HANDBOUND
AT THE
UNIYERSITY OF
TORONrrn prf<;s
DZIEJE POLSKI Zn PIASTÓW
DZIEJE POLSKI
ZA PIASTÓW
NAPISAŁ
Dr. FELIKS KONECZNY
KRAKÓW
KSIĘGARNIA SPÓŁKI WYDAWNICZEJ POLSKIEJ
1902
V
SP15 TREŚCI.
Str.
Wstęp 1
CZĘŚĆ I. PAŃSTWO SPOŁECZEŃSTWU NARZUCONE.
Rozdział I. Polska w pogaństwie 7
Ślady przedhistoryczne. Aryjczycy. Cesarstwo rzymskie. Germa-
nie i Słowianie. Państwo Sama. Nawracanie Europy. Nowe cesarstwo
rzymskie. Królestwo niemieckie. Państwo wielkomorawskie. Święci
Cyryl i Metody. Madziarzy. Początki chrześcijaństwa w Polsce. Mar-
grabia Geron. Pierwotne urządzenia w Polsce. Państwo Popielów.
Dynastya piastowska. Pierwsza wojna polsko-niemiecka. Dubrawka.
Rozdział II. Mieszko I. (960-992) 31
Państwo chrześcijańskie. Napaści Margrafów. Uczciwość Ottona
Wielkiego. Przyłączenie Wiślan i Lachów. Nawrócenie Madziarów.
Zwycięstwo nad Cydyną, 972. Przyjaźń z Niemcami. Utrata gro-
dów czerwieńskich, 981. Sprawy ruskie. Waregowie. Rurykowicze.
Chrzest Rusi, 988. Pomorzanie. Wikingowie. Trzy związki małżeń-
skie. Wojna o prawa sieroty. Wojna czesko-polska. Hołd papieżowi.
Rozdział III. Bolesław Wielki (992-1025) 61
Zdobycie Pomorza. Wyprawa pruska. Święty Wojciech. Narady
w Rzymie, 996 r. Apostolstwo i męczeństwo, 997 r. Cesarskie od-
wiedziny, 1000 r. Zajęcie marchij, 1002 r. Zajęcie Czech i Słowa-
czyzny, 1003 r. Wojna z Henrykiem II., 1004-1013 r. Wojna
ruska. Pokój budziszyński, 1018 r. Zdobycie Kijowa, 1018 r. Koro-
nacya, 1024 r.
Rozdział IV. Upadek i odnowienie państwa .... 87
Mieszko II., 1025-1034 r. Organizacya rodowa. Narocznicy.
Urządzenia wojskowe. Ujazdy. Opola. Samorząd i absolutyzm.
VI
Str.
,;Goście". Żydzi. Cudzoziemskie duchowieństwo. Upadek Dynastyi.
Najazd. Brzetyslawa czeskiego, 1038 r. Rewolucya niewolników. Ka-
zimierz Odnowiciel, 1038 - 1058 r. Utrata godności królewskiej.
Wojna z Maslawem. Odzyskanie Ślązka. Wznowienie organizacyi
kościelnej.
CZĘŚĆ II. WALKA SPOŁECZEŃSTWA O WPŁYW NA RZĄDY
PAŃSTWEM.
Rozdział I. Złamanie jedy no władztwa 123
Immunit. Seniorat, Bolesław Śmiały, 1058 - 1080. Wyprawa
Czeska i Węgierska. Schyzma i Bizantynizm. Wyprawa Kijow-
ska. 1069 r. Papież Grzegorz VII. Koronacya 1076 r. Zabicie św.
Stanisława 1079 r. Władysław Herman 1080 - 1102 r. Wojewoda
Sieciech. Bolesław Krzywousty. 1102 - 1138 r. Zdobycie Pomorza.
Knowania Zbigniewa. Wojna Niemiecka i czeska, 1109 - 1115 r.
Zdobycie Zaodrza, 1118 - 1130 r. Estiytydzi Duńscy. Sprawy Rus-
kie i Węgierskie. Podział Państwa. Władysław II., 1138 - 1146 r.
Wojna z Braćmi, 1145 - 1148 r.
Rozdział II. Tron elekcyjny 162
Bolesław Kędzierzawy. Mieszko stary. Własność ziemska osobista.
Niewolnicy prywatni. Licha moneta. Żydzi. Kasztelanie Biskupie.
Rządy urzędników. Kazimierz Sprawiedliwy, 1177 - 1194 r. Oświata
kościelna. Klasztory. Synod Łęczycki. Knowania Mieszka Sta-
rego, 1180-1191 r. Ruś nowa, czyli Suzdalska. Madziarzy na Rusi.
Rozdział III. Przesilenie 195
Leszek Biały, 1194-1227 r. Królestwo Halickie. Niemcy na Ślązku.
Pańszczyzna w Niemczech. Wsie czynszowe. Prawo Magdeburskie.
Wojna Wielkopolska. Przewaga Linii Ślązkiej. Zakony rycerskie.
Krzyżacy. Najazd Tatarski. Zawiązki miast. Łazęgowie. Przestarzała
Administracya. Państwo w Państwie. Właściciele i Dzierżawcy.
Gbury i szlachta. Miasta niemieckie. Nowe zakony. Święci Polscy
Patronowie. Niemieckie duchowieństwo. Upadek polityczny.
CZĘŚĆ III. PAŃSTWO PRZEZ SPOŁECZEŃSTWO WYTWORZONE.
Rozdział I. Nowe państwa ościenne 256
Król ruski Daniel. Potęga Węgier i Czech. Inflanty. Prusy. Król
Litewski Mendog. Biskupstwo łukowskie i litewskie. Bolesław Ro-
gatka. Bolesław Wstydliwy, 1243-1279 r. Upadek królewstwa litew-
skiego. Król Czeski Otokar II. Leszek Czarny, 1280-1288. Stron-
nictwo narodowe.
Rozdział II. Przewaga Wielkopolski 289
Zabiegi o Pomorze. Walka o Kraków. Testament Henryka Probusa.
Czesi w Krakowie. Koronacya Przemysława. Koronacya Wacława.
VII
Str.
Papież Bonifacy VIII. Zwycięstwo Stronnictwa Narodowego. Wro-
gowie Łokietka. Utrata Pomorza i bunt miast. Król Władysław
Niezłomny. Proces przeciw Krzyżakom. Gedymin. Pierwsza wojna
z Krzyżakami. Brak sił wojenny cli.
Rozdział III. Kazimierz Wielki 1333-1370 r 344
Pokój z Luksemburczykami, 1335 r. Wyrok wyszehradzki. Na-
stępstwo tronu. Sprawy ruskie. Zajęcie Rusi Czerwonej. Stosunki
ekonomiczne. Pokój Kaliski. Sprawy Ślązkie. Lenno Mazowieckie.
Wojna z Litwą o Ruś. Kongres krakowski i podróż do Malborga.
Organizacya społeczna. Rycerstwo. Kmiecie. Mieszczaństwo. Nowa
Administracya. Państwo Stanowe. Uniwersytet. Małżeństwa Kazi-
mierza W. Testament Kazimierza W. Zakończenie.
<^ (!^ C^ cjt (jjft C^ (!^ (^
Wczasach starożytnego pogaństwa, przed przyjściem na świat
Zbawiciela, utarło się zapatrywanie, że świat i ludzkość
psują się coraz bardziej. Pisarze Greków i Rzymian, na-
rodów wówczas najbardziej wykształconych, twierdzili, że na po-
czątku był „wiek złpty", w którym ludzie nie znali ani zawiści,
ani zemsty, nie potrzebowali sędziów, ni praw, bo każdy sam
z siebie, bez żadnego przymusu, postępował według sprawiedli-
wości; potem dopiero powstały różne ludzkie wady i wiek złoty
zamienił się na srebrny, a ten następnie na gorszy spiżowy, aż
nadszedł w końcu pełen ułomności, niedostatków, żalu i nędzy-,
wiek żelazny. (Zapatrywanie to na koleje dziejowe ludzkości wy-
głosił najpierw poeta grecki Hezyod, żyjący na 770 lat przed Chry-
stusem). My, chrześcijanie, musimy upatrywać wiek złoty nie za
sobą, lecz przed sobą. Wiedząc, że dana nam jest możność do-
skonalenia się, mamy obowiązek poprawiać, ulepszać coraz bar-
dziej stosunki życia. Dążeniem naszem: postęp, pojęcie nieznane
zgoła dawnemu pogańskiemu światu. Mylą się atoli ci, którzy
mniemają, że postęp wytwarza się z biegiem czasów, jakby sam
od siebie, z konieczności nieuchronnej, i że dzięki temu wszystko,
co nowsze, jest i lepsze zarazem. Mylą się, gdy im się zdaje, że
istnieje jakieś prawo, które zmusza ludzkość do ustawicznego do-
skonalenia się, i że czy chcemy, czy nie chcemy, czy świadomie,
czy nieświadomie, dochodzimy jednak do coraz .lepszych urządzeń
w życiu prywatnem i publicznem. Mamy daną z góry do postępu
zdolność, ale czy tej zdolności użyjemy, to zależy od naszej woli.
Postęp zdobywać trzeba w ciężkiej pracy, a do tego nie każde
pokolenie ma ochotę. Z pokolenia w pokolenie rozmaicie bywa:
czasem się idzie naprzód, a czasem wstecz; toteż postęp zawsze
1
być może, ale nigdy nie można orzec na pewno, że być musi.
Jedno próżniackie lub nierządne pokolenie może zmarnować do-
robek kilku pokoleń sumiennych i rozumnych.
To pewna, że praca około poprawy stosunków ludzkich jest
obowiązkiem. Pracujmy, aby się zbliżyć choć cokolwiek do wy-
marzonego ;;V/ieku złotego", pracujmy, żeby naszym następcom
było łatwiej i lepiej. Ale jak pracować, co czynić, której się jąć
drogi, żeby nie sprowadzić cofnięcia się, zamiast upragnionego
postępu? Życie ludzkie takie krótkie, że nawet nie starczy na n^.-
leżyte obeznanie się z temi wszystkiemi drogami, po których mo-
żna kroczyć. Na każdej towarzyszy człowiekowi nadzieja, ale ileżto
razy ona zawodzi!
Nie my pierwsi wybraliśmy się na ta poszukiwanie drogi
do lepszych czasów, do lepszej doli. Ojcowie nasi, dziadowie
i, dalej wstecz, pradziadów naszych pradziadowie już się nad tem
mozolili. Trzeba być bardzo dziecinnym, żeby dopiero od siebie
i swoich czasów rozpoczynać dążenie do postępu, a nie zastano-
wić się, jak też radzili sobie przodkowie. Tyle rzeczy im zawdzię-
czamy! Nie osiągnęli oni wszystkiego, ale osiągnęli niejedno i nam
w spadku przekazali, ułatwiając nam przez to życie. Prawdą też
smutną jest, że z drugiej strony nie byłoby dziś niejednego złego,
gdyby przodkowie nasi byli baczniejsi. I dobre i złe w znacznej
części od nich pochodzi. Korzystajmy przeto z ich doświadczenia!
Życie ludzkie jest krótkie, ale życie naszego narodu, odkąd je jako
tako znamy, trwa już przeszło tysiąc lat. Poznajmy je, przypatrzmy
mu się, a łatwiej nam będzie ustrzedz się niejednego błędu.
Praca około przyszłości nie może wydać dobrych skutków
bez znajomości przeszłości.
Nauka o przeszłości zowie się historyą. Nie jestto bynajmniej
tylko sam zbiór opowiadań o królach i wojnach dla zaspokojenia
prostej ciekawości. Szkoda byłoby zaiste życia, żeby je poświęcić
takiej nauce, a takiego uczonego historyka możnaby zbyć prostemi
słowami rozsądku:. co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. —
Historyą jestto po prostu wytłumaczenie i wykazanie, dlaczego
dziś jesteśmy takimi, jakimi jesteśmy, a czemu nie jesteśmy inni.
Nasze zwyczaje i obyczaje, życie rodzinne, urządzenia życia pu-
blicznego, prawa, nasz język, ubiór, nasze upodobania, nasze spo-
soby do życia, warstwy społeczne, różne stany i t. d., to wszystko,
nie od wczoraj dopiero pochodzi, ani też nie powstało gotowe
jednego dnia, ale wyrobiło się łiistorycznie, t. j. przez długie czasy
i przez różne zmiany z pokolenia w pokolenie. Teraźniejszość
jest dla myślącego człowieka zagadką, bo na każdym kroku na-
suwa mu się pytanie, dlaczego tak jest, a nie inaczej? Tę zagadkę
rozwiązuje historya. Kto ją pozna, ten dopiero zrozumie dobrze
swoje czasy, w których mu żyć i działać wypadło, a przez to też
łatwiej mu będzie ocenić, co dla przyszłości lepsze. Nauka o prze-
szłości jest tedy środkiem i narzędziem do pracy około przyszłości;
jest potrzebna dla postępu. Treścią jej nadzieje i zawody całych
pokoleń; wysnuć z nich naukę dla siefiie jest rzeczą współcze-
snych.
Życie się zmienia i czasy się zmieniają. Niejedno z tego, co
jest dzisiaj, jest dla historyi także jedną tylko zmianą, boć jutro
może być inaczej. Nie o to też chodzi w historyi, żeby opowie-
dzieć tysiące zdarzeń, ale o to, żeby opowiedzieć, przez jakie zmiany
przechodziły ludzkie sprawy, aż się ułożyły tak, jak są dzisiaj. Hi-
storya bowiem jest nauką o zmianach, każdej zmiany muszą być
wytłumaczone przyczyny i skutki, i wykazać się musi, która zmiana
wyszła na dobre, a która na złe. Nie poprzestaje historya na opo-
wiadaniu tylko tego, co w przeszłości piękne i miłe. Z jednaką
sumiennością trzeba opisać i to wszystko, co złego było w prze-
szłości. Nie godzi się ani oczerniać, ani pochlebiać. Historya musi
być rachunkiem narodowego sumienia, a więc musi być pisana
sprawiedliwie i trzymać się jednej tylko rzeczy: prawdy, a spra-
wiedliwość naj dojrzalszym prawdy owocem. Uczciwemu człowie-
kowi i uczciwemu narodowi nie potrzeba niczego poza sprawie-
dliwością i ponad sprawiedliwość.
cJS cis cJ5 (jiSS (!^ <!^ cjft (!^ (Ł^
CZĘŚĆ I.
Państwo społeczeństwu narzucone.
9^(C^^ 'sj^ -sly -yU -sU -d^ -U^ "sU . 'v]^ ^^lx^ -sly '\[/' -s]^ -sU nU -sL- , 'yU- -sU nL- •sL' -yU 'sl^ 0.^^)7
°i\f^x> -^ ^^T^i ^^^f» ^^T^^ ^-f* ^^T^ i^^F^ ^^^f^^^ ^^T~^ ^^ ^^T^^^ ^^ -^ >-i\. .^ >^ •^ -^ --]y> "^ ^^T^^^J^oS
ROZDZIAŁ I.
POLSKA w POGAŃSTWIE.
ŚLADY PRZEDHISTORYCZNE.
O najdawniejszych mieszkańcach Polski wiemy bardzo mało,
bo nie pozostało po nich niemal nic, prócz ich grobów.
Odkrywa się coraz więcej cmentarzysk z prastarych cza-
sów, a w grobach rozmaite narzędzia, naczynia i ozdoby. Dużo
grobów zawiera tylko popioły trupa, schowane w naczyniach
zwanych urnami ; był zatem zwyczaj palenia ciał zmarłych. Nie
brak też jednak grobów z kościotrupami i to układanemi rozmaicie.
Niektóre leżą, jak to u nas dziś w zwyczaju, niektóre układane
są siedząco, a inne znowu w postawie skurczonej. Wnosić z tego
można, że różne te cmentarzyska pochodzą z różnych czasów
i od różnych ludów. Znaleziono ślady ludzkich mieszkań w jaski-
niach, np. pod Krakowem w Mnikowie, w Ojcowie, w Kwaczale;
ale znaleziono też ślady mieszkań zgoła innych, np. w Czeszewie
w Wielkopolsce, na palach wbijanych w bagna. Temi najstarszemi
zabytkami przeszłości zajmuje się osobna nauka, zwana archeo-
logią ^) i stara się z takich wykopalisk z pod ziemi dociec, co to
mogły być za ludy, skąd przybyły, jak daleko sięgały ich osady
i jakie było ich życie. Daleko jeszcze do tego, żeby można było
powiedzieć cośkolwiek pewnego w tej mierze. Historya polska
nie zajmuje się tem zupełnie, bo bardzo trudno przypuścić, żeby
wśród tych „przedhistorycznych" ludzi udało się wskazać naszych
') Wyraz grecki, jak prawie wszystkie zresztą nazwy nauk, znaczy dosłownie :
nauka starożytności, t. j. o rzeczach najstarszych.
8 ARYJCZYCY.
przodków ; raczej mniemać można, że były to ludy zupełnie obce
nietylko nam, ale wszystkim wogóle dzisiejszym narodom euro-
pejskim, że była to jakaś nieznana bliżej pierwotna ludność euro-
pejska, o której nie wiemy ani, skąd się wzięła, ani gdzie się
podziała. Czasy to takie dawne, takie zamierzchłe, że już nie mają
żadnego związku z najdawniejszą nawet naszą historyą. Nigdy też
nie dowiemy się może tego, coby nas najbardziej ciekawiło i co
najważniejsze, a mianowicie: jakim językiem mówili ci ludzie?
ARYJCZYCY.
Pokrewieństwo narodów poznaje się bowiem po podobień-
stwie języków. Nauka zajmująca się badaniem języków, zwana
lingwistyką (z łacińska) , lub filologią (z grecka) , poznawszy icłi
dotychczas około tysiąca w różnych częściach świata, dzieli je na
ośm wielkich działów, ten zaś dział, do którego należy język polski
i jemu podobne, nazywa aryjskim. Ludzkość dzieli się na rasy,
które różnią się między sobą rozmaitemi oznakami, między innem i
także barwą skóry. Rasa biała dzieli się na dwa odłamy: Semitów
i Aryjczyków. Aryjczycy dzielą się na azyatyckich i europejskich.
Europejscy Aryjczycy dzielą się na szczepy, z których każdy mieści
w sobie po kilka narodów i języków. Obecnie najważniejsze
szczepy są : romański, germański i słowiański. Słowiańskie języki
są : bułgarski, czeski, łużycki, polski, rezyjski (w Alpach włoskich),
rosyjski, ruski, serbsko-chorwacki, słowacki i słowieński; te wszyst-
kie narody są nam pobratymcze, a ich języki podobne do polskiego.
Do romańskich narodów należą: Francuzi, Hiszpanie, Włosi i Wo-
łosi czyli Rumunowie. Germańskie narody są: Anglicy, Duńczycy,
Holendrzy, Niemcy, Norwegowie, Szwedzi. W starożytności był
jeszcze szczep celtycki, którego ostatek stanowi naród irlandzki.
Inne narody zamieszkałe w Europie nie należą już do Aryjczy-
ków; obcy zupełnie są Finowie, Madziarzy i Żydzi, ich języki nie
są też w niczem do naszych podobne.
Nie wiadomo na pewno, gdzie była pierwotna kolebka
Aryjczyków, czy w Europie, czy w Azyi; wiemy tylko, że już na
dwa tysiące lat przed Chrystusem byli w Europie, że znali uprawę
jęczmienia i pszenicy, oswoili zwierzęta domowe, znali sztukę
topienia kruszców, a urządzenia ich polegały na uznawaniu władzy
ojcowskiej.
CESARSTWO RZYMSKIE.
I^ARSTWO RZYMSKIE.
^V Najwcześniej i najświetniej rozwinęła się ta część europej-
skich Aryjczyków, która posunęła się dalej na południe, szczep
greko-italski, który zamieszkał nad morzem Śródziemnem, w kli-
macie ciepłym i łagodnym. Ci korzystając z pomyślnych warun-
ków przyrody i otoczenia, a zbliżywszy się też do prastarych
cywilizacyj Egipcyan i Fenicyan, sami poczynili szybkie i wielkie
w cywilizacyi postępy; mieli państwowe urządzenia, nauki i sztuki
wtenczas, kiedy pozostali w północnej Europie Aryjczycy nie
ulegali ważniejszym zmianom i pozostali nadal nieukształceni.
Główne narody starożytnej południowej Europy, Grecy i Rzy-
mianie, wzniosły się wysoko. Grecy celowali w filozofii, w poezyi,
rzeźbie; Rzymianie w prawie i admJnistracyi i w porządkach
państwowych, odznaczali się też bitnością i zaborczością. Nietylko
Greków zagarnęli pod swe panowanie, ale państwo swe rozsze-
rzyli na trzy części świata; panowali w Europie, w Azyi i Afryce.
Z początku mieli królów, potem urządzili sobie rzeczpospolitą,
a wkońcu zamienili swe państwo na cesarstwo, które obejmowało
prawie cały znany im świat.' Pod ich przewodem wyrobiła się
cywilizacya wspólna grecko-rzymska, którą zowiemy klasyczną,
a z której do dziś dnia wiele czerpiemy. Uczą w naszych szkołach,
gimnazyach , języków klasycznych, t. j. greckiego i łacińskiego;
łacina jest językiem kościelnym, prawnicy uczyć się muszą prawa
rzymskiego, filozofia opiera się w znacznej części na greckiej,
poeci kształcą się na poezyi greckiej i rzymskiej, rzeźbiarze uczą
się na starych greckich rzeźbach, a nawet stawiamy budowle na-
śladujące klasyczne starożytne gmachy.
Światowładne cesarstwo rzymskie^ sięgało w Europie zacho-
dniej po Ren i Dunaj, ku wschodowi zaś jeszcze poza Dunaj,
obejmując na północ tej rzeki znaczną część dzisiejszych Węgier
i Rumunię czyli Wołoszę.
" GERMANIE I SŁOWIANIE.
Co było na północ od rzymskiej granicy pomiędzy Renem
a Wisłą, nazywano Germanią. Mieszkały tam ludy celtyckie, nie-
mieckie i słowiańskie, a więc różnego pochodzenia. Tego Rzy-
mianie nie odróżniali; dla nich była Germanią cała północna część
10 GERMANIE I SŁOWIANIE.
Środkowej Europy, nie należąca do ich cesarstwa, bez względu
na pochodzenie jej mieszkańców. Wyraz Germania oznaczał tylko
kraj, miał więc znaczenie geograficzne: kraju, a nie etnografi-
czne: rodu.
Wschodnią część tej Germanii, na wschód od Łaby, zamie-
szkiwały ludy słowiańskie. Ze wszystkich wielkich szczepów euro-
pejskich jedni tylko Słowianie posiadali we własnym języku nazwę
na oznaczenie swego szczepu. „Słowo" znaczy tyle, co mowa, bo
mowa ze słów się składa. Podobne do siebie słowiańskie mowy
były dla naszych przodków ich wspólnem słowem, a wszystkich,
z którymi można się było tem słowem rozmówić, nazywano tedy
Słowianami. Obcych zaś sąsiadów, z którymi nie można było roz-
mówić się na słowa, nazwano Niemcami, jakoby niemych. Takiego
wyrazu na oznaczenie całego szczepu nie miały ludy niemieckie
i im pokrewne. Uczeni ich użyli do tego celu wyrazu łacińskiego
„Germania", z powodu, że część ich przodków mieszkała w kraju
tak przez Rzymian nazywanym, i dlatego szczep, do którego na-
leżą Niemcy i narody, mówiące podobnemi językami, nazywamy
germańskim. Ale z tego nie wynika, żeby cała starożytna Germa-
nia miała być krajem niemieckim! Są wprawdzie pomiędzy Niem-
cami pisarze, którzy twierdzą, że z początku aż po Wisłę wszystko
było niemieckie, opierając swe twierdzenie na tem, że Rzymianie
tak daleko oznaczali Germanię; ale zapominają oni, że wyraz ten
po łacinie nie znaczył tego, co dziś znaczy, i że dawni rzymscy
pisarze sami nie mogli wiedzieć, co niemieckie, a co słowiańskie,
skoro nie rozumieli języków tych ludów i sami zresztą osobiście
tam nie byli. Nawzajem nie brak też uczonych słowiańskich, któ-
rzy wywodzą, że pierwotnie niemiecką była tylko mała kraina
w kącie pomiędzy rzekami Wezerą, Renem i Menem, a całe zre-
sztą Niemcy są krajem, zdobytym na Słowianach. To tylko pewna,
że wszystko, co na wschód Łaby, było z początku słowiańskie.
Prawdopodobnie Niemcy i Słowianie pierwotnie nie są-
siadowali ze sobą, oddzieleni rozległą krainą całkiem nie zalu-
dnioną; dopiero przez ciągłe osadnictwo rozszerzali coraz bardziej
swe dzierżawy, pierwsi w kierunku wschodnim, drudzy W zacho-
dnim, aż się wkońcu musieli spotkać i stać sąsiadami. W pią-
tym wieku powiększa się znacznie napór Niemiec ku wschodowi
i w niejednej ziemi słowiańskiej rozpoczyna się niemieckie osa-
PAŃSTWO SAMA. 11
dnictwo; już wtenczas na zachodnich Słowiańszczyzny kresach lu-
dność obydwóch szczepów była z sobą pomieszana i jedno osie-
dlenie wchodziło klinem w drugie. Z końcem V-go wieku zaczęli
Niemcy zdobywać przemocą ziemie już przez Słowian poprzednio
zajęte, czasem zupełnie ich z nich wypierając, czasem w niewol-
ników swych obracając. Nie było to trudne; mieli więcej siły,
umieli wojnę prowadzić bez porównania lepiej niż Słowianie, ro-
biąc to umiejętnie, sprawnie. Germanie bowiem już przez dwa
wieki przedtem najmowali się do służby wojennej Rzymianom,
od nich sztukę wojenną przejęli i sami też nieraz z nimi walcząc,
w niej się wyćwiczyli, podczas gdy Słowianie należycie wojować
jeszcze nie umieli. Pierwszym takim zaborem, który dokładnie
oznaczyć możemy, jest zajęcie Rakuz przez lud niemiecki Alama-
nów w roku 488. Rakuzy, to dzisiejsze arcyksięstwa austryackie,
zamieszkane pierwotnie przez słowiański lud Rakuszanów. Po Ala-
manach weszli tam Frankowie, w końcu Bawarzy, którzy też tam
już pozostali (Niemcy austryaccy należą przeważnie do ludu ba-
warskiego). Dalsze rozprzestrzenianie się żywiołu germańskiego
w kierunku wschodnim, na południu Karpat, powstrzymane było
przez to, że tu byli już inni najeźdźcy, rozporządzający jeszcze
większą potęgą wojenną.
PAŃSTWO SAMA.
W piątym wieku po Chr. doznała cała środkowa Europa,
tudzież Włochy, straszliwego najazdu Hunów, ludu koczowniczego
z Azyi. Po 70 latach Hunowie wycofali się z zachodnich krajów,
ale pozostali nad Cisą, w dzisiejszych Węgrzech. Tam dokonał
życia w roku 453 wódz ich Attyla, osławiony ze srogości, zwany
przez chrześcijańskich kronikarzy biczem bożym. Po śmierci Attyli
wprawdzie rozpadło się państwo Hunów, w następnym, jednak
wieku nastąpił nowy najazd: Awarów, którzy podbili wszystkie
ludy słowiańskie od gór czeskich i Karpat aż po dolny bieg Du-
naju i morze Adryatyckie. Nie było tu tedy pola dla niemieckich
zdobyczy. Przeciw Awarom wybuchło około roku 620 wielkie po-
wstanie Słowian, które powiodło się częściowo, bo odzyskały nie-
podległość ludy słowiańskie, osiedlone w Czechach, Morawach
i wschodnich krajach alpejskich. Naczelnik powstania, dzielny
Sam, utworzył natenczas z tych krajów n a j p i e r w s z e s ł o-
12 NAWRACANIE EUROPY.
W i a ń s k i e państwo. Było to po roku 600 po Chr., kiedy
dawne cesarstwo rzymskie już przeszło od stu lat nie istniało.
NAWRACANIE EUROPY.
Cesarstwo rzymskie było założone w pogaństwie. Za czasów
pierwszego właśnie z cesarzy, Oktawiana Augusta, przyszedł Zba-
wiciel na świat. Św. Piotr, pierwszy papież, osiadł w Rzymie i już
za apostolskich! czasów była tam gmina chrześcijańska, a choć było
potem kilka srogich prześladowań, jednakże wiara szerzyła się co-
raz bardziej. Nawracali się nietylko ubodzy i niewolnicy, ale już
od samego początku także uczeni i senatorowie rzymscy. Światło
rozpraszało ciemności coraz bardziej z każdem pokoleniem, aż się
skończyło na nawróceniu samego władcy olbrzymiego państwa,
a potem pogaństwo straciło już znaczenie i od r. 312 stało się
chrześcijaństwo nawet urzędową religią państwa; w końcu nie
było już całkiem pogan między obywatelami rzymskimi. Cesar-
stwo rzymskie było tedy w dalszym ciągu swego istnienia nie
pogańskiem państv/em, ale chrześcijańskiem. Upadło i runęło
ochrzczone, spełniwszy wyznaczone mu przez Opatrzność zadanie.
Odtąd próbowano kilkakrotnie założyć na nowo takie państwo
powszechne, ale zawsze bezskutecznie. Już takie państwo niepo-
trzebne do postępu ludzkości, odkąd na miejsce pogańskiej po-
wszechności państwowej nastała powszechność innego rodzaju,
wyższa, duchowa, w powszechnym katolickim Kościele. Zmienił
się duch świata, a przez to zmieniły się także świeckie jego po-
trzeby i po nawróceniu ludów żyjących w starożytnem cesarstwie
Tzymskiem, niepotrzebne są już państwa sprzęgające przymu-
sowo różne narody w jedno jarzmo.
Cesarstwo rzymskie podzieliło się na dwie połowy: wscho-
dnią i zachodnią. Wschodnią ze stolicą Konstantynopolem czyli
Bizancyum, nazywa się zwykle greckiem cesarstwem czyli bizan-
tyńskiem. Potomkowie Greków tak się pomieszali z rozmaitą inną
ludnością, a potem nawet poznikali nieznacznie wśród różnych
przybyszów, między którymi nie brakło też Słowian, że przez to
pomięszanie zmienił się zupełnie i naród i język. W średnich wie-
kach nie mówi się też potem o narodzie greckim, ale nazywa się
to całe nowe społeczeństwo bizantyńskiem. Cesarstwo to trwało
w tak zmienionych zupełnie stosunkach, przechodząc najrozmait-
NOWE CESARSTWO RZYMSKIE. 15
sze koleje, jeszcze całe tysiąclecie, bo aż do roku 1453, zdobyte
i ujarzmione w końcu przez Turków, którzy do dziś dnia panują
jeszcze w Konstantynopolu.
Zachodnie rzymskie cesarstwo przestało istnieć w roku 476
po Chrystusie, a z jego krajów popowstawał szereg nowożytnych
państw chrześcijańskich. Ludy germańskie, które te kraje pozdo-
bywały, mieszały się z dawniejszą ludnością i nawracały się na
chrześcijaństwo, ale nie wszystkie i nie zaraz na katolicyzm. He-
rezya aryańska ogarnęła Germanów panujących we Włoszech,
w Hiszpanii, w południowej Francyi i w części dzisiejszych połu-
dniowych Niemiec. Były to państwa Ostrogotów, Wizygotów
i Burgundów. Dopiero w roku 496 nawrócił się na katolicyzm
pierwszy z pomiędzy władców tych nowych państw, mianowicie
Klodwik, król Franków; dostał za to od papieża tytuł króla arcy-
chrześcijańskiego, który przeszedł następnie na królów francuskich;
a dopiero około roku 600 przyjęły chrześcijaństwo wszystkie te
kraje, które niegdyś należały były do cesarstwa rzymskiego. Nie
należał zaś do nich żaden kraj słowiański.
Państwo Franków obejmowało za czasów Klodwika dzisiej-
szą północną Francyę i sąsiednie, dzisiejsze niemieckie kraje aż
poza rzekę Men na północ, wkrótce zaś rozszerzyło się aż po góry
Pirenejskie na południe, do Alp i średniego biegu Dunaju na
wschód. Panowanie frankońskie doszło do granic słowiańskiego
państwa Sama. Napadli nań Frankowie, lecz Sam pokonał ich
w bitwie pod Wogatisburgiem, około roku 630. Po jego śmierci
jednak, w r. 658, rozpadło się to pierwsze słowiańskie państwo.
W następnem stóleciu podbili niemieccy Bawarowie około r. 740
słowiański lud Korutanów (dzisiejsza Karyntya), a wkrótce potem
zawrzała wojna także na granicach północnych.
NOWE CESARSTWO RZYMSKIE.
Królestwo frankońskie powiększało się coraz bardziej. Naj-
słynniejszy z jego władców, Karol Wielki, zajął część Hiszpanii,
północne i środkowe Włochy, posunął swe panowanie aż na dzi-
siejsze Węgry i przyłączył też do swego państwa kilka plemion
niemieckich. W Niemczech szerzył był już chrześcijaństwo św.
Bonifacy, mnich z Irlandyi, który zginął u Niemców męczeńską
śmiercią w r. 754. Szczególniejszą nienawiścią do Krzyża odzna-
14 NOWE CESARSTWO RZYMSKIE.
czał się niemiecki lud Sasów, zajmujący wschodnią połowę pół-
nocnych Niemiec. Karol Wien<i zdobył ich kraj po siedmiu sro-
gich wojnach i zmusił do przyjęcia chrztu. Pierwsze to było
przekroczenie Chrystusowego przykazania, zakazującego nawraca-
nia mieczem. Sasi, mieczem nawróceni, nie byli prawdziwymi
chrześcijanami, a choć król Karol pozakładał w ich kraju biskup-
stwa, na nic się to nie zdało, gdy pastorałowi towarzyszyła wo-
jenna groza i pożoga! Podbiwszy ziemie Sasów i Bawarów, dotarł
Karol Wielki do granic słowiańskich i kilka razy starły się jego
wojska ze słowiańskim ludem Wilców nad dolną Łabą i z Cze-
chami. Wojna ta zaczęła się w r. 789, w cztery lata po przymu-
sowem nawróceniu Sasów.
Karol Wielki był najpotężniejszym w Europie monarchą i pa-
nował nad rozmaitymi narodami. Szybki wzrost i potęga frankoń-
skiego państwa przypominały dawne rzymskie cesarstwo. Król
Karol postanowił wskrzesić to państwo powszechne i rzeczywiście
w r. 800 papież Leon Ill-ci ukoronował go w samym Rzymie na
rzymskiego cesarza. Nowe cesarstwo obejmowało kilka
królestw, bo Karol W. był już królem frankońskim, longobardzkim,
burgundzkim i szereg mniejszych państw i państewek nie posia-
dających królewskiego tytułu, a złączonych pod jednem berłem
wspólnego monarchy, miało zaś objąć na przyszłość wszystkie
państwa chrześcijańskie. Papież zakreślił władzy cesarskiej cel
wielki i wzniosły. Chodziło o to, ażeby wszystkie nawrócone na-
rody i państwa połączyć w jedną rodzinę chrześcijańskich ludów
pod najwyższem świeckiem zwierzchnictwem cesarza, a duchowem
papieża. Nie było wcale prawa, że cesarzem ma być zawsze król
frankoński, ani też nie myślano o tem, że cała Europa musi two-
rzyć jedno państwo i należeć do frankońskiego królestwa. Jedna
sprawa była oddzielona od drugiej. Czyby państwo frankońskie
w przyszłości się rozszerzało jeszcze bardziej, czy też uszczuplało,
czy osobnych państw byłoby w Europie coraz mniej, czy coraz
więcej, nie miało to wpływać na sprawę wznowionego cesarstwa.
Ilukolwiek byłoby monarchów chrześcijańskich w Europie, wszyscy
mieli uznawać w cesarzu swego zwierzchnika; gdyby papież ko-
ronował na cesarza nie frankońskiego króla, lecz innego władcę,
natenczas ten inny byłby zwierzchnikiem króla Franków. We
wznowieniu cesarskiej godności nie było tedy zamachu na samo-
KRÓLESTWO NIEMIECKIE. 15
dzielność narodów czy państw, nie było zamiaru oddania Europy
w niewolę następców Karola Wielkiego. Był to wielki plan za-
mienienia Europy w jeden wielki związek państw chrześcijańskich,
ażeby uniknąć przez to wojny między chrześcijanami, a zyskać
więcej sił do cywilizacyjnej pracy pod przewodnictwem Kościoła,
zwłaszcza zaś do dalszego rozszerzania chrześcijaństwa.
Skoro nowe cesarstwo rzymskie miało być związkiem mo-
narchów chrześcijańskich, zatem nie mogły do niego należeć, jako
członkowie, państwa pogańskie. Głównym obowiązkiem cesarstwa
było nawrócenie ich. Granicą chrześcijaństwa i pogaństwa w Eu-
ropie była wtenczas granica niemiecko -słowiańska.
KRÓLESTWO NIEMIECKIE.
Wielkie państwo Karola Wielkiego rozpadło się następnie
w r. 843 na trzy części; z części wschodniej powstało królestwo
niemieckie. Niemieccy nasi sąsiedzi, sami mieczem nawróceni i du-
cha chrześcijańskiego w sobie nie mający, zabrali się pod pozo-
rem nawracania do dalszego podboju ziem słowiańskich. Zaczęto
potem nawet wywodzić, że skoro władza pogańskich książąt nie
jest uświęcona przez Kościół, zatem ziemie pogańskie pana nie
mają, są bezpańskie, niczyje i wolno je zabrać sobie; kto je pierw-
szy zdobędzie, ten będzie prawym ich władcą. Znaczyło to ni
mniej, ni więcej, jak tylko, że poganie nie są bliźnimi, że wolno
każdemu na nich się targnąć i ujarzmiać ich, bo ziemie ich są łu-
pem, który wolno zabrać każdemu, kto ma do tego ochotę i siły.
Tak tedy Krzyż, chrześcijańskie godło pol^oju i miłości bliźniego,
symbol błogosławieństw Bożych, był dla Słowian przez długie
czasy znakiem wojny i pożogi, ciągłej trwogi i wszelkich okro-
pności, gdy Go nad słowiańską granicę niosła niemiecka dłoń.
Przodkowie nasi padli ofiarą strasznego, ohydnego przekrę-
cenia chrześcijaństwa przez Niemców.
Całą naszych przodków winą było, że w Europie oni naj-
dalej mieszkali od Rzymu, skąd szło chrześcijaństwo i urządzenia
państwowe, rozszerzające się stopniowo po Europie. Potężne fran-
końskie państwo powstało przez zetknięcie się z resztkami rzym-
skiej cywilizacyi; założyciel tego państwa, król Klodwik, walczył
jeszcze z rzymskim namiestnikiem w dzisiejszej Francyi, a znowu
Sasi i Bawarowie doszli wcześniej do urządzeń państwowych przez
16 PAŃSTWO WIELKOMORAWSKIE.
zetknięcie się z Frankami. Podobnież w dalszym ciągu ci Słowia-
nie, o których oparła się granica frankońskiego panowania, pierwsi
urządzili się jako państwo i to samodzielnie. Tak powstało pań-
stwo Sama, a około roku 830 drugie w tej samej części Słowiań-
szczyzny, mianowicie państwo Wielkomorawskie. Zowie się
tak, ponieważ powstało na Morawacłi, skąd rozszerzało się na
wschód i zachód, obejmując z jednej strony Czechy, z drugiej
sięgnąwszy aż do ziemi krakowskiej.
PAŃSTWO WIELKOMORAWSKIE.
Założyciel tego państwa, książę Mojmir, przyjął chrzest i uznał
swe państwo częścią bawarskiego biskupstwa w Passawie, a przez
to samo przyłączył do niemieckiej prowincyi kościelnej mogun-
ckiej, bo biskup passawski należał pod arcybiskupa mogunckiego ^).
Niemcy żądali jednak, żeby uznał także ich świeckie zwierzchnicwo,
choć król niemiecki nie był cesarzem, nie był świeckim naczelni-
kiem chrześcijaństwa! Z potomków Karola Wielkiego dwóch tylko
królów niemieckich było zarazem cesarzami; zazwyczaj zaś bywali
nimi inni potomkowie Karola Wielkiego, dalsi krewni królów
niemieckich, panujący nie w Niemczech, ale we Francyi, w Bur-
gundyi, w Lotaryngii, we Włoszech. Od roku 840 do 881 była
korona cesarska właśnie od Niemiec oddzielona; nie chodziło tedy
o uznanie zwierzchnictwa wspólnego wszystkim książętom chrze-
ścijańskim, ale o poddanie Słowian Niemcom.
Król niemiecki Ludwik wyprawił się w r. 846 na Mojmira
i strącił go z tronu, a osadził na nim jego synowca Rastyca, który
udawał wobec Niemców potulnego. Wracając z tej wyprawy przez
^) Obszar Kościoła katolickiego dzieli się na patryarchaty, te zaś na tak
zwane prowincye kościelne, na których czele stoją metropolici lub arcy-
biskupi. Prowincya arcybiskupia dzieli się na dyecezye, z których każda
ma osobnego biskupa. Biskup dyecezalny może mieć przydanego do po-
mocy drugiego, który nazywa się sufraganem. Wobec arcybiskupa jest
każdy biskup tej prowincyi jego sufraganem. - Najważniejszy patryarchat
był od samego początku w Konstantynopolu, czyli Bizancyum, zwanem
po słowiańsku Carogrodem, bo tam była stolica cesarstwa rzymskiego
wschodniego, czyli bizantyńskiego. W zachodniej Europie sam papież
jest patryarchą i arcybiskupi podlegają wprost Ojcu św. - Niemcy two-
rzyły już wtenczas dwie prowincye kościelne, mając dwóch arcybiskupów:
w Moguncyi i w Trewirze.
ŚWIĘCI CYRYL I METODY. 17
Czechy do domu, zażądał Ludwik od czeskich wielmożów i dro-
bnych książątek, żeby mu się zobowiązaH do posłuszeństwa; jemu,
a nie Rastycowi! A właśnie rok przedtem, w r. 845, ochrzciło się
w Ratyzbonie w Bawaryi czternastu czeskich wielmożów. Od po-
gańskich żądał tedy król niemiecki poddaństwa, bo poganie, a od
owych czternastu ochrzczonych chyba za to, że Słowianie! Czesi
jednak, tak chrześcijanie jakoteż poganie, chwycili za broń i przez
cztery lata wojowali pomyślnie z królem Ludwikiem. Dzięki temu
zapewnił też sobie książę Rastyc zupełną niepodległość. Ale to
niemieckie postępowanie wzbudziło obawę, że ludy Wielkomo-
rawskiego państwa znienawidzą chrześcijaństwo. Rastyc pragnął
szczerze chrześcijaństwo utrwalić. Obmyślił sposób, żeby przeko-
nać lud, że chrześcijaństwo nie koniecznie jest niemiecką wiarą
i nie musi się łączyć z niemiecką niewolą. Postarał się o aposto-
łów słowiańskich.
ŚWIĘCI CYRYL I METODY.
Nie wszyscy Słowianie byli tak oddaleni od źródła wiary
świętej, t. j. od Rzymu, jak Połabianie lub Morawianie, a cóż do-
piero Polacy. Słowianie Bałkańskiego półwyspu, Bułgarowie i po-
łudniowi Serbowie, mieli blizko do patryarchy w Konstantynopolu,
toteż wcześniej się nawracali. Stamtąd sprowadził książę Rastyc
dwóch katolickich kapłanów, Cyryla i Metodego, słynnych z nauki
i gorliwości. Cyryl wynalazł nawet około 855 r. pismo słowiań-
skie, zwane głagolicą ^) i przełożył księgi liturgiczne, żeby można
było odprawiać nabożeństwo po słowiańska. Było to w języku
staro -bułgarskim, który w ten sposób stał się ze wszystkich sło-
wiańskich najpierw piśmiennym. Dzisiaj nikt już tym językiem
nie mówi, jest tedy językiem martwym, podobnie jak łacina, nie
będąc nikomu mową ojczystą, znaną od dzieciństwa. Ale też po-
dobnie, jak łacina w zachodnim Kościele, pozostała staro - bułgar-
^) Pismo to utrzymało się w księgach cerkiewnych niektórych okręgów Chor-
wacyi i Dalmacyi. Inne pismo słowiańskie, zwane cyrylicą i stąd mylnie
temu apostołowi Cyrylowi przypisywane, rozpowszechniło się głównie na
Rusi; od niego znowu pochodzi dzisiejszy kształt abecadła rosyjskiego,
zwanego grażdanką. Wszystkie zaś te pisma wywodzą się z abecadła bi-
zantyńskiego, t. j. średniowiecznego greckiego. Nasze zaś abecadło z ła-
cińskiego się wywodzi.
2
18 OBRZĄDEK RZYMSKO-SLOWIAŃSKI.
szczyzna językiem ksiąg kościelnych i nabożeństw we wschodnim
Kościele, w obrządku słowiańskim. Zowie się językiem cerkiewnym
od wyrazu „cerkiew" (w staropolskim języku „cerekiew"), znaczą-
cego w wielu słowiańskich językach to samo, co „kościół".
Bracia rodzeni Cyryl i Metody, pochodzili z miasta Solunia
(czyli Saloniki) w cesarstwie bizantyńskiem. Cyryl był biblioteka-
rzem u patryarchy w Carogrodzie i profesorem filozofii, podczas
gdy Metody był cesarskim namiestnikiem w jednej ze słowiań-
skich krain bizantyńskich. Obydwaj rzucili następnie świat i zo-
stali mnichami w klasztorze na górze Olimpie. Czując w sobie
powołanie misyonarskie, udali się na daleki Wschód, pomiędzy
Chazarów, naród nie -aryjski, mieszkający wówczas między rze-
kami Wołgą a Donem i tam nawracali z wielkiem powodzeniem.
Podróż na Morawy w r. 863 była tedy już drugą ich wyprawą
apostolską. Przez nich zrozumiał lud, że chrześcijaństwo nie jest
niemieckie, ale powszechne! Powstał też przez nich nowy obrzą-
dek w łonie katolickiego Kościoła, mianowicie rzymsko-sło-
w i a ń s k i. W Bułgaryi odprawiano nabożeństwa w języku cer-
kiewnym według ceremoniału carogrodzkiego. Na Morawach znany
jednak już był i zaprowadzony ceremoniał rzymski; tego oni nie
zmieniali, tylko liturgię na język cerkiewny przetłumaczyli. Nie
było to więc to samo, co dzisiejsze (katolickie także) nabożeństwo
unickie ruskie, to jest obrządek grecko -słowiański. W państwie
Rastyca był obrządek rzymsko -słowiański. Grecko -słowiański, ka-
tolicki, można dziś oglądać na Rusi, a rzymsko-słowiański, również
katolicki, w Chorwacyi, gdzie go wskrzesił na nowo wielki papież
Leon XIII.
Apostolstwo Św. Cyryla i Metodego, kapłanów carogrodz-
kiego patryarchatu, nie było na rękę Niemcom, bo przez to zry-
wał się związek kościelny Wielkomorawskiego państwa z Niem-
cami. Obaj ówcześni arcybiskupi niemieccy, moguncki i trewirski,
byli wielkiem zgorszeniem całemu Kościołowi, bo nie chcieli pa-
pieżowi ulegać, a w oporze tym popierał ich król niemiecki Lu-
dwik; ale choć sami w duchu zwierzchności papieskiej nie uzna-
wali, zaskarżyli świętych braci w Rzymie, jakoby nie nauczali
w duchu rzymskiego Kościoła. Pomagały im pozory, bo właśnie
patryarcha carogrodzki Focyusz, zwierzchnik duchowny słowiań-
skich apostołów, zerwał w roku 867-ym z Rzymem, popadł więc
PRZEŚLADOWANIA NIEMIECKIE. 1Q
^ schyzmę. Biskup passawski skarżył się, że w jego dyecezyi
sprawują kapłańskie czynności bez jego upoważnienia, a skargę
tę poparł arcybiskup moguncki. Liczono na to, że Bracia nie staną
przed papieżem i popadną w podejrzenie. Oni jednak wybrali się
do Rzymu w r. 867 wraz ze swymi uczniami, dobranymi z kra-
jowców Morawian, żeby icłi tam na kapłanów dać wyświęcić.
Papież Hadryan II. nietylko żadnej w nich nie znalazł winy, ale
ich samych wyświęcił na biskupów, ustanawiając osobne moraw-
skie biskupstwo i to z tym przywilejem, żeby było zależne wprost
od Rzymu, nie należąc do żadnej metropolii. Usunął przez to samo
papież wszelkie uroszczenia passawskie i mogunckie.
Król Ludwik trzykrotnie już wojował z Rastycem, w latach
855, 864 i 869, a zawsze bezskutecznie. Jednak w czasie czwartej
wojny, w r. 870, uległ Rastyc wskutek zdrady własnego synowca
Swatopluka. Pojmanemu wyłupili Niemcy oczy i zamknęli go
w dalekim niemieckim klasztorze. Rządy zaśj na Morawach od-
dali dwom królewskim niemieckim dostojnikom, zwanym grafami.
Zniesiono więc państwo Wielkomorawskie i wcielono je do kró-
lestwa niemieckiego. Lud atoli powstał przeciw temu, i sam Swa-
topluk, spostrzegłszy swój błąd i winę, stanął na czele powstania,
wypędził grafów, poczem obwołany był w r. 871 księciem Wiel-
komorawskim.
Na rządy niemieckich grafów natrafił w sam raz św. Metody,
który sam wracał na Morawy, bo św. Cyryl zmarł w Rzymie
(dnia 14 lutego 869 r., mając lat zaledwie 42). Niemieccy grafowie
nawet nie dopuścili go do sprawowania biskupiego urzędu. Wkrótce
był pojmany i przez półtora roku więziony przez passawskiego
biskupa. Dopiero surowe upomnienia papieża Jana VIIL, przywró-
ciły wolność apostołowi. Natenczas ochrzcił Metody czeskiego
księcia Borzywoja I. i odtąd Czechy z Morawą trzymały się razem,
uznając zwierzchność Swatopluka. Niemieccy biskupi, obawiając
się, że teraz utracą i Czechy ze związku swej metropolii, znowu
oskarżyli św. Metodego o herezyę. Nowa tedy podróż do Rzymu
w r. 879 i znowu powrót z jeszcze większym tryumfem. Papież
wyniósł biskupstwo morawskie do godności metropolii, rozszerza-
jąc jej granice na północy Karpat aż po rzeki Bug i Styr, a na
południu na Panonię, t. j. dzisiejsze Węgry i mianował pierwszym
arcybiskupem morawsko -panońskim samego Metodego. Pod tym
20 MADZIARZY.
arcybiskupem miało być trzech słowiańskich biskupów: w Cze-
chach, na Morawach i w Nitrze na Słowaczyźnie. Sam św. Me-
tody zamieszkał w Welehradzie na Morawach i tam dokonał
świątobhwego żywota w r. 885. Mianował następcą ucznia swego
Horazda; ale nieroztropny książę Swatopluk sam oddał biskupstwo
Niemcowi Wikinowi. Ten wygnał słowiańskich kapłanów, spro-
wadził niemieckich i usunął obrządek rzymsko -słowiański. Papież
Jan IX. zaprowadził go wprawdzie około roku 900 na nowo, ale
trwał on zaledwie kilka lat, ciągle prześladowany. Tylko w Pra-
dze Czeskiej utrzymał się jeden klasztor słowiański.
MADZIARZY. '
I samo państwo Wielkomorawskie nie długo już trwać miało.
Król niemiecki Arnulf sprowadził na jego pogromienie Madziarów.
Był to lud mongolski, pokrewny Hunom i ich następca w sze-
rzeniu spustoszeń. Przybywszy z Azyi osiedlili się nad morzem
Czarnem, skąd zapuszczali swe zagony nad dolny Dunaj; stamtąd
to przyzwał ich Arnulf, woląc mieć Azyatów, dzikich pogan, są-
siadami, niż chrześcijan, lecz Słowian! Takimi byli Niemcy chrze-
ścijanami, że ich królowie sprowadzali zbójców na wytępienie
sąsiedniego narodu! Swatopluk odparł wprawdzie najazd i nie-
miecki i madziarski w latach 892 i 893, ale gdy umarł w nastę-
pnym roku 894, zaczęło państwo Wielkomorawskie szybko upadać.
Synowie jego żyli w niezgodzie i przez to nie zdołali oprzeć się
wrogom. Madziarowie nękali kraj ustawicznymi najazdami, aż
w końcu w r. 907 zupełnie rozbili to słowiańskie państwo, po-
czem zaczęli napadać na Niemcy, i srodze dawali się im we znaki,
aż dopiero pokonani w roku 955 zaprzestali łupieżczych wypraw.
POCZĄTKI CHRZEŚCIJAŃSTWA W POLSCE.
Dzieło Św. Cyryla i Metodego ważnem jest i dla Polski.
Był zwyczaj, że dyecezyom graniczącym z pogaństwem wyzna-
czano bardzo rozległe granice w stronę pogan, tak, że każde ta-
kie biskupstwo było zarazem missyjnem, z obowiązkiem czynienia
starań o nawracanie pogan. Dlategoto granice morawskiej dye-
cezyi oznaczono aż po rzeki Bug i Styr, a więc daleko już na
polskich ziemiach, jeszcze pogańskich (aż do wschodnich granic
dzisiejszej Oalicyi!) Jest nawet wielkie prawdopodobieństwo, że
POCZĄTKI CHRZEŚCIJAŃSTWA W POLSCE. 21
znaczna część ziemi krakowskiej należała była do państwa Wielko-
morawskiego. Nieco na wscłiód od Krakowa był główny gród
plemienia Wiślan, Wiślica, na lewym brzegu Wisły. Jeden z wy-
słanników i uczniów Św. Metodego, ochrzcił księcia Wiślan i to
jest początkiem cłirześcijaństwa w ziemiacłi pol-
skich. Podobnież posyłał św. Metody swych kapłanów na Ślązk
i również nie bezowocnie; jest nawet podanie, że aż do stolicy
ludu Polan, do Kruszwicy nad jeziorem Gopłem, dotarli jego mi-
syonarze. Zatem św. Metody jest także polskim apo-
stołem i już w drugiej połowie IX. wieku zaczęło
się chrześcijaństwo zwolna przyjmować w Polsce,
a to bardziej w południowej Polsce, czyli Mało-
polsce, niż w północnej Wielkopolsce.
MARGRABIA GERON.
• Po upadku państwa Wielkomorawskiego zaczęli Niemcy
jeszcze bardziej nękać Połabian. Nad Łabą mieszkały liczne wiel-
kie słowiańskie ludy Serbów północnych. Wilców i Obotrytów.
Serbowie mieli swe siedziby bliżej Czech, a dzielili się na ple-
miona Łużyczan i Milżan. Na północ od nich mieszkali Obotryci
między Łabą a Odrą; ci dzielili się na kilka plemion, z których
najważniejsze Połabców i Wągrów. Na zachód od Obotrytów
byli Wilcy czyli Lutycy, których siedziby sięgały aż do morza,
a najważniejsze ich plemiona: Hawelanie i Stoderanie. Dziś z tych
wszystkich Słowian została już tylko garstka Łużyczan; jest ich
zaledwie 180.000. Z języka ich poznajemy, że ci Słowianie połab-
scy byli naszymi najbliższymi pobratymcami, bo język łużycki
jest do polskiego jeszcze podobniejszy, niż czeski.
Gdy po wymarciu potomków Karola Wielkiego, wstąpiła na
tron niemiecki dynastya Saska, pierwszy król z tego rodu, Hen-
ryk I., ażeby ułatwić sobie zabór ziem połabskich, ustanowił na
słowiańskiej granicy umyślnych do tego dostojników, zwanych
margrafami ^). Ci mieli sobie wyznaczoną marchię, t. j. krainę
graniczną, urządzoną zupełnie po wojskowemu i wolno im było
na własną rękę z sąsiadem wojować lub zawierać pokój. W roku
^) „Graf" znaczyło pierwotnie po niemiecku: „i<rólewski urzędnik", a gra-
nica nazywa się „marek", więc „marckgraf", uproszczone: „margraf",
a spolszczone: „margrabia".
22 MARGRABIA GERON.
930 urządzono w ten sposób marchię północną (Nordmarck) prze
ciw Wilcom i Obotrytom. Tam był n aj okrutni ej szy z margrafów,!
niecnej pamięci margrabia Gero, który raz w r. 940 (za panowa-j
nia króla niemieckiego Ottona I.) zaprosił na ucztę trzydziestu'
książąt połabskich i wszystkicli tych swoich gości kazał podstę-
pnie wymordować! Powstała z tego powodu krwawa i straszna
wojna, prowadzona po zbójecku! Niemcy nie poprzestawali na^
opanowaniu kraju, ale mordowali kobiety i dzieci całymi tysiącami,;
żeby się Słowianie nie mnożyli. Po kilku takich nawiedzinach tych;
chrześcijańskich sąsiadów, była pogańska ludność słowiańska zdzie-i
siatkowana, a po latach kilkudziesięciu... zabrakło już pogan doj
^nawracania", bo byli wytępieni! W tento sposób posuwali się;
Niemcy ciągle naprzód, posuwali swe zabory od Łaby do Odry'
i założyli nowe dwie marchie na słowiańskich ziemiach: miśnień-|
ską i łużycką. Około roku 960 upadł dzielny książę Stoigniew,;
obrońca niepodległości Obotrytów, a margrabia Gero postanowił,
podbijać jeszcze dalej na wschód i przekroczył Odrę.
Podczas tych walk nie zapomnieli też Niemcy o Czechach.
Książę ich, Bolesław I. musiał się w r. 950 poddać królowi nie-^
mieckiemu Ottonowi I. Król ten był bardzo potężny; onto w pięć
lat potem, w roku 955, tak pobił Madziarów, że odtąd zaprzestali
już swych napadów; on też wznowił godność cesarską. Ostatnim
przed nim cesarzem był książę włoski, Berengar, po którego
śmierci, w roku 923, nie koronował papież nikogo na cesarza, aż
dopiero Ottona I. w roku 962. Odtąd dbali królowie niemieccy
coraz bardziej o to, żeby już kto inny nie dostał cesarskiej go-^
dności. Dla Słowian była to rzecz obojętna, bo królowie nie-
mieccy i bez cesarskiej korony jednako ich tępili; ale gdy Słowia-
nie nie chcieli się poddać, można już było teraz powiedzieć, że
opierają się zwierzchnikowi całego chrześcijaństwa! Zaznały tego
dosyć polskie dzieje!
Gdy margrabia Gero przekroczył Odrę, spotkał się zabór nie-
miecki z innym słowiańskim narodem na północy: z Polakami, a mia-
nowicie z polskim ludem Polan. Po Połabianach miała przyjść kolej
na Polaków; mieli oni służyć również na dalszy żer Niemcom.
Zanim opowiemy o pierwszem starciu się Polaków z Niem-
cami, zanim się wdamy w historyę tej niedokończonej
jeszcze do dziś dnia wojny, która jest największem urą-
PIERWOTNE URZĄDZENIA W POLSCE. 23
gowiskiem z chrześcijaństwa, przyjrzyjmy się w krótkości, jak ów-
czesne społeczeństwo było zorganizowane, czyli, jakie w niem były
urządzenia, jaki był ^ustrój naszych przodków za czasów jeszcze
pogańskich.
I PIERWOTNE URZĄDZENIA W POLSCE.
I Kraj cały był po większej części jeszcze pusty, w niewielu
tylko okolicach było nieco więcej ludności, mieszkającej groma-
dnie. Na pewno wiemy zaledwie o czterech takich prastarych gnia-
zdach zaludnienia: koło Krakowa pomiędzy wsiami Ojcowem
a Mnikowem, - około jezior Gopła i Lednicy w Wielkopolsce, —
nad Wisłą powyżej Warszawy i przy ujściu Wisły. Te cztery oko-
lice zaludnione były gromadnie już w czasach należących tylko
do archeologii, a nie do historyi i bezludne nigdy już potem nie
były. W miarę przyrostu ludności rozchodziło się z tych gniazd
osadnictwo na dalsze okolice. Sposobów do życia dostarczało ło-
wiectwo, bartnictwo leśne, rybołóstwo i hodowla bydła; rolnictwo
było znane, ale należało raczej do wyjątków. Tamte zajęcia, ła-
twiejsze i mniej krępujące, wymagały znacznych przestrzeni. Ta
sama ilość ziemi, która starczy na wyżywienie pewnej ilości osób
z rolnictwa, nie wystarczy, żeby ich wyżywić z łowów lub z pa-
sterstwa; toteż szybko następowało przeludnienie. Natenczas mło-
dzież posuwała się dalej, zajmując okoliczną pustą ziemię, która
niczyją jeszcze nie była. Osadnictwo posuwało się przeważnie
wzdłuż biegu rzek, które też były głównemi drogami, a w wielu
okolicach jedynemi. W ten sposób dokonywało się zaludnienie
okolic nad rzekami wpadającemi do Wisły, w ten sposób Polanie
z okolic Gopła zajęli okolice nad Baryczem i Orlą i z biegiem
tych rzek dotarli do Odry, nad Widawą i z drugiej strony Odry
nad Ślęzą i dali początek nowemu plemieniu Slęzan czyli Śląza-
ków, którzy byli emigracyą Polan. Taki stopniowy, powolny, lecz
stały ruch ludności trwał aż do XIII. wieku, dopóki cały kraj się
nie zaludnił.
Podstawą organizacyi polskiej ludności, t. j. podstawą urzą-
dzenia wspólnego pożycia był od samego początku ród. Władza
ojcowska jest władzą najstarszą i pierwotnie innej ani nie znano,
ani nie potrzebowano. Władza ta była nieograniczona; póki żył
ojciec, synowie nie mogli być samowładni, a ich potomstwo pod-
24 PIERWOTNE URZĄDZENIA W POLSCE.
legało również władzy głowy rodu. Potomstwo zajmowało ziemię
w najbliższem sąsiedztwie, ałe nie na swoją osobistą własność,
tyll<o w imieniu głowy rodu, na współną własność całego rodu.
Zajmowali ziemię sąsiednią dopóty, póki nie natrafili na ziemię
już przez inny jaki ród zajętą. Natenczas nie mogąc się dalej roz-
szerzać, karczowali część lasów, jeżeli okolica była do rolnictwa
sposobna a ludzie mieli do sochy ochotę, albo też przenosili się
gdzieś dalej, w pograniczną pustą jeszcze okolicę i tam nowy ród
zakładali. W okolicy uposażonej obficiej w dary przyrody i odda-
lonej od innych osadnictw mogło nawet bardzo wiele rodzin, od i
tego samego przodka się wywodzących, pozostać w sąsiedztwie; \
pozostawały też pod władzą swego naczelnika rodu. Wyznaczał]
on sam następcę po sobie, swego brata lub syna, i to nie ko- 1
niecznie najstarszego, lecz którego uważał za najzdatniejszego. ■
Pokrewne rody tworzyły większe całości, które zowiemy ple-
mionami. Każde plemię uważało się za oddzielny związek t. j. od-
dzielną organizacyę. Gdy osadnictwo postąpiło na tyle, że zbliżyły
się do siebie końcowe osady różnych plemion, dalsze przenosze-
nie się i przesiedlanie było już niemożliwe. Przyrastająca ludność
musiała szukać wyżywienia na miejscach nawet mniej od przyrody
uposażonych, niedostępniejszych i niedogodniejszych, które do-
tychczas omijano, tudzież zabierać się coraz bardziej do rolnictwa,
co nazywamy wewnętrznem osadnictwem (kolonizacyą). Nastały
» gorsze czasy", jak sobie owoczesni ludzie pewnie mówili. Trzeba
było robić niejedno, bez czego przedtem doskonale siei obeszło,
i poddać się trudniejszym, jak mniemali, warunkom walki o byt.
Inaczej jedna tylko była rada: rzucić się na posiadłości sąsiedniego
plemienia i przemocą zająć ziemię cudzą, gdy już nie było niczy-
jej! Toteż plemię od plemienia zabezpieczało się i odgraniczało
się wielkim zasiekiem i broną, t. j. że całemi milami zrębywano
szeroki pas boru, a tysiące leżących na sobie drzew, obrośniętych
trawami i krzewami, tamowało przystęp; zostawiano tylko swo-
bodniejsze przejście, jeżeli szła którędy droga, bez której nie mo-
żna się było obejść. Tych zasieków i bron trzeba było pilnować,
stać przy nich na ,; stróży" i do tego ludzi kolejno wyznaczać.
W razie walki trzeba było mieć do niej naczelnika, a dać mu
władzę silną, bo na wojnie trzeba surowego rozkazu i ślepego
posłuszeństwa; czem większa karność i posłuszeństwo, tem większa
RODY I GRODY. 25
rękojmia powodzenia. Wojenny naczelnik plemienia, to
książę i taki jest początek książęcej władzy. Czem
wcześniej które plemię tę władzę u siebie ustanowiło, tem większą
miało przewagę nad sąsiadami.
W takiem ,; księstwie" trzeba było mieć warownię, z której
możnaby się bronić nieprzyjacielowi, a na czas niebezpieczeństwa
przechować dobytek i mienie. Powstawały więc t. zw. grody; dre-
wniane one były, bo kamiennego budownictwa jeszcze u nas nie
znano. Na grodzie mieszkał książę ze swoją drużyną wojenną, t. j.
z zastępem zbrojnych, tworzących pogotowie wojenne. Przez to
stawał się gród stolicą plemienia; stąd rozchodziły się rozkazy, tu
przychodzono rozstrzygać spory i tu najchętniej zatrzymywali się
podróżujący cudzoziemscy kupcy. Koło grodu powstawało pode-
grodzie z mieszkaniami dla drużyny, a ze stosunków handlowych
powstawały targi, przez które u stóp niejednego grodu wyrosło
z czasem miasto. Do utrzymania grodu musieli się wszyscy przy-
czyniać i to jest najstarszy podatek. Opłacało go się nie
pieniądzmi, bo obrót pieniężny jeszcze nie istniał, ale w naturze,
i j. własną pracą i dorobkiem. Trzeba było złożyć na grodzie
przepisaną ilość futer, bydła, ryb, miodu, żeby drużyna miała się
w co przyodziać i czem żywić; trzeba było zwieść i ociosać drzewo,
gdy gród naprawiano i t. p. Później porozdzielano szczegółowo
te powinności.
Dawne związki rodowe pozostały i nadal. Książę nie miał
z początku innej władzy, prócz wojennej, która też dotyczyła wo-
góle tego wszystkiego, co się odnosiło do obrony ziemi. Rody
pozostały organizacyą społeczną, a z władzy książęcej,
z drużyny wojennej, z pełnienia powinności grodowych powstała
organizacyą państwowa.
Były to dopiero zaledwie słabe zawiązki państwowych urzą-
dzeń i minęło kilka pokoleń, nim ta nowa organizacyą przyjęła
się ogólnie, nie wszędzie równocześnie i nie wszędzie jednako.
Ile było w I^olsce pogańskiej takich organizacyj grodowych i kiedy
która z nich powstała, tego już nie dobadamy się nigdy. To pe-
wna, że zrazu były te » księstwa" niewielkie, czasem nawet bardzo
małe, ledwie najbliższą okolicę obejmujące; potem dopiero łączyły
się ze sobą sąsiednie, ale czy dobrowolnie, czy też może nieraz
przez przemoc księcia silniejszego?
26 WIŚLICA, TYNIEC I KRAKÓW.
WIŚLICA, TYNIEC I KRAKÓW.
Wiemy o trzech grodach, istniejących w południowej Polsce,
czyh w Małopolsce, jeszcze za czasów pogańskich. Była już mowa
o grodzie Wiślicy i księciu Wiślan, ochrzczonym przez wysłan-
nika Św. Metodego. Zdaje się, że był to już książę możniejszy,
panujący nad znaczniejszym obszarem ziemi. W górę Wisły, na
prawym brzegu, wznosił się prastary gród Tyniec, stolica nie-
wielkiego plemienia i księstewka. O dwie mile w dół, na lewym
brzegu Wisły, powstało nowe księstwo z grodem na Wawelu,
gdzie pierwszym księciem był Krak, założyciel Krakowa ^). Wido-
cznie Wisła była tu granicą osiedlenia dwóch plemion, a w ka-
żdym razie inne było plemię koło Wawelu i pewno nie uznawało
nad sobą władzy tynieckiego księcia.
Kiedy powstał Kraków, to się nie da oznaczyć ani w przy-
bliżeniu i musimy poprzestać na odpowiedzi bardzo ogólnikowej:
za czasów pogańskich. Ochrzczony książę Wiślan uznawał zape-
wne zwierzchność władcy Wielkomorawskiego państwa; sam Kra-
ków należał wprost do tego państwa, a po jego upadku powstała
tu zdaje się większa organizacya państwowa, do której należała
i Wiślica, i Tyniec, a Kraków był stolicą. W drugiej połowie X.
wieku dostał się Kraków pod panowanie czeskie. Kiedy mianowi-
cie król niemiecki Otto I. zajęty był w r. 961 i 962 we Włoszech
wojną z tamtejszymi książętami i staraniami o cesarską koronę,
rozszerzył przez ten czas swe państwo książę czeski Bolesław,
a mając już Morawy, posunął się dalej i zajął Kraków. Książę
czeski był chrześcijaninem i panowanie jego sprzyjało rozwojowi
wiary. Biskupi morawscy zaczęli znowu dojeżdżać do Krakowa,
który należał zresztą do ich dyecezyi, a gdy zniszczony Welehrad
opustoszał, biskup morawski Prohor osiadł na stałe w Krakowie;
pozostał też w Krakowie jego następca, imieniem Prokulf, ostatni
biskup dyecezyi ,;morawską" zwanej. W ten sposób Kraków naj-
pierwej w całej Polsce stał się siedzibą biskupią, chociaż nie było
jeszcze ,, krakowskiego" biskupstwa, ani też kraj nie był jeszcze
^) Podanie o smoku i Wandzie jest tworem wyobraźni i należy do t. zw.
dziejów bajecznych, czyli raczej bajek dziejowych. Jakie było znaczenie
i przeznaczenie kopców, zwanych mogiłami Krakusa i Wandy, niewia-
domo.
PAŃSTWO POPIELÓW. 27
zupełnie nawrócony. Było to już za czasów, kiedy na północy
Polski miano się po raz pierwszy zmierzyć z Niemcami, a mia-
nowicie z margrafem Geronem.
PAŃSTWO POPIELÓW.
Najważniejsze organizacye państwowe na północy były nad
jeziorami Lednicą i Gopłem, a zwłaszcza nad Gopłem. Jezioro to
ma dziś jeszcze 37 km., czyli 5 mil długości, a 4 km. t j. prze-
szło pół mili szerokości, wówczas zaś było znacznie, może trzy
! razy większe. Wielkopolska bowiem osusza się coraz bardziej; dziś
jeszcze jest z całej Polski najbardziej wodnista, pierwotnie była
krajem przeważnie moczarowatym, pozbawionym borów, porosłym
tylko gdzieniegdzie gajami liściastych drzew. Bagnistość utrudniała
osadnictwo, ziemi zdatnej do uprawy było pierwotnie niewiele,
toteż często stąd się przesiedlano, emigrowano. Ale za to nie było
nigdzie tak dogodnej, na owe czasy, i łatwej komunikacyi, dzięki
właśnie obfitości dróg wodnych, poprzez setki jezior. Największe
z nich, Gopło, było jakby środkiem tych wszystkich dróg, które
się stąd rozchodzą na wszystkie strony, rzekami z jeziora wypły-
wającemi i do niego wpadającemi. Z Gopła wypływa ważna rzeka
Noteć, zwana z początku Mątwą; stanowiła ona zawsze najwa-
żniejszą w tych stronach drogę, przepływając liczne jeziora i łą-
cząc się przez nie z Wartą, a następnie z Odrą. Tędy była głó-
wna droga od Polan do Wilców i Obotrytów, i nad morze Bał-
tyckie, tak do Wisły, jakoteż do Odry; gdzie tylko były suchsze
wzdłuż niej miejsca, wszędzie powstawały osady. Na północnym
końcu jeziora, gdzie wypływa Noteć, stanął na ostrowie, t. j. wy-
spie jeziornej, gród, zwany Kruszwicą, a naprzeciw grodu nad
brzegiem jeziora osada handlowa, rozwijająca się szybko.
Kruszwica była stolicą księstwa, w którem panował ród
Popielów. Było z tego rodu książąt kilku, rozszerzali oni pano-
wanie swe coraz bardziej. Tu organizacya państwowa rozwinęła
się najlepiej, największa była drużyna wojenna i władza książęca
najsilniejsza, i to nietylko na wojnie. Tu z drużyny wojennej wy-
robiła się osobna warstwa społeczna, z części jej powstał dwór
książęcy, a na nim dostojeństwa, połączone z pewną władzą.
Państwo Popielów było już zbyt rozległe, żeby jeden człowiek
mógł w zupełności rządom podołać; więc zaczął książę udzielać
28 DYNASTYA PIASTOWSKA.
części swej władzy osobom, któremi się wyręczał i tak powstały
w państwie Polan urzędy i urzędnicy. Najwyższym dostojnikiem
był t. zw. piast, który był dozorcą, stróżem i opiekunem następcy
tronu, i za osobę młodego księcia odpowiedzialnym. Urząd ten
malał potem i tracił na znaczeniu, ale przetrwał w Polsce aż do
XIII. wieku, a pochodzi on z Frankonii i jest dowodem dalekich
frankońskich wpływów na dawne nasze państwowe urządzenia.
DYNASTYA PIASTOWSKA.
Za czasów ostatniego księcia z rodu Popielów były jakieś
zaburzenia, wskutek których władza przeszła do nowej dynastyi.
Książęcy tron otrzymał piast ostatniego Popiela, imieniem Cho-
ściszko (Chościsław), założyciel dynastyi Piastowskiej, która pano-
wała na polskim tronie do r. 1370, a jedna jej gałąź miała udziały
na Ślązku aż do roku 1675. Chościszka czasy przypadają na rok
mniej więcej 850, a zatem trwał ród Piastów przeszło 800 lat.
O Chościszku jest podanie, że kiedy jeszcze był piastem, użyczył :
u siebie gościny dwom wysłannikom św. Metodego, których nie ;
chciał przyjąć ostatni z Popielów ^). Po Chościszku nastąpili ko- |
lejno jego potomkowie: Ziemowit (to znaczy: pan ziemi), Leszek, i
Ziemomysł i Mieszko. Któryś z pierwszych Piastów przeniósł sto- ]
lice na gród na ostrowie jeziora Lednicy, skąd przeniesiono ją 1
potem jeszcze nieco dalej, do nowego grodu Gniezna. Książę
Mieszko miał stolicę już w Gnieźnie, a panował nad wielkim ob-
szarem, który zasługiwał już prawdziwie na nazwę państwa.
imię ,; Mieszko" znaczy w prastarej polszczyźnie: niedźwiedź.
Nazwisk urobionych od nazw zwierząt pełno i dzisiaj; niedźwiedź
jest królem naszych zwierząt, wyraża siłę, potęgę; o lwie nie wiele
jeszcze słyszano, boć nie słyszano o tych dalekich częściach świata,
w których on żyje. Chrześcijańscy książęta przydawali sobie często
do swych chrzestnych imion przydomki króla zwierząt. Żyjący
w sto pięćdziesiąt lat po naszym Mieszku margrabia brandenbur-
ski, Albrecht I., nazwał się też Niedźwiedziem (zmarł w r. 1170);
współczesny mu zaś książę bawarski Henryk miał przydomek
') Do bajek dziejowych należy podanie o Lechu, o znalezieniu gniazda
białych orłów, o tem, jakoby księciem został rolnik lub kołodziej imie-
niem Piast, o jego żonie Rzepisze, o myszach, które zjadły Popiela, itd.
PIERWSZA WOJNA POLSKO-NIEMIECKA. 29
Lwa. Niema tedy nic szczególnego w nazwie naszego księcia;
potem z Mieszka urobiło się imię Mieczysław.
PIERWSZA WOJNA POLSKO-NIEMIECKA.
Państwo piastowskie obejmowało okolice jezior Gopła i Le-
dnicy aż po Odrę i osadnictwo wyszłe z tej krainy na południe,
a więc Kujawy, właściwą Wielkopolskę i Ślązk. Te prowincye
otrzymał Mieszko po swym ojcu, Ziemomyśle. Wielkopolska gra-
niczyła z posiadłościami Obotrytów, ujarzmionych przez Niemców
w r. 960 i Wilców, czyli Lutyków. Margrabia Gero trzymał się
polityki, żeby Słowian najpierw osłabiać, podniecając ich do wojen
między sobą, a potem żeby być tym trzecim, który zawsze z kłótni
dwóch skorzystać może. W wojnie Mieszka z Lutykami stanął po
ich stronie w ten sposób, że graf Wichman, podwładny Gerona,
stanął na czele jakiegoś plemienia lutyckiego; dopiero gdy siły
Mieszka osłabiły się już walką z Lutykami, wyruszył w pole sam
Geron z drużyną wojenną niemiecką i zażądał, żeby książę Polan
uznał jego zwierzchnictwo. Margrabia stracił w tej wojnie wła-
snego syna, ale Mieszko musiał uledz; siły wrogów były zbyt
przeważające wobec tego, że pobratymcy Lutycy stali po stronie
niemieckiej. Nie chcąc próbować losu Obotrytów, ukorzył się
Mieszko i przyjął zwierzchność niemiecką nad sobą. Było to we-
dług powszechnego zwyczaju połączone z ceremoniałem; przyklę-
kało się przed zwierzchnikiem, składając niejako w jego ręce swą
władzę i swe posiadłości, poczem zwierzchnik od siebie dopiero
na nowo je nadawał, wręczając oznaki godności. Ceremonia ta
nazywała się hołdem. Mieszko złożył hołd margrabiemu Geronowi
w r. 963, t. j. uznał, że najwyższym władcą nad państwem Polan
jest Gero, a on sprawuje rządy tylko za jego pozwoleniem i pod
jego zwierzchnictwem.
DUBRAWKA.
Mieszko był dobrym politykiem. Zaraz zaczął szukać sprzy-
mierzeńców, żeby rozporządzać większemi siłami. Najprostszym
sposobem na Niemców byłoby, żeby sąsiednie północne słowiań-
skie ludy uznały wszystkie władzę Mieszka nad sobą; powstałoby
wielkie państwo, któreby się Niemcom nie dało. Ale te ludy pełne
swarów same między sobą, nie umiejąc się tak w związki łączyć,
30 DUBRAWKA.
jak Polanie i nie rozumiejąc, o co chodzi, dały się Niemcom wo-
dzić przeciw Polanom. Zwrócił się przeto Mieszko ze swymi za-
mysłami w inną stronę, na południe, do Czechów, gdzie od da-
wna już był wytworzył się związek czyli organizacya państwowa.
Posłał do czeskiego księcia z prośbą o przymierze i o córkę na
żonę na znak przymierza. Książę czeski, z rodu Przemyślidów,
Bolesław I., sam przez 14 lat wojował z Niemcami, a nie mogąc
podołać przemocy, też w r. 950 hołd złożył; miał potem przynaj-
mniej spokój i mógł wzmacniać swe państwo, które obejmowało
nietylko Czechy i Morawy, ale też krainę nad górnym biegiem
Wisły wraz z Krakowem. Gdyby te dwa państwa, Przemyślidów
i Piastów, podały sobie ręce, mogłaby Słowiańszczyzna stawić
opór Niemcom. Zrozumiał to dobrze Bolesław i dał Mieszkowi
w małżeństwo swą córkę Dubrawkę, zwaną potem Dąbrówką.
Mieszko był poganinem, a rodzina jego narzeczonej już od
czterech pokoleń chrześcijańską! Od roku 870 książęta czescy byli
chrześcijanami; nie można było dać córki za poganina inaczej,
jak tylko pod warunkiem, że chrzest przyjmie. Dubrawka przy-
była do Polski w r. 965 otoczona dworem, złożonym oczywiście
z samych chrześcijan i z nadwornym swym kapelanem. Książę
oddalił od siebie pogańskie żony (jest podanie, że ich miał siedm),
i stał się katechumenem, t. j. objawiwszy kapłanowi zamiar na-
wrócenia się, począł się obznajamiać z prawdami wiary chrześci-
jańskiej, przygotowywać do przyjęcia chrztu Św. Następnego roku,
966, Mieszko się ochrzcił i zabrał się do zaprowadzenia nowej
wiary w całem swem państwie, w czem wielką pomocą była mu
małżonka. Z pewnością byli już wśród Polan i Ślęzan chrześci-
janie, potomkowie tych, których nawrócili wysłannicy św. Meto-
dego, a którzy sami niejednego też nawrócili. Przez ośmdziesiąt
lat od śmierci wielkiego apostoła Słowian krzewiło się gorczyczne
ziarno wiary, o czem książę oczywiście wiedział. Gdy w r. 966
wraz ze swym dworem i drużyną wojenną chrzest przyjmował,
gdy potem wszystkich swych poddanych do chrztu wzywał, nie
natrafił na żaden opór, co jest szczególnym w historyi wypadkiem.
Polacy są jedynym na całym świecie narodem, któ-
rego nawrócenie obeszło się bez męczenników.
ciSw <!^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ <:^ <!^ <!^
ROZDZIAŁ II.
MIESZKO I. (960-992).
PAŃSTWO CHRZEŚCIJAŃSKIE.
Książę ochrzczony brał na siebie obowiązki względem chrze-
ścijaństwa; nie mógł mieć pogan na swym dworze, nie mógł po-
ganinowi dać urzędu, ani używać go do posług książęcych, a więc
ani przyjąć do swej drużyny wojennej. Obowiązkiem jego było
skłaniać całą ludność do przyjęcia chrztu Św., a tembardziej osoby
wprost od siebie zależne i pozostające w najbliższem z nim ze-
tknięciu. Byli już przedtem chrześcijanie wśród Polan, ale nieliczni
i bez znaczenia; teraz zaś tracił wszelkie znaczenie, kto się przy po-
gaństwie upierał. Nawrócenia całego ludu nie dokona się w ciągu
roku; skoro byli pod panowaniem Mieszka poganie z początkiem
C66 roku, nie brakło ich oczywiście i z końcem tego roku i przez
długi jeszcze szereg lat następnych. Trzeba było na to czasu, żeby
ewangielia doszła do każdego zakątka kraju, ale była już rękojmia,
że ona tam dojdzie bez przeszkody, skoro władza była w chrze-
ścijańskiej ręce. Przez nawrócenie się księcia dokonała się w roku
C66 sprawa najdonioślejsza: oto Polska wchodzi do społeczności
chrześcijańskich narodów i do związku chrześcijańskich państw.
Państwo polskie ma być odtąd nowym sługą Krzyża, ma się przy-
czyniać do ziszczenia królestwa Bożego na ziemi. Wartość jego za-
leżeć będzie odtąd od tego, o ile przyczyni się do spełniania celów
chrześcijaństwa, o ile odda swe siły na usługi chrześcijańskiego
postępu, który tak łatwo rozeznać; bo czy w drobnej okazyi pry-
watnego życia, czy w najtrudniejszych zawikłaniach dziejowych,
jednako do tego wystarcza prosty katechizm. Niech sobie inne
32 NAPAŚCI MARGRAFÓW.
narody szukają chluby w samych wojnach i zaborach, niech mie-
rzą wartość swych dziejów ilością pokonanych sąsiadów i niech
się chełpią tem, że są postrachem dla innych: my wprowadzajmy
do dziejów przykazania Chrystusa.
Przez chrzest powstała nienawiść ku nam pobratymców z nad
Łaby. Woda chrztu św. stała się pomiędzy Polanami a Połabia-
nami granicą silniejszą od gór lub obcej mowy. Tu chrześcijanie
a tam poganie i rozumiał to każdy, że odtąd nie może już być
mowy o żadnym politycznym związku z pogaństwem. I tak w roku
966-tym Piastowskie państwo na jeden raz odwraca się od po-
bratymców, a zbliża do Niemiec, ponieważ były chrześcijańskie.
A jednak Połabianie nie powinni być pod niemieckiem panowa-
niem i raczejby należało sprządz ich z Polską przeciw niemieckiemu
naporowi. Sprytną nadzwyczaj polityką umiał Mieszko wybrnąć
z tych trudności; ani na jeden dzień nie łączył się z poganami,
a jednak przygotował połączenie Połabian z Polską pomimo to,,
że oni nienawidzili Polski z całych sił, odkąd chrzest przyjęła.
NAPAŚCI MARGRAFÓW.
Zachowanie się Mieszka wobec Niemiec miało zależeć od
tego, czy się zmieni ich zachowanie się wobec Polski już ochrzczo-
nej. Początek nie zapowiadał żadnej zmiany. Wichman napadł
znowu na ziemie Mieszka i poległ sam w walce z Polanami
w roku 967. Po margrabi Geronie nastąpił liodo, również srogi
i wyniosły; nie pozwalał Mieszkowi stawić się przed sobą we futrze,,
ani usiąść, gdy on stał. Mieszko złożył hołd Geronowi i korzył
się przed Hodonem, żeby się nie narażać na wojny, których wy-
nik mógł być bardzo wątpliwy wobec nieprzyjaźni Wilców, Obo-
trytów i Pomorzan. Bronił się, gdy go napadnięto, ale nie chciał
sam wojny wszczynać, pókiby nie powiększył swego państwa.
Ród Piastowski dążył z największą wytrwałością do połączenia
wszystkich polskich plemion. Miał już Mieszko pod swą władzą
cały lud Polan wraz z wyszłemi z tego ludu plemionami Łęczy-
can, Sieradzan, Kujawian, Ślązaków. Ale były jeszcze cztery inne
polskie ludy: Wiślanie, Lachy, Mazowszanie i Pomorzanie, których
ziemie nie należały do Piastowskiego państwa. Połączenie ich
w jeden związek państwowy ważniejsze było od walki z Niem-
cami na ślepo. Zależało mu nawet wielce na pokoju z Niemcami,
UCZCIWOŚĆ OTTONA WIELKIEGO. 33
żeby mógł działać swobodnie w innej stronie i 'budować państwo
wielkie, obszerne, potężne.
UCZCIWOŚĆ OTTONA WIELKIEGO.
Mieszko będąc chrześcijaninem, miał obowiązek uznawać nad
sobą zwierzcłiność cesarską, ale też miał prawo domagać się ce-
sarskiej opieki. I zaczął się jej domagać przeciw nadużyciom mar-
grafa! Cesarzem był w sam raz król niemiecki. Jeżeliby cesarz
postąpił nieuczciwie i trzymał się zasady, że Słowianie są tylko
na to, żeby ich tępić, w takim razie miałby książę polski ręce
rozwiązane i wszelka słuszność byłaby po jego stronie, gdyby
kiedyś zwrócił swój oręż przeciw Niemcom.
Królem niemieckim był od r. 936 Otto I. z dynastyi Saskiej,
który w roku 962 pozyskał i cesarską koronę. Data ta ważną jest
w jego życiu i pod moralnym względem. Odtąd zmienia się Otto
i rozpoczyna wielką europejską politykę. Celem jego było nawią-
zać stosunki i utrwalić związek z cesarstwem bizantyńskiem, ażeby
natchnąć jednym kierunkiem całą Europę. Słusznie nadała mu hi-
storya przydomek Wielkiego, bo służył wielkiej sprawie utworze-
nia związku chrześcijańskich państw, zbratania chrześcijańskich na-
rodów. Patrzał on daleko w przyszłość i prowadził politykę wię-
kszą od niemieckiej, bo chrześcijańską. Zajęty we Włoszech w la-
tach 966 i 967, w latach chrztu Mieszka i najazdu Wichmana,
powrócił na północ w r. 968. Natchniony w wiecznem mieście,
u grobu Apostołów, lepszem zrozumieniem monarszych obowią-
zków i odpowiedzialności, zrywa z dotychczasową polityką nie-
miecką względem Słowian. Panując nad dużym obszarem Sło-
wiańszczyzny, przypomina sobie obowiązek krzewienia wśród tych
ludów wiary, ale nie mieczem, lecz misyami i zakłada w r. 968
w podległych sobie ziemiach słowiańskich naraz pięć biskupstw:
w Hawelbergu, Braniborze ^) i Merseburgu nad Łabą, tudzież
w Mysznach (Miśnia) i w Życzy w Górnych Łużycach. I nie przy-
łączył cesarz tych biskupstw do żadnej z niemieckich prowincyj
kościelnych; utworzono z nich nową prowincyę z założonem
^) Branibor, po niemiecku Brandenburg, stolica prowincyi Brandenburskiej,
uważanej za serce Niemiec! Kraj to pierwotnie zupełnie słowiański. Sto-
lica Niemiec, Berlin, stoi na ziemi niegdyś słowiańskiej.
34 PRZYŁĄCZENIE WIŚLAN I LACHÓW.
umyślnie arcybiskupstwem w Magdeburgu, pod niemieckiem pa-
nowaniem, ale na słowiańskiej ziemi. W Magdeburgu utworzono
ognisko, z którego miały się rozchodzić w pokoju i sprawiedli-
wości promienie wiary św. na Połabian. To wszystko było jak
najbardziej na rękę Mieszkowi; i dla niego byłoby lepiej, żeby
się Połabianie nawrócili. I tak interes chrześcijaństwa, podjęty
szczerze, pogodził sprzeczne interesy niemieckie i polskie. I Mie-
szko obowiązany był do krzewienia wiary, do założenia bisku]>
stwa w Polsce. W tym samym też roku 968 powstaje pierwsze
biskupstwo polskie w Poznaniu, jako szóste w nowej słowiańskiej,
magdeburskiej, prowincyi kościelnej. Zarazem przeniósł też Mie-
szko i swoją stolicę z Gniezna do Poznania. Związek kościelny
znaczył w owych czasach i pod praktycznym względem więcej
od państwowego, bo był i bardziej cywilizacyjny i o dużo lepiej,
ściślej, zorganizowany. Nawracanie Połabian, będących w jednym
związku metropolitalnym z Polską, było też zacieśnianiem pobra-
tymczych węzłów na przyszłość, skoroby tylko nad Łabą zniknęła
nienawiść do chrześcijaństwa; skoroby zaś przestano nawracania
mieczem, zniknąćby z czasem musiała.
PRZYŁĄCZENIE WIŚLAN I LACHÓW.
Dobre stosunki z Ottonem I. tem większą miały wartość dla
Mieszka, że byłby bez sojuszników, gdyby wypadło walczyć nie
z jedną marchią, lecz z całem królestwem niemieckiem. Nadzieje
przywiązywane do sojuszu czeskiego zawiodły. Ojciec Dubrawki
żył krótko, zmarł już w dwa lata po wyprawieniu córki nad Go- ■
pło, właśnie podczas najazdu Wichmana; skończył się więc sojusz. ,|
Z jego synem i następcą stosunki nie były serdeczne; dwaj dzie-"^
wierzowie (szwagrzy) nie byli do siebie wcale podobni, a Bole- \
sław II. czeski słabym był politykiem. Nie potrzebował też już
Mieszko tego sojuszu, odkąd był pewny opieki cesarskiej przeciw
margrabiemu i użył teraz czasu do wykonania upatrzonego i do- \
brze przygotowanego planu. Wpadł ze swą drużyną do Krakowa, 'j
który do czeskiego państwa Przemyślidów należał, odebrał go i do
swego państwa przyłączył. Nie poprzestał na tem, ruszył dalej na
wschód i zajął całą ziemię Lachów. Nie tworzyli oni jednolitego
państwa; na każdym grodzie siedział osobny książę. Grody dalej
na wschód wysunięte zwano Czerwieńskiemi, należały one do ple-
NAWRÓCENIE MADZIARÓW. 35
mion osiadłych nad Sanem, wpadającym do Wisły i nad górnym
biegiem Dniestru, który płynie w stronę przeciwną, niż Wisła
i wpada do morza Czarnego. I te grody Czerwieńsł<ie wcielił
Mieszko do swego państwa; zapanował tak daleko, jak daleko się-
gały granice dyecezyi biskupa ,; morawskiego", rezydującego w Kra-
kowie. Znaczne już rozszerzenie się chrześcijaństwa wśród Wiślan
i Lachów ułatwiało przyłączenie ich do chrześcijańskich Polan.
Pozostały do przyłączenia jaszcze dwa polskie pogańskie ludy:
Mazowszanie i Pomorzanie. Trzeba było rzucić tam pierwej ziarna
chrześcijaństwa.
NAWRÓCENIE MADZIARÓW.
Zachwiany sojusz z Przemyślidami wynagradzało poniekąd
nawiązanie bliższych stosunków z madziarską dynastyą Arpadów.
Odkąd Otto I. pokonał ich w bitwie na błoniach nad rzeką Lech
w roku 955, zaprzestali najazdów, a ograniczywszy się do nizinnej
części' dzisiejszych Węgier, zaczęli się tam urządzać w porządne
państwo. Mieszko wydał swą siostrę Adelajdę, zwaną Biała Knia-
hini (t j. piękna księżna), za pogańskiego madziarskiego księcia
Gejzę. Adelajda była dla Madziarów tem, czem Dubrawka dla Po-
lan; pozyskała męża dla prawdziwej wiary i nowy Kościołowi
przysporzyła naród. Ona to jest matką węgierskiego króla św.
Szczepana, siostrzeńca Mieszka I. Zabrała z sobą do nowej ojczy-
zny Wolfganga, mnicha z Einsiedeln w Saksonii, i on to ochrzcił
Gejzę w roku 972. Następnego roku wybrał się tam na misyo-
narską wyprawę biskup Bruno, Niemiec rodem. Szczere bowiem
zajęcie się Kościołem przez cesarza Ottona poczęło szybko wyda-
wać owoce; zakwitnęły w Saksonii klasztory, pełne uczonych a żar-
:liwych zakonników, poświęconych nawracaniu. I Polska i Czechy
i Węgry wiele im zawdzięczają, a zwłaszcza benedyktyńskiemu
opactwu w Korwei nad daleką niemiecką rzeką Wezerą, na za-
chód od Laby.
ZWYCIĘSTWO NAD CYDYNĄ, 972.
Pokojowa polityka cesarza Ottona nie podobała się jednak
margrabiemu Hodonowi. Podczas, gdy Otto bawił znowu we Wło-
szech, żeby tam jeszcze za swego życia zapewnić synowi cesarską
koronę, wyprawił się Hodo na Mieszka. Ale polskiemu księciu,
36 ZWYCIĘSTWO NAD CYDYNĄ.
który podwoił swe państwo, starczyło już sił na pol<onanie mar-
grabiego. W bitwie nad rzeczką Cydyną, wpadającą do Odry, od-
niosła drużyna piastowska świetne zwycięstwo dnia 24-go czerwca
972 roku; dowodził w tej walce nie sam Mieszko, lecz brat jeoo,
Czcibór. Wieść o porażce niemieckiego wojska doszła do cesarza;
zaraz po koronacyi swego syna wrócił na północ, przekonany za-
pewne, że to książę polski napadł na margrafa. Wróciwszy, do-
wiedział się, że przeciwnie i użył swej zwierzcłiniczej powai^i
w najlepszy sposób, bo zakazując dalszej wojny. Margraf musiał
usłucliać, a Mieszko nie miał żadnej przyczyny wojować dalej,
skoro już najazd odparł i kraj obronił. Cesarz zawezwał obydwóch
przeciwników przed swój sąd do niemieckiego miasta Kwedlin-
burga.
PRZYJAŹŃ Z NIEMCAMI.
Monarchowie ówcześni i przez całe jeszcze średnie wieki nie
wiele przesiadywali na jednem miejscu, lecz byli ciągle w podró-
żach po swoim kraju, boby inaczej nie wiedzieli, co się w pań-
stwie dzieje, a i ludy niewidzące przez dłuższy czas swego władcy'
teżby o nim zapomniały. Królowie niemieccy wprowadzili roztropny
zwyczaj, że w czasie Wielkanocnym przepędzali jednak kilka ty-
godni na jednem miejscu i to w miejscu zawczasu na to obranem,
żeby można było w całym kraju ogłosić, gdzie król spędzi tego-
roczną Wielkanoc. Tam urządzano dwór monarszy, a dostojnicy
królewscy z całych Niemiec zjeżdżali się, żeby się co roku wspól-
nie z królem naradzić, zdać sprawę ze swych urzędów i odebrać
zlecenia; tam król rozsądzał spory, odbywał przegląd wojska i wy-
dawał prawa. Od czasów Ottona I-go odbywało się to z wielką
uroczystością, bo monarcha ten pragnął w tem naśladować cesa-
rzów bizantyńskich, u których wszystko odbywało się z niesłychaną
pompą. Królestwo niemieckie składało się z księstw, któremi za-
rządzali w imieniu króla książęta, zwani Herzog'ami. Sam cesarz
Otto pochodził z rodu książąt saskich. Oprócz tego były cztery
księstwa: frankońskie, bawarskie, alemańskie czyli szwabskie i lo-
taryńskie. Czterech tych książąt zamienił Otto w swoich urzędni-
ków dworskich, nadawszy im po raz pierwszy owe dostojeństwa
nadworne do posług monarszych, które potem weszły w zwyczaj
powszechny i wszędzie do dziś dnia istnieją; ustanowił marszałka,
PRZYJAŹŃ Z NIEMCAMI. 37
bodczaszego, miecznika i koniuszego; książęta ci usługiwali mu
bodczas wielkich uroczystości. Zjeżdżali na te królewskie święta
hieraz i zagraniczni książęta; musieli nabierać niemałego wyo-
brażenia o potędze cesarskiej, gdy widzieli, jak taki np. książę ba-
ikarski, sam pan potężny, spełnia posługę nadworną. Margraf był
niższy od księcia. Jeżeli więc na dworze znalazł się książę słowiań-
ski, który drżał przed margrafem, jakiegoż tu musiał nabrać wyo-
brażenia o potędze tego króla, który prócz tych książąt miał jeszcze
pod sobą innych we Włoszech i był cesarzem!
Do Kwedlinburga na Wielkanoc 973-go roku zaprosił cesarz
książąt polskiego i czeskiego. Jechało też tam poselstwo węgierskie,
ażeby świeckiej głowie katolickiego świata donieść urzędowo, że
dynastya Arpadów już nawrócona, że do społeczności książąt chrze-
ścijańskich nowy przybywa członek i nowe państwo do związku
narodów chrześcijańskich. Książę polski spotkał się tu po raz pierw-
szy z samym cesarzem. Dotychczas był Mieszko hołdownikiem kró-
lestwa niemieckiego, składając hołd tylko przedstawicielom nie-
mieckiego państwa, margrafom. Tu w kwedlinburskiem, benedyk-
tyńskiem. opactwie, gdzie cesarz miał dwór, zmieniło się położenie.
Cesarz stanął w sporze księcia z margrafem po stronie Mieszka
i ogłosił go swym ,; przyjacielem", naśladując dawny zwyczaj z cza-
sów jeszcze pogańskich dawnego rzymskiego państwa. Znaczyło
to, że cesarz uznaje w zupełności władzę Mieszka w jego państwie,
uznaje, że księstwo Piastowskie nie należy do państwa niemieckiego,
lecz jest osobnem państwem na równi z tamtem, a hołd oddaje
nie niemieckiej, lecz tylko cesarskiej koronie, której zwierzchność
uznawać winien każdy chrześcijański władca. Zakazał cesarz mar-
grafom dalszych najazdów na Mieszkowe państwo. Margrafowie
starali się osłabić stanowisko Mieszka na dworze cesarskim, bronili
swojej wojennej polityki i podawali w podejrzenie księcia polskiego,
utrzymując, że skoro tylko nie będzie się miał czego od Niemiec
obawiać, sam się im dobrze da we znaki. Otton pragnąc się upe-
wnić, że Mieszko pozostawi w spokoju margrabstwa, czyli marchie,
t. j. pograniczne hrabstwa niemieckie, zażądał odeń rękojmi zwy-
czajnym ówczesnym sposobem, t. j. zakładnika. Dawało się w owych
wiekach żywy zastaw na poręczenie, że się dotrzyma* jakiego zo-
bowiązania; osoba dana w zastaw zowie się zakładnikiem. Czasem
dawało się po kilkudziesięciu zakładników, a zawsze takie osoby,
38 UTRATA GRODÓW CZERWIEŃSKICH.
na których zależało stronie zobowiązanej. Było bowiem prawo,
że biorący zakładnika mógł wtrącić go do więzienia, a nawet na
śmierć skazać, jeżeli mu nie dotrzymano przyrzeczeń. Własnein
tedy życiem dawał zakładnik poręczenie. Cesarz wziął od Mieszka
jednego tylko zakładnika, ale też takiego, na którym księciu naj-
bardziej zależało, bo pierworodnego i wówczas jeszcze jedynego
syna: sześcioletniego Bolesława. Imię to, otrzymane po dziadku,
a ojcu Dubrawki, znaczyło tyle, co mający piękną sławę.
W marcu 973 roku przywiózł Mieszko syna na dwór Ottona
Wielkiego, zapewne w tej myśli, że się wychowa na cesarskim
dworze, pozna wyższą cywilizacyę i nauczy niejednej rzeczy, która
mu się potem przyda, gdy sam na tronie zasiądzie. Ale w dwa mie-
siące potem nie żył już Otton Wielki i młody Bolesław powrócił
do Poznania. Z nowym królem niemieckim i cesarzem, Ottonem
Il-gim, pozostawał Mieszko w dobrych stosunkach. O sprawy pół-
nocnej Europy nie wiele się zresztą troszczył Otton II.; całe niemal
dziesięcioletnie jego panowanie (973 — 983) poświęcone było spra-
wom krajów południowych; chodziło mu o panowanie nad Wio-
chami. Margrabiowie pozostawili też Polskę w spokoju, dzięki po-
lityce polskiego księcia, który przez zręcznie obmyślane powino-
wactwa ich samych nawet do swojej polityki wciągnął. Owdo-
wiawszy ożenił się z margrabianką z marchii północnej, a synów i
kazał się ożenić z margrabianką młśnijską. Do tych spraw na za-
chodniej granicy swego państwa przywiązywał największe znaczę- ^
nie, bo tu chodziło o Pomorzan i Połabian, i tak niemi był zajęty,^
że mniej zwracał uwagi na sprawy na wschodnich granicach swego
państwa.
UTRATA GRODÓW CZERWIEŃSKICH, 981.
W roku 981 utracił grody Czerwieńskie. Zabrał mu je ruski
książę kijowski z rodu Rurykowiczów. Mieszko dał za wygraną.
i nie kusił się o odzyskanie straconej ziemi, wytężając całą uwagę]
i skupiając wszystkie siły w zachodnim kierunku. Uważał tę stratę '
za coś podrzędnego wobec wielkiego swego planu, żeby ludy.j
polskie skujDić w jedno państwo z połabskiemi i czeskiemi, do !
czego przygotowywał wszystko z największą bacznością. Zanim
jednak opiszemy tę działalność Mieszka, przyjrzyjmy się stosunkom
ruskim przy sposobności tej pierwszej wzmianki o Rusi.
SPRAWY RUSKIE. 39
O Rusi będzie mowa przez całą historyę Polski; żyjemy też
t Rusinami na jednej ziemi, jak niegdyś tworzyliśmy razem z nimi
ielkie i potężne państwo. Mieszko myślał o wytężeniu sił pol-
skich na zachód; historya jednak skierowała je w przeciwnym kie-
jninku, właśnie na wschód. Wszystko, co Rusi dotyczy, jest więc
bardzo ważne dla historyi polskiej, a wcale nie podrzędne, jak
się to wydawało Mieszkowi i jego wojennej drużynie.
SPRAWY RUSKIE.
Na wschód od Polski jest Ruś, największy kraj ze wszyst-
kich słowiańskich, zamieszkały przez kilkanaście plemion, które
nigdy nie zdołały wytworzyć porządnego państwa, wśród których
narodowe poczucie nigdy silnem nie było i jest za naszych jeszcze
czasów słabsze, niż gdziekolwiek indziej w Słowiańszczyźnie. Lu-
dność była tu zawsze rzadsza, niż u Słowian zachodnich, ale po-
mimo to miasta wcześniej się u nich rozwinęły. Przez Ruś bo-
wiem wiodły jeszcze za starożytnych czasów ważne drogi han-
dlowe, znane potem kupcom bizantyńskim. Handel rozwijał się
coraz bardziej, zwłaszcza wzdłuż dwóch rzek: Dniepru, który
.wpada do morza Czarnego, a ma źródła daleko na północy na
wyżynie Wałdajskiej, i wzdłuż Dźwiny, której źródła są blisko
źródeł Dniepru, ale płynie ona w innym kierunku i do Bałtyckiego
morza wpada. W okolicy Orszy przewłóczono towary z Dniepru
na Dźwinę lub odwrotnie, tak, że ta droga handlowa łączyła mo-
rze Bałtyckie z Czarnem, przerzynając całą Europę od północy
na południe. Jeszcze w piątym wieku przed Chrystusem wypra-
wiali się w te kraje kupcy greccy z miasta Olbii (Olbiopolis) nad
morzem Czarnem. Ustalona następnie droga wiodła od ujścia
Dniepru w górę aż ku tak zwanym porohom. Skaliste dno Dnie-
pru podnosi się miejscami tak wysoko, że tworzy jakby kamienne
progi, ciągnące się w poprzek przez całe koryto rzeki, poczem
nagle się obniża, wskutek czego na owym skalistym progu jest
mielizna, a tam gdzie on się kończy, wodospad. Takich progów
(po rusku porohy) jest trzynaście. Zaczynają się one w pobliżu
ujścia rzeki Samary do Dniepru i rozciągają na przestrzeni dzie-
sięciu mil ku południowi. Na tej przestrzeni żegluga na Dnieprze
jest niemożliwa; musiano ją przerywać zaraz przy pierwszym po-
rochu, podróżując dalej lądem. Dopiero minąwszy porochy można
40 DROGI WODNE.
było płynąć dalej. Nie zawsze dążyli kupcy ciągle w górę Dnie
pru. Czasem opuszczano Dniepr przy ujściu Prypeci; tu dzieli]\'
się drogi. Prypecią płynęli w górę do ujścia Jasiołdy, potem Ja-
siołdą w górę aż do miejsca, gdzie blisko jest rzeka Szczara; tu
przewłóczono towary na Szczarę i w dół rzeki płynęło się do
Niemna, do którego Szczara wpada, a z Niemnem aż do morza
Bałtyckiego. Niemal w środku między ujściami Niemna a Wisły
jest kraina Sambia, kraj bursztynowy, skąd sprowadzono ten naj-
cenniejszy w starożytności klejnot. Niektórzy kupcy docierali
jeszcze dalej na północ.
Prócz Dźwiny i Dniepru jest jeszcze trzecia wielka na Rusi
rzeka, a mianowicie Dniestr, który ma źródła w dzisiejszej Galicyi,
blisko źródeł Sanu, do Wisły wpadającego. Pomiędzy źródłami
Sanu a Dniestru są góry, dzielące je tak, że każda z tych rzek
musi płynąć w innym kierunku. Dniestr płynie ku południowemu
wscliodowi, oddala się zupełnie od ziem zajętych przez Wisłę
i jej rzeki poboczne, płynie do morza Czarnego. Pierwotnie nie
było nad Dniestrem Rusinów. Górny bieg Dniestru, tak bliski do-
rzecza Wisły, miał osadnictwo polskie, z ludu Lachów, którzy po-
suwali się coraz dalej w dół rzeki, zajmując też część średniego
jej biegu. Wiemy na pewno, że pierwotnie było zupełnie to samo
osadnictwo nad Dniestrem, jak nad Sanem; grody,zwane czerwien-
skiemi, i tu i tam były w ręku tego samego plemienia. Dalsz\'
ciąg średniego i cały dolny bieg Dniestru znajdował się w kra-
jach zupełnie pustych ; żadnego tu nie było osadnictwa. Podo-
bnież bezludnym był dolny bieg Dniepru, nad którym zaczynało
się osadnictwo dopiero od Kijowa na północ. Pustą też była cała
obszerna kraina nad górną i średnią Prypecią, bo była jednym
wielkim moczarem. i
Plemiona polskie nie stykały się pierwotnie nigdzie bezpo- 1
średnio z plemionami ruskiemi. Na północy bowiem oddzielało
je osadnictwo innych ludów, o których później będzie mowa, Ja-
dźwingów i Litwinów; na południu zaś wielkie zupełnie puste
przestrzenie. Aż do końca X. wieku nie było żadnej styczności
między tymi dwoma narodami słowiańskimi, dzieje ich rozwijały
się zupełnie oddzielnie, bez jakiegokolwiek wzajemnego na się
wpływu. Ruskie plemiona ulegały przemocy azyatyckich ludów ze
Wschodu : Połowców, Pieczyngów i Chazarów. Co było na wschód
WAREGOWIE. 41
pniepru, to już do Azyi się liczyło; potem jeszcze aż do XVII.
^ieku uważano za granicę Europy i Azyi rzekę Don, wpadającą
na wschód od Dniepru też do morza Czarnego, a mianowicie do
zatoki jego zwanej morzem Azowskiem. Były tedy ruskie plemiona
ostatniem na wschodzie osadnictwem europejskiem i nie mogły
mieć od wschodu żadnych cywilizacyjnych wpływów, sąsiadując
tam z ludami na pół dzikimi. Od zachodu oddzielone od pol-
skich plemion dziką również Jaćwieżą, odcięte były od wpływów
zachodniej cywilizacyi. Ruś pierwotna mogła się była stykać z Europą
tylko drogą północną i południową, od dwóch mórz: Bałtyckiego
i Czarnego.
WAREGOWIE.
Na północy było blizko do Bałtyku, do którego wpada Dźwina.
Rzeka też Wołchow, nad którą jest Wielki Nowogród, płynąc jeszcze
dalej na północ, wpada do największego w całej Europie jeziora
zwanego Ładoga, od którego zaledwie kilka mil do Bałtyckiego
morza. Bałtyk jest wąski, zamarza w zimie, tak, że można to morze
w tamtych stronach przebyć sankami. Ułatwiało to stosunki z kra-
jem po drugiej stronie tego morza położonym, t. j. z półwyspem
Skandynawskim. Kraj ten w części północnej jeszcze zupełnie pu-
sty, zamieszkany był w południowej przez plemiona germańskie,
z których wyrobiły się potem narody szwedzki i norwegski. Skan-
dynawia była wówczas najuboższym krajem w Europie; ziemia
uboga i klimat mroźny nie sprzyjały rozwojowi osadnictwa. Czę-
ściej, niż gdzieindziej, bywały tu złe lata, ziemia nie mogła wy-
żywić liczniejszej ludności; tu najłatwiej było o przeludnienie, toteż
emigracya ludności była koniecznością i nie ustawała przez długie
wieki. Była jednak zupełnie inną, niż w środkowej Europie. Skan-
dynawcy na północ nie mieli po co wysyłać nadmiaru ludności,
bo przy ówczesnym stanie cywilizacyi nie umiano opanować wro-
giej tam człowiekowi przyrody, wśród ustawicznego mrozu i śniegu.
Nie było innego sposobu, jak puszczać się na południe, a więc
na morze. Skandynawcy są też najstarszymi żeglarzami ze wszyst-
kich dzisiejszych narodów europejskich i nie bali się dalekich wy-
praw morskich w zamierzchłej jeszcze przeszłości. Wytworzył się
wśród nich z czasem osobny stan, który utrzymywał się z wypraw
morskich rozbójniczych. W kilkanaście statków przeprawiali się
42 NORMANOWI E.
na południową stronę Bałtyku, złupili jakie miasto, a nabrawszy
zdobyczy wracali z nią do domu. Najcłiętniej wyprawiali się na
wyspę Brytanię (Anglia), bo tam wskutek długoletniego pokoju
był kraj doskonale zagospodarowany. Czasem nie wysiadali wcale
na ląd w obcym kraju; spotkawszy w drodze obce statki rabo-
wali je i znajdowali: w ten sposób zdobycz na morzu. Czasem
zaś dopływali do ujścia jakiej znaczniejszej rzeki i płynęli nią
w górę, aż natrafili na zdobycz, poczem wracali z łupami. Te roz-
bójnicze wyprawy pozwalały znacznej części ludności pozostać
w kraju i uwalniały od przymusu emigracyi; były to tylko cza-
sowe wyprawy, jakby za zarobkiem. Poganami byli i uważali kor-
sarstwo tj. rozboje na morzu i zbójnictwo poprostu za sposób do
życia. Z czasem jednak było ich za dużo na to, żeby się wszyscy
z korsarstwa na morzach północnych mogli utrzymać. Zaczęły się
więc wyprawy dalsze i coraz dalsze. Za czasów Karola Wielkiego
nawiedzili po raz pierwszy dzisiejsze francuskie wybrzeża, zapędzali
się rzekami daleko w głąb kraju, łupili miasta i wsie. Za czasów
Karola Łysego (około r. 850) urządzili sobie stale stacye wojenne
przy ujściach dwóch głównych rzek francuskich, Sekwany i Ligiery
(Loary) ; zostawili tam załogi, żeby zawsze mieć te ujścia w swem
ręku. Ale nie było to początkiem stałego osadnictwa Skandyna-
wców, gdyż załogi te zmieniały się co roku, za każdą nową wy-
prawą. Wkrótce posunęli się jeszcze dalej na południe, na rzekę
Garonnę, a w r. 859 byli już na rzece Rodanie. Trzy razy zdo-]
byli Paryż w IX. wieku. I Niemcom dawali się we znaki. Nad ;
rzeką Mażą wystawili gród, z którego przedsiębrali dalekie wy- .
prawy w głąb lądu, aż do Moguncyi i Trewiru. Król niemiecki
Arnulf zadał im ciężką klęskę, ale we Francyi powodziło im się
coraz lepiej. Tymczasem zaś coraz większe przeludnienie Skandy-
nawii parło do tego, żeby się w obcych krajach osiedlali, żeby
na zimę całkiem do domu nie wracali, wskutek czego z napastni-
ków stali się zdobywcami. Zaczęli od pięknych, urodzajnych i bar-
dzo już cywilizowanych i zagospodarowanych okolic francuskich.
W roku 912 był król francuski zmuszony wejść z nimi w ugodę
i odstąpić im część kraju, żeby resztę państwa uchronić od naja-
zdów ; żeby zaś mieć z nich dobrych sąsiadów, dał nawet swą
córkę za żonę ich książęciu, żądając tylko, żeby chrzest przyjął
(książę Rollo, przy chrzcie Robertem nazwany). Ponieważ skandy-
RUSOWIE. 43
nawskich najeźdźców zwano we Francyi Normanami, zaczęto też
odstąpioną im krainę nazywać Normandyą. Nazwa Normanów
przeszła od Francuzów do innych języków europejskich, tak, że
nazywa się ich powszechnie Normanami i w polskich książkach.
Około roku 840 osiedhh się też w dwóch okoHcach Anghi; nowe
osadnictwo napływało tak hcznie ze Skandynawii, aż wkońcu w r.
1016 staH się nawet panami kraju, a od r. 1066 zasiedh na tronie
angielskim książęta z rodu władców Normandyi. Książę Wilhelm
normandzki przeprawił do Anglii niemniej, jak 60.000 wojowni-
ków! Tak się rozwijała ich potęga. I na Pirenejskim półwyspie
znano ich już w IX. wieku, a morzem Sródziemnem zapędzali się
aż na bizantyńskie wybrzeża, a nawet do Azyi Mniejszej. W r. 1027
założyli sobie pod hrabią Rajnulfem własne państwo w południo-
wych Włoszech, w połowie XI. wieku mieli już całą Apulię pod
swoją władzą i zdobyli Sycylię ; z tych zdobyczy powstało potem
królestwo Obojej Sycylii. We wszystkich jednak tych krajach zlali
się Normanowie z czasem z miejscową ludnością; stali się z bie-
giem czasu sami Anglikami, Francuzami, Włochami, przyjąwszy
wszędzie chrześcijaństwo i cywilizacyę narodów, wśród których
przebywali, choć władcami nad nimi byli ; nie uważano ich też
potem za obcych.
Część Skandynawców nawiedzała też Ruś Nowogrodzką,
o tyle bliższą od dalekich południowych krain. Lud Swijów kie-
rował w te strony swą zbrojną emigracyę, a zwłaszcza plemię
zwące się ,/Rus" wybrało sobie do swych wypraw rzekę Newę,
jeziora Ładogę, Ilmen i rzekę Dźwinę. Zwano ich tu Waregami.
Zamieszkałe tu plemiona fińskie i słowiańskie musiały im opłacać
daninę, aż po pewnym czasie stało się tu to samo, co później
miało nastąpić we Francyi i pozwolono się im osiedlać. W roku
862 stali się panami Nowogrodu. Nie stawiano im żadnego oporu.
Stanął układ pomiędzy Rusami a Słowianami. Rusowie mieli się
zachowywać spokojnie, zapewnić bezpieczeństwo handlu, nie ro-
bić wypraw zbójeckich, a za to Słowianie pozwalali im panować.
Daninę i tak musiano im dawać, a nie było nigdy pewności, czy
pomimo to nie wyprawią się nad Wołchow. Tamtejsza ludność
rozumowała przeto w ten sposób : skoro już musimy utrzymy-
wać Waregów swoim kosztem, lepiej, niech mieszkają między
nami, a wyzyskamy przynajmniej na swoją korzyść ich wojenną
44 RURYKOWICZE.
Sprawność; gdy między nami osiądą, nie tylko skończą się ich
najazdy, ale będą nas musieli bronić przeciw innym wrogom
w swoim własnym interesie. Niech sobie będą panami kraju, byle
go bronili i byle można spokojnie oddawać się handlowi. Szcze-
gólny brak jakiegokolwiek poczucia państwowego! Gdyby wśród
Słowian nad Ilmeńskiem jeziorem była jakakolwiek organizacwi
państwowa, byliby sobie Waregów najęli, byliby ich wzięli na
swój żołd, a już co najwięcej, byliby im odstąpili jaką krainę na
osadnictwo. Zrobili ich panamJ nad sobą, bo nie mieli pojęcia,
co znaczy organizacya państwowa i jaką ma wartość, gdy może
być własna. Waregowie byli pod tym względem o wiele bardziej
cywilizowani od owych Słowian, i przybywszy, jęli się zaraz za-
kładać państwo. Nie było ich tu tylu, co w Anglii i Francyi ; te
krainy nie były takie nęcące, jak tamte, i nie przybywały tu raz
w raz nowe tłumy Waregów. Na tę stronę Bałtyku emigrowali
przeważnie z jednego tylko plemienia Rusów i byli stosunkowo
nieliczni, a jednak utrzymali panowanie nad rozległym krajem
i nadali nawet swoją nazwę krajowi i narodowi. ,;Ruś" nie jest
wcale słowiańską nazwą, ale pochodzi od skandynawskich Rusów.
A te plemiona słowiańskie o tyle tylko czuły jakąś między sobą
wspólność, o ile były pod panowaniem Rusów i tak powstała na-
zwa narodu ruskiego, nie posiadającego ani nawet nazwy ro- ,
dzimej. Jak w zachodniej Europie, tak i tutaj zlali się Norma-
nowie z miejscową ludnością; przyjęli słowiański język i obyczaj
i po kilku pokoleniach przestali być obcymi.
RURYKOWICZE.
Przywódca drużyny Rusów, który owładnął Nowogrodem,
imieniem Ruryk, stał się założycielem dynastyi, która panowała na
Rusi przez siedmset lat. Waregowie, wojownicy dzielni i w spo-
sobach wojowania bardzo wykształceni, obronili rzeczywiście kraj
od ościennych wrogów. Wyprawili się na Chazarów, pokonali ich,
uwolnili Ruś południową od tej zależności, a poddając ją swemu
panowaniu, złączyli w ten sposób z północną. W roku 865 zajęli
Kijów, skąd dalszych próbowali wypraw, zapuszczając się na swych
czółnach aż pod Bizancyum, czyli Konstantynopol, przepływając
tedy Czarne morze. Ale tam natrafili na starą organizacyę pań-
stwową: cesarze bizantyńscy wzięli ich na swój żołd i zamienili
CHRZEST RUSI. 45
^ ten sposób z wrogów w obrońców wschodniego cesarstwa,
de w obrońców zależnych, którzy nie panami byh, lecz przeciwnie,
x^ładzę bizantyńskiego cesarza nad sobą uznawali.
Po Ruryku nastąpił najstarzy z rodu Oleg, a po nim syn
iRuryka, Igor, zamordowany przez plemię Drewlan, które powstało
iprzeciw jego panowaniu. Wdowa po Igorze, Olga, zdołała jednak
utrzymać rządy nad Rusami dla swego małoletniego syna Świa-
tosława. Ten panował następnie do r. 972, a umierając, podzielił
państwo pomiędzy trzech synów. Między braćmi wybuchła wojna,
aż jeden poległ, drugi zamordowany i jedynym władcą nad Ru-
sami i podległą im Rusią został książę Włodzimierz, zwany Wiel-
kim, który zaprowadził chrześcijaństwo. Włodzimierz panował od
roku 080 do roku 1015. Był bardzo zaborczy. Zaraz w drugim
roku swego panowania, w roku 981 wyprawił się na zachód, na
państwo Piastowskie i zabrał Mieszkowi grody czerwieńskie.
Rusini (zamieszkali w dzisiejszej wschodniej Galicyi) twierdzą,
że ten kraj był ruskim od samego początku, a polska ludność
z przybyszów się składa; nazywają nas nawet złośliwie „cudzymi
ludźmi". Dlatego przytacza się tu dosłownie, co napisał kronikarz
ruski. Nestor, żyjący około roku 1100 w Kijowie, którego kronika
jest najdawniejszem źródłem do historyi ruskiej:
Ide Wołodimer k Lacham i zają hrady ich, Pńemyszl, Czer-
weń i lny hrady.
A zatem Nestor uważał te grody za polskie, bo ruskie „Lach"
znaczy: Polak.
CHRZEST RUSI, 988.
W siedm lat po zabraniu Czerwieńskich grodów przyjął
książę Włodzimierz wiarę chrześcijańską w obrządku grecko-sło-
wiańskim, to znaczy, że nabożeństwa odprawiać się miały w ję-
zyku cerkiewnym według ceremoniału bizantyńskiego. Było to
w roku 988. Patryarcha carogrodzki uczynił z Włodzimierzowego
państwa osobną prowincyę kościelną, której stolicą, czyli metro-
polią, został Kijów, wskutek czego miasto to stało się ogniskiem
cywilizacyjnem całej Rusi, która odtąd ulega wpływom bizantyń-
skim. W roku 988 istniała jedność Kościoła wschodniego z rzym-
skim; a zatem Włodzimierz chrzcił się w kościele katolickim, uzna-
jąc papieża za głowę Kościoła.
4Ó POMORZANIE.
POMORZANIE.
Miał Mieszko do czynienia ze Skandynawcami nietylko na
poludnio\xyiTi wschodzie, ale i na północnym zacłiodzie swego
państwa. Tam chodziło tylko o część osadnictwa ludu Lachów,
na północy zaś o cały lud Pomorzan, których trzeba było pozy-
skać dla polskiego państwa i chrześcijaństwa. Plemiona te mie-
szkały na północ od siedzib Polan i Kujawian, a ziemia ich Po-
morzem się zowie, bo leży nad morzem, i zajmowała południowe
wybrzeża Bałtyckiego morza, od ujścia Łaby aż poza ujścia Wisły
na wschód. Na zachodzie byli już wyparci przez Niemców, któ-
rzy na prawym brzegu dolnej Łaby utworzyli marchię, zwaną
,.Billungsche Mark". Na wschód od tej marchii mieszkało pomor-
skie plemię Rujan, których część przeniosła się na sąsiednią wyspę,
nazwaną od nich Rujaną (Rugia, po niemiecku: Riigen). Tu b)'la
główna świątynia bożka Światowita. Rujanie mieli na stałym lądzie
niewielki pas ziemi, ale przy ujściu Odry posiadłości Pomorzan
rozszerzały się znacznie na południe, oddzielone od państwa I^ia-
stów szeroką przestrzenią mokradeł nad Notecią. Błota te stano-
wiły granicę szczelniejszą od gór; tylko w zimie można się b)io
przez nie przeprawić w niektórych miejscach. Błotnistym też był
kraj nad dolną Wisłą, a same już ujścia obejmowały jeden nie-
przebyty moczar, tak, że o przedostaniu się z lewego brzegu delty
Wisły ^) na prawy nie mogło być mowy. Sąsiadowali Pomorzanie,
od zachodu, a plemię Rujańskie też od południa, z Wilcami czyli
Łutykami i do tych mogli się łatwo przedostać; z Polanami jednak
lub Kujawiakami nie mogli mieć większej styczności, nie mając
do nich drogi przez nieprzebyte bagniska. Toteż związek Pomo-,
rzan z pobratymcami był nader słaby, jak n aj luźniejszy. I w samym ;
kraju trudno się było przedostać z jednej okolicy do drugiej.^j
U Pomorzan było przynajmniej dwa razy więcej jezior, niż ziemi,|
a ziemia po większej części bagnista. Kujawianom i Polanom po-;
magały jeziora do komunikacyi, można było na nich urządzać że-
glugę; tutaj jezioro było często raczej rozrzedzonem błotem. To-
Niektóre rzeki rozdzielają się przed ujściem i kilkoma ramionami wpadają
do morza. Kraina objęta takiemi ramionami zowie się deltą od .cre-
ckiej liter>', mającej kształt trójkątny.
WIKINGOWIE. 47
leż komunikacya odbywała się tu morzem; płynąc wzdłuż wy-
brzeża, podróżowało się z jednej okolicy do drugiej. Więcej też
ludności było nad morzem, niż w głębi kraju. Odcięci od połu-
dnia, mieli za to Pomorzanie otwartą przed sobą drogę morską,
na Bałtyk.
WIKINGOWIE.
Na Bałtyku nie byli jednak sami, tu trzeba się było dzielić
panowaniem z sąsiadami z drugiej strony morza, ze Skandynaw-
cami, a nieraz im uledz i podlegać icłi władzy. Część Skandy-
nawców zajęła gromadę pięknych wysp na północny wscłiód od
Rujany, a nawet przeniosła się na ląd stały, na półwysep Jutlandz-
kim zwany, sterczący w morze daleko na północ, a oddzielający
morze Bałtyckie od Niemieckiego. Byli to Dunowie, zwani także
potem z łacińska Danami, przodkowie dzisiejszych Duńczyków.
Sąsiadowali z Pomorzanami, dopóki ich nie rozdzieliły dwie mar-
chie niemieckie: Szlezwicka i Billungów, Znali się dobrze od pra-
starych czasów i wiedzieli, czego się nawzajem od siebie spo-
dziewać. Pomorzanie też chętnie zajmowali się korsarstwem i pró-
bowali nieraz odebrać Normanom bogate łupy, wiezione z połu-
dniowych krain. Ostatecznie jednak Dunowie byli górą, po ich
stronie była przewaga. Jak Normanowie przy ujściu Sekwany i Li-
giery we Francyi, tak też pobratymcy ich Dunowie mieli przy
ujściu Odry swą stacyę wojenną i to znaczniejszą, która urosła
już na sporą osadę i miała ludność stalą, nie zmieniającą się tylko
ustawicznie załogę. Osada nazywała się po duńsku Jumna, po
słowiańsku Wolinia. Założona była w miejscu bardzo sprytnie
obranem, bo na morze nie można się było wydostać inaczej,
i z morza w górę rzeki nie było też innej drogi, jak koło ich
grodu. Zaraz zaś za ujściem Odry są dwie wyspy (Usedom i Woli-
nia) bardzo siebie blizkie, a tak położone, że zamykają niemal cał-
kiem dostęp do morza, podczas gdy pomiędzy niemi a ujściem
Odry tworzy się wygodna^ obszerna i bezpieczna zatoka. Z zatoki
można się na morze wydostać tylko wąskiemi cieśninami, a nad
niemi panowała od wschodu potężna Wolinia, od zachodu mniejszy
gródek Holgast. Odkąd te grody powstały, nie mogli już Pomo-
rzanie uważać się za wyłącznych panów swego wybrzeża; w sa-
mym środku kraju, główną drogę opanowali Dunowie. Wolinia
48 TRZY ZWIĄZKI MAŁŻEŃSKIE. '
urządzoną była zupełnie po wojskowemu. Opowiadają l<ronikar/e,
że niebyło tam całkiem kobiet, a nikomu nie było wolno wyda-
lić się z grodu na dłużej, jak na trzy dni. To pewna, że korsarze
z Wolini odznaczali się szczególnem zucłiwalstwem i nadzwyczajną
pogardą śmierci, właściwą ludziom nie krępującym się związkami
rodzinnemi. W sześćset lat później spotkamy się z czemś podo-
bnem, jak Wolinia i Holgast, w zupełnie innej stronie Słowiań-
szczyzny, nad porohami Dniepru; można więc wierzyć podaniom
kronikarzy o urządzeniacłi w Wolini. Pomorzanie pogodzili się
z tym układem rzeczy; za czasów Mieszka nie wojowali już z Du-
nami, a może i długo przedtem już żyli z nimi w pokoju. Nie-
jeden Pomorczyk sam przystał do duńskich „wikingów", t j. kor-
sarzy. Skandynawczycy wywarli wogóle znaczny wpływ na Po-
morzan. Z całej Słowiańszczyzny tu były najsurowsze obyczaje;
tylko tu składano bogom krwawe ofiary z ludzi, z jeńców wo-
jennych, a kobiety nigdzie nie były w takiem poniżeniu, jak na
Pomorzu. Pomorzanie ciągle obcowali z Dunami; chociaż na lą-
dzie oddzielały ich niemieckie marchie, nie ustało ważniejsze są-
siedztwo na morzu; żeglując spotykali się nieustannie, codziennie.
Niemcy nie znali zaś wówczas jeszcze całkiem żeglugi. Na morzu
Niemca nie było.
TRZY ZWIĄZKI MAŁŻEŃSKIE.
Dbał Mieszko wielce o pokój, choć nie bał się i nie wahał
dobyć oręża, gdy tego trzeba było. Ale nie był chciwy wojny,
był władcą rozumnym, pojmującym stanowisko naczelnika pań-
stwa, jako obowiązek względem poddanych; pracował więc nad
urządzeniem państwa, nad wzmożeniem jego sił, ażeby ich użyć-j
można było skutecznie wtenczas, gdy będzie tego wymagać do- 1
bro rządzonego przezeń społeczeństwa i gdy będzie chwila spo- i
sobna do osiągnięcia tego dobra. Dobro naszych przodków wys-
magało, żeby założyć wielkie słowiańskie państwo, żeby połączyć
Czechów, Połabian i Polaków ku wspólnej cywilizacyjnej pracy
pod osłoną wielkiej państwowej potęgi. Myślał o tem Mieszka
i syna swego w tej myśli wychowywał, ale obliczał rozważnie,
co i jak przedsiębrać w tym celu i kiedy przedsiębrać. Połabianie
byli pod niemieckiem panowaniem, pod margrabiami, ale praco-
wano teraz szczerze nad ich nawróceniem, pozakładano dla nich
ODA NOWICYUSZKA. 4Q
biskupstwa, czegoby Mieszko nie był mógł uczynić; na razie tedy
korzystniej nawet było dla icłi przyszłości, że pozostawali pod
[zwierzctinością niemiecką, skoro była uczciwą. Gdyby byli nie-
i podlegli, zwróciliby się zaraz przeciw Piastom! Interes polski wy-
imagał tedy na razie tylko zgody z pogranicznemi połabskiemi
I marchiami. Najbliższe też lata swego panowania poświęcił Mieszko
utwierdzeniu sojuszów wzdłuż całej zachodniej granicy państwa.
Dlatego wstąpił w związki powinowactwa z margrabiami marchii
Północnej i Miśnieńskiej. Próbował zapewnić sobie przez to wpływ
na politykę margrabiów, zapewniał się, że nie wystąpią przeciw
niemu, nawiązywał stosunki trwałe, które miały oddać potem nieo-
cenione przysługi jego synowi i następcy.
W roku 977 zmarła Dubrawka, ta matka chrzestna Polski.
Owdowiały książę nie szukał z razu now^ej żony, ale w dwa lata
potem powziął ów plan polityczny, żeby sobie utrwalić spokój od
zachodniej ściany i postanowił pojąć za żonę Odę, córkę mar-
grabi marchii Północnej, Dytryka. Trudno dziś dojść szczegółowo,
jakie się z tem wiązały polityczne myśli, ale to pewna, że nietylko
Mieszkowi samemu zależało wielce na tem małżeństwie, ale także
księciu czeskiemu Bolesławowi II., skoro Mieszkowi do tego po-
magał. Była zaś jedna trudność. Oda była nowicyuszką w klaszto-
rze żeńskim przy kościele św. Wawrzyńca w Kalbe nad Salą, rzeką
wpadającą do Łaby z lewego brzegu, także jeszcze na ziemiach
słowiańskich. To Mieszka nie zrażało i postanowił przemocą po-
stawić na swojem. Przepisów kościelnych dobrze nie znał, a bi-
skupa do rady nie brał; sam jednak ostrożny, swojej ręki do tego
nie przyłożył, tylko się czeskim dziewierzem wyręczył. Bolesław
Il-gi czeski wyprawił do Kalbe zbrojny hufiec, kazał Odę porwać
i Mieszkowi odwieść! Jako nowicyuszką, mogła jeszcze wejść
w związki małżeńskie; niema też najmniejszego śladu, żeby Ko-
ściół wystąpił był przeciw temu małżeństwu, a potomstwo z tego
stadła, trzech synów, uważane było zawsze za prawe. Ojciec po-
rwanej nie skarżył się i prawdopodobnie sam był w zmowie.
W cztery lata później, w r. 984, gdy syn Bolesław miał już
lat siedmnaście, kazał mu się ożenić z margrabianką (niewiado-
mego imienia) miśnijską, córką margrabi Rygdaga.
Najważniejsze jednak małżeństwo, przez Mieszka obmyślane,
miało się dokonać w następnym roku. Młodocianą córkę, córkę
4
50 SYGRYDA STORRADA.
Dubrawki, liczącą czternaście do piętnastu lat, dał w małżeństwo
księciu skandynawskiemu Erykowi, w r. 985. Eryk panował nad
ludem Swijów, który był największą organizacyą państwową we
wschodniej części półwyspu skandynawskiego (w dzisiejszej Szw e-
cyi). Stamtąd to ruszali Waregowie na drugą stronę Bałtyku, na
Ruś, podczas gdy duńscy Wikingowie sadowili się na Pomorzu.
Swijowie byli w ciągłej nieprzyjaźni z Dunami i to właśnie o Po-
morze, na które także mieli ochotę. Nieprzyjaźń ta zaczęła sie,
zanim jeszcze Swijowie znaleźli na Rusi pole do pozyskania do-
brobytu i władzy, a przez szereg długi ustawicznych walk i wza-
jemnych krzywd wzrastała ciągle z pokolenia w pokolenie, cho-
ciaż nie mieli już sobie czego wzajemnie zazdrościć, boć interesy
ich już się nie wikłały, już każdy miał swoje w innej stronie Sło-
wiańszczyzny. Dla dynastyi piastowskiej Dunowie byli niebez-
pieczni, bo dążyli do opanowania Pomorza, które Mieszko pragnął
do swojego państwa przyłączyć. Jest nawet prawdopodobieństwo,
że Mieszko walczył z Wolinią; nie mamy atoli bliższych wiado-
mości o tem. Zawarłszy sojusz z Erykiem, miał Mieszko zape-
wnioną na sposobną chwilę pomoc przeciw Dunom. Sojusz ten
pozostawił swemu synowi i następcy Bolesławowi. Przedsiębiorcza
Mieszkówna, nazwana przez Swijów Sygrydą z przydomkiem Stor-
rada (wyniosła, wielkomyślna), wywierała stanowczy wpływ na
Eryka; rządziła mężem starszym od siebie o trzydzieści lat i do-
prowadziła go do tego, że podczas dorocznej obrzędowej uczty
na cześć bogów — Swijowie byli jeszcze poganami — ślubował
podbić duńskie państwo. Jak żeby Mieszkówna po to umyślnie wy-
szła za niego! Eryk rzeczywiście ruszył na Dunów. Powiodło mu
się. Króla duńskiego Sweina wygnał, a państwo jego do swego
przyłączył,
WOJNA O PRAWA SIEROTY.
Mieszko, ubezpieczywszy sobie sojuszami całą granicę zacho
dnia, bezpieczny od margrabiów, mógł był zwrócić się teraz prze
ciw Włodzimierzowi i pokusić się o odzyskanie grodów Czei
wieńskich, gdy wtem niespodzianie zaczął wojnę z Niemcami, d
której dał się wciągnąć księciu czeskiemu. W grudniu roku 98
umarł cesarz Otton II., pozostawiwszy syna Ottona III., dziecię za
ledwie trzyletnie. Książę bawarski, Henryk Kłótnik, pragnął zagar
WOJNA O PRAWA SIEROTY. 51
nąć tron dla siebie i wszczął wojnę domową w Niemczech. Po-
zyskał przeciw dynastyi saskiej pomoc Bolesława II., księcia cze-
skiego, poczyniwszy mu jakieś obietnice, a ten wciągnął do tej
sprawy Mieszka. Równocześnie wybuchnęło powstanie Obotrytów
li Lutyków przeciw niemieckiemu panowaniu, pod wodzą księcia
Mestwina; wkrótce potem ruszyli się też południowi Połabianie.
Marcłiia miśnijska, z którą Mieszko pozostawał w dobrycli sto-
sunkach, stanęła w płomieniach wojny. Bolesław czeski obiecywał
sobie wiele po tej wojnie; sądził, że uda się zabrać marchie i że
panowaniem nad Połabianami podzielą się słowiańskie dynastye
Przemyślidów i Piastów. Cóż mogło być dla Mieszka bardziej
pożądane, jak przyłączenie do swego państwa choć części Poła-
bian? Dał się namówić. Względem Niemiec mógł się wytłóma-
czyć, że nie występuje wcale przeciw niemieckiemu królestwu, ale
bierze tylko udział w starciu się dwóch niemieckich stronnictw
i wojuje za sprawę tego, kogo za niemieckiego króla uważa, t. j.
Henryka bawarskiego, od którego byłby potem wziął w lenno
kraj połabski. Wszystko zdawało się dokładnie obliczone, toteż
! Mieszko zaniechał całkiem sprawy grodów Czerwieńskich, a zajął
się tą wojną na zachodzie.
Pomylił się Mieszko najzupełniej w swych rachubach. Liczył
ina to, że książę bawarski wygra. Książęta czeski i polski uważali
za rzecz pewną, że walka z trzechletniem dzieckiem musi się skoń-
czyć wygraną. Nie oni tę wojnę wywołali; skoro saska dynastya
i tak runie, czemuż na tem nie zyskać, gdy Henryk bawarski go-
tów do targów za dostarczenie pomocy? Nie przypuszczali, że
w obronie dziecięcia stanie wszystko, co tylko w Niemczech było
'lepszego i szlachetniejszego. Według prawa zwyczajowego sło-
wiańskiego niemógłby nieletni Otton panować, aż chyba dopiero
po dojściu do lat, a więc dopiero mógłby być następcą po Hen-
ryku. Sprawowania rządów przez opiekunów nie znało prawo
zwyczajowe. To było nowym pomysłem, wypływającym z prawa
kościelnego czyli kanonicznego. Kościół, stający zawsze w obronie,
słabszego, bronił z całych sił praw sierót; Kościół głosił, że przez
małoletność nie może sierota nic tracić, a zatem i trzechletni Otton
królem nietylko być może, lecz nawet być musi w imię słuszności ;
a rządy mogą tymczasem sprawować opiekunowie w jego imieniu.
Koronacya dziecka byłaby czemś niesłychanem wśród niedawno
52 ODWRÓT MIESZKA.
dopiero nawróconych, ale dała się uskutecznić tam, gdzie chrze-
ścijaństwo było już od przeszło dwóchset lat, gdzie tyle było kla-
sztorów, uczonych, czterech arcybiskupów (moguncki, trewirski,;
salcburski, magdeburski), szereg biskupów i liczny poczet kapła-
nów. A od czasów Ottona I. były w Niemczech górą chrześci-
jańskie zapatrywania; na dworze monarszym panowała uczciwość
a duchowieństwo spełniało dobrze swe zadania, nie doznając w teni
przeszkód od władzy świeckiej. Tego nie rozumiał jeszcze Mieszko,
że Kościół przemienia duszę narodów, że cywilizuje, a kierując
umysłami,- wywiera przez to wpływ nawet na politykę. Na tern
polegała jego pomyłka, że nie rozumiał jeszcze, jaką potęgą jest
Kościół, że choć miecza- sam nie używa, stanowić może o zwy-
cięstwie.
Pomyłka Mieszka była tem dotkliwsza, że książę czeski spra-
wił mu wielki i bolesny zawód. Ażeby pozyskać sobie Połabian,
stał się w ich kraju sam jakoby poganinem. Zajął Bolesław Il-gi
marchię miśnijską, zajął gród Myszny i uzyskał wpływ nad ludnością,
gotową uznać jego panowanie, ale jak? Oto wygnał biskupa, po-
zwalał burzyć kościoły i tak wojna Słowian z Niemcami stała się
walką pogaństwa z chrześcijaństwem. Mieszko nie przypuszczał,
żeby książę czeski mógł się posunąć do tego, a gdy to się stało,
musiał się z tej wojny wycofać jak najprędzej. Pogaństwa popierać
nie mógł żadną miarą! Zerwał więc stosunki z Przemyślidami,
opuścił nawet sprawę Henryka bawarskiego, która służyła za pozór
do tej wojny, a uznał zaraz prawa Ottona III. i przyłączył się do
jego stronnictwa. I dobrze się stało. W drugim roku wojny wi-
doczne już było, że książę bawarski przegra, a w trzecim roku
pięcioletnie dziecię zasiadło na tronie.
Na Wielkanoc 985 roku stanął dwór niemiecki znowu w Kwe-'
dlinburgu. Stawił się tam Mieszko wraz z Bolesławem czeskim.
i Mestwinem. Wszyscy gotowi byli hołd złożyć królewskiemu^
dziecku, które miało nad sobą opiekę biskupów i dwóch sławnych
niewiast: słynnej z mądrości babki swej, cesarzowej Adelajdy
i matki swej Teofanii, bizantyńskiej księżniczki, która przeniosła
na dwór saski wielki ceremoniał, do którego przywykła w Kon-
stantynopolu. Bolesław i Mestwin stali w pokorze, jako pokonani
wrogowie. Mieszko, wycofawszy się wcześnie ze sprawy, stawił się
jako sąsiedni władca chrześcijański, powitać i uznać zwierzchność
WOJNA CZESKO - POLSKA. 53
dziedzica cesarskiej korony. Tamtych nie przyjęto do łaski; od
Mieszka przyjęto hołd i przyznano mu godność książęcą. Uznano
więc jego rządy nad Polską, uznano państwo polskie. Spokój od
Niemiec znowu był zabezpieczony. Zażądano jednak od Mieszka,
żeby, jako hołdownik, dostarczył posiłków na dalszą wojnę z Cze-
chami i Połabianami. Nie można się było wahać; trzeba było dać
posiłki, albo samemu narazić się na wojnę ze zwycięską dynastyą
saską i popaść powtórnie w wojnę pogan przeciw Krzyżowi.
