Google
This is a digital copy of a book that was prcscrvod for gcncrations on library shclvcs bcforc it was carcfully scannod by Google as part of a projcct
to make the world's books discoverablc onlinc.
It has survived long enough for the copyright to cxpirc and thc book to cntcr thc public domain. A public domain book is one that was never subjcct
to copyright or whose legał copyright term has expircd. Whcthcr a book is in thc public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, cultuie and knowledge that's often difficult to discovcr.
Marks, notations and other maiginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journcy from thc
publishcr to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commcrcial partics, including placing lechnical rcstrictions on automated querying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use ofthefiles We designed Google Book Search for use by individuals, and we request that you use these files for
person al, non-commercial purposes.
+ Refrainfinm automated ąuerying Do not send automated querics of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a laige amount of text is helpful, please contact us. We encourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attributłonTht Goog^s "watermark" you see on each file is essential for in forming peopleabout thisproject and helping them lind
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can'l offer guidance on whether any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
anywhere in the world. Copyright infringement liabili^ can be quite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps rcaders
discoYcr the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli icxi of this book on the web
at|http: //books. google .com/l
Google
Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznydi pólkach, zanim została troskliwie zeska^
nowana przez Google w ramach projektu światowej bibhoteki sieciowej.
Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy.
Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając
długą podróż tej książki od wydawcy do bibhoteki, a wreszcie do Ciebie.
Zasady uźytkowEinia
Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych
pokoleń. Niemniej jednak, prEice takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostEu^czać te materiały, podjęliśmy środki,
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów
komercyjnych.
Prosimy również o;
• Wykorzystywanie tych phków jedynie w celach niekomercyjnych
Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w nickomcrcyjnycti
celach prywatnych.
• Nieautomatyzowanie zapytań
Prosimy o niewysylanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia
badań nad tlumaczeniEimi maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest
dostęp do dużych ilości telfstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni.
• Zachowywanie przypisań
Znak wodny"Googłe w łsażdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowyeti
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać.
Hganie prawa
W ItEiżdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że
skoro dana łisiążka została uznana za część powszecłmego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam
sposób tralrtowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych lirajów, a
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej użj'wać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe.
Informacje o usłudze Google Book Search
Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem [http : //books . google . comT]
dbyGoof^le
,J
I
dbyGoof^le
AE
.ąs6
v.it
T»,D łS «ri\*#*
.hi:
dbyGoof^le
dbyGoof^le
ENCf
.vGoo<^le
dbyGoof^le
^.
Tegoż autora niektdre inne prace.
it 1
Obrifdy rolalote— odbitka z „Biblioteki Wamzawakiej", r. 1867.
KipninoDliB— stary zwyczaj palenia Sobittlc w ekolioach Tykocina. Warsznwa, r. 1867, druk Ero-
koszyńeiki^o (ksiąleczka dla ludu).
Anula. Swifta wieczory. Warszawa, r. 1868 [ksiąieczka dla lodu).
Obohady waaelae, z 5 drzeiforftami, 2 tablicami nut i mapką. Cząió pierwHza pod paeudoDimem Pru-
Bkiego. Kraków, r. 1869. etr. 33ti, nakładani autora.
Żywot JnlJaM Bartoszewicza. Kraków, 1871 r.
Kłlka słów o aBSzyoh stacjach krzealennyoh — odbitka z „Bibl. Wardzawskiej", r. 1872.
Ditennlk podróży po Niennie (w „Kronice Rodrinnej" nr. 10-24 z r. 1873 i or. 3—16 z r. 1874).
Ułan ek s taroty tisgo kazania o ii alledst wis — odbitka z „B[bl. Werszairskiej", r. 1873.
Dawna zieaiia Bielska I Jaj cząstkows szlacbta — odbitka z ,,Bibl. Warazawakiej", r. I8T3.
Osady nad Nleainem I aa Podlasiu z czasów użytkn kriemlenla, z 44 drzeworytami (w wydawnictwie
zbiorowem „Wiadomości archeologiczne", Warszatra, r. 1874).
Starslytne osady z czasów ntytkn krzentsolt na zieai. dawae] Polski (.Kłosy", z r. 1875, nr. 5171518).
Dziennik podróży po Bugu (w , .Kronice Rodzinnej" nr. 20—24 z r. 1875).
Osady z czasów ułytkn kneMlenla pod Kobyllneai, ZanbrzycaBii, Zaleslaa, Siealaw^, $zozakow« i Bor-
kleai falfCklai fw wydawoiclnie „Wiadomości archeologiczne". Warszawa, 1876 r.).
Dawna ziemia ŁoaiżyAska — odbitka z „Bibl. Warszawakiej", r. 1876.
Starodawne dumy I pIsAai. Warszawa, r. 1877, nakład Gebethnera i Wolffa.
Antant Tyzenhauz, podskarbi aadwerny litewski (w Il-im tomie „Kwartalnika Kłosów", 1877 r.).
Obrazy ź zaaiierzchlych dziejów — odbitka z „Biblioteki Warszawskiej", r. 1879 (dwa odczj-ty miane
w ssii ratueza warezawflkie^ na dochód oead rolnych).
O pleAaiacłi ludowyoli I narodowych („Klony" z r. 1881 nr. 836 i 837).
Osady przedhistoryczne aa parzsazu Biebrzy („Zbiór wiadomości do antropologii krajowej", wydanie
Akademii Um., Kraków, 1882 r., tom VI).
Wolyd I wykopaliska noszczaDlckle („Zbiór wiadomości do antropologii krajowej", wjd. Akademii Um.,
Kraków, 1882 r. tom VI).
Zagadki lodowe z nad Narwi I Bnga ~ odbitka z VII tomu „Zbiom wiadomości do antropologii kra-
jowej", wjd. Akademii Um., Kraków, 1883 r.
Harzaaia sanotnlka (poemat ziemiański). Warszawa, r. 1883.
Zwyczaje doroczae (pierwsze wydanie w Warszawie r. 188^;, po którem nastąpiło kilka innych).
Wyolq|1 t „Dziejów Polskloh" Długosza dotyczące flzjograflł dawnsj Polski — odbitka z VllI-go tomu
„Pamiętnika fizjograficznego". Warszawa, 1887 r.
Dłaflosz I pleónl polskie („Wisła" t. III. r. 1889).
PaBlftalk Aatoalego Potooklsgo („Niwa", r. 1892).
Notatki do gospodarstwa społecznego 1 rolnictwa ze 'r6i|>,| ifg^nlcwlecznych („Niwa", r. 1692).
Pleial ladn, zebrał Z. filoger w latach 1861—1891, Krakó^ .ooo pti. iSl, nakładem własnym.
Ze ełaryoh szpargałów *. p. Karała Źsry, Ffaszki I op J* , ^° ' wspisal Z... G... Warszawa, l
etr. 256, nakład S. I^^weplala.
"V
#1*
dbyGoof^le
II
Slawnik Bwary iHdowej w okr^gn Tykoeldikla. Warauwa, 1894 r. — osubae odbicie z IV-go tomu
„Prac fiioli)|^'czn;ch".
Skarblso slrzaehy laszej. KrakAir, 1894 r., etr. 356, cena kop. 60. (Dwa wyduiia: jedno Macierzy pol-
skiej, drugie Gebethnera i Wolffa).
O łiibne lltewikte I tanę Muowleokln („Gueta Lwoirska" v numerach z listopada 1894 r.).
Przysłowia Indi z akollo Tykoolas (,>Wieta", t. 10. etr. 349—361, r. 1896.
Ktlfga rzaozy palakleh, Krak6w, 181)6 r., atr. 498, wydanie Macierzy polakiej. Drugie wydanie w tymże
roku nakładem autora p. t. Slowalk rieozy atarsłytnycll. Trzecie wydanie nakładem Towa-
rzystwa wydawniczego lwowskiego, str. 537, r6wnie2 w Krakowie u Anczyca.
flaagrafJB hlatoryozaa zlaa dawaa] Polski, z 64 rycinami i mapą, r. 1900, etr. 387, dwa wydania w
Krakowie nakładem Bpdtki wydawniczej polskiej.
Rek polski w tyolu, tradyeyl I pleial, z 40-tu rycioaoii, str. 385, nakład Jana Fiezera w r. 1900.
Blalowieła w alboHla, Warszawa, 1903 r., atr. 48, rycin 28, druk Lasbanera.
Dallaaail rzek (6 podróiy po Niemnie, Wiśle, Bugu i Biebrzy a kilkudziesięciu widokami). Warszawa,
1903 r., str. 219. nakład F. Hdsicka.
W dziele zbiorowem: „Album biograficzne iBsłnlonych Polaków i Polek" t. I i II, Warezawa (r. 1901
i 1903) fydoryey następujących ludzi: Dezydery Chlapowaki, Grz^ora Józef Clilopicki, Józef
Dwernicki, Ant Edw. Odyniec, Jan Czeczot, Walenty Wańkowicz, Jan Nep. Kurowski, Ale.
keander Przezdziecki, Jul. Bartoszewicz, Woje Jastrzębowski, Łuk. Gołębiowski, Kaz. Wład.
Wójcicki, Bolesław Podczaszy ński, Ignacy Łyakowski, Edm. Stawiski, Kaz. Stronczyński, E.
Bastaniecbi, Ambr. Grabowski, Karol Brzostowski, Wincenty Korotyóski.
DigitizedbyGoOt^le
Pleciecie najełarsze szlachty polskiej.
Do pieczęci najdawniejszych, których od-
ciski praechow^y się przy dokumentach
z XIII w., należą podane tu w rysunkach:
Nr. 1) Pieczęć Gniewomira z napisem St-
gi(ll) Gn£vomiri, który to
Gniewomir występuje już
w r. 1161 a umiera (we-
dle Długosza) w r. 1185.
Pieczęć ta wisiudokumen-
tuzpierwszychlatXIIIw.
I. ^^ Gnie- przechowanego w Pradze
womira z XII w. czeskiej, w arch. przeor-
stwa zakonu johannitów. Pod Nr. 2) po-
dajemy pieczęć Imbrama, syna Gniewo-
mirowego. Nr, 3) Pieczęć Marka, woje-
Nr. 2. Pieczęć Imbrama Nr, 3. Pieczęć Marka,
ze Strzegomia, syna po- wojewody krakowakie-
wyisz^o Goiewomira. go.
wody krakowskiego, z napisom Mara S.,
wisząca przy wyroku tegoż Marka woje-
wody, z r. 1220, przechowywanym da-
wniej w archiwum cystersów w Mogile
pod Krakowem, dziś w zbiorach Pawli-
kowskich we Lwowie. Nr. 4) Pieczęć Ste-
fana z Wierzbna, zi\a^\SQmS.Stepkani dc
V(er)btio, wisząca u dokumentu z r. 1226
w archiwum rządowem wrocławskiem.
Nr. 5) Pieczęć Pakosława, wojew. sando-
Entyklopodjn Blaropolsks, lom IV,
mierskiego, z napisem Sigillum {Pa)cosłai,
wisi u przywileju księżnej Grzymislawy z r.
1328. Nr, 6) Pieczęć Przybigniewa, z na-
pisem Sigillum Pribignewi, niegdy uwie-
-f
Nr, 4. Pieczęć Ste-
fana r. Wierzbna.
Nr. G. Pieczęć Przybigniewa,
szona U dokumentu z r, 1236, obecnie o-
dorwana, znajduje się w zbiorach bibljo-
teki Raczyńskich w Poznania. Nr. 7)
Pieczęć Wlodzimirza z napisem Sigillum
[Vlo{d)imiri^ w latach 1232 i 1234 kaszte-
lana brzeskiego a w r, 1238 wojewody
^'"^kowsk-ifiS'^! zawieszona u dokumentu
z r. , - ^ archiwum cystei-sów w Szczy-
■yGoot^le
PIECZĘCI]
rzyeu. Znak pieczętuy przedstawia mo-
nogram Petrus, jakiego, wedle Długo-
sza, ożywał Piotr zwany Duninem. Od
tego znaku — zdaniem prof. Piekosińskie-
go — pochodzi herb Radwan. Nr. 8) Pieczęć
Warsza (Warcisława), kasztelana krakow-
Hr. 7, Pieczęć Wło-
dzi mirsB , kasztelan r
brzeskiego, polem Nr. 8, Pieczęć Wareai,
nojeffody krakow. kasztelana krakowskiego.
skiego, z napisem ^S"- WarsiiCasteltani-
Cracovu, piastującego ten urząd w r. 1278-
Nr. 9) Pieczęć Bienia
Iz Łososiny, aynaWoj-
^awa, a wnuka Wita
czyli Wydżgi, niegdy
kasztelana sądeckiego,
z napisem: S. Benonis
de Łososina, wisząca u
dokumeatti z r. 1304
w archiwum klasztom
Nr. 9. Pieczęć Biaiia ńw. Andrzeja w Kra-
z Łososiny. ^^^.^ j^^ j^^ Pieczęć
komesa Tomislawa z Mokrska, kasztela-
na sądeckiego, z napisem [S. Thof>its))lai-
Co{mt)iis ■ de • Mok(r)sko wisząca u doku-
^^ mentu z 1316
l-^wn^S, n yyjfi I ruśw.Andrze-
ja w Krako-
wie. Nr. 11)
Pieczęć Budzi-
woja, wisząca
przy wyroku
Marka, woje-
wody krakow-
Nr. 10. Pi«^ć To.iń™ . M,b.*'«'> " 12^
archiwum cystersów w Mogile, dziś prze-
chowana w zbiorach Pawlikowskich we
Lwowie. Nr. 12) Pieczęć Klemensa, wo-
jewody krakowskiego, zawieszona u doku-
eka, kasztelana sądeckiego.
Dawniej ^
mentu z r. 1244 w archiwom cystersów
w Mogile pod Krakowem.
Dwanaście rysunków powyższych pie-
częci wybraliśmy z liczby 48 podanych w
pracy prof. Frań. Piekosińskiego p. n. „Po-
czet najstarszych pieczęci szlachty pol-
skiej", odbitka z „Wiadomości numizma-
ty czno- archeologicznych", Kraków, Nr. 1,
1890 roku. Rysunek Nr. 13) przedstawia
nieznaną jeszcze prof.
Piekosińskiemu, bo wy-
kopaną później pieczęć
sygnetowąŚwiętostawa.
Pieczęć powyższa jest
najstarszym znanym
pierścieniem sygneto-
wym polskim, o którym
podajemy tutaj rzecz na-
Nr. 13. f^ecięć sy- pisaną do naszej Ency-
zkońw.XIIlubpior«- klopedyi przez światłe-
szej potowy XIIIw. gQ miłośnika zabytków
przeszłości ojczystej p. Stefana Suchec-
kiego, a powrócimy raz jeszcze do tego
szacownego zabytku pod wyrazem Pier-
ścień.
„Pierścień ten znaleziony niedawno
przy kopaniu rowu w majątku Korzocz-
nik (w gub. Kaliskiej, pow. Kolskim, wła-
sności p. Borodzicza), przedstawiony tu
w podobiżnie naturalnej wielkości, wyko-
nany jest ze złota bardzo wysokiej próby,
może czystego nawe^, jupełnie i waiy 7
dbyGoot^le
PIECZĘCIE.
gr. 3 decigr. 5 centigr., czyli 2'/,^ dukata.
Zauważyć jednak można pewną różnicę
w odcieniu barwy dota między tarczą sy-
gaeta a obrączką na niekorzyść tej ostat-
niej, która także mniej masywną się wy-
daje i może później dorobioną została.
Epokę, do której pierścień ten odnieść
należy, pozwala dość ścidle określić cha-
rakter liter napisa oraz znak rodowy wła-
ściciela w pierwotnym swoim, nieuheral-
dyzowanym jeszcze na zacliodnich wzo-
rach kształcie. Kapis daje się łatwo od-
czytać: ANULTJM SVAT czyU ANNU-
LUM SVANT, a w uzupcJnieniu ANND-
LUM SYANTOSLAI czyli „pierścień
Świętosława". Kształt i okład liter w ze-
stawienia z innymi zabyUiami naszymi
wykazują wspólne typy najpierw, z brak-
teatami czyli jednostronnie bitemi mone-
tami Kazimierza Sprawiedliwego i Wła-
dysława Laskonogiego —nadto z pieczęcią
Komesa Przybigniewa z r. 1336. Uderza-
jącą jest t»kże analogiczna prostota zna-
ku rodowego czyli herbowego, który acz
w odmiennym kształcie i na tej ostatniej
się znajduje. Na mocy zestawień powyż-
szych, pierścień Swiętostawa odnieść mn-
eimy tylko do Btniecia między r. 1150 a
1250. Znak rodowy, którego herbem we
współczesnem zachodniem, lub póioiej-
szem naszem tego słowa znaczeniu nazwać
jeszcze nie można, uważając go raczej ja-
ko prototyp jednego z wy kształconych już
zupełnie herbowych godeł polskich, spo-
tykamy dwa razy wśród zabytków naszych
i źród^, w identycznym nieomal kształ-
cie — mianowicie na beznapisowym brak-
teacie z wykopaliska w Wieleniu, które
Scronczyński („Monety polskie", 1. 1) do
polowy XIII wieku odnosi, następnie zaś,
w późniejszej znacznie dobie, jako herb
.Jańczyk odmienny* przez parę litew-
skich wyłącznie rodów w XVI wieku uży-
wany{Niesiecki.^erbarz"),Zarównopierw-
8zy Jak i drugi przedstawiając identycz-
ne ze Swięto^awowym znakiem prototy-
py, na ślad żaden nie naprowadzają. W
przeglądzie wykszt^conych, t. j. uheral-
dyzowanych godd polskich znak Swięto-
stawa najwięcej przedstawia wspólnych
pierwiastków z herbem Nowina czyli
Złotogoleńozyk. Analogję fę uwydatnia
osobliwie pieczęć przy dyplomacie z roku
1382 (.Kodeks dyplom, wielkopolski*, tom
IV, Pieczęcie LXII), wykazując zarazem
stopniowe przeobrażanie się godła, ten^e
sam bowiem berb Nowina, który od-
najdujemy na niej, aczkolwiek wyraźny
całkiem w zasadniczych kształtach swoich
zamiast integralnej w późniejszej dobie
części t. j. miecza, podobnie jak w Święto-
slawowym znaku, zwyczajny krzyż jesz-
cze przedstawia. Truduiejszem się zdaje
wyświetlenie samej osoby Święto^wa.
Przyjmując dla naszego pierścienia ozna-
czoną wyżej epokę, jednego tytko znajdu-
jemy dostojnika polskiego tego imienia,
któryby się do niej odnieść pozwolił a któ-
rego stanowisko posiadaniu tak wybit-
nie indywidualnego i bogatego klejnotu
by odpowiadało. Jest nim Swiętoslaw, jak
się zdaje, znaczny jakiś dygnitarz przy
boku Kazimierza Sprawiedliwego i póź-
niej Leszka Białego. Dziwnym zaś zbie-
giem okoliczności, zarówno Paprocki w
swoich .Herbach rycerstwa polskiego*
jak i Nakielski w Miechowii (u tego ostat-
niego jakoby z nagrobka wzięty) mienią
go jednym z pierwszych protoplastów ro-
du Nowinów. Tego samego zresztą Świę-
tosława znajdujemy i w Kronice mistrza
"Wincentego i w oryginalnych dyploma-
tach współczesnych. Na razie poprzesta-
jemy na zaznaczeniu wątku, jakiego źró-
dła nam dostarczyły, nie wątpiąc, że tan
najstarszy pierścień polski pobndzi bada-
ozów naukowych do dalszych nad nim do-
ciekań'. Stefan Suchecki'.
^ zako^<^^^ powyższych wiadomo-
ści wftiatfttszych pieczęciach prywat-
ny ^.^ 1 kic^' TJO^s^oUrdy tu sobie dodać
rv- V OO * OW starożytnej pieczęci, al©
V -
dbyGoof^le
PIECZĘTARZE.— PIENIĄDZE.
tylko niezwykle ozdobnej rączki czyli osa-
dy pieczęci hetmana .Rewery' Potockie-
go 7. XVII w.
Piflczfłarze.
Tak nazywali Po-
lacy i Volumina
łegum kancie-
rzów i podkan-
clerzych. Ob.
Kanclerze, P o d-
kanclerzowie
i kancelarje
(,Enc.Star."t.II,
str. 322).
Pieie8z,pele3
— łożysko zwie-
rza dzikiego, je-
go gniazdo i kry-
jówka. Syrenjusz
pisze: , Pielesze
bestyi jadowi-
tych, w których
się praechowu-
PJenia znaczy
to samo, co pie-
nianie, pleniac-
two, procesowa-
nie. Pieniąc —
to samo, co pra-
wowaó Bię, proce-
sować. Grunt p i e n n y, dobra p i e n n e,
.granica pienn a — to samo, co sporne,
procesem dochodzone. Palestra polska,
ciągn%c z pieniactwa wielkie zyski, była
czynnikiem, sztucznie rozkrzewiającym
takowe. Krasicki pisze w .Panu Podsto-
lim: „Pasja pieniactwa coraz się bardziej
wkorzenia", oraz gdzieindziej:
^Pieniitjąc zuchivale,
Wjgrał fortunę znaczaą w trybunale".
Pieniądze w Polsce. Za czasów pogań-
stwa przychodziło do Polski drogami han-
dlu dużo pieniędzy staro-rzymskich, azja-
tyckich (kufickich), saskich i innych, któ-
re znajdowane są dziś nieraz na ziemiach
Nr. 14. Pieczo^ hetmana
Rewcry Potockiego.
polskich W znacznych iloiciach. Pierwsze
pieniądze polskie zaoząl bić ze srebra Mie-
szko I, po przyjęciu z narodem wiary
chrześcijańskiej. Były to denary, od któ-
rych rozpoczyna się w dziejach mennicy
Nr. 1 i 2. DcDsry Mieszka 1 (r. 065-992).
polskiej okres denarowy. Podobne dena-
ry bil Bolesław Chrobry, Późniejsze, za-
pewne z czasów wojen Bolesława Śmiałe-
go, są monety noszące wizerunek trzech
wież zkopułami bizantyjskiemi, które, za-
równo jak denar Chrobrego z ruskim na-
pisem, są niewątpliwym śladem panowa-
nia Bolesławów nad Busią. Denary cięż-
kie Chrobrego okazują widocznie bogactwo
jego skarbu. Po jego śmierci, w uszczur
plonych granicach tnoiejbylo srebra, więc
żona Mieszka II R,y\. a, l^^na) oraz Ka-
zimiei-z 1 wybijali i q ma-lą monetę mi-
seczkowatą na "^"^^^ ,^^\ J^^^ przy-
,Goo<^le
PIENIĄDZE.
pospolicie na kopy. Pierwszą monet% do-
tą -w Polsce jest dukat wybity z rozkazn
"Władysława Łokietka. Kazimierz Wiel-
ki wybijiJ od r. 1337 do 1346 grosze kra-
kowskie po 48 z grzywny srebra, lecz za-
niechał zaraz po śmierci Jana Lnksembur-
czyka, który, jako pretendent do korony
Nr. G. Groaz koronnj Kazimierza Wielki^o.
polskiej, wybijał swoją monetę bezczelnie
z tytułem króla polskiego. Stosunek grzyw-
ny polskiej, ważącej około 200 gramów
i odpowiadającej 48 szerokim groszom
krakowskim Kazimierza, utrwalił się w
pojęciach narodu i w praktyce sądowej
przetrwał do ostatnich lat Bzplitej. Po-
nieważ w Wielkopolsce krążyły pieniądze
systematu prusko-krzyżackiego, z podzia-
łem grzywny czyli marki pruskiej na 4
wiardunki, 2 skojee i 96 kwartników, prze-
to Kazimierz "Wielki, jednoczącdwie głów-
ne części państwa t. j. Wielko- i Mało-
polskę na drodze prawodawczej i ekono-
micznej, uwzględnił też stosunki pienięż-
ne i pogodził z sobą oba te syatematy, bi-
jąc obok groszów krakowskich kwartniki.
Objąwszy Rui Halicką w posiadanie, Ka-
zimierz "Wielki, aby dogodzić jej potrze-
bom, hit dla niej denary z miedzi, która
nigdy jeszcze w mennicach Zachodu ns
monetę używaną nie była, ale nłatwif^a
handel z Orecją, gdzie srebro wyszło z u-
życia a pozostała miedź i złoto. Kazimierz,
jako mądry prawodawca i ekonomista,
wypuszczając mennicę swoją w dzierżawę,
wydał ustawę, która obowiązywała zarów-
no mincarza, jak książąt i biskupów, ma-
jących prawo bicia pieniędzy. Czytamy
Nr. 8. Moneta Zioroowita ks. Mazowiecki i^o
(r. 1341-1381).
w niej: „Jak jeden jest monarcha i jedno
prawo, tak powinna być jedna mennica
wieczysta i dobra pod względem warto-
ści". Wszystkie monety uregulował Ka-
zimierz do grzywny krakowskiej czyli
polskiej, która równą była 48 groszom, 96
półgroszkom, 192 kwartnikom i 864 dena-
rom. Dukat węgierski (polskich bowiem
wybito za Łokietka nadzwyczaj mało dla
braku krajowego złota) szedł po kursie
14—16 groszy srebrnych. Na skojee liczo-
no po 2 grosze a 4 kwartniki, grosz szero-
ki równał się 18 denarom srebrnym, 12
groszy srebrnych czyli 6 skojców two-
rzyło na wagę ćwierć grzywny czyli
wiardunek (yierdoDg, ferton). Grosze bi-
to podług próby 13-ej, t. j, do 13-tu części
czystego srebra dodając 3 innego metala.
Podług tego systematu płacono w końcu
XrV w. w Krakowie: za wołu pól grzyw-
ny czyli 24 grosze, za korzec żyta o gro-
szy, pszenicy 7 groszy, za parę kurcząt 1
grosz, za 100 kloców drzewa l'/j grzyw-
ny, za parę trzewików 2 grosze, za parę
butów prostych 4 i 6 groszy apańskich 12
groszy, za łokieć sukna krajowego od 2 —
4 groszy, a bruksel^^ego groszy 20. Ka-
zimierz W. przy ko>,ft\ois*h wielickich wy-
znaczył pensyi ro(;_ ej cwrwszemu wice-
żopnikowi 26 gi^^ -et^ "^S^i 13 fnntów,
sztygarowi 84 gp^^^' ra^^^kowi i kncha-
yGoot^le
8
do stopy i wagi pieniądze. Napływ atoli
srebra do Earopy z Ameryki obniżał jego
cenę i w Polsce. Za korzec żyta w Kra-
kowie płacono 8 groszy, pszenicy 16 gro-
szy, za karę lYa grosza, za parę batów 19
groszy, cieśla pobierał dziennie 4 i pół gr.
Zygmaat III, wśród ciągłych wojen, sza-
bas powiększenia dochoda z mennicy przez
bicie drobnej monety z gorszego kraszcn,
aż musiał nareszcie zrzec się przywileju
bicia pieniędzy i oddaó mennicę z jej zys-
kami pod zarząd Rzplitej. Pieniądze te
wszakże były jeszcze lepsze od zagranicz-
nych i sejm z r. 1620 zabraniał wprowa-
Nr. 10. Pierwszy talar polski króla Zygmunta
dzania monet obcych do kraju, prócz tala-
rów i dukatów. Pod względem zewnętrz-
nym przedstawiają się monety Zygmun-
ta III okazale, mianowicie talary podwój-
ne i dawane na pamiątkę 10-dukatowe
portagały i 5-dukatowe portugfUy. Od r.
1621 ukazał się nowy gatunek monety w
Bydgoszczy — ort, czyli czwarta część ta-
lara, wybijany w ilości 28 sztuk z grzyw-
ny krakowskiej, o 11 łutach srebra na 6
domieszki. Włady^aw lY na sejmie ko-
ronacyjnym roku 1633 zrzekł się zarządu
mennicy, która już od r. 1627 nie wypusz-
czała wcale monety drobnej, tylko duka-
ty, talary i portugaly i to w ilości niedo-
statecznej, co spowodowało ogromny na-
pływ drobnej, lichej monety zagranicznej.
Od r. 1648 zaczęła się straszna epoka wo-
jen kozacko - tatarskich, moskiewskiej,
szwedzkiej i pomniejszych. Wśród pow-
szechnej ruiny, gdy źródła podatkowe wy-
sychały, sejm r. 1664 zmuszony byt chwy-
ció się spekulacyi mennicznych, na zniże-
nia wartości monety opartych. W r. 16B9
przys^o do użycia miedzi na monetę bez
żadnego jej pobielania. Dla Zasilenia wy-
czerpanego wojnami skarbu, zamiast do-
zwolonych przez sejm dwuch miljoaów,
dzierżawca mennicy Tytus Boratyn i wy-
bił przeszło 20 miljonówzłp. w szelą-
gach, które, nie licząc ruskich k war tnik ów
Kazimierza Wie!., były pierwszą w Polsce
monetą miedzianą, nazwaną od Boraty-
niego „boratynkami". W r. 1663 upoważ-
niono innego dzierżawcę, Andrzeja Tiim-
pe czyli Tympfa, do wybijania
złotówek po 30 sztak z grzywny,
pół na pół z miedzią zmieszanej.
Była to pierwsza moneta jako
I „złotówka" polska z jednej sztuki,
I liczbą XXX oznaczona, której po-
łowiczną wartość realną chciano
podnieść napisem, przypominają-
cym obowiązki obywatelskiej
ofiarności: Dat prettum servała
mlus potiorq. metallo est, czyli
„Cenę daje ocalenie kraju i to lepszem jest
od kruszcu". W mennicach: lwowskiej,
krakowskiej i bydgoskiej przez 3 lata wy-
bito tych dotówek, zwanych „tymfami',
6 miljonów sztnk. Naród, dotknięty ma-
terjalnie, nie uwzględniał ciężkich okoli-
czności, jakie przymusiły Jana Kazimie-
rza do podobnej gospodarki, i w literach
królewskich na tej monecie J. C. R. czyt^
wyrazy: Initium Calamiłatis Regni, i. j,
początek niedoli królestwa. Właściwa je-
dnak przyczyna tej niedoli tkwiła w nie-
zmiemem zubożeniu kraju, spustoszonego
rabunkami sąsiadów. August II Sas nie
otwierał mennic w Polsce, tylko podskar-
bi litewski Ludwik Pociej wybił w Grod-
nie r. 1706 i 1707 njeco lichych szóstaków,
nazwanych nludzljjw^ claczem", od liter
początkowych Ł, ^ Stronnictwo Lesz-
czyńskiego wy woł ' ^^^ "cwmtyiz z obie-
gu. Bito jednalc^ ^0 '^^^ na stopę pol-
% y
dbyV^(
oogk
10
PIERNIK. —PIERŚCIEŃ.
zalecali swoim córkom przysłowiem: „Pie-
przno i szafranno, moja raościa panno'.
Piernik — ciasto z mąki i miodu, nie-
wątpliwie od najdawniejszych czasów zna-
ne w Polsce i nazywane miodownikiem a
od przyprawy korzennej czyli pieprznej,
po staropolsku „piemej ", przezwane pier-
nikiem. Podług odwiecznej tradycyi
narodowej, wypiekano pierniki po wszyst-
kich domach staropolskich z mąki miałkiej
tylko żytniej, zrumienionej w rądlii i roz-
czynionej gorącą patoką. Dla smaka do-
dawano przyprawę korzenną czyli ,pier-
ną" z dolaniem okowity i wybijano ciasto
w kopańce czyli niecce tak dłogo wałka-
mi, aż przestrio się do nich przylepiać.
Wówczas robiono z tego ciasta pierniczki
bądź kształtn małych kraików, bądi pie-
rożków, i ułożone na blasze (posmarowa-
nej u zamożniejszych oliwą) wsuwano do
pieca. Niektóre gospodynie słynęły z se-
kreto w dodawaniu smaka temu ciastu.
Pierniki podawano jako zakąskę przy wód-
ce, jako wety po obiedzie i zwykły przy-
smak przy winie, gdy gość przyjechai nad
wieczorem. Najobficiej przyrządzano na
wigiiję i święta Bożego Narodzenia. Cu-
kru i Inkru nie dodawano nigdy do pierni-
ków polskich. Musiały bywać jednak o-
bok .piernych* i słodkie, skoro Minaso-
wicz pisze w połowie XVIII w.:
„Kto nie pija gorzałki i ad niej umyka,
Ten Blodkitgo nie godzien kosztować piernika"-
Za Zygmunta III przywożono do Polski
na dwory pańskie pierniczki złociste no-
rymberskie, jak zaświadczają rachunki
Wołlowicza z lat 1604— 1615. W XVII w.
słynęły już pierniki toruńskie przywożone
na statkach, powracających z Gdańska w
górę Wisły, Narwi, Buga, Wieprza, Sanu
i Pilicy po odstawie zboża. Pierniki to-
ruńskie do dalekich transportów przezna-
czone różniły się od staropolskich znacznie
większymi rozmiarami. Przysłowie z XVII
w. zaliczało do najlepszych rzeczy w Pol-
sce: „gdańską gorzałkę, torański pier-
nik, krakowską pannę i warszawski trze-
wik".
PiericiflA. W starej pieśni weselników
podlaskich, powracających wieczorem od
ślubu, dyszeliśmy (we wsi Złotoryi nad
Narwią) drwiny z mroku nocnego, który
„BoKJwiecim mf i eanii
Złotem) pieTŚcieńcami,
Drogiemi kamieńcami".
Pleśń dziś wyłącznie ludowa, niewątpliwie
sięga wieków średaich, w których śpiewali
ją przedewszystkiem ci, co istotnie nosili
klejnoty jaśniejące blaskiem ^ota i dro-
gich kamieni. Słowa tej pieśni uprzytom-
niły się nam na widok wykopanego nieda-
wno na Kujawach szczerozłotego sygnetu
z doby Piastowskiej, którego wielka tar-
cza {ze znakiem roda Nowinów i napisem
Annulum Svenź{o&\a.\) t. j. pierścień Świę-
to sław a) prawdziwym świeci blaskiem.
Rysunek tego pierścienia, ważącego 2'/ij
dukata, podajemy tutaj w naturalnej wiel-
kości. W dawnejPolsce
każdy szlachcic nosił
na drugim palcu p r a-
wej ręki sygnet herbo-
wy. Możni mieli sygne-
ty złote, ubożsi srebr-
ne. Pierścień taki nie-
tylko służył jako pie-
Pi™,i™ śwWo.1.. '^ ^--Stępijica pod-
wH Z Xn-Xin w. pis własnoręczny ale i
za dowód tożsamości osoby lub wiarogo-
dności jej pełnomocnika. Można było
nie umieć przeczytać dokumentu, ale po-
trzeba było umieć przeczytać pierścień.
Ten ostatni wzgląd tak dalece był waż-
nym, że nieraz wycin&Jio °* pierścieniu
napis nie w negatywjg, czyteinej dopiero
na wycisku, ale napjg ciy^einy tylko na
pierścieniu, który po c^sW^*^^* nega-
tywę. Takim wla^^^J ^w^Wadem jest
powyższy pieiici6^^Xe .ĄtoAi^a. Pier-
ścień Kazimierza \v i^>j)^ ę<^\^'^-i'}'^ zo-
DignzodnyGdot^lc
12
PIES.— PIESZNIA.
pierzai; a ulica albo pierzaja z wielu do-
auów" (Kkon. 49). Uączyński w słownika
z T. 1664 pisze o wrotach dwaskrzydlo-
-wych: „Pierzeje abo wierzeje wespolek
-się echodzące". Słowo „napierzyć" miało
kilka znaczeń, np. koło napierzyć czyli
nabić nowemi szprychami; skrzydło a wia-
traka napierzyć czyli nałojiyć dranicami,
^by wiatr mi^ opór; wierzeje napierzyć,
'Ozyli obić deskami ich skrzydła.
Pies. Do myśliwstwa używano w Pol-
sce psów gończych zwanych ogarami,
-wyżłów zwanych lega wymi, chartów,
jamników czyli taksów, oraz brytanów,
kaadlów i pijawek do szczwania grubego
zwierza. W rejestrach pozostałości po
Zygmuncie Auguście psy tropowe czyli o-
^ary nazwane są „ślednikami" a psy wiel-
kie do szczwania zwierzyny nazwane
„wzlamnikami". Eaźdy z tych głównych
gatunków dzielił się jeszcze na rozmaite
poszczególne, których Uczono w Polsce
przeszło 30, zwykle nazywanych od kra-
jów, z których pochodziły. Głosy psów
■dzielono na: jadowite, izewliwe, chrapli-
we, klarowne i niedbaie. Pies: brzecha^, u-
jadai, wył, skomli. Piesek pokojowy kró-
lewicza Zygmunta I zwał się „Bielik".
"Widocznie cała rodzina podobnych psów
pełniła służbę pokojową u Jagiellonów,
bo i króla Aleksandra nawet w kościele —
jak to widać z współczesnych miniatur —
nie opuszcz^ inny biały piesek, zapewne
tej samej rasy, co Bielik jego brata. Do-
-chowały się nazwy psów Zygmunta Au-
gasta: Greiks i Sybilla. Wśród psów my-
śliwskich Stefana Batorego była Ś mi g a
Obrócica, Karwat i Szukaj. By-
ły nazwiska psów wyłącznie nadawane
tylko pewnym gatunkom; tak np. ogarom
dawano najczęściej: Cymbf^, Grzmilas,
J^agraj, Buffon; chartom: Dzidka, Lotka,
Dolot, Doskocz, Sokół, Sarna, Strzałka,
Igła, Śpilka, Pytel, Capaj, Chwytacz, Ła-
paj, Forwisz, Zoczna. Miana psom lega-
■wym dawano zwykle od ptaków, np.
Bekas, Słomka. Brytanów i wielkich knn-
dli nazywano: Ostroząb, Ścinaj, Załeb,
Mężeń, Obal, Rozbój, Połóż, Porwisz. Pie-
ski pokojowe nosiły nazwy: Finka, Milnś,
Bielik, Wiernuś, Czarnuś. Kundlom po-
dwórzowym dawano nazwy: Kruczek, Ły-
sek, Burek, Cygan, Siewka, Murzyn, Pie-
lek, Dziuń, Mucha, Mucek i t. d. Gdy raz
w Wilnie wobec Zygmunta I psy niedź-
wiedzia brać nie chciały, król JMć j^ mó-
wić: ,, Wiele te psy okarmić musiano".
Prosił raz doktor Boysius Maurus o psa
dobrego na zające. Pytał go wojewoda,
jeśli chce wyżła czy ogara? Hiszpan, nie
rozumiejąc, pyt^, co znaczy wyiet a co o-
gar? — Tegoli — prawi — WMć chcesz, który
najduje, czy tego, który ngoni? Odpo-
wiedział Hiszpan: — Togo ja chcę, który
najdzie iugoni. — Statut Kazimierza W. na-
kazuje, że właściciel psa, który ukąsił ko-
go, wtedy nie płaci kary, jeżeli przysię-
gnie, jako nie poszczwal( Vol.leg.\, i. 30).
Prawo zaś z r. 1420 powiada, że psa cu-
dzego w szczwaniu zwierza ktoby potaje-
mnie albo gwałtem wziął, winę 3 grzyw-
ny za' psa a drugie 3 onemu, którego był
zwierz, zapłacić powinien ( VoL leg. I, f. 81).
Pletznis, pieśni a — narzędzie żelazne
w rodzaju wielkiego dłó-
ta do dłubania w drzewie.
Statut Litewski powiada,
iż „Bartnicy, chodząc do
puszczy ku barciom, ma-
ją tylko z sobą mieć sie-
kierę, piesznią, czym-
by barć robić". Kącki w
„Nauce o pasiekach" wy-
danej w Lublinie r. 1631
zaleca, aby każdy pasie-
cznik miał: „piłkę, siekie-
'^'"'■"'"' rę, toporek, motykę i p i©*
śnią" i w innem miejscu pisze: ,, żeby za-
cząwszy dziać iaUye, ^raswo aniedodział
dla zepso^łania c^^. .ti_ ■Podajamy tu ze
zbiorów ietewski^jł ^ .itiet statei nieszni
wykopaTŁ^j va ''^Ti^M . y ^^ ^iżywa-
14
żeby nie odbierał żyiia niewieście i mał-
żonce swojej, ale pozwolił jej wrócić do
doma rodzicielskiego choć w jednej ko-
szuli, chętnie bowiem znosić będzie los
choćby najbiedniejszy, byleby jej życie
darował". I znowu pisze Długosz, ieka
zohydzeniu tak szkaradnej zbrodni, , pieśń
w języka polskim przez lud wiejski, po-
prosta ułożona, a.t do czasów naszych (t.
j. długoszowych) ns widowiskach publicz-
nych (in theafris) wyśpiewywana była".
„Monarcha słyszał swoją hańbę, głoszoną
w pieśni, lecz ani powaga księcia, ani wy-
dawane rozkazy nie zdołały stlnmić tych
zarzutów w nstach i sercach ludu". Dłu-
gosz wspomina aż dwukrotnie o śpiewa-
nia tej pieśni na widowiskach publicznych
w jego czasach, co wskazuje, jak Polacy
rozmiłowani byli w pieśniach historycz-
nych i dających wyraz sztachetnema obu-
rzeniu na wyrządzoną krzydę, co dodat-
nio świadczy o sumieniu społecznem i ety-
ce niezawisłej opinii. Długusz, pisząc o za-
sługach prawodawczych Kazimierza W.
dla narodu, wyraża się: „Q-odzien jest więk-
szej chwały i uwielbienia wpieśniach,
niż a Ateńczyków Solon a a Spartanów
Liknrg*. Tenże dziejopis robi wzmiankę
pod r. 1461 o Andrzeja zTęczyna, ryce-
cerza polskim, który z powoda czynnej
obrazy, jaką wyrządził pewnemu płatne-
rzowi, został zabity przez rozjnszony tłum
rzemieślników krakowskich. Ta nie wspo-
mina Długosz, że i to zdarzenie dało po-
wód Indowi do ułożenia i śpiewania pieśni
o tym wypadku. Że jednak tak było, ma-
my dowód w pieśni znalezionej przy odpi-
sie Gallusa w bibljotece ordynatów Za-
mojskich w Warszawie, ogłoszonej przez
K. Wł. "Wójcickiego z podobizną w „Al-
bumie literackim" p. n, .Pieśń polska z r.
1462 o zabicia Andrzeja Tęczyńskiego"
(str. 301— 309). Znajdujemy w Długoszu
opisanie i drogiej jeszcze zbrodni, na któ-
rej tle, zdaniem naszem, osnuta została
dotąd powszechnie przez lad polski śpie-
wana pieśń „Stała nam się nowina — Fa-
ni pana zabiła*', choć także o śpiewaniu
tej pieśni historyk nasz nie wspomina. 0-
to w r. 1466 „zdarzył się straszny i prze-
rażający wypadek, który od przyjęcia w
Polsce wiary chrześcijańskiej nie miał po-
dobnego przykłada. W ponledzisJek dn. 6
stycznia, w samo święto Trzech Króli, Ja-
kób Boglewski, szlachcic znakomity, her-
bu Kożlerogi, gdy w wiosce swojej Łęcze-
Ezycach, gdzie dawniej była warownia, na
Mazowszu leżącej, w łóżku spoczywał, za
namową żony jego Doroty, córki Jana Ro-
gali z Suchocina, niegdy wojewody war-
szawskiego, którą serdecznie i więcej jak
mąż miłował, a o której sprawkach jaw-
nych i już między ludźmi rozgłoszonych,
choć mu je godni wiary donosili, sam tyl-
ko słyszeć nie chciał, ani się mieć na bacz-
ności przed grożącym śmierci zamachem,
ręką Jana Pieniążka z Witowie, księdza,
syna Mikołaja z Witowie, podkomorzego
krakowskiego, przy pomocy Jakóba Jasz-
czechowskiego, pisarza i domownika rze-
czonego Jakóba Boglewskiego, oraz dwuch
jego ^ug Phchty i KomEiskiego, w oczach
pomienionej Doroty, z którą tenże Jan
Pieniążek, jak mówiono, skryta miał mi-
łostki, śpiący spokojnie, spisami, szablami
i siekierami zamordowany i na drobne ka-
wałki rozsiekany został". Dalej opisuje
Długosz, jak nazajutrz po morderstwie
przybył do Łęozeszyc brat Jakóba, Miko-
łaj Boglewski, wojewoda warszawski, z
liczną rzeszą szlachty okolicznej, która się
zbiegła z pożałowaniem nad tak wielką
zbrodnią. Pomienioną Dorotę i jej służeb-
ną, świadomą wszystkich niecnych spra-
wek swojej pani, tudzież rzeczonego Ja-
kóba pisarza i dworzanina, który to panu
pierwszy głowę si^ki^^^ roztrzaskał (Pie-
niążek bowiem zPVxpt\VEii Komaekim o 20
mil uciekli pod Ł^^ .{-ąAŁby snadniej mo-
gli wyprzeć sią is\i^^ qV\, 'sait^t pod straż
i poci%guaido si^J^^ rf^ieŁnaula morder-
Ł\ist6«' ^Vł
V
dbyG(J)o<^le
PIEŚNI.
obóz". Pod r. 1435 mówiąc o zwycięstwie
Polaków n rzeki Świętej pod Wilkomie-
Tzem nad wojskiem sprzymierzeńca krzy-
żackiego Swidrygi^ły, dożonem głównie z
Czechów i Inflantczyków, pisze: „Rycer-
stwo polskie obyczajem przodków za-
grzmiało pieśń Bogarodzica, a prze-
śpiewawszy kilka wierszy, spotkało się z
nieprzyjacielem". Gdy znów w r. 1446 kró-
lewicz Kazimierz Jag. odmawiał przyjęcia
korony polskiej a zebrani panowie, bisku-
pi i szlachta obrali królem warunkowo Bo-
le^awa mazowieckiego, duchowieństwo
po tym wyborze zaśpiewf^o Te Deum lau-
damus, a lud z radością pieśń Boga-
rodzicę. Wac. Al. Maciejowski w „Piś-
miennictwie polskiem" (t. I, str. 369 — 370
i w dodatku str. 133 — 141) mówi o następ-
nych pieśniach czy wierszach polskich,
które, jak mniema, ułożone zostały w San-
domierzu za kr. Jana Olbrachta, ale są na-
śladowaniemwzorówłacińskich:l)Ostrasz-
nem nieszczęściu, jakie się przytrafiło w
mieście Badzie jednemu grajkowi. 2)
Wiersz o zdarzeniach zaszłych w Sando-
mierzu między r. 1241 a 1464, kiedy Ta-
tarzy kraj pustoszyli, i oindulgeucyi, któ-
rą Bonifacy IX ogłosił na prośbę dzieka-
na Bodzanty. 3) Modlitwa o obronę przed
Wołochami, Tatarami, Tarkami i pogana-
mi. 4) Modlitwa rymowana tego, który
pieśni te ułożył a mianuje siebie kapela-
nem. Zeissberg w dziele „Dziejopisarstwo
polskie" wspomina pieśń o zabiciu Lud-
gardy i Przemysławie; drugą o zwycię-
stwie Polaków pod Zawichostem; trzecią o
Witoldzie: ,, Witold idzie po ulicy, Za nim
niosą dwie szablicy"; czwartą o klęsce bu-
kowińskiej za Jana Olbrachta, której po-
czątek przytacza Bielski: „Za króla Ol-
brachta, Wyginęła szlachta"; piątą wresz-
cie, o której wzmiankował biskup poznań-
ski Andrzej z Bnina, przy zeznania świad-
ków w procesie z Krzyżakami r. 1422, że
dyszał śpiewaną przed laty 40 (zatem oko-
ło r. 1382), w której były słowa: „Królu
Kazimierzu, nie lycblej będziesz miał spo-
kój z Prusami, aż Oduńsk się twoim sta-
nie". Leon hr. Rzyszczewski, pomieszcza-
jąc w Bibljotece Warszawskiej {t. 1843, t.
III, str. 364) arty kulp. n. ,, Szczegół do życia
Zbigniewa Oleśnickiego", załączył w końcu
w dosłownym odpisie z zachowaniem ów-
czesnej pisowni" ,,Pi6ssn o Pruskieiporascze
kthora szie sstała za Krolia Jagiełłą Wia-
disława. Roku 1510 napisana". Pieśń tao-
bejmuje strof 4-wierszowych 48. Marcin
Bielski pisze, że za jego pamięci powsze-
chnie znaną była w całym narodzie i po
dworach szlachty śpiewy waną, ale czy by-
ła to pieśń ta sama, trudno wiedzieć. Pro-
fesor Józef Przyborowski mówił nam, że
posiada ułamek pieśni polskiej o zwycię-
stwie grunwaldzkiem, ułożonej wkrótce po
tym wielkim wypadku dziejowym. Wier-
sze łacińskie o bitwie grunwaldzkiej za-
chowały się — jak twierdzi Zeissberg — w
hczbie ok(^o 50-ciu w rozmaitych rękopi-
sach, między innemi w kazaniach doktora
dekretalów Mikołaja z Błonia. Długosz
podaje, że Jan Łodzią, biskup poznański
(zmarły r. 1346), ułożył na cześć Najśw.
Panny pieśń Lux clarescit in via — „Świa-
tło świeci po drodze", którą w kościołach
polskich po ukończeniu pierwszej godzi-
ny pacierzy kapłańskich śpiewają. Nie-
mniej hymn o wniebowzięciu tejże N. Pan-
ny .ya/Eieja/i^/wycKwa— „Witajcie podwo-
je zbawienia"; nadto hymn o Św. Wojcie-
chu, ku czci tego biskupa męczennika,
także o śs\ . Piotrze: Tu es Petrus — „Ty
jesteś Piotrem", i o św. Pawle. ,,Stąd
trwałą pamiątkę po sobie zostawił w ko-
ściele poznańskim, który te pieśni głośno
wyśpiewuje". Rocznik przy Archidjak.
Gnieżnień. Soramersb., t. II, str. 81, mó-
wi o tymże biskupie, żenię znał chwil szczę-
śliwszych nad owe, „gdy sobie doma gwoli
wesołości na cy tarze przygrywał". Nawet
godnością opata udostoj^^^^y kantor kla-
sztoru Żegańskieg^^ ^swi^ rad do pul-
pitu na chórze, i ^^ ' ł6»»^^ sobie przy-
18
ś N r.
Połocka masiala byó powszechnie śpie-
waną i do niej zapewne odnosi się wska-
zówka dopisywana przywiała innych pie-
iniadi tamtoczeanych: ,Nota, jak o Fc^oc-
ku". Stan. Orzechowski, pisząc o głośnem
zaboTzeniu i wyjdcin studentów krakow-
skich w r. 1549, wspomina o pieśoi „Idź-
cie na cały dwiat" i o ionej religijnej:
„Skmsz, Fanie, potęgę nieprzyjaciół ko-
ścioła twego" (Kronika w wyd, Mostow-
lipce, mało prącej a potu czaję. Takieł
i owa we gzie (koszali) kmiotówna, kttira
zimie do dnia prząśó, abo tkać, wstaje:
nie zdrzymie eię śpiewając, a robotę swo-
je uczyni sobie milą". Słowa powyższe
(łómickiego zaświadczają o odwiecznem,
gorącem, prawdziwie słowiańskiem zami-
łowania Indn polskiego do pieśni, jak
również wskazują, że dziś jeszcze powsze-
chnie znane i lubiono dawne pieśni:
"T^^
^a
3fe
X 1
=?=?=
m
jiit
i t ^
=S=ff
m
:Ł±=
m
i< ^^ s>j'\ ] S^
3^
m
r '
i 1
i ' t. N
^^
=F=t=
^^
^
^^
X XVI w. do pieśni ,,Zakł6)am eię tamieni", przepisBoa oa nutację dziaiejseą pnes p. Al. Po-
lińaki^o, z tabulatury organowej, znajdującej się w jego zbiorach.
skifjgo, etr. 52 i 53). Łuk. Górnicki zaleca
dworzaninowi polskiomii: „A nietylko tań-
cować, ale i śpiewać, grać na lutniej nie
sromota, zwłaszcza będąc o to proszoDy"
— „zwłaszcza iż w piosnkach więcej niż
czegozawadza aięmilości". Winnem miej-
scu mówi G-ómicki o ludzie wiejskim: I
„Kmieć, w gorące dni śpiewając sobie o
„Z tamtej strony jeziora stoi lipka zie-
lona" i „Stoi li'pe jika w szsrokiem po-
la", musiały być i w XVI w. tak samo
wśród luda popu\a,xne. Wobec niezmier-
nie szczupłej liczby iti6^°^y^ ^'^''^^wanych
z owycli caasów, -c^ig^jemy tutaj jedną z
zaginiotijctjuŁ d,.., -\tóm .Zaklółam się
tarniecn.** -^eli^-iW^ '^^^'P"^'^*?*'^^
yCtoOJ^
20
p r )•: s N
wojnach Batoiego a pod Byczyną poległ, I
zaważywszy sobie na to, że o nim polskie
piedni układano i śpiewano. Sa końca '
XVI wieku mieliśmy i cały śpiewnik hi-
storyczny w postaci książeczki gockim
drtikiem,formatu pośredniego miedzy 4-ką i
0&oIc(łfltt>€^ŁOt)ry^
t^itile^aw €hi'obvf/ tymmiantmptitiwanfi
pan ftiimty/ ciWfnf.' y ncgrftf lefo'* r|««T/
iwUfitid Rfcttftit, miainipńntypitcyf.
SodjoiB(trtwci?/we»f?ciiipcje:frj«gałftt/ '
3(nK trtrigego ntio n'(i fobie mdiftc,
Soj0«łatpol|tf/ w®tdm« l^ttofof
Tpófunteci iiipfigf/TJ^Vłrt«tooro.
pvi,Ypt&tit w CtybBi/ Prufpł popiocj<fnf /
3R djfii W ftroat/ Citfttt/ SufKc pdnf ;
[J)&9att<^T^fna ;ap<in<i pofobt«/
3iAlcmpo(|7oWfinoDpo&t>any^ vgtoU«.
Esiążld, cieszące się w swoim czasie naj-
większą popularnością, bywały tak przea
og^ w użyciu ich wyniszczane (jak np.
dawne elementarze i kantyczki), że w lab
kitka po wydrukowaniu, stawały się rzad-
kością. Jeżeli zaś prawa autorskie i jakiś
- przywilej csobisty wydawcy,
_____ , co się często wówczas zdarza-
ło, lab interes innych wydaw-
nictw, stawał na przeszkodzie
do przedruku, to książka szła
niebawem w zapomnienie, na-
wet wtradycyi młodszych poko-
leń. Takiego losn doznała i po-
wyższa, której jedyny egzem-
plarz napotkaliśmy o profeso-
ra Józefa Przyborowskiego.
Że zaś nie miała jaż ani karty
tytułowej ani końcowej (z Zyg-
muntem III- im), więc nie wie-
my nawet jak ją tytułować,
ani kto był jej aatorem. Prof.
Przyborowski był zdania, że
nosiła tytuł tak zapisany w
Dykcjonarau poetów polskich
Juszyńskiego {t. II, str. 427):
„Katalog książąt i królów pol-
skich albo Porządek a Ordank,
począwszy od Lecha I a£ do
dzisiejszego Zygmunta III,ryt-
mem polskim dla snadniejszej
pamięci ułożony. Śpiewanie
może byó jako: „Kto mi
dal skrzydła", albo jako 7,0 PO'
topie": .Boże mój, racz się
tgflfi taiy. UroloiuaTlflt if.
__^_ tfittm demną zmiłować'. Ponieważ
I książki tak zatytułowanej
Jedna stronica nieznanej dotąd ksiąlki z XVI \f., zawierającej 47 przez Juszyńskiego ani prof.
śpiewAw hislorjcznjch polskich.
a8-ką, obejmującej 47 portretówdrzewory-
towych (popiersia w otokach medaljono-
wych) książąt i królów polskich, począw-
szy od Lecha a skończywszy na Zygmun-
cie m, i pod każdym portretem pieśń z
12 -tu wierszy ll-sylabowych a pod pie-
śnią daty panowania i niektóre szczegóły.
Przyborowski nigdzie nie spo-
tkał, ani piszący to nie zdołał wyszukać
w książnicach warszawskich i krakow-
skich, więc i prz«2 porównanie nie może-
my stwierdzić doiĄ-y^Q uczonego profeso-
ra, czy śpiewy, o Vłńt!f^^™°'"*' ^^ istot-
nie lub «»e są mni -ijra .Katalogiem".
To tylico pewna^ ^ ^^^^^^5 2,ygmunta I
" A harde Bkrócil czeskie, ruskie pany. \ doli>'' \(ł''' »j,i aWomcy Bolesławowi Uhro-
> .Cr
dbyGoof^le
PIEŚNI.
bremn poówięconej, a podajemy głównie
z mydlą, te ułatwić to moke porównanie
i odkrycie egzemplarza z tytntem i zakoń-
czeniem. W bibijotece jeżewskiej posia-
damy wydsn% w Wilnie r. 1624 broszurę
Franciszka Uałkota S. A. W. w 4-ce o 12
kartach nieliczbowanych p. n. „Tureckich
y IflaoBkich wojen o sławnej pamięci Ja-
nie Karola Chodkiewiczu i t. d. Wiel. X,
Lith. Wielkim hetmanie, Iflantskiej zie-
mi gubernatorze, Głos Jaśnie wielmożnym
Ichmodciom Panom Aleksandrowi Chod-
kiewiczowi (i) Krzysztofowi Chodkiewiczo-
wi" i t. d. Jest to właściwie 5 pieśni na cześć
Karola Chodkiewicza. 1-a ma tytuł „Ołos
Gryphi" (t.j. Gryfa herbowego); 2-a„&ło8
tureckiej wojny"; 3-a ,.Glos Inflanskich
wojen"; 4-a „Głos urody"; 6-a „Glos stawy".
Do pieśni 1, 2, 4 i 6 dołączona jest na cze-
le każdej melodja oddzielna ułożona w
partyturę. Przy pieśni zaś 3-ej napisano
tylko: „Na notę: Wieczna sromota".
Podanie wiadomości o wszystkich znanych
nam pieśniach polskich z XYI w. przecho-
dzi o wiele zakres niniejszej Encyklope-
dyi, jest zaś zgoła niemożliwem co do wie-
ku XVII i XVIII. Poprzestaniemy zatem
na przytoczeniu w c^ości dwuch pieśni
wyśpiewanych przez nieznane nam z na-
zwiska podniosłe i szlachetne dusze pod
wpływem wielkich nieszczęść kraju. Pieśń
pierwszą ułożył pr^zej duchowny, niż
rycerz, podczas „potopu" szwedzkiego,
a więc zapewne nie błądzi tradycja, utrzy-
mując, że śpiewali ją konfederaci tyszo-
wieccy i rycerstwo Czarnieckiego.
Bole tasbawj, prayjmi] pluci krwawy
Upadającjch ludzi,
Sercem wzajcbamy. łzy wylewamy,
Niech prośba łaskę wzbadzt.
Polska Komna wielce Btnipiona
Żebrze Twojej litości.
Jednejie matki niezgodne dziatki
Szarpają jej wnętrznościl
A nieprzyjaciel wzią) eobie za cel
A cli, nieszczęśliwa dołal
Z tak znamienitej Rzeczypospolitej
Młódź ale została, i ta nie cała —
Smierd ranne tniwo kosi.
Gdiie aą ryc«Tze, biui łołnierxeT
Odzie icli męstwo i liłal
Z nimi poapola poszła do dotu,
W grobie aię potołyłal
Ani f^mada, ni ladska rada,
Plac wygrywa w potrzebiel
Szabla tępieje, i>erce Niichłei?,
Ody, Bote, niemaaa Ciebie!
NAJwyźsn' Fanie, mocny hetmanie!
Dob^di oręta Twego;
Uśmierz pogany, ulecz nam rany,
Wstawię imienia swego.
Zdobycie Kamieńca w r. 1672 przez Tur-
ków i zagarnięcie przez nich Podola, tej
najpiękniejszej z ziem dawnej Polski, da-
ło powód nieznanemu poecie do ułożenia
pieśni, na której widocznym jest wj^yw
pieśni poprzedniej, ale i to również, że
twórcą jej był niewątpliwie rycerz a nie
ksiądz.
n twardy:
Czas przetrzeć irenice a toczyć kryni<
Łez gorzkich!
Jul pod armatą ziemia przyklęka,
JuJ Ukraina pod Turkiem stęka,
Jol braoiec apętaiiy; jui brząka kajdany,
A ty śpisz!
I Orle aanuacki! gdzie są pioruny?
Odzie Bą ogniste grady Bellony?
Odzie dziarska ochota? gdzie pradziadów utOlaT
Gdzie męstwo?
f ui Kamieńcowi, poial się Botcl
Ściele Ottoman z popiołem lołe —
ly w łabędziem pierzn,nie w twardym puklerzu
Harcu jesz!
Wszelką swobodę jul wytrąbiono,
Jat na rekwijem z dział uderzono;
A ty o łiJobie, ani o twym grobie
Nie myfllsz!
Hej na dobrą noc wolnoedom twoim,
Naichylił Turciyn księiycem swoim —
ly hejoid wesoło i w taneczne kolo
Orać kolwzl
Czarnieckich niemanz, ChodkiewiczAw mało,
Kordeckich wcale jut nam nie stało;
Młódź tylko została, i ta zaniedbała
Ochoty!
Na zlołą wolność już pęta kują,
Na twoje karki łyka gotują,
Gore u nąsiada, wszędy nłycjiać blada,
A ty śpiszl
Podolskie kraje z talu się krają.
Kraszą się mury, wiete padają;
A ty skamieniały nad Sykulskie skaty
Śpisz, l>cŁn!
Gdy kto chce zapozug^^ bVą ^ muzyką i pie-
śnią religijną dawny i, wieków w Polsce,
ma dwa poważne 4^- ^"st^mprzedmio-
yGoot^le
PEgrNOWANIE.- PIJARZY.
cie: 1) .Polskie pieśni kościoła katolickie-
go od najdawniejezycli czasów do końca
XVI stnlecia zebrał ks. Józef Surzyński"
t Poznań, r. 1891). 2) „Pieśni katolickie pol-
skie od najdawniejszych czasów do końca
XVI w.*, opracowane przez M.Bobowskie-
go,wydaIaAkademja'Um.wKriikowie. W
bibi, jeżewskiej posiadamy także bardzo
ja2 dziś rzadki, bo w śpiewaniu wynisz-
czony, zbiór tysiąca pieśni religijnych,
wydany w Krakowie r. 1801. Ale jeżeli
kto zechce zapoznać się z pieśnią świecką
dawnych wieków, to rumieniec wstydu
zapłonie w jego sumieniu narodowem wo-
bec lekceważenia i niedbalości, z jaką tra-
ktowano skarbiec pieśni polskiej poza ko-
ściołem. Średniowieczne pojęcia, ie poza
łaciną niemasz nic godnego do naoki i za-
pisania, pozwoliły zmarnieć i zaginąć ca-
łej poezyi bohaterskiej z 6-wiekowej doby
Piastów, "Woronicz w .Rozprawie o pie-
śniach narodowych" ma na myśli prawie
wyłącznie śpiewy religijne. Wójcicki w
„Obrazach starodawnych", Maciejowski
w .Albnmie literackim dla Wójcickiego"
i Helenjusz zebrali to i owo. Maciejow-
iiki pierwszy przyrfużył się przeglądem
bibljograficznym niektórych rzeczy. Wo-
góle jednak zrobiono mało, choó jnż Ł.
Gołębiowski w „Grach i Zabawach" {rok
1831, str. 230) napomina, że pieśni histo-
ryczne, „uzbierawszy te, których ślad jesz-
cze pozostał, chronologicznie należałoby
wydać". Piszący to wydobył i uratował
niejedną z tych rzeczy od zagłady, czego
nie poczytuje sobie za tadną zaslagę, ale
za prosty obowiązek sumienia, ciążący na
każdym człowieka w społeczeństwie kul-
turalnem. A całe szeregi podobnych zbie-
raczów i ratowników rozsianych po kraju
powinny były poprzedzać takich badaczów,
jak Aleks. Bruckner.
Piętnowanie, tak nazwane po polska
prawdopodobnie od formy znaku wypala-
nego, który bywał podobny do gwiazdy
pięciopromiennej lab do pięty ,
czyli podkowy. Piętnowanie zwierząt zna-
kiem czyli godłem, t. j. pieczęcią ich posia-
dacza, jest zwyczajem bardzo dawnym.
W perskim poemacie Szach-Nameh zwra-
ca Rastem awagę na to, że koń w spotka-
nej przez niego stadninie nie ma piętna
na żadnej nodze. W Polsce to piętnowa-
nie było w użycia już w XII w.: w balii
z 17 lipca 1211 r. czytamy, że ktoś pieczęć
starą przyrównał do ^caułerium iumen-
łorum'^ (Kodeks Wielkop., Nr. 74). Sta-
tut Litewski stanowi, że każdy zapisze się
w rejestr hetmański razem ze swoim pocz-
tem; maść koni zapisze i klejma odmaluje.
Jakoż dotąd — powiada Zjaguna — w "Wil-
komierskiem piętno zwie się klejmo;
w Berdyczowskiem i Lipowieckiem lud mó-
wi p i a t n o, a żelazo do piętnowania
przedstawia zwykle kształt podkowy, lob
też półkole z widlastym wyskokiem. Pięt-
nowanie ^oczyńców w dawnych mia-
stach polskich odbyw^o się pabticznie pod
pręgierzem, a było zwyczajem parzyniesio-
nym do Polski.z Niemiec razem z prawem
magdeburskiem i torturami.
PIgnoratlo w dawnem prawie polskiem
znaczyło fantowanie, inaczej „ciążanie",
branie ciąży; (^//(/'''ciraAi? znaczyło da-
wać co w zastaw.
Plgaus. Tak zwano w prawie polskiem
zast-aw ruchomy, a niekiedy vadium, lubo
mniej właściwie, bo yadium znaczyło ka-
rę umówioną za niedopełnienie zobowią-
zań.
Pijarzy sprowadzeni zostali do Polski
przez króla Władysława IV i kanclerza
Rzplitej Jerzego Ossolińskiego, który w
czasie swego poselstwa do Rzymu poznał
tam to zgromadzenie szkolnictwu poświę-
cone. Sk,^o'wadzenie do Warszawy nastą-
piło po^gjaB ""^i^y SO-letmej, kiedy w
Czecha ■ IŁóiłwu, ogmem i mieczem
pustosi^V ^ ^ i&Yoniucy wielu klasztorów
siedziv^<\ aV*' .' tf^^^^"^ ocnszczać. Wtedy
S«' >kX^ r ,ft^^^o\6TiVe8CTO^&4Mma je-
IV
dbyGoof^le
24
I J
gozakonnikówdoWarszawy,naco założy-
ciel szkót pobożnych chętnie zezwolił. R.
1642 przybyto do "Warszawy 13 pijarów,
między którymi był jeden tylko Polak,
Kazimierz Rogatko. Osadzono pijarów nu
rogu ulic Dtngiej i Miodowej, gdzie zbu-
dowano im tegoż roku kościt^ek drewnia-
ny i złożono w nim relikwie śś. męczenni-
ków Pryma i Felicjana, przyrfane królowi
przez Urbana VIII. Erekcja pijarów war-
szawskich zawiera te słowa: „Oprócz gim-
nazjum parafjalnego, będącego pod dy-
rekcją akademii krakowskiej i tego dru-
giego pod dyrekcją ojców szkól pobożnych
(pijarów)żadne inne gimnazjum nie nLa być
zakładane, a wyżej wzmiankowanym oj-
com w zakładaniu szkół nikt nie ma prze-
Bzkadzaó". Ka miejscu drewnianego kole-
gjum i kościoła powstały później murowa-
ne gmachy ze składek ludu, możnych pa-
nów i funduszów zgromadzenia. Kole-
gjnm to pierwsze przy rogu Długiej i Mio-
dowej było więc gniEizdem pijarów w
Polsce i z małemi przerwami rezydencją
prowincjałów. Rodzina Lubomirskich od-
znaczyła się szczególną dla tego zakonu
przychylnością. Zaraz w roku następnym
Stanisław Lubomirski ufundował pijarów
w Podolińcu, za Karpatami na Spiżu, i na
znak swojego dla nich zaufania odd^ syna
na wychowanie do otworzonego tam uro-
czyście (w czerwcu r. 1643) kolegjam. Pija-
rzy złożyli w Podolińcu nowicjat dla pro-
wincyi polskiej i utrzymywali go tam, do-
póki hrabstwo Spiskie przy pierwszym po-
dziale Polski nie odpadło do Austryi, Szko-
ły podolinieckie utrzymywały do ostat-
nich czasów sławę wybornego gimnazjum.
Oiż Lubomirscy wprowadzili pijarów do
Rzeszowa. Król Jan Kazimierz w r. 1654
dai pijarom przywilej osiedlenia się w
Krakowie. Do Chełma wprowadzeni zo-
stali r. 1673; w tychże czasach i do Kalwa-
ryi pod Czerskiem, gdzie konwikt pijar-
ski był dosyó uczęszczany. Do Łowicza
przybyli r. 1668, do Piotrkowa r. 1673, a
sejm warszaw, przyj- w r. 1677 iundację
piotrkowską pod opiekę króla i narodu.
Kroniki zakonne opisują dość obszernie
spory piotrkowskich jezuitów z pijarami
i bójki, jakie ich uczniowie między sobą
staczali. Sprawa tych zamieszek doszła do
nuncjusza papieskiego w Warszawie, Głri-
maldi'ego, który (r. 1714) wydal dekret,
wzbraniający młodzieńcom każdego rodu
i stanu, należącym do szkół jezuickich i pi-
jarskich, chodzenia z szablą (framea), ta-
sakiem (cnlter), kijem lub inną bronią za-
czepną i odporną, nie zwalniając nawet od
tego prawa czasy wakacyjne. Kolegjum,
w Radomiu fundowane r. 1685 przez Wą-
sowicza, kr. Jan Sobieski uposażył hojnie
darowaniem dwuch wsi podmiejskich:
Kaptura i Janiszowa. Dalej idą fundacje:
w Warężu r. 1688, w Wieluniu r. 1684, w
Łukowie roku 1696, w Szczuczynie mazo-
wieckim jeszcze za panowania króla Jana,
w Międzyrzecu koreckim r. 1702, w Ra-
dziejowie na Kujawach r. 1727, w Złoczo-
wie r. 1731, w Nowym Sączu r. 1756, w
Opolulubelskimr. 1736, we Lwowie r. 1756,
w Rydzynie r. 1786. W Rawie, Łomży i Dro-
hiczynie, po zniesienia jezuitów, oddane
zostały ich kolegja pijarom, a było jesz-
cze i w Warszawie drugie Collegium no-
błltum Konarskiego. Powyższe 24 kolegja
i rezydencje pijarskie skiadały prowincję
polską. Prowincja zaś litewska tego za-
konu utworzona została r. 1736 zaprowin-
cjalstwa ks. Józefa Jastrzębskiego, począt-
kowo z 6-u kolegjów: w Wilnie, Dąbrowi-
cy, Lubieszowie, Szczuczynie, Poniewie-
żu i Lidzie. Później dopiero przybyły ko-
legja w Zelwie, Łużkach, Wiłkomierzu,
Rosieniach,'Witebsku, Śnipiszkacb, Dąbró-
wnie, Poloeku i Petersburga. Kologjum w
Wilnie było zwykle rezydencją prowin-
cjałówlitewskieh i utrzymywało konwikt,
o którego zaiożenie pijarzy mieli 30-letni
spór z jezuitami. "Wie\o pijarów polskich
zasłynęło oauką a p,^ ^ęday niminajgloś-
I niejszym s^^^ si^ W 1^.^.1-700) Stani-
■yGoot^le
PIKIETA.— PIÓRNIKI.
2h
staw Konarski, reformator szkolnictwa i
wydawca Yoluminów legum, które dopro-
wadził do tomu szóstego. Napisana przez
niego gramatyka łacińska stała się tern
głośną, że zastąpiła jezuicką Alwara. Dru-
gie dzieło De emendaiidis eloguentiae vi'
ii's (Warszawa, 1741 r.) dtJo powód do
zaciętej walki między zwolonnikami sta-
rego a nowego systemu wymowy. Potę-
pia w niem Konarski makaronizm, prze-
sadę, napuszystośó i wyśmiewa nawet włas-
ne utwory ogłoszone w młodości. Powoli
Jednak ucichły krzyki a wymowa w kraju
weszła na nowe tory. W ostatnich latach
panowania Augusta III wydał Konarski
najznakomitsze swoje czterotomowe dzie-
ło „O skutecznym rad sposobie", w którem
potępia liberum veto, doradza zniesienie
konfederacyi, obieralności królów a wpro-
wadzenie dziedziczności tronu. Król Sta*
nisław August kazał wybić na cześó Ko-
narskiego złoty medal z napisem: Sapare
fiuso, t. j. temn, który się ośmielił być mą-
drym. Jednym z najzasłużeńszyoh pija-
rów litewskich był ks. Maciej Dogiel, któ-
ry wyjednał przywUej królewski na dru-
karnię pijarską w Wilnie r. 1754 i w niej
dmkował swój znany Codex dtplomaticus,
i któremu kapituła prowiacjalska w roku
1754 dziękowała za starania około drukar-
ni, bibljoteki i za pałac Staszków na Col-
legium nobilium nabyty.
Pikieta lub r u m el, dawna gra w kar-
ty, przyszła z Francyi, lecz grywana była
u nas w karty polskie, Jan Kochanowski
wspomina o niej: „Bo chociaż rumla nie
mam, lecz przychodzę z braltem". Za cza-
sów saskich znana była „rumelpikieta z
pocztyljonami".
Piłat. Tak nazywano pręgierz, pod
którym na rynku wystawiano złoczyńców
za karę. Ob. Pręgierz.
Piłka czyli chwytka. O grze w pił-
kę mówi kilku pisarzów polskich XVI w.,
a między nimi O-órnicki tak pisze: ,By był
ten zwyczaj w Polszcz©, który wo Wło-
szech i we Francjej jest: grać piłę, na koń
skakać, chci^bym, aby mój dworzanin i
to dobrze umiał, lecz ii tego zwyczaju u
nas niemasz, może i on być bez tego. A ja-
ko piły nie grawamy, tak zasię morzprę-
gi, latanie, abo chodzenie po powrozie, by
było pospolite, jednakbym ja swemu dwo-
rzaninowi tego nie dopuścił". Widzimy z
powyższego, że upowszechnienie się gry
w piłkę nastąpiło w czasach późniejszych,
a mianowicie za Zygmunta III, który lu-
bił grać w piłkę. W w, XVIII, jak to za-
świadcza Ł. Gołębiowski, piłka była naju-
podobańszą grą studencką, której gatunki
miały następujące nazwy: w ściankę, w ka-
szę, żydek, sadło, pieczątka, bochenek
chleba, półmisek, waza, nóż, widelec, kla-
skanka, obertanka, raczka, palant, podbi-
janka, meta, półmety i ekstrameta.
PiAczowskałainlaob. Łaźnia.
PIArniki palsstrantów polskich. Czy zwy-
czaj noszenia piórników za pasem w obo-
zach i sądach przez ludzi, mających z pi-
saniem do czynienia, przeszedł z Turcyi
do dawnej Polski, lub też odwrotnie, tego
nie będziemy dociekali, nie posiadając od-
powiednich wskazówek. Mamy tylko w
zbiorach jeżewskich kilka podobnych piór-
ników z kałamarzami, z których jeden jest
starej roboty wschodniej, dwa starej robo-
ty być może polskiej i jeden nowszy zno-
wu roboty tureckiej. Gdzie bowiem zacho-
wek się dłużej zwyczaj noszenia pasów,
tam i piórniki dotrzymują im towarzy-
stwa. Podajemy tupiórnik zkałamarzem,
który długie czasy przechowywany był
w rodzinie Rostworowskich z tradycją, że
niegdyś do jakiegoś słynnego palestranta
należał. "Wyrobiony z mosiądzu, długi jest
21 cent^ujettów, az6ro^2Vs- Kałamarz
przy H.\v„ ta^i*^*' TO^^^rzt^iy " ^°* ^ ~
połowi^^ gdlj «W "wi^^i® atramentu I
trzeei^^^ *® ^^^ gl^bokoiai, to i pi6i
czad
marz-
kałai
,«4°'^
atramentu do
>ro uma-
na bok kala-
iwa a\ą. Otwór
Vi&CŁkiem na **-
dbyGoot^le
PISANKI.
wiasliach i maleiLką zasawką. Zawiaski
atanowią cf^ość, przedstawiającą lite-
ry BK związane w monogram, należący
zapewne do pierwotnego właściciela tego
zabytku.
dłnbka jest ciekawe, dowodzi bowiem, że
nietylko zwycz&j malowania jaj wielkanoc-
nyck był już w wieku XIII powszechny
w Polsce, ale i zabawa z niemi, zwana dziś
„na wybitki', „w bitki', wktórej dwaj
Palestront z piórnikiem Wierachma częSć kala-
zatkniętjm za poKem- miirza.
PłsankJ, zwane także piskami i kra-
szankami, jaja malowane na Wielka-
noc. O malowaniu jaj w starożytności ma-
my już wzmianki w dziełach Owidjusza,
FlinjuBza i Juwenala. Zwyczaj barwienia
jaj wielkanocnych w Polsce jest prawdo-
podobnie tak dawny, jak wprowadzenie
wiary chrześcijańskiej. Wincenty Kadłu-
bek, biskup krakowski, w kronice swojej
z początku w. XIII mówi: „Polacy z da-
wien dawna byli zawistni i niestali, bawi-
li się z panami swymi jak z malowanemi
jajkami (^/c/łt^^m)''. Wyrażenie to Ka-
PiiSniik pklestrantóir polskich e XVI lub XVIT trieka.
przeciwnicy uderzają swoje pisanki jedna
o drugą, a który stłucze jajko przeciwni-
ka, wygrywa takowe. Kadłubek, porów-
ny wając niestałość Polaków dla pannją-
cych książąt do zabawy z malowanemi jaj-
kami, nie mógł dobitniej wyrazić swojej
myśli. Zwyczaj malowania jaj wielkanoc-
nych był powszechny w narodzie. Zajmu-
ją si% tem dziś głównie dziewczęta. Far-
bują jaja w brezylii czerwonej i sinej, w
w odwarze z łupin cebuli, z kory dzikiej
jabłoni, listków kwiatu malwy, kory olszo-
wej, z robaczków, czerwcem zwanych, w
szatranie, krokoszu i t. d. Rysują jajko
rozpuszczonym woskiem, aby farba miejsc
powoskowanych nie pokryła. Rysowanie
zowią „pisaniem", stąd nazwa „pisanki",
tak jak dawnych .dzbanów pisanych"
czyli malowanych. Upowszechnione dese-
nie mają swe nazwy od wzorów i podo-
bieństw, rysują więc w gałązki, w drabinki,
w wiatraczki, w jabłuszka, w serduszka,
w dzwonki, w sosenki, w kogutki, w ku-
rze łapki i t. d. Jako narzędzi do pisa-
nia używają szpilek, igieł, kozików, szy-
d^, słomek i drewienek. Był stary zwy-
czaj taczania pisanek na mogiłach przy
obchodzie pamiątki zmarłych i oddawa-
nia tych jaj potem dziadom. Starzy lu-
dzie pamiętają go w Wilnie a i krakow-
ska „Rękawka" jest Tj&n^^^tką tego zwy-
czaju naszych pra,^;-^^- ^ pisankach
>yGoo<^k
PISARZ]
27
polskich pisali pomiędzy iniiymi: Stefaoja
Ulanowaka (Tygodnik Ilastr. r. 1884, nr.
68), Szczany ■ Jastrzębowski w pismach
iliiBtrowanj~(^ warszawskich i w „Ruka
polskim" Glogera (r. 1900, etir. 171), Z.
aioger, któiy podał w „Wiśle" (r. 1891,
t. V, flti. 166) „najdawniejszą wiadomość
o pisankach", Zygm. Wolski z Tadeuszem
Dowgirdem w IV tomie „Wisły" (r. 1890)
i oddzielnej odbitce i Łuk. O-oIębiowski w
dzidach swoich: „Lud polski", r. 1830,
str. 283 i „ary i zabawy" r. 1831. str. 294.
Tu pisarz ten podaje wyjątek z „Kurjera
Warsz." z r. 1827, nr. 104. Gołębiowski
słuszną robi gdzieindziej uwagę, iż między
,, pisankami" i „kraszankami" ta jest róż-
nica, że kiedy kraszanki są gładko pofar-
bowane, to pisanki są popisane czyli ozdo-
bione rysunkami. Bruckner grę na wy bitki
zowie „walatką".
Pisarze. Przy każdej władzy, składa-
jącej się z kilku osób, bywał pisarz. Wcza-
sach dawnych, kiedy nawet dygnitarze
nie zawsze umieli pisać, pisarz choć mie-
wał nizką godność, ale posiadał wptyw
doiy. Pisarz sądowy miał godnoió w ca>
łem kollegjum najniższą. MaJo gdzie słn*
żyło mu prawo głosn, ale prawie sam
wszystko robił. Niższość w urzędzie mn>
siano mu wynagradzać pieniędzmi i dlate-
go pisarz wszędzie miał obmyślane docho-
dy. Byli więc: 1) Pisarze miejscy, 2)
grodzcy, 3)ziemsoy, Ten ostatni był
nrzędnikiem powiatowym, członkiem są-
dów ziemskich, sprawy do regestrów za-
ciągał, zarówno z sędzią i podsędkiem
głos dawa^ wyroki ferował i do dekreta-
rza z motywami wpisy wtd. Prawo z r. 1496
postanowiło, aby pisarze ziemscy, tak ja-
ko i sędziowie, per liberum electionem t. j.
wolnym wyborem obierani byli na powia-
towym sejmiku w liczbie czterech, z któ-
rych jednemu król pisarstwo jKidług wy-
boru swego odda. 4) Pisarz dekreto-
wy koronny i litewski zasiadałwsą-
dacb, przez króla odbywanych, sprawując
obowiązki pisarza sądowego. 5)Pi8arze
wielcy koronni i litewscy. W Ko-
ronie był wielki koronny jeden, w Litwie
było ich aż czterech. Dopiero w r. 1764
liczbę koronnych z htewskimi zrównano.
Znajdowali się oni przy boku królewskim
i kanclerzach, za których wiedzą wyda-
wali dyplomata, zasiadali także w sądach
asesorskich, których stijymibyli radcami.
6) Pisarzów skarbowych Litwa mi^a
trzech. Korona dodawała im tytuł wiel-
kich i miaJa tylko dwach, duchownego
i świeckiego, którzy sprawowali ^użbę
wydziału skarbowego przy króla ipodskar-
bioh. Pisarzy skarbowych mianował król
i do pomocy podskarbiemu naznaczał. 7)
Pisarz, czyli sekretarz kamery, był to ur7.ę-
dnik na dworze króla, pilnujący jego po-
kojowej i sygnetowej pieczęci. 8) Pisa-
rze polni. Oprócz hetmanów miały oba
wojska, koronne i litewskie, każde swego
pisarza polnego, którzy mieli kancelarje
do całej rachunkowości wojskowej, gdzie
zapisywano nazwiska żołnierzy, wypłatę
żołdu, rynsztunek, konie i wszelkie inne
rzeczy wojskowe. Pisarze polni mieli obo-
wiązek zakupowania koni, przestrzegania
szkód w zapasach i przyborach wojen-
nych, przywożenia pieniędzy dla wojska
i donoszenia o wszelkich jego potrzebach
królowi. W czasie pokojn objeżdżali gar-
nizony i rewidowali porządki; pisarz pol-
ny koronny w XVIII w. pobierał 30,000
dp. rocznej pensyi, a polny litewski 15,000.
Pisarza polnego w razie potrzeby zastępo-
wał wielki strażnik. Często królowie po-
suwali pisarzów polnych na hetmanów,
jako już z sprawami wojskowemi obezna-
nych. 9) Pisarze mniejsi byli to zwy-
czajni pisarze przy komisjach wojskowych.
Było pj^nslo'"^® staropolskie na Litwie:
„PalzV. _j^ -cani pisarzowa jedzie'.-' Po-
'^'"gTv.^\-ełł^ciŁ.VOCziitek temu przysło-
wiu n^^^ł!^ , c^^ugretcaniMiTBkiei, pisa-
rzOT?Q^\-, }^ ^e> VU.Ty w sztuce kAaaka-
• cA ^ ij&l^^a si%*aiBiam, dojeldżając
\fy
dbyGoof^le
PISKORZ ŁĘCZYCKI.— PIWO.
do dworu, zwykli popisywać) przeszedł
wszystkich swoich kolegów.
Piskorz łęczycki. Obfitość piskorzy w
bagniskach rzeki Bzury da:}a powód, jak
wspomina już Bielicki („Niedziele kazn.",
8tr. 602), że Łęczycanów zdawna przyle-
gle województwa nazwały plskorkami,
„iż między biotami zostając, temi się ryb-
kami karmią i suszonych miast świeo zaży-
wają'. Przezywano tak i mieszczan i
szlachtę z okolic Łęczycy, lecz biada te-
mu, ktoby się z tern odezwał wobec Łęczy-
canina, lub smukn^ tylko ustami, naśla-
dując glos piskorka. Łęczycanie bowiem
słynęli jako rębacze i zawadjacy, Były
przysłowia: bić po lęczycku, pić po łęczy-
cku. Mówiono także: .Łęczycaoie piskorze,
Kujawiacy młynarze, Dobrzyniacy jazgar-
ki*, były to bowiem trzy główne cechy
trzech ich ziem: bagna, dobra gleba i ob-
fitość jezior.
PIstał, pis toł, pisz tał—tłok moź-
dzierzowy. „Cukier utłuc dobrze drewnia-
nym piształem", pisze Siennik. „G-dybyś
stłukł głupiego w moździerzu, jako grucę
biją z wierzchu pist^em* {Petrycego ,E-
tyka").
Piszczał, piszczel, piszczalk a —
najpospolitszy instrument dęty, inaczej
dudką, fujarką, fletem nazywany. Hsz-
czałki najprostsze bywały: sosnowe, jodło-
we, bukowe i wierzbowe. Piszczelami na-
zywano niekiedy organy, składające się z
dobranych różnogłosowych piszczałek.
„Na piszczałkę (do tafica) jest, na owieczkę
(do kościoła) niemasz", mówi stare przy-
słowie. „Kto nie da na piszczałkę, ten w
nią nie gra", zapisał Rysióski. Piszczac
lem nazywano w XV w, strzelbę ręczną,
podobno od czeskiego wyrazu pisłala, 0-
znaczającego wogóle rurę.
Piszcztk lub fajfer, była to w śre-
dnich wiekach nazwa grajków na narzę-
dziach dętych, którzy tułacze wiedli ży-
cie, ale już w XIV w. zawiązywać się za-
częli po większych miastach, zwłaszcza w
zachodniej Europie, w korporacje cecho-
we na wzór rękodzielników i uzyskiwać
przywileje. Korporacjo te przygrywały po
kościołach, zamkach, ratuszach, z wież
miejskich i kościelnych, w czasie pocho-
dów uroczystych, wesel, chrzcin, tańców
i styp pogrzebowych. Za przykładem, idą-
cym z Zachodo, istniały po miastach pol -
skich, zwłaszcza za Jagiellonów, gromad-
ki piszczków, trębaczy, surmaczy, bębni-
stiów. Szczerbicz w prawie saskiem mówi;
„Oądki (gędżbiarze) i piszczki masz rozu-
mieć nie tych, którzy się uczciwą muzyką
przystojnie zabawiają, ale owych, którzy
się od karczmy do karczmy tułają, albo z
pieskami tańcują". Piszczkiem nazy-
wano działo armatnie, które było pospoli-
tą kartauną.
Piymiczy, piwniczny— zarządzający pi-
wnicą na dworach panów i książąt. W
Litwie zarządzał piwnicą królewską pod-
czaszy nadworny, ale na dostojnika kra-
jowego podniesiony, był już godnością ty-
tularną. "W r. 1549 „piwniczym" Zygmun-
ta Augusta na Litwie był Stefan Wie-
szeniewicz. Ostatnim „piwniczym litew-
skim" był Ignacy Piłsudzki, mianowany
r. 1790.
Piwo. Spór pomiędzy Niemcami a Po-
lakami o pierwszeństwo w wynalazku pi-
wa jest niedorzecznym, bo już w staroży-
tności pisarze greccy i rzymscy wspomi-
nają o napoju z wyroszczonej pszenicy
i jęczmienia, poświęconym bogini rolnic-
twa, Cererze, i dlatego, zowiącym się po ła-
cinie cerevisia. Prawdopodobnie zaś Głre-
cy i Rzymianie otrzymali wynalazek piwa
od starszych jeszcze od siebie narodów.
Je2eli Tacyt mówi, że Oermanie robili na-
pój z jęczmienia a milczy o Lechitaob, to
dlatego, że o Lechii, za Karpatami, nic nio
wiedział. Że jednak nad Goplem i Wartą
leżała kraina odwiecauie rolnicza, w niej
więc ze zboża muai^j \,«ć obficie wyrabia-
ny napój, skoro piw <a^^ powszednie-
go picia łostal tj^ ^ AS-Ticzony języ-
..,£
oogle
hozcawca Briickner powiada, że najlep-
szym dowodem, iż Niemcy po raz pierw-
szy zapoznali się z piwem u Słowian jest
to, że ich iier jest przeróbką słowiańskiej
nazwy piwo. Gallas, na początku XII
w. spisujący podania Piastów w icli włas-
nym domu, kładzie w usta Piastowi sło-
wa: „Mamci ja naczyńko warzonego pi-
wa, com go przysposobił na postrzyżyny
mego jedynaka..." Bolesław Chrobry tyle
pijał piwa, że Niemcy przezywali go ^oś-
liwie Trink-bier, t. j, piwoszem. Z tej oko-
liczności Syrokomla wysnuł swój „Napis
na kuflu":
Niemej nam chcieli ukraść Kopernika:
Z przywtasKczonego odaito ich blasku.
Chcieli nam dowieść ie pino wynika,
Z ich wynalazku.
Ale w Dytmara piimach zontawioua
Funjątka stara, kronikarska, żywa.
Bolesław Wielki przyjmował Ottona
Kufel kicm piwa.
W jednym z najstarszych dokumentów
polskich, w nadaniu królowej Judyty kla-
sztorowi tynieckiemu z XII w,, jest już
wymieniony browar z karczmą (cum łaber-
na). Z innych źródeł widzimy, że Ludgar-
da, żona Przemy^awa II, zaprowadziła
w Kaliszu liczne browary. Długosz nad-
mienia o Przemysławie, księciu poznań-
skim (zmarłym r. 1257), że podczas 40-
dniowego postu odziany włosiennicą, uży-
wał tylko ladajakiego piwa i wina cien-
kiego. W innem miejsca o tymże księ-
cia pisze, że był chorowity i pijał tytko
słabe piwa. Dawniejszy Bt..szko mówi o
nim, że był wstrzemięźliwym, bo nie pijał
miodn, tylko piwo i wino, Leszek Biały
nie mógł dopełnió Alubu krucjaty w oba-
wie, że mu w gorących krajach piwa za-
braknie (St. Smolki „Mieszko Stary i jego
wiek", str. 38). Piwo jako przedmiot da-
niny spotykamy raz tylko w dokumencie
z r. 1251 („Mieszko Stary", str. 443). Pod
r. 1303 znowu opowiada Długosz, że Kon-
rad, książę Cieniawski a proboszcz wro-
<^awski, „garbuskiem" zwany, gdy na ar-
cybiskupa do Salcbnrga wybrany, udając
się na objęcie swojej stolicy, posłyszał w
Wiedniu, że w Salcbargu nie znają piwa
z pszenicy, do którego od dzieciństwa na-
wykł, a mają tylko wino — złożył arcybi-
skupstwo i powrócił z Wiednia do Polski,
do swego księstwa Cieniawskiego na Ślą-
ska. Długosz w opisie Polski mówi, że
„wino rzadko tu używane, a uprawa win-
nic nie znana. Ma jednak kraj polski na-
pój warzony z pszenicy, chmielu i wody,
po polsku piwem zwany; a gdy nic nadeń
lepszego do pokrzepienia ciała, jest nietył-
ko rozkoszą mieszkańców, lecz i cudzo-
ziemców wybornym smakiem, więcej niż.
w innych krajach zachwyca". Raz jeszcze
powtarza Długosz to samo i o Mazowszu^
że tam „wino rzadko używane, tylko na-
pój z pszenicy, chmielu i wody, piwem
zwany". Za Władysława Jagiełły piwo-
było utubionym napojem nietylko stanu
świeckiego ale i duchowieństwa. Swiad*
czy o tem rozporządzenie archidjakona-
kajawskiego Stanisława, zabraniające kle-
rykom grać w gospodach z wieśniakami
w pieniądze i o piwo, a także wielce cie-
kawa zapiska niejakiego Lutosława z.
Chroszczechowa z r. 1414:
„Kapłanie, chceaz polepaiyć dusze swej,
Nie m6w często: piwa nalej,
Boć piwo jeet dziwny olej" i t. d.
Długosz chwali bardzo polskie piwo bra-
xatum. Żmtidź za Długosza mało piła mio-
du i piwa, bo uprawa zboża dopiero npo-
wszechni^a się tam wówczas. Piwo z jęcz-
mienia, zwane po litewsku aius, było głów-
nie obrzędowym napojom przy prakty-
kach bałwochwalczych. W Polsce mamy
wzmianki o chmielu w XIH w. W XVI
w. chmiel był już przedmiotem handlu
wywozowego z Litwy, a Statut Litewski
przepisuje surowe kary na szkodników w
chmielnikach. Królewicz Zygmunt I spo-
żywa! zawsze na śniadanie ,.gramaikę",
*■ J* Polewkę pi'"ną z grzankami. Do obia-
^^ PCirt iirali'* "^^ P^''*^ proszowskie a na-
dbyGoot^le
wet dalekie piwo piotrkowskie. Słodowui-
oy w Wilnie stanowili osobną klasę prze-
myrfowców. Zygmunt Angnst, dając ro-
ku 1651 przywilej w Warszawie na wa-
rzenie piwa Negeliuowi i Ulrychowi, zale-
ca wszystkim innym piece ich systemu, a
to z powodu, 2c na takowych 3-ą część pali-
wa oszczędzali. Konstytucja z r. 1665 u-
stanowila podatek czopowy za wyszynk
piwa po 4 grosze od buczki: piątkowskie-
go, piotrkowskiego, łęczyckiego, bydgo-
skiego i przemyskiego, za piwa zaś świd-
nickie, głogowskie, berneńskie, gdańskie
i wrodawskie po 6 groszy. Piwo proszow-
skie i piotrkowskie uważane było za
najlepsze- Uniwersał poborowy z r. 1693
objaśnia, że „Piwowar czopowe od piwa
i osobne szelężne od wyszynku tegoż ma
płacić". Prawo zaś z r. 1667 orzekło, że
„piwa robić w miastach bez cecha niko-
mu się nie godzi". Cech piwowarski w
Krakowie istniał już w XV w., a piwowa-
rzy mieli swoją basztę do obrony w oblę-
żeniu. Piwowarstwo było ważną gałęzią
przemysłu krajowego, który przez kon-
sumcję pszenicy i jęczmienia wspierał
znakomicie rolnictwo i musiał być zyskow-
nym, skoro ile razy chodziło o podnie-
sienie podupadłych miast, zawsze dozwa-
lano im swobodnego piwowarstwa. Jesz-
cze w XVI w. warzono piwo z pszenicy.
Kromer w opisie Polski za Zygmunta Au-
gusta powiada, że piwo w województwach
pruskich warzy się z jęczmienia, w reszcie
Polski z pszenicy, miałko zmielonej lub
stłuczonej a wywarzonej z wodą i chmie-
lem; niekiedy zaś do pszenicy lub jęczmie-
nia dodają żyto lab owies, W innem miej-
scu zaświadcza Kromer, że „Polacy, ogra-
niczając swe pijaństwo do jęczmiennego
piwa, wina niewiele używają". Taksa ży-
wności na ratuszu krakowskim z r. 1573
stanowi, aby piwo warzono tylko z czystej
pszenicy. To też poeta Miaskowski mówi
o piwie, jako o napoju z ,, pszennej jago-
dy". Atoli w wieku XVII jęczmień wziął
górę nad pszenicą. Prawo z r. 1585 przepi-
suje, aby na 10 korcy jęczmienia dodawa-
no jeszcze 2 czystej pszenicy. Lekarze za-
lecali chorym piwo krakowskie dwurasfcne
(dubeltowe), a wielu Polaków przekładało
wystałe piwo pszeniczne nad wina hisz-
pańskie. Wybrednym piwoszom przyga-
nia Jan Kochanowski:
Giiicwun eię nu te pieszczone zi^miuiy.
Go piwu radzi Kzukają przji^nj.
Nie pij, af ci się pierwej będsie chciało,
Tedjć eię katde dobrem będzie zd^o.
Beauplan powiada w pt^owie XVn w., że
„Polacy w czasie obiadu piją tylko piwo,
w ogromnych szklenicach, kładąc w nie
grzanki chleba polane oliwą". W zbiorach
jeże wskich posiadamy taką Bzklenicękwar-
tową z polskim napisem: „Nikt nie wie
biedy mojej", oraz wyrżniętym widokiem
raju, w którym Adam w stroju rycerskim
z włócznią, zaleca się Ewie ubrauej w krót-
ką spódniczkę. Pasek pisze o odwiedzi-
nach króla Jana Kazimierza u szlachcica
Sułkowskiego pod Rawą: „Nie wiemy o
niczem, napijamy się piwka, aż tu wchodzi
sługa: -rKrólestwo Ichmość do W. M. Pana
jadą, jeśli w czem nie przeszkodzą?" —
Rzączyński powiada, iż do Śląska i Bran-
denburgii wywożono z Wielkopolski piwo
grodziskie. Na Mazowszu słynęło trady-
cyjnie piwo wareckie, tak jak w Litwie:
grodzieńskie, kiejdańskie, nieświeskie, bal-
wierzyskie a orszańskie na Białejrosi. Pi-
wa szlacheckie, klasztorne, marcowe i ow-
siane, lubione i zdrowe, stały się podanio-
wemi. Zdrowa, smaczna i posilna polew-
ka piwna, t. j. piwo zagrzane z żółtkiem,
zastępowała dzisiejszą kswę i herbatę na
śniadanie. Kitowicz w opisie obyczajów
za czasów saskich powiada: it ,.piwa da-
wano do stołu, ile kto chciał, naczas po
kieliszka wina, albo po szklance miodu;
skoro się stół skończył, już kropli piwa w^
izbie stołowej nie znalazł. Dla dworzan
dawano piwo do ich stancjów po jednemu
i po dwa garnce na d^\ełi. To służalcy dwo-
dbyGoot^le
PLACENTA. — PLUS-OFFERENCJA.
31
rzan za odgłosem dzwonka od piwniczego
odbierali. Taki regulament piwa miał
miejsce tylko u wielkich dworów. Pomniej-
si pankowie i szlachta trapili piwo w kom-
panii gońcia i dworskiego od obiadu do
wieczerzy, dopodnszki. Pracowite i skrzęt-
ne polskie gosposie w każdym domu przy-
gotowywały wyśmienite, jasne, lekkie,
szamujące piwo .szlacheckie". Wiadomo-
ści o sposobach warzenia piwa na Litwie,
podaje książka: .Ziemianin albo gospo-
darz inflancki", wydana w Slucku r. 1673.
Dopiero w pierwszej polowie XIX wieku
zaprzestano po dworkach wiejskich wa-
rzyć .piwo szlacheckie". Dawniej w cza-
sie żniwa wywożono je na pole dla żni-
wiarzy, dawano w podarku na wesela
kmieci i t. d, Lud wiejski na Mazow-
szu i Żmudzi zachował dłużej zwyczaj
warzenia piwa w domn, o ile zdoł^ ukryć
tę czynność przed władzą akcyzną. W nie-
których stronach robią takie piwo z sa-
mych jagód jałowcowych. W starej pol-
szczyinie dodziny zwano „mlóto", wrzą-
tek piwny —^brzeczką", suszarnię słodu —
„ozdownią, hozdownią, ozdnicą", slodowi-
sko — ozdownikiem. Po domach miano
zawsze do warzenia piwa 3 naczynia: trzy-
nóg, kadkę i kociołek. Liczne szczegóły
o piwo warstwie dawnych mieszczan lwow-
skich znajdują się w dziele Łoziiliskiego:
„Patrycjat i mieszczaństwo lwowskie"
(Wydanie drugie str. 228 i 229). Al. Jelski
pis^oddzielnąrozprawę o piwie w dawnej
Polsce. Warszawa, 1887 r.
PlacentR. Tak w w. XVn i XVni na-
zywano skórę okrągłą, grubą lub w kilko-
ro złożoną, szeroką jak dłoń, na trzonka
drewnianym osadzoną, używaną po szko-
łach do bicia „w łapę" chłopców za omył-
ki w czytaniu, pisanin i nienanczenie się
zadanej lekcyi.
Piach, pleszek, plaohownica —
blacha pancerzowa, do zasłony piersi i ple- ,
oów służąca. Mączyński w słowniku z r.
1564 wyraz lac. Colohium objaśnia: „żu- '
pica bez rękawów abo pleszek". Pleszka-
mi nazywano także nagolenice żołnierskie.
Leopolita pisze: „Pleszki miał na nogach
miedziane".
Pllchła — bndka na szkncie dla sztabni-
ka i marsz^ka tam, gdzie sztaba, (^o^^fr).
Plinjeob. Meta (£«^. J^/ar. t. III, etr.
201).
Pliszki— gra hazardowna, znana w Pol-
sce od wieków, polegająca na rzucaniu 4
maleńkich drewienek, zwanych pliszkami.
Zwykle z rózgi brzozowej ncinano dwa
drewienka i każde rozłupawszy na dwoje,
rzucano je po kolei z ręki na stół. Kto rzu-
cił do pary, dwie na stronę jdaską, dwie
na okrągłą, wygrywał; kto wszystkie na
jedną którąkolwiek stronę, br^ stawkę
podwójną: kiedy 3 były jednostajne a 4 in-
na, nic ma się nie dostawało i jeszcze pta>
cił. Za czasów saskich była to już tylko
gra ulubiona pokojowców i pachołków.
Pludry (z bawarskiego plodern — bu-
chastym być) — spodnie szerokie, worowa-
te, kroju niepolskiego, i dlatego nazwa ta
ma u nas znaczenie pogardliwe. Starowol-
ski w XVII w. pisze: „W pludry się ubie>
ramy, żebyśmy się wyrzekli ojczystych o-
byczajów", Inb: „Okrętnicy (majtkowie)
miewają pluderki, abo raczej szarawary
białe". Zbylitowski powiada: „Dal sobie
robić pludry jak wory". W spisie gardero-
by panieńskiej z r, 1660, danej na wypra-
węksiężniczce znajdujemy „Pluderki ada~
maszkowe szkarłatne, popieliczkami pod-
szyte, z forbotkiem złotym". (Łuk. Gołęb.
„Ubiory w Polszczę", sir. 287).
Plut olTerencJa. Jędrzej Moraczewski
tak objaśnia ten wyraz odnośnie do sądo-
wnictwa polskiego z w. XVIII: „Koszta
sądowe byty oznaczone ustawami i w ka-
żdej kancelaryi wisi^ tabela, aby pisarz
nie ściągał więcej jak się należało. Że ko-
szta Ij-iy bardzo drobne, bonp. wpis, choć
najijc..''^gjej scrawy, kosztował tylko 3
ztQ(. ^V -to interesanci zwykle więcej
dĄ,-J^. <)F' -^wi V to się nazywało plus
■yGoot^le
PLUSK. — PŁATNERZ.
offerencja. Gdzie prócz pisarza byljaki
zastępca albo w kancelaryi grodzkiej
prócz rejenta jeszcze wicerejent, natenczas
zastępca i 'wicerejent nie brali nic z kosz-
tów prawem przepisanych, ale musieli
żyd z plus-offerencyi"- . W tym pnnkcie
więkaza była dawniej otwartość urzędni>
ków kancelaryjnych, którzy wprost oznaj-
miali, £e choć im się prawnie nie należy,
ale dostają od innych tyle a tyle".
Plusk. Tak zwano ogon ryby i bo-
bra. Plusk bobrowy ceniony byl jako
przysmak pierwszorzędny wśród potraw
postnych.
Płatnerz.zwany także miecznikiem, sza-
belnikiem, pancernikiem, szpadnikiem —
rękodzielnik, wyrabiający: pancerze, ka-
raceny, szyszaki, przyłbice, kolczugi, mi-
siurki, tarcze, całe żelazne rynsztuakt na
jeźdźca i konia i t. p. ochronne przybory
rycerskie. Nazwa wzi^a początek ze śre-
dniowiecznej łaciny, w której pancerz
i blachę n&zywano plaia, a kojącego zbro-
je z niemiecka //a/nćr. W Fol legum czy-
tamy: „Wiele Rzeczypospolitej, jako na
innych rzemieślnikach do rynsztankn wo-
jennego, tak niemniej na płatnerzach za-
leży". Więc sejmy z 1611 i 16l3 r. naka-
zywały Wilnu i Kownu, aby najdalej do
końca r. 1613 sprowadziły płatnerzy ze
WBzystkiemi do tego rzemiosła potrzeba-
mi, tak iżby zbroje i szyszaki nowe wyra-
biali. Rękodzielnie takie były w Krako-
wie na Stradomiu i Kazimierzu, w Wilnie,
Równie, Warszawie, Lublinie, Łomży,
Bieczu, Sochaczewie, Krasnymstawie, Ra-
wie, Wiślicy. Szydłowie. Sam sono wie, Kor-
czynie, w Kańczudze pod Przt-worskiem,
w Świątnikach i Zielonkach pod Krako-
wem. Nieraz biegły rysownik, rzeźbiarz
i złotnik brali udział w ozdabianiu zbroi
rycerskich. W r. 1546 nadwornym płatne-
rzem Zygmunta Augusta był Florjan Sy-
benburgor. Wśród mieszczan krakowskich
wspominany jest pod r. 1609 mistrz kun-
sztu płatnerskiego Bai'tłomioj Wojczyna
a r, 1648 Wojciech Depczyiski. Na po-
czątku XVI w. starszymi cechu krakow-
skiego byli Stanisław Reska i Jan Kaczo-
rek. Długosz opisuje krwawy wypadek,
jaki zaszedł r. 146L w Krakowie między
Andrzejem Tenczyńskim a płatnerzem
Klimuntem z powodu zwady o niewyko-
naną na umówiony czas robotę zbroi. E.
1534 toczył się w Krakowie przed rajcami
spór o zapis testamentowy Wita Stwosza-
pomiędzy Janem płatnerzem, mężem An-
ny, wnuczki Wita {którą pisano „Anna
pancerniczka") a Magdaleną, wdową po
Stanisławie Stwoszu. Liczba płatnerzy
rozrzuconych po szerokim obszarze Rzpli-
tej, musiała byó dość znaczna wobec mno-
gości stanu rycerskiego czyli szlachty za-
miłowanej w rynsztunkach i noszeniu bro-
ni, czego ślad pozostał nawet w przysło-
wiach: 1) Z kordem a boso, 2) Bez Boga.
ani do proga, bez karabeli ani z pościełtr
3) Szabla strój, kord broń, miecz towa-
rzysz, W dokumencie krakowskim z r.
1777 znajdujemy takie wyjaśnienia za-
tradnień płatnierskich:
Szlachetni Presydent i Rada Miasta Stołecz-
nego Krakowa przez cedaly i int;iuowane na Ra-
tusz, wokowali i zgromadzeni nad punktami sła-
wetnych Stanzych i całego Cechu mleczni isego.
Bzpadniczego i ślifirakicgo Krakowiikiego do Urzędu
ninieJBZego podanemi, do rozrządzeDia każdej pro-
fesji Magiwtrów, w opisie robót, jakie mają z Rie-
luicła ew^O robić i sprawować w szczególności
opisanie zaradzając, na potem kotdy stan tych Ma-
gistrów n jednym Cechu znajdojących się, co maja
nyrabiać i jakie pożywienie w rzemiośle swojem
prowadzić niniejnzą ordynacyą przepisują i postana-
wiają.— Prima. Miecznicy mają roboty robić
i sprawować w swoim obrządku rzpniiosla to jest:
miecze, koncyrze, multany, szable polskie, pałasze
husarskie, kordelasy polskie, obuchy, karabelo, jei-
dyczki czeczugi i le okadzać i oprawiać. — Secundo.
1)0 Btpadn i ków należeć mają: szpady, kordela-
sy Diemieckie i wszelkie inne sztuki, które tylko
do rycerstwa i broni naleią, jako to: okowy do pa-
łaszów, jakiegokolwiek gatunku i mody, sprzecz-
ki do pendentów, zamtd^ QsUog^, okiinia do lasek,
odlewanie giffesów, tr7,j.,j( sttiemion nabijanie,
posrebrzanie i poztŁcany <cl* "■^'^^ i*"^
PŁATY..— PŁOT.
do którjdi cz&mej A6ij potrzebować b^, bo }b
mieczaicf osadsać i robif poirioni; okowf lai do
tych (opr^ ieiamycb) szpadaic; robid mają. Wol-
no będzie upadnikoLa do swej roboty wlaiaej sre-
bra nlywać i slota wiórem pograoiCzDych ezpadni-
czjcb. Cechów; i te tylko srebra topić im wolno,
które do loboty im wlafinej potrzebne będą, in-
nych tai przetapiać sreber komukolwiek nie wolno
im będzie, ale te eFawetnym złotnikom krakowskim
do przetopienia władd wie naleteć mają. Do robo-
ty zaś swojej szpadnicy aby podlejszoj próby nie
zalywali jak jeet jedynasta, aa której robocie kafdy
Magister imię swoje lub znaki ma wybijać. Fr^bę
srebra do roboty nfjwan^o od Fanów Btarszych
złotników azpadaicy brać mają i te na kaldej robo-
cie wyznaczać; gdzieby eię zaJ roboty bez tych
ków szpadników lub próby dotników pokazały, ta-
kowy totiea ąuotiea wykroczy, pięćdziesiąt grzywie
karydotyć powinien. A jako posrebrzanie, pozti
canie i odlewanie wyJej wyrażonych sztuk szpad-
nikom wzorem cndzozi emskich Cechów pozwala aię,
tak tychta Bztnk posrebrzanie i poztacanie, odlewa-
nie złotnikom krakowukim nie zakazuje się, i ow-
«Mm wohioećsię im według praw ich zostawnjewy-
rabiiM)ia pomieoionjch sztuk od srebra i złota.—
Tertia. Slitirze ci mają robić według cudzoziem-
ekich czynnośd instrumenta cyrulikom potrzebne,
jako lancety, CeUzha i inn^, takte noiyczki, nołe,
brzytwy, miecze, pałasze, szpady, kordelaiy, bagne-
ty szlifować i polerować, oprócz tych, które miecz-
nicy i szpadnicy na swych kamieniach ostrzyć w
domu będą; do ilifierzów nadto nalefe^ mają oko-
^ry do pałaszów, karabel, szpad, kordelasów, zam-
fcle do pasów, pendeptów, ostrogi i Inne jakiegokoL
wiek gatunku i rzemiosła sztuki ze stali robione
do szlifowania i polerowania, — Quario. Czelad:
miecz aicza nie ma wedlag zwyczajów ładnem pra
wem nieutwierdzonycb myta i zapłaty dopomioai
'eię od BW(»ch Magistrów, tylko jak j^no praca, apo-
eobność i aplikacja wymagać będzie, za alo)'«niem
eię z Magiatrem według \eff> białości, czujności
i splikacyi, dla dobra Magistra bw^o; robót tad-
nych nowych ani starych w godziny Wieczorne
ne nie mają podejmować się, ani tych od Mi^stra
pozwolenia dooiagać się, daleko bardziej chłopcy;
ftby tych nie podejmował się, ani im Magistrowie
Z ohydą czeladzi nie pozwalali pod przeznacze-
niem i karą przez cały Cech lak na Magistrów po-
zwalających jak 1 czeladź tudzieł chłopców tc^ do-
magających aię. Quinta. Że się ialą na atan kupiec-
ki cit cechowi signater miecznicy i szpadnicy, te
gatunki do rzemiosła ich nalelące są na sprzedały
uk-ipoów krakowskich po sklepach; gdy dostatecz-
nie da otywaaia i poiytku publicznego będą mieli
gatunki i ewoje magazyny własnej roboty, naten-
EncffUopadJi łbiropolika, I. IT.
czas z tem zg;tosić się mają, wczem rezolncyą teraz
zawieszoną rezolwowaną mieć będą.
Płaty cienkiego snkna stałyly ogólnie
a dawnych Słowian za moneta, tak ie od
nich (zdaniem prof. A. Briickaera) poszedł
czasownik ptacić. Oockie //ez/j (płat)
również ze slowiańakiego wzięte. Na wy-
spie Kaji jeszcze w XII w. „cokolwiek na
targu kupió zechcesz, płatkiem lnianym
zapłacisz"; toż wiemy o Gzecback w X w.
Śleszkowski za Zygmanta III pisze w tló-
maczenia polakiem Pedemontana: „Płatki
barwiczkowe, których niewiasty nżywają
kn rumienienia lica". W nowszych eza-
sach chomąta krakowskie ozdabiane by-
wały „płatami" wełnianymi w trzech ko-
lorach: białym, czerwonym i czarnym.
Pławienie czarownic ob^ Czary (£»<:.
Star. 1. 1, str. 266).
Płazem, plazą czyli płaską stroną. Ude-
rzenie szablą nie ostrzem, ale jej bokiem
czyli płazem, było rodzajem zniewagi dla
uderzonego. Starowolski w XVII w, pi-
sze: .Trzeba na harc jechać, 'gdzie nie bi-
ją płazem, jak w szkole szermierskiej, ani
z gałką sztychem, ale ostrym koncerzem*.
W wojskn polakiem była kara, żcłnierzom
wymierzana, bicia płazem. Stosownie do
przestępstwa, skazywano na mniejszą lub
większą ilośó płazów w plecy wymierza-
nych więcej dla wstydu niż bólu.
Plot. Wyrazy: płot, płótno, upla-
tać, jeden mają żródłosłów, o którym
przekonamy się łatwo, gdy spojrzymy na
staroświeckie płótno t. zw. .cynowate" i
na płot pleciony z chróstu sposobem ta-
kim, o jakim mówi polski ' tłómacz Kre-
scencjusza w XVI w.: „^^^ty robią naty-
kawsży kc^y w ziemię na dwie stopy od
siebie, plotą między nie chróst w podłiiż-
ki'. Płot t*ki dziś jeszcze na Litwie lud
zowie „plecieuiec" - Dlatego tlómaoz pi-
sze „w podluiki'i *e z chróstu można było
robić i łjtot ioiiy * mianowicie ucinając k
niego Ił-\m ledaakowei długości i zaplata-
jąc je Qflo comi^zy 3 żerdce pozio-
dbyGoot^le
34
PŁÓTNO.
me. Klak w XVIII w., pisząc; .Ploty by-
wają łozowe, brzozowe*, ma na myśli ple-
cione 2 łozy między kotkami i laskowane
z brzeziny w 3 żerdzie. Dawniej, gdy ła-
Płot B olufatu pledoof „w podloiki".
sów s zarośli było w krsja duio więcej i
czas ludzki był tańszy, prawie wszystkie
Płot z la«ek iNzczynowjch lub brzOEOwych,
płoty pleciono z chróstu, choA płot taki po
ngnicitt w ziemi kołków nie trwał dłu2ej
Płot chróaciaof iTjhaftowinj DB ornacie Kmity
w początku XVI frieku.
nad 3 — 4 lata, jak o tem mówi nawet
stare przysłowie: „Tr^ lata jdot, trzy
płoty kot, trzy koty koń, trzy konie
odek, to zwykły wiek". Płot dn^,
stary i miejscowość nim ogrodzoną zwa-
no zgmbiale płocko, skąd powsta-
ły stare nazwy: Płocko nad Wisłą i Po-
iocko nad Dżwiną, później skrócone na
Płock i Połock. Tyn jest słowiańską na-
zwą także pewnego rodzaju ogrodzenia
i płotn, od którego powst^ nazwa Tyń-
ca. Podajemy tu 4 rysunki, pod którymi
znajdują się odpowiednie objaśnienia.
Płńtno robione spoBobem Btaroiwieckim „w cjnk"
ciyu t. IW. „cynowało".
Płótno. Tak nazywano tkaniny lnia-
ne najrozmaitszych gatunków. Były f^ó-
tna: cienkie i grube, glansowane, farbowa-
ne, malowane, drukowane, woskowane,
pstre i w pasy, olenderskie, kolońskie,
flamskie, szwabskie, głogowskie, wrocław-
skie zwane inaczej Gołcz, na wielki czyli
gięty łokieó przed awane, czarne na mały
( Vol. leg., T, f. 185, r. 1673 i Statut Her-
barta). „Płótno saskie", surowe, gęste,
trwałe przedawano na sztuki 100-łokcior
weipółsztuki 60-iokciowe. „Płótno ślą-
skie*, pośledniejszej dobroci od holender-
skich, rówuające się a niekiedy lepsze od
szwabskich, sprzedawaae było na sztoki
48'łokciowe. „Płótno szwabskie" kroch-
malone i maglowane, z nicią mocno spła-
szczoną, po wyprania okazywało się rząd-
kiem i grubszem niż przy kupnie. P 1 ó-
cienka by wafy: tureckie, srebrne i złote,
jak to widzimy w Wargoekim i w „In-
struktarzu celnym litewskim". Nastały
później angielskie, cienkie, lśniące, w kra-
ty i pasy, wreszcie pliJcienka krajowe zwy-
kle białe z różowym „^ebieskim lub orze-
chowym. Najwięka^^ 4>^S z zagranicz-
yGoot^le
PŁUG.— POCZTA.
nyoh miało w XVI w. w Polsce i^ótno ko-
lońskie. Blskap wileński Janasz poslat
.carowi tatarsidemu" przez jego poda w
podarku .knl^.&elazną od Piszczka a dla
oarowej łokieć koleńskiego płótna
na chustki" (Gtórnicki w Dworzaninie).
Ob. Plot.
Pług. Narzędzie do orania, którego
nazwę spotykamy joi w dokamencie zroka
1254: ,ad duo arałra plugones'*. Od Sto-
wiaa -r piaze Bruckner — wzięli Niemcy
naswę plaga i giządzieli. Niemieckie Pfiug
i (7fini^/ pochodzą z języka słowiańskie-
go. Wojownieay Niomiec niechętnie od-
daw^ się uprawie roli, kopali ją dla niego
niewolnicy; robił na niego i Słowianin z
{^ngiem. Zwykle twierdzono przeciwnie,
że Słowianie od Niemców nazwę pługa o-
Łnsymali, ale to oiemożebne dla tej pro-
stej przyczyny, ie wszystkie niemieckie
słowa z ^ są obcego pochodzenia, więc
i Pflug obcym byó musi. Przypuszczał
to już Cłrimm a słowiańskiego pochodze-
nia dowiódł najlepiej J. Peisker w Zeit-
schri/i f&r Social und Wirtsckaflsge-
sckichie' (Weimar, 1896K który i inne na-
zwy niemieckie plaga (np. Arl z orało)
dusznie od Słowian wywodzi. Nazwa
j^aga urobiona została od pla — (płynąć,
pług jJynie po roli), jak np. sługa od du—
(dnchać). Pługiem aazywano także pew-
ną miarę ziemi. Czacki pisze, it bisku-
powi chełmińskiema od każdego i^aga
ziemi po jednym korcu owsa i żyta odda-
wali obywatele tej djeoezyi, a najdłużej w
Polsce ziemia Hahrka zachowała miarę
pługiem zwaną do podatku.
Pługows, ob. Podatki i oiężary.
Pobojozyk — stempel u pistoletów nie-
co dłuższy od tej broni; noszony był w
wojska polakiem przy ładownicy lub za
pasem w tyle. B. Gembarzewski.
.Pochutnywać, po^hiltna.wać sobą,
znaczy balansować, podrygiwać, pląsać w
tańco, okazując w ten sposób radość i o^
ohoczoAć. Mąozyński w słowniku z r, 1564
okreńla wyraz łaciński gestio słowami:
„pochutnawam sobą od wesela', wyraże-
nie zaś: agere gestum humeris, tłómaozy:
^pochatnawać abo porachawać ramiony*.
Ł. Górnicki pisze w Dworzaninie: „Z cho-
dzenia, śmiechu, pochutniwania Z sobą,
wielekroć można człowieka omyd po-
znać", o dziewicach zaś robi uwagę: „Nie
zda mi się, aby ochotę zbytnią żartkim
skokiem, pochutniwaniem z sobą pokazo-
wać miała".
Pochwałka znaczyła w Litwie to samo,
co w koronie, odpowiedź rycerska
(ob. Enc. Star. t. III, str. 278, pod wyra-
zem Odpowiedź).
Paciot, naciot, mąż ciotki, ob. Po-
krewieństwa.
Paciatiw. Podarek dawany panu, zwie-
rzchności lub godnej osobie, zwany także
„pocztą" od słowa poczcić, uczcić. I po-
czesne pochodzi także od poczczania,
okazania komuś czci przez danie mu o-
fiary.
Poczta i poszta. Bolesław Chro-
bry, który był równie wielkim wojowni-
kiem jak organizatorem swego państwa,
postanowił, . żeby do rozwożenia jego roz-
kazów wszystkie miasta dawały posłań-
ców konnych lub pieszych. Długosz, mó-
wiąc o natychmi&stowem zawiadomieniu
Bolesława o zamordowaniu pięciu zakon-
ników w Kazimierzu wielkopolskim roku
1006. dodaje: .Tak bowiem mądrze i. prze-
zornie król ten urządził swoje państwo, że
wszelkie sprawy i wypadki świeżo wyda-
rzone, ozy to w pobliża, czy z dala, w kra-
ju czy za granicą, nietylko dniem ale i no>
cą dochodziły jego wiadomości". Następ-
ni Piastowie roz(»ągnęU te obowiązki pod
nazwą ąjfgaria i na mieszkańców wiosek.
W dofe^j^giiCW 71 1. \226 znajdują się juk
wymi(jj^ _ g ■oo polsku w Uczbie mnogiej
npodł^^i'' ,, %.Ton.\kaTZ6 nasi z doby Pia-
stów ^^JW '.^m o coAwodacb dostarcza-
nych ^ fl^** -aia ŁB«A6kUUrom« ob-
^,
dbyGoof^le
iąc^ listy kaiąźęce komornicy czyli dwo-
izanie książąt. Musiały stąd wynikać na*
dożycift, któi-e, jak twierdzi Dlagoaz, by-
ty jedną z przyczyn wypędzenia Uieczy-
^awa Starego z księitwa Krakowskiego.
To samo było z Wladyalawem w Pozna-
niu. Kazimierz, następca Mieczysława, o-
graniozy] prawo brania podwód wyłącz-
nie dla posłańców książęcych. State, pocz-
towe urządzenie podwód nastąpiło za
Zygmunta Augusta w r. 1564, który n-
trzymywał także własnym kosztem pocz-
tę zagraniczną, zwłaszcza z krajami wło-
skimi. Stefan Batory aktem z d. 29 sty-
cznia Lo83 roku zatwierdził ustanowioną
przez Zygmunta Augusta pocztę pod za-
rządem Sebastjana Montelnpiego, szlach-
eica florenckiego i jego siostrzeńca Wale-
rego, pod warunkiem utrzymywania sta-
łej komunikacyi pomiędzy Krakowem a
Wenecją dwa razy miesięcznie w ten spo-
sób, aby podróż tam i z powrotem trwała
dni 15. W razie przeniesienia się dworu
z Krakowa, poczta obowiązana była prze-
wozić swoim kosztem listy i wszelkie
przedmioty do Warszawy. Zarząd pocz-
ty oddawf^ akt królewski na lat 5, od 15
lutego 1583 r. począwszy, z pensją 1000
zip., które wypłacać miała Sebastjanowi
Montelnpi i jego siostrzeńcowi krakowska
kasa celna. Przytaczamy wreszcie nastę-
pujący urywek aktu, traktującego o opła-
cie. „Opłatę od listów prywatnych, na
pocztę oddawanych, na 4 grosze polskie
od listu ustanawiamy bez względu na od-
ległość miejsca, gdzie listy iść mogą, zwal-
niając od tej opłaty zakony ks. francisz-
kanów, bernardynów, dominikanów, au-
gustjanów i karmelitów, których listy bez
ftadnej opłaty na pocztach przyjmowane
mieć chcemy". Niemniej dbał o poczty
i następca Batorego, Zygmunt m. Za je-
go to panowania widzimy przedsiębiorcą
pocztowym Dominika Montelupiego, lwo-
wianina. Po Montelupich przedsiębior-
stwo poczty zagranicznej objął i udosko-
nalił r. 1629 inny patrycjnsz lwowski, Ro-
bert Bandinelli. Zygmunt III nad^ ma
przywilej otrzymywania regularnej pocz-
ty królewskiej do Włoch i wógóle za-
granicę, tudzież ekspedycyi listów przez
osobnych kojjerów. Wł, Łoziński w dzie-
le swojem .Patrycjat i mieszczaństwo
lwowskie" przytacza cały akt królew-
ski (z d. 4 marca 1629 r.), organiznją-
oy pocztę. Są tam i ceny pocztowe od li-
stów do Warszawy i Krakowa. Bandi-
nelli polatach kilka przedsiębiorstwo pocz-
towe zwinął, ale około r. 1639 ponownie
je otworzył. Już r. 1620 Zygmunt III
wszystkie dochody
z podwód przezna-
czył na urządzenie
poczt w Koronie i
1 Litwie, ustanowił
dozór, zarząd i
przepis^porządek,
aby miasta glów-
niejsze odbierały
, ^, co tydzień wszelkie
Piecięc fteneralnej prefetta- " ,
ry pocrt BzeczypospoUtej la "sty 1 zawiadomie-
cMaówSMkich. j^^^. ^Miasto pod-
wód czwórę (poczwórnie)pieniądze podwo-
dne oddawać każemy, a za to porządną
pocztę po catem lirólestwie stanowimy"
(fi*/.^^.). Synowie jego uzupełniliprzepisy
pocztowe. Władysław IV w r. 1647 i Jan
Kazimierz w r. 1659. potem Jan III w la-
tach 1677 i 1678 i Augost II, ale wojna
szwedzka w r. 1702 wszystko prawie zni-
szczyła. Kraj, pustoszony przez wojska
szwedzkie, saskie i rosyjskie, nie mógł się
dźwignąć prędko, tembardziej, że August
U, nienawidząc swobód polskich, obojęt-
nym był na dobro Rzplitej. August lit
wznowił zakłady pocztowe, nad którymi
zwierzchnictwo posiadał generał -poczt -
mistrz, niemałe ciągnąc z nich dochody.
W Paktach bowiem *« Stanisławem Au-
gustem położono 'Mtft^i^^o warunek, że
poczty niemaj^ ^^rfnosió korzyści gene-
,(b
^y (Google
POCZTOWY.— PODATKI.
37
lo, ale nadf^ będą stanowiły atołowy do-
chóA królewski". TJstawy 2 lat 1766 i 1777
zaprowadźmy ulepszenia pocztowe, a Sta-
nisław Poniatowski własne fnndosze na
to lożjt Udogodnienia komunikacyjne
rozwijały się szybko w Europie, więc też
za rządów pruskich w r. 1796 wprowadzo-
ne zost^y sztafety, ekstrapoczty, knrje-
Tzy i listonosze, a za Księstwa Warszaw-
skiego w r. 1808 dyliżanse. Podajemy tu
lysunek pieczęci z czasów saskich, z napi-
sem: Generalis prae/eclura postarum Re~
gni Poloniae^ której tłok posiadamy w
zbiorach jeżewskich. Prof . Briickner ka-
że odróżniać wyraz rdzennie polaki p o c z-
ta od używanego dawniej często wyrazu
P o s z t a wziętego żywcem z włoskiego /c-
sła, lubo oba te wyrazy często dawniej z
sobą mieszano, jak to widzimy z gazety
polakiej , Poczta Królewiecka", wydawa-
nej w Królewcu przez drukarza J. Dav,
ZanHera w latach 1718 — 1720, gdzie na
tytule naprzemian Poczta albo Posz-
ta wypisuje, a przy tern narzeka, że: .ob-
rywka (dochód) z Qazetów Polskich bar-
dzo licha była" (w Królewcu), bo niewielu
było, ^którzyby chcieli Polskie trzymaó
Gazety". Gazetę powyższą odkrył w na-
szych czasach prof . Al. Bruckner w archi-
wach królewieckich.
Pocztowy, szeregowy Inb pacho-
łek nazywał si^ ż(^nierz wjeździe pol-
skiego autoramentu — nieszlachcic. Zacią-
gający aię pod znak husarski, pancerny
lub później do kawaleryi narodowej „to-
warzysz" obowiązywał się służyć osobi-
ioie lub przez zastępcę. W pierwszym wy-
padku zaciągał się wraz z pocztowym, w
drugim stawiał za siebie dwach poczto-
wych, na których przypadającą płacę o-
trzymywat nieobecny towarzysz. Taki
poczt nazywał się sowitym. B. Gemb.
Podatki i Cifiary dawne w Polsce zwa-
no/r'!':^/«*», conlributio, census, vesli£al,
gabeliu, exaciio, colleciae, dałio, pobór, dań,
■CiAt i t. d. Piastowie, organizując swoje
rządy, nańladowali w wielu razach ksią-
żąt Zachodu. Wszystkie zatem nakłada-
ne przez nich na poddanych ciężary i słu-
żebności miały wprawdzie nazwy polskie,
ale były naśladowaniem zachodnio-euro-
pejskich. Zagranicą, gdzie było więcej
pieniędzy niż w Polsce, nastąpiła wcześ-
niej przemiana na brzęczącą monetę wie-
lu służb i danin, uiszczanych pierwej w
naturze, t. j. zbożem, bydłem i pracą. U-
boższa w kruszec Polska, długo podatków
pieniężnych nie zn^a. To też cudzoziem-
cy, przybywający do nas z Zachodu w do-
bie Piastów, daniny składane w naturze
nazywali „prawem polekiem". Mnogość
dzielnic książęcych i przywilejów wyjąt-
kowych była powodem różnolitości praw
i pewnego zawikłania w nazwach służeb-
ności krajowych. Choć według pojęć daw-
nych nie odróżniano obowiązków wzglę-
dem osoby księcia od państwowych, to je-
dnak rozdzielić je można na dwa rodzaje.
Wśród obowiązków względem państwa
pierwsze miejsce zajmuje służba wojenna
{expediłió). Wprawdzie jądro siły zbroj-
nej stanowiło rycerstwo na dzielnych ru-
makach i kosztownie uzbrojone, z którem
Bolesławowie robili wyprawy na Pomo-
rze, Ruś, do Węgier, Morawii i Czech —
ale w obronie własnego kraju nie pogar-
dzano tłumami gorzej uzbrojonych tarczo-
wnikdw z wiejskiego ludn. W razie na-
padu wroga, cała ludność zagrożonej zie-
mi stawata pod bronią. Każda okolica po-
siadała swój „gród", czyli miejsce obron-
ne wysokim wf^em, palisadami i wodą lab
bagnem, gdzie zamykano kobiety, dzieci
i dobytek. Mężczyźni szli walczyć z nie-
przyjacielem, robió zasadzki i zasieki po
lasach. Każde .opole" dostarczało drn-
*y°7 dtj jiSptawy i obrony grodu w swojej
okolicv^ -^ ci&Bie pokoju załoga takich
grod(i'r » i(,jura^ników kasztelańskich
YO' . cArtai^alB. sin Tir^nwiLdiniA Z
! i
dbyGoof^le
dowycb. T& kolejna słołba grodowa
wprawiała całą ladnośó do wojennego rze-
mioeła. Nie dziw też, ii chłopi kojawsoy
potrafili zwyciężać Krzyżaków, jak to np.
miało miejsce pod weią Dąbkami r. 1431.
Taka etraż kolejna, czyli t. z. „stróża zam-
kowa", istniała także w całych Niemczech
i Węgrzech pod odpowiednią nazwą nie-
miecką. W Polsce mamy już o niej wzmian-
kę w dokumencie z r. 1126, Utrzymanie
„grodu" w należytym stanie było wszę-
dzie obowiązkiem okolicznej ludności, ja-
ko chroniącej się do niego podczas wojny.
Często więc naprawiano nasypy ziemne,
częstokoły i drewniane wieżyce zamku.
Do czasów bowiem Kazimierza Wielkie-
go zamków murowanych Polska prawie
nie posiadała. Nietylko w granicach włas-
nej kasztelanii, gminy czyli opola, takową
składające, obowiązane były do bndowy i
naprawy swego grodu. Jeżeli księcia wy-
padło gdzieś w dalszych stronach, zwłasz-
cza na granicach kraju, wznieść nowy
„gród" lub stary odbudowywaó, a siła o-
kolioznej ludności na to nie wystarczała,
-przywoływano do pomocy lud z sąsied-
nich kasztelanii. „Stróża' zamkowa, na-
leżąca pierwotnie do tej samej kategoryi
obowiązków, co służba wojskowa, zamte-
-nioną została z czasem na stałą daninę.
Nastąpiło to zapewne w XII w., bo w XIII
znajduje się ona już wszędzie zaliczona do
danin. Bliższe oznaczenie obowiązku służ.
by wojskowej znajdujemy po raz pierw-
szy w przywileju Bolesława Wstydliwego
z r. 1270. Do ważnych obowiązków pu-
blicznych należno budowanie i naprawa
mostów na rzekach, a zwłaszcza przy zam-
kach. Za Krzywoustego był to jeszcze o-
bowiązek ogólny, ale z ozasem rozmaite
dobra zwalniano od powyższego ciężaru.
Więc też w półtora wieku po Krzywou-
stym, Leszek Czarny w wielkim był Idtopo-
cie, kiedy się zabri:^ do naprawy mostów
swojej Sieradzkiej dzielnicy, bo znaczną
czędó jego księstwa zajmowała kasztela-
nja wolborska, wlasnośó biskupów kujaw-
skich, których ludzie byh już uwolnieni od
robót mostowych. Do bardzo ważnych o-
bowiązków ludu dla obrony kraju należa-
ły owe słynne zasieki leśne na granicach
Polski, których sławę tak wymownie gło-
sił sam cesarz Pryderyk Barbarossa. Do-
kument z r. 123Ó zaświadcza, że w razie
naglącej potrzeby do rąbania zasieków dla
powstrzymania nieprzyjaciela powoływa-
no w owym czasie nietylko ludnośó nad-
graniczną, ale i z wnętrza kraju. Do za-
kresu usług publicznych należał jeszcze
t. z. .ślad" {vesiigid), czyli obowiązkowa
pogoń za śladem uciekającego złoczyńcy.
Jeżeli umykał złodziej lub jaki zbieg wię-
zienny, cl^opi obowiązani byli z „krzy-
kiem" gonió za jego „śladem", dopóki nie
dotarli do sąsiedniego opola i sąsiadom
nie powierzyli dalszej pogoni (takie samo
urządzenie istniało w Anglii). Zaniedba-
nie pogoni pociągało za sobą płacenie ka-
ry za przestępcę, a odwrotnie schwytanie
go uwalniało ludnośó całego opola od od-
powiedzialności (ob, Opola). Najdokucz-
liwszym ciężarem ogólnym względem pa-
nującego księcia były „podwody". Poda-
nia francuskie o aciemiężaniu ludu czę-
stymi przejazdami panujących są prawie
jednobrzmiące ze skargami na takież na-
dużycia za Mieszka Starego. Czy książę
wysyłał jakiego posłańca z rozkazem
do odległego ,, grodu", czy jaki urzędnik
grodowy wybrał się w drogę, natychmiast
trzeba mu było, gdzie przybył, dostarczyó
podwody lab dobrego konia pod siodło.
W najgorszem też położeniu były osady
odosobnione, odległe od zaludnionych o-
pól. Za Krzywoustego skarżono się i>o-
wszechnie na ncisk podwodowy. Później
w dokumentach z XIII wieku rzadkie są
stosunkowo wzmianki o „podwodach",
może dlatego, że zamiaBt właściwych pod-
wód częściej był -^ nżycaa t. z. „powóz".
Niemniej utyski-w^^o H^- obowiązek trans-
portu rzeczy ksi^^^^^^o^, s^any „przewo-
yGoot^k
dem" [conductus). Odrótoiano dwa ro-
dzaje przewodu; chłopski i rycerski. Do
władyków czyli pasów, szlachty i Tjcec-
atwa, należ^ transport, wymagający szcze-
gólnego pośpiechn, zatem przewóz ży wno-
ńci, łatwo ulegającej zepsncin, np. ćwieżej
zwierzyny, ryb i placków pszennych. Do
tej kategoryi należeli jeszcze: jeńcy, złoto
i wino. Natomiast chłopi końmi lab wo-
lami przewozili: zboże, skóry, wosk, żelazo
i t. p, Każdemn „przewodowi" towarzy-
szył „komornik" książęcy, czyli dworza-
nin, zostający w służbie panującego. Ko-
mornik taki pilnował własności pańskiej,
czuwał nad przeładowywaniem i pośpie-
chem. Jeżeli ,,przewód" przybył hez ko-
mornika, chłopi nie mieli obowiązku go
przyjmować. Każda osada odpowiadała za
całość transportu, dopóki go pod dozorem
komornika nie oddała sąsiedniej osadzie.
W dokumentach z w. Xin przechował się
spór między dwoma wsiami; Kacice i Ja-
nnszkowice, kt^Jrym często wypadało sta-
wać do „przewodu". Ale Januszkowice
umi^y sobie radzić, bo odstawiały prze-
wód do sąsiednich Kacie, od których tyl-
ko mostem na rzece Szreniawie oddzielo-
ne były, gdy Kacice do Iwanowic lub
Przestańska, najbliższych osad na trakcie
do Krakowa, miały kUkakroó dalszą dro-
gę. Wyrazem „powóz", zdaje się, nazy-
wano obowiązek dostarczania samych ko-
ni i woźniców do wozów książęcych. W
dokomencie zr. 1258 znajduje się wzmian-
ka o zamianie tego ostatniego ciężaru na
stały podatek pieniężny. Ale najkosztow-
niejszym był podobno ciężar żywienia
dwom książęcego, gdy ten w czasie po-
dróży zatrzymał się na popas. Trzeba zaś
wiedzieć, że system rządzenia krajem po-
legał wówczas na ciągłem objeżdżaniu
„grodów" przez panującego, sądzeniu
spraw i sporów. Bolesław Chrobry wię-
cej przesiadywał po grodach — jakzaświad-
cza Gallus — „więc każdy z radością wy-
glądał przybycia monarchy. Bogaty, u-
bogi i cały kraj z ochotą się zbiegał, by
ujrzeć jego oblicze". Inaczej było za Krzy-
woustego, który spędzał życie w polu i na-
miotach. Później, pod koniec XIII w.,
ustanowili książęta raz na zawsze, czego
im kmiecie w czasie podróży na popas ma-
ją dostarczać. Tak Leszek Czarny doma-
gał eię latem tylko jednej krowy i dwuch
owiec, w zimie zaś dwuch wieprzów, 30-u
kur, 100 jaj, po pół korca grochu i jęcz-
mienia na każdy obiad. Ponieważ w „gro-
dach" czyli zamkach bywało zwykle cias-
no dla dworu ksiątęcego, służba przeto
książęca, złożona z piekarzy, piwowarów
i miodosytników, łowiecka i rzemieślnicza,
wychodziła do okolicznych opól, gdzie jej
było wygoduioj i lokowała się tamże, do-
starczając wszystko dla dworu. Towarzy-
szyli jej i łagiewnicy książęcy, którzy la-
gwie i beczki ua miód, piwo i mięso solo-
ne sporządzali. Ponieważ prawie każda
osada przypierała do lasów książęcych,
służba zatem łowiecka zajmowała ludność
wiejską do nagonki czyK gonienia za
„psim śladem" po lasach, zalecała jej pil-
nowanie zwierzyny, doglądanie jelenich
legowisk i gniazd sokolich. Gdzie się so-
koły gnieździły, tam ani barci nie wolno
było zakładać, ani drzewa rąbać. Daniny
w naturze, wybierane przez poborców ksią-
żęcych, sięgały bez wątpienia prastarych
czasów powstawania władzy książęcej,
kiedy to ludność caiego kraju część swe-
go dobytku i plonów roli składała na u-
trzymanie panującego. Do takich należał
przedewszystkiem „naraz" lub „narzaz",
danina z wieprzów, a zapewne i innego do-
bytku, na rzeź dla książęcego dwom pę-
dzonych, cząstka corocznego przyrostu
trzód ■^e&niaczych, potrzebna do «aspo-
JfojenU Aodsw^^yi^ potrzeb książęcego
stołą ■taaTi&''^' "wy\)\erano opolami, rów-
°*®3^-ł V .-^ąiliTÓwlwolów. Ludność
opol^V ^ coiocŁti« po jfi^iiy"^ ""0^®
j p<ł ^^ ,Vie> 4(1 ^^^- ^*^ '^^ ^'
wst ^ ^iMJo-poWei". „'SMaz^'w
dbyGoot^le
40
PODATKI.
postaci składanego królowi podatka od
mięsa dotrwał czasów późnych, bo widzi-
my, jak Kazimierz Jagiellończyk r. 1464,
zatwierdzając przywileje stanów pruBkick,
awalnia te stany od ^narzazn*. Ckłopi
składali daninę za to, że mogli mieó barcie
w borach ksi^ęcych. Jedni dawali gar-
nsk czyli„gamiee" miodu (urna me/iis). "W
kasztelanii chrobskiej, każda osada dawa-
ła 3 dażegamce(r. 1251), gdzieindziej całe
opole dawało razem urna mellis preysin-
cialis, co znaczyło zapewne kadź mioda.
Trzecią t«go rodzaju daninęstanowił .sep',
sMadasy z pszenicy, owsa i jęczmienia.
Wybierano go opolami, tak jak wszystkie
inne daniny, co wyjtfywało z koniecznej
wówczas solidarnej odpowiedzialności ka-
żdego opola czyli gminy rolniczej. Termi-
nem do poborów tego rodzaju był dzień
Św. Marcina, jako czas głncbej jesieni, w
którym już wszystkie zbiory były doko-
nane. Jeżeli używany w ówczesnych ła-
cińskimi dokumentach wyraz mensura o-
znaczał korzec, to w lubińskiem opolu
„sep' przynosił księciu rocznie 20 korcy
zboża (r. 1242). Zboże odwożono do gro-
dów książęcych, po kraju rozsianych, gdzie
zażywano je bądź dla dwom i wojska ksią-
żęcego, bądź dla załogi miejscowej, bądź
w razie napadu dla ludności okolicznej,
która się do grodu chroniła. Wyraz „sep"
czyli zsep pochodzi od zsypywania do spi-
chrza (książęcego). Nie jest jednak dotąd
wyjaśnionem, czy była to odrębna danina,
czy też tylko sposób płacenia podatków w
' zbożu. Wiadomo bowiem, że wówczas
przyjmowano powszechnie podatki w [bo-
dach surowych. I w Polsce, dopóki mone-
ty było mslo, daniny składano księciu
przeważnie w skórach, Jutrach, zbożu, wo-
sku, miodzie i żywem bydle. Qdy jednak
wpływ cywilizacyi pomnożył i upowszech-
nił monetę (nazywaną „obrazem" od wy-
bitego na niej wizerunku księcia), rozwój
skarbowości polegał odtąd na zamianie
pierwotnych danin na pieniądze. Najwa-
żniejszym podatkiem było poradlne
czyli powołowe, pobierane od ilości ra-
d^ i wołów, których opodatkowany do
uprawy swoje; roli używał. Radło bo-
wiem czyli półj^ug było pierwotnem na-
rzędzdem do orania. Podatek ten grunto-
wy, pochodzący, jak się zdaje, z zamiany
pierwotnej stróży grodowej na pieniądze,
przetrwał najdłużej, jako wyraz uznania
władzy książęcej nad ziemią,ikiedy wszyst-
kie inne ciężary znikły, to jeszcze król
Ludwik, następca Kazimierza Wielkiego,
zastrzegł sobie w dyplomie koszyckim za-
chowanie poradinego w wysokości dwuch
groszy od łanu. Ostatecznie dopiero pak-
tami z Włady^awem lY r. 1632 uchylono
podatek dwugroszowy z poradlnego tanu,
„ j ako pamiątkę niewoli". Drugim podatkiem
było „podworowe" (później nazwane po-
dymnem), c^li oj^ata od domów miesz-
czańskich i kmiecych, jako jednostek osa-
dniczych. Podworowe zwano inaczej kun-
nero, bo jeszcze w XIII w. najpospoliciej
dawano z domu po dwie skórki wiewiór-
cze czy kunie co roku. W ziemi Krakow-
skiej widzimy od XI wieku podatek zwa-
ny .pomocne", zniesionyostatecznie przez
Henryka Brodatego. Byt to zapewne, jak
.pomoc' w Czechach, podatek nadzwy-
czajny, dodatkowy, ze skarbowości cze-
skiej naśladowany. Odkąd t. z. „stróża",
czyli obowiązek kolejny straży grodowej,
zamieniony zost^ w sttJą coroczną da-
ninę, wybierali ją osobni poborcy, zwani
.panami stróżnymi'. Obowiązek podej-
mowania dworu książęcego w czasie ob-
jazdu księcia po kraju, zwany „stanem"
{słaiiones), już od czasów Krzywoustego
począł byó zwolna zamieniany drogą wy-
jątkowych przywilejów lub dobrowolnego
układu z księciem na podatek pieniężny.
Pomimo to jednak w rocznikach ducho-
wieństwa z czasów Jagiełły znajdujemy
utyskiwania na ucis^ sprawiany dobrom
dnchownym przej ^ejazdy królewskie
czyli „stan". ^6<i> ..t^^ stałych, skarb
yGoot^k
o D A T K I.
41
książęcy miał jeszcze dochody z różnych
opt&t okolicznościowycli. Kiektóre z tych
0[^at wynikamy z zasady, że gdy ksiąię
JBtt paaem całego kraju, stąd żadna wa-
żniejsza chwila w życiu jego poddanych
nie może minąć bez podarku dla monar-
chy. Zatem dziewczęta i wdowy z osad
kmiecych przy zamążpójścin składały gar-
niec miodn, co zwano „wdowiem'' i „dzie-
wiczem". Mosi^ to byó zwyczaj bardzo
dawny, a zniesiony został razem z „pomoc-
nem" przez Henryka Brodatego w ziemi
Krakowskiej i przez Konrada w r. 1232 na
Mazowszn. Ważną rubiykę dochodów sta-
nowiły opłaty sądowe. Ponieważ książę
był najwyższym stróżem prawa i sędzią,
kto więc przeciw prawu wykroczył i spo-
kój lub bezpieczeństwo publiczne łamał,
obok powetowania szkody pokrzywdzone-
mu winien był zaj^ció karę do skarbu
książęcego, zależną od wielkości przestęp-
stwa. Pewna część z tych opłat s^a do
skarbony sędziego, kasztelana lub jego n-
rzędników, którzy w imienia i zastępstwie
księcia sądzili. Podług pojęó ówczesnych
należał się księciu adział w zysku handlo-
wym, osiąganym pizez cudzoziemskiego
kupca w jego państwie i pod opieką jego
władzy. Udział ten pobierany był pod na-
zwą myta i targowego. Ceł granicz-
nych nie znała ówczesna Polska, bo w
puszczach, ciągnących się wzdłuż granic
niepodobna było straży celnych rozcią-
gać. Były więc tylko wskazane wewnątrz
kraju szlaki handlowe dla kupców, któ-
rzy przy wyznaczonych grodach ksią-
żęcych opłacali myta. Łodzie i korabie
ładowne towarem, płynąc rzekami, 0|^a-
cf^y myto przy zamkach nadbrzeżnych,
np. w Poznania nad Wartą, w Labtążu
nad Odrą, w Korczynie i Włocławku nad
Widą, w Wiźnie nad Narwią, w Drohi-
czynie nad Bugiem i t. d. Rycerstwo by-
ło wolne od 0[^aty myta, przynajmniej na
Mazowsza już w r. 1237. Prócz myta {He-
itmeum), opłaci kupiec jeszcze na targu
przy sprzedaży towafu pewną prowizję -
od jego ceny, zwaną targowe m. Wy-
bierali tę opłatę celnicy i nadzorcy targu,
bez któiych nie wolno było zawierać żad-
nej nmowy kupieckiej, żeby skarb książę-
cy nie doznał przez to uszczerbku. Takie
urządzenia panowały w całej ówczesnej
Enropie. Czasem książę, w dowód szcze-
gólnej szczodrobliwości, obdarzfj prawem
pobierania targowego jaki klasztor lub za-
służonego sobie rycerza. Najdawniejszym
znanym przykładem uwolnienia od targo-
wego jest przywilej Kazimierza Sprawie-
dliwego, dany Miechowitom. Częściej ob-
darzał książę dziewięciu ą, czyli dzie-
wiątą częścią z dochodów jakiegoś targu.
Poborcami opłat targowych byli na znacz-
niejszych targach mincarze książęcy, ja-
ko biegli znawcy kruszcu i obcych pienię-
dzy, w których od zagranicznych kupców
„targowe" pobierali. Wszystkie dochody
z ceł i „targowego" w obrębie kasztelanii
spływ^y do kasy grodowej, skąd je we-
dług potrzeby do skarbców książęcych od-
syłano. Pewien tylko procent z tych o-
płat potrącali dla siebie poborcy, jako wy-
nagrodzenie za czynności arzędowe, co
było podnietą ich gorliwości o dobro skar-
bu. Wzmianki o „targowem", w najstar-
szych dokumentach dość częste, później
w XIII w. wobec swobód prawa miejskie-
go ustają zupełnie. W dokumentach łaciń-
skich z doby Piastówspotykamy następują-
ce nazwy polskie rozmaitych podatków, o-
płat i powinności: „Dań" (r. 1 146) — „powo-
łowe" (r. 1 165) — „poradlne" (r. 1228} —
„pługowe" (r. 1228) — „stróża" (r. 1 125)—
„podymowe"(r.l200) — „pod3niine"{r.l242)
— „pomocne"(r.ll25) „poduszne" (r. 1267)
— „pod wozow6"(r,1235)—,,moatne"(r .1146)
— „mosto-^e" (.r- 1252) — „kunne" (r. 1146)
— „podW(j^^e''(r.\145)— „naraz"i„narzaz"
(r. 114Ł\ _4e^^*'*' ^ i-obo^^^^wk to™-
wania ^ ,'C^eŁ "C^szcze, zaspy śnieżne
dbyGoot^le
42
p o
^przysiężne" (r, 1281) — „pieszy ślad"
<r. 1214)— „pogoń" (r. 1255) — .targo-we"
{r, 1065)— „łanowa" (r. 1255) — .polowe"
<r. 1291) - „Btan" (r. 1228)— „rogowe" (r.
1255) — „sep" (r. 1242) — „przesieka" (r.
1214) — „podwody" (r. 1216) — „nar^bne"
{r. 1301). Długoaz wymienia takie cięża-
ry księstwa Krakowskiego z r. 1162: po-
rsdtne, stróine, powóz, podwody i podle-
ganie mincarzowi (którego zwano po łaci-
nie monetarius). Były jeszcze znane przed
«poką Jagiellońską: .obiedne", .godne",
„opolne", „wojenne", „kolenda", „krow-
ne", „pearskie", „prz^aja", „czynsz kró-
lewski", ,królew8zczyzna" (której zniesie-
nia zażądała szlachta od Kazimierza W.).
Sposób dawnego egzekwowania podatków
nie musiał byó przyjemny. Zwyczajny
bowiem średniowieczny edykt podatkowy
w Zachodniej Europie brzmiał: „Pozwala-
my wójtowi i ławnikom w razie potrzeby
ożyć przy poborze przymusu, t. j. wyła-
mywać drzwi, rozbijać skrzynie, okna
i zamki, imać ludzi na targu, po ulicach
i domach". "W Polsce na kilka tygodni
przed poborem wywoływano i otrąbiano
po miasteczkach i wioskach, w czasie tar-
gów i naboteństw, rozkaz poboru. Pobor-
cy podatkowi, którzy potem objeżdżali
wsie i miasta, otrzymywali od mieszkań-
ców pewną nagrodę za swe trudy. Dziś
owa mnogość tych rozmaitych danin przej-
muje politowaniem nad dolą tych, któ-
rych one obowiązywały. To jednak „pra-
wo polskie* nie było wcale tak straszne
w rzeczywistości. Kiezbyt bowiem wielkie
dla panujących musiały płynąć z niego
korzyści, gdy książęta powszechnie z łat-
wością zrzekali się tych danin na rzecz na-
rodu. Jut od czasów Kazimierza Spra-
wiedliwego, nazwanego „oswobodzicielem
z pęt słołebnictwa", widoczno jest stop-
niowe pozbywanie się książąt swego pra-
wa do wymienionych danin. Uzyskują
takowe od panujących najprzód duchow-
ni dla dóbr swoich, potem panowie mf^o-
polscy. Nie mógł jnż książę wymacać od
chłopów w dobrach szlacheckich ani pod-
wód, ani obiadów, ani dostaw kachennyoh.
Pozost^a mn ta moc tylko we własnych
dobrach królewskich, t. j. owo „prawo
włodzicze"nadsołtysamii kmieciem książę-
cym, W wiekach późniejszych sama szlach-
ta w razie nagłej potrzeby uchwalała na
sejmach pobory ze swych dóbr i docho-
dów. "W ciężkich dla kraju okoliczno-
ściach naznaczano ^pogłówne", czyli je-
dnorazową oj^atę od wszystkich osób z
gminu, wyjąwszy poświęconych naukom.
"W r. 1669 podskarbi Morsztyn podał wnio-
sek zasilenia skarbu Rzplitej wprowadze-
niem akcyzy od warzenia napitków. Ak-
cyzę taką, od której szlachta i duchowień-
stwo było pierwej wolne, postanowiono na
sejmie w r. 1673. Tytuń, który w ogrodach
Anny Jagiellonki uprawiany był jako
rzadkość, a za Władysława IV i Jana Ka-
zimierza upowszechnił się jako tabaka do
zażywania i fajka do palenia, opodatko-
wany zost^ za Jana III w r. 1677. O in-
nych ciężarach publicznych i opłatach pry-
watnych obacz w encyklopedyi niniejszej
pod wyrazami: Czopowe, Czwarty grosz,
Czynsz, Dziesięciny, Egzoficja, Hiberna,
Kanon, Kontyngeas hwerunkowy, Kozu-
balec, Kwarta, Kunica, Litkup, Łanowe,
Młynowe, Hostne, Naraz, Ofiara, Ogono-
we, Osep, Pańszczyzna, Podworowe, Po-
dymne, Pogłówne, Pojemszczyzna, Porę-
kawiczne, Powołowszczyzna, Rogowe, Su-
chomelszczyzna. Świętopietrze, Świńszczy-
zna i t. d. Gruntowne wiadomości o dani-
nach z doby Piastów podali w druku: St,
Smolka, Zyg. Helcel, Romuald Hnbe i Fr.
Piekosiński, o Pogłównem prof. Józ. Kle-
czyński. „O podatkach gruntowych sta-
łych w Królestwie Polskiem" wyborną
rozprawę napisał "Wojciech Trzetrzewiń-
ski (Warszawa, drugie wydanie r. 1861).
O podatkach z 3-cłi Qgtati>ich wieków ist-
nieniapaiistwaPolĘ^-ggowieWą ilość prze-
pisów obejmują '^okAi^"' ^^"i których
>yGoo<^k
PODAWCA.— PODCZASZY.
43
inwentarz w wydanio petersburskiem Jo-
zafata Obryzki (z r. 1860) podaje treść od-
nośnych uchwal od 8tr. 324 do 349. Wśród
nowszych prao o podatkach w dawnej
Polsce zaslngaje na awagę źródłowa i su-
mienna a niespoiytkowana w niniejszym
artykule rozprawa ks. S. Chodyńakiego:
„Podatki w dawnem prawie polskiem*
(Enoyklopedja kościelna t. 20, str. 19 — 36).
Podawca jest polską nazwą kollatora,
t. j. m&j^oego JUS coiiaiionts czyli patrona-
łus. {Vol. le^ll, I 607).
Podchorąiy, w wojskn Bzplitej namie-
stnik chorążego, który nosit chorągiew.
W armii Królestwa Kongresowego pod-
chorąży bjl w stopniu podoficera, stąd
szk(dy, kształcące na oficerów, zwano szko-
łami podchorążych. Ob. Podchorążych
szkoła.
Podchorążych szkoła. W dniu 28 lip-
ca 1815 r. rozesłany został rozkaz do do-
wodzących dywizjami o przysłanie do
Warszawy podoficerów, przeznaczonych
na stopnie oficerskie w celu pomieszczenia
ich w specjalnie dla nich urządzonych
szkołach pieszej lub konnej, stosownie do
broni, z których wychodzili. SzkcJą pod-
chorążych pieszych komenderował pułko-
wnik, a pod nim pięciu oficerów niższych
jako instruktorów i nauczycieh. Oficero-
wie ci niżsi dość często się zmieniali, po-
wracając do swych pułków; na ich miejsce
przychodzili najczęściej oficerowie z gwar-
dyi królewskiej Inb cesarskiej. Dowódcą
byt pidkownik Olędzki, ^użbista, posiada-
jący wielką wiedzę wojskową; napozór su-
rowy i bardzo wymagający, był jednak
sprawiedliwy i mii^ w gruncie rzeczy za-
cne serce, za co był bardzo przez wszyst-
kich podwładnych lubiony. Największy
nacisk w szkole pc^ożony był na służbę
frontową, doprowadzoną do najwyższego
stopnia doskonałości, oraz na mechanizm
różnych oddziałów, zacząwszy od szkoły
żołnierza i plutonu aż do pułku, brygady,
dywizyi i korpusu. Podoficer, wchodzący
do szkoły, uważany był za rekruta i od
samego początku muai^ przechodzić szko-
łę żołnierza, dopóki pułkownik nie uznał
za stosowne pomieścić go we froncie. Ca-
łą zimę wykładano teorję, którą każdy
wybornie znać musiał, ażeby stanąć do e-
gzaminu przed wielkim księciem Konstan-
tym, inaczej na oficera awansować nie
mógł. O taktyce i strategii nie było mo-
wy. Tych uczono w Szkole aplikacyjnej.
Komenda jednego dnia była po polska,
drugiego po rosyjsku. Oprócz tego nic
więcej podchorążych nie uczono. Dopiero
po r. Iti24 zaczęto udzielać języków: fran-
cuskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Kto
chci^ sam z książek się uczyć, nie miał
prawie czasu na to, tak wszystkie godzi-
ny były zapełnione szczegółami służby.
"W szkole liczono ok(do 300 wychowawców.
Po skończeniu czteroletniego kursu i zda-
niu egzaminu przed Wielkim Księciem z
mechanicznej nauki bronią i marszu i do-
wodzenia oddziałami, od plutonu zacząw-
szy aż do korpusu wojska, podchorążowie
wysyłani byli do pułków dla nabycia prak-
tyki w nauczaniu żołnierza, na instrukto-
rów młodych żołnierzy i rekrutów. Na-
gromadzenie podchorążych w pułkach by-
ło ogromne, a na oficerów awansowano
corocznie liczbę nieznaczną. Wobec podo-
bnych warunków pragnęli oni zmian i stąd
być może, u nich pierwszych znalai^o wy-
raz to uczucie, które obejmowało całe woj-
sko 1 objawiło się przez udział Szkoły pod-
chorążych w dniu 29 listopada 1830 roku.
Szkoła podchorążych pieszych mieściła się
w pawilonie przy pałacu Łazienkowskim
w Warszawie, konna zaś, zostająca pod
dowództwem podpułkownika Czamom-
skiego, przy ulicy Królewskiej. £. Gemb.
Podczaszy, po l&dme poci/laior, sub-
pincema^ początkowo był pomocnikiem i
zastępca (cennika, jak podstoU stolnika,
później -^-orós^ znaczeniem ponad niego.
Obowift J^ podczaszego było podawać
biflsia^ł >^® « taólowi napoje, wprzódy
dbyGoof^le
u
PODHYCZEK.— PODKOMORZY.
ich skosztowawszy i wogóle mieć dozór
nad napitkami przy stole królewskim.
Pierwszy dokument, w kt<Srym spotyka-
my n azwQ podczaszego, pochodzi z r. 1288.
O podczaszym ziemskim zaajdaje się
wzmianka pod r. 1318. Za Kazimierza W.,
zwano po łacinie podczaszego —.ru^/mr^f-
na, a w r, 1496 spotykamy jnż nazwę fio-
cillalor. Było ich dwuch, t, j. wielki ko-
ronny i wielki litewski, urząd ich szedł po
stolnika, a przed krajczym wielkim. Ziem-
scy podczaszowie hczyli się w Koronie
między stolnikiem a podsędkiem, na Li-
twie między pisarzem grodzkim a cześni-
kiem. "Wszystkich mianował król.
Podhyczek. Tak nazywano w średnio-
wiecznej Polsce jąkanie się przysięgające-
go przy odmawianiu roty przysięgi, za co
jąkający się, jako podejrzany o krzywo-
przysięstwo, masial sądowi płacić winę.
Ksiąię Jan mazowiecki na rokach w Czer-
sku r. 1380 znió^ stary zwyczaj zabierania
przez urzędników sądowych płaszcza po-
pełniającemu npodhyczek". Zwyczaj ten
dla chrześcijan ustsJ w całej Polsce w XV
wieko, ale dla Żydów był zamieszczony
jeszcze w statucie króla Aleksandra Jag.
z r. 1505.
PodkanclerZDWie ob.Kanclerze (Enc.
Star. t. II, str.,322).
Podkanonjer. KaZda kompanja w ar-
tyleryi Rzplitej w KYIII w. składać nię
była powinna z 9 bombardjerów, 100 ka-
nonjerów i 60 podkanonjerów.
Podkomorzy. Komorą nazywano w sta*
rożytnej polszczyinie dwór książęcy, mie-
szkanie panującego z jego skarbcem, wre-
szcie komnatę sypialną. Komorzym zwa-
no zarządzającego tą komorą a wogóle u-
rzędnik a dworskiego do poshig ksiąZęcych.
Zastępca i pomocnik komorzego zwał się
podkomorzym — subcamerarius. Gdy z cza-
sem podkomorzy stał się wyższym urzę-
dem niż komorzy, zwano go arckicamera-
WwJ, podkomorzym wielkimlub koronnym.
Przywilej Bolesława Wstydliwego wspo-
mina o podkomorzym krakowskim. Od r.
1203 napotykają się już dość często
wzmianki o podkomorzych. Podkomorzy
nadworny zarządzał komorą czyli gabine-
tem króla, był jego dzisiejszym szambela-
nem, przestrzegał we wszystkiem porząd-
ku, czawfJ nad bezpieczetistwem osoby
króla, był zawsze w jego orszaku^ rozka-
zy w^ służbie pokojowej. Posłowie cudzo-
ziemscy wyjednywali sobie posłuchanie
u króla przez podkomorzych, ci zaś w o-
znaczonym czasie donosili monarszeoprzy-
bycia posłów i z przedsionka prowadzili
ich aż pod drzwi królewskiej komnaty,
gilzie u drzwi czekał do wprowadzenia go-
ścia marszałek. Taki sam ceremonjał za-
chowywano, gdy prymas, przed sejmem,
pierwszy raz króla pozdrawiać Na pry-
watne posłuchania wprowadzić do króla w
zastępstwie marszałka podkomorzy. Pod-
komorzy koronny odbierał podania do tro-
nu w Koronie i do króla odnosił, podko-
morzy Utewski to samo czynił z podania-
mi w Litwie. Gdy za doby Piastów wszyst-
ka ziemia, lasy i wody były pierwotnie
własnością panujących, którzy, nadając
rycerstwu ziemie, oznaczali granice i są-
dzili spory graniczne, podkomorzy bywał
w takich razach zastępcą panującego. G^y
zaś namnożyło się wszędzie rycerstwa dzie-
dziczącego, każda ziemia potrzebowała
mieć własnego podkomorzego, któryby,
zastępując panującego, sądził spory gra-
niczne. W r. 1374 postanowiono, że pod-
komorstwo dawane byó ma jako urząd do-
żywotni nie cudzoziemcom ale synoni ko-
ronnym, w tychże ziemiach, gdzie waka-
je, mieszkającym. W r. 1496 uchwalono,
aby podkomorzy wraz ze swoimi komor-
nikami pobierał od każdej czynności po 3
grzywny. W razie wakansu ziemianie wy-
bierali na sejmiku 4 kandydatów na pod-
komorzego, z których król zatwierdzał
zwykle pierwszego z tej listy. Tylko pod-
komorzowie pruscy -^fcrost przez króla
mianowani, byli je^j, ^ senatorami sena-
dbyGoot^le
dbyGoof^le
POD KONIUSZY.— PODLASKI SZLACHCIC.
i w województwie osiadłych. Z powinno-
ści komorników wynika dla nich potrzeba
nniiej^tnośoi geometryi praktycznej". By-
li zatem komornicy miernikami i dlatego
to dotąd nalAtwie geometra zowie się ko-
mornikiem.
Podkoniuszy, po łacinie subagaso, (pó-
źniej nazywany vice'Praefechis siabuU),
byt namiestnikiem koniaszego, dozomjąc
stajnie książąt piastowikich. Z czasem
wyrósł do godności urzędnika krajowego,
nadawanej przez królów panom w dowód
laski a wtedy stajnią królewską zarządzał
dworzanin, mianowany .podkoninszym
królewskim", który nie zaliczek się do u-
rzędników państwowych. Między pana-
mi na pogrzebie Kazimierza W., wymie-
niony jest i subagaso (podkoniuszy). Pó-
źniej było dwóch podkoniuszych: koron-
ny i litewski. Gdy atoli w Koronie arząd
ten szedł w zapomnienie, to Litwa, rozmi-
łowana w tytniarnych godnościach, miiJa.
zawsze koniuszych i podkoniaszych (ob.
Koniuszy, Enc. Siar. t. III, str. 78)
Podług Hartknocha, podkpniuszy nadwor-
ny litewski pomiędzy dygnitarzami był
ostatni, podłng zaś Skrzetnskiego szedł za
chorążym nadwornym a przed łowczym.
Na traktacie brzeskim z r. 1436 podpisani
są obaj podkoniaszowie.
Podkuwa jako godło rycerza konnego
weszła w skład następujących herbów
szlachty polskiej: Jastrzębiec i Ślepowron,
Pąbrowa, Dąbrówka, Bożawola, Koziński,
Moutowt, Puchła, Bi^oskórski,6utakow-
ski, Bialynia, Bełza, Boleszozyc, Łazanki,
Kndbrzym, Domaradzki, Łada, Filipo-
wicz, Neetprowicz, Pobóg, Haraburda, To-
łoczko, Medeksza, Szeptycki, Szyrma, Za-
głoba, Dabina, Pokora, Bernatowicz, Czer-
ski, Bratkowski, Żabka, Jacyna, Lubicz,
Krzywda, Niuzgoda, Rudnica, Dołęga i
kilka innych. M& ją także w swoim her-
bie miasteczko Skoki. Mawiali dawni Po-
lacy, że każdy rycerz powinien umieó włas-
ną ręką skuć sobie w razie potrzeby miecz
i podkowę. Ks. Kluk w XVIII w. pisze,
iA „podkowy są wielorakie: pospolite, pan-
tofle, miesiączki,! zawiaskowe'. Niegdyś
stany wyższe w Polsce nie nosiły innych
butów jak tylko podkowane. Cudzoziem-
cy szydzili z podkówek polskich, ,jako-
byśmy się jak konie kowali*. Od mo2uych
przyjęli ten zwyczaj mieszczanie, szlachta,
uboższa i wreszcie lud wiejski, który do-
tąd go zachowuje. Był stary przesąd, ż©
podkowa końska znaleziona na drodze i
przybita naprogo mieszkania chroni je od
czarownic i czarów. Lud wiejski przecho-
wał te wierzenia dotąd. Ks. Janota po-
wiada o ludzie galicyjskim, że kobiety, a-
by dowiedzieć się, która baba jest we wsi
czarownicą, rozpalają w ogniu podkowę
znalezioną i kładą do skopca w wodę lub
polewają mlekiem zepsutem na progu, a
baba, która wówczas nadejdzie, jest cza-
rownicą i musi wziąó Adzieblo słomy ze
strzechy, gdzie te środki przeciwko niej
robią.
Podkurek —czas nad ranem, doświtek,
kiedy kury pieją. Jest również nazwą
śniadania, podawanego nad ranem biesia-
dnikom, którzy hasali przez noc całą, zło-
żonego zwykle z bsrszcza, bigosu i ki^ba-
sy. Jeżeli zabawa odbywała się w ostat-
ni wtorek zapustny, to gdy pt^noc uderzy-
ła, muzyka milkła, gospodarz wnosił pół-
misek pod przykrywą i odsłaniał takową^
wylatał z pod niej wróbel lub inny ptak,
a na półmisku pozostawał śledź i jaja. O-
znaczało to, że z zapustem uciekło mięso,
a z postem przybyła ryba. Postna ta o,
północy wieczerza, ze śledzia, jaj i mleka
złożona, zowie się także podkurklem
i w powszechnym była obyczaju w do-
mach bogatych i uboższych.
Podlaski szlachcic. O drobnej szlach-
cie podlaskiej, zamieszkującej ziemię Biel-
ską (po oba brzegach Narwi) i Drohicką
(po obu brzegach Buga), krążyły po Pol-
sce żartobliwe przysłon'*- ^) Fortuna
szlaehcia podlaskier,. Jtoga jak bicz, sze-
dbyGoot^le
PODLEWA.— PODSĘDEK.
47
roba jak nói, a głęboka &i dó środka zie-
mi. 2) Szlachcic podlaski ma piasek, la-
sek i karaski. 3) Sclachcic podlaski ma błot-
ko i piaski. 4)B4r— leszcisyna, wróbel —
zwierzyna, goiębie— dobytek, serwatka —
napitek, ryby— karaski— wiwat szlachcic
podlaskil o) Szlachcic podlaski z malej
chfJapki. 6) Kiszka podlaska (tak prze-
zywano wysokich a chudych szlachciców
podlaskich, nie było bowiem brzuchaczów
pomiędzy ubogą tą szlachtą a wzrostu by-
wali dobrego). 7) Gdzie idziesz? — Do Ty-
kocina, zaskarżyć pana Marcina, te a mo-
jego syna wybił szybkę z okna. I)o za-
grodowej szlachty, zarówno podlaskiej jak
mazowieckiej , stosowano następujące przy-
słowia; 1) Choć nie umiem czytaó ani pi-
saó, ale królem mogę zostaó. 2) Choć la-
ta na łacie, kłaniam, panie bracie. 3) Z
kordem a boso. 4) Choć mam fortunę nie
szeroką ale długą, wysoką i głęboką. 5)
Jok pies na jednej fortunie usiądzie, trzy-
ma ogon na drugiej. 6) Fortun sześć a
niema co jeśó.
Podlewa, niekiedy podlewie. Tak
nazywano dawniej każdy sos, którym pod-
lane było mięso lub ryba przy podaniu na
sti^. Czasem dawano podlewę osobno ns
przystawce czyli salaterce. Najpospolit-
sze byty 4 rodzaje podlew: tółta szafra-
nem przyprawna, czerwona z sokiem wi-
śniowym, czarna z powid^ śliwkowych i
szara. Podlewy czarnej i żółtej używano
najczęściej do ryb, węgoraa, indyka, pro-
sięcia. Gęś podawano zwjkie z szarą pod-
lewa, w której główną przyprawę stano-
wiła posiekana, ugotowana i przecedzona
cebula. Przyprawy do podlew bywały:
migdałowe, winne, grzybowe, grochowe,
mleczne, piwne z żółtkiem i cynamonem,
muszkatołową gi^ą, itubierem i t. d. 0-
rzechy zastąpione zostały z czasem migda-
łami, suszone wiśnie rodzynkami a miód
cukrem.
Podnarszali. "W dawnej żegludze na
rzekach polskich tak zwał się na szkucie
ten, co przy marszałku na sztymbokn sie-
dział (AfiT^/^r). . .
Podniebienie miało znaczenie: wierz-
chu, stropu, sklepienia, pułapu. Łoża Po-
laków, których cudzoziemcy podziwiali
ważkość i ciasnotę, otoczone bywały ko-
tarą z podniebieniem czyli jakby namio-
tem. W wyprawie królewny polskie-
z r. 1475 widzimy obok licznych opon
podniebienie nad łoże z aksamitu czerwo-
nego złotem przerabianego. Budny w XVI
w. pisze; „Zasklepił dom tramami i pod-
niebieniem cedrowym".
Podoficer. Stopnie niższe w piechocie-
polskiej czaaów jej ostatnich były nastę-
pujące: żołnierz, kapral fgefrajter czyli
pod sierżant), sierżant, feldfebel (albo sier-
żant starszy); w jedzie za Księstwa War-
szawskiego: brygadjer, wachmistrz i wach-
mistrz starszy; oprócz wymienionych w~
stopniach podoficerskich byli furjer i pod-
chorąży. A Gemh.
PodplereleA, podpierśnik — częśA-
rzędu na konia rzemienna, idąca przez,
piersi wierzchowca i łożąca tak samo s
przodn, jak podogonie z tyłu, do utrzy-
mywania siodła w równej mierze. W ka-
walerjd narodowej przestrzegano, że ,pod-
piersieA ma leżeć nad łopatkami, ażeby^
koniowi do stąpania i wyrabiania nogami
nie przeszkadzał". W „Hippice' czytamyr
iż .siodło ma byćzpochwamiizpopiersie-
niem rządnym szerokim'. W bogatych
rzędach wysadzano podpierśnik kamie-
niami (najczęściej turkusami), złotem i sre-
brem.
Podplsfcowll. Prawo a r. 153*2 orzeklOr
iż podpiskowie przy ^sarzach ziemskich
być mogą tylko dla pomocy w pisania.
"W r. 1638 postanowiono ze względu na.
poszanowanie stanti duchownego, iż pod-
piskiem (iggbft duchowna być nie może.
W roku 1 :^ , ri aastraeŁono, iż u tego sądu^
gdzie iKąJr "a -coAcwkowie spraw żad-
nych prrv^^#^ ,fc Tiia mo6%
dbyGoot^le
PODSIENIE.— PODSKARBIOWIE.
oa sędziego. Podsędków^, zarówno jak sę-
dziów i pisarzów ziemskich, wybierała ,
Podeienie starego domu w Goraju.
Podaienie Bl&rej goepody w miBat^czlcu Czeladzi pod Będą
paoi Kondratoniczotrej).
szlachta z pomiędzy siebie. Król jednak
z czterech kandydatów, przez szlachtę na
liście ma podanych (podtug prawa z roku
1496), wybieraj i zatwierdzić jednega
Statut Wiślicki z r. 1347 nakazał, łe kto
podsędka krakowskiego lab
sandomierskiego zaskarży,
ma im daó ko2Qch liai. "W r.
1420 postanowiono, że od
ksiąg wiecowych podsędek
ma mieć klncz jeden, sędzia
klucz dragi a pisarz ziemski
klucz trzeci.
Podsieniealboprzysie-
nie, podcienie. Knapski
określa: „Nakrycie przed
domami", a Mączyfiski w
słowniku z r. 1564 wyraz
X&fśh.a)ń. suhgrun dalio obja-
śnia : ,poddachowanie, pod-
sienie abo przedsienie".
Wargocki za czasów Zyg-
muntowskich pisze: „Udaw-
nych Rzymian naj przed-
niejsze stany na podsieniu
obiedywaly". Pola-
cy zwali ganek
„podsionkiem", a
przedpokój— ,przy-
sionkiem" (obacz
Przysienie).
Podskarbiowie.
Pięciu było p o d-
skarbich w Rzplitej,
amianowicie dwuch
wielkich: koronny i
litewski, dwuch na-
dwornych: koronny
i litewski, wreszcie
piąty podskarbi
ziem praskich. Po-
nieważ każdy ksią-
żę miał na dworze
swoim jakiś skar-
biec, do którego
n (i fotografii składano podatki i
daniny z jego kra-
ju, urząd więc podskarbiego nadwornego
był jednym z najda-ffO^^i^^y^^ w Polsce
Piastowskiej. Na ■tw»K'^*^^'* Kazimierza
dbyGoot^le
PODSTAROSTA I PODSTAROSCI.
Wielkiego podskarbi tego króla złożył w
ofierze na ołtarza miednice srebrne. Za
Kazimierza Jagiellończyka podskarbim
by] duchowny. Statnt króla Aleksandra
przepisuje podskarbiemu nadwornema, a-
by ciągle na dworze królewskim był obec-
ny, zastępowi nieobecnego podskarbiego
wielkiego, w obecnodcizadjego.aby wszyst-
ko tylko z jego wiedzą i radą przedsiębrał.
Miał ndział przy składania rachunków i
zachowyw^ regestra przychodów i wy-
datków królewskich. Już za króla Ale-
ksandra podskarbi nadworny miał władzę
nad dobrami stc^owemi i zebrane z nich
doohody w skarbca zachowywał. Później
wypłacić wojska najemnemu. W Paktach
Konwentach zastrzeżono Sobieskiemu, o-
by na podskarbich nadwornych wybierri
tylko osoby świeckie. Podskarbiowie na-
dworni byli tak samo senatorami jak wiel-
cy, na których zwykle w nagrodę swoich
zasług postępowali. Obowiązkiem ich by-
ło, podług statutu z r. 1504, pilnowanie
klejnotów i skarbca Rzplitej, pobieranie
dochodów pahliczaych, czuwanie nad bi-
ciem monety i całą sprawą menniczną.
Marcin Kromer do obowiązków podskar-
biego zalioza dozór nad archiwam i pom-
nikami publicznymi. G-dy w r. 1569 złą-
czono razem senatorów obojga narodów,
uważano słusznie, ii to, co względem pod-
skarbich wielkich koronnych ustanowio-
nem było, podskarbi wielki litewski w gra-
nicach księstwa wykonywać winien. Pod-
skarbiowie wielcy pilnowali dochodów sa-
mej tylko B^plitej a nie królewskicfa.
G-łównem ich zatrudnieniem było opłaca-
nie wojska. Wszelkie wypłaty czynili tyl-
ko na asygnację sejmu, lub przynajmniej
senatu. Na każdym sejmie skradali rachun-
ki i odbierali kwity, które musiały być w
konstytucjach zapisane. Do XVIII w. słu-
żyli krajowi bezj^atnie, dopiero pierwszy
Moszytiski za czasów Saskich otrzymf^
pensję. W razie śmierci podskarbiego wiel-
kiego zastępowi^ go nadworny. Najgłoś-
Encyklopedla stBJopoLihH. lom lY.
niejszym z podskarbich pod koniec Rzpli-
tej był nadworny litewski Antoni Tyzen-
hauz, któiy z szalonym wysiłkiem pragnąc
rozwinąć w Litwie, a mianowicie w eko-
nomjach stołowych króla, przemysł za-
chodnio-eniopejski, lecz nie mając do tego
odpowiednich ludzi, ani środków dosta-
tecznych, zbankrutował materjalnie i w o-
pinii pubUcznej, a złożony z urzęda, u-
marł w niedostatku. Podskarbi ziem pra-
skich zbierał podatki, przez generalny
sejm pruski uchwalone, czuw^, aby do-
bra królewskie tylko krajowcom rozdawa-
na były. Pensyi rocznej dostawał 4 tysią-
ce dotych polskich, którą z ekonomii mal-
borskiej pobierał. Urząd podskarbiego
czyli skarbnika pruskiego nie mi^ krzesła
w senacie, ale podskarbim zostawał naj-
częściej jeden z senatorów, który nadal
krzemo swoje i godność dawniejszą zatrzy-
mywał, np. krajozy Tomasz Działyński,
także Franciszek Bielifiski, cześnik koron-
ny, i inni (ob. S k a r b n i k).
Podsłarosta I podataroiel. Każdy sta-
rosta miał swojego namiestnika, zwanego
podstarostą lub borgrabią, przy którym
l^ła władza namiestnicza i wypełnianie
wyroków sądowych. W Wielkopolsce zwrf
się surrogatorem i sądy grodzkie
podług kadencyi odprawował. Mianowt^
go starosta, jak również i drogiego zastęp-
cę z tytidem sędziego grodzkiego, każdego
podług swej woli. W r. 1621 uchwalono,
że podczas pospolitego ruszenia podstaro-
stowie sądowi i panowie wojscy rezydo-
wać mają pospołu w zamkach swoich,
gwoli czemu mieszkania tam mieć dla sie-
bie powinni. W „Porządku prawa bartne-
go dla staroatwaŁomżyńskiego'' zr. 1616
czytamy: j^Codstarości bartny albo sługa
bartny m^ \(qt si^^y ^o^i^^ji w niwczym
nie podeij^ ^ ctzeŁ staroat^ bartnego
dany", ^■w^*'^''\ofeci>*aitn.y ma pozywać
bartnikó^^*^ J^6^ (^ScTawozdama t^--
misvi iftJ^ irt^ vVa.46mu T3m6i. t.
Ko-
1YV
'■ ^\.
dbyGoot^le
50
PODSTOU. — PODWOJEWODZY.
kopalniach iest*tym, czym atarostaw więk-
szych*. Po dworach wiejskich ekonom
czyli rządca miał swego zastępcę, którego
nazywano , włodarzem' lub ,podfltaro-
ścim.', także karbowym i giumeunym, a
w Litwie namiestnikiem. Podstarosta
bizmi poważniej niż podetarońci. To też
włodarza nie nazywano podstarosta, ale
podstarościm. Krasicki w „Podatolim"
pisze: .Ekonom podstarońciema odda po-
łajaniem, podstarości gomiennemu groźbą,
gmnienny chłopcu kijem".
Pffdstołi, po łacinie subdapifer, był naj-
przód zastępcą czyli namiestnikiem stolni-
ka i na dworach książęcych i królewskich
doglądał stołów biesiadnych. Pierwszą
wzmiankę o podstolim mamy w przywile-
ju Przemysława z r. 1290. Później byli
podstolowie nadworni, koronni i litewscy,
fde nie zaliczani do wyższych dygnitarzy.
Obok podstoHch wielkich byli ziemscy po
ziemiach i powiatach. Pierwszydi podsto-
Uch w Litwie widzimy dopiero w połowie
XVI wieku za Zygmunta Angoeta. Ucz-
towych urzędników był porządek taki:
kuchmistrz, stolnik, podczaszy, krajczy,
podstoli, czednik. "W liczbie piętnasta n-
rzędników ziemskich urząd podstolego był
co do starszeiistwa 8>yin z kolei, stanowił
zatem sam środek. I dlatego to Krasicki,
pragnąc przedstawić wzór przeciętnego
ziemianina polskiego, dał tytał swema
dzi^n flPan Podstoli".
Poduszkowy taniec, inaczej chmielo-
wy. Gdy w czasie wesela, po oczepinach,
swatowie i swachy odprowadzają uroczy-
stym polonezem państwa młodych do ich
sypialni (gdzie u możnej szlachty zasta-
wiano „cukrową kolację"), muzyka gra
.poduszkowego" czyli „chmielowego".'
Zwyczaj ten narodowy, zaniechanypo dwo-
rach wiejskich dopiero w pierwszej poło-
wie XIX w., lud zachowuje niekiedy do-
tąd.
Podwlka (od podwijania) ~ kwef, za-
toną kobieca z głowy. Piotr Kochanow-
ski mówi: , Płaszcz z niej i z głowy pod-
wikę zerwano". "W sielankach Zimorowi-
cza czytamy; „Wolał bieżeć w Moskiew-
ską krainę, Niżeli przy podwice siedzieć
na biesiedzie". Bielski pisze: „Powiadają
o Kazimierzu (Wielkim), że go nie mier-
zi ała podwika". W dawnej polszczyżnie
.biegać za podwiką* oznaczało nmiej wię-
cej to samo, co dziś: flirtować, b^mucić
kobiety.
Podwłe^nik — polska nazwa puder-
mantla gotowalnianego niewiast i męż-
czyzn. Bywał zwykle biały. Ł. Grfębiow-
ski powiada o nim: .Siadano w nim do go- i
towalni i zrzucano ^a potem. Wszakże na
wsi niejedna z kobiet letnią porą w spód-
niczce i podwlośniku dzień cały przecho-
dziła".
Podwoda. Tak nazywano dawniej jak
i dziś wóz chłopski z końmi; czasem też i
same tylko konie sprzężajne bez wozu. Za
Piastów i Jagiellonów tak zwano powin- I
ność wszystkich miast i włości do dawa-
nia wozów i koni dla ^ug królewskich.
Wyraz ten użyty jest już w dokumencie
z r. 1225. W r. 1564 uchwalono prawo, że
„podwody darmo dawać nikt nie ma ni-
komu, ale tylko za pieniądze*. Że „pod-
wody na potrzebę posłańców królewskich,
miasta, miasteczka i wsie królewskie, o-
packie, klasztorne, etc. dawać mają za
pieniądze. Też miasta, miasteczka z przed-
mieściami, także i wsie składać mają pie-
niądze na te podwody. Ale barmistrz,
wójt, ławnik, tak w miastach jako i we
wsiach, któremu doglądanie porządku tych
podwód zlecone będzie, wolen być ma od
tego podatku".
Podwodniczy, praefectus curruum, był
to urząd wojskowy, zdaje się zwierzchni-
ka nad podwodami i wozami wojennymi,
zdawna w Polsce aż do czasów Władysła-
wa IV ukazujący się; potem wyszedł z u-
życia (J.Lelewel: .Dostojność i urzędy").
POtl^niewodZY był zastępcą czyli ko-
morn.\^gnj -woje^wa^y. ^ Koronie, gdzie
dbyGoot^le
PODWOJSKI. — PODYMNE.
51
słownictwo wojewody kończyło się na
I Żydach, podwojewodzy w jego zastęp-
I stwie sądził sprawy żydowskie i to tylko
' krwawe, bo wszystkie inne sądzili oni sa-
1 mi. Akta wojewodzińskie, Żydów doty-
czące, przechowywały sią w bóżnicach, do
których schodził podwojewodzy, sprawy
z kahałem załatwiał i grzywny za przewi-
nienia krwawe pobierz. W Litwie nato-
miast, z wyjątkiem województwa Brze-
skiego i Mińskiego, do wojewodów należa-
ło sądownictwo grodów strfecznych, tam
więc podwojewodzy byłjoik urzędnikiem
ziemskim i dostojnikiem sądowym. Ponie-
waż do obowiązków wojewody należała
w RzpUtej kontrola miar i wag miejskich,
dopełniał tego wszędzie osobiście podwo-
jewodzy, objeżdżając miasta i sprawdza*
jąc miarę korca i łokcia, oraz wagę kamie-
nia. Widzimy to już zarówno w statucie
z r. 1532, jak i w ostatnich czasach EiZpli-
tej, a niewielki ten urząd zaajdował zawsze
■wielu chętnych do jego piastowania. W r.
' 1631 postanowiono, aby podwoje wodzowie
I na urzędy swoje przysięgali podług roty
następnej; j^że sprawiedliwie sądzić i ■wszyst-
kich rzeczy szacunek i pomiar odprawować
będę, i we wszystkim urzędowi memu, po-
dług opisanego prawa, będę dosyć czynii, nie
mając względu ani na przyjaciela, gościa
i przychodnia, ani na upominki^\ któreby
sprawiedliwemu szacunkowi miały być prze-
ciwne, respektując'* .
Podwojtkl. Tak nazywano woźnych
miejskich i wójtowskich. Szezerbicz w XYI
w. pisze: .Podwojslriego pospolicie w nie-
których mieńciech butlem zowią, dlatego
iż jest posłem sądowym i sędziego". Wac.
Potocki w Argenidzie mówi: „Podwoj-
słdego u Rzymian 7.-waao /ecjałem'^. W in-
nym pisarzu znajdujemy: „Q-ęhę swą roz-
dziawi, jak podwojski".
Podworowa. Tak nazwany został za
doby Piastów czynsz, płacony w miastach
od placów, na których mieszczanie domy
I sobie budowali. O podatkn tym ob. jesz-
cze inny szczegół w artykale ogólnym
Podatki i ciężary. "Wyraz ,podwo-
rowe" użytyjestjużw dokumencie zr. 1145.
Podwójci — namiestnik wójtowski; są-
dził on sprawy mniejszej wagi niż wójt
Petrycy za Zygmnnta III pisze: .Podwój-
ci w Krakowie, u których o dziesięć grzy-
wien pozywają się'.
Podymne. W dokumencie z roku 1200
znajdujemy nazwę „podymowe", a z roku
1242 „podymne", którem, jak się zdaje, o-
znaczano podworowe. W znaczenia
jednak dzisiejszem, t. j. opłaty pieniężnej
z domn mieszkalnego, podymne pobierane
było w Polsce dopiero od r. 1629. Dwie u-
chwały sejmowe z r. 1775 zreformowały
ten podatek: jedna w Koronie, druga w "W.
Ks, Litewskiem, dzieląc dymy miejskie
i wiejskie na wiele kategoryi. Miasta w
Koronie podzielono na 4 klasy z oznacze-
niem opłaty z dymu po złp. 16, 15, 14, 12,
10, 8, 6 i 4, w miarę położenia miasta i ro-
dzaju dymu. Miasta litewskie rozróżnio-
no na magdeburskie i niemagdeburskie.
Pierwsze podzielono na 3 klasy, stanowiąc
opłatę z dymu po złp. 50, 30, 20, 12, 10, 7,
6, 5, 4 i 2, podobniejak w Koronie, w mia-
rę położenia i rodzaju zabudowań. Drugie
porównano z wsiami, oznaczając z nich o-
płatę taką, jak z wiosek, odpowiednio wo-
jewództwom lub powiatom, do których na-
leżmy. "W Koronie wszystkie wsie rozró-
żniono na 2 klasy, w miarę jak do którego
województwa, ziemi lub powiatu należały,
postanawiając oj^tę od każdego komina
nad dach wyprowadzonego, a gdzie nie-
masz komina, od każdej chałupy zamiesz-
kałej, tudzież od każdego komina w zam-
kach, placach i dworach klasy 1-ej po złp.
7, 2-ej po złp, 5, z pozostawieniem właści-
cielom dóbr -wolnoś<^i rozkładania tej opłaty
pomiędzy -^jABoian, w miatę rozległości
ich gruntc^.^^ .rt^TłjBiaUtowska rozdziela-
ła wsie n.Ł^' f\ ttiwmei w miarę poło-
żenia kał^ ^^ IftCiai^i oplata coroczną
z dymu 3v,. O* .. ioV\a.8snazlp.lO,9,
dbyGoot^le
PODŻUPNIK.— POGŁÓWNE.
8, 7, 6, 6 i 4. "W caJej Rzplitej achylono
od podymnego; lazarety i szpitale, domy
plebańskie, szkolne, browary miejskie, ku-
źnie, lodownie i cegielnie.
Podźupnllc lab podżupek — namiestnik
żapnikawezybachczylikopalniach, urzęd-
nik, mający dozór bezpośredni nad ta-
parni.
PogłÓwne —podatek, nakładany w daw-
nej Polsce na Żydów, Tatarów i Cyga-
nów, niejako wzamian za opiekę prawną,
jakiej doznawali od Rzplitej. Spotykamy
go jednak również jako podatek powszech-
ny, nt^oiony na całą Indnońć wraz z kla-
sami aprzywilejowanemi, zawsze jednak
z wyjątkiem osób podwięconych naukom.
W tej formie widzimy go raz pierwszy w
r. 1520 wedłag uchwały sejmu w Bydgosz-
czy, w celu obrony od Tatarów, potem raz
drugiwr. lE)90uchwaliłgo8ejm warszaw-
ski w przewidywaniu wojny tureckiej. Po-
datek jednakie został odwołany po roz-
proszeniu się obaw wojennych i dopiero
pojawia się w r. 1662 w celu wypłaty żoł-
du wojska skonfederowanemu po wielkich
wojnach za Jana Kazimierza. To ostatnie
pogłówne generalne uchwalono na jeden
raz i osobną konstytncją zawarowano, że
tej kontrybucyi „na potym względom sta-
nu duchownego i szlacheckiego propono-
wać nie będziemy i jeśliby od kogo propo-
nowaną była, Stany Rzeczyposp. na nie
pozwolić nie będą powinne". Chciano na-
wet, żeby znikł wszelki ślad takiego opo-
datkowania klas uprzywilejowanych; to
też ta sama konstytucja poleca podskar-
biemu, ,aby instruktarzów tego podatku
więcej nie drukowano, jeno tyle, Ue jest
grodów w województwach i ziemiach", i
nakazuje, 2e instruktarze „po skończeniu
tej exakcyi z grodów eliminowane byó
mają". Nie jest też instrukcja ta publiko-
wana w konstytucjach z r. 1662, a instruk-
tarze z tego roku należą do rzadkości bi-
bliograficznych. Podobna niechęć do po-
datków powszechnych była w Europie o-
gólną. "We Francyi Filip August, nakła-
dając pobór powszechny podatku drme sa-
ladine, przyrzekał także, że w przyszłości
ta dziesięcina nie będzie nagadana pod
żadnym pozorem. Pomimo jednak zastrze-
żeń, że pogłówne generalne (którego na-
zwy samej Polacy w ustawie unikali) nie
będzie nigdy powtórzone, precedens po-
datku powszechnego był niebezpiecznym,
bo wojna z Turcją za panowania Michała
Korybuta skłoniła sejm r. 1673, że na za-
{Jatę wojska uchwalił Suhsidium charita-
Iwum ze staną duchownego i świec-
kiego, nikogo nie ochraniając, według
konstytucyi z r. 1663, nic się od jej instruk-
tarza nie odstrychując Pogłówne gene-
ralne od tej pory powtarza się w latach
1674, 1676, 1677 i 1683, najważniejsze jest
jednak z r. 1676, ponieważ zmieniono w
tym roku niektóre przepisy o poborze po-
datku; a gdy w 1717 r. po dłuższej prze-
rwie pogłówne powszechne znów zapro-
wadzono, już jako podatek stały na utrzy-
manie wojska, który trwrf do r. 1776, po-
bierano go przez lat &8 według taryfy z
r. 1676. Tylko jedno województwo Po-
znańskie z braku w aktach taryfy z 1676
r. ptaciło pogłówne wedle taryfy z r. 1674.
litwa pod względem pogłównego general-
nego ada samodzielnie. W r. 1662 uchwa-
la Sudsidium generale ze względu na ^jcfrf-
mam Reipublicae necessitaiem, że podatek
„równo od wszelkiego stanu i konstytucyi
ludzi wydawany być powinien", i że nań
„wszystkich stanów koronnych na tym
sejmie zaszła zgoda". W r. 1673 jednak
Litwa nie uchwala prwszechnego pogłów-
nego, tylko w uzupełnieniu podymnego
nakłada pogłówne na ludzi luźnych, w
miastach bez żadnej służby bawiących się
i komorą mieszkających, po złotemu od
głowy, oraz na Tatarów i Żydów w sumach
ryczałtowych. Pogłówne powszechne po-
jawia się znowu w r. 1676 na motywach
z r. 1662, a w r. 1677 wychodzi obszerna
konstytucja o ^SuJjirfmff/ charitaiwum.
dbyGoot^le
POGOŃ.— POGRZEBY KRÓLEWSKIE I INNE.
53
wchodząca w szczegóły popisa ludności i
pobora podatku, a taryfa z tego rokn śla-
zy i potem za podstawę poborową. W nie-
których latach sejm nchwala wysokość po-
głównego zr. 1677, dozwalając zebrać tę
gamę przez pogtówne lab podymne, byle-
by kwota zebrana równica się poglówne-
ma z r. 1677. W r. też 1685 Litwa uchwa-
la pogłówne, mimo że go w Koronie nie
naloiono. Prof. Józei Kleozyński napisE^
rozprawę: „Pogłówne generalne w Polsce
i oparte na niem popisy ludnoid" (Kra-
ków, 1893 r., tom 30-y ogólnego zbiorą
Rozpraw Akad. Um,, seryizaśll-ej tomY,
str. 240—262).
PogoA — herb W. Księstwa Litewskie-
go, wyobrażający w pola czerwonem pod
czapką czyli mitrą książęcą jeżdica zbroj-
nego w hełmie, z mieczem w prawej rę-
ce, do cięcia podniesionym, a w lewej z
tarczą, na której krzyi podwójny doły.
Koń pod nim biały, rozpędzony, okryty
czaprakiem czerwonym, dlagim prawie do
sajnych kopyt, z potrójną dotą frendzlą.
Najdawniejszy rysunek tego herbn mamy
z r. 1366 ns pieczątce, znajdującej się na
traktacie między Olgierdem i Kiejstutem
z jednej, a Kazimierzem Wielkim z dm-
giej strony. Obyczajem średniowiecznym,
wszyscy panujący, często pisać nie umie-
jąc, zastępowali swój podpis pieczęcią,
która przedstawiała ich postać bądź sie-
dzącą na tronie, bądź stojącą, bądź na ko-
niu rozpędzonym. "Wielu Piaatowiczów
posiadf^o pieczęde z postacią swoją na
konia biegnącym. Pogoń htewska jest
więc tylko naśladowaniem takich pieczę-
ci piastowskich, a rycerz na pieczątce 01-
gierdowej oznacza samego Olgierda. Ja-
giełło, zostawszy królem polskim, stwo-
rzył wspólny herb państwowy, z orła i po-
goni łożony. W sprawach jedoak dzie-
dzicznej Litwy nie przestał używać samej
pogoni. Noszono zaś przed nim, jako przed
królem polskim, wielką chorągiew z orłem
białym w polu czerwonem. Władyriaw
Warneńczyk podzielił tarczę pieczęci kró-
lewskiej na 4 pola, pomieszczając w nich
sposobem szachownicy 2 orły i 2 pogonie.
Prócz tego jest jeszcze herb dynastyi Ja-
giellońskiej, zwany Kolumny, wyobra-
żający trzy żółte dupy w czerwonem po-
lu. Używali go Witold i Zygmunt Kiej-
stutowicz na tarczy Pogoni zamiast krzy-
wa podwójnego w swoich pieczęciach, a
później Zygmunt August na pieniądzach,
bitych w mennicy wileńskiej. Dlatego na
pogrzebie Zygmnnta I r. 1548 w Krako-
wie niesiono prócz chorągwi litewskiej zPo-
gonią inną jeszcze z Kolumnami, jako
herbem domu Jagiellońskiego. Owagain
pisze, iż chorągiew "W. Księstwa Litew-
skiego była o czterech rogach, dla odróż-
nienia od innych, z 60 łokci czerwonej ki-
tajkl zdzidana, na jednej stronie miała
Pogoń bi^ą, a na drogiej N. Panny Maiyi
z Dzieciątkiem obraz w słońcu. Chorą-
giew hetmańska litewska, dodaje Gwag-
nin, różna od tej, była koloru lazurowego
i miała z jednej strony Pogoń w polu czer-
wonem, z drugiej obraz św. Stanidawa,
biskupa krakowskiego i męczennika. W
mowie potocznej pogonią nazywano
także obowiązek chłopów do gonienia hul-
tajów i złodziejów, czyli to, CO w czasach
Piastowskich zwano „pieszym śladem".
Pograniczna Sądy ob. Sądy.
Pogrzeby krilewskla I inne. Z doby Pia-
stów kronikarze zanotowali, że po zgonie
Władysława Hermana nabożeństwo po-
grzebowe odprawiono nader okazale i
przez 5 dni śpiewano egzekwie za duszę
nieboszczyka, poczem nastąpił pogrzeb i
noszenie źcUoby, do której już w XII w.
używano w Polsce czarnego sukna. Pierw-
szy szczegt^owy i ciekawy opis pogrzebu
królewskiego (Kazimierza Wielkiego roku
1370) pozostawił aam arohidjakon gnie-
źnieński. "Pf.|Tta6b t*ii odbywał się zape-
wne na -^ iftfllŚeJBzych monarszych
pogrzebd-^^*^ *^ ■^■la8toWBkiei.Poodby-
^ t^T^ ^4uaaaem szedł kon-
tem natk,
'*>„
dbyGoof^le
54
POGRZEBY KRÓLEWSKIE I INNE.
dukt pogrzebowy, obchodząc miasto Kra-
ków i jego kościc^y znakomitsze, jako to:
Św. FraaiEzka, Panny Maryi i Św. Trójcy.
Szły najprzód 4 wozy poczwórne, z któ-
rych każdy ciągniony byl przez cztery
konie, czamem pokryte snknem i czarno
też odziani byli woźnice. Za wozami po-
stępowało 40-a rycerzów zbrojnych, na
rmuakach przybranych suknem purpnro-
wem, z których ll-n niosło 11 chorągwi z
herbami tyluż ziem, a 12-y niósł chorą-
giew królestwa polskiego. Za nimi jech^
rycerz na dzielnym stępakn, wziętym ze
stajni zmarłego króla i okrytym w szkar-
łat, wyobrażając osobę zmarłego monar-
chy. Za nim postępowało parami 600 ła-
dzi ze świecami, z których ka2da ważyła
pół kamienia. Za nimi różne zgromadze-
nia zakonne, śpiewając psalmy. Po nich
dnchowieństwo świeckie, a za tern szły
królewskie mary, pełne różnych jedwab-
nych materyi i sukien dla rozdania ich po
kościołach. Dalej dworzanie i domowni-
cy nieboszczyka w liczbie trzystu osób,
przybrani kirem. Ci z wielkim płaczem
i narzekaniem smutno postępowali. W
końcn szedł król nowy (Ludwik, sio-
strzeniec Kazimierza) z arcybiskupem,
książętami i pierwszymi kraju obywatela-
mi. Orszak ten wstępował, jak się rzekło,
do kościołów; P. Maryi, Franciszkanów
i Dominikanów, gdzie złożono w darze
dwa kawały sukna szkarłatnego i bruksel-
skiego, każdy po IG łokci długi, tudzież
wiele świec i pieniędzy. Przed marami i-
dący człowiek miotał dla ubogiego ludu
grosze (srebrne) i dawał każdemu, kto rę-
ki nadstawił, byle nie zawadzano na dro-
dze i modlono się za duszę królewską. 0-
bok niego szli dwaj ludzie z worami gro-
szów i wysypywali one na misy srebrne,
z których pieniądze czerpał miotający je
ludowi. &dy misy wypróżniono, znowu je
napełniano. Tak postępując, orszak wszedł
do kościoła katedralnego. Tu biskup kra-
kowski miał żałobne nabożeństwo, przy- |
czem robiono ofiary za duszę zmarłego.
Jeden z kapłanów, otoczony sługami kró-
lewskimi, obchodził ołtarze z misą srebrną,
groszami napełnioną, i co mógł garścią u-
jąó, kładł z misy na ołtarz. Przed wielkim ,
ołtarzem największe łożono dary: sukna
tyle, co w innych kościołach, a czterej na-
czelni królewscydworzanie położyli na oł-
tarzu naczynia, któremi za życia usługi-
wali swemu panu, a mianowicie komornik I
i podskarbi złożyli miednice srebrne z ob-
rusami i ręcznikami, stolnik z podstolim.
4 wielkie srebrne misy, cześnik z podcza- {
Ezym naczynia do picia, a mianowicie pu-
hary srebrne, podkomorzy czyli marsza-
łek ofiarował najdzielniejszego konia ze
stajni królewskiej, podkeniuszy rycerza
uzbrojonego, w szaty królewskie przybra-
nego, tudzież chorągwie przez chorą^ch
niesione. Poczem według zwyczaju poła-
mano owe chorągwie, t. j, drzewca, wśród
ogromnego jęku i łkania ludu. Na tern kro-
nikarz kończy opis, a dodać trzeba do te-
go małą uwagę, że zwyczaj łamania pro-
porców musifU być w Polsce odwieczny,
skoro już w pogańskich popielnicach na
Mazowszu znajdowano pokruszone i pogię-
te hronzowe groty od włóczni bojowych.
Obyczaj chrześcijański, potępiając próżność
światową, zalecał dostatki zmarłego roz-
dawać ubogim i nie wkładać do trumny
kosztowności. Stąd do trumny Kazimie-
rza Wielkiego koronę, berło, ostrogi wło-
żono pozłacane, a tylko jeden pierścień
na palcu pozostał szczerozłoty. Przeciw-
nie, obyczajem pogan, ciało zmarłego u-
bierano najbogaciej, jakby na wielką ucz-
tę. Stąd pochodzą owe złote skarby w gro-
bach pogańskich dostojników. Długosz
podaje, że gdy w V- L426 zmarł Ziemowit,
książę Mazowie^ld i Płocki, żona jego A-
leksandra, rod^^^ft siostra Jagiełły, cho-
wając go w c1iqv,.^ ^oSoiola płockiego, cia-
ło jego obycziĄ,^ * fftCTOj pogańskim niż
chrześcija^iskijj^^*^ a-ns^J po śmierci ko-
sztowtift^i S2.Ą. t^y^io^^szy srebrnym
POGRZEBY KRÓLEWSKIE I INNE.
65
lańcachem, mieczem i pasem rycerskim,
przywdziawszy mu obuwie wojenne i o-
strogi złociste, udała dlań łoże miękkie
i bogate, nakryte złotoglowem i tak ciało
jego złożyła w grobie. Nie mógł znieść
tej barbarzyńskiej głupoty Stanisław Pa-
włowski, biskup płocki, gdy więc po skoń-
czonym pogrzebie wszyscy odeszli, kazał
z grobu wyjąd złoto, srebro, szaty, nakry-
cia i inne ozdoby i rozdał je na cłiwalę
Bogu i ludzkie użytki. — Na pogrzebie
Władysława JagieUy, któiy takim samym
(jak to widzimy z Długosza) odbywai się
porządkiem, dano w ofierze za duszę zmar-
łego króla wiele okazałych rumaków,
szkarłatem przybranych, a prowadzonych
przez rycerzy, z któiych jeden niósł cho-
rągiew z białym orłem, na wysokiem
drzewcu. Nadto złożono misy rfote i srebr-
ne (których król używał najwięcej za ży-
cia), napełniwszy je pieniędzmi. Olbrzy-
miej wielkości świece paliły się w kościele
dokoła katafalku, aksamitem i szkarłatem
okrytego. Tu nadmienić wypada, że do o-
statnich czasów przechowywano w kate-
drze na Wawelu szkarłatne czyli purpu-
rowe opony do zawieszania ścian świąty-
ni podczas pogrzebów królewskich (szkar-
łat miał na pogrzebach królów znaczenie
zdobne). Paweł z Zatora, najsłynniejszy
kaznodzieja swego czasu, wygłosił na po-
grzebie Władysława Jagiełły mowę w ję-
zyku polskim tak wzruszającą, że j^akali
wszyscy senatorowie i rycerstwo polskie.
Marcin Bielski tak opisuje pogrzeb Zyg-
munta I (r. 1548). O-dy się zdobne nabo-
żeństwo skończyło, srfo w kondukcie 30
par mar zdobnych, pod przykryciem ma-
kat złotogłowych, a za niemi tyleż koni
królewskich, pod przykryciem kitajek róż-
nej barwy, z herbami monarszymi. Praod-
kow^ im chorąży nadworny, z orłem ko-
ronnym, na białym koniu, dzierżąc miecz
goły ku sobie zwrócony. Przed marami,
na których ciało króla wieziono, jechał
Jan Tarło w kirysie zupełuym (darowa-
nym niegdyś w Wiedniu zmarłemu mo-
narsze przez cesarza Maksymiljana), ma-
jąc miecz goły, a takiż niósł i chłopiec, idą<
cy za nim z proporcem. Przed marami
szli posłowie ziemscy i niesiono oznaki
królewskie: miecz, jabłko, berło i koronę.
Ciało nieśli dworzanie, wielkie Świece wo-
skowe dzierżąc w ręku. Za ciałem szedł
król nowy Zygmunt August, prowadzony
przez posłów cesarza i króla rzymskiego,
a za nim zmarłego wdowa (Bona), prowa-
dzona pTzez księcia pruskiego i margrabi-
cza brandebnrskiego. Gdy ciało wprowa-
dzono do kaplicy i oznaki królewskie zło-
żono na marach, wystąpił arcybiskup gnie-
:&nieński ze mszą, pi'zy której służyli mu
wszyscy biskupi. Po ewangielii miał dłu-
gą i uczoną mowę Samuel Maciejowski,
biskup krakowski, a gdy ją skończył i za-
częto śpiewać modły, ów Jan Tarło wraz
ze swoim giermkiem wjechał do kościi^,
mając około zbroi i h^mn zapalone świecz-
ki. Gdy śpiewano Agnus Dei, panowie,
co w obchodzie nieśU znaki królewskie,
zdjąwszy je teraz z mar, położyli na ołta-
rzu. Przystąpili do nich nowy król z ksią-
żętami i (jak mówi Sarbiewski), na pamiąt-
kę używanego w Kościele katolickim zwy-
czaju łamania lasek we wstępną środę, u-
derzyli je o ziemię. Król uderzył przed
wielkim <^tarzem h^mem, książę pruski
tarczą, margrabicz mieczem, książę cie-
szyński drzewcem tak mocno, że się zła-
mało. Wtedy kiryśnik spadł z konia przy
marach, kanclerz i podskarbi skruszyli
swoje pieczęcie, a inne otrzymali, poczem
wyszli wszyscy z kościoła. Król Zygmunt
August, jak wiadomo, zmarł (r. 1572) pod
Tykocinem w Knyszynie na Podlasiu.
Kondukt pogrzebowy wyruszył z Tyko-
cina do K>jiA,(.flj&. Co odprawieniu mszy
żałobnej ^^ .-cf 7.amkQ- tytocifa-ikiego,
24 d wor^ ^ W. is^ŁicW, w kaptury 4alob
ne ubraii ^■
ku, tud^^
' '^P*'3v,
ń Wmcami w rą-
dbyGoot^le
POGRZEBY KRÓLEWSKIE I INNE.
Cdsja, ze sta ubogich zlotona, ze świecami
zapalonemi, za niini księża i kapelani kró-
lewscy, a za tymi chorąży na konin czar-
no nbranym. Za chorążym postępował o-
toczony slogami pieszymi koń czarny, u-
nosząc na sobie herby królewskie, a dalej
konno jechało dwoje pacholąt z puklerza-
mi. Następnie szedł wóz z ciałem królew-
skiero, przykryty ozamem suknem i za-
przężony w konie, tak samo ubrane. Za
wozem jechali panowie radni z pocztami
swymi. Przyjmowano ten konwój uroczy-
ście strzelaniem z dzif^ i z ręcznej broni
w miejscach, przez które przechodził, a
gdzie się zatrzymywał na noc, tam stawa-
ło na straży przy marach dwach komor-
ników królowskich, ośmiu drabantów, 2
dworzan i 2 jurgieltników. W Warszawie
wystąpiło 200 ubogich i 60 dworzan ze
świecami, oraz cechy wszystkie ze świa-
tłem, niosąc 10 mar ^otogłowem i aksa-
mitem bogato przybranych. Wóz żałobny
przykryto także aksamitem. Wprowadzili
ciało biskupi i opaci ubrani okazale. Wcho-
dząc do kościoła, oznaki królewskie nie-
siono przed ciałem, a obok postawiono
chorągiew nadworną i pieniądze na mi-
sach, które rozdawano Indowi. Mów było
4. W Krakowie czekali na ciało u bramy
Florjańskiej posłowie dworów zagranicz-
nych, biskupi, opaci i cechy, mając 30
mar dotogłowem pokrytych. Tamże atslo
koni 30, przykrytydi jedwabiem, i chorą-
żych ziemskich poczet wielki, w zbrojach
czarnem suknem pokrytych, nakoniec n-
bodzy w kapach i reszta procesyi. W po-
chodzie szli najprzód żacy szkolni, po nich
duchowieństwo, potem ubodzy w kapach
w liczbie 600. Chorążowie szli podłng
starszeństwa swoich ziem. Zaczynały więc
pochód młodsze ziemie, t. j. najpóźniej z
koroną połączone, kończyły zaś ziemie da-
wniejsze, a na ostatku najstarsze: poznań-
ska i krakowska. Za niemi chorągwie
ziem lennych: pruska, pomorska, wołoska,
inflancka i kurlandzka, chorągiew nad-
worna Wielkiego Księstwa Litewskiego
i Królestwa Polskiego. Po chorągwiach
prowadzono 30 koni pod jedwabiem, a je-
dnego pod czarnym aksamitem, za końmi
30 mar królewskich, po tych jechf^ mąż
w kirysie na koniu w czerni, trzymając
miecz goły ostrzem ku ziemi. Za nim je-
chało pacholę w zbroi z tarczą, drzewcem
(kopją) i proporcem, ku ziemi spuszczo-
nym. Na proporcu był z jednej strony o-
rz^ z drugiej pogoń wymalowana. Za
tymi jechał mąż w szacie królewskiej, a
zanim panowie radni, niosąc znaki kró-
lewskie, w otoczenia 60-u dworzan ze
świecami. Nakoniec siostra królewska An-
na Jagiellonka z frauoymerem^, prowadzo-
na przez posłów od dworów zagranicz-
nymi, a za nią rada miasta Krakowa. Po-
chód ten odprowadzi ci^o do zamku na
Wawel. Nazajutrz był podobny obchód po
mieście, tylko że ciała królewskiego już
nie obwożono, ale same maij. Procesja
wstępowała do kościołów: Św. Franciszka,
Św. Anny, sw. Szczepana, Św. Trójcy i po-
wróciła na zamek. W każdym z tych ko-
ściołów postawione były inne mary, a w
ich głowach i nogach stały dwie misy z
pieniędzmi, które rozdawano ubogim, a
resztę panowie radni wysypali na c^tarz.
Dnia trzeciego w tymże porządku stanęli
wszyscy na zamka. We wszystkich ko-
ściołach bito w dzwony, aż do kazania, któ-
re miał biskap. Po kazaniu znowu bito w
dzwony. Podczas śpiewania Paźer nosłer
mąż w zbroi, z drzewcem, wjechrf do ko-
ścioła, a za nim giermek. Poczem odbył się
zwyldty obrzęd spadania z konia i łamania
pie(asęci. Król Zygmunt August ubrany
był do trumny ffi sposób następujący:
Najprzód ciało owinioBO ceratą czyli fdót-
nem woskowem i vclo*ono na nie koszulę
z płótna flanian^^-, ..gro, na koszulę gier-
mak naksztalt j.^^ ^o^J ^ adamaszku
czer^wonego, spl^J**®^ oT«^ ilotym, opa-
sującym oiaJo. -jjj^ ^J^^'^ fc^bą z bia-
łej Jsitajti, »■ *^«^ x^ yf^^^^"^ liotoglo-
D,g,tized>G00gle
PUGRZEBY KRÓLEWSKIE I INNR
57
wą. Na wierzch tego wszystkiego abiom
wJożono ptaszcz z altembasa. Zawieszo-
no u szyi łańcuch wartości 200 czerw, zl
z krzyżem djamentami i rubinami wysa-
dzanym. Na palce włożono dwa wielkie
pierścienie: szmaragdowy i szafirowy, na
r^ce jedwabne rękawiczki, a na nie bla-
chownice żelazne, na nogi buty złotogło-
we i ostrogi po^ociste. Do boku przypa-
dano miecz w srebrnej pochwie, a obok
dożono berło i jabłko. Na głowę włożono
biret z czerwonego atłasu, a potem osa-
dzono koronę. Na piersiach złocona była
srebraa pozłacana tabUczka z napisem ła-
cińskim, objaśniającym, kto leży w trum-
nie. Tmmaę wewnątrz obito aksamitem
czaraym. Kronikarze opowiadają o żło-
bie, noszonej po zgonie królów piastow-
skich, a zwłaszcza po śmierci Bolesława
Ohrobrego, którego naród pobki długo
i żałośnie oj^akiwał. Długosz mówi, że po
zgonie tago monarchy „niewiasty i dzie-
wice zaniechały wszelkich strojów i porzu-
ciły zwykłe ozdoby, a wszyscy jakby z na-
kazu dłużej niż rok zachowywali ż^obę".
Podobnie Marcin Bielski opowiada, że po
zgonie Zygmunta I przez cały rok żałoba
noszono, że sromotą było i prostemu c^e-
ku wyjśó z domu bez czarnej sukni, że na
pannach nie ujrzałeś wieńca, nie usłysza-
łeś grania, że biesiad ani tańców przez ca-
ły rok nie było. Podobnież oj^aMwano
i śmieró królowej Jadwigi, £e nawet na we-
selach nie giyw^a mnzyka, a na ratuszu
krakowskim ściany i stc^y w izbach rad-
nych czamem były pokryte suknem. Czy-
niono to z dobrej woli, bo nakazu nie by-
ło. Po Gtranowskiej, trzeciej żonie Włady-
^wa Jagi^y, nikt nie chodził w żałobie
oprócz króla samego. Żałobą nazywano o-
sobnego rodzaju suknie, które odznaczmy
się wielkimi kołnierzami i długimi ręka-
wami. Na pogrzebie swego ojca Zygmunta
III, królewicze i senatorowie mieU ka-
py z sukna czarnego, jak zakonnicy, tak
^ugie, że się wlokły po ziemi, a na gło-
wach kaptury C2yli „kapice". W pogrzebie
królowej Anny Jagiellonki, wdowy po
Batorym, brało udzi^ 1500 ubogich, w
żałobne kaptnry ubranych, którzy dostali
każdy po dwa talary. Opis pogrzebu Ka-
tarzyny Jagiellonki w Szwecyi, matki
Zygmunta HE, ze iródd wspcMczesnych
podał Pamiętnik sandomierski {r. 1830, t.
U, str. 158). Ostatnim obrzędem, który w
naszych czasach przypomniał pogrzeby
królów polskich, był żałobny wspaniały
obchód r. 1869 w Krakowie z powoda
przeniesienia zwłok Kazimierza Wielkie-
go doodnowionego grobowca. Wszyscy kró-
lowie i książęta polscy kazidi się chować
do trumien ubogo, z pobudź religijnych,
z wyjątkiem Jagiellonów, którzy gwoli
starym tradycjom litewskim ubierani byli
do trumien z przepychem. O pogrzebach
pańskich w dalszej przeszłości naszej wie-
my, że przed trumną i marami zmarłego
rycerza prowadzono jego rumaka pod
zbroją i przykryciem purpurowem. Konia
tego wprowadzano przed trumną do ko-
ścioła. Taki pogrzeb rycerski, jak opisuje
Długosz, wyprawił r. 1382 synowi swemu
Zawiszy z Kurozwęk, biskupowi krakow-
skiemu, ojciec jego Dobek (Dobiesław),
kasztelan krakowski, a to z powodu, że
Zawisza, zbyt młodo zostawszy biskupem,
prowadził ^cie więcej świeckie, niż du-
chowne. Później grzebaU się magnaci pol-
scy podobnym zwyczajem, jak królowie.
Janowi Tarnowskiemu sprawiono r. 1563
w Tarnowie pogrzeb prawie taki sam, jak
królom w Krakowie, Inni znowu przez
pokorę chrześcijańską zabraniaU na swych
pogrzebach wszelkiej okazałości świato-
wej. Tak np. Mikołaj Krzysztof Radzi-
wiH (który odbył pielgrzymkę do 2Uemi
świętej) kazał iiię ubrać do trumny w su-
tannę ubfiga claszcz gruby i kapelusz
pielgrzyn. - ' cograe\)a& bw żadnej oka-
załości, ji ^ ftsy, a*ftW trumny niczem
nie nak^V* -^^^1^ katetalków me
strojono ^v^*'^ Qg»6\.» me BOBZOM.
dbyGoot^le
58
POHYBEL.-— POJEDYNKI.
koni nie wodzono, kopii nie kraszono, i
żeby ubodzy, których on bracią swoją na-
zywaj, do groba go nieśli. Jakże odmien-
nym by] pogrzeb Józefa Potockiego, het-
mana wiel. kor., kasztelana krak. w r. 1751,
w którym brało udzit^ 10 biskupów i sa-
fraganów, 60 kanoników, 1,275 księży ła-
cińskich, 430 unickicli i greckich. Z 120
spiżowych armat dziedzicznych dając przez
6 dni ognia, wystrzelano 4,700 kamieni
procha. To też była tojnż doba upadkn
narodowego. Gdy zmarł ostatni potomek
męski jakiego znakomitego roda, byt zwy-
czaj zawieszania miec"a nad jego grobow-
cem. Tak uczyniono w kościele Św. Piotra
w Krakowi') nad grobowcem zmarłego w
r. 1771JanaKlemensaBranickiego, hetm.
wiel. kor. i kaszt, krak., który był ostat-
nim ze starożytnego rodn Jaksów czyli
Gryfów Branickich. Na pogrzebach szlach-
ty miewali przemowy nietylko duchowni
ale i wspólzie mianie, a zwyczaj ten prze-
chowa się w niektórych paradach n lądu
wiejskiego do naszych czasów. O takich
prawiących oracje pogrzebowe kmieciach
wspomina Kolberg, ka. Siarkowski i Mi-
chał Pederowski. Ten ostatni w dziełku
„Lud" (t. I, str. 131).
Pohybel, wyraz zapożyczony od Rusi,
oznaczał w dawnej polszczyźnie szubienicę.
Stąd „iść na pohybel" znaczyło: na szu-
bienicę. Wesp. Kochowski pisze w swoich
fraszkach:
Pohybel święte drzewo, niechaj nic próchnieje,
Pr7«z które eprowiedliwość święta oam eie dnieje.
Pojedynki. Polskie prawodawstwo śre-
dniowieczne nieznalo pojedynków. Każdy
chodził z mieczem przy boku lub kijem,
a obrażony obsypywał obelgami swego
przeciwnika i staczał z nim bójkę. Jeżeli
go zabił, płacił gi-zywny jego rodzinie lub
krewnym, podłóg prawa. Za pokrzywdzo-
nym ujmował się zwykle cały jego ród,
tak zwani stryjcowie, czyli stryjeczni róż-
nych stopni, stając do walki z przeciwni-
kiem i jego poplecznikami. Tak było n lu-
dów słowiańskich, ale inaczej na Zacho-
dzie, gdzie rozwinęło się rycerstwo nie
dla samej obrony kraju, jak w Polsce, ale
jako stan z oddzielnym obyczajem i pra-
wami towarzyskiemi.Z fanatycznych i za-
bobonnych pojęó wypłynęły tam slynn©
„sądy boże", czyli pojedynki przez próby
z wodą i ogniem, lozpalonem żelazem lub
walkę, których wynik, poczytywany za.
zrządzenie boże, uznawano za dowód winy
lub niewinności. Tym sposobem pokrzyw-
dzony bywał nieraz trzykrotnie karany:
raz przez krzywdę mu wyrządzoną, po-
tem, gdy, wyzwawszy przeciwnika, ni©
sprostał mu w próbie lub walce, a wresz-
cie przez wyrok, uznający jego sprawę za
złą. Prawodawstwo polskie może się tern
pochlubić, że „sądy boże' nie były jego
płodem i nie weszły do obyczaju narodo-
wego. Za poniesioną lub zdziczaną komu
krzywdę były u nas wynagrodzenia, o^a-
ty ugodue, prawo zemsty, zdanie na ła-
skę, pokora, infamja, bannicja i wyzucie
z pod prawa, były na to dowody, świad-
kowie, jednacze, a rzadko uciekano się do
prób zabobonnych, jak na Zachodzie u
Bawarów, Tu ryngó w, Normandów, AUe-
manów. Burgundów, Longobardów i t. d.
Prawo tylko magdeburskie zawierako prze-
pisy o sądach bożych i pojedynkach, w ja-
ki sposób odbywać się mają. Gdy przeto
prawo to zacz^o w wielu miastach pol-
skich obowiązywać, zabobonny zwyczaj
udzielił się i naszemu społeczeństwu. Przy-
czynił się do tego napływ cudzoziemców
w XIII wieku i wrodzona wada Polaków
naśladowania ^ych obyczajów zagranicz-
nych. Mimo jednak rozpowszechniającej
się tej zakały — powi&d^ Lelewel — było
coś narodowego, co gię j®i opierało. I>ługi
czas prawodawst^ ^jaiodowe zachowy-
wało głuche milc^ p-ciaHyce t. z. pró-
by boSseji samo n^^** ^goiiie przyswoiło
sobie, toiedytcai^ V, ,^^\eje wykazują^
C|oo<^lc
POJEDYNKI.
r. 1252 pozwolił Klemensowi z Ruszczy
odbywać sądy nu wodę, rozpalone ielazo
i pojedynki, na miecze Inb kije. Podob-
nych przywilejów spotykamy i więcej. Z
drogiej jednak strony widzimy, jak około
r. 1290 za Henryka Brodatego, w przepi-
sach przeciw oszczercom nie dopuszczano,
aby cześć obywatelska pozostawiona była
losowi bójki Inb zabobonnej próbie. Kilka
przywilejów, jakie mamy o dopuszczeniu
sądów bożych, wyglądają, jakby uchylmy
nieznające takich praktyk prawo polskie
czyli, obyczaj narodowy, który w Polsce
był prawem. Kiedy prawodawstwo naro-
dowe odżyło za Kazimierza W., nstaty po-
jedynki sądowe. Gdy r. 1389 podkomorzy
kri^., Q-niewoaz z Balewic, pomówił świą-
tobliwą królowę Jadwigę, pozwany, stan^
przed sądem w Wiślicy. Jaśko z Tęczyna,
kasztelan wojnicki, zaprzysiągł ze strony
królowej jej niewinność, a 12-a rycerzy
stanęło wobec sądn, żądając każdy poje-
dynku czyli rozprawy, ale rycerskiej, z
G-niewoszem. Pomimo to sąd nie chcid
honoru królowej na los pojedynku nara*
żać. A nużby Oniewosz kolejno powalił
przeciwników, to ludzie zabobonni przy-
znaliby, że mówił prawdę. Sąd zażądd
od niego dowodów, a gdy wyznał, że mu
ńę uroiło i prosił przebaczenia, skazano
go na odszczekanie oszczerstwa w izbie
sądowej. Więc niezwłocznie, podług zwy-
(sajn, wlazłszy pod ławę, wołał: .Zełga-
łem jako piesi" i po trzykroć szczeknięcie
psa udał. To rozbroiło dobre serce króla i
królowej i był potem znowu w łaskach u
dwom, może i dlatego, że z Krzyżakami
potykf^ się mężnie. Na Zachodzie żądano-
by w takich razach próby pojedynku, w
Polsce, jak widzimy, sąd wszelką próbę
odrzucił. Gdy za króla Aleksandra Ja-
giellończyka prawo magdeburskie, które
w 42 miejscach mówiło o pojedynku sądo-
wym na włócznie i pałasze ku próbie nie-
winności, wcielano w księgi ustaw naro-
dowych, posłowie ziemscy {r. IB05) arty-
kuły powyższe prawa miejskiego znieśli
uchwałą swoją, jako przeciwne religii i
zdrowemu rozsądkowi. A tak podobno ze
wszystkich krajów Europy najpierwej w
Polsce wszelkie próby pojedynkowe w są-
dach zostały prawem zabronione. Gdy z
powoda zwad i bójek po karczmach, na
zjazdach i biesiadach, między bracią cho-
rągiewną wydarzały się zabójstwa, z któ-
rych oczyszczano się tłómaczeniem, że to
były pojedynki, przeto w XVI w. pojedyn-
ki zostały prawem wzbronione tak w Ko-
ronie, jak Litwie. Kto chciał się pojedyn-
kować, musiał od króla uzyskać oddzielne
na to pozwolenie. Prawo w tym względzie
uchwalone w r. 1588 brzmiało w słowach:
Na pojedynek żaden szlachcic szlachcica
nie powinien wyzywać, ani wyzwany sta-
wić się, pod karą 60 grzywien i wieży pół
roku. O co forum w ziemstwie. Kiól je-
dnak pojedynka pozwolić może. Ten za-
kaz dla szlachty tłómaozy się prostym
względem, że w osobie każdego szlachcica
prawo widziało obrońcę kraju, którego
krew przeznaczona była do przelania za
Hzeczpospohtą, a nie dla prywaty. Kro-
mer mówi o Zygmuncie Starym, że tylko
raz jeden podobnego pozwolenia udzielił.
Za Zygmunta Augusta Brzostowski wy-
zwij Stanisława Pszoukę z Babina przez
pozew z pieczęcią królewską do pojedyn-
ku publicznego w obliczu sądu królewskie-
go. Pszonka nie stanął a Brzostowski żą-
dał, żeby był uznany za niewinnego, lecz
król wyrok zawiesił. Ka weselu Zygmun-
ta I Samuel Zi%czyAski rąbf^ się ze Szwe-
dem, który drwił z polskiego tańca. Szwe-
dowi głowę zmiótł. Król Zygmunt o zgiełk
stąd wynikły dopytuje. Skrwawiony Łą-
czyński UĘprawiB^^i^i*^ ^ię przypada, a
król, saiĄ Q\)Vr«i^*'''^^y 3*S0 i^*^S. pościł
go spok.^^^ . TiBNiet hez pogróżek, lila.
dworze ^*\^\Ł^scomuiany jest i^o-
rzanin^jJ^tiO^Ł . ^tyit^^TT^aJi^Yoroziem-
ca i zua^ V i<^^' ^.^cŁU^cVcr7.ecia6w co-
dbyGoot^le
POJEDYNKI.
wprowadzfJa młodzież pańska, po naukę
i dla rfużby rycorakiej wyjeżdżająca na
obczyznę, (łdy raz między Spytkiem Tar-
nowskim a Piernikiem takie waśnie nro-
sly, że ani senatorowie, ani król pogodzić
ich nie mógł, przyszło do tego za pozwo-
leniom króla, że się wyzwali na rękę. Naj-
przód tedy na kopje się potykali, ale oba-
dwa skmszyli je o siebie bez szwankn. Do
mieczów potem porwali się, którymi dłu-
go walcząc, dali dowód patrzącym na to
panom polskim, że sobie i w męstwie i w
sile równi byli. Przetoż obadwa, zesko-
czywszy z koni, mile się uścisnęli i odtąd
w braterskiej zgodzie do zgonn trwali.
Sądy, łożone z ziemian, miały taką wów-
czas powagę obywatelską, że wyzwany na
pojedynek mógł nie stanąć i sprawę pozo-
stawić sądowi, jak ów Fszonka, i bonom
przez to nie tracił. Gospodarz domn nie
mógł nigdy przyjąć wyzwania od swego
go^a. Opowiadano też o pewnym "Wio-
cho, który, gdy w podróży po Polsce go-
ścił u pewnego pana, i po aczcie, wśród
rozhukanej wesołości, umazany miodem,
był zaprowadzony między obłaskawione
niedźwiadki, a te zaczęły go nielitośeiwie
lizać wśród śmiechu gości — wyzwał go-
spodarza na rękę, ale nie mógł go skło-
nić do, przyjęcia pojedynku, bo to było
przeciwne ówczesnym prawom gościnno-
ści. Podniosły sięwXVI wieku głosy pol-
skich publicystów przeciw bójkom i poje-
dynkom. „Zemstą to zwiecie a w niej do-
wód wielkiego serca i męstwa upatrujecie,
jakby zemsta cnotą była, a czemże u was
wzgarda krzywdy?" — pyta Frycz Mo-
drzewski. Goślicki widzi w pojedynkach
„zdrożność'. Bartosz Paprocki upomina
hetmanów za łatwość w dopuszczaniu o-
nycb. Powodowski, gromiąc w kazaniu
(r. 1579) tych, co się pojedynkują, przy-
tacza słowa hetmana Mieleckiego: że „kto
najwięcej krzesze szabelką na dworze, ten
w polu nie naciera na nieprzyjaciela". Ja-
koż istotnie prawdziwi miłośnicy ojczy-
zny i ludzie wielkiego serca uważali ka-
żdą kroplę krwi swojej za wyłączną włas-
ność miłej ojczyzny i do wylania za świę-
tą sprawę a nie za prywatę przeznaczoną.
Statut Litewski za zabójstwo w pojedyn-
ku karę śmierci przepisał. Oświadcza on,
że obelżywe słowa, miotane przez wyzywa-
jącego na tego, który pojedynka nie przyj-
muje, nie krzywdzą go, ale spadają na bu-
rzyciela spokojności publicznej. Wobec su-
rowości praw polskich pojedynki formalne
z wyzwaniem, sekundantami, umową i o-
becnością licznych świadków, odbywały
się rzadko i sprawy wytaczane za te prze-
stępstwa do sądn przez instygatorów
są bardzo nieliczne. Za to bijatyki i rą-
baniny zwaśnionych po obozach i sej-
mikach, nie uznane za pojedynki i nie
ścigane przez instygatorów, o ile nie
pociągały za sobą wypadków śmierci, sta-
wały się coraz częstsze w miarę upadają-
cych cnót obywatelskich. Widzimy bo za
Jana Kazimierza z .Pamiętników Paska",
który częste bójki swoje dokładnie opisu-
je. Kartelów on nie posyła, sekundantów
nie obiera, sposobów do rozlania krwi na
wzór zagraniczny nie układa, tylko w roz-
jątrzeniu porywa się do szabli i rąbać na
miejsca zaczyna. Ciągłe noszenie oręża,
właściwe stanowi rycerskiemu, z wrodzo-
ną krewkością i bezgraniczną odwagą
przyczyniały się do częstego rozlewu krwi.
GHy r. 1671 żołnierze chorągiewni wyrzą-
dzili krzywdę niejakiemu Pałuckiemu pod
Opatowem, ten, wziąwszy syna i dwuch
służących, samoczwart, wyzwał do boju
część chorągwi czyli roty i wnierównej wal-
cekrzywdęawojąpomścil. Wr. 1674prawo
ponowiło ostrość dawnych ustaw przeciw
pojedynkom. Król Sobieski był ich wiel-
kim przeciwnikiem, mawiając, że .odwa-
ga dowodzi się jeno w walce z wielu, ale
nigdy w potyczce z jednym". W tym
samym jednak królu, gdy na sejmie gro-
dzieńskim r. 1685 rozjątrzony był przy-
mówkami Paca, odes^^^ ^'% krew gorą-
dbyGoot^le
POJEMSZCZYZNA.— PO-JEZUICKIE DOBRA.
61
ca, i, pochwyciwszy za szablę: „Nie wy-
wijaj— rzeki — ciężara ramienia mego!"
A Pac oa to, podobnież za szablę chwy-
ciwszy, odparł: „Pomnij, żem był spraw-
°yi gdySray byli równi". W tychże cza-
sach bawiący na dworze króla fraacoakie-
go Jan Władysław Radziwiłł, starosta wi-
ślicki, ^słuszną zdjęty obrazą o honor na-
rodu polskiego, po^a hiszpańskiego w po-
jedynka zabU." W Polsce można było z
godnością pojedynku nie przyjąć, przez n-
szanowanie dla praw Bzplitej, jako uchwa-
lonych przez naród a zaka.zujących po-
jedynkowania. Pojedynki w święta i w
dnia sobotnim, jako N. Maiyi Pannie po-
święconym, nie odbywały się. Rozlew
krwi w miejscach królewskiego pobytu
surowo był karany. W czasie sejmu roku
1634 przyszło do pojedynku wojewodzica
Sapiehy z Kossobndzkim, wojewodzicem
mazowieckim. Sapieha odniósł ranę, a
KoBsobudzki, że pod bokiem królewskim
zwady wszczyn^, gardłem przypłacił. Po-
jedynki rycerstwa polskiego odbywały
się pierwotjiie konno, w zbroi, z kopją Inb
mieczem, jak turnieje i gonitwy, później
dopiero stawano pieszo do walki z mie-
czem Inb szablą. Pistolety i szpady, czyli,
jak nazywano, rożny irancaskie, mieU
Polacy w pogardzie, jako broń dla ryce-
rza nieprzyzwoitą. Panicze tylko, wycho-
wani z cudzoziemska, robili wyłom w oby-
czaju narodowym. Po pojedynka strony
się zwykle godziły i zawiść ostawa^a. Je-
żeli jeden zgin^ to szukano zgody z jego
krewnymi, a gdy jednacze do takowej do-
prowadzili i nie było oskarżyciela, insty-
gatorzy i sądy nie dochodzili sprawy. Za
czasów Saskich najgłośniejszy był pojedy-
nek (r. 1744) podkomorzego Poniatow-
skiego z Tarła, wojewodą lubelskim, któ-
ry polegŁ Że podkomorzy był młodzik w
porównania z wojewodą, więc ojciec jego
wzywał sejmujących, aby na syna był sąd
a zgon Tarły dłago ze zgrozą naród wspo-
minf^. Za Stanisława Augusta, o ile sfiraa-
cnziałośó warstw najmożniejszych osłabi-
ła rzetelną miłość krajn, o tyle rozwinęły
się chorobliwe pojęcia o honorze osobi-
stym i zagęściły pojedynki na wzór zagra-
nicznych. BoznawfUy więc przeszkód od
władz i były nieraz wstrzymywane, a po-
jedynkujący się ulegali wyrokom i odsia-
dywali wieżę. Choć król dał pozwolenie,
dnchowieństwo jednak nie zważało na to
i z ambon rzucało klątwę na tych, którzy
się pojedynkowali Ogłoszenie takiej kląt-
wy było niejako obowiązkiem biskupa, w
którego djecezyi pojedynek nastąpił. Za-
patrując się na pojedynki ze stanowiska
rozumu, iż utracona cześć przywrócona
być może tylko przez sąd honorowy a ni-
gdy przez zabójstwo, i że średniowieczny
zwyczaj pojedynków jest dziś pozostało-
ścią .sądów bożych" wymyślonych przez
ciemnotę i barbarzyństwo, przyznać mu-
simy, że dawni Polacy, wyłączając broń
palną z pojedynków, jako dającą wypadek
losowy, czyli średniowieczny .sąd boży*,
szlachetniejsze i bardziej rycerskie mieli
pod tym względem pojęcia, niż oh^piący
się postępem cywilizacyi ich wnukowie.
W artykule niniejszym nie podążyliśmy
uwzględnić rozprawki ks, S. Chodjnńskie-
go o „Pojedynkach w dawnej Polsce' po-
danej w „Encyklopedyi kościelnej" War-
szawa, r. 1894, t. 20-y, str. 154—160).
PsJemUCZyina (od pojęcia żony) —da-
nina, składana niegdyś przez mieszczan
i włościan panom na Rusi za prawo poję-
cia żony cudzej poddanej.