Dostarczył więc drużyny przeciw Połabianom. Złączył się z nimi
powtórnie czeski książę, a gdy Mieszko był po przeciwnej stronie,
więc i przeciw niemu zwrócił swój oręż. I tak z popierania Hen-
ryka Kłótnika, ze źle obliczonego politycznego planu zajęcia ziem
połabskich, wyłoniła się ostatecznie wojna czesko - polska.
WOJNA CZESKO - POLSKA.
Nie można tej wojny uważać za walkę narodu polskiego
z czeskim. Narodów jeszcze nie było, tylko ludy i plemiona, które
zaborem, podbojem dokonywanym przez Piastów i Przemyślidów,
sprzęgały się zwolna we dwa państwa. Gdyby jednej z tych dy-
nastyj udało się drugą pokonać i państwo jej zagarnąć, byłby się
z Polaków i Czechów wytworzył pod względem politycznym jeden
tylko naród. Tak pokonani przez Franków Sasi stali się potem
częścią narodu niemieckiego, chociaż różnica między nimi a Fran-
kami lub Bawarami , różnica rodowa tj. pochodzenia i językowa
nie jest wcale mniejsza, niż między Polakami a Czechami; potem
dopiero wyrobili w sobie poczucie narodowej wspólności i przy-
jęli wspólny język piśmienny. Ile się narodów wyrobi z ludów
słowiańskich od Bałtyku do Karpat, od Łaby do Bugu, to nie-
tylko jeszcze zakryte było ludzkim oczom, ale nikt o tem jeszcze
wówczas nie rozumował. Za tych czasów nie można mówić o pol-
skim narodzie. Były tylko osobne ludy Pomorzan, Polan, Ma-
zowszan, Wiślan i Lachów, dzielące się na plemiona i nie poczu-
wające się do żadnej jeszcze wspólności. Cała ich wspólność pole-
gała na tem, że Piastowie zagarniali kolejno ich ziemie pod wspólne
panowanie. Ta państwowa wspólność nie od nich jednak wyszła,
lecz była im narzucona przymusem przez piastowską drużynę
wojenną. Zupełnie tak samo było w Czechach. Książęcy ród panu-
jący nad jednem plemieniem Czechów, w okolicy Pragi, rozszerzał
54 DWIE DYNASTYE.
swe panowanie na plemiona sąsiednie, a że czescy nad niemi
panowali książęta, zaczęto więc zwać cały kraj Czechami, a potem,
gdy poczuli się do narodowej jedności, nazwę czeskiego plemienia
uznali za nazwę całego narodu. Piastowskie państwo zaczęło się
od ludu Polan, których po łacinie w aktach i dokumentach zwano:
Poloni, a kraj Polonia. Był więc Chościszko księciem polańskim,
tj. nad Polanami. Mieszko panował już o wiele dalej, ale nie
miał tytułu innego, jak księcia Polan i tak samo jego następcy.
Nazwa „Poloni" udzielała się stopniowo wszystkim tym ludom,
bo były pod władzą księcia polańskiego, czyli polskiego. Poczuw >/;\
się potem do wspólności, zaczęli się sami nazywać Polakami. Zna-
czyło to z początku tyle, co poddany Piastowskiego państwa,
a dopiero znacznie później znaczyło członka narodu, uważającego
pięć polskich ludów za jedne nierozerwalną narodową całość. T;ik
czeski, jakoteż polski naród, wytwarzały się dopiero przez cywili-
zacyę, wspólność w kościelnej prowincyi i w jednem państwie.
Gdzie zaś będzie granica przyszła pomiędzy czeskim a polskim
narodem, o tem mogła była jeszcze stanowić polityka. Gdyby
ziemia Wiślan należała przez długi czas do Przemyślidów, byłoby
się wśród Wiślan wyrabiało poczucie wspólności z ludami mają-
cymi wytworzyć naród czeski ; gdyby Morawy pozostały przez
długi czas pod Piastami, byliby Morawianie Polakami, oczywiście,
pod warunkiem, żeby te rządy były dobre, żeby się stały im miłe,
bo inaczej powstałaby nie wspólność, lecz tem większe przeci-
wieństwo. Zdarza się to, że jakiś lud poczuwa się nie do tej naro-'
dowości, do której należy etnograficznie tj. z pochodzenia, lecz
do sąsiedniej. Tak np. do narodu niemieckiego należą ludy, które
z rodu i z mowy swojej są właściwie holenderskie; ale nie są
Holendrami, lecz Niemcami. O narodowości stanowi bowiem nie-
tylko ród i mowa, ale też rozwój historyczny. A trzeba do tego
wyższej cywilizacyi, żeby było poczucie narodowe. Nie były jeszcze;
na tyle cywilizowane ani nawet Niemcy, a cóż dopiero mieszkańcy;
Czech, którzy razem z Lutykami burzyli jeszcze kościoły, lub ta^
drużyna Mieszkowa, ochrzczona dopiero przed dwudziestu laty.
Nie było więc żadnych narodowych niechęci pomiędzy ludami
czeskimi a polskimi, ale tylko wojna Piastów z Przemyślidami.
Mieszko dostarczył opiekunom Ottona III. posiłków przeciw I^oła-
bianom, gdy ci zajęli Branibor, a złączony z nimi sojuszem książę
WOJNA CZESKO-POLSKA. 55
jczeski zaczepił za to Mieszka i najechał pograniczny Slązk. Zajął
[warowny i bardzo ważny gród ślązki Niemcze i trzymał go w swej
I mocy przez cztery lata.
i Mieszko zajęty wojną z Połabianami, nie mógł jej jedno-
cześnie prowadzić na Ślązku tak, jakby należało. Zacliodziła obawa,
żeby się Przemyślidzi nie posunęli dalej na wschód i nie zabrali
znowu Krakowa. Dlatego zawarł Mieszko ponownie sojusz z ma-
dziarską dynastyą Arpadów i powtórnie się z nimi spowinowacił.
Była do tego sposobność, ponieważ podczas wojny przeciw Otto-
nowi III. rozerwało się małżeństwo Bolesława, Mieszkowego syna,
z córką margrabi miśnijskiego Rygdaga. Wszak Mieszko wojował
z Rygdagiem, będąc w sojuszu z księciem czeskim, który zajął
chwilowo Miśnię. Nie wiadomo, czy Mieszko odesłał wtenczas
synowę Rygdagowi, czy sama opuściła Poznań niezatrzymywana^
dość, że małżeństwo rozeszło się po dwóch zaledwie latach po-
życia. W r. 986 młody książę Bolesław uważany był za wdowca;
ojciec kazał mu się ożenić z księżniczką węgierską, córką Oejzy.
Książę czeski nie wyprawił się dalej na wschód, ale nie byłby
się mógł i tak wyprawić na Kraków, choćby nawet nie było
sojuszu Piastów z Arpadami, bo mu Niemcy pustoszyli tymczasem
całe Czechy. Dynastyą saska odnosiła ciągle zwycięstwa, a przy-
jaźń opiekunów Ottona III. wystarczała Mieszkowi zupełnie i więcej
była warta od jakichkolwiek innych sojuszów. To siedmioletnie
dziecię na niemieckim tronie miało we wszystkiem szczęście, na
zawstydzenie wszelkich rachub ludzkich ! 'Mieszko żałował, że nie-
potrzebnie syna ożenił z madziarską księżniczką, bo była sposo-
bność ożenku lepszego, mogącego zapewnić Piastom wpływ na
Pomorzu. Mieszko miał jeszcze bardzo pogańskie pojęcia o mał-
żeństwie i nie widział w nim wcale sakramentu. Wszak sam żeniąc
się nie uszanował nawet klasztoru. Obecnie zaś odprawił madziarską
księżniczkę, jako już do niczego mu nie potrzebną, a synowi kazał
pojąć nową żonę, choć z tamtą miał już syna imieniem Bezpryma.
I tak dwudziestoletni książę Bolesław żenił się w r. 987 po raz
trzeci, tym razem z córką księcia pomorskiego Dobromira, która
musiała przyjąć chrzest i otrzymała imię Emnildy.
W r. 988 poddał się Bolesław czeski, do Miśnii wrócił biskup
i margrabia, a Mieszkowi przyznano posiadanie Slązka. Przemy-
ślida nie chciał jednak ustąpić Piastowi. Pogodził się już z Niem-
56 HOLD PAPIEŻOWI.
cami, ale Mieszkowi nie mógł darować, że go w boju z nimi
opuścił. W dwa lata potem, w r. 990 jeszcze raz złączył się z Lu-
tykami, tym razem umyślnie już tylko przeciw polskiemu księciu-
Mieszko w szybkim pochodzie zajmuje niespodzianie Morawy
i posyła po posiłki do cesarzowej Teofanii, bawiącej w Magde-
burgu. Przybywa hufiec niemiecki nad Odrę, gdzie stały przeciw
sobie wojska słowiańskich dynastów, ale Czech fortelem przeszko-
dził połączeniu się drużyny niemieckiej z polską. Posyła potem
do Mieszka, twierdząc, że już ma Niemców w swem ręku, a będzie
mieć wnet i jego; niech odda Morawy, bo inaczej Niemców nie
puści. Mieszko odpowiada na to, że Otton pomści się za swoich,
a on Moraw nie odda. I zostały Morawy pod piastowskiem pano-
waniem aż do r. 1029.
W r. 992 wybuchnęło nowe powstanie pogańskich pobra-
tymców przeciw niemieckim biskupom i margrabiom. Wezwany
na pomoc nie odmówił Mieszko i wyprawił się na wojnę wraz
z najstarszym synem, Bolesławem. W obozie pod Braniborem
przypadł mu kres sędziwego żywota. Umarł dnia 25 maja 992 r.
Prawdziwy to założyciel polskiego królestwa. Dostał po ojcu
państwo narażone na zagładę od Niemców, jednak swym rozu-
mem tak utrwalił jego fundamenty, że mogło potem przetrwać
najsilniejsze burze. Jak mądrze postępował, okazało się po jego
śmierci, za panowania jego syna i wnuka. Nie poprzestał Mieszko
na ułożeniu dobrych stosunków z Niemcami, ale pamiętając, że te
zmienić się mogą, gdy od niemieckiego tronu inny wiatr zawieje,
postarał się o opiekę duchownej głowy chrześcijaństwa, trafił tam,
gdzie w razie potrzeby można się było poskarżyć choćby na
samego cesarza.
HOŁD PAPIEŻOWI.
W r. 974 oddał Mieszko swoje państwo pod papieską opiekę.
Uczynił to przy takiej sposobności i z takim ceremoniałem, który
wymaga objaśnienia.
U ludów aryjskiego szczepu dokonywano uroczyście cere-
monii przyjmowania chłopca do rodu, gdy ukończył siódmy rok
życia. Wielka śmiertelność dzieci w pierwszych latach życia mogła
być powodem, że na niemowlęta i całkiem małe dzieci prawo
rodowe nie zważało. Siedmioletni chłopiec przechodził z macie-
POSTRZYŻYNY. 57
■zyńskiej opieki pod kierunek ojca, zaczynał się zaliczać do męż
:zyzn ; ojciec musiał go więc wprowadzić urzędowo niejako do
■odu, uznać go swym synem przed starszyzną rodową, ogłosić, że
:)rzybywa rodowi nowy członek, a nawzajem stryjcowie i star-
szyzna oświadczali, że go przyjmują, do swego ^Todu i praw
lowego krewniaka w razie potrzeby będą strzegli. Towarzyszył
:emu ceremoniał postrzyżyn, gdyż włosy miały u nicłi tajemnicze
znaczenie; kto dokonał postrzyżyn, wchodził z chłopcem w bliższy
stosunek, przyjmował względem niego obowiązek opieki ; strzygli
mu więc włosy najbliżsi krewniacy i starszyzna. Zwyczaj ten usta-
wał w miarę pogłębiania się chrześcijaństwa, które wprowadzało
uznawanie dziecięcia przez ojca zaraz po urodzeniu przy chrzcie św.
i dodawało mu za opiekunów rodziców chrzestnych, a stosunek
kumostwa postawiło na równi z pokrewieństwem. Postrzyżyny tra-
ciły przez to na znaczeniu i wartości, pozostały jeszcze jakiś czas
jako zwyczaj nie mający już mocy prawnej, a potem zostały
z niego tylko drobne ślady, pewne znaczenia przywiązane do
Ipodarowania włosów lub obcięcia ich komu przymusem itp.,
czego pozostałości istnieją zresztą jeszcze do dziś dnia. Na pia-
stowskim dworze, chrześcijańskim zaledwie dopiero od ośmiu lat,
Imiało to jeszcze najzupełniejsze znaczenie poważnego, doniosłego
iaktu prawnego. Urządził więc Mieszko uroczyste postrzyżyny, gdy
pierworodny syn doszedł lat siedmiu ^) ; bez tego mogłoby się
wydawać jego poddanym, że nie uznaje Bolesława za syna, że
się go wyrzeka a nawet go wydziedzicza. Postanowił zaprosić
samego Ojca św. do tego obrzędu ; było to tosamo, jak gdyby
dziś np. jaki monarcha poprosił papieża na ojca chrzestnego. Nie
, myślał oczywiście Mieszko, że papież przyjedzie do Poznania.
IZaprosiny odbyły się w ten sposób, że książę wyprawił do Rzymu
'poselstwo, które u stóp papieskiego tronu złożyło pukiel włosów
młodego Bolesława. Znaczyło to, że ojciec poleca tego swego
syna opiece stolicy apostolskiej, prosi, żeby papież uznał jego
rodowe prawa, a zatem prawo do następstwa tronu po Mieszku,
a więc mieściła się w tem prośba o uznanie samoistności pia-
^) O postrzyżynach samego Mieszka powstała potem legenda, że był do lat
siedmiu ciemny i dopiero przy postrzyżynach przejrzał, co miało być
wróżbą, że z ciemności pogańskich przejrzy światłem prawdziwej wiary.
58 SYNOWI F MIESZKA I.
stowskiego państwa; z drugiej zaś strony znaczyło to, że ten Bole-
sław pragnie być sługą stolicy apostolskiej.
Poselstwo z puklem włosów nie było w Rzymie nowiną, bo
robili to już przedtem inni, i na dworze papieskim wiedziano do-
brze, co to znaczy ^). Przyjął więc papież ten dar, jako oznakę
szacunku dla Głowy Kościoła, jako dowód szczerego nawrócenia
się piastowskiej dynastyi. Poselstwo, w którem była oczywiście
przynajmniej jedna ducłiowna osoba, udzieliło w Rzymie objaśnień
co do polskich stosunków i obudziło na dworze papieskim zajęcie
sprawami dalekiej północy i na tem polegała jego doniosłość.
Z drugiego małżeństwa, z Odą, miał Mieszko trzecłi synów.
Średni z nich Świętopełk zmarł rychło; pozostali przy życiu star-
szy Mieszko i młodszy Lambert. I tych oddał ojciec również pod
opiekę papieża i wyprawił z tem poselstwo do Rzymu pomięci/y
rokiem 985 a 989. Pozostał ślad tego w aktach papieskich, W re-
jestrach kancelaryi papieskiej wpisano mianowicie darowiznę pia-
stowskiego państwa stolicy apostolskiej i są tam opisane granice
tego państwa. Zastrzegał się Mieszko przez to, że tylko samemu
papieżowi chce podlegać, a nie królom niemieckim. Syn jego
miał tę myśl wykonać.
Przedstawił Mieszko wszystkich swych synów w Rzymie,
jako swych następców, boć nie można było przewidzieć, który
z nich będzie tego potrzebować; wszak śmierć wszystkim zawsze
grozi. Ale to poselstwo wyprawione imieniem młodszych synów,
nie oznaczało wcale, jakoby najstarszego Bolesława usuwał od na-
stępstwa. Wszak go miał ciągle przy sobie i do rządów zapra-
wiał; pod Brani bor towarzyszył mu Bolesław i dowodził drużyną
wojenną. Pozostał tam, aż Branibor Lutykom odebrano. Okaza
się więc na samym wstępie wiernym sprzymierzeńcem Ottona III;
Macocha Bolesława, Oda, żądała podobno podziału państwa
żeby i jej synowie, a Bolesławowi bracia przyrodni, mieli swoje
księstwa. Nie przystał na to Bolesław. Zresztą brat Mieszko mia
co najwięcej 12-cie lat, a Lambert nie miał dziesięciu; nie będąc
^) Nawet jeden z cesarzów bizantyńskich jDOsłał papieżowi włosy swycti sy-
nów, a mianowicie w r. 684 cesarz Konstantyn Pogonatos; wyszło wten-
czas naprzeciw bizantyńskiego poselstwa ducliowieństwo, wojsko i lud
rzymski. W dwa wieki potem, w roku 866 posłał książę bułgarski Bory*
swoje własne włosy.
KONIEC MIESZKA I. 59
leszcze „orężnymi'', tj. nie mogąc władać należycie orężem i woj-
Ibkiem dowodzić, nie mogli też według prawa słowiańskiego pa-
liować. Dobro państwa wymagało również stanowczo, żeby nie
dopuścić podziału; co dopiero Mieszko zebrał Polan, Wiślan i La-
bhów, a zdobył Morawy; mialoż się to znowu rozdzielać? Nie!
Nie dzielić należało, ale dalej jeszcze łączyć, odzyskać Czerwień-
skie grody, przyłączyć Pomorzan i Mazowszan. Oda nic nie wskó-
rawszy, wyjechała do Kwedlinburga i tam zamieszkała w klaszto-
rze. Synów zabrała z sobą; co się z nimi stało, niewiadomo. Pra-
wdopodobnie nie długo żyli. Starszy Mieszko ożenił się jednak
(a żeniono się nadzwyczaj młodo) i miał syna Dytryka, o którym
później będzie mowa, bo został potem w roku 1032 księciem pa-
nującym w Polsce.
Takiem było panowanie pierwszego chrześcijańskiego księcia
Polski. Zawdzięczamy mu światło wiary świętej i samo istnienie
polityczne Polski. Gdyby się był upierał przy pogaństwie, byłaby
Polska dla Niemców ,;ziemią niczyją", którą wolno grabić i pod-
bijać, a za czasów olbrzymiej potęgi dynastyi Saskiej skuteczna
obrona niepodległości była niemożebną. Za pogańską Polską nie
byłby się odezwał ani jeden głos życzliwy, wszyscy byliby popie-
rali margrafów Geronów i Hodonów. Ochrzczony Mieszko, gnę-
'biony przez margrabiów, pozyskał przeciw nim cesarza i mógł
bezpiecznie utrwalać byt swego państwa. Polityka jego nadzwy-
czaj mądra, nie wyrywa się naprzód, raczej trzyma się tej zasady,
żeby czekać i przeczekać nieprzyjaciela, aż się samemu urośnie
I w siły. Urządził się tak, że nie poniósł szkody ani od Niemców,
ani od Połabian. Umiał wyzyskać do swych celów najnieprzyja-
źniejsze na pozór okoliczności, a z najcięższych kłopotów wybrnąć
potrafił zwycięsko, zawsze umiejąc sobie radzić. Raz się pomylił,
ale skoro tylko pomyłkę spostrzegł, zaraz ją naprawił. Niema
w nim ani śladu uporu, a jest wytrwałość godna największego
podziwu. Wszystko obliczał i przewidywał, wszędzie miał jakieś
stosunki, które mu ułatwiały każdy obrót polityczny. Sprawiał są-
siadom nieraz niespodzianki. Można się po nim było zawsze
wszystkiego spodziewać, tylko jednego nie: żeby pogan popierał.
Nie rozumiał on dokładnie chrześcijaństwa i Kościoła, ale to wie-
dział i tem się na wskroś przejął, że dla Polski tylko w chrześci-
jaństwie przyszłość być może i przy tem stał, nawet o pobratym-
60 KONIEC MIESZKA I.
stwo nie dbając. Był przebiegły, nawet chytry, ale używał tych
przymiotów na dobre, bo na obronę wiary i narodu. Nic mu nie
wiodło się łatwo; nad wszystkiem musiał się namozolić i spędzić
życie w twardym trudzie, wśród ustawicznycli niebezpieczeństw;
ale zawsze czujny i przezorny, a czynny do ostatniego dnia ży-
wota, sprawił jednak, co chciał i tak rzeczy ułożył, że państwo
rozszerzone mogło się rozszerzać dalej jeszcze i uróść do wielkiej
potęgi, i dorównać niemieckiej. To sprawił jego następca, prowa-
dząc dalej dzieło przez ojca świetnie przygotowane.
C^ €^ €^ ciSw C^ (!^ C^ ciSS C^ C^ C^ C^ C^ C^ C^ C^
^TTmiTTTTTTmTTmTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTK
ROZDZIAŁ III.
BOLESŁAW WIELKI (992-1025).
Bolesław wstępując na tron miał lat 25, a był już ojcem ro-
dziny i to licznej, bo dwóch synów i trzech córek. Ze spra-
wami państwa był dobrze obznajomiony, bo go ojciec do
nich zaprawiał, brał z sobą i na dwór cesarski i na wyprawy wo-
jenne. Stosunki niemieckie poznawał od dzieciństwa, miał zaledwie
sześć lat, gdy po raz pierwszy znalazł się w Kwedlinburgu. Wy-
chowany w wierze chrześcijańskiej, rozumiał dokładnie znaczenie
Kościoła. Na dworze Ottonów widział, jak dla władzy wymaga
się nietylko uległości i posłuszeństwa, ale zarazem, jaką powagą
i świetnością otoczona jest ta władza na zewnątrz. Przekonywał
się też, jakiego poważania zażywa duchowieństwo, jak po klaszto-
rach pielęgnują nauki, jak wielcy panowie, władcy księstw, za-
rządcy hrabstw niemieckich zasięgają rady u skromnych mnichów,
żyjących w prostocie, i jak wyższe duchowieństwo bierze udział
we wszystkich czynnościach państwowych. Pod tym względem
przewyższał Bolesław swego ojca, stał na wyższym poziomie cy-
wilizacyjnym. W polityce było jego panowanie po prostu dalszym
ciągiem ojcowskich rządów. Budując dalej na podwalinach zało-
żonych przez Mieszka, uczynił z Polski państwo wielkie i potężne.
Spełnił wszystko, do czego zmierzał był ojciec trudem całego ży-
cia, aż w końcu dorobił się królewskiej korony. Za niepospolite
czyny przyznały mu najstarsze już nasze zapiski historyczne przy-
domek Wielkiego.
Umiał i on czekać i przeczekiwać. I on zaczął panowanie
Ó2 ZDOBYCIE POMORZA.
od tego, że pomagał Ottonowi Ill-mu przeciw Lutykom. Zyskiwał
za to zupełny spokój od niemieckiej ściany, a siły swe zwnkił
na północ ku Bałtykowi.
ZDOBYCIE POMORZA.
Bolesław przyłączył Pomorze do polskiego państwa, kor/o-
stając ze sprzyjających okoliczności, gdy dzięki siostrze Sygryd/ie
nie było się czego obawiać od Dunów, a dzięki żonie Emnildzie
można tam było zebrać życzliwe sobie stronnictwo. Było to przed-
sięwzięcie jak największego znaczenia dla przyszłości Polski. Na-
turalnemi drogami są rzeki, a te wiodą do morza; kto nad wy-
brzeżem nie panuje, ten nie posiada dla siebie drogi całej i zawsze
będzie zależny mniej lub więcej od tego, kto ma w swem ręku
koniec drogi, t. j. ujście rzeki. W roku 994 zajął Bolesław d\\ a
główne grody pomorskie: nad dolną Odrą Szczecin i Gdańsk na
lewym brzegu ujścia Wisły. Miał teraz w swem państwie pogan,
czego nie miał Mieszko po roku 966. Gdyby się udało pogodzić
Pomorzan z chrześcijaństwem, otwarłaby się droga do porozumie-
nia z dalszymi pobratymcami, z Połabianami. Czy żył jeszcze
w roku 994 Dobromir, teść Bolesława, nie wiemy. Nie wiadomo
również, ile było księstw pomorskich. Zdaje się, że Bolesław odjął
panowanie książętom pogańskim, a pozostawił przy władzy jeden
tylko z książęcych rodów pomorskich, ten, z którym był spowi-
nowacony, a który godził się na chrześcijaństwo. Ten książę prz\ -
jął też chrzest w r. 996 i zaręczył się z trzynastoletnią córką Bo-
lesława, zrodzoną z pierwszej jego żony, margrabianki miśnijskiej.
Małżeństwo to doszło następnie do skutku, a późniejszy książę
pomorski Ziemomysł był ich synem. Nie wcielił więc Bolesław;
Pomorza bezpośrednio do swego państwa, ale uczynił je tylko
zależnem od siebie, ażeby krainę tą podlegającą polskiemu wpły-
wowi, złączyć politycznie z Polską.
W rok po zdobyciu Gdańska i Szczecina umarł Eryk swijski,
w r. 995. Owdowiała Sygryda miała wyjść powtórnie za mąż za
Olafa, chrześcijańskiego księcia Norwegów, w zachodniej części
skandynawskiego półwyspu (skąd Normanowie pochodzili). Mał-
żeństwo jednak nie doszło do skutku; Olaf zaręczył się, ale wkrótce
Sygrydą wzgardził. Natenczas Piastówna wyszła w r. 998 za tego
samego Swena Widłobrodego, przeciw któremu namówiła niegdyś
I WYPRAWA PRUSKA. 63
! \ pierwszego swego męża i który też dopiero po jego śmierci na
I tron duński powrócił. W Upsali panował nad Swijami młodziutki
I syn Sygr>^dy; imieniem także Olaf, wnuk Mieszka I. po kądzieli,
a Bolesława siostrzeniec. Upodobał on sobie dworzankę matki,
Polkę, która przybyła do Skandynawii w służbie Sygrydy; miał
z nią syna, nawrócił się pod jej wpływem i jawnie potem chrzest
przyjął. Sygryda zaś skłaniała do chrześcijaństwa Swena duńskiego,
I ale nim go zupełnie nawróciła, skłoniła go do wielkiej wyprawy
na chrześcijańską już Norwegię, która też przeszła w roku 1000
częścią pod duńskie, częścią pod szwedzkie panowanie. Państwa
skandynawskie powaśnione i zajęte kolejno wojnami* pomiędzy
sobą, były osłabione na zewnątrz; Wikingowie nie mogli się upo-
mnieć o daninę pobieraną od dawna z Pomorza i tak przeszło
Pomorze pod władzę Bolesława bez jakiejkolwiek przeszkody ze
strony duńskiej.
WYPRAWA PRUSKA.
Oręż Bolesława sięgnął i na prawy brzeg Wisły, dalej na
wschód, gdzie już kończyło się osadnictwo słowiańskie, do kraju
Prusaków. Nie było do nich przejścia lądem od Gdańska, a żegla-
rzami Polanie nie byli. Czy miał łodzie od Pomorzan, od Woliń-
skiej osady lub od siostry Sygrydy, nie wiemy. Łatwiej jednak
przypuścić, że na Prusaków osobna była wyprawa, która wyru-
szyła od Kruszwicy wprost ku północnemu wschodowi, przez
bród na Wiśle, który tu był w okolicy, gdzie później powstało
miasto Toruń.
Starodawni Prusacy należeli do szczepu, który uczeni zowią
Bałtyckim ; jest blizki Słowianom pod względem etnograficznym,
bliższy, niż Germanie, znacznie się jednak różni od Słowian mową
i obyczajem. Szczep ten dzieli się na gałęzie, z których historyę
polską obchodzi gałąź litewska, a ta dzieli się na cztery narody:
właściwy litewski, łotewski, żmujdzki i pruski. Żaden z nich nie
posiadał w owych czasach najmniejszej organizacyi państwowej,
a społeczna była ledwie dopiero w zawiązkach; ani nawet rodzinne
związki nie były jeszcze ustalone. Była to cywilizacya najniższa
w całej Europie, a raczej zupełny brak cywilizacyi. Prusacy, naród
na pół dziki, okrutny, zajmowali pojezierze pomiędzy dolną Wisłą
a dolnym Niemnem. Rolnictwa nie znali wcale; żyli tylko z rybo-
64 ŚWIĘTY WOJCIECH.
łostwa, łowów i łupieży. Naród ten wyginął doszczętnie, wytę-
pili icłi Niemcy, „nawracając" mieczem. W prusl<im l<raju utwo-
rzyli sobie państwo,, które rozszerzało się ciągle, aż się zamieniło
na królestwo zwane do dziś dnia pruskiem, od nazwy tego kraju,
w którym się poczęło. Dzisiaj słowo ;; Prusak" oznacza Niemca, ale
nazwa ta jest przywłaszczona od wytępionego przez Niemców ludu.
Część Prus, Sambiją zwana, płaciła dań Duńczykom. W tych
właśnie mniej więcej czasacli, może właśnie podczas i wskutek
podboju Danii przez Swijów, dokonanego z namowy Sygrydy,
postanowili duńscy zdobywcy osiedlić się tu na stałe i do ojczyzny
już nie wracać. Spalili swe statki, żeby sobie umyślnie odciąć od-
wrót, pożenili się z pruskiemi niewiastami, a niezasilani nową emi-
gracyą z Danii, zginęli wkrótce bez śladu wśród miejscowej lu-
dności. Wojsko Bolesława nie spotkało się z nimi, gdyż wypraw a
polska nie dotarła w Prusiech aż do morza; zajęto tylko połu-
dniową część kraju. Z powodu błot, bagien i zupełnego braku
jakichkolwiek dróg niesposób też było przejść przez cały kraj
z wojskiem zaraz w pierwszej wyprawie, w kraju zupełnie niezna-
nym, do którego dopiero pierwszy raz wkroczono.
Należało przystąpić do apostolskiej pracy na Pomorzu i w Pru-
siech. Jął się tego zaraz Bolesław, a nie miał bynajmniej nawraca-
nia mieczem na myśli. Apostolskiej pracy podjął się biskup pra-
ski, Św. Wojciech, z czeskiego rodu Sławników, jeden z najzna-
komitszych mężów swego czasu.
ŚWIĘTY WOJCIECH.
Wśród ludów czeskich nie było takiej łączności i związku^
jak u ludów polskich. Kiedy od Noteci aż po Karpaty jeden już
tylko był książę z rodu Piastów, w Czechach jeszcze nie było je-
dnolitości państwowej. Przemyślidzi byli książętami nad plemie-
niem Czechów w okolicy Pragi, a w innych stronach kraju pa-
nowali jeszcze osobni książęta, którzy czasem uznawali pierwszeń-
stwo rodu Przemyślidów i dostarczali mu posiłków, a czasem znowu
występowali do współzawodnictwa z panem Pragi. Za czasów
Mieszka I. były jeszcze dwa takie rody książęce: Sławnicy i \X cr-
szowce. Dłużej przy władzy utrzymali się Sławnicy, panujący nad
wschodnią połową Czech, a więc bliżej Polski, nad plemieniem
Krowatów. Ważną była ta kraina przez to, że przez nią przecho-
ŚWIĘTY WOJCIECH. 65
dziły dwie wielkie drogi handlowe: na Kładzko do Polski i do
Węgier na Litomyśl. Stolicą księstwa był gród Libicz nad Lubą.
Panujący tu około roku 960 Sławnik, miał za żonę córkę księcia
z grodu Zlicza, prawdopodobnie już chrześcijańskiego; to pewna,
że dzieci były wychowane starannie po chrześcijańsku. Było ich
trzech synów: Sobiebór, Wojciech i Radzym. Sobiebór miał na-
stąpić po ojcu na księstwie, a dwaj młodsi obrali powołanie du-
chowne.
Młody Wojciech uczęszczał do sławnej szkoły założonej przy
arcybiskupstwie magdeburskiem, metropolii zachodnich słowiań-
skich krajów. W Czechach szkół nie było. Chociaż bowiem w ro-
dzie Przemyślidów o sto lat wcześniej zjawiło się chrześcijaństwo,
niż w rodzie Piastów, jednakże Czechy później od nas dostały
własnego biskupa. Dopiero w r. 973 udało się założyć biskupstwo
w Pradze. PierwszyTn~biskupem 'był kapłan saskiego pochodzenia, — ^
Dytmar, osiadły od dłuższego czasu w Czechach. Następcą jegcr ^'^<
został w j._982 Wojciech,. Dużo miał kłopotów ze swymi dyece-
zanami, u których cześć Krzyża była jeszcze nader powierzchowna,
trochę na ustach, a nic w uczynkach. O święceniu niedzieli nie
było mowy, a za to obchodziło się jawnie dawne pogańskie uro-
czystości; handel niewolnikami kwitnął, również wielożeństwo; po-
siadanie jednej tylko żony wstyd przynosiło, bo uchodziło za
oznakę ubóstwa. Zwyczajnie, jak wśród ludu, którego nawrócenie
jeszcze nie dokonane. Nie Czechów to było winą, ale biskupów
niemieckich, ratyzbońskich, do których dyecezyi kraj ten od stu
lat należał, a którzy przez zawiść nie dopuszczali do założenia
osobnego biskupstwa w Czechach, sami zaś o świeckie sprawy
dbali bardziej, niż o krzewienie słowa Bożego, a nie znając przy-
tem ani języka, ani słowiańskiego obyczaju, zamiast przyciągać,
odpychali raczej ludność od chrześcijaństwa, uchodząc bardziej za
niemieckich grafów, niż za misyonarzy. Dzieło św. Cyryla i Me-
todego nie zniweczone, byłoby inaczej wpłynęło na Czechowi
Tak zaś trzeba było niemal wszystko na nowo zaczynać, bo choć
książę czeski Borzywój I. przyjął był chrzest już około r. 873, to
jednakże właściwe nawracanie Czech zaczyna się dopiero od roku
973, t. j. od założenia biskupstwa w Pradze i inaczej też być nie
mogło. Czesi odmawiali posłuszeństwa biskupowi, gdy jął prze-
strzegać przepisów kościelnych. Trzeba było na to czasu, żeby lud
66 WE WŁOSKICH KLASZTORACH.
doprowadzić do szanowania przykazań; łagodnością w miarę,
a sttinowczością w porę wszędzie się to robiło i dziś się robi
w krajach missyjnycli. Byłby i św. Wojciech statkiem i cierphwo-
ścią przeprowadził stopniowo niejedno, ale wmieszały się w sprawc
względy polityczne i wszystko poszło na marne. WerszowTow ie
byli wrogami Sławników i podburzali wszędzie przeciw biskupowi;
Sławnicy ujmowali się znowu za swym stryjcem i tak sprawa ko-
ścielna zamieniła się na zwadę dwóch książęcych rodów, z czego
mogła powstać wojna domowa. Ażeby tego uniknąć, wolał św.
Wojciech zrzec się biskupstwa.
W roku 98Q udał się do Włoch i tam spędził cztery lata
w dwóch sławnych benedyktyńskich klasztorach, w Monte Cassino
i na Awentyńskiem wzgórzu w Rzymie, oddany naukom wśród
uczonych mnichów ^).
Na Awentynie przebywali zakonnicy dwóch obrządków: ła-
cińscy Benedyktyni i greccy Bazylianie. Potem bawił św. Wojciech
czas jakiś w macierzy benedyktyńskich klasztorów, w Monte Cas-
sino, następnie znowu u Bazylianów w Yallis Lucis pod Beneweii-
tem, gdzie przełożonym był wówczas św. Nil; stamtąd znowu
wrócił na Awentyn i poznawszy już dojdadrn e_zwy czaj e tak za-
chodniego, jakoteż wschodniego obrządku, postanowił^sam zostać
Benedyktynem i dnia 17 kwietnia 990 roku złożył śluby zakonne.
Gdy w dwa lata potem książę czeski przybywszy_^_ obozu pod
BrańTborem ukorzył się przed Ottonem III. i chciał znowu nawią-
zać przyjazne stosunki, zażądano od niego, żeby zapewnił bezpie-
Zakony powstały na Wschodzie. Już w starożytności bywali świątobliwi
pustelnicy, najwcześniej w chrześcijańskiej podówczas północnej Afryce,
zwłaszcza w Egipcie. Ojcem zaś wszystkich zakonów, twórcą zorganizo-
wanego zakonnego życia jest św. Bazyli Wielki, biskup Cezarei w Azyi,
który zmarł w roku 379. Założony przezeń zakon Bazylianów, pozostał
do dziś dnia jedynym we wschodnim Kościele. W Europie zakwitnęło
życie pustelnicze nieco później. W r. 528 założył św. Benedykt z Nurs\ i
pierwszy swój klasztor na górze Cassino we Włoszech, pomiędzy Rzymem
a Neapolem. Zasadą jego reguły jest, że modlitwie towarzyszyć musi po-
żyteczna dla bliźnich praca, czyto ręczna, czy też umysłowa. Sw. Bonifacy,
apostoł Niemiec, był Benedyktynem. W klasztorach tych kwitnęły nauki,
ale też i zajęcia fizyczne; wiele zasług położyli około rozwoju rolnictwa
i rzemiosł. Ponieważ przyjmowali młodych chłopców, powstały też przy
ich klasztorach szkoły.
WERSZOWCY. 67
czeństwo praskiemu biskupowi i zajął się sprawą Kościoła. Wy-
prawił więc książę poselstwo do Włoch, zapraszając biskupa do
powrotu. Wrócił św. Wojciech na ziemię czeską w r. 993, spro-
wadziwszy ze sobą Benedyktynów, których osadził w Brzewnowie
pod Pragą.
Książę czeski Bolesław II., złożony chorobą, powierzył rządy
najstarszemu z synów, Bolesławowi Rudemu, który taką zostawił
po sobie złą sławę, że dawni kronikarze nieradzi tylko o nim
opowiadali. Ten oddał się zupełnie w ręce Werszowców, którzy
przez to stali się rzeczywistymi panami kraju. Wobec tego zao-
gniły się znowu dawne przeciwieństwa rodów i jakikolwiek wy-
padek mógł się stać iskrą rozniecającą pożar. Zdarzyło się, że żona
jednego z Werszowców popełniła wiarołomstwo; prawo zwycza-
jowe czeskie, dawne prawo pogańskie, pozwalało w takim razie
mężowi zabić niewierną. Było to tem surowsze, że mężczyźni
żyli powszechnie w jawnem wielożeństwie, a żony zmieniali nie
troszcząc się o sakrament. Kościół nakładał na niewierną pokutę
kościelną, która mogła być przykra, hańbiąca i sroga, ale kary
śmierci nie znał, a przedewszystkiem nie pozwalał samemu sobie
robić sprawiedliwości. Werszowcowa uciekając przed zemstą męża
schroniła się do klasztoru, na co biskup zezwolił, ażeby ją od
śmierci ocalić. Było i jest prawo kościelne, zabraniające wykony-
wania czynności sądowych na miejscach świętych. Werszowce
wdarli się jednak gwałtem do klasztoru, wywlekli niewiastę i ka-
zali ją ściąć pachołkowi. Było to profanacyą, czyli znieważeniem
świętego miejsca, a za to jest w prawie kościelnem klątwa. Obło-
żonemu klątwą nic się nie dzieje, nie robi mu się nic przykrego
bezpośrednio, ale nie wolno żadnemu katolikowi z nim obcować;
nie wolno z nim mieszkać, podróżować, jadać, rozmawiać, ani do
niego pisywać, ani od niego pism odbierać, słowem, nie wolno
mieć z nim nic do czynienia. Kara ta jest tedy zupełnem wyłą-
czeniem ze społeczeństwa i przez to taka dotkliwa, że Kościół za
najsroższą ją uważa. Biskup rzucił ją na Werszowców, co do reszty
ich rozjątrzyło. Zanosiło się na wojnę domową Werszowców ze
Sławnikami i św. Wojciech wolał znowu opuścić Pragę. Było to
w roku 9g3rSw. Wojciech udał się przez Morawy na Węgry; tu
zabawił czas jakiś i udzielił chrztu świętego synowi madziarskiego
księcia Gejzy, Szczepanowi, który świątobliwem życiem sam też
68 RZEŹ SŁAWNIKÓW.
wzniósł się tak wysoko, źe dostąpił kanonizacyi i jest patronem
królestwa węgierskiego. Z Węgier wyprawił się św. Wojciech po-
wtórnie do Włoch; z początkiem roku 995 był znowu w klaszto-
rze na Awentynie.
Wydalenie się św. Wojciecha z kraju nie zażegnało burzy
w Czechach. Werszowcy rzucili się na Sławników; dawna potęga
tego rodu była już złamana. Książę Bolesław Rudy patrzał obo-
jętnie na te rozterki domowe, bo dla dynastyi Przemyślidów było
to rzeczą korzystną, że inne książęce rody osłabiają się wzajemnie;
tem większą zyskiwał nad niemi przewagę pan Pragi i tem łatwiej
ziemie sąsiednich plemion przechodziły pod jego bezpośrednią
władzę. Sławnicy szukali pomocy w Niemczech i Sobiebór poje-
chał na dwór Ottona III. Wtenczas książę sam zwrócił się jawnie
przeciw Sławnikom, obiegł ich gród Libicz i pozwolił po zdoby-
ciu wymordować wszystkich zebranych tam członków rodu. Oca-
lało tylko trzech nieobecnych: św. Wojciech, bawiący wraz z bra-
tem Radzymem we Włoszech i Sobiebór, przebywający w Niem-
czech; wszyscy ich stryjcowie padli w tej rzezi. Było to dnia 28
września 995 roku.\
NARADY W RZYMIE, 996 r.
Następnego roku poznał się św. Wojciech w Rzymie z mło-
dziutkim Ottonem III. Przybył on tam po cesarską koronę, bo
wyrósł był już tymczasem na siedmnastoletniego młodzieńca,
a wielkimi przymiotami umysłu i serca i doniosłymi planami cywi-
lizacyjnymi i politycznymi zjednał sobie u współczesnych przy-
domek „cudu świata". Wielkie to serce przystępne było tylko
szlachetnym myślom. Zdawało się, że Opatrzność osadziła go na
tronie, ażeby z historyi zniknęła złość i zawiść, żeby pod jego
przewodem królowie poświęcili się zaprowadzeniu Królestwa Bo-
żego na ziemi. Pozostawał pod wpływem największych mężów
swego czasu. Nauczycielem jego był sławny Żerber (Gerbert, na-
zwisko francuskie), syn wieśniaka z zapadłej francuskiej wioski
Orillak (Aurillac) w Owernii (Auvergne). Postęp cywilizacyi euro-
pejskiej dużo mu zawdzięcza; będzie o nim jeszcze później mow,;
Ten Żerber bawił w r. 995 na cesarskim dworze, tuż przed po-
dróżą do Rzymu. Otto III. wyprawiał się właśnie na Połabian;
posiłków dostarczyli mu obydwaj książęta Bolesławowie: czeski
NARADY W RZYMIE. 69
i polski ; w wyprawie tej wziął też Sobiebór udział. Żerber poznał
wtedy osobiście książąt, poznał, jak w sprawacłi Kościoła można
polegać zupełnie na dynastyi Piastowskiej, jak wzrost ich potęgi
korzystny jest dla dobra chrześcijaństwa. Książę polski dowiedział
się szczegółowo o Sławnikach i o biskupie praskim. Podczas tej -to
połabskiej wyprawy w r. 995 powstał prawdopodobnie plan pracy
misyonarskiej nad Bałtykiem i sprowadzenia w tym celu św. Woj-
ciecha. Jadąc do Rzymu, wiedział już Otto III., że tam św. Woj-
ciecha zastanie. Bawił tam w r. 996 także św. Romuald, wsławiony
już założyciel pustelniczego zakonu Kamedułów. Z cesarzem przy-
był zaś z Niemiec arcybiskup moguncki Willigis, który przez dłu-
gie lata kierował polityką Ottonów, był po Żerbercie drugim
przewodnikiem Ottona III., a zostawił po sobie w historyi pamięć
uczciwą. Wiózł ten młody cesarz z sobą kandydata do papieskiej
tyary (potrójna korona papieska), a mianowicie stryjecznego swego,
imieniem Brunona, z rodu książąt korutańskich, pełnego zapału
24-letniego kapłana, pozyskanego zupełnie dla wielkich planów
uporządkowania Europy w duchu chrześcijańskim ; ten został też
wyniesiony na stolicę apostolską i panował jako papież Grzegorz V.
do r. 999. Zebrało się więc w Rzymie w pierwszej połowie roku
996^ grono rnężów wielkiego znaczenia, z których każdy wywarł
wielki wpływ w swym zakresie, a wszyscy przejęci chrześcijańskim
duchem; do grona tego należały dwie najważniejsze w Europie
osoby: papież i cesarz. Św. Wojciecha wybrał sobie cesarz na
sj20wiednika i tak został biskup praski trzecim z kolei przewodni-
kiem-Ottona III. Zaiste, nigdy chyba żaden monarcha nie miał
równie wielkich i świętych doradców ! Ażeby Europie przybyło
ducha Bożego, należało powołać do pracy około chrześcijańskiego
postępu nowy szczep chrześcijański: Słowian. O sprawach półno-
cnego wschodu Europy toczyły się zapewne nieraz narady na
Awentynie. Podczas wojen z Połabianami, skutkiem niefortunnej
polityki księcia czeskiego Bolesława II. i nieudolnego jego na-
stępcy Bolesława Rudego, przepadło zupełnie dzieło Ottona Wiel-
kiego, a mianowicie magdeburska słowiańska prowincya kościelna.
Zostało samo tylko arcybiskupstwo bez biskupstw-sufraganij, które
upadły w wirze zawieruch pogańskich. Trzeba było w inny spo-
sób nawiązać związek Słowiańszczyzny z katolickim światem.
Święty Wojciech gotów był do pracy, a gdy chodziło
70 Św. WOJCIECH W POLSCE.
O współpracownika z pośród książąt, kogóżby innego można było
wskazać, jak nie polskiego księcia, który był i najpotężniejszy na
północy i clirześcijaństwu wiernie oddany? Nie nadawał się do
tego Bołesław Rudy, książę czeski, znienawidzony we własnym
kraju, a który nie mógł, czy nie cliciał, zapewnić bezpieczeństwa
swemu biskupowi i z którego winy pozostał kraj zupełnie bez
kościelnej opieki.
Stanęło w Rzymie na tem, że się ustanowi z państwa Pia-
stowskiego nową prowincyę kościelną, której arcybiskupem będzie
Św. Wojciech. Było to wielkiem zaufaniem w dobrą wolę księcia
polskiego, że się państwo jego uwalniało od kościelnego zwierz-
cłinictwa i dozoru jakiej starszej metropolii.
APOSTOLSTWO I MĘCZEŃSTWO, 997 r.
W drugiej połowie 9Q6 roku wracał Otto III. na północ,
a z nim św. Wojciech. Pojechali razem do Moguncyi, do arcybi-
skupa, który był zwierzchnikiem praskiego biskupstwa, ażeby ś\x .
Wojciech uzyskał ostateczne i zupełne uwolnienie z jego metro-
polii. Stąd podążył św. Wojciech do Polski. Wstąpił najpierw do
Krakowa, bo tu rezydował biskup ;; morawski", z którym trzeba
się było naradzić co do zamierzonej organizacyi polskiego Kościoła;
z przygodnego pobytu obcego biskupa miało się wyłonić nowe
stałe biskupstwo krakowskie. Stąd podążył do drugiego biskupa
w Polsce, do Poznania. Jechał przez Ślązk; jest podanie o jego
pobycie w Cieszynie, w Bytomiu i w Opolu. Gdzie spotkał się
z dworem Bolesława Wielkiego, nie wiadomo; ale książę przygo-
towany już był na jego przyjęcie, tem bardziej, że przeniósł się
był do Polski także Sobiebór, obdarzony tu zaszczytami. Pierwszym-,
owocem porozumienia się św. Wojciecha z Bołesłav/em Wielkim "^
było założenie klasztoru Benedyktynów w Trzemesznie. Nie udałoj
się jednak porozumienie z biskupem poznańskim,. Ungerem,_ Ten ^
nie chciał arcybiskupstwa i podziału Polski na dyecezye, bo się '
przytem uszczuplić musiał zakres jego władzy. Dotychczas sam
był biskupem nad całem państwem, prócz Krakowa, a miał zostać J
jednym ze sufraganów nowego arcybiskupa. Skoro nie jego osobę -
przeznaczano na to dostojeństwo, miano pewnie do tego powody.
Lepiej też było dla samej sprawy Kościoła, żeby na czele polskiej
prowincyi stanął Słowianin, niż obcy zupełnie Niemiec. Postano-
APOSTOLSTWO I MĘCZEŃSTWO. 71
wiono wobec tych okoliczności, że arcybiskupia stolica będzie nie
w Poznaniu, lecz w sąsiednim Gnieźnie (o sześć mil zaledwie).
Głównym obowiązkiem pasterza Polski była apostolska praca
nad^ Bałtykiem. Nie spełniał tego obowiązku biskup poznański,
Niemiec, a św. Woiciechjodjął się zaraz tego zadania. Tego
samego jeszcze roku 9Q6 wybrał się na Pomorze i on to ochrzcił
'pomorskiego księcia i zaprowadził chrześcijaństwo w Gdańsku
i w ziemi gdańskiej. Następnego roku jął się misyonarstwa na
prawym brzegu Wisły, w kraju Prusaków. Z Gdańska okrętem
udał się wzdłuż wybrzeża na wschód i wylądował koło Bałgi.
Bolesław dał mu trzydziestu zbrojnych dla obrony. Biskup odpra-
wił jednak z Bałgi tę drużynę, bo nie chciał występować wobec
Prusaków w otoczeniu wojennego rynsztunku, jakby jaki najeźdźca.
Zostawił przy sobie tylko kilku kleryków, swych uczniów. Z tymi
udał się pieszo dalej w głąb kraju. Koło dzisiejszej osady zwanej
Rybaki (Fischhausen) spotkał po raz pierwszy Prusaków i zaczął
nauczać. Przyjęto go bardzo nieprzychylnie. Niezrażony udał się
dalej i zatrzymał się znowu w okolicy Cholinum (dziś wioska
Kallen). Tu groziło już niebezpieczeństwo jego życiu. Ale palmę
męczeńską uważał sobie święty mąż za najwyższe szczęście. Odpra-
wiając zbrojną drużynę powiedział już sobie, że albo pozyska
w Prusiech zwolenników, albo nie wróci całkiem. Udał się przeto
wzdłuż morza w inną stronę krainy zwanej Sambią i tu koło Ten-
kitten spotkała go śmierć męczeńska. Ciało jego wykupił książę
polski od Prusaków na wagę złota i sprowadziwszy do Gniezna
złożył je w nowo założonym kościele Bogarodzicy, przeznaczonym
na metropolitalną świątynię całej Polski. Było to w r. 997. Zaraz
po śmierci poczęto go uważać za świętego, toteż wkrótce po-
powstawały kościoły pod jego wezwaniem w rozmaitych stronach
Europy, nie mówiąc już o Polsce. Na Węgrzech, w Granie, po-
wstał katedralny, tj. biskupi kościół św. Wojciecha, później w Szcze-
cinie na Pomorzu, w stolicy Niemiec Akwizgranie i we Włoszech
w Pereum pod Rawenną i w Rzymie na ostrowie rzeki Tybru
(Isola Tiberina); wszystkie w przeciągu kilku lat po śmierci swego
patrona Wojciecha.
Nawet teraz, po śmierci św. Wojciecha, nie chciał Bolesław
Wielki mieć Ungera arcybiskupem, lecz przeznaczał na ten urząd
Radzyma, brata męczennika, i wyprawił go do Rzymu w tej sprawie.
72 METROPOLIA POLSKA.
CESARSKIE ODWIEDZINY, 1000 r.
W r. 999 zasiadł na stolicy apostolskiej Żerber, znający już
stosunki słowiańskie i samego księcia polskiego osobiście. Jako
papież zowie się Sylwester II. Największy ten uczony swego czasu
w całej Europie, odznaczał się surowością w zarządzie Kościoła,
przestrzegał wśród duchowieństwa ścisłego wypełniania obowią-
zków, strącał biskupów, a gromił królów, gdy nie dość po cłirze-
ścijańsku sprawowali swą władzę. Właśnie odsądził od infuły arcy-
biskupa magdeburskiego Gizilera. Radzyma przyjął chętnie i na
arcybiskupa gnieźnieńskiego wyświęcił. Bawił zaś właśnie i Otto III.
powtórnie w wiecznem mieście i powziął zamiar pielgrzymki do
grobu świętego męczennika, swego spowiednika, gdzie miał sam
osobiście dokonać organizacyi polskiego Kościoła, łamiąc cesarską
swą powagą opór Ungera.
Dotrzymał Otto III. swego przyrzeczenia i w następnym roku
1000, wybrał się do Polski z wielkim dworem. Droga wypadała
przez Ślązk. Tu na granicy swego państwa oczekiwał Bolesław
dostojnego gościa w Ilwie nad rzeką Bobrzą (wśród plemienia
Bobrzanów) i stąd razem jechali już do Poznania, a potem do
Gniezna. Otto III. z największem skupieniem ducha odbył piel-
grzymkę i odprawił modły przy grobie św. Wojciecha, poczem
udał się do zamku na ostrowie jeziora Lednicy, największej i naj-
wspaniałszej wówczas w całej Polsce budowli. Tu odbywały się
świetne uroczystości, a książę polski z takim wystąpił przepychem,
że gościna ta zadziwiła swą wspaniałością współczesnych, a prze-
szła w podaniach do pamięci potomnych. Tu trzymał cesarz Bole-
sławowi Wielkiemu do chrztu syna, zrodzonego w tym roku z Pomo-
rzanki Emnildy, siódme z kolei dziecię książęce^), które na cześć i
i pamiątkę cesarskich odwiedzin nazwano Ottonem.
Ustanowiono w Gnieźnie metropolię i Radzym został pier-
wszym arcybiskupem polskim. W Krakowie, we Wrocławiu i w Ko- i
łobrzegu na Pomorzu ustanowiono trzy biskupstwa. Nie słychać
też już odtąd o biskupach morawskich, lecz zaczyna się nieprzer-
wany już ciąg krakowskich, mających stałą siedzibę w Krakowie.
^) Pomiędzy piatem z kolei : Mieszkiem a tym Ottonem była córka niewia-
domego imienia, późniejsza Wielka księżna Kijowska. i
I
CESARSKIE ODWIEDZINY. 73
W Krakowie i we Wrocławiu zaczął Bolesław Wielki zaraz sta-
i^iać kościoły katedralne. Chwalebna to nader była myśl, że Po-
inorza nie przyłączał do poznańskiej dyecezyi, ale osobne tam
|;akładał biskupstwo. Było tedy w Polsce pięć stolic biskupich;
liestety, Kołobrzeskie nie długo trwało.
Przyzwyczajony do przepychu dworskiego ceremoniału i przy-
kazujący do tego znaczenie, uczcił Otto III. księcia polskiego
V ten sposób, że nadał mu pewne oznaki władzy i godności roz-
)owszechnione w zachodniej Europie. Nie używali ówcześni mo-
jiarchowie jeszcze bereł. Oznaką władzy królewskiej była włócznia,
ictórą niesiono zawsze przed monarchą i stawiano przy jego tronie.
iJżywali włóczni w ten sposób dawni cesarze rzymscy; zwyczaj
en utrzymał się na dworze bizantyńskim, a z księżniczką Teofania,
jUałżonką Ottona II., przeszedł na dwór dynastyi saskiej. Cesarska
!x'łócznia była starożytnego pochodzenia, prawdopodobnie z Bi-
^ancyum sprowadzona i przypisywano ją św. Maurycemu. Podo-
Diznę tej swej włóczni przywiózł Otto III. w darze Bolesławowi
'znajduje się do dni naszych w skarbcu kościoła katedralnego na
OC^awelu). Znaczyło to zupełnie to samo, czem według późniejszych
vvyobrażeń byłoby ofiarowanie królewskiego berła: uznanie niepo-
dległego monarszego stanowiska.
i Około roku 315 po Chr. powstała na dworze cesarza rzym-
skiego Konstantyna godność patrycyusza. Był to tytuł zaszczytny,
nadawany osobom najbardziej około państwa zasłużonym. Późniejsi
cesarze nadawali go obcym książętom, wyrażając przez to, że uwa-
żają ich za swych towarzyszów w rządzeniu chrześcijaństwem.
Klodwig frankoński, ów król ,;arcychrześcijański", otrzymał tytuł
patrycyusza od cesarza Anastazego; używali tego tytułu wszyscy
królowie frankońscy od Pipina Małego i sam Karol Wielki tak
się tytułował, a po nim Ottonowie i jeszcze dwaj późniejsi cesa-
rze: Henryk II. i Henryk III. Uważano więc tytuł ten za jeden
z najwyższych zaszczytów, którego nie lekceważyli sobie sami na-
wet cesarze. Był ceremoniał cały przy nadawaniu tego tytułu;
wśród wielu rozmaitych a długich obrzędów, wkładano też no-
wemu patrycyuszowi złotą przepaskę na głowę. Na ostrowie Le-
dnicy mianował Otto III. naszego Bolesława patrycy uszem, a tytuł
ten wynosił go wysoko ponad wszystkich margrabiów i książąt
niemieckich.
74 ZAJĘCIE MARCHIJ.
Jest podanie, źe cesarz własną koronę z głowy zdjąwsz);
włożył ją na głowę Bolesława. Prawdopodobnie była to patni
cyuszowska złota przepaska, która nie miała jednak wierzchniego
półkolistego nakrycia, jak miewają korony królewskie. Koronne;
mógł dokonać sam tylko papież, jeżeli nie osobiście, to przez w}^
znaczonych do tego biskupów, którym kazałby się niejako wyn;
czyć. Ale samo nadanie ,; włóczni św. Maurycego" oznaczało, ż
Otto III. uważa księcia polskiego za monarchę i było upoważnię
niem ze strony cesarza, żeby Bolesław starał się w Rzymie o tytr
królewski i o koronacyę. Było też w tem zupełne zwolnienie d
jakiejkolwiek podległości wobec królestwa niemieckiego. Stosuiie
hołdowniczy względem Niemiec ustaje.
Zjazd gnieźnieński z roku 1000, na grobie św. Wojciech
męczennika dokonany, jest wynikiem jego starań, jego stosunk
tak do Ottona III, jakoteż do Bolesława Wielkiego. Torował dróg
do porozumienia Słowian z Niemcami na podstawie równość
i sprawiedliwości. Prawdziwy mąż Boży, przelewał bojaźń Boż
w życie narodów, a tchnieniem chrześcijańskiej miłości ożywia
bieg dziejów. Wielki w Kościele, wielkim jest też w dziejach świe
ckich. Naszego narodu wielki miłośnik, patronował nam już z
życia, orędownik polskiego imienia!
ZAJĘCIE MARCHIJ, 1002 r.
Dobre stosunki z Niemcami mogły trwać dopóty, pókib
królowie niemieccy postępowali śladem Ottonów i nie przeszka
dzali rozwojowi Polski. Ale wielkoduszny Otto 1 1 I-ci zmarł ju
w styczniu 1002 roku, a następca jego Henryk II., z rodu książę
bawarskich, trzymał się całkiem innej polityki, powrócił do da
wniejszego trybu ujarzmiania Słowian i chciał, żeby Polska był
zależna od Niemiec. Bolesław Wielki zaś dążył do tego, żeby do
kończyć rozpoczęte przez ojca dzieło, połączyć z polskiem pań
stwem inne jeszcze słowiańskie ludy i założyć państwo obs/crn
i potężne. Połabian chciał dostać pod swe panowanie w ten spc
sób, żeby samemu zostać na razie nad nimi margrafem pod nie
mieckiem zwierzchnictwem, za zgodą niemieckiego króla. L'ir/\
mywał też na wszelki wypadek dobre stosunki z jedną marchia
idąc i w tem także za przykładem Mieszka I. Łączyła Bolesław
przyjaźń z Ekkehartem, margrabią Miśnijskim i Łużyckim. Te
ZAJĘCIE MARCHIJ. 75
(Tiarł wnet po Ottonie II L, dnia 30 kwietnia 1002 r., a było rze-
:ą wątpliwą, czy Henryk bawarski nada marchię jego synowi
ermanowi. Herman udał się pod opiekę polskiego księcia, któ-
fmu również wielce na tern zależało, żeby na pograniczu nie
.ądził kto nieprzychylny Piastowskiej dynastyi. Podczas burzli-
rego bezkrólewia, gdy trzech współzawodników spierało się o tron
ncmiecki, a Henryk bawarski nie zdążył jeszcze pokonać swych
rzeciwników, korzystając z tego zamieszania, wkroczył Bolesław
/ielki z wojskiem do marchij i zajął bez trudności Miśnię i Łu-
/ce, tudzież gród Strelę, na północy w kraju Wilców. Herman
liał się ożenić z czternastoletnią córką Bolesława Regelindą,
Strela z okoliczną krainą miała stanowić oprawę księżniczki.
|knryk bawarski został tymczasem królem i przyjmował w Mer-
;,^burgu hołdy książąt niemieckich. Bolesław uważał się za zupeł-
jje niezawisłego króla Polski, ale pojechał złożyć hołd z zajętych
larchij; gdyby go przyjęto, znaczyłoby to, że Henryk zgadza się
a odstąpienie marchij piastowskiemu księciu. Żądał jednak Bo-
isław dla siebie tylko marchii Łużyckiej i sąsiedniej ziemi Milskiej^
^imą zaś Miśnię i część podbitą kraju Wilców, pozostawiał swemu
ięciowi Hermanowi i prosił o lenno dla niego. Henryk II. przy-
tał na wszystko, ale była to zgoda tylko pozorna.
Ledwie Bolesław wyjechał z Merseburga, napadli nań w dro-
żę nasadzeni przez króla Henryka zbójcy, zaczajeni w zasadzce;
ik tedy chciał się król niemiecki skrytobójstwem pozbyć potę-
nego słowiańskiego sąsiada. Zamach się nie udał, a Bolesław za-
irał się teraz do dalszego ciągu swego dzieła, do połączenia Czech
. polityką polską. Jak król niemiecki był nad książętami niemie-
kich ludów, tak miał być piastowski monarcha nad książętami
Pomorza, Połabia, Czech i Rusi zwierzchnikiem i kierownikiem
sdnolitej wspólnej słowiańskiej polityki. Czechy pozostawały wla-
nie w zupełnej zależności od Niemiec; trzeba je było wyrwać
; tego, póki się jeszcze nie stały marchią niemiecką.
Bolesław zawarł ścisły sojusz z książętami Austryi, z rodu Baben-
(ów, niechętnymi królowi Henrykowi od samego początku.
:ajęcie czech i SŁOWACZYZNY, lOOS r.
Sojuszu tego potrzebował nietylko ze względu na cesarza,
ile też ze względu na Czechy. Austrya, marchia niemiecka, po-
76 ZAJĘCIE CZECH I SŁOWACZYZNY.
wstała na ziemi Rakuszan, sąsiadowała z Czechami od południ
Od wschodu Morawy i od północy Łużyce były już w ręku Bi
lesława, tak że z trzech stron Czechy były okolone. Rzecz by
dobrze przygotowana.
Werszowce czyniH ciągle zamieszania w Czechach; mieli n
wet upatrzonego już kandydata na księstwo czeskie w osobie Wł,
dywoja. Bolesław Rudy bronił się okrucieństwami, a nie czuj:
się bezpiecznym na tronie, podejrzywał własnych braci o spis!
przeciw sobie. Bracia uciekli do Bawaryi, a Władywój do Polsk
Werszowce zyskali w Czechach przewagę i powołali Władywój
na tron, na któiym przesiedział jednakowoż ledwie kilka miesi ęc
dokonawszy życia już w styczniu 1003-go roku. Władywój uzn.
króla niemieckiego swym zwierzchnikiem, czyli, że siebie uzn;
lennikiem; złożywszy hołd, oddał Czechy Henrykowi i odebrał j
z jego ręki we władanie w listopadzie 1002 r. Zrobił to dlategc
żeby ubiedz braci Bolesława Rudego, bawiących w Niemczecl
a którzy także do hołdu byli gotowi. Król Henryk wolał mie
Czechy bez wojny swem lennem i dlatego dał pierwszeństw
Władywojowi, który już miał kraj w swem ręku. Po śmierci Wła
dywoja przybył do Czech brat Rudego, Jaromir, ale ten ledwi
kilka dni utrzymał się na tronie. Dotychczas Bolesław Wielki za
jęty był marchiami połabskiemi; obecnie sam wdał się w czeski
sprawy. Nie chcąc mieć w Pradze żadnego niemieckiego hołdo
wnika, lecz swego, obiecał Rudemu dopomóc do odzyskania tron^
i rzeczywiście na tronie go osadził. Nie zamierzał przeto pozba
wić Przemyślidów panowania; nie zamierzał ujarzmić Czech, pod
bić je, ale tylko mieć tam swój wpływ, żeby Przemyśl idzi słowian
skiej sprawie służyli, a nie niemieckiej. Bolesław Rudy nie umiai
jednak rządzić; postępowaniem swem tak wszystkich na siebi
oburzył, że Czesi prosili, żeby ich uwolnić od takiego wLiHcy
Książę polski przybył tedy do Czech, pojmał Rudego i do
zienia wtrącił. Trudno było osadzać na tronie którego z jego braci
Jaromira lub Oldrzycha, którzy bawili w Niemczech, bo się hołdo
wnikami niemieckimi uznawali. Nie ustanowił przeto nikogo ksią
ciem w^Pradze i sam^ bezpośrednio panowanie nad Czechami objął
Nie było to pierwotnym jego zamiarem, ale okoliczności zmus/ab
go do tego, żeby wydrzeć Czechy z zależności niemieckiej.
Na ten też czas zdaje się przypadać przyłączenie Słowa c/y
WOJNA Z HENRYKIEM II. 77
iy do państwa Piastów. Na Węgrzech były wówczas cztery dziel
ke, z których trzy były pod panowaniem Madziarów (państwa
iyuH czyH JuHusza, Achtuna i Gejzy), a czwarta: Słowaczyzna
yła jeszcze wolna od Madziarów. Dzieje Słowaczyzny są prawie
ipełnie nieznane i niewiadomo, co się tam działo po upadku
aństwa Wielkomorawskiego, a przed zajęciem kraju przez Bole-
lawa Wielkiego.
I^OJNA Z HENRYKIEM II, 1004-1013 r.
j Król niemiecki Henryk II. zażądał, ażeby Bolesław złożył mu
[ołd z Czech, grożąc, że inaczej wprowadzi do Pragi Jaromira,
iiast hołdu odmówił i zaczęła się wojna z Niemcami, która z dwiema
rzerwami trwała lat czternaście, 1004—1018.
Najpierw wyprawił się Henr>'k do marchij połabskich i znisz-
^ł je ogniem i mieczem, żeby Bolesław nie mógł stąd mieć po-
tłków, w drugiej zaś wyprawie, przedsięwziętej tego samego roku
I' te same strony, zajmował grody i podburzył Lutyków na Pol-
fcę. Gdy mu się to udało,- pewny, że pogańscy Słowianie sami
\ już dopilnują niemieckiego interesu, zwrócił się nagle do Czecha
bsyłając przodem Jaromira. Książę ten nietylko miał z sobą hufce
kmieckie, ale też znalazł w Czechach wśród ludności poparcie;
rszak to był Przemyślida, swojak! Wybuchło powstanie przeciw
fiastowi, Bolesław musiał Czechy opuścić, a wojsko niemieckie
lijęło już tymczasem ziemię Milska z grodem Budziszynem.
I Następnego roku, 1005, wtargnęli Niemcy po raz
[ierwszy w polskie ziemie. Pod Krosnem na Ślązku
:"zeszli Odrę i szli pod Międzyrzec, skąd ruszyli do Wielkopolski
dotarli aż pod Poznań. Tu zawarto pokój: Bolesław tracił Milsko
^Łużyce, które miał od Niemiec lennem, ale ze swego właści-
Jego państwa nie tracił nic. Kroniki niemieckie donoszą, że po-
5j ten wielce Henryka zmartwił. Chciał oczywiście, żeby mu Bo-
sław złożył hołd z Polski, ale nie czuł się na siłach prowadzić
ojnę dalej i nie miał czem żywić żołnierza; poprzestał przeto na
izyskaniu marchij.
Próbował Bolesław ułożyć sojusz Słowian przeciw Niemcom.
le z Lutykami nie można się było porozumieć, dla nich ochrzczony
iładca Polski był zdrajcą słowiańskiej sprawy, której dobro w po-
jmstwie tylko upatrywali; Jaromir zaś czeski zdradził Bolesława
78 ŚWIĘTY BRUNO.
i doniósł o wszystkiem królowi Henrykowi. Szczęściem miał Bo-j
lesław swoich zaufanych na dworze Henryka, którzy zawiadomili?
go o tem, że król gotuje nową wojnę. Wolał więc Bolesław sanr
pierwszy uderzyć, niż czekać Niemców u siebie. W r. 1007 nie
spodziewanym napadem zajął znowu Milsko i Łużyce, przyczen:
zapędził się aż pod Magdeburg. Henryk dopiero po czterech la-
tach zdobył się na odwet.
Bolesław miał w Niemczech wielu życzliwych. Wielki w
Polski, kronikarz niemiecki Dytmar, tłumaczy to przekupstw cin
Bardzo być może, że książę polski opłacał szpiegów po dworacł
niemieckich, ale cóż ci znaczą? Główna przyczyna tkwiła w czen
innem.
Minęło 40 lat od chrztu Mieszka I., a książęta polscy oka ,
zali się wiernymi synami Kościoła. W Rzymie upatrywano w Piał
Stach przyszłość wschodniej Europy; dla wielkich przodowników; i
Kościoła wszystkie narody były równe. W samych Niemczech na i
stało za Ottonów wiele zmian na lepsze; ucywilizowały się on^
znacznie pod wpływem Włoch, a kościół niemiecki wszedł w bli
ską styczność z papiestwem. Nie brakło już w Niemczech ludzi
uczonych, którzy zażartą nienawiść względem Słowian uważali z i
zbrodnię wobec chrześcijaństwa, a pragnęli jednako rozwoju i do
bra wszystkich narodów. Tacy nie upatrywali nic dobrego w ten
żeby Niemiec miał panować nad Słowianinem i życzyli w iini
słuszności powodzenia Bolesławowi w jego dążeniu do założeni
wielkiego słowiańskiego państwa. Jeden z najwybitniejszych, ś\i*
Bruno, kanonik magdeburski, potem zakonnik Benedyktyn, głośri<
przestrzegał cesarza, „żeby nie nastawał na zgubę chrześcijańskiego
księcia, dzielnego pracownika w winnicy Pańskiej", a w r. 100^
gdy Bolesław musiał uchodzić z Pragi przed Jaromirem, a wla
ściwie przed Henrykiem II., św. Bruno wyjechał do Polski i t^
wił się na piastowskim dworze, żeby poświęcić swe siły mi
narstwu na wschodzie. Poznawszy osobiście Bolesława Wielkiegc
jego charakter i zamiary dla dobra swych ludów i chrześcijaństwa
potem o nim pisał: „Kocham go, jak własną duszę, a bardzie
niż życie moje". Św. Bruno działał następnie na Rusi i wśn')'
dzikich Pieczyngów za Dnieprem; w końcu poszedł śladem śv
Wojciecha i znalazł również śmierć męczeńską w Prusiech, w rok
1009-tym. Należał także do duchownych uczniów św. Romualdć
WOJNA Z HENRYKIEM II. 79
I którym wiele obcował bawiąc we Włoszech. Za jego głośnym
rzykładem stawało po stronie Bolesława coraz liczniejsze grono
iczonych opatów i pisarzów duchownycłi; na własnym dworze
liał Henryk takich, którzy potępiali jak najsurowiej walkę z Pol-
ką, jako rzecz niegodziwą, jako napaść zbójecką. Doszło do tego,
e i świeccy dali się przekonać; nawet wśród żołnierzy nie brakło
ikich, którzy duszą byli po stronie Bolesława, choć musieli z nim
kalczyć z rozkazu swego króla. Szerzyła się ta życzliwość dla
.olskiego księcia coraz bardziej, dzięki duchowieństwu, pragnącemu,
i^by i polityka była chrześcijańską; skończyło się na tem, że nie-
lieccy żołnierze śpiewali podczas wyprawy, w obozie, śpiewki
i^ydercze na swego króla, a na polskiego księcia pochwalne pie-
li! Miał Bolesław w Niemczech kilkunastu lub kilkudziesięciu
'piegów, ale miał też dostojnych i wpływowych przyjaciół nie
(^ pieniądze, lecz dlatego, że sprawa jego była słuszną.
Król Henryk II. o to się nie troszczył. W r. 1011 wyprawił
,a Polskę nowe wojsko, którem kazał dowodzić książęciu cze-
l^iemu Jaromirowi. Ale niedaleko zaszedł Przemyślida na czele
tekich żołnierzy, bo tylko pod Głogów na Ślązku. Tu były
rody na Odrze, któremi można się było dostać na drogę, wio-
ącą do Poznania. Głogowianie jednak wsparli dzielnie hufce
[olskiej drużyny wojennej i zmusili Jaromira do odwrotu. Nastę-
inego roku Ślązacy znowu dzielnie się spisali i odjęli Henrykowi
Ichotę do dalszej wojny. Z końcem r. 1012 kazał się Henryk za-
lytać, czyby Bolesław nie przystał na pokój.
Rad był pokojowi Bolesław, ale podał ciężkie dla Henryka
farunki. Łużyce i Milsko miały pozostać przy Polsce, a nadto
liał król Henryk oddać swą krewną, siostrzenicę Ottona III-go,
,yksą czyli Rychezę, za żonę 23 letniemu synowi Bolesława, Mie-
tkowi, zrodzonemu z Emnildy, którego ojciec przeznaczał na
^x^ego następcę. Małżeństwo to miało oznaczać, że król niemiecki
znaje dynastyę Piastów za zupełnie równą swemu rodowi. Przy-
ał Henryk na wszystko. Mieszko sam pojechał na czele posel-
wa i Ryksę pojął w małżeństwo. Zaledwie jednak dwa lata
wał ten pokój.
W roku 1013 obaj monarchowie potrzebowali pokoju, bo
lieli pilne sprawy w innych stronach świata. Henryk miał wojnę
e Włoszech i pragnął otrzymać cesarską koronę, co też uzyskał
80 WOJNA RUSKA.
W tym samym jeszcze roku. Skoro wrócił na północ, rozpoczą
znowu kroki nieprzyjacielskie przeciw Polsce. Bolesław zaś mia
do czynienia na wschodzie z Rusią.
WOJNA RUSKA.
Książę kijowski Włodzimierz miał ciągle jeszcze w sweii
ręku grody Czerwieńskie. W rodzie Ruryka panowała czasow(
zgoda. Zamordowanie brata Jaropełka pomogło Włodzimierzom
do jedynowładztwa nad olbrzymiemi obszarami od Wielkiego
Nowogrodu aż po Kijów. Ażeby nie wywoływać zemsty stronni
ków Jaropełka, przyjął Włodzimierz syna Jaropelkowego, imienien
Świętopełka, za swego i przysposabiał go na następcę. Świętopełl
pragnął zbliżyć się do Polski i do Kościoła rzymskiego, podcza
gdy Włodzimierz przejmował się już bizantyńską niechęcią d(
Rzymu. Świętopełk pojął za żonę córkę Bolesława, niewiadomegc
imienia, córkę Emnildy, a z nią pojechał na dwór kijowski Rein
bern, biskup kołobrzeski z Pomorza. Rozpoczęli w Kijowie jedna;
zwolenników zachodniemu Kościołowi; gdy Włodzimierz to spo
strzegł, wtrącił wszystkich troje do więzienia. Miał ich w podejrzę
niu, że zamierzają przedsiębrać coś przeciw jego panowaniu, z na
mowy i za poparciem polskiego księcia; czy podejrzenie był(
słuszne, żadnych o tem wiadomości nie mamy. Bolesław pospie
szył córce z pomocą i Włodzimierzowi wydał wojnę. Towarzy
szył mu na Ruś oddział żołnierzy niemieckich; prawdopodobni
od zięcia, margrafa miśnijskiego, Hermana, przysłany. Na wscho
dzie miał zaś gotowych sprzymierzeńców w Pieczyngach. Był t<
lud mongolski, pobratymczy dawnych Hunów, a również dziki'
ci od południa i południowego wschodu uderzali ciągle na pań
stwo Rurykowiczów. Z dziczą tą atoli nie można było pozostawa
w sojuszu, bo im tylko o łupy chodziło i o rabunek. Bolesła\
musiał ich się pozbyć, a gdy rady na nich nie było, kazał ic
swemu wojsku otoczyć i w pień wyciąć. Pieczyngowie pusto
szyli kraj ruski w straszliwy sposób, i tylko do tego byli zdoln
Bolesławowi zaś chodziło o to, żeby państwo ruskie wciągną
w swoją wielką politykę, a nie o to, żeby Ruś wyniszczyć, hinyc
wydarzeń tej wojny nie znamy.
W roku 1015 zmarł książę Włodzimierz, a Świętopełk zostć
jego następcą. Nie było tedy przyczyny dalej wojny prowadził
PRZYMIERZE RUSI Z NIEMCAMI. 81
Bolesław zwrócił się przeciw Niemcom. Miał wiadomości z Włocli,
że Henryk nie pogodził się z warunkami pokoju merseburskiego,
że po powrocie będzie poszukiwać odwetu. Bolesław pragnął
i tym razem uprzedzić wroga. Starał się znowu utworzyć przeciw
Niemcom koalicyę czyli związek wszystkich zachodnich Słowian.
Lutycy woleli jednak margrafów, niż Piastów; tylko Łużyczanie
I 'stanęli po stronie polskiej, może przez to, że właściwie Łużyce
były już pod polskiem panowaniem, a resztą ich kraju władał
zięć polskiego monarchy, margraf Herman. Przemyślidzi ani sły-
szeć nie chcieli o wielkiej wojnie z Niemcami. Od r. 1012 pano-
wał w Czechach najmłodszy z braci Bolesława Rudego, Oldrzych
(zwany z niemiecka Ulryk), hołdownik niemiecki. Do niego wy-
prawił polski książę w poselstwie własnego syna, Mieszka. Oldrzych
go uwięził i Henrykowi wydał, a towarzyszów jego zabić kazał.
Nie można było u czeskiego księcia uprosić nawet neutralności,
tj. żeby nie^stawał ani po jednej, ani po drugiej stronie; Oldrzych
chciał koniecznie dopomóc Niemcom do zgnębienia Piastowskiej
dynastyi. Nie powiodła się jednak i tak wyprawa niemiecka w roku
1015-tym; połowa wojska wyginęła w bagnistej zasadzce. Ale Hen-
ryk miał dostać nową pomoc przeciw Bolesławowi: z Kijowa.
Książę Włodzimierz umierając, ustanowił wprawdzie Święto-
pełka swym następcą, ale wszystkim swym własnym synom, a było
jedenastu, powyznaczał dzielnice. Miało tedy być aż dwanaście
ruskich księstw, a nad niemi zwierzchnik w Kijowie, skąd tytuł:
Wielki książę kijowski. Świętopełk chciał być jedynowładcą, tak
samo, jak Włodzimierz, i tego samego też chwycił się do tego
sposobu. Jak niegdyś Włodzimierz jego ojca, tak on teraz mordo-
I wał jego synów: trzech zabił zaraz w pierwszym roku: Borysa,
Gleba, Światosława. Natenczas najstarszy z tych braci, Jarosław,
udał się do Skandynawii po nowych Waregów, pobił z ich po-
mocą Świętopełka i opanował stolicę Rusi, miasto Kijów. Święto-
pełk uciekł do teścia, do Polski, szukać pomocy; Jarosław zaś
sprzymierzył się z Henrykiem II. przeciw Bolesławowi, wziętemu
teraz we dwa ognie. Ufny w to król niemiecki przedsięwziął nową
wyprawę w roku 1017.
82 POKÓJ BUDZISZYŃSKI.
POKÓJ BUDZISZYŃSKI, 1018 r.
Wyprawa ta była znowu wojną ślązką. Henryk ruszył na^
Głogów, ale nic tu nie wskórał. Bolesław czekał na Niemców we
Wrocławiu, ale nie mogąc się ich doczekać, ruszył za nimi. Wten-'
czas Niemcy zmienili kierunek i poszli pod Niemcze, lecz tęga
grodu nie zdobyli. Henryk wrócił z niczem do domu; wracał ko-
łując przez Czecłiy, których księcia miał na swe usługi. Teraz Bo-
lesław gotował się do najazdu Niemiec.
W wojnie tej nie było żadnej walnej bitwy, a jednak Hen-
ryk wracał z niej pokonany, zgnębiony najzupełniej, ze zniszczo-
nem wojskiem. Nie był ze wszystkiem pewny swoich żołnierzy,
słysząc, jak w obozie śpiewają pieśni o Bolesławie. Książę zaś
polski prowadził wojnę w świetny sposób. Obrał sobie wojnę
t. zw. podjazdową, która polega na tem, żeby wojsku nieprzyja-
cielskiemu nie dawać sposobności do walnej rozprawy, ale je nę-
kać nieustannie we dnie i w nocy drobnemi oddziałami, tu ży-
wność zabierając, tam nocleg psując, ówdzie wpędzając na bagna.
Niemcy w obcym kraju szli całą gromadą, którą trudno było wy-
żywić; Bolesław podzielił swoich na kilkanaście hufców, z którycli
każdy z innej strony zaczepiał, a że żaden nie był liczny, łatwo
im było schować się, uciec przed pościgiem i znowu wracać^
Nieraz Niemcy przez dłuższy czas nawet nie widzieli polskiego
wojska, ale blizkość jego ciągle czuli, bo im się dawało we znaki
Klęski zadać Polakom nie mogli; w najlepszym razie mogli roz-
proszyć i pokonać jeden taki lotny oddział. Dopiero gdzieś dalej,
w Wielkopolsce, byłby Bolesław przyjął walną bitwę; ale podja-
zdową wojną osięgnął, że Henryk do Wielkopolski nie doszedł|
i ze Ślązka wrócił.
Gdy teraz Bolesław sam się gotował do najazdu Niemiec/
poprosił cesarz o pokój. Zawarto go roku 1018 w Budziszynie,
w Łużycach. Zdobycze polskiego oręża zostawały przy Polsce.
Niemcy były pokonane, niezawisłość Polsce zapewniona; połącze-
niu jednak wszystkich zachodnich Słowian w jedno państwo prze-j
szkodzili Przemyślidzi. Wpływ Polski miał się za to rozszerzyć
daleko na wschód.
ZDOBYCIE KIJOWA. 83
ZDOBYCIE KIJOWA, 1018 r.
Załatwiwszy się z Henrykiem II, zwrócił się Bolesław zaraz
przeciw Jarosławowi. Podczas ostatniej wojny niemieckiej chciał
się z nim pogodzić, a gdy z początkiem r. 1017 umarła Emnilda,
prosił Jarosława o rękę jego siostry, Predsławy. Odmówiono mu;
popamiętał mu to upokorzenie Bolesław. Skoro Jarosław zgody
nie chciał, postanowił książę polski przywrócić Świętopełka na tron
kijowski i wojnę wypowiedział. Nad rzeką Bugiem odniósł walne
zwycięstwo, poczem w szybkim pochodzie podszedł pod Kijów
i zdobył stolicę Rusi. Jest podanie, że wjeżdżając do miasta ciął
mieczem w bramę zwaną ,; Złotą"; miecz się nieco przy tem wy-
szczerbił, stąd „Szczerbcem" zwany. Przechodził potem na nastę-
pców Bolesława, jako pamiątkowe dziedzictwo. Jarosław uciekł na
północ do Nowogrodu zaraz po bitwie nad Bugiem. W Kijowie
wracał do władzy zięć Bolesława, Świętopełk.
Silne ramię wielkiego monarchy sięgało od Łaby po Dniepr.
Samo piastowskie państwo odznaczało się rozległością: Wielko-
polska, Kujawy, Łuźyce, Milsko, Ślązk, Wiślanie, Krakowskie, Mo-
rawy i teraz po ruskich wyprawach odzyskane Czerwieńskie grody,
należały bezpośrednio pod władzę Bolesława. Prócz tego miał kraje
podległe z książętami od siebie zależnymi, swymi hołdownikami :
\ Pomorze, Słowaczyzna i Wielkie księstwo Kijowskie. Nadto można
i marchię miśnijską uważać za kraj podległy raczej Bolesławowi,
niż niemieckiemu królowi. Skromnie księciem tylko tytułował się
Bolesław, ale rozporządzał potęgą większą od niejednego króla.
Z Kijowa wyprawił ten „książę" dwa poselstwa na dwie
świata strony, do obydwóch cesarzy: do rzymskiego cesarza Hen-
ryka II w Niemczech, swego wroga i do Konstantynopola, do ce-
1 sarza bizantyńskiego, Bazylego II, którego uznawali ruscy waregscy
i książęta. Ogłaszał jednemu i drugiemu, że jest ich potężnym są-
I siadem, którego lepiej przyjacielem mieć, niż wrogiem; o przyjaźń
prosił, w razie nieprzyjaźni groził. Czuł się królem. Co przed ośm-
nastu laty w Gnieźnie było postanowione, czego szesnastoletnią
i wytrwałą walką bronił, to teraz obronione zbliżało się do spełnienia.
84 ROZTROPNOŚĆ BOLESŁAWA W.
KORON ACYA, 1024 r.
Potęga nie zaślepiała jednak roztropności Bolesławowej. Lii-
tycy i Przemyśl idzi gotowi byli zawsze rzucić się na Piastów, ma-
dziarscy Arpadowie pragnęli rozszerzyć swe panowanie aż po Kar-
paty, pogańscy Prusacy wzdychali do łupów, a Rurykowicze byli
niepewni; do okoła czekano tylko sposobności, żeby się dać we
znaki rozszerzonemu przez Bolesława państwu. Starał się w Rzymie
o koronę, ale cesarz kazał czychać w drodze na jego posłów i brał
ich do niewoli, w samym zaś Rzymie przeszkadzał mu na pa-
pieskim dworze. A papiestwo upadło bardzo po Sylwestrze II;
następowali po sobie papieże bez większego znaczenia i do tego
nieszczególnie zapisani w historyi kościelnej, którzy utrzymywali
się tylko przez poparcie cesarza i byli od niego zupełnie zawiśli.
Koronować się na króla miał Bolesław prawo od roku 1000, ale
nie czynił tego, wiedząc, że Henryk II zerwałby się zaraz do nowej
wojny, w której łatwo mu było o sprzymierzeńców. Wychodził
Bolesław dotychczas z tych wojen zwycięsko, ale pamiętał, że losy
wojen bywają zmienne i lepiej, gdy się można obejść bez próbo-
wania tej zmienności. Nie chciał też zatrudniać państwa wojnami
bez końca. Było ich już dosyć! Trzeba było zająć się sprawami
wewnętrznemi, ulepszaniem organizacyi państwowej w kraju, wpro-
wadzaniem coraz większego ładu i porządku. To jest głównym
monarchy obowiązkiem, a ciągłe wojny odrywały go od tego.
Gorąco tedy pragnął już pokoju; wszak był zwycięscą i wiedzieli
już wrogowie, jaka moc jego oręża!
Toteż roztropny Bolesław odłożył jeszcze koronacyę. A gdy
Jarosław z Nowogrodu wrócił do Kijowa, Świętopełka znowu wy-
gnał i ten w ucieczce gdzieś zginął, pozostawił Bolesław Jarosława
na Kijowskiem księstwie, poprzestając na tem, że ten uznał jego
zwierzchność i że grody Czerwieńskie przy Polsce pozostały.
Roztropność Bolesława znać też w nowem małżeństwie za-
wartem po śmierci Emnildy. Poślubił Odę, siostrę swego zięcia
Hermana, żeby utrzymać jak najściślejszy związek z Miśnią. Było
to podczas układów pokojowych z Henrykiem II w Budziszynie.
Po narzeczoną posłał swojego najmłodszego syna, owego Ottona^
którego trzymał do chrztu cesarz Otto III w Gnieźnie. W cztery
dni po zawarciu pokoju, 3. lutego 1018, przybyła Oda na gród
KORONACYA. 85
łużycki do Zyczyna, o dwie mile na zachód od Budziszyna i tam
się ślub odbył. Było to jakby ostrzeżenie Henryka II, że Miśnia
raczej polską jest, niż niemiecką, a margraf polskim sojusznikiem
Z tej czwartej żony miał Bolesław córkę Matyldę, swe ósme z kolei
dziecię; wyszła potem za księcia szwabskiego. Przeznaczony do
rządów syn Mieszko był już sam ojcem czworga dzieci, dwóch
synów i dwóch córek.
W r. 1024 umarł główny wróg Polski, Henryk II, nie zo-
stawiając potomka. Zanimby niemieccy książęta poszukali sobie
nowej królewskiej dynastyi, skorzystał Bolesław ze sposobnej chwili,
zebrał biskupów polskich, a odbywszy z nimi naradę, dał się ko-
ronować arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Widocznie miał z Rzymu
dawno już pozwolenie i wiedział, że papież nic niema przeciw
koronacyi, a tylko nie chce wszczynać o Polskę sporu z Hen-
rykiem II. Jakoż rzeczywiście nigdy żaden papież tej koronacyi
nie zganił i królewskiego tytułu nie przeczył. Dziełu Mieszka I i Bo-
lesława Chrobrego trzeba było koniecznie korony. Ta p o 1 s k a ko-
rona stała się widomym znakiem jedności narodowej i niepodle-
głości państwowej, równości zupełnej z Niemcami. Odtąd nie mo-
gło już być Europy bez polskiej korony, odtąd wszelki zamach
na niepodległość Polski był już nietylko rabunkiem, ale też świę-
tokradztwem popełnionem na całem chrześcijaństwie.
Szczęście to wielkie, że się Bolesław wówczas koronował.
Chociaż miał dopiero lat 58, ale życie sterane tylu wyprawami
i trudami wojennymi, nie mogło już mieć sił na długo. Nie minął
rok od tej wiekopomnej koronacyi, a Bolesław życie zakończył,
przekazując straż swego dzieła synowi. Mieszkowi II.
Kronikarz polski owych czasów podaje, że ludność polska
przez cały rok była w żałobie po swym wielkim królu. Ile zdziałał
w polityce i orężem, widzieliśmy; ale słynął niemniej z dzieł
pokoju, dbając, żeby Polska dogoniła Niemcy w cywilizacyi, a prze-
dewszystkiem słynął ze sprawiedliwości.
Niemcy chwalili go w pieśniach, Rusini nazwali Chrobrym,
tj. mężnym, dzielnym. My zwijmy go Wielkim. Tak go też nazy-
wają najstarsze polskie roczniki historyczne, jak np. Rocznik ka-
pitulny krakowski. Najstarszy ruski historyk. Nestor, mnich z Ławry
Peczerskiej pod Kijowem, również zowie go Wielkim.
86 DZIECI BOLESŁAWA w.
Monarcha ten przeniósł stolicę państwa z Poznania do Kra-
kowa; nie da się jednak oznaczyć dokładnie roku, kiedy to uczynił.
Umarł 17 czerwca 1025 r.; pochowany w katedrze poznań-
skiej obok swego ojca, Mieszka I.
Z czterech żon miał Bolesław Wielki ośmioro dzieci, trzech
synów i pięć córek. Pierwsze dwa małżeństwa, służące tylko do
politycznych celów Mieszka I., były krótkotrwałe. Sam .Bolesław
nie zrywał już samowolnie węzłów ślubnych i żył z trzecią żona
Emnildą aż do jej zgonu w r. 1017. Pani ta słynęła z dobroci
i umiała łagodzić srogie nieraz porywy męża na sądach, przy
wymierzaniu sprawiedliwości. Ukochana przez małżonka miała też
wpływ na niego, a władzy swej używała na korzyść ubogich
i słabszych. Zrodzona z pierwszej margrabianki miśnijskiej córka
była za księciem pomorskim. Syn węgierskiej księżniczki, Bezprym,
przeznaczony został do stanu duchownego i gdy miał lat 14, wy-
słany do Włoch do Św. Romualda na naukę. Nie upodobał sobie
jednak w duchownym stanie i wrócił potem do Polski. Z Emnildy
jedna córka była ksienią w klasztorze, a druga wyszła za Her-
mana miśnijskiego a trzecia za Świętopełka. Syn z tego małżeń-
stwa, Mieszko, przeznaczony był do korony, a na opiece jego był mło-
dszy odeń Otto. Z czwartego wreszcie małżeństwa z drugą miśnij-
ską margrabianką, Odą, córka Matylda wyszła potem w r. 1035 za
księcia szwabskiego Ottona z Szweinfurtu. Wszyscy trzej synowie
przeżyli ojca; z córek zaś jedna tylko najmłodsza Matylda.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^.^^^^^^^^^^t^^^
^/'f}j;f7\i vT^* *^T^ •'Tn* •'^ ^^ 3^Ts^ •f^i •''fN* •^^ •'Tn* *'T\» t/^ "-^ «--i^# ł-^ •'•T^ *^^N» »^Tn» •f^ *T^ *^T^^^^^o!S
ROZDZIAŁ IV.
UPADEK I ODNOWIENIE PAŃSTWA.
MIESZKO II, 1025-1034 r.
Syn i następca Bolesława Wielkiego, Mieszko Il-gi, rozpoczął
rządy od uroczystej koronacyi, czem oburzył na siebie Niem-
ców. Królem niemieckim został Konrad II., rozpoczynający
dynastyę Salicką. Na razie nie mógł być niebezpiecznym, bo sam
musiał się starać o uznanie wszystkicłi ludów niemieckich; nastę-
pnie wyprawił się do Włoch w r. 1026 po koronę cesarską, a po
powrocie tłumił groźny bunt Ernesta, księcia Szwabii. Aż do roku
1028 był cesarz skrępowany; należało ten czas wyzyskać i zręczną
polityką zapobiedz niebezpieczeństwu. Mieszko był dzielnym żoł-
nierzem, dobrym wodzem, ale brakło mu przezorności i ostro-
żności. Nie przewidywał niebezpieczeństwa, mniemał, że skoro
ojciec jego Niemców pokonał, będzie już spokój; nie przypuszczał,
ażeby mógł zagrażać szybki upadek państwu tak wielkiemu i po-
tężnemu, jakiem było rzeczywiście królestwo polskie, gdy obej-
mował rządy.
Na samym wstępie napotkał na trudność podobną, jak jego
wielki ojciec. Dwaj bracia królewscy, starszy przyrodni Bezprym,,
z Włoch wróciwszy, i młodszy rodzony, Otto, zażądali dzielnic dla
siebie, ażeby w nich panowali pod zwierzchnictwem Mieszka. Nie
chciał król rozdrabniać państwa i dzielnic odmówił; bracia zbiegli
na Ruś. I Mieszko II. miał dwóch synów: starszego Bolesława i młod-
szego Kazimierza. Ażeby w przyszłości nie powtórzyły się żąda-
nia dzielnic, żeby z tem skończyć raz na zawsze, oddał król zaraz
w drugim roku swych rządów młodszego syna do klasztoru. Miał
Kazimierz dopiero lat dziesięć, młodszy o cztery lata, niż Bezprym,
gdy go do Św. Romualda wyprawiono; ale w owych czasach
88 PRZYŁĄCZENIE MAZOWSZA.
I
nie było to rzadkością, że rodzice przeznaczając dziecko do stanu
duchownego, oddawali je zaraz do klasztoru; tam się wychowy-
wał i bywał wyświęcany w młodym bardzo wieku; czasem 15-to
letnich wyświęcano po zakonach, jeżeli przez rodziców byli ofia-
rowani na zakonników. Nie dawał też już Mieszko Il-gi syna za
granicę, gdzie nie mógłby dopilnować, czy się rzeczywiście wy-
święci, ale dał go do jednego z polskich klasztorów i odrazu urzą-
dził t. zw. „oblacyę", tj. uroczyste ofiarowanie chłopięcia do stanu
duchownego, które obowiązywało, jako ślub. Kazimierz został też
Benedyktynem.
Mieszko II. był uczony; znał język łaciński, rozczytywał się
w księgach i nie były mu obce ówczesne stosunki polityczne
i umysłowe w Europie. Na przewodnika narodu miał zdolności
wiele. Prowadził dalej dzieło łączenia polskich ludów i on doko-
nał tego ostatecznie, przyłączywszy do piastowskiego państwa zie-
mię Mazowszan, która dotychczas sama się osobno rządziła. On
pierwszy z Piastów przekroczył Wisłę w jej średnim biegu, a dbając
o potrzeby cywilizacyjne nowego swego ludu, założył dla Mazow-
szan osobne biskupstwo w Płocku, na prawym brzegu Wisły.
Z poprzednich założonych biskupstw nie utrzymało się Kołobrze-
skie na Pomorzu. Król założył w Kruświcy nowe biskupstwo,
(przeniesione później około roku 1124 do Włocławka) na lewym
brzegu Wisły, o kilka zaledwie mil od Gniezna i blizko Płocka.
Nie było ono potrzebne ani dla Polan, ani dla Mazowszan. Dye-
cezya kruświcka obejmowała też tylko mały kawałek Kujaw, ale
ale za to rozciągała się na północ, na Pomorze, aż do morza
Bałtyckiego.
Król Mieszko obdarzony wielkiemi zaletami i osobiście
dzielny, umiejący odnosić świetne zwycięstwa, za mało jednak
politykował i naraził się przez to na wojnę z wszystkimi nieprzy-
jaciółmi naraz.
Najpierwszy wypowiedział Polsce wojnę król węgierski Stefan,
choć w nim samym płynęła krew piastowska po kądzieli, bo był
synem Adelajdy Białej Knegini, siostry Mieszka I. Dzielnice wę-
gierskie łączył w swem ręku, pokonawszy w roku 1003 Gyulę
Juliusza młodszego, a w pięć lat później Achtuna. Próbował też
Słowaczyznę zagarnąć, zrazu napróżno, ale w r. 1026 pokusił się
o nią na nowo i tym razem ją zajął. Jednocześnie poczęły zagra-
STRATA SZEŚCIU ZIEM. 89
ać dwa inne najazdy: niemiecki i ruski. Ażeby nie być otoczo-
lym z trzech stron, zrzekł się Mieszko w r. 1027 Słowaczyzny na
zecz madziarskich Arpadów w zamian za sojusz z nimi przeciw
Conradowi II. Niestety, Mieszko II. spóźnił się z wojną niemiecką,
abrał się do niej dopiero w następnym roku 1028, kiedy Konrad
1-gi niczem już nie był krępowany i własne panowanie tak miał
itwierdzone, że nawet syn jego był już koronowany na króla
liemieckiego. Konrad miał zaś przeciw Polsce dwa przymierza:
zeskie z Przemyślidami, gotowymi zawsze przeciw Piastom do
)0ju i z Danią. Owa Sygryda Storrada, córka Mieszka I., opusz-
zona przez męża Sweina, wróciła do brata, Bolesława Wielkiego
przebywała w Polsce, aż w r. 1015, po śmierci jej męża, przybył
)0 nią syn Knud czyli Kanut, władca Danii, Norwegii i Anglii,
cioteczny ten brat Mieszka II. bawił w r. 1026 w Rzymie wraz
Konradem II. i może już tam stanęło między nimi przymierze,
(anut na nowo rozpoczął dawne duńskie wyprawy na południowe
(wybrzeża Bałtyku; pobierał daniny od Słowian nad dolną Łabą,
)drą i Wisłą, od Pomorzan i dalej na wschodzie od Prusaków,
Mieszko II. nie mógł okazać tam z bronią w ręku polskiego
opływu, zaskoczony równocześnie z kilku stron.
Mieszko wyprawił się do Niemiec; napadłszy w r. 1028 na
:raje za Łabą, zniszczył ziemie saskie i doczekał się w tym roku
akiego tryumfu nad cesarzem, jakiego ani Bolesław Wielki nigdy
lie święcił; uprowadził wtenczas do Polski dziesięć tysięcy jeńców.
Ddwet niemiecki w r. 1029 nie udał się; nie powiodła się również
liemiecka wyprawa na Węgry w r. 1030, a Mieszko uderzył na-
<'et powtórnie na Niemcy i znowu był zwycięzcą; ale inni wro-
gowie Polski zaczęli już otaczać ją coraz ciaśniejszym pierścieniem.
)tefan węgierski był niepewnym sojusznikiem; zabrawszy już Sło-
^'aczyznę, chciał skorzystać z kłopotów Mieszka i zagarnąć jeszcze
vAorawy. I Przemyślidzi mieli do tego ochotę, a prawo większe
)d Arpadów. Książę Oldrzych wyprawił przeciw Madziarom swego
yna, Brzetysława, który z posiłkami Konrada II-go pokonał ich
Morawy w roku 1029 do Czech przyłączył. W dwa lata potem
awarł Stefan pokój z Przemyślidami i z cesarzem, a Mieszko po-
ostał bez jakiegokolwiek sojuszu. W przeciągu kilku miesięcy
padał cios po ciosie. W nieszczęsnym tym roku 1031 zagarnął
:esarz Łużyce i Milsko, Kanut podbił Pomorze, a Jarosław kijów-
90 UPADEK PAŃSTWA.
ski zabrał na nowo Grody Czerwieńskie; przy Jarosławie zaś zna
dował się królewicz Bezprym, żądający dzielnicy dla siebie i brr
Ottona; cesarz Konrad popierał ich uroszczenia. Zrzekł się wi{
Mieszko Łuźyc i Milska, byle cesarz nie pomagał braciom rokc
szanom. Konrad przyjął zrzeczenie, a swoją drogą wspierał da^
Bezpryma i Ottona. Bezprym zagarnął Wielkopolskę ^) i zasiai
na tronie; ale nie długo używał władzy, zabity przez niewiad(
mego sprawcę. Mieszko starał się pod ten czas wzniecić wielk
powstanie Słowian połabskich przeciw Niemcom. Po raz pierwsi
pobratymcy ci nie zżymali się przed sojuszem z Polakami, ale p(
wstanie ich stłumiono niemal w samym zarodku. Nie było ji
dla Mieszka rady, jak upokorzyć się przed cesarzem i przyjj
jego warunki. » Zapomniawszy o koronie i całej ozdobie królem;
skiej" złożył hołd w Merseburgu i musiał poprzestać na trzecia
tylko części państwa. Cesarz podzielił Polskę na trzy części; jedr
dostał Mieszko, drugą brat jego Otton, a gdy na trzecią nie stal
już Bezpryma, znalazł Konrad Il-gi innego kandydata. Przebyw,
w Niemczech Dytryk, syn -Mieszka, wnuk Mieszka I-go i trzecii
jego żony Ody, macochy Bolesława Wielkiego; ten teraz otrzym
w Polsce księstwo udzielne. Stało się to w r. 1032. Uspokoił s
na chwilę kraj, odeszli nieprzyjaciele, a Mieszko po cichu zbier
swych przyjaciół. Po śmierci Ottona w r. 1033 śmiałym zamachei
zajął niespodzianie dzielnicę Dytryka, a jego wypędził. Połącz;
w jednym ręku państwo, choć uszczuplone; zrywał się na now
do odwetu, ale zabity przez własnego giermka, zakończył życ
dnia 10 maja 1034 r., pozostawiając tron starszemu synowi B(
lesławowi.
Dwa lata rządów tego Bolesława wystarczyły, żeby pogrąż}
państwo w ostateczny zamęt. Co z nim samym się stało, nie wiem;
jedna tylko kronika o nim wspomina, a i ta zbywa rzecz krótk(
Panowanie to większem było nieszczęściem, niż wszystkie klęsl
za Mieszka II. Jedynym jego dobrym czynem było, że się na sć
mym wstępie koronował. Rządził jednak srogo i zostawił po sobi
^) Ziemie Polan nazywano po łacinie starą Polską, a zajęte dopiero późni
przez Piastów ziemie Wiślan i Lachów Polską młodszą, po łacinie: /*<
lonia Maior i Minor; łacińskie te wyrazy znaczą jednak dosłownie takź<
„większy" i „mniejszy", i tak utarły się nazwy: Wielkopolska, Małoj^"'-!'
ORGANIZACYA RODOWA. 91
^mutną pamięć, jakby jaki zbrodniarz. Ale co takiego mianowicie
urobił, nie wiemy. Została nam tylko małomówna wiadomość, że
,źle skończył" i że go kronikarze za karę nie wliczają do pocztu
<siążąt i królów polskich. Rzeczywiście opuszczano go, tak, że
lawet pamięć o nim zaginęła, aż dopiero za naszych dni się spo-
strzeżono.
Po nim nastąpił zupełny upadek państwa i to tak nagle, że
:hyba on sam swemi rządami, błędną polityką, już go przygoto-
>vał. Upadło, runęło nagle tak potężne niedawno państwo piastow-
skie, a społeczeństwo przeszło przez pierwsze gwałtowne wstrzą-
;nienie. Następny monarcha, Kazimierz Odnowiciel, musiał napra-
.vdę wszystko „odnawiać". Zanim do tego przejdziemy, zasta-
nówmy się nad ówczesnym stanem społeczeństwa i stosunkiem
ego do państwa.
3RGANIZACYA RODOWA.
Przez zetknięcie się z obcymi narodami i ustawiczne wojny
:mieniły się i stosunki społeczne i warunki osadnictwa. Z każdej
i)c^yprawy wojennej przywodzono do kraju jeńca, czasem tysiącami,
t-udność kraju była stronami już wtedy mieszana; obok swoich
fuieszkali też cudzoziemcy. Byli jeńcy z pobratymczego ludu po-
^norskiego, byli^ polabscy, czescy, ruscy, niemieccy i pruscy. Nazwy
[icznych wsi polskich wskazują do dziś dnia, że powstały z ta-
jciego osadnictwa, np. Pomorzany, Czechy, Prusy itp.
Rodzima ludność, rodowici Lachowie, Wiślanie, Mazowszanie
Polanie, używali wszyscy bez wyjątku i zupełnej wolności oso-
!)istej i dziedzicznej własności rodowej. Ród, zająwszy pewną okolicę,
fiżywał jej do celów gospodarczych według własnego uznania;
feielono się pracą, jeden był bartnikiem, drugi rybakiem, trzeci
olnikiem. Póki ich było kilku, kilkunastu, można było prowadzić
•ałe gospodarstwo na spółkę i mieszkać w jednym domu. Gdy
ednak ród składał się już ze zbyt wielu rodzin, gdy zbytnia ilość
)sób nie ułatwiała, lecz utrudniała gospodarstwo, trzeba było ziemię
jlzielić. Pierwszy taki podział rodowej własności odbywał się przez
osowanie, stąd nazwa otrzymanego działu ,;źreb" czyli los. Mogło
;)yć na jednym źrebię i kilku właścicieli: jeden miał prawo pod-
)ierania pszczół leśnych, drugi prawo łowu, trzeci rybołóstwa;
;nógł być na tym samym źrebię rolnik i myśliwy. To wszystko
92 ORGANIZACYA RODOWA.
I
zależało od okoliczności, od wielkości zajętej ziemi, od jej rodzaji
i od ilości głów, które ta ziemia miała wyżywić. Najbliżsi krewi*
np. rodzeni bracia mogli gospodarować wspólnie, lub też podzieli
się ojcowizną. Władza państwowa, książęca, nie mieszała się wcal
w te sprawy wolnych osadników; załatwiali to oni sami miedź,
sobą i nic nie tamowało powstawania własności indywidualne
tj. osobistej, bez spółki z krewnymi. Ta jednak nowa własnoś
osobista mogła się w następnem już pokoleniu zamienić znów
na rodową, jeżeli bracia, stryjowie i synowcowie życzyli sobie po
zostać we spółce rodowej. Zastrzeżone jednak było, że zręb ni
może przejść w ręce obcego, tj. nie należącego do tego sći
mego rodu. Jeżeli ktoś nie zostawił męskiego potomstwa, zrel
jego stawał się na nowo wspólną własnością rodu i wyznaczan
go na nowo jakiej rodzinie z tego rodu. Niewiasty nie miały cal
kiem prawo dziedziczenia. Darować lub sprzedać zręb wolno był'
tylko swojemu, tj. komuś z tego samego rodu, obcemu za
tylko za zezwoleniem rodu; inaczej najdalszy nawet krewniak mic-
prawo go odebrać, lub gdy sprzedany był, odkupić od noweg
nabywcy za tę samą cenę, a ten tracił włożony w gospodarstw
pieniądz i pracę. Przepis ten obowiązywał w Polsce jeszcze w na
stępnym, Jagiellońskim okresie. Śladem rodowego zamieszkania s
nazwy naszych wsi na ,,ice'', np. » Krzeszowice"; nazwa ta oznacżi
że tam pierwotnie mieszkali i gospodarowali na wspólnej rodowe
własności potomkowie Krzeszą. Osady zaś powstałe przez oddzit
lenie się czyjeś od rodowej wspólności oznaczano końcówkan:
na ów, In, Ina, yn, yna. Np. Jeżeli jakiś Spych miał własnoś
sam dla siebie, mówiono: Spychów; jeżeli potomstwo jakiego
innego Spycha gospodarowało wspólnie, tak, że nikt z nich ni
posiadał własności oddzielonej, mówiono: Spychowice. A więc
Bierzanów, Zabierzów, były własnością Bierzana, Zabierza i tylk
jego synów. Gdyby do tej ziemi mieli prawa także ich bracia i ic
potomstwo, a więc wszyscy krewni stryjeczni, osady te zwałybi
się Bierzanowice, Zabierzowice. Wspólna własność rodowa je.
o wiele starsza od indywidualnej tj. osobistej. Najstarsze wię
nasze wsie są te, których nazwy kończą się na ,,ice'\
Rozrodzony ród zakładał nowe osady w sąsiedztwie piei
wotiiej, miał ich kilka, czasem kilkanaście, koło siebie. Każd
osada miała swojego starostę; z razu wiekiem najstarszego, poter
SŁUŻBA KSIĄŻĘCA. 93
rozmaicie, kogo sobie życzono. W to się książęca władza również
lie wdawała. Starostowie wszystkicłi osad stanowili razem star-
szyznę rodu i scłiodzili się na narady i na sądy, gdy wybucłiły
pory pomiędzy członkami rodu. Ponad tą radą starszyzny żadnej
[nnej władzy wówczas nie było, tylko sam książę.
, Odkąd powstało państwo tj. państwowy związek, przybył
nowy sposób utrzymania się poza gospodarstwem, a mianowicie:
płuźba książęca. Wiele osób, które obecnością swą w domu przy-
czyniałoby się tylko do zubożenia zbyt już rozrodzonego rodu,
miało o wiele lepsze widoki, gdy rzuciwszy rodową osadę, oddali
swe usługi księciu. Książę Polan wyrósł na króla Polski; monarcha
potrzebował coraz więcej żołnierzy i witał chętnie każdego, kto
chciał wstąpić do jego drużyny wojennej. Nikogo nie zmuszała
ale bo też nie brakło ochotników. Do walki z nieprzyjacielem obo-
jwiązani byli wszyscy mężczyźni tam tylko, gdzie wróg ziemię na-
jechał; ale bo też wtenczas i bez książęcego rozkazu bronić się
musieli! Każdy mieszkaniec musiał się wprawdzie przyczyniać do
ponoszenia wydatków państwa, ale obowiązek ten polegał tylko
na pewnej nieznacznej daninie w naturze.
Dzieliło się tedy ówczesne społeczeństwo na dwa stany według
zajęć: na wojowników i gospodarzy. Rodowici Polacy byli tylko
;albo wojownikami w drużycie książęcej, albo gospodarzami naj-
rozmaitszych zawodów, od myśli wstwa aż do rolnictwa. Wszyscy
zupełnie wolni i sobie w obec prawa równi, bez względu na ma-
jątkowe różnice.
NAROCZNICY.
Jeniec wojenny stawał się niewolnikiem królewskim, a więc,
jakbyśmy dziś to nazwali, własnością państwową. W późniejszych
czasach był jeniec własnością tego, kto go pojmał. Za Piastów
nie było jeszcze jeńców prywatnych. Wojownik nie mógł zabrać
zresztą jeńca do swego domu, dla tej przyczyny, że własnego
osobnego domu wówczas nie posiadał, lecz żył gromadnie, obo-
zowo, na służbie królewskiej, siadając do wspólnych stołów za-
stawianych na koszt monarchy w grodach. Ażeby państwo miało
korzyść z jeńców, osiedlano ich po całym kraju drobnemi oddzia-
łami, tak, że zazwyczaj dziesięciu liczono na jedną osadę, pozo-
stawiając ich pod zwierzchnictwem dziesiętników i setników. Nie-
94 NAROCZNICY.
wolnicy ci musieli pracować w najrozmaitszy sposób. Każda os!
miała swoje zajęcie przymusowe, czyli swój nar ok; stąd też zwj
ieh narocznikami. Byli to: rybacy, lagiewnicy, miedarze^
niarze, koniuchy, świniarze, szewcy, kucharze, piekarze, skotm
bartnicy, kołodzieje, rataje, cieśle, korabnicy, myśliwi, szczytnicv,
grotnicy itd. Każda osada miała dostarczyć przepisanej ilości swycl
wyrobów na najbliższy gród, skąd znowu inna służba rozwoziła
te rzeczy na miejce wskazane, gdzie na którym grodzie czego
brakowało. Do wielkicłi obozów w Wielkopolsce trzeba było ciągle
dowozić ze wszystkicli stron nie tylko miód i rybę suszoną, ale
też groty, koła, łagwie i obówie. Była od tego osobna służba na-
rokowa, to znaczy komornicy, używani do posyłek. Oni też bywali
posyłani, gdy trzeba było pozwać kogo przed sąd książęcy; toteż
do naszych czasów nazywa się komornikami wykonawców są-
dowych (egzekutorów). Lagiewnicy wyrabiali łagwie, tj. naczynia
drewniane, statki domowe potrzebne do gospodarstwa. Koniucłiy
czyli koniarze dozorowali stadnin książęcych, skotnicy bydła. Ku-
charze jeździli na każdą wyprawę wojenną, do nich należało nie
tylko samo gotowanie strawy, ale też zabijanie bydła i ptactwa
na rzeź przeznaczonego. Korabnicy wyrabiali łodzie, korabiami
pierwotnie zwane. Grotnicy zajęci byli wyrobem grotów do włóczni;
szczytnicy szczytów. Rataje byli rolnikami; tych z początku było
niewielu, później coraz więcej, gdy książęta sami zaczęli zapro-
wadzać gospodarstwa rolne na potrzeby grodów. Winiarze potrzebni
byli duchowieństwu, które potrzebowało wina do mszy św. Winne
grona często nie dojrzewały, a smak tego polskiego wina przy-
jemny nie był; ale w owych czasach na Węgrzech jeszcze wina
nie uprawiano, a trudno je było z Włoch lub południowej Francy!
sprowadzać, na smaku zaś nie zależało, byle tylko było czyste do
celów kościelnych. Wielka ilość tych osad narokowych rozwinęła
się we wsie i do dziś dnia dużo wsi polskich ma nazwę od pier-
wotnych naroczników. Rzemiosł i zajęć rozmaitych trzeba b\lo
pierwszych osadników, jeńców wojennych, dopiero uczyć, a nie
wszystkiego mogli ich nauczyć właśni księcia poddani. W każdej
okolicy był cieśla i łagiewnik, ale nie wszędzie zalazł się w owych
czasach korabnik, grotnik, a nawet kołodziej; winiarza zaś w całej
Polsce pierwotnie nie było i być nie mogło. Nauczyciele tedy
i pierwsi dozorcy naroczników pochodzili z zagranicy, byli cud/o-
URZĄDZENIA WOJSKOWE. Q5
emcami, których książę umyślnie do tego celu sprowadzał i uważał
h za swoich gości; tak ich zwano urzędowo, nawet w doku-
mentach. Takiemu ,; gościowi" wydzielił książę kawał ziemi na
Tzymanie przy narocznikach; czasem kazał mu zamieszkać w osa-
Izie polskiej, ażeby i wolna rodzima ludność od niego korzystała.
laki jest u nas początek ludności niewolnej, czyli przypisanej do
lemi. Narocznicy dostawali bowiem kawał ziemi na swe utrzy-
manie i zależało to od ich woli, jak się wyżywią; mogli poprzestać
a zwierzynie i rybach, a mogli też ziemię uprawiać, jeżeli umieli
ichcieli, ale żadną miarą nie wolno*im było tej ziemi samowolnie
puścić. Nie była też ta ziemia ich własnością i książę miał prawo
debrać im ją każdej chwili i postąpić z nimi według swego
znania; byli bowiem niewolnikami, pozbawieni nietylko mienia,
'cz nawet osobistej wolności. Takie było wówczas prawo wojenne.
■RZĄDZENIA WOJSKOWE.
Znikały zwolna dawne brony i przesieki pomiędzy osadni-
:wem różnych plemion. Nie było już obawy o wojnę Kujawian
Łęczycanami, Ślęzan z Dobrzanami ; wewnątrz państwa były on9
4ż niepotrzebne, przeto król rozpoczął zaludniać przesieki sweui
[sadnictwem. Ale na granicach państwa były przesieki tem wię-
ksze, a wzmacniano je coraz bardziej. Przesieka śląska, najważniej-
jza ze wszystkich, bo tędy była Czechom i Niemcom droga do
[^olski, pozostała długo jeszcze nietknięta. Na ziemi należącej do
asiek, przesiek i bron, nie było osad gospodarskich, ani też go-
Ipodarować nie było sposobu. Ludzie tam mieszkać nie chcieli,
[ni też spokojnie gospodarować nie mogli dla braku bezpieczeń-
Itwa, gdy ciągle najazd groził od sąsiada. Były tam tylko grody
: załogami, ale nie było stałego osadnictwa. Największa brona, na-
3żąca do ludu Lachów, zajmowała znaczną przestrzeń kraju i bar-
zo być może, że z tej ich brony powstały grody czerwieńskie,
^^żeli brona wypadła na kraj lesisty, zwalano całe lasy na milowej
rzestrzeni i tak powstał wał drzewny obronny, którego przebyć
ie można było inaczej, jak przemocą. W niektórych tylko miej-
cach tej zasieki, gdzie wiodły drogi nieliczne, zostawiano wolne
liejsca, zwane przesiekami, a przy każdej z nich gród dla obrony.
V przesiece nie wolno było się osiedlać; wiodła tam gospodar-
czo tylko sama załoga, o tyle, o ile tego było potrzeba dla jej
96 GRODY.
wyżywienia. Główne grody były wewnątrz kraju; najstarsze i m.
ważniejsze Poznań, Gniezno, Giecz i Włodzisław stanowiły fur
dament piastowsl<iej potęgi. Tu były też wiell<ie stałe obozy ł<sić
żęcej drużyny. Pod Gieczem przebywało podczas pol<oju 2.8Ci
a pod Włodzisławiem 2.300 zbrojnycłi; pod Poznaniem 5.3Ci
a pod Gnieznem było icłi 5500, gotowycłi zawsze do drogi r
l<siążęce łiasło. Te liczby tyczą się panowania Bolesława Wielkiegc
później rozłożono te drużyny na więcej oddziałów, gdy przybył
grodów, a największemi załogami zaopatrywano graniczne. Zdai
się, że Mieszko II. zniósł te olbrzymie na owe czasy obozy, a op^
trzył natomiast lepiej grody wrocławski i krakowski, tudzież kilk
mniejszych od południowo zacłiodniej granicy. Nie wszyscy zbroji
towarzysze książęcy byli Polakami; przybywało dużo cudzozien
ców zaciągnąć się pod wojenne znaki, bo wojna bogaciła. Sai
Bolesław Wielki zachęcał obcych do służby u siebie. Bardzo pc
żądani byli owi ;;goście", zwłaszcza zaś z Zachodu: z Niemie
i z Danii, gdzie sztuka wojenna stała wyżej ; każdy z nich pewn
był łaski książęcej i zaszczytów, toteż garnęli się chętnie. Książ
starał się o ich utrzymanie i był opiekunem ich rodzin.
Dziesiętnicy i setnicy byli władzami nad narocznikami i po
chodzili z drużyny książęcej ; niezdatny do boju żołnierz otrzymy
wał w ten sposób utrzymanie. Każda wieś narokowa należała d'
pewnego grodu, a na grodzie był włodarz, któremu wszyscy na
rocznicy podlegali ; on kierował gospodarstwem i robotami wszysl
kich tych osad. Jego zaś zwierzchnikiem był kasztelan, dowódc
grodu, i przedstawiciel władzy książęcej w całym swym okręgi
zwanym kasztelanią. Ten urząd powierzano już tylko komuś zna
czniejszemu z drużyny książęcej, bo musiał mieć zdolności woj
skowe w wyższym stopniu i wobec księcia wielką miał odpowie
dzialność. Kasztelanowie byli tylko na większych grodach ; n
mniejszych gródkach byli tylko włodarze. Nad kasztelanami b)
wojewoda, podległy samemu monarsze. Takie było wojskow
urządzenie kraju i takie tylko władze państwowe, a w tej orga
nizacyi brała polska rodzima ludność udział o tyle tylko, o 11
sama chciała.
Nie było jeszcze żadnych urzędów nad wolną rodzimą lu
dnością. W służbie książęcej dochodziło się do urzędu tylko na*
narocznikami, do władzy tylko w obozie i na wojnie. Podcza
UJAZDY. 97
pokoju odczuwali władzę państwową tylko obcy niewolnicy, i ci
narocznicy. Ci wtenczas nie należeli jeszcze do społeczeństwa
polskiego, nie pozostawali w żadnym związku ze związkami ro-
dów, nie mieli nic wspólnego z obywatelami ziem polskich. Po-
dlegali książęcym urzędnikom: włodarzom i kasztelanom, a pracą
swą przyczyniali się znacznie do ponoszenia ciężarów państwa.
Osady naroczników można było zakładać tylko tam, gdzie
jeszcze była ziemia niczyja, gdzie pomiędzy osadami polskiemi
były przestrzenie niezajęte. Trudniej było o to w Wielkopolsce,
gdzie ludność była gęściejsza. Toteż nie dało się założyć osad
narokowych ani pod Włodzisławiem, ani pod Gieczem, choć pod
tymi głównymi grodami bardzo były potrzebne.
UJAZDY.
Zależało to od najrozmaitszych okoliczności, jak daleko jaki
ród zdążył zająć ziemię. Jedni mieli koło siebie na wszystkie strony
ziemię obfitującą we wszystko, równą, dostępną, a sami nieliczni,
mogli jej mieć dosyć nie tylko dla siebie, ale i dla późnych jeszcze
pokoleń, podczas gdy inni, rozrodzeni licznie, musieli się cisnąć
i ograniczać, gdy natrafili z jednej strony na skały, a z drugiej
na bagna; wtenczas trzeba było części młodzieży przesiedlać się
i szukać gdzie ziemi niczyjej, o którą coraz było trudniej. Czem
liczniejszy ród, tem ubożsi jego członkowie i nie było na to rady.
Jeżeli w okolicy blizko siebie siedziały dwa lub trzy rody, ma-
jące liczne potomstwo, to osadnictwa ich musiały się niebawem
ze sobą spotkać, poczem nastawały nieraz walki o granicę, którą
trzeba było koniecznie oznaczyć. Należało to do starszyzny oby-
dwóch rodów, a gdy się pogodzić nie mogli, do księcia, który
był nad wszystkimi panem. Ale potrzeba wyznaczania granic stała
się tem pilniejszą, gdy władza państwowa, książęca, porozrzucała
po całym kraju owe osady naroczników. Coraz mniej było ro-
dów, któreby nie miały blizkich sąsiadów, jeżeli nie wolnych ro-
daków, to cudzoziemskich niewolników, którzy także się rozra-
dzali i także z ziemi żyć musieli. I tak nastała w całej Polsce
pilna potrzeba oznaczenia granic każdej osady.
Wtedy przyjęła się zasada, że ziemia niczyja jest ziemią kró-
lewską i to jest początek polskich królewszczyzn, t. j. dóbr pań-
stwowych. Zasada ta konieczną była dla porządku. Odtąd bowiem
7
98 ZIEMIA KRÓLEWSKA,
nikt już nie miał prawa tworzenia nowych osad, tylko sam książę,
czy król, gdy był koronowany. Znaczyło to, że ziemię niczyją uważa
się za własność państwa. Było to zupełnie to samo, jak gdy w po-
siadłościach rodu źreb jaki stał się niczyim ; władza rodowa, star-
szyzna, nadawała go, komu uznała za stosowne i potrzebne. Mo-
narcha był starostą nad starostami, starostą najwyższym ponad
wszystkimi rodami, on więc w imieniu całego państwa nadawał
ziemię pustą, która była zrębem nie jednego rodu, lecz zrębem
ogółu. On miał zupełne prawo dać ziemię narocznikom do uży-
wania, lub gdy chciał, na własność komukolwiek. Dlatego to
z początku tylko on sam mógł czynić nadania Kościołowi. Do
niego trzeba było się udać, gdy ktoś chciał przenieść się ze swej
okolicy i nową osadę założyć; natenczas on nadawał kawał ziemi
proszącemu, ale już z oznaczeniem granic nowej posiadłości.
Król hojnym był szafarzem i ziemi nie skąpił. Nigdy niei
zdarzyło się, żeby monarcha nadał komu tyle tylko ziemi, ile ten
potrzebował na swoje wyżywienie; dawał jej — powiedzieć
można — na wyrost, nieraz tyle, że z tych nadań dziś jeszcze'
późni potomkowie mają chleb, a niektórzy i bogactwa. Ile razy.
bowiem zgłosił się ktoś po ziemię, zawsze widziano w nim za-
łożyciela całego rodu w przyszłości. Bolesław Wielki i Mieszko'
II. mogli być hojni według upodobania, bo ziemi jeszcze było
sporo. To też prawdziwie szczęście sprzyjało tym, którzy za tych
czasów popadli w biedę ! Biedak, nie mający już gdzie orać
u swego rodu, mógł był wówczas dostać od monarchy ziemi dla
siebie więcej, niż jej miał cały ród, z którego wyszedł i z ubo-
żuchnego stać się od razu panem. Ale do tego trzeba było śmia-,
łości, przedsiębiorczości, żeby pójść śmiało w świat ; a trzeba byłp
wielkiej pracowitości i przemyślności, bo król ziemi dał sporo,
ale oczywiście nieuprawionej, bez chaty i bez drogi. Bądź pa-
nem, ale na państwo sobie zapracuj prawdziwie w pocie czoła
i miej odwagę do tej pracy ! Niejeden też wielki pan zawdzięcza
swoją wielmożność temu, że przodek jego miał odwagę pójść
sam w nieznane strony, na pustkowie, na którem nie miał z po-
czątku i zagadać do kogo.
Nowy przybysz miał całego majątku łuk i siekierę do ocio-
sania z grubsza drzewa na chatę; z łaski księcia dostał wołu,
krowę, barana i owcę z najbliższego grodu. Z łuku zabił trochę
DZIEDZICOWIE. 99
zwierza, pościągał futra i sprzedawszy je przy sposobności kup-
cowi, kupił sobie za to pług, jeżeli był rolnikiem. Las czasem
karczował, a czasem „ podpalał. Odarł pień drzewa z kory, a gdy
schnąć i zamierać poczynało, podpalał! Grunt był przepysznie
użyźniony; lepszego nawozu nikt nie wymyśli. Na nasze czasy
taki nawóz nawet dla największego bogacza byłby chyba za ko-
sztowny, wtenczas zaś nie kosztował nic, bo drzewo nie miało
wartości. Sporo roboty miał potem z dobywaniem pniaków i ko-
rzeni, czyli z karczunkiem, ale też za to miał ziemię własną. Po-
starał się o żonę, a brał zwykle od naroczników córkę, bo córce
wolnych obywateli nie wypadało pójść za obcego jakiegoś przy-
bysza; niewolnik zaś był szczęśliwy, gdy córkę jego taki świetny
los spotykał. Śmiały, niedbający o przesądy, doczekał się nagrody
w synach, a i na wnuków czekał stosunkowo niedługo, boć że-
niono już piętnastoletnich chłopaków! A im bardziej przybywało
męskich ramion, tem prędzej postępowało zagospodarowanie na-
danego przez księcia obszaru. Nieszczęśliwym był ten, kto miał
same córki; one nie dziedziczyły. Zięciowie wzięli wiano, ale ziemi
po teściu brać nie mogli. Taki człowiek, choćby najwięcej miał
ziemi, biedny był, bo miał jej naprawdę tyle tylko, ile własnemi
rękami obrobił, a na starość? Zdarzało się, że starcy darowywali
wielkie posiadłości i szukali, ktoby je darem przyjął, żeby mieć
na starość u kogo kąt spokojny. Wiemy o jednym takim na Ślązku
z późniejszego czasu; nazywał się Kwiatek. Ten na starość pora-
dził sobie w ten sposób, że poprosił księcia, żeby mu wolno było
zakonników sprowadzić i podarować im rozległe swe majętności,
tak rozległe, żeby dziś starczyły na wielkopańską fortunę. A ten
Kwiatek nie miałby gdzie starej głowy przytulić, gdyby się nie
byli znaleźli księża, którzy ziemię od niego za darmo wzięli. Miał
prawo darować, bo to nie od rodu były ziemie, nie ojcowizna,
ale książęce nadanie, a do tego krewniacy prawa nie mieli, tylko
svnowie. Dopiero ich potomstwo pomiędzy sobą, nowy ród sta-
)wiąc, nabywało też praw rodowych do majątku wspólnego
dziada. Od „dziada" nazywają się: dziedzina, dziedzictwo i dzie-
dzicowie, t. j. potomkowie siedzący na dziadowskim majątku.
Przewidując, że nowy przybysz stanie się założycielem rodu,
przewidywano też, że z czasem może się u jego potomków wy-
darzyć to samo, co jego wygnało z rodowej osady, z dziedzictwa,
100 GRANICE.
W którem nie było się już czem dzielić, a rozszerzać nie było się
gdzie, bo do okoła wszędzie już były granice innych osad. Na
przeludnienie król rady nie miał; na to jedyną radą lepsze gospo-
darstwo i nowe sposoby zarobku. Ale była rada na to przynaj-
mniej, żeby nie było walk o granice, którym trzeba było zapo-
biegać z całej siły, bo inaczej byłaby w kraju wojna wszystkich
przeciw wszystkim. Wyznaczano tedy nowemu przybyszowi od
razu granice, jak daleko wolno będzie rządzić się jemu i jego
dziedzicom. Granice były za pierwszych Piastów rozległe; piechotą
nie obszedłby ich rychło, objeżdżało się je konno i stąd nazywano
oznaczony granicami obszar ujazdem. Każda nowa osada miała
więc swój ujazd, bo gdy się to okazało praktycznem, przyjęło się
w całym kraju rozgraniczenie i starszych osad. Można przypuścić,
że w połowie XI-go wieku wszędzie już ujazdy były oznaczone.
Dokonywano tego uroczyście, wobec świadków, całej starszyzny
i książęcego dostojnika, najbliższego kasztelana. Czasem sam książę
był obecny ze swym dworem; czekano nieraz umyślnie na doko-
nanie ,; ujazdu", aż podróżujący ciągle monarcha przybędzie w te
strony. Granice oznaczano kopcami lub słupami ze znakiem. Wiel-
kość ujazdów była najrozmaitsza, stosownie do okoliczności, które
nie zawsze zależały od ludzkiej woli. Osadnicy jednego ujazdu
byli zawsze jednego rodu, chyba że wyjątkowo przyjęli między
siebie jakiego książęcego ,; gościa", który oczywiście nie nabierał
przez to między nimi praw rodowych. Tego samego rodu bywało
prawie zawsze kilka, a czasem cała gromada sąsiednich ujazdów,
ale nakoniec musiała przyjść gdzieś granica z ujazdem innego rodu.
OPOLA.
Gromada ujazdów sąsiednich nazywała się opolem. Opole
mogło się składać z osad jednego rodu, ale mogło też mieścić
w sobie osady czyli ujazdy, t. j. odgraniczone osady dwu lub
więcej rodów; nie zawsze bowiem starczyło osad krewniaków na
wytworzenie z nich opola. Opole nie należy do rodowej organi-
zacyi, nie jest urządzeniem rodowem, ale tylko sąsiedztwem i rze-
czywiście tak; je też po łacinie zwano: vidnia; nie oznacza wła-
sności rodowej, ale tylko miejsce, przestrzeń, obszar ziemi, czyli
z łacińska terytoryum; jest" tedy urządzeniem tery tory al nem. Or-
ganizacyi rodowej potrzeba było królowi do utrzymania porządku
OPOLA. 101
W kraju. Władza monarsza zorganizowała ludność niewolną w dzie-
siątki, seciny, włodarstwa i kasztelanie, a ludność wolną w ujazdy
i opola. Ujazd łączono jeszcze z organizacyą rodową, ale przy
opolu już o to nie dbano. Opole jest zawiązkiem polskiej admi-
nistracyi, a zobaczymy w dalszym ciągu opowiadania, jak się ta
administracya rozwinęła. Za Mieszka II-go i długo jeszcze potem
nie było innej administracyi, jak tylko opolami.
Do czego władzy państwowej potrzebne były opola, jakie
ich obowiązki względem państwa, a więc względem królewskiej
osoby, drużyny wojennej i grodów? Powiedziano już, że każdy
Polak musiał się jakimś nieznacznym atrybutem" przyczyniać do
utrzymania państwa, jak tego zresztą sama słuszność wymagała
i gdy nie chciał chadzać ciągle z drużyną na wojny, płacił po-
datek z tego, co sam miał. Podatki były przeróżne. Myśliwy mu-
siał dać co roku trochę skórek wiewiórczych i kunich, najdroż-
szych wówczas, najlepiej płaconych przez zagranicznych kupców;
bartnik dawał kruszę miodu, rybak dostarczał suszonej ryby, rol-
nik dawał trochę ziarna, od pługa miarkę pszenicy i owsa; ten
podatek nazywał się osep. Podatki wybierali komornicy; czyż
mieli chodzić od chaty do chaty i każdą kruszę miodu, każdy
kosz ryb odnosić z osobna do najbliższego grodu? Czyż władza
państwowa miała oznaczać, ile każdy ojciec rodziny ma dać skó-
rek kunich? Uciążliwa, nieznośna, kosztowna administracya pań-
stwowa, ta administracya dzisiejsza, o którą na każdym kroku po-
tknąć się trzeba, to dopiero późnych wieków niepotrzebny fran-
cuski wynalazek. U nas władza państwowa nie kontrolowała nigdy
każdego z osobna, nie wtrącała się do życia ludzkiego aż tak,
żeby zaglądać obywatelowi do garnka, na co go stać jeść, jakie
ma dochody i wydatki. Król ówczesny nie kontrolował w niczem
rodów; same się rządziły. Było wyznaczone, ile ma być podatku
z całego opola, a ile kto ma do opola znieść, to już było rzeczą
rady starostów, z których każdy odpowiadał za swój ujazd. Sami
między sobą podatek rozdzielali, a jak rozdzielić, wiedzieli sami
najlepiej. I to była pierwsza z opola korzyść dla władzy królew-
skiej, a dla ludności wygoda.
Drugiem zadaniem opola była pomoc w sądownictwie. Król
sądził tylko na żądanie, gdy się kto wprost do niego zgłosił po
sprawiedliwość; nie było to trudne wobec tego, że jeździł ze swym
102 PRAWO ZEMSTY.
I
dworem ciągle po kraju. Urzędników osobnych do ścigania prze-
stępców jeszcze nie było. W jakiem opolu popełniono zbrodnię,
to było wiadome i całe opole za to odpowiadało, póki nie mo-
gli wskazać ujazdu czy rodu, z którego zbrodniarz pochodzi. Było
już rzeczą rodu wyśledzić i wydać winowajcę, bo inaczej człon-
kowie jego, czyli » stryj cy" ponosili odpowiedzialność wszyscy za
jednego. Sądownictwo należało przedewszystkiem do rady sta-
rostów; od ich wyroku można było odwołać się do sądu kró-
lewskiego. W razie zabójstwa przysługiwało rodom tak zwane
prawo zemsty, znane w całej Słowiańszczyźnie, u południowych
słowiańskich narodów nazywane krwiną, bo opierało się na za-
sadzie: krew za krew, śmierć za śmierć. Stryjcy zabitego mieli
prawo zabić kogokolwiek z tego rodu, z którego pochodził za-
bójca. Miało to na celu, żeby tamci we własnym interesie zbro-
dniarza wydali w ręce sprawiedliwości. Prawo to prowadziło łatwo
do nadużyć i z jednego zabójstwa wynikało nieraz kilka przez to,
że ludzie sobie sami wymierzali sprawiedliwość. Chrześcijaństwu
było to przeciwne, to też Kościół dążył do wyplenienia tego zwy-
czaju. Już za pierwszych chrześcijańskich Piastów osiągnięto tyle,
że wyszło z użycia żądanie śmierci za śmierć, a zabójca mógł
swą winę okupić, składając karę pieniężną, t. zw. głowszczyznę,
okup za głowę zabitego. Była to kara bardzo dotkliwa, bo o pie-
niądze było niezmiernie trudno i głowszczyzna narażała na straty
o dużo większe, aniżeli ubytek jednej pary rąk w gospodarstwie
i majątku rodowym. Zapłacić zaś trzeba było, tego pilnowała wła-
dza państwowa, bo głowszczyzna była jedynym sposobem odwró-
cenia całego szeregu zabójstw i ciągłego niepokoju w ujeździe,
a nawet w sąsiednich opolach. Zdarzyło się raz, że gdy dwóch
starostów rodowych, imieniem Krępisz i Sęk, pobiło się tak, że
jeden legł zaraz na placu, a drugi wkrótce z ran umarł, opusto-
szała skutkiem tego cała osada. Wet za wet, śmierć za śmierć, tak
się nawzajem ścigali, że nikt nie był ani dnia pewnym życia, aż
wreszcie i ci i tamci woleli opuścić swój ujazd i wyprowadzić
się każde w inną stronę, .na nowe siedziby. Prawo zemsty, odzie-
dziczone po pogańskich przodkach, było tedy bardzo obosieczne
i dla ogółu niebezpieczne; dlatego też władza królewska dążyła
do tego, żeby te sprawy odjąć rodom, a zachować wyłącznie są-
downictwu swemu. Pierwszym do tego krokiemi było przeniesie-
SAMORZĄD I ABSOLUTYZM. 103
nie pierwszej odpowiedzialności i obowiązku dostarczenia pierw-
szego śladu z rodu na opole. Rada opolna była odpowiedzialna
przed królem za wykrycie zbrodniarza, a tej radzie można było
zaufać, bo się składała ze starostów pochodzących z różnych ro-
dów. Wkrótce też opola same zaprowadziły nowy obowiązek, t. zw.
ślad, t. j. obowiązek śledzenia zbrodniarzy; jak to urządzali, to już
było rzeczą każdego opola z osobna. Jeżeli zabójcy nie wykryto,
płaciło całe opole głowszczyznę, a nadto królowi karę za naru-
szenie publicznego porządku.
Trzeciem ważnem zadaniem opola było dawanie świadectwa
w sporach granicznych. Wszystkie te sprawy winno było opole;
załatwić, o ile możności samo bez udziału władzy królewskiej
dopiero gdy opole z zadania swego nie mogło lub nie chciało
wywiązać się należycie, wkraczała władza królewska, występował
król, jako najwyższy sędzia nad wszystkimi.
SAMORZĄD I ABSOLUTYZM.
Ludność rodzima rządziła się sama, czyli miała zupełny samo-
rząd, tak, że nawet opolem sami zarządzali. Obok tego samorządu
jest jednak władza książęca, później królewska, świeża, niedawna,
której praw nikt nawet nie próbował określić, której jednak
wszystko ulegało bez najmniejszych zastrzeżeń, raz, że ta władza
była potrzebna i dobroczynna, powtóre, że rozporządzała taką siłą
zbrojną, że już to samo nadawało jej niesłychaną przewagę nad
całem społeczeńswem i nawet nie można przypuścić, żeby ktoś
mógł był nie posłuchać królewskiego rozkazu. Całe prawo zwy-
czajowe, cały ten samorząd, wszystkie te urządzenia społeczne
miały o tyle znaczenie, o ile się król na nie zgodził, póki czego zmie-
nić nie zapragnął. Wobec księcia i króla nikt nie miał żadnych praw,
bo wola jego była ponad wszelkie prawo wyższa. Pierwsi monar-
chowie szanowali jednak prawo zwyczajowe, nie krępowali w ni-
czem społecznego rozwoju i tem się też tłumaczy, że absolutyzm
t. j. nieograniczona ich władza znalazła uznanie i posłuch, stała
się prawną. I tak stały obok siebie dwie zasady, wręcz sobie prze-
ciwne: samorząd i absolutyzm, dwa rodzaje prawa. Samorząd
wyszedł ze społeczeństwa, zaś nieograniczona władza monarchy
była społeczeńswu narzucona przez szczęśliwą i bardzo zasłużoną
104 GOŚCIE.
dynastyę. Na razie władza monarsza zatrzymała się niejako u opola;
ale rozwój stosunków musiał prowadzić tę władzę dalej, do we-
wnętrznych spraw opola. Wcześniej czy później musiała władza
państwowa zorganizować się dokładniej, bo przybyć musiało spraw
i interesów, -które państwa dotyczyły. Za Mieszka I, za Bolesława
Wielkiego i Mieszka II. społeczeństwo nie przeszkadza rozwojowi
organizacyi państwa, ale też mu nie pomaga i nie wpływa bezpo-
średnio na sprawy państwowe; zachowuje się wobec państwa
biernie, pozostawiając tę dziedzinę samym tylko Piastom. To też
nie ze społeczeństwa wyszło Piastowskie państwo, lecz urosło tylko
przez orężną Piastów przewagę.
.GOŚCIE".
Obok ludności rodzimej, wolnej, były trzy warstwy ludności
obcej, a z tych jedna niewolna. Prócz pojmania jeńcem na wojnie
było jeszcze drogie źródło niewoli, a mianowicie kupno. W Europie
ówczesnej kwitnął bowiem handel ludźmi, prowadzony na wielką
skalę przez Żydów. Niedaleka Praga była jednym z ważniejszych'
targów na ludzi. Kościół potępiał to, ale władze książęce patrzały
przez szpary. Toteż kościół musiał się w północnej Europie ogra-
niczać niemal tylko do wykupywania niewolników, o ile go było
na to stać. U nas niewolnika kupowano, ale nie sprzedawano.
W tym razie kupował tylko sam monarcha, bo niemal tylko na
dworze królewskim była potrzebna do tego gotówka. Kupował król
niewolnika chętnie, zwłaszcza wyćwiczonego w rzemiośle, lub
wogóle umiejącego coś takiego, czego w Polsce nie umiano. Tak
n. p. na służbie Bolesława Wielkiego było kikuset łowców cudzo-
ziemców, umiejących polować na zwierzynę i ptactwo sposobami
u nas jeszcze nieznanymi; musieli więc być i cudzoziemcy kucharze,
umiejący tę zwierzynę przyrządzać. Przodownicy i nauczyciele na-
roczników nie wszyscy byli wolnymi; znaczna ich część, to zakupieni
niewolnicy. I oni także byli ,; gośćmi" wśród rodzimej ludności.
Toteż wśród ugości" t. j. obcych przez monarchę do kraju
sprowadzonych i będących na jego służbie znajdujemy trzy warstwy:
niewolnych, wolnych gospodarzy i żołnierzy. Za Bolesława Wiel-
kiego sprowadzano dwa razy „rycerzy" z zagranicy, a przedtem
i potem taki „gość" zawsze był pożądany królowi. Znający nowe,
ulepszone sposoby wojowania górował nad polską drużyną, a ksią-
ŻYDZI. 105
jęca łaska mogła mu powierzyć najwyższe dostojeństwa. I tak wśród
i gości" mamy wszystkich, od kasztelana aż do niewolnika. I rycerz
am mógł być i bywał niewolnikiem; każdy niemiecki rycerz poj-
nany na wojnie szedł do niewoli. Był zwyczaj, że wybitniejszych
wojowników, zwanych na Zachodzie ;, rycerzami" wymieniano sobie
lawzajem i wykupywano. Jeżeli zaś w niewoli pozostał, szedł do
[siąźęcej drużyny i robił z musu to samo, co tamci dobrowolnie,
eżeli się przywiązał do nowego pana, stawał się łatwo z niewol-
lika ,; gościem"; chyba, że mu nie ufano, natenczas pozostawał
iia zawsze w niewoli, ale nie strugał łagwi, ani nie pasał koni,
lylko na dworze pilnował zbrojowni i uczył młodzież władać bronią,
ego niewola ciężką nie była, a przy blizkości pańskiego oblicza
ciągłej sposobności do pańskiej łaski kończyła się chyba zawsze
V drugiem pokoleniu. Zdarzało się, że książę osadził niewolnymi
jycerzami całe podgrodzie, t. j. miejsce tuż za bramami i wałami
'^rodu; ale nie znamy ani jednego wypadku, żeby taka niewolna
■ycerska osada długo trwała!
I^YDZI.
! Handlujący niewolnikami Żydzi byli i w Polsce; byli już za
;Vlieszka I, a z pewnością i przedtem, chociaż bardzo niewielu.
I^ierwsi Żydzi przybyli do nas ze wschodu, od strony Dniepru.
Jciekając z Palestyny po zupełnem rozproszeniu przez Rzymian,
przybyli też nad morze Czarne, a z jego wybrzeży dalej na północ,
nad Dniepr, na stare odwieczne szlaki handlowe, toteż handlowi
;u się oddali. Przed różnemi nawałami dzikich wojennych ludów
Jciekali dalej na zachód i tak przybyli do Polski i tu się osiedlili,
ako pośrednicy handlowi pomiędzy miejscową ludnością a bo-
gatymi kupcami, przybywającymi tu w interesach z Zachodu, między
<tórymi również Żydów nie brakowało. Ci jednak dojeżdżali tylko,
ile się u nas jeszcze nie osiedlali. Od tych zachodnich Żydów,
napędzających się do nas aż z Hiszpanii za handlem, nauczyli się
nasi pierwsi Żydzi handlu żywym towarem. Nieliczni i żyjący ro-
dzinami z osobna, a raczej wędrujący z niemi w ustawicznych
podróżach za interesami, nie stanowili jeszcze żadnej warstwy
wśród ludności krajowej. Jako kupcy, chętnie byli widziani; żyli
spokojnie i umieli się przydać tak królowi, jak prostaczkowi. Nie
było też pomiędzy nimi żadnej rasowej łączności i związków. To
106 CUDZOZIEMSKIE DUCHOWIEŃSTWO.
są rzeczy o wiele późniejsze. Z Żydami dalej czy bliżej na 2,
chodzie, nawet w najbliższych Niemczech, nie utrzymywali żadnyi
związków. Ponieważ nie znano u nas całkiem handlu i wszysn
kupcy cudzoziemcami byli, więc nie dziwił też nikogo kupiec ii
dowski. Każdy kupiec pozostawał pod ochroną gościnności, któil
od opola do opola każdemu użyczano; tak kazało prawo zw|
czajowe; inaczej nie byłoby całkiem handlu. I Żyd więc poz'
stawał pod opieką tego prawa, a było ono święte.
CUDZOZIEMSKIE DUCHOWIEŃSTWO.
Była jeszcze jedna cudzoziemszczyzna, ta, której cywilizac^j
zawdzięczamy: duchowieństwo. Rzecz prosta, że w każdym nov:
nawróconym narodzie są z początku tylko cudzoziemscy księz
Mieliśmy kilku księży czeskich; kapelan Dąbrówki, potem wieli
apostoł narodów, św. Wojciech, brat jego Radzym, może jeszcj
kilku. Ci byli tak, jak swoi, a po krótkim czasie zupełnie swe'
Ale Czechy nie mogły dostarczyć nam więcej duchowieństwa, h
go same nie miały. Wszak tam chrześcijaństwo kończyło się ji;
szcze u chrzcielnicy i było pod tym względem nie lepiej, ni
u nas, a może jeszcze gorzej. Wszak św. Wojciecha mieliśn]
szczęście pozyskać tylko dla tego, że go z Czech wygnano ! D\\
chowieństwo więc nasze było obce : z Niemiec niewielu, a więc)
z dalekiej Francyi, z Flandryi, tudzież z Włoch. W pierwszyci
klasztorach byli również cudzoziemscy zakonnicy. Św. Woj ciec]
sprowadził Benedyktynów z Włoch do Trzemeszna. Powstały p(i
tern inne jeszcze benedyktyńskie opactwa, a najważniejszemi by
Świętokrzyskie na wyniosłej górze, zwanej Śty Krzyż w zieri
Wiślan, Sandomierską zwanej, i pod Krakowem w Tyńcu. Tynieck-
opactwo cieszyło się szczególniej życzliwością monarchów, a p{
źniej również społeczeństwa; tyle otrzymało zapisów i fundac}
że opata tamtejszego zaczęto nazywać ,; opatem na stu wsiach
Już w tym okresie czasu były klasztory także i w Gnieźnie, P(
znaniu, Międzyrzeczu, Wrocławiu (opactwo św. Marcina), Kaz
mierzu, Łęczycy i Płocku. Pozakładała je hojność Bolesława Wie
kiego i Mieszka II. Każdy z tych klasztorów mógł być źródłei
cywilizacyi dla swej okolicy, boć zakonnicy byli uczeni i zna
obce kraje, lepiej zagospodarowane i bardziej oświecone. Ni
mogły jednak, wywierać wielkiego wpływu te pierwsze klasztoi
CUDZOZIEMSKIE DUCHOWIEŃSTWO. 107
iraz w początkach swego istnienia. Obcy, cudzoziemcy, nie zna-
cy stosunków ani obyczajów, musieli się najpierw zróść z polską
femią i pozyskać sobie polskich nowicyuszów, a do tego było
rszcze daleko. Społeczeństwo musiało się najpierw oswoić z nimi,
I fon! ze społeczeństwem.
Musiało minąć kilka pokoleń, nim naród przejął się tak
irześcijaństwem, że wśród młodzieży pojawiało się na tyle po-
irołania duchownego, ilu księży było potrzeba. Tylko najpierwsze
)dziny dostawiały z pośród siebie księży. Św. Wojciech pocho-
ził z książęcego rodu Sławników, a pierwszym księdzem polskim
iiiał być królewicz Bezprym, jako Kameduła we Włoszech, pier-
;t'szym zaś naprawdę został królewicz Kazimierz. Cudzoziemskie
•uchowieństwo mogło się jako tako nauczyć trudnego naszego
]zyka, ale nie rozumiało naszych obyczajów i urządzeń prawnych,
|o też Kościół nie mógł wpłynąć należycie na społeczeństwo,
'óki nie było księży Polaków. Pierwsi nasi biskupi musieli dbać
>lko o to, żeby się ich stolice utrzymały, żeby świeży posiew
nary nie zmarniał; o niczem innem myśleć nie mogli. W sze-
keniu wiary wspomagali ich nasi monarchowie szczerze, z zapa-
fcm, z całych sił; to też duchowieństwo opierając się jeszcze nie
ja społeczeństwie, ale na książęcej władzy, samo nawzajem tę
j/ładzę popierało i najzupełniej uznawało. Nie było mowy o ja-
^chkolwiek próbach niezależności Kościoła od władzy królewskiej,
iiskup był dostojnikiem przez króla mianowanym i królowi po-
łusznym. Cały tryumf Kościoła mógł polegać tylko na tem, żeby
lobie pozyskać królewski ród. To się udało świetnie. Trzeci z sy-
■ów Chrobrego, Mieszko II., tak się zapalił do cudzoziemskich
Jsięży, że zapragnął rozmawiać z nimi w ich języku i czytywać
Ch księgi i choć nie przeznaczony do stanu duchownego — rzecz
fa owe czasy niesłychana! — nauczył się nie pisać wprawdzie,
fle czytać, oczywiście po łacinie, bo po polsku nie było wtedy
^2szcze na czem czytać. Pierwszy Polak, który książkę brał do
ęki! Już choćby tylko dlatego jest Mieszko II. ważną osobą
V historyi naszej cywilizacyi. Według przepisów prawa kościel-
lego powinna być szkoła przy każdej katedrze biskupiej. Ale do
zkoły trzeba dwóch rzeczy: nauczyciela i uczniów; tych zaś nie
5yło i minęło jeszcze sporo czasu, nim przykład dwóch pierwszych
:rólewiczów wpłynął na inne dostojne rodziny. Że jednak przy-
108 UPADEK DYNASTYI.
kład idzie z góry, więc też nie długo już, bo w r. 1061 micliś
pierwszego biskupa Polaka, a mianowicie krakowskiego biski
Sułę (wyświęcił się na księdza w r. 1057). Ale też niedłu^i;^
częły się dziać rzeczy, o który cli się ani przyśniło nikomu
pierwszych trzech monarchów.
UPADEK DYNASTYI.
Mieszko I. i Bolesław Wielki utworzyli państwo wielkie i f
lężne. Bronił go Mieszko II. z wysiłkiem i ostatecznie obroi
skoro przekazał synowi koronę. Nowy król, Bolesław, sam :
skończył i dzieło swych przodków na szwank naraził. Brat je
Kazimierz, królewicz mnich, musiał uciekać na Węgry przed je
okrucieństwem. Dokładniejszego nic o tych sprawach nie wien
a ,;zły koniec" znaczy może śmierć gwałtowną wśród jakichś n,
znanych bliżej zamieszek. Wypadki gwałtownej śmierci zagn:-
idziły się w ostatnich czasach w Piastowskiej dynastyi. Bezpry
był zabity, śmierć Ottona też jest podejrzana, a o śmierci Mi
szka II. dochowała się zapiska, że zginął z ręki własnego gierml
Tak więc wszyscy trzej synowie Bolesława Wielkiego i wnuk jej
,;źle skończyli"; drugi wnuk był mnichem, na tronie zasiąść r
mógł. Zabrakło Piastów; w krótkim czasie zniszczono ród kr
lewski! Czy czterema z koleji zamachami kierowała jakaś zbrodi
cza ręka, której zależało na wygubieniu Piastów, czy te wypadi
mają ze sobą ściślejszy związek, czy też były tylko złemi przyg:
dami, to zdaje się dla ludzkiego sądu na zawsze zakryte. To p,
wna, że historya żadnej dynastyi nie wykaże większego nieszc2
ścia i tuż po szczycie sławy większego upadku. I chyba miało «
państwo być naprawdę czemś w ręku Opatrzności, skoro je wbfe
wszelkim ludzkim obliczeniom na nowo z takiej toni podźwignę
A toń ta pogłębiała się coraz bardziej po śmierci Bolesława w r. 103
Nie było króla, społeczeństwo było bierne, nie umiało j
szcze państwa utworzyć, ani utworzonego utrzymać; ginęło pa
stwo. Tyle państwa, ile Piastów. Bez Piastów nie było Polsl
mogli być tylko Polanie, Wiślanie, Lachowie, Mazowszanie. M
sław, dawny podczaszy Mieszka II., starał się objąć władzę f.
Bolesławie, ale nie zdołał; ledwie tylko na Mazowszu, skąd sa
pochodził, posłuch znajdywał.
W tej ciężkiej dla Piastowskiego rodu chwili nie straci
KRÓLOWA RYKSA. 109
owy niewiasta, wdowa po Mieszku II., Ryksa, Niemkini. Macie-
^ńską natchniona miłością, zdobywa się na plan śmiały: uwol-
hćod ślubów zakonnych drugiego syna, Kazimierza, i mnicha
I ;adzić na tronie. W Polsce nie znalazła poparcia; ogółowi obo-
tne jeszcze było, co się tam dzieje na stopniach tronu! Zwróci
ę więc o pomoc do krewnych w Niemczech, do cesarza i do
vego brata, kolońskiego arcybiskupa; tam za granicę się schroni
wykołace dyspensę, t. j. uwolnienie syna od ślubów. Ryksa była
;ielką dobrodziejką kościołów i zakonów; miała prawo liczyć
'a względy Kościoła. Sześć jej sióstr było w różnych klasztorach
^ńskich i ona sama osiadła też w końcu w klasztorze, w swem
'"ziedzictwie Braunwiller. Brat arcybiskup zajmował w polityce
wczesnej stanowisko pierwszorzędne, piastując przy cesarzu go-
ność kanclerza do spraw włoskich, a więc i do stosunków z pa-
jiestwem, na które cesarze wywierali wówczas wpływ stanowczy.
Ile nim Ryksa Polskę opuści, nim się wybierze na wędrówkę,
a poszukiwanie ratunku dla swego rodu, zabierze jeszcze obie
Vólewskie korony, żeby nie wpadły w ręce Masława. I zabrała
'■ 1 Niemiec korony Bolesława Wielkiego i zmarłej jego żony Ody,
oronę, którą sama też koronowaną była. Ofiarowała je cesarzowi,
jawała mu Polskę w lenno, byle się zajął sprawą Kazimierza.
korony te nigdy już do Polski nie wróciły. W żeńskiej kazała się
ię Ryksa pochować, jakoż znaleziono ją przy otwarciu jej grobu
V Kolonii w roku 1633; potem jednak gdzieś zniknęła. Męska
':aś stała się cesarską koroną królów niemieckich! Nie było bo-
viem osobnej korony cesarskiej ; do rzymskiej koronacyi używano
corony dawnego królestwa longobardzkiego (w północnych Wło-
.zech); później poczęto używać w tym celu korony Bolesława
JC^ielkiego. Znajduje się ona dziś w cesarskim skarbcu w Wiedniu.
Tymczasem w Polsce bez głowy i pana rozprzęgło się wszystko,
drużyna książęca, wielkie wojsko Bolesławów, przepada gdzieś bez
Hadu. Nie miał ich kto żywić, nie miał się kto nimi zająć, a więc
f goście" wracali do swych krajów, a swoi do rodów, z których
vvyszli przed laty, radzi, że dzięki związkom rodowym mogą za-
ądać dla siebie „źrebu" w „ujeździe". Pomorzanie i Prusacy za-
rżeli najeżdżać i grabić, a nikt wojska przeciw nim nie zbierze ;
>ami nie uszykują się i nie wyruszą. Część szuka szczęścia pod
V\asławem, ale ogół go nie uznaje. Nie walczy nikt z Masławem
110 NAJAZD BRZETYSLAWA CZESKIEGO.
W imię planów Ryksy, w imię Kazimierza Mnicha, ale go też
nie słucha poza rodzinnem Mazowszem. To społeczeństwo tr2
jeszcze w państwo sprządz podbojem, przymusem; nie będzi(
bronić podbojowi, ale samo do niczego nie pomoże ani Ryl
ani Masławowi. Nietylko Lachom i Wiślanom, ale nawet Polani
zdawało się, że się bez króla i silnej władzy obejść można i do-,
piero straszna nauka roku 1038 miała zaszczepić w nich tęsknotą
za królem i za państwową władzą.
NAJAZD BRZETYSLAWA CZESKIEGO, 1038 r.
Z bezbronności Polski postanowił skorzystać czeski książę
Brzetysław II. Upadek Piastów napełnił zapewne radością Prze-
myślidów, boć te dwie dynastye wprawdzie łączyły się czasem,
ale zawsze ze sobą spółzawodniczyły. Gdyby Przemyślidzi byli
upadli, gdyby w Czechach nie było pana, byłby z pewnością!
Piast się tam wyprawił. Teraz Przemyślida robił to samo. A jednak
nie było to to samo; pod względem politycznym była wielka ró-
żnica. Do wielkiego polskiego królestwa można było przyłączyć
całe Czechy i oba państwa w jedno połączyć, co dla Słowiań-
szczyzny byłoby zyskiem znacznym i dobrodziejstwem nie tylko
dla obydwóch tych narodów, ale i dla Połabian; taka bowiem
wielka potęga byłaby mogła utrzymać nadłabską granicę przeciw
Niemcom. Ale nie dałoby się przyłączyć dużej Polski do małycłi i
Czech; Brzetysław mógł tylko część Polski oderwać i do swego i
państwa przyłączyć. Mógł zabrać Wrocław i Kraków, ale żadną
miarą nie mógł utrzymać w swej mocy całej Polski; a więc ta
wojna byłaby tylko początkiem całego wojen szeregu, bo rzecz
prosta, że Polska starałaby się odzyskać oderwane ziemie. Czeska
więc na Polskę wyprawa była Słowiańszczyzny osłabieniem i szkodą
dla obu narodów. Sam Brzetysław wiedział o tem dobrze, że pa-
nować nad Polską nie może; chciał tylko oderwać Ślązk, a prze-
dewszystkiem zbogacić swój skarb, nabrać jak najwięcej łupów.
Czeska wyprawa na Polskę w r. 1038 jest w całem znaczeniu
tego słowa wyprawą po skarby.
Latem 1038 napadł Brzetysław przez Górny Ślązk na Kra-
ków. Gród podpalił, miasto doszczętnie zburzył i zaraz zaczął
tutaj gromadzić łupy, zabierając złoto i srebro zgromadzone tu
obficie, odkąd Chrobry uczynił to miasto stolicą królestwa. Mo-
GIECZANIE. 111
! larcha musi zawsze dbać o to, żeby skarb był pełny. Póki nie
I ozwinęło się gospodarstwo pieniężne, składał się skarb książęcy
i )rzeważnie ze złotych i srebrnycłi wyrobów i kosztownych tkanin,
[ okupywanych przy każdej sposobności od ruskich i żydowskich
ijaipców, ale też w znacznej części i niekupowanych, lecz branych
kdobyczą na wojnie, gdzie się dało. Niejedna cenna sztuka bi-
■izantyjskiego złotnictwa dostała się z Kijowa do Krakowa, a teraz
jprzechodziła w ręce Brzetysława, póki jej ztamtąd nie zabrał znowu
■niemiecki zdobywca. Z Krakowa ruszyła czeska drużyna do Wielko-
jpolski, bo w Gnieźnie i w Poznaniu były skarby nie mniejsze;
jwszak tam z niedalekiej Kruświcy przewieziono skarby gromadzone
ijeszcze przez pogańskich Piastów, tam były najstarsze i główne
Ikościoły, wyposażone hojną ręką pierwszych królów. Po drodze
;był Giecz, do niedawna wielki obóz rycerstwa; został giód; schro-
\m\a. się do niego ludność, ale nie było komu grodu bronić.
iSkoro Brzetysław pod Giecz podstąpił, byli na jego łasce i nie-
Iłasce; nie ulegało wątpliwości, że staną się jego jeńcami, a więc
[niewolnikami. Za szczęście poczytali sobie, jeżeli Brzetysław za-
; bierze ich wszystkich razem i razem gdzie w Czechach osiedli;
ażeby tę łaskę uzyskać, wyszli naprzeciw niego i dobrowolnie się
poddali. Książę życzenie ich spełnił i pozwolił zabrać ze sobą
dobytek. Osadził ich w Czechach razem w jednej okolicy, w czyr-
nińskich lasach, i pozwolił się rządzić polskiem prawem zwycza-
jowem. Tak cząstka Polan zamieniła się w nowe czeskie plemię,
które Gieczanami zwano. Miasto Giecz zburzone, zniszczone,
nigdy się już nie podniosło do dawnej świetności. W blizkłem
Gnieźnie zabrali ciało św. Wojciecha, drogocenne relikwie. (Jest
podanie, że im wskazano inny grób pod kościołem, z którego
zabrali ciało, sądząc, że to relikwie św. Wojciecha). Zagrabili też
sławny krzyż gnieźnieński, duży, szczerozłoty, a tak ciężki, że go
ledwie dwunastu kleryków zdołało unieść; dar dla katedry Mieszka
I-go lub Bolesława Wielkiego. Zagrabili też trzy wielkie złote ta-
blice, zawieszone koło grobu św. Wojciecha; jedna z nich ważyła
trzysta funtów, miała pięć łokci długości, a dziesięć piędzi szero-
kości. Potem przyszła kolej na Poznań, gdzie w katedrze św. Pio-
tra również nie brakowało skarbów; wszak tam były grobowce
Mieszka I. i Bolesława Wielkiego. Nigdzie długo nie popasali;
zabrawszy skarby spełnili swe zadanie, a o panowaniu tutaj wcale
112 REWOLUCYA NIEWOLNIKÓW.
nie myśleli. Ruszyli z powrotem inną drogą, na Wrocław i
tylko opanowali. Zdobyty gród kazał Brzetysław zburzyć.
23 sierpnia był już Brzetysław z powrotem blizko Pragi; zal
mał się nad rzeczką zwaną Rokitnicą, żeby tu uszykować s>
wojowników i uroczyście odbyć tryumfalny wjazd do stoH
Przygotowania trwały cały tydzień, bo i w Pradze przystraja
wszystko na uroczyste przyjęcie księcia i jego łupów. Dnia I-go
września wszedł Brzetysław do Pragi, niosąc wraz z biskupem
Sewerem ciało św. Wojciecha; za nimi niesiono relikwie pięciu
braci Kazimirskich męczenników i ciało Radzyma, pierwszego
arcybiskupa gnieźnieńskiego. Potem niesiono we dwunastu ów
sławny krzyż i owe trzy tablice z Gniezna. Następnie jechało
przeszło sto wozów ze skarbami złupionemi w Polsce i tłumy
jeńców wojennych, a wśród nich Gieczanie ze swemi rodzinami.
Zniknęły książęce skarbce z Polski, zniknęły bogactwa katedr.
Cały kraj zubożał na długie czasy, bo czeski najazd zniszczył
ogniem i mieczem osady, a kto nie zdołał ocalić się ucieczką,
szedł do niewoli. Najcięższą klęską stało się to straszne wyludnie-
nie kraju; odjęcie tysięcy rąk do pracy podcięło dobrobyt na
długie czasy, cofnęło rozwój ekonomiczny, a przez to samo utru-
dniło dalszy postęp cywilizacyjny.
REWOLUCYA NIEWOLNIKÓW.
Niedość jednej klęski; towarzyszyła jej zaraz druga. Ludność
niewolna nie czuła nad sobą żadnego pana, gdy ustał porządek;
upadek królewskiej władzy i państwowej organizacyi był dla nich
oswobodzeniem, ale też i ogłodzeniem. Nie było już tych, któ-
rzy kazali robić im przez całe życie korabie, szczyty, groty i ła-
gwie, ale też nie było tych, którzy poręczali im wzamian bez-
pieczną siedzibę i pożywienie na kawałku wyznaczonej ziemi. Wl:i-
dza wydzielała narocznikom osady, bez względu na to, że w nie-
jednej okolicy zdałoby się więcej ziemi dla rodzimej ludności. Gdy
runęło państwo, przeciwieństwo wolnych i niewolnych, krajowców
i obcych wystąpiło jaskrawo. Teraz musieli narocznicy sami pa-
miętać o sobie i jeżeli mieli utrzymać się przy ziemi, musieli jej
bronić przeciwko krajowcom. I zawrzała podjazdowa wojna domo-
wa wolnych gospodarzy z wolnymi też chwilowo narocznikanii.
Mamy poświadczoną z tych czasów wiadomość, że jeszcze przed
MASLAW. 113
najazdem czeskim krajowcy sami wywołali zamieszki i kraj pusto-
szyli. Narocznicy nie mogli się przenieść w inną stronę kraju, je-
żeli ich w jednej stronie prześladowano; wracać do ojczyzny^
to niewykonalne, a zresztą niejedna osada niewolna liczyła już dwa
i trzy pokolenia swego istnienia. Znaczna większość tych ludzi
zżyła się z ludnością krajową i niejedna osada polską już się sta-
swała. Ale w braku króla byli oni w Polsce niczem; nie było dla
inich miejsca, chyba, że sobie je gwałtem zdobędą. Więc się uciekli
:do gwałtu. Po najeździe zewnętrznym, czeskim, nastąpił zaraz drugi,
wewnętrzny najazd naroczników, od tamtego o tyle gorszy, że to
już nie chwilowy napad. Na bunt niewolników jedyny ratunek
był w przywróceniu królewskiej władzy i gdyby się zjawił król,
książę, oni sami zaraz wróciliby do dawniejszych karbów, bo im
nie o wolność chodziło ale o ziemię, o chleb powszedni. Z całej
Polski oni chyba najbardziej wyczekiwali odnowienia państwowej
władzy, choć dobrze wiedzieli, że to będzie końcem ich wolności.
Na Mazowszu nie było buntu niewolników, bo tam Masław
dzierżył władzę. Niebawem obwołano go księciem. Z nawiedzonej
ćwojną Wielkopolski uciekała ludność na Mazowsze, dokąd nie się-
gnął obcy najazd. Tam był jedyny spokojny kąt w Polsce, toteż
emigrowano tam tłumnie. Wtenczasto Mazowsze stało się najlu-
jdniejszą krainą polską i już nią na zawsze pozostało, bo choć po
wojnach Polanie wracali do swoich ujazdów, Mazowsze wojną nie-
tknięte zachowało ludność całą, podczas gdy Wielkopolska i Ma-
łopolska miały dawnego zaludnienia tylko resztki.
Po lewej strony Wisły nie było zaś jeszcze końca nieszczę-
ściom. Wśród naroczników nie brakło pogan, słowiańskich zacho-
dnich pobratymców, którzy pałali zaciekłą nienawiścią ku chrze-
ścijaństwu. Ci teraz wywierali swą zemstę na znienawidzonych
iPiastowskich dziedzinach; ci wystąpili zaczepnie, by z chrześcijań-
stwem się rozprawić. Rzucili się więc na nieliczne kościoły i kla-
sztory; Czech brał z nich skarby, a oni zaś burzyli je i podpa-
lali. Brzetysław brał księży do niewoli, gdy mu który nie chciał
być powolny; ale ci księży mordowali. Szczęściem groźna
lita rewolucya nie ogarnęła całej Polski, ale tylko nie całą zacho-
j|dnią jej część, bliższą Zaodrza i Połabia, gdzie jeńców z Poła-
fcian osadzano, część Wielkopolski i Ślązka. Wśród Wiślan i La-
|chów nie było rewolucyi pogańskiej ; widocznie nie było tu po-
! 8
114 KAZIMIERZ ODNOWICIEL.
gańskich narokowych osad, nie osiedlano tam wówczas jeńcó^c
z Połabia ani z Prus. Klasztor Świętokrzyski, na Łysej Górze w San i
domierskiej ziemi, przetrwał tę burzę nieuszkodzony. Z biskupstwie
polskich tylko krakowskie utrzymało się w tej powodzi klęsk. Tc
wskazówka ważna, bo wszystkie inne biskupstwa przepadły i trzebći
je było na nowo zakładać. W wielkopolskicli katedrach nie byłci
przy czem odprawiać nabożeństwa, nie było nawet służby, która b}-
gruzy uprzątnęła. Sterczały ruiny. Zniknęły benedyktyńskie kla-
sztory i w Wielkopolsce i na Ślązku; opustoszał trzemeszneński
klasztor św. Wojciecha i dopiero później miał się zaludnić na nowe
zakonnikami. Pozostali jednak benedyktyni w Tyńcu pod samyin
Krakowem.
Od zaprowadzenia chrześcijaństwa mijało dopiero zaledwie
siedmdziesiąt lat, a jednak utrwaliło się ono tak, że pogańskie ha-
sła nie znalazły zwolenników pomiędzy rodowitą polską ludnością;
inaczej byłaby rewolucya pogańska rozszerzyła się na całą Polskę,
a do tego nie przyszło.
KAZIMIERZ ODNOWICIEL. 1038-1058 r.
Upadek Piastowskiej dynastyi był zarazem upadkiem państw^a
polskiego. Chybaby Masław i następcy jego zdołali rozszerzać co-
raz bardziej swe panowanie i na nowo zjednoczyć polskie ziemie
Jeżeliby im się udało założyć nową dynastyę, czekałaby tych wład-
ców na nowo cała ta polityczna robota, którą Piastowie mieli JU2
zrobioną, a tem trudniejsza, że Mazowsze wysunięte było na wschód
podczas gdy Piastowie opierali się na zachodnich ziemiach Wiel-
kopolski, a- z ziemiami nadodrzańskiemi i nawet zaodrzańskiemi
mieli wyrobione już stosunki. Czem dalej na wschód przenosiłb]?!
się środek polskiego państwa, tem gorzej dla nas, tem lepiej b)|
łoby dla Niemiec, tem szerszy pas ziemi stałby się łupem nid
mieckim od zachodu. Toteż powrót Piastów byłby szczęściem nią
tylko dla Polski, ale dla Słowiańszczyzny wogóle. Ale z całej Pia»
stowskiej rodziny, niedawno tak rozrodzonej, żył już tylko jede|
mężczyzna, Kazimierz, oddany do zakonu. i
Poparł piastowską sprawę sam cesarz Konrad II., bo w tyil
wypadku interes niemiecki godził się z polskim. Wzajemne wspó^
ubieganie się o pierwszeństwo dwóch dynastyi, Piastów i PrzĄ
myślidów, było na rękę Niemcom; ciągła ich rywalizacya najl
POPARCIE Z NIEMIEC. 115
i pszą była rękojmią, że nigdy cała Słowiańszczyzna zacłiodnia nie
i rzuci się na Niemcy. Cłiodziło o to, żeby nie dopuścić żadnej
[ z nich do znaczniejszej potęgi i gdy jedna z nich się wzmoże,
użyć drugiej przeciwko niej. Ileż to razy przydaH się Przemyślidzi
na Piastów! Teraz czeski książę urósł w potęgę groźną i zacho-
dziła obawa, że wyrwie Czechy z pod niemieckiej zwierzchności.
i Zwycięzki pochód Brzetysława zaniepokoił do najwyższego stopnia
Konrada II. bawiącego we Włoszech; uważał to — a słusznie —
za sprawę tak pierwszorzędną dla Niemiec, że natychmiast rzucił
włoskie sprawy, żeby pospiesznie wracać. Dnia 11 sierpnia był
jeszcze we włoskim mieście Brescyi, a już we wrześniu był w Niem-
czech. Na jego poparcie mógł Kazimierz liczyć na pewno, bo teraz
Piast był potrzebny, żeby przez niego nie dać róść Czechom.
Brzetysław wiedział o tem wszystkiem. Toteż zażądał od króla
Stefana węgierskiego, żeby mu Kazimierza wydano, oczywiście po
to, żeby mu ówczesnym zwyczajem wyłupić oczy i tak raz na za-
wsze Piastów się pozbyć. Groził Węgrom wojną. Stefan nie wy-
dał wprawdzie Kazimierza, ale z obawy, żeby polski królewicz nie
wydarł się do Polski, więził go, żeby się nie narazić Brzetysła-
wowi. Król Stefan umarł jednak 15 sierpnia 1038, a zanim ustalił
się na tronie następca jego Piotr Wenecyanin, udało się Kazimie-
rzowi zbiedz z Węgier do Niemiec, prawdopodobnie przez mar-
chie Austryacką lub Korutańską do Bawaryi, a stąd w okolice
nadreńskie, dokąd też właśnie zamierzał Konrad II.
Dostał Kazimierz hufiec 500 zbrojnych na polską wyprawę,
oczywiście pod warunkiem, że hołd złoży i uzna zależność od
Niemiec. Nie było na to rady w tym stanie spraw; nie pora była
na namysły. Kazimierz musiał się stać dla Polski nowym Mie-
szkiem I. Jeszcze z końcem tego samego 1038 roku stanął na
polskiej granicy, a ludność chrześcijańska i wszyscy zwolennicy
spokoju i porządku garnęli się do niego. Buntownicze tłumy,
zrobiwszy swoje, t. j. zamieszanie i ruinę wszystkiego, niezdolne
były do jakiejkolwiek potem organizacyi i gdy minęła chwila
szału, niezdolne nawet do stawienia należytego oporu. Większość
naroczników była zresztą rada, że wróci wfadza książęca, zape-
wniająca im bezpieczne utrzymanie. Nie słyszymy o żadnej bitwie
2 poganami; dowiadujemy się tylko, że ludność wychodziła na-
przeciw Kazimierza, witając go pieśnią: „A witajże, witaj, miły
116 SKARGI NA BRZETYSŁAWA.
gospodynie!" Rozprószona drużyna wojenna Piastowska skupiła"
się na nowo, mając prawowitego władcę. Ażeby mieć sojusznika,
postanowił Kazimierz nawiązać przyjazne stosunki z Rurykowi-
czami. Nie upominając się tedy o Grody Czerwieńskie, zgadzając
się na pozostawienie ich Wielkiemu Księstwu Kijowskiemu, wy-
prawił poselstwo do Jarosława, prosząc o rękę jego siostry Do-
bronegi, a córki Włodzimierza I. Małżeństwo zawarto już z po-
czątkiem 1039 roku, a zarazem przymierze, którego Jarosław wie-
cznie docłiował.
Ale nie miał Kazimierz zamiaru darować Przemyślidom
Ślązka. Zaraz na początku panowania wysłał do Rzymu skargę
na Brzetysława i biskupa praskiego o rabunek kościołów i relikwij.
Z początku zanosiło się na surową karę, mówiono nawet o klątwie p
ale posłowie czescy przekupili trybunał tak, że podano papieżowi
do zatwierdzenia wyrok nader lekki : żeby książę czeski i jego bi-
skup wystawili za pokutę klasztor. Było to za panowania Bene-
dykta IX., który rządził nieudolnie i pozwalał zajmować w Rzymie
rozmaite wielkie i wpływowe godności kościelne niegodnym oso-
bom. Przekupstwo zaczęło grasować w Rzymie, a nawet frymar-
czono posadami duchownymi. Brzetysław miał zaś pełny skarbiec,
dzięki łupom, zabranym w Polsce.
UTRATA GODNOŚCI KRÓLEWSKIEJ.
Nowy król niemiecki, Henryk III., postanowił dokonać za-
miaru swego poprzednika: żeby powstrzymać rozwój potęgi Prze-
myślidów, upokorzyć ich i zmienić na nowo w lenników, pozba-
wionych samodzielności. Kazimierz wyskiwał to usposobienie
Henryka III. Król niemiecki zażądał od Brzetysława, żeby zwrócił^
Kazimierzowi zdobycze, t. j. zabrane skarby, jeńców i Ślązk. Książę,
czeski odmówił oczywiście, zaczęła się więc wojna r. 1039. Z po-
czątku Czesi byli górą, ale w r. 1041 ponieśli stanowczą klęskę,
przez zdradę niesfornych naczelników rodów. Gdy Brzetysław
w październiku 1041 r. stawił się przed Henrykiem w Ratyzbonie
boso, wypłacił zaległą daninę z Czech w ilości 1500 grzywien,
a nadto 4.000 grzywien kontrybucyi; gdy przysiągł, że będzie
Henrykowi posłusznym hołdownikiem — skończyła się sprawa
polska, nie było już mowy ani o zwrocie szkody, ani o Ślązku.
Popierali królowie niemieccy Piasta, póki sami tego potrzebowali,
f
l^w UTRATA GODNOŚCI KRÓLEWSKIEJ. 117
ale obojętnem było dla nich, kto na Slązku włada. Z kłótni dwóch,
korzysta trzeci; teraz i przemyślida i Piast byli jednako hołdo-
wnikami Niemiec. Polska była wyniszczona najazdem czeskim;
teraz najazd niemiecki tak zniszczył Czechy, że następnego roku
wybuchnął głód i trzecia część ludności wymarła. Na długie lata
•nie mogło się stawić Niemcom ani jedno, ani drugie słowiańskie
państwo. O koronacyi nie mógł Kazimierz anj myśleć; pozostał
księciem, jak niegdyś Mieszko I., Henryk III. upominał się o swe
zwierzchnicze prawa. Kazimierz złożył hołd poprzednikowi jego,
Konradowi II., zapewne jeszcze w Niemczech, nim dostał owych
500 zbrojnych. Według prawa lennego miał stawić się przed no-
wym królem i na nowo hołd składać. Nie uczynił tego i dopiero
w roku 1042 na Boże Narodzenie wyprawił do Henryka posel-
stwo, ale nie z hołdem, tylko z propozycyą, żeby Henryk pojął
w małżeństwo jedną z ruskich księżniczek; posłowie ruscy jechali
z polskimi. Król odmówił małżeństwa posłom ruskim, a polskich
nawet nie przyjął, co oznaczało, że zrywa przyjazne stosunki z Ka-
zimierzem. Natychmiast też wyprawił książę polski drugie posel-
stwo, które stawiło się w Goslarze już na początku lutego 1043
roku. Posłowie złożyli hołd imieniem Kazimierza, a nadto przy-
sięgę osobną na to, że on sam zajęty sprawami swego państwa,
nie mógł się stawić osobiśbie ani w grudniu, ani teraz nie może.
Monarcha polski zrzekł się więc już godności królewskiej. Ka
zimierz stawił się osobiście przed Henrykiem III. w czerwcu 1046
roku, wraz Brzetysławem i Ziemomysłem pomorskim, z którymi
miał jakieś zatargi. Król niemiecki rozsądzał te spory, jako ich
zwierzchnik i godził powaśnionych trzech władców słowiańskich.
O co chodziło w sporze pomorskim, nie wiemy; wiemy jednak,
że Ziemomysł występował wrogo przeciw Kazimierzowi, popierając
Masława.
WOJNA Z MASŁAWEM.
Odzyskał był Kazimierz bez trudności ziemię Polan, Kuja-
wian, Łęczycan, Wiślan i Lachów, ale nie odzyskał od razu Ma-
zowsza, bo tu rządził Masław a miał swoją drużynę wojenną. Nie
poddał się dobrowolnie powracającemu Kazimierzowi, ani go też
Mazowszanie do tego nie parli. Mazowsze, dopiero przez ojca Ka-
zimierzowego przyłączone do Piastowskiego państwa, wcale się
118 WOJNA Z MASŁAWEM.
jeszcze z Piastami nie zżyło, a Masław utrzymywał przymierze
z Pomorzem przeciw Kazimierzowi. Utraciwszy Ślązk, nie mogąc i
myśleć o odzyskaniu Czerwieńskicłi Grodów, pragnął Kazimierz '
tem bardziej odzyskać Mazowsze i osięgnął to z pomocą ruską.
W r. 1041 wyprawił się tu Jarosław na łodziach, skandynawskim
obyczajem Waregów, zapewne rzeką Bugiem od Grodów Czer-
wieńskich płynącą, a wpadającą do Wisły. Losy wyprawy nie
znane, ale Masław utrzymał się jeszcze sześć lat. Kazimierz naje-
chał Pomorze, sprzymierzone z Masławem. W jednej z wypraw
pomorskich brał udział książę węgierski, Bela, wygnaniec, bawiący
na polskim dworze i zabił jakiegoś księcia pomorskiego, za co
Kazimierz dał mu swą siostrę za żonę. W r. 1046 pogodził się
przed sądem króla niemieckiego z głównym pomorskim księciem,
Ziemomysłem i mniemał słusznie, że teraz łatwiej już będzie dać
radę Masławowi, pozbawionemu przymierza. Nastąpiła walna wy-
prawa w r. 1047. Masław z ludnego i zagospodarowanego Ma-
zowsza, na którem nie było rewolucyi, wystawił 30 hufców zbroj-
nych; Kazimierz z wyludnionej reszty Polski mógł ledwie trzy
hufce przyprowadzić, tak, że wojnę prowadził głównie posiłkami
Jarosława. Niespodzianie dowiedziano się, że Ziemomysł pomorski
zrywa zgodę i ciągnie na pomoc Masławowi; stoczono przeto walną
bitwę, zanim nadeszli Pomorzanie. Wśród morderczej walki poległ
Masław; Kazimierz i Jarosław odnieśli świetne zwycięstwo. Zaraz
po bitwie ruszył książę polski przeciw nadchodzącemu wojsku
pomorskiemu; miał ledwie pół pułku, podczas gdy Ziemomysł
wiódł cztery ; zwyciężył jednak, zapewne także z pomocą Waregów
Jarosława. Kazimierz posunął się na Pomorze i część tego kraju
przyłączył na nowo do Piastowskiego państwa. Wzmogły się te-
raz siły książęcia polskiego; wszak Mazowsze było ludne i za-
możne, warte pod tym względem wówczas więcej od całej reszty
państwa.
ODZYSKANIE ŚLĄZKA. - WZNOWIENIE ORGANIZACYI KOŚCIELNEJ.
Toteż wkrótce zaczął Kazimierz śmielej występować na ze-
wnątrz. Wyprawił się w r. 1050 z wojskiem na Ślązk i odzyskał
tę ziemię. Tego samego zaraz roku wznowił kiskupstwo wrocła-
wskie i kazał w tem mieście wznieść swym kosztem modrze-
ODZYSKANIE ŚLĄZKA. 119
wiową katedrę na odrzańskim ostrowie; w następnym roku wy-
święcono już nowego biskupa, Hieronima,
Kilka lat pokoju, które teraz nastały, poświęcił Kazimierz
przedewszystkiem wznowieniu organizacyi polskiego Kościoła. Me-
tropolia gnieźnieńska przestała istnieć przez rewolucyę, a niełatwo
było teraz, w czasach upadku, wznowić osobną prowincyę ko-
ścielną polską. Podniosły się na nowo uroszczenia magdeburskie
I do zwierzchnictwa nad polskimi biskupami; szło to w parze z po-
I lityczną zależnością Polski od Niemiec. Gdy rewolucya zmiotła
I gnieźnieńską katedrę, zaraz się arcybiskup magdeburski postarał
w Rzymie o odnowienie dawnego zwierzchnictwa kościelnego
nad Słowiańszczyzną i otrzymał na to dokument na piśmie. Na-
próżno czynił Kazimierz starania o wskrzeszenie arcybiskupstwa ;
nie mógł tego osięgnąć, ani nawet przez swego wuja Hermana,
arcybiskupa kolońskiego. Sprawa ta przeciągnęła się poza pano-
wanie Kazimierza, aż do jego następcy, a potem jeszcze arcybi-
skupi magdeburscy chcieli być zwierzchnikami biskupów polskich.
Jeszcze w kilkadziesiąt lat potem, w r. 1133 wołano o to z Ma-
gdeburga. Ażeby zaznaczyć w jakikolwiek sposób samoistność
polskiego Kościoła, przyjął tedy tytuł arcybiskupi biskup krako-
wski Aron, wyświęcony u Hermana w Kolonii.
Był pokój, bo król niemiecki nie mógł wyruszyć na Polskę,
zajęty gdzieindziej. Przygotowywał Henryk III. wyprawę już je-
sienią 1050 roku, zaraz po odebraniu Ślązka, ale złożony chorobą
dał się ułagodzić, gdy sam Kazimierz pojechał do niego w listo-
padzie do Goslaru i obiecał sprawę zdać na jego sąd. Zyskał
przez to na czasie, a tymczasem wypadło Henrykowi prowadzić
dłuższą wojnę na Węgrzech. Kazimierz dostarczył mu posiłkowego
hufca, jak to było hołdownika obowiązkiem, żeby mu niczego
nie można było zarzucić; w bitwie nad rzeką Repcze zawdzięczał
nawet Henryk III. Polakom ocalenie wojska i własnej osoby. Gdy
książę bawarski podniósł przeciw królowi bunt, Kazimierz pozostał
wierny Henrykowi, ażeby go sobie zjednać. Nie spieszył się Henryk
z wyrokiem w sprawie ślązkiej, bo przewlekanie tej sprawy trzy-
mało polskiego księcia w niepewności, a więc i w zależności,
w obawie wojny z Niemcami, na którą słabe, wyludnione, zubożałe
państwo nie mogłoby się odważyć. Gdyby Henryk III., władca
bardzo potężny, kazał Ślązk zwrócić Brzetysławowi, byłby Kazimierz
120 \X^ZNOWIENIE METROPOLII.
]
i
musiał usłuchać. Wyprawa z r. 1050 była próbowaniem szczęścia;
udało się, bo napad był niespodziany, a chwila mądrze obranej
i okohczności dobrze rozważone; ale przez cztery następne latii
trzeba też było być przygotowanym na oddanie Ślązka Przemy-i
ślidom. Roztropną polityką odwrócił książę to niebezpieczeństwd
i gdy nareszcie w maju 1054 roku wydał Henryk III. wyroki
w Kwedlinburgu, przyznał Ślązk w zasadzie Przemyślidom, żebyi
nie cofać poprzedniego orzeczenia, ale zostawił go w ręku Piasta,
zastrzegając tylko, żeby płacić czeskiemu księciu 500 grzywien
srebra i 30 grzywien złota daniny ze Ślązka. Była to wygrana
polityczna; skoro tylko na grodach ślązkich były polskie załogi,
mniejsza na razie o daninę, która i tak nie potrwa długo, jeżeli
państwo piastowskie na nowo się wzmoże.
Ostatnim czynem Kazimierza były ponowne zabiegi w sprawie
kościoła polskiego. Gdy papież wysłał w r. 1057 swego delegata,
t. j. pełnomocnika do Niemiec, dla uporządkowania spraw tam-
tejszych, wyprawił też Kazimierz jednego z polskich biskupów,
żeby się z legatem zobaczył. Biskup ten był obecny na zjeździe
zwołanym przez legata do miasta Pohlde i zdołał przedstawiciela
stolicy apostolskiej przekonać o słuszności polskich żądań. Legat
ten, Hildebrand, niedługo potem sam został papierzem i panował
sławnie pod imieniem Grzegorza VII; należy do najlepszych, naj-
mędrszych papieży. Stanąwszy na czele kościoła, wznowił Grze-
gorz VII. metropolię gnieźnieńską. Tego już jednak Kazimierz nie
dożył; zmarł 28 listopada 1058 r., licząc lat zaledwie 42.
Historya dała mu przydomek ,; Odnowiciela"; tak go już
nazywa najstarsza polska kronika. Należy mu się to słusznie; on
odnowił państwo polskie, odnowił kościół polski, odnowił cywili-
zacyę w Polsce. Godzien stać obok Mieszka I.
c^c^c^c^c^c^c^c.^c^^t^c.^c^c^c^^cJSfc^,
CZĘ5C II
Walka społeczeństwa o wpływ
na rządy państwem.
0^^
ROZDZIAŁ I.
ZŁAMANIE JEDYNOWŁADZTWA.
IMMUNIT.
Bez Piastów bylibyśmy wyplenieni, jak polabscy nasi pobra-
tymcy. Ale to dobrodziejstwo dziejowe nie obeszło się bez
użycia nieraz przemocy wobec społeczeństwa. Żelazną ręką
osiągnęła dynastya zwierzchność nad wszystkiemi plemionami
Polski i panowała też samowładnie tak, że wobec księcia czy też
króla nikt nie miał żadnych praw. Na Zachodzie przełamano już
dawniej książęcą wszechwładzę. Daleko, bardzo daleko było jeszcze
do tego, żeby jakieś prawo określało prawa ludności wobec tronu.
Ograniczanie tej władzy odbywało się bardzo powoli i z wiel-
kiemi trudnościami; o każde, choćby najmniejsze prawo, trzeba
było dobijać się z osobna w najrozmaitsze sposoby. Na czele tej
walki o prawo stanął wszędzie Kościół katolicki, sam pierwszy
dążąc do wydobycia się z pod świeckiej władzy państwowej.
Kościół nie chciał znać żadnego innego prawa, jak tylko swoje
własne kościelne, czyli kanoniczne i chciał, żeby tylko to prawo
stosowano do duchowieństwa i jego majętności. Wyjęcie z pod
nieograniczonej władzy królewskiej zwało się immunltem (od ła-
cińskiego wyrazu „immunitas"). Duchowieństwo pociągało za
sobą świeckich, aż w końcu wszystkie stany połączyły się do
walki o prawo. Z łaski tronu można było mieć wiele, ale prawa
nie miało się nigdy do niczego, póki się nie osiągnęło immu-
nitu i nie otrzymało od panującego na swe prawa dokumentu,
zwanego przywilejem. Z razu tylko biskupi wiedzieli jasno i do-
124 IMMUNIT.
kładnie, czego chcą, mając gotowe, wyrobione już za granicą
prawo kanoniczne, na którem się opierali.
Ważną w dziejach społecznego rozwoju Polski jest data:
rok 1057. Pierwsze to wiadome nam wyświęcenia Polaka na księ-
dza (nie licząc królewicza Kazimierza). Kapłanem tym był Suła,
wyświęcony w Krakowie i tamże w cztery lata później biskupem
ustanowiony po śmierci arcybiskupa Aarona w r. 1061. Odkąd
mieliśmy biskupów rodaków, poczyna się polityczne życie w spo-
łeczeństwie, a początkiem tego ruchu dążenie Kościoła polskiego
do immunitu.
Kościół był zawisły w zupełności od monarchy,, bo z po-
czątku nie miał własnego majątku, utrzymywany tylko przez sa-
mych Piastów bezpośrednio, którzy odstępowali biskupom dzie-
sięcinę, t. j. dziesiątą część państwowych danin, nagromadzonych
po grodach. Daniny te, wówczas jeszcze składane wyłącznie w na-
turze, nie wielką dla Kościoła miały wartość, a wystarczać nie
mogły. Duchowieństwo było na książęcym chlebie, podobnie jak
drużyna wojenna, ale też i na książęcej łasce. W krajach dawniej,
niż Polska, nawróconych, posiadał już Kościół własne dobra ziem-
skie, w których zaprowadzał gospodarstwo rolnicze. I nasi biskupi
musieli też do tego dążyć, boby inaczej nie zdołali wypełnić na-
leżycie swego zadania. Kościół miał wydatki wielkie, bo należało
cały kraj zapełnić kościołami i parafiami, których prawie jeszcze
nie było; wszak trzeba było łożyć na utrzymanie młodzieży spo-
sobiącej się do stanu duchownego, budować szkoły i zakłady do-
broczynne! Wedle ówczesnego zaś zwyczajowego prawa polskiego
posiadanie majątków ziemskich przez Kościół było niemożebne.
Chcąc kupić ziemię, trzeba ją było odkupywać od wszystkich
stryjców rodowych; jeżeli choć jeden na sprzedaż nie przystał,
mógł kupno unieważnić. Nie było zresztą ani ziemi na sprzedaż,
ani też Kościół nie miałby za co kupować. Można było myśleć
tylko o darowiźnie, ale i do tego trzeba było zezwolenia całego
rodu, a niełatwo było o taki wypadek, żeby wśród wszystkich
stryjców nie znalazł się ani jeden skąpy. Chociażby jednak nastą-
piła darowizna, była znowu nowa trudność, gdyż w razie bezpo-
tomnej śmierci właściciela źreb, według polskiego prawa, wraca
do rodu, po śmierci więc każdego biskupa lub opata mieliby po-
tomkowie fundatora prawo zagarnąć majątek kościelny. Trzebaby
SENIORAT. 125
i' tedy darowiznę odnawiać ciągle, ciągle na nowo o nią dopraszać,
nie mając nigdy pewności, czy syn nie odbierze tego, co dał ojciec.
Prawo polskie nie znało całkiem posiadania wieczystego przez in-
stytucye, fundacye; nie znało dla tej przyczyny, że było ono star-
sze od chrześcijaństwa w Polsce, powstało jeszcze kiedy nie było
w kraju żadnycłi instytucyj, jak n. p. biskupstw Inb klasztorów.
i Trzeba było koniecznie wyjęcia Kościoła i jego spraw z pod prawa
I polskiego. Na Zachodzie dokonało się to przeważnie przez uzna-
nie testamentu, t j. rozporządzenia ostatniej woli. Testament jest
zwyczajem prawa staro rzymskiego; przyjął go Kościół do swego
prawa kanonicznego i wywalczył mu znaczenie wśród nowycłi
narodów. Polskie prawo nie znało całkiem testamentu; dopiero
■ duchowieństwo nauczyło tego naszych przodków. Sprawa o za-
I pisy testamentowe na rzecz Kościoła zaczyna się u nas już w XI.
wieku. Posiadanie zaś dóbr ziemskich przez Kościół łączyło się
z uszczupleniem władzy monarszej, bo było zasadą prawa kano-
nicznego, że dobra takie mają być uwolnione od wszelkich danin
i od sądownictwa książęcego, czy królewskiego, bo to jest im-
munit.
SENIORAT.
Władza królewska była w ówczesnej Polsce tem potężniejsza,
że król panował sam jeden bezpośrednio na ziemiach ludów pol-
skich. Było to czemś wyjątkowem w owych czasach, bo zazwy-
czaj dzieliły się państwa na księstwa, nad któremi panowały jużto
osobne dynastye, jużto krewni najwyższego naczelnika państwa,,
który, jeżeli nie był koronowany na króla, to zwał się Wielkim
księciem. Niemieckie królestwo dzieliło się na sześć księstw: ba-
warskie, saskie, dwa frankońskie i dwa lotaryńskie, a nadto były
na pograniczach osobne marchie. Książęta i margrabiowie byli
hołdownikami, czyli lennikami królewskimi; dążyli oni do tego,
żeby król nie był niczem więcej, jak tylko pierwszym między
nimi, król zaś pragnął ich zamienić na swych urzędników. Na
Rusi zaś i w Czechach utworzono dzielnice celem wyposażenia
braci panującego księcia. Było to wszędzie doniosłą sprawą poli-
tyczną i wiązało się ściśle ze sprawą następstwa tronu. W Cze-
chach i na Rusi próbowano to załatwić w ten sposób, że zwierz-
chność nad całem państwem i wszystkimi książętami przyznano
126 BOLESŁAW ŚMIAŁY.
najstarszemu wiekiem członkowi rodu, co się zowie z łacińska: j
seniorat. Senior Rusi był Wielkim księciem w Kijowie, a bracia'
jego i krewni panowali pod jego zwierzchnictwem na swych dziel-
nicach. Na wielkiej obszernej Rusi było od Wielkiego Nowogrodu
do Kijowa dosyć miejsca na dzielnice. Książęta ci nie mieli pro-
wadzić polityki na własną rękę, ani wojny wypowiadać, ani za-
wierać pokoju; to miało należeć tylko do Wielkiego księcia Ki-
jowskiego, a tamci winni mu byli wierność i uległość, jako jego
lennicy. W rzeczywistości jednak tak nie było i Ruś rozdrobniła
się wkrótce na liczne państewka, z książętami niesfornymi, któ-
lych głównem zajęciem było napadać na siebie wzajemnie. Prze-
myślidzi zapanowawszy dopieroco nad całemi Czechami i Mo-
rawami, sami dla siebie zaczęli tworzyć nowe księstwa dzielni-
cowe. Książę Brzetysław zaprowadził seniorat, wyznaczając na Mo-
rawach trzy dzielnice książęce: księstwo berneńskie, znojemskie
i ołomunieckie. Więcej księstw nigdy nie było i szczęściem, bo
niewielkie Czechy byłyby w rozdrobnieniu straciły wszelkie zna-
czenie polityczne.
BOLESŁAW ŚMIAŁY, 1058-1080 r.
Wśród takich stosunków i okoliczności wstąpił w roku 1058
na tron piastowski po Kazimierzu Odnowicielu najstarszy jego
syn, Bolesław II., zwany Szczodrym, a także Śmiałym, mając lat 1Q.
Młodszy o rok brat Władysław, drugiem imieniem nazwany Herman
na cześć swego ciotecznego dziadka w Kolonii, nie dostał na razie
żadnej dzielnicy. Trzeci z kolei, Mieszko, miał przy śmierci ojca
lat 13 i żył potem tylko jeszcze lat siedm. Najmłodszy Otto zmarł
małem dziecięciem. Władysław Herman nie miał przyjaźni dla^
panującego brata. Nie wszczynał buntów, bo starszy Bolesław*
żelazną miał rękę, ale umiał mu szkodzić po cichu i zdaje się,!
że w drugiej połowie rządów Bolesława wymógł dla siebie dziel-.]
nicę na Mazowszu. \
WYPRAWY CZESKA I WĘGIERSKA. \
Pokazało się zaraz w Czechach, że Seniorat nie chroni kraju ;
od waśni książąt i domowych wojen. Brzetysław miał pięciu synów
Najstarszy Spytygniew został seniorem w Pradze, trzech dostało
"^orawskie dzielnice, ale dla najmłodszego, Jarosława, nie chciano
WYPRAWY CZESKA I WĘGIERSKA. 127
już tworzyć jeszcze jednej dzielnicy i przeznaczono go do stanu
duchownego. Niezadowolony z tego młody książę zbiegł na dwór
piastowski, pewny że tu skorzystają chętnie ze sposobności, żeby
z kłótni Przemyślidów wydobyć korzyść dla siebie. Skorzystał
rzeczywiście Bolesław Śmiały z tego pozoru, ujął się za Jarosła-
wem i ruszył na Czechy w r. 1061. Wojna ta nie pochodziła
jednak z samej tylko niechęci jednej słowiańskiej dynastyi do
drugiej, z rywalizacyi prostej o większe znaczenie i powiększenie
posiadłości. Przeciwieństwo Piastów i Przemyślidów miało głębsze
polityczne znaczenie i było starciem się dwojakiej słowiańskiej
polityki względem Niemiec. Piastowski ród ulegał królom nie-
mieckim tylko wtenczas, gdy zmuszała do tego jaka przykra osta-
teczność, gdy już nie było innej rady, ale zawsze o tem myśląc,
żeby dojść do zupełnej niezawisłości. Trzech Piastów nosiło już
królewską koronę, z Przemyślidów zaś nikt jeszcze. Kazimierz
Odnowiciel uznał się Niemiec hołdownikiem, gdy nie miał ani
jednego żołnierza, a za hołd dostał 500 zbrojnych i kosztem hołdu
wznawiał upadłe piastowskie państwo. Obecnie pragnął następca
jego zrzucić z Polski tę zależność i dążył do wznowienia królewskiej
godności. Postanowił sobie, że skoro tylko wzmogą się siły polskie,
stanie śmiało przeciw Niemcom, gotów do walki, byle tylko Polsce
zapewnić stanowisko równe innym samodzielnym państwom chrze-
ścijańskim. Nie dać się Niemcom, nie ulegać im, to było hasłem
piastowskiej polityki. Przemyślidzi prowadzili już politykę odmienną.
Zasadą ich stało się, żeby niczem królów niemieckich nie drażnić,
ale owszem uległością ich pozyskać i zapewnić sobie bezpieczne
posiadanie Czech. Nie było to jednak koniecznością. Przemyślidzi
mogli byli oprzeć swe bezpieczeństwo na wojującej z Niemcami
Polsce, mogli byli złączyć się przeciw Niemcom z Piastami. Wszak
Piastowie nie dążyli do zagarnięcia Czech pod swe panowanie,
chodziło im tylko o to, żeby zmusić Przemyślidów do popierania
wspólnej polityki słowiańskiej, żeby panujący w Pradze książę
nie łączył się z Niemcami wtenczas, gdy Polska z nimi walczy.
Przemyślidzi widocznie nie rozumieli, o co chodzi i woleli być
królów niemieckich hołdownikami, niż Piastów sojusznikami. Wszczął
tę wojnę Bolesław Śmiały, ażeby rozbić sojusz Czech z Niemcami,
ażeby mieć w Pradze księcia osadzonego polskiemi siłami, za-
leżnego od siebie. Chodziło też przytem o daninę płaconą ze
128 ODZYSKANIE SŁOWACZYZNY I GRODÓW CZERWIEŃSKICH.
Ślązka. Wyprawa jednak nie udała się. Bolesław przekroczył rzekę
Oppę, (poboczna Odry, nad nią miasto Opawa) i zabrał się do
oblegania granicznego grodu Hradca; poniósł tam klęskę i omal
nie dostał się do niewoli. Zaraz na początku wojny umarł Spy-
tygniew, a seniorem został drugi z braci, Wratysław II., który
tej wojny sobie nie życzył i sam podał dłoń do zgody. Owdo-
wiawszy, ożenił się z końcem roku 1062 ze siostrą Bolesława,
Swiętosławą, zwaną w Czechach Swatawą. Danina ślązka skończyła
się, a Jarosław pogodził się z duchowną szatą i został biskupem
praskim. W owym pełnym nadzieji roku 1062 mogło się zdawać,
że zaprzyjaźnieni i spowinowaceni Piast z Przemyślidą pchna^
na nowe tory sprawy zachodniej Słowiańszczyzny i utworzą wreszcie
wał ochronny przeciw niemieckiemu naporowi. Niestety, Wratysław
inaczej się potem namyślił i gdy przyszło do walki z Niemcami,
walczył po ich stronie przeciwko Polsce.
Również na krakowskim dworze szukali pomocy książęta
węgierscy, też o tron powaśnieni. Bolesław wyprawił się na Węgry
i osadził na tronie swego kandydata Belę, którego kazał koronować.
Sam księciem tylko będąc, królów strącał i osadzał. Po śmierci
Beli powtórnie rozporządził węgierską koroną. Pamiętał przytem
o polskim interesie: odebrał Madziarom część dawnej zdobyczy
Bolesława W., a mianowicie północną Słowaczyznę nad górnym
biegiem rzeki Wagi, na południu Tatr.
SCHYZAIA I BIZANTYNIZM.
Podobnież wmieszał się Bolesław Śmiały czynnie w sprawy
ruskie i przy tej sposobności odzyskał na nowo Grody Czerwieńskie.
Stosunki na Rusi tak sę tymczasem były zmieniły, mianowicie ^;
stosunki kościelne, że ciągle powtarzające się walki o grody czer- ■
wieńskie nabrały wobec tych zmian wielkiego znaczenia. Nie cho- "
dziło tu już tylko o granicę dwóch sąsiednich państw ale o spraw\
pierwszorzędnej doniosłości dla dziejów Europejskich.
Ruś należała do patryarchatu' carogrodzkiego. (Bizancyum,
czyli Konstantynopol, po słowiańsku Carogród, bo tam mieszkał |
cesarz, czyli car, wschodniego cesarstwa rzymskiego, zwanego i
potem bizantyńskiem, a także greckiem). Wschodnie cesarstwo
istniało bez przerwy od starożytnych czasów. Starsza tam o wiele
była cywilizacya, niż wśród nowych narodów europejskich, n. p.
SCHYZMA I BIZANTYNIZM. 129
we Francyi lub w Niemczech, a przedewszystkieui więcej było
bogactw, ogłady i nauki. Zachodnia Europa była nieokrzesana
jeszcze, gdy w bizantyńskiem państwie szczycono się wielkim za-
sobem cywilizacyi. A jednak zachodnia Europa nietylko zrównała
się z tą cywilizacyą, ale ją nawet o bardzo wiele przewyższyła!
Stało się to tu przez dobroczynny wpływ kościoła, a tam z jego
winy. U chrześcijan bowiem kościół kroczy na czele cywilizacyi.
Gdy on spełnia dobrze swe obowiązki, zakwitają wszystkie ludzkie
sprawy; gdy duchowieństwo się zaniedba, odczuje się to wcześniej
czy później we wszelkich stosunkach. A siła kościoła płynie od
jego Głowy, od rzymskiego papieża.
Już w roku 867, za czasów św. Cyryla i Metodego, zerwał
z Rzymem patryarcha carogrodzki Focyusz i popadł przez to
w schyzmę, t. j. odszczepieństwo od jedynego powszechnego t. j.
katolickiego Kościoła, którego widomą głową są następcy świętego
Piotra, biskupi rzymscy, papieże, ale wtenczas skończyło się
to złożeniem patryarchy z godności. Była jednak w Bizancyum
niechęć do papiestwa, a podsycali ją cesarze bizantyńscy, którym
nie podobało się, że papieże nie tylko nie pozwalali monarchom
mieszać się w sprawy religijne, ale sami zaczęli w to wglądać,
czy monarchowie rządzą po chrześcijańsku. Cesarze wschodni zaś
nie tylko kościołem rządzić chcieli, ale nawet wtrącali się często
w sprawy dogmatów, t. j. zasad wiary chrześcijańskiej i chcieli
rozstrzygać o tem, w co ich poddani mają wierzyć, a w co nie.
Umyślnie więc dopuszczali do wyższych godności tylko takich
duchownych, którzy się odznaczali niechęcią do Rzymu. Rozkazów
papieskich nie wykonywano w ich cesarstwie. Doszło wreszcie
do tego, że wschodnie duchowieństwo nie chciało przyjąć żadnej
nowości w urządzeniach i administracyi kościelnej, lub w formach
zewnętrznych nabożeństwa t. j. w obrządku. Oświadczyli że w spra-
wach kościelnych nic nigdy zmieniać nie wolno. Zaprowadzenie
postów w sobotę wydawało się im kacerstwem, bo z początku
tych postów nie było. Gniewało ich, że papież tylko biskupom
pozwalał udzielać bierzmowania, że począł wprowadzać celibat,
t. j. bezżenność księży nawet świeckich, że kazał używać przy
mszy świętej tylko niekwaszonego chleba. Nie zezwalali też na
żadne poprawy w urządzeniach spraw kościelnych. Rozłam po-
większał się coraz bardziej, aż wreszcie patryarcha Michał Ceru-
9
130 DWIE CYWILIZACYE.
I
larius zarzucił Rzymowi herezyę żydowską (właśnie o cłileb nie-
kwaszony) i zupełnie od jedności kościelnej się usunął, ogłosiwszy
się osobnym niejako papieżem na wscłiodzie. Obok katolickiego
rzymskiego Kościoła na Zacłiodzie jest tedy od r. 1054 na Wscłiodzie,
Kościół schyzmatycki, zwany też greckim lub bizantyńskim. Kościół
bizantyński przestał się też od tego czasu rozwijać, stoi we wszyst-
kiem na tem samem miejscu, jak stał w r. 1054. Od ducliowieństwa
przeszło tam na całe społeczeństwo dziwne przestrzeganie starych
form; co tylko nowe, wstręt tam budziło.
Zupełnie inaczej było na Zachodzie pod opieką rzymskiego
Kościoła, który strzeże niezmienności dogmatów, artykułów wiary,
ale w rozmaitych urządzeniach pomocniczych dopuszcza zmian
i stosuje je dla dobra wiernych do czasu, miejsca i okoliczności,
rozkwitnąwszy w rozmaitości obrządków. Cywilizacya wyrobiona
pod przewodem Rzymu pozwala każdemu korzystać swobodnie
i samodzielnie ze swych władz umysłowych, żeby nietylko cudzym
się karmić rozumem, ale naprawdę posiadać własny. Taka samo-
dzielność w myślach i czynach zowie się i n d i w i d u a 1 i z m. Użyty
rozumnie jest najlepszą dźwignią postępu.
Druga różnica cywilacyi bizantyńskiej a rzymskiej, czyli ła-
cińskiej, zwanej też zachodnią, polega na innem pojmowaniu sto-
sunku społeczeństwa do państwa i stosunku Kościoła do państwa.
Cesarze bizantyńscy rozstrzygali swym nakazem spory teologiczne.
Odkąd patryarchat carogrodzki zerwał z Rzymem, popadł w tem
większą zależność od władzy świeckiej, aż doszło do tego, że ce-
sarz mianował i strącał patryarchów według własnego upodobania,
a całe duchowieństwo stało się narzędziem w ręku rządu, zupełnie
tak samo, jak wojsko i urzędnicy. Wskutek tego bizantynizmem
zowiemy brak indiwidualizmu, ślepe trzymanie się formy i niero-
zumną uległość władzy.
Polska weszła do kultury zachodniej, a Ruś do bizantyńskiej.
Na ziemi Grodów Czerwieńskich zetknęły się obie cywilizacye.
Przez tę ziemie miała kultura wschodnia oddziaływać na Polskę,
a zachodnia na Ruś. Walki o posiadanie Grodów Czerwieńskich
są początkiem starcia się dwóch europejskich kultur. Oręż polski
sięgając aż do Kijowa, niósł tam zarazem wpływy zachodnie. Już
za Bolesława Wielkiego zaczyna się ta wymiana myśli. Walki Pia-
stów z Rurykowiczami, to nie zwykłe spory dwóch dynastyj; przez
WYPRAWA KIJOWSKA. 131
nich walczył Rzym z Bizancyum i chodziło o to, jak daleko się-
gnie granica tej i owej kultury. Przeznaczeniem Polski było i jest
do dziś dnia szerzyć kulturę zachodnią coraz dalej na wschód.
w yPRAWA KIJOWSKA. 1069 r.
Książę ruski Jarosław podzielił państwo między pięciu sy-
nów, ale byli jeszcze brat stryjeczny i synowiec, którym już dziel-
nic przyznać nie chciano. Ci podnieśli bunt przeciw seniorowi
Izasławowi, a ten zbiegł do Polski, licząc tu na poparcie. Bolesław
i Izasław byli ciotecznymi braćmi, gdyż Bolesław rodził się z Do-
bronegi, rodzonej siostry Jarosława I. W r. 106Q zdobył też Bo-
lesław Izasławowi Kijów i sam w tem mieście zabawił dziesięć
miesięcy.
Mając Kijów w swem ręku, mógł był Bolesław Śmiały po-
myśleć o pozyskaniu Wielkiego księcia dla Kościoła rzymskiego.
Może też myślał o tem, ale wiemy o nim, że nie odznaczał się
roztropnością i dlatego nic trwałego zdziałać nie zdołał. Miał uspo-
sobienie nieszęśliwe ; krewki był i gwałtowny, a przytem wyniosły
i pełen pychy. Ażeby pokazać ludowi w Kijowie, że Izasław pa-
nuje tu tylko z jego ramienia, okazywał rozmyślnie lekceważenie
ruskiemu księciu i publicznie go zawstydzał. Przy takiem postępo-
waniu trudno liczyć na wdzięczność, a dobrodziejstwo obmierznie.
Toteż zaczęto mordować skrycie żołnierzy polskich, a podobno Iza-
sław dobrze o tem wiedział. Wracając z Kijowa zagarnął Bole-
sław Grody Czerwieńskie w r. 1070. Umiał tedy wyzyskać sto-
sunki swe do ościennych książąt. Dwie ziemie przyłączył na nowo
do Piastowskiego państwa. W trzy lata później wygnany na nowo
przez braci Izasław nie uzyskał już u niego pomocy; otrzymał
ja dopiero, gdy sam papież polecił Bolesławowi sprawę Izasława.
TAPIEŹ GRZEGORZ VII.
Papieżem był od r. 1073 Hildebrand pod imieniem Grze-
gorza VII., obeznany nieco z polskiemi stosunkami od zjazdu
w Póhlde, na który Kazimierz Odnowiciel wyprawił był polskiego
biskupa. Papież ten był benedyktynem z francuskiego klasztoru
w Klunjaku. W sławnem tem opactwie przebywali przez długie
czasy najuczeńsi zakonnicy, obmyślając reformę, tj. lepszą organi-
zacyę Kościoła. Chodziło im przedewszystkiem o to, żeby papież
132 PAPIEŻ GRZEGORZ VII.
był rzeczywistym władcą wszystkiego ducłiowieństwa katolickiego,
żeby Kościół wyzwolić od wpływów władzy świeckiej. Zdarzało
się aż nazbyt często, że biskupów ani papież nie mianował, ani
nie wybierały kapituły, tylko monarcha wyznaczał, którzy mają być
biskupami w jego kraju. Monarcłia wręczał im pierścień i pasto-
rał i odbierał przysięgę. Było to po prostu odbieraniem hołdu od
biskupów i zwało się inwestyturą. Często biskupi bywali ra-
czej urzędnikami królewskimi, niż pasterzami dyecezyj ; nieraz też
bywały nieporozumienia pomiędzy biskupami a papieżem. Z Klun-
jaku powstała znaczna ilość nowych klasztorów, rozsianych po ca-
łej zachodniej Europie, a wszyscy ci zakonnicy różnych narodów
dążyli do tego, żeby klunjackie reformy przeprowadzić. Starali się
o podniesienie stanu nauk, o wyższe wykształcenie duchowieństw a
i o wyższą wśród niego moralność. Przez ciągle wpływy świe-
ckiej władzy zeświecczył się sam Kościół; w samym nawet Rzymie
kupczono dostojeństwami duchownemi! Klunijacy uważali to słu-
sznie za świętokradztwo, a walkę z tym występkiem, zwanym s)-
monią, prowadzili jak najgorliwiej. Ażeby księża byli mniej zale-
żni od świeckich wpływów, żądali celibatu, tj. bezżenności księży
świeckich; przedtem bowiem duchownym, nie będącym zakonni-
kami, wolno było żenić się nietylko w greckim, ale też w rzym-
skim katolickim Kościele. Żeby świecka władza i polityka nie na-
rzucała Kościołowi złych biskupów, domagali się zniesienia inwe-
stytury. Żeby zaś sam Ojciec św. mniej był krępowany względami
na świeckie interesy monarchów, dążyli przedewszystkiem do tego^
żeby cesarz nie wpływał na wybór papieża, lecz żeby go wybie-
rali sami tylko kardynałowie według własnego uznania; i to osią-
gnęli też, począwszy od r. 1059. Głosili, że papież w niczem ce-
sarzowi podlegać nie może, lecz raczej przeiwnie, sam nad wszyst-
kimi monarchami stoi, pilnując, żeby rządzili po chrześcijańsku,
mając prawo nawet z tronu ich strącać według własnego uznania.
Olbrzymia jest potęga nauki i cichej, ustawicznej pracy; powoli,
stopniowo, szerzyły się klunijackie zasady w całej Europie, aż do-
szły do papieskiego tronu i gdy w końcu zasiadł na papieskim
tronie klunijacki mnich, trząsł całą Europą, choć sam nie posia-
dał drużyny wojennej i nigdzie wojska nie wysyłał. Wielka pra-
wda, wielki pomysł, wielka idea, zdobywa sobie umysły ludzkie,
podbija serca i myśli tak, że tysiące ludzi, od królów do pro-
IZASŁAW KIJOWSKI. 133
staczków, oddaje na jej usługi swe życie, majątki i wpływy. Taką
wielką ideą, jedną z największycli w łiistoryi, była idea wyższości
władzy papieskiej nad królewską, obmyślana na to, żeby państwa
chrześcijańskie zmusić do cłirześcijańskiej polityki. Nie udała się
idea Karola Wielkiego o współpracownictwie dwóch równych
sobie potęg, papieskiej i cesarskiej; raz tylko byli Ottonowie,
a zresztą zawsze nadużywanie Kościoła przez silniejszą władzę
świecką. Skoro więc nie dało się prowadzić naprzód Europy
w zgodzie z cesarstwem, postanowili benedyktyńscy wielcy my-
śliciele robić swoje wbrew cesarstwu. I tak powstała walka pa-
piestwa z cesarstwem, walka Grzegorza VII. z królem niemieckim
i cesarzem Henrykiem IV., zwana walką o inwestyturę.
W tej walce stanął Bolesław Śmiały po stronie Grzegorza
\ I I-go, nie dlatego, żeby miał być zwolennikiem reform kościel-
nych, lecz żeby skorzystać ze sposobności do osłabienia niemie-
ckiego państwa i zapewnić Polsce zupełną niezawisłość. Książę
czeski Wratysław postąpił przeciwnie; popierał Henryka IV. Na-
stały też nowe spory graniczne z Czechami. Cesarz wezwał Bole-
sława w roku 1071, żeby się stawił przed nim i zdał się na jego
sąd. Odmówił temu wezwaniu książę polski, a gdy potem Sasi
powstali przeciw Henrykowi IV., posłał im posiłki. Równocześnie
w roku 1074, wśród ponownych zamieszek o tron węgierski, po-
pierał Bolesław papieskiego kandydata do tronu, Gejzę II., prze-
ciw niemieckiemu stronnikowi Salomonowi i dostarczył mu sku-
tecznej pomocy.
Powtórnie z Kijowa wygnany Izasław przybył na dwór
piastowski w r. 1073, ale nie uzyskał pomocy. Zdaje się, że Bo-
lesław Śmiały podał mu warunek, żeby porzucił schyzmę, żeby
był przez papieża uznany chrześcijańskim monarchą. Biskup kra-
kowski Stanisław Szczepanowski brał udział w polityce; ducho-
wieństwo polskie poczynało wywierać wpływ na sprawy publiczne,
można się więc domyślać, że wpływało w tym kierunku na króla.
Panujący w Kijowie Wszesław gotów był do sojuszu z Polską,
byle król polski nie dawał pomocy Izasławowi. A właśnie zanio-
sło się na nową wojnę z czeskim Wratysławem. Nie znamy jej
przebiegu, ale wiemy, że synowie Wszesława przywiedli na tę
wojnę w r. 1076 posiłki ruskie. Izasław pojechał tymczasem na
zachód, do cesarza i papieża. Był w r. 1075 wraz ze synem Ja-
134 KORONACYA.
ropelkiem na sejmie Rzeszy niemieckiej w Moguncyi, a potem
w Rzymie. Wyrzekł się schyzmy, uznał zwierzchnictwo papieskie^
a Grzegorz VII. nadał mu tytuł królewski. Wiadomości z tych
czasów są nader skąpe, nie znamy również szczegółów i tej sprawy.
Ale dochował się obraz współczesny, przedstawiający, jak ksią-
żęta ruscy składają hołd papieżowi i wzajem otrzymują od niego
korony.
KORONACYA 1076 r.
W r. 1075 przysłał Grzegorz VII. do Polski swego legat
który zorganizował na nowo Kościół polski, zarządził przeprowa^
dzenie klunijackich reform i przywrócił metropolię gnieźnieńską^
Polska była w łaskach u Papieża. Oparty o powagę Grzegorza
VI I-go, przywdział książę Polski królewską koronę w roku 1076,
w sam dzień Bożego Narodzenia. (Sporządzono wówczas nową
koronę, gdyż korona Bolesława Wielkiego przepadła u Niemców,
wywieziona przez Ryksę). Czwarty to już z Piastów władca kró-
lem zostawał. Koronacya wznowiła blask polskiego państwa i zda-
wało się, że Bolesław Śmiały przejdzie z najlepszemi wspomnie-
niami do historyi polskiej. Powrócił też z Rzymu król ruski Iza-
sław, przywożąc od papieża polecenie do Bolesława. Usłuchał
woli papieskiej król polski, dał teraz posiłki, wyruszył sam na
wyprawę i wprowadził Izasława na nowo na tron kijowski
w roku 1077. Ale panowanie katolickiego króla rok ledwie tam
trwało. Nastała zaraz nowa wojna domowa pomiędzy książętami
ruskimi, w której Izasław poległ w bitwie. Nastał po nim Wsie-
wołod, a potem dopiero, po jego śmierci w r. 1093, syn Izasława
Świętopełk.
Korona Bolesława Śmiałego nie była trwalszą, a tem przy-
krzej, że król- sam przez nieroztropność i nieoględność własną
ręką wywrócił to, co sam wystawił. A czasy były właśnie jak naj- \
lepsze, żeby zapewnić trwałość królewskiej godności w Polsce. ;
Od Niemiec nie było żadnego niebezpieczeństwa, bo Henryk IV-
uległ właśnie w walce z papieztwem.
Zatarg z Grzegorzem VII. powiększał się coraz bardziej. Ce-1
sarz ogłosił, że strąca Grzegorza VII. z papieskiego tronu. Książęta
niemieccy natomiast stawali przeciw Henrykowi, niektórzy bunt
podnieśli. Cesarz popadał w coraz większe kłopoty, a gdy papież '
ZABICIE ŚW. STANISŁAWA. 135
rzucił na niego klątwę, opuścili go wszyscy. Musiał pojechać
z przeprosinami do Włoch i tam w zamku Kanossie upokorzyć
się, odbyć publiczną pokutę nałożoną nań przez papieża dla przy-
kładu wszystkim innym monarchom. Przez trzy dni stał boso,
w pokutniczej szacie, z mieczem na sznurze u szyi uwiązanym,
błagając w ten sposób o zdjęcie klątwy. Taką była potęga Grze-
gorza VII. Od tegoto zdarzenia mawia się: ,; pójść do Kanossy",
a znaczy to wojować z Kościołem i dowojować się własnego
upokorzenia. Było to w styczniu 1077 roku.
ZABICIE ŚW. STANISŁAWA 1079 r.
Innego rodzaju Kanossa czekała Bolesława Śmiałego, który
cale życie popierając sprawę Grzegorzamf^gTJT" na wzaj &n przez
niego był popierany. Król ten był żołnierzem, który nie umiał
rządzić inaczej, jak po wojskowemu i nie mógł pojąć, jak ktoś
śmie nie słuchać jego samowładnej woli. Oczywiście musiało to
wywołać niezadowolenie, z czego korzystał po cichu brat królew-
ski, Władysław Herman, rządzący na Mazowszu i jednał sobie
stronników. Na czele stronnictwa przeciwnego królowi stał wiel-
moża Sieciech, pan Sieciechowie nad Wisłą, potomek dawnych
książąt tynieckich. Wątpić należy, czy byłby się ważył przeciw
królowi, gdy w tem niespodzianie całe duchowieństwo użyczyło
mu poparcia.
Był spór z biskupem krakowskim, Stanisławem Szczepano-
wskim (ze Szczepanowa, w dzisiejszym brzeskim powiecie, na za-
chód od Krakowa) o majątek kościelny i o prawo testamentowe,
z powodu zapisów majątków na rzecz Kościoła (do tego odnosi
się legenda o Piotrowinie). Po pobycie legata papieskiego w Pol-
sce starał się biskup tem bardziej o uznanie kościelnego immu-
nitu. Król jednak nie chciał uznać osobnego prawa kościelnego
i wyjęcia kościelnych majątków z pod władzy państwowej, a że
był krewki, zaczął się dopuszczać gwałtów, żeby tem bardziej za-
znaczyć, że nikt nie ma żadnych praw, a tylko on jeden ma
prawo do wszystkiego. Rozpoczęły się srogie rządy. Powstały ja-
kieś zamieszki. W królu obudziła się żądza zemsty i skłonność do
okrucieństw, co wkońcu doprowadziło do tego, że biskup kra-
kowski rzucił nań klątwę. Stronnictwo Władysława Hermana rade
z tego wypadku, stanęło po stronie biskupa. Wszak według prawa
136 WYGNANIE KRÓLA.
kościelnego poddani uwolnieni byli od wierności względem mo-
narchy, obłożonego klątwą. Mogli więc teraz śmielej podnosić
głowę przeciwnicy króla, Sieciech mógł jawnie odmawiać posłu-
szeństwa, a powoływać się na biskupa. W ten sposób połączyły
się przygodnie dwie oddzielne sprawy, a król mógł podejrzywać ;
biskupa o udział w spisku politycznym przeciwko sobie. Pozwał \
też biskupa przed swój sąd o udział w sprzysiężeniu i skazał na
karę za zdradę, na straszną śmierć przez ćwiartowanie. Wyrok
miał być wykonany natychmiast. Biskup odprawiał mszę świętą
w kościele na Skałce w Krakowie. Według prawa kanonicznego
nie wolno wykonywać wyroków sądowych w miejscach poświę-
conych ; w murach kościelnych mógł skazany choćby lata całe żyć
bezpiecznie. Król uniesiony swą gwałtownością, nie zawahał się
przed niczem. Jakby chciał umyślnie skorzystać ze sposobności,
żeby okazać, że go żadne prawo nic nie obchodzi, kazał biskupa
wywlec od ołtarza; a gdy nikt nie chciał się tego podjąć, sam
wpadł do kościoła i własną ręką biskupa zabił. Kazał jeszcze ciało
porąbać, ale i do tego nie znalazł wykonawców. Działo się to
11 kwietnia 107Q roku.
Król sądził pewnie, że da taki odstraszający przykład, że
nikt się już nie ośmieli ganić jego samowładzy, a tem bardziej
występować przeciw jego panowaniu. Ale sprawa zroszona mę-
czeńską krwią rosła tem bardziej w siły. W niecałe dwa lata po
tem zabójstwie musiał król uciekać z Polski przed jawnym bun-
tem, który wyniósł na tron jego brata, Władysława Hermana.
Bolesław Śmiały miał syna Mieszka, który liczył dwunasty
rok życia, gdy król musiał opuścić swe państwo. Zabrał go oj-
ciec z sobą na Węgry, licząc pewnie na to, że dostanie pomoc
z tego kraju, którego koroną przywykł szafować. Zachowywał się
tu jednakże nie jak poparcia szukający wygnaniec, ale jak pan
wyniosły i tem wszystkich sobie zraził i ledwie tyle otrzymał, że
pozwolono synowi przebywać na węgierskim dworze. Jest podanie,
że sam Bolesław spostrzegł w końcu zuchwałość swej zbrodni
i jął się pokuty. Udał się do benedyktyńskiego klasztoru w Ossyaku
w Karyntyi, w kraju słowiańskim, sąsiednim Węgier od zachodu,
i ten mocarz śmiały przywdział tam w pokorze szaty braciszka
klasztornego, spełniając najniższe posługi aż do śmierci, na którą
niedługo mu było czekać. Syn jego, .Mieszko, powrócił do Polski
WŁADYSŁAW HERMAN. 137
W r. 1086 i ożenił się z jakąś nieznaną bliżej księżniczką ruską
w roku 1088; ale na życie jego czyhano i zginął od trucizny
iW roku 1089.
WŁADYSŁAW HERMAN 1089-1102 r.
Nie mogło być dwóch władców po sobie bardziej do siebie
niepodobnych, jak Bolesław Śmiały i Władysław Herman, Ten
grzeszył brakiem wszelkiej śmiałości. Porzucił we wszystkiem tory
iswego poprzednika i przerzucił się bez najmniejszej potrzeby do
'Cesarskiego obozu. Ożenił się z Judytą, córką Wratysława II. i da-
ninę ślązką wypłacił bez wahania księciu czeskiemu.
Wratysław wysługiwał się ciągle królowi niemieckiemu, nie
opuściwszy go nawet wtenczas, gdy pozostawał pod klątwą. Ale
umiał korzystać z walk i waśni w Niemczech i przyłączył do
swego państwa Górne Łużyce. W r. 1081 dał Henrykowi na
1 wyprawę włoską hufiec z 300 zbrojnych; czeska ta drużyna od-
znaczyła się przy zdobywaniu Rzymu w walce z Papieżem. W na-
stępnym roku Wratysław sam stłumił rokosz margrabiego austry-
jackiego Leopolda II., poraziwszy go w bitwie pod Meilbergiem,
jednej z najkrwawszych owych czasów. Za te wierne służby mia-
nował Henr>'k Wratysława królem. Koronacya ta odbyła się w Pra
dze, dnia 15 czerwca 1086, na pośmiewisko stolicy apostolskiej.
j Henryk IV. chciał pokazać Rzymowi, że on sam, bez papieża,
może być także szafarzem koron. Czechy nie posiadały własnej
metropolii, lecz podlegały arcybiskupowi mogunckiemu; ten je-
dnak nie chciał tej koronacyi dokonać. Sprowadzono więc do
tego obrzędu drugiego arcybiskupa niemieckiego, z Trewiru, który
był w rozterce z Grzegorzem VII. i jego następcą Wiktorem III.
Godność królewska nie miała być dziedziczną w rodzie Przemy-
ślidów; tylko Wratysławowi II. nadawał ją Henryk. Mimo tej ko-
ronacyi stosunek lenny Czech do Niemiec nie ustawał, ale jeszcze
bardziej się zacieśniał. Koronę dając tylko dożywotnio, mianował
Henryk Wratysława swym dziedzicznym podczaszym, a nowy król
godność tę przyjął! Koronacya ta, dokonana bez upoważnienia
Głowy chrześcijaństwa, nie miała wobec Europy żadnej wartości
i nie była wcale równą koronacyom odbywanym przez Piastów.
Od kogo się brało koronę, tego się uznawało zwierzchnikiem.
Piastowie brali ją od papieża, od którego brał ją sam cesarz.
138 WOJEWODA SIECIECH.
Wratysław przyjąwszy koronę z łaski Henryka IV., uczynił Czecli>
częścią Rzeszy Niemieckiej, co bardzo źle wpłynęło na dalsze
dzieje narodu.
Władysław Herman miał koronę po Bolesławie Śmiałym;,
ale jej nie użył. Był zbyt nieśmiały, aby się koronować. Biskupi
polscy nie upominali się też o to. Kościół nie odniósł korzyści
ze zmiany tronu i walka o immunit miała trwać jeszcze długo.
Korzyść odnieśli świeccy wielmożowie, którzy sprawę kościelną,
zatarg króla z biskupem, umieli wyzyskać do swoich celów, alei
się już potem o Kościół nie wiele troszczyli. Dzielny monarcha |
byłby ujął w karby ten ruch, który go na tron wyniósł i starałby
się urządzić państwo z pomocą Kościoła na nowych podwalinach.
Gnuśny w całem znaczeniu tego słowa Władysław Herman po-
zwalał rządzić za siebie Sieciechowi, którego zrobił wojewodą,
t j. wodzem drużyny wojskowej.
WOJEWODA SIECIECH.
Książę miał jeszcze z dawniejszych czasów nieślubnego syna,
Zbigniewa. Gdy w roku 1086 doczekał się prawego potomka
z czeskiej księżniczki, pragnął tamtego usunąć. Owdowiawszy, po-
jął za żonę w r. 1088 Judytę Maryę, córkę poprzedniego króla
niemieckiego Henryka III., wdowę po Salomonie, niemieckim
stronniku na węgierskim tronie. Nowa księżna była w porozu-
mieniu z Sieciechem i wraz z nim pracowała nad ruiną piasto-
wskiej dynastyi. Sama nie miała syna, tylko trzy córki. Zbigniew
był oddany do klasztoru w Krakowie, ale za namową drugiej
żony wyprawił go ojciec za granicę, do klasztoru niemieckiego
w Kwedlinburgu. Tam się wychowywał i uczył, ale święceń nie
przyjął i pozostał braciszkiem! W r. 1089 otruto Mieszka, syna
Bolesława Śmiałego. Pozostał tylko syn Judyty czeskiej, Bolesław,
zwany od skrzywionej wargi Krzywoustym, trzechletnie wówczas
dziecię, o które macocha całkiem się nie troszczyła. Sieciech stał
się przy niedołężnym księciu prawdziwym władcą państwa i za-
nosiło się na to, że Władysław Herman będzie strącony z tronu,
a miejsce Piastów zajmie ród Starżów z Sieciechem i niewierna^
Maryą Judytą.
Zajęty osobistymi planami nie dopilnował wojewoda obroiiy
granic państwa. W r. 1087 zajęli Rurykowicze na nowo Grody
WYPRAWA POMORSKA. 139
Rferwieńskie, tym razem na stałe, bo pozostały już przy nicłi aż
[ czasów Kazimierza Wielkiego. Z ziemi polskiego ludu La-
ów powstało osobne ruskie państwo z dynastyą Rościsławiczów,
gałęzią rodu Rurykowego, dla której zabrakło już dzielnic na Rusi.
Zaczęło się tam ruskie osadnictwo i kraj stawał się coraz bardziej
ruski, zwany potem już Czerwoną Rusią.
Nie udała się też wyprawa pomorska w latach 1090 i 1091.
Z początku sprzyjało szczęście orężowi polskiemu. Zajęto krainę
■ na zachód dolnej Wisły aż do morza, pozostawiono na niektórych
grodach załogi, a resztę warowni spalono. Sieciech ustanowił
swych namiestników wojskowych i zdawało się, że przynajmniej
gdańskie Pomorze będzie złączone z państwem polskiem. Z końcem
roku 1090 wybuchło jednak powstanie, namiestników polskich
zabito, załogi rozpędzono. Z początkiem następnego roku 1091 po-
nowiono tedy wyprawę; Władysław Herman wziął w niej udział
osobiście. Chodziło przedewszystkiem o to, żeby zająć drogę
wiodącą z Pomorza do Polski, która szła z Nowia i Grudziądza
przez Jasienice do Bydgoszczy i Torunia. W tym celu posuwało
się wojsko wzdłuż Wisły ku ujściu rzeki Wdy czyli Bdy (zwanej
dzisiaj Czarną Wodą), która wpada do Wisły pod Świeciem. Na-
stępnie ruszono w górę Wdy. Przez pięć tygodni łupiono, nabrano
też mnóstwo jeńca, ale dalej na północ, ani na zachód, wyprawa
nie dotarła. W powrocie trzeba było przeprawiać się przez Wdę
pod Drzycimiem. Tam czekali już Pomorzanie i napadli na Sie-
ciecha znienacka dnia 5. kwietnia 1091. Cały dzień trwała bitwa.
Sieciech utrzymał się wprawdzie na pobojowisku, ale korzyści
żadnych nie odniósł; przeciwnie, poniósł straty, skoro nieprzyjaciela
dalej ścigać nie śmiał. Dopiero jesienią, z końcem września, ru-
szono znowu na Pomorze, pozyskawszy sobie posiłki czeskie.
Sieciech obiegł Nakło, lecz napróżno. Pomorzanie spalili polskie
machiny oblężnicze i część obozu. W końcu zabrakło wojsku nawet
żywności i trzeba było z niczem wracać do domu.
Doniosło się tymczasem do Zbigniewa, co się dzieje w kraju
i na ojcowskim dworze. Zajął się tą sprawą zacięty wróg Sieciecha,
kasztelan wrocławski Magnus. Zbigniew zupełnie już dorosły, po-
rzucił klasztor, przybył na Ślązk, a Magnus wydał mu gród wro-
cławski. Od Zbigniewa zależało w tych okolicznościach ocalenie
dynasty i i wystąpienie jego mogłoby być bardzo zbawienne, gdyby
140 TRZY DZIELNICE.
był posiadał jakikolwiek zmysł polityczny. Ale i Zbigniew znał
tylko swój osobisty interes i dał się użyć za narzędzie Przemy-
ślidom, do których zwrócił się o pomoc. Po Wratysławie II. został
czeskim seniorem (już nie ,; królem") jego brat Konrad, a gdy ten
umarł w kilka miesięcy w tym samym jeszcze roku 1092, nastąpił
syn Wratysława, Brzesław II. Ten ujął się za Zbigniewem. Sieciech]
odpowiedział na to odmową daniny ze Slązka. Tak sprawa Zbi-
gniewa zaraz od początku przybrała cechy dla Polaków niemiłe,
bo, bądźcobądź, Zbigniew łączył się z wrogami państwa. Brze-
tysław II. napadł na Ślązk i spustoszył cały kraj na lewym brzegu
Odry od Rujczyna aż do Głogowy; jedne tylko Niemcze ocalały,,
zresztą wszystkie grody były obrócone w perzynę. W takito sposób
wymógł Zbigniew na ojcu, że go w roku 1093 publicznie uznał
swym synem. Sieciech jednak nie dał za wygraną i wyprawił do
Pragi poselstwo, a z poselstwem tem młodziutkiego Bolesława
Krzywoustego. Brzetysław opuścił sprawę Zbigniewa, książę polski
wypłacił ślązką daninę, a nieletni Bolesław dostał od swego cze-
skiego wuja w lenno hrabstwo Kłodzkie, ziemię graniczną pomiędzy
Slązkiem a Czechami.
Po pewnym czasie odebrano Zbigniewowi Wrocław. Uciekł
on do Pomorzan i poprowadził ich na ziemię polańską i mazo-
wiecką. Pomorzanie zapędzili się aż po Kruświcę i tak ją zniszczyli,
że odtąd nie zdołała się już nigdy podźwignąć; zbeszcześcili też
katedrę gnieźnieńską, tak, że w r. 1097 trzeba ją było na nowo
poświęcać. Zbigniew zażądał dla siebie dzielnicy. Było to wywo-
ływaniem nowej wojny domowej, ale gdyby nie to, byłby Sieciech
miał wolne dla swych zamiarów pole, a Bolesław Krzywousty
zostałby może na zawsze lennikiem Przemyślidów na Kłodzku..:
Wojną wymusił Zbigniew na ojcu, że mu powierzył rządy w Wielko-|
polsce. Natenczas zażądał dla siebie dzielnicy także młody BoJ
lesław i dostał Małopolskę i Ślązk. Sam Władysław Herman|
zostawił sobie tylko Mazowsze i siedział w ulubionym Płocku.'
Podzielono tedy Piastowskie państwo na trzy dzielnice. Na znak
zwierzchności miał ojciec swoje załogi w głównych grodach dzielni-
cowych, w Krakowie i we Wrocławiu. 1
Sieciech pragnął nowych zamieszek, żeby z nich skorzystaói
dla siebie. Za jego wpływem cofnął ojciec swe postanowienie, i
ale tym razem obaj bracia połączyli się przeciw ojcu, żądając i
BOLESŁAW KRZYWOUSTY. 141
zupełnego oddalenia Sieciecha. Podejrzywano go, że godzi na ich
życie. Po dwóch bitwach, pod Żarnowcem i pod Płockiem, wdał
się w te spory arcybiskup gnieźnieński Marcin i doprowadził do
zgody synów z ojcem. Możnowładcy sami, widząc, jak kraj cały
cierpi przez Sieciecha, przejrzawszy, do czego on zmierza, opuścili
dawnego swego przywódcę i przodownika. W r. 1097 Sieciech
poszedł na wygnanie, a synowie książęcy przywróceni byli do
swych dzielnic.
Bolesław Krzywousty osiadł na Ślązku i starał się utrzymać
jak największą przyjaźń z Brzetysławem czeskim. Pozyskał też
u niego takie zaufanie, że kiedy książę Berna, jednej z dzielnic
morawskich, zbuntował się, Brzetysław posłał pojmanego na wię-
zienie do Kłodzka, pod dozór Bolesława. W r. 1099 darował mu
zn to trzecią część ślązkiej daniny.
BOLESŁAW KRZYWOUSTY 1102-1138 r.
Władysław Herman umarł w r. 1102. Mazowsze miało przejść
pod Władzę Bolesława Krzywoustego, jako prawego syna i wła-
ściwego następcę tronu; zajął też Bolesław tę ziemię. Zbigniew
nie miał żadnych politycznych celów, prócz własnego wyniesienia;
tych walk, które teraz prowadzić zaczął, niczem już wytłumaczyć
nie można. Nie zagrażało już żadne niebezpieczeństwo ani jemu^
ani rodowi Piastów wogóle.
Bolesław Krzywousty miał niepospolite zdolności; tak w wojnie,
jakoteż w pokoju znakomitym był monarchą. Miał też wybitny
cel przed sobą: wydobyć Polskę z zależności od Niemiec, zawo-
jować na nowo i nawrócić Pomorze, przyłączyć je całe do pańswa
polskiego i związać z nim ściśle na zawsze, ażeby utrwaliwszy nad
Bałtykiem polskie panowanie, zwrócić się potem za Odrę i wciągnąć
Połabian w zakres polityki polskiej. Śmiały był i nie bał się wiel-
kiego przedsięwzięcia; podjął na nowo pracę około utworzenia
wielkiego słowiańskiego państwa! Marnie wygląda przy nim Zbi-
gniew, nie mający w życiu żadnego celu publicznego. Bolesław
od lat pacholęcych odznaczał się niepospolitemi przymiotami.
^^iał lat dziewięć, gdy prosił ojca, żeby mu pozwolił ruszyć na
prawe z Sieciechem; wyrósł też na najmężniejszego władcę,
a wśród swej drużyny wojennej on sam najwytrwalszym i naj-
dzielniejszym był żołnierzem. I^rzez lat 36 ustawiczne prowadził
142 KSIĄŻĘ KRUK.
wojny. Jak za Mieszka II., tak też teraz równocześnie z ki
stron nacierali na Polskę nieprzyjaciele. Bolesław Krzywousty
wyszedł z tych walk nietylko obronną ręką, ale pozostawił Polskę
wzmożoną trwałym nabytkiem Pomorza. ^||
Wśród pogańskich naszych pobratymców kilkakrotnie ^Ęf\
chrześcijaństwo zdobywało sobie uznanie, ale nawrócenie nie było
nigdy ani zupełne, ani trwałe. Około r. 1000 panujący nad Obo-
trytami Mściwoj przyjął chrzest, i syn jego Mieszko był chrześcija-
ninem; ale wnukowie powrócili do pogaństwa. Prawnuk zaś Mści-
woja, Gotszalk, tem imieniem u Niemców ochrzczony, starał się
usilnie o nawrócenie swego ludu; gorliwość swą przypłacił życiem,
zamordowany w roku 1065 przez pogańskich kapłanów. Obotryci
wynieśli na tron Kruka, księcia z Arkony na wyspie Rujanie
(Rugii), gdzie była główna świątynia pogańska. Syn Gotszalka
Henryk, chrześcijanin, pozbawił go władzy z pomocą Duńczyków,
w r. 1105. Ażeby utrzymać chrześcijaństwo wśród swego ludu,
łączył się z książętami saskimi. Po jego śmierci wybuchły wojny
domowe, skutkiem których książęta obotryccy weszli w skład
Rzeszy Niemieckiej, ludność słowiańską po większej części wytę-
piono, a kraj zaludniono osadnikami niemieckimi. Gdy Bolesław
Krzywousty obejmował rządy w Polsce, rozstrzygały się właśnie
losy Kruka i była jeszcze nadzieja, że Obotryci zachowają swe,
państwo, jako słowiańskie. Lutycy odznaczali się ciągle najwię- i
kszym oporem przeciw chrześcijaństwu. Pomorzanie zaś podobni |
byli w tem do Obotrytów. Mieli już nieraz chrześcijańskich książąt,
ale raz wraz brało pogaństwo na nowo górę; biskupstwo koło- ^
brzeskie nie utrzymało się. Panowanie Kruka u Obotrytów od-
działało też na Pomorzan; chrześcijaństwo prześladowane utraciło :
tu wszelkie znaczenie. Trzeba było przystąpić do stanowczego •
działania, jeżeli się miało Pomorze z pogaństwa wyrwać, utrwalić'
tu chrześcijaństwo i stąd podać rękę chrześcijańskiemu stronnictw u
wśród Obotrytów. Inaczej groziła tym ludom niechybna zagłada.
ZDOBYCIE POMORZA. - KNOWANIA ZBIGNIEWA.
Bolesław wyprawił się na Pomorze zaraz po śmierci ojca; i
ale nie mógł przedsięwziąć nic stanowczego i zmarnował pierw-
szych pięć lat na nic nieznaczących podjazdach, bo mu do przy-
gotowania walnej wyprawy przeszkadzały brużdżenia Zbigniewa.
KNOWANIA ZBIGNIEWA. 143
Zaraz na samym początku pokazały się złe znaki. Bolesław żenił
się z księżniczką ruską Zbysława i zaprosił brata na weselne gody;
ale on zaproszenia nie przyjął, a natomiast przygotował bratu nie-
godną niespodziankę: związał się potajemnie z Czechami i naje-
chał z nimi Ślązk. Książę czeski Borzywój, następca Brzetysława,
wpadł do kasztelanii wrocławskiej, a spustoszywszy ją, rozłożył
swe wojska obozem pod Rujczynem, czekając na posiłki Zbigniewa,
ażeby potem razem uderzyć na Małopolskę. Ale Zbigniew nie
zdołał wojska zebrać, a gdy przez to cały zamach spełzł na ni-
pzem, wyparł się wszystkiego. Oskarżył go jednak kasztelan po-
|niecki, przywódca grodu w Wielkopolsce (w dzisiejszym powiecie
krobskim). Zbigniew powołał się na t. zw. ,;sądy boże", t. j. za-
żądał, żeby oskarżyciel stanął z nim do pojedynku. Był bowiem
w średnich wiekach przesąd, że w walce winnego z niewinnym
zawsze zwycięży niewinny, jeżeli walkę tę ofiaruje Bogu. Na miej-
sce pojedynku wybrano gród Sandowiec (dziś wieś w Głogow-
-skiem pod miastem Górą). Kasztelan pojedynek przegrał, a Zbi-
l^niew uchodził za niewinnego. Czekał lepszej sposobności.
W roku 1108 podniósł Zbigniew jawny bunt, gdy Bolesław
Imiał do czynienia równocześnie na Pomorzu, w Czechach i na
Węgrzech. W węgierskiej panującej rodzinie Arpadów także były
ciągłe waśnie. Dwóch braci dobijało się tronu: Almus, stronnik
niemiecki i Koloman, popierany przez Bolesława Krzywoustego.
Niemiecka przewaga zagrażała znowu państwom wschodnim, tem
bardziej, że Czechy były pod stanowczym niemieckim wpływem.
Borzywój II. pogodził się już z Krzywoustym; ale w roku 1107
pozbawił go panowania Swatopluk morawski i wygnał wraz z dru-
l^im bratem Sobiesławem; wygnańcy schronili się do Polski, pro-
sząc o pomoc. Tegoż roku odniósł oręż polski pierwsze donio-
ślejsze zwycięztwo na Pomorzu; wojewoda Skarbimir zajął tam
dwa grody. Nim zdążył wyzyskać do końca zwycięztwo, spalił się
nad Odrą gród Koźle; padło podejrzenie na Zbigniewa, że się
to stało z jego poduszczenia, że chce ułatwić najazd spaleniem
grodów bliższych granicy. Pospieszył Bolesław z Pomorza na
Slązk i kazał gród odbudować. Swatopluk, pragnąc odwrócić
zemstę Krzywoustego, ofiarował mu swój gród, Kamienicą zwany
(dziś wieś), na samej granicy obydwóch państw. Bolesław zaraz
tam się udał i Zbigniewa do siebie zapraszał; ale ten nie stawił
144 ZDOBYCIE POMORZA.
się wcale, tylko uprosił biskupa krakowskiego, Baldwina, żeby siii
za nim wstawił, obiecując, że się już będzie zachowywać spokój
nie, jeżeli mu brat zachowa udział na Mazowszu. Bolesław potrzej
bu jacy wojska gdzieindziej, rad był ugodzie; prosił nawet ze sw|fl|
strony o pośrednictwo swego dziewierza (szwagra) Jarosława, bvĄI
swej żony Zbysławy. Zapewniono Mazowsze Zbigniewowi, a W'
sku kazano się zebrać pod Głogowem, żeby stąd ruszyć nad m
rze Bałtyckie. Ledwie się Bolesław oddalić zdążył, zajął Swato'
pluk Racibórz. Wraca Bolesław, a w drodze dowiaduje się, ź
drugie czeskie wojsko ciągnie na Koźle. Skoro tylko jednak pr/y
był, zaraz się wszystko zmieniło. Czesi pod Kozłem pobici, z Ra
ciborza wypędzeni, musieli w ucieczce szukać ocalenia. Bolesła\
wyruszył znowu na Pomorze i tu doznał zdrady Zbigniewa; zwa
biony za jego sprawą w zasadzkę, tak był osaczony wśród ba
gien, że ledwie nie został jeńcem pojmany. Wyprawa jednak wio
dła się, Bolesław zdobył Białogród i sławną Wolinie, a Kołobrzeg
poddał mu tamtejszy książę dobrowolnie. Pozostawiwszy na zaję
tych grodach polskie załogi, musiał Bolesław spiesznie odjecha
na południe, bo tymczasem cesarz Henryk V. wpadł na Węgr}
Gdyby ten kraj przeszedł pod wpływ niemiecki, byłaby Polsk
okolona z czterech stron wojną: od Pomorza, Niemiec, Czec
i Węgier równocześnie, pod kierunkiem cesarza, któryby próbo
wał Zbigniewa osadzić na polskim tronie. Henryk V. i Swatoplu
czeski oblegali Kolomana w Preszburgu, a tymczasem we w izc
śniu 1108 r. wpadł Bolesław do Czech, na rzecz wygnanego Bo
rzywoja. Zmusił przez to Swatopłuka, że wracał do domu broni
swego panowania, a więc odstąpił od oblegania Preszburga. Sar
Henryk V. za mało mając własnego wojska, nie mógł się w Wą
grzech utrzymać i nic nie sprawiwszy wrócił do Niemiec. Na trc
nie Arpadów utrzymał się Koloman, sprzymierzeniec Krzywou
stego. Ledwie zażegnano to niebezpieczeństwo, wybuchnęlo n
Pomorzu ogólne powstanie przeciw załogom polskim. Sam Zbi
gniew kierował nową wojną, nie spodziewając się, żeby Bolesła\
mógł się tak szybko zjawić na północy. Krzywousty jednak z nie
słychaną szybkością przerzucił się z Czech na Pomorze, że-
glowne ognisko powstania, gród Wieleń nad Notecią, kazał ^^la
najoporniejszego księcia czarnkowskiego, Gniewomira, a odniósł
szy z początkiem 1109 r. jeszcze jedno zwycięztwo pod Naklcn
WOJNA NIEMIECKA I CZESKA. 145
i stał się panem całego kraju pomiędzy dolną Wisłą i dolną Odrą^
aż po krainę Obotrytów. Jak niegdyś Chrobry, podobnież i Krzy-
wousty nie pozbawiał panowania książąt pomorskich; żądał tylko
i uległości, swobody dla chrześcijańskiego misyonarstwa i najści-
ślejszego sojuszu wojennego. W okolicach południowych, bliższych
Polski, było już chrześcijaństwo i tak rozpowszechnione. Teraz
stało się religią panującą. W tem jednak postąpił Bolesław od-
miennie od Chrobrego, że nie wznawiał kołobrzeskiego biskup-
' stwa, ale południowe pomorskie ziemie przydzielił sąsiednim dye-
, cezyom polskim. Nie było też sposobności zakładać nowe biskup-
stwa wśród ustawicznego szczęku oręża. Wkrótce miała wybuchnąć
wojna cięższa od wszystkich dotychczasowych.
WOJNA NIEMIECKA I CZESKA, 1109-1115 r.
Zbigniew, tylokrotny zdrajca, skazany został na wygnanie.
i Udał się do cesarza Henryka V., składając tam hołd Niemcom.
Cesarz zażądał od Bolesława, żeby i on hołd złożył i płacił roczną
daninę z połowy państwa, drugą zaś połowę, żeby odstąpił Zbi-
gniewowi. Gdy Krzywousty ostro odmówił, wybrał się cesarz wraz
^ ze Swatoplukiem na Polskę. Szczęściem Węgry były w ręku Ko-
lomana, a Pomorze już uśmierzone.
W wojnie r. 1109 Ślązk pozyskał sobie wiekopomną sławę
i broniąc z największem poświęceniem całości polskiego państwa.
Cesarz miał już wojska gotowe do drogi w Łużycach, podczas
gdy Bolesław, wyczerpany wojną pomorską, musiał dopiero zbie-
rać świeże siły. Wszystko zależało od tego, czy Ślązacy zdołają
i wytrzymać pierwszą nawałę, a było to rzeczą tem trudniejszą, że
równocześnie Swatopluk łupieskim napadem kraj zniszczył, paląc
wszystkie osady po drodze. Załogi śląskie, pozamykane w swych
' grodach, znikąd nie mogły mieć pomocy. Najpierw stanął Henryk
pod Lubuszem, a tak był pewny swego, że z góry darował to
miasto i wszystkie wsie okohczne arcybiskupowi magdeburskiemu.
Lubusz jednak zdobyć się nie dał. Cesarz ruszył dalej pod By-
tom nad Odrą na Dolnym Ślązku. Załoga bytomska śmiałą wy-
cieczką wprost na obóz niemiecki zmusiła Henryka do odwrotu.
Nie chciał cesarz przyjmować większej bitwy, pókiby się nie po-
łączył z wojskiem Swatopluka. Ruszył dalej i zatrzymał się znowu
pod Głogowem, który to gród niezmiernie ważny, stanowił jakby
10
14Ó OBRONA GŁOGOWA.
klucz do Wrocławia. Teraz dopiero zaczęły przybywać hufce
esławowe. Książę polski również nie życzył sobie walnej bitwy, j
któraby jednego dnia mogła rozstrzygnąć o wszystkiem. Zastoso-
wał sposób wojowania Bolesława Chrobrego i nękał wojsko ce-
sarskie ustawiczną walką podjazdową. Jeden hufiec rozłożył się
obozem pod Głogowem, żeby nie dopuścić przeprawy przez Odrę.
Niemcy poszli w dół rzeki i gdy myślano, że ruszają dalej, oni
przeszedłszy rzekę w bród, obeszli okolicę i z tyłu do okoła osa-
czyli obóz polski tak, że nie było żadnego wyjścia, a o zwycię-
stwie trudno było myśleć wobec sił przeważających. Hufiec ten
jednak bitwę przyjął, bronił się do upadłego i poległ cały z mie^
czem w ręku. Henryk widząc, że nikt nie myśli o poddawaniu
się, przystąpił do regularnego oblężenia Głogowa i nastawił na
miasto machiny oblężnicze. Jakkolwiek cała ludność jęła się obrony
murów, trudno było wytrzymać dłuższe oblężenie. Żywności bra-
kowało, a w murze miejskim poczęły powstawać wyłomy od ma-
chiny oblężniczej. Glogowianie zażądali zawieszenia broni, tj. żeby
walka ustała; przez ten czas chcieli naprawić mury na grodzie,
a próbowali porozumieć się przez wysłanników z Bolesławem.
Cesarz zażądał zakładników, jako rękojmi, że nie będzie żadnej
zdrady, ale nie przystał na dłuższe zawieszenie broni, jak na dni
pięć. Głogowianom każda para rąk zdatnych do roboty była droga,
dali więc na zakładników mniejszych chłopców, synów swych
nieletnich. Po pięciu dniach obowiązany był cesarz zakładników
odesłać, skoro Głogo wianie umowy dotrzymali, poczem dopiero
miał prawo przypuścić nowy szturm. A tymczasem cesarz Henryk V.
kazał dzieci głogowskie poprzywiązywać do szczytów machin
oblężniczych; znaczyło to: jeżeli chcecie się dalej bronić, strzelajcież
z łuków do swych własnych dzieci! Głogowianie dali wiekopomny,
przykład miłości Ojczyzny; nie cofnęli się, nie poddali, podjęli
obronę na nowo, nie bacząc na krew własną. Zdążył też Bolesław
na czas z odsieczą. Niemców odpędzono, a Bolesław Krzywousty
wystawił Głogowianom na pamiątkę tej dzielnej obrony wspaniały
kościół kolegiacki.
Henryk V. ruszył dalej w stronę Wrocławia, ale teraz nie
mógł już wyjść spokojnie, żeby nie napotkać na jaki oddział polski.
Nękany we dnie i w nocy nie mógł nawet porządnie założyć obozu.
Pod Wrocławiem złączył nareszcie swe wojsko z wojskiem Swato-
OŚLEPIENIE ZBIGNIEWA. 147
pluka czeskiego, ale krótko nader trwało to wzmożenie sił. Książę
czeski padł ofiarą domowycłi czeskich swarów. Rok przedtem kazał
wymordować cały ród Werszowców; ocalał tylko jeden Jan Ti-
istowicz. Ten jedyny Werszowiec znalazł Swatopluka pod Wrocła-
wiem i tu w obozie włócznią go przebił. Czesi zaraz do domu
, wrócili, na nowe walki o tron książęcy. lienryk V. nie narzucał
Ijuź Bolesławowi Zbigniewa; ofiarował pokój, byle mu tylko książę
i| polski płacił łiaracz 300 grzywien srebra. Bolesław ofiarował ze swej
[strony dalsze prowadzenie wojny. Odgrażał się Henryk, że ruszy
! prosto na Kraków; odparł Bolesław, że on też tam za cesarzem
■pójdzie. Ze zdziesiątkowanem wojskiem trudno jednak było roz-
f począć co innego, jak tylko odwrót. Wracał cesarz z pod Wro-
[cławia z niczem, pokonany sromotnie.
1 Następca Swatopluka, Władysław I., jął się w dalszym ciągu
(zmawiać ze Zbigniewem. Dwa razy jeszcze musiał się Bolesław
; wyprawiać do Czech, biorąc stronę Borzywoja przeciw Władysła-
[wowi. W październiku r. 1110 dotarł aż pod Chlumiec nad rzeką
'Cydliną; przez cztery dni stały naprzeciw siebie wojska czeskie
i polskie. Bolesław nie chciał się bić, próbował układów; gdy te
jednak nie doprowadziły do niczego, stoczył bitwę nieco dalej pod
Miletinem nad rzeczką Trutiną. Czesi ponieśli wielką klęskę. Bo-
lesław wojny dalej prowadzić nie chcąc, powrócił do Polski. Nie
zamierzał zdobywać Czech, ani Przemyślidów pozbawiać panowania;
chodziło zawsze tylko o to, żeby z Czech wyrugować wpływ nie-
miecki, a w tym wypadku i o to, żeby książę Władysław opuścił
sprawę Zbigniewa. Chętnie też zawarł pokój w r. 1111.
Zbigniew, nie mając już nigdzie poparcia, udał się w pokorę
i prosił o przebaczenie. Otrzymał je i wolno mu było wrócić do
Polski. Niepoprawny zaczął jednak na nowo wichrzyć tajemnie
przeciw bratu i podburzać Świętopełka, księcia nakielskiego na
Pomorzu. Natenczas Bolesław kazał go pojmać i ówczesnym zwy-
czajem oślepić, żeby go raz na zawsze uczynić nieszkodliwym.
Świętopełk zaś pomorski ukorzył się, skoro tylko Bolesław stanął
pod Nakłem; dał pierworodnego syna na zakład dalszej wierności
i na tem się sprawa skończyła w r. 1112.
Zaraz potem musiał się Krzywousty wdać znowu w sprawy
czeskie. I Przemyślidzi prowadzili też między sobą coraz zacie-
klejsze spory; teraz u nich występował syn książęcy przeciw ojcu
148 ZDOBYCIE ZAODRZA.
i szukał w Polsce poparcia. Bolesław doprowadził staraniami
swemi do zgody, odbywszy w tym celu w roku 1115 zjazd ze
wszystkimi Przemyślidami w Nysie ślązkiej.
ZDOBYCIE ZAODRZA, 1118-1130 r.
W r. 1118 zerwał się jeszcze raz do broni Świętopełk na-
kielski z Pomorza, a to w sojuszu z Rusią. Przyjazne bowiem
stosunki krakowskiego i kijowskiego dworu zerwały się, gdy
seniorem został Włodzimierz II. Monomaćh. Rozpoczęły się walki
graniczne około grodów czerwieńskich, wśród których Bolesław
zajął na jakiś czas Przemyśl. Nie poświęcał się jednak tym sprawom,
o ile sam nie był zaczepiony, pilnując głównego celu swego życia:
Pomorza. Tam skupiał swe siły. Świętopełk nakielski pokonany
znowu, nie dostał już napowrót panowania. Ziemię jego wcielił
Bolesław bezpośrednio do swego państwa i zaliczano ją też odtąd
do Wielkopolski. Miasta: Santok, Czarnków, Nakło, Uście stanowią,
tę zdobycz pomorską.
Bolesław Krzywousty, korzystając ze spokoju w innych stro-
nach państwa, ruszył na Pomorze zachodnie, nad dolną Odrę
i zapędził się do ziemi pogańskich Lutyków, przeciw księciu
Warcisławowi szczecińskiemu. Zdobył Szczecin, odebrał hołd od
Warcisława. Nie poprzestał na tem, poprowadził wyprawę dalej
w głąb ziemi Lutyków, zapędził się aż do dzisiejszej Brandeburgii.
Drugą wyprawę urządził na łodziach na wyspę Rujanę (Rugię),
ową świętą wyspę słowiańskiego pogaństwa, skąd Kruk pochodził
i podbił ją również pod swe panowanie w roku 1121. Niestety,
zdobycz ta nie utrwaliła się i przepadła wkrótce po śmierci
Krzywoustego. Pomorze byłoby wiodło do próbowania sił na
morzu! Stamtąd mogło nastąpić wzmożenie sił społeczeństwa;
kupiectwo i żegluga mogły się stać nowemi jego dźwigniami.
Podbój Pomorza nicby jednak nie znaczył, jeżeli nie miało
mu towarzyszyć ostateczne nawrócenie kraju. Do apostolskiego
dzieła zgłosił się najpierw Bernard, biskup, Hiszpan rodem. Ale
ten nie miał szczęścia, bo wybrał się w drogę ubogo, a bogacze
Pomorzanie szydzili tylko z niego. Morskie wyprawy bogaciły
Pomorzan, a miasta ich, zwłaszcza Gdańsk, Wolinia, Szczecin,
były po Kijowie najbogatsze w Słowiańszczyzn ie. Natenczas po-
myślał Bolesław o dawnym gościu polskiego dworu, Ottonie,
NAWRÓCENIE POMORZA. 149
;<tóry został biskupem w Bambergu w Niemczech. Świątobliwy
[en mąż, policzony później przez Kościół w poczet świętych, był
<apelanem na dworze Władysława Hermana od r. 1088 do 1090;
pozostały po nim najlepsze wspomnienia. Zapytany w sprawie
pomorskiego misyonarstwa, stawił się z zapałem na to wezwanie.
Wnet wybrał się w drogę, która wypadła przez Slązk. Wiadomo,
że wstępował po drodze do Niemcza, do Warty, a dnia 4 maja
1124 stanął we Wrocławiu, przyjmowany wspaniale przez Krzywou-
stego, który tu umyślnie zjechał na jego przyjęcie i stąd przez
Gniezno odprowadził go aż do pomorskiej granicy. Pomny nie-
powodzenia Hiszpana Bernarda zaopatrzył św. Ottona we wspa-
niały dwór, tak, że zajechał na Pomorze jakby jaki wielmoża.
Przedsięwzięto dwie misyonarskie wyprawy; pierwszą w latach
1124 i 1125 na Pomorze gdańskie, a następną w r. 1128 na Po-
morze szczecińskie do Lutyków. Tym razem chrześcijaństwo przyjęło
się już trwale na Pomorzu. Św. Otto założył tam jedenaście ko-
ściołów, poczem ustanowiono w r. 1130 biskupstwo w Wolini.
'^Przeniesiono je potem, w r. 1170 dalej na wschód, do Kamienia).
W r. 1130 raz jeszcze wystąpił Warcisław szczeciński przeciw
Polsce. Śty Otto wstawiał się za nim i pośredniczył; ażeby go
Ipozyskać, uzyskał dlań zniżenie daniny rocznej i powstrzymał Bo-
lesława od wojny. Warcisław przygotowywał jednak powstanie.
Natenczas Bolesław zawarł przeciw niemu przymierze z królem
duńskim Nielsem, t. j. Mikołajem. Niels wyprawił się nad Odrę,
zajął wyspę Usedom, a potem pod Wolinią zjechał się z Krzywou-
stym i z jego pomocą gród ten zdobył. Warcisław podstępnie
przez Nielsa pojmany poszedł do duńskiej niewoli, poczem od-
prawiono flotę duńską. Na utrwalenie sojuszu Piastów z dynastyą
duńską obmyślono małżeństwo syna Nielsa, Magnusa króla szwedz-
kiego, który tytułował się królem ;, Gotów zachodnich", z córką
Krzywoustego, Ryksą, zrodzoną z drugiej żony, Salomei, Niemkini,
córki hrabiego Bergu. Uroczystości weselne odbyły się w kraju
Lutyków zaraz po zdobyciu Szczecina.
ESTRYTYDZI DUŃSCY.
Cały ten podbój Pomorzan i Lutyków odbył się bez prze-
szkody ze strony króla niemieckiego, dzięki sojuszowi z Danią.
Panująca w Danii dynastyą Estrytydów, licząca królów po większej
150 ESTRYTYDZI DUŃSCY.
pm
części słabych, pogodziła się z uległością względem Niemiec, a
nowanie swe rozszerzała nie przeciw Niemcom, lecz z ramienia
Niemiec niejal<o. Było w tem coś podobnego do postępowania
Przemyślidów, którzy uznawszy zwierzchność Niemiec, i pozwalając
uważać swój kraj za część państwa niemieckiego, zyskiwali za to
nietylko pokój z owej strony — rzecz bądźcobądź niezmiernie
cenną, — ale nadto czynne poparcie w walce z rywalami. Polit} '
taka była bardzo rozumną, o ile które z tych państw było za słabt-,
żeby utrzymać niepodległość przeciw Niemcom; była nierozumną,
jeżeli starczyło sił do obrony niepodległości.
Duńscy Estrytydzi byli tylko dynastami; w historyi ich nie
znać żadnej głębszej przewodniej myśli, jak tylko troskę o samych
siebie. Im to obojętne było, czy panują w wolnem państwie, cz\'
pod niemieckim znakiem, byle panować. Na słowiańskie ziemie
zawsze mieli ochotę, na równi z Niemcami; dążności zaborcze
we wschodnim kierunku odziedziczyli po poprzedniej dynastyi
Skiołdungów, ale nie przejęli się jej tradycyą polityczną. Tamci,
przywykli do czynów na wielkiej widowni, od Anglii do Prus,
dążyli do tego, żeby założyć nad Bałtykiem wielkie państwo zło-
żone z żywiołu skandynawskiego i słowiańskiego, państwo zupełnie
niepodległe, równe Niemcom i Polsce. Ci nie mieli ambicyi po-
przedników. Nie wahali się uważać za książąt niemieckiego państwa,
byle nie musieć robić żadnych wysiłków. Swobodnie rozszerzali
swe panowanie nad ziemiami słowiańskiemi, przygotowując przez
to tylko drogę następnemu, trwałemu już, zaborowi" niemieckiemu.
Niels pozostawał w zupełnej zgodzie z Niemcami, pozwalając na
to, że południowa część Danii, Szlezwik, o który tyle walk było
z Niemcami, którego cesarz Konrad II. musiał się był w r. 1027
zrzec na rzecz Kanuta Wielkiego, przechodził teraz bez walki pod;,
niemieckie zwierzchnictwo. Synowiec Nielsa, Kanut Laward, otrzyj
mawszy dzielnicę szlezwicką, uznał się niemieckim „herzogiem'*J
i tak z duńskiego panowania wyłoniło się nowe niemieckie księ-|;^
stwo. Jako niemiecki książę szerzył Kanut dalej swe panowanie,!
korzystając ze swarów obotryckich i lutyckich książąt. W r. 1126^
nadał mu rozległe słowiańskie dziedziny cesarz Lotar i obdarzył^
tytułem króla Wendów; szczególne to królestwo, nie oparte o ro-
dzimą podstawę, trwało krótko i było tylko ułatwieniem nie-;
mieckiego zaboru. Estrytydzi uważani byli na cesarskim dworze
SPRAWY RUSKIE I WĘGIERSKIE. 151
za powolne narzędzie; wzrost ich panowania był — do czasu przy-
najmniej — pożądany. Dlatego nie było żadnych zastrzeżeń, gdy
Krzywousty zawarł sojusz z Nielsem. Nie sam książę polski, ale
także Niels zdobywał ziemie Warcisława, a księżniczka polska
wychodziła za stryjecznego brata ,; króla Wendów, potulnego
wobec cesarza. To przez cesarza utworzone królestwo oddzielało
polskie Pomorze od Niemiec.
Cesarz Lotar III. (panował w latach 1125 — 1137), nie miał
nic przeciw podbojom Piastów, byle tylko zachowany był wobec
Niemiec ten sam stosunek, na jaki przystali Estrytydzi. Trudno
było myśleć o tem, żeby Polska tych czasów była lennem nie-
mieckiej korony i Lotar III. wcale nie zamierzał próbować losu
wypraw ślązkich Henryka V.; pragnął jednak hołdu z Pomorza
i Rujany, żeby nad temi ziemiami zawarować niemiecką zwierz-
chność bez względu na to, czy panują tam Estrytydzi, czy Pia-
stowie. Bolesława Krzywoustego trzebaby jednak do hołdu, na-
wet tylko z Pomorza, zmusić wojną, a wojować trzebaby z całą
Polską. I byłaby spełzła na niczem i ta resztka niemieckich uro-
szczeń, gdyby Krzywousty nie był gdzieindziej poniósł klęski^
a mianowicie na Węgrzech.
SPRAWY RUSKIE I WĘGIERSKIE.
Dla sprawy pomorskiej zaniedbał Bolesław Grodów Czer-
wieńskich. Gdy książę przemyski Wołodar zawarł przymierze z Po-
morzanami i rozpoczął walkę graniczną, użył Bolesław podstępu,
żeby go w moc swoją dostać. Jeden z polskich wielmożów. Piotr
Włast ze Slązka, zwany Duninem, czyli Duńczykiem, (wywodzący
się może od którego z dworzan Sygrydy Storrady), pojechał do
Przemyśla w r. 1120, udawał tam prześladowanego przez swego
księcia wygnańca, wdarł się w zaufanie Wołodara i pojmał go
podstępnie na łowach, okaleczył, a zaczajona polska drużyna po-
rwała go i uwiozła do Polski. Wołodar złożył okup i wolność od-
zyskał, ale też odstąpił przymierza przeciw Bolesławowi. Syn jego
jednak nie krępowany już żadnem przyrzeczeniem, na nowo na-
jechał w r. 112Ó Małopolskę. Był to najazd łupieski, a Bolesław
nietylko puścił to bezkarnie, ale wogóle nie wdawał się zupełnie
w sprawy ruskich książąt.
Tem bardziej zadziwia, że się wdawał w sprawy książąt wę-
152 KLĘSKA NA WĘGRZECH.
gierskich, i dla nich oderwał się od prac na Pomorzu. Po śmierci
króla Stefana III. popierał Krzywousty do Węgierskiej korony
Borysa, przyrodniego brata poprzednika, syna księżniczki ruskiej
Eufemii Włodzimierzówny, drugiej żony Kolomana I. Drugim
kandydatem do korony był inny Arpadowicz, Bela, a tego po-
pierał cesarz Lotar III. i czeski książę Sobiesław. Jaki interes miał
Bolesław w tern, żeby Borysowi zapewnić koronę, niewiadomo.
Jest domysł, że chodziło o odebranie zagarniętej przez Madziarów
ziemi Spiskiej, na południu Tatr. Sprawa skończyła się smutnie i była
tylko niepotrzebnem wyzywaniem cesarza. Trzy wyprawy do Wę-
gier spełzły na niczem; zwycięski oręż Krzywoustego tu kres
swej pomyślności znalazł. Pokonany zupełnie, narażony był jeszcze
na wojnę z Niemcami, bo Bela węgierski i Sobiesław czeskiz wrócili
się jeszcze do cesarza Lotara, z żądaniem sojuszu na zupełne
zniszczenie Polski. Nie sposób było wywoływać nową jeszcze
wojnę z Niemcami. Król niemiecki pogodzony już był z papie-
stwem i w r. 1133 otrzymał w Rzymie koronę cesarską. W kwietniu
1134 złożył mu hołd zięć Krzywoustego, Magnus. Wyprawia więc
książę polski poselstwo do cesarza w maju 1135 r., i sam wzywa
jego pośrednictwa w sporze z Sobiesławem i Belą. W sierpniu
zjechali się w Merseburgu na cesarskim dworze Bolesław z Sobie-
sławem i poselstwo od Beli (który ciemnym będąc sam nie mógł
przybyć) i zawarli rozejm dwuletni. Wtenczasto Lotar za pokój
z Belą i Sobiesławem, za pozostawienie Polski w spokoju, zażądał
hołdu z Zaodrza i Rugii. Przystać musiał Bolesław, bo był poko-
nany i hołd z Zaodrza złożył. Po dwóch latach zawarł zaś pokój
z Czechami w Kłodzku, na Zielone Świątki 1137 r.
PODZIAŁ PAŃSTWA.
Wkrótce potem umarł Bolesław, dnia 28 października 1138.
Z dwóch małżeństw miał dzieci siedmnaścioro; siedmioro zmarło
przed ojcem, a przeżyło go pięciu synów i pięć córek. Najmłodszy
Kazimierz, miał ledwie kilka miesięcy; Henryk nie miał dziesięciu
lat, Mieszko o rok lub dwa lata starszy, Bolesław trzynastoletni,
a zatem ci czterej dziećmi jeszcze byli. Ale między Bolesławem
a najstarszym Władysławem była wielka różnica wieku: Władysław
miał przy ojcowskiej śmierci lat trzydzieści trzy.
Każdy z panujących miał kłopoty z braćmi. Już Bolesław
PODZIAŁ PAŃSTWA. 153
Wielki rozpoczął panowanie od wypędzenia ich; Mieszko II. przez
nich upadł; Kazimierz Odnowiciel za młodu dla brata oddany
do klasztoru, miał potem spokojne panowanie, bo był jedynym
w rodzie; pod Bolesławem Śmiałym brat dołki kopał i syna jego
do tronu nie dopuścił; a sam Krzywousty musiał się uważać za
szczęśliwego, że nie uległ przez brata losowi Mieszka II. i musiał
chronić państwo od zagłady niemal bratobójstwem. Najstarszy
syn Krzywoustego miał czterech braci. Co z tego wyniknie, gdy
kolejno będą dorastać? Sądził tedy Bolesław Krzywousty, że lepiej
odrazu powyznaczać synom dzielnice, niż narażać państwo na to,
że młodsi wrogów sprowadzą. Okoliczności sprzyjały takiemu po-
działowi państwa o tyle, że w obecnych warunkach mniej było
niebezpieczeństwa, żeby się przez to osłabić miała polityczna siła
Polski. Między Bolesławem a Władysławem było dwadzieścia lat
różnicy wieku; ten już dojrzałym mężczyzną, tamten ledwie chło-
pczykiem, a cóż dopiero trzech młodszych. Było tedy rzeczą jasną,
że przez dłuższy czas będzie mógł tylko Władysław prowadzić
politykę, że będzie musiał być opiekunem młodszych i rządzić
za nich, a nim oni kolejno będą mogli osobiście sprawować władzę
w swych udziałach, już się tymczasem ustali zwierzchność Wła-
dysława, już się wyrobi pewien kierunek polityczny i stosunki
ułożą się tak, że państwo przez podział szkody nie poniesie. Nie
przyznawał bowiem Bolesław równych praw wszystkim synom.
Władza monarsza miała być tylko przy jednym, przy najstarszym
Władysławie; on miał być Wielkim Księciem i zwierzchnikiem
wszystkich braci. Stolica państwa, Kraków, miała pozostać nadal
stolicą całego państwa; kto panuje w Krakowie, ten jest Wielkim
Księciem i zwierzchnikiem całej Polski, od granicy czeskiej
i węgierskiej aż do morza Bałtyckiego. Miał tedy Wielki książę
^^ajmowąć stanowisko takie, jak król niemiecki wobec swoich
Testament Krzywoustego oznaczał tylko cztery dzielnice, po-
mijając zupełnie Kazimierza, książęce niemowlę. Prawdopodobnie
nie chciał książę robić więcej dzielnic, niż musiał i chętnie użył
niemowlęctwa swego najmłodszego syna za pozór, żeby nie usta-
nawiać piątej dzielnicy, pozostawiając braciom troskę o wy-
posażenie w przyszłości najmłodszego. Zyskiwało się w ten spo-
sób z jakie 14 przynajmniej lat czasu, a Władysław miałby przez ten
154 TESTAMENT KRZYWOUSTEGO.
czas znacznie ułatwione wykonywanie zwierzchnictwa nad całością.
Cztery ustanowione w r. 1138 dzielnice są następujące:
Henryk otrzymał połowę kraju Wiślan, z grodem głównym
Sandomierzem, od czego tę ziemię sandomierską zwać poczęto.
Mieszko miał panować nad Polanami, których ziemia stanowi
właściwą Wielkopolskę, tudzież nad przyłączonemi niedawno gro-
dami południowego Pomorza ; stolicą jego Poznań. Bolesław otrzy-
mał Mazowsze i wschodnią część osadnictwa Polan, t. z. Kujawy;
stolicę miał w I^łocku. Najstarszy wreszcie Władysław dostał Ślązk,
drugą połowę Wiślan i ziemię Lachów i jeszcze Łęczyckie i Sie-
radzkie; stolicą jego Kraków, jako Wielkoksiążęca siedziba. Wy-
znaczył mu ojciec umyślnie dzielnicę o wiele większą, niż tamte,
żeby miał naprawdę przewagę nad innymi.
Należały do związku państwowego Piastów jeszcze dwie
ziemie: Pomorze i Zaodrze, zdobyte przez Krzywoustego. Nale-
żały one do Polski pośrednio, mając swych książąt, obowiązanych
do hołdu i daniny Piastom. Danina ta należała się całemu pań-
stwu polskiemu, a nie jednej dzielnicy; toteż Bolesław nie prze-
kazał jej sąsiadowi Pomorza, Mieszkowi, panu Wielkopolski, ale
Władysławowi, jako Wielkiemu Księciu i jedynemu przedstawi-
cielowi całości państwa.
Bolesław Krzywousty, pouczony przykrem doświadczeniem
Czech i Rusi, nie zaprowadzał wcale osobistego senioratu. W sa-
mychże] też Czechach, tego samego właśnie roku 1138, wydał
książę Sobieław I. ustawę, znoszącą seniorat a zaprowadzającą dzie-
dziczność tronu dla pierworodnego syna. Podobnież Wielkim
Księciem krakowskim, całej Polski zwierzchnikiem, nie miał być
najstarszy za każdym razem wiekiem członek Piastowskiego rodu.
Testament postanawiał, że zwierzchnictwo ma pozostać na zawsze
przy jednej gałęzi Piastów, a mianowicie przy Władysławie i jcf o
potomkach, przechodząc dziedzicznie zawsze z ojca na najstarsza
syna. Nie było tedy w Polsce senioratu, lecz była rodzina wp .-
koksiążęca w obec innych książęcych rodzin Piastowskich, ki»')-
rych członkowie nie mieli mieć prawa do tronu Wielkoksią-
żęcego.
Tak rozporządziwszy, umarł Bolesław Krzywousty dnia 28
października 1138 r.; pochowany w Płocku, który był ulubioncm
dlań miejscem pobytu, obok swego ojca, Władysława fiermaiia.
WŁADYSŁAW IŁ 155
WŁADYSŁAW IŁ, 113S-1146 r.
Władysław li., Wielki Książę polslci, szukał przedewszystkiem
sojuszów z ościennemi państwami. Gdy w niespełna rok po
śmierci Krzywoustego panująca w Kijowie gałąź Rurykowiczów,
Monomachowiczami zwana, utraciła ruski tron wielkoksiążęcy^
a panowanie przeszło do innej gałęzi, zwanej Olgowiczami, Wła-
dysław nie mieszał się wcale w te spory, ale sojusz z Olgowiczami
zawarł. Zrobił to, nie zważając na pokrewieństwo ż Monomacho-
wiczami. Młodszy mianowicie jego brat, Bolesław, zwany Kędzie-
rzawym, książę mazowiecki, ożenił się jeszcze za życia ojca, w r^
1137 z Wierzchosławą, córką Wsewołoda, księcia nowogrodzkiego.
Bolesław ten miał natenczas ledwie 12 lat; uważano ten wiek za
dostateczny do małżeństwa politycznego. Bolesław Krzywousty
chciał mieć jak najwięcej dobrych stosunków na Rusi ; tak samo
pragnął tego i Władysław II. i zawierał sojusz z tymi, którzy mieli
władzę. Trzeci po starszeństwie z braci, Mieszko, książę wielko-
polski, ożenił się wkrótce, w r. 1140 z Elżbietą, siostrą Beli 11.^
króla węgierskiego. Sam saś Wielki Książe, żonaty już dawno
(około r. 1126) z Agnieszką, córką margrabiego austryackiego,
Leopolda III., starał się o rękę Zwinislawy, córki nowego Wiel-
kiego Księcia kijowskiego Wsewołoda Olgowicza, dla swego syna
Bolesława, zwanego Wysokim, który też nie miał nad 12-cie lat
wieku. Ponieważ w średnich wiekach n^ałżeństwa dzieci były po-
spolite, można było kojarzyć takie polityczne małżeństwa w jak
najmłodszych nawet latach. Była po Krzywoustym córeczka, Agnie-
szka; miała lat trzy; szukano już dla niej narzeczonego i to na
Rusi, między Olgowiczami.
Wydzielenie dzielnic braciom w myśl ojcowskiego testa-
mentu,, nie było rzeczą pilną, a nawet nie należało tego jeszcze
robić, bo nawet najstarszy po Władysławie, Bolesław, zwany Kę-
dzierzawym, nie był jeszcze ,; orężnym", a reszta pacholęta. Dosyć
było czasu dać im dzielnice, gdy dojdą do lat. Żaden z nich nie
mógłby jeszcze zawiadywać osobiście swem księstwem ; rządzi-
liby za nich najmożniejsi panowie z ich dzielnic. Ale to właśnie
uśmiechało się wielmożom. Gdy powstaną cztery dwory książęce,
pomnoży się w czwórnasób ilość dworskich dostojeństw, ułatwi
się do nich dostęp, otworzą się cztery źródła książęcych nadań
156 CZTERY DZIELNICE.
i łask, któremi szafować będzie w ich imieniu możnowładztwo.
U nieletniego księcia łatwiej o immunit! Rządy trzech dzielnic
spoczęłyby w ręku wielmożów, a przez to samo musiałby się
z nimi liczyć sam Wielki książę. Testament Krzywoustego łamał '
jedynowładztwo w Polsce; osłabi się zaś szybko władza książęca, '
a urośnie znaczenie możnych, jeżeli się ten testament wykona za- "
raz, zanim książęta młodsi dorosną.
Pozostała po Krzywoustym wdowa Salomeą, macocha Wła- ^
dysława II., a matka młodszej jego braci, czyniła zabiegi o to, '
żeby jej własnym synom oddać zaraz dzielnice. Rzecz prosta, że
się bała, żeby sprawa przez zwłokę nie przepadła, bo nie ulegało i
wątpliwości, że Władysław wolałby dzielnic nigdy nie wydzielać. '
Salomee poparło całe możnowładztwo i zaczęto wywierać nacisk
ną Wielkiego księcia.
O utrzymaniu jednolitości państwa nie można było marzyć;
wcześniej, czy później, dzielnice być musiały. Upominali się bracia j
o to, co było wszędzie, co gdzieindziej rozumiało się samo przez -I
się, uważane wszędzie za rzecz prostą i zupełnie dobrą. \
Sprawy państwa mierzono tą samą miarką, jak sprawy pry- ^
watne. Wyobrażano sobie, że jak prywatny majątek jest własno- ą
ścią rodu, tak też tron jest własnością rodu Piastów i każdy Piast i
powinien mieć w tem udział. W rodowym majątku odgraniczało i
się na żądanie, co do kogo należy i byle tylko posiadłość nie |
przeszła w obce ręce, wolno było zresztą zarządzać każdemu sa- i
moistnie i dowolnie tą częścią rodowego mienia, która na niego ^
przypadła; wolno było podzielić tę część między synów, wolno
było braciom wspólnie gospodarować lub też ' podział przepro-
wadzić. To samo stosowano tedy do władzy państwowej, jako
do rodowej własności Piastów ; panujący według tego miał prawo
państwo podzielić, bracia mieli prawo domagać się działów ksią-
żęcych. Nieznany przedtem testament przyjął się już dzięki wpły-
wowi prawa kanonicznego. Bolesław Krzywousty rozporządzał te-
stamentarnie swoją własnością, t. j. państwem, a nikomu z ówcze-
snych uczonych nie przyśniło się nawet, żeby prawo publiczne,
państwowe, miało być odmienne od prywatnego. Rozróżnianie je-
dnego od drugiego jest rzeczą o wiele późniejszą.