Po-Jezułckie dobra. Po zniesittnin za-
konu jezaitów, Rzplita konstytucją sej-
mową z r. 1775 (Tł/w/o: Rozrządzenie
dobrami jezuickiemi) przeznaczyła
ogromne te dobra ziemskie na fandnsz e-
dokacyjnynarodowy. Postanowiono sprze-
dać je, ale nie na własność bezwarunko-
wą, lecz żeby nabywca -ci&at od szacun-
ku procent w dwuch ratach półrocznych,
bez względu na wszelkie klęski a za ca-
łość dóbr i regularną popłatę rocento dał
dbyGoot^le
POKŁADZINY. — POKORA PUBLICZNA.
kaucję, czyli, jak wtedy zwano, ewikcję
równą '/j szacunku dóbr. Za uchybieniem
jednej raty, gdy posiadacz taki (zwany w
konstytncyi primlegiatus haeres) nie rfo-
żytby w ciągu 6 tygodni należności, miał
naówczas zaprowadzony byó sekwestr, a
w razie niezapłacenia drogiej raty, władza
edukacyjna mogła dobra za wakujące u-
znać a król komu innemu je oddać. Do-
bra te miały niejako naturę dóbr rządo-
wych, nie mogły byó dzielone ani odłupa-
ne pod karą utraty sumy na nie wypoży-
czonej. Właścicielem był IFuudusz edu-
kacjfjny, ale prawo nabywcy mit^o cha-
rakter dziedzicznego czyli wieczystego po-
siadania. Dobra te wyjęte były z pod zwy-
czajnego sądownictwa, należały do Komi-
syi ICdnkacyjoej. Za sejmu czteroletniego
ustanowiona była z nich ofiara, jak z dóbr
ziemekicb. Nie mogły ulegaó regnlacyi
hypotecznej, ale w zaborze pruskim regu-
lowano je jak allodjalae. Dekret króla 8a>
Bkiego jako księcia Warszawskiego z d. 14
grudnia 1812 r. {Dziennik Praw tom lY,
str. 421), uznając, 2e dobra te mają natu-
rę dóbr narodowych, przyznał Funduszowi
edukacyjnemu egzekucję administracyjną
i poddał szczególnym przepisom. Za Kró-
lestwa Kongresowego dekret, ustanawia-
jący Prokuratorję, uznał je (art. 9, lit. h)
za własność publiczną. Ostateczne co do
dóbr po-jezuickich urządzenia znsjdują się
w Dzienniku Praw t. 41, str. 337—398.
Pokładzlny. Ponieważ nie wypadało,
aby panujący je^zit na własne wesele za
granicę swego kraju, jak również aby
księżniczka, wychodząca za niego, przyby-
wała do jego stolicy przed wzięciem ślu-
bu, był zatem zwyczaj, że panujący bral
ślub w jej domu przez zastępcę czyli po-
sła tam wysłanego. Do prawomocności
takiego ślubu należał ceremonjał p okła-
dzin, polegający na uroczystem chwilo-
wem położeniu wychodzącej zamąż na je-
dnem łożu z zastępcą przyszłego męża.
Niekiedy wystarczało, aby poseł przytkaj
tylko kolano do łoża, jeżeli zaś musif^ po-
łożyć się, to kładł pierwej pomiędzy sobą
a dziewicą obyczajem rycerskich wieków
miecz obnażony. Nazwa po kład z in zna-
ną była w Polsce od wieków w znaczeniu
faktycznego pierwszego połączenia się no-
wożeńców, których uroczyście z muzyką
i pieśnią o „chmielu' żonaci i mężatki,
czyli swatowie i swachy, odprowadzali po-
lonezem .poduszkowym" do sypialni czy-
li „łożnicy*. Dziś nazwa ta przechowała
się tylko u ludu wiejskiego, jako echo nie-
gdyś narodowego obyczaju.
Pokol^dne — zwyczaj ubogich ludzi, że
okc^o świąt Bożego Narodzenia lub No-
wego Hoku obchodzą sąsiednie chaty
i dwory, gdzie otrzymują podarki złożone
z okrasy, kiełbas, płótna, lnu, konopi i t. p.
Panna młoda przed weselem kwestuje so-
bie u sąsiadów len na nowe gospodarstwo,
co zowią .chodzenie po Inowalnem".
Pokora publiczna. G-dy prawem dozwo-
lona krwawa zemsta rodu za zabójstwo
zaczynała ustępować powoli ze zwycza-
jów narodu, powstawał dla zabójcy spo-
sób usunięcia się przed niebezpieczeń-
stwem odwetu grożącego mu pierwej ze
strony krewnych zabitego. Tjm właśnie
sposobem do przebłagania mściciela była
pdna mistycznego nastroju uroczystość
„pokory publicznej". W żałobnej odzieży,
z mieczem wiszącym u szyi, w otoczeniu
swoich krewnych lub przyjaciół przystę-
pował zabójca przed oblicze uprawnione-
go do zemsty za krew przelaną, upoka-
rzri się przed nim, błagał o przebaczenie,
życie swoje oddając w jego ręce. Czyniąc
to, spełniał tylko jeden z warunków ugo-
dy, którą bezpośrednio przedtem przypro-
wadzili do skutku rozjemcy. Uroczystość
tę nazywają źródła prawa polskiego „poko-
rą", charakteryzując jątym jednym wyra-
zem najtrafniej i najdosadniej. Zdaniem
prof. Ulanowskiego, publiczne wyznanie
sprfnionego czynu była to niejako spo-
wiedź, odbywająca się wobec świadków w
dbyGoot^le
POKÓJ.— POKREWIEŃSTWA.
«hwib, która, jeśliby tego zapragnął mści-
<siel, ostatniąby się atain dla zabójcy. Wi-
nowajca stawał przed swoim sędzią zpraw-
dą w ustach i sam podawał na siebie na-
rzędzie kary. Ale zanim jeszcze usłyszał
wyrok, zanim dokonał spowiedzi, jni roz-
poczyna pokatę, której główną treścią
była zewnętrzna uroczystość, z jaką się
odbywała p oko ra. Skoro udzielił mści-
ciel przebaczenia, tem sanLem oznawat za
dostateczną pokutę, której poddawał się
winny. Wyznanie i pokuta zmazywaly
zbrodnię i nie potrzebował już sędzia
i mściciel karać pokutującego śmiercią.
Oenezą pokory było przeniesieme pojęć
spowiedzi i poknty do sfery prawa świec-
kiego. Tkwiąca w pokorze spowiedź jest
spowiedzią publiczną, treść pokuty zależ-
ną była od ugody. Stanowisko zabójcy
przed spełnieniem pokory było analogicz-
nem do położenia grzesznika, pozostają-
cego pod klątwą. Jak wyklęty musiał
prosić biskupa na klęczkach o udzielenie
mu przebaczenia, tak samo błagał zabójca
mściciela o przebaczenie. Nie następowało
ono bezwarunkowo, lecz zależnem było od
poddania się grzesznika pokucie odpowie-
dniej. Podobnie przyjmow^ na siebie u-
pokarzają(^ się zabójca rozmaite obowiąz-
ki, których treść była analogiczna do tre-
ści pokuty publicznej, Czem więcej sobie
ceniono instytucje kościelne spowiedzi i
pokuty, tem większą przywiązywać mu-
siano wagę do .pokory". Obszerną roz-
prawę „O pokucie publicznej w Polsce"
ogłosił prof. Ulanowski w 23-m tomie
Rozpraw i sprawozdań wydz. hi8t.-iilozof.
Akademii Um. (Kraków, 1888 r., str. 6 1 —
172).
Pokój. Ks. Franciszek Jezierski, uczo-
ny pisarz z czasów Stanisławowskich, tak
pisze: „Przez ten wyraz w naszym języku
teraz rozumie się w domu rolnika miesz-
czanina izba, w domu zaś szlacheckim
mówi się pokój. Podług zaś dawnego
ojców naszych języka tak się wymawiało:
przed domem ganek, sień; co dziś nazywają
przedpokój, przedtym się nazywd przy-
sionek; co dziś nazywają pokój kom-
panii, to przedtym mówiono izba, co
dziś mówią gabinet, to przedtjrm kom-
nata, co dziś nazywają pokój sypial-
ny, to przedtym łożnica, co dziś gar-
d ero ba, to przedtym k om or a, aprzejście
między komnatą i łożnicą nazywano al-
kierzem".
Pokrewieństwa. Pokrewni są ci, któ-
rzy od jednej osoby rod swój wiodą, powi-
nowaci zaś są krewni męża względem krew-
nych żony i odwrotnie. W jakim stop-
niu zachodzi pokrewieństwo jednego z
małżonków, w tymże stopniu jest i dla
drugiego powinowactwem. Polacy mieli
□ader obfity rodzinny słownik nazw, okre-
ślających rodzaj pokrewieństwa, pozosta-
wiający daleko w tyle niemiecki, więc i
pożyczek mieli mf^o. Mieli oni zwyczaj
rozpamiętywać najdalsze pokrewieństwa
rodzinne, a starsze niewiasty przekazywa-
ły młodszym pokoleniom cele dzieje po-
krewieństw w swych okolicach i wojewódz-
twach. Pochodziło to nie tyle z próżności,
ile z obyczaju narodowego, w którym
wszystka szlachta uważałasię za jedną ro-
dzinę czyli .bracie". Stąd „u Polakównaj-
pierwszy był tytuł: bracie, później mówio-
no: panie bracie, a wreszcie: mości panie
bracie". Piotr Skarga w „Żywotach świę-
tych" pisze, iż „w polskim języku bracią
zowiemy w trzeciem i czwartem pokole-
niu i jakiekolwiek powinowate". W pra-
wie polskiem, którego główną podstawą
byty stare zwyczaje narodu, charaktery-
styczną stanowi cechę pewna sohdamość
i łączność rodowa, nawet w dalszych stop-
niach pokrewieństwa. Majątek np. sprze-
dany w obce ręce krewni sprzedawcy mie-
li prawo odkupić, co wydawało się nader
dziwnem dla cudzoziemców, W prasta-
rym obyczaju polsko-rfowiańskim nie da-
wano posagu czyli wiana za dziewką, ale
młodzian nabywał córkę u rodziców, był
dbyGoot^le
64
POKREWIE^iSTWA.
więc zwyczaj porywania dziewcząt, jako
najtańszy sposób nabycia iony. Obyczaj
ten przetrwał w Polsce przyjęcie wiaiy
chrześcijańskiej i musiał się wydarzać
jeszcze w XIU i KIY w., skoro ówczesne
prawa krajowe sarowo zabraniają cenie-
nia się w sposób podobny. W obrzędach
zaś weselnych lada polskiego ślady tego
obyozajn przetrwE^y do naszych czasów.
Że zaś na oznaczenie słowa gonić, zająó,
było w dawnej polszczyinie słowo Conąć,
ienić, st^ powstriy wyrazy: łona, ożenić,
żonaty. Od wyraża mahal, nniowa słab-
ną, atworzono z żony małżonę i nu^żonkę
Droga żona względem dzieci swego męża
z poprzedniej żony jest ich macochą. Ten,
co „przyżenił" sobie żonę, czyli zjął,
zftj^ J4 i^>^^™i nazywał się zięciem.
Przyprowadzona do doma synowa, jako
młoda niewiasta w porównaniu do starej
matki męża, dostawi nazwę: niewiastki,
niewiestki lab sneszki. Ojciec nazywa się w
mowie staropolskiej: ociec, rodzic, tata.,
t. j. tak, jak dotąd lud polski wymawia
i używa tych wyrazów. Wyraz .ociec"
sięga prastarych czasów; wyrazu rodzic
ladnżywa, gdy chce nazwać poważniej.
Wyraz tata, używany przez dzieci, jako
najłatwiejszy, jest również dawny, bo jnż
Bielski w XVI w. pisze: „Święty Woj-
ciech, założywszy klasztor, df^ mu imię
po słowiańska tata, bo tak Słowacy zwah
Św. Wojciecha jako ojca". Z nastaniem
wiary chrześcijańskiej potworzyły się wy-
razy: ojciec święty, ojciec duchowny, oj-
ciec chrzestny, a ze wzrostem gospodarstw
.ojciec czeladny" czyli gospodarz domo-
wy, ojciec i dozorca czeladki. Ojczym jest
wtórym mężem matki czyjej. Ojczyc i oj-
cowie ma kilka znaczeń w języka staro-
polskim: oznacza najptsód syna z prawe-
go łoża, potem rodaka, ziomka, rodowite-
go syna swojej ziemi, dalej doradcę i mi-
łośnika ojczyzny. Takim np. był Jan Ła-
ski (ur. 1456, zm. 1631), o którym Stryj-
kowski wyraził się: „umarł Jan Łaski,
prawy ojczyc ojczyzny". Ojczycam lub
ojcowicem zwano każdego ze starego ro-
du, pana z panów, wreszcśe tak nazywano
poddanych ojcowskich, na miejsca urodzo-
nych, a prawo dawne stanowiło, że poj-
mańoów (jeńców) wojennych dzieci uwa-
żani są za oj<^ców czyh poddanych*.
Majątek po ojcu zwał się ojcowizną i oj-
czyzną, po matce — macierzyzną. Syna je-
dynaka narwano ,Jednorodzonym'', a-
doptowanego — .przysposobionym" lub
„przyjętym". Trzymany do chrztu jest
chrzestnym czyli chrześniakiem. .Syno-
wie koronni" oznaczało ziemian z Koro-
ny. Rodzice nazywali córki swoje w mo-
wie potocznej dziewkami, dziewuszkami.
Dzieci żony od pierwszego jej męża, lub
dzieci męża z pierwszej jego żony, zowią
się pasierbami i pasierbicami. Ojciec ojca
lub matki zowie się dziadem, dziadkiem,
matka ojca lab matki — babką. Tych ro-
dzice są pradziadami i prababkami, a tych
znowu przodkowie zowią się pra-pradzia-
dami lab naddziadami. Majątek po dziad-
ku zowie się „dziadkowizną", po babce
„babizną". Dzieci syna lub córki są wnu-
czętami. W dawnej polszczyźnie nie mó-
wiono wnuk, ale wnęk, a o rodzaju żeńskim
nie mówiono wnuka ani wnuczka, ale wnę-
ka i wnęczka. Jeszcze w końcu XVI wieku
Szczerbowicz pisze: „dzieci rodzonych
braci i sióstr, t. j. synowców i siostrzeń-
ców, też wuękami zowią". Syn brata zo-
wie się bratańcem, bratankiem, synow-
cem, córka brata— synowicą, bratanka lub
bratanicą. Syn siostry— siestrzanem, sio-
strzeńcem, siestrzankiem, córka siostry —
siostrzenicą, siestrzanką. Wyraz szwagier,
szwagierka jest czysto niemieckim (Schwa-
ger, Schwaher). Dawni Polacy nazywali
zawsze brata mężowskiego dziewierzem
lub Bzurzą a nie szwagrem, siostrę mężo-
wą: żółwiej, żywicą, ż^wią lub świeścią
a nie szwagierka. Sarzyną nazywano na
Mazowsza żonę szwagra jeszcze w XVII
w. Mączyński, sIowmkarzXVIw,, powia-
dbyGoot^le
POKREWIEŃSTWA.
6&
dm: „Żeitw albo ^wica, też niewiastiką nie-
którzy zowią, Łj. mężowa siostra*. Szy-
mouowicz w sielankach pisze:
Żołwice i brstowA n jednio stotu,
I Bwiekrj i ninwiestki jadają poepolo.
Żona brata czyli bratowa ewa^a się jątrew,
jątrewka, a nazwy tej pisane polscy oży-
wali do połowy XVII wieka. Siostra mat-
czyna lab ojcowa zowie się ciotką; jetoli
rodzona, zowie się ciotką rodzoną, w prze-
ciwnym razie jest ciotką wajeczuą lab
stryjeczną. Mąż ciotki zowie się: pooiot,
paciot, naciot. Lad wiejski nazywa ciotką
wriHię, ciotnclią — febrę c^ll zimnicę, cio-
tami—czarownice, które nasyłają ladziom
kołtany lab myszy. Dzieci po dwncb sio-
strach rodzonych są sobie rodzono-ciote-
osmi,jeżelizaśbabki były siostrami, sąprze-
oioteczni. Rodzony brat matki jest wnjem,
aona jego wojenką czyli wuj ną, syn bratem,
córka siostrą rodzono- wnjeezną. Brat
babki nazywa eię stary wnj, dziadek tnb
przedwieć. Brat ojca jest stryjem, sfryj-
kieni. W dawnej polszozyźnie skracano
stryjek naetiyk, mówiono więc pospoli-
cie: stryk, wieó Stryków, kronikarz Maciej
Strykowski. Żona stryja była jednak stry-
jenką Inb stryjną, a dzieci po rodzonjrm
stryja — rodzono-stryjeczaemi. Brat dziad-
ka zwal się starym stryjem albo przestryj-
cem, prastryjem, wnak jego był bratem
stryjeczno-stryjeczaym, czyli przestryje-
cznym. Syna i córkę brata stryjecznego
zwano stryjecznym synem i stryjeczną
córką. Wogóle stryjów i braci stryjecz-
nych i przestryjecznych zwano „stryjca-
mi".StryjcowiebyIi to męscy potomkowie
jednego dziada, prad^ada lub prapradzia-
da, w różnych stopniach pokrewieństwa z
sobą zostający. Nosili oni wspólny herb
i Dważani byli zawsze za blizką rodzinę.
Paprocki w „Ogrodzie królewskim", w
przedmowie do Mich. Sędziwoja, pisze:
„A pod jednym herbem jest kilkaset, pod
dmgim kilka tysięcy nalazłoby się stryj-
ców herbowych, między którymi jest
Entjklopeajs ituopolika, łom IT.
wielka miłońć, chociaż jedni z tych her-
bów panowie a drodzy cbndszy się zna-
chodzą". I dalej: , Jest i był przedtem w
Pokce takowy obyczaj i miłońó między
rycerstwem a pany, t& herbowi stryj-
cowie wszyscy jeden o drugiego krzyw-
dę jako bracia właini mnierali i w potrze-
bach na nieprzyjaci(dy koronne ze wszyst-
kich państw pod jeden się proporzec albo
chorągiew zjeżdżali, w potrzebach bywałe
rotmistrze obierali a ich slach^". Znaną
jest pewna starodawna spólność majątko-
wa, wymagająca, aby pomimo uprawnio-
nych joż działów rodmonyoh nie csynit
lukt sprzedaży ani zapisn, nie zapewniw-
szy się zezwolenia b tryjcó w herbo-
wych. Klonowicz piase, że flisacy wiatr
nazywają „stryjem". "W mowie potooimej
było pDspoUtem „wnjanie i stryjanie", a
s2Dzegóbiiej to ostatnie, to jest, że nUodai
nazywali starszych anajomych i pm^a-
ci(M „stryjka", co u ludu jest we zwyeaa-
jn dotąd. Ojciec żony zowie się tetó, -a
matka — teńdowa lub taśoia, dawniej oieśó
i oieśds. W jednaj z pieśni ludoi^ch do-
tąd w niektórych okolicach opiewają: „I
wysdadoń stara oieió". Mączyński w swo-
im eiowniku z r. 1664 tak objaśnia: pCieió,
to jest żony mojej ojciec, niektórzy ówie-
krem aowią, ale niewtańciwie, bo świe-
kier jest mężów ojciec, którego zowią
po łacinie socer'^. Stryjkowski znów
pisze: .Obesłał bracią swoją i ónia al-
bo cieścia, ojca żony swojej". "Widzimy
z tego, ie tak dawniej jak i dzisiaj u ludu,
który tej nazwy w wielu stronach uiywa,
świekier, świokier, świekra, świekra, świe-
krucha oznacza tylko rodziców męża, a
teść i teścia — rodziców żony. Nieraz jed-
nak ludzie mieszali z sobą te obie nazwy,
a sam Stryjkowski w innem miejsca wy-
raża się: „BoniakświekieralbocieśćSwan-
topelka". Jeżeli świekier pochodzi takie
z niemieckiego wyrazu Schwdher, to nic
dziwnego, że znaczenie tego wyrazu w
polskim języku nie mogło byó tak i owak
dbyGoot^le
POKURCZ.— POLONEZ.
pojmowane, skoro nie było polskiem.
„Pólbratem" nazywano w dawnej pol-
szczyżni© brata przyrodniego, „półsioatrą"
— siostrę przyrodnią, t.j, dzieci z jednej
matki po dwnch ojcach, lub z jednego oj-
ca po dwnch matkach. Dalekich przod-
ków nazywano praojcami, praszczurami,
prasknrzami a praprawnuków — pasyn-
kami. Bruckner prz^acza zapomniane na
przdomie od średnich wieków do nowych
dwie nazwy: nieściora i czędo czyli cądo
Ten ostatni wyraz oznaczał jeszcze w Xyi
w. dziecko. "Wyrazy: bękart, bastard, ba-
strzę, wyrugowały: pokrzywników i wy-
lega^ców. W rachowania stopnia pokre-
wieństwa przy zawieraniu małżeństw,
trzymano się w Polsce śladem prawa ka-
nonicznego rachuby kanonicznej, która
się różniła w pobocznej linii od rachnby
cywilnej prawa polskiego. Gdy podług
prawa kanonicznego brat z siostrą są w
pierwszym stopniu a synowica ze stry-
jem w drugim, to podług rachuby cywil-
nej w Polsce brat z siostrą był w drugim
a synowica ze stryjem w trzecim stopniu
pokrewieństwa. W prawach spadkowych
nżywano cywilnej rachuby, ograniczając
prawo spadkowości do 8-go stopnia włą-
cznie.
Pokurcz — gatunek psów, mieszańców
z brytana i charta.
Polatka — flaterka, blaszka złota lab
srebrna w stroją niewieścim tak zawieszo-
na, te za kajidem ruszeniem się osoby
chwieje si^ czyli potrząsa {Mączyński, r.
1564).
Poifiwka — w dawnej knchni polskiej
każda zupa, wyjąwszy: roat^u, krupniku,
żnra, kapuśniaka i barszczu, które miały
właściwe swoje nazwy. Były więc polew-
ki; winne, piwne, migdałowe, grzybowe,
grochowe i kilka innych. Polewkę winną
przynoszono pannie młodej na śniadaniena-
zajatrz po ślubie. Sfajbardziej upowszech-
nioną na śniadania i posiłek przed wy-
jazdem w drogę była wyborna polewka
piwna, t. j. piwo grzane, zaprawione śmie-
taną lub rozbitemi żółtkami i w miarę po-
trzeby przyrodzone. Sos nazywano wte-
dy polewką, gdy się podawał oddzielnie
na przystawce (salaterce); podlany zaś na
misie lub półmiska pod mięso lub rybę,
zwany był zawsze podlewa (ob.).
PolODflZ. Taniec ten narodowy tylko
lud wiejski nazywa po polsku „tańcem
polskim", lub poprostu „polskim", niekie-
dy „wolnym", „wielkim". Klasy wyższe
przerobiły nazwę z francuskiego /a Polo-
naise, tak samo jak i nazw% sukni niewie-
ściej zwanej „polonezką". Polonez t*^ był
dawniej upowszechniony, iż rozpoczynano
nim bale w c^ej Europie. „Muzyka jego
— pisze Oskar Kolberg — idzie w rytmie
na 3 długie stopy, czyli na 3 nuty ćwier-
ciowe w takcie i składa się zwykle (przy
prostocie) z 2 części po 6, 8 lub 10 taktów
każda. Do nich przyczepiono (zapewne w
późniejszych czasach) ino również o 2 czę-
ściach a niekiedy i 2 źria z io(źę. Wlaśd- |
wośó ruchów stanowi nacisk na zią (czyU
dmgą) stopę taktu, mianowicie przy za-
częciu i ku końcowi peijodu melodyjnego,
i dlatego zwykle rozpoczyna melodję do-
bra stopa taktu (bez odbitej nuty), chociaż
cudzoziemcy prawidła tego nie zawsze się
pilnują. Że charakterem poloneza jestu-
roczysta powagft, więc ruchy jego powol-
niejszynu są od rachów innych tańców w
tępię *lf idących, od których zresztą od-
różnia go także i akcentacja wyżej wska-
zana. Rytm poloneza zastosowano i do
wielu dłuższych ustępów muzycznych
{alla Polaccd) o charakterze świetnym i
pompatycznym; w taki sposób powstały
polonezy koncertowe, warjacje na polone-
zowe tempa (wokalne i instrumentalne)
i t. p. Dosyć ta przytoczyć polonezy Cho-
pina i tegoż finał warjacyi z Don Juana,
polonezy i ronda Hummla, Webera i in-
nych, ustępy w operach: „raust" Spohra,
„Purytanie" Belliniego, „Halka" Koniusz-
ki i t. d. Polonez, jako staropolski taniec
dbyGoot^le
POLONEZ.
67
rycerski, miaj w 8Wych mchach posawi-
Btyoh i zamaszystych coś wojennego, w
swych zwojach, skrętach, odbijaniach,
dzińeki i Mickiewicz. Był to taniec powa-
bnych mąiów i matron: pochód i rozmowa
zastopowały w nim skoki i piedni w tań-
f^*^Ji IHB-if If tlJ ^-^^^^^^
mi^3=^=f^-h^i ^h,J ^^
^^tł-^ I Jlr
-i\' [jjjlLJjŁ^
^feŁt-C-XX^I^^
Polonez E r. 1736.
szeptach przypominał życie publiczne,
f];wame i ruchliwe dawnej szlachty. Tań-
czono go w stroju polskim i przy karabe-
li, a obrazy takie skreślili świetnie Bro-
cach młodzieży. U ludu i drobnej szlachty
zachowuje się tradycyjnie pod nazwą nP<*^"
skiego" lob „Wolnego", lecz tylko w cza-
sie godów weselnych przy oczepinach tań-
dbyGoot^le
J
POLONEZKA.— POLSKA W DOBIE PIASTÓW.
czony. Ka Mazowsza zwał się „Pieszym",
w Krakowskiem „"Wielkim", gdy krako-
wiaka zwano „Małym", a rozpoczynając
zabawę od Wielkiego, zwykle ją na Ma-
łym kończono. Jak we wszystkich innych
polskich tańcach, wodził w nim rej przod-
kujący, czyli „stojący na trakde", t. j. w
pierwszej parze, jak mówiono po staropol-
ska, Obertas jest to zdrobniłby polonez
pod względem muzycznym, a wyrażenie
„Drobny", jakiem cechają w niektórych
okolicach żwawego ohertasa, zdaje się to
potwierdzać; stopy też i naciski są a oba-
dwu jednakowe, a różni je tylko stopień
prędkości. Motywy staro-szlacheckiego po-
loneza tkwią jeszcze w ludowym tańca
„polskim" czyli „wolnym". Polonezy O-
gińskiego są pięknym narodowego dacha
ale i skażonej miękkością epoki, w której
powstj^y, obrazem. Jędmiejsze są polo-
nezy Karpińskiego, acz do wiela z nich
zakradł się panujący wówczas etyl Rossi-
niego, Uwagę Kolberga, iż nader mało po-
zostało nam próbek muzyki staropolskie-
go poloneza, możemy potwierdzić w zu-
pełności. Pomimo bowiem zamiłowania
narodu polskiego do muzyki tanecznej i
śpiewowej, braldo mn dawniej miłośników
rozumnych i przezornych, którzy spisywa-
liby i zachowali muzykę tańców i słowa
pieśni. Z wielkim też wstydem wyznać
musimy, iż, pomimo wieloletnich poszuki-
wań, nie znalazłszy nigdzie w kraju nut
prawdziwie starych polonezów, przytoczyć
tu musimy polonez z r. 1736, przechowany
przez Niemców i podany w dziesiątym to-
mie berlińskiego muzycznego leksykonu
z r. 1880, str. 100.
Polonezka — rodzaj narodowej sukni
niewieściej z kroju kontusza naśladowanej.
Jak zapewnia Gołębiowski, różnych by-
wała kolorów, najczęściej brunatnego, ga-
zą wkoło garnirowana. Charakterystycz-
nym byłby szczegół, o ile jest prawdziwy,
że moda tej sukni, naśladującej kontusz
polski, powstała najprzód we Francyi i
dopiero tam stawszy się popularna przy-
wieziona została do Polski.
Polowanie ob. Łowieckie prawa
(Enc. Star. t. lU, str. 164).
Polska mowa ob. M o w a polska.
Polska w dobie Piastów. Przestrzeń
roli, wypielouą pod uprawę zboża z
porastających ją pierwej drzew, zarośli
i krzaków, nazwaU praojcowie nasi od tej
właśnie czynności pielenia polem.
Później, gdy zamiast krzaków szkodziły
uprawie roślin w ogrodach i polach tylko
chwasty, rzecz prosta, że pielenie zaczęło
oznaczać oczyszczanie roli z chwastów.
Łudzi, którzy osiedli w polach, zaczęto na-
zywać Polakami lub Polanami w
przeciwstawieniu do tych, którzy, siedząc
nad morzem, zwani byli Pomorzana-
mi, siedząc w górach — O-óralami i sie-
dząc w lasach czyli lachaoh — L achami.
Dziś bowiem jeszcze w gwarze ludowej
wielu okolic lach znaczy gąszcz zarosły
leszczyną a „lachami" powszechnie lud
nazywał wielkie, gęste, ciemne lasy, tam,
gdzie jeszcze takie istniały. Od ludności,
siedzącej odwiecznie w polach nad Wartą
i O-opłem, czyli od ludności polańskiej,
polskiej rozeszła się nazwa Poloni, Polo-
nia na zachód Europy, tak samo jak od
ludności leśnej, zamieszkującej krainy leś-
ne między Polanarai i Rusią położone, na-
zwa Lachów przyjętą została na całym
wschodzie i południu. Nie powiadamy tu-
taj nic nowego, bo już Dłagosz pisze bar-
dzo trafnie i jasno: „Lechitowie, ci zwła-
szcza, którzy na polach siedzieli, zostali
przez inne pokrewne sobie drużyny, ko-
czujące po lasach, nazwani Polanami,
t. j. pól mieszkańcami, a ta nazwa tak się
potem między ludźmi utarła, że dawne
nazwisko (Lechitów) poszło w zapomnie-
nie a naród i kraj wszystek począł miano-
wać się Polską". Tu należy dodać to tyl-
ko, że ziemię, na której siedziba od cza-
sów przedhistorycznych gęsta ludność rol-
nicza i wyrobiła sobie wielkie pola, nazwa-
dbyGoot^le
POLSKA W DOBIE PIASTÓW.
□O Wielko-polską, a krainę dmgą chcnS
obszarem większą ale mniej ladoą i mniej
poln^ nazwano Malo-polską. (Ob. Lachy,
Enc. Star. t III, str. 130). Żyjący w XI
w. pisarz arabski Al-Bekri w dziele swo-
jem .Księga drtSg i krain", w rozdziale o
Słowianach powtarzając opisy żyją-
cych w wieku X Ibrahima i Maendiego,
tak mówi o Polecę ówczesnej: „Co się ty-
czy kraju Mszki (Mieszka czyli Mieczysła-
wa I wiatach 960—992), jeat on wielki
między krajami ^owiańskimi, bogaty w
chleb, mięso, miód i pastwiska. Podatki
wybierane przez niego (Mieszka) opłacają
się towarami. Te zaś podatki składają się
na utrzymanie jego ludzi. Ka^ego mie-
siąca, każdy z nich dostaje pewną liczbę
towarów (produktów). Ma on trzy tysiące
drużyny, a to są wojownicy, których sot-
nia równa się dziesięciu sotniom drugich.
On tym ludziom daje odzienie i konie i o-
ręż i wszystko, co im potrzebne. A kiedy
się rodzi dziecko u kogokolwiek z nich, to
on (Mieszko) natychmiast po urodzeniu
dziecięcia naznacza mu utrzymanie, czy
dziecko jest męskiego, czy żeńskiego ro-
dzaju. A gdy ono dosięgnie p^noletności,
to je 2eni, jeżeli jest męskiego rodzaju,
i płaci za niego swadziebny podarek ojca
narzeczonej. Jeżeli zaś jest żeńskiego ro-
dzaju, to ją wydaje za mąż i płaci jej ojcu
swadziebny podarek. Ten swadziebny po-
darek jest u Słowian bardzo znaczny, a o-
byczaj ich w tej mierze podobny do oby-
czajów berberskich. Jeśli u kogo się uro-
dzą dwie albo trzy córy, to one stają się
powodem jego zbogacenia, jeżeli zaś zda-
rzą się dwie synowe, to przyczyniają się
do ich zbiedzenia" . Józef Szujski, pisząc
o władzy panujących Piastów, powiada,
że książę w Polsce i na Rnsi był dziedzi-
cznym i dzielącym po sobie dziedzictwo,
jak własność prywatną, z zachowaniem
zwierzchniej władzy synowi pierworodne-
mu. Esiążę czy król był panem wszelkiej
niezajętej przez prywatnych ziemi, opie-
kunem dróg publicznych, prawodawcą
sam lub z radą drużyny (comties), sędzią
najwyżs^m sam, w; wiecu możnych lub
przez sędziego, któremu kazał siebie za-
stępować, najwyższym wodzem czyli wo-
jewodą, panem wojny i pokoju, powołują-
cym pod broń, rozdawcą urzędów i prawa
rycerskiego (jus miliiare), jedynie prawo-
mocnym do dawania pozwoleń na budo-
wanie miejac obronnych czyli grodów,
właścicielem kruszców w ziemi, grubego
zwierza dzikiego w niepodzielonyeh wów-
czas lasach i niewolników, zdobytych na
wojnie, co wszystko razem stanowiło ca-
łość prawa książęcego, zwaaegopo łacinie
tus ducale. Pokój (mir) wkraja utrzymać,
kraj ten ciągle objeżdżając, i wojnę z aą-
aiadami prowadzić — oto były dwa głów-
ne panującego powołania. Kto też prze-
ciwko pokojowi (mirowi) wykroczył, pła-
cił najwyższą karę królowi— siedmdzie-
siąt. Aby panujący mógł skutecznie wy-
konywać to swoje powołanie, musiało mu
dużyć wszystko: szlachta, kmiecie, ducho-
wieństwo i niewolnicy. Powinni mu byli
wszyscy dawać stan {słałió) czyli kwaterę,
torowanie drogi (przewód, przesiek, po-
wód), środki podróży (podwody), utrzy-
manie ludzi i dworu (naraz, krowa, owca,
wieprz), utrzymanie smrodów, mostów,
strzeżenie ich i ruszenie wojenne. On po-
biera! podatki ogólne i czynsze od włas-
ności, od gospodarstw, targów, jatek, szyn-
ków, cła i dochody sądowe z „główszczy-
zny", z powództwa i za niestawienie się do
sądu. Kaiążę obdzielał rycerską drużynę
swoją darami w pieniądzach, koniach i
szatach, dawał jej do zarządu grody swo-
je czyli warownie. Bolesława Chrobrego
otaczała rada dwunasta. Służba wojenna
i odznaczenie się w usługach rycerskich
dla kraju, opuszczenie rolniczych zajęcz
powoda usług rycerskich dla panującego
— stanowi początek stanu szlacheckiego.
Jak wojna była początkiem szlachectwa,
tak jeńcy wojenni, osiedlani na pustko-
dbyGoot^le
POLSKA W DOBIE PIASTÓW.
wiaeh, początkiem poddaństwa i niewol-
nictwar. Ziemia bez ludzi nie miaia żadnej
wartości, a było takiej bardzo dużo. Je-
niec wojenny był więc aajpoiądańszą zdo-
byczą. Handel ladami był jeszcze wów-
czas powszechnym w całym ńwiecie i na
zachodzie Enropy. Tam więc, gdzie brak-
ło jeńców, kupowano Indzi i osiedlano ich
na roli przy dworach rycerzy czyli szlach-
ty, aby mieó r^e do pracy. Kaida okoli-
ca, powiat, złocony z kilka czy kilkonastn
opól, niby gmin dzisiejszych, mif^ swój
gród warowny, który sijdził przestępstwa,
ściągał podatki, ntrzymywal spokój i był
schroniskiem w razie wojny. Niemiecki
zakonnik, przybywszy w XII wieka do
klasztoru w Lnbiąia na Śląsku polskim,
nprzedzony oczywiście do wszystkiego, co
polskie i w pojęciach jego barbarzyńskie,
tak pisze o tym kraju: „Z braku rąk robo-
czych leżała odłogiem pokryta lasem zie-
mia, na której osiadły lud polski pogrążo-
ny był w nędzy, ponieważ bardzo lenił się
do pracy. Drewnianą sochą bez żelaza,
ciągnioną przez dwie krowy lub woły,
wzruszano zlekka piaszczystą glebę. W
całym kraju nie było porządnego miasta,
jeno grody (zaniki), przy których znajdo-
wały się: szynk i kaplica, gdzie odbywały
się targi dla zaspokojenia potrzeb wie-
śniaków. Biedny lad nie posiadał: soli, że-
laza, monety, obuwia, zajmując się tylko
chowem bydła". Aby dać ogólny rzut o-
ka aa kraj polski o dwa wieki póź;niej> t. j.
za Kazimierza Wielkiego, streszczamy tu
ustęp Szajnochy z dzieła jego „Jadwiga
i Jagiełło". W drewnianych szarych dwo-
rach tej epoki mieszkali ziemianie, zacho-
wujący wiele cech pierwotnej wiesniaczo-
ści, przemawiający tu z kujawska, tam z
krakowska, ówdzie z mazurska. Odpowia-
dała tema zwyczajna sielska zdrobnialość
imion. Jaśko z Tęczyna kasztelanii w Woj-
niczu, na województwie Poznańskiem sie-
dział Maćko Borkowic, na księstwie Szeze-
cińskiem Kazko. Mazowiecki Ziemowit
zw^ Bię w mowie potocznej Semko albo
Siemaszko. Ci ws^scy, z chłopska nazy-
wani i odziani, panowie żyli w ogólności
skromnie, ubogo. A przecież w tej mrocz-
nej, zamierzchłej staroświecczyźnie by-
ło daleko więcej polskości, dzisiejszości,'
ni£ zwykle wnosimy. Choć w obyczajach
narodu z wiekami zaszły ogromne zmia-
ny, a nowe wynalazki, postępy wiedzy
ludzkiej i przeobrażenia społeczne zatarły
ze szczętem mnóstwo starych zwyczajów
i wywołrfy inny tryb żyoia n wszystkich
stanów— przecież niejedno zostało; jak by-
ło przed wiekami. Gdybyśmy się mogli
przenieść w owe czasy, dostrzeglibyśmy,
jakby to nie było przed półszósta wiekiem,
że np, na „folwarku" „klucza" Ksiąskie-
go „włodarz" czyli „wojski", apoprostu
„ekonom", ładował „szkuty łasztami ja-
rzyny i oziminy", aby je spławić do Gdań-
ska. Tam pod lipą wójt albo .sołtys" z
gromadą i .ławnikami kmiecymi, przysię-
żnikami", na wiejskie zasiadł sądy. Ów-
dzie rybacy ciągną niewód, albo zastawia-
ją więcierze, żegnając się od topielców. W
gospodzie miejskiej marnotrawny .woje-
wodzie" gra w kostki z „chlebojedżcami
pana krakowskiego", a rozpustne żaki
klasztorne śród „facecyi" i „dykteryjek"
przyśpiewują sobie z łacińska przy kufla:
^£si bona vox Nalej! — meltor Pij! — opłi-
ma Wypij!" Tak jakby za naszych czasów
Żyd Lewko siedzi u króla Kazimierza a-
rędą na żupie wielickiej, a dla jego potom-
ków wyraz „karczma" już w zwyczaj
wchodzi. Odawionemu sromoceniem się
w niej szlachcicowi „rybałtowi" zgorsze-
ni mieszczanie: „Ząbek, Glinka i Pępek"
wraz z przyjaciółmi „Wątróbką i Małpą"
zadają nieszlachectwo, lecz „stryjcowie"
obżałowanego przysięgają przed sądem;
„Tako nam Bóg dopomóż i święty krzyż,
jako Mikołaj nasz brat i nasz szczyt i na-
szego klejnota", a brat Mikołaj — unie-
winniony. Tana na sądziszowej niwie pod-
komorzy rozgr^^jc^a morgi sąsiednie, a
dbyGoot^le
POLSKA W DOBIE PIASTÓW.
71
zwołana osada wygłasza przysięgę gra-
niczną; „Z ademiedmy poszli, a ziemią ma-
my być. Tak nam Bóg dopomóż i święty
jego krzyż, jako widzimy prawą granicę
między miastem Siewierzem a między
wsią Tnlikowem', „Wielmożni" zai pano-
wie a rycerstwo z ksią:^tami spór wiodą.
Już nawet wyraz „rokosz" nieobcy {?). W
gwarze sejmikowym brzmi ostawicznie
wyraz „Panowie bracia!" — rozpoczynają-
cy każdą przemowę. Pomiędzy podpisa-
mi konfederacyi z czasów przedjagi^o-
wych roi się mnogość dzisiejszy cb nazwisk:
Sośnickicb, Borzukowskich, tiranowskicb,
Jaroglowskich. Dzisiejszemi prawie sło-
wami modli się smntna Jagienka w prze-
dedniu Bwoicb ol^óczyn: „Jako żąda je-
leń ka studniom wód, tako żąda dnsza
mojak'tobie, Bofce". I miło, jakby dzid,
brzmi w kościele gromadna kwietniej nie-
dzieli pieśń: ^ Chwała! sława! wszelka cześć!
Bądź Tobie, o królu gospodynie!" Do naj-
pospolitszych zajęć należy rybołówstwo.
Na dworach książąt byli „mistrzowie ry-
bołówstwa", a co krok napotyka się ryba-
ka, czyli, jak wówczas nazywano, „rybi-
twę". W ich ręka widzimy: .włóki, węd-
ki, więcierze, potrestnice, slabnice, wier-
sze, zabrodnie, niewody, żaki" i t. d. .Bo-
browe gony" i .żeremie" czyli hodowla
bobrów prowadzona była starannie praez
bobrowników, z dobieraniem maści czyli
barwy fntra, w całym kraju, a najobficiej
nad Karwią. Żaden kraj europejski nie
dorównfJ Polsce obfitością miodu i wo-
sku. Solona w beczkach, lub wędzona zwie-
rzyna płynna okrętami w handel zamor-
ski. Chów owiec, świń, stadnin i bydła a-
ważany był za główne źródło bogactwa
krajowego. Zdumiewa nas na każdym
kroku pracowitość i gospodarność ówczes-
nych pokoleń. Praca około ziemi czyniła
zaszczyt. Nigdy się Słowianin nie wyku-
pywtJ pieniędzmi od pracy. Przeciwnie,
były przykłady dobrowolnej zamiany da-
nin na robociznę. Kmieć wola^ odrabiać,
niż {Jació. Stąd czynsze nie cieszyły się
w Polsce powodzeniem. Czynszownik był
zwykle źle widzianym. Nawet kupiectwo
tylko dlatego odstręczało, iż je ziemianie
za rodzaj włóczęgi i lenistwa poczytywali.
Wyrazów „robota", ,robotny"nieszpeoiło
bynajmniej niewolnicze znaczenie, do ja-
kiego nowsze Wyobrażenia je naginają.
Nawet szlachcic nie wstydził się razem z
czeladzią swoją osobiście pracować. A w
ocenieniu owoców tej „robotności" pol-
skiej za doby Piastów należy przedewszyst-
kiem uwzględniać szczupłość ówczesne-
go zaludnienia kraju, brak dobrych rze-
mieślników i drogość żelaza na narzędzia,
wobec czego ówczesne drogi, groble, mo-
sty, karczowanie lasów starodrzewnych,
a przedewszystkiem potężne wały grodów
tyleż znaczą, co gdzieindziej mury i gma-
chy wspanic^e. Porosłe dziś dzikim lasem
kopce i waJy niegdyś zamkowe, kościoły
odwieczne z grubo ciosanego granitu, mo-
żna przyrównać do dzieł dawnych olbrzy-
mów. Co potem koło Drezdenka za natu-
ralne ramię Noteci uważano, było tylko o-
gromnym, ćwierćmilowym przekopem rę-
ki ludzkiej. Każda wieś, każda łąka była
widownią żywej skrzętności z rydlem w
ręku. Wiekopomnym tego zabytkiem są
dzisiejsze żuławy gdańskie, przez zwoże-
nie niezliczonych grobli, tam i kanałów,
przemienione w dobie Piastowskiej z nie-
przebytych bagnisk na najżyźniejszą w
świecie okolicę. Cf^a Kałopolska nap^-
niała się sadami. Próbowano upowszech-
niać winnice, które w owych czasach ce-
sarz Karol IV, zięć Kazimierza Wielkiego,
w Czechach był zaprowadził. Większem
powodzeniem, niż winograda, zostf^ u-
wieńczona w Polsce uprawa chmielu. Za
Kazimierza Wielkiego nastał namiętny
ruch górniczy. Kopano rudę srebrną w
Olkuszu, ołowianą i miedzianą w Chęci-
nach, Sławkowie, Kielcach, Trzebini, Ja-
worznie i Miedzian ej -górze. Cała Małopol-
ska mniemWa, że stąpa po soli, srebrze
dbyGoot^le
72
POLUBOWNE SĄDY.— POMNIKI.
i miedzi. Posiadacze rozległych wtoAci z
OBasów Kazimierza Wielkiego poszokiwali
Btarannie i ze znacznym nakładem wszel-
kiego rodzaju kruszców w swych ziemiach.
Górnictwo stało się przedmiotem najtro-
skliwezej opieki króla, wyposaSooe naj-
rozciąglejszemi swobodami. Do tyło roz-
maitych zatmdnień przybyło badownic-
two ceglane. E^zimierz Wielki .moro-
w^''Pol8kę, a za jego pisykladem wszyst-
kich ogarnął szat morowania. Przy bado-
wie jednego zamkn lab kościc^a po kilka-
set ludzi, po killcadziesiąt p» wołów pra-
cowito przez lat kilka. Możemy wi^ so-
bie łatwo wyobrazió, w jakim mcho mu-
siało byó to dzielne pokolenie, które po
kilkaset podobnych gmachów jednocześ-
nie w krają wznosiło. Kazimierz w spich-
rzach królewskich przechowywał wielkie
zasoby zbo2a z rokn na rok, a w latach
nieurodzaju powiększał liczbę fabryk, aby,
jdacąc za pracę zbożem, mó^ zabezpie-
czyć w ten sposób najbiedniejszych od
głodu.
Polubowne sądy ob. Sądy kompro-
misarskie czyli polubowne.
Połowie, poławuik. T^ narwano
poduszki, materace i wogóle wyńci^anie
na ławach w domach zamożniejszych.
Krescencjasz średniowieczny zaleca pie-
rze z kor zbierać „na pc^wte ku siedze-
niu". Rej pisze: „I^awy szpalerami, pota-
wniki a sukno zielone rozciągnione na sto-
le". MączyAski w słowniku z r. 1664 wy-
raz subsełlium tłómaczy na: uizkie ławy,
poławie nizkie. W apartamencie Zyg-
munta I, gdy był jeszcze królewiczem,
drewniane ławy pokryto „poławiem" wło-
skiem (Pawińskiego: Młode lata Zygmun-
ta Starego, str. 160).
Połownlk czyli pótrolnik, póKannik,
pólkmieć. Tak już w XVI[ w. nazywano
chłopa, który gospodarował na połowicy
łanu i tego wszystkiego, co kmieó cały.
Poły — w języku myśUwskim sieci nie-
kiedy 200 łokci długie i od 3 do 6 szero-
kie, ktÓremi przy pomocy palików obsta-
wiano knieje. Stosownie do rodzaju polo-
wania byw^y ptasznicze większe i mniej-
sze, lotowe używane do łowienia kuro-
patw w locie i inne zastawiane na gmbe-
go zwieisa.
Pofflian — hado, godło. W .Archelii"
czytamy: „Stanowniczy musi każdego
wieczora pomian albo hasło brać od het-
mana". Wyraz ten podużyl za nazwę do
herbu, wyobrażającego w polu żółtem czar-
ną głowę żubra mieczem ukośnie przeszytą
i w hełmie rękę zbrojną z gc^ym mieczem.
Pomiory. Król Zygmunt August pole-
cił, aby cały kraj był pomierzony i żeby
mapa taka została sporządzona, „aby wie-
dzieć, wiele ludzi może się wyżywić i ja-
ki jest stan naszego państwa, nad którem
Pan Bóg daje nam sprawować rządy".
Rozporządzenie to zostało wykonane a
Warszewicki na sejmiku mazowieckim r.
1587 przedstawiał mapę z czasów Zyg-
munta Augusta, w której znajdow^ wszel-
kie wiadomości potrzebne obywatelowi i
urzędnikowi. Gzacki powiada, że za stara-
niem Mikołaja Radziwiłła i Falczewskie-
go, podkomorzego wieluńskiego, rozmie-
rzono za Zygmunta Augusta dokładnie
wszystkie dobra królewskie w Litwie. Ja-
ko nauczyciele geometry! praktycznej sły-
nęli w początkach XVI w. Jan z Głogo-
wy a potem Jędrzej z Łęczycy, który wy-
dał dzieło o miernictwie. Prawo wymaga-
ło, aby każdy komornik, jako pomocnik
podkomorzego, umiał robić pomiary na
gruncie.
Pomiarnłk, używana niekiedy w daw-
nych czasach nazwa miernika ziemi, zie-
miomiercy, geometry, komornika podko-
morzyńskiego.
Pomniki. Sam wyraz pomnik, wybor-
nie malujący zawarte w nim pojęcie, nie-
zbyt dawnego jest pochodzenia: używać
go zaczęto w samym końcu XVIII lub po-
czątku XIX w,; przynajmniej starszych
nad ten czas przytoczeń nie znajdujemy
dbyGoot^le
POMNIKI.
73
ani w „Mowniku' Lindego, ani w Wileń-
skim, liinde określa pomnik w ten spo-
sób: „monument dla p&mięei lab na pa-
miątkę wystawiony, pamiątka czego za-
chowana, wiekopomna". Rozszerzyło się
następnie znaczenie wyrazu iw „Słowni-
ka" Wileńskim czytamy, ie pomnik ozna-
cza: 1) to, co się wznosi dla pamięci lab
na pamiątkę kogo Inb czego: pomnik gro-
bowy, pomnik na pola bitwy, wzniedó, po-
stawió pomnik; 2) pamiątka dawna, rzecz
starotytna: pomniki dawne, starożytne i
3) przenośnie — rzecz wiekopomna, mająca
wieki przetrwać np.: to dzieto należy do
najpiękniejszych pomników rozumu ludz-
kiego, ten posąg, ton obraz nale£y do naj-
piękniejszyoh pomników sztoki. Do dra-
giego z tych zna(<zeń dodań należy: po-
mniki knltary, pomniki sztuki, jako to
rzeźby, malarstwa, badowniotwa i t. d.,
pomniki pidmiennictwa, języka, pomniki
prawodawstwa; pomnikami więc wieków
ubiegłych są w tem szerokiem roza mienia
togo wyraża: monety, pieczęcie, budowle,
grobowce, sprzęty dawne, wszelkie wogó-
le starożytności, a więo wszystko to, co
wchodzi w zakres niniejszej „Encyklope-
dyi Staropolskiej". Tutaj przeto wściślej-
szem znaczeniu wyraz pomnik rozamiemy,
t. j. jako przedmiot, wystawiony dla apa-
miętniema jakiejś osoby lub wydarzenia,
inaczej — to, co Rzymianie rozumieli przez
wyraz mon umentum. Wszystkie ludy, sko-
ro tylko wychodzą ze staną pierwotnej
dzikości, skoro starają aię przekazać świa-
domie potomstwu to, co sami wiedzą, upa-
miętniają wybitne osoby, i zdarzenia we
właściwy sobie sposób. To też już z okre-
su kaltary pierwotnej pochodzą pomniki
najprostsze, jak kopce, mogiły i kurhany.
Gdy naród podniesie się na wyższy sto-
pień oświaty, buduje z kamienia lub cegły
grobowce (Lidowie, Persowie, Semiei), pi-
ramidy (Egipcjanie) i t. p. budowle (G-re-
cy, Etruskowie, Rzymianie). Najdawniej-
szymi przeto i najtrwalszymi pomnikami
w ziemiach polskich są również mo^y
i kopce z ziemi asypane. — Przechodząc do
szczegółowego przeglądu pomników pol-
skich, zaznaczamy, że oprócz wznoszenia
monumentów, wynaleziono w czasach
nowszych inne jeszcze sposoby uwiecznia-
nia ważnych wydarzeń i zasłużonych lu-
dzi: aby aczció i przechować ich pamięć,
wznoszone są fundacje religijne, dobro-
czynne, spc^eczne i naukowe, jak koicioły,
ochrony, szpitale, szkc^y i w nich stypen-
dja, muzea i t. p.; nadawane są nazwiska
sławnych mężów uUcom, placom (np. ulica
Batorego w Krakowie i we Lwowie, So-
bieskiego, Słowackiego, Mickiewicza, Lin-
dego, Zimorowicza we Ln owie, ni. Szopę-
pena w Warszawie i t. p.), przedmiotom z
przyrody (np. skaJa Czackiego pod Żyto-
mierzem, wodospady Mickiewicza w Ta-
trach, Brama Kraszewskiego, Brama Kan-
taka w dolinie Kościeliskiej). Pomniki, na
ziemiach polskich się znajdujące lub na
obczyźnie nmieszczone, -ale z Polską ma-
jące związek, można podzielić na kilka ro-
dzajów stosownie do ich materjału, cha-
raktoru, epoki pochodzenia i przeznacze-
nia. Mamy tu głównie na myśli pomniki
publiczne, t. j. stojące na miejscach pu-
blicznych, gdyż nie sposób byłoby omó-
wić bardzo licznych, znajdujących się we-
wnątrz kościołów, muzeów i innych gma-
chów publicznych, oraz w posiadłościach
prywatnych.— W czasach przedhistorycz-
nych nie było prawdopodobnie innych po-
mników, jak sypane ręką ludzką kopce i
mogiły, oraz kamienne, drewniane imetalo-
we posągi bogów. Do pierwszych zaliczyć
można t. zw. mogiły Krakusa i Wandy pod
Krakowem. Na mogile Wandy na wzgór-
ku, mającym 7 sążni wysokości, wznosił
się do niedawna słup bardzo zniszczony
czworograniasty z cegły, podobny do figur
przydrożnych, niewiadomo, kiedy wznie-
siony; w r. 1890 Kornel Kozerski, ob. z
Warszawy, uporządkował swoim kosztem
mogiłę, wystawił według pomysłu Jana
dbyGoot^le
74
POMNIKI.
Matejki graniastosłap z czerwonego mar*
mora, z wyobrażeniem dwu mieczy i ka-
dzić i napisem „Wanda"); tu nalecą te2:
nasyp, zwany mogiłą Lechu pod dme-
znem, mogiła Mendoga w Nowogródka,
góra,zw. grobem Olgierdowym, pod Nowo-
gródkiem, G-iedyminapod Wilnem, Biraty
pod F(^ągą. Na wzór dawnych usypano w
czasach nowszych kopiec Kościuszki na gó-
rze A. Bronisławy pod Krak. wiatach 1820
— 1823 i kopiec Unjil569 r., rozpoczęty w
r. 1869 na szczycie Wysokiego Zamku we
Lwowie w 300-ą roez, UnjiLub.Ze znanych
posągów bóstw pogaóskichwspomnimy tak
zw. posąg Światowita, znaleziony w Zbm-
czii, posąg kamienny w Kamionkach na
Pokuciu, bałwan na górze Sobótce na
Śląska i licznie szczególniej na Ukrainie
rozrzucone .baby" (por. J. I. Kraszewski
„Sztuka a Słowian", str.86 —87, F. M.
Sobieszczatiskiego ,Wiad. hist. o sztu-
kach pięknych w dawnej Polsce", I, 8 —
11), — Wszystkie pomniki z czasów histo-
rycznych dadzą się przedewszystkiem po-
dzielić na dwie wielkie grupy: 'nabożne
i świeckie. — I. Pomniki nabotne bardzo są
pospolite; tn należą: A) t. zw. figury i ka-
pHczki, t. j. pomniki kamienne, murowa-
ne, drewniane i metalowe, stawiane zwy-
kle przy drogach, szczególnie zaa na roz-
drożach, na cmentarzach i przy kościo-
łach w postaci krzyża najczęściej na uczcze-
nie męki Pańskiej; bardzo częste są za-
chowane dotąd na Litwie o bardzo daw-
nym charakterze fig ary drewniane ze
szczegółami męki Fańskiej, z Matką Bo-
ską bolesną, przeszytą strzałami (por. art.
„Krzyże" w t. III, 108 Enc. Star. oraz
„Krzyże na Żmudzi" A. Romera w ,Tyg.
Iluatr." 1860, 1. 1, str. 364 i „Krzyże i ka-
pliczki na Żmudzi" A. Jaczynowekiego
tamże 1902, N. 44, str. 873-4 z 15 ryci-
nami); pospolite są kapliczki z figurą Pa-
na Jezusa, siedzącego i zadumanego, jak
lud nazywa, frasobliwego lub miłosierne-
go (np. w Płonce); w Biłgoraju stoi słup
kamienny z wyobrażeniem Pana Jezusa
na krzyża i datą 1699 r., w Babinie pod
Bełżycami kizyż kamienny z w. XVII-go.
Nad wodami najczęściej stawiają figury
Św. Jana Nepomucena, np. w Warszawie
na placu św. Aleksandra z r. 1762, w Sta-
nisławowie w Galicji z datą 1742 roku.
Bywają i innych świętych, np. Św. Jacka
w Wilnie, św. Wojciecha, św. Florjana,
jako patrona od ognia, np. w m. Skale, w
Włoszczowej i t. p. (por. art. .Kaplica" w
t. III Enc. Star., str. 2—3). W m. Sierpcu
znajduje się w podwórzu jednego domu
słap murowany z r, 1733, jako przypo-
mnienie świętokradztwa, spełnionego przez
Żydów w kościele para^alnym w Jeżewie
(p. „Wędrowiec" z r. 1896, N. 40, str. 260).
W Berdyczowie wystawiono wr. 1764 ka-
plicę pamiątkową pierwszej koronacyi cu-
downego obrazu Matki Boskiej Berdy-
ozowskiej. Stawiano często, i obecnie ten
zwyczaj trwa, figury murowane lub krzy-
że na pamiątkę wybawienia od morowego
powietrza, głodu, pożaru, powodzi i innych
klęsk: np, pod Lublinem przy rogatce Lu-
bartowskiej z obrazem metalowym św. Ro-
zalji, patronki od morowego powietrza.
Na tę samą, podobno, pamiątkę wystawio-
no slup kamienny w Szczebrzeszynie z
datą 1662 r.; w Stanisławowie w G-alicji
na przedmieściu Tyśmienickiem w ochro-
nie dla dziewcząt znajduje się statua ka-
mienna Zbawiciela, wystawiona w r. 1730
przez Stanisława Potockiego, jako dzięk-
czynienie z powodu minionego powietrza;
pamiątkę moru uwiecznia pomnik we wsi
Rydzewie na Mazarach Pruskich. Pod
Sławkowem wznosi się pomnik na pamiąt-
kę głodu w r. 1630 z napisem, w którym
między innemi oznaczono, do jakich cen
wtedy dosdo zboże. Na pamiątkę pożaru
w r, 1744 z jego opisem wystawiono przed
kościołem Kanoników regularnych w Iłży
kolumnę, świadczącą, że ks. Józef Szysz-
kowski spaloną świątynię odbudował. Nie-
kiedy takie pomniki zatraciły cechy prze-
dbyGoot^le
POMNIKI.
znaczenia religijnego, nabożnego; niema
na nich ani napisów, ani obrazów, aDi
krzyża nawet, stąd później tradno dociec
ich znaczenia. Istnieją tei nieraz o ieh
pochodzeniu domysły, legiendy i opowia-
dania. Do takich należą np. pomnik ma-
rowany w ogrodzie miejskim w Lnbliniei
pochodzący z w. XVI lab KYII i wysta-
wiony najprawdopodobniej na pamiątkę
mora na miejsco, gdzie zmariych pocho>
wano, i pod wsią O-orajcem w pcw. Zamoj-
skim podobnego kszt^tn, figara staro-
żytna w Rypinka pod Kaliszem, figara w
Zawieprzycach ze złoconym krzyżem; do
niej przywiązane jest podanie, na którem
Bronikowski osnol powieść p. a. ,Zawie-
przyce"; podobnych zresztą kapliczek i fi-
gar dawaych jest wsz^zie tak wiele, że
niesposób bytoby zebrać i wymienić je ta
wszystkie. — B) Bardzo są częste nagrobki
i grobowce po kościofach i cmentarzach;
wspomnieć ta można zaledwie o najwspa-
nialszych i najciekawszych z nich pod
względem historycznym i artystycznym.
Do takich nale2ą przedewszystkiem gro-
bowce ksiątąt i królów polskich. W pierw-
s^ch wiekach chrześcijaństwa i w wie-
kach średnich grobowców nie wznoszono,
lecz oznaczano miejsce pogrzebania zmar-
łych prostą płytą lub krzyżem; dopiero w
XI i XII wiekach zaczynają budować gro-
bowce z wyobrażeniem postaci ludzkich;
z tych wieków takie grobowce są nader
rzadkie; nie dziw więc, że i u nas dopiero
zapewne w XIII w. zaczęto je wznosić. O
grobowcach dla Mieczydawa I i Dąbrów-
ki nic nie wiadomo, oprócz tego, że grób
Dąbrówki w katedrze Glnieżmeńskiej ozna-
czony był krzyżem; dawny, dziś nieistnie-
jący grobowiec, nie mógł z w. XI pocho-
dzić, lecz prawdopodobnie w XIV lub XV
w. był zbudowany. W Naumburgu w Sa-
ksouji jest posąg Regelindy, córki Bole-
^wa Chrobrego, żony Hermana, margra-
biego Miśnji, ale trudno dowieść, że z w.
XI pochodzi. Uczczono w r. 1841 Mieozy-
^wa I i Bole^awa Chrobrego pomnikiem
w katedrze Poznańskiej , wykonany m przez
rzeibiarza niemieckiego Raucha z Berlina.
W katedrze w Kolonji dochow^y się
szczątki Ryksy, żony Mieczysława U,
zmarłej 1057 r., (ob, rysanek, przedsta-
wiający jej czaszkę w czepcu, w 1. 1, str.
288 Enc. Star.), ale sarkofag jest nowy.
Dotąd nie rozplatano wielu wątpliwości,
wywołanych pomnikiem grobowym Bole-
^wa Smif^ego w Ossjacha i jego tam
rzekomym pobytem. Władyfiaw Herman
i Bolesław Krzywousty uczczeni zostali
grobowcem pomysłu Vogla w katedrze
Płockiej dopiero w r. 1825. Pomnik księż-
niczki Adelajdy, córki Kazimierza Spra-
wiedliwego, zmarłej w r. 1211 w Sando-
mierza i złożonej w kościele Św. Jakóba,
nie ma być dziełem XIII w., lecz póiniej-
ezem, może XIV, jak sądzi Łuszczkiewioz.
Długie spory toczono o grobowiec Bole-
dawa Wstydliwego w kościele ks. Fran-
ciszkanów w Krakowie, i niedawno do-
piero Akademja Umiejętności uczciła go
nowym pomniidem na wzór średniowiecz-
nych nagrobków. Posąg żony jego Św.
Kingi znajduje się w kościele w Starym
Sącza. Również dowodzą, że nagrobek
Leszka Czarnego w kościele ks. Domini-
kanów w Krakowie nie jest pierwotny.
Autentycznym z XIV w. pochodzącym
pomnikiem królewskim jest grobowiec
Władysława Ziokietka w katedrze Kra-
kowskiej; pomnik ten, znakomicie z kamie-
nia i gliny palonej wykonany, stanowi e-
pokę w dziejach rzeźbiarstwa polskiego,
gdyż odtąd coraz więcej coraz znakomit-
szych mamy pomników i dziel sztuki pla-
stycznej. Posąg starożytny, przedstawia-
jący tego króla w kolegjacie w Wiślicy,
nie ma charakteru nagrobkowego. Nato-
miast bardzo jest wiele pomników książąt
z rodu Piasta na Śląsku; z pi'zed r. 1400
naliczono ich około 100; znajdują się one
w Wrocławiu (np. Henryka Pobożnego w
kościele św. Jakóba), w Opolu, Lubiąża
dbyGoot^le
76
POMNIKI.
(up. Bole^awa Wysokiego); niektóre z
nich sięgają w. XIII, inne z X.1V i KY
pochodzą. Pomnik Władydawa, księcia
, Franciazkaoów
na dniewkowie, zmarłego w r. 1388 wDi-
joQ, tam ń% znajduje; w Wiedniu n Św.
Szczepana ma nagrobek ksią^ Aleksan-
der Mazowiecki, zmarły w r. 1443. Ostat-
ni książęta mazowieccy Stanisław (f 1524)
i Janasz (f 1526) mają pomnik w katedrze
Św. Jana w Warszawie. Poczynając od
Władysława Łokietka a2 do Jana Sobie-
skiego, posiadamy cenne dawne pomniki
kościelne królów i cdonków rodzin kró-
lewskich w katedrze na Wawelu, z nastę-
pującymi wyjątkami: Ludwika zatrzyma-
no na Węgrzech, królowa Jadwiga docze-
kfJa się sarkofagu dłóta rzeźbiarza Anto-
niego Madejskiego dopiero w r, 1902; Wła-
dysław Warneńczyk poległ w bitwie i do-
tąd nawet pomnikiem go nie uczczono;
Aleksander Jagiellończyk miał grób w ka-
tedrze Wileńskiej: wr. 17 98 przy restaura-
cji kościoła pomnik zniesiono a grób za-
murowano. Z pomników grobowych Ja-
giellonów do arcydzieł sztuki należą: gro-
bowiec Kazimierza Jagiellończyka, wyko-
nany przez Wita Stwosza, kardynała Fry-
deryka, Jana Olbrachta, który jest po-
czątkiem epoki odrodzenia w sztuce pol-
skiej (Jan Olbracht umarł w czerwcu 1501
r. w Toruniu i tam w kościele św. Jana ło-
żono jego serce i wnętrzności oraz umiesz-
czono obraz, przedstawiający jego popier-
sie). Królowa Bona ma sarkofag we Wło-
szech w Bari, sprawiony kosztem Anny
Jagiellonki. Pomniki żon Zygmnnta Au-
gusta Elżbiety i Barbary znajdowały się
niegdyś w Wilnie. Grobowców Jagiełło-
Grobowiec Władysława Łokietka w katedrze Kraton, i^iej-
DigilizedbyGoOf^le
77
nek naszycłi, równiei jak Piastówien, sza-
kftć trzeba po caJej Europie. Zofja Jagiel-
lonka, żona Henryka, księcia Brunświc-
kiego, ma płytę grobową w kościele w
Wotfenbiittel, Izabella, królowa węgier-
ska, w Bialogrodzie (Karlsburg) w Sied-
miogrodzie, Katarzyna — w Szwecji w Up-
sali. Jan BCazimierz posiada dwa grobow-
ce, jedenwParyżn, gdzie nmarł i pierwot-
nie był złożony, w kościele St. Q-ermain
de Fr^, wykonany przez Kaspra i Balta-
tazara de Marcy, dmgi na Wawelu, dokąd
go przewieziono w r. 1676, Jan III ma
dwa pomniki nadgrobne, na Wawelo i w
kościele Kapucynów w Warszawie, gdzie
jest jego popiersie, rzeźbione w r. 1829
przez Kaafmana, oraz tablicę pomnikową
w kościele św. Jana w Toruniu. Grobow-
ce synów i córek Sobieskiego rozrzucone
są w różnych miejscach: w Rzymie— Ale-
ksandra i Klementyny, żony Jakóba HI
StDEfrta, Teresy w Monachjnm, Maryi Jó-
zefiny z Wesslów Konstantowej Sobie-
skiej i Maryi Karoliny księżny de Bouillon,
córki królewicza Jakóba, — w kościele Sa-
kramentek w Warszawie. Stanisław Lesz-
czyński ma piękny grobowiec w Nancy.
Wnętrzności Augusta U pozostały w War-
szawie w kościele Kapucynów; Stanisław
August Poniatowski wreszcie ma tablicę
nadgrobną w kościele św. Katarzyny w
Petersbargu.— Zarfngują na wymienienie
bardzo wspaniałe niekiedy grobowce świę-
tych polskich: Św. Wojciecha w katedrze w
Gnieźnie, św. Stanisława na Wawela, św.
Bogumiła w Uniejowie z r. 1666, św. Knne-
gundy w Starym Sączu, ś. Jolenty w Gnie-
źnie, Św. Jacka n Dominikanów w Krako-
wie, Św. Jadwigi w Trzebnicy na Śląsku,
Św. Salomei u Franciszkanów w Krako-
wie, Św. Grzymistawy był w Zawichoście
a Franciszkanów, ale został zniszczony,
Św. Jana Kantego a ś. Anny w Krakowie,
W, Jana z Dukli u Bernardynów we Lwo-
wie, bł. Rafała w Warcie, z r. 1640 ś, Kazi-
mierza w Wilnie w katedrze, św. Stani-
^awa Kostki u Jezuitów w Bzymie, bl.
Michla G-iedrojcift w kościele św. Marka
w Krakowie, bł. Stanisława Kazimierozy-
ka w Krakowie w kościele Bożego Ciała,
bł. Izajasza Bonera w Krakowie w koście-
le Św. Katarzyny. — Godne są wspomnienia
niektóre dawne nagrobki często z po-
sągami kamiennymi, glinianymi lub bron-
zowymi sławnych mężów polskich,
którzy bądź to odznaczyli się, jako dostoj-
nicy kościelni, bądź jako wielcy wojowni-
cy, bądź też zasłynęli na pola nauki, lite-
ratury, sztuki, bądź wreszcie odznac^li
się, jako mężowie stanu. Z pomiędzy bi-
skupów, arcybiskupów i innych
dostojników kościelnych odznacze-
ni zostali szczególnie pięknymi grobowca-
mi kościelnymi w wiekach ubiegłych: bi-
skup kujawski Piotr z Bnina (f 1493) w
katedrze w Wlodawku ma pomnik robo-
ty Wita Stwosza, prymas Zbigniew Oleś-
nicki (t 1493) w Gnieźnie w katedrze,
dzieło tegoż wielkiego rzeźbiarza, Bernard
Lnbrański, kanonik paznańskl (f 1499) w
katedrze w Poznaniu odznaczony pomni-
kiem Yischera, Urjel Górka, biskup po-
znański (t 1498), ma wspaniały grobowiec
roboty tegoż Piotra Yischera. Z epoki od-
rodzenia wspomnieć należy o nagrobkach
biskupa płockiego Jakóba Buczackiego
{t 1644) w Płocku, mauzoleum Piotra To-
mickiego (t 1534), arcybiskupa Dzierz-
gowskiego w Gnieźnie z r. 1553, pomniki
prymasów Przerębakiego i Uchańskiego w
Łowiczu, Stanisława Karnkowskiego (f
1603) w kościele dawniej jezuickim, dziś
ewangielickim, w Kaliszu. Z końca wieku
XVII wspaniały grobowiec wymienimy
kardynała Jana Kazimierza Denhofa w
kościele Trynitarzy w Rzymie (f 1697).
Wielka ilośójest po dawnych kościołach
naszych grobowców szlacheckich z
w. XIV — XVIII w postaci bądź to mau-
zoleów całych, bądź rycerzy zakutych w
zbroję, bądź popiersi, bądź tablic pamiąt-
kowych; nie mając możnościich wy liczenia,
dbyGoot^le
78
POMNIKI.
zaznaczamy, że najdawniejszym nagrob-
kiem z wyrzeźbioną w sposób pierwotny
postacią ludzką jest kamień bez napisa,
wmorowany w ńcianę zewnętrzną Tama
pod Zięczycą i pochodzący zapewne z w.
XII. Do najdawniejs^ch nagrobków z
napisami (nie ksiąi^ych i niekrólewskicb),
odszukanych dotąd, należą: Piotra Wlasta
w Wrodawio z w. XII, w koAciele Św.
"Wincentego, dziś nieistniejący, dr. Fran-
ciszka Ąiighiego z r. 1312 w Krakowi© i
Pakosława z r. 1319 w Jędrzejowie. Napi-
sy w języku polskim zjawiają się na
grobowcach po raz pierwszy w końca pierw-
szej polowy XVI wieko. Z najwspanial-
szych ^/■oiiTrotre^w /«(fe> świeckich, zasłużo-
nych w dzigach narodu wymieniamy: prze-
piękny grobowiec Krzysztofa Szydlowiec-
kiejjo w kolegjacie opatowskiej daje nam
nietylko arcydzieło sztoki z w. XYI, ale
nadto pozwala poznać niektóre szczegóły
życia ówczesnego. Wspaniałe są pomniki
Jana Tęczyńskiego w Ksi^n z r. 1541,
Jana i Krzysztofa Tarnowskich w Tarno-
wie, Piotra i Mikołaja Firlejów w Lubli-
nie u Dominikanów, Uchańskich w Ucha-
niach z r. 1690, kanclerza Lwa Sapiehy
w kościele św. Michała w "Wilnie. Jana Za-
mojskiego jJyta w kolegjacie w Zamościu
z prostym napisem: .Hic situs est Joannes
Zamoyski", Stanisława i Jana Żcdkiew-
skich w Żółkwi, Stanisława Krasińskiego
zr. 1617 w Płocku, oryginalny Jerzego
Eadominy i ośmiu rycerzy, poległych pod
Chocimem, r. 1621 — u fary wNowogródka,
z nowszych Stanisława Matachowskiego,
wystawiony w r. 1831 w katedrze św. Ja-
na w Warszawie. Z osób, które odznaczy-
ły się na niwie nauki, poezji i sztuki
polskiej w wiekach dawnych, godne są
wymienienia nagrobki kościelne- mistrza
Wincentego, pospolicie Kadłubkiem zwa-
nego, w Jędrzejowie; świeżo wr. 1900 wy-
stawione tabhce w kościele w Szkalmie-
rzu i w Krakowie z popiersiem Stani-
sława ze Skarbimierza, pierwszego rekto-
ra Uniwersytetu Jagiellońskiego (dłóta
Piusa Welońskiego), sarkofag Jana Dłu*
gosza w grobach zasłużonych na Skałce
i tablica nagrobkowa w katedrze na Wa-
welu, znakomicie wykonana płyta nagrob-
kowa Filipa Kallimacha w kościele Domi-
nikanów w Krakowie. Kagrobek Mikoła-
ja Kopernika w kościele we Frauenburgu
w r. 1681 wystawił Marcin Kromer, bi-
skup warmiński; gdy ten się zniszczył,
pr^aci i kanonicy warmińscy ufundowali
tabhcę pamiątkową; drugi jego nagrobek
jest w kościele św. Jana w Toruniu, fun-
dowany przez ks. Józefa Aleks. Jal^o-
nowskiego, trzeci pomnik w kościele św.
Anny w Krakowie postawiono w r. 1824,
czwarty w kościele św. Iwona w Rzymie.
Słynny poeta łaciński Jędrzej Krzycki.
arcybiskup gnieźnieński (tl5.S7), ma po-
mnik w katedrze Q-nieżnieńskiej wstyln od-
rodzenia. Bernarda Wapowskiego nagro-
bek jest w katedrze na Wawelu, Jana Leo-
polity z r. 1577 w kościele Marjackim,
grobowiec z białego marmum kardynała
Stani^awa Hozjusza znajduje się w Rzy-
mie w bazylice Sancta Maria di Transte-
Tere; popiersie Jana Kochanowskiego u-
mieszczono w kościele w Zwoleniu. Ksiądz
W, Koczborski ma nagrobek w Krakowie,
znakomity autor melodji do .Psalmów"
Dawida w przeldadzie Kochanowskiego
Mikt^aj Gomółka ma nagrobek w Janow-
cu (por. o nim j^Enc. Siar.** i. II, str. 200),
Paweł Szczerbicz u Dominikanów w Kra-
kowie, Piotr Kochanowski, synowiec Ja-
na, w kościele Franciszkanów w Krako-
wie i w Zwoleniu. Tablica pamiątkowa
SebastjanaKlonowiczaznajdujesię obecnie
w katedrze Lubelskiej, znakomitego leka-
rza Wojciecha Oczki u Bernardynów tam-
że. Posąg Piotra Skargi, którego popioły
spoczywają w kościele św. Piotra i Pawła
w Krakowie, wykonany przez Oskara Sos-
nowskiego koło T- 1860, umieszczono w
katedrze na Wawsl*^' Sebastjan Petryey
(f 1626) ma poruj^fe, w Krakowie, Szymon
dbyGoot^le
POMNIKI.
79
Szymonowioz — tablicę w kolegjacie Za-
mojskiej; tablice pamiątkowe Macieja Sar-
biewskiego roboty J. Krjrńskiego nmiesz-
czono w r. 1885 w kościołach po-pijar-
skim w Warszawie, po-benedyktyńskim
w Poltoska i parafjalnym w Sarbiewio.
Stani^w Konarski ma pomnik w kościo-
lack po-pijarskim w Warszawie i w Kra-
kowie, gdzie w T. 1882 uiaieszczoiio jego
serce. Znakomity malarz Szymon Czecho-
wicz (t 1776), spoczywający w podzie-
miach u Kapucynów w Warszawie, otrzy-
mał w tymte kodciele pomnik w r. 1861.
Ignacemu Krasickiemu wystawili ziemia-
nie w katedrze w Plockn 1880 r. pamiąt-
kową tablicę; posąg Adama Naruszewicza,
wykonany przez Oskara Sosnowskiego w
r. 1861 dla katedry w Janowie, gdzie spo-
czywają zwłoki dziejopisa, stanął w roku
1886 w kościele Św. Piotra i Pawła w War-
szawie.— O dość znacznej liczbie pomników
kościelnych, uwieczniających imię i zasłu-
gi ludzi dawnych w dziedzinie sztuki, na-
uki, poezyi 1 działalności społecznej, któ-
rzy zmarli w ciągu XIX w., jako o now-
szych, już tu nie wspominamy. Również
ograniczyć się musimy ogólną wzmianką
o pomnikach omentaruych, jako ró-
wnież nowszego pochodzenia: wiele mogił
ozdobionych pomnikami zasłużonych Po-
laków, zmaiłych w ciągu XIX wieku,
znajduje się na cmentarzach większych
miast, jak Warszawy na Powązkach, Kra-
kowa, Lwowa na Łyczakowie, Poznania,
Wilna na Rossie, jak również miast mniej-
szych i po wsiach parafjalnycb; nie mt^o
tei nazwisk polskich wyczytać się da na
cmentarzach zagranicznych, szczególniej
we Francyi. Niemczech i Włoszech. W
końca nadmienić należy, że Arjanie nasi
w XVI i XVII wieka nie grzebali zwłok
swych wyznawców w kościołach lub na
cmentarzach ogólnych, lecz osobno w po-
lu na gruntach własnych: często więc sły-
szymy o mogiłach arjańskich w Polsce;
jaż Czacki je rozkopywał. Mogiła arjań-
ska w postaci sklepionego grobowca do-
chowa się dotąd pomiędzy innemi na
grantach wsi Skorocice w Pihczowskiem.
Najsławniejszym jednak, kryjącym zwło-
ki zdożyoiela sekty Socynjan, jest grób
Socyna, pokryty wielką [Jytą kamienną,
w Lutda wicach w Galicji, — Jako cariosam
nagrobkowe swego rodzaju wymienić mo-
żna „nagrobek gorzałki* w Krzeszowie,
wsi w okolicach Wadowic: gdy w r. 1844
włościanie wyrzekli się picia wódki, wznieś-
li tam pomnik 8 — 10 stóp wysoki z cegły,
zakopali pod nim baryłkę gorzałki, naze-
wnątrz zaś umieścili wykute z kamienia
flaszkę i kieliszek. — C) Nie ściśle kościel-
nymi pomnikami są iablice crekc;^'ne, gdy2
zdarzają się i na budynkach świeckich. Są
to najczęściej tablice z płaskorzeźbą, przed-
stawiającą fundatora kościoła czy innej
budowli, trzymającego w ręku model bu-
dynku i podającego go świętemu, którego
czci budynek jest poświęcony. Napis od-
powiedni objaśnia, co wyobraża j^asko-
rzeżba i podaje datę założenia bndynJcu.
Są więc tablice erekcyjne nietylko waż-
nymi zabytkami sztuki, ale i dokumenta-
mi historycznymi tern cenniejszymi, że są
datowane. Niekiedy płaskorzeźbę zastę-
puje obraz ścienny, np. w opactwie Cys-
tersów w Lędzie. Do najdawniejszych zna-
nych tablic erekcyjnych należą dwie z
XII w. w Strzelnie fundacji Piotra Wła-
sta i w kościele Najśw. M. P. w Wrodawiu
na Piasku, z wieku XIII w Końskich z r.
1220, w Sulejowie z 1231. Kilka takich
tablic znamy z w. XIV: z r, 1317 w koście-
le w Mikułowicach w Opatowskiem, z r.
1337 w Radłowie w G-alicyi, w Swiętoma-
rzy pow. Opatowskim z r. 1367, z r. 1372
w Potoku Wielkim w pow. Janowskim;
w domku gotyckim w Puławach wmuro-
wana była tablica z zamku w Łobzowie
z r. 1367; kilkanaście pochodzi z w. XV;
szczególniej kościoły i domy, wzniesione
przez Długosza w różnych miejscach, od-
znaczE^y się pięknemi tablicami erekcyj-
dbyGoot^le
80
POMNIKI.
nemi. Z XVI — XVIir wieku pozostały
nieliczne tabUce erekcyjne na kości(^adi i
zamkacłi (np. w Żółkwi, 088olinie,3zydIow-
ca), domaah miejskich (np. w Krakowie,
Warszawie, Lublinie, Piotrkowie i innych
miejscach) i dworach wiejskich (np. w Jeto-
wie w Galicyi z r, 1644). — II). Dragą grup^
pomników, o wiele mniej liczną u nas, sta-
nowią monumenta o charakterze Świeckim.
Do takich należą: A) pomniki, wzniesione
na cześć książąt i królów. Wspomnieć na-
przód należy o dwn zbiorach popiersi ksią-
^t i królów polskich pnblicznie wysta-
wionych: w Brzega na Śląsku nazewnątrz
zamku, dzió w minie będącego, amieszozo-
ne były dwa rzędy popiersi 24 Piastów,
rzeźbionych i powleczonych kolorami;
byio tu 11 popiersi panujących z rodu
Piasta i 13 książąt śląskich, a mianowicie:
Piast, Ziemowit, Leszek, Ziemomysł, Mie-
CzyBław I, Bolesław Chrobry, Władysław
Herman, Bolesław Krzywonsty, Włady-
sław II, Mieczysław II, Kazimierz Mnich
(brak w tym szeregu Bolesława Śmiałego);
ostatni z książąt na Brzega hył Jei^y Wil-
helm, który umarł w r. 1675. Dmgi zbiór
popiersi wszystkich panujących, umiesz-
czony obecnie na froncie kamienicy, w
której była bibljoteka Załuskich przy uli-
cy Daniłowiczowskiej w Warszawie, takie
ma pochodzenie: W r. 1821, gdy kamieni-
ca ta była własnością Stanisława Nowa-
kowskiego, przy odkopywaniu dawnych
fundamentównatrafiono na kilkadziesiąt u-
szkodzonych nieco popiersi od Piasta i Mie*
czysława I do Władysława IV, pochodzą-
cych, zdaje się, zw. XVII; wr. 1824 posągi
te o dr estaaro wano, u z u pełni on o braku j ący-
mi i umieszczono w niszach muruj okala-
jącego dziedziniec kamienicy. Jeden z tych
posągów, mianowicie Piasta, widział pi-
szący te wyrazy w Eożnówce pod Biłgo-
gorajem, własuości niegdyś tegoż Nowa-
kowskiego.—Dawnymi pomnikami świec-
kimi, na cześć panujących stawianymi,
nie możemy się pochwalić; wymieniamy
wszystkie nam znane; w Grodziska, w
którym przebywała Św. Salomeą, w XVII
wieka wystawiono na murze, okalającym
kościół, posągi kamienne Bolesława Wsty-
dUwego i Św. Kanegundy, Henryka Wroc-
ławskiego i Św. Jadwigi, św. Salomei (zni-
szczył go wiatr w ostatnich czasach) i mę-
ża jej Kolomana, króla haliokidgo. (Posąg,
mający wyobrażać jakoby Kazimierza
Wielkiego, znaleziono w ziemi w okolicy
Leśniowoli w r. 1824 i ofiarowano Tow-u
Przyj. Nank w Warszawie, niewiadomo,
co się z nim stt^o. Bównież przypaszoza-
ją, że Kazimierza Wielkiego ma przedsta-
wiać posąg na podmurowaniu Btndni w
podwórza przy nhcy Grzybowskiej Nr. 24
w W arszawie). Pierwszy pomnik pnblicz-
ny wzniesiono Kazimierzowi WieUdema
dopiero po r. 1870 w m. Bochni; jest to
posąg z kamienia, wykoty przez rzeźbia-
rza O-adomskiego. Na t. zw. górze Kapli-
cznej między G-ranwaldem (Ind mazoi'^
mówi „O-ryw^d") a Łodzigowem na Ma-
zurach Pruskich znajduje się olbrzymi
blok granitowy, zwany kamieniem kró-
lewskim lub Jagielłowym; mifU bowiem,
według podania, spoczywać na nim w
dzień bitwy Władydaw Jagiełło; obecnie
Niemcy wyryli na nim napis, głoszący, 4e
tu zginął w r. 1410 Ulrich von JungingOD.
Pomnik Jadwigi i Jagidły z marmuru,
dzieło i dar Oskara Sosnowskiego z roku
1886, wznosi się na plantach w Krakowie.
W r. 1903 wystawiono w Gródka (pod
Lwowem), gdzie zachorował i nmarl Wła-
dysław Jagie&o, posąg tego króla, wyko-
nany przez J. B^towdkiego, rzeźbiarza
lwowskiego. W Kozienicach jest pomnik
z wierszami łacińskimi Andrzeja Krzyc-
kiego na cześć Zygmunta I, który tu się
urodził 1 stycznia 1467 r., gdy Kazimierz
Jagiellończyk, unikając zarazy, tu z żoną
Elżbietąprzebywal;wKozienicach też Zyg-
munt I wystawił na pamiątkę swych uro-
dzin kościół. Pomnik kozienicki w ksztaicie
prostego ^upa, murowanego z cegły, znaj-
dbyGoot^le
POMNIKI.
doje się przy kościele; w r. 1702 odnowi
go H. Lubomirski, podskarbi wielki koron-
ny. Posąg Zygmunta Augusta, wykuty
z piaskowca przez Gł^adomskiego, stanął
niedawno w ogrodzie Strzeleckim w Kra-
kowie. Stanistaw August uczcił posągami
Stefana Batorego w r. 17b9 w Padwie,
gdzie stoi razem z posągiem Jana IIF,
kosztem tegoż króla wzniesionym (1784),
na Prato delia Yalle. Zygmunta III ncz-
cil w r. 1644 syn jego Władysław IV ko-
lumną z marmuru chęcińskiego z posągiem
króla na szczycie; figurę króla odlaj Da-
niel Thiem. Podajemy tutaj 2 rysunki we-
dług eztycków z r. 1646, przedstawiają-
cych przewiezienie kolumny aygmuntow-
skiej z łomów chęcińskich do Warszawy
i jej ustawienie. W czasie ostatniej restau-
racyi pomnika w r. 1885 marmur chęciń-
ski zastąpiono kamieniem z zagranicy
sprowadzonym. W Wyszkowie znajdowa-
ły się dwa marmurowe obeliski, z których
jeden ocaM, z herbem Wazów, wzniesio-
na Kazimierza; jakie jest znaczenie tej fi-
gury z wyrytym na niej mieczem, około
Uatawiuiie koIoinDy sygmiintowBkiej w Wanzawle
pocilug Bztychu t. T. 1646.
którego rękojeści wije się wąż, nie wiemy.
Najszczęśliwszym z królów co do pomni-
ków, które na jego cześć wyatawiono, był
Praewiezienio kolumaj sygmuntowiihiej z łomów chęcińskich do Warauwy podług sztychu z r. 1616.
ne prawdopodobnie na pamiątkę poby-
tu tutaj biskupa [^ockiego, Karola Ferdy-
nanda, syna Zygmunta III, gdyż biskup
ten ta w r. 1655 życia dokonał. W mająt-
ku Nowagóra w pow. Chrzanowskim stoi
dotąd figura, fundowana przez króla Ja-
Jan m Sobieski; oto krótki ich wykaz z
pominięciem tymczasem tych, które wznie-
sione zostały na pobojowiskach; o pomni-'
ku w Padwie, wzniesionjon w mylnem
przekonaniu, £e tam kształcił się Jan So-
bieski, wspomnieliśmy wyżej; pomnik, u-;
EncfUopcdJł lUropolik*, I
dbyGoof^le
82
N I K 1.
I moście w Łazieukacli w
Warszawie, rozpoczęty byl jeszcze za ży-
cia Jana III, a wykończony w r. 1788 ko-
sztem Stanisława Angosta przez rzeźbia-
rza nadwornego Fr. Pincka z kamienia
ezydłowieckiego poding modelu Le Brana
(Por. Jlnstrację na str. 231 1. III Enc. Sla-
rop.). "We Francji znaleziono części wspa-
niałego pomnika dla Jana III, wykonane-
nego przez zdolnego rzeiblarza francu-
skiego Piotra Yaneau, współczesnego zwy-
wie, dzieło Tadensza Barącza, odsłoniony
d. 20 listopada 1898, i w Żółkwi, wykona-
ny przez St. Czapka, od^onionywr. 1902.
Piękny pomnik Stanisława Leszczyńskie-
go, wzniesiony w r, 1831 w Nancy, wyko-
nał rzeźbiarz Jaąuot. Posąg Angnsta II z
soli -wyknty był w Wieliczce, w Dreźnie
zaś wznosi się konny posąg tego króla ze
śpiża nlany, dzieło Ludwika Wiedeman-
na. Posąg wielki marmurowy Aagnsta III
z r. 1760, wykonany przez T. H. Keissne-
Fomnik St«ifaDa Czarnieckit^ w Tykocinio.
ciężcy z pod Wiednia. W r. 1753 Michrf
Badziwitt, hetman litewski, dziedzic Żółk-
wi, wystawił przed portykiem zamku w
Żółkwiposągkolosalnej wielkości, wyobra-
żający Jana III w zbroi (przeniesiony w
r. 1858 do Magierowa). Nadto w czasach
ostatnich wzniesiono Sobieskiemn pomni-
ki następujące: w Krakowie w ogrodzie
Strzeleckim posąg, wyknty z piaskowca
przez Gadomskiego, wPrzemyśla, we Lwo-
ra, znajduje się w Gdańsku w Artoahofie
(gmach giełdy) — 'B)Pomniki,wyslawionena
cześć znakomitych mętdw polskich, klórzy od-
znaczyli się na polu bitwy lub polityki. W
Wilnie na górze Bekieszowoj był pomnik
w kształcie wieżycy ośmiokątnej, wznie-
siony przez Stefana Batorego mężnemu
Kacprowi Bekieszowi, zmarłemu w roku
1580. Pomnik ten runął w roku 1841.
W portyku zamku w Żółkwi obok ka-
dbyGoot^le
POMNI
83
miennego posąga Jana III zaajdow^y się
następujących jeszcze osób posągi, prze-
niesione do Magierowa w r. 185B: Jakóba
Sobieskiego; ojca króla Jana, Stanisława
Żółkiewskiego, kanclerza i betmana w. k.,
Jana Daniłlowicza, wojewody ruskiego,
Karola, Mikołaja i Michała Radziwiłłów.
Pomnik Stanisława Żółkiewskiego, wyko-
Pomoik K&zimierzs Pułaskiego w Saviiinsh
wAmerjce, wzniraionj w mieJKU, gdzie poległ.
nany w r. 1902 przez Stani^awa Czapka,
rzeźbiarza, odsłoniono w Ż^kwi. Pomnik
Stefana Czarnieckiego, wzniesiony w la-
tach 1765—1760 przez hetmana Jana Kle-
mensa Branickiego, znajduje się w lykoci-
nie. Bohaterskiej Annie Dorocie Chrzanow-
skiej wzniesiono w Trębowli pomnik i, gdy
z czasem uległ zniszczeniu, postawiono w
jego miejscu krzyż kamienny; kilkanaście
lat temu nowy pomnik wzniesiono. Obroń-
cy Częstochowy ks. Augustynowi Kordec-
kiemu zbudowano pomnik bronzowy na
wałach Jasnej Góry w r. 1859 według
modelu Henryka Stattlera; w r. 1900 wma-
rowano w kościele w Iwanowicach, gdzie
się Kordecki rodził (1603), tablicę pamiąt-
kową; w tym2e roku wzniesiono w Wieru-
szowie posąg Bogarodzicy z napisem,
a Kościuszki i
T Amerjce.
Świadczącym, że ta umarł w r. 1673; wre-
szcie w r. 1902 odsłoniono w kościele na
Skałce w Krakowie posąg Kordeckiego,
wykonany przez T. Certowiczównę. Na
pamiątkę zwycięstwa nad Tatarami w r.
1695 wystawiono we Lwowie pomnik z
posągiem hetmana Stanisława Jabłonow-
skiego; odrestaurowano go gruntownie w
r. 1859. Wysoki obelisk kamienny wznie-
śli Amerykanie w Ameryce w Savannah
dbyGoot^le
84
POMNIKI.
Kazimierzowi Pulaakiemn, który tam po-
legł dn. 9 października 1779, walcząc za
wolność Amerykaoów. Popiersie jego,
również jak Kodciuszki, znajduje się
w "Waszyngtonie w galerji Kongreaa.
Pomniki księcia Józefa Poniatowskiego
znajdują się w Lipsku — jeden w po-
staci wielkiego grobowca, drugi — ka-
mień pamiątkowy na brzegu rzeki przy
miejscu, gdzie rybacy znaleźli zwło-
ki jego, i w Homlu spiżowy, wykonany
przez Thorwaldsena (mif^ staó w Warsza-
wie, obecnie wznosi się w ogrodzie księcia
Paskiewicza); wreszcie kamienny wRoż-
nówce pod Biłgorajem w ogrodzie włas-
nym Stani^awa Nowakowskiego na pa-
miątkę, jak świadczy napis, pobyto tutaj
ks. Józefa Poniatowskiego po bitwie pod
Zamońciem. W Pierzchowcu w G-alicji
pod Odowem, gdzie nrodzil się d. 29 sier-
pnia 1756 r. gieuerał Heniyk Dąbrowski,
obywatelstwo okoliczne wystawiło oko-
ło roka 1865 skromną kolomnę z pias-
kowca z odpowiednimi napisami. W o-
grod^e swoim w Rużnówce pod Biłgo-
rajem, wzniósł na cześć Dąbrowskiego
dawny jego włańckael iitanistaw Nowa-
kowski koło roku 1830 pomniczek ka-
mienny, jak równieft ,w dowód przy-
jaźni" pułkownikowi O-odebskiemu, po-
ległemu pod Raszynem d. 19 kwietnia
1809 r. — C) Pomniki publiczne o charak-
terze świeckim dla uczczenia zasług mę-
żów,którzy odznaczyli się na niwie dzia-
łalności naukowej, poetyckiej i ar-
tystycznej, wznosić zaczęto a nasdopie-
oj w w. XIX; nie można się więc dziwić,
że liczba ich dotąd jest nieznaczna; wy-
mienimy wszystkie, jakie znamy. Nie li-
cząc pomników kościelnych i grobowców
cmentarnych, najwcześniej wzniesiony
znajdujemy pomnik Mikołaja Kopernika:
w r. 1830 obdarzyła go Warszawa pomni-
kiem według modelu Thorwaldsena; w r.
1863 odstoniono w Toruniu pomnik utwo-
ru prof. Tiecka, przez Niemców, którzy
sobie Kopernika przyswajają, fundowany,
wreszcie w r, 1900 w dziedziibcn Bibljo-
teki JagiellofŁskiej. Jana Kochanowskie-
go przypominają nam dwa skromne po-
mniki: obelisk w ogrodzie w Czamymiesie,
w miejscu, gdzie stała jego lipa, wzniesio-
ny ok<^o r. 1830 przez księżnę Teresę Ja-
Uonoweką, ówczesną właścicielkę Czame-
golasu, i pomnik na placu Tumskim w Po-
znaniu obok katedry, gdyż Kochanowski
był ty tulamym proboszczem poznańskim;
pomnik ten, ozdobiony medaijonem poety
utworu Wiktora Brodzkiego, od^oniono
d. 11 czerwca 1889 r. W roku 1862 d. 10
czerwca odbyło się poświęcenie żelaznego
pomnika Fabjana Sebastjana Klonowicza
w Sulmierzycach, miejsca jego urodzenia;
wzniesiono go staraniem Tow. Przyj. Na-
uk w Poznaniu. Popiersie Staniriawa Ko-
narskiego, wykonane w r. 1853 przez Cy-
pijana Godebskiego, zdobi front szkoły
polskiej BatignoUea w Paryżu. Popiersie
Stanisława Trębeckiego stoi na kolumnie
w Zofjówce, którą wieiBzem swym opie-
wał. W wymienionej już kilka razy Roż-
nówce pod Biłgorajem jest pomnik ka-
mienny, przypominający, że tędy przejeż-
dżał Ignacy Krasicki do Dubiecka. W o-
grodzie w Jakubowicach Murowanych
pod Lublinem usypany jest spory kopiec
na którym leży kamień z wyrytym napisem:
„Tadeuszowi Czaxjkiemu" dla upamiętnie-
nia, że znakomity ten mąż przebywał tu
niekiedy u synowicy swej, która była za
gienerałem Szeptyckim, właścicielem Ja-
kubowic w początku XIX wieku; popier-
sie zaś Czackiego, wykonane przez O. Go-
debskiego w r. 1853, umieszczone jest na
froncie szkoły Batignolles. Znakomity
przyrodnik ks. Krzysztof Kluk, który byt
proboszczem w Ciechanowcu, uczczony
został w r. 1850 pomnikiem dłóta J. Ta-
tarkiewicza z posągiem, przedstawiają-
cym uczonego w postawie stojącej ; i ten po-
mnik i nagrobek w kościele, przed którym
pomnik się wznosi, fandował dziedzic Cie-
dbyGoot^le
POMNIKI.
85
chanowca Stefan Ciecierski. Fracciszek
Elarpiński otrzymc^ pomnik w r. 1880 w
Ki^omyi, rzeźbiony z kamienia pińczow-
akiego przez Walerego O-adomskiego. Ten-
że rzeźbiarz wykonał pomnik Kazimierza
Brodzińskiego, oddoniony w r. 1884 przed
gimnazjom w Tarnowie, gdzie Brodziński
się nozyt. !Knodzież uniwersytecka w Wil-
nie nczciła Jędrzeja Śniadeckiego w ten
sposób, ie przy gofoińca mińskim usypa-
ła ma karhan, zwany Jędrzejówką; na
szczycie był krzyż, ale z czasem się znisz-
czył; w r, 1877 Towarzystwo Lekarskie w
Warszawie nmieściło w sali swych posie-
dzeń posąg tego wielkiego uczonego, rzeź-
biony przez L. Kocbarzewskiego. Ada-
ma Mickiewicza uczczono następającymi
pomnikami: najwcześniej, bowr. 1869, od-
słoniono pomnik jego w Poznaniu, wyko-
nany przez. Wład. Oleszczyńskiego; równo-
cześnie Henryk Stattler w Rzymie z mar-
muru kararyjskiego wyrzeźbił piękny po-
mnik, nabyty następnie przez Leopolda
Kronenberga i znajdujący się obecnie w
ogrodzie majątku jego Wieńca pod Włoc-
ławkiem; w Krakowie wznosi się pomnik
utworu Rygiera na rynka i popiersie dłó-
ta Oujskiego w Uniwersytecie Jagielloń-
skim, w Warszawie ~0. Godebskiego, od-
sloniony 24 grudnia 1898 r., dalej w Rze-
szowie, dzi^o Lewandowskiego, w Stani-
sławowie, wykonany przez T. Błotnickie-
go, w Tarnowie przez tegoż, w Tarnopolu,
w Przemyilu i w Złoczowie przez Toma-
sza Dykasa, oddoniony w r. 1899, w Karls-
badzie pomnik Barącza i tablica na demo,
w którym wieszcz mieszkał w r. 1829, w
Wilnie — popiersie w kościele św. Jana, ta-
blica na domu przy uL Piazzeta w Rzy-
mie z płaskorzeźbą W. Brodzkiego, w Lo-
zannie w uniwersytecie tablica z płasko-
rzeźbą EL Hognenina, wmurowana d. 24
grudnia 1898. Juliusz Słowacki ma jeden
dotąd pomnik w ogrodzie prywatnym w
Miłodawia, wykonany przez Wł. Marcin-
kowskiego i odsloniony 16 września 1899
r. Pomniki Fryderyka Chopina są w Że-
lazowej Woli, gdzie się urodził, z popier-
siem gipsowem Wojdygi, odsłoniony dnia
14 października 1894, w Paryża, w Kra-
kowie na Plantach— kolumna z popiersiem
i tablica pamiątkowa w Marjenbadzie na
domu, w któiym mieszkał w r. 1836, od-
słoniona w r. 1902; projektowany jest je-
go pomnik w Warszawie. Aleksandra
Fredry dwa są pomniki, jeden dłóta Leonar-
da Marconiego na placu Fredry we Lwo-
wie z r. 1897, dragi — przed teatrem no-
wym w Krakowie, dzieło Cyprjana O-o-
debskiego z r.l90O. Pomnik Artura Grott-
gera, wykonany przez Wacława Szyma-
nowskiego, oddoniony będzie w maju r.
1903 w Krakowie na Plantach. Założy-
cielowi Instytutu głachouiemych i ociem-
nił^ych w Warszawie ks. Jakóbowi Fał-
kowskiemu (f 1848) wzniesiono pomnik w
ogrodzie Instytutu w 1875 r., wykonany
przez artystów głuchoniemych. Józefa
Korzeniowskiego pomnik stan^ w r. 1897
w Brodach, wykuty z kamienia przez An-
toniego Popie]'a; tamże jest tablica pamiąt-
kowa na domu, w którym się urodził. Po-
mnik Bohdana Zaleskiego z bronzu, dzie-
ło P. Walońskiego, wystawiono w Krako-
wie w r. 1886, Kornela Ujejskiego przez
Popiela weLwowiewr, 1901, Józefa Szoj-
skiego dłóta Kozakiewicza w Tarnowie,
odsłoniony w r, 1886. Posągi Stanisława
Moniuszki przez H. Marczewskiego, Jana
Królikowskiego i Alojzego Żółkowskiego
zdobią foyer Teatru Wielkiego w Warsza-
wie; oprócz tego Moniuszko ma pomnik,
rzeźbiony przez C. Godebskiego w koście-
le Wszystkich Świętych w Warszawie. Z
pomiędzy uczonych pomniki posiadają o-
prócz wymienionych; Józef Warszewicz,
naturalista (-f- 1867 r.), w ogrodzie bota-
nicznym w Krakowie, dr. Seweryn Galę-
zowski — wzuiesiony wr. 1879 w dziedziń-
ca szkoły Batignolles, wykonany przez
Godebskiego, Józef Dietl w Szczawnicy,
odsłoniony w r. 1865 jeszcze za życia tego
dbyGoot^le
86
POMNIKI.
uczonego lekarza, Chalabiński w Zakopa-
nem, odsloniony w r. 1902. — D) Pomniki
zbudowane w celu uwiecznienia znacznych
wydarzeń dziejowych. Na pamiątkę Unji
Litwy z Polską, w r. 1569 w Lublinie u-
ekutecznionej, wzniesiono zapewne wkrót-
ce po tym fakcie pomnik w części muro-
wany, w części kamienny z postaciami
Władysława Jagi^Iy i Jadwigi. Koło r.
1820 pomnik zaczął się rujnować; wtedy
z polecenia ówczesnego prezesa Komisji
wojewódzkiej Jana Domańskiego porozbi-
jano go na części wraz z posągami Jagieł-
ły i Jadwigi. Za pozwoleniem Aleksan-
dra I wzniesiono ze składek za 30,000 złp.
w r. 1825 — 6 pomnik żelazny w kształcie
obeliska; na piedestale umieszczono wy-
pukłe złocone dwie postaci niewieście, wy-
obrażające Koronę i Litwę, oraz napisy:
„Połączenie Litwy z Koroną", ,Epoka po-
mnika MDLKIK" i „Odnowiony roku
MDCCCKKY". Obecnie należałoby po-
myśleć o odnowieniu tego pomnika, gdyż
rdza psuje żelazo. Na murze poprzeczaym,
oddzielającym wieże narożne od zamku
biskupa Jakóba Zadzika w Kielcach u-
mieszczone były 4 posągi posłów króla
szwedzkiego i cara Michała na pamiątkę
zawartego w Polanówce pokoju w r. 1634
i w Sztumdorfie 1635 r. rozejma26-letnie-
go; pogrncbotauo je w r. 1867, "W Łęgo<
nicachwpow. Bawskim wzniesiono kośció-
łek drewniany na pamiątkę ugody zawar-
tej między królem Janem Kaz. a Jerzym
Lubomirskim w dniu 31 lipca 1666 r. Na
zPol-
Bielanach pod Warszawą znajdowała się
do niedawna kolumna, wystawiona aa pa-
miątkę elekcji Michała Korybuta w roku
1669. Posąg Św. Jana Nepomucena na
placu Trzech Krzyży w Warszawie, posta-
wiony w r. 1752, jest pamiątką uporząd-
kowania Warszawy za f raaciszka Bieliń-
skiego, marszalkaw. k., i Jerzego Mniszcha,
marszałka nadwornego: wtedydopiero wy-
konano uchwalę sejmu z r. 1685, t. j. wy-
tknięto, rozszerzono, wybrukowano i przy-
dbyGoot^le
N I K I.
87
ozdobiono alice i drogi w Warszawie, za-
lotno nowe i odnowiono dawn e ścieki i
kanf^y. Pomnik, mający przypominać o
elekcji Stanisława Aagojta d. 7 września
1764, wystawił w r. 1847 hr. Seweryn U-
mski przy swoim pataca na Krakows kiem
Przedmiedciu w "Warszawie. Pomnikiem
Kolutnua wjBtmwiooa da Bielanach pod Wanzawą
ua poouątkę elekcyi króla Micbota Koiybuta,
Konstytacji trzeciego m=ija była kaplica w
ogrodzie botanicznym w Warszawie; za-
chowała się z niej tablica marmarowa z
czterowierszem Krasickiego. Kościół św.
Aleksandra w Warszawie zastępuje po-
mnik dziękczynny za wskrzeszenie Króle-
stwa Polskiego przez cesarza Aleksan-
dra I. Z czasów nowszych wspomnieó mo-
żna o krzyżach stawianych na pamiątkę
oczynszowania włościan, np. ówczesny
właściciel Poturzyna Tytus Wojciechow-
ski wystawił w tej wsi krzyż żelazny na
podmurowaniu z odpowiednim napisem.
— E) Na pamiątkę bitw i walk, które Po-
lacy stoczyli, wznosili pobożni przodkowie
nasi najczęściej krzyże, kaplice i kości<^y,
i te są najczęstszymi pomnikami, nwiecz-
niającymi zasde tam zdarzenia. Tego ro-
dzaju znamy pomniki następujące: pomię-
dzy wsią Trawnikami i Fajsławicami w
pow. Labelskim stoi w polu na wzgórzu,
zwanem mogiłą Jadźwingów, dap muro-
wany, według padania miejscowego, wy-
stawiony na pamiątkę bitwy z Jadżwin-
gami; jeieli tradycja się nie myli, byłby
to jeden z najdawniejszych pomników
w Polsce, gdyt pochodziłby z w. XIII.
Na pamiątkę ostatecznego zwycięstwa
nad Jadżwiugami w r. 1283 Leszek Czar-
ny wzniósł w Lublinie kościół, dziś już
nieistniejący Św. Michała, który mu dopo-
mógł do zwycięstwa. W Płowcach, na pa-
miątkę bitwy Władysława Łokietka z
Krzyżakami w r. 1331, była wzniesiona
kaplica j^oraioriiim propter corpora ctucp-
ferorum sepelienda extructuin* , ale w w.
XVII już była w bardzo złym stanie i na-
stępnie runęła. Obecnie cmentarz w bUz-
kości dworu otoczony jest murem; na
cmentarzu dwa są murowane pomniki: je-
den mniejszy i nowszy z r. 1844 „Chwale
Boga i pamięci potomnej wystawił Józef
Kalasanty Biesiekierski, dziedzic dóbr
Płowoe", drugi z r. 1818 wyższy z sygna-
turką, mającą datę: „Anno MDCYIII, i
napisem: ,R-u 1331 d. 27 września. Za
Władyrfawa Łokietka, Króla Polskiego,
miejsce sławne zwycięstwem nad Krzyża-
kami odniesionem i pochowaniem ryce-
rzów polskich wraz z 20000 Krzyżakami
tu pod Płowcami poległych 1818. B." (to
jest Biesiekierski), Na polu bitwy 1410 r.
pod wsiami G-ranwaldem i Tanenbergiem
(lud mazurski nazywa je Grywałd i Sztym-
dbyGoot^le
N I K I.
bark) na Mazurach Pmskich niema obec-
nie żadnego pomnika: dawniej podobno
wznosiła się tam kaplica. O tak zwanym
kamieniu Jagi^owym wspominaliśmy
wyżej. W kościele ewangielickim w Sztym-
barku jest napis niemiecki, wspominający
o bitwie r. 1410. Władysław Jagiełło na
pamiątkę tego zwycięstwa fundował w
r. 1426 w Lublinie kościół N. Marji Panny
„de trimnpho' z klasztorem Brygidek. Na
pobojowisku pod Warną wzniosła dywi-
zja polska pod dowództwem hr. Wł. Za-
mojskiego pomnik w r. 1856, ale dziś podo-
bno ślady zaledwie dadzą się po, nim od-
naleźć. Na Wołoszczyżnie aa pamiątkę
klęski w r. 1498 za Jana Olbrachta zbudo-
.wano pomnik, który dotąd istnieje. Na po-
lu bitwy z Tatarami pod Kłeckiem, gdzie
d. 8 sierpnia 1506 okrył się sławą Michał
O-liński, stoi krzyż. Miejsce klęski, ponie-
sionej pizez Polaków pod Sokalem w roku
1619 od Tatarów, oznaczone jest pomni-
kiem przy moście na Bnga; w Poturzycy
zaś w pow. Sokalskim jest figura, na któ-
rej był rok 1519; miał tu podobno zginąć
Fryderyk Herbort, Na miejsca, gdzie w
I. 1569 była bitwa w pow. Lepelskim gub.
Witebskiej, czyli w dawnem wojew, Polo-
ckiem, przy jeziorze Poło pomiędzy Ro-
manem SanguBzką a Jerzym Baratyń-
ekim i Szczerbatowem, którzy tu dostali
się do niewoli, znajduje się krzyż kamien-
ny pamiątkowy z napisem literami cy-
rylickiemL Miejsce śmierci Stanisława
Żółkiewskiego pod Cecora upamiętnione
jest pomnikiem z cegły, wzniesionym
przez żonę jego Reginę z Herburtów. Na
pamiątkę bitwy chocimskiej hetman Lu-
bomirski ufundował w Wiśniczu klasztor
Karmelitów z wspanifJym kościołem; w
Sandomierzu o jednej figurze murowanej
pod miastem twierdzą, że wystawiona jest
na pamiątkę tejże bitwy. Kościół Kamedu-
lów na Bielanach pod Warszawą zastępu-
je pomnik za wyprawę pod Smoleńsk,
gdyż Władysław IV, tam się udając, ślu-
bował go wystawić i po zawarciu pokoju
w Polanówce 1634 r. sprowadził Kame-
dułów i kościół zbudował. Czyniąc dzięki
za oswobodzenie Lwowa od wojsk Chmiel-
nickiego w r. 1648 i wierząc, że stało się
to za sprawą bł. Jana z Dukli, Lwowianie
w r. 1649 sbadowali piękną ciosową kolu-
mnę z posągiem bł. Jana, wzcoszącego
ręce ku niebu, przed kościołem Bernardy-
nów, u których zwłoki jego spoczywają.
Na pamiątkę zwycięstwa pod Berestecz-
kiem w roku 1651 Jana Kazimierza nad
Chmielnickim, w tem miasteczku król ten
fundował kościół. Pod miasteczkiem Fili-
powem w pow. Suwalskim znajdują się
ruiny pomnika murowanego na pamiątkę
niepomyślnej walki, którą tu nad jeziorem
stoczyło wojskie polskie pod wodzą het-
mana Gosiewskiego dnia 12 paMziernika
1656 r. Zwycięstwa Jana III oznaczone
zostały pomnikami w tych miejscach; na
pamiątkę bitwy pod Żórawnem (1676) są
tam dwa pomniki, jeden na polu, odnowio-
ny w r. 1872, drugi w ogrodzie. Przesław-
na wiktorja wiedeńska uwieczniona zo-
stała przede wszy stkiem pomnikiem pod
Schwechatem w blizkości Wiednia w miej-
scu, na którem d. 15 września 1683 spot-
ka się Leopold I z Janem Sobieskim. Pięk-
ny posąg Najśw. Marji Panny Paasaw-
skiej, stojący na Krakowskiem Przedmie-
ściu w Warszawie, wzniósł architekt wło-
ski, obywatel warszawski Jan Belloty w
r. 1683 z napisami łacińskim i włoskim,
upamiętniającymi zwycięstwo pod Wie-
dniem. Kośoi<^ Przemienienia Pańskiego
ks. Kapucynów w Warszawie jest spełnie-
niem wotum, przed wyprawą wiedeńską
uczynionego, najtrwalszym więc pozostał
pomnikiem. Następujące też zaamy tabli-
ce, opiewające tak świetne zwycięstwo o-
ręża polskiego: w kościele Najśw, Marji
Panny Anielskiej w Rzymie; dwie tablice
marmurowe w kościele Marjackim w Kra-
kowie; przepyszną wypukłorzeźbę Piusa
Welońskiego nazewnątrz kościoła Marjao-
dbyGoot^le
]!:iego,- wyobrażającą Jana III na koniu,
fondowaną w r. 1883, jako w dwuchsetną
rocznicę bitwy; w tymże r. 1883 nmieaz-
czono marmurową tablicę pamiątkową na
Kahlenbergu w kościele Św. Józefa; wmu-
rowano tablice w kośdele w Stanisławo-
wie w O-olicji, w Samborze, w Trębowli;
wreszcie w r. 1894 wystawiono w kościele
i. Stefana w Wiedniu pomnik na pamiąt-
kę odsieczy wiedeńskiej; są na nim wyo-
brażeni Jan III i hetmani polscy. We wsi
Hodowie w pow. Ztoczowskim w O-alicji
maty oddział wojaka polskiego pod wodzą
Jakóba Zaborowskiego zad^ w r. 1694
klęskę Tatarom; na pamiątkę tego wypad-
ka na stromem wzgórzu postawić kazał
Jan in pomnik kamienny w kształcie pi-
ramidy z krzytom u góiy. Na pamiątkę
bitwy z Tatarami pod Lwowem w r. IGdU
oprócz pomnika hetmana Jabłonowskiego,
o którym wyżej wspomnieliśmy, umiesz-
czono w r. 1869 przy dworcu kolei tablicę
pamiątkową w miejscu, gdzie już dawniej
się znajdowała. Przy drodze z Sokala do
Walawki stoi figaru z datą 1704 r. na pa-
miątkę, ie tu stał obozem Angnst II. W
Rypinku pod Kaliszem zbudowali z ofiar
dobrowolnych kościółek drewniany miesz-
kańcy Kalisza na podziękowanie Bogu za
oswobodzenie od Szwedów i bitwy pod
Kaliszem dnia 26 października 1706 r. W
Stanisławowie przy ulicy Halickiej jest
kolumna z posągiem Bogarodzicy, zbudo-
wana w r. 1739 przez Stanisława Potoc-
kiego na pamiątkę, że wtedy załoga mia-
sta obroniła się od oblężenia. W Sie-
biećzowie i Krystynopolu wpow. Sokal-
skim znajdują się figury nabożne, jako
pamiątki walk z czasów konfederacji Bar-
skiej. Na Lipowem Polu w pow, Badom-
skim, gdzie d. 15 czerwca 1794: r. odbyła się
potyczka pułkownika Dobka z kozakami
Denisowa, stoi pomnik z cegły z krzyżem
na wierzchu. Pobojowiska pod Szczekoci-
nami i Maciejowicami oznaczone są krzy-
żami OA mogiłach poległych. W końcu
nadmienić należy, że tu i owdzie rozsiane
są kopce czy mogiły, o których lud twier-
dzi, że są mogiłami Jadżwingów, Tatarów,
Szwedów i t. p.; daty dokładnej nikt wska-
zaó nie może; na takich mogiłach stoją
niekiedy krzyże lub kapliczki murowane,
jak np. na szczycie góiy, na której stoku
leży Przemyśl, na granicy wsi Pikolice,
jest kopiec zwany Zniesieniem luh kopcem
Tatarskim z kapliczkąmnrowaoą na szczy-
cie; według podania miał tu poledz w bi-
twie chan tatarski, któremu kopiec usy-
pano.— "F) Pomniki, wzniesione dla uwiecz-
nienia daty zaiotenia miast, wsi, ogrodów,
zak^idów leczniczych. Tu należą naprzód
dwie tablice pamiątkowe z napisami, osnu-
tymi na legiendzie ludowej: na Wawe-
lu ptzy Smoczej Jamie o zaJożeniu Kra-
kowa przez Krakusa i na tak zwanej atudi
ni brackiej w Cieszynie, przy której ze-
szh się po długiej wędrówce synowie kró-
la Leszka: Bolko, Leszek i Cieszymir, i za-
łożyli miasto Cieszyn w r. 810. Przy zwa-
liskach zamku lądowego przed kościołem
po-Dominikańskim w Trokach stoi ^up z
posągiem ów. Jana i napisem, świadczą-
cy m na zasadzie tradycji, że miasto założo-
ne zostało w r. 1341. We wsi Kraczewie,
zwanej także Kraczówką, założonej przez
Kraczewski^o w początku XIX wieku w
pow. Tomaszowskim, jest pomnik z pia-
skowca wykuty o pokaźnej powierzchow-
ności z takim napisem: „Kolos wiecznej
pamięci nowozalożonej wsi, Kraczew na-
zwanej, w r. 1808 wystawiony". W ogro-
dzie miejskim w Lublinie znajduje się
skromny pomnik kamienny z napisem,
świadczącym, że zwożono go w r. 1837
(założycielem był ś. p. inżynier Feliks Bie-
czyóski). Założycielowi zakładu zdrojo-
wego w Iwoniczu, hr, Karolowi Załuskie-
mu, zmarłemu w r. 1845, wzniesiono tam
pomnik u stóp góry, na której jest cieka-
we zjawisko przyrodnicze t. zw. B^kotka,
źródło, w którem są gazy, palące się
płomieniem; i przy Bełkotce, która otrzy-
dbyGoot^le
90
POMNIKI.
m^a 8WĄ nazwę od ciągłego bulgotania
wody, jakby zdała bełkot przypominają-
cego, jest rodzaj pomnika murowanego z
tabłicą marmurową, na której wyryty jeat
wiersz "Wincentego Poła „do Bełkotki".
"W rokn 1874 postawiono na Plantach dla
nczczenia zasług założycieli plantacji w
Krakowie obelisk z medaljonem Florjans
Straszewskiego, Irtóry najczynniej i naj-
gorliwiej tą sprawą się zajmował. — G) Pa-
tnnikii słupy drogowe wznoszone na pa-
miątkę przeprowadzenia dróg i szos. Tu
należy najdawniejszy zapewne istniejący
na ziemiach polskich pomnik datowany;
jest to slup kamienny w kształcie wielkie-
go kręgla, który w Koninie stoi na cmen-
tarzu kościelnym. Napis na słupie wyryty
świadczy, że „Petrus comes hic palatinus"'
w r. 1151 tutaj oznaczył połowę drogi z
Kalisza do Kruszwicy. (Por. rysunek i
wzmiankę o tym stapie na str, 216 t. III
Enc, Star,). Jeat to bardzo ważny zabytek
historyczny, jako wyraz znacznie już wte-
dy rozwiniętej cywilizacji. Znamy now-
sze pomniki drogowe z początku w. XIX:
obeliski żelazne na pamiątkę zbudowania
drogi bitej od "Warszawy do Brześcia Li-
tewskiego, postawione pod "Warszawą i
Terespolem w majn 1825 r.; na podatawie
jest data 1820 roku, jako rozpoczęcia bu-
dowy drogi, 1823 jej akoiczenia; 1825
wzniesienia pomnika. Na szosie z Koła
do KaUsza, na pamiątkę zbadowania 8*/^
mili drogi bitej, stoi pomnik kamienny z
datą 1823 r. Podobny slup znajduje się w
Łopienniku w pow. Krasnostawskim na
szosie, prowadzącej do Zamościa.— H) We-
dług podania słupy graniczne bić kazał
już Bolesław Chrobry i, podobno, w Niem-
czech dotąd ślady ich istnieją. Najdaw-
niejszy datowany słup graniczny muro-
wany znajduje się pod wsią Bogusze w
pow. Szczuczyńskim gub. Łomżyńskiej.
Pomnik ten wzniesiono w sierpniu r. 1545
przy rozgraniczeniu od Korony tej części
Prus, którą oddał Zygmunt I w lenne po-
siadanie Albertowi, margrabiemu bran-
deobarskiemn. Przy drodze z Łowicza do
Sochaczewa wznosi się słap z napisem:
„G-ranica Xięstwa Łowickiego 1829". Nis
wiadomo, z jakiego czasu pocbodzą ka-
mienie w liczbie 5 z napisami i znakami
w pow. RadzyAskim nad rzeczką Piwonią
między Suchowolą a "Wohyniem; uważają
je niektórzy uczeni za graniczniki między
Stup graniczny z r. 1545 postawiony pod weią Bo-
gusze nad Tzcką Łykiem przy zetknięciu się trzech
granic: Korony, Litwy i Prus Kaiąlęcych.
Koroną a Litwą. Bardzo ciekawym zabyt-
kiem średniowiecznym jest słup graniczny
z kamienia piaskowego w Radłowie w Ga-
licji nad Dunajcem z r. 1450, oddzielają-
cy posiadłości kościelne Radłowa od pry-
watnych wsi Drohicy; są na nim napisy
wierszowane łacińskie. Granice posiadłości
ks. Bazyljanów w Krasnopuszczy w pow.
Przemyślańskim w Galicji, fundowanego
dbyGoot^le
POMNIKI.
91
i hojnie obdarowanego grantami przez
Jana III Sobieskiego w latach 1665 —
1679, oznaczone są kamieniami z napisa-
mi polskimi sześciowierszowymi, wysta-
wionymi koło r. 1689. Gdy w r. 1736 kró-
lewicz Jakób Sobieski rozszerzył posiadło-
ńci klasztorne, dodano na kamieniach i je-
go imię i datę 1736 r. Na szczycie góry
Snieinica w pow. Limanowskim stoi ka-
mień graniczny z datą r. 1789 i nazwi-
skiem Stan. Małachowskiego. Na granicy
posiadłości Nr. 1 i 3 al. Pędzichów w Kra-
kowie dochował się kamień graniczny
między Kleparzem i Fędzichowem z rokn
1782. (Por. artykuł „Kopce graniczne" w
t. m, str. 81 Enc. Siar."). — 1} Ns pa-
miątkę lowdw królewskich znamy wznie-
sione następujące ponmiki: we wsi Zagoż-
dżouie w pow. Kozienickim stoi okrągły
^np kamienny bez iadnego napisu; we-
dług podania tu, mieszkając w Kozieni-
cach, bawił się łowami król Kazimierz Ja-
giellończyk ze swoim dworem. W lesie,
należącym do wsi Paczoltowice w powie-
cie Chrzanowskim, jest wielki szeiciobooz-
ny kamień z wyrytym na nim napisem
.JanUI"; na tjnn kamieniu odpoczywał
Sobieski, gdy w tutejszych lasach polował
na lisy. W puszczy Białowieskiej odby-
ło się się dnia 27 września 1752 świetne
polowanie, naktórem znajdował się król
August m z królową, królewiczami i z ca-
łym dworem niemieckim, oraz panami
polskimi. Na rozkaz Augusta wzniesiono
w Nowej Białowieży obeUsk z kamienia
piaskowego z napisami na nim wyrytymi w
językach polskim i niemieckim (p. podobi-
znę pod wyr. .Łowy', Enc. Starop.t. III,
str. 169). — K) Wspominaliśmy już w dziale
pomników nabożnych o uwiecznianiu pa-
mięci klęsk; tu wspomnieć należy o po-
mnikach i napisach charakteru świeckiego
o wielkich powodziach w czasach dawnych:
w Krakowie przy ul. Dietlowskiej znajdu-
je się słup kamienny z datami powodzi
1671 i 1813; na klasztorze Norbertanek na
Zwierzyńcu w Krakowie są napisy o po-
wodziach w r. 1593, 1697, 1813; taż po-
wódź z r. 1813 uwieczniona została kilka
napisami na domach przy ul. Zwierzyniec-
kiej, Koletek, Rybaki i na Stradomiu. Na
domku Loretańskim w Gołębiu oznaczono
wysokość wody podczas powodzi r. 1808.
— L) Przeznaczenia niektórych pomników
trudno dziś dojść z powoda braku napi-
sów lub błędnej tradycji. Wymienimy ta-
kich kilka: Niezmiernie dawnym zabyt-
kiem jest kolosalna figura z kamienia
kwarcowego, przedstawiająca pokutnika
w postawie klęczącej na drodze, wiodącej
z m. Słnpi do klasztoru Benedyktynów na
Łysej Górze; najprawdopodobniej jest to
pokutnik, któremu ręka uschła, gdy rabo-
wał w r. 1260 drzewo ki^yża Św. Tak zw.
c „Grobisku" w I^rupem, 1
Erasnostanskim .
grobisko w Krupem w pow. Krasnostaw-
skim również nieznanego i niewiadomego
jest pochodzenia. Wnosząc z nazwy ludo-
wej flgrobisko', przypuszczać można, że
dbyGoof^le
POMNIKI.
jest grobowcem, wzniesionym dla jakiejś
możnej osoby, a prawdopodobnie jednego
z Orzechowskich, który należał do wyzna-
nia arjańskiego w w. XVI i XVII. Słup
kamienny z piaskowca bardzo oryginalne-
go kształtu zapewne z nabożną intencją
wzniesiony został w r. 1550 przez Krzysz-
tofa Pieniążka, jak świadczy napis, w
Krużlowej w pow. Grybowskim w Galicji.
Obok szosy, wiodącej z Koła do Kalisza, w
blizkości Koła znajdują się 2 jednakowe
pomniki, w postaci okrągłych słapów.
Na jaką pamiątk:ę je wzniesiono, nie wie-
my. Pomiędzy innemi twierdzą miejsco-
wi mieszkaiicy, że tu pojedynkowało się
dwa braci i obadwaj trupem padli (?), Pod
szpitalem Bonifratrów w Lublinie, na
Lemszczyżnie, na murowanym graniasto-
dapie trójściennym wznosi się piramida
trójkątna. Napisów obecnie nie ma żad-
nych. Podobno pomnik ten wzniesiony
zostać przez Szwedów na uczczenie pamię-
ci ich pułkownika, który tu w r. 1656 zgi-
nął w bitwie z Pawłem Sapiehą. Czy ra-
czej nie na pamiątkę klęski, zadanej
tu Szwedom, pomnik ten wzniesiono? W
okolicach Zamościa, w TTdryczach znajdu-
je się pomnik niewiadomo przez kogo wy-
stawiony, dla uwiecznienia przyjaźni; bliż-
szych o nim szCzegiUów tymczasem nie
posiadam. W odległości 5 wiorst od m.
Biały Badziwittowakiej, w lesie, zwanym
.Hola", znajdnje się rodzaj wieżyczki mu-
rowanej do 12 łokci wysokości; co do po-
chodzenia tego pomnika różne są podania:
to, że postawiony jest na pamiątkę przy-
padkowej śmierci na polowania Jerzego
Illinicza, to dla upamiętnienia powrotu
Krzysztofa Radziwiłła z Ziemi Świętej, to
na pamiątkę łowów na niedźwiedzie, od-
bywanych tutaj przez księcia Karola Ra-
dziwi^a „Panie Kochanku", to wreszcie,
że jest to slnp graniczay. W mieście Dą-
browie w Galicji na placu miejskim stoi
figura z kamienia i marmuru chęcińskie-
go z herbami; pochodzi zapewne z począt-
ku w. XVIII, znaczenie jej niewiadome;
podanie twierdzi, że odbył się tutaj poje-
dynek między dwoma braómi Lnbomir-
skimi. W ogrodzie we wsi Oelejowie w
blizkości Kazimierza Dolnego jest wielki
kamień, jakby nagrobek, z napisem arab-
skim.— Zwróció należy uwagę w dodatku
do tego przeglądu pomników polskich, że
nietylko pod względem historycznym cie-
kawymi są one zabytkami i świadectwa-
mi dawnej kultury; są one bardzo waż-
nym materjałem, jako dzieła sztuki, świad-
czą, jaksięonaw Polsce rozwiji^a, jak cią-
gle dążyła za prądami zachodnimi, mając
z początku charakter romański, następnie
gotycki, w w. XVI renesansowy, w XVII i
XVIII barokowy i rokokowy. Dokładne
badanie dawnych pomników grobowych
polskich doprowadziło historyków sztuki
do wykrycia nazwisk zdolnych rzeźbiarzy,
którzy kształcih się na wzorach obcych.
Okazało się. że Polska posiada wprawdzie
w mniejszej ilości, niż kraje zachodnie, a-
le również jak one, znakomite dzi^a sztu-
ki bądź swojskich, bądź obcych artystów.
Przypomnieć się godzi, że pomiędzy gro-
bowcami XV wieku kilka należy do Wita
Stwosza i jego pracowni; Kazimierza Ja-
giellończyka z r. 1492, Zbigniewa Oleśnic-
kiego i Piotra z Boina z r. 1493 i i. Woj-
ciecha (według innych biskupa Gruszczyń-
skiego); kilka wspaniałych odlewów me-
talowych w Poznaniu i Gnieiinie zawdzię-
czamy Piotrowi Vischerowi. Arcydzi^a-
mi epoki odrodzenia są pomniki Jana Ol-
brachta na Wawelu i Krzysztofa Szydło*
wieckiego w Opatowie. Niektóre pomniki
polskie wykonane były przez najsławniej-
szych w świecie mistrzów. Nadmienimy,
że szczycić się możemy następującemi
dziełami Thorwaldsena: pomnikami Ko-
pernika i ks. Józefa, nagrobkami Włodzi-
mierza Potockiego, pułkownika artylerji
konnej (f 1812) na Wawelu i br. Józefy
Dunin -Borkowskiej u Dominikanów we
Lwowie; grobowiec wspani^y w katedrze
dbyGoot^le
iw, Jana w Warszawie, Stani^awa Mała-
chowskiego z r. 1881 wykonał rzeźbiarz
rzymski !F. M. Laboarenr podlag rysunka
Tłiorwaldsena. Znaczna zai liczba pomni*
ków, w ostatnich czasach wystawionych . —
to dzieła mistrzów polskich: Oieszczyń-
skiego, Sosnowskiego, Stattlera, Weloń-
skiego, Oodflbskiego, Brodzkiego, Rygie-
ra, Barącza, Marcinkowskiego, O-adom-
skiego, -Popiela i innych. — Biblj0f|raf]a
pomników polskich. Dokładna bibljogra-
f ja książek i artykułów, w których znaleźć
mo&na wiadomości o pomnikach polskich,
zbyt jest obszerna, abyśmy ją tn mogli
wyozerpaó; podamy więc tylko dzieła naj-
ważniejsze, prace wiesze i ogólny spis
żród^ dmkowanych, w których wiadomo-
ści o pomnikach, nagrobkach i t. p. aię
znajdują. Najpierwszem źródłem do wia-
domości o pomnikach są wogóle dzieła
treści historycznej i gieograficznej, w któ-
rych niekiedy pomniki są opisywane lab
wspominane. Obfity zbiór napisów grobo-
wych w liczbie przeszło 220 pierwszy po-
Aol Bartosz Paprocki w .Herbach rycer-
stwa polskiego' 1584 r., a za jego przy-
kładem i inni heraldycy. Ogromne dzieło,
bo przeszło 850 str. liczące, a zawierające
napisy pomnikowe, wyda^ polihistor XVn
wieka Szymon Starowolaki p. n. „Monu-
menia Sarmaiarum'* , wyd. w Krakowie
1655 r. Po nim nikt dotąd, chociaż npły-
n^o prawie 260 lat od chwili ukazania się
„Monumentów", o podobnym zbiorze nie
pomyślał. Zebrano jednak i opisano bardzo
wiele pomników naszych szczególnie grobo-
wych, gdyż świeckich nie wiele w ogóle da
. się naliczyć.W wydawnictwach zbiorowych
i pismach ilustrowanych, szczególniej .Ty-
godniku ilustrowanym" i .Kłosach", nale-
ży poszukiwać podobizn i opisów pomni-
ków, stąd wiele ich wzięto do 5-a tomów
„Dziejów Polski ilustrowanych" A. Soko-
łowskiego, a J. I, Kraszewski w „Wize-
runkach książąt i królów polskich" przy
każdym panującym o pomnikach wspo-
mina. Cenne reprodukcje niektórych ar-
cydzieł dawnej sztuki pomnikowej podają
Przezdziecki i Rastawieoki we „Wzorach
sztuki średniowiecznej" oraz F. M. Sobie-
szczański w „Wiadomościach historycz-
nych o sztukach pięknych w dawnej Pol-
ecę" {Warszawa, 1847). Sporo dobrych
podobizn pomników umieścił H. Biegelei-
sen w .Ilnstr. dziejach lit. polskiej". Do-
kładnych opisów i podobizn pomników
podano sporo w 7 tomach „Sprawozdań ko-
misji do badań hist. sztuki w Polsce*, jak
również w „Tece grona konserwatorów
Galicji Zachodniej" (t. I, 1900). Opisy
miast, powiatów, wsi, kościołów i cmenta-
rzy wiele zawierają wiadomości o pomni-
kach: Krakowa, Lwowa, Warszawy, Po-
znania, Wilna, Sandomierza, Lublina np.
L, Zjętowskiego „Katedra na Wawelu',
I. Polkowskiego .Katedra Gnieźnieńska*
i in. 'li książek, broszur, artyktJów, wy^
dawnictw ilustrowanych, specjalnie po-
mnikom poświęconych, wymienimy : St. Pa'^
telskiego .Memoriale epitaphioram in eccL.
Posnaniensi" 1762 r., Lelewela „Grobowe
królów polskich pomniki" (Poznań, 1857)
i , Grobowy napis Bolesława Wielkiego
w Poznania" (tamże, 1866); o tymże pisali:
Bielowski w „Bibl. Warsz." 1857, II, Łu-
kaszewicz, tamże, 1857, IV, Stronczyński
tamże, 1887, III, K. Ho£fman w broszu-
rze: „O najdawniejszych grobowcach kró-
lów polskich" (Poznań, 1872); A. Przez-
dzieckiego „Ślady Bolesławów polskich"
(Warsz.j 1853). O pomnikach wniesio-
nych na cześć Jana III p. J. Łęskiego
.Jan Sobieski, jego rodzina..." (Warszawa,
1883), tenże: „Pomnik Jana S-go na pa-
miątkę zwycięstwa pod Wiedniem. Rzeź-
ba Piotra Vaneau- (Warsz. 1880). Kilka
wydawnictw ilustrowanych istnieje po-
święconych samym grobowcom królów
i pomnikom Krakowa, jako to: „Monumen-
ta" Stachowicza (wyd. Kraków i Peters-
burg), „Groby i pomniki królów" Płon-
czyńskiego (Kraków, 1843), , Groby, trum-
dbyGoot^le
91
POMOCNE. —PONTAŁ.
ny i pomniki królów polskich* A. Gra-
bowskiego (wyd. 1-1836, 11—1868) i naj-
cenniejsze, wychodzące dotąd .Pomniki
Krakowa" M. i S. Cerchów z tekstem d-ra
F. Kopery. „Pomniki książęce Piastów"
K. Stronczyóskiego (Piotrków, 1888). Kil-
ka artyknlów i broaznr dotyczy groho Bo-
lesława Śmiałego; oprócz wymienionych
dodamy S. BuszczyAskiego „Pielgrzymkę
do grobu Boi. Śm." {Waraz. 1883). O Pola-
kach, na obczyźnie mających pomniki, p. E.
Marylskiego .Pomniki i mogiły Polaków
na cmentarzach zagranicznych" (Warsz.
1860), Ig. Polkowskiego „Groby i pamiątki
polskie w Rzymie" (Drezno, 1870) -jest ich
tamokoło*.łOO, Kraszewskiego „Kartki zpo-
dróży", teg. .Padewskienagrobki^wksiąż-
ce ,Po ziarnie" (1861), art. T.J.Steckie-
gow ,Tyg.II,*,1871, t.Vni. Zmonografji
wspomnimy jeszcze: K. W. Wójcickiego
.Cmentarz Powązkowski", 1856, „Pomni-
ki Sieniawskich w Brzeianacb" przez d-ra
M. Maciszewskiego (Lwów, 1882), .Gro-
by rodziny Tyszkiewiczów" E. Tyszkie-
wicza (Warsz., 1873), „Groby kość. N. Ma-
iji Panny w Kielcach (Kielce, 1872) przez
ks. Wł. Siarkowskiego, .Monumenta EcoL
Metr. Gneznensis" M. Siemieńskiego (Po-
znań, wyd. n, 1823), .Oklasztorze jędrze-
jowskim i nagrobka Pakosława" (Kra-
ków, 1852) A. Z. Helcia, .Grobowiec kró-
la Jana Olbrachta" d-ra F. Kopery, T. N.
Ziemięckiego .Maozoleam Św. Wojciecha"
(Kraków, 1898), .Opis sypania kopca Ko-
ściuszki w r. 1820" (Kraków, 1880), M. Ba-
lińskiego „Zgon Żółkiewskiego ipomnik je-
go" (Bibl. Warsz., 1845, II). O posągu Zyg-
manta III pisali: Wejnert w „Starożytno-
ściach Warszawy" i W. Koleżak w broszu-
rze z r. 1887. St. Krzyżanowski wydal ro-
ku 1870 {w Krak.) ogólną rzecz .0 gro-
bowcach". Wiele pomników opisał sena-
tor K, Stronczyński w „Opisach zabytków
starożytności w Król. Polskiem" (Dzien-
nik Powszechny 1862 i 3); oryginalny rę-
kopis z albumami rysunków jest w Bibl.
Głównej w Warszawie. Obszerny spis, ale
nie zupełny, rzeczy, dotyczących pomni-
ków, przytacza dr. Ludwik Finkel w ,Bi-
bljografji bistorji polskiej" 1. 1, str. 26 —
27 (EpigraBka) i t. II, str. 1094 — 1100.
Wiele pomników wydano w rycinach osob-
no; najdawniejszą z takich rycin jest, je-
żeli się nie mylimy, podobizna kolumny
Zygmunta Ul, wykonana przez W. Hon-
diusa i A. Lokcjnsza i wydana w r. 1646
w Hadze. Pisząc ten artykuł o pomnikach,
skor^staliśmy bardzo wiele z zasobnej
bibijoteki i znakomitego zbioru rycin do-
ktora Wacława Lasockiego, któremu naj-
piękniejsze natem miejscu składamy dzię-
ki za chętną pomoc, z całą gotowością a-
dzielaną wszystkim pracującym nad rze-
czami polskiemi, a pragoącym użytkowaó
z zebranych przez niego skarbów.
Hieronim Łopacmski.
Pomocne ob. Podatki i ciężary.
Pomorszczyzoa, pomorka. Tak flisa-
cy na Wiśle zowią wiatr północno-zachod-
ni, wiejący od strony pomorza, pożądany
dla ieglnjąoycli w górę Wi^y. Klonowicz
też mów « swoim Flisie:
ijKiedy w tjł pomorszczyuik wieje,
Jul Polak peleo joet dobrej nadzieje'.
Pomort — narzędzie muzyczne dęte, z
głosem basowym. Rej mówi: „Pomorty
a puzany, co wszystkich zagłuszą". W Pe-
trycym zaś czytamy: .Puzany, pomorty,
szdamaje i wszelakie wielkiego głosu pi-
POfltał, pontalik (z wlosk. /««to/-e) —
węzeł, drogie noszenie na sukni lub przy-
branie głowy niewieściej. Rej pisze: „Co
owych nastało dziwnych pontalików, fe-
retów; a snadź już drudzy nietylko na
głowie, ale i na nogach te pontały a te fe-
rety przyprawują". Żebrowski wspomina
o srebrnym pontale, który misternie za-
wieszony u wstęgi ,na czole trzpiotal".
Syrenjusz wspomina o pontale rfotym.
Petrycy opowiada w czasach Zygman-
ta III: .U niewiast teraz łańcuchy na szjd
wiszą, około szat pontały, na uszach per-
dbyGoot^le
PONTYFIKAŁ.— PORCELANA.
ly, na ręku manele". Jaką droftą npo-
wszechnita się w Polsce moda owieszauia
szat niewieścich pont^ami, znajdziemy
wskazówkę w spisie wyprawy, przywie-
zionej do Krakowa w r. 1B53 przez królo-
wę Katarzynę, malioakę Zygmunta An-
gnsta. Było tam pontalów do sakien jesz-
cze nie przyszytych: 1) dotych par 50 ze
szmelcem białym i niebieskim, 2) ponta-
łów złotych par 21 ze szmelcem białym,
niebieskim i zielonym, 3) pontalów zło-
tych par 18 ze szmelcem białym i fijoleto-
wym, 4) pontalów dotych par 18 ze szmel-
cem bi^ym i czarnym. Do nich widocznie
naleifJy ^gnzy okrągłe, złote, czyli boto-
uy w tejże Uczbie".
PODtyflkał, zlać. fion/tyfcaie — ksiąga,,
zawierająca przepisy nabożeństwa dla bi-
skupów. Orzechowski w XVI wieka pisze:
."Wejżrzyj w pontyfik^, a koronacją kró-
lewską czytaj". Słynnym jest ze wspania-
łych miniatur pontyfikał Erazma Ciołka
{Erasmus ViłeUtnus de Cracoma), uczone-
go biskapa płockiego i sławnego dyplo-
maty z początków XVI w.
Popisy rycerstwa. Pod wyraz. Kam-
pament {Enc. Starop. t. II, str. 321} i O-
kazowanie {Enc. Siarop. t-III, str. 286)
mówiliśmy o popisach wojskowych i sta-
nu rycerskiego. Obecnie przytoczymy już
tylko to, co uczony ks. Franciszek Jezier-
ski pod wyrazem „popisy" skreślił w cza-
sach Stanika waAngusta: „Każda prowin-
cja robiła corocznie zjazd polny z obywa-
telów zgromadzających się na pewne
miejsce; tam przed senatorem wojewódz-
twa lab ziemi szlachta popisywała się z
swoimi rynsztnnkami, kofimi i zbrojami.
Popisy te były tym samym, co kampa-
menta dzisiejsze wojsk europejskich. Na-
ród nasz polski rolniczy, osiadły na ob-
szernej ziemi, mający zażycie myśliwstwa
i strzelby, mający obfity przychówek ko-
ni, mógłby wznowić używanie popisów na
wsparcie w czasie wojny swojego wojska
i nawet na oparcie się przeciw temu same-
mu wojsku, jeżeliby chciało uciskać wol-
ność. Wyprawy w Polszczę popisów tak-
by były przyzwoite potędze narodowej,
jak są przyzwoite posągi stare między mod-
nymi sprzętami w pałacach kosztownie
ubranych'.
Poplecznik. Dawni rębacze polscy, aby
tylko mieli plecy osłonione przez współto-
warzysza, nie liczyli mnogiej gromady
przeciwników i śmiało z nimi walczyli.
Towarzysz, zasłaniający walczącego z ty-
łu, zwE^ się poplecznikiem, a wyraz ten
zastosowano pó^ej do każdego, który
popierał kogoś czy to szablą, czy radą,
czy zabiegami w jakiejkolwiek sprawie.
POpOna, opona. Rej pisze: „Kolebki
(powozy) z szarłatnemi poponami*. Bir-
kowski zaś: .Dwory i łożnice poponami u-
pstrzą".
Poprąg, popręg — pas rzemienay lab
parciany, którym przypasane jest siodło
do konia. W „Instruki^i dla kawaleryi
narodowej" z czasów Kzplitej czytamy
przepis: .Poprąg nie powinien być ani
nadto mocno, ani nadto wolno podpięty;
w pierwszym przypadku koń nie ma zu-
pełnego oddechu, w drugim przekręca się
kulbaka".
Poradine ob. Podatki i ciężary, o-
raz Kadło.
Porcelana (z portugal, porcella, musz-
la) i inne wyroby ceramiczne.
"W czasie wesela Zygmunta Augusta z El-
żbietą Rakuszanką w r. 1543 w Krakowie,
młoda królowa między ślubnymi darami
otrzymała od kurfirsta brandenburskiego
pubar trybowany, wysadzany postaciami
z porcelany, a od żony kurfirsta dzban
również wysadzany porcelaną, jak to za-
świadcza naoczny świadek Zygmunt Her-
berstein. Bonifacy Yanozzi, sekretarz kar-
dynała Q-aetano, opisując pobyt swój w
Zamościu r. 1696 u kanclerza w. k. Jana
Zamojskiego, powiada, że w izbie jadalnej
były rozstawione naczynia z porcelany.
Do picia używał kanclerz czary porcela-
dbyGoot^le
nowej z ochami zlotemi. Andrzej Lipski,
biskup krakowski, zmarty r. 1631, zapisał
testamentem królewnie Annie naczynia
tureckie pod nazwą porcelany: mi-
sy, talerze, miednice. Królowa Marja Ka-
zimiera Sobieska w liście do siostry, księ-
żnej Radziwiłłowej, opowiada o doMa swo-
im (zapewne wilanowskim): „jest tn dom
dość akkomodowany, specjałów moc, to
jest obrazów, fraszek chińskich, porce-
lan nastawiano i t. d. (wyd. przez Niem-
cewicza „Pamiętniki o dawnej Polsce",
Warszawa, 1822, t. IV, 490). Za doby Sa-
skiej na stolach pańskich w Polsce zaczę-
ły wchodzió w ażycie serwisy porcelano-
we, zastępaj^ naczynia z kmszco, a była
to jn£ ' słynna porcelana saska z Myezny
(Meissen). W paiaeyka powązkowskim
księcia Adama Czartoryskiego był pokój
zwany porcelanowy, w którym utyto do
wyłÓ£enia ścian 3000 tafelek z porcelany
saskiej. Tak ca^a li^aropa-, jako i Polska,
otrzymywrfy najprzód wyroby porcelano-
we z Chin i Japonii. Pierwsze fabryki por-
celany w £aro[>ie powstały w XVI w. we
Włoszech. O usiłowaniach wyrobu majo-
lik w Krakowie za Stefana Batorego ob.
Maj oliki (£■«<:. ^tór^./. t. III, str. 178).
Około polowy XVIII w. nabrała sławy
porcelana saska. Stani^w August, usi-
łując pi-zemyrf podobny zaszczepió w Pol-
sce, z^o^ł fabrykę wyrobów fajansowych
i majolikowycb w Belwederze pod War-
szawą. Wiadomość o tej fabryce podali-
śmy pod wyrazem Far/ury w Enc, Starop,
t. II, str. 146. Tu dodamy jeszcze z notat-
ki udzielonej nam uprzejmie przez p. Bi-
8ier'a, że marka tej fabryki Varsov%€ (ob.
fig. 1) czerwona, ciemna, niekiedy czarna,
czasem z dodanem £(e1weder) niebieskiem
albo żółtem i takimże rokiem lub W{&y-
szawa). Litery te wszakże mogą oznaczać
i wyroby wrocławskie ( Wratis]avia lub
.^reslau). Fabryka belwederaka kopjowa-
wała najczęściej naczynia holenderskie
„Delfty", także porcelany chińskie a nie-
kiedy francuskie i niemieckie. Wyrób, jak
na majolikę, bardzo byt dobry, tylko kru-
chy, W naśladownictwie Belwederu ksią*
żę Józef Czartoryski założył w roku 1784
najprzód fabrykę fajansów na Wołyniu
pod Korcem na przedmieściu Józefinie. PI
Leonard Lepszy w artykule o fabryce fa-
jansu i porcelany w Korcu (Bibl. Warszl
r. 1889, 1. 1, str. 90) podaje kontrakt za-
warty na lat 6 d. 17 listopada 1783 r. po-
między przysną kompanją reprezento-
waną przez księcia Czartoryskiego, stol-
nika litewskiego, z jednej aimć panem
Franciszkiem Mezerem, dyrektorem fa-
bryki farfurowiej koreckiej z drugiej stro-
ny. Mezer, z pochodzenia Francuz, musiał
być mieszkańcem Warszawy, bo i kon-
trakt zawierany był w tern mieście i za-
strzeżono w nim 30 czerw. zł. „na powrót
do Warszawy". Niema w nim jeszcze
mowy o porcelanie, tylko o .fabryce far-^
furowej", t. j. wyrobie fajansu. Z .Ramot
starego Detiuka na Wołyniu" i z innych
żród^ dowiadujemy się, że Czartoryski u-
posażył świetnie nowozbndowaną ręko-
dzielnię na przedmieścia koreckiem! W
prawem skrzydle ogromnego gmachu by-
ło mieszkanie dyrektora i laboratorjuin; w
lewem skrzydle był magazyn wyrobów;
środek na dole zajmowały pracownie, na
górze sale malami z wzorami porcelan za-
granicznych; z tyłu ogromny dziedziniec
obejmował zabudowania fabryczne, Fran-
dszek Mezer przybrał do swego boku bra-
ta Michała; obaj znakomici nauką i do-
świadczeniem składali dystyngowaną ro-
dzinę polską. Mieli piękną bibljotekę i
prenumerowali kilka gazet. Kapitał za-
kładowy oparty był na akcjach różnej
wysokości od 100 do 10,000 złp.. żeby u-
przystępnić udział ludziom wszelkiej za-
możności. Akcje te w chwili największe-
go rozwoju przynosiły po sto procent. Od
r. 1790 zaczęto wyrabiać wytworną porce-
lanę, która nabrała znaczenia narodowej.
Około r. 1793, w czasie największego roz.
dbyGoot^le
PORCELANA.
97
kwitn fabryki, liczba warsztatów, jak po-
daje Korzon, dochodziła 86 a siedzących
za toczydłami byto do 1000. Najwięcej
robotników było z Warszawy, ale byli i
Saksończycy, wśród uczniów zaś „wielu
Hosinów miejscowych szczęśliwie się przy-
uczało i kształciło''. W malarni było za-
trudnionych 73 pracowników, pod prze-
wodnictwem Sobińskiego, który pobieraj
15 czerw. zł. miesięcznie, nadto miał dom
z opałem, światłem i stróżem, co na owe
czasy stanowiło wysoką ^acę, tembardziej
że za kosztowniejsze obstalanki pobierał
osobne wynagrodzenie. Pod jego kierun-
kiem odznaczali się pięknem rysowaniem:
Grzegorz Chomicki, Antoni &ajewski i
Blumau. Sobiński był dyrektorem malar-
ni w Korcu aż do czasu spalenia się fa-
bryki, poczem przeniósł się na dwór woje-
wody sieradzkiego Michała Walewskiego
w Tuczynio, dla udzielania nauki malowa-
nia miniatur dzieciom wojewody. Glinkę
do wyrobu fajansu koreckiego znajdowa-
no na miejscu, na porcelanę zaś przywo-
żono glinkę z Dąbrowicy, oddalonej o mil
kilka od Korca, krzemień z Krzemieńca
a kredę najlepszą z Jampola. W najlep-
szych latach miesięcznie wychodziło z fa-
bryki do 20,000 sztuk a składy główne
były w Berdyczowie i Warszawie. Komi-
sja Skarbowa Bzphtej sprzyjała rozwojo-
wi fabryki, zmniejszając cło wywozowe
od fajansów do trzeciej części i zwalniając
transporty od rewizyi na komorach. Na
takie usposobienie Komisyi wj^ywał Jacek
Jezierski, kasztelan łukowski, gdy na sej-
mie r. 1790 stawał w obronie fabryk fa-
jansu. .Mały zdaje się objekt fajansu an-
gielskiego, przecież za niego nie miijon
pieniędzy za granicę wychodzi. Jest fa-
bryka w Korcu J. O. X. Czartoryskiego,
Stoln. lit., druga u mnie (w Grębenicach),
doskonalszego fajansu niż angielskie by-
łoby ich więcej i tyle, ile kraj potrzebuje,
gdyby rząd temu nie szkodził, bo chociaż
wypadło prawo, aby kraj zagranicznego
Ei«?}klopedjB ■tarapolBki, łom rv.
nie używał, komisje skarbowe zagranicz-
nym wchodzić dozwalają*. Z początkiem
r. 1790, gdy Mezer wynalazł odpowiedni
sposób przyrządzania glinki koreckiej na
porcelanę, doniósł o tem królowi Stanisła-
wowi, który go za to obdarował listem i
pierścieniem z cyfrą królewską a następ-
nie indygenat«m szlachectwa polskiego.
Sława porcelany koreckiej zaczęła się roz-
chodzić poza granice Polski. Generał-gn-
bernator Tutułmin obstalował kaitior na
12 osób z portretami cesarzowej za 1000
rs. Piękność tego wyrobu przesta ocze-
kiwanie. Tutułmin za tra&e podobieństwo
cesarzowej Katarzyny i gładkość pędzla
w medaijonacb na porcelanie ofiarow^
Sobińskiemu 100 czerw. d. a Mezer otrzy-
mał w upominku piękną tabakierę złotą z
portretem Katarzyny IL Tymczasem Czar-
toryski, wyjechawszy po r. 171)2 na miesz-
kanie do Drezna, z daleka już tylko na
swój piękny zakład przemysłowy spoglą-
dtJ. Po trzecim podziale kraju ^Franciszek
Mezer, w r. 1795 wezwany przez Zamoj-
skich, przeniósł się do ich majętności To-
maszowa i tam nową utworzył fabrykę.
Michał zastąpił brata, ale z trudnością o-
gromowi pracy mógł podołać. W nocy z 1
na 2 stycznia r. 1797, zapewne skutkiem
nieostrożności podchmielonych noworocz-
nym obchodem robotników, straszny po-
żar zniszczył wspaniały zakład przemy-
słowy, ogromne zapasy mat«rjałów, piece
do wypalania porcelany i fajansu i dwa
składy gotowych wyrobów. Zgorzała ma-
larnia z całym zasobem najpiękniejszych
wzorów saskich, francuskich i chińskich,-
warsztaty, formy i narzędzia. Rezolucja
od Czartoryskiego na odbudowanie fabry-
ki nieprędko przyszłai jeszcze znal azłatru-
dności w wykonaniu, czem zniechęcony
Michał Mezer uwolnił się z Korca, prze-
nió^ się do Baranówki, gdzie r. 1803 na
własne imię i własnym kosztem zaJożył
fabrykę, do nasz3'ch czasów trwającą. Pan
Ludwik Wierzbicki w części informacyj-.
dbyGoot^le
PORCELANA.
nej do katalogu wystawy archeologicznej
powiada, te fabrykę korecką odbudowano
w r. 1800. Wegetowana ona jednak jaż
tylko i pomimo że sprowadzono do niej dy-
rektora Francaza chemika Meranit z Se-
Tres. wyrabiała jaż tylko fajans. P. Leo-
nard Lepszy wyraża się, żei porcelana ko-
recka jest najczęściej graba, zwłaszcza po-
czątkowe wyroby, nieprzezroczysta, moc-
na i twarda, krzesze bowiem ognia, pozło-
ta z odcieniem czerwonawym, trwała. Ma-
latury na niej mają ton i charakter łagod-
ny, troskliwy, miniatarowy, jaki cecha-
je epokę Stanisławowską. Przeważają w
nich motywy ze ńwiata roślinnego, wcześ-
niejsze częstokroć stylizowane, późniejsze
zwykle natnralistyczne. Często wypełnia-
ją je widoki zaczerpnięte z niw ojczystych
lub wzorów francuskich, nieraz p^ne
wdzięku. Ulubiocym kolorem był niebie-
ski we wszystkich odcieniach, a najpospo-
litszą ornamentacją rzadko rozsiane nie-
bieskie kwiatuszki na bi^em tle. Pod
względem ksztfJta trzymano się początko-
wo wzorów zagranicznych, później wpro-
wadzono pomysły artystów krajowych.
Pod wzlędem rozmaitości wyrabianych tu
naczyńi przedmiotów zbytkowych,Korzec
dzięki środkom, wjakie uposażyli go Czar-
toryscy, nie ustępował fabrykom zagrani-
cznym. P. Jul. Kc^aczkowski pisze, że
znakiem fabrycznym porcelany koreckiej
jest napis „Korzec" lub oko Opatrzności.
Znaki te są do r. 1797 złote, od roku zaś
1800: niebieskie oko bez podpisu, po roku
1815 i odprawieniu dyrektora Francaza:
oko czerwone z podpisem, następnie aż do
końca fabryki wr. 1831: napi^ w języku
rosyjskim, często z dodaniem roku. Zda-
niem p. Lepszego najwcześniejszy znak
jest sam napis złoty „Korzec", następnie
dodano oko Opatrzności z promieniami,
które niebawem opuszczono. P. "Wł. Cie-
chanowiecki twierdzi, że znak fabryczny
od r. 1790 do 1797 był złoty, od r. 1799
do 1803 był niebieski, a odr. 1803 do zam-
knięcia fabryki czerwony, P. Bisior, biegły
znawca przedmiotu, w danej nam o Kor-
cu notatce tak pisze: „Wyrabiano w Kor-
cu porcelanę i fajans podobny do Wegd-
wooda angielskiego barwy żółtej. Marki
koreckie, których rysunki podajemy tu pod
fig. 2, 3, 4 i 5, bywają koloru szafirowego,
czerwonego i czarnego a niekiedy dote,
zwykle na polewie malowane, tylko szafi-
rowe pod polewą, także wgłąb wciskane
i z wieloma warjantami po r. 1815 z napi-
sem rosyjskim. Fabrykaty były niekiedy
bardzo piękne i starannie malowana Ma-
ta porcelany przedstawia zwykle tę ory-
ginalność, że wygląda jakby ziarnista by-
ła i że łatwo np. w środku talerzy pęka".
O fabryce porcelany tomaszowskiej
(której marki podajemy tu pod fig. 6,7 i 8)
powiada p. Bisien że miała te marki w
różnych kombinacjach, niekiedy wyciska-
ne wgłąb, że założona zostata jakoby w r.
1795 pod dyrekcją Franciszka de Mezer,
ale z tą datą i w stylu Ludwika XVI wy-
robów p. Bisier nie widział. Urządzona
nakładem Zamojskich w Tomaszowie lu-
belskim, jak twierdzi p. Ciechanowiecki,
zamkniętą została w r. 1810. Wyroby jej
bywały niekiedy piękne, ale nieliczne. Ba-
ranówka nad Słuczą na Wołyniu zało-
żona przez Michała de Mezer w majątku
Adama i Józefy Lubomirskich r. 1803 ob,
marki fig. 9, 10, 11, 12, 13, 14) czerwone,
czarne, niekiedy niebieskie, na polewie.
Ody majątek przeszedł na własność ks.
G-agarina, wówczas zapewne za jego sta-
raniem fabryka otrzymała herb pań-
stwa. Wyroby tutejsze z początku nie
ustępowały koreckim, ale z czasem sta-
ły się ordynarnieisze. FajansnzBaranów-
ki p. Bisier nigdzie nie spotka-. P. Ciecha-
nowiecki twierdzi, że fabryka w Baranów-
ce trwała do r. 1833, posiadając 2 piece do
porcelany i 4 do fajansu. Horodnica
nad Słuczą w pow. Zwiachelskim na Wo-
łyniu, kilka mil od Korca, własność Hen-
ryka Lubomirskiego, później pięciu jego
dbyGoot^le
PORCELANA.
córek: Janowej Potockiej z Tykocina, San-
gaazkowej ze Stawoty, Lubomirskiej z
Przeworska, Potockiej z Łańcuta i Rzysz-
właścicielek (fig. 1 5). Później niy wano mar-
kę (fig. 16) malowaną szarym kolorem pod
polewą, następnie kładziono markę rosyj-
(f-j") ''^ M
Marki na porcelanach i fsjaiiBach łn-ftjowych.
czewskiej ze Szpanowa. Markę fabr. z koń-
ca XVirr i początku XIX w. składa ponad
napisem Horodnica 5 liter początkowych.
z nazwisk wymienionych powyżej pięciu
ską (fig. 17). Z rąk ks. Lubomirskiego fa-
bryka przeszła na własność Wacława Ra-
likowskiego. Wyrabiała pierwotnie bar-
dzo lekki i pięknie polewany kolorowo fa-
dbyGoot^le
100
PORCELANA.
jans, równający sią sngiel&kiema, tak£e
porcelanę i wyroby kamienne. Przetrwa'
la do naszych czaiiów, ubywając marki
wyciskanej. Ćmielów nad rzeką Ka-
mionna w Sandomierskiem. Fabrykę ia-
jansa założył tu Jacek Małachowski w r
1809, później przesta w posiadanie mini-
stra Lubeckiego. Odr. 1831 do 1866 dy-
rektorem byl Czech Weiss Gabrjel, później
dzierżawił ją Cybulski, a od lat kilkana-
sta prowadzą ją Lnbeccy na własny ra-
chunek. Wyrabiano tu lekki żółtawy fa-
jans z malowidłami i ozdobami drukowa-
nemi, najpiękniejsze są koszyczki z okrą-
głych pałączków plecione, później wyra-
biano i porcelanę z markami £g. 18, 19
i 20, kolorowo drukowanemi i wciskane-
mi (fig. 19). Teraz używa fabryka herbu
w kształcie miecza z 4-ma półksiężycami
przy jelcach. W latach 1850—1870 liter:
C, M. lub F. P. C, znaczących: Cmielow-
ska manufaktura i Fabryka porcelany w
Ćmielowie; także K. i£., których znacze-
nia p. Bisior nie wyjaśnia. Fabryka w
Staszowie sandomierskim wyrabiała
naczynia z żółtej twardej gliny z wyciska-
nymi deseniami, pomalowanymi jednoko-
lorowe sposobem lakierniczym, t j. na
czarno, czerwono i t. p., nadto fajki zwa-
ne stambułkami, zwyciskami wgłąb z glin-
ki lekkiej żółtej lub czerwonej (marka fig.
21) wyciskana, także inna w małym owa-
lu na fajkach. W Telechanach nad
kanŁtJem Ogińskiego w Piószczyżnie, Mi-
chał Ogiński założył fabrykę majoliki w
XVIII w. Naczynia o białej polewie z ko-
lorowanemi ozdobami liściowemi, z owo-
cami i głowami zwierząt i ludzi są wcale
piękne. Marka (£g. 22) oznacza zapewne
Comte Ogiński, dawniej bowiem używali
Ogińscy tylko tytnlu hrabiowskiego. Na
początku XIX w. fabryka telechańska u-
padła, gdy została wydzierżawiona Żydom.
Lubartów wyrabiał dzbanki z wypuk-
łą zwierzyną, zwierzęta na przyciski, na-
czynia z wyciskami z gliny twardej, żół-
tawej, malowanej podobnież jak w Staszo-
wie, także z marką (fig. 23) wgłąb wyci-
skaną lub drugą w obwódce LUBARTÓW.
Glińsko w pow. Żółkiewskim w Galicy!
wyrabiało fajanse z polewą twardą szarą,
kawową i t. p. o kolorowych krążkach z
marką (fig. 24) wyciskaną oraz f ajki-stam-
bułki. Siedliska (dziś w pow. Kawskim
w Galicyi) z fabryką fajansu o żółtej po-
lewie i ozdobach barwnych, z marką wy-
ciskaną (fig. 25). K r a w B k (może Kraw-
ska góra) w pow. Zloczowskim, wcale po-
rządne wyroby o żółtawej polewie i kolo-
rowych ozdobach malowanych z marką
(fig. 26) wgłąb wyciskaną. Sławsk za-
pewne w okolicach Koła i Konina — wyro-
by fajansowe z żółtawą polewą i wyciska-
mi—z marką fig. 27. Lubycza wokoli-
cach Rawy ruskiej — fajans prosty o wy-
ciskach kolorowanych — marka fig. 28.
Koło nad Wartą w Kaliskiem — bardzo
dobre fajanse Freudenreicha z bogatemi
drukowanemi ozdobami, niekiedy treści
historj-cznej, ale nie lekkie. Fabryka ta
wyrabiłJa także naczynia kamienne i ist-
nieje do naszych czasów. Marka jej (fig.
29) drukowana i (fig. 30) na kamiennych
naczyniach wyciskana. Fabryka w Jedl-
ni w Radomskiem wyrabiała w począt-
kach XIX w. fajans prosty malowany z
marką (fig. 31) wyciskaną. Nieborów —
fabryka majolik zfUożona w r. 1880 przez
ks. Michała BadziwiUa, wyrabiała malo-
wane artystycznie naczynia zbytkowne
i piece głównie z malowanymi na kaflach
herbami. Zatrudniała do 60 osób i produ-
kowana za 100,0(X) rb. rocznie, ale przez
zbyt kosztowną fabrykację i niesnmien-
nośó ludzi upadla. Marka jej PMR w mo-
nogramie pod mitrą, czarna na polowie.
Fabryka pod Kijowem, Mieżygorje
zwana, założona w r. 1788 i oddana mia-
stu, spłonęła wr. ISIO, poczem odbudo-
wana w r. 18)2, przeszła na własność rzą-
dową w r. 1822 („Malownicze album Ki-
jowa", tekst Jul. Bartoszewicza, str. 21).
dbyGoot^le
PORĘKAWICZNE. —PORTUGAL.
101
Wyrabiała ona bardzo dobre fajanse z wy-
ciskami i polewą w różnych kolorach, nie-
kiedy z drukowanemi ozdobami, bardzo
rzadko ze złoceniami i malowidłami. Mar-
ka (fig. 32) wyciśnięta (lata bywają różne)
i (fig. 33} zdansająca się bardzo rzadko
drukowana niebiesko, naśladująca angiel-
skie. Ostatnia wreszcie fabryka, o której
tu powiemy, prowadzona równie jak w
Mieiygorjn na znaczną skalę i z obfitością
modelów, nalega w gub. Czernichowskiej
w majątku Wołokitino (pow. Otachow-
ski) do szlachcica herbu Ostoja Aleksan-
dra Miklaszewskiego a wyrabiała świetnej
białości i przezroczystości porcelanę, któ-
ra i co do malowania była bardzo podob-
ną do sewTskiej. Marka jej (fig. 34) kolo-
ru czerwonego. W Krasławiu, w dawnych
Inflantach polskich, znajdowała się fabry-
ka wyrobów ceramicznych, założona pod
koniec XVIII w. W końca udzielonych
nam notatek, pan G. Soubise Bisier nad-
mienia, że wszystkie okazy z markami po-
mJeszczonemi w podanych ta rysunkach
posiada we własnym zbiorze w Warsza-
wie (Krakowskie-Przedmieście J6 30) z wy-
jątkiem 3-ch tomaszowskich, które prze-
rysował ze zbiorów ordynacyi Zamojskich.
Warjantów zaś czyli odmian tych marek
ma jeszcze na okazach swoich znacznie
więcej. Wielu zaś marek nawet znacz-
nych fabryk, np. grębenickiej kasztelana
Jezierskiego, nie zna dzii nawet jego ro-
dzina, równie jak i grodzieńBkiej z czasów
podskarbiego Tyzenhauza, nikt bowiem
dawniej nie zajmow^ się u nas kolekcjo-
nowaniem tego rodzaju wyrobów krajo-
wych, a niniejsze notatki pana Bisier o
tych markach fabryk ceramicznych są
pierwszą próbą pracy w tym kieruoka dla
Ebcyklop. Staropolskiej umyślnie przed-
sięwziętą. Jeden z bogatszych zbiorów por-
celany dawnej polskiej znajduje się wpo-
siadaniu księstwa Witoldostwa Czetwer-
tyńskich w Daszowie na Ukrainie. W War-
szawie zaś, nie mówiąc już o kilku domach
pańskich, piękny zbiór zgromadził ongi in-
żynier Ludwik G-oIębiowski (syn zasłużo-
nego Łukasza), autor rozprawki: „Z dzie-
jów ceramiki" drukowanej w „Bibljotece
Warszawskiej" (r. 1877, t. III, str. 177).
Porfkawiczne — podarunek dawany
przez kupującego żonie sprzedawcy. Było
zwyczajem w Polsce powszechnym, a zwła-
szcza przy sprzedażach nieruchomości, że
oprócz szacunku umawiano się jeszcze,
jakie uowonabywcamadaó porękawicz-
ne żonie sprzedawcy. Jeżeli sprzedają-
cy był bezżenny, to porękawiczne otrzy-
mywała jego siostra lub matka. Nawet
prawnie przy puszczaniu królewszczyzn
w emfiteuzę przyznano komisarzom wy-
nagrodzenie od tego, któiy brał dobra, i
nazwano to rękawicznem.
Poroczki — mniejsze od roków wielkich
kadencje sądowe. Jan Tarnowski w Usta-
wach prawa ziemskiego mówi: „Wojewo-
dowie roki wielkie sądzić mają; a to gdy
wyjdą dwoje poroczki, tedy po nich trze-
cie roki mają być sądzone". Podług Linde-
go poroczkami zwano także przeszloczne
zapasy gospodarskie.
Porta. Od wielkiej bramy, wiodącej w
Stambule do seraju sułtana, państwo tu-
reckie nazwane zostało Porta Otomańską.
Porłatyl i^\&c. portare). Polacy tak na-
zywali ołtarzyk podróżny do odprawowa-
nia mszy Św.
Portki —spodnie z grubego i^ótna czyli
partu. Używali tego wyrazu Bart Papro-
cki, Wac. Potocki i inni pisarze X\'I i
xvnw.
Portugał — nazwa wielodukatowej sztu-
ki złota w rodzaju monety, Gwagnin pisze:
.Darował Jan Zamojski na weselu swym
gościom portug^y złote, na których by-
ła twarz królewska, a na drugiej stronie
żałosna figara o wzięcia Połocka". Roj
mówi:
UjrEjsz, jc«lić pomogą portugal; onj,
CoH je inarole Bzafownl na rozliczoe etroDy.
dbyGoot^le
102
PORUCZNIK. — POSAG,
Zbylitow&ki wspomina o szacie niewieściej,
zwanej poitagał.
Poruciflik, czyli namiestnik — nazwa,
pochodząca od słowa poraczcuS. W dawnej
Polsce porucznik oznaczał dowódcę od-
działu, któremn wódz komendę nad tym
oddziałem pomczył, ale miał takte i zna-
czenie ogólne, niewojskowe, jako zastępca
starszych, p^nomocnik. Herbnrt w Statu-
cie pisze: .Wybierzemy poruczniki w ka-
żdem województwie, którzy to porucznicy
h^dą spisować i obieraó ludzie rycerskie
wedle zdania swego". Tutaj porucznicy ci
mają znaczenie komisarzów wojskowych.
Prawo uchwalone w r. 1627 stanowiło, że:
Poruczniki samkról na wojnę zhetmanem
wybiera, którzy mają być osiedli. Że sami
przez się, nie przez sługi służyć mają. Bu-
dny pisze: „Porucznik jeden, który miał
w poruczeniu swem od hetmana niemałe
wojsko". W kawaleryi narodowej za Ezpli-
tej, w czasie wojny, rotmistrz dowodzi cho-
rągwią, a porucznik jest drugą po nim o-
sobą w chorągwi. Że jednak w czasie po-
koju rotmistrz spełniaj zwykle inne obo-
wiązki obywatelskie, więc porucznik, jako
namiestnik, był gospodarzem i głową swo-
jej chorągwi Najniższym czyli pierwszym
stopniem oficerskim w armii Królestwa
Polskiego, tak w jeździe jak piechocie,
był podporucznik {zwany także niegdyś
pod namiestnikiem), drugim stopniem był
porucznik i ten w szwadronie lub kompa-
nii zastopował nieraz dowódcę, t. j. kapi-
tuła.
Porzficzns. Była to jakaś średniowiecz-
na danina na Mazowszu nadwiślańskim.
Według Czackiego Jannsz ks. mazowiec-
ki, zatwierdzając r. 1382 sprzedaż Szolca
pod Warszawą, uwolnił od daniny zwanej
po rzeczne.
Posadzka — podłoga, tak nazwana od
posądzania czyli wykładania drzewem,
kamieniem, marmurem. Posadzka bywała
drobna wytworna, w kwadraty, na sztorc
i ukośnie kładziona, sześciograniasta. Ks.
Kluk pisze, ii posadzkowa cegła bywa
tak szeroka, jak długa. (Ob. Mo za j ki
£«c. Siar. t. III, str. 232).
Posag. To, co żona w dom męża wnosi-
ła, nazywano posagiem, albo wianem;
co mąż zapisywał żonie, nazywało się
przy wiankiem. Jeżeli 2ona nie miała
posagu, prawo polskie wyznaczało jej pew-
ną sumę z majątku męża lub dożywocie
na pewnej części majątku, i to się nazy wa-
lo pro crinili, zawieniec. W razie roz-
wodu Statut Litewski oi^ekał, że jeżeli mąż
jest winien, żona zostaje „na oprawie",
t. j. przy majątku, na którym ma ubez-
pieczony posag i sumę przypiaową. Jeżeli
oboje są niewinni czyli w .dobrej wie-
rze", to każde z małżonków przy swojem
pozostawało, t. j. żona odbiera posag, a mąż
nie daje sumy przywiankowej. W podziale
spadku po rodzicach bracia brali ziemię z
obowiązkiem wypłacenia siostrom posa-
gu. Statut Litewski przyznawał siostrom
„czwarciznę" czyli spłatę posagu w wyso-
kości czwartej części szacunku dóbr. W
Koronie, w ziemi Praskiej i w Mazowszu
nie było takiej normy. Część tę nazywano
tam competens lub contingens, przysłu-
gującą lub przypadaj ącą, nioozna-
czając czy ma być czwarcizną, czy równą
z braćmi. Bandtkie w rozprawie o czwar-
tym grosza mniema, że część posagowa
sióstr była w prawodawstwie Kazimierza
Wiel. równa z braćmi, ale późniejsze zwy-
czaje wprowadziły nierówność, nie zapro-
wadziły jednak czwarcizny, pozostawiając
wysokość sumieniu braci i uczciwości ro-
du. Prawo polskie przyjęło sobie za zada-
nie, zostawiając wysokość posagu zwycza-
jowi, obwarować, aby nie mógł być stra-
conym, aby był dla męża użytecznym i
aby po jego śmierci dostarczył utrzyma-
nia dla żony. Żona po śmierci męża obo-
wiązana była rodowi zmarłego oddać jego
zbroje, rynsztunki rycerskie i konie, wy-
jąwszy te, którymi za życia męża jeździła.
Prawo uchwalone w r. 1496 karało żonę
■yGoot^le
FOSESJONAT.— POSKRUDLIĆ.
103
za cudzołóstwo atratą jej posagu. U miesz*
czan rządzących się prawem chelmi liskiem
była wspólnoaó majątku: oboje małżonko-
wie byli awaiaai, gdy prowadzili handel,
za jedną osobę. W razie śmierci żony, mąż
winien był jej dzieciom lub krewnym, jeże-
li zes^a bezpotomnie, oddać połowę całko-
witego majątku. Długosz powiada, że gdy
Kazimierz Wielki, owdowiawszy, pojmo-
wał w małżeństwo (r. 1341) drugą żonę
Adelajdę, córkę landgrafa Heskiego Hen-
ryka, tenże dał jej w posagu (wyj^conym
w rok po ślubie) 2000 kóp szerokich gro-
szy praskich. ,Tak szczupłe wiano — po-
wiadaDtugosz— jakie w teraźniejszych cza-
sach {Długosz pisał około r. 14G0) zwykle
panowie za córkami dają, okazuje albo
skromnośó owego wieku, kiedy królowie
na takich posagach przestawali, kt^re dzi^
miernym panom zdają się za małe, albo
szczupłość majątku Henryka, z przyczyny
iż ziemia Heska wielce jest jałowa i nie-
płodna". Ponieważ jedna kopa szerokich
groszy praskich zawierała w sobie około
pół funta czystego arebra, z powyższej
przeto relacyi naszego dziejopisa widzimy,
t% w trzeciej ćwierci XV wieku, gdy to
pisał, przeciętny poeag córki miernego pa-
na czyli mniej więcej bogatego szlachci-
ca przedstawiał wartość około tysiąca fun-
tów srebra. Dziesięciokrotnie większy po-
sag, bo 20,000 grzywien srebra, krom prze-
pysznej wyprawy w naczyniach złotych i
srebrnych, szatach, koniach i klejnotach,
podług świadectwa tegoż Długosza, dał
Kazimierz Wielki, wydając w r. 1343 El-
żbietę, córkę z pierwszego swego małżeń-
stwa za Bogu^awa, księcia szczecińskiego
na Pomorzu. Volumma legum podają
wzmiankę o tym posagu, szacując go na
14,000 czerwonych złotych i błędnie zmie-
niając tylko imię królewny Elżbiety na
Annę (I, f. 470). Tenże król we 20 lat póź-
niej wydając zamąż córkę powyższej El-
żbiety i Bogusława pomorskiego a już
swoją wnuczkę również imieniem Elżbie-
ta za Karola, cesarza rzymskiego, dał jej
w posagu, jak twierdzi Długosz, sto tysię-
cy dotych polskich (czyli dukatów). Kwe-
stję posagów i dożywoci żon porusza Kra-
sicki w „Panu Podstolim", str. 87.
Posesjonat. Prawa zarówno szlachec-
kie jak miejskie ściśle wyróżniały pose-
sjonata, t. j. posiadacza własności nieru-
chomej, od nieposesjonata. Szlachcic, któ-
ry siedzii^ we wsi prawem dożywocia, po-
Horitałis, wieczystej dzierżawy, zastawu
łub jako mfUżonek dziedziczki czy doży-
wotniczki, był równie jak dziedzic dóbr
ziemskich za posesjonata uważany. Ka-
żdy senator, poseł, deputat, sędzia, podko-
morzy, musitJ być posesjoaatem. Inne zaś
urzędy, nie wpływające do rady narodo-
wej ani sądownictwa, oraz prawo głoso-
wania na wyborach urzędników służyły i
nieposesjonatom. Rozumie się jednak, iż
syn posesjonata korzystał zawsze z jego
prawa. Prawa posesjonatów tracili banici,
t. j. z kraju wywołani lub od działalności
politycznej odsądzeni. Majątek posesjo-
nata nd XVI w. nie mógł być bez wyroku
króla konfiskowany, a jeżeli zapadł wy-
rok koufiskacyjny, wtedy nie szedł na
„kaduka' (ob.), ale na krewnych aż do
ósmego pokolenia.
Posiadanie czyli posesja ważną gra ro-
lę w prawie polskiem, chociaż niema co
do niej stanowczych prawodawczych prze-
pisów. Jest tylko mowa o niej przypre-
ekrypcjach czyli daw nościach i przy skar-
gach ekspulsyjnych czyli, jak teraz nazy-
wamy, posesoryjnych, a w Statucie Litew-
skim o „wybicie ze spokojnego dzierże-
nia". Posesja była uważana jako główay
atrybut własności, nioma też wzmianki o
innej posesyi, tylko o rzeczywistej aciua-
lis possessio. Stąd właściciela nazywano
posesorem, bene nalus, possessionalus i
własność nazywano niekiedy „possessją",
jak np. w Statucie Wiślickim: „si posses-
sioues sint multae" ( Vol. leg. I, f. 45).
Poskrudlić — pobronować, powIecHaur
dbyGoot^le
104
POSPOLITE RUSZENIE.
W XVII wieka pisze: „Na odwrotach po-
skmdliwBzy albo uwlekszy, sieją aiektó-
rzy". Słowo powyższe jest zabytkiem tych
czasów, w których brona nazywała się
jeszcze skrodą, zanim od podobieństwa
swego do kraty zasuwanej z góry w bra-
mach zamków średniowiecznych, zwanej
„broną*, nie została tak samo na7:waną
(ob. Brona, Enc. S/ar. t.l i Skródlió).
Pospolita ruszenie. Szlachta polska dla-
tego nazywała się stanem rycerskim, że o-
bowiązana była prawem wszystka i za-
wsze 2 orężem w ręku siadać na koń w o-
bronie kraju, gdy zachodziła tego potrzeba.
Już konfederacja za Władysława 'Wai>
neńczyka w Nowem Mieście Korczynie
wypowiedziała wduchupojęćnarodowych,
że „ktoby nie stawał do boja, lub w in-
nych względach od ogółu oddzielał się,
takiego wszyscy mają na życia i dobrach
karać, a ma być uwalany, jakoby się sam
zrzekł dobrej czci i wiary". Pospolite ru-
szenie było władnie owem „stawaniem
wszystkich do boju". Była stara zasada w
Polsce, że , każdy, kto ziemię miał, ten bro-
nić orężem ojczyzny musiał". Gdy więc
Piastowie narozdawali rycerzom dożo tej
ziemi na dziedzictwo, tak, że utworzył się
cały stan ziemiańsko-rycerski, powstały
wówczas i zwyczaje zwoływania rycer-
stwa przez rozsyłanie wici na powszech-
ną wyprawę czyli pospolite mszenie
(ob. Wici). Pierwsze wzmianki kronika-
rzy polskich o pospolitem ruszeniu odno-
szą się do Władysława Łokietka. Wyraz
łaciński Moiio bglli, oznaczający to samo,
ukazuje się w prawodawstwie pod r. 1510.
Do r. 1454 zwołanie pospolitego ruszenia
zależało wyłącznie od króla. Od powyższe-
go zaś roku potrzebna była akceptacja
sejmików ziemskich, później sejmu wal-
nego. Sejm lubelski listopadowy z r. 1505,
położywszy całą ufność obrony w pospo-
Utem ruszenia szlachty, zaj^ się jego
szczegółową organizacją. Dopiera atoli za
Zygmunta I, na sejmie w r. 1544 stanęły
t zw. lustracje gotowości wojennej ziem
i województw. Gdy jednak sejm krakow-
ski w początku r. 1545 rozszedł się na ni-
czem, z przyczyny opozycyi Litwy i odda-
lającego się niebezpieczeństwa tureckiego,
organizacja z r. 1544 obaloną została i do-
piero szczegółowe przepisy o pospolitem
ruszę nin mamy uchwalone konstytucją
z roku 1621. Do pospolitego ruszenia
powoływano wszystką szlachtę i tych
z mieszczan krakowskich, wileńskich i
lwowskich, którzy posiadali dobra ziem-
skie, także wójtów i sołtysów z dóbr świec*
kich i duchownych. Mógł tylko dać za-
stępcę ten, który dla nauk nie był obecny.
W Koronie duchowni z dóbr swoich dzie-
dzicznych musioli wyprawiać zbrojnego
jedżdica. W Litwie wyprawiali nietylko
z dziedzicznych, ale i z kościelnych. Szy-
dzono wprawdzie sobie z tych przygod-
nych rycerzy, nieraz organistów i zakiy-
stjanów, w zbraję na pospolite ruszenie
przebranych, i nazywano ich żartobliwie
.Albertusami". Uboga szlachta zagono-
wa, którą było przepełnione Mazowsze i
Podlasie, obowiązana była wyprawić z
dziesięciu łanów jednego konnego woja-
ka. Z wielu braci, którzy sami rolę upra-
wiah, szedł na wojnę jeden. Województwo
Podolskie stawało pod Kamieńcem dla o-
brany tego miasta i twierdzy. Pospolite ru-
szenie zwoływał król dawniej za radą pa-
nów, później za przyzwoleniem sejmu czyli
izby poselskiej. Wezwanie to w ostatnich
wiekach na piśmie i z pieczęcią roznosili
woźni ziemscy pod odwieczną nazwą wi-
ci, które były potrójne, czyli w ciąga 4-ch
tygodni 3 razy, t. j. co dwa tygodnie po-
wtórzone. Po otrzymaniu pierwszych wici
zbierał się sejmik, na którym kasztelan o-
znaczał dzień i miejsce zebrania zbrojne-
go każdej ziemi, a gdy się zebrano, spisy-
wał i prowadził chorągwie do wojewody.
Wojewoda sprawdzał popis i robił prze-
gląd chorągwi. Każde województwo miało
swoje kolory i ubiór prawie jednakowy,
dbyCoot^le
POSPOLITE RUSZENIE.
105
co nadawało poapolitemn mszenia pozór
wojska regolamego. Że zaś znowa ka&dy
prawie szlachcic prowadził za sobą wóz i
„czeladników", więc pospolite ruszenie
wygląd^o, jakby cały naród wyraszyl dla
obrony swej ziemi. Kto nie wyszedł w po-
le, temn groziła kara utraty mienia. Po-
nieważ wszystka szlachta wychodziła,
przeto wszelkie sądy ziemskie ustawmy,
a sprawy gardłowe zostawiano do rozpo-
znania hetmana albo króla. Od najdą-
wnieJBzych czasów pospolite ruszenie by-
ło obowiązane tylko do wojny wewnątrz
kraju. Królowie zobowiązywali się nie wy-
prowadzać go nigdy z granic Hzplitej,
która zaborów nie chciała. W pochodzie
wolno było obozować tylko w otwar-
tem polu. Po skończonej wojnie każdy to-
warzysz pospolitego ruszenia, podług spi-
sa swej chorągwi, powinien był zgłosić się
do swego wojewody po świadectwo odej-
ćoia. Piechota pospolitego mszenia spelaia-
ła obowiązki dzisiejszych saperów (ob.
Piechota polska). Statut Litewski prze-
pisuje, aby w czasie pospolitego ruszenia
„kasztelan, jeśliby razem ze szlachtą w po-
wiecie swym zjechać się nie mógł, ściągał
się co najrychlej w drodze z chorążym i z
powietnikami". W dalszym ciągu podaje-
my tn rzecz p. B. Gembarzewskiego o po-
spolitem ruszeniu w latach 1806—1830;
— ,Po wkroczeniu wojsk francuskich w
granice dawnej Rzplitaj i po wypędzeniu
z niej Prusaków, postanowiono formować
jak najspieszniej wojsko polskie. Jednym
ze środków ku temu było zwołanie pospo-
litego ruszenia; w tym celu Józef Radzi-
miński, wojewodagnieżnieński,jako pierw-
szy senator Polski, wydał w d. 2 grudnia
1806 r. uniwersał na „pospolitą obronę",
który się od tych wyrazów zaczynał: ,W
dniach chlnbnych narodu naszego woje-
wodowie przez rozesłanie wici wzywali na
popisy i wiedli na boje waleczne rycer-
stwo Niech ka£dy, kto może władać o-
rężem, siada na kob, a najmniej niech z
każdego domu jeden z synów czy braci
zbrojno pod chorągwią ojczyzny bronie-
nia na konin stawa i jednego z sobą Inb
dwu pocztowych wiedzie ubranych w wo-
jewódzkim mondurze, krojem kurtek i cza-
pek wojskowych. A ktoby ani sam mógł
stawać zbrojno, ani być wyręczonym przez
syna lub brata, ten w miarę majątku sta-
wi zastępców ze stanu rycerskiego i pocz-
towych zbrojnych..." Na mocy tego uni-
wersaln genenJ Dąbrowski ogłosił rozkaz
do rycerstwa polskiego po województwach,
mianował rotmistrzów, tym d^ władzę
do mianowania oficerów i namiestników,
nrządził skład chorągwi i t. d., całą tę siłę
zbrojną zwołał do Łowicza na 26 gmdnia.
Przedtem już, bo w d. 13 listopada, woje-
wództwo Sieradzkieogłosiło akt powstania.
W dniu oznaczonym zebrała się licznie
szlachta pod Łowiczem i z niej to komple-
towano pułki jazdy, formujące się pod Dą-
browskim. "W r. 1809, po wkroczeniu wojsk
austrjackich do Księstwa Warszawskiego,
Kada Stanu ogłosiła d. 16 kwietnia pospo-
lite ruszenie. Odezwa ta zawiera nomina-
cje naczelników powstania i dodanyoh im
oficerów z wojska regularnego na organi-
zatorów i komendantów. „Naczelnicy we-
zwą stan rycerski do pospolitego ruszenia
ukochanej ojczyzny. Każdy szlachcic o-
siadły wsiada na koń lab sam osobiście,
lub dostawia tyla szeregowych, zbrojnych
w piki, pałasze, pistolety i na dobrych ko-
niach, ile ma folwarków i wsi czynszo-
wych". W miastach wszyscy męSczyżni
od lat 16 — 50 mieli należeć do gwardyi
narodowej. Z wiejskich mieszkańców mia-
ły być formowane kompanje kosynierów.
W każdym departamencie miano zebrać
nużących dworskich i myśliwych i sfor-
mować z nich pułk strzelców. Rezultaty
tej odezwy były dość mierne w pierwszej
części kampanii, zwłaszcza na lewym brze-
gu Wisły, pierwej przez nieprzyjaciela za-
jętym, nim obwieszczenie o powstaniu do-
szło do wiadomości mieszkańców. Sprawa
dbyGoot^le
106
POSPÓLSTWO.— POSTRZYŻYNY,
pospolitego mszenia potrzykroó w r. 1812.
poruszana była: raz w polowie lipca, gdy
się wszcz^ po|doch w Warszawie z po-
wodu wiedci, zresztą bezzasadnej, o aadcią-
ganiu nieprzyjaciela kn stolicy; dragi raz
w polowie października, wywołany oka-
zaniem sią kilkotysiccznego korpusn Czer-
nyszewa. Tym razem jak i poprzednim
niecb^ władz francuskich oraz gen. Wiel-
horakiego, zastępcy ministra wojny, do
pospoHtego ruszenia wstrzymała jego o-
głoszenie. Dopiero gdy niebezpieczeństwo
stało się oczywistem, Rada konfederacyi
generalnej Królestwa Polskiego postano-
wiła pospolite ruszenie, wzywając Bzlacłi-
tę do wsiadania na koń. Rezultatem ode-
zwy tej z d. 20 grud., 1812 r. było jedynie
stawienie się kilkuset jeźdźców. Nierów-
nie lepsze skutki miała uchwała Rady mi<
nistrów z d. 30 grudnia, wzywająca pod
broń jeźdźca z ka^ych 60 dymów. Uzbro-
jenie i ubiór jeźdźca i konia mia2 być na-
stępujący: pałasz, pika z grotem na 5 łok-
ci długa, pistolet na smyczy, sukmana do-
bra, spodnie sukienne, płaszcz albo kożuch,
bnty dobre, ikoszol dwie, czapka dobra,
siodło albo terlica z pod piersiom i podogo-
niem z czarnego lub surowego rzemienia,
oździenniea, uzdeczka, kańczug, troki
dwa, torba płócienna na obrok, postronek.
Postanowienie to zaailUo wojsko przeszło
szedciu tysiącami jazdy, ponieważ usłu-
chać mogły tylko: Kaliskie, Krakowskie,
Poznańskie i Radomskie, jako niezajęte
przez wojska nieprzyjacielskie. Część tej
jazdy wcielono do dawnych regimentów,
z reszty utworzono pułk Krakusów, który
zyskał głośną sławę w kampanii 1813 r.
Pułkiem tym dowodził Rzucbowski, daw-
ny żołnierz. Następne pospolite ruszenie
ogłoszone zostało w r. 1830. B. Gemi."
Pospólstwo. Wyraz ten, mający dzisiaj
znaczenie gminu i publiczności ludowej,
niegdyś oznaczał pospólne czyli wspólne
władanie, posiadanie, zgromadzenie. Ar-
tykuł Statutu Wiślickiego opospoli-
tem dobrem ma pierwszorzędne zna-
czenie dla badacza przejściowych form
własności ziemskiej w Polsce. Siennik w
XVI w. pisze: „Gawron ptak siedli się w
pospólstwie, tak iż na jednym drze-
wie kilkanaście gniazd będzie".
Postatnica, postadnica, posta-
oianka, dziewka na postaci, przo-
downica — ta, która w ciągu żniwa
żniwiarzom inącym sierpami przodow^a,
stając zwykle na pierwszym z lewego
brzegu pola zagonie. W dniu dożynek nie-
sie ona na swej głowie wieniec dożynko-
wy dla gospodarza, za co otrzymuje po-
darek.
Postrzyżyny. Najdawniejszy z kroni-
karzy polskich, Gallus, wspomina kilkn
sowami o postrzyżynach syna piastowe-
go Semowitaipotem o uczcie u Ziemomy-
sla, podczas której odzyskał wzrok syn je-
go siedmioletni Mieszko (Mieczysław I).
Jakkolwiek Gallus przy tej uczcie nic o
postrzyżynach nie dodał, to jednak wszys-
cy późniejsi kronikarze, jak Kadłubek,
Mateusz Cholewa, Długosz i t. d., opisują
na domy^ postrzyźyny Mieczydawa. Naj-
nowsze badania historyczne Brucknera
podają w wątpliwość: czy istnie rzeczy-
wiście oLechitó wpogański obrzęd poBtrzy-
żyn, na co niema dostatecznych dowodów.
O postrzyżynach mówi Lelewel, że w o-
wych wiekach, kiedy prawa własności nie
były należycie utwierdzone, ojciec przez
postrzyżyny wprowadzał uroczyście i o-
głaszał swego syna spadkobiercą. W ka-
żdym razie obrzęd ten nosi wybitne cechy
zwyczajów chrześcijańskich i do pogan le-
cbickich mógł się dostać za w^^ywem
chrześcijan. Postrzyżynami na kleryka
(prima tonsura) zowie się pierwsza cere-
monja kościelna przyjęcia laika czyli mło-
dzieńca świeckiego w poczet kleryków.
Postrzyżynami zowie się również obcięcie
warkocza dziewicy, wstępującej do zako-
nu, co następuje przy obłóczynach, na
znak jej rozdziału ze światem. W domach
dbyGoot^le
POSUŁY.— POŚCIEL I ŁÓŻKA.
107
zamożnych obrzęd ten odbywał się oro-
czyście przy zjeździe krewnych i przyja-
ciół. Pannie młodej, -wychodzącej za mą2,
postrzygano włosy zawsze przed oczepi-
nami, na znak wstąpienia jej w zakon mał-
żeński, w którym ani trefić kosy panień-
skiej, ani przystrajać włosów wieńcem i
kwiatami jnż nie mogła. Prof . Karol Pot-
kański jest aatorem rozprawy ^Postrzy-
żyny u Słowian i Germanów", pomiesz-
czonej w 32-im tomie ogóhtego zbiorą
„Rozpraw Akademii Um, wydz. history-
czno-filozof." (Kraków, 1896 r., str. 330—
406).
Pottlły to samo znaczyło w mowie sta-
ropolskiej, co dzii łapówka, a zwłaszcza
podarek dla sędziego w sprawie. Wyraz
ten ażyty jest w Voluminack legum II,
fol. 1627 i VI f. 474. W Statucie Litew-
skim czytamy w rocie przysięgi dla sę-
dziego: „Nie z przyjaźni ani z waśni, nie
posoły i dary, ani się spodziewając na po-
tem darów, sądzić będę".
Poicłel ł łóika. Polacy, hartując się od
wieka dziecinnego do znojów obozowych
i do życia rycerskiego nawykli, unikali
nawet w domu i w czasach pokoju wszel-
kiej miękkości i wytwomości w spoczyn-
ku. Skóra z zabitego łosia, wilka lub nie-
dźwiedzia rzucona na słomę lub grocho-
winy i siodło pod głowę zwykłą bywały
pościelą, przykryciem — opończa. Nastały
później sienniki napychane sianem i po-
duszki c^li uasypki dla niewiast tylko
nap^oiane piórami łub pakułami a dla
mężczyzn nasypywane sieczką, plewą, su-
chym mchem lub liściem. Królowie nasi
przykład niższym dawali w życia skrom-
nem, w unikaniu niewieścich wygód. „Naj-
dzie się w rejestrach starych — pisze Gór-
nicki — wiele usłanie królewskiego łoża
stało, tak skromnie uaówczas monarcho-
wie polscy żyli". Wszakże z czasem upo-
dobanie w wygodach rosło i zbytek wkra-
dać się począł. Skóry niedźwiedzie i wil-
cze tak zszywano, że okrywały siennik a
spuszczone z tapczana o^niały przed ło-
żem ziemię, aby nie ziębiła bosej nogi. Do
jednej poduszki przybyła draga i to pa-
chowa, a z lżejszego futra wymyślono za-
woje czyli kołdry. Kilimami i kobiercami
wschodnimi lub kosmatymi kocami krajo-
wego wyrobu przykrywano naporędzien-
ną łoża i obijano przy nich ścianę. W miej-
sce tapczanów z prostych 2 lab 3 desek a-
kazywtJy się łóżka na powrozach rozbite.
W rachunkach Andrzeja Kościeleckiego
z lat I&IO i 1611 znajdujemy, że łóżko dla
naturalnego syna Zygmanta I kosztowa-
ło grzywnę 1 i groszy 12 czyli '/< funta
srebra. Do „gierady" czyli wyprawy pa-
nieńskiej — powiada Szczerbicz i Gnoicki
— należą przykrycia łożne, albo kołdry,
prześcieradła, wezgłowia. W XVI w. by-
ły już upowszechnione na poduszkach czy-
li nasypkach powłoczki czyli poszewki
zwane także „cechami". Jan Kochanow-
ski pisze we Fraszkach o gościnnym do-
mu szlachcica polskiego: ,A żona, pościel
zwłócząc, nieboga się krztasi". Inwentarz
ruchomości Aleksandra Jagiellończyka
przy jego testamencie wymienia łóżka
polskie z dębiny, łóżka francuskie, łoża
połogi, namioty (kotarowe) z forbotami,
u których kutasy de iestudine spadały, na-
mioty bez łóż, podniebień 3 z kamchatki,
materace, poduszki 2 aksamitne ze złotem,
ze skór zamszowych, czyli Uess poduszki,
stragulum kołdrę atłasową czarną cwilli-
cbem podszytą, kołdrę armezynową, gier-
makiadamaszkoweczamedoIoża,jałnionki
do spania, urynały, naczynie miedziane do
ogrzewania łoża.Dlachłopców u tegoż kró-
la była skórzana poduszka, wszewki, prze-
ścieradła, poszwy większe i mniejsze, pie-
rzynki większe i mniejsze. Caetani w pamię-
tnikach swoich (r. IÓ96) świadczy, że łóżka
Polaków były maleńkie i wązkie, ledwie się
w nich obrócić można. W drodze wozili tló-
mok z pościelą, inaczej musieliby spać na
ziemi lub słomie. Podobnież i Ogier, opi-
sując podróż do Polski r. 1G35, wyraża się;
dbyGoot^le
108
POŚCIEL I ŁÓŻKA.
,w drodze nie dostanie łóżek, trzeba, je wo-
zić z sobą, albo spać na lawach". U boga-
czów makatami ze złotogłowa i aksamitu
obijano ściany przy łożu przykryłem koł-
drą tnrską (turecką), gdzie wzorzysta po-
biel osypana była wonuemi ziołami. Koł-
dry robiono z atłasa tureckiego, z jrfócie-
nek tureckich materace i zawoje do łóżek.
Były później i z sierści koziej przykrycia.
Moda szła zawsze z góry do warstw niż-
szych. Jeżeli przeto widzieliśmy u króla
Aleksandra Jagiellończyka wszystkie łoża
pod namiotami czyli kotarami, to rzecz
prosta, że naśladowali go panowie a pa-
nów szlachta i mieszczanie, tych znown
Żydzi, u których dotąd można spotykać
po miasteczkach małe łóżka pod kotarą
2 podniebieniem czyli namiotem. Namioty
te odpowiednio do zamożności robiono z
altembasu, tabiuu, rfotogłowu, adamasz-
ku, kitajki pospolicie karmazynowej, nie-
kiedy zielonej, z persa lub cycu w kwiaty.
Na namiot suto fUdowany nad podwój-
nem łóżkiem, zwieszony od powały do
podłogi i tak dostatni, by śpiących dokoła
osłaniał, wychodziło do 100 łokci materja-
łu. Od Niemców zaczęto przejmować be-
ty czyli piernaty w miejsce polskich sien-
ników i pierzyny do przykrycia. Zwyczaj
ten rozpowszechnił się i przetrwał więcej
ułuda, niż u szlachty, która, przechowu-
jąc tradycje rycerskie przodków swoich,
pogardzała zawsze betami i zamieniała
sienoiki tylko na wlosiane materace przy-
krywaoe skórą łosią lab jelenią. Piszący
to zoał jeszcze napoleonistę G-rodzkiego,
który, przybywszy w odwiedziny do swo-
ich przyjaciół, gdy znalazł przygotowany
dlaó w łóżku piernat, przyjął to za rodzaj
zniewagi wyrządzonej honorowi starego
żołnierza i pierwej się nie położył, aż pier-
nat i ręcznik, których nigdy nie używał,
za drzwi wyrzucił. Żony lubiły uście-
łać łoża mężom swoim. Marja Kazimiera,
żona Sobieskiego, pisze, że król sypia do-
brze, gdy ona mu sama pościele. Kitowicz
w swoich pamiętnikach o czasach Saskich
powiada, że w domach pańskich łóżko
małżeńskie było adamaszkowe takiego
koloru, jakiego obicie sypialni z firanka-
mi i płotkiem sato u góry i dołu obłożo-
nym złotym galonem. Stawiano te łóżka
wzdłuż ściany w niszy, albo głowami pod
ścianę a nogami na środek pokoju. Kawa-
ler nakrywai swój tapczan kobiercem tu-
reckim, ścianę obijał makatą, na której
zawieszał rzędy, szable, pistolety, trąbki,
ładownice a poniżej krucyfiks, obrazek
N. P. Częstochowskiej i gromnicę. Crdy
który pieszczoch, wyprawiony na dwór
pański, przyjechał z pościelą pierzaną, zo-
stawał wyśmiany i musiał do domu ode-
słać piernaty, a poprzestać na kołdrze i
poduszkach. Moda nżywania betów nasta-
ła za doby Saskiej skutkiem bliższego ze-
tknięcia się Polaków z Sasami. Wówczas
to upowszechniły się i łóżka w miejsce
tapczanów, które odtąd służyły już tylko
hajdukom, lokajom i pachołkom. A jedno-
cześnie upowszechniły się również i ury-
nały, naczynia pierwej pogardzane przez
szlachtę. W XVIII w. pojawiły się łóżka
podróżne składane a także łóżka żelazne
ze spodem na pasach. Kawalerowie, za-
miast firanek, poprzestawali niekiedy do
łóżka takiego na parawaniku żelaznym o
jednej nodze, który na noc łóżko zasłaniał
a na dzień u nóg był stawiany. Kołdry
weszły w użycie watowane, kryte ada-
maszkiem, atłasem, wełną Inb baw^ną,
przedtem angielskie, później krajowe i pi-
kowe. Niemniej w drugiej połowie XVIII
w. upowszechniły się stoliczki lub małe
szafeczki przy łóżkach, do postawienia
wody, dzwonka, świecy i ekscytarza czyli
budzika służące, a w miejsce parawanów
żelaznych drewniane o kilku skrzydłach
zaciągniętych kitajką zieloną lub papie-
rem kolorowym, różnemi wyklejeniami
ozdobionym. Od staruszek pamiętających
wiek XVIII słyszeliśmy niegdyś, iż był
powszechny zwyczaj w domach możniej-
dbyGoot^le
POŚWIĄTNE.— POWIAT.
109
szych pokrywaniakolder gościnnych matę-
rją ze starych sukien jejmościnych.
Poiwiątne znaczy grunt pod fundację
kodciota przeznaczony, fundus dolatus,
fundtis ecchsiae adjaccns. ( Vol. leg. I, fol.
B74iIII,f. 798).
Potaż- Jak powszechnetn było w Pol-
sce wypalanie pota*u i jak spore dochody
osiągano ze ^rzedaiy potain wywożone-
go wodą zagranicę, jeszcze w XVIII wie-
tadaje tego miarę Ign. Krasicki w wier-
szu:
Gd;b7 nie b;lo pota2u.
Nie bylobf ekwipażu;
Skarb to nie dosyć wielbiony,
Z popiotóir mamy galony.
Potloriłas czyli rozdział sądowy dóbr
odłożonych pomiędzy wierzycieli, ob. Enc.
Star. L III. str, 78, a obszerniej w Staro-
iytnoSciack polskich J. Moraczewskiego,
t, IL str. 269. Ksiądz Franciszek Jezierski
pisze surowo w tej mierze za czasów Sta-
nisława Augusta: „Dokret^tf/zor/^a/Zj jest
jak strzała z cięciwy wypchnięta, kl^ra
zawsze wylata z Sąd a, ale nie zawsze tra-
fi w sprawiedliwe zadosyóuczynienie wie-
rzycielom. Spadają późniejsze zapisy,
zmniejszają się albo zupełnie upadają pro-
wizje i trafi się często, że sprawiedliwość
i cudza własność cierpi, a ten, kto przebrał
więcej jak miał, zarobił na tym, jakby
miał interes w najzyskowniejszych sposo-
bach handlu".
Potoczny sąd ob. Sądy.
Potrzaba. Wyraz ten ma wiele ubocz-
nych znaczeń, których wyjaśnienie należy
do słowników języka polskiego. Tutaj
wspomnimy tylko, że Polacy ze względu,
iż nie prowadzili wojen zaczepnych, ale
tylko wyraszali na boje w potrzebie obro-
ny własnej, nazywali potrzebą smutną
konieczność każdej wyprawy wojennej, a
więc wojnę, bitwę i potyczkę- Starowolski
pisze: .Rycerz dziękować ma Bogu za
zwycięstwo, i co ślubował, idąc do po-
trzeby, ma jak najprędzej z wdzięczno-
ścią oddać*. Potrzebami nazywano także
wyszycia do zapinania u bekiesz, ferezyi,
kontuszów, czamar i kapot taśmowe lub
sznurkowe z odpowiedniemi: pągwicami,
butonami, guziczkami, barełkatni i pętli-
cami, zwykle szmuklerskiej czyli pasamo-
nickiej roboty, u możnych nieraz złote
lub srebrne.
Potu remne— opłata, którą składa skar-
żący za uwięzienie i stróżowanie podsąd-
nego. Statut Litewski każe płacić turem*
nego od szlachcica dziennie 48 groszy, od
nieszlachcica 24, jeżeU byli o zbrodnię
gardłową obwinieni, W razie mniejsze-
go przestępstwa płacono taksę połowicz-
ną, jak również za wieżę, która nie zależa-
ła od sąda.
Poturnak, poturczeniec, poturczo-
ny, pobisurmaniony — renegat, z
chrześcijanina mahometanin. Gwagnin pi-
sze: „Kiedy kogo mają poturczyć, do ka-
dego go przyprowadzą. Kady zawój mu
na głowę włoży; potym z pompą przez
miasto prowadzą; potym go w osobnej ko-
Potwarz albo kalumnja. Statutzr.
1347 powiada, że potwarzony o gwałt pa-
nien, wdów lab mężatek, sześcią świad-
ków ma się oczyścić, to aię znaczy, że po-
trzebuje tylu ludzi, którzyby zaprzysięgli
jego niewinność. Prawo z r. 1496 postano-
wiło, że potwarca do wieży skazany być
nie ma, aż się sprawa dostatecznie mieć o
potwarzy będzie. Potwarca, o potwarz in-
szego pozywając, gdy się ten oczyści, trzy
grzywny dać nrn powinien. (Ob. Odszcze-
kiwanie pod ławą, Enc. Star. t. III,
str. 278).
Powązka — chusta do cedzenia mleka
świeżo udojonego. Syrenjusz pisze: ,Sko-
topasowie miasto powązki i cedzidła uży-
wają ostrzyny do cedzenia mleka".
Powidt, wyraz w języku polskim staro-
żytny, sięgający czasów słowiaósko-lechic-
kich, a oznaczający okolicę, obwód, o-
kręg, którego mieszkańcy powiadamiali
dbyGoot^le
110
POWITANIA. — POWOŁOWSZCZYZNA.
się na wspólne wiece i do wspólnej obrony
w swoim „grodzie*. Odwyrazówtefc wiec,
powiadomić — pochodzą wyrazy: powiat i
powietnik. Powiaty lechictie, zlo2one zwy-
kle z kilka opól czyli gmin, łączyły się w
ziemie {lerrae, comiiaius), a ziemie w księ-
stwa. Jeszcze cesarz niemiecki Henryk II
objeżdżał poddanych sobie Słowian po po-
wiatach i odbywai z nimi zwoływane wie-
ce. Pierwotne powiaty nie mogły mieó
ani ścisłych granic, ani przepisanej rozle-
głości. Długo termin ten polski stosowany
był chwiejnie i odmienniti, nawet w jed-
nym i tym samym doknmencie, zwłaszcza
naLitwie i Rusi. Np.w „Diikcie granic ko-
ronnych i W. Ks. Litewskiego" z r, 1646
(Dogiel L.) cała prawie Ukraina nazwana
jest raz .powiatem" kijowskim, to znown
„ziemią' i , województwem", a obok t«go
spotykamy w jej granicach „powiat' Win-
nicki i .powiat' bracławski. Wogóle jed-
nak „powiat" oznaczał w Polsce okręg są-
dowy, t j. obwód, ciążący do jednego gro-
du, starosty, a zwłaszcza sądu ziemskiego.
W Wielkopolsce i Małopolsce wojewódz-
twa dzieliły się na ziemie i powiaty. Np.
województwo Płockie składało się z ośmiu
małych powiatów, a obok niego wojewódz-
two Mazowieckie z 10-u ziem, z których
np. Łomżyńska obejmowała 4 powiaty.
Każdy taki powiat był oddzielnym okrę-
giem sądowym i miał własną hierarchję
urzędników ziemskich. Że zaś niektóre po-
wiaty {np. 3 powiaty ziemi "Wiskiej) były
bardzo m^e, więc zdarzano się, że nieraz
w powiecie było więcej urzędników tytu-
larnych, niż posesjonatów do noszenia
tych godności powiatowych. Gdzie powiat
był nazbyt mały, tam okręgiem sądowym
była ziemia. Księstwo Żmudzkie dzieliło
się na 28 „traktów", które obszarem od-
powiadały przeciętnym powiatom mazo-
wieckim. W ziemiach ukrainnych ilość
powiatów wciąż się zwiększała, w miarę
posuwania się naprzód linii obronnej kra-
ju przez wznoszenie nowych zamków i je-
dnoczesne wzrastanie zaludnienia dokdta
tychże.
Powitania i pozdrowienia. W przy<
wileju Zygmunta I z r. 1523 herb Pogo-
gonią nazwanyjest Bo że-z darz iZdarz-
b ó g. Są to wyrazy używane w Polsce od
czasów zapewne bardzo dawnych przy
spotykaniu się lodzi. Mówiono także:
„Pomagaj-Bóg" lub „Pomaga-Bóg*. Jan
Kochanowski we fraszce „Do Pawła' pi-
sze: .Chcif^em ci pomagabóg kilka-
kroó powiedzieć". W rękopisie księdza Ka-
rola Żery, franciszkanina drohickiego, spi-
sującego w XVIII w. dykteryjki i praw-
dziwe wypadki ku rozweseleniu braci za-
konnej, znajduje się notatka (karta 26,
nr. fragmentn 147), że pierwej nim zaczę-
to mówić do siebie przy spotkaniu: „Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus", po-
zdrawiali się Polacy życzeniem: „Poma-
gaj-Bóg". W zakrystyi zaś kościoła w 0-
strożanach, w ziemi Drohickiej na Podla-
siu, wisiało na tablicy zalecenie do ludu,
aby przy spotkaniu z żydem mówił: „Niech
będzie Pan Bóg pochwalony' . Jakoż przy-
pominamy sobie i Żydów wiejskich, po-
zdrawiających chrześcijan tem samem wy-
ratoniem. U pisarzów naszych z XVI
i XVII w. znajdujemy, że gospodarz witał
gościa w progach swego domu sowami:
„Moja służba' — „Służba, sąsiedzie miły"
— „Służba moja powolna', żegnać zaś od-
jeżdżających, mówiąc: „Bóg żegnaj", Lud
wiejski, spotykając się przy pracy, mówi
dotąd: „Pomagaj Bóg' — „Boże dopomóż"
—„Panie Boże dopomóż", na co odpowia-
da pozdrowiony: „Panie Boże zapłać" lub
„Bóg zapłać",
Powołowe ob. PowołowszGzyzna
oraz Podatki i ciężary.
Powołowszczyzna, Powołows— dawny
podatek od dobytku rogatego w naturze
zwykle oddawany. S. Petrycy w czasach
Zygmunta HI pisze: „Powołowszczyzna
to jest dziesiąty od poddanych wół we
trzy lata'. Starowolski poświadcza, że
dbyGoot^le
POWÓD. — PÓŁKORNECIE.
111
,Za Władysława IV, powolowszczyznę-
coroczną, którą przedtym w 10 lat jeno,
potym w 7, zbA w 5, we 3 znowu, aż nako-
niec co rok wybierać poczęto, ustanowio-
no". W Vol. legum (11, £ 685) czytamy:
,W domach szlacheckich wolno cudzo-
ziemcom woły zimowane, karmne i powo-
łowszczyznę kupować, i b^ myta z granic
■wypędzać". W tem wyrażeniu prawa kra-
jowego powotowszczyzna oznacza młodą
rogaci znę.
Powód, wyraz znany już w Polsce od
wieków średnich, oznaczał tego, który
wnosił skargę do sądu, powodując
sprawę i proces. Po łacinie nazywano po-
woda zwykle w sprawach cywilnych ak-
torem, -w)aymmd,\aych.dt;latorem. Podług
prawa polskiego powód równie jak po-
zwany mógł stawać w sądzie bądź sam,
bądź w towarzystwie patrona, bądź przez
p^nomocnika. W innem znaczenia użyty
jest ten wyraz w dokumencie z r. 1241:
^ovod miliiare Ducent'^.
Powóz ob. Podatki i ciężary.
Pozew. Każdy proces rozpoczynał się
od pozwu na piśmie, który woźny wręczał
stronie pozwanej. Statut Kazimierza W.
z r. 1347 stanowił, aby bez wiadomego po-
zywającego pozwy dawane być nie mo-
gły. Prawo z r. IbOla określa, aby pozwy
ziemskie wydawane były pod tytułem
królewskim a z pieczęcią ziemską, grodz-
kie zaś pod tytułem i pieczęcią starosty.
W r. 1643 postanowiono, aby pisane były
w języku polskim. Zwykłe w sprawach
cywilnych zwano citationes liłernles, ale
były i nstne, które zwano taktami (od wy-
razu tactus), bo woźny zaraz prowadził
pozwanego do sądu. Zwano je także .ro-
kiem nadwornym". Do ustnych należy
terminus facionaius, rok licowy, gdy
złodziej „z licem" t. j. z przedmiotem
skradzionym był schwyttuiy. Zygmunt I
przepisał formy dla pozwów ( Vol. leg: I,
f. 423). Wręczenie pozwu woźny poświad-
czał zeznaną w sądzie relagą. Stąd poszło,
że i po upadku prawa polskiego poświad-
czenie woźnego o wręczeniu pozwu nazy-
wano .relacją woźnego". Opłata za dorę-
czenie pozwu zwała się pozewne.
Pólko ob. Pręt.
PÓłbraAcze — rodzaj półkrytka czyli
koczyka z budką zapewne ze skóry bara-
niej czyli ^baranicy", Wac, Potocki pisze
w XVn w.:
.Jrili Bię kiedy dowie o biwiediie,
Cho<5 nieprosEODR, w pólbarańcEU jediie".
Połdziałko— mała armatka. Btażowski
w l^ómaczeniu Kromera mówi: „Dwoje
półdziiJek na naszych wystrzelili".
PÓłSfSek — pół gęsi uwędzoaej na su-
rowo i podawanej jako wędlina; trady-
cyjny przysmak litewski.
PÓłgranaciO — grubsze sukno granato-
we, którego nie wolno było drożej sprze-
dawać (w r. 1620), jak po 5 zł. łokieć ( Vol
leg. m, f. 370).
PÓłhak — gatunek strzelby wojennej.
Kromer pisze: „Za panowania Ludwika
Węgierskiego, Niemiec jeden strzelbę śpi-
żaną, co od grzmotu hucznego półhakami
nazwano, wymyślił". Seb. Petrycy w ,Po-
liłyce Ar." zaleca: „Miejscy ludzie mają
mieć p(^aki, dzi^a, działa, miecze i
wszystko, co do obrony piechoty należy".
PÓłkartauna — rodzaj działa oblężni-
czego. Chmielowski w .i4/ena<;A pisze: ,V6l-
kartauny zowią burzycielami".
PÓłkiryinik, po łae. semiernis. Mączyń-
ski w słowniku swoim z r. I5C4 wyraz ten
tłómaczy: ,na poły we zbroję ubrany"
(człowiek).
Półkoplenlacze. Kopieniak zwał się
płaszcz węgierski od deszczu, modny od
czasów Stefana Batorego. Półkopie-
D i a c z e był to zapewne rodzaj półpłasz-
cza podobnego.
PÓłkornecie — mniejszy komet biało-
głowski (rodzaj czepca). Haur w drugiej
połowie XVII w. pisze: „Koron kobiety
używają na komety, na półkomecia, na
bonety".
dbyGoot^le
112
PÓŁKRYTEK.— PRAWA NADBRZEŻNE.
P6łkryłek — wózek czyli pojaździk pól-
kryty t. j. z budką, koczyk, bryczka kry-
ta. PóIkryŁki były już znane za czasów
Zygmunta III.
Połplisza — trypa, gatunek materyi.
Półpoicie, środop oście. Foniewajt
dawniej Post wielki zachowywany .byJ
tak surowo, ża od środopościa przestawa-
no spożywać gotowanych potraw, powstał
więc na pamiątkę tego zwyczaj tłuczenia
w dniu tym starych garnków, tak opisa-
ny z czasów Saskich przez ks. Kitowicza.
„Młokos przed niewiastą przechodzącą,
dziewka przed mężczyzną rzucała o ziemię
garnek popiołem suchym napełniony, tra-
fiając tak blizko, żeby popiół z garnka ob-
sypał i okurzył idącą osobę. Zawołał wów-
czas swawolnik: „Półpoście, mości panie!
lub mościa panno!" i uciekł. Wszakże sądy
marszałkowskie, karząc za to na worku
lub skórze, i to powściągn^y. Po wsiach
uderzano garnkiem podobnym o drzwi,
okiennicę lub ścianę, budząc śpiących od-
głosem tym i krzykiem: „Półpoście!"
PÓłBZarłacia, półszkarłaci e— suk*
no szkarłatne, którego nie pozwolono w r.
] 620 drożej sprzedawać, jak po 7 zł. łokieó
( Vol. leg. IV, f. 370).
PMszkutek — mała szkutka do spławu
zboża. Klonowicz pisze we „Flisie": ,Gdy
się żyta własnego dorobisz, spraw dubas
abo półszkuteczek".
PÓłtOWnik — przełożony nad połacią
miasta. Seb. Petrycy pisze: „Miasto roz-
szykować trzeba na ćwierci, ćwierci na
póttowniki, póltowniki na dziesiątki"; lub
w innem miejscu: ,,Półtownikiem i dzie-
siątnikiem tylko ten być ma, który sam
pod po^uszeństwem półtownika i dziesią-
tnika swego kozacką (służbą) służył".
PÓłzegarze ob. Godzinnik {Enc.
Star. t. II, str. 197).
Praejudicata. Taknazjwano wyroki
sądowe, które w sprawach podobnych za
wzór później służyły. Kazimierz Jagielloń-
czyk postanowił, aby sądy wyroki swe
wpisywały w jedną księgę (zwaną później
dekretarzem), które potem przy sądzeniu
spraw tejże natoły służyć miały zaprę-
judykata do nowych wyroków. To samo
wyrzekł Zygmunt I w urządzeniu dla
Prus, oświadczając, że gdy dwa wyroki w
jednakowych sprawach są różne, wówczas
jedna z nich niesprawiedliwie jest osądzo-
ną, Z mocy tych ustaw o prejudykatach,
sądy trzymały się zawsze swoicli starszych
a nie obcych wyroków, czyli prejudyka-
tów w swoim dekretarzu zapisanych.
Prałat, po łae. praelatus — przełożony.
Godność udzielana w średnich wiekach
niekiedy urzędnikom świeckim, z czasem
wyłącznie przyzna wanaduchownym, spra-
wującym wyższe urzędy kościelne. Prała-
tami nazywają się opaci niektórych zako-
nów, opatrzeni przywilejem używania in-
sygniów biskupich, tak^e dygnitarze ko-
ścielni wyjęci z pod zwykłej jurysdykcyi
biskupiej. Prałatkami nazywały się nie-
kiedy przełożone opactw żeńskich, ksienie.
Prandypura—jakiśubiór męski wXVII
w. niewątpliwie z Brandeburgii naślado-
wany. Opaliński w „Satyrach" pisze:
„Dla niego kniwcj Bzyjij l«lely, krają złotogłów;,
A z nich zaś prandjpurj, koatusze, hazuki".
PraSDł — przekupień soli; prasołka
— przekupka soli; prasolstwo — kra-
marstwo solno. Zimorowicz w Sielankach
mówi: „z prasołki żyć" czyli z handlu sol-
nego, PrasoIką nazywano także poda-
tek od prasolstwa. Herburt w Statucie pi-
sze, że „książę Oświęcimski miał grzywnę
jedną z przekupniów albo z prasołów sol-
nych". W Vol. legum (t. 2, r. 1642) znaj-
dujemy, że „prasołowie, od każdego wo-
za, którym sól wożą na przekup, płacą po
gr. 12".
Prawa nadbrzeżne o rozbitkach i kor-
sarzach. Powszecline w Europie było pra-
wo, iż rzeczy rozbitków morskich, które
woda na ląd wyrzucała, stawały się praw-
ną własnością tych, którzy je znaleźli i
zabrali. Tylko naród polski może się tem
dbyGoot^le
PRAWA NADBRZEŻNE O ROZBITKACH I KORSARZACH.
113
pochlabić, ża ze wstrętem podobną zasadę
odrzncaj, Kazimierz Jagiellończyk, przy-
szedłszy do posiadania Pomorza, zniósł
niesprawiedliwe to prawo, a takjus nau-
/ragii nie miało u nas miejsca. Statut Li-
tewski pod karą wynagrodzenia w dwój-
nasób (sowito), wzbrania zabierać rzeczy
rozbitkom (Rozdz. IX,art. 3i}. Naród nie
cbciał, aby z nieszczęścia bliźnich bogaco-
no się przez grabieji ich mienia. Ludzkie
to i pełne miłości chrześcijańskiej zdanie
objawili i obstawali przy nteoi: Zygmunt
Stary i Stefan Batory. Jak zacne i rozum-
ne raeczy wychodziły z kancelaryi kró-
lewskich, niech posłuży za dowód list Ba-
torego do miasta Lubeki w sprawie po-
wyższej: „Jeżeli nie jest w mocy ludzkiej
odwrócić rozbicia okrętów, to ciągnąć z
nich zyski jest niegodneni. Jeżeli burza
nieszczęśliwemu nie wszystko zabrała, dla-
czegóż mielibyśmy być okrutniejszymi od
wichrów i mórz? Ani my, ani poprzednicy
nasi nio inaczej uważaliśmy rozbitków^
jak za ludzi, którzy w nieszczęściu więk-
szo do naszej opieki mają prawo. Towary
nieprzyjacielskich rozbitków powrócić, a
ludzi wolno puścić kazaliśmy, bo sądzi
my, że w rozbiciu nie byli nam nieprzyja-
znymi, ani te* szkodliwymi być mogli"
Potępienie koraarstwa przez prawodi
stwo polskie nastąpiło za Stefana Bato-
TORO w czasie pamiętnego buntu Gdań'
szczan. Zuchwali mieszczanie, pobici na lą-
dzie pod Tczewem, zamknęli się w warów-
wnych murachswego miasta, ufni, iż od stro-
ny morza będą otrzymywali posiłki, broń
żywność. Aby właśnie tego nie dopuścić,
Stefan Batoiy wydal następny uniwersał:
„"Wszem wobec i każdemu z osobna, ko-
mu o tem wiedzieć należy, tak z podda-
nych naszych, jako i z ludzi postronnych
i t. d. Dla popierania przedsięwziętych
przeciw Gdańszczanom kroków wojen-
nych potrzebując sity zbrojnej na morzn,
akeztałcenie jej poleciliśmy urodzonemu
Piotrowi Kłoczewskiemu, staroście mato-
EncrUopedJa itiropolikii, tom IV.
gojskiemu, sekretat^owi naszemu, oras
burmistrzowi i radcom magistratu miasta
naszego Elbląga, którymnastępującestano-
wim przepisy: Nis chcąc, aby marynarze
nasi frajfaiterów (rozbójników morskich)
postać na siebie przybierali, jak najsuro-
wiej im zalecamy, aby się nie ważyli ża-
dnyi^h innych, prócz gdańskich, zabierać
na morzu okrętów. Mianowicie, rozkazu-
jemy im, aby szanowali okręty i wszelką
własność najjaśniejszego króla imci duń-
skiego i jego poddanych, najjaśniejszego
króla imci szwedzkiego i jego poddanych,
i miast hanzeatyckich, i żadnej statkom
ich i płynącej na nich czeladzi nie czynili
krzywdy. Okręty nasze chwytać mają tyl-
ko statki gdańskie, których całkowitą
wartość, nic sobie nie zastrzegając, mary-
narzom i dowódcom ich ustępujemy. O-
prócz korzyści, stąd dla nich wynikającej,
zabezpieczamy im żołd, jaki z wielmożnym
starostą matogojskim umówiony będziei
który oni regularnie pobierać będą. Nie-
mniej właścicielom okrętów, do tej wypra-
wy użytych, zaręczamy zapłatę, o jaką
się z W. Kloczewskim zgodzą, oraz uwol-
nienie od tej służby przed zimą. Dla więk-
szego zaś jeszcze zachęcenia przyrzekamy
właścicielom tych okrętów darowanie im
cła, skarbowi naszemu winnego od towa-
rów, którymi, powracając do siebie, na zi-
mę, okręty swoje ładować będą chcielL
Dan w obozie pod Gdańskiem d. 28 lipca '
1577 r. Stefan Balory."- Dokument niniej-
szy ogłosił Edward hr. Haczyński w zbio-
rze p. Ł „Pamiętniki do historyi Stefana
króla" (Warszawa, 1830 r.). Jednocześnie,
tegoż samego dnia, król Stefan podpisał
pełnoiuocnictwo dla Kloczewskiego i wy-
dał prawie jednobrzmiący z powyższym
uniwersał do magistratu elbląskiego, za-
wiadamiając, że rycerze jego, nie zaś kor-
sarze, będą ścigali na Bałtyku zbuntowa-
nych Gdańszczan {mililes nosiri, quos non
pirałos, neque Jraibileros esse -oolumus.
„Źródła dziejowe", III, 183). W prawach,
dbyGoot^le
114
PRAWA ZWYCZAJOWE. — PRAWO OBELNE.
udiwalonych isa Stanika wa Augusta co do
rozbitków morskich, przejawiły się te sa-
me tradycyjne pojęcia narodu polskiego a
pn^pisy dla księstwa Kurlandzkiego i Se-
juigalskiego brzmią: „Nikt także na po-
tem ważyć się nie ma używać owego nie-
ludzkiego prawa opanowania dóbr rozbi-
tych na morzu; lecz jeżeliby kto pomoo
jakq wtem niebezpieczeństwie będącym
przyniósł, sprawiedliwą nagrodą za pracę
swoją ma się kontentowaó. O prawach te-
go rodzaju u innych narodów ob. w Enc.
kościelneji. 21, str. 197.
Prawa zwyczajowe. Gdy r, 1249 legat
papieski Jakób wysiany był z Rzymu nad
Bałtyk do rozsądzenia sporów między
Krzyżakami z jedaej a nowonawrócoaemi
czyli podbitemi przez nich plemionami
pruskiemi: Pomeranów, Warmów i Natan-
gów z drugiej strony — obie strony spor-
ne, t j. Krzyżacy i Prusowie szczepu let-
tońskiego, po wspólnej naradzie wybrali
prawo i sądownictwo polskie za obo-
wiązujące. Widzimy z tego, w jaki sposób
wpływ kultury i praw polskich sięgał już
w XIII w. z nad Warty do ujść Niemna.
Ale były to prawa nie pisane, ani siłą z ob-
czyzny narzucone, ale uświęcone wiekami,
rdzennie lechickie i słowiańskie zwyczaje
narodu polskiego. Uczony prawoznawca
polski Walenty Dutkiewicz powiada: n^""^"
wa jak wszędzie tak i u nas, zaoim były
zredagowane czyli napisane, tworzyły się
z potrzeb społecznych i formy rządu, z u-
sposobienia narodu, z jego ducha, z jego
wyobrażei o sprawiedliwości". Zwyczaje
ustalono nietylko w całym narodzie, ale
nawet w jednej z jego ziem były uważa-
ne za prawo miejscowo obowiązujące ( Vol.
leg. V, f. 500). Statut Wiślicki jest pierw-
szem prawem pisanpin, jest zbiorem praw
zwyczajowych Wielko- i Małopolskich a
zostanie on po wszystkie wieki pięknym
pomnikiem, jako podstawa następnych
prac prawodawczych, które przez pólpię-
ta wieku poprawiały go, uKupelniały, zmie-
niały w miarę nowych potrzeb i odwoły-
wały się do niego. Król Aleksander Ja-
giellończyk polecił, aby każda ziemia spi-
sała i przedstawiła mu wszystkie swoje
prawa zwyczajowe. Uczyniła to tylko za
krótkiego jego panowania ziemia Krakow-
ska i w statucie Łaskiego mamy jedynie
zwyczaje prawne ziemi Krakowskiej. Do-
chowały się jeszcze spisane w części zwy-
czaje prawne ziemi Łęczyckiej. Innych
zgoła brak a dowiedzieć się o nich może-
my tylko z dokumentów prawnych pry-
watnych. Nie będziemy też mieli poty hi-
storyi prawa polskiego, dopóki nie będą
ogłoszone i zbadane wszystkie dokumenta
średniowieczne w krajn naszym. W. Dut-
kiewicz pisat rozprawę: „O maiemanem
prawie zwyczajowem". Warszawa, 1876.
Komisja prawnicza w Akademii um. ogło-
siła w V tomie swoich wydawnictw ode-
zwę w przedmiocie zebrania prawa zwy-
czajowego, przysłów i wyrażeń prawnych
w Polsce. Prof. Aloizy Winiarz napisał
rozprawę „O zwodzie zwyczajów praw-
nych mazowieckich układu Wawrzyńca z
Prażmowa" (w tomie 33 ogólnego zbioru
rozpraw Akademii nm. a w t. YII seryi
II, str. 91—170, Kraków, 1895 r.).
Prawda — plecionka pod misy i półmi-
ski na stole podkładana. W broszurze z r.
1674 „Dworstwo obyczajów" czytamy:
„Pacholę stół ma przychędożyć, obrus bia-
ły pościele, prawdę w pośrodku położy".
Bielski w XVI w. wspomina o prawdach
stołowych przy herbie Prawdzie.
Prawo gościnne. Tak zwano w Polsce
sąd dla kupców, przybywających do miast
składowych lub z towarami na jarmarki,
ustanowiony w r. 1565 przez Zygmunta
Augusta ( Vol leg. II, str. 636). Był to sąd
natychmiastowy, ale sądził obcych (gości)
podług prawa krajowego, stosując się w
w rzeczach kupieckich do zwyczajów han-
dlowych.
Prawo obelne ob. Obelnc prawo
{Enc. Siar. t. III, str. 269).
dbyGoot^le
PRAWODAWSTWA.
115
Prawodawstwa obowiązujące 'W daw-
nej Polsce. Najdawniejsze prawa pol-
skie są spisane na sejmie w Wiślicy za
Kazimierza Wielkiego, 1347 r. Nie ksztai-
.city się one na prawie rzymskiem a pomi-
mo to byli autorowie, którzy prawo naro-
dowe polskie prawem rzymskiem objaś-
niać a nawet uzupełniać chcieli. T. Czacki
w dziele ,0 Litewskich i Polskich pra-
■ wach" zaprzeczył wzoru i wpływu prawa
rzymskiego na prawa przodków naszych.
■Natomiast Jan Wincenty Bandtkie w roz-
prawie yindiciae Juris Romani (r. 1808)
usiłował dowieść, że prawo rzymskie mia-
ło moc pomocniczą w Polsce. Wówczas
Czacki dowiódł swoich poprzednich twier-
dzeń rozprawą: „Czy prawo Rzymskie by-
ło zasadą praw Litewskich i Polskich?"
Wówczas pogodził obn zapaśników Osso-
liński, który w rozprawie „O prawie
Ezymskiem w Polsce" (r. 1819) wykazał,
że Bandtkie miał duszność co do praw
miejskich a Czacki co do praw ziemskich.
Ważne rozprawy drukował w tym przed-
miocie ówczesny Dziennik Warszawski,
pióra Aleksandra Mickiewicza (brata Ada-
ma) i innych. W r. 1828 wydał Jan Ja-
nowski rozprawę konkursową i Joachim
Lelewel , Początkowe prawodawstwo pol-
skie" a Wac. Al. Maciejowski „Historję
prawodawstw Słowiańskich". Najdokład-
niejsze wydanie Statutu Wiślickiego znaj-
duje .się w dziele Antoniego Zygmunta
Helcia „Starodawne Prawa Polskiego Po-
mniki (Warszawa, 1856 r.). W r. 1874 wy-
szły dwa ważne dzieła: Romualda Hubę-
go „Prawo Polskie w wieku XIII" i A. Z.
Helcia z pism po nim pozostałych „Daw-
ne prawo prywatne polskie". Niemniej
w tymże roku ukazała się rozprawa M.
Bobrzyńskiego „O dawnym Prawie Pol-
skim, jego nauce i umiejętnym badania".
Ponieważ bibljografja przedmiotu prze-
chodzi zakres Enc. Słaróp.^ zamykamy
więc ją wzmianką o jedaem jeszcze waż-
nem dziele Romualda Hubego: „Prawo
Polskie w XIV wieku" (Warszawa, 1886
roku). Od wieku XIV obowiązywało w
Polsce prawo Ziemskie {/us Terreslre),
którego podstawą był Statut Wiślicki Ka-
zimierza Wielkiego z r. 1347, uzupełniany
i zmieniany przez uchwały sejmów pó-
źniejszych, zebrane w Yoluminach łegum.
Uchwały te, pisane w języku łacińskim do
polowy XVI wieku, nazywają się statuta-
mi (ob. Statuty koronne). Odr. 1550 za-
częto je pisać po polska i nazywać Kon-
stytacyami. (Pierwszy raz użyto języka
polskiego jako urzędowego w przywileju
Zygmunta Augii.sta podczas sejmu piotr-
kowskiego r. 1550). Aleksander Jagielloń-
czyk zlecił Janowi Łaskiemu zebrać
wszystkie prawa obowiązujące, a zbiór
ten pozyskał sankcję królewską na sejmie
radomskim w r. 1505 i, zuany pod nazwą
Statntu Jana Łaskiego, wydrukowany zo-
stał nietylko na papierze ale i na pergami-
nie. Zygmunt I i syn jego Zygm. August
usiłowali utworzyć porządne zbiory praw
polskich. Za Zygmunta I była przygoto-
wana w roku 1532 tak zwana Korrektu-
ra Taszyckiego, jednego z sześciu redak-
torów, w tym celu postanowionych, ale
potwierdzenia urzędowego nie zyskała.
Za Zygmunta Augusta dokonane były
dwa zbiory praw: systematowy Jakóba
Przyłuskiego i abecadtowy Jana Herbnr-
ta, ale sankcyi urzędowej także nie naby-
ły i pozostały pracą prywatną, Herburt
jednak zyskał powagę w sądach. R. 1565
wyszło niepospolite dzieło: „Ustawy Pra-
wa Polskiego z łacińskiego wybrane na
polski język dla wszelkiego człowieka pro-
stego przdożone." Jest to pierwszy układ
systematyczny praw polskich. Rozpoczy-
na się Statutem Wiślickim, po którym idą
statuta: o królu, wojewodach, starostach,
granicach, szlachectwie i t. d., jodnem sło-
wem całe prawodawstwo. W r. 1 569 wy-
szło już trzecie wydanie tego dzieła. Za
Zygmunta HI wyszedł wr. 1 600 zbiói- Ja-
nuszewskiego, również jako praca pry wat-
dbyGoot^le
116
P R A z M o.
na, O pomnikowem wydawnictwie Yola-
minów Legum ob. Yolnmina. Księstwo
Mazowieckie, po wygaćcięciu swoich ksią-
żąt do Korony wcielono, chciało zachować
niektóre prawa ze Statutów Mazowiec-
kicli i takowe pod nazwą Exccpta Maso-
viae zatwierdził dla Mazowsza Stefan Ba-
tory w r. 1676. (Całe Statuta Jlazowieckis
wydal Bandtkie r. 18U1 w dziele^wj Polo-
nicum). Najporządniej ułożone prawa mia-
ła Litwa w tak zwanym Statucie Litew-
skim (ob. Statut lit), którego były 3
redakcje, a ostatnia w r. 1598 przez Zyg-
munta III zatwierdzona, do XIX w. obo-
wiązywała. Szlachta ziem pruskich, czyli
trzech województw: Pomorskiego, Mal-
borskiego i Chełmińskiego, która począt-
kowo sądziła się równem prawem z miesz-
czanami, zapragnęła na wzór szlachty ko-
ronnej mieó oddzielne prawa, i takowe,
zwane pospolicie Korrekturą Pruską, za-
twierdzone zostały przez Zygmuntii III
w r, 1698. Miasta miały prawa, sądy, au-
tonomję i ustawy, przez Stany Miejskie
uchwalane, .Wilkirzami" zwane. Mogły
one czynió pewne zmiany w swoich pra-
wach zasadniczych, jak tego zdarzały się
przykłady w Poznaniu i Lwowie. Miasta
województw pruskich i ks. Mazowieckie-
go rządziły się prawem Chelmińskiem, z
wyjątkiem trzech miast pruskich: Elbląga,
Frauenburga i Braunaberga, które miały
prawo Lubeckie, t. j. takie, jak niemiecka
Lubeka. Miasta innych prowincyi rządzi-
ły się prawem Magdeburskiem. Włady-
sław Jagiełło, nadając to prawo, będące
owocem kultury Zachodu, miastom Litwy
i Rusi. jak: dla Wilna (r. 1387), Trok, Po-
łocka, Witebska, Smoleńska, Kijowa, Ko-
wna, Grodna, Woró, Kleszcz na Żmudzi
i t. d., otwiera! wrota nadNiemnem, Dźwi-
ną i Dnieprem dla wpływu kultury i pojęó
zachodnio - europejskich. Źródło prawa
Chełmińskiego i Magdeburskiego było je-
dno. Różnica polegała głównie na tem,
że w prawie Chelmińskiem była wspólność
majątka między małżonkami, zwana
„wspólnością chrfmińską" , nieznana w pra-
wie Magdeburskiem. Uczeni prawoznaw-
cy polscy dowiedli, że gdy na ustrój praw
miejskich dużo wpłynęło prawo Rzymskie
to w polskich prawach ziemskich nie mia-
ło ono żadnej przewagi, bo te tworzyły
się bezpośrednio ze starego obyczaju pol-
skiego, z ducha i pojęć rdzennie narodo-
wych i słowiańskich, a tylko pisane były
po łacinie, jako w języku dawniej wyłącz-
nie urzędowym. Po pierwszym podziale
Polski 1773 r. w kraju przyłączonym do
Austryi i nazwanym Galicją i Lodomerją
do d. 1 Maja 1887 r. obowiązywały pra-
wa polskie, od roku zaś 1787 wprowadzo-
na została ^Ustawa JÓzefifiska", obejmu-
jąca tylko prawa osobowe. Hypoteka (zwa-
na „Tabulą lwowską") zaprowadzona zo-
stała patentem z d, 4 marca 17«0. W Ga-
licyi zachoduiej nie było TabuH i pozo-
stały akta dawno polskie do czasu wpro-
wadzenia prawa cywilnego w całej Gali-
cyi z dniem 1 stycznia 1798 r. W prowin-
cjach, któro dostały się pod panowanie
pruskie, otrzymał z początku urzędową
powagę zbiór Antoniego Trębickiego, a w
r. 1797 zaprowadzone zostało prawo Pru-
skie powszechne {Alłgemcine Landrecht),
obowiązujące w państwie Pruskiem od r.