Do żądań Salomei i świeckiego możnowładztwa przyłączył -
się głos Kościoła. Arcybiskup gnieźnieński, Jakób ze Żnina, zażą-
PIERWSZY WIEC. 157
dał też wydzielenia udziałów od razu, nie dowierzając również
Władysławowi. Domagało się tego duchowieństwo ze względu na
słuszność — według ówczesnych pojęć prawnych — ze względu
na niewzruszalność testamentu — czego Kościół bronił z całych
sił — i ze względu na interes biskupów, którym też łatwiej było
wywalczyć zupełne uznanie prawa kanonicznego u słabszych ksią-
żąt dzielnicowych, niż u jednego potężnego monarchy całej Polski.
Salomeą w porozumieniu z arcybiskupem zwołała wiec do
Łęczycy, która była wówczas posiadłością gnieźnieńskiego kościoła.
Był to zjazd książąt i wielmożów. Zjechali się wszyscy książęta
z żonami i księżniczki z matką Salomeą, tudzież biskupi, opaci,
wojewoda Wszebor, kasztelanowie i dworscy dostojnicy. Pierwszy
ten w historyi polskiej wiec, pierwszy szczebel do uznania władzy
możnowładztwa, odbył się w r. 1141. Po raz pierwszy radzą mo-
żnowładcy obok księcia o sprawach państwa, jako mający prawo,,
a nawet stanowią, jak się to okazać miało na losach trzechletniej
Agnieszki. Matka chciała tę dziecinę oddać do Benedyktynek
w Zwiefalten, z którym to klasztorem dynastya Piastowska miała
od dawien dawna przyjazne stosunki; dwa lata przedtem wypra-
..wiła tam starszą córkę, 15-letnią Gertrudę, kiedy rok ledwie li-
cząca Agnieszka nie mogła się jeszcze obejść bez matki. Teraz
kazała przyjeżdżać po nią z Zwiefalten; przyjechał stamtąd mnich
; jeden i jeden rycerz ze służbą, żeby Agnieszkę zabrać. Ale wiec
nie pozwolił. Wiec uchwalił zaręczyć maleńką z nie o wiele wię-
kszym synkiem Wielkiego księcia Kijowskiego i tak się stać mu-
siało. Małżeństwo- to nie doszło potem do skutku, ale na razie
cel polityczny był osiągnięty; jak najściślejsze stosunki z Kijowem,
^bez względu na dawniejszą łączność z Monomachowiczami.
Bez porównania większe już było znaczenie możnowładztwa
Czechach ; tam zjeżdżali się oni na wiece własnowolnie, nie
'czekając aż książę ich zwoła, a tronem szafowali według własnego
uznania. Po śmierci Bolesława nie krępowali się bynajmniej wy-
daną przez niego ustawą, syna całkiem do tronu nie dopuścili,
ale zjechawszy się, przystąpili do samowolnego wyboru księcia
z pośród Przemyślidów. Była to formalna elekcya. Wybór padł
na Władysława II., który zjednał sobie głosy możnowładców tem,
że dotychczas nie brał w sprawach publicznych całkiem udziału,
żył spokojnie na ustroniu; przypuszczano, że nie ma zdolności
158 WOJNA z BRAĆMI.
do rządów. Zawiedli się na nim. Władysław chwycił niespodzianie
ster rządów silną ręką, a od wielmożów wymagał posłucliu. Za-
raz więc przystępują do nowej elekcyi, ofiarują tron dzielnico-
wenui księciu Konradowi Znojemskiemu (Znojmo na Morawach)
i zaczęła się wojna domowa dwóch pretendentów, którą rozstrzy-
gnął na korzyść Władysława król niemiecki Konrad III. W cią;^!!
zmiennych kolei tej wojny musiał był Władysław opuszczać nawet
Czechy i schronić się do Niemiec, gdzie osobiście Konrada o po-
moc prosił.
Trzej ci monarchowie, Konrad III., czeski Władysław II.
i polski Władysław II. byli dziewierzami, żonaci z trzema córkami
margrabiego austryackiego Leopolda III. Pozostawali też w poH-
tycznem porozumieniu. W r. 1144 wyprawił i Piastowski Wład\ -
sław poselstwo do Konrada III.; sprawował je największy możno-
władca ślązki, kasztelan wrocławski, ów Piotr Włast, który za
Krzywoustego pojmał podstępnie księcia przemyskiego. Miał tedy
Władysław przymierza z Niemcami, Czechami i z Rusią; dawno;
już nie układały się polskie stosunki tak pokojowo, a Wielki książę, -
mając zapewniony spokój od wszystkich sąsiadów, mógł poświę- ;
cić swą uwagę dokończeniu wielkiego dzieła swego ojca: sprawie:
Zaodrza i lutyckiej. ^
WOJNA Z BRAĆMI, 1145-1148 r. 1
W r. 1145 zabierał się widocznie do jakiegoś większego przed- 1
sięwzięcia, wymagającego większych nakładów, bo nałożył po-
datki, daniny na państwo, na całe państwo polskie. Nie była je-
szcze władza możnowładztwa polskiego tak wielką, jak w Czechach,
gdzie podatek na wyprawę wojenną zależał od przyzwolenia wiecu,
a jednak ta sprawa podatku z r.ll45 posłużyła naszym wielmo-
żom do znacznego wzmożenia się. Gdy wielki książę jął wy-
bierać podatek w dzielnicach braci, spotkał się z odmową. Oświad-
czono, że nie ma do tego prawa, że może wymagać podatków
tylko w swoim Ślązku i w Wielkoksiążęcej dzielnicy, ale w udzia-
łach braci nie. Sprawa była nader doniosła, zasadnicza; gdyby]
w tym sporze zwyciężył Władysław, dzielnicowi książęta byliby i
tylko namiestnikami Wielkiego księcia, a jedność państwa ocalona! [
Inaczej każde księstwo stawało się osobnem państwem, a Wielki '
książę miał tylko większą dzielnicę i tytuł.
JAKÓB ZE ŻNINA. 159
Możnowładztwo stanęło po stronie młodszych braci; sprze
ciwili się Władysławowi wielmoże nawet własnej jego dzielnicy:
Wszebor wojewoda, Piotr Włast i inni. Na dworze Władysława
toczyły się gwałtowne sporym, w których brała aż nazbyt gorący
udział Wielka księżna, Agnieszka; dochodziło do ostrych słów,
nawet do gorszących scen, z których wyniknęła nieprzejednana nie-
nawiść Agnieszki i Piotra Własta.
Władysław Il-gi, ufny w swe przymierza, postanowił wojną
dochodzić swych praw zwierzchni czy eh tak, jak je pojmował
w trafnem , bądźcobądź , zrozumieniu istoty państwa. Z ruskimi
posiłkami napadł niespodzianie wschodnie dzielnice. Sandomier-
skie i Mazowsze; książęta Henry^k i Bolesław uciekli do Poznania,
do brata Mieszka i pod opiekę największego Polski dostojnika,
arcybiskupa Jakóba ze Żnina. Zawrzała wojna domowa, a możno-
władztwo tem gwałtowniej wystąpiło przeciw Wielkiemu księciu,
gdy za sprawą Agnieszki pojmano podstępnie we Wrocławiu Pio-
tra Własta i jego syna Idziego. Drużyna wojenna odstąpiła Wła-
dysława. Zebrał więc wojsko na Rusi, na Pomorzu, wezwał nawet
Prusaków na pomoc i przystąpił do oblężenia Poznania. Natenczas
arcybiskup rzucił na niego klątwę za to, że miał pogan w swym
obozie. Użył przeciw Władysławowi II. tej samej broni, jak niegdyś
krakowski biskup przeciw Bolesławowi Śmiałemu. Skutek był ten
sam. Nikt z Polaków nie stanął przy Władysławie, wszyscy go
opuścili, poniósł pod Poznaniem klęskę i musiał uciekać z Polski.
Udał się do Niemiec, do Konrada III. Agnieszka próbowała bro-
nić krakowskiego zamku, napróżno jednak. Mieszko popędził w Kra-
kowskie i Agnieszka tyle tylko otrzymała, że jej pozwolono w spo-
koju wyjechać z dziećmi za mężem.
Konrad III. przedsięwziął tego samego jeszcze roku, 1146, wy-
I prawe na Polskę, ale była ona tak niefortunną, że wojsko niemieckie
nie zdołało nawet zdobyć granicznych bron i ledwie dotarło do
Odry. Następnie udał się król niemiecki na daleką wyprawę do
Ziemi Św., na której mu towarzyszyli obydwaj Władysławowie:
czeski i wygnany polski. Przemyślida wracał potem przez Czarne
morze, Kijów i Kraków, a Piast musiał stronić od ojczystej ziemi.
Odwołał się od arcybiskupiej klątwy do papieskiego sądu. Przy-
jeżdżał w tej sprawie dwa razy do Polski legat papieski, kardy-
inał Gwido, w r. 1146 i powtórnie z końcem r. 1148. Z początkiem
lÓO NIEPOSŁUSZEŃSTWO BISKUPÓW.
r. 1149 nietylko zniósł klątwę arcybiskupa rzuconą na Władysława,
lecz nawet obłożył nią wszystkicłi opornych wielkoksiążęcej władzy.
Biskupi polscy oświadczyli, że uważają tę klątwę za nieważną, gdyż
jest wydana zapewne bez polecenia papieskiego. Był to wybieg
prawniczy. Apelacya na nic się też nie zdała. Papież Eugeniusz III.
potwierdził w styczniu 1150 r. klątwę legata, i rzucił na cały kraj
interdykt, tj. zakazał publicznego odprawiania nabożeństw i udzie-
lania Sakramentów Św., póki Władysławowi nie będzie przywró-
cone panowanie. Władysław był tedy zupełnie pewny swego —
a jednak na nic się to nie zdało. W Polsce nikt o interdykcie nie
wiedział, bo duchowieństwo nie ogłosiło papieskiego rozporządzenia!
Biskupi dopuścili się wyraźnego nieposłuszeństwa wobec Stolicy
apostolskiej, byle tylko nie dopuścić do silnej władzy monarchi-
cznej w Polsce! Tak luźny był jeszcze związek duchowieństwa
polskiego z Rzymem.
To jawne nieposłuszeństwo biskupów polskich, okazane Sto-
licy apostolskiej, należy do n aj przykrzejszych wspomnień historyi
polskiej. Nie prawdziwy to Kościół, który odrywa się od uległości
Rzymowi ! Papież Eugeniusz III. chciał utrzymać potęgę polskiego
państwa, chciał, żeby dzielnice książęce nie przeszkadzały polity-
cznemu rozwojowi Polski. Biskupi nasi nie zrozumieli papieskiej
myśli. Czy ją zrozumieli, czy nie, czy tak, czy owak, obowiązani
byli do ślepego posłuszeństwa papieżowi. I okazało się, jak naj-
lepszym narodów opiekunem jest papiestwo, jak w Rzymie dosko-
nale pojmowano, czego wymaga dobro Polski. Przyszłość poka-
zała niebawem, jak źle się przysłużyli Polsce nasi biskupi w r. 1145.
Nie słuchając zarządzeń głowy Kościoła, okazali, jak niewiele w nich
ducha kościelnego, jak byli nie tyle książętami Kościoła, ile mo-
źnowładcami polskimi w szacie duchownej, wyzyskującymi swe
wpływy dla celów możnowładczych, obcych Kościołowi. Nie ko-
ścielna więc była to polityka, która ograniczyła znaczenie i wpływ
Wielkoksiążęcej władzy tak, że do innych dzielnic całkiem się w ni-
czem nie rozciągała. Nie kościelna, skoro papieskiej przeciwna! ■
Bunt biskupów przeciw papieżowi przypłaciła Polska utratą
wpływu na Zaodrzu. Połabianie już byli dla nas straceni.
Przeciw sojuszowi Władysława II. obwarowano się sojuszami
przeciwnymi. Na zjeździe w Kruświcy 1148r. zawarli Bolesławiec
przymierze z książętami saskimi, wrogami dynastyi Hohenstaufów,
UTRATA ZAODRZA. 161
Z której pochodził Konrad IIL; wtenczas książę Albrecht Niedwiedź,
za sprawą Bolesława Kędzierzawego, ożenił syna swego Ottona I.
Brandenburskiego, z córką Krzywoustego Judytą. Ten saski sojusz
kosztował Polskę drogo. Książęta sascy zabrali się właśnie do tę-
pienia Słowian zaodrzańskich ; zapędzili się na Zaodrze, które od
Krzywoustego należało do Polski, splądrowali wyspę Rujanę ; wy-
prawami swemi wyrugowali z nad Odry wpływ polski zupełnie,
a żadnego z polskich książąt nie obeszło to uszczuplanie Piastow-
skiego panowania, bo potrzebowali saskich książąt na w^szelki wy-
padek przeciw najstarszemu bratu. A zresztą, odkąd każdy z tych
książąt miał prawo do podatków i wojska tylko w swojej dziel-
nicy, nie stać było nikogo z nich na jakiekolwiek przedsięwzięcie
polityczne.
Sojuszowi Władysława z Olgowiczami przeciwstawiono sojusz
z Monomachowiczami, wracając do polityki czasów z przed wiecu
łęczyckiego. Przedstawiciele tych dwóch gałęzi Rurykowiczów wy-
pędzali się ciągle nawzajem z Kijowa; raz po raz potrzebował który
z iMonomachowiczów pomocy. W r. 1140 wyruszyli też Bolesław
Kędzierzawy i Henryk sandomierski na pomoc Izasławowi Mści-
sławiczowi, ale nie dojechali do Kijowa, gdyż tymczasem Prusacy
najechali na Wielkopolskę i trzeba było dać posiłki bratu Mie-
szkowi. Dobre stosunki z Izasławem trwały jednak nadal. W r. 1151
syn jego, zwany Chrobrym, ożenił się z najmłodszą z Bolesławó-
wien, z Agnieszką, zaręczoną niegdyś w Łęczycy Olgo wieżowi; już
czternaście lat miała. Nawzajem z córką Izasława, Eudoksyą, ożenił
się Mieszko, książę Wielkopolski, Starym zwany.
Tak przez fałszywy krok biskupów zmieniły się zupełnie wszyst-
kie te stosunki polityczne, od których zawisł był dalszy rozwój
państwa polskiego. Wszystko urządzało się na opak temu, co było
w chwili objęcia władzy przez Władysława II., a dorobek pano-
wania Bolesława Krzywoustego, przyłączenie północnych Połabian,
zmarnowano i to tym razem niestety już niepowrotnie.
t^ c^ c^ c^ cJS c^c^ ciSS ci$ cjS c^ ?^ c^_c^ c^ c^^
11
«sjy« »sl/* •sl/* *sj/* •sU* «sl^ •sL^ nU* N|y *sL^ nL* *\L* "s!/* nL-* *s1/< <\L-^ •sL^ »s1^ .*s1^ *sL^ ysL^
^^ (c/;^ *T^ ^^N ^T^^ <^ vjs. ./jN. i^. t^ -^ ł^ "^ •^ *^ ł^ ""fc^^^s; .^^ «^j^ 1^ "/p^ł "^ •p^ (5>:v
ROZDZIAŁ II.
TRON ELEKCYJNY.
BOLESŁAW KĘDZIERZAWY.
Wygnanie Władysława II. było gwałtem i bezprawiem. Jeżeli
się zdawało panom świeckim i duchownym, że źle spra-
wuje wielkoksiążęcą władzę, toć w każdym razie należało
mu pozostawić Slązk, który był jego osobistą dzielnicą, Kraków zaś
i godność wielkoksiążęcą należało przyznać jego synowi, Bolesła-
wowi Wysokiemu. I jedno i drugie zagarnął Bolesław Kędzierzawy,
nie mając za sobą żadnego innego prawa, jak tylko wolę możno-
władztwa. Można więc uważać tego Wielkiego księcia za pierw-
szego monarchę elekcyjnego, t. j. z wyboru czerpiącego swą wła-
dzę. Panował, bo go do panowania wybrano. Wpływ społeczeń-
stwa na państwo zaczyna się tedy od obsadzania tronu. Zmieniły
się czasy! Pierwsi Piastowie narzucali społeczeństwu swą wolę
i nikogo o zdanie nie pytali; teraz zaś można było panować tylko
za pozwoleniem i z łaski najbogatszych i najbardziej wpływowycli[
z pośród poddanych, a chcąc ich łaskę pozyskać, trzeba było przy-
stać na ich żądania. Pierwszem żądaniem wielmożów było, żeby
Wielki książę nie wybierał podatków w całej Polsce. Żądanie nie-j
mądre, zabijające wszelkie większe polityczne przedsięwzięcia! ]
Władysław Il-gi zwrócił się o pomoc do Niemiec. Minęło
atoli jedenaście lat, zanim stosunki niemieckie pozwoliły zająć się
tą sprawą następcy Konrada III-go, Fryderykowi Rudobrodemu.
Obojętne mu było, kto w Polsce będzie Wielkim księciem, chciał
tylko skorzystać z zamętu i Polskę shołdować. Zawezwał więc
przed swój sąd Bolesława Kędzierzawego, jakoby zwierzchnik
swego podwładnego. Piastowie nie byli wcale hołdownikami,;
BOLESŁAW KĘDZIERZAWY. 163
a więc Bolesław nie stawił się; posłał tylko poselstwo, oświadcza-
jąc ochotę do zgody z bratem. Prawdopodobnie byłby wtenczas
Władysław odzyskał Ślązk; ale Fryderyk Rudobrody chciał ko-
niecznie podbić Polskę pod swoją zwierzchność. Latem 1157 r.
wyprawił się z posiłkami czeskiego Władysława II-go na wojnę
przeciw książętom polskim. Młodsi bowiem bracia nie opuścili
Bolesława Kędzierzawego w tej potrzebie. Fryderyk zniszczył cały
kraj po Odrę, przez którą przeprawił się zwy ciężko 22 sierpnia.
Ślązacy widząc wielką potęgę cesarza, spalili grody w Głogowie
i w Bytomiu, żeby nie wpadły w ręce niemieckie. Nie było na-
leżytej obrony kraju, cesarz dotarł aż pod Poznań. Książęta mu-
sieli uledz. Bolesław Kędzierzawy stawił się w obozie cesarskim
w Krzyszkowie nad Wartą, w najgłębszej pokorze, jakby niewol-
nik wobec pana, w hańbiącej postawie, z mieczem zawieszonym
na powrozie u szyi. Uznał się hołdownikiem Fryderyka i na znak
tego obiecał mu dać 300 zbrojnych na włoską wyprawę; nadto
miał zapłacić cesarzowi koszta wojenne. Przyrzekał też, że się
stawi osobiście na najbliższym zjeździe książąt niemieckich, żeby
z ust króla niemieckiego usłyszeć wyrok w sporze z bratem. Ża-
dnego jednak z tych przyrzeczeń Bolesław nie dotrzymał, a urosz-
czenia niemieckie do zwierzchnictwa nad Polską rozwiały się nie-
bawem.
Żeby sobie zapewnić dotrzymanie krzyszkowskiej umowy, za-
brał cesarz z sobą do Niemiec najmłodszego z Bolesławiców,
Kazimierza i kilku możnowładczych synów. Ten miał już 19 lat,
ale bracia nie kwapili się z wyznaczeniem mu dzielnicy, choć był
opróżniony po Władysławie Ślązk. Nie dotrzymując krzyszkow-
skich warunków, narażali Kazimierza na więzienie w Niemczech,
ale dla Polski lepiej to już było, niż uznać niemiecką zwierzchność.
Fryderyk Rudobrody zajęty sprawami włoskiemi, a następnie nową
wyprawą palestyńską, nie zajmował się już sprawą polską. Kazi-
mierz pozostał w Niemczech aż do r. 1163.
Z Krzyszkowa wracał cesarz do Niemiec przez Pragę. Tu
zmarło jedno z towarzyszących księciu Kazimierzowi paniąt, a mia-
nowicie jedynak potężnego możnowładcy, Jaksy z Miechowa.
W Pradze mieli się polscy młodzieńcy czemu przypatrzeć: trafili
na koronacyę. Władysław II. czeski wysługiwał się bowiem wier-
nie Konradowi Ill-mu i Fryderykowi Rudobrodemu. Obecnie na
164 PODZIAŁ ŚLĄZKA.
włoską wyprawę zebrał dla cesarza kilka tysięcy zbrojnych, co na
owe czasy ł:)ylo już armią. Zasługa jego względem Fryderyka była
tem większa, że wiec możnowładców czeskich odmówił podatków
na tę wyprawę (i słusznie, bo cóż Czechów obchodziło to przed-
sięwzięcie?), a książę za własne pieniądze żołnierza najął i uzbroił.
Za to dostał koronę od cesarza dnia 11 lutego 1158 r.; miała ta
korona o tyle być lepszą od poprzedniej Wratysławowej, że już
miała być dziedziczną, na co Fryderyk w tydzień potem dał oso-
bny dokument. W drugiej potem wyprawie włoskiej w r. 1162
wziął udział Bolesław Wysoki, najstarszy syn wygnanego Włady-
sława.
Nasz Władysław II. umarł w Niemczech w r. 115Q; pozo-
stawił trzech synów: Bolesława, Mieszka i Konrada, i córkę Ryksę,
zamężną od r. 1152 za Alfonsem VII., królem kastylijskim w Hi-^
szpanii. Gdy Rudobrody wrócił z drugiej wyprawy włoskiej, upo-^
mniał się o Slązk dla Władysławiców. Nie chcąc próbować drugi;
raz Krzyszkowa, uczynił Bolesław Kędzierzawy zadość temu we- 1
zwaniu. Wtenczas wrócił z niemieckiej niewoli najmłodszy z sy-i
nów Bolesława Krzywoustego, Kazimierz, pozostający w zakładni-i
ctwie. Slązk podzielono; z razu tylko na dwie dzielnice, gdyż naj-l
młodszy z synów Władysława był jeszcze pacholęciem i wycho-^
wywał się w klasztorze. Bolesław, zwany Wysokim, otrzymał Slązk ^
Dolny ze stolicą Wrocławiem i z grodami Głogowem, Lignicą,^
Opolem; młodszemu Mieszkowi przypadł Ślązk Górny z grodami j
Raciborzem i Cieszynem. Wtedyto Mieszka z Wielkopolski, ich '•
stryja, poczęto zwać Mieszkiem Starym, dla odróżnienia od księ-
cia raciborskiego. Było o jedne dzielnicę więcej i był już prz\ -
kład, że w przyszłości każda dzielnica tak się będzie dzielić po-
między braci. Książęta wrocławski i raciborski mieli uznawać
zwierzchność Wielkiego księcia Krakowskiego, Bolesława Kędzie-
rzawego, podczas gdy według testamentu Krzywoustego powi-
nienby w Krakowie panować Bolesław Wysoki. Toteż nie ufał
Kędzierzawy synowcom i pozostawił w kilku miejscach Slązka
swoich urzędników i swe załogi.
O żadnej polityce nie było ani mowy za Bolesława Kędzie- ^
rzawego. Najdonioślejszą dla Polski sprawę, panowania nad wy- 1
brzeżami Bałtyku, zaniedbano zupełnie. Książęta sascy wspólnie]
z Duńczykami rozgospodarowali się tam już na dobre. W roku
BRANDEBURGIA. — MEKLEMBURG. 1Ó5
1 157 zdobył Albrecht Niedźwiedź stolicę Lut\ivó\v, Branibor, a ze
zdobyczy tej powstało nowe margrabstwo brandeburskie. Pierw-
szą margrabiną na słowiańskich zgHszczach była tu córa Krzy-
woustego, tego, który całe życie poświęcał na to, żeby krainy te
utrzymać pod polskim wpływem, a wydrzeć ze szponów niemie-
ckich I (Judyta, wyszła za mąż za Ottona, syna Albrechta Niedźwie-
dzia). W trzy lata później wyprawił się książę Saski Henryk Lew
na Obotrytów i osadził w ich grodach niemieckich grafów, któ-
rzy nigdy już stąd nie wyszli. Książę Niklot poległ w tej walce,
a syn jego był już tak potulny, że stał się prostem narzędziem
w ręku Henryka Lwa; zamienił się sam na niemieckiego księcia
i potomkowie jego panują do dziś dnia nad jedną częścią ziemi
obotryckiej; jestto: Meklemburg, kraj na wskroś niemiecki! Wre-
szcie w r. 1168 zdobył świętą wyspę Rujanę król Duński, Wal-
demar I. Ustanowione przez Krzywoustego biskupstwo w Woli-
lini przeniesiono wtenczas do Kamienia. Przepadła sprawa utwo-
rzenia wielkiego państwa wraz z Polabianami. Nad samym zaś
Bałtykiem pozostał Polsce tylko strzępek Pomorza, kraina pomię-
dzy Persantą a Wisłą, złożona z kilku księstewek, które miały
hołdować Wielkiemu księciu Krakowskiemu. Najważniejszem mia-
stem tej krainy Gdańsk.
Padł wielki dział Słowiańszczyzny, Polska przestała być po-
tęgą państwową, a Czechy były niczem. Darowana z łaski nie-
mieckiego króla „dziedziczna" korona nie przeszła na niczyją
głowę. Władysław II. próbował spełnić ustawę Sobiesława I-go
i umyślnie zrzekł się tronu na rzecz swego syna, Fryderyka. Ale
skoro tylko oczy zamknął, wypędzono Fryderyka, a cesarz mia-
nował księciem najstarszego wiekiem Przemyślidę, Sobiesława II.,
odejmując równocześnie od Czech koronę! Odtąd w ustawicznych
bez końca wojnach domowych co kilka lat kto inny panował
w Pradze, a w tym wirze zamienił cesarz Morawy na margrab-
stwo, t. j. nową marchię Rzeszy Niemieckiej. Przez całą już resztę
XII. wieku nie miały Czechy najmniejszego znaczenia politycz-
nego; tron praski dostawało się nawet za pieniądze u króla nie-
mieckiego.
Ruś pod panowaniem zesłowiańszczonych już Waregów była
również niczem, jako państwo. Tam roku nie było bez wojen do-
mowych, a książęta dzielili się krajem do nieskończoności. Po-
166 PRUSKIE NAJAZDY.
między rokiem 1125 a 1175, w przeciągu zatem 50-ciu lat było
w Kijowie 23 zmian panowania. W r. 1172 było księstw ruskich
siedmdziesiąt dwa!
Z całej Słowiańszczyzny słaba, bardzo słaba Polska była i tak
jeszcze najsilniejszą. Niestety, przybył jej wróg nowy, straszny,
przeszkadzający Mazowszu i Wielkopolsce do lepszego zagospo-
darowania się przez ustawiczne łupieskie napady. Władysław Il-gi
popełnił w r. 1140 ciężki grzech, że wezwał na pomoc Prusaków.
Pokazał im drogę do Polski, z czego też oni bardzo chętnie na-
dal korzystali. Wyprawa z r. 1147 nie na wiele się zdała; trzeba
było wyprawiać się tam jeszcze wiele razy. Na jednej z tych wy-
praw pruskich zginął w roku 1166 książę Henryk Sandomierski.
Bezżenny był, nie zostawił dziedziców; dzielnicę po nim, trochę
uszczuploną, dano Kazimierzowi, najmłodszemu z braci, nie ma-
jącemu dotychczas wtenego udziału.
Kazimierz siedział spokojnie, do polityki się nie mieszał, bo
nie było nadziei, żeby w tych okolicznościach sam coś mógł zdzia-
łać. Nie posiadał zresztą nic i niczem nie był aż do 28 roku ży-
cia. Gdyby zaś ze skromnego swego sandomierskiego księstewka
chciał wywierać wpływ na kierunek polityki, byłby chyba wznie-
cił jeszcze większy zamęt, wywołując zazdrość starszej braci. Zo-
baczymy w dalszem opowiadaniu, że Kazimierz był głębszym
umysłem, zdolnym kierować mądrze losami narodu. Od r. 1163,
żonaty był z Heleną, córką jednego z tak licznych Wielkich ksią- ]
żąt kijowskich (Rościsława). W pożyciu małżeńskiem szczęśliwy, •
długo nie mógł się doczekać szczęścia z dzieci. Miał córkę, ale
dwóch synów młodo utracił: starszy, imieniem też Kazimierz, zmarł
niemowlęciem, młodszy Bolesław nie doczekał orężności. Dopiero
w cztery lata po jego śmierci, w r. 1186, doczekał się Kazimierz
syna, który go przeżył, Leszka, zwanego Białym.
Żyjący w sandomierskiem ustroniu zdała od wielkiego świata,
sprawiał Kazimierz na polskich możnowładcach podobne wraże-
nie, jak niegdyś Władysław Il-gi na czeskich, człowieka słabego,
który nie potrafi silnie dzierżyć władzy. Podobał im się właśnie
dlatego! Dla nich Bolesław Kędzierzawy był jeszcze za silnym
władcą. Utworzyli też spisek, żeby go zrzucić z tronu. Na czele
spisku stał Jaksa z Miechowa i syn Piotra Własta, Świętosław.
Zabierali się do zbrojnego buntu, a Wielkie księstwo ofiarowali
MIESZKO STARY. 167
Kazimierzowi. Kazimierz odmówił. Jedyny chyba ze wszystkich
i polskich i niepolskich książąt! Odmówił tylko dlatego, że pozba-
wianie tronu brata byłoby niesprawiedliwością, dlatego, że nie
chciał w życiu chadzać krętemi ścieżkami. Słusznie też nazwała
go historya Sprawiedliwym.
Dzięki szlachetności młodszego brata dokończył Bolesław
Kędzierzawy życia na Wielkoksiążęcym tronie; zmarł w r. 1173.
MIESZKO STARY.
Kto miał być jego następcą, trudno powiedzieć. Według te-
stamentu Krzywoustego powinien panować w Krakowie Bolesław
Wysoki, książę wrocławski. Jeżeli linia ślązka miała być odsuniętą
od zwierzchnictwa, a na jej miejsce nastać linia mazowiecka, w ta-
kim razie po Kędzierzawym powinien nastąpić nietylko na Ma-
zowszu ale też w Krakowie nieletni syn jego, Leszek. Ale jak
przedtem wygnawszy Władysława II., odsunięto zarazem potom-
stwo jego od tronu, podobnież i teraz nie chcieli możnowładcy
młodego księcia mazowieckiego, przeciw którego ojcu uknuli spi-
sek. W ich mniemaniu była już ta linia odsądzona. Chociażby
obowiązywał seniorat, nie krępow^ałby możnowładców; wszak już
ofiarowywali tron Kazimierzowi, nie dbając o starszego brata,
Mieszka. Jakim okolicznościom zawdzięczał Mieszko Stary, że zo-
stał Wielkim księciem, nie wiadomo. Prawdopodobnie Kazimierz
zraził sobie możnowładców poprzednią odmową i tak został im
jeden tylko kandydat, Mieszko Stary. Był Wielkim księciem cztery
lata, niebawem także wygnany. Możnowładztwo polskie szybko
zrównało się z czeskiem pod tym względem, źe zaczęło szafować
tronem.
Mieszko Stary chciał podnieść znaczenie swej władzy i rzą-
dzić samowładnie. Wracał do czasów Bolesława Śmiałego, nie chcąc
przyznać nikomu żadnych praw, ani świeckim, ani duchownym.
Ale zmieniły się czasy i napróżno próbował cofnąć bieg dziejów.
Władzę książęcą można było podnieść już tylko w zgodzie ze spo-
łeczeństwem, przez rozbudzenie pewnej wspólności interesów pomię-
dzy tronem a poddanymi. Tron musiał nietylko uznać prawa spo-
łeczeństwa, ale zgodzić się na dalszy ich rozwój i sam nad tem czu-
wać; powinien był stanąć na czele społeczeństwa i prowadzić je, u-
żywając jego sił do celów państwowych. Dopóki książę upatrywał
168 WIiASNOŚĆ ZIliMSKA OSOBISTA.
swój interes w uciemiężeniu społeczeństwa rządami absolutnymi,
a społeczeństwo w pozbawieniu takiego księcia godności, słowem,
póki była niezgoda pomiędzy tronem a narodem; nie mogło paii-
swo rozwijać się należycie.
Tak społeczeństwo, jakoteź dynastya, nie umiały sobie zrazu
radzić w zmienionych stosunkach i musiały przejść dopiero przez
twardą szkołę doświadczenia. Próba ograniczenia władzy mon.ar-
chicznej dokonana na Władysławie II., była niemądrze obmyślona
i wyszła na złe państwu. Również niemądra była próba wzmo-
cnienia tej władzy, dokonana przez Mieszka Starego na społeczeń-
stwie, gdy chciał wznowić samowładztwo i w tym celu zwracał
się przeciw wszystkiemu, co było wybitniejszego w społeczeństwie.
A panował właśnie w czasach, w których indywidualizm zaczytiał
brać górę, w których coraz więcej było takich, którzy rwali się
naprzód, żeby się odznaczyć, żeby coś znaczyć, żeby zyskać pole
do okazania swych sił, zdolności, przedsiębiorczości i energii. Or-
ganizacya państwowa zbyt długo już trwała, żeby nie pobudzić
ludzi do myślenia i do żądzy okazania, że i oni coś potrafią. A czyż
to nie był prąd cywilizacyjny? Nie wiedząc co czyni, chciał Mie-
szko ten prąd stłumić.
WŁASNOŚĆ ZIEMSKA OSOBISTA.
Indywidualizm okazał się najpierw w stosunkach gospodai"-
czych. W XII-tym wieku przeważała już stanowczo własność oso-
bista, nad którą z dawnej wspólności rodowej pozostało tylko prawo
pierwszeństwa do kupna, gdy który ze stryj có w sprzedawał ziemię.
Coraz częściej objawiała się w społeczeństwie dążność do zupeł-
nego wyzwolenia się z wszelkich ograniczeń rodowej organizacyi,
a wymyślono do tego ciekawy fortel, przez który obchodzono prawo
zwyczajowe. Ponieważ własność pochodząca z nadania książęcego
nie podlegała rodowym ograniczeniom na korzyść krewnych, przeto
zdarzało się, że właściciel oświadczał uroczyście, że zrzeka się swej
majętności na rzecz księcia (był nawet do tego ceremoniał osobny:
przyklękał na jedno kolano i wypijał kubek wody: nazywało się to
wyroka, lub z łacińska: renuncyacya,tj. zrzeczenie się); poczem książę
tą już swoją niejako majętnością obdarzał na nowo od siebie tego
samego, który się jej zrzekał przed chwilą. W ten sposób namno-
OSADY WLODYCZE. 169
żylo się w Polsce posiadłości zupełnie wolnych od ekonomicznych
związków rodowych. Rzecz była zupełnie prosta i łatwa. Potrzeba
było do tego tylko zezwolenia księcia, a książę zezwalał chętnie,
bo im więcej ludność potrzebowała jego władzy, im częściej do
niej się udawała, tern lepiej dla niego. Mógł też książę przy tej
sposobności podać od siebie warunki, np. warunek, żeby z wyzwo-
lonej w ten sposób majętności wyruszał na każdą wyprawę wo-
jenną zbrojny, jeden, dwóch, lub kilku, stosownie do okoliczności.
Później ciężar obrony kraju spoczywał wogóle tylko na ziemi, na
posiadłościach ziemskich. Prawdopodobnie tu początek tego urzą-
dzenia. Ci wszyscy, którzy od księcia ziemię otrzymali, czy to na-
prawdę, czy to w opisany sposób zmyśleniem prawniczem, two-
rzyli wśród wolnych gospodarzy osobny niejako stan, związani
ściślej od innych z księciem. Takich książę bardziej uw^ażał za swoich
i skłonniejszy był wywyższać ich ponad innych. Wszak to byli jego
rycerze, tow^arzysze wojenni.
Dawna drużyna wojenna, osiadła w obozach pod głównemi
grodami, zniknęła bez śladu już za Kazimierza Odnowiciela. Ob-
myślono to inaczej. Na wzór osad naroczników, zakładał książę
osady t. z. włodycze, tj. drużyn wojennych. Kilku lub kilkunastu
dostawało ujazd, w którym mogli gospodarować, jak im się podo-
bało, pod warunkiem, żeby na każde zawołanie księcia ruszać w pole.
Ponieważ służba wojskowa była intratna, zgłaszało się mnóstwo
ochotników do włodyczego stanu.
Gospodarz, który miał już przedtem majętność i nie z po-
trzeby, nie dla chleba, lecz przez wyrokę zobowiązał się do słu-
żby wojskowej, był oczywiście czemś wyższem od prostego wło-
dyki, któryby z głodu ginął, gdyby nie poszedł na chleb wojskowy.
Toteż tylko z tamtych powstało możnowładztwo. Gzem bardziej
w lasność stawała się osobistą, tem większe zaczynały być różnice
majątkowe. Nie można być wielmożą bez wielkiego majątku,
a do bogactwa pierwszym krokiem była własność osobista i dzie-
dziczna. I tak z jednej strony wzrastała władza książęca w zna-
czenie przez nadania, lecz z drugiej strony zarazem przygotowy-
wała sobie rywali o cząstkę przynajmniej znaczenia i wpływów.
Wobec prawa nie różnił się jeszcze największy możnowładca ni-
czem od najuboższego wolnego gospodarza. Były tylko różnice
wynikające nieuchronnie ze stosunków majątkowych i osobistych.
170 POWODZENIE ŻOŁNIERZY.
Możnaby raczej powiedzieć, że wobec prawa chudopachołkowie
zostający w gospodarstwie rodowem byli właśnie czemś więcejf
niż ci, którzy się przez książęce nadania dobili fortuny, bo mniej
dźwigali ciężarów państwowych. Po staremu oddawali komorni-
kowi miarkę owsa lub kruszę miodu, podczas gdy ci musieli
odbiegać majętności i chodzić na wojnę. Tak to wyrastają po-
nad głowy innych ci, którzy w stanowczej chwili nie zawahają się
rąk śmielej przyłożyć i wziąć większy ciężar na swe barki. Ci, któ-
rzy zostali żołnierzami, dorobili się większych majątków i zaczy-
nali przodować. Wśród świeckich oni mieli czas i możność zaj-
mować się bliżej sprawami publicznemi, a więc też interes w walce
z tronem o prawo, bo z nabytych praw mogliby' przedewszyst-
kiem oni korzystać. Cywilizacyą i majątkiem stali na czele społe-
czeństwa, przodowali mu i te urządzenia państwowe, które były
jeszcze zupełnie dobre dla rolnika, bartnika, rybaka, zajętego tylko
wyżywieniem siebie i rodziny i ginącego w tłumie własnego rodu,
te dla nich już nie wystarczały, a na rodowem prawie niewiele
im zależało, bo zebrane dostatki pozwalały im obejść się dosko-
nale bez prawnej solidarności rodowej. Związek rodowy z chudo-
pacholskimi krewniakami był dla nich raczej ciężarem i zawadą,
niż dobrodziejstwem prawa i korzyścią. Oni woleli stać sami, sobą
i najbliższą swą rodziną i nowy ród założyć ! Do tego trzeba było, -
żeby byli pewni swych majątków i tych stanowisk, które do ma-i
jątku wiodły; żeby byli możnowładcami nie tylko przez szczę-i
śliwy zbieg okoliczności i z książęcej łaski, ale na pewnej pod-
stawie prawnej. Dlategoto w walce o prawo szli ręka w rękę z bi-
skupami. Dążenia te miały wielką wartość cywilizacyjną, były
pierwszym większym wyłomem indiwidualizmu w rodowym ustroju
społecznym, tudzież pierwszym szczeblem do obywatelskości w sa-J
mo\xładczym ustroju państwowym. ■
Obok tych żołnierzy dobrowolnych byli żołnierze z musu,
owi włodycy. Na pozór nie mieli oni bezpośredniego interesu ani
w walce o prawo, ani w urządzeniu dzielnic książęcych. Ale żoł-
nierz dzielny, obrotny i rzutki mógł wówczas mieć nadzieję, że
na wielmożę wyrośnie. Możnowładztwo nie tworzyło wcale zam-
kniętej w sobie warstwy społecznej, odgrodzonej od innych. Wszak
ono dopiero powstawało i długo jeszcze szeregi te były otwarte
dla nowych wybrańców fortuny. Jeszcze każdy, byle nie niewolnika I
NIEWOLNICY PRYWATNI. 171
mógł się wznieść między wielmoże; jedni zasługą, drudzy ślepem
szczęściem,' jak zawsze na świecie.
I tak rosła ta warstwa społeczna w sam raz z pośród tycłi,
którzy najbliżsi byli księcia: z jego żołnierzy. Walcząc z nimi, pro-
wadził Mieszko Stary walkę z samym sobą.
NIEWOLNICY PRYWATNI.
Dawniej gospodarstwo a wojenka były zupełnie oddzielone.
Przez osady włodycze i przez coraz częstsze książęce nadania łą-
czyły się coraz częściej w jednem ręku obydwa te zajęcia: miecz
i- pług. Któż miał jednak gospodarować, gdy gospodarze ci wy-
ruszyli na wojnę? Zaczyna się tedy kupno niewolnika już nietylko
przez księcia, ale też przez osoby prywatne. Żołnierze korzystali
na wojnie z prawa łupu, brali złoto, srebro, tkaniny, sprzedawali
je i kupowali za to niewolników, którzy chodzili koło ich gospo-
darstwa. Tem bardziej było na to stać pana rozległego majątku
i tak zaczyna się niewolnicze osadnictwo w dobrach prywatnych.
Jeniec wojenny był własnością państwa, księcia; tylko zbroja jego
i koń, łup przy nim znaleziony, był własnością tego, kto go pojmał.
Nie pozwalał książę przywłaszczać sobie samej osoby jeńca, ba
ciągle jeszcze zakładano nowe osady naroczników, z coraz nowemi
rzemiosłami. Już nietylko Rybaki i Skotniki, ale powstawały Szklary
i Złotniki. Trzeba więc było kupować niewolnika u Żydów, trzeba
się było starać o gotówkę, a to powiększało coraz bardziej obroty
handlowe.
Owi prywatni niewolnicy nie byli jednak parobkami pracu-
jącymi według wskazówek i planu właściciela. Nie było jeszcze
gospodarstwa folwarcznego. Niewolnik ten pozostawał w takim
samym stosunku do swego pana, jak narocznik do książęcego
włodarza. Pan wydzielał mu kawał ziemi, nie na własność, lecz
na służbę, z poleceniem, ażeby na niej polował, łapał bobry, łowił
ryby, podbierał barcie czy orał, z przykazaniem, ażeby to oddawał
panu, a sam miał przytem prawo pożywić się. Z czasem nastał
w tych stosunkach lepszy porządek i lepsza kontrola; niewolnik
miał oznaczone, ile ma oddać panu, a co zyskał swą pracą ponadto,,
to było dla niego. Pan, który go kupił, miał też prawo każdej
chwili go sprzedać, darować lub też wypędzić, nie troszcząc się
o dalsze jego losy; ale z tego prawa nikt nie korzystał, bo któżby
172 LICHA MONETA.
się pozbywał rąk roboczych? Przeciwnie, pan starał się niewolnika
przywiązać do siebie, żeby mu nie zbiegł; pan dbał o dobro
i zdrowie swych niewolników, bo to był fundament jego majątku.
Kto nie pozostawał w organizacyi rodowej, a nie miał niewohii-
ków, ten był nędzarzem, bo ziemia nie dawała mu żadnych do-
chodów, zwłaszcza, gdy wypadło siadać na koń i ruszać na >x^ojnę.
Powiększa się tedy w Polsce ilość ludności niewolnej i ona
to zaczyna coraz bardziej na ziemi gospodarować na rachunek
panów, obok dawnej ludności wolnej gospodarującej własnemi
rękoma na własny też rachunek. Po dalszych kilkudziesięciu
latach miała się skutkiem tego zmienić zupełnie nasza organizacya
społeczna, a ze zmienionej miała wyróść nowa organizacya paii-
stwowa.
LICHA MONETA. ŻYDZI.
Mieszko Stary sądził, że byle tylko źle robić tym zamożniej-
szym właścicielom ziemskim, czyli ziemianom, z pośród których
powstawali możnowładcy, już przez to samo zrobi coś dobregdi
dla państwa. Ziemianie ci, jego żołnierzami zarazem będący, po-
trzebowali właśnie coraz bardziej gotówki, choćby tylko na kupno
niewolnika do gospodarstwa. Dokuczał im więc ciągłą zmianą mo-
nety; po dwa, a nawet trzy razy do roku ogłaszał, że moneta jest
nieważna, ściągał ją do skarbca, a wypuszczał w obieg Iźejsz^
podlejszą; w końcu zaczął bić t. zw. brakteaty, t. j. monety tali
cienkie, że tylko po jednej stronie dał się na nich wybić stempelt
istne blaszki, naśladujące pieniądze. Zapewne ubożeli przez to ci^
którzy najwięcej posiadali gotówki, a więc możnowładcy, ale fał-^
szowanie monety szkodziło całemu krajowi, bo psuło stosunki
handlowe! Moneta polska nie miała dla zagranicznego kupc^
wartości i mógł ją przyjmować tylko w cenie znacznie niższej, ni^
była wartość przez księcia naznaczona. Wszelkie tedy towary za-^
graniczne podrożały, a upadła wartość płodów krajowych. Środek
wymierzony w naj niezręczni ej szy sposób przeciw -możnowładztwu,'
dał się we znaki całej ludności; poczuł to na sobie najuboższy
myśliwy, który łowił po lasach kuny i wiewiórki dla handlarzami
zbierającego je dla zagranicznego kupca; musiał bowiem dostarczyćj
więcej skórek swem upośrednikowi, za tę samą, co przed tem, za-j
płatę. Wszyscy na tem cierpieli, prócz żydów. Tych użył książ^
ŻYDZI. 173
do mennicy i oni stali się teraz pierwszorzędnymi jego doradcami.
Żydzi bili też na cześć Mieszka monety z hebrajskimi napisami,
w których go zowią sprawiedliwym i błogosławionym.
Mieszko Stary pierwszy z Piastów przygarnął żydów do siebie.
Dotychczas nikt się o nich nie troszczył, żyli sobie jako wędrowni
kupcy, znajdując obronę w świętem prawie gościnności. Mieszko
uczynił z nich bezpośrednich swoich poddanych. Tak było w pań-
stwach zachodnich. Tam żydzi byli jakby własnością monarchy,
pozostawali pod jego opieką czasem, a czasem samowolą; mo-
narcha mógł z nimi poczynać sobie, jak chciał, okładać podatkami
lub praw im udzielać. Zwyczajnie tak bywało, że zachodni mo-
narchowie opiekowali się nimi, póki się nie zbogacili; potem
nagle nakładali na nich jak najcięższe podatki i zaczynali ich
w rozmaity sposób uciskać, żeby się sami ich kosztem zbogacili.
Postępowanie takie było nieuczciwe, podstępne. Kościół inaczej
całkiem zapatrywał się na tę sprawę. Prawo kanoniczne nie po-
zwala Żyda w niczem na majątku krzywdzić, ale też nie pozwala
powierzać im żadnych urzędów, ani też używać ich do załatwiania
jakichkolwiek spraw tyczących się chrześcijan.
Ażeby sobie straty na monecie wynagrodzić w inny sposób,
zaczęli możnowładcy próbować intratniejszego sposobu gospo-
darstwa w swych dobrach, a mianowicie rolnictwa, kupując
takich niewolników, którzy zdatni byli do uprawy roli. Podnosiło
to wielce wartość ich posiadłości. Ale książę przeszkadzał w roz-
maity sposób osadnictwu na ich ziemi, tamował przemianę gospo-
darstwa leśnego i pastewnego na rolnicze; powydawał cały szereg
drobiazgowych przepisów, które nie zdały się w końcu na nic, ale
były na razie nie tylko niedogodne, lecz także wielce dokuczliwe
i hamowały na każdym kroku swobodny rozwój stosunków. Ruszyć
się nie było można, żeby nie natrafić na jakiś nowy przepis, a za
każdą drobnostkę karał jak najdotkliwiej, bo mniemał, że wiel-
może ulegną, gdy się im da dobrze we znaki i że nieograniczone
samowładztwo książęce zwycięży, pozbywszy się przeciwników.
KASZTELANIE BISKUPIE.
Podobnież nie chciał Mieszko przyznawać Kościołowi praw,
o które duchowieństwo musiało walczyć w imię prawa kanoni-
174 KASZTELANIE BISKUPIE.
cznego. Nieroztropną była ta walka, zwłaszcza wobec zupełnego
porozumienia pomiędzy biskupami i opatami, a świeckimi wiel-
możami, wobec ich sojuszu ścisłego, aż nazbyt ścisłego od czasu
wygnania Władysława II.
W ostatnich latach panowania Bolesława Krzywoustego udało
się arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, Jakóbowi ze Żnina, zapewnić
metropolitalnej stolicy trwałe, wieczyste dochody, pozostające pod
własnym duchowieństwa zarządem. Katedra gnieźnieńska utrzy-
mywana była z dochodów kasztelanii żnińskiej, do której nale-
żała t. z. „secina" niewolników, a więc dziesięć osad narocznych,
a 24 osad wolnych, rodowych, składało w niej swe podatki ; na
łęczyckiem zaś podegrodziu była osada wojskowa, rycerska. Do-
chody więc tej kasztelanii były w rzeczywistości własnością arcy-
biskupią, ale tylko z łaski księcia, który swą łaskę mógł każdej
chwili cofnąć. Krzywousty zrzekł się swych praw monarszych
w tej kasztelanii; odtąd arcybiskup sam bezpośrednio miał tu wy-
]<onywać prawa książęce i wprost na rachunek swego kościoła
ściągać dochody. Ażeby darowiznę tę, opartą na zupełnym już
immunicie, zabezpieczyć na przyszłość, posłano do papieża, który
osobną t. z. bullą, t. j. papieskim dokumentem z r. 1136, daro-
wiznę książęcą zatwierdził. Od tego czasu starało się duchowień-
stwo o to, żeby darowizny na rzecz Kościoła dokonywane były
koniecznie na piśmie. Wszelkie podatki w kasztelanii żnińskiej za-
leżały odtąd od uznania arcybiskupa. Obowiązek względem pań-
stwa ustawał, zastąpiony obowiązkiem względem katedry gnie-^
inieńskiej. Wkrótce potem Bolesław Kędzierzawy nadał w ten sam
zupełnie sposób kasztelanię milicką na Ślązku biskupom wrocła-.
wskim, w r. 1155. Bezpośrednią tedy własnością biskupów były
tylko osady ludności niewolnej w tych kasztelaniach ; nad innymi
mieli tylko książęce prawo zwierzchnictwa. Było to po prostu prze-^
laniem praw kasztelańskich na biskupa.
W czterdzieści trzy lat potem otrzymało drugą taką daro-
wiznę biskupstwo wrocławskie, gdy jeden ze ślązkich Piastowiców
został tam biskupem. Ten sposób wyposażania Kościoła nie był:
praktyczny i zarzucono go potem. Na razie nie było jeszcze innego
sposobu, bo wobec rodowego prawa, chcąc uczynić nadanie Ko-
ściołowi, trzeba się było zrzec najpierw posiadłości na rzecz księcia,:
który dopiero od siebie nadawał je biskupstwu lub klasztorowi.:
BISKUP GETKO. 175
Do tego Mieszko Stary nie był pochopny, a gdy Kościół domagał
się ciągle zupełnej swobody takich zapisów, stanął przeciw niemu.
Nadanie kasztelanij żnińskiej i mihckiej pochodziło jeszcze
z czasów przed panowaniem Mieszka Starego. On sam nic podo-
bnego nie uczynił. Dwie zaś te kasztelanie stanowiły jakby pań-
stwo w państwie. Arcybiskup gnieźnieński i biskup wrocławski
i sprawowali tam wszelkie prawa monarsze, wybierając daniny, któ-
I rych się książęta dla nich zrzekli byli. Można powiedzieć, że do
' ustanowionych przez Krzywoustego dzielnic, przybywały jeszcze
dwa księstwa duchowne : żnińskie i milickie. Nie było na to in-
nej rady, jak tylko uznać możność prywatnych zapisów na rzecz
Kościoła; wtenczas obeszłoby się bez nadawania mu dochodów
wypływających z praw książęcych, bez nadawania mu całych ka-
sztelanij. Wkrótce też spostrzeżono się na tem i tak postąpiono,
ale nie pojmujący sprawy Mieszko Stary nie. umiał wymyśleć nic
innego, jak tylko walkę z Kościołem. Stanął też przeciw niemu
biskup krakowski Getko (Gedeon), zupełnie tak samo, jak nie-
gdyś Stanisław Szczepanowski przeciw Bolesławowi Śmiałemu.
Przeciw duchowieństwu trudno było walczyć, bo cała lu-
dność, wszystkie jej warstwy, stały wówczas po stronie Kościoła,
a przeciw księciu. Wiódł do tego ludzi sam interes osobisty.
O ścisłym związku możnowładztwa już powiedziano. Mniej za-
możni zaś gospodarze, nie będący żołnierzami i trzymający się
jeszcze ekonomicznych związków rodowych, zazdrościli swym bra-
ciom ze żnińskiej lub milickiej kasztelanii. Lepiej było pod bi-
skupem, niż pod kasztelanem, bo odpadały rozmaite daniny przy-
godne na rzecz państwa; a Mieszko Stary był mistrzem w wy-
szukiwaniu ich i nakładaniu ! Immunit od państwowych powin-
ności był zyskiem ludności osiadłej pod pastorałem, bo Kościół
czerpał swe dochody przeważnie z własnego gospodarstwa, a da-
niny z tytułu kasztelańskiej zwierzchności miały tylko drugorzędne
znaczenie. I niewolna wreszcie ludność także sprzyjała Kościołowi,
bo tylko od niego mogła się spodziewać poprawy swego losu.
Wszak prawo kościelne nie znało ni niewoli, ni kary śmierci. Ku-
pno niewolnika przez duchowną osobę było właściwie wykupie-
niem go z niewoli, a w dobrach duchownych powodziło im się
jak najlepiej.
176 RZĄDY URZĘDNIKÓW.
RZĄDY URZĘDNIKÓW.
Mieszko Stary nie nadawał godności i zaszczytów członkom
niożnowładczych rodów, ale wyszukiwał ludzi niezamożnych, nie--
znanych jeszcze i tych wynosił. Dobreby to było, gdyby laska
książęca wyszuki\\ala najuczciwszych i najzdolniejszych, a nie ta-
kich tylko, którzy odznaczali się jedynie nienawiścią ku możniej-
szym. Książę nie spostrzegał się, że było to właściwie tylko zmianą
osób, ale nie rzeczy, bo ci ludzie — choćby najskromniejsi z po-
czątku — także się bogacili, a przez to stawali się założycielami
nowych gniazd niożnowładczych. Nowi urzędnicy chcieli tem bar-
dziej zrównać się z tymi, którzy już wyrośli na urzędach, tem
bardziej pożądali bogactw i nie ominęli żadnej sposobności, żeby
na urzędzie dorobić się majątku. Zaczęło się tedy zdzierstwo i nę-
kanie ludności takie, że biskup krakowski książęcych urzędników
nazwał publicznie: ,; wściekłymi psami". Urzędnicy ci wiedzieli,
że książę wymaga od nich jednej rzeczy, t. j. surowości ; przesa-
dzali się więc wzajemnie w bezwzględności. Skoro prześladowanie,
dokuczanie, było zadaniem tej służby książęcej, zgłaszali się do
niej najchętniej ludzie nieszczególnej wartości, a tak polityka ksią-
żęca nie przyczyniała się do wysuwania naprzód najlepszych !
Urzędnicy ci mieli księciu pozyskać serca uboższych przeciw
wielmożom. Ilekroć się zdarzyło, że wielmoża pokrzywdził chu-
dopachołka, pokrzywdzony zawsze dostawał od księcia i jego urzę-
dników sprawiedliwość; to prawda, i to było dobrze. Ale to by-
wało wyjątkiem, a regułą było, że ludność garnęła się do mo-i'
źnowładców, a zwłaszcza do kościelnych dostojników, bo znajdy-
wała przy nich lepsze warunki zarobkowania. Na to nie było rady
i ogół ludności wolał opata lub świeckiego wielmoża, niż ksią-
żęcego urzędnika, z którym go nie łączył żaden interes. Szczę-^
ściem nie udały się plany Mieszka Starego, bo spełnienie ich gro-'
ziło istnym bizantynizmem. Losami państwa kierowałaby nowa.,
warstwa społeczna, urzędnicza, żyjąca z dokuczania ludności i du-j
chowieństwo byłoby też zniżone do urzędniczego stanowiska; Ko-*,
ściół stałby się narzędziem w ręku władzy świeckiej. Władza zaś
troszczyłaby się tylko o dwie rzeczy: żeby skarb książęcy był
pełny i żeby było ślepe posłuszeństwo. To za mało, żeby społe-:
czność wykształcić na cywilizowany naród ! Przy pełnym skarbie
KAZIMIERZ SPRAWIEDLIWY. 177
książęcym może być nędzy w kraju dosyć, a przy ślepem posłu-
szeństwie nie przestaje się rodzić głupota.
Mieszko Stary zupełnie nie pojmował nowycłi czasów. Przy-
domek, który mu dawano, mógłby mieć śmiało przenośne zna-
czenie, bo l3ył naprawdę stary duchem. Zdawało mu się, że mo-
żna odwrócić bieg czasów, że dadzą się przywrócić czasy pier-
wszych monarchów piastowskich i że się da wznowić stare spo-
łeczeństwo, w któremby nie było możnowładztwa, ałe tylko jeden
ród książęcy pośród reszty rodów praw nie mających. Było tak
jeszcze, ale u ginących Lutyków i Obotrytów. Polska poszła już
dawno naprzód ku społecznemu rozwojowi, do czego możno-
władztwo było pierwszym krokiem niezbędnym, bez którego ro-
zwój dziejowy obejść się nie mógh Polska czekała na monarchę,
któryby zdołał rządzić z możnowładztwem razem i użyć tej pier-
wszej samodzielnej warstwy społecznej do celów państwowych,
wyzyskać ich siły dla powszechnego dobra całego państwa i ca-
łego narodu. Trzeba było umieć rządzić nimi, ale też i z nimi.
KAZIMIERZ SPRAWIEDLIWY, 1177-1195 r.
Wybuchł ogólny bunt przeciw Mieszkowi Staremu. Ducho-
wieństwo szło znowu razem z możnowładztwem świeckiem. W Kra-
kowie stanęli na czele opornych tak wojewoda Stefan, jakoteż
biskup krakowski Gedeon, a tron ofiarowali Kazimierzowi. Ten
jednak, nie chcąc wojny domowej, powtórnie odmówił. Okazało
się jednak wkrótce, że nikt nie staje po Mieszkowej stronie. Je-
dnocześnie wybuchnął bunt w jego własnej dzielnicy, w Wielko-
polsce i zanosiło się na to, że już trzecia z kolei gałąź Bolesła-
wiców będzie odsądzona od panowania; wszak wypędzając Wiel-
kiego księcia z Krakowa, pozbawiano zarazem i synów tego dzie-
dzictwa. Mieszka zaś wypędzano także z osobistej jego dzielnicy,
z Wielkopolski, podobnie, jak niegdyś Władysława II. wygnano
i ze Slązka; zachodziła obawa, że Mieszko będzie się musiał wraz
z synami udać na wygnanie. Przewidując to, wolał najstarszy syn
Mieszka, Odo, sam stanąć przeciw ojcu i tylko temu zawdzięcza
wielkopolska gałąź Piastów swe ocalenie. Widząc dopiero Kazi-
mierz, że Mieszko nawet w Wielkopolsce nie może się utrzymać,
przyjął wezwanie i rządy w Krakowie objął. Historya obdarzyła
go zaszczytnym przydomkiem Sprawiedliwego, na który w zupeł-
12
178 OŚWIATA KOŚCIELNA.
ności zasłużył. Nie pragnął nigdy cudzego, nigdy nie próbował
rozszerzać swego panowania przez zaloór udziałów innych książąt,
wojny ifiesprawiedliwej nie prowadził, wolał ustąpić, niż gwał-
tem się czego dobijać, a względem społeczeństwa gotów był do
ustępstw z władzy książęcej. Przyznawał prawa społeczeństwu,
sprowadził zgodę narodu z tronem i zapewnił przez to państwu
spokój na wewnątrz, dzięki czemu można było spróbować znowu
użycia sił na zewnątrz i prowadzić jakąś politykę celem dopilno-
wania interesów polskich na północy i wschodzie. -i
OŚWIATA KOŚCIELNA.
Największą potęgą w społeczeństwie było duchowieństwo
i od zgody z niem trzeba było rozpocząć. Potęga ta nietylko na
bogactwach polegała, ale przedewszystkiem na olbrzymim wpły-
wie moralnym, który duchowieństwo wywierało na wszystkie war-*
stwy ludności. Znaczenie to i wpływy zawdzięczali księża nauce
i oświacie. Oni byli najbardziej wykształceni i najrozumniejsi ze
wszystkich i dlatego stali na czele całego społeczeństwa.
Olbrzymią jest potęga nauki i wpływ jej na stosunki ludzkie.
Urządzenia publicznego życia zawisły od tego, co w pewnem po-
koleniu uważa się za właściwe, dobre, pożyteczne i godziwe, a na
zapatrywania o tem wywierali i wywierają zawsze największy
wpływ uczeni. Od nich zawisła opinia publiczna. Wszystko, co
tylko głosi się w życiu publicznem, wszelkie hasła, zasady i dą-
żności, są tylko echem pomysłów, które powstały najpierw w pra-
cowniach uczonych i rozpowszechniły się następnie wśród społe-
czeństwa. I dobre i złe od nich przedewszystkiem pochodzi. Ich-
pomyłki wiodą też nieraz na błędne drogi tysiące ludzi; ale też i
bez ich pracy nie byłoby żadnego postępu. Chrześcijaństwo zo-!
stałoby na zawsze martwą literą, gdyby duchowieństwo nie po-^
święcało się naukom, dociekaniom i roztrząsaniem, w jaki sposób^
zastosować w praktyce zasady chrześcijańskiej moralności. Im wię-'
cej było w jakimś czasie uczonych, przejętych duchem chrzęści-;
jaństwa, tem szybszy był postęp sprawiedliwości na ziemi. Ile razy:
opuściło się duchowieństwo w tej pracy, tylekroć tracił Kościół
wpływ moralny, a gwałt i przemoc pisały słabszym prawa. Wieki :
XII. i XIII. stanowiły właśnie świetne czasy nauki chrześcijańskiej,
PIERWSZE KSIĄŻKI. 179
toteż Kościół wywierał w całej Europie przeważny wpływ na
stosunki.
Naukowemi dociekaniami zajmowało się zrazu tylko ducłio-
wieństwo, bo tylko oni jedni posiadali książkową naukę. Każdy
kapłan musiał umieć czytać, gdyż są pewne części mszy Św., któ-
rych na pamięć mówić nie wolno; musiał więc pobierać naukę
szkolną, uczyć się na książce. Przy każdym kościele musiał być
mszał i inne księgi liturgiczne, spisane po łacinie. Kandydat do
stanu duchownego uczył się więc po łacinie, a w tym jęz>'ku po-
została po dawnych Rzymianach wielka spuścizna książek, bogate
piśmiennictwo czyli literatura. Znając łacinę miał kapłan w swem
ręku klucz do całej oświaty starożytnej i mógł się kształcić.
Wszyscy uczeni księża różnych narodów pisywali książki w owych
czasach tylko po łacinie. Kto więc ten język znał, miał dostęp do
przyswojenia sobie nauki wszystkich narodów. Łacina była języ-
kiem powszechnym ludzi oświeconych; w innych językach długo
nikt nie próbował nawet pisać. Nie troszczono się o to. Te żyjące
języki były do codziennego użytku, do zwykłej rozmowy, a do
nauki tylko łacina dla wszystkich najwygodniejsza.
Księża przywieźli z sobą do Polski pierwsze książki kościelne,
księża tylko mogli nauczyć sztuki czytania i pisania. Nie garnął
się do tej nauki nikt, kto nie musiał, a więc kto nie zamierzał
zostać kapłanem. Była też ta nauka trudna, bardzo mozolna i bar-
dzo kosztowna. Trzeba było na szereg lat opuścić strony rodzinne
i udać się do jakiej szkoły biskupiej lub klasztornej, której nieraz
trzeba było daleko szukać. Św. Wojciech uczęszczał dziewięć lat
do szkoły benedyktyńskiej w Magdeburgu. Książka była koszto-
wną rzeczą, bo była ręcznej roboty. Nie znano druku, każdą ksią-
żkę trzeba było osobno przepisać z dzieła autora, a to wymagało
dużo czasu, tem więcej, że materyały do pisania nie bardzo były
dogodne. Pisało się na umyślnie w tym celu garbowanych i przy-
rządzanych skórkach jagnięcych, zwanych pergaminem, pisało się
farbami, które trzeba było rozcierać, a piórem była trzcinka tem-
perowana. Każdą literę trzeba było osobno rysować, jeżeli pismo
miało być wyraźne. Za ten trud trzeba było dobrze zapłacić, toteż
cena książki bywała nieraz większa, niż niejednego gospodarstwa!
Łańcuchami przywiązywano te skarby do pulpitów po klasztorach.
O pożyczaniu książki nie było mowy, a chcąc ją kupić, trzebaby
180 SZKOŁY ŚREDNIOWIECZNE.
dopiero poszukać kogoś do przepisania i czekać, aż przepisze.
Toteż tylko nauczyciel miał książkę, a uczniowie musieli się jak
najwięcej uczyć na pamięć, żeby książkę mieć w głowie. Zabie-
rało to dużo czasu i wymagało takiej pilności i cierpliwości, o ja-
kiej dzisiejsza młodzież nawet pojęcia mieć nie może. Najpierw
się uczyło na pamięć, potem dopiero nauczyciel tłumaczył i wy-
jaśniał sprawę.
Uczono gramatyki łacińskiej, rozmówek w tym języku i ćwi-
czono w pisaniu. Na tem schodziły pierwsze trzy lata, jeżeli uczeń
był pojętny i pilny, lub więcej, gdy mniejszą miał zdatność. Do-
piero, gdy już dobrze umiał wyrazić się po łacinie mową i na
piśmie, zaczynała się właściwa nauka. Zaczynało się od rachunków
(arytmetyka), potem następowała nauka obliczania kalendarza ko-
ścielnego, oznaczania Wielkiejnocy i wszystkich świąt ruchomych
(rzecz wcale nie łatwa), wreszcie nauka o układaniu nut i melo-
dyj, czyli t. zw. teorya muzyki, do czego rachunek jest niezbędny.
Śpiewu kościelnego uczono praktycznie od samego początku, ćwi- i
cząc chłopców do śpiewania przy nabożeństwach, ale ksiądz mu-
siał się znać także na muzyce, bo zależało na tem, żeby ją wpro-
wadzać do liturgii. Uczono trochę geografii, t. j. o różnych kra-
jach, żeby kleryk wiedział, gdzie Rzym i jakie są państwa chrze-
ścijańskie, trochę też historyi naturalnej, t. j. o zwierzętach, rośli-
nach i minerałach; nieco też geometryi, czyli sztuki robienia po-
■miarów i dokładnego oznaczania kształtów; w końcu jeszcze astro-
nomia, o ile się wówczas na niej znano. Uczono też potrzebnych
w praktycznem życiu: pisania listów, układania protokółów, do-
kumentów i potrzebnych do tego wiadomości prawniczych, prze-
dewszystkiem oczywiście prawa kościelnego. Na tę wyższą część
nauki liczono dla uczniów najzdolniejszych lat cztery. Potem do-
piero mógł się zacząć uczyć teologii, filozofii i prawa kanonicz-
nego szczegółowo. Nie łatwo się było namyśleć na długie odsia-
dywanie lat szkolnych, w czasach, gdy czternastoletni chłopcy
zwykli byli zawierać związki małżeńskie!
Dzięki książkowemu wykształceniu potrzebni byli księża do
wszystkiego i w żadnej niemal sprawie nie można się było bez
nich obejść. Dostał ktoś list, a przeczytać go nie umiał; prosił
więc księdza i przez niego odpis dawał. Cała korespondencya
spoczywała wyłącznie w ręku duchowieństwa. Oni tylko mogli
KLASZTORY. 181
ułożyć książęciu dokument, oni tylko umieli urządzić i prowadzić
kancelarye. Od najważniejszych spraw państwowych aż do wyu-
czenia kapeli muzycznej — wszystko musiało przejść przez ręce
księży, bo nikt inny tego nie umiał. Kanclerzami, nauczycielami,
pisarzami, i t. d. tylko księża być mogli. Byli potrzebni, przydatni,
obejść się bez nich nie moża było żadną miarą i w życiu świe-
ckiem, a nie tylko w sprawach religii dotyczących.
KLASZTORY.
Ludzie posiadający wyższą oświatę umieli sobie w każdym
zakresie życia radzić lepiej od innych i stawali się przewodnikami
ludności we wszystkiem, nie tylko w sprawach związanych bez-
pośrednio z nauką książkową. Klasztory były wielkiemi szkołami
i praktycznego także życia. Zakonnicy lepiej od innych zarządzali
swemi majętnościami, większe z nich ciągnęli zyski, zaprowadzali
postępowe gospodarstwo. Przybywali do nas z krajów zachodnich,
posiadających wyższą cywilizacyę, a przywozili z sobą nietylko
książki, ale też i pług ulepszony, i budowniczych i zdatniejszego
rzemieślnika.
Prócz benedyktyńskich klasztorów, których za Kazimierza
Sprawiedliwego było już kilkanaście (zdaje się, że 17), przybyły
też do Polski inne zgromadzenia zakonne. Benedyktyńska reguła
poczęła upadać, do zakonu wkradły się świeckie obyczaje i za-
niedbywanie obowiązków. Natenczas jeden z francuskich opatów,
Robert z Szampanii, postanowił przywrócić dawną surowość reguły
i założył w tym celu r. 1098 osobny klasztor w okolicy francu-
skiego miasta Diżą (Dijon) w miejscu zwanem Ssito (Citeaux), po
łacinie Cistersium. Zajaśniał ten klasztor wielkim blaskiem, gdy
z początkiem XII. w. wstąpił doń sławny św. Bernard z Klerwo
(Clairvaux); wkrótce powstało dwanaście podobnych klasztorów,
które w roku 1119 otrzymały osobną regułę i tak powstał nowy
zakon Cystersów. Trzymali się oni ściśle tej zasady, żeby nietylko
nauki uprawiać w książkach, ale też praktycznych zajęć pilnować.
Sławni byli z rolnictwa i z budownictwa i dlatego zapraszano ich
na wszystkie strony. Do połowy XIII. w. mieli w Europie przeszło
1700 opactw. Biskup krakowski Mateusz pisał do św. Bernarda
z Klerwo z prośbą, żeby mu przysłał swych uczniów, by ich użyć
do missyj na schyzmatyckiej Rusi. Za mało ich jednak jeszcze
182 KLASZTORY.
bylo, żeby można było część wyprawić do Polski. Dopiero w r.
1143 przybyli do nas pierwsi Cystersi i osiedli w Wągrowcu.
Nie trudnili się jednak całkiem missyonarstwem, tylko gospodar-
stwem i budownictwem. Za Kazimierza Sprawiedliwego mieli
w Polsce klasztorów jedenaście, ale wszyscy byli cudzoziemcami.
W wieku IX. zaprowadzono w państwie frankońskiem wspólną
regułę i klasztorny tryb życia dla duchownych, których kilku lub
kilkunastu przebywało przy jednym kościele. W ten sposób po-
wstawały przy większych kościołach t. z. zgromadzenia kanoniczne.
W wieku X. rozprzęgły się te zakony, a majątek zgromadzeń za-
częto dzielić pomiędzy członków. W ten sposób powstali Kanonicy
świeccy przy katedrach biskupich i kościołach kollegiackich. Część
jednak „kanoników" pozostała przy wspólności dóbr i klasztornem
życiu i tych zwano kanonikami regularnymi, których reguła i kla-
sztor}^ istnieją dotychczas. W Polsce nie było pierwotnego klasztor-
nego pożycia kapituł, skoro dopiero w drugiej połowie X. wieku
rozpowszechniło się u nas chrześcijaństwo. Regularni kanonicy,
zwani także laterańskimi, przybyli do nas najpierw w roku 1108
do Wrocławia. W r. 1148 oddano im klasztor w Trzemesznie
po Benedyktynach. Z końcem XII. w. mieli klasztorów siedm.
Zakonnicy ci byli najbogatsi ze wszystkich, toteż garnęło się
do nich wielu takich, którym nie koniecznie chodziło o Bożą
chwałę. Zeświecczony zakon zreformował w r. 1121 Sty Norbert,
założywszy swój klasztor w Pre Montre we Francyi. Stąd reguła
ta zowie się Norbertańską lub Premonstrantów. Ci dostarczali
chętnie missyonarzy. Do Polski przybyli za Bolesława Krzywou-
stego i mieli pierwszy klasztor w Kaliszu, który jednak niedługo
istniał. Za Kazimierza Sprawiedliwego było norbertańskich klaszto-
rów siedm.
Możnowładca Jaksa z Miechowa bawiąc na wyprawie krzyżowej
w Palestynie uczynił ślub, że wystawi w Polsce podobiznę świętego
Grobu i założy fundacyę na odprawianie takich samych nabożeństw,
jak przy grobie Zbawiciela. W ten sposób powstał w roku 1162
pierwszy klasztor Bożogrobców w Miechowie. Następny powstał
dopiero później, w r. 1214. Nie rozpowszechnili się nigdy i przez
cały okres piastowski mieli tylko czternaście klasztorów.
Wszystkich razem klasztorów, dawnej benedyktyńskiej i tych
nowych reguł było w Polsce za Kazimierza Sprawiedliwego 41.
WSZECHSTRONNOŚĆ DUCHOWIEŃSTWA. 183
Każdy klasztor składał się (jak i dziś) z księży i z braciszków.
Ale braciszkami zostawali często ludzie wysokiego rodu, pragnący
poświęcić się pracy umysłowej, do której gdzieindziej nie było
sposobności, jak tylko w klasztorze. W klasztorach zagranicznych
było wśród braciszków wielu wybitnych uczonych i sławnych
artystów, zwłaszcza malarzy i architektów.
I u nas w Polsce rozwinęło się budownictwo z materyału
trwałego, z kamienia, dopiero przez osoby duchowne. Mnisi i ich
braciszkowie byli pierwszymi budowniczymi naszych najstarszych
kościołów, pierwszymi mistrzami wszystkich tych licznych rękodzieł,
potrzebnych do wzniesienia, wykończenia i ozdobienia wspaniałych
gmachów. Dopiero potem, po kościołach i klasztorach, zaczęto
stawiać i świeckie budynki z kamienia i z cegły, od księży się
tego wyuczywszy. Budowle pochodzące z tego pierw^szegp u nas
okresu budownictwa poznać można po pewnym układzie ścian,
po łukach półkolistych nade drzwiami i oknami, po szerokiem
sklepieniu i niektórych drobniejszych cechach, które razem sta-
nowią t. z. styl, t. j. sposób budowania. Styl tych czasów nazywa
się romański, a śladów jego jest dużo we wszystkich ziemiach
Polski; potem jednak przerabiano te kościoły na nowe style,
które później nastały.
Tak tedy czynnem było duchowieństwo przy wszystkiem
i wszyscy od nich czegoś potrzebowali i czegoś się uczyli. Kance-
laryą monarchy zarządzał ksiądz i ksiądz uczył kamieniarzy, jak
ociosy wać kamienie; ksiądz pisał książkę i ksiądz pokazywał, jak
lepiej orać, żeby kłosy były cięższe. Oni byli nauczycielami wszyst-
kiego, prócz wojennej sztuki. Co tylko życie ułatwia i umila
wszystko od nich pochodziło, jakżeż więc niemieli po pewnym
czasie ująć w swe ręce steru społeczeństwa? Rządzili innymi, bo
więcej od innych umieli, a wdzięczne społeczeństwo chętnie dawało
posłuch ich naukom, a także ich dążeniom i żądaniom immunitu.
Książęta występujący do walki z nimi prędzej czy później musieli
przegrać sprawę. Duchowieństwo tyle świadczyło dobrodziejstw,
że mogło się śmiało domagać praw dla siebie, pewne poparcia
całego społeczeństwa, które prędzejby już obeszło się bez książąt,
niż bez nich! Rozumiał to dobrze Wielki książę Kazimierz Spra-
wiedliwy i postanowił uznać już stanowczo prawo kościelne
w Polsce.
184 SYNOD ŁĘCZYCKI.
SYNOD ŁĘCZYCKI.
Kazimierz nie upatrywał w prawie kanonicznem wroga ks
źąt i państwowej organizacyi. Znawcę tego prawa, Wincentego z Ki
wowa pod Stobnicą, zwanego Kadłubkiem, który odbył studya
za granicą we Francyi , przyjął do dworu i zrobił go w swej wła-
snej dzielnicy proboszczem sandomierskim. Pierwszy to uczony
Polak, o którym wiadomo, że uzyskał za granicą stopień naukowy
magistra, czyli mistrza w naukach.^) Wielkie ma zasługi w historyi
Kościoła polskiego. Mile widziany na dworze książęcym, był po-
średnikiem pomiędzy duchowieństwem a władzą monarszą. Przez
trzy lata trwały narady i porozumiewania się, zanim biskupi ob-
myślili, czego wymagać dla Kościoła w Polsce i jakie w tym celu
mają być wydane ustawy. Gdy już była powszechna pomiędzy
duchowieństwem zgoda, zwołał arcybiskup Zdzisław synod kościel-
nej prowincyi polskiej do Łęczycy w r. 1180, wzywając nań wszyst-
kich biskupów, członków kapituł, delegatów duchowieństwa para-
fialnego i przełożonych klasztorów. Tu wszyscy razem jeszcze raz
obradowali nad swoją sprawą, żeby wnioskom swoim nadać osta-
teczną formę, taką, w jakiej książę miał je zatwierdzić. Główne
uchwały synodu, dotyczące stosunku Kościoła do państwa, orze-
kały co następuje:
Kościół może posiadać w Polsce swój własny majątek, może
przyjmować fundacye od księcia i osób prywatnych, a dobra te
przechodzą z biskupa na biskupa, z plebana na plebana, z opata
na opata, wieczyście przywiązane do kościoła czy klasztoru. Na-
stępca w godności duchownej jest tych majątków dziedzicem. Ni-
gdy więc nie można powiedzieć o dobrach duchownych po śmierci
duchownego dostojnika, że one nie mają dziedzica i dlatego mają
wrócić do dziedziców fundatora albo do księcia. Nie wolno też
księciu zagarniać ruchomego majątku, pozostałego po biskupie,
^) Kadłubek pisał liistoryę polską, oczywiście po łacinie, która sięga do roku
1203. Był biskupem krakowskim przez 10 lat, (1208-1218), poczem złożył
pastorał i i wstąpił do Cystersów w Jędrzejowie. Umarł w r. 1223. Od-
znaczał się wielką świątobliwością. Ogłoszony błogosławionym przez
papieża Klemensa XIII. w r. 1764. - Pierwszym historykiem Polski był
kapelan Bolesława Krzywoustego, ksiądz Marcin z Francyi i dlatego po
łacinie Gallus zwany.
ULGI NA PRAWIE KOŚCIELNEM. 185
lecz należy i taki majątek przekazać nowemu biskupowi. W do-
brach duchownych niema żadnej innej władzy, jak tylko ducho-
wna, a książę nie powinien tam ściągać swych danin i podatków,
C5y to w gotówce, czy w naturze, czy też w świadczeniach słu-
żebnych. Majątek kościelny nie podlega książęcemu prawu. Nie
należy więc w dobrach kościelnych obsługiwać książęcych sług,
bo oni tam urzędować nie mają prawa. Wolną też jest ludność,
w dobrach kościelnych osiadła, od powinności wobec grodu, bo
prawo kościelne nie zna żadnego urządzenia grodowego. Słowem,
mieszkańcy dóbr kościelnych, tak wolni, jak niewolni, nie potrze-
bowali się wcale troszczyć o prawo krajowe polskie, a przecho-
dzili pod prawo kanoniczne, łatwiejsze i wygodniejsze, bo nie zna-
i jące ciężarów wojennych i państwowej organizacyi. Ludność ta
I składała tylko daniny Kościołowi, który nie potrzebował tych ro-
I zmaitych zobowiązań i świadczeń służebnych, bez których nie mo-
gło się jeszcze obejść państwo. Prawo kościelne lekkiem tedy było
w porównaniu z polskiem, toteż ludność chętnie garnęła się pod
I pastorał.
Na pozór rzecz tyczyła tylko duchowieństwa, ale w praktyce
ulgi te przechodziły na maluczkich. Prawo wymagało np. żeby
wysłannikowi książęcemu dostarczyć podwody i żywności aż do
najbliższej następnej stacyi na ich drodze. Gońcy tacy byli usta-
wicznie rozsyłani na wszystkie strony, do kasztelanij i od kaszte-
lanij na dwór książęcy, a żywienie ich i dostarczanie koni i wo-
zów było niemałym ciężarem, który skrupiał się najbardziej na
ludności mniej zamożnej. Taki goniec był w drodze wielkim pa-
nem i pod pozorem książęcej służby rozkazywał, komu chciał. Za-
leżało to zupełnie od jego dobrej woli, czy poprzestanie na tem.
czego mu naprawdę potrzeba, czy też wyciśnie, co tylko się da,
Gońcy Mieszka Starego dopuszczali się ciągłych nadużyć, a kon-
trola była niemożebna. Mógł wpaść do chaty biednego rolnika
i splądrować ją pod pozorem, że potrzebuje żywności; mógł so-
bie dobrać towarzyszów i zabić bydle na pokarm, kazać sobie
upolować zwierzyny, dostarczyć koni na kilka mil, po które trzeba
było potem iść pieszo, żeby je odebrać na następnej stacyi. We-
dług uchwał synodu łęczyckiego przynajmniej w duchownych do-
brach najuboższy człowiek mógł się odezwać: Nie masz prawa!
jeżeli chcesz, zapłać, a poproś, żebym ci sprzedał! Nabycie prawa
186 SYNOD ŁĘCZYCKI.
wobec księcia było czemś tak wielkiem, że uboższa ludność anih
śmiała sama o tern zamarzyć. To było zdobyczą Kościoła i jeg
darem dla podwładnej mu ludności, a darem nietylko materya
nym, lecz i moralnym, bo nic nie podnosi osobistej godnośi
człowieka, jak świadomość, że się ma prawo, że się nie jest ni(
wolnikiem i igraszką zachcianek silniejszego. Doprowadzenie tyc
spraw do pewnego porządku w dobrach kościelnych wpłynęło te
na innych ; w całym kraju zaczęto myśleć o tem, jakby powinnośi
państwowe urządzić w ten sposób, żeby nie były ciężkiem brze
mieniem i żeby się dały pogodzić z dobrobytem ludności i z j(
interesami. Jakoż osiągnięto to potem, a Kościół pozyskał sobi
wielką zasługę cywilizacyjną, że od niego wyszły te starania.
Jeden tylko wyjątek dopuszczał synod łęczycki, a mianowicii
gdyby nieprzyjaciel wkraczał do kraju, natenczas należały się gori
com podwody także w duchownych dobrach.
Uchwały synodu łęczyckiego zapadły wobec ośmiu biskupów
polskich: arcybiskup gnieźnieński, biskupi: krakowski, wrocławsk
poznański, kujawski, płocki, kamiński, lubuski, domagali się jedno
myślnie uznania tych ustaw przez książąt. Dyecezye ich obejmo
wały wszystkie dzielnice książęce. Książąt było wielu, a metropo
lita zawsze jeden, a wszystkie księstwa spojone były w jedn,
całość w jednolitej kościelnej prowincyi polskiej. Duchowieństw(
całej Polski solidarnie wystąpiło ze swemi żądaniami i groziło kią
' twą każdemu, kto się do nich nie zastosuje. Uchwały synodu prze
słano do potwierdzenia ojcu św. Zatwierdził je papież, a więc za
twierdził też groźbę klątwy dopisaną na końcu. Odtąd duchowień
stwo miało prawo rzucić klątwę na księcia, któryby uchwal lę
czyckich nie przestrzegał. Miało tych klątw być jeszcze sporo!
Kazimierz Sprawiedliwy rozumiał, że wola panującego ni(
może starczyć za całe prawodawstwo. On sam przyjął łęczyckh
uchwały jeszcze tego samego roku 1180; wszak wiedział, że si<
to przygotowuje i z góry się z tem zgadzał. Nie wszyscy jednał
książęta podzielali to zapatrywanie i minęło jeszcze sporo czasu
odbyła się jeszcze niejedna walka, zanim uchwały łęczyckiego ^\-
nodu uznane były przez wszystkich Piastów. A nie obejmował)
jeszcze te uchwały bynajmniej wszystkiego, czego pragnął Kościół
według swojego kanonicznego prawa. Nigdy Kościół w Polsce nie
wyzwolił się zupełnie od zależności od władzy świeckiej. Sprawa
UZNANIE NAJMŁODSZEJ LINII. 187
ta przechodziła w ciągu dziejów państwa polskiego przez różne
»je, pod najrozmaitszemi formami.
Synod łęczycki w zamian za dobrą wolę Kazimierza wzglę-
dem kościelnego immunitu uznał panowanie jego, jako Wielkiego
księcia nad całą Polską, do czego Kazimierz nie miał prawa z te-
stamentu Bolesława Krzywoustego. Synod prosił tedy papieża Ale-
ksandra III. o przeniesienie krakowskiego panowania z najstarszej
gałęzi Boleslawiców dziedzicznie na najmłodszą, ażeby potomko-
wie Kazimierza Sprawiedliwego pozostali Wielkimi książętami. Przy-
ichylił się do tego papież w marcu 1181. Tracili więc prawo do
Krakowa ślązcy książęta, a tem bardziej Mieszko Stary. Taka była
odtąd ustawa, ale czy możnowładzcy do niej się zastosują, to za-
peźało od ich dobrej woli. Tronem szafowali ci, którzy mieli siłę
forężną w ręku. Ustawa ustawą, a godność wielkoksiążęca pozo-
'stała swoją drogą nadal elekcyjną. Panował w Krakowie ten, kogo
;5obie życzyła większość wielmożów krakowskiej ziemi i sam Mie-
Iszko Stary miał jeszcze wrócić na zamek krakowski, gdy się chwi-
flowo pogodził z możnowładztwem; i ślązcy książęta mieli też jeszcze
piastować wielkoksiążęcą godność.
KNOWANIA MIESZKA STAREGO, 1180-1191 r.
Kazimierz Sprawiedliwy miał władzę nad większą częścią Polski.
Niemiał długo żadnej dzielnicy, aż dopiero po bezpotomnej śmierci
brata Henryka dostał ziemię sandomierską. Był opiekunem mało-
letniego syna Bolesława Kędzierzawego, Leszka, który był dziedzi-
cem Mazowsza i Kujaw. Ten stal potem wiernie przy Kazimierzu,
wdzięczny, że »; Sprawiedliwy" nie użył opieki do wyzucia go z dziel-
nicy. Mógł Kazimierz liczyć zawsze na pomoc z Mazowsza i Ku-
jaw. W r. 1177 wybrany Wielkim księciem dostał Krakowskie,
Łęczyckie, Sieradzkie i zwierzchnictwo nad Pomorzem (z którego
niestety już tylko Gdańskie pozostało). Nie mogąc się już oddawać
zupełnie rządom w dzielnicy Leszka, ustanowi! wtenczas na Ma-
zowszu osobnego wojewodę, Żyrona i jemu poruczył opiekę. Za
tym przykładem poszło potem ustanawianie osobnego wojewody
w każdem księstwie. Leszek ów zmarł bezpotomnie w roku 1186
i wtenczas zajął Kazimierz Mazowsze i Kujawy pod swe bezpo-
średnie panowanie, jako jego spadkobierca. Nie panował tylko we
właściwej Wielkopolsce i na Ślązku, ale miał nad temi dzielni-
188 KNOWANIA MIESZKA STAREGO.
cami taką przewagę, że mógł był pokierować ogólną polityką
łej Polski.
Chcąc przywrócić państwu na zewnątrz znaczenie, utracone
niemal zupełnie za rządów dwóch poprzedników, starał się usilnie
o zupełny pokój wewnętrzny. Należało tedy załatwić się pokojowe
z Mieszkiem Starym, który mógł każdej chwili wszcząć wojnę do-
mową o odzyskanie panowania. Ażeby go sobie pozyskać, dał mi
Kazimierz zezwolenie, żeby sobie zajął Gniezno i upoważnił na-
miestnika na Pomorzu, żeby mu udzielił do tego pomocy. Rządca
Pomorza był jeszcze za Bolesława Kędzierzawego Subisław, po-
tężny możnowładca, ożeniony następnie z siostrą Żyrona, mazo-
wieckiego wojewody. Ten miał dwóch synów: starszy Samboi
nastąpił po ojcu na gdańskiem namiestnictwie, .młodszy zaś Mszczuj
był poborcą danin książęcych. Mszczuj ożenił się z córką Mieszka
Starego, Zwinisławą. Po śmierci starszego brata został on nastę-
pnie namiestnikiem, wyniesiony na tę godność już przez Kazi-
mierza Sprawiedliwego. Mieszko Stary czynił zabiegi u cesarza
Fryderyka Rudobrodego, żeby go namówić do wyprawy na Pol-
skę. Ażeby przerwać te niebezpieczne dla Polski zmowy i od-
wrócić możebny najazd niemiecki, wolał Kazimierz dobrowolnie
przywrócić Mieszkowi jaką dzielnicę w Wielkopolsce; ponieważ
jednak Wielkopolanie nie życzyli sobie rządów księcia niedawno
dopiero wygnanego, trzeba było użyć przemocy, a tej miał do-
starczyć Mszczuj, tak, żeby się zdawało, że Mieszko zajmie Gnie-
zno wbrew Wielkiemu księciu i przez samowolne postąpienie po-
morskiego rządcy, a swego zięcia. Plan powiódł się. W r. 1182
opanował Mieszko Gniezno z pomocą Mszczuja, a Poznań pozo-
stał przy synu jego, Odonie. Ale Mieszko nie poprzestał na tern
i nie zerwał stosunków z Niemcami, chcąc z ich pomocą odzy-
skać Kraków. W r. 1184 gotował się już do wyprawy na Polska
syn Rudobrodego, późniejszy cesarz Henryk VI. Kazimierz odwró-
cił ten cios, wyprawiając spiesznie poselstwo do Niemiec. Po-
słowie zastali cesarza w Halli, daleko jeszcze od granic Polski;
prosili o pokój, obiecując uznać zwierzchnictwo Fryderyka Rudo-
brodego. Ujęty tem cesarz, odwołał przygotowaną już wyprawę.
Sojusznikiem Mieszka Starego był książę Raciborski, Mie-
szko Kulawy. Między synami Władysława II. nie było zgody;
swary dzielnicowych książąt rozpoczęły się właśnie najpierw na
CZĘŚĆ ZIEMI KRAKOWSKIEJ. 189
3lązku. w r. 1177 wystąpił przeciw księciu wrocławskiemu, Bo-
esławowi Wysokiemu, własny jego syn Jarosław i pozyskał po-
noć stryja, Mieszka z Raciborza. Ten wygnał Bolesława z Wro-
:ławia i był przez krótki czas panem całego Ślązka. Bolesław Wy-
roki, który miał być właściwie Wielkim księciem krakowskim, po-
Izbawiony zupełnie dzielnicy, nie miał się nawet gdzie schronić^
Igdyż panujący wówczas Wielki Książę, Mieszko Stary, był mu
i:niechętny. Tegoż jeszcze roku zmieniły się jednak stosunki; Mie-
szko Stary utracił panowanie, a na' tron krakowski zaproszono
Kazimierza Sprawiedliwego. Nowy Wielki książę ujął się za Bo-
;lesławem, podczas gdy Mieszko Kulawy stanął po stronie Mieszka
Starego i tem jeszcze bardziej naraził sobie Kazimierza. Gdy Ka-
zimierz utrwalił swą władzę, wrócił też Bolesław Wysoki do Wro-
jcławia. Wśród następnych wichrzeń Mieszka Starego zależało Ka-
zimierzowi na tem, żeby książę Raciborski nie dostarczył mu po-
mocy. Ażeby więc zjednać sobie Mieszka Kulawego, dał mu spory
ikawał ziemi krakowskiej, z pięcioma grodami: Oświęcimiem, Zato-
jrem, Bytomiem górnym, Siewierzem i Pszczyną. Darowizna ta po-
została już przy dziedzicach Mieszka raciborskiego, a Bytom
|i Pszczyna liczą się do dziś dnia do Ślązka. Krainy te należały
[;iź do r. 1821 do dyecezyi krakowskiej, poczem dopiero przyłą-
:zono je do wrocławskiej.
W tych czasach powstało na Ślązku trzecie księstwo: gło-
gowskie, którem wyposażył Bolesław Wysoki najmłodszego swego
3rata Konrada, gdy do lat doszedł.
»W r. 11Q1 uknuł Mieszko Stary nowy zamach na Kraków,
złszy sojusznika w kasztelanie krakowskim, Kietliczu. Ród
iKietliczów pochodził z Czech; z końcem XII. wieku przenieśli się
Jo Łużyc, a jedna gałąź do Polski. Znamienne to jest, że Mie-
iszko nie znalazł sobie sprzymierzeńca wśród możnowładztwa ro-
dzimego, lecz oparł swe nadzieje na nowym przybyszu, nie zwią-
zanym jeszcze tradycyą z krajem. Nie śmiał też wojować wstę-
pnym bojem, lecz użył podstępu. Kazimierz bawił w r. 1191 na
Rusi wraz z dzielnym swym wojewodą Mikołajem. Rozpuszczono
Wieść o jego śmierci, a że syn Kazimierza, Leszek Biały, miał do-
piero cztery lata, mówiono, że właściwym panem w Krakowie
będzie wojewoda Mikołaj i skierowano bunt zręcznie przeciw
Dsobie wojewody. Widocznie wojewoda miał wielu niechętnych.
190 KASZTELAN KIETLICZ.
Biskup krakowski, Pełka, przeciwny był Mieszkowi i stanął przj
nieletnim Leszku. Ziemianie krakowscy po większej części podzie
lali zapatrywanie biskupa, tak, że przy Kietliczu stanęło ledwu
siedmdziesięciu ! Mieszko nie mogąc zdobyć zamku, pozostawi
w mieście swego syna Odona, a sam pospieszył do Wielkopolsk
zebrać wojsko. Zanim jednak zdążył wrócić, już Kazimierz by
w Krakowie, przyjęty z radością przez ludność. Nie uwięził Odona
przebaczył synowi i ojcu, tylko Kietliczowi odjął kasztelaństwc
i na wygnanie go skazał. Kietlicze przenieśli się do Wielkopolski
gdzie niedługo potem jeden z nich został arcybiskupem gnie-
źnieńskim.
W tym nieudałym zamachu na Kraków wziął też udział ob-
darowany tak hojnie przez Kazimierza Mieszko Kulawy! Co wię-
cej, Mieszko Stary zdołał przeciągnąć na swoją stronę nawet Bo-
lesława Wysokiego, który wszystko zawdzięczał Kazimierzowi.
Szczególne wrażenie sprawia rozpamiętywanie dziejów Ka-
zimierza Sprawiedliwego. Niepospolity monarcha, który uczciwość
cenił więcej, niż tron, dbał, żeby nikomu koło niego nie stałs
się krzywda, doświadczał za to niewdzięczności ; wiedział, że gc
to czeka, ale wolał być krzywdzonym, niż krzywdzicielem, i nic
odstąpił nigdy od tej najwyższej zasady swego życia. Niezwykłą
wyjątkową szlachetnością podbijał serca ludności i na miłości pod-
danych opierał swe panowanie. Na chwałę ówczesnego społeczeń-
stwa powiedzieć trzeba, że na niem się nie zawiódł, skoro ledwie
70-ciu dało się uwieść Kietliczowi.
W polityce zewnętrznej dbał Kazimierz Sprawiedliwy usilnie
o to, żeby mieć zabezpieczone granice państwa. Odwrócił zręcznie
najazd cesarski, a hołdu składać do Niemiec nie jeździł. Gdańskie
Pomorze utrzymał przy związku państwowym z Polską. Dalsza
granicę północną ubezpieczył wyprawą podjętą w roku 1192 na
Prusaków i pobratymców ich, Jadźwingów; zmusił ich do uznania
swego zwierzchnictwa i płacenia haraczu. Wzdłuż całej zaś gra-
nicy wschodniej miał książąt ruskich od siebie zależnych. Ma
w tem wielką zasługę, że przywrócił znowu wpływ Polski na Ruś.
RUŚ NOWA, CZYLI SUZDALSKA.
Na Rusi poczynało zwolna dojrzewać społeczeństwo. Po-
między ruskimi wielmożami, t. z. bojarami, budziło się poczucie
RUŚ NOWA, CZYLI SUZDALSKA. 191
własnej siły, własnych praw i obowiązków, następowało ocknienie
z tej bierności, która niegdyś wiodła do niesłyctianego, jedy-
nego w dziejach zjawiska, że proszono obcych, żeby przyszh i pa-
nowanie objęh. Miały tu wpływ niewątpHwie ustawiczne stosunki
z Polską. Wychodzące często za ruskich książąt Piastówny zabie-
rały z sobą swe dwory; niejeden Polak znalazł tam przez nie
stanowisko, zjechał nieraz katolicki kapłan. Wpływ ten najsilniejszy
był oczywiście na Czerwonej Rusi, w ziemi Czerwieńskich grodów,
gdzie warstwa bojarska wyszła po większej części z pierwotnego
polskiego osadnictwa. Książęta obcego pochodzenia, Waregowie,
wojowali z sobą bez końca, nie dbając o nic innego, jak tylko
o zajęcie jak największej ilości grodów dla osobistego wyniesienia
się, bez jakiejkolwiek myśli politycznej. Wypędzało się sąsiedniego
księcia poprostu dlatego, że kto sam nie wypędzał, tego wypędzał
drugi. Nie było żadnej ściślejszej spójni pomiędzy Rusinami a ich
zruszczonymi powierzchownie władcami; co gorsza, było najfa-
talniejsze przeciwieństwo interesów. Społeczeństwo dążyło przez
bojarów do światła i swobody, do porządnej organizacyi pań-
stwowej, podczas gdy książęta dążyli tylko do tego, żeby sobie
j potomkom waregskich drużyn zapewnić dostatki i panowanie
na koszt Rusinów. Waregowie, to panowie, a Rusini, to ich zdo-
bycz: w tem tkwiła cała istota rzeczy.
Społeczeństwo ruskie nie doprowadziło wprawdzie jeszcze
do tego, żeby być narodem, ale sił żywotnych miało w sobie dużo,
a objawiało je w sposób pozwalający rokować na przyszłość naj-
piękniejsze nadzieje. Otoczone od wschodu azyatycką dziczą ludów
niearyjskich, Czudców, Chazarów, Pieczyngów, Połowców, dało
sobie samo z nimi radę, bez niczyjej pomocy. Waregscy książęta,
sprowadzeni głównie dla kierowania wojskową obroną od tych
ludów, poparci przez Ruś, spełnili pod tym względem dobrze
swe zadanie. Znaczna część tej dziczy rozpierzchła się w inne
strony, pozostała reszta uległa i skończyły się łupieżcze najazdy.
Chwałą Rusi pozostanie, że teraz rozpoczął się pokojowy, cywili-
zacyjny wpływ ruski na te ludy. Ruski kupiec zacząwszy tam han-
dlować, osiedlał się coraz gęściej i już bez dobycia oręża narzu-
cał tym Azyatom swój język, obyczaj i wiarę. Nastąpiło olbrzymie
rozszerzenie ruskiego wpływu na wschód. Można śmiało powie-
dzieć, że przybywało Rusi drugie tyle Rusi, t. j. ruskości zaszcze-
192 ZŁUPIENIE KIJOWA.
pionej na obcym gruncie. Ruś Nowa różniła się oczywiście wielce
od Rusi właściwej i stała od niej pod względem cywilizacyjnym
znacznie niżej, skoro przeważał w niej liczebnie żywioł obcy jeszcze
wszelkiej kulturze. Co na starej Rusi już się skoiiczyło, to tam na
nowej dopiero się zaczynało; co na zacłiodnich Rusi krańcach
było już przestarzałe, to samo na krańcacłi wscłiodnich stanowić
miało najnowszy postęp. Za ruskim kupcem podążył waregskl
książę. Rurykowiczom zawsze mało było książęcych dzielnic; ko-
rzystając przeto z pracy podwładnego sobie społeczeństwa posu-
nęli się i oni na wschód. Jeden z młodszych synów Monomacha,
Jerzy, zwany Dołhorukim, nie mogąc otrzymać dzielnicy na Rusi,
ruszył daleko na północny wschód, do tych pierwszych ruskich
kolonij i tam o nie się oparłszy, założył wśród czudzkich poko-
leń nowe księstwo: Suzdalskie. Suzdal był daleko od ówczesnej
Europy, jeszcze przeszło 20 mil na północny wschód za Moskwą.
Było to w roku 1147.
W dziesięć lat później syn jego, Andrzej Bogolubski, po-
sunął się do Włodzimierza nad Klazmą, rzeką poboczną Oki z le-
wego brzegu (Oka zaś do Wołgi wpada). Ten przyjął też tytuł
Wielkiego księcia, a chcąc wywrzeć zemstę na starszych Ruryko-
wiczach, którzy nie mieli wśród siebie miejsca dla jego ojca, ru-
szył r. 1169 na Kijów wraz z innymi dziesięciu książętami z za
Dniepru, a zdobywszy starą Rusi stolicę, mścił się na niej, wy-
dając ją przez trzy dni na igraszkę swych żołnierzy. Złupiony]
i podpalony Kijów nie podniósł się już nigdy do pierwotnej świe-'
tności. Jakaż mogła być w tem wszystkiem myśl polityczna? Nie
byłaż to ciężka zbrodnia, dokonana na Rusi przez własnych jej
książąt ?
Upadek Kijowa wywarł wielki wpływ na dalsze losy Rusi.
Tem raźniej teraz podnosiły się księstwa suzdalskie i coraz bardziej
rosły w znaczenie i przygotowywała się w dorzeczu Wołgi po-
lityczna przewaga nowej Rusi nad Rusią starą, wyższą tylekroć
cywilizacyjnie.
Sąsiedztwo Polski i ożywione z nią stosunki torowały drogę
wpływowi rzymskiego kościoła na Ruś. Nie wyzyskano tego na-
leżycie, ale przedostawały się bądźcobądź coraz bardziej zacho-
dnie pojęcia o stosunku społeczeństwa do naczelnej władzy pań-
stwowej. W samem też społeczeństwie poczynało się budzić
MADZIARZY NA RUSI. 193
życzliwe usposobienie dla Kościoła zachodniego i dążność, żeby
wprowadzić na Rusi urządzenia na kształt polskich. Stara Ruś,
a zwłaszcza Ruś halicka, czyli Czerwona Ruś, powstała z zajętych
na Lachach grodów Czerwieńskich, stała na rozdrożu pomiędzy
kulturą zachodnią a bizantyńską, podczas gdy na Rusi nowej,
w Suzdalszczyznie, pozys-kiwał bizantynizm nową, a potężną pod-
porę. Wcześniej czy później musiało też nastąpić starcie się tych
dwu różnych od siebie Rusi. Było zaś Polski interesem i obo-
wiązkiem wesprzeć Ruś Starą, halicką i kijowską, a wpływem
swym torować drogę zwycięztwu zachodniej kultury. Z tego względu
ważną jest polityka Kazimierza Sprawiedliwego wobec sąsiednich
ruskich księstw.
MADZIARZY NA RUSI.
W r. 1182 wprowadził Kazimierz zbrojną wyprawą własnego
kandydata na księstwo brzeskie (Brześć), sąsiadujące z Mazowszem,
a po śmierci tego księcia (którego imię nieznane), nadał tę dziel-
nicę swemu siostrzeńcowi, panującemu we Włodzimierzu wołyń-
skim księciu Romanowi, synowi Mścisława II. i córki Bolesława
Krzywoustego, Agnieszki. Ten sam Roman został w r. 1188 księ-
ciem halickim, połączył więc w swem ręku trzy księstwa od Polskiej
granicy. Niestety, osoba Romana nie nadawała się do spełnienia
zadań, które owe czasy nakładały na ruskiego księcia. Z bojarami
był w jak najgorszych stosunkach, odznaczając się bezwzględnością
i okrucieństwem.
Rywal Romana, Włodzimierz Jarosławicz, zbiegł natenczas
na Węgry, uznał zwierzchnictwo króla węgierskiego Beli III. i na-
mówił go do wyprawy na Halicz. Uczynił to Bela i wypędził
Romana z Halicza, ale go nie oddał wcale Włodzimierzowi, lecz
wprowadził na halickie księstwo swego syna, królewicza Andrzeja.
Wydarzenie to jest początkiem węgierskich wpływów na Ruś
Czerwoną i początkiem długiego współubiegania się Polski i Wę-
gier o tę ziemię. W historyi Rusi było to zdarzenie bardzo nie-
szczęsne. Madziarzy zaczęli gospodarować, jak w zdobytym kraju
i uciskali ludność gorzej jeszcze od Romana. Najwaźniejszem jednak
było to, że Madziarzy zaczęli prześladować Kościół ruski, nie
wzdragali się nawet bezcześcić świątyń. Urzędowo nazywało się
13
194 PRZEŚLADOWANIE CERKWI.
to nawracaniem scliyzmatyków na katolicyzm, a pod pokrywką
religijną działy się najgorsze nadużycia. Ludność nie znała się na
teologicznych różnicach swego wyznania od rzymskiego. Chętnie
widziała, jak w sąsiedniej Polsce duchowieństwo jest dobroczyńcą
kraju, jak samo stoi na czele ruchu o prawo, ale z tego nie wy-
nikało wcale, żeby mieli woleć mszę łacińską od słowiańskiej
i żeby mieli porzucać swój obrządek dlatego, że duchowieństwo
ich, mniej od łacińskiego wykształcone, nie spełnia należycie swych
obowiązków. W obrządku tym wzrastały już przez dwa wieki całe
pokolenia; był on Rusinom drogi i całkiem słusznie. Rzym nie
prześladował nigdy żadnego obrządku. W rzymskim Kościele
wzrosło dzieło św. Cyryla i Metodego, mieściła się w nim sło-
wiańska liturgia w Chorwacyi, a od całego wschodniego kościoła
nie mógł Rzym wymagać niczego więcej, jak przywrócenia tego,
co było przed r. 1054, przed schyzmą Cerularyusza, a więc uznania
papieskiej zwierzchności bez względu na obrządek. Słowiańska'
Polska mogła to łatwo zrozumieć, ale nie zrozumieli tego Ma-
dziarzy. Chcieli usunąć schyzmę przez wytępienie słowiańskiego
obrządku, i postępowali zupełnie tak samo, jak niegdyś Niemcy
w państwie Wielkomorawskiem. W obec tego Rusini zaczęli nie-
nawidzić obrządek łaciński. Tym razem madziarskie rządy nie
trwały długo, ale miały się one wkrótce powtórzyć, a za każdym
razem prześladowanie Cerkwi podburzało ludność do coraz wię-
kszej nienawiści przeciw łacińskiemu obrządkowi, aż wywiązała
się z tego nienawiść do katolicyzmu i papieskiego zwierzchnictwa.
Dołączyły się do tego inne jeszcze potem przyczyny, początek
jednak nieszczęsnej tej nienawiści odnieść należy do madziarskich
rządów.
Zdradzony przez Madziarów Włodzimierz znalazł pomoc;;
u cesarza Fryderyka Rudobrodego. Ten nie dostarczył mu wpra-J
wdzie niemieckich posiłków, ale polecił Kazimierzowi Sprawiedli-1
wemu, żeby mu dopomógł w imieniu cesarskiem. Miało to byći!
niejako dostarczeniem posiłków cesarzowi na jego ruską wyprawę!^
W ten sposób tanim kosztem pomagał cesarz Włodzimierzowi^
polskim żołnierzem, sam nic nie dając. Kazimierz wolał Włodzi-
mierza, niż Madziarów, a miał przy tem dobrą wymówkę do"
opuszczenia sprawy Romana, na którym się zawiódł. Wojewoda
OSTATNI Z ROŚCISŁAWICZÓW. 195
krakowski Mikołaj wypędził też w r. 1189 królewicza Andrzeja
i osadził tam Włodzimierza, który uznał się polskim hołdowni-
kiem. W ten sposób utrzymał Kazimierz polską przewagę nad
Haliczem bez względu na osobę księcia. Włodzimierz ów był
ostatnim z Rościsławiczów. Panował w Haliczu aż do swego
zsonu w roku 1198.
I
ROZDZIAŁ III.
PRZESILENIE.
LESZEK BIAŁY, 1194-1227 r.
T^azimierz Sprawiedliwy zmarł dnia 5 maja 1194 r. Tron miał
r\ być po nim dziedziczny i możnowładztwo krakowskie pra-
^ gnęło rzeczywiście zacłiować go dla siedmioletniego syna
Kazimierzowego, Leszka, od jasnych włosów zwanego Białym. :
Odbyli wiec i wyznaczyli rządy opiekuńcze, które sprawować -
miała matka Leszka, Helena, biskup Pełka i wojewoda Mikołaj. \
Dziedziczność tronu bardzo im była dogodna, gdy za nieletniego '
książęcia sami mieli sprawować władzę; czy byliby dotrzymali ;
wiary Leszkowi, gdyby był już dojrzałym mężem? Z pewnością"^
0 tyle tylko, o ileby uszanował ich prawa i zapewnił im wpływ
na sprawy państwa, o ileby nie chciał rządzić samowładnie. Rządy ,
bowiem rzeczywiście przy możnowładztwie już były, nie przy
księciu; książę musiał im ulegać, albo iść na wygnanie. Panowa-
nie Leszka było zapewnione, dopóki nie znalazłby się inny książę,
możnowładztwu powolny. Nie znalazł się i nie mieli wyboru. '
1 tak jednak próbowali zmiany. Z Mieszkiem Starym raz wojo-
wali, drugi raz się godzili; spróbowali na chwilę rządów jego ,:
syna, a i potem jeszcze raz Mieszka Kulawego z Raciborza. Wra- 1
cali zawsze do Leszka, bo się przekonali, że jego władza najlżejsza. \
Zaraz po śmierci Kazimierza Sprawiedliwego ruszył Mieszko J
Stary na Kraków z pomocą Pomorzan i ślązkich książąt, Mieszka ;
Kulawego i Jarosława opolskiego, ale bezskutecznie, bo pobity ■
został nad rzeczką Mozga wą, cztery mile od Jędrzejowa, w roku ]
1195. Wojewodzie Mikołajowi przybył tam na pomoc Roman,
»
LESZEK BIAŁY. 1Q7
książę brzesko-włodzimierski. Po bezpotomnej śmierci Włodzimie-
rza, dopomożono mu za to do zajęcia na nowo Halicza w roku
1199. Był to wielki błąd polityczny, bo Naliczanie błagali wten-
czas, żeby ich przyłączyć do księstwa sandomierskiego, a nie na-
rzucać im znienawidzonego Romana! Była sposobność odzyskania
Czerwieńskich grodów, ale obawiano się wojny z Madziarami
i książętami ruskimi. Do większych przedsięwzięć politycznych
nie zdatną była Polska, w której nawet nie wiadomo było, kto
jest naprawdę Wielkim księciem, bo jednocześnie Mieszko Stary
znowu ruszał na Kraków.
W tymże roku Helena dobrowolnie ustąpiła Krakowa Mie-
szkowi Staremu, żeby zażegnać grożącą wojnę domową. Mieszko
był już naprawdę stary, liczył lat 73, a Leszek 13. Skoro przy-
rzekł mianować Leszka swym następcą, nie było się tak dalece
o co spierać. Rządy Mieszka dały się jednak wnet we znaki pod-
danym. W r. 1201 przywołano znowu Leszka, ale znowu nastąpiła
nowa ugoda i Mieszko po raz czwarty zasiadł na krakowskim
zamku, lecz już na bardzo krótko, bo umarł dnia 13 marca 1202
roku, w 76 roku życia. Pochow^any w^ Kaliszu, w wystawionym
przez siebie kościele św. Pawła.
Skutkiem nieporozumień pomiędzy wojewodą krakowskim
Mikołajem, a sandomierskim Goworkiem, panował w Krakowie przez
kilka miesięcy Władysław Laskonogi, jedyny z synów Mieszka Sta-
rego, który przeżył ojca. Tegoż samego jeszcze roku, 1202, musiał
ustąpić przed naporem możnowładztwa małopolskiego, a Leszek
Biały opanował Kraków na stałe. Ażeby sobie tem pewniej zjednać
poparcie Kościoła, wznowił dawny akt Mieszka I. i zapisał swe
państwo Św. Piotrowi, t. j. uznał na dsobą zwierzchność papieską.
Panowanie Leszka nie było już tak rozległe, jak Kazimierza Spra-
wiedliwego. Nie sam był do dziedzictwa, miał młodszego o rok
brata Konrada, któremu wydzielił Mazowsze i Kujawy.
Bracia Leszek i Konrad dzielili między siebie dwa najwa-
żniejsze polityczne zadania ówczesnej Polski; Konradowi wypadło
wojować z Prusakami, Leszkowi strzedz polskiego wpływu na
ościenne księstwa ruskie, zwłaszcza na Grody Czerwieńskie, dawną
polską ziemię, na której odzyskanie nie starczyło już sił. Doniosłą
też była sprawa pomorska. Tam synowie Mszczuja i Zwinisławy
ogłosili się książętami: Świętopełk I. i Sambor, który nazwał się
1Q8 KRÓLESTWO HALICKIE.
^
Il-gim, jakkolwiek stryj jego, tegoż imienia, księciem wcale jeszcze
nie był. Ale na Pomorzu gdańskiem to przynajmniej już było
zabezpieczone, że nie wpadnie ono w ręce niemieckie lub duńskie. ;
Cłirześcijaństwo już się też tam utrwaliło i nie groziło stamtąd;
niebezpieczeństwo, jak od Prusaków; ci bowiem popaliliby ko- 1
ścioły i zamieniliby cały kraj w zgliszcza i ruinę, gdyby się nie|
pilnować od ich granicy. Do trudnych tych zadań, wymagających]
ciągłego pogotowia wojennego, nie mieli Leszek i Konrad żadnej^
pomocy ani z Wielkopolski, ani ze Ślązka; książęta tamtejsi zajęci •]
swarami między sobą i ciągłem wzajemnem wypędzaniem się^^
utracili wszelki zmysł polityczny.
Nie zdołał Leszek Biały utrzymać polskiego wpływu na Rusi^
ani też Konrad mazowiecki nie podołał swemu obowiązkowi :
względem pruskiego sąsiedztwa. Nastały dla Polski bardzo przy-j
kre czasy.
KRÓLESTWO HALICKIE.
Na Rusi rozszerzał swe panowanie Roman, osadzony z pol- }
ską pomocą w Haliczu, panujący zarazem w Włodzimierzu i w Brze- j
ściu. Wkrótce rządy jego miały sięgnąć daleko. Znienawidzony \
przez poddanych, miał jednak nadzwyczajne powodzenie na woj- j
nie. Nietylko Kijów zdobył, ale ruszył na Ruś Nową i pokonał ■
władcę Włodzimierza i Klazmy; nad wszystkimi Rurykowiczami '.
żaciężyło jego ramię i nazywał się dumnie samodzierżcą całej \
Rusi. Z bojarami pozostawał ciągle w stosunkach jak najgorszych; '
wypędzał ich i skazywał na śmierć. Walka o prawo zaczynała już
iść na ostre; trudno było wszystkim pościnać głowy. Nie znamy
szczegółów tego, tak doniosłego dla historyi powszechnej, ustępu
z dziejów Rusi, ale musiało zajść coś, co Romana ugięło. Nie-
spodziewanie nastaje zwrot ku Rzymowi, nawiązują się blizkie "
stosunki z papieżem Innocentym III., i Roman zostaje ,; królem".
Tytuł to zachodni, nie znany zupełnie kulturze wschodniej, a na ;
Zachodzie tylko tego tak tytułowano, komu papież przyznał ko- i
ronę. Widocznie tedy Roman uznał zwierzchność kościelną Inno- j
centego III. Mamy dowody, że był czas, w którym nie czuł by- ;
najmniej wstrętu do rzymskiego Kościoła, a nawet go popierał. \
Na daleki klasztor benedyktyński w Erfurcie, w Niemczech, łożył ^
30 grzywien, co zapisano w zapiskach tego klasztoru z wyraźną j
KORONACYA PARY DZIECI. 199
wzmianką, że pochodzą z daru Romana, „króla Rusi". Nie działał
jednak szczerze, ale pod wpływem jakiegoś nieznanego chwilo-
wego nacisku okoliczności. Odrzucił też potem wpływy zachodnie^
odrzucił godność królewską, wyparł się papieża i zwrócił się prze-
ciwko Polsce. Leszek i Konrad złączyli natenczas swe zbrojne
drużyny i oddali je pod dowództwo mazowieckiego, a więc Kon-
radowego, wojewody Krystyna. W bitwie pod Zawichostem, przy
ujściu Sanu do Wisły, zwyciężył w roku 1205 Krystyn, a Roman
poległ w walce. Ruś Czerwona stała się na nowo polem zapasów
dla gromady książąt i książątek; ale już bojarowie okazywali swą
wolę. W roku 1211 powiesili trzech naraz książąt Igorowiczów,
a w końcu postanowili zerwać zupełnie z Rurykowiczami i wy-
nieśli" na tron halicki jednego z pośród siebie, Władysława Kor-
miliczyca (imię chrzestne zachodnie)! Na ustalenie jednak naro-
dowej dyńastyi było już za późno.
Arpadowie węgierscy już od r. 1188 mieli baczenie na Ruś
Czerwoną. Królewicz Andrzej, który wówczas krótko w Haliczu
panował, zostawszy królem, mieszał się ciągle w ruskie sprawy.
Zrozumiał doniosłość ustanowienia przez papieża królestwa, podjął
ten tytuł i po śmierci Romana przywłaszczył go sobie. Odtąd ty-
tułują się wszyscy węgierscy królowie także królami: „Halicza
i Włodzimierza", czyli z łacińska: „Galicyi i Lodomeryi". Przyję-
cie tego tytułu było groźne dla interesów polskich. Leszek pró-
bował osadzić w Haliczu swego kandydata. Daniela, syna Roma-
nowego; nie udało się to jednak. Narodowego ruskiego kandy-
data, Władysława Kormiliczyca, nie poparto z Polski. Zawarł
natomiast Leszek Biały umowę z Andrzejem II., która nie była
niczem innem, jak tylko honorowym odwrotem Polski z Rusi.
Ułożono małżeństwo dzieci: Trzechletnia Salomeą Leszkówna wy-
chodziła za mąż za 5-letniego królewicza węgierskiego Kolomana;
ukoronowano tę parę dzieci i uroczyście osadzono na halickim
tronie w r. 1214. Obiecano Leszkowi odczepnego dwa grody:
Przemyśl i Lubaczów, ale umowy nie dotrzymano.
Madziarzy nie mieli najmniejszego prawa do ustanowionego
przez Innocentego III. królestwa. Ażeby nie wywołać papieskiego
protestu, przedstawiali siebie,' jako obrońców katolicyzmu na schy-
zmatyckiej Rusi! Rozpoczęli na nowo polityczne „nawracanie". Ru-
sini chcieli się ich pozbyć i przywołali na pomoc księcia nowo-
200 NIEMCY NA ŚLĄZKU.
grodzkiego, Mścislawa Udałego; ten walczył przez lat kilka, ale
w końcu wycofał się w sposób zupełnie taki sam, jak przedtem
Leszek Biały: wydał swoją córkę za brata Kolomana, Andrzeja i tej
nowej parze oddał łialicz w r. 1227. Syn jednak Romana, Daniel, ^
miał jeszcze powrócić na tron lialicki, i legat papieski miał go
koronować na króla Rusi.
Podobnie jak Ruś, miały też przepaść dla Polski i Prusy,
shołdowane chwilowo przez Kazimierza Sprawiedliwego i to jeszcze
w taki sposób, że przez własną nieoględność wydano je na łup
najgorszego wroga polskości, bo na łup Niemców ! Wojenne na-
jazdy z królestwa niemieckiego skończyły się za Bolesława Kędzie-
rzawego, ale zaczęły się one wkrótce na nowo, tylko że z innej
strony, od bałtyckiego morza! Ale przedtem jeszcze rozpoczął się
innego rodzaju zalew niemiecki, nie najazd orężny, lecz pokojowe
osadnictwo, dobrowolne oddawanie polskiej ziemi w niemieckie
ręce przez własnych książąt, a mianowicie przez śląskich Piastów .
Wydarzenie to tak doniosłe w naszych dziejach, że trzeba mu po-
święcić więcej uwagi, tem bardziej, że bez bliższych wyjaśnień
w tej sprawie niezrozumiałe byłoby niejedno w dalszem opowiadaniu.
NIEMCY NA ŚLĄZKU.
Bolesław Wysoki, książę wrocławski, miał dwie żony, pierw-
szą Rusinkę, a drugą Niemkę. Z pięciu synów dwóch tylko do-
czekało się dojrzałego wieku, najstarszy Jarosław i najmłodszy Hen-
ryk, który, wychowany przeważnie przez matkę, był zupełnie zniem-
czony. Obydwaj przyrodni bracia nienawidzili się i wzajemnie
zwalczali. Jarosław przeciwny był niemieckiemu kierunkowi panu-
jącemu wszechwładnie na dworze macochy, która przewodziła już
zupełnie nad ojcem. Sam też Bolesław Wysoki wielkim był Niem- ^
ców przyjacielem i niema się czemu dziwić; wszak tylko dzięki
niemieckiej pomocy odzyskał Ślązk, jako spadek po ojcu, młodość
zaś całą spędził na niemieckim dworze i na wojnach prowadzonych
przez Niemców. Nie lubiano więc Jarosława i przeznaczono go
do stanu duchownego. Pod tym tylko warunkiem wyznaczał mu
ojciec Opole w dożywocie, jako osobne księstwo. Jarosław przy-
jął święcenia i został w r. 1198 biskupem wrocławskim, na czem
biskupstwo to wyszło najlepiej. Opole samo wróciło wprawdzie
po jego śmierci do księstwa wrocławskiego, ale Jarosław jeszcze
BITWA POD STUDNICĄ. 201
za Życia swego wydzielił z niego duże posiadłości i podarował
je biskupstwu. Powstało z tej darowizny duchiowne księstwo Ny-
skie i odtąd każdy biskup wrocławski był zarazem księciem świeckim.
Bolesław Wysoki umarł z końcem roku 1201, pozostawiwszy
wrocławskie księstwo zniemczonemu Henrykowi, zwanemu Bro-
datym. Jegoto małżonką była św. Jadwiga, księżniczka niemiecka,
ksieni Cystersek w Trzebnicy, kanonizowana w 26 lat po swej
śmierci. I w jego pokoleniu zaznaczyło się ponownie przeciwień-
stwo polskiego i niemieckiego żywiołu. Miał dwócłi synów : wiel-
biciela Niemców Henryka i przyjaciela polskości, Konrada, który
poszedł za przykładem stryj a Jarosława. Każdy z nich myślał o innycłi
urządzeniach w przyszłości, każdy też miał swoich stronników, a tak
zaciekłą była ich nienawiść, że pod bokiem ojca wszczęli nawet
wojnę domową z sobą w r. 1213. Niestety, w bitwie pod Studnicą
Henr>^k zwyciężył Konrada, a wkrótce potem miał Konrad śmier-
telną przygodę, gdy spadł na łowach tak nieszczęśliwie z konia,
że życie utracił od tego upadku.
Była już wtenczas na Ślązku ludność niemiecka. Slązk ze
wszystkich ziem polskich narażony był najbardziej na wojny, a przez
to najbardziej wyludniony i najgorzej zagospodarowany. Wszystkie,
a tak liczne wojny niemieckie i czeskie opierały się najbardziej
i najpierwej o Ślązk. Bolesław Wysoki, chcąc powiększyć dochody
ze swego księstwa, jął się prowadzić gospodarstwo rolne na ziemi
książęcej, a tej było sporo na Ślązku średnim i dolnym, bo w kraju
słabo zaludnionym nie brakło ziemi przez nikogo jeszcze nieza-
jętej, lub też opuszczonej, gdy właściciele jej wyginęli w bojach,
a taką ziemię uważano za własność książęcą. Dochody z danin
niewiele dawały książęciu dochodu, skoro poddanych miał sto-
sunkowo niewielu i do tego ubogich, po większej części nie rol-
ników. Możnowładcy ślązcy bogatsi byli od swego władcy. Po-
stanowił więc Bolesław Wysoki zakładać sam osady rolnicze i na-
dawał też ziemię swym rycerzom pod warunkiem, że również osa-
dnika, znającego się na rolnictwie, do swych dóbr sprowadzą. Tru-
dno było sprowadzić osadników z innych stron Polski. Rewolucya
po śmierci Mieszka II. i straszny najazd Brzetysława, wyludniły
Małopolskę i część Wielkopolski, a choć minęło od tego czasu
już 150 lat, przeludnienia jednak wcale tam nie było i o ziemię
nie było trudno. Nie było przeludnienia ani w Czechach, ani w Niem-
202 PAŃSZCZYZNA W NIEMCZECH.
czech i nikt nie potrzebował opuszczać kraju dla braku ziemi. Emi-
growano jednakże z Niemiec dla wielkiego ucisku, jakiego tam
doznawała ludność rolnicza własnemi rękoma pracująca około ziemi.!
PAŃSZCZYZNA W NIEMCZECH.
W Niemczech wybujało zanadto rycerstwo; stan żołnierski]
był wszystkiem, a inni wobec niego nic nie znaczyli. Rycerze da-|
wali się ciężko we znaki reszcie ludności, a znaczna jego częśćj
posuwała się wręcz do jawnej grabieży. Powstali t.z. Raubritter,'
tj. r>'cerze rabusie, którzy naprawdę zbójectwem się trudnili i z ra-
bunku się utrzymywali. Taki rycerz, wystawiwszy sobie obwaro-
wany gródek, napadał na okoliczną ludność', na przejeżdżających
kupców, a na gospodarzy w sąsiedztwie nakładał istne haracze
i żył sobie wygodnie ich kosztem. Sami oni nie pracowali zgoła,
miecz i pług nie łączył się w Niemczech w jednem ręku, żołnierz
gardził rolniczemi zajęciami i sam gospodarstwem się nie trudnił.
Ziemi posiadaH sporo, a niosła ona im owoce bez trudu. Oto
korzystając ze swej zbrojnej przewagi, kazali innym na siebie pra-
cować. Polski żołnierz kupował od żyda niewolnika cudzoziemca,
a niemieckifobracał w niewolnika swoich rodaków sąsiadów, wio-
dących żywot pokojowy. Szczególna ta przewaga żołnierza nad rol-
nikiem rozpoczęła się była w Niemczech już dawno, bo społe-
czeństwa germańskie miały zupełnie inną organizacyę, niż nasza.
U nich był t. z. f e u d a 1 i z m, polegający na tem, że każdy, prócz
samego monarchy, był poddany komuś wyższemu od siebie i sam
był zwierzchnikiem pewnego grona osób niższych od siebie. Całe
społeczeństwo dzieliło się więc na panów i panków przeróżnych
stopni. Powstała jakby drabina społeczna, na której szczycie stał
król, książęta, margrabiowie, po nich wielmożowie i różnych stopni
rycerze, a na spodzie ci, którzy niczyjemi już nie mogli być zwierz-
chnikami i zwali się Bauer tj. chłopi. Pomiędzy chłopem a tro-
nem mogło być i kilkunastu nawet zwierzchników pośrednich, je-
den nad drugim. Feudalizm był z początku bardzo rozumnem urzą-
dzeniem i potrzebny był rzeczywiście dla porządku, a miał na celu
obronę słabego. Tak rzeczywiście było z początku. Ale u Niem-,
ców najpiękniejsze idee szły jakoś na marne i wyradzały się zawsze.
Cesarstwo rzymskie wyrodziło się w zaborczość niemieckiego kr()-
lestwa i w zbrodnicze tępienie Słowian, a feudalizm skończył sięi
WSIE CZYNSZOWE. 203
na tem, że chłop stał się niewolnikiem we własnym kraju. Ry-
cerstwo nałożyło na nich osobny rodzaj niewoH, t. z. L e i b e i g e n-
schaft, co było stosunkiem pańszczyźnianym chłopa do pana.
Warunki były rozmaite. W XII-tym wieku, za czasów Bolesława
Wysokiego, musieli pracować dla rycerza po 4 i 5 dni w tygodniu.
Potem poprawiła się ich dola pod wpływem zakonu tercyarskiego
w. Franciszka, który wielce się zajmował sprawami społecznemi. Na
t\)t'ardej niemieckiej opoce zdziałano choć tyle, że w połowie XIIL
wieku pańszczyzna wynosiła przeważnie po 3 dni w tygodniu,
a w wielu miejscach mniej. Ale ruszyć się chłopu ze wsi nie było
wolno. Rycerze -rabusie i pańszczyzna, oto dwie przyczyny nie-
mieckiej emigracyi, chociaż Niemcy nie były wcale przeludnione!
Kto tylko mógł, uciekał ze swego kraju przed uciskiem i gnę-
bieniem, gdy się rozeszła wieść, że książę wrocławski przyjmie
ich i da ziemię bez pańszczyzny, wymagając tylko czynszu dzier-
żawnego.
WSIE CZYNSZOWE.
Po raz pierwszy spotykamy wzmianki o niemieckich osadni-
kach na Ślązku w r. 1175. Bolesław Wysoki nadawał grunta nie-
mieckim rycerzom, którzy się garnęli do jego dworu i mamy
z tego roku wiadomość o posiadłościach jakiegoś hrabiego Beze-
lina. W tymże roku sprowadził Cystersów z niemieckiego klasztoru
w Pforte nad Salą (dopływem Łaby z lewego brzegu) i nadał
im Lubiąż, upoważniając zarazem do sprowadzenia osadników
z Niemiec, których uwolnił z góry od ciężarów prawa polskiego^
to znaczy od obowiązków względem władzy książęcej. Nadał kla-
sztorowi immunit, osadnicy mieli podlegać bezpośrednio zwierz-
chności opata, a klasztor sam miał oznaczyć warunki, pod któremi
zamierzał wydzierżawić ziemię przybyszom. Za następcy jego,
Henryka Brodatego, było na Ślązku sześć klasztorów, które otrzy-
mały około 8.000 łanów. Sam zaś książę zaprowadzał na wielką
skalę kolonizacyę tj. osadnictwo w swych dobrach, zwłaszcza
w okolicy Środy i Oławy. Za przykładem Henryka szedł brat
jego stryjeczny, Kazimierz Opolski, umieszczając niemieckich chło-
pów pod Opolem i Raciborzem. To samo czynił też biskup wro-
cławski. Od dzierżawców swych pobierali czynsze, a za to zwal-
niali ich od wszelkich innych obowiązków. Podatki uiszczane
204 GMINY NIEMIECKIE.
przez polską ludność w naturze, płacili Niemcy tylko gotówką,
a sposób ten okazał się praktyczniejszy i wygodniejszy dla stror
obydwócli.
Warunki ofiarowane przez Henryka Brodatego niemieckimi
rolnikom były tak świetne, że powstał w Niemczech nowy zawód!
przedsiębiorców emigracyjnych, którzy niedługo potem rozwinęli
działalność na wielką skalę i mieli do rozporządzenia całe tłumy
emigrantów. Przedsiębiorca taki zgłaszał się do księcia i zawierał-
formalną umowę, że sprowadzi osadników, a w zamian za to za- '
strzegał sobie i swym^ potomkom znaczne korzyści. Robili ma-
jątki na tym interesie. Utarło się następnie, że przedsiębiorca taki
dostawał szóstą część wszystkich gruntów nowej osady na dzie-
dziczną własność, monopol na karczmy i młyny, to znaczy, /,e
tylko jemu i jego dziedzicom wolno było w osadzie szynkować
i mleć, tudzież otrzymywał prawo pobierania części kar sądowych.
Nowa osada rolnicza, a zatem wieś, otrzymywała zupełny samo-
rząd ; niemieccy osadnicy mieli zupełną wolność rządzić się swojern
prawem niemieckiem. Sami się też sądzili i w każdej wsi był sąd
złożony z ławników. Naczelnikiem zaś wsi, przewodniczącym ła-
wników i głównym sędzią był sołtys. Dlatego też miał on pewne
dochody z opłat sądowych, których resztę oddawano skarbowi
książęcemu, na znak uznania najwyższej jego sędziowskiej wła-
dzy i państwowej zwierzchności. Sołtysem zostawał zawsze sam
przedsiębiorca emigracyjny i to dziedzicznie. Sołtys obowiązany
był wyruszać na wojnę konno, osobiście, lub też dać zastępcę.
Przybysze niemieccy musieli się organizować zupełnie inaczej,
niż zorganizowaną była ludność polska. Nie mogło być mowyj
o ustroju rodowym dla tej przyczyny, że nie całe rody się prze- 1
siedlały, ale osoby pochodzące z najrozmaitszych rodów, zupełnie '
sobie obce, związane tylko wspólnością nadziei, że sobie popra-
wią dolę. Emigranci nie mogą się organizować inaczej, jak tylko
na podstawie prostego sąsiedztwa i tak też czynili niemieccy przy-
bysze. Przedęisbiorcy emigracyjnemu wyznaczano ujazd dla zwer-
bowanych przez niego osadników, a wszyscy sąsiadujący z sobą
w tym ujeździe tworzyli jedną całość pod swoim sołtysem i zwali
to Gemelnde, z czego powstał polski wyraz: gmina. Polskiego go-
spodarza pytano: jakiego rodu? a niemieckiego czynszownika:
z jakiej gminy?
PRAWO MAGDEBURSKIE. 205
Skoro własność ziemska stawała się w Polsce coraz bardziej
f osobistą, skoro w XIL wieku już przeważała, skoro coraz chętniej
j wyzwalano się z rodowej wspólnoty majątkowej, widocznie poli-
czone już były jej czasy; z końcem XII. wieku należała już do
I wyjątków. Własność osobista stawała się jakby rucłiomą; wolno ją
było sprzedawać i przekazywać komukolwiek. W dalszym ciągu mu-
siało dojść do tego, że coraz częściej znajdowaliby się w ujeździe
; dziedzice ze sobą nie spokrewnieni, a przez to ujazd straciłby ce-
j chę rodową. Tylko przez zmiany posiadaczy zrębów, przez prze-
j cłiodzenie ich w obce ręce, mógł się ujazd zamienić na gminę,
' która tem właśnie od ujazdu się różni, że nie dba o pokrewień-
stwo. Do tego bylibyśmy doszli i bez niemieckiego osadnictwa, ale
zwolna i później, boć ziemia nie przechodzi tak często z rąk do
rąk. Ludność niemiecka przyniosła tę zmianę z sobą już gotową,.
a przez to wpłynęła na przyspieszenie tych następnych zmian,
które zaczęły się odbywać aż zanadto szybko.
PRAWO MAGDEBURSKIE.
W Niemczech zakwitnął handel wcześniej niż w Polsce, a to
przez stosunki z Włochami i sąsiedztwo z krajami tak bogatymi,
jak Flandrya, Burgundya, Francya. Podczas gdy u nas kupiec by-
wał tylko wędrownym „gościem", tam dawno już rodzima lu-
dność jęła się handlu, a osady takie pozamieniały się w miasta.
Jak tyle innych urządzeń cywilizacyjnych, podobnież i ustrój miejski
pochodzi od starożytnych Rzymian. U nich cała organizacya pań-
stwowa wyrosła z urządzeń miejskich i do samego końca na nich
się opierała. Urządzenia te poprzenosili Rzymianie do podbitych
krajów, bo gdzie tylko liczniej się osiedlili, zaraz organizowali się
w miasto. Każdy Rzymianin musiał być obywatelem jakiegoś
miasta, a ci tylko mieli pełne prawa polityczne, którzy mieli prawo
obywatelstwa w samym Rzymie, chociażby mieszkali o setki mil
od stolicy. W Anglii, w Hiszpanii, we Francyi było sporo miast
rzymskich i tak organizacya miejska udzieliła się tamtejszym lu-
dom, a potem przeszła do Franków, przez państwo zaś frankońskie
do Niemiec. Miejscy obywatele wytworzyli z czasem osobny stan,
osobną warstwę społeczną: mieszczańską, utrzymującą się z prze-
mysłu, handlu i rękodzieł. W Niemczech poczęło się podnosić
znaczenie mieszczan właśnie w drugiej połowie XII. wieku ; mu-
206 OSADY MIEJSKIE.
sieli oni stoczyć niejedną jeszcze walkę z rycerstwem i to walkę j
krwawą, nie brak było wojen domowych o wolność stanu miej- ]
skiego, ale ostatecznie nietylko utrzymali się przy swojem i nic
dali się rycerzom obrócić w niewolników, ale nawet tak wzrośli ,
i taką pozyskali potęgę, że nietylko o rycerzy, ale nawet o ksią-
żąt potem nie dbali. Do najpierwszych opiekunów miejskie
stanu należał już w XI. wieku arcybiskup magdeburski Wichmaii,
który uznał prawa swycłi podwładnych i w porozumieniu z nimi ,
wydał w r. 1088 najstarszą w Niemczech ustawę miejską. Od tego <
też prawo miejskie zwano powszechnie magdebursklem prawem.
Prawo to poręczało bezpieczeństwo ruchu handlowego, t. z. ,;mir",
bezpieczeństwo dróg publicznych, zapewniało mieszczanom samo-
rząd i określało ściśle obowiązki ich względem państwa, tak,
ażeby zwierzchnik miasta (opat, biskup, książę czy sam król) nie
mógł od nich żądać niczego więcej ponad to, co prawem było
przepisane.
Henryk Brodaty kazał sobie przepisać ustawy magdeburskie
i nadał w r. 1211 to samo prawo targowej osadzie Złotoryi, gdzie
z powodu kopalń złota więcej było ludności, duży ruch i zna-
czniejszy obrót gotówki. Złotorya jest więc pierwszem w Polsce
miastem, osadzonem na „prawie magdeburskiemu. I ta nowość
okazała się nader praktyczną. Chcąc powiększyć swe dochody
i zwiększyć obroty handlowe w swem księstwie, gotów był Hen-
ryk Brodaty zakładać nawet nowe miasta dla Niemców. I nie za-
brakło z Niemiec ochotników, bo książę wabił dogodnymi wa-
runkami. Powstały w ten sposób Lowenberg i Naumburg, a z pol-
skich osad otrzymały magdeburskie prawo Krosno na Slązku
i Środa, t. j. zostały zamienione na miasta na wzór niemieckich.
Ustawa dla tych nowych osad miejskich pochodziła wprawdzie
już nie z Magdeburga, lecz z Halle, gdzie wprowadzono pewne
ulepszenia; potem z różnych innych miast czerpano wzory, ale
u nas utarło się nazywać miejskie prawo wogóle magdebursklem.
Wkrótce zresztą potem i sam Magdeburg zreformował swą ustawę, \
a sądownictwo miejskie tak się tam wykształciło, że rzeczywiście^
wszystkim innym miastom służyło za wzór. *
Dzięki tym nowym „gminom" wiejskim i miejskim zaczął:
się napełniać skarbiec księcia wrocławskiego. Po pewnym czasie ;
był wrocławski najbogatszym ze wszystkich książąt polskich. Szkoda ;
WOJNA WIELKOPOLSKA. 207
tylko, źe książę przejęty był przytem niemieckiemi upodobaniami
i że inną miarką mierzył swych niemieckich poddanych, a inną
polskich. Żeby tylko powiększyć jak najbardziej ludność księstwa
w rocławskiego, wymagał od przybyszów jak najmniej, a nie czy-
nił równocześnie żadnych ulg dla ludności polskiej, prawym dzie-
dzicom tej ziemi, którzy bronili jej z dziada pradziada własną
I krwią. Stare polskie rody nie cieszyły się książęcą opieką. • Polski
rolnik musiał się starać o utrzymanie książęcych grodów, musiał
dawać księciu swą pracę i brać na swe barki wszystkie ciężary
państwa; podczas gdy kolonista niemiecki używał wszystkich do-
brodziejstw porządku państwowego, ale po większej części na ra-
chunek ludności polskiej, sam uwolniony od tych ciężarów. Wy-
chodziło na to, że Polacy musieli się opłacać za Niemców, na-
starczyć księciu za siebie i za tamtych. Prostym skutkiem tego
było coraz większe ubożenie ludności polskiej, przez co musiała
i pod innymi względami cofać się i schodzić stopniowo na war-
stwę podrzędną w obec coraz majętniejszych przybyszów. Ta
krzywda ekonomiczna stanowiła germanizacyę i dlatego można
powiedzieć o Henryku Brodatym, że germanizował Slązk z ca-
łych sił.
w OJNA WIELKOPOLSKA.
Nie spostrzeżono się wówczas, jakie szkody może wyrządzić
sprowadzanie obcego żywiołu na polską ziemię. Przykład łienryka
Brodatego miał coraz więcej naśladowców. Wnuk Mieszka Starego,
Władysław Plwacz, syn Odona, nadał w roku 1225 klasztorowi
lubiąskiemu ogromny obszar w puszczy nakielskiej, od granicy
pomorskiej, na niemieckie osadnictwo i potem przydał im jeszcze
dwa razy po trzy tysiące łanów. Nawet wojewoda krakowski,
Teodor, osadzał Niemców w r. 1233 nad Dunajcem, żeby mieć
dochód ze swych posiadłości. A działo się to, kiedy równocześnie
sadowili się Niemcy nad Bałtykiem. Nie myślano o następstwach,
nie dopilnowano się, bo cała Polska zajęta była czem innem:
a mianowicie ostatnim bojem walki o prawo, o złamanie abso-
lutnej władzy książęcej kościelnym immunitem. Zaczęła się ta
walka w Krakowie w roku 1079, a zakończyła się na północy,
w Wielkopolsce. Ofiarą jej padł tam syn Mieszka Starego, Wła-
208 WŁADYSŁAW LASKONOGI.
dysław Laskonogi, który utracił księstwo i Leszek Biały, który
stracił życie w tej zawierusze.