1794. Po utworzeniu Księstwa Warszaw-
skiego przywróconem zostało w departa-
mentach po-pruskich prawo Polskie od
daty 24 lutego 1807 r., ale na krótko, bo
od 1 maja 1808 r, zaczął obowiązywać Ko-
deks Kapoleona, w departamentach zaś
po-austryackicb, po złączeniu ich z Księ-
stwem Warszawskiem, zaczął tenże ko-
deks obowiązywać od 15 sierpnia 1810 r.
PraŻmo. Odwieczna potrawa rolniczych
Polan, którą były niedojrzałe kłosy żyta
lub pszenicy uprażone i wykruszone, Sy-
reujusz w XVI w. powiada o życie i psze-
nicy: „Krupy żytne z prażma t. j. z ziar-
na niedoskonale dojrzałego, w kłosiu ze-
rżniętego i na słońcu albo w piecu suszo •
dbyGoot^le
PRAZUCHA,— PRĘGIERZ.
117
nego" (str. 914). „Prażmo z pszenicy, pó-
ki jeszcze ziarno ma w sobie nieco mleka,
w ktosiu nad ogniem uparzone, albo wpie-
ca pieczone, albo na słońcu asuszone i
między rękoma wytarte" (str. 928). Łu-
kasz Gołębiowski powiada, że na Polesiu
grocb prażony dotąd .prażmem" zowią.
Prażucha, czyli le mieszka — potra-
wa starodawna z mąki pszennej a najczę-
ściej z hreczanej, która praży eię sucho na
patelni lub w rądlu a potem sypie na okra-
szony wrzątek, miesza i podaje na gęsto
lub na sypko z dodaniem skwarek.
Pre8krypcJaob.w£nc.^/ar.:Dawność
i Przedawnienie.
Prełressa, tunika, westalka —
suknia niewieścia w XVIII w,, którą tak
opisuje Ł. Gołębiowski: , Jeden to prawie
rodzaj sukien damekich ki'ótkicli, iałdzi-
stych, z wyciętym gorsem, gamirowaniem
u spodu, niedocbodzącej kolan, albo le-
dwie za nie sięgającej, przepięta w stanie
pasem i dwietną jaką klamerką. Z pod niej
widaó było spódnicę długą, z tyłu powłó-
czystą i z haftem częstokroć bogatym.
Westalka zwykle biała krepowa lub z in-
nej tkanki przezroczystej do binłej atła-
sowej spódnicy. Pretressa i tunika purpu-
rowa, niebieska nabiałem, albo przeciw-
nie biała na niebieskiej, złocistej lub szkar-
łatnej".
Prezenta. Tak się nazywa przedstawie-
nie biskupowi do zatwierdzenia osoby du-
chownej na wakujące beneficjum. Prezen-
ta była dawana albo przez samego kolla-
tora, albo przez jego pełnomocnika, albo
nawet przez opiekuna lub kuratora w ma-
jątku małoletnich lub w kurateli będą-
cych. Pisano ją według przyjętej formy
i składano na r^ce biskupa.
Pręgierz, dawniej pręgnierz, zwany tak-
że piłatem, slup stojący zwykle przed
ratuszem dawnych miast polskich, pod
którym kat ścinał głowy skazanych na
śmierć i smagano przestęców. Do słupa te-
go przywiązywano oszustów dla pokaza-
nia ich ludowi i winowajców, skazanych
na hańbę publiczną, t j. piętnowanie czy-
li „pręgę" lub „wyświecenie" czyli wy-
gnanie z miasta (tak nazwane od tego, że
pachołkowie miejscy wyprowadzali ich za
bramy miasta ze światłem). Pręgierz był
najczęściej używany w stolicy królewskiej,
gdzie znaczna ludność, stek awantumi-
Pręgieri z
O przed ratuszem w Poznani
ków i oszustów, a surowość artykułów
marszałkowskich były powodem, iż w są-
dach marszałkowskich zapadały^ często
wyroki na chłostę publiczną. Chłostał zbir
zwany: niedobry, budel{5;iWir/), szar-
garz czyli hycel. Piszący to pamięta z
lat swojego dzieciństwa może o.<tatniee-
cho tej tradycyi, gdy r. 1851 władza ska-
zała kupca tykocińskiego Kafałowicza na
dbyGoot^le
PRĘT.— PROCH STRZELNICZY.
25 plag publicznych za fałszywą denun-
cjację, którą to chłostę, ze względa że
Tykocin nie posiadł już pręgierza, ■wy-
mierzyli policjanci w obecności bnnni-
strza na lynku tykoci6&kini pod pomni-
kiem Stefana Czarnieckiego. W mniej-
szych miastach były pręgierze drewniane,
w większych kamienne, czasem miew^y
ozdobę na wierzchu, np. w Poznaniu ry-
cerza z mieczem podniesionym, jak to
przedstawia dołączony tu rysunek prę-
gierza poznańskiego. Przy każdym prę-
gierza znajdowała się żelazna „kuna" czy-
li kluba, skubUca, do przymykania prze-
stępcy za szyję lub za rękę na czas wysta-
wienia go na widok publiczny. Stąd było
wyrażenie staropolskie: .siedzi jak w ku-
nie".
Pręt pierwotny znaczył tylko laskę i
tyczkę. Potem zosts^ nazwą tyczki uży-
wanej do mierzenia powierzchni ziemi,
długiej na stóp polskich 15 a dzielonej w
miernictwie na 10 pręcików i 100 ła-
wek. Pręt „kopany" czyli kwadrowy (t.j,
przestrzeń ziemi długa i szeroka na 77j
łokcia) zwał się „pólko". Gb^ępski pisze:
.W Polszczę zowią pólko, co na Mazow-
szu pręt kopany".
Prima Aprilis. Tak się nazywa po-
wszechny zwyczaj zwodzenia innych w
dniu pierwszym kwietnia. Początek te-
go zwyczaju niektórzy wywodzą od uro-
czystości dawnych Ezymian na cześć
bożka śmiechu i wesołości, wiadomo bo-
wiem, iż poganie rzymscy nowy rok roz-
poczynali w dniu 1 kwietnia, wśród naj-
weselszych zabaw. Inni utrzymują, że
Żydzi, nie wierząc w Zmartwychwstanie
Pańskie (Chrystus Pan, dnia 30 marca
przybity na krzyżu, w dniu 1 kwietnia
powstał z grobu), żołnierzy i wszystkich
uczyli kłamać. W Polsce od czasów daw-
nych w dniu tym rozsyłano listy ze zmy-
ślonemi wiadomościami, lub zawierające
tylko kartkę z napisem: Prima Aprilis,
a także zwodzono ustnie, by uaśmiać się
z łatwowiernych. Stąd przysłowie: ,Niv
prima Aprilis nie wierz, bo się omylisz",
lub „nie czytaj, bo się omylisz". Lud zo-
wie zwyczaj ten po swojemu „prymapry-
Ub".
Proca— narzędzie do ciskania kamieni.
Były proce mf^e czyli ręczne i proce wiel-
kie czyli machiny szturmowe. Bielski w
kronice swojej powiada: „Proki, jak zo-
wie Długosz, abo proce, na dziwy wielkie
nasi nasadziwszy, kamienie wielkie do
miasta miotali".
Procenty, Lichwa prawnie była do-
zwolona tylko Żydom, a ii.usiała bywaó
nad wszelką miarę wysoka, skoro Statut>
WiśUcki ogranicza ją do 507u- Ograniczo-
no ją jeszcze i tem, że tylko za 2 lata po-
bierać ją dozwolono czyli do podwojenia
kapitału ( Vol. leg. I, f. 33). Władysław
Jagiełło, chcąc ułatwić pożyczki akademi-
kom, ustanowił w Krakowie wekslarza
Żyda, którego zobowiązał, aby nie bral
więcej procentu jak grosz od grzywny na
miesiąc. Była to łaska, a jednak wynosiła
25% na rok. Przywilej ten znajduje się w
Załaszowskim (t. I, f. 412), Dopiero w r.
1670 zniżono stopę procentową dla Żydów
do 207c. stanowiąc, że ktoby się na więcej
obligował, takowe stypulacje ważne być
niemają(Fi'/./if^.V, f. 77). Osobom świec-
kim (nieżydom) pozwalano brać procent
po 8 od sta, czytamy bowiem w uniwer-
sale poborowym z r. 1578 za Stefana Ba-
torego ( Vol. leg. II, f. 989), że: „Ci, którzy
mają pieniądze leżące, a na interesa ich
dawają, aby każdy od 100 złotych dal do-
tych 2 (tytułem podatku od kapitału),
Wszakże, aby żaden nie brał ode sta jed-
no złotych 8",
Proch strzelniczy nie był wynaleziony
w Polsce, historja więc tego wynalazku,
bardzo zresztą niepewna, nie może nas tu
zajmować. To tylko możemy tu powie-
dzieć, iż upowszechnionem było w dawnej
Polsce (obalone przez dzisiejszą naukę po-
danie), że pierwszym wynalazcą prochu
dbyGoot^le
PROCHOWNIA.— PROKURATOR.
119
był 'WToka 1830 oiemiecki mnich Bartold
Schwarz. Konstanty Górski w .Hietoryi
artyleryi polskiej" powiada, że „co do pro-
chu, to z inwentarza zamku Lwowskiego
(r. 1495) możemy się przekonać, że składał
się on z saletry, której się znajdowało
^medium pos'^ , i z siB.r]d „su^ur'^, której
byJo „in tribus vasis quasi lapides decem''.
Węgla zasobów nie trzymano, a przygo-
towywano go w potrzebie z jakiegoś mięk-
kiego drzewa. Dokładnych proporcyi tych
składników u nas nie znamy, ale z inwen-
tarza zamku Qlimańskiego okaznje się,
że wyrabiano inny proch do hufnic, a in-
ny do taraśnic, prawdopodobnie inny też
do bombard. Kóżnica ta zasadzała się za-
pewne na większej lub mniejszej propor-
cyi saletry, od której właściwie zależna
siła prochu. Z inwentarza zamku Lwow-
skiego dowiadujemy się także, że do ro-
bienia prochu używały się stępy i koło,
które je w ruch wprawiało. Powiedziano
tam bowiem: In kabilacuh, ubi puheres
preparaniur, stinł dwie stępie, Cmn
quatuor stempory cl una rola, magna
ad hacc spectanlia i t. d. W innem miej-
scu powiada Górski, że proch wyrabiali
paszkarze na zamkach z materjatów otrzy-
mywanych niekiedy z Krakowa. Tak w r.
1521 podano z Krakowa do Kamieńca
Podolskiego saletiy centnarów 22 i siarki
cent. 14, za si^letrę płacąc po 24 .^otych
za kamień. Posłano także i prochu goto-
wego 36 centnarów. Mtyny prochowe znaj-
dowały się w Krakowie, Lwowio i Czaję-
wicach pod Krakowem. W rękopisie bi-
bljoteki uniwersytetu Warszawskiego p. t.
„Książka puszkarzom wszelkim bardzo
potrzebna" autor piszący w r. 1624 poda-
je rozmaite proporcje materjalów dla o-
trzymania dobrego prochu potrzebne, np.
5 funtów saletry, 2 siarki i 1 węgla, lub 3
funty saletry, pół funta siarki i 6 łutów
węgla. Potem daje proporcje dla prochu
pierzchliwego, dla prochu, co się kręci jak
wąż, dla majkowego, oraz dla różnych
prochów kolorowych. Kołaczkowski w
swem dziele „Wiadomości o przemyśle
i sztuce' pod wyrazem „Proch" wylicza
wiele miejsc w Koronie i Litwie, gdzie w
wiekach XVI — XVIII istniały młyny
prochowe (Lipniszki, Leszno, Poznań,
Łuck, Pila, Sambor, Młociny i t. d.).
Prochownia — młyn ze stępami do ro-
bienia prochu lub skład prochu. Pod na-
zwą prochowni znany był powszech-
nie w Warszawie budynek zmurowany za
Stefana Batorego u wylotu uhcy Mosto-
wej nad Wisłą w kształcie wieży czworo-
bocznej z przeznaczeniem na bramę mo-
stową, przerobiony w latach 1648 i 1649
za jeneralstwa Arciszewskiego na procho-
wnię. Prochownię tę zbudowano na dwa
piętra, które się komunikowały schodami
kręconymi. Na piętrach urządzono rusz-
towania do składania beczek z prochem,
do których podnoszenia służyła winda z
blokami i liną. Wejście zamykało się
drzwiami żelazaemi, okna takiemiż krata-
mi i okiennicami. Prochownia ta za cza-
sów Augusta III Sasa przeistoczona zosta-
ła na więzienie, na którcm Stani^aw Au-
gust kazd położyć napis: „Nie miejsce,
ale zbrodnia ludzi hańbi*. Stąd nazwa
, prochowni" stała się dla ludu warszaw-
skiego synonimem więzienia i jeszcze nie-
dawno słyszeliśmy starych ludzi w War-
szawie każde więzienie .prochownią" mia-
nujących. Ale nietylko lud tak mówił.
W sztukach teatralnych z końca XVIII
w. czytamy: .Dłużnika nie mogącego we-
ksla płacić, do prochowni zapakują". Skła-
dy prochu z prochowni powyżej wmian-
kowanej Briihl kazał przenieść za miasto,
w okolice Woli.
Prokurator. Tak nazywano pierwotnie
w prawie polskiem pdnomocoików i pa-
tronów stron stających w sądach. Statut
Kazimierza W. postanowił, iż prokuratora
swego każdy mieć może i mieć ma. Prawo
z r. 1496 orzekło, że prokurator ma być u
Sądu dany z urzędu potrzebującym go i
■yGoot^le
120
PROPINACJA. — PROPORZEC.
nieumiejętnym prawa. W r. 1538 postano-
wiono, ż6 prokaratorem u Sądu świeckie-
go być nie może osoba dnchowna, wyjaw-
azy w sprawach własnych albo duchow-
nych, W r. 1643 zaś uchwalono, ie Pro-
curałores mają być przysięgli, ale ie kto
chce sam swą rzecz prokurować w Sądzie,
ten może.
Propinacja (z grec. pinem pić), w are-
dniowieozuej łacinie propinalw, znaczyła
wystawienie wina na sprzedaż. U nas zna-
czyła ezynkowanie. czyli sprzedaż wódki,
piwa, miodu a przytem soli, pokarmów dla
ludzi i obroków dla koni. Kazimierz W.
nadaje rektorowi kościoła w Tymbarku
liberam propinałionem lam cremati cere-
vtsiae. Za Piastów piawa ksią2ęce,yurii rfw-
calia czyli regalia^ ^7^7 obszerne. Mieli o-
ni prawo zakładania wszędzie miast, kar-
czem i kramów do sprzedaży żywności.
W Koronie własność prywatna ziemska
dość wcześnie została z pod prawa tego
wyzwolona. Zasadniczy statut wolności
propiuacyj nej z r. 1496 (ob. Vol. leg.l,
f. 296, u Bandtkicgo f. 350} brzmi w tłó-
maczenia polskiem: , Znosimy na zawsze
nadużycie, t. j. zmuszanie poddanych, aby
do domów i karczem przyjmowali piwo z
miast królewskich, stanowiąc, aby pano-
wie wsi i ich poddani w tej wolności byli
zachowani, iż wolno każdemu piwa i inne
trunki skąd kol wiekbttdż brać i we wsiach
ich warzyć i warzyć kazać i wolno użyt-
kować bez wszelkiej obawy z naszej stro-
ny, lub starostów naszych zakazu, aresz-
towania lub kary". Prawo zatem propi-
nacyi — jak wyraża się uczony znawca
praw polskich Walenty Dutkiewicz— nic
innego nie znaczyło, jak prawo, służące
właścicielom wsi do wyłącznego fabryko-
wania piwa, gorzałki i miodu oraz szyn-
kowania lub sprowadzania do szynku tych
napitków, skąd im się podobało. Ten mo-
nopol, że we wsi tylko jej dziedzic mógł
warzyć i szynkować napitki lub innym da-
wać na to pozwolenie, wynikał sam przez się
2 nieograniczonej własności ziemi. W pra-
wie jednak powytszem nie znajdujemy
wcale zakazu, aby poddani pańscy nie mo-
gli na swój użytek domowy sprowadzać
napitków z innych dóbr i miast. Jeżeli
więc przymus podobny był przez dziedzi-
ców wprowadzony, to nie wynikał z pra-
wa krajowego, ale byt naśladownictwem
prawa w Niemczech, gdzie istniał w całej
p^i obowiązek podobnej służebności oso-
bistej pod nazwą „iannitm* , jus bartna-
rium. Lecz u nas wyrazu tego niema w ca-
łych Voluminack legum. Stefan Batory,
przyznając r. 1676 w myśl prawa polskie-
go, iż ziemie stanu rycerskiego są „wolne
zawżdy ze wszemi pożytkami, któreby się
na tych grunciech pokazowaly", uznał
tern eamem wyłączne prawo dziedzica do
dochodów propinacyjnych w obrębie jego
dóbr. W Dzienniku Wileńskim z lipca
1806 r. pomieścił Ozacki rozprawę p, t,:
„O prawie, które mają obywatele prowin-
cyi, składających dawną Polskę, do wolne-
go szynkowania piwa, mioda i gorzałki;
i o przyczynie, dla której obywatele daw-
nej Rosyi, nie mając tej części docho-
dów, krzywdy nie ponoszą". WBibljote-
ce Warsz. z lutego 1861 znajduje się tak-
że rozprawa o prawie propinacyi i jego
rozciągłości, której autor A. K. bezzasad-
nie wywieść usiłuje tak zwany przymus
trunkowy bannum. Najobszerniej trakto-
wał przedmiot Micbal Dobrzyński w roz-
prawie „Prawo propinacyi w dawnej Pol-
sce", pomieszczonej w XXIII tomie Roz-
praw i sprawozdań Akademii um. (Kra-
ków, 1888 r.).
Proporzec. Tak zwano dawniej sztan-
dar wojskowy, chorągiew i wreszcie kopję
z chorągiewką. Kronikarze niemieccy za-
świadczają, że n pogan słowiańskich na
Pomorzu widzieli chorągwie wojenne ma-
lowane na płótnie. Dytmar mówi, ieuLu-
tyków czy Wilków była chorągiew z wy-
obrażeniem jakiejś ich bogini, wielce sza-
nowana, którą ktoś z chrześcijan przebił
dbyGoot^le
P R o P o R z 1
kamieniem na wylot. Polacy, positkująoy
w r. 1359 Stefana, wojewodę wołoskiego,
przeciw jego bratu Piotrowi, poniósłszy
kl^kę, atracili 11 sztandarów, a mianowi-
cie 3 królewskia czyli ziemskie: krakow-
ski, sandomierski i lwowski, oraz 9 rj-
cerskich: Toporezyków, Leliwczyków, Li-
Bowczyków ( Vulpium), Rawitów, Gryfi-
tów, Szreniawitów, Habdanków, Pólkozi-
ców i Strzemieńców {Sircparum). W roku
1370, gdy po śmierci Kazimierza Wielk.
wyszły procesje wszystkich kościołów i
stanów miejskich na powitanie przybywa-
jącego z Węgier króla Ludwika, „niesiono
— ^jak świadczy Dtugosz— najprzód chorą-
giew miasta Krakowa, na której wymalo-
wany był herb miasta, a za nią post^po-
■w^y chorągwie wszystkich cechów rze-
mieślniczych, któremi gdy proporuicy o-
kazali królowi Ludwikowi hołd posłuszeń-
stwa, król z największą okazałością wje-
chał do Krakowa, a potem uda^ się do ko-
óciota krakowskiego i na zamek. Na po-
grzebie Kazimierza Wielkiego jechało 40
rycerzy w pnrparze, z których 11 z pro-
porcami tylui księsttr Królestwa Polskie-
go jechało za 12-ym, mającym większą
nad inne chorągiew z orłem białym, her-
bem państwa. W r. 1410 Witold, idąc z
Jagiełłą pod Oranwald, rozda! w obozie
nad rzeką Wkrą wojsku litewskiemu 40
proporców {banderia), przykazawszy, aby
każdy hufiec pilnował swego znaku. To
rozdanie i ten przykaż kate nam mniemać,
2e pojedyncze oddziały litewskie nie mie-
wały pierwej swoich proporców i że Wi-
told chciał je porównać pod tym wzglę-
dem z polskimi. Dalej opisuje Dtugosz wi-
dok wzruszający, jak ,w dniu 9 lipca ze
wsi Będzina Jagi^ło z Witoldem wkro-
czyli w kraj nieprzyjacielski a przebyw-
szy bór dwumilowy i wyszedłszy na rów-
ninę otwartą, tam dopiero kazali rozwi-
nąć i podnieść chorągwie królewskie, W,
ks. Litewskiego, ksiąiąt mazowieckich:
Ziemowita i Janusza, tudzież panów pol-
skich z niewymownem serc wzruszeniem
i zapałem powszechnym. Król polski,
wziąwszy do rąk swoich chorągiew wiel-
ką, na której wyszyty był misternie orzeł
biały z rozciągnionemi skrzydły, dziobem
rozwartym i koroną na głowie, ze Izami
w oczach wygłosił modlitwę do Boga".
W r, 1422 po zakończeniu czwartej jni za
Jagiełły wojny krzyżackiej, po przejściu
rzeki Drwęcy i wysłuchaniu nabożeń-
stwa, wszyscy chorążowie wzbroicach skła-
dali na klęczkach królowi powierzone so-
bie proporce, przemawiając; „Najjaśniej-
szy królu, chorągiew tę poraczooą wier-
nej mojej straży składam z czcią pokorną
Waszej Królewskiej Miłości. Przy łasce i
pomocy Bożej wiernie i w całości ją do-
chowałem, a jako z zaszczytem wziąłem
ją z rąk Waszej Kr. Miłości, tak ją odda-
ję niepokalaną żadnem zbiegostwem ani
czynem niesławnym". W r. 1461 podczas
wojny z Zakonem — opowiada współczes-
ny wypadkom Długosz — gdy król Kazi-
mierz Jagiellończyk „zwlekał naumyślnie
podniesienie naczelnego proporca z orłem
białym, tak z powodu małej ilości wojska,
jak i dlatego, aby inne chorągwie w więk-
szej wystąpiły liczbie, urażeni tern pano-
wie i przedniejsi rycerze postanowili roz-
winąć własną chorągiew bez żadnego zna-
ku; dopiero król kazał co prędzej podnieść
przed nimi proporzec z ortem białym".
Jan Kochanowski napisał wiersz: .Propo-
rzec albo hołd Pruski", z powodu złożenia
przysięgi na wierność dla Ezplitej, bo-
wiem .Kurfirszt pruski od króla wedle
mody starej chorągiew bral". Wojewoda
zaś wołoski, „porzuciwszy chorągiew pod
nogami królewskiemi, jako był obyczaj,
przysiągł hołd i posłuszeństwo". Polacy
nazywali propomikiem tego, co niósł pro-
poi-zec. Proporczyk oznaczał chorągiew-
kę u kopii. W przenośni: „zatykać pro-
porce' znaczyło objąć pod swą władzę,
a zwinąć proporce czyli chorągiewkę —
znaczyło ustępować. W yoluminach Ic-
dbyGoot^le
122
PROSCENIUM.— FROTEST I PROTESTACJA.
gum znajdujemy przepis, że przekupnie
miejscy ns rynko w dniu targowym mo-.
gli dopiero kupować u wieśniaków „po
zdj^in proporczyka miejskiego z ratusza"
od godziny 10 rano, aby mieszkańcy mo-
gli pierwej zaopatrzyć się bezpośrednio
(co jeszcze bywało w naszych czasachj.
Chorągiew kościelną z krzyżem mają her-
by Badwan i Sieninta, proporzec trójzęb-
nymaherbzwany Dostojewskim, Dwa pro-
porce trójzębne &ą w herbach: Chorągwie,
Kmita i Woronowicz, Jeden proporzec
jest w herbie Przerowa, któremu Długosz
daje zawołanie Proporzec. Wojewódz-
two Smoleńskie mif^o w herbie swoim pro-
porzec rozwinięty z tarczą na nim i laską
ukośną na tarczy. O proporcach czyli
sztandarach wojska polskiego z doby mię-
dzy r. 1807 a 1830 taką wiadomość prze-
słał nam p. B. Gembarzewski; Chorągiew
czyli znak pałku lub bataljonu w piecho-
cie. Dnia 3 Maja 1807 r. uowoformujące
de wojska polskie W. Księstwa War-
szawskiego otrzymały chorągwie i sztan-
dary, zwane wtedy orłami. Uroczystość
przybicia ich do draewców i wręczenie
pułkom i oddziałam odbyła się bardzo so-
lennie na Saskim Placu. Wojska potrafiły
je dzielnie obronić w kraju i zachowały aż
do reorganizacji w r. 1815. Były chorą-
gwie pułkowe w tej epoce następującego
kształtu: Na czarnem drzewcu orzeł srebr-
ny dęty, siedzący na tablicy z białego me-
talu z obwódką złotą; na tablicy złotemi
wypukłemi literami na jednej stronie z
frontu napis: ,Fułk N piechoty", na od-
wrotnej; „Woysko Polskie". Pod tablicą
kawał mat ery i jedwabnej karmazynowej
kwadratowy, na niej orzeł biały z sukna,
srebrem lub jedwabiem haftowany; wko-
ło frendzla srebrna. Nie wszystkie pułki
miały jednakowe chorągwie; chorągiew
pułku 13-go piechoty była biała jedwabna,
na niej malowana postać Komy, trzyma-
jąca tarczę z literami S. P. Q. R. (Senatus
Populusque Romanus), u stóp wilczyca
kapitolińska, karmiąca Romulusa i Re-
musa i t, d. — haity złote. Chorągwie były
haftowane rękami dam, o czem świadczy
niejednokrotnie napisy. Roku 1815 dnia 5i
listopada zreorganizowane wojsko polskie' j
otrzymało nowe chorągwie. Na wysokiem.
drzewcu zakończonem ostrzem ażurowem-
w kształcie ostrza piki, w której znajdo-,
wał się metalowy orz^ek, zwieszał się kwa-
dratowy kawał materyi; pośrodku orzeł-
biały na tle ponsowem; naokoło wieniec a
liści laurowych, na wierzchu korona kró-
lewska; w czterech rogach cyfra monar-
chy otoczona wieńcem laurowym. Tło po-
dzielone na 12 pasów, schodzących się do
środkowej tarczy z orłem, tworzyło kształt
krzyża. Pasy te były rozmaitych kolorów-
stosowuie do pułków. Podczas kampanii
1831 r. wojsko wyruszyło w pole bez cho-
rągwi, stąd żadna nie została zdobyta w
boju.
Proscenium. „Dykcjonarzyk teatralny":
(wydany w Poznaniu r. 1808) tak objaś-
nia znaczenie tego wyrazu: .Miejsce od '
zasłony aż do kanału nazywa się Prosce-
nium, Dla śpiewaków bardzo jestpotrzeb-
nem. Aktor bowiem gdy śpiewa w głębi,
głos jego uchodzi w górę i łatwo niknie.
Śpiewającego zaś w Proscenium lepiej-
można słyszeć przez odbicie o sklepienie,
które w salach teatralnych niektórych są
przedziwnie do tego celu urządzone. Iiożo
po bokach Proscenium będące możnaby
bezpiecznie skasowad*.
Protector Poloniae. Jeżeli król upowa-
żnił którego z kardynałów przy stolicy a-
postolskiej do załatwiania spraw polskich,
ten nazywany był Protector Poloniae. O-
bowiązek ten ustawał ze śmiercią lub wy-
wyższeniem protektora na papieża.
Protest i protestacja. Jeżeli kto popeł-
nił jaki czyn krzywdzący drugiego lub o-.
gół, wówczas skrzywdzony lub każdy o-
bywatel kraju miał prawo osobiście lub
przez zastępcę podać protestację do akb
grodzkich lub innych (oh. Manifest, £■«<:, ,
dbyGoot^le
PROWJAITT-MAJSTER.— PRYMAS.
123
Siar. t. IIIj str. 184). Protest czyli manifest
o nieakceptowania lab nieuiszczeniu na-
leżności wekslowej, w wekslach własoych
nie byl potrzebny, ale stawał się koniecz-
nym w wekslach trassowanych. Protest
czyli protestacja następowała dla zape-
wnienia właścicielowi wekslu, czyli remi-
tentowi regresu do wystawiciela trasanta,
lab indosaatowi.
Prowjant-majsłer. Tak nazywano u
nas w XVII wieku dostawca żywności dla
wojska. Z prowjant-majstrem generalnym
znosił się podskarbi koronny. Gdy Mar-
cinowi Liniewskiema, łowczemu braoław-
skiemu, który sprawować urząd powjant-
majstra w Kamieńcu Podolskim, nieprzy-
jaciel zabrał za 9,000 złp. żywności, sejm
r. 1654 kazał tą szkodę przyjąć na rachu-
nek Rzplitej.
Prymas. Podług prawa kanoniczne-
go prymasem zowie się pierwszy biskap
w kraju. Tak w Hiszpanii prymasem by-
wał arcybiskup toledańaki, w Węgrzech
strygoński, w Polsce gnieźnieński. Pierw-
szym arcybiskupem gnieźnieńskim, który
wyrobił sobie tjtul prymasa, byt Mikołaj
Trąba. Mówią o nim, iż urażony o to, że
arcybiskup lwowski koronować trzecią żo-
nę Władysława Jagiełły Elżbietę Pilecką,
wyjednał u Soboru w Konstancyi prawo
podpisywania się Primas Regni. Atoli jaż
za doby Piastów arcybiskap gnieźnieński
miał prawo starszeństwa nad innymi bi-
skapami i pełnił obowiązki Interreksa czy-
li Bezkróla, godził spory o dziesięciny
i t. d. Pierwszym książęciem był arcybi-
skup gnieźnieński od czasów Kazimierza
Wielkiego. Prymas najpierwszą po królu
zajmował polityczną godność w państwie.
Od czasu nawrócenia się Litwy arcybiskup
gnieźnieński był i metropolitą Litwy, a
biskupi wileński i żmndzki należeli do je-
go prowincyi, która sięgała po krańce
państwa JagieHowego, za Dźwinę i Smo-
leńsk. Litwa przestrzegała gorliwie tego
związku z Gnieznem. Jan Łaski stanowi
w dziejach prymasostwa epokę. Wizytuje
biskupa wileńskiego, wznawia stary zwy-
czaj wyświęcania wszystkich sufraganów
w Gnieźnie, pozyskuje przewagę nad me-
tropolitą lwowskim (który jednak niezale-
żnie rządzi swymi biskupami: przemy-
skim, kamienieckim, chełmskim, łuckim i
kijowskim), zwołuje sejmy duchowne, czy-
li synody. Prymasi wybierali marszałków
swego dworu zpomiędzy kasztelanów, więc
senatorów koronnych. Marszałek taki był
dostojnikiem nawet wobec króla, nieraz
nosił przed królem laskę lub berło i w po-
trzebie zastępowałmarszałkówkotonnych.
Dalej prymas uzyskał prawo zwoływania
senatu na radę prywatną i zbierania jego
głosów pod nieobecność monarchy, co pod-
nosiło wielce jego znaczenie polityczne.
Zwoływał sejmy elekcyjne i przewodni-
czył na nich, ogłaszał narodowi i korono-
wał króla i królowa. Sam jeno prymas
mógł nie stawać przed sądami, tylko przez
zastępców. Był prezesem senatu, a nawet
mógł zwf^ywać prywatne narady senato-
rów wbrew królowi, gdyby król prawo ła-
mał. Kto w obecności prymasa zuchwale
mówił lub miecza dobył, był karany. Na-
czelnik Kościoła polskiego miał w uposa-
żeniu swojem Łowicz, prawie udzielne
księstwo, a Kazimierz Jagiellończyk nwol-
nił go nawet od płacenia jednej grzywny
podatkowej z dóbr łowickich. Ogółem U-
czono, że prymas posiadał 360 wsi, kilka
miast i do miljona złp. dochodu. Od roka
1632 przydawano podczas bezkrólewia
prymasowi konsyljarzów z obudwu sta-
nów, senatorskiego i rycerskiego, w czasie
zaś pospolitego ruszenia dodawano do je-
go boku rezydentów. Za Jana Kazimierza
biskup wileński Jerzy Białłozor przezwał
się prymasem Litwy i tytuł ten kładł na
swoich pismach urzędowych. Odtąd bisku-
pi wileńscy nie przenosili si% już nigdy na
wyższe biskupstwa do Korony. Do potę-
żnego stanowiska podniósł prymasostwo
polskie znakomity Olszowski za Jana Ka-
dbyGoot^le
124
PRZEBINDA. —PRZEMYSŁ.
i Michla Koiybat&. Nazywał się
Olszowski Vicarius Regni, t j. namiestnik
kiem Królestwa. Cesarz i król francaski
swali go pierwszym książąciem, kancela-
rja koronna i ministrowie cesarscy zawsze
piazą do niego Cehissime Princeps a w
ciągu Celsiiudo Vestra. W całej Europie
poważano Olszowekiego, tylko jeden elek-
tor brandeburski odmawiał mu tytułu
pierwszego księcia, tłómacząc si^ tern, że
na mocy prawa z r. 1625 jemu, jako księ-
-ciu pruskiemo, należy się pierwsze miejsce
-w radzie Korony polskiej i dostojność
pierwszego księcia. Hetmaństwo i pryma-
sostwo stoją obok Korony jako niezawi-
słe, samodzielne władze. Prymasostwo na
tem stanowisku W3n'abia sobie do pomocy
wice-prymasostwo, które z urzędu dostaje
się biskupowi kujawskiemu. Prymas pod-
czas bezkrólewia bywał bezkrólem, co o-
^naczalo w narodzie najwyższą patrjar-
■chalną godność. O niego wtedy opierało
się wszystko, jak O króla i hetmana. Bez
prymasostwa nie można rozumieć dawnej
Polski. Prymasostwo i hetmaństwo w
gmachu Rzplitej stały się główneml wią-
zadłami między tronem i wolnością. Cały
naród znał prymasa 1 cześć mu oddawał.
Ostatnim prymasem majestatycznej świe-
tności był w czasach Saskich Łubieński,
który nawet, nie czekając na obiór króla,
rozdawał posady w czasie bezkrólewia. Po
nim prymasi za Stanisława Augusta po-
niżaH już tylko dawną godność. Prymasi
w Księstwie Warszawskiem i Królestwie
KoDgresowera nie posiadali żadnego zna-
czenia politycznego. Tradycja mówi, iż był
podobno stary zwyczaj, że przy wstąpie-
nia na stolicę każdemu prymasowi i bi-
skupowi krakowskiemu posyłano w darze
białego rumaka.
Przeblnda — przepaska, przewiązka.
Klonowicz mówi o kupowanych w Gdań-
sku.
Przedawnienie ob. Bawność {Enc.
Siar. 1. 1, str. 302). W Volum. legum jest
mowa o przedawnieniu czyli dawności
pod wyrazem Preskrypcja, począwszy od
Statutu Kazimierzowego z r. 1347, który
upominanie się o bydło skradzione ogra-
niczał do roku, o stada i konie, o zagro-
dzenie płotem dziedziny, o lichwę żydow-
ską i o kmiecia zbiegłego — do lat dwuch,
a o pożyczone zboże — do lat czterech.
Przedwleć — brat babki, starszy wuj,
ob. Pokrewieństwa.
Przunysł. Historj a przemysłu w daw-
wnej Polsce, jako przedmiot oddzielny a
na różnolite gałęzie podzielony i niedosta-
tecznie jeszcze zbadany, przechodzi zakres
niniejszej EocykJopedyi, która tylko pod
rozmaitymi wyrazami podać mogła co
ważniejsze wiadomości w tym kierunku.
Tutaj ograniczymy się również do kilku
luźnych szczegółów jako gdzieindziej nie
podanych. Oto np. o sukiennictwie powia-
da Wład. Łoziński, że w XVI w. wywożo-
no z Polski sukna na półwysep Bałkań-
ski: kościańskie, bieckie, chęcińskie, wol-
borskie, wschowskie i t. p. Adolf Pawiń-
ski w „Źródłach dziejowych" (t. IX, str,
194) wymienia zawiezione do Ordy tatar-
skiej w r, 1578 przez komornika królew-
skiego Marcina Broniewskiego sukna na-
stępujących gatunków : Lundunensis,
Szwicbodzinensis, Lazbettsis fioretiy arme-
sitii. Oczywiście były wśród nich i krajo-
we i zagraniczne. Czasem doraźnie wy-
strzelał jakiś lokalny przemysł, np. czap-
nictwo. Lwów i Kraków zaopatrywał w
czapki kraje wołoskie i Słowiańszczyznę
południową. Lwowski czapnik Dymitr o-
bowiązuje się w r. 1557 wzamian za 100
kuf małmazyi dostarczyć 8000 czapek
„roboty swojej własnej, wedle próby".
Michał Hanel wywozi r. 1559 na Wołosz-
czyznę raz 6 fas czapek, później znowu
800 sztuk. Jarosz Wedelski wysyła do
Stambułu 200 „czapek lwowskich" (Wł.
Łozińskiego ,Patrycjat i mieszczaństwo
lwowskie", str. 46, jak również ciekawe
w temże dziele szczegóły o rękodzielnic-
dbyGoot^le
PRZENOSINY.— PRZEZWISKA.
twie, atr. 276). Wyroby szewców zakro-
czymskich i warszawskich, piemikarzy to-
ruńskich, stolarzy kolbnszowskicb, złot-
ników krakowskich i lwowskich, słynny
na c^ą Polskę. Hodowla owiec, dających
wełnę zdatną na cienkie sukna, rozwinię-
ta była najszerzej przez szlachtę w Wiel-
kopolsce, gdzie też po miasteczkach naj-
więcej było tkaczów. P. Juljan Kołacz-
kowski, inżynier, wykluczając badania
ściślejsze, zasłażył się jednak zebraniem
mnóstwa ogólnych notat w dziele swojem
p. n, „Wiadomości tyczące się przemysło
i sztuki w dawnej Polsce" (Kraków,r. 1888,
Btr. 744).
Przenosiny —biesiada poweselna w do-
mu pana młodego. Bielski w XVI w. pisze
w swojej kronice: „W tydzień po weselu
pan młody przeaosiny sprawował, przygo-
towawszy na to salę wielką; na których
praenosioach były gonitwy rozmaite i ma-
szkary". Krasicki opisuje przenosiny w
„Podstolim" (str. 142 i 143).
Przepiórka. Tak zowie lud ostatnią
garśó zboża niezżętego w końcu pola. Kęp-
kę taką kłosów podczas wicia wieńca do-
żynkowego związują żniwiarki u góry, do-
łem zaś oczyszczają ziemię zchwastu i na
płaskim kamyku kładą pośrodku kawałek
chl©ba.W8zyBtko to robią, jak każe odwiecz-
ny symboliczny zwyczaj, aby zboże by-
ło tak czyste w roku przyszłym i chleb z
tegorocznego wystarczył do żniw następ-
nych a przepiórka miała kłosy dla siebie.
Przestryjec — brat stryjeczny ojca lub
dziada, w polskim wykładzie prawa sas-
kiego w XVI wiekn nazwany , mego pra-
dziada brat".
Przetyczki — nazwa iglic do przetyka-
nia zapałów broni palnej. W jeździe pol-
skiej noszono je na łańcaszkach przy pa-
sie do ładownicy z przoda na piersiach.
Nie miały jednak zazwyczaj praktyczne-
go znaczenia, lecz służyły więcej ku ozdo-
bie. B. Gftnb.
Przewólf ob.Podatki i ciężary.
Przewiz ob.Podatki i ciężary.
Przezroczyszcze. Tak nazywano szyby
szklane ze szkła czystszego. Już za doby
Piastów zaczęto przywozić do Polski szyb-
ki okrągłe ze szkła zielonego. Za Jagiello-
nów czyściejsze szkło przywożone z We-
necyi nazywano przezroczyszczem. W ra-
chunkach Kościeleckiego z lat 1510 — 1511
wspomniana jest skrzynia szkła weneckie-
go za złotych (czerwonyi^h) 20, drugi raa
skrzynia „przezroczyszezów", w której
sztuk 4,600 za 60 złotych (Ł. Gfrfębiowski
„Domy i dwory", str. 14).
Przezwiska. Iłóżuica między przezwi-
skiem a przydomkiem polegała na tern, ża-
gdy przezwisko było osobiatem i jedn%
tylko osobę oznaczało, to przydomek
sta^ dziedzicznie przy domu, oznacza-
czając jedną linję jakiegoś rodu, to jest
spływając wrodzinie z ojca uasyna, wnu-
ka i t. d., jakby jej drugi herb ale właści-
wy tej linii, gdy herb heraldyczny mógł
wielu linjom być wspólny. Przezwiska na-
dawał gmin swemu panu, szlachta swemu
sąsiadowi, naród swemu monaidze. Z dy-
nastyi Piastów był jeden Chrobry, drugi
Śmiały, Krzywousty (od ust wrzodem w
młodości wykrzywionych). Kędzierzawy,
Laskonogi, Sprawiedliwy, Brodaty, Łysy,
Łokietek i t. d. &dy przezwisko stało się
dziedzicznemjakiegorodu, nabierało wów-
czas znaczenia przydomku (ob. Przy-
domek). Lud wiejski nazywa dzisiaj nie-
kiedy .przezwiskiem" nazwisko rodowe z
końcówką ski., co ma przyczynę logiczną^
choó takowej lud dzisiejszy już nie rozu-
mie. Oto nazwisko każde na ski pierwot-
nie, zanim sptyn^o z ojca na syna i stało-
się dziedzioznem, było przezwiskiem oso-
biatem. Takup. Wolski, przezwany tak oił
Woli, gdy przenió^ się w XVI w. do Bia-
ły, został przezwany Bielskim. W tym ra-
zie i Wolski i Bielski były tylko przezwi-
skami a stały się dopiero nazwiskami u po-
tomków, gdy ci bez względu na nazwę^
dziedzicznych dóbr zatrzymali stale przy
dbyGoot^le
PRZĘŚŁICA-. — PRZYŁBICA.
swym domu jedno z tych nazwisk. Ale
lad, który i dzisiaj jeszcze przezywa czę-
sto dziedziców nie ich nazwiskiem rodo-
wem ale od nazwy folwBjku utworzonem,
zachow(^ w swej gwarze dawne pojęcie o
przezwisku. Radziwiłł Sierotka dostał ta-
kie przezwisko w swojem dzieciństwie, gdy
go raz król Zygmant Angiisc, znala^zy
samego i płaczącego na pokojach królew-
skich, nazwał „biedny sierotka". Jeden z
Radziwiłłów miał przezwisko Piorun, Mi-
chał Kazimierz — ,Rybeńko", bo tak nazy-
wał często tych, z którymi rozmawiał. Z
podobnej przyczyny przezwano i syna
.Rybeńki" Karola, wojewodę wileńskiego,
,Panie kochanku". Stanisław Potocki, het-
man wiel. kor,, od łacińskiego swego przy-
słowia re V£Ta (istotnie) dostał historycz-
ne przezwisko Rewera. W języku polskim
jest jeszcze wyraz przyzwisko, ozna-
czający dodane komuś lub w zmienionej
formie imię, zawołanie.
Przęśljca— spi-zęt, służący dawniej po-
wszechnie do przędzenia, gdy używano
wrzecion. Len na przęślicy obwinięty zo-
wie się kądzielą lub przęślikiora. Bielski
w „Kronice polskiej" pisze: „Wojewodzie
krakowskiemu, który z bitwy uciekł, po-
sła,! Bolesław przęalicę, iż nie godzien być
mężem, jeno niewiastą".
Przętr — góra na spichrzu, gdzie żyto
*yP'^» piętro, astrych z tarcic na belkach
uczyniony pod stropem.
Przydenek. Tak Jakubowski w .Nauce
Attyleryi", wydanej za Stanisława Augu-
sta, nazywa „ozdobę armaty, diiojej.za-
mykającą".
Przydomek. Znaczenie tego wyrazu tak
objaśnia Ignacy Krasicki: „trdy za cza-
sem jednego herbu familje znacznie się
rozradzać poczęty, przybierały sobie dla
różnicy nowe nazwiska z różnych przy-
czyn, a mianowicie od osiadtości swoich,
jako to: Karczewscy, Wiśnio wieccy, Zamoj-
scy etc, co znaczyło: pan Karczewa, Wiś-
niowca, Zamościa. Adawne z herbów nazwi-
ska zostały p r z ydomkam i, oznaczający-
mi z jakiego kto źródła pochodzi. Wszak-
że nie wszystkie przydomki od herbów
wzięły początek. Niezwykły jaki postępek,
przypadek lub przyrodzona jaka wada
lub ułomność niejednego przydomku sta-
ła się przyczyną (ob. Przezwiska). O-dy
w r. 1346 Polacy w dwuch bitwach pod
Pogonią i Białą w Krakowskiem pobili
wojsko czeskie króla Jana, szlachta To-
porczykowie na pamiątkę, że wzięli do nie-
woli wojewodę czeskiego Hinka z Dubu,
przezwani zostali przydomkiem .Hinków" ,
który, jak zapewnia Długosz, stał się na-
zwiskiem ich synów i potomków. Znako-
mity niegdyś w Polsce dom Kostków her-
bu Dąbrowa nosił to nazwisko od Nawo-
ja z Rostkowa (zdobywcy Działdowa na
Krzyżakach w r. 1464), który z powodu
kostki wyrosłej mu na twarzy pierwszy
nosił to przezwisko zamienione potem na
przydomkowe nazwisko jego rodu. Jedna
linja Karlińskich herbu Ostoja (z której
pochodził Kacper, syn Abrahama, obrońca
Olsztyna) miała przydomek Szyja, z po-
wodu że przodek ich w szyję ciężko ranio-
ny został. Przydomek Dunin, zamienio-
ny z czasem na nazwisko rodu, oznaczał
pierwotnie tego, który gościł w kraju duń-
skim lub uczestniczył w wyprawie rycer-
skiej do Danii albo z niewoli duńskiej po-
wrócił, Z takiegoż źródła pochodzi przy-
domek Szwed posiadany przez kilka ro-
dzin drobnej szlachty na Mazowszu i Pod-
lasiu. Rud Wojnów Szubów na Podlasiu
nosił dziedzicznie przydomek Szuba od
Stanisława Wojny, który za Zygmunta
Augusta przezwany tak został niewątpli-
wie od jakiejś wyróżniającej się jego szu-
by. Prawdziwie starożytna linja Tyszkie-
wiczów miała przydomek S k u m i n.
Przyłbica — nazwa dawna i rdzennie
polska hełmu z żelaznej blachy, utworzo-
rzona od tego, że spoczywał na głowie
czyli przy -łbie. O hełmach noszonych
dbyGoot^le
PRZYPOWIEDNI LIST.—PftZYSIĘŻNE.
127
przez ryoeratwo polskie ob. pod wyrazem
Heim, Enc. Słarop. t. II, str. 242.
PrzypowiednUiBt. Tak zwano w XVI
i XVII wieka upoważnienie królewskie
dane rotmistrzowi do zwerbowania nowej
chorugwi. Botmistrz, który ,list przypo-
wiedni" otrzymał, oblatowal go w grodzie
i objeżdża! szlachtę, zapisującą się na to-
warzyszów do chorągwi (ob. art. Jazda
polska, Enc. Siarop. t. II, str. 290). W
Yoluminack legum czytamy: ,Damy listy
przypowiednie Indziom dobrze osiadłym
na roty kozackie". HaurwXVlI w. piszo:
,U rzemioślników żadnego czeladnika bez
przypo wiedniego liatti nie przyjmają".
Przysąd, przysądne — nagroda za
pracę sądzenia. W Yoluminach legum (U,
f. 630) czytamy: „przysądy, adjudicata raz
tylko za Zyguunta Augnsta przypadały
na dygnitarzów i sędziów, a pisarz się swo-
jem salarium konteatowaó miat. Przysą-
dy w Mazowszu nie były znane, tylko
przed zaczęciem sprawy obie strony po 2
grosze na koszta procesu składały. W Sta-
tucie Litewskim przy sąd znaczy właś-
ciwą jurysdykcję czy\]. forum, jak to wi-
dzimy ze słów: „Panowie w miastach nie
pod przysądem miejskim, ale pod prawem
i wolnością szlachecką do.Tiy dzierżą".
gBędzieli obwiniony inszego przysądu, a
nie tego, gdzie ukradł, tedy mają go wieść
do ttigo urzędnika, w czyim przysądzić
jest".
Przysiek— siekierka wazka, służąca za-
razem za laskę. Kłonowicz pisze we .Fli-
sie": „Powróci flis od żeglugi gdańskiej
.w sukmanie nowej, w szerokiej krajce, z
nowym przysiekiem",
Przysienie lub podsIenlB — ganek na
słupach wzdłuż ściany domu przed sienią.
Nazywano go także podcieniem, że dawał
cteń^ Przysienie tem się różni od przysion-
ka, że pierwsze jest werendą niezamyka-
ną zewnątrz domu a drugi jest przedpo-
kojem wewnętrznym, a jeżeli zewnętrz-
nym, to w każdym razie z drzwiami do
zamykania (ob. Podsienie).
Przysięga cielesna. Tak nazywano w
dawnem prawie polskiem przysięgę osobi-
stą, utworzywszy tę nazwę z dosłownego
tłómaczenia nazwy X&cih^\&^j'uramenłum
corporale. Przysięga cielesna znaczyła,
kiedy kto sam osobiście, a nie przez za-
stępcę przysięgę wykonywał. Yolumina
łegum podają roty przysiąg sądowych o-
raz dla panów marszałków trybanalskich,
dla marszałków koronnych, pieczętarzów
czyli kanclerzy koronnych, dla referenda-
rzów kor., dla pisarza polnego, sędziego,
podsędka, pisarza ziemskiego, woźnego,
szlachcica, podejrzanego i t. d. Po koro-
nacyikrólaZygmuntalll wszyscy duchow-
ni i świeccy dygnitarze, urzędnicy kró-
lewscy, starostowie sądowi i dzierżawcy
dóbr królewskichpowinni byli złożyć przy-
sięgę najdalej do 4 niedziel w grodzie
przyległym swoim podług roty następnej:
,JaN,N. przysięgam Panu Bogu Wszech-
mogącemu: iż wierny chcę być, i postu-
ezeóstwo wedle prawa oddawać Najjaś-
niejszemu Panu Zygmuntowi III Królo-
wi Polskiemu, "Wiol. Książęciu Litews. i
chcę we wszem dostojeństwa Majestatu i
osoby J. Kr. Mości, także bezpieczeństwa,
jako wiernemu poddanemu należy prze-
strzegać; tak mi Boże dopomóż i jego św.
Ewangelja". Przysięga wojewody mnltań-
skiego, którą w r. 1485 królowi Kazimie-
rzowi Jagieł, oddawał, znajduje się w Vol.
leg. I, i. 238. Żyd, składający przysięgę
podług roty polskiej, obowiązany był ,o-
brócić się przeciwko ^ońcu, osobnie od
ludzi innych, i ma stać boso na jednym
stołku, przyoblekłszy się płaszczem albo
suknią, a czapkę żydowską ma mieć na
głowie".
Przyslęina. Wyraz ten spotykamy już
w dokumencie z roku 1281. Stare statuty
mazowieckie do połowy XV w. i statut
Jagiełły z 1420 r. wzmiankują o przysięż-
nem jako o opłacie składanej sędziemu od
dbyGoot^le
PR ZYSIĘZNY.— PRZYSŁOWIA OSOBISTE.
przysięgi w sprawach małych po 2 grosze,
w większych nad 30 grzywien — po 4 gro-
sze.
Przysiężny. W miastach Rzpliiej, któ-
re się rządziły prawem magdehiirskiem,
tak nazywano przysięgłych ławników, są-
dzących sprawy razem z wójtem miej-
skim.
Przysłowia osobiste są to pewne wy-
rażenia lub wyrazy oderwane, które bez
potrzeby, ale z przyzwyczajenia wtrąca
ktoń często podczas mówienia. Było tona-
wyknieniem narodowem, że prawie każdy
Polak, zarówno magnat jak szaraczek lub
chłop, miał jakieś wyrażenie ulubio-
ne, któro często powtarzał i po którem
znano go wszędzie, a od którego dostawał
nieraz przezwisko w historyi. Tak np, dość
powiedzieć .Panie kochanku", aby każdy
wiedział, te to mowa o księciu Karolu
Hadziwille, wojewodzie wileńskim (urodź.
1744, zm. 1790), który miał to przysłowie.
Dość powiedzieć: Radziwiłł „Rybeńko",
a wszyscy wiedzieli, że to był Michał Ka-
zimierz, ojciec tego Karola. Sławny het-
man Stanisław Potocki (zm. w r. 1667)
miał przysłowie łacińskie rc v£ra (co zna-
czy tyle, co zaprawdę, zaiste) i dlatego
wszyscy nazywali go „"Rewera". Jan Kle-
mens Branicki, hetman wielki koronny
(ur. 1689, zm. 1771)— „Moja panno". "Wie-
lopolski, krajczy koronny — „Bała bala*.
Książę Sanguszko, starosta czerkaski —
.Mopanie". Kacper Maciejowski, stryj ka-
sztelana lubelskiego, żyjący w XVI wieku,
miał przysłowie: „Bracie kuku", wozem
go dworzanie przedrzeźniali. Typ narodo-
wy dawnego Polaka miał cechy jednako-
we we wszystkich stanach i prowincjach
Rzplitej. Zarówno wojewoda kijowski, jak
niejeden zagonowy szlachcic podlaski,
kmieć mazowiecki i mieszczanin wielko-
polski, mieli zwyczaj powtarzać: „Uczciw-
S!!y uszy" lub „Panie dobrodzieju", a ta
jednolitość sposobu mówienia była ude-
rzającą. Ignacy Krasicki w „Pana Podsto-
lim* wymienia następne a najpospolitsze
wówczas „przysłowia mowy potocznej":
„Ale ale", „jak się zowie", „tandem tedy",
„mospanie', „mościwy panie". Jan Chry-
zostom Pasek, pisząc swoje pamiętniki w
XVII wieku, powtarza często „po stare-
mu", co zapewne w mowie potocznej było
jego przysłowiem. Mówi także o Warszyc-
kim, kasztelanio krakowskim: ,pan kra-
kowski rzecze: Imięjego święte, bo
to jego przysłowie". Wiemy z tradycyi
podlaskich, iż ks. Kamieński, słynny ka-
znodzieja franciszkański w Drohiczynie
za czasów Saskich, używał przysłowia
„Królu mój polski". Szczuka, szambelan
Stanisława Augusta, z Ciechanowca, po-
wtarzał co kilka zdań „Mosembeju", pod-
wojewodzy Piotr Dobrzeniecki — „Mopa-
nie", poseł Franciszek Szepietowski —
„Mosztordzieju" i t. p. Znaliśmy starego
zagrodowca w Łomżyńskiem, który co
kilka zdań wtrącał ,i taka osnowa". Ogól-
ną bibljografję wszystkich przysłów naro-
dowych polskich, t.j.nieosobistych, podali
w swoich obszernych i sumiennych dzie-
łach: Samuel Adalberg na początku wiel-
kiej ,Księgi Przysłów" (Warszawa, 1894
r.) i Ignacy Bernstein w dwutomowym
„Katalogu dzieł treSci przysłowiowej"
(Warszawa, 1900 r.). Wielki zbiór przy-
słów polskich ułożonych porównawczo z
cudzoziemskiemi przez s. p. Józefa Ko-
nopkę, zbieracza pieśni ludu krakowskie-
go, widzieliśmy w rękopisie u tegoż w Mo-
gilanach r. 1869. Po raz pierwszy niektóro
przysłowia polskie ukazały się drukiem w
książeczce; „Rozmowy, które miał król
Salomon mądry z Marchołtem grubym a
sprośnym" (Kraków, 1521 r.). Z tegoż cza-
su pochodzi przyczynek rękopiśmienny
kilkudziesięciu przysłów, znaleziony na
końcu książki ^Oratiunailae ■oariae'^.
Pierwszy nań zwrócił uwagę prof. Łopa-
ciński a ogłosił w „Wiśle" prof. St. Est-
reicher w artykule: „Kilka przyczynków
do paremjografii polskiej" (.Wisła" t. XI>
dbyGoot^le
PRZYSTOJEŃSTWO. — PUH ARY.
Btr. 112). Znajdujemy tam pomiędzy iane-
mi przysłowia: 1) Znać dudka między ko-
koszkami; 2) Znam cię, ziółko, tei pokrzyw-
ka; 3) Nie graj, nie przegrasz; 4) Na pochy-
łe drzewo kozy lazą; 5) Jaki kram, taki
pao; 6) Z naszło to j^ota koł; 7) Przygo-
dzi się pijanemu pląsać; 8) Zawżdy leui-
'wemu święto; 9) Po weselu bywa płacz;
10) Miej język za zęby; 11) Bierze wilk li-
czone; 12) Ani ty Bogu ńwieczki, ani dja-
blu ożoga i t. d.
Przy«toJeńsłwo. W mowie staropol-
skiej wyraz ten oznaczał przyzwoitość o-
byczajową, dobre wychowanie widoczne
we wszystkich uczynkach, mowach, po-
stępkach. Jan Kochanowski pisze;
Teraz jak w pieniądzach ludsie emak pocculi,
Cnota i picyatojeństwo do kąta aię tut).
Oórnicki zaleca dworzaninowi polskiemu,
że potrzeba mu „pięknych zwyczajów,
skromności, przystojeństwa, od któ-
rego się w ładnym postępku odstrzelać
nie ma".
Przytwor — to samo, co przysionek ko-
ścielny, babiniec, kmchta. Mohiła w XVII
wieku pisze; „Weszli do przytworu to jest
do przysionku chrzcielnicy". „Widział go
w przy tworze t. j. w babińcu przededrzwia-
ml cerkiewnemi". ,Przytworkiem''iiazywa
lud przy boku wewnętrznym skrzyni przy-
mykane zachowanko na drobiazgi.
Przywianek. To, co iona w dom męia
wnosiła, nazywało się w Polsce posagiem
lub wianem. Co mąż zapisywał od siabie
żonie, nazyw^o się przy wiankiem.
Gdy zaś żona, panną idąc za mąż, nie mia-
ła oprawy czyli reformy posagu, prawo
wyznaczano jej pewną sumę z majątku
męża, lub dożywocie na pewnej części ma-
jątku i to się nazy w^o zawieniec apo
ławiie/ro criniłi. Jeżeli wdowa szła pow-
tórnie za mąż, to prawo do przy wianka za-
pisanego jej przez pierwszego męża traciła
na rzecz jego potomków,
Przyzyway sejm ob. Sejm konwoka-
cyjny.
EncjUopedji łtiuv|HdskB, t. IV.
Pueri, puchery(z lac. puer, chlopieo)
starodawny zwyczaj żaków szkolnych, któ-
rzy okt^o świąt Wielkiejnocy chodzili po
domach, śpiewając, prawiąc oracje i win-
szując świąt Zmartwychwstania Pańskie-
go, za cootrzymy wali podarki, zwłaszcza ze
święconego. Już Bej w Postylli mówi, że
w kwietnia niedzielę obchodzą pamiątkę
wjazdu Zbawiciela do Jerozolimy, które-
mu pacholęta zachodziły drogę, rzucając
kwiaty i radosne pienia śpiewając. Na tę
pamiątkę w kościele parafjalnym, gdzie
były szkoły, wybierano chłopców do pro-
cesyi ustrojonych czysto, którzy z bukieta-
mi u boku, mając na ręku „fontazie" prze-
wiązane chustką jedwabną lub wstążką,
trzymali palmy ozdobione podobnież. W
r. 1591 wyszła w Krakowie książka Sko-
reckiego, zawierająca deklamacje i oracje
dla pacholąt szkolnych, z któremi obcho-
dzili domy w kwietnia niedzielę. Lud w o-
kolicy Krakowa zachował ten zwyczaj
dotąd, zowiąc Pucherami, a Kolberg
opisał go w 1-ej części „Krakowskiego",
str. 274. Chłopak umazany sadzami w
kożuchu przewróconym włosem do góry,
przepasany nakrzyż powrósłami, z dre-
wnianą szablą u boku i koszykiem na
kwestowane jaja i inne podarki, prawiący
po domach oracje, zowie się tam p u c h e r -
nik, puherak łub koniarz.
Pahary. Polacy do miodu i piwa, na-
pitków dawniej w każdym domu warzo-
nych, mieli: rogi, kubki, kruże, lampki,
szklenice, roztmchany i kufle, nie uży-
wając puharów, które przyszły do Polski
dopiero z upowszechnieniem się wina od
narodów południowych bogatych w win-
nice. Przyszły zaś drogą zwyczajną, więc
przez dwory panujących na dwory ma-
gnackie i przez cudzoziemców osiadają-
cych w miastach polskich. Drogę pierw-
szą wskazuje puhar kszttJtu wazy, roboty
włoskiej, z herbami Litwy i Jagiellonów
(znajdujący się dziś w gabinecie archeolo-
gicznym nniwersytetu krakowskiego), ob-
dbyGoot^le
130
u H A R
Btalowany dla Aleksandra Jagiellończyka
niewątpliwie przez bawiącego we Wło-
szech Erazma Cit^ka. Dmgą drogę wska-
zują piihary cechowe zwane w i 1 k o m a -
mi, do OTOCzystodcigodowych służące, a do-
tąd w niektórych zbiorach cechowych za-
granicą i u nas przechowywane. W zbio-
rze Tomasza Zielińskiego w Kielcach byl
taki wilkom cechu kapelaszników kra-
kowskich, obejmający w sobie rzekomo
półtora garnca Bapoju i noszący napis;
„Wilkom bracia, wypijcie raźnie, kto speł-
ni, stanie ma za łaźnie. A. D. 1664". Był
to wyrób ze szkła zielonego, mający pod na-
pisem malowanie na szkle wypalane,przed-
stawiające Matkę Boską z Dieoiątkiem^ sto-
jącą na księżycu, i godła cechu kapelasz-
ników i kc^o tarczy mieszczanina i mie-
szczkę w ubiorach owoczesnych (ob. „Wzo-
ry sztuki średniowiecznej"). Niesiecki i
Niemcewicz opisują, że gdy Wlady^aw IV
bawił 4 dni w Rodanie a Kazimierza Sa-
piehy, przyniesiono starożytny puhar
szklany, zwany Iwanem, przechowywa-
ny od czasów bytności Zygmunta I tam-
że u Iwana Sapiehy, wojewody podlaskie-
go. „Prześliczny jego rysunek, wazy kształt,
blizko garnca trzyma; dragi mniejszy o-
walny, z podobnemże pięknem rznięciom,
na czystym krysztale, nazywa się Iwani-
cha" (Ł. Gołęb. „Domy i dwory "iStr. 112).
Włady^aw IV miał postanowić, aby pan
podczaszy chow^ te puhary zamknięte
i nie wypuszczał inaczej na stół, jeno przy
Ucznej asystenoyi i paradnej liberyi, przy
brzmieniu muzyki i setuem daniu ognia
z armat. Szlachta możniejsza naśladowa-
ła magnatów i bogatych mieszczan kra-
kowskich i lwowskich, którzy największe
sprowadzali wilkomy. Szlachta średnia
poprzestawała na niewielkich paharkach
a uboga, najliczniejsza, nie pijała wiua
wcale i nie posiadała żadnych puharów.
Po królu Michale Wiśniowieckim artysty-
czaie rznięty wielki puhar przechowywał
się w zbiorach hr. Gustawa Broel-Platera
w Kradawiu. W muzeum ka. Lubomir-
skich we Lwowie przechowuje się puhar,
utwierdzony klamrą srebruą, z którego
według podania przechowanego w rodzi-
nie Wojnów (Kołaczkowski, str. 574) mi^
pić król Jan Ul pod Wiedniem na po-
myślność odsieczy przeciw Turkom. W in-
wentarzu po Janie Sobieskim znajdują-
cym się w bibljot«ce wilanowskiej wyka*
zano, że król ten posiadał 250 kielichów i
kieliszków. Podając tę wiadomość, p. Ko-
łaczkowski robi naiwuą uwagę, że charak-
teryzowała dobrze ówczesny okres. Gdy-
by tak było, to z dzisiejszej daleko więk-
szej liczby kielichów i kieliszków w kre-
densach książąt i monarchów należ^oby
wnosić o daleko większem pijaństwie. Do-
dać praytem wypada, że bywały to zwy-
kle okazy artystyczne, które gromadzono
z upodobaniem. Jeden np, z pnharów So-
bieskiego wystawiał polowanie Dyany,
drugi herb królewski, trzeci cyfrę królew-
ską z armatarą, czwarty był z herbami
Czartoryskich i Sienią wskich i t.d. W mu-
zeum Czartoryskich w Krakowie znajdu-
je się puhar z figuralnie wyrżniętą legen-
dą polską i r. 1656. Niebywałe pijaństwo
na dwór polski wprowadził dopiero nie-
mieo August II Sas, zwany .mocnym".
Największy puhar, jaki kiedykolwiek wi-
dzieliśmy, który podajemy tu w rysunku,
należał do tego słynnego opilca a obecnie
znajduje się wśród szkieł pamiątkowych
p. Aleksandra Rostworowskiego w Stelma-
chowie pod Tykocinem. Ma on z pokrywą
prawie pół metra, bo 49 centymetrów wy-
sokości a 15 cent. średnicy w otworze
i mieści w sobie 3 litry napoju. W tymże
zbiorze znajduje się drugi puhar tegoż kró-
la, wykonany na cześć orderu ,Orła Bia-
łego* a podany przez nas w 3 tomie Enc,
Siar. str. 306. Adam Moszyński w „Pa-
miętnikach* swoich opowiada, że na re-
staurację orderu Orła Bitnego August II
kazd zrobić puhar z napisem: „pro legę,
fide et grege" (za prawa, wiarę i naród).
dbyGoot^le
PUKLERZ. — PUSZKA, PUSZKARZE.
którym król z kawalerami orderu w dzieA
restaaraoyi popili się, a na oktawę, gdy
król zaprosił się na obiad do Mniszcha,
marszałka wiel. kor., posiał mu kielich na
ten obiad w podarunku. Podobny piihar
był takie w zbiorze Hasta wieckiego. Sław-
ny był takie puhar Adama Małachow-
skiego, półgamcowy, zwany: j^cordajide-
Uum^. Zbiory Pawlikowskich z Medyki
posiadają 7 puharów z portretami, herba-
mi i cy frami pa-
□njącej w Polsce
przez lat 67 ro-
dziny królów sa-
skich. "W notat-
kach Jana Glo-
gera, spisanych
przed laty z tra-
dycyi podlaskich
dla syna, znajdu-
jemy, 2e w do-
mach magnac>
kich bywUo po 5
puharów, z któ-
rych najmniejszy
nosił napis: In vi-
no veritas! więk-
szy nieco: Bis
fepetita placet;
trzeci z kolei:
Omneirinumpcr-
mfecium; czwarty:
Karits łanguis ła-
quebantur; naj-
większy: I bant
qui poterant, cui
tton poterant jacebant. Bywały i polskie
napisy np.:
.Uam tego la bs i bardio, jako nie on zowie,
Etńry diuzkiem nie wf pil prijjiiciclakie zdrowie".
Fahary bez podstawy zwano .niestawia-
nemi" lab , kulawkami", że kto wziąt do
ręki nalane, musiał wychylić, bo stać nie
mogły. O takich wspomina już Sarbiew-
ski w mowie pogrzebowej z r. 1635. Nie-
kiedy kładziono na nich napis:
Pnhar Augiuta JI Sasa.
.Ludzie roi nog^ w«i^lt doradzając mbio.
Ja im lepiej dogodzę gdj odbiorę obie
Puklerz (z francuskiego bouclier) —tar-
cza, pawęjb, paiż, szczyt. Naruszewicz pi-
sze: .Posłał Bolesław oblężonym dwa pu-
klerze do wyboru, z których czerwony
wojnę, biały pokój oznaczał*.
Pultynek— maty pulpit do robót kobie-
cych. W Vol. legum (IV, f. 80) czytamy:
„Płacić mają od koronek, szkatuł, pultya-
ków, perspektyw". W „Monitorze" czy-
tamy:
„Bonończyk w izbie, a kubeł do psiarni,
Śpilka w pultynkii, a widł; <* maHitarni'.
Pułk - wyraz dawny, oznaczający więk-
szy oddział wojska. Wznowiony został
w r. 1768 przy formacyi pułku przedniej
straży Arnolda Byszewskiego; odtąd ja-
zda lekka czyli przedniej straży na pułki
podzielona została. Husarja i psnc<-rni
dzielili się na chorągwie, kawalerja naro-
dowa na brygady i szwadrony, dragODJa
i piechota na regimenty. W wojsku pol-
skiem w epoce porozbiorowej piechota
i jazda, a za Księstwa Warszawskiego
i artylerja, podzielone były aa pułki,
jako jednostki gospodarcze. B. Gcmb.
Puszka, puszkarzo. Od Czechów, któ-
rzy strzelbę do prochu nazywali w śred-
nich wiekach puszką, nazwa ta upowsze-
chniła się po całej Słowiańszczyżnie. W
Polsce pnszkarnią zwano warsztat pusz-
karski i ludwisarnię czyli działolejnię,
puszkarzem albo rynsztunkowym zwa-
no ruńnicarza, który brofi palną robił,
strzelbę osadzał, naprawiał, rychtował;
puszkarzem był i działolejnik czyli ludwi-
sarz (ob. Lud wis ar ni a, Enc.Star. t. III,
str. 151) i każdy artylerzysta. Bielski np.
pisze: .Puszkarze strzelbą dobrze ich uga-
dzali i szkodę w nich niemałą czynili";
Gwagnin zaś: „Polscy puszkarze Wotochy
tak prażyli, że poczęli ustępować". Pierw-
szą wzmiankę o artyleryi polskiej znajdu-
jemy w statutach Kazimierza Wielkiego
z prfowy XIV wieku. Ostęp ten w pol-
dbyGoot^le
132
PUŚCIZNA.
skiem tłómaczeain z XV wieku mówi o
„szlachcicach, gdy na grodziech przeciw
nieprzyjacielowi bywają pc^ożeni', „ohy
paszek twierdzy się nwiarowali". Ludzi
obsłcgujących działa nazywano po pol-
ska paszkarzami, po lacime pixidaritts, co
usprawiedliwia nazwę dla dział aiytą w
Statucie Wiilickim. Pod r. 1426 wymie-
niony jest puszkaiz Andrzej z Lubna,
dworzanin Władysława Jagiełły, pod r.
1443 Jan i Michał a w kikanadcie lat pó-
źniej Jan Czech i Rzeszkowicz z Dobry-
czyna, któroma krńl Kazimierz Jag. obo-
wiązal się w r. 1458 wypłacić za zasługi
jego podczas wojny z Krzyżakami 517
dukatów węgierskich. W r. 1502 wymie-
nionych już jest puszkarzy 13, którzy za-
pewne taką samą liczbę armat mieli w ob-
słudze. W r. 1623 było na służbie w Kra-
kowie 9 puszkarzy z żołdem rozmaitym,
zapewne podług swego uzdolnienia. Nie-
którzy otrzymywali po 20, inni po 10, 6
i 2 czerw, zł. na kwartał, a nawet słażyh
za co łaska, ad bene placitum i do tego po
sukni. Ale podczas wyprawy wojennej po-
bierali oprócz żołdu djety po 12 groszy
(srebrnych) na tydzień i całkowite ntrzy-
manie. Puszkarz ówczesny miał przy so-
bie siekierkę, prochownicę z prochem do
podsypki zapału, cyndruŁę i rejnadlę czyli
przetyczkę do zapału. "W r. 1551 było w
Krakowie na żołdzie puszkarzy 12. Cejg-
wartem i ludwisarzem był zwany raz^-
sor łormenlorum, drugi r&z prae/eclus tor-
mentorum Szymon Haubtcz, pobierający
po 30 zł. na kwarto. "W roku 1652 pięciu
puszkarzy i tyluż ich pomocników wypra-
wiając do Brat^awia, sprawiono im suknie
zbiiJtego i Wękitnego sukna. R. 1554 w
liczbie 17 puszkarzy krakowskich na £cj-
dzie, znajdował się 1 kowal, 1 ślusarz,
1 prochownik i 1 piszczek czyli muzykant
Boku 1567 przyjęto na służbę i wyprawio-
no do "Wilna na wojnę inflancką 24
puszkarzy i 30 pomocników. Odwieziono
ich tam z Krakowa do Wilna na 6 po-
czwórnych wozach, za oo zapłacono po 10
d. od konia. Boku 1573 służyło puszka-
rzy we Lwowie 4, w Tykocinie 5. Cejg-
wartem byt Bartosz Nasz, pobierający
kwartalnie 25 złot. B. 1574 było aa ^uż-
bie puszkarzy: w Krakowie 1, w Kijowie 6,
w Czerkasach 1, w Kaniowie 1, w BiE^ej-
Cerkwi 1, w Ostrze 3. Za Zygmunta Au-
gusta okazały się pierwsze Artykuły, dla
puszkarzy wydane podczas wojny z Mo-
skwą r. 1667 Novembris 22 w Lebiedziowie
p. t. „ArtykiUy, wedle których siępnszka-
rze a strzelce z pomocnikami swemi ku
teraźniejszym potrzebom a służbom wo-
jennym Króla JMci do artyleryi przyjmo-
wani a obstalowani aa każdy czas a na
każdem miejscu zachować, sprawować, a
rządzić się mają wspólnie". Kołaczkowski
znalazł gdzieś wzmiankę o puszkarzu w
Płocku z początku XIV w. (?). B. 1414 w
aktach miasta Lwowa wymieniony jest
puszkarz Laurenty Hellenbasen. Pod Ja-
nem Zamojskim zadziwiał w Inflantach
Niemców i Francuzów sztuką paszkarską,
t. j. strzelaniem z armat, Paweł Piaskow-
ski. Boku 1789 było w Warszawie 60 war-
sztatów puszkarskich, które mogły dostar-
czać po 1000 sztuk broni na miesiąc.
Puścizna. Jeżeli po zmarłym nie by-
ło krewnych w obu linjach do 8 stopnia,
wtedy podług prawa polskiego majątek
nazywał się puścizną, kadukiem, czy-
li, jak teraz mówimy, spadkiem bezdzie-
dzicznym ( Vol. leg. II, f. 1209). Za doby
Piastów majątek po zmarłym stryju bez
potomka płci męskiej uważany był za
puściznę, do której mieli prawo dziedzi-
czenia synowcowie. Pierwotnie puścizna
miała znaczenie nie sakcesyi, ale mie-
nia bezdziedzioznego, sukcesy! pustej i
dopiero później zamieniona została w
spadek. Około p(dowy XIXwiekn Ka-
rol Libelt i Lucjan Siemieński upowsze-
chnili w języku literackim w miejsce
spadku, używanie niezbyt szczęśliwe-
go wyrazu spuścizna, \\&Ty zniwe-
dbyGoot^le
PUŚLISKO.— RACHUNKOWA MACHINA.
133
czyi historyczne znaczenie staropolskiej
puścizny.
Puślisko — rzemień, na którym -wisi
strzemię u kulbaki. Dorohoatajaki w „Hip-
pice" pisze: „Strzemiona na dużych paśli-
skach być mają u siodła" . Polacy też prze-
strzegali zawsze, aby pnśliska a ich siodeł
były mocne i szerokie.
Puian lub puzon — rodzaj trąby do
grania. Kej pisze w „Wizerunku": ,Flet-
niozki piszczą a puzany beczą*. „Kmieć
jeden mniemał — powiada w „Dworzani-
nie" Górnicki — aby ona cz^ć puzana,
która się i tam i sam pomyka, w gardło
wchodziła". Puzanem nazywano także w
XVII w, pewien gatunek kornetów biało-
gtowskich, jak to widzimy ze stów Haura:
.Koron kobiety używają na komety, na
półkomecie i na cały puzan, na bonety, na
maloty".
PuzdrO, puzderko. Tak nazywano
szkatułkę, skrzynkę, pudło podróżne zwy*
kle drewniane i dobrze okute na flaszki z
wódkami i sprzęty stołowe, do podróży
służące, np. noże, talerze, szklanki i t. p.,
na które bywały w puzdrach odpowiednie
przegródki. Bratkowski w XVn w. pisze:
Fluezki frant jeden w puzderku zamjkal,
A co minuU odmyka) i łyknl.
Józef Torzewski w książce drukowanej r.
1785 w Berdyczowie p. t, „Rozmowa o
sztukach robienia szkła" pisze: „Przy ha-
cie chować stolarza i ślusarza, żeby pu-
zdrarobili piękne, kowane'. W zbiorach je-
żewskich posiadamy puzdro z r. 1767 i na-
pisem; „Pilnuj i zamykaj". Ks. Dominik
Birkowski w kazaniach drukowanych r.
1623 mówi: „Głowa tego świętego we sre-
braym puzdrze zamkniona, na ołtarzu
jest wystawiona". Pazdrem nazywa się
także u stadnika worek moszny, moszna
Z rękopisów polskich XVI w.
Rablec (od raby — pstry). Tak zwano
pewien gatunek krogulca układanego do
polowania.
Racllltnlcowa machiBŁ Pierwszym wy-
nalazcą tej machiny był Stern. Żyd pol-
ski, orodzony w Hnibieszowie r. 1769 z ro-
Z druków polskich XVI w.
dziców bardzo ubogich. Oddany na nau-
kę do zegarmistrza, zwrócił na siebie uwa-
gę dziedzica Hrubieszowa ks. Stanisława
Staszica, który wyriał go do Warszawy
dla kształcenia się w matematyce. Tu wy-
nalezieniem machiny arytmetycznej, któ-
dbyGoot^le
134
RACIMORA. — RADA KRÓLEWSKA.
Tą W r. 1815 wydoskonalił, zwrńcil na sie-
bie uwagę uczonych. Towarzystwo Przy-
jaciół Nauk, nie zwracając uwagi na prze-
sądy stanowe, ani na to, że Stern nie przy-
jął form ani stroju i. as ncywilizowanych,
mianowało go w r. 1817 swoim członkiem
i w XII-ym tomie swych roczników opia
szczegółowy tej machiny ogłosiło. R. 1817
podobną machinę, jak do 4 działań, wyna-
lazł Stern do wyciągania pierwiastków z
ułamków, a następnie połączenie tych
dwuch wynalazków w jedną machinę do
skutku doprowadził. Wr. 1818poddałpod
sąd Towarzystwa modele mlocami, tarta-
ku i żniwiarki Gdy tegoż roku ustanowio-
no w "Warszawie .Szkołę rabinów', mini-
ster oświecenia publicznego Stanisław Po-
tocki wezwał Sterna na jej dyrektora i
polecił mu wypracowanie planu nauk i u-
rządzenie tej instytucyi, co wprędce do-
konał. Roku 1835 wynalazł pden prostoty
hamulec, ochraniający powóz i osoby w
nim jadące w rozbieganiu się koni. Roz-
prawy naukowe o własnych wynalaz-
kach pomieszczał w Rocznikach Towarzys.
Przyjaciół Nauk. W , Pamiętniku War-
szawskim" (rok 1823, t. XI) ogłosił prze-
kład z hebrajskiego .Opisu buntów ukra-
ińskich z dzieła Natana Moskowicza Ha-
nowerskiego, mieszkańca m. Zaslawia,
wydanego roku 1653 w Wenecyi. Umarł
Stern w Warszawie r. 1842 a wizerunek
jego rytowali Piwarski i Oleszczyński.
Racimora (od Raisy mor)— ga.tanek ma-
teryi jedwabnej używanej w XVIII wieku
na letnie kontusze, szlafroczki i salopy
niewieście. Żydzi bogaci miewali na świę-
to żupany racimorowe.
Rada familijna. Zuana była w dawnej
Polsce rada familijna, rada starszych w
ważnych wypadkach, gdy chodziło o
sprzedaż dóbr, które należały do nielet-
nich, o sposób wychowywania, wydanie
córki za mąż, usunięcie z opieki opiekuna.
Rada królewska. „Porządkiem rady
królewskiej" nazywano spis senatorów a-
lożony podług ich pierwszeństwa. Porzą-
dek ten, uchwalony na sejmie unii w Lu-
blinie r. 1569, jest następujący:
Arcybiskupi:
gnieźnieński, lwowski.
Biskupi:
krakowski, kujawski 1 ,,
■1 j. i.- j. 1 ■ I altemata
wileń^iki, poznański >
płocki, przemyski, żmudzki, chełmiński .
faeilsberski 1 ,,
... , altemata
łncki J
chamski, kijowski, kamieniecki.
Kasztelan krakowski.
Woiewodowie: krakowski 1 , ,
, , . ( altomata
poznański )
wileński, sandomierski i kasztelan wil.
Wojewodowie: kaliski, trocki, sieradz.
Kasztelan trocki.
Wojewoda łęczycki, starosta żmudzki.
Wojewodowie: brzeski, kijowski, ino-
włocławski, ruski, wołyński, podolski, smo-
leński, lubelski, potocki, witebski, mazo-
wiecki, podlaski, brzeski, chełmiński, mści-
sławski, malborski, bracławski, pomorski,
miński.
Kaszlclanowie więksi:
poznański, sandomierski, kaliski, wojnic-
ki, sieradzki, łęczycki, żmudzki, brzeski-
kujawski, kijowski, ioowłodawski, lwow-
ski, wołyński, kamieniecki, smoleński, lu-
belski, polocki, bełski, nowogródzki, wi-
tebski, czerski, podlaski, brzeski-litewski,
chełmiński, mści Rawski, elbląski, brac-
ławski, gdański, miński.
KasztelanoTJiie mniejsi:
sandecki, międzyrzecki, wiśUcki, biecki,
rogoziński, radomski, zawichostski, lędz-
ki, śremski, żarnowski, matogoski, wie-
luński, przemyski, halicki, sanocki, chełm-
ski, dobrzyński, połaniecki, przemęcki,
krzywieński, Czechowski, naldelski, toz-
perski, bieohowski, bydgoski, brzeziński,
kruświcki, oświęcimski, kamieński, spicy-
mirski, inowłodzki, kowalski, santocki, so-
chaczewskd, warszawski, gostyniński, wi-
ski, raaąski, sierpski, wyszogrodzki, rypiń-
dbyGoot^le
RA.DA NIEUSTAJĄCA.
135
&ld, zaŁroosymski, ciechanowski, liwski,
słoński, lubaczowski, konarski (z sieradz-
kiego), konarski (z łużyckiego), koaareki
(zKajaw).Ob. Senat.
Rada Nieustająca. Już konstytucja sej-
mowa z F. 1573 przepisała, żeby przy kró-
lu oprócz ministrów znajdowało się za-
wsze do rady czterech senatorów, a miano-
wicie: I biskup, 1 wojewodai 2 kasztelanów.
Jakkolwiek zatem ścisłej granicy poraiądzy
władząprawodawozą i wykonawczą nieby-
ło w dawnym rządzie polskim, to jednak
władzą prawodawczą był tylko od koń.ca
XV w. sejm z 3 Stanów (t. j, króla, senatu
i rycerstwa czyli izby poselskiej) złożony.
Władzą zaś rządzącą byt król z ministra-
miigronem tych senatorów, którzy, nazy-
wani rezydentami, przy boknjego zostawa-
li do rady. O-dy taka organizacja władzy
wykonawczej z postępem czasn stawała się
niedostateczną, postanowiono jej reformę i
w tym celu na sejmie r. 1775 utworzono
Radę Nieust., jako władzę rządzącą i wyko-
nawczą, do której zakresu niewchodziło sta-
nowienie praw, bo to do sejma należało, ani
sądownictwo, ale tlómaczenie czyli inter-
pretacja prawa. W Badzie tej reprezento-
wane były tak samo 3 stany Rzplitoj jak w
sejmie prawodawczym, t,j. król, który pre-
zydował, senat i rycerstwo. Senatorów za-
siadało 18, i konsyljarzów czyli radców ze
stanu rycerskiego 18, licząc z marszałkiem.
Dawniej .panowie rada" byli to sami sena-
torowie, wejście zatem do władzy naczel-
nej 18-a, czyli pcdowa reprezentantów ze
szlachty, stanowiło ogromny przełom na
korzyść zasady demokratyczno-szlaohec-
kiej, a ograniczenie wpływu oligarchii a-
rystokracyi, która faktycznie od kilku
wieków rząd Rzplitej stanowiła. W licz-
bie 18 senatorów, zasiadających w Radzie,
masiało być 3 biskupów (między którymi
prymas co dwa lata być musiał), także 4
ministrów a mianowicie: kanclerz, marsza-
łek, hetmani podskarbi. Wszystkich człon-
ków Bady, tak z senatu, jak rycerstwa,
wybierał sejm zwyczajny po 16 z Korony
i 16 z Litwy. Każdy szlachcic, który był
kiedyś posłem na sejm lab zagranicą, de-
putatem na trybunał, asesorem w jednem
z czterech sądownictw, sekretarzem wiel-
kim, referendarzem, albo pisarzem koron-
nym lub litewskim, mógł podać osobiście
lub na piśmie do marszałka starej laski
(t. j. przeszłego sejmu) kandydaturę swoją
do Rady N^ieustającej. Obiór odbywał się
w połączonych izbach senatorskiej i posel-
skiej prostą większością głosów. Marsza-
łek Rady wybierany byt na sejmie kreska-
mi tajemnemi, co dwa lata, z konsyljarzów
stanu rycei-skiego. W razie obrania mar-
szałkiem senatora lub ministra musitJ on
wprzód złożyć swój orząd, nim objął laskę
marszałkowską. Członkowie Radyza prze-
stępstwa nrzędowe odpowiadali przed są-
dem sejmowym. Bada Nieustająca podzie-
loną zost^a na 5 departamentów: 1) cn-
dzoziemski, czyli spraw zagranicznych,
2) policyi, 3) wojskowy, 4) sprawiedliwo-
ści, 5) skarbowy. Wszystkie departamen-
ty miały po 8-u członków, z wyjątkiem
cudzoziemskiego, który składał się tylko
z czterech. W każdym prezydował mini-
ster, a jeżeh go nie było, to senator. Bada
zbierała się na ogólne posiedzenia pod prze-
wodnictwem króla, piy masa lub pierwszego
senatora. Każdy członek mógł czynić wnio-
ski do praw. Sekretarz miał tylko głos do-
radczy. Król miał prawo dać dwie kreski,
ale innym sposobem uchwały Bady wzru-
szyć niemógł. Jeżeli był nieobecny, to mar-
szałek Bady z pierwszym senatorem zda-
wali mu sprawę o uchwałach, jeżeli zaś wy-
jechał z Warszawy, to towarzyszył mu z o-
bowiązku jeden z członków departamen-
tu cudzoziemskiego. Marszałek Rady po-
bierz pensyi rocznej złp. 30,000. Biskupi
i ministrowie, będący jej cdonkami, nie
dostawali oddzielnej płacy żadnej. Sena-
torom i konsyljarzom ze stanu rycerskie-
go, oraz sekretarzowi, wyznaczono pensyi
w r. 1775 po 14,000 złp., ale w roka na-
dbyGoot^le
186
RADŁO POLSKIE.
fltępnym zniżono takową senatorom n&slp.
10,000. Rezolucje Rady KiensŁającej są
ważne dlatego, że 2 nich można wyroza-
mieć, jak eię naród na prawa, ówcześnie
w życiu będące, zapatrywał. Wysdy one
drukiem w 3 częściach w Warszawie, w
latach 1786, 1786 i 1788.
Radło polskie. Z narzędzi mywanych
do aprawy roli, tak w całym świecie jak
i u naa, najstarszem bez kweśtyi jeat r a-
d t o. Galąż z twardego drzewa, z dobrym
sękiem, którym spulchniano i pruto zie-
mięi jest prototypem pierwotnego radia;
nawet dziś jeszcze ludy, stojące na nizkim
rozwoju, używają radia zrobionego z sę-
katej gałęzi. Na starożytnych pomnikach
egipskich widzimy narzędzia, do aprawy
roli służące, bardzo podobne do naszego
radła. Najdawniejsze wzmianki o radlę u
nas mamy w przywilejach z lat: 1228,
1231, 1242, 1246. 1251, 1297 i innych, w
których jest mowa o podatku zwanym po-
radlne. "W przywileju z r. 1262 wskazana
jest różnica radia od pługa: ^pro unoquoctie
arałro parvo, quod radio diciłur, lapi-
dem cerę, pro magno autem^ cued pług no-
mmaiur,duos łapides cerę persoiuai' . Jesz-
cze przed półwiekiem radło było u nas w
powszechnem użyciu i -użyło głównie do
drugiej orki, ozyJi tak zwanej przeoryw-
ki, radlenia t. redlenia; pierwszą orkę wy-
konywano sochą, lab pługiem, po odleże-
niu się zaś roli, puszczano radio wpo-
przek skib. Radło składa się z następują-
cych części: Grądziel v. rogacz (rysunek
A, B), na co wybierają drąg 4 do 5 cali
gruby, C/t łokcia długi z lżejszego gatun-
ku drzewa: sosny, świerka lub osiny, z od-
powiednimi korzeniami. Po wykopania
drzewa z ziemi, obcinają korzenie z wy-
jątkiem dwuch, mających prostopadły pra-
wie kierunek. Po wystrugania korzenie te
służą jako rękofeicie (c, d); prawy korzeń
{c) nazywa się rękojeścią odsiebną, zaś le-
wy iji) ksobną. Koniec cieńszy grądzielJi
zwany wiercielem {A\ ma w sobie 3 lub 4
dziury (/), w które wkłada się kołek, zwany
n'^(i/ni'^(0.'Wierciel łączy się z jarzmem za
pomocą /rs^a>(?f', zrobionych z wici, a cza-
sauii z żelaza. Przestawiając ciągaluik w
wyższą lub nitozą dziurę, reguluje się głę-
bokość radlenia. W razie gdy w miejsce
pary wołów używa się do radia jednego
konia, wtedy grądziel zastępirje się dwo-
ma drążkami, czyli hotoblatni. Część dolna
grądzieli {B) nazywa się gniazdem t. roz-
sochą. W gnieździe jest wydłubany ukoś-
ny otwór («) zwany dziurą, tam pod ką-
tem 48 do 45 stopni osadza się mocna
brzozowa lub dębowa deska {H), ścięta a
dołu klinowato, 3 do 4 cali gruba, 6 do 8
cali szeroka, a lVj łokcia długa (od ^ do
ni) zwana flOJSt^^mlub/tljcA^.Góraa część
nasadu, mająca nacięcie, czyli warkocz{m),
powinna przechodzić przez całą grubość
rogacza, aby zaś c^y nasad siedział moc-
no w rogaczu, warkocz przetyka się gwo-
ździem dębowym lub żelaznym, który się
nazywa pyzakiem t. pyzką {p)\ dolną część
warkocza nazywają progiem (J>). Nasad w
dolnej części zwęża się i na końca za po-
mocą gwoździa lub śruby ma przytwier-
dzony żelazny lemiesz [k), zwany także
radlicą lub narogiem radiowym; ta część
jest najważniejszą w radlę, bo spulchnia
i pruje ziemię; zarazem jest to rzecz naj-
kosztowniejsza, bo radlica kosztowała o-
koto 3 zip., gdy reszta radia robi się w do-
mu, bez wydatku grosza. "W polowie dłu-
gości nasadu od dołu wyrobiony jest po-
przeczny rowek zwany pazem v. kamą {i),
w który wchodzi kawałek drzewa drążek,
podpałek V, podymka (w), który sznurem
lub odpowiednio wygiętem żelazem powo-
jem (/) przymocowywa się nasad do grą-
dzieli. Pod powojem na grądziel! jest klin
(j), który w miarę podbijania daje mo-
żność regulowania stopnia nachylenia na-
sadu i utrzymania go~w należytej szty-
wności. Aby rękojeście mogły być przy-
stosowane do wzrostu i nawyknienia ra-
taja (orzącego), do prawej rękojeści przy-
dbyGoot^le
RADNY.— RADZIECKIE KSIĘGI.
mocowywa się witką lub gwoidziem kuik{
(w), Ł. j. zakrzywioną w formie rączki ga-
ląt, do lewej zaś w tymie cela przy wiąza-
je się dlagi kij, zwany rączką, porączką^
melicą v. medlicą {z), który do grądzieli
przybija się gwoździem lab żelazną ob-
rączką zwaną wiązatUem. Radio, prając
ziemię, rozrznca skiby na dwie strony; nie
nym szeregu od roka 1392 a2 do npadka
Kzplitej, wiele ciekawych szczegółów do
historyi sztak i rzemio^ w Polsce w sobie-
przechowują. Pochodzi to stąd, it do ja-
lysdykcyi rady miejskiej należały nietyU
ko sprawy spadkowe, a więc spisywanie-
inwentftrzy wszelkich przedmiotów pozo-
stałych po zmarłych, bądź w majątkn nie-
^ludl^fl^^
odwraca ich i nie odkłada, jak to robi so-
cha lah i^ag, lecz podnosi ziemię, usta-
wiając skiby na kant; stonce i wiatry su-
szą podniesione skiby, — chwasty martwie-
ją, a po wyschnięciu ziemi, brona wydo-
bywa je z perzem na wierzch. Skutkiem
wynalezienia ulepszonych narzędzi, np.
kultywatorów i innych, radło wyszło pra-
wie z ożyda i dziś zaledwie widzieć je mo-
żna na Żmndzi labLitwie. Do oborywania
kartofli jest obecnie w powszechnem uży-
cia radło zmniejszone, zwane radeikiem v.
redelkiem. Obszerniejszy opis radła patrz
w dziele: „Uprawa mechaniczna grunta*
przez Michla Oczapon skiego, Ł III, str.
34. Warszawa, 1835 r. Eysunekradła nie-
mieckiego podauy jest w pracy: „O sposo-
bach gospodarowania w klimacie północ*
nym", tom I, figury 1, 2 i 3.
Tymoteusz Łuniewski.
Radny, radnypan — członek rady,
do rady należący, wspólradzący, rajca,
radzicie!, radnik. Rej pisze: „^7^ O"^ ™%"
dryra abo radnym'. W .Monitorze" z w.
XVni czytamy: , Szkodliwy radny, któ-
ry wiele g a d a a mało mówi".
Radzieckie kSi^g). Prof. Piekosiński po-
wiada, że księgi radzieckie m. Krakowa,
dochowane po dzid dzień w nieprzerwa-
ruchomym, bądź w ruchomościach, jako-
to: sprzętach domowych, szatach, klejno-
tach, kosztownościach i towarach, tudzież
szacowanie tych to przedmiotów, ale tak-
że wszelkie spory między rzemieślnikami
i sztukmistrzami. Jak pierwsze dają nom
poznać zasobność prywatną, obszar po-
trzeb codziennych i sposób ich zaspakaja-
nia, wartość towarów i t. d., tak drugie
rzucają interesujące światło na rozwój
sztuki i rzemiosł w dawnej Polsce. Że księ-
gi z XVI w. najcenniejszego w tej mierze
dostarczają materjała, to rzecz prosta: od-
rodzenie sztuki na Zachodzie i zawiązane
z Włochami stosanki przez miUżeństwo
Zygmunta z Boną, potęga Rzplitej i do-
brobyt, do niebywałej skali rozwinięty,
popierały w wysokim stopnia rozwój sztuk
i rzemio^ n nas w tej epoce. Takich ksiąg
radzieckich, o jakich mówi prof. Piekosiń-
ski, labo nie krakowskich i maiej ważnych,
przeglądaliśmy sporo w różnych miej-
scach i zaczerpnęliśmy z nich wiele wia-
domości, a zawsze z ubolewaniem, że po
upadku Rzphtej mieszczanie nasi przestali
opiekować się archiwami miejskiemi i po-
zwolili niedbł^ym magistratom na ich ni-
szczenie. Z ksiąg radzieckich można było
dbyGoot^le
133
RADZIECKIE SĄDY.— RAJTAR.
-odtworzyć całe życie mieszczańskie ostat-
nich kilku wieków, jak to względnie do
Lwowa wyzyskał świetnie Wl. Łoziński w
-dziele swojem; „Patrycjati raieszczailiatwo
lwowskie". Księgi te wogóle dawaiy nam
~także świadectwo etnograficznego zalu-
■dnienia naszych miast, w których bądź
przeważna ludność napływowa, bądź jnż
"Zmieszana z krajową i spolszczona, bądź
rdzennie polska. Mieliśmy w ręku księgę
sandomierską z lat 1570— 1580 (złożoną
na. sprzedaż w księgarni aatykwarskiej
Oiejsztora w Warszawie) i z niej to w ar-
tykule Nazwiska ludzi {Enc. Siar.
t. III. str. 258) przytoczyliśmy (z r. 1572)
nazwiska przęsło 70-a mieszczan sando-
mierskich, w liczbie których nie było ani
jednego nazwiska cudzoziemskiego. Wido-
'Cznie mieszczaństwo Sandomierza, tak jak
większej części miast mazowieckich, było
-od wieków rdzennie polskiem. Oczywiście
było to mieszczaństwo przeważuie rolni-
cze, ale względnie dosyć zamożne, bo w
spisach rzeczy sporządzonych w księdze
radzieckiej Sandomierza po zmarłych mie-
szczanach napotykamy: lichtarze srebrne,
-suknię czerwoną luń.ską z kitlikiem czam-
letowym obłożoną aksamitem, snkaię mo-
■drą luńską z kształtem aksamitnym, czap-
kę aksamitną (niewieścią) podszytą kuna-
mi, tunikę lundzką i t. d.
Radzieckie sądy ob. S ądy.
Rajca, inaczej zwany radca, rad czy, raj-
-ezy, radnik, radny, radziciel, mąż należący
■do rady .Wyraz ten pochodzi od rada, radzić
i raić; urząd zowie się radziectwem; po la-
■cinie rajców zwano Consules. W miastach,
stosownie domiejscowego zwyczaju i praw,
jakie miasto posiadało, bądź wojewoda,
bądź starosta grodowy, bądź sami miesz-
■czanie wybierali pewną liczbę rajców do
rady zarządzającej miastem i jednego z
nich na burmistrza {Magister cimunty Pro-
£onsul). Do rajcdw należał zarząd i straż
miasta, ściganie przestępców, szafnnek
■dochodów, czuwanie nad budowlami pu-
blicznemi. Najczęściej obowiązek burmi-
strza pełaili rajcowie kolejao, rodzajem
rocznych kadencyi. Od r. 1384 przywoły-
wano nieraz rajców większych miast do
udziału w naradach sejmowych. Np. roku
1503, gdy skutkiem napadu Mengligireja
na Polskę zwołano sejm do Piotrkowa,
przyzwano tamże rajców z Krakowa, Lu-
blina i Lwowa. Rajcy wileńscy dostali od
Zygmunta Augusta przywilej na prawa
szlacheckie. Poeta i satyryk złotego okre-
su literatury polskiej, Sebastjau Klono-
wicz, był dożywotnim rajcą lubelskim a
wcale nie umarł w nędzy, jak to później
zawistni mu wymyślili, co wykazał p. De*
tmerski w .Ateneum' warszawskiem. Żo-
nę rajcy zwano: „rajczyni", syna „raj-
czycom" a w mowie ludu .rajczakiem".
Senatorów, radę króla stanowiących, nie
nazywano rajcami jeno: „panowie rada*.
Ciekawe wiadomości o rajcach lwowskich
podał Wlad, Łoziński w dziele: „Patry-
cjat i mieszczaństwo lwowskie" str. 60. W
r. 1507 postanowiono, iż „Rajce z Przy-
siężniki mają być (obecni) przy stanowie-
niu rzeczy przez p. wojewodę, albo jego
podwojewodzego na ratuszu, a ustaw jego
nie wypełniając, karani byó mają grzy-
wnami".
Rajtar. Rajtarja była to jazdawXVII
i XVIII w. sposobem niemieckim ubrana
i uzbrojona, którą nazywano także drago-
nami. Vol. legum odróżniają zaciągi: pie-
sze, dragońskie i rajtarskie. Uzbrojeniem
rajtara była strzelba i pałasz. Sam wyraz
jest średniowieczny i oznaczał pierwej w
Polsce knechtów krzyżackich i rabusiów.
Bielski np., mówiąc o wojnach z Krzyża-
kami, pisze, iż nasi ^.zburzyli zamek San-
tok, żeby się na nim więcej rajtara nie
przechowywali". Mączyński w atownikn z
r. 1564 wyraz perduellis tłómaczy po pol-
sku: .rajtar, odpowiednik jawny, zbójca".
Rajtarstwem nazywano też rozbójnictwo.
Bielski wyraża się w XVI w., żo przez
niebytność króla Ludwika w Polsce (w
dbyGoot^le
RAJTUZY. — RANKOR.
139
XIV wieka) hylj: tupieatwa, rozboje i raj-
tarstwa.
Rajtuzy- spodnie jazdy. Wkurtę i raj-
tazy ubierali się Polacy do podróży, którą
uajcz^ciej konno odbywali. Nasi kawale-
rzyści nazywali rajtuzami spodoie pod-
szyta skdrą tam, gdzie się z siodłem sty-
kały.
Raki. Tak nazywano dawnioj wiersze,
które wspak czytane mają sens odmien-
ny, zwykle ubliżający. Były one ulubioną
formą paszkwilów, krążącycb po kraju na
niemiłe narodowi osoby i wpisywanych
zwykle w pamiętniki domowe XVI i XVII
wieku, zwane pospolicie Silva rerum. Ra-
ki na serce królowej Maryi Ludwiki zaczy-
niły się od wiersza:
„MaTJft w cnotach nie umaria, nie..."
Wiersz powyższy wspak czytany brzmi:
„Ale umarła nie w cnotach Marja.,."
Jan Kochanowski wśród fraszek swoich
pomieścił znany dziesięciowiersz p. n. Ra-
ki, będący surową satyrą na niewiasty:
^Folfpijnif paniom nic sobie, ma rada,
Milujm]' niemie, nie jc«t w nich przebada,
OodnoHci trzeba, nie zanic tu cnotn,
Miłości pragną, nie pragną tu ilota.
Miłują z eerca, nie patrzają idrady.
Pilnują prawdy, nie kłaioają rady.
Wiaię uprzejmą, nie dar sobie ważą,
W miarę nie nazbyt ciągnąć rzemień kaią.
Wiecznie wara słuiĘ. nie alulę na chwilę.
Bezpiecznie wierzcie, nic rad ja omylę".
"Wiersz ten czytany wspak będzie brzmiał:
„Rada ma: sobie, nie paniom folgnjray,
Przesada w nich jeat, niewicraie miłujmy,
Cnota tu za nic, nie trzeba godności,
Złota tu pragną, nie pragną miłości.
Zdrady pstrzają, nie z »crca miłują,
Radu klamają, nieprawdy pilnują" i t. d.
GMy wiersze podobne przestano pisywać,
ogół zapomniał znaczenia ich nazwy. Ła-
mano więc sobie głowę, dlaczego Kocha-
nowski nazwał „Rakami* wiersz powyż-
si. Dopiero Mik. Malinowski w Wilnie
wyjaśnił znaczenie nazwy pochodzącej od
wstecznego chodn raka.
Rakieta — siatka rozpięta do odbijania
piłki. Ł. Górnicki pisze w XVI w.: , Ra-
kietą tak jeden drugiemu piłkę poda-
je, żeby nie upadła". Kluk zaś w XVIII
wieku: „Rakiety do grania bywają lesz*
czowe, czeremchowe".
Rakietnicy. Korpus rakietników utwo-
rzony bylwwojskupolskiemwr. 1823 pod
dowództwem Piotra Bontemps'a. Korpus
składa- się z półbateiyi konnej, zostającej
pod dowództwem kapitana Józefa Ja-
szowskiego i półkompanii pieszej pod do-
wództwem kapitana Karola Skalskiego.
W styczniu 1831 r. półkompanja rakietni-
ków konnych reorganizowana była na ba-
terję artyleryi lekkokonnej, a półkompa-
nja pieszych rakietników na całą komp^
nję o 8 kozłach do wyrzucania rac kon-
grewskich. Ta ostatnia kompanja odzna-
czyła się w bitwie pod Grochowem. W
skutek rozkazu Komisyi rządowej wojny
z d. 25 lipca tegoż roku, zaczęto formo-
wać oddział rakietników konnych pod do-
wództwem podporucznika Szopowicza o
4 kozłach czyli łożach rakietowych. Gemb.
Rakusy. Tak nazywano dawniej w Pol-
sce Austrję, zdaje się od ludu germańskie-
go Rakatów. Był więc .możny dom Ra-
kuski" (Górnicki Łuk.), Rakuszanin czyli
Rakus; Rakuszanki, t. j. księżniczki an-
strjackie, wychodziły za królów polskich.
Ramsz — gra w karty, podobna do ma-
rjasza. Każdy miał 5 kresek; mażą się te-
mu, kto więcej nad powinność lew zrobił,
mażą się i tym jeszcze, którzy zdejmą choć
nie powinni byli zdejmować, a innym się
dopisują.
Rankor w znaczeniu przekory, waśni,
gniewu, wjrraz wzięty żywcem z łaciny,
w której rancor oznacza rzecz zgorzkłą
lub śmierdzącą, a w przenośni starą nie-
nawiść, zawiść, zaiartośó, chrapkę. Twar-
dowski w XVII w.Pisze: „Polska z daw-
nych lat wrodzone miała z pogaństwem
rankory" — była bowiem w dobie Piastów
dbyGoot^le
RAŃTUCH.— RATUSZ.
ciągle napadana przez pogan pomorskich,
praskich, jaówieskicli i litewskich.
RaAtuch, rańtuszek — chustka du£a
noszona przez mężntki na głowie lab na
plecach. ^Knpisz jej dziś koszalkę, jatro
chce rańtaszka* (Rej w Wizerunka).
„Poważne matrony w rańtuchach do zie-
mi ozdobnych" — pisze Twardowski; a w
innem znowu miejsca wyraża się: „ran-
tach zerwie z głowy". R«ńtachy, noszone
w XVI i XVII w. przez klasy zamożniej-
sze, jaż w XVIII w. zeszły do ludu, a dziS
tylko przez lod wiejski niektórych okolic
są noszone. Tkane bywają w domu z Ina
i wełny domowych owiec, w pasy lub
kratkę, ale nie. służą jnż za strój głowy,
tylko za szal na plecy.
Rapcie — paski z taśmy albo sznurków
do szabli i karabeli polskiej.
RarJio —jeden z rzadszych gatunków
ptaka drapieżnego używanego powszech-
nie w Polsce do łowów. Oto co pisze o nim
Czacki: „Ptak raróg, po włosku laniero,
po niem. Sckeymer, po franc lanier. La-
meret należy do największych osobliwo-
ści w innych krajach; BufFon wyznaje o
tym ptaka niewiadomość. U nas rarogi z
błękitnym dziobem i nogami używane by-
wały do polowania od czasn żniwa aż do
późnej jesieni. Opaliński, nauczyciel Zyg-
munta Augusta, usprawiedliwia niedanie
pozwolenia wychowańcowi swemu polo-
wania rarogami, że te ptaki są naojokrut-
niejaze w swoim rodzaju, porwane ptaki
rozdzierają; a tak samego tylko okrucień-
stwa w tym polowaniu uczyć się można"
(,0 Litew. i Pols. prawach 't. II, str.245),
Czacki nie dodaje, że Opaliński, wybrany
na mentora dla królewicza przez Bonę,
był tylko jej narzędziem w kierunku znie-
wieścialegowychowywaniaZygmunta, na
co wielce utyskiwała szlachta. Raróg z po-
woda swej niepospolitej rzadkości bywał
zwykle deiwowiskiem czyli uważanym za
dziwoląga przez tych, którzy go zobaczyli,
a stąd poszło i wyrażenie o rarogu w prze-
nośnem znaczeniu dziwoląga.
Rasa, rasza, aras, haras, barasz —
tkanina w^niana, lekka, szorsŁkawa. Wiel-
ki mistrz krzyżacki chodził w białym ba<
rasowym ubiorze, chodzili w nim zakonni-
cy i zakonnice, a Św. Jadwiga w prostej
rasie w święta tylko ubraną bywała. Pod-
szywano nią palendrany, suknie świec-
kich a zwłaszcza dworskich. Z niej mie-
wali ubożsi pasy a kmioŁówny spódnice.
Fiszą o niej: Skarga, Bielski, Stebelski,
Gostkowski i Vol. leg. IV, f .81, r. 1643.
Ratusz (z niemieckiego (/o; Rałhaus) —
dom, w którym się mieścił zazwyczaj miej-
ski sąd, magistrat i rada miasta. Polacy
na oznaczenie ratusza mieli wyraz własny
wietnica. ale rzadko go używali, bo
chyba najmniej o czystość językową cho-
dziło mieszczanom z pochodzenia przewa-
żnie Niemcom. Wśród przysłów tei pol-
skich niema ani jednego o „wietnicy* a
jest ich kilka o „ratuszu", np.: „Nie wołaj,
boó wezmą gębę na ratusz" (Rysiński).
„Do kościoła kiedy chcesz, a na ratusz
musisz' (Rysiński). .Wszyscy mądrzy, gdy
wracają z ratusza" (Adalberg). W pie-
śniach ludu polskiego także o wietnicy nic
nie słychać a o ratuszu nie raz jeden. Naj-
wspanialszy z ratuszów dawnej Polski
przechował się dotąd w Poznania, navret
z pręgierzem (ob. Pręgierz), który zwy-
kle na rynkach przed ratuszami się znaj-
dował. Gmach ten zasługuje na bardzo
szczegółowe zbadanie, plany i opis, bo wo-
bec orgii hakatyzmn, wielce niepewna je-
go przyszłość. Drugi z kolei rysunek
przedstawia nam ratusz na Kazimierzu w
Krakowie. Jest to gmach nieobszemy ale
typowy, jako ratusz średniowieczny miast
polskich, a przytem widomy świadek u-
dzielności Kazimierza, jako osobnego mia-
steczka przy Krakowie! pamiątka tej dziw-
nej decentralizacyi municypalnej, która
pozwalała każdemu przedmieścia (jak np.
Grzybów i Marjeusztadt przy Warszawie)
dbyGoot^le
RATUSZ.
141
mieó swój oddzielny ratusz, magistrat,
pieczęć i t. d. Ponieważ rysunku dawne-
go ratusza krakowskiego nie otrzymali-
imy, podajemy wiąc tylko widok wnętrza
jego sali radzieckiej, w której zawieszone
RatiME n PoEnaoiu.
były wysoko rzędem stare portrety dy-
gnitarzy tego miasta. O portretach tych
krążyła potem tradycja, nie ręczymy zre-
.Bztą czy na faktach oparta, że spowodo-
wały one za wolnego miasta Krakowa ro-
zebranie ratasza, gdy bowiem przedsta-
wia^y osoby i nazwiska mieszczan, których
rody przeszły na arystokrację ziemską w
Krakowskiem, postarano się uznać gmach
wietnicy krakowskiej za odpowiedni do
rozbiórki, ze zwro-
tem portretów ro-
dzinom i pozosta-
wieniem jedynie
wieiyiistuiejącej do-
tąd wśród rynku.
Następny rysunek
przedstawia ratusz,
istniej ącyniegdydw
rynku starego mia-
sta Warszawy. Wi-
dok tego ratusza,
znajdujący się w
zbiorach p. BogusŁ
Kraszewskiego , u-
dzielony został dzie-
jopisarzowi Al. Kra-
usharowi do dzieła
jego oRepuinie.
Dalej podajemy ra-
tusz lwowski przed
r. 1826, t. j. taki.
jakim był przed
przebudowaniem
go na gmach dzi-
siejszy. B y s u n e k
następny przedsta-
wia szczegół attyki
zdawnego ratusza w
Sandomierzu. We-
dle aktów miasta
Krakowa, attyki da-
chowe tego rodzaju
zjawiają się za cza-
sów kr. Zygmunta I
jako nowość, dająca
zabezpieczenie dachu od ognia gęsto za-
budowanym w starych miastach kamieni-
com. W dniu 7 kwietnia 1544 r, zebrani
rajcowie i prezydenci krakowscy („Prawa,
przywileje i statuta m. Krakowa*^, wydał
dbyGoot^le
RATUSZ.
Dr. Fran. Piekosiński, t. I, etr. 183) uchwa- |
liii przepisy odnośne do dachów kamienic
Ratunz na Kaziniei
dachy były ukryte
poza murami. Po-
nieważ pierwsza
część uchwały ni&
dozwala na wysa-
nięcie dacha przed
facjatę, ^idaó z te-
go, żewszystkie da-
ch y pierwotnie z
końcami belek, na
których stały krok-
wie, wysuwano ja-
ko duże okapy ku
przodowi, jak to do-
tąd widzimy we
wszystkich starych
domach wiejskich i
na przedmieściach,
gdzie do ustawy
miejskiej nie stoso-
„. . , , , wano się. Nowy lub
Wieia w lynKiiKnikowBkim, , . ,
pozostała po dawn. ratuszu Odnowiony w roku
Sala radziecka w dawny m lataczu krakon'akiin.
i domów drewnianych i zastrzegli, aby
przy nowo budujących się domach odtąd
1544 sposób wprowadzał fajermury, jako
oparcie dachów, które spadały do środka,
dbyGoot^le
gdzie miały rynnę
do odpływu wody
deszczowej . Tego
rodzaju układ da-
chów zachowfJ eię
w wiela starych ka-
mienicach Krako-
wa, a prof. Łuazcz-
kiewicz mniema, t&
nie s% te attyki star-
sze nad 3-ci lat dzie-
siątek XVI w. Przy-
budowywano j e z
początku na starych
kamienicach i ratu-
szach, zmieniając
system pokrycia, jak
to zrobiono i po po-
żarzeLiodentoldow-
skich Sukiennic. At-
tyka więc ratusza
sandomierskiego
pochodzi takłe z w.
XVI a uiyto do jej
budowy trojakiego
rodzaju cegieł: zwy-
czajnej formy do
budowy ścian i zna-
cznie większych mo-
delowanych w pro-
fil złożony z listwy
i ćwierćwałka, lub
listwy i żłobk a.
Prócz tego na szczy-
cie koronki jest
naczynie ogromne,
gliniane, ubrane u-
szami w formie smo-
ków, a powtarza się
takłe rodzaj szyszek
glinianych przy
spo&a]
Batusz, iBtDtejąc7 niegdyś w rynku starego miasta Waiazawf .
Batusz Iwoweki przed r
koronki. Złożyła się więc na budowę ratu-
sza sandomierskiego nietylko praca stry-
charzy, wyrabiających cegły różnoksztE^t-
ne, ale i garncarzy miejscowych. O^dzie
całe miasteczka bywały drewniane, tam
zwykle i ratusz wśród rynku budowano-
z drzewa. Takie ratusze widzieliśmy jesz-
cze na Podlasiu w Knyszynie i Goniądzu^
dbyGoot^le
lU
RĄBEK. —RĄCZKA.
Ten ostatni, z XVII wieka pochodzący,
odrysowaliśmy z natury przed jego roze-
braniem i ryaanek ten tu podajemy. Jesz-
Szczegdt attyki z dawnego ratusza w Sandomierza
(rysunek wziętj z V tomu „Sprawozdań Komiłiy i
Sztuki"prz7 Akademii Umiejętaoici).
charakterystyczne, zbudowane niewątpli-
wie przez tych samych cieślów, którzy w
XVI i XVII wieka stawiali po miastecz-
kach Żydom w podobnymże styla ich sy-
nagogi — niestety, jednak nikt tych wiet-
nic szczerze słowiańskich nie upamiętnił
w wizerunkach. W ich braku podajemy tu
na koniec dwa ratusze murowane z ostat-
nich dwuch wieków bytu Rzplitej, a mia-
nowicie starszy w Zamościu lubelskim
i nieco młodszy w Kownie.
Rąbek— płótno cienkie lniane, chustka
cienka biała, do zawijania głowy przez
mężatki używana. Stąd rąbek bialogłow-
ski był przeciwstawieniem do wieńca dzie-
wiczego.
Rączka — miara miodu przaśnego {w
plastrach i patoce), obejmująca lO'/* garn-
ca, którą bartnik odmierzał daninę miodu
coroczną dziedzicowi boru, gdzie miał
swoje barci. Zdaje si^, że wielkość .rącz-
ki' powstała pierwotnie z przeciętnego
wymiaru najpospoliciej używanych przy
Ratusz drewuianj w Goniądzu ua Podlasiu (ryeowal z natnrj Z. Gloger).
uze W połowie XIX w. istniały w kilkuna-
stu miasteczkach polskich ratusze dre-
wniane, piętrowe, z podsieniami, bardzo
podbieraniu miodu cebrów lub kadłub-
ków, tak jak powstała miara garnca od
przeciętnego garnka i miara wiadra od
dbyGoot^le
REASUMPCJA. — REBUSY.
przeciętnego wiadra. W „Prawie bartnem'
Niazczyckiego z XVI wieku mamy częste
wzmianki o .rączce', jako miarze daniny
miodowej.
Reasumpcja, z łacińskiego, znaczy roz-
poczęcie na nowo. Używano tego wyrazu
zamiast: otworzenie sejmn, trybunala itd.
Keasumpcja znaczyła też czasem zatwier-
dzenie dawniejszych nstaw
przez nowy sejm. także czyn-
ności trybonata albo konfede-
racyjnych przez sejm i t. p.
Rebusy. Ró2ne encyklope-
dje zagraniczne podają, ie naj-
dawniejsze rebosy układane
były w języka łacińskim, co
zresztą sama nazwa potwier-
dza, a kolebką ich mi^y byó
w XVn w. Włochy, skąd re-
bns przeszedł wówczas do Fran-
cyi i Niemiec. Gdyby tak było
w rzeczywistości, to w takim
razie pierwszymi wynalazcami
byliby Polacy, piszący to bo-
wiem posiada rebusy polskie z
XVI w. Godzi się jednak mnie-
mać, że nasi autorowie reba-
sów tamtocżesnych naśladowa-
li już w tym kunszcie cudzo-
ziemców. Pierwszym rebusem,
który tu przedstawiamy, jest
znaleziony przez nas w ręko-
piśmiennym pamiętniku (Silva
rerum) rodziny Sasinów Eale-
czyckich, rozpoczętym pod ko-
niec XVI w. Daty ułożenia re-
busa oczywiście podpisanej
pod nim niemasz, ale pismo w nim użyte
kreślone jest ręką Wasila Kaleczyckiego,
który w tejże księdze wspomina o sobie,
że urodził się w województwie Brzesko-li-
tewskiem r. 1565, a wpisywał różne rze-
czy przez cde długie panowanie króla
Zygmunta III. Na tej zasadzie zaliczamy
rebus niniejszy do okresu pomienionego
panowania (r. 1687—1632), lubo mógł byó
Oiryklopcdja aUrapotska, (om IV.
wcześniejszym, jeżeli był przepisywanym.
Już ta sama odległość czasu nie pozwala
naszego zabytku mierzyć skalą dzisiej-
szych formuł rebusowych. Cały rebus w
księdze panów Kaleczyckich składał się z
12-u wierszy rymowanych, z których dwa
pierwsze wygryzione zostamy do szczętu
przez myszy lub szczury. Twórca rebusa,
Ratusz w Zamościu lubelskim.
aby ułatwić odczytanie, co było właści-
wem przy dość niezgrabnych rysunkach,
zamieścił a dołu opisujące objaśnienie za-
tytułowane pDo Czytelnika"; Objaśnie-
nie to (w którem także znajdują się miej-
sca zniszczoae oznaczone kropkami) brzmi
jak następuje:
NajdEJegz tu w tym Czytania: jelenia, dom, pana,
Oś, kaw., aerca i w...y, bo tu jest odmiana.
dbyGoot^le
EatuBE w Kownie.
W ty. cieniste rózgi i taranty Iconie,
A po Eobaczyaz chro^iki bielone.
Jetoli fii; chccBS atpii, ti&)dii»E i Hzkleoicę,
CUowę i gdrę, takie dnie piwnice,
I mniacy tu Bjwmwuią wiele czystych neczy,
Seby dę nie odrwili, miejle lią na pieczy.
Jeteli się na wojnę wybierasz, maaz działo,
I Tz«kB jest, przez ktdni przeprawiaj się imjalo.
Potym wiatry nastąpią, pizczoły ule mają.
Te lię rady, niepogody i wiatrów lękają.
I dala tn dostaniesz, i kur dla opata,
P. soli zań będzie zaplata.
(Mołesz) i w dzwon uderzyć i na wino pójdziesz,
(Jeteti nic) zapłacisz, pewnie czyśćca dojdziesz.
(Moiesz w stawie) ryb nalowić, tamże i kocięta,
się kochają dziewcięta.
lo siądziesz za stołem,
choć wszystkie ogółem.
pobiera psi zatyra do kośd,
ganiaj go^ci.
B(ędq śliwy) aa wety i gra dla zabawy,
Ły czy z. . . . fraiiii i łyżka do strawy.
mały jeżeli spać zechcesz na kocu?
a potem sen otarłszy z oczu.
(Możesz) sobie poskoczyć we . . . ry wesoło,
Ił ą tylko rzeiko uwijaj się wkoło.
Najdziesz tu i warcaby, także kostki, (karty),
J(eśli woli)iiz niale zwierzę, jedzie w pole (z charty).
Wyr. wierszem sobie to czytasz,
przytym łaskaw na nie Czytelnik. . . .
Pierwsze 6 wierszy powyższego objaśnie-
nia odnoszą się do zniszczonych dwuch
pierwszych wierszów rehasa, któiy, o ile
go odgadłem, przedstawia treść następną:
Zapomnisz i tu w gędźbie, co się przedtym działo,
Nie narzekaj na to, już z wiatrem uleciało.
Raczej zjedz kuropatwę albo karpia dzwono
A pij to wino czyście (do czysta), coć go posta-
Tylko dę ta o t« proszę, nie miee pod ató! kości,
Bo gdy o nie zwadzą się psy, naczynia przykrośd.
A j«ćli wypiec umiesz, pójdziemy prym zsłowiki,
Jeżeli skakać wolisz, wyskocz do muzyki.
Najdziesz tu porządne łyżkę . . . warcaby i barty,
Jeśłi więc O sen nie dbasz, jediłew pole z charty.
Pierwsze dwa wiersze, kropkami powyżej
oznaczone, są właśnie te, które zostały w
oryginale zjedzone przez myszy. Wiersze
drodkowe uderzają swem podobieństwem
do jednego z przysłów drukowanych w
zbiorze Rysińskiego (r. 1619): „Nie mieć
kości pod stół, niech się psinie wadzą".
Dmgi rebus, który tu podajemy z piękne-
go starego sztychn (40 centymetrów dłu-
giego i 31 szerokiego), znajdującego się w
zbiorach jeżewskich, przedstawia ló-wier-
Ezowy poemacik łaciński na cześć króla
Zygmunta III ułożony rebusowe i wyda-
ny w r. 1593 przez J&kóba Krasickiego z
Siecina, słuchacza poetyki a jezuitów w
"Wiedniu. O Krasickich i Siecińskich wie-
my, że był to w XVI w. jeden ród. Gdy
bowiem majętność Krasice w ziemi Prze-
myskiej wniosła w dom SieciAskich Bar-
bara Obrzechowska, żona Jakóba Sieciń-
skiego, potomstwo tegoż pi-zybrało nazwę
Krasickich. Sztychowany utwór Jakóba
Krasickiego udzieliliśmy profesorowi Hie-
ronimowi Łopacińskiemu, który, pragnąc
napisać o nim rozprawkę dla Akademii
Umiejętności, odczytał tę łamigłówkę w
sposób następujący;
dbyGoot^le
PORCELANA.
^X^ /y.^^_;g^ ^^ y IS fi]
J'sl^ 1/ua. o ^^^ JmAh^ i^eAu w «4^^^4^ ? -^^SB^^S^^
Bebni polski t XVI widra.
Tekst łaciński.
Bex, TivaH, cui TiTtut«e tiibuere coronao,
SI gemmia Bceptra haec, atellantie... certe
Favit RoDunae rie, ot ancora nBviB
Essen, nam reget fortanae apecnUtui JeHiu,
Deai Fater'parmas datorantia eiBque trophaM,
Pfiamidw, celsos obeliscoi attiue columnaa.
Bex ee in...... relut intereidera clara
Solem, arcus, fulmiDa radiie mandus decora
[alŁa veaustat (?).
O fortnoatom, ąuem arma ailenda (?) resignant,
Arma nbi Baeva iaceat, Dec aptftu? bTan
[rotat ensea,
Justilia inaignU Teram et gloria aancta
[baccatur.
Hinc Cerea et Bacchos florescunt palmea aerta
Portantee caatua cithar»aqne l;rasque ten-
[tantea.
I>ege ergQ BM (?) parad iBeasque per arcee
I, quod Yocalea chori, qut>d Slusa precanT.
Ttómaczenie polskie tekstu łacińskiego.
„Poemat bierogltlicziiy Najjaśniej szema i
Najpołężniejszemn Zygmuntowi m z łas-
ki Bożej Królowi Polskiema, Wiel. Ks. Li-
twy, Bosi, Pras, Mazowsza, Zmadzi, Ki-
jowa, "Wtrynią, Pomorza, Liwonii, Sswe-
cyi dziedzicznemn królowi i t. A. Pana
swemu NajmilościwBzemn ptzez Jakóba
Krasickiego z Siecioa, słuchacza poetyki
w Kolegjnm Zgromadzenia Jezusowego w
Wiednia, dedykowany Roku Fabskiego
1593 d. 28 listopada.
Żyj, królu, kbSremu cnoty ndzielily korony,
Jeteli drogimi kamieniami te beiia... napeimo
... Rzymskiej. .„.., jak kotwica okrętu
Łtylbyj, poniewał szczęście królów obmyfla
IJezus,
Bóg Ojdec tarczę (obronę) im daje i radoane
[trofea,
Piramidy, wyaokie obeliski i'kolumny (t. j.
[pomniki).
Królem jeat«j na (ziemi?), jak między gwia-
[zdami jannemi
Stonce, tęcza, pioruny promieniami świat
(ozdoby wyaokie upiększa (t!(
dbyGoot^le
148
O SECEęeliwj, którego oręi mjlczącj
Gdzie orąt arop leiy, i Mara otwarcie :
(wywija
(Tam) sprawiedliwość wyborna, prawda i elawa
[święta panują.
Stąd Cenra i Bachus kwitną, palmowe wieńca
Niosąc, pieśni, cytary i liry nastrajając.
Ży] więc (dzczęśliwie?) i przez rajskie zamki
Idi (t j. doei^nij nieba), o co chór dfwięccny,
[o co Muza się modli.
SPOEMA HlEKoaLTPHICYM _
ERENlSSIMOACP0Tf>mSSIMoSlGlSMVNDomDEI GRmA f OLONK. REGI
MAGNODva LlTVA.Rys.PIWS.MAS.SAM.KlOV.V(H,I.P0MEiLLIVO.ZŁNECNON RE(34I
SVZCK.HŁREDITlUgO REGI ZC.D.D.S.CŁEMZNTISSIMO.A,JacOBoKra.
SICZKI . DEsfeaN.STV.POE. IN COL. SOCIE.TESWIIJf.DD .
V I ® CVI ^^^TWBVE m^^ s
S DAT ( ITIA EIS
Cis-- 11
IS ^IACNt NEC4©
HINC -^6. ET -^ ^jŁJ^CYNrf pOOO
nTsę
Cc kim' iija^*Thgiii*run& mh i ...
DGRCO^M ^^^i?- SQ pR
1 OyOD AE10vJ|iM§^QV0]
^ig^C^CgHNTS
jntr jt ccrJłni" ^h praiatnhftima t^^a
Dc SiyiDijinrfD >?iyt^i«ł» mai,
Cjura nirinn Dla/ cum ,tei uninu di/i^r ftr»u
qu^ icnwn R^n uinu ofymott-imtt
Rebus łaciński, uloiony przez Jakdba Krasickiego w r. 1593 aa cześć krćla Zygmunta III,
dbyGoof^le
W«tęp, Bposobem rebnsoiryiii ntolooy do książki z r. 168S noszącej tytuł „Królewicz ind^jiiki w polski
strój pwybrany'.
dbyGoot^le
150
RECES.— REDUTY.
Wyrażania swych myśli z domieszką pi-
sma rebusowego nie zaniechano i w ciąga
XVII w. Dowód tego znajdujemy w książ-
ce wydanej wKrakowier. 168Sp.t.: „Kró-
lewicz indyjski w polski atrój przybrany
albo historja o świętym Jozaphacie, kró-
lewiczu Indyjskim, i o iw. Barlaamie, pu-
stelnika. Przez X. Mateusza Ignacego Ku-
ligowskiego, dziekana Wolkowyskiego,
proboszcza i plebana Wołpihskiego, z la-
'cińskiego tekstu na wiersz polski przdo-
żona". Na pierwszej stronicy powyższej
książki w rodzaju dedykacyi odbity jest
sztych, którego cynkotypową kopjęta do-
łączamy. Nie powtarzając tej dedykac^
zwykłym drukiem, objaśniamy tylko, że
rysunki wśród pisma znajdujące się przed-
stawiają: Jerzego Hlebowicza, wojewodę
wileńskiego, herb jego Leliwę (półksiężyc
z gwiazdą), obłok, mrok, ńmierć, słońce
promienie, świat, św. Jozafata, herb sa-
pieżyński Lis, herb Połubińskich Jastrzę-
biec, Boga, stadło małżeńskie i znów herb
Lis, półksiężyc, herb Branickich Gryfi
herb Czarnieckich Łodzią. W posiadanym
przez nas rękopiśmiennym anegdotniku
księdza Karola Żefy z XVm w. znajdu-
jemy jeden rebus: „Krystyna przepiła
klucz u kcdodzieja'* wyrażony za pomocą:
krzyża, piły, klucza i koła oraz dopisanych
liter i wyrazów. W czasopiśnuennictwie
niemieckiem XIX wieku pierwszy rebas
znajdujemy ogłoszony w Wiedniu r. 1837.
Miano ten rodzaj łamigłówek upowszech-
niony po Europie w piatem dziesięcioleciu
XIX w. za tegoczesny wynalazek franca-
skL Tak przynajmniej mniemał nasz ogół,
nie przypuszczając istnienia rebusów pol-
skich przed wiekami, a uważając Bona-
wenturę Cbrząńskiego (zmarłego r. 1864)
za pierwszego autora rebusów polskich i
.Wolne żarty" wydawane przez Henryka
Lewestama i Jana Gregorowtcza za pierw-
sze pismo, ogłaszające rebusy w Warsza-
wie (r. 1858—9). Kończąc rzecz niniejszą
o rebusach, trudno nam powstrzymać się
od wyrażenia żalu, że inni nie zwracali n-
wagi na ginące tego rodzaju zabytki po
archiwach domowych, co gdyby nie na-
stąpiło, mielibyśmy niezawodnie w piś-
miennictwie polskiem całą książkę a może
i kilka tomów hioroglidcznej literatury.
RflC68. W prawie prywatnem polskiem
nazywano tak zrzeczenie się dóbr; w pra-
wie zaj pubhoznem odłożenie jakiej ma-
teryi do następnego sejmu ( ybl. leg, V, f,
723). Jeżeli posiadacz przeciążonego dłu-
gami majątku robił tylko prosty reces czy-
li odstąpienie, to taka/ońorrV(M nazy-
w^a się w prawie polskiem recessuata; a
jeżeli się odprzysięgal, iż wszystko oddał,
nazywała się recessuata et abfurata. Nie
była znana subhastacja, nie dzielono się
zatom, jak dziś, sumą osiągniętą ze sprze-
daży, ale ziemię oddawano wierzycielom
koUokowanym. Mimo to, właściciel, to jest
dłużnik z dóbr wyzuty, zachowywał pra-
wo do s{Jacenia wierzycieli z majątku spo-
tioritowanego, co nazywano reluigą.
Recllnatiorum. Tak nazywano dobra
nadane w Litwie na schronienie i przyta-
łekobcym wychodicom, exuHbus[ Vol. leg.
V, f. 636). Tak nazywano również funda-
cję na przytułek dla żołnierzy chorych we
Lwowie { Vol. leg. V, f . 723).
RecognitlD — osobiste zeznanie aktu w
sądzie.
Reduty czyli maskarady. Pierwsze re-
duty w Warszawie były przy nlicy Pie-
karskiej, w domu pod Vk 105, za panowa-
nia Augusta II Sasa, który, jako miłośnik
zabaw, do póinej nocy w nich uczestni-
czył. Dawano je potem w najętych pała-
cach u Przezdzieckicb, Radziwiłłów, Ja-
błonowskich i w innych. Najpierwszym
redut przedsiębiorcą był niejaki Salwator,
który na Nowem- Mieńcie kamienicę wy-
murował. Później znaleźli się inni współ-
zawodnicy. Za Augusta III Sasa tak były
ulubione reduty, że je dawano zacząwszy
od października aż do adwentu i znowu
pr:eez całe zapusty po 3, 4 i 5 razy na ty-
dbyGoot^le
REFEKTARZ.— REFERENDARZE.
161
ctzieA. W niedzielę odbywały się reduty
w kilka miejscach a wszędzie hylo pełno
osób i nieraz w dniu takim sprzedawano
do 6000 biletów wejścia. Bilet taki przed
r. ITSO kosztował 9 złp. Osoby wchodzące
miewały maski i domina czyli płaszcze
kitajkowe albo osobliwsze jakie i wspania-
łe nieraz kostjnmy. Obszerniej o redutach
warszawskich opowiada Kitowicz w „Opi-
sie obyczajów" i Łnk. Gołębiowski w po-
pisaniu Warszawy".
Refektarz — od wyrazów lac. refecHo i
bowe. Jedea ze wspanialszych refekta-
rzów w Rzplitej znajdował się w klasztorze
jasnogórskim oo. paulinów i ten podaje-
my to w rysunku.
Referendarskifl sądy ob. Sądy.
Referendarze. Po nekretarzach wiel-
kich szli w godności referendarze, ustano-
wieni w r. 1507 przez Zygmanta I. Było
ich wszystkich czterech, t. j. dwuch koron-
nych i dwuch litewskich przez króla mia-
nowanych. Wśród tych i tamtych był
zwykle jeden świecki i jeden dachowny.
Refektarz w kl«ist
re/eclus, znaczących posilenie, pokrzepię"
nie, nazwa izby stołowej czyli jadalni w
domach klasztornych i dachownych, gdzie
zasiadano razem do posiłka. Ponieważ re-
fektarz w budynkach takich bywał zaw-
sze izbą najobszerniejszą, tu więc odby-
wały się wszelkie zgromadzenia ducho-
wieiitstwa, zebrania kapituł na narady i
wybór przełożonych, synody djecezjalne,
popisy doroczne szkoły miejscowej a nie-
raz sejmiki szlacheckie i stypy pogrze-
Do. paulinÓTT w Cięstocłioikie.
Musieli być biegli w prawie i zawsze zo-
stawali przy dworze. Obowiązkiem dwuoh
referendarzów było codziennie rano od
Mszy do obiadu i po prfudniu od obiadn
do wieczora przesłuchiwać skargi osób
prywatnych i podawane na piśmie snplUd
odnosić do kanclerza dla przedstawienia
królowi. Tak więc od referowania powsta-
ła nazwa ich nrzędu. Zasiadali przy Zyg-
mnncie I, gdy sprawy rozsądzał, lecz tyl-
ko z głosem doradczym. Dopiero od cza-
dbyGoot^le
152
REFORMACI W POLSCE.— REGIMENT.
BÓw Zygmunta HI zaczęli sądzić i wyro-
kować, s należaty do nich specjalnie spra-
wy, zwan«y»m ctr^^nam czyli poddanych
z dóbr królewskich przeciwko starostom
i dzierżawcom, oraz odwrotnie, zanoszoii&
ByH urzędnikami przysięgłymi, którzy
wszystkie sprawy kryminalne i cywilne
do króla i sejmn przychodzące referowali,
porządku ich wniesienia pilnowali i w Se-
nacie zdanie swoje o nich wypowiadać
mogli. Kromer pisze: „Dwaj referendarze
aą^oizędnikami do przyjmowania próśb".
RAformacI w Polsce. Czas beatyfika-
cyi Iw. Piotra z Alkantary (za G-rzegorza
XYwr. 1622), reformatora i założydela
nowej gałęzi zakonu Św. Franciszka Sera-
fickiego, byl epoką wprowadzenia w za-
stosowanie OD, reformatów do Polski. De-
kreii tego wprowadzenia w zastosowaniu
się do Ojcsńw. wydal biskup krakowski w
IIży[d. 29 maja 1622 r. a wkrótce po tym
dekfecie powstały fundacje klasztorów
reformackich w Zakliczynie, Miejskiej Gó-
rze,' Oaiecznie i Choczu. Na kapitule w
Zakliczynie r. 1623 nstanowiono 3 kusto-
dje:! wielkopolską, małopolską i 3-ą dla
Uazowsza, Litwy i Kusi. Gdy r. 1624
Bzeńsyło się w Polsce morowe powietrze,
miejsce zmarłych proboszczów chętnie za-
stępowali reformaci, niosąc ostatnie ea-
kraOienta. Wtedy to we Włocławka o.
Feliks z Karyntyi z 3-ma braćmi Polaka-
mi {ladt ofiarą^jsarazy, podugując zapo-
wietrzonym. Od r. 1622 do 1772 założono
w granicach EzeczypOSpolitej 61 klaszto-
rów i domów reformackich, ktjjre podzie-
lone zostały na prowincje: małopolską,
^elkopolską, pruską i ruską. Prowincja
Oi^opolska obejmowda klasztorów i do-
mów 14, wielkopolska 17, praska (Prusy
królewskie z całem Pomorzem, Mazow-
szem i Podlasiem) 18, ruska 12. Na czele
każdej prowincyi stał prowincjał, po nim
szedł jego pomocnik i zastępca, cusłos pro-
v\nciae^ następnie 4 definitorów i w końcu
sekretarz prowincyi. Wszyscy oni byli
wybierani większością głosów tylko na
3 lata, i gtąd ka2da prowincja zawsze po-
siadała dawnych najwyższych swych
zwierzchników, których nazywano patres
provinciae. Że zaś stosunki z jenerałem,
z przyczyn niezależnych od zakonników,
zost^y zerwane, co ujemnie na regułę
wpływało, przeto żeby utrzymać karność
klasztorów reformackich, prowincjał był
zarazem commissarius generalis władzy
zwierzchniczej, przebywającej w Rzymie.
Zwierzchnikiem' w każdym klasztorze był
gwardjan, jego pomocnikiem i zastępcą
wikarjusz, a jeżeli w klasztorze były stu-
dja czyli kursą naukowe (jak np. w Wę-
growie), to następowali lecłores, magister
lub insiruclor noviiiorum, pater spirifua-
tis, concionatores (kaznodzieje) i poeniten-
iiarii^ to jest spowiednicy. Zasłynęli w za-
konie nauką i piórem: Florjan Jarosze-
wicz (pierwszy zwierzchnik prowincyi ru-
skiej), Józef Męciński, Antoni Konrad Pi-
ramowicz, Franciszek Rychłowski, Kon-
rad Kowalewski, Karol Surowiecki, Igna-
cy Koralewicz, Bazyli Malinowski i Mie-
rzejewski. Kasata klasztorów reformac-
kich pod zaborem pruskim i austrjaokim
nastąpiła w latach 1796 — 1809 z wyjąt-
kiem pozostawionych w G-alicyi: w Krako-
wie, Wieliczce, Kętach, Przemyśla, Jaro-
sławiu, Sądowej Wiszni, Bieczu, Lwowie
i Rawie (ruskiej). Na Wołyniu zamknięte
zost^y w r. 1834, a w Królestwie Kon-
giesowem przez ukaz z d. 27 październi-
ka (8 listopada) 1864 r. z wyjątkiem Pili-
cy i Wtodawka, gdzie pozostały do czasu
klasztory etatowe.
Rtformacja lub r^r/na posagu. Tak
zwano z łacińskiego „oprawę" czyli abez-
pieczeuie na dobrach męża posagu i przy-
wianku jego żony.
Regiment znaczył pierwotnie: rząd, pa-
nowanie. Np, G-órnicki w XVI w. pisae,
że po śmierci Zygmunta I „Zygmunt Au-
gust na regiment Królestwa Polskiego
wstąpił". W Postylli ks. Wujka czytamy:
dbyGoot^Ie
RECjIMENTARZ.
168
gSiła to narodów, które były pod legi-
mentam Rzymu*. Stąd regimenteni nazy-
wano później komendę, dowództwo, np.
i Twardowski w XVII w. wyraża się: „Król
mu wielki regiment dawał morskiej arma-
ty", t. j. dowództwo floty. Franciszek Pa-
procki w XVIII w. nazywa regimentem
„korpas wojska, ^o£ony z jednego lub
wi^ej bataljonów albo szwadronów", P.Br.
0embarzew8ki tak nam pisze o regimen-
cie: „Nazwa ta stosowana była w XVIII
wieku jedynie do piechoty i dragonów,
t. j. wojska cadzoziemskiego antoramen-
ta; mówiono zatem: regiment pieszy i re-'
giment konny czyli dragonów. Jazda pol-
skiego autoramentu dzieliła się na chorą-
gwie linsarskie, pancerne, petyhorskie
i t. d.,. ns biygady kawaleryi narodowej
i na pułki przedniej straży. W w. XIX
wyraz legiment został zastąpiony stale
przez wyraz pułk, stosowany tak do pie-
choty jaki dojazdy, a w epoce Księstwa
Warazawski^o i do artyleryi". Dodamy
ta w końcn, ie Polacy,, zwłaszcza starzy
I wojskowi, klnąc w gniewie, odsyłali do
djaUów liczonych na: setki, krocie, becz-
ki, fary, żargony, bataljony lub regimen-
ty, np. „Idż do regiment djaMów!'
Reginentarz— zastępca hetmana. Ordy
hetmaństwo stało się w Rzplitej wielkim
nrzędem dożywotnim, a zdarzało się, że
hetman zachorow^, byt ranny, wzięty do
niewoli lab nmarł, wojsko zaś ani chwili
nie mogło pozostawać bez wodza, król
mianowf^ zastępcę pod nazwą regimenta-
rza. IŁegimentarz faktycznie bjł hetma-
nem, ale tylko czasowym, nie mógł zaś
iiosió nazwy hetmana, żeby nie nbliżaó
zasadzie dożywotności hetmaństwa, lub
^jącemu a tylko nieobecnemu hetmano-
wi. Regimentarz zwykły dowodził jedną
partją wojska, regimentarz generalny
komenderował całą sUą krajową. QAy
podczas wojny z Chmielnickim obadwaj
hetmanowie koronni, Potocki i Kalinow-
ski, dostali się kozactwu do niewoU, Rzpli-
ta ustanowiła wtedy pierwszy raz regi-
mentarzów. Było ich trzedi: Wład. Domi-
nik książę Zasławski, Ostroróg i młody
Aleksander Koniecpolski. Wybór ten był
nietrafny, gdyż jeden był zniewieścitiłym,
drugi zamiłowanym w książkach, a trzeci
młodzieniaszkiem. To też Ohmielnicki
wyrażał się ^ośłi^e, że wybrano „pierzy-
nę, łacinę i dziecinę". Zostali też usunięci,
a na ich miejsce sejm wybir^ regimenta-
izem generalnym księcia Jeremjasza Wi*.
śniowieckiego, wojewodę ruskiego, któiy
ze wszech miar zadugiwfJ na buławę.
Gdy August II Sas Niemca (Fleminga)
zrobił hetmanem, a w skatek tego szlach-
ta, chcąc ograniczyć króla, postanowiła
na sejinie ,niemym"r. 1717, że król tylko
podczas aejmn może hetmanów miano-
wać, August II zręcznie sobie poradził,
bo bez sejmu mianował Poniatowskiego
(ojca króla) regimentarzem generalnym
koronnym, do czego miał prawo. Regi-
mentarz zaś taki był zupełnym hetmanem,
tylko bez tytułu hetmańskiego, a o tyle
dogodniejszym dla króla, że mógł być w
każdym czasie odwołany i był jeden na
całą Kzplitą. Taki stan rzeczy dotrwał do
śmierci Augusta U, po której w czasie
bezkrólewia r. 1733 Poniatowski, jako
mąż zacny, zrzekł się regimeutarstwa.
Był wówczas i regimentarz generalny li-
tewski z ramienia Stan. Leszczyńskiego,
Antoni Pociej. Sejm paoyfikacyjny z ro-
ku 1736 przywrócił nowemu królowi pra-
wo mianowania hetmanów poza sejmem.
Znowu więc regimentarstwo schodzi z
pola. Miewały i konfederacje swoich regi-
mentarzy, czyli wodzów naczelnych skon-
federowanego rycerstwa. Najgłośniejszym
w ostatnich czasach był Józef Pułaski,
starosta warecki, „regimentarz konfede-
racyi Barskiej", zmarły w Turcyi podczas
tejże konfederacyi. Rota przysięgi regi-
mentarskiej Mikołaja Herbórta, podko-
morzego halickiego z r. 1587, podana jest
(po łacinie) w Vol. leg. II, f. 1065.
dbyGoot^le
164
REGINA PO LONIAE.— REJENT.
Regina Poloniae. 3-at pod wyrazem
Matka (£nc. Siar. t. Ul, str. 199) zazaa-
czyliśniy wysoką cześć, jaką obyczaj sta-
ropolski otaczat niewiasta zamężną i dziet-
aą, nazywaną w rodzinie nP^^ matką*.
Obyczaj ten rdzennie słowiański niewąt-
pliwie spotęgował cześć i miłość dla Matki
Boskiej, czyli, jak dawniej mówiono, „Bo-
garodzicy*, podnosząc te głębokie aczn-
cia do znaczenia knltu narodowego. Aby
uczcić Bogarodzicę w najwyższym stop-
REGINA POLONIyC.
ir KOS AB m^TB PTiOTEGE
ET HO%A MOTiT/S" ^rsclTB
Drzeworyt w książce i czasów potopn szwsdikiego
p. n. „Lament utrapionej Matki Korony PoUkiej."
nia, dodawano jej często tytuł Królowej
Polski, po łacinie Regina Poloniae. Przy-
kład tego znajdujemy w książce: „Lament
utrapionej Matki Korony Polskiej już już
konającej na syny wyrodne, złośliwe i nie-
dbające na Rodzicielkę swoje*. Autorem
tej bezimiennej i bez oznaczenia miejsca
oraz roku wydanej ksią2ki był ks. Szymon
Starowolsk), który napisał ją niewątpli-
wie podczas potopu szwedzkiego, nazywa-
jąc synami wyrodnymi 7^rajców takich,
jak Radziejowski, i sprzyjających Szwe-
dom arjanów polskich. Na odwrotnej stro-
nicy karty tytułowej druku znajduje się
drzeworyt, którego podobiznę (do połowy
zmniejszoną) podajemy. Ta wiara w cu-
downą opiekę Bogarodzicy, o ile w wielu
razach była pobndką do czynów zdumie-
wającego bohaterstwa rycerzy polskich,
o tyle z drugiej strony usypiała przezor-
ność narodu, który stąd nawykł więcej li-
czyć na cuda, ni* na skuteczność wytrwa-
łych zabiegów własnych w obronie Rzplitej.
Reindukcja. Jeżeli kto został przemo-
cą wypędzony z dóbr, a sąd przyznał mu
wyrokiem, £e ma też dobra napowrót za-
jąć, wtedy mówiono, że zyskał reindukcję.
Rej (może z łao. regio, rząd, porządek,
kolej). Wodzić lob trzymać rej, znaczy
przewodzić, marszałkować w radzie, na
zebraniu, w obywatelstwie, w boju. Rej
wodzić w tańco, znaczy przodkować, iść
na czele, w pierwszej parze. Twardowski
pisze: „Władysław samej cesarzowej dat
naprzód rej wodzić w tańcu". Bartosz Pa-
procki w „(3-nieździe cnoty" tak pisze o
sławnym Mikołaju Beja:
,Za dawnych przodków tego rejem awano,
Kogo do jakie] zacoej sprawy pierwaiym ziumo,.
To jawnie pokazuje, iie ci Rejowie
Byli wielu poczciwych ipniw dawni wodzowie'.
Rejent kancelaryi koronnej lub litew-
skiej redagował, kazał przepisywać, poda-
wał do podpisu i pieczęci wszelkie pisma
królewskie, kanclerskie lub podkancler-
skie. Rejent był niejako prywatnym se-
kretarzem kancelaiyi koronnej lub litew-
skiej i ze śmiercią kanclerza lub podkanc-
lerzego ustawał jego urząd. A był to urząd
zyskowny, bo za ekspedjowanie przywile-
jów, odpowiedzi królewskich, patentów,
płaciła szlachta dobrze, a żydzi, mieszcza-
nie i cudzoziemcy według ugody i często
znacznie. Lubo to było dla kanclerza i
podkauderza, ale i dla rejenta okroiło się
zawsze. Rejent grodzki wyręozrf staro-
stę w pisaniu i pilnował akt wieczystych.
Byli jeszcze rejenci przy magistratach,
konsystorzach i rozmaitych innych wła-
dzach.
dbyGoot^le
REJESTR ARIANISMI.— REJESTROWI KOZACY.
165
Rejestr aiianlsmi, zniesiony po śmier-
ci Augusta III, w który zapisywano spra-
wy dyssydenckie, bluinierstwa, utrzymy-
wanie Drożnie, nieohodzenle przez lat
kilka do spowiedzi, zostawanie w klątwie
przez rok i 6 niedziel, krzywoprzysięstwo,
sumienie rozwiązłe, czarodziejstwo, choć
większa ćząić tych przestępstw właściwie
do sądów sejmowych nalegała.
Rejestra. Tak nazywano księgi ra-
chunkowe kupieckie ( Vol. Ugum I, f, 558).
W Mazowsza spisywano złoczyńców i hul-
tajów ■* rejestr. W Litwie rejestra po-
dobne zwano księgami czarnemi. Ke-
jestra sądowe były to księgi, do któ-
lych „powód" podawał imię swoje, po-
zwanego i treśó skargi. W nich każda
sprawa dostawała numer a na sesyi wońuy
przywoływał sprawy podługnastępstwa nu-
merów, fiejestra w ka&dym sądzie byty wie-
lorakie, np. wTrybunale piotrkowskim 1-y
dla wojew. poznańskiego, 2-gi dla kaliskie-
go, aporozdzieleniu i gnieźnieńskiego, S-ci
dla sieradzkiego z ziemią wieluńską itd. W
innych sądach s^y rejestra podług rodzaju
spraw, up. w sądach nadwornyoh 1-szy
rejestr apelaoyi od sądów miejskich z Ko-
rony, 2-gi z Prus, 3-ci fiskalny. Każdy
rejestr miał swoją kadencję. Z tego spra-
wy przypadały na czerwiec, i. drugiego
na Upieo i t. d.
Rejestrowi Kozacy. Deiejopis nasz Jul-
jan Bartoszewicz w gruntownych artyku-
łach swoioh: Kozacy — K ozaczyzna,
Niż— Ni* owcy {yr Encykl. powsz.2&-ii>-
mowej) wykazał równicę Kozactwa od Ni-
żowców. Niżowoy, t. j. siedzący na Niżu
cayli w dole Dniepru, koczowali w stepach
czarnomorskich i rozbijali Tatarów lub po
morza. Kiedy siq Turcja zaczynała a-
skariaó przed Kzplitą na te Niżowców na^
pady i rozboje, Batory się tłómsozyl, że
to Ludzie, którzy jego rozkazom nie ulega*
ją. Byli to wprawdzie przeważnie wy-
chodźcy z Polski i Rusi, którzy norgaoi-
zowali się sami i za pieniądze służyli, kie-
dy ich zawołano, lecz obok tego posła Ste-
fana Batorego zabili, gdy z polecenia kró-
la, dogadzającego Turcyi, przyjechiUicb ła-
godzić i od napaśoi na wybrzeża czarno-
morskie odmawiać. Lecz z czasem Pol-
ska, kolonizując się, z krainy kijowskiej
i brat^wskiej na pt^udnie dosda do o-
wych sławnych porohów dnieprowych, za
którymi kryli się Niżowcy. Wtedy niepo-
dobna było zostawió Niźowców samym so-
bie i przed Tarcją wymawiać się dalej, że
Niżowcy nie należą do Polski. Żadne
państwo aa świecie nie zniosłoby na włas-
nych granioach tJumn ludzi swawolnych
i bitnych, których zgromadźmy na poro-
hy: wstręt do pracy rolniczej, duch swobo-
dy i żądza łupów. Polska jednak — jak
mówi Barto^ewicz — nie przyda na Niż
niszczyć rycerstwo, lecz je urządzić, a tem
samem zabezpieczyć Ruś i całą Rzplitą
przed gro^emi wojnami z Turcją. Pol-
ska nie mogła zresztą dopuścić urządzenia
na swych granicach państwa z rządem
wojennym, z narodem, utrzymującym się
nie z pracy ale z tnpieży; aby zyskać po-
kój dla Rusi od strony potężnej wów-
(sas Tnroyi, chciała zaprowadzić w^ród
niesfornej rzeszy europejski ład i pra-
wo. Potrzeba było tylko pod rząd het-
manów koronnych oddaó to niżowe ry-
cerstwo a Rnś zyskałaby od strony
Tatarów świetną straż kresową. Pierw-
sza konstytucja, która na sprawy Zaporo-
ża zwraca uwagę, uchwalona na sejmie r.
1589, nosi tytuł: „Porządek ze strony Ni-
źowców i Ukrainy". Hetman miał całe
Zaporoże opatrzyć i ludzi swawolnych
,pod posłuszeństwo" ująć, aby granic ko-
ronnych wodą ani ziemią nie przechodzili,
kupców nie łupili, majętności nie napa-
dali, nikogo do towarzystwa swego bez
woli przełożonych nie przyjmowali a , re-
jestr" ich ma byó zawżdy a hetmana.
Otóż muny i pierwszy raz w dziejach wy-
mieniony w sprawach niżowych Rejestr.
Rzplita brała rycerstwo kozackie na swój
dbyGoot^le
156
REKORD ACJA.—RELIGJA.
żóldi, pod swoją opiekę i tvorzjIa silę
zbrojną na kresach, bo byta do tego obo-
wiązana dla bezpieczeństwa Rusi przed
łupieżą Niżowoów i Tatarów i dla zasło-
nienia się przed Turcją. Rejestr był po-
prosta spisem rycerzy nilowych dla kon-
troli, aby nie przyjmowali w swe szeregi,
jak pierwej, wszelkiego rodzaja zbiegów,
próżniaków, włóczęgów, swawolników
i ładzi poróżnionych z prawem. Bzplita
wszystkie łupieże i winy Niżowców pusz-
czała w .niepamięć, aby tylko znieść n-
dzielnośó dzikich Unmów, zagrażającą
stosunkom międzynarodowym, nkróció ich
napady na Wtrfoszczyznę, Siedmiogród
i Maltsny i podnieść do godności wojska,
polecając hetmanowi „n^wać ludzi niżo-
wych i dańskioh (t. j. dońskich) do potrze-
by Eizplitej'. Ale dla nawykłych do nie-
okiełznanej wolności wszelkie zakazy mor-
skich wypraw, łupieży i swawoli, a zwłasz-
cza już sam rejestr, wydawały się uci-
skiem jarzma i niewoli.
Rflkorifacja. Tak nazywano zwyczaj
(godzenia sług kościelnych {t, j. klechy,
organisty, rybałta, dziadów kościelnych)
do domów parafjan po kweście, kolędzie,
warzywnem, śpiewających przytem pieś-
ni nabożne. Gekordacją nazywano i sam
zwyczaj t zebrane w ten sposób pieniądze
i podarki żywności, a zabytkiem tego zwy-
czaju jest dotąd chodzenie żebraków śpie-
wających po podwórkach miejskich i wiej-
skich.
Rekreacja- 'W dawnych szkoładi pol-
skich co wtorek i czwartek dawano po po-
łudniu uczniom odpoczynek od nauk-
Tylko jeżeli po wtorku albo czwartku na-
stępowało jakie święto, rekreację znoszo-
no. Na rekreację zadawano jednak pensa
(ob.) i okupacje. W pogodę na rekreację
wychodziła cała szkoła za miasto z profe-
sorami i dyrektorami, ale kto chciał, mógł
zostać. G-łówne zabawy na tych prze-
chadzkach były: piłka, t. j. kłębek z weł-
ny, bo gumy jeszcze nie znano, bieganie
do mety i palcat czyli szermierka na kije,
a profesorowie brali w tych zabawach ser-
deczny z młodzieżą ndział. (Ob. Majów-
ki, EncStar. t. HI, str. 178).
Relaksacja. Zniesienie bannicyi mniej-
szej, pozbawiającej praw politycznych
tylko, łatwiejsze do uzyskania niż banni-
cyi za kryminał, zwano relaksagą, subla-
cją lub suhlewae^ą. (Ostrowskiego „Prawo
cywilne" 1. 1, str. 25 i 386 i Vol. leg. II,
f. 1220).
Relatlo czyli relacja miała kilka zna-
czeń: 1) Spisanie i przedstawienie przywi-
leju królowi do podpisu, 2) sprawc^danie
woźnego łożone przed Księgami o wrę-
czeniu pozwu ( Vol. leg. I, f . 57B), 3) przed-
stawienie sprawy w Sądzie czyli sprawo-
zdanie. Stądnazwa „Sądówrelacyjnych",
stąd Referendarz, czyniący relację kró-
lowi w „Najwyższym sądzie królewskim",
na którym sam król z senatorami zasiadał.
ReiioJa (jako wyznanie wiary wo-
bec praw publicznych). Jeden z naju-
czeńszyoh prawoznawców polskich, Wa-
lenty Dutkiewicz, tak pisze w tym przed-
miocie: „Przeciwko odstępującym od nau-
ki Kościoła heretykom mamy w zbiorach
praw naszych dwa Stataty: "Władyrfawa
JagieOy z 1424 r. i Janusza księcia Mazo-
wieckiego z 1626 r. { Vol. leg. I, f. 85 i 448);
pierwszy przeciw Hussytom, drugi prze-
ciw zwolennikom Lntra. Nie mif^y one
przecież ważnych skutków, nie powstała
a nas, jak gdzieindziej, Inkwizycja ś-ta.
Reformacja nie wywołała żadnych prze-
śladowań ani rozlewu krwi, była bowiem
większa, niż gdzieindziej, tolerancja. Za
Zygmunta Augusta w Senacie była świec-
kich większa część reformowanych. Po
śmierci Zygmunta Augusta, na konfede-
racyi Warszawskiej d. 28 stycznia 1573 r.
Stany przyrzekły sobie pod wiarą, uczci-
wością i sumieniem, .iż którzy jesteśmy
dissidentes de religione (różaimy się w zda-
niu), pokój między sobą zachować, a dla
różnej wiary i odmiany w Kościołach, krwi
dbyGoot^le
REMANIFEST. — RESTY.
167
nie przelewać, ani się karać confiscatione
bonorum, poczciwością carceribus et exilio
i zwierzchności żadnej ani nrzędowi do
takiego progresu żadnym sposobem nie
pomagać". Mądra tsastawa w następ-
nych wiekach nie była w całości zacho-
wywaną. „Dyssydentami" narwano wo-
góle Lutrów, Kalwinów i wyznawców
wiary greckiej nieunitów. Unici, to jest
wyznania greckiego z Szymem pc^ączeni,
nastali od r. 1596. Jan Kazimierz wypę-
dził arjanów z Rzplitej (którzy sprzyjali
Szwedom a wyznaniowo potępiani byli
i przez innych innowierców). Dyssydeu-
Łów znacznie ograniczono, szczególniej na
sejmie r. 1717 i konfederacyi r. 1733. Za-
broniono im stawiać kości<dy, dozwalając
tylko odprawiać prywatnie nabożeństwa.
W r. 1733 wyłączono ich od urzędów. Do
zyskania indygenatu a nawet prawa miej-
skiego, zaczęto wymaigać wiary katolic-
kiej. Te upośledzenia dyssydentów d^y
pożądany powód obcym dworom do wmie-
szania się w wewnętrzne sprawy Rzplitej.
W r. 1768 stanął traktat, który zniósł po
większej części powyższe ograniczenia,
dozwolił stawiać zbory i cerkwie, dozwo-
lił małżeństw mieszanych. Slnb miał być
dawany przez duchownego właściwego
oblubienicy, synowie w religii ojca, córki
zaś w religii matki wychowywane. Dys-
sydenci i niennid uznani zost-ali za zdol-
nych do wszelkich dostojeństw i urzędów.
(Ten ponkt został r. 1776 ścieśniony w
tern, że do senatu i ministerstw nie byli
dopuszczani, a do izby poselskiej trzech
tylko, po jednym z każdej prowincyi, wy-
bierać dozwolono. Ustanowiono także: że
zmarłych nie będą chować w czasie publi-
cznego nabożeństwa katohków, że dzwo*
nów nie będą używać, że rozwody i sepa-
racje, jak jedno z małżonków będzie ka-
tolikiem, do katolickiego konsystorza na-
leżeć będą. Król miał być zawsze kato-
lildem; królowa mogła być niekatoUczką,
ale w takim razie nie mogła być korono-
waną. R. 1768 w prawach kardynalnych
uznano religję katolicką za panującą. To
samo powtórzono w konstytucyi 3 maja,
wolność jednak dla wszystkich wyznań
warującej. Konstytucja „Księstwa Wai^
szawskiego" religję katolicką za rehgję
stanu ogłasza, wszystkie wyznania wolne
i publiczne uznaje. Konstytucja flKró-
lestwa Polskiego' ogłasza, że .Religjaka-
toUckarzymska będzie przedmiotem szcze-
gólniejszej opieki Rządu", dla innych
wolność odbywania obrządków publicznie
warowfJa. Różność wyznań chrześcijań-
skich nie stanowiła o różnicy w używa-
niu praw cywilnych i politycznych. To sa-
mo co do leligii powtarza Statut organicz-
ny z r. 1832".
Remanlfest ob. Manifest {Enc. Star, t.
DI, str, 184).
Repertoar. W .Dykcjonarzyku tea-
tralnym", wydanym w Poznania r. 1808,
znajdujemy pod tym wyrazem: „Reperto-
ar czyli Sztukozbiór wychodzi co mie-
siąc czy co tydzień, które mają być dzieła
okazywane, a to, aby artyści wiedzieli,
jaką wprzód rolę przed się brać powinni.
Jest tradycja, że od najniepamiętniejszych
czasów nigdy następność reprezentacyi w
repertoarze wyznaczonych nie dosda".
Replika Odparcie skargi w sądzie ze
strony pozwanego czyli drugi głos po
pierws^m, zwanym induktem, nosił na-
zwę repliki.
Resolutło forłunarum. W zwyczajach
Polski przyjęta zasada uświęcona Korrek-
turą Pruską, że jak sukcesja szła w bocznej
linii a nie na rodzeństwo, uważano, akąd
majątek pochodzi; a to w tym celu, aby
wracał do rodziny, z której wyszedł. (Czac-
ki t. II, str. 18 i VoL leg. VI, f. 551).
RttSty w 1. mn. (złac. «j/w— sznur, po-
wróz). Kromer pisze, iż Jagiełło po wszyst-
kiem królestwie mandaty sznurami poza-
wleczone, które Polacy od tych sznurów
Testami z łacińska zowią, rozesłał.
dbyGoot^le
158
RESTYTUCJA IN IN TEGRUM. — REWIZJA I REWIZOROWIE.
Restytucja In tntegrum. Jako środek
nadzwyczajny przeciw wyrokom, znana
była w prawie koronnem restytucja in tn-
tegrum z jednego tylko powodu nowo od-
krytych dokumentów: ex noviter reperłis
documenłis . Do użycia tego środka po-
trzeba było, aby nowo wynaleziony doku-
ment byJ całą sprawę ewinkujący, to jest
tak stanowczy, iż gdyby się znajdował
przy pierwBzem sprawy sądzeniu, to inny
musiałby wypaść dekret. Re8tyt:ucja by-
wała różnego rodzaju i ma całą swoją hi-
stoiję od Xiy w., ale to przechodzi jnż za--
kres niniejszej Encyklopedyi i ciekawych
odsyłamy do rozpraw drukowanych w
wydawnictwach Akademii Um. Ostatnia
z nich, którą mamy pod ręką, prof. Karo-
la Fotkańskiego, nosi tytuł: „Jeszcze spra-
wa Restytucyi" (Kraków, 1901 r.) i jest
odbitką z t. XLII Rozpraw hist. -filozof.
Vt)l. leg. podają mnóstwo uchwał sejmo-
wych o „restytncyi do czci", a nazwiska
kiłknset osób dotkniętych tą sprawą wyli-
cza Inwentarz. Woluminów (Petersburg
1860, str. 401).
Retrakt {retracius, zta,cretra6ere,co{'
nąć sprzedaż] było to prawo bliższośoi,
nużące blizkim krewnym do odkupienia
majątku rodzinnego sprzedanego przez
ich krennych obcemu, za zwrotem wyli-
czonego szaounka. Prawo to służytó do
lat 3 i miesięcy 3. Retrakt nie miał miej-
sca przy darowiznach i zamianach choć-
by z dopłatą pieniężną uskutecznionych.
Gdy konstytucja z 1768 uzn^a niewzru-
ezalnodó tranzakcyi, odt^d, jak to wytłó-
maczyła Rada Nieustająca, ustał retrakt.
Reversł, Reversino. Tak się nazywała
gra w karty z czasów Sobieskiego, w któ-
rą grywano często wieczorami dla rozryw-
ki u króla Jana III, nie bez uprzykrzenia
królowej. Francuzka i kobieta, wolała to-
warzystwo salonowe z przyjemną rozmo-
wą, niż grę w karty, a będąc oszczędną,
nie lubiła, gdy Małżonek choó niewielkie
sumy przegiywał.
Rewsrenda — długi żupan noszony przez
księży a także dawniej przez medyków
i bakałarzy. Birkowski mówi: „Bóg go
chciał mieć żołnierzem i położył na ramio-
na jego miasto rewerendy karaconę". Pe-
trycy pisze: „Dziś wolno Żydowi ubrać się
w rewerendę, za doktora się udawać i le-
czyć'. Falibogowski w r. 1626: „czemu
dię wstydamy kaptura mistrzowskiego a-
bo bakałarskiej rewerendy?"
Rewizja I rewizorowie. Vołumina te-
gum podają mnóstwo uchwał sejmowych
o rewizjach i rewizorach wysyłanych do
wszystkich dóbr królewskich, do ich dzier-
żawców, do żnp, młynów, rud, stawów,
do dóbr stołowych, do grobli i mostów, do
zameczków kresowych na Podola i Ukra-
inie, do rzek dla postanowienia mostów
i myta mostowego, do błot, np. w r. 1613
nadrzekęTurję, ido „pogaty" przez błota w
majętności podsędka Chełmskiego, do re-
wizyi dróg, np. w mieście Krotoszynie,
do uznania kosztów, po zbudowaniu róż-
nych mostów, na obejrzenie gaci (grobli)
w Bielcu w majętności Bogackiego, łow-
czego sanockiego, także mosta w Pijano- '
wicach, majętności Biereokiego, pisarza
przemyskiego. Rewidowano tamy gro-
blowe młynów czy nie przeszkadzfUy na-
wigacjom, np. we wsi Hasienoi na Bugu,
rewidowano granice, księgi i przywileje,
łany wybraoieckie, frymarki, skarb, klasz-
tory i t. d. Jeżeli zważymy utrudnione w
dawnych czasach komunikacje, znaczne
koszta podróży i czasu a mniejszą ladność
i podatki, bezpłatność urzędów ziemskich,
to czynność administracyjna Rzplitej,
względnie do tych wszystkich okoliczno-
ści, przedstawiała daleko więcej energii,
trudów i gospodarności, niż to się zdaje
dzisiejszym nieraz bardzo powierzchow-
nym pisarzom i znawcom przeszłości. Lu-
stracje starostw obejmują nieraz olbrzy-
mie księgi złożone z cyfr i drobiazgowych
opisów {ob. Lustracje w Enc. Star. t.
III, str. 152) a rewizorowie i lustratorzy,
dbyGoot^le
■wysyłani w tym celu z Koroay na Raś,
Żmudź, Litwę i do InflaDt, bywali zaka-
żonymi na nczycielami kultury administra-
cyjnej i biurowej we wecliodnioh krajaGh
BzpliteJ. Wówczas też powstaJto przysło-
wie litewskie: „Po pieniądze na Litwę, po
rozum do Korony'. Lustracje fortec i zam-
ków obejmow^y cale tomy, jak to widzi-
my z wyd&nydi przez Fawińskiego i Ja-
błonowskiego „Żród^ dziejowych". Boku
bo łanów, tak wiele in posterum podatków
dziedzice tych wsi płacić i ciężary wszyst-
kie ponosió będą.
Rezurekcja jest to obrzęd radosny, w
krajach słowiańskich powszechny, któr3'm
obchodzi kościół Zmartwychwstanie PaA-
akie. Polega on na wyniesieniu N. Sakra-
mentn z t, zw. grobu i trzykrotnej uroczy-
stej procesyi wokdto kościoła pośród pieś-
ni wielkanocnych. Obchód ten powstał
flBSN WIELKANOCNA.
Wstał Pao Cbrii(u.6ij
'/ I 1^ I
^
'iX^
^
^
- „-.: . ,. LX .1 - i., i. g,- s,: S.: S S .-ii? . S ; f.
^^
^ł
Ib - ')<] J», Ki - W - )■
^^
^^
*
' I I '
■ lnkit«a (toar. i
Melodjft pieśni wielkanocoej t r. 1635.
1636 jeździła rewizja na przeprowadzenie
wody z rzeki Warty przez grant RzpUtej
rowem do staw ów Widzowskich, na wy-
mierzenie placu na dwói kancelaryi i wie-
ży w Różanie, na zbudowanie mostn i gro-
bli w Biedrzycach kosztem Wojciecha
Wessla, chorążego nadwornego kor. Sto-
sując się do konstytucyi z r. 1652, woje-
wództwu Lahelskiemii nużącej, pozwolo-
lono na rewizję wsi szlacheckich w woj.
Płockiem: Szczepkowa, Czubaków i 01-
szewa-chamskiego, aby tych wsi grunta
urodzajne (t. j. orne) na włóki albo tany
przez geometrę przysięgłego przy sądzie
Ziemskim i urzędzie Orodzkim pomierzo-
ne były. A jak wiele pokaże się włók al-
z misterjów średniowiecznych a na jego
rozszerzenie wpłynęli prawdopodobnie bo-
żogrobcy (miechowici). Im dawniejszych
ten obrzęd rezurekcyi sięga czasów, tem
więcej widzimy w nim cech dramatyczno-
śoi. Według rękopisu z XIII w., znajdu-
jącego się w bibljotece katedry {^ockiej,
rezurekcja odprawianą była w sposób wie-
le różny od obecnego. Agenda Powodow-
skiego i rytuał piotrkowski inny już obej-
mują ceremonjal rezurekcyi. Po ukoA-
czonem respousorjum, lud śpiewa pieśń
„Chrystus zmartwychwstań jest" i inne
według zwyczajów miejscowych. Zwyczaj
obecny jednak niektóre części tego oere-
remonjału w inny już sposób odprawiaó
dbyGoot^le
160
REZYDENT.— RĘKAWICZKI.
zaleca. WWarszawie tak wspaniale odby-
watasię rezurekcja u d. Krzyża, że nancjaez
apostolski Antici za Stanisława Augusta,
przytomny nabożeństwu wielkopiątkowe-
mu w tym kościele, w podziwieniu zawo-
łał: „ O bonę Deus, gnania majeslas/' i do-
niósł Ojcu Św., „że nic bardziej wzrusza-
jącego nie widział". Podajemy tutaj pięk-
ną melodję starej pieśni wielkanocnej, u-
dzieloną nam przez p. Aleksandra Poliń-
skiego i nadmieniamy przytem, że już po-
daliśmy jeden podobny zabytek pod wy-
razem A 1 e 1 u j a. {Enc. Star. t. I, str. 37),
Rezydent. Rezydentami nazywano naj-
przód senatorów, przy boku królewskim
orzędownie bawiących, a w potocznej mo-
wie zwanych wraz z ministrami „panowie
rada", albo „"Wielko-rada". Taka rezy-
dencja była rodzajem kadencyi dwulet-
niej Inb półrocznej od czasów Kazimierza
Jagiellończyka, który zobowiąże^ się w ro-
ku 1163, że będzie ntrzymywał przy so-
bie zawsze 4-ch senatorów i że nic bez ich
przyzwolenia nie przedsięweżmie. Był
więc zwykle później jeden biskup lub ar-
cybiskup, jeden wojewoda i 2-ch kasztela-
nów. Batory zobowiązał się, że nawet
żadnych poselstw nie będzie odprawował
(t, j. przyjmował) „bez panów rad koron-
nych, którzy przy Tiim mieszkać będą".
Oi rezydenci brali pensję i przy wyzna-
czaniu ich na sejmie r. 1607 zastrzeżono,
że podskarbiowie mają im wypłacać MiAi-
rium. Ponieważ sejmy zwyczajne odby-
wały się co 2 lata a rezydenci zmieniali
się półrocznie, przeto wyznaczano ich na
każdym sejmie do tych zmian 16-tu. Ke-
zydenci zasiadaU z królem i ministrami
na radzie oraz w sądach relacyjnych; o-
bowiązant byli podpisywać Senalus con-
sulta a za ich nielegalność winni byli
przed sejmem odpowiadać. Od r. 1775 z
senatorów rezydentów powstała Rada
Kieustająca (ob.), a podług konstytucyi 3
maja miała powstać t. zw. Straż. — Nazy-
wano także rezydentem każdego posła,
stale przebywającego przy dworze zagrani-
cznym. Nazwa ta wreszcie w życiu pry-
watnem zastosowaną została do bezdom-
nych przyjaciół, weteranów wojskowych
i wy^użonych oficyalistów a często dale-
kich biednych krewiiych obojej pici, któ-
rych nieraz po kilkanaście osób w domach
możnej szlachty ludzko i gościnnie do
śmierci utrzymywano.
Rezygnacja, po poL zdanie, wzda-
n i e, w prawie miejskiem znaczyła for-
malność oddania dóbr nowemu właścicielo-
wi, przycz«mużywano pewnego jyw^(?/M«.
Uroczystość tę opisuje G-roicki w dziele
„Porządek sądów Miejskich", etr. 45. Sę-
dzia, na potwierdzenie kupna, brał czapkę
od przedawcy i kładł ją na głowę nabyw-
cy. Indziej dawfJ kapującemu w rękę
zieloną gałąź, oznajmiając fakt kupna.
Był to zwyczaj niemiecki, zwany po łaci-
nie resignatio, po niemiecku Au/lassung,
po polsku zdanie albo wzd anie. Du-
tkiewicz czytał w kontrakcie kupna i
sprzedaży miasta Skaryszewa z r. 1569,
że rezygnacja odbyła się przed Gajowym
Sądem perviridem ramum, zieloną gtUąZ'
kc. W prawie Ziemskiem zawsze wyraz
resignatio łączono z donacją, ale żadnej
symbolicznej rezygnacyi nie było, konie-
czną przecieżbylai>i/r(7muj%7czyli wwią-
zanie.
Rękawek ob. Zarękawek.
Rękawiczki. Użytek rękawiczek jest star-
szy, niż cywilizacja polska, mógł więc
przyjść do naszego kraju w zaraniu jego
dziejów. O rękawiczkach nadmienia już
Homer, mówiąc o ojca Odyseusza, że pra-
cowal w polu w rękawicach, żeby sobie kol-
cami rąk nie pokaleczył. Skarbiec kate-
dry w Pradze czeskiej przechowuje rękft-
wicę po Św. Wojciechu (robioną na dru-
tach i podaną w dokładnym rysunku w
Ulej części „Wzorów sztuki średniowiecz-
nej"). Szujski znalazł w archiwum miej-
skiem w Krakowie testament krakowski
z XV w,, rozporządzający puścizną kilku-
dbyGoot^le
R Ę K A "W K A.
161
naeta tysięcy par przykrojonych rękawi-
czek przeznaczonych do Flandryi, Na
grobowcach marmarowych z wieka XV i
XVI spotykamy już postacie matron pol-
skich z rękawiczkami w ręka. Adam Ja-
rzemski, mazyk Władysława W, wspomi-
na w opisie ówczesnej Warszawy, że pa-
nie chodzą w rękawiczkach po mieście.
W wyprawie księżniczki z r. 1650 znajdu-
jemy rękawiczki na zielonym hatlasie tu-
reckim, zlotem szyte, gronostajkanu pod-
szyte, a także haftowanych par 3 francu-
ską robotą, francuskich szarychpar4 i fran-
euskich białych par 3. W XVIII w. nie-
wiasty zamożniejsze, wychodząc z doma,
na ręce kładły rękawiczki jerchowe po ło-
kieć długie, palczaste, albo też bez 4 pal-
ców, klapką jedwabną, ^otem lub sre-
brem wyszywaną, przykrywane, o jednym
paluchu na wielki palec. Rękawiczki te
były w różnych kolorach, często do kolo-
ru sukni stosowane. Używano także rę-
kawiczek czarnych siatkowych o jednym
palcu z klapką bez wyszywania na 4 inne
palce spadającą, zwanydi mitynkami. U-
boższe osoby robiły je sobie z nici białych,
co widocznie przeszło aż do ludu, bo jesz-
cze w 3-m ćwierćwieczu XIX stulecia wi-
dzieliśmy często na Podlasiu mężczyzn,
robiących sobie w porze zimowej szyd^-
kiem dwupalczaste rękawice z białej przę-
dzy wełnianej. Gołębiowski, piszący w 3-m
dziesiątku XIX stolecia, powiada, że rę-
kawiczki kolorowe damskie, przedtem z
zagranicy do Polski sprowadzane, „teraz
w Warszawie u O-rossa rękawiczmka 600
do 600 szwaczek wyrabia rękawiczki z 40
tysięcy skórek jagnięcych, a doścignąć ten
zaUad usiłają: Niwet, Schipold, Sandman
i inni". Mężczyźni do polskiego stroju da-
wniej nie używali rękawiczek, z wyjąt-
kiem w podróży, w zimie i do zbroi. Żeby
nie dotykać gołą ręką ręki damy, kładzio-
no przez uszanowanie czapkę na swoją, a
stąd poszedł zwyczaj trzymania przy so-
bie czapki w taAcu. W dawnych wiekach
! rzucenie komu rękawicy w twarz, lub
pod nogi, znaczyło wyzwanie na pojedy-
nek i do boju.
Rękawka, zwyczaj krakowski. Corocz-
nie w dniu trzecim świąt wielkanocnych,
po południu, śpieszą gromadnie mieszkań-
cy Krakowa za Wisłę, na wzgórze, zwane
Ećrzemionkami, przy potężnej mogile Kra-
kusa, i tłumowi biednych chłopców, cze-
piających się na pochyłości, rzucają z wy-
żyny: bułki, chleb, pierniki, jałdka, orze-
chy i jaja wielkanocne. Dawniej zwyczaj
ten wyglądaj inaczej, gdyż ubodzy scho-
dzili się pod górę lub mogiłę Krakusa a
mieszczanie rozdawali im obfite resztki
święconego. Chleb był zawsze w takiem
poszanowaniu u Polaków, że nawet jego
okruchy, upuszczone na ziemię, pr^ pod-
niesieniu, na znak przeproszenia, całowa-
no. Zwyczaj zatem ciskania <^leba mię-
dzy chłopców powst&t dla krotochwili w
czasach, gdy już zanikała religijna cześć
daru bożego. Rękawka jest pamiątką sta-
rożytnej polsko-słowiańfikiej stypy po-
grzebowej, c^li ugoszczenia ludu, zebra-
nego na obrzęd pogrzebowy Krakusa dla
usypania mu potężnej mogiły. Sypano
ją rękami, noszono ziemię rękawami, a
„rękawka" oznacza górę z ziemi, rękami
usypaną. Powiadają starzy latopisowie,
że kto był za życia lubiony i zostawił tyle
dostatków, że rodzina jego mogła podej-
mować hczną rzeszę na stypie, temu usy-
pano o tyle większą mogiłę. Na wiosnę,
w chwilstch obudzenia się przyrody ze snu
zimowego, obchodziły dawne ludy Zadusz-
ki, wy nosząc na mogiły pokarmy dla bied-
nych, przez pamięć i cześć dla zmarłych,
przyczem podejmowani musieli zapewne
naprawiać kopiec mogilny, gdyż woda z
topniejących śniegów świeże nasypy moc-
no uszkadza, zanim z latami dobrze tra-
wą nie porosną. Po przyjęciu chrześcijań-
stwa wiosenne stypy mogilne przeniesio-
no na dzień zaduszny w jesieni, a tylko w
Barakowie, przez oaeść i pamięć dla jego
dbyGoot^le
162
RĘKODAJtfY.— ROCZNICE.
założyciflłs, oparł się powodzi hilkonastn
■wieko w piękny zwyczaj praojcowi docho-
wał w postaci rozdawania święconego a-
bogim, pray grobie miłego wodza. I bog-
dajby nie poszedł w zapomnienie n warstw,
które w sowach podnoszą wysoko sztan-
dar tradycyi, a w czynie i życiu domo-
wem zapierają ńą bogatej mowy i oby-
czaju praojców. Tradycja asypaoia mo-
giły Krakusowi zaobowaje się od wieków
ta sama, tylko podobno dawniej odbywa-
ły się podczas rękawki igrzyska lądowe i
młodzieży szkolnej. "W poezjach Jana Ko-
chanowskiego znajdujemy:
Więc my iet, pami^taiąc na jego zabawki,
Nowej mu nie ialnjmy nsyp&ć rękawki.
^Pszczółka krakcwska" z r. 1820 taką po-
daje szaradę z wyrazn „Rękawka*, ułoio-
ną przez Bobrowicza:
Mo pierwsze z drugieoi w Polsce wprawne do
[oręża,
Me drogie z trreciem bywa nm kośdde;
Wszystko uniiego cza^u potęgę zwycięlt,
U nas ma wdzięku i znaczenia wiele.
Rękodajny- Dworzanin, któiy mógł po-
dawać rękę swema pann lab pani przy u-
sługach, wsiadaniu na koń lub do pojaz-
du i wysiadaniu, nazywał się „rękodajny",
gdy chodziło o wyróżnienie nad pachoł-
ków, którzy nie mieli do tego prawa.
Rfkojemstwo chłopów. W Mazowszu
była uchwała ziemska, laudum terreiire,
ie wolno było kmieciowi na dw. Martun
opuścić czyli oddaUó się z grantu, za i^-
kojmią, że opuszczony pan w należytości
podług prawa zaspokojonym będzie. Ta
wolność chłopów opuszczenia pana, po-
nieważ była zawisłą od rękojmi, nazywa-
na była rękojemstwem.
Rękojmia czyli poręczycielstwo. Prawa
polskie stanowiły: że słowna rękojmia^-
defussio trwa tylko rok i 6 niedziel; że, jak
dług z gry, tak i zaręczenie za takowy
nie ma znaczenia; że jak poręczyciel dług
zaspokoił, mid regres do właściwego dłuż- |
nika. Temu, który dał rękojmię u sądu,
nie mógł wierzyciel zabierać ani wołu, ani
konia, stanowiących inwentarz roboczy
(r, 1605).
Ritus etymologicznie znaczy to samo,
co rectus, rgcle, t. j. zgodnie z prawem.
W obszerniejszem znaczeniu używa się na
oznaczenie obrzędu lab obrządku. W ści-
ślejszem oznacza stopień uroczystości czyli
sposób obchodzenia święta.
Roboracja (z łac. rohoratio). Tak zwa-
no w prawie polakiem przyznanie i stwier-
dzenie w sądzie aktu spisanego prywat-
nie.
RobrOB, ro br on t, z fi^nc. roi« rtfwi^—
gatnnek sotni kobiecej z materyi jedwa-
bnej tak tęgiej, że spódnice postawione
utrzymać się mogły w tej pozycyL Musia-
ły więc być kosztowne i dlatego zbytek w
tej mierae nagania „Monitor", powiada-
jąc: „T^ były godne śmiedia żużmanty
i Bzamerluld, jak teraźniejsze robrony i
szusty". I znowu w innem miejsca: „Żon-
ki krotofilne na swe adrjany, na wolanty,
ażnsty, saki i robrony, wyciągnęły z śpi-
(^Icozów korce, z stodół snopy",
RochnanIĆ (z arabskiego ri»rj&man, ła-
skawy, miloaiemy) znaczy oWaskawić.
Zwierz rockmanny zasaczj: ugłaskany, ob-
łaskawiony, łaskawy.
Rocznice- Już pod wyrazem choć i ni-
ska rocznica {Enc. Star. 1. 1, str. 237)
podaliśmy wiadomość o nstanowionem
przez Urbana VIII nabożeństwie dorocz-
nem w kościołach polskich (od r. 1623) na
wiekuistą pamiątkę wielkiego zwycięstwa,
odniesionego przez Polaków pod wodzą
Karola Chodkiewicza pod Chocimem nad
potęgą sułtana tureckiego Osmana w d. 10
października 1621 r. Tutaj wspomnimy o
dwu- i trzywiekowych rocznicach niektó-
rych wielkich wypadków dziejowych, np.
zrzucenia jarzma krzyżackiego w r. 1454
przez ziemie pruskie czyli pomorskie i po-
wrót ich dobrowolny do państwa polskie-
go. W 200 lat po tym wypadku epoko-
dbyGoot^le
ROCZNICE,
163
wym w dziejach Pomorza i Polski, miasto
Gdańsk postanowiło uwiecznić dwuchset-
uą rocznicę wybiciem medaln jubileu-
szowego, przypominającego wypędzenie
Krzyżaków i ich rządów niemieckich z
ziem pruskicli i wdzięczność lodu pomor-
skiego za rządy polskie. Strona główna
tego medalu (JA 1) przedstawia orła pol-
skiego w koronie, rozpostartemi skrzydła-
mi unoszącego się w obłokach i trzyma-
jącego w lewej szponie berło. K&d orłem
w promieniach, wypisane jest po hebraj-
ska imię Jehowy jnm, pod ortem zaś na
choryzoncie ziemi napis: Prnasia. Foniłej
tego napisu drugi orzeł jako herb ziem
niem to piękne dzieło wzięte pod opiekę".
Na stronie odwrotnej u góry maleńki herb
O-dańska i potem napis w 12-tu wierszach:
GEDANI.
Annoa ■ antę ■ ducentos
sub . Angustis ■ D(omiui) Casimiri
aaspiciis . uniyersa - prope
cum - prussia - ab - inianda
crucigeror(um) tyrannide ■ libe
ratae ■ tertium libertatis
snae - seculum - regnante
Joannę Casimiro
f eliciter inchoantis
Memoria
AnCIOlOCLiy.
Napis ten znaczy po polsku: .Pamiątka
miasta Gdańska. Pod blogiem panowa-
li 1. Medal, Wfbitj pnes miuto Odftńsk na pamią^ dwuchwitnej rocznicy Koiesieuia jarzma
knyłacki«go.
praskich, stojący na podstawie z koroną
na szyi i mieczem w górę wzniesionym
(korona na szyi oznaczała hołdownictwo
Prus Polsce , miecz zai w górę wzniesio-
ny przypominaj powstanie ziem pruskich
przeciwko jarzmu Krzyżaków w r. 1454).
W dah za orłem rozległa równina z mia-
stami, zamkami, rzekami. Pod podstawą
orła krzyż rycerski, na podstawie głoski
LH., oznaczające ksylografa Jana Hdbn'a,
który rył ten medal. W otoka napis: , Teu-
tonicos - pepulit - virttis - prulenica: Pul-
chrum numinis — et regis cura tuetur opus.
Znaczy to po polsku: „Męstwo Pmsów wy-
pędziło Krzyżaków. Boga i króla stara-
niem króla Kazimierza (Jagiellończyka)
całe Prusy od niegodziwego Krzyżaków
tyraństwa oswobodzone, pod panowaniem
Jana Kazimierza, trzeci wiek zaczynają-
cej się wolności swojej szczęśliwie roku
1654 (obchodzą)*. Oryginał tego medalu
w złocie wagi gr. 16, średnicy 56 milim.,
znajdnje się w zbiorze numizmatycznym
gimnazjum gdańskiego, w srebrze i w
bronzie jest w zbiorze hr. Skórzewskiego.
Opisany przez Yossberga: Danziger Miin-
zen M 933. Sztychowany i opisany w me-
dalach Raczyńskiego Nł 136. Medal ten
dnia 6 Marca 1654 r. po uroczystej mowie
JanaPiotraTytiusa. profesora gimnazjum
yCoogk
164
gdańskiego, rozdany byl pomiędzy senato-
rów i znakomitycli obywateli Gdańska
przez burmistrza gdańskiego O-erarda Bar-
taz'a a wspomniony wyżej Tytiaa w mowie
swej, wygłoszonej w 2-setuą aroczystość
zniesienia tyranii zakonu krzyżackiego z
ziemi Praskiej i zaczęcia trzeciego wieku
wolności, pod szczęśliwem królów pol-
skich panowaniem, tak się wyraził: „I otóż
dcita. Otóż dzień, który oam dal wszelkie
prawa, wolności i przywileje mieszkańców
Królestwa Polskiego, w którym nam na-
równi z Polakami pozwolono królów o-
bierać i koronować, który nam zachował,
zatwierdził, pomnożył swobody, prawa i
przywileje i nadania od książąt dachow-
nych i świeckich, królów i panów uzyska-
ne. Otóż dzień, w którym uwolniono nas
M 2. Medal, wybity i
-. 1754 przez miuto Toniii na puaiątkę trzecbeetne] tocznicy wyiiwobodienia
się z pod jarzma krzyźacki^o.
M 3. Drugi medal, nybitj przez Toruń na pamiittk; Łizechaetaej rocznicy zoiesienU jarzma
kizytackiego.
dzień, którego uroczystość radośnie dzi-
siaj obchodzimy, dziękując Bogu Wszech-
mocnoma za łaskę Jego niezmierzoną i ża-
dnym nie wypowiedzianą językiem. Oto
dzień, który po 2 wieków upływie wróciw-
szy znowu, w szczęściu zastaje przesławną
Koronę polską, wszczęścia, którego jej za-
wziętość nieprzyjaciół tak mocno zazdro-
od c^ hańbiących i podatków, i niezliczo-
nemi innem! nszcz^liwiono dohrodziej-
stwy.... O szczęśliwy Monarcho Kazimie-
Tzu Jagiellończyku, wyryłeś na zawsze,
na wieki wdzięczną pamięć w sercach po*
tomnych. Twoim orężem zgaszono pło-
mień niszczących wojen —a ondem wszech-
mocnego Boga stworzone niejako znowu
dbyGoot^le
ROCZNICE.
165
Frosy, pod sbrzydtaini orlemi wśród cią-
głego pokoja mile wypoczywając i odra-
dzając się, rany swe goić zaczęły'. Chyba
więcej objaśnień medal ten nie
potrzebuje, rylcem bowiem wyryta
na nim nienawiść Gdańska do mi-
nionych w XV w. tyrańskich rzą-
d <S w Niemców - Krzyżaków sn-
miennie tu wyznana a zarazem
BZCzęńliwoAó mieszkańców pod
rządem Jagiellonów i Rzplitej.
Dmgi medal (M 2) przedstawia
na stronie głównej: widok zamkn
malborskiego, z którego wyjeżdża
6 rycerzy na koniach, tym zastę-
puje drogę herold, który, zsiadł-
szy z konia, wręcza pierwszema e
jeżdiców pismo. Napis w otokn
tego medalu taki: Prussici foede-
ris exćcutio per fecialem denun-
ciata Marieburgt ac 14^4 D. 6
febr. Po polska znaczy to: „Pra-
skiego związku manifest doręczo-
ny przez herolda w Malborgu 6
lutego 14B4". Na strome odwrot-
nej — widok miasta Torunia z pa-
lącym się zamkiem i w otoku na-
pis: Tercentum anie annos crutia-
ta Tkorunia nocie excusso exul-
tat Ubera facta jugo. Co znaczy:
, Przed trzystu laty udręczony To-
ruń, w nocy zrzuciwszy jarzmo,
oswobodzony cieszy się wolnością".
A więc jak widzimy, jest to me-
dal wybity przez miasto Toruń na
pamiątkę Łrzechsetnej rocznicy
wyswobodzenia się z pod jarzma
krzyżackiego, obchodzonej w ro-
ku 176i. Trzeci medal odmienne-
go stempla, ale z tymi samymi
napisami, tylko widokiem Halbor-
ga różnym od poprzedniego. Wy-
jeżdżający rycerze pędzą na koniach, przy
których biegną charty, herold zastępuje
im drogę i wręcza pisma Wielkiemu Mi-
strzowi. Na stronie odwrotnej takiż na-
pis, jak na poprzednim medain, widok
tylko palącego się Torunia odmienny. Me-
dal ten srebrny wagi łutów 2'/joi średni-
Uedal gdański na pamiątkę erzucenia juzma krzątać-
Iciego, wf bity w trzecfasetną rocznicę (r. 1T54).
cy 53 milim. opisany jest w dziele Vobs-
berga pod M 429, w dziele Raczyńskiego
pod J6 410. Wybicie dwuch medali przez
jedno miasto i na jedną i t^ samą roczni-
dbyGoot^le
cę tein się IJÓmaczy, że medal pierwszy
uznali ojcowie miasłA za niedodć piękny
odpowiednio do wielkiego jabileuszu i po-
lecili wybió drugi, milej przedstawiający
się dla oka. Na pamiątkę 3-setnej rocznicy
^niesienia jarama krzyżackiego, Gtdańak
wybił medal największy a ostatni z czte-
rech, które tu przedstawiamy. Wyobraża
on na stronie głównej widok Gdańska w
oddaleniu; na pierwszym zaś planie dwa
orły: polski i ziem pruskich, obalają szpo-
nami krzyt herbowy kawalerów niemiec-
kich. W otoku napis: Crux ecuitum ex-
cructal Prussos. Prutena Polona hanc a-
cuilae excuciuni rexque salusque regant.
Co znaczy po polsku: „Krzyżacki krzyż
dręczy Prusów. Pruski i Polski orły ta-
kowy wyrzucają, Król i szczęście publicz-
ne panują". W napisie tym większe głos-
ki dodane do siebie dają rok 1754. Był
bowiem zwyczaj tak ukrywać w napisie
lata, naciągając niekiedy wyrażenia. Stro-
na odwrotna ma 2 napisy: pierwszy w 11
wierszach (pod którym umieszczony herb
Gdańska) znaczy po polsku: „Pod opieką
Bożą za Augusta Trzeciego, króla pol-
skiego, ojca ludów szczęśliwie panujące-
go, JubileuOT Gdański poświęcony pamiąt-
ce połączenia się Pras z Polską za nadej-
ściem dnia wcielenia (Pras do Polski) w
środę popielcową zaczynają czwarte stu-
lecie w r. 1764'" ■ Drugi napis tej strony,
znajdujący się w otoku, znaczy po polaku:
„Prusko-Polskiego związku twórca Kazi-
mierz, trzy wieki upłynione opiekunem
czczą Augusta. Te cztery medale, wybi-
te znacznym kosztem na dwuchsetną i
trzechsetną rocznicę przez wolnych i żad-
nym w[^ywom niepodległych mieszkań-
ców Gdańska i Torunia, są spiżowym po-
mnikiem ich ucznó, który żadnych ko-
mentarzy ta nie potrzebuje. "W sto lat po
bitwie grunwaldzkiej, t. j. w r. lólO, nie-
wiadomy z nazwiska, ale obeznany z kro-
nikami i tradycją poeta ułożył pieśń, któ-
rą znalazłszy w starym rękopisie, Leon hr.
Rzyszczewski ogłosił r. 1843 w „Bibljote-
c© Warszawskiej" (t, HI, str. 364). Pieśń tę
z jej owoczesnym tytułem podajemy tu:
Piessn o Prvskiei porascze kthora szie sstaia
za Krolia JagieUa Władysława. Roku t^io
napissana.
We wtorkón dueó Apoatolski,
Rzekt marPEBtek: „Królu polakil
Wielki tu jest lud nad nami;
Trzeba, by byl Fan Bćg z nami".
Kr61, nitluc, \t blizko b;to.
Aby Bię to dokończyło,
Aci Bię Niemcy tutrdzie brali,
Nił polskiej mocy doznali.
Chorągiew wnet kazał poda<!,
Chcąc swym serca więcej dodać,
A iź ją podnosi sprawnie,
Temi etowy dat znać jawnie:
,Bot6 mójl Ty wietó bei chyby.
Co pomyśli człowiek ty wy;
Przed Tobą się nikt nie skryje,
Kto źle albo dobrze iyje.
„Ty wieez, zaw»ze żem uchodził,
Abym nikomu nie szkodził.
I wojna la za mym lałem.
Świadczę Tobą, Bogiem i«mym.
„Ale i£ je pych unosi,
A ma składnoad wstyd odnosi,
W Twą nadzieję wojnę wznoszę,
A za krzywdy pomsty prosię.
„Ty wiesz, Panie, moją rade.
Żem wolał pokój nii zwadę,
Pokój, choć z mcm ultywieniem,
Nii wojnę z dobrem sumieniem.
„Ale iźee mię na to wysadził.
Abym o Twym ludu radut,
Zo krwawych je rąk wyrwać tizeba, —
Na pomoc im zstąp z nieba!
„Chorągiew tę jui Tcociągam,
W łaskę Twą z wojskiem dociągam.
Kto ma prawo między nami,
PomÓi ma Swemi rękamil
„Wejrzyj, Panie, na krew onę.
Która polata tę aCroDęl
Ta woła sprawiedliwości,
A jui nie krew, ale kości.
„It ci, którzy tu polegną,
Płaczem swym Ciebie dosięgną.
Prosząc, by nie Jyl godziny,
Kto tej wojny d^ przyczyny".
Słysząc te królewskie słowa,
ZłiplakHta każda gtcwa.
Witult takąi rzecz uczynił,-
Kto początkiem — t^o winił.
dbyGoof^le
R o C 2 ■N I C
167
Potem płaczD laniediali,
„Bogarodxica" opiewali,
Tneząc jutro, kaidy eobie,
Weaolym być o tej dobip.
Fotem do krdU przystano,
0 blukiem wojsku edoi^ dano.
A kr61 aię modlitwą bawiła
Nic nie oynil, ai to sprawił.
WiUUt a Mukowski dbali,
By w ton cua lud uykowali.
Kk)1, po skodczenin modlitwy,
Nk liwym konin cukał bitwy,
Poldki lud wziął lewą itronę,
litewski — prawej obronę.
Duewięćdiieaiąt waiystkich mieli
Chorągiew, które widzieli.
Na ciele lud, co wybrańazy,
A co dalej, to są tańsi.
En bitwie lad nieprzystojny
Kr61 w obAz odesłał z wojny.
A gdf poczęto trąb dnobać,
Jol kaldy jąt swego szukać.
Wtem dwa posłowie przysłani
Byli od knjla slucbani:
— „Mistrz pruski iti d powiedzieć,
II mn to tak dano wiedzieć,
Iź ci serca nie dotttawa.
Dla tegoć dwa miecza dawa.
„Abyj i ta miał na pomoc,
Wszak poznasz, co jest niemiecka moc.
A rozdziel się z nimi z bratem,
A potykać się knJt zatem.
„A jeilić pola nie dostawa
Do ezykn, otoć je dawa.
Abyć nie mi^ tadaej obmowy.
Oto jn* masz plac gotowy'-.
Wtem się idt wojsko cofnęło.
Nasze się dobra poczęto.
Boć to był znak albo wiedzieli,
U tam na zacz biegać mieli.
Król prsyjąl miecze z pokorą
1 dał im odpowiedź skorą,
Etóra za proroctwo ebda.
Bo się im pydia znać dała:
' „W mym wojsku aci dosyć broni.
Pozna ten, kogo mój zgoni,
A WBzakie i za to dziękuję,
Wygrać noble obiecuję.
„Acz na przepycli są posiane,
Ale jednak mnie są dane.
Bo się zwyciężonym czuje,
Eto komu broń ofiaruje.
„Zna Pan Bóg, tem ciągnął na zgodę,
I wami tego dowiodę.
Ale gdyide krwie niesyci,
Da Pan B^, te w niej będziecie zmyci.
„Psn Bóg długo zwykł folgować,
Eogo cbce wiecznie zepsować.
Aby cięiszą znal odmianę,
Ody nieszczęście zada ranę".
Potem król, swe napomniawszy.
Na proćby icłi odjacłiawezy
(Bo Polacy zwyczaj mają,
Ił za pana gardła dają),
Bozkazał dać znak potkania,
A mało było czekania.
Bo poezli odlotnie k'8obie
Tok wybrane czoła obie.
Niemcom przyszło bieleć z g^ry,
I szli, by wyskoczyć z akćry.
A wtem z kilku dziat strzelono —
Nikogo nie ugodzono.
Trzask, wrzask, Icrzyk, płacz niemały.
TJszy zdała to dyszały.
By się miał las ws^st^ ztomić.
Nie mógtby ich tak ogromić.
Zaczęła się bitna sroga.
Erew, śmierć, dusza wnet niedroga.
A mą£ się do mę£a kwapit;
Czem kto mó^, swego polapił.
Tak, te się we krwi mieszali,
Zbroja, trupy, co spadali,
Miecze, tarcze, kordy, luki,
Jui radłe konie, a drzew stuki.
Na godzinę nie znać było,
Gdzie się zwycięstwo chyliło,
Aż Niemcy wzięli tę radę:
Z prawem skrzydłem zacząć zwadę.
Potem się na Litwę puścili,
Na pomieszanie trafili.
Ich pędu strzymać nie mogli.
Tak Pan Bóg chciał, ił je zmogli.
Wtenczas Wróci mowakiemn,
Chorątemu krakowskiemu.
Chorągiew na dół strącona
Ze krwią naszych jest wrócona.
Tam po tej przygodzie skoro.
Poczęło się naaz^m szczęścić sporo,
Bo się Niemcy pomieszali,
A Polacy docierali.
Chetmieńskie wojsko zostało.
Chorągiew szesnaście miało.
Wtem mistrz z kreyiowniki
Ji^ stronić, chcąc Polaków w sak nagonić
Eról tam stał blizko w obronie;
Chci^ bieleć tam k'tej stronie.
Tok, \t go ledwie strzymali
Ci, którzy ran wiarę dali.
dbyGoot^le
168
A wtem jakia rycen zbrojny
Chciał akositować z krAlem wojny,
Ale mu się nie powiodła,
Bo wnet zaraz wypadł z eiodla.
ChciaJ króla drzewem dojadiać,
A król go tel nie chciał zaniechać.
Oleśnicki weń lawadził,
Bo go mętnie z konia zifaddl.
Hdm mu dobjt; zosta] goło,
A król go ugodził w czoło.
Ci, 00 króla pilni byli,
Tam go do koj&ca dobili.
Ostatnie wojsko zoatiJo,
Ale 1 to za swe miało,
W którem by) mistrz z ki^lowniki.
Pomylono wezy^tkim ssykl.
Owa wszyscy tyl podali.
Co pierwej bardzie k&zali.
1 w obozie się nie skryli.
Jak bydło, PoUcy bili.
Pięćdziesiąt tysiąc na placu
Zostało ich nie bez płaczu,
A czterdzieści poimano,
A tak, jako trzodę, gnano.
Mistrz z kontury — wszyscy zbici;
Miecze co przynieśli — i ci.
Pokora sama wygrała.
Bo u Boga miejsce miała.
Obóz, działa— wszystko wzięto.
Tak Niemcom pychę odjęto.
Łańcuchy, co zgotowali,
Temi je nasi wiązali.
Po tej bitwie std się koniec.
Wtem do Polski posłań goniec,
If król wygr^, a mistrz stracił
I gardłem tego przy[rfacit.
Takci Pan Bóg hardość traci,
A pokorę hojnie pt&d.
Sprawiedliwość w bitwie mole.
Daj tak zawtdy wygrać, Botel
Pierwsza eetna rocznica pogromu Tur-
ków i ocalenia Wiednia, przez Sobieskie-
skiego wypadała, u nas w epoce mezmier-
nie rnchliwej i ciekawej, w epoce, którą
słusznie nazwał Lelewel „dob% postępu i
odrodzenia kultury iświatia". Po smut-
nym okresie dwuch Sasów, naród wziął
się gorączkowo do pracy organicznej, na
wszystkich prawie polach działalności spo-
łecznej. Uczeni i literaci wyrastają jak
grzyby po deszczu, pracują i piszą o
-wszystkiem i dla wszystkich. Światli pi-
jarowie, w ciągu łat kilkunastu, piszą, ttó-
maczą i wydają tysiące rozmaitych ksią-
żek szkolnych. PEtnowie moiniejsi zakła-
dają fabryki, sprowadzają z zagranicy
mnóstwo rzemieślników, wznoszą dla han-
dlujących bazary po swych miasteczkach,
pragną podźwignąć rolnictwo, zajmują się
dobrobytem ludu i reformą Żydów. Bok
każdy zaznaczał się uderzającym postę-
pem. W tej epoce wyrosły przedsiębior-
stwa Tyzenhauza i sejm Czteroletni. Ko-
misya Edukacyjna stała się w tym czasie
najpierwszem i może najzasinżeńszem po-
śród ws^stkich ministerjów oświaty w Eu-
ropie. Reformuje ona akademje polskie i
szkoły, oi^anizaje oświatę ludo, pragnie
wychowaó pokolenie dobrych obywateli,
zdolnych do pracy i poświęceń. Ponie-
waż chodziło o przypomnienie młodzieży
czynów wielkich, wi^ z łona Komisyi wy-
chodzi r. 1783 h&^o do uroczystego ob-
chodu wiktoryi wiedeńskiej we wszyst-
kich szkc^ach krajowych. Mamy przed
sobą „List Okólny Prześwietnej Komisyi
Ednkacyi Obojga Narodów, nakazujący
uroczysty obchód stoletniej pamiątki zwy-
cięstwa Jana HI, Króla narodu polskie-
go w obronie "Wiednia i c^ego Chrześci-
jaństwa, do zgromadzeń szkolnych", wy-
dany d. 7 Lipca 1783 r. i podpisany przez
prezydującego w Komisyi, Ks. Michała
Poniatowskiego, bisknpa płockiego. „List
Okólny' przypomina „pamiątkę, zamyka-
jącą stoletni okręg w dziejach odniesione-
go zwycięstwa pod Wiedniem przez Jana
m nad mocą Ottomańską d. 12 Wrze-
śnia r. 1683*. Zachęca do obchodzenia
tej pamiątki, „tern bardziej, im mocniej-
sze w niej zasilenie znaleźć możemy ku
podniesienia do podobnej chwały. Wszak-
że jeżeh teraz w ludzkiej nie jest mocy sił
osłabionych ożywió, tedy przynajmniej
powinno byó naszą usilaością w potom-
kach naszych zostawić broń rozumu, któ-
rą przez obywatelską i baczną młodzi e-
dukacją przygotować należy. Tym koń-
dbyGoot^le
cem, sądzimy wam, przełożeni szkół i na-
uczyciele, uezynić zalecenie (któfe, £e bę-
dzie dla was najmilsze, pewni jesteśmy),
ażebyście spoinie z młodzią szkolną naju-
roczystszem dziękczynieniem Boga ob-
chodzili tą stoletnią pamiątkę zwycięstwa
wiedeńskiego. Ponieważ ta pamiątka przy-
pada w czasie wakacyjnym, więc się od-
kłada na dzień 12 Października, gdy joż
cała młódź do szkół zgromadzona będzie.
Nie wątpimy, że i obywatele, uwiadomie-
ni o tern, chętnie z synami swymi na tę u-
roczystość stawać będą. Każde zgroma-
dzenie szkół za tem obwieszczeniem zaraz
wybierze z pomiędzy siebie najzdolniej-
szego do przygotowania łożącej na akt
mowy, po którym każdy swoją do Komi-
sy! przyśle. Materją do mówienia bę-
dą dotknięte wyżej maxymy obywatelskie,
które się nkażą w Janie Sobieskim, i przez
które ten etai się wielkim w Ojczyźnie".
Dalej w swoim „Liście Okólnym" przebie-
ga bisknp płocki treściwie życie nielkie-
go bohatera i króla; wspomina o przestro-
• gach Jego ojca, który, wyprawiając Jana
i Marka, synów swoich, za granicę, przy-
kazuje, aiy się we wszyslkiem doskonalili^
prócz iańcdw, których się uczyć mieli z Ta-
larami, aby onikali modnych i wymyśl-
nych naśladowań, teiękkośoią serce, próż-
nością nmyri napawających, które gmin-
ne i ciemne tylko oko aderzaó mogą. Mlo-
dzieńcy zwiedzili Francję, a później Stam-
buł dla poznania tureckiej potęgi. Wojna
Chmielnickiego, zjednoczonego z Tatara-
mi, przyśpieszyła powrót Sobieskich do
kraju. Młodzieńcy zastają już tylko ma-
tkę, która wita ich wezwaniem do boju z
Tatarami i groźbą, że zaprze się synów
swoich, jeżeli będą podobni do tych, co
pierzchli pod Pilawcami. Biskup płocki
zaleca dalej, aby w mowach podczas uro-
czystości ukazano młodzieży za przykład
owych obywateli i wojowników, dochowu-
jących wiernie przyjaźni, dalekich od ob-
łudy, prywaty i zbytku; a rządnych i pra-
cowitych w swych domach, „abyście — mó-
wił dalej — potrafili wszystko to stosować
do uczącej się teraz młodzi, rzucając na
serca jej nasiona cnót podobnych i mę*
stwa. Cóż teraz po doskonalszej naszych
wieków edakacyi, kiedy młodzież, chociaż
chwalebne wziąwszy od niej prawidła,
puszczona potem na wolność i widok
złych przykładów próżnowania, nieusza-
nowania rodziców, miękkości, swywoli,
wytwomości, mód rozmaitych, płochego
tonu, w też same zdrożności ślepo wpada*.
Następnie powiada Michał Poniatowski,
że lubo w innych państwach rękodzieła,
kunszŁa i piękne sztuki czynią onym zasz-
czyt i pomnażają bogactwa, tu a nas są
jeszcze niechętni krytycy, powstający na
asilowania Komisyi i innych dobrze my-
ślących, którzy zachęcają młódź obywa-
telską dobrania znajomości różnych sztuk
i wynalazków, aby, poznawszy ich uży-
teczność, umieli rozszerzać i wprowadzić
te daiy przemysłu ludzkiego, bo przez wy-
syłanie pieniędzy za granicę na sprowa-
dzanie robót różnych kraj się uboży. Maj ąc
na myśli szlacheckie uprzedzenia do rze-
mień iprzemysło, woła dalej książę biskup:
„I pókiż nieczuli będziemy na tak smutne
skutki tylu przesądów naszych? Wszyst-
kie te, rzucone wam w niniejszem obwie-
szczeniu uwagi nasze wybrany mówca
doMadnie wyłoży. Na was też, przełoże-
ni szkół i nauczyciele, którzy stajecie się
godną cząstką obywatelstwa, których po-
w(^anie ścisłe bierze na siebie obowiązki
tworzenia synów obywatelskich, najwię-
cej zależy, gdy przychodząc do ■ dzi^a e-
dokacyi z szlachetną duszą, przejęci świę-
tością waszego obowiązku, nieść będzie-
cie silny rozum, obejmujący człowieka
i obywatela, gdy młodym i innym przesą-
dami uprzedzonym wykładać potraficie
prawdę i cnotę, których posiadanie jest
prawdziwą, mądrością". „List Okólny"
wykazuje dobitnie, jak Komisja Edaka-
cyi pojmowała jasno i głęboko potrzeby
dbyGoot^le
170
ROCZNICE.
traju i zadanie wjchowania publicznego,
i w jaki sposób nsilow^ spożytkować w
tym celu obchód setnej rocznicy pogro-
ma wiedeńskiego. Jakoż, stosownie do
zalecenia władzy, w d. 12 października
1783 roku obchodzono nader nroczyścde
pamiątkę wielkiego zwycięstwa we wszyst-
kich szkołach całej Rzplitej. W uroczy-
stości wzięła gorliwy ndział nietylko mło-
dssież szkolna i jej naaczyciele, ale ca^a
inteligencja i tJnmy ludo. O jednej go-
dzinie w całym krajn wygłoszono kilka*
set mów, a wszystkie prawie wypowie-
dziane były nstami duchowieństwa, z na-
strojem podniosłym o obowiązkach oby-
watelskich. „Mówcy, zachęceni „Okólnym
Listem* po wszystkich Zgromadzeniach
akademickich dali poznać jawnie i uczuć
żywo młodym Polakom przymioty cnot-
liwych, walecznych i rządnych poprzed-
ników". "WWarszawie mówił Jacek Przy-
bylski, nauczyciel prawa w szkołach wy-
działa mazowieckiego, i mowę swoją po-
wtarzał później królowi, a druknjąc, de-
dykować księciu biskupowi j^ockiemn.
Mówca, zaznaczywszy najprzód, że prze-
mawia do obywateli kraju i młodzieży
szkolnej, zebranej na obchód stuletniej
pamiątki zwycięstwa Jana III nad mocą
ottomańską, określa dalej, czem jest praw-
dziwe bohaterstwo i jakim powinien byó
bohater. „BohatjT prawdziwy — prawił
w r. 1783 Przybylski — nie jest to srogi
zdobywca, który świat żałobą i pustosze-
niem okrywa, o którym dochodzą wieści,
jak o okropnem trzęsieniu ziemi, lub o-
gniowym pożarze, i który nie baczy, że
najrozleglejsza kraina nie może byó kła-
dziona na szali z życiem jednego człowie-
ka". Dalej przechodzi orator do history-
cznych objaśnień i powodów, które skło-
niły Sobieskiego do pośpieszenia z odsie-
czą pod Wiedeń i wylicza, jakie przez to
zwycięstwo położył zasłngi Jan III dla
ludzkości, cywilizacyi i Europy. Następ-
nie zwraca się do osoby Sobieskiego, opi-
sując jego nJodośó i postać, charakter i
upodobania. Skończywszy o Sobieskim,
zwraca się do młodzieży i podnosi rycer-
ski sposób jej wychowania w dawniej-
szych wiekach. „Ażdo czasów Jana III,
kilka zydlów, tapczan niedźwiedzią skórą
nakryty i para pistoletów na ścianie, były
zwyczajnym sprzętem szlachcica. Płakać
na niewygodę lub ranę było ostatnią za-
kałą, a kto w bitwie nie odniód blizny,
nie śmitht się chlubić, że wojował. JUodzia-
nie od lat 14 stu ćwiczyli się w rzemiośle
żolnłerskiem. Królewicz Jakób, lat sze-
snastu skończonych nie mający, znajdo-
wał się z ojcem pod Wiedniem i Parkana-
mi. Nie mdlały matki i siostry, widząc
synów i braci wybierających się do obozn^
a pierwsze ich pytanie było po potyczkach:
przy kim zostało zwycięstwo?" „Siła na-
rodu — mówił Jacek Przybylski — ni©
miarkuje się ani gromadą żołnieizy, ani
kosztownością gmachów, ani blaskiem ob-
rzędów; szukać jej trzeba w zagonach ro-
li, pod strzechami wieśniaków, w talen-
tach mieszkańców miast, w dziełach kro-
sien i warsztatów, w toku pieniędzy i to-
warów, w edttkacyi młodzi. Sto tysięcy
pieniężnych kupców, drngie sto tysię<^
przemyślnych rzemieślników, pięćkroć sto
tysięcy pracowitych i majętnych ziemia-
nów, dostatek oświeconych nanozycielów,
nie są-ż to wojaka, co kraju strzegą? ra-
miona, co go wspierają? skarby, co go bo-
gacą? Niemasz innej drogi do szczęścia,
tylko przez dobre naukii gospodarskie za-
biegi, a cnota i bohaterstwo mogą upe-
wnić jego trwałość." Bardzo uroczyście
obchodzono w r. 1783 setną rocznicę wik-
toryi wiedeńskiej w Wilnie. Wysrio też:
„Opisanie obchodu stoletaiej pamią^
zwycięstwa Jana III nad Turkami pod
Wiedniem", które, zewzględn na cieka-
we szczegóły i rzadkość druku, przyta-
czamy tu: , Szkota O^łówna W. X, L.,
stosując się do rozporządzenia Przeświet-
nej Komisyi Edukacyi Narodowej, w 0-
dbyGoot^le
ROCZNIC
171
kolnym Lifcie sobie przepisanego, obcho-
dziła z przyzwoitą wspanif^ością sto1etni%
uroczystość pamiątki zwycięstwa Jana
III, Króta Polskiego, nad Tnrkami pod
Wiedniem w następujący sposób: „Na-
przód dnia 11 miesiąca Października, so-
lenne w Kościele Akademickim odprawiły
si^ ezekwie, już to za tych Polaków, któ-
rzy dla obrony całego Chrześcijaństwa,
walecznie potykając się pod Wiednism, na
placu polegli, jai to za owych, którzy, zo-
stawszy zwycięzcami, na nsludze ojczy-
zny potym pomarli. Ka ten koniec, wpo-
śród kościoła postawiony byt kolos na po-
stumencie 12 stóp wysokim a 18 w kwa-
drat szerokim, nakształt piramidy, niby z
ciosów kamiennych ułożonej, na której
wierzchołka stał posąg Minerwy, z przy-
zwoitemi jej znamionami, trsymającej
portret walecznego Króla Jana lU-go. U
nóg jej, z jednej strony był lew, oznacza-
jący męstwo Polaków, z drogiej Turczyn
w pętach; niżej trochę w przepasce archi-
tektonicznej był napis; Joanni III Regi
Pełoniae ItiTictisńmo, suisqu€ commiliiO'
nibtts, gui pro servanda Imperii Romani
sede, ac salułe universae Christianae capi-
ta sua devovere ad Viennam Ausiriae.
^«Mfl/iydj.{„JanowiIII-mu, niezwyciężo-
nemu Królowi Polskiemu i wspóttowarzy-
SEOm jego, którzy dla ocalenia stolicy PaA-
stwaRzymskiego i c^odci Chrześcijaństwa,
życie swoje poświęcih pod Wiedniem").
Cała wysokość tej piramidy, sięgając nie-
mal sklepienia kościelnego, .piękną z ca-
łym kościcJem czyniła eurytmią: z przodu,
przed postmuentem piramidy, podniesio-
na była, na 4 stopy wysoka, na 18 na
wszystkie cztery strony szeroka, baterja;
na nią zatoczono 4 spiżowe z lawetami ar-
maty, przy których st^o 8 kanonierów
i 2 unter-oficerów od artyleryi z bronią;
w pośrodku tej bateryi, między armata-
mi, na wspaniałym postumencie, stała o-
soba smutna, wyrażająca płaczącą Ojczy-
zaę nad stratą walecznych swoich synów.
z napisem: Quomodo cedderunt /ortes in
praelio. („Jakżeż-to padli dzielni w bi-
twie!"). Obok tej osoby, przy postumen-
cie, st^ genjusz wojenny w smutnej po-
staci, gaszący swą pochodnię w dół obró-
coną, nad całą zaś baterją rozpięty był
namiot, niby w zdobyczy nad Turkami
zabrany, którego cztery podniesione pa-
wilony utrzymywali niewolnicy turecty,
do armaty przykuci; iLa samym pawimen-
cie przy rogach bateryi sttUy dwie pirami-
dy, z flint, pancerzów i chorągwi ułożone.
Tak zaś dobrze to wszystko do żałosnej
pompy stosowane było,że ledwie kto był,
który-by, uważając przodków naszych
nieśmiertelne czyny, nie zapłakał, albo
przynajmniej osobliwym sposobem nie
oztJ się byó wzruszonym. Pized tą ry-
cerską mogiłą odprawiały się wigilje od
godziny 6-ej rannej, sż do 11, przy licz-
nych Mszach 8w. i niezmiernym tłamie
lada. Po godsinie 11-ej nastąpiła wielka
Usza, przez 3. X. Zienkowicza ez-sekre-
tarza Litewskiego, Dziekana Katedralne-
go Wileńskiego, biskupim obrządkiem
śpiewana, w przytomności J. O. Xiążęcia
Massalskiego, Biskupa Wileńskiego, pre-
^xlenta Komisyi Edukacyi Karodowej i
J. X. Kossakowskiego, Biskupa Inflanc-
kiego, JJ. XX. Suffraganów, Prałatów i
całej prześwietnej Kapituły, oraz najdy-
styngowańszych gości, a mianowicie:
Tyszkiewiczowej Wojewodzinej Smoleń-
skiej, Niesiołowskiej Wojewodzinej No-
wogrodzkiej i Księżny Szefowej Massal-
skiej. Senat akademicki w zdobnym n-
biorze, otoczony od szkół wyższych i niż-
szych, asystował tema nabożeństwu wpo-
śród kościoła. Nazajutrz w tymże ko-
ściele okazał się wspaniały kolos z wczo-
rajszej piramidy, w tryumfalną kolumnę
zamienionej, z rozmaitemi ozdobami, do
okohczności zwycięskich tryumfów stoso-
wanemi; osobliwie jednak ciekawie zaba-
wić oko orzeł polski, pod sklepieniem na
powietrza wiszący, a w szponach swoich
dbyGoot^le
172
N I C E.
Z boAozakieia namiot niby wezyrowski,
z rozpiętemi pawilonami, nakaztsit balda-
cbimn utrzymujący, pod którym na wspa-
nif^ej kolamnie widać było posąg Marsa,
na którego tarczy był portret Jana III,
zwycięskim laurem uwieńczonego, o nóg
zaś jeńcy tureccy w kajdanach. Postu-
ment kolumny, 12 stóp wysoki, a 18 na
wszystkie strony szeroki, otaczały bagne-
ty, naksztalt sztakietów ustawione, na
którym po rogach stało 4 grenadjerów z
pułku szóstego. !Na kolumnie był ten na-
pis: _/mjjw /rtw/^c/łJraw educationis publi-
cae. Memoria vicloriae de Turcis partae
ab inviciissimo Regę Polontae foanne III
ad yićnnam Anslriae anno lóSi. (Z roz-
kazu Komisyi Edukacyjnej Narodowej.
Pamiątka zwycięstwa odniesionego przez
niezwyciężonego Króla Polskiego Jana
III pod Wiedniem'). Na dole zaś cytata
z drugiej księgi Machabeuszów: Communi
consiłio decreverunl,nullo mododiem istatn
aiscue celebritałe praeterire, {.Jednozgo-
dnie postanowiono nie pominąó dnia tego
bez uroczystego obchodu"). Bateigą ota-
ozfUy czterdziesto-fnntowe żelazne kale,
po brzegach ksztiUtnie ułożone. Przez ca<
iy poranek, kościół, acz tak wielki, nie-
zmiernym jednak ludem byt zawsze na-
pełniony. Po godzinie 10, za zebraniem
się całego państwa tu przytomnego, Ksią-
żę Jmśó Pasterz (Biskup Wileński Massal-
ski), przy licznej asystencyi Ichmość XX.
Biskupów, Prałatów, Kanoników, całego
duchowieństwa i Senatu akademickiego,
otoczonego wyższemi i niższemi szkołami,
w zwyczajnej paradzie stojącemi, oraz
przy wdzięcznej muzyce, miał Mszą wiel-
ką, biskupim obrządkiem, podczas której
J. X. Karpowicz, doktor i aktualny Św. te-
ologii w Akademii tutejszej profesor, Ka-
nonik kolegjaty Poznańskiej, proboszcz
preńaki i grażyski, z niezmierną satysfak-
cją mi^ kazanie, do którego uczynił
wstęp ze słów Pisma Świętego: „Rozsze-
r^ł chwałę ludu swego, ochraniał obozy
mieczem swoim, odpędzeni są nieprzyja-
ciele pogromem jego, zrządzone jest wy-
bawienie w ręku jego, i w wiek pamięć je-
gowbłogodawieństwie". PoMszy, Ksią-
żę Jmć Pasterz nasz, na podziękowanie
Bogu zastępów za dane zwycięstwo Pola-
kom nad Tarkami, zaintonował: Te De-
um laudamus. O godzinie 4 z południa
w tymże kościele, w przytomności Księ-
cia Jmci Pasterza naszego, Ichmość XX.
Kossakowskiego, Biskupa Inflanckiego,Ło-
pacińskiego, Safragana Żmudzkiego, i ca-
łej prześwietnej Kapitały, oraz Senatu a-
kademickiego ze wszystkiemi szkc^ami, i
innych dystyngowanych gości, i licznie
zgromadzouego ludu, J. Ks. Mackiewicz,
nauk wyzwolonych i filozofii doktor, wi-
ceprofesor w Akademii Wileńskiej, a w
Kolegjum moralnem sekretarz, miał wy-
borną mowę w łacińskim języku, do tej,
tak wielkiej uroczystości stosowną, w któ-
rej wyliczył żrÓdła i zasady dawnej Pola-
ków sławy, naprzód: z rządu, karności i e-
konomii domowej, powtóre: z nszanowa-
jnia zwierzchności i władzy sejmowej, kró-
lewskiej i wojskowej, potrzecie, z szacun-
ku i obrony rehgii, naostatek z męstwa
i biegłości w sztuce rycerskiej, wynikają-
cej; ukazawszy przytem, jako Jan HI,
gorliwy swych przodków naśladowca, sial
się potomnym Polakom, jako dobry oby-
watel, sławny Król i dzielny bohatyr, do
pomienionych cnót przewodnikiem, jak
najusilniflj zachęcał swych buchaczów do
wskrzeszenia staropolskiej cnoty, męstwa
i sławy. Przez te dwa dni pułk szósty
Książąt Massalskich z artylerją litewską,
w pięknej paradzie, wśród kościcJa uszy-
kowany, powiększał wspaniałość tego fe-
stynu. Kolos tryumfalny i piramida ze
wszystkiemi ozdobami, w pięknym i wspa-
niałym guście architektonicznym ułożone,
dziwem były i. p. kapitana Kuakfusa, ar-
chitekta Jego Kr. MoSci. Tym sposobem
zakończyła się ta stoletnia uroczystość, z
niezmierną wszystkich satysfakcją, którą
dbyGoot^le
RODELA.— RODUŚ.
powszechnie widaó byto w oświadczeniach.
Szkole Głównej od wszystkich dystyngo-
wanych osób czynionych, osobliwszy zaś
dal onej dowód J. Ks. Kossakowski, Bis-
kap Inflancki, oflarając pnblicznie w ko-
ściele, przed mową łacińską, tej-że G^Iów-
nej Szkole medal złoty od 30 czerwonych
złotych, bity na koronacją Jana III, któ-
,remu Akademja naprzód przez W-go Rek-
tora swojego, potem przez uczynioną z
pomiędzy siebie depntacją, za tak drogi
prezent w najtyczhwszych wyrazach zło-
żyła podziękowanie. Na trzeci dzień,
za zgromadzeniem się do sali akademic-
kiej wszystkich szki^ i licznych gości, w
przytomności J. Ks. Kossakowskiego Bis-
kupa Inflanckiego, Ziopacińskiego, Safra-
gana Żmadzkiego, Bohusza, pnJata, koa-
djatora kantora Wileńskiego, J. Ks. Sza-
lewicz, nauJi wyzwolonych i filozofii dok-
tor, w szkołach pod wy dzikowy eh wymo-
wy profesor, wyborną miał w polskim ję-
zyku mowę. do tej uroczystości stosow-
ną". Obchód setnej rocznicy zwycięstwa
nad Tarkami nasnn^ Stanisławowi An-
gnstowi piękną myśl wzniesienia pomni-
ka bohaterowi na moście Łazienkowskim.
Jakoż, w pięć lat później, stolica krają by-
ła znowu świadkiem uroczystych zabaw i
widowisk, wyprawionych przez króla z
powoda odsłonięcia pomnika, które to o-
wacje były niejako dopełnieniem pamiąt-
kowego obchodu z roka 1783. Upoko-
rzenie, którego w r. 1683 doznali Niemcy
anstrjaccy, gdy cesarz ich, Leopold I-y,
amknął przed Kara Mustafą, a oblężoną
stohcę cesarstwa uratował król ościenny,
apokorzenie to przypomniał mieszkań-
com Wiednia Napoleon I, gdy senator je-
go Nevchateau, po wkroczenia Francu-
zów do stohcy naddunajskiej w r. 1805,
rozrzucił drukowaną odezwę, przeważnie
chwale oręża polskiego i Janowi LU, a nie-
wdzięczności pohtyki austijackiej poświę-
coną. „Niemiec zw^ się całej Europy
zatoną — czytamy w tej odezwie — ale to
wtedy, kiedy go Polak bronił... Ów So-
bieski, zwycięzca pod Chocimem, wybaw-
ca Wiednia, który przestrach Sułtanowi,
^awę Polakom zostawił, z góry Kalenber-
gu spojrzawszy na obóz Turków, potrafił
walecznem męstwem zajadłość strasznego
Mustafy pokonać, i mury Wiednia rozpa-
czą objęte ocalió, a tron, wiarołomstwem
upodlony, utwierdzić. Jakaż wdzięczność
Austryi dla takiego dobroczyńcy? Oto
właśnie słyszę głos Sobieskiego: „Byłem
zbawcą Wiednia i chlubiłem się, gdy mnie
Leopold przeraźliwym krzykiem do ratun-
ku wzywał i Niemcy, drżący przed jarz-
mem muzułmanów! Otóż z tak okropne-
go Austrja wydźwigniona losu, tylekroć
została niewdzięczną, a ten smutny owoc
mojej waleczności jakże cierpką daje się
czuć goryczą dla narodu dzielnego... Lecz
Bóg ze^ał na nich bicz Francuzów* i t. d.
Całej odezwy francuskiej nie przytacza-
my, jeno ten krótki wyjątek w polskiem
brzmieniu.
Rodela, ro ndel a — rodzaj puklerza czy-
li paiża. Szczerbicz pisze w XVI wieku:
„Puklerz albo rodele drewniane, skórą
powleczone". Petryey powiada: „Szladi-
cic powinien mieć rysztuaek wszystek:
kopję, zbroja rodelę, szablę, koncerz abo
pf^asz i wszelkie do konia potrzeby*.
RodglMm Reja, rotgisarz uKlono-
wicza, inaczej rutgis er, później Indwi-
sarz, ten, „co mosiądzowe rzeczy leje", jak
się wyraża Knapski.
Rodui. W Podlaskiem, koło Siedlec—
pisze Łnk. Ot^ębiowski — w drugi dzień
Zielonych Świątek jest zwyczaj starożyt-
ny, że gromada chłopców pędzi wt^a, na
którym przywiązany bałwan, wypchany
słomą, w siermiędze, czapce i batach. Wół
bieży przez wieś, a wszyscy obecni wt^a-
ją: Roduśt Rodnś! W rachunkach do-
mowydi królewicza Zygmunta 1 z pierw-
szych lat XVI w., gdy rządził Śląskiem i
mieszki w Głogowie, zapisane są datki
dla tych, którzy przychodzili cum dracone
dbyGoot^le
174
ROGOWE. — ROKI.
ft cum Rodis — cum castro ad modum Ro-
dis (Pawiński: „Młode lata Zygmunta
Starego* str. 162). Jerzy Sam. Bandtkie
pisze w „Pamiętnika Warsz." (t. XXI, r.
1821), że widział zwyczaj o półtorej mili
od Wrocławia w Lagtkowicach i innych
wsiach polskich, jak parobczaki, pasi^cy
konie, o świcie pierwszego dnia Zielonych
Świątek wyjeżdżali do gonitwy. Metą
bywał drąg na górze postawiony, a kto
najpierwszy u niej stanął, tego okrzyki-
wano królem, kto ostatni, zostawał ,ro-
chwistem". Młodzież wracała z królem
na czele, którema rochwist słożyl za bła-
zna wieziony na wózka o dwuch kółkach,
amajoaym zielenią. Wstępowano z nim
do gospody i domów, zbierając podarki na
biesiadę wieczorną, a rochwist za to figle
rozmaite pokazywał.
Rogowe przy sprzedaży rogacizny o-
znaczą taki sam podarek dodatkowy, jak
oduzdne dla masztalerza przy sprzeda*
ży konia.
Rogowszczyzni — opJata pobierana na
Rosi przez dziedziców za prawo wypasa
bydła rogatego na ich ziemiach.
R0B6wka. Moda noszenia rogówek czy-
li krynolin trwała za czasów Aagasta III
Sasa około lat 15. Kitowicz opowiada,
że nastały niedłago po salopach, matę z
poozątka, potem a doła do 3 łokci średnicy
nabrały. Były to spódnice z płótna, na 3
obręczach z rogn wielorybiego czyli fiszbi-
nu rozpięte. Pierwsza z nich była w pa-
sie, dmga na wysokości kolana, trzecia w
pół łydki. Kitowicz powtarza anegdotę
ówczesną, że w zwadliwych kompanjach
rogówki służyły za fortece dla tchórzów.
Niejeden zajęczego serca paniczyk, gdy
szlachta, porwawszy się do szabel, łby so-
bie karbowiUa, skry wszy się pod rogówkę
której z dam, w dobrem zdrowiu przesie-
dział zawieruchę, tam go bowiem nikt a-
takowaó nie śmiał.
Rohatyna (z czeskiego), rogacina
po polsku, stara nazwa włóczni pięciołok-
ciowej, zapewne od
tego pochodząca, t%
z boku u tulejki
czyli nasadu miała
rodzaj rogu. Poda-
jąc tntaj rysunek
grotu czyli żeleżca
rohatyny ze zbio-
rów p. Bi&ier, odsy-
łamy czytelnika do
wyrazów: oszczep
i włócznia. Nie-
którzy posiadali
sztukę ciskania ro-
hatyną w nieprzy-
jaciela. Wargocki
pisze np.: „Rohaty-
ny wycieka wszy, do
szabel się rzacili".
Roki w języku
Grot rohatjny. prawniczym p o 1-
skim oziMOzały ter-
miny, w któiych się do sądu stawić było
trzeba, a więc i same sądy i pozwy do nich.
Rok nadworny znaczył pozew ustnie
objawiony czyli astne zawotanie do sądu.
Rok zawity oznaczał tennin koniecz-
ny, odroczyć się nie mogący. Rok lico-
wy znaczył termin sądzenia przestępcy
schwytanego na gorącym uczynku, z oka-
zaniem przedmiotu winy (ob. Lice, Enc.
Star. t. in, str. 143). Roki bartne
były to terminy do sądzenia spraw bartni-
czych w sądach bartnych, przez podstaro-
ściego bartnego najprzód co 2, potem co
4 a w końcu co 6 niedziel odbywacych.
Rokować znaczy wezwać ustnie do są-
du, bez wręczenia pisma. Takie rokowa-
nie czyli zawołanie do sąd a dozwolone
było tylko w sprawie zgwałconego bezpie-
czeństwa; w obrębie trybunału nastąpić
mogło za decyzją trybunału; sam marsza-
łek lub prezydent nie mógł tego dokony-
wać. Rokowanie, będąc pozwem, nie zna-
czyło wyroku. Roki walne znaczyły
to samo, co dawne wiece, na których oby-
dbyGoot^le
KOSZ.
175
czajem piastowskim zasiadł i sądził mo-
narcha lab zastępający go wojewoda ozy
fitarosŁa. Po zaprowadzenia trybuaałów
roki walne straciły swoje znaczenie. W
księstwie Mazowieckiem, za udzielnych
książąt, wszelkie obrady sejmowe, jako
zarazem najwyższe sądy, nazywały się
„rokami walnymi'. Roki ziemskie zna<
czyly kadencje sądu ziemskief^o, na
którym zasiadali sędziowie i podsędko-
wie ziemscy. Boki maie czyli Roczki, Po-
Toczki, były to miesięczne lab kwartalne
kadencje, zwykle po miostadi sądowych,
czyli sądy grodzkie. Sądzili na nich do
wysokości 30-ta grzywien głównie komor-
nicy czyli zastępcy wojewodów, podko-
morzych, sędziów i podsędków, rozstrzy-
gając sprawy nboższej szlachty i kmieci,
na prawie polakiem osiadłych. Bywały
jednak wypadki, że oa roczkach zasia-
ńtii i aami królowie, np. w r. 1400 widzi-
my Włady^wa JagieQę, gdy w Pozna-
nia sądził sprawy rozmaite. Łukaszewicz
wdziele .Obraz Poznania" powiada: „Król
Wlad. Ja^^o zjechał do Poznania i są-
dził poroczki ziemskie. Zasiadali na nich
przy króla Dobrogost, arcybiskup gnieź-
nieński, Wojciech, biakap poznański, Tom-
ko, jenerał wielkopolski, i sędziwy Ostro-
róg, wojewoda poznański. Sądził król
ta poro<^ki lada gdzie, jako to w gospo*
dzie Abrahama Żyda (m siuia Abrahami
Judei), a dominikanów w klasztorze; czę-
sto na zamku, na ratusza, w domach miesz-
czan, na ulicy a bargrabiego jeaeralnego,
pod zamkiem, na jakimś placn albo na
mo^e, pod domem jakiegoś lotnika po.
znańskiego. Na tych poroczkach bywaJo
bardzo Wiele spraw; dnia oznaczonego nie
miały, przeto sądził je król, kiedy chciał,
zasiadał na nie albo rano albo wieczorem.
Równie przy królu jak i w nieobeoaości
jego sądzili wszyscy orzęduicy ziemscy.
W nieobecności króla prezydowali bisku-
pi poznańscy lub wojewodowie, W r. 1420
uchwalono, aby roki ziemskie najprzód
raz na miesiąc w każdym powiecie bywa-
ły, potem w r, 1441 postanowiono, aby 4
razy do roku odprawowane bywały. Toż
potwierdzono i za Jana Olbrachta w roku
1496. W ziemiach ruskich sześókroó do
roku bywały podług uchwały z r. 1523.
Potem trzy razy tylko do roku, a to dla-
tego, aby czwartą kadencją sądziły się
Wieca, t. j. Colloquia Generalia, na miej-
scach w statucie wyrażonych, do których
to wieców służyła w wiela sprawach ape-
lacja do roków powiatowych. W woje-
wództwach wielkopolskich tylko dwakroć:
a mianowide roki ziemskie poznańskie
odbywamy się pierwsze we dwie niedziele
po Wielkiejnocy, a drugie po święcie Na-
rodzenia P. Maryi, a kościańskie we dwie
niedziele po pierwszych i drugich. (My-
by dla sejmików deputackich, na których
obierano deputatów do trybunału, lub z
powoda sejmów walnych, roki ziemskie
dojśó nie mogły, to ,sąd Ziemski powinien
insze czasy naznaczyć i obwołaó 4 nie-
dziele przed sądzeniem onych, i to obwo-
łanie w akta grodzkie zapisaó. Tak wie-
le jednak razy przez rok sądzić się mają,
jako w prawie opisano* ( Vol. legum, II,
f. 789).
RokMZ. Roku 1526 nastąpiły w Wę-
grzech głośne objawy anarchii i tłumne
sejmy szlachty węgierskiej na polu, zwa-
nem Rakosz. pod Pesztem. Pograniczne
i odwieczne stosunki Polski z Węgrami,
zbliżony ustrój konstytucyjny i związki
dynastyczne Jagiellonów st^y się powo-
dem, że zaburzenia węgierskie wy wrzeó
musiały silny wpływ na umysły szlachty
polskiej. To tefe w następnym dziesiąt-
ku lat objawiły się podobne wstrząśnienia
i u nas, a mianowicie tok zwana .wojna
kokoszą" r. 1537 na polu pod Olinionami
i Lwowem. Dekretsądusejmowegozr.lÓSS
nazwał głównych przywódców wojny ko-
koszej rokoszanami, uznając w nich podo-
bny charakter zbrojnej opozycyi, jak wę-
gierska oa polu sejmowem Rakosz (Ra-
dbyGoot^le
176
RORATY,
kos po węgiersku czyta się Rokosz). Zja-
zdy rokoszowe nie oznaczmy wcale ban-
tn poddanych, ale zbrojną opozycję prze-
ciwko władzy królewskiej, którą to opo-
zycję rokoszanie aważali za „ostatnią o-
chronę każdej wolnej Rzeczypospolitej".
.Stówo rokosz hasłem było w Polszczę,
na którego wydanie kaidy szlachcic obo-
wiązany był stawać zbrojno dla zabezpie-
czenia powszechnego przeciw przemocy
króla i senatu" (Skrzetuskiego „Prawo
polskie", 1. 1, str. 318). Zjaady rokoszo-
we atariJy się asilnie o zniweczenie uro-
ku, jaki majestat królewski zawsze w Pol-
sce wywierał, chciała bowiem szlachta za
pomocą rokoszu poddać swemu sądow-
nictwa samego króla i wszystkidi mini-
strów i senatorów. Przeciwko doktrynie
rokoszowej wystąpiono z wybornymi trak-
tatami, które z dojrzanym rozamem stanu
dowodziły, że rokosze jedyoie zgubę pań-
stwa przynieść mogą. Rokoszów i zjaz-
dów rokoszowych odbyło się nie mało.
Najgłośniejszym ze wszystkich w dziejach
polskich stał się rokosz lanckoroński Ze-
brzydowskiego, który przez dwa lata trzy-
mał Rzeczpospolitą w zamęcie, aż skoń-
czyła go bitwa pod Q-uzowem d. 6 lipca
1607 roku. O rokoszach pisali obszerniej:
Henryk Szmit, August Sokołowski, Al.
Rembowski i inni.
Roraty- Od początkowych rfów: Ro-
rate coeli — nieba, spuśćcie rosę, zowie się
msza, która w Polsce od niepamiętnych
czasów przezcaly adwent się śpiewa na
cześć N. M. Panny. Msza ta ma miejsce
przed świtem, symbolizując, iż ziemia ca-
ła pozostawała w ciemnościach Uędu , gdy
Jezus, światło świata, miał przyjść. W tej
też myśli do sześciu świec woskowych do-
daje się siódma w pośrodku, nad inne wyż-
sza, symbolizując Najświętszą Pannę, któ-
ra jako jutrzenka poprzedziła światło spra-
wiedliwości Chrystosa. Lud wPolscezaw-
sze się na roraty licznie gromadził, tem
mUość swą dla N. M. Panny okazując.
Królowie polscy okazywali szczególną pa-
mięć dla tego nabożeństwa, łożąc koszta
na śpiew i duchownych. W Krakowie za-
łożono na to kolegjum Rorantystów. W
djecezjach: płockiej, warszawskiej, włoc-
ławskiej, kieleckiej, sandomierskiej, lubel-
skiej, sejneńskiej, źmndzkiej i żytomier-
skiej, jak ich rubrycelle wskazują, śpie-
wają się roraty codziennie podczas ad-
wentu, nawet w wigilję Bożego Narodze-
nia. W djeoezjach mohilowskiej i wileń-
skiej ostatni ten dzień wyjmuje się. ^
krakowskiej, poznańskiej i gnieźnieńskiej
nie śpiewa się ich tylko w pierwszą nie-
dzielę adwentu i w wigilję Bożego Naro-
dzenia. "W książce pod tytułem „Ozdoba
Kościec katolickiego", napisanej w roko
1739, w rozdziale ,0 siedmiu roratnicach"^
(świecach) znajdujemy wiadomość, że ,o-
sobliwie i w Polsce prawie tylko tej uży-
wają ceremonii, którą zaczął w Poznaniu
Przemysław Pobożny a przyjął (w Kra-
kowie) Boledaw Wstydliwy (jako Bzo-
wjus i Nakieljns świadczy), którzy uwa-
żając, że trzeba się z wiarą, świecącą do-
brymi uczynkami, na Sąd Boski stawić
wraz z siedmiu stanami, gotowość swoją
na sąd Pański oświadczyli tym sposobem' .
Przystępował do (starzą najprzód król i
na najwyższym lichtarzu siedmioramien-
nego świecznika stawiał zapaloną świecę,
mówiąc: „Gotowy jestem na Sąd Boski".
Drugą imieniem duchowieństwa na lich-
tarz poboczny wstawić biskup, mówiąc:
Paratus sum adAdiienium Domini. Trze-
cią stawi&t senator, czwartą ziemianio,
piątą rycerz, szóstą mieszczanin, siódmą
oracz. Wyznanie gotowości do Sądu o-
statecznego czynione jest z powodu, że z
narodzinami Chrystusa łączy się w ad-
wencie zapowiedź Jego drugiego przyj-
ścia w dzień Sąda. Uroczystemu i tak u-
podobanemu w Polsce od doby Piastów
nabożeństwu Ludwik Kondratowicz (Sy-
rokomla) poświęcił wiersz p. n. „Staropol-
skie roraty":
dbyGoot^le
ROSTRUCHARŻE.— ROŚUNY MIŁOŚNIC2E.
Od Bolesława, Łokietka, Leszka
Gd; jeszcze w Polac« Duch Pańabi mieszka,
Stal iia oltarzn przed ni^zą roratj
Sicdmio-ramieoDj licttan b(^aty.
A Ktany państwa szlj do ołtarza,
I kaldy jedną świecę rozżarza:
£ról — kti^ry berłem potęinero włada,
Prymai — najpierwsza senatu rada,
Senator świecki — opiekun prawa,
Stlachcic — co knSlón Foliice nadawa,
tolniers — eo broni *woich wi<p61braci.
Kupiec • co handle:!! ziomków bogaci,
Chłopek ~ co z pola, ee krwi i roU
Dla reszty braci chleb ich mozoli,
K.a£dj na świeczkę grosz swój przyloty,
I katdy gotów iść na Sqd Boiy.
Tak siedem stanów z ziemicy całej
Siedmiu plomieńmi jasno gorzały.
Siedem raodlilew treści odmiennej
Wyrażał lichtarz siedmioramienny.
Rostrucharz, pierwotnie rostaszar
{^Rostdiischer), z którego (jak mówi Briick-
ner) już w XV wieka rostucharza a
później roztmcharzazrobiono — strę-
czyciel w kapnie koni, rajfur koński a
nieraz i ladzki. W Vol. leg. znajdajemy:
„Roztracbarze, co końmi kupczą, płacą od
osoby po rft. dwa" (t. II, f. 984). Rostru-
charza, który ludźmi kupczył, nazywano:
martauz lub ludokrajca (ob.)- Klonowicz
pisze o takim we Flisie:
Niecny rostnichatz z uczciwemi cialy
Kupczy dzień cały.
Roillny miłoinicze. „Oj! dolażmoja,
dola!" Tak biada dziś, w ludowej pieśni,
opuszczona przez kochanka dziewczyna.
Tak biada dziś i biadała podobnie przed
wiekami, bo rzecz jest ogólnie ludzka.
Jak odzyskać wzajemność ukochanej oso-
by? Czyż na miłość niema lekarstwa?
fiozsądek i paycbologja mówią, że niema.
Ale od czegóż magjaP Magja rozpoizą-
dzała zawsze czarnoksięskimi środkami.
Przecież już w literaturze sanskrytu znaj-
dujemy wiele roślin, którym przypisywano
takie magiczne własności. Znajdujemy je
a greckich antorów i w literaturze łaciń-
skiej; najobficiej w tej kopalni przesądów
Oicrklopedjł łtoropoliki, t. IV.
klasycznego świata, która się nazywa hi-
sŁorją naturalną Plinjosza. Wprawdzie
autor ten zastrzega się, że nie obznajmia
czytelaików z napojami miłosnymi, ale
przecież mówi o niejednej milośniczej ro-
ślinie i wierzy w jej skuteczaość. Ten ba-
jarz był jednym z najpopalarniejszyob au-
torów, znanych średnim wiekom; czytano
go, komentowano i wierzono weń święcie.
Jednakie o miłośniczych roślinach nie
wielo można się doczytać w literaturze
średniowiecznej, dlaczego, wyjaśnia nam
to Szymon Syreński w swoim .Zielnika',
z r. 1613, w ten sposób: „Mądrzy a rozu-
mem się sprawujący, chooia Poganie cza-
ry i gusła zawsze ganili i w nienawiści mie-
li, jednak nabardziej czary miłości, bo te
same rozum i zdrowie psują i odejmują.
Przeto zawieraU wrota wiadomości ziół
i skutków ich, do takowych nieprzystoj-
nych spraw używania i zatem są tak od
nich pokryte, że zaledwie jeden z kilku-
dziesięciu ziołopisów może się znaleźć,
któryby takowych kształt i wyobrażenie,
nietylko ich moc i skutki poznać mógł".
Trzeba dodać, że średniowieczni aatoro-
wie mieU niezmierny respekt wobec kia-
sycznych autorów i powszechnie nie śmieli
niczego dodawać, czego w ich pismach nie
znajdowali a o czem wiedzieli. Ale prze-
sądne wierzenia o roślinach miłośniczych,
jak wogóle wszystkie przesądy, rozcho-
dziły się po Europie wraz z cywilizacją
nietylko drogą literacką, ale także za po-
średnictwem ustnego podauia, przez ze-
tknięcie się Rzymian z podbitymi barba-
rzyńcami, którzy je od-< panów swoich
przejmowali. Przesądy te szły do nas od
Zachodu a od nas dalej na Wschód. Do-
stawały się najprzód do klas wykształco-
nych a od nich schodziły do ludu. My
dziś nie mamy wyobrażenia, bez oczyta-
nia się, jak najróżnorodnlejsze przesądy o
roślinach były rozpowszechnione wśród
wykształconych nawet warstw społeczeń-
stwa, przez «Ue wieki, aż po koniec XVIII
dbyGoot^le
178
ROŚLINY MIŁOŚNICZE.
stulecia. Od zarania cy wilizacyi wyobra-
^no sobie, że rośliny — pod pewnymi wa-
runkami — mają władzę wkraczać nietyl-
ko w sprawy miłosne, ale we wszystkie
wogóle stery fizycznych i psychicznych
dzi^ń. Przecież z kilku tylko popular-
nych książek zebrałem w moim , Zielnika
czamoksięBkim" przeszło 13O0 takich prze-
sądów ze świata roślinnego a bez wielkie-
go trudu możnaby tę liczbę zapewne po-
dwoić. Początków szerzenia się u nas
przesądów o roślinach milośniczych nie
możemy śledzić, bo nie mamy odpowied-
nich źródeł. Dopiero w XV w. znajduje-
my liczne rękopisy z nazwami roślin, któ-
re zebrałem w mojej Średniowieczuej hi-
Btoryi naturalnej (1900). Tam odraza znaj-
dojemy cały szereg roślin miłośniczych.
Jest wi^c tam mowa o pewnym poroście,
który w kształcie brody zwiesza się w la-
sach z gałęzi drzew obumierających i na-
zwany jest „Całuj mnie" . Najczęściej wspo-
minany jest .naai^rzał", najgłówoiejsze
magiczue ziele miłości, maleńka i szcze-
gólna paproć, o której będziemy mówić
niebawem szczegółowo. Obok niego wy-
stępuje i lubczyk i wielce czarodziejski
dziewięciornik. W ogródkaohśredaio wiecz-
nych — jak się z tych rękopisów dowiadu-
jemy — hodowano różę miłości, którą z
łacińskiego philirosa nazywano fioletką.
Jest to kwiat pochodzący z południowej
Europy, który się utrzymywał w naszych
ogrodach od początku zeszłego wieku.
Jest powszechna tradycja, że go Krzyżow-
cy sprowadzili do Europy. Skoro to jest
południowo-europejska roślina, tylko tyle
może być w tem prawdy, że podczas wy-
praw krzyżowych dostała się stamtąd i na
północ Europy. Nie brakło wówczas w
szlacheckich dworkach i kwiatu miłości
{flos amoris), zwanego wówczas bruuatem
lub szarłatem. Jest to gatunek amaran-
tu, którego widokiem cieszyły się jeszcze
nasze prababki, a który dziś daje się le-
dwo odszukać gdzieś przy wiejskiej cha-
cie. "W XVI w. mamy już nietylko zapi- i
sanę nazwy roślin ale i wiadomości o nich
szczegółowe, literatura botaniczna tego |
wieku nie jest skąpa. Odnajdujemy też I
w niej te średniowieczne rośliny, o któ-
rych powyżej była mowa. Przybywa nam
obok nasięźrz^u inna paproć ze szczegól-
nymi liśćmi podobnymi do widoku księ-
życa na nowin, który z tego powodu (księ-
życ = miesiąca nazywano miesięcznikiem
a także nasiężrzf^em, co wskazuje, że i ją
podobnie jak prawdziwy nasięźrzał miano
za roślinę miłośniczą. W XVI też wieku,
pewien chwast ogrodowy, którego parami
siedzące owocki łatwo czepiają się sukien,
nazwany jest po raz pierwszy przycho-
dzą. Ta parzystość owoców oraz ich przy-
leganie pasowały t^ roślinę na rycerza mi-
łości. Marcin z Urzędowa, który pisał
swój „Herbarz* w pierwszej połowie XVI
wieku, rozpisuje się o tem, czem jest pra-
wy kwiat miłości i sądzi, że nie amarant
ale pewien gatunek polnych szarotek na-
leży zań uważać. Zyskujemy w ten spo-
sób jedną więcej roślinę miłośniczą a za-
razem przykład, jak pewien autor dowol-
nie przenosi nazwę z jednej rośliny na
drugą, wskutek czego z biegiem czasu i
przesądne wierzenia, odnoszące się do jed-
nej, przechodzą na całkiem inną, której
poprzednio takich własności nie przypisy-
wano. Podobnie było z dziewięciorni-
kiem w średnich wiekach, którą-to nazwę
odnoszono wówczas do trzech różnych ro-
ślin. W XVł w. ustala się to miano i by-
wa używane na oznaczenie jednej tylko
rośliny. Marcin z Urzędowa opowiada
nam o dziewięciorniku następującą legen-
dę: . O tym zielu powiadają, iż gdy jeden
mąż wzi^ złą wolę przeciw żenię, aby ją
zabił, i wywiódł żonę do lasu, aby tam u-
czynił swej wolej dosyć, ona idąc urwała
tego ziółka i trzymała, a mąż stracił swą
myśl złą, także drugi i trzeci raz. A prze-
to mniemają być to ziółko anacampserum
Plinii" — i tą legendą tłómaczy, dlaczego
dbyGoot^le
ROŚLINY MIŁOŚKIC2E.
179
dziewięciornik na Rosi nazjwają .przy-
wrotem",żeprzywracado miłości. WXVl
też wieku dowiadajemy Bią jakie znacze-
nie miał wyraz nasiężrzał i że owe napoje
miłosne, o których Flinjasz niechciaJ piaaó,
były powszechnie znane. W pierwszjrm
bowiem obszerniejszym ^owsika laciń-
sko-polskim J. Mączyiiskiego, wydanym
w Królewcu 1664 r., znajdujemy pod wy-
razem/^i7/rum (latine amatoriam) prze-
kład taki: „trunek, koufekt, potrawa albo
wab niejaki, który w gamractwie dla mi-
łości bywa zadawan, naai^rza, szalona
miłość, pódi za mni^ niektórzy zow^". Z
początkiem XVII w. dowiadujemy się kto
zajmował się praktyką przyrządzania na-
eięźrzalów. W r. 1614 wydal jakiś ano-
nim pod nazwiskiem Jauaarins Sowizdra-
lius ksiąteczkij pod tytułem: „Peregryna-
cja dziadowska*. "W tern pisemka dwu
dziadów Marek z B^banem wybierają
się do Częstochowy i dicą wziąó z sobą
dwie baby Fruchnę z Krawczonka jako
bardzo uzdolnione do wyłudzania od lodzi
pieniędzy, bo:
„Rozmaitych zid dosjć pny wbie miewają,
KtAremi ludzi kadząc wide pomagają.
Do t^o u szlachcianek mają zachowanie,
Nuf która chce, by Bię jej wszyscy zalecali,
Da i czerwony zloty, by jej udzialali.
To jat Babki najmują niemałymi dary,
żeby jako zmamiła pacbol^ bez czary".
W dalszym ciąga tego opowiadania chwa-
li się; „Zwoninka stara' co umie. Mię-
dzy innemi mówi:
„Dziewki umiem porządnie do młodńeńców
[zwodzić,
Uczynię co nie będzie nigdy dzieci rodzić.
Zsmąt nigdy nie pdjdzie, ktfiroj ja chcę zgoła.
Uczynię to a prędko, bo mam takie zioła.
Szymon Syrehski uzupełnia w swoim Ziel-
nika tea obraz, gdy mówi: „...głupstwo i
szaleństwo ziela temu, albo owema, to
przypisowaó, albo od bab obrzydliwych,
czarownic i czarowników, od szalbierzów
i oszustów, od miasta do miasta biegają-
cych i tułających się t«go szukać i sobie
obiecować, co rychlej i pewniej samo przy-
rodzenie, uroda, gładkość, obyczaje cu-
dne sprawować mają". Syreóski rzuca
gromy — jak już widziehśmy powyżej —
na takie praktyki. Przestrzega, żeby nie
szukać „po lesiech, górach, po skałach
ziela miłości, rzeczy wietrznej albo nocne-
go cienia". Ale swoją drogą opisuje te
zioła i o niejednem jeszcze innym nasięż-
rzale ozyni wzmiankę, wprawdzie zwykle
krótko i węztowato w ten sposób np. jak
o miłości: .Fraucymer używa tego ziela
do zjednania miłości". To stanowisko
Syreńskiego i innych naszych zielnikar^,
że nie wypada uczonemu człowiekowi
wdawać się w takie rzeczy, sprawia, że
mamy podane przez nich ledwo jakieś .
wzmianki o magicznych rośhnach a brak
nam szczegółów yrjaki sposób ich ożywa-
no. Jednakie to, co od średnich wieków
do XVIII w. żyło wśród całego 8p(rfeczeń-
stwa a zacz^o wśród wykszt^conych je-
go warstw znikać pod wpływem oświaty
Stani^awowskiej epoki, żyje w wielu ra-
zach do dziś dnia wśród naszego ludu. Z
jego to dotychczasowych praktyk może-
my sobie uzupełnić obraz używania środ-
ków milośniczych w dawniejszych cza-
sach. Wiemy więc z literatury ludoznaw-
czej, że kości z nietoperza, szczątki tru-
mien, święcona kreda i t. p. przedmioty
bywają używane przez Ind w celu osiąg-
nięcia wzajemnej miłości. Do bardzo po-
spolitych ' środków należy jabłko, które
dziewczęta rozkrawają na dwie połówki,
nosząc je albo na szczytach piersi albo
pod pachami; skoro połówkę tak magicz-
nie uzdolnioną zje chłopiec; musi zapałać
gorącfi miłością do kobiety, która je nosi-
ła. Ale na czele środków miłośniczych
naszego ludu stoi ów nasięirz^ który,
jak widzieliśmy, oznaczał w XVI w. wo-
góle philtrum. Rzecz jest znana a nazwa
zupełnie zrozumiała. Zamiast .zobaczy-
łem* mówimy niekiedy „uirzałem"; na-
dbyGoot^le
180
ROŚLINY MIŁ0ŚNIC2E.
siężrzal znaczy więc na-się-żrzał czyli na-
się-patrzał. W aamem tein nazwaniu jest
więc powiedziane, że ma zdolność zwra-
cania ładzi ku sobie. Nasięirzal jest ma-
leńką paprocią, bardzo szczególną, bo ma-
jącą jeden tylko listeczek, z którego po-
ohwiastej nasady wychodzi cienki kłosek
z owocowaniem. Wygląda to jakby język
węża wychodzący z liścia — przez analo-
gję wąż wysuwający się z zieleni, teby
kusić Ewę. Wiemy, że została skuszona.
Nic więc dziwnego, że roślina, będąca w
wyobraźni uosobieniem sceny kuszenia
niewiasty w raju, została przedewszyst-
kiem magiczną rośliną, mającą mieć zdol-
ność jednania miłości. Czarodziejska lo-
ślina staje się w ręku c^owieka magiczną
czyli z nadprzyrodzonemi własnościami
często dopiero wówczas, jeżeli będzie bądź
zebraną w szczególniejszy sposób, bądi
jeżeli nad nią wymówi się magiczną for-
mułę. Tak się ma rzecz z nasięirzfdem.
Lad opowiada, że dziewczyna, chcąc zje-
dnać sobie miłość chłopca, masi zdobyć
tę paproć w szczególniejszy sposób. A
więc upatrzywszy sobie zadnia miejsce,
gdzie rośnie nasiężrzal, musi i^ć tam o
północy nago i obróciwszy się tyłem — że-
by jej djabeł nie porwał — rwać go, wy-
mawiając pewną formułę, której liczne
warjanty posiadamy — a więc np. taką:
Nasięirzale, nasięźizale,
Bwi; ciQ śmiałe,
Pięcia paley, szóstą dtonią,
Niech eię chłopcy za niiią gonią;
Po stodole, po oborze.
Dopomagaj, Panie Bote.
Nasiężrzał w pewnych tylko okolicach
kraju się zdarza; tam, gdzie go niema,
przenosi lud te praktyki na inne rośliny.
Zmienia też nazwę pierwotną bądź na sa-
mostrzał, samojzdrzał lub nawet masie-
irał i maszerdon. I firletka nie zeszła z
pola, tylko zmieniła jego barwę. Nazwa
firletki przechodziła, w kolei czasów, na
różne pokrewne rośliny, a dziś jeszcze
przypisuje lud własność jednania miłości
pewnemu gatnnkowi tej rośliny, która z
powodu jaskrawo czerwonych kwiatów
najczęściej bywa nazywana ceglewką,
czasem gwoździkiem a na Litwie gaszt*
wą. Dziewięciornik albo przywrot Mar-
cina z Urzędowa cieszy się do dziś dnia
wielkiem uznaniem i powodzeniem u lu-
du. Na całem Podhalu nazywa się wy-
rwitańcem, a dziewczyna, która chce, żeby
jakiś chłopiec do niej się zalecał, musi go
zaszyć temu parobczakowi w ki^ierz.
Wyrwitaniec jest śliczną polną roślinką z
białymi kwiatami i listkami sercowatego
kszŁ^tu. Zapewne też ten kształt liści
był powodem, że przypisano jej wpływ na
sercowe sprawy. Jest trawa w książkach
drżączką zwana, której kłoski mają też
postać serduszek. Przynoszą ją na targ
do Krakowa dla dziewcząt, które chcą
posiąść ten porwitaniec i przekonać się o
jego wpływie. W ostatnim przykładzie
postać serca pewnej części rośliny sprawi-
ła, że stała się miłośniczą, czasem sama
nazwa dawała do tego powód. Rzymia-
nie nazywali pewną lekarską roślinę levi~
słtcum, z tego miana zrobili Niemcy lieb-
stoeckel a my z „lieb" urobiliśmy „lub-
czyk", októrym już Syreński pisał, że pod
jawnymi aspektami kopany ,w małżeń-
stwie rozterki i niezgody równa". Na
Rusi lubczyk wielkiego doznawał uznania
i przeszedł jako miłośniczą roślina do pie-
śni ludowych. W ludowych też pieśniach,
zwłaszcza na Ukrainie, jest mowa o trój-
zieln; nikt nie wie czem ono jest i gdzie
rośnie, bo już nikt nie wie, że Syreński o-
pisyw^ ten trzylistnik. Lud zna i nocny
cień i zaczarowane ziele i adamowy ko-
rzeń i może wiele innych miłośniczych ro-
ślin. Wszystko, co żyje dziś wśród ludu z
pojęć o roślinach miłośniczych, da się od-
nieść do literatury XVI w. Możemy się
cofnąć i w głąb średnich wieków, ale i
tam nie możemy się doczytać niczego,
coby było rodzime. Wszystko, co wiemy
dbyGoot^le
ROTA.— ROZBITKÓW RZECZY.
181
O atisiążrzei&ch, ma źródło w literatarze
starożytnej. Czyżby Słowianie, wyniósł-
szy ze wspólnego pnia indoenropejekiego
różne poj^ia i wyobrażenia, nie umieli ich
tak urobić na własną modłę, jak G-recy i
Rzymianie? Może być, że tak było; jeże-
li jednak tak było, to ślady tego zostały
zatarte przez .późniejsze cywilizacyjne
wpływy. Jest tylko jedna nazwa, tkwią-
ca w pniu ogólnie słowiańskim, .odolan",
którą możnaby tak wykładać, i dziewczy-
na, która za czasów „Starej Baśni* śpie-
wała; „O dolaż moja, doIal" mogła wie-
dzieć, że jest odolan, który może jej dolę
zmienić. Kazwa zaś odolanu bywa wśród
Słowian odnoszona do różnych roślin. Je-
dną z nieb jest owa lilja wodna z serco-
watymi liśćmi, którą powszechnie grzy-
bieniem nazywamy. Ona mogła być pra-
słowiańską miłośuiczą rośliną.
Dr. /. Rostafiński.
Rota oznaczała pierwotnie oddzit^,
hnf czyli kompanję wojska. Z nastaniem
w wojsku polskiem stałej piechoty cudzo-
ziemskiego aatoramentu, wyraz ten został
zastąpiony przez „kompanję" i pozostał
aż do końca egzyetencyi wojska polskie-
go w r. 1831. "W wieku XVin i XIX
wyraz rota oznacz^ rząd żołnierzy posta-
wionych jeden za drugim; tym sposobem
szyk tizyszeregowy oznaczał, iż rota li-
czyła trzech ludzi. Ogień rotowy w
takim szyku trzyszeregowym odbywał się
w sposób następujący: pierwszy szereg
strzelał przyklękając, drugi i trzeci stojąc;
po strzale pierwszej roty strzelała rota
druga, trzecia i t. d. B. Gemb.
Rota przysięgi ob. P r z y s i ę g a.
Rotne — o|data zwyczajowa pobierana
od składającego przysięgę. W sądach bart-
nych w XVII w. pobierał rotne podstaro-
dci bartny w kwocie grosz jeden, bez
względu na to, czy odbierał przysięgę w
danej sprawie od jednej osoby, czy od sie-
dmiu.
Rotmistrz — dowódca roty pieszej lab
oddziału jazdy. Za Stanisława Angusta
w kawaleryi narodowej rotmistrz przed-
niej straży zatmdni^ się całem gospodar-
stwem chorągwi. Za Rzeczypospolitej,
gdy szlachta była stanem rycerskim, rot-
mistrze, wyćwiczeni w sztuce rycerskiej
nietylko podczas wojen w obronie granic,
ale i w służbie dobrowolnej na dworach
zagranicznych, osiadłszy potem na roli w
ojczystych dworkach, chętnie otaczali się
młodzieżą i wprawiali ją do ćwiczeń i ob-
rotów wojennych. Tacy rotmistrze znani
byli orzędowi hetmańskiemu, a w razie
potrzeby dawano im ,listy przypowied-
nie", upoważniające do zaciągnięcia cho-
rągwi i postawienia jej w danym terminie
na oznaczone stanowisko. Młodzież oko-
liczna garnęła się ochoczo w każdej okoU-
cy pod skrzydła takiego rotmistrza, który
zwykle był wodzem doświadczonym, a
nieraz w 7-ym i 8-ym krzyżyku lat swo-
ich szedł skwapliwie, by krew wylać na
kresach w walce z bisurmaństwem i gło-
wę posiwiałą złożyć na dzikich polach U-
krainy. W r. 1667 uchwalono, aby rot-
mistrze na obronę państw RzpUtej obie-
rani byli przez województwa i ziemie a
każdy z nich n sta koni ma mieć pocztu
swego 8 koni, a żołdu po zł. 10 na każdą
ćwierć roku i towarzysze po ii.. 8; a szko-
dy nie mają im być płacone. Ciż rotmi-
strze powinni byli sobie obierać towarzy-
szów tylko z województwa albo ziemi
swojej, z której rotmistrzami naznaczeni.
Oni też sami a nie ich porucznicy roty
wodzić i przy nich mieszkać powinni i
przestrzegać, aby żołnierz tak w ciągnie-
nia, jako i na miejscu, szkody nie czynił
nikomu i stacyi żadnych nie wyciągi a
towarzysze nie przyjmowali więcej nad
10 koni.
Rotuły, z łac. rotulus morłuorum, ozna-
czmy w poezyi mniejsze elegje. W języku
palestranckim r o t u ł oznaczał pismo ape-
lujące.
Rozbitl(6w rzeczy ob. Prawa nad-
dbyGoot^le
182
R02EKIER.~R0ZTRUCnAN.
brzeine o rozbitkach i korsa-
rzacb.
RoZBkiar. Rej wspomina o winie pod
tą nazwą, prawdopodobnie tak nazwanem
od zaprawy różanej.
Rozmaryn. Jak ruta n Indu prostego,
tak rozmaiyn u szlachty i mieszczan byt
troskliwie przez młode panny pielęgnowa-
ny na dzień ślubu, do którego uplatano
zeń koronę. O rozmarynie i rucie lud
śpiewa dotąd w starych pieśniach wesel-
nych.
Rozpleciny —zwyczaj rozplatania war-
koczów pannie młodej przed ńlubem. O
tym odwiecznym polsko-stowiańskim zwy-
czaju znajduje się c^y obszerny rozdział
w dziełku „Obchody weselne" przez Pra-
skiego (pseudonim Zygm. Glogera), Kra-
ków, 1869 r.
Rozruchy studeriCkio. Akademja kra-
kowska, zaijojska i wileńska miały przy-
wilej własnych sądów. Każdy więc pro-
fesor i student był wolny od więzienia
grodzkiego 1 miejskiego, ale zdybany na
przestępstwie, musiał być odprowadzony
do swojej zwierzchności, Eolegja jezuic-
kie i pijarskie nie miały wprawdzie przy-
wileju, lecz 4e winnych zawsze karały,
więc chłopców zdybtnych na jakiem ło-
trostwie odprowadzano do prefekta, ów
przywilej wszechnicy krakowskiej st^ się
powodem, że młodzież, rozjątrzona pewne-
mi zajściami za czasów Zygmunta Augu-
sta, opuściła gromadnie miasto i udała się
zagranicę. 00. jezuici sami studentów
swoich do rozruchów poniekąd zaprawiali,
zachęcając ich do napadów na zbory i ko-
ścicJy dyssydenckie, szkoły, drukarnie i
bibljoteki różnowierców. Studenci zwy-
kle dawali tylko początek a rzecz kończył
lud miejski lub ze wsi przywabiony. Owej
stawnej sprawie toruńskiej także studenci
na procesyi dali początek. Studenci pra-
wie nigdy nie pozwolili się imać a za wy-
rządzoną im obelgę domy napadali i win-
nych do szkół zawłóczyli i tam batożyli.
Kitowicz o czasach Saskich pisze: „Nie-
chaj tam był kto chciał jakiej godności u-
rzędnik, szlachcic, oficer, żc^nierz, który
studenta zaczepił, zelżył, popchnął lub u-
derzył, jeżeli się zawczasu z miasta nie
wyniósł, albo gdzie nie skrył, już on się
od surowej szkolnej egzekucyi nie wybie-
gał, bu choć chciałby się ilronić, to jakże
było na tę gawiedż szkolną używać broni,
gdy tymczasem to szamrajstwo, kijami,
kamieniami i t^otem szturmując do wino-
wajcy, z tyła i z przodu, jak pszczoły roz-
drażnione, garnąc się mu do głowy, rąk,
nóg, odzienia, zmordowanego chwytali i
i do szkół wlekli. Bywały przypadki, że i
panów z karet wyciągali". Napadnięty
najlepiej wychodził, jeżeli się usprawie-
dliwiał i łagodnie przedstawiał, dopóki
mu nie przypadli w pomoc jezuici czy pi-
jarzy. Niekiedy musieli napadniętego w
koło obstąpić, żeby go od razów zasłonić.
Żyd, udybany podczas przechadzkirekrea-
cyjnej, był istnie jak zając wśród stada
chartów. Raz za Augusta III studenci
warszawscy, umówiwszy się z młodzieżą
rzemieślniczą, odbili Dąbrowskiego, który,
jako zabójca, stał już na placu pod mie-
czem.
RoztniChM — puhar do picia ze ^ota
lub srebra. W rachunkach dworskich Ja-
dwigi i Jagiełły roztrachan zwany jest
dostuchan i hostrachan,w starych
zapiskach krakowskich rostuchan. Na-
dawano roztruchauom kształty najrozma-
itsze np. zwierząt; lwa, konia, jelenia, or-
ła, strusia lub pawia. G-óraicki powiada,
że roztrucban bywał „we środku węższy
niż w krajach". Krasicki w Podstohm pi-
sze: „Wpośród pożegnania niezmierny
staroświecki pstro-złocisty roztruchan na
stole kładą, który gospodarz miał winem
napełnić i spełnić za moje zdrowie". Ra-
stawiecki mówi, że roztruchany bywały
kosztownie ozdabiane, że sztuka owoozes-
na wysadzała się na ich wyrób wytworny
i podaje chromolitografję jednego z naj-
dbyGoot^le
ROZWODY. — RÓG OBRZĘDOWY GÓRNIKÓW WIELICKICH.
piękniejszych we .Wzorach sztuki śred-
niowiecznej". Jest on srebrny, wyriaoa-
ny, 40 centymetrów wysoki, ma czarę z
perłowej konchy, kamieniami rzniętymi
sadzony, z niepoapohtym smakiem i sztu-
ką wykonany.
Rozwody, t. j. unieważnienie melżeń-
stwa, i wogóle s^awy małżeńskie, causae
matrimoniales, do których separacje nale-
żały, podlegały w Polsce sadownictwu du-
chownemn. W małżeństwach mieszanych
konsystorz katolicki był właściwym są-
dem; stosunki tylko majątkowe odsyłano
do sądów świeckich. Wszystkie instancje
w sprawEwh małżeńskich były w kraju,
nie potrzeba było udawać się do Rzymu;
ostatnią instancję stanowiły „Sądy nun-
cjaturskie", t. j. legata papieskiego.
Rożen miał kilka znaczeń. Był więc
rożen kuchenny, zwykle żelazny, do pie-
czenia mięsa przy ogniu. W sztychu,
przedstawiającym rebus ułożony przez Ja-
kóba Krasickiego na cześć Zygmunta III
w r. 1693, widzimy rożen kuchenny z wil-
kami nie różniący się kształtem od dzi-
siejszych (ob, Enc. Starop., t. IV, str. 148).
Ptaszki mniejsze pieczono na rożenkach
drewnianych, jak tego dowodzi stare przy-
słowie: „Ptacy w polu, a on rożenki na
nie struże" (Rysiński, Knapski). Rożna-
mi nazywano palisadę obronną. Mączyń-
ski w słowniku z r. 1564 pisze: „Rożen,
wtóry palec u ręki, skazujący", a wyraz
łaciński obelus tenże Mączyński tak tłó-
maczy: , rożen, znamię abo punkt w księ-
gach, którym znamionują fałsz, abo co
niepewnego, aby za podeżrzane było mia-
ne". Rożen na niebie — gwiazda Orjon.
Patrzący rożnem znaczy to samo, co świ-
drem, szydłem, zyzem.
RAg obrzędowy górników wielickich.
Zabytek ten, rodzaj tak zwanych u Niem-
ców TrinkhSmer lub Wilkomów, znany z
wystaw starożytności, Urządzanych wKra-
kowie w latach 1858 i 1872, liczy się do
nader cennych wyrobów złotniczych z
XVI stnlecia. Jest to róg bawoli, okuty
srebrnemi obręczami, podtrzymywany
przez postać Herkulesa, wyrobioną ze sre-
bra. Na skówce wyryty r. 1534, orzeł, wąż
Sforejów, oraz herby: Bonarowa i Ogoń-
ozyk. Widać z tego, że za królowania
Zygmunta i Bony r. 1534 ów róg obrzędo-
wy (tegoż samego przeznaczenia, co spół-
czesny mu srebrny Inrek strzelców kra-
kowskich) sprawił górnictwu wielickiemu
Seweryn Bonar, kasztelan sądecki, żupnik,
wraz z żoną z domu Koscielecką, która O-
goóczykiem się pieczętowała. Wyrób pię-
kny, ozdoby w stylu odrodzenia. Zabytek
ów podziwiano, cieszono się nim i w licz-
nych reprodukcjach artystycznych upo-
wszechniano jego wizerunek. I tak: K. Bejer
fotografował róg wielicki w Albumie kra-
kowskiej wystawy starożytności (tab. 60);
Towarzystwo naakowe krakowskie zy-
skało z daru p. Rogawskiego jego geome-
tryczny rysunek, muzeum zaś wileńskie
piękną akwarelę; w Kalendarzu krakow-
skim J. Wildta {z roku 1860) dano jego
drzeworyt; wreszcie gdy zarząd salin po-
sł^ ów klejnot górników wielickich na
wystawę powszechną, zwrócono tam nań
uwagę i w MUlheilungen komisyi konser-
watorskiej wiedeńskiej (tom XVIII r. 1873
str. 312) ukaz^ się drzeworyt rogu wielic-
kiego. To jednak zyskanie szerszej sławy
było dla rzeczonego zabytku nieszczę-
ściem; nieba wnie bowiem, gdy go po skoń-
czonej wystawie odesłano z Wiednia do
Wieliczki, dzieoniki rozniosły wiadomość,
iż zaginął. Spodziewać się należcJo, że
prokuratorja zrobi użytek z tych donie-
sień. Gdy przecież sprawa w milczeniu
tonąć się zdaw^a, prof. Józef Łepkowski,
znajdując, 2e zarówno traktowanie rzeczy
z urzędu, jak i jawność wtym razie są ko-
nieczne, udał się do p. Adama Gorczyń-
skiego, konserwatora zabytków pomni-
kowych (w obwodach wadowickim i bo-
cheńskim) z prośbą, aby na miejsce poje-
chał, o fakcie zaginienia tak cennego za-
dbyGoot^le
184
RÓŻA ZŁOTA.
bytka się przekonał i uczynił, co mu z u-
rzędu zrobić wypada. P. Gorczyński skon-
statow^ rzeczywistość kradzieży i prze-
pal o niej raport do komisyi centralnej
konserwatorskiej, doradzając, aby, oprócz
śledztwa kryminalnego, zaj^ądzono nad-
bytek tylko dożywotnio a potem zwrócić
do salin. Widoc/nie miljoner wiedeński
ceni uczucie wynagrodzenia krzywdy, ale
pragnie doświadczyć go dopiero w ayeio
zagrobowem.
R6ia złota jest to podarek dawany
H6g obrz^dawy góroikón ninlickicb. Rycowal Ludwik Łepkoweki.
to obesłanie po zbiorach europejskich wi-
zerunku tego zabytku. W jakiś czas pó-
źniej róg nasz ukazał się w posia-
daniu Rotszylda wiedeńskiego, który na-
był go od jednego z urzędników górni-
czych z Wieliczki, prawdopodobnie za
pośrednictwem jakiegoś antykwarjusza w
Wiedniu. Poproszony o zwrot, zobowią-
zał się podobno zatrzymać skradziony za-
przez papieżów, w dowód łaskawości, kró-
lowym państw katolickich, księtnom, mia-
stom, korporacjom i kościołom. W 4 tą
niedzielę postu papież poświęca złotą ró-
żę, odmawiając modlitwę, w której Chry-
stus jest zwany „Kwiatem pola i lilją do-
liny". Pierwszą złotą różę w Polsce o-
trzymał od Mikołaja V r. 1448 król Kazi-
mierz Jagiellończyk, 2-gą od Juljusza r.
dbyGoot^le
RÓŻANIEC— RUGI.
1S6
1505 król Aleksander Jagiellończyk i po-
darował do skarbca katedralnego, który
r. 1702 zrabowali Szwedzi. 3-cią prze-
siał O^rzegorz VIII Henrykowi Walezemn
r. 1574 przed jego przyjazdem do Polski.
4-ą df^ Sykstas Y królowej Annie Jagiel-
lonce, 2onie Batorego r. 1586, która poda-
rowE^ ją do skarbca kolegjaty dw. Jana
w Warszawie. 5- tą przesłał r. 1592 Kle-
mens VIII Anoie Anstrjaczce, pierwszej
żonie króla Zygmnnta IIL 6-tą ofiaro-
wał Paweł V w r. 1607 Zygmuntowi III.
7-ą otrzymała od Urbana VIII królowa
Konstancja, draga £ona Zygmunta III.
8-m% dał Inocenty X r. 1651 królowej
Maryi Ludwice. 9-tą otrzymała r. 1672
od Klemensa X królowa Eleonora, żona
Michała Korybnta. 10-tą ró£ę przysłał
Inocenty XI po zwycięstwie wiedeńskiem
Maryi Kazimierze, wraz z mieczem i czap-
ką dla króla Jana III. 11-tą otrzymała
od Klemensa XII królowa Marja Józefa,
żona Angnsta III, która ją przekazała te-
stamentem w r. 1757 do skarbca katedry
krakowskiej 1 ta jedyna dotąd się przecho-
wuje na Wawelu. Z ianych osób prywa-
tnych w Polsce otrzymała złotą różę od
Klemensa VIII Halszka z Badziwiłłów
Sapieżyna, żona Lwa Sapiehy, świeżo na-
wróconego przez Skargę kalwinisty.
Różaniec jest to modlitwa ustna, zasa-
dzająca się na odmówieniu 15 dziesiątków
„Zdrowaś Marja", z poprzedzającem ka-
żdy dziesiątek „Ojcze nasz" i z towarzy-
szącem lej modlitwie rozważaniem „taje-
mnie Odkupienia", kolejnowpewnym po-
rządku do każdego dziesiątka zastosowa-
nych. Na wstępie odmawiano zwykle:
„ Wierzę w Boga" , „Ojczenasz" i 3 „Zdro-
waś Marja", przy końcu zaś każdego dzie-
siątka „Chwała Ojca i Synowi i Duchowi
Świętemu". W Gdańska wyrabiano sznn-
ry różańcowe czyli pacierze i paciorki z
bursztynu i korali jeszcze z początku XIV
wieku. W r. 1350 była tam nawet ulica
„Patemosterstrasse", gdzie mieszkali sa-
mi wyrabiacze różańców, a różaniec bur-
sztynowy w r. 1446 kosztowi 6 marek.
Lustracja skarbu koronnego na Wawela
z r. 1B99 wylicza 19 różańców, w każdym
po 3 djamenty i po 20 gałek, z których
każda miała w sobie 3 perły, na końcu zaś
g^ka wielka, w której 9 djamentów i 20
pereł było osadzonych ( , Pamiętniki o daw-
nej Polsce", t. III). W muzeum książ.
Czartoryskich w Krakowie przechowają
się dotąd różańce BadziwiUa „Sierotki"
i króla Jana III. W skarbcu częstochow-
skim znajduje się różaniec króla Stefana
Batorego i Jana III, złożony jako wotum
przez tego ostatniego, gdy szedł pod Wie-
deń. Nuncjusze papiescy, przyjeżdżając
do Polski, przywozili mnóstwo różańców
z błogosławieństwem Ojca sw. na podar-
ki dla dostojników kościelnych i bogatych
dam, a Marescotti w relacyi swojej z po-
selstwa w r. 1668 dodaje, że najwięcej, ja-
ko dary, cenione są w Polsce: kosztowne
różańce, naczynia z kryształu, esencje
florenckie (perfumy), pachnące mydełka,
robione kwiaty, jedwabne pończochy, me-
dale, relikwie i Agnus-Dei.
RllbtsŻ— granica, zwłaszcza pomiędzy
dwoma krajami, zapewne tak nazwana od
przerąbywanych linii w lasach i zaciosów
na drzewach, Bnbiesz w Inflantach
oznaczał włodarza wiejskiego. Czytamy
np. w Vol. leg. (t. III, f. 49): „W ziemi In-
flanckiej Rubieszowie i Poknndziowie, co
po naszemu Włodarze".
Rugi — zbadanie, sprawdzenie prawno-
ści wyborów poselskich. Nazwa wzięta ze
starych praw niemieckich, gdzie die Jiu-
ge, Rugen, oznacza śledztwo, urzędowe
badanie, roztrząsanie. Każdy trybunał
rozpoczynał się w Polsce od .rugów try-
buDalskich", każdy sejm od „rugów sej
mowych", które niekiedy 2 i 3 dni trwały.
W dniu otwarcia sejmu, po nabożeństwie,
udawał się król do izby senatorskiej, a za'
siadłszy na tronie, wobec senatu i mini-
strów przyjmował marszałka przesrfego
dbyGoot^le
RUMEL PIKIETA. — RUTA.
sejmu czyli „starej laski", który prosił
króla o pozwoieaie udania się ze stanem
rycerskim do izby poselskisj czyli sejmo-
wej dla odbycia tam ragów i obrania mar-
szałka dla sejmu. Bugi odbywał marsza-
łek przeszłego sejmu (lub w razie jego
nieobecności pierwszy z porządku poseł z
jego prowincyi) przez rozpatrzenie lan-
dów sejmikowych i zapytanie: czy który
z posłów nie ma jakich zarzutów przeciw
posłom i ich wyborom ostatnim. Po przy-
jęciu zarzutów, nie dopuszczano na ru-
gach żadnych głosów pod jakimbądż po-
zorem. Do zarzutów nalegało np. je2eli
pos^, przegrawszy proces, nie spełnił wy-
roku sądowego i miał ua sobie kondemua-
tą. Udowodnienie zarzutu powodowało
unieważnienie wyboru, czyli wyrugowa-
nie z sejmu i liczby posłów ziemskich.
Stąd powstało w języku polskim b^owo
rugować, wyrugować. Kitowioz powia-
da o czasach Saskich, ie na tych rugach
nieraz dwa i trzy dni zes^o, kiedy polo-
wie dwoiści (t. j. przez dwie partje sejmi-
kowe, więc w podwójnej liczbie wybrani)
z jednego powiatu na sejm przybyli. Ka-
żda partja pokazując swoje laudum za
ważne, przeciwne zaś naganiając, albo też
kiedy poseł, mając na sobie kondemnatę,
został obrany na sejmiku choć bez kontra-
dykcyi, nie śmiał się tam z nią popisywać,
albo choć się popisywał, to na nią nie zwa-
żano, lecz tu dopiero, jako w miejscu od
gwałtu wszelkiego bezpiecznem, zabiegł
posłowi w oczy marszałek starej laski z
posłami, przeciw którym nie dała się sły-
szeć żadna protestaeja i był sędzią zarzu-
tów. A że pospolicie każdy stara się o
przyjaciół, którzyby go w złym razie ra-
towali—przeto pomienione rugi odprawia-
ły się z wielkim hałasem i zamieszaniem
izby, gdy z jednej strony do zepchnięcia
posła z funkcyi, z drugiej do utrzymania
go, forsa się natężała. Ody wszystko nie
skutkowało, osobliwie gdzie magnata siła
przeciw posłowi dowodziła, w takim razie.
okryty kosdemnatą, lub żle obrany, rad
nie rad musiał się wynosić z kcJa posel-
skiego. Oczyściwszy się tym sposobem
lub czystymi pokazawszy, dopiero przy-
stępowano do obrania nowego marszałka.
Choć kto miał na sobie kondemnatę, bez
której rzadko bywali wielcy panowie a i
mierny szlachcic niejeden, tedy byle ob-
jektant nie odezwał się przeciw nismu
przed elekcją marszałka, już pot^m nic
mu zarzucanie nie szkodziło, bo gdy wszedł
in aclivilatem przez wotowanie na mar-
szałka, więc go wyzawać nie było można
i zarzucający umilknąć musiał, a pos^
przy funkcyi pozostawał. Rugiem na-
zywano w m^ych miasteczkach i na
wsiach badanie sądowe obyczajów i wy-
stępków mieszczan i kmieci zamieszanych
w sprawy, gdzie występni jawnie byli ka-
rani.
Rumel pikieta. Ł. Gołębiowski mówi o
tej grze, że zapewne od Francuzów przy-
jęta, lecz grana u nas była w karty pol-
skie. J. Kochanowski już pisze: „Bo cho-
ciaż rumla nie mam, lecz przychodzę z
braltem". Za Sasów była rumel pikieta
„z pocztyljonami" .
Rusznica, ruśnica — strzelba pro-
chem nabijana. Stryjkowski w XVI wie-
ku pisze: „Giedymin r. 1328 od Krzyżaka
kulą z ruśnicy zabity; bo tego czasu ruś-
nice Niemcy wymyślać poczęli, wszakże
jeszcze bez krzosów", Starowolski wyraża
się: „Strzelcy z rusznicami abo arkabuze-
rowie". Kłokocki powiada o Turkach, że
noszą za pasem „pistolety abo krótkie
ruszniezki".
Ruta, pierwej niż rozmaryn do wian-
ków ślubnych w Polsce używana i często
przez wierszopisów polskich w XVI i XVII
w. wspominana, a doktor Syreński, mó-
wiąc o rucie i wrzekomo rozlicznych skut-
kach, zapełnia aż 24 stronic w swym o-
gromnym zielniku. Nie traci w jesieni
zielonych listków i temu zapewne winna
pierwotnie swoje obrzędowe znaczenie.
dbyGoot^le
RUl— RYBAŁT.
187
Dziewczęta siały ją w swych ogródkach,
aby przez zimę mieć bukieciki do panień-
skich włosów i wianek na wesele, a stąd
wyrażenie przysłowiowe o starych pan-
nach, że „siejąnitkę", znaczyło że nie wy-
chodzą za mąż. Herb, zwany Frzewoshi,
ma 3 krzaczki raty na tarczy i to samo w
hdmie.
Rui. W „Dykcjonarzyka teatralnym",
wydanym w Poznania r. 1808, czytamy
pod tym wyrazem: , Kto nie wie, co jest
mż, niechaj z pokorą kobiet się o niego
zapyta. Na scenę wychodzący, chcąc się
z ramieńcem pokazać, rużują się, lecz ile
w takim przypadku ruż jest przyzwoitym,
tyle w potrzebie okazania się zbladłym
jest niedorzecznym. 1 tak np. mówi ktoś
do innej osoby: „Ta nagła bladość na twej
twarzy dowodzi.... A tu ruża pełno na gę-
bie". Ł. Oołębiowski pisze w 3- im dzie-
siątka lat XIX wieku, że „za obyczajem
francaskim rużowania się lecąc przedtem
zapamiętale, znaleziono z czasem, że i an-
gielska blado8<5 lica ma swoje powaby, i
za tą znowu idąc modą, albo zbliżając się
do natury, zaniechano go całkiem lub
rzadko używają teraz pomieuionego ma-
lowidła nasze Polki". Tu dodać można,
że szlachcianki wiejskie, prawie zawsze
rumiane, nie używały ruża nigdy,
Rybałt — śpiewak kościelny, kantor,
organista, z włoskiego wyrazu ribaldo al-
bo rubaldo. Już w XIV w., jak świadczy
archidjakoB gnieżnioński, swawolnych du-
chownych nazywano rybałtami. Rybałto-
wie bezdomni przebiegali całą Polskę,
przyjmowani gościnnie po miastach, zam-
kach, dworach i klasztorach. Śpiewali
nie^łko hymny nabożne, ale także dumy
historyczne i piosnki światowe. Rybałto-
wie krakowscy mieli swoje siedlisko na
Podgórza i stąd Podgórczykami często
byli nazywani, Czasem kilku zebrało się
razem i jako muzykanci chodzili po dwo-
rach szlachty, a zwłaszcza w zapusty, aby
przy kuligach i weselach zarabiać. Od r.
1619 do 1640 między wszystkimi rybałta-
mi celował Marcin Zięba, a dobrawszy so-
bie 7-miu towarzyszów, przebiegał całą
Polskę. Co rano odśpiewał mszę w koście-
le, potem dopiero szedł do dworu. Miał
pamięć wyborną, umiał mnóstwo piosnek
wesołych, rubasznych i historycznych: o
8W. Stani^awie Szczepanowskim, o bitwie
pod Grunwaldem, o Barbarze Radziwił-
łównie, o wzięciu Gdańska i t. d. Wielu
panów chciało zatrzymać przy swoim
dworze Ziębę, ale on przenosił wolność
nad wszystko. Potem chodził przez lat
kilka samotnie, aż r. 1640 znaleziono go
bez duszy we wsi pod Krakowem. Wiek
XVII przyniósł upadek staroświeckim ry-
bałtom w Polsce. Złożyło się na to wiele
okoliczności, np. wielkie wojny, podczas
których wędrowanie po kraju groziło po-
dejrzeniem i szubienicą, niemniej upo-
wszechnienie się w każdym domu książek
drukowanych i lekceważenie wszystkiego,
co nie było po łacinie. W kazaniach ks.
Skargi słyszymy: „Teraz z rybaJtów abo
zdworzan, z żołnierzównastanduchowny
idą". Starowoiski narzeka, że: „Ladzie u-
czone z urąganiem rybałtami zowiemy".
Wiersze wydane w r. 1632 pod napisem:
.Rybałt stary wędrowny, dobrego bytu
szukający, z patrami i kantorami rozma-
wiający o delicjach śpiewaków, kantorów
i żaków" wystawiają smutną dolę wędrow-
wnego rybałta. Dość obszernie pisał Wój-
cicki o rybałtach w „Starych gawędach .
i obrazach", oraz w Tygodniku Illustro-
wanym (w t. VIII, r. 1863). a jakkolwiek
są to więcej lużneopowiadania niż rozpra-
wy krytyczne, to jednak mają to na swo-
ją obronę, ze przez pół wieku po Wójcic-
kim nikt krytycznie przedmiotu nie opra-
cował, a poważnie poruszył go dopiero
poczęści Leonard Lepszy w swojej rozpra-
wie „Lad wesołków w dawnej Polsce"
(Kraków, 1899 rok). Ob. także rozdział
„Rybałt" w dziele Maciejowskiego „Pol-
ska i Ruś" t. II, str. 173.
dbyGoot^le
188
Ryby, rybactwo. Jakkolwiek ry-
by od czasów pierwotnych musiały byó w
Polsce jedDom z głównych źródeł poiiy-
wienia miejscowej ludności, to jednak do-
piero od czasów zaprowadzenia chrze-
ścijaństwa i postów obowiązujących, st^y
się w pewnych porach roku nieodzownym
artykułem żywności. Za doby panowa-
nia wPolsce Piastów, jadał w poście gmin
śledzia, możniejsi ryby krajowe lepszych
gatunków. Śledzie solone rozwożono po
krają w beczkach, albo nadziane na rożny
(zapewne wędzone). Na jedon rożen (o-
czy wiście drewniany a nie żelazny) nadzie-
wano do 30-tu śledzi. Musiał byó wielki
odbyt ryb tego rodzajn, kiedy Klemens
Małopolanin, zakładając w XIII w. klasz-
tor w Jędrzejowie i przeznaczając dlań
dochody z miasteczka, warował sobie (ro-
ku r243), ażeby po jednym śledzia z ka-
2dej beczki dawali mu handlarze, jako pa-
nu miejscowema (Raczyński, Długosz).
Było po kraju wiele stawów i sadzawek,
które dostarczały ryb na długie posty.
Długosz chwali Przeolawa, biskupa wroc-
ławskiego, że bogobojny ten kapłan lubił
zakładać sadzawki. W wiekach owych za-
straegano różnicę sieci (nabryda, płachta,
dragabica, mszesza, więcierz, słompnica,
przy włok, kłomia, kidlo), pory: zimą, latem,
po zaciągu księcia, brodząc, w łodzi, tak
daleko jak strzała rzucona z młyna sięg-
nie, koło gór, w środka jeziora, przy brze-
gu i t. d. Wymienione są w dokumentach
ówczesnych gatunki ryb: mrosty, łososie,
jesiotry, bugle, szczupaki, węgorze, siela-
wy, liny, karasie, lipienie i t. p. Szajnocha
w dokumentach z XIV wieku znalazł wy-
mienione sieci i narzędzia rybackie: włó-
ki, wędki, więcierze, potrestnice, słabniee,
wiersze, zabrodnie, niewody, żaki, oraz
ryby: łososie, jesiotry, czeczugi, lipnie, be-
rzany, ukleje, kleszcze, sielawy. Niektó-
rym poddanym było wolno łowić tylko na
nogach stojąc, czyli brodząc, t. j. bez uży-
cia czółna, zatem przy brzegu. Statut
Kazimierza Wielkiego powiada, że ry-
by wolno łowió w starej rzece czyli
rzeczysku ludziom z obu stron brzegu
mieszkającym, gdzie się rzeka bez powo-
du ludzkiego inaczej obróci. Ale jeśli za
dowcipem ludzkim obrócona będzie, tedy
tylko jedna z dziedzin, przy której owo
stare rzeczysko zostało, marnieć własność
w obu brzegach onej rzeki starej albo po-
toczku. Ryby w jeziorze lub stawie ktoby
pokradł, ma za nie stronie dosyć uczynić.
Prawo z r. 1496 nakazuje, że ryby nie sta-
wieniem płotów (jazów), ale sieciami ło-
wione być mają na rzekach, przez które
statki chodzą ( Vel. leg. I, f. 258). Na stół
młodego królewicza Zygmunta I-go, gdy
przyjeżdżał do Krakowa, jak to z rachun-
ków jego widzimy, kupowano: łososie, pło-
cice, kiełbie, śUzie, karasie, okonie, klesz-
cze i hpienie. Wład. Łoziński w dziele
swojem „Patrycjat i raieszezaństn o lwow-
skie" opowiada, że w X'VI w. kwiti we
Lwowie międzynarodowy handel ryb.
Mieszczanie tamtejsi kupowali na ten han-
del ryby od szlachty z jej stawów licznie
urządzonych na Rusi Czerwonej. W do-
kumentach wspominane są najczęściej
stawy: doczowski, szczerzecki, zaleski, bo-
recki nad rz. Wrzeszycą, kurowicki, łoja-
nowiecki, januszpolski, szulczyński, ko-
złowski, za^wski, podhajecki, komarzań-
eki, kużmiński, czerniatyński, czernihow-
ski, malczycki, buski i t. d. Filje handlu
rybnego lwowskiego potworzyły się w
Busku, Jaworowie, Łucku i t. d. (str. 46).
Ryby suszone i solone rozsyłano ze Lwo-
wa w najdalsze strony Polski, dostawiano
na stół królewski (liny, szczupaki) a na-
wet zagranicę (str. 75). Za Zygmunta Au-
gusta spraedawano beczkę ryb po 36 grzy-
wien (inne szczegóły ob. tamże str. 238).
Hodowla ryb bardzo się w ówczesnej Pol-
sce rozwinęła, co się też odbiło i w piś-
miennictwie. W r. 1547 wydał Dubraw-
ski we Wrocławiu książkę łacińską'o hodo-
wh ryb, którą wytłómaczył na język polski
dbyGoot^le
Andrzej Proga p. t.: „Dubrowjnsza Jano-
sza o rjbnikacli i rybach ksiąg pięcioro,
z przydatkiem Joachima Camerarjusza
Medyka Norymberskiego, w Krakowie".
Olbracht Stmmieński w dziełka , O spra-
wie, sypanin, wymierzaniu i rybieniu sta-
wów i t. d." wydanem w Krakowie 1573 r.
wspomina: Czemiechów, Niepi^omice, Ba-
bice , Szczyglice , Niegrów , Oświęcim,
Pszczyną. Pisemko to obejmaje wszyst-
ko, co wówczas wchodziło w zakres sztucz-
nego stawowego gospodarstwa. Stanisław
ze Strój nowa Strój no wski, uzupełniając
dziełko Strumieńskiego, wydał: .Opisanie
porządku stawowego", a w r. 1609 wyszło
już w Krakowie drugie wydanie tej książ-
ki, Paweł Palczowski wymienia w roku
1609 ryby ruskie: jesiotry, wyże, czeczu-
ki, łososie, sielawy i leszcze. Twardowski
pisze: „"Widaó w tej wodzie srebrne mrzany
i pstrągi nakrapiane'. W książkach i pa-
pierach polskich z w. XVII i XVIII napot-
kaliśmy jeszcze następnjąco nazwy. ryb:
amemice, anaba-iy, byczki lab polosze,
brzany inaczej zwane barwanami, rapami,
boleniami, biaiki, banie z rodzaju dwuzą-
bów (Diodon), certy, cierniki, dubiele,
drętwy, fladry, głowacze i głowacice, jaz-
garze, jesiotry świeże, słone i wędzone,
klenie, krąpie, koropie (z Dniepru), klesz-
cze, kiełbie, konie, łososie bywały świeże,
sache, gdańskie i duaaleckie, wielkie zwa-
no krukami, mientuzy, minogi, miecze
(„w rodzaju Hiphias"), obłączki, okleję,
perki, płatajki, porsze, pałosze, pyny czyli
lipienie, romachlami nazywano w FrU'
siech dorsze; rogacze, ślizie czyli śMnie,
stokwisze, świnki, suchwy; wyzinę nazy-
wano także kózka, wiorozuba wyrozębem;
szczupaki byty główne i łokietne; bydli-
nek nazywał się śledź wędzony. Miaskow-
ski za czasów Zygmunta III tak pisze o
poście:
Co gotują? Węgorre, śledzie, szczuti w soli,
WiiiDę, lo9oś, karpie, brzuchom na post gnolr,
Ci nie mfślą potężnie t dałem watapić n szranki,
Ale kuflem diTuuchym cbcą szlamować dzbanki;
Bo jako to nie tnoftlo nigdf bjć bez wodj.
Niź co z niej wyciągnęły konopne niewody;
Tak po śmierci solone brzydzą się nią lasię,
Ale piwo i wino każą nosić na się.
W wielu miastach nadrzecznych istniały
konfraternje czyli bractwa rybackie. Cech
rybaków warszawskich miał swój statut
spisany po polsku w r. 1532, W kościele
Panny Maryi na Nowem Mieście w War-
szawie odbywało się dawniej zawsze w dniu
Św. Barbary nabo2ei!L8two rybaków. Jesz-
cze za czasów Saskich z cierni rodzinami
i swoją czeladzią zwykli oni na raDoem i
wieczornem znajdować się nabożeństwie,
po którem rozdawali ubogim ryby, jako
jajmużnę. Siarczyński w .Wiadomości o
Jarosławiu" (str. 131) pisze o konfratercii
rybaków nad Sanem. Piszący to wtajem-
niczaj się z upodobaniem podczas młodo-
ści swojej w życie i sposoby rybaków we
wsi rodziców swoich nad Narwią. Ryby,
zamieszkujące tą rzekę, zw^y się w gwa-
rze miejscowego ludu: scubet (szczupak),
jaż, lesc, okuń, płotka, mientnz, piskorz
lub wiuD, jezgarz, kielb, lin, uklej, biela-
ga lub bielucha zwana także bielizną i ka-
raś. Z Biebrzy przypływała niekiedy do
Narwi babia-łyta a z Wisły niezmiernie
rzadko zabłąka się sam. Dwór łowił ry-
by niewodem, chłopi zaś zastawiali wier-
sze i żaki, zaciągali cbobotnią, włókiem,
drygubicą, watą, brodzili z kłomlą czyli
kłomką, łapali przy jazach na podrywkę,
jeździli z dróżką, w dzień łowili na w^-
kę i klucz, w nocy na wiosnę przy świetle
łączy wa jeździli z ością, która sMadf^a się
z żelaznego zębatego grzebienia, osadzo-
nego na drewnianem piechowisku. W
przygotowującej się do draku monografii
dawnej ziemi BieUkiej, stanowiącej nie-
gdyś północną połowę województwa Pod-
laskiego, rybactwo na górnej Narwi bę-
dzie przedmiotem dość obszernego roz-
działa w tem kilkotomowem dziele. W
zakończeniu niniejszego artykułu o ry-
dbyGoot^le
190
RYDWAN. — RYNGRAF.
bach oadmienić musimy, że ryba wchodzi
w skład berba Glanbicz a dwie ryby
przedstawia herb Wadwicz. Jest jeszcze
ryba w herbie Mars vel Noga, jak rówaież
w herbie miasta Koropowa.
Rydwan. Polacy wyraz ten utworzyli
z niemieckiego Reitwagcn a nie z arab-
skiego ridcwan, znaczącego płaszcz zlożo-
ny z dwach opon, jak to mniemał ks. Czar-
toryski w swym Słowniczka. Ponieważ
rydwanem nazywano pojazd okazały, pań-
ski, wiąc też rymopisowie polscy często
wsadzają weń Feba, np. Dmochowski:
, Kiedy Feb zlotowloi*; na horyzont górny
Dnia trzeciego wytoczy! swój rydwan po-
czwórny.
Rymarz znaczył niegdyś wierszopisa
składającego rymy. Jeszcze Keja tak na-
zwano w urzędowej zapisce z roku 1546
(Briickner).
Rymfowanie. W artykułach bractwa
strzeleckiego z r. 1664 w Krakowie do do-
zwolonych gier cichych zaliczone są: a r-
caby. mąkowanie i rymfowanie
(Ł. Golęb. „Gry i zabawy", str. 108).
Rymsza. Mickiewicz pisze w „Panu
Tadeuszu":
.flSIawny 6w proces Ryiniizfiw z dominikanami.
At irygid, wreszcie, syndyk klasztorny ksiądz
Skąd jest przysłowie; większy Pną Bóg, nii pan
By nisza".
Przysłowie powstało z powodu proce-
su, prowadzonego długo przez Ignacego
Bymszę, oboiuego nowogródzkiego, z do-
minikanami klasztoru w Polaweniu (pow.
Wiłkomierski), a zakończoaego wygraną
dominikanów.
Ryndzia — nazwa staropolska dziewiąt-
ki, czerwiennej w niektórych grach, np. w
chapance.
Ryngort — pas wierzchni, którym się
opasuje kulbaka na koniu. Potocki w Ar-
genidzie pisze (w XVII w.): „Konie w ryn-
gorty wziąwszy pod brzuch z okrętu wy-
sadzają".
Ryngraf (z niemieckiego Ring-Kragen),
inaczej kaplerz — blacha na piersi, służąca
pierwotnie ku obronie, zwykle mosiężna,
pozłacana Inb malowaaa, owalna, lab w
centm. długi i 13 n
iewskich).
kształcie podobnym do tarczy, a niekiedy
czworokątna, z wyrytym na niej lub wy-
malowanym obrazem N. Panny Często-
chowskiej z jednej strony a z drugiej z
»2. ObrazN.M. Panny na blasze złoconej z XVII
wieku, noszony na piersi pod suknią (22 cenL wy-
soki i 17 szeroki— ze zbiorów jeżewskich).
Panem Jezusem, a niekiedy na zbroi lub
na koszuli z patronem rycerza, do którego
ryngraf należał. Kaplerze taki© czyli ryn-
grafy, poświęcane na Jasnej Górze lub w
dbyGoot^le
RYNSZTUNEK.— RYTUAŁY POLSKIE.
191
Ostrej Bramie, nosili rycerze polscy na
pieTBiach na zbroi lab na koszali, a zawie-
szamy im je zwykle przy błogosławieństwie
matki lub babki, żegnając idących na woj-
nę. Z biegiem czasu ryngraf, przybierając
coraz mniejsze rozmiary, przestał być o-
broną i zoatal symbolem dla oficerów pie-
choty, będących na służbie, noszony przez
lych stale tylko w czasie wojny. Około r.
1790 ryngrafy zostały skasowane w woj-
ska polskiem; wprowadzono je nanowo
do piechoty Księstwa Warszawskiego.
Według regulaminu ryngraf miał być po-
złacany z orzełkiem białym pośrodku.
Czasemorzetekbylotoczony srebrnym lau-
rem i miai na piersiach numer pułku. W
epoce Królestwa Kongresowego, 1815 —
1830, oficerowie niżsi piechoty nosili ryn-
grafy srebrne, a wyżsi czyli sztabs oficero-
wie—pozłacane. JS. Gcmb.
Rynsztunek wojskowy, czyli całe ozbro-
jenie, dawniej zwał się: rysztunek lub
rastanek, z niem. Riistung. U Tar-
nowskiego {r. 1658) zowie się to rysztun-
kiem, u Mączyńskiego (r. 1564) matunkiem.
Wargocki w r. 1B09 drukuje „Rystunek
żołaierski". Jakubowski w r. 1784: „Ryn-
sztunkowy, cekwart, mający dozór zbro-
jowni i wszelkich rysztunków".
Rytrała, z włoskiego — obraz, portret,
konterfekt.
Rytuały polskie. Rytu^em nazywa się
dzisiaj księga kościelna, wskazująca, ja-
kich obrzędów i modlitw używać mają ka-
płani przy sprawowaniu Sakramentów,
błogosławieństw i modłów publicznych.
Dawniej nosiła ona w Polsce nazwę Agen-
dy (ob. Enc. Siar. 1. 1, str. 18), która to
nazwa była powszechną do r. 1631, t. j.
do czasu wydania w Krakowie Rituale
Kiacramentofum. Odtąd nie spotykamy
więcej na tytułach wyrazu Agenda, lubo
w mowie potocznej starszych księży jesz-
cze usłyszeć go można. Rytuał Piotr-
kowski, dotąd obowiązujący, wydruko-
wany w Krakowie r. 1631 in 4-o mai w
dwuch częściach, zalecony był całemu
krajowi okólnikiem arcybiskupa Wężyka,
datowanym z Łowicza d. 15 marca 1631
roku a ułożony albo raczej z rzymskiego
z uwzględnieniem zwyczajów i tradycyi
narodowych polskich przerobiony przez
trzech mężów na dwuch synodach prowin-
cjonalnych, którym do pracy tej odpowie-
dnie dano wskazówki. W modlitwach i
litanii do wszystkich świętych rytuał
Piotrkowski wymienia następujących jako
patronów polskioh: św. Stanisława, Wac-
ława, Wojciecha, Florjana, Kazimierza i
Jacka. Szczegółowy rozbiór tego rytuału
dbyGoot^le
192
RYWUŁA.— RZECZY ŚWIĘTE I PUBLICZNE.
i znajdających się w 36 jego miejscach
pewnych dodatków i odmiau w porówna-
nia z rylnalem Rzymskim poda) ks. Ma-
rjan Falman w dziełka .Rytuał Rzymski
a Piotrkowski", Kraków, 1896 r.
Rywuła. Tak zwano przednie słodkie
wina południowe, morzem do Polski przy-
wożone. W Vol. legum czytamy: „Wina,
które morzem przychodzą, francuskie,
włoskie, hiszpańskie rywuly" (t. II, fol,
1253).
Rzaz — wyrzezany karb, cios, rznięcie.
Solski w XVII w. pisze: „W drzewie tym
cieśla uczyni piłką rzazów 14, głębokich
na półtora cala". Mając powyższy wyraz
polski, zapożyczyliśmy pomimo to od Niem-
ców w tem samem znaczenia dla traczón
wyraz Schnitt. Linde miesza rzaz ze
zrazem, znaczącym latorośl do szcze-
pienia, ale nam się zdaje, że zraz w sado-
wnictwie jest to poprosta zrzez czyli zrze-
zana latorośl do zaszczepienia na zrzeza-
nym dziczku.
Rząd, rzfd w dawnej polszczyżoie o-
znacz^ cały przystrój na konia, t. j. sio-
dło z czaprakiem i pokryciem wierzchniem,
z ozdobną uzdą, podpierałem i podogoniem.
Lipoman w swoich pamiętnikach powia-
da, że: nStroją Polacy konie w złoto, sre-
bro, perły, drogie kamienie; strzemiona
ich bywają dote". Stąd też mamy przy-
słowie na określenie bogatego daru: „do-
stać konia z rzędem". Siądzenie czyli
siodło i czaprak bywał z litej materyi,
' dłuższy od mitaka, krótszy od dywdyka.
M. Rej pisze: „^oń za pięćset złotych,
rząd za drugie, nuż owe alzbanty, nuż o-
we kutasy". Nie brakło i wzorów przy-
wożonych do Polski. Z opisu wyprawy
Katarzyny, ma^onki Zygmunta Augusta,
sporządzonego w Krakowie r. 1553, wi-
dzimy, że było tam siodło dla królowej w
kwiatki jedwabne czarne z czaprakiem i
pokryciem wierzchniem, z uzdą, wszystko
frendzelką otoczone. Dwa rzędy dla kró ■
lowej z jedwabiu czarnego z czaprakami,
u których, frendzle. Siedem rzędów dla
dziewic z jedwabiu czarnego z Irendzlami
i 14 czapraków takichże. Dla królowej
rząd jedwabny czarny z czaprakiem spod-
nim i wierzchnim, uzdeczką ze złota nit-
kowego i jedwabiu, sznurkami złotymi.
Rząd jedwabny purpurowy z sztuczkami
złocistemi, czaprakiem purpurowym z
frendzlą złotą nitkową. Dawny ubiór na
konia z purpury, czaprak złotem wyrabia-
ny i irendzla takaż. 7 rzędów dawniej-
szych dla jednochodników, ozdoby z je-
dwabiu czerwonego służą dla dziewie. Da-
wny rząd purpurowy wraz z czaprakiem
spodnim i wierzchnim, frendzlą złotą.
Na jednochodnika rząd jedwabny czarny
z sztukami ztotemi. Trzy pary strzemion
docistych, z tych jedoa ze srebra pozła-
cana. Strzemion para złoconych dla wo-
źnicy. Ostrogi złocone dla tegoż. 8 złoco-
nych sztuk do wędzideł. 3 żelazne wędzi-
dła krygowe pomacane diakoni twardo-
ustych. Sam król Zygmunt August miał
siodła pokryte aksamitem, pukle do nich
i zankle srebrne, rzędy i siodła włoskie,
adziamskie, husarskie zlotem i srebrem
haftowane, burze na konie, deki do goni-
twy, rozmaite kutasy, kulasy kozackie,
kosztowne czapraki z sukna czerwonego
włoskiego z orłem wyrobionym z atjasu
białego i zieloną obwódką atłasową.
Rzeczy świfte ł publiczne. Rzeczy wo-
góle nieprywatne dzielono na: święte, res
sacrac, ku czci bożej poświęcone, jak ko-
ścioły, ołtarze, sprzęty ofiarne, krzyże i
figury przy drogach i t. p.j rzeczy godne
poszanowania religijnego, res religiosac,
jak: groby, cmentarze i rzeczy publiczne
nietykalne, jak: mury, wały miasta i bra-
my. Nazwy te nie były używane, ale rzecz
sama była znana. Jagiełło, w przywileju
wydanym w Jedlni ( Vol. legum I, f. 90)
wszystkie kościoły nazywając aedessacras,
przy wolnościach i prerogatywach zacho-
wuje. Kościoły i klasztory były azylami,
z których nawet zbrodniarzy wyciągać
dbyGoot^le
RZEK
nie było woloo, z pewnymi wszakże wy-
jątkami w Statooie Zygmunta I ( Voi. leg.
I, f, 678) wymienionymL Klasztory pa-
nieńskie i koidoly zabezpieczała konaty-
tncja z czasów Zyginnnta HI ( Vol. leg.,
m, 281). W przywileje dla żydów zabro-
niono im braó w zastaw ubiory koń-
oielne. (Bandtkie fus, Pol. atr. 5). Bra-
my miejskie ktoby gwałcił, mif^ byó ka-
rany podłng Statntu Toruńskiego ( Vol.
Ug f. 1241).
Rzek). Na oznaczenie rzeki pomniej-
szej bogata mowa polska miała sporo
nazw, np.: potok, rostok, rostoka, zestoka,
otok, prądnik, stmga, stmja, stok, stoczek,
strumień, stmmyk. Pod nazwą strumień
rozumiano zwykle bystrą wodę, strugą
zad nazywano częściej wodę leniwą. Stok,
który w biega swoim znikał w piaszczy-
stych pokładach ziemi, zwano: ponild!y
stok, ponik, ponikwa, ponikiew, przeginia.
Ze stokami wiązały się i nazwy miejsco-
wości, jak np.: Bi^y-stok, !Ró2any-stok,
Wysoki-stoczek, Jałbrzyków-stok. Dawne
łożysko rzeki, która zmieniła swój kieru-
nek, zwano: rzeczysko, rzeezyca; strugi
zaś — stmłysko. W rzekach odróżniano
wody białe czyli nieprzezroczyste i prze-
zroczyste a głębokie, które zwano czame-
mi. Do białych wód należała Wisła, do
czarnych największy z jej dopływów Na-
rew. Są także dopływy Wisły: Czarny i
Bit^y Dunajec, Czarna i Biała Przemaza,
oraz dopływy Niemna: Czarna i Biała Hań-
cza. Wisłę w dawnych wiekach nazywał
Plinjusz Vislula, Isłula, Marcellinus Bis-
sula, Fompejusz Visula, Jornandes: Vistu-
la, Viscla. Dawni pisarze polscy wywo-
dzili tę nazwę błędnie: Długosz od wody
wiszące;', wisiej, niby w wodospadach u
iródet swoich zawieszonej, Rzączyński
wyprowadzał od wiosła. Że jednak lud
polski zw^ Wisłę .Białym-dunajem, Bia-
Ją-wodą" a w języku średniowiecznych
Ootów kolor biały brzmiał: wais, wis, więc
Goci to przetłómaczyli polską nazwę „bia-
BwTU(q>cd)a łlarapolska, lom IV.
łej wody" i wędrując po Europie, upo-
wszechnili formę cudzoziemską, z której
pozostała łacińska Vis lula, niemiecka
Weichsel i spolszczona Wisia. Ptoleme-
usz w 2-im wieku po Chrystusie nazywa
całą sieó wód Dnieprowych Borystenem,
uważając górny Dniepr, Berezynę i Pry-
peć za 3 ramiona Borystenu. Dniestr u
Ptolemeusza nazywa się Tyra^— Niemen
starożytni zwali Chronus, Litwini: Nie-
manas, Niemcy — Memel. Wogóle nazwy
rzek i tkwiące w tych nazwach pierwiast-
ki należą do najstarszych pomników ję-
zykowych, czego dowodem są pokrewne
brzmienia wielu nazw w różnych krajach.
O nazwach rzek małopolskich pisał prof.
Tad. Wojciechowski w uczonem dziele
swojem „Chrobacja" str. 276 — 278. My
zebraliśmy tutaj z dyplo mat ar j uszów pol-
skich prawie wszystkie nazwy rzek i je-
zior, znajdujące się w dokumentach z XI,
XII i XIII wieku i podajemy jak nastę-
puje w porządku alfabetycznym z datami
dokumentów; Bachora (Bachorza) r. 1136;
Bobrowa r. 1300; Bóbr r. 101 &; Brzeźnica,
struga, pod Jędrzejowem, nazwana tak od
brzozowego lasu, z którego wypływała,
nosi tę nazwę w r. 1153 i tak samo zowie
się dzisiaj; Bug r. 1065; Ch^mnica r. 1228;
Chelcąca r. 1300; Chechel r. 1228; Dłub-
Dia r. 1222; Dobra r. 1201; Dobrzesza rok
1246; Drawa r. 1300; Drwęca r. 1222; Du-
najec r. 1125; Dunajec nigra i Dunajec al'
ba r. 1254; Dbra (Brda) r. 1166; Goplo r.
1293; Gąsawa r. 1136; Jaworówkar. 1270;
Jadków r. 1270; Jeziorko r. 1296; Kaka-
wa r. 1283; Kamienica r. 1228; Kłodnica
r. 1260; Korytnica r. 1242; Lnciąża roku
1242; Łaba r. 1120; Łomnica r. 1248; Łą-
ka fl. r. 1250; Mogilnica r. 1278; Mozga-
wa r. 1200; Myrawa r. 1243; Nakla r. 1120;
Narew r. 1065; Niegutka r, 1256; Noteć r.
1299; Nyrr. 1136; Obra r. 1247; Odra r.
1016; Oława r. 1206; Ołobok r. 1136; O-
rzyca r. 1193; Osa r. 1222; Pilica r. 1136;
Plutwica r. 1136; Ponikwa rivzila r. 1259;
dbyGoot^le
lU
K I.
Poprad r. 1244; Poronin r. 1254; Prądnik
r. 1257; Rabar. 1254; Rawa r. 1274; Ruda
r- 1271; Rudawa w XIII w.; Ruz (Raiec)
r. 1236; Sedlnica r. 1287; Skawa r. 1228;
Skawina r. 1278; Skawica 1287; Sreniawa
r. 1244; Stobrawa r. 1274; jezioro Stndzie-
niczno (Stuzenishno) r. 1296; Styr (Ztir)
r. 1086; Tuczno r. 1209; Widawa r. 1175;
Wirfa (Yialam) r. 1065; "Wysla r. 1120;
Wyszła r. 1289; Wistoka r. 1190; Wiosło-
wa r. 1254; Wojbora r. 1262; Wojborica
r- 1228; Wolborica r. 1228; Warta r. 1235;
Wirbec r. 1296; Zglowędar. 1155; Zglo-
wiądka (zapewne dzisiejsza Zgłowiączka)
r. 1254. Kronikarze piszą o Swi^top^ku
pomorskim, że chcąc szkodzić Polsce, ob-
saczył r. 1242 wszystkie drogi wodne czy-
li żeglarskie (oczy wiście przy ujściach Wi-
B^y)- O „jazach" (plotach rybackich) na
Wiilo jeet wzmianka pod r. 1289. Prof.
Ad. Pawiński odszukał w archiwach liz-
bońskich i madryckich relacjekapców tam-
tejszych o drogach wodnych za czasów
Władysława Jagiełły do spławu drzewa
masztowego Narwią, Wisłą i morzem dla
flot ich krajów. Kasz Długosz pisze w
w. XV: ,Wisła spławem swoim morzu
dostarcza rozmaitego rodzaju drzewa dę-
bowego, cisowego, na opał i budowę sta-
tków, Biadty, popioln, jesionów, płótna,
terpentyny, żywicy, wosku, miodu, oło-
wiu, 2elaza, zboia i wielu innych rzeczy,
któremi porty Anglii i Flandiyi ^yną,
z krain polskich". Jeszcze Kazimierz W.,
aby podżwignąó dobrobyt Polski i Rusi,
wiele łożył kosztów i pracy dla udogod-
nienia dróg wodnych. Jagiellonowie, idąc
za danym przez Kazimierza przykładem,
rozwijali usilnie uporządkowanie spławu
na rzekach. Na pierwszym walnym sej-
mie za Kazimierza Jagiellończyka w Piotr-
kowie r. 1447, stan^ ważna uchwała o
swobodzie spławu, ponawiająca prawo
Kazimierza W., mocą którego były por-
toweiwoluedla wszystkich: Wida, Dniepr,
Styr, Narew, Bug, Warta, Dunajec, Wi-
słoka, Wieprz, San, Tyśmienica, Nida
i Prosną. W r. 1496 przydano do nich:
Drwęcę, Brdę i Noteó, zabraniając budo-
wania „jazów" na rzekach publicznych, a
dozwalając tylko sieciami łowić ryby. W
Voluminach legum mamy liczne prawa o
użyciu wód. Prawo polskie dzieliło rzeki
na spławne (nwoigabiles) i niespławne.
Pierwsze były publiczne czyli królewskie
{fiumina nostra regia), wolne do żeglugi
dla wszystkich, a wszelkie tamy, jazy,
młyny znieść na nich kazano. Sejm w ro-
ku 1507 określił, że rybołówstwo na rze-
kach takich należy do właścicieli brzegów,
a każdy naprzeciw swoich gruntów ma
prawo łowić ryby na całej szerokości.
Rzeki, nieuznane za sj^awne, zwano dzie-
dzicznemi, a gdzie stanowiły granicę dóbr,
tam połów ryb każdemu właścicielowi był
wolny. Gdyby właściciel jednego brzegu
zwrócił koryto i bieg wody ze szkodą są-
siada, to statut Litewski nakazywać daw-
ny kierunek przywrócić. Najlepsze pra-
wo o użyciu wód było Mazowieckie i jako
posiłkowe w innych prowincjach nieraz
służyło. Zabraniało ono na rzekach spław-
nych budowania młynów, jazów i pobie-
rania myta pod bardzo surowemi karami.
Konstytucja z r. 1613 dała każdemu wol-
ność doświadczania spławnoścl rzek in-
nych i urządzania żeglagi tam, gdzie jej
nie było.
dbyGoot^le
z Biblii Lsopolitf r. 15S1. Z dyplomu pergamiaowego e kancelaryi Z rękopisu polskiego
ZjgmuoU lU r. 1606. r. 1638.
Saf]an, safijan,szafjan(z perskiego
i tureckiego sachtijan)— skóra wypra-
-wioDa kolorowo, przywożona niegdyś do
Polski 7.e Wschodu, głównie na obuwie
męskie i żeńskie. Prawdopodobnie na-
zwą tę przynieśli Tatarzy, którzy osiedla-
ni w Polsce zajmowali się wyprawą sa-
ganów. Ł. Gołębiowski pisze: „Nastały
potem angielskie różnokolorowe safjany,
mamy dziś własne".
Sa]a — materyjka włoska, cienka, lek-
ka {ob. Vol. leg., III, i. 81, r. 1643). Wspo-
minają tę tkaninę: Twardowski, Otwinow-
eki i inni. Bywały saje wzorzyste.
Sajan, sajanik, sagaj — suknia, wspo-
minana przez wielu pisarzy polskich w
XVI w. Górnicki pisze w „Dworzaninie":
„Kto we Włoszczyżnie się kocha, niechaj
zbytnie krótką sukienkę, sajan przed so-
bą nie zawarty, zarzuci".
Sajeta — sukno cienkie zagraniczne.
Chwalono sajetę angielską i sedańską.
„Król w błękitnej sajecie na czele pułku
staje" — powiada Kochowski,
Sajdak czyli sahajdak, ztatarskiego
sadak — to
samo, co koł-
czan, pochwa
na strzały. La<
bo broń ogni-
sta dawno we-
szła w użycie,
jednakowoż
jazda polska
lubiła nży waó
laku i strzał
noszonych w
sajdaku. Przy-
czyną tego by-
ła możność ra-
ienia nieprzy-
jaciela bez hu<
ku, oraz i to,
te dawni woj-
skowi, nie ma-
jąc jeszcze
mundurów,
odznaczają-
dbyGoot^le
196
SAKIEWKI.
cych ich od ogółu szlachty, również jak o-
ni w broń białą uzbrojonej, używali sajda-
ków, czasem i bez luku, dla odznaczenia
swego staną żołnierskiego. Łuk z sajdakiem
był charakterystyczną bronią dawnej jazdy
pancernej. B. Gemb. Sajdaczny, sa-
hajdaczny, sajdaoznik ozoacieał n-
zbrojonego łukiem. Na wzór hetmanów
polskich, którzy byli: wielcy i polnie
Kozacy mieli także dwojakich. Ich het-
man wielki zwał się buńczucznym, ie
buńczuk turecki przed nim noszono, mniej-
szy zaś ożyli polny zwany był sahajda-
cznym.
Sakiewki do pieniędzy robiono w XYIII
wieku sposobem szmuklerskim, z jedwab*
nych, srebrnych lub złotych sznureczków
wiązane jak torby myśliwskie; bywały,
pończoszkową robotą, na drutach, haczy-
kiem lub igłą, gładkie, w pasy, wzorki, na
kanwie prostej, złotej, srebrnej, z perdek,
paciorek drobnych i stalkowe. Upominek
to był matki dla syna, którego na świat
wyprawiała z błogo^awieństwem, dając
dukat z N. Panną, którego w ostatniej
chyba u2yó wolno było potrzebie; upomi-
nek siostry, krewnej lub kochanki na dzień
imienia. Włosami czasem wyrabiano cy-
frę lub napis jaki. Zakonnice po klaszto-
rach mnóstwo wyrabiały sakiewek, obda-
rzając niemi tych, którym grzeczność ja-
kąś uczynić chciano. Trudniły się tern i o-
soby możne podeszłego wieku a pamiątka
z rąk ich była szanowną. Sakiewki wy-
szły z powszechnego użycia w 3-em ćwierć-
wieczu XIX w. zastąpione portmonetkami,
Sakramentki. Królowa Marja Kazimie-
ra, tona Jana Sobieskiego, spełniając ślub,
uczyniony podczas wyprawy pod Wiedeń
jej męża, sprowadziła r. 1687 do Polski
zakonnice zFraacyi, oddające się nieusta-
jącej czci Zbawiciela wNajaw. Sakramen-
cie. Na mieszkanie zaknpiła im w War-
szawie, na Nowem Mieście, dwa domy z o-
grodami od Adama Kotowskiego, stolni-
ka wyszogrodzkiego, i kawał ziemi nad
Wisłą od Kacpra Waltera, rajcy miejskie-
go, gdzie wybudowała klasztor i kościół.
Był to z kolei ósmy klasztor tego zakonu
w Europie. Drngi zaś dom tej reguły w
Polsce fundowany został w początkach
XVIII w. we Lwowie. W obu otworzony
został pensjonat czyli szkoła żeńska.
Zwierzchnictwo nad szkolą miała mistrzy-
ni, wykłady prowadziły zakonnice, nau-
czycielki świeckie i profesorowie szktU pu-
blicznych. Ponieważ zgromadzenie sakra-
mentek przez długi czas werbowało się
głównie z samych Francuzek i dziewic,
pochodzących ze znakomitych rodów pol-
skich, otoczone więc było wyjątkową pro-
tekcją arystokracyi polskiej. Król Jan III
podarował sakramentkom warszawskim w
upominku swój płaszcz koronacyjny, n-
słany koronkami, złotem i srebrem, z któ-
rego sporządzony ornat kościelny do dziś
się przechowuje i jest ażywany na uroczy-
stość Zielonych Świątek. W r. 1848 Komi-
sja oświecenia w Królestwie pozwoliła sa-
kramentkom tylko na internat, t. j. pen-
sjonat dla uczennic, mieszkających we-
wnątrz murów klasztornych; w pełnym
rozkwicie przetrwał on do d. 27 listopada
1S64 r., w którym został zamknięty.
Salaria. Tak nazywano wszelkie opłaty
za pisanie i czynności urzędowe, których
szczegółowe taksy uchwalone na sejmach
podają Vol. leg. Były więc salaria albo
pamiętne sądowe i pisarskie, salaria
kancelaryi królewskiej, notarjnsza dworu
biskupiego, salaria urzędnikom ziemskim
i grodzkim, W r. 1576 postanowiono inne
salaria przysięgłym miernikom ziemskim
od włóki miary chełmińskiej, w której 30
morgów w jednem miejscu zawiera się, a
inne,jeżelimorgitesą narożnych miejscach.
W tym ostatnim wypadku mieli brać a&
po szelągu od morga, a za pobranie więcej
płacić karę wysoką 60 marek srebra. Po-
stanowiono to głównie w celu opieki nad
zagrodowymi posiadaczami ziemi. Sala-
ria nie były jednakowe w całej Rzplitej,
dbyGoot^le
SALSA. — SAMOWTÓR.
197
bo każde województwo, świadome najle-
piej Bwoich potrzeb, stanowiło na swoich
sejmikach jak chdi^o, co sejm walny zwy-
kle sankcjonował. Tak wi^ np. w Voł.
leg. figorują Salaria Mazowieckie z r. 1576,
zastrzegające między innemi, że pisarze
nic brać nie mają od czytania przywile-
jów wszelakich i listów sądowych, które
w aktach będą poMadane, ani od wyszu-
kania rzeczy w księgach od roka dopiero
zapisanych.
Salsa, salsza — kwaskowata przy-
prawa do potraw, zwykle sos z octem
pieprznym robiony. Mączyfiskt w rfnw-
nika z r. 1!)64 pisze: „w czym co macza*
ją, przysmak, szalsza". Syrenjasz mó-
wi o jednej z roślin: , z liścia tego ziela
czynią salsze i polewki".
Salvo regreiau. Obyczaj sejmów pol-
skich przepisywał, te w pewnych razach
izba poselska łączyła się z izbą senatorską.
Ponieważ zaś w każdym razie przed za-
kończeniem sejmu na dni 5 obowiązana
była się łączyć, przeto król mógłby był
sejm rozwiązać przy połączenia się izby w
innym celu, niż dla zakończenia. Obawia-
jąc się tego, posłowie mieli zwyczaj za-
strzedz sobie u króla, ie choćby się zbli-
żał koniec sejmu, to król rozwiązania nie
ogłosi, ale pozwoli jeszcze im wrócić do
swojej izby dla załatwienia spraw. Pc^-
czenie się izb z tym warunkiem nosiło na*
zwę sah)o regressu, czyli z prawem cofnię-
cia się, z prawom poszukiwania na nowo.
Sałamacha — zacierka czy lemieszka
z krup owsianych lub jęczmiennych. Tłó-
macz Gwagnina za czasów Zygmanta III
pisze: .Kiedy który z Moskali chce lepiej
zjeść, sztuczkę słoniny do krup uwarzo-
nych wrzuciwszy, onę salamachę oma-
ści", Potocki w , Wojnie Chocimskiej" mó-
wi: „O-dy im anitołokna, ani sałamachy
stawało".
Samołówk] na dzikie zwierzęta. Pra-
wie każdy gatunek zwierzyny naal w my-
śliwstwie polskiem oddzielne na siebie sa-
mołówki. Ł. Gołębiowski w dziele „Ory i
zabawy" wymienia następujące: „stopiec",
.stępica" mała na zające, większa na lisy,
największa na wilki, „cewka' na lisy, żela-
za rozmaite, np. „denkowe, łapkowe, stem-
plowe, talerzykowe, karkowe albo sybir-
skie, berlińskie i bobrowe" (na bobry),
„zręby" na dziki, , dół wilczy' na wilki,
„nasadka". Samotówką nazywano przy-
gięte siłą rosnące młode drzewko, które,
gdy zwierz poruszył przynętę, odprosto-
wując się nagle, dusiło go podniesieniem
do góry. „Deska" czyli „tłuczek* był to
gatunek samołówki, zabijającej kuropat-
wy, „Dołek" eluży do chwytania słowi-
ków, .gałązka lepowa" — do najdrobniej-
szych ptaszków. „Jastrzębcem" zwano sa-
mołówkę na ptaki drapieżne. „Kuwiek,
potrzask, ponik, łapka, polapka", były
także pastkami na zwierzęta i ptactwo.
.Samotrzaskiem" nazywano klatkę, za-
mykającą się po wejściu do niej ptaszka,
„wiersza' z rózg wierzbowych służyła na
ryby i raki(ob. łowczy, łowiec, łowie-
ckie prawa, łowy, myśliwski ję-
zyk, stępica, sidła, sieci).
Saaopał— gatunek dawnej ręcznej bro-
ni palnej, wspominany zwłaszcza n pie-
choty kozackiej i u Turków. Twardowski
np, pisze: „Maszkiety nasze dalej nad
Osmana samopały i trzciny sięg^y", lub
gdzieindziej:
Jednych diittla r&ż^
Drugich Dońc; ukryci z sunopaldir pralą,
Samopaaka — tułająca się czyli błąka-
jąca samopas gamratka, ladacznica, nie-
rządnica.
Samostrzał, Ks. Kluk tak o nim pisze
w XVni w.: „Samostrzał zastawuje się
tak, że na miejscu, gdzie się zwierz dobrze
już znęcił, nabita flinta się osadzi, od cyn-
gla aż do zanęty sznurek, aby, gdy zwierz
zanętę ruszy, fuzja wystrzeliła'.
Samowłór w mowie staropolskiej zna-
czy: wedwuch; samotrzeć — w trzech;
samo czw art— we czterech.
dbyGoot^le
198
SANCYT.— SANIE.
8ancył — termin prawa polskiego, o-
znaczający: postanowienie, ■wyrok wyda-
ny przez sejm, konfederację, generalność.
Sandały — pantofle zakonnib<5w, skła-
dające się z samej prawie podeszwy i na-
noska.
Sanguszkowa Barbara księina — z
-doma szlachcianka Duninówna, trzecia
żona ks. Pawła Sanguszki, marszałka w.
lit., po śmierci męia 1750 r. zamieszkaw-
szy przy córce Krystynie Bielińskiej, sta-
rościnie czerskiej, w pałaca Bielińskich
przy al: Królewskiej w Warszawie (zwa-
nym później pałacem Łahieńskioh i roze-
branym w 1895 r.), staia się przewodnicz-
ką w znanej całej Warszawie .Miłej trój-
cy świętych pań". Były to: Krystyna
Bielińska, Bona ze Swidzińskióh Oranow-
ska, wdowa po wojewodzie rawskim Kazi-
mierzu, i Marjanna ze Świdzińskich Lanc-
korońska, wdowa po Stanisławie, kasztela-
nie połanieckim. Gronko tych młodych
jeszcze i pięknych pań, dzięki wielkiemu
sercu, wysokim cnotom i mądremu kie-
rownictwu księłnej Barbary, stało się zna-
nem nietylko ubogiej ladnosici w stolicy,
dla której pracowc^, alei przez najwyż-
sze warstwy 8p(^eczeństwa polskiego czcią
było otoczone. Były to niewiasty typowe,
wzór żywy cnót legendowych staropol-
skich. Po ctUych dniach wysznkiwtJy nę-
dzę i pracowały dla niej włassemi rękami,
a wieczorami zbierały się w pałacu Bie-
lińskich, aby pod światłem kierownictwem
Sarbary Saugnszkowej obmyślaó nowe
środki ulżenia niedoli. Na zebraniach tych
bywał niekiedy i król Stanisław August i
cały świat wyższy stolicy. A gdy War-
szawa wrz^a życiem i walała się błotem,
te pobożne niewiasty, prawdziwe siostry
miłosierdzia, usiłując powstrzymać potok
zepsucia, przyświecały społeczeństwu czy-
stością i bezgranicznem poświęceniem, na-
zywane „Mjłą trójcą świętych pań". 0-
bok pracy i cnoty, Sanguszkowa usiłowa-
ła i piórem nieść pomoc moralnie ^fizy-
cznie cierpiącej braci i w tym celu pisy-
wała lub tłómaczyla książeczki treści mo-
ralnej. Umarła w Warszawie r. 1791, po-
chowana zaś w podziemiach klasztoru ka-
pucyńskiego w Lublinie.
Saaie. Dołącsamy ta rysunki trojga
dawnych sań. Pierwsze, przechowywane
niegdyś wśród licznych pamiątek po Mnisz-
chach w Wiśniowcu na Wołyniu, pocho-
dzą z czasów Zygmunta III i należE^y do
głośnej Maryny Mniszchówny, Są kryte
na dwie osoby w kształcie wielkiego pu-
dła, wiszącego na czterech skórzanych pa-
sach przymocowanych do sztab żelaznych,
praybitych po dwie, z tyła do ławki a z
przodu do kozła. Pudło drewniane za-
szklone od frontu, wewnątrz wyłożone
jest aksamitem białym w ciemno- orzecho-
we gwiazdki, zewnątrz skórą czarną z o-
zdobami z drewnianych pozłacanych rzeźb
w stylu odrodzenia. Na drzwiczkach s%
złote monogramy z podwójnej litery M.
Spodnia częśó w kształcie łódki nadaje
charakterystyczny typ tej dawnej karo-
cy. 2 i 3 rysunek przedstawia sanki ma-
łe, wytworne, jakich używali bogaci, spę-
dzający zimę w stolicy w XVIII w. Ostat-
nie zaś są sanie pólkryte, większe, także
z XVin w. Z upodobaniem ozdabiano
dawne sanie rzeźbami, niekiedy bardzo
misternemi i należącemi do dzi^ sztuki o-
woczesnej. Ponieważ w użytku sanie ta-
kie nie mogły przetrwać długich czasów,
więc popsute wyrzucano na poddasza
spichlerzy, wozowni, lamusów. Przeglą-
dając strychy steryoh dworów w różnych
stronach dawnej Polski, znajdowaliśmy
podobne szczątki wśród śmieci, które w
końcu zabierała służba na ogień. Właści-
ciele byli zamało kulturalni, aby uszano-
wać takie zabytki po przodkach i prze- i
chować dla muzeów przyszłości. Lud wiej-
ski, jako największy koserwatysta zwy-
czaju, a zwłaszcza zagr odo wcy na Mazow- '
szu i Podlasiu, dotąd jeszcze na tyłach
swoich sanek, wyrzynają po swojemu róż-
dbyGoot^le
SAPERD A.— SARMATA.
. Sosie kryto Marjnj MnisEchówny z czasów ZjgmuDta III.
filarki, ząbki i t. d., co jest bezwiednem
dawnego zdobnictwa w tym kie*
Sanki tnatc miejukie e XVIII ir.
Sspsrda — mędrek (z lae. sapere, ro-
zomied, być mądrym). Mohila w XVII w.
pisze: „Nie z Pisma Świętego twoja tako-
wa odpowiedź, miły saperdo, ale z twojej
to głowy, jak zpastej stodoły, wyleciała".
■ Sapor (z lac. przysmak) — sos ostry do
mięsa albo ryb. Rej pisze: „Owe rozmaite
przysmaki, co je sapory zowią, a prawie
sapory; bo chłop po nieb sapi, ożai^szy
się".
Sarabanda, narzędzie muzyczne, melo-
dja tańca i śpiewu — wszystko przybyło
do Polski z Hiszpanii może przez Włocby
w XVI w. Wesp. Kochowski pisze w XVII
wieku:
Gdy swą słońce jsanoeć gaei,
Su«bisdy chcę grać Basi.
Sarafan, serafan (z perskiego J^<7-^a,
głowa-noga, czyli suknia od głowy do
nóg), długi szlafrok niewieści z przodu
rozwarty. W testamencie matid Jerzego
Ossolińskiego z czasów Zygmunta III wy-
mieniony jest sarafan czarny kunami pod-
bity. Czartoryski na początku XIX wie-
ku pisze: .Szarafany dotąd używaue, po-
wiewne, dostatnie, z rozpu^zczonemi czę-
stokroć połami szlafroki osób poważ-
nych".
Sarmata i sarmatyzm. W mowie
staropolskiej Sarmata znaczył Polaka sta-
rej daty. Starowolski w XVII w. pisze:
„Jeszcze chwała Bogu nie schodzi Sarma-
tom na męiacb dobrych, na roznmiech by-
strych i dostatkach wojennych". W dru-
dbyGoot^le
SARMACJA.— SĄPy.
giej pc^owie XVIII w. Barmatyzmem za-
częto nazywaó obyczaj staroświecki, sta-
Toszlachecką rnbasznośó z jej prostotą,
szczerością, prawdomównością i krewko-
ścią, jednem słowem, ws^etkie te cechy
rdzennie polskie, narodowe i riowia^kie,
które u ludzi salonowych i zcudzoziemcza-
łych sdy w poniewierkę.
Sanie półktyte s wieka XVIII, ob.
Sarmacja. Tlómacz Ghraguina po-
dłóg pojęć w. XVI tak określa tę nazwę
pod względem geograficznym: „Dwojaka
Sarmacja: jedna Tatarska abo Azjatycka
na wschodnim brzegn Donu i Wołhy, w
której mieszkają Tatarowle Zawolsoy;
druga Europejska, w której Polacy, Ruś,
Litwa, Mazurowie, Prusacy, Pomorczycy,
Inflantczyki, Moskwa, Gotowie, Alani,
Wolosza i Tatarowie na tym brzegu Do-
nu".
Satyra. Studja literackie nie wchodzą
w zakres niniejszej Encyklopedyi. Poprze-
stać zatem musimy na luźnej wzmiance*
iebrak nam — jak to stwierdza prof. Briick-
ner— studjum o polskiej satyrze politycz-
nej i społecznej, która dotąd w najrozma-
itszych formach ukrywa się głównie i naj-
więcej po rękopisach. Schyłek XV i połowa
XVI w. odznaczyły się w dziejach oświaty
europejskiej nadzwyczajnem wzmożeniem
się satyry skierowanej ku wszystkim pra-
wie dziedzinom 2ycia społecznego. „Sa-
tyr" Jana Kochanowskiego godzi, głów-
nie na wady w wychowaniu narodowBm,
na jałowośó dysput religijnych. Naśladu-
jący go „Proteus* anonima, ma charakter
podobny. O satyrach Marcina Bielskiego
pisali Piotr Chmielow-
ski i Józef Kallenbach.
Do glówniejszyoh sa-
tyryków polskich na-
leżeli: M. Rej, Klono-
wicz, Opaliński, Igna-
cy Krasicki, w naszych
czasach Bartels.
Sądy. Pierwotnie
książę panujący lub
król był nietylko na
czelnym wodzem i pra-
wodowoą,ale i najwyż-
szym sędzią. Przy b3
ku jego były osoby,
wyręczające go w wy-
g^^ igg miarzfl sprawiedliwo-
ści, był sędzia nadwor-
ny, judex curiae,judices nosłri, jak mówi
Statut Wiślicki; były sądy wojewody
kasztelana w sprawach kryminalnych. Ze
Statutu Wiśhckiego widzimy, że wyręcza-
jąc króla sądzili panowie z sędzią i pod-
sędkiem tej ziemi, do której król przybył,
W tymże Statucie znajdujemy wzmiankę
o sądzie wiecowym {collogium), na któ-
rym zasiadał panujący z liczną radą pa-
nów, prałatów ij urzędników ziemskich.
Długosz powiada o dobie Piastowskiej, że
„sądy ziemskie i główne, które Polacy
zwali połać, colloguia albomniej właściwie
termini magni^ odby wrfy się na błoniach
lub nizinach zagajonych lasami. Był bo-
wiem zwyczaj dawnych królów i książąt
odprawiania sądów walnych dlatego na
łąkach i polnych ro^ogach, żeby każdy
przybywający do sądów, które trwały
czasem przez kilka tygodni, snadnie
dbyGoot^le
201
mógł zna\eiió potrzebną dla bydląt pasię.
Zwyczaj tea ju2 zdawna usti^, odkąd Po-
lacy nabyli więcej oświaty, i sądy odby-
wają eiępo zamkacli albo grodach nie pod
namiotami, jak dawniej". Gdy później
na wiecach przewodniczył wojewoda lab
kasztelan, moina się było odwołać jesz-
cze do króla. Za Kazimierza Jagielloń-
czyka astały sądy kasztelańskie, a nasta-
ły starościńskie (grodzkie), do których na<
lei^y 4 przestępstwa: zgwałcenie, rozbój,
pożoga i najazd. Ustały tak^e sądy wo-
jewody, pozostało przy nim tylko przewo-
dniczenie w sądach wiecowych i najwyż-
szy sąd nad Żydami, jak również obowią-
zek naznaczania urzędowej taksy na ar-
tyknly spożywcze i wyroby rękodzielni-
cze. Od Kazimierza Jagiellończyka jest
jnż wybitny rozdział sądów na zjazdo-
we wiece i na sądy ziemskie, złożo-
ne tylko z sędziego, podsędka, pisarza i
komorników. Na sądach wiecowych, pod
prezydenoją wojewody lab kasztelana, za-
siadali wszyscy urzędnicy ziemscy woje-
wództwa i sądzili sprawy większe, oraz a-
palacje od sądów ziemskich powiatowych,
do których należały sprawy mni^sze.
Dopiero gdy w r. 1623 za Zygmunta Sta-
rego dano sądom ziemstdm atrybację sa-
dzania wszelkich spraw, odtąd sądy wie-
cowe stfJy się tylko apelacyjnymi, co nie
przeszkadzało, te od sądów wiecowych,
jak to już wyżej powiedziano, była jesz-
cze apelacja do króla, jako najwyższej iu-
stanoyi. Oprócz tych zwyczajnych sądów,
oddzielne były sądy wiejskie, a oddzielne
miejskie miast, na prawie niemieckiem lo-
kowanych. O sądach gmin wiejskich
piei'wszą dobrą rozprawę napisał Jan Tad,
ks. Lubomirski p. t. .Rolnicza ludność w
PolBoe". Osądach zaś miejskich Heche*
rzyński w pracy o Magistratach polskich.
Ponieważ nie było jednostajnego prawa,
więo i sąd w sprawach poszczególnych nie
mógł być jeden dla wszystkich. !Młyna-
rze mieli sąd młynarski, Sisy sąd ilisacki.
JUS aqualicum. W starostwie Przasny-
skiem bartnicy mieli sąd bartny, a zwycza-
je ich zebrał starosta Krzysztof Niszczy-
cki i drukiem ogłosił r. 1659, jako rozpo-
rządzenie starościńskie p. t. .Prawo bart-
ne, bartnikom należące*. (Prawo to prze-
drukował "Wójcicki w 4-ym tomie ,Bi-
bljoteki Starożytnej"). Wieś Jedlnia pod
Radomiem, o której Dłagoaz pisze, ie na-
leży do króla, a mieszkańcy jej więcej ło-
wiectwa niż rolnictwu są oddani, miała
sąd zwany „prawem obelnem*. Było je-
szcze .prawo gościnne" czyli sąd kupiec-
ki dla kupców, przybywających z towara-
mi. Był to sąd natychmiastowy, ale sądził
obcych (gości) podług prawa polskiego,
stosując się do zwyczajów handlowych w
sprawach kupieckich. Takie było sądo-
wnictwo polskie w najogólniejszym zary-
sie, aż do pamiętaej epoki ustanowienia
Trybunału czyli sądu ostatniej instancyi
w r. 1578, za Batorego. Sądy wiecowe,
collo^uia, pomimo ustanowienia Trybuna-
łu, nie były zniesione, tylko zastrzeżona
możność odwołania się od nich do Trybu-
nału; z czasem atoli wyszły z ożycia. Try-
buni^ wstąpił w miejsce sądu królewskie-
go, jako ostatnia instancja. Początkowo
ustanowiony byt dla Wielkopolski w Piotr-
kowie i dla Mf^opolski w Lublinia Sę-
dziowie trybunału, zwani „deputatami',
byli wybierani ze szlachty na sejmikach
deputackich. Urzędowtmie takiego depu-
tata trwało jeden rok, a wybrać go można
było powtórnie dopiero po opływie 4 lat.
W Litwie ustanowiony został Trybunał
na wzór koronnego w r. 1581. Ziemie pru-
skie przystąpiły do Trybunału wielkopol-
skiego w r. 1688, zaś województwa: Wo-
łyńskie, Brac^awskie — do Trybanału ma-
łopolskiego czyli lubelskiego na sejmie
r. 1689, Kijowskie w r. 1590. Pierwej wo-
jewództwa te miaty oddzielny trybunat
w Łucku i sądziły się statutem oddziel-
nym, który zwano Wołyńskim lub Litew-
skim drugim, a był istotnie JLiitewskim,
dbyGoot^le
z odmiananii zastosowanymi dla Woły-
nia. Po ustanowieoiu trybunałów Bzpli-
ta miała następujące sądy: 1) S^dy ase-
sorskie ob. S. królewskie. 2) Sądy du-
chowne. Początkowo jarysdykoja ducho-
wieństwa była bardzo obszerna, dopie^
ro postęp czasn ją ścieśnił. Już za kró-
la Aleksandra w r. 1505 postanowiono, że
duchowni z dóbr ziemskich w sądzie ziem-
skim odpowiadać mają ( Vol. leg. I, f. 304).
Kazimierz Wielki z dóbr takich {bonapa-
irimonialia) duchownym służbę wojsko-
wą (przez zastępstwo) pełnić rozkaz^
( VoL leg. I, f. 6 i 102). Do sądów duchow-
nych należały sprawy o ślub i rozwo-
dy, o postępki duchownych, o rzeczy do
karności kościelnej nalejiące i o wyzna-
nie wiary. Gkly szło o ukaranie osoby du-
chownej, tylko sąd duchowny wyrokował.
Zygmunt I w Statucie z r. 154H wskazał,
jakie sprawy do sądu duchownego należą.
Za Zygmunta Augusta nie dopuszczano e-
gzekucyi wyroków dachownyoh tam, gdzie
Bzło o cześć lub majątek szlachcica. Przez
ustanowienie Trybun^ów ścieśnił się za-
kres spraw, sądowi duchownemu należ-
nych. Sprawy o dziesięciny wyszły z pod
jurysdykcyi duchowieństwa. 3) w Komi-
syi Edukacyjnej w XVIII w. był Sąd do
Spraw, fundusza edukacyjnego dotyczących.
4) Sądy grodzkie,y»(^i'cńzCa^ii^R£a^, zwa-
ne także „Jurydyką" (od miejsca tychże
dotąd po miastach istnieją ulice z taką na-
zwą), sprawowrf starosta grodowy. Były
to sądy kryminalne. Bozróżniano tu sąd
starościński od urzędu grodzkiego. Do sta-
rosty należały, jak już wyżej powiedzianoi
4 artykuły: zgwałcenie, rozbój, pożoga i
najazd, ale oprócz nich i niektóre sprawy
natury cywilnej, jak dziady między brać-
mi, wyposażenie sióstr, opieki, inwenta-
rza, sprawy o „wybicie ze spokojnego po-
siadania* i egzekucja wyroków cywilnych.
W województwach prukich sądy staro-
ścińskie sprawował wojewoda. Grody mo-
gły tf^że przyjmować wszelkie akta do-
brej woli, ale te, o ile douczyły dóbr
ziemskich, musimy być potem przeniesio- ,
ne czyli oblatowane do właściwego ziem-
stwa. Zeznawano zaś akta w grodzie dla-
tego, że w sądach ziemskich można było
zeznawać tylko podczas ich kaden(^.
Przy grodzie w Warszawie był jeszcze
„sąd potoczny", uchwałą sejmu z roka
1658 z Krakowa przeniesiony, który są-
dził sprawy „gościnnych", t. j. cudzoziem-
ców, szlachty bez posiadłości i mieszczan,
mieszkających w starej, nowej Warszawie
lub na przedmieściach. W tymże sądzie
sądzone były także sprawy uczynkowe i
policyi dotyczące, jeżeli się król ze stolicy
wydalił, bo wtedy ustawała jurysdykcja,
marszałkowska, podążająca za królem.
5) Sąd kapturowy ob. Kaptury (£«e.
Siar. t. III, str. 3). 6) Sąd komlsarskl.
Jeszcze Kazimierz Wielki statutem z roku ,
135G ustanowił w kraju dwie wyższe in-
stancje sądowe dla miast, rządzących się
prawem niemieckiem, a mianowicie: Sąd
Najwyższy niemiecki Zamku Krakowskie-
go z trzecią instancją, którą stanowił Sąd
Erólewskiz 6-ciumiast czyli Sąd komi-
aarski. 7) Sąd Komisyl Skarbowych. W
miejsce trybunału Radomskiego ustano-
wiono w r. 1764 ze znacznie obszerniej-
szą atrybucją Komisje Skarbowe. Sądy
Komisy i Skarbowych sprawowali pod-
skarbiowie jako prez€si i komisarze z se-
natu i stanu rycerskiego wybierani na sej-
mie. Do sądu tego należały sprawy o nie-
wypłacone podatki, o zdzierstwa kupców,
o kontrakty handlowe i weksle między
kapcem i szlachcicem, miary i łokcie, o
nadużycia w pobierania mostowego, grob-
lowego, przewozowego i o wszelkie skrzyw-
dzenie skarbu publicznego. 8) Sądy kom-
promiearskje czyli polubowne były w Pol- \
sce najdawniejsze, bo pierwotnie wszyst-
kie sądy miały charakter pojednawczy, a
nie należy mniemać, że sądy kompromi-
sarskie wtedy dopiero nastały, gdy dla
nich prawodawca wyraźne dał przepisy.
dbyGoot^le
Przepisy te dla Litwy mamy w Statucie
Litewskim, oraz w uchwale sejmowe] z ro-
ku 1726, Wyroki Sądu polubownego, jak
ka^ego innego, nazywano „Dekretami".
Od rozstrzygania sądów polubownych
wyłączone były: sprawy kryminalne, o
rzeczy cudze i o złe użycie urządu. 9)
Sądy kopne. W stosunku analogicznym do
sądów wiejskich wpaństwach Piastów były
t. zw. sądy kopne v. kupne {od kupy
czyli gromady wiejskiej) na Rusi litewsk.
Kupa, zwana inaczej kopą w Statucie Li-
tewskim, występuje jako instytucja ludo-
wa, gromadzka, która skutkiem wyjątko-
wych warunków terytorjalnych przetrwa-
ła na Polesiu aż do początku XVIII wie-
ku. Sądy kopne istniały pierwej wszędzie
na Litwie. Statut Litewski nawet w wy-
danin z r. 1786, kiedy jni kopników, jako
nieprawnie przywłaszczającyck sobie a-
trybacje sądowe, pociągano do odpowie-
dzialności w sądach grodzkich lob ziem-
skich, wszystkie wtykuły, dotyczące ku-
py, dokładnie jeszcze przedrukowywał.
W dziełko Rawity „Studja i szkice histo-
ryczne", seija II, znajduje sią ciekawy ar-
tykuł o sądach kupnych i opis jednej
sprawy na takim sądzie. 10) Sądy krń-
lewskie, inaczej zadwoTJi6, posł Curiam,
które były znowu trojakie. Relacyjne^
gdy zasiadał król z senatorami i minisis^-
mi, a relację sprawy ode^anej przez kan-
clerza przedstawiał referendarz, głównie
zaś należały tu apelacje do sądów kor-
landzkich. Asesorskie, czyli kancler-
skie, z udziałem asesorów z kancelaryi
królewskiej i od Stanów. Do tego sądu na-
leżały apelacje od sądów miejskich, spra-
wy dotyczące dóbr królewskich i o waż-
ność przywilejów. Ign. Krasicki w „Zbio-
rze potrzebnych wiadomości" 1. 1, str. 122
tak {pod wyrazem Assessot^a) o sądach
tych pisze: „Assessorja, sąd zadwomy kró-
lestwa Polskiego, pod prezydencją k&n-
clerzów. W nim miasta królewskie roz-
sądzać się zwykły. Tamże sprawy przy-
wilejowe mają swoją rozprawą. Niegdyś
sami kanclerze mieli Yotnm z decyzją^
późniejsze konstytucje wyznaczyły im a-
sesorów z równym prezydentowi zdaniem
w niektórych okolicznościach. CSż aseso-
rowie nie od kanclerzów, jak przedtym,
ale pizez sejm są nominowani na 2 lata.
Sądy asesorskie raz do roku mają 8woj%
kadencję, podług konstytacyi 1776 r. — Ko-
ronne w Warszawie, Litewskie w tamtym
księstwie. Sekretarze, pisarze, referenda-
rze z urzędu mają w tej jurysdykcyi stal-
lum swoje". Referendarskie, kt^Sre
sprawował referendarz koronny, a nale-
żały do nich sprawy poddanych dóbr kró-
lewskich przeńw starostom i dzierżaw-
com i wzajemnie. 11) Sądy marszałków-
Skie z jurysdykcją najobszerniejszą w za<
kresie artykułów marszałkowskich w spra-
wach o spokojnośó i bezpieczeństwo w
miejscu rezydencyi królewskiej, t. j. zaw-
sze tam, gdzie król przebywał Była to
pierwsza a zarazem i ostatnia instancja.
12) Sądy miejskie. Miasta lokowane na
prawie niemieckiem, t. j. Magdeburskiem,
inaczej Średzkiem wPmsiech, a Ch^miń-
skiem na Mazowsza, miały antonomję^
czyli własny rząd, w magistracie i radzie
i własne sądy. Zebrane stany miejskie sta-
nowiły uchwały, zwane WUkirzami, P1&;
biscytami. Sądy miejskie były dwojakie:
do spraw mniejszych, Radzieckie, czy-
li sprawowane przez radę złożoną z raj-
ców, i do spraw kryminalnych oraz wiek-:
szych cywilnych, sądy Wójtowskie
Ławnicze, w których zasiadali ławnicy
{scaiini), nie urzędujące stale, ale zwoły-
wane czyli zagajane i stąd zwane sądem
gajonym. Przy sądach tych były akta-
Radziedde i Ławnicze- Wójtowskie, zwa-
ne Magdeburgjami, czyli jurysdykcja, do-
której mógł każdy wpisać akt dobrowol-
ny. Od tych sądów apelowano za Piastów
do Magdeburga i Halli, ale zwyczaj ten^
uwłaczający władzy panującego i naraża-
jący mieszkańców na znaczne koszta.
dbyGoof^le
^4
zniósł Kazimierz Wielki przez ostano-
-wieaie roku 1365 krajowych sądów wyż-
szych dla miast. Sądy te wyarfy z n-
fiycia dopiero za Wladydawa IT, gdy u-
powszeohniła się apelacja do 9ąda Zadwor-
nego asesorskiego. 13) Sądy nuncjatur-
Skle, t.j. legata papieskiego, rezydujące-
go w Polsce, były ostatnią instancją w
sprawach małżeńskich, tak ie nie potrze-
ba było adawaó si^ do Rzymn. 14} Sąd
(łodkomortki, czyli graniczny, wyłącznie
•dla spraw granicznych. Sprawował go
podkomorzy, pierwszy nrzędnik w ziemi.
<Ob.Podkomorzy). Wyznaczał on ter-
min zjazdu na miejsce sporne, tam zakła-
dał jorysdykcję, zbierał dowody różno-
rodne, całą sprawę roztrząsa na grancie
i wyrok wydawał. Apelacja od wyrokn
szła na trybanał. Jeżeli zachodził spór
graniczny między dobrami szlacheokiemi
a królewBzczyzną, król wyznaczał do roz-
graniczenia komisarzy i sąd ten nazywał
si% komisarsldm. Spory graniczne między
dwoma króle wszczyznami rozstrzygali re-
-wizorowie. W województwach praskich
nie było sądów podkomorskich, a spory
graniczne rozstrzygane były przez sądy
aiemskie. 15) Sądy pograniczne były za-
prowadzone pomiędzy Polską a Hosją. Z
■obu tych państw byli wyznaczam sędzio-
wie do załatwiania sporów i spraw między
poddanymi obojga państw, tudzież kara-
nia przestępców bez żadnej apelacyi. 16)
Sąd potoczny. Cadzozdemcy, zwłaszcza
kapcy, mieli u nas tę dogodność, że im
.prawo gościnne" szybką zapewniało
sprawiedliwość. Nie czekano na roki czy-
li kadencję, ale w każdym czasie sąd byj
gotowy. W dobrach królewskich starosta
lub dzierżawca, w prywatnych sam dzie-
dzic, w stolicy Sąd potoczny, to jest
«tale zasiadający, sprawiedliwość wymie-
rzał. 17) Sądy referemfarskie ob. Sądy
królewskie. 18) Sądy relacyjne. Tak
nazywano Najwyższe Sądy Królewskie, na
których sam król z senatorami zasiadał a
referendarz czynił królowi relację. 19)
Sądy sejmowe, na których sądził król z
senatem, a od r. 1585, kiedy sprawę prze-
ciw Zborowskim prowadzić miano, dopusz-
czono do głosowania i posłów ziemskich
z izby poselskiej. KajprzÓd konstytucja z
r. 1588 dopuściła ich w liczbie S-miu, z
czasem sż 24. Do sądu sejmowego nale-
żały sprawy, odesłane z trybunału: a) gdy
nie było uchwalonego prawa na rozsądze-
nie danego wypadka, b) o sprzedajnośó
sędziów, c) przeciw ministrom, d) o obra-
zę majestatu i zdradę kraju. Ostateczna
ordynacja nastąpiła w latach 1775 i 1776.
(Ob. Skrzetuskiego .Prawo polityczne"
t. 2, str. 360). 20) Sądy wiejskie. Sąd wiej-
ski w dobie Piastów nie zasiadł we dwo-
rze dziedzica, ale u sołtysa, plebana, w
karczmie lub chacie kmiecia a wykonywał
nad kmieciami jurysdykcję cywilną i woj-
skową. Tylko przed ten sąd mógł kmiecia
pozywać kmied inny, mieszczanin, szlach-
cic a nswet sam dziedzic, i ten sąd roz-
strzyga spory między dziedzicem a kmie-
ciem, np. o oposzezenie gruntu, o zwrot
z^ogi, o dłagi na gospodarstwie ciążące,
o nieodrabianie robocizny, niepłacenie
czynszu i t. p. Tenże sąd ławniczy wiejski
sądził sprawy kryminalne i karrf grzyw-
nami, chłostą, ucięciem c^onków a nawet
gardłem. Dziedzica zaś swego mógł kmieć
pozywać przed sądem jego właściwym a
więc ziemskim, grodzkim, wiecowym, na-
wet królewskim. Samorząd gminny w
sprawach sądowych nie dotrwał jednak
nawet do końca XIV w. Nie mogła z nim
iść w parze wzrastająca szybko w XV w.
przewaga szlachty polityczna i ekonomi-
czna. Odzyskane w r. 1466 ujście Wisły
otworzyło dla Polski szeroki handel zbo-
żem z Europą, dając podstawę silnego
rozwoju większej własności (ob. w £:nc.
Siar.: Sołtys, sołtystwo). Kmietue
i ladzie wolni, do stanu rycerskiego i do
mieszczańskiego nie należący, mieli zda-
wna w sądach krajowych forum, czyli
dbyGoot^le
SĄDY.
205
miejsce otwarte, tak jak inni mieszkańcy
krajn, ale koniederacja po śmierci Zyg-
munta Aagusta w r. 1573 poddała ich pod
jurysdykcję dziedziców. "Wprawdzie Sta-
tat Jana Olbrachta zabronił mieszczanom
aresztować kmiecia za dlagi, które ten a
mieszczan zaciągał i gdy kmieó kryminał
popełnił, nie sądził go dziedzic, ale sąd
ziemski, grodzki lab miejski, jeżeli wmie-
ście, a gdyby zdarzyło się, że szlachcic
chłopa zabił, karany był nie płaceniem
główBzczyzny, jak za zabicie szlachcica
lub mieszczanina, ale gardłem czyli utra-
tą własnej głowy. 21) Sądy Obozowe czyli
wojenne, w obozach i podczas wojny od-
bywane, miewjUy swoje księgi. Prot. Mi-
chał Bobrzyński na posiedzeniu Komisyi
prawniczej w Akademii Um. r. 1879 o-
zoajmił o znalezionej przez siebie w ar-
chiwom rządowem w Poznaniu księdze
sądu obozowego wojew. Kaliskiego z wy-
prawy Jana Olbrachta na WołoBzę r. 1497
a Komisja prawnicza uchwaliła wydaó ten
arcyciokawy zabytek w VII tomie „Sta-
rodawnych prawa polskiego pomników*.
Za Stani^awa Augusta były 22) Sądy WOj-
skowe, sprawowane przez departament
wojskowy w Radzie Nieustającej.
Tu należa2y sprawy rfużbowe wojskowych
i między nimi a cywilnymi wynikające.
Do departamentu tego należało udziela-
nie pomocy wojskowej do egzekucyi wy-
roków innych sądów. 23) Sądy szkolne.
Kazimierz Wielki, zakładając akademję
krakowską, zdał na rektora władzę sądo-
wą nad członkami akademii. Władysław
Jagiełło, otwierając tę wszechnicę w roku
1400, władzę sądową nad studentami, ich
sługami, księgarzami, drukarzami, bede-
lami i wogóle osobami należącemi do aka-
demii, podzielił między rektora, biskupa
krakowskiego i sądy królewskie. Najwyż-
sza kara, którą rektor mógł wymierzyć,
było wykluczenie z akademii. Do ostat-
nich czasów Rzplitej sądownictwo szkol-
ne należało do władz szkolnych. 24) Są-
dy wiecowe, ob. początek niniejszego ar-
tykułu. 25) Sądy zjazdowe czyli Kon-
descenzje były to sądy na grunt przes
sądy zwyczajne zsyłane, gdy chodziło o-
oszaoowanie szkód w lasach, polach lab
łąkach, o kalkulację przychodów w do-
brach, o otaksowanie dóbr, lab ich rozdział
między wierzycieli. Apelacja szła na try-
bunał. W jednem tylko województwie
Łęczyckiem apelacja od dekretu grodz-
kiego azlsk do ziemstwa, a od ziemstwa n&
trybnnał. Oprócz powyższych sądów zwy-
czajnych były jeszcze sądy szczególne, to
jest do pewnych spraw, albo dla pewnych
osób przeznaczone np. 26) Sądy barłlMr
które sprawował starosta bartny {cafitta-
neus mellis seu mellictdarum) — pierwsza,
osoba w sądzie bartnym, „zawsze z naro-
du szlacheckiego" obierany, na zasadzie
prawa bartnego szlachcic „cnotliwy i do-
brze osiadły", który wraz z 8 sędziami z»
szlachty .ludimi godnymi i aumnienia do-
brego" składał sąd bartny. Porządek pra-
wa bartnego dla starostwa łomżyńskiego
z 1. 1616 określał w paragrafie 2-im skład
sądu bartnego i powinności starosty bart-
nego, w paragrafie 3-im przysięgę staro-
sty, w 4-ym sta.nowił mniejsze sądy bart-
ne przez 2 osoby z starostą bartnym od-
prawowane. Wogóle sądy polskie były ja-
wne, t. j. publiczne. Sprawy wprowadza-
ne być mogły przez same strony lub ob-
rońców zwanych jni za Kazimierza Wiel-
kiego adwokatami, prokuratorami lub
prolokutorami, w późniejszych czasach
patronami a przy trybunałach mecenasa-
mi. Sąd, tak jak i teraz, z urzędu nic nie
działał. Proces rozpoczynał się od pozf)!!.
na piśmie, przez woźnego stronie wręczo-
nego. Pozwy były na piśmie w sprawach
cywilnych, ale były i ustne, gdy woźny
zaraz do sądu pozwanego prowadził, np.
gdy złodziej z „licem", czyli rzeczą skra-
dzioną, był schwytany. Formę dla pozwów
przepisał Zygmunt I. Głosy i dokumenta.
strony komunikowały sobie podług spisa-
dbyGoot^le
206
SĄPIERZ.— SĄ2EN.
ndgo eamarjnsza. Wstępne rozprawy zwa-
no akoeeorjaini, t. j. skscepcje, dylacje
i t. z. pnnktA incydentalne. Od tych ak-
cesóryjnych dekretów, jeżeli nie przesą-
dzimy sprawy, nie było apelacyi i bardzo
mądrze, bo inaczej iadna sprawa nie mia-
łaby końca. Po ułatwieniu sporów akce-
eoryjnych, gdy sprawę wprowadzano, naj-
przód czytał głos obrońca powoda, który
to głos nazywE^ się w Koronie induktą,
w lAtm& produktem, i przedstawiał sądo-
wi dowody. Następowała potem odpowiedź
obrońcy pozwanego, zwana repliką. De-
łtret zapadał większością głosów. Jeżeli
eię pozwany nie stawił w sądzie, wydawa-
na była na niego kondemnata. Do zu-
pełnego pokonania, czyli konwikcyi, po-
trzeba było trzech kondemnat. Ale jeżeli
termin był zawity, t. j. stanowczy, to w
takim razie jedna kondemnata stanowiła
konwikcję. Jeżeli się powód nie stawił, u-
padał ze sprawą. Przeciwko wyrokom, z
niestawiennictwa pozwanego wydanym,
-użyła skarga nieważności. Kondemnata
miała ważne skutki polityczne, bo nie do-
puszczała do urzędowania publicznego.
Najgłośniejsza w dziejach była kondem-
nata na Zakon Krzyżowy, w procesie mię-
dzy Łokietkiem a tymże Zakonem o za-
bór nieprawny Pomorza. Wyrok sędziów,
ustanowionych przez papieża Jana XXII,
ogłoszony r. 1321 w Inowrocławiu, zwra-
cał Polsce Pomorze. Ale Zakon, nie chcąc
mu się poddaó, nie stawił się w Inowroc-
ławiu, a wówczas to arcybiskup gnieżoień-
eki ogłosił kondemnatę na Zakonie, po-
czem nastąpiło rzacenie klątwy na Zakon
i interdykt kościelny. Zwykła egzekucja
dekretów należała do sądu grodzkiego.
<Jdyby pokonany prawem nie był wyro-
kowi posłuszny, występował przeciw nie-
mu starosta ze szlachtą. Jako środek o-
brony przeciw wyrokowi pierwszej instan-
ćyi była apelacja do trybunała, ale tu nie
można było nowych czynów i dowodów
przywodzić, z wyjątkiem chyba, że wy-
kryty dokument był tak stanowczy, iż j
gdyby się znajdował był przy pierwszem I
sądzenia, inny wypaśóby musiał dekret.
O sądownictwie dawnem polskiem, nie li-
cząc dziri pierwszorzędnych, mamy wiele
prac i wiadomości rozrzuconych tu i ów-
dzie, począwszy od Kitowicza, który opi-
suje obyczaje sądowe za czasów Saskich.
O sądach kopnych na Rusi pisał Iwani-
szew, Antonowicz i Rolle (dr. Antoni J.).
O sądownictwie piastowskiem pis^ Fr.
Fiekosiński w tomie 35-ym rozpraw Aka-
demii Um. W ,Wielk. Encykl. powsz. ii."
znajdujemy poważne artykuły: Forum
(t. XXn, -str. 1022), Grodzkie sądy (tom
XXV, str. 884) i t. d. W Enc. Star. ob.
jeszcze Trybunały.
S4pi6rz, szampierz — strona pozwa-
na, adwersarz. Statut Wiślicki powiada:
„Gdy acz sampierz na roku zawitym nie
stanie, powód ziszczę mienionej dziedzi-
ny pieniądze". Jan Kochanowski mówi:
„Szampierz w szachach rycerz". Mąc^ń-
ski w słowniku z r. 1564- wyraz competdor
tłómaczy: .szampierz w staranin o jaką
dostojność, gdy się dwa do jakiej dostoj-
ności ubiegają", zatem rywal, współzawo-
dnik. ' W rodzaju żeńskim: sampierka,
szampierzka, sampierzyca.
Sąsiedzi Statut Kazimierza Wielk. z
r. 1347 ustanowił, iż sąsiedzi we wsiach
pomódz mają gonić złodzieja, kiedy sąsiad
prosi; inaczej winni szkody będą. {Vol.
leg. I, f. 23). Prawo uchwalone w r. 1623
stanowiło, iż przy wszelkich sprawach
i czynnościach granicznych sąsiedzi colla-
torales przypozwani być mają do granic.
{Vol.legum,i.^\%.
SllisA. Ręce rozkrzyżowano poziomo
przeciętnego mężczyzny dały. pierwotnie
początek miarze dłagości nazwanej od
sięgania rękami siągiem, potem sążniem.
Haur w XVII w, pisze: .Sążeń jest, kiedy
człowiek obie ręce jak może najlepiej wy-
ciągnie; taka miara bywa w górach (ko-
palniach); zowią ją też klafter albo łatr. Ks.
dbyGoot^le
SĄZYCA. — SEJMIKI.
307
Klak mówi, iż: .sąłeA kopalny ma w so-
bie pótczvarta łt^ia". Jest to zatem są-
teii, który przeniesiony do Kosyi st^ się
tam tizyarszynowym. S^ieft polski dzie-
lił się na 3 łokcie małe (długość przecięt-
nej ręki od pachy do dłoni) albo na 2 łok-
cie wielkie (dtagość przeciętna od środka
piersi do kończyn ręki). Łokieć mały
czyli „kramny" ustalony został w XVIII
wieka orzędownie pod nazwą .warszaw-
skiego" (ob. Łokieć), łokieć zaś wielki
czyli pólsążeń używany jest dotąd w nie-
których okolicach przez lud wiejski do
mierzenia tkanin domowych i nazywany
łokciem „giętym" lub .strzi^ą". Są2eń w
gwarach luda polskiego pozostf^t pierwot-
nym „siągiem". (Ob. w .Wielk. enc pow,
ill." Barkowy sąień (t. VI, str. 976).
Sąiyca — żyto pomieszane na polu z
pszenicą. Haur powiada, że: „gdy się ko-
ma na polu miasto pszenicy sążyca uro-
dzi, a takie na nasienie nie jest sposobne
ziarno, bo w dalszym siewie jużby siew
żyto obróc^o". Wymióeona sążyca była
jednak pożądaną na domowy użytek, jako
dająca dobrą mąkę na kluski i pierogi.
Scrułlnium — wyraz łac, oznaczający
badanie świadków w sprawach kryminaln.
W sprawach cywilnych narwano to zwy-
kle inkwizygą. Przysięgę składaliświadko-
wieprzed zeznaniem. Skrutator zwał się
ten, który badanie przeprowadzał. Prawo
uchwalone w r. 1657 stanowiło, że: scruti-
nium o zabicie ma czynić wojewoda z Sądem
ziemskimna Wiecach, albo starosta ztymże
Sądem ziemskim. Mógł jed nak woje woda o-
siadlego Bzlachcica przysięgłego a starosta
podstarościego na swem miejscu posadzić. A
gdy się ex scrutinio nakogo pokaźno, że za-
bU, przed króla ma być pozwan o wieżę.
Scrutinium o zabicie szlachcica przy robo-
cie na Wiecach ma być czynione. W przepi-
sach kościelnych scrutinium oznaczało ba-
danie kandydatów do stanu duchownego,
w celu przekonania się o ich godności i
zdatności do przyjęcia sakr. kapłaństwa.
Sedno albo sadno — przetarcie skóry
na ciele od kalbaki. Ilómacz Krescen-
cjusza w XVI w. pisze: „Przydawa się ko-
niowi uraz na grzbiecie od siodła, co sad-
nem zowią'. Polacy, spędzając połowę
życia na konia: w podróży, na łowach i
na wojnie, dbali bardzo, aby konia i włas*
nego ciała nie odsednió. „Trafić w sedno"
znaczy w przenośni dotknąć kogoś w
stronę najdrażliwszą. „Prawda tyka w
sadno" znaczy to samo, co „w oczy kole".
Rej pisze: ,Są ludzie, gdy go dotkną w
sadno w obyczajach jego, w których się
on kocha, chocia nie o nim rzecz będzie,
tedy się przecie nadziewa, iż to nań przy-
mówki".
Sejn konwokacyjny oznaczfJ zwołanie
wszystkich stanów Bzplitej podczas bez-
królewia, celem uchwalenia terminu i for-
my sejma elekcyjnego. Za Jagiellonów
nie znano sejmów konwokacyjnych, lecz
po ogłoszenia bezkrólewia naznaczano
odrazu czas sejma elekcyjnego. Gdy atoli
życie polityczne zacz^o się rozwijać na
szerokich przestrzeniach pi^ączonej z Ko-
roną Litwy i Rusi, postanowiono po śmier-
ci Zygm. Aag. na styczeń r. 1573 do War-
szawy konwokację Stanów, żeby uchwaliły
czas i formę elekcyi. Z tej potrzeby chwi-
lowego porozumienia wywiązał się sejm
konwokacyjny, który odtąd wszedł w
zwyczaj i prawo, a miał określony czas
trwania dwutygodniowy. W kilka miesię-
cy po konwokacyi następował sejm elek-
cyjny. Sejm konwokacyjny czyli ,przy-
zy wny" był w grancie rzeczy ze swemi n-
chwałami „generalną konfederacją Sta-
nów* i nosił taką nazwę prawną.
Sejmiki w XV w. przywileje Nieszaw-
skie przeniosły pankt ciężkości ustawo-
dawczej do sejmików w ziemiach i woje-
wództwach. Sejm piotrkowski r. 1496 o-
znaczył 18 miejsc, w których sejmiki przed
każdą wojną odbywać się mają, aby u*
chwalić podatek i rodzaj dużby wojennej.
W XVI w. poza sejmem walnym Rzplitej
dbyGoot^le
isŁuif^o po województwach, zidmiach j po-
wiatach 50 — 60 ustrojów sejmikowych,
które, wybierając poBlów sejmowych i da-
jąc im swoje lauda, czyli uchwały sejmi-
kowe, od jakich oie mogli odstępować, sta-
nowiły wła^iwy rząd krajo. Coś podob-
nego było swego czasu w Niemczech i
Trancyi, a 62 sejmików komitatowych
węgierskich rządziło komitatami do roka
1848. Pomimo rozwoju sejmów ogólnych,
nasze sejmiki ziemskie nie utraciły swego
samoistnego obywatelskiego życia i były
podstawowym organem reprezentacyi sta-
nowej. Wiemy z dziejów, że kiedy r. 1404
zawierano pokój z Krzyżakami i postano-
wiono wykupić od nich ziemię Dobrzyń-
ską, za którą żądali 40,000 dukatów, Wła-
dysław Jagiełło zarządził złożenie sejmi-
ków po wszystkich województwach i zie-
miach, ażeby szlachta obmyśliła ze swoich
dochodów zasiłek pieniężny na cel powyż-
szy. Następnie zaś zw<^aDO do Nowego
Uiasta Korczyna sejm walny, na który
zebrano się z uchwałami, powziętemi ju2
na sejmikach. Podwaliną zatem całej u-
chwały nie był sejm walny, na który przy-
byli przedstawiciele szlachty, ale postano-
wienia sejmików ziemskich, uczynione
przez ogól rycerstwa, czyli narodu, który
wysyłał tylko po^ów na sejm walny dla
porozumienia się z królem. Bez tych sej-
mików i tego samorządu ziemskiego, któ-
ry później czuwał nad wykonaniem swo-
jego postanowienia, nie było mowy o ja-
kimkolwiek najmniejszym poborze. Przy-
wilej Koszycki z r. 1374 nadawał szlach-
cie prawo przyzwalania na budowanie
zamków obronnych i uwalniał ją od wszel-
kich opłat i dania, z wyjątkiem dwuch
groszy, które obciążały każdy łan osiadły
przez kmieci szlacheckich. Tym sposo-
bem każdy nowy podatek lub ofiara wy-
magały przyzwolenia i zgody wszystkiej
szlachty, zarówno bogatej jak i zagono-
wej, która mogła się zbierać i stanowić
tylko na sejmikach ziemskich, odbywa-
nych w razie potrzeby. Sejmiki były jak
ogniwa, z których się składał łańcuch, za-
rządzający Koroną i stanowiący o wszyst-
kiem dla kraju. Każde ogniwo ma w so-
bie cząstkę władzy, niezawisłości i maje-
statu państwowego. Pod koniec KITw. sej-
miki ziemskie nie były jeszcze uorganizo-
wane, a tylko występują sejmy prowin-
cjonalne w pięciu głównych ogniskach,
któremi były: Wielkopolska, ziemia Łę-
czycka, Sieradzka, Krakowska i Sando-
mierska. Niezależnie odwiecówsądowycb
czyli Wielkich roków (colhguium genera-
le), dostojnicy ziemscy tworzą w każdej
ziemi radę ziemską {consilium generale),
która zajmnja się sprawami porządku i
spokoju publicznego, nie wyłączając spra-
wiedhwości. Np. aby zapobiedz bijatykom
na jarmarkach, rada taka zabrania kmie-
ciom przychodzić na kiermasz z bronią w
ręku. Jeżeli zaś przedmiotem obrad ma
być rzecz, dotycząca całej społeczności, to
powołany bywa ogół, czyli wszyscy zie-
mianie na sejmik. Sądy wiecowe czyli Ro-
ki wielkie po województwach poczęły w
XV w. chromać, aje za to tętno życia roz-
wijało się żywiej w sejmikach ziemskich,
pociągających udziałem nietylko wybra-
nych, jak bywało na wiece sądowe, ale
zjazdem całego ziemiaństwa. Sejmik
zajął wkrótce mocne i górujące stanowi-
sko. Zaczął poprawiać, zatwierdzać i kon-
trolować uchwały wieców sądowych. W
dalszym swym rozwoju ogarnął miejsco-
we ustawodawstwo sądowe i wymiar spra-
wiedliwości. Obyczaj przechodzi od Pola-
ków do Rusi. I tam sądy wiecowe udają
się po instrukcje do sejmików. W Kras-
nymstawie i Hrabieszowie, tak samo jak
wszędzie, zasiadają panowie stolecznicy,
czyli wybrana do głosu starszyzna, oto~
ezona tłumem wszystkiej szlachty. W
Wielkopolsce sejmik ziemski jest instytu-
cją zarówno sądowo-prawną, jak organem
samorządu krajowego. Sejmik ziemski na
Husi już w Xy w. zabiera się do kontroli
dbyGoot^le
SEJMIKI.
dochodów skarbo publicznego, jak: myta,
c^, szosów, czynszów 1 1. d. O-dy do roka
1454 zwołanie pospolitego roBzenia żale*
żało wyłącznie od króla, to odtąd król nie
mógł zwoływać bez przyzwolenia sejmiku
każdej ziemi oddzielnie. Dalej król nie
mógł niczego nowego postanowić, coby
pierwej nie było na sejmikach roztrząsa-
ne. Ustawodawstwo Nieszawskia z roku
1454 uczyniło stan rycerski sprężyuą ży-
cia politycznego, którego składową jedno-
stką staje się ziemia, a sejmik tej ziemi
organem i warownią wolności. Wielko-
polska góruje nad Małopolską, posiadając 10
sejmików, podczas gdy ostatnia ma tylko 6.
Sejmiki biorą udzifJ w sejmach głównych
swojej prowincyi przez swoich podów, co
nie wyłącza obecności szlachty, nieraz
tłumnie na sejm prowincjonalny, np. wiel-
kopolski, małopolski, raski lub pruski
przybywającej. Zwykle ci sami posłowie
wysyłani potem byli na sejm walny ctJej
Korony, wioząc tak zwane kartelusze,
czyU ściśle określone polecenia i instruk-
cje swoich ziem, których zmieniać nie
mieli prawa. Samorząd sejmikowy począł
nawet regulować stosunki ludności rolni-
czej, tak, ii zdawaJo się, £e każda ziemia
jest oddzielną Bzplitą, lub niezawisłym
stanem sfederowaaej republiki. W ten
sposób na sejmiku w Krasnymstawie roku
1447 ziemia Chamska unormow^a po-
winności swoich kmieci. Na sejmach wal-
nych za Kazimierza Jagiellończyka radzą
król i panowie, jako starszyzna narodu,
cała zaś rzesza szlachty radzi na sejmi-
kach prowincjonalnych. AJe wstępuje na
tron syn Kazimierza Jan Olbracht i skła-
da r. 1493 sejm koronny, na którym spo-
strzegamy wielką nowość: oto posłowie
sejmików, reprezentanci szlachty ziem-
skiej, występują w tym sejmie, jako uoi>
ganizowana izba poselska obok senator-
skiej, jako stan trzeci obok senatorskiego
i królewskiego. Sejmiki ziemskie, przez
utworzenie się izby poselskiej, nie przesta-
Encjkloped]! iiaiopolikn, toia tV.
ją istnieć, ale rozwijają się w dalszym cią-
gu, jako organy samorządu w ziemiach i
życia ich politycznego, zachowując sobie
udział w stanowieniu praw, podatków i
wojny, w administracyi skarbowej przy
wybieraniu poborów i innych podatków,
postanowionych przez sejm prowincjonal-
ny lub ogólny za zgodą sejmików. Prawo
kontroli nad szafowaniem skarbu było
prostom następstwem prawa sejmików
przyzwalania na pobory. Liberum veio na
sejmach walnych było naturalnym wyni-
kiem prawie udzielnej niezależności ziem
i ich sejmików, którą miały w tradycyi z
czasów Piastowskich; stawiały więc swo-
je uchwały, jako prawa, nie czując się w
obowiązku przyjmowania innych uchwal
w ich miejsce. Tradycja była tak potężną,
że nawet tak wielki umysł, jakim był Jan
Tarnowski, przemawiał za ksrteloszami,
t. j. instrukcjami sej mików ziemskich. Juł
od XV w. st^ się sejmik ziemski filarem,
na którym spoczywało wiązanie całej bu-
dowy państwa, siei się w jego organizmie
ową pierwotną zasadniczą komórką, któ-
ra się rozradza i kształtuje, ale we wszyst-
kich odmianach zachowuje znamiona swej
pierwotnej istoty. Od XV w. do r. 1764
władza sejmików miała wpływ przewa-
żny w sprawach BzpUtej. Panowanie Sta-
nisława Augusta było dobą ograniczenia
tego wpływu. Za Władysława rV autono-
mja ziemska, wyrobiona przez sejmiki, do-
szła tak daleko, że województwa posiada-
ły swoje własne skarby, zasilane docho-
dami z ustanawianego rok rocznie przez
sejmiki podatku czopowego. Za Augu-
sta U odebrano sejmikom zarząd wojsko-
wy w województwach, a za Stanisława
Augusta zniesiono skarby wojewódzkie
i odjęto im dochody z czopowego i szelęż-
nego, co wpłynęło na zmniejszenie go-
rączki sejmikowania. Kajpodobniejazy
do polskiego ustrój autonomii sejmikowej
miaJy Węgry. Komitaty węgierskie prze-
chowały aż do r. 1848 przywilej, mocą
dbyGoot^le
210
SEJMOWY SĄD.— SEJMY.
którego, tak samo jak nasze ziemie, mo-
gły się sprzeciwić wszelkiej uchwale sej-
mu królestwa, jeteU ją uwatały za nie-
zgodną z dachem starej konstytocyi wę-
gierskiej. Było to poprostu analogiczne
z polskiem liberum veio, tylko przetrwało
dłużej nii polskie. Gtnintowne zrozmnie-
nie całego ustroją prawno -państwowego
Rzplitej polskiej byłoby uiemożliwem bez
poznania historyi sejmików ziemskich.
Historję zad powyższą dopiero rozwinął
profesor Adolf Pawiński w dwuch znako-
mitych swoich dziełach: 1) „Sejmiki ziem-
skie" (r. 1374—1505) i 2) „Rządy sejmiko-
we w Polsce" (r. 1572 — 1795). Pierw-
szym z historyków polskich, który przed
Pawińskim wykazał znaczenie i wszech-
władzę sejmików był Jul. Bartoszewicz w
rozprawie swojej o sejmach i sejmikach
pomieszczonej w Enc Powez. Orgelbr. t
23, r. 1866. Oprócz zwykłych sejmików
ziemskich, poprzedzających sejmy walne,
bywfJy jeszcze sejmiki relacyjne, po
skończonym każdym sejmie walnym, na
których polowie z tego, co na sejmie za-
sdo, sprawęzdawali, sejmiki deputackie,
na których obierano deputatów do trybu-
nału, sejmiki ekonomiczne czyli go-
spodarcze i sejmiki elekcyjne, na któ-
rych obierano po 4 kandydatów na waku-
jący urząd ziemski, z których król za-
twierdzdt jednego. Litwa pod względem
mianowania swoich urzędników ziemskich
miała szersze prawa od Korony. Co do
sejmików ob. Instrukcje sejmikowe czyli
Łauda (Enc. Siar. t. II, str. 273).
Sejmowy tąi ob. Sądy.
Sejmy — zebrania prawodawcze ogól-
no-państwowe, W pierwotnych dziejach
Polski, t. j. przed zaprowadzeniem chrze-
ścijaństwa, odbywały się wiece po ziemiach
i opolach, czyli zebrania sądowo-admini-
stracyjne starszyzny, ale o sejmach pra-
wodawczych nie było jeszcze mowy. Bole-
sław Chrobry miał przy sobie dwunastu
panów czyli wojewodów, z którymi, jak
zaświadcza Gallus, ^poufale tajemnico
państwa i rady traktował'. Nie był to
jednak sejm, tylko rada królewska, a kro-
nikarz dodaje, że na dworze Bolesława by-
w^y razem i żony owych wojewodów i
że nieraz uczty i biesiady król z niemi i z
mężami ich odprawiał, z czego widaó, że
doradcy królewscy byli od pana swego
nieodst^ni. Nawet zdarzało się, że kró-
lowa, aby wyprosić przebaczenie winy
dla potępionych, przypadała do nóg kró-
lewskich ^z dwunastą przyjaciółmi i żona-
mi ich". Bolesław przed śmiercią swoją,
opowiadaG-allns, „wszystkich swoich przy-
jaciół i wojewodów zewsząd zgromadziw-
szy, w tajemnicy z nimi stanowił o przy-
B^ych rządach królestwa". Był to więc
już rodzaj sejmu, który wybrał i miano-
wał następcę po ojcu, Mieczysława, jedne-
go z młodszych synów królewskich. Po
śmierci Bolesława Krzywoustego działa
już bardzo widocznie starszyzna narodo-
wa, rozstrzygając rozmaite sprawy w gra-
nicach dzielnic, jednych książąt wyrzuca,
innych obiera, więc sprawuje najwyższą
władzę polityczną. Im więcej książąt i
dzielnic się tworzy, tem więcej wzrasta
liczba starszyzny ziemskiej. Wszyscy ksią-
żęta otaczają się doradcami, mają swoich
wojewodów, kanclerzy, sędziów, skarbni-
ków, stolników, cześników, mieczników i
marsz^ków, coraz liczniejszych kasztela-
nów po grodach. Kazimierz Sprawiedli-
wy, posiadłszy większą część Polski, zwo-
łuje wielką radę starszyzny narodu do
Łęczycy w r. 1180. Był to zatem pierw-
szy wielki prawodawczy wiec narodu pol-
skiego, nazwany przez kronikarzy syno-
dem, ponieważ brali w nim udzi^ wszys-
cy biskupi i starszyzna duchowna, a spisa-
ne na nim nstawy posłano do zatwierdze-
nia Stolicy Apostolskiej. Wiadomo jed-
nak, że na zjeździe łęczyckim oprócz
duchowieństwa, będącego wówczas czo-
łem oświaty w narodzie, było trzech
książąt panujących, moc panów świeckich
dbyGoot^le
J M Y.
211
i lycerstwa, oraz kmiecie okoliczni (Dłu-
gosz). To też papież Aleksander III, za-
twierdzając ustawy zjazdu łęczyckiego,
powiada, że je uchwalili „biskupi i książę-
ta kraju". Tych dostojników ziemskich
musiało byó na zjeździe łęczyckim bardzo
dużo, sądząc z wyrażenia kronikarzy:
„obfita, gęsta liczba". Kazimierz Spra-
wiedliwy wprowadził biskupów do rady
narodowej, w której tym sposobem znala-
zły się trzy stany sejmów późniejszych,
t. j. monarcha, episkopat (senat) i rycer-
stwo (szlachta). Ustawę łęczycką ogła-
szali biskupi, ubrani pontjfikalnie, wobec
Kazimierza Sprawiedliwego, książąt, rycer-
stwa i ludu. (My czytali, wszyscy obec-
ni po każdym ustępie odpowiadali chó-
rem: Amenl wśród radości i powinszować
ogólnych. Pod koniec doby podziałowej
zjazd pomorski ogłosił Przemydawa, księ-
cia opolskiego, panem Pomorza, a w kilka
lat później, zjazd wielkopolski przywraca
królestwo polskie i okrzykuje tegoż Prze-
mysława królem polskim. Po śmierci pierw-
szego króla tej doby, zjazd wspólny w
Poznania, łożony z Polan i Pomorzan^
obiera r. 1296 Władysława Łokietka dru-
gim z kolei królem. Władysław masi wal-
czyć o koronę polską z Wai^wem cze-
skim, Henrykiem głogowskim, i staczać
boje z popieranym przez zachód Europy
potężnym zakonem Krzyżackim, oraz
Braadebnrgami. Dopiero po wielu latach
walk i nadlndzkich wysiłków, wielki du-
chem, choó mały ciałem, odbudowuje jed-
ność Polski i zgromadza drugi po Kazi-
mierzu SprawiedUwym zjazd powszechny
ziem polskich r. 1331 w Chęcinach. Gdy
w Łęczycy stanowiono prawa o służebno-
ściach względem kraju i przeciwko gwał-
tom prywatnym, to w Chęcinach mamy
już zgromadzenie uietylko prawodawcze,
ale i polityczne. Łokietek jest jeszcze
samowładnym, ale stawia na sejmie chę-
cińskim nową zasadę równości prawodaw-
czej stanu rycerskiego a przewodniczy mu
we wszystkiem myśl polityczna połącze-
nia MfJopolski z Wielkopolską w jeden or-
ganizm społeczny i państwowy. Za syna
Łokietka, Kazimierza Wielkiego, edbywa
się w Wiślicy r, 1347 sejm, jakiego Polska
nigdy jeszcze nie miała, wyłącznie pra-
wodawczy, zestawiający w jedną całość
wszystkie zwyczaje prawne, po różnych
ziemiach polskich wiekami wyrobione.
Król przed iJożeniem tego statata postą-
pił bardzo rozumnie, zwołując wiece pro-
wincjonalne w Mało- i Wielkopolsce. Sej-
mowanie rozwija się dalej za Ludwika
węgierskiego, n^ady w Koszycach są do-
wodem znacznego wyrobienia się narodu.
Król nie mógł już odtąd samowolnie na-
gadać żadnego podatku, a prawo to staje
się atrybucją narodu. W ciągu dwulet-
niego bezkrólewia po Ludwiku zjazdy
ciągle radzą i stanowią. W nich spoczy-
wa majestat narodu. Formy wyrobiły się,
naród dojrzewał, a wybraniem Władysła-
wa Jagi^y i przywiązaniem do siebie
Litwy uwieńczył jedyne tego rodzaju w
Europie dzieło. Nigdy sejmowanie nie
przyniosło świetniejszego rezultatu. Za
Władysława Jsgi^y sejmy rozwijają się
coraz wspanialej. Obok dawnego senatu
tworzy się izba poselska, w której sejmu-
je rycerstwo. Sejm walny, zebrany roku
1404 w Nowem Mieście Korczynie, celem
wykupna ziemi Dobrzyńskiej od Krzyża-
ków, stanowi epokę w dziejach sejmów
naszych, bo obok izby senatorskiej przed-
stawia ogół rycerstwa. Za Jagi^y orga-
nizują się sejmiki ziemskie po wojewódz-
twach, ziemiach i powiatach (ob. Sejmi-
ki), w których ma prawo zasiadać i obra-
dować każdy szlachcic. Sejmiki stają się
władzą prawodawczą, a sejmy polityczną
i wojenną, przestają zaś byó juryzdykcją
sądowniczą, która zostaje przy wiecach
(ob. Wiece) i rokach walnych. Apelacje
ziemian od sędziów miejscowych i grodów
idą na wiece, na roki walne wojewódzkie.
Król zaś sądzi na sejmie już tylko apela-
dbyCoot^le
212
SEJMY.
cje, przychodzące od tych wieców ziem-
skich. Tak powstają trzy instancje sądo-
we, gdy pierwej były tylko dwie. Na
miejsca dla sejmów walnych obiera Ja-
gi^o zwykle miasta środkające między
Wielko- i Małopolską, jak: Piotrków, Sie-
radz, Łęczyca. Pierwszy sejm litewski
wspólny z koroną jest w Horodle r. 1413.
Potem, łącząc życie i krew dnuch naro-
dów, Jagi^o sejmy koronne gromadził
nawet w Litwie, np, 1426 r. w Brześcia
Litewskim. Powaga sejmów była jnż tak
wielka, łe król postanowieniom ich oprzeć
się nie mó^. Sejm w Jedlny poręczył
Jagielle następstwo trónn dla Władyrfa-
wa, jego syna, i wyrobił zasadnicze prawo
polskie o wolności osobistej. Zasłynęli
wówczas jako wielcy radą i omyłem na
sejmach biskupi: Zbigniew Oleśnicki, Mi-
kołaj Trąba i Wojciech Jastrzębiec; het-
mani: Mikołaj z Michałowa, Jan z Czyno-
wa, Jan z Tęczyna i Jan z Tamowa; kan-
clerze: Jan Szairaaiec, Władysław z Opo-
rowa i t. d. Po zgonie Władysława War-
neńczyka, podczas dłngiego bezkrólewia,
gdy Kazimierz Jagiellończyk wzdragc^
się zostaó królem, sejmy rządziły narodem
przez lat kilka. Kazimierz składał pó-
iniej często sejmy prowincjonalne: wiel-
kopolskie, małopolskie, litewskie, koronne,
poborowe (dla uchwalenia podatków je-
dnorazowych) i wreszcie wspólne Litwy
z Koroną. Sejm r. 1493 za Jana Olbrach-
ta był, jak się zdaje, pierwszym, na któ-
rym obok króla i izby senatorskiej wystę-
puje oddzielnie społeczność szlachty, jako
izba poselska, odrębne cic^o, przedstawia-
jące rzeszę ziemiańską w postaci stanu
trzeciego. Za Aleksandra Jagiellończy-
ka 1606 r. uchwalone zostaje w Radomiu
prawo, które ostatecznie organizuje sej-
my. Stanowi ono, że odtąd na zawsze król
niczego nie będzie mógł postanowić bez
obopólnej zgody obu izb sejmowych, t- j.
senatorskiej i poselskiej. Odtąd widzimy
w Polsce dwa odrębne stany: senatorski
i rycerski. Obadwa wyszły z łona szlach-
ty, lecz pierwszy jest starszyzną ziem,
drugi reprezentuje ogół rycerstwa czyli
braci szlachtę. Sejm polski koronny skła-
da się tedy z trzech stanów a dwóch izb. ,
Stany są: królewski, 8enator:)ki i rycerski;
izby: senatorska i poselska. Trzy stany
równe są sobie dostojnością, władzą i zna-
czeniem. Stanem królewskim jest osoba
króla, który składa sejmy, zwc^nje pospo-
lite roszenia, dowodzi w boju, rozdaje u-
rzędy i stan senatorski z łona rycerskiego
wybiera. Każde prawo musi być uchwa- !
lone przez trzy stany i przez dwie izby.
Król polski jest dla pracy, zagaja każdą
sesję sejmową, a gdy izbę opuszcza, posie- I
dzenie się przerywa. Król sądzi na sej- i
mach, czyli prezydaje osobiście w naj- j
wyższej, jaka była, izbie sprawiedliwości
dla narodu. Nie kładzie on oddziebiie ,
swojej sankcyi na uchwałach sejmowych,
jak to się dzieje gdzieindziej, ale tylko za-
biera głos w obradach, jako jeden z trzech ,
równych sobie stanów, i idzie za jedno-
myślnością dwuch izb, czyli za wolą naro-
du, która stanowiła wszystkie prawa. O-Io-
sowania w sejmach polskich nie było. Ra-
dzono bowiem i porozumiewano się naj-
przód na sejmikach ziemskich przed sej-
mem walnym, potem porozumiewano się
poza sesją lub na sesyi sejmowej, a po-
dług starego obyczaju mniejszość ustępo-
wała patryotycznie większości, aby dla
zasady zyskać sankcję jednomyślnej zgo-
dy dla każdego prawa. Siciński, który
pierwszy pop^nił zuchwalstwo protesto- \
wania jednym głosem przeciw większości
sejmowej, został na wieki wyklęty przez
naród. Król zwoły wsi sejmy, a od roku
1521 musiał zawsze w uniwersałach swo-
ich wyłożyć powód zwołania, żeby posło-
wie przyjeżdżali przygotowani i z odpo-
wieduiemi landami od sejmików. Odby-
bywrfy się tedy najprzód sejmiki po wo- I
jewództwach, z tych jechano na sejm pro-
wincjonalny, a z tego na sejm walny.
dbyGoot^le
SEJMY.
*^ f!-iiaii!!iliil'
t t
, tTy^ . MM a£m,M. /iiitrr ott'^1^ /im^, ^f*™*™*
11
□nnDDnDDaDDDDOnDDDDDaDDgDannDDDDDOnDDDGDaD n
, jl 1 1 1 1 J 1 1 1 1 1 1 1 1 i I i 1 1 M 1 1 ; jS
idiiWliiiijklllisI
lilii
Ul
1 1 1 1 1
1111 1 1 1 II I
DumnonnuDODanDODOODDODCiDDnDDpDODDD
naoanoDnDonaaDDDDDDnDDcign
liiaftiiiii
11
I I II I M I I I I I I I M
li
r 5*K*. x&4i.- ^jKr-ufcł. A^.^™. -w^w v««<* cflin* and^.
«JAhh CBŁigwa CMUfaM-M^ww Jt&y^iKy
t^^^see Sbtcha^r^wf-^^-i^ytf).
Sejmy prowincjonalne Rusi odbywały się
zwykle w Wiszni. Sejm takiż trzech wo-
jewództw pruskich, składany od r. 1446,
zwał si^ „goneratem pruskim". Tym spo-
sobem przyjeżdżano na sejm walny koron-
ny z rzeczą gotową i dlatego sejmy ogól-
ne trw^y zwykle niedługo, czasem kilka
dni, tydzień tylko. Wnioski czyli „pro-
pozycje od tronu" przedstawiał kanclerz.
Jeżeli na nie się nie zgodzono, sejm roz-
chodził się, nie sprawiwszy nic. Pierw-
szy taki wypadek nastąpił zaZygmanta
Starego w 1539 r. Nie było u nas, jak
w innych państwach, rozwiązania sejmu
przez króla i apelacyi jego do narodu.
Jeżeli mniejszość nie chciała połączyć się
z większością, sejm rwał się sam przez się
i rozjeżdżał, a król, upatrzywszy odpowie-
dbyGoot^le
214
J M Y.
dnia potem chwilę, zwoływał sejm znowu.
Wzorem Łakich nierządnych sejmów jest
^wna .wojna kokoszą" i pospolite rosze-
nie, które się zamieniło na ogólny sejm
szlachty pod Lwowem. Bielski Marcin
w swojej kromce, pisanej w polowie XVI
wieku, powiada o sejmach: .Zaczym się
trzeba tego obawiać, aby ta zbytnia
PLAIT JZBY POSELSKIEJ.
wolność nasza nam wielkiej niewoli nie
przyniosą i tyraństwem się nie skończy-
ła, abo więc nas wszystkich razem nie
zgubiła. A tym obyczajem niegdy Rzpli-
ta Rzymska znamienita upadła, przez zbyt-
nie rządy tych trybunów i swawoleństwo
pospólstwa*. Sejmy Zygmunta Aug. były
wszechwładne, zawierzy traktaty między-
uModowe. Lubelski w r. 1B69 z 2-ch repre-
zentacyi, polskiej ilit.-ruskiej złocony, dwa,
państwa zlał w jedno. Z pomnożeniem się
spraw, sejmy masiały się przedłużać. Trwa-
ją już nie po tygodniu, ale po kilka tygodni,
anawet miesięcy. Sejmunii lubelskiej trwał
aż 9 mieś. Kie wszystko dokonały na nim
izby, wiele zasługi należy się
i Zygmnntowi Augustowi, któ-
ry, jako najwyższy rozjemca
wszystkich osób i stanów a
przytem umysł niepospohty,
miał jeszcze niemałą władzę.
Po śmierci Zygmunta Augusta
sejmy ustanawiają się na zwy-
czajne i nadzwyczajne, czego
dawniej nie było. Prawo teraz
orzekło, że raz co 2 lata zbie-
rać się musi sejm na 6 tygoduL
W razie zaś potrzeby szczegól-
nej, król zwołuje sejm nadzwy-
czajay, który może tylko trwać
nie dłużej nad 2 tygodnie. Do
sejmów nadzwyczajnych liczy-
ły się bezkrólewia. Podczas
bezkrólewia prymas zwc^ywał
sejm konwokacyj ny, po
nim szedł e 1 e k c y j n y, po tym
zai koronacyjny. Sejm
konwokacyjny i koronacyjny
miały prawo trwać po 2 tygo-
dnie, zaś elekcyjny, jako wię-
cej spraw załatwiający, 6 tygo-
dni, jak zwyczajny, ale trwał
i dłużej w braku porc^umie-
nia. Gdy do jakiej ważnej zgo-
dy między zwaśnionemi stron
nictwami przychodziło, zbierał
się sejm nadzwyczajny pacyfikacyjny, u-
spokajający. Gdy przyszło szlachcie ła-
mać pychę magnatów, którzy się nad ró-
wność szlachecką wynosili, domagano się
sejmu konnego, t. j. zgromadzenia cdego
rycerstwa w pola. Raz króla na sejmie
sądzono (r. 1592) i sejm ten dlatego na-
dbyGoot^le
] M Y.
216
zwano inkwizyoyjnym. Raz (r. 1717) na-
rodowi przemoc obca narzac^a prawo, nie
dopaściwRzy żadnego posła do glosa pro-
testacyi; sejm ten nazwano „niemym".
[ Gdy zaczęto rwać sejmy prawem liberum
velo, szlachta domagc^a się sejmów exor-
bitacyjnyob, czyli naprawiających to, co
wyszło z ładu. Odnnii lubelskiej sejmy
prowincjonalne stracHy już swoje pierwo-
tne znaczenie i, z wyjątkiem praskiego,
rzadko się zbier^y. Ostatni sejm litew-
ski dla załatwienia spraw miejscowych ze-
brał się za Sobieskiego. Za Augusta III
Sasa wszystkie sejmy obradowały po 6 ty-
godni, ale w ostatnim dniu były zrywane
wszystkie przez możnowtadnych przywód-
ców. Ghjyby nie ta zasada wymaganej
jednomyślnoóoi, mielibyśmy z tego czasu
caJe obszerne prawodawstwo. Statyści
polscy, aby utrudnić zrywanie sejmów,
obmyślili limitę, czyli prawo, mocą które-
go kcóL w krytycznej (^wili mógł sejm U-
f mitować, t. j. zawiesić, aby go zebraó póź-
niej w lepszej chwili, ale i to nie porno-
glo. RwfJy się tei „generały praskie",
zbierające się kolejno w Malborgu i O-ru-
dziątu. Z tego to powodu wszystkie sej-
my koronne od r. 1712 do 1730 odbywtJy
się bez posłów pruskich, "W innych cza-
sach znowu, gdy rwały się sejmiki woje-
wództw koronnych i litewskich, a pruskie
dochodziły, przybyw^a na sejm walny
tak wielka liczba po^ów pruskich, że nie-
raz prawie połowę sejmujących składali.
To dało powód do uchwały za Staniriawa
Augusta, że z trzech województw pru-
skich może zasiąść w sejmie walnym tylko
40-tu po^ów. Że zaś podług normy dla
wszystkich ziem i powiatów Polski, z wo-
jewództw tamtych powinno było zasiadać
tylko posłów 18-tu, Rzplita więc robiła
szczególny wyjątek i łaskę dla ziem pru-
skich, dopuszczając więcej niż dwa razy
1 liczniejszą ich deputację. Po unii Inbel-
y sklej przysyłały województwa na sejmy
walne po 6-ciu posłów, z każdej ziemi po
2, lub jak na Litwie, gdzie powiaty były
większe od ziem koronnych, z każdego
powiatu po 2. "Województwo Mazowiec-
kie z lO-ciu ziem wybierało posłów 20-tu,
Buskie 8-miu, Halickie 6-oiu, Wileńskie
10-ciu, Trockie 8-miu, Krakowskie, Po-
znańskie, Sandomierskie, Kaliskie, Kijow-
skie, Wołyńskie, Podlaskie, Mińskie i In-
flanckie po 6-cin, również Sieradzkie z zie-
mią Wieluńską, Łęczyckie, B^kde, Smo-
leńskie, Brzesko-litewskie, Inowrocław-
skie z ziemią Dobrzyńską po 4- eh, Kuja-
wy 4, woj. Witebskie z powiatem Orszań-
skim 4, woj. Płockie, Polockie, Lubelskie,
Mścidawskie, Bracławskie i księstwo
Żmudzkie po 2. Włady^aw lY, tworząc
woj. Czernichowskie z ziem odzyskanych
za Dnieprem, dał ma prawo wybierania
po^ów 4. Później ze względów sprawie-
dliwości powięluzano niektórym wojew.
liczbę podów, a najwięcej w r. 1764, gdy
powiększono ogólną ich liczbę o 55. To
powiększanie trw^o dalej. W r. 1768
wznowiono województwo Gnieźnieńskie
z 4-ma polami. Na sejm wielki, cztero-
letni, przybyło w roku 1788 porfów 181.
A gdyby nie był nastąpił pierwszy roz-
biór z lat 1772—3, byłoby ich 235. Sejm
wielki był konstytuantą, urządzał kraj,
zmieniaj zastarzałe prawa, sde usuw^ i
nowe zasady żyoia podnosił, a gdy obra-
dował już dwa lata i gdy nadeszła pora
drugiego sejmu zwyczajnego, zatrzymu-
jąc posłów starych, rozpisano nowe wybo-
ry celem podwojenia kompletu. Tym spo-
sobem przybyło w r. 1790 nowych posłów
181, czyli zasiadło razem 362, którzy
wraz z senatorami i ministrami stanowili
poważną liczbę 600 sejmujących. Tym
sposobem zasiadły jakby dwa sejmy ra-
zem, a raczej jeden w podwójnym kom-
plecie, który ze zwyczajnego stał się nad-
zwyczainym, nazwany stąd w dziejach
sejmem Wielkim i Czteroletnim. Sejm
ten stworzył nową w Polsce ideę .sejmu
gotowego' , który miaJ jak dawniejsze by*
dbyGoot^le
Sejm Wielki (Czteroletni).
wybierany co 2 lata, alo trwać nie 6 tygo-
dni, lecz w miarę potrzeby przez 2 lata,
czyli być zawsze ns uslagi Rzplitej. Sejm
Czteroletni rozjechał się jako zalimitowa-
uy i mógł się zebrać w kaidej porze, ale
prace jego, a głównie słynną Konstytucję,
podpisaną w d. 3 maja 1791 r., zniweczy-
ła Targowica, zw{dawszy r. 1793 sejm do
Grodna, na którym stanął dmgi podział
Rzplitej. Jak wielkie znaczenie miały daw-
ne sejmy, jako szkoła £ycia publicznego
w narodzie, dowód mamy w słowach Pas-
ka: „Żeby każdy, ze szkół wyszedłszy, sta-
rał się o to pilno, aby się rzeczom przy-
słachał i przypatrzał na sejmach. Wszyst-
kie na świecie publiki cień to jest prze-
ciwko sejmom. Nauczysz się polityki, na-
uczysz prawa i tego, o czem w szkołach
jako żyw nie słyszałeś. Tam to słucha-
łem najpilniej, że mi się i jeść nie zachciało.
A kiedy na dokończeniu sejmu po całej
nocy siadają, to te2 i ja siedziałem". Aby
poznać dokładnie, czem były sejmy pol-
skie, należy przeczytać dzieło Wł. Smo-
leńskiego o sejmie Czteroletnim, dalej ob-
szerną rozprawę Jnl. Bartoszewicza o Sej-
mach w 23-im tomie Encyklopedyi Pow.
Orgelbrandów, niemniej pracę Antoniego
Pocbaski „G-eneza i rozwój parlamenta-
ryzmu za pierwszych Jagiellonów" w 38
tomie ogólnego zbioru rozpraw Akademii
Um. (Kraków, 1899), także dwa pierwej
wspomniane dzi^a prof. Adolfa Pawiń-
skiego i prof. Oswalda Balzera „Głosowa-
nie w dawnej Polsce" w , Encyklopedyi
wielkiej ilustrowanej' Sikorskiego (tom
XXV, str. 187, r. 1902). Jako ciekawe po-
równanie dawnych sejmów polskich z no-
woczesnymi parlamentami zachodniej Ea-
ropy, przytaczamy ta wreszcie ciekawy
artykuł „Zestawienia historyczne" pióra
Aleksandra Świętochowskiego, którego
nikt chyba w świecie o szowinizm polski
ani schlebianie szlachcie nie posądzi: „A
dbyGoot^le
SEJMY.
817
w ich poselskiem kole, o Boże mój, jakie
tam wstyóu godne postępki! Jakie swa-
ly, zwady i wrzaski, broni dobywania
międey nimi bywają... Bo2e, aby była
poprawa!" „I poszedł ten gromowy głos
Piotra Skargi daleko w czas i szeroko w
przestrzeń. Przelewał on mę ciągle w po-
tnienia, żale i przestrogi współczesnych
ratowników spoleczedstwa 1 późniejszych
jego sędziów, odbijał się dowrogiem €•
chem wszędzie, gdzie tylko , o wichurach
sejmów polakich wiedziano i mówiono.
St^y się one pośmiewiskiem miłośników
„prawidłowego rozwoja*, straszydłem
, czcicieli porządku", przedmiotem naj-
głębszej odrazy dla .rozmna stanu powa-
inych statystów". Uznaliśmy sami i po-
twierdziły ten sąd inne ludy, które nie
„stały nierządem" i nie ronęly w prze-
paść, te byliśmy zdolni zaledwie do ta-
mult^w zbiorowych, do kłótni i bijatyk
pijackiej, dzikiej i rozki^znanej hordy,
która nie umiała uszanować żadnego ła-
du, żadnego prawa i gotowa była mie-
czem jednego szalonego lob najętego war-
choła porąbać pracę ustawodawczą całego
narodu. Dawne sejmy i sejmiki polskie
weszły w ogólną pogardę i ogólne prs^-
ełowie, które dotąd my sami powtarzamy
z szubienicznym humorem. A jeżeli na-
wet między badaczami przeszłości znalazł
się o tyle sprawiedliwy, bezstronny, czy
też miłosierny, że chci^ złagodzić ten po-
tępiający wyrok, jakże to czynił ostrożnie
i lękliwie! Bo od tego uprawomocnione-
go wyroku nie było apelacyi ani do rozu-
mu, ani do uczucia. Wykonywaj ąc go
ściśle, wyciągaliśmy co pewien czas na-
szych przodków z trumien i sprawialiśmy
im bezlitosną chłostę. I oto od lat kilka-
nasta nasza surowość zmiękła, a ręka pod-
niesiona do uderzeń stężała. Zaczęliśmy
przypatrywać się widokom parlamentary-
zmu europejskiego i spostrzegliśmy ze
zdumieniem, że te „ucywilizowane" naro-
dy w XX w. nie zdobyły się na nic lep-
szego, a zdobyły się na wiele gorszych
rzeczy, niż nasz „barbarzyński" przed 40O
laty. Porównywająo te obrazy tak odle-
głych czasów i tak odmiennych kultur,
zapytujemy siebie zdziwieni i rozżaleni:
dlaczego myśmy tyle ^orzeczeń rzucih na
naszą przes^ość i dlaczego tak znie^awi-
liśmy naszych krewkich i nieopatrznych
przodków? Bo zastanówmy się tylko u-
ważnie.:. Na dawnych sejmikach polskich
magnaci zjednywali Bobi» popleczników
zapomocą datków i ugoszczeń. Idi agen-
ci rozdawali pieniądze, zastawiali suto
stc^y i obficie rozlewali wino. Co się te-
raz dzieje ns zebraniach przedwyborczych?
Pominąwszy nieliczne okręgi, gdzie lud
nie da się niczem odciągnąć od swoich
trybunów, przeważnie głosy dobywane
są albo karmieniem i pojeniem, albo ła-
pówkami, albo groźbą. W Anglii, w kla-
sycznym kraju życia konstytucyjnego, u-
zyskanie mandatu kosztuje nieraz posła
do 6,000 funt. steri. Na kilka miesięcy
przed terminem objeżdża okohcę groma-
da faktorów, na kilka dni przedtem całe
stada wotów i baranów, ci^e kufy piwa o-
płacają Uumowi jego względy dla kandy-
data. To samo we Franeyi, gdzie „przed-
stawiciele narodu" dają mu setki tysięcy
franków za tę godność. To samo we Wło-
szech, Austryi, Niemczech, gdzie nadto
nacisk władz lub pracodawców gwald wo-
lę urzędników i najmitów. Dawne sejmi*
ki polskie 'ifrzaly kłótnią, w której czasem
i szable udzi^ brały. Czytajcie tegocze-
sne plakaty wyborcze, artykuły dzienni-
karskie, mowy na zgromadzeniach: ile tyl-
ko potwarz może skłamać i wykręcić pra-
wdę, tyle w nich dokonywa. I chociażby
przeciwnik byt archaniołem, stróżem wrót
nieba, obciążony w nich będzie wszy&tkie-
mi zbrodniami piekła. Naturalnie wrogie
partje przy starciach często mierzą wy-
trzymałość swych grzbietów kijami. Da-
wni deputaci polscy mieli utedz zup^ne-
mu zanikowi poczucia interesów cf^ego
dbyGoot^le
218
SEJMY,
narodu, bo w ginstrakcje" Madziono im
tylko interes magnata lub prowincyi. A
dzisieJBi posłowie europejscy? Otrzymują
wyraźny nakaz, ażeby zapomnieli zupi-
nie o narodzie i pamiętali jedynie o awym
okręgu wyborczym, o swem stronnictwie
lob stanie. Miljony biedaków w Niem-
czech nie mają za co kupić sobie drogiego
cbleba, pomimo to większość parlamentar-
na przeprowadza znaczną podwyżkę cet
na zboże, przyczem ustawodawcy baczą
tylko na to, czy nowa taryfa dogodzi chło-
pom bawarskim, górnikom westfalskim
lab kapcom hamborskim. Dawniej u nas
osią obrad sejmowych był egoizm Brsnic-
kich, Radziwiłłów, Potockich, Sandomie-
rzan lab Ptocczan; dziś w knituralnem
państwie— egoizm Kmppów, Kardorfiów,
Limbnrg-Stirumów, Sasów, Brandebur*
czyków, rolników lab przemysłowców.
Wobec tego samolabstwa maleją lub ni-
kną najsłuszniejsze prawa i potrzeby in-
nych ładzi, innych zienL, innych warstw
spf^ecznych. Niech zdyi^ają, niech giną
z nęd^ i choroby, niech ich strawi najo-
krutniejsza niedola — to przeciwników tyl-
ko ubawi. Obrady sejmowe w dawnej
Polsce były bardzo burzliwe: pad^y w
nich słowa ostre, raniące, chociaż rzadko
błotne i wymierzone przeciw osobistej
czci walczących. Samą przytem Izbę po-
selską uważano za miejsce poświęcone i
szanowane, za bliższe kościoła, niż karcz-
my. A czy pamiętacie wszystkie burdy,
jakie wybuchały w obecnych parlamen-
tach europejskich? Zdaje się, że w nich
niczego nie brakło, co należy do arsenału,
taktyki i celów najordynarniejszego brn-
talstwa i najniższych instynktów. „Przed-
stawiciele narodu" nazywali się wzajem-
nie: zbrodniarzami, rzezimieszkami, łajda-
kami, szpiegami, oszustami i t. d., bili się
po twarzach i opluwali, powalali się na
ziemię i deptali, zniewalali czynnie prezy-
denta i ministrów, łamali krzesła, ściągali
mówców z trybuny, piekielnym wrzaskiem
i stnkotem nniemożliwiali obrady, wyłą-
czano ich z posiedzeń, wyrzucano za
drzwi — i to w najoświeceńszych krajach,
w Anglii, !Francyi, Niemczech, Anstryi,
Włoszech. Nawet w najbardziej zwich-
rzonych sejmach polskich podczas XVII
wieku nie było ani jednej tak ohydnej
sceny. Zarzucano im dopaszozenie t. zw.
, arbitrów", publiczności do udzifJa w ob-
radach i oddziaływanie na nich bieg krzy-
kami. Heż razy w dzisiejszych parlamen-
tach europejskich przewodniczący naka-
zuje , opróżnić galerje", zachowujące się
hałaśliwiej, niż klaka teatralna! Oskarżano
przodków naszych o teroryzowsnie stro-
ny słabszej, o łamanie prawa i targanie
przodka obrad. Czy w całej historyi pol-
skiej można znaleźć podobny akt gwE^to,
jaki się obecnie dokonał w parlamencie
niemieckim? Większość, chcąc przeprzeó
korzystną dla rolników a szkodliwą dla
niższych warstw ludności taryfę celną,
pragnąc zapobiedz wszelkiej krytyce, a
przytem zdusić opozycję, przeprowadziła
uchwałę, uniemożUwiającą rozprawy rze-
czowe, zamkn^ kilkaset paragrafów a-
stawy w jednym i ograniczyła mówców
do pięciominutowego głosu w kwestjach
formalnych. Posłuchajmy znakomitego
Niemca, co on sądzi o tym gwałcie: nZnaj-
dujemy się — pisze słynny historyk T.
Mommsen — nie przy końca, lecz na po-
czątku zamachu stanu, który cesarza nie-
mieckiego i reprezentację narodową pod-
daje absolutyzmowi junkierstwa sprzy-
mierzonego z klerem. Teraz p(^ączone
interesy najniższego gatunku rozstrzygać
będą o tem, czy mają być budowane okrę-
ty i kanały, oraz w jaki sposób dla dobra
rządzących klik wyzyskiwać obywateli i
kneblować naukę'. Sejmy polskie posia-
dły przeciwko takim zamachom skutecz-
ny środek w liberum veto. Nie jest ono
wcale naszym wynalazkiem. Używały
go zgromadzenia polityczne wieków śre-
dnich, tkwi również w konstytucyi angiel-
dbyGoot^le
SEK.— SEKRETARZ.
219
skiej jako prawo stawiania do nieskończo-
ności wniosków, zapobiegajyiego najstra-
szniejszej wedlag Milla tyranii — większo-
ści Dad mniejszoicią. Kam tylko dostaJ
się przywilej odbierania orągań za tę „po-
twomośiJ'' parlamentarną. Wartość środ-
ka nie mierzy się wartością jego użycia.
Z nanki można zrobió narzędzia zbrodni,
z onoty — okmcieństwo, z wolnośd — sa-
mowolę. W istocie swojej, niezależnie od
zastosowania praktycznego, liberum veło
jest jedną z najwspanialszych zasad etyki
spc^ecznej i stanowi to wielki dla nas za-
szczyt, żeńmy je wprowadzili do naszego
życia pnblicznego. Nie zmniejsza to ani
naszej-ogólno-ludzkiej zasługi, ani znacze-
nia samej idei, że ona bywała nieraz nad-
n^^raną — za to zostaliśmy ukarani —
i tylko my. A czy nie są winniejsi od na-
szych przodków z przed 250 laty dzisiejsi
użytkownicy tego oręża? Siciń,ski, który
wyzyskał lihernm. veło w 1652 r., jest prze-
klętym upiorem, a obstmkcjoaiśoi z 1902
roka — nie! Poseł upicki dat rfy przy-
kład, bo w ciągu 50 lat zerwano 40 kilka
sejmów, trwających zaledwie po 6 tygo-
dni; ale gdy Wszechoiemcy lab Czesi tar-
gają i rozrywają od wielu lat austrjacką
Radę państwa — to nie jest grzechem wo-
łającym o pomstę do historyi! Dawne sej-
my polskie miały dosięgnąć szczytów a-
wantumiczości i rozkielznania, a jednak-
że uczestniczyli w nich królowie, którym
posłowie uroczyście i komie całowali rę-
kę — nawet rękę Stanisława Augusta! Tym-
czasem czy w którymkolwiek z dzisiej-
szych parlamentów europejskich monar-
cha odważyłby się być obecnym podczas
burzliwych obrad, zwłaszcza gdyby po-
^om pozwolono przypasaó karabele? "Wąt-
pię. Nie mogę w ciasnych ramach arty-
kułu rozsnuwać dalej podobieństw i rółuic.
Przy toczone wystaroą jako dowód i prze-
stroga, że nietylko obcy, ale my sami po-
winniśmy w sądzenia o^wionych sej-
mówpolskich okazywać więcejrozwagL In-
ni dla nas i my dla siebie byliśmy za o-
krutni i nie podjęliśmy jeszcze nawet ta-
kiej obrony naszej przes^ości, jaką wy-
głosił S. Hfippe, Niemiec, w swej książce,
poświęconej.... Bismarckowi {Yerfitssung
der Republik Foien, 1867). Jeżeli histo-
rja nie może ^ę zdobyć na głębokie zro-
zamienię i bezstronne wytłómaczenie fak-
tów, jeśli ona koniecznie chce byó Tnagi-
stra vitae, niechże przynajmniej będzie
mistrzynią sprawiedliwą. Gzy mechanizm
parlamentarny w dotychczasowej swojej
budowie musi ostatecznie dojść do brutal-
nej walki interesów, czy on musi zaws^
zestarzeć się i rozpaść, czy też jego wyna-
turzenia są tylko miejscowe i czasowe, w
każdym razie jego rozkład nie był wyłą-
czną własnością naszych przodków i nie
przybrał u nas najgorszej postaci, a o ile
rozki^nywal namiętności, ma na swoje
usprawiedliwienie, że czynił to przed kil-
kuset laty, nie w świetle obecnej kultury.
I kto wie, czy dzisiejsze, tak dumne naro-
dy ucywilizowane, w swym rozwoju poli-
tycznym nie przechodzą okresu, który my
już dawno przebyliśmy!"
Sfik — wino dodkie hiszpańskie lub z
wysp Kanaryjskimi. Wspominają o niem
nieraz Vol. Ug., naznaczając np. cła od ku-
fy małmazyi, alekanta, kanaru, sdcu, po 4
złote (t. in, f. 564).
Sekiel. Tak nazywano w Polsce ko-
nie siedmiogrodzkie.
Sekretarz — gra towarzyska ulubiona
w Polsce jaż za czasów Stanisławowskich.
Pisano zapytania na kartkach, które kła-
dziono w jakie naczynie. Każdy na los
wyciągał i winien był na zapytanie odpo-
wiedzieć jak można najtrafniej i najkró-
cej. Drugi sposób grania w sekretarza
był bardziej zajmujący, kiedy za lepsze
zapytanie albo odpowiedź przeznaczano u-
pominki, a z tego powodu i gra ta nazy-
wana była „czyje lepsze". Na zapytanie
jedno z lepszych wszyscy byli winni na-
pisać swoją odpowiedź, poczemsąd, z 3-ch
dbyGoot^le
390
SEKRETARZE. — SENAT LITEWSKI.
osób fotony, wybierał najlepszą odpo-
wiedź do nagrody. Oc^ębiowski przyta-
cza przykłady dawanych niegdyń naetę-
pnjących odpowiedzi na pytanie: co jest
podobnem do bańki na wodzie?: 1) Chwila
radości, 2) Uśmiedi fortrmy, 3) Łaska mo-
żnych, 4) Sekret n kobiety, 5) 2ycie bez
potytkn dla społecznodci.
SskretarzB. Sekretarzem królewskim,
jak to widzimy z prawa r. 1504, zwal się
kfttdy z pisarzów i komorników Króla
Jmci. Królowie polscy mieli przytem wiel-
ką liczbę honorowych sekretarzów, bo ty-
tolom sekretarskim obdarzali chętnie dla
odznaczenia wszystkimi ladś uczonych
bez względa czy pochodzili ze szlachty
lub nieszlachty. Aleksandra- Jagielloń-
czyk T. 1504 za zgodą senatorów postano-
wił urząd s^retarza wielkiego koronnego,
który powinien byó najbliżej boku kró-
lewskiego. Sekretarze wiel<^ mieli sobie
powierzone tajemnice państwa, na któ-
rych dodiowywanle przysięgali. Przecho-
wywali pisma tajne, zastępowali kaucle-
i-zy, na sejmach odczytywali pisma publi-
czne, oddalać się nie mogli od dwom kró-
lewskiego bez żadnych powodów. Prawo
z r. 1504 stanowiło, że s^retarz wielki je-
den tylko byó ma, a prawo z r. 1507 orze-
keio, że sekretarza wielkiego król wedle
zadug i dzielności, wedle czasu i pożytku
Bzplitej i wedle woli swojej, na wyższy
stan i opatrzenie podnieść może. Litwa
naśladowE^a we wszystkiem urządzenia
koronne, otrzymując tyleż wolności, co i
Korona, a nawet w niektórych szczegó-
lach jeszcze więcej. Więc po ustanowie-
niu sekretarzy wielkich koronnych poja-
wili się i litewscy. Zarówno jednak ko-
ronny i litewski byli dygnitarzami Rzpli-
tej, bez prawa zasiadania w senacie. Zyg-
munt August, bawiąc bez kanclerza w Li-
twie, miał przy sobie sekretarza wielkie-
go, i przez niego wszystko jak przez kan-
clerza załatwiał, udzieliwszy mu osobnej
czworograniastej pieczęci, którą pisma aż
do następnego sejmu pieozętow^ Przy-
jęto zwyczaj, iż na urzędy te król miano-
wd zwykle duchownych, a nawet waru-
nek ten położono Janowi III do Paktów.
Sekretarze wielcy byli kandydatami na
kanclerzów. Po nioh w godności szli re-
ferendarze.
Sekrety kucharekle. Do nich należa-
ło np. podanie kapłona w flaszy, lub ryby,
która w jednej sztaoe byłaby: smażona,
gotowana i pieczona. Sztuka zależała na
dawaniu osobliwszej postaci różnym po-
trawom. W tym cela np. wyjąwszy ko-
ści z drobiu i posiekawszy drobno mięso
zprzyprawą, nap^nianoniem skórę, nada-
jąc kształt szczególniejszy, np. karpia łub
szczupaka, i przeciwnie rybom kształt
drobiu i t. p. Jeszcze znaliśmy staruszki,
które posiadały tajemnicę nadawania o-
soblitrszego smaku wypiekanym u siebie
piernikom domowym i przyrządzanym z
pomocą domowego alembika wódkom
gdańskim.
Sełedec, osełedeo. Ł. Gołębiowski
w początkach XIK w. pisze: „Kozacy u-
kraińscy noszą goloną lub krótko str^żo-
ną głowę, z długim na boku kosmykiem,
który sełedoem, osełedcem zowią;
zwykli uplatać go w wstążki, miłosny u-
pominek swych dziewic". W innem miej-
scu powiada o pozostających w służbie
dworskiej kozaczkach z czerwonym se-
ledcem, czyH „pękiem włosów zostawio-
nych na wierzchu głowy, do którego
wplatali czerwoną zwykle wstążeczkę".
Semen. Tak nazywano kozaków na-
dwornych na Rusi, zapożyczając tę nazwę
ze Wschodu, gdzie Semeni stanowili mili-
cję nadworną ces ar zó w tureckich.
Senat litewski utworzony przez Wła-
dy^awa Jagi^ę na sejmie w Horodle ro-
ku 1413, na wzór senatu polskiego, roz-
wiji^ się podług wyrobionych już form i
pojęó o wolności w narodzie polskim, od
którego Litwa czerpała swoją cywilizację
i wiarę. Przykład ustroju społeczeństwa
dbyGoot^le
SENAT LITfWSKI.
221
polskiego i polskich swobód masial być na
Litwie potężny, skoro Jagiełło w 27 lat po
watąpienin aa tron polski sam znosi nieo-
graniczone samowładztwo swoje w dzie-
dzicznej Litwie i stanowi dla narodu swe-
go senat Akt nnii horodelskiej opiewa
między innemi: „Też same w Litwie co i
w Polsce stanowią się dostojeństwa, krze-
pa i urzędy, t. j, w Wilnie i Trokach wo-
jewodowie, kasztelanowie i na innych
miejscach, jak się nam podoba postano-
wili. Dygnitarze ci będą z katolików, ró-
wnie jak ziemscy urzędnicy i wchodzący
do rad naszych katolikami byó powinni,
dlatego, że różnica w wierze stanowi róż-
nicę w zdaniach i 2e potrzebne tajemnice
w radzie bywają wynoszone". Król pierw-
szych czterech wielkorządców zamiano-
wtJ w Horodle, bo widzimy, jak woje-
woda wileński bierze polski herb Leliwa,
trocki h. Zadora, kasztelan wileński h.
Rawicz, a kasztelan trocki h. Lis. Obok
świeckich senatorów, polskim obyczajem
wchodzą do wielkorady litewskiej i bisku-
pi, jakoż w Horodle obecni byh: wileński,
kijowski i włodzimierski (późniejszy tac-
ki). Po wojni© grunwaldzkiej i ustano-
wieniu nowego biskupstwa imudzkiego
przybywa biskup imudzki i tak zwany
„starosta żmudzki*, czyli wojewoda. Two-
rzą się i ministerjalne urzędy, z których
pierwszym na Litwie był marszE^ek. Licz-
ba marsz^ków ziemskich dos^ do 12-tu.
Za kanclerzem przys:do grono pisarzów.
Na Kasi powstają namiestnicy i wojewo-
dowie: w Łucku, Orszy, Brańsku, Połoc-
ku, Witebsku, ale niżsi od wojewodów wi-
leńskiego i trockiego, nstanowionych w
Horodle. W świeckim senacie Litwy po
dwach wojewodach i dwach kasztelanach,
wileńskich i trockich, piąte krzesło zajmo-
w^ starosta żmudzki, a szóste wojewoda
kijowski. Po kijowskim pojawiają się:
smoleński, połocki, nowogródzki i witeb-
ski, a wreszcie od r. 1520 podlaski. Król
Zygmunt I, pomimo oburzenia panów li-
tewskich, zrobił wyłom w prawie horodel-
skiem, zastrzegającem krzesła senatu li-
tewskiego dla samych katolików, bo zna-
komitego hetmana Litwy, księcia Kon-
stantego Ostrogskiego, wyznawcę wiary
greckiej, mianował najprzód kasztelanem
wileńskim, potem r. 1522 wojewodą troc-
kim. Na przywileju Zygmunta dla mo-
nastyru pieczarskiego z lipca r. 1522 pod-
pisany jako pierwszy świadek biskup wi-
leński, dragi wojewoda trocki, trzeci idzie
wojewoda wileński. Król zapraszał nie-
raz do nielkorady i panów bez krzesz se-
natorskich. Tak wszedł do rady litewskiej
książę slncki Olelkowioz, metropolita ki-
jowski wyznania greckiego. Litwa i Ru-
sie, do niej naleSące, chcą stanowczo
organizować się po polsku, mieó taki
sam senat, jak koronny. Ruska szlachta
z Wołynia prosi Zygmunta Augusta staro-
polskiem wyrażeniem, aby jej urzędników
do .panów rady' litewskiej przypuńoił.
Król reformuje senat litewski, krzepa we-
dług starszeństwa osadza, w miejsoe mar-
szf^a wołyńskiego stanowi wojewodę.
Dalej pojawiają się nowi wojewodowie:
brzeski, mści^wski, bracławski (na Ukra-
inie), miński, i porządkiem chronologicz-
nym zajmują krzepa poniżej podlaskiego.
W Horodle nstanowiono tylko dwie kasz-
telanje: wileńską i trocką, Zygmunt Au-
gust tworzy kasztelanję w każdem woje-
wództwie, żeby izba senatorska na Litwie
nie była pośledniejszą od koronnej. O wo-
jewodadti wyraża się ten król, że .należą
do najsekretniejszych rad królewskich i
są zawsze przy bokn królewskim'. G-dy
unja lubelska w r. 1669 z dwnćh sena-
tów, litewskiego i koronnego, utworzyła
jednolitą izbę senatorską, czyU wielkora-
dę Rzplitej, weszło do niej 37 dygnitarzy
litewskich, a mianowicie: biskupów 4, wo-
jewodów 16, kasztelanów 12 i ministrów
na sposób koronny 5-ciu, bo hetmanowie
i podskarbiowie nadworni pozostali poza
senatem. Ordy jednakże do Małopolski
dbyGoot^le
222
SENAT POLSKI, SENATOROWIE.
zaliczono Wołyń i Ukrainę, 8-mia senato-
rów przeszło w poczet dygnitarz maJo-
polskicb, a Wielkie Księstwo Litewskie
pozostało przy 29 konsyljarzach w wiel-
koradzie Rzplitej.
Senat polski, Senatorowie. Nazwy wzię-
te zlaciay, w której senat zowie si^senaius,
cdonek senatn senator, a wszystko pocho-
dzi od wyrazn senex, stary, sędziwy, sę-
dziwiec. Rząd polski za doby Piastów skła-
da się z księcia lab króla i rady starszycłi
w narodzie, przy bokn jego zostającej. Za
Mieczysława I i Bolesława Chrobrego ra-
dę taką, wedhtg Gallasa, składali comites.
Byli to niewątpliwie kasztelanowie i wo-
jewodowio, a należeli do niej i biskupi.
Grono tej starszyzny nazywali Pol acy nie-
wątpliwie radą królewską Inb książęcą. Za
Jagiellonów zwano je Wielką Radą, a
członków wielkoradoami Inb „panowie ra-
da". Nazwy te wzięte były zapewne w
spadku po poprzedniej epoce Piastów. Że je-
diiak pierwotnie wszystko pisano po łaci-
nie, więc w językn piśmiennym i prawo-
dawczym, a później w książkach i mowie
potocznej upowszechniły się wyrazy senat
i senator. Mateusz Cholewa i Długosz, mó-
wiąc o wieku XII, nazywają już zjazdy i
radę starszyzny narodowej senatem. Bal-
ia papieża Urbana z czasów Kazimierza
Sprawiedliwego czyni to samo. Bole^w
Krzywousty, podług Cholewy, w obliczu
„senatu" wstał, abyońciskaó Piotra z Ksią-
ża, dziękując mu za schwytanie i dostawie-
nie kniazia Wolodara. Oczywiście gdy
Polaka zostawała w podziałach, naród nie
miał jednego senatu, ale każdy książę
miał swój senat czyh radę, złożoną
z kilkunastu starszyzny. Za Przemysła-
wa, Wacława czeskiego i Władysława Ło-
kietka księstwa, wsiąkając w jedność ko-
ronną i przybierając tytuł województw,
wprowadzały do rady królewskiej swoich
prowincjonalnych dygnitarzy. Więc zna-
lazł sięcałyt^um podkomorzych, stolników,
cześników, kanclerzy, pisarzów i sędziów,
z których królowie, wybierając więkazydi
tylko dostojników, tworzyli z nich „wiel-
koradę* dla oalej Korony, czyli właściwy
senat polski. Jeszcze Przemysław, panu-
jąc tylko we właściwej Polsce czyli Wiel-
kopolsce i na Pomorzu, mógł do rady swo-
jej zwoływać komesów: poznańskich, ka-
liskich, gnieźnieńskich i pomorskich, ró-
wnie jak współcześnie z nim Łokietek —
panów: krakowskich, sandomierskich, sie-
radzkich, łęczyckich i kujawskich. Dopie-
ro po śmierci Wacława i pc^ączeniu się
Wielkopolski z Małopolską, O-niezna z
Krakowem, senat polski arabu^ się dla
CE^ej Korony: z biskupów, wojewodów,
kasztelanów, sekretarzy, pisarzy i innych
dostojidków, u steru władzy stojących.
Od czasów Władysława Jagi^y do unii
lohelskiej r. 1569, senat polski i litewski
rozwij^y się jako dwie oddzielne, nieza-
leżne w niczem od siebie władze państwo-
we. Pierwsze miejsce w senacie polskim
zajmował arcybiskup gnieźnieński, dru-
gie biskup krakowski. Tak było już za
Kazimierza Sprawiedliwego. Biskup wro-
(^awski szedł trzecim w wielkiej radzie, a
zasiadał tam jeszcze za Łokietka i Kazi-
mierza Wielkiego, Po wrocławskim szedł
włocławski, dawniej kruszwicki, nazywa-
ny po wszystkie czasy kujawskim. Po ku-
jawskim szedł poznański, potem płocki
czyli mazowiecki, w końcu lubuski, wy-
party ze swojej djecezyi nadodrzańskiej
przez Niemców, tułacz osiadły w Opato-
wie sandomierskim. Inni biskupi, np. po-
morscy: kołobrzeski, kamiński i woliński,
dostawszy się pod panowanie niemieckie,
przepadli dla Polski Ziokietkowej. Było
tedy wielkoradców duchownych siedmiu,
a po utracie Śląska sześciu. Później przy-
bywają biskupi łacińscy z Rusi, Za Ka-
zimierza Jagiellończyka zasiada w sena-
cie polskim arcybiskup lwowski, biskupi:
przemyski, chełmski i kamieniecki. Za
Kazimierza Wielkiego wszedł jeszcze bi-
skup ceretyński z Bukowiny, ale w XV w
dbyGoot^le
SENAT POLSKI, SENATOROWIE.
ta djecezja katolicka przepadła. W roku
1466 wskutek pokoju toruńskiego i dobro-
wolnego pc^ączenia się z Polska dawnych
jej ziem pomorskicli, przez Krzyżaków
przemocą oderwanych, przybywają do se-
natu polskiego dwaj biskupi — chełmiński
i pomorski. Ponieważ krzesła w senacie
ustawiano podług dawności historycznej,
był więc kłopot, gdzie ich pomieścić. Przy-
byli bowiem po biskupach z Kusi, ale zie-
mie ich dawniej niż Ruś do Polski należa-
ły. Skończyło się na tern, że biskupa war-
mińskiego posadzono po płockim, a przed
przemyskim, ch^mińskiego zaś po przemy-
skim,aprzed chełmskim. Odr. 1468 — 1569
zasiadało wsenacie polskim 2-ch arcybisku-
pów i 9 biskupów. Arcybiskup lwowski za-
j^ miejsce zaraz po gnieźnieńskim. Pierw-
sze miejsce wśród wielkoradców świeckich
zajmować kasztelan krakowski, po nim
szli wojewodowie: wielkopolskich 6-ciu i
małopolskich 7-iniu. W r. 1466 przybyło
trzech wojewodów pruskich: chdmiński,
malborski i pomorski. Przestrzegano za-
wsze, aby ziemie starej Korony zachowa-
ły swoje pierwszeństwo w federacyi pol-
skiej, jako starsze dzieci rodzeństwa. Wy-
jątek zrobiono tylko dla księstwa Mazo-
wieckiego, które w r. 1525 ostatnie wsią-
Ho do Korony, al© nie otrzymało ostat-
niego krze^ w senacie, lecz, zamienione
na województwo Mazowieckie, zasiadło
krzemo niżej od Płocka, a wyżej od Rawy,
przed wojew. pruskiemi. Tym sposobem
cały senat koronny przed unją lubelską
liczył wojewodów 19-tu, t. j. 7-ciu wielko-
polskich, 7-iu m^opolskich z ruskimi, 3
mazowieckich i 3 pruskich. Kasztelano-
wie byli dwojacy: grodów wojewódzkich
i powiatowych, drugorzędnych. Właści-
wie tylko wojewódzcy za Jagiellonów na-
leżeli do wielkorady, byli senatorami, a
kolej ich krzeseł czyli starszeństwo było
takie same, jak wojewodów, z wyjątkiem
Icasztelana krakowskiego, który już za do-
by Piastow siedział wyżej niż wojewodowie.
Kasztolanów wojewódzkich w rad2de ko-
ronnej zasiadało 19. Powiatowychzaś czyli
drążkowych król wzywał, kiedy chciał, lub
nie wzywał wcale. Po biskupach, wojewo-
dach i kasztelanach, 4-tą katogorję wiel-
koradców koronnych stanowią ministrowie
Korony. Że jednak zwykle królowie poru-
ozaH laski, pieczęcie i buławy zasiadającym
już w senacie wojewodom i kasztelanom,
więc liczba wielkoradców nie powiększ^a
się przez to. Najwyżsi ci dostojnicy, piastu-
jący w rękach swoich władzę razem z kró-
lem, byli przed unją: dwaj marszałkowie,
wielki i nadworny, dwaj hetmani, wielki
i polny, dwaj pieczętarze, t. j . kanclerz i pod-
^nclerzy.i dwaj podskarbiowie, wielki i na-
dworny. Najczęściej kanclerz, jako ciągle
przy królu potrzebny, jeżeli pierwej miał u-
rządikrzesłoinne,tozostawszy kanclerzem,
rezygnowrf z tego. Doradców królewskich
w senacie należeli podówczas i sekretarze
kancelaryi, ktorzy pisali dyplomata i reda-
gowali uchwały, a byli to wyłącznie ducho-
wni, prałaci kapituł, z których grona wybie-
rano na biskupów. Przed unją tedy lubelską
i r. 1569, w senacie koron, zasiadi^o bisku-
pów 11, wojewodów 19, kasztelanów 19 i
pieczętarzy dwnch, z których jeden był
zwykle biskupem. Razem wielka rada kró-
lewska składała się zwykle z 50 — 51 sena-
torów. Ministrów bowiem liczyć nie mo-
żna, gdyż ci byli wojewodami i kasztela-
nami zarazem. Sejm unii lubelskiej z
dwuch państw wiecznym sojuszem spojo-
nych zrobił jedną Rzplitą polską. Na sto-
pie zupełnej równości traktowały się Ko-
rona i Litwa, żeby zaś nie było żadnej sn-
premacyi ani krzywdy któremu z tych
państw, a teraz prowincyi jednego kraju,
pomieszano z sobą krzesła dwuch senatów.
Jak pomiesz^y się kiedyś krzesła wielko-
polskie z małopolskiemi w jedną calośó
koronną, tak toraz powiązano starannie
senatorów koronnych i litewskich naprze-
mian. W jednem tylko miejscu uchybio-
no porządkowej kolei: po wojewodzie ki-
dbyGoot^le
224
SEMAT POLSKI, SENATOROWIE.
jowskim poszedł inowrocławski i mski,
dwaj z Korony, a dopiero potem wc^yń-
ski, kiedy według kolei wołyński miał Hó
przed rnskim. Ale zachowano pierwszeń-
stwo Rusi Czerwonej, bo Wołyń był jej
prowincją, więc i w senacie Bzplitej, któ-
ra tradycje miejscowe podnosiła, wojewo-
da wołyński szedł po ruskim. Wskutek n-
nii lubelskiej i zlania się dwuch senatów,
wielka rada królewska powiększyła się o
4 bisku[)ów, 16 wojewodów i 12 kasztela-
nów. Kasztelanowie drążkowi weszli wte-
dy w Koronie do senatu, chociaż przez
czas długi jeszcze potem bywali po^mi
od rycerstwa i marszdkowali, zachowując
swój nap(^ senatorski, nap<^ rycerski cha-
rakter. Pomieszanie ministrów koron-
nych z litewskimi było najłatwiejsze z po-
wodu równej ich liczby. Zaimowali oni
miejsca ni2sze od wojewodów, a wyższe
od kasztelanów. Jako zależni od króla
nie byli tern, ozem istotni reprezentanci
ziem i województw, wojewodowie. Po-
dług teoryi parlamentarnej w Polsce, byli
pod kontrolą sejmową, która nad nimi
prawo sąda dawtJa, więc zajmowali sta-
nowisko podlednie. W pierwszych dniach
po unii lubelskiej w senacie Rzplitej za-
siadtJo: biskupów 16, wojewodów 35, iai-
nistrów 14, kasztelanów wojewódzkich 31,
kasztelanów mniejszych czyli drążkowych
47, razem wszystkich senatorów 142. Gdy
odejmiemy dwuch lub trzech hetmanów,
którzy razem byli wojewodami, ogólną
liczbę senatorów czyU wielkoradców Hzpti-
tej ozoaczyó można na 140-tu. Od r. 1569
do 1794 zasdy pewne zmiany w senacie.
Za Stefana Batorego przybył biskup wen-
deński, później zwany inflaDokim, za Zyg-
munta HI biskap smoleński. W r. 1790
wszedł do senatu biskup metropolita uni-
oki, a za nim mitUo wej^ć 8-mia biskupów
aniokich. Wskutek podziału Inflant na 3
województwa: Wendeńskie. Parna wekie
i Dorpackie, przybyło za Zygmunta III
do senatu 3 wojewodów i 3 kasztelanów,
przedstawicieli Inflant. Lecz gdy po po-
kojn ołiwskim r. 1660 przy Bzplitej pozo-
sŁ^a jeno cząstka Inflant, pozostawiono
tylko jedno województwo i kasztelanję
Inflancką, labo utrzymano w senacie po 3
krzepa ziem straconych. Gtn^y woje-
wództwa: Chueżnieńskie, Gostyńskie itd.,
ale Rzplita zachowyw^a krzesła dla ich
przedstawicieli, nie znosząc tych krzesdt
nigdy. Władysław IV-ty, odebrawszy
ziemie zadnieprskie, ustanowił woje-
wództwo i kasztelanję Czerniechowską,
a lubo ziemie te później odpadły, to ich
senatorowie do ostatnich chwil Bzplitej
zasiadali w radzie dostojnej. Tak ssjno
nie upadły nigdy krzesła smoleńskie. Sta-
nisław August więcej niż inni królowie
zmienił postaó senatu, przywrócił woje-
wództwo Gnieźnieńskie, buławy porobił
senatorstwami, podskarbich nadwornych,
koronnego i litewskiego, wprowadził do
senatu, utworzył wiele nowych kasztela-
nii, jak: buską, łukowską, żytomierską i o-
wrucką. OgiMem grono senatorów powięk-
szył o 13-tu. na sejmie więc wielkim by-
ło wszystkich 157, a mianowicie biskupów
18-tu, wojewodów 38, kasztelanów woje-
wódzkich 34, drążkowych 51 i ministrów
16-ta. Litwa, która senatorów drążko-
kowych nie mifJa, domagając się ciągle
o takowych dla zrównania z Koroną, uzy-
skała za Targowicy prerogatywy kaszte-
lanów drążkowych dla wszystkich powia-
towych marsz^ków. Tym sposobem licz-
ba krzeseł w senacie wzrosła do 171.
Żmudź nie miała marszałków tylko ciwu-
nów, więc nie dosti^a i kasztelanów mniej-
szych. Mianowanie senatorów należf^o
do króla, lubo sejmy, choó się król na nie
oglądaó nie potrzebował, przedstawiłby
kandydatów. Każdy kandydat musiał byd
krajowcem, a od r. 1550, ehoóby i ducho-
wny, szlachcicem. Senat rady swoje od-
bywfJ bądź na sejmie, bądź bez sejma, w
zebraniu walnem lub częńciowem. Koku
1463 postanowiono, aby przy królu było
dbyGoot^le
SENAT POLSKI, SENATOROWIE.
325
zawsze 4rcłi wielkoradców, których zwa-
no rezydentami. Ustawa z r. 1573 przepi-
sała, żeby przy króla oprócz ministrów
znajdowalsię zawszedo rady: jeden biskup,
jeden wojewoda i dwach kasztelanów.
Nie wolno było senatorom wyjeżdżać z
granic Rzplitej bez pozwolenia sejmu.
Chociaż król mianowc^ senatorów, wszak-
że rady ich masiaJt slachaó. Nietylko do-
radzali królowi, ale go mieli prawo i obo-
. wiązek przestrzegać i napominać. n^B-
nowie rada" radzih królowi na sejmie i
poza sejmem. Od czasów Kazimierza Ja-
giellończyka umawiali się, którzy z nich
mają być kolejno ,przy panu". Tkwił w
nich zawsze stary duch wojewodów ziem
piastowskich. Sprawą narodową zawsze
kierowali wspólnie z królem. Stąd prze-
waga wojewodów i „panów rad" nad mi-
nistrami; .panowie rada" z królem naka-
zywali coś, ministrowie wykonywali. Byl
w nich majestat narodu. Król wśród -wo-
jewodów hjlfirimusinierfiares, t.j. pierw-
szy między równymi. Oni byli wojewo-
dami swoich ziem i województw, skonfe-
derowanyoh w Rzplitą, król byl wojewo-
dą całej Rzplitej. Oni to powzięli genjal-
ny zamysł ślubu Władysława Jagiefly z
Jadwigą, oni dokonali unii narodów, sze-
rząc na Wschód cywilizację Zachodu i Ko-
ścioła, oni stworzyli prawodawstwo pisa-
ne, postawili zasadę bezpieczeiistwa wol-
ności osobistej, co w owych czasach było
olbrzymim postępem, oni oświecali Jagiel-
lonów i wyrobili ich na dynastję najzac-
niejszą w świecie. .Panowie rada" odzy-
skali Pomorze, damali zakon Krzyżacki,
a już królów wina, że uro^y Prusy jako
państwo, oni wj^yw Polski ustalili w Cze-
chach i Węgrzech, zhołdowali Wołoszczy-
znę i Mnltany. Cóż za dojrzałość tych
wielkoradców np. za czasów Ludwika, Ja-
dwigi i Jagiełły, w XV w., gdy każdy ca-
łą piersią swobodnie oddychał, gdy cała
Polska rosła w wielkość i szczęście, gdy
przyświecali narodowi tacy ladzie, jak:
Enerkloped^t ilanpalBkB. t. IV.
kardyn^ Zbigniew Oleśnicki, Długosz,
Grzegorz z Sanoka, Ostroróg, Tarnowski,
Tęczyńscy, Czyżowscy, Michatowsi^. W
r. 1466 sostal zaliczony do Wielkorady
czyli senatu polskiego mistrz krzyżacki
jako „konsyljarz królestwa polskiego",
Inbo w tej radzie nigdy nie zasiadał. O-dy
Albert został dziedzicznym książęciem
Prus, Zygmunt I wyznaczył mu także
pierwsze miejsce w senacie, lecz nie po-
zwolono mu zasiadać, aby na elekcję nie
-wptywai. Senatorowie nie pisali się pod-
danymi króla. Poddani czyli podwładni,
rządzeni — byli ziemianie, senatorowie zaś,
jak się wyraża znakomity znawca ustroju
Rzplitej, Juljan Bartoszewicz, byli rajca-
mi i ojcami narodu, razem z królem, naj-
wyższym ojcem. Jan Zamojski byl osta-
tnim świetnym typem wielkich, poświę-
conych ojczyźnie, mądrych i cnotliwych
wielkoradców jagiellońskich. Po nim se-
natorowie schodzą na agitatorów, jakimi
byli: Zebrzydowski, Krzysztof Radziwiłł,
Jerzy Lubomirski, Jędrzej Morsztyn, Grzy-
mułtowski, Kazimierz Jan Sapieha. Duch
narodowy i tradycja wojewodów piastow-
skich i jagiellońskich upada. Wielcy pa-
nowie całą wartość swoją upatrują ju* nie
w mądrej radzie, nie w poświęceniu i za-
parcin siebie dla ojczyzny, ale w poniża-
niu króla, poniewieraniu jego władzy, w
rozrzutności i błyszczenia od idota i sre-
bra. Gdy jeszcze za Władysława rV sta-
nowią oni prawo przeciwko orderom i za-
granicznym tytułom, to już w sto lat pó-
źniej wszyscy się o nie ubiegają. Chci-
wość i próżność ludzka bierze górę nad
cnotą i miłością kraju. Dach starej Pol-
ski cudzoziemczeje w magnatach. Gdy
pierwHJ za prosty obowiązek uważano słu-
żenie królowi radą, a krajowi mieniem i
życiem, to w XVIII wieku mamy już ca-
le setki dygnitarzów, którzy, podeptaw-
szy tradycje narodowe, polują na tytuły,
ordery i pieniądze, biorąc je gdzie się da.
O senatach: polskim, litewskim i pruskim
dbyGoot^le
SENAT PRUS POLSKICH. — SEP.
grniito\me rozprafty napisał dziejopisJu-
Ijau Bartoszewicz.
Senat Prus polskich. Za czasów Pia-
stowskich spotykamy na Pomorza licznych
wojewodów i kasztelanów. Był wojewo-
da gdański, świecki, tczewski, kasztelan
świecki, atarogrodzki, etupski, packi i t. d.
Ustrój ten polski zmienił się pod panowa-
niem Krzyżaków, łm starszyzna narodo-
wa poszła w służbę do Nifimców. Dopie-
ro wskatek powstania ziem pomorskich i
zrzucenia jalrzma krzyżackiego a przyłą-
(śenia się dobrowolnego do dawnej ojczy-
zny polskiej, podatiia narodowe tam odży-
ły. Kazimierz Jagiellończyk, nim wojnę
jeszcze rozpoczął, ustanowił dla ziem tych
i- zaraz nominował 4-ch wojewodów: gdań-
Bkiego, toruńskiego, elbląskiego i króle-
wieckiego. Kiedy król, po wybacha woj-
ny, z Torunia przyjechał do Elbląga,
, gdzie — jak mówi Bielski — nie jako za
pana, alą ledwie nie za Boga od ^ch tam
łudzi był przyjęt','opnicz szlachty przy-
sięgali mu także trzej biskupi: ch^miński,
pomezański i sambieński; tylko czwarty
nie przysięga! — warmiński, bo u mistrza
praskiego był V Malborgu. Nastąpił sejm
wGradziążu, naktórym stania unja ziem
pruskich z Koroną, Senatorowie tych ziem
mieli zasiadać również i w radzie koron-
nej i wspólnie króla obierać, król też przy-
rzekł urzędy^ w Prusiech rozdawaó tylko
obywatelom micfJBomfyiu. Pokój toruń-
ski ż r. 1466 zoitawił mistrza wielkiego w
pbsiadaniulennemPras Wschodnich, przez
co musiało nstad województwo Królewiec-
kie. Stanęły tylko w Prusach Zachod-
nich czyli Królewskich 3 województwa:
zamiast Toruńskiego Chełmińskie, zamiast
Elbląskiego Malborskie i zamiast Grdań-
skiego Pomorskie. Dalej krót ustano ■
wił 3 kasztelanów: chełmińskiego, elblą-
skiego i gdańskiego, 3 podkomorzych, 3
chorążych, miecznika i podskarbiego ziem
pruskich, oraz sędziów po powiatach. Do
wielkorady Pras Zachodnich weszło tylko
2 biskupów: chełmiński i warmiński, bO:
dwaj inni, samhieński i pomezański, pozo-:
stali w Księstwie Królewieokiem. Cały
senat praski składał się z 15-ta wielkorad-'
ców, a mianowicie:, biskupów 2, wojewo-
dów 3, kasztelanów 2, podkomorzych 3,
przedstawicieli miast TorOnia, Elbląga i
Q-dańska 3 i wreszcie podskarbiego ziem
praskich. Nikt nie mógł piastować urzę-
du, kto obywatelem praskim nie został
przez osobną uchwałę sejmową. Do s^ia--
tu koronnegood r. 1466 wchodziło 8-a se-
natorów pruskich, a mianowicie: bisku--
pów 2, wojewodów .3 ikasztelanów X Na
sejmie unii lubelskiej pomieszały się ki%e-
sła senatorów pruskich z koronnemi i 11-
tewskiemi. Do rodzin senatorskich w woje-
wództw, pomorskich należeli: Bajsen Ba-
żeńscy, z Mort^a Mortęscy, Schewe, Fel-
den Zakrzewscy, Wejherowie, Konopac-
cy, Działyńscy, Czapscy, Przebendowscy,
Żalińsoy i inni. Po pierwszym rozbiorze-
r. 1772, choć ziemie pomorskie odpadły od-
Bzplitej, to senatorowie zajmowali wciąż
krzesła w wielkoradzie i król wakansd ob-
sadzał tylko obywatelami pruskimi. Do-
piero po drugim rozbiorze w r. 1793 pa-
nowie pomorscy z izby senatorskiej ustą-
pili. Zmarła w Warszawie r. 1837 ma-
trona ' 90 letnia, Anna z Ledachowskich
Czapska, wojewodzina malborska, była
najdłużej w stolicy żyjącym pamiętnikiem
podań narodowych z ziem pomorskich.
Sentencjonarz— księga, do której pod-
czas sesyi sąda pisarz wpisywał treść u-
chw^y, według której redagował póiniej
Wyrok z motywami w księdze, zwanej
„dekretarzem". Senteucjonarz był zapro-
wadzony wsadach ziemskich Jeszoze przez
Kazimierza Jagiellończyka r. 1454. Po-,
wiedziano bowiem w statutach Nieszaw-
skieh, że wyrok sądu powinien byó zapi-
sany do księgi, żeby nadal w takiejże
sprawie jednakowo rozstrzygano.
Sep, w liczbie mn. spy — danina, skła-
dana w ziarnie. W dokumencie zr. 1242
dbyGoot^le
SEPET.— SERWETA.
znajdajemy: „ Triginta łapides de sepo,
quo pro sepo dedimits duas marcas'^. Pra-
wo z r. 1565 zastrzegło, aby |)oddaai kró-
lowi i panom swym wszelkie spy i dani,
według miary starodawnej, a nie nowych
miar, oddawali {Vol. leg.'^., f. 687). Pó-
źniej spy nazywano o s e p a ro i.
SflpBt, sepecik — skrzynia okata,
skrzynka, kufer, wyraz przyjęty z turec-
kiego. Po turecka s e p e t zoaczy nietyl-
ko skrzynię, ale i sakwojaż zamykany,
skórzany Inb z sitowia.
Sarebszczyzna, Kierpszczyzna,
sierebszczyzna i sierebrzesz-
czyzna —podatek ziemski na Litwie i
Rusi, nazwany tak od tego, że był j^eony
gotówką czyli srebrem. Pierwotnie Ruś
opłacała serebszczyznę Tatarom, zanim
ją Polska z Litwą nie zagoniły od tego
haraczu. Później był to podatek krajo-
wy przez wielkich książąt litewskich z
ziem rnskich pobierany. W statucie Li-
tewskim czytamy: „Kie będziemy mogli
ani sierebszczy ny, ani pł^ita żadne-
go i nijakiego poboru ustanawiać aż na
sejmie". Stryjkowski pisze: „Na sejmie
wileńskim roku 1551 serep szczyznę
na wszystką ziemię Litewską, Ruską i
Żmndzką, na trzy lata, od sochy po 5 gro-
szy uchwalono",
Sergały lub s u r g o t y — strój kobiecy,
o którym wspomina Haur w XVII w.
Sernik albo 1 e s i c a -~ budynek kwa-
dratowy pokryty gontami iub słomą, na
wysokim slupie albo na czterech, do obsu-
szania serów i gomółek. Ks, Kluk pisze;
„W serniku świeżo robione sery suszą".
Nazwa 1 e s i c a poszła od ścian robionych
niekiedy dla lepszego przewiewu z lasek
■ leszczyny. Jeżeli ściany były z bali, to
zwykle z mnóstwem nawierconych dziur.
Do sernika wchodzono po przystawianej
drabinie. Znajdujący się dawniej przy
każdym dworze i dworkn sernik dowodził
pewnego rozwoju i zamiłowania gospo-
darstw mlecznych. Sernik, opisany przez
Mickiewiozaw
„Panu Tadeu-
szu," stalna jed-
nym słupie. U ro-
dziców piszącego
to stał odwiecz-
ny sernik na 4-ch
dębowych slu-
pach z dachem
ozdobionym wy-
rzezaną z drze-
wa brodatą gło-
wą Indzką. Gdy
-' sernik ten roz-
Stary sernik we wsi Złotoryi biyrano, odryso-
Uad Natwją (rozebrany w ro- .
1^6). wałem go, będąc
jeszcze malcem,
a głowa strącona z dachu służyła mi dłu-
go za zabawkę dziecinną. Była ona po»
dobna do głowy Czarnieckiego na pomni-
ku w poblizkim Tykocinie. Na płaskorzeź-
bach kolumny Trajana widzimy w grodzie
Daków siedmiogrodzkich domy ich dre-
wniane, także jak serniki polskie na czte-
rech stupach budowane.
Sarpanka —• rodzaj stroju- białogłów-!
skiego, o którym w pisarzach XVI w. na-
potykamy wzmianki.
Serpentyna. Od wyraża łacińskiego
serpens, wąż, żmija, nazwaU Polacy ser-
pentyną, serpentynką szablę najbardziej
krzywą, używaną do zwykłego stroju pol-
skiego w wieku XVI, XVII i XVIII. Ko-
chowski pisze w „Wiedniu wybawionym':
„Kordy, pałasze, kręte serpentyny". Słu-
żyły one zwykle do pojedynków. Był tak-
że rodzaj dział 24-funtowego kalibru,
zwanych „serpentynami".
Serweta. O serwetach w XVII w, spro-
wadzanych z zagranicy znajdujemy w
Vel. leg.: „Tuzin serwet kolońskich, holen-
derskich, adamaszkowych". Od czasów
Zygmuntowskich powstał zwyczaj przy
talerzu każdej osoby kładzenia dużej bia-
łej serwety, która służyła ucztującym do
zasłonięcia piersi i zawiązania rogów jej
dbyGoot^le
228
SERWITORJA.T.— SIABRY, SIABROSTWO.
na karku, a to żeby przy jedzeniu nie po-
plamić kosztownego ubioru, o którego
czystość bardzo dbała szlachta, przekazu-
jąca nieraz swoje delje, sajety, żupany i
koutuBZd synom i wnukom. Widok też
Biedzących przy obiedzie lub wieczerzy
przedstawi- od strony 6t<^n, jakby biesia-
dowano w bieliźnie, a gdy jedli i gwarno
rozprawiali, trzęsły się im tylko białe rogi
od serwet na karkach. W domach mo-
cniejszych, oprócz serwet dutych, do-
dawano jeszcze maleńkie, przykrywając
chleb na talerzu.
Serwitorjat. Ludzie, składający dwór
monarszy, nie podlegali sądom miejskim,
ale marszałkowskim i królewskim. Stąd
kupcy i rzemieślnicy miejscy nieszlschec-
kiego pochodzenia, którzy byli dostawca-
mi czegokolwiek do dworu, dostawali
przywilej, wyjmujący ich z pod sądów
miejskich. Przywilej taki, bardzo przez
wszystkich pożądany, zwał się „serwito-
rjatem".
Sędzia — wyraz polski, starożytny. Sę-
dziowie zastępowali książąt i królów pia-
stowskich w sądzeniu spraw. W statutach
Kazimierza Wielkiego znajdujemy sędzie-
go w dzisiejszem pojęciu, juko przewodni-
czącego sądowi. Wojewodowie i kaszte-
lani mieli do sądzenia także swoich za-
stępców czyli sędziów. Z czasem więc
każda ziemia miała dla swojej potrzeby:
sędziego, podsędka i pisarza ziemskiego.
W mianowaniu ich władza królewska zo-
stała ograniczona w ten sposób, jak pisze
Kromer, „że szlachta tego województwa,
gdzie jeden z tych trzech urzędów zawa-
koje, zjechawszy się, obiera pod przewod-
nictwem wojewody trzech ojców ze szlach-
ty, z których król jednego, wedle swej wo-
li, na osierocony urząd naznacza". Krasi-
cki pisze w XVIII w.: „Sędziego ziem-
skiego wybierał sejmik elekcyjny. Można
było być pierwej sędzią grodzkim, potem
ziemskim" (Podstoli, str. 70). W obozach
rozsądzali sprawy w zastępstwie hetmana
sędziowie hetmańscy, jeden w wojsku ko-
ronnem, drugi w litewskiem. Byli i sę-
dziowie dla pospolitego ruszenia. Po mia-
stach, które rządziły się przeważnie pra-
wem niemieckiem, sądzili ławnicy z wój-
tem na czele. Sędziowie trybunałów zwali
się „deputatami" i wybierani byli na sej-
mikach deputackich ze szlachty. Sędzia
polubowny, od strony obrany, zwał się
jednać z, rozjemca. Sędzią do spraw
żydowskich w zastępstwie wojewody był
zwykle podwojewodzy. Sędziowie kap-
turowi sądzili nadużycia i sprawy krymi-
nalne w czasie bezkrólewia. Sędzia bar-
tny sądził bartników w starostwie przas-
nyskiem. Chiopi w dobrach łowickich,
należących do prymasa, mieli obyczajem
starożytnym sędziego wiecowego
aż do rozbioru Hzplitej. Pomocnik i za-
stępca sędziego zwał się z dawnych cza-
sów podsędkiem. Sędzią mógł zostać tyl-
ko ten, kto ukończył lat 24, był roztrop-
ny i sumienny. Wogóle w Europie śre-
dniowiecznej sędziowie nie bardzo byli
sprawiedliwi, zdzierali strony na koszta,
krzywdzili małoletnich, wyrokowali czę-
sto stronnie. Oczywiście Polska nie mo-
gła stanowić jakiegoś wyjątku, ale by wa-
ło w niej nie gorzej a nieraz lepiej, niż
gdzieindziej. Później bezstronność sędziów
podniosła się znacznie.
Sfragistyka polska ob. Pieczęć (£»<:.
Siar. tui, str. 345), Pieczęcie naj-
starsze szlachty polskiej {Enc.
Siar. t. IV, str. 1) oraz iune artykuły, w
których znajdują się opisy i rysunki roz-
maitych pieczęci, np. pod wyrazami; Je-
dnorożec, Cechy, Poczta itd.
Slabry, Siabrostwo. Była to na Rusi
naddnieprskiej pewna odwieczna forma
rodowego posiadania ziemi, różniąca się
zasadniczo tak od wspólnoty gminnej, jak
i od dziedziczenia indywidualnego. Pod-
stawą do tego rodzaju władania była pier-
wotna wspólność krwi i pobratymstwo,
t. j. rodzina szersza, pomnożona członka-
dbyGoot^le
SIDŁA.— SIECI.
mi do roda przybranymi. Posiadanie o-
byczajem eiabrów różniło sJc od wspólno-
ty gminnej najprzód nierównością ncząst-
ków używalnych, powtóre Bwobod% alje-
nacyi i przedaży działów tak w tonie związ-
ku między siabrami. jak i w ręce obce za
zgodą siabrów. Siabrostwo, jako włada-
nie rozdrobnione, dało początek w języku
polskim do pogardliwego wyraża ,szab-
rajstwo*. Wiadomość o siabrach znajdu-
jemy w statucie Litewskim (Wilno 1786 r.
rozdz. IV, art. 66); w „Źródłacli dziejo-
wych" (t V, Warszawa 1877): Lnstracje
królewszczyzn ziem raskich. Aleksander
Jabłonowski pomiedcJłw/4/£n^um(r. 1890,
t. m, str. 583) rozprawę: .Siabrostwo ja-
ko jedna z form rodowego posiadania zie<
mi". Łuczycki wydał r. 1889 w Petere-
. burgu: ,Siabry i siabrynnoje ziemlewła-
dieńje wM^torosii". Rawita (Gawroński)
w książce swojej „Stadja i Szkice history-
czne" (serja II) podaje rozprawę: „Siabro*
stwo jako forma władania ziemią".
Siciński ob. Upicki poseł.
Sidła. Ł. O-t^ębiowski wymienia takie:
„nawiązka"! .syp^ek", sidtazprzyuętąna
zwierzynę^ „brózdy", sidła na skowronki
w brózdach stawiane; „doua", sid^o
szczególniej na kwicz<^y; „kołowrót" albo
„kręg" w rodzaju denka od beczułki na
wodzie umocowanego, z przywiązaną na
środku żywą kaczką i zastawionemi dokcJa
niej sidłami na dzikiekaczkigktórenakrzyk
przywiązanej zlatują się; „opałki", sidło
na kuropatwy; „ponóż", sidło koło gniazd
umieszczane; „pozżynka" chwyta jarząb-
ki; „wnitek", „wspar" i inne.
Slebierka, siebierskie sukno przy-
wożono z Rosyi a Instruktarz celny litew-
ski oznaczył cło od postawu.
Sieci. Wiązaniem czyli robieniem sie-
ci tak łowieckich jak rybackich zajmowano
czeladź po dworach wiejskich w wieczory
zimowe przy świetle łuczywa lob wielkie-
go ogniska na kominiekuchennym. Nad
Sanem w Jarosławia i Padymnie wyra-
biano sieci konopne na sprzedaż do O-dań-
ska dla rybaków a może i myśliwych za-
chodniej Europy. W okolicach jezior li-
tewskich zajmowały się wiązaniem sieci
rybackich w chatach ludu zarówno nie-
wiasty, jak mężczyźni; na Podlasiu i Ma-
zowszu nadnarwiańskiem kobiety tylko
przędły szpagat a mężczyźni wiązali siat-
ki. Haur w XVll w. zaleca tkaczom wiej-
skim, oprócz tkania [^ótna, obowiązek ro-
bienia sieci i dopomagania przy ich uży-
waniu, a mianowicie przy łowieniu ryb.
O sieciach łowieckich pisrf Wiktor Ko-
złowski w książce .Pierwsze początki ter-
minologii łowieckiej", str. 89 (Warszawa,
1822 r.). Ł. Gołębiowski w dziele „Gry
i zabawy* wyszczególnia następ. sieci ło-
wieckie i rybackie, które przemysł łowiecki
o^owiekazastosowa^ do ptactwa powietrz-
nego, wodnego i zwierząt ssących: „Bro-
żek", sieć mniejsza na półobręczach do ło-
wienia ptaków; „drygubica", sieó na pta-
ki troista, łożona z rzadkiej środkowej i
dwnch gęstych obocznych; „dziwooza",
sieókliniastanasokoły^dziwoki"; „dzwon*,
sieć na kuropatwy w kształcie dzwonu 3
łokcie wysokiego; „kobiec"; „koryto", sieć,
której boki za pociągnięciem sznurów stu-
lają się u wierzchu; knropatwia sieć zimo-
wa; .lepowa sieć'; lotowe sieci, do przy-
krywania kuropatw lecących służące;
„mrzeżna sieć" na cietrzewie; .niewód
ptaazy" z matnią na obręczach; „pajęczy-
na", delikatna siatka na ptaszki; .podgaj-
ne sieci" na kuropatwy; „pochodniowa
sieć" do łapania ptaków nocną porą przy
latami lub pochodni; „podolska sieć", ro-
dzaj drygubicy i „podrygawka" na kuro-
patwy; .poła"; „pomek" czyli .pomyk",
sieć na kabłąku; „powłok" albo „włok,
włóczek" i .rozjazd" ([Jacbta), sieci na
kuropatwy. „Rozjazd" mniejszy bywał
pieszo ciągniony, większy zaś konno. By-
ły jeszcze „sald", „cierzenice", „szatry"
(na cietrzewie), „wniki" i „zawiasa" (na
słupkach). Sieci na łosie i jelenie „wild-
dbyGoot^le
230
SIECIECHOWSCY ŚPIEWACY. - SIEKIERKA.'
garn" zwano; sieć na wilki zwala się .pło-
tem"; „parkany" okrążające i poprzeczne
używane były na niedźwiedzie i dziki;
knieję okrążano „połami" na 200 łokci dłu
giemi, na 5 wysokiemi. Gdzie sieć nie o-
bejmowała, rozciągano „fladry" czyli stra-
szydła piórowe, t, j. długie sznury z na^
wiązanemi piórami, żeby zwierz tamtędy
z kniei nie uciekł. Pomniejsze sieci słu-
żyły na sarny, borsuki, bobry, wydry, ku-
ny i tcliórze. Lekką „trokówką" łowio-
no zające, „włóczkiem" wiewiórki w dziu-
plach. Siecią przez zręcznego myśliwca
nawet czujne żórawie podrywane bywały.