Władysław Laskonogi, władca Gniezna i Poznania, nie chciał
stosować w swem księstwie ucliwał łęczyckiego synodu. Byli od
tego czasu dwukrotnie w Polsce papiescy legaci, w roku 11 8Q
i 1197, organizując coraz ściślej Kościół polski, ale na Wielko-
polskich książąt, Mieszka Starego i Władysława Laskonogiego, j
nie wywarło to wpływu. Immunit kościelny nic u nich nie znaczył, ';;
aż ciągłe zatargi skończyły się na tern, że w r. 1206 arcybiskup
Henryk Kietlicz rzucił klątwę na Laskonogiego. Książę wygnał
go za to z kraju. Arcybiskup jedzie do Rzymu, i tam przejmuje
się na dworze papieża Innocentego III. jeszcze gorliwiej zasadą
nie tylko niezawisłości Kościoła, ale wprost pierwszeństwa władzy
kościelnej przed świecką. Wraca z Rzymu z postanowieniem dal-
szego wprowadzania prawa kanonicznego. Biskupów mianowali
dotychczas książęta. W r. 1208, po śmierci krakowskiego biskupa,
stało się po raz pierwszy według przepisów kanonicznych, a mia-
nowicie kapituła sama obrała mistrza Wincentego (Kadłubka)
owego zwolennika i znawcę kanonicznego prawa, którego wy-
wyższył był Kazimierz Sprawiedliwy. Arcybiskup Kietlicz wracał
z Rzymu z programem, który obejmował wzmocnienie karności
między duchowieństwem, dopilnowanie celibatu, nieograniczoną
władzę Kościoła nad swemi dobrami, uwolnienie ich od wszelkich
świadczeń na rzecz państwa, (chyba, żeby dobrowolnie) i dowolne
rozrządzanie biskupstwami i w ogóle stanowiskami duchownemi.
Wybór biskupa w Krakowie świadczył, że metropolita polski
umiał też dopilnować wypełnienia swego programu.
Władysław Laskonogi apelował od klątwy arcybiskupiej do
papieża. Innocenty III. poruczył rozpatrzeć całą sprawę byłemu
biskupowi halbersztadzkiemu w Niemczech, Konradowi, naonczas
mnichowi w klasztorze Sychem w Turyngii i opatowi tegoż kia- ^
sztoru. Proces się przewlekał, a sędziowie dali się zmylić drobnemi ;
ustępstwami. Tymczasem zebrała się przeciw Laskonogiemu liga
t. j. związek książąt piastowskich. Książę bowiem poznański wiódł
ustawicznie wojnę z synowcem panującym w Kaliszu, synem star-
szego brata Odona, Władysławem Odoniczem, zwanym Plwaczem.
Ten wnuk Mieszka Starego nie podzielał już przestarzałych zapa-
trywań stryja, lecz przeciwnie, stał gorliwie po stronie ducho-
HENRYK BRODATY. 209
i wieństwa. W obronie księcia kaliskiego stanęli Leszek Biały
i i Konrad Mazowiecki. Z tej wielkopolskiej zwady wywiązała się
\ chwilowo walka o tron krakowski. Ślązka linia spróbowała szczęścia,
czyby się jej nie udało w tym zamęcie odzyskać Krakowa i rze-
i czy wiście w sierpniu 1210 r. zajął Kraków Mieszko Kulawy, ks.
raciborski. Rządził jednak na Wawelu ledwie kilka miesięcy, gdyż
zmarł już 16 maja 1211 r., poczem Leszek wrócił do Krakowa
; bez przeszkody. Na początku tej walki wyjechał Kietlicz powtórnie
do Rzymu; wróciwszy otrzymał od Leszka Białego, Konrada Ma-
zowieckiego i Władysława Odonicza przywilej, t. j. opisanie prawa
na piśmie ^), że żaden z nich nie będzie zabierał majątku pozo-
stałego po zmarłym biskupie. W r. 1214 został Kietlicz legatem
papieskim na Polskę, a następnego roku wybrał się do Rzymu po
raz trzeci i brał tam udział w soborze powszechnym. Laskonogi
nie uległ wprawdzie sojuszowi książąt, ale tymczasem otrzymał
Kościół rozległe przywileje od tych książąt, z którymi się zjednoczył.
Są to trzy przywileje z lat 1210, 1215 i 1217, które stanowią pod-
stawę swobód Kościoła w Polsce. Sam Laskonogi nie ustąpił
wprawdzie i nie zrzekł się nieograniczonej władzy książęcej wobec
Kościoła; ale przywileje innych książąt już rozstrzygnęły, jakim-
torem będzie się dalej rozwijać w Polsce stosunek wzajemny
państwa i Kościoła. Zasady synodu łęczyckiego zyskiwały coraz
więcej uznania.
Walka stryja z synowcem w Wielkopolsce przybrała nie-
bawem inny obrót, gdy Władysław Laskonogi ustanowił swym
dziedzicem Leszka Białego, byle mu pomógł przeciw Odoniczowi,
którego uroczyście wydziedziczał. Stanął też po stronie Laskono-
giego Henryk Brodaty, który panował nad księstwem wrocław-
skiem, objął Opole po śmierci brata, biskupa Jarosława i Głogów
po bezpotomnem zejściu stryja Konrada. Henryk Brodaty był
ambitny, a zamiar Mieszka Raciborskiego, żeby przywrócić naj-
starszej linii Wielkie Księstwo, znalazł w nim niezmordowanego
wykonawcę. Uważał na każdą sposobność zdatną do wzmożenia
^) Każdy dokument, zawierający określenie jakiegoś prawa, nazywano
przywilejem. Wszystkie więc prawa w dokumentach opisane, były „przywilejami",
ale wyraz ten nie znaczył wówczas bynajmniej, że się nadaje prawa jednemu
z krzywdą drugiego. Później się wyjaśni, w jaki sposób wyraz ten nabrał od-
miennego znaczenia.
. 14
210 ZBRODNIA W GĄSAWIE.
swej potęgi i do sporów książęcych w Wielkopolsce mieszał się
chętnie. Wzbogacony już wielce, wzmógł swe znaczenie tak, że
oczy całej Polski były na niego zwrócone. Energiczny osobiściei
i dzielny, zaćmiewał Wielkiego kięcia Leszka Białego, który często'
potrzebował jego pomocy. Najpierw był książę wrocławski po
stronie Odonicza i pomógł mu zdobyć Kalisz. Gdy jednak Lasko-
nogi wygnał następnie synowca, Henryk nie chciał już powtórnie,
mu pomagać i zmieniwszy politykę, związał się z tamtym. Naten--
czas Odonicz zwrócił się o pomoc do Świętopełka pomorskiego,
(syna Mszczuja), żeniąc się zarazem z jego córką Jadwigą. Święto-
pełk wyprawił się do Wielkopolski i zdobył nawet sam Poznań.
Leszek Biały, jako zwierzchnik Pomorza, wyruszył przeciw niemu
i Odoniczowi, a Henryk Brodaty przywiódł posiłki osobiście. Gdy
wkroczyli do Wielkopolski, Odonicz udał się w pokorę i prosił
tylko o sąd polubowny, któryby rozstrzygnął spory i doprowadził
do zgody ze stryjem. Ażeby się o to dokładniej umówić, zjechali
się książęta w Gąsawie, na północny wschód od Gniezna. Tutaj
napadł ich zdradziecko Świętopełk. Henryk Brodaty, ranny, ledwie
się zdołał ocalić, Leszka zaś dopadli siepacze w pobliskiej wsi
Marcinkowie i zabili. Działo się dnia 23 listopada r. 1227. Lasko-
nogi wygnany z Wielkopolski umarł po czterech latach w gościnie
na Ślązku, Odonicz zajął całą Wielkopolskę, a Świętopełk -nie
troszczył się już odtąd do reszty o krakowskie zwierzchnictwo.
Immunit kościelny zwyciężył w całej Polsce. Jedna sprawa do-
niosła dla społeczeństwa była załatwiona. Nareszcie można się było
spodziewać, źe nastanie w całej Polsce ten pokój wewnętrzny,
który nastał był w małopolskich dzielnicach, gdy Kazimierz Spra-
wiedliwy przyjął uchwały łęczyckiego synodu i że nareszcie będzie
się można jąć tak zaniedbanej polityki w sprawach ruskich, po-
morskich i pruskich.
PRZEWAGA LINII ŚLĄZKIEJ.
Dziedzic Wielkoksiążego tronu, Bolesław, któremu dano potem
przydomek Wstydliwego, miał półtora roku. Znowu dobra spo-
sobność dla możnowładztwa do wybierania sobie pomiędzy uzna-
niem dziedzictwa a elekcyjnością tronu. Przechodziło społeczeństwo
pod tym względem już w drugiem pokoleniu przez prawdziwe
przesilenie, gdy wobec małoletności Wielkich Książąt uznanie ich
PRZEWAGA LINII ŚLĄZKIEJ. 211
nie zobowiązywało właściwie na razie do niczego, bo pod po-
zorem opieki można było wybrać sobie monarchę innego. Odkąd
nawet w Wielkopolsce upadło samowładztwo, nie zależało już nic
na tern, żeby tron nie miał być dziedziczny. Możnowładztwo się
waha i dzieli; mają zwolenników obie zasady, raz ta zwycięża,
to znowu tamta. Opieka należała się stryjowi, Konradowi Mazo-
wieckiemu. Do walki o nią wystąpił jednak Henryk Brodaty,
a umiał sobie pozyskać znaczne stronnictwo wśród małopolskich
panów i Konrada wyparł. Szczęście wojenne wnet jednak zupełnie
się obróciło i Henryk stał się nawet jeńcem Konrada. Ażeby się
uwolnić z niewoli, musiał się zrzec opieki w r. 122Q. Konrad dał
Sandomierskie po Leszku swemu synowi Bolesławowi, sam zaś
osiadł w Krakowie; było widocznem, że ta opieka zmierza do
wyzucia książęcego dziecka nietylko z Wielkiego księstwa, lecz
nawet z ojcowizny. Konrad uwiózł nawet Bolesława wraz. z jego
matką Grzymisławą i więził na zamku w Sieciechowie. Ten po-
stępek dał jednak hasło do buntu i możnowładcy przywołali sobie
Henryka Brodatego, a jeden z nich, Klemens z Ruszczy, uwolnił
więzionych w Sieciechowie. Konrada wygnali z Krakowa, syna
jego z Sandomierza, a książę wrocławski objął opiekuńcze rządy.
Sprawował również opiekę nad książętami Górnego Ślązka. Za-
mianowany zaś dziedzicem przez Laskonogiego, któremu u siebie
użyczył gościny, ruszył po jego śmierci w r. 1232 do Wielko-
polski i w wojnie z Odoniczem zdobył ją po Wartę. W roku
1234 panował tedy na Ślązku, w Krakowskiem, Sandomierskiem
i w Wielkopolsce; potęga jego była niemniejszą od Kazimierza
Sprawiedliwego. Zdawało się, że linia ślązka pokieruje dalszemi
losami państwa Piastów.
Henryk Brodaty wyświadczył zaś Polsce prócz germanizacyi
Ślązka jeszcze inną niedźwiedzią przysługę a tą jest: sprowadzenie
Krzyżaków.
Jak już powiedziano, wiała wówczas Polska trzy najważniejsze
sprawy polityczne: pomorską, ruską i pruską. Kiedy bracia Leszek
Biały i Konrad Mazowiecki podzielili się ojcowskiemi dzielnicami,
wypadło Konradowi pilnować spraw pruskich. Konrad był jednak
złym politykiem, władcą niewidzącym w państwie niczego oprócz
swej władzy; należał do tych, którym zazdrość o tę władzę po-
chłania całe życie i wydaje się jeszcze do tego najważniejszym
212 ZAKONY RYCERSKIE.
obowiązkiem monarchy. Miał szczęściem wojewodę dzielniej szeL.';o
i rozum niejszego od siebie, imieniem Krystyna; ten rządzić umiał,
i wojować. Tem jednak wzbudził właśnie zazdrość w księciu j
i Konrad kazał go zamordować. Odtąd Prusacy dawali się bez-j
karnie we znaki Mazowszu; doszło do tego, że zaczęli się na Ma-
zowszu osiedlać. Najechawszy część Mazowsza, a mianowicie t. /.
ziemię Chełmińską, zniszczyli ją, zburzyli wszelkie ślady chrześci-
jaństwa, ludność częścią wytępili lub sprzedali w niewolę, częścią
do ucieczki zmusili, a sami tam zostali. Uszczuplili przez to do-
tkliwie obszar polskiego osadnictwa; ziemia zaś chełmińska nigdy;
już do Mazowsza nie wróciła, i gdy później przeszła znów pod
polskie panowanie, zaliczała się już do prowincyi Prusami zwanej.
ZAKONY RYCERSKIE.
Nie brakło nigdy świątobliwych mężów, którzy pragnęli po-
święcić życie nawróceniu Prusaków. Za czasów Leszka Białego
zgłosił się do apostolskiej pracy mnich z Oliwy pod Gdańskiem,
imieniem Krystyn (Chrystyan), ustanowiony tam nawet w r. 1215
pierwszym biskupem przez papieża Innocentego III-go. Konrad
Mazowiecki wspierał go, ale był zbyt nieudolny, aby zapewnić
biskupowi spokojne apostolstwo, a za słaby, żeby złamać Prusa-
ków. Natenczas biskup Krystyn powziął zamiar, żeby tu ustanowić
1 z. zakon rycerski.
Zakony rycerskie powstały w Ziemi Św., w Palestynie. Kiedy
papiestwo stojąc na szczycie potęgi, wywierało wpływ niezmierny
na całą politykę zachodniej Europy,' postanowiono skorzystać z tego,
żeby wspólnemi siłami europejskich katolickich państw wyzwolić
Ziemię Świętą z rąk Muzułmanów, t. j. wyznawców religii Ma-
hometa. Wyprawy podejmowane przeciw Muzułmanom w imię
Krzyża zwały się wyprawami krzyżowemi, czyli z łacińska krucya-
tami. Prócz samego odebrania Palestyny z rąk niewiernych, przy-
świecały przytem papiestwu jeszcze dwa cele. Wspólne przedsię-
wzięcie, wspólne trudy, wspólnie przelewana krew miały pouczyć
i przyzwyczaić katolickie narody do tego, żeby się uważały za
jedną rodzinę, co przyczyniłoby się w znacznej mierze do szyb-
szego postępu ogólnej cywilizacyi chrześcijańskiej; nadto zaś ma-;
rzyli świeci krucyat głosiciele o tem, że państwa europejskie za-
WOJNY KRZYŻOWE. 213
jęte wspólną wojną z Muzułmanami zaprzestaną wojen pomiędzy
sobą. Gdy się nie udała idea cesarstwa ,; rzymskiego", przyszła
kolej na ideę wypraw krzyżowych. I ta się nie udała! Odzyskano
Palestynę, ale powstałe tam chrześcijańskie państwa nie zawsze
przynosiły zaszczyt chrześcijaństwu, a krucyaty bywały czasem nad-
używane do celów świeckich również podle, jak cesarska korona
na głowie wielu królów niemieckich.
Zdobyto Jerozolimę w r. 1099, ale monarchowie kłócili się
tam z sobą o pierwszeństwo i wszystkie swe swary przenieśli
z Europy do Ziemi Świętej. Skorzystał z tego Turek, powypędzał
chrześcijańskich władców i nietylko zagarnął Palestynę, ale wkro-
czył później do Europy, zdobył cesarstwo bizantyńskie i panuje
do dziś dnia w Konstantynopolu.
Udział w wojnach krzyżowych był czynem religijnym, da-
rzonym przez stolicę apostolską wielkiemi łaskami i odpustami.
Oczywista, że tam trzeba było być przedewszystkiem żołnierzem
i na nic nie zdał się choćby najpobożniejszy, jeżeli nie był zda-
tny do wojny. Rycerstwo tedy, walcząc za Grób Zbawiciela, oka-
zywało pobożność orężem, tak samo, jak inni pracą i modlitwą
po klasztorach. Po pewnym czasie zaczęły powstawać w Palesty-
nie pobożne stowarzyszenia, jakby bractwa rycerskie i z tego wy-
tworzyły się rycerskie zakony. Członkowie ich musieli pozostać
bezżenni, tak samo, jak zakonnicy po klasztorach, tak samo mu-
sieli ślubować, ale mieli jeszcze o jeden ślub więcej, a mianowicie
obowiązek ciągłej orężnej obrony chrześcijaństwa od niewiernych.
Miały zatem te rycerskie zakony tworzyć w Palestynie stałe wojsko,
gotowe zawsze do odparcia napadów muzułmańskich. Posypały
się z całej Europy olbrzymie fundusze na ten cel i Zakony roz-
porządzały w krótkim czasie niezmiernemi dostatkami, których
używały z początku uczciwie, zgodnie z właściwym swym celem.
Gdy jednak panowanie w Palestynie chwiać się poczęło, gdy
przytem psował się obyczaj i na dworach palestyńskich książąt
i wśród ich rycerstwa, zepsucie zaczęło zwolna dosięgać także za-
konów rycerskich. Przy Grobie św. utrzymywali tylko po jednym
;;domu", a reszta ich siedziała sobie spokojnie w Europie, na bo-
gatych dobrach, zapisanych im przez pobożnych fundatorów w tej
myśli, żeby nie zabrakło środków do walki w Palestynie.
Trzy były główne zakony rycerskie, powstałe w wieku XII.
214 BRACIA DOBRZYŃSCY.
Włosi założyli Joannitów, Francuzi Templaryuszów w r. 1118.
Kiedy później Niemcy pod cesarzem Fryderykiem Rudobrodymi
odbywali krucyatę, założyli trzeci, swój niemiecki zakon rycerski;
w roku 11Q0, który nazwali ,;zakonem rycerzy Najśw. Maryi Panny]
narodu niemieckiego". Po polsku zowie się ich krótko Krzy-'
żakami od ubioru, że na białym płaszczu mieli wyszyty duźyi^
czarny krzyż.
W czasie wojen krzyżowych była Polska właśnie rozbita na
dzielnice i osłabiona. Spieszył do Palestyny na własną rękę Hen-
ryk sandomierski i niektórzy możnowładcy, jak n. p. Jaksa z Mie-
chowa, który po powrocie założył klasztor Bożogrobców, ale nie
było wielkiej wyprawy krzyżowej całego polskiego narodu. Nie
potrzebowali też Polacy szukać Muzułmanów w Azyi, bo mieli
pogan tuż na własnej granicy : Prusaków i Jadźwingów, podobnie
jak Hiszpanie mieli u siebie w domu Muzułmanów. To też Oj-
ciec Św. uwolnił od obowiązku palestyńskich krucyat obydwa te
narody na przeciwnych krańcach Europy: Hiszpanów i Polaków.
Polska dostała uwolnienie od papieża Honoryusza III., który pa-
nował na stolicy św. w latach 1216--1227, za Leszka Białego.
Co więcej, papież ten ogłosił pruską krucyatę w Polsce i w Niem-
czech. Dwie takie krucyaty, które odbyły się w latach 1219 i 1222,
zdołały przynajmniej wypędzić Prusaków z ziemi chełmińskiej, ale
na tem też skończyło się wszystko. W drugiej krucyacie wzięli
udział Leszek Biały, Konrad Mazowiecki i Henryk Brodaty. Kon-
rad Mazowiecki nadał wtenczas biskupowi pruskiemu, Krystynowi,
część ziemi chełmińskiej. Wtenczasto biskup Krystyn postanowił
założyć osobny zakon rycerski do walk z Prusakami. Przykład do
tego dał w r. 1204 biskup ryski (w Rydze) Albert, który jeszczej
dalej na północy nad Bałtykiem miał do czynienia z pogańskimi
Łotyszami i Estami, założył mianowicie zakon Kawalerów Mieczo-
wych. Za tym przykładem poszedł biskup pruski.
Powstał tedy polski zakon rycerski, któremu Konrad oddał
na własność gród Dobrzyń, od czego nazwali się Braćmi Do-
brzyńskimi. Gotowano się do nowej wyprawy na Prusy. Piasto-;
wscy książęta wzięli w niej chętnie udział. Stawił się Konrad
Mazowiecki, stawił się Wielki książę Leszek Biały, przybył też
Henryk Brodaty ze swymi kasztelanami, z biskupem wrocławskim
i lubuskim Wawrzyńcem. Bracia Dobrzyńscy pomagali dzielnie
KRZYŻACY. 215
i wystawioiTio wtedy nad Wisłą warownię Chełmno, która miała
się stać nowym wałem przeciw zapędom Prusaków. Wyprawa je-
dnak nioi powiodła się, a Bracia Dobrzyńscy popadłszy w ręce
pogańslxie, zostali niemal w pień wycięci w r. 1224. Należało tedy
starać isię o to, żeby się na nowo uzupełniły szeregi Braci i pra-
cować: wogóle nad rozwojem tego Zakonu, zwłaszcza, że głoszona
w Ni^femczech krucyata mogła i stamtąd dostarczyć posiłków. Nie-
rozwjażny jednak Konrad Mazowiecki postąpił inaczej i za radą
znieymczałego Henryka Brodatego usunął zakon polski, a sprowa-
dził/ niemieckich Krzyżaków.
KPi^ZYŻACY.
Już nieco bowiem przedtem przenieśli się niemieccy Krzy-
ż^icy do Europy. Zajął się nimi książę wrocławski i nadał im roz-
Ifjegłe dobra w swem księstwie. Najpierw tedy na polskiej ziemi
,tanęli Krzyżacy na Ślązku, w księstwie Henryka Brodatego. W r.
^1211 przywołał ich król węgierski Andrzej II. na pomoc do walki
przeciw pogańskim Połowcom czyli Kumanom i nadał im ziemię
pograniczną zwaną Burca. Krzyżacy atoli, zamiast bronić od po-
gan, zaczęli tu organizować osobne państewko, wskutek czego ich
Andrzej wypędził w r. 1225. Szukali tedy nowego siedliska. Nie
o zwykłe posiadłości im chodziło, bo tych mieli dosyć w różnych
stronach, a także na Ślązku, ale o krainę sposobną do założenia
własnego państwa. Życzliwy im Henryk Brodaty, bawiąc na pru-
skiej krucyacie, spostrzegł, że ziemia chełmińska nadawałaby się
do tego w sam raz, a za nieszczęsną tą radą poszedł Konrad Ma-
zowiecki. Wypędzeni z Węgier Krzyżacy radzi oczywiście byli
projektowi. W roku 1226 dał im Konrad ziemie Chełmińską
i Nieszawską, po obu stronach Wisły, a oni przyrzekali za to wal-
czyć z pogaństwem w obronie Polski. Stało się to w roku 1226,
w roku zaiste przeklętej pamięci, w roku najnieszczęśliwszego błędu
politycznego, za który do dziś dnia pokutujemy. Sprowadzenie
Krzyżaków było przedewszystkiem objawem niedołęstwa Konrada,
a poruczenie obrony granic Niemcom, przypomina histor>'ę z Ru-
sinami, którym się nie chciało samym chodzić na wojnę, więc
sobie sprowadzili Waregów. U nas jednak społeczeństwo wydało
z siebie Braci Dobrzyńskich i cudza obrona była zupełnie niepo-
trzebna. Bał się chyba zazdrosny o władzę Konrad mazowiecki,
216 NIEMCY NAD BAŁTYKIEM.
Żeby Dobrzyńscy nie stali się potężniejsi od niego iszów" wolał ob-
cych, niż swoich dopuścić do wzrostu i znaczenia. n Ru
Zanim jeszcze Konrad zdążył wydać swój dokur^/akonnent, już
Krzyżacy postarali się z góry u cesarza Fryderyka III., że ii Maryli nadał
na własność wszystko, co od Konrada dostaną i co na Pruótko sakach
zdobędą, a nadawał im to w lenno cesarskie! Cesarze byli lyszytoardzo
pochopni do rozdawania nieswoich rzeczy; ze swego dawa ć nie
lubili. Tak więc Krzyżacy z góry sobie postanowili, że nie rozb.będą
walczyć w interesie Polski, ale Niemiec i że się nie będą uw^ękę ażać
za lenników Piastowskich, lecz za niezależnych zupełnie od Poisa z iski.
Polskim kosztem miało powstać nowe niemieckie państwo. W o.- ale śm
lat potem dopuścili się Krzyżacy pierwszego fałszerstwa, okazawsdu. jzy
papieżowi Grzegorzowi IX. sfałszowany dokument, w którym dat)o m;ie
im na siedzibę polskie ziemie przedstawione są jako ich własnoe)ciobHć
wyłączna; ofiarowali je teraz niby od siebie św. Piotrowi, więteż Oc
papież uznał, że nie są obowiązani do podlegania nikomu. i^a 1
W r. 1228 przybyła pierwsza krzyżacka drużyna na lewy brzegfaków
dolnej Wisły i usadowiła się w zamku Folsągu (Yogelsang) pod-y pa-
Chełmnem, pod dowództwem mistrza swego Hermana Balka. :t}ego.
W r. 1231 przekroczyli po raz pierwszy Wisłę; przeprawili się na jem-
brzeg prawy, pruski, i pod wodzą Konrada Mazowieckiego roz- '222,
poczęło się najpierw zdobywanie ziemi Chełmińskiej. W r. 1234 ale
była znowu krucyata, w której wzięli udział Władysław Odonicz, ^ięll
Konrad mazowiecki, Świętopełk pomorski i syn Henryka Broda- 3n-
tego, Henryk Pobożny, a nadto margrabia brandeburski. Odniósł- vi,
szy walne zwycięstwo nad Sirguną, nietylko zapewniono sobie \\
ziemię chełmińską, ale zdobyto też pierwszą krainę pruską, a mia- f)
nowicie Pomezanię, z bursztynowem wybrzeżem. Ale w tym sa-
mym roku odbyli Krzyżacy pierwszą wyprawę na . . . chrześcijan. -^
Rzucili się na posiadłości Braci Dobrzyńskich i zagarnęli je. Mą- i
dry po szkodzie Konrad chciał się temu sprzeciwić, ale zaledwie %
tylko sam gród Dobrzyń zdołał od nich wydobyć. Bracia Do- ał
brzyńscy, nie mając utrzymania, sami częściowo do Krzyżaków przy- o-
stali. Część jednak polskiego rycerstwa, przejrzawszy już Krzyżaków, ^o-'
nie chciała się z nimi łączyć i przeniosła się do Drohiczyna, gdzie ^d
wyginęli w walce z Jadźwingami. eż
Właśnie w tym samym roku obejmował panowanie w Kra- im
kowie przyjaciel Niemców, Henryk Brodaty. Rządził tylko cztery nie
NAJAZD TATARSKI. 217
lata. Umierając w r. 1238 pozostawił swe dziedzictwo zniemczo-
I nemu zupełnie synowi, imieniem również Henrykowi, z przydom-
I kiem Pobożnego, bo dużo fundował klasztorów. Objął on nietylko
I panowanie na Ślązku, ale też Wielkie Księstwo, gdyż Bolesław
I Wstydliwy ciągle jeszcze był nieletni, mając dopiero lat 12.
NAJAZD TATARSKI.
Ledwie rozpoczął rządy, spadł na Polskę cios ciężki, od któ-
rego cały kraj zamienił się w pustynię. Do Europy wtargnął azya-
tycki lud Mongołów.
Ojczyzną Mongołów jest środkowa Azya, gdzie długie wieki
wiedli koczownicze życie, podzieleni na wiele plemion, aż dopiero
z początkiem XIII wieku szereg wielkich wodzów połączył je w je-
den wielki lud zdobywczy. Lud ten należy do całkiem innej rasy,
zwanej żółtą, od żółtawej cery ich skóry. Budową różnią się też
znacznie od Aryjczyków; niskiego wzrostu, krępi, oczy mają osa-
dzone skośno, a zarost twarzy należy u nich do rzadkich wyjątków.
Rolnictwo mieli w pogardzie, żyjąc z pasterstwa; bogactwem ich
trzody baranów i stada koni. Koń spełnia u nich nietylko te prace,
co i u nas, ale nadto jest żywicielem, kobyle bowiem mleko za-
stępuje nasze krowie. Głównym pokarmem jest baranina, zagrzana,
niby wędzona, pod siodłem jeźdźca. W owych zwłaszcza czasach
cały dzień uganiali ciągle konno, czy to objeżdżając swe trzody
.ni pastwiskach rozległych stepów, czy to goniąc za zdobyczą i łu-
pem. O zakładaniu wsi i jakimkolwiek wogóle porządku osiadłym
nie było mowy. Taką jest do dziś dnia ta gałąź mongolskiej rasy,
której przodkowie najechali na Europę w XIII wieku. Od stra-
sznych rzeczy, których się dopuszczali podczas swych wypraw, na-
zwano ich piekielnikami, ludźmi z piekła rodem, co w średnio-
wiecznej łacinie brzmiało Tartari; stąd po polsku Tatarami zwani.
Drobna tylko bardzo cząstka Tatarów ucywilizowała się; jedni
z nich osiedli potem na Litwie pod polskim rządem, inni zaś są
na półwyspie Krymskim nad morzem Czarnem, wielu też w głębi
Rosyi. Reszta wiedzie w Azyi ciągle życie koczownicze. Są jednak
inne ludy mongolskie, osiadłe i cywilizowane : Chińczycy i Japoń-
czycy; tych z Tatarami mieszać nie należy.
Władcy tatarscy zwali się hanami, a najwyższy han hanów
dżingishanem. Na początku XIII. wieku rządził nimi Temudszyn,
218 KLĘSKA NAD KALKĄ.
który hordy swoje poprowadził na zdobycie świata. Zadrżała Azya
pod kopytami ich jazdy. DaH się ciężko we znaki Chinom, a kwi-
tnące mihonowe miasta muzułmańskie^) w Indyach i w Persy!
zniszczyh prawie doszczętnie. Prawdziwie powiedziano o nich, że
trawa nie porośnie, kędy oni przejdą. Z podbitych ludów wybie-
raH sobie wojsko, nowe pułki, które wraz z nimi musiały ruszać
dalej na nowe łupy. Celem tych wojen było łupić, zniszczyć, na-
kładać haracze. Nie myśleli o zakładaniu jakiego wielkiego pań-
stwa powszechnego, nie posiadali zresztą nawet zmysłu do tego,
żeby sami mieli zorganizować takie państwo i sami niem zarzą-
dzać. Poprzestając na daninach na znak uległości, zachowywali
sobie w podbitych krajach nie tyle prawo rządzenia, ile raczej
prawo łupienia. W prowadzeniu wojny byli najdzikszymi ze wszyst-
kich ; mord i pożoga były dla nich nie środkiem do zwycięstwa,
ale same sobie celem i wielką przyjemnością. Czy się kto bronił,
czy poddał, mężczyzna, czy kobieta, czy dziecko nawet, wszystko
im było jedno, byle mordować.
Temudszyn, przekroczywszy góry Uralskie, podbił Astrachań
i rzucił się potem na pogański lud Połowców, sąsiadujący z Rusią.
Część ich przeniosła się skutkiem tego najazdu nieco dalej ku
zachodowi, pod Węgry i tam zwano ich Kumanami i przeciwko^
nimto próbował Andrzej II. użyć Krzyżaków.
W roku 1224 posunęli się Tatarzy dalej: od Połowców na
Ruś południową. Wielki książę Mścisław Udały zdołał zebrać dru-
żyny kilku tylko książąt; tak niesforni byli między sobą Ruryko-^
wicze, że ani nawet wspólne niebezpieczeństwo nie zdołało ich
połączyć. Książęta ruscy ponieśli nad rzeką Kałką, wpadającą do.
morza Azowskiego, najstraszniejszą klęskę. Wojna z Chinami od-j
wróciła na razie Tatarów od Europy, ale nie na długo. Po śmierci'
Temudszyna podzielono dżingishaństwo, tj. całe tatarskie pano-.
wanie na cztery batuhanaty. Stolicą dżingishana była obozowa:
osada Karakorum w środkowej Azyi; batuhanowie zaś zdobywali
sobie kraje na cztery strony świata. Batuhan zachodni miał sto-
licę swą nad jednem z ujść Wołgi, zwanem Achtubą, w obozowi-
sku nazwanem Seraj. Stąd ruszyli Tatarzy w roku 1240 znowu na
Ruś. Od tego roku datuje się niewola tatarska Rusi. Nic się nie
•) Tatarzy sami przyjęli potem religię mahometańską.
KRAKÓW W GRUZACH. 219
zdołało oprzeć Tatarom ; podbili ruskie księstwa i miasta Rjazań^
Kołomnę, Suzdal, Włodzimierz, Moskwę, Perejesław, Czernichiów
i wreszcie Kijów. Stąd osobne cztery oddziały ruszyły w różnycłi
kierunkach! ; jeden z nicli do Polski.
Ruś Czerwona padła za jednym zamacliem, poczem przyszła
kolej na Sandomierz, gdzie ludność całą wycięto w pień ; podo-
bnież w Lublinie. Następnie udali się dwoma szlakami, jedni na
Kujawy, drudzy ku Krakowu. Wielki książę, Henryk Pobożny, był
daleko i nie przedsiębrał niczego. Rycerstwo małopolskie samo
pod wojewodą krakowskim, Włodzimierzem, próbowało stawić
czoło. Ale doznali tylko dwóch klęsk; pod Turskiem, nad wpa-
dającą z lewego brzegu do Wisły rzeką Czarną i pod Chmielni-
kiem, niedaleko Sandomierza. Było to już w 1241 roku. Szarańcza
tatarska ruszyła przez Wiślicę na Kraków, opuszczony zupełnie przez
tego, który mienił się jego Wielkim księciem. Całe miasto za-
mieniło się w gruzy i perzynę : Kraków przestał istnieć, została
tylko pustynia na jego miejscu. Ocalał tylko warowny kościół św.
Andrzeja (przy Grodzkiej ulicy), w którym zgromadziły się ko-
biety i dzieci z niewielką tylko garstką starszych już mężczyzn.
Dzicz pogańska pobiegła dalej na zachód, z nad Wisły nad Odrę.
Pod Opolem trzeba było bronić przeprawy ; ale ani tu jeszcze nie
było Wielkiego księcia i dziedzica tej ziemi. Próbowali za niego
oporu książęta górnoślązcy, Mieczysław i Władysław, potomkowie
Mieszka raciborskiego ; sami za słabi, ulegli szalonej przemocy.
Ruszyli Tatarzy na Wrocław; ludność wolała w rozpaczy sama
podpalić miasto i w lasy uciekać, niż wydać się na pastwę roz-
bestwionego Tatarstwa. Nie można było ich pokonać, skoro każda
niemal ziemia osobno nastawiała piersi. Gdyby Bolesław Pobożny
był zebrał odrazu wszystkie drużyny sandomierskie, krakowskie,
górnoślązkie i własne, możeby była choć jaka nadzieja. Wielki
książę zamknął się w twierdzy lignickiej ; resztki krakowskiej i san-
domierskiej drużyny zgłosiły się tu pod jego rozkazy. Spodzie-
wano się posiłków czeskich, lecz nie doczekano się tej odsieczy.
Głód zmusił załogę lignicką wyjść z warowni i stoczyć bitwę, któ-
rej wynik był jak najgorszy. Sam Henryk Pobożny walczył dzielnie;
poległ, a Tatarzy odcięli mu głowę i obnosili swoim zwyczajem
po obozie.
Bezskuteczność oporu przeciw tym strasznym najazdom tłu-
220
PRZEWAGA TATARÓW.
maczy się tern, że Tatarzy najeżdżali masami, rzeszami całemi. Opo-
wiadają współcześni, że przy pierwszym najeździe na Europę woj-
sko ich zajmowało w pocłiodzie 18 mil długości, a 12 szerokości!
Jest w tem niewątpliwie przesada, ale choćby się tylko część przy-
jęło za prawdę, to cóż za olbrzymia horda była to na owe czasy,
kiedy 1000 żołnierza uważało się już za armię, a 50 rycerzy przyj-
mowało się z wdzięcznością, jako posiłki ! Pochód ich był nie-
zmiernie długi, bo nietylko samych wojowników obejmował, ale
też ich rodziny; kobiety z dziećmi jechały za wojskiem, gdy wy-
ruszyli na zdobycie wschodniej Europy. Następne najazdy były
już bez taboru ich rodzin, gdyż chodziło już tylko o krótsze wy-
prawy po okup, haracz, łupy i niewolnika. Kronikarz ruski opo-
wiada, że od rżenia koni, od ryku wielbłądów, od skrzypu kół
ich wozów nie można było dosłyszeć słowa ludzkiego. Pędzili na
swych małych koniach z niesłychaną szybkością, odbywając w ciągu
jednej nocy drogę, na którą zazwyczaj liczyło się dwa dni. Było
ich takie mnóstwo, a pędzili tak gwałtownie, że łamali wszelki
opór. Zaczynali bitwę od strzelania z łuków strzałami, w czem nie-
słychaną posiadali wprawę, i razili z daleka, podczas gdy nasi
z oszczepami i mieczami umieli walczyć tylko z bliska, ramię prze-
ciw ramieniowi. Nim się właściwa bitwa zaczęła, już nasze szyki
łamały się. Po gradzie strzał następowało dopiero właściwe na-
tarcie. W szalonym pędzie biegło tysiące, nieraz kilkanaście tysięcy
jazdy naraz, okalając i zmiatając nieprzyjaciela. Było ich takie mnó-
stwo, że niezależało ich wodzowi, ilu ich przytem polęże. Każdy
hufiec musiał wypełnić, co mu rozkazano, choćby na pewną szedł
śmierć. Karność była taka, że gdy jeden tylko żołnierz z jakiego
hufca uciekł z pola bitwy, wyrzynano w pień cały ten oddział!
Łatwo było o zwycięstwo, gdy nie zależało na tem, ilu w bitwie
padnie, gdy pomimo największych strat, miało się i tak zawsze
więcej wojska od przeciwnika.
Ze Ślązka rzucili się Tatarzy na Morawy i tam dopiero po-
nieśli pierwszą klęskę pod Ołomuńcem. Z Moraw rzuciła się ta
horda na Węgry, żeby połączyć się z drugą, która tam grasowała
już od kilku miesięcy. Prawdopodobnie miały obie ruszyć z Wę-
gier dalej na zachód, przez Czechy i Niemcy. Ale nadeszła wieść
o śmierci ich Dżingisa; ruszył na to Batu z powrotem do Azyi. Mieli
jeszcze wrócić, ale tak daleko nigdy się już nie zapędzili.
ZAWIĄZKI MIASr. 221
Najazd mongolski stanowi okres w liistoryi polskiej, bo przez
tę łupiezką wyprawę dużo się w Polsce zmieniło. Gdy ubyło przy-
najmniej połowę ludności, nastały odrazu inne warunki życia i go-
spodarstwa. Zubożał kraj, zabrakło mu rąk do pracy ! Dał się Polsce
we znaki najazd Brzetysława czeskiego przed 100 laty, a o ileż
więcej ucierpiał kraj przez ten najazd tatarski !
A klęska ta nad klęskami spadła na naszycłi przodków wła-
śnie w takim czasie, gdy zmieniały się urządzenia społeczne i po-
lityczne zapatrywania. Stare urządzenia jeszcze nie zniknęły, a nowe
jeszcze się nie utrwaliły; stosunki takie — przesileniem zwane —
wymagają właśnie spokoju. Zanim się nad tem przesileniem za-
stanowimy, przyjrzyjmy się, w jakim stanie było społeczeństwo
polskie w chwili, gdy spadł na nie ów najazd „piekielników".
ZAWIĄZKI MIAST.
Nie próżnowało społeczeństwo, ale znać było na każdym
kroku owoce wszechstronnej i wytrwałej pracy, toteż rozwijało
się dobrze i czyniło postępy. Wzrastał ogólny dobrobyt, przyby-
wało nietylko pracowników, ale też i zajęć; powstawały rozmaite
nowe sposoby zarobkowania i utrzymania życia. Surowe płody
krajowe, futra, wosk, wyzyskiwane coraz lepiej, przyczyniały lu-
dności dochodów. Coraz znaczniejsza część mieszkańców poświę-
cała się rolnictwu, uważając je już za główne swe zajęcie. Postę-
powała cywilizacya, a przez to zwiększały się też potrzeby; co
przed stu laty zbytkiem bywało, stawało się potrzebą. Chciano
wygodniej mieszkać, lepiej się ubierać i otaczać się w życiu wię-
kszym porządkiem. Sprzedawano i kupowano więcej, a więc han-
del się wzmagał. Już nietylko cudzoziemski, chrześcijański, czy ży-
dowski „gość" trudnił się nim, ale też pewna, choć jeszcze bar-
dzo drobna, część ludności polskiej odważała się przynajmniej na
pośrednictwo w handlu. Kupiec nie jeździł już od osady do osady,
ale miał pewne upatrzone miejsca, do których zajeżdżał w pe-
wnych porach roku, tam oczywiście, gdzie więcej gromadziło się
ludzi. A najwięcej gromadziło się ich przy kościele, zwłaszcza na
wielkie święta, kiedy nawet daleko mieszkający parafianie uważali
sobie za obowiązek przybyć na nabożeństwo. Prócz najuroczyst-
szych świąt ogólnych, jak Wielkanoc, Zielone Świątki, Boże Na-
rodzenie, ma każdy kościół swoje doroczne wielkie święto, a mia-
222 POCZĄTKI MIESZCZAŃSTWA.
nowicie rocznicę swego poświęcenia, obchodzoną do dziś dni?
z wielką wystawnością (główny odpust). Kupcy wiedzieli dobrze,
kiedy to w której parafii wypada i zjeżdżali na ten dzień. Jeżeli
w okolicy dobre robili interesy, zostawiali tam swego pełnomo-
cnika, ajenta, żeby np. skupował dla nich skórki kunie, bobrowe,
suszoną rybę, miód i wosk. (Zboża nikt nie sprzedawał, bo go
w kraju jeszcze nie było na tyle). W takiej okolicy wchodziła go-
tówka w coraz większy obieg. Kupcy mieli wielką wygodę z ajenta
i ludność także. Trudno było sprowadzać z zagranicy tych ajen-
tów; toby się nie opłaciło. Kupiec był wdzięczny, gdy tego po-
średnictwa podjął się który z Polaków. Podejmował się niejeden,
bo to było zyskowne i w tem początek polskiego handlu i ku-
piectwa. W osadach biskupich i kollegiackich, albo przy klaszto-
rach, gdzie ruch był większy, zdarzało się po kilku takich pośre-
dników. W takich osadach bywał też często gród, a na podegro-
dziu włodycze rycerstwo. Ludność gęściej osiadła dawała począ-
tek miastom. Kupiec wolał też mieć na wszelki wypadek waro-
wny gród pod ręką, bo tam można było towar bezpiecznie prze-
chować, a kasztelan czy włodarz chętnie użyczał opieki ;;gościowi".
Zaczął się też pojawiać nowy rodzaj kupców, handlujących takim
tylko towarem, który sami wyrobili: to są rzemieślnicy. Czem bar-
dziej ludzie rozchodzili się z dawnych siedlisk rodowych i czem
bardziej garnęli się do rolnictwa, tem trudniej było samym sobie
nastarczyć we wszystkiem. W jednej osadzie brakowało kołodzieja,
w drugiej szewca, w trzeciej łagiewnika, w czwartej zduna, czyli
garncarza. Toteż sami namawiali i starali się o to, żeby pod gro-
dem osiedlił się taki rzemieślnik, a podczas uroczystości kościel-
nych zaopatrywali się chętnie u niego. Ruch ludności coraz wię-
kszy dostarczał też coraz większego zarobku tym, którzy mieszkali
przy głównych kościołach i grodach; coraz więcej też ludzi tam
się osiedlało i osady te coraz bardziej różniły się od innych.
ŁAZĘGOWIE.
Naroczników było z czasem za dużo; mnożyli się z pokole-
nia w pokolenie, a wciąż wszyscy z ojca na syna uprawiali jedno
i to samo rzemiosło. Nareszcie musiało dojść do tego, że gród
miałby dziesięć razy więcej np. łagwi, niż ich załoga za dziesięć
łat mogła spotrzebować, koniuchów tylu, że każdego konia mógł
ŁAZĘGOWIE. 223
paść zosobna osobny koniucha, a kucharzy więcej, niż mis było
na stołach w grodzie. Powiedziano już, że zaczęto tych ludzi za-
prawiać do roh, ale nie zawsze się to dało i nie wszędzie była
ziemia przydatna do rolnictwa takiego, jakie wtenczas znano;
z gorszą glebą nie mogli sobie jeszcze poradzić. Zdarzyło się np.
że klasztor jędrzychowski kupił duży las; podpalono go i skar-
czowano, a skończyło się na tem, że na nowo ziemię lasem za-
puszczono. Jeżeli tedy nie dało się zmienić tych ludzi na ratajów,
co po nich? Napróżno tylko zajmowali księciu ziemię. Ducho-
wieństwo wypraszało się od nich najczęściej, a książęta dzielni-
cowi, na coraz mniejszych dzielnicach coraz większe mający wy-
datki, nie mieli ochoty żywić całych gromad za darmo. Uwalniali
ich przeto często ze swojej służby, dawali im wolność. (Nazywało
się to po łacinie: manumisslo). Oswobodzeni z niewoli, tracili
jednak ziemię, na której wolno im było polować, ryby łowić,
barcie podbierać w zamian za służbę. Szli więc w świat, szukać
służby u wielmożów, u księży; niejeden może sam prosił wędro-
wnego kupca, żeby go wziął i gdzie na nowo sprzedał, a nieje-
den, przedsiębiorczy i ufny w swoje siły, poszukał sobie takiego
grodu lub kościoła, pod którym nie było jeszcze takiego, jak on,
rzemieślnika, albo był, ale potrzebował pomocnika; niejeden zo-
stał kupcem, t. j. pośrednikiem obcych kupców. Potomkowie
pierwszego z nich byli pachołkami, drugiego niewolnikami, trze-
ciego majstrami, a czwartego kupcami. I tak zawsze się sprawdza,
że wywyższenie lub poniżenie rodu zależy przedewszystkiem od
energii, śmiałości, przedsiębiorczości. Ten z naroczników, który
się oddał żydowi na nową sprzedaż, chciał odrazu gotowego
chleba bez kłopotów. Z początku z pewnością jemu najlepiej się
powodziło; żyd zaraz go dobrze karmił, żeby dobrze na sprzedaż
wyglądał; ale też za to był i został niewolnikiem, on i jego dzieci.
Który na rzemiosło się w świat puścił, nagłodził się dosyć, nim
znalazł miejsce stosowne do zarobku; ale był wolny, syn jego
miał już ładny warsztat, wnuk trzymał czeladników, prawnuk był
rajcą, a niejeden burmistrz od takiego narocznika się wywodzi.
Podobnież niejeden kupiec bogaty, zaszczycany w mieście dosto-
jeństwami, zawdzięcza wszystko temu, że przodek jego miał od-
wagę nachodzić się sporo od osady do osady, nim mu gdzieś
zaczęto powierzać wiewiórcze futerka.
224 PRZESTARZAŁA ADMINISTRACYA.
Ci ludzie musieli szukać, i to nieraz długo, miejsca dla sie?'
bie. Oswobodzeni, mieli przed sobą cały świat otwarty, ale trzeba
go było najpierw schodzić własnemi nogami o głodzie i chłodzie.
Było ich wielu, goniących światem za nowym kątem dla siebie.
Nazywano ich łazęgami, a stare pisma i dokumenty dużo o nich
piszą. Czasem szli całą gromadą, nim ostatni z nich gdzieś przy-
siadł. Gromada taka musiała być karna i zachowywać wśród sie-
bie jakiś porządek; wybierali więc z pośród siebie starszego, któ-
rego nazywano ,; starostą łazęgów". Czasem się zdarzało, że kilku-
nastu osiadło na tem samem miejscu, próbując czegoś wspólnemi
siłami; także mieli swego łazęgowskiego starostę, nim się zwolna
przemienili w mieszczan. Zaczęły tedy w Polsce powstawać mia-
sta z miejsc targowych i początki nowej w społeczeństwie war-
stwy: mieszczaństwa, które nie dało się ująć w obręb administra-
cyi opolnej, ani kasztelańskiej. Nie mogła ona już wystarczać na-
wet właścicielom ziemskim.
PRZESTARZAŁA ADMINISTRACYA.
Właściciele polskiej ziemi nie tworzyli już jednolitej warstwy
społecznej. Część mniejsza, coraz mniejsza, trzymała się jeszcze
pierwotnych swego rodu ujazdów, w których nowopowstającym
rodzinom już coraz mniejsze źreby musiano wydzielać; ci po sta-
remu podlegali staroście swej osady. Większa część porzuciła już
ten sposób gospodarowania i z nadań książęcych doszła do wię-
kszych dostatków, wyzwoliwszy się zarazem od dotychczasowego
rodowego związku, zakładała ród nowy. Ci w pierwszem pokole-
niu sami sobie będą całym rodem, sami sobie też starostami byli.
Ich nie obchodził starosta żadnej ze sąsiednich osad, bo oni mieli
osobny dla siebie nowy ujazd. Rada opola, składająca się ze sta-
rostów rodowych, nie mogła być dla nich władzą, bo żaden
z tych starostów nie był przedstawicielem ich rodu. Powstała
w ten sposób niedokładność i trudność administracyjna. Porządek
wymagał, żeby i takie posiadłości do opola zaliczyć, bo były wy-
padki, które tego koniecznie wymagały, jak np. gdy trzeba było
stanąć do ,; śladu", t. j. ścigać przestępcę, złożyć świadectwo gra-
niczne i t. p. Z konieczności trzeba ich było nieraz wciągnąć
w ,; opole", do rady starostów. I podczas gdy tamci brali udział
w sprawowaniu opola tylko przez swych starostów, ci od razu do
RÓŻNICE MAJĄTKOWE. 225
rady należeli, każdy z nich od razu był starostą niejako, bo ina-
czej nie było sposobu dojścia do ładu z prawem. Przez taki to
zbieg okoliczności nastąpiło nieuchronne społeczne wyniesienie
mających posiadłości z nadania książęcego, zrównanie ich ze sta-
rostami rodowych osad. Gdy zwoływano radę, obsy łając staro-
dawnym zwyczajem laskę opolną, szła laska do nich wszystkich,
a z tamtych tylko do starostów. Była już o tem mowa, że ci nowi
właściciele służyli wojskowo, należeli do książęcej drużyny; mieli
do księcia łatwiejszy przystęp i łaska pańska częściej na nich spa-
dała. Ojcu, mającemu nadanie, łatwiej już było wyrobić drugie
dla którego z synów, który znowu nowy ród zakładał, i tak to
trwało długo jeszcze, bo ziemi książęcej było jeszcze sporo. Póki
się nie zamknęły książęce ręce, żaden z tych nowych rodów nie
był tak dalece liczny; a choć się potem rozrodził, mając nadania
w różnych stronach kraju, nie siedzieli nigdzie większą gromadą.
Mniej liczni, więcej mający ziemni, zawsze się już utrzymali na
lepszem stanowisku wobec tych, którym się nie chciało ruszyć
z pradziadowskich ujazdów. Tak tedy wśród gospodarzy powstały
dwie warstwy, różniące się coraz bardziej majątkiem i stanowi-
skiem. Wśród zaś nich samych, tych, którzy z nadań ziemię mieli,
wyróżniali się znowu niektórzy, którzy szczęściem czy zasługą do-
szli do większych bogactw i pomnażali warstwę wielmożów, mo-
żnowładczą. Gdzie taki wielki pan w opolu się znalazł, trząsł pe-
wnie nieraz całem opolem; pewnie u niego nawet była laska
opolna. On sam jeden mógł mieć tyle ziemi, ile całe opole!
Toteż admińistracya opolna już nie wystarczała; na każdym
kroku okazywało się, jak to urządzenie jest już niedostateczne.
Np. opole powinno było dać książęciu co roku wołu i krowę.
Dobre to było dawniej. Łąki i pastwiska były wspólne całemu
rodowi, po kolei z każdego domu pilnował bydła pastuch. Można
było opolną tę daninę nałożyć kolejno co roku na inny ród, albo
też kupić jarzmo z pieniędzy całego opola. Czy do kosztów
» opola" mieli się też przyłożyć nowi sąsiedzi? Byli zamożniejsi
i nie sprawiało im to trudności, jeżeli to chcieli uczynić dobro-
wolnie. Gospodarstwo wypasowe kwitnęło w najlepsze, podczas
gdy rolnictwo było jeszcze ciągle czemś podrzędnem. Taki np.
wielmoża Sędziwój ż Czarnkowa w tym właśnie czasie, około roku
1240, wypasał w swych lasach rocznie 200 sztuk bydła na sprze-
15
226 BOGACZE W OPOLU.
daż; ileż miał lasu! Czy on także miał przyczyniać się do składŁ
na wołu i krowę dla najbliższego grodu? Jeżeli tego od niegd
żądano, mógł śmiało darować opolu dwie sztuki i za wszystkicl
sąsiadów daninę zapłacić. To jego dobra wola. Ale wobec praw;
wychodziłoby to na to, że opole nie płaci już daniny, wobeci
prawa tak być nie mogło, a kasztelan wolałby wziąć dwa jarzma
od Sędziwoja swoją drogą, a od opola swoją drogą. Tak też byc;
powinno. Obecność bogacza w opolu powinna powiększyć pań I
stwowe dochody z tego opola, należało więc zostawić dawny po-
datek tamtym, a na Sędziwoja nałożyć swoją drogą nowy. Mógł
się też każdy gospodarz z nadania zasłonić przed opolem tem, że
on płaci daninę książęciu krwią własną, a podatku ma dosyć, gdy
własnym kosztem musi mieć na wojnę zbroję i konia, i własnym
kosztem na wojnie się żywić (nie zawsze się wygrywało i łupy
brało!); w jego nadaniu niema wcale mowy o wołu i krowie,
a więc nie jest zobowiązany do opola. Podobnych wypadków
było sporo; na każdym kroku były wątpliwości, co z tymi no-
wymi gospodarzami robić, czy ich uważać za opolan, czy nie,
i jak z nimi postępować. Przepisy nie wystarczały, trzeba było
obmyśleć nowe. Administracya polska musiała się zmienić i to
było pilnem zadaniem najbliższego czasu. Trzeba było ustanowić
jakiś obszar administracyjny większy od opola, dosyć duży, żeby
się w nim zmieścić mogli obok chudopachołków z rodowych
ujazdów także wielmożowie.
Starostowie rodowi znaczyli coraz mniej; cała ich gromada
czemżeż była wobec jednego możnowładcy? Na nich tedy nie
można było oprzeć nowej administracyi. Nie można jej było wo-
góle obmyślać według rodów, tylko według sąsiedztwa. Na wię-
kszej przestrzeni jedno tylko było, co obchodziło wszystkich, t. j.
najbliższy im gród. Tam wszyscy się zbierali pod przywództwem
kasztelana, gdy trzeba było ruszyć na wojnę; tam kolejno cho-
dzili na załogę; tam się odsyłało i daniny w naturze i czynsze
i tam się jeździło na sądy, gdy książę przyjechał. Czy wielmoża,
czy narocznik, wszyscy się na gród oglądać musieli, a wszyscy
mieli w tem swój własny interes, żeby ten gród był mocny, wa-
rowny, dobrze opatrzony, mogący być w razie wojny ochroną ich
rodzin i mienia. Kasztelan, wielmoża, a przytem wielki dostojnik,
stał też dosyć wysoko, żeby mógł przedstawiać władzę nawet dla
POTRZEBA REFORMY. 227
wielmożów. Administracya polska musiała się urządzić według
kasztelani].
Potrzeba reformy administracyi jest zawsze najlepszym do-
wodem, że społeczeństwo poczyniło wielkie postępy, skoro mu już
nie wystarczają stare formy. Im społeczeństwo dojrzalsze, tem bar-
dziej daje mu się to we znaki, gdy władza państwowa na czas takiej
reformy nie przeprowadzi. A ta władza spoczywała w ręku książąt
kilku, wkrótce kilkunastu i to niezgodnych z sobą. Toteż długo
jeszcze trzeba było czekać, nim reformę tę ogólnie i porządnie
przeprowadzono. Długo jeszcze wahała się ta sprawa, a w różnych
czasach i w różnych księstwach bywało zapewne rozmaicie. Gdy
stara administracya już nie przydatna, a nowej jeszcze niema,
wychodzi na to, że na razie administracyi wcale niema, chociażby
do niej było nie wiedzieć ilu urzędników. Do wszelkich nadużyć
władzy czas to najsposobniejszy. Toteż nastały w Polsce złote
czasy dla włodarzów i komorników książęcych, a także dla swa-
woli możnych, której ukrócić nie było komu. Wiemy, że czasem
przepędzano książęcych urzędników z osad, choć za to ciężkie
były kary; ale rady sobie nieraz z nimi dać nie było można.
Niegdyś, za Mieszka Starego, dokuczali, bo książę to lubił, chciał,
żeby się bano każdego ułamka jego władzy. Teraz było gorzej,
bo na wadliwą ustawę nie pomoże ani najlepszy książę, póki
ustawy nie zmieni. Około r. 1240 nie mogła się ludność uskarżać
na książąt; ciemiężyciela między nimi nie było. Tylko na Ślązku
dostał w r. 1241 jeden udział osławiony Henryk Rogatka, o któ-
rym jeszcze będzie mowa. Zresztą książęta radzi byli swym pod-
danym; ale na wadliwą, przestarzałą administracyę nie umieli ina-
czej radzić, jak tylko udzielaniem rozmaitych zwolnień od świad-
czeń. Tak np. mamy ciekawe zwolnienie z r. 1250, że opole nie
będzie obowiązane przyjmować podróżujących ciągle książęcych
urzędników, jak tylko raz w rok, a i wtenczas nie należy im się
nic więcej, jak siano dla koni.
Do nadużyć sposobności było tem więcej, że się podatki
składało w naturze; pod tym względem podatek pieniężny jest
dla ludności o wiele wygodniejszy. Ale obrót gotówki był jeszcze
ciągle nieznaczny, aczkolwiek o wiele już znaczniejszy, niż przed
stu laty. Więcej było osób zamożnych, więcej przybywało kup-
ców do kraju. Niejeden bogaty, sprzedając np. futra ze zwierzyny
228 PAŃSTWO w PAŃSTWIE.
swych lasów, nie chciał w zamian np. sukna, bo go miał już do-
syć w swej komorze, ale żądał od kupca zapłaty gotówką. Zamo-
żność społeczeństwa rosła widocznie i to szybko. Coraz więcej
było osób mogących sobie pozwolić na kupno niewolnika od
żyda. Czytamy w księdze pochodzącej w sam raz z tych czasów,
z połowy XIII. wieku, że żony rycerzy (tj. tych, którzy mieli zie-
mię z książęcego nadania, a za to chodzili na wojnę), sprzedają
len i nasiona, a za to mogą sobie kupić służebnice; to już znak
większego dobrobytu. Możnaby więc było ściągać podatki w pie-
niądzach od rycerzy, ale od tamtych, którym się na wojnę cho-
dzić nie chciało, byłoby to jeszcze trudno. Pod tym względem
były to czasy przejściowe.
PAŃSTWO W PAŃSTWIE.
Nowa administracya zaczynała się wytwarzać w posiadło-
ściach kościelnych. Uznawszy kościelny immunit, nie nadawano już
Kościołowi na utrzymanie całych kasztelanij, co też i dla duchowieii-
stwa dogodnem nie było. Z kasztelanii żnińskiej dochód był sto-
sunkowo niewielki i dziesięć osad niewolnych warte było więcej,
niż cała reszta kasztelanii; skoro zaś było już w niej 24 ujazdów
wolnej ludności, nie łatwo było rozszerzać własne gospodarstw o
na rachunek gnieźnieńskiej katedry. Lepiej było dla Kościoła, że
zyskał prawo posiadania przez darowiznę, kupno i testament i to
bez zachowywania formalności, żeby fundator zrzekał się najpierw
prawa własności na rzecz księcia.
Do ładu i składu przywykały pod opieką Kościoła wszyst-
kie warstwy ludności, bo osadnictwo dóbr duchownych ze wszyst-
kich się składało. Włodyka kasztelanii żnińskiej lub milickiej nie .
troszczył się o wojny ślązkiej gałęzi Piastów z wielkopolską; on ^.
na te wojny nie szedł, bo książę nie miał mu nic do rozkazywa-,i
nia. Zamienił się więc z żołnierza zupełnie na gospodarza. Tak |
samo uwolnieni byli na te czasy od służby wojennej tacy, którzy |
mieli posiadłość pierwotnie z nadania księcia, ale potem pod ;
zwierzchność kościelną się dostali. Ci wszyscy obowiązani byli .
ruszyć na wyprawę wtenczas tylko, gdy biskup kazał i oddawali I
się spokojnie gospodarstwu. Znikała przez to w wielkich dobrach ,
kościelnych różnica społeczna pomiędzy książęcym „towarzyszem" I
wojennym, a tymi, którzy wywodzili swe posiadłości nie z nadań, ą
LUDNOŚĆ DÓBR DUCHOWNYCH. 229
lecz Z rodowych zrębów. Niewolna zaś ludność, potomkowie na-
roczników, przechodziła coraz częściej na czynsze. Biskup nie po-
trzebował grotników, korabników; koniuchów i komorników po-
trzebował znacznie mniej od księcia; wolał^ ratajów i cieśh, a sta-
rał się o winiarzów, świątników i złotników. Robota wielu naro-
czników była zupełnie niepotrzebna, toteż obracano ich w rata-
jów i zaprzęgano do rolnictwa, jeżeli było na czem i jeżeli byli
•do tego zdatni. Czasem Kościół nie chciał tych naroczników, nie
wiedząc co z nimi począć, a książę nadając klasztorowi ziemię,
usuwał osadników, pozwalając im osiedlić się gdziekolwiek indziej
w dobrach książęcych; tak było przy lubiąskim klasztorze w roku
1233. Klasztorowi zaś trzebnickiemu zastrzeżono w r. 1204, że na-
rocznicy mogą też opłacać czynsz zbożem. Wprawiano ich do
roli, a więc do pracy cięższej, ale też za to przechodzili z nie-
wolników na czynszowników, a że prawo dawne zwyczajowe nie
znało takiej warstwy społecznej, więc ogłaszano, że się ich stawia
odtąd na równi z ,; gośćmi" wolnymi, co znaczyło, że będą oso-
biście wolni, a ziemię dostaną jakoby w dzierżawę, w zamian za
pewne świadczenia, w tym wypadku za czynsz. Zasada ekonomi-
czna była tedy ta sama, jak w niemieckich wsiach na Ślązku.
Czynsz kościelny wynosił zapewne dziesiątą część plonu, t. zw.
dziesięcinę, która stała się potem powszechnym podatkiem na
rzecz Kościoła, a właśnie w XIII. wieku coraz bardziej się rozpo-
wszechniała.
Mając pod swoją władzą osoby najrozmaitszych zajęć i sta-
nowisk, od bogaczy do nędzarzy, wykonując nad nimi świecką
władzę, poczynał Kościół tworzyć rzeczywiście państwo w państwie.
W dobrach duchownych nietylko że jemu wyłącznie należały się
podatki, ale też należało do niego i sądownictwo i to bez odwo-
łań się do księcia. Na synodach wywalczył sobie Kościół nietylko
to, że duchownego nie wolno było pozywać przed sąd książęcy,
ale wkrótce i to nawet, że nikogo z kościelnych dóbr nie można
było sądzić z ramienia księcia. W roku 1136 w jednej kasztelanii
całej dostał biskup książęce prawa; w r. 1240 w każdej osadzie
dóbr duchownych był księciem opat lub biskup. On tylko brał
daniny i on był najwyższym sędzią. Niebawem zacznie arcybiskup
gnieźnieński bić swoją własną monetę i okaże tym widomym
znakiem, że są w Polsce naprawdę dwie organizacye państwowe:
230 OGÓLNE PRZESILENIE.
Piastowska i arcybiskupia. Która z nich będzie silniejsza, ta drugą
pokieruje. A w państwie księżem więcej było światła, rozumu
i oszczędności: tak sił, jakoteż majątku.
Nas dzisiaj tak dziwi i aż razi samo wysłowienie: państwo
w państwie. Zmieniają się poglądy ludzkie. W r. 1240 nikt w tem
nie widział nic dziwnego; uważano, że tak właśnie będzie lepiej.
A nie było to wcale czemś wyłącznie kościelnem; dążenie takie
było wspólne wszystkim, a Kościół tylko pierwszy cel swój osię-
gnął. Od roku 1175 przygotowywało się przecież drugie takie
państwo w państwie; przygotowywało się i organizowało naj-
pierw na Slązku, a mianowicie niemieckie osadnictwo. Z góry
się godzono na to, że z tych osad książę nie dostanie nic, prócz
małego czynszu i części z opłat sądowych i za to zrzekał się tam
swojej władzy na rzecz sołtysa i ławników, którzy nakładali na
osadę podatek i sądzili według swego prawa, nie troszcząc się
zgoła o prawo polskie. Obok kanonicznego prawa zaczyna się
pokazywać prawo niemieckie i nikogo to nie gorszyło. Trzy tedy
prawa były już równocześnie w kraju: kanoniczne, niemieckie
i polskie.
I tak poczynało się w Polsce wszystko przemieniać w pierwszej
połowie XIII. wieku. Następstwo tronu wahało się pomiędzy elekcyą
a dziedzicznością; oświadczano się za potomkami Kazimierza Spra-
wiedliwego, ale rządzili też w Krakowie inni Piastowie i to nie
jako opiekunowie małoletnich Wielkiego księstwa dziedziców, lecz
jako samoistni władcy. Możnowładztwo szafowało tronem, ale
własnej polityki jeszcze nie miało poza tem jednem, żeby nie do-
puścić do samowładztwa; byle uznał immunit kościelny, byle nie
ciemiężył świeckich wielmożów, mógł każdy książę liczyć na ich
poparcie, choćby niezdatny był do rządów. Nie wyrobił się jeszcze
w społeczeństwie żaden program polityczny, chociaż była już
świadomość praw wobec tronu. Administracya przestarzała była
zła, nowej jeszcze nie ustanowiono. Powstawały miasta, ale jeszcze
nie oznaczono prawem ich stanowiska w państwie, ni w społe-
czeństwie. Zaczyna się obrót gotówki, ale jeszcze nie uzyskał prze-
wagi nad starem gospodarstwem oznaczającem wartość rzeczy
ilością skórek kunich lub wiewiórczych. Zjawiają się czynsze, ale
po większej części płaci się jeszcze za dzierżawę ziemi jakąś
cząstką plonów, lub pewną ilością własnej roboty. Podatki zaś
WŁAŚCICIELE I DZIERŻAWCY. 231
tylko wyjątkowo i to tylko w jednej dzielnicy, na Ślązku, składano
gotówką. Kościół utrzymywany przez państwo, z zasobów gro-
dowych, przechodzi na utrzymanie społeczeństwa przez szereg
prywatnych fundacyi i ogólną dziesięcinę; ale też ledwie dopiero
ukończyła się walka o immunit w Wielkopolsce. Organizacya
rodowa traciła coraz bardziej znaczenie ekonomiczne, ale bywały
jeszcze wspólnoty rodowe. Społeczeństwo zaczyna się dzielić
na kilka warstw stosownie do zajęć: żołnierzy i gospodarzy, rol-
ników, kupców i rzemieślników, ale prawo niezna jeszcze innej
różnicy, jak wolnego, wyzwoleńca i niewolnego i dzieli całą lu-
dność świecką według tego, czy należy do organizacyi rodowej,
czy też nie. Organizacya ta ani już nie wystarczała, ani też nie
miała tego znaczenia, co dawniej, kiedyto była dla społeczeństwa
wszystkiem; ale nowej organizacyi jeszcze nie było, poczęły się
pojawiać dopiero pierwsze jej zarody. We wszystkiem były już
pierwiastki nowe, ale nie wyginęły jeszcze dawne; słowem, spo-
łeczeństwo przechodziło przez przesilenie pod każdym względem,
gdy na nie spadła klęska tatarska.
WŁAŚCICIELE I DZIERŻAWCY.
Po najeździe tatarskim kraj wyglądał, jak pustynia. Nie zo-
stało ni śladu z szczęśliwych początków miast, grody i kościoły
zburzone i spalone, zniszczone zupełnie gospodarstwo całego kraju.
Klęska była tem większa, że Tatarzy brali mnóstwo jeńca i o to
najbardziej dbali. Głównym celem ich wypraw bywał zawsze
jassyr; tak się nazywała u nich niewola. Brali w jassyr nietylko
jeńca wojennego, który dostał się w ich ręce z bronią w ręku,
ale wszystkich, wogóle każdego, kto tylko wpadł im w ręce i to
nietylko mężczyzn, ale kobiety i dzieci. Całemi tłumami pędzili
pojmaną ludność w niewolę na daleki Wschód. I to było klęską
najcięższą. Powiedziano o nich, że trawa nie rosła, którędy oni
przeszli, tak doszczętnie wyniszczyli wszelkie plony ludzkiej pracy.
Pilnością i zdwojoną zapobiegliwością dadzą się wprawdzie zabli-
źnić najgorsze spustoszenia wojenne, po tatarskiej jednak nawale
nie było komu zabierać się do zagospodarowania kraju na nowo,
bo kraj był jassyrem zupełnie wyludniony; brakło rąk do pracy
i pustynia musiała pustynią pozostać. Z całych kwitnących osad
nie pozostał nikt; całe obszary były bez dziedziców. Tu i ówdzie
232 WYZWALANIE NIEWOLNIKÓW.
udało się ludności zbiedz w puszcze i rozpierzchnęła się po świecie.
Czasem ktoś wracał do dawnycłi ognisk domowycłi, żeby roz-
począć pracę na nowo, znowu od samego początku, od tego, co
pradziad jego już był zrobił. A nie mając rąk do pomocy, powoli
tylko, bardzo powoli mógł z gruzów wznosić gospodarstwo. Nie
będzie w tem najmniejszej przesady, jeżeli się powie, że tatarski
najazd cofał Polskę o sto lat w tył.
Gdy popowracali do swych osad ci, co przetrwali nawałę,
znaleźli wszystko nietylko w opustoszeniu, ale co więcej, przepadł
cały porządek, rwała się cała organizacya. Kasztelan wróciwszy
do swego grodu widział, że nietylko z grodu ledwie zgliszcza
sterczą, ale przepadła też bez śladu niejedna osada naroczników.
Czynszów nie było komu płacić, nie było do kogo wysyłać opolnej
laski, żeby zwołać naradę. Jak dojść, kto po kim ma dziedziczyć,
kto zginął w walce, kto do jassyru się dostał, który grunt zupełnie
bezpański, a do którego może się jeszcze ktoś zgłosić? A gdy
się zgłaszał, jak się przekonać, czy słuszny jego wywód do dzie-
dzictwa, skoro przepadli bez wieści ci, którzy mogli być 'świad-
kami? Musiano zaprowadzać porządek na nowo, na nowo oznaczać
granice. Władza książęca musiała zająć się na nowo sprawą osa-
dnictwa, bo przybyło nagle tyle ziemi jakby niczyjej, do której
nikt się nie zgłaszał.
Zupełnie wolne miał ręce książę co do osad niewolnych,
z temi miał zawsze prawo postępować do woli. Nadaje też hojną
dłonią opustoszałą po nich ziemię klasztorom i swoim rycerzom,
byle tylko zagospodarowała się na nowo. Zmalała przez to ilość
tych osad, zmalała ilość niewolnika. Nowe nadania wymagały
służby wojskowej i czynszów. Książęta zrywali z przestarzałym
sposobem opłacania podatków w naturze, nie zależało im już na
narocznikach tyle, co dawniej. Często uwalniają resztę pozostałych
niewolnych, nadając im swobodę. Zmniejsza się przeto i to szybko
ilość niewolnej ludności, przybywa wolnych. Pamiętać zaś trzeba,
że była ta warstwa już spolszczona, że nietylko przyjęła polską
mowę, zwyczaje i obyczaje, ale że niewątpliwie i związkami mał-
żeńskimi z rodzimą polską ludnością łączyć się musiała.
Wśród powszechnego zamętu działy się nadużycia. Na Slą-
zku zwłaszcza zagarniał ziemię, kto chciał; tam przywłaszczano
sobie nawet ziemię książęcą i kościelną! Już od dwóch pokoleń
POLSKIE A NIEMIECKIE RYCERSTWO. 233
dokonywało się niemczenie Ślązka i było tam wielu niemieckich
rycerzy na książęcych nadaniach. Znać też na Slązku wpływ ra-
busiowskiego rycerstwa. Po tatarskim najeździe poczyna się gra-
bież ziemi na wszystkie strony, nie pytając o niczyje prawa. Sami
ci rycerze ślązcy nie imaH się gospodarstwa, ale sprowadzali osa-
dników z Niemiec, ażeby od nich pobierać czynsze. Tam zdarzało
się zresztą już przed tatarskim najazdem, że gospodarze rady so-
bie dać nie mogąc z takim sąsiadem gwałtownikiem, woleli się
wyrzec gospodarstwa. Czytamy często o takich wypadkach. Po-
została pamięć jednego takiego „rycerza", przezwanego Kobylą
Głową, przed gwałtami którego usunęła się cała osada. W innem
miejscu czytamy, że ludność szukała u opata opieki przeciw uci-
skowi i grabieży, ale opieki znaleźć nie mogła, bo dobra ducho-
wne również gwałtów doznawały; rzucają więc w końcu gospo-
darstwo i proszą księcia, żeby ich wziął na naroczników swoich,
mianowicie na gajowych w książęcej puszczy. Klasztor trzebnicki
skarży się na ubytek dziesięciny, bo ludność wolna opuszcza
osady i t. p. Jeżeli tak przedtem było na Ślązku, cóż się działo
dopiero po mongolskiej nawale!
O ucisku gospodarzy przez rycerstwo nie słychać nic w ża-
dnej innej dzielnicy, prócz Ślązka. Polskie rycerstwo samo wyszło
z ziemi i różniło się od reszty wolnej ludności tylko tem, że miało
ziemię z nadania, wydzieloną z poprzedniego związku rodowego.
Każdy mógł się stać rycerzem, skoro zamienił dawną opolną da-
ninę na obowiązek towarzyszenia księciu zbrojno. Warstwa ta nie
z wyjątków się u nas składała, ale raczej z ogółu, a po najeździe
znaczna większość wolnych rycerzami się stała, biorąc książęce
nadania. Ci polscy „rycerze" musieli się raczej pilnować, żeby
ich nie pomieszano z wyzwoleńcami, t. j. z uwolnionymi naro-
cznikami, którzy do żadnego starego polskiego rodu nie należeli.
Przed najazdem tatarskim stawali się wyzwoleńcy łazęgami: ale
teraz, gdy tyle ziemi stało pustką, próbowali szczęścia i do ziemi
i nieraz im się to udało. Książę niemiał w tem żadnego interesu,
żeby ich utrzymywać w gorszych warunkach obywatelskich, niż
innych; ale ci inni, potomkowie pierwotnych „ojczyców" ziemi
polskiej, mieli w tem interes, bo chodziło o ziemię. Nieraz książę
gotów był przyznać wyzwoleńcom prawo do posiadania ziemi na
równi z rodowymi. Tak n. p. opustoszały przez najazd tatarski
234 NOWI WŁAŚCICIELE ZIEMSCY.
Łagiewniki pod Krakowem ; zostało łagiewników tylko kilku. Da-
wną ich osadę nadał książę Bolesław Wstydliwy wielmożowi Mi-
kułowi, a tych kilku przenosił równocześnie gdzieindziej, na nową
osadę, ale już rolniczą i to nie niewolną. Była to łaska książęca.
Jeden z łagiewników nie miał ochoty przenosić się do nowej
osady i prosił o jakąś inną ,; zamianę" ; chciał widać gospodaro-
wać sobie sam. Dał mu książę, o co prosił. Co więcej, zastrzegł
książę, że gdyby który z tych dawnych jego łagiewników powró-
cił do Polski, gdyby się komu z nich udało zbiedz z jassyru, bę-
dzie miał prawo upomnieć się o źreb dla siebie ! Było to zró-
wnanie niewolników z wolnymi, bo tylko wolnym rodowcom
przysługiwały dotąd takie prawa ! Na każdym kroku znać opiekę
Kościoła i książąt nad tą ludnością. W całym szeregu dokumen-
tów czytamy o nadaniach, które należały „niegdyś" t. j. przed
Tatarami do naroczników; jeżeli ta ludność ocalała, prawie zawsze
zostaje teraz uwolnioną. Tak otrzymali wolność wszyscy naro-
cznicy, gdy Bolesław Wstydliwy obdarzał ziemią klasztor w Sta-
niątkach. Podobnież postąpił Gerard, dziekan kapituły krakowskiej,
gdy dostał nadanie od księcia. W innej znowu okolicy oni sami
zamieniają się z opatem na inną osadę; działają tedy zupełnie,
jak wolni i własnowolni. Objawia się w Polsce coraz częściej dą-
żność do zniesienia niewolnego przypisania do gleby. Z końcem
XIII. wieku spotykamy się z nadawaniem ziemi na wieczyste po-
siadanie potomkom naroczników. Tak książę Przemysław Kuja-
wski dał w r. 1298 ujazd Bartodzieje sześciu bartnikom, z wodami,
lasami, pastwiskami i łąkami całego ujazdu. Tam nie mógł już
nigdy osiąść nikt, ktoby nie był potomkiem owych sześciu pier-
wszych bartników. Dziedziczyć mieli ziemię spokojnie, a księciu
nie byli powinni nic więcej, jak tylko corocznie na św. Michał
12 dużych krusz miodu. Powstawało więc w Bartodziejach nowe
gospodarstwo rodowe, takie samo, jakie niegdyś prowadzili wszy-
scy wolni za pierwszych Piastów. Sprzeciwiało się to zupełnie
prawu zwyczajowemu, bo według prawa po niewolnym nie mo-
gli dziedziczyć boczni krewni, a ziemia po bezpotomnym' wracała
do pana. W ciągu XIII. wieku, a zwłaszcza po najazdach tatar-
skich, powstawały jednak z potomków niewolników nowe rody,
rządzące się dawnem prawem rodowem rodowitych z dziada pra-
dziada Polaków. To, co dla rodzimej ludności było już staro-
NOWE WSPÓLNOTY RODOWE. 235
świecczyzną, gospodartwo rodowe, zaczyna się na nowo organi-
zować wśród części wyzwoleńców, osiadłych na ziemi.
Skutkiem tatarskiego najazdu przedłuża się w Polsce orga-
nizacya rodowa na roli. Miał książę dużo wolnej ziemi do roz-
dania i czynił nadania chętnie; kto tylko chciał dostać posiadłość
za wojskową służbę, dostawał ją bez trudności, bo księciu zale-
żało na tern, żeby się pustki zagospodarowały na nowo. Ale pod-
czas gdy przed tatarską nawałą łaska książęca i wojskowa służba
były jedynym sposobem, żeby się wydobyć z przeludnionego już
ujazdu rodowego i dojść do dobrobytu, to teraz się to zmieniło
i było wielu takich, którzy nagle zostawali bogaczami bez łaski
księcia i nie potrzebując przechodzić na „prawo żołnierskie".
W Małopolsce ubyło tyle ludności ! Z niejednego ujazdu rodo-
wego nikt nie został, a z każdego ubyła przynajmniej połowa
»stryjców". Ci, co pozostali, dziedziczyli po tamtych, którzy stra-
cili życie, lub poszli w jassyr, a przez to „źreby" powiększyły się
nagle. Nie brak było ujazdów, z których ledwie kilku pozostało
i ci stawali się teraz właścicielami całego ujazdu. Jeżeli jeden tylko
pozostał, zabierał cały ujazd dla siebie. Nie trzeba było prosić się
księcia, a nie każdy miał ochotę chodzić na wojnę. Brak rąk ro-
boczych zachęcał teraz na nowo do wspólnego gospodarstwa.
Wspólność rodowa stała się w niejednym wypadku potrzebną
i nie tylko przydatną, lecz nawet konieczną, żeby ręka rękę wspie-
rała. Nie było w żadnym małopolskim ujeździe stryj ców wielu,
wystarczało dla wszystkich ziemi obficie ! Kto więc żołnierzem nie
chciał być, mógł się bez tego doskonale obejść, a być bogaczem,
poprzestając na starem prawie, wymagającem danin w naturze
i świadczeń z własnej pracy. Bywały wypadki, że pozostali przy
życiu członkowie rodowego ujazdu, nie mogąc sami obrobić
wszystkich swoich gruntów, puszczali część w dzierżawę i to roz-
maicie, na daniny lub czynsze i ten dochód z dzierżawy był
wspólną ich własnością rodową. Przed najazdem tatarskim mie-
wali dzierżawców tylko wielmożowie „rycerze"; teraz miał ich
niejeden, który niedawno sam dla siebie ziemi miał za mało.
Przesadzano się też wzajemnie w podawaniu dzierżawcom jak
najkorzystniejszych warunków, żeby tylko ich dostać, bo inaczej
większa część posiadłości byłaby pozostała niezagospodarowaną
pustką. Toteż jeżeli dla kogo nastały złote czasy, to z pewnością
236 NOWA WARSTWA LUDNOŚCI.
dla dzierżawców. Garnął się więc do roli każdy łazęga i wyzwo^
lenieć. \
Zdarzało się, że wyzwoleńcy sięgali wyżej i próbowali zró-
wnać się od razu z rycerzami. O pierwszym takim wypadku sły-
szymy na Ślązku, jeszcze za czasów Bolesława Wysokiego. Tam
osiedlił książę w Raczycacti czterech swoich kom.orników, a więc
naroczników. Potomkowie ich zaczęli podawać się za dziedziców
tej ziemi, a książę, chcąc im pokazać, że siedzą na ziemi tylko
z łaski dopóty, dopóki się księciu podoba, kazał się im wynosić;
rugował ich, zamieniając tedy na łazęgów. Uproszony jednak przez
okolicznych „rycerzy", dał się przebłagać i zostawił ich w Rączy-
cach pod warunkiem, że mu dostarczą na każdą wyprawę jednego
jeźdźca. A zatem zrobił ich z naroczników od razu rycerzami.
To był bądźcobądź wyjątek, bo z reguły okoliczni „rycerze"
nietylko nie wstawialiby się u księcia, ale przeciwnie, sprzeciwia-
liby się takiemu wywyższaniu wyzwoleńców. Władza książęca była
też coraz słabsza, a dla książąt panujących na rozdrobnialych udzia-
łach coraz trudniej było przedsiębrać cokolwiek wbrew wielmo-
żom i rycerstwu; z tych zaś każdy wolał sam ziemię dostać lub
wykołatać ją dla którego ze swych krewniaków. Pod ich wpły-
wem pojawiają się też w dokumentach zastrzeżenia, żeby potom-
kowie niewolnych, osadzani na nowo na ziemi, nie rościli sobie
prawa do swobodnego dziedzictwa. Gdy rycerstwo polskie coraz
bardziej zaczynało się trudnić gospodarstwem, chciało też posiąść
jak najwięcej ziemi, na której wydzielali potem gospodarstwa svc\'m
osadnikom. Kto dostał ziemię wprost od księcia, ten szczęście zro-
bił. Kto ją dostawał od wielmoży, od rycerza, niemiał się sam na,,
razie gorzej od tamtych pod względem majątkowym, ale dawałj
początek^ nowej warstwie ludności, ograniczonej pod względem!
prawnym, a która potem miała się znaleść w gorszych też mate-j
ryalnych stosunkach. Ziemi wolnej było tyle, że można było do-i
stać gospodarstwo za bądź co. Rycerz niewolników prawie nigdy-
nie miał po tatarskim najeździe; pod tym względem czasy nagle-
zmieniły się zupełnie. Nie miał mu kto ziemi obrobić. Z biedy
dawał ją przeto do obrobienia każdemu łazędze, który tylko się
zgłosił, i nie żądał za to nic więcej, jak tylko trochę pomocy pod-
czas żniw i sianokosów. Dawano kawał ziemi na wyłączny użytek
osadnika, jeżeli w zamian za to zgodził się trzy dni żąć, a jeden
ŁATWE DZIERŻAWY. 237
dzień wiać i młócić na pańskiem. Wiadomość tę mamy z r. 1254.
W następnym roku stanęła umowa jeszcze łatwiejsza do wyko-
nania: jeden tylko dzień żąć i jeden kosić. Z r. 1280 mamy do-
kument, w którym pan ziemi żąda tylko, żeby mu przez dwa dni
każdy kosił i zwoził siano. Któżby nie przystał na takie prawdzi-
wie złote warunki? Za dwa do trzech dni robocizny na cały rok
chleb dla siebie i dzieci! Toteż korzystali z tego łazęgi i nie wra-
cali już na podegrodzia. Opustoszały dawne targi, upadły rzemio-
sła pod klasztorami, katedrami i grodami, bo o ziemię znowu było
tak łatwo ! Wznosiło się powoli na nowo rolne gospodarstwo po
tatarskim najeździe, ale miasta się nie odradzały.
Wobec tego, że wszyscy tak się ubiegali o dzierżawców, po-
cząwszy od księcia, a skończywszy na ujazdowym stryjcu współ-
właścicielu, nastały też złote czasy dla osadników z Niemiec. Już
przed najazdem mongolskim byli nietylko na Ślązku, ale na Ku-
jawach i w Krakowskiej ziemi nad Dunajcem. Teraz zaś, po ta-
kiem strasznem wyludnieniu, zaczęli napływać tysiącami, a to tem
bardziej, że we własnym ich kraju nastały czasy niespokojne, nie
dobre dla gospodarstwa. Nieporządki panujące pomiędzy Piastami
były niczem w porównaniu z brakiem jakiegokolwiek ładu w Niem-
czech. Minęły czasy wielkiej potęgi królów niemieckich. Dynastya
Hohenstaufów marniała w wojnach domowych, cesarz Fryderyk II.,
mając swe własne królestwo w południowych Włoszech, nie tro-
szczył się o Niemcy. Jego potomkowie poginęli we walkach o wło-
skie dziedzictwo, a w Niemczech nie było pana. Doszło do tego,
że żaden z możniejszych książąt nie chciał nawet być królem nie-
mieckim, ani cesarzem. Czasy pomiędzy r. 1246 a 1272 są naj-
gorsze, najsmutniejsze w historyi niemieckiej, a zowią się bezkró-
lewiem, bo naprawdę króla nie było. Zmieniło się to dopiero
w r. 1272, gdy tron ofiarowano Rudolfowi Habsburgowi, praoj-
cowi dynastyi, która stale potem rządziła w Niemczech i zasiada
dziś na tronie cesarstwa austryackiego. Podczas bezkrólewia nie
było żadnego prawa; kto był silniejszy, robił ze słabym co chciał.
Powstało t. zw. prawo pięści, Faustrecht; silniejsza pięść dykto-
wała prawo i nie było na to rady. Zakwitnęły grody rycerzy-
rabusiów i oni byli prawdziwą władzą. Ludność uciekała też tłu-
mnie z Niemiec, a gdy najazd tatarski Polskę tak strasznie wy-
ludnił, zwróciła się do nas całą ławą emigracya niemiecka. Ksią-
238 SAMORZĄD DZIERŻAWCÓW.
żęta byli im radzi, bo można było przez to szybciej kraj na nowo
zagospodarować. Niesposób było czekać, aż się ludność krajowi
powiększy przez przyrost naturalny^), chętnie więc witano Niem-
ców. Za przykładem książąt ślązkich poszli też nietylko małopolscy;
książęta, ale i wielkopolscy, chociaż tam nie było tatarskiego na-
jazdu.
Było w owych czasach najwyższą zasadą prawa, że każdy J
ma się rządzić swojem prawem, tj. prawem tem, wśród którego
wzrósł, prawem społeczeństwa i stanu, z którego pochodzi. Nie-
miec miał się rządzić niemieckiem prawem, choćby nawet był pod
polskiem panowaniem, a podobnież Polak, chociażby się znalazł
pod władzą niemiecką, miał postępować w swych sprawach we-
dług swego prawa zwyczajowego. Nie przyśniło się wtenczas ni-
komu, żeby wszyscy mieszkańcy państwa musieli mieć jednakie
prawo spadkowe, jednaki przewód sądowy, czyli postępowanie
przy procesach, lub jednakie przepisy porządku w swojej osadzie.
Porządku miał każdy pilnować po swojemu, jak mu dogodniej,
byle tylko porządek był. Nie przeszło więc też nikomu przez myśl,
żeby niemieccy goście mieli się stosować do prawa polskiego,
żeby np. spadkiem dzielili się tak, jak to u Polaków było w zwy-
czaju. Pozostawiono im pod tym względem zupełną wolność i było
to bardzo rozumnie. Przymus do podlegania obcemu prawu wy-
rodzić się musi z konieczności w bezprawie ! Rzecz to bardzo prosta,
bo gdzie nikt prawa nie zna, jakżeż może być posłuszeństwo prawu?
Niemiecki dzierżawca nie znał polskiego prawa, a polski właści-
ciel tak samo nie znał niemieckiego. Żeby więc nie było bezprawia,
jedyna była rada, żeby sobie tylko wymówić wynagrodzenie za
dzierżawę, a zresztą zostawić tym ludziom zupełną swobodę i dać
im samorząd, żeby się sami między sobą rządzili swojem prawem
niemieckiem, saskiem czy szwabskiem. Polscy dzierżawcy mogli
uznać właściciela ziemi np. swym sędzią, bo on sądził ich we-
dług polskiego prawa; ale trudno było być sędzią nad Niemcami,'
których prawa się nie znało. Dla właściciela wielka była wygoda,
że nie miał ze swymi dzierżawcami żadnych kłopotów, prócz czyn-
szu i że nic go nie obchodziło, kto się z kim pobił, kto po kim
Tak zowiemy wzrost ludności przez samą tylko przewagę ilości urodzin
nad ilością zgonów.
GBURY I SZLACHTA. 239
dziedziczy itp. Dla dzierżawców też wygodniej było i przyjemniej,
że się sami mogli rządzić. Samorząd dogadzał obydwom stronom,
toteż zaczęto wkrótce dużo wsi polskich przenosić umyślnie na
,, prawo niemieckie", czyli na „prawo gości". Czytamy nieraz w ów-
czesnych dokumentach, jak książę, opat lub prywatny właściciel
polskich swych dzierżawców „równa z gośćmi"; to znaczy, że
pozostawia ich familijne i majątkowe sprawy ich własnemu sa-
morządowi, że się w to mieszać nie chce, a za wydzierżawienie
ziemi chce czynszu gotówką, a nie danin w naturze ni robocizny.
Wolał pieniądze, za które kupił sobie znowu niewolnika od żyda
i kazał mu obrobić na potrzeby własne kawał ziemi koło swego
domu, a o resztę się nie troszczył i miał dochody bez wielkich
gospodarskich kłopotów.
GBURY I SZLACHTA.
Powstała więc nowa a bardzo liczna warstwa społeczna: dzier-
żawców. Oni to są przodkami ludu wiejskiego w Polsce. Byli zu-
pełnie wolni, mogli i zamieszkać, gdzie chcieli i robić, co chcieli,
a względem właścicieli mieli tylko te obowiązki, o które się umó-
wili, biorąc dzierżawę. Kto się dorobił, kto miał pieniądze, mógł
sobie ziemi kupić i sam zostać właścicielem; żadne prawo tego
nie wzbraniało. Mógł się też przenieść z jednej dzierżawy na drugą,
w inne strony, gdy mu się tak zdało lepiej, byle tylko uczynił
zadość obowiązkom dzierżawnym u poprzedniego właściciela. Po-
wstały też potem przepisy, co do warunków rozwiązania dzierżawy.
Nie umawiano się bowiem, na ile lat ma być dzierżawa, ale za-
wierano umowę zawsze na czas nieograniczony tj. aż do wypo-
wiedzenia. Przyjmowało się zawsze domysł, że dzierżawa ma być
wieczystą i dziedziczną i tak też było z reguły. Właściciel kontent
był, że ma kogo na roli, a dzierżawca miał wszelkie ułatwienia,
żeby tylko siedział na miejscu i nie przenosił się gdzieindziej. Wy-
jątkowo tylko zdarzały się spory; potem dopiero, znacznie później,
gdy kraj się już zaludnił, gdy znowu trudniej było o ziemię, niż
o ludzi, okazała się potrzeba przepisów prawnych do oznaczenia,
pod jakiemi warunkami wolno dzierżawę opuścić.
Niemieccy osadnicy wiejscy nazywali sami siebie w swoim
języku ,,gebuer'\ W tem słowie wymawia się e tylko z lekka,
bardzo mało, tak, że w wymowie nie znający języka Polak rozu-
»
240 GBURY I SZLACHTA.
miał »gbur" i stąd nazwa „gburów". Urzędy nasze nazywały ich
jednak zawsze ,; gośćmi" lub ,; przybyszami" (po łacinie: hospites —
advenae)y toteż nazwa gburów przyjęła się tylko tam, gdzie urzędy
były niemieckie. Wyraz „gebuer" znaczy po prostu: włościanin,
to samo, co w nowszym języku niemieckim „bauer", które od
tamtego pochodzi. Niemieccy osadnicy nazywali też „gburami"
nietylko siebie, ale i polskich dzierżawców, jako ludzi tego samego
stanu. Pod zniemczonymi Piastami ślązkimi nastały niemieckie
urzędy; na północy zaś, nad dolną Wisłą, przeszła część kraju
pod panowanie niemieckich Krzyżaków. W dwóch tych częściach
Polski nazywano nową warstwę społeczną z urzędu po niemiecku,
a więc gburami i rzeczywiście nazwa ta tak się tam przyjęła i za-
korzeniła, że oznacza tam do dziś dnia i to w polskim języku
wiejskiego gospodarza, nie będącego szlachcicem, i to gospoda-
rza zamożnego. Ponieważ wówczas w żadnym urzędzie nie pisy-
wano jeszcze po polsku (tylko po łacinie), nie wiemy zgoła, jak
po polsku nazywano w połowie XIII. wieku tych dzierżawców,
którzy nie byli przybyszami z zagranicy. Nie wiemy, jak założy-
ciele włościańskiego stanu sami siebie nazywali. Wyraz „chłop"
znaczył wówczas tyle, co „człowiek".
Nie wiemy również, jak sami siebie nazywali właściciele
ziemscy w przeciwstawieniu do swych dzierżawców. I jednych
i drugich znamy tylko nazwy niemieckie. Niemcy spostrzegli, że
właściciele należą do starej organizacyi rodowej, podczas gdy
dzierżawcy polscy nie mają z nimi rodowego związku i dopiero
tu i owdzie zaczynają organizować się na wzór tatntych. NazwaH
więc Niemcy właścicieli ziemi całkiem słusznie rodowcami, co po
niemiecku mówiło się: »slahta''. Z „gebuer" zrobił się polski w)-
raz: gbur — a ze „slahta": szlachta. Szlachtą nazywali wszystkich,
którzy tylko mieli własną ziemię, a tych z pomiędzy szlachty,
którzy mieli ziemię na „prawie wojskowem", zwali rycerzami.
Takie były stosunki i taka rozmaitość wśród ludności wiej-
skiej. Co tylko ocalało z tatarskiego pogromu, jęło się pracy na
ziemi. O przyszłość wsi polskiej nie byłoby kłopotu i bez Niem-
ców. Wieś nigdy nie zaginie, bo ludzie najchętniej garną się do
ziemi -żywicielki i wtenczas dopiero myślą o innych sposobach do
życia, gdy gruntów dla wszystkich nie może już starczyć. Dlatego
też Polska była zawsze krajem przeważnie rolniczym, bo za mało
MIASTA NIEMIECKIE. 241
miała ludności na tak dużą ziemię, żeby wytworzyć należycie te
wszystkie warstwy społeczne, które są potrzebne do tego, żeby
potęga narodu rozwinęła się wszechstronnie. Za mało nas było
po tatarskim najeździe, a i później znowu nas było za mało w sto-
sunku do posiadanej ziemi!
MIASTA NIEMIECKIE.
W Małopolsce nikt do miast nie wracał; przeciwnie, resztki
mieszczaństwa powstającego z ,;łazęgów" rzuciły się do wiejskiego
gospodarstwa i z wielkopolskich miast niejeden wyruszył w Kra-
kowskie lub Sandomierskie, żeby tu osiąść na dzierżawie. Nie
sposób już było obejść się bez miast, a nie było na tyle ludności,
żeby je dźwignąć na nowo rodzimemi siłami. Do tego użyto więc
także niemieckich przybyszów.
Zakładane na nowo miasta, nie krępowane niczem, urządzały
się wygodnie, korzystając już z doświadczenia poprzedniego po-
kolenia. Fundamentem miasta był targ. Wytyczano więc obszerny
rynek na targi, a z niego na wszystkie strony ulice. Żeby miasto
było obronne, otaczano je całe murem; przybywały potem roz-
maite jeszcze obwarowania, gródki pod murami, wały, rowy wy-
pełniane wodą, mosty zwodzone do bram miejskich i t. p. Obo-
wiązek obrony murów miejskich spoczywał na mieszczanach; za
to jednak byli oni wolni od wszelkiej innej powinności wojskowej.
Miasta naczelnikiem był wójt, którym zostawał zazwyczaj dzie-
dzicznie sam przedsiębiorca emigracyjny; on kierował całą admi-
nistracyą wespół z radą miejską, złożoną z rajców, którzy pocho-
dzili z wyboru. Do sądownictwa byli ławnicy, podobnie, jak po
wsiach na prawie niemieckiem. Wójt pobierał rozmaite opłaty
i miał także monopol młyna i karczmy. Daleko poza mury miej-
skie sięgał ujazd, tj. obszar ziemi będący własnością miasta. Temi
gruntami dzielili się przybysze, a wójt brał szóstą część.
W założonem w ten sposób na nowo mieście nie wolno się
już było osiedlić jakiemukolwiek łazędze. Przybysze zakładali mia-
sto dla siebie i swoich dzieci, a nie dla obcych. Pierwsi mieszcza-
nie tworzyli jakby jeden ród, a kto się z niego nie wywodził, nie
miał w mieście żadnych praw, nie wolno mu było w mieście ani
własności nabywać, ani handlować, ani założyć warsztatu. Do tego
trzeba było pozyskać najpierw prawo miejskie, co nie było łatwą
16
242 MIASTA NIEMIECKIE.
rzeczą. Tak więc niemieccy emigranci powznosili szybko miasta
na nowo, ale też zamknęli do nich przystęp Polakom. Nie mogło
być polskiego mieszczaństwa, ażby się chyba spolszczyli potom-
kowie pierwszych mieszczan niemieckich. Kilkadziesiąt niemieckich
rodzin nie mogło sobie oczywiście wystarczyć. Potrzebowali służby,
parobków, pomocników, czeladników; napływało i tych sporo
z Niemiec. Za dobrym zarobkiem przybywali ciągle nowi emi-
granci, ale ci nie byli już równymi tym pierwszym, dla których
miasto założono. Tylko tamci byłi panami w mieście; wszystkie
urzędy były tylko dla nich i ich potomków. Powstały tedy dwie
warstwy w miastach; potomkowie pierwotnych osadników utwo-
rzyli t. zw. patrycyat miejski, sprawujący rządy i mający do wszyst-
kiego prawo, a reszta ludności tworzyła t. zw. pospólstwo, mające
prawo tylko do szukania zarobku w granicach dozwolonych przez
radę miejską.
W ten sposób założono na nowo zniszczony przez Tatarów
Wrocław, zaraz po najeździe w r. 1242. W Wielkopolsce pozo-
stały wprawdzie polskie osady miejskie, ale osłabione znacznie
przenoszeniem się ludności na rolę. Nie były też polskie miasta
jeszcze urządzone według osobnych dla siebie praw, jako dopiero
wytwarzające się zwolna i czekające na stosowną dla siebie orga-
nizacyę. W Niemczech organizacya ta już się dawniej dokonała
i przeniesiono ją gotową na Slązk jeszcze przed najazdem tatar-
skim. Stamtąd byłaby się niewątpliwie i tak rozszerzyła w Polsce,
ale nie byłby przytem zapanował w miastach żywioł niemiecki.
Po najeździe zaś miasta nietylko przyjmowały prawo ;; magdebur-
skie", ale też obywateli otrzymywały z Niemiec. W roku 1253
przeniesiono Poznań na prawo niemieckie i zniemczono zarazem:
W roku 1255 zamieniono na takie miasta Lignicę i Sandomierz.
Stolica Wielkoksiążęca, Kraków, powstawał jednak z gruzów wla-
snemi polskiemi siłami; może tu garnęło się więcej polskiej lu-
dności dlatego właśnie, że to była stolica; w każdym razie nie
myślano o sprowadzaniu do Krakowa Niemców po pierwsz)'in
najeździe tatarskim. Ale po drugim najeździe zniemczył się Kra-
ków i cały dalszy szereg miast polskich. A chociaż został na miej-
scu, zwłaszcza w Wielkopolskich miastach, ten i ów z dawnych
polskich mieszczan, nic nie znaczył wobec nowych obywateli nie-
mieckich, którzy zabierali rządy miasta i wprowadzali swój ję7\'k
HANZA. 243
do urzędów miejskich. Można przeto powiedzieć, że skutkiem ta-
tarskich najazdów zniknęły miasta polskie, a powstały natomiast
miasta niemieckie w Polsce.
Aż do początków XIII. wieku wszystkie osady polskie były
wiejskie i cała ludność wiejska, z wyjątkiem nielicznych mieszkań-
ców, osiadłych pod głównymi grodami. W XIII. wieku zaczyna
powstawać mieszczaństwo, a od połowy XIII. wieku ustaliły się
już miasta, odgrodzone warownemi murami, z ludnością szukającą
utrzymania w handlu, przemyśle i rękodziełach.
Związek tych miast niemieckich z naszą organizacyą pań-
stwową był nader słaby i luźny, a natomiast utrzymywały one
ścisłe związki z miastami w Niemczech. Ponieważ w Polsce nie
było znawców niemieckiego prawa, do których możnaby wnosić
apelacyę od wyroków ławniczych, przyjęło się, że ci przybysze
uznali sąd w Magdeburgu za swoją najwyższą instancyę. Nieba-
wem zaś przystąpiły te miasta do wielkiego związku niemieckiego,
zwanego „Hanzą". W Niemczech zakwitnął handel. Wiejskiemu
ludowi źle się powodziło, ale mieszczaństwu bardzo dobrze. Mi-
nęły już czasy, kiedyto na morzu spotykało się Normanów, Wi-
kingów i słowiańskich Pomorzan. Niemcy nauczyli się żeglugi,
byli zdolnymi kupcami, a usilną pracą, wielką rządnością i zapo-
biegliwością doprowadzili do tego, że w połowie XIII-go wieku
mieli już połowę europejskiego handlu w swym ręku. Na czele
niemieckiego ruchu handlowego stały trzy potężne miasta: Kolo-
nia, Lubeka i Hamburg. Kupcy niemieccy mieli swoje składy to-
warów i kantory w całej północnej Europie. Już w XI. wieku
tworzyli stowarzyszenie w Londynie, a w XII. założyli wielki kan-
tor na drugim końcu Europy, w Wielkim Nowogrodzie. Docho-
dzili szybko do olbrzymich bogactw, bo umieli urządzać spółki
i dobrze się w nich rządzili, a przytem trzymali się ścisłej soli-
darności. Nikt się nie wyrywał na swoją rękę, ale łączono się
w stowarzyszenia kupieckie, które wszystkiem kierowały. W poło-
wie XIII-go wieku mądra ta zasada solidarnych spółek sięgnęła
jeszcze wyżej. Oto całe miasta łączyły się w związki kupieckie
i tak powstała sławna Hanza, która z czasem stała się nietylko
handlową potęgą, ale też polityczną. Właśnie w r. 1241 związał
się Hamburg z Lubeką i to było Hanzy początkiem. W sto lat
potem obejmowała Hanza już kilkadziesiąt miast, prowadziła wojny
244 NOWE ZAKONY.
na własną rękę i szafowała tronem duńskim, gdy kraj ten pró-
bował wydobyć się z pod jej przewagi ekonomicznej. I nasze
miasta do łianzy należały, a czerpiąc z tego związku poczucie
swej siły, próbowały stanowić nietylko o handlu, ale też i o po-
lityce. I u nas próbowało potem niemieckie mieszczaństwo szafo-
wać polskim tronem i ciągnęło sprawę polską tam, gdzie tego
wymagał nie polski interes, lecz niemiecki. Zniemczenie miast
stało się istną kulą u nogi w rozwoju polityki polskiej.
NOWE ZAKONY.
W XIII. wieku powstał nieznany przedtem u osób świeckich
prąd ascetyzmu, t. j. umartwiania ciała. Dał temu początek św.
Franciszek z Asyżu we Włoszech (właściwie Jan Bernardone, zwany
Francesco dla swej biegłości w języku francuskim), jeden z naj-
większych świeczników chrześcijaństwa, który życie swoje poświęcił
na usługi ubogich i wzgardzonych. Ażeby się do nich skuteczniej
zbliżyć, sam się skazał na zupełne ubóstwo, a raczej nie na ubó-
stwo, lecz na nędzę i nic nie posiadając, niczego zgoła z sobą
nie biorąc, przebiegał wsie i miasta, spełniając względem naj-
uboższych uczynki chrześcijańskie, a serca zamożniejszych krusząc
wzruszającemi kazaniami. Chodziło mądremu słudze Bożemu prze-
dewszystkiem o to, żeby bogaty nauczył się szanować ubóstwo,
żeby nie gardził ubogim, bo pogarda taka wytwarza moralną prze-
paść pomiędzy bogatym a ubogim, wyradza się w nienawiść.
Św. Franciszek z Asyżu należy do największych wynalazców ludz-
kości przez to, że wynalazł sposób na otoczenie ubóstwa czcią,
że oddalił od biedy wstręt i obrzydzenie. Kazał uczniom swoim,
żeby się sami stali żebrakami ! Bojąc się, żeby jego zakon się nie
zeświecczył i nie uległ losowi Benedyktynów i Cystersów, którzy
byli już właściwie wielmożami w habitach, nakazał swym uczniom
żebrać i żywić się tylko z jałmużny, zachowując jeszcze i tę ostro-
żność, że zabronił przyjmować jałmużny pieniężnej ! Zaprowadził
też ostrą regułę ascetyczną, pełną umartwień. Ascetyzm znany był
w Kościele od dawna, ale u pustelników. Franciszkanie jednak
nie mieli być pustelnikami, ale przeciwnie, żyć jak najwięcej z lu-
dźmi i pomiędzy ludźmi, mieli brać żywy udział w życiu prakty-
cznem, a pozostać żebrakami i pielęgnować ascetyzm. Robota dla
nich wyznaczona była nie w klasztornych celach, ale na ulicach,
FRANCISZKANIE. 245
rynkach, po warsztatach, tam, gdzie zbierają się ludzie, gdzie ście-
rają się ludzkie interesy, gdzie się rodzą namiętności, tam wszę-
dzie miał iść Franciszkanin i pilnować, żeby praktyczne życie,
zdobywanie chleba i używanie dóbr świata odbywało się po chrze-
ścijańsku ! Od książęcego zamku do chaty pastucha, wszędzie mieli
Franciszkanie! wkroczyć i baczyć, żeby się słabszemu nie działa
krzywda. Nie wytępili złych skłonności ludzkich, z któremi w ka-
żdem pokoleniu na nowo trzeba walczyć, ale uchronili Europę
zachodnią od grożącej jej w XIII. w. rewolucyi socyalnej, a przy-
szłym wiekom wskazali, co w podobnych niesnaskach czynić na-
leży. Przez ustanowienie tercyarzy przeprowadzali swe zasady
wśród ludzi świeckich; pozyskali do tercyarstwa mnóstwo boga-
czów i szereg książąt, a wśród ogółu pobożnych uprościli nie-
zmiernie sposób życia, wyrugowali zbytek, nauczyli żyć skromnie,
a bogactw używać rozumnie i po chrześcijańsku. Zakon ten po-
wstał w r. 1211, ale dopiero w r. 1223 został ostatecznie zorga-
nizowany i przez papieża zatwierdzony. Jestto niewątpliwie naj-
większy, najdonioślejszy wypadek w historyi Europy XIII. w.
U nas nie groziła socyalna rewolucya, bo nie było ani
ucisku ludności przez książąt, ani pańszczyzny, ani prawa pięści,
ani rycerzy -rabusiów. Ale nie brakło u nas zbytników, pysznych,
samolubów i skąpców, a więc i nam zdali się Franciszkanie; zdali
się i stanowi duchownemu, który z ludzi się składał, więc też
miał swoje wady. Idea św. Franciszka potrzebna jest zawsze i wszę-
dzie, potrzebną też była w ówczesnej Polsce. Bogaczom otwarły
się oczy na wiele rzeczy, których przedtem nie widzieli i mieli
dzięki Franciszkanom coś lepszego do roboty, niż olśniewać ubo-
gich swemi bogactwami. Skromność zaczęła uchodzić za nowy
obowiązek, nieznany przedtem. Już Henryk Brodaty nosił tylko
tanie szaty, nie używał złota ni klejnotów. Najpierw zjawili się
Franciszkanie na ziemi polskiej w Krośnie na Ślązku w r. 1221,
a więc jeszcze przed nadaniem im formalnej reguły zakonnej przez
papieża. Do Krakowa przybyli w r. 1237.
Miłość bliźniego okazywana praktycznie ubogim sprowa-
dziła w tym samym czasie do Polski zakon szpitalny Duchaków,
którym biskup krakowski Iwo wystawił szpital w r. 1220 na
Prądniku, a gdy ten przepadł wśród tatarskiej nawały, przeniósł
246 DUCHACY. DOMINIKANIE. AUGUSTYANIE.
ich do miasta, za obronne mury. We Wrocławiu byli Duchacy
już r. 1214.
Trzecim nowym zakonem byli Dominikanie. Założyciel ich,
Hiszpan, św. Dominik, poświęcił się nawracaniu sekty Albigensów,
powstałej w południowej Francyi. Orężem jego zakonu kazno-
dziejstwo i pilna nauka teologii, żeby tem snadniej strzedz czy-
stości wiary. Jestto więc zakon nauczający. Dla nas bardzo był
pożądany, bo paraf ij jeszcze było mało, a obowiązek nawracania
schyzmatyckiej Rusi dla braku duchowieństwa zaniedbany. Pier-
wszym polskim Dominikanem był Ślązak, imieniem Jacek, rodem
ze wsi Kamienia, który przybył ze Ślązka do Krakowa na naukę
wraz ze swym krewnym, późniejszym biskupem Iwonem. Pocho-
dzili z rodu Odrowążów. Przyjąwszy święcenia kapłańskie, został
Św. Jacek wkrótce kanonikiem ; następnie pojechał z biskupem
do Rzymu. Przebywał tam właśnie naówczas św. Dominik, a nasz
rodak przystał do jego uczniów. Wracając na północ, odbywał
misye w Tyrolu. W Rzymie pozyskał sobie towarzysza w osobie
świątobliwego Polaka, Czesława, i z nim razem wrócił do Kra-
kowa, gdzie otrzymali budujący się właśnie kościół św. Trójcy.
Święty Czesław odbył z Krakowa podróż do pobratymczej Pragi,
a w powrocie zatrzymał się dłużej we Wrocławiu i założył tam
klasztor. We Wrocławiu też był kres jego żywota. Sam zaś św.
Jacek wybrał się na wschód, do Kijowa, pomiędzy schyzmatyków.
Tam cztery lata przebywszy i założywszy klasztor, podążył na pół-
noc i znowu w Gdańsku zakon urządził. Umarł w Krakowie
w r. 1257, kanonizowany w r. 1504.
Nietylko Dominikanie, ale też Franciszkanie poświęcili się
misyjnej pracy nad schyzmą ruską. Dominikanów wprowadził do
Kijowa Św. Jacek w r. 1228, a w r. 1238 były już obydwa za-
kony w Haliczu; nadto Dominikanie w r. 1242, zaraz po naje-
ździe mongolskim, w Przemyślu, a w r. 1270 dalej na wschodzie,
we Lwowie.
Czwartym nowym zakonem byli Augustyanie, którzy łączyli
prace dominikańskie i franciszkańskie, a mieli znacznie lżejszą re-
gułę. Powstali w r. 1244. U nas nie rozszerzyli się i aż do r. 1350
powstały ledwie trzy augustyańskie klasztory w Polsce.
Od czasów Kazimierza Sprawiedliwego aż do pierwszego
najazdu mongolskiego przybyło klasztorów 29, w czem franci-
ŚWIĘCI POLSCY PATRONOWIE. 247
szkańskich 3, dominikańskich 6, cysterskich 7. Najwięcej funda-
torów znajdowaH Cystersi, dla tej prostej przyczyny, że byH go-
spodarzami, rolnikami i budowniczymi ; był więc z nich prakty-
czny użytek dwojaki : duchowny, boć to zakonnicy i świecki, bo
umieli urządzać osadnictwo rolnicze lepiej od wszystkich emi-
granckich przedsiębiorców. Bogiem a prawdą, ulatywał też coraz
bardziej z tych klasztorów duch zakonny, a wzmagał się coraz
bardziej duch przedsiębiorczy. Tak każdy zakon ma czasy swego
rozkwitu, spełni swe zadanie, a potem nowe czasy potrzebują
znowu nowych zakonów i zazwyczaj je też znajdują.
Straszliwa tatarska nawała wstrząsnęła do głębi całem społe-
czeństwem. Ludzie złamani nieszczęściem, pozbawieni rodzin i do-
robku pracy wielu lat, niepewni, czy najazd się nie powtórzy,
w trwodze o ziemskie powodzenie poczuli — jak zwykle bywa —
równocześnie trwogę sumienia. Najazd przedstawił im się jako cięż-
ka kara za grzechy. Po najeździe, pod wpływem strasznego ciosu,
tysiące zwróciły się do Boga, bo — trwoga! A każdy z nich
chciał dać swej pobożności jakiś znak widomy, ubogi wrzucał do
skarbony grosz, bogacz fundował klasztory. Pod wpływem trwogi
spełniali uczynki prawdziwie bogobojne ludzie wcale nie bogo-
bojnie usposobieni. Cóż dopiero tacy, którzy naprawdę mieli
Boga w sercu ! Ten ogólny pobożny nastrój wyszedł też oczywi-
ście na dobre społeczeństwu, bo powiększył się wpływ osób za-
patrujących się na życie głębiej, ściśle według chrześcijańskiej
moralności, bo podniósł ogólny stan moralności w społeczeństwie.
ŚWIĘCI POLSCY PATRONOWIE.
Po najeździe tatarskim wzmógł się też bardzo ascetyczny prąd
i sięgnął nawet o wiele dalej, niż tego wymagał św. Franciszek
od osób świeckich. Odznaczył się w tem książę Wielkopolski Prze-
mysław, który przez wielki post nosił włosiennicę, wstawał o pół-
nocy na modlitwę i ślubował od miodu. Wielki książę krakowski,
Bolesław Wstydliwy, chociaż żonaty, żył jak mnich, w zupełnej
powściągliwości. Wiele osób zamożnych, a zwłaszcza niewiast, wstę-
powało do klasztorów. Pomiędzy pierwszym a drugim najazdem
tatarskim, w ciągu zaledwie 18 lat (1241-1259) powstało klaszto-
rów 27. Prawda, że znowu cysterskich było najwięcej, bo ośm,
ale dominikańskich już siedm i sześć franciszkańskich świadczą.
248 ŚWIĘTE KSIĘŻNE.
że nowe idee znajdowały coraz liczniejszych zwolenników. Powstało
też nadto kilka żeńskich klasztorów franciszkańskich, t z. Klarysek,
któremi księżne polskie wielce się opiekowały.
Wzmożona w społeczeństwie pobożność wydała nawet kilka
najszczytniejszych kwiatów: świętych Pańskich i błogosławionych,
uznanych przez Kościół i wyniesionych na ołtarze. Była już mowa
o świętych: Jacku i Czesławie. W tychże czasach żyła w norber-
tańskim klasztorze Zwierzynieckim pod Krakowem pobożna mni-
szka, imieniem Bronisława, która za zezwoleniem przełożonych
spędziła kilkanaście lat w pustelni na wzgórzach na zachód od Kra-
kowa, zwanych Sikornikiem. Kanonizowana w XIX. dopiero wieku
przez papieża Grzegorza XVI. (który panował od 1831 — 1846).
I na książęcych dworach nie brakło świętych. Świątobliwa
małżonka Henryka Brodatego, Jadwiga z rodu frankońskich hra-
biów, wyszła za mąż mając nie całych lat 13; powiła mężowi sie-
dmioro dzieci, poczem zamieszkała w klasztorze trzebnickim, gdzie
ksienią była jej córka Gertruda, i wytrwała tam lat 30; pędziła życie
jak najsurowsze. Kanonizowana w 24 lat po śmierci w r. 1267
przez papieża Klemensa IX. Podobnież pokutniczy żywot wiodła
Św. Salomeą, córka Leszka Białego, zamężna za królewiczem
węgierskim^ Kolomanem, owym ,; królem halickim", który stracił
życie podczas najazdu tatarskiego. W cztery lata po śmierci męża
wstąpiła do Klarysek i w dwóch ich klasztorach, w Zawichoście
i w Skale, przebyła 23 lat. Umarła w r. 1268. W r. 1673 pozwolił
papież obchodzić jej pamiątkę w Kościele. Żona Bolesława Wsty-
dliwego, błogosławiona Kunegunda czyli Kinga, żyła podobnież
nabożnie, a w trzy dni po śmierci męża wstąpiła do Klarysek
w Starym Sączu, gdzie 13 lat spędziła. Umarła w r. 1292, beaty-
fikowana w r. 1690. Lud góralski opowiada o niej wiele pięknych
legend; jej cudownemu działaniu przypisują też odkrycie salin,
tj. kopalni soli w Bochni. W poczet błogosławionych została też
zaliczona Grzymisława, żona Leszka Białego, zmarła w r. 1258;
była z rodu księżniczką ruską, córką Ingwara, księcia łuckiego.
Podobnież została beatyfikowaną w r. 1827 błogosławiona Jolanta,
księżna kaliska, żona Bolesława, zwanego Pobożnym, z rodu kró-
lewna węgierska, córka Beli IV., która owdowiawszy w r. 1279
wstąpiła do Klarysek w Gnieźnie.
Pokolenie pałające myślą o niebie trapiło się tem, że żaden
KANONIZACYA ŚW. STANISŁAWA. 249
Polak nie był jaszcze kanonizowany. Patronem Wielkopolski był
Św. Wojciech, Czech z rodu; Małopolska całkiem patrona nie
miała, aż Kazimierz Sprawiedliwy uprosił u papieża w Rzymie,
żeby posłał do Krakowa jakie relikwie i wtenczas przywieziono do
Krakowa ciało rzymskiego męczennika, św. Floryana. Po najeździe
tatarskim powzięli Dominikanie myśl, żeby się starać o kanoniza-
cyę biskupa Stanisława Szczepanowskiego, którego grób słynął
cudami. Poparło te starania całe społeczeństwo, nietylko sami
duchowni, a gdy po przeprowadzonych zwykłych dochodzeniach
żądanie okazało się słusznem, ogłosił papież Innocenty IV. krako-
wskiego biskupa świętym. Było to w r. 1253. Na uroczyste ogło-
szenie papieskiej bulli zjechali do Krakowa wszyscy Piastowie,
wszyscy biskupi i opaci i tłumy ludu nietylko z całej Polski,
ale też z Czech i Węgier. Odbyła się wówczas uroczysta proce-
sya na » Skałkę", do miejsca męczeństwa św. Stanisława, a wzięli
w niej udział także książęta z Wielkim księciem Bolesławem Wsty-
dliwym na czele. Odtąd weszło w zwyczaj, że każdy nowy mo-
narcha po wstąpieniu na tron procesyę tę odbywał; szło się brze-
giem Wisły, prosto z Wawelu na Skałkę. Relikwiami św. Stanisława
obdzielono wszystkie znaczniejsze kościoły polskie; część ręki
posłano do pobratymczej Pragi czeskiej.
NIEMIECKIE DUCHOWIEŃSTWO.
Kościół stał ciągle na czele społeczeństwa, bo pilnował prze-
dewszystkiem sam u siebie porządku. Podnosiła się też coraz bar-
dziej karność i wykształcenie polskiego duchowieństwa. Już ustę-
pują z pola księża żonaci, celibat tj. bezżeństwo zwycięża w całym
kraju; już księża oddani wyłącznie swemu powołaniu, wzbudzili
u ogółu ludności poszanowanie dla nauki, a u niejednego pra-
gnienie, żeby ją posiąść. Mnoży się zastęp uczonych, kwitną szkoły
katedralne i kollegiackie. Gdy czwarty sobór laterański nakazał
w r. 1215, żeby księża zakładali szkoły przy każdej parafii miej-
skiej, nie było u nas żadnych trudności w spełnieniu tego zlecenia.
Ale przy gwałtownym napływie niemieckiej ludności poczy-
nało zagrażać zniemczenie nawet Kościołowi polskiemu, tej zasa-
dniczej ostoi narodowego życia !
Za niemieckimi osadnikami przybyło też do Polski nieco ich
duchowieństwa, ażeby sprawować powinności kapłańskie pomiędzy
250 NIEMIECKIE DUCHOWIEŃSTWO.
naszymi ,,gośćmi". Rzecz całkiem słuszna; przecież Niemiec nic
mógł korzystać ani z polskiego kazania, ani też spowiadać si;
po polsku i było to prostym obowiązkiem naszych biskupów, żeb;
dopuścili do swych dyecezyi niemieckich księży, skoro już miel!
niemieckich dyecezyan. Ten obowiązek chrześcijańskiej uczciwość'
spełnili nasi biskupi najzupełniej. Ale niemieccy księża nie chciel
zrozumieć nawzajem tego, co było znowu ich obowiązkiem i za^
brali się do prowadzenia u nas niemieckiej polityki. Klasztory nie-
mieckie, cysterskie i franciszkańskie, przestały przyjmować Polaków;
do nowicyatu ! ! Zdawało im się, że tylko Niemiec godzien jestl
poświęcić się służbie Bożej ! Cel był widoczny : żeby coraz mnieji
było polskich zakonników, żeby niemczyć polską prowincyę ko-
ścielną. Miasta były niemieckie i do szkół miejskich parafialnych
nie chciano przyjmować na nauczycieli polskich księży ! Te szkoły
nie były przecież tylko dla miast, ale dla całego kraju i polska
młodzież musiała mieć do nich dostęp; trzeba więc było nauczy-
ciela, któryby mógł się porozumieć z polskimi uczniami. Niemieccy
księża -nauczyciele nie chcieli się jednak uczyć po polsku, tylko
żądali, żeby młodzież dla nich uczyła się po niemiecku ! Stawali
się ci księża coraz śmielsi i zaczęli się wdzierać na polskie pa-
rafie wiejskie. Po najeździe tatarskim, z ogólnym ubytkiem lu-
dności ubyło też duchowieństwa polskiego. Rozbudzony zaś równo-
cześnie silny prąd religijny, wielka społeczeństwa pobożność, spra-
wiała coraz nowe fundacye; wznosiły się nowe kościoły, powsta-
wały nowe parafie, których nieraz nie można było obsadzić Po-
lakiem, dawano je więc chętnie Niemcowi, gdy się zgłosił. Skoro
ksiądz niemiecki podejmował się z własnej ochoty być plebanem
wśród Polaków, czyż nie rozumiało się samo przez się, że nauczy
się po polsku ? Inaczej nie będzie mógł parafian swych uczyć za-
sad wiary Św., ani odbywać z nimi praktyk religijnych, ani udzie-
lać im Sakramentów św. W społeczeństwie niemieckiem nastało
w XIII. wieku jakieś ogólne haniebne zdziczenie. Ksiądz niemiecki
parafię polską wziął, ale po polsku się nie uczył i z całej parafii
obchodziła go tylko... dziesięcina. Franciszkanin nawet niemiecki
tracił coś z cnót śgo. Franciszka, gdy polską mowę zasłyszał 1
Nieprawdopodobne a jednak prawdziwe ! Najzacniejsi, póki sami
między sobą, woli Bożej oddani, w tem jednem z wolą Bożą po-
godzić się nie mogli, i jakby za złe Panu Bogu mieli, że i Pola-
GERMANIZATORSKIE KLASZTORY. 251
^i<ów także stworzył. Dużo z tego było kwasów i tylko rozumowi
naszego duchowieństwa i dzielności społeczeństwa zawdzięczamy,
że sprawa kościelna nie poniosła przy tem szwanku.
Po klasztorach nie sami tylko byli Niemcy; z początku było
■|więcej nawet Francuzów i Wallonów, a dopiero po tatarskich na-
^Ijazdach Niemcy stanowili większość wśród cudzoziemskiego du-
chowieństwa, dopiero też wtenczas rozpoczynają się narzekania, że
nietylko nie spełniają swych obowiązków, ale nawet źle się przy-
jsługują krajowi, wśród którego działać im wypadło. Dużo w tem
było winy zniemczonych Piastów ślązkich ; za ich to wpływem
pojawiły się pierwsze próby, żeby do klasztornych nowicyatów
nie przyjmować Polaków. Mamy ciekawe przykłady, jak zakonnicy
i dopomagali do niemczenia Ślązka.
Z dawniejszych jeszcze czasów, z czasów Piotra Własta,
przemożnego możnowładcy za Krzywoustego i Władysława II.,
była przy kościele na Piasku we Wrocławiu fundacya Kanoników
regularnych. Zakonnicy ci posiedli następnie jeszcze klasztory
w Kamienicy, w Nowimburku, w Żeganiu. Najstarsi z nich byli
pochodzenia wallońskiego, ale potem przyjmowano już samych
tylko Niemców, bo tak chciał książę i kazał do dóbr klasztornych
sprowadzać osadników niemieckich. W ten sposób dawne majątki
Piotra Własta koło Wrocławia zamieniły się na okolicę niemiecką.
Kiedy z końcem XII. wieku ustępowali Benedyktyni z klasztoru
Św. Wincentego we.Wrocławiu, sprowadzono na ich miejsce z Nie-
miec Norbertanów (zwanych tam Premonstrantami), a ci zapro-
wadzili zaraz niemiecką kolonizacyę w swych obszernych posia-
dłościach koło Kostynlota. Germanizacyę Opola rozpoczęli Nor-
bertanie z Czarnowąsów. Wszyscy ci zakonnicy, pobożni, pilni
i zacni, byli z razu nieświadomem narzędziem w ręku ślązkich
książąt, z czasem przyzwyczaili się jednak do tego, aż wreszcie
sami poczęli występować zaczepnie przeciw ludności polskiej.
Jedni tylko Dominikanie, wprowadzeni na Ślązk przez św. Czesława,
pamiętali o potrzebach religijnych polskiej ludności; wszyscy inni
oswoili się już z tem, że ich polska ludność nic nie obchodzi.
Tego wymagała władza świecka; inaczej nie dostaliby fundacyj
książęcych! Dochowały się ciekawe dwa listy czeskiej królowej
Kunegundy w tej sprawie. Królowa ta pisała z wyrzutami do
córki Henryka Pobożnego, Agnieszki, która była ksienią w Trze-
252 OBRONA POLSKOŚCI PRZEZ SYNODY.
bnicy (zmarła 1272 r.) o to, że użycza swej opieki Franciszkai
niemieckim, a nie pamięta o polskich lub czeskich, chociaż
za Polkę powinna się uważać. W drugim liście, pisanym
jednego z kardynałów, pisze wprost, że Franciszkanie niemieccy
dążą do tego, żeby wytępić Franciszkanów czeskich i polskich.
Kościół polski stanął w obronie poniewieranego społeczeń-
stwa. Na synodzie odbytym w październiku 1257 uchwalili biskupi
polscy, że do żadnej szkoły parafialnej nie wolno przyjąć nauczyciela,;
któryby nie władał językiem polskim. Pomimo to działy się dalej
nadużycia. Na następnym synodzie w r. 1285, wystąpili biskupi
z całą stanowczością i surowością. W statutach synodalnych po-
wiedziano, że skoro klasztory fundowane są za polskie pieniądze,
skoro polskie społeczeństwo je żywi, więc Polakom winny przy-
nosić pożytek; zagrożono, że się odbierze fundacyę klasztorowi,
któryby odmówił przyjęcia Polaka do nowicyatu. Księżom po
parafiach przykazał synod wykładać co niedzielę po polsku pacierz
i ustęp z ewangelii na ten dzień przypadający, ze stosowną nauką.
Zaprowadzono więc przymus polskiego kaznodziejstwa. Na nau-
czycieli zaś wszelkich szkół pozwalał synod przyjmować tylko
takich, którzy ucząc łaciny potrafią udzielać chłopcom objaśnień
po polsku.
I te surowe postanowienia nie wszędzie pomogły. Książęta
bowiem niemczyli się, mieszczaństwo niemieckie wzbijało się w coraz
większą potęgę, a stosunki polityczne były coraz gorsze dla nas,
tak, że trzeba było z orężem w ręku bronić się, żeby z całą Polską
nie stało się to, co się już stało ze Ślązkiem. Nastały ciężkie czasy
i podziwiać trzeba siłę, żywotność i poświęcenie polskiego społe-
czeństwa, które nie szczędząc żadnych wysiłków, nietylko uporało
się z niemczyzną, ale zachowało naszej Polsce najbardziej sło-
wiańską cechę ze wszystkich państw pobratymczych.
UPADEK POLITYCZNY.
Polska, choć podzielona, mogła była znaczyć coś w polityce,
gdyby jej książęta byli między sobą zgodni. Niezgody, swary,
wojny domowe dzielnicowych książąt sprawiły, że o żadnej polityce,
zgoła myśleć nie można było. Osłabienie politycznej siły całego
państwa postępowało też coraz bardziej, a gdy który z książąt
miał kiku synów, gdy dla nich wyznaczał nowe osobne dzielnice.
UPADEK POLITYCZNY. 253
Z powstaniem każdej takiej dzielnicy budziła się tylko obawa, że
i będzie jeszcze więcej wojen domowych o granicę, o gród jaki
i drewniany, o jakąś wreszcie obrazę. Temu mogło zapobiedz tylko
- społeczeństwo samo, porzucając książąt lekkomyślnych, mniej zdol-
; nych i mniej rozumnych, takich, którzy nie umieli się zdobyć na
• nic więcej ponad to, żeby bratu lub synowcowi zabrać parę wiosek,
a popierając takiego, który sobie przypomni, że Polska ma do
spełnienia doniosłe zadania polityczne. Gdyby się pojawił książę
taki, choćby najdzielniejszy i najrozumniejszy, nicby nie sprawił,
I skoroby go sąsiedni krewniacy ciągle opadali, pókiby nie miał
poparcia całego społeczeństwa. Póki ono przypatrywało się dosyć
obojętnie walkom książąt między sobą, póki ich samo do zgody
nie zmuszało, nie było nadzieji lepszych czasów. Musiało więc
najpierw społeczeństwo samo dojrzeć politycznie, i swoją politykę
Piastom narzucić, popierając tego z nich, który ją przyjmie za swoją.
W r. 1240 dzieliła się Polska na sześć dzielnic, z tych pięć
pod panowaniem Piastów, a jedna — Pomorze — pod osobną swoją
nową dynastyą. Po synach Krzywoustego pozostały trzy gałęzie
Piastowskiego rodu: potomstwo Władysława II., Mieszka Starego,
i Kazimierza Sprawiedliwego. Ślązk przez wymarcie linij bocznych,
skupiony był w ręku jednego książęcia, Henryka Pobożnego.
Dziedzictwo Mieszka Starego podzielone było od 1239 roku po-
między dwóch jego prawnuków: panującego w Poznaniu i Gnieźnie
Przemysława i władającego w Kaliszu Bolesława Pobożnego.
W Sandomierskiem rządził wnuk Kazimierza Sprawiedliwego, Bo-
lesław Wstydliwy, a na Kujawach, w Łęczycy i na Mazowszu
młodszy syn Sprawiedliwego, Konrad I. ,; mazowieckim" zwykle
zwany. Kraków był w mocy księcia Ślązkiego. Piastowskich więc
księstw było r. 1240 pięć: Ślązk, Kujawy, Sandomierskie, Kaliskie,
Poznańskie. (Krakowskie przechodziło od jednej gałęzi Piastów
do drugiej, jako Wielkie Księstwo z prawem zwierzchnictwa).
Pięć działów, to pięciokrotne osłabienie potęgi dynastyi; a to było
jeszcze stosunkowo dobrze, gdyż w najbliższych ośmiu latach,
do r. 1248 miało przybyć nowych dzielnic... dziewięć; w r. 1248
było książęcych działów czternaście.
Minęły czasy wielkich wypraw wojennych zagranicznych,
bo rozdrobnione państwo nie mogło się odważyć na wielkie
przedsięwzięcia. Nie o podboje chodzi, nie o zabory cudzej ziemi;
254 STRATY POLITYCZNE.
nie czyniono tego ani przedtem. Dawne wyprawy kijowskie nie
miały nigdy na celu podboju Rusi, lecz tylko wciągnięcie sił
waregskich książąt w koło polityki Piastowskiej, a przedewszyst-
kiem zabezpieczenie własnych granic od tej ściany. Chodziło o to,
żeby Ruś pomogła do wytworzenia wielkiej słowiańskiej potęgi,
a przynajmniej, żeby do tego nie przeszkadzała. Wojny ruskie
były tylko środkiem, a cel był całkiem gdzieindziej. Celem było
zajęcie ziem zaodrzańskich, wyrwanie Pomorza i Połabia z pod
wpływu Niemiec, do czego trzeba było wytworzyć wielką poli-
tyczną potęgę, taką, któraby każdej chwili mogła się zmierzyć
z Niemcami. To już przepadło. Walki z Rusią zajęły dużo czasu
i sił, a wynikiem ich była: utrata Grodów Czerwieńskich. Polska
w podziałach nie tylko nie zdołała narzucić Rusi swej przewagi.
politycznej, ale nie mogła się nawet zebrać na odzyskanie utra-
conej wschodniej połowy ziemi Lachów. Bezradnie musiano ze-
zwolić na powstanie osobnej dynastyi na Pomorzu, która się stała
nową zawadą w polityce nad Bałtykiem, aż też w końcu przestano
nawet myśleć o tej sprawie. Nawet od Prusaków bronić się nie
umiano i wezwano do tego obcych. Tak tedy na wszystkie strony
istne wyrzeczenie się wszelkiej polityki zagranicznej. Dawny Pia-
stowski ideał, żeby pod polską Koroną zebrać zachodnią Słowiań-
szczyznę, połączyć Polskę z Połabiem i Pomorzem w jedno wielkie
państwo, i Czechy wyrwać z niemieckiego związku, ten ideał
Bolesławów, żadnemu z tych dzielnicowych książąt, którzy rządzili
około r. 1240, ani się nie przyśnił.
Było niegdyś Królestwo polskie świetne, wielkie, potężne,
ale tylko dzięki temu, że następowali po sobie dzielni monar-
chowie. Gdy tylko nastąpił mniej zdolny, zaraz państwo upadało,
a gdy nastał nieudolny, nastąpił upadek taki, że ledwie się można
było wydźwignąć z przepaści.. Bo państwo było wówczas potężne
tylko przez królów, a nie przez społeczeństwo. Wielki monarcha
mógł je zawsze podnieść chwilowo, ale też tylko na czas niedługi,
póki starczyło jego samego. Tylko społeczeństwo samo może za-
pewnić państwu trwałe powodzenie.
c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ €^
CZĘŚĆ III.
Państwo przez społeczeństwo
wytworzone.
^'c^__^§_ <^<óS^i^io)§><^<^<^<^<^(^<^<^ e^ (^ ^ (^ ^ (^ (c^ (^ i^j^,
^frS^~^ ^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ej^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^j^ ^ ^^ ^ §j^ ^^<s^x^^
ROZDZIAŁ I.
NOWE PAŃSTWA OŚCIENNE.
W połowie XIII. wieku wszystko do okoła Polski zmieniło
się; powstało nowe królestwo ruskie; czeską koronę uznał
papież, a Czechy stały się silnem i potężnem państwem;
ostatnie zaś w Europie pogańskie narody, tworzące szczep bałty-
cki, częścią ujarzmione, częścią same dobrowolnie cłirześcijaństwo
przyjmują; powstaje z pogan nowe litewskie królestwo. Nad Bał-
5 tykiem zaś tworzy się nowe państwo niemieckie, wyzywające do
walki wszystkich sąsiadów. Cała północno-wschodnia Europa przy-
biera zupełnie nową postać.
r KRÓL RUSKI DANIEL.
Ruś doznawszy już dwóch najazdów tatarskich, w r. 1224
i 1241, przeszła pod zwierzchnictwo pogan. Tatarzy nie usuwali
I nigdzie książąt rodzimych; owszem, zostawiali ich chętnie, jeżeli
\ tylko uznali zwierzchnictwo hana. Oni sami bezpośrednio rządami
się nie zajmowali; chodziło im tylko o haracz i radzi byli, że
ruscy książęta sami się zajmowali wybieraniem go z pośród lu-
dności. Czem regularniej i ściślej oddawał książę daninę hańskim
wysłannikom, t zw. baskakom, tem większe miał łaski u hana.
Korzystali z tego książęta Suzdalscy i pod tatarską opieką wybili
się wkrótce na naczelne stanowisko Wielkich książąt. Wielki książę
otrzymywał od hana na znak uznania kaftan honorowy, t. zw. jarlyk,
po który posyłał zazwyczaj poselstwo z wielkimi darami. Musiał też
złożyć hołd, który odbywał się przez ucałowanie hańskiej stopy.
17
258 MIR I ZADRUGA.
Niekiedy han zwalniał) Wielkiego księcia od obowiązku stawienia
się w Hordzie, a ceremoniał łioldu odbywał się wtakim razie w cie-
kawy sposób. Oto han przesyłał do Moskwy odcisk swej stopy, który
przewożono uroczyście w kosztownej zamkniętej skrzynce. Ten
odcisk całował Wielki książę wobec tatarskich posłów i dostawał
za to jarłyk. Skrzynka zaś, jako najdroższy klejnot państwa, zawie-
szona była nad wielkoksiążęcym tronem. Zwano ten odcisk hań-
skiej stopy: basma.
Haracz tatarski był tak wielki, że jeżeli panujący książę chciał
oprócz tego mieć jeszcze coś dla własnego użytku w skarbie, mu-
siał się dopuszczać zdzierstw. Płaciło się tę daninę azyatyckim
sposobem od ogniska domowego, t. j. od każdego samodzielnego
gospodarstwa. Uciśniony lud ruski wynalazł sposób umniejszenia
sobie ciężaru tej daniny. Żonaci synowie nie zakładali własnych
domów, ale pozostawali przy ognisku ojca. Bracia, a nieraz sy-
nowcowie, i siostrzeńcy, z żonami swemi i rodzinami, żyli razem,
przy jednem wspólnem ognisku domowem. Spadku po ojcu nie
dzielono, lecz pozostawiano umyślnie niepodzielony, na wspólne
gospodarstwo, żeby baskak tatarski nie mógł zarzucić, że udają
tylko rodową wspólnotę, żeby oszukać skarb hański. Książęta nie
sprzeciwiali się temu; woleli dać hanowi mniej, a sami sobie wię-
cej pozostawić. I tak przez ten tatarski system skarbowy cofnęło
się ruskie gospodarstwo i cały stan cywilizacyjny Rusi Zaleskiej.
Przepadł tam zupełnie indywidualizm, jednostka ginęła w rodzie.
Cofnięto się do pierwotniejszego gospodarstwa, a ze wspólnoty
rodowej powstał następnie t. zw. mir, polegający na tem, że
grunta pewnej wsi są wspólną własnością wszystkich ojców rodzin
z tejże wsi; co kilka lat następuje nowy podział, t. j. wyznacza
się, kto gdzie ma gospodarować, ale osobistej własności nigdy
nikt nie posiada. Jakkolwiek bowiem książęta moskiewscy wybili
się potem z pod mongolskiego jarzma, pozostawili jednak u siebie
dawny system podatkowy tatarski. „Mir" istnieje do dziś dnia
między ludem moskiewskim i dopiero za naszych czasów zaczy-
nają powstawać na tę przestarzałą formę gospodarstwa.
Kiedy potem Turcy podbili Słowiańszczyznę południową
i zaprowadzili azyatycki system podatków pomiędzy Serbami
i Bułgarami, nastąpił i tam zwrot do wspólnoty rodowej, zwanej
KRÓL RUSKI DANIEL. 259
tam zadmgą. Tak przez zwierzchnicze panowanie Azyatów cofnęła
się cywilizacya w znacznej części Słowiańszczyzny.
Nieszczęśliwa Ruś powraca w drugiej połowie Xin. wieku
do tego sposobu gospodarowania i do tej organizacyi społecznej,
od której poczynał się łiistoryczny rozwój narodów. W Polsce gi-
nąca już niemal całkiem wspólnota, zyskała przez najazd tatarski
zwolenników na nowo, ale na Rusi cofnęło się do tej organiza-
cyi niemal całe społeczeństwo. Upadała potem znowu wspólnota
w miarę, jak część ziemi ruskicłi przechodziła z pod panowania
tatarskiego pod litewskie i polskie; zagnieździła się zaś i utrzy-
mała najdłużej na Rusi Nowej, w Suzdalszczyźnie, która nietylko
najdłużej zostawała pod tatarską zwierzchnością, ale też sama wiele
od mongolskich ludów przejęła.
Sprawy czerwono -ruskie opuściliśmy na roku 1227, kiedyto
w Haliczu objął rządy królewicz węgierski Andrzej, ożeniony
z córką księcia nowogrodzkiego, Mścisława Udałego. Jak każde
panowanie na Rusi, tak też i to nie było trwałe. Do walki o Ha-
licz wystąpił sąsiedni książę włodzimierski Daniel Romanowicz,
wojownik szczęśliwy, któremu udało się już opanować Podole,
dorzecze Piny, Drohobuż i Łuck. Z Halicza dwa razy wypędzany,
zawładnął wreszcie tym grodem po raz trzeci w roku 1239. Gdy
w trzy lata potem zagarnął także Kijów, miał panowanie tak roz-
ległe, jakiego już dawno na Rusi nie widziano, od źródeł Dniepru
aż po Karpaty. Po najeździe tatarskim podnieśli przeciw niemu
bunt bojarowie, ale ostatecznie, po kilkoletniej walce z księciem
czernichowskim Rościsławem, musieli się bojarowie poddać, a Da-
niel był od roku 1249 pewnym już swego. Dokonał nowego po-
działu Rusi na dzielnice książęce pod swojem zwierzchnictwem.
Synom swym wyznaczył udziały za życia, osadziwszy w Haliczu
S warna, a Lwa (t. j. Leona) w Przemyślu. Dla Lwa wystawił na-
stępnie dalej na wschodzie nowy gród, nazwany od jego imienia
Lwowem. Sam zaś osiadł w Chełmie, również przez siebie zało-
żonym.