Służba strzelecka u panów, czeladź fol-
warczna u szlachty w jesienne i zimowe
■wieczory, w izbach czeladnych, wiązała
sieci nowe, naprawiała stare, kręciła sznur-
ki z konopi, robiła sposobem szmukler-
skim torby i pasy myśliwskie. W rachun-
kach Kościeleckiego z lat 1510 i 1511 wi-
dzimy, że dla Zygmunta I do Niepołomic
za 3 sztuki sieci jelenich zapłacono grzy-
wien 31 i groszy 15. Sieć kuropatwia za
Zygmunta III koiiztowała złotych 10.
„S lecieć howscy śpiewacy, świętokrzy-
scy pijacy a pidtuscy żacy" byli słynni.
Ks. Gacki, opisając „Benedyktyński kla-
sztor w Sieciechowie" (R-adom, 1872 r.), nió -
wi: „Przy odprawianiu nabożeństwa uży-
waną była muzyka. O kapeli tutejszej
wspominają dopiero w XVIII w, Kape-
listó w świeckich bywało do 15 osób, a prócz
nich grywali i śpiewali amatorowie zakon-
nicy, bo każdy z nich mógł się uczyć grać
na jakim chciał instrumencie, a musi^
znać koniecznie przepisy śpiewu kościel-
nego. Dlatego też mawiano o benedyk-
tynach: Stfcicc/iovie'!scs caniorci, Calvo-
monłani fotatorcs, Ploccnscs docłorcs, lub
też po polsku, jak powyżej.
Siedemdziesiątnlca, inaczej Starcza-
postna — nazwa niedzieli 3-ej przed
wielkim postem a 10-ej przed Wielkano-
cą, utworzona niewątpliwie od tego, że
poprzedzała na dni 70 czyli 10 tygodni to
wielkie święto chrześcijańskie. Nazwa zaś
Starozapustnej powstała stąd, że
w średnich wiekach rozpoczynano od tej
niedzieli, zwłaszcza po zakonach, post
wielki, była więc ostatnią niedzielą stare-
go zapustu.
Sledennadztesta ob. Pieniądze w
Polsce. W statutach i akiach sądowych
z w, XIV i XV spotykamy często karę
pieniężną, pisaną po polsku siedemna-
dzi esta a po łacinie scpiuaginta. Była
to kara z pieniężnych czyli grzywnowych
największa, zwana też „niemitościwą", o-
znaczała bowiem wartość 70-cin grzywien
skórek kunich, że zaś w wieku XIII trzy
takie grzywny a w XIV i XV pięć takich-
że równało sięjednej grzywnie sebra, więc
mniej więcej w czasach Jagiełły „siedem-
nadziesta" oznaczała 14 grzywien dena-
rowych czyli około 7-miu fantów czyste-
go srebra. Ob. Grzywna, Enc. Star. t.
II, str. 221.
Siekierka.
Były czasy,
w których
nikt nie wy-
ruszał się z
domu bez o-
ikierki, która
:eśnie za la.s-
za narzędzie
az w drodze
rewek na o-
aych potrzeb
mogiłach na
pochodzą-
;ych wieków
.w tych stro-
ostatniej do-
nie pochowa-
>ez położenia
laznejsiekie-
' przedstawi-
Siekierka g<5rali l'śmy w rj^sunku przy wyra-
poUk. z r. JS2G. zie O b U c h {Enc. Siar. tom
III, str. 273). Gdy ze wzrostem zaludnie-
dbyGoot^le
SIELANKA.— SILVA RERUM.
231
-nia, wzrastało i bezpieczeństwo publiczne,
obach podróżny utrącał stopniowo cha-
-rakter broni i narzędzia a nabierał zna-
czenia zwykłej laski w kształcie toporka.
Taką właśnie laskę, nakładaną ozdobnie
'cynkiem, zrobioną niewątpliwie przez gó-
rali polskich, bo nabytą przez nas r. 1870
od starego przewodnika w Zakopanem t
noszącą na grzbiecie kija inkrustowany r.
1826, załączamy tataj w rysunku.
Sielanka. Ł. Gołębiowski pisze; „Z
śniieiEiny słodkiej, nieco mąki i jaj dudaw-
szyj gotuje się litewska sielanka". Go-
łębiowski pamiętał sielankę z czasów swej
młodości na Pińszczyinie i dlatego na-
zwał litewską. Rzeczywiście jednak by-
ła to potrawa znana w całej Polsce. Roz-
pytywane przez nas staruszki na Mazow-
szu, które pamiętf^y jeszcze koniec XVIII
stulecia, uważały tak samo „sielankę* za
dawną potrawę mazowiscką, ze śmietany
kraśnej -rozbitej 2 żółtkami (bez białek)
na gęsto jak jajecznica przyrządzaną. Był
to zatem rodzaj uszlachetnionej jajeczni-
cy, podawanej głównie na śniadania i pod-
wieczorki w domach ziemia/iskicb, gdzie
śmietany i żółtek miano poddostatkiem.
Sielawa — jedna z najsmaczniejszych
ryb jeziornych środkowej Europy, zwana
w 'Wielkopolsce s u ł w i c ą, W Litwie sły-
nęły sielawy polockie i augustowskie, w
Koronie — wielkopolskie z jezior w okoli-
cach Międzyrzecza. Sielawa żyje tyllio w
jeziorach głębokich.
Siemlflrnil(, siemię rnictw o. Du-
biński w „Prawach m. Wilna" (druk wi-
leński, r. 1788) pisze: „Co się tknie prze-
kapniów, siemiprników, tedy ci nie mają
być przypuszczeni dó miejskiej przysięgi;
ale mają tylko mioe wolność na przekup-
stwo i siemiernicLwo".
Sieroty. Prawa pisane polskie, począw-
szy od statutu Kazimierza WieL zr. 1347,
brały w troskliwą opiekę sieroty. Osiero-
ceni, podł. statutu tego mężczyzna do lat
łó a białogłowa do 12, nie mogli wdawać
się w procesy. Po dojściu do petnoletno-
icisieroty, gdy dochodziły swoich krzywd,
żadne przedawnienie czyli „dawność ziem-
ska szkodzić im nie mogła". Statut Li-
tewski wzorował się później na dawnych
prawach polskich.
Slesłrzan czyli stragarz, tram,
dawniej po dworach a dziś już tylko po
chatach szeroki ze starodrzewu poprzecz-
ny podciąg pod belkami. Nazwa mogła
powstać stąd, że bale lub dwie połowy,
roztarte z jednej kłody, zowią cieśle sio-
strami, a z takich połów robiono pierwó*
tnie siestrzany. Ob. tram.
. Siewruk — to samo, co Siewierzanin,
tylko ±B zakończenie na uk, ak oznaczało
pochodzenie cdowieka ludowe, np. Pole-
8zuk, Pińczuk, Krakowiak, Kujawiak,
Szkalmierzak, Sandomierzak, końcówka
zaś <z»in oznaczała klasy wyższe w naro-
dzie, a stąd up. nazwy: Sandomierzanie,
Krakowianie, Kują wianie, Łęczycańie,
Siewierzanie— oznaczały wyłącznieszlach-
tę. Stryjkowski w XVI w. pisze: „Mo-
śkwa Siewraków litewskich rozbiła i kadi
miodu im wzięła; a o te to Siewruki sroga
wojna się wszczęła". „O Siewruki litew-
skie wojna się wszcz^a, którym miód
Moskwa odjęła". Gmę Siewruków i szlach-
ty pobrano".
Sleża — przyrząd do połowa ryb. Sta-
tut Litewski powiada: , Jeśliby kto komu
jaz, sieżę, bądź też gać jaką porąb^ ta-
kowy ma onemu zapłacić gwałt".
Siglliaty ob. A r c h i w a.
Silva rerum. Niegdyś w każdym do-
mu polskim, gdzie nmiano pisać, a zwła-
szcza po dworach wiejskich, posiadano
księgę z czystego papieru, rodzaj pamięt-
nika, do którego wciągano przedewszyst-
kiem rzeczy, spraw publicznych dotyczą-
ce." Życie polityczne było nadzwyczaj w-
Polsce rozwinięte. Każdy ziemianin sej-
mikował, posłował, urzędował, glosował i
w taki lub inny sposób służył Rzplitej,
której był cząstką. A że nie było stałych
dbyGoot^le
232
SILVA RERUM.
gazet, więc do takiej księgi pamiętniczej
wpisywano wszelkie relacje, mowy sejmi-
kowe i sejmowe, weselne i pogrzebowe,
noty dyplomatyczne, listy, deklaracje, sa-
tyry i paszkwile polityczne, djarjusze wo-
jennych pochodów, wiadomości statysty-
czne, daty wypadków dziejowych i rodzin*
nycb, fundacje, rachunki majątkowe, wier-
sze, pieśni, zjawiska atmosferyczne, klęs-
ki, napisy na nagrobkach i t. d. Z powo-
du tak rótnorodnei treści nadawano nie-
którym pamiętnikom podobnym tytuły:
Nikil et omnta (nic i wszystko), Varia
(rozmaitości), MisceUanea (mieszaniny),
Vorago rerum (bezdeA rzeczy), Farrago
(zbieranina), „Torba dworska" i t. p. 0-
gólnie zaś nazywano je pierwej djarjnsza-
mi a potem Silva rerum czyli lasem rze-
czy, gdy nazwa djarjuszów zaczną wyłą-
cznie (^creślać dzienniki sejmowe i wy-
praw wojennych. "W zbiorach podobnych,
przeznaczonych do prywatnego uiytkn a
nie do druku, znajdowało się mnóstwo
rzeczy takich, które dla wielu przyczyn
publikowane być nie mogły, tembardziej
przeto do obrazu życia narodu s% ciekaw-
sze. Przechowało się tam wiele pomni-
ków umydowości, nigdy nie drukowa-
nych a dowodzących, że poza literaturą
książkową istniał w Polsce cały obszar
piśmiennictwa domowego, ciekawego i
cennego. Dosyć wymienić tu, że w tego
rodzaju kopaloi wykryte zostały poezje
Andrzeja Morsztyna, „Wojna Chocimska"
Wacława Potockiego i Pamiętniki Paska.
A ileż podobnych rzeczy kryć się może do-
tąd w szpargałach, lub zostało zniszczo-
nych na zawsze przez wojny, pożary, ludz-
kie niedbalstwo i ciemnotę. Słusznie też
powiedziaJ prof. Bruckner, że o cywiliza-
cyi polskiej nie można sądzić z samych
książek, bo druki wyczerpują tylko część
zasobu pracy umysłowej narodu polskie-
go. Praca zaś ta np. w drugiej połowie
XVII wieku przedstawia znacznie większą
wartość, niżby o tem z samych druków
ówczesnych sądzić można. W aylwach, pro-
wadzonych przez kilka pokoleń, znajdują
się nieraz ciekawe wskazówki porównaw-
cze do poznania następujących po sobie
ludzi i czasów oraz wpływów, jakim ka-
2de pokolenie ulegało. Oto np. próbka z
niedrukowanego pamiętnika Kaleczyc-
kich: £ról Zygmunt I w roku 1524 daje
szlachcicowi mazowieckiemu, Stanisławo-
wi Sasinowi, Kaleczyce w województwie
Brzesko-litewskiem. Mazur osiada na Ru-
si, a syn jego buduje już własnym kosz-
tem dwie cerkwie, w Rohaczach i Kale-
czycach. Wnuk Stanisława nosi już m-
sińskie imię Siemen, a prawnuk Wasil.
Krew i mowa mazowiecka a obyczaj przyj •
mują od Kusi. Pod t. 1624, t. j. w sto lat
po osiedleniu się Stanisława na Rusi li-
tewskiej, prawnuk jego Wasil zapisuje w
domowym pamiętniku: „Przebudowfdem
cerkiew rohacką i wszystko odnowiłem i
aparata posprawiaJem". Dalej znajduje-
my rozmaite zapiski gospodarskie i ma-
jątkowe. Pod r. 1643 Wasil, mający już
78 lat, zapisai: .Junij godziny 11 na pół-
zegarzu w niedzielę, małżonka moja miła
Zofia Bieiikowska Kaleczycka w Hoha-
czach zmarła, pochowana w cerkwi kale-
czyckiej, w sklepie pod ołtarzem. Ija, Wa-
sil Ealeczycki, tamże pochowany będę od
synów moich". Jakoż r. 1648 zmarł pan
Wasil i pod tą cerkwią pochowan zostaŁ
Dalej znajdujemy zapisaną bitwę korsuń-.
ską, nowiny polityczne i srogie okrucień-
stwa Zaporożców, uchwały sejmowe, rady
nad naprawą Rzplitej, projekt powołania
kmieci do obrony krajowej, wydatki na
aparaty i porządek w dwuch cerkwiach.
Rodzina bowiem mazowiecka, przywykła
do opieki, jaką kolatorzy otaczali swoje
kościcJy na Mazowszu, znalazłszy w Ro-
haczach i Kaleczycach lud wschodniego
obrządku bez pociechy religijnej i domów
Bożych, buduje mu takowe, uposaża i tro-
skliwie opiekuje się nimi, aby chwałę Bo-
żą szerzyć podług miejscowego obyczaju.
dbyGoot^le
SIŁACZ
233
Mazowsze i Podlasie roiło się narodem szla-
checkim, gdy na Rosi wzgl^nie do obsza-
rów było lada i szlachty mało. Szlachtapol-
ska wychodziła Da Kaśpoł. gromadnie, ale
osiadf^a pojedyftczo na roli, nie należącej
do nikogo i zakładała dwory warowne, or-
ganizując obronę kraju przeciw Tatarom
i nie od pasując miecza dniem i nocą. Osiadł-
szy wśród Rusinów, uczył się Mazur ich
mowy, przejmował ich zwyczaje, szedł
modlió się do ich cerkwi, a jeżeli takowej
blizko nie mic^ a lud pod osłoną warowne-
go dwora i mężnego szlachcica mnożył się,
to ten budowo mu cerkiew, uposażał, pa-
rocha osadza! i dzieci swoje w niej chrzcił,
którym nadawał imiona Wasilów, Seme-
nów, Danielów, jak to w pamiętniku Ka-
leczyckich widzimy. Dzieci takiego Ma-
zura przez maJżedstwa z potomkami miej-
scowej rusińskiej szlachty zlewały się już
w jedną krew, jeden obyczaj, jeden naród
i przelewały wspólnie morze krwi, broniąc
Rzplitej w walkach z Tatarami, Turkami i
Zaporożcami. Niekiedy Silva rerum, kre-
ślona drobnem pismem, dosięgała wielko-
ści potężnych ksiąg. Taką właśnie, obej-
mującą 176i stronic czytelnego pisma, z
drugiej polowy XVII w. p. t.: Silva varia-
rum curiosiłałum, znajdującą się wbibljo-
tece po Załuskich w Petersburgu, opisał
profesor Bruckner. Obok dokumentów
i paszkwilów politycznych, djarj uszów i
poematów, znajduje się w niej (jak zresztą
we wszystkich takich pamiętnikach domo-
wych) mnóstwo anegdot, dykteryjek, we-
sołych żartów i wierszyków, w które obfi-
tował dowcip staropolski. Zdarzały się
też niekiedy sylwy, wyłącznie humorowi
poświęcone, a do takich należy znaleziona
przez Glogera i częściowo wydana w War-
szawie księga Karola Żery, który pod po-
zorem wesołego szlachcica był w istocie
ojcem franciszkaninem w Drohiczynie na
Podlasiu. Zdarzało się i dawniej niekie-
dy, że pamiętniki domowe drukowano.
Tak za Sasów wysrfa r. 1743 cała Silva
rerum kasztelana smoleńskiego, Kazimie-
rza Niesiołowskiego, pod tytułem j^OUa
pubUca do zabawy w próżnościaoh nie-
próżnującym'. Także „O/ia domesźica'^
w kilka lat później. Tytuły te łacińskie
możnabj po polsku przetłómaczyć: „ Wcza-
sy publiczne", „Wczasy lub odpoczynek
domowy". "W r, 1829 wyszedł I tom „Pa-
miętnika sandomierskiego" a w r. 1830
tegoż tom drogi, 1 jaż więcej potem nie
wys^o. A szkoda, bo było to pożytecz-
ne wydawnictwo w rodzą ja silva rerum,
zbiór ciekawych dokumentów dziejowych,
opisów, relacyi, dawnych rymów, wiado-
mości o zabytkach przeszłości i t. p. rze-
czy. O sylwach rerum skreślił ciekawy
artykuł profesor Briickner w wydawnic-
twie petersburskiem „Charitas". W Kur-
jerze Codziennym z r. 1881 począwszy od
Jft 259 Kazimierz Bartoszewicz drukował
„Silva rerum Zapałowskiego". W Kur-
jerze Warszawskim z tegoż roku (Jfi 242)
znajdujemy także n. p.: ,Silva rerum"
artykuł o kilku podobnych pamiętnikach.
Siłacza. Z rozmiarów i wagi zbroić
dawnych rycerzy oraz z wielu innych
wskazówek możemy twiedzió stanowczo,
że wzrost przeciętny naszych ojców był
cokolwiek mniejszy od dzisiejszego wzros-
tu klas zamożniejszych, a równy wzrosto-
wi ludu wiejskiego, siła zaś muskularna
i wytrzymałość znacznie większa. Był to
prosty i konieczny wynik mniejszych wy-
gód, a większych trudów i zupełnie inne-
go tryba życia. Częste dźwiganie zbroi,
szermierka i gonitwy, zabawy łowieckie,
podróże konne, liczniejsze prace fizyczne
z powoda rzadkości rzemieślników na wsi
(każdy prawie szlachcic i rycerz dawny
umiał np. kowalstwo), zresztą życie wiej-
skie zbliżone więcej do natury, niż dzisiej-
sze zwyrodnione po miastach — wszystko
to było przyczyną, że dawniej każdy po-
siadał w sobie więcej energii, rycerskości,
silnej woli, krewkości, wytrzymałości,
zdrowia i siły muskularnej. Pod tym
dbyGoot^le
234
SIŁACZE.
-względem dziadowie nasi stali nieskoń-
czenie \vyżej od wnuków, a dawne źródła
przechowały nam liczne wiadomości o lu-
dziach -wielkiej siły fizycznej i wytr^ma-
lości. Pomijając ustne podania, przyto-
xzymy tu wzmianki z dawnych pisarzów
naszych o ludziach, którzy podziw ogólny
krzepkością mnskułów obudzali: i) W
XIV w. słynął Stanisław Ciołek, syn wo-
jewody mazowieckiego. Chłopcem jesz-
cze będąc, wstępował na wy^ze miejsce
i, wziąwszy w każdą rękę dorosłego męi-
-czyznę, tłukł jednym o drugiego. Dzwon
spuszczony z wieży kościoła krakowskie-
go wziął za ucha i do drzwi kościoła po
Eohodach zaniósł. Miecz lub szablę skrę*
cał w ręku jak postronek. Raz wróciw-
-Ezy z łowów i zastawszy łaźnię zajętą
przez dwuch braci ze sługami, rozgniewa-
ny, te na niego nieczekali, pochwycił bu-
dynek drewniany za narożnik i tak zręcz-
nie przewrócił, 4e odkrył nagich. We wsi
swojej Ostrołęce, przy stawianiu młyna,
zobaczywszy kilkunastu ludzi, dźwiga-
jących potężną belkę, kazał wszystkim
wziąć za jeden koniec, a sam pochwyciw-
szy za drugi, przeniósł z nimi i zadał ją
na ścianę. Kiedy ścisnął w dłoni iwieże
drzewo, to ciekł z niego sok, jak z gąbki.
Tak zwane leziwa czyli grube sznury, z
konopi lub łyka plecione, po których
wchodzą na drzewa bartnicy przy podbie-
rania miodu, rwał jak oici. Kuszę najtęż-
szą samemi tylko rękoma i nogami bez le-
wara naciągał. Dwie podkowy rozciągał
lub kruszył. Oznaczywszy krótką szablą
koło na ziemi, nie dał się z niego wycią-
gnąć za sznur 12-tu ludziom. Kiedy z Ka-
zimierzem Wielkim był w Pradze i po-
szedł w zapasy ze słynnym jakimś siła-
czem, tak go ścisnął, że biedny Czech du-
cha wyzionął. Mazur ten, wysłany r. 13-56
dla obrony Wołynia przeciw Tatarom,
którzy Włodzimierz opanowali, poległ pod
Włodzimierzem śmiercią walecznych. 2)
Wojciech Brudzyiiski, dworzanin królów
Aleksandra Jagiellończyka i Zygmunta I,
jak zaświadczają Marcin Bielski i Bartosz
Paprocki, sześcin mężów w całkowitych
zbrojach na barkach swoich dźwigał, a
siedząc na konin, gdy chwycił się rękami
belki w bramie wjazdowej, konia swego
w górę nogami z ziemi unosił. 3) Tę samą
sztukę pokazy wał i Wiesi(rfowski, marsza-
łek wielki litewski, znany z tego, że wozy
w biegu, ująwszy za tylne koła, zafcr^my-
wał i żubra oszczepem osadził, który na
króla Zygmunta Augusta miał uderzyć.
4) Król Zygmunt I żelazne podkowy ła-
mał, postronki zrywał, napinał kuszę bez
lewara i talję kart przedzierał. 5) Woj-
ciech Łochocki, cześnik ziemi Dobrzyń-
skiej, w pełnej zbroi przeskakiwał konie
i wozy. 6) Janusz II, ostatni książę mazo-
wiecki (zmarły x- 1526), miał być równie
silny jak Zygmunt I, wyrzucał w górę ko-
ło lub duży kamień. 7) Stanisław Radzi-
miński, kasztelan zakroczymski za Zyg-
munta Augusta — jak pisze o nim Bar-
tosz Paprocki, który znał go osobiście —
najtęższego chłopa bujał na dłoni a konia
rozhukanego, chwyciwszy za łeb i uszy,
dotrzymał, póki masztalerz uzdy nań nie
włożył, poczem deiki rumak szedł pokor-
nie, bo ma łeb i uszy spuchły. 8) Marcin
Brzozowski z Brzozowa w ziemi Gostyń-
skiej, przezwany „Kapturem", wziąwszy
beczkę piwa na ramię, swobodnie z nią
tańczył dokoła stołu. 9) O Wojciechu Cho-
dzickim z wojew. Kaliskiego zaświadcza
Paprocki, iż taką miał siłę w głowie, że
wysadzał nią bramy z zawias. 10)Jakób
Niezabitowski z wojew. Lubelskiego w
drugiej połowie XVI w. słynął z odwagi,
męstwa, siły i olbraymiego wzrostu. Był
postrachem Tatarów, których gromił z
małą garścią swoich pod Zbarażem i pod
Skoworodkiem. W wyprawach Batorego
pod Wielki em i Łukami i Pskowem świet-
nie się odznaczył. Bielski wspomina o
nim z uwielbieniem. 11) Ścibor, herbu 0-
stoja, Dunaj w zbroi przepłynął. 12) Teo-
dbyGoot^le
SIŁACZE.
235
dor Lacki, pisarz polny, znakomity wo*
jownik z czasów Batorego i Zygmunta III,
zasłynął z olbrzymiej siły nietylko w Pol-
sce, ale i zagranicą. Bawiąc w Wenecyi,
chwycił ■wota, który się rzacił na niego,
powalił go na ziemię i kark ma złamał,
wozy w biegn za kola wstrzymywał,
dąb, który mógł dłonią objąć, z ziemi z
korzeniem wyrywał. W ciągnienia kuszy
me miał sobi« równego, a gdy raz wobec
Batorego przy pośle tatarskim zdnmial o-
becnych celnością strzałów z łuku, król
podarował mu dzielnego wierzchowca,
Przez lat 20 stażyl krajowi orężem i mie-
niem, bo własnym kosztem chorągiew hu-
saryi wystawił. Odniósłszy pod Kirchol-
mem w udo dwa postrzały od kul, mimo
to nie zsiadł z konia i jeszcze dwie mile
pędził uciekających Szwedów. 13) Rodzo-
na siostra Teodora Lackiego, poślubiona
EIjaszowi Pielgrzymowskiemu, pisarzowi
litewskiemu, słynęła równie2 ze swej siły.
14) Wojciech Padniewski w boju na "Wo-
łoszczyźnie jednym zamachem kordą ściął
Turczynowi głowę razem z ręką do pachy.
16) Eustachy Tyszkiewicz, wojewodzie
brzeski, spotkawszy niedźwiedzia na ło-
wach, mini zwyczaj rozdrażniać go, a gdy
beatja stanęła na łapach, łeb mu wtedy
ścinał. 16) Tomasz Olędzki, kasztelan za-
kroczymski, pięć talarów bitych, jeden na
dragi położonych, szablą przerąbywał. 17)
Szlachcic litewski Odyniec uderzał z osz-
czepem sam jeden na niedi&wiedzia i za-
wsze pokonywał. 18) Druszkowski, pro-
boszcz hochotoicki, kiedy mu napuszcza-
no cudzych koni do ogrodu, przez mur je
powyrzucał. 19) Po śmierci Ziemowita i
Władysława, książąt mazowieckich, ma-
cocha ich a wdowa po Michale ks. litew-
skim, roszcząca prawo do spadku po pa-
sierbach r. 1462, zebrawszy szlachtę z In-
dem zbrojnym w Płocku, wyruszyła na
jej czele do Kawy i usiłowała zamek raw-
ski siłą oręża zdobyć. 20) Cymbarka, księ-
żniczka mazowiecka, córka Ziemowita i
Olgierdówny, r. 1412 zaślubiona Ernestowi
Żelaznemu, matka cesarza Fryderyka III,
laskowe orzechy w palcach gniotła i pance-
rze łamała. 21) Grabowska w wojew. Po-
znańskiem i panna Barska w Kaliskiem,
ścisnąwszy garść orzechów laskowych w
dłoni, olej z nich wyciskały. 22) Żagiel,
Szlachcic litewski, podskakiwał, dźwiga-
jąc czterech łudzi na swych barkach. 23)
Komorowski z Komorowa w Kujawach
podkowy łamał bez wysiłku. 24)AugustII
Sas od wielkiej siły fizycznej dostał na-
wet przydomek Moonego. Za jednym za-
machem ścinał on głowy bydlętom, czego
dokonał raz na zjeździe z Piotrem I w Ra-
wie (ruskiej). W Grdańsku działko, falko-
n<rtem zwane, podnosił jak pistolet. 25)
Przewyższał Augusta siłą Marcin Cieński
z Cienia w Sieradzkiem, dzielny wojownik
z czasów Sobieskiego a regvmentarz za
Augusta II. Ody raz król zaprosił go do
siebie i zapragnął widzieć dowody jego
siły, regimentarz podane sobie sztaby że-
lazne pozakręcał na szyi dwom królew-
skim drabantom, którzy stali na warcie.
Gdy król sam nie dat rady szyn tych od-
kręcić, posłano po znanego z siły kowala.
Ale i ton nie poddał, mówiąc, że trzeba*
by łby w ogień wsadzić i czyny rozgrzać,
aby drabantów z żelaznego jarzma uwol-
nić. Wtedy dopiero Cieński rozwinął szta-
by z łatwością, pokazując, że od króla i ko-
wala jest silniejszym. 26) Córka tego wa-
lecznego regimentarza odziedziczyła po
ojcu także niezwykłą siłę. Opowiadano,
że gdy raz w jej domu powadziło się
dwucb szlachty, pogodziła ich, wziąwszy
razem za pasy i wyrzuciwszy przez otwar-
te okno do ogrodu. 27) Helena Ogińska,
sławna z cnót, siły i nauki córka Kazi-
mierza Ogińskiego, wojewody wileńskie-
go, małżonka Ignacego Ogińskiego, kasz-
telana wileńskiego, podczas wesela króle-
wicza saskiego Fryderyka w Dreźnie, ro-
ku 1719, na sławnym karuzelu, przez mło-
de damy odprawionym, mając lat 18
dbyGoot^le
SIODŁO.
wszystkie rycerskie sztaki z taką zręczno-
ścią i podziwem wszystkich odbyła, że
pierwszeństwo i <7yznaczoD% nagrodą o-
trzymfJa. Żyła lat 90, a w podeszłym już
wieku talerze srebrne w trąbkę skręcała i
rozwijana, talary łamała. 28) Jan Kopczak,
z pochodzenia chłopek, słynął z siły na
dworze Stan. Leszczyńskiego w Lunewiln;
karetę ministra Bryla zagrzęzłą w błocie
sam wyciągnął; umarł jako piwniczy a
hetmana Branickiego w Bialymstoka.
29) Następny przykład wytrzymałości po-
daje Dlngosz: „Gkly r. 1438 Tatarzy dobi-
jali pojmanych jeńców polskich — Jan
Włodkowicz, h. Sulima, po odoiesieniu ran
mnogich leżał między stosami trapów, u-
dająo nieżywego. Odarli go do naga po-
hańcy, lecz gdy ściągali obuwie, a sprzącz-
ki puścić nie chciały, przerżnęli je wzdłuż
tak, iż miecz narysował na nogach głębo-
kie rany. O-dy pierścienia, który miał na
palcu, zdjąć nie mogli, ucięli go z palcem.
Taką bohaterską cierpliwością przytaiw-
8zy ducha w męczarniach, uniknął śmier-
ci, lub gorszej niż śmierć niewoli". Blizny
te na ciele jego oglądał później sam Dłu-
gosz. Przez ćwiczenia rycerskie wyrabiali
wsobio Polacy zadziwiającą zręczność. Mik.
Pieniążek za kr. Stefana, trzymając w ku-
pie nogi, bardzo wysoko w zbroi podska-
kiwał. O^dy król Aleksander kopalnie w
Wieliczce oglądał, szlachcic Jan Jordan,
ubrany po husarsku, zatem w ciężkiej
zbroi, mówiąc: „za zdrowie króla Jegomo-
ści!" bardzo szeroki otwór do przepaści,
zwany szybem, przesadził, za co żupni-
kiem mianowany został. Bartosz Paproc-
ki w „Ogrodzie królewskim' pisze o El-
żbiecie, wnuczce Kazimierza Wielkiego,
zdumiewającej dorodną budową i dziwną
krzepkością ciała, że „gdy jej w Krakowie
na weselu przyniesiono nową grabą pod-
kowę, tak ją roztamii^a, jakoby była z ja-
kiego drzewa słabego uczyniona; potem
kucharskie tasaki zwijała, jakoby z lipo-
wego drzewa robione były; pancerz wziąw-
szy, jako koszulę wiotchą od wierzchu aż
do końca rozdarła, co było z wielkim po-
dziwieniem wszystkich książąt i panów".
Jan Tarło, krajczy króla Zygmunta J, w
konnych gonitwach porywał przeciwnika
i zrzucał go z konia, uderzeniem pięści
rozbij^ drzwi żelazne i zaniki, z oszcze-
pem chodził na niedźwiedzie. Prokop Sie-
niawski, marszałek wiel. kor., poszóstne
karety w biegu zatrzymywał, łby wołom
szablą w oczach królewskich odcinał. W
nowszych czasach ^ynęli z ogromnej siły:
Kichał Walewski, ostatni wojewoda sie-
radzki, a w stronach nadbużnych ziemia-
nie: My^owski, który 5 orzechów lasko-
wych, w kółko na stole położonych, tłukł
uderzeniem czoła, Franciszek Kowalski
z Pratulina i Seweryn Bryndza z Łozo-
wicy.
Siodło, knlbaka czyli siądzonie na
konia. Kitowicz rozróżnia w epoce Augu-
sta m następujące odmiany kulbak, uży-
wanych przez jazdę polskiego autoramen-
tu: łęk, terlica, jarczak i kulbaka
turecka. Ostatnia była podobna do terlicy
(ob.) z tą tylko różnicą, iż przednia kula
była wyższa i ostrzejsza, a tylnia ława
szersza, zamiast poduszki cały wierzch
knlbaki miękko włosiem wyści^any i su-
knem powleczony; takiego siądzenia naj-
więcej husarze do potrzeby używali. Po-
dajemy rysunek kulbaki wykonanej we-
dług bardzo szczegółowych opisów i ry-
sunków, znajdujących się w bibljotece
Ministerjom wojny w Paryżu, przepisanej
dla szwoleżerów polskich w służbie fran-
cusliiej z czasów Napoleona I. Zwraca tu
uwagę głębokość siedzenia i szerokie tyl-
ne jego oparcie, nader wygodne dla jeźdź-
ca w gwałtownych ruchach przy robieniu
lancą. Siodło miało szkielet z drzewa bu-
kowego, spojonego mocnemi okuciami że-
laznemi, było wysłane włosiem i czarną
skórą obleczone; okucia wierzchnie były
mosiężna B. Gemiarz. — Dorohostajski w
swojej Hippice, mówiąc o siądzenin, kła-
dbyGoot^le
SIPOSZ. — SKARBOWE SKRZYNIE.
237
dzie najprzód bardele t. j. terlice przy-
pinane jednym ręgortem bez strzemion,
ażywane tylko przy objeżdżania źreba-
ków, potem knlbaki włoskie, które były
dwieztakzwanemi kulami, znacznie wpa-
łąione z krzyżowymi popisami, nareszcie
kulbaki huzarskie, daleko mniejsze od
włoskich, i^askie bez kul, bez krzyżowych
popręgów, a za to z pod-
piersiami i pewnie z pod-
ogoniami. O siedzeniach
ob. w Enc. Siar. pod wy-
razami: Bardela (t. I.,
str. lló), Jarczak (t. II,
str. 28<i, Kulbaka (t.
III, str. 116), Łęk (t III,
str. 162). We „ Wzorach
eztnki średniowiecznej"
Przezdzieckiego i Rasta-
wieckiego ob. siodło ks.
Jabłonowskiego, hetma-
na. Wedle taksy urzędo-
wej z r. 1B73, siodło hisz-
pańskie z blachami pole-
TOwanemi i śmbami ko-
sztowno złotych ówczes'
nych 3, brunświckie z bla^
chą około krają zł. 2, wło-
skie z poduszkami i zamkiem w siedzeniu
zł. 1 gr. 15, bez zamku isł 1 gr. 6, tureckie
proste zł. 1 gr. 10, po krajach białą skórą
obłożone rf. Igr. 15, małe siodło gr. 20,
jarczak bez safjanu gr. 24, siodło woźni-
czelSgr., podkład nowy do siodła 6 gr.
SIpOSZ ob. Szyposz.
Skałki do strzelb, używane przed wpro-
wadzeniem pietonów i iglicówek, robione
były w fabrykach, istniejących zdawna
pod Krakowem, także w fabryce, zawożo-
nej pod koniec XVIII w, w Niżniowie w
Stanisławowskiem w Galicyi. Fabryka ta,
należąca do Freudenheima zatrudniała
kilkudziesięciu robotników. Skałki wyra-
biane pod Krzemieńcem na Wołyniu,
nawet jeszcze wtedy, gdy już wyszły
z użycia w kraju, wywożone były i
nabywane w znacznych ilościach do A-
zyi.
Skarbcowe skrzynia były to skrzynie z
desek, okute w gęstą kratę z szyn żela-
znych, z zamkiem sztucznym umieszczo-
nym na wewnętrznej stronie wieka, w je-
go środka, posiadającym często 12 moc-
nych ryglów, działających po kilka w ka-
Siodto szwoleterdw polakich wsluibio fruicuBkiej e czasów Napoleona I
(ryaunek p. B. Gembarzewskifgo).
żdy bok skrzyni, tak, żeby wieko nie
mogło byó łomem z żadnego boku podwa-
żone. W latach 1863 — 1870 u przekup-
niów starego żelastwa na Pociejowie w
Warszawie widzieliśmy niejedn ciekawy
tego rodzaju zabytek dawnych wieków
na zniszczenie przeznaczony i przez niko-
go nie uratowany, bo któryżby filister ze-
chciał do eleganckiego mieszkania w mie-
ście wnieść potężną zardzewiałą skrzynię
z Pociejowa. Mnie przynajmniej nie uda-
ło się namówić do tego czynu nikogo.
Podajemy tu w rysunku dwie takie skrzy-
nie skarbcowe. Jedna (mniejsza) znajdu-
je się w Stelmachowie pod Tykocinem u
p. Al. Rostworowskiego i chroni w sobie
przywilej Jana Kazimierza, nadający sta-
rostwo Tykocińskie Stefanowi Czarniec-
dbyGoot^le
kiema. Drugą, która znajdowała się w Pi e-
czyskach podajemy z drzeworytu pomiesz -
czooego niegdyś w „Kłosach",
Skrzynia ekarbcowa ze Stelrafchowa (ńlaBnoJć p. Al.
Toirśki^o).
Skarbiec — miejsce do przechowywa- |
nia klejnotów, kosztowności i pieniędzy
czyli skarbu. Skarbce mieli królowie, ksią-
żęta, Indzie możni i kośbioty. Długosz w
swoich dziejach podaje pod r. 1212 nastę-
pującą wiadomość: „W miesiącu lipcu,
piorun uderzył w skarbiec kościoła kra-
kowskiego, pokiyty dachem drewnianym,
a gdy się wiązania zajęły i nie miał kto
gasió pożaru, doszedł ogieli aż do wnętrza
skarbca, ogarnął skrzynid i skarbnice i
przechowywane w nich ornaty, kapy i li-
czne kościoła krakowskiego ozdoby i przy-
bory królów, książąt i biskupów strawił i
pochłonął". Pierwotny skarbiec królewski
znajdował się oczy wiście w Gnieźnie, ja-
kostolicypolskiej Piastów. Pierwszy Łokie-
tek a po nim jego następcy koronowali się
w Krakowie, który od czasów Łokietka zo-
stał Etolicą Polski, a więc i skarbiec kró-
lewski przeniesiony został z Oniezna do
la Wawel. Później, chociaż Zyg-
przeniósl stolicę polską z Kra-
Warszawy, to jednak skarbiec
pozostał W Krakowie aż do u-
plitej. W trzech sklepach dol-
ziedzińcu pod kolumnadą połu-
mku królewskiego na Wawelu,
:ię pcJączone skarby Korony,
Litwy i Rosi, Piastów i Ja-
giellonów. Litewski skar-
biec był na zamka wileń-
skim, a mieścił w sobie tyl-
ko klejnoty i archiwa. .W
skarbcu krakowskim oprócz
koron i insygniów królew-
skich przechowywano jesz-
cza dokumenta wielkiej wa-
gi i różne klejnoty. Podskar-
biowie wielcy koronni nie
mogli sami otwierać tego
skarbca, ale potrzebną była
) tego obecność siedmiu jeszcze
senatorów, z których każdy miał
Ro«two- ]jimj2 oddzielny. Do wyniesienia
czegokolwiek ze skarbca nietylko
musiała być uchwała senatu, ale
nadto zezwolenie wszystkich stanów ko-
ronnych, wydane na walnym sejmie. Że
insygnia królewskie, jako służące do reli-
gijnej ceremonii, prawie za sprzęt kościel-
ny uważano, więc do straży skarbca kra-
kowskiego dodany byl jeszcze kapłan, ku-
stoszem koronnym tytułowany. Wzmian-
ki o stałym takim urzędzie spotykamy do-
piero za Wazów. Szczegółowe ordynacje
przepisywały porządek zdawania skarbca
i dopełniania lustracyi a zalecenia przy o-
twieraniu pilnie były przestrzegane. By-
wały chwile zaburzeń wojennych, w któ-
rych ukrywano klejnoty koronne poza
skarbcem wawelskim, jak to —iltir miej-
sce w czasie koronacyi Augustiwill Sassy
dbyGoot^le
SKARBIEC.
gdy korony schowane były w Częstocho-
wie. Tenże król, mając się koronować,
gdy nie mógł z powodu formalności do-
stać starej korony
polskiej z Często-
chowy, kazał sobie
do obrzędu korona-
cyjnego sprawió we
"Wrocławiu nową'
koronę srebrną, po-
złacaną, którą po
koronacyi podaro-
wał do skarbca czę-
stochowskiego j$ko
wotum. Z liczby
skarbców kościel-
nych najbogatsze
były; jasnogórski i
katedralny na Wa-
welu. W skarbcu
ratuszowym miasta
Lwowa szlachta
podczas wojen skła-
dek pieniądze i ko-
sztowności, np, ks,
Zasławski z Ostro-
ga, który w r. 1630
powierzył miastu
swoje złoto, srebro
i klejnoty. Ze wszy-
stkich królów pol-
skich najbogatszym
w klejnoty był Zyg-
munt August, Po-
wiada o nim biskup
Kamery nu, że „w
klejnotach bardzo
się kochał. Pokazał
mi zbiór swój tajem- '
nie, nie chciał bo-
wiem, żeby do wia-
domości Pol Elków do-
szło, ile na tO łożył.
"W skrytym pokoju na stole było szkatułek
16, wszystkie pełne klejnotów. Z tych 4,
szacowane 200,000 szkudów, doet^y się
ma po matce, 4 przez króla kupione za
650,000 szkudów złotych, między nJemi
rubin szpinel {jasno czerwony), niegdyś
Skrzjnia skarbcowa s Pifciysk.
Skarbiec w majątku Uorost^cie (pow. Włodaw^ki).
cesarza Karola V, za 80,000 szkudów. Re-
szta szkatułek po przodkach: klejnotów w
□ich niezmierna moc, rubinów, szmarag-
dbyGoot^le
SKARBIEC.
dów, djamentów ceny do 300,000 szka-
dów złotych. Skarb ten przewyższa we-
neckie i papieskie. Sreber, prócz używal-
nyoh, w skarbcu do 30,000 grzywien (150
centnarów), mi^zy temi misterne wanny,
i^karbiec drewniao; w Adamowej, majątku Jundzil-
łów, w pow. SloniiDskim.
fontanny, zegary wielkości nadzwyczaj-
nej z posągami, organy, nalewki, tace,
roztnichany, puhary dociste, ofiarowa-
ne królowi gdy mianował na dostojeń-
stwa". Kosztowności te po śmierci króla
rozproszone zostały pr&wie bez śladu. O-
skarżano panów Mniszków, że w znacznej
czyści przeszły do nich. Słynne „szpalery"
Zygmanta Angasta, zdobiące w wieka
XyiII zamek warszawski, przechowują
się obecnie w O-atczynie. Ostatni rysunek
który tu podajemy, przedstawia wnętrze
Skarbca katedry krakowskiej na Wawelu.
Wchód z samego kościoła do Skarbca
idzie przez „zakrystję ks. ks. Wikarju-
Bzów". Jest to jakby drugi kościół, ma bo-
wiem ołtarz i chórek, a sklepienie w lazur
pomalowane z gwiazdami ztotemi. Zbu-
dowiJ go Jan Tlzeszowski, lecz wykończo-
nym zupełnie został dopiero po jego śmier-
ci, z funduszu jaki zapisał Miechowita,
znany historyk. Piękna to budowaXVw.,
nakryta podniebieniem w ostre łuki, z
trzema oknami u góry, trzema u dołu po
stronie zachodniej, z ołtarzem na wschód
zwróconym, dużym, złoconym, z wiekami
do otwierania, na których namalowanych
jest czterech apostołów. W górze jest ob-
raz Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus.
Pawiment kryje marmur w kostki ułożo-
ny, czarny z bi^ym. Szafy malowane
i Kocone, które w roku 1596 sprawił Ra-
dziwiłł, kardynał.W pomienionym złoco-
nym ołtarza eą przegrody, czyli półki, w
które Idadziono relikwie ŚŚ. Pańskich,
pokute w złoto i srebro, wysadzane dro'
gimi kamieniami. Po szafach stawiano,
czego ołtarz nie pomieścił: krzyże złote
srebrne, tudzież lane figury świętych, bo-
gate infuły, kielichy i naczynia różne do
służby Bożej, a dołem po szufladach skła'
dano ubiory kościelne, zdobne pertami
złotą tkaniną, dary królów i biskupów
krakowskich. Cząstki zaledwie z tych da-
wnych bogactw pozostały dzisiaj; o prze-
szłej zamożności tego Skarbca szeroko się
rozpisuje biskup L. Łętowski w potuniko-
wem swojem dziele „Katedra Krakowska'
dbyGoot^le
Wspominane Icrzyże szczerozłoto, figary
3Ś. Pańskich lane ze srebra, i naczynia
toszŁowne, z tych wspomnieDie tylko zo-
stało w Wizytach, przy których spisywa-
no szczegółowy inwentarz ce^ej wartości
Skarbca katedry. Powody znikni^a tych
bogactw mamy jasno wylo2one w pomie-
nionem dziele. Dziś rzec można, £e tylko
szczątki dawoyeh bogactw pozostały, które
nie dają nawet wyobrażenia o starej za-
ją męczeństwo Św. Stani^awa, a ósmy od
spodu jest postacią Kmity z herbem w rę-
ka, należy wspomnieć ornat Maryi Lesz*
czyńskiej, małżonki Ludwika XV, z lamy
srebrnej, po którym szyte są kwiaty zło-
tem i jedwabiami; praca to rąk pobożnej
królowej. Z relikwiarzy przechowf^y si^:
Głowa Św. Floijana, relikwie św. Wacła-
wa i ręka Św. Stanisława, przy której mie<
ści się pierścień jego cudowny. Przy nim
Wnętrze skarbca katedry krakowRkiej na Wawelu.
możności katedry. Są jeszcze infuły za-
szyte pertami i wysadzane drogimi ka-
mieniami; z tych jedna Św. Stanisława,
za szkło oprawna. Jest rationał, wedle
podania ręką królowej Jadwigi szyty, co
poświadcza napis na nim: ^Hedvigis Regi-
na Ludovici Regis filia". Pomiędzy oraa-
tami zwraca uwagę dar Piotra Emity
z czewonego aksamitu, na krzyżu z ośmin
w^ pukłymi obrazami złotem i perłami haf-
towanymi, z których siedem przedstawia-
- Eni7klopfdJa ■tantpolak*, lom IV.
A. Naruszewicz złożył swój pierścień z
szafirem. „Wieśó została (dodaje L. Łę-
towski), iż Naruszewicz złożył go, gdy Sta-
nisław August skarbiec obadał, |^acąc
za to, co napisał pod Bolesławem o świę-
tym biskupie i męczenniku". Trudno wie-
rzyć tej wieści, albowiem Naruszewicz
bardzo oględnie dotykai tego okresu, a
szczególniej stanowiska św. Stani^awa, i
szczerej prawdy historycznej nie wypowie-
dział, zostawnjąc jej wyjawienie swoim
dbyGoot^le
SKARBNIK.
następcom. Do zabytków starożytuodoi hi-
storycznych, jakie się w tym skarbcu do-
chowały, należy włócznia świętego Maa-
rycego, dana przez Ottona III Bolesła-
wowi Chrobremu, a która była pierwszem
godłem władzy udzielnej królów polskich.
Znaczenie tej pamiątki drogocennej i szcze-
gółowy jej opis podał Aleksander Przez-
dziecki w obszernej a zajmującej rozpra-
wie w t. II „Bibl. Warsz," 1861 r, a następ-
niewoddzielnej odbitce. Rycina załączona
przedstawia wnętrze skarbca katedry kra-
kowskiej z innej strony wzięte, jak mamy
w dziele bisk.Łętówskiego, przez F.Stroo-
baata wykonane; zdjętą została przez A.
Giyglewskiego, artysta krak., w tej chwili
właśnie, gdy insygnia królewskie, wydoby-
te z grobu Kazimierza "Wielkiego, w r. 1869
były złożone na poduszce w tym skarbcu.
Skartinik-nrzędnik, któiy skarby pań-
skie zbiera i chowa. Ka dworach Piastów
byli już skarbnicy.Wdokumenciez r. 1237
przytoczona jest polska nazwa „skarbnik, *
a w r. 1291 łacińska thesaurarius. Za Ja-
giellonów„ skarbnik" był tytularnym ostat-
nim urzędem ziemskim. O skarbnikach ziem
praskich pisze Kromer: Obowi ązkiem skarb-
nika jestodbieraó wszelkie poboryi dochody
od starostów i rządców dóbr królewskich,
oraz podatki pubhczne; rozporządzać ich
szafiinkiem wedle wskazania, lub wnosić
do wielkiego podskarbiego państwa. Nie-
gdyś tenże skarbnik bywał ekonomem czy-
li rządcą malborskim. Skarhnym lub skarb-
nikiem wielkim nazywanow Litwie kusto-
sza skarbca litewskiegow Wilnie.Skarbni-
kiem lub „ wozem skarbnym' nazywano tak-
że wóz podróżny, telegęzprzykryciem, na-
ładowaną żywnością, obrokami i przybora*
mi podróżnymi, na której jechał szatny al-
bo pokojowiee, Zadoby Piastów włożono na
miastaobowiązekw^syłania „wozów skarb-
nych" na wojnę. Kazimierz, książę ma-
zowiecki, r, 1303 dając przywilej probosz-
czowi wTarczynie na lokację tegoż miasta,
uwalnia mieszczan od składek na wozy
wojenne. Janusz, książę mazowiecki, przy-
wilejem z r. 1413 waruje, aby stare miasto
Warszawa dawało na wyprawy wojenne
2 wozy czterokonne. Wedle przywileju
z r. 1437 dombin obowiązany był dosta-
wiać na wojnę wóz z 4-ma silnymi końmi,
dobrze naładowany żywnością i napojem.
Małe miasteczka składały się po kilka na
jeden „wóz skarbny," np, Radziłów przy-
kładał czwartą częśó do Wizny, Za to
Szrem wielkopolski oprócz własnego wozu
przykładał się w połowie do drugiego wo-
zu ze Środą. Lustracje starostw i królew-
ezozyzn od r. 1564 do 1765 wymieniają
miasta, których mieszkańcy obowiązani
byli pod komendę właściwego kasztelana
wyprawiać na pospolite ruszenie „wozy
skarbne oponami nakryte, leguminami
i narzędziami wojennemi naśpiżowane",
w 1 — 2 lub 4 konie zaprzężone, z woźnicą
i oprócz tego z jednym lub dwu drabami
(pachołkami) uzbrojonymi, „w barwie".
Oprócz" wojennych były inne „skarbniki" ze
skrzynkami zamczystemi i pokryciem, ^u-
&ące do wożenia pieniędzy przy ściąganiu
podatków od miast, do przewożenia „kwar-
ty" czyli podatku kwarciauego, gromadzo-
nego w zamku rawskim i odwożonego do
Lwowa dla wojska. Krasicki w „Panu
Podstolim" powiada: „Przyjechirfo się da-
wniej na skarbniczku prostym, ale za ka-
żdym razem skarbniczekz miasta pieniądze
przywoził". Kajetan Węgierski pisze, iż
woli żona:
Aby ją na epręijnach giętkich zawieezon;)
Po balach, po oaaaniblich kareta woziła,
Nii gd^bf do kościoła Bkarbniczkiem jeidzita.
W XVIII W. odróżniano „skarbniczek"
od „skarbnika". Skarbnik był to zawsze
wóz dworski czyli skarbowy, zwykle czte-
rokonny, na którym w podróży za kolasą
pańską wieziono: kuchnię, służbę, pościel
i obroki. Skarbniczek zaś był wózek po-
rządniejszy, parokonny, którym ziemianie
jeździli do kościoła, za interesami, a ko-
nusarze i plenipotenci objeżdżali folwarki
■yGoot^le
SKARBX W ZIEMI.— SKOFJA.
Skarbniczek Dast^puie przetnienil się w ro-
dzaj „wolanta" czy „karjolki".
Skarby w ziemi (od scerf^drohna moneta,
Ścierwem, takie bowiem zwjkle skarby, z
drobnej monety złoi^one, zakopywano w
garnkach do ziemi w dobie piastowskiej).
Król Stefan Batory orzekł 1B76 r., że aby
Wątpliwość żadna o gruntach stanu rycer-
skiego nie zachodziła, są one „wolne zaw-
idy ze wszemi pożytkami, któreby sią sa
tych granciecb pokasowały i kmszce też
wszelakie i okna solne zostawać mają".
A więc ziemia zewnątrz i wewnątrz stała
się nieograniczoną własnością jej posiada-
cza, a z tej wielkiej zasady łatwy wniosek,
że skarb znaleziony do właściciela ziemi
należ^. Za odkrycie skarbn prawo pol-
skie nie oznacz^o wysokości nagrody dla
znalazcy, pozostawiając to szlachetności
właściciela i aznaniu sędziego. Przeciw-
nie, Statnt Litewski, prawie tak jak pra-
wo rzymskie, przyznaje znalazcy połowę,
a drugą właścicielowi grunta. Prócz tego
tenże statut rozstrzyga, że jeżeli majątek
był w zastawie, to owa połowa, przypada-
- jąca na właściciela, idzie także w równy
podział między tegoż a zastawnika. O skar-
bach znajdowanych w "Warszawie wspo-
mina Ł. (Gołębiowski, a mianowicie: o zna-
lezionym w r. 1770 w liohej stajence
na Marjensztadzie kociołka z dukatami.
Ogrodnik, gdzie dziś ulica Hoża, kopiąc
w ogrodzie, znalazł garnek złota. Bieliń-
ski, marszf^ek wiel. kor., przyznał mu tę
własność, byle sumą korzystnie rozrządził
i spokojność odzyski^, którą był postra-
dał. GKly kopano fundamenta na o&cynę
tarasową pod zamkiem, w początkach pa-
nowania Stanisława Augusta, znaleziono
garnek żelazny pden daka^w. Była w nim
kartka: ,Kto znajdzie, niech pamięta o du-
szy Michała". Dosdo to do króla, i znalaz-
cy skarb przyznano, zalecając dop^nieme
warunku. O-c^ębiowski pisze, że wszędzie
po kraju znajdoją skarby, kt<ire zakopy-
wano podczas niebezpieczeństw albo żeby
się nie wydać z dostaticami(„Domyidwo-
ly", str. 280).
Skartabell, skariaiellus—azla.chcio no-
wokreowany. Sebastjan Petrycy pisze za
ozas^ Zygmunta III, że nazwa scartabel-
lus pochodzi z łacińskiego ex charta belli-
cusj co oznaczano: z prawa na szlachectwo
sobie danego wojujący. Ale Lelewel dusz-
niej nazwę tę tlómaczy wyrazem włoskim
scariabelłare — papiery przerzucać, a więc
niby papierem obdarowany, co przypomi-
na niemiecki wyraz Papieradel^ oznaczajtjcy
nowe szlachectwo. Ksiądz Chmielowski
w .Atenach" podał wiele różnych domy-
dów nad pochodzeniem tego wyrazu, przy-
toczonych przez Lindego pod wyrazem
Schartabel. W czasach dawnych, gdy
powataw^o dużo nowej szlachty % miesz-
czan, wójtów, kmieci i sdttysów, którzy
w boju mężnie stawali, nazywano nowou-
szlachconych skartabellusami, Stanowili
oni stan pośredni między kmiecym iszlach-
tą starych rodów. Posiadali dużo przy-
wilejów stanu rycerskiego, ale jeszcze nie
wszystkie. Prawo np. z r. 1736 wzbraniało
skartabellom do trzeciego pokolenia pia-
stować urzędy koronne. Nie mieli byó tak-
że wysyłani w legacjacb czyli poselstwach,
Nietylko jednak w dalszych pokoleniach
mieli joż prawa jednakowe z najstarszą
szlachtą, ale nawet dla tych skartabellów
zrobiony był wyjątek, „którzy zdrowiem
albo majątkiem zaszczycali ojczyznę". Za-
raz więc przy nobilitacyi usuwano często
podleganie przepisom sksrtabellatn. Skar-
tabellów za Kazimierza Wielkiego dostai^
czało głównie mieszczaństwo a nazywano
ich wówczas po polsku „świerczałkami".
Za zabójstwo „świerczałki" krewni-brali
połowę tego od zabójcy, co otrzymywali
krewni za zabicie rycerza rodowitego. R.
1817 zniesione zostaJy ostatecznie w pra-
wodawstwie polskiem wszelkie wzmianki
i przepisy o skartabellacb.
Skof]a, szkoija (z grec.) — czapeczka
duchownych w rodzaju małej jarmulki,
dbyGoot^le
244
SKOJEC— SKRZYDŁA tJSARSKIE.
samo tylko <nemi^ okrywająca, takie ro-
dzaj pióropusza na przyłbicy.
Skojec, po lac. zwany scołus, znaczył
24-tą część grzywny liczalnej krakowskiej,
czyli dwa grosze srebrne. {Ob. Pienią-
dze w Polsce, Enc. Starop. t IV, str, 6),
Skomoroch , skomroch, kuglarz —
wyraz rdzennie swojski, w XVII w. zapom-
niany. Falibogowski jeszcze w r. 1626 pi-
Eze: „Wasze to okazowanie równać moż-
na owym lalkom, co je skomorochowie
zwykli Indziom na śmiechowisko akazo-
wać, a potym z niemi w pudlo". W Vol
legum znajdujemy; „Dudarze skomoroszy
{^acą każdy od siebie po 20 groszy" (t. II,
f. 996). Głwagmn powiada, że „niedźwied-
ników w Moskwie skomorocbami zowią".
Skófy. Skór i koni tak wielką ilośó
rycwstwo polskie potrzebowało z powodu
wojen, potrzeb obrony krajowej i ogrom-
nej doniosłości sprzężaju w czasach,
gdy nie znano jeszcze dróg szosowych
ani żelaznych, że nieodzowną koniecznoś-
cią i prawdziwem dobrodziejstwem były
prawa zlat: 1538, 1560, 1620 i.l647,zakazu-
jącc zwłaszcza garbarzom, furmanom i Ży-
dom wywozu z granic Rzplitej skór wy-
prawnych, juchtów i koni, pod karą kon-
fiskaty na rzecz starostów, którzy do strze-
żenia tych przepisów byli obowiązani.
Sk6rznifl, skórzenki, skórnie— 8tara,mo-
że pierwotna nazwa butów z cholewami,
przez pisarzy XVI i XVII w. nieraz uży-
wana, lubo niektórzy i spodnie skórzane
tak nazywali. Stryjkowski zalicza do ubio-
m wojskowego ,skórznie z ostrogami",
Rej pisze;
Choda śmierdzi ilziegieć,Dic od (ego nie czuje,
RozciągDąnszy za piecem, wnet skórnie smaruje.
SkÓwka. Mężczyźni — powiada ks. Kito-
wicz w opisie obyczajów za czasów Sa-
skich—oprócz pierścionków noszonych na
średnim palcu, na wielki palec zasadzali
skówkę złotą lub średnią szmelcowaną, co
było znakiem gracza do szabli i i^nżyó za-
pewne miało do ocalenia tego palca tąk
potrzebnego do ujęcia pałasza.
Skrodlić, bronować. Brona pierwotnie
nazywała się akroda; włóczyć zatem
skrodę po zoranej roli było to skrodlić.
Klonowicz pisze: .Kolnik radli, skródli,
ugorzy, odwraca'. Haur radzi, aby „oko
mieć, gdy chłop skrndli abo bronami włó-
czy, wiole razy na jeden zagon obróci bro-
nę*. To objaśnienie Haura , abo bronami
włóczy" wskazuje, że już za jego czasów
słowo skrodlić wychodziło z użycia.
Skrom— iJuszcz zajęczy, któremu da-
wniej przypisywano szczególną własność
gojenia ran, sprzedawano go w aptekach
i przechowywano po dotnach. Ogólnie bio-
rąc, skrom znaczył okrasę jadła, stąd
w gwarze ludu nadnarwiabskiego dzień
„skromny" znaczy mięsny, a „nieskrom-
ny" oznacza postny.
Skrypt ad Archhłim. Często spotyka-
my w Voluminąch, że dany był „skrypt
do archiwum". Pismo takie obejmowało
rozporządzenia tajemne, najczęściej obro-
ny kraju tyczące się, których przed wyko-
naniem nie możną było rozgłaszać. ( Vol.
leg. V, f. 340).
Skrzat, skrzatek, skrzadło (z nie-
mieckiego Schratt)—Axu^ straszący, lata-
wiec, straszydło nocne lub leśne.
Skrzetułka. „Skrzetułkę* i „Matuspri-
mua", grę studencką, w którą dyrektoro-
wie grali nałapy, wspominają „Wiadomoś-
ci brukowe" z 1817 i 1818 r.
Skrzydła nsarskie w XVI w. wyrabiali
w Krakowie rękodzielnicy, zwani ^pćnna-
TUtn siructores, pennifices"' ^ np. w r. 1644
Filip de Leymingen, zwany z niemiecka
federschmucker. W r. 1609 wymienieni
są Feliks Szadowicz i Sebastjan Ejrośnieó-
ski, mieszczanie krakowscy. Jedno takie
skrzydło kosztowało około pięciu dotycli
ówczesnych. Używano do nich piór orlich
lub sępich, które oprawiano najczęściej
w srebro. Do skrzydeł pacholików usar-
skich używano piór żórawi, bocianów i in-
dbyGoot^le
SKRZYNIA. - SŁOWIANIE.
245
Dych wielkich
ptaków. Stryj-
kowski w opisie
wjazdu Henryka
Walezjusza do
Krakowa mówi o
usarzach Macie-
jowskiego przy-
branych w tarczo
i skrzydła z piór
sępich. Kołacz-
kowski nadmie-
aia o skrzydla-
tych usarzach na
obrazach Alto-
mont«go w farze
w Żółkwi, z cza-
sów Jana Sobie-
skiego.
SkrzynU.W
spisie wyprawy
jednej z księżni- Bkraydlo unaray polskich
czek polskich z r. praechowjwane w skarbcu
. '^ , czijsUicuowskini.
I60O, wsrod rze-
czy danych „do ochędóstwa bez szacun-
ku" znajdujemy: 3 skrzynie: I) cyprysową,
wielką, malowaną, na szaty, 2) gdańską
wielką z chustami (t. j. bielizną) i 3) białą
z szatami. Oprócz tych było wiele szkatu-
łek, puzder i .skrzyneczka srebrna cudzo-
ziemską robotą, kamień czerwony u niej
na wierzchu". (Ob, Skarbcowe skrzy-
nie Enc.Star. t. IV, str. 237).
Skup czyli prawo bliższości. Jeżeli do-
bra ziemskie po przodkach odziedziczone
właściciel sprzedał obcemu, to członkowie
rodu właściciela prawem bliższości (po ła-
cinie pis rełractus) mogli odebrać dobra
od nabywcy, [^cąc mu to wszystko, co on
za dobra zapłacił i na nie wyłożył. (Ob.
Re trakt).
Słowianie starożytni, ich charakter, po-
jęcia i zwyczaje. Prokop, piszący w VI w.
po Chrystusie, powiada o Słowianach:
„Wszyscy oni jednego języka używają —
ani też kształtem cif^ się nie różnią. Każ-
dy bowiem jest słusznego wzrostu i bar-
dzo silny. Kolor płci niezbyt biały, ani
włosów zbyt jasny, chociaż te nigdy
wcale czarnymi nie są, lecz najczęściej
nieco w rude wpadają. Prosty ich umyrf
nie zna złości i fałszu". Cesarz jl/a«ry-
cjus w VII w. mówi o nich: , Znoszą cier-
pliwie mróz i gorąco, obnażenie ciała i nie-
dostatek żywności"; w innem miejsca do-
daje słowa bardzo znamienne: .Niczyich
rozkazów nie buchają, a między sobą cią-
gle się swarzą i nienawidzą"; lVitukindw
X w. pisze: .Jest to lud twardy i pracowi-
ty, nawykły do najpodlejszej strawy, a co
dla naszych (Niemców) zbytnim się zda cię-
żarem, Słowianie za igraszkę sobie to ma-
ją". Cesarz Lew Mądry z IX w. zaświad-
cza, że „wolą swobodny i niezbyt zatru-
dniony żywot prowadzić, ni* wielkimi
zachody o doborne jadło lub bogactwa się
starać". O życiu społecznem Słowian pi-
sze w X wieka Konslaniyn Porfirogenita;
.Panów te ludy (chorwackie, serbskie) nie
mają, lecz żupanów, starostów, równie jak
i reszta rfowiańskich ludów", Ditnmrw
XI w. podaje: „Ci, których zwykle Luty-
kami zowią, nie mają żadnego pana nad
sobą. Jednomyślną naradą uchwały swo-
je stanowiąc, w wykonaniu postanowio-
nych wszyscy zgadzać się winni. Jeżeli
zaś który przy naradzie uchwałom się
sprzeciwia, bywa kijami bity, lub jeżeli
później publicznie opór stawia, niszczą mu
wszystko ogniem, lub ciągtem pustosze-
niem. Chociai sami zmienni i podejrzli-
wi, wymagają od innych niezmienności i
zaufania". W innem miejscu tenże kroni-
karz powiada oLutykach: „Pokój ślubują
ustrzyżeniem kosmyka włosów z wierzchu
głowy i trawą, albo podaniem ręki". Ży-
•mociarz Św. Ottona twierdzi w XIII w., że:
„Jest zwyczaj na Pomorzu, iż książę tej
krainy zakłada w niektórych grodach
własną siedzibę, gdzie każdy, kto tylko
tam się uciecze, bezpieczne od nieprzyja-
ciół schronienie miewa". Opisując miejsca
dbyGoot^le
SŁOWIANIE STAROŻYTNI.
publicznych zborów n Pomorzan, mówi:
„Były zaś w Szczecinie 4 kontyay, z po-
między których jedna, najglówniejsza,
była z przedziwną sztuk% i nadzwyczaj-
nym wymysłem zbudowana, mając we-
wnątrz i zewnątrz rzeźby i sterczące ze
ścian obrazy ludzi, ptactwa i zwierząt,
tak dokładnie podług natiuy oddane, ii
zdawały Bię żyć i oddychać; a co najoso-
bliwsza, iż barwy tych obrazów od żadnej
deszczów lub śniegów niepogody nie pd-
zły, 'ani czerniały. Do tych budynków
znosili Powianie dziesi^ny zdobycznych
skarbów i bronie nieprzyjacielskie — i
wszystko, co na morza lub lądzie w boju
zdobyli; tudzież złote i srebrne czary, któ-
re w dni nroczyste możni panowie stam-
tąd wydobywali, aby ich do ofiar, godów
i uczt użyTraó. Znajdował się tam także
posąg bożka Tryglawa. Zaś 3 inne kon-
tyny nie miały takiego poszanowania, ani
tabich też ozdób. Stały tam tylko naoko*
ło ławy i stoły, ponieważ t.am oui zwykle
swoje narady i zgromadzenia odprawiali.
Bo czyto na gody i biesiardy, czy na 1-
grzyska, czy dla naradzania się nad wa-
żnemi sprawami, tam oni zawsze do tych
budynków w pewne dni i godziny się
schodzili". Helmoid mówi w XII w. o są-
dach w świątyniach i o przysięgach sądo-
wych Pomorzan: „Zdarzyło się, żeśmy w
naszej wędrówce przyszli do jednego ga-
ju, który jest w tej krainie (Stargradzkiej),
będącej zresztą polną płaszczyzną. Tam
pomiędzy starożytnemi drzewami ujrzeli-
śmy dęby święte, przeznaczone ku czci
bożka tej ziemi— Prowe (prawo, prawy),
otoczone wkoło podsieniem i ogrodzone
wytkniętym parkanem, w którym były 2
bramy. Oprócz licznych ołtarzy i bożków,
przepełniających wszystką tutejszą zie-
mię, było to miejsce powszechną caiej
krainy świątynią, której kapłan wszel-
kich uroczystych i ofiarnych obrządków
dopełniał. Tam lud tej ziemi z kapłanem
i księżęciem zwykł był gromadzić się na
sądy. Wstęp do środka był dozwolony
tylko kapłanom i tym, co ofiary składali
łub w niebezpieczeństwie życia byli. Ta-
kim bowiem nie odmawiano nigdy schro-
nienia, ile że Słowianie tak wielkie dla
swoich świątyń uszanowanie mają, iż
wnętrza świątyni niczyją, nawet i nieprzy-
jacielską krwią pokalać nie chcą. Przy-
sięga bywa z wielką trudnością dozwala-
na, gdyż przysięgać znaczy u Słowian ty-
le, co krzywoprzysięgać, a to z powodu
mściwego gniewu Bogów". Teofylakhts
w IS w. opowiada: „GMy cesarz Maury-
cjusz na wojnę przeciw AwaromdoTra-
cyi wyruszył, schwytf^a straż cesarska 3
mężów bez mieczów i wszelkiej broni,
tylko gęśle niosących. Spyta ich cesarz:
jakiego są narodu, z jakiego kraju, i po co
na rzymską ziemię wstąpili? Odpowiada-
ją, iż są Słowianie i mieszkają nad oceanem
Zachodnim. Tam to do ich narodu wypra-
wił Cbagan (awarski) posłów z wielkimi
dary dla książąt, prosząc ich o posiłki,
książęta dary przyjęli, lecz posiłków nie
dali, oświadczając, \% długość drogi jest
dla nich zbjrt uciążliwą. I z tem to ich do
Chagana wysłali, aby mu tę odpowiedź
zanieśli. Piętnaście miesięcy spędzili w
drodze. Chagan, praw poselskich niepo-
mny, powrotu im zabrania. Usłyszeli, iż
Kzymianie potęgą i ludzkością najwyższej
sławy doszli, przeto do Tracyi uciekli.
Zajmują się gęślami, ponieważ nie umieją
robić bronią, jako w ich krainie żelaza
niemasz, a stąd też prócz domowych po-
swarek i rozruchów w spokoju i cichości
żywot pędzą... Z czego cesarz ich naród
pochwalił, gościnnie ich przyjął i podzi-
wiwszy ich wzrost wysoki i potężną budo-
wę ciała, do Heraklei ich wysłał'. O wy-
obrażeniach i obrzędach religijnych pisze
Prokop (w VI w,): , Słowianie wyznają je-
dnego Boga, twórcę piorunów, jedynego
pana wszechświata, i święcą mu na ofiarę
woły i inne zwierzęta. Nie wierzą w
przeznaczenie. Gdy zapadłszy w chorobę,
dbyGoot^le
SŁOWIANIE STAROŻYTNI.
247
albo idąc na wojnę, śmierć przed sobą wi-
dzą, ślubują Bogn ofiary, po 'mimonem
Diebezpieczeństwie wyp^niają, co ślubo-
wali, i sądzą, ie to ślubowanie życie im o-
caliło. Oprócz tego czczą jeszcze rzeki,
bogioki i inne bóstwa, wszystkim ofiary
święcąc, a śród ofiar pewne wróżby czy-
nią". Z>//«iir mówi: „U Słowian ile kra-
in, tjle jest świątyń i tyle różnych boż-
ków cześć pogańską odbiera. Pomiędzy
świątyniami gród Retre naczelne mieisce
trzyma. Tam oni, śpiesząc na wojnę, po-
kłony biją, tam, wracając zwycięsko z
wojny, należne znoszą dary i jako błagal-
ną objatę kapłani bogom święcić mają;
wróżbą losów i konia pilnie dochodzą. 0-
kropny zaś gniew tych bogów bywa tylko
ludzką lab zwierzęcą krwią nagodzony'.
I dalej Ditmar mówi znowu: „W krainie
Redarów jest miasto Riedegast, trójkątne
i 3 bramy mające, a dokoła wielkim bo-
rem, który mieszkańcy za nietykalny i
święty mają, otoczone. Dwie bramy tego
miasta są dla wszystkich otwarte, trzecia
ka wschodowi położna, najmniejsza tyl-
ko ścieżkę i tuż przyległe srogie morze o-
kazuje. W tej stronie niemasz nic prócz
świątyni misternie z drzewa zbudowanej
i spoczywającej na podstawie z różnych
rogów zwierzęcych. Ściany jej przyozdo-
bione są zewnątrz dziwnie wyrzezanymi
obrazami bogów i bogiń; wewnątrz zaś
stoją wyciosani bożkowie, każdy z napi-
sem swego imienia, groźnie w przyłbice
i napierśniki odziani, między którymi naj-
pierwszy nazywa się Swarasycy i przed
innymi od wszystkich pogan czczony jest
i wielbiony. Są tam także ich proporce
wojenne, których, oprócz w czasie wojny,
nigdy stąd nie ruszają. Dla strzeżenia
tych proporców, wyznaczyli osobnych ka-
płanów, którzy czyniąc bożkom ofiary,
lub aby gniew ich przebłagać, siedzą, gdy
reszta stoi*. „Czczą też Słowianie boż-
ków domowych i wielkie zaufanie w moc
ich pokładając, przynoszą im ofiary. Sły-
szE^em o pewnej lasce, u której na wierz-
chu była wyobrażona ręka, trzymająca
żelazną obrączkę. Tę laskę nosił pasterz
miejscowy od chaty do chaty, mówiąc
przy wstępie na progu domostwa do laski:
„Czuwaj, Henil, pilnuj!" — tak bowiem na-
zywana się ona w ich języku — poczem je-
dząc i pijąc uważali się za bezpiecznych
pod strażą tego czaru". Helmold opowia-
da: .Jest wiele rodzajów bałwochwalstwa
TX Słowian; nie wszyscy bowiem na te sa-
me obrzędy się zgadzają. Jedni mieszczą
wizerunki swych bogów w budowanych
świątyniach, jak np. owego bożka w Plo-
nie, którego zwą Pogoda; inni bożkowie
zamieszkują lasy lub gaje, jak np. Prowe,
bożek Starogrodzian, a ci żadnych obra-
zów nie miewają. Niektórzy zaś bywają
z dwoma lub trzema, a nawet więcej gło-
wami wyobrażani. Wszakże mimo tylu
różnokształtnych bożków, którym [lola i
lasy święcą a smutek i uciechy przyznają,
nie przeczą Słowianie jednego Boga w
niebie, władnącego resztą bożków, a oso-
biście tylko niebieskienu sprawami zajęte-
go. Inni bożkowie, którzy tylko poruczo-
nych sobie obowiązków pilnują, zrodzili
się ze krwi jego, będąc tern doskonalsi, im
bliższe pokrewieństwo z owym najwięk-
szym Bogiem ioh wiąże. Wszystkie pola
i osady są p^ne świętych uroczysk, <^ta-
rzów i bożków. Prócz tych najsławniej-
szymi bożkami byli: Prowe, bożek krainy
Starogrodzkiej, Żywa, bogini Polabingów,
Radigast, bożek krainy Obotritów. Nad
wszystkie zaś różnokształtne bóstwa sły-
nął Swantewit (Świętowit), bożek krainy
Ragjan, jako skuteczniejszy od innych,
przed którego obliczem reszta bożków
tylko półbożkami być się zdawała*. Ja-
koż ze wszystkich krain słowiańskich nad-
chodzą zapytania do tegoż bożka o wyro-
cznie. Wszystkie też krainy wyznaczoną
ilość ofiar w corocznej dani posyłają,
Swantewita Bogiem bogów uznając. W
porównaniu z jego kapłanem jest książę
dbyGoot^le
243
SŁOWIANIE STAROŻYTNI.
tych Ragjan daleko mniej szanowany.
Tento bowiem ka|^au odpowiada na pyta-
nia wyroczni i roztizygnienie losów tló-
maczy. On od wróżby a książę z lądem
od jego skinień zawisa. Ragjanie mają
dla osobliwszej dawy swojej dwiątyni
pierwszeństwo przed innymi Indami, i
podczas gdy oni sami inne Indy do porfu-
ezeństwa sobie niewolą, ich 2adna niewo-
la nie dosięga, ileiewniedostępnem miej-
scu mieszkają. Po otrzymanem zwycię-
stwie znoszą złoto i srebro do skarbnicy
swojego bożka, resztę pomiędzy siebie
dzielą. Kupcom nawet, którzy przypad-
kiem na wyspę Ragjan zawiną, nie wolno
ani sprzedawać, ani kupować wprzódy,
ai póki ze wszystkich swych towarów ko-
sztownych ofiar Swactewitowi nie dożą.
Słowianie wyznają, iż wszelkie szczęście
od dobrego, wszelkie zad nieszczęście od
złego Boga pochodzi i stąd też złego Bo-
ga w swoim języku Zcemebooh (czarny
bóg) nazywają. Wszyscy ci (bogowie)
mieli swoich kapłanów i ofiarne libacje i
rozliczne obrzędy religijne. Oprócz tego
święcono podług wyroku rzuconych losów
wróżebne na cześć tych bożków uroczy-
stości, i schodzili się mężowie i niewiasty
z dziećmi i czynili bożkom swoim ofiary z
wołów i owiec, a czasem nawet z chrze-
ścijan, których krew, jak mówili, jest mi-
łą ich bogom. Zabiwszy ofiarę, kosztuje
kapłan ich krwi, sądząc, iż przez to tern
zdolniejszym do zroznmienia wróżby się
stanie. Skoro obrzędy ofiarne się skoń-
czą, zabiera się lad do ucztowania i zgieł-
kliwej zabawy. Jest zaś dziwny zabobon
u Słowian, ii przy swoich godach i pija-
tykach obnoszą czarę, w którą nie tyle
błogosławieństw, ile słów pn^ekleństw w
imieniu dobrego Inb złego boga wmawia-
ją. Zresztą, czczą gaje i źródła i wszel-
kich zabobonów rozmaite błędy u nich
pannją". Żywociarz św. Ottona zapewnia,
że „Szczecin, nadzwyczaj wielkie miasto,
i Julia, jeszcze większe, zawierały w swym
okręgu trzy góry, z których średnia, naj-
wyższa, najwyższemu pogańskiemu boż-
kowi Triglafowi poświęcona, miała trój-
głowy posąg, z zasłoną na oczach i na u-
nstach. Kapłani zaś tego bożka mówili,
iż dlatego najwyższy Bóg ma 3 głowy, że
pannje trzem królestwom, t. j. niebu, zie-
mi i piekłu; a zasłonę dlatego ma na
twarzy, że umyślnie nie widzi i zamil-
czą występki ludzi. Był tam jeszcze w
m. Szc7.ecinie dąb ogromny i rozłożysty,
a pod nim przeczyste źródło, które lad dla
mieszkania tam niby jakiegoś bóstwa za
święte nwBżając, wielce czcił i poważał".
O życiu domowem praojców naszych pisze
w Vn w. cesarz Maurycjus: , Krainy ^o-
wiańskie ciągną się powszechnie nad rze-
kami i stykają się zawsze tak blizko z so-
bą, że gdy pomiędzy niemi żadnej otwar-
tej przestrzeni niemasz, a wszystko lasami
pokryte, przeto kto tylko wyprawę do ich
kraju podejmie, musi się u samego wstę-
pu zatrzymać, gdyż cała dalsza kraina by-
wa zupełnie bezdrożna, niedostępna, gę-
stymi porośnięta lasami, w których miesz-
kańcy łatwo nadchodzących nieprzyjaciół
podsłuchawszy, jak najspieszniej wgłąb
przed nimi uchodzą. A jako ich młodzień-
cy są bardzo zręczni i zwinni, przeto przy
zdarzonej sposobności wpadają znienacka
na żołnierzy, tak iż wyprawione przeciw
nim wojska nigdy wiele im nie zaszkodzą.
Zagrody ich leżą po większej części w la-
sach, nad i^ekami, bagnami, lub tradne-
mi do przystępu jeziorzyskami. Fotem
robią zawsze po kilka wyohodów w swoich
mieszkaniach, dla różnych, jakie się zda-
rzyć mogą, wypadków. Wszystkie swoje
dostatki chowają pod ziemię, nie posiada-
jąc nic otwarcie. Obfitują we wszelkie
rodzaje bydła, jakoteż ziemiopłody, które
skladająnazapas, osobliwie proso i hreczkę.
Są zaś Słowianie tak łaskawi na podróż-
nych i z tak rzadką troskliwością o to
dbają, aby ich cało i bezpiecznie z miejsca
na miejsce, dokąd im iść potrzeba, prze-
dbyGoot^le
SŁOWIANIE STAROŻYTNI.
prowadzić, it jeżeli przez opieszałość tego,
komu pieczę nad nimi poruczono, szkoda
jakapodróżnym się wydarzy, natenczas są-
siad niedbałego przewodnika zbrój ao dom
ma najeżdża, uważając sobie za cnotę po-
mścili obcego podróżnika", Prokop (w VI
wieku) powiada, że , Słowianie mieszkają
w lichych, porozrzucanych chatach, i stąd
też bardzo często miejsce siedzib zmienia-
ją... dlatego zaś, że ich mieszkania tak
zrzadka, jakby rozsiane po całej krainie
leżą, zajmują oni tak wielką przestrzeń
ziemi. Utrzymanie życia u Słowian bar-
dzo mierne; strawa prosta i niewymyślna;
czystość niewielka". Lew Mądry nadmie-
nia: ,Do jadła używali najwięcej prosa, 1
byli bardzo skromni w potrawach. Nie-
wiasty słowiańskie celują wstydliwością
i są tak wierne, iż wiele z nich śmierć swo-
ich mężów za własną śmierć aważając, sa-
me się udnszają, gdyż nie mogą owdowia-
łego znieść życia. Również i tę inną jesz-
cze CDotę Indzkośf^ mieli (Słowianie), iż
jeńców, którzy pojmani na wojnie, pomię-
dzy nimi żyli, nie do nieograniczonego
czasa, jakby długo sami zechcieli, w nie-
woli zatrzymywali, lecz jeńcom to do woli
zostawiali, wyznaczając im pewien czas
słnżebnictwa, po upływie którego wolno
im albo wracać nazad do swoich za umó-
wioną nagrodą, albo, jeżeliby się im podo-
bało, pozostać nadal u nich, jako równi i
przyjaciele. Św. Bonifacy pisze w VHI w.,
iż .Wendowie tak gorliwie wzajemną mi-
łość małżeńską dochowują, że małżonka
po śmierci męża życie sobie odbiera, i za
cnotliwą niewiastę ta pomiędzy innemi u-
chodzi, która własną ręką śmierć sobie za-
da, aby wraz z mężem na jednym zgorza-
ła stosie". Adam z Bremy pisze zaś w XI
wieku, że , chociaż żyją w pogaństwie, co
do obyczajów i gościnności nie znalazł-
byś narodu, któryby zacniejszym byt i do-
brotliwszym". Helmold poświadcza, że
lubo gorliwość bałwochwalstwa nigdzie
bardziej wygórowaną nie była, niż u Ru-
gjan, zachowali oni przecież wiele cnót
przyrodzonych. Są bowiem nadmiernie
gościnni, a rodzicom swoim nadzwyczaj-
ną cześć wyrządzają. Niema też ani je-
dnego ubogiego lab żebraka pomiędzy ni-
mi. Skoro bowiem którego choroba osła-
bi, lub starość sił pozbawi, oddają go na-
tychmiast pod opiekę spadkobiercy, a ten
z największą ludzkością o niego ma stara-
nie. Jakoż gościnność i uszanowanie dla
rodziców bywają u Słowian za główne cno-
ty uważane. W drodze zaprosił nas (Niem-
ców) Przybyslaw, książę Obotritów, aby-
śmy wstąpili do jego domu, który leżał o-
podal. I przyjął nas z wielką radością i
hojną ucztę nam wyprawił. Przyniesio-
no nam stół zastawiony odrazu 20 dania-
mi. Wtedy to z własnego doświadczenia
się przekon^em, co mi dotąd tylko ze sła-
wy wiadomo było, iż niemasz w świecie
gościaniejszego narodu nad Słowian.W po-
dejmowania bowiem gości jeden nad drugim
j akby z nakazu się ubiega, tak iż nigdzie go -
spody szukaćniepotrzebuJ6sz.Wszystko też,
co z rolnictwa, rybołówstwa, albo myśliw-
stwa zbiorą, hojnem szafowaniem dl a gości
trwonią, uważając każdego za tem zamo-
żniejszego, im więcej jest rozrzutny. Któ-
ryto zbytek wielu z nich do kradzieży i
rozboju pobudza, lecz nawet za występek
tego nie mają, jeśli tylko, co się dziś w no-
cy skradnie, nazajutrz rano wraz z gość-
mi się przepuści. Ktoby zaś - chociaż to
bardzo rzadko się zdarza — zost^ przy-
padkiem postrzeżony, jak obcemu gościn-
ności odmawiał, temu mogą wszyscy
c^y dom i majątek ogniem spustoszyć,
i wszyscy też jednogłośnie na to się uma-
wiają, ogłaszając takiego bezecnym, po-
dłym i wykluczenia przez wszystkich go-
dnym, kto się nie wzdrygał odmówić chle-
ba gościowi". Co do sposobów toczenia
wojny powiada Konstanty Porfirogenita
w X w. o Słowianach południowych, że
nigdy ich łodzie dla napastowania kogoś
wojną nie odpływają, chyba że ich ktoś
dbyGoot^le
250
SŁOWIANIE STAROŻYTNI.
aam zaczepił. Jeżdżą zaś na nich na tar-
gi, płynąc od miasta do miasta. Prokop
(w VI w.) mówi, że „na wojnie aderza
wielu pieszo na nieprzyjaciela, niosąc tar-
cz)j i włócznię w ręka, bez kolczagi na
Bobie". Ceaarz Maurycjus {w VII w.) pi-
sze, iie najpowszechniejszą ich bronią są 2
kopje, a niektórzy miewają tarcze mocne,
ale tak ciężkie, iż z trudnością przenieść
się dają. Są też u nich w używaniu dre-
wniane luki i m^e strzały, zapuszczane
trucizną. Zresztą porządku w boju nie
znają i o szyk wspólny bynajmniej się nie
troszczą. Jeżeli się wydarzy, iż sami wstę-
pnym bojem na nieprzyjaciela uderzają,
postępują zwolna pośród głośnych okrzy-
ków naprzód, a gdy nieprzyjaciele na ich
krzyk odpowiedzą, nacierają co żywo. Do
różnych zaś ich fortelów należy także nu-
rzać się zręcznie w wodzie. Tak iż bę-
dąc znienacka napadnięci, co prędzej w
w wodę skaczą i leżą tam w głębi na
wznak, przez umyślnie na to przyrządzo-
ne długie, wewnątrz próżne, do powierz-
chni wody sięgające trzciny oddychając,
dopóty się tam kryją, aż wreszcie wszel-
kie o nich podejrzenie zginie. Doradza
też MaurycjuB, aby wyprawy przeciw Sło-
wianom podejmować w zimie, aprzede-
wszystkiera, o ile że mają wielu nie-
zgodnych książąt, należy niektórych bądź
namową, bądź darami, na swoją prze-
ciągnąć stronę, aby się wszyscy w nie-
przyjacielskim duchu nie złączyli. Ka-
mcnjała wreszcie w X wieku notuje, że
Słowianie „niczego tak doskonale nie u-
mieją, jak celcie strzelać i w każdy za-
mierzony przedmiot ugodzić". Znako-
mity dziejopisarz Karol Szajnocha, w
jednym ze swoich „szkiców histoiycz-
nych' zestawiając powyżej przytoczone
wiadomości o Słowianach z 12- tu pisa-
rzów średniowiecznych, wypowiada głę-
boki sąd, że „ten z narodów słowiańskich,
który do dziś dnia dochował najczyściej
powyższe cechy dawnego obyczaju sło-
wiańskiego, jesl przeto najbardziej dziś
słowiańskim, że mniejsze lub większe wy-
zucie się z tych dawnych obyczajów, ja-
kiemu który z dzisiejszych narodów sło-
wiańskich uległ, znaczy właściwie mniej-
szy lub większy stopień jego wynarodo-
wienia, wysłowiańszczenia — wierniejsze
zaś przechowanie dawnego obyczaju i du-
cha jest najmocniejszem jego upoważnie-
niem do odzywania się w rzeczach, doty-
czących ogółu Słowiańszczyzny; że więc
nie temu, który najgłośniej o tern prawi,
lecz temu, który najniezmienniej dawny
obyczaj w sobie przechował, pierwszy głos
w rozprawie o Słowiańszyznę się należy".
Z autorów, którzy pisali później o ludach
słowiańskich, przytoczymy jeszcze Długo-
sza, twierdzącego, że zacięta Niemka Kry-
styna, córka cesarza Henryka, poślubiona
Włady^awowi, najstarszemu synowi Bo-
lesława Krzywoustego, matka i babka
rozrodzonych Piastów śląskich, ,z zelży-
wością twierdziła o Polakach, że byli nie-
schludni i zawżdy cuchnęli. Stroju i oby-
czajów polskich cierpieć nie mogła". O
Kusinach powiada Długosz, że „niestfJe-
go są umysłu, łatwo odmieniają swoje
zdanie i rzadko między nimi tajemnica za-
chowaną być może" (II, 503, wydanie
polskie Przezdzieckiego). Herman Ske-
del, Norymberczyk, bawiąc w Polsce w
r. 1493, tak pisze o jej mieszkańcach: „Pol-
scy obywatele cnotą, roztropnością i ła-
godnością celują, ludzkość i przyjemność
hojuie i otwarcie ku wszelkim cudzoziem-
com okazują". Rorawjus, posłując do
Polski 1540 r. od Stolicy apostolskiej, po-
wiedział: , Naród polski umie cenić ludzi
i wspaniale obdarzać, układnością oby-
czajów z najświetniejszym teraz europej-
skim narodem, t. j. z Włochy, dobija się o
pierwszeństwo" (Chromiński w Dzienniku
Wil. r. 1806, III, str. 216). Barklay (w
Wizerunku) tak opisał Polaków: „Jest to
naród mężny, potężnie je, próżnowanie
lubi. Szlachta nad wszystko przekłada
dbyGoot^le
RÓWNIKI POLSKIE,
261
wolność i równość, ale jej plebejnazom u-
dzielić nie chce. Żyj% Polacy jako zie-
mianie i kochają swoją ojczyznę, ale rów-
nież ubiegają się za zyskiem. Nie pozwa-
lają nikogo więzić, aż prawem przekona-
ny będzie. Za zabójstwo glówaaczyzną
się opłacają. Królów szanują, lecz psują
prawa; w politycznych rzeczach nie są
skryci, a gdy stąd szwank odniosą, wtedy
I^czą. Są atratni, ale nie szczodrzy. Zte-
mo nie zabiegają. Żadna u nich bez zwa-
dy nie może się obejśó biesiada. Zdrajcą
nazywany u nich ten, kto na uczcie kieli-
chów speJniaó nie chce. Żyją w niechluj-
stwie z cielętami i prosiętami razem. Go-
spody ich najgorsze, i chleba w nich po-
dróżuemu dostać trudno. Panowie wspa-
niiJe stawiają gmachy, lecz o ich całość
nie dbają, stąd pełno spustoszałych tam
domów, w których dziurawe są dachy, a
przez nie leje się deszcz i slota. W wie-
rze są trwali, ale słowa dotrzymać nie lu-
bią. Księży swych bardzo się boją. Po-
stów przestrzegają święcie". Za dużo cu-
dzoziemcy pisali o Polakach, abyśmy na-
wet setną część tego pomieścić mogh w
naszej Encyklopedyi. Poprzestajemy więc,
zakończając słowami filozofa niemieckie-
go Fryderyka Nietzsche'go, który w za-
piskach swoich autobjograficznych z roku
1B83, zatem w czasie, kiedy umysł jego
nie był jeszcze zamroczonym, tak pisze:
„Polacy uchodzili w moich oczach za naj-
zdolniejszych i najbardziej rycerskich mię-
dzy narodami słowiańskimi, a zdolności
Słowian wydawcy mi się wyższemi, ani-
żeli zdolności Niemców; sądzę nawet, że
Niemcy dopiero przez silną przymieszkę
krwi słowiańskiej weszli do rzędu uzdol-
nionych narodów. Z przyjemnością my-
ślałem o prawie polskiego szlachcica oba-
lenia przez proste V£io uchwały całego
zgromadzenia, a Polak Mikołaj Kopernik
wydawał mi się korzystać z tego prawa
przeciw poglądom wszystkich innych lu-
dzi w największy i najgodniejszy sposób.
Politycznerozkielznanie i słabość Polaków,
tak samo ich rozwiązłość, były raczej dla
mnie świadectwem ich uzdolnienia, aniżeli
niezdolności. Chopina czczę szczególnie
za to, że awoloił muzykę od wpływów nie-
mieckich, od dążności do brzydoty, bez-
dźwięku, filisterstwa, ociętt^ości i blagi.
Piękność i szlachectwo ducha, a mianowi-
cie szlachetna wesołość, swawola i wspa-
niałość duszy, obok ciepła południowca i
głębokości uczucia, nie znalady wcale
przed nim wyrazu w muzyce".
Słowniki polskie. Jat w wiekach sta-
rożytnych uiiładano wokabnlarze łaciń-
sko-greckie; w wiekach średnich dopisy-
wano do nich wyrazy celtyckie, anglosa-
skie, niemieckie i inne. W początku wie-
ku Vin powstał, w Hiszpanii podobno,
„LiSer glossarum'^, który jest podstawą
średniowiecznego słownikarstwa łacińskie-
go; na nim polega słynny wokabularz, t,
zw. „Mater verborum'*\ dalej tworzą się
zbiory rfów łacińskich z objaśnieniami
często bardzo dziwacznemi ich znaczeń
pod nazwami yocabultsła Papias, Rosa-
rius, nłożonyprzez Uguciona w w. Xn-ym,
, CalAaiicon" Jana z Genui {/anuensis) z
w. XIII, Granarius, krótszy słownik na-
zywano Brevilogus lub BTeviloquus, Lu-
cianus t. j. oświetlający, Mammotrectm o-
kolo r. 1300, w którym;zebrane były obja-
śnienia trudniejszych wyrazów z Pisma
świętego i t. p. Wszystkie te słowniki
przepisywane były i w Polsce w wiekach
średnich, gdyż służyły do zapoznania się
z łaciną. I w Polsce zaczęto do nich do-
dawać znaczenia polskie, zapewne dość
wcześnie, tworząc przez to wokabnlarze
łacińsko- polskie; nie dosdy do czasów na-
szych jednak starsze nad wiek XV. Pod
wieloma względami słowniki te są bardzo
ważne dla dziejów języka, gdyż przecho-
wały nam wyrazy skądinąd nieznane,
wzbogaciły język, zmuszając do tworze-
nia nowych wyrazów; one przechowały
nam dawną terminologję swojską z róż-
dbyGoot^le
SŁOWNIKI POLSKIE.
nych dziedzin tycia, zajęć i nank, one
świadczą o ówczeenym etanie języka, pi-
sowni, odmianacli, ponczają nas, co mu-
sieliśmy zapożyczać od narodów obcych,
wreszcie świadczy o samej potrzebie ucze-
nia się języków obcycli. W bibljotekach
zasobnych w rękopisy średniowieczne, w
Polsce pisane, jak Jagiellońskiej, Ossoliń-
skich, publicznej w Petersburgu, gdzie są
zbiory Z^uskicfa, książnicach Zamojskich
i Krasińskich w Warszawie, dawnych
klasztornych i kapitulnych, znajdują się
odpisy wymienionych wyżej słowników
łacińskich średniowiecznych z dodaną w
tekście, namarginesach lub między wiersza-
mi znaczniejszą lub mniejszą liczbą wyra-
zów polskich; zwrócili na nie uwagę wXIK
w. uczeni nasi badacze dawnych rękopisów,
jak Lelewel, Maciejowski, Wi^ocki, Keh-
ring, Szujski, Polkowski, Karłowicz, Kryń-
ski, L. Malinowski i inni; największe jed-
nak zasługi położył pod tym względem,
jak i wogóle dla piśmiennictwa polskiego
średniowiecznego, prof. A. Bruckner, ze-
brawszy materjiU słownikowy z kilkudzie-
sięciu rękopisów i odpowiednio go oce-
niwszy. Kiemcy posiadali w wiekach śre-
dnich słowniki łacińsko-niemieckie wier-
szowane. I Czesi w w. XrV mieli słownik
dość duży łaciósko-czeski pod nazwą ^Bo-
hemarius^ — wierszowany, który tak się
zaczynał: ^Bok dens est, doshoyc — deitas,
siworziieląne -ereator". U nas dotąd nie
natrafiono na cały słownik wierszowany,
ale, że tu i owdzie znalazło się kilka wier-
szy osobno, przypuszczać należy, że i u
nas ułożono taki słownik w wiekach śred-
nich dla łatwiejszego przyswojenia przez
żaków. Oto znaleziono ślady takiego słow-
nika:
Modiolns — pyasta, radius — sipicza, est
zwona — contus.
Est tribulus osseih, tribula — ^^^py^ tri-
bulumqnoqae — vyerczyoch.
Est aquilo — pulnocz, austerque — po-
ludnye.
Est Albertus — Olbracht, Adalbertus sit
tibi Voyczech.
Zresztą jeszcze w w. XVIII po szkołach
naszych podobne wierszyki mnemoniczne
się tułały, np. Bóg^Deus, mój — meus itd.
Słowniki średniowieczne uUadano nietyl-
ko alfabetycznie; często spotykać można
wokabularze, jeszcze i w XVI i XVII w.
drukowane, w których wyrazy ułożone są
według gmp pewnych, np. dotyczące do-
mu, kościoła, ogrodu, pola, rzemiosł i t. d.
razem są podawane. Jeden z dochowa-
nych glosarjuezów do Pisma Św., t. zw.
Mamotrectus" z r. 1471, świadczy doda-
tnio o dbałości Akademii krakowskiej o
język ojczysty, był bowiem przez jej mi-
strzów poprawiony. W rękopisach śre-
dniowiecznych bardzo są często na kar-
tach wolnych lub okładkach krótkie spisy
wyrazów łacińskich z polskim przekładem,
np. wyrazów, oznaczających pokrewień-
stwo, nazwy miesięcy i t. p. Często spo-
tykają się po rękopisach słowniczki lekar-
skie i botaniczne; miały one zastosowanie
praktyczne w medycynie; jeden teki zbio-
rek krótki pochodzi jeszcze z czasów Ło-
kietka i jest najdawniejszym znanym sło-
wniczkiem łac.-polskim; najobszerniejszy
zaś słownik botaniczny łacińsko-niemiec-
ko-polski z r. 1472 liczy około 2000 nazw
polskich. Również z celem praktycznego
zastosowania układano słowniczki wyra-
zów prawnych; takich znamy kilka — jeden
nieco obszerniejszy wydrf dr. Oelichow-
ski, drugi znajduje się w Petersburgu w
bibljotece publicznej. Mówiąc o wokabu-
larzach średniowiecznych, nadmienić win-
niśmy, że bardzo jest wiele rękopisów ła-
cińskich z w, XV przeważnie treści teolo-
gicznej, a mianowicie z kazaniami, w któ-
rych pomiędzy wierszami lub na margi-
nesach umieszczone są znaczenia polskie
niektórych wyrazów i całych zwrotów o-
raz zdań; takie glosy polskie w tekście ła-
cińskim, zawierające odręczne przekłady,
zwróciły w ostatnich 30-tu latach uwagę
dbyGoot^le
SŁOWNIKI POLSKIE.
253
badftczów języka i wykazały dniy zasób
ciekanych a skądinąd mało znanyck lub
wcale nieznanych wyrazów. Gdy w wie-
ka Xyi znacznie a nas wzrosła potrzeba
zapoznawania eią z językami obcymi, a
sztuka dmkarska pozwalała wydawać
książki odpowiednie dla użytka młodzie-
ży szkolnej i całego czytającego ogółu,
rozpoczyna się od r. 1&26 szereg dość licz-
nych wydawnictw tego rodzaju pod posta-
cią ht^i to wokabalarzy, w których wy-
razy okładano alfabetycznie lub według
ich treńci, bądź to rozmówek, bądź połą-
czenia oba tych sposobów, bąd;^ grama-
tyk. Najczęściej takie dykejonarze i wo-
kabalarze zajmują się trzema językami:
łacińskim, polskim i niemieckim, rzadziej
wydawano je w 4-ch językach: łaci^kim,
polskim, niem. i włoskim (1532 i 1566) i ła-
cińskim, polskim, niemieckim i francu-
skim (1574), łacińskim, polskim, niemieck.
i czeskim (r. 1605). Ze słowników trzyję-
zykowych znamy następujące: „Dicfio-
narius /oannis Murmelli^ w Krakowie r.
1626, który miał u nas następnie jeszcze 9
wydań w XVI w. i 10 przynajmniej w XVII;
wyrazy w nim ułożono według ti'eści np.
^O bodzey rzeczach nyebyeskłch"-, ^O toz-
mdyłych rodzdyoch pokirmu'^ i t. d. Podo-
bny do niego , Diclionarius'^ Ślązaka My-
mera z r. 1628 miał w XVI w. 3 wydania,
przerobiony jest ze Równika łacińsko-nie-
miecko-czeskiego z r. 1613. W r. 1532
Wydano , lVielmi pożyteczny slowarz tym,
ktorzi ządaią wyrozumieć y naiictyć się
czcić {ezyi&6) pT0CzQ3&z) chodzenia do szko-
ły, tako są prosczi laici, y niewiasty. Też ka-
tdy iacztnnik może się nauczyć Wioskiego,
Polskiego y Nietniecć kiego, a zasic kotdy s
ntch taczinskiego: Bocziem w tych kxięgach
zawteraią się wszytki imiona, przezwiska y
słowa, które mogą być wymówione rozmai-
tym obyczaiem*. Słowniki te układali nie-
kiedy Ślązacy (np, Mymer), którzy zbyt
niewolniczo posiłkowali się gotowym cze-
skim i niemieckim materjałem. Słowni-
czek wyrazów prawnych alfabetycznie u-
łożony po raz pierwszy zjawił się w drukn
w r. 1631 przy książeczce Jana Oervasa
Tucholczyka ,Farrago actionum civilium
furis Magdeburgensis^; rozszerzając się
w następnych wydaniach^ doszedł w osta-
tnim (9-m) 2 r. 1607 do znacznych rozmia-
rów. Zedowników drukowanych dor. 1632
oraz materJE^ów rękopiśmiennych ułożył
słownik łaoińsko-polski Bartłomiej z Byd-
goszczy w r. 1532; wydał go z rękopisu w
r. 1900 dr. ErzepkL , Wokabułarz rozma-
itych i potrzebnych scnłencyi' z r. 1539,
1658, 1566 i 1 595 zawiera rozmówki, listy,
pieśni i ustęp z powieści o Marchołcie. Z
słowników botanicznych XVI wieku zna-
ne są Szymona z Łowicza z r. 1633 i 1537
w książce p. u. ^Euchiridion medicinac""
i Schnebergera z r. 1557 „ Catalogus słir-
pium cuarundam", w którym są nazwy
ludowe polskie i rusińskie. Drobne te ^o-
wniczki poprzedziły wydanie wielkiego i
dużym nakładem nauki ułożonego Rów-
nika łacińsko- polskiego przez Jana Mą-
czyńskiego w r. 1564; miał on i polsko-ła-
cińską część gotową, ale ta w rękopisie
zaginąć musiała. Dzieło Mączyńskiego,
znakomite pod wielu względami, przewyż-
sza obfitością wyrazów i starannością wy-
bada wszelkie poprzednie próby, wprost
je zatłamiając. Następne więc słowniki
polskie z wielkiej pracy Mączyńskiego już
korzystać mogły. W końcu w. XVI (1590)
po raz pierwszy wszedł do wielkiego wie-
lojęzycznego Równika Calepina język pol-
ski (.Dictionarium XI Unguaram"). Dru-
gim wielkim słownikiem jest „Thesaurus'
Grzegorza Knapskiego w 3-ch częściach,
zawierających: I) słownik polakołacińskO'
grecki (1621 r.), II) Równik łacińsko-pol
ski i III) „Adagia polonica" — przysłowia
polskie (1632); dzieło Knapskiego wyko-
nane jest z niepospolitym przygotowa-
niem filologicznym i przez dwa wieki aż
do wyjścia słownika Lindego było praw-
dziwym „skarbem" mowy polskiej; cho-
,Goo<^le
254
SŁOWNIKI POLSKIE.
ciaż głównie z żywego języka i słowników
poprzednich koi^yst&ł, to jednak przyta-
cza chętnie cytaty z Kochanowskiego i in-
nych znakomitych pisarzy XVI wieku;
często też słowniki Knapskiego w wiekn
XVII i XVIII przedrakowywano, przera-
biano i skracano. Pomijając słowniki ła-
cii!isko-f rancusko - litewsko - niemiecko-pol-
skie z w. XVII, XVin i początku XIX,
jak Volckmara, Datypodiusa, Emestiego,
Troca (najlepszy słownik irancusko-nie-
miecko- polski z w, XVIII), Mrongowiu-
sza i inne, dość nieraz obszerne, przecho-
dzimy do najwspanialszego dzi^a słowni-
kowego nietylko w Polsce, ale i w słowiań-
szczyźnie całej, mianowicie do 6-toniow6-
wano mu w imienin narodu wielki medal
s^oty z napisem: „Za Słownik Polskiego
Języka Ziomkowie 1816'. Znacznie mniej-
szy objętością jest „Słownik języka pol-
skiego", opracowany zbiorowo i wydany
w Wilnie przez M. Orgelbranda w r. 1861
w 2-ch tomach. Do niedawna był to naj-
bogatszy zbiór wyrazów języka polskiego,
liczący ich przeszło 108 tysięcy. Pod
względem wewnętrznego układu i ilości
przykładów znacznie niżej ten słownik
stoi od Lindego. Skróceniem Równika
Lindego jest „Słownik" E. Rykaczewskie-
go (2 wyd. 1866 i 1873), liczący w 2 to-
mach przesdo 49 tysięcy wyrazów. Od
czasu wyjśda „Słownika" Lindego i wi-
go ^Siownika języka polskiego* , wydanego
w latach 1807 - 1814 przez Samuela Bo-
gumiła Lindego {wyd. II we Lwowie
18B4 — 1860). Jest to praca pomnikowa,
owoc długoletniej, zadziwiającej pracowi-
tości i wielkiej nauki, wyprzedzająca leksy-
kograiję europejską o całe dziesięciole-
cia. Autor podaje ta obok wyrazu pol-
skiego zestawienie z odpowiedniemi wyra-
zami innych języków słowiańskich, obja-
śnia wyczerpująco znaczenia wyrazów (li-
czy ich Słownik około 69 tys.) przykładami,
wyjętemi z 700 przeszło dzi^ w. XVI i na-
stępnych. Współcześni niezmiernie wy-
soko cenili „Słownik" Lindego, to też spot-
kały go za to liczne odznaczenia; pomię-
dzy innemi wybito na cześć jego i ofiaro-
leńskiego okazało się wiele słowników
specjalnych (np. łowiecki, leśny, górniczy,
lekarski, architektoniczny, kupiecki, bo-
taniczny, zoologiczny i wiele innych), za-
częto zbierać wyrazy gwarowe i wielką ich
ilość zgromadzono, wykryto wiele niezna-
nych przedtym zabytków dawnej pol-
szczyzny w rękopisach i drukach, rozwi-
nęła się literatura piękna, wzbogacono
terminologję naukową, rzemieślniczą i
przemysłową w najrozmaitszych kierun-
kach; zrodziła się przeto potrzeba opraco-
wania nowego słownika, któryby wszyst-
kie te bogactwa w sobie zawarł. W r. 1898
zaczął wychodzić nowy ,Siovinik języka
polskiego, ułożony pod redakcją Jana Kar-
łowicza, Adama Kryńskiego i Wiadysiaioa
dbyGoot^le
255
Niedźwiedzkiego'* w Warszawie; dotąd
(czerwiec 1903 r.) wyszły 2 tomy i potowa
ti^eciego do polowy litery N. Słownik
t«n, uwzględniający cały zasób języka
polskiego, prowadzony z wielką samien-
nością odpowiednio do dzisiejszych wy-
magań nauki przy pomocy wielu uczo-
nych współpracowników, będzie liczył za-
pewne ok<4o 300,000 wyrazów, gdy do
końca dojdzie. Chociaż pod względem
liczby wyrazów, zasobu przykładów, u-
miejętnego układu i wyjaśnienia pocho-
dzenia wyrazów „Słownik* warszawski
przewyższa Lindego, to jednak wyczerpu-
jący słownik akademicki języka polskiego
jest zadaniem przyszłości. W słownika
warszawskim wyrazy staropolskie podaje
A. A. Kryński, gwarowe i objaśnienie po-
chodzenia wyrazów obcych ś. p. Jan Kar-
łowicz (t 14, VI, 1903), pochodzenie wy-
razów swojskich — J. Baudouin de Oour-
tenay. Niezależnie od słownika warszaw-
skiego, Akademja Umiejętności w Krako-
wie przygotowuje od lat przeszło 20-tu
matorjaJy do wyczerpującego Równika
staropolskiego. Jan Karłowicz ogłosił 3
tomy doliteiy O włącznie „Słownika gwar
polskich* oraz 2 zeszyty do litery K włą-
czcie „Stownika wyrazów obcego a mniej
jasnego pochodzenia używanych w języku
polskim"'. "W wydawnictwach specjalnych,
językoznawstwu naszemu poświęconych,
jak ^Sprawozdania komisyi językoznaw-
czej Akad. Um", „Prace filologiczne",
„Zbiór wiadomości do antropologii krajo-
wej", .Materjaiy antropologiczno-archeo-
logiczne i etnograficzne" , „Materjały i pra-
ce komisji językowej Akad. Um.", „Roz-
prawy wydziriu filologicznego Ak. Um."
i in., ukazują się obfite i cenne przyczynki
do słownictwa staropolskiego i gwarowe-
go. Ck)raz też częściej słyszymy o słow-
nikach specjalnych, opracowanych bądź
przez grona zbiorowe, bądź przez specja-
listów, np. słowniki zoologiczne i botani-
czne wydali E, Majewski i J. Rostafiński,
lekarskie — T. Matecki i Tow. lek. krak,,
anatomiczny — S. Krysiński, farmaceuty-
czny — Wiórogórski i Zajączkowski, che-
miczny—B. Znatowicz. Wychodzą też
słowniki techniczne z dziedziny rzemiosł
i przemysłu, np.: ciesielstwa, kowalstwa,
slnsarstwa , stolarstwa. (For. W. Neh-
ringa „Altpolnische Sprachdenkmaler" ,
Berlin, 1887, str. 16-39, A. Brucknera
„Średniowieczne słownictwo polskie" w t.
V-ym „Prac filologicznych", str. 1 — 62,
H. Łopacińskiego „Najdawniejsze słowni-
ki polskie drukowane", tamże str. 393 —
464 i 586 — 606, K. Appla i A. Kryńskie-
go „Przegląd bibljograficzny prac nauko-
wych o języku polskim", tamże t. I, str.
541 — 718, A.Brucknera „Język Wacława
Potockiego. Przyczynek do historyi języ-
ka polskiego* w „Rozprawach wydz. filo-
logicznego Akad. Um' t. XVI ser. II, og.
zb. XXXI, str. 275—421 (na początku tej
znakomitej rozprawy dał autor ocenę
dawnych słowników, a szczególnie Linde-
go, str. 276- 290). Hier. Łopaciński.
Słudzy. Statut Kazimierza Wielkiego
z T. 1347 postanowił, aby sługa albo wło-
darz o kradzież obwiniony przedstawił
6-ciu poręczycieli swej niewinności. Po-
dług tegoż prawa za sługę gołotę, czynią-
cego szkodę, pan odpowiadał, ale ^uga,
pop^niwszy kryminfJ, nie mógł uniewin-
niać się rozkazem swego pana. W r. 1506
postanowiono bezecnośó na sług, „jeżeli
doczyńce gonić nie chcą*. O ile za słu-
gę nieosiadłego pan w rzeczach mniej-
szych majątkiem swoim odpowiadał, o ty-
le sługa osiadły, o uczynek dy obwiniony,
odpowiadał sam za siebie. Plebejuszów
nie mógł nikt przyjmować do słufcby bez
„attestacyi odstania od pana pierwszego",
czyli listu świadecznego. W r. 1605 po-
stanowiono, iż sługa, chcący oddalić się
ze słnżby przed wojną, powinien był za-
żądać uwolnienia od pana swego na 6 nie-
dziel przed takową, W r. 1507 przedłu-
żono t«n termin do niedziel 10-u. Sługa
dbyGoot^le
259
SŁUPY.— SOBEK.
Bzlachcic nie mógł od pana odstawać na
czas wojny, jeżeli przed trzeciemi wiciami
przystał. Sługa, dosłużywszy do swego
czasu umówionego, mógł zawsze odejść.
& gdyby mu pan listu odprawnego dać nie
chciał, wolno mn było „wziąć list wyświad-
czony od sądn Ziemskiego albo Grodzkie-
go onegoż powiatu". Gdyby szlachcic u-
więztł prywatnie szlachcica, to mógł być
pozwany o to przez każdego szlachcica,
zostającego w ^uibie a uwięzionego.
Słupy. K. "Wł. Wójcicki podaje wiado-
mość o słupach, które znajdowały się przy
dworach do czepiania koni i mi^y jakoby
zwykle po trzy kółka: żelazne, miedziane
i srebrne, służące podług stanów dla koni
chłopskich, miegzczaóskieh i szlacheckich.
Ojciec piszącego to, współczesny Wójcic-
kiema a także świadomy tradycyi podla-
skich i mazowieckich od swego ojca z wie-
ku XVIII, zapownial nas, że o tych troja-
kich kółkach krążyła wprawdzie taka ba-
jeczka, ale w rzeczywistości przy bramie
dziedzińca każdego dworu, lub pod ok-
nem uboższego szlachcica stał na parę
łokci wysoki ^upek z jednem kółkiem że-
laznem, służącem do uwiązywania wierz-
chowców gości lub posłańców bez wzglę-
du na ich stan. Służba zaś miejscowa
przestrzegała tylko, aby nie uwiązywali
u płotów i sztachet, które rujnowały się
przez to.
Służba. Tak nazywano osadę rolną nie
zawsze jednakowej przestrzeni, daną za
obowiązek odbywania powinności czyli
^użby: strzeleckiej, wojskowej lub innej.
LuboCzacki twierdzi, że na służbę 3 włóki
liczono, niebyło to jednak wcale zasadą
ogólną. Służby strzeleckie miewtdy mniej
więcej po 2 włóki (na których powstawa-
ły zwykle leśniczówki), służby wojskowe,
w miarę dobroci gruntu— od 1 do 2 włóki
Stefan Batory prawem wieczystem dał na
własność "Wasilowi Niewierze służb czyli
osad 12. Kmieć, dostający „służbę* na
czynsz, płacił z niej np. 10 groszy rocznie
w r. 1669. „W Kijowie i na Wołyniu,
gdzie włók mierzonych niemasz, jeno służ-
by, z każdej służby osiadłej po pół zło-
temu poboru. A iż na innych służbach
bywa po kilka dymów, tedy dwa dymy
na jeden doty sUadań się mają" ( yol leg.
m, f. 49).
Smatruz — stragan przekupki, buda
kupiecka, kramnica. W pisarzu dawnym
czytamy; .Smatruzy i kramnice śrzódryn-
kowe krakowskich sukienników i przeku-
pniów, Kazimierza "Wielkiego jest budyn-
ku pamiątka". Nazwa powstfJa od ga-
dulstwa {schmelierń) przekupek, iglarek,
kaletniczek, paśniczek, które tam siady-
wały i ustawiczny sejmik wiodły, jako
czytamy w „Kiermaszu na Zawiślu": ,na
smatruzie (kto świadom) własny sejm nie-
wieści".
śmigus, śmigurst, ob. Dyngns(£'»(;.
Siar. t. II, str. 88).
Smorgońsita akademja. O 5 mil od Osz-
miany, na trakcie do Mińska, w woj. Wi-
leńskiem, powiecie Oszmiańskim leżało
miasteczko Smorgonie, dziedzictwo w wie-
ku XYI możnej niegdyś na Litwie rodzi-
ny Zenowiczów. Mieszczanie tutejsi sły-
nęli szczególniejszym przemysłem, pole-
gającym na hodowli młodych niedżwie*
dzi, obuczaniu ich sztuk i oprowadzaniu
potem po ca^ej niemal Europie. Stąd sta-
ła się ^awną w Polsce: „Smorgońska aka-
demja", ^smorgoński akademik", „gaga-
tek smorgoński" i t. p.
Smukawlca — rodzaj sukni niewieściej
za czasów Zygmunta III, wyraz użyty
przez Zbylitowskiego.
Smycz — rzemień, na którym charty
na polowanie prowadzą, a potem je z nie-
go zmykają czyli spuszczają.
Sobak — skrócenie imienia Sobie^aw
i Sebastjan. Lud nazywał także Jana So-
bieskiego królem Sobkiem. Że za4 wyda-
rzały się za jego panowania częste nieuro-
dzaje, więc powstało przyrfowie w czasach
Saskich: „Za króla Sobka nie było w polu
dbyGoot^le
SOBOLE.— SOBÓTKA.
257
snopka". Na oznaczenie egoisty mieli
Polacy takie wyrazy: sobek, sobierad, sa-
molab, samoiściec, siebielubieo, sobiegani,
sobiedobrski, sobieradzki.
Sobole — futro jedno z najdroższych i
najwięcej w Polsce poszukiwanych. W
Vol. legutn (III, f. 371, r. 1620} znajdaje-
my postanowienie, iż „Borok soboli" przed-
nich (t. j. 40 skórek) nie drożej mają prze-
dawaó nad zł. 200.
Sobótka. Najnowsze badania wyjaś-
niły nam w zupełności początek nazwy
sobótki. Biskap poznański Laskarz w
wieku XIV statutem swoim zakazuje tań-
ców nocnych w wigilje przedświąteczne,
t. j. w soboty i w wigilje uroczystości,
przypadających w lecie, a zatem przed
świętem Jana Chrzciciela, Piotra i Pawła.
Z zabaw tego rodzaju najwspanialszą byó
musiała sobótka w okresie kategzoeken
świątecznym, t. j, na Zielone Świątki. Ka-
znodzieja krakowski Jan ze Słupca powia-
da, że tańczą podczas Świątek w lecie nie-
wiasty, śpiewając pieśń pogańską. Stwier-
dza ten obyczaj, jako jeszcze pogański,
statut synodu krakowskiego z i*. 1408. Na
sobótkę, którą zawsze obchodzono wieczo-
rem w sobotę przed jednem ze świąt let-
nich, zbierali się jeszcze w wieku XVI
wszyscy, zarówno kmiecie z wioski, jak
drużyna i szlachta ze dworu, do ognia roz-
nieconego na pagórku za wioską. Ta łącz-
ność obyczajowa i charakter obrzędu gro-
madzkiego przebija się jeszcze w pieśni
Jana Kochanowskiego osobótkach w Czar-
nymlesie: -
Tam goście, Łam i domoni
Sapali nie ku ogoiowi.
W pieśni sobótkowej mazowieckiej słyszy-
my: „Tam dziewczęta się schodziły"; w
pieśni znowu ludu podkarpackiego:
Kto na w>b6tce nie bodzie,
QI6ivka go boleć wcią2 będzie.
Ponieważ sobótka jest niewątpliwie staro-
dawną uroczystością czci słońca, które ja-
Oicyklopedla itaropolski, tom IV-
ko źródło życiodajnego cie{Ja i światła od.
wszystkich dawnych ludów cześć odbiera-
ło, palenie więc stosów i igrzyska groma-
dne przy nich obchodzili Polacy w noc
najkrótszą z całego roku, t. j. w przesile-
nie dnia z nocą. Oczywiście po zaprowa-
dzenia kalendarza chrześcijańskiego zwy-
czaj starożytny musiał się na początku la-
ta do świąt i świętych chrześcijańskiej
wiary przystosować. W jednych więc
miejscach obchodzono go naZielone Świąt-
ki, gdzieindziej w przeddzień Św. Jana
Chrzciciela. I tak przez wiele wieków to
widzimy, "W r. 1468 np. król Kazimierz
Jagiellończyk, na żądanie opata benedyk-
tyńskiego klasztoru świętokrzyskiego, za-
kazuje pogańskich uroczystości (sobótekj,
na Łysej górze w Zielone Świątki odpra-
wianych. Tymczasem o kilka mil w Czar-
nymlesie sobótkę obchodzono około Św.
Jana, jak o tern wyraźnie zaświadcza Ko-
chanowski, który utworowi swemu nadał
tytuł , Pieśń świętojańska o sobótce" i
zwyczaj ten uważa za odwieczny. „Sobót-
kę, jako czas niesie, zapalono w Czar-
nymleaie". A dalej mówi znowu, nie wi-
dząc nic gorszącego w zwyczaju, który
bynajmniej wiary chrześcijańskiej nie o-
brażał:
Tak to matki nam podały,
Same znowu z drugich mialj,
Że na dzień świętego Jana
Zaniiif sobótka polana.
Marcin z Urzędowa w drugiej połowie
XVI w. pisze w swoim zielniku: „U nas
w wilją Św. Jana niewiasty ognie paliły,
tańcowtJy, śpiewały, djablu cześć i mo-
dłę czyniąc (0; tego obyczaju pogańskiego
do tych czasów w Polszczę nie chcą opusz-
czać, ofiarowanie z bylicy czyniąc, wiesza-
jąc po domach i opasując się nią, czynią
sobótki, paląc ognie, krzesząc je deskami,
aby była prawie świętość djabelska, śpie-
wając pieśni, tańcując". Nazwa sobótki
nie była powszechną w Polsce. Lud np.
mazowiecki i podlaski, nad Narwią i Bu-
dbyGoot^le
258
SOCHA.
giem zamieszkały, obrzęd ten znal tylko
pod mianem „Kupalnocki". U Mazurów
naduarwiańskich w wigilję Św. Jana, po
zachodzie słońca, gospodynie i dziewczę-
ta, zebrane na łące nad strumieniem, roz-
paliwszy „ kupalnockę", patrzyły czy ze -
br^y się wszystkie; gdyby której nie by-
ło, tą uważano za czarownicę. Kaatępnie
biesiadowały, tańczyły przed ogniem i z
ka^ego gatunku przyniesionych pęków
ziół rzucały po gałązce w ogień, wierząc,
te dym z tych ziół zabezpieczy je od sX6-
go; resztę zabierały do domów, aby poza-
tykać w strzechy chat, obór i stodół. Oko-
ło północy, mocniejszy roznieciwszy ogień,
pozostałe napoje weń wlewfJy, a jedna z
dziewcząt wieniec, uwity z bylicy i ziół
innych, rznc^anawodę strumienia, przy-
czem wszystkie zawodziły prześliczną sta-
starodawną pieśń (ob. Wieniec, wianki):
Oj czego placzeflz, moja dEiewczyno?
Ach, cói ci » niedola? i Ł d.
Sobótka na Rosi zowie się Kupałą, a licz-
ne ślady tego obrzędu z Wołynia, Ukrai-
ny, Litwy i Białejrusi opisali nasi zbiera-
cze rzeczy ludowych: Marcinkowski, Stec-
ki, Enst. Tyszkiewicz i wielu innych, jak
u ludu polskiego uczyniU to: Kolberg,
Gregorowicz, Gloger i t. d. Seweryn Go-
szczyński osnuł c^y poemat na tle sobót-
ki karpackiej, a Wincenty Pol w „Pieśni
o domu naszym" opiewa „wielkie wian-
ków święto". Piotr Chmielowski podał w
Tyg, Ilustr. (r. 1875, t. XV) obszerną roz-
prawę p.n. „Sobótka — zestawienie dwnch
wieków i dwuch indywidualności". Każ-
dy naród, który chce życie własne rozwi-
jać, ma obowiązek w swoich zabawach,
rozrywkach i widowiskach podnosić i od-
twarzać obrazy obyczajowe ze swej prze-
sdości i zachowywać piękne zwyczaje oj-
czyste, do których należy u nas sobótka.
Socha, starożytne narzędzie słowiań-
skie do orania, używane dotąd powszech-
nie na Podlasiu i Rusi litewskiej, a da-
wniej na calem Mazowszu i w Lubelskiem.
lyiowiekowe istnienie sochy przemawia
najwymowniej za jej racjonalną budową
i praktycznością. .Zastanawiając się, w
rzeczy samej, nad jej składem— pisze Mi-
chał Oczapowski — nie można nie przy-
znać albo jenjuszu dla jej pierwszego wy-
nalazcy, jeżeli to był jeden człowiek, albo
przyznać wypada, że w tych prowincjach,
gdzie jej używają, oddawna bardzo na to
narzędzie uwagę zwracano i ciągle je po-
prawiano" (.Gospodarstwo wiejskie",
Warszawa, 1856 r.). W dzidach rolni-
czych dawnych autorów polskich, jak: Go-
stomskiego, Zawackicgo, Słupskiego, Han-
ra i innych, nie napotykamy opisu sochy,
jak sądzę, z tego powodu, że wymienieni
autor owie badali przeważnie gospodar-
stwa tych prowincyi, skąd pochodzili sa-
mi, t. j. mieli na uwadze prawie wyłącz-
nie powincje po lewej stronie Wisły poło-
żone, gdzie sochy nie znano, która była w
użycia powt-zechnem na Litwie, Podlasiu
i wschodniej ozęści Mazowsza, gdzie przez
długie wieki trwał system gospodarstwa
przemiennego, gdzie zatem dużo uprawia-
no nowin leśnych, i do tego kamienistych.
Wyraz soc^a w językach słowiańskich o- '
znaczą rozsochę t, j. drzewo na ksztalfc wi-
deł, rozsochate. Starosłowiańskie słowo
socha, rasocha oznacza widły, toż samo o-
znacza socha w języku bułgarskim, serb-
skim i czeskim. W języka polskim sochą
zowie się słup rosochaty stawiany przy
studni do zawieszenia żórawia, także
słup wielki, jakie stawiają wewnątrz
szop i stodół do podparcia dachu. So-
cha do orania składa się z cz^ci na-
stępujących: Główną część sochy stano-
wi rogacz (ABCD), na który zwykle wy-
bierają drzewo lżejszego gatunku (świer-
kowe, sosnowe lub osikowe), grube 10 —
12 centym., posiadające odpowiednie ko-
rzenie. Po wykopaniu z ziemi korzenie
obcinają, z wyjątkiem dwuch, mających
odnośnie grządzieli kierunek zbliżony do
prostopadłego. Korzenie te stanowią rę-
dbyGoot^le
o
kojeście, czyli rogi sochy (BO, BD): ociebny,
czyli prawy (CM) i kiohny — lewy (DB).
Koniec (AO) grządzieli (AB), zwany wier-
cielem, opiera się na jarzmie i ma kilka
dziur, w kMre się wkłada ko>
Jek — ciągalnik {O'). Przesta-
wiając ciągalnik, możemy Di-
żej lub wyżej przytwierdzić za
pomocą 7ti/«'(/r3ear£jt) ff jarz-
mo do grządzieli i w ten spo-
sób regulować głębokość orki.
Tużpodrozsochą, -ctzj gnieździe
{część rogacza, skąd rogi wyra-
stają(B)] w wydłubanym wgrzą-
dzieli otworze ukośnym, zwa-
nym dziurą (OP), jest osadzo-
na, pod kątem 43 do 45 stopni,
mocna trzycalowa deska brzo-
zowa, zwana piachą, widiami,
jo£rA(j:,alboteż nasadem(KM.(y).
Górna część uasadu, czyli war-
kocz (MP) powinna przeeliodzić
przez całą grubość rogacza; a-
by zaś nasad nie wyrywfU się
z rogacza, warkocz przetyka
się gwoździem dębowym lub
żelaznym, zw anym pyzakiem v,
pyżką. W dolnej części warko-
cza, z prawej strony, leży wy-
stająca część nasadu, zwana
progiem. Drugi koniec nasadu
zakończa się widdkowato, dwo-
ma rogami, które służą do nasa-
dzenia soSników, czyli narogów
(GG, JK). Do nasadu, w punkt.
SiR jak wskazuje rys., jest przy-
mocowany drą&ek,orczyk,whÓ7Z
czyli óri (SR'), o którego zgięty
koniec opiera się spodnia, czyli
prawa odkładnica. Na Podlasiu
nad narwi ańskiem i Litwie órż
zo-v/i%podpaikicm. Órż należy do części, na-
dającyeii sztywność widłom. Na dolnej po-
wierzchni, wpoprzekplachy,wydrążasię ro-
wek, czyli ;łfl::(:^(7wa),wktóry wkłada się że-
lazny lub mocny drewniany drążek, czyYipo-
dymka(¥\5). órż wraz zpodymką. umocowa-
ne za pomocą sznura, lub odpowiednio wy-
giętego żelaznego pręta, służą dla mocniej-
szego związania płachy z rogaczem. W nie-
ja li
I których sochachcałyaparat, wiążący nasad
z rogaczem, bywa nieco odmienny: órż i
podymka zrobione są z jednego kawałka
drzewa lub żelaza; w takim razie órż staje
się więcej wygiętym (TUR') i formą przy-
dbyGoot^le
260
O C H A.
pominą pływającą kaczkę. Dolna czaić
oi4a, niby korpus kaczki, jest zabita w po-
przeczną kamę, na dnie nieco szersza. Ka-
ma znajduje się od spodu i po środku pia-
chy. Część prawa orczyka, niby szyja i
gtowa kaczki, wznosi się ku górze, pod-
pierając prawą odkładnię. Z prawej stro-
ny płachy, na orczyku założona jest sioi-
iica V- n'/(7(-. Jest to pierścień żelazny,
spłaszczony, służący do przyciągania na-
sada do grządzieli i naprężenia jej. Krui
V. jtriii~yi' — jest to kawałek żelaznego
pręta, którego górna część zost^a w po-
staci ostrego dzioba na zewnątrz wygięta;
dolna laś jest opatrzona pierścieniem,
którym kruk wbija się na lewy, półtora
cala wystający koniec orczyka. Kruk ma
posiadać podobnet przeznaczenie, jak skob-
lica. rc:co/ v. w/ai" — jest to konopny
powróz obmotany od skoblicy do kruka
na girądzioli na podłożonym tam ize-
ncemieniu. Pod rzemień i powój pod-
bija się iiitt, któiy. w miar^ podbija-
nia, nadaje widłom naturalną sztywność,
prses zmniejszanie zaś kąta pomiędzy wi-
dłami a grsądiielą. po części moŁe rega-
lować głębokość orki Prawa odkladni-
ca pn^'twie^dza się do orczyka za pomo-
cą gwoździa, zwanego i^oz-icit-m. Jak po-
wiedzieliśmy wyżoj. soiśoików, czyli naro-
gów, jt>st dwa: /t-xv i /Tiizcy. Pierwszy
kantom swoim odrzyna skibę prostopadle
od warstwy niooranoj, t. j. gra rolę kroju;
dnigi z.-»stęp«jo mii-jsoe lemit'sza: obydwa
I.1Ś są di> $ii.'bio nieco uk<.'>snie ustawione.
I^nry Sł\śnik jest cokolwiek dlutszy. dla-
tojn> jvEionia liuja ivier,*uięv-i.i wj'pada a-
ki>sn.'), j;»k u pluj;*- ^' s<^":kaoh iv>sn>-
tiii.4J)): a> -v»v>\ sir.i.-too oo u:r:y.:-.yw;ir.ia
11* t\ij:aoh SAmy.-h silników i o.rinyok
końłVw obu dosok .O", K': b .c-7.;.;-..=-.:sj-
duj.-i'.v si*; na ^ownęTrrr.yih s:r.^r..ic';: sos-
nikow, i\: i '■:.}•:;,-■. r, •.':.•.■: «' .'C; ,0:1. .TK\
fctorjvb ji\M d\vi,\ ko;~.v';i;:vl .;Xr.yr.-.i w,V..^
dsą w uoha Si^isir.kow. osav:,-:.'aj ,-;; c-ł .iwj
rv>i:;ti'h piachy. Zwyk> i^isfs.-r.ie wyra-
biają się z drzewa twardego, grabowego,
dębowego lub brzozowego; w braka zaś
takiego okuwają je niekiedy grubą blachą
ielazną. Prawa polica — odkiadna^ wazka
(G"H), mająca odkładać skibę, opiera się
o zakrzywionykoniecorża R'S i, jak wspo-
mnieliśmy wyżej, przybija się do niego
gozdkiem drewnianym lab żelaznym. 1*-
wa polica — deska krajna^ zakra-uana (KK')
ustawia się i reguluje za pomocą kamyka,
zasadzonego między nią a rogiem pinchy,
blizko osady, lub odpowiedniego przywią-
zania sznurkiem do grządzieli. Obie od-
kładnię (police) tworzą powierzchnię o
krzywiżnie matematycznie prawidłowej,
jaką się napotyka u pługów najnowszej,
nlepszonej konstrukcyi, o krótkiej odkład-
nicy. zatem socha należy do tegoż działu
pługów, czyli mchadel. Aby rękojeście
mogły byc przystosowane do wzrostu i
nawyknienia orzącego, do prawej przy-
wiązuje się witką tak zwana kulka (C~B'>,
t. j. kawałek zakrzywionej w fonnle rącz-
ki g^ęzi brzozowej; do lewej zaś ^r tym-
że celu uwiązuje się nieco tUoiszy kij las-
kowy, zwany ra^ą,porączką, melicą, me-
dluą '.KP', który drogim końcem podsa-
dza się pod żelazne uwiązanie, czyli siąza-
dh ■,RK'Si. Z częiści dodatkowych sochy
wymienić należy: L farzmo^ P^^ oraniu
uiywane. jak widać na rysonka, jest for-
my oryginalnej, mianowicie jest znacznie
wydlnione ("2.400 m.'. Wyrabia się zdrze-
wa iżojsze^o: np. lipowego, oso wego. wierz-
Kiwego lv:b topolowego; waży okc^o Ił
kilogramów \'11 funiówi; służy do njaiz-
niiema 2-eh wołów, ciągnących sochę. "W
jarrniie CGr.'±n:^;ą następujące części: a>
T'ry ^i':."i, r:ia;d-;ące się pośrodku jarz-
r.-.a, z kioryih śn[>dkowa nazywa się fr/t-
r,-.;';, y* b:-:zne przekładają wicie ^ci/-
7.,-- : V, -'-ST-- ■"■« rwące wtedy, gdy wo-
ły p^::,ijr-~we p;:aia;ą siły nierówne, b.
K:-'.i\ /"-"..; i .'. :.--j, w króie bokiem wkla-
Cj-ą Jry;e w.','w. W dMaej części ka-
;.'.;-_■ KJ..; zr.,ł;.:-;e się drżurks i parciani
dbyGoot^le
SOCHA.
zapinka, zaaątka, pętelka, patka, c) Za-
nozy, zanoiki — prawa i lewa. Są to łok-
ciowej długości pręty, na jednym końca
posiadające pałkowate zgrubienie; robią
się one z najlepszej dębiny, zwanej go-
łąbkową. Zanożki służą do podtrzymy-
wania szyj wołów w kulach, a karków wo-
łów w stosownych zagłębieniach jarzma.
W tym celu przetykają je przez dwie dziu*
ry, znajdujące się nakońcacb jarzma, dol-
ne zaś koóoe wtykają w pętelki, znajdują-
ce się w koficu każdej kuli. d) Podwóf,
przy7vofe, wicie — służące za łącznik sochy
z jarzmem. II. Skrobaczka 'v. łopatka ^o
oskrobywania ziemi z de^ek. III. Naroi-
nica. Sznur konopny lub parciany, za-
czepiony u rogów obu wołów, służy do
ich wodzenia. W tymże celu na nieobu-
czonego woła zakładają oblejcówkę z ta-
kiegoż sznura. IV. Taradeja v. Taradej-
ka — tył wozu ze skrętem na dwurh ko-
łach, obsadzonych na osiach drewnianych,
duży do wożenia sochy; czasem w tym
celu używają włoki, t. j. dwnch drążków,
złożonych w kształcie takim f\ . Na Pod-
lasia nadnarwiańskiem używany jest tyl-
* ko .włók'. Wogóle socha jest narzędziem
sztucznie i racjonalnie zbudowanem. Ze
względu, iż głębokość orki może być re-
gulowana za pomocą odpowiedniego przy-
twierdzenia jarzma do grządzieli, przy-
równać można sochę do pługa koleśnego,
z tą różnicą, że w sosze kolesnośó zastą-
pioną jest oparciem o jarzmo, przyczem
grządziel wywiera możebnie mały opór
na jarzmo, gdyż jest bardzo długą (3650
milim.). Piętę pługa w sosze stanowi dol-
na część soszników, głównie zaś — ręka o-
racza. Lemiesz podwójny, formy wideł-
kowatej, łatwo przebija i wchodzi w zie-
mię; zużywa się przytem mniej siły, niż
przy [cugach, o c^kowitym w formie no-
ża lemieszu, gdyż, jak wiadomo, widły ła-
twiej w grunt wchodzą, niż łopata. Zło-
żona z dwuch polic odkładnica sochy
przedstawia powierzchnię tarcia mniejszą,
aniżeli takaż powierzchnia całkowitej od-
kładnicy pługa; podjętą skibę socha prze-
wraca po linii spiralnej. Ponieważ socha
nie ma płoza, przeto, napotkawszy w cza-
sie działania przeszkodę (kamień, korzeń),
oracz, unosząc sochę, mija, narogi zaś
biorą następnie i odwracają ziemię tuż za
przeszkodą; to też socha bardzo się nada-
je do nprawy grantów kamienistych, oraz
nowin z korzeniami i karpami. Szerokość
skiby wynosi 8—12 cali; głębokość zaś or-
ki 3 —8 cali. Wymienione szczegóły bu-
dowy soohy zdradzają najwyraźniej prze-
wodnią mysi jej wynalazców, mianowicie
moiebne zmniefszenie oporu podczas ora-
nia. Że cel ten został najzupełniej osią-
gnięty, wie o tem każdy, mający do czy-
nienia z sochą. Zresztą mamy tego do-
wody, chociażby w jakości inwentarza ro-
boczego, używanego przez drobnych wła-
ścicieli przy oprawie roli sochą. Nieraz
zdarza się widzieć, jak para nędznych
krów lub nawet cieląt pracuje przez cały
czas przy orce pola, nie wytężając zbytnio
sił. Do lekkości uprawy dużo się przy-
czynia stosunkowo mała waga sochy, któ-
ra prawie nigdy nie przekracza 70 — 76
funtów [(30 kil.) w tem waga soszników
= 7,6 funt,, czyli 3 kilogr.]. Jednocześ-
nie socha jest narzędziem taniem; oprócz
bowiem dwóch narogów z żelaza, reszta
jest z drzewa, co daje możność zrobienia
sochy w domu i łatwej naprawy. Po od-
jęciu deski odkładnej, socha może być u-
żytą jako radio lab obsypnik. Do wad
sochy należy, że w czaaie orki nie podcina
skiby na caJą szerokość, lecz tylko z bo-
ków; tym sposobem środek skiby musi
być oderwany, co przyznaoznem zaperze-
niu roli jest szkodliwem. Łatwą jest do
naprawy, lecz łatwo się i psuje. Oranie
sochą wymaga wielkiej umiejętności i
wprawy rataja czyli oracza, ponieważ pła-
cha nie jest osadzoną równolegle do grun-
tu, nie sunie się po nim. lecz tylko podej-
muje skibę przodem. Z tego powodu ca-
dbyGoot^le
SODALIS MARIANUS.
to narzędzie w czasie roboty musi b;ć
trzymane w ręku, a wszelkie uchybienia
oracza odbijają się bezpośrednio na jako-
ści orki. Za to w ręku uroiejętnem, mi-
etrza-oraeza, przy uprawie gruntów śre-
dni o -z wic zły eh, kamienistych, lub nowin
leśnych, jak również przy wyprowadzaniu
rządków pod kartofle w linii prostej, so-
cha jest narzędziem wyborneiu i, jak są-
dzę, jeszczB przez długie lata w podobnych
wypadkach będzie używaną, gdyż działa
lepiej, niż pług. W dzisiejszych czasach
socha znajduje zastosowanie w mniejszych
gospodarstwach, w gubernjach: Siedlec-
kiej, Łomżyńskiej, Suwalskiej, północnej
części gub. Lubelskiej, we wschodniej czę-
ści Płockiej, Warszawskiej na prawym
brzegu Wiały, oraz w gub. litewskich. To
szerokie rozpowszechnienie sochy bynaj-
mniej nie świadczy o zacofaniu i nizkim
stanie kultury tych miejscowości, jak to
mniemają ogólnie, lecz jest raczej skut-
kiem racjonalnej, taniej, a zarazem prostej
budowy tego narzędzia. Ileż to narzędzi
rolniczych już za naszych czasów zostało
zarzuconych z powodu wadliwej budowy,
lub udoskonaleń technicznych; tymcza-
sem socha, przetrwawszy wieki, dziś jesz-
cze współzawodniczy o pierwszeństwo z
pługiem przy uprawie gruntów kamieni-
stych i nowin. I trzeba przyznać, że w
tych razach okazuje się lepszą od pługa
i w zupełności go zwycięża. A wszystko
to zawdzięcza tak genjalnie a prosto ob-
myślanej przed wiekami swojej budowie.
To też wartoby, aby w nowych narzędziach
zużytkowano to, co socha ma w sobie do-
brego, mianowicie: lemiesz wideikowały ,
odkładnie ziożotią z dwuch częSci, oparcie
grządziełi o jarzmo (rodzaj koleśności) i mo-
iebnie małe tarcie pięty. Tym. Łunicwski.
— Do powyższego artykułu uczonego na-
szego rolnika dodamy tylko, że około ro-
ku 1870, przeglądając odwieczne graty,
którymi założona była jedna z piwnic pod
starożytnym ratuszem w Toruniu, znaleźli-
śmy grządziel z naturalnym sękiem, a
więc prawdziwą „sochę", użytą na narzę-
dzie do uprawy roli w dawnych wiekach,
a jak się zdaje, przechowywaną tu już nie-
gdyś na pamiątkę pierwotnego sposobu
uprawy ziemi. Przytem dodamy tu uwa-
gę, że socha niewątpliwie zaniesioną zo-
stała na Litwę i Żmudź przez rolniczy lud
mazowiecki, zabierany tłumami w niewolę
od XII do XIV wieku przez napady wo-
jowniczych leśnych Litwinów, potrzebują-
cych dziesiątków tysięcy rąk do karczo-
wania dziewiczych puszcz i uprawy roli.
Dlatego też sochę nazywamy narzędziem
„mazowiecko-podlasko-Iitewskiem". O so-
sze naszej pisał dość szczegółowo Dr, K.
Rau w dziele: Gcschichte des PJfuges (str.
33, Heidelberg, 1846).
Sodalfs Marianus. Wysoka cześć, ja-
ką Polacy oddawali Matce Boskiej, spo-
wodowała założenie religijno-moralnego
bractwa Sodalisów. Przymiotnik łaciń-
ski sodalis znaczy: należący, składający
towarzystwo. Zasadami tego stowarzy-
szenia było nietylko nabożeństwo do N.
M. Panny, ale zachowanie w życiu nieska-
żonej prawości i czystości obyczajów.
Bractwa sodalisów mi^y swego prefekta
i kongregację, członkowie podzieleni byli
na dwa stopnie sodalisów i tyronów. Brac-
two to w XVII wieku rozpowszechniło
się w szkołach, palestrze i po całym kraju.
Samych uczniów jednego tylko kolegjum
jezuickiego w Kaliszu, zapisanych było
roku 1600 w bractwie sodalisów 127. Ró-
wnież rozpowszechnionem było to brac-
two w szkołach, palestrze i magistracie
lubelskim. Członkowie obowiązani byli
surowo zachowywać jego przepisy. Za roz-
pustę dostawał sodalis od stowarzyszonych
chłostę, za przekroczenie ósmego przyka-
zania Bożego następowała ekskluzja, czy-
li wykreślenie z bractwa, co uważano pra-
wie na równi z klątwą. Zaklęcie: Ut sum
sodalis Marianus, „Jakem sodalis", było
dowodem prawdy stanowczym, o której
dbyGoot^le
SOKOLNIK.— SOKÓŁ.
nikt jaż uie wą1^i2. Zygmaut Kaczkow-
ski napisał piękną powieść p. t. „Sodalis
Mariantts", osnatą na tle czasów Saskich.
W ostatnich czasach za staraniem oo. je-
zoitów w Głalicyi wskrzeszono znowu to
bractwo. Wątpimy jednak, czy wobec
nowoczesnego lekceważenia czystości o-
byczajów i niemożliwości stosowania kary
batogowej, bractwo to może nosió swój
charakter staropolski.
Sokolnik (lae. falconarius) ob. Sokol.
Sokół, ptak {Falco genlilis), używany
był w Polsce do łowów od czasów Pia-
stowskich. Książęta i magnaci do hodo-
wli i obuczania mieli sokolników, których
osady po dziś dziefi zwane są Sokolnika-
mi, Bole^aw Chrobry sprowadzał z da -
lekich krajów sokc^y i sokolników. Sokol-
nicy u panów należeli do sług, a u panu-
jących — do urzędników dworskich. W
XIII w. napotykamy pomiędzy urzędni-
kami sokolnika {falconarius), podpisane-
go jako świadek na przywileju Bolesława
śląskiego z r. 1231. Ponieważ najsnad-
niej ułożyć się dają do polowania młode
ptaki, zabierano więc je z gniazd, gdy już
mit^y z nich wylecieć, i takie zwano
„gnieżnikami". Na kmieci wkładano po-
winność pilnowania gniazd sokolich. Cy-
gański, autor „Myśliwstwa ptaszego",
współczesny Batoremu, każe je chować na
wieży i dobrze karmić, aby nawykały wy-
soko się wzbijać i nie uciekały. Młode
pielęgnowano starannie i karmiono ptac-
twem, stawiano przy świeżej wodzie, żeby
się kąpały i na słońcu suszyły. Główny
warunek nauki, żeby sokół mało sypiał i
był najczęściej na ręku myśliwca, przez co
stawał mu się posłusznym i do niego przy-
wiązywał. Jak sokół wybrany z gniazda
zwal się gnieźnik, tak złapany stary
zwał się dziwek, a każdy ptak drapie-
żny układany do polowania zwał się ma-
i ż. W czasie nauki często karmiono, na-
kładano na głowę kapturek, żeby nic nie
widziały, pętano nogi i noszono ustawicz-
nie na obręczy, dręcząc bezsennością,
przGz co traciły dzikość i postuszniały.
Puszczano je na sznurze (zwanym dłnż-
ce lub pętca), żeby wracały na berło, po-
czem je karmiono. Przez zimę dziwoka
sokolnik przywiązywał do klocka, po izbie
puszczał, często brał na rękę, pokarmem
przynęcał, chłodno i w ciemności trzymał,
o gnieźnika mniej się kłopotał. Gdy nie
było dla sokołów ciemnej komory, to je
zamykano w skrzyni. Na łowy niesiono
wprawnego już ptaka na ręku z kaptur-
kiem, który zdejmowano, kiedy zdobycz
miał ujrzeć. Wówczas wznosił się pod o-
błoki, krążył, na ofiarę jak kamień spadi^,
zabijał, na głos powracał i pokarm otrzy-
mywał. Raroga potrzeba aby pilnowały
charty, jastrzębia— wy^y. Nadto każdy
rodzaj ptaków łowieckich miał osobny ga-
tunek ptactwa, do którego mógł być uży-
ty, któremu mógł podołać. Orły i sokoły,
głównie na dropie, dzikie gęsi, czaple i żó-
rawie puszczano, jastrzębie — na cietrze-
wie, kaczki i kuropatwy, krogulce — na
przepiórki, gołębie i skowronki. „Sokół
i każdy ptak— mówi Rej w Żywocie po-
czciwego człowieka — gdy go nadob-
nie agłaszczesz,foremną j akączapeczkę nań
włożysz, już za tobą lata od stawku do
stawku, już krąży, szuka, czemby ci się
przyrfużył". Prawo posiadania sokoła my-
śliwskiego tak oznaczało w Polsce szlach-
cica, jak noszenie szabli u boku. Było w
Polsce kilka gatunków sokołów. Klak
powiada, że sokół podolski wielkie ma
skrzydła i nogi. W przenośni sokół ozna-
czał dorodnego młodziana. W pieśniach
też starych słyszymy nieraz o młodzianie
jako sokole lub sokoliku i o ptaku sokole.
Żniwiarze podlascy śpiewają w dniu do-
żynkowym:
Hej nie wylatuj, raby sokole,
Bo już nie prayjdziem w to czyste pole i\A.
"W artyleryi polskiej „sokołami" nazywa-
no pewien rodzaj dział. W „Arclielii" z r.
1643 czytamy np.; „Działo, wielki sokół.
dbyGoot^le
264
SOŁTYS, SOŁTYSTWO.
czwarta ezęśó kolnbryny, wyrzuca trochę
więcej niż 5 fantów". Jaknbowski w n^a-
uce artyleryi" z r. 1784 mówi znowu: , So-
koły, faucons z gatunku śmigownic albo
wężów, do 6 funtów kulo strzelają'. W do-
kumencie z r. 1145 znajdujemy: a cusło-
dia et solucione crodiorum, quod a o k o 1
dicitur, a w innym z r. 1259 mamy nazwę
„Sokola dąbrowa" {circa rivulum Poniąua
et Sokola Dam6rova).
SoHys, sołtystwo czyli srfectwo. W
czasach, gdy ziemi pustej było dażo a osa-
dników mało, książęta, królowie, panowie
i duchowni, zakładając wioski, stanowili
w nich sołtysów czyli zwierzchników, któ-
rzy mieli obowiązek starać się o nowych
osadników, zarządzać gromadą, naznaczać
pod wody, poprawiać drogi i mosty, strzedz
całości granic, wybierać daniny, dziesię-
cinę i czynsze, donosić o zbrodniach i są-
dzić wszystkie sprawy pomniejsze wraz z
z ławnikami obieranymi przez gromadę
z poSród kmieci. Ta właśnie władza są-
dowa stanowiła w Niemczech główny o-
bowiązek wiejskiego s(^tysa, który nazy-
wa się tam Sckuldheiss (od Schuld w sta-
rej niemczyżnie: występek, kara, zatem
Sckuldheiss był to w Niemczech sędzia
wiejski). W Polsce, gdy zaczęto nad nowe-
mi osadami stanowić podobnych zwierzch-
ników, przerobiono ich niemiecką na-
zwę na st^tys, szołtys, a Schuldheissamt
na sołtystwo, sołectwo. Polacy sołtysa po
łacinie zwali scultetus, a sołectwa sculte-
tiae. Sołtysowi na uposażenie dawano kil-
ka włók ziemi i pewne korzyści, jak np.:
młyn, karczmę, rybołówstwo, dochód zja-
tki (kramika) lub kuźni i zwykle trzecią
część dochodu z opłat sądowych, z uwol-
nieniem od wszelkich podatków i danin.
Z czasem włożono na sołtysów obowią-
zek służby wojskowej w razie wojny. Wój-
towie i sołtysi tern się między sobą głów-
nie różnili, ie gdy wójt był zwierzchni-
kiem miasteczka, osiadłego na prawie nie-
mieckiem, to sołtys był zwierzchnikiem
wioski lub kilku wiosek, osiadłych na pra-
wie polskiem. Za Piastów sołtysami zo-
stawali kmiecie, mieszczanie, rzemieślni-
cy, którzy potem wskutek dużby rycer-
skiej przechodzili na skartabellów i szlach-
tę. Później sejmy zalecały wójtostwa i
sołtystwa oddawać zasłużonym krajowi
żołnierzom. Ponieważ każda prawie oko-
lica miała swój gród warowny czyli za-
mek, służba zatem wojskowa sc^tysa pole-
gała głównie na udziale w obronie grodu
najbliższego, gdzie na czele gromady wiej-
skiej stawał, zwoził żywność, daniny,
drzewo, naprawiał wały, palisady i otrzy-
mywał porządek w gromadzie, która przy-
była schronić się do zamku. Pewno ró-
żnice w obowiązkach zależały od tego,
czy sołtys był z dóbr królewskich, szla-
checkich lub duchownych. Sołtysi z dóbr
królewskich odbywali zwykle służbę woj-
skową w polu. Jeżeli sołtys był szlachci-
cem, osoba jego nie traciła szlachectwa,
jeżeli był kmieciem, sołtystwo ułatwiało
mu za^użenie na szlachectwo. W więk-
szych sołtystwach sołtysi miewali swoich
kmieci i czynszowników. Sc^tys w sto-
sunku do pana uważany był za lennika,
winien był mu wierność, a nadto wyruszał
z panem na wojnę we własnej zbroi i na
własnym konin. Sołtystwo przechodzi-
ło dziedzictwem z ojca na syna. G-dy pó-
źniej, wskutek odzyskania na Krzyża-
kach w r. 1466 Pomorza i G-dańska, szlach-
ta rozwinęła szeroko produkcję zboża,
celem rozszerzenia gruntów folwarcznych
postarała się o ustawy, dozwalające jej
wykupywania sołtystw z rąk sołtysów.
Skutkiem tego wykupna wiele łanów 8(J-
tyskieh wcielono do formujących się w
XV w. folwarków dworskich, a była to
pierwsza-faza komasacyi, dla której wiek
XIX przyniósł projekty ustaw prawodaw-
czych. W wieku też XV klasa sołtysów
doby Piastowskiej poczęła w Polsce zani-
kać a z nią upadł i samorząd sądowy gmin
wiejskich. Odtąd akta sądów wiejskich
dbyGoot^le
SOWITY. — SPINKA.
265
należą jaż do rzadkości. Miejsce dawnych
sołtysów zajęli wójci wybierani przez gro-
madę a zatwierdzani przez dziedzica, lab
odwrotnie.
Sowity w dawnej polszczyźnie znaczył
podwójny; sowito, sowicie znaczyło
podwójnie, dwójnasób, sowitość — pod-
wójność. "W tern znaczenia ożywa wszę-
dzie tego wyrazu prawo polskie. W Vol.
leg. czytamy: „Od beczki mioda po groszy
12, od miodów starych sowito po groszy
24'. W staropolszczyźnie wojskowej wy-
rażenie, iż przyszedł na wyprawę .sowi-
cie" lub .sowito", znaczyło, że przypro-
wadził na swój koszt towarzysza, który
też nazywany był w takim razie .sowi-
tym".
Sowizdrzał, sowiżrzał — wietrznik,
postrzelony, żartownik. Artykuł o sowi-
zdrzale w literaturze drukował A. Brlick-
ner w Bibl. Warszawskiej. W historyi zaś
piśmiennictwa naszego tenże autor pisze:
.SowizdrzfJ w literaturze polskiej rozwiel-
możnit się więcejmżwmemieckiej, na grun-
cie polskim o wiele lepiej przyj- się i wy-
rósł niż we własnej ojczyźnie (niemiec-
kiej). Cała literatura sowizdrzalska z po-
czątkiem Xyil w. wys^ wyłącznie z pod
pióra mieszczańskiego".
SÓł, 80łek (od suó czyli sypać, gro-
madzić)—spichrz, spiżarnia, komora. Mą-
czyitski w słowniku z roku 1561 wyraz
łaciński granarium Uómsczy: „Sól, szpi-
ohlerz, gdzie żyto zsypują". Tłómacz
Kresceucjusza powiada w XVI wieku:
„Soły abo spiżarnie mają być w równi
budowane, w którychby się chowało
naczynie piwne, winne albo też olejo-
we", .Żyta trzeba dobrze suche do sołu
albo do spiżarni znosić". KJonowiez pi-
sze: „Złodziej stara się odemknąć soła i
komory" .
SÓłtana, strój kobiecy. Wzmiankuje
o nim Haur w XVII w.
Spadek czyli sukcesja. Rzecz polega-
ła pod tym względem więcej na zwycza-
jach niż na literze prawą. O najdawniej-
szej sukcesyi pisał rozprawę Józef Hnbe
p. n. „O spadkach słowiańskich" w Temi-
dzie, co oddzielnie wydał Komuald Hubę
w Warszawie r. 1832. Antoni Przeszko-
dziński pomieścił rozprawę: .Zasady praw
dawnych polskich o spadkach" w ,Bibl.
Warszawskiej' (r. 1851, t. III). O zasa-
dach spadkowych z czasów nowszych pisa-
li: Załaszowski, Ostrowski, Czacki, Bandt-
kie, Jekel, Kojsiewicz i inni.
Spad, szpad —pewna miara nasypna
w XVI i XVII w. niewiadomej nam do-
kładnie objętości. Bielski pisze w „Kro-
nice polskiej": „Biskup chełmiński wymó-
wił sobie u Krzyżaków z 200 włók poda-
tki, t. j. z każdej włóki spad pszenicy i ży-
ta każdy rok". W Gwagninie znów czy-
tamy: .Nabrawszy we Włoszech 10 szpą-
dów srebra, udał się do Węgier".
SpinGt, szpinet— instrument muzycz-
ny w rodzaju m^ego klawikordu.
Spinka do spięcia kołnierzyka koszuli,
ze szkiełkiem lub drogimi kamieniami,
używana przy stroju polskim, upowszech-
niła się w drugiej polowie XVII w. Pola-
cy bowiem nie nosili na szyi chustek, tyl-
ko wazki kołnierzyk bi^ej koszuli wykła-
dah Da stojący niewysoki kołnierz żupaua.
Możniejsi wysadzali się na spinki koszto
wne z drogich kamieni, które wraz z sza-
blą i sygnetem herbowym przechodziły z
ojca na syna i wnuka. Na wielkich spin-
kach mosiężnych, miejscowego wyrobu,
których górale w Ratulowie, Ząbiu i Za-
kopanem używają do koszul, ornamenta-
cję stanowią ryte k<rfa doneczne, rzędy
półksiężyców i liczne gwiazdy. Wierzch
tej spiuki odznacza się dwoma rogatymi
wyskokami, a wszystko to jakby uświęca
krzyż na szczycie. Przyczepione u dola
wisiorki druciane, zwane .brombelcami",
nadają całości wygląd starożytny, przypo-
minający niektóre ozdoby bronzowe, znaj-
dowane w mogiłach {np. wisiorki u na-
szyjnika na tabl. óej w „Rzucie oka na
dbyGoot^le-
266
SPISA. — SPRZEDAŻ.
Źródła archeologii" Eastachego Tyszkie-
wicza). Uczony Stodaw Laguna mniema,
że ozdoby ryte mia^y pierwotnie znacze-
nie symboliczne znaków magicznych i a-
moletowych, zasłaniających od niebezpie-
czeństwa tych, którzy je nosili (Ob. z a-
p o n a).
Spisa, z niem. der Spiess, wspominana
już przez Keja, pika, dzida, używana przez
kozaków zaporoskich i hajdamaków. Pi-
sze o niej Kitowicz: ^Dzidy, po rusku spi-
sy zwane, hajdamacy mieli krótkie, nad
cztery łokcie nie dlnłsze, grotem ostrym
żelaznym z obu stron opatrzone. Bronią
tą hultajstwo dziwnie zręcznie i daleko le-
piej od Polaków szermować umiało". Wi-
daó z tego opisu, że spisa, jak rohatyna i
proporzec (w 1785 r. 4 i pół łokcia długo-
ści mający), była prototypem z dwueh stron
ostrej krótkiej lancy ułańskiej, która za
czasów późniejszych sławę męstwa pol-
skiego szeroko roznioda, B. Gemb.
Spłsne, napisu e, wpisne, zapis-
ne — załata od pisania. Zygmunt Sta-
ry w r. 1511 zakazuje braćspisne, t j,
zajdatę za pokwitowanie z odbioru dzie-
sięciny pieniężnej ( Vol. leg. I, f . 377). Ta-
kiż zakaz był postanowiony już za Jana
Olbrachta w r. 1496, "Wzmianki o s p i s-
n e m mamy także z lat 1433 i 1447.
Spisy ludności. Szlachta, stanowiąc od-
dzielny stan rycerski czyli wojskowy w
narodzie, uważna zawsze za rzecz uwła-
czającą, aby w jakikolwiek spis ludności
ogólnej wliczaną była. I to jest powo-
dem, że o ^ściślejszej statystyce szlachec-
kiego pogłowia w dawnych czasach mo-
wy byó nie może. Tadeusz Korzon w
dziele „Wewnętrzne dzieje Polski" na za-
sadzie najrozmaitszych danych przyszedł
do przekonania, że w XVIII w. ludnosó
szlachecka czyli uprzywilejowana swobo-
dami stanowiła dziesiątą część ogólnej lu-
dności Rzplitej. Ponieważ w żadnym in-
nym kraju tak wielkiego stosunku nie by-
ło, przynosiło to zatem zaszczyt narodowi
^owiańskiemu, w którym tak znaczna je-
go część, bez względu na ubóstwo zagi-o-
dowców, uprawiających rolę własną ręką,
używała swobód najszerszych. Była np.
w województwie Podlaskiem ziemia Biel-
ska (nie Bialska), której taryfa dymów
szlacheckich ułożona do podatku podym-
nego w r. 1776 (znajdująca się w archir
wum jeżowfikiem) wykazuje urzędownie
przeszło 6000 dziedziców w tej ziemi, nie
posiadających wcale włościan i tylko po
jednym dymie. Druga ziemia w tomże
województwie, Drohicka, liczyła również
około 6000 ziemian dziedzicznych, a ra-
zem jedno to województwo przedstawiło
większą liczbę posiadłości szlachty dzie-
dzicznej, niż było jednocześnie domówi
posiadłości stano uprzywilejowanego w
słynnej ze swobód społecznych Anglii.
Prof. Adolf Pawiński w „Źródłach dzie-
jowych" usiłował na zasadzie rozmaitych
spisów podatkowych obliczać ludność
Rzplitej czasów dawniejszych. Prof. Józef
Kleczyński w tomie 30-yni ogólnego zbio-
ru Rozpraw Akademii Um. (serja II, t. V)
pomieścił rozprawę p. n. .Spisy ludności
w Rzeczypospolitej polskiej".
Sponka, polska nazwa haftki drucianej,
składającej się z konika i kobyłki,
tak nazwanych przez pewną analogję do
funkcyi j^eiowych.
Sprzedaż, vcndilio, nazywana była
„donacją" i „rezygnacją" i zapisywana w
księgach wieczystych. Sprzedaż dóbr ziem-
skich musiała być zapisana w aktach wła-
ściwych coram actis perpetuis. Zeznana
przed niewłaściwymi, winna była być
przeniesioną czyli oblatowaną do właści-
wych przed upływem roku i 6-u niedziel.
Oprócz inskrypcyi potrzebna była „intro-
misja" czyli „wwiązanie", co właściwie
przenosiło fakt prawnej własności z osoby
sprzedawcy na nabywcę. Inskrypcja mo-
gła być zrobiona i w kancelaryi królew-
skiej, w Metryce koronnej lub litewskiej
i z niej nie potrzebowała być przenoszo-
dbyGoot^le
SPRZĘTY DOMOWE.
267
ną, ale zupełne dokonanie miała wtedy,
kiedy we właściwych aktach ziemskich ze-
znana została relacja woźnego o dokona-
nej intiTOmisyi na gruncie. Tym spoaobem
prowadzona była urzędownie kontrola ty-
tułu własności, co nie było rzeczą obojęt-
ną, kiedy do posiadania dóbr przywiązane
było prawo obywatelstwa i tym sposobem
zaciąg^o się właściwe^rum sądowe.
Sprzęty domowe. Wyliczanie wszelkch
sprzętów, jakie miewano po mieszkaniach
w dawnej Polsce, bez podania ich rysun-
ków i szczególowego opisu, nie przyczy-
niłoby się wiele do odzwierciedlenia do-
mowego życia naszych przodków. Nale-
żyte zaś w możliwych nawet granicach
wyczerpanie przedmiotu stworzyłoby od-
dzielną książkę a nie encyklopedyczny ar-
tykuł. Musimy zatem poprzestać na wzię-
cia do ręki jednego z posiadanych przez
nas żródel, a mianowicie księgi radziec-
kiej miasta Sandomierza z doby Zygmun-
ta Augusta, i zobaczyć jakie ruchomości
domowe były tam wówczas spisywane u
zmarłych lab procesujących się mieszczan
wyłącznie polskiego pochodzenia, mamy
bowiem i spis kiLkadziesięciu ich nazwisk,
któiy już w Enc. Siar. w tomie 3-im na
na str. 258 przytoczyliśmy, A więc po Ka-
tarzynie Fomalównie, żonie krawca Woj-
ciecha Wilgi, pozostało między innemi:
poduszek mchowych 4, z pierzem 4, pie-
rzyn 2 z powłokami Inianemi i konopne-
mi, prześcieradeł lnianych 4, konopnych 4,
lnu kit czyli zwitków 150, konopi 30, pa-
new (rodzaj misy kuchennej), rożnów 2,
skrzynia wielka kowana i 2 skrzynki mniej-
sze. Po Katarzynie Postrzygaczce pozo-
stały „pacierze dwoje, jedno gagatkowe a
drugie brzezinowe" (zapewne agatowe i
czeczotkowe), puszczadła 3, spathel 1, kar-
ty związane złe, kamyk biały do taczania
rańtuchów mały, łyżek drewnianych 2,
trzecia warszawska, szczotka postrzygac-
ka do smalcowania, surmeczka, ząb wil-
czy ze srebrem groszowem, poduszka
mchowa z powłokącwelichową, zwierciadł-
ko małe, nożów węgierskich para, trzeci
groszowy czarny, czwartego połowica, na
końcu trochę srebra, nożyczki zardzewia-
łe, wieniec jedwabny zły, miotełka do szat,
stoły dwa, figura św. Pawła i druga, pierz-
nik bez powłoki, misek glinianych 3, sum-
ki rzemienne, talerzów drewnianych 6
wielkich i 6 maluczkich, powróz albo lina,
worów złych 5, barwice (farby) czerwonej
kosz, lichtarzy srebrnych... tartka, co pierz
(pieprz) trą, wilk żelazny do pieca, szczo-
tek żelaznych do lnu 2, barwice czarnej
faseczka, nogi stołowe, ławka, drabinka,
stępka i tłuk do soli, powyrków 4: 2 piw-
ne a 2 wodne, rożenków żelaznych 2: więt-
szy i mniejszy, tartka do tarcia serów,
grzebionka do kądziel, koszów piwnych
do stągwi 4, rogoża 1, kijanek 2, żerdzi na
górze do osęk 2, latarnia drewniana bez
powłoki, beczułka bez dna, szczotek ręcz-
nych do lnu 3, dzban i garnców pospoli-
tych kilka, drabina przed sienią. — Maciej
Szczygidek vel Kolipiątek miał: skrzyi 3
(jedna malowana nowa, druga stara czar-
na okowana, trzecia spiżarnia wielka oko-
wana), trzosik, Idódkę z kluczem, „kamien-
ne książki" (zapewne tablice szyfrowe do
notatek i rachuoków), wieko cynowe do
gamcówki, szczotkę szatną z gręplą ku-
śnierską, kt^trynę starą, talerzów drewnia-
nych 20, małych i wielkich, słojek i ka-
mień chustny, rożen żelazny, siekacz, krzy-
nowy drewniane 4, wiercimaków 2, czo-
pów 6, łoże z rogoża 1, „drogiej skrzynie
nie możono odemknąć, trzecia skrzynia
Ł j. spiżarnia, której też odemknąć nie mo-
żono", w izbie garbonek jeden do rzemie-
sta, obraz 1, szafka malowana w kącie za
stołem, młotek żelazny, nożenki węgier-
skie, w piwnicy szyukfas, konewek 6,
lossowki 2 (szafie do pomywania?) i tłuk
solny, na górze w 3 komorach pustych
stara skrzynczyna, dzieżek albo fasek dre-
wnianych 2, kobiałka, koszyk, sitko, trze-
wiki męskie. — U innych mieszczan były
dbyGoot^le
SPUST DO GDAŃSKA.
jeszcze: dzieże, niecki, siekieiy, panewki,
kosy dwojakie: , aiedczane i trawne" , skrzy-
nie bez zamków, loktusze zgrzebne, dożo
przędziwa i t. d. Wogóle jednak nadmie-
nić tQ winniśmy, że podobne spisy po-
śmiertne nie dają dokładnego pojęcia o
majątku ruchomym żyjących. Jak bowiem
dzisiaj, tak i dawniej powszechnym był a
ludu brzydki zwyczaj, że już przed zgo-
nem chorego, a tembardziej gdy zamknął
oczy, potomkowie i krewni rozchwytywa-
li co kto mógł przed spisem.
Spust do Gdańska. Tak nazywano spław
zboża z dóbr szlacheckich na sprzedaż do
Gdańska po Wiśle i rzekach do niej wpa-
dających. Haar w swojej Ekonomice zie-
miańskiej wylicza „różne towary', wysy-
łane wodą do Gdańska, a mianowicie:
„zboża, prowjanty, woski, miody, łoje,
przędzą, {^ótna, potaże, galman, glejtę,
ołów, minią, żelazo, stal, wt^y, skóry,
klepki i inne wszelkie rzeczy, które z prze-
mysłu ludzkiego do handlu i pożytku zna-
leźć można... przez dwojaki sposób: na ry-
zyk; albo też na pewny z tamecznemi
kapcami kontrakt". Jednak wprzód kred-
ką radzi Haur obrachować, miawszy na
pamięci kapitał, koszt swój i zysk: dopie-
ro w Imię Pańskie ze swoim na defluita-
cją pośpieszyć ładunkiem. Statki wszel-
kie na tę defluitacją mają być: szkuty,
dnbasy, komiegi, byki, kozy, wiciny, lich-
tony, galery, czółny ze wezystkiemi po-
trzebami porządne, płytko i według czasu
budowane, udychtowane, osmolane czę-
sto. Tratwy, aby byty z nośnego i suche-
go drzewa, dobrze zbijane i opatrzone.
Naczynia i potrzeby wszelkie, co tylko na-
leży do statków: maszt, roja, karnaty,
sztak, tryl, t.j. polna lina, obcaje, trysk,
prysk, szu ty, kluby, klubki, powrozy,
postronki, kotef, żagle, wory, szelki, po-
biegi, tarcice do futrowania, pojazdy, las-
ki, drągi, szufle, berły, koły, stroisze, kule,
maty, iiczki, gwoździe, smoła, siekiera,
świder, piła, dłóto i toporek. Kuchenne
statki: kotły, szafliki, konwie, garce różne,
mają być sporządzone w zimie, Da wiosnę
nie czekając wsiadanej. Łeguminy także
mają być wygotowane, jako to: krupy ja-
glane, jęczmienne, tatarczane, groch, pel-
cie, sadła, mąki, sól, których tyle przy-
sposobić trzeba, ile na dół i na górę wy-
starczyć może, i lepiej dać nad zamiar, a-
by za jakim w drodze omieszkaniem, za
gotowe pieniądze nie kupowano. Inwen-
tarz tego wszystkiego przed spustem u-
czynić, aby o tem szyper i sternik wiedział,
i z tego wszystkiego, za powrotem, słusz-
ny rachunek oddali. Ładunek ma być
według proporcji statków i wody: nie
przeładowywał!, aby często gęsiami nie
częstować flisów. Lżejsza fora bezpiecz-
niejsza! do przebycia prędsza i z mniejszym
kosztem. Kotman, sternicy i flisowie, a-
by nie omieszkiwali, ale czasu i wody do
spustu pilnowali i w drodze żadnemi nie
bawili się biesiadami. Zboże, aby było
piękne, przez sita, arfę albo młynek chę-
dogo wywiać i za dobrej drogi, ile podczas
sannej, na spichlerz wywieść dla przysię-
go spustu. Prądu, haków, zawad jakich,
aby rotman i sternik pilnie przestrzegał.
Pilnować sztemborku, bakortu, śrzodka,
bacząc na wszystkie miejsca. Przy spaś-
cie w drogę mieć potrzeba przy statkach
lichton, dla lichtowania zboża przy jakiej
zawadzie, czi^n także dla potrzeb i ceł od-
prawienia. Cła mają być sprawiedliwie
z kupnego zboża odprawione. Do jura-
mentu ludzi niewinnych (aby cię Pan Bóg
błogosławił) nie przywodzić. Myto chłop-
skie (dla flisów) na miejscu ma być posta-
nowione, którym wedle zwyczaju zadać i
zapłacić, tylko pewnych mieć i wiado-
mych, aby nie uciekali w drodze. Strawa
niech ich wedtag dawnej porcyi i zwycza-
ju dochodzi, aby im do złości nie być oka-
zją. Gdy o kilka mil statki pod Gdańsk
przypłyną, upatrzywszy dzień pogodny i
kiedy wiatr powiewa, w ten czas przeszu-
fiować dobrze zboże. Żaglów pod zboże
dbyGoot^le
SPYTEK.— SREBRO.
nie siać dla zbutwienia. Pod Gdańskiem
żadnego nie godzi się mieć na statku o-
gola, gdy cię Pan Bóg na Moltawę przy-
prowadzi, jednak na lądach jeść gotować
wolno. W jeBieni z pustem pilnie trzeba
pośpieszyć, aby mrozy w drodze nie za-
trzymały statków. Gdy statki szczęśliwie
do domu powrócą. Panu Boga podzięko-
wawszy, ludziom popłacić, i dla drugiego
raza przychęcenia uczęstować. Rachunek
zboża, wiele czego w Gdańsku wymierzo-
no, attestacją kupiecką weryfikowanie,
także legumin, pieniędzy, naczynia, we-
dług inwentarza i pomiarkowania szafar-
sŁwa i wszelkich wydatków z szyprem u-
czynić. Naczynia różne według inwenta-
rza odebrawszy, na spokojnym miejsca
porządnie pochować, ponaprawlawszy.
Miarę mieć gdańską w swojej majętności
dla pewniejszej weryfikaóyi. Statki na
zimę obwarować, w cichym miejscu po-
stanowić, często wychędażać, od wilgoci i
śmieci ochraniać. Stróża mieć pewnego i
sposobnego do oglądania statków. Burta
aby na ziemi nie była i od lodów nie
szwankowała.
Spytek. Spytek, Ł j. Spicymierz Jor-
dan, kasztelan krakowski, czyli, jak da-
dawniej nazywano, ,pan krakowski", mó-
wiąc o doleglościach wysokich urzędowi
wyrażał się: „Co sobie Spytek nagotaje'
to mu pan krakowski zje". Wyrażenie to
stało się przysłowiowem i spotykamy je u
Jana Kochanowskiego w XVI-ym i u 0-
palińskiego w XVII-ym wiekn.
Srebro. Mieliśmy kopalnie srebra w
Olkusza, gdzie w XVI w. wydobywano
rocznie około 5,000 grzywien czyli 2,500
funtów tego kruszcu. Kromer i Starowol-
ski nadmieniają przytem, że srebro znaj-
dowało się także pod Sławcami, Chrzano-
wem, Siewierzem, Nową Górą, a nawet
Sandomierzem i Kielcami, Jako środek
do zamiany stnżylo srebro nietylko w po-
staci pieniędzy krajowych, ale i zagrani-
cznych, napływających do Lechii już od
czasów rzymskich, niemniej także w po-
staci rozmaitych ozdób i naczyń lub brył
srebrnych, przyjmowanych zarówno z pie-
niędzmi i pomiażdżonemi ozdobami na
wagę. Jak już w zamierzchłych czasach
skarby podobne bywały nieraz wielkie,
dowodzi tego np, znaleziona w Płockiem
około r. 1870 kilkudziesięciofuntowa bryła
spojonych rdzą srebrnych monet rzym-
skich (odesłana podobno przez władze miej-
scowe do Petersburga). Długosz opisuje,
że gdy Wołodar, książę na Przemyślu nad
Sanem (w XII w.), dostał się do niewoli
Polaków, dał im w okupie za swą wolność
20,000 grzywien srebra (t. j. około 10,000
funtów), z których 12,000 grzywien zaraz
wypłacił, a za resztę odesłał potem 50 na-
czyń srebrnych, jako to: mis, dzbanów i
kubków greckiej roboty. Zdumiewająca
ilość srebra u Jadżwingów, o jakiej wspo-
minają kronikarze i doknmenta z doby
Piastowskiej, znajduje proste wyjaśnienie
w fakcie, że plemię to litewskie leśne i roz-
bójnicze, przez półtora wieku żyło napa-
dami na rolnicze Mazowsze, Kujawy i Ma-
łopolskę. Ł. Gołębiowski przytacza w swej
książce „Ubiory w Polszczę" z archiwum
królewskiego rejestr klejnotów Jadwigi,
królewny polskiej, wyliawanej r, 1475 za
księcia Jerzego, spisany przez Trenczyń-
skiego, kanonika krakows. i podskarbiego
dworu. Znajdujemy tam ze srebra: 10 mis
wielkich, 4 naczyń do umywania, z któ-
rych 2 wewnątrz i po wierzchu pozłacane,
2 inne naczynia, 30 łyżek, 2 pary nożów
dla krajczych, 2 wielkie z rękojeścią po-
złacaną, 2 wielkie w części oprawy ^oci-
ste, 4 mniejsze i z tych 2 docone, 20 kub-
ków wyzłacanych i 1 darowany Ligockie-
mu, 2 flasze srebrne (większa i mniejsza),
2 talerzyki srebrne do konfektów, 21 kub-
ków wyzłacanych na podarunki i 4, na
których mało ozdób rioconych, 14 noszeń
i 15 naszyjników czy^ Halsbanddw (które
wraz z klejnotami przez króla i w Polszczę
danemi są w osobnej szkatułce), wreszcie
dbyGoot^le
270
SREBROGŁÓW. — STAJE,
1 czasza srebrna docista. Przytacza Go-
łębiowski również w tej książce (atr, 273)
bardzo szczegółowy rejestr sreber wypra-
wnych Katarzyny Austrjaczki, małżonki
króla Zygmunta Augusta, sporządzony a-
rzędownie w Krakowie d. 8 sierpnia 1553
roku. W chwili gdy to pisaliśmy, przy-
niesiono nam do pokazania srebra, znale-
zione w puszce cynowej zakopanej do ziemi
w stronach pułtuskich podczas potopu
szwedzkiego, wszystkie bowiem znalezio-
ne razem monety dosięgają tylko pomie-
<HiA
Pasy arebrno używane w Polsce w pierwszej polowie XVII wieku.
nionej daty. Ze sreber powyższych po-
dajemy podobizny trzech pasów, jakie by-
ły w pierwszej połowie XVII w. powsze-
chnie używane.
SrebrogłÓW — tkanina, upowszechnio-
na pod koniec XVI w., do której użyte
były nitki srebrne, tak samo jak do złoto-
głowu złote, czasem mieszane z sobą i z
jedwabiem. Bogaci nosili ze srebrogto-
wu żupany (plecy były dawane z tańszej
tkaniny), panowie młodzi w darach wesel-
nych przywozili srebrogłów swym bogdan-
kom.
Stacja stanowiska, po lac. s/atio słafi-
va. Pierwszym wyrazem oznaczano opła-
tę na wojsko, drugim — leże wojskowe.
Dobra ziemskie czyli prywatne nie podle-
gały w Polsce stanowiskom, t.j. że woj-
sko stawać w nich nie mogło, ani też nie
płaciły s tacy i. Nadawane emfiteuzy
podlegały tym ciężarom, zastrzeganym
wyraźnie w słowach sahiis staiwis. { Vol.
leg. IV, f. 284, 861). Ob. w Enc. Starop.
Stan.
Stado. Długosz uskarża się, że lad pol-
ski, na pamiątkę święta sło-
wiańsko - pogańskiego zwa-
nego stadem, przy opil-
stwie i rozwiązłości obcho-
dzi Zielone Świątki. Ka Pod-
lasiu tykocińskiem jeszcze
za naszej pamięci święto po-
wyższe obchodzone było na
Zielone Świątki przez paste-
rzy pod nazwą , wołowego
wesela'. W Siedleckiem wół,
użyty do tej uroczystości pa-
sterskiej, zwał się „Roduś".
(Ob. Rod u ś).
Staje, stajanie — po-
miar grunta. Solski w G«)-
metryi z XVII w, pisze, że
,mila polska ma stajan 36".
Grzepski liczy staje za 18-ą
częśó łanu. Czacki mówi:
„Staje powinno mieć 220
kroków". Haur znów twierdzi, że „staje
ma w sobie kroków 120, t.j. stóp 625".
Podług Jakubowskiego „łan polski dzieli
się na trzy pola, w każdem polu wzdłuż
jest staj 4, każde staje wzdłuż ma 150 stóp.
Ostrowski w , Prawie cywilnem' mówi:
„Staje geometryczne ma kroków geome-
trycznych 125 albo łokci 416 i calów 16;
staje statutowe ma łokci 84. Tu dodamy
tylko, że 100 kroków wielkich lub 200 ma-
łych stanowi staje dziś przez lud używa-
ne, w różnych zresztą stronach rozmaite.
AV wielu okolicach staje równa się sta są-
dbyGoot^le
STAMET. —STAROSTA.
271
żniom polskim czyli stu krokom maksy-
malnym rozpędzoaego człowieka.
Stamet, Bztamet,sztament, sza-
m e t — rodzaj to podobno rasy, tęgiej
mateiyi. Mówi o niej instruktarz celny
lit., wspomina W. Potocki i Vol. leg, IV,
f. 359, r. 1650.
Stan oznacz^ w dawnych wiekach
pra\7Q panującego bawienia bezpłatnie w
dobrach, przez które przejeżdżaj. (Ob. w
Enc. Star.: Podatki i ciężary). Obo-
wiązek ten dostarczania w naturze potrzeb
dla dworu ksi^ęcego zamieniony został
jeszcze za doby Piastów na pieniądze.
Kapitała gnieinieńska odmówiła Jagielle
w swych dobrach „staoyi", a Zbigniew 0-
leśnicki w liście do Kazimierza Jagielloń-
czyka wymawia mu gorzko, że klasztory
pi^ez „stacje* zubożały. "W XVI i XVII
wieku zwano jeszcze „stacją" popasy bez-
płatne dworzan i żołnierzy po wioskach.
Oburza się na nie Starowolski w „Retor-
macyi obyczajów polskich", pisząc: „Ubo-
gim chłopkom po wsiach „stacją" naszym
dragonom, hajdukom, wydawaó każemy,
labo to na wesele, na odpust do Często-
chowy, lab na sejm do Warszawy jedzie-
my". Stanem zwano schronisko, miesz-
kanie bartnika na puszczy, St.anem zowie
się dotąd stajnia zajezdna z wozownią
przy gospodzie i karczmie przydrożnej.
StaA. Rasztowanio z dylów lub drą-
gów na słupach około drzewa w lesie, kil-
ka sążni nad ziemią wysokie, dla ustawie-
nia na niem ułów celem zabezpieczenia ich
od wilgoci, myszy, bydląt i t. p.
Stangierka, sten gierka — chustka
kobieca na szyję, złotem i srebrem przety-
kana.
Stanownłczy, gospody rozpisujący, kwa-
termistrz, należał do niższych urzędników
dworu królewskiego i zosta wałpod rozkaza-
mi marszałka wielkiego. Obowiązkiem jego
było utrzymywać porządny spis izb gościn-
nych w zamku królnwskim, naznaczać go-
spody dla dostojnych gości i posłów w
mieście, gdzie się sejm lub zjazd odbyw^,
a także w czasie podróży króla. Sobieski,
zostawszy królem, nie przestał być goś-
cinnym szlachcicem, więc senatorom i po-
słom ziemskim, którzy do Warszawy na
sejmy zjeżdżali, kazał dawać pomieszka-
nia w zamku królewskim. Statut Litew-
ski przepisuje, że w domach,, należących
do szlachty, stanowniczowie i marszałko-
wie ziemscy (czyli powiatowi) nie mogą
dawać gospód dla podów sejmowych. Dla
łatwości znalezienia gospody, w której
mieszkał stano wni czy, umieszczano na
niej napis odpowiedni, a prawo krajowe
ostrzegało, że ktoby taki napis zmazał,
albo herb gościa kwaterującego w gospo-
dzie przybity „oddarł, będzie karan*. Na-
zwę: stanowniczego, stanowcy i stanowi-
cielą dawano także niekiedy fundatorom
kościołów, klasztorów, szpitali.
Starka — w kartach polskich nazwa dzie-
wiątki żołędnej.
Starosta. Od czasów najdawniejszych
Polacy wyrazem tym mianowali przewód-
cę, zwierzchnika i osobę najstarszą urzę-
dem w danem miejscu. Wacław, król
czeski, wezwanyprzez Wielkopolan, przy-
bywa z wiosną r. 1300 do Polski, koronu-
je się w Grnieinie, a wyzuwszy Łokietka
z jego dziedzin i powróciwszy do Czech,
przez lat pięć panuje pizez ustanowio-
nych w Wielkopolsce, Małopolsce i na Po-
morzu „starostów" {capilanei), czyli na-
miestników swoich. Odtąd urząd ten,
przedstawiający władzę wykonawczą i są-
downiczą monarchy, zrazu na większych,
potem na drobniejszych terytorjach (w
starostwach i grodach), ustalił się w Pol-
sce. Kazimierza Wielkiego zastępuje w
sądach królewskich starosta tylko w Wiel-
kopolsce. Odtąd mnożą się jednak sta-
rostowie, jako namiestnicy królewscy,
sprawując sądy po grodach, zbierając po-
datki dla króla. Gdy kasztelani i woje-
wodowie przywodzą rycerstwu ziemskie-
mu w polu, starostowie są jakby zarząd-
dbyGoot^le
272
STAROSTA.
cami grodów warownych, powierzonych
ich sądownictwu. Ludwik, król polski i
węgierski, przyrzekł Polakom, że nie bę-
dzie cudzoziemcom oddawał starostw i
grodów sądowych, a mianowicie w miej-
scach, wyraźnie wskazanych, między któ-
remi aą znaczniejsze miasta, jak np.: Kra-
ków, Bieczf Sącz, Wiślica, Wojnicz, San-
domierz, LabUn, Radom, Łęczyca, Sie-
radz, Piotrków, Brześć Kujawski, Krusz-
wica, Poznań, Kalisz i inne. Jak wiado-
mo, panujący książęta i królowie piastow-
scy uważani byli pierwej za właścicieli ca-
łego obszaru ziem, wód i lasów, objętych
granicami ich państwa, a wszystek lud
wiejski stanowił ich kmieci i służbę. Ale
już bardzo wcześnie powstawała w Polsce
własność prywatna czyli szlachecka tym
sposobem, że panujący rozdawali chętnie
lub sprzedawali ziemię rycerstwu, które
stanowiło ich siłę w obronie granic i nie-
podległości kraju. W dobie Piastowskiej
z każdym rokiem przybywa własności pry-
watnej ziemskiej, a tem samem obszar kró-
lewski i książęcy zmniejsza się. Gdy pier-
wotnie własność rycerska czyU szlachecka
stanowiła niby wyspy wśród morza ob-
szarów książęcych, to później, w stosunku
odwrotnym, dobra książęce i królewskie
stawtJy się wyspami wśród obszarów zie-
mi rycerstwa i duchowieństwa. W tych to
dobrach, zatrzymanych stale na własność
panującego, królowie i książęta mieli swo-
ich namiestników czyli starostów, a od
nich dobra i grody im powierzone nazy-
wano starostwami. Starosta jest nietylko
obrońcą zamku królewskiego, lecz nadto
stróżem spokoju w granicach swego staro-
stwa, gdzie powinien powściągać gwałty,
karać kradzieże i rozboje. W tych obrę-
bach władza jego rozciąga się nietylko na
chłopów i mieszczan, ale i na szlachtę.
Do niego należy prawo miecza, wykona-
nie wszelkich wyroków kościelnych i świe-
ckich. Starosta czuwa nad pożytkami i do-
chodami króla, czynszami i poborami od
mieszczan i kmieci. Starosta krakowski
posiadał najobszerniejszą sądowniczą wła-
dzę, a tylko czuwanie nad dochodami kró-
la do niego nie należało. Starosta poznań-
ski nosił tytuł jeneraJa wielkopolskiego.
Ponieważ sądownictwo należało do panu-
jących, oczywiście więc ich starostowie,
jako namiestnicy, byli zarazem sędziami
w ich imieniu. Gldzie były miejsca z na-
tury obronne, zwłaszcza strome wzgórza
otoczone wodą lub bagnem, tam zakłada-
no warowne zamki czyH .grody", a przy
nich zwykle powstawały miasta, więc i są-
dy, które nazywano grodzkimi. Stąd, jak
pisze Skrzetuski w „Prawie politycznem
narodu polskiego", „grodzki starosta sądy
grodzkie sprawował, bezpieczeństwa w
starostwie swojem pilnow^ zamku całoś-
ci przestrzegał". W miarę więc, czy w sta-
rostwie był gród i sądownictwo, lob nie
było go, starostowie byli „grodowi" lub
„niegrodowi", tak jak starostwa „grodo-
we'^ i „niegrodowe" . Starosta niegrodo-
wy nie miał władzy sądowej, był popro-
stu rządcą dóbr królewskich, odpowie-
dzialn3rm tylko za całość dóbr. Starostwa
niegrodowe były wogóle młodsze niż gro-
dowe, a to dlatego, że powstawały z nowo
zakładanych folwarków. Starostwa gro-
dowe nadawały wyższą godność, ale za to
niegrodowe były dochodniejsze. Wogóle
na utrzymanie starostów płynny następu-
jące źródła dochodu: 1) dziesiąta część
wfdywów pieniężnych, 2) trzeci snop, wy-
trącając zasiew, 3) dziesiąta ryba przy
spuście stawów, 4) z dochodu sądowego
od kopy 3 grosze, 5) 12 groszy od dziew-
ki, idącej zamąż do innej wsi, 6) od na-
znaczenia przysięgi dwa grosze, 7) grzy-
wny za psucie miedz granicznych i t. d.
Na sejmach postanowiono, że starostwa
mają być tylko wynagrodzeniem zasłużo-
nych względem kraju i zaczęto je awaó
chlebem dobrze zasłużonych [panis bene
vierentium). Zasada była święta, ale u-
łomna natura ludzka spaczyła jej wyko-
dbyGoot^le
STAROSTWA. — STATERA.
273
nanie. Starostami zostawali niekoniecz-
nie za^u2em krajowi, ale zwykle najmo-
Kniejsi. Starosta z dóbr sobitt oddanycb
obowi^any był płacić do skarba część
czwartą dochoda, czyli tak zwaną kwartę,
ca otrzymanie wojska Rzplitej. Zresztą
był panem prawie dziedzicznym, bo pra-
wo, zwane,^ communilaitvutn, dozwalało
wdowie starosty zatrzymać starostwo na
dożywocie. Dla wykazania kwarty spo-
rządzano bardzo szczegółowe i dokładne
opisy starostw czyli tak zwane Instracje,
a mianowicie w latach: 1569, 1616, 1660,
176B i 1789. Zygmnnt III wszystkie kró-
lewszczyzuy podzielił na dwie kategorje,
t. j. na starostwa do rozdawania i na eko-
nomje czyli dobra stołowe, przeznaczone
na wyłączny dochód króla. Starostowie
administrowali dobmmi, jak własnością
cadzą i czasową. To te2 sejm r. 1771 po-
stanowił wydzierżawić starostwa prawem
eiofiteatyoznem na lat 60, a starostjSw gro-
dowych czyli sądowych obierać kazano.
Sejm zaś czteroletni zniósł zapełnię sądo-
wnictwo starościńskie. Starostążmadz-
k i m nazywał się nrzędownie i powszech-
nie wojewoda księstwa Żmndzkiego. Sta-
rostą w górnictwie czyli zapach ten, któ-
ry czynił sprawiedliwość i baczył nad bez-
pieczeństwem kopalni. W mniejszych ko-
palniach był tylko podstarosta. „Staro-
sta bartny" był sędzią bartników (ob. S ą-
dy bartne). Starosta na Wiśle ozna-
czeU starszego flisa. Po apadkn Rzplitej
tytuł starostów dawano jeszcze tym, któ-
rzy posiadali dobra starośdńslde. Fryde-
lyk hr. Skarbek w najlepszej swojej po-
wieści, zatytułowanej „Pan Starosta",
przedstawia nam piękny obraz dawnego
prawego obywatela, tak jak Krasicki „Pana
Podstolego".
Starostwa. Pierwszy znany nam lu-
bo bardzo nieznpdtnyspis starostw wRzpli-
tej znajdnje się w opisie Polski Marcina
Kromera z w. XVI. W oddzielnej ksią-
żeczce wyszedł spis wszystkich starostw
EocrUopedJa itaropolski, t. IV.
za czasów Stanitiawa Augusta w Łowicza.
Eligi Piotrowski wydał „Sammarjoszkró-
lewszczyzn w c^ej Koronie Polskiej z wy-
rażeniem posesorów i siła która płaci ro-
cznej kwarty, spisany r. 1770'*. Warsza-
wa n S. Orgelbranda, drak w żytomierzu
u J. Chrząszcza, r. 1862. Aleksander Wei-
nert wydał „O starostwach w Polsce do
końca XVIII w., z dołączeniem wykazu
iiih miejscowości". Warszawa, naUad au-
tora, r. 1877. Z wykazu Weiaerta obli-
czyć można, że w wojew. małopolskich
Krakowskiem i Sandomierskiem znajdo-
wf^o się starostw 67, na Mazowszu (woje-
wództwa: Mazowieckie, Płockie i Rawskie)
starostw 56. W województwach wielko-
polskich: Poznańskiem, Kaliskiem 33, Łę-
czyckiem i Sieradzkiem 26, Brzesko-Ku-
jawskdam i Inowro<^aw6kiem 20.
Starościna — dawna gra towarzyska.
Wszyscy siadają wkoło i przyjmują sobie
przydomki: marsz^ka, koniuszego, pod-
starościego, klucznika, piwniozego, kuch-
mistrza, łowczego, włodarza, masztalerza,
panien respektowych, panny apteczkowej,
dworki, ochmistrzyni, panny służebnej
dworu pani starościny. Osoba, będąca sta-
rościną, obchodzi koło i mówi: ,Pani sta-
rościna jedzie w drogę i bierze z sobą..."
tu wymienia kolejno osoby, dwór jej skła-
dające, a te powstają i idą za nią sznurem.
Gdy już wszyscy wstaną i obejdą krfo, ni-
by polonezem parami po razy kilka, daje
się słyszeć nagle głos: „Pani starościna
zajechałal" Wówczas każdy siada z po-
śpiechem gdzie może, a że jednego miej-
sca nie staje, kto został w kole, jeet panią
starościną.
Staszówka — szabla z fabryki staszow-
skiej w Sandomierskiem. Ob. Szabla.
Statera. Tak a nas w dawnych cza-
sach zwano bezmian, przezmian, do wa-
lenia niewielkich ciężarów nżywany. Sa-
muel Twardowski w Miscelaneach (wyd.
kaliskie z r, 1681) pisze: „Zważyła ich for-
tuna staterą równą".
dbyGoot^le
274
STATKI.— STATUT LITEWSKI.
Statki. Niektóre luźne wiadomości o
budowie statków wodnych na rzekach na-
szych zebrał J. K(jaozkowski (ob. „Wia-
domości, tyczące się przemyśla i sztuki w
dawnej Polsce", str. 622).
Statut. Skrzetuski w „Prawie pol-
skiem" tak określa różnicę statutu od kon-
stytucji: „Ustawy nasze od Kazimierza
"Wielkiego a£ do Zygmunta Augusta,
łacińskim językiem pisane, statuta-
mi zowią, to jest prawami niby od sa-
mego króla za radą senatu stanowione-
mi, pói^ejsze zaś, polskim językiem pisa-
ne, konstytucjami". Określenia tego nie
można jednak brąó bardzo ściśle, bo i pra-
wa Kazimierzowe nazywano po łacinie
Constitutiones. Pierwszym statutem ko-
ronnym, obejmującym kodyfikację praw
zwyczajowych polskich, jest WiśUeki z ro-
ku 1347 (ob.). Drugim ogłoszony w War-
ce r. 1423 przez Władysława Jagi^ę. Da-
lej idą statuty Kazimierza Jagiellończyka:
ogłoszony w Piotrkowie r. 1447, ułożony
w Nieszawie i we wsi Opoki r. 1464, w No-
wem Ifieście Korczynie r. 1466. Z czasów
króla Jana Olbrachta znany jest statut
piotrkowski z r. 1493 i inny z r. 1496. Z
czasów Aleksandra Jagiellończyka istnie-
ją statuty z lat: 1503, 1504 i 1505. Na zje-
ździe koronacyjn. w Krakowie r.l507 nlo-
żonezostałystatutyZygmanta I. Ustawy
piotrkowskiezlatl610, 1611, 15191 wszyst-
kie dalsze, np. bydgoskie z r. 1620, piotr-
kowskie z r. 1623, krakowskie z lat 1527
i 1632, znowu piotrkowskie (1538) i kra-
kowskie (1539, 1640, 1543), wreszcie piotr-
kowskie ostatnie (1544), uważane są za
statuty, jako pisane po łacinie, ale wła-
ściwie należą jnż do konstytaeyi, bo i ty-
tuł ConsHiuiłones noszą i uchwalone zo-
stały już nie przez samego króla z wielko-
radą senatorów, ale z przeważnym udzia-
łem izby poselskiej, t. j. stanu rycerskiego.
Statut Litewski. Król Zygmunt I w
r. 1622 dnia 6 grudnia ogłosił w Wilnie e>
dykt, w którym oświadcza, że ponieważ
dotąd w Wielkiem Księstwie Litewskiem
bez statutów pisanych odbywały się sądy,
a sprawiedliwość tylko podług rozumu,
sumienia i widzenia sędziów była wymie-
rzaną, przeto stanowi, iż odtąd jednem
prawem pisanem duchowni i szlachta są-
dzić się mają. Był to pierwszy zbiór praw
dawniej uchwalonych i starych zwycza-
jów litewskich czyli praw zwyczajowych,
a król, dbały o dobro narodu, aby prawo
tem prędzej i łatwiej do wiadomości ka-
żdego doszło, zapowiada, że nowy ten zbiór
w licznych egzemplarzach .wydrukować
rozkazał*. Że jednak zaszła potrzeba zmian
i doprfnień, statut Litewski nie został
wówczas wydrukowany. Przerabiany i po-
prawiany pod kiemnkiem kanclerza Al-
berta Gasztołda, jednomyślnie przez Sta-
ny litewskie przyjęty, otrzymał sankcję
królewską i moc obowiązującą od dnia 1
stycznia 1530 r. Zbiór ten znany pod na-
zwą Starego Statutu, napisany po rusiń-
sku w narzeczu krzywiczańskiem, tegoż
roku przetlómaczony został z rozkazu
Zygmunta I na język łaciński, a w r. 1632
na polski. Rękopisy w owych łxzech ję-
zykach doszły czasów naszych. Przez lat
66, t. j. od r. 1622 do 1688, Litwini z po-
lecenia królów pracowali nad zmianami
i dop^teniami statutu swego. Porówna-
nie bowiem swobód Litwy z koroną i osta-
teczna unja w r. 1569, wywołały także
potrzebę zmian niektórych. Pierwsze u-
zup^ienie Statutu nastąpiło na sejmie
brzeskim r. 1544, gdzie na prośbę Stanów
król kazał wybraó do poprawy Statutu
dziesięciu męiów w prawie biegłych. Na-
stępnie zajmowano się takiezuiż uzupeł-
nieniami na pięciu sejmach wileńskich (od
r, 1547 — 1563), na sejmie bielskim roku
1564, na wileńskim r. 1565, na lubelskim
r. 1569. Statut teraz uzupełniony, uła-
twiający niezmiernie sądownictwo, nazy-
wany był Statutem Zygmunta Augusta a
najczęściej Wolyńskiiu, z powodu odmian
uznanych za potrzebne dla województw:
dbyGoot^le
STATUT WIELICKI.
276
'W<^y^kiego, Kijowskiego i Bractawekie-
go. Statutem tym, oprócz Litwy, Żmudzi
i trzech powyższych województw, rządziły
się wszystkie inue wojew., do Litwy należą-
ce, a mianowicie: Potockie, Witebskie, Smo-
leńskie i Mścistawskie. Podlasiowi tylko,
przyłączonemu r. 1569 do Korony, służyły
prawa koronne. Statut drugi czyli Zygm.
Aug., uzop^niany w dalszym ciągu za Ste-
fanaBatorego, otrzymaj uakoniecmocpra-
wodawcząd. 28 styczn. r. ł588 od Zygmun-
ta III, a znany odtąd pod nazwą Trzeciego
statutuLit., wydrukowany po raz pierwszy
w języku rusińskim r. 1588, a wjęzyku pol-
skim r. 1614, przedrukowywany potem w
latach 1619, 1648, 1698, 1744, 1786 i 1811,
przetrwał w Litwie, jako prawo obowią-
zujące, do d. 6 WTzednia 1840 r. Władoi-
wie statut Litewski był konstytucją kra-
jową. Wielki książę przyrzeka w nim
wszelkie przywileje zachować, granice Li-
twy pomnażać i senatu nie poniżać. Senat
ten, a książąt, wojewodów i kasztelanów
zIo2ony, stanowił najprzód sejm prawo-
dawczy, szlachta bowiem litewska dopie-
ro w (Sasie układania drugiego statutu o-
trzym^a miejsce na sejmach, obowiąza-
na pierwej tylko do służby rycerskiej i
sprawowania urzędów. Jakkolwiek sta-
tut miał wiele niedostatków, to jednak
względnie do miejscowych stosunków
przedstawiał on w XVI i XVII w. jedno
z lepszych prawodawstw w Europie. Od
wyroku starościńskich lub wojewodziń-
ekich zastępców sądowych mo2us było a-
pelować do samych starostów lub woje-
wodów, a od tych do senatu, jako najwyż-
szej instancyi. Prawo było dla wszyst-
kich jodao, ten tylko odpowiadał, kto za-
winił, przedawnienie co do własności na-
stępowego w 10 lat, w tyleż lat wolno by-
ło wierzycielowi wziąć dłużnika , za kark".
Hospodar (którym Statut nazywa panu-
jącego) nie mógł bez wiedzy i woli senatu
stanowić nowych praw, urzędy dostawali
krajowcy. Tym sposobem wielcy książę-
ta litewscy, pod wpływem postępowych
urządzeń polskich, dobrowolnie zrzekali
się nieograniczonego samowładztwa, któ-
re pierwej przysługiw^o im na Litwie.
Sędzia, podsędek i pisarz musieli umieć po
ruaińsku i byli obieralni z 12 kandydatów.
Poddani i rfudzy nie mogli być świadka-
mi w sprawie swych panów. Ozterokrot-
uemu potwarcy obcinano nozdrza. Wdo-
wa mogła wyjść za mąż w pół roku po
śmierci męża. Majątek matki szedł mię-
dzy synów i córki w równy podział, córki
zaś nie wydane brały po śmierci rodziców
część czwartą, a trzy czwarte spadku oj-
cowskiego.
Statut Wielicki. Pierwotne prawa pol-
skie nie byty napisane, ani narzucone na-
rodowi, ale były prawami zwyczaju. Po-
nieważ Polska Piastowska składała się z
wielu ziem i księstw, mających różnolite
warunki bytu i rozwoju, zatem każda zie-
mia wytwarzała sobie zwyczaje prawne
nieco różne. Były tedy zwyczaje ziemi
krakowskiej, łęczyckiej, ziem mazowiec-
kich i t. d,, a stąd były i owe różnice sta-
tutów wielkopolskich i mdopolskich, któ-
re obrazowo wykazał Szajnocha we wstę-
pie do dzida swego „Jadwiga i Jagiełło".
Gdy po dobie podziałów, którą rozpo-
czął Bolesław EJzywousty, rozdzieliwszy
Polskę między synów, praprawnuk jego,
dzielny Władydaw Łokietek, połączył ją
znowu w jedno państwo, okazja się po-
trzeba porównania i spisania wszystkich
praw polskich. Pracy tej dokonał syn Ło-
kietka, Kazimierz Wielki, a kodeks jego
od miasta Wiślicy, w której zost^ ostate-
cznie ułożony i przez króla ogłoszony, o-
trzymał nazwę Wiślickiego. Cztery zaś
statuty dawniejsze utonęły w prawodaw-
stwie wiślickiem, dwa niezawodnie mało-
polskie, jeden wyraźnie wielkopolski, wy-
dany w Piotrkowie przez Kazimierza W.,
i czwarty, który sam się mianuje ustawą
zjazdu wiślickiego, ogłoszony urzędownie
jako prawo dla tąłego Królestwa, z sank-
dbyGoot^le
276
STATUT WIŚLICKI.
cją króla. Szajnocha powiada, że kto chce
poznać dawną prostotę myśli naszego na-
rodu, niech porówna wstępy dwóch współ-
czesnych sobie statutów, t. j. niemieckie-
go, zwanego „Złotą bnlą", i polskiego z
Wiślicy. Ordy wstęp niemiecki prawi je-
dnym tchem o Adamie, piekle. Troi, He<
lenie, Pompej uszu, Cezarze, siedmiu świe-
cznikach apokalipsy, siedmiu grzechach
śmiertelnych i t. d. — to skromny prawo-
dawca wiślicki zagaja ustawę polską sło-
wami niezrównanie pięknej prostoty, pra-
wdy i mądrości. Mówi on, że „Nie ma to
ani naganną, ani dziwną rzeczą zdawać
się ludziom, że podług zmiany czasów,
także i obyczaje a dzieje Indzkie zmienia-
ją się. A gdy każdemu z mę^w nie dość
jest zabezpieczyć się mocą ciała, albo bar-
nasza (pancerza) świecić cudnością, nie
będąc nauką i obyczajami okraszonym,
przeto My Kazimierz z Bożej miłości" itd.
Calem prawodawstwem Kazimierza "Wiel-
kiego kieruje dążność, aby różnolite pra-
wa zwyczajowe wszystkich ziem polskich
zebrać i ujednostajnić, znosząc przesta-
rzałe i zapewne pogańskich jeszcze czasów
sięgające przepisy, a wprowadzić zmiany
odpowiednie do nowych potrzeb i postę-
pu społecznego. Naród nasz stał cały na
obyczaju przez wszystek czas swojego po-
litycznego żywota. Ileż tej pairjarchal-
ności musi^o być za Kazimierza Wielkie-
go, kiedy jeszcze prawie we dwa wieki po-
tem Łaski w wydaniu swoich statutów zo-
stawiał całe karty puste dla wpisywania
zwyczajów ziemskich. Janko z Czarnko-
wa wyraźnie zaświadcza, te Kazimierz
znosił zwyczaje, które się już zużyły i nie
odpowiadrfy rozpowszechnionemu świa-
tłu, a wprowadzał odpowiednie nowej wol-
ności i nowym pojęciom. Takich praw
przestarzałych musiało być wiele. Przy-
pomnijmy sobie tylko barbarzyńskie ka-
tusze, jakie do nas przyszły z prawami
miast niemieckich, owo ucinanie członków,
wyłapywanie oczu i t. d, Karód odczu-
wał już wstręt do kar tego rodzaju, więc
rozumny król ograniczał to pastwienie się
prawa nad c^owiekiem. liOody Kazimierz
po zabezpieczeniu granic Polski, o ile mo-
żna było, teaktatami ośoiennymi, wziął
się z zapałem do pracy prawodawczej, w
czem dopomagał mu arcybiskup Jaro^aw
Bogorja ze Skotnik, uczony prawoznawca,
niegdyś rektor wBononii, mąż i obywa-
tel doświadczony. Jego też jednego w
przedmowie do statutu wielkopolskiego
król wyraża z imienia jako swego dorad-
cę. Redaktorem statutów był niewątpli-
wie siostrzeniec arcybiskupa Jarosława,
doktor Jan ze Strzelcy Suchywilk, herbu
Gtrzymała, Sandomierzanin, biegły praw-
nik, przyjaciel i nieodstępny towarzysz
Kazimierza, mianowany kanclerzem Ro-
si a potem c&tej Polski. Ustawa Kazi-
mierza dla żup solnych krakowskich może
posłużyć za wskazówkę, jak się przygoto-
wywały prawa statntn ziemskiego. Zwo-
łani rozkazem królewskim, starsi i młodsi
żupnicy zeznali, jakimi się rządzą zwycza-
jami; następnie rada świeckich i duchow-
nych komisarzy królewskich dopełniła
zbioru, który Dymitr z O-oraja, podskar-
bi, zredagował w ustawę, a król potwier-
dził. Aby tak samo dopełnić zbioru praw
ziemskich, uchwalić zmiany i ułożyć sta-
tut, potrzeba było zapewne niejednego na
to zjazdu. To też uczony Romuald Hubę
wykazał, że zjazdów prawodawczych za
Kazimierza było kilka i nawet dwie ich
doby: jedna przygotowawcza przed sta-
nowczym zjazdem wiślickim, druga pó-
źniejsza, dop^iająca na innych zjazdach
główne wiślickie prawodawstwo. Statuty
Kazimierzowskie redagowane były po ła-
cinie i dopiero w sto lat później ke. Stani-
^aw z Wojcieszyna, kustosz warszawski,
przełożył jena język ojczysty, a rękopis
ten znalazł Lelewel w bibljotece poryckiej
i wydrukowaJ w Wilnie r. 1824. Późnie)
uczony Stronczyński wydał księgę, zwaną
, Wislicia', która obejmuje przedmkowa-
dbyGoot^le
STĄGIEW.— STEGNO.
277
De w podobiżnie cale prawodawstwo Ka-
zimierza Wielkiego i Kazimierza Jagiel-
lończyka. Wreszcie w 500-iią roczni-
cę uchwal wiślickich, L j. w r. 1847, K.
WI. Wójcicki wydal w Warszawie „Sta-
tuta polskie króla Kazimierza". O statn-
cie Wiślickim pisali: Helcel, Bartoszewicz
i inni. Prawodawstwo Kazimierza Wiel-
kiego jest naszem prawem żródłowem i
podstawowem, obejmająoem polskie pra-
wo kryminalne, cywilne, post^owanie są-
dowe i rozmaite urządzenia. Wszystkie
prace prawodawcze podlejsze objaśnimy
tylko, zmieniały lab uzapdnialy statut
Wiślicki. Podlag statutu tego prawo o-
bowiązuje tylko na przyszłość a nie na
wstecz od daty ogłoszenia. Dawniejsze
prawo odwetu za zabicie i rany zastąpio-
ne zostaje winą czyli opłatą, nawiązką
pieniężną, dla poszkodowanego lub pozo-
Btaiei rodziny. Zmniejszono liczbę przy-
padków stosowania kary „niemiłosiernej'.
Obelgi kobiecie wyrządzone są równem
przestępstwem, jak dobycie orę2a w obec-
ności króla i arcybiskupa. Szkodnik i zło-
dziej polny nocny może byó zabity. Kto-
by okradł króla lub rycerza, ulegnie oszel-
mowaniu czyli ucięciu jednego ucha. Sta-
tut znosi dawny powszechny zwyczaj za-
wierania małżeństw przez porwanie pan-
ny, karze porywcę utratą posagu, jeżeli
panna na porwanie się zgodziła, a śmier-
cią— jeżeli się nie zgodziła. Zniesiono od-
powiedzialność rodziny za winowajcę czy-
li odpowiedzialność rodu. Zastąpiono kau-
^JJĄ czyli rękojmią wydawanie- przegrywa-
jącego sprawę w ręce wygrywającego.
Statut ustalił procedurę sądową, zabronił
kobietom stawać w sądach, zalecając ich
obronę adwokatom {których później na-
zwano patronami, a w trybunale koron-
nym mecenasami). Sieroty miały opie-
kunów, którymi byli najbliżsi krewni, a w
braku takich, osoby przez sąd wyznaczo-
ne. W sprawach małoletnich przedawnia-
nia nie było. Maloletność, stosownie do licz-
by lat, dzieliła się na kilka kategoryi, od
12-go do 24-go roku życia. Opiekunowie
po skończonej opiece odpowiedzialni byli
przez lat 3 miesięcy 3. Za Stanisława
Augusta uchwalono: „Odnowienie Statu-
tu Kazimierza względem synów", tak pra-
wo to było dobre. Co do stanów, to sta-
tut wymienia: 1) rycerza czyli szlachcica,
2) skartabellę czyli „świerczałkę" {nowo
nobilitowany szlachcic), 3) wojaka z sołty-
sa lub kmiecia ustanowionego i wreszcie
4) wolnego rolnika, kmieciem zwanego.
O kmieciach, których losem Kazimierz się
zajmował (skąd go też „królem chłopów"
nazwano), zawiera statut sporo rozporzą-
dzeń opiekuńczych, czyniąc różnicę mię-
dzy osadnikami na prawie polakiem i osa-
dnikami na prawie niemieckiem. Stanu
niewolników, jak w wielu innych krajach
Europy, już za Kazimierza Wielkiego nie
było w Polsce. Żydzi mieli zatwierdzony
przywilej, jaki im nad^ Bolesław Pobo-
żny, książę kaliski, r. 1264 i ograniczoną
stopę lichwy. Jeżeli Bolesław Chrobry
był twórcą orężnej potęgi Polski, to Kazi-
mierz Wielki był prawdziwie wielkim, ja-
ko pierwszy prawodawca, organizator spo-
łeczny i twórca potęgi ekonomicznej i mo-
ralnej swego kraju. Do liczby najpoważ-
niejszych uczonych, którzy o statucie Wi-
ślickim pisali, należą jeszcze: Stosław La-
guna (w „Bibl. Warszawskiej" z r. 1859)
i prof. Franc. Piekosiński w rozprawie:
„Uwagi nad ustawodawstwem wiślicko-
piotrkowskiem króla Kazimierza Wielkie-
go". {Ogólnego zbioru rozpraw Akad. TJm.
t. 28) i „Jeszcze słowo o ustawodawstwie
wiśłtckopiotrkowskiem króla Kazimierza
Wietk."{t.33).
Stągiew, stągwią, stągiewka —
kadź stojąca na wodę, kilkowiadrowej ob-
jętości. Tłómacz polski prawa saskiego w
XVI w. pisze: „W każdym domu ku gasze-
niu ognia ma być woda w stągwiach".
Stegno, ścięgno — ścieżka udeptana
nie przez ludzi, tylko przez bydlęta, liczne
dbyGoot^le
278
STEMPEL.— STĘPICA.
Ślady tropów zwierzęcych. Twardowski
pisze: .Drogi tam już nie byto, tylko trop
zwierzmy i Stegna udeptane, którędy do
wody chodzili".
Stempel albo pobojec,pobojczyk.
Ostatnia nazwa stosowana się do broni
krótkiej^pistoletu. W XVIII w. za cza-
sów Saskich jazda polska nosiła pobojczy-
ki pistoletowe przywiązane do ładownicy
na taśmie jedwabnej lub na rzemyku, cza-
sem wiszące, czasem zatknięte za pas z ty-
In. Od r. 1775 regulamin wskazywał no-
szenie pobojczyków na wierzchu ładowni-
cy przy pasach do niej; ten sposób nosze-
nia używany był również od r, 1815 do
1831. Za czasów Księstwa Warszawskie-
go pobojce noszono przy pistoletach.
B. Gembarzewski.
Stemplowy papier ustanowiony został
na sejmie r. 1775. Zawarowano wówczas
karę śmierci na fałszerzy tego papieru.
Ktoby zaś przedawał go po innej cenie,
drożej lub taniej, miał za każdy arkusz
zapłacić lOOO złp. kary, lub w braku pie-
niędzy odpowiadać osobą. Wszystkie spra-
wy, dotyczące tego papieru, oddano pod
rozstrzyganie Komisyi Skarbowej. Papie-
ru stemplowego kazano używać do czyn-
ności wszystkich sądów, do zobowiązań i
kwitów prywatnych, na podania zanoszo-
ne do władz, na nominacje i dymisje,
wszelkie świadectwa osobiste, urzędowe i
cechowe, karty do gier i po egzemplarzu
do każdego kalendarza i książki drukowa-
nej po żydowska. Był papier, począwszy
od 1 i 2 groszy srebrnych, na 1 zloty, po-
tem na 3, 6, 9 itd. w postępie arytmetycz-
nym, mającym za wykładnik 3, aż naj-
wyższy stempel kosztował 2250 zip.
Stęplca. Już w dokumentach z doby
piastowskiej spotykamy nazwę przyrządu
myśliwskiego, zwanego stępicą czy stąpi*
cą {siampicc w r. 1287). O .stępicy" sły-
szeliśmy i od starych myśliwych jako o
drewnianej samołówce na lisy i wilki, któ-
ra wyszła z użytku w XVIII w. po upo-
wszechnieniu się tego rodzaju przyrządów
żelaznych. Długo poszukiwaliśmy stępi-
cy w naturze po różnych zakątaoh kraju,
aż nareszcie u starego zagrodowego szlach-
cica na Mazowsza łomżyńskiem we wsi
Chlebiotkach wśród ubogich rupieci wy-
rzuconych oddawna na podstrzesze znala-
sJtasięi pStępica", ze swoją prastarą nazwą
a niewątpliwie i pierwotnym kształtem.
Przyrząd to bardzo prosty, ale niemniej
dowcipnie' pomyślany i skuteczny do po-
chwycenia za nogę zwierza, który stąpi w
jego środek. Cały składa się z brzozowej
płaskiej szczapy (około 3 stopy długiej, 9
cali szerokiej, dwuch takiohże podłużnych
klapek (e — f) i dwuch leszczynowych prę-
tów zasadzonych w końcach stępicy. Jak
widzimy, nie użyty jest ani kawałek me-
talu w całym przyrządzie, co świadczy
wymownie o jego starożytności, a zrobić
stępicę można od biedy za pomocą samej
siekiery. Cały mechanizm zasadza się na
tem, że wzdłuż otworu (podobnego do o-
tworów w barciach i ulach pieńkowych)
znajdują się naobu jego brzegach podłuż-
nych dwie klapki osadzone czopami (g - h)
w zagłębieniach stępicy i są tak przyci-
śnięte prętami leszczynowymi, że tylko
przy użyciu dużej siły mogą być otworzo-
ne do pozyeyi, w której widzimy je na o-
bu dołączonych rysunkach. Dwa kołecz-
ki w każdej klapce za[iobiegają, aby nie
mogła wypaść ze stępicy w stronę otworu.
Na rysunku brakuje tylko zastawki, któ-
rej już nie znaleźliśmy, a która przy na-
dbyGoot^le
STOLARSTWO. — STOLEC.
379
stawienia rozpiera od środka obie klapki
i gdy zwierz stąpnięciem w otwór ją po-
trąci, wypada. Wówczas klapki parte si-
lą naprężonych a powracających do pro-
stości prętów przymykają nogę zwierza
tak silnie, że oswobodzenie jej staje się
dla niego absolutnie niemożliwem. Mo-
żna to osiągnąó tylko przez podważenie
klapek siekierą lab innem narzędziem, co
oczywiście jeno dla cdowieka jest możli-
wem. Kie potrzebujenLy ta dodawać, ie
pręty leszczynowe (przeszło calowej śred-
nicy) maszą pierwej zaschnąć w stanie
swej prostości, aby później zachowały na
zawsze silę naporu po zastawieniu pułapki
iioh naprężeniu, jakie rysunek przedstawia.
Stolarstwo I snycerstwo- Wiele luź-
nych wiadomości w tym przedmiocie ze-
brał J. Kołaczkowski w dziele: „Wiado-
mości, tyczące się przemysłu i sztuki w
dawnej Polsce" (str. 624— &46). Najwięk-
szy rozgłos miały w Polsce od X'VII w.
wyroby stolarzy gdańskich i kolbuszow-
skich. Miasteczko Kolbnszowa (należące
do ordynacyi Ostrogakiej, której rozdaro-
wanie w 1753 r. przez Janusza Sanguszkę,
marszałka nadw. lit., ostatniego ordynata,
znane jest pod nazwą „Tranzakcyi Kolba-
szowskiej") leżało w powiecie Pilżnień-
skim w południowej części wojew. Sando-
mierskiego. Mich^ Bahńaki powiada, że
„zdawna osiadłe jest stolarzami, tokarza-
mi i ślusarzami, którzy swe wyroby w da-
lekie rozsyłają strony". Rękodzielnictwo
to początek swój i rozwój zawdzięczało o-
pieoe ordynatów ostrogskicb. Zabytków
sztuki snycerskiej mamy wielkie bogactwo
w kościołach krakowskich. Do nich na-
leżą stalle wielkie oraz syndykowskie w
kościele N. P. Maryi, również stalle w ka-
tedrze na Wawelu, szafa w skarbon tejże
katedry, wspaniałe stalle w kościele Bo_
żego Cia^a i Św. Krzyża, oraz uienstępu-
jące im jedne i drugie stalle w kościele
parafjalnym w Bieczu. Świetne są także
kręcone schody gdańskie w pałacu krze -
Bzowickim u Potockich. W KYIII wieku
wspominanych jest wiele miejscowości,
gdzie wyrabiano piękne meble, np. w War-
szawie, Lwowie, Płocku, Korcu, Mach-
nówce itd., nie mówiąc już o GMańsku i
Kolbuszowej. Wielkie szafy gdańskie przy-
wożono na szkutach, które po spławieniu
zboża powracały z winem, gdańską wód-
ką, sprawunkami i towarami kolonjalny-
mi w górę Wirfy i jej dopływów. Napływ
do Polski w średnich wiekach rzemieślni-
ków niemieckich wszelkiego rodzaju, a
więc i stolarzy, spowodować niemiecko-
polską terminologję ich narzędzi. Oto np.
w inwentarzu z r. 1573 po stolarza Zyg-
munta Augusta, Jerzym Szwarcu, znajda-
jemy: szynwagę mosiądzową, rasple, heble,
amhusy, klubzagi, winkeimosy, streichmo-
dly {modła — wzór), listwy, sprengle, tabli-
ce sziukferkowe, srobcwingi, srobstoki, kieł-
brały i pełno innego coigu ślusarskiego,
złotniczego itd. (Briickner). O-dybyśmy
byli narodem prawdziwie kalturalnym, to
wśród tak licznego dachowieństwa 1 mo-
żniejszych amatorów antyków, zaślepili-
by się pożyteczni znawcy do zebrania w
każdej okolicy rysunków i wiadomości o
lepszych rzeźbach kościelnych, których
tyle zginęło już niepowrotnie od ognia,
wilgoci i wandalizmu ludzkiego.
Stolec, stolica, czyli wielkie krzesło,
oznacza! dawniej tron monarszy, krzesło
królewskie, sądowe, zwierzchnią władzę,
świecką lab duchowną, wreszcie kazalni-
cę. Rej w Postylli pisze: „Da mu posieśó
Pao stolec Dawidów ojca jego". Ks, Wu-
jek mówi: „Święty Piotr otrzym^ stolec
wszystkiego świata". Marcin Bielski po-
wiada: „Popiel z Krakowa do Gniezna
przeniósł stolec swój, a potem do Krusz-
wicy". Stryjkowski wyraża się: ,W Kier-
nowie księże Kiemas stolcem mieszkał".
W ciesielstwie polakiem stolcami zo-
wią się słupy, dźwigające podciąg, na
którym opierają się krokwie zwykle w
połowie wysokości dachu.
dbyGoot^le
STOLEC WDOWI. — STOŁY I STCŁKI.
Stolec wdowi. Podług drugiego atatn-
tn Litewskiego, każda wdowa szlachcian-
ka dopiero po 6-cia miesiącach od śmier-
ci męża zamąż iść mogła, a to obowiązko*
we półroczne wdowieństwo zwało się w
języku prawniczym „stolec wdowi". Uchy-
biająca przeciw temu traciła zapisane od
męża wiano, jeżeli zaś wiana nie mic^a, to
płaciła karę „dwanaście rubli groszy"
dzieciom swoim, a w ich braku krewnym
pierwszego męża.
Stolnik, po łacinie dapifer — urząd, któ-
ry widzimy ju* na dworach książąt pia-
stowskich i w dokumentach od r. 117B.
W r. 1382 wymieniony jest stolnik kaliski.
Za Jagiellonów stał się dygnitarzem, a
był koronny i litewski. Za Zygmunta Ut
idzie szereg stolników obok podstolich.
Szereg ten na czas jakiś musiał być prze-
rwany, bo kanclerz Albrycht Radziwiłł
w swoich pamiętnikach wspomina, że ^Wła-
dysław IV wznowił ten urząd dla swego
ulubieńca Adama Kazanowskiego. Stol-
nik nadworny koronny {dapifer curiae re~
gm) bylciągle, a za czasów Władysława IV
znika tytuł stolnika nadwornego a po-
wstaje wielkiego, czyli nadworny awan-
suje na wielkiego. Z podstolego szło się
zwykle na stolnika, ze stolnika na kraj-
czego lub podczaszego. W XVIII wieku
stolnikowid posuwali się do senatu. Na
Rusiach byli najprzód stolnikowie woje-
wództwa całego, np. wołyńscy, potem po-
wiatowi, bo godności i urzędy przechodzi-
ły tam z Korony pierwej do większych
organizmów społecznych, a później do
mniejszych. Stanisław Poniatowski, wo-
jewodzie mazowiecki, nim za wpływem
cesarzowej Katarzyny został królem pol-
skim, był pierwej stolnikiem litewskim.
Słołp oznacz^ dawniej okrągłą muro-
waną wieżę. Podług ruskiego latopisa
Hypacowskiego z XIV w. stołpy takie
wznosili książęta ruscy jako strażnice przy
swoich grodach, np. ks. Daniel r. 1223 pod
Chełmem, Włodzimierz Wasilkowicz w
Kamieńcu lit. nad rz. Łosną, Mścisław
r, 1191 w G-rodnie, Lublinie, Brześciu lit.
i wiele innych. Pomieniony latopis pisze:
„W Chamie był stołp murowany na 15
lokoi od ziemi, ubielony jak ser i świecący
się na wszystkie strony. Ten zgorzał za
Daniła. Był stołp murowany niedaleko
grodu chełmskiego, na nim orzeł z kamie-
nia, wysokość muru łokci 10*. Dotąd w
stronie północno-wschodniej od Chełma
wśród trzęsawisk, na wzgórku istnieje ta-
ka wieża. We wsi Stotpiu pod Ch^mem>
na kopcu parosążniowym wznosi się ta-
ki stołp czworoboczny, trzypiętrowy, oko-
ło 60 stóp wysoki, z piaskowca zmurowa-
ny. Na górze panującej nad Kazimierzem
nad Wisłą wznosi się do tejże kategoryi
strażnic należąca wieża okrągła z czasów
Kazimierza Wielkiego. Podobne stołpy
średniowieczne dochowały się jeszcze tu
i owdzie w zachodniej Europie.
Stoły I stołki. Że nie było wielkiej
różnicy pomiędzy stołami z w. XV i XIX,
dowodzą tego podane tu rysunki. Pierw-
szy przedstawia stół w izbie malarza kra-
kowskiego, której wnętrze wyobrażone jest
w księdze cechów Bema z artystycznemi
miniaturami z czasów Aleksandra Jagiel-
StiSł podług wizerunku w ksicdie cechów Bema z
czasów Aleksandra Jagiellończyka.
lończyka, przechowującej się w bibljote-
ce Jagiellońskiej w Krakowie. Stół dru-
gi odrysowaliśmy w r. 1872 w chacie wło-
ścianina litewskiego we wsi Strażyszkach
pod Pnniami nad Niemnem. Stół trzeci
znajdował się z dawnych lat w izbie cze-
dbyGoot^le
STOPY LUDZKIE NA KAMIENIACH.
281
Stół w chade nadDiemeńskiej z pcJowy XIX w.
Starj iit^l w izbio czeladnej na Podlaaiu.
ladaej we dworze jeżewskim na Podlasiu.
Cztery podane tu dawae stołki odrysowa-
liśmy około r. 1870 w domach zagrodo-
wej szlachty mazowieckiej w dawnej zie-
Stdki u drobnej ezlachtj mazowieckiej z polowj XIX w.
mi Nurakiej nad Bugiem. Niegdyś wszyst-
kie stołki u ludu mazurskiego i podlaskie-
go byty robione w tym rodzaju, ale w osta-
tniem ćwierćwieczu XIX wieku kształt
ten został zarzucony.
Stopy ludzkie na kamieniach- Stopy i
podkowy wykute na kamieniach granicz-
nych próbowano objaśnić teip, że pierwsze
oznaczają granice obchodzone pieszo, a
drogie konno. Łagana robi słuszną uwa-
gę, że lubo takie kamienie mogły być nie-
raz nżyte za znak graniczny, jednak nie
duktom granicznym zawdzięczają swój
początek. Są one dawniejsze, jak to wska-
zuje myt o Pegazie, który gdy uderzył ko-
pytem w skałę, wytrysło z niej cudowne
źródło. Ze stopą ludzką wiąże się wszę-
dzie jakaś pobożna legenda lub nazwa,
począwszy od Bożej stopki r. 1342 na Po-
morzu, aż do licznych stopek Matki Bo-
skiej lubkrólowejJadwiglwróżnych stro-
nach Polski. Znaki te są znane w wielu
krajach od Cejlonu, gdzie słynna Sri-pada
ncbodzi za stopę Brahmy, przez mahome-
tan stopą Adama zwana, aż do Kzymii,
gdzie opowiadają legendę: ^Domine. quo
radisf^ W powiecie Święciańskim i czę-
ści Wilejskiego lud stawia przykładziny,
t. j. nagrobki, na mogiłkach mężczyzn;
na grobach kobiet nie stawiają ich, lecz
na ich pamiątkę kładą na strumieniach
lub rowach kładki drewniane, z wyrżnię-
tym na nich bądź krzyżem, bądź literami,
bądź słońcem promienistem, a najczęściej
stopą ladzką. W Borysowskiem, jak pi-
sze Kons. Tyszkiewicz („Te-
ka Wileńska", r. 18.58, III,
str. 286), gospodarz czyni
ofiarę na intencję swego do-
bytku, iundując kładkę i wy-
rzynając na niej kopyto koń-
skie lub racicę bydlęcia. W
licznych wędrówkach na-
szych po kraju napotykali-
śmy kamienie z wklęsłościa-
mi trochę podobnemi do śla-
dów stopy ludzkiej i przywiązaną do nich
zwykle jakąś pobożną legendą. Kamie-
nie te badaliśmy szczegółowo i we wszyst-
kich wypadkach znaleźliśmy wklęsłości
zdziałane przez naturę a nie ręką ludzką.
dbyGoot^le
STÓG. — STRAŻE I BEZPIECZEŃSTWO OD OGNIA..
Z tego też powodu żałujemy tu miejsca na
przytaczanie legend i miejscowości. Kwe-
stją podobnych kamieni zajmował się Jó-
zef Przyborowski, a p. Józef Szaniawski,
uczony archiwista kaliski, jest autorem
pracowitej rozprawy „O stopach ludzkich
na kamieniach", drukowanej w „Kalisza-
ninie" r. 1872, nr. 10, 12, 13.
Stóg — wysoka, czubata kupa siana,
snopów, gałęzi lub czegokolwiek w tym
rodzaju. Zastożyć ozuaoza to samo, co
zawierszyć stóg czyli dokończyć ułożenia
czubatego wierzchu. Na łąkach wilgo-
tnych lub podlegających zalewom wody
stawiano stogi na palach tak samo, jak np.
na Polesiu budowano w nizinach na pa-
lach chaty wiejskie. Najwięcej stogów
na palach stawia lud nad górną Narwią,
Podajemy tu z fotografii zdjętej przez nas
stogi na łąkach w uroczysku Stara-Biało-
St^g na łąkach nad Narewką w puszczy Biało wienkiej.
wieża wśród pusznzy nad rz. Narewką. Pa-
le i pomost z gałęzi, na którym układają
stóg, zowią łożyskiem.
Stradjotka, stratjotka, stradjeta
— jeździecka szata, krótka jak karwatka,
wspominana przez Reja i Mączyńskiego.
Straflarz, slestrzan, tram — pod-
ciąg poprzeczny pod belkami, środkiem.
Krasicki w „Podstolim" pisze: „Postrzeg-
lem wyryty na stragarzu napis: mori!>us
anUquis''.
StrałeAoy. Takie miano dawano za
Zygmunta III słynnym w odej Europie z
szalonej odwagi Lisowczykom, którzy w
każdym boju szli jąk na stracenie.
Strawa. Jomandes, piszący w poło-
wie VI w. dzieło swe: ^De origine actugue
Getarum!^, mówi w jednem miejscu o wa-
lecznych żołdakach potężnego Attyli, kró-
la Hunnów, władającego w V-ym w. Pa-
nonją i Scytją, że w obozowisku swojem
zasiedli do spożycia .strawy". "Wymienie-
nie tego wyrazu słowiańskiego każe się
domyślać, że wśród wojowników Attyli
były i plemiona słowiańskie a prawdopo-
dobnie i lechickie, które już w V wieku n-
żywały w swojej mowie naszego wyrazo
strawa w dzisiejszem jego znaczeniu.
Twardowski w XVII w. pisze: „Żc^nierzo-
wi o strawie cudzej lżej wojować".
Straże i bezpieczeństwo od ognia. Mia-
steczka polskie budowane z drzewa i na-
wet murowanych kamienic dachy gonto-
we (które spowodowały wielki pożar Kra-
kowa w r. 1851) — wywoływały koniecz-
ność troskliwego czuwania nad bezpie-
czeństwem, czego dowody i przepisy na-
potykamy ciągle w naszych urządzeniach
i dokumentach z przesdości. Anzelm Go-
stomski, wojewoda rawski {ur. r, 1507), w
znamienitej na swoje czasy książce rolni-
czej p. n. „Gospodarstwo' (Kraków, 1588
roku) tak zaleca „Porządek około gasze-
nia: „Do gaszenia mają być naznacze-
ni w każdym domu, czego kto przy ogniu
ma pilnować. Naprzód kilkanaście (mniej
i więcej wedle miasta osiadłości) mężów
sprawnych, bacznych, eoby rozkazowali
i rządzili przy ogniu, potem miasto roz-
dzielić wedle liczby ludzi: Jedni, aby bie-
żeli z siekierami, drudzy z hakami, trzeci
z drabinami, drudzy z sikawkami, z wia-
dry, z cebry. A kędy rury niemasz, wo-
ziwodowie wszyscy: jeśli tego mało z pe-
dbyGoot^le
STRAŻE I BEZPIECZEŃSTWO OD OGNIA.
283
wnych domów Hodyj z wozy i p«wną licz-
bą kaidego naczynia obracŁowaó i posta-
stanowió. A gdy trwogą astanie, opa-
trzyć kto się stawił, kto nid stawił, kto
pierwej, i z którym naczyniem: za to we-
dle miesckich dochodów meriia postano-
wić; kto powiedz (ostatni), tego karać; kto-
by nie byl, jeszcze większą każii. Bo choć-
by doma sam nie był, jako w mieście In-
dzie kupieccy, tedy ma doma już tak stat-
ki, jako słagę dla takiej trwogi odjeżdżać:
coby w tern winien nie został. Maj% też
być naznaczeni, kiedy gore, ktćrzyby do-
dziejatwa pilnowali: bo wtenczas kradną
pospolicie złodzieje najbardziej. I tak żli
ludzie najdają się, co dla kradzieży zapa-
lają. Oi, kiedy wiedzą o rządzie i o dobrej
sprawie, łacniej się o złe nie skuszą. Urząd,
kędy gospodarza nad zakazanie nieopatrz-
nego okc^o ognia i występnego baczy, le-
piej go karać przed przygodą niż po przy-
godzie". Jakób Kazimierz Hanr w swo-
jej Ekonomice ziefnia7lskie^\ wydanej po
raz pierwszy r. 1675 w Krakowie, powia-
da, że w razie ognia na gwałt i trwogę
trąbią, lub we dzwon biją, lud różny ze-
wsząd się zbiega i miesza, jedni do ratun-
ku, dmdy do rabunku, niektórzy też na
dziwowiaka. "Więc należy, aby urząd był
na ratusza, miejscu publicznem, przytom-
ny, oraz warty, cechy, gromady ludzi, a-
by jedna warta owę połać albo ulicę oto-
czyła, aby ludzi luźnych hamowano i nie
puszczano, a tylko pewnych z wodą, osę-
kami, z siekierami, z wąworkami (kubiki
skórzane) do ratunku puszczano. Cieśle
ze swojemi siekierami wszyscy mają ochot-
nie pokazać się. Kufy, albo beczki na sa-
niach albo wozach, mają być zawsze po-
gotowia wody pełne, w rynku na czterech
rogach przy studniach, a ktokolwiek
wprzód na miejsce, gdzie jest ogień, wodę
przywiezie, ma mu pewna z urzędu dana
być kontentacja z grzywien płaconych za
karę, u kogoby się z komina ogień poka-
zał i kto o kominiarzu nie pamiętał. W
miastach, w miasteczkach i porządnych
wsiach, mają być sikawki od tokarzów, od
miechowników wąworki skórzane, od ko-
walów osęki okowane, od bednarzów na-
czynia na wodę, od cieślów siekiery. Pe-
wna tedy część ładzi ma być wydzielona,
jedni z siekierami dla wyrębowania, dru-
dzy z osękami do rozrywania ognia, trze-
ci z naczyniami i z sikawkami, do nosze-
nia wody i zalewania, czwarci do wyno-
szenia rzeczy, mają też być i tacy, którzy-
by na ten czas szkody strzegli, a tak przy
takowym porządku i ostrożności, ma być
pilność i dozór aż do uśmierzenia i ugasze-
nia ognia. 'Zachęcając do ostrożności z
ogniem, przytacza Haur wypadek, który
się wydarzył w pewnem mieście pruskiem,
gdzie przyczyną pożaru była kotka, która
z zatloną w piecu sierścią wybiegła na
poddasze. ,Dopieroż owo za piecem dre-
wek suszenie, także i przędziwa, jako wie-
le domostwa mamie w popiół obróciły".
Każe zwracać baczenie na ozdownie, bro-
wary, kuźnice, na piwowarów, piekarzów,
kowalów, kotlarzów, ślusarzów i tych
wszystkich, którzy ,z ognia prowadzą
swoje pożywienie". Już Gostomski, na
sto lat żyjący przed Haorem, zaleca, aby
przędziwa i Inn nie suszyć w izbach. Były
też poza obrębem wsi i miasteczek t. zw.