Daniel musiał jednak uznawać nad sobą zwierzchnictwo ta-
tarskie i hanowi haracz opłacać. Pragnąc tę zależność zrzucić,
przemyśliwał o wielkim sojuszu przeciw Tatarom. Dwa sąsiednie
kraje były w tem najbardziej interesowane, Polska i Węgry, które
same od Tatarów tyle ucierpiały i były zagrożone, że po Rusi
260 PIERWSZA UNIA CERKIEWNA.
przyjść może i na nie kolej tatarskiego jarzma. Zawierał więc Da-
niel sojusze z Piastami i Arpadami na Węgrzech. Pod wpływem
polskim pozostając, nawiązał stosunki ze stolicą apostolską. Po-
wstała myśl, czyby się nie udało uprosić papieża, żeby ogłosił
wyprawę krzyżową na Tatarów, mającą ich wyprzeć z krain za-
dnieprskich znowu do Azyi, a złamawszy ich potęgę wojenną
uwolnić Ruś z jarzma i odwrócić grożące ciągle Polsce i Wę-
grom niebezpieczeństwo. Ażeby papieża tem pewniej pozyskać,
powodowany nadto nadzieją pomocy zachodniej Europy, odstąpił
Daniel schyzmy, uznał papieża głową Kościoła i zawarł t. zw. unię,
t. j. połączenie z kościołem katolickim. Papież pozostawiał na Rusi
nietknięty obrządek wschodni i język cerkiewny słowiański, staro-
bułgarski, w nabożeństwie. Pozostawił też obyczaj wschodniej cer-
kwi, przyzwolił, że żonaci mogli być przyjmowani do stanu du-
chownego. Daniel nie przechodził tedy ze swymi biskupami i pod-
danymi na obrządek rzymski, łaciński, ale tylko łączył podwładną
sobie część Kościoła wschodniego z zachodnim pod zwierzchno-
ścią papieską. W jego ziemiach ustawała schyzma, a katolicyzmo>xi
przybywał nowy obrządek, mianowicie grecki (bo z Konstantyno-
pola pochodził), z językiem kościelnym słowiańskim. Zawarłszy
unię rozpoczął w Rzymie starania o królewską koronę. Nie od-
mówiono mu jej i w r. 1254 był koronowany uroczyście w Dro-
hiczynie na króla Rusi przez legata papieskiego Opiza.
POTĘGA WĘGIER I CZECH.
Niegdyś szafowali polscy królowie i książęta koroną węgier-
ską. Zmieniły się zupełnie czasy! Dynastya Arpadów panowała
nietylko nad Madziarami, ale owładnęła już całemi Węgrami i rzą-
dziła niemi w spokoju. Od roku 1205 aż do 1262 nie było na
Węgrzech wojny domowej; potem zanosiło się na rokosz przeciw
królowi Beli IV., ale papież doprowadził do zgody i aż do roku
1295 nie było żadnych walk o tron. Dynastya madziarska, panu-
jąc na Węgrzech nad znaczną ilością Słowian, dąży do rozszerze-
nia panowania na północ, na Ruś Czerwoną. Królewicz Koloman
obejmuje z Salomeą Leszkówną tron halicki w roku 1215; ginie
w roku 1241 z ran otrzymanych podczas tatarskiego najazdu, ale
dynastya nie zrzekła się już tytułu halickiego królestwa i używała
go nawet wtenczas, kiedy papież Danielowi przyznał ruską koronę.
POTĘGA WĘGIER I CZECH. 261
Dla Polski było to groźbą na przyszłość. Arpadowie panujący
i na Węgrzecłi i na Rusi Czerwonej byliby dla Piastów sąsiadami
tak przemożnymi, że łatwo stać się mogli niedogodnymi. Interes
Polski wymagał, żeby do tego połączenia nie dopuścić, a więc
iść raczej przeciw Arpadom, a popierać rodzimych ruskich książąt.
Była jednak druga sprawa, która wymagała właśnie przyjaźni z Wę-
grami, a tą była: obawa tatarskich najazdów. Obawa ta wspólną
była i Węgrom i Polsce, kazała gotować się do wspólnej obrony,
a więc wymagała sojuszu. Sojusz między równymi zamienia się
w przyjaźń. Ale Arpadowie potężniejsi byli w tym czasie od Pia-
stów i to znacznie; a taki sojusz sił nierównych wychodzi w końcu
nieraz na to, że słabszy wysługuje się silniejszemu. Pogorszyły
się więc niewątpliwie stosunki polskie na południu.
Jeszcze większe zmiany zaszły na zachodzie. Organizacya
państwowa była przedtem w Polsce pewniejsza i silniejsza, niż
w Czechach, zalanych krwią bratnią w walkach o tron. Ale teraz
walki były w Polsce, a w Czechach ład i porządek. Organizacya
państwowa czeska nietylko dorównała już naszej, ale ją nawet
o wiele przewyższyła.
Czechy zdołały się już wydobyć z zamętu, w który popadły
były w XII. wieku i były jako państwo potężniejsze od wszystkich
polskich księstw razem. Odrodzenie Czech zaczyna się w r. 1197,
kiedy rządy objął Przemyśl Otokar I., panujący długo, aż do 1230
roku. Mądry i dzielny monarcha umiał skorzystać z osłabienia
Niemiec i nie spoczął, aż Czechy zamienił na niezależne królestwo
W r. 1204 uzyskał potwierdzenie tytułu królewskiego od Stolicy
apostolskiej i odtąd były już Czechy równe innym królestwom
w chrześcijaństwie. W r. 1228 kazał koronować ^Wego syna, Wa-
cława, żeby nie było po jego śmierci sporów o tron. Pierwszy
to w całej Słowiańszczyźnie wypadek takiego silnego utwierdzenia
tronu i tak wczesnego, a pewnego zapewnienia następstwa. Król
Wacław wiódł walkę z niemieckim królem, Fryderykiem II. i dążył
do tego, żeby przyłączyć do Czech margrabstwo austryackie czyli
rakuskie, dawną ziemię słowiańskich Rakuszan. Udało się to rze-
czywiście jego synowi, Przemyślowi Otokarowi II., króry panował
od r. 1253 do 1278. W Austryi była godność margrabska dzie-
dziczną w rodzie Babenbergów i po ich -to wygaśnięciu sięgnęli
Przemyślidzi po cenną spuściznę, która obejmowała i Styryę. Do
262 INFLANTY.
tej Spuścizny rościł sobie jednak prawa i król węgierski, Bela IV.
Stanęło z razu w roku 1260 na tern, źe Otokar weźmie Austryę,
a Bela Styryę.
Darzyło się czeskim pobratymcom, a państwo ich tak wzra-
stało w potęgę, że według wszelkich ludzkich obliczeń zdawało
się, że ta dynastya Przemyślidów, na której nigdy nie można
było polegać w walce z Niemcami, stanie się teraz najpewniej-
szym puklerzem Słowiańszczyzny, a sam Przemyśl Otokar II. będzie
w historyi jakby drugim Bolesławem Wielkim. .
INFLANTY.
Samo królestwo niemieckie nie było wówczas groźne nikomu,
ale groziło wielkie niebezpieczeństwo niemieckiego panowania
od tego Zakonu Krzyżaków, sprowadzonego niebacznie nad Bałtyk
przez Konrada Mazowieckiego. Następcy jego przewinili wielce,
że dopomagali Krzyżakom do zdobycia pruskiej ziemi. Nie po
chrześcijańsku to było, bo mieczem nawracać nie wolno. Krzyżacy
powinni byli poprzestać na zbrojnem pogotowiu, żeby odpierać
najazdy pogańskich Prusaków na chrześcijańską Polskę. Do na-
jeżdżania i zdobywania Prus nie mieli prawa ani Krzyżacy, ani
piastowscy książęta: jedni i drudzy mieli tylko obowiązek czynić
starania o nawrócenie tego ludu. Samo sprowadzenie Krzyżaków
było oznaką niedołęstwa. Skoro zaś ci zdobywać poczęli Prusy
dla siebie, prosta już przezorność kazała wstrzymać się od udziału
w tej sprawie, boć z tego musiało powstać nowe niemieckie państwo
nad Bałtykiem! A granice tego pańswa miały być zakreślone śmiało
i daleko, tak, że całe południowe i wschodnie wybrzeże Bałtyckiego
morza miało przejść pod niemieckie rządy!
Najdawniejsze osadnictwo niemieckie na wschodniem wy-
brzeżu Bałtyku poczęło się dalej na północny wschód od Prus,
w kraju Inflantami zwanym, nad dolną Dźwiną. Pierwszymi osa-
dnikami byli nie rycerze, lecz kupcy niemieccy. Kraina ta znaną
była duńskim Wikingom i ruskim kupcom z Pskowa i z Wiel-
kiego Nowogrodu; tamci morzem, a ci z głębi lądu zjeżdżali tu
jużto w celach handlowych, jużto po łupy. W zachodniej Europie
nikt zresztą o istnieniu Inflant jeszcze nie wiedział. Kraj zamie-
szkany był przez kilka plemion łotewskich, ludu pokrewnego
KAWALEROWIE MLECZOWI. 263
Prusakom i Litwinom. W połowie XII. wieku przybyli do Inflant
całkiem przypadkowo kupcy niemieccy. W r. 1159 płynął okręt
kupiecki z miasta Bremy do Wisby, handlowego miasta na wyspie
Gotlandyi; burza morska zapędziła okręt w nieznane tym kupcom
strony, na wybrzeże inflanckie przy ujściu Dźwiny. Bremeńczycy
nawiązali tu zaraz stosunki handlowe, popłynęli w górę Dźwiną,
zwiedzili trochę kraju i przebywali tu już stale, a że handel był
bardzo zyskowny, założyli więc najpierw stały nieduży kantor ku-
piecki, małą osadę. Wystawili kościół, a koło kościoła warowny
gród. W roku 1188 wystarali się o utworzenie tu biskupstwa misyj-
nego; ale nawracanie nie szło Niemcom. Drugi z kolei biskup
inflancki, sławny Albert, założył miasto Rygę w r. 1202, a w dwa
lata później zakon rycerski Kawalerów Mieczowych celem ,, nawra-
cania", t. j. tępienia Łotyszów. Kawalerowie doskonale to pojęli,
ale też chcieli za to sami być panami kraju i nie podlegać ani
kupcom, ani biskupowi. Rozpoczęli zaraz spór z ryskim biskupem
który trwał całe wieki, urozmaicany klątwami i wojnami domowe-
mi. Panowanie swrozszerzali szybko, a przez to zdobywali coraz
więcej kraju dla bremeńskiego handlu i niemieckiego osadnictwa
w ogóle. Stąd następnie zaczęli zapuszczać swe zagony w stronę
Pskowa i na Litwę. Za słabi byli jednak do tej walki, bo Psków
był bogatą potężną rzeczpospolitą, a na Litwie poczynała właśnie
tworzyć się porządna organizacya państwowa.
W tych to czasach sprowadził Konrad Mazowiecki Krzyża-
ków, a polscy książęta pomagali im dzielnie, żeby sobie założyli
w Prusiech państwo, tak, [jak to Kawalerowie Mieczowi czynili
w Inflanciech. Krzyżacy szerzyli swe podboje od dolnej Wisły
w stronę Inflant, które przedzielała od Prus litewska kraina Żmujdzią
zwana. Ze zdobycia wszystkich tych krain powstałoby znaczne
państwo. Dwa rycerskie zakony niemieckie postanowiły złączyć
się w tym celu w jeden i utworzyć wspólne państwo. Ponieważ
Krzyżacy byli starsi, bo pochodzili jeszcze z niemieckiej wyprawy
krzyżowej do Ziemi Św., a do tego liczniejsi i bogatsi, bo mieli
posiadłości już w różnych stronach Europy, więc Kawalerowie
Mieczowi rozwiązali swój zakon w r. 1237 i sami wszyscy dobro-
wolnie przystali do Krzyżaków. W ten sposób posiedli Krzyżacy
nad Bałtykiem drugą już krainę: Inflanty. Wielki Mistrz Zakonu
przeniósł się z Wenecyi do Prus, a inflanckim oddziałem Zakonu
264 PRUSY.
zarządza! odtąd w jego imieniu osobny mistrz ziemski, t z.
mistrz. O panowanie nad morzem Bałtyckiem walczyła z Krzyża-
kami Dania, ale około r. 1250 cofa się i dopiero w r. 1298 pró-
bował podjąć tę walkę na nowo król duński Eryk VI.
Przeciwko Tatarom nie bronili Krzyżacy ani Polski, ani Rusi.
Ale chcieli skorzystać z osłabienia swych sąsiadów, zgnębionych
pogańską nawałnicą. W r. 1241, po drugim najeździe Mongołów
na Ruś, (a pierwszym na Polskę), rzucili się od razu na Psków^
i zdobyli go. Ale w obronie staroruskiego gniazda stanęła Ruś
Nowa. Książę suzdalski Jarosław wyprawił wojsko pod wodzą
swego syna Aleksandra, wsławionego już wojownika, który rok
przedtem odniósł walne zwycięstwo nad Szwedami nad rzeką
Newą, od czego ma zaszczytny przydomek Newskiego. Aleksander
Newski stoczył z Krzyżakami zwycięzką bitwę na lodach zamar-
zniętego jeziora czudzkiego, przez co Psków wolność odzyskał.
PRUSY.
Drugim z kolei wrogiem Krzyżaków stał się książę pomorski
Świętopełk. Chodził on razem z Piastowicami na pruskie ,;krucyaty"
pomagać Krzyżakom, ale pierwszy ze wszystkich spostrzegł się
i poznał na krzyżackiem nawracaniu. Przejrzał szczęśliwie i prze-
strzegał, że Krzyżacy zwrócą się przeciw Polsce, gdy z Polski
pomocą dokonają podboju Prus. Bał się o swoje Pomorze i wolał
zawczasu pozbyć się niemieckich ,; gości" ze swego sąsiedztwa.
Wybuchnęło wielkie powstanie pruskie, prowadzone z całą za-
ciekłością. Była chwila, że Zakon już zwątpił o sobie, i myślał
o porzuceniu tych krain, pomimo, że miał posiłki z Niemiec i od
Piastów, a mianowicie od Przemysława wielkopolskiego i Kazi-
mierza Kujawskiego. Świętopełk pomorski połączył się w tej
wojnie z Prusakami. Ostatecznie jednak uśmierzono Prusaków,
a i Świętopełk musiał zawrzeć z Krzyżakami pokój w roku 1253.
W najbliższej zaś potem wyprawie podbili oni już cały kraj pruski,
pozyskawszy nowe posiłki, tym razem aż z Czech.
Jak niegodziwie Krzyżacy z Prusakami postępowali, widzieli
to najlepiej sami biskupi, pruski i inflancki, którzy mieli sposobność
przyjrzeć się dokładnie temu ,; nawracaniu" i sami od Zakonu
rycerskiego ciągłych krzywd doznawali. Niemieccy rycerze tępili
Prusaków, jak dziką zwierzynę; samo duchowieństwo uważało za
POLSKIE PRAWO U PRUSAKÓW 265
rzecz potrzebną donieść do Rzymu o tej gospodarce i przedstawić
papieżowi żale i skargi nieszczęśliwego ludu. Przyjechał do Prus
legat papieski, Jakób, archidyakon lejdejski i wymusił groźbami
przyrzeczenie Krzyżaków, że się będą z Prusakami obchodzić po
łudzku i rządzić nimi według jakichś praw. Według owoczesnej
zasady powinni byli Prusacy rządzić się swojem własnem pruskiem
prawem, ale lud ten, bardzo mało jeszcze rozwinięty, posiadał
ledwie prawo familijne; to nie mogło wystarczyć do określenia wszy-
stkich stosunków prawnych w porz-ądnej państwowej organizacyi.
Wybrali więc sobie Prusacy prawo polskie, byle tylko Krzyżacy
nie rządzili nimi według tego, co sami za prawo uznać zechcą.
I stanął ciekawy bardzo układ pomiędzy Krzyżakami a pokona-
nymi Prusakami, zawarty za pośrednictwem papieskiego posła dnia
7 lutego roku 1249 w grodzie Kiszpor (Christburg), układ, w któ-
rym Prusacy zastrzegli sobie własne prawo spadkowe, a poza tem,
że będą sądzeni w krzyżackich sądach według polskiego prawa!
Krzyżacy rośli w potęgę przez to, że z poganami wojowali.
Ustawały wielkie wyprawy europejskie do Ziemi Św., a zapał na-
rodów zwrócił się ku popieraniu rycerskiego Zakonu, który z Pa-
lestyny wyszedł i teraz nad Bałtykiem miał szerzyć chrześcijaństwo.
Już w r. 1234 wziął w pruskiej wyprawie udział margrabia bran-
deburski; wkrótce dalecy książęta nietylko z Niemiec, ale nawet
z innych narodów uważali sobie za wielki zaszczyt, że mogli Krzy-
żakom pomagać, i nieraz osobiście stawiali się w Prusiech. Wielkie
fundacye sypały się na nich z całej zachodniej Europy w imię zbo-
żnego dzieła obrony chrześcijaństwa i nawracania pogan. Aż z Anglii
i Szkocyi przybywali tu rycerze, żeby spełnić ślub pobożny. Nie
było chyba w historyi większego złudzenia z jednej,' a oszustwa
z drugiej strony. Krzyżacy bowiem wcale Prusaków nie nawra-
cali, ale podbijali ich kraj tylko po to, żeby dla siebie zdobyć
dostatki i panowanie. Młodsi synowi'e niemieckich wielmożów, gdy
ojcowizna zbyt już była rozdrobniona, wstępowali do tego „za.-
konu", szukając tu fortuny kosztem gnębionych i grabionych
Prusaków. Stał się też Zakon niewyczerpanem źródłem zaopa-
trzenia dla niemieckiego rycerstwa pod płaszczykiem walki o wiarę
Św., a pod protekcyą całej Europy.
Król czeski Otokar II., pan pobożny, chciał okazać czemś
wdzięczność swą Opatrzności za łaski, których doznawał, chciał
266
POLACY W PRUSIECH.
dopełnić jakiego wielkiego pobożnego dzieła. Cóż mogło być wię-
kszego, jak dokonać nawrócenia pogańskiego ludu? Wybrał się
więc w r. 1254 na Prusaków! O jednego więcej, który mieczem
cliciał Panu jednać dusze. Wyprawa była nader pomyślna, dotarła
zwycięsko aż do wscliodnich granic pruskiej ziemi i tam nad rzeką
Lipca (Pregel), na pagórku w lesie zwanym po prusku Twangtse^
założył król czeski swoim kosztem dla Krzyżaków warowny gród,
który oni nazwali na jego cześć ,; królewską górą", po niemiecku
Konigsberg (po polsku Królewiec), znaczne potem i bardzo bo-
gate miasto, o którem nieraz jeszcze rzecz będzie.
Teraz Krzyżacy mieli już swe państwo i Polska graniczyła
od północy już nie z Prusakami, ale z Niemcami, którzy panowali
i nad cząstką polskiej ziemi. Polskim poddanym nadał Wielki mistrz
już w r. 1233 polskie ;; prawo wojskowe", tj. że mogli posiadać
ziemię na tych samych prawach, jak ci, którzy mieli ją pod pol-
skiem panowaniem z nadań książęcych, a zatem obowiązani byli
stawać na każde zawołanie Krzyżaków na wojnę. Z ludnego Ma-
zowsza, z jedynej polskiej krainy, w której ludności nie ubyło i ziemi
nie było nazbyt, ściągali Krzyżacy osadnika do podbitych Prus,
w których zaprowadzili na wielkie rozmiary rolnicze gospodartwo.
Tu każdy ,;łazęga" z Mazowsza mógł zostać od razu ziemianinem
żołnierzem, równym starym rodowcom. Jest to pierwsza emigracya
polska. Witali ją chętnie Krzyżacy, bo jej potrzebowali i nie mo-
gło być jeszcze wówczas mowy o żadnym ucisku. Owszem lu-
dności polskiej powodziło się w Prusiech dobrze, toteż ciągle jej
przybywało. Osiadający na prawie ,;WOJskowem" nowi „rycerze"
ściągali za sobą innych, mniej już szczęśliwych rolników, którym
szczali swe posiadłości w dzierżawę na warunkach dawnego prawa
polskiego. Tych nazywano w krzyżackich urzędach ,, gburami' \
Nie brakło też pod panowaniem krzyżackiem niemieckich prawdzi-
wych ,ygebuerów" tj. włościan sprowadzonych z Niemiec, których
Polacy i tutaj nazywali po swojemu, „gośćmi". Ci siedzieli na swo-
jem niemieckiem prawie gminnego samorządu. Tylko z Prusakami
było coraz gorzej. Zdobywszy cały kraj, nie dotrzymano im kiszpor-
skiej umowy! W r. 1261 odebrano Prusakom korzystanie z prawa
polskiego, a zatem pozostawiono ich dowolności i samowoli krzy-
żackich urzędników.
KRÓL LITEWSKI MENDOG. 267
KRÓL LITEWSKI MENDOG.
Ujarzmiwszy Prusaków, rzucił się Zakon krzyżacki na Żmujdź
i Litwę.
Litwini należą do szczepu bałtyckiego i są pobratymcami Pru-
saków. Mieszkają dalej na wschód od Prus, w głąb lądu, nad- rze-
kami dolnym Niemnem i głównym jego dopływem, Wilią. Na pół-
noc od nicli, nad Bałtykiem, w dalszym ciągu pruskiego osadni-
ctwa nad morzem, zamieszkali Żmujdzini, bliżsi pochodzeniem Li-
twie niż Prusom, a historycznie związani potem z Litwą jak naj-
ściślej. Od wschodu i południa graniczyło litewskie osadnictwo
z waregskiemi księstwami Rusi, a obrona przed ich zaborczością
wywołała tam pierwszą organ izacyę polityczną. Pierwotnie i na
Litwie nie było żadnego państwa; każda okolica wiodła oddzielne
życie, mając tylko drobnych książąt nad sobą. Do obrony przed
Rusią trzeba się było skupić pod wodzą jednego naczelnika, a ten
wybrany z pośród drobnych dynastów, stawał się z czasem dzie-
dzicznym władcą. W ten sposób powstali wielcy książęta, których
około r. 1200 było na Litwie pięciu a na Żmujdzi dwóch. Było
to już postępem i wzmocniło to walkę z Rusią; walka ta zamie-
niła się niebawem z obronnej na zaczepną. Szczęściło się Litwi-
nom i zaczęli kosztem Rusi sami rozszerzać swe panowanie. Około
roku 1200 zdobyli Grodno nad średnim Niemnem. W roku 1209
najechali po raz pierwszy Wołyń, krainę daleko na południu od
ich własnych siedzib, w południowem dorzeczu Prypeci, pomię-
dzy Kijowszczyzną a Lubelskiem. Była to tylko łupieska wypra-
wa, jakby na próbę. Wnet jednak zaczęli systematyczny podbój
od Czarnej Rusi, oddzielającej Litwę od Wołynia, pomiędzy Niem-
nem a Prypecią. Zachodnią jej część zagarnęli w r. 1219, a wscho-
dnią w r. 1224. Ta ostatnia wyprawa odbyła się pod wodzą
Mendoga.
Mendog był jednym z Wielkich książąt na Litwie już w roku
1219. Oprócz niego było jeszcze czterech innych: Żywinbud, bracia
Dowiat i Wilikail i brat Mendoga Dowsprunk na Litwie, a dwóch
na Żmujdzi : Erdywił i Wikint. Mendog rządził południową częścią
właściwej Litwy. Wzmocniwszy swe siły podbojem Czarnej Rusi,
jął się zwracać przeciw litewskim innym władcom, dążąc do po-
łączenia całego kraju pod swem panowaniem. W ciągu lat dzie-
268 MENDOG I DANIEL.
sięciii, pomiędzy r. 1226 a 1236, shołdował też całą Litwę. Starał
się usuwać rywalów, nadając im w zamian zdobycze na Rusi, do
czego sam chętnie pomagał. W r. 1239 opanowali też książęta li-
tewscy cliwilowo Smoleńsk, nader ważny gród ruski nad górn) m
Dnieprem, a około r. 1242 Połock nad Dźwiną. Stąd niedaleko do
Inflant. Była tam już raz litewska wyprawa w r. 1219. W r. 1236
zadał Mendog ciężką klęskę Kawalerom Mieczowym, ale nie zmie-
niło to stosunku sił politycznych, gdyż tymczasem osiadł już w Pru-
siech Zakon krzyżacki, do którego też Kawalerowie przystąpili za-
raz po tej klęsce. Żmujdź oddzielała Prusy od Inflant; odtąd też
Krzyżacy uważali zajęcie Żmujdzi za główne swe zadanie, żeby
zapanować nad krainą, która klinem wchodziła pomiędzy ich po-
siadłości nad Bałtykiem. Podczas wielkiej wojny z Prusakami po
r. 1241 wyprawił się też Mendog na pomoc pobratymcom z wiel-
kiem wojskiem, ale wyprawa spełzła na niczem. Lepiej mu się
wiodło z dalszem łączeniem litewskiej ziemi w swem ręku. Nie
obeszło się jednak bez zatargów. Trzech osadzonych na Połocku
książąt. Wyki nta, Towtiwiła i Erdywiła, pochodzących z południowo-
zachodniej Żmujdzi, wypędził Mendog w r. 1248; ci zbiegli na-
tenczas do Daniela Romanowicza, Wielkiego księcia Rusi. Daniel
baczył pilnie na podboje Mendoga, zbliżające się coraz bardziej do
granic jego państwa. W miarę, jak Mendog posuwał się na południe,
posuwał się też Daniel coraz dalej ku północy, zakładając waro-
wne grody tuż u granic Mendogowych zaborów. Dwa rozszerza-
jące się coraz bardziej państwa spotykały się już na Czarnej
Rusi. Na granicy ruskiego panowania stanął Chełm, ulubione
miejsce pobytu Daniela, który pragnął stąd posunąć się dalej
na północ, ku Drohiczynowi. Mendog i Daniel stali się rywalami.
Daniel zawierał właśnie unię z Rzymem, a papież mianował
legatem swym na Rusi arcybiskupa ryskiego z Inflant. Przez to
Ruś zbliżyła się politycznie do Inflant, a Daniel znalazł tam goto-
wych sprzymierzeńców przeciw Mendogowi, tak w arcybiskupstwie
ryskiem, jakoteż w Zakonie krzyżackim. Do tego przymierza przy-
stąpiła też południowo -zachodnia Żmujdź, skąd pochodzili owi
wygnani książęta. Pozyskano też Jadźwingów, najdzikszy ze wszyst-
kich ludów bałtyckiego szczepu, zamieszkały pomiędzy Prusami,
Mazowszem, Czarną Rusią a Litwą, a prowadzący koczownicze
życie i nie znoszący żadnej organizacyi państwowej. Umówiono
BISKUPSTWO ŁUKOWSKIE I LITEWSKIE. 269
się O wojnę. Daniel ruszył z południa, od swego Chełma na
Czarną Ruś, a równocześnie wyprawił się na Litwę krzyżacki land-
mistrz z Inflant, Andrzej. Podczas tej wojny przyjął w Rydze chrzest
jeden z wygnanych przez Mendoga książąt, Towtywił. Zakon i Daniel
wysunęli Towtywiła, jako chrześcijańskiego kandydata do panowania
nad Litwą, przeciw poganinowi Mendogowi. Natenczas Mendog,
żeby odwrócić od siebie nieprzyjaiń Zakonu, sam się też oświad-
czył z chęcią przyjęcia chrześcijaństwa i rzeczywiście ochrzcił się
w zimie z r. 1250 na 1251. Od razu zmienia się położenie polity-
czne, tem bardziej, że Mendog przyrzeka Zakonowi znaczne daro-
wizny i fundacye. Krzyżacy nietylko Daniela opuszczają, ale nawet
zawierają przeciw niemu sojusz z Mendogiem. Jedzie do papieża
wspólne poselstwo od Mendoga, arcybiskupa ryskiego i krzyża-
ckiego landmistrza. Papież w lipcu 1251 uznaje Mendoga chrze-
ścijańskim królem Litwy. Mendogowi sprzyja szczęście; Wykint
poległ, Towtywił ucieka do Daniela, a Daniel sam sobie pozosta-
wiony, przerywa wojnę. W pierwszej połowie lipca 1253 odbyła
się koronacya Mendoga, a w rok potem koronował się także Da-
niel. Jeszcze w r. 1254 wybuchnęła na nowo wojna pomiędzy nimi^
ale tylko na krótko. Obaj nowi królowie zawarli przymierze i po-
godzili się. Syn Daniela, Roman, otrzymał wtenczas zachodnią część
Czarnej Rusi jako lenno litewskie, Mendog zaś czynił zabory
gdzieś na Rusi, bo w. r. 1255 zatwierdza mu papież Aleksander
IV- ty zdobycze poczynione na Rusi. Mendog pragnął utrwalić
swoje królestwo i zwrócił się do papieża z prośbą o pozwolenie
na koronacyę jednego ze swych synów. Pozwolenie otrzymał, ale
niezadługo tak się zupełnie zmieniły stosunki, że nietylko ta koro-
nacya druga nie doszła do skutku, ale nawet chrześcijaństwo na
nowo ustąpiło miejsca pogaństwu.
BISKUPSTWO ŁUKOWSKIE I LITEWSKIE.
Nawrócenie pogańskiego szczepu bałtyckiego : Prusaków^
Jadźwingów, Litwinów, Żmujdzinów, tudzież połączenie z rzym-
skim Kościołem schyzmatyckiej Rusi było obowiązkiem i history-
cznem powołaniem Polski. Nie brakło też takich, którzy o tem
pamiętali. Nawrócenie Daniela dokonało się niewątpliwie pod
wpływem polskim. Ruś graniczyła z dyecezyą krakowską, a zatem
krakowscy biskupi winni byli przedewszystkiem pilnować tego
270 OSADNICTWO MAZURSKIE.
fli
dzieła. Ale ci ledwie mogli podołać własnej dyecezyi, która d^I
olbrzymia; należała do największych w calem chrześcijaństwie,
a wciąż jej jeszcze przybywało. Lachowie bowiem i Mazurzy roz-
ciągali coraz dalej swe osadnictwo ku wschodowi, na niezamie-|
szkałe i puste jeszcze ziemie pomiędzy Jaćwieżą a Rusią. Zwła-
szcza Mazur odznaczał się od wieków ruchliwością, przedsiębior-
czością i wielką zdatnością do osadnictwa. Już za chrześcijańskich
czasów zajęli krainę z prawej strony Wisły pomiędzy jej dopły-
wami Bugiem a Wieprzem i tu wystawili gród Łuków. Na pół-
noc Łukowa była już ziemia Jadźwingów. Osadnictwo Mazurów
posunęło się dalej na południe w górę Wieprza i założyli tu Kra-
snostaw. Nowe to osadnictwo dokonało się siłami samego społe-
czeństwa, nie popierane przez książąt, a gdy władza książęca osła-
bła, pozostawione było do reszty losowi. Zdobycze Daniela były
bardzo niebezpieczne dla tego osadnictwa, bo ciągnęły się w sam
raz równoległym do niego pasem, tuż obok od wschodu. Chełm
był założony naprzeciw Krasnostawu, ledwie o pięć mil od pol-
skiej osady i grodu, a w dalszym ciągu okrążył Daniel mazurskie
osadnictwo łukowskie i założył swój gród w Drohiczynie, ośm
mil na północ od Łukowa. Nie było wówczas najmniejszego nie-
bezpieczeństwa, żeby tu za polskiem osadnictwem wtargnęło ru-
skie i wyrugowało Mazurów. Daniel sam musiał sprowadzać osa-
dników i sprowadzał nietylko sąsiednich Lachów, ale też dalekich
Niemców ze Slązka, zwabiając ich jak najlepszymi warunkami.
Niebezpieczeństwo było jednak polityczne, żeby te kresy nie były
oderwane od Polski i nie dostały się pod ruskie panowanie.
Rozszerzające się coraz bardziej granice dyecezyi przyspa-
rzały trudów i zachodów biskupom krakowskim na własnej, pol-
skiej ziemi. Organizacya kościelna nie prędko doszła z Krakowa
do północnych kresów dyecezyi. Dopiero z końcem XII. wieku,
za Mieszka Starego, zdążył biskup Oetko pozakładać archidyako-
naty w Radomiu i w Lublinie. Stosunki kościelne były tam w po-
łowie XIII. w. opłakane. Choć minęło już sto lat od założenia
archidyakonatu w Radomiu, (do którego należał Łuków), skarżył
się biskup Prandota papieżowi Innocentemu IV. w r. 1254, że tam
ludzie ledwie z imienia mogą być chrześcijanami, chrzest przyj-
mują w dorosłym wieku, a często i bez niego umierają. Rzadko
kiedy zajechał tam jaki ksiądz zaledwo na misye, a parafij nie było.
BISKUPSTWO ŁUKOWSKIE. 271
Wszak jeszcze w r. 1327 na przestrzeni dwunastu mil, od Siecie-
chowa aż po Łuków, istniały na prawym brzegu Wisły wszyst-
kiego razem trzy parafie, a plebanie tak byli ubodzy, że nie mieli
czem opłacić świętopietrza. Zbytnia rozległość dyecezyi sprawiała;
że biskupowi zawsze nie dostawało duchowieństwa. Wobec tego
czyż było stać biskupów krakowskich na misye na Rusi?
Widział to jasno biskup Mateusz jeszcze za czasów Bole-
sława Krzywoustego, kiedy się starał o misyonarzy z Zachodu,
niestety napróżno. Pisał on w tej sprawie do sławnego w całej
Europie Cystersa francuskiego. Bernarda z Klerwo (Clairvaux),
który przygotowywał drugą krucyatę do Palestyny. Krzywousty,
zająwszy ziemie nadodrzańskie, założył tam nowe biskupstwo
w Lubuszu, powierzając tej katedrze także opiekę nad m.isyą wscho-
dnią, toteż biskup Wawrzyniec, żyjący właśnie przed pierwszym
najazdem tatarskim, zapragnął rozpocząć działanie misyjne na Rusi.
Udał się o pomoc w tej mierze do Henryka Brodatego i książę
ten nadał mu pomiędzy 1234 a 1238 rokiem znaczne posiadłości
w dzielnicy sandomierskiej, między innemi Opatów z okolicą, tuż
nad Wisłą. W Opatowie był klasztor Cystersów, a opata miano-
wać miał odtąd biskup lubuski. Pierwszy taki opat. Bernard imie-
niem, był tedy pierwszym biskupem misyjnym Rusi, t j. biskupem
katolików na Rusi zamieszkałych, a zarazem kierownikiem urządza-
nych tam misyj. Zajęły się tem dwa nowo w Polsce zaprowa-
dzone zakony Dominikanów i Franciszkanów, które nie poprze-
stając na samej Rusi, wciągnęły i Litwę w zakres swego apo-
stolstwa.
Koroną tego dzieła miało być utworzenie nowej dyecezyi
na polsko-ruskiej granicy, tuż pod bokiem Jaćwieży. Papież Inno-
centy IV., odpowiadając na żale krakowskiego biskupa Prandoty,
poleca założyć w Łukowie nowe biskupstwo. Miał tego dokonać
legat papieski, który jechał tamtędy do Drohiczyna na koronacyę
Daniela. Na biskupa upatrzony był mnich Franciszkanin.
Równocześnie toczyła się też sprawa kościelnej organizacyi
Litwy z powodu nawrócenia i koronacyi Mendoga. Arcybiskup
ryski chciał mieć Litwę przyłączoną do swej metropolii, ale jedno-
cześnie wystąpił z temi samemi pretensyami arcybiskup gnieźnień-
ski Pełka. Widocznie tedy była już na Litwie czynną jakaś misya
polska, bo inaczej nie mógłby rościć żadnych praw do Litwy zwie-
272 TEMPLARYUSZE.
rzchnik polskiego Kościoła. Pełka zamianował nawet od siebie
biskupa, a mianowicie Dominikanina, Wita. Dwie wielkie misye
wscłiodnie miały tedy być podzielone między dwa zakony. Łu-
kowskim biskupem dla Rusi miał zostać Franciszkanin, a Domi-
nikanin litewskim. Arcybiskup ryski i Krzyżacy przeszkadzali tym
planom. Skończyło się na tem, że biskupem litewskim został
kapłan krzyżacki, Krystyn, ale Litwy nie przyłączono do żadnej
metropolii; nowy biskup miał podlegać bezpośrednio samemu
papieżowi. Mendog darował biskupstwu trzy wielkie gromady
dóbr i osad na Żmujdzi, w sąsiedztwie krainy darowanej Za-
konowi.
Nie życzyli sobie też Krzyżacy nowego biskupa w Łukowie.
Stosunki Zakonu niemieckiego z piastowskiemi dworami już się
zamąciły; zniknęło zaufanie do tych gości nad Bałtykiem. W oto-
czeniu Bolesława Wstydliwego, prawdopodobnie na dworze bi-
skupa Prandoty, powstała myśl, żeby powołać przeciw Jadźwin- ]
gom Zakon rycerski ; ale niechcąc już Krzyżaków, sprowadzono ]
francuskich Templaryuszów i im, a nie Krzyżakom, nadał Bolesław '
Wstydliwy Łuków na własność. Niechętni też za to Krzyżacy ca- I
łej sprawie, przeszkadzali załatwieniu jej w Rzymie. Prosili o za- j
łożenie biskupstwa i książę Bolesław i mistrz Templaryuszów, mieli -
gotowego kandydata w osobie Franciszkanina czeskiego, imie-
niem Bernarda, ale napróżno.
Krzyżacy uważali, że im się należy monopol na pogan; póki
nie ochrzczeni, nie wolno nikomo z nimi walczyć, a gdy się
ochrzczą, muszą od nich przyjąć organizacyę kościelną. Obstawali
przy tem upornie, tem bardziej, że w Polsce już się na nich po-
znano i odwracać się od nich poczęto. Sprawa Templaryuszów
w Łukowie nie jest tego jedynym dowodem. W tych właśnie
czasach, przed owemi dwiema koronacyami, mieli jakieś zamiary
względem pogan, Prusaków, czy też raczej może Jadźwingów,
książęta krakowski i łęczycki, Bolesław Wstydliwy i jego synowiec
Kazimierz. Przewidując, że gdyby zajęli na poganach jakąś kra-
inę, zgłoszą się zaraz po nią Krzyżacy, postarali się z góry u pa-
pieża Innocentego IV. o nadanie spodziewanych zdobyczy sobie.
Otóż Krzyżacy zaraz przeciwko temu apelowali ! Pomimo to otrzy-
mał Kazimierz łęczycki w Rzymie nadanie nienawróconego jeszcze
i pustego zresztą Polesia i ziemi golędzkiej, krain dalekich od
BOLESŁAW ROGATKA. 273
Krzyżaków, wchodzących raczej w zakres pohtyki króla Daniela,
któreby do łukowskiej należały dyecezyi. Nie miał też Kazimierz
wcale zamiaru wyprawiać się tam. Starał się o to widać jeszcze
•sprzed unią ruską, a teraz w zmienionych warunkach nie miało
to żadnego znaczenia. Pomimo to nie spoczęli Krzyżacy, aż się
książę zrzekł w r. 1255 na ich rzecz tych swoich ,;praw"; do
tego stopnia baczyli, żeby nikt nawet pozornych praw do pogan
nie miał! Postarali się też o to, żeby do owego dokumentu z wy-
roką Kazimierza łęczyckiego przywiesili swe pieczęcie wszyscy
: interesowani w sprawie biskupstwa łukowskiego : i mistrz Tem-
plaryuszów i kustosz Franciszkanów w Polsce i biskup lubuski !
Kto tylko myślał o misyach wschodnich, stawał się nieprzyjacie-
lem Krzyżaków, bo im psuł interes ! Coraz jawniej się okazywało,
że im o świeckie cele chodzi, a nie o sprawę duchowną. Nie
kościelne to państwo powstawało nad Bałtykiem, ale niemieckie,
wrogie imieniowi polskiemu !
BOLESŁAW ROGATKA.
Niebezpieczeństwo od niemczyzny zwiększyło się właśnie
J37 tym czasie, gdy książę lignicki, osławiony rycerz rabuś, Bole-
aw Rogatka, sprzedał ziemię lubuską margrabiom brandeburskim,
pkoło roku 1250 -go. Potężna marchia niemiecka rozszerzyła się
W ten sposób na polską ziemię ! Margrabiowie brandeburscy od-
znaczali się od czasów Albrechta Niedźwiedzia szczególną zacie-
faością w tępieniu słowian. Stanąwszy na polskiej ziemi zaczęli
zaraz szereg walk z książętami wielkopolskimi i pomorskimi
i w przeciągu jednego pokolenia wydarli Polsce całą krainę nad
dolną Wartą i Notecią, którą wr. 1272 zorganizowawszy w tak
2W. Nową Marchię na stałe już do Niemiec wcielili. A byli najle-
pszymi Krzyżaków przyjaciółmi i brali nas nieraz we dwa ognie!
W sam raz przypada na te czasy największy upadek polity-
czny Piastów, a przez to i całego państwa polskiego. Po śmierci
łienryka Pobożnego na lignickich polach, nastąpił po nim na
Wielkiem księstwie krakowskiem najstarszy jego, syn Bolesław
Łysy, ów osławiony Rogatka z rogatą duszą, ze wszystkich Pia-
stów najwyrodniejszy. Życie jego jest jednem pasmem nadużyć
i lekkomyślności bez końca. Godność książęca służyła mu tylko
18
274 BOLESŁAW ROGATKA.
do tego, żeby wycisnąć z poddanych pieniądze w jakikolwiek
sposób, choćby najbezecniejszy i przetrwonić je również bezecnie
i bezmyśhiie. Trzech młodszych jego braci zmarło od trucizny ;
ich zabójcy stanowili najmilsze towarzystwo tego księcia! Walcz\ł
na wszystkie strony, ale bez jakiegokolwiek celu politycznego,
żeby tylko brać łup i mieć z czego znów przez kilka miesięcy
żyć hucznie ze swymi niemieckimi towarzyszami. Żona, pomorska
księżniczka, uciekła od niego. Hulaka bez opamiętania, zastawiał,
gdy nie było sposobności do łupieży. W końcu nie miał już co
zastawiać; natenczas począł porywać ludzi, żeby na ich stryjcach
wymuszać okup, zupełnie na wzór niemieckich rabusi. Tak zrobił
biskupowi wrocławskiemu Tomaszowi, którego porwał z noclegu
wraz z dwoma kanonikami, nakładając na nich okup po tysiąc
grzywien. Kasztelanowi krośnieńskiemu, na granicy dolnego Ślązka,
porwał syna. Do Wielkopolski nie pozwolono mu w końcu ani
się pokazać, a krośnieńskie rycerstwo przepłoszyło jego łotrzyków.
Popadł w końcu Rogatka w nędzę; towarzysze, nie węsząc już
grosza, opuścili go. Miał. już tylko jednego konia, a i ten bywa!
w zastawie. Widywano go wędrującego pieszo od grodu do grodu,
od osady do osady i każącego się żywić i dostarczać sobie koni
i odzieży. Książę! Na strzępy poszła przez niego godność mo-
narsza. Pochodzenie z książęcego rodu było dla niego i kilku jemu
podobnych niczem innem, jak tylko środkiem utrzymania się bez
pracy. Toteż w księstwach takiego Rogatki właściwie nie było .
całkiem władzy książęcej ; ale społeczeństwo było już na tyle doj-
rzałe, że się umiało obejść bez tego. O księcia nikt się nie tro-
szczył, a wszystko i tak szło swym naturalnym trybem.
W Krakowie nie długo popasał książę Rogatka, wypędzon\'
przez Konrada Mazowieckiego, który nie zapominał przynajmniej
o powadze książęcej godności. Sławnym jednak był gwałtowni -
kiem. Zabijał własnych dostojników, jak np. wojewodę swego
Krystyna i kanclerza księdza Czaplę, nad którego ciałem jeszc/c
po śmierci się pastwił. Wygnało go z Krakowa możnowładztwo
pod przewodem biskupa Prandoty i Klemensa, dziedzica Ruszcz\ .
Ofiarowali tron krakowski, którym przywykli już szafować swo-
bodnie, synowi Leszka Białego, Bolesławowi Wstydliwemu, któr)'
doszedł już tymczasem lat siedmnastu.
BOLESŁAW WSTYDLIWY. 275
BOLESŁAW WSTYDLIWY, 1243-1279 r.
Panował na Wielkiem księstwie Krakowskiem 36 lat, nie za-
znaczywszy swego panowania żadną myślą polityczną, żadnym
programem na przyszłość. Tem przynajmniej celował, że nie urzą-
dzał niepotrzebnych wojen domowych, nie wszczynał zwad z in-
nymi Piastami o lada gródek, jak to czynili inni.
Na jego czasy wypada osławiona dziesięcioletnia wojna
o Łędę, gród nad Wartą, w której brał udział cały szereg książąt:
Syn Konrada Mazowieckiego, (który umarł w r. 1247) Kazimierz,
ks. kujawski i łęczycki, zwany przez współczesnych ,; drapieżcą cu-
dzej własności" i walczący po przeciwnej stronie młodszy jego
brat, Ziemowit, ks. czerski ; z linii ślązkiej oczywiście Rogatka,
tudzież jego bracia: Henryk wrocławski i Konrad głogowski, który,
mianowany już następcą biskupa Passawskiego w Niemczech,
sprzykrzył sobie jednak zawód duchowny; z wielkopolskiej wre-
szcie linii stanęli do tego niezaszczytnego boju synowie Włady-
sława Odonicza Plwacza: Przemysław I. poznański i gnieźnieński
z bratem Bolesławem Pobożnym, ks. kaliskim. Walczący szukali
pomocy za granicą i wciągnęli do tej wojenki margrabiegoj my-
sznieńskiego i arcybiskupa magdeburskiego. Wzajemne pustosze-
nie grodów, więzienia i okupy były jedyną korzyścią całej zawie-
ruchy. Słusznie powiedziano, że w tych czasach „jedna połowa
Piastów była w więzach u drugiej''. Ci, którzy posiadali ziemię
z nadań książęcych, musieli brać udział w tych wzajemnych bez-
myślnych napadach, obowiązani stawiać się zbrój no na każde we-
zwanie księcia, pod którego wypadło im należeć w mnożących
się ciągle działach piastowskich. Nieszczególna to była szkoła po-
lityczna dla rycerstwa, dla tej właśnie warstwy, która coraz wię-
cej nabierała znaczenia w społeczeństwie. Demoralizowali się i scho-
dzili do rzędu zbirów książęcych, walczących z sobą chyba tylko
dla łupu. Na cześć ich i chwałę powiedzieć trzeba, że im wkrótce
obmierzło służyć za książęcych pachołków, rzucających się na ka-
żdego, na kogo pan każe. Czasem sami książąt przepędzali, a czę-
sto odmawiali posłuszeństwa, nie widząc żadnego celu w ciągłych
wzajemnych najazdach. Zaczynano też tęsknić za pokojem w kraju,
a wśród duchowieństwa i światlejszego możnowładztwa poczęło
się objawiać pragnienie jakiejś przewodniej myśli politycznej, któ-
276 DRUGI NAJAZD lATARSKł.
raby całą Polskę jednym natchnęła ducłieni i wyrwała ją z toni
książęcego bezrządu.
Znaczenie ducliowieństwa wzmagało się coraz bardziej, a wiel-
kiego blasku dodała mu kanonizacya św. Stanisława, dokonana
szczęśliwie po wielu trudach w r. 1254. Zjechali prawie wszyscy
Piastowie, ślązkich nie wyłączając, na uroczystość ,; podniesienia
kości" patrona na ołtarz w katedrze na Wawelu. Na chwilę przy-
najmniej spoczął bratobójczy oręż. Zjechali też wszyscy biskupi,
a wśród nich także dwaj nominaci, t. j. kandydaci do infuły już
wyznaczeni, litewski i łukowski, ruskim zwany.
Tak zbiegiem okoliczności schodzą się daty trzech ważnych
wydarzeń: w r. 1253 koronacya Mendoga, a w r. 1254 kanoni-
zacya Św. Stanisława i koronacya Daniela. Ze wszystkich współ-
czesnych zdarzeń te tylko wartość moralną posiadały i dla histor\i
coś znaczyły, nad których ziszczeniem pracował Kościół i które
były oznaką i skutkami jego starań i wpływu.
Daniel ruski przyjął unię, licząc na krucyatę przeciw Tata-
rom. Sam wnet walkę z nimi rozpoczął. Mendog posłał mu po-
siłki, ale podczas wojny powstały nieporozumienia pomiędzy kró-
lami Rusi i Litwy. W r. 1258 Tatarzy wyprawili się na Litwę
pod wodzą Burondaja, a Daniel oddał swoje wojsko pod rozkazy
poganina przeciw Litwie. Mendogowi poszczęściło się jednak;
odebrał synowi Daniela, Romanowi, lenno litewskie, a z Tatarami
uporał się w bitwie pod Mogilną. Teraz Burondaj zabrał się do
Rusi .Nieszczęśliwy Daniel uciekł z kraju. Wódz tatarski kazał
jego synom i braciom zburzyć główne grody : Włodzimierz, Łuck,
Krzemieniec i Lwów. Potem kazał im ruskie wojsko połączyć
z tatarskiem i razem z nimi dokonał drugiego strasznego najazdu
na Polskę w r. 1259. Wiedli Tatarów synowie Daniela: Lew i Wa-
sylko. Ofiarą tego najazdu padła Małopolska. W Sandomierzu wy-
cięto w pień całą ludność, a odbudowany co dopiero Kraków,
zniszczyli na nowo. Ludność uprowadzili w jassyr i znowu kraj
był pustynią, pokrytą trupami i zgliszczami.
Od mongolskiego najazdu można się było obronić podda-
niem się, haraczem, i oddaniem rycerstwa pod rozkazy tatarskie.
Jak Rusini okupili się pokorą, mogli byli tak samo ocalić się Po-
lacy. Jak Rusini połączyli się z Tatarstwem i powiedli je na Pol-
skę, podobnież mogło było polskie rycerstwo powieść ich dalej
UPADEK KRÓLESTWA LITEWSKIEGO. 277
na Czechy. Ale było w polakiem społeczeństwie na tyle łiartu.
moralności i prawdziwej cywilizacyi, że woleli być męczennikami,
niż zdrajcami. Słusznie też papieże kazali pielgrzymować do miejsc
uświęconych rozlewem krwi polskiej w obronie wiary podczas ta-
tarskich najazdów. Społeczeństwo polskie spełniło swój obowią-
zek. Żaden Polak nie zdradził Krzyża. Między Piastami byli ni-
kczemni; ale tak nikczemny nie był ani jeden, żeby swój miecz
oddać na tatarską służbę.
UPADEK KRÓLESTWA LITEWSKIEGO.
Krzyżacy mieli w r. 1258 i 1259 doskonałą sposobność do
walki z pogaństwem. Przypominał im ten obowiązek papież Ale-
ksander IV., ale ani jeden Krzyżak nie ruszył przeciw Tatarom.
Tylko Prusaków niby nawracali, t. j. urządzali wśród nich istne
rzezie. Prusacy zaczęli gromadnie uciekać i tem bardziej rzucali
się teraz na sąsiednie ziemie. Pod Sandomierzem był ich cały hu-
fiec po stronie tatarskiej. Poruszyli też Prusacy na nowo Jadźwin-
gów i pogańskie stronnictwo.
Część Żmujdzi, podarowana Zakonowi przez Mendoga, nie
chciała się poddać krzyżackiemu panowaniu, ani też przyjąć chrze-
ścijaństwa. Już w r. 1254 rozpoczęła się tam walka i trwała do
r. 1257; po dwuletnim zaś rozejmie wybuchnęła na nowo w roku
1259 -tym. Ze Żmujdzinami połączyły się sąsiednie ludy Kurów
i Semigallów. Po pewnym czasie stanął na czele walczących przeciw
Krzyżakom Trojnat, syn Erdywiła, książę północno wschodniej
Żmujdzi. Mendog dotrzymywał przymierza z Zakonem, chociaż
sprowadzał tem na siebie' niebezpieczeństwo, bo w calem pań-
stwie powstało przeciw niemu potężne stronnictwo pogańskie,
z księciem holszańskim, Dowmontem, na czele. Gdy Krzyżacy po-
nieśli walną klęskę nad jeziorem Durben, stronnictwo przeciwne
Mendogowi zyskało stanowczą przewagę. Mendog sam musiał
teraz zmienić politykę i związać się z Trojnatem. Zwrócił się
przeciw Zakonowi. Sami Krzyżacy znaleźli się w ciężkich opałach,
ale ocaliła ich znowu pomoc z Polski, dostarczona przez Bole-
sława Wstydliwego i Ziemowita czerskiego. Litwini napadli za to
na Mazowsze i pojmawszy księcia Ziemowita, zabili w r. 1262.
Mazowsze byłoby uległo zupełnemu spustoszeniu, gdyby nie po-
278 KONIEC MENDOGA.
moc Bolesława Pobożnego z Wielkopolski. Tak dobrze wychodziła
Polska na opiekowaniu się Krzyżakami !
Sam zaś Mendog zawarł przymierze z Wielkim Nowogro-
dem i ułożył wyprawę na Kies, stolicę landmistrza inflanckiego.
Wyprawa nie powiodła się, bo Nowogrodzianie nie dopisali;
Mendog zerwał natenczas z Trojnatem. Odtąd zaczyna się pod-
stępne działanie Trojnata i Dowmonta przeciw osobie Mendoga;
uknuli oni spisek na życie króla i zamordowali go podczas wy-
prawy na Brjańsk jesienią 1263 roku, a wraz z nim i dwóch jego
synów. Rubla i Repeka. Stronnictwo pogańskie było odtąd u steru
państwa, chrześcijaństwo upadło. Sam Mendog wytrwał do końca
w chrześcijaństwie, na co są niewątpliwe świadectwa w dwóch
bullach papieskich, Aleksandra IV. ze stycznia 1260 r. i Klemensa
IV-go z r. 1268. W pięć lat po śmierci Mendoga chwalił papież
jego pamię.ć, jako króla chrześcijańskiego. Krzyżacy wymyślili po-
tem bajkę, jakoby Mendog porzucił był chrześcijaństwo i został
apostatą'; zmyślili też drugą bajkę, jakoby im był podarował całą
Żmujdź, a państwo litewskie uznał lennem krzyżackiem.
Wzamian za opiekowanie się Zakonem, nie otrzymał Bole-
sław Wstydliwy żadnej pomocy przeciw pogańskim Jadźwingbm,
którzy pustoszyli ciągle Sandomierskie. Dopiero w r. 1264 udało
mu się zadać im pod Zawichostem, przy ujściu Sanu do Wisły,
taką walną klęskę, że odtąd przez 18 lat był już od nich spokój.
KRÓL CZESKI OTAKAR II.
Upadły dwie sąsiednie potęgi: litewska i ruska, tylko od
strony zachodniej kwitnęły Czechy i dochodziły pod mądremi
rządami Otakara II. do nieznanej przedtem potęgi. Zawarta z Wę-
grami ugoda o spuściznę po Babenbergach poczęła się chwiać.
Ze Styryi zaczęli Czesi wypędzać węgierskie załogi i wybuchnęła
wojna czesko -węgierska. Bolesław Wstydliwy miał z Węgrami
sojusz i przez wzgląd na ciągłe wspólne niebezpieczeństwo od
Tatarów zależało mu na tem, żeby nie dopuszczać do osłabienia
potęgi Arpadów. Wytrwał więc w sojuszu i wysłał zbrojny hufiec
na pomoc Beli IV., królowi węgierskiemu; hufiec ten walczył na
Morawach. Przy tej sposobności okazał się po raz pierwszy roz-
dźwięk polityczny między Ślązkiem, a resztą Polski. Z książąt
ślązkich jeden tylko Władysław, książę Opola, oświadczył się za
OTAKAR II. CZESKI. 279
polityką Wielkiego księcia Krakowskiego i dał mu posiłki, pod-
czas gdy reszta książąt ślązkich sprzyjała Otakarowi. Ta wojna
skończyła się pomyślnie dla króla czeskiego, który Styryę przyłą-
czył do swego państwa. Wojna o Styryę powtórzyła się jeszcze
w r. 1271. Krakowskie księstwo i Wielkopolskie dzielnice, zwią-
zane sojuszem z Węgrami, walczyły znowu po stronie Beli. Ale
po czeskiej stronie byli już teraz nietylko wszyscy książęta ślązcy,
nie wyjmując nawet księcia Opolskiego, ale nadto pomagali Cze-
chom: Ziemomysł, książę Kujawski i Leszek Czarny, Sieradzki.
I ta wojna pomyślną była dla Otakara; Węgrzy zrzekli się wszel-
kich praw do ziem austryackich. Szczęśliwy Otakar nabył jeszcze
niebawem Karyntyę.
Tego było już Niemcom zanadto. Teraz nie możnaby już
uważać Czech za proste księstwo niemieckiego państwa. Za duże
były i za potężne, stanowczo o wiele potężniejsze od pogrążonych
w upadku Niemiec. Słabe niegdyś Czechy służyły Niemcom nie-
raz za przewodnika i pomost do dalszych zdobyczy. Obecnie, po-
tężne, mogły prowadzić śmielszą politykę i stać się zupełnie sa-
moistną potęgą słowiańską. Pod wpływem wzrostu Czech obu-
dziła się czujność w książętach niemieckich. Niektórzy z nich ofia-
rowali z razu Otakarowi koronę niemiecką, chcąc użyć czeskich
sił do wydobycia Niemiec z upadku i związać Czechy tem ściślej
z Niemcami. Przejrzał to jednak Otakar i koronę niemiecką od-
rzucił. Pragnął bowiem właśnie zerwać polityczną jedność Czech
z Niemcami, a polityka jego przybierała całkiem inny kierunek.
Oto marzył Otakar o połączeniu wielkich i potężnych Czech z Pol-
ską. Wobec polskich książątek, z których jeden już tylko Krakow-
ski miał obszerniejszą dzielnicę, był Otakar mocarzem; wobec roz-
drobnionej na kilkanaście już części Polski były Czechy pierwszo-
rzędnem państwem i teraz, w zmienionych zupełnie stosunkach,
można było myśleć o przyłączeniu Polski do Czech. Żyła tedy
w Otakarze wielka myśl polityczna.
Tymczasem w Niemczech postanowiono skończyć raz wre-
szcie z bezkrólewiem, żeby nie osłabiać się coraz bardziej wobec
rosnącej czeskiej potęgi. Gdy w r. 1272 wybrano nowego króla
w osobie Rudolfa z Habsburga, położono mu za warunek, żeby
od Otakara odebrał ziemie przez niego nowo nabyte, do Czech
przyłączone i od związku politycznego z Niemcami przez to ode-
280 KLĘSKA POD DURNKRUT.
rwane. Rudolf zaraz następnego roku wszczął wojnę z Otakarem.
Odkąd korona węgierska zrzekła się praw, słusznych czy urojo-
nych, do spuścizny po Babenbergach, nie był już Bolesław Wsty-
dliwy krępowany sojuszem z Węgrami. Toteż zawarł teraz sojusz
z Otakarem przeciwko Niemcom, a krakowskie rycerstwo pospie-
szyło też na pomoc Czechom. Ale tym razem miał Otakar paść
ofiarą zdrady. W bitwie pod Diirnkrut roku 1278, na olbrzymich
błoniach nad rzeką Morawą, znalazł się ohydny zdrajca, Milota
z Dziedzic, którego imię do dnia dzisiejszego budzi wstręt w Cze-
chach. Zdradzony król dostał się do niewoli, a rozbrojonego
zabił oszczepem austryacki rycerz Schenk. Ciało Otakara wysta-
wiono na widok publiczny w Wiedniu. Tam też podążyć musieli
zabrani do niewoli rycerze polscy. Austryę, Styryę i Karyntyę za-
garnął zwycięski Rudolf Habsburski dla swojej rodziny.
Klęska pod Diirnkrut na Morawskich błoniach jest ciężkiem
nieszczęściem dla Słowiańszczyzny. Skutki jej trwają do dziś dnia.
Zamieszkały na południe od Czech słowiański naród Słowieńców
skazany był na ciągłą germanizacyę, pozostawiony na pastwę nie-
mieckiego panowania. W najnowszych dopiero czasach obudził
się tam na nowo ruch narodowy. Gdyby Otakara dzieło było się
utrwaliło, byłby żywioł słowiański panował niepodzielnie od Pragi
po Tryest. Czechy zaś, chociaż nie zeszły już do dawnego pod-
rzędnego stanowiska, i wkrótce potem na nowo stały się pań-
stwem potężnem, chociaż nastały czasy, że dynastya siedząca na
ich tronie była najpotężniejszą w Europie, nie zerwały jednak
nigdy politycznego związku z Niemcami i pozostały niemal zawsze
państwem pół na pół niemieckiem. Na własnej nawet ziemi mu-
sieli się Czesi opędzać przewadze niemieckiej.
LESZEK CZARNY, 1280-1288.
Bolesław Wstydliwy o rok tylko przeżył Otakara; tegoż roku
1279-go umarł też Bolesław Pobożny, książę Kaliski. I osławiony
książę Lignicki, Bolesław Łysy Rogatka, położył się w tymże cza-
sie (1278) do grobu. Głównymi książętami wśród Piastów byli
teraz: Leszek Czarny, wnuk Konrada Mazowieckiego, wyznaczony
przez Bolesława Wstydliwego następcą na tronie krakowskim;
w Wielkopolsce Przemysław II., syn Przemysława I., a synowiec
Bolesława Pobożnego; na Ślązku zaś Henryk IV. wrocławski, z przy-
LESZEK CZARNY. 281
domkiem Probus. Ten ostatni był Niemcem na wskroś; nawet
wiersze niemieckie pisywał, a po polsku nawet nie umiał.
Henrykowi Probusowi udało się uszczknąć część spuścizny
po królu Otakarze, a mianowicie zagarnął Kłodzko (Glatz). Uśmie-
chała mu się bardzo nadzieja, że będzie sprawował opiekę nad
małoletnim synem Otakara, Wacławem; ale tego samego zażądał
też margrabia brandeburski Otto. Aż pod Pragę zapędzili się obaj
współzawodnicy z wojskiem, ale Prażanie otworzyli bramy Bran-
deburczykowi, a książę wrocławski musiał z niczem wracać do
domu. Ażeby się utrzymać przy Kłodzku, poprzyjaźnił się Henryk
z nowym królem niemieckim, Rudolfem, i za zapewnienie bez-
piecznego posiadania, uznał się lennikiem królestwa niemieckiego.
W ten sposób pierwszy z książąt ślązkich Henryk Probus zerwał
łączność państwową z Polską i z Wielkiem Księstwem Krakow-
skiem; odrzucił przynależność do państwa polskiego, a uznał się
książęciem państwa niemieckiego.
Panujący w Krakowie Leszek Czarny też był na wpół zniem-
czony i oparł swe panowanie nie na polskich ziemianach, gospo-
darzach i rycerzach, zwanych z niemiecka szlachtą, lecz na nie-
mieckiem mieszczaństwie. Osobiście dzielny rycerz, umiał jednak
bronić swej dzielnicy przed zewnętrznym nieprzyjacielem. Gdy
syn Daniela, Lew, książę Halicki, zapragnął kosztem ziemi sando-
mierskiej rozszerzyć swe panowanie i wziąwszy sobie do pomocy
oddział Tatarów, przeprawił się przez Wisłę, spotkał się zaraz pod
Goślicami, dwie mile od Sandomierza, z hufcami książęcymi i po-
niósł klęskę. Leszek zaś wyprawił się nadto do jego ziemi, wtargnął
aż pod Lwów, a wracając odebrał gród Przeworsk i do swego pa-
nowania przyłączył w roku 1280. Gdy w dwa lata potem ruscy
książęta podmówili Jadźwingów do najazdu na Polskę, pokonał
ich Leszek Czarny i powracającym do domu odebrał łupy i jeń-
ców. Nie zyskał pomimo to serc swych poddanych, bo lekcewa-
/:ył polszczyznę, a popierał Niemców, ze szkodą ludności rodzimej.
Następstwu Leszka Czarnego na księstwo krakowskie opie-
rał się jeszcze za życia Bolesława Wstydliwego biskup Paweł z Prze-
nrankowa i był nawet o to więziony. Ten też stanął teraz na czele
wielmożów i ziemian, niechętnych niemieckiej polityce. Książę ka-
zał go porwać i odesłać do Sieradza, swej dzielnicy po ojcu, za
co papież Marcin IV. rzucił na Leszka klątwę, a na jego księstwo
282 HENRYK PROBUS.
interdykt, tj. zakaz publicznego odprawiania nabożeństw i udzie-
lania sakramentów św. Wywołało to wzburzenie ludności przeciw
księciu ; wreszcie zaniosło się na jawny bunt i wtedy dopiero uwol-
nił książę biskupa po dwuletniem więzieniu. Było za późno, bunt
i tak wybuclinął, wezwano na tron księcia czerskiego, Konrada,
brata stryjecznego Leszka. Mieszczaństwo krakowskie, złożone z nie-
mieckich osadników, broniło stolicy, podczas gdy książę otrzymał
wkrótce posiłki z Węgier, któremi wsparty pokonał stronnictwo
narodowe w bitwie pod Bogucicami nad Rabą dnia 4 sierpnia 1285.
Henryk Probus, wrocławski książę, miał również zatarg z bi-
skupem Tomaszem II. Rzecz poszła o 60 wsi, założonych w da-
wnej V bronie" tj. pasie granicznym pomiędzy Ślązkiem a Cze-
chami, do których i książę i biskup rościli sobie prawdo. Książę
popadł w klątwę, ale nie ustępował i zajął nawet gwałtem Nysę,
stolicę państewka wrocławskich biskupów. Przybył z Rzymu legat
i skazał księcia na znaczne grzywny, ale książę szydził sobie z wszel-
kiej władzy duchownej. Ludność cała podzieliła się na dwa obozy :
za księciem lub za biskupem. Po pewnym czasie i tu tak się sprawy
ułożyły, że książęce stronnictwo było niemieckie, a biskupie polskie.
Nie całe też duchowieństwo było po stronie biskupa. Nie brako-
wało na Ślązku niemieckich klasztorów, które nie przyjmowały już
wtedy wcale polskich nowicyuszów ; te właśnie cieszyły się szcze-
gólną opieką książęcą. Wygnany biskup schronił się do Raciborza,
którego książęta nie zupełnie jeszcze zapomnieli o swem polskiem
pochodzeniu. Wysłano znowu z Rzymu komisyę do zbadania ca-
łej sprawy; na czele jej stanął arcybiskup gnieźnieński, jako me-
tropolitalny zwierzchnik biskupa wrocławskiego. To się nie podo-
bało księciu, ani też niemieckiemu duchowieństwu i wtenczas to
z dwunastu klasztorów reguły św. Franciszka na Ślązku odłączyło
się ośm od prowincyi polskiej, a przystąpiło do niemieckiej, sa-
skiej. Ze sporu o posiadanie wsi zrobił się spór narodowy. Wi-
docznie dawno wrzało już we wrocławskiem, a spór o wsie do-
starczył tylko pozoru do ostatecznego zorganizowania się dwóch
narodowych stronnictw. Teraz nie tajono już, o co właściwie
chodzi jednej i drugiej stronie. Książę posprowadzał na sporną
ziemię osadników niemieckich, a biskup domagał się, żeby przy-
wrócić dawnych polskich. O tern Henryk nie chciał ani słyszeć.
W zaciekłości swej posunął się do tego, że nietylko zagrabił
BISKUP WROCŁAWSKI TOMASZ. 283
wszystkie posiadłości biskupie, ale nawet rzucił na biskupa jakąś
przez siebie samego wynalezioną świecką, książęcą klątwę. Zagro-
ził, żeby nikt w całem księstwie nie ważył się obcować z bisku-
pem lub z kimkolwiek z jego sprzymierzeńców, zakazywał soju-
szników biskupa przyjmować na nocleg, dawać im jadła lub na-
pitku, chociażby nawet za pieniądze itp. Takie bowiem znaczenie
miała klątwa. Ponieważ z biskupem łączyła się ludność polska,
więc był to jakiś ogólny wyrok na wszystkich Polaków. Mieszka
raciborskiego wezwał Probus, żeby biskupa od siebie wypędził,
a gdy ten niechciał wygnańca rugować ze swego kraju, wyruszył
Henryk z wojskiem na Racibórz. Rozpoczęło się oblężenie. Bi-
skup, nie chcąc dopuścić do wojny domowej, wyszedł sam z miasta
do obozu łienryka w ornacie i z pastorałem w ręku, idąc wprost
aż do książęcego namiotu. Książę zgody potrzebował, bo miał
właśnie zamiary względem Krakowa, nie stawiał przeto trudności
i cały spór załagodzono, nie załatwiwszy zasadniczej rzeczy. Bi-
skup posyłał na księcia skargi do Rzymu, wyprawiwszy tam, jako
swego pełnomocnika, kanonika Jana Muskatę, ponieważ ten znał
dobrze prawo kanoniczne, którego się uczył na uniwersytecie w Bo-
lonii we Włoszech. Muskata był Niemcem z Wrocławia; tak się
jednak umiał przychlebić Tomaszowi, że mu zaufał. Bawił Mu-
skata w Rzymie od początku r. 1284 do połowy 1285, przywła-
szczył sobie część pieniędzy danych przez biskupa na koszta pro-
cesu, a powróciwszy, nie oddał biskupowi potrzebnych dokumen-
tów i przeszedł na stronę księcia. Pilnował w Rzymie własnego
wyniesienia i wychodził sobie tam urząd papieskiego kollektora,
tj. poborcy świętopietrza w Polsce, urząd bardzo intratny i wpły-
wowy, a przytem zapewniający ciągłe stosunki z dworem papie-
skim. Kollektorowie robili zazwyczaj świetne karyery. Ten Jan Mu-
skata został następnie biskupem krakowskim i będzie o nim po-
tem jeszcze mowa.
Leszek Czarny myślał tymczasem o zemście nad Konradem
Czerskim. Miał zezwolenie od papieża na krucyatę przeciw Ja-
d7Avingom i zebrał na nią wojsko, ale zamiast na pogan, popro-
wadził je na Mazowsze, przeciw książęciu czerskiemu! Było to
już wyzywającem lekceważeniem potrzeb publicznych, doprowa-
dzeniem samowoli książęcej do szczytu ! Jak gdyby naród był dla
księcia, a nie książę dla narodu !
284 TRZECI NAJAZD TATARSKI.
Ale zato nie wziął osobiście udziału w obronie kraju od no-
wego, trzeciego już z kolei najazdu tatarskiego.
W grudniu 1287 r. nadciągnęła nawała tatarska przez ziemie
ruskie. Kniaziowie ruscy stawiali się jeden za drugim na wezwanie
liana, przyprowadzali posiłki i szli wraz z pogaństwem dalej na
Polskę, łupić i mordować. Synowie Daniela, Mścisław i Lew, także
towarzyszyli Tatarom i służyli im za przewodników. Główne grody
małopolskie: Sandomierz i Kraków, zdołały się tym razem obro-
nić, dzięki warownym murom. W dobywaniu warowni Tatarzy
ani nie mieli biegłości, ani też nie chcieli się tem wstrzymywać,
w łupieskim pochodzie. Nie o zdobywanie kraju im chodziło, lecz
o plądrowanie. Wyniszczyli też całą Małopolskę znowu doszczę-
tnie, sięgając swemi zagonami tym razem aż do ziemi Sieradzkiej.
Leszek Czarny schronił się na Węgry. Król węgierski przysłał po-
siłki, które stoczyły pod Sączem zwycięską bitwę. Niedługo ba-
wili Tatarzy w Polsce, ale zadali nam cios straszny przez to, że
brali tym razem jassyru jeszcze więcej, niż poprzednio. Samych
dziewcząt zabrali 2L000. Takie tłumne uprowadzanie ludności mu-
siały odczuć pokolenia następne. Toteż nastawały coraz lepsze czasy
dla... osadnictwa niemieckiego.
Przybywało znowu ziemi bezpańskiej i przybywało niemie-l
ckich miast. Po Wrocławiu (1242), Poznaniu (1253), Lignicy i San- "
domierzu (1255) przyszła kolej na niemiecką lokacyę Krakowa w roku
125Q. Wtenczas to rozszerzono miasto ku północy i na miejscu
dawnego rynku (koło kościoła św. Trójcy, odstąpionego następnie
Dominikanom), założono ten olbrzymi rynek nowy, drugi co do
wielkości plac miejski w całej Europie. Polska ludność nie brała
całkiem udziału w tem odnowieniu Krakowa. Stolica całej Polski
przestała być polskiem miastem. Po trzecim najeździe mongol-
skim otrzymała też Wieliczka ludność niemiecką, w r. 1290. Zo-
stała ledwie garstka polskich górników, którzy byli na służbie ksią-
żęcej i do mieszczan wcale się nawet nie liczyli; panami miasta
byli Niemcy. W innych miastach było mieszczaństwo mieszane,
złożone z Polaków i z Niemców, ale po krótkim czasie we wszyst-
kich miastach Niemcy byli górą. W XIII. wieku przeszły jeszcze
na prawo magdeburskie: Kalisz i Gniezno (1282) i Łęczyca (1292);
potem po dłuższej przerwie Lublin dopiero w r. 1317.
Zaraz po najeździe tatarskim umarł Leszek Czarny, nie pozo-
SZESNAŚCIE DZIELNIC KSIĄŻĘCYCH. 285
stawiając po sobie nic, prócz zamieszania. Był bezdzietny, tak samo,
jak jego poprzednik Bolesław Wstydliwy. Następcy nie wyznaczał
po sobie. Z czterech młodszych jego braci jeden, Ziemomysł ku-
jawski, zmarł rok przedtem. Pozostało trzech : Władysław, Kazimierz
i Ziemowit, z których każdy miał swoją dzielniczkę. Najstarszym
z nich był Władysław, zwany Łokietkiem, dla niskiego wzrostu.
Przez bezpotomne zejścia Bolesława Wstydliwego i Leszka
Czarnego, podczas gdyj.Bolesław Pobożny nie miał męskiego potom-
ka, a Przemysław Wielkopolski jednego tylko syna, powstrzymało
się dzielenie Polski w nieskończoność. Krakowskie i Sandomierskie
tworzyły już tylko jedne dzielnicę, a w całej Wielkopolsce pano-
wać miał Przemysław, zwany Pogrobowcem, gdyż on jeden tylko
pozostał już z linii Mieszka Starego, którego był praprawnukiem.
Ale nie brakło męskich potomków liniom Władysława 11. i Kazi-
mierza Sprawiedliwego, ślązkiej i mazowiecko-kujawskiej.
W roku śmierci Leszka Czarnego było w Polsce i tak księstw
szesnaście, a stolicami tych państewek były następujące grody:
Kraków, Poznań, Sieradz, Łęczyca, Dobrzyń, Inowrocław, Wyszo-
gród, Gniewków, Czersk, Płock, Wrocław, Lignica, Głogowa, Opole,
Racibórz, Sprotawa.
STRONNICTWO NARODOWE.
Coraz trudniej było wydobyć Polskę z politycznego upadku,
przywrócić jej wpływ i znaczenie w północno-wschodniej Europie,
bo tymczasem zmienił się zupełnie polityczny ustrój tych krajów
i narodów, wśród których Polska położoną była. Niegdyś tu pierwsza,
niemogła już nietylko przewodzić nad sąsiadami, ale sama stawała
się coraz bardziej od nich zawisłą i bronić się musiała, żeby wśród
coraz potężniejszych państw ościennych utrzymać w całości swe
granice. Już marchia brandeburska wchłonęła część Wielkopolski,
a stojące za nią cale królestwo niemieckie wzmogło się na nowo
i było groźne sąsiadom. Czeska potęga krótko trwała Otakar II.
chciał wyrwać Czechy raz na zawsze z państwowego związku
z Niemcami; gdy jemu ofiarowano koronę niemiecką, nie przyjął
jej, a gdy wyniesiony na tron Rudolf z Habsburga zażądał hołdu
z Czech, Moraw, Austryi, Stryryi, Krainy i Karyntyi, król czeski
odmówił. Fatalna klęska w r. 1278 zmieniała od razu wszystko.
Wszystkie te kraje stawały się na nowo lennami Rzeszy Niemieckiej,
286 NIEDOLA NARODU.
na gruzach potęgi czeskiej poczęła róść nowa potęga niemiecka,
a mianowicie dynastyczna potęga Habsburgów, gdy nowy król
niemiecki nadał własnym synom Austryę, Styryę i Karyntyę. Syn
Otakara, Wacław, miał ledwie siedm lat, a opiekunem jego i rządcą
Czech został margrabia brandeburski, Otto Długi, zwany w Pradze
n niemiecką plagą". Od zachodu tryumfowali więc wszędzie Niemcy,
od północy powstawało jeszcze jedno niemieckie państwo: Krzy-
żackie. A działo się to jednocześnie, podczas gdy miasta w Polsce
zamieniały się na niemieckie osady i tłumy niemieckich kolonistów
kraj zalewały. I jeszcze równocześnie coraz nowe tatarskie najazdy,
a Ruś nie tylko nie zdołała utrzymać swej królewskiej korony,
nietylko nie nadawała się do sojuszów, ale przeciwnie: książęta
jej sami Tatarów wiedli na Polskę. Podobnież na Litwie runęło
katolickie królestwo, zaś żywioły pogańskie na nowo rozpasane,
żądne ciągle łupu, rzucały się do najazdów łupieżczych na Polskę.
Od wschodu tedy trzech łupieżców: Litwini, Rusini, Tatarzy,
a od północy i zachodu Niemcy, we własnym kraju zniemczony
już Ślązk i kilku zniemczonych już książąt, nawet na krakowskiem
Wielkiem księstwie na pół zniemczony Leszek Czarny. Jasną było
rzeczą, że czem słabszą będzie Polska, tern bardziej i szybciej
będzie się niemczyć i zanosiło się na to, że Piastowskie dziedziny
dostarczą chyba tylko nowych marchij Niemcom, tak, jak to już
stało się u Połabian, a jak dziać się poczynało u Czechów.
Kto miał temu zaradzić? Biskupi wypowiedzieli już walkę
germanizacyi w Kościele; synod 1285 roku ponowił wymagania
polskiego języka od proboszczów i nauczycieli. Ale samo wzno-
wienie dawniejszej uchwały jest najlepszym dowodem, że ona
jeszcze wykonana nie była i wykonać się nie dała, skoro niemczyli
się sami Piastowscy książęta. Któż miał ocalić Polskę od zniem-
czenia, czy tych szesnastu książąt polskich? Było ich za wielu!
Połowa była zniemczona, a druga pogrążona w swarach; żaden
zaś z nich sam nic nie mógł zdziałać, bo nie wiele znaczył, małe
tylko mając księstwo. A zresztą książęta zdatni byli po większej
części w sam raz do wojny o Ledę i do niczego więcej.
Społeczeństwo polskie samo sobie radzić było winne i samo
też sobie radzić musiało, jeżeli nie miało stać się na własnej ziemi
żerem dla Niemców. Obowiązek ocalenia samodzielności narodu
i wskrzeszenia wielkiego polskiego państwa spoczywał na właści-
STRONNICTWO NARODOWE. 287
cielach ziemi, na tych, których Niemcy nazywah szlachtą, na da-
wnych polskich rodowcach. Na Slązku już ziemia przechodziła
w niemieckie ręce, a to było dla nas najlepszem ostrzeżeniem!
Szczęściem siła zbrojna była jeszcze tylko przy Polakach, bo prócz
jednego Ślązka nigdzie jeszcze Niemcom nie nadali książęta ziemi
na własność na wojskowem prawie. Póki do tego nie doszło, był
jeszcze czas zabrać się do dzieła i rozpocząć polską politykę.
Przywykło już społeczeństwo do udziału w sprawach pań-
stwowych i dawno już szafowało tronem. Chodziło tylko o to,
żeby w wyborze książąt trzymać się stale pewnego programu,
t. j. pewnych warunków, któreby wiodły do celu. Właściciele
ziemi ze swymi możnowładcami na czele posiadali też coraz więcej
wyrobienia politycznego i w tych właśnie czasach powstaje wśród
nich stronnictwo, którego program obejmował dwa główne punkty:
uznawać władzę takich tylko książąt, którzy nietylko nie są zniem-
czeni, ale nawet jawnie wystąpią przeciw niemczeniu, a więc
słuchać tylko książąt używających polskiego języka i trzymających
się polskiego obyczaju; powtóre: przeszkadzać tworzeniu się no-
wych działów w dzielnicach książęcych; w walkach książąt o jakąś
ziemię oświadczać się za silniejszym i poprzeć go jeszcze bardziej,
żeby się jak najwięcej polskiej ziemi skupiało w jednem ręku.
Stronnictwo to dążyło do wznowienia królestwa polskiego.
Na czele stronnictwa stali zawsze arcybiskupi gnieźnieńscy, co
historya na chwałę ich zapisać winna. Z biskupów raz tylko je-
den — poznański — stanął przeciw narodowemu stronnictwu; zresztą
wszyscy, nie wyłączając wrocławskich, byli gorącymi jego zwo-
lennikami. Wielmożowie świeccy w znacznej większości przyjęli
również ten program; kilkunastu ledwie zdradziło sprawę naro-
dową dla własnej korzyści. Żołnierze z pomiędzy szlachty nie
stanęli ani razu w obronie jakiego księcia, niedogodnego do wy-
konania narodowego programu. Nawet ci z pomiędzy szlachty,
którzy mając ziemię na prostem prawie rodowem, do służby woj-
skowej obowiązani nie byli, stawiali się nieraz dobrowolnie na
obronę narodowych kandydatów. Co więcej, ruch narodowy
udzielił się nawet polskim dzierżawcom. Chociaż nie mieli według
ówczesnych wyobrażeń żadnych obowiązków względem państwa,
i polityka do nich nie należała, jednakowoż z własnego popędu
nietylko sprzyjali narodowemu stronnictwu, ale sami kilka razy
288 STRONNICTWO NARODOWE.
czynnie do rzeczy się przyłożyli. Z nielicznemi tedy wyjątkami po-
zyskał sobie program narodowy niemal wszystko, co tylko w Pol-
sce było polskiego. Całe więc społeczeństwo przejrzało, poznało,
czego mu trzeba i na jedno się zgodziło. Tej wielkiej solidarności
całego narodu przypisać trzeba, że ostatecznie pomimo najcięż-
szych przeszkód sprawa przecież się udała.
Zawsze społeczeństwo osięgnie cel zamierzony, jeżeli ogół
zgodny jest w doborze środków. A nastała właśnie w Polsce
zgoda pod tym względem taka powszechna, że nieznaczną ledwie
garstkę widzimy poza stronnictwem narodowem. Ogół narzucił
swą wolę książętom, doprowadził do tego, że oni stali się narzę-
dziem w ręku społeczeństwa, aż wreszcie powstało z tego ruchu,
nowe państwo polskie przez społeczeństwo utworzone i na niem
oparte, a nie na dynastyi tylko.
Ku koronie polskiej zwracały się utęsknione myśli Polaków;
przybywało społeczeństwu ambicyi, budziło się pragnienie, żeby
coś znaczyć w Europie! Spoczywały insygnia koronacyjne pod
wierną strażą biskupów i kapituły krakowskiej, złożone na grobie
Św. Stanisława. Pamiętano o nich i marzono o tej chwili, kiedy
ich będzie można użyć na nowo dla Pomazańca bożego. Wzra-
stająca coraz bardziej pobożność narodu budziła wiarę, że Opatrz-
ność czuwa nad losami narodów i przekonanie, że na szczęśliwsze
losy trzeba sobie zasłużyć, żeby być godnym powodzenia. Wie-
rzono głęboko, że poniżenie Polski jest karą za grzechy poprzednich
pokoleń, ale też wierzono zarazem, że po poprawie musi nastąpić
Boże zmiłowanie nad dawną koroną Bolesławów.
Powszechne przekonanie wszystkich Polaków wyraził prostemi
a rzewnemi słowy pisarz Żywotu św. Stanisława, ułożonego w r. 1261.
,;Bóg świadom rzeczy przyszłych, karzący grzechy ojców do
trzeciego i czwartego pokolenia, ponieważ sam wie dobrze, kiedy
się ma ulitować nad narodem polskim i wywieść go ze zniszczenia,
przeto aż do owego czasu wszystkie insygnia królewskie, to jest
koronę, berło i włócznię w skarbcu kościoła w Krakowie mieści
i w siedzibie królewskiej w ukryciu zachowywa, dopóki się nie
zjawi powołany jaki Aaron, dla którego są przeznaczone".
\::(':"'' c>6^ rsj^ isl^ t\|y* >s|^» *sj^. 'sj^ _*>Jf^. "nI^ "nL^ 'sU' 'sL^ 'nL^ *nU* 'nL^ nU* '*sL^ *\l^ *sL^ ^sl/^ "sj^ n1^ c*.;>-^
^^<^^i^~^T^^ ^T^^ ^1^ *^ *^ ^^ ^^ ^^ *^T^^^ ^^ "^^ '^ ^^ "^ ^^ ^^^^f^^ ^^^^^^^ -^ " ^ i^^f^ •^ '^^^Ci^^
ROZDZIAŁ II.
PRZEWAGA WIELKOPOLSKI.
Trzy tatarskie najazdy wyludniły Małopolskę, ale żaden z nich
nie sięgnął do Wielkopolski. Była ona więc ludniejsza, za-
możniejsza i, nie tyle obcego osadnika potrzebując, pozostała
też bardziej w ręku rodzimej ludności. Tam było mniej cudzo-
ziemskiego duchowieństwa, i mieczów więcej w polskiem ręku;
tam gniazdo polszczyzny. Wielkopolska i Mazowsze miały ludności
do roli poddostatkiem. Nad Bugiem i Wieprzem rozszerzało się
I coraz bardziej polskie osadnictwo, stamtąd wychodził polski osadnik
-' do Prus pod panowanie krzyżackie, i to nie tylko czynszowy
dzierżawca, ale nawet wielu „rodowców", którzy przenosili się
tylko wtenczas, jeżeli dostali gdzie ziemię na własność, na woj-
skowem prawie. Podobnież szła emigracya wielkopolska na Po-
morze gdańskie, krzewiąc tam rolnictwo i dostarczając „rycerstwa"
pomorskim książętom. Dzięki tej kolonizacyi wytwarzał się też
coraz ściślejszy związek pomiędzy Wielkopolską a Pomorzem.
Rzecz prosta, że stronnictwo narodowe tam miało główną
siedzibę i stamtąd czerpało najwięcej sił, gdzie najwięcej było
Polaków, gdzie najwięcej dostatków utrzymało się w polskiem
ręku, a więc w Wielkopolsce. Tam też była głowa stronnictwa:
arcybiskup gnieźnieńki, ten przedstawiciel jedności całej Polski,
która podzielona na kilkanaście księstw tworzyła jednak jedne
tylko prowincyę kościelną. Tam odbywały się owe synody ko-
ścielne, które tak czuwały nad zachowaniem Polski dla Polaków.
19
290 ZABIEGI O POMORZI:.
^
ZABIEGI O POMORZE.
Niebezpieczeństwo niemieckiej przewagi rozumiano też naj-
lepiej w bezpośredniem sąsiedztwie i margrabiów brandebur-
skich i krzyżackiego zakonu. Pod wpływem wojny Świętopełka
z Zakonem budzi się duch narodowy na Pomorzu, a Pomorzanie
stają się bardzo gorliwymi zwolennikami wznowienia wielkiego ;
państwa polskiego. W roku 1227 nikogo tam nie obeszło to, żej
książę pomorski zabił Wielkiego Księcia krakowskiego. Po pięć-
dziesięciu latach zmieniły się zupełnie stosunki. Pomorzanie chcą
zgody, porządku i łączności z resztą Polski i wywierają coraz
większy nacisk na swego księcia, żeby z Pomorza zrobić także
szczebel do sławy Polski. Skoro tak się zachowywała ludność
pomorska, cóż dopiero mieszkańcy kolebki piastowskiego państwa, \
właściwej Wielkopolski! -
W Gnieźnie i w Poznaniu panował w połowie XIII. wieku -
prawnuk Mieszka Starego, Przemysław I., który zmarł w czerwcu
1257 r. W cztery miesiące po jego śmierci powiła wdowa po nim
syna, którego ochrzczono również ojcowskiem imieniem; jestto
Przemysław II. Pogrobowiec. Możnowładztwo wielkopolskie strzegło
wiernie praw niemowlęcia do tronu, powoławszy na opiekuna
jego stryja, księcia kaliskiego Bolesława Pobożnego. Panowały
tam stosunki znacznie lepsze, niż w Małopolsce. Opiekun nie robił
żadnych zamachów, żeby pozbawić prawowitego dziedzica jego
spadku, nie było wojen o opiekę, nie było żadnych frymarków.
Baczono natomiast pilnie na wychowanie małego Przemysława.
Mamy wiadomości, że starano się o to, żeby młody książę znał
dobrze historyę własnego kraju i zaprawiano go wcześnie do
tego, żeby poznał, jakie niebezpieczeństwo grozi Polsce od Niemiec,
a zwłaszcza Wielkopolsce od rozrodzonego licznie rodu margra-
biów brandeburskich, Askańczyków (było ich dwunastu, siedzących
na rozmaitych udziałach, a przeciw Polsce zawsze zgodnych).
Z Askańczykami była w tych czasach ciągła wojna; rok w rok
urządzali jakąś wyprawę, żeby urwać coś z Wielkopolski. Niestety,
przewaga była po stronie czyhających na cudze drapieżców; zajęli
oni gród Santok z okolicą i znaczny pas ziemi po obu brzegach
dolnej Warty, a w r. 1272 utworzyli sobie z tych zdobyczy nowe
margrabstwo, zwane Nową Marchią (Neumark). Wielkopolanie
MESTWIN POMORSKI. 291
prowadzili ciągłą walkę podjazdową i udało im się odebrać przy-
najmniej dwa grody: Strzelce i Drdzeń. Na wyprawy te brano
zawsze młodziutkiego księcia, tak, że od najwcześniejszy cli lat
znał tę sprawę z własnego doświadczenia.
Nagle zwiększyło się jeszcze bardziej niebezpieczeństwo nie-
mieckich zaborów. Na Pomorzu panowało dwóch braci: Mestwin
i Warcisław, niezgodnych z sobą. Mestwin nienawidził Warcisława;
sam syna nie miał, ale niechciał, żeby brat po nim dziedziczył
na wypadek jego śmierci. Zapisał swą gdańską dzielnicę książęciu
z t. z. tylnego Pomorza, nad dolną Odrą, Barnimowi. Po pewnym
czasie rozwiała się jednak przyjaźń z Barnimem, Mestwin spo-
rządził nowy zapis, przekazując tym razem Gdańsk jednemu z Askań-
czyków, margrabiemu Konradowi. To było groźne dla polskiego
żywiołu; okazuje się na tym przykładzie, do jakiego stopnia
ówcześni książęta bywali bezmyślni i prowadzili politykę szkodliwą
dla narodu, nie myśląc nawet o tem, co dla społeczeńswa jest
potrzebne, a co wiedzie do zguby. Nie zaskarbił sobie Mestwin
tym krokiem miłości poddanych. Brat Warcisław wypowiedział
mu wojnę i znalazł poparcie ludności; tak Mestwina przycisnął,
że ten własnemi pomorskiemi siłami obronić mu się nie mógł
i przyzwał na pomoc margrabiego Konrada. Askańczyk chętnie
przybył ze zbrojną drużyną i zajął Gdańsk. Podczas wojny umarł
Warcisław. Zmieniło się położenie. Mestwinowi nietylko nie groziło
żadne niebezpieczeństwo, ale sam po bracie objął spadek i stał
się panem całego Pomorza. Brandeburskie wojsko nie było do
niczego potrzebne, ale Konrad z Gdańska ustąpić nie chciał! Za-
chłanność ta oburzyła Mestwina, a gdy mądry Bolesław Pobożny
ofiarował mu posiłki przeciw Konradowi, przyjął je chętnie książę
pomorski. Nie mając już swarów z nikim na Pomorzu, o tem
tylko teraz myślał, żeby wywrzeć zemstę na Askańczyku. Wyrzu-
ciwszy go z Gdańska z pomocą rycerstwa kaliskiego i poznań-
skiego, odwołał swój zapis, dając Konradowi tylko odczepnego
dwa powiaty: słupski i Sławiński. I potem dawał jeszcze Bolesław
Pobożny Mestwinowi posiłki przeciw Brandeburczykom, za co
on odwdzięczył się dostarczywszy nawzajem pomocy raz przeciw
księciu wrocławskiemu Henrykowi Probusowi. Ten zupełnie zniem-
czały książę chciał tanim kosztem powiększyć swe posiadłości
i zaprosiwszy młodego Przemysława Pogrobowca na zjazd do
292 PRZEMYSŁAW II. WIELKOPOLSKI.
Baryczą, uwięził go, żeby wytargować od niego kilka granicznych
grodów za okup. Nie udało się jednak księciu rabusiowi. Wzma-
cniały się tymczasem coraz bardziej węzły łączące dwory kaliski
i poznański z gdańskim. Bezdzietny Mestwin upodobał sobie Prze-
mysława i coraz częściej zapraszał go do Gdańska, a że nie miał
dziedzica, nastręczała się przeto sama z siebie myśl, jakby to było .
dobrze, gdyby po najdłuższych! dniach Mestwina Pomorze przy- 1
padło znowu Wielkopolsce. Stronnictwo narodowe nie zaniedbało!
tej sprawy, a ,;Szlachta", t. j. właściciele ziemscy z Wielkopolski"
bratali się coraz bardziej ze szlachtą pomorską. Polityka polska
zwróciła się ku północy. Szesnastoletni Przemysław pojechał w po-
łowie roku 1273 po żonę na Pomorze tylne, do Wyszomierza
(Wismar) i pojął w małżeństwo tamtejszą księżniczkę Ludgardę,
zabezpieczając sobie na wszelki wypadek i stamtąd pomoc przeciw
Brandeburgii. W sześć lat potem umarł Bolesław Pobożny, a że
nie miał syna, odziedziczył Przemysław księstwo kaliskie. W r. 1282 I
spełniły się też życzenia jego co do Pomorza. Mestwin sporządził I
nowy testament i całe swe księstwo jemu zapisywał, ku wielkiemu :;
zadowoleniu pomorskich obywateli. Dał mu też od razu gród Wy- j
szogród i pozwolił używać tytułu dziedzica Pomorza. Szlachta '
pomorska zaraz tego samego jeszcze roku złożyła hołd Przemy-
sławowi. Znać w tern ostrożność, żeby zmienny Mestwin nie
mógł się już cofnąć.
Panował więc Przemysław nad znaczną częścią Polski, a po
śmierci Mestwina miał się stać najpotężniejszym książęciem, nie
ustępującym obszarem swych posiadłości Wielkiemu Księciu kra-
kowskiemu. Nie na wiele jednak zdałoby się to połączenie trzech
dzielnic w jednem ręku, gdyby Przemysław zmarł bezpotomnie. Był j
ostatnim z gałęzi Piastów wywodzącej się od Mieszka Starego. '
Krewniaków z innych linij, z kujawskiej i mazowieckiej, było kilku, ą
wszyscy w równym stopniu pokrewieństwa; zachodziła obawa, |
żeby znaczna zjednoczona dzielnica nie została kiedyś w przy- :
szłości znowu rozszarpana na kilka działów. W półtora roku po
śmierci Ludgardy (1283) ożenił się z królewną szwedzką Ryksą, .
znowu na północy szukając związków ze względu na nieprzyjaźń j
Brandeburgii. Po trzechletniem małżeństwie doczekał się z drugiej
żony potomka, ale dziecię było płci żeńskiej.
WALKA O KRAKÓW. 293
WALKA O KRAKÓW.
Po Śmierci Leszka Czarnego, w roku 1288, nie ubiegał się
Przemysław o wielkie księstwo. Gdyby się przeniósł do Krakowa,
mogłyby zajść na północy zawikłania, grożące zerwaniem związku
z Pomorzem. Księcia Mestwina trzeba było pilnować i pozostawać
z nim w ciągłych osobistych stosunkach.
Szlachta małopolska wezwała na tron krakowski księcia pło-
ckiego Bolesława, rodzonego brata Konrada czerskiego. Wszyscy
współcześni wychwalają tego Bolesława, jako dzielnego książęcia.
Była to formalna elekcya. Ziemianie krakowscy i sandomierscy
odbyli zjazd w Sandomierzu pod przewodem biskupa krakow-
skiego Pawła z Przemankowa i wysłali do Płocka zaproszenie na
tron. Krakowskie i Sandomierskie tworzyły osobne dzielnice we-
dług testamentu Bolesława Krzywoustego, były aż do Leszka Bia-
łego pod osobnymi książętami, a miały i potem zawsze osobnych
wojewodów, kanclerzów, mieczników, sędziów głównych itp., tak,
że rzeczywiście tworzyły księstwa oddzielne, ale nie chciały mieć
osobnych książąt, lecz wolały pod jednym pozostawać, ażeby nie
mnożyć dzielnic. Dlategoto Krakowianie odbyli elekcyę wspólnie
ze Sandomierzanami. Książę płocki przybył na wezwanie i zajął
gród krakowski. Nikt z Polaków nie sprzeciwił się jego wyborowi.
Mieszczaństwo krakowskie wystąpiło jednak przeciw Bole-
sławowi płockiemu i samo od siebie wyprawiło poselstwo do
Wrocławia, do zniemczałego Henryka Probusa, ofiarując mu tron
polski. Sprzeciwia się to wszelkiemu prawu przyrodzonemu, żeby
l^rzybysze mieli stanowić o polityce i o rządach kraju, w którym
znaleźli gościnność, żeby śmieli szafować tronem tego kraju! Wi-
dać z tego, jak osłabiony był w Małopolsce żywioł polski i co
za- różnica między nią a Wielkopolską! Tam polscy rodowcy wy-
rzucili z Pomorza brandeburskiego margrabię, a tu nie mogli
mieć księcia według własnej woli!
Henryk Probus przybył z wojskiem i zajął miasto Kraków,
ale na Wawelu została załoga Bolesława płockiego. Należało jąć
się oręża, ale Bolesław zawiódł położone w sobie zaufanie. Ustą-
pił. Bał się wojny, której wynik uważał za bardzo wątpliwy. Bał
się, że nietylko w Krakowie się nie utrzyma, ale i Płock stracić
może, gdy zawre bój śmiertelny między żywiołem polskim a nie-
294 WŁADYSŁAW ŁOKIETEK.
mieckim. Miał pod tym względem zupełną słuszność, że zanosi
się na wojnę długą i uciążliwą. Książę, któryby chciał stanąć na
czele narodowego ruchu, mógł wszystko stracić, bo narażał się
na to, że go Niemcy wyprą z jego własnej dzielnicy. A wszystko
przemawiało za tem, że Niemcy będą w tej walce silniejsi. Trzeba ,
było nietylko osobistej dzielności, której nie brakło Bolesławowi, ^
ale hartu i poświęcenia, żeby tę walkę podjąć w Małopolsce. Nie t
dał się do tego skłonić książę Bolesław. Ustępując, wystawił na |
sztych swych zwolenników. Cóż oni mieli począć, gdy się zbli- j
żało wojsko Probusa? W czyjemźe imieniu mieli z nim walczyć, i
skoro nie chciał walczyć Bolesław? Część więc ziemian poddała i
się Probusowi; część jednak pozostała pod bronią, opuściła swe [
majątki i udała się do Wielkopolski po radę i pomoc. ]
Gdy Bolesław wrócił do Płocka, wrócił też Henryk do swego 1
Wrocławia. Nie zamierzał wcale zamieszkać w Krakowie; zostawił;^
tylko małą załogę na grodzie, pewny zupełnie swego, nie przy- -i.
puszczając, żę o Kraków trzeba będzie jednak jeszcze walczyć. j
W Wielkopolsce zajęto się gorliwie sprawą narodową. Sami
książę Przemysław nie zamierzał wystąpić do walki, ale gotów ^
był dać posiłki przeciw łienrykowi Probusowi, gdyby się znalazł
wśród Piastów ktoś wytrwalszy i śmielszy od księcia płockiego.
Znalazł się taki w osobie księcia brzeskiego Władysława, młod-
szego brata Leszka Czarnego.
Książę Władysław niczem się dotychczas nie odznaczył. Do-
stał po ojcu, Kazimierzu I. kujawskim, drobny dział: Brześć ku-
jawski. Ze starszym bratem Ziemomysłem prowadził braterską
wojenkę, jakto bywało w zwyczaju, o Gostyń, który zatrzymał po
jego śmierci w r. 1287. W rok potem odziedziczył po najstarszym
bracie, Leszku Czarnym, Sieradz. Wszystko to razem stanowiło bar-
dzo mało. Sama osoba Władysława była również niepokaźna. Był
najmniejszy wzrostem ze wszystkich Piastów; taki niski, że go
Łoktkiem, Łokietkiem przezwano, śmiejąc się, że nie mierzy więcej
nad łokieć. Miało się potem pokazać, że w tem małem ciele jest
wielki duch, a zwłaszcza nadludzka wytrwałość i hart zdolny do
borykania się ze wszystkiemi przeciwnościami. Ukochał też ten
książę sprawę polską z całej duszy. Oddał się polityce narodowej
bez zastrzeżeń, gotów każdej chwili stracić sam wszystko, byle
BITWA POD SIEWIERZEM. 295
tylko społeczeństwo nie ustało w walce z niemczyzną. Takiego
nam właśnie trzeba było!
Ta część małopolskiego rycerstwa, która do Wielkopolski
się schroniła nie chcąc się poddać Probusowi, ogłosiła Włady-
sława Łokietka kandydatem swoim do tronu wielkoksiążęcego.
Przeciw Henrykowi wrocławskiemu stanął do walki Władysław
sieradzki, bez porównania słabszy od niego. Stanął nie o własnych
silach i nie z własnego popędu, bo to byłoby wręcz niemożliwo-
ścią, ale wsparty posiłkami dostarczonymi mu niemal z całej Pol-
ski, jako wykonawca i przedstawiciel woli społeczeństwa. Popierał
go Przemysław z Wielkopolski, a nawet z Pomorza otrzymał on po-
siłki; taki już wpływ wywierało społeczeństwo na politykę książąt,
że nawet Mestwin wziął udział w przedsięwzięciu, które go oso-
biście wcale nie obchodziło. Własną osobą stanęli na tę wyprawę
obydwaj poprzedni kandydaci do tronu: Konrad czerski i Bole-
sław płocki, porwani ogólnym prądem i zapałem. Wielkopolska,
Pomorze, Kujawy, Mazowsze, wystąpiły do boju w obronie Ma-
łopolski. Po przeciwnej stronie byli tylko zniemczeni Piastowice
ślązcy. Henrykowi Probusowi pomagali: Henryk lignicki, syn Ro-
gatki, Bolesław opolski i Przemysław, sprotawski książę, syn Kon-
rada głogowskiego. Spotkały się wojska oba pod Siewierzem, dnia
26 lutego 1289 r. Nastała straszna bitwa, jedna z najkrwawszych
owego czasu, walka o polską lub niemiecką przewagę nad Wisłą.
Książę opolski dostał się do niewoli, a sprotawski poległ na polu
\\'alki; Łokietkowi przypadło świetne zwycięstwo i zasiadł na sto-
licy krakowskiej. Ślązcy książęta nie dali jednak za wygraną.
Henryk Probus będąc chory, nie mógł osobiście wyruszyć, ale
zajął się gorliwie jego sprawą Henryk lignicki. Ten w dwóch
bitwach znowu dwa razy pokonany, z niczem na Slązk wraca.
Natenczas wrocławskie niemieckie mieszczaństwo ofiarowało Pro-
busowi 3.500 zaciężnego żołnierza, zwerbowanego w Niemczech,
L200 wozów do transportu i 100 wozów z przyrządami do oble-
gania miasta; dołącza się do tego niemieckie rycerstwo ze Slązka
i trzecie wojsko rusza na Kraków pod wodzą książęcia lignickiego.
Bitwy unikano, lecz zajęto miasto zdradą w porozumieniu z mie-
szczaństwem. Łokietek musiał uchodzić. Nielicznym jego zwolen-
nikom popalono domy, a nawet poniszczono plony w polu za mia-
stem. Biskupa krakowskiego, Pawła z Przemankowa, uwięziono.
296 ZDRADA MIESZCZAN KRAKOWSKICH.
Dwa razy zwyciężyło stronnictwo narodowe, uległo za trzecim
razem. Pierwszy raz okazało się w tej wojnie, jak o losach walki
rozstrzygać może bogactwo. Pokonana dwa razy niemczyzna po-
rwała się do trzeciej wojny, bo Probus był bogaczem, Wrocław
najbogatszem ze wszystkich miast, a dostatki małopolskiego mie-
szczaństwa były na usługi niemieckiej sprawy. Nie brakowało pie-
niędzy. Ani wrocławscy, ani krakowscy mieszczanie nie przelali
ni kropli krwi, dali tylko pieniędzy na zwerbowanie w Niemczech
zaciężnych, t. j. ludzi, którzy z żołnierki zrobili sobie rzemiosło
i najmowali się na żołnierzy każdemu, kto dobrze zapłacił. Można
było takich wojsk stracić i dziesięć, a pomimo to nie tracić na-
dziei wygranej, póki starczyło pieniędzy, żeby sobie nająć jeszcze
jedenaste. W porównaniu z niemieckiem bogactwem była wielko-
polska szlachta ubogą, a małopolska ubożuchną. O zebraniu pie-
niędzy na zaciężnych nie było ani mowy. Polacy walczyli sami
osobiście, własną przelewając krew, własną narażając głowę, a za-
niedbując przez ten czas swoje sprawy domowe. Takie wojsko
musiało być po trzech wyprawach zupełnie wyczerpane i nie spo-
sób było zerwać się jeszcze do czwartej. Dodajmy do tego, że ze
zdradą i najdzielniejszemu wojsku trudna sprawa. Niemcy pod-
stąpili cichaczem pod samo miasto, a mieszczanie otwarli im zdra-
dą bramę w nocy, właśnie, gdy Łokietek obchodził mury, odby-
wając przegląd swych straży. W ciemności nie zdawano sobie
z razu sprawy z tego, że Niemcy są w mieście; wśród popło-
chu i zamieszania nie było nawet czasu schronić się na gród.
Otoczony nagle przeważaj ącem i siłami nieprzyjaciół na ulicach,
gdzie przytem z każdego domu czyhała nań zdrada, ledwie zdążył
Łokietek schronić się do franciszkańskiego klasztoru, mając przy
sobie tylko kilkunastu zbrojnych. Z klasztoru wychodziła furtka
na mury miejskie i tędy wydostał się książę Władysław za miasto
w przebraniu, we franciszkańskim habicie.
TESTAMENT HENRYKA PROBUS A.
W ten sposób, dzięki bogactwu, zasiadł na Wielkiem księ-
stwie książę wrocławski, oddany zupełnie niemczyźnie. Henryk
Probus był hołdownikiem niemieckiego królestwa. Niegdyś po-
magał był Otakarowi czeskiemu przeciw Rudolfowi Habsbur-
gowi; po klęsce na morawskich błoniach bał się, żeby zemsta
TESTAMENT HENRYKA PROBUSA. 297
nowego króla niemieckiego nie zwróciła się przeciw niemu i uprze-
dzając cios, pospieszył łiołd złożyć i uznał się księciem Rzeszy
niemieckiej. Zerwał tedy związek państwowy Wrocławia z Polską.
Zmieniły się potem w Czechach stosunki, krajem rządził Otto Długi
brandeburski, który królową-wdowę wraz z dziećmi trzymał w nie-
woli, złupił skarbiec czeski, a kraj skolonizował na dobre niemie-
ckimi przybyszami, ciemiężąc ludność rodzimą. Królewicz Wacław
wychowany był jak najgorzej i gdy dorósł, zniemczony zupełnie,
przyczyniał się tylko najnieroztropniejszą polityką do powiększenia
sławy i potęgi Niemiec. Był poniewolnem narzędziem w ręku króla
niemieckiego, swego teścia. Ożeniono go z córką Rudolfa, Guta,
zaraz po śmierci ojca, gdy miał lat siedm, a nawzajem siostrę jego,
Agnieszkę (dziesięcioletnią), wydano za niemieckiego królewicza,
imieniem także Rudolfa. Było to sztuczką polityczną na wypadek,
gdyby Przemyślidzi wymarli. Wychowano zaś Wacława z szatań-
skiem wyrachowaniem, żeby mu zniszczyć zdrowie. Minęły już
czasy, kiedyto sztuka czytania i pisania znaną była tylko ducho-
wieństwu ; już świeccy wielmożowie kazali również uczyć swych
synów, a cóż dopiero książęta! Ale Wacław miał już lat sporo,
a czytać jeszcze nie umiał; znał się natomiast dobrze na wszyst-
kiem, co podkopuje zdrowie i skraca życie; nim jeszcze dorósł,
już zmarnował swe siły fizyczne, a gdy się opamiętał, było już
za późno i dożył ledwie trzydziestu czterech lat wieku. Temu to
Wacławowi złożył w r. 1289 hołd książę bytomski- Kazimierz, zry-
wając za przykładem Probusa związek państwowy z Polską. Sam
zaś Probus obiecał Wacławowi księstwo wrocławskie i mianował
go swym następcą. Zapis miał wkrótce dojść do skutku, gdyż
książę Henryk ani roku nawet nie cieszył się posiadaniem Kra-
kowa. Umarł 24 czerwca 1290 r. Umierając rozporządził jednak
swą spuścizną w sposób niespodziewany, sprzeczny z całem swem
życiem.
Przed samą śmiercią ozwała cię w zniemczonym Piaście za-
stygła polska krew i w sam dzień śmierci, w obliczu jej grozy,
wydał dokumenty, któremi pragnął naprawić krzywdy wyrządzone
germanizacyą polskiemu społeczeństwu. On, ciemięzca biskupa wro-
cławskiego, przyznał mu słuszność w ostatniej chwili i przystał
na wszystko, o co się dawniej przez sześć lat tak zaciekle spierał.
On, ten zażarty Niemiec, zapisał w obliczu śmierci Kraków i San-
2Q8 CZRSI w KRAKOWIE.
domierz Przemysławowi Wielkopolskiemu ! Ślązkie zaś swe posia-t
dlości zapisał jedynemu ze ślązkich książąt, który nie popierał ni-l
gdy jego zamiarów, jedynemu, który na Ślązku trzymał się pol-
skiej strony, Henrykowi głogowskiemu. Nie brakło bliższych kre-i
wnych i był przecież ten Henryk lignicki, który mu trzy razy wo-i
dził wojsko na Kraków. Żył Wacław czeski, który miał być jego!
następcą w myśl dawniejszej umowy. Ale ci wszyscy pominięci,
a zniemczony, po polsku nie umiejący, Henryk Probus, przekazał
swą spuściznę tym tylko, którzy polskiej służyli sprawie.
I^rzemysław stawał się przez ten testament potężnym ksia^-
żęciem, gdy do całej Wielkopolski przyłączyć miał całą Małopolskę,
a już od r. 1282 miał zapisane sobie Pomorze. Rzeczywiste je-
dnak połączenie tych trzech dzielnic było niewykonalne, gdyż dó
walki wystąpił król czeski, mający sojuszników w książętach ślą-
skich i margrabiach brandeburskich. Poprzestając na prawnym
tytule do Krakowa, przekazał Przemysław walkę o Kraków znowu
Łokietkowi, sam zaś stanął na straży Pomorza. Margrabiowie bran-
deburscy protestowali przeciw rozporządzeniu Mestwina i trzeba
było utrzymywać ciągłe pogotowie .wojenne ze względu na nich.
Nie było zaś na tyle sił, żeby walczyć równocześnie i nad górną
i nad dolną Wisłą.
CZESI W KRAKOWIE.
Pozoru prawnego do zajęcia Krakowa dostarczyła Wacła-
wowi wdowa po Leszku Czarnym, Gryfina. Wystąpiła z twierdze-
niem, że mąż zapisał jej księstwo krakowskie i sandomierskie, a ona
przelewa obecnie ten zapis na króla czeskiego. Dziwna rzecz, że
Gryfina milczała o tak cennym dla siebie zapisie aż dotychczas.
Było to proste oszustwo, żeby tylko mieć czem usprawiedliwić
wyprawę wobec zagranicy. W rzeczywistości chodziło o to, żeby
Małopolskę zatrzymać w niemieckich kleszczach. Pomysł wyszedł
prawdopodobnie od Askańczyków z Brandeburgii, którzy też do-
starczyli Wacławowi posiłków. Gdyby Wacław nie był niemieckiem
narzędziem, byłby przeciw wzmocnieniu potęgi Przemyślidów
zaraz wystąpił i król Rudolf i wszyscy margrabiowie. Ale Wacław
oddał Ślązk zaraz w 1290 r. pod zwierzchnictwo Rudolfa Habs-
burga i dopiero od niego przejmował zwierzchność nad książę-
tami ślązkimi, jako lennik Rzeszy niemieckiej. Ażeby obalić zupełnie
RZĄDY WOJSKOWE. 2QQ
estament Probusa, podmówiono Henryka lignłckiego, który wc-
jził już trzykrotnie niemieckie wojsko na Kraków, żeby się wy-
prawił na Wrocław. I rzeczywiście zajął księstwo wrocławskie syn
Dsławionego Rogatki, wypędziwszy z Wrocławia księcia głogow-
skiego. Gdy Wacław w drodze do Polski stanął w Ołomuńcu,
pospieszyli do niego z hołdem jeszcze dwaj książęta ślązcy: Mie-
szko opolski i Bolesław cieszyński. W Krakowskiem znalazł się
iblizko ślązkiej granicy możnowładca, nie należący do narodowego
stronnictwa ; kasztelan ze Skały poddał Wacławowi swój gród i przez
to otworzył mu drogę do Krakowa, który też zajął wysłany przo-
dem biskup praski Tobiasz. Szczególny biskup, idący z wojskiem
na zajmowanie cudzego kraju !
Z drugiem wojskiem nadciągnął z północy margrabia Otto
Długi, ten sam, który więził niegdyś Wacława, gdy był jego
,fOpiekunem" w Czechach, a teraz popierał go, żeby wzmocnić
nie czeską, lecz niemiecką sprawę. W Opolu złączyły się wojska
czeskie i brandeburskie i tu złożył znowu hołd Wacławowi książę
raciborski Mieszko. Z Opola ruszono do ziemi krakowskiej i po-
obsadzano czesko-niemieckiemi załogami wszystkie grody. Usu-
nięto zupełnie krakowską szlachtę od służby wojskowej, a obce
wojsko, ciągle pod bronią będące, miało utrzymać w posłuszeń-
stwie ludność krajową. Po raz to pierwszy pojawiły się takie cu-
dzoziemskie rządy wojskowe. Najlepsza w tem wskazówka, że
szlachta Wacławowi nie sprzyjała; inaczej bowiem nie potrzebo-
wałby tego na pół czeskiego, na pół niemieckiego (brandebur-
skiego) pogotowia wojennego w kraju, nad którym pragnął pano-
wać. Pozostawienie w grodach cudzoziemskich załóg nadało pa-
nowaniu Wacława w zupełności cechę wojennego zaboru.
Rzecz cała była obmyślaną zręcznie. Załogi te mogły się
każdej chwili rzucić na krakowskich ziemian i trzymały ich w ja-
rzmie, że nie mogli wystąpić jawnie przeciw swym zaborcom.
Udział Brandeburgii w tej wojnie krępował Przemysława Wielko-
polskiego. Walcząc z Wacławem byłby zarazem walczył z Ottonem
Długim, a zatem wypowiadałby wojnę nietylko Przemyślidom, lecz
także Askańczykom i zawrzałaby od razu wojna także na północy.
Przemysław musiałby się bronić we własnej dzielnicy i na los
Krakowa nie mógłby niczem wpłynąć. Gdyby dał Małopolanom
posiłki, musiałby je i tak zaraz odwołać. Tem się tłumaczy, że
300 WALKI ŁOKIETKA.
książę poznański zachował się tym razem neutralnie i nietylko san
nie upomniał się o należną sobie spuściznę po Probusie, ale takżt
nie dał pomocy Łokietkowi.
Władysław Łokietek bowiem podjął i tym razem walkę! W ie-
dział, że może stracić swój Brześć i Sieradz, ale chociażby w nie-
pomyślnej walce te dwa grody przeszły także pod czesko-niemie-
ckie panowanie, nie byłoby dla Polski takiej dotkliwej szkody,
jak gdyby Brandeburczycy zajęli Pomorze!
Henryk lignicki zajął był w r. 1289 Kraków w służbie Hen-
ryka Probusa, ale nie posunął się dalej na wschód. Ziemia san-
domierska pozostała w ręku księcia Władysława i dopiero teraz
wysłał tam na niego wojsko Wacław czeski. Walka była nadzwy-
czaj nierówna; drobny książę walczyć miał z potężnym królem!
A jednak walczył, bo wiedział, że ludność cała jest za nim, wal-
czył, żeby chociaż podjazdową walką podtrzymać opór przeciw cu-
dzoziemskim rządom. Udało mu się z pomocą okolicznej szlachty
zająć raz niespodzianym napadem gród Wiślicę, ale było to po-
wodzenie przemijające. Wkrótce musiał opuścić- Sandomierskie
gdy nadeszło znaczniejsze wojsko czesko-brandeburskie, nie można
było myśleć o tem, żeby się utrzymać przeciw Wacławowi. Co-
fnął się Władysław do swego rodzinnego Sieradza i tam się zam-
knął w grodzie wraz z bratem swym Kazimierzem łęczyckim. Nie
pozostawiono ich tam w spokoju. Sieradz zdobyto, obaj bracia
popadli w moc Wacława i byli jego jeńcami. Odzyskali wolność
pod tym tylko warunkiem, że złożą hołd Wacławowi. Przystali
na to książęta, bo przystać musieli, ale pomny polskiej sprawy
Łokietek, zastrzegł się wyraźnie, że składają hołd Wacławowi tylko
jako Wielkiemu książęciu krakowskiemu, a więc na polskiem prawie
państwowem, a nie jak ślązcy książęta, którzy w osobie Wacława
hołdowali królowi czeskiemu i Rzeszy niemieckiej. Było to w r. 1291
W dwa lata później porozumiewał się Przemysław Wielko-
polski z Władysławem Łokietkiem o wspólną wyprawę na Kraków^
Wacław bowiem zajęty był zawikłaniami w Niemczech. Tam po
śmierci Rudolfa Habsburga (w r. 1291) nie chciano wynieść na
tron jego syna Albrechta dlatego, że ród Habsburski był już po-
tężny. Książęta niemieccy chcieli mieć króla jak najsłabszego i wy-
brali sobie ubogiego i nie wiele znaczącego hrabiego nassawskiego
(Nassau) Adolfa, który nie miał nawet z czego zapłacić długu za-
CZWARTY NAJAZD TATARSKI. 301
liągniętego u mieszczan frankfurckich na wydatki potrzebne do
jtrzyzwoitego wystąpienia i utrzymania podczas elekcyi. Wybuchła
70jna domowa pomiędzy nim a Albrechtem habsburskim. Król
■zeski uważał się przedewszystkiem za księcia Rzeszy niemieckiej.
Ojciec jego, Otakar II. był mądry i nie chciał przyjąć niemic-
;kiej korony, ale Wacław był dziwnie słabym politykiem. Gdyby
y Polsce wystąpił jako przeciwnik niemieckiego żywiołu, mógłby
)ył pozyskać serca narodu i Polskę złączyć z Czechami ; a on
sc^ystępował w Polsce jako lennik niemiecki i siły czeskie mar-
,iował dla sporów o tron niemiecki i oświadczał się w Niemczech
a Albrechtem, a więc za utwierdzeniem nowej wielkiej potęgi dy-
lastycznej ! Spory niemieckie nie były dla Czech czemś obcem,
ak się już Czechy zżyły za Wacława z Rzeszą niemiecką! Chciał
: tego skorzystać Przemysław i namawiał Łokietka do wyprawy
ia Kraków, przypuszczając, że Wacław, zajęty w Niemczech, nie
Dędzie mógł stawić należytego oporu w Polsce. Sprawę Łokietka
popierał biskup krakowski, następca Pawła z Przemankowa, Pro-
kop, który był poprzednio kanonikiem w Gnieźnie.
Gdy obydwaj narodowi książęta przygotowywali się do tej
wyprawy, zaszedł wypadek którego nikt nie mógł przewidywać^
[który niezależny był od politycznych rachub czy czeskich, czy pol-
iSkich, a jednak wywarł stanowczy wpływ na wszystkie stosunki.
Oto Tatarzy na jechali po raz czwarty Małopolskę i spustoszyli zie-
mię sandomierską. Był to najazd mały w porównaniu z poprzedniemi,
lale wystarczył, żeby zniszczyć tamtejszą ludność i uczynić ją na dłuż-
szy czas niezdolną do jakiegokolwiek przedsięwzięcia. Było to zimą
z roku 1293 na 1294. Zaraz potem nastąpił najazd litewski, który
sięgnął aż pod Łęczycę. Litwini spalili miasto i gród, złupili, co
tylko się dało i brali jeńca, zupełnie jak Tatarzy. W bitwie nad
rzeką Bzurą zginął książę Kazimierz łęczycki, brat Łokietka. Ło-
kietek odziedziczył po nim Łęczycę, ale było to dziedzictwo pu-
stek i ruin. I księstwo sieradzkie również było spustoszone i wy-
ludnione strasznym najazdem. Książę Władysław miał przez to
jakby broń wytrąconą z ręki, a że równocześnie także połowa
Małopolski wyniszczona była przez Tatarów, musiał spełznąć na
niczem cały zamiar zaczepienia Wacława.
Nie umiał Wacław bronić kraju, ale umiał pilnować swojej
władzy. Doniosło się do jego uszu coś o zamiarach niezłomnego
302 BISKUP MUSKATA.
Władysława Łokietka i biskupa krakowskiego Prokopa. Donosi;
cielem był prawdopodobnie kollektor świętopietrza, ów Jan Mui
skata, który już w sprawie Henryka Probusa z biskupem wro
oławskim Tomaszem II. okazał, jak umie siadywać na dwóch sto]
kach i zdradzać. Wacław wezwał biskupa Prokopa do Pragi i tar
musiał krakowski pasterz podpisać w czerwcu 1294 upokarzając]
dokument, w którym uznaje króla czeskiego prawym władcą Kra
kowa i Sandomierza i zobowiązuje się nietylko zerwać stosunk
ze stronnictwem Łokietkowem, ale nawet donieść zaraz Wacła
wowi, gdyby się czego dowiedział o przedsięwzięciach przecie
czeskiemu panowaniu. Wkrótce po tem upokorzeniu umarł bisku]
Prokop ze zmartwienia. Jan Muskata brał udział w całem ten
śledztwie w Pradze, przebywał tam właśnie równocześnie, a ż(
sobie zaskarbił łaski Wacława, najlepszym dowodem, że on wła
śnie został następcą Prokopa i z końcem tego samego jeszcze roki
1294 zasiadł na katedrze krakowskiej. Wdarł się na to biskupstw(
poparty przez Wacława, z pogwałceniem przepisów kościelnych
toteż zarzucano mu potem jawnie, że wybór jego i konsekracy^
odbyły się wbrew prawu kanonicznemu, a nawet, że się dopuści
symonii, t. j. kupczenia dostojeństwami kościelnemi. Opróżniając
się godności duchowne w Krakowie obsadzał Muskata tylko Niem'
cami. Za to otrzymał od Wacława w r. 1295 tytuł książęcy i po
Zwolenie na obwarowanie biskupich miast Sławkowa, Iłży, Tar
czek i Kielc; nowe te warownie miały powstrzymać zapędy stron
nictwa narodowego. Obsadzenie biskupstwa krakowskiego Niem
cem było rzeczywiście ciężką klęską narodową i mogło oddziała^
jak najgorzej na przyszłość Małopolski.
KORONACYA PRZEMYSŁAWA.
Natenczas powstaje na arcybiskupim dworze w Gnieźnii
myśl śmiała. Cokolwiek będzie po śmierci Przemysława, (niema
jącego męskiego potomka), wskrzecić polską koronę, dopóki Pol
ska nie jest jeszcze częścią Rzeszy niemieckiej. Ody raz się t(
zrobi, przybędzie sił narodowi, gdy po dwustu latach zabłyśnii
na nowo nad Polską znamię jednolitej najwyższej państwowe
władzy ! Gdy Przemysław włoży koronę, ten tylko będzie się móg
uważać za jego następcę, kto również zrobi to samo. Ktokol
wiek nad Polską zapanuje, w każdym razie będzie to król polski
KORONACYA PRZEMYSŁAWA. 303
I nie książę krakowski, sandomierski, poznański i t. d. Raz po-
j)przQga się tych książąt w jakąś całość pod jedną koroną! Kto
[<oronowany będzie, z tym żaden z reszty książąt nie będzie się
[nógł równać i ocali się przynajmniej zasadę państwowej jedności
Polski. Wszyscy polscy biskupi, nie wyłączając wrocławskiego,
!7godzili się na ten plan i uzyskano też pozwolenie stolicy apo-
stolskiej ; biskup krakowski, Niemiec Muskata, nie śmiał jawnie
protestować.
Gdy w grudniu 1294 r. umarł Mestwin, zajął Przemysław
Pomorze bez najmniejszych trudności; wszak mieszkańcy Pomo-
rza dawno go już uważali za swego księcia i pragnęli połączyć
się z Wielkopolską. Protestowali przeciw temu Askańczycy i wy-
starali się u króla niemieckiego, Adolfa nassawskiego, o dokument,
mocą którego on, jako niby następca cesarzów i zwierzchniczy pan
całego świata chrześcijańskiego, nadawał Pomorze margrabiom
brandeburskim. Tem bardziej pragnął Przemysław przyspieszyć
swą koronacyę.
Miał Przemysław w Krakowie dobrych przyjaciół w kapitule
katedralnej, skoro zdołano uwieść stamtąd, z pod panowania Wa-
cława, z pod oka Muskaty, insygnia koronacyjne i przewieźć je
do Gniezna. Była to korona Bolesława Śmiałego. Włożył ją na
głowę Przemysława arcybiskup gnieźnieński Jakób Świnka w oto-
czeniu wszystkich biskupów polskich, prócz Muskaty. To nie tylko
Wielkopolska, ale cała Polska obchodziła wielkie narodowe święto
i radowała się, że nadszedł wreszcie ów Aaron, którego wyczekiwa-
no z ufnością w miłosierdzie Pańskie nad skołataną ojczyzną. W Gnie-
źnie odbył się wielki zjazd z całej Polski, a byli na nim także wy-
słańcy krakowskich ziemian, bez względu na to, że na Wawelu
była załoga Wacławowa. Działo się to dnia 26 czerwca roku 1295.
Polska była znowu królestwem, naród stwierdzał przez ko-
ronacyę swą samoistność, swe prawo i swą niezłomną wolę sta-
nowienia samemu o swym losie.
Biskup krakowski Muskata nie pojechał do Gniezna na ko-
ronacyę, ale do r^ragi i tam namówił Wacława, że wysiał do
Rzymu protest przeciw tej koronacyi, co jednak na nic się nie
zdało. Nie na to przestrzega papiestwo Chrystusowego prawa,
żeby jeden naród dawać drugiemu w poddaństwo!
Szał wściekłości opanował Askańczyków. Postanowili zamor-
304 ZAMORDOWANIE PRZEMYSŁAWA.
dować Przemysława skrytobójczo. Niegdyś margrabia Gero tru
słowiańskich książąt; Henryk II. zrobił zasadzkę na życie Bole
sława Wielkiego; Krzyżacy fałszowali dokumenty i czyhali ii;
Braci Dobrzyńskich; czemużby margrabiowie brandeburscy ul
mieli zgładzić tęgo, który blaskiem korony przydał Polsce sławy
Każdy monarcha ma niechętnych sobie. Wśród ziemiai
wielkopolskich dwa rody były nieprzyjazne królowi Przem}sla
wowi : rody Zarębo w i Nałęczów, gdyż sprawiedliwość królewski
dała się im we znaki. Z tymi zmówili się Askańczycy i ułożone
zamach na życie królewskie, gdy Przemysław w ciągłych s\x \ cl
podróżach po kraju, zjechał w lutym 1296 r. do pograniczneg(
od Brandeburgii miasta Rogoźna. Trzech Askańczyków, Otto Długi
dawna ;; plaga niemiecka" Czech, brat jego Otto Mały i cioteczna
ich Jan, najęli całą gromadę łotrów i wyuczyli ich, co mają robić
Nałęczowie zaś i Zarębowie baczyli, kiedy będzie sposobna pon
do zamachu i mieli swoich w Rogoźnie, żeby służyć zbójcom zj
przewodników. Ostatniego dnia zapustów biesadowano hucznie
na dworze Przemysława; w nocy popielcowej pogrążeni był
wszyscy w twardym śnie, gdy wtem cały hufiec zbójecki wpad
do miasta od granicy brandeburskiej. Zdrajcy wskazali miejsa
królewskiego noclegu i cała"gromada zbójców wpadła do komnat]
Przemysława. Zbudzony niespodzianym napadem bronił się. Chciane
go porwać żywcem i oddać margrabiom w niewolę, zapewni
żeby wydusić na nim w więzieniu zrzeczenie się Pomorza. Okry'
tego ranami wsadzono nieprzytomnego na konia, a dwóch jeźdź
ców z obydwóch stron popędzało konie ku granicy. Upływ krw
był jednak zbyt wielki, nieudało się Przemysława utrzymać m
koniu; spadł w drodze. Tymczasem mordowano w Rogoźnie kró
lewskich dworzan. Niektórzy jednak zdołali . się ocalić, a spo
strzegłszy, co się dzieje, puścili się w pogoń za porwanym kro
lem. Zbójcy słysząc nadjeżdżającą pogoń, dobili Przemysław!
i porzucili trupa na drodze, a sami rozpierzchli się na wszystkii
strony i znanemi sobie przejściami przedostali się za brandebursk<
granicę. Pogoń znalazła na drodze martwe już ciało królewskie
W taki sposób chcieli Niemcy pozbawić Polskę korony.
KORONACYA WACŁAWA. 305
RONACYA WACŁAWA.
Szlachta wielkopolska przyzwała na tron Władysława Lo-
ka, ale książę ten miał dojść do korony dopiero po dwudziestu
recłi latach ustawicznej walki. Nie było chyba nigdy większego
litycznego zamętu, jak po śmierci Przemy sławowej. Do walki
o Pomorze wystąpili brandeburscy margrabiowie, książę szcze-
ciński ze zachodniego Pomorza, Bogusław III. i z Piastów jeden,
Leszek inowrocławski, że był powinowatym Mestwina po kądzieli;
Łokietek był tam czwartym ze współzawodników. O Wielkopolskę
zgłosił się Henryk głogowski, syn Konrada, najbliższy króla Prze-
mysława krewny, posiadający wzdłuż granic Wielkopolski sze-
reg miast i grodów, z dokonanego w r. 12Q1 podziału ślązkiej
spuścizny po Probusie, a mianowicie prócz Głogowy: Ścinawę,
i Hajnów, Bolesław i z drugiej strony Odry: Górę, Milicz, Trzebnicę
fi Syców. Wszyscy zapaśnicy ruszyli do boju. Łokietek ze wszyst-
kimi walczył, podczas gdy oni, choć sobie wzajemnie zazdroszczący,
zawsze byli gotowi łączyć się przeciw niemu. Zwycięstwo było
niemoźebne, ale i z tamtych nikt nie był o tyle silniejszy od re-
szty, żeby mógł sam zająć i całą Wielkopolskę i Pomorze. Jedy-
r.ym skutkiem tej walki mogło być rozerwanie Wielkopolski i Po-
morza na dzielnice. Jakoż ustępował już Łokietek Głogowczykowi
zachodniej części Wielkopolski z miastem Poznaniem. Nie tego
życzyła sobie szlachta i duchowieństwo ! Nie na to koronowano
Przemysława, choć nie posiadał Krakowa!
Piętrzące się koło Łokietka trudności wyzyskiwał sprytnie
król Wacław, stosując się w tem do rad Muskaty. W lutym 1297
zjechał się biskup krakowski z księciem Władysławem w Brze-
źnicy i namawiał go, żeby się zrzekł swych praw do Małopolski, że
król czeski gotów dać mu za to znaczną kwotę pieniężną. Za pie-
niądze możnaby nająć zaciężnych i obronić się rywalom w Wielko-
polsce; to czysty zysk za zrzeczenie się Krakowa, którego Łokietek
i tak nie posiada i Wacławowi nie odbierze. Jeżeli zaś na układ
taki nie przystanie, może nie mieć ani Krakowa ani Gniezna. Na
pozór układ był dla Łokietka bardzo korzystny i książę dał się
złapać na lep obietnic Muskaty. Dnia 18 listopada 1297 stanęła
pisemna umowa, mocą której Łokietek zrzekał się na rzecz Wa-
cława wszelkich swych dawnych praw do ziemi sandomierskiej
20
306 UKŁADY ŁOKIETKA Z WACŁAWEM.
i krakowskiej za cenę 5000 grzywien. Olbrzymia to była suma
ale książę nie dostał ani grosza. Zwlekano z wypłatą, aż gdy.
się Władysławowi powodziło coraz gorzej, wystąpiono z no-
wym układem na znacznie cięższych warunkacłi. Miał dostać;
już tylko cztery tysiące grzywien, a za to złożyć jeszcze hołd!
z Wielkopolski. Podpisał i te warunki Łokietek dnia 23 sierpnia
1299, ale Wacław ani tym razem nie myślał o wypłacie, a n;
miast sam wystąpił przeciw niemu zaczepnie. Okazało się, że oby-j
dwa układy były tylko chytrym podstępem, żeby zepsuć Łokie-I
tkowi sławę, że gotów niejako sprzedać Kraków Wacławowi i że
nie jest dobiym wykonawcą woli narodu, skoro uznaje się za pie-
niądze hołdownikiem tego samego monarchy, przeciw któremu
miał naród prowadzić do boju. Rzeczywiście też zaczął Włady-
sław tracić stronników. Zręczna polityka Muskaty doprowadziła
do tego, że Wielkopolanie zaczęli się zastanawiać, czy nie lepiej
i prościej samego Wacława zaprosić, niż mieć księcia, który uzna
jego zwierzchnictwo?
Najważniejszą rzeczą było, żeby nie robić na nowo dzielnic,
ale utrzymać jedność. Temu względowi musiały ustąpić na razie
wszystkie inne. Pożądanym się stał Wielkopolanom każdy, ktoby
miał na tyle potęgi, żeby żadnemu z reszty zapaśników nie dać
ani piędzi ziemi. Tyle potęgi miał tylko jeden : pan Krakowa
i Sandomierza, król czeski Wacław. I wezwano go do Poznania,
żądając tylko, żeby poślubił córkę Przemysława, Reiczkę i żeby
się koronował. Miał panować nie jako król czeski, lecz jako król
polski.
Nie było w tem postępowaniu szlachty wielkopolskiej ani
bałamuctwa, ani zmiany programu. Powołując Łokietka mniemano,
że zajmie Wielkopolskę bez trudności, przynajmniej bez większych
trudności, skoro sami mieszkańcy pragną jego panowania. W y-
stąpienie tylu wrogów naraz było niespodzianką. Leszek inowro-
cławski dał się po niedługim czasie przekonać, zrzekł się uro-
szczeń do Pomorza i sam przystał do Łokietka. Ale od Bogusława
szczecińskiego poniósł książę Władysław klęskę (w r. 1298 pod
Bytowem), a miał nadto wojnę z Askańczykami i księciem gło-
gowskim. Niespodzianie była Wielkopolska wciągnięta w wir stra-
sznej walki, przechodzącej jej siły i wystawiona na najazdy ze
wszech stron. Równocześnie walczono nad Bałtykiem i na ślązkiej
KILKU PANÓW NARAZ. 307
granicy. Łokietek nie dawał za wygraną, przerzucał się szybko
z jednego pola walki na drugie, po bitwie stoczonej na Pomorzu
pędził na Slązk, żeby wtargnąć w dzierżawy Głogowczyka, ale
coraz bardziej było widoczne, że nie starczy sił na opędzenie się
wszystkim. Przy końcu trzeba było wojować i z Czechami, gdyż
Wacław ruszył na księstwa sieradzkie i łęczyckie. Cłicąc mieć
o jednego wroga mniej, próbował układów to z Wacławem, to
z Głogowczykiem, bo jasnem było, że przy całej Wielkopolsce
się już nie utrzyma. Utrudniło całą sprawę stanowisko biskupa
poznańskiego Andrzeja, owego jedynego biskupa Polaka, który
nie popierał w tych czasach narodowego stronnictwa, lecz stanął
po stronie Henryka głogowskiego. Biskup rzucił nawet klątwę na
Łokietka, gdy żołnierze jego naruszyli w pochodzie jakąś wieś bi-
skupią. Społeczeństwo było oburzone na biskupa i za wdaniem
się ziemian biskup wkrótce klątwę odwołał, ale tymczasem wojsko
Henryka poczyniło już znaczne postępy w Wielkopolsce, a nie
było na tyle sił, żeby je wyprzeć z zajętego kraju, bo się miało
równocześnie do czynienia z księciem szczecińskim i margrabiami
brandeburskimi.
Kilka rozmaitych wojsk jednocześnie w kraju i ciągła walka
podjazdowa na wszystkie strony ubożyły kraj, rujnowały ludzi
gorzej od największej a regularnej wojny. Ponieważ siły przeci-
wników równoważyły się mniej więcej, nie było nadzieji końca tej
wojny, fóz wraz inne wojsko przechodziło i co chwila dla kogo
innego domagano się posłuszeństwa i danin. Nikt nie wiedział
w końcu, kogo słuchać, kto jest panem, wodzem, sędzią; każdy
rozkazywał i wojskiem wymuszał spełnienie rozkazu. Nie mogło
być żadnego prawnego porządku, gdyż co jeden zaprowadził, po
kilku tygodniach drugi zmieniał. Władysław Łokietek był wszyst-
kim drogi, toteż podjęto pod jego przewodem ciężką walkę,
ale przegrano ją i nie miano na tyle sił, żeby go utrzymać przy
władzy. Wśród ogólnego zamieszania zniknął w kraju wszelki po-
rządek i zanosiło się na panowanie chyba prawa pięści. Korzy-
stali z zamętu tylko tacy, dla których brak silnej prawnej władzy
był pożądaną sposobnością do popełniania bezprawi. Ład, porzą-
dek i spokój trzeba było koniecznie przywrócić, ale nie przez
tworzenie nowej dzielnicy, nie przez odstępowanie połowy Wiel-
kopolski Henrykowi głogowskiemu ! Skoro na wojnie przegrano,
308 ŁOKIETEK WSZYSTKO TRACI.
trzeba było ponieść następstwa przegranej i na razie odstąpić od:
kandydatury Łokietka. Skoro zaś Łokietek nie mógł zostać królem,!
lepiej było posłać po Wacława, niż poddawać się Henrykowi.
Odkąd zaś Wacław i tak już wystąpił przeciw Łokietkowi, zaci
dzila obawa, żeby się wszyscy wrogowie nie porozumieli i mej
rozszarpali pomiędzy siebie Wielkopolski i żeby Pomorze nie do- 1
stało się margrabiom. Stokrotnie już lepiej było poddać cały kiaj
dobrowolnie jednemu z nich. Odbyto więc wTaz z duchowicii-
stwem zjazd walny i wyprawiono poselstwo do Pragi, pocieszając
się tem, że przynajmniej Kraków i Gdańsk, Sandomierz i Poznaii
będą wreszcie pod jednym rządem. Nie wszyscy jednak byli po-
litykami i pomimo wszystko nie brakło jeszcze Łokietkowi stron-
ników, którzy nie chcieli złożyć broni. Wacław musiał resztki żoł-
nierzy małego księcia wypierać od grodu do grodu. Zraził też
sobie na samym wstępie Wielkopolan tem, że wyjeżdżając z Praoi
poddał koronę polską królowi niemieckiemu Albrechtowi I., bio-
rąc Polskę od niego w lenno. Był panem dwóch królestw, a je-
szcze się nie mógł obejść bez tego, żeby się Niemcom nie ukorzyć !
Koronacya Wacława odbyła się latem 1300 roku w Gnieźnie
koroną Bolesława Śmiałego. Ukoronował go arcybiskup Jakób
Świnka, ten sam, który namaścił Przemysława. Innem zupełnie
sercem dokonywał tej ceremonii przed pięciu laty, kiedy przy-
ozdabiał koroną głowę wybrańca narodu, niż teraz, gdy polityczna
konieczność zmuszała ofiarować ją zniemczonemu Wacławowi.
Doprowadzili Wielkopolanie bądźcobądź do tego, że chcąc nad
nimi panować, trzeba było być królem, a nie tylko księciem. Oca-'
liii trwałość korony polskiej, a to już było wielką zasługą. Nowy
król wyrządził atoli bolesną obrazę całemu narodowi, że się uznali
lennikiem Niemiec. Toteż wszystkie umysły zwróciły się tem bar-
dziej ku Władysławowi, wszyscy życzyli sobie, żeby jak najprę-i
dzej można było na nowo rozpocząć walkę w pomyślniejszycK
okolicznościach. Koronacya Wacława była klęską, politycznie roz-:
tropnie złagodzoną, ale bądźcobądź klęską. Tylko koronacya Ło-
kietka mogła być znakiem zwycięstwa polskiej sprawy. ;
Łokietek opuścił nietylko Wielkopolskę, ale nawet swoje ro-^
dzinne księstwa i grody: Brześć, Sieradz, Łęczycę. Wybrał się-
w daleką drogę, do Ojca św. do Rzymu. Miał w tem swoje plany;
wiedział dobrze, czemu tam jedzie. Nie był on wygnany z Wiel-
NIEZADOWOLENIE Z DZIELNIC. 309
kopolski, lecz był z żalem żegnany, a ci sami, którzy otaczali Wa-
cława podczas koronacyi, wiedzieli dobrze, że Łokietek będzie
w Rzymie czynić starania, żeby tę koronacyę uznać za nieważną.
Plan Łokietka polegał na dokładnej znajomości ówczesnych sto-
sunków europejskich i polityki papieskiej, toteż trzeba przypuścić,
że plan ten powstał nie w obozie wśród wojskowej drużyny, ale
na dworze arcybiskupim i że sam Jakób Świnka wyprawił nie-
złomnego naszego księcia do Rzymu. Zwraca też uwagę jedna
okoliczność, mianowicie, że przez całe czeskie panowanie arcybi-
skup usunął się od spraw państwowych i stał na uboczu.