„suszarnie*, po których tylko nazwa miej-
sca w wielu okolicach pozostała. Pan wo-
jewoda rawski przykazuje, aby porządek
gaszenia był „spisany u radziec (rajców
miejskich) i postanowiony, jako szyk do
bitwy żołnierzom, tak wieść do ognia mie-
szczan". Bardzo obszernie o ostrożności
względem ognia opowiada „Przy wilej mia-
sta Łobiemce z r. 1693" (druk w Pozna-
niu r, 1883), mianowicie artykuł XV „Na-
uka i przestroga około ognia". "Wyzna-
czono nawet specjalnych stróżów — „kwa-
terników ogniowych' (str. 70—80). Arty-
kuł XVI stanowi „O straży nocnej i burmi-
strza nocnym* (str. 80 — 86). Dzięki u-
przejmości prof. Hieronima Łopacińskie-
dbyGoot^le
284
STRAŻE I BEZPIECZEŃSTWO OD OGNIA.
go, podajemy tutaj nadesłane nam wyjąt-
ki z przywilejów miasteczka Wolborza z
lat: 1713 i 1766: „Mając i to wkonsyde-
racyi, ie toż miasto Nasze Wolbórz
częstokroć in autecesstim gorzywalo, i te-
raz z wszelkiego niedbalstwa, ztych komi-
nów i nieopatrzonyoh dobrze domostw i
nie z czutego wycierania kominów, nie-
dozora w ożnicach, przy suszeniu słodów,
i dUBzeoiTi lnu i konopi na przędziwo in
magno mętu ognia zostają et per conse-
ąuens (broń Panie Boże) Świątnioe Pań-
skie i rezydencja Nasza Biskupia, wielkim
sumptem i kosztem skarbu Naszego, post
abomicabilem desolationem -reparowana,
periclitarentur. Przeto osobliwie i serjo
przykazujemy, aby nietylko nocne zawsze
straże i warty kolejno na ratusz ordyno-
wane, albo i po nlicach rozsadzone, ale i
często rewizje kominów i po górach ko-
minków i co tydzień wymiatania sadzy w
każdym domu były, a gdzieby przez nie-
dbalstwo ziy komin znałaś się, takowy do
grantu stłuczony i zepsowany być powi-
nien, aby niedb^y gospodarz domostwa
owego za karę nienaprawy komina nowy
jako najprędzej wystawił i wylepił. Su-
szenia także przędziwa wszelkiego po do-
mostwach i ożnicach zakazujemy, stano-
wiąc: aby trzy lob cztery piece w polu z
boku opodal od budynków, od miasta wy-
lepione lab z kamieni w glinę wymurowa-
ne najdalej w niedziel dziewięciu były i
tam każdemu suszenie przędziwa nie po-
winno być odmówione. Osęki także żela-
zne, konwie i inne do gaszenia i rozrywa-
nia ognia instrumenta potrzebne, kosztem
publicznym miasta sporządzone być po-
winny i na ratusza, i na osobnem miejscu
dobrze konserwowane i zachowane, aby
w przypadku i nieszczęściu każdego (aver-
tat Deus) używane były. Do tegoż za
tąż expensą starać się i o to mają, aby ze
dwa przykadki dobre i mocne pod ratu-
szem na saniach i do sani przykowane, co-
dzienie p^ne wody były, zodjiianąwo-
dy, gdy tego potrzeba będzie, aby gotową
wodę, konie czy woły zaprzągłszy, prędzej
w nieszczęściu ratunek był*. („Ordyna-
cja dla m. Wolborza, dana przez biskupa
kujawskiego K. F. Szaniawskiego 1713 r.",
znajdująca się w dziele: „Monumenia Ht-
siorica Dioeceseos Wladislaviensis'^,wyd&-
nem przez ks. St. Chodyńskiego, t. Xni,
1896 r., str. 36—37). Tamże znajduje się
jeszcze inna ordynacja (bisk. Antoniego
Kazim. Ostrowskiego dla tegoż miasta, z
r. 1766), w której znajdujemy artykuł 22,
zatytułowany .Ostrożności od ognia":
„Są tego po wielu miastach i miasteczkach
także w tym naszym Wolborza przed
dwiema laty opłakane znaki, jakie szko-
dy przez nieostrożność jednego obywate-
la wszyscy, albo część ich znaczna ponio-
sła, więc gdzie dla wszystkich uchraniają-
ca od szkody jest potrzebna ostrożność,
tam wszystkich wspólnie interesować po-
winna, do której jak najgruntowniejszego
ustanowienia obligujemy sławetny magi-
strat, jakhy zaś ustanowiona była poniżej
wyrażamy: 1. Tenże sławetny Magistrat
expensą publiczną ma trzymać 2- eh stró-
żów nocnych, któizyby całą noc po mia-
steczka chodząc, dali baczność, jeżeli się
w którym domu ogień pokaże, aby oni po-
strzegłszy, po domach goapodarzów bu-
dzili do wzajemnego ratunku. 2. Każdy
gospodarz przy kominie swoim ma utrzy-
mywać drabinę ze dworu na dachu, a gdy-
by to jeszcze można, aby co czwarty lub
piąty dom, na nlicy beczka nody stała, do
której utrzymywania obowiązane będą.
Przy ratuszu także dwie beczki wody na
sanicach z orczykami do pary koni, dla prze-
prowadzenia gdzieby była potrzeba, także
spryca choć jedna do tych beczek i osęki
do rozrywania ognia oraz zalewania na
ratuszu konserwowane być mogą. Żeby
zaś w czasie potrzeby wody nie zabrakło,
chcemy, aby przynajmniej dwie studnie
w rynku, kosztem pubhcznym należycie
opatrzone i zawsze z kubłami okowanemi,
dbyGoot^le
STRAŻNIK.— STRÓŻA ZAMKOWA.
utrzymywane były, w czem dozór wszyst-
kie trzy porządki miejskie i pitne staranie
raieó powinny". W archiwum jeżewskiem
posiadamy listy „paui Krakowskiej" (wdo-
wy po' Janie Kłem. Branickim, hetm. wiel,
kor. i kasztelanie krakowskim, Izabelli z
Poniatowskich, siostry króla Stanisława),
piszijcej w r. 1774 do jednego ze swych
komisarzów majątkowych: „Mam wiado-
mość od pana ekonoma tykockiego, ie 9
budynków i 3 browary w Tykocinie zgo-,
rz^o. Wina jest pana ekonoma, że zleco-
nych mu dyspozycyi nie dogląda. W dal-
szy zaś czas, broń Boże podobnego przy-
padku, nalety, aby mieli przed domami
kadzie z wodą ponalewane, siekiery, bosa-
ki (osęki), wiadra etc., i ten porządek, aby
byt na zawsze wprowadzony w Birfym-
stoku, Tykocinie, Choroazozy i po wsiach
wszystkich". "Wiele ciekawych szczegó-
łów „O porządkach ogniowych w War-
szawie* z dawnych czasów pod^ F. M.
Sobieszczański w „Tygodniku Ilustrowa-
nym" {r. 1870, Ł 2-gi (VI), str. 74). Na za-
kończenie podajemy tu jeszcze i ten szcze-
gół, ie zakonnicy, którzy po wielu klasz-
torach zajmowali się wyrabianiem pro-
chu strzelniczego i obroną w czasie sztur-
mów (zapewne od czasów, w których kla-
sztory były zarazem warowniami) — czyn-
ny ndział brali zawsze przy gaszeniu poża-
rów w sąsiadującej z klasztorem wsi Inb
miasteczka. Habit nie mógł przytłumić
wrodzonego poczucia rycerskości plemien-
nej, jak świetny tego przykład mamy w
Kordeckim i oddźwięk skreślony piórem
wieszcza w nieśmiertelnym „Robaku".
Bielski w „Sprawie rycerskiej" mówiwo-
góle o klasztorach polskich, że „są z pusz-
karstwem oswojone, zasoby prochów dla
wojska robić umiejętne i ognie, jeżeli gdzie
wybuchły, gasić sposobne". Gdy ojciec
piszącego to chodził do szkół łomżyńskich
w latach 1826 — 8, stróże miejscy uzbroje-
ni w halabardy, obchodząc wieczorem i
nocą ulice miasta, śpiewali:
JuJt dziesiąta na zegarze.
Spać, panowie gospodane!
Strzelcie ognia i złodzieja,
W FsDu Bogn jest nadzieja.
Na alugi ni; nie spuszczajcie,
Lepiej sami doglądajcie.
Ostrolnie z ogoicml
W r. 1797 wydaną zostiUa przez rząd au-
strjacki dla O-alicyi Wschodniej i Zacho-
dniej w dwuoh językach: niemieckim i
polskim, szczegółowa ustawa, zawierająca
przepisy „O porządku gaszenia ognia"
(Ob. Z. Glogera: „Dawne straże od ognia"
w Tygodniku Ilustr. r. 1900, Jft 42. Także
Edmunda Dylewskiego: .Andrzej Frycz
Modrzewski, jego przepisy policyjne ognio-
we i myśl organizacyi straży ogniowej"
w .Tygodniku Piotrkowskim" z r. 1881,
»92).
Strażnik — urzędnik wojskowy dosyć
wysoki, którego mianowfd hetman, a od
r. 1776 sam król. Było w Bzplitej straż-
ników 4-ch: koronny wielki i polny, oraz
litewski wielki i polny. Pierwotnie mieli
oni obowiązek pilnowania granic przeciw
napadom nieprzyjacielskim, a zwłaszcza
tatarskim, później zaś był to urząd tylko
honorowy. Od r. 1768 wliczono ich mię-
dzy dygnitarzy krajowych, wr. 1776przy-
znano im pensje stałe, a całym ich obo-
wiązkiem było zasiadanie w sądach woj-
skowych.
Słredi. Do wyrazów starych polskich,
które pod koniec średnich wieków zani-
kły w naszym języku, należy stredż —
miód. W odkiytym przez nas staro^^
nym zabytku języka polskiego (ogłoszo-
nym w BibL Warszawskiej z r. 1873, tom
ni) znajdujemy: „bo jad nigdy nie będzie
rychlej dan, jedno w słodkiej strdzy."
Stroka) stroczka, strefa, pas odmien-
nej barwy na szacie, szew ozdobny, pasa-
man. Od tuzina pewnego rodzaju strok
do naszycia, sprowadzanych widocznie z
zagranicy, cło naznacza instruktarz celny
litewski w XVli w.
Stróża zamkowa ob.Podatki i cię-
dbyGoot^le
STRUCLA. — STRZAŁA.
żary (Enc. Siar. t. IV, str. 38). U Długo-
sza znajdajemy taką wzmiankę, oczywi-
ście ze żród^ z doby Piastowskiej zaczer-
puictą: ^Bolesław Chrobry zaprowadził
zwyczaj, aby każdej nocy koleJDO włościa-
nie i osadnicy czuwali, a wołaniem gloś-
nem i śpiewaniem znać dawali, 2e pilnie
stróżują. Ta straż rozumnie obmyślana
sprawiła, ie pogranicza Polski, czujną stra-
żą nbezpieczone, nigdy od nieprzyjaciół
nie mogły doznaó napaści". („Dzieje"
t. II, str. 191). W ostatnich wiekach stró-
żą nazywfJa się powinność strażnicza
chłopów, odprawujących kolejno straże
nocne w dworach pańskich. Bohoroolec
w XVIII w. pisze: „Skoro chłop na stróżę
przyjdzie, zaraz w tym albo w owym ką-
cie odzywa się". Ta strÓża dworska była
tylko przeobrażeniem dawnej stróży gro-
dowej i granicznej z doby Piastowskiej.
Strucla, z niem. der Strietzel — ciasto
świąteczne, w kształcie długiego piroga,
zwykle jak warkocz uplecionego, w środ-
ku nieco szerszego. Na jednej z minia-
tur pontyfikału Erazma Ciołka, przedsta-
wiającej święcenie święconego z końca
XV w., oprócz prosiąt leżą na stole dwie
stracie kształtu nie różniącego się niczem
od dzisiejszych (ob. Święcone).
StrukciOTZy lub tmkczaszy — dworza-
nin, usługujący panującym przy stole
podczas uczty. Starowolski pisze: „Struk-
czaszych, którzy jeść noszą snłtanowi aż
do pokojów, jest sto pięćdziesiąt" . Bachów
ski w wierszu z połowy XVII wieka wy-
Gdy przemieaia trukczaszy, mięć go nie bamujeaz.
Półmiski, napojem w ocij nie brakujesK.
StrychOwanieBUknaznaczypostanowie-
nie taksy czyli ceny na sukno. Taksowa-
nie takie czyli oznaczanie z urzędu cen
sprzedażnych odbywało się w 1-yra dniu
na jarmarku a podlegały mu tylko sukna
krajowe { VoL leg. II, f. 1242).
Stryjanka — taniec staropolski. Skła-
dałsięzdwuchczęści:zmuzyki drahanta,
który jest rodzajem marsza rycerskiego i
oddraba czyli piechura wzi^ nazwę, o-
raz właściwej stryjanki, która jest wła-
ściwie raźnym mazurkiem, śpiewkami
przeplatanym. Drabant miał ten przy-
wilej, co i taniec polski, że go po wszyst-
kich kątach domu tańczono ze skrzypkiem
na czele, który szedł przed pierwszą parą
po całym domu i zabierał wszystkich gości
i domowników bez różnicy płci, wieka i
stanu do tańca. Osoby poważniejsze sdy
tylko poty, dopóki grano drabanta. Skrzy-
pek, poczynającgrać stryjankę, zapyty-
wał:
Co atijjanka robiła,
Kiedy sobie podpiła?
Pierwsza para odpowiadała do rymu wier-
szem, a jaką figurę zapowiedziała, taką
wszyscy naśladować musieli, gdy tymcza-
sem starsi jako widzowie przyklaskiwali
ochocie, Winc. Pol w poemacie swoim,
zatytułowanym „Stryjanka", tak określa
ten taniec:
bBo etrjiankft to taniec był bardzo szalony!
Ody go grano, to Biadiieć nie wolno uikoma,
Leci i wszystkie wianuszki i wszystkie robrony
Szaleć spdem muaiaty jut po całym domu.
Pod wpływem poematu Pola taniec ten
staropolski wskrzeszono w G-alicyi, naj-
przód w Jaslelakiem, i przez czas jakiś po
dworach wiejskich każdą zabawę zakoń-
czano szaloną stryjanka.
Stryjsc ob. Pokrewieństwa.
Strzała. Żaden przedmiot w znakach
herbowych polskich nie powtarza się ty-
lekroć, ile strzała, bo aż 174 razy, gdy pod-
kowa tylko 94. Strzała do strzelania z
luku składała się z ostrza czyli żełeźoa,
zwanego beł te m, i pręta drewnianego,
zowiącego się brzechwą, którego tylny
koniec napierzony był piórami. Na Pod-
lasiu nad narwi ań skiem lud nazywa dziś
jeszcze „strzałą" długość 3-stopową, służą-
cą do mierzenia samodziału. Podajemy
tu rysunek herbu Bolce czyli Bełty odry-
dbyGoot^le
STRZECHA.— STRZELCY.
287
sowauy przez prof,
Piekosii!iskiego po-
dług grobowca z ro-
ku 1368. Godnem
uwagi jest to, że
przedstawione na
nim 3 strzały mają
belty czyli bolce o
ostrzach poprzecz-
Herb Bolce rajli Bellj. . ■ ^ -lI ■ t
' nieuciętych t,j., ta-
kich samych, jak pewien rodzaj znajdowa-
nych u nas często b^tów krzemiennych z
doby przedhistorycznej.
Strzecha. Wszystkie ludy słowiańskie
posiadają na oznaczenie dacha w różnych
Widok Htrzedi podług haftu na omacie Kmity %
pierwBzjch lat XVI w,
postaciach wyraz strzecha, pochodzący
od słowa strzec, znaczącego: rozpostrzeć,
rozpościerać, oczy-
wiście rozpościerać
to, z czego robiły
pierwotne ludy sło-
wiańskie swoje da-
chy (a czego wie-
śniacy dotąd uży-
wają), t. j. w okoli-
cadi rolniczych sło-
my, w leśnych ko-
ry świerkowej i dra-
nic, w błotnych
trzciny. Trzcina w
czasach, gdy kra
cały był o wiele ba-
gnistszym i m n
rolniczym niż dzisiaj, musiała być powsze-
chnie na strzechy nżywana, jak to jeszcze
dotąd w wielu wioskach między moczara-
mi położonych widzimy, a tern się tlóma-
czy i wspólność słoworodn w wyrazach
t r z cina i s t r zecha. Tak samo i po łaci-
nie stramentum znaczy poszycie, & słra-
men —słoma od tegoż pnia językowego str.
Podobnież ailmtis znaczy źdźbło zbożo-
we a ck/otck— dach. W rysunkach poda-
jemy tutaj dla porównania widok strze-
chy wyhaftowanej na ornacie Kmity z
pierwszych lat XVI w. i strzechy dzisiej-
sze chat podolskich podłng fotografii na-
desłanej nam przez p. 0reima z Kamień-
ca Podolskiego.
Strzelcy. W r. 1794 do każdego regi-
mentu piechoty dodano bataijon trzeci
strzelców. Jeszcze w r. 1792 powstały 3
oddzielne bataljony lekkiej piechoty czyli
strzelców ochotników (frejkorów) Siissmil-
cha, Rotenburga i Trębickiego, formował
się i 4-y bataijon Niedermajera. "W r. 1794
sformowane były następujące oddziały
strzelców pieszych: majora Biegańskiego,
bataijon Czyża, pułkownika Flor. Dem-
bowskiego, strzelców kaliskich generał-
majora Skórzewskiego, strzelców podlas -
kich generat-majora Karwowskiego, kapi-
Stnechy podolaUe dŚBiejaze.
,Goo<^le
STRZEMIEN NE.— STRZEMIĘ.
tana Kowwaoza województwa Kaliskiego,
bataljon pałkowaika Ossowskiego, strzel-
ców ziemi Wiskiej generąl-majora Chry-
zantego.Opackiego (kasztelana wiskiego),
strzelców (jegrów) województwa Lubel-
skiego general-majora Potockiego, strzel-
ców Sokolnickiego i Rymkiewicza, strzel-
ców Michała Starzeńskiego, starosty brań-
skiegOjpulkS-batljon-pułkownikaWęgier-
skiego, straelców ziemi Łomżyńskiej gen,-
maj.Wiszowatego, strzelców ziemi Nurskiej
gea.-maj. Zielińskiego. Na Litwie w tymże
1794 r. utworzono następ. oddziały strzel-
ców: bataljon Grabińskiego strzelców ko-
bryńskich, wolnych strzelców Ogińskiego,
strzelców Kazimierza Sapiehy, Sochac-
kiego, strzelców kowelskich geaerat-ma-
jora Steckiewicza, Trębickiego, strzelców
rosieńskich Tyszkiewicza, strzelców puł-
kownika Wolana, żmudzkich oraz strzel-
ców konnych Sochackiego. W epoce Księ-
stwa Warszawskiego w kaidej z trzech
legii był utworzony jeden pnłk strzelców
konnych. Palki te po reorganizacyi woj-
ska w r. 1808 otrzymały następujące nu-
mery: 1-y pod dowództwem pułkownika
Przebendowskiego, 4-y pułkownika Dnl-
fusa i Ei-y pułk. Kurnatowskiego. W ro-
ku 1806 i 1807 formowano oddziały strzel-
ców pieszych, które wcielano następnie do
pułków piechoty. W r. 1809 podczas na-
jazdu Aostrjaków sformowano dwa ba-
taljony strzelców pieszych łomżyńskich
i poznańskich oraz oddział stiselców kon-
■ nych. Strzelcy ci również do pułków pie-
choty zostali wcieleni. W r. 1812 uformo-
wano na Litwie dwa pułki strzelców; pie-
szych pułkownika Kossakowskiego i kon-
nych Jana Lubańskiego. W epoce Kró-
lestwa Kongresowego były 4 pułki strzel-
ców pieszych; pierwotnie utworzono ka-
dry dla pułku strzelców pieszych gwar-
dyi, lecz w r. 1817 zostały one wcielone
do piJku grenadjerów gwardyi. Pułki
strzelców pieszych oprócz ubioru w ni-
czem nie różnify się od pułków piechoty
linjowej, mając z nią wspólny regulamin
i ówiczenia. Było w tej epoce pięó puł-
ków strzelców konnych, z których jeden
należał do gwardyi. Ten ostatni w roko
1831 przybrał numer 5-y swojej broni. W
r. 1831 uformowane były następujące puł-
ki strzelców pieszych: pułk 5-y zwany
Dzieci warszawskich pod dowództwem
C^zalczyńskiego, pułk 6-y województwa
Krakowskiego pod dowództwem Jutrzen-
ki, pułk 7-y województwa Sandomierskie-
go pod dowództwem Pmszyńskiego, pułk
8-y wojew. Kaliskiego pod dowództwem
Siemońskiego, pułk 10-y pod dow. Plon-
czyńskiego, pułk 11-y pod dow. Dunina;
oprócz tych pułków powstały oddzi^y
strzelców ochotników: strzelców celnych
krakowskich Nowińskiego i Koidowekie-
go, bataljon strzelców celnych płockich
O-eritza, korpus strzelców górniczych,
strzelców pieszych kaliskich Kosińskiego,
strzelców Kochanowskiego, Kurcjusza,
strzelców lubelskich Gedrojcia, majora
Malczewskiego, strzelców celnych mazo-
wieckich Korzuchowskiego, strzelców pie-
szych podlaskich Michała Kuszla, strzel-
ców pieszych sandomierskich Dembow-
skiego, Grotthusa, Kozakowskiego, Krze-
sinowskiego, Małachowskiego, strzelców
ZaliwskiegOjOrazoddzialy litewskie: strzel-
ców Słonimskich Brojeskiego, solskich Mo-
rykoniego, trockich Matusewicza, Wiłko-
mirskich Baczyńskiego, Yietinghoffa i
Tyszkiewicza. Oprócz tego sformowano
strzelców konnych podlaskich pod dow.
Antoniego Kuszla i na Litwie pułk 6-y
strzelców konnych pod dowództwem ma-
jora Izenszmita. B. Gembarzewski.
Strzemienne — 'ostatni toast przy po-
żegnaniu gościa, tak nazwany od tego, że
był wznoszony, gdy odjeżdżający rycerz
(każdy bowiem szlachcic był z obowiązku
rycerzem) miał siąść na koń i włożyć no-
gę w strzemię.
Strzemię. Pierwotne strzemiona u sio-
AfA polskich bywały żelazne lub dębowe.
dbyGoot^le
STRZEMIĘ.
289
Te ostatnie zdarzały się podobno jeszcze
i w XVI w. Przestrzegano, aby pnśliska
rzemieoDe a siodeł były mocne i szerokie.
Dorohostajski w „Hippice" pisze: , Strze-
miona na dużych puśliskach być mają u
siodła', W cenniku urzędowym z r. 1573
Stnemię drewniane po-
dtng pieczęci herbowej z
r. 1534.
Sirzemię metalowe po-
dług pieczęci herbowych
K XVI w.
znajdujemy strzemiona włoskie szmelco-
wane po 6 groszy, nierozcinane 8 gr., roz-
cinane piłowane 10 gr. W XVI i XVII w.
słyszymy często o urwanych w Polsce
strzemionach tureckich, t. j. szerokich i tak
Strzemię atebrne pozłacane wielkiego wezyra Kara Mustafy, zwycicionego
po.l Wiedniem i kartka własnoręczna króla Jana III.
EncjWopedJB slaropolilm, tom IV.
prawie długich, jak podeszwy. Strzemię
takie podajemy tu w rysunku a jest ono
bardzo pamiątkowe. Kależało bowiem do
wielkiego wezyra Kara Mustafy, którego
król Janin zwycięży wszy pod Wiedniem,
strzemię to przesłał królowej Marysieńce
do Krakowa, jako pierwszą wiadomość o
wielkiem zwycięstwie, z kartką, na której
ręką własną napisał: „Ten, którego noga
była w tern strzemieniu, za łaską Bożą
jest zwyciężony". Dupont, wysłany przez
króla Jana z tem strzemieniem, tak pisze
w swoich pamiętnikach: „Podróż moja do
Krakowa trwała 3 dni i 3 noce; przyby-
łem tam (we czwartek 16-go) zrana o 7-ej
godzinie. Królowa już była w kościele a
stóp ołtarzy. Zoczywszy mię, a nie wie-
dząc, z czem przybywam, krzyknęła, że
krzyk ten rozległ się po całym kościele.
Zaledwiem wyraził, z czem przybywam,
upadła na twarz przed ołtarzem i tak krzy-
żem leżąc, jakiś czas pozostawała. Tym-
czasem zaczęła się msza, z którą władnie
wychodził ka^^an, kie-
dym ja się zbliżał; ale
zanim się jeszcze msza
skończyła, przypom-
niała sobie królowa,
żemjej żadnego nie
dał listu od króla JMci.
Wtenczas dopiero do-
kładniej sprawiłem się
wedłag rozkazów, ja-
kie miałem od króla,
zapewniając nadto, że
król i królewicz w po-
żądanem zostają zdro-
wiu; doręczyłem też
królowej strzemię we-
zyrskie, które w tejże
chwili zawieszonem zo-
stało a stóp cudami
słynącego Chrystusa
Ukrzyżowanego(w ka-
dr z e na Wawelu),
zie też pozostaje aż
dbyGoot^le
290
STUDNIA.— STY PA.
dotąd*. {.Pierwsza wiadomość z pod "Wie-
dnia i strzemię wezyra*, skreślił Fr. EU.
Kraków, 1880). Dawna rycerskość naro-
du polskiego odbijała się i w jego języku.
Nie mówili np. ojcowie nasi, tak jak my
mówimy dzisiaj: wstępować w czyjeś śla-
dy, ale , wstępować w strzemię". Bielski w
XVI w. pisze: „Pięknie go napominają,
aby w strzemiona przodków swoich wstą-
pił, a Rzplitą mitowai'. Leszczyński mó-
wi: „On kiedyś w swojego stryja walecz-
nego wstąpi strzemię*. Strzemię wozowe
lab kareciane znaczyło stopień u wozu lub
karety. Strzemię znajdujemy w herbach:
Strzemię iStrzemiecz;2 strzemio-
na w herbie Drangwicz.
Studnia, stadu ica, studzienka, stu-
d niczka. Studnie budowano pierwotnie
w ten sposób, że w wykopanym wądole i zna-
lezionej wodzie stawiano 4 stupy olszowe,
które obijano od zewnątrz szczapami olszo-
Studnia BI
wiecka we wwi Bialowic/a, w puszczy.
wemi i osypywano ziemią. Z postępem
czasu zaczęto zdrębinę czyli cembrzynę «-
kładad z dylów olszowych bez slupów, tyl-
ko zacinając końce bierwion bądź w w ę-
gieł czyli w kostkę lub w kier jaku
domów, bądź wpazę. Studzianki w słu-
py, zwłaszcza tam gdzie woda znajduje
się płytko, spotykamy jeszcze nawet w o-
kolicach Warszawy. Dołączamy ta podo-
biznę z fotografii, którą zdjęliśmy ze stu-
dni we wsi Bi^owieża wśród paszczy.
Jest to studnia staroświecka, w słapy, obite
bardzo szerokimidylami, zżórawiem. Przy
płytkich studniach nie stawiano sochy i żó-
rawia, ale czerpano wodę wiadrem za wie -
szonemnaklaczce, czyli drątka z sękiem.
Stypa. Zwyczaj ludów pogańskich od-
prawiania uczt i igrzysk na pogrzebach
ludzi mocniejszych przybrał zwłaszcza u
ludów dowiańskich po przyjęciu chrze-
ścijaństwa, postać styp, obiadów pogrzebo-
wych z pijatykami, dnia nawskiego, (któ-
ry opisała Rodziewiczówna w „Rokn pol-
skim*, E. 214), hauturów, dziadów zadasz-
nych (na Rusi lit.), pielgrzymek na Rossę w
Wilnie, na mogiłę Krakusa w Krakowie
(Rękawka) i t.d. Kościół katolicki jako po-
siadający więcej kosmopolityczną i silniej
wpływającą na obyczaj narodowy kultu-
rę, niż wschodni, zdołał więcej za-
trzeć cech zwyczajów przedchrze-
ścijańskich, niż ten ostatni. To
też dziady zaduszne przetrwały
wieki tylko po zakątach Rusi li-
tewskiej, gdy u ludu polskiego
mogły pozostać tylko w postaci
chlebów obficie rozdawanych bie-
dnym na cmentarza w dzień za-
duszny i w formie „obiadów żałob-
nych" wyprawianych suto na Za-
duszki po domach dla uczczenia
pamięci i za dusze osób dawniej
zmarłych w rodzinie, w których
to „obiadach'^ na Podlasia i Ma-
zowsza i księża zaproszeni biorą
nieraz udział. Tradycja słowiań-
ska utrzymała się tylko na stypach pol-
skich w tem, w czem mogła, więc np. w
nadużywaniu napitków, na co skarżą się
liczni pisarze i moraliści polscy w KYI i
XVII w. tembardziej, że gdzie pijatyka,
tam przy krewkich temperamentach ry-
cerskich łatwo o zwadę i rąbaninę. Jako
pisze w .Reformacyi obyczajów" Staro-
dbyGoot^le
STYPUŁKI.— SUKNO.
wolski: , Widziałem pogrzeby krwią oblŁ-
ne, 2 których zaraz po obiedzie wysyłano
za amarlym drugiego zabitego do nieba,
aby oznajmił, co za ludzie na stypie byli".
Stypułhi — pałeczki do bębna. Bielski
w „Sejmie niewieścim" (dr. z r. 1595) po-
wiada;
Nakręć trąbek, t papieru formę ndiialftwezj,
Zawięzu] je aa końcu, aa stfpalek ndzianazy.
W innych pisarzach czytamy o stypule
srebrnej do chóru, o stypołce miedzianej.
Sublaeja i snblewacja ob. Rela-
ksacja.
Subsidium charłtatlvufn. Dobra dncho-
wne i^acity na atrzymanie wojaka w le-
żach zimowych tak zwaną „hibem^", któ-
ra zamieniona później została w tychże
dobrach na subsidium chariiafivum, du-
chowieństwo bowiem nie pozwalało nazy-
wać Bwoich ofdat podatkiem. Nie idzie
za tem, żeby nie ponosiło ono żadnych
ciężarów krajowych, lękało się tylko sta-
łych podatków, utrzymując, że z dóbr du-
chownych dochody powinny być obraca-
ne tylko na chwałę bożą. Już r. 1319, za
Kazimierza W., kazał papież duchownym
polskim przez 4 lata j^actć wsparcie na
wojsko. Za Kaz. Jag. r. 1455 duchowień-
stwo złożyło sumę znaczną na wykup Mal-
borga. Za Zygm. I w r. 1507 włożono poda-
tek osobno na księży i osobno na biaknpów.
także za Zyg. 1 na sejmie bydgoskim wło-
żono poglówne na duchownych i ustano-
wiono dla każdego wysokość, począwszy
od arcybiskupa a skończywszy na kanto-
rach, organistach i dzwonnikach. Za Au-
gnsta II r, 1717 duchowieństwo musiało
się także przyłożyć na wojsko. Gdy kró-
lowie żądali jakich opłat, biskupi zwy-
kle na nie zezwalali, bo od króla zależało
ich posuwanie nadochodniejsze katedry,
na kanclerstwo i t. d.
SuchomsIszczyzna.Taknazywanoczyn-
sze płacone przez młynarzy z wiatraków
i deptaków, t. j. młynów poruszanych:
wiatrem, końmi lab webami.
Slldanny, sadamny — nadobny, cudny,
ndatny. Tłómacz Kromera pisze: „Bole-
sław (Śmiały) rozkoszami Kijowa, piękno-
ścią, Budamnością i przyjemną wdzięczno-
ścią urodziwej białej płci uwiedziony", W
„Monitorze" z r. 1776 czytamy:
Cztery rzeczy koDiecznie ma mieć w sobie panno:
Żeby byta n^tjdliira, aklonna i eudanna,
Przytym ieby wsielakiej prteatTK^ła cnoty.
Tak się zamąt wyrai, mając te przymioty.
Sufler, w „Dykcjonarzykn teatral-
nym", wydanym r. 1808 w Poznania, czy-
tamy pod tym wyrazem: .Jakiś poeta, mó-
wiąc o swym przywiązaniu, między inne-
mi zaklęciami i tego uży wa: „Prędzej su-
fler na polskim odetchnie teatrze", niż się
niby on odmieni; nie wierzy więc ten pan,
żeby artyści nasi mieli kiedy zupełnie i do-
skonale uczyć się roli: musi to być skąpiec
rzadko bywający na teatrze, gdyż artyści
polscy już nieraz dowiedli, że jego utrzy-
mywanie jest fałszywym. Autor znowu
.Dziennika zdrowia" życzył suflerowi
wiecznej chrypki; jakym mu życzył, żeby
go wcale na świecie teatralnym nie było,
zważając atoli, że pamięć człowieka nie
jest tak obszerną, iżby ten bez omyłki
mógł objąć dów kilka tysięcy, suflera
więc koniecznie potrzebnym sądzę — znoś-
nym on będzie w swojej badzie, jeżeli tyl-
ko cicho i czasami się odezwie".
Sukno. Już Dytmar wspomina, że gdy
cesarz Otton, w r. 10IX) przybywszy do
Polski, szedł pieszo i boso do grobu św.
Wojciecha, Bolesław Chrobry kazał od
zamku Ostrowa aż do samego G-aiezna u-
słaó drogę suknem różnobarwnem. Cho-
ciaż Bolesław był bardzo bogaty, godzi
się jednak przypuszczać, że sukno, którem
cale drogi wyściełano, muiiało być prę-
dzej krajowego wyrobu, niż sprowadzane z
zagranicy. Z traktatu zawartego w roku
1238 p?mięłzy Władysławem Odoniczem,
księciem wielkopolskim, a Zakonem krzy-
żackim widzimy wprawdzie, że różne tka-
dbyGoot^le
292
SUKNO.
niny sprowadzano z zagranicy do Polski,
ale tak było po wszystkie wieki, że grub-
sze i tańsze tkano na miejsca a osobliwsze
sprowadzano z daleka. Klasztory średnio-
wieczne były ogniskami postępu nietylko
naukowego, ale i szkołami rękodzielnic-
twa, rolnictwa i ogrodnictwa. W kodek-
sie dyplomatycznym Wielkopolski znajdu-
jemy przywilej z r. 1276, którym Yrati-
slaus kapelan darować klasztorowi w Pa-
radyżu schedę swoją na wsi Wyszanowie,
zastrzegając, aby mu opat i klasztor da-
wali corocznie po 6 łokci sukna dobrego
w klasztorze ich robionego (^ex ulnas bo-
ni panniin domo eorum facti). WXIVw,
sokna polskie w znacznych ilościach wy-
wożono na sprzedaż do Nowogrodu Wiel-
kiego. Magistrat m. Poznania wydał już
w r. 1344 ustawę dla sukienników, to jest
handlarzy sukna. Wywóz sukna z Pol-
ski do Moskwy w następnych wiekach był
znaczny. W Ealiszn jeszcze w r. 1201, a
w Lutomiersku r, 1274 były już cechy su-
kienników. Sukno wscbowskie miało już
w XIV w. taki rozgłos, że związek hanzea-
tycki w r. 1386 zobowiązał się sprzedawać
je w Nowogrodzie Wielkim na równi z sa-
knem niderlandzkiem. ^ynne były rów-
nież snkna wyrabiane w Kościanach, któ-
re król Kazimierz Jagiellończyk pozwolił
znaczyć herbem nadanym temu miastu na
sejmie piotrkowskim, przedstawiającym
wieżę z orłem białym i literą C. Sukien-
nicami nazywano kramy miejskie handlu-
jących suknem i domy, w których mieści-
ły się krosna sukienników. Ta łączność
zdaje się stąd pochodzić, że ci, co sukna
wyrabiali, mieli prawdopodobnie własne
kramnice. O sukiennicach mamy wzmian-
ki nietylko w Krakowie, ale także we Lwo-
wie, Poznaniu, Sandomierzu, Toruniu,
Warszawie, Wilnie, Kaliszu, Korczynie,
Lublinie, Łowiczu, Łukowie, Radomin i
Stryju. Od XIII w. bywało w Poznaniu
po paręset krosien sukienniczych i po kil-
ka foluszów. Jednocześnie mamy wzmian-
kę i o sukiennikach w Nowym Sączu. W
Borku wielkopolskim był w r. 1674 su-
kiennikiem Maoiej Jabłoński, a w r. 1599
Andrzej Alanowski. W r. 1501 Jan Lu-
brański, biskup poznański, nadał rółne
swobody licznym sukiennikom w Buka
(Raczyńskiego: , Wspomnienia Wielko-
polski" t. L str. 108). Statut Herbnrta i
uchwała z r, 1565 w Vol. leg. stanowi, że
sukna wszelakie ziemskie inaczej robione
być nie mają, jeno na szerz 2 łokcie koron-
ne bez krajki, a wzdłuż łokci 30, Wszyst-
kie musif^y być obowiązkowo stepowane
i postrzygane z wyjątkiem tylko kim i ka-
razyi, które mogły być sprzedawane bez
tego. Ten sam przepis stosował się do
sukien przywożonych z zagranicy i w zna-
cznych ilościach ze Śląska. Sukna ma-
chelskie, fiamańskie, haby tessalonickie w
Moskwie zwane Watman, byiy u nas zna-
ne, później francuskie sajety, angielskie,
nakoniec własne krajowe. Sukna leszczyń-
skie wspomina poselstwo wielkie Chomen-
towskiego do Turcyi. W rejestrach roz-
chodów z czasów Stefana Batorego {bŻfó-
dła dziejowe" t. IX, str. 194) wymienione
są następujące gatunki sukien: PanmLun-
dunensis, Szwiebodzinensis, LazbensisyfiO'
reli, armesini. Wacław Potocki pisze w
XVII wieku:
Porzuciwsz; fslendj'BZ i grannt oatkniij,
Wiotche wzięli sukienka, ledwieby na acianj'.
Zawód rycerski, do którego obowiązkowo
należał każdy szlachcic i ziemianin, nie
dozwalał mu prawodawczo przedzierzgać
się w kupca lub sukiennika, żeby nie uby-
wał z szeregów obrony krajowej rycerz,
ale dozwalał wspierać w inny sposób prze-
mysł sukienniczy, czego też przykłady
mamy od czasów bardzo dawnych aż do
wieku XIX, w którym Rajmund Rembie-
liński, prezes komisyi województwa Ma-
zowieckiego, sprowadza sukienników nie-
mieckich do Łodzi i buduje dla nich fa-
bryki w swoim majątku Jedwabno w Łom-
dbyGoot^le
SULEJATY.— SUPLIKA.
ży&skiem. Ostrowski to samo czyni w
Tomaszowie nad Pilicą i Jan Leśniewski,
plenipotent ministra Mostowskiego, budu-
je olbrzymią na owe czasy fabrykę snkna
kosztem Mostowskiego w Choroszczy pod
Bialymstokiem, wydzierżawiając na lat
SOMoesom, którzy rozwinąwszy świetnie
przemysł sukienniczy w Białostockiem, na-
byli potem dobra Choroszcz od sukcesor-
ki Mostowskiego. Sporo luźnych wzmia-
nek o sukiennictwie polskiem zebrał inży-
nier Juljan Kołaczkowski w dziele swem
.Wiadomości, tyczącesię przemysłu i sztu-
Id w dawnej Polsce" w rozdziale „Sukno".
Nie było jednak nikogo w narodzie, labią-
cym próżniactwo umydowe, do opraco-
wania książki o sukiennictwie i tkactwie
naszem w przeszłości, z opisem drobiazgo-
wym warsztatów i krosien używanych do-
tąd w różnych stronach krają przez lad
wiejski. Ob. w Enc. Star,: Folusz (t.
II,8tr. 161) i Wełna.
Snifljaty, sulaty — obuwie pilśniowe,
Ttómacz Gwagnina powiada, że królów
przy koronacyi w sulejaty, w dalmatykę
i w plawjal złotogłowy ubierają. Chorzy
oa podagrę, nie mogąc nosić butów, ubie-
rali się wsulejaty.
Superintendenci. Tak nazywano zwierz-
chników kościelnych luterskicb w Polsce.
Za Zygmunta Augusta widzimy superin-
tendenta wielkopolskiego, który miał pod
swoją władzą auperintendentów woje-
wództwa Poznańskiego i innych. W XVIII
wieka każdą większą komorą zarządzał u-
rzędnik celny, zwany także saperinten-
dentem, którym bywał zwykle azlachcic
osiadły, mający obowiązek przysi^aó co-
rocznie, i,B spełniał swój obowiązek nie-
skazitelnie.
Superwesta, czyli zwierzchnia kamize-
la, była noszona przez gwardję konną ko-
ronną w dni galowe podczas służby pie-
szej pałacowej. Kamizela ta ponsowa,
obramowana była srebrnymi galonami,
miała na piersiach i na plecach dwie duże
gwiazdy blaszane. Sup^rwesty zaczęła
gwafdja koronna nosió za panowania Au-
gusta III Sasa. B. Gemb.
Suplika. Tak nazywano zazwyczaj a-
niżoną prośbę, zwłaszcza podawaną na pi-
śmie. Piszący to posiada w sweni archi-
wum kilkadziesiąt .suplik" z czasów Au-
gusta III Sasa, podanych przez Żydów,
kmieci i rozmaitą biedotę na Podlasiu do
Jana Klemensa Branickiego, hetm. wiel.
kor., dziedzica Białegostoku i Tykocina.
Żydzi z miasteczka Orli pisali częste sa-
pliki do hetmana o cegłę na piece, szabaś-
niki i kominy w swych domostwach. Proś-
ba taka zwykle zatytułowana jest: .Su-
plika pokorna (np. Byszka Josielowicza, o-
bywatela orleńskiego) do Jaśnie Wielmo-
żnego" i t. d. i odczytana byó musiała het-
manowi, bo napisano w jej kofLca: .Supli-
knjącemu Byszkowi Josielowiczowi imó
pan Eoc, administrator orleAski, wyda z
cegielni na piece i fundamenta cegły trzy
tysiące i gruzu fur dwanaście. Datt w Bia-
łymstoku... (i podpisano własnoręcznie)/.
Branicki. Niekiedy zanosiły suplikę cJe
gromady wiejskie. I tak włościanie czyn-
szowi wsi Kadule klucza stelmachowskie-
go piszą w r. 1749: .Jaśnie Wielmożny
Panie Miłościwy i dobrodziejat My cała
wieś Radnie nie mamy dokąd się uciec,
tylko szczególnie do J. W. P. M. i D., że-
brząc miłosierdzia i politowania Fańskie-
go w naszym tak wielkim upadku, że nam
w tym roka dobytek wszystek upadł i do
tego szarańcza z kretesem jarzynę zgra-
sowała. Choć i oziminy użęliśmy, to i z
tego musieli dziakto oddać, a resztę wy-
sieli na zimę, co i o chleb nam ciężko, bo
i pożyczne żyto (dworowi) pooddawali i bez
połowę czynszu oddali" i t. d. Chodziło
gromadzie radolskiej, aby Branicki daro-
wał jej drugą połowę czynszu rocznego,
wynoszącą złotych 150, ,w czym pokor-
nie z płaczem upadamy, za co my będzie-
my Majestat Boski błagać za miłe zdro-
wie i szczęśliwe panowanie Jaśnie Wiel-
dbyGoot^le
294
SURMA.— SWAWOLNI LUDZIE.
możnego Fana miłościwego i Dobrodzie-
ja... My ct^a gromada ze wsi Radal'''. Na
euplice powyższej podpisana jest, jak na
wszystkich innych, własnoręcznie odpo-
wiedź Branickiego, że „mając wzgląd na
upadek tych suplikujących czynszu zt, 150"
darowuje im. Niektóre supliki podawane
były o rzeczy bardzo drobne, np. Krysty-
na Zawadzka, „obywatelka tykoci&ska,
wdowa mizernioa, z pracy rąk ciężko cho-
rująca, iehrze i suplikuje Miłościwej Kle-
mencyi Pańskiej o sledm złotych czynszu,
których nie ma skąd oddać sposobu, bo
tylko co ledwo dach w ciele, więc będzie
Majestat Boski błagać za miłe zdrowie i
panowanie Jaśnie W-go Dobrodzieja nad
^^=^/?«4^
sieroty łaskawego nieastannio". Na su-
plice tej Branicki własnoręcznie w trzy
dni po jej podania podpisał z datą 13 no-
wembra 1749 r. odpowiedź: „Tę supliku-
jącą do imć pana Ekonoma tykocińekiego
odsyłam i jeżeli słusznie suplikuje, aby o-
nej proporcjonalnie deiolkował zalecam".
Ogromna ilość suplik, znaleziona przez
nas w szczątkach archiwum tykocińskiego
na poddaszu klasztoru oo. Bernardynów,
przechowana dzięki grubej warstwie po-
miotu gołębi, których wielką ilość zakon-
nicy posiadali, wskazuje, że do miłosier-
dzia wielkiego pana w Polsce odwoływało
się tysiące osób ubogich w suplikach pisa-
nych i że Branickiemu w Białymstoku
musiano odczytywaó wszystkie w całości
(niekiedy dość obszerne), skoro na każdej
znajduje się inna odpowiednia do tieści
rezolncja, a po zgonie jego, któiy w roku
1771 nastąpił, na tegoż rodzaju snplikach
podpis jego małżonki, t. zw. ^pani krakow-
skiej ■ .
Surma, z tureckiego sitrna — trąba głó-
wnie w dawnych wojskach używana. Ma-
łe Eormy zwano sarenki; grający na
surmie zwał się u Polaków surmarz, u
Turków surnadiy- Jenerał ziem podol-
skich Czartoryski przyrównywa surmę
do h o b o i. Ł. Gołębiowski powiada, że
był to gatunek krzykliwych piszczałek z
wielkiemi dziurami. Surmy były dwoja-
kie: na lewą rękę o jednym otworze wyda-
wały głos poważny, na prawą o dwuch
głos przeraźliwy i skoczny. Zakazano pó-
źniej używania surm w wojsku dla czę-
stych zwad surmarzów ztrębaczami. Twar-
dowski wyraża się: , Pacholęta marsowe
w suremki swe małe certowały dumając*.
Suropieki — podtugowate zrazy mięsa
wołowego, nasiekiwane i dobrze zapraw-
ne, niekiedy słoniną szpikowane. Mówio-
no: „pokrajać pieczenia na suropieczki".
Surowica. Tak lud zowie solankę czyli
wodę słoną z naturalnego źródła; w okoli-
cy m. Sambora zowie ją rosołem. W do-
kumencie z r. 1125 znajdujemy nazwę
surowice.
Surrogałor — zastępca. Tak zwano
zastępcę podkomorskiego, a zwłaszcza sta-
rościńskiego. Ponieważ starosta poznań-
ski, zwany jenerałem wielkopolskim, miat
7 grodów pod sobą, musiał więc mieć i ty-
luż zastępców, zwanych „surrogatorami* a
u innych starostów częściej podstarosta-
mi, komornikami lub burgrabiami. Sur-
rogatora do sądów grodzkich wyznaczał
zwykle sam starosta na lat 4 lub 3, a sejm
go zatwierdzał. Wyznaczano także sar-
rogatorów czasowych starostom, wyjeż-
dżającym zagranicę w sprawach publicz-
nych lub dla poratowania zdrowia, jak
również i pisarzom ziemskim.
Suscepta ob. Księgi wieczyste.
Swawolni ludzie, swawolnicy. Tak wo-
gole nazywano rozbójników i rabusiów.
■yGoot^le
SWAT. — SYMPLA.
295
których kupy grasowały prawie ciągle w
stepach Ukrainy i Podola, napadając Ha
pogranicznych Tnrków, Tatarów, Woło-
chów, na dobra królewskie, duchowne i
szlacheckie w Koronie i Litwie, czyniąc
mordy, gw^ty i najazdy. Prawo naka-
zywało starostom, regimentarzom i het-
manom ładzi tych imać i karać na gardle-
Swat. W obyczaju narodowym pol-
skim, młodzieniec nie oświadczał się sam
rodzicom panny o jej rękę, tylko przez
swata, na którego wybierał poważnego i
wymownego sąsiada lub krewnego. Swat
ten na weselu rej wodził i prawił oracje.
S wacią nazy wah się podczas wesela wszys-
cy mężczyźni, sąsiedzi i krewni, żonaci i
drużbowie czyli przyjaciele bezcenni pana
młodego, który starał się o jak najliczniej-
szy konny ich orszak. Zwyczaj ten, dziś
już tylko ludowy, jest pozostałością da-
wnego narodowego obyczaju szlachty pol-
skiej, którego początek tak tłómaczy Pa-
procki w „Gnieździe cnoty": „Rycerz pol-
ski, jadąc sobie z przyjaciółmi po żonę,
trafi) na strai nieprzyjacielską, którą po-
gromił. A od tego czasu nastały wielkie
poczty swatów, kiedy się kto jechał żenić,
obawiając się nieprzyjaciela". Nie godziło
się wyprzedzać jadącego orszaku swatów,
i nie było bezpiecznie, uważano to bowiem
za rodzaj uchybienia. Stąd stare przy-
łowie: „Nie wyjeżdżaj przed swaty, nie
bądź mądrym przed laty". Bez swatów
nie było wesela polskiego, jak stypy bez
dziadów potrzebnych do modłów zadusz-
nycb, do lamentów, do |^aczu, do spoży-
wania uczty żałobnej i przyjmowania jał-
mużny. Stąd inne dawne przysłowie mó-
wi o takich, co to:
Na kaidem neGelii sn&r,
Na każdej stypie dziad.
Swatzyrba, po łacinie zwana nupłialis,
opłata w Mazowszu, składana przez chło-
pów książętom od wesel. W księstwie
Płockiem zniósł ją biskup Giżycki, jako
regent w czasie maloletności panującego.
Kazimierz Jagiellończyk zniósł ją w zie-
mi Rawskiej i Gostyńskiej, po wcielenia
tychże do Korony.
Swojerz, swoik — strój białogłowski,
wspominany przez pisarzy w XVI w., np.
„zawiła się w swoik'. (Leopolita). Był to
zapewne rodzaj jakiegoś sti-ojnego zawoja
na głowę.
Sygllacja. Tak zwano dany Gdańsko-
wi przywilej cechowania sukna angielskie-
go i ianych zamorskich, dla puszczania
ich do kraju ( Vol. leg. III, f. 681, 939 i
IV, f. 11).
Sygnet — pierścień z pieczęcią rodową,
O sygnetach znajdują się niektóre wiado-
mości pod wyrazem Pieczęć {Enc. Siar.
t. III, str. 345). Najstarszy ze znanych
sygnetów polskich, należący około r. 1200,
do Swiętoslawa podaliśmy w artyku-
le o Pieczęciach najstarszych
szlachty polskiej (t. IV, str. 2) i w
artykule Pierścień (t. IV, str. 10). Tu-
taj dodamy tylko jeszcze, że w czasach,-
kiedy sztuka pisania należała do bardzo
rzadkich zjawisk u ludzi, nienależącyeh
do stanu duchownego, a materjałem do
pisania był drogi pergamin, kiedy zatem
najczęściej załatwiano sprawy ustnie przez
posłów, jedynym przedmiotem uwierzy-
telniającym posła, z monarszem zdążają-
cego poleceniem, był tylko sygnet. Sy-
gnet więc w tych zamierzchłych czasach
niezwykle ważną odgrywał rolę, a slusz-
nem jest przypuszczenie Piekosińekiego,
że Bolesław Chrobry, który tak często i
do tak wielu dostojników musiał wysyłać
posłów, miał prawdopodobnie co najmniej
kilka sygnetów.
Symforalik —instrument jakiś muzycz-
ny, wspomniany przez Budnego w Biblii
gdańskiej.
Sympla, inaczej burda lub mokra,
w kartach (ob. M a r j a s z Enc. Siar. tom
III, str. 187).
dbyGoot^le
SYNODY.—SZABLA.
Synody. Kromer w XVI w. pisze, iż
stan duchowny w Polsce ma swe sejmy,
które się z grecka mianują synodami. Ar-
cybiskup lwowski lubo ma swą prowincję
oddzielną od gnieźnieńskiego, jednak i
sam i podwładni jego biskupi nalecą do
władzy prymasa, tak w apelacyi od wyro-
k<Jw sądowych, jak i co do synodów, na
które arcybiskup gnieźnieński go wzywa.
Jest obyczaj zwoływania krajowego du-
chowieństwa' do Piotrkowa, Łęczycy lob
Łowicza co lat 3 lub 4, a nawet gęściej,
za zgodą biskupów i wedle ważności rze-
czy. Do rady synodalnej przydają się o-
paci, przełożeni klasztorów, i po jednemu
lub dwuch deputatów od ka,żdej kapituły
katedralnej.
Synonimy, gra towarzyska, jużwKYIII
w. znana, w podobnym rodzaju, jak „czy-
je lepsze". Obiera się 3 lab 4 wyrazy
blizkoznaczne, np.: względnośó, pobłaża-
nie, łaskawość, lub: dobroć, łagodność,
słodycz, albo: niedostatek, ubóstwo, nę-
dza i t. p., a każdy z przytomnych pisze o
nich, co mu na myśl przyjdzie. Potem,
przy głośnem czytaniu tych uwag w obli-
cza sądu, temu, który najtrafniejsze skre-
śhł odcienie, przyznany bywa zaszczyt u-
łoienia wszystkich najlepszych zdań w je-
dną całość.
Szabeltas {Siibeliaschc, sabre tachc). Po-
nieważ ubiór huzarów był nader obcisły i
dolman był bez pól, przeto dla pomiesz-
czenia drobiazgów, zwykle w kieszeni no-
szonych, smużyła huzarom płaska torba,
wisząca na trzech rzemieniach upenden-
ta szabli. Szabeltas huzarów polskich z
czasów Księstwa Warszawskiego był ze
skóry czarnej lakierowanej, ozdobiony po-
środku orłem białym blaszanym; oficero-
wie mieli wkoło szabeltasu naszyte galo-
ny stosownie do ich stopni. B. Gemh.
Szabla. Starożytnym orężem polskim
był prosty obosieczny miecz. Kształt sza-
bli krzywej, jednosiecznej, przybył do
Polski ze Wschodu i Południa wraz z jej
nazwą, która po arabsku brzmi saif^ w
starohiszpańskim savia, savra, po francu-
sku sabre, po włosku sciabola, po węgier-
sku sablya. Szabla krzywa, oprócz moc-
niejszego cięcia daje lepszą zasłonę głowy,
niż prosty miecz i szpada. Przypuszczać
też należy, że już w XIII wieku najazdy
mongolskie zapoznały Polaków z krzywą
szablą azjatycką. Szabla należała do tak
zwanej broni białej czyli siecznej, za po-
mocą której Polacy odnosili wiele zwy-
cięstw. Stała się więc ukochaną bronią
narodu, którą rycerz polski oddawał w bo>
ju jeno razem z życiem. Stosunek, jaki za-
SzabU butorćwka ze zbiorów niegdyś d-ra Egg^a,
numizmatyka ir Peszcie,
chodził między Polakiem i jego szablą, nie
powtarza się u innych narodów. Polska
szermierka była także odmienna. Miała
swoją sztukę krzyżową, cięcie rejowskie,
referendarskie i t. d. Gdy weszła w mo.
dę broń droga, Polacy używali zwykle
dwojakich szabli: do stroju — karabeli o-
zdobnie oprawnej lub pałasika polskiego;
dbyGoot^le
297
do boja zaś i pojedynków szabli „czar-
nej". Było wiele gataaków broni. Obacz
o nich pod wyrazami: Augustówka, Butat,
Czeczuga, Demeszka, Karabela i Serpen-
tyna. Dokument cechu mieczników kra-
kowskich z ]'. 1777 wymienia, ii maj% ro-
bić: miecze, koncerze, multany, szable pol-
skie, pałasze husarskie (prawie proste),
kordelasy polskie (myśliwskie), obuchy,
karabele, jendyczki, czeczagi, 1 te osadzać
i oprawiać. Szablę wielką, ażywaną do
boju i noszoną przez ludzi wojennych, na-
zywano szablą czarną lub pałaszem; fa-
brykę szabel zwano szabelnią; rzemieślni-
ka, który je wyrabiał, płatnerzem (ob. Pła-
tnerz) lub miecznikiem. Kaj słynniejsze
szable polskie były: Staszówki, wyrabia-
ne w Staszowie Bandomierskim, Augu-
stówki, Batorówki, Zygmuntówki fod cyfr
lub portretów Batorego, Zygmunta III
lub Augustów Sasów), także lwowskie i
wyszyńskie. Oprawiano szable w pochwy
wężowe, czyli t. zw. jaszczurowe, lub skó-
rzane. Jak próbowano dobroci szabel,
niech wyjaśni wiersz poety:
U drzwi domostira wazjstkie klamki, ćirieki, haki,
Albo ucięte, albo noszą szabel znaki:
Fewnio to próbo wsdo hartu Zygmunta wek,
Ktdiemi moiiia śraii^o ćwieki obciąć z główek.
Łub hak przerżnąć, w brzeszczocie nie zrobiwszy
[szczerby.
Żelazo szabli zwali Polacy głownią, brze-
szczotem lub klingą, rękojeść jelcem. U
szabli polskiej jelec zwykle krzyżowy, do
€ cali długi, nieco kabłąkowy. Jelce u sza-
bel czarnych były z pałąkiem graniastym
i małym skobelkiem. Ten pałąk nazywał
eię krzyżem, a skobelek paluchem, od wiel-
kiego palca, który weń wchodził. Sków-
ki na pochwie, do których były przymoco-
wane kółka do zawieszania broni na pen-
dencie czyli rapciaeh, zwały się ryfkami.
Szable z szerokiemi pochwami i wielki-
mi krzyżami nosili najwięcej ludzie dwor-
acy. Szlachta, jako stan rycerski, nosiła
szablę z obowiązku. Mieszczanie krakow-
scy mieli do tego wyjątkowe prawo, jak
również magistrat wileński, poznański,
warszawski i lwowski, wedle służących im
przywilejów. Zygmunt August zakazuje
Żydom, aby przy orężu nie używali srebr-
nych i złotych łańcuchów, jak rycerstwo.
Królowi chodziło o to, żeby lichwiarze,
mając więcej srebra i złota od wojowni-
ków, nie zaćmiewali ich bogatym strojem.
Napisy na szablach polskich zwykle mie-
wały wypisane godło jakie pobożne, rzad-
ko nazwisko właściciela. O zwyczajn do-
bywania szabel z pochew przy mszy pod-
czas Św. Ewangelii taki znajdujemy ustęp
w Długoszu: .Nie zaniedbywał Mieczy-
sław I i innych dzieł pobożnych, w czyn-
nej i ustawicznej krzątając się posłudze o-
koło spraw wiary i ołtarza, aby we wszyst-
kiem stał się godnym naśladowcą królów
i książąt chrześcijańskich i wyrównał ich
cnotom. Za jego to poradą i namową na-
stał w tym roku (979) między panami, ry-
cerstwem i szlachtą chwalebny i święty o-
byezaj, do naszych prawie czasów zacho-
wywany, że panowie rzeczeni i rycerstwo,
w doi niedzielne schodzący się do kościo-
łów na nabożeństwo, po wojskowemu sza-
blami przypasani, kiedy kapłan śpiewał
^owa Boże przypadającej Ewangelii Św.
Mateusza, Jana, Łukasza albo Marka, E-
wangelistów, wszyscy jakby do boju sza-
ble z pochew aż do połowy dobywali; a
gdy żacy, do mszy służący, odpowiedzieli:
Chwaid Tobie, Panie.' znowu je do pochew
wkładali. Tym obrządkiem, co niedziela
powtarzanym, okazywali, że w obronie ś.
Ewangelii, której prawdę poznali i przy-
jęli, gotowi byli walczyć ochotnie i śmia-
ło, a w potrzebie nawet śmierć ponieść.
Pożal się Boże, iż ten zwyczaj chwalebny,
który tak wielkiej gorliwości i przywiąza-
nia do wiary byt oznaką, nie wiem dla ja-
kiej nieszczęsnej odmiany u Polaków po-
szedł w zaniedbanie" (Długosz, wyd. krak,
t. II, str. 113). — Jeden z wybitniejszych
pisarzy XVIII wieku, ks. Franciszek Je-
dbyGoot^le
zierski, tak pisze o szabli: „Szabla, pałasz,
kord, koncerz, miecz, karabela, wszystko
to znaczy żelazo w ręku do zabijania i ka-
leczenia człowieka. Sztukę wzajemnego
nacierania na życie z taką bronią nazywa-
ją zdawna Polacy sztaką szermierską, na-
si sąsiedzi fechtowaniem. Zdaje się, że
jak wesołość ma swoje powierzchowne
znaki, które są charakterami narodów w
ich tańcach, tak i poroszenie złości ma
swój charakter w porwaniu się do żelaza.
Węgrzyn tnie na odlew, Moskwicin z gó-
ry, Tan3zyn kn sobie, a Polak na krzyż
macha swoją szablą. Szabla polska była
przed laty straszna narodom, dopóki mięk-
kość wieko, zbytki krajowe nie poprzeina-
czały junaków z mocnych i śmiałych na
grzecznych i zabawnych, a przeto gdy
przesąd, chełpliwość, zemsta wyzywa na
pojedynkowe potkanie, wolą na pistolety
się puśció, niż na zr^znośó władania sza-
blą". Kitowicz w opisie obyczajów z do-
by saskiej tak pisze: „i^jzabla za czasów
Augasta (III) była rozmaita. Prosta, czar-
na, w żelazo oprawna, na rzemiennych
paskach, pospolita była zawsze szlachcie
nbogiej, zamiast capy, albo knrszn (2 ga-
tunki skóry, w które szable oprawiano)
obszyta w węgorzową skórę; nic to nie
tizkodziło, bo głownia, alias żelazo, stano-
wiło caJy szacunek; i nietylko między dro-
bną szlachtą, ale i między najmożniejszy-
mi pany szabla przechodziła od ojca do
syna i tam dalej w sukcesyi między naj-
droższymi klejnotami. Przy czarnej sza-
bli także chodzili szulerowie, nocni gia-
sanci, szałapuci, których zabawą było ob-
ciąć kogo, nakarbować gębę gładką jakie-
mu galantowi, albo gacha jakiego przepę-
dzić przez błoto w białych pończochach.
Czarna szabla używana była od wszyst-
kich w okolicznościach, w których się spo.
dziewano tumultu i rąbaniny. Służyła
do pojedynku, najwięcej tym orężem od-
bywanego. Staroświecka była zawsze
krzywa. Z kuźnic wyszyńskich najbar- j
dziej popłacała, dobroci jej próbowano,
kiedy się dała giąć niemal do rękojeści
i gdy się po takiem zgięciu wyprężała.
Rękojeści u szabel czarnych były z pałą*
kiem graniastym („krzyżem") i skobelkiem
(„paluchem") na wielki palec. Ci, którzy
używali niemieckiego stroju, nosili pała-
sze niemieckie i rapiry obosieczne. Nasta-
ły potem szable proste, staszówki, hisz-
panki, wązkie i lekkie, które niewiele przy
boku ciężąc, -użyły dobrze do obrony i
odpędzania napaści. Kiedy sejmy i try-
bun^y zaczęły bywać burzliwe, wymy-
ślono do szabel takie krzyże, że całą rękę
okrywały. Taki krzyż zwał się furdy-
ment i składał się z prętów żelaznych, jak
klatka i z blachy w środku, wielkości dło-
ni. Dla proporcyi tak ogromnego krzy-
ża dawano pochwy szerokie, choć do wąz>
kich szabel, nawet i do tych, których
krzyże były bez furdymentów. Tę modę,
niedługo trwającą, wymyślili Litwini, od
nich przejęli korończykowie. Takie sza-
ble z szerokiemi pochwami i wielkimi
krzyżami nosili najwięcej ludzie dworscy,
szulerowie i szałapuci, którzy mieli upo-
dobanie kiereszpwać się w kordy po wie-
chach i szynkowniach. Do paradoiejsze-
go stroju uiywano karabelek tureckich,
ezeczagów tatarskich i pałasików w sre-
bro oprawnych, albo pozłacanych, albo
szmelcowanych; takich najwięcej wycho-
dziło ze Lwowa, przez co zwano je zazwy-
czaj Iwowskiemi. Nawiązanie do szabel
i karabelów było dwojakiej mody: najda-
wniejsze było z pasków rzemiennych, ob-
szernych, z sprzążkami i centkami na
końcach srebrnemi, albo pozłocistemi; te
paski utrzymywały szablę tuż przy pasie,
tak iż krzyż szabh równał się z pasem. Pa-
ski obejmowały sam bok lewy, schodząc
się do węzła w tyle na krzyżu człowieka
nad pasem. Takim sposobem zawiązywa-
ne były rapcie, które się tem różniły od
pasków, że były nie rzemienne, ale z je-
dwabnego sznuru, czasem srebrem lub
dbyGoot^le
dtotem przerabiane, cz&sem z samego sre-
bra i ^ots. Dworacy, gaszkowie i pani-
czowie młodzi, jaki mieli ^upan, takie i rap-
cie; w paskach zaś jedności koloru z żupa-
nem nie przestrzegano. Potem nastało
nawiąaanie długie, tak iż szabla wisiała
pod kolanem, i idąc, trzeba ją było konie-
cznie albo trzymać za krzyż, albo nieść
pod pach%, aby się między nogi nie wplą-
tała. Paski i rapcie zachodziły na cały
tył człowieka, jak półszorek na konia. Ta
moda, jako śmieszaa i niewygodna, nie
trwała dłutej nad 5 — 6 lat, została zarzu-
cona i zwrócono się do nawiązania krót-
kiego i ważkiego, nic tyłu nie zajmujące-
go, tylko sam bok, co też niezbyt wygo-
dne było, bo się szabla w chodzeniu tłuk-
ła po boku. Nastały potem paski z ta^-
mów srebrnych lub dotych, sztuczkami
srebrnemi, odlewanemi lub srebrno-pozło-
cistemi gęsto nasadzane. Takich pasków
zażywano do samych pałasików "w srebro
i srebro pozłociste oprawnych; nie słaiyły
zaś do szabli czarnej, ani do karabeli. Ta-
kie paski dla trwałości niektórzy podszy-
wali spodem irchą białą. Niektórzy, ko-
chając przepych i zbytek, uiczem nie pod-
szywali". Klingi wyrabiano z najlepszej
stali lub dziwiru, t. j. z żelaznych dratów
rozpalonych w ogniu i zbijanych na ko-
wadle. Ten ostatni sposób wyrobu kwi-
tnął szczególniej w Damaszku na Wscho-
dzie, a szable, stamtąd pochodzące, zwykle
okryte napisami z Koranu, znane pod na-
zwą damasCenek, były w Polsce wyso-
ko cenione. Każdy szlachcic polski, jako
z prawa i obowiązku do stunu rycerskiego
należący, bez różnicy czy służył wojsko-
wo, czy był senatorem, palestrantem, rol-
nikiem i t. d., na znak swej gotowości do
obrony kraju, miew^ szable na ścianie
nad łożem zawieszone i do stroju uroczy-
stego używał zawsze szabli. Po dworach
te* szlacheckich była wszędzie obfitość tej
broni, którą wyniszczyły dopiero wojny z
epoki od r. 1794 do 1831. Gdy np. w ro-
ku 1831 korpusy wojska polskiego, wcho-
dzące do Prus i Austryi, składamy broń,
dostało się wówczas w posiadanie władz
wojskowych pruskich i austrjackich kilka
tysięcy pamiątkowych szabel i karabel
łożonych przez oficerów i ochotników
polskich. „Kłosy" w tomie XXXII, nr.
810, podf^y artykuł Antoniego Dolleczka
p. n. „Szable Jana Sobieskiego" (str. 3),
z rysunkami 9-cia szabel (str. 12). O sza-
blach także oh. w Enc. .y/aA pod nazwami:
Augustówka, Demeszka, Jelca, Ka-
rabela, Serpentyna. Hr. Augustowa
Potocka posiadała w Wilanowie szablę po
hetmanie Karolo Chod-
kiewiczu z napisem
srebrnym na jednej
stronie głowni; ,Cho-
cimskie traktaty za-
warłam przed 1 a ty ".
Na drugiej zaś stronie:
Sigismondo 3-10 Regę
Polomae"^ . Na rękoje-
ści jest monogram S.
A. z koroną królewska
i napisy: „Po śmierci
Stani^awa Augusta,
ostatniego z królów
polskich, których by-
łam -własnością, dał
mnie w upominku przy
chrzcie świętym Augu-
stowi Potockiemu dnia
3 maja 1806 r. Józef
Poniatowski, dowodzą-
cy wojakiem Rzeczy-
Pw pospolitej w świetnych
OlOniłlC czasach, które dzień
tenPolaków wraca pa-
mięci". W tychże zbio-
rach wilanowskich
znajdowała się t a k ż e
szabla, należąca nie-
gdyś do hetmana Sta-
portretenikrćIaZygmun- nisława „Rewery" Po-
'" "•toiSiSh*'"" tosŁieg"- Niestety, ła-
X|eoc
X00(
Szabla ZjgmuDtónka
dbyGoof^le
300
SZACHY.
-den z ludzi zamożnych w Polsce i potomków
rodzin historycznych nie zajął się zebra-
niem w jedno pamiątkowe dzi^o wazyat-
kieh napisów i ornamentacji na brzesz-
-czotach szabel polskich, przechowywa-
nych w muzeach, zbiorach państwowych
i domach prywatnych, Nietylko że się
tcm nie zajęto, ale pozwolono rdzy stra-
wić wiele pamiątek po bohaterskich pra-
dziadach lub sprzedano je handlarzom na
wywóz zagranicę.
Szachy. Gra w szachy, zwana dawniej
jakami, znaną ju2 była w Polsce od wie-
ków średnich. Jeden z dawnych herbów
polskich zwany Wczele, wszczele
albo p czele z proklamacją „szachowni-
ca" przedstawiał na tarczy herbowej sza-
■chownicę ośmiorzędową po 8 pól w każ-
dym rzędzie. Taki rysunek mamy już z
r. 1461. Prof. Rekosiński (w „Heraldyce
polskiej wieków średnich", str. 173) po-
•daje rysunek tego herbu z pieczęci Dobro-
gosta Wlościejowskiego, ziemianina wiel-
kopolskiego z r. 1382. Szachownica na
tej pieczęci, jak rysunek tu dołączony
przedstawia, składa się tylko z 4 rzędów
po 4 pola w każdym. Ł. Górnicki wyra-
-ża się w , Dworzaninie', że „Gl-ra w sza-
chy jest czysta a ro.-
zumu bystrego za-
bawa". Marek Hie-
ronim Vida, biskup
w Alba, poetanowo-
łaciński, urodzony
w Kremonie roku
1480, napisał poe-
mat dydaktyczny
p. t. Scacchia ludus,
Szachownica na piecicci ^ał więc przykład
Dobrogosta W loaciejow- t tr j
Hkiego B r. 138U. Janowi Kochanow-
skiemu do napisa-
nia „Szachów", który jednak naśladował
-go tylko w pewnych szczegółach gry sza-
chowej. Cały zaś pomysł, czyli fabuła poe-
matu, jest odmienny uobn poetów. Poemat
Kochanowskiego, wydany po raz pierw-
8z.y u Wierzbięty r. 1566, obejmuje wier-
szy rymowanych 602. Poeta tak w nim o-
pisoje grę samą:
Blanęli przeciw sobie dwa Królowie,
Korona złota na kaid«go gtowle.
Tamże zarazem wedle boku lony —
Ta Bw^o z lewej, owa z prawej strony.
Pop jeden słucha Królowej spowiedKi,
A drugi sobie wedle Króla siedzi.
Po nich rycerze na konicch we zbroi,
Kaidj z nich pewnie swego się nie boi.
Na skrzydła srogie alonie postawiono
A z nich się Rochom bronić polecono,
^Vtóry rzj)d nszy»^lek pieszy zastąpili i t. d.
Jerzy Samuel Bandtkie napisał o tym pon-
maoie rozprawę czytaną w Towarzystwie
naukowem i ogłoszoną r. 1826 w 11-ym
tomie roczników tegoż towarzystwa. W po-
mnikowem wydaniu dzieł Jana Kocha-
nowskiego (Warszawa, 1884 rok) „Sza-
chy" jego opracował krytycznie Wł. Nie-
dżwiedzki a objaśnienie gry szachowej na-
pisał Winc. Korotyński. U Lindego znaj-
dują się objaśnione pod właściwymi wy-
razami różne nazwy z tej gry np. Me(.
Ora w szachy, pochodząca pierwotnie z
Indyi, gdzie sanskrycka jej nazwa powsta-
ła od czworakich oddziałów wojska indyj-
skiego, przywieziona do Europy ze Wscho-
du przez krzyżowców, do których należał
też jeden z synów Bolesława Krzywon-
stego, Henryk ks. sandomierski, musiała
być w Polsce szeroko upowszechniona,
skoro widzimy ją szeroko rozpierającą się
w heraldyce, w porównaniach krasomów-
czych, a nawet w artykułach karnych
prawodawstwa. Herbem województwa Ka-
liskiego była niegdyś sama tylko szacho-
wnica, na której potem dopiero osadzono
głowę żubra. Herb Roch, co w dawnym
języku szachowym oznacza wieżę, ma
właśnie czarną wieżę w polu bitJem. Herb
Karęga na Litwie, Kizynek i Szachman
w Prusiech polskich, herby ogólne pol-
skie: Wieruszowa, Wczele, z szachów za-
pożyczają godeł. Niejedno też wyrażenie
staropolskie przenośne ma w grze szacho*
dbyGoot^le
SZ ADRAS. —SZAFARZE.
301
vej wyraźne swe godło. Salomon Rysiń-
ski, Lublinianin, który na początku XYII
wieka drukował przysłowia polskie w Lub-
czu litewskim, przytacza wyrażenia: „Sza-
chem padać", — „Albo szach, albomat', —
„I w szachach przyjaciela poznaó". Ka-
znodzieje tacy, jak Skarga i Birkowski,
chętnie się ociekają do porównań z gry
szachowej. Statuty Łaskiego i Herbar-
ta powołają się na rozporządzenia prawne
od czasów Kazimierza Wielkiego przeciw-
ko nadużywaniu szachów jako giy hazar-
downej. W bibljotece ordynacyi Krasiń-
skich w Warszawie znajduje się rękopis
Jana Ostroroga, wojewody poznańskiego
z pierwszych lat XVir wieku, traktujący
wńród wielu innych rzeczy o szachach.
„Naprzód Roch (wieża) — pisze wojewo-
da poznański — jest jakoby hetman kró-
lewski. Rycerz (konik, skakun) jest
konny żołnierz, który stoi podle Rocha i
stamtąd wypada do bitwy. Pop w Hisz-
panii i Francyi ma przezwisko Delfin; we
Włoszech je zowią Alfieri jakoby chorą-
że; w Polsce i Niemczech Popami, iż
też księża w bitwach blizko boku pańskie-
go bywają; zowią je też drudzy Strzel-
cami". Dodać należy, iż ta figura popa
u Kochanowskiego, zwana obecnie w Pol-
sce giermkiem, dotąd nazywa się u Angli-
ków biskupem i w symbolice szachowej
jest wyobrażona przez infułę. .Baba
(królowa) jest najprzedniejsza sztuka mię-
dzy szachami; cudzoziemcy ją zowią pa-
nią, nasi nazwali babą; zowią ją też i
królową. Król jest panem i on albo wy-
grawa albo przegrawa". O dzisiejszem
rachowaniu Ostroróg powiada: „U nas w
Polszczę ten skok królewski zowią kuch-
nią, ale go nie używają skokiem rycer-
skim, ani popowym, tylko rochowym, i to
aż otworzywszy pole, t. j. żeby między
Królem a Rochem żadnej sztnki nie było,
a Rochu, na którego stronę Król przeska-
kuje, wolno postawić gdzie kto chce, byle
nie mijał p<^owice szachownicy", „Pie-
sze k jest jakoby drabik na obronę i po-
ratowanie szachów więtszycb, a osobliwie-
Króla". Notowanie pól szachownicy, wy-
nalezione przez Ostroroga na początku
Xyil w., a zasadzające się na tern, iż linje-
równoległe poprzeczne od góry do dołu
oznaczają się literami a — h, linje zaś do-
nich prostopadłe od lewej ręki do prawej
liczbami 1—8, w niczem nie ustępuje u-
znanemn dziś za najlepsze notowania
Francuza Filidora, uważanemu za wyna-
lazek jego w XVIir w., a zasadzającemu
się Ba podobnych podstawach. Wedłag^
ustawy cechowej poznańskiej z r. 1732,
każdy, chcący zostać majstrem tokarskim^
winien byt zrobić jako majstersztyk grę
szachową czarno-białą. W naszych cza-
sach wsławiła się Helena Skirmuntowa
mistrz o wskiem wyrzeźbieniem figur sza-
chowych, któiych opis i rysunek podał
„Tygodnik lUustr." w r. 1876 (nr. 366,
str. 13) i „Kłosy" (nr. 587, r. 1876). Figu-
ry w tych szachach przedstawiają: króla
Jana III, hetmana Jabłonowskiego, Ma-
chmudalY, Kara Mustafę i t, d. W latach
1835 i 1844 wyszły dwie edycje książki
K. Krupskiego p, n, „Strategikaszacho>
wa".
Szadras — sznurek płaski, cienki, na o-
bie strony jednakowy, robiony na kloc-
kach (w XVIII w.).
Szafarze byli to urzędnicy celni na.
IZaporożu, należący do służby wojskowej^
ustanowieni n przewozów na Dnieprze, w
Kudaku i Nikitynie, także na rzece Sa-
marze i u przewozu bohogardowskiego na
Bohu. Pobierali opłaty celne, utrzymy-
wali komendy i budowle, oraz pilnowali
porządku i duszności na przewozach, co-
było bardzo ważnem przy wielkim w tych
miejscach ruchu handlowym. Szafarz u.
przewozu nikityńskiego miał jeszcze obo-
wiązek przyjmować gości i podejmować
komisarzy zagranicznych, tam się zbiera-
jących dla godzenia sporów i skarg mię-
dzy Kozakami zaporoskimi i Krymem.
dbyGoot^le
SZAFR AN. — SZ AR ACZEK.
Szafran (z araba, zaferan) — kwiat roS-
liny, zwanej po lac. crocus, ulubiony w
Polsce do potraw, a mianowicie do: ryb,
flaków i ciast wielkanocnych. Upodoba-
nie smaku Polaków odbiło się w przysło-
wiach: „Pieprzno i ezafranno, moja mo-
ścia panno",— .Lepszy funt szafrana, niż
wóz siana'. Szafranowi przypisywano
własność rozweselania i podniecania u-
jnysta a stąd Potocki w Argenidzie pisze:
Szafran, wino i Ełoto tjle mają m\j,
Że się Da jasDą prawdę nic po raz rzuciłj.
Od upodobania Polaków w noszenin żól<
tych butów powstało przyłowie: ,Nie ka-
żdy szlachcic, co szafran wzuje". Łudzi
ryżych nazywano ,szairańcami*'.
Szałamaja. po łac. calamaus (od calamus
— trzcina), po francusku ckalumeau, co
wskazuje skąd do Polski przywieziono to
narzędzie muzyczne, będące jednym z naj-
dawniejszych instrumentów dętych. By-
ła to pierwotnie fujarka z trzciny o kilku
dziurkach, później rodzaj oboja o przy-
krym nosowym tonie. Rurki czyli pisz-
czałki kościane, przytwierdzone do instru-
mentu zwanego kozą lub dudą, zwano
także szałamajami.
Szambelan, z francuskiego, odpowiada
godności podkomorskiej na dworach pa-
nujących. Stanisław August, dla zjedna-
nia sobie szlachty, takie mnóstwo pośród
niej nominował szambelanów, że powsta-
ło wówczas przysłowie: „kpów i szambe-
lanów nigdy nie zabraknie*. Mieli oni
właściwy mundur haftowany z kluczem
złoconym, wiszącym z tyłu na lewem bio-
drze. Obowiązkiem było szambelana w cza-
sie uroczystości dworskich (o ile byłw stoli-
cy i zawezwany) znajdowanie się napoko-
jach królewskich dla usług honorowych.
Szambran — suknia kobieca. Potocki
Wacław wspomina szambrany złote, t. j.
z litej materyi.
Szamszurek — gra w karty, prawie dzie-
cinna, w 2 osoby; przegrywający s
się „szamsznrkiem".
Szanek — miaranasypna zbożowa. Szan-
ki były w użyciu dwnjakie: jedne starej
miary obejmowały 48 garncy, a drugie,
zwane łasztowemi, o połowę mniejsze —
24 garnce.
Szaraczek. Szaraczkami nazywano w
dawnej Polsce szlachtę zagrodową, że w
kapotach z szarej domowej wełny chodzi-
ła. Zachowała ona w teui zwyczaj trady-
cyjny po szlachcie możnej z doby Pia-
stów, która również na codzień w domu
szarej wełny własnych owiec używała.
„Ojcowie nasi — pisze w XVII w. Staro-
wolski — szarą szlachtą się zwab, iż nie u-
żywali bławatów i purpur świetnych, kon-
tentowali się suknem, które w domu ro-
biono'. Ponieważ przy stolach pańskich
sadzano zwykle szaraczków w końcu, stąd
poszła nazwa „szarego końca".
dbyGoot^le
SZARADY. — SZARAŃCZA.
Szarady i łamigłówki umysłowe. W za-
bawach towarzyskich tego rodzaju domi-
nowała w pierwszej połowie XIX w. sza-
rada. Młodzi i starzy, kobiety i mętczyżni
układali i rozwiązywali szarady. Był na-
wet w Warszawie za czasów Księstwa
AVarszawskiego klub szaradzistów. T^go-
doik Zilustrowany podał kiedyś wielki
drzeworyt z obrazu Stanisława Kurczyń-
gkiego, profesora rysunków w szkole Ar-
tyleryi i Inżynieryi, przedstawiającego w
r. 1807 mieszkanie Adama Dmuszewskie-
go, literata i artysty teatru warszawskie-
go, gdzie raz na tydzień zbierali się jego
znajomi na , posiedzenia szaradowe". Wie-
lu szaradzistów jest tu portretowanych,
a mianowicie: L. Osiński, późniejszy pro-
fesor Uniwersytetu warszawskiego, Kur-
czyński malarz, Aloizy Żółkowski, słynny
komik, Kudlicz, znakomity aktor, Pękal-
ski, tłómacz wielu dzieł scenicznych. Syl-
wester Zieliński, malarz, Dmuszewski,
Banczakiewicz, Kapliński, Pisanko i Szy-
jnanowski. Szarad i łamigłówek było kil-
ka rodzajów. Lubiono np. brać za przed-
miot nazwiska głośniejszych osób współ-
czesnych. I tak książę Adam Czartory-
ski, jenerał ziem podolskich, posłużył do
następnej szarady:
Trzy Cięści awmta pierwsze me. na czele,
Dru);iego nkąpiec nie wymawia amiclc.
Wszystko jcat imię księcia, co ludzkością
[,-Iynitl,
Dobrze o/ytiil ojczyźnie, biednego nie minąt.
Inny rodzaj podobnych zabaw był taki;
jedna osoba pisze na brzegu kartki jakieś
znane nazwisko i zachyliwszy brzeg tak,
aby nazwiska nikt nie widział, podaje dro-
giej, która musi napisać jaki jej się spodo-
ba rzeczownik. Wówczas podają kartkę
osobie trzeciej, która, przeczytawszy na-
zwisko i rzeczownik, powinna wynaleźć
podobieństwo i różnicę pomiędzy tą oso-
bą a przedmiotem. Raz, gdy na kartce
znalazł się Karpiński i koło, osoba
trzecia dopisała:
Podobieńs tvo.
Kolo godłem wieczności,
Karpińskiego pamięć oieśmiertelna.
R,Hnica.
Ślady kola lada wiatr zaciera,
Ślady pUtn Karpińskiego niezatarte.
Pod wyrazami: Napoleon i strzała
podpisał ktoś:
Wysoko lecieli — trafili na skale.
Pod wyrazami: Bielawski (wierszo-
kleta) i miotła podpisał ktoś inny:
Oboje zBgamiajit śmieci:
Ten w Parnasie, tamta w pokoju.
Zabawiano się także i „w końcówki", pi-
sząc ostatnie wyrazy rymowane, do któ-
rych inne osoby musiały układać cale wier-
sze. A nieraz zdarzyło się nam spotykać
dużo dowcipu i wiedzy i nawet głębszych
myśli w notatkach z podobnych zabaw to-
warzyskich owej doby po różnych zakąt-
kach kraju.
SzaraAcza. O najdawniejszej klęsce od
szarańczy wspomina Długosz, mówiąc, że
w r. 1086 „na domiar nieszczęścia szarań-
cza, wielką ćmą padłszy na ruskie ziemie,
pożarła i zniszczyła wszystkie plony. A
tak ruska kraina jednocześnie dwie ponio-
sła klęski; niszczący napad barbarzyńskiej
dziczy i zgubne spustoszenie szarańczy.
Data tej klęski nie zgadza się z Kestorem,
który twierdzi, że dnia 26 sierpnia 1094 r.
przyszło wiele szarańczy na Ruś i poja-
dła wszystko zboże i trawy. ,,0 tej pla-
dze nie wiedziano przedtem na Rusi, a my
teraz musieliśmy ją wlasnemi oczami o-
glądać", W następnym roku znowu
przyszła i, jak powiada tenże Nestor, „o-
kryła cały kraj, aż strasznie było patrzeć
jak ku północy ciągnęła". Trzeci raz
przysrfa szarańcza w r. 1103. Później
przez długi czas kronikarze polscy nie
podają o niej żadnych wiadomości, aż do-
piero Długosz pod r. 1335 pisze: j,Ponio-
sło Królestwo Polskie w tym roku ciężką
klęskę, jakich mało bywa przykładów.
dbyGoot^le
304
SZARFA.
Nie^ychane bowiem mnóstwo szarańczy,
podzielonej na osobne ćmy i roje, nawie-
dziło Polskę wtenczas, gdy zboża i zasie-
wy jnż się klosowały; a pojawiła się w ta-
kich chmurach mnogich i gęstych, ie
słońce swoim cieniem zakryła; tak zaś
grabą warstwą zaległa ziemię, że się w
niej końskie kopyta chowały. "Wszędzie
zatem, gdzie padła, nietylko zboża i rośli-
ny, ale nawet ziarna i korzenie żarłocznie
pojadła". Trzeci i ostatni raz Dłngosz
pisze pod r. 1475: „Ukazało się w Sieradz-
kiem, Łęczyckiem i Mazowieckiem nowe
i niesłychane zjawisko: szarańcza {locu-
śiae), owad długi na palec, z głową nieto-
perza. "Wynurzywszy eię, jak wiadomo,
z "Węgier, przez Morawę i Śląsk zawitała
w okolice Sieradza, gdzie ją najprzód po-
strzeżono, a stamtąd przez Lutomiersko,
między Łęczycą a Piątkiem, wyległa na
Mazowsze. Było jej wzdłuż 3 mile, a wszerz
półtorej miU. "W drodze ciągnęła oddzia-
łami nakształt wojska, a niekiedy fulangt
jej spotykały się z sobą, tworząc obraz bi-
twy. GWy jedna, jakby rej wodząca, od-
leciała, wszystkie zrywały się za nią pod-
rzędnymi tłamy. Gdziekolwiek upadła,
wszystkie zboża i drzewa pożerała, tak iż
po niej nie zostawało nic, prócz gołej zie-
mi i cuchnącego pomiota. "W locie zale-
dwie słońce przez tę ómę przebić się zdo-
łało. Jeżeli się spuściła na lasy, rosłe na-
wet drzewa ciężarem jej chyliły się kn
ziemi. N^iekiedy, przez ładzi płoszona i
odpędzana, wstępowała w inne miejsca.
IjCCz rzucała na ziemię cień olbrzymi i o-
ziębiający powietrze". "W r. 1527 mocne
wiatry przypędziły mnóstwo szarańczy z
Turcyi, a w r, 153G od strony morza Cznr-
nego na Podole, co było przyczyną wiel-
kiego pomoru bydła. Z Polski udała się
do Niemiec i sięgnęła aż pod Medyolan, a
stamtąd powróciła do Polski, gdzie w listo-
padzie pomarłszy, zgnilizną swą zatru-
wała powietrze. "W r. 1541 posunąwszy
się z "Wołoszczyzny do Polski pod Lwów,
na 60 mil wszystko zjadła. W r. 1542
przez Litwę, Koronę, Śląsk do Niemiec
leciała. W r. 11590 na całej Rusi i Mało-
polsce, jak sam Hzączyński we Lwowie
na to patrzał, dzień zaciemniała, szelestem
skrzydeł przerażała, zboża, trawy i liście
drzew pościnała. Roka 1708 niewielką
szkodę na Rusi zrządziła, bo jaż po żni-
wach przyszła. Na Pokuciu, koło wsi
Kunaszew i Sarnki jaja w oziminach po-
zostawiwszy, na wiosnę poczęła się roić.
Rok 1711 była powszechną na Rusi aż po
Słack, Nieśwież, Brześć litewski i Jaro-
sław, również w r. 1712 widziana aż pod
Krakowem i Poznaniem. Kitowicz powia-
da, że r. 1748 przybywszy od strony po-
ładniowej na "Ukrainę, rozeszła się przez
Polskę i Litwę po Europie. Gdzie zapa-
dła na popas w południe, tam zrządzała
mniej szkody, gdzie na noc, tam nierów-
nie większe, bo odlatywała dopiero zrana
po opadnięciu rosy. Ciągnęła chmarą gra-
bą od ziemi na 50 łokci. "W jesieni ogry-
zała rżyska i słomę po dachach. Grasowa-
ła wtedy w Polsce przez lat 3. "W r. 1785
przysną do Polski także od pc^adnia.
Szarfa. W pierwszej połowie XVIII
wieku za Augusta III oficerowie regimen-
tów pieszych i konnych cudzoziemskiego
autoramentu zaczęli nosić szarfy jako
zaak pdnienia ^użby. Później oznakę tą
przyjęli i oficerowie jazdy polskiego auto-
ramentu. Szarfa ta szerokości około 10
centymetrów, z siatki srebrnej, przerabia-
nej co 3 do 5 pasków jedwabiem karma-
zynowym, naszyta była gładko na pod-
szewkę koloru białego i zakończona dwo-
ma kutasami srebrnymi, wiszącymi na
przedzie nieco na prawy bok. Szarfa uży-
wana była w wojsku polskiem aż do pierw-
szych para lat epoki Księstwa Warszaw-
skiego, lecz tylko przez generałów i ofice-
rów wyższych. Od r. 1809 pozostawiona
była tylko generałom, oficerom pułku lek-
kokonnego gwardyi cesarza Napoleon*
oraz inspektorom popisów. Szarfa tycb o-
dbyGoot^le
SZARFECZKA.— SZARWARK.
305
statnich była ,z materyi kroazy niemienio-
nej z obydwuch końców haftowana aa je-
den cal szeroko nitką złotą bez blaszek i
obszyta na końcach frendzlą z nitek i bn-
Ijonów złotych 2 cale długich". Inspek-
tor naczelny nosił szarf^^ koloni czerwo-
nego, inspektorowie kolom niebieskiego,
a podinspektorowie— zielonego. W epoce
Królestwa Kongresowego szarfy nosili
tylko generałowie. Szarfa polska w wie-
ku XIX różniła się od tejżez wieku poprze-
dniego tem, iż siatka nie była naszywana
gładko na podszewce; kutasy zwieszf^y
się z prawego boku nioco w tył; w epoce
zaś Królestwa 1816 — 1830 gener^owie
nosili je z lewego boku za rękojeścią szpa-
dy lub pałasza, W r. 1831 postanowie-
niem d. 15 marca przepisany został mun-
dur dla intendentów wojska. Podinten-
dent miał być przepasany szarfą wdnia-
ną koloni kokardy narodowej (t. }. białego
z ponaowym) z frendzlą srebrną buljonową.
B. Gemb. W rysunku dc^czamy tu kutasy
szarfy generalskiej ks. Józefa Poniatow-
skiego, która wraz z kilku innemi po nim
Szftrfa generaUka Ics. Jdzefa PoniatonBkiGgo.
pamiątkami była własnością Jana Potoc-
kiego, niegdyś dziedzica Tykocina i Białe-
gostoku (z sukcesyi po Brani ek i eh) i przez
Encjklopedjł staropolskn, tom IV.
bezdzietną córkę tegoż Joannę, zamężną
de Flenry, podarowana została do zbio-
rów jeżewskich, gdzie się obecnie znajdu-
je. Szarfa ta, wraz z kutasami i frendzlą
naje) końcach długa 2 i'7,o metra, składa
się z siatki misternej z nitek srebrnych i
jedwabiu karmazynowego, w 10 pasków
srebrnych i 11 srebrno-karmazynowych,
licząc w to i 2 węższe po brzegach.
Siarfeczka. W epoce Księstwa War-
szawskiego adjutanci polowi generałów
używali dla odróżnienia na prawej ręce
między łokciem i ramieniem szarfeczkę
siatkową srebrną, przerabianą jedwabiem
karmazynowym, jako oznakę adjutantów
generałów dywizyi, a niebieską, jako o-
znakę adjutantów generałów brygady; u
doła szarfeczki była frendzlą srebrna
dwucalowa, buIjonowa u sztasboiicerów.
Fligeladjutanci królewscy nosili szarfecz-
kę białą ze złotą frendzlą. W roku 1831
adjutanci naczelnego wodza nosili podo-
bne szarfeczki ponaowe z frendzlą srebrną.
B. Gemb.
SzaHatob. Szkarłat.
Szarszedron (z franc. sarge de Rome\
inaczej szarsza (z niem. dic Sariche) —
materyjka z wełny i jedwabiu. Monitor
z r. 1774 pisze: „Szalon, a najwięcej sza-
szedron zwyczajnym był jego w lecie o-
dzieniem". Najwięcej chwalony był szar-
szedron rzymski.
Szarszun — przyjęta od Czechów na-
zwa miecza. Rej pisze: „Jednemu się chce
gospodarstwa, drugiema konia a szarszu-
na". Stryjkowski zaś:
Pójdzieć I MaEiir, wbm męlny brat mity,
z kiji-ein skosztuje swej siły.
Szarwark- Tak nazywano robociznę
zbiorową, publiczną, z niemieckiego das
Schanocrk. W .Monitorze" z r. 17ti4 czy-
tamy: „Szarwarki do grobel, mostów, po-
winny byó zażyte; ale częściej niemi koto
polowych robót robią; te co miesiąc dzień
jeden poddani powinni odbyć". U pisarzy
dbyGoot^le
306
.SZARŻA,. — SZATNY.
naszych wieku XVI „szarwark" to samo
znaczył, co: tartas, rwetes, kcJowrot, za-
mierzanie, hf^as, zgi^k, tumolt. Urzędo-
wnie pierwszy raz użyto tego wyrazu w
postanowieniu Rady Administracyjnej
Królestwa Polskiego z dnia 15 maja 1816
roku, wkładając powinność nazwaną szar-
warkiem na gminy dla utrzymania dróg
i rozkładając ją w stosunku do liczby dy-
mów i odległości od robót, A gdyby szar-
warki te nie wystarczyły, skarb publicz-
ny, podług art. 8-go tegoż postanowienia,
w części do wydatków mia^ się przykła-
dać.
Szarża, szarzyzna, szary koniec.
Bielski pisze, iż „Zygmunt August na
sejm piotrkowski przyjechał, dwór swój
wszystek w szarżę ubrawszy, barwę tą
ziemiańską nazywając". Szarzyzną na-
zywano szare sukno, szaruczek. Ponie-
waż sukno takie z domowej, niefarbowa-
nej w^ny było najtańszem, służyło zatem
na ubiór uboższym ziemianom, zwanym
stąd szarą szlachtą i szaraczkami. A i stiA,
przy którym młodsi i nbożsi siadywali
przy końcu, miał jeden starszy a drugi
szary koniec. Zygmunt August ubrał
swój dwór szaro, niewątpliwie to samo
mając na myśli, co później Stefan Batory,
nosząc u swej magierki proste pióra ko-
gucie, a to żeby dać dobry przykład pa-
nom polskim, którzy lubili naśladować
monarchów w zbytkach. Jeżewski w swo-
jej „Ekonomii' rymowanej (r. 1648) pisze:
Przodlconic o szarl&t oie dbali,
Wojewodowie w Biarzj więc chadzali.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że kolor
szary, t. j. płótna niebielonego i wełny nie-
farbowanej, był najstarszym kolorem o-
dzieży w wiekach zamierzchłych.
Szaszorob. Szyb.
Szaternik w języku myśliwskim ptasz-
nik, ubrany w płótno zielone, gałęziami o-
doniony, z potrzaskiem na głowie i „wa-
bikiem żywym" albo też „rózgami lepo-
wemi i sówką". Jeżeli nie polował na
żywe ptaki, to tak samo ubrany miewał
jeszcze przy sobie strzelbę i podchodził.
Szaternikiem zwano także drążek, na któ-
rym rozpinała się sieć, „szatrem" zwana.
Szatny, Szatnia. Komorę do chowa-
nia szat, t. j. odzieży, futer, bielizny czyli
„chust" i t. p., nazywali Polacy: szatnią,
szatownią, szalarnią lub szatnicą. Szat-
ny, zwany inaczej szatniczym, nadworach
książąt i panów był to dworzanin lub słu-
ga, do którego należał dozór nad szatnią
i szatami, a zwykle i zbrojownią, żeby
wszystko było w należytym porządku.
On zamykał kosztowności, zabezpieczał
futra na lato, dozorował krawców i kuś-
nierzy, którzy do domów dawniej szyć
przychodzili, czyścił drogie szaty, przygo-
towywał i ubieraj pana awego w żupan,
kontusz, delję lub szubę, stosownie do po-
ry roku i potrzeby, posiadł sztukę zawią-
zywania pasa i skJadał go starannie po
zdjęciu, aby nie został uszkodzony. On
wreszcie na wiosnę i w jesieni przewie-
trzał ogromne zapasy szat pańskich nn
dziedzińcu dworskim. Jeszcze w drugiej
pt^owie XVIII wieku spotykamy azat-
nych i „panny szatne" czyli garderobia-
ne. Z dawnych spisów odzieży i z nota-
tek domowych widzimy, że Polacy o ile
w dni powszednie ubierali się najprościej,
o tyle na uroczystości lubili występować
„szatno", czyli okazale i strojnie, szaty
zaś swoje utrzymywali w największym
porządku, przekazując je nieraz w spad-
ku dzieciom i wnukom swoim, jak o tem
z licznych testamentów i zwykle bardzo
szczegółowych spisów przekonać się mo-
żna. O szatniach i szatnych znajdujemy
wzmianki w „Kazaniach niedzielnych''
ks. Balsama, w Wargockiego peregryna-
cyi Radziwiłła Sierotki, w Łączkowskiego
książce p. n. „Nowe zwierciadło", w Eko-
nomice Seb. Petrycego, w słownikach Mą-
czyńskiego, Knapakiego i Lindego, w
Monitorze z czasów Stanisławowskich.
dbyGoot^le
SZCZEBRZUCH. — SZCZERBIRC.
307
Najobszemiej atoli, bo na 9-u stronicach
(od 233 do 242), rozpisał się o tym przed-
miocie Ł, Gołębiowski w dziele „Ubiory
w Polsce" (Warszawa, 1830 r.). Ostatni
„szatny" dawnego pokroju był u księcia
Adama Czartoryskiego, jener^a ziem po-
dolskich, zmarłego w r. 1823.
Szczetirzucłl— sprzęt domowy, zwłasz-
cza dawany pannie, idącej z&mt^ż, jako wy-
prawa. Groicki wyraia się: „Dzieci z
ojcem po matce gieradę (jej wyprawę) a-
bo szczebrzoeh biorą". Klonowicz pisze
w , "Worku Judaszowym":
Złodziej bierze, c
rzyt mieczem w „Złotą bramę* i wyszczer-
bił go. Taką tradycję i nazwę „szczyrzbek"
mamy już zapisaną w r, ]2ó0. Że boha-
terski Piast, wjeżdżając do stolicy Rusi,
uderzył mieczem w bramę, to nie ulega
wątpliwości, bo było to tylko spełnieniem
symbolicznego zwyczaju wszystkich zdo-
bywców średniowiecznych, a miecz, który
wyszczerbił się o „Złotą bramę", stał się
pamiątką narodową i był użyty przy ko-
ronacjach pięciu królów z rodu Piasta po-
cząwszy od Chrobrego do Przemysława
wielkopolskiego. Faktem jest jednak, że
po tej ostatniej koronacyi insygnia koro-
nacyjne, zapewne podczas rządów Warfa-
wa, króla polskiego i czeskiego, przepadły,
a komora ma: domone »zcze-
[briuchy.
Masło, sery, gomóJki, baranie komuchy.
Szczekocka burka. Już
w XVII w. dynęły barki
wyrabiane w Szczekoci-
nach. Wesp. Kocbowski
pisze: „Widząc na Mazur-
ku szczekocka burkę".
Szczepy owocowe. Sta-
tut Wiślicki stanowi, że
gdy szczepy drzew owo-
cowych posadzone na cu-
dzym gruncie wrosną, to
jest korzenie w ziemię za-
paszczą, to stają się wła-
snością właściciela grun-
tu w połowie, bo drugą
ten, kto je sadził, może
ściąć i zabrać. Zdaje się
przecież, że na wynagro-
dzeniu tej połowy poprze-
stać byt winien. { IW. /r^.
I, f. 35},
Szczerbiec -legendowa
i historyczna nazwa mie-
cza, przypasywanego ka-
żdemu królowi polskiemu
podcaas obrzędu korona-
cyi. Nazwa ta wzięła swój
początek od chwili, gdy
Bolesław Chrobry, wjeż-
dżając do Kijowa, ude- Szczerbiec— podług rjBunkii S. Smolil;owBkipgo.
dbyGoot^le
308
SZCZODRY WIECZÓR.
i kiedy Władysław Łokietek, łącząc dziel-
nice rozbitego państwa, postanowił uko-
ronować się w r. 1320, musiał nowe insy-
gnia sporządzić, które odtąd zostały koro-
nacyjnemi przez 6 wieków. Gdy miecz
Łokietka stat się mieczem koronacyjnym,
Rękojeść Szcierbca sie slrony odwrotnej. Osada gdrna pochwy z obu stron
osada dolna— podług rysunku Ciampiego.
cem tylko nazwany miecz koronacyjny
Łokietka. Dopiero na wystawie pary-
skiej r. 1878 ukazać się pod tą nazwą miecz
ze zbiorów Bazylewskiego, który nabyty
zostaj póiaiej do Ermitażu cesarskiego w
Petersburgu, gdzie znajduje się obecnie.
Miecz ten, opisany
szczegółowo w Enc.
Starop. (t. III, str. 36)
przez p. Feliksa Kope-
rę, jest dziełem sztuki
z w. XIII, a wszystko
przemawia za tem, że
jest on autentycznym
mieczem koronacyj-
nym Łokietka i jego
następców, zagiń i o<
nym wr. 1795 na Wa-
welu. O szczerbcu pi-
sali: prof. Józef Łep-
kowski, Adam Pług
(Kłosy, r. 1878, t. 28,
str. 23 i 45), Ernest
Swieżawski (Przegląd
Bi bl j ograficzno - a rche-
ologiczny, Warszawa,
r. 1881, str. 97), Kaje-
tan Kraszewski i Se-
weryn Smolikowski (w
Bihljotece Warszaw-
skiej), Jan Nep. Sadow-
ski {w tomie 30 ogól-
nego zbioru Rozpraw
Akademii Um., serja
II t. V, z 12 rycinami,
str. 62 — 121), tudzież
oddzielnie (Kraków,
lx.).
rzecz prosta, że przez tradycję nazwany
został „szczerbcem" i przez potomne po-
kolenia uznawany za szczerbiec Chrobre-
go. Kiedy w r. 1795 podczas postoju Pru-
saków na Wawelu zginęły insygnia i klej-
noty koronne, zaginął i mniemany szczer-
biec Bolesławowski a właściwie szczerb-
Szczodry wieczór.
Dzień Trzech Króli, jako dzień darów skła-
danych przez królów Jezusowi, zwano
„szczodrym dniem', a poprzedzający to
święto wieczór zwano „szczodrym wieczo-
rem", w który rozdawano dzieciom, czela-
dzi i krewnym upominki i pierogi, zwane
„szczodrakami". Szczodry wieczór zakoń-
dbyGoot^le
SZCZWAI.NIA.— SZKAPLERZ.
309
czai „święto wieczory", t. j. wieczory od
Bożego Narodzenia do Trzech Króli, w
które nie godziło się praeowaó tylko śpie-
wać kolędy i zabawiać towarzysko. O zwy-
czaju tym mówi stare przysłowie naszego
ludu: „Od Godów do Nowego Rokn, siedź
prządko jeno do zmroku, a od Nowego
Roku do Trzech KróU- do samej wiecze-
rzy". Rawita (G-awroński) wydal ksią-
żeczkę p. n. „Szczedrówki powiatu Do-
bromilskiego" (Lwów, 1899 r.).
Szczwalnła — nazwa budynku cyrko-
wego w Warszawie przy ul. Chmielnej,
istniejącego przez lat kilkadziesiąt od cza-
sów Stanisława Augasta. Widok tego
budynku z rzadkiej ryciny, udzielonej
nam przez p. Matja^a Bersohna, podaliśmy
pod wyrazem Amfiteatr w Enc. Star-
1. 1, str. 47. K. Wł. Wójcicki pisze o nim^
Był to gmach obszerny, drewniany, na
kilka pięter wzniesiony, mający loże i
krzesła namerowane". Pierwotnie szcza-
to w nim dzikie zwierzęta, mianowicie nie-
dźwiedzie, i stąd otrzymał nazwę .szczwal-
ni", którą zatrzymał do ostatka.
Szczyt, puklerz, paiż, pawę* — tarcza,
używana do boju i w czasie turniejów,
Na pogrzebie Jana Tarnowskiego, hetm.
wiel. kor., „syn jego niósł szczyt (herbo-
wy) świecami oblepiony". „Za Jana 01
brachta Kraków od północy wieżami, blan-
kami, szczytami obmocniono" (Kromer)
Szef oznacz^ dowódcę tytularnego —
wlaściciola pułku lub jakiego oddziału
wojska. Pierwotnie szefowie byli funda-
torami pułków, a ponieważ nieraz nie byli
wojskowymi, a nawet z wojskowością nic
wspólnego nie mieli, jak np. osoby ducho-
wne, przeto zadawalali się tytułem szefa
a pułkiem dowodził pułkownik rzeczywi-
sty, Z biegiem czasu w XVXII w., w epo-
ce rozwielmożnienia się tytułomanii, mo-
żna było kupować tytuł szefa pułków,
dawno już istniejących, tak jak w Aaglii,.
Honor ten opłacał się jednak, gdyż szef
pobierał płacę ze skarbu Rzplitej. W epo-
ceKrólestwaKongresowego (1815 —1830),
jako w dowód łaski dla wojska polskiego,
szefami niektórych pułków mianowani by-
li członkowie Domu panującego, W mo-
wie potocznej za Księstwa Warszawskie-
go pod wyrazem szef rozumiano szefa
bataljonu lub szwadronu czyli podpułko-
wnika. B. Gemb.
Szełąg, po łac. zwany solidus, moneta
najdrobniejsza ze wszystkich w Polsce.
Dla zasilenia wyczerpanego strasznie na-
jazdem szwedzkim skarbu Rzplitej, dzier*
żawca mennicy polskiej za króla Jana
Kazimierza, Tytus Boratyni, zamiast do-
zwolonych przez sejm dwuch miljonów
wybił przeszło 20 miljonów dp. w szelą-
gach, które (nie licząc kwartników ru-
skich Kazimierza Wielkiego) były pierw-
szą w Polsce monetą miedzianą, nazywa-
ną od Boratyniego „boratynkami" a dziś
znajdowaną pojedynczo i w większych
ilościach po wszystkich zakątkach kraju.
W XVIII w. szeląg miedziany był już
tylko V, takiegoż grosza.
Szelbąg, szelbląg — szafa w kuchni
z rzędami do postawienia statków kuchen-
nych.
Szemerlukl — rodzaj sukni niewieściej
za czasów Saskich.
Szflmka— jedwabna materja przedniej-
sza i podlejsza. Cła od sztoki tej mate-
ryi płacono r. 1660 po gr. 16 ( Vol. leg.
IV, f. 358). ■
Szeptał, szepioł, szepielak, sze-
pleniuch, szeplun; ezepietliwy —
człowiek w mowie szepleniący, Do płci
żeńskiej szepleaiącej stosowano nazwy:
szepiotka, szepiotka, szeplunka.
Szewckignyp. O-nypem nazywają szew-
cy nóż do krajania skóry; że zaś rzemiosło
szewckie uważane było w dawnej Polsce
za zyskowne, więc też powstało przysło-
wie ludowe: „Szewski gnyp kraje chleb".
Szkaplerz, Tak zakonnicy polscy o-
prócz szkaplerzy małych, noszonych na
koszuli przez członków, zapisanych do ró-
dbyGoot^le
310
SZKARŁAT.— SZKLENIC A.
żDych bractw, nazywali swój ubiór zwierz-
chni, noszony w wielu zalconach a składa-
jący się z dwuch kawałków sukna, z któ-
rych jeden na piersi a drugi na plecy spa-
dał. Taki szkaplerz przepisał św. Bene*
dykt swym uczniom i braci dla ochrony
sakieaki zakonnej przy pracy.
Szkarłat, karmazyn, purpura, barwa
uprzywilejowana domu panującego Pia-
stów oraz etanu rycerskiego czyli szlach-
ty, 0(1 czasów gdy ta stanowiła drużyny
rycerskie Piastowiczów. Dawniej mówio-
no: szarłat, szarlatny, szarłato-
wy.czerwień, ale już w XVIII w. za-
częto używać stale: szkarłat, szkar-
łatny. Szarłatem nazywano i kolor i ka-
żdą tkaninę tej barwy. Gdy jaki ród
splamił się czynem hańbiącym w dawnych
wiekach, obyczaj naroda polskiego zabra-
niał mu używania tej barwy. Tak rodom
Zarembów i Nałęczów za ich udział w za-
bicia Przemysława wzbroniono noszenia
szkarłatu. Długosz wspomina, że Bole-
sław książę lignicki, zwany „Srogim", u-
więziwszy biskupa wrocławskiego Bogu-
fała wraz z Hekardem kanonikiem, wy-
mógł na nich dla siebie daninę z sukna
szkarłatnego, w którem oczywiście dwór
książęcy chadzał. Marcin z Urzędowa
mniema, że wyrazy kermes i szkar-
łat pochodzą z polskiego czerwiec.
Knapski w słownika swoim pisze: „Szar-
łat purpura, małż morski, z którego szar-
łatną farbę wyciskają, ryba, żółw, ślimak
morski szarłatny".
Szkatułka. Jako wyrób stolarski nie-
wątpliwie krajowy z pięknemi inkrusta-
cjami drzewnemi i rokiem 1778 podajemy
tu w rysunku szkatułkę, znajdującą się w
zbiorach jeżewskich. Nazewnątrz pochy
łego jej wieka umieszczona jest podusze
czka do szpilek i igieł, zwana dawniej „pul-
tynkieni'. Szkatułka zatem należała wi-
docznie do damy i osoby znacznej, której
pierwsze litery imienia, nazwiska i tytułu:
J. A. M. K. B. znajdują się ua wewnętrznej
Szkatułka daraskA z r. 177b.
stronie wieka, wyłożone drzewem białem
na tle drzewa ciemnego. Wewnątrz znaj-
duje się także przy boku tylnym tak zw.
„przytworek" czyli zachowanko n kształ-
cie żłobka z wieczkiem, na drobiazgi. Po-
dobne przytworki pospolite są we
wszystkich wielkich staroświeckich skrzy-
niach u ludu, który naśladował w tera
sprzęty możniejszj'ch.
Szklenica, ś k 1 e n i c a —kubek szklany
do napoju. Wspominają nieraz o śkleni-
cy dawni pisarze polscy, jak również i pie-
sl z czr^ów Sa.skich.
dbyGoot^le
SZKŁO.— SZKODY.
311
Śni lądowe. Szklenie używano do piwa a
w wyjątkowych razach do wina i miodu,
W zbiorach jeżewskich posiadamy szkleni-
cę ze szkła pięknego objętości 3 zwykłych
szklanek dzisiejszych. Jest na niej wy-
rżnięta niewiasta przestraszona napadem
mętezyzny z włócznią i dwnch latających
potworów, jakby szatana i wę2a, a nad
tem wszystkiem napis: Niktniewiemo-
i e y biedy, Kacper Miaskowski w swo-
im zbiorze rytmów z czasów Zygmun-
ta UJ mówi o szklenicach kolorowych:
J'ako rzemieślnik tak szkło postawi
Zielonjm, złotym i szafirowym
Pendzlem i keztałtem pozornie nowym.
Szkło. W rachunkach Kościeleckiego
zr, lolOwspomniana jest raz skrzynia szkła
weneckiego za 20 ^otych ówczesnych,
drugi raz skrzynia , przeźrocz jszczó w"
szklanych, a w niej sztuk 4,690 (zapewne
szybek małych okrągłych) za zip. 60.
Wspomniana jest także w owych czasach
skrzynia, mieszcząca w sobie szybek takich
10,500. Okna z podobnych szyb w ołów
oprawnych należą już dzisiaj po kościo-
łach do prawdziwych rzadkości, a w sta-
rych dworach zdarzmy się jeszcze niekie-
dy na początku XIX w. Naczynia stoło-
we ze szkła kolorowego zaczęły się upo-
wszechniać w XVJ w. a w XVIJ kieliszki,
szklanice i lampki wyrugowały używane
pierwej pospolicie kubki i puhary srebrne.
Wówczas to powstało przysłowie, że do-
statni kredens pański powinien się składać
z 6 mis i 60 półmisków metalowych, oraz
100 flasz i 1000 kieliszków szklanych.
Wówczas to każdemu z biesiadujących za-
częto stawiać szklankę i kieliszek a w miej-
sce srebrnych roztruchanów pojawiły się
szklane puharki. Pito z nich koleją a ka-
żdy wychyliwszy ocierał brzegi i poda-
wi^ sąsiadowi, albo za każdą osobą popłó-
kiwano je wodą. Kacper Miaskowski w
swoim zbiorze Rytmów drukowanym w r.
Lecz na dwór pański nietylko kleJDOty
Bogate niosą i roztruchan złoty;
Podczas abo szkło róiną farbą zdobne,
At>o i insze upominki drobne.
Różne lużne wiadomości o wyrobie i ma-
lowaniu szkła w Polsce zebrał Juljan Ko-
łaczkowski w dziele: „Wiadomości tyczące
się przemysłu i sztuki w dawnej Polsce"
(str. 670 — B87). Aleksander Jelski na-
pisał nader cenną rozprawę p. t. „Wiado-
mość historyczna o fabryce szkieł i zwier-
ciadeł ozdobnych w Urzeczu radziwiłlow-
skiem na Litwie" z 37 cynkotypami w
tekście. Rozprawa ta drukowana w YI
tomie „SprawozdaifL Komisyi do badania
historyi sztuki w polsce' (str. 232 — 263)
wyszła także w oddzielnej odbitce (Kra-
ków, 1899 r.). Al. Jelski w pracy tej dał
pożądany przykład jak powinien być ma-
terjał archiwalny dawnych fabryk naszych
wyszukiwany i opracowywany. Szkoda
tylko, że prac podobnych posiadamy w na-
szem piśmiennictwie tak mało. Ciekawy
przykład przywożenia wytwornych na-
czyń szklanych j uż w średnich wiekach
do Polski daje nam dzban wykopany w
dawnem łożysku Sanu pod Przemyślem,
którego rysunek i opis daliśmy w Efic.
Siar. t. II, str. 91.
Szkody w polach i lasach. Do-
zwolone było w takich razach fantowanie,
zwane inaczej ciążą a po łac. ijnpignoratio.
Bydło, zajęte ze szkód w polach lub łą-
kach, należało zapędzać do dóbr królew-
skich lub kasztelańskich a oddawać wła-
ścicielowi za rękojmią. Szkodę oszacowa-
ną przez dwuch szlachty w przytomności
woźnego, właściciel bydła obowiązany był
wynagrodzić i oborne zapłacić. Zajmu-
jący bydło mógł je tylko jeden dzień prze-
trzymać u siebie, a gdyby 3 dni przetrzy-
mał lub za rękojmią wydać nie chciał,
płacił karę. W lasach ścinającemu cudze
drzewo za pierwszy raz wolno było za-
brać siekierę na fant, za drugi raz suknię.
za trzeci woły lub konie ( Vol. leg. I, f. 28,
47, 331; II, f. 934, 1220).
dbyGoot^le
312
, SZKOŁY POLSKIE ŚREDNIOWIECZNE.
Szkoła rycerska. Na sejmie w r. 1633
uchwalono potrzebę założenia szkoły ry-
cerskiej we Lwowie i że temu, ktoby jej
pierwsze iundamenta zalożyi, przywilej
na to ma być dany ( Vol. leg. III, f. 789).
Takie August II Sas szkołę rycerską, na
ćwiczenie młodych ludzi in malheniaHca
mililari, obiecał w Paktach konwentach
kosztem swoim wystawić { Vol. leg, VI, f.
31). Dla celnego strzelania przy odpiera-
niu najazdów nieprzyjacielskich w czasie
szturmów do miast, istniała w Krakowie
od niepamiętnych czasów do KIK w. szko-
ła strzelecka, w której- ćwiczyli się miesz-
czanie w strzelaniu z luków i kusz a pó-
źniej z broni ognistej (ob. Kurkowe to-
warzystwo w Enc. Star. t. III, str.
122). Podobne szkoły istniały we wszyst-
kich większych miastach. W r, 1526 Zy-
gmunt I, postanowił, iż w Zielone Święta
przez 3 dni wOdańsku międzymurzB, gdzie
się ćwiczą Gdańszczanie w strzelaniu (dla
uniknięcia wypadków), odwiedzane być
nie powinny. W Warszawie, za Augu-
sta III, król sam i znakomitsze osoby
strzelały do tarczy w ogrodzie Saskim, Za
Stanisława Augusta, przy ulicy Pańskiej,
koło czerwonego wiatraka, na t, zw, Ho-
landyi ćwiczono się w strzelaniu do tar-
czy (okrągłej białej z czarnym środkiem).
Szkoły polskie średniowieczne. Pierw-
szy ich okres obejmuje czasy od 966 do
1214 r. W tej dobie przeszczepiły się na
grunt polski z Zachodu istniejące tam już
oddawna szkoły katedralne, klasztorne i
kolegjackie z tem samem, co tam, zada-
niem i tą samą organizacją. Zadaniem
ich było dostarczanie Kościołowi potrzeb-
nych mu pracowników, prywatnym bo-
wiem ludziom wystarczała w owej dobie
biegłość w rzemiośle rycerskiem a w spra-
wowaniu pewnych urzędów wystarcza!
tak zw. dzisiaj „chłopski rozum", pewna
praktyka i dobrze pilnowana pieczęć w
miejsce podpisu na dokumencie, napisa-
nym ręką duchownego. Czwarty sobór
lateraneński z r. 1215 uchwalił prawne
podstawy do tworzenia nowego rodzaju
szkół łacińskich, t. zw. szkół parafjalnycb.
W Polsce szkół takich powstało wiele w
okresie od r, 1216 do 1365, w którym gar-
nęli się już do nich i ludzie świeccy a zwła-
szcza żywioł mieszczański. Niemniej licz-
ba szukających zagranicą wyższej nauki,
której szkoły dać jeszcze nie mogły, wzro-
sła znacznie. Okres trzeci— zdaniem prof.
Karhowiaka — rozpoczyna się w r. 1364,
t. j. od daty założenia uniwersytetu kra-
kowskiego przez króla Kazimierza Wiel.
Ta najwyższa szkoła, odnowiona i uzu-
p^niona w r. 1400 przez Jagiełłę i stąd
nazwana uniwersytetem Jagiellońskim,
pochwyciła z młodzieńczym zapałem sta-
rzejącą się już na Zachodzie oświatę scho-
lastyczną i zgotowała jej na Wschodzie,
rzec można, drugi świetny rozkwit. Jest
to szczyt rozwoju edukacyi publicznej w
Polsce, opartej na zasadach i zasobach
średniowiecznych. Wystąpienie Grzego-
rza z Sanoka z wykładami humanistycz-
nymi w uniwersytecie krakowskim w ro-
ku 1433 jest początkową datą okresu przej-
ściowego. Odtąd i w uniwersytecie krakow-
skim i w niektórych szkołach katedralnych
znajdował humanizm swoich przedstawi-
cieli. Dawne i nowe zasady, ścierając się z
sobą, zacz^y przekształcać pogląd na ży-
cie i jego potrzeby, na naukę, wychowanie,
szkołę i ich kierunki. Synod piotrkowski
w r. 1 510 domagał się reform we wszystkich
szkołach, t. j. w uniwersytecie, w szk(dach
katedralnych, kolegjackich i paraijalnych,
a data jego jest zamknięciem okresu przej-
ściowego 1 epoki średniowiecznych dziejów
wychowania i szkół w Polsce. Dzieje ko-
ściołów, biskupstw i klasztorów za doby
Piastów są zarazem dziejami oświaty pol-
skiej. Czasy Bolesława Chrobrego nale-
ży uważać za bardzo pomyślne dla rozwo-
ju szkół i edukacyi. Krótkie rządy mniej
szczęśliwego Mieszka II zapisały się wdzie-
jach edukacyjnych założeniem biskupstwa
dbyGoot^le
SZKOf.Y POLSKIE ŚREDNIOWIECZNE.
313
kuj&wskiego w Kruszwicy a zatem i nowej
szkoły katedraloej. Miał tei książę ten
założyć wiele kościołów i klasztorów, ale
w czasie zaburzeń po jego śmierci runęła
znaczna część badowy nowej cywilizacyi,
przez co sprawy edukacyjne ucierpiały o-
grómnie, gdyż popalono wiele kościołów
i klasztorów, pozabijano wielu księży, za-
konników i biskupów. Hządy Kazimierza
Odnowicielamiały znów dla rozwoju szkół
kościelnych bardzo wielkie znaczenie. Za
Władysława Hermana przybył do Polski
młody Św. Otton z Bamberga, naaczył się
mowy polskiej i miał podobno na dworze
panującym kształcić dzieci magnatów pol-
skich, a jako mąż uczony i apostoł Pomo-
rza zasłynął w Europie. W Krakowie na
naukę do zakonnic uczęszczał Zbigniew,
brat przyrodni Krzywoustego. Rządy Bo-
lesława Krzywoustego zapisały się w dzie-
jach edukacji widocznym podtępttm. Dzię-
ki hojności księcia i magnatów powstało
kilka klasztorów męskich i żeńskich a tern
samem jedynych owoczesnych ognisk o -
światy.Przezatworzeniebi3k^pstwpomor-
skiego i lubuskiego przybyły 2 szkoły ka-
tedralne. Jest też wielkie prawdopodo-
bieństwo, że przy założonej wówczas ko-
legjacie głogowskiej powstała szkoła ko-
legjacka. Szkoły te ówczesne, sądząc po
niektórych faktach, stały dość wysoko.
Sama kronika G-allusowa dostarcza dowo-
dów, że ludzi światłych za czasów Krzy-
woustego w Polsce nie brakowało. Na sto-
licach biskupich zasiadają przeważnie już
Polacy i tak mądrzy, jak kanclerz kapitu-
ły kruszwickiej Michał, którego Gallus z
powodu tej jego mądrości nazywa wiel-
kim. Panowanie dwudziestoletnie Kazi-
mierza Sprawiedliwego było dla rozwoju
edukacyi bardzo pomyślna Że sam wy-
kształcony cenił naukę i szkołę, dowodem
tego jest, że polecił mistrzowi "Wincente-
mu napisać kronikę dziejów ojczystych
dla użytku młodzieży szkolnej. Geograf
arabski Edrisi w końcu XII wieku pisze o
Gnieźnie i Krakowie, że kwitną i są sław-
ne mężami biegłymi w nauce. Ju2 trzeci
sobór lateraneński (r. 1179) polecił ducho-
wieństwu ułatwiać studja młodzieży ubo-
giej i domagał się, aby nauka w szkołach
katedralnych a nawet i klasztornych była
bezpłatna dla tych, którzy płacić nie mo-
gą. Sobór czwarty lateraneński przypo-
mina tę ustawę i rozszerza ją. Powstawa-
nie klasztorów w Polsce było faktem ol-
brzymiej doniosłości. Zgromadzenia te
były praktycznemi szkołami rolnictwa,
sadownictwa, pszczelnictwa, rzemiosł roz-
maitych, budownictwa i tylu innych pier-
wej w Polsce nieznanych lub gorzej zna-
nych zajęć i wiadomości. Szkoły katedral-
ne początek swój zawdzięczały instytucyi
kanoników regularnych „wspólnego po-
życia", która o ile gdzie kwitła lub upa-
dała, o tyle i byt szkół tych od niej był
zależnym. Już w średnich wiekach pojmo-
wano wybornie, że przeciążanie uczniów
pracą szkodzi ich fizycznemu i umysłowe-
mu rozwojowi. W szkołach też katedral-
nych i kolegjackich było sporo swobody.
Dłuższych wakacyi wprawdzie nie znano
w szkołach średniowiecznych, ale do dni
wolnych uależt^y niedziele i liczne święta
oraz popołudnia w przededniu tychże. W
dniach wolnych od nauki zabawiali się
uczniowie grami, rozwiązywaniem zaga-
dek, a w lecie robiono wycieczki za mia-
sto. Wychodzono wówczas tłumnie na u-
lice i często zaczepiano i turbowano miesz-
kańców, zwłaszcza Żydów. Wincenty Ka-
dłubek wspomina, że za Mieszka Starego
z powodu pobicia Żyda otrzymali raz su-
rową karę jakby za jaki świętokradzki
występek. Uczniowie krakowscy, naśla-
dując jakiś naganny zwyczaj, urządzali w
dzień Bożego Narodzenia i przez kilka dni
następnych w klasztorze tynieckim uczty
i pijatyki, śpiewali sprośne pieśni, naigra-
wali się z zakonników, wyzywali ich do
bitwy i doprowadzali czasem do rozlewu
krwi, dopuszczając się najrozmaitszych
dbyGoot^le
314
SZKOŁY POLSKIE ŚREDNIOWIECZNE.
wybryków ka wielkiema zgorszeniu bra-
ci zakonnej. Z powoda braku w pierw-
szych paru wiekach nauczycieli ducho-
wnych polskich, napływali Niemcy, co
budziło obawę germanizowania młodzie-
ży polskiej. Niebezpieczeństwo to rozu-
mieli dobrze ojcowie kościoła polskiego,
czego dowód mamy w słynnej i bardzo
rozumnej ustawie synodalnej arcybiskupa
gnieźnieńskiego z r. 1257, zalecającej pro-
boszczom w całym kraju, aby ,ka ^awle
swych kościołów i służbie Bożej utrzymy-
wali z upoważnienia władców kraju szko-
ły i na to szczególną zwracali uwagę, aże-
by do ich kierownictwa nie powoływano
żadnego Niemca, który nie jest biegłym
do tyla w języku polskim, żeby w nim
mógł uczniom objaśniać autorów łaciń-
skich'. Ustawa ta powtórzoną została z
naciskiem przez arcybiskupa Jakóba Świn-
kę na synodzie łęczyckim r. 1285, tudzież
na synodzie kaliskim, zwołanym r. 1387
przez arcybiskupa Jarosława Bogorję, co
jest wymownym dowodem, jak już oświa-
ta narodowa leżała na sercu ówczesnym
dostojnikom duchownym. Przy kościo-
łach parafjalnych po miastach najwcześ-
niej powstawać zaczęły szkoły niższe, t. z.
tnvia. O istnieniu starej szkoły w Gnie-
źnie świadczy dokument z r. 1242, na mo-
cy którego książę Przemysław wielkopol-
ski założył tamże szpital dla Templarju-
Ezów, wkładając na nich obowiązek utrzy-
mywania kilku niezamożnych uczniów.
"W Poznaniu, prócz starej szkoły kate-
dralnej {^Mu/a maior\ rada miejska z upo-
ważnienia biskupa Andrzeja założyła dru-
gą szkolę (r. 1303) przy kościele Maryi
Magdaleny. Księgi łacińskie służyły za
podręczniki w tej szkole, a r. 1308 urzą-
dzono łaźnię dla 12-tu jej uczniów. W Pło-
cku istniała również szkoła katedralna,
która ciorpiata wiele od ustawicznych na-
padów pruskiego pogaństwa. Ubodzy u-
czniowie otrzymywali po klasztorach bez-
płatną naukę i życie. Mieli niemniej (jak
panujący) prawo bezpłatnej kąpieli w ła-
źniach miejskich. Chodzili ze światłem
i śpiewem z księżmi do chorych. Inni ży-
wili się z nkwestowanej jałmużny, ze śpie-
wa i grania na narzędziach muzycznych,
chodzili z garnuszkami do zamożnych lu-
dzi po obiady. Nauczyciele parafjalni u-
trzymywani byli z dziesięcin kościelnych.
Dziewczęta sześcioletnie uczyły się w kla-
sztorach abecadła i .Wierzę". Możniejsi
wyjeżdżali na nauki za ijrranicę już w wie-
ku XIII dośó licznie: do Paryża, Bononii
i Padwy. Inni mieli nauczycieli po do-
mach. Tak przy synach Konrada I roku
1218 „pedagogiem" był Bolesław Erzy-
wosąd, przy Ziemowicie pedagog Bożej,
Bolesław Wstydliwy miał (r, 1245) mento-
ra Przybysława. Z Przemysławem II
chowają się inni młodzieńcy (r. 1266) przy
wspólnym nauczycielu. W r. 1422 istnia-
ła prywatna szkoła medyczna doktora Ja-
na. We Lwowie założono szkołę publicz-
ną r. 1382, a w Chełmnie r. 1462. Historyi
polskiej nauczano w szkołach z odpisów
kroniki Wincentego Kadłubka, biskupa
krakowskiego (zmarłego r, 1223), którą
później dopełniano. W miastach i wsiach.
którym nadane było prawo niemieckie,
wynikały często spory o wybór nauczycie-
la między rajcami i plebanem. Była to
zwykle walka dwuch wpływów: niemiec-
kiego ze strony rajców i polskiego ze stro-
ny Kościoła. W szkołach miewały opie-
kę i naukę wszystkie dzieci bez różnicy
stanu. Ponieważ szkoła znajdowała się
zwykle blizko kościoła i miała duży piec,
więc w zimie służyła do ogrzania się przy-
jeżdżającym na nabożeństwo parafjanom.
W XV w. przy każdym polskim kościele
parafjalnyni znajdowała się szkoła i szpi-
tal, z dziesięcin kościelnych podtrzymy-
wane. W Krakowie, okrom uniwersyte-
tu i szkoły katedralnej czyli głównej, ist-
niało jeszcze 5 szkół przy kościołach, od
których nosiły swoje nazwy, a mianowi-
cie: szkoła P. Maryi, św. Anny, Św. Stefa-
dbyGoot^le
SZKOŁY POLSKIE ŚREDNIOWIECZNE.
316
na. Wszystkich Świętych i Św. Florjana.
Wykładano w nich triinum, t. j. gramaty-
kę, retorykę i djalektykę. Gdy dobroczyń-
ca Czechów, Karol IV, zakładał r. 1346
uniwersytet w Pradze, iiiiano już tam na
względzie kształcącą się młodzież nP^^'
skiej narodowości". Jodną z najwięk-
szych zasług współczesnego mu Kazimie-
rza Wielkiego była ta, iż państwo swe
starał się uczynić nlezależnem od zagrani-
cy nawet pod względem umysłowym przez
założenie własnego ogniska wyższej oświa-
ty. Już r. 1862 król ten kazał wznieśó
potrzebne dla wszechnicy budowie na
przedmieściu Krakowa, nazwanem od je-
go imienia Kazimierzem, a w dzień Zielo-
nych Świątek r. 1364 wydał następny akt
erekcyjny: „Przejęci gorącem pragnie-
niem szerzenia korzyści i szczęścia pomię-
dzy ludźmi, troskliwi o ich poprawę, oraz
nie wątpiąc, że pożyteczna będzie dla du-
chownych i świeckich poddanych naszych
posiadać w Krakowie miejsce, gdzie mo-
żna nabyć wszelkiego wyższego uzdolnie-
nia, postanowiliśmy urządzić studjnm po-
wszechne. Oby ono stało się perłą potęż-
nych umiejętności, któraby wydawca
mężów przezornych i dojrzałego sądu, bo-
gatyoh w cnotę i wielorakie zdolności"
i t. d. Uniwersytet Kazimierzowski, za-
pewne skutkiem rychłej śmierci założy-
ciela, nie rozwinął się do wysokości swego
zadania. To też królowa Jadwiga dla
kształcenia nowonawróconych Litwinów
założyła {r. 1397) „kolegjam jerozolim-
skie'', nie przy uniwersytecie krakowskim,
ale przy praskim. Jednocześnie jednak
wyjednają w Rzymie bullę u Boniiace-
go IX, zezwalającą na wykład teologii w
Krakowie, i testamentem przeznaczyła ta
podniosłego umysłu niewiasta część swych
klejnotów na podżwignięcie wszechnicy
polskiej. Jagiełło kupił za tę sumę dom
Stefana Pancerza przy ulicy Żydowskiej
(dziś Św. Anny), tam, gdzie teraz znajduje
się Collegium JagcUonicum^ i w r. 1400
przeniósł uniwersytet z Kazimiei'za do no-
wego gmachu. Odtąd król ten nie prze-
stawał opiekować się troskliwie swoją iun-
dacją. On, który sam nie był biegłym w
naukach, odczawał tak serdecznie znacze-
nie i potrzebę wykształcenia narodu, że z
pola bitwy słał uniwersytetowi krakow-
skiemu wesołe wieści o swych zwycię-
stwach, a z łowów w Białowieży przesyłał
profesorom do Krakowa, na znak swych
względów, najlepszą soloną zwierzynę.
Więc też w uroczystej procesyi wprowa-
dził JagieUo osobiście uniwersytet do no-
wego domu w mieście, a imię Włady^a-
wa jaśnieje na czele listy dostojników, o-
becnych przy akcie otwarcia, która, spo-
rządzona w pierwszym dniu wznowionej
fandacyi, stanowi początek dochowanej
dotąd księgi matrykuł. Salom wydziału
filozoficznego dano nazwy; Sokratesa, A-
rystotelesa, Marona, Platona, Oaleaa i
Ptolemeusza. W r, 1403 zbudowano przy
alicy Zamkowej Collegium iuridicum i w
r, 1441 Collegium mcdicinac, a w r. 1464
przy Franciszkańskiej Collegium novum.
Jak w kolegjach mieściły się sale wykła-
dowe i mieszkania proiesorów, tak bursy
przeznaczone były na stancje dla uczniów.
Najstarsza była założona w r.l402 bursa
ubogich. Od r. 1409przy ul, Wiślnej istniała
bursa jagiell. Najsłynniejszą założył w r.
1453 przy ul. G(^ębiej biskup krakowski
kardynał Zbigniew Oleśnicki i nazwał
Bursa Jcrtisalein. Czwartą fundował dzie-
jopis Jan Długosz, od którego też nosiła
miano Bursa Longini. Piątej pod nazwą
bursy węgierskiej przełożonym był w ro-
ku 1476 głośny matematyk Wojciech z
Brudzewa. O urządzeniu tych burs daje
nam pewne pojęcie testament Oleśnickie-
go, Zaleca on, aby na kupionym przezeń
i od wszelkich ciężarów uwolnionym gran-
cie, w domu nazwanym Jeruzalem, zało-
żone zostało kolegjum, złożone z 50 pokoi,
z wielkiego gabinetu dla rektora bursy, z
sali na bibljotekę i z kuchni. Kardynał
dbyGoot^le
316
SZKOŁY RZEMIEŚLNICZE.
przeznaczył na ten cel tysiąc grzywien,
nie licząc dawniejszych wydatków, które
tyleż wynosiły. Dwa tysiące grzywien, to
jest 1000 funtów erebra, stanowiło w owe
czasy gamę krociową. Oleśnicki ofiarował
„wszystkie srebra gładkie i rzeźbione,
sprzęty stołowe, drogi kruszec w sztab-
kach", w8zy,stko, co w tej mierze posiadał,
aby zakupić za to czynsze wieczyste dla
bnrsy, która miała utrzymywać sto ucz-
niów bez różnicy stanu i kraju, z prawem
dla każdego pozostawania przez lat 10. Do
bibljoteki rzeczonej bursy przekazał wszy-
stkie posiadane dzieła o prawie kanonicz-
nem i cywilnem, filozofii, medycynie i
i sztukach wyzwolonych, „które dla użyt-
ku uczniów mają być przymocowane do
ich pulpitów żelaznymi łańcuchami*. In-
no bursy miały także swoje bibljoteki, a
dziś jeszcze na starych oprawach wielu rę-
kopisów czytać można o ich pochodzenia
z tych zbiorów, Jan Szafraniec, wikar-
jusz generalny djecezyi krakowskiej, w
statutach z r. 1408 jako jedną z przyczyn
upadku obyczajów stanu duchownego w
djecezyi powyższej podaje wielość szkół
po miasteczkach i wsiach, w których u-
czyli niesforni i niedość wykształceni ba-
kałarze. Jakimi zaś byli nauczyciele, ta-
kimi się stawali ich uczniowie, którym
później udzielano święceń kapłańskich.
Jak ogromną była liczba uczącej się mło-
dzieży polskiej już w końcu XV w., może
ataijó za wskazówkę wiadomość, iż na
pogrzebie Kalimacha w r. 1496 obliczano
uczestniczących w pogrzebie uczniów na
15,000. O szkołach w dawnej Polsce pi-
sali: Muczkowski, Mich. Wiszniewski, Łu-
kaszewicz, Zeissberg, Ern. Świeżawski, J.
Giżycki (G-ozdawa) a najobszerniej dr.
Ant. Karbowiak w dziele: „Dzieje wycho-
wania i szkół w Polsce w wiekach średnich " ,
Szkoły rzemieftinicze. Szkół rzemieśl-
niczych w dzisiejszem tego słowa znacze-
niu dawne wieki nie znały. Ustawy ce-
chowe traktowały tylko naukę uczniów w
prywatnych warsztatach mistrzów czyli
majstrów cechowych. Były jednak poza
tymi niektóre klasztory i bractwa, gdzie
ćwiczono ubogą młodzież w różnych ręko-
dzi^ach. Wr. 1623 założone zostało w
Warszawie przez Jerzego Lejera, jezuitę,
bractwo Św. Benona w celn uczenia osie-
roconych dzieci. Wiekopomny ks. Stani-
sław Konarski w polowie XVIII w. przy
pomocy Jana Tarty, wojewody sandomier-
skiego, założył w Opola lubelskim szkolę
rzemieślniczą, która istniała do r. 1787.
Sprowadził on do tego zakłada 16-tu naj-
lepszych stolarzy, ślusarzy, garbarzy, su-
kienników i tkaczy, którzy obowiązani by-
li pięcioletnim kontraktem sposobić ucz-
niów do każdego z tych rzemiosł. Ko-
rzystne warunki umowy, zwabiły tu bie-
głych majstrów a sejm r. 1764, potwier-
dzając ten użyteczny zakład, tak się wy-
raził: „Szkolę rzemieślniczą w Opolu od
księży Scholarum Piarum in eommodum u-
bogich dzieci w kraju erygowaną, pod
protekcję naszą bierzemy i aprobujemy.
A ucznie wyzwolone w tejże szkole, aby
wszędzie po cechach w miastach i miaste-
czkach we wszelkiej z drugimi rzemieślni-
kami równości przyjmowani i zachowani
byli, nakazujemy". Zakład ten odwiedził
w r, 1787 król Stanisław August, z tern
wszystkiem jednak wkrótce ou upadł, za-
równo z powodu braku funduszów, jak
braku zaufania rozbudzonego u ogiUu
przez cechy rzemieślnicze, obawiające się
konkurencyi i nowatorstwa w ich średnio-
wiecznej organizacyi. W rodzaju opol-
skiej istniała tak^ czas pewien pod ko-
niec XVIII w. jakaś szkoła rzemieślnicza
w Lublinie. Żaden atoli z panów polskich
nie miał tak szerokich zamiarów i nie po-
święcił tyle ofiar, co podskarbi nadworny
lit. Stanisława Augusta, Antoni Tyzen-
hauz w Grodnie. Przy braku wystarcza-
jących środków materjalnych i odpowie-
dnich pomocników chciał on tysiące dzie-
ci włościan wykształcić we wszystkich
dbyGoot^le
SZKUTA.— SZLACHTA I SZLACHECTWO.
317
kunsztach zachodnio-earopejskich i Orto-
duo zamienić jednym zamachem na litew-
ską Norymbergę. Musiał też ronąć finan-
sowo i dokonał żywota swego w smntkii
i zapommeniu w Warszawie. Juljan Ur-
syn Niemcewicz zwiedzał w Krzemieńcu
na "Wołyniu szkolę mechaników, założoną
na 36 uczniów, w której nauczano budow-
nictwa wiejskiego, odlewnictwa, budowy
młynów, tartaków, olearni, papierni, siecz-
karni i innych machin.
Szkuta, zniem. titeSeAuie— statek wo-
dny najpospoliciej używany na Wiśle przez
szlachtę polską do spławu zboża. O „szku-
tach kupieckich* wzmiankują Vol. leg. III
f. 69, Klonowicz we „Flisie" powiada:
„Warowną szkntę niech ci zbuduje szkut-
nik naaczony^. Pewne rodzaje szkut ma-
łych zwano kozami i dubasami. O
szkucie wielkiej powiada Magier, ie po-
trzebowała 16, 18, 20 ludzi i br^ do 54
tasztów zboża. G-dy wskutek zmienionych
warunków ekonomicznych, a zwłaszcza
podziałów krajowych, szlachta zaprzestała
wyprawiać zboże na własnych szkutach
do Gdańska, nazwę szkuty ziemiańskiej
wyparła pruska kupiecka „berlinka".
Szlaban, zni&m.. der Schlagbaum—io-
gatki mytne, na drogach sypanych czyli
groblach i przy mostach do pobierania
myta grobelnego i mostowego jni w XVIII
wieka a może i dawniej stawiane. Szla-
banem, także z niem., ale od Schłafbanky
nazwano skrzynię do spania, która przy-
mknięta służyła za lawę.
Szlachta ł szlachectwo. Znakomity
nasz prawoznawca Wal. Dutkiewicz po-
wiada, że szlachta polska, równa wpraw-
dzie de jurę, w rzeczy dzieliła się na wyż-
szą czyli stan senatorski i niższą
czyli właściwy stan rycerski, jako ni-
by bracia starsi i młodsi. Równości wpra-
wdzie przestrzegano, której zasadę głosi-
ło najpopularniejsze w Polsce przysłowie:
„Szlachcic na zagrodzie równy wojewo-
dzie", i kiedy się raz wyraz .mniejsza
szlachta" wcisnął do konstytucyi sejmo-
wej, nakazano go wykreślić na zawsze —
in perpeluum {Val.leg.\l, i.lt). Stan
rycerski był stanem uprzywilejowanym,
panującym, wyłącznie zdolnym do dosto-
jeństw, urzędów i posiadania ziemi, był
prawodawcą i sędzią. Szlachta zyskała
prawo do wyboru króla początkowo w fa-
milii panującej, a po wygaśnieniu Jagiel-
lonów— do „wolnej elekcyi". Każdyszlach-
cic był wyborcą bez różnicy w wielkości
majątku i mógł być wybranym. Wyb-ir
Piasta na króla znaczył wybór obywatela
polskiego. Sól nawet miała szlachta pra-
wo taniej kupować. Dom szlachcica był
wolny od leż żołnierskich i był schronie-
niem — asyilum, bo z domu szlacheckiego
nie było wolno nikogo brać. Szlachcica
nie wolno było więzić, tylko prawem t. j.
sądownie pokonanego. Jagi^o wyrzekł:
^Neminem captivare permiłtemus, nisi ju-
rę •oictunt'^, chybaby był na gorącym u-
czynkn schwytany. Szlachcie miał wła-
sność ziemi nieograniczoną zewnątrz jej
i wewnątrz. Szlachectwo nabywało się
przez urodzenie z ojca szlachcica i to zwa-
ło się rodowitem, lub przez „adopcję"
czyli „przyjęcie do herbu", co wszakże
gdy przyjęło szerokie rozmiary, ustało po
r. 1601 i w r. 1633 zostało zakazane pra-
wem pod utratą szlachectwa własnego.
{ Vol. leg. III, f. 805). Uszlachcenie przez
nobilitację było początkowo prerogatywą
króla a od r, 1678 przeszło na Sejm. Nada-
wanie takie szlachectwabyło dwojakie: albo
p raeciso scartabellatu, gdy zaszczycony szl a -
chectwembyłodrazu równy rodowej starej
szlachcie i mógł sprawować wszelkie urzę-
dy w Rzplitej, albo salvis legibus de scar-
tabellis czyli z zastrzeżeniem skartabellatu,
gdy dopiero trzecie pokolenie aszlaehco-
nego w ten sposób przypuszczone było do
wszelkich prerogatyw stanu. Pierwszą
nobilitację z tego rodzaju zastrzeżeniem
otrzymał Mikołaj Hadziewicz za Jana Ka-
zimierza r. 1654. Ta niższość nowo uszla-
dbyGoot^le
318
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
chconego do 3-go pokolenia od szlachcica
rodowitego i od uszlachconych praeciso
scarlabellalu, nazywaHa_;«j scartabellalus,
lubo w praktyce straciła swoje znaczenie
w XVIII w., prawodawczo jednak została
dopiero zniesioną dekretem cesarza Ale-
ksandral z d. 16 (28) października 1817
roku. Przyjęcie obcego szlachcica do pre-
rogatyw szlachectwa polskiego, co takie
byto atrybacją Sejmu, zwało się I n d y -
O..
Dflwny rysunek wyryty na pancerzu i czasów Zygmunta I, przedstawiający
ryceraa polakiego herbu Natęcz, modlącego cię pod krzyżem (pancerz znaj-
duje Bifl w zbrojowni p. Antoniego Strzaleekiego w Warszawie).
genatem. Szlachectwo utrącało się:
1) Przez .(skazanie na wieczną banicję po-
łączoną z infamją czyli utratą czci (beze-
nością), 2) gdy kto, pomimo wydanego w
roku 1633 zakazu, nie.sz1achcica do herbu
swego przyjął i 3) gdy szlachcic, o^iadł-
pzy w mieście, oddal się kramarstwu i
szynkarstwu. W r. 1775 zniesiono to o-
statnie prawo, stanowiąc, że szlachcic,
zajmujący się kupiectwem, nie traci praw
szlacheckich ( Vol. leg. VIII, f. 183). "W po-
jęciach i stosunkach dzisiejszych prawo,
karzące szlachcica osiadłego w mieście a-
tratą szlachectwa za kupczenie i szynkar-
stwo, wydaje się wstrętną kastowością.
Nigdy jednak dorobkiem rozumu dzisiej-
szego nie można mierzyć pojęó dawnych,
ani oceniać praw, które były naturalnym
wynikiem współczesnego stopnia cywili-
zacyi i całego labiryntu owoczesnych ma-
ło zrozumiałych dla
dzisiejszego ogółu sto-
sunków ekonomicz-
nych, życiowych, spo-
łecznych i politycz-
nych. Mieszczanie byli
stanem kupieckim, po-
noszącym liczne cięża-
ry miejskie — szlachta
stanem rycerskim, o-
bowiązanym za szero-
ki e swoje przywileje
bronić kraju życiem i
mieniem. Szlachcic, o-
siadający w mieście dla
kramarskiego łokcia i
szynkarskiej kwarty,
był w swoim czasie
prostym dezerterem ze
stanu rycerskiego i naj-
groźniejszym dla mie-
szczan, bo zbrojnym
w przywileje szlachec-
kie konkurentem ku-
pieckim. Prawo tedy,
o którem mowa. choć
dziś wydaje się takstraszniezacofanem, by-
ło w stosunkach owoczesnych natnralnem
prawem ochronnem dla obu stanów. lei, co
dziś piętnują plamą grzechu narodowego
wzgardą dla łokcia i kwarty, nie mają o
tera pojęcia, że było to w czasach, w któ-
rych stosunki polityczneRzpIitej ze wszyst-
kimi jej sąsiadami, rozwijającymi się mili-
tarnie, wymagały wzrostu potęgi stanu
rycerskiego w Polsce, a tymczasem sto-
dbyGoot^le
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
319
sunki ekonomiczne narodu przemieniały
rycerzy na rolników, czego wyraz daje
namGostomski, wojewoda rawski, który za
Batorego, jedynego bohaterskiego króla
w XVI w., zamiast wojewodzić pisze naj-
lepszą książkę o „G-ospodnrstwie". Powia-
da ówczesny Krasiński, że z Lnzytanii,
Prancyi, Flandryi, Anglii, Szkocyi, Ho-
laadyi, Szwecyi, Norwegii, Irlandyi, Da-
nii i Nifemiec przybywali do Polski kupcy
Typy szlachty polskiej.
piectwo mieszczaństwu, tak rola gburom
jedynie przystoi — klejnotna rzesza, zapo-
minając, że jej fachem działalność publi-
czna i oręż, w przemysłową wpada gorącz-
kę i gromadzi pieniądze. Ody filozofja
głosiła, że „między cnotą a groszem wiel-
ki swar jest i wielka niezgoda", szlachcic
przekuwał, wedle Kochanowskiego, gra-
naty ojcowskie na pługi i rożny, w przy-
łbicach owies mierzył lub hodował w nich
Typy szlachty polskiej.
Karo] Sarjusz Gomolińeki, pidkotnorzy tęczyclci,
którego ifciorys pióra JuL Bartoszewicza EnQ)du)c
WĘ iT 2S-tomowe] KncjkL powsz. Orgelbrandów a
portret w ibioracli jeżewskich.
po zboże, drzewo na budowę okrętów, po-
pioły, wosk, skóry, len, konopie i wełnę.
Według Opalińskiego, 60,000 wołów, li-
czne stada nierogacizny, baranów i koni
do różnych krajów wyprowadzano corocz-
nie; po płody nasze od 200 do 300 okrę-
tów zawijało jednocześnie do Gdańska.
Do pracy około roli szlachta znajdowała
silną podnietę, będąc wolną od ceł za wy-
prowadzane produkty gospodarcze. Więc
oto — jak mówi Smoleński— wbrew teore-
tycznym poglądom, że jak grzeszne ku-
Jeneral Deiydery Chłapowski (1788 t Vi'%
kwoczki. Gospodarstwa szlachty wielko-
polskiej słynęły mnogością owiec. Byty
tam jedne dobra, w których hodowano o-
wiee 30,000. Gdy wiele wiosek szło przez
kilka pokoleń w podział między braci, lub
drobnyszlachcic,znn]azłszy się wśród więk-
szej własności, był zmuszony „habendę"
swoją silniejszemu sprzedać, wielu takich
rzucało się do handlu po miastach i zamie-
niwszy przyłbice na szalki i kwarty a mie-
cze na łokcie, stworzyło groźną konkuren-
cję mieszczaństwu. Wykrzykuje te* poe-
ta z boleścią (Jan Kochanowski w poema-
cie „Satyr albo dziki mąż"), że i
dbyGoot^le
320
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
już w Polsce jeao rataje a kupcy, że naj-
większe misterstwo, kto z wolami do Brze-
gu (śląskiego), a z żytem wie drogę do
Crdaiiska, że rotmistrz z toczoną maczugą
fuka na chłopy u pługa, mieniąc, iż gospo-
darstwo Polskę zbogaci. Skarży się Sta-
ropolski, że wszystka zabawa szlachecka
jest teraz około roli i gospodarstwa u jed-
nych, około handlu u drugich.
Wszyscy prawie, co zamożniejsi,
knpczą wolami, końmi, winem,
miodem, gorzalkami,pieprzem,8le-
dziami, rybami, wieprzami, słoda-
mi, zbożem wszelakiem, rozdając,
je w miasteczkach i na wsiach
poddanym swoim i piwa ze dwo-
ru i gorzałki na szynk dawając.
Cokolwiek jeno poddany ma w
TyPy szlachty polskiej.
przeto kiedy nieprzyjaciel wtargnie do
kraju, nie ma się kędy zawrzeć z żoną i
dziećmi i nie ma czeru się odstrzelać. Nic
ich nie obchodzi, powiada Bielski, żeSmo-
lefksk wzięto, że Śląsko odpadło oddawna,
że Ruś plądrują Tatarzy! Wolą do Gdań-
ska szafować, kopać lasy zarosłe, naby-
wać wsie stare. W interesie przeto obro-
Typy szlachty litemskiej.
J<5zef Supińslfi, znakomity ekonomi- Jod Antoni Chrapoiricki, znsluiony poseł, wojewoda witebsk.
sta (1804 t 1893). zni. 1683 (z portretu w zbiorach p. W. Fiedorowicza w Witebskiii)
domu na przedaj, to sobie do dworu
przynosić każą i za lada co nabywszy, po-
tem w mieściech, gdzie jarmarczki lud-
niejsze, drożej przedają, albo też extra re-
gnum wysyłają przez sługi, Z powodu
kupiectwa argumentuje tenże Starowol-
ski w połowie XVII w., że stan szlachecki
nic nie łoży dla obrony ojczyzny. Nie
sprawi sobie wojennego rynsztunku, ani
fortece jakiej około domu nie stawi, a
ny krajowej i dla ocalenia mieszczaństwa
żądano, aby senator, kupczący czemkol-
wiek i na swoje imię przeprowadzający
towary bez cła, utrącał godność senator-
ską a szlachcic tracił przywileje szlachec-
kie. Widzimy z cytat powyższych, jak
błędne są dzisiejsze mniemania o rzeko-
mym wstręcie dawnej szlachty do handlu
i jak naturalna była w tych warunkach,
wywołana przez nacisk opinii publicznej
dbyGoot^le
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
321
konstytncja z r. 1633, pozbawiająca przy-
wileju szlachectwa tych, którzy, „osiadł-
szy w mieście, handlami się bawiąc i szyn-
kami miejskimi, ntagistratits miejskie od-
prawują". Pomimo tej groźnej konsty-
tucyi szlachta nie musika ostygnąć w po-
chopie do handlu, skoro uchwala sejmo>
wa z r. 1677, wznawiając to prawo, wyra-
Ty^ szlachty lileaiskig-
ta, się: „Wiele szlachty noviłer kreowanej,
nietylko we Lwowie, ale i po innych mia-
stach, monopole, szynki, handle i opificia
mechanica traktując..." i t. d. Uchwała
zresztą nie robiła wcale zamacha na tych,
którzy porzucali rzemio^o rycerskie dla
prac ekonomicznych, nie pozbywając się
ziemi i nie poniżając do kramu ani szyn-
ka w mieście. Co najwyżej mógł takim
powiedzieć szlachcic zakuty w zbroję ca-
le życie a największy bohater swego cza-
su w Europie i nieraz ciężko ranny, że:
powatal nie z soli ani z roli, ale z tego, co
go boli. Czarniecki mJat tu na myśli pa-
nów polskich, którzy na dzierżaw ie ko-
palń wielickich i wielkim handlu solą do-
rabiali się potężaych tortun, jak np. Lubo-
niirscy i inni, lub koloaiznjąc stepy na
Rusi, wytwarzali sobie dobra książęce.
Na Podlasiu Wiktor Kuczyński, przez
ciąg panowania Augusta II Sasa, z jedno-
folwarkowego dziedzica Kuczyna Wiel-
Typy szlachty litewskie^'.
J«i Karloiricz, ucMny jęiykoznawc* (1836 f 1903).
kiego, drogą obrotów pieniężnych i han-
dlu zbożem i dębiną do CKlańska, doszedł
do fortuny magnackiej i już jako kaszte-
lan podlaski postawił sobie pałac w Kor-
czewie. Na końcu XVn w. spotkało Pol-
skę jedno z największych nieszozęśó w jej
dziejach. Kto świadom jest jak zgubnie
oddziaływa zawsze na każdy naród zły
przykład idący z wyżyn tronu po stop-
niach drabiny społecznej do zamków i pa-
łaców możnowładztwa, a z tych do dwo-
rów i dworków szlachty, ten zrozumie od
razu, że mowa tutaj o wstąpieniu na tron
dbyGoot^le
SZLACHTA 1 SZLACHECTWO.
polski AngaRta II Sasa. Od czterech wie-
ków nie było takiej zgnilizny na dworze
zacnych królów polskich z krwi Piastów
i Jagiellonów, jakąprzyniósJzsobą pierw-
szy monarcha narodowości niemieckiej,
cdowiek oddany do szpiku kości opilstwu
i rozwiądości a przyłem noszący się przez
cale swoje panowanie z tajemniczym pla-
nem podziału Ezplitej pcmiędzy państwa
sąsiednie, co nazywał wielkiem dziwem
Tjp; ezlachtj podoUkiej (z fotograf, p. Qmma).
„grand dessein". Oto skreślony piórem zna-
komitego dziejopisarza (Szymona Aske-
nazego w jego pracy: „Dwa stulecia XVIII
i XIX") wierny obrazek chwili, gdy Au-
gust, jadąc z Di ezna do "Warszawy na sejm,
zjechał stę w Eroćnie z zażądanym przez
siebie do narady ministrem berlińskim
Grumbkowem. „Król zasiadł do stołu i za-
czął pić. Kazał podać szampana i mapę
Polski. Poglądowo rozwijał i tłómaczył
Prusakowi swoje „wielkie dzieło", zakre-
ślał linje podziałowe, wyznaczał marszru-
ty wojsk zaborczych i gęsto popijał. Pili
bez przerwy przez 6 godzin, do późna w
noc. Grnmbkow-Biberius, choć wypró-
bowany na pijatykach z Fryderykiem-
Wilhelmem w „Tabagii" berliiiskiej, prze-
cie z trudem dotrzymywał mocnej głowie
Mocnego Sasa na tej improwizowanej bie-
siadzie w zajeździe krośnieńskim: jednak
koniecznie chciał zostać trzeźwym i rato-
wał się, jak mógł, nalewając sobie zręcznie
wody, zamiast wina, do szklanicy. August
spił się zupełuie. Nazajutrz zrana król
był w stanie oj^kanym. Przyjął Grumb-
kowa półnagie obrzmiały, stękający, skrzy-
wiony, bez śladu werwy wczorajszej, z wi-
docznym niepokojem, iż zanadto się wy-
gadał. „Nie rób z tych rzeczy hałasu —
mówił żełosaym głosem do Prusaka na po-
żegnanie — bo Polacy gotowi jeszcze
skręcić mi kark, - słyszysz!" Na tem się
rozstali. Grumbkow pobiegł z powrotem
do Berlina z dowcipną, nieiitościwą rela-
cją. August ze swoim orszakiem udał się
w dalszą drogę do Warszawy. Ale ta o-
statnia orgja krośnieńska dobiła starego
i schorowanego króla. Dojechał do "War-
szawy w takim stanie, że nie mógł osobi-
ście otworzyć sejmu. Sejm został otwar-
ty wobec pustego tronu", Wno(^z31
stycznia na 1 lutego (1733) r.) zaczęła się
agonja. O drugiej nad ranem przyjął o-
statnie Sakramenty. Wtedy zawołał dono-
śnym głosem: Boże! zmiłuj się nade mną!
Całe moje życie było jednym nieprzerwa-
nym grzechem: „mnn ganzes Lehen war
eine unaufhoerliche Sundef W drugiej
połowie XVIII w. panowie polscy dla po-
dżwignięcia upadłych miast swoich budu-
ją wszędzie z energją na ich rynkach ba-
zary lub ratusze z mnóstwem kramnic, u-
siłują zakładać rozmaite fabryki. Chry-
zanty Opacki, ostatni kasztelan wiski w
Łomżyńskiem, zwiększa znacznie swoją
fortunę przez handel zboża spławianego
do Elbląga i Gdańska (Tygod. III. r. 1875,
JA 370). Jak podskarbi Antoni Tyzen-
hauz na Litwie, tak Jezierski, kasztelan
dbyGoot^le
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
323
lukov8ki w Koronie, za^yn^li na pola □-
siłowań przemysłowych na wielką skalę.
Echa tych przejawów krwi szlacheckiej
spotykamy jeszcze w XIX w., w którym
polowa kopiectwa i ludności tzemieślni-
czej warszawskiej rekrutuje się z uboższej
szlachty mazowieckiej, a wśród takiejie
szlachty podlaskiej wytworzyła się już
pierwej cała rzesza przemyślnych haadla-
rzy nierogacizną i drobiem, te już nie bę-
dziemy tu mówili o handln wt^ami, który
prowadziła szlachta możniejsza do XIX
wieku z Królewcem, O-dańskiem, Berlinem
i Wrocławiem. Gdy historja szlachty pol-
Typj azlachty podolskiej (t fotogr. p. Oreima).
skiej przechodzi absolutnie zakres i ramy
niniejszej eacyklopedyi, mnsimy poprze-
stać na wyjątkach z pisarzy różnoczes-
nych, które nam dadzą ogólny szkic pojęó
i charakteru szlachty i szlachectwa nasze-
go. Oczywiście daliśmy pierwszeństwo
pojęciom głębszym, pomijając zbyt ciasne
a najlepiej znane czytającemu ogółowi,
które zwykle wywołują u dzisiejszych au-
torów ton sobjektywnego sarkazmu, zda-
niem naszem niewłaściwego w pracach
poważnych i objektywnych. Zasad i po-
• jcć z przed lat trzydziestu nie można w
żaden sposób mierzyć łokciem dorobku
dzisiejszego. Człowiek dawny, jego ro-
zum, moralność, zasady, pojęcia i życie,
były zawsze wypadkową caleg(
nego dziś nikomu dokładnie labiryntu
czynników cywilizacyjnych, dachowych
i materjalnych danej epoki, tak samo jak
każdy z nas jest taką samą wypadkową
czynników dzisiejszych. Mierzenie zatem
umysłowości dawnej skalą dorobku rozu-
ma dzisiejszego przypomina młodzieńca z
5-ej klasy, który potępia drugoklasisŁę, że
nie rozumie tego, o czem wiedzą wszyscy
w klasie 5-ej. Kto niedowierza prawdzi-
wości słów naszych, niech przeczyta rzecz
Aleksandra Świętochowskiego przytoczo-
ną w artykule o Sejmach w niniejszej
Encyklopedyi. Za Piastów, gdy z drużyn
Typy szlachty podolskiej (z fotogr. p. Grelma).
ich rycerstwa powstawała historyczna
szlachta polska, zapożyczono nazwę dla
tej insŁytucyi od sąsiadów zachodnich,
gdzie już pierwej istniała, a więc od nie-
mieckiego wyrazu Geschlechf, tak jak dla
herbu dziedzicznego od wyrazu erb.
Nie myli się zatem Kromer, pisząc w XVI
wieku, że szlachta zowie się od niemieckie-
go wyrazu geschlechte, że ustanowioną zo-
stała do obrony kraju i ludu, skąd i zawód
jej był oddawna wojenny i z łacińska zo-
wiący się stanem rycerskim a potem zie-
miańskim od ziemi, którą posiada z dzie-
dzictwa, kupna albo łaski królewskiej.
Stau rycerski w przes^ości panował i miał
przywilej w całym świecie, więc go mieć
musiał i u nas. Tem się wyróżniał w Pol-
■yGoot^le
324
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
Bce, ie był względnie do wielkości naroda
liczniejszym niż gdzieindziej, czyli ie przy-
wilej jego wolności obejmował większą
część narodu niż w innych krajach, co ze
stanowiska hamanitamego prawdziwy za-
szczyt ustrojowi takiemu przynosiło, a by-
ło cechą rdzenności ^owiańskiego obycza-
ju. Na Mazowazu np, nie było wcale ma-
gnatów i bardzo mato ludu poddanego a
większość pogłowia stanowiło rycerstwo,
własną ręką uprawiające rolę. Długosz
wspomina kilkakrotnie nawet w Małopol-
sce o szlachcie, nie posiadającej wcale
kmieci. Tak np. gdy w r. 1440 na zje-
ździe prowincjonalnym w Korczynie u-
chwalono dla króla zasiłek z każdego ta-
na po wiardunka, szlachta bezkmieca i
st^tysi zapłacić mieli po grzywnie. Że o-
bok mniej licznej szlachty zamożnej, po-
siadającej kmieci i dobra, obejmow^a
Polska najliczniejszą rzeszę szlachty ubo-
giej, od której bywali nieraz zamożniejsi
rzemieślnicy i kmiecie, świadczy o tem w
XVI w. Stryjkowski, pisząc w , Gońcu
cnoty":
Alebf n oaa w t;m bardzo zabłądził,
Gdyby ulachcica z Btebra, z ztoŁs eądzil,
Bo to ma Żyd, śiriec, lichwiarz, chłop, a szlaclicic
Chudy Dio ma nic.
Do takiej szlachty odnosi się i przysłowie
stare zapisane przez Rysińskiego: ,Comes
de Wątory, gdzie jeden kmieć a trzy dwo-
ry". Jako wspólna cecha rodowa — pi-
sze o XIV w. Szajnocha — odznaczała za-
równo Wielko- jak i Małopolan taż sama
ludzkość, prostota, śmiałość. Wszystkie
starożytne kroniki pełne są świadectw o do-
mowych cnotach, słodyczy serca, naiwno-
ści umysłu pierwotnych Słowian. Nie od-
rodził się od nich naród Kazimierzowski.
Kto chce poznać jego serdeczną względem
swoich i cudzych miłość braterską, niech
n niemieckiego autora kroniki Opatów Że-
geńskich dowie się o braciszka Mikołaja
z Kalisza. Nieoswojeni z braterskością
słowiańską towarzysze niemieccy żarto-
wali sobie z ciągłego przezeń używania
wyrazu „Bracia kochani!" i przezwali go
nawet „braciszek Bracia!' .Kochał on
tak gorąco swój naród — opowiada opat
Lndolf — że lubo chorowitego cif^a, wsta-
wał ochoczo z toża boleści, aby słuchać
spowiedzi, ile razy jaki Polak go wezwał...
Często wypraszał sobie licencję od przeło-
żonych i chodził po wsiach polskich, nau-
czając swoich ziomków, w domach, na
gumnach i w polu'. St, Orzechowski w
życiorysie Tarnowskiego tak mówi w XVI
wieku o szlachectwie: .Szlachectwo jest
jako piwna wiecha abo wieniec winny.
Herby wasze są znaki szlachectwa a nie
szlachectwo. A jako gdy piwo kwaśnie-
je, wiechy mr^rzy zmiatają: tak też i ty
zrzuć herb, gdy się szlachectwo twoje ztO'
trzylo. Nie chlub się zacnością przodków
twoich: ku hańbie twej ich wspominasz,
a tym znaczniejsza niecnota twoja jest,
im przodkowie twoi byli cnotliw8i".Wsp(^-
czesny Orzechowskiemu Maciej Stryjkow-
ski w swoim .Gońcu cnoty" (wydanym
r. 1576} takie pomiędzy ionemi pomiesz-
cza strofy, dające obraz pojęć rozumnych
lodzi w owych czasach:
Szlachectwa nigdy nie kupisz z* iloto,
>'i za abarb drogi, bo to wszystko Uoto,
Lecz cną dzielnością urobioną ze cnot
Kupisz ten klejnot.
Nie ty mes szlachcic, źea urodny <n> ciele,
Nie tym, it złota i skarbów masz wiele.
Jesteś do czasu z tych neczy szczęśliwy.
Lecz szlachcic tiywy.
Bou nie pomogą herby ni tytuły,
Ni przywileje, ani złote buły (bnlle^
ŁecE kto w cnocie trwa i poczciwych oczy
W ziemię nie tłoczy.
Przywilej z herbem na cnocie gruntuje,
Dzielności strzegąc, klórą w sobie czuje,
Nie dufa w papier, kt^ry ogień, woda
Zniszczy, at szkoda.
Szlachectwu godne owoce podawa,
Swą cnotą nłasną sławy cnej dostawa,
Ten nic przez cudze, lec7, przez własne sprawy
Jest »z]achc'c prawy.
dbyGoot^le
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
325
Pogoń, mdj gończe, owjch nienetydliwych,
Którzy HzUchectwo od u»ak poczcinrych
Diielą jak głupcy; ty slnaznym dowodem
Stłum fałdz t ich erorudeoi.
Boć to ma szlachcic mieć rzemiosło dwoje:
Albo kBi^g patrzyć, albo męinej zbroje —
Jednym ojczyzDy ratować w pokoju
A drugim w boju.
Bo Bóg Bam zestat skarb nauki z nieba,
By Bilachcic wiedział, czrgo ron potrzeba.
Aby z rozumem azedl a drogę iywoła,
Szedł tam, gdzie cnota.
Tak umysł ludzki Bóg raczył ozdobić.
Ii przez swój rozum, co chce, raoie zrobić,
Wodzem go ciała naznaczył i strółem,
By nie byl zwierzem.
By wiedział człowiek nieba rozłożenie
I miał we wszystkiem złego przestrzelenie:
Skąd łyakawice, skąd planet bieguny
Grzmoty, pioruny.
Stąd M obłoki, deazcz. mgła i zamiecie,
Skąd rzek posiłek, gdzie morza na świecie;
I czick tejemnie natury dochodzi.
Skąd Big co rodzi?
Przeto masz uiiiysl ćłviczyć Dsubami,
Byś mógł szlachcica uszlachcić cnotami,
Które nią rodzą z ćwiczenia mądrego,
Broniąc od złego.
Otrom nauki niema^z nic tnrałego.
Wszystko przyjść musi do końca swojego;
Ciała mrą na czas, lecz nauka wiecznie
Słynie bezpiecrnie.
Bo chceflzli wiedzieć przodków swych dzielności,
Czcij historyjc, siadszy w oeobnoifci,
Bez której człowiek jak mdlę dziecię bywa
Co w nieckacli pływa.
Które ni aoble radzić ni drugiemu
Nie mole, nie wie, co przywieść ku czemu.
Bez wiadomości dziejów, człek jako widzieray
Jak kamień niemy.
Lepsze głowy — powiada Smoleński —
podniosły protest przeciwko dziedziezne-
nemn szlachectwu i w miejsce krwi zac-
nej, starej i czystej, jako podwalinę praw
obywatelskich wskazywdy osobistą za-
sługę. Jędrzej Frycz Modrzewski góni-
jG głębokością swych pojęć, argamenta-
jąc: Prawdziwe szlachectwo nie na zac-
ności przodków albo na starożytności her-
bów ma le2eó, lecz na godności i cnotli-
wych postępkach. Wielkość przodków nie
czyni ze mnie szlachcica, bo któż nie ba-
czy, iż żaden nie jest tąi osobą, którą byt
przodek? Gdy się częstokroć rodzą sy-
nowie żli z ojców dobrych a ^ych dobrzy
mnożą. Skoro cnota przyrodzonem roz-
mnażaniem do potomków przechodzić nie
może, nie jest więc słusznem, aby eię szlach-
cic rodził z szlachcica. Nie więcej także
pomoże i^acność rodu i starożytność do-
mu, jeśli do tego nie przyłożysz cnoty i
zacnych uczynków, jak ślepemu światło
słoneczne, głuchemu dźwięk wdzięczny
lub pług żeglującemu po morzu. „Tedyć
głupia to rzecz chlubić się tem, żeś miał
ojca dobrego, gdyś sam zty, a sprosnością
swoją szpecisz rodzaju piękność". Czem-
że jest według Modrzewskiego szlachec-
two: „Cóż wżdy innego jest?— sam pyta i
odpowiada: —los rodzenia a ludzkie mnie-
manie?" Zacność rodu, piękna uroda,
wspaniała postawa i herby są to — głosi
Rej — jagody na głogu, które choć pięk-
nie czerwienią, żadnego niemasz w nich
smaku. Za Batorego, pojęcie szlachectwa,
jako instytucyi do obrony Rzplitej prze-
znaczonej, ciągle się uwydatnia. Ody w
swych wielkich wyprawach król spotyka
plebejuszów, odznaczających się męstwem,
on i Jan Zamojski nadają im swe własne
lab nowe herby. Cechą wybitną szlachec-
twa jest posługa ogółowi; król w instruk-
cyi na sejmik korczyński mówi: „kto nie
poświęca się i nie gotów gardła dać —
szlachcicem nie jest". — .Jeślibykto insze-
go rozumienia się znajdował, ten może
się szlachcicem zwać, mógł się z rodziców
szlacheckich narodzić, szlachcicem nie
jest". W przywilejach, na szlachectwo
wydawanych za Batorego, to pojecie ofia-
ry i służby rozciąga się tak dalece, iż geo-
metrowie, rysownicy, drukarze, puszka-
rze i t. p. otrzymują szlachectwo za pocz-
ciwe służby dla kraju. Słusznie więc dziś
jeszcze wymagamy służb ogółowi od tych,
którzy do przywilejów szlacheckich i spad-
kobierstwa sławy przodków roszczą prawa.
dbyGoot^le
326
SZLACHTA I SZLACHECTWO.
jów": „Grdy się szlachectwem chlubimy,
nie swojem dobrem ale cudzetn, nie swoją
ale cadzą ozdobą się zdobim i chlabim,
która, jako pożyczana suknia, rychlej nam
sromotę, DiiM poczciwość uczyni, jeśli sa-
mi wtasnej ozdoby i poczciwości szukać
nie hędziem". — .Jako rfej szkapie
nic to zacności nie przydaje, 2e się
w murowanej stajoi wylęgła, gdzie
dobre stado stawało, i nic jej i'ząd 2A0-
cisty i czaprak haftowany nie pomoże,
jeśli iadnej cnoty w sobie z przyrodze-
nianiema, tak tobie za cnośórodn,sta-
K>-w p *-^ K| Y "P ł~\ J C K" I C V rodawność domu i herby nic same po-
UKłJI^l r \J l^Oi\lC. 1 jjj^j^ Qj3 aiogą\.. .Rodyjczycy mieU
takieprawo u siebie, iż kto si^ wyrodził
z cnót przodków swoich, anie miał się
do służby Rzeczypospolitej, jeno pil a
utrącał, takiemn majętność konfisko-
» j - ^*no i szlachcicem się mianować za-
StarOŚwieckicy CnOty,prodney Matki, kazano". Pieniactwo, uważanedziaza
wfzytkich Świętych, ySwiccIcicti Ozdób, po Ca- jedną zgłównych wad dawnej szlach-
lycnSwicćiej a mianowicie w Óycjyimc Nafzcy, ty polskiej, było wytworem żyjącej z
gdjic Zfotey, w puchu Biarcgo ORłA, Wycho- niegopalestrysądowej,biegłejwsztu-
valicy Wolności, lasncmu, M^ftwa, Fowagl. y ee zachęcania do procesów, przeszka-
ftatku.jiraiod pieluch, nawykaiaSfoncu. Gdjic dzania zgodzie stron i przewlekania
fK.f»f)oicr»c Ch-,r, Uo«y,c.roM:, V rm.mjr.«i.ii sr«. spraw. Prawdomówny ksiądz Ale-
Oyciyzny. Srohodi lycli Nifodow (.bu. l'fKł«iC- , , , ... , , - .
tMlifniii.Panftttgo.pr/fi i.ji D«ni.śćie fcr. ii Ksander karmelita, kaznodzieja w
óatad, htici^twie hwiinch MiicDiiu. XVII W., mówiąc przeciwko pieniac-
Tudlicfz, $tirojytncść Domo* ; Rodowitośc twu, zwraca się z ambony wprost do
r»milicy. TlisoloiiciiK.PoiiiycirK Nsuti.Pr^ftreg. At- Jurystów": -Baedy mi się przy są-
gucye, Ziny.y co fjc zOkiiyey kio r.; go pod: N
Herbu, k^lui, ivictlfm Of^liiic Wjcrbcm.^
•? Ii Z F. Z
WAC ŁATA
Jest to nietylko w tradycyi narodowej,
ałe niemal w prawie naszem, wiekami wy-
robionem i przyj^tem. Ci, co tracą grosz
na fantazje zagranicą, co sprzedają ziemię
rodzinną cudzoziemcom, co przegrywają
pieniądz polski do obcych, co mowę pra-
POCZET
HERBÓW
SZLACHTY
WIELKIEGO KIESTWA
Litewskiego
Gniazdo y Perspektywa
dach trafiło być, widząc jak jurysto-
wie sprawę obracają, ten ją tak, ten
PoTORA POTOCKIEGO owak ciągnie, ten jej broni, ten prze-
Foiatfirgp Krikowfliicgo.
Karla tytułowa herbarza napisanego wifmzem przez Wacifi-
wa Potockiego w XVII w. (zmniej^ticnie do -/* czyści).
ojców zamienili na cudzoziemską, a pomi-
mo to szczycą si% pochodzeniem i znaka-
mi rycerstwa dawnego — powiedzmy ze
Stefanem Batorym i kanclerzem jego Za-
mojskim: „mogą być ze szlacheckich zro-
dzeni rodziców, ale szlachcicami nie są".
Starowolsld mówi w „Eeformacyi obycza-
szkadza, ten ją prawem wspiera, ten
prawem zbija; zdaJo mi się, że oni
tak właśnie czynią, jak owi, co chu-
sty wyżymają: ten na tę, ten na o-
wą stronę kręci, chcąc wodę wycis-
Eręcą jurystowie tak i owak spra-
wą, zwłóczą, żeby z cudzych mieszków
pieniądze wycisnęli. Trzeba z wielą miesz-
ków do sądów, żeby było wszystkim skąd
dawać". Wł. Łoziński w znakomitej swej
pracy o Patrycjacie lwowskim powiada,
że pieniactwo mieszczan Iwow!<kich w wie-
nąć.
dbyGoot^le
SZLACHTA 1 SZLACHECTWO.
327
kach XVI i XVII było zadziwiające i ni- Clidpić się ze szlachectwa lob gardzić ty-
czem nie astępująoe a raczej większe niż mi, którzy szlachtą się nie urodzili, a. oso-
u szlachty; twierdzi również, że ucisk po- bliwie wyrzucać im to na oczy, ostatnią
spólstwa miejskiego przez panów rajców jest podłością". Zapewne że tak rozum-
sro^Bzy był, niż poddanych szlacheckich, nych ludzi wdród ówczesnej arystokracyi
A więc i pieniactwo i ucisk ludn nie były polskiej, jak książę jener^ ziem podol-
wcale wyłączną cechą szlachty
polskiej, ale cechą wieku, w któ-
lym każdy, kto miał siłę, wyzy-
skiwał słabszego i nie były wcale
cechą narodu naszego, ale c^ej
ludzkości, której naród ten był
tylko jednem ogniwem. I dlatego
toMzisiejsza nauka dziejów posta-
wiła niewzruszoną zasadę, 2e w
sądach o przes^ości jedyną mia-
rą sprawiedliwą jest miara porów-
nawcza. Zasada ta daje ciekawe,
a w wielu wypadkach korzystne
dla nas rezultaty, jak np. porów-
nanie dawnych sejmów szlachec-
kich z warcholstwem parlamen-
tów dzisiejszych. Nicość dogma-
tu o dziedziczności szlachectwa,
wykazana całkowicie w XVI wie-
ku przez Frycza Modrzewskiego
a połowicznie przez Orzechow-
skiego, Stryjkowskiego, Staro-
wolskiego i wielu innych, st^a się
dopiero we dwa wieki później ha-
słem filozofii zachodniej: 2e ludzie
rodzą się wolnymi i mają równe
sobie prawa a naród najwyższym
jest panem. Książę Adam Czar-
toryski, ienerał ziem podolskich Odwrotna atrona kartj tytułowej herbarza Wac. Potockiego (w
. n • 1. 1 ' Miaiejeieniu praestrzeniowem do'/ł cicici)-
zostawszy za Stanisława Augu-
sta szefem korpusukadetów w Warszawie
napisał dla nich „Katechizm moralny", w
. którym na zapytanie: „Czy dosyć jest być
szlachetnie urodzonym?" — odpowiada, że
„szlachectwo bez cnót i przymiotów usta-
wnym jest zarzutem. Jako cdowiekpoczci-
wy,mężny,dobroezynny,litościwy, najwię-
kszego wart szacunku, tak najpodlejszem
jest stworzeniem szlachcic niepoczciwy,
dumny, przewrotny, okrutny, nielitościwy.
skich nie było wielu, lecz byli i zaszczyt
swemu narodowi przynieśli. Ale znala-
zła się i c^a drużyna szlachty, która przy-
niosła zaszczyt większy. Nie było bowiem
jeszcze przykładu w dziejach Enropy, by
kiedykolwiek stan uprzywilejowany, rzą-
dzący, nie zmuszony do tego ani przez inne
stany, ani siłą, wyrzekł się dobrowolnie
swych przywilejów, jak to uczyniła szlach-
ta polska na sejmie wielkim w r. 1791.
dbyGoot^le
SZLA.CHTA I SZLACHECTWO.
Była to rewelacja jedyna w historyi, bez-
krwawa, Dajszlachetoiejsza, zaszczyt naj-
wyższy szczepowi' słowiańskiemu przy-
nosząca. Jakie było życie domowe szlach-
ty polskiej w dawnych wiekach, dają te-
go obrazy: Rej, Kochanowski, Zbylitow-
scy, Szymonowicz, Pasek i w. in. Jakiem
było onona początku XIX w., malują go ty-
siączni pisarze. Tu przytoczymy tylko dro-
bny ustęp z życiorysu Ad. Mickiewicza(pió-
ra jego syna) i pomieszczonych wnim no-
tat Al. Chodźki „Nigdziewświecie — mówił
Mickiewicz do Chodźki— życie nie płynęło
tak wesoło, jak w wioskach szlachty w stro-
nach moich rodzinnych (t, j. wNowogródz-
kiem). To ciągła zamiana nliłości i szczęścia!
Tego rodzaju życia używałem w pełni mię-
dzy r. 1815a 1820, szczególniej uWereszcza-
ków w Tuchanowiczach i Płużynach, gdzie
spędzałem wakacje z Zanem i innymi ko-
legami. Nieraz późno w noc przebywali-
śmy w lasach i nad brzegami jezior. Wy-
myślano coraz nowe zabavy. Dnia jed-
nego Marja, zaslncbawszy się w ciekawej
powieści rybaka, zwróciła się do mnie
i rzekła: Oto mi prawdziwa poezja! Napisz
pan coś podobnego. Te słowa przeniknę-
ły mnie do głębi. Od tego dnia datuje
poetyczny mój kierunek". O szlachcie
polskiej pisano tyle, że pomieszczenie już
samej bibijogr aHi jest na tern miejscu nie-
możliwem. Wspomnimy więc tylko roz-
prawę Jul. Bartoszewicza p. t. „Szlachta
polska", pomieszczoną w 28-tomowej En-
cyklopedyi powszechnej (t. 24, str. 667).
Smoleńskiego są 3 rozprawy; „Szlachta w
świetle własnych opinii", „Drobna szlach-
ta w Królestwie Polskiem" i „Szlachta w
poddaństwie proboszczów sieluńskich".
Szajnocha uapisal całą książką o „Lechic-
kim początku Polski', a Piekosiński „O
rycerstwie polskiem wieków średnich" i
„O dynastyeznem szlachty polskiej pocho-
dzenia". Stosław Łagana, pisząc w Ate-
neam recenzję tego drugiego dzieła, pod-
nosi rozdział 7-iny, gdzie autor przed-
stawił znakomicie rzecz o nobilitacjach,
indygenatach i adoptacjach w XIV, XV
i xvi wieka, W dziele Romualda Hu-
bego „StatutaNieszawskie" ważne są wia-
domości do dziejów szlachty polskiej (str.
9 — 17), Prof, Al, Bruckner jest auto-
rem rozprawy: „Obrazki staroszlacheckie"
{Bibl, Warsz. r. 1896, t. IV, str. 1), a prof.
Karol Potkański wydał: .Zagrodową szla-
chtę i "Włodycze rycerstwo w woj. Kra-
kowskiem w XV i XVI w. (Kraków, 1888
roku). Zygm. Gloger w Bibl. Warsz. na
r. 1873 drukował „Dawną ziemię Bielską
i jej cząstkową szlachtę", w r, 1876 „Da-
wną ziemię Łomżyńską", w r. 1877 , Szla-
chtę okoliczną na Żmudzi"; w , Niwie"
z r. 1878: „Kilka wiadomości o szlachcie
zagonowej mazowieckiej i podlaskiej".
Pisał w tymże przedmiocie i pan Tymo-
teusz Łuniewski, Z pisarzy niepolskich
przytoczymy profesora Kariejewa, który
miał roku 1888 w Petersburgu odczyt
„O szlachcie polskiej", odznaczający się
bezstronnością, Kariejew wypowiedział
opinję przeciwną hypotezie najazdu i sta-
nowczo zaznaczył, że szlachta polska po-
wstała z tego samego pnia, co i chłopi. Za-
nim jednak doszła ona do swej potęgi,
długo przedtem pracowała nad swym roz-
wojem umysłowym. Nie wydała wpraw-
dzie humanistów sławnych na świat c^y,
lecz suma ogólnej wiedzy w szlachcie by-
ła znakomitą. Obok cech czysto polskich
obfitowała szlachta w zalety i wady, z ja-
kich słynęły klasy wyższe w całej oświe-
conej Europie. Prof. Kariejew przyto-
czył opisy takich świadków jak: Ruggieri,
Gwagnin, De Thou, a z polskich: Krome-
ra, Reja, Kochanowskiego, And. Zbyli-
towskiego. Kiedy juĄzagłuchły oddźwię-
ki idei Warszewickiego i Skargi, wolność
szlachecka doszła do liberum veto a zepsu-
cie do najwyższego kresu w przekupstwie
uczestników sejmu rozbiorowego. Nie by-
ła to jednak cecha wyłącznie polska; ta-
kie same przekupstwo panowało w całej
dbyGoot^le
SZLAKI NAPADÓW TATARSKICH.
Europie, a za przykład w tym względzie,
podług prelegenta, Hażyl parlament an-
gielski. Rozpasanie obyczajów ńie mniej-
sze grasowało w całej Europie, jak w Pol-
sce, Po pierwszym rozbiorze kraju zaszła
wielka zmiana w usposobieniu szlachty.
Poznaje ona swe strony ujemne i dąży do
faktycznej poprawy, a dzięki pracom Ka-
linki, Korzona i Fawitkskiego można są-
dzić i wyrokować o społeczeństwie szla-
checko-polskiem, opierając się na dowo-
dach niezbitych. Froł. Kariejew, stając
na grancie objektywnym, ujemne nawet
strony społeczności polskiej, podnoszone
przez satyryków polskich, zestawia z ana-
logicznymi objawami życia szlachty euro-
pejskiej. {Dodatek Literacki do „Kraju"
Jii 16, r. 1888). W zakończeniu niniejsze-
go artykatu podajemy podobizny (zmniej-
szone przestrzeniowo do czwartej części)
dwuch pierwszych stronic dzieła podcza-
szego krakowskiego 'Wa(^awa Potockiego
p. t. „Poczet herbów" (Kraków, 1696 r.).
Jest to ogromny herbarz rymowany, ma-
lej wprawdzie wartości historycznej i źró-
dłowej, ale najciekawszy ze wszystkich
pod względem literackim.
Szlaki napaddw tatarskich. Tatarzy
mieli prawie stałe swoje szlaki, którymi
od ,pól dzikich' czyli stepów, od ujść
Dniepru i Dniestru, zapuszczali swe zago-
ny wgłąb Ukrainy i Polski. Szlak ta-
tarski — mówi Al. Jabłonowski — nie był
drogą ani gościńcem kupieckim, ale nosił
wyłączny charakter. Wszystkim wiado-
my był rzadko widomym. Znanym był
jego ogólny kierunek wymijający prze-
prawy przez większe rzeki, wiodący za-
tem wododziałami, ale nie były znane ni-
gdy poszczególne jego zwroty. Szerokość
szlaku odpowiad^a sile czambitłn. Pospo-
licie rozciągał się on wszerz ,na dwoje
strzelanie z łuka'*, ale nieraz gdy szła ca-
ła horda, potrzebująca trawy dla koni, to
i na mil parę. W pustyni orjentowano
się mogiłami. Szlaki główne, po dopro-
wadzeniu hordy lub czambułu przez „dzi-
kie pola" do okolic zaludnionych, jako ce-
lu każdej wyprawy, dzieliły się na ubocz-
ne zagony, okrywające siecią kraj cały
łab apatrzone jego części. Dopiero na
tych ubocznych szlakach odbywały się ło-
wy na zaskoczonych znienacka mieszkań-
ców i ich dobro. Ponieważ szlaki więk-
sze odpowiadały wododziałom większych
rzek Ukrainy, było więc ich tyle, ile sa-
mych wododziałów, a mianowicie 3-y:
Szlak czarny między dopływami Dnie-
pra i Bohn; Knczmański między Bo-
hem i Dniestrem i Murawski między
Dnieprem i Donem, Był jeszcze czwar-
ty szlak Wołoski na południe od Dnie-
stru, który z Budziaka czyli nadmorskiej
Bessarabii prowadził na Ruś Czerwoną,
ale ten Ukrainy nie dotykał. Trzy pierw-
sze miały za główny punkt wyjścia Pere-
kop, od którego rozchodziły się w różne
strony. Szlak Czar ny, po tataraku Dtor-
na isluch, rozpoczyna się właściwie do-
piero w Czarnym lesie, od którego i na-
zwę swoją nosił, w uroczysku na wierz-
chowiskach rzeki Ingułu, gdzie Tatarowie
„zapadali koszem", dopóki się wszyscy nie
zebrali. Szlak Kuczmański, rozdzieliw-
szy się ze szlakiem Czarnym u Martwych
wód, przechodził na prawą stronę Bohu
przez bród i zwróciwszy się wododzi^em
Bohu i Dniestru aż ku granicy podolskiej,
gdzie na wododziale z Rowem znajdowa-
ło się uroczysko Kuczman, biegł już Po-
dolem ku Lwowa, omijając Bar i Czarny
Ostrów. Szlak Murawski od Perekopu
biegł między dorzeczami Dniepru i Donn
wzdłuż wschodniej granicy Ukrainy za-
dnieprakiej do Taty i Moskwy. (Ob. Al.
Jabłonowskiego w , Źródłach dziejowych"
.Ukrainę" i Z. Glogera „Geografję histo-
ryczną ziem dawnej Polski", Kraków,
1900, str. 257). Szlaki napadów tatar-
skich oznaczone są, lubo niedokładnie, na
mapie z r, 1684, p. t. Corso del Danubio da
Belgrado fino al Marncro i t. d.
dbyGoot^le
SZLEMIE,— SZLIFA.
SztemJf, ślemię (pewnie od wyraża
Ezlom, hehn) — belka pozioma, dwa piono-
we slupy szubienicy nakrywająca. Stąd
Klonowicz pisze w „Worku Judaszowym":
„ObieszoDO go na wysokim szlemieniu".
Ks. Osiński powiada, £e a miechów w ka-
żniach ramiona sztabę, zwaną szlemie-
niem, na dół cisną i miech dmie. Zdaniem
Lindego tak się zowie tram, tragarz, t. j.
belka poprzeczna, jak również strop, szczyt
daszny, najwyisza krokiew w dachu.
Szlaga, s z 1 ę g, z niem. die Schlange—
rodzaj małej armatki lab śmigownicy.
Bielski w „Sejmie niewieścim' {drak z ro-
ku 1595) pisze: „Pierwej szlęgi wypali<i, a
potym kartany".
Szlifa, s z 1 u f a (z niem. die Schleife) —
naramiennik, epolet do zasłony ramienia
przed cięciem oraz znak stopni oficerskich.
Oficerowie nosili naramienniki kruszcowe,
kołnierze zaś sukienne, włóczkowe lub też
metalowe, lecz z frendzlą włóczkową. Od
r. 1790 znaki oficerskie na szlifach były
następujące: szef nosił szlifę z czterema
paskami, pułkownik z trzema, podpułko-
wnik z dwoma, major nosił pasek jeden,
kapitan gwiazdki cztery, porucznik trzy
gwiazdki, podporucznik dwie, chorąży je-
dną gwiazdkę. W epoce Księstwa War-
szawskiego generałowie wszelkiej broni
nosili naramienniki z buljonami z wyob-
rażeniem baftowanem tarczy gi-eckiej „a-
mazonek" w kszt^cie półksiężyca, na
której były trzy gwiazdki, oznaczające
stopień generała dyTfizy i, a dwie — stopień
generała brygady. Pułkownik nosił na
obu ramionach dwa naramienniki z buljo-
nami z taśmami gładkiemi bez żadnych
haftów,— major takież, lecz taśma zwierz-
chnia była srebrna przy buljonach zło-
tych lub naodwrót, stosownie do broni.
Podpułkownik nosił na lewem ramieniu
naramiennik z buljonami, na prawem zaś
kontrepolet (t. j. naramiennik bez buljo-
nów). Kapitan nosił na lewem ramienia
naramiennik bez buljonów, lecz z frendz-
lami, na prawem ramienia kontrepolet
bez frendzli. Porucznik takie same na-
ramienniki jak kapitan, na taśmie jeden
pręcik '/b cala szeroki z jedwabiu karma-
zynowego. Podporucznik takież naramien-
niki, lecz na taśmie pręciki dwa krzyżo-
wane. Adjutanci majorowie — naramien-
niki z frendzlą na prawem ramienia a
kontrepolet na lewem. W jeździe noszo-
no naramienniki z blachy metalowej ,w
karpia łuskę". W r. 1815 generałowie no-
sili naramienniki niehaftowane, z gwiazd-
kami, jak w epoce poprzedniej; generalo-
dbyGoot^le
SZLOMPRA.— SZOŁDRA,
331
wie broni czyli korpusowi nie nosili wcale
gwiazdek. Pułkownicy nosili naramien-
niki gładkie z frendzlti; podpałkowniey
takie2 z paskiem karmazynowym, wzdłuż
idącym; majorowie z dwoma wzdłnż idą-
cymi równolegle paskami; kapitani nosili
szlify gładkie bez buljonów, porucznicy
takież, lecz z jednym paskiem karmazy-
nowym, wzdłuż idącym; podporucznicy z
takimiż dwoma paskami. Kozkazem dn.
3 lutego 1827 zmieniono te oznaki jak na-
stępuje: podporucznicy dwie gwiazdki,
porucznicy trzy i kapitanowie 2-ej klasy
w artyleryi i w korpusie inżynierów cztery
gwiazdki; kapitanowie żadnych, majoro-
wie dwie gwiazdki, podpułkownicy trzy,
pułkownicy żadnej. B. Gemi. — GAywTO-
ku 1776 uchwaliła sobie szlachta mundu-
ry wojewódzkie, zaczęto do kontuszów
jako do sukni rycerskiuj przydawać boga-
te złote lub srebrne szlify, albo jedno ra-
mię przynajmniej zdobiące. Uznano to za
przeciwne przepisom o umundurowaniu
oficerów wojska stałego i z tego powodu
noszenie szlif u kontoszów wojewódzkich
zostało w r. 17S0 wzbronione. Podajemy
tu przy tej sposobności rysunek szlif woj<
skowych majora i kapitana, jaki znależli-
SsUfa majora, (w. XVin) Szlifa kapitana.
śmy wśród butwiejących papierów po Ja-
nie Kłem. Branickim, hetm. wielk. koron.,
zmarłym r. 1771.
SzIlHnpra - suknia niewieścia za czasów
Saskich.
Szłap'— duży krok koński; stąd szłapa-
kiem, człapakiem zwano stępaks, idącego
dośó prędko dużym krokiem. Haur w
KYII wieku powiada: „lekkim zrywaniem
możesz konia do szłapi, do pląsania, do
hasania aplikować'. I człowieka piechu-
ra, piechotnika zwano człapakiem.
Szłam, hełm — wyraz średniowieczny,
będący spolszczeniem gockiego Ailms, wy-
szedł z użycia pod koniec XV" w.
Szłyk (z tureck. Aws^i) - czapka fu-
trzana w rodzaju kaptura. Stryjkowski
powiada, iż „stary Litwin zwierzęcy łeb
obłupił i wdział miasto szłyka", a „pano-
wie litewscy (jak w on czas strój był 1325
roku) w niedźwiedzie kożuchy i wilcze
szłyki z sajdakami świetno przyjechali do
Krakowa". Mężczyźni w Polsce nosili
szłyki marmurkowe i lisie, niewiasty po-
pielicze i sobole, a lud prosty — ^omiane.
Szniuklerz, inaczej pasamonik. W Vol.
leg. znajdujemy wymienionych obok sie-
bie: szmukierzy, pasamoników i haftarzy.
Szmuklerstwo po niemiec. die Pasamenli-
rerey.
Sznur mierniczy, pierwotnie długi 3
laski czyli 6 prętów a 46 łokci, później za-
wierał 10 prętów, 100 pręcików, 1000 ła-
wek a łokci 75 czyli 1800 cali polskich.
Sznurem w mowie łowieckiej zwano ślad
zwierza drapieżnego, w prostym kierun-
ku idący. Ogary za nim tropiące nS'^'^'^
sznurem* ,
Sznurówka, dziś zwana gorsetem. Ł.
Gołębiowski powiada, że był to „kaftanik
kobiet do sznurowania, rogami i żelazka-
mi przekładany, którym męczono je od
dzieciństwa, co zdrowiu nader było szko-
dliwe" .
Szołdra, z niemiec. Schultcr — szynką
wieprzowa. J, Kochanowski pisze:
dbyGoot^le
SZOPA.— SZOPKA,
Dobrt szoldra zimie,
Kiedf uschnie na wietrze albo w gęstym dymie.
Szopa. Tłómacz polski Krescencjusza
w XVI w, pisze: „Szopy ku zachowaniu
siana". Kluk mówi w XVIII w.: „Chowa
si<i często siano w szopach na łąkach wy-
budowanych". Przedstawiamy tu z fo-
tografii starą szopę kmiecą na siano, ja-
kie budują sobie chłopi na łąkach w pusz-
czy Białowieskiej. Skrzetuski w „Prawie
Polskiem" powiada: „Na sejmie elekcyj-
nym miejsce zasiadania senatorów jest bu-
dynek drewniany, na prędce i umyślnie
do tego zrobiony, który nazywają szopą".
Szopa kmieca na siano Mazurótr znaDych budni-
kami nad rz. Narcirką v puszczy BiaJowieskiej.
Budynek ten, wystawiony w lirodku oko-
panego miejsca na polu elekcyjnem, kry-
ty był tarcicami a ściany miał z płótna.
Pierwszą taką szopę wystawiono na elek-
cję Zygmunta III. Podczas obioru Hen-
ryka byt tylko namiot zrobiony z koszto-
wnych materyi pozostałych po Zygmun-
cie Auguście. Wystawienie szopy nale-
żało do marszałka wielkiego, na koszt
skarbu publicznego. Przy wyborze Sta-
nisława Augusta szopa miała dach i boki
z tarcic. Po elekcyi zwykle szopę palo-
no. Kitowiez wspomina, że po elekcyi Po-
niatowskiego, na jego instancję, Wessel,
podskarbi wielki koronny, darował szopę
plebanowi z Woli i Furniemu, rotmistrzo-
wi węgrzynów marszałkowskich.
Szopka. W I-ym tomie Tygodnika
Ilustrow, z r. 1860 (sir. 115) Wacław Szy-
manowski, znany pisarz a ówczesny wła-
ściciel i redaktor Knrjera Warszawskiego,
pomieścił artykuł o Szopce polskiej, który
tu z pewnemi skróceniami przytaczamy:
„...Była więc osóbka Pana Jezusa, a na
boku Marja i Józef, stojący przy kolebce,
w postaci nachylonej, afekt natężonego
kochania i podziwienia wyrażającej. W gó-
rze szopki, pod dachem i nad dachem,
aniołowie unoszący się na skrzydłach, ja-
koby śpiewający ^Gloria in excelsis Deo"'.
Toż dopiero w niejakiej odległości jednego
od drugiego, pasterze padający na kolana
przed narodzoną Dzieciną, ofiarujący mu
dary swoje, ten baranka, ów kózkę; dalej
za szopą po obu stronach pastuszkowie,
wieśniacy, jedni pasący trzody owiec i by-
dła, inni śpiący, inni do szopy śpieszący,
dźwigając na ramionach barany, kody,
między którymi osóbki rozmaity stan ludz-
ki i ich zabawy wyrażają: panów w kare-
tach jadących, szlachtę i mieszczan pieszo
idących, chłopów na targ wiozących drwa,
zboże, siano, prowadzących woły, orzą-
cych pługami, przedających chleby, nie-
wiasty dojące krowy. Żydów różne towary
do sprzedania na ręku trzymających, i tym
podobne akcje ludzkie". Taką to szopkę
widział i opisał nam ks. Jędrzej Kitowiez,
z czasów Augusta III Sasa. Dzisiaj cywi-
lizacja zepsuła nam już szopkę. Z kościo-
łów przeniosła się ona do żaków, którzy
przystroiwszy się cudacko i zbudowawszy
sobie piękne teatrum, przyozdobione ja-
skrawym papierem kolorowym, pokazy-
wali ludziom różne dziwowiska. A cza-
sem lalki wypchane zastępowali zgoła lu-
dzie żywi, owi żacy, co tyra sposobem
zarabiali sobie na chleb, którego niezaw-
sze mieli podd ostatkiem. Wówczas wystę-
pował jeden z pomiędzy nich, najpoka-
źniejszy, i zaczynał od oracyi, zastosowa-
dbyGoot^le
333
Dej do dnia świątecznego, w której jednak
czaeem pogański Olimp mieszał się z Na-
zaretem i Betleemem, bo na wstępie trzeba
było wypalii pochwalę gospodarza, wiel-
kich jego koligacyi i splendoru donu ca-
łego; a jakie tu się obejść bez muz i Apol-
la, a nawet piomnogrzmotnego Jowisza?
Potem, delikatnem przejściem, występo-
wała mocja Bzopkowa i przy odgłosie hu-
cznych kolęd zaczynało się widowiBko.
Żacy sami grali w niem role, a s^o to ja-
koś składnie i dobrze, nie brak im bowiem
było wprawy; wszak tyle razy jedno i to
samo zmuszeni byli powtarzać. Więc po
skończonem wszystkiem znalazł się i mio-
dek, i orzechy, i jabłka i mięsiwa co nie
bądź a i do kalety napływało trochę gro-
szy, i żacy wychodzili w dalszą podróż,
wspomożeni, posileni i weseli. W dziedzic-
twie pożakach wzięli szopkę chłopcy nh-
czni, którzy nawet po części i nazwanie ża-
ków po tamtych zabrali w puściżnie. Kzad-
ko jednak występowali oni sami z perorą
i rolą, a pokazywali tylko jasełka z lalka-
mi. Wszakże i tu była czasem na placu
oracja, ale innego już zupełnie kształtu
i treści, niebardzo ozdobna, ani na wet sen-
sowna; chętnie jednak przyjmowano w dom
tych gości, którzy zwłaszcza u dziatwy
wielkie mieli łaski. Bo co też to oni nie
umieli kolęd i śpiewek różnych, których
teraz ani części nikt nie pamięta! Zebrane
były wprawdzie owe kolędy w starem wy-
daniu kantyczek, ale większa część śpie-
wek szopkowych zaginęła już z kretesem.
Przekręcali je chłopcy jak umieli, zmienia-
jąc często i stosując do okoliczności, zaw-
sze jednak Bsio to składnie, mieli bowiem
swoich poetów, którzy im czasem całe sce-
ny komponowali i układali. Czasem na-
wet obyło się bez szopki, a wprost tylko
była papierowa gwiazda obracająca się, ze
światłem w środku, ale śpiewki starczyły
za lalki i wszelkie inne szopkowe ozdoby,
i było co buchać, choćby przez godzinę
całą. Duch ludowy wiał tam z każdej
strofki, z każdego wyrazu. Dzisiaj zmie-
niły się rzeczy: tych kompozytorów szop-
kowych nie stało już, nie wiedzieć gdzie
się podzieli, dość że przepadli jak kamień
w wodę. Jeszcze tam po wsiach zachowa-
ją się w części dawne tradycje, ale w mia-
stach szopka zupełnie inny przybrała po-
zór. Szczególniej w Warszawie ani już po-
znasz dawnego widowiska. Obuosiciele
szopki porobili sobie jakieś teatrzyki z kur-
tynami, ze zmianą dekoracyii maszynerją.
Czasem nawet muzykę wodzą z sobą, bez
której obywało się dawniej. Po prześpie-
waniu jednej albo dwu kolęd, które jesz-
cze dawnym idą trybem, podnosi się kor-
tyna, i ukazują się oczom widzów sceny,
psrodjowane wprost z teatru Rozmaitości,
albo wzięte z pierwszej lepszej książki,
która wpadła w ręce właścicielom szopki.
Jakiś zbójca z panną, która go się prosi
o życie, jakieś wesele krakowskie i biedny
rybak z dobrze znanemi śpiewkami, które
niegdyś po całej Warszawie obiegły, i dru-
ciarz, który śpiewa piosnkę wyjętą z No-
worocznika pani K**, i Bóg wie nie co
jeszcze. A za każdą nową sceną kurtyna
zapada i dzwonek donosi o zmianie doko-
racyi. Tylko niema dawnych śpiewek i
owych wszystkich narodów, począwszy od
pasterzy ze swoją trzodą, aż do kusego
Węgra z olejkami i sławną pomadą, któ-
rzy przydhodzili się pokłonić Panu Jezu-
sowi. Król Herod pozostał także, ale przy-
wdział na siebie strój z króla czerwiennego
kopjowany. Jego marszałek dwora wystę-
puje ze złotym puklerzem i dzidą; śmierć
wprawdzie przychodzi po staremu ścinać
głowę, ale za to djabet nie wyłazi, jak da-
wniej, z pod ziemi, ale spuszcza się z sufi-
tu, by porwać swoją ofiarę, i unosi Hero-
da w powietrze, przyczem kurtyna zapada.
Jeden tylko obraz pozostał z dawnej prze-
szłości, chociaż i tak uległ już zmianie nie-
jakiej. Dawniej wychodził dziad z torbą,
prosty dziad, podobny do tych, którzy nie-
gdyś siadali przy kościołach. Dziad ten
dbyGoot^le
miewał na pogotowiu zapas różnych pio-
snek, któie także jaż po części zaginęły:
jeżeli ma datek rzncony w torbę wydawał
się zbytszczupłym, potrząsał rękoma i bro-
dą, a poczynić nową piosnkę, aż dopóki
nie przydano jakich kilka groszy. Dziad
dawny pozostał wprawdzie u niektórych
stronników starego systematu, których
bardzo niewieln jawi się po mieście, i zale-
dwie po ubocznych odważają się pokazy-
wać ulicach, tak silny wywarło na nich
nacisk owo współzawodnictwo dekoracyj-
ne i muzyczne; ale w szopkach ucywilizo-
wanych dziada zastąpił ksiądz kwestarz,
i chociaż zawsze on śpiewa piosnkę dzia-
dowską, strzeże się jednak dawnych
głupstw, które nie przystoją artystom, co
brali piosnki z teatru, przybór dekoracyj-
ny od malarza pokojowego, a figurki i ko-
stjumy do nich z handlów norymberskidi.
Nie wiem czy tam papry krakowskie, któ-
rych podobno plemię zastąpione już pra-
wie zostało zwyczajnymi wielkomiejskimi
ulicznikami, nie wiem czy te historyczne
papry zachowały dawne zwyczaje szopko-
we i tradycje starych piosnek, ale u nas
już ta tradycja zagasła prawie do szczętu.
Znaleźli się poeci, którzy zechcieli dla szop-
ki i szopkarzy osobne libretto napisać, a
potem rozpowszechnić je pomiędzy nimi,
Teofil Lenartowicz napisał nawet poema-
cik pod tytułem Szopka, chociaż mniej on
udatny od innych utworówtego ludowego
poety. Ale trudne to, bardzo trudne za-
danie. Lud najlepszym jest sędzią w rze-
czach, które fco bliżej obchodzą, a niełatwy
on w wyborze i rzadko co przyjmie i uzna
za swoje. Zdaje się, że najlepiejby było
zebrać szczątki z dawnych, prawdziwych
piosnek szopkowych, które jeszcze do nas
przetrwały, i ułożyć je w jedną cłJość. Ale
któż tego dokona? Któż oczyści to wszyst-
ko z tych napływowych elukubracyi, któ-
re, jak warstwa popiołów, ciągle jedna nad
drugą pokrywały rokrocznie biedneto ja-
sełkowe Herkulanum? W tych dawnych
kolędach i jasikach, jak we wszystkich
tego rodzaju utworach ludowych, widne
były dzieje biednego ludowego życia. Jak
to te Jontki, Bartki, Maćki i Kuby filozo-
fują tam z sobą i witają Dzieciątko nowo
narodzone, aż miło czasem posłuchać.
Szczere serca, szczere dusze. Ale znają
swoje wady, jak naprzykład ów Kuba,
któiy przyszedłszy do stajenki:
Dobył tak piętnego glosn barłniego,
At nię Jćzef etary przestraezrj od niego...
... Więc rz«cze mu Józef: Nie śpiewaj l&k pięknie,
Bo Eię Dziectąteczko twfgo śpiewu zlęknie...
Ale nic to, Kuba śpiewać umie za 4o
różne prześliczne piosneczki, choć czasem
za huczne; kiedy się nam tak dobra nowi-
na stf^a i wszyscy idą Fana powitać, po-
czciwy Kuba chociażśpiewemnraczy Dzie-
ciątko Boże. A że ma się śpiew nie udał,
no... to trudno, czem chata bogata tem
rada. Inni przynieśli barany, i zboże, i zgo-
ła nawet chleb już i kołacz gotowy, i ró-
żny dobytek, a zawsze z muzyką. Jak tam
im ona idzie, to idzie. Przekora Tomek
złoił skrzypki Bartkowi, jakże miały grać?
Ale dobra chęć była zawsze. Ale pomów-
my też co i o samem przedstawieniu. Jak-
żeż tam wybitnie występują i jaskrawo
malują się różne stany społeczeństwa, ró-
żne przywary i cnoty. Posłuchajcie no
tylko piosnki o tem biednem wilczysku.
Musiał ją jakiś zapamięt^y ludowy saty-
ryk układać, a w każdym razie był to
wróg kobiet, może jaki wiejski Sokrates,
któremu j uż żona na dobre dojadła, a zbra-
kło ma filozofa greckiego cierpliwości
i wyrozumienia.
O i patrzta, tam za górą wilczysko tańcuio!
... A czemiit to tak werala ta leiaa beatyja?
Widać Bię nie oceniła, kiedy tak wynija.
Ale niedługo tej radości i hasania,
przyszła kreska na Matyska.
Wilczysko się oieiiiło,
Na dól uszy opuściło,
Au', aii! au! au! cótein ja urobiło!
To cały dramat, albo raczej komedja,
w tych kilku wierszach. Nie bój się, wilku,
dbyGoot^le
335
Dzieciątko si^ narodziło, to na szczęście
dla wszech stworzeń, na poprawę dla zło-
śliwych, wi(jo i twoja 2oati opamięta się,
adobmcha i afolguje tobie. Histoija o Mat-
gorzatce, co caJe swoje życie przetańczyła
z hutanami, to jut wymysł nowszych cza-
sów; t&kich Małgorzatek nie było niegdyś
tutaj, dopiero kiedy niebo zachmurzyło
się trochę, zacz^y one hartem wyrastać,
jak pieczarki po niepogodzie. A oto znów
chłopki wstają i swarzą się, zaraz powsta-
wszy; pewnikiem kije i pięście będą nie-
długo w robocie; zwykle polska natura,
tradno zgodzić się na jedno, choćby w naj-
uroczystszej chwili. Ale jak się pobili, tak
się i godzą zaraz, bo to dobre i uCzciwe
serca; więc się całują, i ptaczą, i przepra-
szają wzajem. Będzie wielka hulanka.
Zabił Maciuś wieprzka, b mj o tern wientj;
Nie pójdziemy nigdzie, ai ki«jba«kę zjem;.
Kiełbaska na roinie, Bpiewajmjr pobolnle:
Hej kolęda, kolęda!
Będą więc pożywali dar Boży, ale i pie-
śni pobożne będą śpiewali przytem; bo to
nie sztuka zjeść, trzebaż za to dobro i Pa-
nu Bogu podziękować. Ale cóż tam ladzie,
nie dziwić się ludziom, co mają rozum, ale
tutaj i nieme bydlęta przeczuwają jakieś
wielkie szczęście dla siebie. Otnaprzyklad
nczy nas o tern króciuchna piosnka o kozie:
Tańcujie, Łozo, taiicuj, niebogo,
A da ci na«z pan półtora złotego,
A da ci nasz pan czerwonj ilotj,
I będziesz miała, koio, na l)ót7.
I słusznie, wszak to zima, śnieg wszę*
dzie zaległ pola, więc nawet i biednej ko-
zie nogi muszą marznąć. Nie skończyli-
byśmy, gdybyśmy chcieli tu z kolei prze-
chodzić wszystkie fazy jasełkowe. Więc
lepiej odrazu przystąpmy do króla Heroda,
bo to uwieńczenie dramatu, to jego sens
moralny. Król Herod to nasza dansema-
cabre, znany taniec śmierci średniowiecz-
nej, zawsze jeden i tenże sam wynik, hi-
storja dobrze znana. Nie lada to był mo-
carz, „miał on cały świat z gwiazdami pod
swojemi nogami"; więc się nie lękał nicze-
go, krom owego Dziecięcia, co to miało się
na Uchem sianie w żłobie narodzić. Ale
miał on jednak sposób i na to: — „Wołać
tu mi marszałka!' Przychodzi marsza-
łek.— „Niech mi będzie wszystko wysieka-
ne, wyrąbane, żadnego pardonu nie da-
wać". I w jednem mgnieniu oka sp^nio-
ny rozkaz. Ale Herodowi coś £le na sercu,
nieborak przeczuwa biedę swoją. Więc mu
się na Izy zbiera, a tymczasem słyszy
śpiew:
Dziś dzień, Herodtie, dziś dzień, Imgaczu,
Dziś dzień wesela, ale nie płaczu.
Jak słońce świeci w srebraystem kole.
Tak tj zlicz swo)e troflki i bóle.
Tak, zaprawdę, istny to wesela dzień;
ale nie tobie radować się, Herodzie. Otpa-
trzaj, przychodzi do ciebie śmierć, owa
imość JBsnokoścista. Napróżno będziesz jej
ofiarował i skarby twoje, i władzę, nawet
dotą koronę i djamentowe berło, ona tyl-
ko głowy twojej po£ąda. I padł Herod,
ów mocarz sławny, co to rozkazywał
wszystkim ludom świata, a djabeł przy-
chodzi po jego duszę, jako po swoją wła-
sność, oszczędzając marszałka, bo ten nic
nie winien, wszak on tylko rozkazy wy-
pełniał. A kiedy djabeł ów „zrodzony z oj-
ca kruka, z matki wrony" zabrał już tę
czarną herodową duszę i ulokował ją na
dobre w piekle, wraca znów na scenę, i
śmieje się, i tańczy, i hula po swojemu.
'A cz; wieta, ludzie, cz«^ ja się śmieję? '
Bo mi eię na świeoie teraz dobrze dzieje.
Zapewne, coó za krzywda djabłu? Al-
boż to mało teraz ludzi, którzy mu się za-
przedali i służbę mupokorną czynią? Przyj-
dzie jednak i na niego kres, i zgadnijcie
kto go zwalczy i odeśle napowrót do pie-
kła? Oto po prostu baba. Więc się skoń-
czyło wszystko, i tylko wychodzi dziad
chudzina.
Stary dziadek brodą chwieje,
Bo mu zimno przy kościele,
Żeby państwo dobrzy byli,
W kościele piec po^itawili.
dbyGoot^le
SZORB A.— SZPALER if.
Piec vr kościele postawić tmdno, ale
któżby chciał być tak nieczuły i iatowad
kilku groszy ąa zakąskę i rozgrzanie się
biednemu dziadzinie, który się za nas wszy-
stkich modli, a przebył ciężkie próby ży-
cia i tylko teraz o chwale Bożej myśli?
SzDrba, c z o r b a (z lurec. szoróa i czor-
ba) -polewka. Tłómacz Gwagnina pisze:
,Ifa łęku torba, sucharki, rzadko w święto
z skopowin% szorba".
Szorc, z niem. dtr ^cAurs— fartuch
przednik, zapaska. Bywał płócienny zwa*
ny szorst uchem, szewcki skóizany,
i żelazny w zbroi. Badny w XVI w. pisze:
„Pozszywali liście figowe, a poczynili sobie
szorce".
Szos, zniem.^i:A(U'j— podatek miejski,
płacony z domów. Szczerbicz w XVI w.
pisze: ^Ezemieślnicy szosy, stróżne i inne
podatki miejskie odprawują".
Szot (czyli Szkot, tak bowiem Szko-
tów w Polsce zwano) — walec szkocki, ta-
niec, który upowszechnił się w Polsce naj-
przód u warstw wyższych a potem przez
nie zapomniany, dochował się do naszych
czasów u ludu wiejskiego.
Szostak- Upowszechniona za Zygmun-
ta III nazwa monety, obejmującej w so-
bie 6 groszy srebrnych. 12 takich Szosta-
ków szło na talar.
Szpalery, z włos, spalliere. Tak nazy-
wano w ogrodach polskich aleje, niby ścia-
ny z drzew gęsto sadzonych, najczęściej
lip, a niekiedy grabów lub świerków, zwy-
kle proste, sad owocowy osłaniające, cza-
sem strzyżone. Szpalerami nazywano ró-
wnież opony, kołtryny i obicia ścian poko-
jowych: płócienne, malowane, skórzane,
papierowe, włóczkowe lub gobelinowe- W
pieśniach nabożnych Suszyckiego z roku
1697 znajdujemy:
N& długim haftują szpalerze
Herbowe Jana trzeciego pukletze.
W wieku XVI i XVII szpalernicy, koł-
tryniarze i tapicerowie stanowili jedno rze-
miosło, zawód i cech. "W r. 1591 byli w
Krakowie starszymi cechowymi Stanisław
Czarnczyk i Maciej Wilkocki, a roku
l.'i93 szpalernikowi Winceutemu Ziganto-
wi miasto za wezgłowia pozłociste do kró-
lewskiej izby odpuściło płacę od prawa
miejskiego i dało jeszcze 6 grzywien i 2
grosze. Wr. 1609 wspomniany jest w Kra-
kowie Piotr, szpalemik króla; około r. 1622
Wojciech Grodek, a r. 1623 JakóbLitwin-
kowicz, szpalernik, zost^ podstarezym ce-
chu malarskiego. Kołtryniarze wyrabiali
obicia czyli kołtryny, używając form rznię-
tych w drzewie gruszkowem, jaworowem
a nawet orzechowem do wytłaczania zło>
tem na skórach różnych wzorów, biorąc
motywy ze świata zwierzęcego i roślinne-
go. Adam Jarzemski, muzyk Władyrfawa
IV", opisuje lub wspomina wytworne obi-
cia w pałacu Kazanowskich, biskupa Za-
dzika, kanclerza Radziwiłła, wojew. krak.
Stanisł. Lubomirskiego i innych. Pani de
Guebriant, która przywiozła do Polski Ma-
rję G-onzagę, drugą żonę Władysława IV,
w opisie zamku królewskiego w Warsza-
wie twierdzi, że e% tam obicia najpiękniej-
sze w Europie. Były to niewątpliwie
słynne gobeliny po Zygmuncie Auguście,
przedstawiające cykl „potopu", znajdują-
ce się obecnie w Gatczynie. W Wilanowie
znajdują się piękne i pamiątkowe szpalery
po królu Janie III. W dawnych opisach
znajdujemy „muiy okryte starymi szpale-
rami, na których wydane były historje
Starego Testamentu lub historja Pana Je-
zusa*. Krasicki w Podstolim wspomina
„Szpalery niderlandzkiej jeszcze roboty".
W XVIII w. wyrabiano szpalery u Lubo-
mirskich w Łańcucie i w Biezdziatoe, wsi
niegdyś Romera na podgórzu karpackiem
(Kołaczkowski). Lud wiejski około Kra-
kowa dotąd zowie kołdrami obicia papie-
rowe na ścianach świetlic swoich przyle-
piane, z wyobrażeniem zwierząt, kwiatów
i t. d- Niedawno jeszcze włościanie we wsi
krakowskiej Bobrek wyrzynali formy, wy-
tłaczali, kolorowali i roznosili na sprzedaż
dbyGoot^le
SZPITALE.— SZPONTON.
337
po jarmarkach i odpustach, grubo wyro-
bione obrazki świętych.
Szpitale. W średniowiecznych kroni-
kaoh i doknment^ach naszych znajduje się
dażo wiadomości o zakładania i podtrzy-
mywania szpitali przez ludzi pobożnych.
Dlngosz powiada, że Iwo Odrowąż, biskup
krakowski (założyciel kościoła Panny Ma-
ryi), zaradzając niedoli abogich i nędza-
rzy, założył i zbudował r. 1223 we wsi
Frądniku szpital i przytidek dla chorych
i nieszczęśliwych, który przeniósł potem
do Krakowa. Przemysław, książę wielko-
polski, dokumentem z r. 1242 założył w
Gnieinie szpital dla templarjuszów, wkła-
dając na nich zarazem obowiązek utrzy-
mywania kilku niezamożnych uczniów,
Kóżne szczegóły o szpitalach polskich w
dawnych wiekach podaje Ernest Świeżaw-
ski w rozprawie swojej „Przyczynki do
dziejów medycyny" atr. 33. W Yolumi-
nach legum znajdują się wiadomości o szpi-
talach: w Trechtymirowie, Korczynie, Wie-
luniu, Lwowie, Radomska, Drohiczynie,
Warszawie, Wilnie, Tykocinie, Kolnie,
Kamieńcu Podolskim, Leżajsku, Ostrowiu
iKrasnem, „Szpitalami żołnierskimi" lab
.alumnatanu" nazywano domy schronie-
nia dla „żołnierzów okaleczonych" czyli
„ułomnego rycerstwa", t. j. inwalidów.
Taki szpital dla „żc^nierzów okaleczo-
nych' fundował w Warszawie król Stefan
(przerobiony później za Władysława lY
na cekhauz armaty koronnej, przy ul. Dłu-
giej) gdzie był jeszcze arsenał za Króle-
stwa Kongresowego, a później więzienie).
We Lwowie aa szpital żołnierski zapisał
dwór z gruntem Aleksander Zborowski,
a fundację tę potwierdził sejm w r. 1638.
Fundację szpitala żołnierskiego w Tykoci-
nie potwierdził sejm w r. 1633 (ob. Alu-
mnat, Eac. Starop. 1. 1., sir. 42). Szpital
„dla żołnierzów na u^udze Rzplitej poka-
leczonych" pozwolono fundowaó w Ka-
mieńcu Podolskim Michałowi Stanisław-
skiemu, wojew. kijowskiemu, ze wsi jego
EucTklopPdjn Itaropolsku, 1. IV.
dziedzicznych Hotozubińce i Kzeczyńce w
wojew. Fodolskiem r. 1667. Wogóle po-
stanowiono w r. 1655, iż „place, na któ^
rych szpitale zaRiadły, od wszelkich poda-
tków wolne byó mają" ( Vol. leg.TV ,i.^iGb),
Tu nadmienić musimy, że wszystkie szpi-
tale dawne nie były tem, czem są nowoży-
tne, t. j. zakładami przeznaczonymi wyłą-
cznie dla chorych. Szpital dawny był przy-
tułkiem, do którego garnęła się nędza pod
wszelkiemi postaciami i posiadał obok sal
dla chorych inne dla starców i biedaków.
Dotąd przy większej części kościołów pa-
raijalnych są domy dla dziadów i bab ko-
ścielnych, zwane tradycyjnie „szpitalami".
Założony w XVI w. staraniem ks. Piotra
Skargi szpital św. Łazarza w Warszawie
dopiero w XVIII w. z rozporządzenia mar-
szałka Franc. Bielińskiega przeznaczono
wyłącznie dla; chorych. Ks. Franc. Jezier-
ski za kr. Stani^awa Augusta tak pisze
o szpitalach: „Są drobnych fundacjówszpi-
tale po kraju, które osoby miejskiego sta-
nu na swoich własnych gruntach pofan-
dowali, częścią niektórzy dawni książęta,
biskupi i kapłani, a nakoniec szlachta dzie-
dzice dóbr, w których mieli parafjalne ko-
ścioły... Rzadkie miasto, aby wniem nie
było kościoła św. Ducha na przedmieściu,
te wszystkie kościoły są szpitalami, a te
szpitale są znowu inkorporowane do do-
chodów paraf jalnych. Była niezbyt dawno
wPolszcze Komisja wyznaczona do rozrzą-
dzenia szpitalów. Kie przystąpiła do sku-
tku, bo dobra szpitalów nie były dobrami
po-jezuickiemi."
Szponton. W piechocie polskiej XVIII
wieku oficerowie niżsi używali podczas peł-
nienia służby szpontonów czyli rodzaju
krótkiej piki -halabardy. Kitowiez tak opi-
suje oficera janczarów straży przybocznej
hetmańskiej za panowania Augusta III:
„w ręce prawej juka czyli szponton długi,
czarno farbowany, drewniany, o dwuch
konarach n wierzchu mosiężnych, pozła-
canych z dwoma dzwonkami takimiż".
dbyGoot^le
SZPOTAWY.— SZTURM AK.
Szpotawy — krzywonogi, kateruoga,
koślawy, iść szpotawo znaczy nakuli-
wać, fajtać nogą. Śpiczyński, podając rze-
komy sposób na zezowatośii, mówi: „To
tak dłago czynić masz, aż się oczy szpota-
we naprostują".
SzrotOwnIca. W tomie II naszej ency-
klopedyi w artykule Działo, podaliśmy
na str. 99 rysunki dwóch dział lwowskich
zr. 1529 i 1534, nazywając pierwsze moż-
dzierzem, a drugie tylko działem.
Już po wyjściu pomienionego tomu wyda-
na zostfJa (r. 1902) „Historja artyle-
ryi polskiej" Konstantego Górskiego,
gdzie ta same działa nazwane są S z r o t o-
wnicami, a dziejopis ten naszej artyle-
ryi tak o nich pisze: „Dwie z tych ostatnich
(t. j. szrotownic) przechowały się dotąd
w mazeam historyczuem przy archiwum
Lwowskiem. Obie są z żelaza lanego i ma-
ją uszy i czopy." Skąd powstała nazwa,
wyjaśnia to następujący ustęp z dzieła puł-
kownika O-órskiego: „Wiadomości o szro-
townicach w podręcznikach historyi są
dość ciemne. Ale w opisanych powyżej
nabijanie mogło się odhywaó w ten spo-
sób, że mając daną przestrzeń, jaką nabój
zajmować był powinien, wpędzano, po na-
sypaniu prochu, odpowiedniej wielkości
i kształtu szpuut drewniany, na który a-
kładał eię kamień i krzemień drobny, albo
żelazo siekane. Śrót ten przy wystrzale
rozlatywał się na wszystkie strony i mógł
razić nieprzyjaciela na niewielkiej tylko
odległości. Stąd wnosić należy, że szroto-
wnice takie mogły być używane jedynie
do obrony zamków i to w chwili kiedy nie-
przyjaciel sztorm przypuszczał."
Sztabsoflcer czyli oficer wyższy, t. j.:
pułkownik, major, podpułkownik czyli
szef bataljonu lab szwadronu. W epoce
Królestwa Kongresowego ( 18 1 5 — 1830) po
pułkowniku następowi stopień podpałko-
wnika, po nim zaś stopień majora. B. Gemb.
Sztakiety. Tak nazywano palisadę,
ostrokół, ok(^, sztachety obronne na wa-
łach grodowych i koło dawnych dworów.
Jabłonowski w „Pamiętnem uprowadze-
niu z Bukowiny" pisze: „Pójdę ochotnie
na szańc, na sztakiety".
Sztandar— proporzec jazdy. Chorągwie
duże, używane w piechocie, po kościołach
i przez cechy rzemieślnicze, noszone były
przez chorążych. CJhorągwie małe, uży-
wane przez jazdę, nazywano proporcami
lub sztandarami i te noszone były przez
propomików i sztandarowych. W ,Regu-
lamenie egzercerunku Kawaleryi Narodo-
wej" z r. 1786 znajdujemy (str. 63): „Sztan-
darowy ma stopień wyższy od towarzysza,
a zostaje pod komendą namiestnika; obo-
wiązany zawsze z sztandarem jeździć i
sztandaru, choćby i życie mi^ utracić, nie
opuszczać" (ob. Proporzec, £■«£:. ^y/ar
t. III, str. 120). Sięgając w daleką prze-
szłość słowiańską, znajdujemy u Thietma-
ra, że już w pierwszych latach XI stulecia
pogańscy Lutycy mieli chorągwie bojowe
\vexiUa\ na których wyobrażone były bó-
stwa, a pod r. 1017 biskup merseburski
zapisuje, że bogini lutycka, wyobrażona
na chorągwi, kamieniem przez pewnego
Niemca została przedziurawiona. Bogo-
wie poprzedzają ciągnące w 1005 r. na
wyprawę wojska lutyckie, a jak te bogi
wyglądały, doczytujemy się u tegoż kroni-
karza przy opisie Redgoszcza (dii stant
manufacłi,. galeis ałque loricis terribiUier
vesiiHJ. Były to więc postacie o kształtach
ludzkich.
Sztorf — w muzyce dętej wieku XVII
i XVIII rodzaj wielkiej piszczeli, jak po-
nłort, głuszący inne narzędzia, przy wiel-
kiej tylko muzyce wojskowej używany.
Na sztorcistów dobierano chłopów o sil-
nych płacach (Ł. Gołęb. „Gry i zabawy",
str. 221).
Sztukfarki hebanowe w urządzeniu
domowem wspomina M. Rej w „Żywocie
człowieka poczciwego" .
Szturmak—hełm czyli szyszak żelazny
dobrze podści&tauy, wkładany na głowę
dbyGoot^le
SZTURKICHAB.— SZUBIENICZKA..
przez Bztarmającycli do morów twierdzy,
ukaty z tak gmbej blachy, £eby nie mógł
byó przebity ani zmiażdżony rzuconym
z góry kamieniem. Sztunnakiem nazywano
tak2e strzelbę przy wylocie rozszerzoną.
W .Monitorze" z r. 1769 czytamy; ,Para
pistoletów, szturmak, obacb i barka na
ścianie wisiała'. W dawnej artyleryi pol-
skiej sztarmakiem nazywano takie petar-
dę czyli puszkę nabitą prochem do wysa-
dzania bram i murów fortecznych.
Sztarnichab — rodzaj hełmu przywdzie-
wanego niekiedy przez rycei-zy jadących
w kondukcie pogrzebowym królewskim.
Szuba- Mnchliński powiada, te po tu-
reoku dżuppa jest nazwą sukni krótkiej,
podbitej futrem z rękawami krótkimi, no-
szonej pod wielką szubą albo płaszczem.
Już od czasu wojen krzyżowych zaczęły
się upowszechniać na Zachodzie Europy
różne wschodnie nazwy przynoszonych ze
Wschodu drogą zdobyczy lub handlu ubio-
rów, tkanin i uzbrojeń. Stąd też z tureckie-
go diuppa powstało włoskie /i w//fl, franc.
jupe, polskie: szuba, szubka i jupka. No-
szone przez Polaków w zimie odwieczne
kożuchy baraniu, lisie, niedźwiedzie, wil-
cze, rysie i sobole, zwane lisiurami, niedż-
wiedniami, wilczurami i t. d., nie pokry-
wano pierwotnie niczem lub szarem su-
knem domowej roboty z wełny owiec pol-
skich, bo o tej barwie jako tradycyjnej
z przeszłości wspominają nieraz pisarze
polacy XVI w. Dopiero gdy możni zaczęli
na wzór szub tureckich pokrywać swoje
futra wzorzystym adamaszkiem, atłasem,
aksamitem, szkarłatem i t. d., przerobiono
i turecką nazwę d&uppy dla tych fnter na
polską szubę. Surowszy klimat wymagał
większych kołnierzy do podaoszenia w ra-
zie potrzeby, ale rycerze zostawiali krótkie
wschodnie rękawy dl a swobodnych ruchów
ręki. Panów naśladowała średnio -zamożna
szlachta, więc spotykamy w XVI w. szla-
chcica podlaskiego Stanisława Wojnę na
Wojnach, który musiał zadziwić swój po-
wiat jakąś niezwykłą szubą, skoro został
przezwany „szubą", a przezwisko to stało
się przydomkiem potomków i jego wsi dzie-
dzicznej (niedawno i Rszcze do nich należą-
cej) podzieó dzisiejszy. Szuba, zastosowana
do konnej jazdy, przesta na delję (z turec.
łelej, ob. Enc, Star. t. I, str. 312). Niewia-
sty nosiły futrzane szubki, półszubkiijup-
ki. Katarzyna z Lipowca Dydyńska w te-
stamencie z r. 1653 zapisała Annie Sie-
mieńskiej „szubkę czarną gronostajami
podszytą". Stryjkowski mówi o królu „w
hatłasowej szubce podbitej rysiami". Sta-
rowolski wspomina o .szubeczkach popie-
liczych'. Możni sprawiali dziatkom „szube-
czki adamaszkowe'. W sielance Gawiń-
skiego słyszymy;
Nb wai cztoniek strojów nie Esl^wa,
Oprócz co się gicrmakieni i szubą okryna.
Szubienica (z niem. schieben — szybo-
wać, bujać)— dwa stupy pionowe z trzecim
poziomym na wierzchu, który zwał się
szlemie (od szłom, hełm). Same nazwy
niemieckie mówią o £ródle pochodzenia,
które było wspólne ze wszystkimi przyrzą-
dami torturowymi w średniowiecznych
miastach niemieckich i zachodniej Euro-
pie wydoskonalonymi. Słowianie wieszali
złoczyńców wprost na gałęzi, stąd stare
polskie wyrażenia: „nagaląż, wart gałęzi',
a dopiero prawa niemieckie miejskie wpro-
wadziły budowanie szubienic na urząd,
takich, o jakich Pasek pisze w swych pa-
miętnikach: „bo cię nie minie drewno, któ-
reć pan krakowski (kasztelan krakowski)
fandnje, albo raczej grecka litera II." Ry-
siński zapisał stare przysłowie: „Nie miło
złodziejowi na szubienicę patrzyć". Lud
polski powtarza dotąd przysłowie: „Od
łyczka do rzemyczka, od rzemyczka do
koniczka, od koniczka na szubienicę'. Bir-
kowski pisze: „W rynku sznbienice budo-
wali, aby nieposłusznych wieszali'.
Szubieniczka — starodawna gra studen-
cka, do której kreśli się kredą figura, jak
na rysunku, podanym w t. II str. 48 niniej-
dbyGoot^le
340
SZUBRAlVCy.
azej Encyklopedyi. Jeden z grających pi-
sze kreski, a dmgi k^ka do 3-ch razy; pó-
źniej piBzą również, ale tylko zmazając
Bwe poprzednie. Kto pierwszy wzdłuż inb
wpoprzek, albo ukośnie astawil swoje trzy
znaki, wygrywał.
Szubrawcy. Towarzystwo literacko-
moralne w Wilnie, Ignacy Lachnicki, dr.
filoz., wydal w r. 1817 w tern mieście parę
numerków luźnego pisemka p. t. „Wiado-
mości brukowe", do którego dały powód
okoliczności i zdarzenia współczesne. Ka-
zimierz Kontrym nadf^ „AYiadomościom
brukowym" trwałość i kilkoletnie istnienie
(do r. 1822) przez zwożenie towarzystwa
literackiego .Szubrawców," do którego
należeli uczeni i obywatele litewscy, dbali
o poprawę moralną spółziomków i prosto-
wanie krzywycti pojęó. Wyszydzali rfe
nałogi i zakorzenione wady społeczne pię-
tnując dowcipem i szyderstwem: próżniac-
two, szulerkę, gnuśność, pieniactwo, nie-
ludzkośó, rozpustę, próżność, fraucuzczy-
znę i tym podobne skażenia charakteru
polskiego. Dla towarzystwa wydany był
„Kodeks Szubrawski" (przeważnie ułożo-
ny przez Kontryma. Członkowie przybie-
rali nazwiska z bajecznej mitologii litew-
skiej i niemi podpisywali swe prace. Mi-
chał Baliiiski {Auszlawis), strażnik łopaty
i porządku, opisał żartobliwym wierszem
początek i dzieje towarzystwa p. t. Mixtum
Chaos czyli Hisiorja Szubrawców w Tygo-
dniku Wileńskim r. 1819. Pierwszym pre-
zydentem towarzystwa był uczony dr. me-
dycyny Jakób Szymkiewicz {Perkunaś)-
Po jego zgonie wybrano sławnego Jędrze-
ja Śniadeckiego pod imieniem Soiwaros.
Główniej szy mi edonkami towarzystwa
byli: profesor uniwersytetu Leon Borow-
ski (Pcrgrubis), poeta Ignacy Szydłowski
( Gulut) i wielu innych. Piotr Chmielow-
ski ogłosił w Tygodnika Bustr. „Towarzy-
stwo Szubrawców i Jędrzej Saiadecki, za-
rys obyczajowo-literacki'', gdzie powiada:
„Przez lat 6 wydano tyleż tomów .Wiado-
mości brukowych" (1817 — 1822) i to jest
najważniejszy i najtrwalszy ślad dzi^alno-
ści Tow. O liczbie jego członków nic pe-
wnego nie wiemy. W .Pamiętniku war-
szawskim" z grudnia 18L7 roku znajduję
wiadomość, że wówczas liczba członków
miejskich i wiejskich wynosiła 80. Zdaje
się rzeczą prawodopodobną, że „Kode-
ksem* przepisana cyfra członków miej-
skich (40) zebrana się dosyć wcześnie i prze-
trwała aż do upadku Towarzystwa. Szło-
by więc nam głównie o liczbę rustyka-
nów, któraby nam mogła pokazać, jak
szeroko na prowincyi wpływ Szubraw-
ców praktycznie się rozpowszechnia], jak
wielkie uznanie ich myśli i dążenia znaj-
dowały wśród ogółu inteligencyi... Obec-
nie zadowolić się musimy ogólnemi wia-
domościami, powtarzanemi przez Baliń-
skiego i Kogalskiego, że Towarzystwo wy-
wierało wpływ znakomity, że pomimo nie-
chęci, jaką mu niektórzy okazywali, więk-
szość światłych ludzi była za niem i że
wpływ ten był bardzo zbawienny". Se-
weryn Goszczyński, jakkolwiek przyzna-
je, że „Wiadomości brukowe" były-pełne
zalet pod niektórymi względami, powia-
da przecież ironicznie, źe uderzały „raza-
mi naoślep, to w magnetyzm, to w piso-
wnię Felińskiego, to w tym podobne ob-
jawienia nowości". — „Łatwo zrozumieć^
pisze Chmielowski — dlaczego poecie nie
podobało się Towarzystwo krytyczne, wo-
jujące dzielnie dowcipem. Goszczyński
podzielał jedno ze złudzeń romantyzmu,
jakoby dowcip był wprost przeciwnym
poezyi, która powinna była malować tyl-
ko aczncia tkliwe lub potężne, wzruszać
i unosić czytelnika". W zakończeniu po-
wyższej wiadomości o Towarzystwie Szu-
brawców, dodać musimy naszą uwagę, że
gdyby inteligencja spt^eczeństwa polskie-
go miała w sobie więcej żywotności, to 6
roczników „Wiadomości brukowych", któ-
re niebawem stały się bibljograficzną
rzadkością, powinny były zostać przedru-
■yGoot^le
SZUCHALEJA.— SZWOLEŻEROWIE.