Niezadowolenie z książęcego nierządu dzielnicowego było
powszechne. W Małopolsce i Wielkopolsce nie chciano dopuścić
do tworzenia dzielnic na nowo, a na Ślązku chciano się ich też
pozbyć. Wrocławianie dwa razy wzywali Wacława, żeby sam nad
nimi władzę objął; nie zrobił tego, ale przyjąwszy opiekę nad
dziećmi Henryka V. wrocławskiego, przysłał do Wrocławia swego
namiestnika. Za tegoto czeskiego namiestnictwa umarł biskup
Romka, który asystował koronacyi Przemysława, a następcą jego
został Henryk von Wiirben, pierwszy Niemiec w katedrze wro-
cławskiej, w roku 1301. Odkąd ludność polska na Ślązku straciła
podporę moralną w Kościele, losy tej ziemi były już ostatecznie
rozstrzygnięte.
Wacław nie mieszkał w Polsce, ale rządził nią przez swych
namiestników, podobnie jak w Wrocławiu. Zwali się starostami,
ale nie mają nic wspólnego z dawnymi starostami tworzącymi
radę opola; tych nawet pamięć już ginęła. Starosta czeski był
urzędnikiem wojskowo administracyjnym, mianowanym przez króla.
Wacław nie ufał polskiemu rycerstwu, poobsadzał więc grody
czeskiemi załogami, a przywódca takiej drużyny wojennej zwał się
starostą. Do niego należało też wybieranie danin państwow34ch,
czyli podatków, które należało składać na grodach. On też był
sędzią z ramienia królewskiego w tych sprawach, które sądo-
wnictwu monarchy były zastrzeżone. Naczelnym starostą, namie-
stnikiem nad całem państwem, był Czech Hynek z Dubu. Rodzime
żywioły były tedy usunięte od sprawowania rządów. Dawne urzędy
polskie były pozbawione swego zakresu władzy, a nawet w znacznej
części całkiem nie obsadzone. Polacy byli zupełnie odsunięci od
spraw państwowych. Przez cały czas panowania Wacława w Kra-
310 STAROSTOWIE CZESCY.
ko wie nie było całkiem urzędu sędziego krakowskiego, a po ko-
ronacyi, po r. 1300, nie było w Małopolsce ani wojewodów, ani 3
kasztelanów, ani sędziów, ani nawet podsędków. Wszelka władza j
przeszła na starostów czeskich. Taki starosta, choćby chciał, nie
wiele mógł zdziałać, skoro był cudzoziemcem, nie znającym ani
prawa zwyczajowego, ani stosunków miejscowych. Administracya
czeska była skutkiem tego jednostronną. Pilnowali ci starostowie
dobrze wszystkiego, co się społeczeństwu od króla należało; gor-
liwi byli do brania, niedbali do opiekowania się ludnością. Według ;
polskiego zwyczaju objeżdżał monarcha kraj, a zjeżdżali się zawsze ^
na jego dwór wszyscy urzędnicy tej ziemi, w której przebywał,
żeby się naradzać nad potrzebami kraju. Za czasów czeskich, od
r. 1290 aż do r. 1306, nie odbył się ani jeden taki zjazd. Cze-
ska administracya nie była czem innem, jak tylko środkiem do
utrzymania absolutnej władzy nad społeczeństwem, które od dawna
już od niej odwykło i wcale jej nie potrzebowało. Toteż staro-
stowie czescy pozostawili po sobie pamięć podobną do tej, jaka
została po urzędnikach Mieszka Starego. Uważano ich tylko za
zdzierców podatkowych i za nic innego. Hynek z Dubu wywołał
głośne skargi całego kraju na siebie, aż sam Wacław uznał wreszcie,
że niebezpiecznie byłoby nadużywać cierpliwości polskiej i namie-
stnika swego odwołał. Na jego miejsce ustanowił trzech wielko-
rządców czyli generalnych starostów: przyrodni brat królewski, książę
opawski Mikołaj, objął rządy Małopolski; Niemiec ze Ślązka Frycz
rządził Wielkopolską właściwą, a Kujawami Protazy z Wisemburga,
zwany Tasza. Ten Tasza był potem podskarbim w Czechach,
a zostawił po sobie i tam pamięć najgorszego zdziercy. Czasy
panowania czeskiego były dla politycznego wyrobienia ludności
bardzo szkodliwe, bo ją zrażały do władzy, zamiast ku niej zbliżać
i wzbudzać zaufanie. Straszna niechęć ku tym starostom dopro-|
wadziła do tego, że wyrobiło się wśród społeczeństwa przekonanie, ?
jakoby urzędnikiem publicznym mógł być z korzyścią dla krajur'
tylko ktoś pochodzący koniecznie z tej samej okolicy, w której^
urzęduje.
Do jakiego stopnia rządy Wacława nie miały dla społeczeń- \
stwa żadnej wartości, okazało się najlepiej w roku 1302 podczas|
ponownego najazdu Litwy i Rusi. Po grodach były królewskie|
załogi, ale żaden starosta nie ruszył w pole! Szlachta sama zorga-
PAPIEŻ BONIFACY VIII. 311
nizowała się i stanęła do walki z najeźdźcami, a sprawiła się
dzielnie; odebrano nawet zajęty poprzednio przez Ruś Lublin.
Umiała się przeto rządzić sama i spełnić obowiązek obywatelski.
Sprawy państwowe lepszego miały opiekuna w społeczeństwie,
niż w rządzie. Dobry to znak dla przyszłości! Dojrzało już społe-
czeństwo do tego, żeby samo utworzyć stosowną dla siebie orga-
nizacyę państwową. Narzucanie mu czegokolwiek było już zupełnie
niepotrzebne, a obce rządy, usuwające krajowców od współudziału,
były wprost szkodliwe. Nie miały też trwać długo.
PAPIEŻ BONIFACY VIII.
Można było podnieść wątpliwości, czy koronacya Wacława
na króla polskiego jest ważna. Odbyła się bowiem bez wiedzy
i zezwolenia papieskiego. Arcybiskup Jakób Świnka nie zwrócił
na to uwagi Wacława i od siebie żadnych przeszkód nie stawiał;
nie wymagał bynajmniej od Wacława, żeby się o takie pozwo-
lenie najpierw wystarał i sam do Rzymu o pozwolenie nie pisał.
Ukoronował Wacława, połączył Małopolskę z Wielkopolską, uspokoił
Askańczyków, pozbył się Henryka głogowskiego, a tymczasem
Łokietek pojechał do Rzymu ze skargą, że koronacya nieważna!
Nauczono się już sprytu i politykowano podstępnie. Wyzyskano
Wacława do połączenia ziem polskich od Karpat do Bałtyku,
a gdy tego dokonał, gotowe dzieło chciano oddać Łokietkowi,
a Wacława się pozbyć. Były właśnie stosunki takie, że skarg
na Wacława słuchano w Rzymie bardzo chętnie.
Od r. 1294 był papieżem Bonifacy VIII. On to przywrócił
Polsce tytuł królewski, zezwalając na koronacyę Przemysława. Ten
papież podjął na nowo walkę o wyższość władzy papieskiej ponad
wszystkie trony. W r. 1302 wydał bullę zaczynającą się od słów
-Unam sanctam", w której oświadczał, że ta tylko władza jest
prawowitą, która od Kościoła pochodzi, że więc Ojciec św.
jest najwyższym całego chrześcijaństwa naczelnikiem nietylko w du-
chownych sprawach, jest źródłem wszelkiej władzy i ten tylko
jest prawowitym monarchą, kogo papież uzna. Wystąpił przeciw
królowi niemieckiemu Albrechtowi I., który ogłosił się cesarzem
bez papieskiego zezwolenia. Nakazał pokój królom Francyi i Anglii,
królowi Aragonii (w Hiszpanii) nadał lennem od siebie wyspy
włoskie Korsykę i Sardynię, rozporządził tronem Neapolu (po-
312 SOJUSZ z KAROLEM ROBERTEM.
ludniowych Wioch), Węgier i Polski. Polowa Europy była jakby
lennem papieskiem.
Poprzednia dynastya niemiecka, Hohenstaufów, panowała też
w południowych Włoszech. Uległa i padła w walce z papiestwem.
Przeciw nim wezwał był papież Urban IV. brata króla francuskiego,
księcia Karola Andegaweńskiego, któremu nadał od siebie w lenno
t. z. królestw^o Obojej Sycylii, t. j. południowa Włochy i wyspę
Sycylia. Potem utrzymał się jednak Karol tylko przy stałym lądzie
włoskim i stał się założycielem królestwa neapolitańskiego. Ród
jego odznaczał się wiernością dla stolicy apostolskiej, popieram-
nawzajem ciągle przez papieży. Syn Karola I., Karol II. Chromy
ożenił się z Maryą z dynastyi Arpadów, córką Stefana V. wę-
gierskiego. Z tego małżeństwa był syn Karol Martel (t. j. Młot).
Gdy zaś Stefan V. nie miał syna, a z dynastyi Arpadów pozostał
jeden tylko z bocznej linii, Andrzej III., zgłosił się Martel do tronu
węgierskiego, jako bliższy krewny ostatniego króla. Pretensye jego
popierał gorliwie papież Mikołaj IV. Nastała w Węgrzech wojna
o tron pomiędzy Karolem a Andrzejem. Stronnictwo andega-
weńskie nie opanowało całego kraju, ale miało pewną przewagę,
tak, że Karol Martel każdemu z dwóch swych synów osobną prze-
kazał koronę: starszemu Karolowi Robertowi węgierską, a neapo-
litańską młodszemu Robertowi Dobremu. Andrzej miał jednak
także stronnictwo i sprawa mogła się jeszcze obrócić. Andrzej
Arpadowicz zwrócił się o sojusz do Pragi i król Wacław zaręcz\i
nawet swego syna z jego córką i jedyną dziedziczką.
Wacław miał zamiar opanować trzy korony: czeską, polską
i węgierską. O węgierskiej myślał wprzód jeszcze, niż o polskiej,
ale polską łatwiej można było zdobyć. Walka z Łokietkiem wstrzy- •
mała go na pewien czas od dostarczenia posiłków Andrzejowi ,)
przeciw Karolowi Robertowi. W ten sposób stawał się Łokietek j
mimowoli sojusznikiem andegaweńskiej sprawy na Węgrzech. |
Upadek Władysława w Polsce był klęską Karola Roberta, który)
musiał się teraz obawiać, że Wacław bezpieczny już o Polskę, «
przerzuci się na Węgry i da pomoc Andrzejowi. Interes Karola j
Roberta wymagał, żeby Łokietek jak najprędzej wszczął znowu '
walkę z Wacławem. j
Książę Władysław jechał do Rzymu przez Węgry i zabawił j
tam pewien czas u naczelnika andegaweńskiego stronnictwa, wo- j
ŁOKIETEK W RZYMIE. 313
jewody Amadeja. Nastąpiło zupełne porozumienie i zawarto przyjaźń,
która miała trwać długo i przejść na synów i następców tak Wła-
dysława, jakoteż Karola Roberta. W Rzymie mógł już Łokietek
występować jako rzecznik nietylko swojej własnej sprawy, ale też
andegaweńskiej, którą również teraźniejszy papież, Bonifacy VIII.,
uważał za swoją. Wacław zaręczający swego syna z królewną wę-
gierską przeciwnej dynastyi, snujący sobie plany co do Węgier,
stawał w poprzek polityce papieskiej. Łokietek wystawiał niepra-
wność jego gnieźnieńskiej koronacyi i lenny stosunek do Albrechta I.,
którego papież nie chciał uznać cesarzem. Wystawiał, że Polska
nie jest cesarskiem lennem, lecz papieskiem. Wszak poddał ją
stolicy apostolskiej już Mieszko I., potem Bolesław Wielki i Ka-
zimierz Sprawiedliwy; wszak na znak tej uległości opłaca Polska
od czasów tego księcia świętopietrze, po trzy denary od każdego
gospodarstwa ziemiańskiego. Nie opłacali zaś świętopietrza ani cesarz
Albrecht, ani król Wacław, jego lennik. Panowanie Wacława jest
tedy uszczupleniem praw stolicy apostolskiej względem Polski,
a sama koronacya jest urąganiem z władzy papieskiej, skoro na-
stąpiła za zezwoleniem cesarskiem, a nie papieskiem. A właśnie,
gdy nasz niezłomny książę w Rzymie bawił, umarł Andrzej III.
r. 1301 i nastąpiło wszystko tak, jak przewidywano. Król Wacław,
tnając już wolne ręce w Polsce, posłał wojsko na Węgry, wyparł
Karola Roberta, który schronił się do Austryi i dokonał tego, że
syn jego — imieniem również Wacław — koronowany był na króla
w ęgierskiego. Ośm lat jeszcze miała trwać walka Audegaweńczy-
ków z Przemyślidami, względnie z księciem bawarskim Ottonem,
na którego Wacław przelał następnie swe prawa w r. 1305.
I w tej węgierskiej sprawie czynny był znowu biskup Mu-
skata. On był wicekanclerzem młodego Wacława, pojechał na
Węgry i robił co mógł, żeby swemu panu jednać stronników,
nie wahając się nawet działać przeciw legatowi papieskiemu Boc-
casiniemu, którego Bonifacy VIII. wysłał na Węgry. W listopadzie
1301 pogroził mu za to papież złożeniem z godności biskupiej.
To poskutkowało. Muskata wrócił do Krakowa, gdzie wkrótce
miał rozpocząć nową walkę z Łokietkiem.
Na Wacława młodszego rzucił papież klątwę, a do ojca na-
pisał surowy list dnia 10 czerwca 1302 roku, w którym nietylko
sprzeciwia się zajęciu Węgier, ale też odmawia mu tytułu króla
314 ZWYCIĘZTWO STRONNICTWA NARODOWEGO.
polskiego i sprawę polskiego tronu zastrzega sobie do własnego
orzeczenia. Kardynał Boccasini, legat na Węgry, został mianowany
legatem także na Polskę i otrzymał stosowne polecenia. Legat ten
jednak zajęty ciągle na Węgrzecłi nie zdążył nawet przybyć na
północną stronę Karpat. Alić papież sam ogłosił wkrótce uroczy-
ście, że Wacław przestaje być królem polskim. Bonifacy VIII-my
wnet potem umarł, w październiku 1303 roku, ale następcą jego
został Mikołaj Boccasini, jego legat polsko-węgierski, który zasiadł
na tronie papieskim pod imieniem Benedykta XI. Ten rok wpra-j
wdzie tylko panował, ale tymczasem był już w Polsce Władysław
Łokietek. Zagrożony w posiadaniu Polski Wacław, poślubił czem-
prędzej w r. 1303 Reiczkę, córkę Przemysława, żeby się przez tof
małżeństwo na tronie utwierdzić.
ZWYCIĘZTWO STRONNICTWA NARODOWEGO.
W roku 1304 wrócił książę Władysław z Rzymu i zatrzymał
się znowu na Węgrzech. Wziąwszy trochę żołnierza od wojewody
Amadeja, przekroczył Karpaty i zaczął wojnę z czeskimi starostami.
Mógł się na to śmiało odważyć, bo i z innych też stron uderzono
na Wacława. Sam cesarz Albrecht, zmieniwszy swą politykę, po-
godzony z Rzymem, wystąpił przeciw królowi czeskiemu a Karol r
Robert rozpoczął na nowo wojnę na Węgrzech. Wśród takich;^
sprzyjających okoliczności rozpoczął nasz książę zbierać swych J
stronników w Polsce. Stanąwszy w Małopolsce, zajął najpierwi
gród biskupstwa krakowskiego, Pełczyska, a wkrótce potem wa-
żny gród książęcy Wiślicę. Proboszcz wiślicki, Mikołaj, należał
do gorących stronników Łokietka, a okolica przygotowaną już
była na przyjęcie narodowego kandydata. Pospieszyli pod chorą-
giew niezłomnego księcia nietylko ci, którzy obowiązani byli do <
służby wojskowej, rycerze, ale też inni ziemianie, nie mający dóbr^
na prawie wojskowem, szlachta nierycerska. Co więcej i co naj- \
ważniejsza, wziął w tej sprawie czynny udział lud małopolski, ^
dzierżawcy, nie posiadający własnych gruntów. Warstwa ta, spol-
szczona już zupełnie, okazała przy tej sposobności po raz pierw-
szy zainteresowanie się sprawą publiczną i to w zupełnej zgodzie j
z dawnymi rodowcami czyli szlachtą. Lud stanął wiernie przy ^
Łokietku i bronił jego sprawy koło Sandomierza, Wiślicy i bliżej ]
Krakowa, a mianowicie koło Ojcowa, gdzie kasztelan Skały sprzy- ^
KONIEC PRZEMYŚLIDÓW. 315
jal czeskim rządom. Z Sandomierskiej ziemi wygnano czeskie za-
łogi w ciągu roku 1305. Na Węgrzech nie powiodło się też Prze-
myślidom i młody Wacław musiał w tym samym czasie ustąpić.
Największą jednak klęską sprawy czeskiej była śmierć Wacława
II-go, dnia 21 czerwca 1305 r.
Syn jego i następca, Wacław III., zamierzał podjąć walkę
z Łokietkiem. Przyjął tytuł króla czeskiego, węgierskiego i pol-
skiego, ale gotów był wyrzec się Węgier, żeby tylko utrzymać się
przy koronie polskiej. Roszczenia swe do Węgier odstąpił księciu
bawarskiemu Ottonowi, cesarzowi zaś Albrechtowi ustąpił Miśnii,
żeby sobie zapewnić od niego pokój i swobodę do wojny pol-
skiej. Minął jednak rok cały, zanim zdążył przygotować wyprawę
wojenną. Z początkiem sierpnia 1306 roku stanął król Wacław
w Ołomuńcu, dokąd ściągały ze wszystkich stron jego drużyny
wojskowe; ale tu śmierć nagle przerwała wszelkie zamysły. Dnia
4 sierpnia wyszedł król czeski na krużganek w domu proboszcza,
u którego stanął kwaterą, gdy wtem zbliżył się doń nieznany jakiś
rycerz i ugodził go sztyletem. Nikogo przy tem nie było, dopiero
na krzyk króla nadbiegli dworzanie. Tymczasem morderca zdążył
zadać królowi trzy śmiertelne ciosy. Ścigano go, dopadnięto i po-
rąbano mieczami na miejscu. I król i zabójca nie żyli; nie można
było dojść, co za przyczyna była tego skrytobójczego napadu,
czy zbójca miał wspólników, czy działał z własnego popędu, czy
teżj^był najęty przez kogo innego, a potężniejszego od siebie. Podej-
rzywano cesarza Albrechta, który chciał Czechy zagarnąć dla swego
dontu i rzeczywiście przeparł na tron czeski swego syna Rudolfa.
Niema jednak żadnych do wodów winy; wymierzeniem doraźnej
sprawiedliwości na zabójcy, od którego nie można się było niczego
już dowiedzieć, okryto mimowiednie całą tę zbrodnię wieczystą
tajemnicą. Ledwie tylko zdołano stwierdzić imię królobójcy. Był
.nim rycerz niemiecki Konrad von Bodenstein z Turyngii. Na
Wacławie III. wygasła czeska dynastya Przemyślidów.
Tymczasem zyskiwał Łokietek coraz więcej stronników w Ma-
łopolsce. Dnia 15 maja 1306 roku był już Wawel w jego ręku.
Samo jednak miasto Kraków było po stronie czeskiej, a wójt
krakowski, Albert, stałna czele niemieckiego stronnictwa w Polsce,
nie chcącego dopuścić do wznowienia piastowskiego panowania.
316 ŁOKIETEK ODZYSKUJE KRAKÓW.
Biskup krakowski Muskata niechętny był, jak zawsze od początku, i
narodowemu księciu. Nie bez przyczyny uderzył Łokietek zaraz ^
w 1304 r. najpierw na jego posiadłości. Miał Muskata wówc/;is
proces przed gnieźnieńskim arcybiskupem o symonię, t. j. o bez-
prawne zajęcie godności biskupiej przekupstwem, a nawet o za-
bójstwo. W sierpniu 1304 r. uwolniony od kar kościelnych mu-
siał jednak przyrzec posłuszeństwo arcybiskupowi. Pomimo to b\i
niepewny i uważano go ciągle za głównego wroga Łokietka.
Znienawidzony przez stronnictwo narodowe, wpadł w roku 1305
w ręce rodu Toporczyków, którzy, pojmawszy go, więzili w Ku-
nowie. Namiestnik czeski, Ulryk z Boskowic na Morawach, za
mało miał sił, żeby się oprzeć wzbierającemu coraz potężniej ru-
chowi narodowemu, zwłaszcza, gdy i lud przeciw Czechom w\'-
stąpił. Pocieszał się tem, że walna wyprawa Wacława III. zmusi
znowu Łokietka do cofnięcia się, gdy wtem nagła śmierć króla
czeskiego zmieniła wszystko gruntownie.
Mieszczaństwo krakowskie przystąpiło zaraz do układów]
z Łokietkiem, bojąc się, żeby nie postradało swych przywilejów, i
jeżeli nie uzna dobrowolnie księcia, któremu po tylu ciężkichj
przejściach poczęło się szczęście uśmiechać. Łokietek, daleki jeszcze;
od celu, mający jeszcze wiele mozołu przed sobą, rad był zała-i
twić się pokojowo z Krakowem, z jego wójtem i biskupem. Na-'
dał więc miastu rozległe prawa handlowe, uzyskawszy w zamian
uroczyste uznanie swego panowania w niespełna miesiąc po śmierci
Wacława III., dnia 1 września 1306 r. Muskacie obiecał nietylko
zwrot zajętych Pełczysk, ale nadto jeszcze, tytułem wynagrodzenia
za szkody wyrządzone podczas wojny dobrom biskupim, przyrzekł
mu darować zamek Chęciny z licznemi wsiami. Nie ufając jednak
biskupowi, nie dał mu grodów odrazu, odkładając wykonanie
umowy aż do czasu bezpiecznego, ażeby utwierdził należycie swe
panowanie; tymczasem miał Muskata pobierać za to 300 grzywien
rocznie z żup bocheńskich. Jakoż okazało się, że ostrożność Ło-
kietka była zupełnie słuszną.
Panowanie Łokietka znalazło uznanie w ziemiach krakow-
skiej i sandomierskiej, na Kujawach, w Sieradzu i w Łęczycy, tu-
dzież na północy w ziemi dobrzyńskiej i na gdańskiem Pomorzu.
Przedstawiciele ziemiaństwa tych dzielnic zjechali do Krakowa
i w dzień 1 września 1306 roku uznali go swym władcą. Każda
WROGOWIE ŁOKIETKA. 317
dzielnica z osobna zapraszała go na tron do siebie; w ten sposób
dokonywało się łączenie Polski na nowo pod jednem berłem
atoli prócz Wielkopolski, tej właśnie dzielnicy, która w Polsce
stanowczą miała przewagę, na której i od której najwięcej zależało.
WROGOWIE ŁOKIETKA. -
Na północy trzy rody możnowładcze były teraz niechętne
Łokietkowi; w Wielkopolsce Zarębowie i Łodziowie, a na Pomo-
rzu Święcowie. Nie brakło stronników księciu Władysławowi, ale
nie chciano wywoływać wojny domowej i postanowiono raczej
poczekać jeszcze, a działać oględnie. Zależało niezmiernie na tem,
żeby przeciw panowaniu Łokietka nie można było podnieść ża-
dnych zarzutów, żeby nie było innego kandydata, któryby mógł
wywodzeniem swych praw do tronu budzić zamieszki, a może
nawet poszukać pomocy u ościennych wrogów. W Małopolsce
po śmierci Wacława III. nie. mógł nikt wystąpić z uroszczeniami
do tronu przeciw Łokietkowi, ale inaczej w Wielkopolsce, gdzie
sam książę Władysław ustąpił był niegdyś Poznania Henrykowi
głogowskiemu. Henryk marzył sam o koronie polskiej i zabrał
się do wykonywania swych zamiarów już w r. 1298, starając się
wówczas pozyskać przywilejami biskupów wielkopolskich. Pozy-
skał sobie jednego tylko, biskupa poznańskiego Andrzeja z rodu
Łodziów. Potem po śmierci Wacława przysłał do Poznania na
starostę swego wielmożę, Bogusza z Wisemburga, którego biskup
Andrzej ochotnie przyjął i we ws'zystkiem był mu pomocny. Nie-
mieckie mieszczaństwo stanęło po stronie Henryka głogowskiego,
i tak, zanim Łokietek zdążył przybyć do Wielkopolski, już tam
rozparło się znowu panowanie wrogie narodowemu stronnictwu,
a tem niebezpieczniejsze, że powołujące się na dawny układ, któ-
rego Łokietek nie mógł się zaprzeć. W grodach wielkopolskich
osiedli ślązcy starostowie, prawie wszyscy niemieckiego pochodzenia.
Pospieszył Łokietek na północ w listopadzie 1306, ale nie
przeciw Henrykowi głogowskiemu, lecz na Pomorze, ażeby zająć
spiesznie tę ziemię, której także zagrażało poważne niebezpieczeń-
stwo. Król Wacław III., kiedy się wybierał na zdobycie tronu pol-
skiego, chcąc sobie zapewnić poparcie margrabiów brandebur-
skich, darował im z góry Pomorze, nim je sam jeszcze miał w ręku.
Toteż kandydatura czeska była na Pomorzu znienawidzona i jedni
318 ŚWIĘCOWIE.
tylko Święcowie gotowi byli bronić sprawy Wacławów, obdaro;
wywani przez nich coraz to nowemi nadaniami. Posiadłości tcor;
rodu obejmowały znaczne przestrzenie nietylko na Pomorzu, ah
też w Wielkopolsce; im też poruczali czescy wielkorządcy w a
żniejsze urzędy. Jak potężny był ten ród, widać z tego, że w reku
jednego tylko z nich, Piotra, znajdowało się dziewięć grodów.
Szczęściem pozostał sam Gdańsk w ręku Wojsława, zaufanego
kasztelana Łokietkowego, którego przysłał tam był jeszcze po śmierci
króla Przemysław^a. Obecnie przybywał Łokietek z wojskiem, któn:
powiększyło się, gdyż szlachta pomorska zaraz ochotnie sama się
zgłosiła pod jego sztandary. Swięcowie przycichli, a Łokietek sta-
nąwszy w Gdańsku z końcem grudnia 1306 r., mógł się zabrać
do zaprowadzenia nowego porządku w kraju. Odebrał Świecom
znaczną część grodów i poobsadzał je swymi zwolennikami ; zo-
stawił też na Pomorzu swoich dwóch synowców, książąt kujaw-
skich Przemysława i Kazimierza. Ledwie książę Władysław opu-
ścił Pomorze, porozumieli się Swięcowie z Brandeburczykami i we-
zwali ich do zajęcia kraju. Wyprawił się rzeczywiście margrabia
Waldemar i zaczął obsadzać swem wojskiem graniczne powiaty.
Książę Władysław dowiedział się jednak na czas o zdradzie, a bę-
dąc jeszcze blizko, nagle wrócił i uwięził Piotra Święcą; wypuści!
go wprawdzie na usilne błagania całego rodu, ale wziął za niego
na zakładników dwóch młodszych jego braci. Margrabia Waldemar
też się cofnął, i na krótką chwilę zdawało się', że niebezpieczeń-
stwo pomorskie zażegnane. Margrabia jednak i Swięcowie wie-
dzieli, że książę musi wracać do Krakowa i że mu nie łatwo bę-
dzie przybyć powtórnie z wojskiem nad Bałtyk, bo tymczasem
gotował mu znowu trudności biskup krakowski Muskata. Wobec
kłopotów na Pomorzu i w Krakowie nie mogło być mowy o od-
zyskaniu Wielkopolski.
Muskata łączył się znowu z wrogami Władysława Łokietka,
książę więc pozajmował biskupie grody: Iłżę, Kielce, Sławków,
Tarczek i Biecz, w końcu nawet samego biskupa uwięził. Wię-
zienie trwało krótko, a Muskata wypuszczony na wolność, poszedł
na wygnanie; schronił się do biskupa wrocławskiego Henryka \()n
Wiirben (z Wierzbna), gdzie przebywał półtora roku. Arcybiskup
Jakób Świnka zasuspendował go, tj. nakazał mu wstrzymać się od
spełniania biskupiego urzędu i odjął mu władzę nad dyece/\a;
PROCES Z MUSKATĄ. 319
sam też zjechał do Krakowa, żeby uporządkować sprawy krakow-
skiej dyecezyi, przyczem pozbawił godności wielu stronników Mu-
skaty wśród niemieckiego ducliowieństwa, sprowadzonego przez
Muskatę do Krakowa. Biskup odwoływał się do stolicy apostol-
skiej i wszczął procesy. Do apelacyi miał zupełne prawo, ale nie
miał prawa robić w Polsce niemieckiej polityki i z Wrocławia
układać plany przeciw narodowemu księciu, jedynemu prawowi-
temu władcy Krakowa. Spiski, obmyślane przez Muskatę w Wro-
cławiu, uważał Łokietek widocznie za niebezpieczne dla siebie, skoro
nietylko żałować począł, że go puścił na wolność, ale postanowił
dostać go na nowo w swoją moc, choćby nawet podstępem. Zwa-
biwszy biskupa do Krakowa pod pozorem zawarcia zgody, uwię-
ził go znowu i wypuścił dopiero po kilku miesiącach, gdy Mu-
skata podpisał dnia 2 lipca 1309 umowę, w której składał przy-
rzeczenie wierności, zobowiązywał się, że bez zezwolenia księcia
nie opuści dyecezyi, odwoływał proces apelacyjny i oddawał w ręce
książęce ostatni swój gród, Lipowiec. Nie zaniechał przecież pro-
cesu, a chociaż w końcu i na dworze papieskim przyznano Ło-
kietkowi słuszność a biskupa potępiono, sprawił jednakże księciu
sporo kłopotów, bo proces przed nuncyuszem i na dworze pa-
pieskim przewlekał się aż do r. 1317. Bawił właśnie na Węgrzech
od r. 1308 legat papieski kardynał Gentilis de Monteflorum, wy-
słany przez papieża Klemensa V., ażeby zapewnić zwycięstwo spra-
wie Karola Roberta andegaweńskiego. Był mianowany legatem
także na Polskę. Jednak zajęty ciągle politycznemi sprawami na
Węgrzech, nie zdążył przybyć na północną stronę Karpat, zwołał
więc synod kościelny polski do węgierskiego miasta Preszburga
na 10 listopada 1309 r. Arcybiskup gnieźnieński i polscy biskupi
\\\słali tam swych zastępców. Muskata chciał być osobiście i wy-
brał się w drogę, przyrzekłszy księciu Władysławowi, że proces
przed legatem umorzy. Zmienił biskup krakowski swoje zażalenie
i skarżył teraz nie księcia, lecz swego duchownego zwierzchnika,
arcybiskupa Jakóba Świnkę o niezasłużone ściganie go karami ko-
ścielnemi, o niesłuszne posądzenie go o różne zbrodnie, jak za-
bójstwo i krzywoprzysięstwo; używał bowiem Muskata w Polsce
jak najgorszej sławy. Dopiero 12 czerwca 1310 r. zapadł polubo-
wny wyrok legata: Muskata był uwolniony od kar kościelnych
i miał tylko zapłacić arcybiskupowi sto grzywien , ale miał go za
320 SPORY z BISKUPAMI.
wszystko sam osobiście przeprosić i zwrócić wszelkie koszta pro-
cesu. Stwierdzał natomiast legat co do Łokietka, że książę za samo
uwięzienie biskupa popadł w klątwę na mocy prawa kanonicznecro
i zastrzegł, że klątwa nie będzie zdjęta wcześniej, aż Muskata p
wrócony będzie w zupełności do swego biskupstwa i posiadłości.
Cłiociaż tedy przyznawano, że Muskata źle postępował, nie daro-
wano księciu, że sobie sam nad nim zrobił sprawiedliwość; strze-
żono z największą przezornością kościelnego immunitu, zupełnej
niezależności władzy duchownej od świeckiej, nawet w takim ra-
zie,] gdy infuła na niegodnej spoczywała głowie. Nie było wię-
kszego dła Łokietka niebezpieczeństwa, jak w tej sprawie z Mu-
skata. Wszak celem niezłomnego księcia była korona polska; do
koronacyi trzeba było pozwolenia papieskiego, a do tego trzeba
było mieć na dworze papieskim opinię dobrego syna Kościoła.
Lata całe minęły, zanim w otoczeniu papieża zrozumiano dobrze
całą rzecz i uwzględniono wszystkie okoliczności. Na razie wie-
dziano tylko, że już raz biskup poznański Andrzej rzucił na Ło-
kietka klątwę, a że teraz znowu wisi nad nim druga klątwa z po-
wodu biskupa krakowskiego. Łokietek postępował słusznie, ale
nieostrożnie; chociaż zwyciężył ostatecznie, na razie jednak sobie
szkodził i zwycięstwo przez to oddalał. Nieszczęściem wszczęli ró-
wnocześnie synowcowie jego spór z trzecim biskupem, kujaw-
skim Gerwardem, którego też uwięzili.
UTRATA POMORZA I BUNT MIAST.
Podczas tych kłopotów z Muskata pozostawał Łokietek w usta-
wicznej obawie, że dojrzewają spiski zdradzieckiego biskupa i że
w porozumieniu z krakowskiem mieszczaństwem i ze ślązkimi
Piastami wybuchnie bunt. Niedaleka przyszłość sprawdziła, że prze-
widywania jego były zupełnie uzasadnione. Zanim jednak wybuchł
bunt niemiecki w Małopolsce, spotkała Polskę ciężka klęska Jia
północy, a mianowicie utrata gdańskiego Pomorza.
Margrabia brandeburski Waldemar wyruszył ponownie na
Pomorze z wojskiem znacznem i zajął kraj. Pomorzanie byli za
słabi, żeby mu się oprzeć zwycięsko, a w sąsiednej Wielkopolsce
rządzili starostowie Henryka głogowskiego, który cieszył się z osła-
bienia sił narodowego stronnictwa i jego księcia. Wyprawiono
spiesznie gońców do Łokietka, ten jednakże ruszyć się nie m(')gl
UTRATA POMORZA. RZEŹ W GDAŃSKU. 321
Z Małopolski, bojąc się buntu w Krakowie, zajęty nadto odpie-
raniem jakiegoś najazdu ruskiego, czy też litewskiego, o któ-
rym nie mamy zresztą żadnych bliższych wiadomości. Natenczas
jeden z pomorskich wielmożów ze stronnictwa Łokietka powziął
pomysł, żeby przywołać na pomoc Krzyżaków, tych ,;jałmużników
polskich", którzy żyjąc na ziemi podarowanej im przez Piastów,
[powinni Polsce dostarczyć pomocy, tem bardziej, jeżeli się im
zwróci koszta na wojnie poniesione. Niedawno przedtem zajęli
Krzyżacy ziemię michałowską nad rzeką Drwęcą, dopływem Wi-
sły, a to w ten sposób. Władca tej ziemi, książę Leszek inowro-
cławski, posiłkował Węgrów przeciw Wacławowi i popadł w cze-
ską niewolę. Zażądano od niego 500 grzywien okupu; nie mając
tej gotówki, pożyczył od Zakonu, dając za to ziemię michałowską
na trzechletni zastaw. Krzyżacy raz do Michałowa wszedłszy, już
z niego nie wyszli. Stało się to w r. 1303 lub 1304 i powinno
było być przestrogą! Krzyżacy weszli na Pomorze, margrabia
Waldemar ustąpił. Ale Krzyżacy odejść i wracać do domu nie
chcieli ! Łokietek zażądał rachunku kosztów wojennych. Policzyli
mu sto tysięcy grzywien, tj. dwieście razy więcej, niż dali za całą
ziemię michałowską ! Bezwstydne to żądanie miało oczywiście tylko
ten cel, żeby sprawę przewlec a w Gdańsku pozostać. Pozostali
i popełnili podłość godną margrafa Gerona, który truł gromadnie
słowiańskich książąt. Zburzyli mury miejskie, rozbroili ludność
(Gdańsk było miastem czysto polskiem), a w czasie wielkiego od-
pustu na Św. Dominika, który łączył się z walnym jarmarkiem, na-
padli na bezbronną ludność i urządzili taką rzeź, że dziesięć ty-
sięcy ludzi wtedy wymordowali. W podobnyż zdradziecki sposób
opanowali następnie Tczew, Świecie, Chojnice i Nowe, wypędza-
jąc zewsząd załogi polskie, pozostające tam od czasów króla Prze-
mysława. Lud okoliczny dostarczał oblężonym żywności. Krzyżacy
wieszali ich za to na szubienicach. I znowu mamy wiadomość
o zachowaniu się ludu polskiego na przeciwległym krańcu Polski :
i tu ten lud jest za Łokietkiem. Odtąd Krzyżacy panowali na Po-
morzu i tu przenieśli węgły swego państwa. Tu założyli sobie sto-
licę, Malborg, gdzie zamieszkał Wielki mistrz Zakonu. Odsunęli
przez to Polskę na długie lata od morza; dorobek króla Przemy-
sława poszedł na marne. Stało się to w r. 1309.
Następnego roku, 1310, powołali Czesi na swój tron cesa-
21
322 BUNT MIAST.
rzewicza niemieckiego, Jana, syna cesarza Henryka VII. z niemie-
ckiej dynastyi luksemburskiej. Król Jan, jako następca Wacławów,
przyjął zaraz tytuł króla polskiego i rościł sobie prawa do zwierz-
chnictwa nad całą Polską. Nawiązał stosunki z niemieckim mie-
szczaństwem, a wójt krakowski Albert, Czech rodem, wójt wie-
licki Oerlacłi i biskup Muskata wszczęli bunt przeciw Łokietków i.
Przyzwali sobie tymczasem do Krakowa księcia opolskiego Bole-J
sława, niejako na namiestnika króla Jana. Ale Łokietek Opolczykal
wypędził, bunt stłumił i ukrócił prawa niemieckiego mieszczaństwa
w Krakowie. Wójt i rajcy mieli być odtąd mianowani przez
wojewodę. Od r. 1312 księgi miejskie krakowskie prowadzone są
już nie w niemieckim języku, lecz po łacinie. Po polsku wówczas
jeszcze nie pisano. Muskata zaś przebywał na Ślązku, a potem wy-
jechał do Francy i.
I poznańskie mieszczaństwo musiał Łokietek poskramiać. Po
śmierci Henryka Głogowczyka w r. 1309 panowali w Poznaniu
i zachodniej Wielkopolsce jeszcze przez dwa lata jego synowie,
i dopiero przy końcu r. 1312 udało się ich wyprzeć. Nie obeszło
się jednak bez walki. Wójt poznański, Przemek, przeciwił się Ło-
kietkowi, uległ jednak wojewodzie Dobrogostowi, stronnikowi na-
rodowego kandydata. Wojewoda zdobył miasto, a Łokietek zniósł
urząd wójta w Poznaniu. Wznowiono go dopiero w 1358 r.
KRÓL WŁADYSŁAW NIEZŁOMNY.
Takie były ciężkie początki rządów Łokietka. A miał prócz
wrogów zewnętrznych także wewnętrznych, gdyż niejednemu z wiel-
możów nie podobała się silniejsza władza monarsza. Za słabych
dzielnicowych książąt przyzwyczaił się niejeden z nich trząść w swem
księstwie wszystkiem i wszystkimi, a teraz miał być tylko jednym
z wielu, podległym i posłusznym władcy całej Polski. Dzielnice
przez dwieście blisko lat rozdzielone nie prędko też mogły przy-
wyknąć do wspólnego rządu. Chociaż znaczna większość społe-
czeństwa życzyła sobie tego, co innego było życzenie, a co innego,
przeprowadzenie rzeczy w praktyce i tu dopiero zaczęły się oka-
zywać różne trudności. Przez te dwa wieki powyrabiały się w ró-
żnych stronach Polski rozmaite zwyczaje prawne i wcale odmienne
stosunki, które trzeba było uszanować, a jednak nie wszystko mo-
żna było utrzymać nietkniętem. Zwolna trzeba było przygotować
TRUDNOŚCI WEWNĘTRZNE 323
uowy porządek rzeczy, niechętnych poskramiać lub przejednywać,
a przeciwieństwa godzić. W wielu okolicach ileż to razy walczyło
z sobą po kilku książęcych zapaśników naraz, a każdy wydawał
rozporządzenia i czynił nadania ! To samo nadanie miało nieraz
dwóch i trzech, każdy od innego księcia, któremu kto sprzyjał!
Nie brakowało rozporządzeń książęcych wręcz sobie przeciwnych.
Trzeba było uporządkować te stosunki, a porządkując je, nie można
było uniknąć, by nie przysporzyć sobie nieraz niechętnych. Nieraz
wypadło unieważnić to i owo z postanowień poprzedników. Opo-
wiadają też o Łokietku, że targał czasem dawniejsze dokumenty
i odrywał pieczęcie od nadań. Stosunki społeczne wymagały wiel-
kiej baczności, bo obok szlachty zaczynała się wyrabiać nowa,
a wielka warstwa społeczna: polskie włościaństwo, nie zorganizo-
wane jeszcze zupełnie. Niewolników nie było już prawie całkiem.
Włościanie nie mogli być poddani starostom i kasztelanom, jak
niegdyś narocznicy, bo nie mieli żadnego związku z organi-
zacyą wojskową. Osadzano ich przeważnie na czynszach i podle-
gali księciu, biskupowi lub szlachcicowi, stosownie do tego, od
kogo brali rolę. Zawikłaną tę sprawę załatwiło się ostatecznie do-
piero za następnego panowania. Nie mniejsza też trudność była
z tem, na jakiej prawnej podstawie oprzeć swe panowanie wobec
uroszczeń dynastyi luksemburskiej, w Czechach panującej. Za
spadkobierców króla Przemysława mogli uchodzić synowie Gło-
gowczyka również dobrze jak Łokietek, a ślązcy książęta uznawali
się hołdownikami króla Jana. Należało się więc oprzeć tem silniej
na woli ogółu, a chcąc tę sobie na stałe zapewnić, trzeba było
w każdem z dawnych księstw z osobna usuwać lub zjednywać
niechętnych. Nie było żadnego sposobu prawnego na to, żeby
cały naród Polski, od Krakowa po Gdańsk, objawił swą wolę.
Znano już tylko dzielnicowe wiece i nie było innej rady, jak
oprzeć swoje prawo na tem, że każda dzielnica z osobna życzy
sobie jego panowania. Wznowienie jednolitego dużego państwa
następowało przeto przez unię, tj. połączenie dzielnic w osobie
panującego, przez t. z. unię personalną czyli osobową. Związek
l^aiistwowy Poznania, Sandomierza, Łęczycy itd. polegał na tem,
że ta sama osoba była księciem poznańskim, sandomierskim, łę-
czyckim itd. Trzeba więc było czynić starania o utrwalenie tej
unii, żeby być wszędzie uznanym dziedzicznie, żeby żadna z tych
324 STARANIA O KORONĘ.
dzielnic nie oderwała się potem od unii. Te wszystkie sprawy na-
leżało załatwić choćby jako tako na razie, tymczasowo, jeżeli zje-
dnoczenie Polski pod rządem narodowym miało być ubezpieczone
na przyszłość. Zajęło to Władysławowi dziesięć lat czasu.
Praca niezłomnego księcia około odrodzenia Polski byłaby
niedokończoną, gdyby Władysław nie przywdział królewskiej ko-
rony, za wzorem Przemysława. Trzeba było do tego papieskiego'
pozwolenia. Gdyby król Przemysław miał był syna, taki bezpośredni
jego dziedzic i następca mógłby się koronować na mocy prostego
dziedziczenia; ale Władysław ubieżony był przez Wacławów, których
następcą mienił się Jan Luksemburski; nawet synowie Henryka
głogowskiego — sami niezgodni między sobą -- tytułowali się kró-
lami połskimi. Bonifacy VIII., wielki Władysława protektor, zmarł
r. 1303. Życzliwy mu również Benedykt XI. rok tylko panował
a następca jego, papież Klemens, przeniósł stolicę z Rzymu do
Francyi, do miasta Awiniją (Avignon), gdzie papieże przebywali
kilkadziesiąt lat, aż do r. 1377. U Klemensa V. począł Łokietek
czynić starania o koronę. Wielki opiekun narodowego stronnictwa,
arcybiskup gnieźnieński Jakób Świnka, dokonał pełnego zasług
żywota w r. 1314, w marcu. Tegoż roku w maju wybrano jego
następcą Borysława, dawnego kanclerza księcia Bolesława płockiego.
Ten wybrał się z polecenia księcia Władysława zaraz do Avinionii,
żeby uzyskać zatwierdzenie 'swej metropolitalnej godności i w\ -
badać, jakby na dworze papieskim uważano koronacyę Łokietka.
Pobyt Borysława w Avinionie przedłużył się. Umarł tymczasem
Klemens V., a następcą jego został w r. 1316 Jan XXII. Zatwier-
dzony przez niego Borysław nie wrócił jednak do Polski; chorobą
nawiedziony, zmarł w Avinionie. Papież sam mianował następcę
po nim; arcybiskupem został archidyakon gnieźnieński Janisław,
który również dłuższy czas u papieża przebywał i wrócił dopiero
w r. 1318, ale z pomyślnemi wieściami. Papież zezwalał na ko-
ronacyę. W czerwcu 1318 zwołał Łokietek wiec dostojników całej
Polski do starego opactwa Cystersów w Sulejowie, żeby wysłuchać
poselskiego sprawozdania Janisława. Papież miał pewne życzenia
co do Polski. Pragnął, żeby załagodzić ostatecznie spór z bisku-
pem krakowskim, stanowiący bądźcobądź publiczne zgorszenie.
Muskała, złamany już wiekiem i przeciwnościami, nie mógł już
teraz być niebezpiecznym, skoro mieszczaństwo niemieckie zła-
WIEC W SULEJOWIE. 325
mane już było tak w Małopolsce, jakoteź w Wielkopolsce, nie
mieli zaś stronników w Polsce ani synowie księcia głogowskiego,
ani król Jan Luksemburski. Wybaczył więc Łokietek Muskacie
i biskup do Krakowa powrócił, ale niedługo już żył, bo umarł
z początkiem r. 1320. Drugie życzenie papieskie tyczyło się za-
prowadzenia sądów duchownych przeciw heretykom zwanym Re-
ginami, których błędna nauka i obyczaj przedostały się z Niemiec
do niemieckiego osadnictwa w Polsce. Trzeciem zaś życzeniem
papieskiem było, żeby zmienić sposób pobierania świętopietrza
w Polsce, a mianowicie, żeby zamiast po trzy denary od rodziny,
płacić po denarze od głowy. Świętopietrza i rozmaitych innych
opłat potrzebowali papieże na dalekie misye wschodnie, sięgające
wówczas aż do Chin; zakładano też w Avinionie skarb, żeby po-
kusić się jeszcze raz o odzyskanie Palestyny. Wiec Sulejowski
przystał na wszystkie żądania papieskie i wystosowano teraz jawną,
urzędową prośbę do Stolicy apostolskiej o dozwolenie koronacyi.
Prosił cały kraj, wszystkie stany, duchowieństwo, ziemianie a także
już i miasta. Skończyły się poufne zabiegi, zaczęły się głośne for-
malne starania, o których wiedziano powszechnie. Wielkopolanie
odbyli jeszcze jeden osobny wiec w Pyzdrach i także prośbę do
papieża podali. Zrobiono to dlatego, żeby nikt nie mógł zarzucić,
że Łokietek może być królem tylko krakowskim, ale nie wielko-
polskim zarazem. Gotowały się bowiem takie zarzuty i protesty.
Krzyżacy namówili Jana Luksemburskiego, żeby wyprawił w tej
sprawie poselstwo do Avinionu; jakoż w styczniu 1319 stanął
na dworze papieskim wysłaniec króla Jana z protestem, wywo-
dząc, że tylko jego pan ma prawa do korony polskiej. Wpły-
nęło to na sposób ułożenia papieskiego pisma w tej sprawie
W sierpniu 1319 r. wydał Jan XXII. breve, w którem pisze, że
Polska może ze swoich praw korzystać, byle niczyich praw nie
naruszać. Uznawał więc papież, że Polska ma prawo do korony,
a słowa o prawach innych mógł sobie każdy tłómaczyć dowolnie;
urzędowo nic wyraźnie nie powiedziano. Postąpił Jan XXII. z naj-
większą ostrożnością, żeby się nie narazić możnej bardzo dynastyi
luksemburskiej; nie tak, jak niegdyś Bonifacy VIII., który Wacława
odsądził od polskiej korony. Równocześnie jednak wysłał dwa
pisma do Polski, jedno do biskupów, a drugie do samego Wła-
dysława, zawierające wyraźne zewolenie.
326 KORONACYA.
Dnia 20 stycznia 1320 r. został nasz książę niezłomny królenij; j
ukoronowany przez arcybiskupa Janisława w katedrze na zamku i
krakowskim, na Wawelu. Odtąd koronowali się już wszyscy polscy 1
monarchowie. Skoriczyły się czasy książęce, a z zamętu dzielnico- i
wego wyłaniało się nowe państwo polskie. Nową też była korona^]
którą dokonano świętego obrzędu. Korona Bolesława Wielkiego i
pozostała w skarbcu królów niemieckich. Korona Bolesława Śmia- :
łego, która służyła Przemysławowi, była w Pradze, wywieziona
przez Wacława II. zaraz po jego koronacyi, przeszła po Przemy-
ślidach w posiadanie rodu Luksemburskiego. Sprawiono więc
koronę nową, wspanialszą od poprzednich. Składa się ona z dzie-
więciu szczerozłotych płyt ułożonych w regularną obręcz; ma
drogich kamieni większych 117, mniejszych 180, rubinów, szma-
ragdów, szafirów i 90 pereł. Prócz korony należało do obrzędu
koronacyjnego t. z. jabłko monarsze, t. j. kula złota z krzyżem,
mająca wyrażać, że nad światem panuje przedewszystkiem krzyż
Chrystusa, tudzież berło królewskie. Ustał już dawniejszy zwyczaj •
używania włóczni, jako oznaki godności monarszej, a natomiast
pojawia się przy koronacyach miecz. Przemysław użył do swej
koronacyi dawnego miecza Bolesława Wielkiego, zwanego Szczer-
bcem, który kazał przewieźć w r. 1291 z Krakowa do Gniezna,
a który tam potem, niestety, zaginął, zabrany może przez czeskich
starostów. Władysław Łokietek użył do koronacyi swojego miecza,
zwanego ,;Żórawiem", który znajduje się do dziś dnia w skarbcu
katedry na Wawelu.
Tak po długim lat szeregu, po ciężkich przejściach, pełnych
wysileń i poświęcenia, stanęło nareszcie stronnictwo narodowe :
u celu, wyniósłszy do królewskiej godności swego kandydata.^
Dla księcia Władysława słuszną to było losu nagrodą. Można
o nim powiedzieć, że sobie na koronę zasłużył i zapracował. twardym
znojem żywota. Królem został, bo wiernie narodowi słiiżył i jął
się tej służby w imię odrodzenia polskiego królestwa wtenczas, i
kiedy ona była bardzo niebezpieczną, kiedy można było na niej
wszystko stracić, gdy inni książęta przed nią się cofali. Jakoż był ..
czas, że stracił wszystko i nie miał nawet gdzie spokojnie głowy |
złożyć; ale się nie wyrzekł swego poświęcenia i sprawy nie za-J
niechał. Królem był teraz, ale zaczął od tego, że był narodowej ;
sprawy ofiarnym szermierzem i chorążym polskiego sztandaru; niósł
KRÓL WŁADYSŁAW NIEZŁOMNY. 327
go wytrwale, nie dbając o własną wygodę, znosząc cios po ciosie,
a nie wypuszczając go z hartownej dłoni. Wśród zmienności losu
on pozostał wiernym zawsze swemu hasłu. Tak samo myślał po
zwycięskiej bitwie pod Siewierzem, i po ucieczce w przebraniu
z franciszkańskiego klasztoru w Krakowie i po zdobyciu Sieradza
przez Czechów. Nie sprzeniewierzył się narodowi, gdy Wielko-
polanie postanowili dopuścić do koronacyi Wacława, nie warcholił
i nie psuł polityki polskiej, gdy dobro powszechne wymagało,
żeby usunąć jego osobę. Działał i walczył nie dla swego wynie-
sienia, ale osobę swą oddał narodowi do rozporządzenia; ustę-
pował, gdy tak dla dobra Polski wypadło i nie szemrał, nie bruździł,
nie wyrzekał się narodowej sprawy ani nawet wtenczas, gdy się
zdawało, że zbierze z tej walki na siebie same tylko ciosy. Brał
je na siebie i dźwigał, pozbawiony własnego nawet rodzinnego
Brześcia, a gdy inni, zaszczyceni przed nim wyborem narodu, nie
chcieli się narażać i woleli spokojnie siedzieć na swych dzielnicz-
kach, on jeden wśród książąt nie myślał o swem księstwie, ale
stawał do walki bez względu na to, co z nim samym się stanie.
Hart duszy miał niepospolity. Jak złoto w ogniu się czyści, tak
on urastał i potężniał na duchu w przeciwnościach. Gdy mu już
nic a nic nie zostało prócz miecza Żórawia, gdy według wszel-
kich ludzkich obliczeń sprawa jego przepadła, on nie stracił
ducha i rzecz całą na nowo poczynał. Wypadki i zdarzenia były
przeciw niemu; ale on taką miał silną wolę, tak potęgą swego
ducha górował nad okolicznościami, że to, co tkwiło w jego
umyśle i sercu więcej ważyło od tego, co się koło niego działo
i ostatecznie oddziałały wypadki na niego o dużo mniej, niż on
na nie. On je wytwarzać umiał i wycisnął na nich swoje piętno.
Małego był ciała i współcześni zwali go przezwiskiem Łokietek.
Ten Łokietek zostanie w historyi wiekopomnym przykładem, że
człowiek nie jest losu igraszką, że można wykształcić swą wolę
do tego stopnia, żeby nad losem zapanować, a to, co kto ma
w duszy, znaczy więcej i może być mocniejsze od tego, co się
w życiu przygodą nawija. Należy to do życia, żeby doświadczało
moralnych sił człowieka; do człowieka zaś należy, być w złem
i w dobrem, w doli i w niedoli jednako niezłomnym. Mamy
w tym królu taki przykład najszczytniejszego męskiego przymiotu,
taki wzór męskości, jakiego nam pozazdrościć mogą liczne narody.
328 KRÓL WŁADYSŁAW NIEZŁOMNY
Uczcijmy go więc przydomkiem Niezłomnego i niech nam ten \
przydomek zawsze przypomina, w jaki sposób mąż prawy do-
chodzi do celu.
Król Władysław Niezłomny zasiadł na tronie w królewskiej
koronie dlatego i przez to, że nie uronił nic ze skarbów swej du-^
szy wtenczas, gdy ścigany i wojska pozbawiony kryć się musiał^'
w pieczarach ' koło Ojcowa, mając za całe swe mienie życzliwość]
okolicznego prostego ludu. ■]
Wraz z Władysławem Niezłomnym ukoronowano jego mał- 'I
żonkę, Jadwigę, córkę Bolesława Pobożnego, kaliskiego księcia. Go- I
dna to była takiego męża żona. Do niej to powiedział raz biskup Mu--
skata: ^/Szukajcie sobie innego biskupa, a ja poszukam sobie in-|
nego księcia i pierwej nie wrócę do Krakowa, aż z innym księ-|
ciem". Dzieliła z mężem najtwardszą niedolę, prawdziwa jego to-j
warzyszka i żywota współpracowniczka. Gdy Władysław przeby- ^
wał na wygnaniu i w dalekim świecie szukać musiał rady i po-*
mocy, ona ścigana przez wrogów na równi z mężem, musiała i
w przebraniu mieszczki szukać schronienia u wiernego mieszczą- ^
nina w Sieradzu. I ona umiała być nieugiętą, niezłomną. A to
właśnie jest wzruszające w dziejach tej królewskiej pary, że życie
im upływało nie w samych tylko zamkach i pałacach, ale częściej]
między chudopachołkami, niż wielmożami. |
Koronacya nie była końcem, lecz dopiero zapowiedzią końca;;
narodowej niedoli. Naród postawił na swojem, pokazał, że będzie
samowładnym, że chcąc nad nim panować, trzeba być pierwszym
sługą narodowej sprawy. Pokazał, że go stać na to, żeby utwo-
rzyć z Polski europejskie państwo; oświadczał głośno, wobec ca-
łego świata, że ziemi polskiej nie da przefrymarczyć, ani rozdra-
pywać wrogom. Ale wrogowie byli po koronacyi tak samo, jak
przed nią, a stali się jeszcze zawziętsi i trzeba było podjąć z nimi
walkę. Dzieło narodowego odrodzenia i odbudowania królestwa
polskiego trzeba było dopiero własną krwią obronić. Obrona ta
zajęła jeszcze sto lat czasu. Z początku, za rządów Władysława,
było w tej walce więcej klęsk, niż zwycięstw, było dużo cierpkich
chwil i goryczy. Siły były takie nierówne, że podziwiać trzeba
przodków naszych, jak mogli z tej walki wyjść ostatecznie zwy-
cięsko. Ale bo też dzielne to były pokolenia! Cały naród stawał
się niezłomnym.
PROCES PRZECIW KRZYŻAKOM. 329
PROCES PRZECIW KRZYŻAKOM.
Rozpoczęto starania o odzyskanie Pomorza, zagarniętego nie-
słychaną zdradą przez Krzyżaków w r. 1309. Ofarowali oni kró-
lowi dziesięć tysięcy grzywien srebra za zrzeczenie się tej krainy.
Ale to nie był Wacław, nie kupczył polską ziemią; odrzucił więc
frymarkę. Zaskarżył natomiast Krzyżaków przed papieżem; wszak
ci niemieccy rycerze zakonem byli, a papież ich najwyższym sę-
dzią. Równocześnie skarżył się na nich arcybiskup ryski, którego
chcieli wyzuć z posiadłości w Inflaniech. Papież Klemens V. rzu-
cił na nich klątwę w r. 1309, nazywając ich ,;chytrymi nie-
przyjaciółmi Chrystusa" i kazał wytoczyć przeciw nim
śledztwo. Okazały się w całej nagości zbrodnie Zakonu, ich spo-
sób „nawracania-', nadużycie pobożnych fundacyj z całej Europy
i darowizny polskich książąt do celów zupełnie świeckich, żeby
sobie założyć państwo nad Bałtykiem. Okazało się, że Krzyżacy
dawno już przestali być zakonnikami i tylko wstyd przynoszą Ko-
ściołowi. A właśnie niedawno przedtem zniósł papież Klemens V.
francuski zakon rycerski Templaryuszów. Zaczęły chodzić pogłoski,
że Jan XXII. gotuje ten sam los niemieckim Krzyżakom. Sam więc
Wielki Mistrz pospieszył osobiście do Avinionu, żeby przedsta-
wić, jak Zakon jego potrzebny jest dla obrony od schyzmatyckiej
Rusi i pogańskiej Litwy. Co do sprawy pomorskiej, postanowiono
na dworze papieskim, żeby zbadać rzecz na miejscu i w tym celu
wyznaczył papież komisyę złożoną z Polaków i cudzoziemców.
Wzywano świadków, książąt, wojewodów, starostów, sołtysów
i mieszczan i spisywano ich zeznania. Akta tego ciekawego pro-
cesu dochowały się szczęśliwie do naszych czasów. Po dłuższem
śledztwie wydała komisya wyrok w Inowrocławiu w r. 1321, ska-
zując Krzyżaków na zwrot Pomorza i wynagrodzenie szkód i ko-
sztów. Ale Zakon niemiecki nie fpoddał się wyrokowi ! Musiała
być wojna, a proces okazał tylko przed Europą, że w wojnie tej
nieuniknionej słuszność jest po stronie polskiej i że nie z zakon-
nikami się walczy, ale ze zdziercami i łupieżcami.
Nieuniknioną była wojna, a zatem trzeba się było zawczasu
starać o sojusze. Krzyżacy mieli po swej stronie króla czeskiego
Jana, nowego cesarza Ludwika bawarskiego i jego syna, który
został margrabią brandeburskim. Łokietek zawarł był jeszcze w r.
330 GEDYMIN
1315 przymierze z królami skandynawskimi: Danii, Szwećyi i Nor|
wegii, z książętami meklemburskimi i Rugii, co mogło być bardz<;
przydatne przeciw Brandeburgii. Utrzymywał też przyjaźń z daj
wnym swym sojusznikiem, Karolem Robertem węgierskim i w r
1320 dał mu za żonę swą córkę, Elżbietę. Wkrótce stanął sojus;
nowy, a to z Litwą, uwieńczony w r. 1325 małżeństwem pol-
skiego królewicza, 15-letniego Kazimierza, z księżniczką litewska
Aldoną. O przymierze z Litwą zaczął się starać król polski zaraij
po inowrocławskim wyroku.
GEDYMIN.
Na Litwie był po Mendogu przez dłuższy czas zamęt. Okołc
r. 1300 był władcą kraju Witenes, o którym wiadomo, że miał
zamiar ochrzcić się, ale zamiaru nie dokonał i w pogaństwie po-
został. W r. 1315 nastąpił brat Witenesa, Gedymin, również chrze-
ścijaństwu chętny. Polscy Franciszkanie i Dominikanie mieli zu-
pełną wolność głoszenia na Litwie słowa Bożego. W Wilnie i No-
wogródku były kościoły katolickie. Chcąc raz uwolnić się od
krzyżackiego ,; nawracania" mieczem, a bardzo prawdopodobnie
przejęty też szczerem przekonaniem, postanowił Gedymin przyjąć
chrzest, lecz nie od Zakonu, ale bezpośrednio od samej stolicy
apostolskiej. W r. 1322 pisze tedy do Awinionu do papieża Jana
XXII, skarży się na niegodziwe postępowanie Krzyżaków, niszczą-
cych ciągle Litwę, prosi o przysłanie legata i oświadcza się z zu-
pełną gotowością przyjęcia chrztu, byle tylko mógł być niezawisły
od Zakonu. Jednego z posłów wiozących ten list pojmali Krzy-
żacy i wtrącili do więzienia. Gedymin rozpisał tedy listy do ró-
żnych wybitnych osób i miast w Niemczech, opisując całą sprawę.
Zakon krzyżacki' opierał się głównie na ofiarności niemieckiego
społeczeństwa, dlategoto tam Gedymin pragnął mu zepsuć opinię;
Dochowały się listy pisane do Dominikanów i Franciszkanów
w Saksonii, tudzież do miast niemieckich nad Bałtykiem, które
prowadziły handel w Prusiech, Inflanciech i na Litwie. Przedsta-
wia w tych listach swoje położenie i wzywa, żeby zawierano z nim
przymierza i traktaty handlowe, zaprasza nawet do osiedlania się
na Litwie, powołując się na swą gotowość do przyjęcia chrztu.
Do papieża wysłał zaś drugie pismo za pośrednictwem Ryżan.
Krzyżacy bowiem i miastu Rydze dawali się ciężko we znaki. Ba-
POKÓJ WILEŃSKI I ZDRADA ZAKONU. 331
wił właśnie na papieskim dworze Fryderyk, arcybiskup ryski, od
dwunastu lat wygnany ze swej dyecezyi przez Krzyżaków. W r'
1323 odbył się w Wilnie wielki zjazd. Przybyli na zaproszenie
Gedymina posłowie z inflanckich miast, z położonej nieco dalej
na północ Estonii, a także Zakonu, żeby zawrzeć z Litwą pokój
wieczysty. Na zjeździe tym oświadczył Gedymin, że on rzeczy-
wiście porozsyłał listy na wszystkie strony. Zawarto pokój, a do
dokumentu przywiesili swe pieczęcie także pełnomocnicy krzy-
żaccy. Było to atoli tylko łudzeniem Gedymina! Chrzest Gedy-
mina nie był Krzyżakom na rękę; oni woleli, żeby pozostał po-
ganinem, żeby mogli zbierać na Litwę krucyaty rzekomo dla
obrony wiary, w rzeczywistości zaś, żeby na koszt Litwy rozsze-
rzać swoje państwo !
We dwa miesiące po tym pokoju wileńskim zawiera Zakon
przymierze z Wielkim Nowogrodem przeciw Gedyminowi. Zamy-
kają szczelnie wszelkie drogi z Litwy, tak, że Gedymin był zu-
pełnie odgrodzony od świata i ustał zupełnie wszelki ruch han-
dlowy. Przygotował też Zakon dwie wyprawy wojenne, jedną na
Źmujdź, a drugą na ruskie miasto Psków, które Krzyżacy także
zagarnąć pragnęli. Posłał tam Gedymin swego wodza, Dawida.
W maju 1324 r. napadli Krzyżacy na stolicę Litwy, miasto Wilno,
i spalili przedmieścia. Stany inflanckie, tak duchowne, jakoteż
świeckie, miasta i rycerstwo, zmuszał Zakon groźbami do zerwa-
nia pokoju wileńskiego i do wypowiedzenia wojny. Co zaś naj-
gorsza, porozumiewał się Zakon ze stronnictwem pogańskiem
i z podległą Gedyminowi schyzmatycką Rusią. Rusini wypowia-
dali posłuszeństwo, a Żmujdzini zagrozili wprost nietylko po-
wstaniem, ale nawet śmiercią Wielkiemu księciu i zagładą całej
jego rodziny, jeżeli przyjmie chrzest. Musiał Gedymin zaniechać
swego zamiaru, jeżeli nie chciał narazić się na utratę tronu, a pań-
stwa litewskiego na zupełne rozbicie. Toteż gdy w r. 1324 przy-
byli papiescy legaci, Gedymin zaparł się, jakoby był miał zamiar
przyjęcia chrztu i oświadczył, że piszący owe listy sekretarz, Fran-
ciszkanin, przekroczył samowolnie pełnomocnictwo, bo książę ka-
zał mu tylko oświadczyć się z uległością dla papieża, ale przez
tę uległość nie rozumiał wcale, że się ochrzci. To było oświad-
czenie urzędowe, oficyalne, ale poza tem dowiedzieli się legaci
prawdy i zrozumieli położenie. Nie okazali wcale oburzenia na
332 PIERWSZA WOJNA Z KRZYŻAKAMI.
Gedymina. Zabawili jeszcze ośm miesięcy w Rydze, zajęci spo-
rem tamtejszego arcybiskupa z Zakonem i z Rygi porozumiewali'
się z Litwą. Wstawiali się za posłami litewskimi uwięzionymi
przez Krzyżaków, a nawet kazali ich wypuścić z więzienia. Przed'
odjazdem zaś polecili Zakonowi i Stanom inflanckim, żeby przez'
cztery lata pozostawili Litwę w spokoju i dotrzymali przymierza i
wileńskiego. Natomiast na Zakon niemiecki spadła równocześnie
w r. 1325 klątwa. Gedymin wydalił wprawdzie ze swego dworu
Franciszkanów, ale pozostał w jego otoczeniu Dominikanin, Oj-
ciec Mikołaj. Dochowała się do naszych czasów wiadomość o je-
dnej rozmowie Ojca Mikołaja z Gedyminem. Dominikanin zwró-
cił uwagę księcia, że chcąc doprowadzić do skutku swój zamiar,
powinienby oprzeć się o króla węgierskiego lub czeskiego, bo
;; Ojciec Św. jest tak daleko, że zanimby odeń pomoc przybyła,
nieprzyjaciel tymczasem doszczętnie was zrujnuje".
Nie wiemy, czy Gedymin próbował » wybrać sobie króla
Czech lub Węgier za ojca" — ale tego samego roku 1325 wyda-
wał swą córkę Aldonę (na chrzcie Annę), za polskiego królew i-
cza Kazimierza, a na wiano dał jej dwadzieścia cztery tysiące jeń-
ców chrześcijańskich. Posag to był bardzo bogaty, skoro naraz
tyle rąk roboczych przybywało polskiemu gospodarstwu.
PIERWSZA WOJNA Z KRZYŻAKAMI.
Zaraz następnego roku wyprawił się król Władysław z li-
tewskiemi posiłkami na Brandeburgię i spustoszył krainę koło
Frankfurtu nad Odrą. W r. 1327 ruszył na Polskę król czeski,
Jan Luksemburczyk i dążył prosto pod Kraków; zajął Sławków
i był już blizko stolicy, ale cofnął się, gdy mu zagroził wojną
sprzymierzeniec polski, król węgierski Karol Robert. Natenczas po-,
stanowił Jan przygotować wyprawę na drugiego sprzymierzeńca
Łokietka, na Gedymina. W r. 1329 wyruszył przez Brandeburgię
do Prus; wyprawa cała zwróciła się niespodzianie przeciw Polsce.
Połączone wojska czeskie i krzyżackie zajęły ziemię Dobrzyńską,
a król Jan, jako rzekomy król polski, darował ją zaraz Zakonowi.
Wtenczas też zmuszono księcia płockiego, Wańkę, że złożył Ja-
nowi hołd, uznając go niejako tem samem królem polskim, a nie
Władysława. Mieli odtąd Luksemburczycy lenników w samem
sercu Polski, nie tylko na Ślązku.
, ODERWANIE SIĘ ŚLĄZKA. 333
Na czasy tych właśnie wstępnych walk z Krzyżakami przy-
gada oderwanie się całego niemal Slązka od Polski. Nierząd ksią-
:ęcy doszedł już do szczytu w tym kraju. Dzielnicowe rozdrob-
lienie Slązka pozbawiało książąt wszelkiego znaczenia, a nawet
3Sobistej powagi. Tak n. p. księstwo wrocławskie rozpadło się
\iv roku 1311 na wrocławskie, lignickie i najmniejsze brzezkie
,Brzeg), a to najmniejsze podzielono potem jeszcze na pięć dziel-
nic i popowstawały księstewka: brzezkie, niemczeńskie, oławskie,
strzeleckie i kluczborskie! Z podziałami wzmagały się tylko zwady.
Książę wrocławski, Henryk VI., nie mogąc sobie dać rady z Wro-
:ławianami, uciekł się raz do opieki Łokietka. Król uspokoiwszy
mu księstwo, oddał nieuszczuplone, za co książę ten rozpoczął
^araz konszachty z Janem czeskim przeciw Władysławowi! Nieszcze-
gólni to byli ludzie, ci ślązcy książęta. Taki np. książę brzeżki,
Bolesław, gdy już pozastawiał wszystkie swe grody i gródki, dał
Wrocławianom w zastaw własnych swoich synów: Wacława i Lu-
dwika. Władysław lignicki plądrował po gościńcach na spółkę
z niemieckim „rycerzem" Hornsbergiem. Nareszcie zmówiło się
na niego 20 niemieckich //gburów", pojmali go i odstawili do
brata Bolesława w Brzegu, z prośbą, żeby go nie puszczał na
ludzi. Tenże Władysław ożenił się potem z córką Bolesława II.
płockiego; przemarnował posag, aż mu został tylko jeden koń.
[eździł sobie tedy od dworu do dworu, od proboszcza do pro-
boszcza i tak się żywił w ciągłej gościnie u swoich poddanych.
Synów Henryka głogowskiego, dwa razy zwaśnionych, dwa razy
musiał godzić Łokietek. W roku 1325 posyłali Wrocławianie dwa
razy do króla Jana, żeby przyszedł zabrać sobie Wrocław. Zmu-
sili też w końcu swego księcia, że w r. 1327 oddał Wrocław Ja-
nowi i to nie, jako lenno czeskie, ale wprost na własność. Hen-
ryk VI. zastrzegł sobie tylko dożywocie. Zaraz potem pospieszyli
z hołdem królowi czeskiemu inni książęta ślązcy, z wyjątkiem
trzech. Pozostali jeszcze przy związku państwowym z Polską Prze-
mysław głogowski, Bolko fiirstenberski i Bernard świdnicki.
Zagrożony sojuszem dynastyi luksemburskiej z Zakonem,
chciał król mieć spokój przynajmniej od marchii brandeburskiej.
Panująca tam dynastya askańska wygasła w r. 131Q, a cesarz Lu-
dwik Bawarski nadał tę marchię w lenno w r. 1323 swemu wła-
snemu synowi, imieniem także Ludwikowi, jeszcze małoletniemu.
334 ZWYCIĘSTWO POD PLOWCAMI.
Kiedy Krzyżacy zajęli w r. 1329 z pomocą króla czeskiego zie-
mię dobrzyńską, a nadto posuwając się jeszcze dalej, spustoszyli
Kujawy, zdobyli Wyszogród i Bydgoszcz, Łokietek obawiając si(}
nadto nowego najazdu brandeburskiego, wyprawił do margra-
biego z końcem roku wojewodę poznańskiego i wielkopolskiego
wielkorządcę, Wincentego z Szamotuł, i zawarł pokój na trz}i
lata. Ubezpieczony z tej strony zabrał się na nowo do wojny
z Zakonem. '
Otrzymawszy posiłki z Węgier, ruszył król Władysław w pole
w sierpniu 1330 r. i wtargnął do ziemi chełmińskiej. Krzyżacy
bitwy żadnej nie przyjęli, pozamykali się w swych warownych;
grodach, a tych Polacy zdobyć nie mogli. W lipcu 1331 nastą-^
piła za to wielka wyprawa krzyżacka na Polskę. Zdobyli Naklo,
zrabowali Gniezno, podpalili Pyzdry, oblegali Kalisz, poczem zwró-
cili się do ziemi sieradzkiej, łęczyckiej i przez Kujawy wracali do
domu z bogatemi łupami. Najazd ten nie ustępował w niczem ta-
tarskiemu; palili wszystkie wsie po drodze, rabowali kościoły, za-
bierali nawet dzwony i obrazy, rozbijali skarbonki kościelne. Król
zbierał rycerstwo w Małopolsce i czekał na posiłki węgierskie,
nadchodzące od Sącza, a w Wielkopolsce prowadził z Krzyża-
kami podjazdową wojnę wojewoda Wincenty. Pod Pyzdrami sta-
wiono się najeźdźcom, ale bezskutecznie. Gdy król do Wielkopolski
przybył, bardzo był niezadowolony z niedołężnej obrony i Win-
centemu z Szamotuł odjął wielkorządztwo. Król ścigał ciągle
Krzyżaków, postępując za nimi ze swem wojskiem i upatrując
sposobnej chwili do bitwy. Gdy część Krzyżaków poszła oblegać
Brześć i wojsko ich rozdzieliło się, postanowił Łokietek natrzeć
wstępnym bojem. Stoczono bitwę pod kujawską wioską Płowcami,
o milę od Radziejowa, na północny zachód od Brześcia kujaw-
skiego. Siedmdziesięcioletni król dowodził osobiście i osięgnąl zu-
pełne zwycięstwo dnia 27 września 1331 r. Na znak zwycięstwa
przezwał król pobojowisko Krakowem i uroczyście je tak obwołał.
Krzyżacy ustąpili z Polski po tej przegranej. Ale nadeszły wojska
króla czeskiego i podstąpiwszy pod Poznań, poczęły go oblę<^ać.
Odparł ich Wincenty z Szamotuł, który, pozyskawszy przebaczenie
królewskie, powrócił do swych obowiązków.
Następnego roku ruszyli Krzyżacy na nową wyprawę zaraz
wczesną wiosną i poszli pod Brześć z siłami znaczniejszemi, niż
KRZYŻACY POD KRUŚWICĄ. 335
•oku zeszłego. Wincenty z Szamotuł zebrał oddział rycerstwa i wy-
3rał się z odsieczą, ale przybył za późno. Krzyżacy mieli dosko-
nałe machiny oblężnicze i gród zajęli, poczem rozsypali się po
:ałej kujawskiej ziemi. Tym razem nie była to tylko łupieska wy-
orawa, lecz zaborcza. Zakon postanowił w Kujawacłi już pozostać
i przyłączyć je do swego państwa. Król Władysław dopiero w sier-
pniu zdążył zebrać małopolskich rycerzy; wyprawa jego zupełnie się
nie powiodła. Kujawy były stracone! Książęta ślązcy skorzystali
z przegranej polskiej i zajęli wtenczas Kościan i kilka grodów gra-
nicznych.
Wrogowie tryumfowali ! Państwo polskie było bardzo uszczu-
plone; przepadł nietylko Ślązk, nietylko nie odzyskano Pomorza,
ani ziemi michałowskiej, ale stracono nadto ziemię dobrzyńską
i Kujawy. Panowanie krzyżackie sięgało aż pod Kruświcę! Zda-
wało się, że runie królestwo polskie. Niemiecki Zakon rozpano-
szył się już nie na granicy Polski, ale w samym jej środku,
nad Gopłem, około kolebki polskiego państwa. Od zachodniej
ściany odrywał się Ślązk, wzmagając swemi zasobami potęgę nie-
przyjaznej dynastyi luksemburskiej. Z dwóch stron napierała na
kraj niemiecka nawała, mając gotowych sojuszników w Polsce sa-
mej, w niemieckiem mieszczaństwie. Król Jan czeski używał ciągle
tytułu króla polskiego i uważał piastowską koronę za swą wła-
sność; wisiała nad Polską groźba, czy król czeski nie pokusi się
zdobyć sobie tron polski wojną, a czyby mu się to nie udało
w połączeniu z Krzyżakami i Brandeburgią ?
Czeskie uroszczenia do polskiej korony miały i tak fatalne
następstwa, bo nietylko książęta ślązcy, ale nawet książę płocki
na Mazowszu Luksemburgom hołdował, a nie Piastom. Łokietek
bronił się, jak mógł, ale główną obroną jego była nieprzyjaźń
pomiędzy dynastyą luksemburską a andegaweńską na Węgrzech.
Utrzymał się dzięki sojuszowi z Karolem Robertem, a we wszyst-
kich wojnach opierał się na węgierskich posiłkach. Polskie siły
były za słabe do zwycięstwa, a chociaż czasem odniosły tryumf,
jak np. pod Płowcami, nie na wiele się to przydało. Zakon mógł
przegrać niejedną bitwę bez wielkiej szkody dla siebie, bo miał
zawsze gotowe świeże wojsko i pełny skarb.
336 BRAK SIL WOJENNYCH.
BRAK SIŁ WOJENNYCH.
Stosunek Polski do nieprzyjaciół za panowania króla Władysłaj
wa określić można krótko tak, że broniono się bez względu na wy!
niki obrony. Stanowisko państwa polskiego było tylko obronnei
Tamci zaczepiali, więc się trzeba było bronić, a dzielny król umiai
zawsze zagrzać swe rycerstwo do nowego boju. Ale w ten sposót
musiałyby te wojny trwać bez końca, aż chyba do zu pełń egd
wyczerpania sił jednej strony; a nie mogło ulegać wątpliwościj
że polskie siły wyczerpią się wcześniej, niż niemieckie, napływające
równocześnie z Rzeszy, z Czech i od Krzyżaków. Ażeby mieC:'
spokój, należało nie tylko bronić się, ale samemu zaczepić i takie
odnieść nad Niemcami zwycięstwo, żeby ich zgnieść zupełnie.
Trzebaby ruszyć przeciw Luksemburgom z takiem wojskiem, żeby
za jednym zamachem wygnać zniemczałych książąt ze Ślązka,
a przynajmniej zmusić ich do uległości polskiej Koronie i stanąć
wobec Czech, jako sąsiad groźny, stanowiący ostrzem miecza wa-
runki pokoju. Trzebaby zebrać taką potęgę, żeby Krzyżaków wy-
pędzić nie tylko z Kujaw, ale też z Pomorza, a Brandeburgię
uczynić zawisłą od polskiej polityki. Póki nie było sił do takiej
wielkiej wojny, póki ich starczyło ledwie na obronę od dotkliwych
najazdów, była Polska na łasce i niełasce potężnych wrogów. Od
ich woli zależało, kiedy na Polskę napadną, ile wojen Polsce
narzucą; mogli to robić choćby co roku. A każda wojna niszczyła
kraj, wyludniała i ubożyła. Po każdej takiej wojnie byliśmy coraz
słabsi do odparcia następnej. Skoro nie było nadziei zgniecenia
wroga raz na zawsze, czemże były te wojny, jeżeli nie ustawicznem
upuszczaniem krwi społeczeństwu i coraz większem osłabieniem
państwa?
Niegdyś, za Bolesławów, dawaliśmy sobie radę z Niemcami.
Nie brakło męstwa Polakom XIV. w., umieli się dzielnie spisać
w polu, nie brakło zapału i miłości Ojczyzny, skoro na tyle wojen
nieśli swe życie w ofierze i nie brakło dzielnych wodzów pod
sprawą najdzielniejszego: samego króla Niezłomnego. Ale czaM
były inne, zupełnie inne. To wszystko wystarczało dawniej, a teraz
już nie; trzeba było czegoś więcej: pieniędzy! To państwo miało
zwyciężyć, którego społeczeństwo większym się wykaże dobrobytem.
ZMIANA SZTUKI WOJENNEJ. 337
Zmieniła się przedewszystkiem sama sztuka wojenna. Rzadziej
już staczano wielkie bitwy, a chociaż ją czasem stoczono, nie od
tego zawisł był wynik wojny, lecz od zdobywania grodów. Nie-
gdyś gród służył tylko za schówkę skarbów, za schronisko kobiet
i dzieci, a dla żołnierzy był tylko środkiem pomocniczym, składem
broni i miejscem wypoczynku. Były też te grody drewniane; długo
w nich nie można się było trzymać, bo nieprzyjaciel puszczał je
z dymem; wychodziła więc załoga na bitwę i pod grodami staczało
się stanowcze walki. Nieprzyjaciel pokonany w jednej walnej
bitwie już wojnę stanowczo przegrywał; nie miał się gdzie chować
i musiał uciekać. Później zaczęto jednak wznosić grody kamienne;
to już nie były tylko schroniska i składy, ale twierdze, w których
można było wytrzymać długie oblężenie, nagromadziwszy zapasy
żywności. Nie bano się już żagwi rzuconej z nieprzyjacielskiego
obozu; miano nad nim właśnie przewagę, prażąc go pociskami
i strzałami z silnych baszt. Chcąc wojnę wygrać, trzeba było zdo-
bywać mozolnie gród po grodzie. Około grodów powstały miasta,
które same też warowne były, otoczone częstokołem, murem, ro-
wami wypełnionemi wodą. Najpierw trzeba było zdobyć miasto,
a potem dopiero można było kusić się o zdobycie grodu. Póki
się jeden gród trzymał, nie była wojna przegraną!
Ten był górą, kto miał lepsze grody, warowniejsze, czyje
miasta lepszemi były fortecami. Na Zachodzie dawno już każde
miasto było fortecą, a u nas dopiero się to zaczynało, nasze grody
były jeszcze po większej części drewniane. Trudno u nas było
o kamień budowlany, trudno o ludzi, umiejących wznosić takie
warownie. Pozostaliśmy w tyle za wojenną sztuką zachodniej Europy,
bo przez dwieście lat nie prowadziliśmy wielkiej polityki, nie na-
leżeliśmy do europejskich sojuszów, a nasze wojny były prawie
wyłącznie wojnami domowemi księcia z księciem, Piasta z Piastem.
Wojny z Rusią niczego nas w tej mierze nauczyć nie mogły, bo
u nich sztuka wojenna stała jeszcze niżej, niż u nas. Nauka mogła
przyjść tylko z Zachodu, a przez cały czas dzielnic książęcych nie
wyszły wojska polskie ani razu poza zachodnie granice piasto-
wskiego panowania. Wojownik polski nawet nie widział nigdy
w życiu porządnego grodu, chyba że popadł w niewolę i jeńcem
dostał się do Niemiec. Sami z siebie nie zdobyliśmy się na ten
postęp i nie mogliśmy się zdobyć. Najazdy mongolskie pozbawiły
22
338 WAROWNE MIASTA.
Polskę przynajmniej połowy ludności; brakowało przecież rąk do
gospodarstwa na roli i w lesie, jakżeż więc miały zakwitnąć rze-
miosła? Właśnie gdy z łazęgów zaczęły powstawać miejskie osady^
gdy poczęła się wytwarzać warstwa rękodzielnicza, naraz wszystko
przepadło i nietylko nie można było myśleć o postępie, ale da i
samego osadnictwa trzeba się było zabrać na nowo! Gdzie bra4
kowało ludzi do sochy, musiało tem bardziej zabraknąć budo-i
wniczych i rzemieślników do wznoszenia grodów. Tak tedy i na
tem polu znać było skutki tatarskich najazdów; zdziesiątkowani
i zbiedzeni pozostaliśmy na nowo o sto lat w tyle za szczęśliwszymi
sąsiadami z zachodu, którzy nie przechodzili przez takie klęski,
u których rozwijały się nadal bez przerwy rękodzieła, a miasta
i grody z drewnianych przemieniały się w murowane, podczas
gdy my nawet drewniane dopiero ze zgliszcz na nowo musieliśmy
wznosić. Unas brakowało rąk roboczych a Niemcy mieli ich na tyle,
że nawet tłumna emigracya na wschód nic im nie zaszkodziła.
Wszystkie te zdobycze postępu wojennego rzemiosła były
łatwo dostępne Krzyżakom. Zdobywszy Prusy, a potem zdradą
Pomorze, urządzili też u siebie osadnictwo niemieckie na wielkie
rozmiary. Ten niemiecki przybysz był ich rodakiem, jednej z nimi
krwi. Gdy niemieckie miasto pod panowaniem Łokietka obwiodło
się warownym murem, mogło to być niebezpieczne dla króla
Polski; gdy to samo stało się pod panowaniem krzyżackiem, było
to tylko korzystne dla Zakonu. Żywioł miejski długo osłabiał
u nas siłę władzy królewskiej, bo nietylko był państwem w pań-
stwie, lecz państwem przeciw państwu. U Krzyżaków wzrost miast
wychodził tylko na dobre ich rządom i powiększał coraz bardziej
potęgę ich wobec państwa polskiego i było coraz więcej niemie-
ckiego naporu na Polskę. Wielkie koszta wznoszenia murowanych
fortec niczem były dla Krzyżaków, którzy mieli w całej Europie'
tyle bogatych fundacyj. Europa uważała ich za to, czem być byli po-^
winni: za obrońców chrześcijaństwa i za apostołów dalekiego po--
gańskiego i schyzmatyckiego Wschodu. Służyć Krzyżakom krwią,
orężem lub majątkiem znaczyło dla Niemca, Anglika, Francu/a
i Czecha to samo, co służyć sprawie wiary św. Królowie urządzali
wielkie wyprawy wojenne, żeby im pomóc przeciw poganom,
a tysiące osób z różnych narodów czyniło im rok rocznie zapis)-
i spieszyło choć pieniężnym darem przyczynić się do nawrócenia
POLSKI A KRZYŻACKI ŻOŁNIERZ. 339
wschodu, gdy nie każdy mógł osobiście wyruszyć do Prus na
wojnę z pogaństwem. Kosztem Europy żyjący Zakon, był też naj-
większym w Europie bogaczem, a równocześnie Polska zniszczona
i wyludniona była najuboższą w Europie krainą. Skądżeby w pu-
stym skarbie polskiego króla miały się wziąć środki na uczynienie
Polski warowną? Na skarb niemieckiego Zakonu składał się cały
Zachód, a nasz skarb ograniczony był do dochodów z podatków
własnych. Garstka możnowładców, a reszta sami prawie ludzie
ubodzy, na dorobku dopiero będący! Szlachcic ledwie zaczął za-
ludniać czynszownikami swoje ziemie, kmiecia zaś czynszowego
potrzeba było oszczędzać jak najbardziej, żeby się do roli przywiązał.
Cały podatek polegał na opatrywaniu grodów w żywność i na tem,
że szlachcic własnym kosztem ruszał na wojnę; niczego ponadto
nie można było jeszcze wymagać, bo kraj dopiero zagospodaro-
wywał się na nowo.
Słabość wojenna Polski wobec Zakonu była jeszcze większa
przez to, że zupełnie innym był żołnierzem Krzyżak, niż Polak.
Krzyżak mógł się wojskowości poświęcić zupełnie. On na życie
nie pracował; opływał w dostatki bez trosk i zachodów. Mógł też
być na wojnie rok w rok, choćby całemi miesiącami, bo nic na
tem nie tracił. Polski zaś żołnierz, szlachcic, musiał starać się
o utrzymanie swoje i swej rodziny, a każda wyprawa wojenna
przyczyniała mu kosztów, bo król nic mu na wojnę nie dawał,
ani zbroi, ani konia, ani żywności. Dłuższa wojna była ruiną dla
niego i dla całego kraju. Wojsko polskie składało się z gospo-
darzy, z właścicieli ziemskich; prowadzić wojnę, to znaczyło oderwać
od ziemi wszystkich główniejszych jej właścicieli. Taki żołnierz
wzdychał do tego, żeby tylko jak najprędzej wrócić do domu,
taki żołnierz nie był z wojną w przyjaźni. Podziwiać trzeba zaiste
poświęcenie ich, że pomimo to nie odmawiali nigdy królowi krwi
swojej i szli na jego wezwanie. Ale to trzeba było zmienić. Trzeba
było koniecznie urządzić to wszystko inaczej, żeby szlachcica wojna
tak nie rujnowała, żeby tej warstwy nie doprowadzić do zniechę-
cenia. Szlachtą byli tylko dlatego i tylko za to, że byli żołnierzami;
ale gdyby mieli mieć z tego ciągle same tylko straty, wyrzekliby
się wszystkiego, i woleliby nie być szlachtą, a na wojnę nie chodzić.
Albo trzeba było obmyśl eć żołnierzom jakie wynagrodzenie, albo
też cała ta warstwa popadłaby w końcu w taką nędzę, że nie
340 PAŃSTWA DYNASTYCZNE.
mieliby za co kupić sobie zbroji, broni i rumaka wojennego. Okołsj
roku 1330 panowało już wielkie ubóstwo wśród nich. Wtencza|
kiedy przydałoby się porwać do wielkiej wojny, żeby odebrali
Kujawy, Pomorze i Slązk, wtenczas właśnie ubóstwo nie pozwalała
zebrać porządnego wojska na dłuższy czas. Dlategoto nie móg
Łokietek poszukać Niemców w ich własnem państwie, nie móg
wyruszyć ani na Pomorze, ani do Brandeburgii, ani do Czecłij
ledwie się mogąc zdobyć na podjazdową wojnę, gdy wróg wpadj
już do Polski. Musiał bowiem Łokietek wojny unikać, nie mająe
jej za co prowadzić i wojował tylko o tyle, o ile go zaczepiono w*
własnym kraju.
PAŃSTWA DYNASTYCZNE.
Miała Polska do czynienia z wrogami potężnymi, mającym
siły o wiele znaczniejsze, niż ich z największym nawet wysiłkien
mogło zebrać całe społeczeństwo polskie. Chociaż Wielkopolski
połączyła się z Małopolską, nie stanowiły jednak wielkiego pań
stwa w porównaniu z innemi, a bez Ślązka i Pomorza były pań
stwem. bądźcobądź małem. Nietylko w Polsce domagała się opi
nia publiczna łączenia księstw dzielnicowych w jedno większe pan
stwo; podobny prąd panował w całej Europie. Wszędzie powstaj
z odrębnych państw większe monarchie przez łączenie ich poi
jednem berłem. Różnica polegała tylko na tem, że w Polsce do^
łączały się do tego dążenia narodowe, obce jeszcze naó wczas lui
dom zachodnim. Tam nie narodowa idea wytwarzała wielkie pańi
stwa; dokonywało się to wyłącznie na tle ekonomicznem, z po
parciem głównie mieszczańskiego stanu, bo kupieckim miaston
zależało na tem, żeby było mniej granic państwowych i mnie
zwad książęcych. Czem większe państwo, tem lepiej dla handli
tem większa rękojmia publicznej opieki interesów miejskich. Mie
szczaństwo oświadczało się stale za księciem silniejszym i rad
było, gdy jeden ród panował na jak największej przestrzeni.
W Rzeszy niemieckiej łączą się coraz bardziej rozmaite księ
stwa i margrabstwa. Gdy umarł książę Henryk karyncki, nikt ni
pomyślał o tem, żeby nowy jaki ród miał zapanować w Tyroli
i Karyntyi ; wszyscy byli zgodni w tem, że kraje te trzeba przy
łączyć do posiadłości której z dynastyj niemieckich ; chodziło tylk(
o to, do której? Ostatecznie utrzymali się przy tych ziemiacl
PAŃSTWA DYNASTYCZNE. 341
iabsburgowie, którzy odtąd zaczęli być najpotężniejszym rodem
książęcym w Niemczech. W ten sposób powstawały potężne dy-
'lastye przez zagarnianie coraz nowych księstw i wytwarzały się
V Europie państwa dynastyczne. Nie narodowość, ale dy-
lastya była spójnią w tych nowych państwach. Sami zaś ci dy-
lastowie nie poczuwali się do żadnej narodowości i żadną się
lie krępowali, byle tylko panować nad rozległem państwem. Spo-
sobem do rozszerzania granic dynastycznego panowania były tra-
daty o następstwo tronu. Czasem zawierały dwie dynastye układ
') wzajemne dziedziczenie, tak, że jeżeliby jedna z nich wygasła, druga
niała objąć władzę w obydwóch państwach. Poddani nie tylko
lie sprzeciwiali się takim umowom, lecz owszem prawie zawsze
sprzyjali tej polityce. Przez to zaczęło się owo przenoszenie się
lynastyi z tronu na tron, z jednego końca Europy na drugi,
:o przedtem było nieznane. Dawniej był król przedewszystkiem
:złonkiem społeczeństwa, którem rządził; w XIV. stuleciu był
ylko dynastą, któremu było wszystko jedno, nad kim panuje.
Dynastye przestają być narodowemi. Habsburgowie ze Szwaj-
:aryi przeszli do Austryi, następnie do Czech, do Węgier, po-
:em do Niderlandów i do Hiszpanii, a do tego wszystkiego
starali się jeszcze o tron polski. Czemżeż więc byli ? Niemcami,
\X^ęgrami, Czechami, Holendrami czy Hiszpanami? Żadnego nie
byli narodu, będąc tylko dynastami. Luksemburska dynastya wy-
szła z niedużego kraiku na francuskiej granicy, gdzie posiadali
dziedziczną godność hrabiowską. Jeden z nich zostawszy arcybi-
skupem trewirskim, przeprowadził wybór swego brata na tron
liemiecki. Królem tym był Henyk VIII. (1308-1313), a jego syn
[an, został szczęśliwie królem czeskim i chciał być jeszcze pol-
skim. Jeżeli kto nie przyznawał się do żadnego narodu, toć chyba
<ról Jan, któremu całe życie zeszło na szukaniu przygód po wszyst-
<ich krajach Europy, który w Czechach rzadkim tylko był go-
ściem i do końca życia bardziej się zajmował francuskiemi spra-
^'ami, niż czeskiemi, bo na tych się nie znał i nie rozumiał ich !
Takim też dynastą był sojusznik polski, król węgierski Karol Ro-
bert, o którym niesposób orzec, czy Francuzem był, czy Wło-
sem ? Madziarem z pewnością nie był, choć nad Madziarami
panował! Tylko w Polsce powstało państwo narodowe, podczas
^dy wszędzie do okoła były państwa dynastyczne.
342 CESARZ LUDWIK BAWARSKI.
1
Niewątpliwie, źe moralna wartość polskiego państwa, wy-
tworzonego przez samo społeczeństwo, była większa; ale tamte
były silniejsze. Cóż dopiero, gdy do dynastycznej potęgi Luksem-
burgów dodamy margrabstwo brandeburskie i państwo krzyża-
ckie! Doprawdy, nawet się dziwić nie można, że wśród takich
okoliczności Polska wydawała się niechętnemu cesarzowi łupiną,
którą zdmuchnie bez wysiłku. Królem niemieckim był natenczas
Ludwik z książąt bawarskich. Ten, chociaż pozostawał pod klątwa
Jana XXII,, postanowił koronować się na cesarza i wyruszył dc
Rzymu, licząc, że mu we Włoszech dopomoże stronnictwo prze-
ciwne zamieszkałemu w Awinionie papieżowi. Zawiódł się pod
tym względem na Rzymianach, ale od koronacyi cesarkiej nie od-
stąpił i sam sobie ją urządził w sposób bardzo pompatyczny, ale
też trochę zabawny, świadczący tylko o niezmiernej pysze nie-
mieckiego króla. Jako rzekomy cesarz, uważał się za króla królówj
a pierwszym użytkiem z tej rzekomej władzy zwierzchniczej nad
całą Europą było, że Ludwik bawarski zaraz po tej koronacyi zło-
żył sąd na polskiego króla ! Kazał go oskarżyć przed sobą o obrazę
swego majestatu i zdradę państwa za to, że Władysław nie po-
szedł śladem Wacławów i nie brał korony polskiej w lenno oc
Niemiec! Dnia 8 lutego 1328 odbyła się w pałacu Laterańskin:
w Rzymie wielka komedya polityczna: Ludwik bawarski strąca!
z tronu króla Władysława, a Polskę darował swemu synowi, mar-
grabiemu brandeburskiemu!!
W obec takiej zaciekłości musiała nastać w końcu wielkc
wojna Polski z Niemcami. Ale byłoby nieroztropnością teraz jui
tę wojnę wywoływać. Należało poprzestać na walce obronneji
o ile ona była nieodzowną i nieuchronną, a unikać wojny w ogólei
o ile tylko się dało, żeby zyskać na czasie, wzmódz się na siłach
dojść do dobrobytu. Rozumiał to król Władysław. Wiedział, że
on już nie pokona ni Krzyżaków, ni Luksemburczyków, że sta-
nowczą rozprawę z nimi pozostawić trzeba następnym pokole-
niom, a tymczasem dbać raczej o to, żeby tej stanowczej wojii)
z całą niemczyzną jeszcze nie było. ,
Uprosił więc stolicę apostolską, żeby się wdała ponownicj
w sprawę Polski z Krzyżakami i rad był, gdy nuncyusz papieskli
ułożył rozejm i zapowiedział nowy sąd polubowny. Przystali nfi
to Krzyżacy, bo nie myśleli wyroku usłuchać, gdyby był dla nicł
ŚMIERĆ KRÓLA WŁADYSŁAWA. 343
niekorzystny; przystali Polacy, bo do dalszej wojny nie mieli sił.
Wyrok mieli wydać sojusznicy obustronni : królowie czeski i wę-
gierski. Minęły dwa lata, nim wyrok wydali. Stary król Włady-
sław już go nie doczekał. Umarł dnia 2 marca 1333, pochowany
po lewej stronie wielkiego ołtarza katedry na Wawelu, której go-
tycką budowę rozpoczął. Królowa Jadwiga wstąpiła po jego śmierci
do zakonu Klarysek w Starym Sączu.
Synowi swemu, 23-letniemu Kazimierzowi, pozostawiał pań-
stwo niewielkie : Krakowskie, Sandomierskie, Mazowsze i właściwą
Wielkopolskę bez Kujaw. Przy śmierci królewskiej państwo mniej-
sze było, niż gdy rozpoczął rządy, a jednak historya wspominać
go będzie z największą wdzięcznością. Uszczuplenie państwa nie
z jego pochodziło winy, ani też nie z winy społeczeństwa, lecz
z przemocy grabieżców. On zaś w wytrwałych walkach bronił
narodowego dostojeństwa, bronił godności korony polskiej, a wśród
walk wiedzionych przebojem, doprowadził społeczeństwo do tego,
że poczuło się samowładnym narodem. Niezłomnością swoją przy-
świecał narodowi wzniosłym przykładem, a chociaż tyle polskiej
ziemi było w ręku wroga, naród nie opuścił rąk, ale rozważnie
jął się pracy około odzyskania zaborów.
W spadku po sobie zostawił ten król Polsce niezłomność,
a cnota ta wyprowadziła naszych przodków cało ze wszystkich
niebezpieczeństw.
Syn i następca Władysława Niezłomnego, Kazimierz, rozpo-
czął rządy zaraz od królewskiej koronacyi. Jemu przypadło w udziale
prowadzić dalej dzieło ojcowskie i tak rządzić, żeby społeczeństwu
przybywało sił do przyszłej walki ze wszystką niemczyzną.
c^ c^ c^ c«^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ c^ €^ <!^ c^ c^ c^
ROZDZIAŁ III.
KAZIMIERZ WIELKI 1333-1370 r.
Młody król Kazimierz, mając skarb pusty, nie mógł myśleć
o odzyskaniu utraconych ziem wojną, lękał się zaś, żeby
go zaczepka wrogów nie zmusiła do próżnego przelewu
krwi, z czego wyniknęłoby tylko nowe osłabienie kraju. Trzeba
się było najpierw zagospodarować, a do tego potrzebny był pokój.
Dbał więc usilnie o to, żeby mu nie wypowiedział nowej wojny
ani Zakon krzyżacki, ani król czeski Jan Luksemburczyk.
POKÓJ Z LUKSEMBURCZYKAMI. 1335 r.
W sześć tygodni po śmierci ojca zawarł nowy król zawie-
szenie broni z Krzyżakami, które miało trwać aż do czasu, gdy
królowie czeski i węgierski wydadzą wyrok, jak to było umó-
wione jeszcze za życia króla Władysława. Zarazem zaczął obmy-
ślać, jakby sobie zapewnić pokój od dynastyi luksemburskej, żeby
się zrzekli swych uroszczeń do polskiego tronu. Król Jan był wła-
śnie w ciężkich kłopotach, mając wojnę z niemieckim cesarzem,
Ludwikiem bawarskim. Panujący w Tyrolu i w Karyntyi książę
umarł bez męskiego potomka. Córka jego, Małgorzata (z przy-
domkiem Maultasch), była za czeskim królewiczem, Janem Hen-
rykiem, a ten pragnął teraz zagarnąć spadek po teściu. Ale nie bra-
kło innych współzawodników. Pomiędzy Czechami a Karyntyą
była Austrya, w której rządzili Habsburgowie; i oni radziby po-
większyć swe posiadłości. Według lennego zaś prawa miał Tyrol
i Karyntyą wracać do niemieckiego króla, który innej jakiej ro-
dzinie mógł nadać te kraje na nowo w lenno. Cesarz Ludwik
POKÓJ Z LUKSEMBURCZYKAMI. 345
lie zamierzał dać tego wielkiego i bogatego lenna ani Luksem-
)urgom, ani Habsburgom, bo miał własną rodzinę ! Korzystał z ce-
■arskiej godności, żeby powiększyć potęgę własnego domu. Gdy
[;ię opróżniło lenno w Brandeburgii, nadał ten kraj swemu sy-
lowi; tak samo zamierzał postąpić sobie i teraz. Nastała więc
uVOJna trzecłi najpotężniejszycłi niemieckich rodzin książęcych : ba-
x^arskiego rodu-Wittelsbachów, austryackich liabsburgów i panu-
ących w Czechach Luksemburgów. Wszystkich trzech posiadłości
graniczyły ze sobą, a także z Węgrami i Polską. Wittelsbachowie
graniczyli bowiem z Polską przez Brandeburgię, którą miał ce-
jsarzewicz, a Luksemburgowie od Slązka; liabsburgów zaś posia-
dłości graniczyły z państwem węgierskiem, gdzie panujący wów-
czas Karol Robert był dawnym Polski sojusznikiem, a Luksem-
burgów wrogiem. Wszystkim rywalom zależało na tem, czy Węgry
i Polska wmieszają się w tę sprawę i po czyjej stronie staną?
Gdyby bowiem który z tych rodów zajęty był wojną z Węgrami
lub z Polską, nie mógłby należycie wystąpić do walki w Niem-
czech. Dla Kazimierza nastała dobra sposobność, żeby rozpocząć
targi z Janem czeskim. W maju 1335 r. zawarł przymierze z ce-
sarzem i jego synem, margrabią brandeburskim, obliczywszy so-
bie dobrze, że tem zaskoczy Luksemburgów. Ci bali się teraz,
żeby nie mieć równocześnie wojny z cesarzem, Polską i Węgrami.
Zaraz też król Jan zapukał o pokój i wyprawił poselstwa do Wę-
gier i do Polski; do Polski wysłał swego syna Karola, który był
potem monarchą bardzo wsławionym. Król polski po to tylko wojną
groził, żeby wymusić pokój, rad wielce poselstwu ; chętnie się wdał
w rokowania. Żądał, żeby Luksemburgowie zrzekli się uroszczeń
do polskiej korony i przestawali nawet używać tytułu króla pol-
skiego,, a na pośrednika do układów wyznaczył Karola Roberta.
Zaznaczył w ten sposób, że panuje zupełna zgodność pomiędzy
dworem polskim a węgierskim, że w danym razie obydwa pań-
stwa postąpią sobie jednako. Król Jan przystał na żądanie, na
które w innych okolicznościach byłby zapewne odpowiedział wojną.
Chodziło jeszcze o oznaczenie odczepnego, boć rozumiało się
samo przez się, że za darmo nie zrzeknie się choćby niesłusz-
nych praw do korony. Prowadzono o to układy na ziemi węgier-
skiej w Tręczynie i oznaczono w końcu odczepne na 20 tysięcy
kóp groszy prazkich ; za te pieniądze sprzedawał król Jan Kazi-
346 UKŁAD O ŚLĄZK.
mierzowi swój tytuł króla polskiego. Nie było to wcale za drogi
a miało się już pewność, że o to wojny nie będzie, że król Ja
nie sprzeda tego tytułu komu innemu i że bawiąc się w polskieg
króla, nie porobi w Polsce jakicłi nadań na rzecz Zakonu ! Zastrzt
gał sobie tylko król Jan, że pozostanie przy nim to, co zdążył z>
skać na Polsce, jako jej król rzekomy; wszak go tu uznali krć
lem książęta ślązcy i płocki. Ci mieli pozostać i nadal jego lenni
kami; skoro zaś nie miał się już uważać za polskiego króla, lec
tylko za czeskiego, a zatem książęta ci mieli się stać łiołdowni
kami korony czeskiej. Król Kazimierz miał się tedy zgodzić n
oderwanie tych ziem od państwa polskiego. O księstwo płocki
nie było kłopotu; rozumiało się samo przez się, że tam czeski
lenno na długo się nie utrzyma; skoro tylko przestanie król czesfe
tytułować się polskim monarchą, książę płocki niebawem od nieg<
odpadnie. To byłą tylko sprawa osobistej ambicyi króla Jana, któr
dla jego następców nie mogła już mieć żadnego znaczenia. Ina
czej ze Ślązkiem, który graniczył z Czechami ! Ten kraj mógł by
przyłączony do czeskiego państwa raz na zawsze. Ale też kraj tei
był już po większej części zniemczony, a książęta jego, choćbj
Polsce hołdowali, czyż byliby wierni? Chodziło tylko o tę części
Ślązka, która jeszcze nie była do reszty zniemczona, o tych ksią
żąt, którzy nie złożyli hołdu królowi czeskiemu i przynajmniej po
zornie trwali przy związku państwowym z Polską. Co dla Polsk
i tak już przepadło, o to się król Kazimierz nie upierał, ale nw
chciał uronić tego, co jeszcze mogło być ocalone. Stanęło w końci
na tem, że którzy z książąt ślązkich hołd Janowi już złożyli, tycł
księstwa zostaną już wprawdzie przy czeskiej koronie, ale innych
pozostawia się pod zwierzchnością polską. Nie zrzekał się ted\
król polski Ślązka, tylko książęta ślązcy otrzymywali wolny wy^
bór pomiędzy Czechami a Polską. Ze względu na przyszłość wa-
żna to różnica. Toteż teraz dopiero zaczęły się na dobre zabieg
czeskie i polskie na dworach książąt ślązkich. Na razie pozosta-
wały pod polską koroną trzy ślązkie księstwa : świdnickie, jawo-
rzyńskie i ziembickie.
Pozostawał jednak i tak cały Ślązk pod jednym względerr
w związku z Polską, a mianowicie w związku kościelnym. Nale-
żał i nadal do polskiej prowincyi kościelnej, a biskup wrocławsk
podlegał arcybiskupowi gnieźnieńskiemu.
WYROK WYSZEHRADZKI. 347
I y^^ccoooocc<xxxxxxxxxx:c
WYROK WYSZEHRADZKI.
Takie były warunki pokoju tren czyń sktego 1335 r. Ułożywszy
się o nie, zjecłiali się obaj królowie w gościnie u węgierskiego są-
siada, na jego zaproszenie, w listopadzie tegoż jeszcze roku. Zjazd
odbył się w Wyszehradzie, w wielkim i wspaniałym zamku nad
Dunajem, na wschód od miasta Ostrzyhomia (po niemiecku Gran.)
Tu miano wydać sobie wzajemnie dokumenty na pokój trenczyński,
a naradzić się nad stosunkiem do Krzyżaków. Królowie węgierski
i czeski wydali też tu wyrok polubowny, tej treści, że Zakon ma
zwrócić Polsce ziemię kujawską i dobrzyńską, ale Pomorze otrzyma
od króla Kazimierza jako ;; jałmużnę". Przyznawał tedy i Jan Lu-
ksemburczyk, wielki Zakonu protektor, że Pomorze jest prawnie
polską własnością, że bez zezwolenia Polski nikt tam władać nie
może. Wyrok wyszehradzki miał tedy wartość prawniczą dla Polski
i był uznaniem jej praw w zasadzie także na Pomorzu. O nic
innego Kazimierzowi nie cłiodziło. Praktycznego znaczenia żaden
wyrok nie miałby, bo wszyscy dobrze wiedzieli, a sam król polski
najlepiej, że Zakon żadnego wyroku nie posłucha. Chodziło tylko
o to, żeby nie było nowej wojny z Zakonem, żeby jak najdłużej
utrzymać pokój, a do tego wyrok taki połowiczny dobrze się na-
' dawał. Król go przyjął, ale się zastrzegł, że muszą go przyjąć także
polscy panowie. Wykonanie wyroku wymagało dopiero nowych
układów, a gdyby tymczasem Krzyżacy choć z Kujaw ustąpili, byłby
i w tem zysk. Jakoż osięgnął to król po ośmiu dalszych latach.
Na razie nie myśleli Krzyżacy opuszczać Kujaw, ale też nie my-
śleli o nowej na Polskę wyprawie. Wszak Kazimierz miał teraz
sojusz nietylko już z Węgrami, ale nawet z Luksemburgami i z mar-
chią brandeburską. Zręczną polityką zabezpieczył sobie król zu-
pełny spokój.
NASTĘPSTWO TRONU.
Rozpoczynają się teraz układy innego rodzaju, mające jeszcze
■ bardziej ścieśnić tak pożyteczny sojusz z dynastyą andegaweńską
i uczynić go nierozerwalnym. Polska, pewna każdej chwili wę-
gierskiej pomocy, stawałaby się od razu potęgą polityczną. Spo-
sób zaś na to był ten, żeby królewicza węgierskiego Ludwika
348 NASTĘPSTWO TRONU.
uznać następcą polskiego tronu na wypadek, gdyby król Kazimierz
nie miał syna.
Układy takie były zwyczajną wówczas rzeczą. Nietylko w Pol-
sce, ale w całej środkowej Europie umawiano się nietylko o na
stępstwo tronu, ale o wzajemne dziedziczenie pomiędzy całemi
dynastyami na wypadek wymarcia jednej z nich. Było to skutkiem
ogólnej dążności do tworzenia wielkich państw, a poddani po-
pierali starania swych dynastów, żeby skupić w swem ręku jak
najwięcej krajów. W dynastyi andegaweńskiej gałąź neapolitańska
bliską była wygaśnięcia, podczas gdy Karol Robert miał trzech
synów. Przeznaczał jednemu tron węgierski, drugiemu neapoli-
tański, a dla trzeciego potrzebował nowej korony. Miała nią być
Polska. Plany Karola Roberta nie zupełnie się udały. Najmłodszy
syn Stefan zmarł przedwcześnie; średni Andrzej zasiadł wprawdzie
na tronie Neapolu, ale zginął wkrótce zamordowany. Najstarszy
Ludwik połączył po śmierci Kazimierza Wielkiego pod swem ber-
łem Węgry i Polskę.
Układy o następstwo zaczęły się już w r. 1335, ale dopiero
po czterech latach dojrzały. Bez zgody możnowładztwa nie można
było szafować tronem i trzeba się było umówić o warunki. Na
wypadek śmierci króla Kazimierza bez pozostawienia męzkiego
potomka, nie brakowało Piastów; były ich jeszcze dwie linie:
mazowiecka i ślązka. Ślązką wyłączono zupełnie od panowania
w Polsce, a to w imię narodowego interesu, za to, że zniemczyli
się i hołdowali obcym. Zaczęli oni nawet używać czarnego orła
w herbie, zamiast polskiego białego. W r. 133Q uchwalono w Polsce,
że nietylko żaden z nich nie może być dopuszczony do dziedzi-
ctwa tronu, ani do sprawowania opieki w razie małoletności
króla, ale też ani do wielkorządztwa, ani nawet do wojewodziń-
skiej godności. Wykluczenie to było wynikiem polityki narodowej.
Ci ślązcy Piastowie byli zresztą dalsi od tronu, jako potomkowie
Władysława II., podczas gdy tron polski należał dziedzictwem
tylko potomstwu Kazimierza Sprawiedliwego. Kazimierz Wielki
był jego praprawnukiem, ale zupełnie tak samo byli nimi książęta
mazowieccy. Ci mieliby do następstwa tronu prawo niewątpliwe,
gdyby nie jedna okoliczność, jedna mianowicie zmiana w prawie
spadkowem książęcem. W dawniejszem prawie polskiem kobiety
nie mogły dziedziczyć. Zdarzało się, że księżne wykonywały
KRÓLEWICZ LUDWIK. 349
rządy w księstwach, jako opiekunki swych małoletnich synów;
nie odmawiano kobietom władzy, ale odmawiano im dziedzicze-
nia ziemi. Zmieniło się to potem pod wpływem Kościoła. W za-
chodniej Europie kobiety były już dawniej przypuszczane do dzie-
dziczenia, u nas zaczęto się z tem oswajać dopiero z końcem XIIL w,
W ślązkiej i wielkopolskiej linii Piastów było już kilka wypadków
następstwa córki po ojcu, córki zamężnej, przez co przechodziło
księstwo w obce nawet ręce. Wacław II., koronując się na króla
polskiego, zaręczył się z Reiczką, córką króla Przemysława, którą
potem poślubił. Skoro uznano, że można dziedziczyć także po
kądzieli, przez kobiety, nie mieli książęta mazowieccy praw do
tronu bliższych od królewiczów węgierskich, którzy byli synami
rodzonej siostry króla Kazimierza, Elżbiety, wydanej za Karola
Roberta. Zależało to zupełnie od woli króla, kogo zechce przy-
jąć na następcę; czy którego z książąt kujawskich, którzy byli po
mieczu najbliżsi, czy też blizkiego po kądzieli krewnego, siostrzeńca.
Król musiał wybrać siostrzeńca, bo inaczej mógłby się był zerwać
sojusz z dynastyą andegaweńską, a nawet zmienić na nieprzyjaźń.
Tem śmielej mógł był król polski przystać na andegaweń-
skie życzenia, że następstwo Ludwika było rzeczywiście dla Polski
bez porównania korzystniejsze, niż gdyby po najdłuższem życiu
Kazimierzowem miał wstąpić na tron który z mazowieckich ksią-
żąt. W obec wielkich dynastycznych potęg Luksemburgów, Habs-
burgów, Wittelsbachów j Andegawenów, w obec znacznej prze-
wagi potężnego Zakonu, trzeba było Polsce władcy, któryby
swą siłą i znaczeniem był tamtym równy. Już wykazało doświad-
czenie, że Polska może się od nich obronić tylko przez sojusz
z Węgrami, sama będąc do tego jeszcze za słabą. Potrzebowała
też Polska władcy wykształconego należycie politycznie, któryby
umiał sobie radzić wśród zmieniających się zupełnie stosunków
politycznych w Europie. Drobni kujawscy i mazowieccy książęta
nie mieli nawet pojęcia o tem, jak wygląda europejska wielka
polityka i czego potrzeba, żeby Polsce zapewnić poważne stano-
wisko wśród nowych potężnych państw dynastycznych. Całą ich
polityką było, żeby sąsiadowi - krewniakowi urwać jaki gród ;
szerszego świata nigdy nie widzieli, siedząc w swym zakątku,
jakby deskami zabitym od wielkich spraw europejskich. Król
Władysław Niezłomny zawdzięczał swe wyniesienie temu, że w Rzy-
350 DWÓR WĘGIERSKI.
1
W pon^
niie przyjrzał się bliżej zawikłaniom europejskich interesów pol
tycznych, wzajemnym ich związkom i przeciwieństwom; z Rzymu |
przywiózł sobie sojusz andegaweński, zrozumiawszy, że to się łą-
czy z interesem polskim najlepiej. W polityce stał Kazimierz
jeszcze znacznie wyżej od swego ojca. Znaczną część swej mło-
dości spędził na dworze węgierskim, przybywał tam dłużej, na-
wet będąc już żonatym. Z siostrą Elżbietą łączyły go zawsze jak
najserdeczniejsze stosunki. Starszy od niego Karol Robert, dzie-
wierz, był niejako nauczycielem młodego Kazimierza. Węgry nie
stały w cywilizacyi bynajmniej wyżej od Polski, ale o ileż wyżej
stała dynastya andegaweńska od piastowskiej! Dwór węgierski
łączył w sobie kulturę francuską z włoską, skupiał w sobie, co tylko
było n aj wykwintu i ej szego w ówczesnej cywilizacyi. Sam król obe-
znany był doskonale ze światem; wszak był neapolitańskim kró-
lewiczem za młodu, miał krewnych na francuskim tronie, a cieszył
się szczególniejszą opieką Stolicy apostolskiej, pozostając z Rzymem 5
ciągle w stosunkach jak nabłiższych. Zasobny skarb dynastyczny |
pozwalał na utrzymywanie najświetniejszego w Europie dworu. '■
Wyszehradzki zamek miał 350 komnat, podczas gdy krakowski
dopiero za Łokietka zamieniał się na skromną rezydencyę mo-
narszą, a mazowieckie i kujawskie książęce dwory mieściły się
jeszcze w drewnianych dworkach ! W Wyszehradzie więcej było
klejnotów, niż w Krakowie szat, a w Czersku oręża. Andegaweń-
czyk na polskim tronie miał prowadzić wielką europejską poli-
tykę, a potęgą swą zapewnić państwu nietylko bezpieczeństwo
od wrogów, ale taką siłę, żeby się można było zaczepnie zwrócić
przeciw Krzyżakom i odebrać Pomorze. Jakżeż mógłby się z ta-
kim władcą równać który z mazowieckich książątek? Król Kazi-
mierz nie miał się nawet czego namyślać.
Społeczeństwo zaś samo było na tyle politycznie dojrzałe
żeby to wszystko zrozumieć. Wśród możnowładztwa nie ozwał
się ani jeden głos za zachowaniem dziedzictwa Piastom ; chodziło
tylko o ułożenie jak najkorzystniejszych warunków węgierskiego
następstwa. O te warunki umawiał się już nie sam tylko król^
ale na równi z nimj' wielmożowie polscy. Nie nowiną im było
powoływać na tron książąt według własnej woli. Krakowski tron
wielkoksiążęcy bywał już z końcem XII. w. elekcyjnym, tj., że
wstępujący nań książęta opierali się nie na prawie dziedzictwa.
ZOBOWIĄZANIA LUDWIKA. 351
lecz na wyborze możnowładztwa. Wśród walk o tron krakowski
zmieniała się osoba Wielkiego księcia najczęściej w latach 1177
do 1202; bo siedm razy; otóż pięć tych zmian dokonało się przez
elekcyę, przez powołanie na tron. W ciągu XIII. w. było kilka-
naście podobnych wypadków w różnych dzielnicach. Od Leszka
Czarnego począwszy, zawsze już rozporządzała tronem sama lu-
dność; czasem polska szlachta, a czasem niemieckie mieszczań-
stwo. Władysław panował z ramienia szlachty i włościaństwa,
właścicieli ziemi i dzierżawców, z ramienia ludności rolniczej w prze-
ciwstawieniu do stanu miejskiego, z ramienia ludności polskiej
przeciw niemieckim osadnikom. I teraz nie miałby zgoła znacze-
nia układ o następstwo tronu, gdyby go nie zawarli wraz z kró-
lem przedstawiciele ludności, a mianowicie możnowładcy. Mając
powołać na polski tron obcego, zastrzegali sobie przedewszyst-
kiem, żeby nie sprawował rządów tak, jak niegdyś król Wacław,
żeby obcy król nie przynosił z sobą jarzma obcego panowania.
Ludwik musiał się zobowiązać, że nie będzie nadawać urzędów
i godności w Polsce cudzoziemcom, że będzie rządzić tylko we-
dług praw w Polsce obowiązujących i nie będzie nakładać na
ludność żadnych nowych podatków. Obok tego zobowiązywał się
odzyskać na Krzyżakach zabrane przez nich ziemie. Gdy się o te
warunki ułożono, nastąpił ponowny zjazd w Wyszehradzie w r.
1339, na którym uznano królewicza węgierskiego następcą pol-
skiego tronu. Dokument wydany na to ma datę dnia 7 sierpnia
1339 roku.
Dziesięć tygodni przedtem owdowiał król polski. Królowa
Aldona Anna, córka litewskiego władcy Gedymina, pozostawiła
mu dwie córki: Elżbietę i Kunegundę. Syna król nie miał, wobec
czego układ z dynastyą andegaweńską zyskiwał większe znaczenie.
.SPRAWY RUSKIE.
Nadarzała się sposobność odzyskania Grodów Czerwieńskich,
czyli Rusi Czerwonej. Węgierska korona miała do tego kraju
też swoje uroszczenia, gdyż jeszcze nie dawno panowali w Haliczu
młodsi królewicze wie węgierscy, a królowie węgierscy używali
stale tytułu królów Halicza, czyli z łacińska: Galicyi. Sprawa ruska
wpłynęła niezawodnie na układy wyszehradzkie. Trudno było ma-
352 KSIĄŻĘ TROJDEN.
rzyć o zajęciu Rusi Czerwonej przeciw Węgrom i narażać się ą
wojnę z andegaweńską dynastyą.
Następcy Daniela halickiego nie używali królewskiego tytuh:
i pozostawali w tatarskiem poddaństwie, podobnie, jak wszysciii
inni ruscy książęta. W niewoli tej nieszczęśliwa Ruś nietylko n|f
postępowała w swym rozwoju dziejowym, ale cofała się wsteci
Na nowej Rusi zwłaszcza, w Suzdalszczyznie, zwanej też Rusią Zal^
ską, coraz gorzej się działo. Uciskaniem poddanych, haraczami, sta^
rali się książęta tamtejsi pozyskać łaskę hanów tatarskich, a o go-
dność wielkoksiążęcą toczyli między sobą spory. Przeciwko Suzdalo-
wi wystąpił Włodzimierz, a przeciw Włodzimierzowi Moskwa, nie
wiele dotychczas znaczące księstwo. Jerzy Daniłowicz moskiewski
ożenił się z poganką, siostrą hana Uzbeka i przez nią otrzymał od
Tatarów jarłyk, t. j. kaftan honorowy i wielkoksiążęcą godność. Od
r. 1328 Moskwa już stale była stolicą Rusi Zaleskiej, a przeniósł
się tam także metropolita schyzmatycki, mieszkający dotychczas
we Włodzimierzu nad Klazmą. Wszyscy ci książęta odznaczali się
uciskiem poddanych. Dobrodziejstwem dla Rusi było, że Litwa
zaczęła czynić zabory na ruskich ziemiach; zależność od litewskich
książąt była o wiele lepszą od panowania własnych książąt pod
tatarskiem zwierzchnictwem. Zrzucić to ciężkie jarzmo próbowali
książęta Rusi Czerwonej, ale bezskutecznie, gdyż zabrakło im wy-
trwałości, a związek ich z Polską nie był szczery. Prawnukowie
Daniela, Andrzej włodzimierski i Lew II. halicki, próbowali znowu
walki z Tatarami, ale na własną rękę. Obaj polegli w r. 1324;
własnej krwi nie skąpili dla dobra Rusi i za to należy się
im zaszczytna pamięć w historyi; ale ofiara ta na nic się nie
zdała i zdać się nie mogła. Walkę z Tatarami należało podjąć
wspólnie z Rusią Zaleską, z Litwą, Polską i Węgrami; bez tych
sojuszów nie było nadzieji powodzenia. Została po poległych
książętach siostra Marya, zamężna za Piasto wiczem, księciem ma-
zowieckiem Trojdenem, książęciem Czerska i Sochaczewa, jednym
z licznych praprawnuków Kazimierza Sprawiedliwego. Bojarowie
haliccy powołali na tron jej syna, Bolesława, a ten objąwszy pano-
wanie przeszedł na schyzmę i zmienił nawet imię, nazywając się
odtąd Jerzym. Nowy książę pragnął porozumienia z Polską i z Litwą;
w szóstym roku swych rządów ożenił się z Eufemią, ochrzczoną
ZAJĘCIE RUSI CZERWONEJ. 353
córką Gedymina, która przyjęła chrzest nie w cerkwi wschodniej
jednak, lecz w Płocku, w katoHckim kościele. Sam książę zaczął
niespodzianie okazywać niewczesną gorliwość w krzewieniu łaciń-
skiego kościoła na Rusi za pomocą gwałtów i okazywania wzgardy
wschodniemu obrządkowi. Sprawy te nie są jeszcze bliżej zbadane
i nie wiemy, kto wystąpił w obronie schyzmy; czy sami bojarzy
z własnej ochoty i z własnego przekonania, czy też tatarscy ba-
skakowie, którzy wiedzieli, że zbliżenie się Rusi do katolickiego
Zachodu musi się skończyć zrzuceniem ich zwierzchności. Znamy
tylko groźny koniec książęcej pary. Dnia 7 kwietnia 1340 r. umarł
Bolesław Jerzy otruty przez spiskowych bojarów w Włodzimierzu;
Eufemię zaś wrzucili pod lód do Wisły pod Zawichostem w nie-
spełna dwa lata później (5 lutego 1342).
Jeszcze na drugim zjeździe wyszehradzkim 1339 r. porozumiał
się Kazimierz Wielki z Karolem Robertem w tej sprawie ruskiej.
; Bolesław Trojdenowicz pragnął sojuszu z Węgrami i Polską; po-
stanowiono też pomagać mu wspólnemi siłami przeciw buntowi
bojarów, a gdyby jego panowanie utrzymać się nie dało, podjąć
walkę z Tatarami i zdobyć Ruś Czerwoną dla tego przyszłego
państwa polsko-węgierskiego, którem miał władać Ludwik ande-
^ 'weński. Bolesławowi niebyło już danem skorzystać z tego sojuszu.
ZAJĘCIE RUSI CZERWONEJ.
PW kilka tygodni po śmierci Bolesława Trojdenowicza był
Kazimierz W. pod Lwowem i zabrał wielkie skarby tamtejszego
grodu, żeby się nie dostały w ręce tatarskich baskaków. W czerwcu
1340 stanął pod Lwowem powtórnie, tym razem na czele licznego
I wojska, ale tylko polskiego, bez posiłków węgierskich. Nadzwy-
czajny pospiech króla tłómaczy się tem, że należało przewidywać,
że han Uzbek wystąpi ze swemi prawami zwierzchniczemi, których
król polski nie zamierzał oczywiście uznać. Uzbek wyruszył na
czele Hordy i pustosząc wszystko po drodze dotarł aż do brzegów
Wisły, a z tym najazdem tatarskim połączyła się część bojarów,
nie życzących sobie polskiego panowania. Nad Wisłą przeciął
król Tatarom drogę i nie dał im przeprawić się na lewy brzeg
rzeki. Uzbek rzucił się ku północy, pod Lublin, którego jednak
nie zdołał zdobyć. W dwóch następnych latach, 1341 i 1342 po-
wtórzyły się jeszcze te najazdy, nietylko na Polskę, ale też na
23
354 WOLNOŚĆ WYZNANIA.
Węgry. Zdołano jednak odeprzeć dzicz mongolską, a Ruś od ich
jarzma uwolniona przeszła pod rządy węgiersko-polskie. Z ramienia
obydwóch królów został starostą ruskim Dętko, bojar czerwonoruski.
Wyprawa ruska Kazimierza Wielkiego nie była zaborczy rri
najazdem, lecz największem dla Rusi dobrodziejstwem, bo uwol?
nieniem jej z mongolskiej niewoli, a przywróceniem tego krajt|
Europie, odzyskaniem go dla cywilizacyi. Nie zamierzał też now)|
władca krzywdzić w niczem Rusinów, osiadłych już tak dawnd
na tej ziemi, polskiej pierwotnie. Za pierwszym we Lwowie pobyten|
przyrzekł zachować ich wiarę i prawa i przyrzeczenia tego do|
trzymał jak najrzetelniej w ciągu całego swego panowania. Według
ówczesnych wyobrażeń powinienby był król katolicki użyć swej
władzy do prześladowania schyzmy. Kazimierz Wielki nie chciał
nawracać mieczem, pozostawił to prawdziwemu apostolstwu, po-
kojowemu działaniu duchowieństwa i cywilizacyi zachodniej. I^o-
pierał misyonarską pracę Dominikanów i Franciszkanów, założył
też w r. 1350 łaciński kościół, dzisiejszy archikatedralny we Lwowie,
ale starał się i o założenie schyzmatyckiej metropolii w Haliczu,
żeby i schyzmatycy mieli należytą organizacyę kościelną. Papież
Benedykt XI. oświadczył, że przysięga złożona przez króla na
swobodę greckiej wiary jest nieważna, bo niedozwolona i kazał
krakowskiemu biskupowi nałożyć za to na króla pokutę kościelną.
Zniósł to król spokojnie, ale za wiarę nikogo nie prześladował,
pozostawiając tę rzecz sumieniu każdego.
Po odszczepieństwie patryarchy konstantynopolskiego Focyusza
nie przestał istnieć katolicki patryarchat konstantynopolski; na
miejsce schyzmatyckiego mianował papież nowego patryarchę.
Jestto bowiem zasadą Kościoła, że biskupstwo jakiekolwiek, raz
utworzone, zawsze się już obsadza; chociażby nawet biskup nie
mógł zamieszkać w swej dyecezyi, chociażby musiał poprzestać
na samym tylko tytule, zawsze się nowego mianuje. Mianował
papież ciągle łacińskich patryarchów dla Kostantynopola; byli om
duchownymi zwierzchnikami tych, którzy przebywając w krajach
schyzmą dotkniętych, pozostawali mimo to w jedności z Rzymem.
Byli też mianowani łacińscy arcybiskupi halicko-lwowscy, ale nie
wiemy o nich nic bliższego, nie wiemy nawet, czy mieszkali w swej
archidyecezyi. Byli to zapewne zakonnicy, misyonarze na Rusi
Czerwonej. Była już o tem mowa, jak sprawa ruskich misyj wiązała
ORGANIZACYA OBYDWÓCH WYZNAŃ. 355
się z biskupstwem lubuskiem. Biskupi ci twierdzili, że cała Ruś
należy do ich dyecezyi, ale sprawa była sporna. Polskiemu rządowi
zależało na tem, żeby powstała nowa dyecezya, choćby tylko
dlatego, żeby ulżyć ciężaru krakowskiej. Była teraz sposobność
w \-nagrodzenia sobie niedoszłego biskupstwa łukowskiego. I opinia
Rzymu nie przyznawała już wyłącznych praw dyecezalnych bisku-
pom lubuskim. W r. 1358 mianował łaciński patryarcha konstanty-
nopolski, Wilhelm II. Pusterlius, Dominikanina Piotra biskupem
włodzimierskim; czy biskup ten objął jednak swą dyecezyę, to
wątpliwe. Sam król polski starał się o rzeczywiste obsadzenie
arcybiskupstwa lwowskiego; kościół we Lwowie wystawił, ale bi-
skupa przy nim nie było! Wlokły się długo układy w tej sprawie,
ale napróżno. W roku 1363 zapytywał papież Grzegorz XI. arcy-
biskupa gnieźnieńskiego, czy Lwów znacznem jest miastem, czy
ziemia czerwonoruska dość obszerna, żeby stanowić osobne arcy-
biskupstwo? Król napróżno zaręczał, że podległa jego berłu Ruś
jest dość obszerną na siedm biskupstw, nie doczekał się utwo-
rzenia nowej prowincyi Kościoła katolickiego. Dopiero za na-
stępnego panowania przywiedziono tę rzecz do skutku.
Również natrafiał na wielkie trudności plan utworzenia schy-
i ziiiatyckiej metropolii w lialiczu. Cała Ruś należała z dawnego
prawa do metropolii kijowskiej; metropolici ci przenieśli się już
do Włodzimierza nad Klaźmą, a stamtąd do Moskwy, co zatwier-
dził synod patryarszy właśnie za czasów Kazimierza Wielkiego,
'w roku 1354. Panujący nad tyla Rusi Wielki Książę litewski
Gedymin nie życzył sobie, żeby jego poddani podlegali wpływowi
^metropolity tytułującego się kijowskim, ale rezydującego u książąt
i-moskiewskich i będącego politycznem narzędziem w ich ręku.
[Postarał się też o osobnego metropolitę dla swoich Rusinów
i chciał, żeby i Ruś Czerwona należała do tej metropolii litewsko-
ruskiej. Tego jednak nie chciał Kazimierz Wielki, zwłaszcza, gdy
przyjaźń litewska zerwała się i zamieniła na wojnę o Wołyń.
(Potem, w r. 1349, najechali Litwini nawet samą Ruś Czerwoną).
Patryarcha schyzmatycki nie chciał się narażać ani w Wilnie, ani
w Moskwie, ustanawianiem osobnego metropolity halickiego. Król
wziął się w końcu na sposób. W tajemnicy przed papieżem wy-
prawił do Konstantynopola upatrzonego przez siebie kandydata
na metropolitę, Antoniosa, z listem, w którym domaga się sta-
k
356 STOSUNKI EKONOMICZNE.
nowczo, żeby go wyświęcić; w przeciwnym razie groził, że każ(j
dzieci chrzcić w obrządku łacińskim, bo jakiś porządek być musi!
Ta groźba poskutkowała; Antonios został zatwierdzony i objąi
rzeczywiście metropolię. Nim dojechał z powrotem, nie żył ju;
król Kazimierz; Antonios był jednak w Haliczu jeszcze r. 137Ś
Niektórzy ruscy pisarze twierdzą, że polskie rządy prześla-
dowały od początku ich wyznanie. Otóż za Kazimierza Wielkicoc
nietylko niema ani śladu prześladowania, lecz przeciwnie, kró-
lowi polskiemu zawdzięczali schyzmatycy należytą organizacyc
swego kościoła. Łacińskich zaś biskupstw całkiem na Rusi Czer-
wonej za tego króla nie było. W Przemyślu, Włodzimierzu i Cheł-
mie były tylko katolickie łacińskie parafie.
STOSUNKI EKONOMICZNE.
Odzyskanie Rusi Czerwonej było dla Polski niezmiernie ważne
ze względu na dobrobyt publiczny. W państwie ścieśnionem ze
wszystkich stron nie mógł rozwinąć się 'należycie żaden sposót
zarobkowania. Rolnictwo zyskało już zupełną przewagę wśróc
zajęć gospodarskich, obsiewano coraz więcej ziemi, a chleb prze-
stawał już być zbytkownem pożywieniem, stając się powszednirr
pokarmem całej ludności. Gospodarstwo pastewne traciło na zna-
czeniu; niegdyś główne, stawało się zwolna ubocznem. Rybo-
łóstwo, myślistwo, bobrownictwo i pasiecznictwo schodziły nć
stanowisko podrzędne. Dokonywał się przewrót gospodarski m
korzyść rolników, siejących ziarno. Zboża musiało być poddostatkierr
na wyżywienie ludności. Wszystkich innych rodzajów pożywienia
było w kraju stosunkowo coraz mniej, podczas gdy zboża mogłc
być coraz więcej. Niegdyś obfitujący w zwierzynę bór żywił cał(
opole. Coraz gęściejsze osady ludzkie umniejszały zwierzynie sie-
dlisk; płoszona cofała się w głąb puszcz, w Małopolsce córa;
dalej na południe, w góry. Niegdyś można było w Krakowskierr
urządzić polowanie gdziekolwiek. Za Kazimierza Wielkiego nie
było już pod Krakowem tak wiele zwierzyny. Król, wielki łowó>x
miłośnik, musiał sobie na stokach wzgórz Sikornikiem zwanycl
założyć sztuczny zwierzyniec, żeby mógł znaleść każdej chwili rc^
zrywkę. Żeby zaś mieć gdzie niedaleko odprawiać większe polo-
wania, zachował wyłącznie dla siebie lasy nieco niżej nad Wisłą
i jedyna ta już w całej nizinnej Małopolsce puszcza, niepołomsk^
UBYTEK PŁODÓW SUROWYCH. 357
zwana; ocalała tylko dzięki temu, że królewską pozostała własnością,
niedostępna osadnictwu. W porównaniu z naszymi czasami było
zapewne lasu jeszcze sporo, ale było go mało w porównaniu
z czasami Krzywoustego, kiedy to od jednej osady do drugiej
bywało dwie i trzy mile, bory miały po kilkanaście mil kwadra-
towych, a zwierz mnożył się bez przeszkód i powiedzieć można,
że był głównym mieszkańcem kraju, zaś ludzkie osady wyjątkami
tylko niejako wśród nieprzejrzanych borów; wówczas dziesiąta część
tej zwierzyny starczyła na mięsne pożywienie całej okolicy. Łowców
przybywało, a zwierza ubywało, bo się przed ludźmi cofał w góry.
Podobnież ubywało ryb, które stanowiły wszędzie artykuł ważny,
a w Wielkopolsce były najważniejszym. Za panowania Kazimierza
Wielkiego mieliśmy już ryb mniej, niż ich było potrzeba dla
ludności. Już z obcych krajów przywożono do nas suszoną rybę!
Bobry, gnieżdżące się nad rzekami, były wielkiem bogactwem
kraju; już je przetrzebiono nieoględnem polowaniem, już one były
nie tak pospolite, a w niejednej okolicy całkiem ich już nie było •
Ubywało też pszczół i barci leśnych, skoro ubywało lasów. Coraz
mniej było najważniejszych i głównych do niedawna jeszcze środ-
,' pożywienia. Coraz mniej było futer, bobrowego sadła, piżma,
miodu i wosku, głównych artykułów polskiego handlu. Podwójnie
więc ubywało dobrobytu: i mniej żywności w kraju i mniej za-
robku handlowego. A wszystkie te bogactwa przyrody nie dały się
rozmnożyć w sposób sztuczny. Nie znano jeszcze ula na pszczoły,
nie znano sadzawek i hodowli ryb pod opieką człowieka, nie
ni()wiąc już o sztucznem zarybianiu rzek, wynalezionem dopiero
w XIX. wieku; na zapobieżenie wytrzebieniu zwierzyny nie po-
siadamy do dziś dnia innego środka, jak ograniczenie polowań.
Te bogactwa przyrody, raz utracone, przepadły dla tamtych po-
koleń. Miała Polska bogactwa inne, ale jeszcze ich nie poznano,
jeszcze nie umiano ich wyzyskiwać. Wszak nasze skarby górnicze
dziś jeszcze ani w czwartej części nie są wyzyskane! Wówczas
tylko sól wydobywano w Bochni i trochę w Wieliczce, ale w bardzo
niewydatny sposób. Dopiero Kazimierz Wielki zorganizował nasze
górnictwo salinarne, a w Wieliczce urządził porządne kopalnie.
Ubytek artykułów handlowych musiał sprowadzić upadek
handlu. Toteż rzeczywiście handel w Polsce wcale się nie roz-
winął w ciągu ostatniego stólecia, od najazdu Mongołów aż do
358 HANDEL I RĘKODZIEŁA.
I
początków panowania Kazimierza Wielkiego. Rzecz prosta, źe na-
jazdy tatarskie zadały mu cios zabójczy, a podźwignięcie si^i
utrudniały czasy dzielnicowe. Ciągłe wojny domowe książęce^!
brak bezpieczeństwa na drogacłi, zwłaszcza w Wielkopolsce, od^^
straszały kupców zagranicznych. Zawiązki rodzimego kupiectw||
przepadły. Nowo założone niemieckie miasta wprowadzały dó
nas sztucznym sposobem gotowy już stan mieszczański. Miejska
ta ludność nie żyła jednak wyłącznie ze zajęć mieszczańskich;
dopiero dzięki polityce króla Kazimierza zaczęli się bogacić. Za
dni Łokietkowych wszystkie te miasta były jeszcze osadami na
pół rolniczemi. Nawet krakowscy mieszczanie uprawiali rolę i wy-
pasali bydło, a po mniejszych miastach długo socha i jarzmo
były na równi z łokciem i wagą. Futra i wosk nie mogły do-
starczyć zarobku całej tej warstwie ludności!
Nie handel, lecz rzemiosła były pierwszą i zasadniczą pod-
waliną miejskiego dobrobytu. Choć kraj był wyludniony i zubo-
żały, bez rękodzieł obejść się nie mógł, a niemieccy osadnicy nie
odbierali przez to zarobku ludności polskiej, lecz tylko wędro-
wnym kupcom zagranicznym, którym nie opłacało się już przy-
jeżdżać do nas z wyrobami przemysłu zachodnich krajów. Znika
też zupełnie z Polski ów ,;gość", wędrujący od grodu do grodu,
od kościoła do kościoła z furami ładownemi towarem. Z dawnych
tych „gości" zostali tylko żydzi, ale ci przestali się trudnić wę-
drownym handlem. Życie koczownicze zamienili na osiadłe i jęli
się pośrednictwa w sprawach pieniężnych.
Żydów było bardzo mało. Znaczny wzrost tej ludności na-
stąpił dopiero z końcem następnego stólecia; za Kazimierza Wiel-
kiego ilość ich całkiem nie wchodziła jeszcze w rachubę w sto|
sunku do ogółu ludności miejskiej. Osiedlali się po ważniejszycł^
miastach. W Małopolsce byli tylko w Krakowie i Sandomierzul
We Lwowie byli jeszcze przed nastaniem polskich rządów. Po
za temi głównemi miastami wyjątkowo zdarzył się" gdzie żyd
w mniejszem mieście. Tworzyli gminy osobne. Prawa miejskiego
nie posiadali, nie mogli być miast obywatelami, tj. brać udziału
w zarządzie miejskim. Władza miejska nie troszczyła się o nich,-
bo zasadą średniowiecznego prawa było, żeby każdy stan sam
o sobie radził, sam sobie pilnował swoich interesów i porządku
między swoimi. Tworzyli więc żydzi stan osobny i rządzili się
ŻYDZI. 359
swojem prawem zwyczaj owem, a nikt się nie troszczył, co się tam
między nimi dzieje. Nabywać place i domy mogli tylko w ozna-
czonej połaci miasta; np. w Krakowie dzisiejsza ulica ś-tej Anny
była pierwotnie żydowską. Trudnili się pożyczkami, co oczywiście
wiodło do licznych procesów. Od tego byli przy każdym woje-
wodzie osobni sędziowie, zwani przez to sędziami żydowskimi,
to znaczy: do spraw z żydami. Pożyczki na słowo lub skrypt nie
miały znaczenia wobec prawa; wolno było pozywać tylko o takie
pożyczki, które były udzielone na zastaw rzeczy lub posiadłości.