341
kowane w jednym dniym tomie, z obja-
śnieniami przez długo żyjących ogonków
Towarzystwa, którzy mnóstwo ciekawych
szczegółów unieśli z sobą do grobu na
zawsze.
Szuchateja — lódż obszerna w rodzaja
batn, mogąca pomieńcić kilkanaście do 30
osób, nżywana szczególniej na rzekach
piiiskicb. Wydawane w Wilnie „Wiado-
mości brakowe" (z r. 1818) opisnją humo-
rystycznie, jak sprawnik ziemski lab ase-
sor niższego sądu, nawykły do jeżdżenia
lądem z dzwonkiem » hołobli, żeby mn
wszyscy z drogi ustępowali, chcąc utrzy-
mać powagę swoją i na wodzie, przenosi
dzwonek i na szuchaleję, gdzie paląc lal-
kę trzyma za sznurek i sam dzwoni lob
każe kluczwójtowi, by, słysząc go z dale-
ka, wszelkie czółny przed nim umyk^y.
Szuplenle. Tak zwano na Żmudzi ka-
szę jęczmienną lub groch atarty, okraszo-
ne słoniną, a zwłaszcza wieprzowym ogo-
nem, n luda i drobnej szlachty żmadz-
kiej był zwyczaj, że gdy konkurentowi o
rękę panny chciano daó znak pomyślny,
zatykano w szapieniu kawałki ogona do
góry, jeśli zaś nadół były spuszczono, zna-
czyło, że żadnej nie może mieó nadziei,
tak samo jak w innych okolicach krają
czernina, arbuz lub wieniec grochowy.
Szurzy albo szarża — bratżony, dzie-
wierz, szwagier. Bielski w XVI w. pisze:
„Gdy Amurat miał szurzego w więzie-
niu, prosiła żona za bratem o łaskę". (Ob.
pokrewieństwa, £nc. Siar. tom IV,
str. 64).
Szustmana — strój niewieści wspomina-
ny w XVII w. przez Haura, mający zape-
wne jaldś'z wiązek z późniejszym s zustem
z czasów Saskich, także abiorem kobie-
cym. A była i gra w karty, zwana s z u-
etem.
SzustOkory bławatne wspominane są
w XVIII w. jako ubiór strojny niewieści.
Zdaje się, że nazwa ta jest spolszczeniem
francuskiej jusfe att corps.
Szwoleżerowie. Dekretem d. 6 kwietnia
1807 roku ces, Napoleon utworzył pułk
gwardyi swojej, mający się składać z Po-
laków klas wyższych. Nazwa pułku po
francusku brzmiała /-*■ Regiment de chc-
vau-iigers{polonais) de la Gardę Zmptfrialcy
po polsku: ,pułk lekkokonny polski gwar-
dyi". Od r. 1809 pułk ten otrzymał lance
i z tego powoda do wyrazu chez'au-l^gers
dodany został wyraz lanciers czyli ułani.
Pnlk ten ułanów gwardyi odznacz^ się
świetnie we wszystkich kompanjach cesar-
stwa. Jego wiekopomny atak pod Somo-
sierra w Hiszpanii, który był pierwszym
czynem wojennym pułku, przytaczany
jest w szkołach wojskowych jako wzór
męstwa. Pomimo, iż pułk ten liczył się
w wojska francaskiem, był na żołdzie tego
paAstwa i ożywał komendy francnskiej,
jednakowoż zachow^ w zupełności uczu-
cia narodowe. Jako widomy znak tego
duży zachowany dotąd proporczyk praw-
dopodobnie noszony przy pułkownika (fa-
nion du colonel). Napisy na prawej stro-
nie eą następujące: „N wybawiciel— Polk
lekko-konny-polski — przy boka — Napole-
ona Wielkiego" z boku równolegle do
drzewca „Znak zwycięstwa". Napisy i zna-
ki po lewej stronie: przy drzewcu z boku
„Znamię Polaka", pośrodku orzeł polski
na tle gwiazdy karmazynowej o 6 promie-
niach; napisy na promieniach: „Honor,
Ojczyzna, Rząd, Prawo, Cnota, Własność",
wokoło gwiazdy zaś: „Odwaga, męstwo,
karność. Poświęcenie, pojednanie, stałość.
Posłuszeństwo, gorliwość, wierność. O-
świecenie, praca, skromność. Czułość, spra-
wiedliwość, ludzkość. Staranność, oszczę-
dność, przezorność". W r. 1899 wyssdo
obszerne dzieło pod tytułem: „Źródła do
historyi pałku polskiego lekko-konnego
Gwardyi Napoleona I", wydiJ A. Hembow -
ski. Jako dopełnienie podajemy ta niezna-
ny dekret formacyjny pnłkn z oryginału
francuskiego w tłómaczeniu polskie m:
„W obozie naszym cesarskim w Fin-
dbyGoot^le
342
SZWOLEŻEROWIE.
kenstain d, 6 kwietnia 1807: Napoleon, ce-
sarz FraDCuzów i król włoski, postanowili-
śmy i stanowimy co następuje: Arl. i-y-
Utworzony będzie połk Lekko-konny pol-
ski gwardyi. Art. z-gi. Patk ten składać
się będzie z czterech szwadronów, każdy
o dwuch kompanjach. Art. j-ci. Każda
kompanja składać się będzie z jednego ka-
pitana, dwuch poruczników lej klasy,
dwuch poruczników 2-ej klasy, jednego
wachmistrza szefa, sześciu wachmistrzów,
jednego furjera, dziesięciu brygadjerów,
dziewięćdziesiąt siedmiu szwoleżerów,
trzech trębaczy, dwuch kowali. Art. 4-ty.
Sztab pułku będzie złożony: z jednego puł-
kownika dowódzcy, dwudh majorów irau'
cuzów wziętych z gwardyi, czterech sze-
fów szwadronu, jednego kwatermistrza
podskarbiego, jednego Icapitana instruktO'
r a wziętego z gwardyi, dwuch adjutan
tów majorów wziętych z gwardyi, czterech
podadjutantów majorów wziętych z po-
między Polaków, co służyli w legjonach
we Francyi, jednego podchorążego sztan-
darowego, z czterech oficerów zdrowiai
z których dwuch 1-ej klasy, a dwuch 2-ej
lab 3-ej klasy, jednego podinstruktora w
randze wacbmistrza-szefa, jednego artysty
konowała, dwuch pomocników artystów
konowałów, jednego sztabs - trębacza,
dwuch trębaczy brygadjerów, jedaego
majstra krawca, jedaego majstra rajtnżni-
ka, jednego majstra szewca, jednego pusz-
karza, jednego siodlarza, jednego płatne-
rza, dwuch kowali. A rt. ^-ty. Żeby
być przyjętym do korpusu szwoleżerów,
trzeba być właścicielem lub synem wła-
ściciela, nio mieć mniej lat 18-tn, a nie
więcej nad 40 lat wieku i opatrayć się
własnym kosztem w konia, mundur, w
1'zęd i ryasztunek kompletny, stosownie do
wydanego wzoru; co się zaś tyczy osób,
któreby nie były w stanie sprawić sobie
zaraz konia, munduru, rzędu i rynsztun-
ku, tym dana będzie zaliczka. Koń bę-
dzie mieć miary 4 stóp i 9 cali najwięcej.
a 4 stóp i 6 cali najmniej. Art. 6-ty. Szwo-
leżerowie gwardyi polskiej będą mieli tę
samą pracę co strzelcy konni gwardyi.
Pobierać będą żywność, furaże i będą
mieć massy, stosownie do taryiy oznaczo-
nej przez pułkownika generalnego, do-
wódzcę całej jazdy gwardyi. Art. 7. Koszt
pierwszego ekwipowania, jaki będzie zali-
czony przez Radę administracyjną tym,
coby nie mieli dostatecznych funduszów
własnych, potrącany będzie aż do umo-
rzenia z żołdu, licząc po 15 soldów dzien-
nie. Art. Z. Rada administracyjna, ra-
chunkowość, rejestra, urządzone będą w
taki sam sposób jak w innych pułkach
gwardyi konnej. Arl. g. Osoby, chcące
się zaciągnąć do szwoleżerów gwardyi,
mają się przedstawiać bezzwłocznie księciu
Poniatowskiemu, dyrektorowi wydziału
wojny, przed którym usprawiedliwią się
z przymiotów i warunków wymaganych
w artykule 5-ym. Następnie przedstawią
się majorowi wyznaczonemu do organiza-
cyi pułku, który zrobiwszy ich przegląd,
wcieli takowych do pułku i zapisze w kon-
trolę ich wiek, rysopis, kraj, z którego są
rodem, nazwisko ojca i matki. Kontrola
ta podaną nam będzie do naszego podpi-
su. Art. 10. Nasz major generalny, mi-
nister wojny, ma sobie poleconem wyko-
nanie tego naszego dekretu". Pułkowni-
kiem i nominalnym dowódzcą pułku był
generał Wincenty Krasiński. B. Gemb.
Szyb albo szaszor — dawna nazwa
latawca klejonego zwykle w kształcie or-
ła przez chłopców do puszczania na cien-
kim sznurku w powietrze.
Szychtuch — tkanina z szychu czyli
lama fałszywa, naśladowana.
Szymel albo koń biały — gra staro-
dawna w karty i kosteczki. Są w niej 4
„matedory", jeździec czyli szymel, młot,
kowadło, 4 dzwona i kawiarnia.
Szyndem, szyndowaniem (zniem. schrii-
deTi) nazywano obdzierstwa i zdzierstwa.
W rotach przysiąg sądowych z XrV i XV
dbyGoot^le
SZYP.— SPICHLERZ.
wieku czytamy o szyndzia, więc np. w
T. 1391 przysięga jeden „jako Jan z 0-a-
włowic uieszyndowal Mikołaja Smoka na
dobrowolnej drodze". Inny przysięga w
r. 1404, „jakom Macieja nie szyndował z
swym pomocnikiem żadnym". Jeszcze
r. 1558 skarią posłowie na sejmie, że pa-
nowie solnicy, szukając soli, „domy i skrzy-
nie im Bzyndnją", a M. Bielski przest^e-
ga, że kobiety rozszyndują prostakom ka-
lety {Briickner).
SiyPi szypik (z czesk. szip) — strzała.
Wargocki pisze: .Ugodzony z kuszy szy-
pem na wylot, upadł i umarł" lub: „Na
takim miejscu stawił wojsko, skąd już
mógł szypem (strzałami) dosiągnąć obozu
nieprzy j aci el ski ego ^ .
Szyposz, s i p o s z — piszczałka i grają-
cy na niej piszczek. Zimorowicz pisze w
sielankach: .Szyposze wielogłośne i rogi
myśliwe". Wyraz przyjęty od Węgrów,
gdy od czasów Stefana Batorego zaczęto
w Polsce naśladować ubiory i niektóre u-
rządzenia wojskowo węgierskie.
Szyptucll — tkanina, sprowadzana z za-
granicy postawami. Linde zapewnia, że
była gruba i robiono z niej żagle (?).
Szysz — wolontarjusz w czasie wojny.
W djarjuszu wojny z r. 1633 czytamy:
„nasi pachołkowie wojskowi gva.%partim
od szysz ów, partim od czat nieprzyja-
cielskich^ .
Szyszak — kapalin (ob.), łebka, hełm,
żelazna wysoka przyłbica.
Szyszowie, szysze, awanturnicy woj-
skowi. Naruszewicz w dziele o Chodkie-
wiczu pisze: „Wszystkie gościńce Moskwa
osadziła gęstymi szyszami".
Scibor, imię starożytne u Polaków, po-
chodzące, jak się zdaje, od imienia Czci-
b o r, Święć i bor, S want obór. Ob. Imio-
na staro-polskie {Enc. Starop. tom II,
str.264).
ściennik, ościennik — sąsiad grani-
czący dobrami; ścienne kopce były to
kopce graniczne, ale nie narożne, tylko
wzdłuż ściany granicznej, wspólnie dla o-
bu ścienników usypane. Scienniklem lub
ścianą zwano także 40 pasm przędziwa
Ślubem zawiązać. Bielski w Kronice
pod r. 1638 pisze: „Spożywano na Sejm
kilka osób przedniejszych z szlachty, któ-
re miano za herszty zaburzenia lwowskie-
go i byli slabem o to związani". W kon-
stytucyi z r. 1609 powiedziano: „Rotmi-
strzowie obwinionych towarzyszów ślu-
bem, zawiązaó, a pacholików dotrzymać
mają". Wyrażenia tego nie rozumiemy
dość jasno.
Śffliat lub śniat — pień z pszczelami
czyli ul dziany, umieszczony na rusztowa-
nia, które zowie się stań przy drzewie
bartnem.
Śmigownica. Działo z tyłu nabijane,
będące pierwowzorem przyszłej broni od-
tylcowej. W cekauzie tykocińskim za
Zygmunta Augusta znajdowało się 3 śmi-
gownice. Smigownice w czasie wojny wo-
żono po kilka na jeduyrn wozie a obsługi-
wał zwykle kaidy taki wóz jeden pasz-
karz. Do celowania smigownice musiały
stać wpoprzek wozu i odbywać dwa obro-
ty, jeden w kierunku płaszczyzny piono-
wej, a drugi w prawo i w lewo (Górskie-
go .Historja artyleryi polskiej" str. 59,
83 i 84). W wieku XVIII Paprocki pisze,
że „armaty od 10, 8 i 7 funtów zowią śmi-
gownicami". Jakubowski zaś mówi o nich:
.Smigownice albo węże". Wójcicki nie
przytacza iródła, na zasadzie którego
twierdzi, że smigownice ostatni raz były
użyte za Kościuszki.
Spichlerz, spichrz (z niem. i łaciny
Spicker, Speicher), po polsku: żytnica,
sół, solek — budynek przeznaczony do
zsypywania zboża. Mączyński w słowni-
ku swoim z r. 1564 pisze: „Sól, granarium,
szpichlerz, gdzie żyto zsypują". Długosz
podaje, że w r. 1225 ks. Władydaw, syn
Ottona, czyli Odonicz popalił w Miedźwie-
dziu wielkopolskim spichrze książęce swe-
dbyGoot^le
344
go stryja Wladysła-
■w a Ijaskonogiego
czyli wielkiego. Gdy
zboże stron label-
skich przeznaczone
do spławu wywożo-
no do Kazimierza,
pobudowano tam
nad Wisłą kilkana-
ście spichlerzy, z
których dwa przed-
stawiamy ta pod-
ług rysnnku An-
driollego. Drugi ry-
sunek tego£ mala-
rza jest widokiem
starego Spichlerza
w Sandomierzu.
Trzeci rysunek
przedstawia staro*
dawny spichlerz dre-
wniany, który stał
niegdyś na podwó-
rzn klasztoru pp.
norbertanek kra-
kowskich na Zwie-
rzyńcu, w r. 1878
rozebrany i przenie-
siony do wsi Lubo-
rzycy w Królestwie
Polskiem. Wogóle
rysunków spichle-
rzy drewnianych
polskich z w. XVI
— XVIII zebrali-
śmy jeszcze znaczną
ilośó, których pomie-
szczenie nastąpi w
zamierzonem przez
nas wydaniu osob-
nego dzieła o budo-
wnictwie drewnia-
nem dawnej Polski.
Śpiia (od Speise)
w staropolszczyżnie
znaczyła 2ywnoś<!,
Stare epirhlerze w Kaziinjerzu iind Wisłą.
Stary spichlerz w Saadouierzu nad Wiiilu.
dbyGoot^le
Śpiuhlerz z klaiztoni pp. norbcnonck krakowskicli na Zwierzyńcu.
spiiowBĆ albo piców ać t.j. w ży\i~-
nośó obficie opatrowaó.
Spiżarnia. Ł. Gołębiowski powiada
{„Domy i dwory" "Warszawa, r. 1830), że
kucharz czy kucharka znaleźć powinni
spiżarnię (polską) dobrze opatrzoną w mą-
ki: gryzową, razową czyli śrótową dla cze-
ladzi; pszenną we trzech gatunkach: po-
ślednią, średnią i najcieńszą, która „t^^-
rymoncką" się zowie; praitoną, przypieka-
ną, jęczmienną, owsianą, hreczaną, pod-
krapną; grace czyli kaszy rozmaite; dalej
w omastę, jako to: masło, słoninę, smalec,
bnljon, mięsiwa, drób', zwierzynę, warzy-
wa, jaja, nabiały, korzenie, grzyby. Jak by-
ły we wszystko bogate spiżarnie panów
naszych, za dowód posłużyć może nastę-
pująca anegdota. GWy król Władysław IV
z mrzonką Cecylją Renatą i licznym dwo-
rem był u Kazimierza Lwa Sapiehy w
Hożauie, i dość długo zabawił, mając wy-
jeżdżać, rzekł żartem: „objedliśmy pod-
kanclerzego, czas wyjeżdżać". Gospo-
darz zaprosił wówczas króla do spiżami
i 3-piętrowych sklepów, które obejrzaw-
szy król, zdziwiony obfitością zapasów,
przydał: „ mybyśmy podkanclerzego i przez
cały rok nie objedli". W wielkich spiżar-
niach pańskich wisiały na drągach kuro-
patwy i iane ptactwo dzikie, na marmu-
rach leżało mięsiwo, na szubienicy, w sie-
niach kuchennych, wisiały dziki, łosie, je-
lenie, samy do dalszego użycia, wypatro-
szone i napchane jałowcem. Rodziny zie-
mian polskich, nie znosząc dawniej miesz-
kania w mieście ani zagranicą, miewały
spiżarnie obficie zagospodarowane przez
same panie, które też po dworach szlache-
ckich wszystko same z pod klucza swego
wydawały, mając tylko „dworkę" do po-
mocy w domowem gospodarstwie, którą
później nazywano „szafarką". Po dwo-
rach większych obroki, mąki, krupy, okra-
sy*piwo, żelazo, miał pod swoim kluczem
w oddzielnym lamusie i wydawał .sza-
farz", apteczką zaś zawiadywała „panna
dbyGoot^le
346
ŚREDZKIE PRAWO.— Ś WIEŚĆ.
apteczkowa" (ob. Apteczka domowa,
Enc. Siar. 1. 1, str. 57).
Średzkia prawo. Czaoki powiada, że
w mieście wielkopolakiem Środa byto w
sredaich wiekach zapewne najpierwej
wprowadzone prawo niemieckie czyli sa-
skie, skoro się w tej części kraju nazywało
„prawem śrzedzkiem*,/Mj Szrodense.
Środopoicia ob.PóIpoście.
Świadeczny lubodprawny list. Pra-
wo z r. 1628 stanowiło, iż tych, którzy
bez listów świadecznych hetmana
albo pułkowników, rotmistrzów, porucz-
ników z wojska pruskiego i litewskiego
pouciekali, nikt przyjmować nie ma, i ow-
szem łapać i do grodów pobliższych, albo
do wojska odsyłaó ich mają. A ktoby ich
imać i wydawać ni© dopuścił, podlegał
karze 500 marek (ob. Pasporty, Enc.
Star. i. m, 6tr. 325).
Świadek. W prawodawstwach średnio-
wiecznej Kuropy istniał rodzaj świadków
a raczej poręczycieli, którzy nie przysię-
gali na to, co widzieli, ale na to, \t wierzą
święcie, 2e obwiniony nie spełnił zarzuco-
nego mu przestępstwa, czyli zaprzysięgali
jego niewinność. Kęczyciele podobni zwa-
li się spółzaprzyaiężeami (consacramenła-
les, conjuratores) i przyjmowani byli w
niektórych przypadkach aż do XVIII w.
w Polsce. Statut Litewski zastrzega! wy-
raźnie, że świadczyć nie mogą: 1) o zbro-
dnię gardłową posądzeni; 2) słudzy i pod-
dani przeciw panu; 3) szaleui; 4) wspólni-
cy występków; o) baaoici. Nadto tenże
statut wymagał, aby byli clirześcijanami
czyniąc wyjątek tylko dla Tatarów, pozo.
stających w służbie królewskiej. Żydzi
mogli być świadkami tylko w sprawach
pomiędzy wyznawcami ich religii. Swo-
im porządkiem byli i świadkowie na wzór
dzisiejszych, którzy przysięgali w sądzie
przed zeznaniem na to, że powiedz- pra-
wdę, co widzieli lub słyszeli. Statut Li-
tewski powszechnie na 3 świadkach prze-
stawał, a gdy ich było 2, wówczas strona
sama winna była ich swoją przysięgą we-
sprzeć. Świadków w charakterze porę-
czycieli, t. j. spółzaprzysiężców, wymaga-
no zawsze większej liczby, bo od 6 do 20.
ŚwIebodziAskle sukno lub świebodz-
kie (u Lindego i w instruktarzu celnym
lit. mylnie nazwane świchodziAskiem), wy-
rabiane już w XVI w. w Świebodzynie
wielkopolskim.
Świekierob. Pokrewieństwa (.£'«c.
Starop. t. IV. str. 63).
Swiapiat, świepiot — drzewo z wy-
próchniała dziuplą, w której osiadły same
pszczoły .borówki". fStatat Litewski mó-
wi: „Ktoby świepiet umyślnie w czyim
lesie porąbał i miód wybrał, ma za to
sześć rubli groszy zapłacić". "W 59-ym
artykule prawa bartnego z r. 1616 dla sta-
rostwa Łomżyńskiego na Mazowszu czy-
tamy: .Szwiepiotami zowią pszczoły, któ-
re same siadają w drzewa stare niedziaue
wypróchniałe w lasach i też w borach".
Świarczatka ob. Skartabell {Enc.
Jtóro/.t. IV, str.213).
świerzopa, świerzepa, Świerże-
pica — tak w staropolszczyżnie zowie się
klacz. Bielski w XVI w. pisze: „Klacze
abo św^erzepę, na którą ku potrzebie wsia-
deJ przeciw nieprzyjacielowi, kazał wo-
dzie pod dekiem złotoglowowym", Doro-
hostajski w Hippice objaśnia, że »koń rża-
niem długim znaczy pożądanie świerzo-
py". Statut Litewski za konie stracone
naznacza: „Cena koniom roboczym domo-
rosłym: za konia abo za świerzopę dwie
kopy groszy; za trzeciaka (trzylatka) źrze-
bca od roboczych świerzop dwie kopy gro-
szy, za trzeciaczkę świerzopę dwie kopy.
Pograbienie (zajęcie ze szkody) stada świe-
rzopiego: gdy dzierżący to stado żrzebca
(ogiera) abo świerzopę umorzył, nawiąz-
ka żrzebca ośm kop groszy, za świerzopę
cztery". Po śmierci męża „stado świerzo-
pie, bydło dworne przy wdowie zostają"
(Statut Lit.).
ŚwieśĆ ob. Pokrewieństwa.
dbyGoot^le
ŚWIETLICA. — ŚWIĘCONE.
347
świstlica — izba główna w domu, na-
zwana tak od tego, że bywaJa najwidniej-
sza. Świetliczką, (na Podlasia dwiotelką
i świetołk^) lud nazywa izdebkę małą
wprost sieni. Stryjkowski w XVI wieku
pisze: „Widziałem w Bukorestu obraz Ste-
fana, wojewody wołoskiego, na murze w
świetlicy hospodarskiej pokojowej".
Święcona. Uroczyście naród polski ob-
chodził Boże Narodzenie, Wielkanoc i Zie-
lone Świątki, ale najuroczyaciejWielkanoc.
W Wielką Sobotę ka[^an poświęcał wy-
czekiwaną po długim i surowym poście
obfitą mięsną zastawę świąteczną. G-dy
przybył do dworu wiejskiego, cała wieś
zaosiła święcone w kobiałkach podesła-
nych bifJymi ręcznikami i ustawiała w
półkole na ziemi, w pośrodkn zaś ceber
z wodą. Kapłan poświęcał wodę i jadło,
które odtąd przybierało nazwę „święco-
nego". Wodę rozbierano do wszystkich
domów we flaszki a resztę wylewano do
studni. Potem kapłan święcił we dworze
święcone gospodarza. W dawnych cza-
sach po rezurekcyi o północy dzielono się
jajkiem, dziś rozpoczynają od tego jadło
zimne w dniu świątecznyia. W dniu tym
przy stole spotkawszy się, najzawziętsi nie-
przyjaciele podawali sobie dłonie na znak
pojednania i przebaczali nawzajem. Ł. Qo-
lębiowski pisze w b-cim lat dziesiątku XIX
wieku: „Uginają się i teraz stoły pod cię-
żarem szynek, mięsiw, jaj, kiełbas, plac-
ków, mazurków, Rzadko już gdzie dają
się widzieó starożytne kołacze, obertuchy,
jajeczniki. Jakaż radośó, kiedy się uda-
ły ciasta, smutek w przeciwnym razie. Są
ciasta parzone, baby petynetowe, dla rów-
ności dziurek tak nazwane. Po miastach
bogatsi cukiomicze zastawiają ciasta, lu-
krowaniem ozdobne, baby migdałowe,
z razowego chleba, z ciasta białego, różo-
wego lub ciemnego, torty królewskie i t,p.
Najokazalsze w Warszawie bywa święco-
ne u pp. Zamojskich, u namiestnika, pre-
zydenta miasta, marszałka dworu; wszę-
dzie staropolskiej gościnności są miłą pa-
miątką i oznaką". Gdy za wojen napo-
leońskich wojownicy polscy w Hiszpanii
na Wielkanoc święcone za.stawili, aby
przypomnieć sobie ukochaną rodzinę i zie-
mię ojczystą, księża hiszpańscy mieli tru-
dność w znalezieniu odpowiedniej modli-
twy do poświęcenia a lud zaproszony do
dzielenia się jajkiem podziwiał pobożność
i gościnność Polaków. Na Rusi Czerwo-
nej —powiada Wójcicki — gospodynie wy-
sadzają się, aby baby wyrastaiy jak naj-
Święcenie święconego na Wielkanoc podług minia-
tury w Pontyfiksle Erazma Ciołka na początku
XVI wieku.
wyżej i odznaczały się lekkością. Ani Wój-
Icki ani Gołębiowski nie wspominają, że
iasta wielkanocne od wieków nie mogły
ię obejść bez szafranu, który nietylko na-
dawał im żółtą barwę, ale — jak utrzymy-
wano— i rozweselał, a były to święta zaw-
sze wesołe, bo zbierała się na nie do o-
guisk domowych bliższa i dalsza rodzina,
a zwłaszcza ci, którzy własnych domów
i ognisk nie mieli, gościnnie i serdecznie
byli przez bogatszych krewnych przyjmo-
wani. Wśród pięknych miniatur, ozda-
biających Pontyflkał Erazma Ciołka z
z pierwszych lat XVI w., znajdujemy ce-
remonję święcenia jadła złożonego z pie-
czonych prosiąt i strucli. Kropidło, talerz
dbyGoot^le
ŚWIĘTOPIETRZK
Z wodą—wszystko jakby dzisiaj, cboó ob-
raz piąty wiek swej starości zaczyna.
Świętopietrze — nazwa pobożnej dani-
ny dla Stolicy Apostolskiej na budowę
kościoła Św. Piotra i światło u groba tego
apostoła. Czechy, Węgry, Hiszpanja, An-
glja i Szwecja w średnich wiekach płaciły
tę ofiarę H^ymowi corocznie. Polska tak
nazwany później grosz Św. Piotra opłaca-
ła już za Bolesława Chrobrego, ale niere-
gnlamie, co Boleriaw usprawiedliwiał za-
sadzkami, przez cesarza Henryka II na
drodze do Rzymu czynionemi. Potem
nastąpiła dtutsza przerwa, bo o wprowa-
dzenia świętopietrza przez Kazimierza I
(wnnka Chrobrego) w r. 1045 wspomina
OaJlus jak o rzeczy nowej. Kadłabek o
świętopietrzu nic nie pisze. Bogofał na-
zywa ten pieniądz denarem {denarium).
Dlagosz powtarza znaną legendę, że gdy
posłowie polscy ndali się do klasztom klu-
niackiego we Francyi, aby zaprosić na
tron polaki królewicza Kazimierza, który
jakoby postanowił zostać tam mnichem,
a z Klttniakn pojechali do Rzymn prosić
Ojca świętego, aby zwolnił królewicza od
slabów, Benedykt IX, wy dncha wszy proś-
by Polaków, przychylił się do niej pod
warunkiem, aby Królestwo Polskie płaci-
ło corocznie świętemu Piotrowi od każdej
głowy stanu nierycerskiego po jednym
pieniądza [usuałem numum\ nadto, 2e Po-
lacy nie będą odtąd zapuszczać włosów
zwyczajem barbarzyńskim, ale postrzy-
gać głowy z odłdonieniem uszu, na wzór
innych narodów katolickich, a w znacz-
niejsze święta przewieszać na sobie białe
chustki lniane nakształt stnty. Odtąd, jak
twierdzi Długosz (piszący w 4 wieki po-
tem), szlachta polska zaczęta podgalać
głowy na wzór zakonników, a nikomu nie
godziło się naruszać granic królestwa, w
którem opłata Świętopietrza oznaczała
prawe ziemie Polski. W XIV wieku Pol-
skę połączono w poborze świętopietrza ra-
zem z Danją, Szwecją i Norwegją. Roku
1386 poborcą generalnym na 3 lata w Pol-
sce został biskup poznański Dobrogost
i ten zaraz wyznaczył z ramienia swego
10 u pod poborco w, t.j. tylu, ile było wów-
czas w Polsce djecezyi. Z powodu wojen
i nieurodzajów nieraz opłata świętopie-
trza ulegała opóżoieniu i przerwom, a lu-
bo nie przedstawiała nigdy suci znacz-
niejszych, Polacy uważali ją za uciążliwą.
Zygmunt I wyjednał u Leona X, iż do-
chód ze świętopietrza przeznaczony został
z woli papieża na poprawę zamku w Ka-
mieńcu Podolskim, który uważany był za
przedmurze przeciw potędze tureckiej. U-
stępstwo powyższe ponawiali papieże co
lat 10, aż Czamkowski wyjednał ustąpie-
nie rzeczonej daniny bez oznaczenia cza-
su. Ze źródła tego wj^ynęło r. I&IO na
Kamieniec grzywien srebra 420, w r. 1538
złotych ówczesnych 4200 za lat 6, czyli po
840 dotych rocznie. Na sumę tę pobie-
rano z jednych łanów po dwa grosze, z in-
nych po groszu. Z pokwitowań Zygmun-
ta Augusta okazuje się, że od r. 16.50 do
1563 z całej metropolii gnieźnieńskiej
wraz z djecezją wro<dawską było praycho-
du wogóie zł. 6246 gr. 16 i denarów 14.
GMy coraz bardziej w Polsce pomnażali
się dysydenci, a Rzym starci się o najła-
godniejsze stosunki z wiernymi, grosz Św.
Piotra upadł sam z siebie. Odtąd o opła-
cie świętopietrza żadnego w aktach skar-
bu polskiego niema śladu. Ks. Piotr Skar-
ga za Zygmunta III powiada już tylko:
„Za naszej pamięci jeszcze to świętopie-
trze dawano." Tym sposobem grosz pol-
ski na bazylikę i lampę u grobu Św. Piotra,
a potem na podolską twierdzę u przed-
murza chrześcijaństwa, zaganiającą Ruś
od azjatyckiego jassjmi, po 6-n wiekach
urzędowego poboru przeszedł do podań
dziejowych.
Swińszczyzna —opłata składana w da-
wnych czasach przez gromady wiejskie za
prawo wypasu trzody chlewnej w dębo-
dbyGoot^le
TABAKA.— TABAKIERKI.
wych lasach dworskich, duchownych lab
królewskich.
Swłren, dwiron, św i ernia— spich-
lerz litewski na zboże a zwłaszcza lamus,
skarbiec, spiżarnia w oddzielnym budyn-
ku. Statut Litewski pisze w rozdziale „o
pokradzenin świma albo kleci pańskiej*:
„Gdyby pokradzione ziemianinowi ówiren
skarbny albo śpiłamię". W Vol. legum
znajdujemy, iż: „z rynku Grodzieńskiego
mają byó poznoszone drewniane kramy,
świrny i jatki" (V, f. 821). Podajemy tu
typowy świren litewski odrysowany przez
nas roku 1872 w Kudnpiach nad Niem-
nem.
Stary aniren w Rudupiach nad Niemneii).
Z akt nuncjatury w. XVII.
Tabaka ob. Ty tuń.
Tabakierki. Kitowicz i Gołębiowski
piszą, że najdawniejsze t&bakierki za cza-
sów saskich były srebrne, wewnątrz wy-
złacane, gładkie lub ozdabiane, z perłowej
konchy z metalowemi zawiaskami i opas-
kami. Były także rożki z wołowych ro-
gów i łosich kopytek mistemio wyrabia-
ne, srebrem lub złotem nabijane i opraw-
ne. Lud używał rogów prostych, nieco
spłaszczonych i tabakierek blaszanych o-
krągłych lub podługowatych, których je-
dna część wsuwka się w drugą nakształt
szuflady; gdy była wyciągnięta do polo-
wy, otwierała okienko do wzięcia tabaki.
Później, gdy nastf^y tabakierki blaszane
czerwono lakierowane, okrągłe, z ozdo-
bnem malowaniem, tak przypadły do sma-
ku, że dla nich inne zarzucono; z począt-
ku używane przez panów, niebawem do-
stały się woźnicom. Po nich weszły w zwy-
czaj czarne papierowe, po tych szyldkre-
towe i masą papierową różnej barwy z
wierzchu nakładane. Modneml jeszcze by-
ły porcelanowe i miedziane, szmelcowane
i porcelaną nakładane. Bogaci używali
tabakierek złotych wytwornej roboty. Mo-
narchowie dawali w podarku tabakierki
brylantami kameryzowane, z ich cyfrą al-
bo portretem. Podobnież i dawni pano-
wie polscy, naśladując królów, dawali zło-
te tabakierki, wywdzięczając się za wa-
żną przysługę lub przyniesienie dobrej no-
winy. Mniej zamożni używali tabakie-
dbyGoot^le
350
TABIN. —TABLICE EREKCYJNE.
rek bukszpanowych, czeczotkowych i z ko-
ry brzozowej w desenie wyciskanych. Z
Rosyi przywożono srebrne tulskie z nie-
zgrabnym rysunkiem, z innych krajów
jaspisowe, marmurowe i z lawy, mozajko-
we i z medaljonami, nakoniec z mory me-
talicznej. Nazwę tytuniu wzięliśmy z
tureckiego liuHun, lulki z tureckiego lule,
cybucha od czybuk i kapciucha od kapczuk.
Muzeum Lubomirskich we Lwowie posia-
da tabakierkę szyldkretową, z wyobraże-
niem na wierzchu króla Jana Kazimierza
w koronie z berłem i napisem dokoła: „Pa-
miątka od Jana Kazimierza, króla pol-
skiegor.l67ł" — wewnątrz medaljonu z je-
dnej strony wizerunek N. Panny z Dzie-
ciątkiem Jezus, z drugiej herb Korony
i Litwy, oprawa srebrna wysadzana ka-
mieniami. Malarz Aleksander Lesser miał
tabakierkę z bukszpanu w złotej oprawie
z napisem wewnątrz; , Tadeusz Kościusz-
ko, Naczelnik najwyższy siły zbrojnej na-
rodowej, w upominkn własnoręcznie uto-
czy! dla Stefana Sokołowskiego r. 1803".
Ks. Karol fiadziwiłł ofiarował królowi
Stanisławowi Augustowi w Nieświeżu ta-
bakierkę z kości słoniowej „własnej robo-
ty*. Stanisław Staszic, oddając się w
chwilach wolnych z zamiłowaniem tokar-
stwu, wyrabiał także tabakierki heba-
nowe.
Tabin — gatunek kitajki jedwabnej;
zwano go niderlandzkim; był w różnych
kolorach, używany na stroje niewieście,
czapeczki, płotki do łóżek, wspominany
przez wielu pisarzy polskich XVII wieku.
Cło od tabinn podane w Vol. leg. t. IV,
f. 8ł. Starowolski pisze w XVII w.: „Te-
raz aksamitów, zlotogłowów, tabinów, la-
da u kogo pełno".
Tablica erekcyjne. Prof. Hier. Łopa-
ciński w artykule swoim o pomnikach
{Enc, Siar. i. III, atr. 79} poświęca ustęp
C. tablicom erekcyjnym, wymieniając cel-
niejsze. Ponieważ do ustępu powyższe-
go nie dołączyliśmy siadnej ilustracyi (z
powodu nieotrzymania ich we właściwym
czasie), czynimy więc temtt zadość w miej-
sca niniejszem, podając podobizny dwach
tablic erekcyjnych. Pierwszą jeat tabli-
ca erekcyjna kościoła w Radłowie z roku
1337, wykuta z piaskowca pificzowskiego
w kształcie trójkąta o dwuch bokach gór-
nych łakowatych. Treść rzeźby stanowią
3 pola laakowaniem od siebie oddzielone,
ozdobami stylu ostrołukowego u góry za-
mknięte. W środkowem polu jest przed-
stawiona w wypukłorzeżbie postać ś. Ja-
na Chrzciciela z czaszą (utrąconą) w ręku.
W prawem od ś. Jana pola biskup Jan
G-rot klęczący podaje świętemu patrono-
wi swemu kościół. W lewem polu klęczy
postać ubrana po świecku i paskiem prze-
wiązana, wyobrażająca może budowni-
czego kościoła. Figury wypukłorzeżby
odziane udrapowaniem zakroju gotyckie-
go; cfJa rzeźba pełna prostoty, nie bez za-
let artystycznych. Brzegami tablicy bie-
gnie dokoła wstęga z napisem o charakte-
rze głosek lapidarnym, zaczynającym się
na łuka lewym, któiy tak brzmi: „Anno
Dm. (domini) M.OCCXXX. VII M.S(men-
sis septembris) Johns (Johannes) Groiho-
nes. eps. (episcopus) cfac.(oviensiB) /ccił.
hanc. aeccam. (ecclesiam) in hone (hono-
rem) j'flHirA'._/(jAiJ.(Johannis)babti(stae),f.''
Użycie wyrazu ^«'/, zamiast zwykłego w
takich razach erezit, rzuca wątpliwość,
czy biskup Jan Grot tylko kościół wysta-
wił czy i parafię założył. Długosz w ka-
talogu biskupów krak. mówi tylko o wy-
stawieniu przez Grota kościoła w Radło-
wie z cegły palonej, pod wezwaniem Św.
Jana Chrzciciela; biskup zaś Łętowski w
swoim katalogu, dodając „i w Dobrowo-
dzie' powiada: „i uposażył oba dziesięci-
nami od stołu swego", co oznaczałoby, że
Grot był założycielem obu tych parafii.
Podana tu droga tablica erekcyjna z ko-
ści(^a w Wiślicy przedstawia króla Ka-
zimierza Wielkiego, klęczącego przed Bo-
garodzicą i ofiarującego jej kościół wiślic-
dbyGoot^le
TABLICE PASCHALNE. 35
ki, który zaczął budować je-
szcze ojciec jego Władysław
Łokietek (z kamienia cioso-
wego), ale Kazimierz w ro-
ku 1360 dokończył. Tablicę
atoli powyższą z kamienia
w ramie z czerwonego mar-
muru fundowała dopiero
(niewątpliwie za radą Dłu-
gosza) kapituła kollegjaty w
r. 1464, jak to wskazuje po-
mieszczony poniżej wypu-
kłorzeżby nast.napi8,podany
tu z wypełn. skróceń: Anno
Domini MCCCI{ i i5o)prin-
ceps exceHentissimus Kasimi-
riissecundus, DcigratiaPo- Tablica erekcyjna kościoła radlowskiego z r. i:i3".
lonoTum rex, ecclesiam sanc-
taeMariae Vislicensis qua-
dra/abricamllapide: cujus
benejicii memor clerus vi-
slicensts etpopulus decus
sui operis, anno Domini
MCCCCLXquarto {r4(>4)
anreis inscripsit lillerts.
Tablica paschalne byty
to w kłasztoraoh średnio-
wiecznych księgi rękopiś-
mienne podające na dłu-
gi szereg lat daty wielka-
nocne w każdym z kolei
roku, od których cały m-
choray kalendarz kościel-
ny zostaje w zawi^ońci.
Byty one owocem najob-
szerniejszego rachunku
chronologów średniowie-
cznych. Za^użony Au-
gust Bielowski, pierwszy
na wielką skalę uczony
wydawca źródeł dziejo-
wych polskich doby pia-
stowskiej, drukując w Mo-
numentach (r. 1878) rocz-
nikklasztorulublńskiego, '-[.j^j^ijp^ g^^,^yj^^ koieida wiślickiego, pwedstawiająca króla Kazirn
podał wiadomość o frag- \V'ielkiego, ofiarującego swoją fundacji; Bogarodzicy.
dbyGoof^le
TABOR.— TAKSA MARSZAŁKOWSKA.
meacie tegoż, znalezionym przez Henry-
ka Pertza na okładce książki a znaidiiją-
cym się w bibijotece królewskiej w Berli-
nie (pod sygnaturą Msc. lat. fol. jz i). Bliż-
szą awagę na ten ułamek zwróci! uczony
Tadeusz Wojciechowski w pracy swej o
rocznikach polskich, poczytując zabytek za
bzęść tablicy paschalnej z wieku XII. Pi-
sali o niej następnie gruntowne rozprawy:
dr. W. Kętrzyński w „Przewodniku nauk.
i liter.", 1882, str. 864, Stoslaw Laguna w
„Ateneum", fc. 1 z r. 1883 i wreszcie zno-
wu uczony Kętrzyński w .Ateneum' tom
II z r. 1887, wykazując tym ostatnim ra-
zem, że zabytek ten nie jest oddzielną ta-
blicą paschalną, lecz cząstką rocznika be-
nedyktynów lubińskich z doby piastow-
skiej, obejniującego obok zapisek roczni-
karskich i tablice paschalne.
Tabor — obóz otoczony dokoła woza-
mi. Paprocki pisze: „Taborem nazywają
Kozacy otoczenie wojska wozami, z za
których, jak z za walów, mężnie bronią
się". Turcy przyswoili sobie teu wyraz
od Polaków ze wszystkiemi jego znacze-
niami. Tabor albo Taborówka jest mia-
steczko w pow. Kijowskim, Taboryszki
w pow. Oszmiańskim. Ale jest Tabor i w
Czechach, z którego to kraju wzi^ począ-
tek sposób oszańcowywania się wozami.
Eneasz Silvju6z w swej kronice czeskiej
mówi oTaborytach i Sierotkach: „Na woj-
nie i w polu znajdowali się razem z żona-
mi i dziećmi, mając mnóstwo wozów, któ-
rymi niby wa2em i mnrem ogradzali się
i szańcowali. Kiedy wyruszali na bitwę,
ustawiali te wozy dwoma rzędami, w środ-
ku umieszczano piechotę, jazdę zaś sta-
wiano zewnątrz w pobliżu wozów. GWy zaś
stawali na polu do rozpoczęcia bitwy,
wtedy woźnice, którzy te wozy wiedli, na
dany znak przez hetmana, zręcznym obja-
zdem otaczali częśó wskazaną nieprzyja-
cielskich hufców i tymi wozami 4ciskali
jak płotem*.
Tabun— stado koni pasących się na ste-
pie, także arkan do ich chwytania i jama
wykopana na ognisko. Turcy przyswoili
sobie ten wyraz żywcem z języka ukraiń-
skiego.
Taca. Wyraz arabski las, oznaczają-
cy filiżankę do kawy i czarkę do picia,
przeszedł do wielu europejskich języków,
przerobiony w polskim z hiszpańskiego
iaza na tacę, w znaczeniu najpierw misy,
czaszy. Zaś z niemieckiego der Tdlz (lac.
decem) zrobili Polacy tacę w znaczeniu
dziesięciny. Stąd znajdujemy w Voluwt.
leg. (Vn, f. 332): „Kiektóre dobra osepy
czyli meszne, tace etc. starą miarą odbie-
rają".
Tafta, tawta, z perskiego ^Ą/7e—m&-
terja jedwabna w rodzaju lekkiej kitajki,
wspominana przez wielu pisarzy polskich
XVII w. Było przysłowie: „Za młodu w
tafcie, na starość w płachcie".
Taksa marszałkowska. Do marszałków
wielkich koronnych, jako ministrów po-
rządku publicznego, należał obowiązek
ogłaszania taksy na wyroby i towary, w
codziennym handlu będące. W stosunkach
dzisiejszych cenniki takie wydają nam si^
dbyGoot^le
TAKSA MARSZAŁKOWSKA.
353
bardzo niewłaściwe. Dawniej jednak wo-
bec małej konkurencyi handlowej, złych
dowozów towam i zmowy rzemieślników,
zwijanych wszędzie w odrębne bractwa
czyli cechy, urzędowy cennik maksymalny
zasłaniał ogót przed nadmierną drożyzną
T A X A
MARSZ A Ł KOWSK A
CECH GAltBARSKl
Sik ctarn; funt po zU. • • • • i
Słk do woftotrtnia fiint po dŁ • •
Skun ButaiDwa fiioi po • • i
Skun krowia dowofkomniafbnt po • »
Skurki cidcee fiara na hiirowanic funt
Sknn Jucbtotra fudt do ■ • •
Skara &ani dębna na DotT chlopftie fiiiu
Sara htn dębna na p»^vy ónłyiutjńiie
(iiDt po
Skura ^t dębni krairta fiut po
Skuira fun widka dębna oa podefiw^ Niento
ckie iiint po • - -
Foddłwf fiiatowe Waiftawlkie fiint po tli 1
Skora glanibwana nalżory i poTy bnt l
Skm om btłunomoa na fiorf fuat tlL Ł
Xitr4 Tax( wpomjzethmki tak Wtr^taopy Ukt tei
i PraĄf Gtfbant, alg ttieittyn uebęwant nieB firit P»d
brmmfuTgiptui prylaait ff
wszelkich cenników dla rzemie^ików na-
leżało do wojewodów. Jeden z takich cen-
ników, ustanowiony r. 1673 przez woje-
wodę krakowskiego, ogłosił Niemcewicz
w III tomie swego .Zbioru pamiętników
o dawnej Polsce" str. 449— 47B. Inny, wy-
dany r. 1638 po łacinie dla miasta
Książa tak2e przez wojewodę kra-
kowskiego, znalazł prof. Ulanow-
ski wśród pozostiJości dawnych
ksiąg miejskich Książa w archi-
wom akt grodzkich i ziemskich
w Krakowie i ogłosił r. 1884 w III
tomie Sprawozdaii Komisyi języ-
kowej Akademii Um. Wreszcie
podajemy tn jeszcze taksę dla ize-
żników warszawskich z r. 1793.
raxs dla Rzeinik6w Mar-
szałkowska Koronna.
Działo się na Ratuszu Miasta
Starej Warszawy dnia 7 M-ca
Stycznia lycj Roku.
Taxt alęia 2 Wołu priedalaio.
Ził. Gr.
- 7'/.
1 7'/.
Łgr.afr
1. SA
igr.i*
t.
FM.
27.
gr-T •
4.
^nJrUf ZtmtysH K. t^. K.
M ndgi/™ Marjzaiia W. K.
Imprimatar.
®
TakiiamarBialkowska z i. 17t)(j dla cechu garbaray
warszawskich (podobizna zmniejszona).
i wyzyskiem kupieckim. Taksy dawniej
pisane, potem w wieku XVHI drakowane,
rozlepiano po grodach i ratuszach. Mamy
w archiwum jeżewskiem taksę marszf^-
kowską zr. 1766 dla wyrobów warszaw-
skiego cechu garbarzy, drukowaną na po-
łowie zwykłego arkusza, którą tu podaje-
my w podobiżnie znacznie zmniejszonej.
W Warszawie wydawał podobne taksy
marszałek wiel. kor., jako gospodarz i naj -
wyższy stróż porządku publicznego w sto-
licy. W województwach zaś wydawanie
Enrjkloped)a Blarepolski, łom IV.
Fant niięea płacić się ma
Głowa od Wolu
Serce z Wołu
Wątroba — II
Kftptur — 2i
Śledziona - (
Letkie — !
Para Cynadrów — 1!
Ozór z podozoreni 1 1!
Flaktiw wiązka — 1<
Rura mięsista od przedniej
Rura od azczepney pieczeni — 1(
Cztery nogi razem wzięte 1 ~
Ttxa Hltsa i wału padleyaieio.
Flint miętiH płacić eię ma — >
, loiu — H
, Baraniny od lepszego Ijarana —
, Baraniny od podleyszego barana — 1
„ Kozloffiny od łcpbzego kozia —
„ Kozłonioy od podleyszego kozia —
Tixa wlaprzawluy z wieprza przedniego.
Głoiva z Ozotcm i pod Ozoiein 3 1.
dbyGoot^le
TAKTY. — TANCE.
Cztery ratki z o6g po ftaw ucigte — 10
Słoniny Uflowł-y świeiey Funt — 20
Szynki zadniey Funt — 2'ł
B przednicy Funt — 1-'
Badł&funt od eamycb polów — 10
Polędwicy btz nerek funt 1 —
Jfi^iki, kidbaśoice i wątroba 2 —
Ki^basy I>ancuekiey funt — 20
, PoUkiey — 10
Na Wolnicy zaś iunt mięsa, i wBiystkie rekwizy-
t«, )(T08zea» jednjm taniey przcdanać się majn.
Gdy zaś pow;i«za tasa do okoliczności czasn te-
rażiiiey^zcgo umiarkowana, nad popneduicze Tasy
podniesioną została, zaczyn, aby Rzcźnicy wezyecy,
tak Cechowi, jako i Sucbedniarze nie mniej i Wolni-
czarze, bez żadncy nadal wymówki, jak najaci^lcy
onęł zachowali, i tak mięso wolowa, jako UŁ baranie,
kodowe, i wieprzowe, oraz kiełbasy i łoje, nie ina-
czey, i&k na wagg f^prawiedliwą, od yuryzdykcyi
Marszalkowskiey Koronney Stęplownną, bez naj-
mniejszego przykładania goleni, nirków, i innych
ko^i, bez mięsa będących, nikogo nie defakiująi
sprzedawali, kupujących tak przez siebie, żouy sve,
iako i Czeladź, stówy przykremi nie napastowali,
zgoła, podług urządzeń dawnieyszych we wszystkim
sprawowali się, a lo pod karami grzywien, za każde
sprzeciwianie się wskazać, a za powtórzone wdwói-
nasób powiększyć mianemi, i podług okoliczności,
nawet karą osobi^tj) przykazuje się. Tego zaś wszy-
stkiego dozorcy Tacowemu szczególniey zaleca sie.
Taksy i cenniki, ustanawiane przez kró -
lów i wojewodów, nazywano zwykle „usta-
wami". Pod wyrazem też „astawa" poda-
jemy zatytułowaną tak taksę, postanowio-
ną przez Zygmunta I w r. 1524.
Takty. Tak nazywano rejestra spraw
czyli wokandę, z której się sądziły w Try-
bunale sprawy z roku nadwornego, t, j.
z pozwu ustnego, słownego, ex termino
iaclo verbah, ex mandato judicis. Należa-
ły tu sprawy pogwałconego bezpieczeń-
stwa w mieście, gdzie zasiadał Sąd (IW.
leg. V, VI, f. 426).
Talar, t a 1 e r, z niem. ein Thaler, ob.
Pieniądze w Polsce w Enc. Star.
t. TV, Btr. 4. Nazwa ta pochodzi od miej-
scowości Joaohimsthal w Czechach,
gdzie najprzód wybijać zaczęto takie mo-
nety i dlatego zwano je foachimstkaler
Mii-nze (moneta joachimstalska). Gdy pó-
źniej takież monety i w innych krajach
wybijać zaczęto, opuszczono Joachim
i tym sposobem powstała nazwa Thaler,
spolszczona na talar.
Talerz. W spisach naczyń domowych
z XVI-go w. napotykamy czysto, zwłasz-
cza u tudzi biedniejszych, talerze drewnia ■
ne (niewątpliwie toczone) mniejsze i więk-
sze. Na wystawie starożytności w Lubli-
nie r. 1901 znajdował się przysłany od
któregoś ze zborów ewangelickich talerz
srebrny do chleba komunijnego z napisem
polskim dokoła: ,A. D. 1618. Chleb, któ-
ry łamiemy, izali nie iest społecznością
Ciała Christusowego",
TalionJS (złac. /ń/w— odwet) — tak na-
zywano karę za oszczerstwo i fałszywe o-
skarżenie. Z powodu nieodowodnionego
zarzutu nieszlachectwa, delator ponosił
jako karę talionis 12 tygodni więzienia w
wieży dolnej i ponosił wszelkie koszta wy-
toczonej mu sprawy, oraz płacił spotwa-
rzonemu 200 grzywien.
Tańce. O wielu tańcach polskich w en-
cyklopedyi naszej znajdują się artykuły
oddzielne pod ich nazwami, a mianowicie
ob. Cenar, G-alarda, G-oniony,
Hajduk, Kołomyjka, Kujawiak,
Obertas, Polonez i Stryjanka,
Zamiłowanie w tańcach było charaktery-
styczną od najdawniejszych czasów cechą
ludów rdzennie słowiańskich. Długosz, po-
wtarzający podania piastowskie, powiada,
iż Popiel II zajmował się urządzaniem
przeciągłych hulanek i tańców. Pr, Bruck-
ner pisze, iż .Niemiec pierwotnie znał
chyba igrzyska mieczowe, ale pląsy obu
[^ci lub samych dziewcząt dopiero u Sło-
wian musiał zobaczyć i dlatego słowiańską
nazwę „taniec" do niemieckiego języka
wprowadził". Kronikarze polscy podają,
że dzień koronacyi Kazimierza Wielkiego
w r. 1333, podobnie jak następne, przepę-
dzono na tańcach i gonitwach. I nic dzi-
wnego, bo żona Kazimierza królowa Anna
Giedyminówna, jak pisze Dłngosz, ,tań-
dbyGoot^le
com, zftbawom i uciechom światx>wjni, na-
zbyt była oddana". Gdy Dobiesław z Ka-
rozw^k, kasztelan krakowski, nie dozwoli!
Wilhelmowi, księciu Austryi, odwiedzać
w zamku krakowskim niezamożną jeszcze
Jadwigę, mtoda królowa, często z drużyną
swoich dworzan i panien służebnych scho-
cLząc do klasztoru św, Franciszka, w refe-
ktai'zu zabawiała się z Wilhelmem tańca-
mi, skromnie jednak — dodaje Długosz —
i z największą przyzwoitością". Nie stro-
nili wówczas od tańców nawet niemieccy
dygnitarze kościelni, np. arcybiskup ma-
gdeburski od zamiłowania w tańcu prze-
zwany został Skoczkiem. Potrzebny do
pląsów strój kusy i różnobarwny nadał bi-
skupowi warmińskiemu Janowi przydo-
mek „Pstrokaty". Ustawy.synodalne wło-
<!ławskie i pozuańskie z czasów Wład. Ja-
gietly wzbraniają duchownym „dowodzić
tańcami". W XVI w. kapłani bralijeszcze
udział w zgromadzeniach bractw cecho-
wych, aa ktćrych dawnym obyczajem ba-
wiono się w większe święta tańcami. Były
wówczas niektóre tańce z nazwami cudzo-
ziemskiemi, np. Rej i Firlej, które dajy
początek nazwiskom rodowymHejów i Fir-
lejów. Znauy był „cenar" lub „cynar",
z niemieckiego Zeuner, a pierwotnie Cy-
ganer, taniec cygański, pełen ruchu i ży-
cia, podobny do „gonionego", przez Reja,
Jana Kochanowskiego, Wereszczyńskiego
i innych nieraa wspominany. O namię-
taem zamiłowaniu Polek do pląsów pisze
owoczesny wierszopis:
Iść do kościoła, gdzie nabożnie gfaji),
Nie z wielkim guetom damj się schadzają,
Ale na taniec bą łatwego ducha,
Urnalab; aię druga i z łańcucha.
Jan Kochanowski w pieśni sobótkowej
kładzie w usta młodej dziewczyny jako
wyraz temperamentu polskiego:
To moja najwiętsza nada,
Że tańcuję bardzo rada.
Powiedzcież oj, me są^indy,
Jest tu ttdra bez bez tej wad;?
Że Polacy znajdowali upodobanie w tańca
skocznym, dowodzi tego i wzmianka w
w Psałterzu kr. Małgorzaty o taneczniku
nietylko nogami, lecz i rękami pląsającym,
jak to później czynili Polacy w polonezie.
Dowodzi i wiersz Reja:
Albo owo wesele, kiedy 'tą po kąciech
Tłucieoie, wysicakując by szkap; w chomąciecb,
Nazajutrt chtop narzeka, co go bolą boki,
Kamieral; mu podobno onegdaJHZc skoki.
Ze Śpiew był pospolitym towarzyszem
ich tańca, dowodzi już tego sam tytuł bro-
szury z czasów Zygmunta III: „Pieśni,
Tańce i Padwany, kwoli zabawom szlache-
tnej Młodzi — Terazna nowo wydane i bar-
dzo ucieszne". Nawet gdy u wyższych
warstw narodu przestano w tańcach śpie-
wać, to jeszcze słyszmy, że „taniec w Pol-
sce jest niemą serca rozmową. Liczne to-
warzystwo w mgnieniu oka jedną staje
się rodziną. Przymus, zimna etykieta,
smutne wspomnienia, wszystko to niknie
przy pierwszym mazurze''. W starej bro-
szurze p. n. „Odpowiedź na złote jarzmo
małżeńskie" czytamy: „Na to tańce różne,
żebyście się im (dziewicom) słusznie przy-
patrzyli. Na to świeczko wy, żeby, je-
śli który nie dojrzy, lepiej ją widział przy
świecy, którą przed sobą nosi; na to mie-
o n y, żeby z boku obaczył; na to g o -
o u y , aby widział, jeśli nie kaleka albo
nie dycha wiczna; na to śpiewany ko-
wal, żeby słyszał, jeśli niemota; na to N i e-
miec, żebyście jak w garnce kołatali, czy
dobra miedź i złość, jeśli aię w niej nie
ozwie; na to angielskie tańce świe-
żo wprowadzone, żebyście ku sobie rękami
klaskali, motali się z sobą. Były jeszcze
znane nazwy tańców: galarda, drobuszka
lub dorobnszka, guiotek, gniewus, lipka,
taniec Macieja i Konrata, hajduk, wyrwa-
niec, sejduk, padwan, pasamer, kapreola,.
bergamaszka, hołubiec, koło, stryjanka,
szkocki taniec, okrągły, drobny. Polonez
czyli taniec polski nazywano w jego od-
mianach: pieszym, klaskanym, odbijanym.
■yGoot^le
Na -weselach szlachty zawsze tańczono
przed cukrową kolacją ,, od bijanego", a o-
statnim byt z kolei ojciec, który w rękę
panu mlodcma córkę oddawał. W tańcu
„okrągłym" łączyły się wszystkie tańce
polskie. Zaczynany polonezem przechodził
w krakowiaka, mazura, obertasai znowa
w taniec polski. Niekiedy tańczony bez
krakowiaka, a wówczas rytm wolny polo-
neza, coraz przyśpieszany, przechodził w
obertasa i mazura. Rzemieślnicy polscy
mieli pewien taniec do każdego cechu od-
dzielnie zastosowany i nazwany, a naśla-
dujący w ruchach odpowiednie jego zatru-
dnienia, co nie przeszkadzało, żeby np.
szewcy nie mieli tańczyli ,, kowala" a ko-
wale „szewca". Pasek w pamiętnikach
swoich pisze: „tu coraz z łasa wymknie się
chorągiew, właśnie jak kiedy wyrwane-
go tańcują" — „żeby do gonionego
tańca były pogotowia i damy, bo to nie
wojna była, ale właściwie goniony ta-
niec, bośmy ustawicznie z miejsca na miej-
sce gonili nie goniąc, z oni uciekali nie
uciekając". — „Tańczymy tedy, aż skoro
już wielkiego poczęli tańcować, a on,
stojąc na trakcie, pocz^ śpiewać". To wy-
wyrażenie „stojąc na trakcie" oznaczało
w mowie tańczących wystąpienie w pierw-
szą parę i zaśpiewanie, co zwłaszcza w
tańcu „wyrwanym" przedstawiało sięnaj-
plastyczniej. Mamy ślady i pewnej reakcyi
przeciwko owemu zbyt ochoczemu wy-
krzykiwaniu w tańcach. Górnicki, idąc za
pierwowzorem włoskim, pragnie dodać
młodzi polskiej dystynkcyi salonowej po-
łudniowców, przestrzega więc, którzy tak
niedbale tańcują, ,,iż z niego czasem i su-
knia spadnie, a on się po nię nie schyli",
jako też i płeć piękną, gdy w taniec pój-
dzie— które jest jedno przystojne biało-
głowskie ćwiczenie — nie zda mi się aby
ochotę zbytnią, żartkim skokiem, pochu-
tnywaniem (balansowaniem) z sobą poka-
zować miała". W ostatnich latach XV stu-
lecia młody królewicz Zygmunt I umie w
danej chwili być nietylko widzem, ale oso-
biście wziąć udziiJ w wesołej tanecznej
zabawie. Zdarzyło się to raz w zapustny
poniedziałek. Patrycjusz miejski w Kra-
kowie pan Kacper Bar, mając dwie córki
niezamężne i dwie zamężne, urządził dla
nich wieczór taneczny na przewody kar-
nawału, sprowadził muzykę i gości zapro-
sił, a tern dcstojniejszych, że sam króle-
wicz miał ów bal obecnością swoją za-
szczycić. Jakoż Zygmunt przyjął gościnę
i z córkami gospodarza wesoło pląsać, a
grajek, który przygrywał, dostał dukata
od królewicza (A. Pawińskiego „Młode
lata Zygmunta Starego", str. 29). W tem-
że dziełku znajdujemy taki szczegół z po-
bytu królewicza na Śląsku: , .Skorzystali
też ze sposobności, żeby coś zarobić, wro-
rfawscy gęślarze, lutniści, piszczkowie
z bębnami, organiści z pozytywkami
i przygrywali przy obiadach lab wiecze-
rzach. Zaczęli się też popisywać swoimi
tańcami jacyś wieśniacy podczas uczty.
Kazał dać dukata tancerzom, czyli „krzep-
czym", jak ich księga rachunkowa nazy-
wa, za to, że „krzepczyli". Zdaniem naszem
musiały to być raczej jakieś sztuki akro-
batyczne i popisy siłackie, niż zwykłe tań-
ce. W pół wieku później spotykamy się
z hstem kanonika Górskiego do Jana Dan-
tyszka, donoszącym mu, żo królowa Bona
zgrzybiałego króla bawi „tańcami i pie-
śniami." Rękawiczek do polskiego stroju
nie używano, chyba w polu i do zbroi, a
przez uszanowanie dla płci pięknej, nie
chcąc dotykać się gołą ręką dłoni dziewi-
czej, swoją pokrywano czapką. Świadek
XVIII w. tak nam maluje ówczesne zaba-
wy i uprzejmość staropolską w domach
naszych: „Podszepniętem to było zwykle,
żeby wziąć w taniec osoby, o których za-
pomniano, lub które zamało tańcowały
przez nieśmiałość; tak dalece starano się,
ażeby nikt nie był upośledzonym, ażeby
się każdemu i każdej tańcować dost^o,
i ta względność stanowiła główniejszą ce-
dbyGoot^le
357
chę starożytnych balów polskich. Uprzej-
mość gospodyni lab córki domu nmiata
bal o2ywić, uchybienie jakie lub omyłkę
i zapomnienie wynagrodzić, zapraszając
z wdziękiem tego, który był zasmucony
lub najznakomitszego z mężczyzn zwraca-
jąc do tej, której cześć pomienioną oddać
chciano". Ł.Gołębiowski poświęcił tań-
com polskim spory rozdział, bo od str. 304
do 330 w dziele swojem „Gry i zabawy"
{Warszawa, 1831 r.). Kazira. Brodziński
napisał piękna rozprawę ,0 tańcach naro-
dowych". Winc. Pol opisał taniec „stry-
jankę' w poemacie pod tą nazwą. Karol
Czerniawski wydal ksiąłkę „O tańcach na-
rodowych" (Warszawa, 1860 r.). Marjan
Oorzkowski napisał .Historyczne poszuki-
wania o tańeaoh' {Warszawa, 1869 r.) Z
cudzoziemców pisał Liszt o tańcach pol-
skich i muzyce Chopina. Według Rie-
mann'a {Dktionnaire de musicue, r. 1889)
polonez nie wziął początku z tańca pol-
skiego, ale z ceremonii podczas koronacyi
Henryka Walezego na Wawelu w r. 1674,
kiedy szlachta polska, dygnitarze, panie
i panowie, kroczyli parami przed nowym
królem, aby mu się przedstawić. Lindgreen
ze Sztokholmu zaznacza w pracy p. t. „ Con-
łribuHon a 1'hisłoire de la Polonaise"'
(Rocznik kongresu paryskiego z r. 1900)
opinję A. Sowińskiego {Musiciens polo-
naU, r. 1857), ie melodja poloneza odnaj-
duje się w starych kantyczkach polskich,
z których te£ Sowiński podaje przykład.
P. Oskar Chilesotti podaje w tygodniku
rzymskim Cronache musicali e dramati-
che (r. 1902) wypis dwuch starych tańców
polskich z dzi^a stawnego lutnisty fran-
cuskiego Besarda, zatytułowanych: Cho-
rcae polonicae Diomedis. Twórcą był Ka-
ton Diomede, Wenecjanin, urodzony w po-
lowie XVI w,, znakomity lutnista i śpie-
wak, przebywający w Polsce za czasów
Zygmunta IH i biorący do swoich utwo-
rów motywy ze starej muzyki polskiej.
W n-rze 21 z r. 1S99 tygodnika ilustrowa-
nego rosyjskiego .Priroda i ludi" p.
Siewiercow tak pisze o tańcach polskich:
„Podobnie jak u Węgrów, pięknie się za-
chowały narodowe tańce i uPolaków, i trze-
ba dla chluby ich powiedzieć, iż polskie
tańce, jedyne z pośród słowiańskich weszły
w koło modnych balowych tańców. Da się
to wytłómaczyć lekkością, elegancją i cha-
rakterem polskich tańców; może jednak
prawidłowiej byłoby przyczyny tego szu-
kać w ogólnej kulturze narodu polskiego,
kulturze, dzięki której i tańce u Polaków
mogły sięrozwijaćiudoskooalać. Wyższa
klasa narodu, wykonywająca swoje naro-
dowe tańce jeszcze w czasie, kiedy wszyst-
kie warstwy polskiego społeczeństwa stały
na jednym poziomie wykształcenia, zacho-
wała je wtedy, kiedy się wybitnie zaryso-
wała różnica między wykształconemi i nie-
wykfiztałconemi warstwami. A to nie mo-
gło nie mieć wpływu na elegancję i grację
polskich tańców. Następnie, kiedy Rzecz-
pospolita skończyła swoją egzystencję,
panowie, a za nimi i prosta klasa, nie mogli
zaniedbać swoich tańców przez uczucie
patrjotyzmu silnie rozwiniętego u Pola-
ków. Z polskich tańców najprzód nale-
ży wskazać „Poloneza", który najpierw
wszedł do liczby dworskich, a następnie
do wogóle balowych tańców. Jest to po-
ważny, uroczysty podiód w takt płyną-
cych dźwięków muzyki, którym zwykle
kończą się u nas bale, kiedy goście zapra-
szają się już do jadalni. Typowe polskie
tańce, w których pięknie wyraża się cały
charakter Polaka, jego żywość, elegancja,
dowcip, to , Krakowiak", aszczególniej na
całym świecie rozpowszechniony „Mazur".
Któż nie zna tych pełnych życia i gracyi
porywających tańców. Trzeba je widzieć
wykonane przez Polaków, żeby pojąć cały
urok i oryginalność tych tańców, szczegól-
nie mazura: nie-Polak, chociażby tańczył
najpiękniej, nie wykona jak należy. Na-
si .mazurzyści" to nędzni naśladowcy
tancerzy -Polaków". Szkoda, że jest wie-
dbyGoot^le
TAPCZAN.— TARCZ A.
In Polaków, którzy nie odczuwają tego, co
pisze o ich tatcach p, Siewiereow, i prze-
kładają kult kotyljona dlatego, że powstał
w Paryżu, choć wziął swe miano od spó-
dnicy {cołilłołi), będącej właściwie trywjal-
ną nazwą, odpowiadającą naszej kiecce
(lud francuski Śpiewa w tym tatcu: Va fil
bien, mon coiillon?). Polka nie jest tańcem
polskim, ale czeskim z pochodzenia i nie
wzięła swej nazwy od pola, ale od słowa
czeskiego /w/iri (połowa), gdyż jej /aj jest
właściwie półkrokiem. Na zapytanie piszą-
cego, kiedy się taniec ten o nas upowszech-
nił po dworach wiejskich, odpowiedziała
mu jego matka, że na jej weselu w r. 1837
tańczono polkę jako taniec, który od lat
paru był nowością.
Tapczan— rodzaj kobierca tnreckiego,
jakie sprowadzane do Polski, zawieszane
były na ścianach. "W Vol. le^. (IV, f. 82)
czytamy: „Towary tureckie: kobierce, kili-
my, tapczany".
Taraban czyli loiumbas — bęben wielki
turecki, nieodzowny w kapeli janczarskiej,
którą miały hetmańskie chorągwie jan-
czarskie ubierane po furecku. Dobosz, bi-
jący w taraban, zwał się t araba ńczuk.
Taradajka— rodzaj małej prostej brycz-
ki czy kolaski, jakie pojawiły się u nas w
xvin w.
Taran. Bielski w XVI w. tak go opi-
suje: „Belka dębowa, w końcu okowana
na kształt głowy baraniej, którą tłuczono
mury'". Trzy były główne rodzaje tara-
nów: taran najprostszy, noszony i porusza-
ny silą ręczną, używany do wybijania
drzwi, bram, bron i przegród. Taran, wi-
szący na odpowiedniem rusztowaniu, by-
wał ogromny a uderzał w mur, za pomocą
lin bujany naprzód i w tył. Trzeci rodzaj
urządzany był w wieży z desek podsuwa-
nej na kołach pod mury a służącej do o-
chrony dla ludzi, którzy taranem szturmo-
wali.
Taraśnioa— nazwa armatki używanej
w XV w. do obrony murów zamkowych.
Pułkownik Kon. Górski w swojej „Histo-
ryi artyleryi polskiej" przypuszcza, że na-
zwa ta poszła od tarasów zamkowych, na
których armatki te ustawiano. Strzelano
2 nich kulami ołowianemi, których np, pe-
wna ilość znajdowała aię na zamku lwow-
skim. Gdy zrozumiano, żedonioslość strza-
łu zależy od wielkości naboju i długości
kanału, zaczęto taraśnicomnadawacwięk-
szą długość i kanałowi ścian większą sze-
rokość, a jeszcze później, gdy wynaleziono
dla nich łoże na kolach, stały .się zdatnemi
do użycia w polu. Rysunki taraśnic podaje
Górski na str. str. 17 i 18.
Taratatka, noszona powszechnie w
XVIII w. kapota polska, dochodząca do
kolan, z potrzebami szmuklerskiemi. Ga-
zeta Narodowa ówczesna pisze: „Jedni w
fraczkach, drudzy w taratatkach".
Tarcza. Ks. Kitowicz w pamiętnikach
swoich opowiada, iż do ozdobnego ryn-
sztunku polskiego jeszcze za czasów Au-
gusta III należało przytroczenie do siodła
tarczy okrągłej wraz z kołczanem, miesz-
czącym w sobie łuk i strzały z lewej stro-
ny, z prawej zaś koncerza, idącego ukośnie
od przodu ku tyłowi na dół. Tarcza więc
okrągła nie była już wtedy używana do o-
dony; od kuł bowiem muszkietowych
Widuk z boku i strona odwroina larczy polskiej.
(„SprawozdnnU Komieji do bad. sztuki w Polsce''.
Wyd. Akad. Um. w Krakowie).
atembardziejkarabinowychlubkartaczów
tarcza osłoną być nie mogła, zatem miej-
sce z lewego boku konia, poza nogą jeżdź-
dbyGoot^le
TARGI I TARGOWE.
ca, mogło hjó dla niej podówczas odpó-
wiedniem, atoli w czasie kiedy była uży-
wana jako bi-oii odporna, nie mogła być
amieszczoną tak daleko od ręki wojowni-
ka, ani też do siodła przytroczoną. Gdzież
tedy bywała i w jaki sposób była używa-
na? Na to pytanie odpowiada Wojciech
Gerson, że przyglądając się nieraz arządze-
niu sznurów przewleczonych przez środko-
we kółko przymocowane do poduszeczki,
wyścirfającej wgłębienie wypukłej tarczy,
gdy inne tylko do podobnego użytku zda-
wały się być przygotowane, domyślał się,
że sznur tak umocowany, jak go na dołą-
czonym rysunku znajdujemy, służyćmógł
tylko do przytroczenia tarczy u siodła. Na
obrazach malarzów niemieckich z XV
i XVI w., gdzie tylko przedstawiają mę-
czeństwa świętych, obiór i uzbrojenia mę-
czących nie są zachodnie, ale zbliżone do
wołoskich, tureckich lub polskich. Diirer
zawiesza ową tarczę okrągłą na ramionach.
Umieścił np. w poczcie, prowadzącym
Chrystusa na Golgotę, konnego Tatara
w charakterystycznej czapce baraniej i z
rzędem na koniu wiązanym z rzemienia
w sposób dotąd przez Kozaków dla koni
stepowych używany. Tatar ten ma na ple-
cach tarczę okrągłą wypukłą, zwieszoną
na związanym w jakąś pętlę rzemieniu (ob.
art. TaŻarsii t&mec). W płaskorzeźbach
nioiwskich Asyryjczykowie mają tarcze
okrągłe, wielkie, stożkowate, zupełnie jak
polskie z XVII w. zawieszone na plecach,
jeszcze wygodniej niż Tatara, bo na rze-
mieniach przez piersi skrzyżowanych i
przewleczonych przez metalowe małe kół-
ko kształtu tarczki. W Azyi więc i w od-
ległej starożytności znajdujemy kolebkę
sztuki wojennej, której tradycja dotrwała
w Polsce do XVII w., bo oto np. portret
Jana Sapiehy, hetmana polnego litewskie-
go (zmarłego r. 1664), znajdający się da-
wniej w Kodniu, a dziś w Krasiczynie,
przedstawia go w kolczudze z tai'czą okrą-
głą na plecach zawieszoną na sznurach,
krzyżujących się na piersi, przewleczonych
przez ozdobne kamieniami wysadzane oka.
Jan Sapieha, het. polny tilewa., £ Urczą zawieczoną
na plecach. (Sprawoid. kom. sztuki t. V, atr. XXI,
myd. .\kad. Um.
To jest właśnie owa tarcza pochodzenia
azjatyckiego i w azjatycki sposób noszona,
który pozwalał z największą łatwością
przerzucać ją z pleców na rękę lewą w cza-
sie boju dla zasłonięcia cida i zarzucać
z powrotem na plecy, gdy przestawała
być potrzebną. Mamy nawet wyraźneopi-
sy, że Tatarowie bywali straszni w odwro-
oie, gdy wypuszczali chmury strz^ na na-
cierających a sami uchodzili bezpiecznie,
mając plecy zatonięte wielkiemi tarczami.
Wobec takiego sposobu noszenia tarczy
tak zw. „tureckiej" u nas, zrozumiemy ła-
two, że poduszeczka w jej wgłębieniu była
konieczną do oparcia o plecy, a wszystkie
kółka tej poduszeczki, zarówno środkowe
największe, jak narożne mniejsze, miały
swoje przeznaczenie w praktycznym użyt-
ku, służąc do sznurów tarczy.
Tftrgi i targowe. Już w dokumencie zr
1065 znajdujemy wyraz „targowe" tak sa-
mo pisany jak dzisiaj, a w późniejszym z r.
1278 czytamy: „/br^nse^cuod targowe dtd-
lur''^. Prawem z r. 1496 postanowiono,
żeby targi w miastach były każdemu
wolne ( Vol. leg. I, f. 253). Również, aby
dbyGoot^le_l
360
TARTAK.— TATARSKI TANIEC.
targbwego od dachownych i od szlachty
oraz od ich poddanych nikt nie wyciągał,
gdy zboia i rzeczy swe domowe, do żyw-
ności należące, przedawaó będą, albo ku
swej potrzebie kupować { Vol. leg, 1, fol.
269). W r. 1504 postanowiono, aby tar-
gowe w miastach królewskich ustanawiał
i pobierał marszałek koronny ( Vol. leg. I,
f. 295), zaś targowe polne czyli w obozach
hetman wielki wspólnie z Radą marszał-
kowską ustanawiał (f. 296). W r. 1507
ustanowiono, iż targi na wsiach hywaó
nie mają, pod karą utracenia rzeczy prze-
dawanych ( Vol. leg. I, f. .364). "W r. 1523
nastąpiła uchwala, aby przekupnie i rze-
mieślnicy szlacheccy, t. j. z dóbr szlachty
naczynia różne do miast prowadzący, od
płacenia targowego ni© byli wolni ( Vol.
leg. I, f. 400). W r. 1B38 ponowiono pra-
wo, aby targowe nie było pobierane od
tych kmieci, którzy rzeczy swoje albo so-
bie potrzebne przedają i kupują ( Vol. leg.
I,f. 620). Ob. w Enc.Siar.: Podatki
i ciężary, t, III.
Tartak, młyn do tarcia drzewa na tar-
cice i dyle. "W .Fizyce' ks. Osińskiego z
r. 1777 czytamy: .Tartaka jedna część na-
leży do podnoszenia piły i rznięcia; druga
do nadawania drzewa pile". Tartaki po<
mszaue siłą wody były dość rozpowszech-
nione w dawnej Polsce. W r. 1533 Kra-
ków dostał od Zygmunta I przywilej na
zbudowanie tartaku (zapewne poruszane-
go siłą Rudawy).
Tas, tasz, tasik, tasa — buda kra-
marska płachtami okryta czyli kram pod
namiotem z grubego płótna. W Vol. leg.
(V, f. 186) znajdujemy: „Kupcy po mia-
steczkach, z kramami, kramikaini, tasza-
mi, tasikami przejeżdżający, nie wprzód
tasze swoje rozbijać będą, aż rejestra to-
warów urzędowi podadzą".
Taśbir, tyżbier — cienkusz, podpi-
wek {z niemieckiego lalij' Tiscbbier). Syre-
njusz pisze: „Na mloto wywarzonego piwa
znowu wodę gorącą leją; stąd bywają tesz-
biry i cienkusze dla czeladzi".
Tatarski taniec. Tak dawni Polacy na-
zywali szyk bojowy tatarski i bitwy z Ta-
tarami. Wyrażenia tego używają: Kon-
stanty książę Ostrogski, Marcin Bielski
i Jakób Sobieski, gdy dawano naukę sy-
nom, jadącym zagranicę: „Synowie, nie
uczcie się tańców (zagranicą), bo tego
i doma z Tatarami nauczycie się". Stryj-
kowski pisze: .Tatarowie, z łuków tańcem
zwykłym najeżdżając, bez przestanku Li-
twę przerywali'. — „Litwa z największą
śmiałością Tatarom pierwszym i wtórym
tańcem odpór dała; naostatek Tatarowie,
nie mogąc wytrzymać trzeciego tańca, po-
częli pierzchać. Litwa zaś za nimi gonio-
nego tańcując, tym śmielej bita". Właści-
wie „tańcem" był szyk bojowy Tatarów,
podobno przekazany im jeszcze przez Ta-
merlana a polegający na formowaniu
przez całą hordę półkola zwrócooego
wklęsłością do nieprzyjaciela. Qórowa-
ie hordy liczbą ułatwiało jej i było po-
ekąd przyczyną takiego szyku. Jeżeli
.eprzyjaciel (zwykle mniej liczny) ude-
rzył w środek półksiężyca, zostawał przez
oba jego rogi oskrzydlony, gdy zaś ude-
rzał na jedno skrzydło, bywał również o-
garnięty półkolem, jak garaó kłosów sier-
pem. Tylko nieporównanej waleczności
rycerstwa swego Polacy zawdzięczali, że
często odnosili zwycięstwo nad hordą 10
razy hczniejszą od walczącej szlachty. Że
„taniec tatarski", o którym tak często
wspominają pisarze polscy w XVII wie-
ku, był starą tradycją mongolską, dowo-
dzi tego Długosz następującym opisem
najazdu Tatarów na Polskę w r. 1287:
„Sposób zaś wojowania, jakiego Tatarzy
używają, odmienny jest wcale niż u in-
nych narodów. Walczą oni, zdaleka za-
taczając półkole i rzucając strzałami na
nieprzyjaciół, bądź to nacierają końmi,
bądź cofają się w odwrocie. Często także
zmyślają ucieczkę, aby przeciwnika zapę-
dbyGoot^le
TATARZY. - TEATR.
•dzonego nieostroioie w pogoni sro^szymi
przywitać ciosy albo go nagle otoczyć. Za-
miast trąb używają w boja kotłów. Za-
zwyczaj w samym zapale bitwy opuszcza-
Tatar podlufr rysunku A. Durera z początku XVI
wieku. (Ze Sprawozdań Kom. Szt., wydanie Akad.
Umiejętności).
ją pole, aby ją wnet począć na nowo, i kie-
dy się mniemałeś zwycięzcą, tein dotkli-
wiaj dać ci nczuć przegraną*. (T. III, str.
476 w wyd. Przozdzieckiego).
Tatarzy. W początku XVI wieku u-
kazali się w wojaku polskiem Tatarzy li-
tewscy. Przy wojska litewskiem już za
czasów Witolda było kilka rot tatarskich
obowiązanych do służby wojskowej wza-
mian za daną im ziemię i przywilejn. Cho-
rągwie tatarskie składały się z pocztów
towarzyskich. W r. 1654 znajdowało się
15 chorągwi tatarskich na służbie Rzpli-
tej w ogólnej liczbie 1383 koni. W r. 1672
zdradzili Rzeczpospolitę Tatarzy litew-
scy, przeszedłszy na stronę Turków, a o-
siedleni przez nich około Kamieńca Po-
dolskiego, byli dla nas pod imieniem Lip-
ków bardzo szkodliwi. W r. 1683 wezwa-
ni przez Sobieskiego, oświadczyli chęć słu-
żenia i solennie przyrzekli walczyć z Tur-
kami 1 Tatarami. Odtąd służyli wiernie
aż do końca pod nazwą chorągwi lekkich,
W r. 1812 utworzono szwadron Tatarów
litewskich dowodzony przez kapitana U-
lana, a stanowiący całość z pułkiem pierw-
szym lekkonnym polskim gwardyi. Szwa-
dron ten egzystował do r. 1815. Tenże
Ułan, mianowany pułkownikiem, formo-
wał w stycznia 1831 r. oddział Tatarów
litewskich. Pluton tych Tatarów znajdo-
wał się w 3-im szwadronie jazdy wołyń-
skiej pod dowództwem kapitana Bielaka,
który zginął bohatersko pod Rudą Wiel-
ką d. 22 sierpnia. B. Gemh.
Teatr. W „Dykcjonarzyku teatral-
nym" z r. 1808 czytamy {pod wyrazem
„podróże'}: „Między przykrościami, któ-
rych aktorowie doznawać muszą, jest jed-
ną z bardzo wielkich dla teatru, który
przez rok cały nie mogąc się utrzymać w
jednem miejscu, musi odbywać podróże
do miast innych i oswajać się z rozmaity-
mi gustami; co się bowiem podoba jednej
publiczności, zupełnie jest przeciwnym
drugiej", „W Warszawie przez lato na
teatr prawie nikt nie zwykł uczęszczać,
przyjemność ogrodów zwabia mieszkań-
ców stolicy, a panowie zwykle przepędza-
ją lato w swoich dobrach, Aktorowie więc
warszawscy corocznie na kilka niedziel
wyjeżdżają do Poznania i Kalisza, a cho-
ciaż, jak się rzekło, szczęśliwszy jest teatr
taki, który ciągle wjednem miejscu utrzy-
mać się może, przecież publiczność poznań-
ska i kaliska (w Poznania król pruski ka-
z^ wystawić teatr publiczny, dokończony
r. 1804, zewnątrz i wewnątrz bardzo ozdo-
bny) tak jest względną i uprzejmą dla te-
atru narodowego, iż jego artyści z żalem
opuszczają swoich laskawców. Teatra li-
tewskie i wołyńskie odbywają częstsze po-
dróże; tak dalece, że niemasz w tamtych
prowincjach żadnego wielkiego zjazdu,
sejmików obywatelskich, jarmarków, aby
podczas nich nie było jakiej kompanii
dramatycznej. I tak corocznie przez czas
niejaki jest teatr w Zelwie, Kownie, Wil-
komierzu, Brześcia Litewskim, Kobryniu,
Lidzie, Nowogródka, Bisie nkie wieżach,
Witebska, Mohylowie, Berdyczowie, Bia-
łymstoku, Swisloczy. W ostatniem mie-
dbyGoot^le
TEJSAK. — TEOLOGJA POLSKA.
ście dziedzio. (Tyszkiewicz), prawdziwy
wspieracz talentów, wystawił piękny te-
atr, ofiarując go aktorom bezpłatnie, ile-
kroć tam zjadą. Niektórym z tych kom-
panjów pozwalają na czas krótki wybo-
czyó do G-alicyi, gdzie podczas jarmarku
w Łęcznie dają kilka przedstawień (w ro-
ku 1808 Lubelskie po Bug należało do G-a-
licyi). Teatr warszawski także podczas
jarmarku łowickiego małą do tego miasta
robi inkursją. Teatr wileński od nieja-
kiego czasu zawsze zostaje na miejscu;
przed trzema laty pan Kazyński, antre-
prener tamtejszy, ośmielił się wyjechać
do Petersburga i tam wystawił kilkana-
ście sztuk polskich, dawniej -to2 samo u-
czynił w mieście Moskwie". W rachun-
kach Zygmunta I, jako jeszcze królewicza,
z ostatnich lat XV w. znalazł prof. Pa-
wiński, że jakiś mistrz od Wszystkich
Świętych w Krakowie przed nim „kome-
dją recytował" („AUode lata Zyg. Star."
str. 129). To zaowu w niedzielę zapustną
J518 roku jacyś „poeci grali przed królem
komedją" (tamże, str. 202). Długosz wspo-
mina wielokrotnie -widowiska publiczne,
na których śpiewano (we współczesnym
mu wieku XV i dawniejszych) pieśni bo-
haterskie o wypadkach dziejowych w Pol-
sce (ob. Enc. Siar. t. IV, str. 13). O tea-
trze w Polsce pisali: K. Wł. Wójcicki „Te-
atr starożytny w Polsce', 2 tomy. War-
szawa, r, 1841. Wł, Chomętowski: „Dzie-
je teatru polskiego od najdawniejszych
czasów do 1850 r.". Warszawa, 1870 r.
Karol Estreicher: „Repertoar sceny pol-
skiej od r. 1750 do 1871. Pisarze i tlóma-
czezestawieniabecadłowo", Kraków, 1871.
Oprócz tego napisał Estreicher dzieje sce-
ny polskiej z tejże doby p. n. „Teatra w
Polsce", w kilku tomach. St. Windakie-
wicz jest autorem dzieła: „Teatr ludowy
■w dawnej Polsce" (Kraków, 1902 r.). Prof
Aleksander Bruckner drukował w „Bibl.
Warszawskiej": „Początki teatru i dramat
średniowieczny" (r. 1894, t. II i III).
Tejsak — tak na Litwie i Żmudzi na-
zywano torbę skórzaną na pistolety. Po-
dajemy tu z fotografii podobiznę tejsaka,
który Antoni Kulwieó, szlachcic żmudzki,
dał 15-letniemu synowi swemu Onufremu,
wyprawiając go na wojnę w r. 1794, ama-
tka, ciotka lab siostra młodzieńca wyszy-
ły białemi nićmi napis na wierzchu tejsa-
ka. Pamiątka ta rodzinna, ciekawa i wa-
żna pod względem historycznym jako si-
gnum ówczesnych usposobień szlachty
żmudzkiej, znajduje się obecnie w posia-
daniu spuki'ewnionego z Kalwieciami pa-
na Szwojniokiego, znanego artysty mala-
rza.
Tejsty — tak nazywano kosztownie
przyprawne pachnące olejki.
Tekin — safjan turecki albo włoski.
Telsf , t e 1 e j — rodzaj kosztownej ma-
teryi na suknie i pokrycia szubek niewie-
ścich. Mówią o telecie: J. Kochanowski,
Zbylitowski, Gawiński, Kochowski, Twar-
dowski, Bratkowski i inni, Starowolski
radzi, aby dla ukrócenia zbytków i pychy,
cenę łokcia aksamitu podnieść do 20, zło-
togłown do 100, a teletu do 50 talarów.
Temporalik lub skrypturalik— no-
żyk, scyzoryk do piór temperowania. Haur
zaleca, iż „w stoliku pisarskim ma być pa-
pier, opłatki, temporalik, pióra",
Tenda — rozpięta zasłona, kortyna,
kotara: .Uczynisz tendę we drzwiach przy-
bytku; przed słupami rozciągniona będzie
tenda" (W^.£a;o<^.),
Tenuta. Starostwo bez juryzdykcyi,
t, j. dzierżawę dóbr królewskich, zwano
t e n u t ą, dzierżawcę zaś takich dóbr zwa-
no przez grzeczność w XVI i XVn w, sta-
rostą niegrodowym albo tenutarjuszem,
TeolOgJa polska. Nauka wiary, wykła-
dana przez dawnych teologów polskich,
w porównaniu z tąże samą nauką w in-
nych krajach, wyróżniała się większą ła-
godnością, umiarkowaniem i prostotą. W
imię zasad Chrystusowych goiła a nie ją-
trzyła, dążyła do utrzymania pokoju w
dbyGoot^le
narodzie i zachowania go od klęsk i wo-
jen domowych. Unikała surowości i o-
strości, postępując drogą nie tyle dyscy-
pliny i represyi, ile miłości, pojednania
i zgody. Stąd i powaga duchowieństwa
i poszanowanie go przez lud były więk-
sze niż gdzieindziej. Taką charaktery-
stykę „Teologii polskiej" skreślił Adam
Jocher w .Poglądzie na kierunek a bieg
umysłów i nauk w przedmiotach wiary
Św. po krajach dawnej Polski",
zamieszczonym w pracowitem
jego dziele: , Obraz bibljografi-
czno-historyczny literatury ina-
uk w Polsce" (Wilno, 1857 r.).
Teorban. Zabłocki pisze:
„Kozak na teorbanie tnie fań-
czyki". Ł. Gołębiowski powia-
da o tym instrumencie, że by-
ła to udoskonalona bandurka,
• gatunekwiększejlutniwksztal-
cie brzuchatym ze strunami do
przebierania palcami. Teorban
kompletny miewał 33 struny.
Grywali na nim nietylko teor-
baniści nadworni u magnatńw,
ale miew^a teorbany i szlach-
ta polska po swych domach.
Teorban ze zbiorów jeżewskich,
który podajemy tu w rysunku,
znajdował się niegdyś w rodzi-
nie Opackich w Łomżyńskiem,
oddany do tych zbiorów przez
ostatnią, która w swej młodo-
ści na nim grywała, 90-letnią
staruszkę Agnieszkę, córkę
Chryzantego Opackiego, kasz-
telana wiskiego. Jeżeli limik
był śpiewakiem ludowym aban-
durzysta narodowym ukraiń-
skim, teorbaniści byli śpiewa-
kami po dworach możniejszej
szlachty polskiej. "W XVIII w.
nie było dworu na Rusi, gdzie-
by nie miano kozaka, grające-
go na teorbanie i śpiewającego
pieśni polskie i ukraińskie. W Koronie
panowie oprócz kapeli mieli także teorba-
niatów nadwornych, pieśni liryczne i dumy
ukraińskie śpiewających. Słynny rysow-
nik Aleksander Orłowski w szkicach prf-
nych życia odmalował nam wiernie współ-
czesnych dworskich teorbauistów. Naj-
większy z nich rozgłos posiadała rodzina
Widortów, którzy byli ostatnimi w swym
rodzaju mistrzami. Głową ich rodu był
Tcjsak na piatolety w XVin wieku.
dbyGoot^le
364
TEPERELLE.— TERLICA.
Grzegorz Widort, szlachcic polski, urodzo-
ny w r. 1764; młodość swoją przebył w
charakterze mistrza-śpiewaka na dworze
głośnego w swoim czasie Wa^awa Rze-
wuskiego i towa-
rzyszył mu w po-
dróży naWschód,
gdzie, jak wiado-
mo, Rzewuski
znany był pod i-
mieniem Em i -
ra Tudż-Ulferch.
Przeszedł nastę-
pnie na dwór ks.
Eustachego San-
guszki w Sławu-
ciei w roku 1831
■we wsi Kużminie
na Wołyniu, ma-
jąc lat 68, życia
dokonał. Dla ucz<
<;zenta jego pa-
mięci, znakomity
twórca dum pol-
sko - ukraińskich
Tomasz Padura
napisał jedną z
na j pięk n ie j s zy eh
dumek swoich w
narzeczu nkraiń*
skiemp.t. , Dum-
ka Widorta". Po j
zmarłym piewcy I
uadworzeks. Eu- '
stachego i Roma-
na Sanguszków,
zajął miejsce syn
jego Kajetan Wi-
dort, który podo- iwban pospolity ^ moiniej-
bnie jak jego oj- szych domaoh szlacheckich z
-Ciec, poświęcił XMlIwiekta.
się wyłącznie grze na teorbanie i pieśni.
Miał przytem zawsze na nauce kilku ko-
zaków książęcych, oprócz chłopców, któ-
rych mu sąsiedni obywatele dostarczali.
Umarł, mając lat 4S, w Bławacie r. 1852.
Syn jego Franciszek, zostający zawsze u
księcia Romana Sanguszki, chociaż gry-
wał na teorbanie, nie obrd sobie pieśni za
wyłączne powołanie, równie jak Kajetan
Widort, który był ostatnim mistrzem-te-
orbanistą na Wołyniu. Jan Prasinowski
miał w ręku pisaną księgę pieśni śpiewa-
nych przez Widortów tak w narzeczu u-
kraióskiem jak polskiem i o niej jak o sa-
mychże Widortach ogłosił zajmujące spra-
wozdanie w „Tygodniku Illustrowanym"
(t. III, Xl 87, z r. 1861). Teorban i teor-
banistów wspomina nieraz w swych pieś-
niach J. Boh. Zaleski. G-dyśmy w r. 1876
byli w Slawucie u sędziwego księcia Ro-
mana Sanguszki, Widort w roli kamerdy-
nera usługiwał przy stole a po obiedzie
śpiewał nam długo przy odgłosie teorba-
nu, który zawieszał na sobie, a śpiewał
podług iradycyi teorbanistów, nie siedząc,
ale stojąc i przy niektórych pieśniach ba- .
lansując, niestety we fraku. Mówił nam
wtedy, że ma syna, kształcącego się na
muzyka we Lwowie.
Teperelle, frspelle, jako ozdoby sukien,
wspomina Mik. Kej.
Tercjarze i tercjarki. Osoby, zapisa-
ne do tej reguły: panny, kawalerowie lub
żony i małżonkowie, ubierały się szaro, a
jeżeli w koniecznych razach przywdziewa-
ły kolorowe suknie, to szare miały pod
spodem.
TorcyilBlIa— materją, od której do po-
stanowione r. 1643 ( Vol. leg. IV, f. 81) od
„kitajek, felp, tercynel". Sukienki z niej ze
srebrnym pasamonem i kabatem, także
kasjatki znajdujemy pod r. 1653.
TerIJCa właściwie oznacza drzewo w
kulbace {ob. Siodło). Według opisu
z XVIII wieku terlica była o jednej kuli
z przodu w górę wydanej, o ławce okrągłej
z tyłu na ćwierć łokcia szerokiej z podusz-
ką w środku jak i łęk. AV r. 1815 terlica
była zatwierdzona dla jazdy polskiej. Ce-
na poszczególnych jej części była naów-
czas następująca; drzewo do terlicy rb. 1
dbyGoot^le
TERMINI GENERAI-ES.— TESTAMENT.
kop. 20; okucie terlicy 40 kop.; wysianie
25, olstra ze skóry rb. 1 kop. 20; puślisko
ze Rprzążką 67 i pół; popręg ze Bprzą^ką
75; obergorf rb, 1 kop. 50, 6 rzemieni, z
których 3 do matttelzak^ i 3 do płaszcza
90; 2 rzemienie do olster 30; strzemię 45;
derka podszyta [^ótnem rb. 1 kop. 80; po-
krycie skórą drzewa terlicy 60; tybinki do
terlicy 90; wojłok kompletny rb. 3 kop. 60.
Cale oporządzenie konia z nmansztucze-
niem, czaprakiem i utensyljami stajenne-
mi wynosiło rb. 27 kop, 95. B. Gemb.
Termin! gengrales. Tak za doby Pia-
stów nazywano po łacinie zjazdy pod prze-
wodnictwem panującego, na których za-
łatwiano sądy i sprawy publiczne. Gal-
lus podaje o Bolesławie Wielkim, że zja-
zdy podobne odbywał z wojewodami i star-
szyzną, zwaną później: praelałi, comiłes,
barones.
Testament. Prawa polskie uznawały
3 rodzaje testamentów. Mogły więc być
testamenta: sądowe, prywatne i ta-
jemne. Testament sądowy czyli urzę-
dowy był w sądzie do księgi urzędowi po-
dyktowany. W województwach pruskich
i w W. Ks. Litewskiem można było Sąd do
mieszkania zawezwać; w Koronie potrze-
ba było na to zezwolenia króla ( VoL leg.
II, f. 698, 599). Testament prywatnypo-
winien był byó sporządzony przy świad-
kach, których zwano „pieczętarzami", mu-
sieli bowiem swoje pieczęcie przyłożyć.
Świadków takich wymagano zawsze kil-
ku, najmniej trzech, a gdyby sam testator
pisać nie umiał, przybrany winien być
czwarty, który w jego imieniu i obecności
.pieczętarzów testament" podpisywał. Te-
stament prywatny, przy pieczętarzach spo-
rządzony, powiuien był po śmierci testa-
tora objawiony być w Sądzie i do księgi
wpisany. Jeżeli kto robił testament taje-
mny, winien był go podpisać, zapieczęto-
wać i złożyć w Sądzie, którego skład osób
powinien był sądownie być poświadczony.
Jeżeli testament wypadło komu zrobić w
drodze lub na wojnie, statut Litewski po-
przestawał na dwuch świadkach przysięgą
stwierdzających. Kto testament sporzą-
dzał w cudzym kraju, winien był zastoso-
wać się do formy urzędowej tamtejszej a
wypis urzędowy we właściwym Sądzie
swoim objawić. Testament, sporządzony
na wojnie, musiał być zaraz przez przysię-
głych świadków hetmanowi lab chorąże-
ma powiatowema okazany. O nstnych
testamentach, zwanych lestamenta nun-
cupaiiva, nic prawo polskie nie mówi, a
więc ich nie dopuszcza a statut Litewski
wyraźnie je zakazuje. Każdema wolno
było, dopóki żyt, testament odwołać lab
zmienić. Przepisy testamentowe w Ko-
ronie uregulował statut Zygmunta I z ro-
ku 1543 ( Vol. leg. I, f. 680). Testamen-
tów nie mogli robić: małoletni, zakonnicy
po uczynionych ślubach zakonnych, wy-
wołańcy czyli bauici, ludzie urzędowuie
odsądzeni części czyli „bezecni" i z po-
mieszanym umysłem. W świecie miesz-
czańskim Warszawy krążyła niegdyś ane-
gdota opowiadana za rzecz prawdziwą, że
Tuczykowski, bogaty mieszczanin, zapisał
w r, 1744 testamentem starszemu bratu:
40 Węgrzynów, drugiemu 4 Francuzów,
trzeciemu 2 Arabów, stryjowi Turka i Jan-
czara, jego synowi 4 Niemców, synowicy
7 Brabantów, siostrzenicy 5 Włochów,
synowi 784 Holendrów i resztę majątku.
Sąd dociekł: że Węgrzyn! to stare wino^
Francuzi — pistolety, Arabi — konie, Tu-
rek — szabla; Janczar — strzelba, Niem-
cy to puhary i porcelana saska, Brabanci
— koronki, Włosi — obrazy, Holendrzy to
dukaty. I wszyscy podziwiali głęboką
mądrość i przenikliwość sądu miejskiego.
Wielką ciekawość w swoim czasie wywo-
łał t,estament króla Michała KorybutA,
który kazał zrobić serce ze złota, zawiesił
je u obrazu N. Panny w Częstochowie,
wymógł od dozorujących przysięgę, iż za
jego życia otwierane nie będzie. Po zgo-
nie króla pokazało się, iż cały testament
dbyGóot^le
TKACTWO. —TŁOKA.
polegał na modlitwie do N. Panny i kilku
wierszach z psalmów. Jan III miał tak-
że zostawić testament z warunkiem otwo-
rzenia go w sto lat po jego śmierci. O-dzie
aą ten testament podział i co zawierał,
nie wiadomo.
Tkactwo. Hanr w „Ekonomice zie-
miańskiej * z czasów Sobieskiego taką da-
je „informację dla tkaczów" (wiejskich):
„Na [htótno lniane cienkie wpółsetek wcho-
dzi sztuk 8, sztuka niesie łokci 12; na łok-
ciowe motowidJo w łokciu ma być pasm
20, w paśmie zaś ma byó nici 24, Na płó-
tno także lniane grubsze, na iąi miarę
wzwyż pomienioną wyjdzie sztuk 7, w
w sztukę także wchodzi łokci 12, w łokciu
pasm 20, w paśmie nici 24. Na takież płó-
tno jeszcze grubsze wyjdzie sztuk 6, po-
miarkowawszy się według pierwszej licz-
by, według sztuk, łokciów i pasm, jako
się o pierwszych lnianych opisało półset-
kach. Na konopne płótno cienkie w pół-
setek wchodzi sztuk 5, w sztuce łokci 12,
w łokciu pasm 15, w paśmie zaś nici 24.
Na pacześne pfótno w półsetek wchodzi
«ztuk 4, w sztuce łokci 12, w łokciu ma
być pasm 12, a w paśmie ma być nici 24.
Na zgrzebne płótno w półsetek także na
łokciowe wzwyż pomienione motowidlo,
wchodzi sztuk 3, w sztuce łokci 12, w łok-
cia pasm 10, w paśmie nici 24. Na rąbek
w półsetek wchodzi sztuk 6 jak najcieńszej
przędze, w sztukę wchodzi łokci 12, w łok-
ciu ma być pasm 20, w paśmie nici 24. Na
obrusy także w półsetek lnianej przędze
wchodzi sztuk 12 i pół sztuki, sztuka czy-
ni łokci 12, w łokciu ma byś pasm 20, w
paśmie nici 24. Na ręczniki lniane wcho-
dzi sztuk 4, sztuka czyni łokci 12, w łokciu
ma byó pasm 20, a w paśmie nici 24. Na
konopne ręczniki wchodzi sztuk 3, sztuka
czyni łokci 12, w łokciu pasm 15, w paś-
mie nici 24. Na pacześne ręczniki wcho-
dzi sztuk 2 i pół sztuki, w sztuce łokci 12,
w łokciu pasm 12, w paśmie nici 24. Dla
sieci naprawy, powrozów, postronków
i sznurków, także gwoli innym potrzebom
i wygodzie domowej, nieczesauych kono-
pi pamiętać zostawić."
Tłoka, łłóka, właściwie zbiegowisko,
natłok ludzi; stąd poszła nazwa starego w
Polsce, na Litwie i Kusi zwyczaju gro-
madnej pomocy i pracy kończącej się ucz-
tą. Był to piękny słowiański obyczaj lu-
du rolniczego, dopóki nie zaczęto go nad-
używać. Cechował ou sąsiedzką wzajem-
ność i ludzką uczynność naszych praoj-
ców, bo polegaj na bezpłatnej pomocy,
niesionej przez gromadę sąsiadowi, który
wywdzięczał się za to tylko poczęstun-
kiem dla tłoczników i gotowością służenia
im wzajemnie, gdy który potem zapotrze-
bować tłoki. Skoro bowiem nieraz gro-
madna pomoc może uratować mienie są-
siada, ojcowie nasi uświęcili obowiązek
tej pomocy prawem zwyczajowem, od
którego nikt wyłamywać się nie śmiał.
Więc na zaproszenie śpieszą wszyscy, aby
np. żniwo sąsiadowi dokończyć, lub zwieźć
drzewo na budowlę i t. d. Nieraz wdowa,
stary lub chory gospodarz podźwignięty
bywa w ten sposób, Ani uchylać się od
tłoki, ani za udział w niej wziąć zapłaty
nie godzi się. Na Mazowszu i Podlasiu
dotąd ten dawny zwyczaj trwa jeszcze
wśród kmieci i drobnej szlachty. Po dwo-
rach istniały tam tioki obowiązkowe do
roku 1846, a dziedzice zwykle cztery razy
wciągu żniwa przygotowywali obfite ja-
dło i napoje dla zebranej na tlókę groma-
dy. Ł. Gołębiowski pisze: „Kobiety i dziew-
ki, było im nadzieję muzyki i tańca uczy-
nić, gotowe pracować dzień cały. Tak
więc tłoki, gdzie się wódka daje i muzy-
ka sprawia, znajdują wiele ochotników;
wszakże młodzież jej zwykle nie pije, lecz
w przyniesione flaszeczki zlewa i do do-
mu odnosi. Zamiast wódki chcąc dawać
pieniądze, nie przyjmą ich, i rodzice o-
świadczają, że dlatego tylko posłali dzie-
ci, żeby korzystał;- z zabawy". W sielan-
ce Syrokomli p. t. „Święty Piotr", napisa-
dbyGoot^le
TŁÓMACZ. — TOASTY,
367
nej r. 1860 w Borejkowszczyźnie, znajda-
jemy o tłoce litewskiej:
WBjyscy gospod ane!
Kto ma wolf w parze,
Kto niA konie w bronie,
Kto ma zdrowe dłonie,
WszyBcy idźcie tłoką.
Zaorzcie gli^boko i t. d.
Tłomacz. W „Dykcjonarzyku teatral-
nym", wydanym w Poznania r. 1808, czy-
tamy pod tym wyrazem: „W Polsce dla
bardzo malej liczby dziel oryginalnych,
gdyby Uómacze nie zasilali teatra, w ża-
den sposób nie mógłby sią on utrzymać".
„Mamy tłómaczone sztuki w różnych ro-
dzajach, z francuskiego, włoskiego, nie-
mieckiego, angielskiego; a dla teatrów li-
tewskich przełożono kilka dzieł z języka
rosyjskiego. Dawniej ZaWocki, Bodue,
przekładali z francuskiego. Od r. 1791
utrzymywali teatr pizez tłómaczenie z ob-
cych języków Wielmożni imó panowie:
Hebdowski, G-liński, Adamczewski, Pękal-
ski. Imó pan Bogusławski od lat 30 swo-
jem tłómaczeniem najliczniej wzbogacił
reperto&r polski. Przekładanie wierszem
wybornych dzieł francuskich winua pa-
bliczność najbardziej p. p. Osińskiemu i
Krusińskiemu; pierwszego Horacjuszów,
Alzyrę, Cyda, Cynoę potomui z uwielbie-
biem poety polskiego odczytywać będą.
Wielu porywa się do tłómaczeuia sztuk
nudnych i zupełnie niestosownych do gu-
stu naszej publiczności, nie znając dobrze
ant reguł teatralnych, ani języka. Tacy
to tłómacze żądają usilnie, aby ich sztuki
były koniecznie wystawione". „Tłóma-
cze, którzy zręcznie umieją w przekłada-
niu obcego dzieła scenę i rzecz do ojczy-
stych przystosować obyczajów, są bardzo
użyteczni i po autorach i tłómaczach poe-
tycznych pierwsze trzymają miejsce. Dzieł
takich mamy wiele, np. „Szkoła obmowy",
„Frozyna", „Miłość i Odwaga"; a najbar-
dziej owo ^awne przekładanie „Syna Mar-
notrawnego" przez Trembeckiego".
Toasty. Podczas uczty przy spoży-
wania potraw mięsnych „lano piwo jak
gdyby na młyński kamień", powiada
świadek z XVI wieku. Nawet w zamoż-
nych domach staropolskich, dopóki gęste
szły potrawy, wina na stole nie pokazy-
wano. Dopiero pod koniec uczty, po mię-
siwach, przychodziła pora na toasty czyli
zdrowia, które godziło się spełniać mał-
mazją (ob. małmazja) lab węgrzynem. Pi-
jąc zdrowie, wstawano, i ten, kto wznosił
zdrowie, przemawiał, a gdy skończył, o-
krzykiwano do osoby, która była uczczo-
na wiwatem: „Niech żyje!" Na zebraniach
publicznych zachowywano pewną kolej
wiwatów. Najprzód więc wznoszono zdro-
wie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, po-
tem Króla Jego-Mości, trzecie było królo-
wej, czwarte prymasa lub biskupa {miej-
scowej djecezyi), wreszcie najdostojniej-
szego z gości, duchowieństwa, gospodar-
stwa. Na imieninach zaczynano od zdro-
wia „solenizanta", na weselach od zdro-
wia , państwa młodych". Podczas toa-
stów etrzelaao z moździerzy wiwatowych
na dworzn a w izbie biesiadnej grała mu-
zyka melodje odpowiednie. Ucztę zakoń-
czało ostatnie zdrowie „Kochajmy się!",
zwane niekiedy „sandomierskiem*. Po-
tem już tylko mogło być „strzemienne",
wychylane w ganku lub przy wrotach,
gdy gość miał wkładać nogę w strzemię.
Wiadomo bowiem, że podróże odbywano
dawniej zwykle konno. Wiwaty z muzy-
ką i odpowiednim śpiewem wszystkich
biesiadników przy stole, były starym i u-
podobanym zwyczajem uczt polskich. , Za-
czynając kielich z początkiem strofy, kie-
dy muzyka grda — pisze Ł. Gołębiowski
— cała kompanja śpiewała, gdy z armat
lub moździerzy dawano ognia, trzeba było
w takt łykać i z końcem śpiewu skończyć
i wychylić pabar. To było po gracku.
Były do piwa i wina tysiączne kuranty
toastowe, np.;
1) Wypił! wypit! oic nie aos-tawit!
Bodaj go, bodaj go Bfig błogosławił!
dbyGoot^le
TOK.— TOLERANCJA RELir,lJNA W POLSCE.
2) A kto pije. temu niilew&jdel
A kto nie pije, temu nic dawajcie!
3) Kto zdróiT, kto dobrze pije,
Kto jest przyjaciel prawdziwy,
Niechaj to zdrowie wypije:
WiwU dom (tu nazwisko) poczciwy! itd.
-ł) Przyjaciele, zbiegajcie eię,
Niech z was katdy z serca nieeie
Na ofiarę dla t«j damy.
Co z szacunkiem iyjem dla niej! itd.
Zwykle ten intonował, kto z pnharem w r^-
ce wznosił toast a po prześpiewauiu go
warzyszeniem fortepjauowem Zygmunta.
Noskowskiego.
Tok, toczek — strój niewieści na gło-
wę. Kolorowe nosiły mężatki, panieński
był z białemi piórami. Gołębiowski powia-
da, że ubiór to z ostatnich czasów zmia-
nom niestałej mody podlegający. Wszakże
jut w XVI w. Leopolita i Groaicki wspo-
minają o toczenicy w znaczeniu ubio-
ru głów niewieścich, zapewne tkanki, któ-
rą obwiązywano czyli otaczano głowę.
i iiini^
Toast dot^d u lądu zachowany z mclodją sharoionizowaDą na fortepian przez Zygm. Noskoirekiego.
wychylał, obecni wtórowali mn chórem.
Jak we wszystkich zwyczajach narodo-
wych, tak i w toastach ze śpiewem i mu-
zyka, naśladował szlachtę i mieszczan lud
wiejski, a będąc największym konserwaty-
stą w narodzie, gdy inne warstwy zapo-
mniały tego zwyczaju, on śpiewa wiwaty
jeszcze dotąd. Przytaczamy tu stary toast,
zapisany z ust ludu przez Kolberga z to-
Tolerancja religijna w Polsce. Gdy
Niemcy ogniem i mieczem nawracali Sło-
wian nad Łabą i dolną Odrą a Prusów,
Żmudź i Litwę nad Pregtą i Niemnem —
naród lechicki, uosobiwszy w sobie wszyst-
ko, co dobrego i złego posiadał rdzenny
charakter słowiański, nie wziął udziału
ani w wojnnch krzyżowych, ani potem w
sekciarskich. Niemcy: Łiowonberg w pra-
dbyGoot^le
TOLERANCJA RELIGIJNA W POLSCE.
czy swojej Das entkiillle Posen a póiniej
Jerzy Wagner, których nikt o szowinizm
polski posądzić nie moie, piazą: „Gl-dy w
czasie refonuacyi wielu Niemców wysta-
wionych było w Bwoim krają na jak naj-
straszniejsze przeładowanie, wtedy w ka-
tolickiej Polsce znaleźli oni gościnny przy-
tułek. Polska joż o wiele dawniej prze-
ścignęła w tolerancyi wiary najbardziej
cywilizowane państwa. Podczas gdy we
Francyi Molai i Joanna d'Arc skończyli
na stosie, gdy noc dw. Bartłomieja i wojny
religijne setki tysięcy pochłonęły o£ar,
gdy w Hiszpanii teroryzm religijny Fili-
pa, w Holandyi fanatyczni siepacze Alby,
w Anglii krwawe rządy Maryi — niezli-
czone święcili hekatomby w łodziach, gdy
Ifiemcy spalili Husa i nawet to samo a-
czynili z prochami Wiklefa w sto lat po
jego śmierci — gdy się jeszcze przez cały
wiek rozdzierali w krwawych wojnach re-
ligijnych — wydfJ w Polsce Kazimierz
Wielki jni r. 1356 statnt tolerancyi i z
Polski uczynił schronisko dla wszystkich,
którzy w ówczesnym cywilizowanym świe-
cie skazani byli na prześladowanie i śmieró.
W czasach, w których nawet Melanchton
przemawiał za karą śmierci na kacerzy,
była Polska jedynem wolnem schronie-
niem dla socynjan i ewangielików. Dysy-
dentom sejm w Wilnie r, 1673 przyznd
równe prawa z katolikami. Niemieckie
szkoły, kościc^y i nabożeństwo cieszyły
się nawet osobnymi przywilejami. Niemcy
w Polsce mieli ochronę swej narodowości
i języka w kościele i szkole, dowem, cie-
szyli się koloniści niemieccy tak licznemi
prawami i wolnościami, ie ich bracia w
Niemczech oblizywaliby sobie wszyst-
kie dziesięć palców, gdyby byli mogli u-
nzyskaó takie same socjalne wolności". Od
Bolesława Pobożnego księcia kaliskiego
w Xin w. uzyskali Żydzi przywileje a
^oty ich wiek nastał za Kazimierza Wiel.
Wszystko, co było za reformacyi prześla-
dowane o wiarę zagranicą —powiada Jul.
EnĘrUopedJi BCHicpolika, tom tV.
Bartoszewicz — chroniło się do Polski, i
ludzie i sprawy. Naczelnicy reformy, jak
Beza i Werger, dedykowali Zygmuntowi
Augustowi, dobremu katolikowi, dzieła
swoje, przesyłali książki. Gdy król ten
zamierzał wygnać z kraju niektóre sekty
burzące spokojność ogólną, przeszkodził
temu kardynał Hozjusz. W sto lat pó-
źniej dopiero wypędzono ai^anów, gdy
przekonano się, że w czasie najazdu szwedz-
kiego wiązali się politycznie z wrogiem
Hzplitej. Zdarzyło się w Polsce kilka wy-
padków spalenia za świętokradztwo, ale
nie była to kara wyłącznie katolicka, bo
protestanci w krajach swoich daleko czę-
ściej palili ludzi w owych czasach niż ka-
tolicy. Włosi z zadziwieniem widywali
dysydentów w domach prałatów polskich,
czując, że w swoim kraju porwaliby się
joż nawzajem za noże. Zygmunt Ul zwią-
zał się ze sprawą katolicką w całej Euro-
pie, bo protestancka Europa wiązka się
na katolicką. TOadystaw IV, jeszcze pod-
czas bezkrólewia uproszony o pogodzenie
unii z nieunią, dysydentów z katolikami,
działał bezstronnie i sprawiedliwie. Oddał
nieunitom kilka katedr biskupich, inną
dla nich ustanowił, komisarze jego jeździ-
li po miastach i miasteczkach, przeglądali
dokumenta, sądzili sprawy i cerkwie unii
oddawali nieunitom. Mohiła nieunita za-
kładał szkoły, w których uczył jak chciał
i czego chciał. Spalenie Łyszczyńskiego
i sprawa tomńska są to pojedyncze, o-
derwane, bez związku z innjrmi czyny i
poświadczyć mogą fanatyzm kilku wyjąt-
kowych w społeczeństwie ludzi, lecz nie
fanatyzm narodu, który stronił od prae-
śladowań krwawych. Banicje i infamie
zastępowały zwykle w Polsce karę śmier-
ci, tak pospolitą w innych prawodaw-
stwach. Na sejmie r. 1718 pierwszy raz
wyrzucono posła wieluńskiego z izby dla-
tego tylko, że był dysydentem, a r. 1733
pierwszy raz uchwalono oddalenie dysy-
dentów od dygnitarstw. Pomimo to tole-
dbyGoot^le
370
TOŁOKNO.— TOMICJ ANA.
rancja aie przestała cechować ogólnych
atosnuków z niższemi warstwami prote-
stantów. Hoplita ofiarowała gminie pro-
testanckiej w Poznaniu miejsce na budo-
wę ewaugielickiego kościoła św. Krzyża,
a r. 1768 pozwolono protestantom wznieść
ogromną świątynię w samym środku sto-
licy polskiej, "Warszawy. „Gazeta War-
szawska' w nr. 84 z r. 1874 powtórzyła
z dziennika włoskiego la Riforma adres
podany do prol Filopantiego przez zwolen-
ników jego przekonań, religijnych, w któ-
rym znajduje się serdeczna wzmianka o
dawnej Polsce z powoda jej jedynej tole-
ranoyi i przytułku, jaki tam wspaniało-
myślnie dawano prześladowanym wszel*
kiej wiary i wszelkiej narodowości. Za-
pał do dawnej Polski, jakim tchnie ten a-
dres wcale dla Polaków nie przeznaczony,
dowodzi, jak głęboko wspomnienie daw-
nych dobrodziejstw przechowało się w pa-
mięci i sercu socynjan. Jest to niby
głos nagle się z groba odzywający, a pe-
łen niewymownej wdzi^zności i serdecz-
ności dla Rzeczypospolitej Zygmunta An-
gnsta i Stefana Batorego. Pamięó dobra
przeżyła wszystkie krzywdy i nieszczę-
ścia. Tego samego rodzaju objawy po-
powtórzyły si^ raz jeszcze wkrótce potem
przy inaugnraoyi socynja&skiego zboru i
posągów Fausta i Seljusza Socynów w
Sienie. O tolerancyi religijnej w Polsce
znajduje się obszerny i piękay artykuł
Jul. Bartoszewicza w 25-ym tomie „En-
oyklopedyi powszechnej" (rok 1867, str,
325).
Tołokno. Tak zwano na Rusi litew-
skiej ususzony w pieca i na mąkę utarty
owies, który lud bierze z solą i omastą na
pożywienie w podróży. Linde powiada,
że były to jagły ntarte z jęczmienną mą-
ką. Starowol^ za czasów Władysła-
wa IV pisze: „Wiedząc, że na twardości,
nie na pieszczotach dzieło rycerskie się za-
sadza, nie zażywają potraw smakowitych,
jeno tc^okna, szałamachy, szołodusze,
pszennika; co wszystko z mąki a z jagi^
zrobi, soli trochę a słoniny przydawszy".
Tołombas, t o łn m b a s, z persk. tulum-
6az, wielki turecki bęben wojskowy (ob.
Taraban). Otwinowski w „Owidjnsza"
pisze: „Spiżane tołumbasy miedzianym
prętem bite".
Tołub, tułob, kozach, fntro okowi-
tę, z wyrazn wschodniego torłop. „Torłop
gronostajowy', czytamy w małopolskiem
tłómaczenia ustawodawstwa Wiślickiego.
O dwuch torlopach kun znajdujemy
wzmiankę w zapiskach krakowskich (nr.
4134).
Tomicjana. Najznakomitszym dyplo-
matą polskim za doby jagiellońskiej był
Piotr Tomicki (ur. w r. 1464 w Tomicach,
zm, r. 1535 w Krakowie), najprzód kanc-
lerz Fryderyka Jagiellończyka, biskupa
krakowskiego, a od wstąpienia na tron
Zygmunta I sekretarz tego króla w kan-
celaryi koronnej, mianowany r. 1513 pod-
kanclerzym koronnym, w r. 1B20 bisku-
pem poznańskim, a w r. 1523 krakowskim.
Tomicki nale£ał do najznakomitszych mę-
żów ówczesnej Europy. Wszystko było
w nim wielkie i wspanit^e. Rozum jego
cenili wysoko: król Zygmunt I, cesarz
Maksymiljau i StoUca apostolska. Nie-
strudzony w ustawicznej porfudze króla i
RzpUtej. wielokrotnie posłował do monar-
chów i na zjazdy dyplomatyczne. W kra-
ju jeździł z sejmów aa sejmy, stawiał
zbrojne poczty ku obronie granic, był o-
piekunem i dobroczyńcą oświaty, na urzę-
dzie kanclerskim pióra z ręki nie wypusz-
czał, dając przykład pięknego i jasnego
stylu. Nazywano go też ojcem i wzorem
wszystkich kanclerzy. Po zgonie Tomic-
kiego Stani^aw Górski, kanonik krakow-
ski i i^ocki (nr. 1489, zm. 1572), jeden z
najzdolniejszych mężów stanu, podjął mo-
zolną pracę zebrania aktów kancelarjatu
koronnego za panowania Zygmunta I i,
wykonawszy ją w nader chlubny sposób,
dzieło to wspaniale, składające się z 27
dbyGoot^le
TOPIELEC. —TORTURY.
371
foljantów, pod tytułem „Tomicjana" de-
dykował d. 8 września 1567 r. senatowi
polskiemu. Niestety, nie ogłoszono go
wtedy drukiem a tylko odpisywano poje-
dyncze tomy dla różnych osób. Później
zbiór ten drogocenny dla dziejów, rozsy-
pu się po kraju, a po rozbiorze Polski nie-
które tomy dostały się nawet do krajów
ościennych, tak że dziś żaden zakład nie
posiada go w całości. Dopiero wielkich
badog Tytus Działyński począł od r. 1852
ogłaszać „Tomicjana" z fol^antótr bibljo-
teki kórnickiej i innych. Do r. 1861 wy-
dał z owych 27 tomów pierwsze 8, a śmierć
aczonego męża przerw^a dalsze wydawni.
ctwo. Tom I obejmuje akta z lat: 1507 —
1511, tomIIzlat:151'2il513, tom Illzlat:
1614 i 1516, tom IV i V z lat: 1516 -1621,
tom VI z lat: 1522 i 1523, tom VII z lat^
1624 i 1625, tom Vin z roku 1526. "Wy-
dano i tom IX, ale go zniszczono z powo-
du niedbałej redakcyi. Zbiór ten aktów
i korespondencyi kancelaryi koronnej po-
siada nietylko pierwszorzędne znaczenie
dla dziejów narodu naszego, ale i innych
państw IBuropy, z któremi ówczesna Pol-
ska w stosunkach dyplomatycznych i są-
siedzkich pozostawała.
Topielec, w pojęciach luda człowiek,
który utonął a duch jego żyje w głębiach
wody i żyjących ludzi, gdy się kąpią lab
wpadną do wody przypadkiem, rad tam
wciąga. Topielec rodzi się także z kobie-
ty brzemiennej, jeżeli w tym stanie uto-
n^a. Jeżeli zaś atonia matka, zostawiw-
szy niemowlę przy piersi, to gdy przynio-
są dziecię po zachodzie słońca na brzeg
wody, wypływa i karmi. Te i tym podo-
bne podania ludowe o topielcach i topieli-
cach zebrfJ K. WI. Wójcicki i podał w
„Encyklopedyi powszechnej" {tom 26-ty,
r. 1867, str. 371). Z dawniejszych pisa-
rzy wspomina o topielcach w XVII wieku
Haur.
Torf nie musiał być jeszcze za Jana
Sobieskiego w Polsce, z wyjątkiem Pomo-
rza używany, skoro współczesny Kazi-
mierz Haur pisze: ,w pewnych krajach
darniem usaszonem palą, osobliwie w Da-
njej, Holandjej, w pomorskiej ziemi i róż-
nych innych krajach.
Torłop, torlop, t<^ab — szuba nie-
wieścia futrzana. Statut Litewski za tor-
łop barani naznacza w XVI w. cenę gro-
szy 70, Królewna Jadwiga w wyprawie
swojej z r. 1475 miała wśród kilknnastn
szub i kożuszków torlop sobolowy z ręka-
wami nieob szytymi futrem.
Tort. Gdy tradycyjne kołacze, na-
zwane tak przed wiekami od kształtu ko-
ła i wypiekane przez same panie na uro-
czystości domowe, a zwłaszcza wesela,
mające zatem znaczenie ciasta obrzędo-
wego wPolsce, zaczęły wychodzić w XVIII
wieku z użycia, zastępowano je tortem
domowym, który tak samo był kolistym
i przez panie pieczonym, tylko podług mo-
dniejszych przepisów. Wspominany jest
z tego czasu „tort królewski". Podług tra-
dycyi kołacz u szlachty był ciastem twa-
rożnem, u możnych przekładany kilka-
kroć migdałową masą.
Tortury, inaczejmęki, pytki, spytki,
w języku prawniczym konf essaty, stąd
wyrażenie: plecie, bredzi,jaknamękach'.
Wszystkierodzajetortur przyszły do Polski
wraz z prawami miejskiemi z Saksonii. O-
wa bezlitosna srogość prawa niemieckiego,
owe wyrafinowane różnego rodzaju męczar-
nie ujęte kodeksami miast saskich, przynie-
sione do Polski z napływem osadników
niemieckich, złagodniały znacznie wśród
mniej kulturalnych ale więcej ludzkich
Polaków. Z Polski wyszedł pierwszy głos
przeciwko torturom, gdy pod koniec pa-
nowania Stefana Batorego Jan Kirstein
czyli Cerazin, adwokat krakowski, w dzie-
le: „O prawie i fołdrowaniu" (torturowa-
niu) na str. 169 wyrzekł: „mocny góral da
się męczyć i nie wyzna prawdy, a słaby
piecuch opowie grzech, którego popełnić
nie miał śmiałości; kat pierwej bierze ob-
dbyGoot^le
372
TOWARY.— TOWARZYSTWA NAUKOWE I LITERACKIE.
winioDego karać za snspicję o grzechn, niż
sędzia powie, te zgrzeszył. Kto wróci ból
i sromotę? Kto będzie za to karany, że w
błędzie katowaó kaz&t? Niech lepak (ra-
czej) urząd w probację bierze Boga, świad-
ków i wyznanie niż oprawców*. Katami
i oprawcami, tak jak dziś jeszcze czyści-
cielami psów, byli przeważnie Niemcy.
Chód męczony okazał się niewinnym, był
jednakże joź w pogardzie, że się w ręku
nieczystych znajdow^ Kiewinnema zaś
przeciwnik obowi^anybylpłació nawiąz-
kę za wycierpiane męki. Przy tortn-
lach był obecny ogonek sąda, który czy-
nił zapytania. Szlachcic nie mi)gł byó
męczony. Przy magistratach i zamkach
bywały oddzielne izby lub wieże nazywa-
ne przez Ind .męczarnią", gdzie indago-
wano obwinionych przy pomocy tortur.
Użycie tortur w Polsce zosti^o ostatecznie
zakazane ustawą zr. 1776. Oprócz tor*
tur używane były jako kary: kuna żela-
zna do przymykania winowajców u prę-
gierza lub drzwi kościelnych (jest taka do-
tąd przy drzwiach południowych kościoła
Panny Maryi w Krakowie), gąsior, kot,
dyby (z niem. Z^tf^), kłoda i t. d. Lu-
dzi szlachetnych, oburzających się na po-
wszechne tego rodzaju kary cielesne w da<
wnej Polsce, pocieszyć winniśmy faktem,
że gdy u nas nawet tradycja już o nich
ginie, to we Francyi dopiero w r. 1902
Izba depntiowanych uchwaliła wniosek
Bretona, żądający reformy rot karnych w
wojsku, gdzie do dziś praktykowane są
kary cielesne o charakterze torturowym.
Towary. Ks. Franciszek Jezierski w
książeczce (wydanej r. 1792 po jego śmier-
ci) p. n. .Niektóre wyrazy porządkiem a-
becadla zebrane* pisze pod wyrazem „to-
wary": „Polska prócz jednego gniazda
chłopów biłgorajskich, którzy robią prze-
taki, sita i te po całej iEuropie roznoszą,
prócz drugich oMopów andrychowskich,
co stołową bieliznę przedają i prócz garn-
carzy z ziemi Sandomierskiej, którzy Da-
nii, Norwegii, Szwecyi garnki przystawn-
ją, nie ma żadnego rękodzieła towaru;
wszystkie korzyści jak się odbierają z
rąk natury, tak się zagranicę zbywają.
Teraz świeżą konstytucją Rzeczpospolita
towar skór obróciła całkowicie w naturę
dochodu skarbowego. To jest osobliwsze
przeminienie, aby skóra bydlęcia przesta-
ła być towarem, a została natomiast po-
datMem".
Towarzystwa naukowe I literackie w
xviii w. W dobie wielkiego przełomu u-
mysłowego w krzewieniu nauk humani-
tarnych, powstało w Krakowie w latach
1488 — 1490 towarzystwo uczonych, któ-
rego zało^oielami byli dwaj cudzoziemcy
Oeltes i Kalimach a cdtonkami ukryci pod
psendonimami zwolennicy nowych kie-
ranków, pomiędzy którymi znajdujemy
Brutusa (Brudzewskiego), GorvinuBa (Ra-
bę) i widu innych. Rozprawiając o języ-
ku greckim, łacińskim i hebrajskim, o nau-
kach przyrodzonych, prawie kanonicznem
i rzymakiem, usiłowah oni podkopywać
powagi scholastyczne średnich wieków i
żywotnieJBzy we wszechnicę krakowską
tchnąć powiew. Po odjeździe wszakże
Oeltesa nie posiadała Polska w XVI i XVn
wieku zorganizowanych towarzystw nau-
kowych. ,W epoce reformacyi ekspenso-
wały się rozumy na spory wyznaniowe i
kweatję naprawy Rzeczypospolitej; w do-
bie reakcyi katolickiej na praktyki nabo-
żne, tępienie herezyi i ważenie skompliko-
wanych zagadnień polityki bieżącej. Sek-
ty w XVI a bractwa rehgijne w XVII w.
zużywdy dla celów wyznaniowych naj-
lepsze siły umysłowe i najpodnioślejsze n-
czucia, z wielką dla nauki szkodą". Zawią-
zało się wprawdzie na ziemiach Rzplitej
towarzystwo uczonych w Gdańsku, ale z
samych złożone było Niemców. Otwarte
w styczniu r. 1743 towarzystwo pod na-
zwą Gesellschaft der Naiur/orscher po-
siedzenia swoje odbjTTało eo tydzień, a
przetrwało upadek Rzplitej. Stanisław
dbyGoot^le
TOWARZYSTWA NAUKOWE I LITERACKIE.
373
Angnst przeslf^ w r. 1786 towarzystwu
terno kosztowny pierścień, ktdry prezy-
dujący podczas nroczystych posiedzeń
wHadal na palec, W stolicy Rzplitej za-
wiązało się towarzystwo naukowe w roku
1698, rychło jednak bez śladów działalno-
ści upadło. Przyj ażniejsze dla zabiegów
w tym kierunku warunki znaleźli nczeni
za panowania Aagusta m, na które przy-
pada ruch naukowy żywszy, rozległe na-
wet i różnorodne ogarniający widoki. Za-
palna niemal abdykacja Hzplitej w sferze
interesów politycznych — pisze Smoleń-
ski — budziła w społeczeństwie refleksję
i zmuszała do poszukiwania nowych dróg
pracy. Lepsze jednostki w narodzie, znaj-
dując niemożliwość zużytkowania zaso-
bów amyslowo-moralnych w życiu publi-
cznem, dotkniętem martwotą, widziały ko-
nieczność ratowania sprawy drogą pracy
umysłowej a przeświadczenie to było plo-
nem głębszego wnikania w stosunki i
kwiatem sumień ludzi dbrfych o przy-
szłość. Do objawów sprzęgania się Rzpli-
tej z mchem umysłowym Europy należą
próby pracy zbiorowej nad nauką w for-
mie norganizowanych towarzystw. Pierw-
sze usiłowania nie ogarni^y zadań rozle-
głych, bo obejmowały jedynie sprawę
zbiorowego nabywania wydawnictw pe-
rjodycznych i książek. Słynny bibljoman,
referendarz koronny ks. Józef Z^oski, o-
głosił pod datą 2 jtycznia 1744 r. „Pro-
jekt assocjacyi.. Uczonych... Osób", ma-
jący na celu sprowadzanie z zagranicy
dziel kosztownych i prennmerowanie cza-
sopism. Froponow^ ksiądz referendarz
zawiązanie towarzystwa bez ogniniczenia
liczby członków, łożonego jednak naj-
mniej z osób 10 (nie wyłączając z asocja-
oyiibiegłychwefrancuszczyźnie niewiast)
z wkładem do kasy zbiorowej w styczniu
k^dego roku, na ręce imć. p. Gibbesa,
sekretarza poczty warszawskiej, po 4 czer-
wone złote. "W spisie zaleconych przez
Załuskiego nowości figurują Mćmoires^
Acta, Analecta, MtmoTabilia, Miscellanea
i t. p. w językach: francuskim, łacińskim,
niemieckim i włoskim, wydawnictwa zna-
komitszych w Europie akademii i towa-
rzystw, gazety tygodniowe uczonych lu-
dzi w Lipska, Ratysbonie, Hamburgu,
Greifswaldzie, Dreźnie, Berlinie i rozmai-
te dzienniki. Co do porządku wypożycza-
nia wprowadzał Załuski ułożenie listy
przez losowanie dlatego, „żeby nikomu
krzywdy nie czynić w upośledzeniu ran-
gi i nie narazić się w ułożeniu preceden-
cyi, która ta nie może mieć miejsca, sko-
ro wszyscy zarówno składają się" na fun-
dusz. Za przetrzymanie groziła kara je-
dnego tynfa za każdy tydzień. Nie ogra-
niczając się na asocjacyi dla sprowadza-
niaksiążek.zamieiYyłZEJaski później zgro-
madzać uczonych i literatów w widokach
innych. .Kurjer Polski" z 31 paździer-
nika 1753 r. ogłosił komunikat Załuskie-
go, w którym czytamy: .Podaje się do
wiadomości wszystkim hteratom warszaw-
skim, że d, 7 grudnia w wigilję Najświęt-
szej Panny Niepokalanie Poczętej o 8-ej
z południa z okazyi imienin i dnia naro-
dzenia Królowej Jej Mości odprawi się na
sali bibljoteki publicznej tutejszej trybem
włoskim „akademika* czyli akt publiczny
krasomówstwa i rymopisŁwa, na którym
wolno będzie każdemu literatowi czy Po-
lakowi, czy cudzoziemcowi, prozą czy
wierszem i jakimkolwiek językiem, czy-
tać publicznie swoje lukubracje, t. j. ozy
oracyjkę, czy dissertację, czy odę, czy e-
legję, czy idylikd, czy apigramma etc. etc".
.Wszelkie za^ osoby na ten akt są zapro-
szone do mówienia jakiegożkolwiek stanu
i kondycyi". Po tern ogłoszenia ks. refe-
rendarz tyle z Warszawy i z prowincyi o-
trzymal ofert, że program pierwotny mu-
siał rozszerzyć i ogłosił, iż academia litera-
ria morę Halo, mająca się odprawiać w pa-
łacu biskupa krakowskiego 7 grud., będzie
się kontynuowała i 9-go dnia, „gdyż nad-
spodziewanie rachuje się oratorów i luka-
dbyGoot^le
TOWARZYSTWA NAUKOWE I UTKRACKIE.
bracyi". Nade^ano ntwory z różnych
stron: z Poznania, Wilna i Q-rodna. Śród
buchaczów świecili obecnością magnaci
i dygnitarze, jak marszałek wieL kor. Bie-
liński i biskup inflancki Ostrowski; acze-
stniczyły i damy, up. znana z zamiłowa-
nia do nauk księżna KadziwiUowa, chorą-
żyna wiel. litewska. Pomimo kilkoletniej
potem przerwy, „akademiki" za wpływem
Załuskiego stały się modne, nie różniły się
jednak od popisów dorocznych lab dys-
put, urządzanych przez jezuitów, pijarów
i teatynów dla pochwalenia się wiedzą
swych nczniów. W czerwcu 1767 r. od-
prawUa się „akademika" w kolegjum pi-
jarskiem w Warszawie na temat: „Ka
czym dobro i szczęśde Rzeczypospolitej
zaległo." W maju r. 1766 u jezuitów gdań-
skich w obecności wielkich pań i dygni-
tarzy (wojewodzin: brai^awskiej Jabło-
nowskiej i mińskiej Hilzenowej, hetmana
pol. lit. Sapiehy i innych) była „akademi-
ka geograficzna przez pytania, z powsze-
chnego ziemiopistwa szlachetnej nUodzie-
ży ziem pruskich szkoły krasomówskiej
do rozwiązania podane". Nie przecenia-
jąc doniosłości asocjacyi z r. 1744, ani ze-
brania uczonych z r. 1753, przyznaje Smo-
leński Załuskiemu za^ugę, te pierwszy w
XVIH w. usiłował skupiać ludzi interesu-
jących się literaturą i budził pewien ruch
pośród piszących. Towarzystwa nauko-
wego nie stworzył, ale przygotował do
niego grunt, przjruczając literatów do ro-
boty w gromadzie. Później rozwiń^ na
tern polu działalnośó szerszą, gdy znalazł
pomocnika w wykształconym, ruchliwym
i pełnym zapała cudzoziemcu Mitzlerze
de Kolol. Zamiłowany był Mitzlec w nau-
kach przyrodniczych i medycynie, a że
Warszawa przeprfniona była szarlatana-
mi, którzy bez żadnej kontroli sprzeda-
wali nieraz szkodliwe balsamy, olejki,
proszki, dryjakwie, pigułki i t. d., któremi
nawet rezydent francuski Duperron de
Castera przez chirurga przybyłego z Pa-
ryża został otruty, ułożył przeto r. 1752
Mitzler projekt statutu towarzystwa dla
dozorowania medyków i podniesienia w
Polsce sztuki lekarskiej. Poparł Mitzlera
kanclerz wielki kor. Małachowski i Au-
gust HI dnia 5 grudnia 1752 zatwierdził
statut Collegium medicum, które jednak-
że z powodu niedochodzących sejmów nie
mogło pozyskać jeszcze sankcyi Rzplitej.
Nie zrażony tern niepowodzeniem Mitzler
nie przestaje zabiegaó ok<do organizowa-
nia towarzystw prywatnych i ogłasza w
trzy lata później Leges InstUuti Lilerarii
Varsam'efisis, przypominające Z^uskiego
.Projekt assocjacyi kilkunastu lub kilku-
dziesięciu uczonych", Wr. 1766 przypro-
tekcyi Stanisława Augusta zawiązuje się
Societas liieraria polona, zwane po polsku
„Towarzystwo Litteratów w Polszczę u-
stanowione", które nakładem swoim, czer-
panym ze składek należących do niego
ludzi możnych, wydało w ciągu lat pięciu
17 różnych książek. Wylicza je szczegó-
łowo WŁ Smoleński w swojej pracy o .To-
warzystwach naukowych i literackich w
KYIII w." ze fjuszną uwagą, że gdy na
niektóre szkoda było zachodu i kosztu, to
rzetelny zaszczyt przyniosły Towarzy-
stwu książki pedagogiczne, będące tłóma-
czeniami polskiemi najlepszych dzieł za-
granicznych. Podczas na jruchliwszej dzia-
łalności literatów w jesieni r. 1767, zawią-
zało się „Warszawskie, towarzystwo fizy-
czno-ćhymiczne" dla badania zjawisk fi-
zycznych, udzielania wskazówek prakty-
cznych ku podniesieniu przemytu rolnego
i fabryk, robienia na własny koszt anali-
zy nadesłanych minerałów i ciał j^yn-
nych oraz dla rekomendowania skutecz-
nych lekarstw. Uchwalona konstytucją
sejmową w r. 1768 akademja lekarska, a
powodu różnych przyczyn a pomiędzy
niemi i wybuchłej konfederacyi barskiej,
w życie nie weszła. Książę Józef Aleksan-
der JaUunowski, wojewoda nowogrodzki,
zabiegał okcJo ułożenia mapy Rzplitej,
dbyGoot^le
TOWARZYSTWA NAUKOWE I LITERACKIE.
376
faudowf^ w Gdańska Ac/a liter aria, t, j.
bibljotekę kontynuatorów Kromera i róż-
nych nowych na obszarze Polski wydaw-
niotw, przedstawił (r. 1760) uczonym war-
szawskim projekt 4'Ch medali za rozpra-
wy z geometryi, mechaniki, hidraaliki, fi-
zyki i dziejów polskich. W r, 1765 prze-
siał towarzystwa gdańskiemu 90 dukatów
dla aatorów najlepszych rozpraw na za-
dane przez siebie tematy. Podobne kon-
kursy nie byty już nowością. Z^uski, bi-
skąp krakowski, z okazyi inaagnracyibi-
bljoteki pablioznej dla RzpUtej .destyno-
wal (r. 1746) medaljony zio^ pro proemio
tym, których Inknbracje będą za najdo-
skonalsze osądzone". Jabłonowski, osiadł-
szy r. 1770 w Saksonii, atrybucje towa-
rzystwa gdańskiego przeniósł na profeso-
rów w Lipska, gdzie ofandował Socictas
JablonoTnana dla wyznaczania tematów
i nagradzania premiami (po 24—80 duka-
tów) lab medalami dotymi aatorów naj-
lepszych rozpraw z historyi, naak fizyko-
matematycznych i ekonomiL Wr. 1771
rozpoczęto tam wydawać Acia Socicłaiis
/ahlonovianae, ale słusznie o Jabłonow-
skim napisał Kołłątaj, £e więcej w fnnda-
cyi lipskiej własnej sznkał sławy, niż o-
świecenia obywatelów ojczyzny. Nagro-
dy za rozmaite prace naukowe dawali:
Massalski, biskup wileński, ks. Paweł Brzo-
stowski, założyciel Rzeczypospolitej Pa-
włowskiej (ob. Enc. Star. t. III, str. 333).
Gedeon Jeleński, podkomorzy mozyrski,
którego kosztem Bohomolec wydf^ dzi^a
Jana Kochanowskiego, {urzysłowia Fre-
dry i Jędrzeja Elryszpina .Stateczność u-
myidu". Nie ż^owt^ na druk książek i
wojewoda witebski Sofiohab. W posza-
kiwania pewniejszej dla towarzystw nau-
kowych podstawy, zwracano oczy na Sta-
nisława Aagnsta. „Spodziewamy się —
pisał w r. 1766 Czartoryski — że pod mą-
drym króla a rodaka naszego panowaniem,
który jako swój naród, tak i język kocha,
zaniedbana polszczyzna pocznie się wydo-
skonalać; że się jakie zjawi Towarzystwo
ładzi uczonych, które, zachęcone łaską i
pańskimi względy, wsparte za^ stcJą hoj-
nością, ułoży nam doskonałe gramatyki,
napisze słowniki wszystkich kunsztów,
nauk i rzemiosł, wskrzesi stare ntowa i o-
ne odnowi, wynajdzie nowe, wyznaczy ich
używanie, nachylanie, wagę, wymawianie;
odrzuci i zakaże pod grzechem szkolnym
i karą cenzury Apolliua wszystkich maka-
ronizmów i inne pożyteczne w języka roz-
porządzenia uczyni". Na początku roku
1768 rozeszła się po Warszawie i „ucie-
szyła niezmiernie wszystkich naukę ko-
chających po^oska*, że akademia dla u-
prawy języka polskiego „wkrótce" dojdzie
do skutku. Jako twórca akademii figuro-
wi^ w pogłosce owej Staniriaw Aogust,
który nie w takim zakresie i w odmien-
nym kierunka, odpowiedział przecież o-
czeki Waniom przez otwarcie obiadów
czwartkowych. Zaproszenie na obiad
czwartkowy było niejako pasowaniem na
mistrzostwo w nauce, poezyi lub sztukach
pięknych, uznaniem dla talentu i wiedzy,
□agrodą położonych już zasług. Obiady
te, mając charakter posiedzeń akademic-
kich, odby wrfy się z pewną obrzędową uro-
czystością w komnacie zamku królewskie-
go, poprzedzającej pokój marmurowy.
Król, przewodnicząc tym posiedzeniom,
dawat inicjatywę do dyskursu, w którym
nie krępowano się w wymianie zdań i po-
puszczano szczodrze wodze dowcipowi i
dobremu humorowi. Wójcicki i Niemce-
wicz zebrali nazwiska następujących u-
czestników tych obiadów: Albertrandy,
Bacciarelli, Bielawski, Bogusławski, Fr.
Bohomolec, Joachim Chreptowicz, Celest.
Ozaplic, Adam Czartoryski jen. ziem pod.,
Andrzej Gawroński, Woje. Jakubowski,
Karpiński, ks. Stan. Konarski, Ign. Krasi-
cki, Stan. Knblicki, Seb. Lachowski, Les-
ser (miniaturzysta), Łojko, Merlini, Mi-
chał Mniazech, Andrzej Mokronoski, Ign,
Nagurczewski, Naruszewicz, Tad. Ogiń-
dbyGoot^le
376
TOWARZYSTWA NAUKOWE I LITERACKIE.
ski, Jacek Ogrodzki, Piramowicz, Waler.
Pjwnicki, Portalupi, Ign. Potocki, Smng-
lewicz, "Woje. Strzelecki, Krzysz. Szem-
bek, Piotr Śliwicki, Trembecki, Vogel, K.
"Wyrwicz i Zabłocki. Portretami wielu z
pomiędzy tych znakomitości, pędzla Mar-
teau, obwiesił król ściany komnaty, gdzie
odbywały się obiady, kazał tet Narusze-
wiczowi skreślić ich życiorysy. Kto się
jakiem nowem dziełem dobrze za^oiyl,
znajdował zawinięty w serwetę medal zio-
ty lab srebrny, mający z jednej strony po-
piersie króla, z drugiej napis Merentibtis
i trzy wieńce: dębowy, oliwny i laurowy,
co budziło emulację i ochotę do pracy.
Młody Frano. Zabłocki, otrzymawszy me-
dal za pierwszą komedję „Sarmatyzm",
przyniósł na następny czwartek napisane-
go w ciągu tygodnia , Fircyka w zalotach".
Organem ozwartkowców był „Monitor" o-
raz założone w r. 1770 „Zabawy przyje-
mne i pożyteczne", redagowane najprzód
przez Naruszewicza, później Albertrande-
go. W I. 1771 uczestnicy obiadów czwart-
kowych, nie ograniczając się na czytaniu
swych utworów, dyskusyi i zasilaniu po-
wyższych swoich czasopism, zaczęli my-
śleć o wiązaniu się w sekcje, z których po-
częła najwcześniej działać utworzona dla
uprawy i popularyzowania teoryi polity-
cznych. Sześciu z pomiędzy uczestników
obiadów czwartkowych utworzyło „Towa-
rzystwo przyjaciół kilka", które wspólne-
mi siłami opracowało i wydało w r. 1771
■ i 1772 „Historję polityczną państw staro-
żytnych". Smoleński wnosi, że liczbę tych
6-n uczonych składali: Wyrwicz, Skrzeta-
ski, Szymanowski kasztelanie rawski, Na-
ruszewicz, oraz Waler. Piwnieki miecznik
ziem pruskich i Michał Stadnicki. Celem
tego wydawnictwa było wyrabianie w na-
rodzie przeświadczenia potrzeby zaprowa-
dzenia silnego rządu dla wydobycia Rzpli-
tej z wewnętrznego chaosu i osłonięcia jej
od niebezpieczeństw nazewnątrz, ale dla
niedostatecznej liczby prenumeratorów
tom jego drugi nie wyszedł. Jednocześ-
nie dojrzewał wgronieuczestaików czwart-
kowych zamiar założenia towarzystwa
prawników, a to głównie w cela zaprowa-
dzenia porządku w nauce prawa cywilne-
go i potrzeby jego kodyfikacyi, oraz udzie-
lania rad i nwag dla RzpHtej w przedmio-
tach ustawodawstwa. Wprawdzie to pro-
jektowane „Zgromadzenie prawnych ła-
dzi" do skutku nie doszło; jednak podnie-
siona idea w blizkiem jest pokrewieństwie
z uchw^ą sejmu z r. 1776, powierzaj^ą
Andrzejowi Zamojskiemu niożenie codi-
cemjuridicum i upoważniającą go do we-
zwania na pomocników „najoświeceń-
szych i najcnotliwazych obywatelów oboj-
ga narodów". Zamojski przy współudziale
Chreptowicza, Szembeka, Węgrzeckiego,
Rogalskiego i "Wybickiego wykonał część
znaczną tego właśnie programu, który
obmyślano i przedyskutowano na obia-
dach czwartkowych. Roztrząsano wów-
czas sprawę założenia akademii umiejęt-
ności t. j. „zgromadzenia obywatelów u-
czonych, ogniwem gorliwości ka naukom
spojonych. Mniszech zwracał uwagę na
potrzebę gromadzenia matdrjału nauko-
wego przez ufundowanie muzeom z dru-
ków i rękopisów dotyczących historyi oj-
czystej, z monet i medali polskich, z map,
kopersztychów, narzędzi fiisycznych i a-
stronomicznych, modeli machin, wizernn-
ków znakomitości rodzimych, minerałów,
zwierząt i roślin, nawet dzieci woskowych
dla unaocznienia procesu poroda. Zału-
ski na krótko przed śmiercią (umarł 7 sty-
cznia 1774 r.) radził obrócić dobra poje-
znickie na afandowanie akademii, w któ-
rejby prowadzone były wykłady różnych
nauk a zwłaszcza języka polskiego, histo-
ryi i archeologii; oświadcza^t gotowość za-
pisania dla niej olbrzymiej swojej bibljo-
teki na własność. „Królowi — pisze Ber-
noulli^tak gorliwemu w popieraniu nank
i pragnącemu prześcignąć pod tym wzglę-
dem Zygmunta Augusta i Stefana Bato-
dbyGoot^le
TOWARZYSTWA NAUKOWE I LITERACKIE.
377
rego, bardzo był przyjemny ten projekt".
Przez obrócenie jeduak fandaszów poje-
zuickich na uposażenie szkól całego kra.-
ja, projekt akademii stracił podstawę ma-
terjalną, a założenie Towarzystwa do
ksiąg elementarnych i przedsięwzięta re-
forma wszechnic krakowskiej i wileńskiej
oj^y znacznie tema projektowi doniodo-
ści moralnej. Gdy z pomiędzy uczest-
ników czwartkowych obiadów jedni, jak
np. NaroBzewicz, Albertrandy i Łojko,
zasiedli do pracy nad wielkiemi dziełami,
inni w Komisyi £-
dakacyjnej i Towa-
rzystwie do ksiąg
elementarnych, o-
biady te stracili
swój charakter da-
wania inicjatywy w
rzeczach nanki i or-
gany ich przestają
wychodzić, amjano-
wicie „Zabawy
przyjemne i poży-
teczne" w r. 1777 a
„Monitor" wr. 1784.
Zaczęto więcej za-
biegać teraz nad or-
ganizacją pracy eko-
nomicznej, krzątać
eię około takich in-
atytucyi, jak To-
warzystwo handlowe Inb Kompanja kra-
jowa ekonomiczna pod godłem świętego
Izydora oracza. Zasłynął z rzutkodci prze-
mysłowej i zapału do krzewienia nauki
podskarbi nadw. lit. Antoni Tyzenhauz,
który złożył w Grodnie szkołę medycy-
ny i chirurgii, ogród botaniczny i gabinet
historyi naturalnej, przygotowywrf ob-
serwatorjum astronomiczne i myślał po-
dobno o akademii umiejętności. Wszyst-
ko to jednak przedsięwzięte nad skalę
środków materialnych, jakimi rozporzą-
dzał, spowodowało upadek Tyzenhauza
i spełzło na niczem. W oatatniem 20-leciu
Rzplitej dwa tylko powstały towarzystwa
prywatne, a mianowicie: pod koniec roku
1777 zaJożone w Warszawie przez cudzo-
ziemca Jana Dubois, sprowadzonego do
wykładu historyi w Korpusie kadetów,
„Towarzystwo fizyczne" i .Towarzystwo
krytyczne" uorganizowane w Warszawie
r. 1789 przez Jana Śniadeckiego, Kołłąta-
ja, Kalasantego Łańcuckiego, Dmochow-
skiego, Siarczyńskiego, Bogacickdego,
Kopczyńskiego, Szymanowskiego i in-
nych. Rozprawę swoją o Towarzystwach
Omach, zbudowanj priez ke. Stan iriawa Staszica w Warszawie r. 1823, dla
TowarzjBtwa przyjaciół nauk.
naukowych i literackich wieku KYIII za-
kończa Wł. Smoleński temi słowy: ^Świa-
domość potrzeby zbiorowej pracy umy-
słowej wzrastała wśród inteligeneyi w
XVIII w. powoli, lecz ciągle. Ze skrom-
nych zaczątków — sprowadzania z zagra-
nicy czasopism i odczytywania publicz-
nego panegiryków na cześć Panny Maryi
— wyrasta Towarzystwo wydawnicze z
kierunkiem jasno określonym i trafnym;
następnie dwór Stani^awa Augusta, zor-
ganizowawszy najwybitniejsze siły umy-
słowe, stara się ująć je w karby organiza-
cyi, której najlepszym wyrazem miała być
dbyGoot^le
378
TOW. KSIĄG ELEMENT.— TO W. PRZYJ. MUZYKI W KALISZU.
akademja umiejętności z takim środkiem
pomocniczym, jak projektowane przez
Mniszcha mnzenm. Bjl moment bliskiego
srealizowania zamiarów, gdy obrócenie
fnndusza pojezuiokiego na cele wychowa-
nia pozbawiło akademja podstawy mate-
rjalnej, a w części i moralnej. Rezygnu-
jąc z akademii na korzyść celów wycho-
wawczych, postąpiło epoIeczeibsLwo roz-
tropnie. Komisja Edukacyjna, podjąw-
Bzy pracę n podstaw, podnosiła poziom a-
mysłowo-moralny w masach, czego aka-
demja nie dokonałaby nigdy. Brak to-
warzystw do oprawy pojedynczych gałę-
zi amiejętności tłómaczą ciężkie życia wa-
runki. W Polsce wieka XVIII szczery
do wiedzy zapi^ twarde napotykał prze-
szkody, a jednak najnieszczęśliwsza zgeue-
racyi nienajgorszą tradycję naokową
przekazała potomnym". „W dobie dogo-
rywania Rzplitej, śród szczęku broni, roz-
paczy i trwogi, o towarzystwach uczo-
nych społeczeństwo myśleó nie mogło".
O towarzystwach uczonych w Polsce
XVin w. krótką wiadomość pod^ naj-
przód Bentkowski w swojej Historyi lite-
ratury polskiej, po nim Walenty Litwiń-
ski w Boczniku Towarzystwa naukowego
krakowskiego na r. 1817. Kastępnie no-
we szczegóły dorzucili: Jocher, Karol Est-
reicher! Wiad. Wisłocki. Dr. Józef Ma-
jer na pierwszych publicznych posiedze-
niach Akad. um. w Krakowie odczytał hi-
storyczny przegląd towarzystw nauko-
wych w Polsce. Najobszerniej pisał Wł.
Smoleński w Ateneum z r. 1887. Dzieje
polskich towarzystw naukowych i literac-
kich w XTX w. przechodzą zakres niniąj-
Ezej Encyklopedyi. O Towarzystwie przy-
jaciół nank, zawiązanem w listopadzie
1800 r. w Warszawie a istniejącem do ro-
ku 1832, wydał już zasłużony naszemu pi-
śmiennictwa Aleksander Kraushar 4 to-
my, w których objął zaledwie epokę od
założenia T-wa do r. 1820. Na obszerne
dzieje zaważyło sobie także T-wo naukowe
krakowskie założone w r. 1816 a w r. 1872
przekształcone na Akademję umiejętności.
Trzecie miejsce należy się z kolei Towa-
rzystwu przyj, nauk poznańskiemu, a na-
stępnie instytucjom i stowarzyszeniom
naukowym w Wilnie, Lwowie, Toruniu,
Paryża, których już tu nie będziemy wy-
mieniali.
Towarzystwo ksiąg elementaraych ob.
Komisja Kdukacyj na(£'nc. ^/uro/.
t. ni, sŁ 67).
Towarzystwo przyjaciół Muzyki w Ka-
liszu. Komisja Rządowa Spraw Wewnę-
trznych i Policyi w d. 8 października 1818
r. zatwierdziła ustawę powyższego Towa-
rzystwa, co obok urzędowej pieczęci pod-
pisał: Minister prezydujący T. Mostowski
i za Sekretarza G-eneralnego O. KowaleW'
ski. W d. 21 paźdz. t r., odbyło się pierw-
sze zgromadzenie członków T. P. M., na
które zebrali się pierwsi cdtonkowie czyn-
ni Towarzystwa w liczbie 29: Faitz, patron
trybunału, Witkowski, Bednarczyk, dokt.
med., G^rodzicki, kapitan adj. placu, Strzy-
żewski, poborca wojew., Hertz, sekretarz
prezyd. przyK. W., Schwarzbach, Walde-
rowiezŁ.M.M.K.,RadońskiP.S.P.P.O.K.,
Kaas, R. Wojew., Rudowskd, patron try-
bunału, Henryk podsędek, Kaczkowski,
R. wojew., Janowski, kontroler kasy wojew.,
Goltz, asesor trybunału, Leśniewski,
rachm. wojew., Chyliński, pisarz solny,
W. Pstrokoński,Schach,koIlaboratorprzy
szkole wojew., Marx, Klemczyński, Gry-
zynger, obrońca. Koszutski, asesor E.
Wojew., Lenczewski, pisarz sądu P.P.O.K.,
Ign. Max, Polkowski, J. Adler, Ochocki
i Ant. Jaksiewicz. Z pomiędzy członków
powyższych obrani zostali większością gło-
sów na dyrektora muzyki Witkowski, na
3-chdyr6ktorówTowarzystwa:Faltz,KaAS
i Hertz, na sekretarza Leśniewski, na ar-
chiwistę Janowski, na kasjera Strzyżew-
ski. Podług ustawy członkowie czynni
płacili składki miesięcznej st^ej po złp. 1;
iundatorowie dyplomowani T-wa opłacali
dbyGoot^le
TOWARZYSZ.
379
jednorazowo dp. 100, członkowie honoro-
wi miejscowi płacili miesięcznie 2 złote, za-
miejscowi tyleż tylko wratach półrocznych.
Sesje zwykłe członków odbywały się w
pierwszą środę każdego miesiąca o g. 6-ej
wieczorem; zgromadzenie ogólae wszyst-
kich członków d. 22 listopada każdego ro-
ku, t. j. w dzień św. Cecylii, patronki mu-
zyki, który to dzień solennie miał byó ob-
chodzony jako rocznica utworzenia T-wa,
a zarazem jego dzień etatowy. Z ogólnej
liczby koncertów publicznych ustawa obo-
wiązywała do dawania dwuch corocznie
na korzyśó nbogich i dwnch na korzyśó
T-wa. Przy sekretarzu pozostawała pie-
częć T-wa, wyobrażająca organy z napi-
sem Towarzystwo Przyjaciół Muzyki w
Kalisza, którą opieczętowywano wszelkie
własności i korespondencję T-wa. Cała u-
stawa napisana jest bardzo logicznie i prze-
zornie a we wstępie do niej powiedziano
jest, 2e miasto wojewódzkie Kalisz liczy
wieln amatorów muzyki i osób dar ten
mniej lub więcej posiadających, że obywa-
tele krają wspierają wzrost każdej sztuki,
czemużby więc „miasto nasze, idąc za
przykładem miast znaczniejszych, nie mia-
ło posiadać Towarzystwa, wędem przyja-
źni i zgody połączonego". Na czele druko-
wanej ustawy (Kalisz, 1818 r.) znajduje-
my: „Kommissya Woiewództwa
Kaliskiego, odebrawszy od Kommis-
syi Rządowey Spraw Wewnętrznych i Po-
licy! przy Reskrypcie z daty 8 b. m. i r.
zatwierdzoną Organizacyą Tow. Prz. Mu-
zyki w Kahszu, przesyła ią w załączeniu
temuż T-wu z oświadczeniem należnej po-
chwały z strony Kommisayi Rządowey
(Spr. Wewn. i Policyi) Cdonkom to* To-
warzystwo zakładającym, za ich gorliwość
o podniesienie tey piękney sztuki w kraiu
polskim". Jak umiano wówczas chodzió
sprężyście około spraw dobri^ publicznego
pomimo braku kolei, telegrafów, telefo-
nów, a nawet poczt codziennych, dowodzą
tego daty: 7 września 1818 r., w którym
projekt ustawy podpisali .Przyjaciele Mu-
zyki w Kaliszu" i 21 października tegoż
r,, w którym odbyli pierwsze zebranie wy-
borcze po zatwierdzeniu ustawy w War-
szawie przez Komisję Rządową Spraw
Wewn. i wręczeniu im takowej przez Ko-
misję Wojew. Kaliskiego.
Towarzysz w wojsku polakiem znaczył
tyle, co rycerz-oficer. Towarzysz Kawa-
leryi narodowej i namiestnik mi^ rangę
oficerską chorążego. Płatna kawalerja w
XVIII wieku składała się z towarzyszów,
z pocztowych czyli szeregowych i z luza-
ków. Szlachta, jako stan rycerski, szła na
„towarzyszów pancernych" do chorągwi,
ale każdy w miarę swej zamożności przy-
prowadzał z sobą ludzi pocztowych, jako
ż<^ierzy. Kto dawał sowity poczet, czyli
kilkunastu lub więcej ładzi zbrojnych,
miał prawo dać im swoją barwę, t. j. mun-
dur. Prócz pocztowych miał jeszcze ka-
żdy towarzysz żołnierza służącego, który
podczas boju w trzecim szeregn stawał.
Towarzysze mieli głosy w radach pułko-
wych, zwanych kołami. Król mógł pod-
czas wojny oddać każdemu towarzyszowi
nawet znaczne dowództwo wojska. Ks.
Franciszek Jezierski pisze w KYIII w.:
„Naszą Polska... związek żołnierzy nazwa-
ła .towarzystwem'. Tak jak w Holandyi
jest Towarzystwo Indyjskie, gdzie ubożsi
z bogatszymi się łączą, tak w Polszczę se-
natorowie i magnaci mieli swoje chorą-
gwie, pod któremi pierwsi żołnierze nazy-
wali się towarzyszami; z tego to względa
tak się wymawiało^ widząc pieszego żoł-
nierza: Z pod czyjej jesteś komendy? od
zaraz odpowiada, że jest z regimentu tego
g6a6TBl&. Ż(^nierza zaś usarskiego lub
pancernego nie można było tak pytać, tyl-
ko zaraz dołożyć: W. P. Dobrodziej z kim
służysz, i on natychmiast powiedział, że
z panem wojewodą, albo też: jestem towa-
rzysz pana wojewody" („Niektóre wyra-
zy" str. 222), O sposobie formowania się
oddziałów jazdy, zwanych .chorągwiami"
dbyGoot^le
TRADITIO. — TRAGEDJA.
od wieku XV do XVIII, ob, pod wyrazem
rotmistrz [Enc. S/ar.t. IV, str. 181).
P. Br. Gembarzewski o „towarzyszach"
tak nam pisze: „Każdy towarzysz, ja-
ko rycerz-szlachcic, nważal się za równego
rotoiistrzowi dowodzącema chorągwią i
stąd to właśnie powstf^a nazwa „towarzy-
aza". Towarzysz miał wyższą rangę niż
którykolwiek oficer cndzoziomskiegoauto-
ramentn, będącego wojskiem najemnem.
To też oficerowie starsi cudzoziems. autor,
aby nie pójść pod komendę towarzysza
i być wyżsi, starali się mieć chorągwie hu-
sarską lub pancerną. W epokach poroz-
biorowych system towarzyski byt jeszcze
stosowany przy formowaniu oddziałów
jazdy polskiej przez Anstrję, Rosję i Pru-
sy. "W r. 1781 na tych zasadach niormo-
wana została gwardja galicyjska (Konigli-
che galizische adeligo Leibgarde), której
dowódcą czyli kapitanem został feldmar-
sz^ek ks. Adam Czartoryski, generał ziem
Podolskich. Na podobnych zasadach utwo-
rzono w Rosyi w r. 1797 pułki konnopol-
ski i litewsko-tatarski, a w r. 1800 w woj-
sku pruskiem t. zw. korpus towarzyszy,
który po traktacie tylżyckim 1807 otrzym^
nazwę korpusu ułańskiego i był podstawą
dla pi^ów ułańskich w pruskiej armii aż
do naszych czasów."
Traditlo, tradycja. Tak zwało się
zajęcie dóbr z mocy dekretu i oddanie ich
wierzycielowi na rzecz jego należności.
Taki posiadacz dóbr ex łradiłione zwany
był possessor Iraditorius, z zastawu zaś
possessor diligatorius. Dobra mogły być
dekretem tylko na pewien czas, t, j, wy-
trzymanie zasądzonej sumy wierzycielowi
przez burgrabiego (arząd wykonawczy)
oddane, czyli — jak mówiono — „trado-
wane".
TrefarZ ob. Kurkowe towarzy-
stwa.
Traflak — narzędzie dęte muzyczne,
którem towarzyszono do grubego baso.
Do cieńszego było inne, zwane kawką.
Tragedja. W „Dykcjonarzyku teatral-
nym" z r. 1808 czytamy pod tym wyra-
zem: „Królowa sceny znana była naddzia-
dom naszym. „Odprawę posłów greckich"
uapisłJ Kochanowski, a w oblicza Jana
Kazimierza grano Cyda, którego wierszem
przeło^l Morsztyn, podskarbi W. kor.
Lecz teatr wówczas nie był znany całej
publiczności, kiedy niekiedy w pałacach
królów i co rok w szkołach jezuickich da-
wano widowiska teatralne. Stawny Ko-
narski w konwikcie księży pijarów urzą-
dził kształtny teatr, gdzie młodzież szkol-
na w zapusty grywała tragedje sławnych
autorów francuskich, tłómaczone wierszem
przez cdtonków wspomnianego zakonu.
Tenże uczony mąż napisał oryginalną tra-
gedja „Epaminoudas", graną na tymże
teatrze, ale z tych dzi^ żadne nie było
wystawione publicznie; dopiero od r. 1760
zaczęto się oswajać z teatrem, t. j. zjawili
się aktorowie z profesyi, których granie
można było widzieć za pieniądze, lecz dłu-
go prócz komedyi i lekkich oper nie wi-
dziano innego poważnego dzi^a. „Bewer-
ley" prawie był pierwszą sztuką, po której
odegrania przekonano się, że Polacy z go-
dnością mogą grywać tragedje. Między
1788 i 1792 r. wystawiono ,,Meropę", ,4ja-
nassę", „Emilją Galotti". W ostatnich
czasach dla nowości, która jedynie mogła
utrzymać teatr, innsiano dawać rozmaite
tragedje niegodne tego nazwiska; i tak
obok „Alzyry" grano „Barbarzyństwo i
Wielkość"; obok „Cyda" — „Rabusiów". I
to może jest przyczyną, że labo sama z sie-
bie najlepsza tragedja, tłómaczona wybor-
nie i z największą pracą, po pierwszej re-
prezentacyi już nie czyni żadnego zysku
antrepryzie, jak to pisał jeden z naszych
wielkich poetów:
O jak prEedziwna sztaka, jak piękny Horacy-
Jednogloinie na ecenie wołali FoUcj.
Dziwili się wierszowi i pięknoBci myśli,
Klaskali, »Ie jednak drugi raz nie prayśli.
Wielu także widzów nie bardzo lubią
■yGoot^le
TRAKT.— TRANSFUZJA.
381
sztołd napisane wierszem, tak dalece, ie
aktorowie w Kanueńco Podolskim komę.
dją jfKolig" grali przerobioną na prozę".
Trakt to samo znac^, co gościniec,
większa droga handlowa. Kiedy Litwa,
a zwłaszcza Żmadż, m&to jeszcze były za-
ludnione, a lasy pokrywtJy kraj cały,
wśród których przy drogach handlowych
głównie skapiały się osady, od takich to
gościńców wziął początek podział krają
na „trakty", które znaczyły mniej więcej
to samo, co powiaty. Podział ten wybitnie
się zarysował i najdłotej przetrw^ w
księstwie iSmudzkiem, które skladdo się
z 28 podobnych traktów czyli powiatów,
z których kaidy miał swój warowny gró-
dek na wzór kasztelami piastowstich.
Trakty te były następujące: 1) Ejrągoła,
2) Wilki, 3) Wielona, 4) Rosienie, 6) Wi-
dokle, 6) Kroże, 7) Tendziagoła, 8) Jaswo-
ny, 9) Szawle, 10) Wielkie Dyrwiany, 11)
Mf^e Dyrwiany, 12) Berżany, 16) Użwen-
ta, 14) Telaze, 16) Retów, 16) Pojary, 17)
Wieszwiany, 18) Korszew, 19) Szadow, 20)
Gondinga, 21) Twery, 22) Potumsza, 23)
Birżiniany, 24) Ptrfonga, 25) Powendeń,
26) Mendingiany, 27) Korklany i 28) Zo-
kany. Prócz tego traktem ZapaszczaA-
skim stale się nazyw^a część wojewódz-
twa Trockiego, leżąca na lewym bi^gn
Niemna, od rzeki tej po granicę praską
i puszcze Augustowskie. W województwie
Podlaskiem część ziemi Bielskiej położona
na północ od rz. Narwi i m, Tykocina
nazywt^ się „traktem zatykockim". „Sta-
nąć na trakcie" znac^ło w mowie tańczą*
oych wyjść w pierwszą parę i zaśpiewać
(ob. Tańce).
Tram, t r o m — starożytna nazwa sze-
rokiej belki dawanej wpoprzek pod inne-
mi belkami pntapa przez środek izby. Zda-
je się, że nazwa ta powstała wtedy, gdy
całe domy budowano jeszcze z okrągla-
ków, a tylko jedną sztukę rozcierano
piłą wzdłuż, aby uczyniony z niej szeroki
t r am, podtrzymując środkiem pułap, słu-
żył zarazem do kładzenia na nim (pomię-
dzy belkami) chleba i okrasy jako w miej-
scu zabezpieczone m od myszy i szczurów.
W niektóiych okolicach lad zowie tram
siestrzanem. Linde przytacza pokre-
wną nazwę ^owiańską sesdraM, co wska-
zywałoby, że aiestrzan mógł powstać od
siestram. Tii należy wiedzieć, że bale, tar-
cice lub dwie połowy wytarte z jednej kło-
dy drzewa cieśle wiejscy nazywają siostra-
mi, Tram w budownictwie polskiem służy
do wyrzynania na Tiijn daty postawienia
domu i znaku ciesielskiego, dowodzącego,
że cieśla posiadał cerkiel. Rej w „Wize-
runku' mówi: „Szynkarze na tram długi
piszą", jak również:
„Pisz ty co chceez na tram,
Ale ja tel, wież to pan Bóg, kiedy dam".
W szkutach na spodzie czyli na dnie
kładziono także tram. Ob. Siestrzan.
Transparent. W .Dykcjonarzykn tea-
tralnym' z r. 1808, pod wyrazem tym czy-
tamy: „Przejrzystą częśćdekoracyilub całą,
tak malowaną, że się wydaje przyjemnie
oczom wtenczas, kiedy ma za sobą rzęsiste
światło, nazywają(w niedostatku polskiego
wyrazu) transparentem. Traosparenta o-
kozają się w nadzwyczajnych przypad
kach. I tak, kiedy w Warszawie A. 18 sty-
cznia 1807 wyBokouszczęsliwilteatrpolsld
swoją bytnością Wielki Napoleon, w trans-
parencie okazE^o się popiersie tego nie-
śmiertelnego monarchy, a pod niem znaki
alegoryczne, wystawiające Nadzieję
Wdzięczność Polaków. Również gdy Naj
Fryderyk August, kr. Saski i W. Ks. War-
szawski, z swoją familją znajdować się ra-
czył pierwszy raz na tym teatrze, stoso-
wnie ułożony transparent był niejako tłó
maćzem radości narodu, widzącego na swo<
jem łonie czułego i dobroczynnego ojca*.
Tranuumpt, wypis z oryginaJu, inaczej
wyciąg, ekstrakt, kopja wierzytelna.
Transfuzja {transfiisio) —przelew, prze-
lanie, przeniesienie z jednej osoby na dru-
dbyGoot^le
TRĄBIENIE MYŚLIWSKIE.— TRĘBACZE.
gą j®j wierzytelności, akcyi, praw i skarg,
później nazywane c e s j ^.
Trąbienie myiiiwslcie hywaio rozmaite.
' Nietylko mow^ łowiecką rozumieć mnsia)
myśliwy, ale i głos trąbki myśliwskiej. Ina-
czej trąbiono na „apel' albo ■przybywaj',
inaczej „przegrawek" przed rozpoczęciem
Jowów, inaczej „w domu" lub „do swór",
inaozej „hasło', inaczej „psy spuszczając
ze slory", inaczej „psom się odzywając".
Grubym i drżącym głosem dwa razy zna-
czyło „na grubego zwierza" , trzy razy koń-
cząc bonem najwyższym ,na drapieżnego
zwierza*, inaczej „do odprawy", „pojez-
dny", kiedy zwierz gruby ubity, kiedy
z jednej kniei do drugiej myśliwi przejść
mają, albo wrócić do domu Inb kiedy któ-
rego z nieb brakuje. Ze szczwaczami się
porozumiewając, trąbiono na odmiennym
rogu zwanym „charcićwką". Inne było
„strębowanie", a inne „zwoływanie", „za-
kładanie", „polrębowanie", „na upatrzone'
go", „na przepadłego", „na wykradzione'
go" i do „uszczwanego" albo „harapowe-
go" zwierza. Tylko za pomocą trąbki
i okcdo 30- tu odmian w sposobie trąbienia,
dawni myśliwi polscy utrzymywali na ło-
wach zgromadzonych, w kniejach g^tych
i borach rozległych wzorowy ład i porzą-
dek. Ale czy też choć jeden z ich synów
muzykalnych zapisać nutami wszystkie te
sposoby trąbienia— bardzo wątpimy. U-
miauo knieję wyciąć, ale nie zanotować to,
oo gin^o z nią na zawsze.
Trąbnil(. Tak nazyw^ się nietylko ten,
co roba trąby, ale również była to nazwa
naczynia drewnianego z klepek, dość waż-
kiego, ale wysokiego na 2 do3 łokci, napd-
nionego zimną wodą, przez które przecho-
dziły spadzisto 2 rury od alembika, uży-
wanego po domach do oczyszczania wódki.
W wojew. Mazowieckiem za Kongresówki
pierwszą dystylamię założył Cyprjan Za-
błocki w Rybnie. Pierwej we wszystkich
dworach szlacheckich oczyszczano okowi-
tę, gotując w miedzianym alembika i skra-
plając przez trąbnik.
Tren, z greek, pieśń żałobna, elegja.
Jan Kochanowski napisał Treny na śmierć
swej córki Urszuli, Stanisł. Grochowski na
śmierć Maciejowskiego, Przybylski prz^o-
żyi na polski Treny Jeremjaszowe. Józef
Szujski napisał rozprawę: „Treny na
śmierć córki Jana Kochanowskiego i Oj-
ciec zad2umionych Jnljnsza Słowackiego"
(Kraków, 1866 r. w 34-ym tomie Roczni-
ków Towarz. naukowego krak.).
Trepsle, treperele, teperele —
krezy czyli kołnierze wielkie, marszczone,
bardzo modne swego czasu w Enropie
i Polsce, na które starzy rycerscy Polacy
sarkaU. W broszurze z r. 1649 p. t. „Le-
karstwo na uzdrowienie Rzplitej z uniwer-
sałem poborowym" czytamy; ,,0d trepe-
lów, których djabeł trafiać (trefić) poma-
ga, a jednej pani były w szyję wrosły,
niech zapłać:^ talar", Rej w ,, Zwierzyńcu"
pisze: „Go się skarbu bożego popsuje na
owe pozłociste nitki, na owe forboty, na
owe teperele, na owe tkanice!"
Treptnch- Treptuchami, jak pisze Ki-
towicz, nazywano w XVIII wieku żłoby
płócienne rozpinane na kołkach, w któ-
rych koniom, gdy w polu stać było trzeba^
dawano obroki. B. Gemb.
Trębacze w jeździe nosili zwykle mnn-
dury odmienne od szeregowych oraz do-
siadali koni siwych lab srokatych, aby
tem wyraźniej byli odróżniani. Gdykawa-
lerja narodowa nosiła mundur granatowy,
przepis z r. 1779 przeznaczaj dla tręba-
czów barwę karmazynowa. Barwa ta by-
ła przyjęta pierwotnie dla trębaczów puł-
ku lekkokonnego gwardyi w r, 1807, lecz
wkrótce zamieniono ją na barwę biaJ:ą dla
munduru paradnego. Barwę tę przyjęto
w ogólności dla pułków jazdy Księstwa
"Warszawskiego. W epoce Królestwa Kon-
gresowego trębacze mieli na munduradi
dla całego pułku przepisanych naszyte na
piersiach i rękawach taśmy biaie i dosia-
dbyGoot^le
TRUKCZASZY. — TRUPPA.
dali koni srokatych: w pułkach 1-ym strzel-
ców konnych i ułanów gniado-srokatych,
w pułkach 2-ich karo-srokatych, w 3-ich
kasztanowato- srokatyoh i w4-ch jak w2- eh
karo-srokatych. Ponieważ ogień ręcznej
broni łańcucha tyraljerów piechoty, rozwi-
oiętago często na znacznej przestrzni, nie po-
zwalał dokładnie słyszeć wyrazów komen-
dy, dawanych przez dowódców i zagłuszał
nawet bęben, kt^^rym w piechocie sygnały
są dawane, przeto wobec szerszego zastoso-
wania działania tyraljerów w wojsku, za-
prowadzono w pułkach pieszych trębaczy
czyli sygnalistów, nazywanych zazwyczaj
„hornistami' od wyraża niemieckiego
Horn — róg; w rzeczy samej trąby te mo-
siężne były w kształcie rogów myśUwskich.
Rozkazem z d. 9 maja 1819 r, zaprowa-
dzono dwuch trębaczy starszych i 16 trę-
baczy (po jednym w kompanii] w pułku
Trąbka czyli r6g piechoty i r. 1819— 1S30.
grenadjerów gwardyi; w pułkach zaś pie-
choty linii: dwuch starszych, po jednym
w kompanjach fizyljerskich oraz po dwuch
w wolty żarskich, razem po 12 w pułku. Ci
horniści winni byli być wybrani z pomię-
dzy żcdnierzy najmłodszych, najżywszych
i n aj roztropniej szych. B. Gemb.
Trukczaszy ob. Strnkczaszy.
Trojak. Pospolita nazwa monety przed-
stawiającej wartość 3-ch groszy. W XVI
i XVII wieku, gdy nie było jeszcze w Pol-
sce groszy miedzianych tylko srebrne, tro-
jak oznaczał 3 groszową monetę srebrną,
Stanisław Angust zaczął pierwszy bió tro-
jaki miedziane (z napisem łacińskim i por-
tretem królewskim). Kzadsze są jednak
Trojak Stanidaira Angoata e .miedzi krajowe)".
od nich z napisem polskim „Trojak z mie-
dzi krajowej', które w mniejszej ilości,
z miedzi wyprodukowanej w Kieleckiem,
bite były w latach: 1786,87,88, 90, 91i92.
Trojaki miedziane bite były jeszcze w War-
szawie za Księstwa Warszawskiego i Kró-
lestwa kongresowego i wraz z trojakami
Stanisława Augusta znajdowfjy się w zna-
cznej ilości w obiegu do 8-go dziesiątka
lat wieku XIX-go.
Truppa. w „Dykcjonarzyku teatral-
nym" z r. 1808 czytamy pod tym wyra-
zem: „U nas każda truppamaswego antre-
prenera. Winnychkrajach a szczególniej w
stolicy Prancyi, Towarzystwa same rządzić
się zwykły. Ustanowienie Towarzystwa
pożyteczniejsze jest aktorom ze względu
dochodów. Zdarzały się i w Polsce czasem
podobne Towarzystwa, lecz nie mając jesz-
cze dobrego uporządkowania, zawsze na-
stępnie przechodziły pod władzę antrepre-
nerów. W Płocku właśnie teraz nowa ufor-
mowała się truppa teatralna polska. Roz-
maite kompanje teatrów cudzoziemskich
zwykły oddawna odwiedzać Polskę. W
Warszawie zdarz^o się, iż razem były tea-
tra: polski, francuski, włoski i niemiecki,
co oprócz Petersburga i to nie zawsze, w
żadnej stolicy Europy razem nie bywa.
Oprócz całych kompanij zjeżdżają obcy
artyści i pojedynczo. Szkoda, że w Polsce
role tak zw. gościnne nie są dotąd znajo-
me: za granicą antreprenerowie szukają
przez to zysku, u nas obawiają się, aby
aktor dobry, kilka razy tylko ukazaw-
dbyGoot^le
3S4
TRYBT.— TRYBUNAŁY.
Bzy się na Boenie, nie zrujnow^ gnstn pu-
bliczności do miejscowych artyBtów. Prze-
sąd ten atoli z kształceniem się teatm pol*
skiego npaśi musi".
Trybt — materja jedwabna ( Vol. leg.
IV, f. 81, r. 1643).
Trybunał skarbowy ob. K o m i s j a r a-
domska i wileńska.
Trybunały. W artykule o Sądach
mówiliśmy i o trybunałach wFolsce.
Zakres Enc st. nie pozwolił nam piBaó tam
obszerniej w tym przedmiocie. Ciekawych
odsyłamy do prac obszerniejszych i spe-
cjalnych np. do rozprawy Jul. Bartoszewi-
cza p. n. .Trybuni wielki w Rzplitej'
(Encykl. powszech. t. 25-ty, str. 613, r.
1867) i do O. Balzera , Geneza Trybunału
koronnego' (1886 r.) oraz Jasińskiego
.Łuckij Tribuna-l" (1900 r.). Balzer w innej
rozprawie swojej o , Głosowaniu w dawnej
Polsce' (Wielka Enc. powsz. ii. t. 25, str.
192) tak pisze o trybunałach: -Według or-
dynaoyi Tryhunałn Koronnego z r. 1578,
sprawy, nalepce do tego sądu, były dwoja-
kie: świeckie, albo duchowne. Pierwsze są-
dziły się wyłącznie przed depatatami świe-
ckimi, wybieranymi na sejmikach, kt<irych
komplet wynosił zrazu 27; drugie rozsą-
dzać miał sąd mieszany, łożony z wszyst-
kich deputat^iw duchownych w liczbie sze-
ściu, jako te2 sześciu deputatów świeckich;
w jaki sposób należtJo ich wybierać z po-
śród wszystkich 27, konstytucja bliżej nie
określiła. W r. 1689/90 poddano Trybuna-
łowi Koronnemu także województwa: Wo-
łyńskie, Bracławskie i Kijowskie, dla któ-
rych zrazu (1578) utworzono osobny try-
bunał w Łucku, wnet potem zniesiony.
Zastrzeżono przytem, że sprawy z tych
trzech województw sądzone być mają sta-
tutem Litewskim, a wyroki pisane w języ-
ka ruskim. Mimo to nie przekazano sądów
w rzeczonych sprawach wyłącznie tylko
deputatom wołyńsko-ukraińskim; owszem,
obok nich mieli tu brać udział także z in-
nych wojew, koron, („koronni", .polscy").
Orzeczono także, iż wyroki w tych spra-
wach podpisane być mają przez dwu wo-
łyńsko-ukraińskich, jako też dwu innych
(„koronnych") deputatów z Korony. Na-
odwrót, przyznano też deputatom wt^yń.-
ukraiń. głos w sprawach koronnych. Spra-
wy duchowne wołyńsko-ukraińskie podda-
no, podobnie jak sprawy w reszcie Koro-
ny, sądowi mieszanemu, złożonemu z 6-u
deput. świeckich woł.-ukr. i 6-a ducho-
wnych „koronnych" Jprzyczemduchowień-
stwu wołyńskiemu i bracławskiemu nie
zapewniono tu żadnego osobnego przed-
stawicielstwa ( Vol. leg. II 1294). Wtymte
samym' r. 1589 poddano też Prusy Królew-
skie Trybun^owi koron.; pytania, czy w
sprawach świeckich, z ziemi tej przycho-
dzących, sądzić mają wyłącznie deputaci
pruscy, czy też wespół z innymi deputata-
mi koronnymi, konstytucja wyraźnie nie
rozstrzygnęła. Co do spraw duchownych
z Pras, zarządzono, i2 mają być stamtąd
wybieram dwaj deputaci duchowni, wsze-
lako odnośne sądy sprawować się mają wy-
łącznie tylko w komplecie sześciu deputa-
tów świeckich i sześciu duchownych, tak,
iż z deputatów duchownych koronnych
wstrzymywać się musiało dwu od woto-
wania. Jeszcze przedtem, r. 1581 otrzyma-
ła także Litwa osobny trybunał, zorgani-
zowany w całości na wzór koronnego. Ze
względu, że oba trybunały posiadały dość
znaczną ilość deputatów świeckich, a ilość
spraw do rozsądzenia była bardzo wielka,
wyrobiła się, niewiadomo dokładnie kiedy,
zasada, iż deputaci świeccy dzielili się na
dwie, równocześnie funkcjonujące, izby
sądowe. Były więc w każdym trybunale
właściwie trzy senaty orzekające: dwa
świeckie, a jeden mieszany, świecko-ducho-
wny. Co do głosowania przepisała już or-
dynacja koronna z r. 1578, azanią i litew-
ska z r. 1581, że jednorazowe oddawanie
wotów wystarcza tylko wtedy, jeżeli wszy-
scy wyrokujący deputaci zgadzają się na
wyrok jednomyślnie; w razie różności zdań,
dbyGoot^le
TRYCEZYMA. — TRZCINA.
385
bez względn zresztą, czy jedno z nich ma
za Eobą większość, ozy też oba równość
gloBÓw, następuje prócz tego jeszcze dwu-
krotne glosowanie. Dopiero po trzech pró-
bach rozstrzyga wzgląd, „która strooa za
sobą dowodów prawnych więcej będzie
miała, a potem maf(;r/iir.rkonklndować
ma". Ważne zmiany co do sposobn gło-
I sowania.w związka z przeprowadzoną ró-
wnocześnie zasadniczą reorganizacją try-
j bunfJów, wprowadziły dwie ustawy z r.
1792. Jedna z nich, o trybunale litewskim,
, zbliża się stosunkowo jeszcze bardziej do
zasad dawniejszych. Tiybun^ litewski, z34
deputatów złożony, rozdziela się da trzy
izby orzekające: dwie świeckie, pomiędzy
które deputaci rozdzielają się po połowie
przez losowanie, jako też osobny „trybu-
nał koła duchownego". Każda z tych izb
sądzi osobno; w pewnych wypadkach zbie-
rają się jednak na posiedzenia wspólne.
Wyroki kaidej izby, jeżeli przy dwu pierw-
szych jawnych głosowaniach nie uzyskfJy
jednomyślności, zapadają w trzeciem taj-
nem głosowaniu, większością głosów; gdy-
by za trzecim razem dwa zdania odmienne
uzyskały równośó głosów, ma być sprawa
odesłaną na wspólne posiedzenie c^ego
trybunało. Dalej idące zmiany przeprowa-
dziła koronna ordynacja trybunalska z r.
1792, Stworzyła ona dwa osobne trybuna-
ły w Piotrkowie i Lublinie, każdy z 25
członków (po 20 świeckich, a o ducho-
wnych) złożony; każdy z nich dzielió się
miał na dwio izby po 12 i 13 członków li-
czące, w miarę jak ich pomiędzy nie roz-
dzieli loa.
Trycezyma. Rej w .Postylli" pisze: „Po
śmierci nędznych żywotów naszych mieli
pomagać upadłym duszom naszym, już
nam powiadając o czyścach, o odpuścieeh,
o trycezymach". Krasicki w „Podstolim"
powiada: „Widziała duszę nieboszczyka;
dano zaraz natrycezymę; pobenedykowall
ojcowie Reformaci",
Encrkloprdji łloropolaka, t. IT.
Tryktrak czyli p u f — rodzaj gry war-
cabowej w xviri w.
Trynitarze ob. O k u p {Enc. Siar. t. III,
str. 287). O zasługach trynitarzy polskich
pisał Adrjau Krzyżanowski w „Pamiętni-
ku religijnym",
Trynka — w grze karcianej trzy tuzy,
potrójne szczęście. We „Fraszkach" We-
spazjana Kochowskiego czytamy:
W sadzie fawor a ive grze spotkała aią tiyiika,
To cię (raeb» mieć białej kotoszy za synka.
Wszelkie szczęście w tej trynce zwykło aię zawierać,
Dobrze f-ię rodzić, dobrze żyć, dobrze umierać.
Tryszak czyli straszak, zwany jesz-
cze i f 1 u s e m, żu flus ma w nim wielką
rolę — dawna, hazardowna gra w karty.
.Król Zygmunt I, grając w flusa z dwuma
senatorami, iż mu przyszli dwa króle, choć
trzeciego w garści nie ma, każe natrynkę,
jakoby miał trzy króle, siebie w to licząc,
wziął grę" (J, Kochanowski, Potocki), W
pisarzu z XVIII w. czytamy: „Do modli-
twy ani jej zapędzisz, a chapaneczka, try^
tetka, tryszaczek, kwindecz, weintein, on-
zedmi, byle z gachami, ni w dzień, ni w
noc się nie przykrzy dobrodziejce" (Teatr
Polski, 24). Szczegółowy opis tej gry ma-
my w dzieło Chomentowskiego „Wielkie
poselstwo do Turek", skąd przytoczył go
w całości Kaz. Wł. Wójcicki w Encyklo-
pedyi powszechnej (t. 25-ty, str. 649, r.
1867).
Trytaf (z niem. dic 7>j//)— droga eypa-
wa na trzęsą wicach. „W traktach dla han-
dlujących wy znaczonych, gdzieby mostów,
trytfów lub grobel potrzeba wymagała"...
(A. Ząmoj. 2, 55),
Tryzna. Ludy słowiańskie: Krywicze,
Siewierzanie, Wiatycze, Radymicze, czy-
niły przy pogrzebach obchód zwany try-
zna, który był połączeniem uczty pogrze-
bowej z igrzyskami rycerskiemi. Try-
zna— powiada Rakowiecki — oznacza za-
paśnictwo, turnieje (Prawda ruska, str. 36
137).
Trzcina była podporą, ozdobą i orężem
dbyGoot^le
TRZEM.— TUCHOLA.
dla mieszczan, gdyż przy Bzabli nie godzi-
ło się im chodzió, ponieważ nie byli jak
szlachta z zawodu stanem rycerskim. Je-
dynie mieszczanie krakowscy i magistrat
pozaaAski, wileński, lwowski i warszaw-
ski, wedle slnż^ych im przywilejów, mo-
gli chadzać z orężem n bokn.
Trzem — w średniowiecznej polszczy-
żnie: pałac. Bruckner powiada, że wjraz
ten należy do tych dawnych terminów
słowiańskich, które w końcu średnich wie-
ków wyszły u nas z użycia. W pieśni we-
selnej lubelskiej lud śpiewa jeszcze:
Od terenia do terem a,
My do ślubu jul jedziema.
Oznacz^o to, że jadą z dworu rodziców
panny młodej do dworu Bożego.
Trzęsidła— diż^ce i błyszczące ozdoby
stroju głów niewieścich; wspominają o.
nich w XVII w. Wacł. Potocki i Samuel
Twardowski.
Trzęsienia ziemi w Poisce. W czaso-
piśmie .Kosmos" na m. styczeń 1902 r.
p. Laska zebrc^ wiadomości przekazane w
dziejach o trzęsieniach ziemi w Polsce.
Ponieważ przedruk tego artykułu prze-
chodzi zakres i ramy niniejszej Encyklo-
pedyi, poprzestaniemy zatem na szczegó-
łach, które wynotowaliśmy wyłącznie z
Długosza: „Rok 1000-y — mówi tenże —
pr^niód z sobą wiele oaobliwszych zja-
wisk, a zwłaszcza trzęsienie ziemi p^ne
groźby i postrachu". 2) .Dnia 5 maja
r. 1200 trzęsienie ziemi w Polsce i krajach
przyległych, przypadłe w samo południe
i w następnych dniach po kilkakroć po-
wtarzające się, wiele powywracaj© wież,
domów i grodów, co iż w polskim kraju
rzadko się wydarza, wzięte było za dziw
wielki, a niektórych przesadną napełniło
trwogą". 3) „Dnia 31 stycznia r. 1257, o-
koło godziny zwanej tercją {hora łertia-
rum), w Krakowie i we wszystkich mia-
stach i krainach polskich było trzęsienie
ziemi, które u Polaków, niezwyczajnych
takiego zjawiska, stało się dziwem stra-
szliwym". 4) „Roku 1328 było trzęsienie
ziemi, które się dało uczuć w ctUej Polsce,
a także w Czechach, Rusi i "Węgrzech".
5) „Dnia 5 czerwca r. 1443 było trzęsienie
ziemi w Polsce, Węgrzech, Czechach i kra-
jach sąsiednich tak gwałtowne, że wieże
i gmachy murowane upadały na ziemię
i najtrwalsze waliły się budowy; rzeki po-
występowały ze swoich łożysk i wylawszy
na obie strony, ukazały dna suche, a wo-
dy wszystko zmuliły; ladzie, nagłym stra-
chem zdjęci, od zmy^ów i rozumu odcho-
dzili. Runęło od tego trzęsienia ziemi w
nocy sklepienie Św. Katarzyny przy kla-
sztorze braci pustelniczych Św. Augusty-
na na Kazimierza (w Krakowie) i wiele
innych rozwaliło się budynków. Mocniej-
sze jednak było trzęsienie ziemi w Wę-
grzech, gdzie się nawet zamki niektóre
powywracały". W Polsce mniemano, że
od tego trzęsienia ziemia stała się mniej
urodzajną i przez wiele lat potem obficie
kąkol, chwasty i pszenicę ze śniedą rodzi-
ła. Oprócz powyższych pięciu trzęsień
ziemi w Polsce, Długosz wspomina jeszcze
pod r. 1348 o trzęsieniu, „które wydarzo-
ne w piątek w dzień nawrócenia Św. Pa-
wła, rozległo się po wszystkich krajach
chrześcijańskich i barbarzyńskich", nie
pisząc wyraźnie czy było i w Polsce. Tak-
że zaznacza dwa wielkie trzęsienia ziemi;
we Włoszech r. 1279 i w Bazylei r. 1344.
Trzos, trzosek (z niem. słrohen) —
worek podłużny na pieniądze, zwykle skó-
rzany, robiony w rodzaju pasa i do opasy-
wania się służący (ob. P a s y w £nc. Siar.
t. in, str. 326), Rej pisze: .Zaleca mu się,
a trzoska w zanadrzu maca, jakoby go
wyłudzić". W "Potockiogo /oviaUłaies czy-
tamy: „Poszedł na wędrówkę, opasany
sporym trzosem". Jest stare przysłowie:
„G-dzie trzos pełny, tam przyjaciel pe-
wny".
Tuchola — miasteczko w województwie
Pomorskiem, otoczone wielkimi borami,
w których mieli dawniej swoje kryjówki
dbyGoot^le
TULEJA.— TUR.
387
słynni opryszkowie, a stąd było powszech-
nem w Wielkopolsce i na Pomorzu przy-
słowie: .Zbójca z tucholskiego łasa*.
Tuleja, tulejka. W. Potocki wyra-
ża się: „Troje czynią kopją: drzewce, grot,
tuleja". Drzewce aJbo drzewo jest to drą-
żek kopii, grotem zowie się ostrze a tulej-
ką część cylindryczna do nasady na drze-
wo służąca. W innem miejscu Potocki
powiada: .Wraził w krztań smoka po tu-
leją drzewce".
Tur. Zygmunt Herbersteiu, pos^ ce-
sarza Ferdynanda, który w latach 151(> —
1551 trzykrotnie przejeżdżał przez Polskę
Mazowsze i puszczę Białowieską do Mo-
skwy w misyi namówienia władcy tamtej-
szego do przyjęcia katolicyzmu, zostawU
dzi^o ^Rerwn Moscoviticarum Commen-
iarii^, napisane r. 1549, w którem pomie-
ścił dwie ryciny, przedstawiające tura i
żubra. Nad wyobrażeniem tura znajduje
się napis: „ Utus sum, polonis Tur, germa-
nii Aurox: ignari BisontU nomen dede-
rani"^. {Urua jestem, po polsku tur, po
niemiecku aurox. Nieuki bizonta nazwi-
sko mi dali). Kysonek przedstawia po-
prostu dzikiego wołu, który był niewątpli-
wie protoplastą naszego bydła domowego.
Podług Herbersteina, który pozof^ dobrze
Polskę, za^ugnje więc na wiarę, tury
znajdowały się w XVI w. już tylko na
Mazowszu, żubry zsś zarówno na Litwie
jak i na Mazowszu w okolicach Sochacze-
wa i Ostrołęki. Młody Zygmunt August
podarował Herbersteinowi ubitego tura,
sam zad zastrzelił tak olbrzymiego żubra,
że, jak mówi przesadnie dyplomata ait-
strjacki, król i dwie inne osoby mogły się
zmieścić między jego rogami. Pod wy-
razem żubr dołączamy rysunek żubra z
tegoż dzi^a herbersteinowego. Nuncjusze
i sekretarze papiescy: Rngieri, Oomendoui,
Lipomani, Oaetano i Mucante w pismach
swoich o Polsce i jej osobliwościach odró-
żniają zawsze tura od żubra, Mucan-
te opisuje zwierzyniec Zygmunta [II o 2
mile od Warszawy odległy, gdzie widział
żubry i tury, Gratiani powiada, że w Ma-
zowsza blizko Rawy znajdują się trzody
turów, których pod karą śmierci nie wol-
no nikomu strzelać, prócz samego króla.
Cielęta ich, wypuszczone z obory, rozkosz-
nie biegały i igrały z sobą. Król i prze-
duiejsi z Polaków karmią się ich mięsem,
wystawiwszy je najprzód na mróz. I ja je
kosztowałem — powiada Gratiani — i nie-
wiele rożnem od zwyczajnej wołowiny
znalazłem. U żubrów zaś sroższa jest po-
stać i siła, otwarty i szeroki kark, zwiesi-
ste rogi, większa niż turów tusza, maść
czarna, małe uszy, potężne, promieniste
oczy, wzrok ponury. Rzadsze są żubry
niż tury (na Mazowszu): Świecki, opisu-
jąc Mazowsze za czasów Zygmunta III,
mówi, że żubry znajdują się tam jeszcze
w borach Skwańskich {silva Sequana) nad
rz. Skwą (w Ostrołęckiem) p(^ożonych.
Tury zaś w puszczy Jaktorowskiej, dla
królów już tylko przeznaczone, do wołów
bardzo podobne. Jan Ostroróg, wsptH-
czesny wojewoda poznański, sławny my-
śliwiec swego czasu, pisząc o urządzania
zwierzyńców, nie radzi w nich razem u-
trzymywaó żubry z turami z powodu
walk, jakie z sobą staczają. Hieronim
Morsztyn w swoich „Antypastach mał-
żeńskich' wśród zwierząt leśnych wymie-
nia: .żubry ciężkie i tury szerokorogie,
przypisując inny głos żubrom a inny tu-
rom". Kronikarze litewscy wymieniają
tury obok żubrów na Litwie, ale tam tury
pierwej wygińmy niż na Mazowszu. Wrze-
śniowski, profesor Szkoły Głównej war-
szawskiej, w wyczerpującej rozprawie
swojej .0 turach w Europie a w szczegól-
ności w Polsce" (drukowanej w Ateneum)
wykazał jasno niedorzeczność mniemań
niektórych naturalistów, poczytujących
żubra i tura za jeden i ten sam gatunek.
Tury wyginęły aa Mazowszu za Włady-
sława lY, a daty i statystyka ostatnich
zapisane są szczegółowo. Pamiątka po
dbyGoot^le
TURLEJ.— TURNIEJE.
Tur podług rjsunku z dzieła Zygmunta Herbereteina z połowy XVI w
turach została "w oazwach wielu miejsco-
wości. Na przestrzeni Królestwa Polskie-
go jest Dp. około 40 wiosek z nazwami,
pochodząeemi od tego źródtoslowu, a o-
prócz wiosek są w innych stronach góry i
rzeki. Np. Turza góra, na której Gedy-
min założył pierwszy gród wilefiski; T u-
r z a góra w wojew. FoznaAskiem, gdzie
r. 1430 szlachta wielkopolska przez parę
tygodni pilnowała drogi, aby posłów od
cesarza Zygmunta, z koroną do "Witołda
wyprawionych, zatrzymaó. Turza, rze-
ka w ziemi lwowskiej; Tur ja, rzeka w
województwie Wołyńskiem; T u r j a, mia-
steczko w wojew. Kijowskiem i t. d. Był
niegdyś zwyczaj zapustny chodzenia po
domach ze schwytanym młodym turem
czyli „tunmiem" lub chłopcem przebra-
nym za tura. Zorjan Dołęga Chodakow-
ski w liście swoim z r. 1817 pisze: Z Chę-
cin udałem się do Małogościa. W okoli-
cach tutejszych jest zwyczaj, że chłopcy
na zapusty chodzą zturuniem (turem);
przypominają tego wołu dzikiego z brodą;
którego na kolędę niedawno wodzono po
Ukrainie i w pieśniach swadziebnych Ruś
jeszcze wspomina". Tenże Chodakowski
w liście z r. 1818 nadmienia: ^W Nowem
mieście Korczynie kolędniki śpiewali mi
o turze ze złotymi rogami". Pieśni o tu-
rach były niewątpliwie znane przed wie-
kami całemu narodowi, a kolędnicy kra-
kowscy przechowali tylko ich szczątki.
O Turze ob. „Przyjaciel ludu", t. II, str.
146, z r. 1835. Pozostało także przyło-
wie: .wygląda jak tur" lub „jak turoń",
„zdrów jak tur", znaczące to samo, co
„zdrów jak byk", lub „spasł się jak byk".
Turlej-^rozgardjasz, zgiełk, igrzysko.
GUiczner w „Książkach o wychowaniu
dzieci" pisze w XVI w. „Dawid, iż syna
swego Absalona z młoda nie przyglądał,
miał też z nim wiele turlei".
Turnieja ob. Gonitwy (Enc. Siar. t.
II, str. 201). Opisy turniejów i gonitw w
Polsce podał K. Wł. "Wójcicki w dziele
swojem „Obrazy starodawne". Warszawa,
lS43r.,tomII.
■yGoot^le
TURNUS. — TYN.
Turnus, p6rturnum(po irancd son źour)
znaczyło kolejne, jak na kogo kolej przy-
padnie, spełnianie danej czynności, np. we-
towania depatatów w Trybunale albo glo-
sowania porządkiem województw. W Ko-
ronie zaczynało naprzemian raz Krakow-
skie a dragi raz Poznańskie.
Tuwalnla, to w al ja. Były to szero-
kie ręczniki, które w XVI w. z Włoch do
Polski przywożono, a Górnicki w „Dwe-
rzaninie" powiada: „ Tcniag-Ua, włoskie sło-
wo, jaż u nas za polskie njdzie". Tuwal-
nie bywały wzorzyste i zastępowały nie-
raz obrusy na stołach. Rej pisze: „Tu-
walje z dziwnymi wzory". Wargocki zaś:
„Weronika przenajwiętszą twarz Pańską
tawalnią otarła". Odymalski wyraża
się: „Otarła cienką tuwalnią twarz
jego".
Tuz — najstarsza karta, M. Rej pisze:
Bf też mifti leniwy i trzy tury.
Pewnie wygra na grzbiet guzy.
Twardowski I Twardowska. Napół le-
gendowy czarnoksiężnik Twardowski i żo-
na jego, słynna jakoby sekatnica, dali o-
boje początek do kilkunastu przysłów pol-
skich, np.: 1) A verbum, panie Twardowski!
2) Czmychn^ jak Twardowski 3) Doka-
zuje jak Twardowski na Łysej Orótze. 4)
I czart nie chciał Twardowskiej. 5) I
Twardowski nie poradzi. 6) Jedzie jak
Twardowski na kogaeie. 7) Dziurką od
klucza uciekł Twardowski od żonki. 8) Pa-
ni Twardowska. 9) Ratuj się jak Twar-
dowski kantyczką (lub: godzinkami). 10)
Zaprzedał duszę czartu jak Twardowski
11) Wolałbym z Twardowskim mieó do
czynienia (lub: doczynek). O Twardow-
skim pisali: Ł. (Gołębiowski w dziele ,Lud
polski", Warszawa, r. 1830, str. 166, 176
— 178. U pisarzy polskich z dawnych
czasów krótkie tylko znajdujemy o nim
wzmianki. Ł. O-ómicki naprzykład pi-
sze za czasów Zygmunta Augusta: „Po-
wiedziałbych ja tobie o jednym, który się
u Twardowskiego uczył, i tak wiele jako
on umiał"... „a to ja, prawi, uczeń Twar-
dowskiego", n Niemców słynął czarno-
księżnik współczesny {w latach 1507 —
1540) Faust albo doktor Johannes Faustns.
W literaturze polskiej legenda o Fauście
uprawianą wcale nie była, zapewne z po-
wodu, żeśmy w tychże czasach mieli wła-
snego Fausta w Twardowskim, lubo i o
nim piśmiennictwo nasze dawne ani w se-
tnej części nie dorównywa temu, co Niem-
cy o swoim czarnoksiężniku popisali. Michał
Wiszniewski pierwszym był z uczonych,
który w swej .Historyi literatury" (t. IV,
str. 129—132) niemieckie podania o Fauś-
cie streścił, wprowadziwszy do nich i
Twardowskiego, a ponieważ nie wspom-
niał przytem o żadnem iródle polskiem,
dotyczącem tego przedmiota, przypuszcza-
my przeto, że się z żadnem nie spotkał.
Twtrz w starym języku bartników pol-
skich oznacza robotę, zajęcie w borach o-
koło barci. „Tworzyć" na puszczy, zna-
czy pracować, robić. W dawnem prawie
bartDemczytamy,żeniektórzy z bartników,
udawszy się do puszczy „na twórz", zwykli
nietylko świętu ale i niedzieli nie borgowaó.
Zakazuje się przeto, aby żaden bartnik nie
ważył się w niedzielę i święta uroczyste
,na puszczy robić, tworzyć, podmie-
taó". Musi to być stare wyrażenie, skoro
u Słowian południowych fabryka zowie
się także „twornicą".
TybinkI, tebinki — sztuki skórzane
lub kosztowniejsze dla ozdoby u siodła wi-
szące. W Gwagninie czytamy: .Wojewo-
dzie od cara oddany w upominku koń dro-
go przybrany; był jarczak szczerodoty,
strzemiona i tebienki. i bębenek takowyż
z obu stron wisiał, w których 12 czar
szczerozłotych było".
Tymf, t y n f— pieniądz polski srebrny,
18 groszy srebrnych w sobie zawierający,
od zarządzającego mincarza Tymfa, To-
ruńczyka, za Jana Kazimierza tak nazwa-
ny. Ob. Pieniądze w Polsce.
Tyn — stara nazwa ogrodzenia warow-
dbyGoot^le
S90
TYNIECKIE JABŁKO.— TYPY.
cego, stąd Tyniec pod Kralcowem, dragi
Tyaiec pod Małogoszczem, inny pod Cze-
miernikami w Lubelskiem, inny pod Ka-
liszem, Tynica w pow. Hadomskim i "wy-
raz Indowy tynica. Briickner powia-
da, że tyny i grody — oba słowa zna-
czyły ogrodzenie, potem miejsce ogrodzo-
Mazurzy z okolicy Uińska mazowieckiego (z fotogr. p. Wińczy).
ne, a wszystko mi^o powstać z celtyckie-
go dunum, jak Lugdunum i t. p.
Tynieckie jabłko. Słynął niegdyś
pięknymi owocami ogród benedyktynów
w Tyńcu pod Krakowem, co dało początek
przysłowiu w stronach krakowskich: .pię-
kny, jak tynieckie jaMko". Słynęły tak-
że kobiety ze wsi Tyńca wyszywaniem na
chustkach, których na ubranie głowy u-
żywają, co znowu dało początek przysło-
wiu w ziemi kraJcowskiej o piękności chu-
stek-tynieckich.
Tyronowie ob. Sodalis Marjanns.
Typy fizjologiczne. Nie ulega wątpli-
wości, że dawne plemiona odwiecznie za-
siedzieć w swoich
gniazdachjok: Polanie,
Mazarowie, Pomorza-
nie, Ślężanie, Mało-
polanie, Prusowie,
Żmudzini, Litwini,
Drewlanie, Krywieza-
nie i t. d., musiały
przedstawiać jeszcze
w dobie pierwszych
Piastów i Rurykowi-
czów wybitniejsze ce-
chy, różnice i typy an-
tropologiczne. Nastą-
pił atoli potem cały
szereg wieków history-
cznych, w którychludy
te, zamieszkujące prze-
strzeń pomiędzy Kar-
patami, Bałtykiem, O-
drą, Dnieprem i Dżwi-
ną, nieustającej nlega-
ly mieszaninie ras owej .
Książęta ich prowadzi-
li z sobą ustawiczne
wojny, w których naj-
cenniejszym łupem był
cdowiek uprowadzany
i osiedlany w dzielni-
cach zwycięzców. A i w
czasie pokoju, gdy np.
książę darowi ryce-
rzowi kais-^ziemi, to zwykle zabierał z niej
kmieci książęcych, których osiedlałna swo-
ich pustkowiach w innej okolicy, a rycerz
zdobywać sobie musiał w różny sposób: orę-
żem, kupnem, gwałtami, wreszcie namową
na wole i Igoty czyli swobody wieloletnie
ludnośćrolniczą, bez której ziemia jego nie
miała żadnej wartości. Z tych to ludzi
dbyGoot^le
TYPY FIZJOLOGICZNE.
391
zbieranych, nierazróżnej narodowości, po-
wetawidy osady czeladzi przy dworach
rycerstwa w dobie piastowskiej urastające
potem w wioski szlacheckie. Gdy niektó-
re ziemie rdzennie lechlckie zaroiły Bię
ludnością rolniczą czyli polaAską, polską,
Narwi i Boga a nawet z nad Bzury, Drwę-
cy i Wieprza nad Niemen i poza Nie-
men. Nietylko historja starożytna poda-
je nam przykłady pozostawania całych
ludów w niewoli, np. Żydów w Egipcie
i Babilonii. Potrafiła i Litwa uprowadzać
Stora wieśniaczka z okolic Warszawy (z fotografii
K. Bejera w latach 1860—1870),
a inne szumiały odwiecznymi bory, wład-
cy okolic leśnych najeżdżali i sprowadzali
rolników, aby ci karczowali im lasy i a-
prawiali zboie. A to było główną przy-
czyną, dla której (gdy Polska w dobie po-
działów straciła siłę odporności państwo-
wej), Litwa przez prawie dwa wieki naje-
żdżała i wyludniała Mazowsze i inne oko-
lice Polski, uprowadzając lud z nad Wisły,
całe tłumy Mazurów a jeden tylko wypa-
dek ślubu Kazimierza z Aldoną Giedymi-
nówną w r. 1325 powrócił do Polski pnse-
Bzlo 20,000 ludu świeżo uprowadzonego.
Najbardziej wysunięta w Mazowszu ku
granicom Litwy ziemia Wiska (nad Bie-
brzą), zaludniana od wieków Mazurami,
kilkakrotnie traciła swoją ludność upro-
wadzoną wgląb Litwy. Ale niewola sta-
d by Google
TYPV FIZJOLOGICZNE.
rożytna była inną niż średniowieczna. Tam
przepaść i-ozdzielala kasty i narodowości,
gdy u nas niezwłocznie zlewały się z sobą
dwie rasy w jeden Ind a skutkiem tego w
ogólnej liczbie wyrazów języka litewskie-
go znalazła się trzecia część polskich zli-
i popasy tylko do swoich krewnych i po-
winowatych. Zamożniejsi mieli w różnych
prowincjach swe majątki a stąd i służba
ich i czeladź i oficjaUści ustawicznie się
mieszali, że już wspomnimy ta nbocznie
i związki panów nieprawe, które bywały
często powodem, że niejeden szlachcic
wśród ludu wiosek swoich zostawiał po-
tomków w kilka prowincjach. A cóż do-
Mazur z okoUc Wonzawjr (z fotografii
w latach 1860—1870).
K. Bojera
tewszczonych. Tradycja tych stosunków
między dwoma narodami znalazła echo
pod piórem wielkiego ludów tych wiesz-
cza w .Budrysie". I szlachta potem tak
się z sobą koligaciła i mieszała, iż mówio-
no nie żartem, że każdy szlachcic polski
może przejechać rzemiennym dyszlem z
Gdańska do Kijowa, wstępując na noclegi
Mazur z okolic Wanzawy (z foU>fp'afii K. Bejerk
w latach 1860—1870).
piero mówió o tej wielkiej kilkowiekowej
emigracyi z nad Wisły na czarnoziemy
i stepy Rusi, którą Szajnocha nazwał
„zdobyczami pługa polskiego", I lud tam
zbiegał żądny bezgranicznej swobody
śród kozactwa 1 wielcy panowie zakładali
potężne latifundja, i drobna szlachta pod-
laska, jak np. Rzewuscy, Jabłonowscy,
dbyGoot^le
TYPY KIZJO LOGICZNE,
393
Kalinowscy, na magnatów tam wyrośli.
Kiepodobna wyliczyć wszystkich dróg,
któremi odbywało siij plemienne miesza-
nie ludności na przestrzeniach wyżej
wzmiankowanych w ciąga dziesięcia wie-
Z pow. Miechowskiego.
ków historycznych. Pomijając podania
Nestora o wędrówkach plemion lechickich
na wschód Słowiańszczyzny, o przecho-
dzeniu grodów czer wiejskich z rąk La-
chów w ręce Rusi, mamy u kronikarzy za-
notowane wJadomoJci, jak w czasie sro-
ParolH;lc z Oblęcina pod Lublinem.
giego najazda Czechów na Wielkopolskę
po śmierci Mieczysława O-nuśnego, znacz-
na część ludności wielkopolskiej w obawie
niewoli przeniosła się i osiedliła na Ma-
dbyGoot^le
TYPY FIZJOLOGICZNE.
Następują potem ciągłe wzajem-
ne związki małżeńskie ksiąłąt polskich
raskich i litewskich, panowanie książąt
mazowieckich w niektórych ziemiach na
Rusi (np. w ziemi Bełskiej), co pociągało
za Bobą przesiedlanie się ich drużyn, cze-
ladzi, 1'zemieślników, koligacenie dworzan.
Mazurzy, posiadający najlepiej sztukę wy-
Typj z pod Goraja w gub. Lubchkiej.
pałania smoły po lasach, poszukiwani by-
li z tego względu na Litwie i Kusi, gdzie
niektóre ich osady zachowały dotąd na-
zwy: Smolarzy, Bud, Mazurów, choć wy-
chodźcy, znalazłszy się wśród większości
innoplemiennej, w drugiem już pokoleniu
przyjmowali jej ubiór i mow^. Klasztory,
opactwa, biskupi, posiadając takżo liczne
dobra w różnych województwach, przeno-
sili również i osiedlali w miarę potrzeby
swoją czeladź, służbę, rzemieślników. Czy
więc wobec tych wszystkich powyższych
stosunków może być mowa, aby jakaś o-
kolica choćby najzapadlejsza a nawet je-
dna wioska zachowała przez dziesięć wie-
ków czysty nie skrzyżowany typ antropo-
logiczny, np. kujawski, śląski, mazowiec-
ki, żmudzkj, litewski, białoruski i t. d. Na
Mieszczanin z LutycEOwa (fotogr. z r
Chlo p podoi Ek i I
to odpowiemy stanowczo, że nie. Jest to
zresztą zjawisko bardzo naturalne i ana-
logicznie dość powszechne. Jak Wielko-
rosjanina można poznać odrazu z jego
wejrzenia i rysów, choć nie można odró-
żnić czy pochodzi z Włodzimierskiej ozy
Tulskiej gubemii, jak Niemca południowe-
go można poznać łatwo z jego typu i wy-
dbyGoot^le
TYPY FIZJOLOGICZNE.
395
razn twarzy a nie mo^iia odróżnić czy
jest Bawarem lub Tyrolczykiem, jak Wio-
cha można odgadnąć również, nie wiedząc
jakiej prowincyi jest dzieckiem, tak i
chłopka, zagrodowca lab szlachcica nasze-
go, postawionego pomiędzy Niemcem,Wło-
chem, Madziarem, Francuzem, Komanem i
Wielkorosjaninem, można poznać n a pierw-
szy rzut oka z jego rysów i wyrazu twarzy.
Piszący to, w licznych wędrówkach swo-
ich po kraju, aby studjować lud danych
okolic, gromadnie bez czapek zebrany
i odnajdywać fizjologiczne
odrębności plemienne, za-
trzymywał się często umyśl-
nie przy kościołach w świę-
ta uroczyste i odpusty. Re-
zultat podobnych studjów
był nieraz dość ciekawy.
W Liszkowie, Olicie, Wiele-
nie nad Niemnem, w Sza-
wlach i Retowie, lad, nie mó-
wiący po polska, nie różnił
się niczem ani w rysach i wy-
razie fizjognomii ani w prze-
ciętnym kolorze włosów od
ludu polskiego z nad Narwi.
Idąc siedliskami plemion let-
tońskich od rzeki Hańczy
i Dzitwy daleko ku północy
poza Dżwinę, kres ogólnej
jednolitości fizjologicznej
kończy się nagle a granicy gub. Witeb-
skiej z Pskowską, W kościele np. marjen-
haaskim przypatrywaliśmy się ludności
łotewskiej nie różniącej się wyglądem cia-
ła od ludu z nad Niemna i Narwi, ale dość
przejechać mały strumyk graniczny drogą
do Ponder w gub. Pskowskiej, abypodra-
giej jego strome w gub. Pskowskiej zna-
leźć się nagle wśród świata absolutnie od-
rębnego, wśród typów wielkorosyjskicb,
nic wspólnego z Łotyszami nie mających.
Na możliwy zarzut, iż podobne spostrze-
żenia, nie poparte ścisłością pomiarów an-
tropologicznych, mogą być bardzo luźne,
damy odpowiedź, że i pomiary doprowa-
dzają często do wyników nie rozstnsyga-
jących niczego. Tak np. zaproszony przez
nas dr. Talko Hryncewjcz dopełnił kilka-
set pomiarów u ludo polskiego w Tykoeiń-
skiem i przyszedł do przekonania, że po-
między tym ludem a ukraińskim, któremu
wiele lat swych badań poświęcił, nie zna-
lazł żadnych wybitniejszych różnic fizjo-
logicznych, natomiast daleko większe ró-
żnice znalazł pomiędzy ludnością ukraiń-
ską a najbliższą jej pod względem mowy
Łitnini z pod Marjunpola.
i obyczajów czerwonoruską. W zakończę-
niupodajemy tu streszczonych kilka uwag,
skreślonych niedawno w „Wiśle* przez
dra W. Olechnowicza, antropologa, „O ty-
pie polskim wogóle a lubelskim w szcze-
gólności". Dla antropologa — pisze dr,
Olechnowicz — badanie bardziej szczegó-
łowe typa na obszarze jednej gubemii nie
nastręcza ważniejszego interesu, ponieważ
cechy najważniejsze— wskaźnik czaszko-
wy i wzrost — nie okazują zmian wyra-
źniejszych, to znaczy, że pod względem
budowy czaszki typ jest dość jednolity;
pod względem barwy skóry, włosów i oczu
dbyGoot^le
a»i>
T Y T u ?, V.
rństnice rówsież nie są znaczne. Wogóle
jednak w pi^nocnej połowie gabernii Lu-
belskiej przeważa typ jasny (wybitny na
Mazowszu i Podlasia), w potndniowej zaś,
przy graoicy galicyjskiej, przeważa typ
ciemniejszy. Byłoby jednak rzeczą bar-
dzo ciekawą uwydatnienie tych nieznacz-
nych różnic, niencbwytnych dla cyrkla
i miarki antropologa. Ale na to trzeba
być artystą malarzem. Każda twarz polska
jest twarzą mieszańca dwnch co najmniej
typów zasadniczych, a częstokroć i trzech;
■w każdej twarzy może być mniej lub wię-
cej cech danej rasy: czaszka może być
krótka, a cała twarz może mieć wszystkie
cechy dłagogłowca, albo cechy innej rasy
mogą występować w kształcie jednego
tylko organa, np. nosa. Pomimo jednak
tej rozmaitości antropologowie, pomijając
drobne szczegóły, widzą nietylko w gub.
Lubelskiej, lecz na obszarze cfJego kraju
jeden tylko typ: blondyna średniego wzro-
titn, z głową zaokrągloną, o twarzy zbliżo-
nej do kwadratu, o oczach niebieskich lub
szarych, a jeden z najlepszych znawców
stosunków rasowych w Europie — Deniker
stworzył nawet osobną „rasę Nadwiślań-
fiką". Wyróżnianie typów: lubelskiego,
krakowskiego, mazurskiego i t. d., gdy
zbadamy je bliżej, opiera się głównie na
typie odzieży — sukmany lub czapki! A
przecież raożuaby znaleźć bardzo wielką
ilość typów prawdziwych, chociażby tylko
w gnb. Lubelskiej, ale, powtarzamy, sub-
telne różnice nie dają si^ ująć za pomocą
cyrkla, glisiery i miarki centymetrowej.
Mógłby je raczej pochwycić tylko artysta-
malarz. Spójrzmy np. jaka jestrozmaitość
w oprawie i wyrazie oczu. W typie krót-
kogłowym (mazurskim) blondy nowym
część czołowa czaszki najczęściej jest nie-
jako wysunięta ku przodowi ponad twa-
rzą; skutkiem tego oko jest głęboko osa-
dzone, a że jest zwykle niebieskie lub siwe,
przeto ma właściwy sobie wyraz melan-
cholijnej zadumy — jest typowe. Jeżeli
przy tej samej budowie czaszki i twarzy
włosy będą ciemne, a oko ciemnoniebie-
skie, to wyraz twarzy będzie zupełnie in-
ny, choć dla antropologa będzie to ten
sam typ. Obok poprzednich typów, w tej
samej wiosce a nawet rodzinie, spotkać
można typ zbliżony do typu Śródziemno-
morca— do typu greckiego, o twarzy ścią-
głej, ważkiej. Oprawa oka w tej twarzy
zupinie inna niż w poprzedniej; wskutek
bowiem nieznacznego pochylenia czt^a ku
tyłowi i większego oczodołu, oko uwyda-
tnia się na twarzy, jakby występuje na-
'przód, zamiast kryć się wgłębi jak u typu
poprzedniego, a ponieważ w tym typie
oko jest najczęściej ciemnopiwne, więc
otrzymujemy wrażenie typu odmiennego.
Obok tego niemal greckiego typu, spoty-
kamy tenże typ ludowy twarzy, ale typ ja-
sny—o jasnych włosach, niebieskich oczach,
w których tylko czarne brwi i długie
ciemne rzęsy wskazują na domieszkę typu
bardziej południowego. Jest to typ często
spotykany w pow. Krasnostawskim, Je-
żeli zwrócimy uwagę na kształt nosa, do-
strzeżemy jeszcze większą rozmaitość.
Krótkogłowiec ma przeważnie nos zadar-
ty, choć bardzo często i prosty; u osobni-
ków zbliżonych do tego typu śródziemno-
morskiego, zdarza się często nos klasy-
czny -prosty a wazki, częstokroć nawet
rzymski — garbaty; zdarza się również czę-
sto forma pośrednia —■ nos falisty. Opis
wszakże, nawet najbardziej szczegółowy,
nie da dokładnego wyobrażenia o typie,
a tylko artysta-malarz mógłby należycie
uzupełnić ten dział studjów etnograficz-
nych. Jest to rzecz wykonalna, gdyż po-
mimo całej rozmaitości (pochodzącej od
krzyżowania krwi), istnieją podstawowe
siało cechy typów rasowych tego kraju,
a w każdej okolicy, zależnie od stosunku
procentowego tych pierwiastków przedhi-
storycznie rasowych, znajduje się kilka
kombinacyi najogólniejszych.
Tytuły. Uchwałą sejmu z r. 1638 po-
dbyGoot^le
TYTUŁY.
397
stanowiono, aby „tytalów żadnych ani
świeższych, ani dawniejszych, któreby ae-
ątialitatem nobilitałis znoBić miały, zaży-
wać, ani nowych apraszać nikt nie powi-
nien, i w kancelaijach królewskich, grodz-
kich, ziemskich dawane, ani przyjmowane
byó nie mają, oprócz tych, które są w Unii
przyjęte. Wszakże jednak i ci pariłati
juris, et aequaliłati Ordints Eqiiestris jako
dawno, tak i teraz podlegać mają ( Vol. leg.
HI, f. 931). W r. 1641 uchwalono, iż kon-
stytucja powyższa o ty tniach /^^/^/at? ma
trwać, tak że jako książęta tak i szlachta,
pro nno Statu Ecuesirihyi mają, jako się
z 8obą dobrowolnie porównali ( Vol, leg.
IV, f. 8). Gdy się zjawiali tacy w Polszczę,
którzy imię Carowiczów Moskiewskich
brali i de facto Jana Faustyna Łnbę, szla-
chcica polskiego, ^gltipie pospólstwo Ca-
rewiczem nazywaio, aby stąd przyczyna
do zerwania z Carem Moskiewskim zawar-
tej przyjaźni nie była, postanowiono, aby
nikt w państwach do Korony i W. Ks. Lit.
należących, to sobie imię zmyślać nigdy
nie ważył się. A jeśliby kto do takiej śmia-
łości przyszedł, ten jako bezecoy i gwał-
townik wiecznego pokoju Kzplitej z Mo-
skiewskim narodem, od wszelkich urzę-
dów imany i na gardle karany być ma".
„Fomieniony zaś szlachetny Luba, jako
Carowiczem nie jest, tak i zwać i pisać się
nim nie ma, pod uczciwością i gardłem
i nigdzie z państw Rzplitej zagranicę wy-
puszczony być nie ma ( Vol. leg. rV, f. 93).
Konstytucją sejmową z r. 1673 znowu ty-
tuły cudzoziemskie, jako \a Principatus,
Comitatus, i wszelkie inne, także herby,
pieczęci, któreby supra aecualilałem no-
bilitarem były w państwach tych, wiecz-
nie abrogowano i nżywaó ich zakazano,
sui poena perpehtae infamtae, t. j. pod ka-
rą wiecznej bezecności, o co było iorum do
Trybunału koronnego ( Vol. leg. V, f. 119).
To samo zastrzeżono w paktach konwen-
tach Augustowi m ( Vol. leg. VI, f. 622).
O tern, iż tytułów wojewodów Moskiew-
skich, pisząc do nich, nie godzi się zmniej-
szać, ani odmieniać ob. w uchwale z roka
1637 ( Vol. leg. III, 920). Adam Grodzicki
pod pseudonimem Macieja Dargodzkiego
napisał dziełko „Przestroga o tytułach
i dygnitarstwach w Polskiem Królestwie"
r. 1634 i 1637. Jest to praca ważna i cie-
kawa, tylko styl makaronizmami zeszpe*
eony. Po Bolesławie B^rzywoustym, w do-
bie podziałów Polski za Piastów pojawili
się u nas Comites, których gęsto znajduje-
my po dyplomatach. Godność ta dostała,
się do nas z Niemiec, gdzie p^o było ko-
mesów. Tam wyrazem łacińskim Comes,
oznaczającym towarzysza przyjaciela ksią-
żęcego, tłómaczono niemieckich grafów.
W Polsce comites są to rajcy książęcy, sta-
nowiący czoło narodu, bez których porady
książę nic nie robił. Później pląta się dru-
gie cudzoziemskie nazwisko na oznaczenie
podobnych dostojników. W dobie Łokiet-
ka i Kazimierza Wiel., obok comites poja-
wiają &.%baroncSi ale jedni i drudzy zna-
czą to samo, byli doradcami królewskimi
czyli, jak późiniej nazywano: „panowie ra-
da", Ani ówczesny komes Km baron m&
byli bynajmniej tem, czem późniejszy hra-
bia i baron. Oznaka tej dostojności służy-
ła wyłącznie ludziom w pewnym stosunka
do panującego zostającym. Kto nie pia-
stowi urzędu wojewody, kasztelana, pod-
komorzego, sędziego i t d. lub w radzie
nie siedział, nie był komesem ani baronem.
Stąd często jeden brat był komesem lub
baronem a drugi nim nie był. Szlachta
polska, żyjąca tradycjami prastarej rów-
ności ^owiańskiej, przeciwna była, aby
król podzielił ją na dwie połowy, t. j. na
gmin szlachecki i rody komesów dziedzi-
cznych. Gdy więc Jagiełło ożenił się
z Elżbietą z Pileckich Granowską, która
miała syna Jana z pierwszego małżeństwa,,
król kazał napisać przywilej pasierbowi
na hrabstwo. A jednak kanclerz koron-
ny Wojciech Jastrzębiec, biskup krakow-
ski, odmówił przyłożenia pieczęci, bo nic
dbyGoot^le
398
mU pieczętować nie było wolno, coby by-
ło przeciwne ustawom narodowym. Król
w prostocie dacba swego niedostatecznie
rozumiał stosunki prawne szlachty pol-
skiej, przed którymi próżność kobieca kró-
lowej musiała ustąpić. Ludzie próżni, wi-
dząc, j» niema żadnego sposobu na roz-
dwojenie stanu rycerskiego, zaczęli za gra-
nicą poszukiwać tytułów dziedzicznych.
Podobno pierwszy Rafał Leszczyński, zo-
stający w służbie cesarza Fryderyka ITI,
otrzymał od niego tytuł hrabiego na Lesz-
nie w r. 1476. Co szkodziło cesarzowi dać
pergamin, przez który nabywało się stron-
nika w obcym kraju? Zasługi dla siebie
położone wynagradzał cesarz tytułem w
Polsce, co ubliżało jej prawom, gdyż robi-
ło pana polskiego wasalem i dugą cesar-
skim. Za przykładem Lieszczyńskiego, po-
częli się inni panowie ubiegać o pergami-
ny na hrabstwa rakuskie, które jednak
chowali do skarbców rodzinnych, bo rzecz
była niebezpieczna popisywać się z nimi
przed szlachtą. Następca Fryderyka III,
cesarz Maksymiljan, zmiarkował, co za
korzyści mieć może z próżnej pychy pol-
skich możnowładców, tembardziej, że do
Polski kierowi swoje umizgi podczas sła-
wnego zjazdu z Jagiellonami w Presbur-
gu i uldadów w Wiedniu r. 1515. Sypną)
więc tytułami wśród wojewodów i kaszte-
lanów, którzy otaczali Zygmunta I. Krzy-
sztof Szydlowiecki, kasztelan krakowski,
i Kikołaj Radziwiłł zostali wówczas ksią-
żętami świętego cesarstwa Rzymskiego,
principes sacri Romani imperii, inni, jak
Mikołaj Firlej, wojewoda sandomierski,
hrabiami, comites. „Cesarz— mówi poto-
mek jednego z obdarowanych, podskarbi
kor. Firlej —aby nie wydać tyle złota, któ-
rem zapewne wzgardziliby ziomkowie na-
si, bez żadnego wydatku ofiarował tytuły
szlachetniejszym z orszaku królewskiego".
Obdarowani zebrali się w radę co robić?
Czy można przyjąć od cesarza oznaki jego
łaski, nie ubliży wszy prawu narodowemu?
"Widzieli, ż© podziękować należy cesarzo-
wi za jego względy, ale oświadczyli mu,
że przestając na szlachectwie ojczystem,
z niem jedynie żyć pragną, nie chcą więc
wprowadzać do Polski nic niezgodnego z
prawami ojczystemi i równością wszyst-
kiej wspólną szlachcie. Przeważyła więc
narodowa zasada u starszych, ale młodzi
podobno na to sarkali. Kanclerz Szydło-
wiecki odrzucił tytuł, ale wziął od cesarza
przemianę w herbie. Później ci młodsi
dyplomy swoje pochowali, ale tytuły przy-
bierać poczęli. Po Maksymiljanie cesarz
Karol, -po Karolu Ferdynand i jego na-
stępcy pergaminami dla Polaków szafują,
aby tanim kosztem jednać sobie stronni-
ków w Polsce. Górkowie, Tarnowscy,
Tęczyóscy, Ostrorogowie, Rozrażewscy,
Latalscy, Kościeleccy dostawali hrabio-
stwa i hrabiami się pisali, sądząc, że obej-
dą prawo narodowe, gdy dodadzą do swe-
go tytułu, że są hrabiami ^świętego cesar-
stwa", nie Polski. Ale szlachta dobrze to
czuła, że jeżeli ta próżność tytułowa się
zagnieździ, to samą szlachtę z czasem na
dwa rozdzieli obozy, na magnatów i ry-
cerstwo. Habsburgowie ledwie nogą wstą-
pili do Czech i Węgier, zawdzięczając to
— jak powiada Jul. Bartoszewicz — nieda-
leko widzącej polityce Zygmunta I, le-
dwie utworzyli dzisiejsze państwo austrja-
ckie, a wszędzie oparli się zaraz na arysto-
kracyi, której schlebiając tanim kosztem,
bo pergaminami, rozszczepiali szlachtę
węgierską i czeską na dwie p(^owy i niem-
cząc lub kosmopolityzując magnatów, tem
większym ciężarem przygniatali slowiai-
skość. Młodsi panowie polscy lgnęli do
dworu wiedeńskiego, bo arystokrację pod-
nosił, tytułował. Dlatego to jedno, dru-
gie i trzecie pokolenie Tęczyńskich bawi
w Wiedniu, a każdy panicz z ich domu
zawód swój publiczny zaczyna nie w oj-
czyźnie, ale w Wiedniu, każdy tam pełni
jakiś obowiązek na dworze, każdy zostaje
hrabią, dlatego Rozrażewscy przenoszą się
dbyGoot^le
do Czech i od nowych dóbr przyjmują no-
we Dazwiska. Dążenie panów przez wy-
różnienie się do utworzenia osobnego sta-
nu obok szlachty ogromnie wzrosło w cią-
gu lat 20-tu, po owym zjeździe wiedeń-
skim. Cesarz Maksymiljan prawdziwą tm-
cizaę wśród nas posiał. W czasie więc
, wojny kokoszej" powstaje reakcja prze-
ciw panom. Król zgromadził szlachtę po-
spolitym ruszeniem pod Lwów przeciw
nieprzyjacielowi, a ona burzy się na króla,
że prawa nie przestrzega i pozwala pa-
nom zawiele. Bielski powiada, że szlach-
tę najbardziej obraziło, iż niektórzy sena-
torowie wotowali, aby w stanie rycerskim
byli jedni niższego a drudzy pańskiego
stanu, jako jest w Czechach, i niewiele do
tego brakowało, żeby szlachta była na pa-
nów się rzuciła, posłuszeństwo królowi
wypowiedziawszy. Rozsądek Zygmunta I
nie był w możności wpłynąć na panów,
którzy chociaż po wojnie kokoszej osłabli
w swoich usiłowaniach do wytworzenia
oddzielnego stanu, jednak zawsze o tyta-
łach dziedzicznych marzyli. I temu to
przypisać należy fakt, że wśród panów
polskich rozwijało się wciąż stronnictwo
rakuskie i gdy Zygmunt August schodził
bezdzietnym, myślanoo wyniesienia Habs-
burgów na tron jagielloński. Podczas
pierwszych trzech elekcyi popierała głów-
nie arcyksiążąt rakuskich arystokracja U-
tewska 1 ruska, która po Unii lubelskiej
ujrzana się wśród demokratycznej szlachty
polskiej nie w swoim żywiole. Panowie
z Korony, dwa razy pokonani, godzili się
z obyczajem narodowym, lecz w Litwie
było inaczej. Tam książąt, panujących
na dzielnicach, zawsze było wielu, nawet
w dobie jagiellońskiej; obok nich było
wielu możnych panów i kniaziów. Szlach-
ty uboższej, powiatowej, pierwotnie na
Litwie i Rusi nie było. Wytwarzał ją do-
piero wpływ kultury polskiej i refor-
my jagiellońskie. To utworzenie się
szlachty powiatowej na Litwie i Rusi z
szerokiemi prawami szlachty polskiej wiel-
ce nie podobało się możnowładztwa tam-
tejszemu. Więc tom więcej powodów mieli
panowie litewscy do popierania elekcyi
takuśkich. Na drugiej zwłaszcza elekcyi
tylko Litwini, z nadużyciem nawet pra-
wa, bo w tajemnicy i nie na polu elekcyj-
nem, więc w okopach, obrah królem cesa-
rza. Z panów polskich Jan Zamojski gó-
rował nad całą arystokracją pojęciami
szlachcica szczeropolskioh wyobrażeń. Nie
lubił więc polityki rakuskiej i cale życie
z nią walczył, pragnął zaprowadzenia w
ojczyźnie tęgości rząd a, ale przez oparcie się
króla nie na oligarchii przypnszczonej do
rządów, lecz na całym narodzie szlachec-
kim. Na Litwie i Rusi litewskiej była oj-
czyzna arystokracyi. Nagle książęcych
domów odkrywa się tam może kilkaset.