Stosunek prawny żydów do krajowej ludności określił urzędowo,
na piśmie, dokumentem, najpierw Bolesław Pobożny Wielkopolski
w r. 1264. Gdy w XIV. v/. Małopolska poczynała mieć coraz
większe znaczenie, a zwłaszcza, gdy rozbudził się ruch handlowy
po odzyskaniu Rusi Czerwonej, przybyło żydów Krakowowi
i wtenczas w r. 1367 kazał król opisać dokumentem ich prawa
w Małopolsce. Nie trudnili się ani rzemiosłami, ani handlem.
Na pożyczkach bogacili się jedni, a drudzy tracili. Były między
nimi zamożne jednostki, ale po większej części żyli w biedzie.
Badaniem talmudu zgoła się nie zajmowali, nie wydali z pośród
siebie ani jednego ^uczonego". Nie mieli jeszcze na tyl-e dobro-
bytu. Gmina żydowska najmowała sobie kogokolwiek obeznanego
jako tako z przepisami Zakonu, a ten był dla nich w jednej oso-
bie i rabinem i kantorem i nauczycielem dzieci. Ustanawiano dla
niego datki podczas świąt i wesel, nie mając z czego opędzić
inaczej kosztów jego utrzymania. Bajką jest, jakoby za Kazimierza
Wielkiego żydzi cieszyli się jakąś szczególną opieką, jakoby ich
naraz dużo przybyło do nas z zagranicy i jakoby się im szcze-
gólniej dobrze u nas dziać miało. Tradycya pomyliła tu dwóch
królów Kazimierzów; namnożyło się u nas żydów dopiero za
Kazimierza Jagiellończyka, w sto lat później! W XIY. wieku nie
zawadzali też nikomu w zarobkach. Przeciwnie, niemieccy mie-
szczanie pozbawili ich zarobkowania i wyparli ich całkowicie
z handlu, podobnie jak wszystkich dawnych „gości".
Jęli się żydzi trudnić pożyczkami z powodu jednego błędu
w pojęciach prawa średniowiecznego, a mianowicie kanonicznego.
Kościół surowo zakazywał żądać wynagrodzenia za pożyczkę, nau-
czając, że dogodzenie komuś powinno wypływać ze samej mi-
łości bliźniego. Wszelki procent, choćby najrnniejszy, uważany
360 DROGI HANDLOWE.
był za lichwę i podlegał karom kościelnym, nawet klątwie. Po-
nieważ jednak handel i przemysł nie może się żadną miarą obejść
bez procentowych pożyczek, byli zatem żydzi bardzo pożądani
we wszystkich znaczniejszych ogniskach handlowych, bo im wolno
było trudnić się lichwą.
Kupczenie wyrobami własnych rękodzielni wewnątrz kraju
nie stanowi jeszcze handlu, a płody surowe uszczuplonego przez
Luksemburgów i Krzyżaków państwa nie starczyły już do tego,
żeby dać handlową należytą podstawę kupieckiemu stanowi.
Dwa tylko były sposoby wydobycia całego kraju z ubóstwa:
zorganizowanie wywozu płodów surowych i ujęcie go przez kra-
jowców, tudzież sprowadzenie takich stosunków i okoliczności,
w których możnaby wziąć udział w powszechnym wielkim han-
dlu europejskim.
Futra, wosk i sól potrzebne były krajom zachodnim, ale
popyt na nie osłabł, bo spowadzanie ich z Polski było utru-
dnione. Drogi handlowe do Polski wiodące były w ręku wro-
gów; czy na Slązk, czy na marchię brandeburską było się zwrócić,
wszędzie same tylko nieprzyjazne utrudnienia. Ustalenie pokoju,
załagodzenie przeciwieństw politycznych miało dopiero stopniowo
otworzyć naszym kupcom te naturalne drogi zbytu. Najważniejszą
drogą był bieg Wisły, do morza, do przystani Bałtyku, ta zaś
droga była zupełnie zamknięta przez Krzyżaków. Gleba polska
okazała się niezmiernie zdatną do rolnictwa, żyzną nad inne
kraje; ziarno uprawiane ponad własną potrzebę, na wywóz, zna- j
lazłoby od razu kupców zagranicznych, gdyby je tylko można
było przewozić tańszemi do transportu wodnemi drogami ; ale ^
tak ujście Warty, jakoteż Wisły było w ręku wroga. Pókiby się I
Pomorza nie odzyskało, nie mógł w żyznej Polsce powstać handel i
zbożowy, a inne płody surowe nie mogły osięgnąć należytej ceny
targowej. Zajęcie Rusi Czerwonej przysparzało bardzo płod(')\\
surowych, bo ten kraj w nie obfitował; przybywa też zaraz han- ^
dlowych zarobków, ale nie było to niczem w porównaniu z tem, \
coby być mogło, gdyby te płody można było odstawiać do l
Gdańska. Sprawa odzyskania Pomorza była przeto nietylko poli- ^
tyczną i narodową, ale dotyczyła wprost chleba powszedniego
mieszkańców całego państwa, tak wiejskiej ludności, jakoteż miej-
HANDEL LEWANTYŃSKI. 361
skiej. Póki ujście Wisły w niemieckiem było ręku, zamknięty był
dla nas dostęp do liandlu morskiego na Bałtyku.
Ograniczeni więc byliśmy na udział w handlu lądowym.
Ten aż do połowy XIV. w. drugorzędne tylko miał znaczenie
w Europie, gdyż towary wschodnie sprowadzano niemal wyłą-
cznie okrętami, przez morze Śródziemne. Właśnie jednak w XIV.
wieku zaczęły się zmieniać te stosunki, a ku połowie XIV. w.
handel lądowemi drogami w poprzek całej Europy dostarczał już
znacznych zarobków. W tym handlu, zwanym łewantyńskim t. j.
wschodnim, mogła Polska wziąć udział dzięki zajęciu Czerwonej Rusi.
Od wieków sprowadzano z Azyi, z Indyi, towary zwane
korzennemi, tudzież drogie materye, tkaniny, jedwabie, kobierce.
Kupiec europejski nie jeździł po nie do Azyi, ale nabywał je
w przystaniach morza Czarnego, przeważnie w Konstantynopolu.
Pośrednikami pomiędzy kupcami azyatyckimi, a europejskimi byli
Ormianie. Naród to azyatycki, lecz aryjski i chrześcijański; zawsze
celował w handlu i do dziś dnia handlem przeważnie się trudni.
Oni skupowali w Azyi towary od Persów i Hindusów i zwozili
je do Carogrodu, gdzie osobną mieli dzielnicę. W XIII. wieku
kupcy włoscy zajęli się bardzo tym handlem carogrodzkim, a We-
necya i Genua, dwie największe wówczas włoskie przystanie,
były też głównemi składami wschodnich towarów dla całej Europy.
Z końcem XIII., w. powstało w Azyi mniejszej państwo tureckie,
które rozszerzało się szybko przez podboje; z początkiem XIV. w.
współzawodniczyli już zwycięsko z cesarstwem bizantyńskiem na
morzu Egejskiem, oddzielającem Europę od Azyi i na licznych
jego wyspach; wkrótce wkroczyli na stały ląd europejski i roz-
i:)0częli podbój cesarstwa bizantyńskiego. W r. 1361 był już sto-
licą tureckiego państwa Adryanopol, najważniejsze po Konstan-
tynopolu miasto na półwyspie bałkańskim. W tej stronie Europy
wrzała wojna bez ustanku, ruch floty napotykał na trudności co-
raz częstsze i znaczniejsze, niejedno ognisko handlu uległo spu-
stoszeniu. Handel włoski wiele ucierpiał, a droga handlowa lą-
dowa, na północ od Konstantynopola i czarnomorskich przystani,
zyskiwała coraz więcej. Całe wybrzeże nad dolnym Dunajem,
Dniestrem, Dnieprem aż do ującia Donu stawało się jedną wielką
krainą handlową i sami włoscy kupcy zaczęli się tu przenosić.
Stąd Ormianie zaczęli wozić wschodnie towary dalej ku północy
362 ORMIANIE.
i północnemu wschodowi. Na północy zajął Wielki Nowogród
stanowisko takie, jak Wenecya i Genua na południu. Poczęto też
szukać nowej drogi handlowej, w głąb do Europy z czarnomor-
skich przystani. Ormianie zaczęli odbywać dalekie kupieckie po-
dróże i już znaczna część ich towarów dochodziła do środkowej
Europy nie okrętami przez Włochy, lecz lądową drogą przez
Wołoszczyznę, Siedmiogród i Węgry. Druga droga, jeszcze dalej
ku północy wysunięta, wiodła właśnie przez Ruś Czerwoną. Panu-
jący w tych stronach Mongołowie nie przeszkadzali handlowi,
poprzestając na pobieraniu pewnych opłat, (których zresztą wy-
magano wszędzie), ale kraj licho urządzony i sam nie posiadający
stanu kupieckiego nie nęcił ich znaczniejszą korzyścią. Wysunięty
daleko na wschód Lwów nadawał się doskonale na ważną stacyę
handlową. Za Bolesława Trejdonowicza, a może nawet wcześniej,
byli tam już kupcy ormiańscy, ale nieliczni, bo droga ta miała
jeszcze podrzędne znaczenie.
Zmieniło się wszystko od razu na lepsze, gdy Lwów prze-
szedł pod polskie panowanie. Kupcy z Krakowa i Lublina zaczęli
dojeżdżać do Lwowa, odkąd ten gród do tego samego należał
państwa, odkąd rząd polski postarał się i o bezpieczeństwo dróg
i o prawną opiekę na tym handlem. Lwów szybko wyrasta na
wielkie miasto kupieckie. Ormian osiedla się tam tylu, że mieli
osobną dzielnicę dla siebie. Zwiększone zyski ściągają ich w kró-
tkim czasie tylu do czerwieńskich grodów, że we Lwowie trzeba
było urządzić dla nich arcybiskupstwo. Skoro tylko na czerwono-
ruskim szlaku handlowym zapanował porządek, zaraz pozyskał on
pierwszorzędne w Europie znaczenie, a kupiectwo niemieckie
zwróciło się ku niemu i nawiązało z nim .stosunki. Wielki han-
dlowy związek niemieckich miast, zwany łianzą, zapraszał polskie
miasta do udziału i łączności, bo Polska była teraz ogniwem
w handlu ze Wschodem. Ormiański kupiec dojeżdżał do Lwów a
i tu spotykał się z krakowskim; ten odstępował towar wTOcław-
skiemu i stamtąd szedł towar dalej do Frankfurtu, Erfurtu, Augs-
burga i innych miast niemieckich. Hanza dotarła do zyskownego
wschodniego handlu tylko przez pośrednictwo Polski. Pośredni-
ctwa tego nie można było wyminąć i w tem miał kupiec polski
zapewniony zysk, póki się znowu potem nie zmieniły drogi handlowe.
Ruś pod tatarskiem jarzmem nie rozwijała się i stała pod
F
RZEMIEŚLNICY I ROLNICY. 363
każdym względem znacznie niżej od Polski. Wschodnie krainy
mogły służyć za pole zbytu wyrobom rękodzielniczym naszych
miast. Toteż nie było ważniejszej sprawy dla mieszczaństwa,
jak rozszerzenie państwowych granic ku wschodowi, na Ruś i na
Litwę. Hanza dowoziła tam mnóstwo towarów przez morze Bałty-
(ie, do Rygi, skąd Dźwiną w górę i Dnieprem rozchodziły się
daleko po Rusi. Teraz otworzyła się temu handlowi nowa droga:
przez Wrocław i Kraków, albo przez Poznań i Lublin do Lwowa,
a stąd do innych ziem ruskich. I na tem miał polski kupiec zysk
zapewniony, pośrednicząc w sprzedaży i dowozie zachodnich wy-
robów. Rękodzieła zakwitnęły nagle, bo wiedziano, że można ro-
bić śmiało na wywóz, a wszystko niezawodnie się sprzeda. Tyle
roboty przybywało warstatom rzemieślników, a zarobek był tak
wydatny, że nawet włościanin polski, potomek narocznika i coś
z tradycyi rodzinnej umiejący rzemiosła, rzucał rolę i osiadał w mie-
ście, nie loytając nawet, czy mu dadzą miejskie prawo, pracując
na cudzy rachunek, ale mając zarobek dobry i pewny. Z zajęciem
Rusi Czerwonej tak wzmógł się popyt na wyroby, że krajowe
siły długo jeszcze nie mogły temu nastarczyć i przez dwa poko-
lenia jeszcze szły przez Polskę na wschód wyroby rękodzielnicze
z Niemiec. Niegdyś była wielka emigracya włościan niemieckich
nad Wartę i Wisłę; teraz to ustało a nastał napływ rzemieślników.
Rodowici Polacy byli jeszcze prawie wyłącznie rolnikami.
Dla nich płynęły z tego wszystkiego zyski pośrednie. Odkąd za-
kwitnęły handel i rzemiosła, nie dbał mieszczanin o rolnictwo,
ubywało więc rolników. To jednak było rzeczą podrzędną. Ale
coraz ludniejsze miasta spożywały coraz więcej płodów wiejskich,
kraj potrzebował coraz więcej zboża i wszelkich wytworów wiej-
skiego gospodarstwa. Na pustkach powstawały ciągle nowe i nowe
miasta, a wszystkim dobrze się działo; każde zaś miasto dostar-
czało zarobków wiejskiej ludności całej okolicy. Dla rolników przed-
siębiorczych otwierało się zaś nowe pole na Rusi Czerwonej. Oto
tam duża a bardzo żyzna kraina, leżąca przeszło od wieku po
większej części odłogiem i nieużytkiem, dopraszała się uprawy.
Kto w dawnej Polsce nie miał ziemi, komu się źle powodziło,
mógł w nowej ziemi próbować szczęścia. Posypały się nadania
królewskie, zjawili się przedsiębiorcy emigracyjni i już nie nie-
mieccy, ale swoi, polscy. Niejeden szlachcic został takim przed-
364 EMIGRACYA NA RUŚ.
siębiorcą, a niejeden włościanin został na Rusi szlachcicem. Że
zaś ze wszystkich polskich ludów najbardziej przedsiębiorczy i naj-
raźniejsi do dzieła są Mazurzy, oni też najbardziej to wyzyskali.
Zaczęła się emigracya mazurska na wschód i miała trwać całych
dwieście lat!
Następne wypadki dziejowe otwarły ten Wschód Polakom
na oścież. Zajęcie Rusi Czerwonej stanowiło dopiero mały pocz;.
tek wielkiego przewrotu historycznego. Nie wyzyskaliśmy nale-
życie tych pomyślności, bo nas było za mało. Za Bolesława Wsty-
dliwego i Leszka Czarnego było nas za mało, żeby nie zaniedbać
roli, a chwycić się zajęć miejskich. Za Łokietka byliśmy zbyt nie-
liczni, żeby bez zaniedbania gospodarstwa wytworzyć z pośród
siebie silny osobny stan wojskowy. Za Kazimierza Wielkiego nie
starczyło nas liczbą na tylu, żeby odsunąć współzawodnictwo nie-
mieckiego towaru. Nieliczni we własnym kraju, zaczęliśmy się je-
dnak wkrótce przesiedlać na wschód. Od Kazimierza Wielkiego
czasów mieliśmy ziemi poddostatkiem, a potem przybyło nam jej
tyle, żeśmy wszyscy w spokoju pozostali rolnikami. Ale to spraw a
późniejsza; tu się tylko zaznacza, że w r. 1340, jej początek.
Miał więc rolnik polski zysków dużo z wyrwania Czerwonej
Rusi Tatarom, ale złote czasy nastały nie dla niego, lecz dla mie-
szczanina. Rolnik Ruś sobie cenił, ale żeby i dla niego nastały
złote czasy, do tego potrzebował Pomorza! To zaś nie dało się
odzyskać, póki skarb państwa nie był pełny, pókiby się Polska
nie wzbogaciła. Do dobrobytu ludności, do napełnienia skarbu
królewskiego wiodło przyłączenie Rusi do polskiego państwa. I tak
powiedzieć można, że przez Ruś wiodła droga na Pomorze, na
to upragnione Pomorze!
POKÓJ KALISKI.
Polubowny wyrok królów czeskiego i węgierskiego, wydany
w Wyszehradzie w 1335, przyznawał Polsce prawną własność
Pomorza, ale orzekał, że się tę prowincyę odstąpić ma Krzyżakom,
jako wieczystą jałmużnę. Król oświadczył wtenczas, że przedstawi
tę rzecz panom polskim do zatwierdzenia. Ale dostojnicy królewscy ,
wojewodowie, kasztelanowie, starostowie, nie chcieli żadną miarą
na to przystać. Przedstawił król sprawę miastom; te, choć nie-
mieckie, ani słyszeć o tem nie chciały, bo i dla nich wolny dostęp
nDwy proces z krzyżakami. 365
do morza Bałtyckiego był sprawą pierwszorzędnej wagi. Wszystkie
te narady były tylko formalnością. Panowie i miasta pomagali
królowi zyskać na czasie, bo miano jeszcze nadzieję, że się wy-
musi jako lepsze warunki; próbowano więc tego do ostatka i zwle-
kano z wydaniem dokumentu na darowiznę Pomorza. Udał się
też król pod opiekę Stolicy apostolskiej za pośrednictwem Gal-
harda z Szartr '(Chartres), legata papieskiego, bawiącego właśnie
w Polsce i znającego całą sprawę dokładnie. Wszak stolica apo-
stolska wydała już raz wyrok w sporze z Krzyżakami, w r. 1321,
nakazawszy wówczas zwrot Pomorza. Wyszehradzki wyrok sprze-
ciwiał się orzeczeniu papieskiemu. Król polski zasłonił się więc
tem, że nie może samowolnie zmieniać wyroku najwyższej Głowy
cłirześcijaństwa i wtenczas tylko mógłby zastosować się do wy-
szehradzkiego wyroku, jeżeli się papież na to zgodzi. Papież mając
sobie przedstawiony do zatwierdzenia wyrok tak sprzeczny z wy-
rokiem swego poprzednika, nie mógł go zatwierdzić. Powinien
go był odrzucić, skasować, a skoro tego nie uczynił, lecz inną
obrał drogę, należy się w tem domyślać życzenia samego króla Ka-
zimierza, pragnącego, żeby się sprawa przewlekała jak najdłużej,
byle tylko nie mieć przez ten czas wojny z Zakonem. Papież
nakazał rewizyę całego procesu i wyznaczył swych pełnomocni-
ków, tym razem cudzoziemców, dwóch Francuzów: legata Gal-
harda i Piotra Żerwe (Gervais). Złożono komisyę sądową w War-
szawie. Proces rozpoczął się 4 tutego 1339. Zaraz pierwszego
dnia oświadczyli pełnomocnicy krzyżaccy, że nie uznają tego
sądu za właściwy i w razie nieprzychylnego dla nich wyroku
użyją jeszcze jednej apelacyi, ostatniej już w prawie kanonicznem,
apelacyi do ponownej informacyi papieża, ;,od papieża źle po-
wiadomionego do mającego być lepiej powiadomionym".
Na czele pełnomocników polskich stał Jarosław Bogorya,
archidyakon Krakowski, jeden z dawnych doradców królewskiego
ojca jeszcze, króla Władysława. Akty procesu zachowały się do
naszych czasów, przesłuchano świadków duchownych 43 a świe-
ckich 83 (dwunastu z nich odpowiadało po łacinie, bez tłuma-
cza); przesłuchano znowu książąt z Mazowsza, wojewodów, sta-
rostów, kasztelanów, podkomorzych, chorążych, sędziów, podsęd-
ków, cześników, podczaszych, łowczych, mieczników, sołtysów,
notaryuszów, księży, szlachtę, mieszczan i włościan; nie pominięta
366 STOSUNKI z LUKSEMBURGAMI.
żadnego stanu, żadnego stopnia wykształcenia, a zeznania odbie--
rano pod przysięgą. Sprawa była jasna; ziemia od wieków polska,
była w cudzem ręku, a nie była darowana, a więc... zabrana
być musiała! A prawem jakiem? Wojennem? Ależ zabrano ją
podczas pokoju, gdy zaborcy przymierze mieli z Łokietkiem!!
A zatem zdrada i prosty rozbój. Dnia 25. września 1339 ogłosiła
komisya wyrok w warszawskim kościele śgo Jana: Zakon ma
zwrócić Polsce ziemie pomorską, chełmińską, michałowską, do-
brzyńską i Kujawy i zapłacić królowi polskiemu 194.500 grzywien.
Dwa miesiące przedtem odbył się właśnie ów drugi zjazd
wyszehradzki, na którym uznany następcą polskiego tronu Ludwik,
węgierski królewicz, zobowiązywał się odzyskać Pomorze.
Apellacya do ponownej informacyi papieskiej miała ten
skutek, że papież mianował od siebie nowego pełnomocnika, który |
miał pośredniczyć do zawarcia stałego pokoju pomiędzy Polską i
a Zakonem niemieckim. Przystał na to król Kazimierz, a nadto "
jeszcze użył pośrednictwa luksemburskiego. Wielką to już było
wygraną polityczną, że odciągnął tę dynastyę od sojuszu z Zakonem.
Polityka Kazimierza W. sięgała jeszcze dalej, żeby z Luksem-
burgów zrobić sobie przyjaciół. Zaprzyjaźnił się z młodym Karo-
lem, morawskim margrabią, a przyszłym królem Czech. Karol
przyjechał do Krakowa z projektem, żeby owdowiały król ożenił
się z jego siostrą, Małgorzatą, wdową po księciu bawarskim.
Przystał na to Kazimierz i wybrał się na ślub do Pragi, ale zastał
tam narzeczoną chorą; zamiast poprowadzić ją do ołtarza, odpro-
wadził ją do grobu. Wkrótce potem ożenił się krół i to także
z porady Luksemburgów, a mianowicie w październiku r. 1341
z Adelajdą, córką Henryka II. Żelaznego, landgrafa heskiego. Ślub
odbył się w Poznaniu, a następnie w Krakowie koronacya. Na
oprawę zapisał król małżonce ziemię sandomierską. Małżeństwo
to było bardzo nieszczęśliwe i zupełnie bezdzietne. Andegaweno-
wie mogli się tem pocieszać.
Nie może ulegać wątpliwości, że przez nowe związki mał-
żeńskie osłabiał się sojusz węgierski; tem bardziej też zbliżał się
król do luksemburskiej dynastyi, tem bardziej, że spodziewał się
dużo od ich pośrednictwa w krzyżackiej sprawie. Margrabia Karol
pojechał do Krzyżaków i rozpoczął układy, które się przewlel<ały
z powodu śmierci Wielkiego mistrza i wyboru nowego. Krzyżacy
POKÓJ KALISKI. 367
[ie mieli ochoty oddawać niczego a Polska za słaba była, żeby
iręźem odzyskać cokolwiek.
Niespodzianie zmąciły się stosunki z luksemburską dynastyą,
to o sprawy ślązkie. Jak tylko zerwała się ta przyjaźń, zaraz Za-
kon zaczął si^ stawiać i Kazimierz obawiał się, że nastąpi wojna.
Na początku r. 1343 spodziewano się krzyżackiego najazdu. Król
Kazimierz zawarł wtenczas sojusz z książętami Pomorza tylnego,
nadodrzańskiego, wydając równocześnie za jednego z nich, Bo-
gusława X., córkę swą, Elżbietę. Książęta pomorscy przyrzekali, że
nie przepuszczą przez swój kraj żadnych posiłków Zakonowi, a sami
w razie wojny dostarczą Polsce 400 rycerzy, na pomoc. Ale Ka-
zimierz bezwarunkowo wojny sobie nie życzył i nie przewlekając
już dłużej sprawy, przystał na wyszehradzkie warunki. Zgodził się
też i Zakon wycofać si6 z Kujaw i z ziemi dobrzyńskiej.
Zawarto pokój w Kaliszu dnia 23 lipca 1343 r. na warun-
kach nieco odmiennych od wyszehradzkich rokowań. Krzyżacy
opuszczali Kujawy i Dobrzyńskie, a dostawali ziemię michałowską
i chełmińską na wieczystą ,;jałmużnę", Pomorze zaś jako lenno
polskiej korony, za roczną daniną i ze zwykłym obowiązkiem len-
ników dostarczania posiłków. Ten obowiązek ograniczono jednak
tylko do wypraw przeciw niewiernym, a więc przeciw pogańskiej
Litwie i schyzmatyckiej Rusi. Krzyżacy żądali, żeby układ ten za-
twierdzili wszyscy książęta mazowieccy i kujawscy, zięć królewski
Bogusław X. i Ludwik węgierski. Ale Ludwik, polskiego tronu
następca, dokumentu na to nie wydał.
SPRAWY ŚLĄZKIE.
Przyjazne stosunki z Luksemburczykami zerwały się z po-
wodu spraw ślązkich. Kazimierz Wielki miał na nie zawsze zwró-
coną baczną uwagę, a przedewszystkiem starał się o to, żeby przy-
najmniej kościelną jedność Ślązka z Polską zachować. Zajmował
się pilnie sprawami biskupstwa wrocławskiego.
Do biskupiego księstwa wrocławskiego należał też zamek
i gród obronny Mielicza, położony na samej granicy państwa
polskiego i przez to ważny pod względem wojskowym. Król
Jan czeski chciał go odkupić od biskupa Nankiera, który przed-
tem był biskupem w Krakowie, po Muskacie. Biskup nie miał
do tego ochoty i nie miał też prawa pozbywać dóbr kościelnych ;
368 SPRAWY ŚLĄZKIE.
do tego trzeba było wyraźnego pozwolenia papieskiego. Kazimierz i
Wielki wystarał się przez bawiącego właśnie w Polsce legata Oal-
harda z Szartr, który i na Ślązku bawił (ten sam, który zajął
się procesem z Krzyżakami), żeby papież sprzedaży zakazał.
Ale wrocławskie niemieckie mieszczaństwo uzbroiło własnym ko-
sztem hufiec zbrojny, zmuszone do tego niespodzianego podatku
przez króla Jana, który zjechał sam w tym celu do Wrocławia,/
Milicze zagrabiono ; na króla spadła klątwa, na Wrocław interdykt,
tj. zakaz odprawiania publicznie nabożeństw. Biskup Nankier umarł" ■
w r. 1341, a król Jan ociemniawszy zupełnie, odstąpił w następnym
roku rządów Czech i Ślązka synowi Karolowi. Papież Benedykt XIIL
zastrzegł był sobie, że następcę Nankiera sam wyznaczy ; i w tem
były może starania Kazimierza, żeby nie dopuścić do katedry wro-
cławskiej jakiego nieprzyjaciela polskości. Benedykt XIII. umarhj
jednak właśnie, a następcą jego został dawny nauczyciel Karola,'
pod imieniem Klemensa VI. Karol kazał prędko wybrać kapitule
kanonika Przecława z Pogarla, zupełnie zniemczonego, który za-
siadał długo na biskupiej stolicy, od r. 1342 do r. 1376, .a upa-
miętnił się nabyciem dla biskupstwa Grotkowa w ziemi opolskiej ;
i wielkich dóbr na granicy morawskiej. Od jego czasów biskupstwo ;
wrocławskie zaczęto nazywać „złotem" z powodu nadzwyczajnych
bogactw.
Karolowi zależało wielce na tem, żeby mieć biskupem wro-
cławskim swego zwolennika, bo rozpoczął starania o oderwanie
tej dyecezyi od metropolii gnieźnieńskiej. Chciał połączyć Slązk
i pod kościelnym względem z Czechami. Czechy nie stanowiły
dotychczas jeszcze osobnej prowincyi kościelnej, należąc pod arcy-
biskupstwo mogunckie. Za staraniem jednak Karola wyniósł papież
Klemens VI. biskupa praskiego do godności arcybiskupiej. Teraz
dopiero przestały Czechy być zależne od Niemiec w sprawach
kościelnych. Do nowej tej metropolii miał być włączony Slązk.
Król Kazimierz tak się temu opierał, że postanowił choćby wojną
zmusić Karola do porzucenia tej myśli. Przyspieszył ugodę z Za-
konem, żeby mieć wolne ręce względem Czech i zaraz po tra-
ktacie kaliskim rozpoczął wojnę z dynastyą luksemburską. Ruszył
tego samego jeszcze roku 1343 na Ślązk i zdobył Wschowę i Cie-
niawę, której gród spalił.
Luksemburczycy byli właśnie w wojnie z cesarzem Ludwi-
WOJNA NA ŚLĄZKU. 36Q
kiem bawarskim. Kazimierz zawarł z nim sojusz; latem 1345 r.
wydał drugą swą córkę, Kunegundę, za cesarzewicza Ludwika
(z przydomkiem Rzymskiego), który był brandeburskim margrabią
i księciem bawarskim. Do sojuszu tego przystąpił też Ludwik wę-
gierski i za usilnemi staraniami króla' polskiego dwaj ślązcy ksią-
żęta, którzy nie złożyli hołdu czeskiej koronie : Henryk jaworzyński
i Bolko świdnicki. Z ich posiłkami wyruszył Kazimierz na Ślązk
górny, do księstw raciborskiego i opawskiego. Królewicz Karol
bawił daleko na północy, biorąc udział w wyprawie krzyżackiej na
Litwę; powracającego przez Polskę pojmano i uwięziono w Kaliszu.
Zbiegł jednak z więzienia. Kazimierz liczył zapewne na to, że gdy
będzie mieć Karola w swem ręku, stary król Jan przystanie prę-
dzej na pokój, żeby syna uwolnić i zgodzi się na korzystne dla
Polski warunki. To zawiodło, a uwięzienie Karola wzmogło tylko
chęć zemsty. Ślepy król Jan, wiecznie zajęty rycerskiemi przygo-
dami w obcych krajach, bawił wówczas nad Renem. Prędko zje-
chał do Wrocławia, nabrał tu, jak zwykle, pieniędzy i zebrał woj-
sko, z którem ruszył najpierw na Bolka świdnickiego. W kwietniu
1345 oblężono Świdnicę tak ściśle, że dostęp był niemożebny;
ale gród był dobrze zaopatrzony przez króla polskiego, załoga zaś
taki dzielny stawiła opór, że król Jan sam ofiarował pokój. Książę
zawarł pokój osobno, tj. nie czekając na koniec wojny i nie oglą-
dając się na swych sprzymierzeńców, ani na króla polskiego. Król
Jan uznał jego niepodległość. Ponieważ Bolko świdnicki nie zło-
żył hołdu królowi polskiemu, a czeski król już też hołdu od niego
nie wymagał, mógł się pysznić, że jest samodzielnym monarchą,
równym w zasadzie wszystkim królom Europy, tylko że na ma-
łem księstewku. Załatwiwszy się z Bolkiem, stanął król Jan oso-
biście na czele wyprawy i zmusił wojsko polskie do odwrotu, po-
stępując za niem trop w trop aż pod Kraków; rozpoczął nawet
oblężenie stolicy. Przystał jednak na rozejm, gdy nadeszły posiłki
węgierskie. Próbował potem Kazimierz wszcząć na nowo wojnę
na Ślązku i zdołał namówić do tego niestałego księcia świdni-
ckiego, który otrzymał tymczasem i jaworzyńskie księstwo (po
śmierci Henryka w r. 1346). Polskie wojsko wkroczyło powtórnie
na Ślązk; przez półtora roku trwała ruchawka, podjazdowa wo-
jenka, prowadzona z obydwóch stron niedbale i leniwie. Do wojny
na większe rozmiary nie miała ochoty ani jedna, ani druga strona.
24
370 BOLKO ŚWIDNICKI.
Zmieniła się polityka; zaniosło się nietylko na pokój, ale naweł
na sojusz.
Dyplomacya jest jak cłiorągiewka i w r. 1348 stanął z Lii-
ksemburczykami nowy sojusz. Tymczasem bowiem z kolei zaczęła
się chwiać przyjaźń węgierska, o sprawy ruskie, a Karol IV. lu-
ksemburski, już nie tylko król czeski, ale i niemiecki i cesarz, po-
trzebował przyjaźni polskiej. Sam poprosił o pokój. W Namysłowie
na Ślązku zjecłiali się obaj królowie i książę Bolko. Kazimierz obie-
cał pozostawić Ślązk w spokoju, a Karol przyrzekł za to dostar-
czyć posiłków do odzyskania polskich ziem zagrabionych przez
Brandeburgię i Zakon, a więc t. z. Nowej marchii i Pomorza.
Nie myślał jednak Kazimierz o wojnie z Zakonem ; chodziło mu
tylko o zerwanie zupełne sojuszu Luksemburgów z Zakonem. Po-
koju zaś potrzebował, bo się gotował do nowej wyprawy na Ruś,
dalej w głąb Rusi, na Wołyń.
Księstwa ,; niepodległego" Bolka przeszły wnet pod czeską
koronę, ale nie wojną. Dziedziczką księcia była nieletnia jego sio-
strzenica Anna; z nią zaręczył Karol swego syna, dopiero co na-
rodzonego w r 1351. Gdy ten „pan młody" nie doczekał ani je-
dnego roku wieku swego i umarł w pieluchach, wymykało się
królowi czeskiemu to ostatnie znaczniejsze i dobrze urządzone księ-
stwo na Ślązku. Jak na księstwo dzielnicowe, powstałe z podziałów
dzielnicowego księstwa, było panowanie Bolka dosyć rozległe:
od Strzygłowa aż do gór Olbrzymich czyli Karkonoszów na cze-
skiej granicy i od Bolesławia aż do ostatnich stoków gór zwa-
nych Sowiemi. Inni książęta nie wchodzili już całkiem w rachubę.
Co to byli za książęta, najlepiej poznać na przykładzie. Książę
lignicki zastawił w r. 1339 dwa miasta swoje: Lignicę i Hajnów,
czterem mieszczanom wrocławskim. Ci nie mając czasu na spra-i
wowanie tam rządów, to znaczy na pilnowanie ceł, czynszów i opłat i
targowych, puścili wszystko w dzierżawę dwom szlachcicom oko-'
licznym. Wynikły z tego procesy i doszło wreszcie do tego, że
książę musiał stawać przed sądem, złożonym z pięciu szlachty i pięciu
mieszczan lignickich ! Syn jego, Ludwik, miał przez dłuższy czas
jedne tylko mieścinę. Bukowe, którą zdołał jakoś szczęśliwie w >-
kupić z zastawu i tam sobie urządził książęcy dwór. Średni mie-
szczanin wrocławski lub krakowski mógł każdej chwili kupić ta-
I
KAZIMIERZ WIELKI WE WROCŁAWIU. 371
[kiego księcia. Wśród takich był Bolko świdnicki wielką powagą
[i jakby mocarzem.
W lutym r. 1353 owdowiał król Karol i natychmiast, zaraz
!:po pogrzebie, oświadczył się o rękę Anny świdnickiej. W kwartał
Ipotem odbył się ślub z trzynastoletnią księżniczką, koronowaną
pxr lipcu tegoż roku w Pradze na czeską królowę. Król polski wo-
bec tej wojny, stoczonej na ślubnym kobiercu, był bezbronny i mu-
siał jeszcze na wesele gratulować. A książę Bolko, niepodległy i teść
cesarza, miał szalone szczęście. Powiększał swe posiadłości na różne
sposoby. Wkrótce należało do niego niemał pół Ślązka; co więcej,
kupił Dolne Łużyce i przez to podwoił swe panowanie. Król czeski
nie przeszkadzał temu, ale oczywiście pomagał. Gdy w r. 1368
Bolko umarł, przeszła reszta Ślązka do korony czeskiej.
Nie ustał też Karol w staraniach o przyłączenie Ślązka do
metropolii prazkiej. Król polski trzymał na dworze papieskim oso-
bnego ajenta, który tam pilnował tej rzeczy. Ażeby zaś utwierdzić
polskie stronnictwo w kapitule wrocławskiej, zjechał w r. 1351 do
Wrocławia, wziąwszy z sobą arcybiskupa gnieźnieńskiego. Wten-
czas wybrano kanclerza polskiego, Jana Starzyka, dziekanem kate-
dralnym wrocławskim. Ten pojechał sam do Avinionu, gdzie
wówczas rezydowali papieże. Miał polecenie, żeby się w najgor-
szym razie wystarał koniecznie przynajmniej o oderwanie całego
Górnego Ślązka od dyecezyi wrocławskiej. Oświęcim, Zator, Bytom,
Siewierz i Pszczyna należały i tak do krakowskiej dyecezyi, boć
to część ziemi krakowskiej, darowana przez Kazimierza Sprawie-
dliwego Mieszkowi raciborskiemu; chodziło więc tylko o ziemię
raciborską i cieszyńską, w której germanizacya nie poczyniła jeszcze
większego spustoszenia. Stolica apostolska nie kwapiła się ze speł-
nieniem życzeń króla czeskiego. Ani Klemens VI., chociaż zresztą
ż\'czliwy luksemburskiej dynastyi, ani Innocenty VI. nie przystali
na to, żeby wrocławskie biskupstwo wcielić do metropolii praskiej.
U późniejszego zaś papieża, Urbana V., zaprzestał już Karol starań
w tej sprawie, bo chorągiewka dyplomacyi znowu się obróciła,
Kazimierz stał w polityce przeciw Luksemburczykom i zaczynał
się zmawiać na nich z królem węgierskim. Przyrzekł Karol w r. 1360,
że nie będzie już odrywał Wrocławia od Gniezna, byle król polski
nie zawierał przeciw niemu sojuszów. Było tegoż właśnie roku
poselstwo polskie w Avinionie. Przyrzekał Karol, bo już wiadome
372 LENNO MAZOWIECKIE.
było , że i Urban V. nie zgodzi się na te plany. Król polski wy-
prawia w następnym roku jeszcze wtóre poselstwo do papieża ;
czuł się widocznie zupełnie bezpiecznym o biskupstwo wrocław-
skie, skoro w dyplomacyi robił swoje śmiało i nie zawahał się
narazić jeszcze raz nieprzyjazni Luksemburgów.
LENNO MAZOWIECKIE.
Jeden z książąt ślązkich miał pozyskać panowanie na Mazo-
wszu. Gdy mianowicie Bolesław III. płocki zginął w r. 1351 na
ruskiej wyprawie, a nie pozostawił męskiego potomstwa, nadał król
Karol spadek po nim, jako zwierzchnik płockiego księstwa, mężowi
siostry Bolesławowej, księciu żegańskiemu Henrykowi V. Żela-
znemu. Kazimierz czuł się na siłach, żeby wystąpić przeciw temu,
i sami książęta mazowieccy oświadczyli się za zniesieniem lennego
stosunku do Czech. Było ich dwóch, Kazimierz i Ziemiowit III.,
Trojdenowicze, rodzeni bracia Bolesława-Jerzego halickiego, a stry-
jeczni księcia płockiego i dlatego kandyda ci do dziedzictwa po nim,
gdyby unieważniono rozporządzenie czeskiego króla, przenoszące
prawo dziedzictwa także na powinowatych po kądzieli. Wyzyskał
król polski to położenie i doprowadził do uroczystego oświad-
czenia, że lenny stosunek do Czech nie obowiązuje księstwa pło-
ckiego, bo książęta płoccy nigdy się nań nie zgadzali, lecz tylko
przemocą, gwałtem wojennym, byli do tego zmuszeni. (Rzeczywi-
ście, król Jan zmusił był przemocą wojenną w r. 1329 Wańkę pło-
ckiego do hołdu, o to, że książę ten dostarczył posiłków królowi
Władysławowi przeciw Krzyżakom, których sprzymierzeńcem był
król czeski). Oświadczono, że nad mazowieckiemi krainami tylko
polski król zwierzchnictwo mieć może, a tym jest teraz wobec
wszystkich tylko król Kazimierz, nawet wobec Luksemburczyków,
skoro się już zrzekli tytułu króla polskiego. Zaczem uznano księ-
stwo płockie lennem Kazimierza Wielkiego. Z dwóch braci mazo-
wieckich młodszy Kazimierz umarł wkrótce potem w roku 1355^
poczem na jedynego tej linii przedstawiciela, Ziemowita III., prze-
szło całe już Mazowsze, a zatem 5 dotychczasowych księstw po-
działowych : czerskie, rawskie, sochaczewskie, wiskie i płockie. Po
śmierci Ziemowita III. nastąpił podział na nowo; potomkowie jego
panowali na Mazowszu aż do r. 1529, jako lennicy korony polskiej.
Karol IV. zrzekł się wszelkich pretensyj do zwierzchnictwa nad
MAŁŻEŃSTWO Z KSIĘŻNICZKĄ ŻEGAŃSKĄ. 373
Płockiem, gdy w r. 1353 żenił się z Anną świdnicką; nawzajem
zrzekł się wtenczas król polski praw dziedzicznych po księciu Bolku,
które i tak nie wiele były warte. Nastąpiło wzajemne zrzeczenie
się tytułów prawnychi, nie mogących już mieć praktycznego zna-
czenia. Tylko ubogi książę żegański wzdychał do pięknego i do-
brze zagospodarowanego Płocka, którego nawet nie oglądał. Ażeby
raz na zawsze i już na całą przyszłość załatwić wszechstronnie
sprawę mazowiecką, żeby tu, w jakichkolwiek zmienionych okoli-
cznościach prz>'szłości, nie wbił się jaki Niemiec lub niemiecki usłu-
źnik klinem pomiędzy Zakon a Polskę, pojął Kazimierz Wielki,
wstępując w r. 1363 w ponowne związki małżeńskie, za żonę córkę
żegańskiego księcia, Jadwigę. Sam stawał się przez to jego
spadkobiercą.
Z dawnych dzielnic książęcych pozostało na Kujawach jeszcze
jedno księstwo: gniewkowskie, którem władał praprawnuk Kon-
rada Mazowieckiego, Władysław Biały. Ten, pragnąc się poświęcić
stanowi duchownemu, a żadnych bliższych krewnych nie mając,
sprzedał swe księstwo w r. 1364 królowi Kazimierzowi.
Następnego roku, 1365, odzyskał Kazimierz W. część zagra-
bionej przez Brandeburczyków Nowej marchii, a mianowicie zło-
żyli hołd koronie polskiej panowie von Osten, władający grodami
Drezdenkiem i Santokiem, które im nadał w r. 1317 margrabia
Waldemar.
WOJNA z LITWĄ O RUŚ.
Głownem dziejowem dziełem Kazimierza Wielkiego było łą-
czenie Rusi z państwem polskiem ; odzyskanie Grodów Czerwień-
skich było zaledwie początkiem tej pracy, w której nigdy nie usta-
wał król prawdziwie mądry, wielki gospodarz i wielki polityk.
W tym samym jednak kierunku dążył- też król węgierski. Gdy
po śmierci hana Uzbeka panowanie tatarskie uległo rozprzężeniu,
wyprawił się Ludwik w r. 1341 na wschód, za Dniestr i zajął zna-
czny kawał ziemi niemal pustej, którą zamierzał przyłączyć do Wę-
gier: było to południowe Podole i część północnej Mołdawii. Ale
był do Rusi jeszcze współzawodnik trzeci : Litwa. Wielki książę Ge-
dymin rozpościerał swe panowanie coraz dalej na wschód i połu-
dnie. Syn jego Lubart, ożeniony z Buszą, córką ostatniego księcia
włodzimierskiego, Andrzeja, miał pod swą władzą Włodzimierz,
374 WOJNA z LITWĄ O RUŚ.
Bełz i Chełm jeszcze od r. 1324; po śmierci Uzbeka zabrał cały
Wołyń. Równocześnie zmarł Gedymin, także w 1341 r. Nastąpił
po nim syn jego Jawnuta, strącony niebawem z tronu przez star-
szych braci: Olgierda i Kiejstuta (1345). Obydwaj byH równymi
sobie Wielkimi książętami, a rządzili wspólnie we wzajemnem po-
rozumieniu, podzieliwszy między siebie prace: Kiejstut pilnował
Krzyżaków a Olgierd Rusi. Olgierd postanowił zdobyć Ruś całą
i głosił jawnie, że wszystko, co ruskie, ma być podbite przez litew-
ską dynastyę, nie wyłączając nawet Rusi Zaleskiej, Moskwy i Su-
zdala; jakoż i tam się wyprawiał. Kiejstutowi nie darzyło się
w walce z Krzyżakami; w r. 134Q poniosła Litwa ciężką klęskę
nad rzeką Strawą, wpadającą do Wilii z lewego brzegu. Tę chwilę
uważał król polski za sposobną, żeby wyprzeć Lubarta z Wołynia;
zdobył Włodzimerz i cały Wołyń aż po górny bieg rzeki Styru,
z wyjątkiem grodu Łucka, który pozostał w litewskiem ręku. Tryumf
jednak był krótki. Gdy Litwa skończyła wojnę z Krzyżakami, na-
stąpił straszny odwet. Olgierd i Lubart nietylko odzyskali strat\;,
ale posunęli się dalej, spalili Lwów, najechali graniczne ziemie
polskie i uprowadzili mnóstwo jeńca. Kazimierz zaś nie dowierzała
żeby własnemi siłami mógł się zmierzyć skutecznie z Litwą. Za
słabą była Polska nietylko do walki z Zakonem, ale nawet z Litwą.
Brak siły orężnej miała wynagrodzić polityka.
Jak w r. 1340, podobnież i teraz wchodzi Kazimierz w spółkę
z Ludwikiem węgierskim. Król węgierski miał również dalsze je-
szcze zamiary co do Rusi. W r. 1347 wystarał się u papieża o do-
kument zatwierdzający mu własność wszystkich ziem, jakie tylko
zdąży zdobyć na poganach i schyzmatykach. Ludwik gotów był
do spółki, ale pod warunkiem, że Polska uzna prawa korony wę-
gierskiej do Rusi Czerwonej. W r. 1350 ułożono w Budzie do-
kument, mocą którego Ludwik, jako pan właściwy Czerwonej Rusi,
oddaje ją Kazimierzowi w dożywocie. Wszak sam miał być jego
następcą! Gdyby jednak Kazimierz miał syna, wróci Ruś Czer-
wona pod panowanie andegaweńskie, za zwrotem kosztów w kwo-
cie stutysięcy florenów. To prawo wykupna przysłużać ma kró-
lowi Ludwikowi, lub jego bratu Stefanowi. Przystał na te warunkr
Kazimierz Wielki, byle tylko mieć wojsko teraz, zaraz, byle teraz
posiadać Ruś Czerwoną i posiąść jeszcze więcej. Co miało być
w przyszłości, o tem rozstrzygnie i tak dopiero przyszła polityka,
WOŁYŃ I PODOLE. 375
a Kazimierz wiedział z własnego doświadczenia, że można wojo-
wać z tym, z którym się przed chwilą jeszcze było w sojuszu.
Niech tylko Polska ma skarb pełny i wojsko sprawne w przy-
szłości. Do tego zaś trzeba obecnie koniecznie Rusi jak najwięcej !
Jak gorączkowo król pragnął tej wojny o Ruś, jak gotów był
dużo włożyć w tę sprawę, najlepszy dowód w tem, że mając skarb
niedość zaopatrzony, zastawił za ośm tysięcy kop groszy prazkich
ziemię Dobrzyńską — Krzyżakom! byle tylko mieć pieniądze na
tę wyprawę.
Dwie wyprawy polsko-węgierskie przeciw Gedyminowicom
nie na wiele się zdały. Na pierwszej z nich, w r. 1351, którą do-
wodził Ludwik (Kazimierz zaniemógł obłożnie), zajęto z razu
Włodzimierz, a nawet pojmano Lubarta. Natenczas zgłosił się
o pokój nie Olgierd, lecz Kiejstut, pod którego władzą Ruś nie-
była, i jako Wielki książę litewski, zawarł pokój obłudny, obie-
cując, że chrzest przyjmie, że sam osobiście pojedzie do Budy,
stolicy Węgier i tam się ochrzci w rzymskim kościele. Zawierał
sojusz, przyrzekając Ludwikowi posiłki na wszelkie wojny, w za-
mian za co miał mu Ludwik pomagać przeciw Krzyżakom i Ta-
tarom, tudzież wyjednać u papieża koronę królewską. Pokój
zawarto, Lubarta puszczono na wolność i wybrano się z powro-
tem, wioząc ze sobą Kiejstuta na chrzest do Budy. W drodze
Kiejstut zbiegł; wszystko się rozwiało i trzeba było na następny
■ rok nową przygotować wyprawę. Wziął już w niej udział także
I Kazimierz, lecz zupełnie się nie powiodła. Litwa zawarła sojusz
^ z Tatarami. Oblężenie Bełza nie powiodło się, król Ludwik odniósł
; ranę w boju. Natenczas zawarto dwuletni rozejm, tak ułożony,
żeby każda strona zachowała to, co posiadała przed wojną. Lwów
i Halicz pozostawał przy Polsce, a Wołyń przy Litwie. Nadspo-
dziewanie trwał ten rozejm, zawarty tylko na dwa lata, przez lat
czternaście. W czasie tym wyprawiał się Kazimierz w r. 135Q na
Wołoszczyznę, ale i ta wyprawa nie powiodła się.
Dopiero w r. 1366 wydał król znowu wojnę Lubartowi,
a szczęśliwszy tym razem zdobył Włodzimierz i zachodnią część
Wołynia przyłączył do Polski. Panujący zaś od kilku lat na Podolu
litewscy książęta Koryatowicze, uznali Podole lennem korony pol-
skiej. Odtąd droga na wschód była już wolna i bezpieczna.
376 SPÓŁKI POLITYCZNE.
Rozszerzała też i Litwa dalej swe zabory. Pokonawszy Ta-
tarów w wielkiej bitwie nad Sinemi Wodami, dopływem Bohu
z lewego brzegu, przyłączył Olgierd w r. 1362 do Litwy połu-
dniową Ruś, tj. Podole i Ukrainę. Kijów, starodawna Rusi stolica,
należał odtąd do litewskiego państwa. Aż po Dniepr była I^uś
wolną od Tatarów. Tylko do Moskwy posyłał lian ciągle swoją
basmę, tylko na Rusi Zaleskiej opłacano się jeszcze od ogniska
tatarskim baskakom.
Tak współzawodnicząc z Węgrami i Litwą zapewnił Kazi-
mierz Wielki swemu państwu udział w łiandlu ze wscliodem przez
ruskie nabytki. Groźne było współzawodnictwo Węgier i według
wszelkich obliczeń skończyłoby się zupełnem wyparciem Polski,
jako słabszej. Ocalił tu interesy polskie mądry pomysł zawarcia
spółki z Węgrami. Nienmiej groźną, a może jeszcze groźniejszą
była rywalizacya litewska. Niezadługo poczęto się zastanawiać,
czyby i tego wroga nie można pozyskać również zawarciem
spółki? Nowy to zupełnie pomysł w polityce, nieznany dyplo-
macyi zachodu; pomysł zaiste wiekopomny, godny największej
chwały, skoro godził przeciwieństwa a nieprzyjaciół wiązał soju-
szem wspólnych interesów. Zrazu była to tylko prosta spółka;
ale wkrótce miała z niej wyłonić się wielka, wspaniała idea c\-
wilizacyjna, godna chrześcijaństwa, najwspanialszy wykwit cyw i-
lizacyi: unia.
KONGRES KRAKOWSKI I PODRÓŻ DO MALBORGA.
Polityka Kazimierza Wielkiego polegała na zręcznem utrzy-
mywaniu pokoju, żeby unikać wojny, o ile się tylko da. W r; 1362
zawisła nad nim groźba, że będzie musiał wojować i to niemając
w wojnie żadnego interesu. Zanosiło się bowiem na wojnę po-
między Andegaweńczykami a Luksemburczykami, podczas gdy
król polski z obiema dynastyami był właśnie w sojuszu. Dwa
lata przedtem ustąpił Karol Kazimierzowi w sprawie dyecezyi
wrocławskiej pod warunkiem, że nie będzie wchodził w żadne
przymierza przeciwko niemu. Tego zaś roku 1362, wybierał się
właśnie Olgierd na zajęcie południowej Rusi. Na niczem nie za-
leżało tak królowi polskiemu, jak na Rusi i każda litewska wy-
prawa w te strony była dla niego klęską polityczną. Przeszkodzić
nowym zaborom litewskim można było tylko wspólnie z Węgrami,
ZAŻEGNANIE WOJNY. 377
e Ludwik musiał tę sprawę zdać na losy, mając przed sobą
ojnę z Karolem. Nie można było dopuścić do klęski' Węgier,
o w takim razie przepadłaby Ruś dla Polski ! Ludwik miał
awo zażądać posiłków, Karol miał prawo zażądać neutralności,
azimierz znalazł się między młotem a kowadłem. W razie tej
A\"ojny czekały go jak największe trudności polityczne. A wojna
ta wisiała na włosku ; już Ludwik zawarł przymierze z arcyksią-
żetami austryackimi, już się zbroił. Olgierd zajął tymczasem Kijow-
szczyznę i południowe Podole; jeżeli Węgry będą zajęte gdzie-
indziej, czy się nie rzuci na Polskę, czy nie odbierze jej Wołynia,
a może i Lwowa, on, który głosił, że cała Ruś musi do niego
należeć?
Wytęża więc Kazimierz wszystkie siły, używa wszelkich
dków swej mistrzowskiej dyplomacyi, żeby do tej wojny nie
dopuścić. Doprowadził do tego, że zgodzono się na załatwienie
sprawy przez sąd polubowny, wybierając sędziami jego i Bolka
świdnickiego. Tymczasem zaś załagodził Kazimierz wpływami
swemi na obydwóch ościennych dworach cały zatarg i dokazał
tego, że wojnę zażegnał. Sam zbliżył się podczas tych układów
jeszcze bardziej do Luksemburczyków, wydając w r. 1363 za
owdowiałego znowu cesarza Karola wnuczkę swą, Elżbietę, córkę
Bogusława pomorskiego. Koronacya jej na królowę czeską odbyła
się w Pradze dnia 18. czerwca 1363. Gdy nie groziło już żadne
niebezpieczeństwo, wydali obydwaj sędziowie polubowni doku-
ment w Krakowie dnia 12. grudnia 1363 r., w którym po prostu
polecają powaśnionym królom, żeby się pogodzili. Na zupełnej
zi;odzie zależało królowi polskiemu niezmiernie. Opierał na niej
widocznie jakieś polityczne plany, do których potrzebna mu była
przyjaźń i węgierska i czeska. Nic jednak bliższego o nich nie
wiemy, bo całe ostatnie dziesięciolecie jego rządów jest niestety
bardzo mało znane. Brak nam też bliższych wiadomości o wiel-
l<im kongresie monarchów, który się odbył w Krakowie z końcem
[września 1364 r.
r
; Był to jeden z najwspanialszych zjazdów monarszych, o ja-
ikich wspomina historya. Było na nim pięciu królów i dziesięciu
książąt panujących: król polski, gospodarz zjazdu i goście jego:
Karol IV. król czeski i cesarz niemiecki; syn jego Wacław; mar-
grabia morawski Jan — Luksemburczykowie; książęta ślązcy
378 KONGRES KRAKOWSKI.
Bolko świdnicki i Władysław Opolski, który później dużo miał
znaczyć w Polsce; król węgierski Ludwik; król duński Waldemar;
książę mazowiecki Ziemowit; trzech książąt austryackich : Rudolf,
Alfred i Leopold — Habsburgowie; książę dzielnicowy bawarski
Otto z rodu Wittelsbachów ; książę Bogusław V., zięć króla pol-
skiego, a teść cesarski; wreszcie gość z bardzo dalekiej krainy,
Piotr, król Cypryjski z rodu Lusinjanów. Ten ostatni zagrożony
był przez Turków, którzy rozszerzając coraz bardziej swe pano-
wanie na półwyspie bałkańskim, w Azyi Mniejszej i na wyspach
egejskiego morza, dążyli też do zaboru jego wyspy Cypru, na
której królował. Ażeby uzyskać pomoc przeciw Turkowi, obje-
żdżał król Piotr dwory europejskie od października 1362 r. Naj-
pierw był we Włoszech, w Wenecyi, n aj potężniej szem wówczas
morskiem państwie, skąd podążył do Francyi do Avinionu, upro-
sić u papieża krucyatę, potem do Anglii, skąd znowu powrócił
do Francyi i przez Kolonię, Erfurt i Miśnię pojechał do cesarza^
do Pragi, a stąd wraz z Karolem wybrał się z początkiem wrze-
śnia 1364 do Krakowa, chcąc skorzystać z tak licznego zjazdu
monarchów.
Na kongresie tym zatwierdzono ponownie zgodę Lukseni-
burczyków z Andegaweńczykami i Habsburgami, ale to było for-
malnością nie wymagającą osobistego zjechania się, a cóż dopiero
zapraszania księcia pomorskiego, króla duńskiego i księcia z ba-
warskiego rodu, panującego także w Brandeburgii? Kronikarz
współczesny, piszący w kilkanaście lat później, Janko z Czarnkowa,,
opowiada, że zebrani książęta, „przyrzekali sobie wzajemną przyjaźń
i poręczali ją". Być może, że król polski, pogodziwszy Karola
z Ludwikiem, chciał podobnież pogodzić cesarza z Wittelsbachami,
poróżnionych o brandeburskie sprawy. Z obecności tych książąt
wnosić należy, że chodziło Kazimierzowi o sprawy północne.
Z Pomorskimi książętami był w sojuszu, Brandeburgię chciał wi-
dzieć w pokoju, a więc chyba chodziło o Krzyżaków? Mamy też
z tego samego roku 1364 ciekawą prośbę Kazimierza do papieża:
prosił, żeby go papież zwolnił od' przysiąg danych chrześcijań-
skim i pogańskim sąsiadom na traktaty, któremi poodstępował im
ziemie! Chrześcijanom odstąpił był Ślązka i Pomorza. Przeciw
Luksemburczykom jednak nie mógł być zwrócony kongres kra-;
kowski, skoro oni sami na nim byli, a więc należy się domyślać,;
PROTEKTOROWIE KOŚCIOŁA RYSKIEGO. 379
e król polski chciał w osobistem zetknięciu się ze wszystkimi
lonarchami przekonać się, czy mógłby przedsięwziąć coś przeciw
[akonowi? Pragnął sam przekonać się o politycznem usposobieniu
ych wszystkich, od których udziału, lub pomocy, nieprzyjaźni lub
leutralności zależałby wynik wojny z Zakonem.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa kongres ten prze-
:onał tylko jeszcze mocniej króla, że czas orężnej rozprawy z Krzyźa-
cami jeszcze nie nadszedł. Gdyby był mógł liczyć na współdzia-
anie, sama pora była do zaczepienia Zakonu stosowną i dobrze
)bmyśloną. Krzyżacy wiedli właśnie spory ze wszystkimi biskupami
V swem państwie, nie wyłączając samego arcybiskupa ryskiego.
\^ r. 1352 zagrabili Krzyżacy miasto Rygę, za co papież Inno-
:enty IV. rzucił na nich klątwę, w której pozostawali przez lat 30,
lie myśląc o wydaniu miasta. Biskupi czynili starania, żeby utworzyć
w kraju siłę zbrojną gotową na swe rozkazy, lecz to się nie udało;
szukali tedy opieki za granicą, wśród nieprzyjaciół Zakonu: w Danii,
w Meklemburgu i na tylnem Pomorzu. Arcybiskup Fromhold Fisch-
hausen prosił osobiście o opiekę papieża Innocentego VI. i ce-
sarza Karola IV.; wszak był książęciem Rzeszy niemieckiej. Zakon
przywiązywał widać znaczenie do tej podróży arcybiskupa i bał
się, że Fromhold znajdzie obrońców, skoro sami przystąpili wr. 1366
do układów. Pierwsza konferencya nie doprowadziła do niczego,
wywołała tylko jeszcze większe rozgoryczenie. Równocześnie
wydano w cesarskiej kancelaryi w Pradze dokument datowany
dnia 23 kwietnia 1366, mocą którego Karol IV. wyznacza arcy-
biskupstwu ryskiemu protektorów w osobach królów: szwedzkiego,
duńskiego, księcia meklemburskiego, Bogusława V. pomorskiego
i króla polskiego, upoważniając każdego z tych monarchów do
wojny z Zakonem w obronie uciemiężonego arcybiskupa. Wi-
docznie Kazimierz Wielki przystał poprzednio na przyjęcie tego
wprotektorstwa", które jednak nie mogło mieć ani dla niego, ani
dla biskupów pruskich i inflanckich żadnego praktycznego zna-
czenia, skoro król polski sam jeden nie mógł się narażać na nie-
przyjaźń Zakonu. Krzyżacy zwołali jednak drugą konferencyę
ugodową do Gdańska. Przybyli na nią nietylko wszyscy biskupi
z pod panowania Zakonu: chełmiński, warmiński, pomezański,
z metropolitą swym arcybiskupem ryskim, ale też przedstawiciele
szlachty i mieszczaństwa ich księstw biskupich. Każdy bowiem
3S0 KAZIMIERZ WIELKI W MALBORGU.
Z tych biskupów był zarazem księciem świeckim pod zwierzclir
ctwem lennem Zakonu; były to małe państewka kościelne. Zakci
dążył do odjęcia biskupom świeckiego panowania i w tem tkwii
istota wszystkicłi tycli sporów. Tym razem Zakon ustąpił i 7 maj
spisano w Gdańsku układ, którego Krzyżacy nie myśleli jednaj
dotrzymać. Dla Kazimierza W. cała ta sprawa nie mogła już mi(?
żadnego znaczenia; przeciwnie, zależało mu teraz na tem, żeb
nawet nie wzbudzać u Zakonu żadnych podejrzeń. Był właśni
zajęty wojną z Litwą, wojną, która się skończyła pomyślnie dl;
Polski. Z końcem sierpnia był we Włodzimierzu, przyłączonyr
już do polskiego państwa. Nie wraca stąd do Krakowa, ale z '
niespodzianie jedzie do Prus.
Wczesną jesienią 1366 roku, we wrześniu lub na poc/
października, wybrał się Kazimierz Wielki w podróż do Krzyżaków
Zabawił trzy dni w ich stolicy, w Malborgu, przyjmowany z wszel
kimi honorami należnymi królewskiemu majestatowi. W hucznen
i wspaniałem przyjęciu, w powitaniach i biesiadach nie bral)
jednak udziału nigdzie w drodze, ani w Malborgu, osoby dU'
chowne; żaden biskup, ani nawet prałat nie był dopuszczony dc
króla polskiego. Opisujący tę podróż szczegółowo herold krzy
żacki, Wigand, opowiada, że podczas uczty powiedział król polski
» Ledwie nie padłem ofiarą zdrady i znam tych zdrajców; miałen-
wojować z wami, bo mówili, że wam niedostaje zapasów wojen-
nych". Wątpić należy, żeby król coś podobnego powiedzia^
dobrym był politykiem do takich niepolitycznych żartów. Jak te
zwykle bywa z t. z. ,;liistorycznemi" rozmowami, wymyśliła je
zapewne współczesna opinia publiczna. Współcześni byli tego zdania
że król polski chciał wszcząć wojnę z Zakonem, ale musiał ó
tego zamiaru odstąpić. Mieli słuszność. Podróż do Malborga w)
gląda na wizytę z przeprosinami, na publiczne oświadczenie, 2
król polski pragnie tylko pokoju. Tak tedy na nic się nie zdj
kongres krakowski; wynikła tylko z niego jazda do Malborg,
nie sprawiająca chyba królowi przyjemności. I
Ruchliwa i stosująca się ciągle do okoliczności polityka krói
lewska zaczęła się w roku 1369 zwracać znowu przeciw dynastyi
luksemburskiej. Rajcy wrocławscy pisali strwożeni do Karola IV.j
że kapituła knuje jakieś spiski z królem polskim; przeważało w ka^
pitule wrocławskiej stronnictwo polskie. Zimą bawił KazimierJ
ORGANIZACYA SPOŁECZNA. RYCERSTWO. 381
ł^ielki w Budzie i są ślady, że zanosiło się na sojusz z Ludwikiem
ęgierskim przeciw Karolowi; do sojuszu przystępował Albrecht
iwarski. Sprawa ta, niejasna zresztą, nie dojrzała, a w kilka mię-
kcy potem zachorował król polski śmiertelnie, skutkiem przygody
i łowach i zmarł dnia 5 listopada 1370. Pochowany jest po prawej
ronie wielkiego ołtarza katedry na Wawelu, której budowę przez
jca rozpoczętą dokończył.
RGANIZACYA SPOŁECZNA. RYCERSTWO.
Zasłużyłby Kazimierz na przydomek Wielkiego w zupełności
Iż za to samo, że przez lat 37 ustrzegł Polskę od niebezpiecznych
^ojen, które mogły narazić jej byt, a zajęciem Rusi Czerwonej
Wołynia zapewnił krajowi dobrobyt Wziął po ojcu państwo
agrożone zewsząd, a pozostawił zagospodarowane i pewne swego,
potężnym sojuszem węgierskim. Dzięki jego roztropnej polityce
yminęła Polska szczęśliwie grożące jej niebezpieczeństwa, a w po-
ojowym rozwoju przygotowywała się do tego, żeby się sama
tać mogła wrogom groźną. Ale to dopiero połowa jego zasług.
W polityce wewnętrznej okazuje się dopiero wielkość jego umysłu
V całej jasności. On ujął w swe ręce ster społeczeństwa, on władzą
wą dopomógł do ziszczenia zamiarów tym wszystkim, którzy
nieli na oku dobro publiczne. Każda dobra myśl znajdywała w nim
)piekuna i dzięki jego opiece dokonała się za niego organizacya
ipołeczna i państwowa w Polsce.
Przedewszystkiem chodziło o obronność kraju. Dawne urzą-
izenia wojskowe przestarzałe już były i nie dopisywały. Za króla
sK^ładysława rycerstwo sprawowało się dzielnie, ale nim się zebrało,
Tiijały tygodnie, czasem miesiące; król tak wojowniczy ograniczać
>ię musiał po większej części do ścigania nieprzyjaciela powra-
:ającego już do domu, kiedy kraj już był doszczętnie zniszczony.
Miał żołnierza za mało i musiał na niego za długo czekać.
Za Kazimierza Wielkiego postanowiono, że każdy, kto ma
własną ziemię, musi być żołnierzem, bez względu na to, czy ją
posiada z nadania książęcego, czy też nadania takiego mu brak
i posiadłość swą z samego tylko prawa rodowego wywodzi. Stanęła
zasada, że kto chce ziemię posiadać, ten jej też sam bronić musi.
Zwiększyła się przez to ilość żołnierza, bo ciężar służby wojskowej
&padł na wszystkich tych właścicieli, którzy dotychczas nie byli
382 PRZYMUS WOJSKOWY.
do niej zobowiązani, nie wziąwszy nigdy żadnego nadania o»
księcia. Zniknęła też przez to różnica pomiędzy szlachtą rycerski
a nie rycerską; odtąd każdy szlachcic na ziemi osiadły był zan
zem rycerzem; choćby nie chciał, być nim musiał. Wyrażenii
;;szlachcic" znaczyło dotychczas tylko tyle, co ^rodowiec"; odtąi
znaczyło zarazem to samo, co „żołnierz", a ,; prawo żołnierskie
znaczyło zarazem to samo, co ,; szlacheckie", gdyż obejmowało ju
wszystkich rodowców. Skoro zaś każdy żołnierz polski był właści
cielem ziemskim, zwali się też ziemianami. I tak utarły się te
na oznaczenie tej warstwy społecznej trzy wyrażenia: rycerstwo
ziemianie, szlachta. Członkowie tej warstwy byli bowiem wszysc
ziemianami, a w olbrzymiej większości zarazem potomkami da
wnych polskich rodów, czyli, jak mawiać poczęto, ,, urodzonymi''
Drobna tylko część rycerstwa nie była „szlachetnego" rodu
a mianowicie kmiecy właściciele ziemi i sołtysowie. Wyraz „kmieć-
zmieniał znaczenie w ciągu historyi polskiego języka. Za Kazi
mierzą W. ustaliło się znaczenie nowe, a mianowicie nazywane
kmieciami dzierżawców ziemskich, a więc tych gospodarzy, oc
których pochodzi lud polski. Jeżeli taki dzierżawca zbogacił si(
i kupił sobie grunta na własność, stawał się ziemianinem; musia
chodzić na wojnę, a więc zostawał rycerzem, chociaż nie by
szlachcicem. Było takich wielu i nazywani są w prawach i w aktach
wyraźnie „żołnierzami z kmieci" (po łacinie: miles e cmetlione)
Obok nich są też inni jeszcze nieszlachcice, „żołnierze z sołtysów"
(miles e sculteto).
Król jest zwierzchnikiem wojska i jedynym szafarzem krwi
tych zastępów. Wszelka szkoda wyrządzona żołnierzowi jest zara-
zem szkodą króla, uszczerbkiem siły wojennej państwa i dlatego
trzeba ją było wynagrodzić nietylko skrzywdzonemu lub jegc
rodzinie, ale też państwu. Tem się tłumaczy, że za zabicie lub
zranienie żołnierza cięższe były kary, niż za kmiecia nie należą-
cego do organizacyi wojennej. I wśród samych żołnierzy ni€
jednako wszystkich szacowano. Była w prawie ówczesnem zasada^
że za każde przewinienie ponosi się karę na majątku, tj. płaci sie;
grzywny karne. Za zabicie „żołnierza z kmiecia" płaciło się kar^
10 grzywien. Sołtysi od samego początku obowiązani byli dc
służby wojskowej, byli żołnierzami, choć nie rodowcami, nie
szlachcicami. Sołtystwo było urzędem dziedzicznym; ale podczas
CZWORACY ŻOŁNIERZE. 383
gdy gruntami sołtysa dzielili się wszyscy jego synowie, sprawo-
wanie urzędu przejść* mogło tylko na jednego z nicłi; ten też
tylko był sołtysem i on też tylko żołnierzem, a bracia jego kmie-
(Ciami. Teraz wszyscy potomkowie sołtysów zostawali żołnie-
rzami, boć ziemię posiadali, a przez to weszli jakoby pośrednio
do szlacłity. Głowa ,; żołnierza ze sołtysa", szacowana była na 15
grzywien. Potem zatarła się pamięć pochodzenia i potomek soł-
tysa lub kmiecia, był tak samo szlachcicem, jak inni. Trzeci sto-
pień szlachectwa, to ci, którzy mieli ziemię z nadań książęcych,
lub dziedzictwo swe rodowe na nadaniowe zamienili i dawno
już przyjęli byli obowiązki wojskowe. Znaczna ich część miała
na to „szpargały" tj. dokument królewski; zwano takich z łacińska
scartabelliy a za ich głowę trzeba było zapłacić podwójnie, t. j.
grzywien 30. Do tej warstwy przeszli też potomkowie włodyczego
rycerstwa, bo ci nie mogli nawet mieć ziemi inaczej, jak tylko
z królewskiego nadania. Wreszcie potomkowie dawnych uczestni-
ków wypraw pierwszych Piastów, już prawie wszyscy wielmożo-
wie, a żołnierze pełni sławy i trądy cyi wojennej, rosnący w do-
stojeństwa i zaszczyty z pokolenia w pokolenie, szacowali swą
własną głowę na grzywien 60.
Ta nierówność szacunku życia ludzkiego nie wynikała by-
najmniej z dzielenia ludzi na zacniejszych i podlejszych z uro-
I dzenia; nie trzeba tego wcale uważać za dowód jakiejś pogardy
dla ,;żołnierza z kmiecia", że się jego głowę szacowało sześć razy
niżej od głowy wielmoża. Nie rozumie średnich wieków, ktoby
posądzał ówczesnych ludzi o jakiekolwiek przesądy stanowe !
Jeszcze nie było wówczas tego dopustu bożego nad rozumami
ludzkimi, a przynajmniej nie było go z pewnością w naszej
Polsce. Jeszcze się nikomu nie przyśniło, że kmieć z innej gliny
ulepiony, niż pan wielmożny.
Za Kazimierza Wielkiego szacowało się tych żołnierzy roz-
maicie dlatego, że rozmaitą była wartość ich służby wojskowej.
Nie na osobie, ale na ziemi ciążył ten obowiązek. Gdy się szla-
chcic pozbył ziemi, wolnym był od wojska; a stawał się żołnie-
rzem kupiec, szewc, rzeźnik, czynszownik, potomek narocznika,
jeżeliby nabył posiadłość. Nie od osoby to zależało; przeciwnie,
, sama osoba była prawu obojętna; to zależało od posiadłości. Nie
jednakowo też ponoszono ciężar wojskowy, ale rozmaicie, w miarę
384 OGRANICZENIE PRAWA RODOWEGO.
posiadłości. Jeden brał konia i łuk i tak ruszał na wojnę; drugi
musiał wyjecłiać z całą zbroją, trzeci musiał jeszcze drugiego żoł-
nierza dostawić, a czwarty uzbroić pięciu, dziesięciu, dwudziestu^
wyszukać ochotników i swoim kosztem na wojnie icli żywić!
Czem więcej kto miał ziemi, tem więcej musiał się przyczyniać
do jej obrony, jak tego słuszność wymagała. Nie za osobę pła-
cono grzywnę, ale za zmniejszenie siły zbrojnej. Rzecz prosta,
że wielmoża wart był dla wojska królewskiego sześć razy więcej,
niż uboższy kmieć. Przyjęto, że taki dostarcza królowi ze swych
posiadłości średnio sześciu żołnierzy i dlatego płaciło się posz(')-
stnie za jego głowę.
W ustawach Kazimierza Wielkiego nie tylko niema nigd/.iL
śladów wzgardy dla świeżo w żołnierzy zamienionych rodowców
lub nawet kmieci, ale przeciwnie, są przepisy, mające ułatwić
zlanie się ich z dawną żołnierską szlachtą, są przymusowe środki,
żeby jak najprędzej zatrzeć różnice prawnych i społecznych urzą-
dzeń pomiędzy nimi. Część ziemian pozostała w tyle poza innymi
przez to, że się trzymała starych urządzeń rodowych. Te postanów ii
król osłabić i wydano w tym celu kilka przepisów. Przeciw po-
działowi spadku pomiędzy rodzeństwo wolno było występować
tylko w ciągu trzech lat i trzech miesięcy od dokonania podziału; po
tym czasie ważnym już był wieczyście i żaden ,;stryjec" nic już
nie mógł poradzić. Jeżeli ktoś sprzedał swą posiadłość bez zezwo-
lenia stryj ców, była taka sprzedaż nieważna i rodowcy mieli aż
do Kazimierza W. prawo odkupić ją kiedykolwiek; mamy wia-
domości o unieważnianiu takiej sprzedaży nawet w następnem
pokoleniu. W r. 1347 ograniczono to prawo odkupu też do trzech
lat i trzech miesięcy, poczem stryjcowie tracili swe prawo bliższości.
Rodowe prawo osłabiane było bardzo przez przyznanie córkom
dziedzictwa ziemi w braku męskich potomków; w tym wypadku
ograniczono rodowe dziedziczenie tylko do braci stryjecznych,
którzy musieli jednak spłacić dziedziczki w krótkim bardzo :
owe czasy terminie jednego roku, inaczej posiadłość stawała .s.^^
nieodwołalnie własnością owych córek, a przez ich małżeństwa
przechodziła w inne rody. Znaczne też ograniczenie prawa rodo-
wego zawierał przepis, że wszelka darowizna jest bezwzględnie
ważną, jeżeli umarł dawca lub obdarowany; chociażby nawet nic
było na to dokumentu, stryjcowie nie mogli zaczepiać darowizn),
POWINNOŚCI DÓBR KOŚCIELNYCH. 385
która bez przeszkód przechodziła na spadkobierców obdarowanego.
Przepis ten nadał raz na zawsze ważność w obec prawa pol-
eskiego testamentom ustnie robionym. Wystarczyło więc w dzień
śmierci darowiznę zrobić, a stryjcowie i nawet najbliższi krewni
tracili wszelkie prawa. W r. 1368 posunęło się nowe ustawo-
dawstwo jeszcze dalej. Wolno było córce dać ziemię, nawet, je-
żeli się miało synów, a mianowicie posag w gruntach, byle tylko
oświadczyć to przy królu. Król ustawicznie podróżował po kraju,
kto więc koniecznie chciał ziemią córkę wyposażyć, czekał tylko,
aż król w jego okolice zjedzie. Bądźcobądź, zastrzeżenie królew-
skiej obecności było jeszcze utrudnieniem; zapewne król był za
tem, a społeczeństwo jeszcze się wahało.
Skoro służba wojskowa ciążyła na ziemi, nastało pewne
przeciwieństwo pomiędzy interesem państwa a Kościoła. Kościół
posiadał dobra, a księża nie tylko że sami na wojnę oczywiście
iść nie mogli, ale zasłaniali się prawem kanonicznem, które ich
zwalniało od wszelkich ciężarów państwowych. Każda nowa da-
rowizna na rzecz Kościoła uszczuplała obecnie wojsko królewskie.
Postanowiono tedy w r. 1368, że z dóbr otrzymanych nie od
króla muszą duchowni spełniać powinność wojenną, tj. wyszukać
na swój koszt ochotników. Dawniejsze nadania książęce pominięto
już milczeniem; przy nowych stanowiłby już król warunki, jakieby
mu się zdawały stosowne. Przymusu trzeba było tylko do nadań
prywatnych, a ustanowiono przymus żelazny, postanawiając, że
inaczej duchowni muszą odstąpić dobra krewnym poprzedniego
właściciela. Ziemia, która raz była na prawie żołnierskiem, mu-
siała już na zawsze na niem pozostać, w czyj emkol wiek byłaby
ręku. Samo duchowieństwo uznało potrzebę takiego przepisu.
Arcybiskup gnieźnieński zgodził się na to.
Interes państwowy wymagał kontroli, czy posiadłość jest na
prawie żołnierskiem, ażeby nikt nie usuwał się od wojskowej po-
winności. Tę kontrolę wykonywała szlachta sama i wykonywać
musiała przez to, że każdy musiał należeć do pewnego stanu,
jeżeli chciał mieć nad sobą opiekę prawną! Ktoby. nie chciał
być żołnierzem, musiałby wystarać się o prawo miejskie, albo
przejść do czynszowego włościaństwa; inaczej nie miałby nawet
sądu, przed którym mógłby się uskarżyć w razie pokrzywdzenia.
Przejść na prawo mioj^kie nie było rzeczą łatwą; o to trzeba było
25
386 . POCZUCIE STANOWE SZLACHTY.
y
mieszczan prosić; a kto niebył kupcem lub rzemieślnikiem, zgi*:
nąłby w mieście i nie miałby tam co robić. Kmiecej zaś własności
ziemskiej bez służby wojskowej także już nie było. Wobec tego;
wycofanie się ze szlacheckich szeregów było niemożebne bę2
pozbycia się własności. Tem się tłumaczy, że wśród szlachty wy--
robiło się szybko poczucie stanowe, solidarność i duma; stan tenj
stał się bowiem zwartszym od innych. Naodwrót, nietrudno byłc^
z miasta przejść na wiejskie gospodarstwo, nietrudno było zbo
gaconemu czynszowemu włościaninowi nabyć własność ziemską,
o ile zdarzała się sposobność kupna; było to dozwolone i nikt
zakazywać tćgo jeszcze nie myślał. Działo się to już przedtem i to
często. Za Kazimierza Wielkiego nie należał wcale do rzadkości
właściciel ziemski, nie pochodzący wcale ze szlachty, z rodowców,
a pragnący wejść w jej szeregi przez ziemię i służbę wojskową.^
Zdarzało się często przy rozprawach sądowych, o łajanie, pobicie
zabójstwo, przy sprawach spadkowych, że jedna strona zarzuciła
drugiej brak szlacheckiego pochodzenia, gdy chodziło np. o wy-
sokość grzywny lub o prawo stryj ców. Nietylko tedy nie trzeba
było kontroli nad tem, żeby szlachty nie ubywało, ale przeciwnie,
trzeba było obmyśleć kontrolę nad ciągłymi nowymi przybytkami
do tego stanu. Nikt nie potrzebował udowadniać, że nie jest
szlachcicem, lecz przeciwnie, niejeden musiał bronić swego szla-
chectwa i prawem opisano, jak się ma szlachecki wywód przepro-
wadzić wobec sądu. Trzeba było wykazać się, czy się jest żołnie-
rzem z żołnierzy, czy na starej sławie, czy na świeższym » szpar-
gale" (sześcioma świadkami, po dwóch z trzech rodów) inaczej
był uważany za „żołnierza z kmiecia" i wart był tylko 10 grzy-
wien. Przez tę potrzebę wywodu szlachectwa rosło zaś szlachectwo j
w poważanie i znaczenie.
Każdy żołnierz musiał w grodzie i obozie stać pod pewną
chorągwią. Wymagał tego prosty porządek, bo z żołnierzy luzem
chodzących nie da się zrobić wojska. Ustawa z r. 1346 zawaro-
wała, że ktoby tego nie zrobił, ten będzie schwytany i odstawiony
królowi do ukarania, a konie jego przypadną podkomorzemu.
Stawali więc razem stryjcowie pod rodową chorągwią, mieli nawet
swój osobny okrzyk wojenny, hasło rodowe, t. z. zawołanie i oso-
bne swoje znaki, czyli herby. Kto był bez krewniaków w swej
kasztelanii, musiał się zawczasu wprosić do jakiej chorągwi. Ot(')ż
KMIECIE. - 387
mieszczanin lub kmieć, gdy nabył grunt na prawie żolnierskiem,
chorągwi swej nie mając, zawsze był w tern przykrem położeniu,
że się musiał wpraszać pod cudzą. Po tem zawsze go było znać,
przez to on różnił się od tamtych na swą niekorzyść i przez
całą wojnę był, jak na sztychu. To też przyczyniało się do wzbi-
jania w dumę szlacheckiego stanu i sprawiało, że kto był świe-
żym r, rycerzem", robił, co tylko się dało, żeby zatrzeć ślady swego
nieszlacheckiego pochodzenia. Były to ostatnie skutki pierwotnej
organizacyi rodowej społeczeństwa.
K.MIECIE.
Obok rycerstwa siedział na roli stan kmiecy, gospodaru-
jący na dzierżawacłi. Przypomnijmy sobie, jak właściciele dóbr
ziemskich, tak duchowni, jakoteż świeccy, dążyli już dawno do
zagospodarowania swych posiadłości i w tym celu zakładali wsie,
zwabiając osadników z pośród ludności bezrolnej, z uwolnionych
naroczników i łazęgów, a nieraz i z pośród zubożałych ,;rodow-
ców". Wieś w ten sposób założona pozostawała pod zwierzchni-
ctwem właściciela gruntu, i on był władzą, urzędem, dla swych
włościan. Oni brali od niego grunta w wieczystą dziedziczną
dzierżawę. Dzierżawne było rozmaite, stosownie do umowy: czynsz,
daniny ze zbiorów, robocizna kilku dni w roku, podczas siano-
żęcia i żniw. Jeżeli właściciel sam się zajął założeniem wsi, sam
był swoim przedsiębiorcą werbującym przybyszów, natenczas nie
było pomiędzy nim a wieśniakiem żadnej pośredniej władzy. Jeżeli
jednak sam się tem nie zajął, a użył pośrednictwa przedsiębiorcy
emigracyjnego, natenczas pomiędzy panem a ludnością wsi stawał
ów przedsiębiorca, jako sołtys i ten sołtys był we wsi władzą
i urzędem, a właściciel miał tylko prawo do dzierżawnego. Jeżeli
wieś założoną była na prawie niemieckiem, tj. na wzór wsi osa-
dniczych niemieckich, natenczas ludność jej rządziła się sama
w swoich sprawach, jak to już opisane było, czyli : miała samo-
rząd. Jeżeli zaś była wieś osadzona na prawie polskiem, rządy jej
sprawował sam właściciel, tak samo, jak starostowie niegdyś
w osadach rodowych, a ten stosunek zowie się w nauce patry-
mon ialny m.
Za Kazimierza Wielkiego społeczeństwo było w olbrzymiej
większości za samorządem. Znikają po wsiach urządzenia patry-
388 WOLNY LUD WIEJSKL
monialne, a mnożą się z roku na rok wsie samorządowe, czyli,
jak wówczas mawiano, na prawie niemieckiem. Właściciele sami
bowiem, z własnego popędu, przenosili swe wsie z prawa pol-
skiego na niemieckie, ustanawiali sołtysów i kazali wybierać ławni-
ków. Mnóstwo wsi czysto polskich, w których ani jednego nie
było Niemca, wsi nie nowo założonych, lecz nawet starszych od
niemieckiego osadnictwa, dawnych osad niewolnych, zamieniało
się na wsie na prawie niemieckiem.
W ten sposób powstała nowa warstwa społeczna, a miano-
wicie polski lud wiejski. Składał się on z najrozmaitszych żywio-
łów i gdyby u polskiego włościanina zbadać genealogię tj. po-
chodzenie po przodkach, okazałoby się, że w jednej i tej samej
nieraz wsi prapradziad jednego był Polakiem, drugiego Niemcem,
trzeciego Czechem, Węgrem, Rusinem, Prusakiem, a tu i ówdzie
nawet Tatarem. Jeden pochodził od polskich rodowców, drugi od
niewolnych, trzeci od ;/ gościa" zagranicznego. We wsiach starych
więcej było jednolitości, ale w nowszych osadach rozmaitość
wielka, bo brano ludzi do gospodarstwa, skąd tylko się zgłosili,
a każdy był rad, że się trafia dzierżawca kawałka gruntu. Z tej
mieszaniny rozmaitych żywiołów wytworzył się lud polski,
a polski na wskroś przez to, że Kościół przejęty był w Polsce
narodowym duchem, właściciel wsi nietylko był Polakiem, ale
krwią własną kraju broniąc, wzniósł się do poczucia miłości Oj-
czyzny, a wreszcie wśród samegoż tego ludu stali pod względem
cywilizacyjnym najwyżej ci, którzy czy to z Polaków się wywo-
dzili, czy też z rodzin od dawna już w Polsce osiadłych. Wieś,
w której żywioł polski przeważał, stała pod każdym względem^;
wyżej od wsi świeżo założonej z obieżyświatów, stawała się d\Ą\
nich wzorem. Osobno stały przez pewien czas wsie czysto nie-;
mieckie, osady emigracyjne szwabskie, frankońskie, turyńskie, ba^
warskie. Ale czas ten trwał krótko, bo nowe związki rodzinne^
dokonywane w Polsce, polszczyły te wsie szybciej, niż miasta-
których mieszkańcy przez ciągłe kupieckie podróże utrzymywali
stałe związki z Niemcami.
Cały ten lud był zupełnie wolny. Odkąd się roz^
przęgł dawny stosunek naroczników do kasztelanij, odkąd pańj
stwo nie potrzebowało już niewolników do swej organizacy:
wojskowej, zniknęła też niewola. Za Kazimierza Wielkiego niq
WARUNKI OPUSZCZENIA DZIERŻAWY. 389
było w Polsce niewolnego ludu; nie słychać też zgoła o kupnie
niewolników przez osoby prywatne. Widocznie udało się Kościo-
łowi przejąć społeczeństwo chrześcijańskim poglądem na świat,
niedopuszczającym niewoli. Włościanie osiedleni w dobrach
szlacheckich byli tych gruntów dzierżawcami i niczem innem.
O żadnem poddaństwie ludu niema mowy w tym
czasie!
Włościanin, będący wolnym dzierżawcą, mógł zmieniać
dzierżawę, przenieść się w inne strony, lub całkiem zawód rolni-
czy porzucić, gdy mu się tak spodobało.] Prawo nie robiło pod
tym względem żadnych innych ograniczeń, prócz tych, których
wymagała słuszność i prosty rozsądek. I dzisiaj przepisuje prawo
i przepisywać oczywiście musi, żeby dzierżawca odchodząc zosta-
wił po sobie gospodarstwo w porządku; inaczej niktby gruntu
nie puścił w dzierżawę! Ażeby tę sprawę ułożyć, wydano w r. 1347
prawo na wiecu w Piotrkowie, że wolno każdej chwili opuścić
grunt, jeżeli dzierżawca zapłaci trzy grzywny i umówiony czynsz
roczny; te trzy grzywny stanowią wynagrodzenie szkody, jaką po-
nosił właściciel przez opuszczenie roli, nim sobie nowego kmie-
cia wyszuka. Zdarzało się, że dzierżawca trzech grzywien nie ma-
jąc lub płacić nie chcąc, zbiegł bez oznajmienia, uciekł po prostu.
Taki dzierżawca krzywdził właściciela w sposób dotkliwy. Posta-
nowiono tedy na takich gospodarzy, że póki się z właścicielem
gruntu nie ugodzą, nie mogą nigdzieińdziej zawierać żadnej
ważnej umowy i wyznaczono rok cały terminu do tego. Jeżeli
właściciel wiedział, gdzie zbieg przebywa, mógł na nim w ciągu
całego roku dochodzić swych praw i żądać albo 3 grzywien,
albo powrotu na, grunt; jeżeli zaniechał uczynić tego w ciągu
roku, uważano sprawę za przedawnioną i właściciel tracił prawo
do wynagrodzenia. Rok ten liczył się jednak dopiero od czasu,
w którym właściciel dowiedział się o miejscu pobytu swego dzier-
żawcy. Ustawa ta miała na celu przeszkodzić nieuczciwym dzierżaw-
com, żeby się nie przenosili z gruntu na grunt, nie czyniąc nigdzie
zadość swym obowiązkom. We wsiach na prawie niemieckiem
powinien był odchodzący obrobić rolę, obsiać oziminą i jarzyną,
lub też dać na swe miejsce nowego dzierżawcę. Skoro obsiał, nie
chciało mu się odchodzić; jeżeli się odejść namyślił, f)onosił
390 OPIEKA PRAWNA NAD LUDEM.
Z pewnością nie mniejszą stratę od 3 grzywien przepisanych pra-
wem polskiem; zboże miało bowiem wartość stosunkowo znacznie
większą, niż za naszych czasów. W r. 1368 uchwalono na mało-
polskim wiecu w Krakowie, że porzucający grunt ma pozostawić
połowę zasiewów; druga połowa była jego własnością, mógł ją
tedy sprzedać, a sprzedawał zapewne samemu właścicielowi. Po-
przestano więc ostatecznie na wymaganiach mniejszych od prawa
niemieckiego. Ale za to na szkodników uciekających z gruntu
bez ułożenia się z właścicielem, nałożono karę podwójną, bo aż
sześć grzywien.
Każdy miał prawo opuścić grunt natychmiast bez jakiego-
kolwiek wynagrodzenia dla właściciela, całkiem się o niego nie
troszcząc, jeżeliby właściciel skrzywdził na honorze jego żonę lub
córkę, jeżeliby z winy właściciela wieś cała znalazła się rok pod
klątwą, tudzież, jeżeliby podpadli egzekucyi sądowej. Tak posta-
nowiono w r. 1346. Ale już następnego roku dodano jeszcze po-
prawkę, że za zobowiązania pieniężne lub jakiekolwiek wogóle
właściciela, nie wolno przeprowadzać egzekucyi sądowej na grun-
tach, które są wprawdzie jego własnością, lecz wypuszczone są
w dzierżawę.
Wszystkie te prawa świadczą wymownie, że nikt nietylko nie
był do gleby przypisany, że wolno było przenosić się z miejsca
na miejsce, że tedy kmiecie byli ludźmi wolnymi, ale stwierdzają
nadto, że stosunki prawne szlachty do ludu były oparte na słu-
szności i uczciwości. Dorobek włościański był nietykalny; wła-
ściciel mógł być obdłużony, mógł popaść w egzekucyę, a dzier-
żawcę nic to nie obchodziło i nie był obowiązany dać ani grosza
ponad swój czynsz zwyczajny. Dbało też prawo i o moralne in-
teresy tej warstwy. Gdyby wieś z winy szlachcica pozbawioną była
nabożeństw, musiał to właściciel naprawić w ciągu roku, inaczej
cała wieś mogła mu opustoszeć, bo wszyscy mieli prawo wynieść
się, nie dając żadnego odszkodowania. Dbało też prawo o godność
osobistą, o honor włościanina, mszcząc wszelkie targnięcie sie na
jego domowe ognisko dozwoleniem opuszczenia roli, najcięższą
karą, jaka tylko mogła spaść na właściciela, bo podkopaniem jego
dobrobytu.
W niektórych okolicach Małopolski zaczęli właściciele zabie-
rać dla siebie spadek po swych kmieciach zmarłych bezpotomnie.
SPRZEDAŻ SOŁTYSTW. 391
W r. 1346 wychodzi zaraz prawo usuwające to nadużycie', bo prze-
kazujące spuściznę krewnym, którzy mieli za to sprawić kielich
do kościoła parafialnego za półtorej grzywny.
Ustawodawstw^o Kazimierza Wielkiego broniło starannie ludu
wiejskiego przeciw wszelkim nadużyciom. Gdy szlachta ruszała na
wojnę, nie wolno jej było odbywać stacyj, tj. popasów, wypo-
czynków we wsi, ale w polu za wsią; nie wolno było brać koni,
bydła, trzody; należała się im tylko żywność dla nich i pasza dla
koni, i to, powiada ustawa wyraźnie, umiarkowana pasza i ży-
wność o tyle, o ile bez niej nie możnaby pochodu odbywać.
Głowę zabitego kmiecia oszacowało prawo na dziesięć grzy-
wien, z czego sześć przypadało krewnym nieboszczyka, a cztery
grzywny wynagrodzenia za ubytek siły gospodarskiej kasztelanii
w dobrach królewskich, biskupowi czy opatowi w kościelnych,
właścicielowi wsi w dobrach szlacheckich.
Takie były stosunki dwóch warstw rolniczych w Polsce: szla-
checkiej i włościańskiej. Pomiędzy jedną a drugą byli sołtysi, lecz
ci nie wytworzyli osobnej warstwy pośredniej. Sołtysom dobrze
się wiodło, mieli pieniądze, chodzili ze szlachtą na wojnę i chcieli
być szlachtą we wszystkiem. Często sołtystwo sprzedawali, a kupo-
wali sobie majętność w innej okolicy i potomkowie ich już do
szlacheckiego należeli stanu. Szli też zbogaceni sołtysi do miast,
żeby tam jeszcze lepsze robić interesy. Handel sołtystwami kwitnie
już za Kazimierza Wielkiego, a później miał przybrać jeszcze wię-
ksze rozmiary. Szlachta bardzo chętnie kupowała sołtystwa, bo to
był doskonały interes, wart nieraz więcej od całej wsi, a przytem
dawał szlachcicowi władzę nad włościaństwem, bo robił go sędzią
nad nimi. Zdarzało się, że kupił sołtystwo inny szlachcic, ze są-
siedztwa i było we wsi dwóch szlachciców: jeden do sądów, a drugi
do czynszów. Było to wielką niedogodnością i wiodło do kłótni.
Zastrzeżono przeto w r. 1346, że żaden szlachcic nie może kupić
sobie sołtystwa w cudzej wsi bez zezwolenia jej właściciela. Jeżeli
sołtysem został szlachcic, trzymać się musiał w swem urzędowaniu
przepisów tych samych, jak dawniejszy sołtys, bo nie dla tego
miał władzę, że był szlachcicem, lecz tylko dla tego, że był soł-
tysem. W razie nadużycia szedł kmieć na skargę wyżej, nawet do
samego króla, a czy sołtys był szlachcicem, czy nie, to było wo-
bec prawa zupełnie wszystko jedno. Obie te warstwy społeczne.
392 PRAWO ZIEMSKIE.
szlachta i włościaństwo, tworzyły pod względem zarobkowym je]
den stan : rolniczy i przez to samo wspólne im było wszystko, c(
tyczyło ziemi, wspólnych wiele interesów. Mają też wspólne pra^
wodawstwo, które ziemskiem prawem nazwano. Za Kazimierza
Wielkiego powstawać poczęła ta wspólność ; coraz częściej widzimy
to w ustawach, że gdy o szlachcicu mowa, zaraz mówi się takż(
o ludzie wiejskim. Prawodawstwo królewskie miesza się nawel
w stosunki prawne wsi na prawie niemieckiem założonych, co
zdarzało się potem coraz częściej, aż cały lud polski poddano prawu
ziemskiemu, określającemu prawa i obowiązki warstw obydwóch
i wzajemny ich stosunek, który niestety potem się pogorszył.
Prawo ziemskie spisane w statuty za Kazimierza Wielkiego,
jest ostatecznym wynikiem owej pokolenia całe trwającej walki
o prawo, rozpoczętej jeszcze za Bolesława Śmiałego. Społeczeństwo
określiło wreszcie dokładnie stosunek swój do państwa: państwo
ma być takiem, jakiego sobie społeczeństwo życzy. A wśród społe-
czeństwa przypaść musiał wpływ na sprawy publiczne przedewszy-
stkiem tym, którzy królowi Władysławowi Niezłomnemu pomogli
złe czasy przetrzymać i państwo polskie utrzymać: ziemianom.
Skończyła się walka o prawo, a zaczyna się walka o kiero-
wnicze w państwie stanowisko; walka o ster i o pierwsze miejsce.
Lud w tem udziału nie brał; toteż potem prawo ziemskie przy-
biera coraz bardziej cechę szlacheckiej wyłączności. Za Kazimierza
Wielkiego jednakże strzegło prawo ziemskie interesów włościań-
skich niemniej, jak szlacheckich i gdyby tak było pozostało, zaiste,
naród polski byłby się wyrobił na przykład narodom europejskim.
Źródłem prawa publicznego była pierwotnie tylko wola mo-
narchy, który mógł dobierać sobie doradców, ale nie miał obo-
wiązku liczyć się ze zdaniem poddanych. Stosunki się zmieniały
i okoliczności same zmuszały książąt do liczenia się z wolą spo-
łeczeństwa, zwłaszcza w okresie dzielnicowym. Ustawa jednak wy-
chodziła w teoryi tylko od książąt; zachowywano jeszcze długo
pozory absolutyzmu, choć go w rzeczywistości dawno już nie
było. Aż do roku 1306 były ogólne, całego państwa tyczące wiece,
przeważnie zjazdami książęcymi, na których dostojnikom przysłu-
giwał głos doradczy, o ile książęta na to zezwolili. W r. 1306 za-
mienia się wiec na zjazd ustawodawczy, odbywany przez dostoj-
ników, jako przedstawicieli społeczeństwa i państwa wobec mo-
MIESZCZAŃSTWO. 393
larchy. Mają oni już głos stanowczy. Król Władysław jest pań-
twa naczelnikiem, społeczeństwa przodownikiem, lecz nie panem
lieogranłczonym, mającym prawo narzucić mu swą wolę. Jest ra-
:zej wykonawcą woli społeczeństwa ziemiańskiego, niż jego władcą.
)o wszystkich swych przedsięwzięć potrzebuje poparcia społeczeń-
,twa, potrzebuje swego stronnictwa, jakbyśmy dziś powiedzieli.
Kazimierz Wielki poprzestaje najzupełniej na tem. Wszystkie jego
.tatuty powołują się na wolę warstwy ziemiańskiej, wielmożów i szla-
:hty. Stał ten król wysoko ponad społeczeństwem nie przez swą
ńadzą, ale przez niepospolity rozum, przez to, że był naprawdę
j^ielkim społeczeństwa przodownikiem i w kierunku wytkniętym
3rzez Kościół i ziemian jeszcze za jego ojca, szedł sam dalej od
nnych, patrząc w przyszłość, a dokładając wszelkich starań, żeby
zorganizować nowe żywioły, uporządkować nowe stosunki i utwo-
■z\'ć z nich podstawę dla nowego państwa polskiego.
|VIIESZCZAŃSTW0.
Była w Polsce jedna warstwa, która do wytworzenia no-
;. .-o państwa nic a nic się nie przyczyniła; przeciwnie, przeszka-
dzała nieraz dziełu podjętemu przez duchowieństwo, rycerzy i kmieci.
Tą warstwą było mieszczaństwo niemieckie, które nie życzyło so-
bie wcale odnawiania piastowskiego państwa, a nawet sprzeciwiało
mu się czynnie, popierając natomiast pomysł- przyłączenia Polski
do dynastycznego państwa Luksemburczyków. Stały przeciw sobie
<<^o dwie idee państwowe: państwa dynastycznego i narodo-
,40. Bunty miejskie stłumił król Władysław z pomocą ziemiań-
stw a, a że ziemiaństwo było u nas czysto polskie, (z wyjątkiem
Slązka, który wpływu na opinię publiczną u nas już nie wywie-
rał), a mieszczaństwo niemieckie, wytworzyły się więc przeci-
wieństwa narodowe. Mieszczaństwo stawało przez pewien czas
z całą świadomością przeciwko polskości. Pokonane raz i drugi
przycichnęło, dało za wygraną. Nie marzyło już o tem, żeby w Polsce
niemczyzna stała się wybitnym czynnikiem politycznym, wywiera-
jącym wpływ na sprawy państwowe; poprzestali na pilnowaniu
swych ekonomicznych interesów. Interes miejski wymagał przede-
wszystkiem, żeby państwo było jak największe, a jak najmniej pro-
wadziło wojen. Polityka Kazimierza Wielkiego dogadzała im naj-
zupełniej; zajęcie Rusi Czerwonej i Wołynia, sojusze z ościennymi
394 OSTROŻNOŚCI WOBEC MIESZCZAŃSTWA.
monarchami, a przytem widoki połączenia Polski z Węgrami po.,
jednem berłem, rokowały mieszczaństwu jak najlepszą przyszło^
Spostrzegli, że byle się wstrzymywali od robienia niemieckiej
lityki, będzie im w Polsce bardzo dobrze. Pogodzili się też ni
zupełniej z państwem Kazimierza Wielkiego.
Król patrzał jednak w przyszłość. Przeważający za jego pa"
nowania pokój był tylko środkiem do celu, którym miały by.
w przyszłości wielkie wojny z Krzyżakami o Pomorze, z Luksem-
burczykamł o Slązk', z Litwą o Ruś. Wojny te wymagałyby w\
siłku nie mniejszego, niż za Łokietka walka o monarcłiię Piasto
ską. Pomyślny ich wynik byłby zapewne wielkiem szczęściem tal
dla mieszczaństwa, ale wynik wojny jest zawsze wątpliwy. Mi
szczaństwo zaś zawsze mogło mieć inny sposób powiększenia swe|
dobrobytu, przez przyłączenie Polski do panowania obcej dynasl
przez wciągnięcie jej w koło interesów Rzeszy niemieckiej. Wal]
o Slązk nie przedstawiała dla mieszczaństwa niemieckiego w Polsc
najmniejszego interesu. Slązk bowiem bez handlu z Polską i tak
żadną miarą obejść się nie mógł. Droga handlowa na Pomorze
była o wiele bardziej ziemiańskim interesem, niż mieszczańskim.
Jedynie tylko w walce o Ruś było mieszczaństwo zainteresował
na równi z ludnością rolniczą. Z trzech więc wielkich spraw pr2
szłości w dwóch nie można było liczyć na współdziałanie mij
szczaństwa, a nawet należało się obawiać przeszkód z ich stroi
Toteż należało zawczasu dbać o to, żeby te miasta nie urosły ji
nigdy do politycznej potęgi w państwie, żeby nie wybujały za-
nadto, a przedewszystkiem, żeby nie wyrobiło się pomiędzy niemi
takie porozumienie i jedność, któreby polityce narodowej prze-
ciwstawić mogły w pewnych razach niemiecką politykę w kraju.
Kazimierz Wielki przedewszystkiem dbał o to, żeby żadne
miasto nie zyskało wybitnego przewodniego stanowiska wśród
innych. Przez otwarcie dróg handlu ze Wschodem wzmagał się
się najbardziej Kraków; stojący już przedtem na czele miast, zy-
skiwał obecnie coraz większą przewagę, rósł szybko w dostatki
i zamieniał się na wielkie miasto. Nie był wcale pożądany Kazi-
mierzowi wzrost potęgi tego miasta, które było największym prze-^
ciwnikiem jego rodu! Zbiegła się tu zewsząd ludność, nie mogąca
się już pomieścić w obrębie murów i powstawały przedmieścia;
król jednak nie kwapił się wcale z wcieleniem ich do miasta.
KRAKÓW, KAZIMIERZ, KLEPARZ. 395
Powstawały z tego nieporządki, gdyż niewiadomo było, czyjej wła-
izypodlega ta ludność, zamieszkała o sto kroków od krakowskicłi
murów, miejska i znajdująca zarobek dzięki sąsiedztwu Krakowa.
Porządek wymagał, żeby rozszerzyć mury Krakowa i te przedmieścia
do miasta wycielić. Król jednak wynalazł sposób, żeby porządkowi
[stało się zadość, a Kraków żeby nietylko z tego korzyści nie miał,
ale nawet szkodę. Ustanowił z tych przedmieść samodzielne miasta
i tak powstały tuż obok niemieckiego Krakowa dwa nowe: Ka-
zimierz i Kleparz, złożone już w znacznej większości z ludności
polskiej ! Miasta te, powołane do oczywistej konkurencyi z Kra-
kowem, stały się najlepszą rękojmią wierności starego miasta. Za-
leżało to bowiem od skinienia królewskiego, żeby dawnemu nie-
mieckiemu miastu odjąć jakie prawo handlowe, a przenieść je na
Kazimierz lub Kleparz.
Średnie wieki nie znały wolności handlowej. Kupiec miał
przepisaną drogę, którędy i jak daleko wolno mu było wozić
towary; po drodze musiał wstępować do wyznaczonych na to miast
i przez przepisany czas towar swój tam wysprzedawać, a dopiero
z resztą wolno mu było dalej jechać, lub też wracać do domu,
stosownie do przepisu, który zależał najzupełniej od króla. O ile
.bowiem każde miasto w obrębie swych murów miało samorząd, o tyle
wzajemne ich stosunki między sobą zależały w Polsce w zupeł-
ności od króla. Za granicą były wielkie związki miast, np. Hanza,
która nawet wpjny prowadziła na własną rękę. U nas z początkiem
XIV. wieku bywały związki miast w Wielkopolsce przeciw roz-
bojom na gościńcach, ale poza to nigdy jedność miast się nie na-
w iązała i nie dozwalano im żadnych związków.
Dążeniem każdego miasta było, żeby pozyskać t. z. prawo
składu, t. j. żeby przejeżdżający kupcy musieli składać w niem swe
r towary i wystawiać na sprzedaż. Na tem bogacili się mieszczanie
najbardziej. Urządzanie „składów", jak wogóle krępowanie ruchu han-
dlowego przepisami, miało na celu, żeby zarobek rozdzielić na różne
miejsca, żeby się jedno miasto nie bogaciło kosztem drugiego, lecz że-
by każde miało swoje źródła dochodu. Kraków był tak szczęśliwie po-
łożony wobec handlu ze Wschodem, że inne miasta nie miałyby przy
nim żadnego znaczenia. Ale zajął się niemi król i korzystał zkażd ej spo-
sobności, żeby Krakowowi przysporzyć konkurencyi. Już król Włady-
sław rozpoczął był tę politykę, popierając Nowy Sącz wbrew interesom
396 ZALEŻNOŚĆ MIAST OD KRÓLA.
Krakowa. Kazimierz Wielki odjął Krakowowi prawo składu na mieć
i żelazo, i nadał je Bochni. Również popierał król Skawinę i Wieliczkj
które zabierały Krakowowi część dochodów. Zręcznem rozdzielanie!
prawa składu zapewniał król każdemu miastu dobrobyt, ale też żac
nemu z nich nie dał uróść w zbytnią potęgę. Czasem drobna na poz(
zmiana przepisów stanowiła o powodzeniu miasta. Tak n. p. prosiłj
miasto Kraków króla, żeby podczas jarmarku obcy sukiennicy sprz(
dawali tylko własnego wyrobu sukna, i to osobom z poza Kraków
nie mniej jak 6 postawów naraz; chodziło im o to, żeby pośrednictwi
w handlu suknami i drobną sprzedaż utrzymać w swem ręki
Król przystał na to, ale wyjmując od tego postanowienia szlacht
i kmieci, t. j. tych, którzy właśnie kupowali sukno w mniejszyc
ilościach, na swe własne potrzeby. Ci mogli się zaopatrzyć podcza
jarmarku tanio wprost z pierwszej ręki, u obcego kupca. Alb(
n. p. taki wypadek. Włościanie przywożący swe płody na iaą
do miasta z odległości pięciu mil, nie opłacali cła. Nagle kazan(
im cło płacić, a przez to włościanin nie dojeżdżał już do Krakowa
ale stawał na Kazimierzu lub Kleparzu i tam się targi przeniosły
Podrożały też rozmaite artykuły żywności, podczas gdy na przed
mieściach pozostały niezmienione. Zniósł też król t. z. wolny tar|
na mięso, przez co również tracił Kraków, a zyskiwały Klepar
i Kazimierz. Podobnież wszystkie inne miasta trzymał w swen
ręku zręcznym szalunkiem łaski i niełaski. Na przykładzie Kraków,
pouczyły się wszystkie, że odtąd tylko uległością coś zyskać mogą
Wola królewska mogła każdej chwili przeciw niesfornemu miasti
wysunąć sąsiednią wieś, i dać jej prawo miejskie i na nią ^ski(
rować ruch handlowy.
Życzył król Kazimierz mieszczaństwu jak największych dO'
statków, ale nie chciał, żeby się te dostatki gromadziły tylko n;
jednem miejscu; toteż pozakładał w różnych częściach Polski cał;
szereg miast nowych. Stosunki zaś handlowe tych miast starał si
tak urządzić, żeby one na wyścigi starały się o łaskę królewsk
i przesadzały się w wierności królowi i tym, którzy stali najbliże
jego osoby, dostojnikom i wielmożom polskim. Ekonomiczna za
leżność miast od dworu królewskiego wytępiła też doszczętni(
zachcianki robienia niemieckiej polityki w Polsce.
Wszystkie osady założone na prawie niemieckiem miały swoj(
odrębne sądownictwo, urządzone przeważnie na wzór Magdeburga
SĄDY PRAWA MAGDEBURSKIEGO. 397
zwano też to prawo zazwyczaj magdeburskiem. Ilekroć sędziowie
miejscowi mieli wątpliwości, lub gdy zachodziła potrzeba odwo-
łania się, czyli apellacyi, zwracano się po wyrok do Magdeburga.
Kazimierz Wielki postanowił przeciąć tę sądową zależność swych
miast od zagranicy i ustanowił w Polsce sądy wyższe magde-
burskiego prawa, oddzielny w każdej dzielnicy i najwyższy sąd
apellacyjny na zamku w Krakowie. Pierwszą więc instancyą był
sołtys, drugą zamiast Magdeburga sąd wyższy dzielnicowy, trzecią
i ostatnią, już bez apellacyi, sąd na zamku krakowskim. Ponieważ
mnóstwo wsi przeniesiono w tych czasach z prawa polskiego na
niemieckie, dotyczyła ta reforma znacznej części włościańswa pol-
skiego. Włościańskie bowiem sprawy toczyły się najpierw przed
wiejskim sołtysem i one to, a nie tylko sprawy miejskie, miały
się w toku instancyj dostawać przed te nowe sądy publiczne,
urzędujące z ramienia króla. Było to w roku 1365 uchwalone na
ogólnym wiecu ustawodawczym całego państwa. System ten nie
utrzymał się jednak w przyszłości, ponieważ szlachta skupywała
coraz więcej sołtystw, a szlachcic nie mógł tym sądom podlegać^
lecz tylko sądownictwu ziemskiemu. I apelacya od jego wyroku
szła też później inną drogą, do osobnych sądów w tym celu urzą-
dzonych. Zasadą bowiem było, że każdy stan ma mieć swoje
własne sądownictwo.
NOWA ADMINISTRACYA.
Rozwinęła się za Kazimierza W. nowa administracya. Gdy
za króla Władysława łączyły się dzielnice w nowe państwo polskie,
nie znosił król wcale urzędów, powstałych pod osobnymi książę-
tami. Pozostali nadal wojewodowie, miecznicy, cześnicy, i t. p.
łęczyccy, sieradzcy, sandomierscy i t. d., pozostali nadal wszyscy
nowo powstali kasztelanowie. Ale do nowej administracyi weszli
tylko wojewodowie i kasztelanowie, reszta zaś urzędów pozostała
tylko honorowymi tytułami, bez żadnej władzy. Ponieważ w każdej
z połączonych dzielnic był tylko jeden wojewoda, a on był ze
wszystkich dostojników najwyższym, zaczęto dawne ziemie, księ-
stwa dzielnicowe, zwać później województwami i to się już utrzy-
mało na zawsze. Wojewoda został teraz naczelnikiem szlachty
w swej ziemi, przedstawicielem ziemiańskich interesów przy królu.
Miał nieznaczną władzę sądowniczą, poza tem nie wiele na prawdę
398 NOWA ADMINISTRACYA.
znaczył, a przywódzcą wojennym być przestał. Dużo dostojeńsb
a mało władzy. Później dopiero, gdy szlachta zagarnęła rżąc
państwa w zupełności, wzmogła się też wielce władza wojew^
dzińska. Kasztelanie nadawały się doskonale do tego, żeby z nic
utworzyć okręgi administracyjne i tak się też stało, ale urzędi
kami administracyjnymi nie kasztelanowie zostali, lecz Starostowi
Pozostawiono ten urząd z czasów czeskich, pozostawiając mu przj
prowadzanie w swym okręgu w powiecie, wszelkich rozkazój
królewskich, tudzież sądownictwo kryminalne, czyli w sprawa(
gardłowych, jak wówczas mawiano, gdyż karano za nie na gardU
Starostowie ci, rodowici Polacy, dobro kraju mający na oku, przed
narodowym królem odpowiedzialni, nie popełniali nadużyć, nie
tamowali rozwoju społecznego, przestrzegając tylko, żeby ludność
ich powiatu nie gwałciła ustaw. Zadaniem ich było stać na straży
praw. Na opornych mieli siłę zbrojną, pachołków swoich i wię-
zienie. Starosta przedstawiał w swym powiecie majestat królewskiej
osoby. Ustawa z roku 1347 orzeka wyraźnie, że dobycie miecza
wobec starosty ma być karane zupełnie tak samo, jak gdyby się
to stało wobec samego króla. Nad starostami byli dwaj generalni
starostowie, zwani też krotko generałami: wielkopolski w Poznaniu
i małopolski w Krakowie; ci byli niejako namiestnikami króle-
wskimi i dowódzcami wojska. Obok nich ustanowił król Kazimierz^
jeszcze trzy wielkie urzędy na całe państwo. Marszałek był naczel-
nikiem królewskiego dworu i obejmował władzę najwyższą wszędzie,
gdziekolwiek król bawił, pilnując porządku i bezpieczeństwa. Kan-
clerz był naczelnikiem królewskiej kancelaryi, przez jego ręce prze-
chodziły wszystkie dokumenty, on przechowywał pieczęć królewską,
do niego należały przedewszystkiem stosunki z innemi państwami,
a więc polityka zewnętrzna, zagraniczna. Podskarbi był zarządcą
skarbu królewskiego, a więc dóbr królewskich i podatków. Dobra
królewskie, królewszczyznami zwane, były zagospodarowane wzo-
rowo, a zarządzali niemi podwładni podskarbiemu wielkorządcy,
prokuratorowie i włodarze. Ci wszyscy byli urzędnikami króle-
wskimi, podczas gdy wojewodowie i kasztelanowie byli przedsta-
wicielami szlachty, urzędnikami ziemskimi, podobnie, jak wójtowie
byli urzędnikami miejskimi.
Ustawodawcza czynność Kazimierza Wielkiego trwała przez
całe panowanie tego króla, a zbadaną należycie do tej chwili nie
PAŃSTWO STANOWE. 399
st; na tyle jednak już ją znamy, żeby módz poznać, że czynność
a była ogromna, obejmowała i przenikała wszystkich i wszystko.
Izęść tego ustawodawstwa, tycząca się prawa ziemskiego, ucłiwa-
ana i ogłaszana na kilku wiecacli, odbywanycli kolejno w Piotr-
cowie, Wiślicy i w Krakowie, zowie się zazwyczaj ustawodawstwem
.viślickiem, dlatego, że pierwszy z tych wieców odbył się w r. 1346
.V Wiślicy. To ustawodawstwo ;; wiślickie" stanowi jednak tylko
:zęść prawodawczej pracy wielkiego króla.
PAŃSTWO STANOWE.
Państwo średniowieczne składało się ze ,; stanów", z których
każdy miał swoją autonomię. W rozmaitych państwach rozmaita
była ilość tych politycznych stanów, mających prawo samorządu.
Państwo Kazimierza Wielkiego składało się z trzech stanów : z du-
chowieństwa, ziemiaństwa (szlachty i kmieci) i mieszczaństwa.
Duchowieństwo miało swoje prawo kanoniczne, prawodawcą był
dwór papieski, a w Polsce synody; wykonawcami prawa biskupi.
Nie różnił się w tej mierze Kościół polski niczem od urządzeń
kościelnych w innych krajach europejskich. Ziemiaństwa prawo-
dawcą były wiece odprawiane przy królu, ustawą prawo ziemskie,
wykonawcami prawa wojewodowie i kasztelanowie. Organizacya
tego stanu była inną w Polsce, niż na Zachodzie, a to z dwóch
względów. U nas obejmował ten stan nietylko szlachtę, ale też
lud rolniczy, podczas gdy zagranicą lud nie korzystał wcale z opieki
prawnej publicznej, zdany w każdej wsi z osobna na łaskę i nie-
łaskę właściciela; o ile zaś sam ziemię posiadał, nie tworzył 'cał-
kiem osobnego stanu, ani też doszlacheckiego przyłączony nie był.
Włościanin nie należał za granicą wcale do organizacyi państwo-
wej. Trzeci stan w Polsce rządził się osobnem prawem „magde-
burskiem", miał swe sądownictwo, ale własnej władzy prawodawczej
nie miał. Za granicą kwitnęły związki miast, były wspólne miast zja-
zdy i sejmy, wspólne władze nad miastami; u nas każde miasto
z osobna podlegało królowi, nie mając z innemi miastami sto-
sunków żadnych poza prawem prywatnem, poza handlem. Mie-
szczaństwo nasze nie wyrobiło się też na stan polityczny tak, jak
na Zachodzie; stanęło w pół drogi. A nie można było dopuścić
go do zupełnego politycznego rozwoju, skoro nie było polskiem.
Kazimierz Wielki ze zupełną świadomością rzeczy popierał też zie-
\
400 KRÓL PONAD STANAMI.
mianstwo bardziej niż miasta, a szczególniej kmieci, boć z nici
spodziewał się dla przyszłości tycłi zastępów, które miały napi
rem rodzimego żywiołu na miejskie zawody, przyczynić się
polszczenia miast.
Ponad stanami stał król ze swymi urzędnikami. Każdy st
uważał go za swego zwierzchnika i naczelnika; duchowni oc
wiście tylko o tyle, o ile na to zezwalało najwyższe zwierzchni-
ctwo papieża. Każde prawo, czy to kanoniczne, czy ziemskie, cz\
magdeburskie, musiało być przez króla uznane, żeby mieć zn
czenie w państwie. Króla rzeczą było dopilnować, żeby te tr
prawa nie stały sobie wzajemnie na przeszkodzie, a gdzieby jed
ścierało się z drugiem, on miał rozstrzygać. W sporze jedneg
stanu z drugim odnoszono się zawsze do króla, jako najwyższego
rozjemcy. Tak np. krzyżowało się prawo ziemskie z magdebur-
skiem przez to, że szlachta przebywała w miastach, a nawet ku-
powała tam domy, mieszczanie zaś nabywali dobra ziemskie. Jeżeli
szlachcic dopuścił się w mieście przestępstwa, kto go miał sądzie
ziemski sąd, czy miejski? Rozstrzygnął król, że sprawa należy do
sądów ziemskich, ale miasto ma prawo szlachcica ;; wyświecić
tj. wypędzić z miasta i zakazać mu powrotu, jeżeli się stanie ni
bezpiecznym dla porządku publicznego. Z domu kupionego
w mieście nie opłaca szlachcic miejskich podatków, a mieszczanin
nie opłaca podatków ziemskich od gruntów odległych od miasta
nie więcej, niż dwie mile. Dopiero gdyby posiadłość jego odda-
lona była od miasta poza dwie mile, musi z niej płacić podatek
ziemski, a więc dostarczyć też żołnierza na wojnę, lub samemu
wyruszyć. Nie stawał się jednak jeszcze przez to szlachcicem, pó-
kiby się nie zrzekł prawa miejskiego. Nie można było bowiem
należeć do dwóch stanów! Mógł szlachcic lub ksiądz posiadać
w mieście domy, a nie stawał się przez to mieszczaninem, tak
samo, jak ten nim być nie przestawał, chociażby kilka wsi nabył
Zazwyczaj też przechodzący na rolę zbogacony mieszczanin zrze-
kał się prawa miejskiego. Zachowanie tedy porządku między
stanami należało do króla i jego urzędników; o porządek zaś w swem
własnem łonie każdy stan sam się starał, a władza królewska wy-
stępowała dopiero wówczas, gdy władze stanowe nie mogły po-
dołać zadaniu.
Będąc wszystkich stanów zwierzchnikiem, określał król wza-
I
JEDEN KRÓL JEDNO PRAWO. 401
jemny ich stosunek do siebie, a zawiadował bezpośrednio tern
wszystkiem, co dotyczyło ogółu, co nie było sprawą jednego stanu,
lecz całego państwa. Należą więc do niego bez żadnego ograni-
czenia: polityka zewnętrzna i obrona państwa. Zawierał i zmieniał
Kazimierz Wielki sojusze według własnego uznania, i żaden stan
nie miał prawa do udziału w tych sprawach. Zależało to zupełnie
od woli królewskiej, jakimi się otoczy doradcami; mógł sobie ich
dobierać z duchowieństwa, ze szlachty, z mieszczaństwa; mógł się
kierować zdaniem czyjemkolwiek lub niczyjem; to wszystko pozo-
stawione królewskiej woli, nie należało jeszcze do żadnego prawa.
Również panem samowładnym był król na wojnie i wogóle
w sprawach wojskowych. To tylko stanęło za Kazimierza Wiekiego
ograniczenie, że na wyprawie zagranicznej utrzymanie wojska od-
bywa się kosztem skarbu królewskiego, t. j. na koszt państwa. Od
woli królewskiej zależało, kiedy, z kim i gdzie wojować, którędy
ruszać, gdzie się zatrzymać. Od niego też zależało, jakie przedsiębrać
środki, żeby kraj uczynić obronnym. Budowa grodów do niego
należy. Kazimierz Wielki wystawił kilkadziesiąt nowych grodów
murowanych; powstało nawet z tego słuszne zupełnie przysłowie
o nim, że ;;zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną".
Cel pracy całego życia wyrażony jest jasno we wstępie do
statutu wiślickiego „ażeby był jeden król, . jedno prawo i jedna
moneta". Zastał Kazimierz dwóch królów polskich, bo obok niego
używał tytułu króla polskiego także Jan Luksemburski; zapobiegł
już takim wypadkom na przyszłość, a społeczeństwo tak przejęte
było poczuciem wspólności państwowej, że o ponownem rozbiciu
państwa nie było już mowy. Zastał Kazimierz rozmaite prawa
w różnych dzielnicach; tylko kanoniczne wszędzie było jednakie,
ale ziemskie i magdeburskie różniły się w niejednej rzeczy w Wielko-
polsce i w Małopolsce; szczególniej postępowanie sądowe, sposób
prowadzenia procesu, różnił się bardzo na południu, a na północy
państwa. Dwadzieścia dwa lat poświęcił król temu, żeby wszędzie
było jedno prawo; osięgnął swój cel co do magdeburskiego
w r. 1365, co do ziemskiego w r. 1368. Moneta krążyła w Polsce
najrozmaitsza i rzeczywiście dopiero Kazimierz Wielki zaprowadził
w tej rzeczy jednostajność. A ostatecznym celem wszystkiego tego
było, żeby całe społeczeństwo sprządz w jeden wielki związek,
26
402 UNIWERSYTET.
W Świadomy siebie naród, któryby nigdy już nie rozprzęgał wi(
jednolitej organizacyi państwowej.
W sprawie tej wspierali króla uczeni mężowie, a zwłas;
dwóch duchownych: Jarosław Bogorya Skotnicki, arcybiskup gnie:
nieński i siostrzeniec jego i następca Janusz Strzelecki, zwań]
Suchywilk. Ze świeckich najwybitniejszymi w kole królewskie)
doradców byli: z początku Spytek Melsztyński, kasztelan krakowskij
dawny powiernik króla Władysława, a później Jan Rzeszowski.
Nie było w radzie królewskiej nikogo, ktoby się nauką wyższą nie
odznaczał, bo też sam król ją posiadał. Tem się tłómaczy, że rządy
Kazimierza Wielkiego nie tylko teraźniejszości czyniły zadość, ale
też stały się drogowskazem na przyszłość. Sprawowali je bowiem
najrozumniejsi.
UNIWERSYTEr.
światło wyższej nauki dochodziło do Polski z Zachodu,
z Francyi i z Włoch. Tam były źródła wiedzy, zakłady poświęcone
naukom, zwane uniwersytetami. W środkowej Europie długo nie
było żadnego. Skotnicki kształcił się w Bolonii we Włoszech, tam
też do Padwy posłał Rzeszowski swego syna. Nie brakło w Polsce
ludzi z uniwersyteckiem wykształceniem, ale trzeba było po ni(
jeździć do dalekich krajów. A do wyższych stanowisk w państwie
trzeba było koniecznie takich ludzi, zwłaszcza, że na uporządko-
waniu prawa krajowego królowi tyle zależało. Potrzebowało nowe
polskie państwo, dążące do tego, żeby coś znaczyć w Europie
mężów uczonych, a zwłaszcza prawników. Dopiero w roku 1347
powstał uniwersytet w Pradze, założony przez Karola IV., pierwsz}
w Europie środkowej; było naszym już znacznie bliżej, ale kró
nie spoczął, aż miał w swem państwie uniwersytet własny. Trzebć
było do tego papieskiego zezwolenia.
Otrzymał je z wiosną 1363 posłujący w tej sprawie do Avi-
nionu Jan Rzeszowski. Przystąpiono zaraz do dzieła. Już dnia
12 maja 1364 wydaje król i miasto Kraków dyplomy dla powsta(!
mającej ,; Szkoły Ołównej" królestwa polskiego, która nie mogła przet(
być gdzieindziej, jak w stolicy państwa. Profesorowie i studenci
pochodziliby z rozmaitych stanów i do tego z rozmaitych narodów;
gdyby każdy z nich innemu podlegał prawu, nie byłoby żadnegc
porządku. Utworzono więc z członków uniwersytetu osobny stan,
UNIWERSYTET. 403
Z zupełnym samorządem. Miasto Kraków z największą ochotą
wydało dokument poręczający wszelkie swobody uniwersytetowi.
Obydwa dokumenty posłano papieżowi, który już zapytywał arcy-
biskupa gnieźnieńskiego o bliższe, wiadomości. Dnia 1 września
1364 r. zatwierdził papież Urban V. fundacyę uniwersytetu, ale
na razie jeszcze bez wydziału teologicznego. Z końcem września
odbywał się właśnie ów kongres monarchów w Krakowie i po-
służył za sposobność do zjednania przychylności nowemu uniwersy-
tetowi wśród ościennych władców, bo z ich krajów miała młodzież
napływać do Krakowa. Ustanowił król trzy katedry prawa kano-
nicznego, pięć prawa rzymskiego, dwie lekarskie i jedne t. z. nauk
wyzwolonych, t j. dla wstępnego ogólnego wykształcenia. Płace
profesorów byty nierówne, od dziesięciu do czterdziestu grzywien
rocznie, razem grzywien 340, a wypłacać je miano z dochodów
żup wielickich. Na początek urządzono wydział ,;nauk wyzwolo-
nych", jako przygotowawczy, bo dopiero po egzaminie z tego
wydziału niższego wolno się było zapisać na medycynę lub prawo.
Nie można tedy było zaczynać wykładów na tych dwóch wy-
działach, póki profesor ,;nauk wyzwolonych", któremu oddano szkolę
przy kościele N. Maryi Panny, nie przygotuje zastępu pierwszych
uczniów. Dopiero w r. 1366 mógł uniwersytet otworzyć Wydział
prawniczy i to nie zupełny; zaczęto od prawa kanonicznego. Tymcza-
sem zaś rozmyślił się król i postanowił uniwersytet urządzić inaczej,
a mianowicie, żeby profesorowie mieszkali razem w t. z. kolegium
i tam zarazem wykładali, a uczniowie też razem w t. z. bursach.
W Krakowie nie znaleziono stosownego miejsca pod budowę
gmachów, czy może miasto nie chciało ponieść potrzebnych na
to ofiar, czy też, że król chciał uświetnić nowe miasto przez siebie
założone i od swego imienia nazwane, dość, że pod koniec życia
postanowił król przenieść uniwersytet z Krakowa na Kazimierz
i tam w miejscu zwanem „na bawole" ^) zaczął stawiać kolegium.
Ledwie zdążono zbudować fundamenty, skończył król żywot, a po
nim zabrakło opiekuna rozpoczętemu dziełu. Uniwersytet był
wprawdzie w Krakowie, ale to był ledwie mały uniwersytetu uła-
mek, szkoła przygotowawcza i trochę prawa kanonicznego. Dalej
^) Od gospody „pod bawołem", która należała do cecliii papierników,
a którzy mieli bawołu za godło.
404 KRÓL CHŁOPÓW.
nie rozwijało się dzieło; nie opiekował się niem całkiem ki
Ludwik węgierski, aż dopiero w zmienionych zupełnie stosunkacl
odnowiono i uzupełniono fundacyę Kazimierza W. w lat 30 p(
jego śmierci, w r. 1400. Pierwsza zasługa jemu jednak należy!
jego to pomysł i jego pierwsze trudy około szkoły, która w na^j
stępnym wieku tyle Polsce miała przysporzyć sławy, a stała si(
niespożytą warownią kultury polskiej w czasach najboleśniejszyci
i najcięższych. Światło rozniecone na polskiej ziemi przez Kazi-
mierza W. jaśnieje do dziś dnia.
Król Kazimierz Wielki zamieniał Polskę z drewnianej na
murowaną, bogacił ją, organizował, wzmacniał wszechstronnie je
siły. Był ,; królem chłopów". Kmieci, którzy mieli własną ziemię
tych wszystkich doliczył do rycerstwa, skutkiem czego przeszli dc
szlachty, a którzy na dzierżawach byli, ci otoczeni troskliwą opieki
prawną, w takich byli dostatkach, że za spadek po krewnyi
mogli kupować kielichy do kościołów. Ten sam ;;król chłopów
pamiętał też o oświacie, chciał podnieść naród cały, do wyższeg(
poziomu cywilizacyjnego, jakby wiedziony przeczuciem, że poty
się Polska będzie rozwijać, póki w niej oświata stać będzie wy-
soko i ostatnie lata swego^życia poświęca urządzeniu uniwersytetu
MAŁŻEŃSTWA KAZIMIERZA W.
Monarcha, który tyle szczęścia zapewnił poddanym, sam
osobiście w prywatnem życiu szczęśliwy nie był. Mając lat 15.;
poślubił również 15 letnią Aldonę Gedyminównę, wesołą, zamiło-
waną w łowach. Z Aldoną nie miał syna, a w powtórnem mał-
żeństwie z Adelajdą heską całkiem nie miał dzieci. Król zawarł
był traktaty zapewniające Ludwikowi węgierskiemu następstw(
po sobie, ale wolałby, żeby się bez tego obeszło i pragnął ko-
niecznie mieć syna. Chciał przeto rozwieść się z bezpłodną mał-
żonką i nowe zawrzeć śluby. Starał się o dyspenzę i otrzyma!
dokument papieski z dyspenzą, jak się potem okazało, wydany
bez wiedzy papieża! Sprawa ta nie jest jeszcze dostatecznie wy-
jaśnioną; bądźcobądź padł król ofiarą podejścia i fałszerstwa)
którego się dopuszczono, żeby sobie pozyskać jego łaski. W r. 1356^
bawiąc w maju w Pradze, poznał tam król piękną mieszczkę,
Krystynę, wdowę po rajcy Mikłuszu Rokiczańskim. Następnego
roku odesłał Adelajdę do Hessyi, zajął ziemie w Sandomierskiem
i
I
I
I MAŁŻEŃSTWA KAZIMIERZA WIELKIEGO. 405
wyznaczone na jej oprawę, a sprowadził z Pragi Krystynę i wziął
z nią ślub, którego udzielił opat tyniecki, Jan. Koronowaną nie
była. Ludwik węgierski oświadczył, że gdyby z tego małżeństwa
był syn, nie będzie go uważał za dziedzica polskiego tronu, ale
sam obstawać będzie przy swych prawach do następstwa. Nie-
długo porzuca król Krystynę i dnia 25. lutego 1363 żeni się
z Jadwigą Żegańską. Ślubu udzielił we Wschowie biskup poznań-
ski, na jakiej znowu zasadzie, niewiadomo. Czy duchowieństwo
polskie samo może unieważniło ślub z Krystyną, a do małżeń-
stwa z Jadwigą użyto poprzedniej podrobionej dyspenzy, czy też
nową ukuto do " tego intrygę, to pozostanie na zawsze taje-
mnicą. Sam król sprzyjał zapewne obmyśleniu pozorów, któreby
nowe małżeństwo uczyniły prawnem' w oczach świata. Ludwik
węgierski wydał też w r. 1354. dokument, w którym zrzeka się
następstwa tronu, jeżeliby król miał syna z małżeństwa zawartego
z księżniczką z jakiego domu panującego. Księżniczka Jadwiga
była koronowana, powiła królowi trzy córki, ale syna nie było.
I Krystyna Rokiczańska pozostała też w Polsce. Królowa Adelajda
zaczęła dochodzić swej krzywdy i okazało się, że papież dyspenzy
nie dawał. Rozpoczęło się w tej sprawie śledztwo w r. 1365,
I które skończyło się po trzech latach pomyślnie dla Jadwigi. Pa-
pież Urban V. ogłosił dnia 26. maja 1368, że król polski rzeczy-
wiście dyspenzę otrzymał i zaprzeczył pogłoskom, jakoby poprze-
dnia była podrobiona. Zachodziło więc widocznie jakieś nieporo-
zumienie i szczególniejszy, a nieznany nam dzisiaj, zbieg okoli-
czności. Dzieci Jadwigi uznał Urban V. za prawe. Nieszczęśliwa
Adelajda przeżyła o rok króla Kazimierza.
Mając lat 60 był Kazimierz Wielki w r. 1370 krzepki i zdrów
zupełnie, gdy uległ przygodzie. Dnia 9. września polując w Przed-
borzu, w województwie sieradzkiem, spadł z konia i złamał nogę.
Opatrzono ranę i zdawało się, że nie będzie niebezpieczeństwa-
Lekarz nadworny, Henryk z Kolonii, bawił podtenczas w Sando-
mierzu; król mając tam jechać, nie kazał nawet po niego posyłać,
ale sam wybrał się do Sandomierza; widocznie nie przywiązywał
większego znaczenia do tego wypadku. Lekarz Henryk ostrzegał
jednakże i wydał polecenia stosowne; król całkiem się ich nie
trzymał, odbywał wycieczki w okolicę, ucztował i zabawiał się.
Na jednej z takich wycieczek nagle zaniemógł i musiał ośm dni
406 ŚMIERĆ I TESTAMENT KAZIMIERZA WIELkIEGO.
przeleżeć, w klasztorze koprzywnickim. Dźwignął się i ruszył d
Osieka; tu znowu mu się pogorszyło, ale nie zważając na to ri
szył do Krakowa. Zatrzymawszy się jeszcze w drodze w Nowei
mieście Korczynie, dojechał do stolicy dnia 30. października. Na
zajutrz tracił już chwilowo przytomność, dnia 3. listopada ułóż]
testament a o wschodzie słońca dnia 5. listopada 1370 r. zakor
czył smutne dla siebie, a dla Polski tak pożyteczne życie. Prze
samą śmiercią wyznaczył pieniądze na nowe obwarowanie gro
włodzimirskiego; tak do ostatniego tchu „murował" gmach pat
stwa polskiego wielki król-gospodarz.
TESTAMENT KAZIMIERZA W.
Ludwik węgiei*ski miał tedy zostać następcą; ale ostatni
wola Kazimierza Wielkiego ograniczała znacznie jego panowanif
Wnuk królewski po kądzieli, książę szczeciński Kazimierz, syn Bo
gusława V. i Anny, najstarszej córki Kazimierza Wielkiego, zro
dzonej z Aldony, brat Elżbiety królowej czeskiej i cesarzowej, żon;
Karola IV.; otrzymał niespodzianie wielkie wyposażenie. Testamen
królewski wyznaczał mu Kujawy, Łęczyckie i Sieradzkie, jako lenn(
korony polskiej ; trzy ziemie położone w samym środku Polski
W ten sposób powstałoby znaczne państwo, rozdzielone na dwi(
części Pomorzem gdańskiem, pozostającem w ręku Krzyżaków. Ksią
żęta szczecińscy dążyliby oczywiście do połączenia swych posia
dłości, a zatem prowadziliby politykę dążącą do odzyskania Gdańsk
i dolnego biegu Wisły. Posiadłości Kazimierza Szczecińskiego gra
niczyły z wszystkiemi temi ziemiami, na których zależało Kazimi(
rzowi Wielkiemu ze względu na nieukończoną jeszcze walkę z nie
mieckim naporem. Księstwo szczecińskie graniczyło nietylko z Za
konem krzyżackim, ale też od południa z Brandeburgią i na po
skiej ziemi utworzoną Nową Marchią, a od północnego wschodi
z niepodległem biskupstwem kamińskiem nad Bałtykiem, które te
biskupstwo pragnął Kazimierz Wielki wcielić do metropolii gnie
źnieńskiej i rozpoczął nawet pomyślne o to starania na dworze pa
pieskim. Kujawy graniczyły od północy z biskupstwem chełmiń
skiem, które ryskiej podlegało metropolii, a będąc na polskiej ziemi
powinno też było należeć do prowincyi kościelnej polskiej. Sie;
radzkie zaś graniczyło ze Ślązkiem, z wrocławską dyecezyą. Pań
stwo Kazimierza Szczecińskiego graniczyć więc miało ze wszyst-
DYNASTYA POMORSKA. 407
kienii temi ziemiami, których odzyskanie i połączenie z Polską
miało się stać zadaniem polskiej polityki. Była to wskazówka, jak
mają działać książęta szczecińscy, na nowo dla polskiego narodu
odzyskani. Rzecz bowiem prosta, że książę, mający trzy polskie pro-
wincye, musiałby się poczuć polskim książęciem i prowadzić na-
rodową politykę, jeżeli się chciał przy polskich lennach utrzvnx.x.
Testament Kazimierza Wielkiego przyłączał do polskiej polityki
i łączył z polską koroną Pomorze odrzańskie, dawną zdobycz Bo-
lesława Krzywoustego i wskazywał wielkie pole do pracy w kie-
runku zachodnim. Wschodnich praw miała pilnować Małopolska,
najbardziej bezpośrednio w nich interesowana. Przyszłość naj-
bliższą wyobrażał sobie wielki król tak, że naród polski podzieli się
na dwa polityczne odłamy; ażeby z przesilenia, które przechodził,
wyjść nietylko obronną ręką, ale z chwałą, wzmocniony i żeby
nie uronić niczego ze swego dziejowego obszaru, będzie okolona
posiadłościami księcia szczecińskiego Wielkopolska przeć ku Bał-
tykowi, a Małopolska ku Dnieprowi i morzu Czarnemu.
Układ z Ludwikiem węgierskim z r. 1355 zastrzegał, że po
inim mogą dziedziczyć koronę polską tylko jego synowie, a nie
córki. Ludwik zaś miał trzy córki ale nie miał syna. W r. 1370
należało według wszelkiego ludzkiego obliczenia przewidywać, że
po najdłuższem życiu Ludwika tron polski nie będzie mieć dzie-
|dzica, że będzie trzeba obmyśleć następstwo po nim. A któż byłby
stósowniejszy na następcę, jak nie książę pomorski, kujawski, sie-
radzki i łęczycki, powołany testamentem Kazimierza Wielkiego na
ispadkobiercę jego polityki, gdy nie mógł być powołany na bez-
pośredniego następcę tronu? Po Kazimierzu Wielkim ma nastąpić
Ludwik węgierski, ale potem nowa dynastya: pomorska, któraby
zapewniła Polsce nietylko ujście Wisły, ale nawet Odry. Pano-
wanie Ludwika węgierskiego miało być tylko niedługim ustępem
między rządami dwóch dynastyj : piastowskiej i pomorskiej.
Takiego testamentu nie układa się na prędce. Rzecz cała
była oczywiście dawniej obmyślana i nie była niespodzianką dla
poufnego grona królewskich doradców, zwłaszcza dla kanclerza
Janusza Suchywilka Strzeleckiego. Wykonaniu testamentu w tej
formie sprzeciwił się jednak król Ludwik i nadał Kazimierzowi
Szczecińskiemu inne lenna, a mianowicie ziemię Dobrzyńską (wy-
kupioną od Krzyżaków) i północny skrawek Kujaw i Wielkopolski:
408 ZAKOŃCZENIE.
ziemię bydgoską i wałecką z grodami Bydgoszczem i Wałczem.
Lenna te, mniejsze bez porównania od zapisu Kazimierza W., wci-
skały się wąskim pasem pomiędzy państwo polskie a krzyżackie.
Nie wiele dodawały siły księciu szczecińskiemu i nie mogły mieć
żadnego politycznego znaczenia. Niesposób jednak było wszczy-
u?^ wojnę i posunąć się do buntu przeciw Ludwikowi.
ZAKOŃCZENIE.
Przebiegliśmy, licząc od czasów świętych Cyryla i Metodego,
pięćset lat dziejów Polskicłi, historyę piętnastu pokoleń naszych
praojców. Z mroku pogańskiej przeszłości wyprowadziło nas na
widownię świata chrześcijaństwo. Kościołowi katolickiemu mamy
do zawdzięczenia pierwszą naszą cywilizacyę i ściślejszą styczność
z Zachodem. Dzięki katolicyzmowi i zachodniej cywilizacyi, dzięki
roztropności pierwszych wielkich Piastów zorganizowało się państwo
Polskie, położyło tamę pchającemu się na w^schód żywiołowi nie-
mieckiemu i ochroniło nas od losu, jaki dostał się w udzielę
braciom naszym z nad Łaby, Odry i z Pomorza.
Z dwuwiekowego politycznego upadku dźwigają nas dłonie
znowu wielkich Piastów i kładą podwaliny przyszłej świetności
i potęgi królestwa polskiego, dzięki silnemu, ogólnemu poparciu
społeczeństwa, które w dwuwiekowej niedoli ducha narodowego
nigdy nie traciło. Tym wielkim Piastom i tym naszym prapra-
dziadom z owych wieków zawdzięczamy i naszą wiarę i naszą
narodowość. Cześć im za to.
O
BINDING SECT. AUG13 1955
DK
,2
K65
Koneczny, Feliks
Dzieje Polski za Piastów
PLEASE DO NOT REMOYE
CARDS OR SLIPS FROM THIS POCKET
UNIYERSITY OF TORONTO LIBRARY