Dłngośmy — powiada Jol. Bartoszewicz
— kniaziów tych uważali wyłącznie za
TOzrodzonych potomków dawnych książąt
waregskich, jak również i potomków Qe-
dymina. Do tego upoważniali nas Wiśnio-
wieccy, wywodzący się od Korybuta, Czar-
toryscy od Korygiełły, Sanguszkowie od
Lubarta, Ostrogscy i Czetwertyńscy od
Waregów. Ale z rozwojem ścisłych ba-
dań historycznych, przy pomocy nowo wy-
dawanych materjałów, przekonaliśmy się
dowodnie, że nie mogło być tylu potom-
ków starych dynastyi. Kniaź w dawnej
Rusi nie znaczył tego, co w Polsce piastow-
skiej książę i mógł nie być wcale potom-
kiem starych dynastyi. Kniaź znaczył
tylko bogatego pana, a może nawet, jak
w Polsce, szlachcica. W Litwie przed jej
pc^ączeniem się z Polską, szlachty właści-
wej nie było, ale byli panowie, ludzie sta-
nowiskiem blizey tych, co w Koronie
chcieli być komesami. Więc poradzili so-
bie I przybrali zrozumiałe w kraju nazwi-
sko kniaziów. Jest nawet stan osobny
kniaziów, orda ducum, jak to widać z kon-
stytucyi Zygmunta Augusta. Nowsze ba-
dania wykryły, że ani Wiśniowieccy nie
dbyGoot^le
400
podiodzili od Koiybuta, brata Jagiełły,
ani Sanguszkowie od Lubarta. Potomko-
■wie braci i stryjów Jagi^ty ■wygaśli pręd-
ko, jedni tylko książęta Słuccy przetrwali
do czasów Zygmunta III. Kniaziom, ży-
jącym w czasacb, w których poza stanem
duchownym mało kto nmiat pisać, a o kry-
tyce historycznej mowy nie było, przycho-
dziły bardzo łatwo wywody, jakie się ko-
niu podobały. "W Polsce książę był do-
stojnością wielką i oznaczał zawsze osobę
z krwi panującej. Pia8to'wie na Mazow-
sza i Śląska byli książętami i potomkami
dynastyi jedynej w słowiańszczyżnie, któ-
ra z krwi i kości była słowiańską i pół ty-
siąca lab panow^a na ziemiach niepodle-
głych. Na Litwie, gdy krwi olgierdowej
się przebrano, pozostali sami kniaziowie,
stan w prowiacyi dostojny, arystokrację
miejscową stanowiący, ale nie z krwi pa-
nującej. I Radziwiłł był ksiąięciem, ale
nie krwi, tylko z nominacyi cesarskiej,
^princeps sacri Romani Imperii*. Nie
mógł być princeps taki w Koronie przez
drażliwośó stanu rycerskiego, ale w Lit-
wie co innego. W akcie Unii lubelskiej
panom Litwy i Rusi zawarowano tytuły
kniaziów, lubo z jednoczesnem ostrzeże-
niem, że tytnly te w niczem równości
szkodzić nie mają. Kodziny magnackie
przeIJómaczyty swoje tytuły kniaziów na
książąt, aby uwiarogodnić swoje wrzeko-
me waregskie i gedyminowskie rodowody.
Panowie w rdzennej Polsce postępują ina-
czej. Kanclerz i hetman Jan Zamojski,
chociaż z^ożyciel ordynacyi większej od
■wielu księstw niemieckich, odmawia ksią-
żęcego tytułu, który mu po kilka razy i z
różnych stron ofiarowano. Gdy mu poseł
hiszpański imieniem swego monarchy o-
fiarował tytuł książęcia i order Złotego
Kuna, podziękował za te zaszczyty i jesz-
cze żart z Hiszpana uczynił, mówiąc, że się
boi, aby z tym barankiem złotym nie chciał
trykać jego herbowny koziet. Uikc^aj
Firlej odmówił hrabstwa od Filipa II, kró-
la hiszpańskiego. Wielu jednak nie szłO'
za nimi w ślady. Starali się w tym wzglę-
dzie O łaskę papieża, króla hiszpańskiego
a nawet drobnych książąt włoskich. Wy-
narodowiony zupełnie Zygmunt Mysz-
kowski, marszałek koronny, pierwszy cy-
nicznie wśród szlachty polskiej nazwał się
margrabią, bo Gonzagowie, książęta Man-
tui, margrabiowie, przybrali go do swego
herbu i nazwiska, jakby tych w Polsce,
narodowych, nie posiadał. Myszkowski
więc przemienił się w Gonzagę, Polak na
Włocha. Słusznie jednak zapytuje dzie-
jopis: „pocóż sprawował dostojności pol-
skie?" Jerzy Ossoliński, kanclerz koron-
ny, popierając głównie zasadę przywłasz-
czeń, z podróży swojej do Rzymu przy-
wiózł aż dwa pergaminy książęce dla sie-
bie, od papieża jeden, od cesarza drugi,
sam przezywał się hrabią na Tęczynie. Za
przykładem Ossolińskiego pokaźno się
wielu książąt i hrabiów, bo gdy Włady-
sław IV popierał to bez skrupułu, wydo-
bywali różni ze skarbców swoich zagrani-
czne pergaminy. Wówczas oburzenie o-
gółu szlachty doszło do tego, że na sejmie
chciano znieść nawet stare kniaziowskie
tytuły Litwy i Rusi, Skończyło się na
tem, że konstytucja o, tytułach cudzoziem-
skich'' z r. 1638 zakazała tytułów, , prócz
tych, które są w Unii (z r. 1569) przyjęte".
Toż samo powtórzyła druga konstytucja
z roku 1641. Najostrzej jednak postawiła
kwestję konstytucja z r. 1673 za Michała
Korybuta, bo postanowiła infamję i obło-
żyła hańbą wszystkich, którzyby o cudzo-
ziemskich hrabiostwach i mitrach myśleli;
sąd na to w trybunale koronnym na czyj-
kolwiekbądź pozew wyznaczyła, już same
aspiracje tytułowe karząc infamją. Gdy
za wyprawę wiedeńską cesarz Leopold
rzncił panom polskim garść dyplomów ty-
tułowych, pochowano je w skarbcach. Za
Augusta II Sasa korrnpcjft starych pojęć
narodowych, podsycana przez spiskujące-
go przeciwko własnemu krajowi monar-
dbyGoot^le
401
chę, ujawnia aię w c^ej p^ni. Ustanowie-
wietiie ordera, ktx}re nie ndało aię Włady-
dawowi lY podmą wianem a do tego przez
Ossoliiliskiego, znajduje poklask wielu pa-
nów w 60 lat później, gdy Aufirust II, zje-
chawszy się r. 1705 z Piotrem Wielkim w
Tykocinie, ustanawia dla oddanych swe-
mu tronowi order „Orla Białego". Labo-
mirscy, a po nich Jabłonowscy zaczynają
dopiero teraz jawnie korzystać z dawnych
swoich pergaminów cesarsldch. Cesarz
niemiecki nadaje tytuł książęcy ministro-
wi Saksonii Sulkowskiemu, któiy knpnje
potem dobra Leszno po króln Stanisławie
Leszczyńskim i zaHada dom książęcy w
Wielkopolsce. August II córki swoje z nie-
prawego łoża wydaje jako hrabianki za
panów polskich, których potomkowie o-
trzymują po matce tytuł hrabiowski Tym
sposobem zostali hrabiami August i Fry-
deryk Moszyńscy, synowie podskarbiego
koron, i córki Aagnsta. Hrabstw i hrabiów
mnoży się teraz bez liku wobec szlachty u-
bezwladnionej niedochodzeniem wszyst-
kich sejmów za Augusta III i wpływem
trzech potencyi zagranicznych. Hrabią
ten chyba teraz nie był, kto nie chci^.
Sapiehowie, Tarłowie, Bielińscy itd. są
hrabiami. Inni dobra swoje mianują hrab-
stwami i księstwami za pomocą nniwersa-
łów, będących prostem bezprawiem. Bi-
skup [jocki tytułuje się księciem puł-
tuskim a prałat jego, proboszcz kapituły,
księciem sielnńskim. Powiada więc Bar-
toszewicz, że blasku narosło w Polsce tyle,
iż można było od niego olśnąć, a władci-
, wie chwastów pieniących się bujnie i bez-
karnie w każdej złej i upsidającej gospo-
darce. Ludzie rozumni pojmowali całą
czczośó przywileju i wzgardę jego dla
praw narodowych, ale ludzi takich pośród
panów polskich było niezbyt wielu. Jan
Frydeiyk Sapieha, kanclerz litewski, w
dziele: Domina Palatu Regina Libertas
(1736 r. Libaropoli) gani pretensje do ty-
tułów, jako ubliżające równości stanu ry-
ED<7tl<ip«dJs slnropolika, t.IT.
cerskiego. Nadchodzi tymczasem ostat-
nie panowanie Stanisława Augusta. Na
sejmie koron, bracia królewscy zostają
książętami. Poniatowscy więc byli to
pierwsi książęta polscy prawni i uprzywi-
lejowani za wolą Rzplitej. Ale nastał tym
sposobem niebezpieczny prejndykat, bo
jeżeli sejm nie odmówił Poniatowskim,
których gniazdem była drobnoszlachecka
wieś Poniaty na Podlasiu, których dziad
był jeszcze sługą sapieżyńskim a dopiero
ojciec wojewodą mazowieckim i szwagrem
Czartoryskich, jakże mógł odmówić Sa-
piehom, którzy już od początku XVI wie-
ku byli magnatami na Litwie a od kilka
pokoleń mieli pergaminy sacri imperii^
tylko nie tytułowali się. G-dy wyrobili
sobie na sejmie księstwo polskie, więc za-
raz Massalscy i Ogińscy, starzy kniazio-
wie, upraszają Stany, żeby im kniazio-
stwo przemieniły na księstwo. Massal-
scy dostali tytuł od Rzplitej, ale Ogiń-
scy nie wszyscy pragną tego zaszczytu.
Odmawia go wielkodusznie w imię posza-
nowania tradycyi i praw narodowych na-
czelnik ich rodu Michał, hetman litewski,
i skutkiem tego Ogińscy zostali książęta-
mi dopiero po upadku Rzplitej. Najwięcej
przywilejów książęcych powstało po pierw-
szym rozbiorze na sejmie 1773 — 1775 r.
Wtedy i osławionej pamięci Adam Poniń-
ski wyrobił księstwo nietylko sobie, ale i
swoim braciom. Sejm ten pierwszego roz-
bioru, który tak hojnie rozdawał tytuły
książęce, uchwalił na wniosek posła raku-
skiego Rewitzky^ego, jednego z dyktato-
rówówczesnej Warszawy, osobliwszą kon-
stytucję wzajemności tytułowej, mocą któ-
rej za uznanie wszystkich tytułów ksią-
żęcych cesarskich w Polsce cesarz obowią-
zywał się nznawaó u siebie wszystkie ty-
tuły przyznane przez Rzplitą. Była to ni-
by prosta i niewinna zamiana sąsiedzkiej
grzeczności, a w grancie rzeczy fortel,
nużący do uprawomocnienia wszystkich
zagranicznych tytułów w Polsce i otwie-
dbyGoot^le
rający cesarzowi drogę do legalnego je-
dnania sobie stronników. Tym sposobem
ci wszyscy, którzy mieli jii2 dawniejsze
pergaminy Inb nadzieję wystarania się o
nowe, a nie mieli śmi^ości prosić Kzplitej
o ich potwierdzenie, wystEtrali się przez
Rewitzky'ego o odpowiednią konsfcytncję
sejmową. Taką to drogą wobec bezwł&s-
nowolności Rzplitej uprawniły się naraz
wszystkie tytuły książęce importowane do
Polski. Ale brabstw żadnych prawomoc-
nych dotąd jeszcze w Polsce nie było. Do-
piero po pierwszym rozbiorze zaczęty roz-
dawać dwory poddanym swoim Polakom
z prowincyi przyłączonych, wynagradza-
jąc im w ten sposób godności; wojewodów,
kasztelanów, podkanclerzych i t. d., które
przez zmianę rząda ntracOi. Szczególniej
udało się to w Galicyi, gdzie stara pohty-
ka cesarska rozbiła już dawniej szlachtę
czeską i węgierską na dwa stany dla opar-
cia się na możniejszym i zjednała sobie
tyln stronników w Polsce zygmuntowskiej.
"W dobie Księstwa Warszawskiego, oby-
czaj nowy już przeważał. Sam król saski,
nie chcąc nikomu ubliżyó, w arzędowych
pismach swoich lada kogo nazywfU hra-
bią, co spowodowało utworzenie się wtedy
całej falangi „hrabiów kopertowych".
Prawa krajowe nie pozwalały królom na-
szym mianować hrabiów polskich, ale nic
nie mówiły, gdyby chcieli mianować obco-
krajowców. Jagielloni nie korzystali z te-
go prawa majestatu, który byt przecie
równy innym królom, siejącym tytułami
dokc^a. Ale Batory mianuje już hrabiów
i baronów. Spis ich podaje Feliks Bent-
kowski w t. III „Bibl. Warsz." z r. 1851,
-wyjęty z akt metryki koronnej. Bartosze-
wicz znalazł po nim wiele innych tego ro-
dzaju nominacyi danych ajentom dwom,
dyplomatom i pozostającym w służbie
polskiej. Najgęściej spadają przywileje na
Włochów a wiele dziś znakomitych rodzin
włoskich ma tytuły polskie. Po Włochach
idą Niemcy. Batory mianował baronami
kilku Węgrów. Od Stanisława Augusta
dostają tytuły yat nietylko mężczyźni, ale
i podejrzane kobiety, np. jakaś Rumiań-
ska i Tetmmiańska. Król nadaje też ty-
tuły honorowe polskie generałom rosyj-
skim. Sławny feldmarszałek Piotr Rn-
miancow został baronem w Polsce, nazwa-
ny w metryce Omanzoff. Rzplita jak nie
znosiła tytułów u siebie, tak i nie pochwa-
lała rozdawania ich obcym. To też nie ro-
biono w nich wzmianki o Rzplitej i choć
zapisywano do metryki, ale ukrywano sam
fakt tak starannie, że dopiero został wy-
śledzony w nowszych czasach. Wiadomo
tylko było narodowi, że Zygmunt August
w r. 1568 dał dwa dyplomy hrabiowskie
(bez uchwały sejmowej): Chodkiewiczowi
i Tyszkiewiczowi, a to podobno dlatego,
aby niechętnych liberalnym prawom pol-
skim zażegnać w opozycyi przeciw gotu-
jącej się unii lubelskiej. Obszernie pisał o
tytułach Jul. Bartoszewicz w Encyklope-
dyi powszechnej (t. 25, str. 880), także w
oddzielnej broszurze (pośmiertnej) „Kniai
i Książę", Kraków, 1876r. Józef Ostroróg-
Sadowski jest autorem pracy: .Tytuły
dziedziczne w oświetleniu obowiązującego
prawodawstwa". Warszawa, 1899.
TyłuA. Pierwsze nasienie tej rośliny
przysłał pos^ Uchański Annie, siostrze
Zygmunta III, w r. 1590 z Konstantyno-
pola, W bibljotece Załuskich był zielnik
po tej Annie i w nim znajdował się liść
tytoniu. Polacy przejęli palenie tytuniu
od Turków, równie jak wyrazy: ty tui,
kapciuch, lulka, cybuch, Stam-
buł k a, zażywanie zaś tabaki wzięli od
Niemców i Francuzów. Około r. 1620 mło-
dzież polska rzucała się do palenia i zaży-
wania tabaki, jak to widać z kazania Bir-
kowskiego, wypowiedzianego do uczniów
krakowskich w tym czasie. Jakób I, król
angielski, wydal r. 16 L9 dzieło p. n. Miso-
kapnos przeciw tabace i egzemplarz jego
przysłał Zygmuntowi m. Jezuici polscy
w celu wyśmiania króla angielskiego na-
dbyGoot^le
403
pisali odpowiedź p, n. Antimisokapnos, O
tabace powiada Haur w drugiej polowie
XVII w.: „gęsto tych czasów, i dośtó usta-
wicznie, różnego stanu ladzie zażywa^J
chwycili eię tabaki, czyli proszku franca-
sbiego do nosa; nawet też i damy tego
wieku zażywają, który ten czyni i spra-
wuje skatek, że zbytnie wyciąga z głowy
wilgotności". Tjtuń od r. 1776 zaczął ata-
nowió dochód skarbowy przez zaprowa-
dzenie monopolu na fabiyki tabaczne. Pod
koniec Rzplitej dochód ten czynił rocznie
przeszło 4,500,000 zip. Uprawą tytunia
trudnili się w Polsce koloniści niemieccy.
Ziemianie powstawali przeciw tej roślinie,
że wiele wymaga mierzwy i zachodu.
(y,S(ar. polskie'^ J. Moracz.). Adamjarzem-
aki, opisując Warszawę w r. 1643, wspo-
mina, że w ogrodzie królewskim rośnie
dawne ziele, zwane tabaką. Sejm z r. 166 1
uznał tytuń za nieszkodliwy zdrowiu i po-
stanowił cło, mianując Adama Sakowicza
jego administratorem. Dowodzi to, że ty-
tuó był już wówczas dość powszecnie u-
żywany, lecz sprowadzany z zagranicy.
Za czasów saskich w Warszawie pewna
Włoszka z Syrakuzy wyrabiała tabakę,
którą nazywano syrakuzaną. Była to
tabaka w ziarnkach, jak proch strzelniczy,
z dodatkiem lawendy albo olejka poma-
rańczowego, nazywana lawendową albo
pergaraatą; była grubsza i drobniejsza i
od tej grubości zależała jej cena. Mickie-
wicz wspomina w „Pana Tadeuszu", że
paulini częstochowscy wyrabiali sławną
tabakę, którą duchowieństwa na cały kraj
dostarczano.
Pierwsza litera z tytułu diida .Ustawy prawa Polskkgo", r. 15C9.
Ubłory w Polsce. Przedmiot to nazbyt
obszerny, aby mógł byó wyczerpująco
traktowany w jednym artykule encyklope-
dycznym. Łuk. Gołębiowski poświęcił mu
całą książkę: „Ubiory w Polszczę od naj-
dawniejszych czasów aż do chwil obecnych
sposobem dykcjonarza ułożone i opisane",
Warszawa, 1830 r. A jednak nie zdołał
spożytkować w tej książce ani połowę ma-
torjału, jakiego dostarczają sami autoro-
wie polscy w drakach z XVI i XVII wie-
ku. Kzecz o abioracb rozpaść się masiała
w Encyklopedyi staropolskiej podług ich
nazw w porządku alfabetycznym łącznie
z całą treścią dzi^a ułożonych. Znajduje-
my więc w tomie 1-ym: amazonka, bacz-
mag, bekiesza, bermyca, binda, biret, huty,
ciżmy, czako, czamara, czapka, czechcze-
ry, czepiec, czerkieaka, czółko, delja. W
tomie 2-im: dolman, dachna, epolet, faco-
dbyGoot^le
404
let, ff^zara, famoraly, ferezja, fjoki, fon-
taż, iorboty, giermak, gierzynek, gipiura,
g^o, habit, jalmonka, januak, iupka,. ka-
bat, kaftan, kanak, kapa, kapcie i inne.
W tomie if-im: kapelusz, kapica, kapicela,
kapuza, karazja, katanka, kieca, kiereja,
kita, kitel, kiwior, kokarda, kolet, kołpak,
konfederatka, kontusz, kopieuiak, komet,
korona, koronld, kornet, koiachy, krako-
wianka, kreza, kubrak, kurta, kurtka, la-
ma, letnik, toktusza, tnbek, magierka, ma<
nele, mundur, naBzyjnik, part, pągwica,
peruki i t. d. W tomie 4:-ym:_pludry, pod-
wika, podwłośnik, polatka, pontal, pótk(
pieniacze, półkornecie, prandypura, pre-
tressa, racimora, rajtuzy, rańtuch, raaa,
rewerenda, rękawiczki, robron, rogówka,
safjan, sandały, sarafan, skórznie, sobole,
B^tana, srebro, stradjotka, szabeltas, szar-
fa, szczekooka burka, szlifa, sztyk, sznu-
rówka, szuba, tsratatka, tejsak, trzos, ncz
kur, Knpan i t, d. Jeżeli o wyczerpującem
dziele o abioraob w Polsce marzyć jeszcze
nie możemyi to należałoby tymczasem sy-
stematyzować do niego materjaly, opraco-
wując oddzielnie takie iródla, jak: nagrob-
ki, portrety olejne, kromki, miniatury w
dawnych rękopisach, pisarze różnych wie-
ków, pamiętniki, i^ódla. archiwalne, ryci-
ny, :^ódla zagraniczne i t. d. WTrachten-
bnchu np. z XVI w. wśród kostjumów
z całej Europy znajduje się na tablicy
CUKlK/oemina nobilis Polonica i na ta-
blicy następnej mieszczanka: mulier Po-
snaniensis in Polonia. Kajwiększą zasługę
pc^ożył jako badacz źródłowy wydaniem
swego albumu ubiorów od Xin w. Jan
Matejko. Fo nim pracowali także w tym
kierunku malarze: Jul. Kossak i Eljasz.
Mnóstwo rysunków p. t. „Ubiory i uzbro-
jenia" podał Tygodnik Ilustrowany w la-
tach 1860—1866. Do najważniejszych źró-
deł należy: księga cechów Bema z pierw-
B^ch lat XVI w. w bibljotece Jagieloń-
skiej; legenda o Św. Jadwidze w bibljotece
ord. Zamojskich w "Warszawie i księga
Szydłowieckich wydana ze starego rękopi-
su z 12-tu miniaturami przez Działyńskie-
go r, 1848 w Paryżu. "Wszędzie znaleió
można, nawet w takich dziełach, które Po-
lacy osnuwali na wzorach obcych, jak Se-
bastjan Petrycy na Arystotelesie, Łukasz
Oómicki na Balcerze Castiglione. Ten
ostatni powiada np. w .Dworzaninie":
„My, Polacy, nie mamy swego własnego
ubioru: acz podobno musiał byó pierwej,
ale nam omierzł, jakośmy się nowinek
chwycili. Otóż chocia się ochopnie
nam teraz sprośne widzą; jednak pachną
oną przystojną a świętą swobodą polską,
która była ze zdrowiem rzeczypospolitej".
Z samego I^ja, Zbylitowskich, Starowol-
skiego, Paska mamy wypisanych o ubio-
rach kartek kilkadziesiąt, a cóż dopiero
mówió o Kitowiczu, który o ubiorach z cza-
sów Augusta m tak drobiazgowo się roz-
pisał Elr&sicki ubiera podstolego latem,
gdy chodził koło gospodarstwa, w żupan
biały, pas rzemienny i obszerny kapelusz
słomiany. iSukno jego kontusza ledwo co
lepsze od falendyszu, a czasem też i faleń-
dysz, żupan domowy, pas z włóczki, sza-
bla prosta na paskach rzemiennych. Pola-
ków starej daty z XVIII w. tak autor
„Podstolego" malaje: ,Pan sędzia człowiek
podesty. Czapka rogata, suknie długie,
pikowany żupan i kłapcie u rękawów,
oznaczały człowieka, który się dawnych
zwyczajów trzymc^. Jejmość w długich
kornetach, w czółku i mantolecika felpą
obszytym prezentowała postać naszych
prababek". Podstoli z oburzeniem opowia-
da, że gdy panicz zcudzoziemczaly objął
dziedzictwo, „pan marszałek z koniuszym,
że się przebrać po francusku nie chcieli,
stracili miejsce". Tym samym duchem mi-
łości dla swojszczyzny ożywiE^ i zacny
J. I. Kraszewski swoje pióro, gdy nawet.w
„Rzymie za Nerona" (w liście "VI) mówi,
że: „Biada narodowi, który suknie nawet
dobiera tak, jakby się sobą być wstydził
i ukrywać musiał!". Gromadząc wiadomo-
dbyGoot^le
UCZKUR.— UJAZD.
4(fó
ści, jak się naród nasz ubidrE^, korzystali-
śmy zarówno skwapliwieze starych wzmia-
nek o odzieży chłopskiej, mieszczatskich
ksiąg radzieckich XVI w. i ze spisów szat
po umierającej szlachcie w wieka XVIII.
U rolniczych mieszczan sandomierskich
w czasach Zygmaota Aagasta znajdoje-
my: kożuchy otworzyste, koszole trojakie:
lniane, konopne i zgrzebne obok eokni
barwy makowej z snkna myślenickiego,
rąbków, podwiżek, fartuchów z rękawka-
mi, tuniki lundyszowej czenvonej z kitli-
kiem brunatnym czamlotowym i ozdoba-
mi aksamitnemi dotemi, w które się ubie-
rają żona "Wojciecha Wilgi, obok „załogi
(zakładki) białego futra", letnika pałfor-
Bzochowego,saknimodrej lubskiej z ksztd-
tem (gorsetem) aksamitnym wartości ma-
rek sześciu, sukni barwy dzikiej wartości
marek trzech, z sukni nakrapianej z sukna
morawskiegowartości marek trzech, z .szu-
bki modrej albo błękitnejiuńskiej, króUka-
mi podszytej z lisim kołnierzem i bobro-
wemi bramami, wartości marek ośmiu,
sznbki z szarego sukna szodzkiego, baran-
kami podszytej", wartości marek trzech,
czapki aksamitnej podszytej kunami war-
'^ości marek 12-tu, pasów aksamitnych, ko-
szulek koleńskich (kolońskich), koszul o-
dziennych lnianych i konopnych, obrusów
„cenowatych" i swojej roboty, ręczników
oenowatych lnianych, poduszek pierznych
i mchowych, koltryn i t. d. Po zmarłym
■w r. 1795 Wincentym Koźmianie, który
do zgonu nie przebierał się po francusku,
zostało: kontuszów 4: ciemny, Terangle,
czarny sukienny i mundurowy lubelski;
żupanów 8: biały atłasowy w paski, biały
w kwiatki chińskie, biały domowy, lila
atłasowy w kwiatki, zielony grodeturowy
■w paski, pensowy grodeturowy, niebieski
atlasowy i czarny pekin; czamar 2: ciemno-
zielona i szara sukienna; pasów 2: zloty na
cztery strony i jedwabny; wołoszek '6: gra-
natowa sukienna, zielona do pola i kosma-
ta "W paski; kamizelek?: półsukienna w pa-
ski, pensowa sukienna, półatłasowa nie-
bieska, nankinowa szara i białych dymo-
wych 3.
Uczkur— pasek jedwabny, siatkowy, na
który spodnie w pasie nawlekano i zawią-
zywano, żeby nie opadły, tak samo jak to
bywało u chłopskich portek, z tą tylko ró-
wnicą, że chłopi zawiązywali swoje spodnie
sznurkiem na boku, a szlachta na przodzie
wprost nad rozporkiem, na który spadały
końce uczkura ozdobione kutasami, u mo-
żnych przetykanymi srebrem lub złotem.
Po zarzucenia uczkurów, zaczęto nosić
spodnie sposobem niemieckim z fartuszka-
mi zapinanymi na gaziki. Wówczas i Ind,
naśladujący zwykle klasy wyższe, porzu-
ciwszy sznurki, zaczął swoje portki zapi-
nać na guziki. Żeby fałdy spodni po ścią-
gnięciu uczkurem nie odymały sukni, da-
wano w pasie lisztwę dość szeroką, na ze-
wnątrz bławatną od wewnątrz płócienną,
w której przechodził uczkur.
Ugor. Gospodarstwa staropolskie były
zazwyczaj [dodozmianem trzypolowym.
Było zatem jedno pole ozime, drugie
jare, a trzeci ugor. Nazwa ta ostatnia
poszła od słowa polskiego ngarzać. Słońce
ugarzs, co znaczy tyle, co ogrzewa, parzy;
stąd ugor zowie się na Rusi parem. By-
ła to więc rola pozostawiona po przejściu
oziminy i jarzyny na rok trzeci bez zasie-
wu dla ugorzenia w słońcu. „Jeżeli ziemia
ma dobrą zostać — mówi Bronikowski w
tłómaczeniu EkonomJii Ksenołonta — po-
winna oczyszczoną być z zielska i jak naj-
bardziej osuszoną na słońcu* (str. 62).
Ujazd. Ujazdami i uchodami zwano
pewne obszerne przestrzenie podmiejskie
zwykle nad rzekami położone, przeznaczo-
ne dla użyteczności publicznej, gdzie więc
każdemu wolno było popasać, noclegować
a nawet łowić ryby i zakładać pasieki pod
warunkiem oddawania w naturze pewnej
cząstki korzyści. Stałe użytkowanie zwa-
no „prawem uchodu, wchodu, wjazdu'.
"W Królestwie Pols. istnieje U miejscowo-
dbyGoot^le
406
ULOWNICA.— UNIWERSAŁY.
ś«i, noszących od kilka wieków nazwy;
Ujazd, UjaKdek, Ujazdów, Ujazdówek.
Ulownlca, pszczełnik, pasieka, zagroda
z pszczołami, zwykle w pobliżu domu, w
której ule ustawiano rzędami, a stąd po-
szedliwyraz ulica, bo przy ulicy wiej-
skiej lub miejskiej stoją domostwa ludzi,
jak ule w ulownicy.
Ułan, h u 1 a n. Po tatarsku ohłan, uh-
ian, znaczy: pacholę, chłopiec, paż; nie-
mniej nazywano tak książąt ze krwi cha-
nów, którzy składali jakby wyższą szlach-
tę ordyóską, mającą posiadłości ziem-
skie, t. j. uiusy, udziały i wybierającą cha-
nów. Od tego to wyrazu poszła nazwa
konnicy ułanów i nazwiska kilku rodzin
tatarskich w Polsce. W konstytucjach na-
szych czytamy: „Tatarowie celniejsi za-
cnego rodu: Kniaziowie, Murzowie, Ula-
nowie i wszyscy, którzy na ziemskich do-
brach mieszkają". Ob. pod wyrazami:
Krakusy, Lanca, Szwoleżerowie.
Ułannik— rodzaj psa myśliwskiego. Sta-
tnt Litewski każe i^acić za zabicie „wy^
dwie kopy groszy, za ulannika zwie-
rzynnego tr^'. MuchliAski powiada, że
i w Turcyi psom wyuczonym do brania
zwierzyny dają nazwę ohian (co dosłownie
znaczy chłopiec do usługi, franc. garfon).
Umor — usiłowanie do upadłego sku-
tkiem jakiejś żądzy lub podniety. Mówio-
no więc: łgać na umor, śmiać się, pić do
umóm, do upadu, na zdech, na śmierć, do
zgonu, do nbicia, do zginienia. Narusze-
wicz pisze: „Męstwo niezłomne ąż do
umoru".
Umywanie rąk przed ucztą i po uczcie
było zwyczajem powszechnym w domach
pabskich, a w domach szlachty przynaj-
mniej po powstania od stołu. Było to i po-
trzebą w czasach, gdy podawano tylko
noże i łyżki, a widelce zastępowano palca-
mi, tak jak dotąd ma to miejsce u wieln
narodów na Wschodzie. Do umywania
rąk pokojowcy przynosili miednicę i na-
lewkę z wodą oraz ręczuiki, obchodząc
z tern gości. Odwiedzający kanclerza Jana
Zamojskiego na wsi Yanozzi opowiada, ta
„zawcdano kuchmistrza do podawania wo-
dy na ręce, przyniósł ją na miednicy bar-
dzo kosztownej, zdawała się byó ze szcze-
rego złota, wytwornej roboty, U Zygmun-
ta III podawano wodę w nalewkach z kry -
ształu górnego i bogato haftowane ręczni-
ki. Rajcowie miejscy przed wydaniem
wyroka w izbie sądowej mieli zwyczaj
umywania rąk, co symbolizowało, że przy-
stępowali do wymiaru sprawiedliwości
z czystemi rękami, Ealimach, umierając
w r. 1496, testamentem zapisał rajcom
krakowskim misę i nalewkę.
Uniwersały — listy królewskie do naro-
du. Zaczynały się zwykle od wyrazów:
„ Wszystkim i każdemu z osobna, dzisiej-
szym i przyszłym", co po łacinie brzmiało:
Universis el singulis, praesentibus et fii-
turts... Od pierwszego wyrazu poszła na-
zwa uniwersałów, Zygmunt August,
który chęfnie wprowadzał polszczyznę do
księgi ustaw, ogłosił roku 1664 po polska
„Uniwers^ poborowy". Odtąd sejmy pol-
skie jeden po drugim ogłaszały uniwersa-
ły poborowe. Władysław TV wydał „Uni-
wersał do mynice (mennicy) należący" w
w r, 1633, Uniwersałami zwoływali królo-
wie sejmy, pospolite ruszenia. Uniwersa-
łami gromadził szlachtę Zebrzydowski na
rokosz. Uniwersałami ogłaszały się konfe-
deracje generalne, jak: Tyszowiecks, Tar-
nogrodzka i Barska. Uniwersałami prze-
mawiał prymas do Rzeczypospolitej w
czasie bezkrólewia. Uniwersały królewskie
zaczynf^y się od wyliczenia tytułów kró-
lewskich, Korony polskiej i Wiel. Ks. Li-
tewskiego; podpisywał je zawsze król a u-
prawniała pieczęć koronna. Uniwersały
prymasowskie miały taką samą formę ma-
jestatyczną podczas bezkrólewia, bo zastę-
powały królewskie. Król, odzywając się do
rycerstwa, dodawał przymiotnik „uprzej-
mym i miłym". Prymas, jako brat szlach-
ty, przemawiał do niej jak do braci,
dbyGoot^le
UNIZOME WYRAŻENIA.— UPICKI POSEŁ,
407
więc do „mościwych kolegów, przyjaciół
ibraci". Prymas uniwersałem swoim o-
znajmial Rzplitej o śmierci króla i podczas
bezkrólewia składał sejmiki generalne, par-
tykularne i konwokację generalną marszał-
kowską. Po upadku Rzplitej raz jeszcze
użyto formy uniwersałów. Kiedy Napo-
leon wkraczał na ziemię polską w r. 1806,
Józef Radzimiński, były wojewoda gnie-
źnieński, wydał uniwersał do szlachty,
wzywając ją na pospolite ruszenie.
Uniżone wyrażenia. Takiemi były: upa-
dam do nóg, całuję nogi, ścielę się pod no-
gi, pod stopy, pod stopki, najniższy sługa,
podnóżek. Książę Adam Czartoryski, je-
nerał ziem podolskich, w słowniczku swo-
im pisze: „Zaraza podłości, którą sprawiła
w narodzie przewaga możnowładztwa, ze-
szpeciła mowę naszą wyrazami zbytniego
poniżenia''. Tu jednak słuszną robi uwa-
gę Ł. Gołębiowski, że w każdym języku
mniej więcej takie wyrażenia istniały, bo
był to zabytek patrjarcUalnego uszanowa-
nia dla starszych.
Upicki pftaeł, Władysław Siciński, stol-
nik upicki. Już w artykule Liberum
V e t o (Enc. Siar. t. III, str. 141) wyjaśni-
liśmy, czem właściwie było to prawo, wy-
magające jednomyślności wszystkich wo-
jewództw i ziem do stanowienia uchwał
dla Rzplitej. Dopóki z zacności obywa-
telskiej płynęła karność, zmuszająca po-
święcać zdania osobiste dla żądanej jedno-
myślności, dopóty mniejszość, aby wytwo-
rzyć tę jedność, przystawała zwykle do
większości. Ale z upadkiem karności
coraz trudniej zaczną mniejszość łą-
czyć się z większością, aż nareszcie na
sejmie w r, 1652 zdarzył się wypadek, że
stolnik upicki Władysław Siciński, urażo-
ny dekretem królewskim w sprawie eko-
nomii szawelskiej, swojem yeto w imieniu
powiatu Upickiego, którego był wyobrazi-
cielem, sejm zerwał. Naród go przeklął,
a w^ierząc, że święta ziemia wyrzuca ze
swego łona zwłoki wyrodnych synów, na-
brał przekonania, że i Sicińskiego los ten
spotkał. Hańbę posła upickiego tradycja
przekazała potomnym wiekom a lud miej-
scowy nrągał zwłokom uważanym za jego
zwłoki, Mickiewicz w wierszu , Popas w
Upicie" tak opisał trupa Sicińskiego przy-
wleczonego do karczmy, w której poeta
popasał:
Trup WtadyaUwa Siciilskiego, posła i »tolDika
upickiego, przechowujący się w Upicie.
Nogi długie i czarne Hterczą mu jak fzczudla,
Kccc na kri'ji ztamanp; tirarz ^ęboko wchudła,
Oblicze wyważone brud śmicrtclDy szpeci,
Usta wyplute, przez nic ząb gdzieniegdzie ńirieci,
Zr^itą Dietkiiięta clala zdrowego budowa.
Dzikość, szpecąca J!ywych oblicia zbrodiiiarzj,
Zda sic doląd zaniarla grozić z jego twarzy:
.,Goo<^le
UPIÓR.—UPOMINKI.
Dotąd aHlruIuecka ladość w ustach aię uamieclia,
Gniew lozbójoiczy w czole, oade brwiami pycha,
Barki Da dół pochylił, głowę na pierś zwisnął.
Zda się, te cięiar haaby do ziemi go cisną),
Albo źe ręka gwałtu z piekieł go wjrwlekłHj
I znowu radbf gwałtem powracać do piekła.
Trup ten tak malowniczo opisany przez
Mickiewicza, ciągany dla posŁracba Ży-
dów po karczmach, umieszczony zost^ w
r. 1860 przez miejscowego proboszcza opi-
ckiego w szafie zbudowanej w rogu ko-
ściółka, a p. Wlady^aw Maleszewski, mie-
szkający wówczas na Żmudzi, miody po-
wieściopisarz (późniejszy założyciel i re-
daktor „Biesiady literackiej') pomieścił
w 1-ym tomie „Tygodnika ilustrowanego"
z r. 1860 opis p, t. „Trup Upickiego posła"
z rysnnkiem, który tutaj w podobiźnie po-
dajemy. „Dotykałem wiekowego trupa —
pisze Maleszewski — i wszędzie ciało się
ngina; zdaje się, że to cdowiek w ciężkim
dnie pogrążony, stoi przed tobą straszny
obraz! Siciński ma ręce na krzyż dożone,
głowę schyloną ku piersi, widać więc, że
był pochowany jako chrześcijanin, stara-
niem rodziny". Miejscowe podania w tej
wiosce żmudzkiej mówią, że gdy na sejmie
krzyknął: „nie pozwalam!" obecne zgro-
madzenie szlachty podniosło jeden okrzyk
zgrozy: „Bodajea przepadł!" Niesiecki w
herbarzu swoim pisząc o Sicióskich, zamil-
czał o czynie stolnika upickiego, czemu
zresztą dziwić stę nie można, biedząc jak
mętnem źródłem historycznem są wszyst-
kie, najlepsze nawet herbarze, zarówno
dawniejsze jak dzisiejsze.
Upiór, martwieć. Ks. Jan Bohemo-
lec w XVIII w. tak pisze o przesądnej
wierze w upiory: „Upiory, według mnie-
mania, trupy z trumn powstające, na do-
my nachodzące, ludzi duszące, krew wy-
sysające, na ołtarze łażące, je krwawiące,
świece łamiące". Upiora pici żeńskiej
czyli upiorzycę zwali niektórzy strzy-
gą (z łac. slriga). Ł. Gołębiowski powia-
da, że , upiór, podług zdania ludu, obda-
rzony dwoistem życiem, pierwsze utraciw-
szy, drugiego w nocnej poize używa, nie-
pokoi i szkodę sprawia, bądź to w rzeczach
domowych, bądź wświętych". Upiórprzy
świetle księżyca wychodzi z grobu i tylko
za śladem jego promieni postępować może;
napada śpiące dziewczęta lab młodych pa-
robczaków, których nie przebudziwszy
krew ich słodką ssie". T. Czacki pisze:
„Jeszcze pamiętam jak szukano upiorów
(w grobach na Wołyniu), głowy motyką
ucinano, a serce osikowym przebijano ko-
łem" (żeby upiorami być przestały). Gło-
wę uciętą naletoło położyć między noga-
mi. Rzeczniowski w historyi m. Łomży
przytacza z akt XYI w. opis sp^nienia
przez lud tego wstrętnego zabobonu. Upio*
ry wyobrażano sobie jako postać ludzką
o cerze krwawej, i stąd powszechne dotąd
a odwieczne wyrażenie: „czerwony, jak
upiór". Kaz. Wł. Wójcicki twierdzi, że
pewna stara pieśń naszego ludu opisuje
zdarzenie, jak upiór porywa swoją bogdan-
kę i unosi na mogiłki. Z tej pieśni pozo-
stał tylko czterowiersz:
Księiyc gwinei,
Slartwiec leci,
Sukieueczką Bzach, szach...
Panieneczko, czy nie strach?
Czy pieśń taka istniała faktycznie, nie
mamy na to dostatecznych dowodów.
Przez lat 30 poszukiwaliśmy jej napróźno.
Nie tracąc jednak ostatecznej nadziei zna-
lezienia, korzystamy z niniejszej sposobno-
ści i prosimy, gdyby kto ślad jej dokła-
dniejszy napotkał, o podanie takowego do
redakcyi „Wisły" w Warszawie.
Upominki miały różne nazwy — mówi
Ł, Gołębiowski — od okoliczności, którym
towarzyszyły. Tak wiązanie na imie>
niny, nowinne za dobrą nowinę, po-
czesne (od poczczenia) ofiara panu lab
zwierzchności, zalotne — podarekzalo-
tnika, uiezabud przy odjeździe, gości-
niec powróciwszy z drogi. Pamiętne
dbyGoot^le
UPOMINKI.
409
albo przysiężne oznaczało opłatę skła-
daną sądowi za słuchanie przysięgi. W
zbiorze panuętnik<3w Niemcewicza znajda-
I jemy wiele wiadomości o darach koszto-
wnych. Za Kazimierza Jagieł., gdy przy-
był Contarini do stolicy polskiej, dano ma
piękną ierezję adamaszkową, sobolami
podszytą. Szydlowiecki donosi królowej
Bonie, £e król darował księcia praskiemu
2 roztrucfaany srebrne pozłociste, 8 Soro-
ków soboli i sztakę dotogłowu na suknię.
„Służył książę praski i nadskakiwał więcej
jak 3 niedziele, wydał sam przeszło 1200
dukatów i byłby więcej daleko rozszafo-
wał, ale odesłał do księstwa swego 100 ko-
ni, zostawiwszy jednak 156. Wojewodzie
krakowskiemu Kmicie dał łańcuch doty,
sandcHnierskiemu, poznańskiema i mnie po
pierścienia pięksym, żebyśmy go królowi
zalecali, Waszej Kr. Mości posyła konie
piękne." W 4-ym tomie zbioru pam, Niem-
cewicza jest, że Oamrat po nczcie dał kró-
lestwa puhary, do których włożył 1000
dukatów. Jan Tarnowski, przyjechawszy
do Krakowa, ofiarował Zygmuntowi Au-
gustowi bogate dary w koniach i sprzę-
tach. Henryk Walezjusz, po królewska
przyjmowany przez Stanisława &órkę w
Kamicy, w wspani^ych komnatach zna-
lazł dary; sobole moskiewskie, lisy czarne,
a przy odjeździe broA kosztowną i dzielne
konie. Caetani w 1596 r. posłd Zygmun-
towi III kilka obrazów pędzla sławnych
mistrzów, królowej bogato haftowane we-
lony, konchę z piżmem w kosztownem za-
mknięciu, wszystko warte około 800 szka-
dów. Biskup kujawski w Wolborzu da-
rowi legatowi y konie pod drogimi pen-
sowymi dywdykami, ale kardynał przyjął
tylko jednego, rozdał zaś dworzanom bi-
skupim złote medale ze swoim wizemn-
kiem. Król dat kardynałowi prześUczny
zegar bijący, w kszt^cie świątyni z proce-
sją w środku, jaką Ojciec św. odprawia,
gdy wchodzi do bazyliki i. Piotra. Wszyst-
kie te łjgurki przez sztaczny mechanizm
postępowały, Ojca św. niesiono w krześle,
odzywały się trąby i kotły, a gdy dawał
błogosławieństwo miasta i świata, znowu
bito w kotły i bębny, strzelano z armatek.
Zegar ten kosztował przeszło 3000 szkn-
dów, nadto ofiarowano ma 40 soboli war-
tości 500 szkudów. Przybyłemu z tern
szambelanowi dał kardynał kosztowny
łańcuch, 200 szkudów i ludzi obdarowy-
wał. Sam od magnatów obdaisony byl
pięknymi tureckimi końmi. Yanozzi, po-
dany od tegoż kardynała Oaetaniego do
Jana Zamojskiego, rozdawał paciorki, ró-
żańce, medale benedykowane, agnus dei,
obrazki na blasze w hebanowych ramkach.
Otrzym^ zaś konia stępaka tarautowatego
pod aksamitnym dy wdykiem i medal ^oty
duży, wyobrażający Stefana Batorego,
oraz łosie kopyto, wiele zwierzyny, octu,
oliwy i cukrów dla wygody w podróży.
Królowi i królowej ofiarował Yanozzi ma-
lowidła i kobierce tkane w Hiszpanii, kO'
lorowe pięknie pachnące rękawiczki i pi-
imo. Król df^ mu drogie sobole na szubę
i przedziwny zegar wartości lOOOtal&rów,
królowa różne sprzęty z bursztynu białego
do kaplicy, krucyfiks, tackę do ampułek,
pacyfikał, kustodję do N. Sakramentu,
pięknie wyrżnięte w Gdańsku. Amiran-
towiArragonii, wielkiemu polowi hiszpań-
skiemu, Zygmunt Ul dd przy odjeździe
sobole wartości 2000 szkadów, a jego dwo-
rzanom roztmchany pozłociste. Zbaraski,
odprawiając w r. 1622 poselstwo do Stam-
buła, dał wezyrowi wielkiemu 6 soroków
soboli, zegar mogancki i w szkatule 1000
koronatów indyjskich. Dżaud-baszy zaś 8
flasz srebrnych w jaspisowem pnzdrze
z kamforą i wybornymi sokami, zegar tak-
że i 4 Soroki soboli. Adze janczarów zwier-
ciadło duże w ramach bursztynowych i po-
dobnyż serwis. Muftema w szkatułce we-
neckiej z piany morskiej wonie drogie,
paciorki z lapis lazuli, szubę sobolą i zega-
rek w jasny kryształ oprawny. Koniusze-
mu sułtana 2 janczarek w hebanowych
dbyGoot^le
410
URĘPNOŚĆ. — URODZENI.
oprawach, smycz chartów podolskich z o-
bróiami dotemi. Podskarbiemu (sułtana)
talub moskiewski od cara Dymitra nie-
gdyś darowany, sorok soboli i zegar opra-
wny w dotopiÓrej papudze; ta gdy zatrze*
pott^ skrzydłami, biły godziny i kwa-
dranse. Dowódcy spachów 2 złote pu-
hary, zegarek oprawny w jaspis zielony,
szubę złotolitą rysiową. Kiziar Adze, do-
zorcy kobiet, bursztynowe szachy, 2 tace
:dote do słodyczy, 2 kubki do kawy i do
BOrbetów. Hali baszy admirałowi 3 futra
sobole, nalewkę i miednicę z bitnego bur-
sztynu, kompas morski cudnie oprawny.
Sułtauce dnie zwierciadło w bursztyno-
wych ramach i srebrny organ, wydający
najprzyjemniejsze tony. Sułtanowi wiel-
ką szkatułę srebrną augsburską, w niej
złote i srebrne naczynia rozmaite, drugą
z bursztynu z wyrytą na niej drjadą, 2
ogromne kolumny do zawieszania cesar-
skich łuków i sajdaków, potęłne zwiercia-
dło w srebrnych ramach, zegar wielki
z zodjakiem i biegiem planet z cymbałami,
wewnątrz wydającymi najmilsze dźwięki.
Były dalej ogromne brytany, łamiące nie-
dźwiedzie i dziki, białozory w chełmach
złocistych na głowie i wyżły na dotych
smyczach i w złotych obrożach.
Urfpno&ć w starożytnym języku pol-
skim oznaczała piękność; urępny— pięk-
ny. W odnalezionym przez nas zabytku
języka polskiego z XIV w. czytamy: ,nręp-
nośó czyni często z męszczyny niewieście
serce" (Bibl. War. r. 1873, t. III). Proi.
Briickuer cytuje ten wyraz pomiędzy za-
rzuconymi przez naród w końcu wieków
średnich.
Uroczysko, uroczyszcze. Każda
przestrzeń pustej ziemi, mająca swoją na-
zwę, mianowana była w Koronio .nomen-
klaturą", a na Litwie i Rusi „uroczyskiem"
lub „uroozyezczem". Ks. Jezierski w XVni
w. pisze: „Uroczyska nazywają się miejsca
zaniedbane przez niedostatek ludzi albo
przez przeszkodę przyrodzenia. Nasze nie-
które prowincje polskie gęsto obfitują w
uroczyska. Rzadka wieś (wyłączywszy
pograniczne wielkopolskie, ziemię Kra-
kowską i powiat Wiślicki), gdzieby nie by-
ło sztuki ziemi, na której nie jest ani las,
ani pole, ani woda, ani ziemia."
Urodzeni, tytuł szlachty polskiej. Po-
wiada Jul. Bartoszewicz, że kiedy w dobie
jagiellońskiej rozwijają się hierarchja na-
rodowa, kancelarja koronna poczta dobie-
rać właściwych przymiotników, żeby niko-
mu nie achybió. Równość wszystkiej
szlachty była wobec prawa, ale nie mogło
być równości władzy, znaczenia, powagi,
dostojności. Uczczenie należało się urzędo-
wi, do którego choćby najświetniejszego
każdy mógł dojść przez równość szlache-
cką. Kancelarja stanowi prawo obyczajo-
we, oznacza stopień uczczenia i grzeczno-
ści. Jagiellonowie robili różnicę w uczcze-
niu pomiędzy senatorami i zwykłą szlachtą,
Zygmuntowie już szli za tradycją, zowiąc
senatorów illusires, magnifici, co po polsku
wytłómaczono na wielmożnych. Nie sena-
torów zwali wogóle generosi, t. j. ludimi
I mającymi ród, genus, czyli szlachecką do*
stojność, nazwisko rodowe, herb. Litwa
w XVI w. zaczęła naśladować Koronę. Ge-
nerosus wytłómaczono na polskie uro-
dzony. Urodzonym był każdy szlachcic,
nie senator, ale urzędnik wojewódzki,
ziemski, powiatowy. Zygmunt August w
uniwersale poborowym z r. 1564 urodzo-
nymi nazywa nawet tych ziemian, którzy
żadnego nie posiadali urzędu, ale powoła-
ni zostali na poborców po ziemiach. Słu-
sznie mówi Lelewel w rozprawie „Zaszczy-
ty i tytuły", rozdział 3 ci „Uczczenie", że
tytuł urodzony nie cierpiał stopniowa-
nia. Wielmożni mogli zwać się jaśnie wiel-
możnymi, wielebnymi, przewielebnymi
i t. d., ale każdy szlachcic był dobrze uro-
dzonym, iene nalus, jeden od drugiego le-
piej się nie rodził. Wielmożność senato-
rów nie była oznaką lepszego ich urodze-
nia, ale tylko większej powagi w kraju-
dbyGoot^le
URZĘDNIK.— URZĘDY DAWKĘ.
411
Był to zwyczaj nietylko polaki ale ogólnie
^owiańeki, przynajmniej w Gzechach i na
Morawie praktykowany, gdzie także byli
-wielmożni i urodzeni. Tam uszlachceni ry-
cerze oie zasiadali odraza w poczcie wła-
dyków, tytułowano ich sławetnymi i do-
piero dzieci ich zwano „urodzonymi wła-
dykami". KaucelarJB koronna zawsze
pisała do wojewodów i kasztelanów star-
szych, imieniem króla: „wielmożny uprzej-
mie nam miły!", do kasztelanów zaś po-
wiatowych (zwanych drążkowymi, że
krzeseł w sejmie wyznaczonych konstytu-
cją nie posiadali): „urodzony uprzejmie
nam miły". Do "ostatniej chwili Rzplitej
widzimy po konstytucjach to rozróżnianie
dwuch stopni: wielmożnymi są starsi sena-
torowie, młodsi zad wraz z c^ą szlachtą są
tylko urodzonymi. Pierwej było tylko kil-
ku „jaśnie wielmożnych" w Polsce, potem,
gdy szlachta drobna zaczęła nazywaó ka-
żdego wielmożnego jaśnie wielmożnym,
tyti^ wielmożny spadał coraz niżej
i powszedniał, służąc wszystkim urodzo-
nym. Gdy więc po npadku Rzplitej każdy
urodzony zost^ wielmożnym, nawet
i ten, który nic nie znaczył i nic nie mógł,
wówczas starodawny tytuł „urodzony",
nie rozumiany już właściwie i stąd nieraz
wyśmiewany, wyszedł zupełnie z użycia.
Urzędnik w gospodarstwie wiejskiem
znaczył to samo w XVI w., co ekonom
XVn i XVIII, a co rządca folwarku
dzisiaj , Anzelm Gostomski, wojewoda raw-
ski, autor najlepszej w XVI w. polskiej
książki rolniczej (wydanej za czasów Ba
torego) p. t. „Gospodarstwo", tak pisze:
„Urzędnik ma łąk przyczyniać, rolej przy
kopać (z pod lasu), jeśliże kędy jest gnój
wozić. A ma rządnie rolą i gnoje spra-
wować". —„Barci aby też przyczyniał". —
„Ma zawżdy ludzie (robotników) liczyć,
abo namiestnik urzędników, gdy na robo-
tę wychodzą, aby wiedział wiele ich w te-
godoiu nie robiło, i mają się zsobą zawsze
w sobotę rachować". „Borów, lasów, jako
oka ma pilnować, coby się na gajowniki
nie spuszczać". „Urzędnik ma to wszyst-
ko opatrzyć, dziury w izbach, błony, piece,
aby dymem nie ciekły",
Urzfdy dawne. W ustroju narodu le-
chickiego przed przyjęciem chrześcijań-
stwa nie istniaJo ścisłe rozgraniczenie u*
rzędów, stanów i ich nazw, co urobić się
mogło dopiero pod wpływem kultury za-
chodniej. W najstarszych dokumentach
polskich z XII-go i Xni-go wieku są
już wzmianki o oześnikn Mieczysława Sta-
rego, o stolniku i kanclerza Bolesława
Wysokiego ks. śląskiego, o sędzi nadwor-
nym Henryka Brodatego, o podkomorzym
krakowskim i sandomierskim Bolesława
Wstydliwego. W r. 1249 wymieniony jest
Janko, włodarz {vlodarius) poznański. W
przywileju z r. 1276 wymieniony jest jako
świadek łowczy kaliski, a w przywileju z
r. 1290 podstoli kaliski, w r. 1291— skarb-
nik, a w r. 1318 podczaszy. Pierwsi urzę-
dnicy nie byli to ludzie utytułowani tylko,
ale rzeczywiści urzędnicy do u^ugi na
dworach Piastów. Kiedy Polska zlf^a się
w jedno państwo i książąt udzielnych za-
brakło, wtedy województwa i ziemie z da-
wnych księstw i dzielnic powstałe zatrzy-
mały to urzędy u siebie jako wspomnienia
i pamiątki historyczne. Urzędnicy zaś na-
dworni królewscy, regales,- regii, lub, jak
król ich nazywał, curiae nostrae, stali się
wtedy koronnymi i wobec tamtych, t. j.
wojewódzkich i ziemskich, przybierali ty-
tuł wielkich: sitpremi, magni. Są zatem
dygnitarze koronni czyli wielcy na całą
Koronę, jak litewscy na całe Wielkie
Księstwo Litewskie, tak jak wojewódz-
cy na województwo, ziemscy na ziemię,
powiatowi na powiat. Na Ruś Czerwo-
ną przechodziły te urzędy jeszcze w cza-
sach udzielności tej ziemi. Potem do-
piero zjawiają się kasztelanowie i sę-
dziowie. Jakiś czas jest osobny kanc-
dbyGoot^le
412
URZĘDY DAWNE.
lerz ruski i namiestnik czyli generalny
sŁarosta capitaneus Russiae, Za Wlady-
dawa, Jagiełły spotykamy pierwszych we
Lwowie, w Haliczu i Przemyśla chorą-
żych, stolników, podczaszych i t. d. Fotem
zjawiają się podolscy i bełscy. Pierwszy
chorąży wołyński jest pod r. 1537. Na Li-
twie urzędy ziemskie są jeszcze póżaiejsze,
bo choć tytułów polskich już za Jagiełłów
tam nie brak, ale nie zawsze przywiązane
były do ziemi. Korona miała tylko mar-
Bz^ów wielkich i nadwom., sejmowych
i tryhonalskich. Na Litwie zjawiają się
marszf^owie ziemscy i zajmają pierwsze
miejsce po powiatach. Do ziemstwa we-
szły tam, obok przyjętych z Polski, stare
miejscowe urzędy z czasów dawnej adziel-
ności. Zostali więc na Żmndzi ciwunowie,
na "Wołyniu klucznicy, po innych woje-
wództwach horodniozowie, mostowniczo-
wie, budowniczowie, trakczaszowie, koniu-
Bzowie, obożni i krajczowie. Wojewódz-
twa, pograniczne od Moskwy, Turcyi, Mul-
tan i WtJoch, miały oddzielnych sędziów
pogranicznych. W Polsce piastowskiej u-
rzędy powstawE^y, rozwijały się i zosta-
wały uświęcone powagą obyczaju. Po unii
lubelskiej już teobjawy życia publicznego
reguluje prawo. Wolynianie, Bra(^awia-
nie i Kijowianie otrzymali ziemstwa w ro-
ku 1578, ostatnie województwo Czernie-
chowskie, ustanowione na sejmie r. 1685,
otrzym^o wszystkie urzędy ziemskie na
równi z Koroną. Do niektórych urzędów
przywiązane były pewne obowiązki i zaję-
cia. Miewali czynności: marszałek, pod-
komorzy, sędziowie ziemscy i grodowi;
podwojewodzy Żydów sądził, komornicy
wsie mierzyli, regentowie akta utrzymy-
wali, łowczy krakowski dozorował pusz-
czy królewskiej w Niepołomicach, wojski
podczas pospolitego ruszenia czuwfJ nad
bezpieczeństwem rodzin pozostałych w
domu. Zato obowiązki wielu innych u-
rzędów redukowały się prawie do niczego,
bo np. chorążowie, miecznicy, cześnicy,
stolnicy, mogli byó potrzebni na dworach
książąt piastowskich, ale po ziemiach i po-
wiatach już tylko nosili tytuły, jako pa-
miątkę narodowego obyczaju. Szlachta
litewska i ruska, zlewając się z polską i
pragnąc co prędzej zrównać się w przywi-
lejach, godnościach, swobodach i cywili-
zacyi ze szlachtą koronną, zachowując
dawne swoje urzędy, przyj- całkowita
hierarchię ziemstwa polskiego na dowód
równouprawnienia. Czyniono to z wiel-
kim pośpiechem, i jakby dla wynagrodze-
nia, że dłużej czekano na urzędy koronne,
i utworzono liczniejsze, niż były dawniej
w Polsce. Z województw godności prze-
lewały się na powiaty, a nie upłynęło j&-
dnego wieka, gdy w Litwie i na Bnsi
wszystkie tytuły były już podwójne, t. j.
wojewódzkie i powiatowe. W Koronie
były one trojakie, t. j. wojewódzkie, ziem-
skie i powiatowe, tu bowiem wyrobiły się
trzy bategorje podziwu administracyjne-
go, województw na ziemie a ziem na po-
wiaty, gdy w Litwie i na Rusi ziem nie
znano, tylko województwa i powiaty. Już
na dworach książąt piastowskich urzędy
zaczęły się rozdwajać. Widzimy cześni-
ków i podczaszych, stolników i podsto-
lich i t. d. Ze jednak nazywano ich roz-
maicie po łacinie i same urzędy nie były
jasno określone przez praktykę i prawo,
bo o takich rzeczach stanowił obyczaj,
więc dat powstania i rozdwojenia się u-
rzędów mieć nie możemy. Ze wszystkie-
go można sądzić, że gdy urzędnik dwor-
ski jako dożywotni podstarzał się i spowa-
żniał, musiał potrzebować zastępcy do
sp^niania swoich obowiązków: chorąży —
podchorążego, stolnik— pod stolego, skarb-
nik podskarbiego, czaśnik — podczaszego.
Taki zastępca był z początku niższym u-
rzędnikiem od swego zwierzchnika, ale gdy
urzędował faktycznie a zwierzchnik jego
stał się już tylko tytularnym, więc, rzecz
prosta, że niższy nabrał większego znacze-
nia od wyższego. Tym sposobem podskar-
dbyGoot^le
URZĘDY DAWNE-
418
bi zaczął więcej znaczyć niż skarbnik,
podkomorzy niż komornik i t. d. Z urzę-
dów wyższych powstawiJy coraz nowe n-
rzędy niższe. G-dy nadworni zostali ko-
ronnymi, a potem wielkimi, pojawiają się
nowi nadworni, tamci dla Korony, ci niby
dla dworu królewskiego. Za czasów sas-
kich zaczęły wychodzió kalendarzyki po-
lityczne, w których mamy cale rzesze n-
rzęduików ziemskich, obejmują bowiem
nietylko dygnitarzy wojewódzkich ale ca-
le ziemstwa w ziemiach i powiatach, któ-
re choć były nieraz maleńkie, ubiegały się
jednak o posiadanie wszystkich urzędni-
ków ziemskich, tak, że czasem przychodzi
podziwiać, skąd wystarczyło szlachty na
tyla tytułowanych. Jeszcze dwaj Sasi
i Stanisław August tworzą nowe ziemstwa.
Tak na sejmie w r. 1726 powiaty: Bydgo-
ski, Radom8ki,Stężycki, Piotrkowski, Kru-
świcki, Kowalski, UrzędowskiiZawakrzeń-
ski dost^y nowe ziemstwa. Opoczyński
w r. 1736. Czasem nie cale odrazu, bo
powiat nie miał tylu obywateli, żeby na
wszystkie urzędy starczyło, więc prosi o
kilka tylko ziemskich urzędów, a wyje-
dnawszy to, w lat kilkanaście lub kilka-
dziesiąt prosi o uzupełnienie ziemstwa.
Rzplita nie pozwalała tylko mnożyć urzę-
dów elekcyjnych, bo te nie były godno-
ściami bez znaczenia, ale miały juryzdyk-
cję. Urzędy rozdawał król, a obliczano^
2e miał do rozdania w Polsce do 40,000 u-
rzędów. Był to też przeważny jego śro-
dek do jednania sobie umy^ów i wywie-
rania wpływu w narodzie, przynoszący
jednak nieraz bardzo wiele przykrości od
ładzi ambitnych, którzy nie otrzymali u-
praguionych dostojeństw. Na wybór u-
rzędników z juryzdykcją prawo obyczajo-
we pozwaMo wpływać obywatelstwu w
ten sposób, ie zwykle na sejmikach, na
ten cel umyślnie zwoływanych, wybiera-
no po 4-ch kandydatów na zawakowany
urząd, z których jednego król mianował
według swej woli, lubo zwykle tego, kogo
na pierwszem miejscu postawiono. W po-
dobny sposób wybierano podkomorzych
i sąd ziemski, złożony z trzech urzędni-
ków: sędziego, podsędka i pisarza. Kie-
dy zaś tych rzeczywistych urzędów za-
braldo, ustanowiono nowe podkomorstwa
i sądy ziemskie wyłącznie tytularne, bo i
w województwach: Smoleńskiem i Czer-
niechowskiem, które już przestały należeć
do Polski. Stani^aw Poniatowski two-
rzył nowe ziemstwa. Hetmanów i podskar-
bich nadwornych, którzy pierwej nie za-
siadali w senacie, wprowadził do senatu,
ustanowił kasztelanję mazowiecką, buską,
owrucką, żytomierską i łukowską. Liczbę
senatorów powiększył za tego panowania
arcybiskup metropolita kijowski nnii. U-
stanowiono sekretarzów wielkich świec-
kich i trzech pisarzów wielkich w Koronie,
na wzór Litwy i t. d. Stanisław August
bowiem z rozdawnictwa urzędów zrobił
środek polityczny, ażeby miał więcej do
rozdania, tworzył nowe urzędy. A* do-
piero postanowiona w r. 1776 Rada Nieu-
stająca wiele tych praw rozdawniczych
odjęła królowi. Teraz już nie mógł on
nominować, kogo chciał, ale kogo mu Ra-
da przedstawiła, jednego z trzech kandy-
datów. Odebrano królowi nawet szafu-
net starostw, które rozdano w wieczyste
dzierżawy. Najwięcej fikcyjnych czyh ty-
tularnych urzędów było w trzech woje-
wództwach inflanckich : Pamawskiem,
Dorpackiem i Wendeńskiera, które w ro-
ku 1620 stracone zostały, ale do r. 1660
należały jeszcze prawnie do Polaki, a pó-
źniej już tylko w małej cząstce pozosta-
wały pod nazwą województwa Inflanckie-
go. Jedni dla pamiątki historycznej, inni
z próżności, gdy w swoich ziemiach nie
mogli się do żadnej godności docisnąć,
starali się i otrzymywali od króla urzędy
pamawskie, dorpackie lub wendeńskie,
tak że powstało nawet przyłowie o „wen-
deńskich urzędnikach". Wskutek bogac-
twa języka polskiego, żony i potomkowie
dbyGoot^le
URZĘDY DAWNK.
urzędników mogli korzystać do woU z ty-
tułów ojcowskich i dziadowskich. Zona wo-
jewody była wojewodziną, syn wojewodzi-
cem, wnuk wojewodzicowiczem, żona wnu-
ka wojewodzicowiczową. Pani Krasicka,
żona posła czerni echo wski ego, choó już to
województwo nie należało do Polski, ka-
zała się drukować na biletach wizytowych
„postowa czemiechowska". Ile razy cu-
dzoziemcy przychodzili do znaczenia i rzą-
dów w Polsce, tylekroć rozpoczynała się
ich frymarka i sprzedawanie urzędów.
Tak gdy Zygmunt I zestarzał się, królowa
Bona poczęła obyczajem włoskim sprze-
dawać urzędy. W wieku następnym tego
samego dopuszczały się Marja Ludwika
i Marja Kazimiera. Za Sasów minister
Bryl zbogacił się, sprzedając krzesła sena-
torskie, ordery, biskupstwa i urzędy ziem-
skie. Ksiąię Karol Radziwiłł , panie ko-
chanku' d^ mu dwa miijony złotych za
godność wojewody wileńskiego. Pod ko-
niec bytu Rzplitej, na sejmie czteroletnim,
podniesiono konieczność rf^formy urzędów,
a zwłaszcza potrzebę zmniejszenia liczby
16-tn urzędów ministerjalnych do polowy
lub więcej. Dlngosz w XV w. surowo kry-
tykuje, że urzędy publiczne w Polsce nie
są roczne, lecz dożywotnie: „który to oby-
czaj nie wiem azali komu z rozsądnych
podobać się nie może. Roczną bowiem ko-
leją zmieniać przełożonych i urzędników
(podżug Długosza) jest zbawienną dla o-
gółu i walną zasadą Rzplitej. Powaga
panującego staje się groźniejszą i tem
większe uzyskuje posłuszeństwo i uszano-
wanie, gdy urzędnik zmianie podlegać
może". „Przybyszów obcych i ładzi cu-
dzych rzadko Polacy przypuszczają do
rządu i urzędów, chociażby nawet celowa-
li dowcipem Inb obyczajami; a jeżeli to się
trafi, to chyba po długim czasie i nigdy
bez zawiści". Niezależnie od artykułów
podanych w niniejszej encyklop, o prawie
wszystkich dawnych urzędach i tytułach,
dołączamy tutaj spis ich nazw polskich
i łacińskich:
Aguatductor lub Rormagisttr — urzędnik, zawiadu-
jący wodociągami w więkaiych miastach da-
wnej Polski.
BudoWDirzy — arcAiUctus, aedilis.
Bliritrabia — bur'ggravius, burgrabiut.
Burmistrz — proconsul, magister cniiuin.
Ccchmistrs — cechmagister.
Celnik — telonarius, teloneater.
Chorąiy — vrxitlifer, signf/er,
Chorąiy petyhoreki — vtxil. eataphractae, cohorlis.
CłWUD — tivunus.
Oześnik — pincema, pocillalor.
Delegat — deUgatm, legalui.
Deputat — depulalus.
Dozorca — cuslos, inifeclor, curalor.
Dworzanin — aulicus.
Ekonom — otconomus, eeoHomus.
General — gtneralit.
Grododzierżca — casttlłamis.
Hetman — dux txerciius, princtps mililum, extrci-
HetiD&n wielki koronny lub litewski — lufremus
Jux txtrciluiiin Rtgni lub M. D. LitvaHiae.
Hetman polny — campfducior.
Horodniczy — arcis, caUetli praeftctus.
Inctygator — insłigalor.
Kanclerz — cancełlarius.
Kapitan — fraf/eclus cehcrlis.
Kasztelan — casteilanus.
Kasztelanie — caileiiamda.
Kluc
- prom.
Komisarz '
Komornik — camtrarius.
Koniuszy — prarftclus stabuli.
Koniuszy wiel. koronny — magiiUr ilabuli rtgni.
Krajczy — incuor.
Krajczy koronny lub litewski — inciscr rtgni Po-
loniae tub magiii dućalus Lilvaniat.
Ksi^ię — princcps, dux.
Kuchmistrz — prarfeclut culinat.
Kustosz — cuslos.
Łnwnik — assessor, scabinus.
r^iwczy — 1-tnator; lowczy nadworny — ■vinator
au/iais.
Margrabia — marchia.
Marszałek — martsckakm.
Marszałek wielki koronny lub litewski — Magnus
regni Peloniae aut Magni ducatus T.ilvamat ma-
reschakut.
Miecznik — ensiftr.
Miernik, mierniczy — gtomelra.
Mostowniciy — prot/tctus pontium,
Namiestnik, isatępca — vicarius, victsgerens, tom-
dbyGoof^le
URZĘDY DAWNE.
415
Notarjuss — notaritts.
Oboioy — castrametator.
Opat — abbas.
Piiarz — scriba w nilsmio,
w wyteiem
Piwniciy — ctllarius.
Poborca — exactor.
PodchOTąŻj — subsigni/er, vii:arius vexilliftri.
Podczaszy — prncerna, pociUalor; podczftBZyiia —
uxor. coiiiui pBCitlatoris: po<l''ZBeEyc — fiUus
focillaioris; podciMiank* — Ulia pacillaloris.
Poctkanclerzy — ■Bice-cajutUarius.
Podkomoizy — succamerarius.
PodkoniuBEy — suhprae/Ktus slabuli.
Podsędek — subJHdcx.
Podskarbi — Ihesaurarius.
PodstaFmta — vicfcapitaneus.
Podaloli — subdapifer.
Podwojewodiy — vict-paU\Unus.
Poseł — Ugatus.
Pryma* — primaz.princrjtarchiepfscopcrum.
Pułkownik — coJonellus.
BacbmiAtrz — calculalor.
Rajca — coniul, vir consularts,
Eefenndarz — referendarius.
Begent — regens.
Regestmnt — rcgistratcr.
RcgimpntaM — ngimentarius.
SebteUn — secretaritts.
Senator — senator.
Sędzia ziemski — Judex lerrtttris.
Sędzia grodzki — judex castrtr.sis.
Skarbnik — ihesaurarius.
SoJtys — sciillelus, sołectwo — s^ultetiae.
Stanowniczy — kospitierum mililarium dtsignaior
StaroBta — capilaneus.
Stolnik — dafifer.
Strawnik — conTiclor.
Szambelan lub podkomorzy królewski— fam^rar/Bf,
Wice-gerent — vices-gerens.
Wlodari — vlodarius.
Wojewoda — palalinus.
Wojewodzie — ■ palatinida.
Wojski — tribunus.
Woiny — minislerialis lub praeco, wofuy jenerał-
ny albo jenerał na cale województwo— ^^tfraA^
Wójt miejski — advocatus, praetor.
itupnik — zuparius, salinator, pratfecttts salinarum.
Ks. Franciszek Jezierski, ostry kiytyk
■wszystkich przestarzałych urządzeń Rzpli-
tej. tak pisze za czasów Staui^awa Augu-
sta o urzędach tytularnych: ,Co zaś jeat
pooitojące rozum i prawdę w nałoga rzą-
du krajowego i w przyjętym mniemaain,
to zapewne to, że nic nie znaczące urzędy
są w poważaniu, a istotnie potrzebne, w^
których sprawowaniu zawisło bezpieczeń-
stwo interesów publicznych (jakim jest u-
rząd trzymających pocztę), sązaniedbane w
znaczeniu". Pierwsze spisy senatorów tak
koronnych jak litewskich ułożył Niesiecki
(.Korona Polska", 4 tomy, Lwów, 1728—
1743, wydana powtórnie przez J. N. Bo-
browicza p. t.: „Herbarz polski Kaspra
Niosieckiego S. J." 10 tomów. Lipsk 1839
— 1846). Lelewel, dop^niając Niesieckie-
go, ułożył spisy kasztelanów drążkowych
(podane w wydania Nieaieckiego u Bobro-
wicza), nadto ułożył spisy wojewodów i
kasztelanów średniowiecznych (.Polska i
rzeczy jej", t.IV, [IX] str. 155-218). Pra-
ce Niosieckiego i Lelewela z małymi doda-
tkami przedrukowi^ w swoim herbarzu
Czarnecki (Gniezno. 1875 - 1881). Naj-
większą wartość mają na tern pola Jnljana
Bartoszewicza .Tablice historyczne" druk
w Bibljotece Warsz. od r. 1860—1865, a
mianowicie: Cześnicy, Podstolo^ł ie, Kraj-
czowie, Podczaszowie, Stolnikowie, Ko-
niuszowie, Kuchmistrzowie, Miecznikowie,
Chorążowie i Pisarze wielcy. Nadto po-
mieścił Bartoszewicz w Encyklopedyi po-
wszechnej spisy: Hetmanów, Kanclerzy i
Wojskich. Brak źród^ nie pozwolił mu
potężnej tej pracy wykończyć. Jul. Bleaz-
czyński, znakomity swego czasu heraldyk
w Warszawie, ułożył „Spis senatorów i dy-
gnitarzy koronnych (świeckich) W XVIII
wieka, wydrukowany jako dodatek do 3
tomu „Monografii historyczno- genealogi-
cznych" Stan. Kossakowskiego (Warsza-
wa, 1872 r.) i stanowiący 3-cią częsó tego
toma. Roman Maurer opracowtJ: „Urzę-
dnicy kancelaryjni Władysława Jagiełły"
(Warszawa; 1877 r. odbitka z Bibl. Warsz.).
Następnie wydał w Brodach r. 1881 „Urzę-
dnicy kancelaryjni królów polskich z lat
1434—1506' i znowu w Brodach r. 1884:
„JJrz^dmcy kancelaryjni książąt i królów
dbyGoot^le
416
USAJJOWOLNIENIE. — USTAWA.
polskich ai do r. 1386".Satur. Kwiatkow-
ski jest aatorem pracy: „Urzędnicy kan-
celaryjni koronni i dworacy z czasów Wła-
dysława III Warneńczyka (1434—1444)
Kraków, 1883 r., a p. Buazyński ułożył
spis senatorów Żmndzkich w opisie po-
wiatu Kosicńskiego (Wilno, 1874 r.). Jó-
zef Wolf przysłużył się literaturze histo-
rycznej naszej gruntowną pracą p. tyt.:
^Senatorowie i dygnitarze Wielkiego Księ-
stwa Litewskiego(1386— 1795)", Kraków,
1885 rok. Ocenę i dopełnienia do po-
wytezego dzi^a podał pod tytnłem: „Do-
stojnicy litewscy" Stanisław Pta8zy(^ w
Ateneum (oddzielna odbitka w Warszawie
r. 1886). Dużo mateijalu w tym kierun-
ku zawiera również dzi^o Zygm. Radzi-
mitiskiego i Kulikowskiego p. t. „Kniazio-
wie i szlachta na Rusi".
Usamowolnienia. Z pod władzy rodzi-
ców wychodziły dzieci przez nsamowolnie-
nie, co następowało przez dany im udział
w majątku, gdy rodzice dozwolili dziecku
stanowić oddzielne gospodarstwo, już je
2 pod władzy swej przez to samo wypusz-
czając. Usąmowolnienie niepełnoletnich
do działaii prawnych odbywało się jedynie
per scripłum principis, i. j. przywilejem z
kancelaryi królewskiej. Czacki przytacza
przywilej taki Zygmunta I z roku 1539,
brzmiący w tłómaczenin polskiem: „(Hy
Jan ze Zbąszyna, liczący rok 17-y, pobił
szczęśhwie Tatarów pod Kałuszem i od na-
szego hetmana do Haaów Nahajskiego i
Perekopskiego w naszem imieniu posłany
sprawił się należycie, przeto tegoż Jana
ze Zbąszyna uznajemy za^ugami wyż-
szego nad wiek i do wszelkich urzędów
i prowadzenia własnych spraw za zdolne-
go ogłaszamy. Jeśhby opiekunowie jego
mieli co do przytoczenia w dowodzie, że
takie dodanie lat mogłoby mu być szko-
dliwem, obowiązani są donieść nam o tem
w ciągu 2 miesięcy".
Usarz ob. Jazda polska Enc. Siar.
t. II, str. 286.
Ustawa. Tak nazywano dawniej nie-
tylko konstytucje, statuty i uchwały sej-
mowe (w r. 1569 wydane zostało dzieło
„Ustawy prawa Polskiego'), ale i ostaną-
wiane przez wojewodów a ogłaszane w
miastach taksy na przedmioty żywności,
na wyroby rękodzielnicze i rozmaite to-
wary. Już w r. 1451 postanowiono ( Vol.
leg. I, f, 158), że ustawy podobne dla kap-
ców i rzemieślników czynić mają wojewo-
dowie, każdy w swojem województwie. W
r. 1565 dodano, że ustawy takie mają być
czynione t. j. ogłaszane przy urzędzie
miejskim „przynajmniej dwa ra^ w rok".
Ustawy mająobejmować wszystkie rzeczy,
które się w tych państwach rodzą i ktćre
robią, okrom zboża, także i obce wedle
świadectw prawdziwych i dowodów, ja-
kie są ceny i przedawania tych rzeczy
w cudzych ziemiach. A jeśliby kto in-
szym jakim niezwyczajnym obyczajem
i formą rzeczy rzemieślnicze mieć chciał,
te tak zapłaci, jako się z rzemieślnikiem
będzie mógł zgodzić i stargować. Dalej
postanowiono wówczas, aby każda ustawa,
w głównych miastach nczyniona, po mia-
stach i miasteczkach królewskich, du-
chownych i świeckich była publikowana
i na piśmie wszystkim wydana, którzyby
jeno chcieli, wedle której wszystko wszę-
dzie czyniono i przedawano być ma, a kto-
by ustawę przestąpił, przez woźnego albo
sługę podwojskiego, prawnego wójtow-
skiego, przed burmistrza, gdzie nstawę
przest^ił, pozwany być ma, a burmistrz
bez wszelkich odwłok takiego przestępni-
ka winą 14 grzywien karać powinien.
Której to winy pc^owica wojewodzie, a
druga połowica stronie instygującej odda-
ną będzie. Burmistrzowie nie przestrze-
gający ustawy mieU być przez wojewo-
dów albo ich podwój ewodzych pozwani
na ratusz i winą 100 grzywien polskich
karani, której to winy dwie części dla kró-
la a trzecia szła dla wojewody. Vol. leg.
przytaczają następującą l/stawę vendił)i-
dbyGoot^le
WACEK.— "WAGI I MIARY.
lium Króla Zygmunta I roku 1524, w
Krakowie uczynioną.
Funt [HeprEU po gro»zf S.
Funt (zafranu po kupie.
Funt imtneru po groszy 8.
FuDt gwoździków za p6ł kopy.
Funt cynamoDa za p61 kopy.
Funt kwiatu muezlcatolowego za pól kopy.
Kamień cukru za póltrrecia dotego.
Kamień oliwy za czterdzieści groszy.
Kamień migdałów weneckich za 3 wiardunki.
Kamień migdatów, które zGdańaka przychodzą, za
pól kopy.
Kamień wielkich rozyoków za grwzy 15.
Kamień małych rozyoków za pół kopy.
Kamień rylu za groszy 18.
FuDt kminu za grosz jeden.
Wina seremBkie kwarta za półtora grosza.
Wioa ziemski^o węgienkii^ kwarta najdiDlaj
groBz ma być placoDa.
Małmaiyi greckiej kwarta za groezy 2.
Matmazyi wloekiej i mnszkateli kwarta nie ma być
płacona drożej nad grosi; 3.
Ktoby korzenia i rzeczy przeneczonych za taką ce-
nę nie mó^ przedać, nie ma ich pod utratą onycb
do Królestwa wwozić ani wywozić.
Z dników polskich wieku XVI.
WaCfik — W dawnej polszczyżnie wore-
czek kieszonkowy na pieniądze, skórzany
lab płócienny, inaczej barska, kaletka.
"Wackarzem zwano rzemieślnika, który ta-
kowe wyrabiał.
Wadjum. W prawach polskich vadium
znaczyło karę umowną za niedop^nienie
obowiązków umownych, oznaczało takie
zagro2enie karą za przekroczenie zakazu
lub na wypadek uczynienia jakowego
gwałtu w t. zw. przechwałkach i od-
powiedziach. W procesie znaczyło su-
mę wziętą od strony dla zmnazenia jej uczy-
nienia zadość wyrokowi sądowemu. Wkoń-
cu znaczyło umowę losową, a wtedy by-
wały vadia dupUcała, tripUcata i t. p. W
W statucie Litewskim Tiadium nazywa się
słusznie po polska z a r ę k a a niekiedy
zakład. Pismo, przez które taka zarę-
ka była zf^ożona, nazywało się .listem za-
ręcznym". (Ob. w rozd. I art. 25 i 26, w
roz. III art. 31 i w roz. IV art. 74).
Wsdowłts. Przysłowiu polskiemu: ,Dzię-
EBCfUopBdJa rtiuopoliU, tom IT.
kuję ci, aksamicie, kłaniają się Wadowicie"
dał początek Marcin Wadowita (ur. 1567
r., zm. 1641 r.), który acz z luda pochodził,
pracą i nauką dosięgnąl wysokich godno-
ści, był także rektorem akademii krakow-
skiej. On to, gdy po raz pierwszy wdzi^
na siebie togę z aksamitem, a ci, co go
pierwej lekceważyli z powodu nizkiego
urodzenia, teraz pokłon oddać musieli,
ująwszy w rękę koniec owej szaty dygni-
tarskiej, miał powiedzieć: .Dziękuję d,
aksamicie...", co powtarzane z ust do ust^
stało się przysłowiem.
Wagi i miary ob. Miary i wagi w
dawnej Polsce {£nc. Siar. III, str.
204). Prof. Bruckner wylicza przyswojo-
ne przez język polski z niemieckiogo na-
zwy miar i wag, np.: mila, cal, wierteł,
iaszt, klofta, iaira^ mędel, tachry, tuziny,
drelinki, fodry ipćlfodry, fasy, musy, ku-
chy, luty, Jiracyntle, fanczlibru, kloba,
szalki, reza, grundwaga, bUjczyk, sznurka,
sztuka, szychta.
dbyGoot^le
418
WAKACJE.— WARCABY.
WakaCJA, czyli czas ktulego wypoczyn-
ku, trw^y zwykle po dawnych szkołach
jdzaickich od dnia św. Ignacego do św.
Idziego czyli od ostatniego lipca przez
sierpień do d. I-go wrzeńnia. Po akade-
mjach były w tym czasie takte wakacje.
Wakancja, wakowanie, otworzenie się
jakiego miejsca, zwłaszcza urzęda ziem-
skiego. W r. 1374 postanowiono, iż wa-
kaacje ma król rozdawać nohilibus indige-
nis bene merilis, possessionatis ( Vol. leg-
I, f. 5.7 oraz f. 90 i f. 248). W r. 1676 po-
stanowiono prawo o rozdawaniu kaduków.
Przed sejmem walnym koronnym imme-
diate przypadłe, na początku tego^ sejmu
rozdawane być mają. A gdzieby wątpli-
wo^ o prawie królewskim była, ma być
o tym na tymże sejmie koduicja. Wyjąw-
szy miejskie kaduki, które do szafunkn
wolnego królewskiego należą. Wakancja-
mi w ziemiach Pruskich wedłag przywi-
leju incorporationis i kaucyi od Królów
danej, Król ma dysponować ( Vol. leg. IV,
f. 132), O wakancjach w w-dztwie Smo-
leńskiem vide sub. Ul. Województwa: Smo-
leńskie. Wakancje Ministeriorum belli^
aby sejmów nie trudniły, abhinc ad jus
Majestaticum należeć mają.
Wanda, starożytne niewieście imię pol-
skie. Prawie u wszystkich narodów imio-
na pierwotne dla ludzi brano z nazwań
różnych przedmiotów, zwierząt, kwiatów
wyróżniających się pewnymi przymiotami.
Z imion niewieścich polskich dochowały
się: Wanda i Bzepka. Pierwsze oznacza
narzędzie do łowienia ryb przynęconych,
a więc symbol pociągania i przynęty, dru-
gie jest nazwą warzywa, będącego symbo-
lem jędrności ciała. O Wandzie, córce
Krakusa, pisze Kromer, powtarzając ^o-
wo w słowo Długosza: n^y^"- Wanda uro-
dy nadobnej, tak, że słusznie ją Wendą,
jakoby wędką nazwano, bo uroda jej przy-
patrujących się ku sobie pociągała". W
języku rosyjskim dotąd uaiua zowie się'pe-
wien przyrząd rybacki, a BaiwoBiimirb—
rybak łowiący takowym. W dźwiękach
nosowych ludu mazurskiego węda rybacka
także bliższą jest brzmienia wandy. Zj.
Górnicki za czasów Zygmunta Angosta
daje przestrogę dworzaninowi, .aby Ł^
przyjaźnią oie ułowił, jako pokarmem lyba
na wędzie" .
Warcaby lub arcaby. Qm znana po-
wszechnie i oddawna. W a r c a b, pionek
czyli bierka do grania na warcabnicy,
t. j. desce z wymalowaną na niej szacho-
wnicą. Ł. Gołębiowski pisze: Dawno zna-
ne ojcomnaszymgry w warcaby i sza-
chy, w jednej i drugiej chodzi zwykle o
^wę z wygranej, „rzadko gdzie widzieć
się daje, aieby grającym szło o pieniądze" .
Warcabnica polska, jak w Encyklopedyi
par ordre des malieres, w tomie 10-ym
matematyki pod iyt. Jeupc widzimy, miała
10 rzędówal00pól(50białychityleż czar-
nych), więc po 20 warcabów z oba stron
stawiano. Później przyjęto warcabnicę
szachową 8-rzędową, w każdym po 8 pól
(4 czarne i 4 białe mającą) czyli 64 polo-
wą. ' Jedna strona miała 12 kamieni war-
cabnych czyli bierek białych do jeżdże-
nia po 32 polach białych, a droga tyleż
czarnych i pól czarnych. Dwojaka była
gra w warcaby: polska i obca (którą roz-
maicie francaską, angielską, hiszpańską
nazywano). W pierwszej poważny postęp
i dlatego we Francyi nawet dawano jej
pierwszeństwo, ale była to podobno owa
zapomniana już gra u nas, w której po 20
warcabów każda strona na szachbwnicy
lOOpolowej stawiała. Piesek tu bił z przo-
du tylko, dama (2 bierki jedna na drugiej)
ten tylko miała przywilej, że mogła bió
z przodu i z tyłu. Ody kto bió zapomniał,
brano mu chucha, t. j. bierkę, którą bió
należało. Kiedy się nie dopuści przeciwni-
ka do damy, t.j. do ostatniego rzędu sw^o-
jego, taka wygrana „suchą" się zowie, a
dawniej .biały mnich". Suchą biorący,
czyli białemi warcabami grający, nazywskt
się „białoskómik", czarnymi „czarnoskór-
dbyGoot^le
WARDĘGA— WARTY.
419
nik" (Dykcjonarz Trotza). Mniej znaczy-
ło wybid bierki przeciwnikowi, niż tak go
zamknąć, ieby się ruszyć nie mógł. „Ro-
zegrana* była wtody, gdy jeden drogiego
zamknąć i pokonać nie mógł. "W grze
cudzoziemskiej, przedtem nil się dojdzie
do damy, piesek bije z przodu i z tyłu, a
dama po oałem polu. W grze jednej i dro-
giej wiele zale2y na prędszem dostaniu się
do d a m y. Zysk polega na tem, żeby je-
dnego poświęcając,
dwa lub trzy zabić
przeciwnikowi, bok
jaki lub órodek ogo-
łocić i damę osią-
gnąć, z którą się wo-
juje łatwiej. Dwo-
rzanie i zakonnicy
grywali w warcaby
najbieglej. Kadłu-
bek w kronice swej
pisze, ie nasz Kazi-
mierz Sprawiedli-
wy, grając (niewąt-
pliwie nie na pienią-
dze) z jakimś Ją-
, dworzaninem
awoim, w bierki, otrzymał odeń policzek,
ale widząc, £e sam dał powód niższemu
do uniesienia, nie mścił się, ani ukarał zu-
chwalca. Zakazał tej gry Kazimierz Wiel-
ki, z powodu, że musiano już grywać na
pieniądze, albo powstawały łacno zwady.
Ustawa cechu rzeiników poznańskich z r.
1571 zakazuje, aby żaden rzeżnik cecho-
wy nie ważył się z katem ani bnUem (opra-
wcą) grać w karty, kostki ani a r c a b y.
Wardęga — wyraz, który używano raz
w znaczeniu włóczęgi, to znown: wartości,
oszacowania i dobytku.
Warkocz, inaczej kosa, włosy splecio-
ne u dziewic, są najcelniejszą ozdobą ich
głowy i symbolem ich dziewictwa, z wple-
cioną w koniec warkocza czerwoną wstąż-
ką. Dziewice polskie splatały zawsze wło-
sy w jeden lub dwa warkocze, które bądź
Kamieii warcabowa króla
Stefana Batorego.
spływają na plecy, bąd£ okrążają dok(da
głowę. Fannie młodej przy oczepinach
ucinano warkocz, zostawiając tylko „kę-
dry", bo mężatkom nie godziło się nosió
i trefić warkoczy, ale dozgonnie zawijać
rąbkiem. Obcinano i pannom, gdy utra-
ciły wieniec. Stąd do ślubu rozplatają
im warkocz, żeby świat widział, że nie
mają włosów obciętych. (Ob. Posag,
Enc. Star. t. IV, str. 102).
Warna, ■i^'^^ Warną pogjnęli nasi
marno". Takie powstało przysłowie po
klęsce poniesionej przez Polaków w bitwie
z Turkami za Dunajem d. 20 listopada
1444 r., gdzie poległ i 20-letni król Włady-
sław Jagiellończyk.
Warszawa. O W^arszawie były różne
przy^owia polskie, np.: 1) Będziesz ty
z Litwy albo Kijowa, gdy masz co w mie-
szku. Warszawa schowa. 2) Choć Warsza-
wa ciasna, ale jasna. 3) Do Warszawy po
buty, do Krakowa po żonę. 4) Kto nie
umie kraść i oszukiwać, nie ma się po co
w Warszawie znajdywać. 5) Lepiej w
nocy na wsi, niż w dzień w Warszawie. 6)
Posda bieda do Warszawy, i tam uie ma
wielkiej sławy. 7) Warszawa nie Podla-
sie, kupiłem ja, kup i wasze. 8) Wszyst-
kiego w Warszawie dostanie, tylko ojca
i matki nie dostanie. 9) Warszawa matka,
Kraków ojciec 10) Warszawy nie zadzi-
wisz. Ił) W Warszawie taki zwyczaj:
kiedy nie masz, nie pożyczaj. 12) W War-
szawie, w Krakowie i we Lwowie, kto bez
grosza, głodu aię dowie. 13) Warszawski
trzewik, toruński piernik, wódka gdańska
i panna krakowska, najlepsze są w Polsce.
14) Wyszczekana, jak przekupka war-
szawska. (O nazwie ob. Enc. StX. U, s. 268).
Wartołka, warchołka ob. Cyga
(Enc. Siar. 1. 1, str. 264).
Warty po miastach i fortecach
urządzone były dla Ks. Warszawskiego po-
dług wzoru francuskiego. W tym celu wy-
drukowana została (r. 1808 w m. Rawiczu
a j. C. S. Ludwika) książeczka o 31 stro-
dbyGoot^le
420
WASZEĆ.— WEKSLE.
uicadi, obejmująca ztożoną ze 100 para-
^aiów „Instrokcję dla wart w mieście
i dla wart w fortecach z regulaminu fran-
caskiego wytlómaczoną" , (Ob. O d w a c h,
Enc. Star. t. III, str. 279).
Wa8Z6Ć, waść, wać, wasze, wasz*
m o i ć. Są to wszystko skrócenia z wyra-
zów wasza milośó; waópan jost
skróceniem 2 waszmość-pan; asiódziej jest
skróceniem z waszmośó- dobrodziej. Przed
upowszechnieniem siq „pan dobrodziej",
mówiono zwykle „wasza milośó". Krasi-
cki w „Panu PodstoUm' pisze: ,0d waści
pos^o do waszeci, od waszeci do waszmo-
ćci, od waszmości do waszmodci-pana, da-
lej nastał „waszmośó mościwy pau*^, dalej:
„Wielmożny, Jadnie Wielmożny, Oświe-
cony".
Wataha, watach a— czereda, banda,
drożyna, towarzystwo, hufiec, oddział, ar-
ćhundija.
Wataman, ataman, watman —
zwierzchnik, dozorca. W Vol. leg. (II, f.
1330) znajdnjemy: .Burmistrze, wójty,
watamany, mają mieć pieczą na to, ieby
od nich nie chodził nikt na Niż". „Wói-
towie, watamani albo tywonowie przysię-
gać będą na sprawiedliwe oddanie poboru
z domów i plngów' (III, f. 51).
Wainica— po miastach i w rynkach bu-
dynek, w którym w a i n i k miejski spra-
wdza wszystko na miarę i wagę przez wo-
jewodę lub podwój ewodziego sprawdzoną.
Pamiętamy jeszcze ważnicę na rynku ty-
kocińskim w postaci kwadratowego daszku
na 4-ch słupach.
Wąsy ob. W I o s y.
Wawel— nazwa stara góry zamkowej
krakowskiej. Wacł. Potocki w „Jovialita-
tes" nazwał ją .Wąwelkowągórą'. Wesp,
Kochowski pisze:
Witaj, kTĆli) in6j, gościu po^d&ny,
Sliędiy te Kraka starożytne ściany,
Wjfidiaj Da Wawel, utwierdwo na ekale,
Widki .Michale.
Wdowa. Statut Kazimierza Wiel. z r.
1347 postanowił, ie wdowa po śmierci mę-
ża swego zostaje przy dat-ka i posagu i przy
każdych rzeczach z wyprawy wniesionych.
A po śmierci jej na potomstwo wszystko
spada. Wdowa, mając z pierwszym mę-
żem dzieci, a chci^aby iść za mąż, tedy
zostawiwszy wszystkie dobra ojcowskie
dzieciom pierwszym w całości, z częścią
macierzyńskich dóbr dziwem na nie pr^-
padłycb, dopiero z ostatkiem części dóbr
swoich iśó ma zamąż. W r. 1511 postano-
wiono, iż wdowy kmieciów zmarłych wol-
ność mają zamąż iść, i u osiadłych mężów
mieszkać {VoUeg. I, f. 379). W ,silva
r^Trw/w" Karola Żery, franciszkanina dro-
hickiego z połowy XVIII w., znajdujemy
anegdotkę o wdowie, która mając doro^ą
córkę, sama pierwej chciała wydać się za
mąż, a ciekawa o rzeczy publiczne pytała
się brata swojego, który byt posłem na
sojm, nad czem też w sejmie radzą? Brat,
znając intencje siustry, odrzecze z całą po-
wagą, że radzą teraz nad prawem, iżby
córki wdów, nie mających lat 60, nie wy-
chodziły pierwej przed matkami za mąż.
Córka, słysząc to, pyrchnęła oburzeniem,
co widząc pani matka odpowie surowo:
„Nie będzie tak jakobyś aśćka chciała, ale
jako panowie senatorowie uradzą",
Wekiera— maczuga z wielką gałką, to-'
laznymi kolcami nabitą. W zbiorze Ry-
sitiskiego z r. 1619 jest przysłowie: „Ucie-
kaj, Marku, Antoni, nim clę wekiera do-
goni".
Wakalfi. J. Moraczewski twierdzi, ie
weksle wynależU Żydzi, kiedy w Xn -w,
zostah wypędzeni z Francyi. Ks. Śmigle-
cki w dzirfku o Lichwie (Kraków, 1607 r.)
na pytanie: czy kupiec, biorąc tysiąc rfo-
tych w Poznaniu, aby je odliczyć kazał
w Norymbergn, słusznie zanapisaniekart-
ki do faktora swego dolicza 60 złotych?
odpowiada: „że to zysk dnszny, byle je-
dnomierny, bo idzie za przenoszenie pie-
niędzy z miejsca na miejsce, które godne
dbyGoot^le
WELENS.— WESELA.
421
jest szacowania i dla tradności i dła bez-
pieczeństwa" .
Weiens, wełen c — zwierzchnia suknia
na zbroję, może z łac velamen, zasłona,
okrycie. Cło od welensów prostych na
pacholkówjholenderskicb, ryńskich, gdań-
skich oznaczone jest w Vol. leg. IV, f. 358.
Paszkowski wspomina .wełence snbtelne
z wdny*.
Vendltłoob. Sprzed a 2.
Werber. W XVni w. wobec przecho-
dzącego prezydenta miasta lab marszałka
trybunaln, jf^ również gdy niesiono na
ratusz lub odnoszono krzy2 prezydencki
albo laskę marszałkowską, oficer naodwa-
cha prezentował broń i warta biła wer-
bel. Tak nazywano uderzenie w bęben
po trzy razy.
Verbum nobile — początek przy^owia
staropolskiego: y,verbum nobile debet esse
slabiW*, czyli, że ^owo szlacheckie musi
być dott^ymane. Tradycja mówi, że ża-
den szlachcic nigdy swego verbum nobile
nie złamcJ, choćby ma sdo o Zycie lab
zbawienie duszy. Słynny czarnoksiężnik
Twardowski, gdy go djabeł w karczmie
Rzym zastąpił, a on zasłonił się {irzed jego
władzą, wziąwszy dziecięniewinnenaręce,
czart' rzekł: „A gdzie waszmości verbum
nobile?" Na taki wyraat Twardowski zło-
iył dziecię w kf^yskę i dał się porwać
czarta, który go wyniósł kominem w obło-
ki. W naszych czasach potęgę tego przy-
słowia przypomDiał nam Stanisław Mo-
niuszko piękuą swoją operą p. n. „ Verbnm
nobile'. K. Wł. W.
Wereazka — strzałka z ałamanem o-
Btrzem, brzechwa.
Wssela. Dawne nasze gody weselne
przedstawiają od pierwszej chwili swatów
do końca biesiady, zwanej przenosin a-
m i, dziwnie piękny i rdzennie słowiański
dramat z życia rodziny polskiej. Jest to
c(Jy poczet obrazów rzewnych albo weso-
łych, symbolicznych, rycerskich, a zawsze
wysnutych z dacha nawskroś swojskiego
i okraszonych mnogością starożytnych
i pięknych pieśni, dających razem wiemy
obraz obyczaju, pojęć i życia rodzinnego
w narodzie, obraz niezmiernie ciekawy dla
etnologa, estetyka, poety i badacza prze-
sdośoi. Obrazn tego nie możemy ta roz-
toczyć w niniejszej Encyklopedyi, bo cała
wartość jego polega na szczegółach, a
tych jest moc ogromna, które zebrane ra-
zem ze wszystkich okolic kraju wraz z pie-
śniami i ich mazyką mogłyby wyp^nić
dzieło tej objętości, jak nasza encyklope-
dja. Zmnszeni zatem jesteśmy poprze-
stać na bibljografii a właściwie wskazania
tylko ważniejszych żród^ i opisów obrzę-
dów weselnych polskich a różnych warstw
naroda. Najprzód tedy Ł, Gołębiowski
w dzidach swoich usiłow^ zebrać różne
wiadomości o godach weselnych w Polsce
ipodał jewkaiążce „Lud polski" (Warsza-
wa, 1830 r.), a mianowicie wesela monar-
sze: ICrzywoustego (s. 151), królewny Ja-
dwigi z księciem bawarskim r. 1475, Bo-
ny, Katarzyny z Zygmuntem Aagastem,
Stefana Batorego z Anną Jagiellonką,
Zygmnnta m z Anną Austrjaczką, potem
z Konstancją, Ludwiki Maryi, Michała
Korybata z Eleonorą (str. 192), wesela pa-
nów i szlachty (str. 192, 203), Zamojskie-
go z Marją Kazimierą r. 1657, Lubomir-
skiej z Potockim 1661 r., panny z dwora
Jana III; wesela mieszczan (str. 204), Sło-
wian, luda polskiego i plemion ościennych
(str. 205); wesela kujawskie (str. 210); na
Rusi Czerwonej (str. 211, 220); śląskie (str.
220, 223); żmudzkie, w Inflanciech i Kur-
landyi (str. 243); Kazimierza Wiel. z Roki-
czaną („Domy i dwory", str. 268). O we-
selu Tymoszka, syna Bohdana Chmielnic-
kiego z Rozandą, córką Lupuła, hospoda-
ra wołoskiego, pisał K, Szajnocha w IV
tomie swoich .Szkiców", jak również zaj-
mujący obraz wesela mieszczan krakow-
skich wraz z dokumentem dał w tychże
^Szkicach" p. t : „Do historyi Krakowa"
(wyd. z r. 1854, str. 99). Ciekawe szcze-
dbyGoot^le
422
góly podaje Świeżawskiw „Przyozjnlcach
do dziejów medycyny", Btr. 106. Tei)2e
autor w ksiąice .Rozmowy o dawnych
czasach' mówi o weGelach na str. 80, 97,
130. Szymonowicz w XVII w. napisał
sielankę „Kołacze" o kfdaczacłi weselnych
polskich. Wl. Łoziński w dziele „Patry-
cjaŁ i mieszczaństwo lwowskie" podaje z
akt radzieckich ciekawe szczegóły o wese-
lach mieszczan lwowskich (str. 251, 252,
264, 266). Dominik "Wilczek, bogaty mie-
szczanin lwowski, wydając córkę zanią2
d. 20 kwietnia 1698 r., zanotował w pa-
miętnika domowym: „Odprawiło się we-
sele córki mojej Magdaleny porządkiem
należytym według zwyczaju miasta tatej-
Ezego, Sprosiny na czwartek były. W
sobotę przed ołtarzem mansjonarskim bło-
gosławił imó ks. Kopiński, kanonik, stryj
pana młodego, przy bytności wszystkich
panów Radziec i krewnych. Na dobra*
noc grałamozykajeznickainadobrydzień
ponownie. Świec było jarzących 26, "W nie-
dzielę w kościele ślnb dawał imć ks. Skar-
bek sn&agan, przy bytności J. O. p. kaszte-
lana krakowskiego, wojewody raskiego,
chorążego kor. i kdlkn starostów. Ka miej-
scu Naj, Królowej Janowej wdowy była
imó pani koniuszyna Jadwiga z innemi
jejmościami. Najjaśniejsza Pani przysłała
dla panny młodej alsbant z klejnotem
Królowej Jejmości W poniedziałek by-
ły poprawiny, wszystko porządnie i
jak Wilczek wart. Na drogą niedzielę by-
ły przenosiny do Kazimierza Knpiń*
skiego, medycyny doktora, rajcy lwow-
skiego, solenne i tu naszą miłą Magdalenę
odprowadzili" (str. 165), Spis potraw, z
których składcJa się uczta weselna, poda-
je Łoziński na str. 248 (wydanie II „Pa-
trycjatu'). O wyprawach mieszczanek
lwowskich, str. 865 i 366. O przenosi-
nach pisze Krasicki w „PannPodstolim",
str. 142 i 143. W Kitowiczu czytamy:
„Na igrzyska pospólstwa zapatrywał się
(Stanisław August) jakby na wielkie dzie-
ła, godne oka królewskiego. Dlatego pa-
nowie, wiedząc O takim guście królew-
skim, gdy się gościem a którego znajdo-
wał, wyprawiali dla niego nadarzone pra-
wdziwe albo zmySlone wesela chłopskie.
Tam król, zbliżywszy się do zgrai pod nie-
bem tańcującej, mile się przy^uehiwał
piosneczkom niiło8n3rm i zachęcał parob-
ków do jak najściślej szych z dziewkami
karesów", "W „Bibljotece Warszawskiej"
z lat 1847— 1849 Oskar Kolberg wydruko-
wi zebranych przez siebie z ust ludu w
rótnych okolicach Królestwa Kongresowe-
go 281 pieśni i 66 melodyi weselnych. We
wszystkich zaś wydawnictwach Kolberga,
obejmujących około 40 tomów, jest co naj-
mniej część dziesiąta, t. j. objętość 4-ch
tomów, poświęcona opisom obrzędów, pie-
śniom i melodjom weselnym. Wychodzą-
ce w Warszawie czasopismo etnograficz-
ne „Wi^a" drukuje również często (zwła-
szcza od tomu VII-go) opisy, pieśni i me-
lodje weselne. Niepospolita doniodośó
przedmiotu a zarazem gruba i naganna u
intehgen<^ polskiej nieświadomość jego
piękna, jego przeszłości i znaczenia w o-
byczaju narodowym, a nadto idące w za-
pomnienie nawet wśród Indu pamiątkowe
lechickich pradziadów obrzędy i pieśni,
wszystko to skłoniło piszącego rzecz ni-
niejszą, ie od pierwszych lat swojej pra-
cy naukowej sporo trudu i czasu poświę-
cił dla gromadzenia materjału etnograficz-
nego w tym przedmiocie i dla spożytko-
wania tegoż bądź w kierunku naukowym,
bądź dla podtrzymania w ladzie prastarej
narodowej poezyi i lechickiego obyczaju.
1) Pierwszą w tym kierunku pracą naszą
były „Obchody weselne", wydane pod
pseudonimem Pmskiego (Kraków, 1869
roku, str. 336, z 5 drzeworytami, 2 tabli-
cami nut i mapką, nakładem autora). Wy-
szedł tylko tom I-szy, bo pomimo zaszczy t-
nychrecenzyi Józefa Szujskiego w .Prze-
glądzie Polskim", nakładca na tom drugi
nie znaladsię. 2) .Korowaj — wspomnie-
dbyGoot^le
WESliŁKO. — WETERANL
423
nie z lat dziednDycłL" (w Kronice Rodzin-
nej, r. 1875, nr. 16). 3) „"Weflelniey we
dwoize — obrazek etnograficzny z prze-
ezło^ci", w Kalendarzu Jaworskiego na
r. 1876. 4) „Nazwy weselne, wyrażenia
i przedmioty oiywane przy godowych ob-
rzędach lada na przestrzeni byłej Kzpli-
tej' (w wydawanym przez AkademjęTJm.
„Zbiorze wiadomości do antropologii kra-
jowej", r. 1877, t. I). 5) „Gody wesel-
ne — 394 pieśni i dpiewek weselnych pol-
skich z ust ludu i iródel etnograficznych".
Warszawa, 1880 r., str. 199. 6j „Nasze
zwyczaje weselne', odczyt wygłoszony
r. 1880 w sali resnrsy knpieckiej, a roka
1883 wydrukowany w teljetonie Gazety
Rolniczej. 7) „"Wspomnienie z lat dzie-
cinnych* (.Karjer Rolniczy", r. 1886, nr.
41, 42). 8) "W książce .Skarbiec strzechy
naszej" (Kraków, 1894 r.) rozdział Gody
weselne ze zbiorem pieśni. 9) W dzie-
le „Rok'polskiwiycia, tradycyi i pieśni",
rozdział: Gody weselne, str. 352- 369.
10) (Obrzęd weselny polski z pieśniami
i przemowami". "Warszawa, 1902 r. 11)
W książce „Jednodniówka z nad brzegów
Narwi", opis „Wesela baboni z notatek
etnograficznych". Warszawa, 1902 r., str.
8-34.
WeaółkO, wesołnch. Tak lud w nie-
których okolicach kraju nazywa grajka
czyli muzykanta weselnego. W innych
zowie się on wesołek, wiesiołek. Rej pisze:
Oni wie0i<rfkonie, co Bkakali z oiemi,
Idą tei gonion^o nadobnie za nimi.
Wesi^ami nazywano w Polsce w XVI
XVII w. muzykaniów wędrownych, gra-
jących i śpiewających. Gałą rozprawę w
oddzielnej książce napisał i wydal o nich
p, Leonard Lepszy.
Wet, wety. Prof. Briickner powiada,
że wyraz w e t w mowie polskiej dośó za-
gęszczony (np. wet za wet, wety, odwet,
powetować) pochodzi z niem. Weiie, t. j.
pamiętne, opłata dla sędziego, pobierana
w Polsoe przez sąd zasłuchanie przysięgi.
Płaceniem wetu czy wety u Czechów koń-
czył się przewód sądowy, więc i ostatnie
dania tak nazwano. Mączy&ski w sło-
wniku z r. 1564 pisze: „Ostatnią potrawę,
jako są wszelakie owoce, które z serem da-
wają na stół, po wszystkich potrawach,
wet u dworu zowią". Knapski przyta-
cza przyłowie: „Podczas lepsze wety
niż obiad", W książkach kucharskich z
XVin wieku znajdujemy: ,Wety daó na
stół, t. j. różne owoce, jabłka, gruszki, o-
rzechy, figi, daktyle, winogrona, melony,
które na ostatek dają". Na stół Zygmun-
ta I podawano jeszcze we własnych jego
pokojach naczynia ze śliwkami suszone-
mi i staropolskiemi na rożenkach, u Zyg-
munta m widzimy na wety: orzechy wło-
skie i laskowe, poziomki, wiśnie białe i
czarne, czereśnie, agrest, maliny, małgo-
rzatki, muszkatelki, śliwki węgierskie i
białe, winogrona, cytryny w cukrze i t. d.
Jan Kochanowski pisze:
Gd; Bię najedli, obruiiy zebrano,
A potjm na wet szachownicę dano.
Weterani W armii Królestwa Kon-
gresowego od r. 1815 stanowili weterani
oddzielny korpus. Byli to wydużeni ofi-
cerowie i żołnierze z legjonów polskich we
Włoszech i napoleoniści z doby Księstwa
Warszawskiego a stanowili ostatnie o-
gniwo, łączące czasy Rzplitej z wiekiem
XIX. W roku 1831 utworzono z wete-
ranów pułk piechoty, który jako z do-
świadczonych wojowników złożony odzna-
czał się w całej kampanii, szczególniej
pod Ostrołęką. Mieli mnndur granato-
wy jasny bez żadnych rabat i kołnierza
innej barwy, z wazką wypustką amaran-
tową i takimże lampasem u spodni. Skła-
dali oni wraz z inwalidami, t j. kalekami
i ciężko rannymi, jeden korpas, mający
sztab oddzielny, a jedni i drudzy dzielili
się na kompanje. Inwalidów było 2 kom-
panje, weteranów 12.
dbyGoot^le
424
WĘBOREK.— WIATRAK.
Wfborek — kubełek drewniany z kle-
pek, z pałąkiem czyli kabłękiem, do no-
szenia wody, mleka i t. d. "W żalniku śre-
dniowiecznym na wei Pajewie w TykociA-
skiem Z. Gloger wykopał postawiony w
grobie maleńki w^borek w rodzajn wia-
derka, z którego drzewo zgniło bez ślada,
ale kształt moina było odtworzyć z pozo-
stałego żelaznego okncia a mianowicie 3
obręczek, kabłęka i 2 nszek od kabłęka,
które pozagiuane wewnątrz wskazywały
nawet grabośó klepek.
Wędzidło. W spisie wyprawy królo-
wej Katarzyny, żony Zygmunta Augusta,
z r. 1553 znajdujemy 3 żelazne wędzi-
dła krygowe pozłacane, jakie dla
twardoastycb koni nżywano.
Wniorka- Tak zwano w Polsce sza-
blę roboty węgierskiej, gatunek śliwki naj-
lepszej na powidła, z Węgier pochodzącej,
i sznbkę niewieścią lub męską, krótką z
szamerowaniem, barankami obramowaną.
Sznba węgierska dłnższa, zwana bekieszą
(ob. Bekiesza), wes^a w modę a nas za
panowania króla Stefana Batorego, wów-
czas gdy wszystko, co węgierskie, stało
się w Polsce modne.
Węgierska piechota ob. Piechota
polska {Ene. Siar. t. III, str. 342, 343).
Węgrzynl. Węgrzynami, Węgramijkru-
kami, knrpikami (od złego obuwia) nazy-
waj lud warszawski w XVIII w, żołnie-
rzy z chorągwi, będącej strażą przybocz-
ną marszałka wiel. koronnego, w obcisłem
ubraniu granatowem z czerwonemi wyło-
gami i w giwerach. StynęU oni z zręcz-
ności w łapaniu dodziei. S. Gemb.
Wianek ob. Wieniec.
Wiano ob. Po s a g (Enc. Starop. t. IV,
str, 102).
Włardunk, w i a rd u n e k, czwartak lub
ferton, z niemieck. Viertung, Ferding,
czwarta część dawnej grzywny, równa 12
groszom szerokim Kazimierza Wielkiego.
Stąd i mędle 12-snopowe na polu nazywa-
no „wiardunkami", a dziesięciny snopowe
wiardunkowemi. UchwE^ sejmowa z ro-
ku 1676 oznacza wartość fertona na gro-
szy ówczesnych 18. Ob. Pieniądze
w Polsce, Encyklopedya Staropolska t.
IV, str. 4.
Wiatrak — n:^ wietrzny. Ks. Sol-
ski w dzi^u „Architekt" pisze w XVII
wieku: „Wiatraki potrzebne są na miej-
scach, gdzie o wodę tmdno". Odkąd za-
częto budować je w Polsce, nie umiemy
tego określić. Podobno sąsiedzi nasi Cze-
si znali już młyny wietrzne w VIII w.
Nie przypuszczamy jednak, aby za doby
Piastów nie wystarczały u nas młyny wo-
dne i żarna domowe, tembardziej, że dla
wiatraków, potrzebujących szerokich pól,
aby nti^y siłę wiatru, trudniej było o
miejsce w okolicach lesistych niż dla młyn-
ka wodnego o strumień, których było
wówczas więcej niż dzisiaj. Dołączamy
tu rysunek ciekawej pieczęci średniowie-
cznej z wiatrakiem, o której pisze prof.
Piekosiński w swojej „Heraldyce" (str.
295): ,U przywileju
z r. 1382 (Mnzenm
XX. Czartoryskich
w Krakowie) wisi
bezimienna sygne-
towa pieczęć, wyo-
brażająca na pod-
stawie u d(^a na 3
części rozdartej
kwadrat a na tym
kwadracie krzyż u-
kośny o długich ra-
mionach. Naokoło G gf^ek. Figara ta ro-
bi wrażenie niezgrabnie przedstawionego
wiatraka*. Co do nas, to w rysunku prof.
Piekosiński ego nietylko tej niezgrabuości
nie widzimy, znajdując podstawę taką
samą, jaka u wszystkich starych wiatra-
ków by wała, ale w 6-ciu „gatkach* jeste-
śmy gotowi upatrywać 6 słupków, jakie
dok(^ dawnych wiatraków zakopywano
w ziemię, służących do oparcia przy na-
kręcaniu wiatraka w stronę wiatru, (Ob.
Wiatrak poding pieczę-
ci Bjgiietowej u przywi-
leju z r. 1332.
dbyGoot^le
YICESGERENT.
425
Młyny, Encyklop. Staropolska t.ni, str.
221).
Ylcetgerant mazowiecki. Po złą-
czeniu reszty Mazowsza z Koroną, tak się
nazywał od r. 1527 do 1586 namiestnik
królewski w Księstwie Mazowieckiem,
którym był wojewoda, Kiedy ostatni ksią-
żę mazowiecki na Warszawie, Janasz, u-
marł d. 10 marca 1526 r., Zygmunt Stary,
bawiący w Fmsiecb, wysłał zaraz dwuch
panów: Międzyleskiego, bisknpa kamie-
nieckiego, i Mikołaja z Kusocic, kasztela-
na biecbowskiego, do objęcia Mazowsza
na izecz Korony. ~W d. 25 sierpnia Zyg-
munt zjecbal sam do Warszawy, Mazow-
ezanom przyrzekł, ie zachowa wszelkie
ich prawa i swobody, a właściwie tylko
odmienne prawodawstwo, bo mieli swoje
własne statuty, i pr^^ nowy tytuł księ-
cia Mazowsza, dux Masovtae, którego do-
tąd nie niywał, labo miał do tego prawo,
gdyi inne dzielnice mazowieckie, jak księ-
stwo Płockie i Hawskie, pierwej już połą-
czyły się z Koroną,ale czynił to przez wzgląd
na ostatnich Piastów, panujących w dziel-
nicy warszawsko - łomżyńsko - czerskiej.
Warszawianie prosili króla, aby im dat
swego małego syna Zygmanta Augasta
na księcia, ale rozumny monarcha odpo-
wiedział, że nie chce mieć na względzie
sprawy swego domu. Król na sejmie kra-
kowskim w r. 1527 zatwierdził przywileje
stoUcy księstwa. Warszawy, a na sejmie
piotrkowskim w r. 1528 przywileje Łom-
ży, drugiego ważnego miasta w księstwie.
Z Piotrkowa prosto zjechał do Warszawy
i d. 23 lutego 1528 r. mianował Feliksa z
Brzezia, wojewodę księstwa, swoim na-
miestnikiem w Mazowszu. Nowy ten n-
rząd, nieznany dotąd w dziejach polskich,
nazwany został w przywileju oryginalnym
Łocumtenens seu Vicesgerens noster itd.
Ghci^ król zachować pamiątkę udzielno-
ści Mazowsza, więc uczcił księstwo wybo-
rem jego wojewody na swego namiestni-
ka. Mazowsze nie wcielało się do Koro-
ny, jako prowin<^'a, ale jako państwo, nad
którem panowanie przypadło królowi, więc
nominacja namiestnika nie była uchwałą
sejmu polskiego, ale aktem woli królew-
skiej. W taki sposób odbywały się wszyst-
kie polskie unje. Król zdał na wicesge^
renta najwyższą władzę sądową iobowią-
zek czuwania nad bezpieczeństwem pu-
blicznem. W r. 1529 po raz pierwszy ma-
zowieccy senatorowie {wojewoda z 7-min
kasztelanami) i 20-tu posłów (po dwnch z
każdej ziemi) zasiodU w sejmie koronnym.
Po imierci iFeliksa z Brzezia czyli Brze-
skiego Zygmnnt Stary wjego miejsce mia-
nował razem wojewodą i namiestnikiem
Wawrzyńca Belinę Prażmowskiego, ka-
sztelana czerskiego, swobody stanu rycer-
skiego rozszerzył i od rozmaitych ndążli-
wych powinności, jakie były dla książąt
mazowieckich, uwolni. W latach 1531
i 1532 odbyły się pierwsze po pc^czeniu z
Koroną zjazdy prawodawcze mazowiec-
kie, którym przewodniczył PrażmowskL
Po śmierci tegoż, namiestnikiem i woje-
wodą mazowieckim został Jan Brodzie
Łaski z CSiynowsIdej Woli. Po nim był
Stanisław Dołęga Grad Szreński. Po
Szreńskim (zm. w r. 1535) Piotr Kacper
Poraj G-oryński z Ojrzanowa. Po G-oiyń-
skim zasiadł na namiestnictwie Jan Suli-
ma Gamrat, a gdy w r. 1544 nmarł, miej-
sce jego zajął siódmy z rzędu namiestnik
i wojewoda, Jan Dzierzgowski. Po Dzierż-
gowskim Zygmunt August mianow^ Sta-
nisława ze StrzegocinaŁawskiego, ziemia-
nina łomżyńskiego. Gdy ten w r. 1574
zmarł, szlachta w czasie bezkrólewia o-
brała sobie wojewodą Stanisława Radzi-
mińskiego. Batory go usunął a miano-
wał wojewodą Stanisława Kryskiego. Ma-
zowszanie na sejmie koronacyjnym roku
1576 prosili króla, aby zaniechał nadawać
tytuł namiestnika wojewodzie mazowiec-
kiemu, i w ten sposób urząd ten po latach
49 zanikł. (Ob. Vol. leg, II, f. 928). Odtąd
zwykły wojewoda zastąpił wicesgerenta
dbyGoot^le
"WICHLARZ. — WIDEI^C.
mazowieckiego. Z S-mia kolejnych wices-
gerentów Prażmowski i O-oryftski odzna-
czyli się powa^jią pracą prawodawczą dla
Mazowsza.
WIchlarz — przednia część cholewy,
wyższa pod kolanem niż tylna na łydce.
WlCł- Starożytnym obyczajem obwo-
ływano w Polsce pospolite ruszenia, roz-
syłając wici. Od XV w., gdy nauka pi-
sania i czytania znakomicie się w krają
rozszerzyła, wiązano do wiechy czyli wici,
może .laski opolnej", listy z pieczęcią pa<
nnjącego, które woźny obwoływał na
„miejscach zwykłych", t.j. po starostwach^
urzędach i dworach urzędników ziemsldcb.
Król przesyłał takie wici wojewodom i sta-
rostom, a ci rozsyłali je w swoich ziemiach
i powiatach. Wić miała symboliczne zna-
czenie rózgi czyli kary w razie niepo^n-
szeństwa rozkazowi. Niestawającym gro-
ziła utrata życia i dóbr (r. 1610). Później
tracili tylko czeńć i dobra. Najdawniej-
szą i najciekawszą wzmiaokę o wiciach za-
wiera dokument małopolski z roku 1325.
■ Prawo z r. 1620 stanowi, że wici troiste
generalną wojnę uprzedzać mają. G^y
nrięo stany sejmujące uchwaliły pospolite
mszenie, wtedy król (a w bezkrólewiu
prymas) rozsyłał troje wici każde z osob-
na, co dwa tygodnie jedne po drugich.
Pierwsze i wtóre wici nakazywały wojen-
ną gotowość. Trzecie wzywały do na-
tychmiastowego ruszenia, wskazując miej-
sce zboru. Tam' każda ziemia czyniła po-
pis przed swym kasztelanem, a wojewódz-
two całe przed wojewodą, i pod wodzą
swych kasztelanów i wojewody ciągnęło
rycerstwo na miejsce wskazane przez kró-
la, gdzie król i hetmani obejmowali do-
wództwo. Kto miał dobra w kUkn
ziemiach, ten stawał osobiście z tych dóbr,
gdzie go wici zastały. Z innych zaś, na
zasadzie uchwtJy sejmowej z r. 1510, wi-
nien był daó zastępcę. W razie nagłej
potrzeby sejm dozwalał królowi wysłać
jedne wici za dwoje lab za troje, jak to
np. wydarzyło się za Zygmunta Starego
w r. 1644. W r. 1595 uchwalono jako wy-
słane być mają wici trzecie pod odjazd
króla z Korony, gdyby nieprzyjaciela po-
spolitem ruszeniem odegnać przyssJo
( Vol. leg. II, f. 1400).
WJOinB. „Szkaty w Litwie wicinami
zowią", pisze Gwagnin. „Z Litwy do
Królewca aza mało towara na wicinach
wodą przychodzi?" pisze Gostkowski w
książce .Góry dote", z r. 1622. Wiciny
służą do spławu na Niemnie a w części
i na Szczarze, długie są od 76 do 90 łokci
polskich, szerokie są od 1 3 do 20 łokci a
zagłębiają się w wodzie do 2 łokci. Przodo-
wą część statkn zajmuje pomieszczenie dla
czeladzi i kuchnia, środkową najobszer-
niejszą skład na towar, w tylnej znajduje
się t. zw. szafamia czyli kajutka dla wła-
ściciela wiciny lub towaru i gospodarza.
Warsztaty do budowania wicin znajdowa-
ły się wyłącznie nad górnym Kiemnem,
głównie w Swierżniu, Stolpcach i Bereź-
nej. Wicina może dźwigać od 10,000 do,
14,000 pudów ciężaru i dożyć na lat 10,
a kosztowna w połowie XIX wieku rubli
1000 do 1200. Na wiosnę spławiano wi-
cinami z Litwy do Królewca głównie zbo-
że, siemię lniane, włókno konopne i lnia-
ne. W jesieni płynęły w górę rzeki z ła-
dunkiem soli, śledzi i t. d.
Widelec. Widelce stołowe upowszech-
niły się dopiero w Polsce wXVnwieka
a jeszcze w XVIIT rzadko bywały trójzę-
bne, tylko dwójzębne, t, j. wid^owate,
od czego i nazwę swoją wzięły. Tych o-
statnich widelców z doby saskiej z trzon-
kami obłożonymi dwustronnie kością po-
siadamy w zbiorach jeżewskich kilkana-
ście. Nie idzie jednak zatem, aby i w wie-
kach dawniejszych widelce nie były uży-
wane, zwłaszcza do rozbierania mięsiwa
i przez ludzi moinych. Wśród sprzętów
Zygmunta Augusta mamy wymienione
widelce dot«. Tem późnem upowszech-
nieniem się widelców tlómaczy się owa
dbyGoot^le
WIDOWISKA.— WIEC.
427
dawna koniecznośii umywania rąk przed
i po jodzenin, jadano bowiem przy pomo-
cy noża, łyżki i palców, jak dotąd jeszcze
jadają nawet możni a ludów wschodnich.
Widowlaka publiczne. Liczne wzmian-
ki z kronik o średniowiecznych widowi-
skach publicznych w dawnej Polsce poda-
liśmy w artykule o „Pieśniach' (En<:. Siar,
t. lY, str. 13). Tutaj dołączamy jeszcze
kilka luźnych szczegółów: Arcybiskup
gnieźnieński Jan III w r. 1326 postanowił,
„ażeby księża i ludzie świeccy ubrani w ma-
szkary nie snoii się po kościołach i cmen-
tarzach, podczas odbywającego się nabo-
żei!i8twa, gdyż przez takowe widowiska
zabaw ostudza się miłośó nabożeństwa,
cierpi na tern powaga kościc^a, Btankaptań-
ski idzie w poniewierkę" (ne clericiet laici,
induii monslris laruarum ecclesias aul ci-
meteria....: cum per hujusmodi ludibrorum
spectacula etc.)- Wreszcie chcąc raz na
zawsze zaradzić ^emu, zakazał t«n arcy-
biskup zupełnie widowisk po kościołach
i surową na przystępujący eh ten zakaz po-
stanowił karę. Długosz w Dziejach
mówi, 2e przedstawiano na widowiskach
publicznych przygody nieszczęśliwej Lud*
gardy z rozkazu króla Przemysława w Po-
znania uduszonej. "W Liber beneficiorum
wyraża się Długosz o Krakowie: In kac
(civilale) gladiaiorum et theatrales edun-
tur ludi. Zamiłowanie do widowisk reli-
gijnych po kościołach mnsiało być bardzo
trudnem do wykorzenienia, skoro jeszcze
kardynał Bernat Maciejowski w r. 1608
zakazywał podobnych przedstawień w
swojej djecezyi. Wydalane z kościołów
znajdowany przytułek i protekcję w mu-
rach szkolnych a do naszych czasów prze-
chowamy się pod strzechami ludu w posta-
ci szopek i przedstawień .króla Heroda"
w święta Bożego Narodzenia. W r. 1902
Akademja Um. wydała w Krakowie po-
ważną i obszerną pracę prof. St. Winda-
kiewicza p. n. .Teatr ludowy w dawnej
Polsce', traktnjącą przedmiot ten głów-
nie na tle wieku XVL O dzisiejszych
przedstawieniach „szopek' i ,,króla Hero-
da" ob. pod wyrazem Szopka w niniej-
szej Encyklopedyi, także liczne wiadomo-
ści rozrzucone w Kolbergu i „Wiśle'. Z.
Gloger podf^ w dziełka Wład. Chomętow-
skiego: ^Dzieje teatru polskiego" (War-
szawa, 1870 r.) ustęp o przedstawieniach
„króla Heroda' z okolic Wizny i Tykoci-
na (str. 66).
Wiec, wyraz starożytny polsko-do-
wiański, oznaczający naradę, zebranie się
starszyzny w celu obradowania lub sądze-
nia. W najstarszej polskiej pieśni religij-
nej „Bogarodzica" słyszymy:
Adunie, ty Bofy kmiedn,
Ty siedzisz u Boga w wieca.
To się znaczy w radzie najdostojuiejszej.
Pochodzenie tego wyrazu Naruszewicz u-
siłuje wywieść od tego, że większe sądo-
we zgromadzenie zasiadało w wie-
niec, in corona. Wiec byłby zatem skró-
ceniem wyrazu wieniec, znaczącego koło
obradujących, ale tak nie jest Wiec ma
związek z wyrazem powiat, ob-wiet Pier-
wiastek wie znaczy mówió. W żywocie
Św. Ottona czytamy, że u Pomorzan w
8zcze<»nie (r. 1124) z liczby czterech ką-
tyn czyli świątyń pogańskich w trzech by-
ły pourządzane dokoła siedzenia i sti^y,
gdzie Szczecinianie odbywali swoje nara-
dy, na których uchwalano wojny, obiera-
no wojewodów, stanowiono podatki i od-
bywano sądy. 1 późniejsze sejmiki pol-
skie odbywały się także w kościołach. W
tymże żywocie Św. Ottona znajdujemy, że
nasz Władysław Herman nie chciał się po-
wtórnie żenió bez zezwolenia panów i od-
był z nimi wiec. Wiemy także z kronik,
iż wdowa po Bolesławie Krzywoustym na
wieca walnym (colhguium generale) w
Korczynie żądała pozwolenia od Polaków,
aby córkę mogła dać do klasztoru. W ro-
ku 1180 odbył się wielki wiec w Łęczycy,
na którym był Kazimierz Sprawiedliwy,
yGoot^le
WIEC.
inoi książęta, biskupi i przedniejsi pano-
wie. Bielski powiada, te „Litwa wpadła
do Polski, gdy Leszek w Krakowie wiece
sądzU; porwał aią tedy zaraz ze szlachtą
wszystką, która na ten czas była aa wie-
cach". Bartoszewicz, pisząc obszernie o
wiecach w Polsce i na Rosi, mówi, że w
gminowładnej Słowiańszczyźnie wiec był
pierwowzorem późniejszego sejmu. Na
wiece schodziły się gminy i opola, aby
radzić i sądzić. Starszyzna zbierała się
w opoln, powiecie, ziemi na wiec i radziła,
sądziła, stanowiła o wszystkiem. W za-
chodniej Słowiańszczyżnie, n Latyków,
na wiecach stanowi nie większość, ale je-
dnomyślność, jak później w Polsce liberum
vćło. Ta była tylko wielka różnica, że u
Latyków, kto nporem radę zrywał, tego
zaraz bito, dom jego obalano i palono, a u
Polaków dopiero po śmierci Sicińskiego
trttp jego stał się przedmiotem naigrawa-
nia. W źródłach dziejowych polskich, to
jest kronikach, przywilejach i dyplomach,
znajdują się wzmianki niezmiernej liczby
wieców większych i mniejszych, nazywa-
nych po łacinie: colloguia, colloguium ge-
nerale, parlamenium^ placiium generale.
Stryjkowski, któiy mówiąc o sejmikach,
wyraża się „sejmiki albo wiece", powiada
o dawnych Połoczanach, że poczęli sobie
po starema wiecami się sądzić, a pana nad
sobą nie mieli". Wladyrfaw Łokietek
na walnych wiecach pod Sulejowem doko-
nywa unii Wielkopolski z księstwem
Krakowskiem. Z wieców powstały w Pol-
sce sejmy, które już tem się różniły, że nie
były zwoływane dla jednej ziemi lob pro-
wincyi, ale były reprezentacją całej Ko-
rony, tak samo zaś jak wiece o wszyst-
kiem radziły, stanowiły i sądziły. Nie
przestały jednak wiece istnieć i w formie
dawniejszej, jako władza sądownicza, a 2e
odbywały si^ w pewnych terminach, stąd
je nazwano „rokami", termin bowiem po
polsku rokiem zwano. Skrzetuski w „Pra-
wie polskiem" określa: .Wieca czyli roki
walne, colhąuta generalia, był to najwyż-
szy sąd, na którym król sprawy ostatecz-
nie rozsądzał. Od sądu ziemskiego i grodz-
kiego wolno było apelować na wieca w ka-
żdej ziemi i stale obranych miejscach co-
rocznie odbywane". Jagiellonowie po-
rządkują prawa o wiecach, które jnż teraz
nazywają się sądami wieców generalnych
czyli judicia colhąuiorutii generalium.
Przewodniczyli na nich kasztelanowie i
wojewodowie w imienia króla. "W razie
zaś gdyby sejmem albo inną potrzebą
Rzplitej zatiiidnieni, nie mogli przybyć,
to byli mooui wysadzić na swe miejsce
szlachcica osiadłego i w prawie biegłego.
RozstrzygE^y się przed nimi sprawy o dzie-
dzictwo, sprzedaż dóbr i t. d. Najważniej-
sze akta tych spraw, zwane „księgami o-
sobliwemi", przechowywane były pod trze-
ma klaczami: sędziego ziemskiego, pod-
sędka i pisarza ziemskiego, którzy musieli
być obecni na wiecach. Sądy małe ziem-
skie odbywały się po powiatach co miesiąc.
Sądy większe czyli wiecowe, podług n-
chwały z r. 1496, odbywały się w każdej
ziemi 3 razy do roku. Wiece zaś gene-
ralne czyli sądy najwyższe, zwykle pod
prezydencją króla, przynajmniej raz do
roku. Król zaprasza- na nie wojewodów,
kasztelanów i starostów, biskupów i całe
zierostwa, stanowiąc po dawnemu kary na
nieprzybywających. Na wiecach tych o-
bradowało i sądziło się po kilka woje-
wództw. Były to sądy apelacyjne od są-
dów ziemskich i grodzkich. Wyroki tych
wieców generalnych obowiązani byli wy-
konywać starostowie. Sejm r, 1565, po
raz ostatni urządzając dawne roki i wieca,
postanowił, że sądy ziemskie po ziemiach
mają zasiadać trzy razy do roku, a wiece
wojewódzkie czyli wielkie roki raz na rok.
W razie niemożności przybycia wojewody
na wiece „odprawował takowe kasztelan
z innymi dygnitarzami i urzędniki". Ter-
mina wieców wojewódzkich czyli roki o-
znaczone były stale, zwykle podf^as jesie-
dbyGoot^le
WIECOWY SĘDZIA. — WIECZNOŚĆ
ni. Kromer oglądał ostatnie sądy wieco-
we w Polsce i pisał o nich w ósmym dzie-
siątka XVI wieka. Co dziwniejsza, ie na
Śląsku, oderwanym dawno od Polski, sta-
rożytny polski obyczaj wieców trwał wów-
czas w c^ej sile. Istniejąca tam jeszcze
szlachta polska pod obcem panowaniem
trzymała się wiernie narodowego obycza-
ju. Od wyroku tego, wydanego przez sąd
ziemski w jednym powiecie, apelowano
do wiecu, zebranego z dwóch lub trzech
ziem sąsiednich na śląska. Gdy wiece są*
dowe przeżyły się już w Polsce i nie od-
powiadały nowym potrzebom organizmu
społecznego, jak c^owiek, który strawiw-
szy długi wiek na usługach kraju, umiera
ze starości, wtedy król Stefan Batory z
narodem powołidt do życia trybunały
KzpUtej. Ślady dawnych wieców zaciera*
ty się. Do ostatnich tylko czasów Rzplitej
sędzia prymasowski dla spraw chłopskich
księstwaŁowickiego zwał się , wiecowym".
Sądy miejskie łowickie zwano również
„wiecowymi". Mikołaj Rej w „Zwierzyń-
cu", przyganiająo wydatkom, jakie pocią-
gało za sobą wiecowanie, mówi:
Włóczący się po wiecach, biegając za diroren),
Muai nszjbtto wysypać, by wii^ miał i worem.
(Ob. Kolo rycerskie).
Wiecowy sędzia ob. S ę d z i a.
Wieclia (od wisieć) — wywieszony przed
domem znak karczemny. Potocki "w/o-
vialiiales pisze w XVn w.: „Wieniec na wi-
no, wiechę na piwo, krzyż na miód wie-
szają". „Od wiechy do wiechy' znaczy-
ło: od karczmy do karczmy. Było przy-
słowie: „Ody piwo kwaśnieje, wiechę cho-
wają". Wiechą nazywano znak publicz-
nie wywieszony czegokolwiek, jak również
nazywano tak zasłonę z zieleni, gaik, za
którym ptasznik ptaki łowił. Stryjkow-
ski pisze: ,Był Wit<^d od Krzyżaków
wdzięcznie przyjęty; bo się przezeń, jak
za wiechą ptaki łowiąc, Żmudzkiej ziemi
dostać spodziewali" (Ob. Znaki).
Wieczność, wieczystość ziemska,
w prawie -cols^em jus perpetuum, znaczy
tyle, co własność dziedziczna ziemska.
Krzyżanowski w .Dawnej Polsce" nazy-
wa to mylnie wieczystą dzierżawą, jak
i lenna nazywa mylnie wieczystemi dzier-
żawami lab emfiteuzami. Są to różne
między sobą rzeczy, o których nie miaJ
jasnego pojęcia. Uczony Wal. Dutkiewicz
pisze, iż dla nazwy prawa własności nie
mieliśmy ustalonej terminologii i dlatego
znajdujemy nazwy rozmaite a nie spoty-
kamy tylko rzymskiego dominium w pra-
wdziwem tego wyrazu znaczenia. Prawo
własności zwano najczęściejywj kaeredita-
rtum, prawo dziedziczne: wieczność,
wieCzystość, perpetuHas, jus perpeluum,
prawo wieczyste {VoL leg.J\,i.7Ql)
„rozdawane wieczności" ( Vol. leg. II, f. 933)
i „zapisy wieczności". „WiecznościBelskie"
( Vol. leg. II, f. 1231). Prawo własności
wieczystej ziemskiej było tak w pojęciach
i obyczaju narodu polskiego głęboko utoż-
samione z istotą i obowiązkami szlachec-
twa, że gdy dziś szlachcic, mający się za
karmazyna, sprzedaje ową wieczność
ziemską t. j. ziemię rodową cudzoziem-
com i ma się jeszcze za herbowego szlach-
cica, dowodzi tylko, że jest albo bezczel-
nym albo bardzo głupim. Właściciela zie-
mi nazywano w Polsce: kaeres, daminuSt
dziedzic, pan, posesor, niekiedy
wiecznik {_VoL leg. vn, f. 397) lub
właśnik {Vol. leg. VU, i. 846), akta
praw własności ziemskiej dotyczące zwa-
no acta per pełuiłałis.
Wieczysta dzierżawa ob. Dzierżaw a
wieczysta.
Wieczysto- ienne dobra, różne od dóbr
prawem ziemskiem posiadanych, były te,
które nadane na sejmie, ulegały szczegól-
nej sukcesyi, zwykle tylko z linii zstępnej
i wracały do dóbr królewskich, gdylinja
lennicza wygasła. Były one pod jurys-
dykcją sądu asesorskiego i różniły się od
ziemskich co do ciężarów publicznych, nie
dbyGoot^le
480
WIECZYSTA DZIERŻAWA. — WIENIEC.
mogły być bez zezwolenia króla ani dzie-
lone, ani aijenowane, chybab; zostały
przemienione na ziemskie, jak tego mamy
przykład w r. 1764 co do dóbr Narowią,
obróconych in naluram dóbr ziemakicb
dziedzicznych.
WlBdŹma, w i e d m a, Czarownica, lata-
wica. Jan Kochanowski pisze:
Nie wiem co mię za wiediraa osypała
I Uchem zdradnj'ch słów uczirowala.
W Haurze czytamy: .Powiadają, gdy się
w nocy dały widzieć po świecie widmy je-
żdżące, błąkające się, że to wojnę znaczy-
ło". Prof. Briiekner mówi; „Słynne były
ruskie czarownice, co ua ożogu do Kijowa
lat^y i Chmielnicki się niemi otaczał;
więc wiedma, później wtedśma z ruskiego
przezwano, jak i upiór, upierzyca (zamiast
upir, z wampiru zniszczone)".
Wielkanocne zwyczaje. W czasopid-
mie , Ognisko domowe" (Warsz., 1876 r.)
ksiądz Wład. Siarkowski pomieścił obszer-
ną i poważną pracę p. t. „Zwyczaje ludo-
we w święta Wielkanocne i początek świę-
conego w kraju naszym— szkic historycz-
no-etnograficzny' {N-ra 13—19). W dzie-
le .Bok polski wżyciu, tradycyi i pieśni,
przedstawił Z. Gloger" (Warszawa, 1900
rok) znajdują się opisy różnych zwycza-
jów wielkanocnych i wyjątki z innych
autorów wierszem i prozą, od str. 155 —
211. W Enc. Starop. znajdują się pod
właściwemi nazwami wiadomości o takich
zwyczajach, jak: Dyngus, Gaik, Gro-
by wielkopiątkowe, Rezurekcja,
Rękawka i t. d. Przy Rezurekcyi
podana jest melodja z r, 1635 do słów;
.WstfJ Pan Chrystus" (t. IV. str. 159).
Wiflikorządy krakowskie ob. K r a k o w-
skie wielkorządy {Enc. Siar. t. III,
str. 94j.
WJelohak. Narzędzie używane wda-
wnych arsenałach polskich do sprawdza-
nia luf. C. Gemb.
Wieniec, wiankł. Kolisto upleciona wią-
zanka z kwiatów lub ziół zowie się wień.*
cem, wiankiem. Wieniec w pojęciach na-
rodu polskiego był zawsze godłem niepo-
kalanego dziewictwa. Stąd dziewczęta a-
bierają głowy swoje w wianki, których
mężatki nigdy nie nosiły, bo zabrania im
tego obyczaj narodu, będący prawem zwy-
czajowem. To też gdy Dąbrówka, żona
Mieczyka wa I, wychowana pod w^ywem
oświaty niemieckiej, lekcewa^ła sobie
ten zwyczaj i w wieku podesdym nie kwe-
fiła głowy, ale, (jak powtarza za współcze-
snymi Długosz), na wzór dziewic przystra-
jała się w czółko i wieniec, tak to się dzi-
wnem wydawało Polakom, że aż przeszło
do podań i na karty ich dziejów. Dziewi-
ca, która postradała swój wianek, już go
nigdy potem na głowę włożyć nie mogła.
Obcinano jej warkocz (jak mężatce pr^
oczepinach) i zawiązywano głowę w biały
rąbek. Stąd we wszystkich pieśniach lu-
da polskiego utrata wianka znaczy utra-
cone dziewictwo, stąd pochodzą wyraże-
nia staropolskie: „panna bez wianka",
,w wieńcu umarła", „rutkę sieje", to zna-
c^, że do wianka jej potrzebuje, który
nosi, nie wychodząc za mąż. Długosz w
dziejach polskich pod r. 1271 opowiada,
jak ,żona Leszka Czarnego, księcia sie-
radzkiego, Gryfina (córka Rościsława
księcia Rusi), choć już z Leszkiem szósty
rok mieszkała, zostając w panieństwie, za-
rzucała mężowi niemoc i oziębłość i na
zwolanem zgromadzeniu panów i powa-
żniejszych niewiast ziemi Sieradzkiej o-
świadczyła, że czepiec, który nagłowię ja-
ko mężatka nosiła w Krakowie, zdjęta już
dawno w klasztorze braci mniejszych, wo-
bec wielu osób, i jak panna poczęła cho-
dzić z odkrytą głową". Statuta djecezyi
włodawskiej z czasów Jagiełły zakazfJy
duchowieństwa kujawskiemu noszenia
wieńców na głowie podczas wesel i tań-
ców. Był to widocznie stary zwyczaj miej-
scowy, o którym mówi okłrfo r. 1419 w
swoim edykcie archidjakon włodawski
dbyGoot^le
481
Stanisław z Komorznik, a i prymaa Łaski
w djecezji gnieźnieńskiej za Zygmunta I,
który także, jak powiada w swojej kroni-
ce Karoin Bielski, „lecie w wieńcu róża-
nym rad chodził bez czapki". W czasie
obchodów weselnych wianek odgrywa
ważną rolę. Ślubny wieniec jest ostatnim,
który zdobi czoło dziewicy. Wicie wień-
ców dla panny ndodej i pana młodego
podczas „dziewiczego wieczoru", z towa-
rzyszeoiem rzewnych pieśni, jest obrzędem
wzruszającym i bardzo pięknym. Gdy pan-
ną młoda wnosi do świetlicy rutę na wianki,
drachny jej zawodzą dpiew starożytny:
Boz87pała Kuieńka
Drobną rutki; po etole.
KtAż tę rutkę pozbiera,
Kul wianek uwije?
„Ojczeńko i-ntki nie zbiera, bo w niej na-
dzieję małą ma". Więc z takiemłe zapy-
taniem pieśń zwraca się do matki, potem
do brata i siostry, ale i oni ratki zbierać
nie chcą, aż dopiero „ Jasieńko rutkę po-
zbierał, bo w niej nadzieję wszystką miał'.
Po uwiciu wieńców słyszymy, jak dziew-
czyna, potoczywszy wianek po stole, wo-
ła: „Trzymaj, ojczeńku sokole". Ale ani
ojciec, ani matka, ani brat, ani siostra,
wianka nie zatrzymali, dopiero:
Jaskńko wianek satrzyroal,
Bo w nim nadzieję wszystką miał.
Gdzie drużbowie przybywają na „dziewi-
czy wieczór" po wieńce, tam bywa pię-
kny, uroczysty taniec polski z wieńcami.
Nazajutrz przed wyjazdem do ślubu na-
stępuje ofiarowanie wieńca pannie młodej
z przemową „marszałka weselnego". Lud
dotąd zachowuje zwyczaj tych oracyi, na
które wysilał się przed wiekami dowcip
staropolski, jak to widzimy ze słów Mias-
kowskiego: „Miew^ wieniec swój dowcip
przed laty". SymboUczne kupno wieńca
u braci panny młodej przez drużbów pa-
na młodego, a później uroczyste zdejmo-
wanie go z głowy przy oczepinach stano-
wią dalszy ciąg obrazów tego poetyczne-
go i czysto słowiańskiego obyczaju w ży-
ciu domowem rodziny polskiej. Przy ob-
chodach roLniczycb, jak dożynkach i okrę-
żnem, wieniec główną gra rolę. Wielko-
polanie nazywają nawet dożynki .wień-
cem". .Wieniec klosiauy żyzność znaczy,
tego więc używają żeńcy, zebrawszy z po-
la", powiada Petrycy w książce swojej z
r. 1609. Wieniec dożynkowy, który go-
spodarzowi po zakończeniu żniwa przyno-
si z pola na czele gromady najdzielniejsza
żniwiarka, bywa wspaniały, kształtu pira-
midalnego, uwity z Idosów żyta, pszenicy,
kwiatów, a nieraz jabłek i orzechów, jako
symbol plonu pól, sadów i lasów. Pod-
czas sobótek dziewczęta wiły wieńce z by-
licy. W ową noc świętojańską z 23 na 24
czerwca, gwoli wróżbom zamążpójścia,
{dynęły wianki dziewcząt po nurtach Wi-
rfy. Warty i innych „dunajów" naszych.
Świętojańskie .Wianki" sąjedńym z naj-
starszych i najpiękniejszych prastarych
polskich zwyczajów. Dziewczęta, zebra-
ne o zmroku, rzucają swe wianki na prąd
rzeki, a mJodzieńcy na łódkach idą w za-
wody za wieńcami. Dola wianka, koma
się dostanie, czy zatonie lub popłynie w
kraj świata, stanowi wró2bę dla dziewczę-
cia, powód do niepokoju, radości, nadziei...
NaMazowszu nad Narwią, przy puszczaniu
wianków dziewczęta śpiewały pieśń:
W polu lipeńka, w polu zielona.
Liateciki opuiota,
Pod nią dtiewczyna, pod nią jedyna.
Parę wianuszków wita.
Oj czego ptaczeez, moja dziewczyno,
Ach CÓ2 ci Eft niedola?
Oj nie pJAcz, Kaniu, smutnaś po Jaaiu,
Ach będłieaz ci go miata.
O mój Jasieńku, o mój jedynj,
Da Btalać mi iiię azkoda.
Uwiłam ci ja parę wianuszków.
Zabrała mi je woda.
Moja dziewczyno, moja jedyna.
Nie frasuj ty się o nie.
Oj mam ja parę bialjch łabędzi,
Popłynąć one po nie.
Jui jeden [dynie, po rokicinie,
Głoni za wiankiem stizalą.
dbyGoof^le
Jni drugi ^ynie, ai aię odhynie,
Ale z pociechą małą.
Łabędzie pijną, wianeczki Urną,
Bystra je woda gamie,
Mojo wiBDcczki, z drobnej niteczki,
Mamli was atracić mamie?
Łabędzie )rfyną, wianeczki giną,
Bystra je woda nieaie,
Nie masz wianeczka, moja dzieweczko,
Jqż ja cię nie pocieszę.
Łabędzie, wróćcie, eerca nie emućcie,
Wianeczka nie przynionly,
Ido rąbeczek, to o» czepeczek.
Na twoje dote vtoBj.
Powszechny jest w Koronie i Litwie zwy-
czaj poświęcania wianków w oktawę Bo-
łego Ciała, podczas ostatniego nieszporu.
Woń ziół uważana jest jako Bjmbol cnoty,
a Kościół w modlitwie, którą odmawia
kapłan przy ceremonii poświęcania, prosi
Boga, aby przyjął wonne cnoty tych, któ-
rzy składają Mu na t^f arzu wieńce i zioła.
Wieńcami zdobi się monstrancja podczas
tego nabożeństwa. Tym sposobem zna-
czenie dawne wieńców i ziiM sobótkow^h
w pojęciach ludu polskiego uświęcone zo-
ataio przez kościół. Wianki te i zioła po-
święcone zawieszają na ścianach, n obra-
zów lub nad drzwiami, i przechowują
przez rok cały, przypisując im cndowne
własności. Kładą je pod podwalinę za-
kładanych domów, pod pierwszy snop,
zwieziony do stodoły weżniwa, okadzają jak
sobótkowemi dom i gumna w przekona-
niu ochrony od pioruna, także dobytek w
wilię Św. Jana i dzieżę chlebną. W wiela
domach wito zawsze 9 tych wianków, ka-
żdy z innego ziółka, & mianowicie: z ma-
cierzanki, rozchodnikn, nawrotka, kopyt-
niku, rosiczki, mięty, ruty, stokroci i bar-
winku. Używany jest także lubczyk, ko-
pelnik, targownik i dzwonki, w Krakow-
skiem bobownik i niezapominajki, w Wiel-
kopolsce gałązki lipy i jabłecznik. Wian-
kiem z rozchodnikn okadzają dom przed
burzą, wierząc, iż od tego rozchodzą się
chmury gradowe i pioruny, W języku
staropolskim było wyrażenie „wiankami
nakadzić", a gdy koma przychodziło coś
bardzo łatwo i szczęśliwie, mówione: „jak-
by wianki wił'. Szymonowicz w sielan-
kach powiada: „I wieniec piękniejszy jest,
kiedy przeplatany", to znaczyło: kwiata-
mi różnych barw, Falibogowski bowiem
(za Zygmunta III) pisze: .Panienka kiedy
wije, część go jasnymi, częśó ciemnymi
kwiatkami przeplatać zwykła". Odwiecz-
nym typem wianka dziewiczego u ludn w
Polsce był wianek, jak dłoń maleńki, ru-
ciany. Buła dlatego została uprzywilejo-
waną, że jej listki zachowują pod śniegiem
przez całą zimę piękną zieloność. Jan Ko-
chanowski mówi o ,wieńea mcianym". U
szlachty, mieszczan, a potem i n ludu
wszedł w użycie i zaczął rugować ratę
rozmaryn, wreszcie mirt. Lud pod Kra-
kowem kupuje gotowe wianki ślubne, ze
świecidel papierowych i blaszek robione.
O ile wieniec z kłosów zboża był symbo-
lem plonu, o tyle ze słomy wymłóconej by}
obelżywy, jako symbol utraconego pa-
nieństwa. Wieniec grochowy, czyli z pu-
stych uwity grochowin, oznaczał odprawę
dla zalotnika, {Wonność jego zamiarów.
Młodzianowi, za którego wydać panoy
nie chciano, dawano to do zrozamienia
grzecznym sposobem przez podanie na o-
biad czarnej polewki (na Żmudzi potrawy
grochowej .szupienie"), postawienie na
stół arbuza lub ukazanie wieńca z grocho-
win. O wieńcach znajdujemy wiadomo-
ści w dziele Ł. Gołębiowskiego „Lud pol-
ski" str. 48, 72, 91, 98, 198, 268, w dzidku
tegoż „Ubiory w Polszczę" str. 17, 24, 252
—257. 260; w dziele tegoż „Gry i zaba-
wy" str. 102,210,219,220,265,269,276
i 297 oraz ^Uomy i dwory" str. 109, 113.
Wiersza, samołówka na ryby i raki,
pleciona z długach cieckieh rózeg wiklino-
wych w kształcie cylindra w jednym koń-
ca spiczasto zawierszonego (i stąd mogła
powstać nazwa), w drugim mającego lejko-
waty do wewnątrz zwrócony otwór. Lin-
de mylnie nazywa więcierz wierszą czyli
dbyGoot^le
WIERTEŁ.— WIEŻA.
433
boGzem do toTńenia ryb (ob. więoierz).
"Wiccieiz jest z siatki, gdywier^azrózeg,
Wiereta rfbsków aadDiemcDskicb (odrysówal koło
outy Z. G1<^CT w r. 1872).
a oba przyrządy mają tylko to wspólnego,
że fą zarówno samołówkaini i jako takie,
mają otwory lejkowate, zawsze do we-
wnątrz zwrócone, zresztą w ogólnym
kształcie różnią się z sobą zapełnię.
Wierteł, z niem. Vtertei, miara nasyp-
na. Cztery wiertele stanowiły ówiertnię
poznańską. Wedłng Instracyi z r. 1569
wierteł poznański miał garncy polskich 18.
Są także wzmianki o wiertelu roli, co
przypomina, że i dzid w gwarze ludowej
często słyszymy: p^włoczek i ćwiartka
pola czyli pót Inb ćwierć noimalnego w
danej wsi gospodarstwa,
Wierzbna lub wierzbowa niedzie-
la. Tak Ind zowie niekiedy niedzielę kwie-
tnia czyli palmową, na którą przygoto-
wuje w wilgoci i cieple, aby się rozwinęły,
rózgi wierzbowe, zastępujące palmę, i w
dnia tym budzi dziatwę taką palmą, wo-
łając:
aWienba bije, nie ja biję. '
Za tydzieó, wielki diień!
Wiarzclinice. O wierzch nicach czyta-
my w urządzeniach lażni polskich, ale nie
umiemy dokładnie icli objaśnić.
Wlerzeje (1. mn. od w^erzeja, rodź.
żtń.) — podwoje, wrota pcdwójne, brama
o dwucb skrzydłach. Mączyński w słowniku
z r. 1564 mówi: .pierzeje abo wierzeje we-
spcJek się schodzące". Każda brama dwu-
skrzydłowa w stodole, szopie, oborze lab
innym budynku gospodarskim zowie się
wierzejami. Dawniej zawsze na „biegu-
&(7klope4|* ttaiopotika, tsm IT.
nach", podłożonych wklęsłym kamieniem,
bez użycia żelaza, dzid zwykle na zawia-
sach żelaznych, pobita czyli napierzona
tarcicami, ma w pc^owie wysokości po-
przeczną .degę" do zamknięcia. Wierze-
je tem się różnią od wrót, że te ostatnie
bywają nie w budynku, lecz w ogrodze-
niach, są zwykle pojedyncze t. j. na je-
dnym biegunie i nie napierzane deskami,
ale zbite z żerdzi. Przedstawiamy tu sta-
re wierzeje ze wsi Białowieży (odfotogra-
fowanena miejscu) z biegunami sposobem
przedwiecznym zrobionymi z drzewa do-
bianego z natury z takim sękiem czyli ga-
łęzią, aby podtrzymywała ramię w nale-
żytym poziomie. Dęgi jeszcze u tych wie-
rzej niema, ani skobla i klódkd, tylko za-
suwka drewniana i deski napierzenia przy-
bite do ramion gwoździami drewnianymi,
tak że wcałych tych wierzejach, iście pra-
słowiańskich, niema jeszcze ani odrobiny
użytego żelaza (ob. rysunek na str. 434).
Wieża. Przy każdym grodzie starano
się, aby była wieża więzienna czyli turma,
stąd karę zamknięcia nazywano wprost
„wieżą". Gdzie wieży nie było, tam ją
murowano ze składek. Znajdujemy np.
w Voi. if£. (III, i. 13): „Za instancją po-
słów sieradzkich, pozwalamy w grodzie
Piotrkowskim wieżę szlachecką, na której
budowanie pozwalają po groszy 6 zlanu".
Wieża dzieliła się na górną czyli więzienie
cywilne i to było widne, czyste, schludne
i ciepłe, oraz na wieżę dolną, podziemną,
która była więzieniem kryminaJnem, cie-
mnem, do 12 łokci głębokiem, O ile wie-
ża dolna zamykała się na grube wrzecią-
dze, o tyle górna często żadnej straży, ża-
dnego zamka u drzwi ani kraty w oknach
nie -posiadała, była bowiem więzieniem
szlacheckicm, cywilnem a cześć szlachci-
ca dawała rękojmię, że pozostawiony bez
żadnych ograniczeń; nie będzie wychodził
ani uciekał. O opał, światło, jadło, sam
szlachcie dla siebie się starał, a jeżeli był
ubogi i na to nie miał, powinien byt mu
dbyGoot^le
Wierzeje ■
li Białowieża (gub. Oroilueńska) sposobem pierwotnym zbudowane.
dostarczyć ten, za którego sprawą na wie-
żę został skazany. W dolnej wieży nie
było ani pieca ani okna. "Wszakże tak do
jednej, jak do drugiej, mógł dostać sią
człowiek każdego stann. Skazanych za
zabójstwo w zwadzie królowie nasi przez
łaskę uwalniali od dolnej wieży. Tak Zyg-
munt I uwolnił Jana Sierakowskiego ro-
ku 151S z warunkiem, aby krewnym zabi-
tego wyj^aoił główszczyznę. Kanclerz O-
cieski w liście do Kmity pisze w r. 1550:
„Nie rozumie król jegomość, aby miał
nad poddanemi władzę, jak sąd i opiekę.
Sędzią spraw, które z odzown do sądu
pańskiego nie przychodzą, być nie chce".
, Mówił mi król miłościwy, że przed tro-
nem swoim chce tylko widzieć prawe In-
dzie, a nie chce, aby prawa kancelarja
jedynym acz szlacheckim hultajom we-
selić się, a drugim, co nietrafnie ubie-
żą, kaDcelarja gnić w więzieniu kaza-
ła". Utrzymywanie wież grodowych
więziennych należało do starostów. In-
ne wieże murowano na pomieszczenie ar-
chiwów ziemskich. Wieże z bramami
stanowią herby różnych miast polskich a
najwięcej w Wielkopolsce. Takie herby
Kraków, Odolanowo, Na-
klo, Kościan, Śmigiel, Sulmierzyce, No-
we-Miasto, "Wysoka, Kruszwica, Rydzy-
na, Czerniejewo, Pogorzele, Pleszew, Ja-
rocin, Trzciel, Borek, Brojec i kilka inn.
Wieże znajdujemy także w herbach szla-
checkich: Wieże i w sześciu odmianach
herbu Grzymała. Znamienne a wszyst-
kich Słowian, a wybitne zwłaszcza a na-
rodu polskiego zamiłowanie do pieśni i poe-
zyi było powodem w średnich wiekach
do opiewania każdego wypadku głośniej-
szego pieśnią, a po npowszechnienin się
sztuki pisania, skłaniało tysiącznych wier-
szokletów do opisywania wielo rzeczy ry-
mami na luźnych kartach i w domowych
silva rerum. Podobnych elukubracyi krą-
żyła moc ogromna, ale że gdy ciągle no-
we płodzono, to stare zwykle sdy w po-
niewierkę, więc zaledwie może część setna
do czasów naszych doszła. Pod wyrazem
lamenty {fHC.J/ar.t.III, str. 132) po-
daliśmy wyjątki z pisanych wierszem
wspomnień pośmiertnych, które po zgonie
drogiej osoby okładali jej przyjaciele w
formie rzewnego pożegnania, zwanego 1 a-
mentem, wypowiedzianego niby ustami
nieboszczyka. Zasłużony p. B. Erzepki
znałaś w Poznaniu i łaskawie nam ndzie-
dbyGoot^le
WIEŹ
lit z pierwszych lat XVII w, y^Ijimentatio
Turris lVarsckoviensis* , t.j. lament wie-
ży warszawskiej, która podtag zapiski na
marginesie przy tym wiersza znajdającej
się, „Anno Dni 1605, dnia wtorkowego
10-go księżyca Maja, obaliła się okoto go-
dziny ósmej i zabi2a ludzi in namero 6".
Prawdopodobnie była to wysoka wieża,
słażąca zarazem za bramę na Kanonję
i dzwonnicę przy farze warszawskiej od
ulicy ów. Jana. Pozostawiając tę cieka-
wą zagadkę do rozstrzygnięcia badaczom
starożytności Warszawy, lament wieży o-
powiadającej swe smatne losy przytacza-
my tu w całości;
Kio krajów mazowieckich, w nich Waraiawy
[dwiadom,
Teo tel o mej m^DO^ z wysokością wiftdom.
Jakom Btawianą była przez Fignla cnego
7. Janem Hiszom, naonczas szafarza miejskiego.
Z jakim kosztem budowna, (o amiele rzec Dinflzę,
Z wysokich — wielo ioBzych »obie zrównać tuszę.
7a materjej jak dobrej jam była złożona,
Wapnem takte i drzewem hojnie opatrzona.
Augustowe pamiątki, jakiem ja znosiła,
Dzwony i inszych przygód, których t>ylo Riła.
Nui <^nie, takie gromy, cięfkie didie z gradami,
Z dział elrzclania i iasze niewczasy z wiatrami.
Bystrych źródeł otwory długom ja cierpiała
I wschód z boku zdziałany, na com ja stękiUa.
Wszystkom to dla swych twórców pamiątki
[znaszała,
Na Hwe wszytkie urazy derpcera uchedzała.
Ai mię świętej pamięci królowa ma pani.
Ujrzawszy tak przez dacho, odziała cegłami.
Snąć cod więcej myalila o głowie mej radzić,
Jakoby była mogła wierzch ozdobnie stawić.
AJc imieró nieużyta z iwiata mi ją wzi^a,
Mnie pomoc i ozdobę z nią zaraz odjęła,
Zaczemem znowu stękać od dzwonu muniała.
Tak z nowym murem, będąc bez dachu, dość stało.
Al Kuliński, któremu Wojciech imię było,
Burmistrz naonczas w miećcie, ii każdemu milo
Na mię patrzf ć, wybaczył, jął Btoranie czynić
Z rajcami i pospólstwem i wnet się przyczynić
Rozkazał, abym była wierzchem opatrzona,
Więc i blacłią żelazną pięknie ozdobiona.
I ten poszedł, krzyż dawszy, na wierzch tarcic
[moich,
A jam sobie wytchnęła od niewczasów swoitji,
Lecz on^o uraza w braDtmuni mojego
Nikt obaczyć z was nie chcia}, widząc wiele złego.
Bo wschód od samej ziemie do dzwonu wielkiego.
Który wnętrznotó moje żart, od wozów chodzeoia
Z trudnością zaosić musiał do cza^u dłuższego.
Od XięJej ratunku nie miałam nic pewnego,
Bo szarpali, co moje w testamencie było;
Jako żywo to Xiężej, co cudze, jest miło.
A to mi wzdan folgunek wrzkomo uc^nili.
Ile mych twóroów dzieciom dzwonić zabronili.
Juzem prawie konała, cegły z siebie krusząc.
Aza mię wzdan ratują, pewnie sobie tusząc
Cieszyli mię, że ankra we Gdańsku zrobione.
Wszystkie moje nadzieje, widzę, te są płonę.
A silą moja mglala, nie było żadnego,
Coby się był zmiłował a strzegł mą^ tl^o,
Opuścili mię wszyscy a świat żalem zdjęty
Bozruszył mię i ozdobą miasta Xię«twa t^o
Warszawy i nabawił innych wiele złego.
Com ogromną etą oeglą ludu podławiło.
Starych także i młodych, domym potraciła.
Przez wasze nieopatrzność, wy głuszy
Samiście mię stracili, żal się tego Poniel
Ja wam dobranoc daję
Choć nie staja Amen.
Wiersz powyższy, lubo dość długi ale cie-
kawy, podaliśmy tn cały, nie bez myśli
zachęcania przy każdej sposobności bada-
czów i zbieraczów pamiątek Warszawy do
rozpoczęcia pracą wspólną i systematycz-
ną wydawnictwa zeszytowego, obejmują-
cego wszelkiego rodzajn ginące z rokiem
każdym źródła do historyi naszego mia-
sta. Wyrazy w wierszu powyższym nie-
czytelne oznaczyliśmy kropkami. „Anga-
stowo pamiątki" oznaczają niewątpliwie
dftiy króla Zygmunta Angnsta. Wzmian-
ka o królowej odnosi się zapewne do An-
ny Jagiellonki (1522 f 1596) znanej z mi-
łości do Mazowsza i jej pieczołowitości o-
koło gmachów i miast w tern dawoem
księstwie. Autorem wiersza był prawdo-
podobnie także jakiś szczery Mazur. Wy-
mienione przez niego nazwisko bndowni-
ka wieży .Pignl" nie oznacza nazwiska
ale przezwisko, właściwie „Pigułka", pod
którem lud warszawski rozomiaJ w XVI
wiekn rodzinę Pisińskich, aptekarzów miej-
scowych. Już w r. 1545 znany tu był a-
dbyGoot^le
"WIEŻA BABItXtŃSKA.— WILCZY-SŁUP.
ptokarz Pisiński, przezwany przez wszyst-
kich „Pigułką".
Wieża babilońska, gra towarzyska. Sia-
dają wszyscy wokoto i każdy obiera sobie
inny zawód lub rzemiodo, jeden jest np
szewcem, dmgi kucharzem, trzecia ogrod-
niczką i t. d. Najwymowniejszy opowia-
da jakąś zmyśloną historj^ ale gdy ma
potrzeba nazwisk ładzi, rzek, miast, zapy-
tuje o nie grających a każdy coś ze swego
facha wymienia w odpowiedzi. Tak więc
zdarza się np., że pani Patelnia z córką
Dratwą, synem Rądelkiem i ełnżącą Po-
miotła przyjechała do miasta Jajecznicy.
WifCierz. Jak wiccierz w KYI wieku
wyglądał, opisuje go tłómacz Krescencju-
Eza temi słowy: „Wi^cerze na ryby mają
skrzydła długie, matnią z przodka szeroką,
a co dalej, tym węższą, oblączkami (ob-
ręczkami) rozpiętą, na końca zawiązaną;
w gardle tej matni b3rwa z tejże sieci dziu-
ra niewielka w matnią wpuszczona i roz-
pięta, którą zowią sercem". Widzimy z te-
go wybornego opisa, że dzisiejszy z a k
czyli żak rybaków nadnarwiańskich nie
różni się niczem od ^więcerza' z XVT w.
Ale i nazwa żak, zak, jest także już w
dobie piastowskiej aiywaną i dlatego mó-
wimy o niej także pod wyrazem żak.
Wlezienia. Za ZygmnntaAugusta kanc-
lerz Ocieski d^ instrukcję staroście raw-
skiemu: iż winni przestępstw w prędkości
popełnionych mogą razem siedzieć, bo u-
cznciem wspólnej zgryzoty mogą się po-
prawić; winni zbrodni rozmyślnie ułożo-
nej powinni byó rozdzieleni, bo wyszedł-
szy z więzienia, będą doskonalsi w hultaj-
stwie, a tak więzienie będzie 8zk<dą nie-
cnoty; nad moralnością wszystkich wię-
źniów czawaó nalejy, i powinny im byó
nauki religijne dawana W XVIII w. gló-
wnem więzieniem w RzpUtej dla skaza-
nych na dłuższy przeciąg czasu był Ka-
mieniec podolski. Słynęło tam więzienie
podziemne, zwane „Indje". Za Stanisła-
wa Aogusta wzięto się do poprawy wię-
zień, W Warszawie, przy ulicy Mostowej
nad Wirfą, dawną bramę mostową a pó-
źniej t. zw. „prochownię" przerobiono na
więzienie pod nazwą „Domu kaiy i popra-
wy", na którym położono napis ułożony
przez króla: „Nie miejsce, ale zbrodnia
hańbi". W sprawie ulepszenia więzień
pierwszy a nas podniósł głos J. U. Niem-
cewicz w piśmie swojem „O więzieniach".
Po nim Fryderyk Skarbek wpłynął prze-
ważnie na poprawę więzień w Kongre-
sówce.
Wigano — nazwa sakni dworskiej za
Stanisława Aug. z krótkim stanem, pod sa-
memi piersiami fałdzistej, mówią, że dla u-
kiycia przypadkowej fiąży wymyślonej.
WiBoA. W XYIII w. sukno dehkatne
a miążsiste, z sierści podobno wielbłądziej
wyrabiane. Były i chastki ciepłe wigonio-
we, zwykle zielonkawego kolora.
Wilczy-d6ł lab wilkownia, w doka-
kumencie z r. 1287 ,jama* — samołówka
na wilki. Zwykle w miejscu, gdzie wilki
przychodziły, a często pfzy drogach krzy-
żowych kopano w ziemi dół 7 — 8 łok-
ci głęboki a 4 — 5 szeroki, którego ściany
wykładano gładkimi dylami, żeby wilk
kapany wykopać się z niego nie mógł.
Całą jamę zakryw^ krąg upleciony z łozy,
umocowany niby na osi na idącym przez
jego środek drążku, przyprószony dla o-
szukania zwierza alomą i ziemią. Na środ-
ku tego kręgu przywiązywano jiAo prssy-
nętę: gęś, prosię lub owcę a od strony koń-
ców drążka, leżących na brzegach wilczo-
dolu, dawano zagrodzenie, tak żeby wilk
musiał iść taką stroną do przynęty, gdzie
stąpiwszy przedniemi nogami zapadał się
w wądół. Wilk w tej jamie stawał się po-
kornym i stąd powstało przyłowie; .Po-
tulny jak wilk w jamie'. Podobne samo-
łówki urządzB^o jeszcze w puszczach na
żubry i niedźwiedzie, zwane decami żn-
browymi i dołami niedźwiedzimi.
Wilczy-słDp, samołówka na wilki, w
kształcie słupa (dębowego), okc^o 4 łokcie
dbyGoot^le
■WILJA. — WILKOŁAK.
437
wysokiego, zakopanego pionowo ze Bzpa-
rą łokieć dłogą od wierzchu, dającą stopo-
wi niejakie podobieństwo do ważkich wi-
deł. G-dy wilk zaczął skakad do przynę-
ty położonej na szpicach ełapa, wpadała
ma jedna z łap w szparę, z której wydo-
stać ju2 jej nie mógł.
WJIja, wigilja — przedświęcie, dzień
święto poprzedzający, tak nazwany z łac.
od czawania, chrześcijanie bowiem noc po-
przedzającą dni uroczyste na czawaniu
i modlitwie spędzali a zwykle, i dzień
przedświąteczny pościli. Kaj uroczyściej
zaś z wieczorną ucztą postną obchodzili
wigilję Bożego Narodzenia. Zwyczaje pol-
skie do tej wilii pr^wiązane podaliśmy
w dziele ,Kok polski wżycia, tradycyi
i pieśni* Warszawa, r. 1900, str. 19 — 65.
Ciekawe szczegóły o dawnych zwycza-
jach wigilijnych podał , Tygodnik
lllustrowany" w artykule p. n. „Rozmai-
tości", serja I, tom XIV, nr. 378. Stawia-
nie snopów zboża po rogach izby, w któ-
rej zasiadają do uczty wigilijnej, dotąd
napotykane u lodu, było zwyczajem nie-
gdyś we wszystkich warstwach powsze-
chnym. U pani podwojewodzyny Do*
brzyckiej w Fęsadi na Mazowszu, jeszcze
w pierwszej połowie XIX w. nie siadano
do wilii bez snopów żyta po rogach kom-
naty stołowej ustawionych. Lud wiejski,
po uczcie wigUjnej, ze ^omy tych sno-
pów kręci małe powrósła i wybiegłszy do
sadu owiązuje niemi drzewa owocowe w
przekonania, że będą lepiej rodziły. Wie-
czerza wigilijna u ludu składała się zwy-
kle z potraw 7-nuu, szlachecka z 9-u, pań-
ska z ll<tu. Kto ilu potraw nie skosztu-
je, tyle go przyjemności w ciąga, roku o-
minie. W domach zamożniejszych panie
rozdawały w dniu tym .kolędę" czyli po-
darki swej czeladzi i dobrze prowadzącym
się dziewczętom ze wsi. Po spożycin wie-
czerzy wigilijnej, czy to w chacie czy w
pańskim dworze, obojegospodarstwo, zgro-
madziwszy rodzinę i domowników, spę-
dz&li resztę wieczora na śpiewaniu kolęd
o Narodzeniu Jezusowem. Ciekawe wyja-
śnienia znajdują się w pracy prof. Bruck-
nera „Z literatury zapomnianej" (Bibljot.
Warsz. r. 1900, t. JJI, str. 2).
Wilkirz, wielkierz — uchwała miej-
ska. Miasta polskie miały swoją autono-
mję, a ich ustawy przez Stany miejskie u-
chwalone, wilkierzami od słowa niem.
Wiilkuhr zwane, mogły nawet czynić pe-
wne zmiany w zasadniczem prawie miej-
skiem, jak t«go były przykłady w Pozna-
nia i we Lwowie. Szczerbicz w prawie
Saskiem określa: HWielkierzem to zowią,
co lud pospolity z przyzwoleniem zwierzch-
ności postanowi". Chociaż miasta na
ogół rządziły się prawem magdeburskiem
lub chdmińskiem, jednakże z powodu wil-
kierzy miejscowych, prawie każde mi^o
w swoich urządzeniach pewne różnice.
Wilkołak — człowiek przemieniony w
wilka. Stary przesąd o możUwości prze-
miany człowieka na czas jakiś w wilka
podtrzymywany był zawsze wśród ciem-
nego ludu przez szalbierzy, którzy znajdo-
wali interes przedstawiać siebie za byłych
wilkołaków. Już dawni pisarze nasi: Haur,
Otwinowski, Bohomolec i inni, o podob-
nych oszustach i wierze zabobonnej wspo-
minają. Piszący to w młodości swojej wi-
dział dwuch takich udawaczów. Jeden
włościanin z głębi Litwy objeżdżał wóz-
kiem po kraju, opowiadając, ie dzieci je-
go i cała rodzina przemienieni zostali w
wilkołaków ne weselu, gdy zapomniawszy
się w dniu piątkowym tańczyli. Ktoby
więc ujrzał w polu wilka— prosił stroskany
ojciec— niech wymieni imiona nieszczęśU'
wych, przeżegna go i zmówi pacierz, a
wilkołak przemieni się w człowieka. Inny
opowiadał, że sam „chodził" przez 3 lata
wilkołakiem. Lud słuchał z zaciekawie-
niem i współczuciem opowiadania o niedoli
i przygodachjCzęatująeobfinie, aby dłużej o-
powiadał, i zaopatrując na drogę. Prze-
sąd w naszej Słowiańszczyźoie jest stary
,v Google
R'ILK.OM.— \VIXIARZE.
jak Świat, na co ciekawy dowód znajduje-
my n Herodota (żyjącego w V-ym wieku
przed Chrystusem), który pisze o Nenracb
zamieszkujących między Dniestremi Dnie-
prem, zatem na dzisiejszej Rusi, ie było
mniemanie, ii znają sztuki czarodziejskie
i w pewnych dniach roku mogą "ńą zmie-
niać w wilków i znowu powracaó do po-
staci ludzkiej. W to samo Ind nasz wie-
rzy dotąd, że są czarownice, mogące prze-
mienić człowieka w wilkołaka i wilk(dako-
wi przywrócić postać ludzką.
Wilkom {z niem. Willkommen)—yuhai,
z którego piją na powitanie gościa w do-
mu. Wszystkie znaczniejsze cechy rze-
mieślnicze w większych miastach polskich
obyczajem Europy zachodniej mi^y swo-
je obrzędowe wilkomy (ob. Enc. Siar.
L IV, str. 130). Weap. Kochowski, biorąc
aluzję do Aoyis. wilk, pisze w swoich
fraszkach:
Skirtysz się, łe cię trilbom ktoś wciora pić manił,
Kt<3ry cię wilk chrzypota o wloa nie ndawt,
Ale aię dobrze i>k&rźTHz, wezak to pospolita
Wilkowi, ie za gardło każde bydlę chwyta.
Gdy nowicjnez wstępował w grono oby-
wateli rzeczypospolitej Babińskiej, musiał
wypić „wilkom", który mu podawf^ bur-
grabia babiński ze stosowną przemową.
WilkDwnla ob. Wilczy-dól.
Wina w prawie polskiem nie znaczyła wy-
st^ku, ais tylko znaczyła zawsze karę pie-
niężną, grzywny, poena. .To właśnie kara-
niem zowią, kiedy kogo na ciele karzą —
pisze Szczerbicz — ale kiedy na pienią-
dzach, winą zowią". „Winę brać" z ko-
go — znaczyło skazywać na karę pienię-
żną. Winę siedzenia w wieży zwano po
łacinie jpi^ewa puhlica ( Vol. leg. II, f. 1214).
„Wina królewska", po łacinie RegalUpoe-
na, inaczej zwana już za Kazimierza W.
„siedenmadziesta", znaczyła zaj^cenie
14-tu grzywien srebra, bo 5 grzywien fu-
trzanychrównalo się wartością jednej grzy-
wnie, czyli pół funt. srebra, zatem „siedem-
nadziesta", to znaczyło 70 grzywien fu-
trzanych czyli 14 srebrem, a 7 funtów na
wagę zwyczajną. W r. 1768 prawo pol-
skie zostaw^o roztropności i sumieniu sę-
dziego ocenę wszelkich występków a od-
t^ naznaczano winy wiece] podług rozn-
mienia sędziego, niż pewnych prawidd
{Vol./eg.YU.,i.QOO).
WInlarze, wlnlary. Tak nazywano da-
wniej ludzi, którzy zajmowali się ogrodo-
wą plantacją winogradu, jak również pó-
źniej tak samo nazywano handlarzy wina.
G-dy w XVI w. handel winem (pierwej u-
żywanem w Polsce tylko do potrzeb ko-
ścielnych) zacz^ przybierać szersze rozmia-
ry, aby zapobiedz nadużyciom, pociągnię-
to winiarzów poznańskich do przysięgi,
której rotę przytaczamy tutaj, zmieniając
jedynie pisownię dawną na dzisiejszą: „Ja
N. N. przysięgam, że te wina wszystkie,
którekolwiek na ten czas w mojej piwnicy
mam, tak jako teraz w sobie są same za-
chowane, ooych niczem przetwarzać nie
będę, ani zatrzymanym albo niekisiatym
winem godzić go nie będę, żeby łago-
dniejsze a zatym odbytoiejsze było, a-
żeby mi na nie cenę droższą uczyniono.
Takie gdy mi cena którego uczyniona
i postanowiona będzie, żadnego podlej-
szem winem, ani żadną rzeczą nie roz-
tworzę ani odmienię. A którekolwiek
wino na potem kupię; węgierskie, gubiń-
skie, rakuskie, czeskie, morawskie aeif
maimazfą, muskalellę, przednie, średnie,
albo podlejsze, tak jako kupię, aż do po-
stanowienia ceny wcale a zupełnie zacho-
wam, onego niczem nie roztwarzając,
ani temperując. Także gdy mi cena jego
będzie postanowioną, ono samo w sobie
bez przymleszania inszego podlejszego
przedawaó będę. Nie będę też żadnemu
inakszego przezwiska czynił ani odmienić,
telko takie, za jakie ono kupię. Tak mi
P. Bóg pomóż i Syna jego umęczenie".
W r. 1160 Henryk ks. sandomierski nadał
kawalerom Św. Jana wsie Zagość i Beie-
szowice V. Właszów z winnicami i dwoma
dbyGoot^le
WINNICE.— WINNIK.
439
winianami czyli winiarami. Od osad ta-
kich ogrodników pielęgnujących winograd
powBtafy nazwy wiela wiosek. Jest też
V Król. Kongr. dotąd z doby piastowskiej
7 wfli z nazwą "Winiary, 1 "Winiarki, 6 wbi
zw. "Winnica, jedna Winniczka, jest tEik^o
Winna, Winna góra, Winne, Winowuoi
Winniki. W Galicyi dzisiejszej jest także 4
■wsie Winniki, 2 Winogród i 1 Winniczki.
Winnice. Za doby Piastów, gdy przy-
wóz wina z poladnia Europy napotyka
wiele tindności, zakładano w wiela miej-
scach na stokach gór nachylonych ku po-
łudniowi winnice w cela posiadania wina
czystego na potrzeby mszalne a może
i dla owocu winograda. Jn2 geograf a-
rabsko-sycylijski Edrisi, pisząc w XII w.
o Polsce, powiada, to Kraków posiada li-
czne gmachy, targowiska, ogrody i win-
nice. Ka tej podstawie Lelewel twierdzi,
że koło Krakowa za Bolesława Krzywo-
ustego sadzono winograd i wytłaczano
wino potrzebne do obrzędów kodcielnych.
W r. 1131 Innocenty V w balii, wyszcze-
gólniającej majątekkatedry gnieżnieiiskiej
i uposażenie arcybiskupów, wspomina i o
winnicach. W Wielkopolsce wzmiankowa-
ne są winnice w XTTT w. kolo Poznania
nad Wartą, w Czarnkowie i koło Babi-
mostu. Kiedy Przemysław I z prawem
magdeborskiem r. 1253 nadał m. Pozna-
niowi wieś Winiary, zastrzegł dla siebie
winnice. W r. 1380 Damianin, kanclerz
katedralny, i Andrzej z Sierpnicy, ufun-
dowawszy ołtarz pod tytułem Św. Bar-
tłomieja w katedrze poznańskiej, uposa-
żyli go także dwoma winnicami na gó-
rze za kościołem Św. Wojciecha. Konrad
mazowiecki r. 1234 dał dominikanom j^o-
ckim winnicę między ich klasztorem a
zamkiem pn^ożoną. We Lwowie r. 1433
założono winnice ze zrazów sprowadzo-
nych z Uoltan. W temże mieście były
fundowane dwie kanonje na dochodzie z
winnic. Kiesiecki powiada, że arcybiskup
gnieźnieński Wincenty Kot przeznaczył
dla katedry 4 beczek wina rocznie z win-
nic uniejowskich w Łęczyckiem. Na wzgó-
rzach około Torunia, Chełmna i Grudzią-
dza zieleniały winnice, które Elrzyżaoy
przez zemstę wycięli i spalili w r. 1465.
IŁzączyński mówi, j» zbierano wino i ko-
ło Elbląga i na Pokucin a z winnic za-
prowadzonych na wzgórzach lwowskich
książęta mscy mieli pobierać 100 beczek
czy beczułek wina dziesięciny. Samicki
powiada, 2e wino podolskie podobne jest
smakiem kuszowskiemu (Kaszów) na Wę-
grzech. Święcicki w opisie Mazowsza wspo-
mina o winnicach na wzgórzach pnitn-
akich i k<^o zamku wyszogrodzkiego, gdzie
natłoczono wina baryłę. Puffendorf pi-
sze {,de rebus ges lis CaroU Gustav^\ że
na południowym stoku góry zamkowej w
Tęczynie była winnica i domek dla wi-
nogradnikft. W Wawrzyńczycach, wsi bi-
skupa krakowskiego, i na wzgórzu pod
Sandomierzem znajdowały się winnice, w
których winograd nie cierpkiego był sma-
ku (Starowolski, str. 444). Królowa Bo-
na miała zakładać winnice przy swoich
zamkach. Winnica przy zamku czerskim
istni^a jeszcze za czasów Zygmunta III.
Wogóle jednak zapewnia Ruggieri w pa-
miętnikach swoich (pod r. 1568), £e ma
wprawdzie Polska w niektórych miejscach
winnice, ale niewiele z nich wina i to ^a-
be i kwaśne. Próbowano plantować wi-
nograd nietylko we właściwej Polsce, ale
i w W. Ks. Litewskiem. W „Ogrodnika
Polskim" z r. 1887, str. 411 podał pan
Wiktor Sołtan wzmiankę zaczerpniętą z
aktu działa dóbr Brzostowica datowane-
go d. 23 stycznia 1604, gdzie wspomnia-
ne są: „winogradnik" i „sad winny", po-
łożone około placu, na którym odbywa
się jarmark i koto szpitala w Brzosto-
wicy.
WInnik. Tak nazywano miotełkę z ró-
zeg brzozowych, którą smagano ciało w
łaini, aby lepiej otwier^y się pory i pot
spływał. Winnik nazywano także chwo-
dbyGoot^le
440
WINO. — ■WITERUNEK.
atakiem i chróstakiem laziebnym.
Kromer powiada, że „Rusacy, gdy pora-
zili Litwinów, winniki, którymi naród li-
tewski zwykł w łaźniacli pot wychwoaty*
wać, na znak koldu, składaó mu kazali".
Mączyński wyraz perizoma tlómaczy po
■polaka: „gacie, fartuch, też winnik, któ-
rym się za&tbnió można". Ł. Górnicki po-
wiada, że w łaźni „ten puazcza bańki a
ów zasię siecze się winnikiem".
Wino. O niektórych winach sprowa-
dzanych do Polaki z zagranicy znajdują
«ię w encyklopedyt naszej wzmianki i wia-
domości pod ich nazwami. Ta powiemy
tylko wogóle, że do czasów Zygmunta III
wina stawiano u nas tylko na stolach dy-
gnitarz i ludzi bogatych a u ziemian je-
dynie na Busi i w dni uroczyste. Kigdzie
też tyle nie było handlów winnych, jak
we Lwowie. W Wielkopolsce, na Mazo-
wszu, Podlasiu, Litwie, Żmudzi i Białoru-
si wystATCzfJy szlachcie dłago pina kra-
jowe i miód domowy a wreszcie słynne
wódki gdańskie. Upowszechnienie się wi-
na w w. XVII wywołało słuszne okrzyki
zgrozy i narzekania na zbytek i opilstwo,
bo kraj wina nie produkował a sprowa-
dzane z południa Europy kosztowało dro-
go. Upowszechnienie się wina w Polsce,
tak jak wyżej nadmieniliśmy, wypada na
dobę Zygmunta III, co wyraźnie stwier-
dza Szymon Starowolaki, pisząc w „Re-
formacyi obyczajów polskich" na schyłku
panowania Zygmunta III: „Za Zygmun-
ta Augusta w jednym tylko domu w Kra*
kowio wino azynkowano, teraz niemal w
każdym, w klasztorach, u plebanów i u
samych panów". W XVI i XVII wieku
spotykamy w Polsce najczęściej następu-
jące nazwy win zagranicznych: Alakant,
Alkant, Alikant, wino hiszpańskie; alkoń-
akie czerwone dwojakie: słodkie i cierp-
kie; Bomol (r. 1638); kreteńskie z wyspy
Krety; endeburskie; Kanar; Matmazja czy-
li małmaakie (ob. Enc. Star. i. III, strona
182); mozelańskie, Muszkatel z Macedonii;
ochlańskie; wino d'Anjou; Ozoja (r. 1609);
Petercyment hiszpański, pieprzykowaty,
Pini<^y, wina francuakie i hiszpańskie,
morzem przychodzące przez O-dańsk; Ry-
wnła, także zamorskie; Sek, słodkie hisz-
pańskie lub kanaryJ3kie; seremskie; świę-
tojerskie; „słodkogronne*; "Witpacher, je-
dno znajdroższych;Klaret, o ktSrym wspo-
mina Mączyński. Używano i win zapraw-
nych. Do takich należało Kozebier, za-
pewne różami woniejące, przez Reja wspo-
minane; wino granatowe, na owoc grana-
tu nalane; Hipokras, wino przyprawne;
Marcin z Urzędowa wspomina o miJma-
zyi hypsymowanej; mirtynek, wino nurtem
przyprawne; polefek, wino woniejące pole-
jem czyli rośliną meniha pulegium. Mas-
^ił:^, później maślaczem zwanoesen-
cję winną. O starem winie mówiono, że
„trąci myszką" i nazywano je „popielem".
Popiel bowiem symbolizował w Polsce sta-
rożytność, choć napój winny zaczęto spro-
wadzać do Polski dopiero za Jagiellonów.
W ogrodzie botanicznym warazawskim ^
1827 r. z m^ej i młodej winniczki osiąg-
nięto 36 garncy wytłoczonego moszczu.
Ob. Winiarze. O zwyczaju święcenia
wina w Polsce ob. Enc. KoSc. t. VIII, str.
435.
Włrydarz. Ogród, od ogrodzenia tak
nazwany, bywał w Polsce zwykle trojaki:
warzywny, któiy się tylko zwał ogrodem,
sad, który zasadzony był drzewami owo-
cowemi i wirydarz, o któtym słusznie
pisze Siennik w XVI w.: „Wirydarze z ła-
cińskiej rzeczy od zieloności są zwane; a
to są ogródki małe, w których ziółka albo
di^ewa, chociaż też i oboje rostą wsadzo-
ne, aby zielonością swoją Indziom czyniły
lubość i rozkosz". 'Hómaoz Krescencjusza
w tymże wieku powiada: „W ogrodzie mo-
że być uczynion rozkoszny wirydarzyk,
t. j. siadanie pańskie osobne"^
Włłerunek czyli przy wiatr, Uuszcz
mocno woniejący, używany do przynęty
zwierząt drapieżnych. Witerunki są od-
dbyGoot^le
WIZERUNKI PAKIIJĄCYCH, 441
dzielne na lisy, wy-
dry, wilki. Wyraże-
nie myśliwskie: wi-
terunkować, zadać
witerunek" znaczy
skusić przynętą.
WIzorunkI panują-
cych. Powiada Dłu-
gosz (powtarzając
oczywiście relacje
doby piastowskiej),
że „Bolesław Krzy-
wousty po śmierci
ojca swego Włady-
riawa Hermana pięć ^^I^T^Ibw Łokietek (z grobowca w katedrz*' oa Wawelu — kliaza uduelona
, , . ' *, tu zczbioróiT Akademii Um.).
lat Ciągle w żatoDie po
nim chodził, a nadto
nosił na szyi blachę
złotą z wyrytym na
niej wizerunkiem i i-
mieniem ojca. której
nie zdejmowE^ we dnie
ani w nocy, aby pa-
trzał zawsze jakoby na
obecnego i w każdej
sprawie oczekiwał nie-
jako jego sądu". Ten
piękny ryE szlachetnej
miłości synowskiej da-
je aampozuad z nowej
strony duszę młodego
Piasta, który jako ry-
cerz i wódz zakuty w
zbroję od lat pacholę-
cych do zgonu należał
do największych boha-
terów średniowiecz-
nych w Europie. Wi-
zerunki panujących
ryte na złotych bla-
chach miały przez ca-
cały szereg wieków
znaczenie nowszych
minjatur. Jeden z naj-
późniejszych takich I
wizeranków, przedsta-
wiający króla Stefana Kasimierz WietkI, z grobowca w katedrze na Wawelu.
dbyGoot^le
WIZERUNKI PANUJĄCYCH.
Władysław Jagiełło, z grobowt
Wladyntaw Jagiełło, e obrsm DaoUizwiacb ks
Jagielitóskicj w katcdrre kiakonskiej.
Batorego, znajduje się
w zbiorach p. Matjasa
Bersohna w Warsza-
■wie. O zawieszania w
kościdlach portretów
osób panujących, ma-
lowany eh zapewne na
drzewie już za doby
piastowskiej, znajduje-
my wzmiankę takie u
Długosza, podającego
następny fakt: „Dnia
15 kwietnia 1371 i-oka
uderzył piorun w ko-
ściół poznański, strącił
szczyt wieży i wpadł-
szy przez m&ty otwór
w sklepieniu do kapli-
cy królewskiej, pozrzn*
cał ze doian i pogru-
chotał portrety Prze-
mysława i żony jego
Byksy". Na drzwiach
ruchomych ołtarza
Matki Boskiej Boles-
nej w kaplicy Jagiel-
lońskiej na Wawelu
znajdują się malowi-
dła 2 XV -wieka, któ-
rych twórca w posta-
ciach z Pisma święte-
go przedstawił wize-
runki znakomitszych
w kraju mężów i sa-
a Waweln. mychże królów pol-
skich. Pod tym wzglę-
dem dwa z pomiędzy tych obrazów są naj-
ciekawGze. Pierwszy znany jest pod na-
zwą „Dysputy z doktorami*. W obrazie
tym widoczną myślą malarza było przy-
pomnienie sławnej kilkodniowej dysputy
hussytów czeskich z akademikami kra-
kowskimi, odbytej w języka polskim na
zamku królewskim w obecności Jagiełły
(w marca 143J. r.). Jak wiadomo, król
przysłuchiwał się pilnie tej rozprawie i
przemawia] sam do hussytów, nakłaniając
dbyGoot^le
WIZERUNKI PANUJĄCYCH.
ich żarliwie do zgody, a gdy przełamać ich
□poro nie zdołał, polecił im pot«m Kra-
ków opaścić. Postać, z przoda po lewej
stronie na ławce siedząca, jest żywym
portretem królewskim, taka jak ją opisu-
je nam w swoich Dziejach Długosz:
„Postać szcza[^a, przystojna i proporcjo-
nalna, wzrost mierny, oblicze wesele, I
twarz pociągła, 2adną szpetaością nie na-
znaczona, zachowanie poważne i książka
godne*. W drugim obrazie, przedstawia-
jącym „pokłon trzech królów", twarze
trzech królów, wedłngstarego krakowskie-
go podania, przedstawiają oblicza: Kazi-
mierza Wielkiego, jego siostrzeńca Lud-
wika i Władydawa JagieUy. Jako2 poda-
nie to znajduje silne poparcie w opisach ich
postaci przekazanych nam przez kronika-
rzy. Postać klęcząca w pośrodku przed
Dzieciątkiem Jezus ma być wize-
runkiem Kazimierza Wielkiego.
Stojący z prawej strony wyobra-
2a Ludwika węgierskiego, z lewej
uchyla z głowy koronę przed
Dzieciątkiem Władysław Jagiełło.
Obydwa te obrazy podane są w
kolorowych podobiznach z teks-
tem Edwarda Rastawieckiego w
I-ej części .Wzorów sztuki śre-
dniowiecznej w dawnej Polsce".
Podobizny Kazimierza Wielkie-
go i ojca jego Władysława Łokie-
tka podajemy tu z grobowców,
znajdujących się w katedrze kra-
kowskiej, a mianowicie Łokietka
z oryginała a Kazimierza z kopii
gipsowej, jak również podobiznę
Władysława Jagiełły i syna jego
Kazimierza Jagiellończyka z sar-
kofagu w kaplicy jagiellońskiej-
Podobiznękrólowej Elżbiety, żony
Kazimierza Jagieł., a „szczęśliwej
matki sześciu synów i siedmiu có-
rek" będącej córką cesarza Alber-
ta II, podajemy z kliszy udzielo-
nej nam łaskawie ze zbiorów Aka-
demii Umiejętności a odbitej z fo- Kaiimierz JagieUońcrjk,
Władysław Jagiełło, £ obruu na drzwuclt olUns
kaplicy Jagiellońskiej w katedrze krakowskiej.
groboitca w kalcdrzc aa Wawelu.
dbyGoof^le
WJAZDY.— WLEWKI.
tografii wEpóIczesDego portretn, nadesła-
nej przez kustosza muzeów cesarskich w
Wiedniu. Czwarty z rzędu syn Elżbiety
uderzaj ąco do matki podobny król Jan
Olbracht odbity tu jest także z kliszy u*
dzielonej nam życzliwie przez prof. Marja-
kądzieli pochodzących, albo jak Batory
przez małżeństwo z nią związanych, poda-
jemy odpowiednie objaśnienia.
Wjazdy. Opisy różnych wjazdów znaj-
dujemy w dzidkach Ł. Gt^ębiowskiego,
np.; wjazd pana młodego („Lud polski",
Krdlomi piłbieta. tooa Eanmiena Ja^ellończjka (z wBp6Icxeen^o portietn, ob. „Sprawoidania komis;!
^o bad. łust. Bztuki'').
na Sokołowskiego ze zbiorów Akademii
Umiejętności a zdjętej z tryptyku Czarto-
ryskich w katedrze krakowskiej. Pod
wszystkiemi podanemi tu podobiznami
powyższych i następnych królów polskich,
z zacnej krwi jagiellońskiej po mieczu lub
str. 196), wjazd posłów (str. 182), wjazd kró-
lowej Ludwiki Maryi (str. 185), wjazd try-
bunału (,Domyi dwory", str. 274). (Ob. In-
gres, Enc. Siar. t. II, str. 272).
Wlewki w prawie polskiem znaczyły to
samo, co teraz cesja patronom. Kie wol-
dbyGoot^le
WŁADZA RODZICIELSKA.— WŁASNOŚĆ.
445
doby Piastów pisał najpierw Lelewel („Po-
czątkowe prawodawstwo i uwagi nad dzie-
jami*), tndzież Józef Hnbe (^0 spadkach
słowiańskich"). "Wal. Dntkiewicz powia-
da, ie własność ziemi nalegała do ojca ro-
dziny i jego potomstwa i st^d przy alje-
□acjach zezwolenie snkcesorów natural-
no było spraw wlewkami nabywać, ani
nabywać praw od cudzoziemców przeciw
krajowcom ( Kt>/. leg. f. 483, 488).
Władza rodzicielska. Prawanasze prze-
pisują, ie syn pod władzą ojca zostający
jedną z nim osobę stanowi i oddzielnej
pieczęci, t. j. herbu, używać nie może. Za"
eyna „kosterę", t j. prze-
grywającego w kostki,
rodzice nie są obowiąza-
ni płacić; syn nieosamo-
wolniony nie mógł ani
potyczki zaciągać, ani in-
nych kontraktów zawie-
rać. Dziecko za winę ro-
dziców nie mogło być ka-
rane, równie jak rodzice
za winę dzieci. Konstytu-
cja z r. 1768 utrzymała
prawo Kazimierza Wiol.,
że ani syn zażycia rodzi-
ców nie może odłuż&ć ich
mienia, ani oni płacić je-
go długów. Konstytucja
z r. 1776 weksle, kwity
pieniężne i wsz^ie zapi-
sy synów nieusamowol-
nionych, za nieważne u-
znała. Dzieci, wykracza-
jące przeciw rodzicom,
na proste żądanie rodzi-
c ó w Excepta Mazowiec'
kie chcą mieć przez sta-
rostę wieżą karane. Jeże-
li jednak ojciec lub mat-
k a byli w powtómem
małżeństwie, wykroczę- .
nio A^\^„\, __ » Jan Olbracht (na tryptyta XX. &«rtoryBkich w katodne krakowBlciej-
me dziecku zarzucone klisza ndrielona nam m ibiorów Akademu Um.).
musiało być dowiedzio-
nem { Vol. leg. IX, f. 934). A gdyby się dzie-
cko targnęło na rodziców, postanowiona
była kara główna, t. j. kara śmierci, jak
na gwałciciela glejtu królewskiego, i nie-
godność brania spadku uznana ( Vol. leg.,
II, f. 944 i 978).
Włatnoić. O własności ziemskiej za
nych było wymagane. Dalai zaś krewni,
z tegoż rodu pochodzący, mieli tylko za-
strzeżone prawo pierwszeństwa nabycia
i odkupienia przed obcymi, co zwano pra--
wem bliższości lub relraklem (ob. R e -
trakt). Ciekawy ust^p z XIII w. znaj-
duje się in libro Jundationis elattstri in
dbyGoot^le
446
WŁODARZ.
Heinrichów na Śląsku, wyjaśniający pra-
wa sukcesorów do sprzedanego rodowego
ich majątka. Wspólna własność między
braćmi wcześnie była osuwana, bo już w
statucie 'Wiślickim ( Vol. leg. I, f. 40) na-
Jan Olbracht, z groboirca na Wawelu.
zwana matką niezgody, a dział dopuszcza-
ny, doradzany i ułatwiany a upływ cza-
su lat 3 i miesięcy 3 czynił go niewzruszo-
nym, zrobiony zaś w kancelaryi panują-
cego, odraza był ważny. Szlachcie litew-
skiej dopiero sejm Brzeski 1566 roku na-
d^ zupiną wolność rozporządzania, do
czego pierwej nie miała prawa.
Włodarz, vlodarius był pierwotnie na-
zwą urzędnika w rodzaju namiestnika
książęcego w danem miejscu. W doku-
mencie z r. 1254 czytamy:
„Janko vlodarius pozna-
niensis'. Później nazwa
ta jak wiele innych spa-
dała do godności coraz
niższych, tak że w XVI
wieknoznaczałajuż kmie-
ciawyhranego przez dzie-
d z i c a do dozorowania
wszelkich robót rolni-
czych na folwarku. Knap-
ski powiada, że włoda-
rzem zowie się: „dozór
folwarku mający: urzęd-
nik, starosta, dwomik'.
Właściwie , ,urzęd n ikiem"
zwano dawniej dzisiejsze-
go rządcę lub ekonoma,
który zarządza! folwar-
kiem, zastępując dziedzi-
ca. Gostdmski w dziełku
swojem „Gospodarstwo"
pisze za czasów Batorego:
„Urzędnik nie ma więcej
robót żadnego dnia roz-
kazować, niźli ma wło-
darzów, bo ich nie będzie
kto dojźrząc (komu doj-
rzeć), chyba przy panie,
aby to sługami opatrzyć
mógł, wolnego czasu, kie-
dy słudzy potemu". Wło-
darze spełniali zatem o-
bowiązki dzisiejszych gu-
miennych i karbowych,
a piszący to pamięta jeszcze, jak ojciec je-
go, zanim oczynszowal włościan swoich w
r. 1859, wybierał zawsze jednego z uboż-
szych ale uczciwych i roztropnych włoś-
cian na „włodarza", który latem dozoro-
wał w polu robotników a zimą młocki w
dbyGoot^le
Zygmunt I w wieku dziecioDym (medal acienny w
opactwie modliikiem pod Krakowem). , , ,
^ Zygmunt 1 u współczesnego drzeworyto (zinn.).
stodole i innych robót na gum-
nach, nazywany st%d często
, , gumiennym' '.
Włosy (noszenie zarostu).
Człowiek nie posiadający pier-
wotnie brzytwy ani nożyczek,
nosił zarost taki, jaki ma dało
przyrodzenie, natura. Ko3ci<U
chrześcijański, cywilizując po-
gan, zalecał im strzyZenie głów
kudłatych, mając na względzie
głównie czystość. Długa bro-
da była dla wojownika w przy-
łbicy żelaznej prawie niemo-
żliwą, to też rycerstwo polskie
postrzygało brody, zostawia-
jąc wąsy. Piastowie golili bro-
dy. Gdyby nosili zarost, to nie
nazwanoby Henryka ks. Śląs-
kiego „Brodatym". Autor ży-
wota Św. Jadwigi, jego małżon-
ki, piszący w końca XIII wie-
ku, powiada, że Henryk, wsku-
tek ciągłych napominać s. Ja-
dwigi stawszy się z pobożności
i pokory ducha prawie zakon-
nikiem, tonsurę nosił okrągłą
izapuścil brodę „niedługą
KróJ Zygmunt I ze wsp6lci«.iiego sztychu {w zmniej««Qiu). wprawdzie, lecz w miarę przy-
dbyGoot^le
ZjgmnDt I, z sarkofagu w krypcie nawela klej.
strzyżoną i przyzwoicie atrzymaDą. Z te-
go powoda nazywają go, gdy o nim w roz-
mowie wspominają, kEięciem Henrykiem
z brodą" ((/ux Bcnricus cum barha). W ro-
ku 1209 Henryk, mając lat ok<rfo 46—50,
złożył ślub WEtrzemięiliwości wobec bi-
skupa wrocIawFkiego Wawrzyńca i wów-
czas to brodę zakonną zapuścił, a że ksią-
żę polski z brodą był widać pierwej zjawi-
skiem niewidzianem, więc to zjednało mu
ów przydomek „cum barba". Starożytny
kielich, ofiarowany przez Konrada księcia
mazowieckiego katedrze płockiej, przed-
stawia Konrada bez zarostu, sonety
Władyrfawa Her-
mana i Bolesława
Śmiałego przedsta-
wiają tych monar-
chów tylko z dłu-
gimi włosami, w
tył zaczesanymi, ja*
kie nosili ludzie wol-
ni wyższego stanu.
Na monetach Bole-
dawa Kędzierzawe-
go mincarz choć nie-
zgrabnie starał się
odznaczyćkędziory.
W Xin i XIV w.
Fiestowicze noszą
włosy długie, spa-
dające na ramiona,
kolcami zakręcone
kn szyi, jak u króla
Przemysława, 1 n b
na zewnątrz, jak u
Łokietka. Niektó-
rzy zaś z książąt
mazowieckich i ku-
jawskich mają gło-
wy jakby podgolo-
ne, np. Ziemowit,
syn Konrada. Zwy-
czaj ten golenia za-
rostu zachował się
. do końca XIII wie-
Zygmnnt I, z grobowca na Wawelu.-
kn, a gdzieniegdzie
dbyGoot^le
WŁOSY.
nawet tt do wymarcia Piaslowiczów, jak
to widzimy z ich monet, pieczęci, grobow-
ców. Książęta mazowieccy trzymali się
dawnego zvyc?aja do ostatka, również
wielkopolscy, ale z książąt kujawskich od-
stąpili od niego: Pizemystaw zmarły oko-
ło r. 1339 i 'Włodzisław Biały, który dłogi
czas przebywał w klasztorze francuskim,
a zmarł r. 1388. Książęta czescy na wzór
niemieckich wcześnie zaczęli nosić brody.
Gdy Leszek Czarny tak mieszczan kra-
kowskich polnbił, że nawet swe włosy o-
byczajem ich ni«mieckim zaczesywał, nie
omieszkali zanotowaó to kronikarze. "Wła-
dysława Łokietka na grobowcu wawel-
skim widzimy z pięknym wąsem polskim.
Za to syn jego Kazimierz Wielki, mąż po-
kojowy pokroju zachodniego, nosił joż
brodę i włosy trefione, jeżeli nie zmyślił
tego rzeźbiarz zapewne niemiecki, który
był twórcą grobowca. Siostrzeniec jego
Ladwik węgierski nosił także brod% prze-
ciwną zwyczajowi polskiemu. Ja-
giełło brody nie nosił i Litwini, na-
śladując Polaków, przystrzygali kró-
tko głowy i brody. O nożyce było
łatwiej ni2 o dobrą brzytwę, więc
przystrzygano brodę. Tym, którzy
brody zapuszczali, wiel. ks. Witold,
jako mąż rycerski, ganił tenzwyczaj-
Podstrzyganie brody było u wielu
narodów powszecbnem. Synod tole-
dański w r. 1324 żąda od duchow-
nych, aby, czyniąc zadość życzeniu
prawa, choć raz na miesiąc się
golili. Statnta synodalne kra-
kowskie z r. 1408 , wło<Jaw8kie z
r. 1419 i wrocławskie zr. 1446 za-
braniają stanowczo noszenia brody
świeckiemu duchowieństwu. Dłu-
gosz w r. 1466 z obarzeniem pisze o
zakradającej się u Polaków modzie
.trefienia włosów i obyczajem nie-
wiast skręcania ich w sploty'. .Sti-o-
ili się w szaty długie w domu i za
domem, przesadzając w zniewieścia-
Encjklopodjt auroiKiliik*, t. IV.
IN B0NA£ aEGINAE EFFIGIEM
KnJlowa Bona (z mpólczeenego dneworytu).
Kroi Zygmunt Aognst w wieku dziecinnym (podług n-npi'.:-
Cłeenego drzeworytu— w imnicjsienio).
dbyGoof^le
450
WŁOS Y.
loici z niewiastami i icli wzorem zapusz-
czając kędziory". Długie włosy mienio*
DO być znakiem krótkiego rozumu i znie-
wieściałości, ale moda nie była cłtwilową,
bo w opisach klęski bukowińskiej za Ol-
brachta czytamy, 4e ^^(rfochy zawieszali
Polaków za długie ich włosy na drzewach.
Broda Zygmunta I tak była obcięta, te z
głową czworogran zdawała się tworzyć,
zwykle jednak król ten golił brodę. Rej
w „Żywode poczciwego człowieka" w po-
łowie XVI wieku tak powiada: , Jedni
golą brody, a z wąsy chodzą, drudzy strzy-
gą brody po czesku, trzeci podstrzygają
po hiszpańsku, i około wąsa zasię jest ró-
iaońó, bo go drudzy na di^ głaszczą, a
drudzy w górę jeżą". Ogół jednak naro-
du bród nie nosił, tylko wąsy odpowie-
dniejsze charakterowi rycerskiemu. Sam
Rej nadmienia, że „kto brody nie ostrzy-
gą we zbroi, powiadają: bardzo z nią żW.
Niewiele późniejszy od Beja Ci^rnicki pisze
w „Dworzaninie", że za
jego czasów jedni noszą,
drodzy przystrzygają i
golą brody. Wyszydza
przytem starych elegan-
tów, którzy „siwą brodę
czeszą grzebieoiem oło-
wianym, żeby zachowała
dłużej czamość, albo w
czapeczce chodzą, żeby
siwiznę zagonili. Zyg-
munt August nOsil bro-
dę rozdwojoną. Henryk
Walezy przywiózł z sobą
doPolski modębródkihisz-
pańskiej. Stetan B a t o-
ry nosił wąsy, a brodę
przy skórze nożyczkami
przystrzygał. O Jędrze-
ja Oórce, zmarłym Ibbl
roku, powiada Niesiecki:
„golił głowę, nosił brodę".
Karol Chodkiewicz i Jan
Zamojski podgalaU gło-
wę dokoła, zostawiając
nad czepem czub wynio-
sły. Niesiecki twierdzi,
że stawny wojownik Sa-
muelŁaszcz (zm.r.l619}
pierwszy czuprynę
strzygł wysoko, t. j. no-
sił wielki czub nad czołem, dokoła pod-
golony, to też Rysiński w „Satyrze" pod-
goloną czuprynę nazywa .^aszczową", ale
■w rzeczywistości było to odnowienie mo-
dy średniowiecznej. Podstrzygiwano wło-
sy: po polska, z czeska, z czerkieska, zhisz-
pańska. Zygmunt III wprowadził modę
szwedzką, t. j.wąs podgolony i najeżony
mp^lcsesnego drzeworytu — w
dbyGoot^le
451
do^góry, broda hiszpańska i włosy krótkie.
Jan Eazimierz brodę golił, włosy nosił
dłagie. Opowiadano o Andrzeja Tęczyń-
skiin, i6 gdy w l7-ym roku życia zganił
zdanie siwobrodycb senatorów wobec kró-
la, śmiaao się z niego jako z gcdowąsa.
Lecz król, oceniając jego zdolbości, mio-
nowi go wojewodą krakowskim. Wte-
dy Tyczyński, zostawszy senatorem, przy-
szedł zasiąść w radzie z przyprawioną
brodą i wąsami, a gdy w radzie zapytano
go o zdanie, potrząsnął bi-odą i rzeld:
„brodo, mów!" To powtórzywszy, odrzu-
cił przyprawę i tak poważnie i grunto-
wnie mówił, że wszyscy zdumieni zawo-
łali: „Siedź między nami, bo Bóg ci dał w
młodzieństwie stary rozum". Modę bród
hiszpańskich upamiętniła fraszka Kocha-
nowskiego „Do Bartosza": „Bartoszułysy a
z hiszpańską brodą". Że jednak żadna
moda nie zdołała przemódz zwyczaju na*
rodowego noszenia wąsów polskich bez
brody, najlepszym tego dowodem sama
w XVI wieku rozmaitość kształtu noszo-
nych bród przez ludzi, goniących za mo-
dą. O tej rozmaitości trzeba wnosić ze
słów Kochanowskiego w jego wierszu
„Broda":
Rai tak u gęby wiaiąe, jiko watkownica.
Drugi rai przykrojoDa, jako prochowoica.
Dziś noiycom podobna, jutro końskiej kosie,
Czasem tak rzadka, lebj mógł liczyć po włosie,
Jako kędy grad przejdzie: czasem wyKolona
Wkoło gęby, a z brzegów w cyrkiel nastrzępiona.
Tak odmienna, tak maotna
Od golenia i strzyżenia bród nazywano w
Polsce cyrulika barbierzem, balbierzem,
a najczęściej balwierzem (O-órnicki, Ko-
chanowski). Petrycy powiada: „Cyruli-
kowa, barwierzowa jest powinność golić,
strzydz, wrzody leczyć". Szlachta strzygła
włosy krótko młodzieży i pachołkom (stąd
słowo: opachoUć) i pokręcała wąsy polskie,
wsła wionę ukłonem c85.Leopolda(gdy dzię-
kował Sobieskiemu, pokręcającemu wąsa,
za odsiecz Wiednia), oraz odą Kniaźnina
„Ozdobo twarzy, pokrętne wąsy". War-
kocz panieński był w pojęciach narodo-
wych odwiecznym symbolem dziewictwa
i t. 2w. „krasy dziewiczej". W Małopol-
sce splatano zwykle włosy w jedną kosę,
na Mazowszu i Rnsi we dwie. W razie
utraty dziewictwa obcinano warkocz, ró-
wnie jak po ślubie mężatkom, które w
Polsce nie nosiły nigdy warkoczów tylko
ukryte pod „białym rąbkiem kędziory".
Stąd to podczas godów weselnych pol-
skich widzimy starożytne i piękne obrzę-
KnJlowa Barbara BadziwilUwna (z dawnej
portreto).
dy rozpięciu i oczepin, niegdyś wspólne
wszystkim warstwom narodu, dziś jeszcze
przez lud wiejski z zawodzeniem staropol-
skich pieśni zachowywane. W pamiętnikach
CommendouJogo, nuncjusza w Polsce w
XVr w., czytamy o Polakach, „że niektó-
rzy głowy mają golone, inni ostrzyżone,
u wielu są włosy, u tych broda długa, u
tamtych ogolona prócz wąsów (jak na ry-
sunku z pancerza doby Zygmunta I, tom
IV, str. aiS) Klonowicz w „Worku Juda-
szowym" mówi: „Patrzajże jak się stroi
ów czuiyio młody, czuprynę podmuskuje.
dbyGoot^le
WŁOSY.
kocha się z arody, ostrzy wąsik, atrafia
kędziory". Wąa okażmy sitarskim zwa-
no; tak w zbiorze rytmów Kaspra Mias-
kowskiego (wydanych r. 1622) znajdu-
jemy:
czyżui trefili włosy i obyczajem niewiast
skr^ali w sploty. Stroili się w szaty dłu-
gie w domu i poza domem, we dnie i w no-
cy przesadzając się zniewieściałością z nie-
wiastami i na ich wzór zapuszczając kę-
Zygmimt Augnst (z grobowca na Wawelu).
na Bcbwal Mazurdw,
Co im u gębj ulii atiąiezy wąa Bitan>ki.
Za czasów Zygmunta I, kto zapuścił bro-
dą, mówiono, że nosi się z niemiecka. Na
miniattirach z w, XV widzimy całe głowy
z tyła, zwłaszcza u mieszczan, w długich
powrórfowatych lokach. O tej to modzie
pisze z pewnem oburzeniemDługosz: „H^i-
dziory". W drugiej prfowie XVIII wie-
ka moda francuska tak dalece owładn^a
warstwami „dobrego tonu", iż większość
młodych lalek tego towarzystwa dozna-
wała formalnego wstrętu do tak zwanego
.sarmatyzmu" czyli staropolszczyzny. Za-
rzucano szlachcie prowincjonalnej noszą-
cej się po polsku i z czuprynami, 2e uie-
dbyGoot^le
WŁOŚCIANIE.— ■WŁÓCZKOWIE.
453
wypolerowana zagranicą zachowoje ma-
nieiy, tracące Barmatyzmem, że kto się
nosi po polska, musi ntrzymywać wąsy, z
których szydzili wypudrowani, wyfryzo-
wani i wypitraowsni gaazkowie. Aż do-
piero mnflial stanąć w obronie wąsów za-
cny obywatel województwa Witebskiego
i poeta Franc. Dyjonizy Eniaioin (ar. ro-
ku 1750 w Witebsko, zmarły r. 1807 w
Wł6czebnt. Tak zowie się na Mazow-
sza i Podlasia zwyczaj chłopców, chodze-
nia w drngi dzień WieUdejnocy z powin-
szowaniem świąt, z oraojami, dpiewem
Alejnja lub „Konopielki" i zbierających
malowane jajka i pierogi na ucztą.
Na Litwie i Rnsi zwyczaj ten zowią w o-
St«faii BfttoTT (c portretu n kai^łf Hitionu^j na
Stradomiu w Krakome).
Końskowoli) napisaniem sławnej „Ody do
wąsów";
Ozdobo twarzj, wqsj pokrętne!
Powstaje na wa« ród znienieódaly;
Dworują sobie dziewczęta wstrętne
Od dawnej Fotek dalekie chiralj i t. d.
W dzidku Ł. Gołębiowskiego: „Ubiory w
Polszczę" (Warszawa r. 1830) znajduje aię
rozdział: „Sposób noszenia włosów na gło-
wie, brody i wąsów", atr. 81 — 86.
Włoiclanis ob. Kmieć {Enc. Siar.,
t. III, str. 47).
Królowa Anna Jagiellonka (x wspólczeanego portre-
tu, znajdującego się w katedme na Wawelu).
ło czebne.
Wł6czkowie krakowscy. Najwięk-
szą liczbę flisów na Wiiie dostarcza lad z
okolicy Krakowa, zowiącieh włóczka-
m i. Wtóczkowie krakowscy, zwłaszcza
na przedmieściu Zwierzyniec nad Wisłą o-
siedli, tworzyli oddzielne bractwo 1 posia-
dali stare prawo spławiania drzewa do
miasta i prowadzenia go dalej. Przecho-
wywali oni starannie odnośny przywilej
Władydawa IV dany im w dniu 23 mar-
ca 1633 r. na zjeździn koronacyjnym a po-
dbyGoot^le
454
twierdzony przez Jana Kazimierza dnia 9
lipca 1667 i przez Uichała Korybuta d. 9
listopada 1669 r. oraz Jana Ul d. 3 kwiet-
nia 1676 r., póiniej przez Sasów i Stani-
sława Aagaata. Jedność i miłość wzaje-
mna bjly głównym obowiązkiem tego
ją włócznią zwali". Kromer v tymie wie-
ku powiada: „UdarowEJ Otto cesarz Bole-
^awa (Chrobrego) włócznią Maurycego
Św., którą i po ^dziś dzień w kościele zam-
ka krakowskiego, na miejsca, gdzie bi-
skup siada, widzimy". Zasolony badacz
Aleksander hr.Przezdzieeki o włócz
I ni powyższej napisał całą ro^rawę
I w Bibl. Warss. z r, 1861 i w oddziel-
nej odbitce), którą zaczyna od ^ów:
„Ód ośmia wieków z górą, przecho-
waną jest w skarbca katediy kra-
kowskiej włócznia, której żelc-żce ró-
KróloKa Anna Jagiellooks (z grobowca na Wawelu J.
bractwa. Na pogrzebie każdego z człon-
ków bractewnych powinni byli znajdować
się wszyscy, lub w zastępstwie mężów, ich
żony i dzieci. Kolberg na czele seryi I-ej
Lnda krakowskiego podał wizeranek włó-
czków odrysowany przez W. Gersona.
Włócznia, rodzaj dzidy, kopii. Bielski
w XVI w. tak tłómaczy jej nazwę: „Prócz
kaszy rohatynę nasi mieli, którą uwiązaw-
szy u lęka przy koniu włóczyli, i przeto*
Zygmunt III {e kofiii Błynnego portretn, znai-
dując^o się w MaDacbiam).
żoi się zupełnie od wszystkich innych: w
samem ostrza znajdują się 2 otwory, jak-
by dwa wązkie okienka, przewiązane po-
trójnem wiązaniem z potrójnie splecione-
go drutu żelaznego; pośrodku żoleżca znaj-
duje się skówka miedziana, grubo po-
złacana, a u spodu jakby dwa krzyże b
drutu żelaznego, przewiązane nad sześcią
wyitobionemi podłużnie pręgami. Dłu-
gość żeleżca wynosi pół metra. Tradycja
dbyGoot^le
455
wiekowa, przechodząc z pokolenia do po-
kolenia, podaje nam tę włócznię jako naj-
dawniejszy zabytek dziejowy w krajacłi
polskich. Mato być owo godło wła-
dzy, które w 1000 r. ery Chrystusowej
cesarz Otton III darował przy grobie Św.
Wojciecha przyjacielowi niegdyd św. mę-
czennika, Bolesławowi Chrobremu. Wy-
nal«2y go na tronie królewskim koroną
wspanialenwieńc2onegopo8adzić",Izdjąw-
8zy koronę cesarską z j^owy swojej, wło-
żył ją na głowę Bolesława, na znak przy-
jaźni; a jako chorągiew tryumfalną, dał
mn ćwiek z krzyża Pańskiego z włócznią
Wlsd;s)an IV (ee sUrego ratychn podług wepólczeenego
portretu Bnbentia).
Jan Kazimien (podług wepólczesnego por-
tretu).
darzenie to opowiada w następnych sło-
wach autor kroniki w XII w., o Polsce, po
łacinie pisanej, pod nazwiskiem Galla n
nas znanej. „Zapatrując się na przepych
jego (Bole^awa), na potęgę i bogactwa,
cesarz rzymski rzekł w podziwie: „Na ko-
ronę cesarstwa mego, większe rzeczy wi-
dzę, nit mi stawa donioBła!" a naradziw-
szy się ze swoimi panami, wobec wszyst-
kich dodał: „Nie godzi się tak wielkiego
meto księciem lub komesem nazywać; ale
Św. Maurycego; za które to dary Bolesław
jemu nawzajem ramię Św. Wojciecha da-
rowaL I tak wielką dnia tego pt^ączyli
się miłością, że cesarz jego bratem i spół-
pracownikiem cesarstwa mianować, nazy-
wając go lada rzymskiego przyjacielem
i przymierze ńeem". O tym darze włócz-
ni Św. Maoiycego jako godle władzy mo-
narszej wspominają także: Oodzisław Ba-
szko, kronikarz polski z XII w., Wincenty,
autor Tt^ycia. św. Stanisława" w połowie
dbyGoot^le
456
WŁÓK A.
XriT W., a te same niemal wyrazy powta-
rza w XIII w. autor „Cudów św. Wojcie-
cha" i w XIV wieku autor dląski ^Kroniki
książąt polskich". Przezdziecki w bardzo
1. WIÓciniR t. zirana ,,śir. Maurycego" w skarbcu
katedry krakowskiej, dana przez cexamt Ottona TU
Boleatairowi Chrobremu.
2. WI6cE[ua śnięta ceaaraka w WiedaLu, na ktćrej
wM^r wtócznis krakowska bjta w X w. zrobiona.
3. Włócznia lymrEft lecbickiego (z popielnic; wy-
kopanej w Babsku pod lUwą).
gruntownej ewej pracy wykazał i dowiódł,
że oryginalna włócznia .święta cesarska",
zwana włócznią „świętego Maurycego",
znajduje ńą przechowywana w Wiedniu,
że cesarze kazali robić naśladujące ją ko-
pje, które sprzymierzeńcom swoim jako
godła władzy monarszej rozdawali, że włó>
cznia w skarbon katedry krakowskiej jest
właśnie jedną z kilku takich podobizn z
X wieku, a dana przez Ottona Ul Bole-
sławowi, była pierwszem godłem władzy
udzielnej królów polskich i dziś, po utra-
cie szczerbca i korony, pozostać sama jak
relikwia, którą przeszłość przekazuje przy-
szloia. Podajemy ta rysunki 3-ch włó-
czni starożjrtnych: 1) włóczni danej przez
Ottona Chrobremn, 2) włóczni „świętej,
cesarskiej" w Wiednia, na której wzór ce-
sarz Otto kazE^ zrobić pierwszą i 3) włócz-
ni ryoerza lechickiego znalezionej nieda-
wno w popielnicy, odkopanej we wsi Bab-
sku pod Rawą a udzielonej nam życzliwie
przez właściciela Babska W-go Okęckie-
go. Ostatnią tę włócznia podajemy tu ze
względów wsp<Uczesności i podobie&stwa
tulejki czyli nasady z krakowską.
Włóka. G-dy morgiem czyli jątrzy-
n ą nazwano taką przestrzeń roli, którą
moina było parą wołów zaorać przez dzień
od rana, to włóka oznaczała większe pole,
które po zoraniu lub posiewie potrzeba by-
ło włóczyó czyli bronować także cały
dzień. Do włóki chełmińskie! i polskiej
przywiązano następnie znaczenie prze-
strzeni 30-morgowej (r. 1676, Vol. leg. II,
f. 9'19), czyli, jak ją matematycznie okre-
ślano, długiej 300 a szerokiej 30 prętów,
licząc pręt po łokci warszawskich 7 i pół.
Włóka tern się różniła od łanu, że ozaa-
czała przestrzeń orną czyli w ł ó c z n ą,
gdy łan oznaczał pewien wymiar (w róż-
nych stronach rozmaity) całego pospodar-
stwa, więc z łąkami, wygoaami i t d. Po-
nieważ mórg litewski był o ćwierć więk-
szy od nowopolskiego, więc w tym samym
stosunku i włóka litewska jest większą od
polskiej. W Wielkopolsce włókę roli zwa-
no często z niemiecka hubą lub kufent.
Jak morgi tak i włóki bywsjy kilku wy-
miarów; w królewszczyznach mierzono na
33 morgowe.
dbyGoot^le
WODNE.— WOJ ACKIE PIEŚNI.
457
Wodne ob. M o fl t y {Efic. Siar. t. III).
Wodociągi. Pod r. 1399 spotykamy
joż wiadomość o wodociągach w Krako-
wie a przez cały wiek XV mamy liczne
doknmenta, nadające prawo poboro wody
z ror miejskicb tym, kt^Srzy rury wodocią-
gowe przez swoje posiadłoóoi przeprowa-
dzió dozwolili. W XVI w. z domów nie
mających stadzien pobierano Torgeld. Ro-
kn 1682 był w Krakowie rurhatts w bra-
mie Sławkowskiej, gdzie w 8 świdrów rn-
ry (drewniane) do wodociągów wiercono.
Dmkarz krakowski Świętopełk Fioł za-
prowadził w r. 1489 w kopalniach olka-
skich nowe macMny do wydobywania wo-
dy. Baliński (w „Starożytnej Polsce")
przypisuje Kopernikowi urządzenie wodo-
ciągów w Prane nborga i Qradziądzn,
gdzie sprowadzano wod^ z rz. Ossy. Zyg-
munt I w r. 1528 zezwala rormistrzowi
Wadawowi Morawie sprowadzenie wodo-
ciąga z Wiślicy. Tenie Morawa w roku
1518 urządza Krzyszt. Szydlowieckiemn
wodociąg dla m. Opatowa. W przywile-
ju z r. 1532 Zygmunt I mówi, £e gdy dla
braku wody mieszczanie w Proszowicach
z dużym kosztem uttzymigą konie dla
przywoKenia wody, a w razie pożaru ra-
tunek jest bardzo trudny, pozwala przeto
król sprowadzić wodę z rz. Szreniawy ka-
nałami do rezerwoaru w rynka i stąd do-
starczać ją rurami po domach. W r. 1&35
za pomocą wodociągu zaopatrzony został
Lublin wodą z Bystrzycy. Koku 1542
zaprowadzono wodociągi w Samborze a w
r. 1544 w Drohobyczy. Tomasz z Bochni
własnym kosztem sporządził wodociąg w
Czchowie, co aby wieczyście utrzymać,
Zygmunt I ustanowił podatek od łaźni,
piwowarów i mieszkańców. Zyfipnnnt Au-
gust w r. 1550 pozwolił na wodociągi w
Opocznie a Stefan Batory r. 1578 na wo-
dociągi w Nowem m. Korczynia Znale-
ziono także ślady dawnych wodociągów
w Warszawie, Sieradzu, Pyzdrach, Ko-
ścianach. A są wiadomości, że były i w
Pilźnie, Bydgoszczy, Szadkn, Sandomie-
rzu, Sanoku, Krasnem, Szydłowie, Zato-
rze. Zimorowicz wspomina o wodoci%-
gach we Lwowie. "W archiwum m. Prze-
myśla znajduje się pergaminowy przywi-
lej Zygmunta I z r. 1532 na prawo pobie-
rania podatku z browarów po 3 i pół gro-
sza od waru piwa na utrzymanie wodo-
ciągów. Podatek taki zwano Aquaducta
lub CanaUa. Eidraulikiem Stani^wa Au-
gusta był niejaki Noks w Warszawie. Nie-
które Bzczeg^y o wodociągach znajdują
się w pracy Świeiawskiego: .Przyczynki
do dziejów medycyny w. Polsce", str. 83
i 95. W Krakowie był w XV w. osobny
urzędnik Aqvaeductor, Rormagister, do
którego utrzymanie wodociągów należało.
Wodociąg czyli rurmus zamkowy aa Wa-
welu znajdował się r. 1577 pod Kurzą sto-
pą a mrmistrzem zamkowym był Lorenc,
mieszczanin krak. Gdyr.1655 Szwedzi po-
palili rurmusy kakow&kie i wody wielki był
brak, zaczęto wtedy robić studnie po do-
mach i wodociągów już nie odbudowano.
Wojackłe pieśni. Pieśni śpiewane przez
rycerstwo d^eliły się na dwie odrębne ka-
tegorje. Do pierwszej należały właściwe
pieśni bojowe, których śpiew służył Pola-
kom za hasło do walki. A były to zawsze
pieśni religijne jako najodpowiedniejsze
do chwili, w której każdy szedł gotów na
śmierć. A więc przedewszystkiem „Bo-
garodzica". O śpiewaniu tej pieśni przed
zwycięstwami w XV w, przytoczyliśmy
opisy z kronik naszych w Enc. Siar. pod
wyrazami Bogarodzica i Pieśni.
Do boju ze Szwedami za Jana Kazimierza
śpiewano obok innych utotoną w czasie
konfederacyi l^szowieckiej pieśń:
Bole łsskawr, prz^mij pUci farrawy
Upadaj^cjch ludzi i t. d.
Jan Pasek w Pamiętnikach swoich itspo-
mina, że „przed bitwą śpiewali jedni: Jui
pochwalamy Króla tego*. A do szturmu
idąc, wołano: „Jezus Maryjal" Do kate-
goryi drugiej należały pieśni właściwe wo-
dbyGoot^le
458
■WOJACKIE PIEŚNI.
jfu^e, zwykle wesołe, śpiewane przez tcH-
nierzy w obozie lab w pochodzie. Dła-
gosz opowiada (oczywiście podług żród^
dawniejszych), że gdy przed bitwą na
Psiem pola Bolesław Krzywousty uciążli-
wie trapił w wojnie podjazdowej wielką
armj^ cesarza Henryka V, „sami Niemcy
(byli to zapewne wśród nich Słowianie
zadężni w wojska cesarskiem) wyśpiewy-
wali głośno pieśni ułożone na chwałę kró-
la polskiego Bolesława. Jeżeli śpiewano
takie pieśni w obozie niemieckim, róż do-
piero masiano wyśpiewywaó w polskim.
W ostatnich czasach Z. CHoger zgromadził
całyzbiór pieśni wojackicb z XVni i XIX
wieka, które wydane b^ą w przysdości
oddzielnie. Na tem miejsca musiał się o-
wie) znanemu muzykowi litewskiema Mi-
chałowi Jelskiema i tego właśnie nntacj^
tu podajemy.
HcjI jedzie hulan, jediie.
Konik pod nim pl^fta,
EasEkiedk Kbjlil na bok
I pokręcił wąsa,
A wszystkie też panienki,
Gdj go t;Iko tocią.
To ledwie im z radości
Serca nie wyskoczą .
Hej! jedzie hulan. jedzie.
Konik pod nim 9vld,
Hej! będą mu Ui będą
Na kwtkterze radzi.
Bo ezj on potaiicuje,
Czy to aię n^miecba,
Kalde serduszko za nim
Z tęakooty usycha.
'■^ Qdii ąp iiff ■ ho ic - cło 0ó U tiwit im i-i^a-dff-ici itycanu liu -jAo-cxą .
Melodja piosnki hnlańakiej: .Hej, jedzie hntan jedzie!"
e.111 J.cbu fw:-'lui^ l-o-hicm
^
j j r f 1 1 fjLj f r, rj fj f r
Melodja piosnki hulańekiei: ,Jedzie hulan lasem*.
graniczyć do podania stów i melodyi 2-ch
tylko piosnek ułańskich, mniej znanych.
Słowa tych piosnek episa) Z, Gloger z ust
swego ojca Jana, dawnego wojskowego,
który był muzykalnym i pomimo późnego
wieka melod je powyższe wiernie podykto-
WfJ (przed swym zgonem r. 1884 w Jeże-
Hej! jedzie hulan jedzie,
Szablą pobraękaje,
Hej! uciekaj, dziewczyno.
Bo cię pocałuje.
Ha! niechaj pocałuje.
Nikt mu nie zabrania,
Wazakiet on swoją piersią
zasiania.
dbyGoof^le
WOJENNE ZWYCZAJE. — 'WOJEWODA.
459
Bo aiema Ugo domu
Ani teł l«j chaŁki,
A gdziebj nie kochały
Hntauów męłatki.
Kochają tei i panny.
Lecą kochają skrycie,
Kaidaby za hulana
Oddala swe tyciej
Jedsie hulan lasem.
Krzyknie sobie czaKUi,
Idzie piechnr bokiem,
Potrząsa tłómokiem.
Uulany panięU
Pojedli cidęta
A piechury rury
Noezą po nich skóry.
Wstitpil sobie hutan
Na szlaneczk^ miodu,
Sięgną] do kieszeni,
Pieaiodiy jak lodu.
Wstąpił Bobie [^ecŁor
, Na szkWecakę juwa.
Sięgnął do kieszeni
A pieniędzy niema.
Wojenne zwyczaje. Dlngosz opowiada,
te Bolesl&w Krzywousty, gdy raz oblegał
pewien zamek pomorski, wysłał do oblężo-
nych 2 tarcze, bi^ą i czerwoną, aby sobie
wybrali: biała oznaczria poddanie grodu
i pokój, czerwona daleze szturmy. Oblężeni
żadnej tarczy nie przyjęli W innem miej-
Bcu DłogOBz opisuje, jak Pomorzanie, oblę-
żeni w zamka Wieleń, zmuszeni do podda-
nia się, otworzyli bramy przed Krzywo-
ustym, ale na znak przyrzeczonego im bez-
pieczeństwa i wyjednanej łaski żądali przy-
elania rękawicy z prawej ręki zwycięzcy,
co oczywiście symbolizować miało dzisiej-
sze podanie prawej ręki, widoczniew XII w.
tak samo pospolite, jak w XX-ym. Ksią-
żęta: ififiecs^^aw, Bolesław iHenryk, syno-
wie Krzywoustego, obIęż6nir,1145wzam-
ku poznańskim przez najstarszego swego
brata "Władysława, postanowiwszy wal-
czyć na przebój, zatknęli na zamku chorą-
giew czerwoną. (Długosz),
Wojewoda, ezyli ten, co woje wodzi,
t.j. wojowników wiedzie, wódz, dowódca.
Wyraz niewątpliwie bardzo dawny, skoro
we wszystkich językach słowiańskich do-
tąd zrozomif^y. Kronikarze polscy, mówiąc
o dziejach pierwotnych narodu, podają, że
Lechici nie mieli panujących nad sobą, ale
żyli jako bracia równi sobie i tylko z 12-tu
ziem leohickich wybieraU do rządu i sądu
12-tu wojewodów. Hząd podobny miał dwa
razy wdziejach nastawaói dwa razy znikać.
Długosz robi przytem uwagę, ieobyczaj ten
narodowy odwieczny pojego czasy zacho-
wuje się u Polaków, gdyż każde księstwo
i województwo ma swego wojewodę {pala^
^]/i»ot), który zE^atwia ważniejsze sprawy
swego województwa, chorągwie wojewó-
dztwa przed wyprawą przegląda, zarządza
niemi i ciągnie na ich czele, ożywając pod
królami i książęty tej samej prawie powa-
gi, jakiej używali wojewodowie w czasach
prastarych, gdy nie było władzy królew-
skiej. Bogufal opowiada, że najicie Gallów
skłoniłoLechitówdoobaleniarządów 12-ta
m^ów i do obrania jednego z nich, .Kra-
ka, za wojewodę {laojewodam elegerunty
Piastowie, doszedłszy do władzy (Ziemo-
wit, Leszek, ZiemomysI), byli tylko wid-
kimi wojewodami, którzy łączyU plemiona
i przygotowywali państwo dla Mieczy^a-
wa i Boh Chrobrego. Ci zaś ostatni przyj-
mują dostojność obcą, chrześcijańską, dla-
tego, że ich to wobec Kiemców i Enropy
podnosi. Za "Władydawa Hermana na-
czelny wojewoda Sieciech był nietylko wo-
dzem sił zbrojnych narodu, ale i wszech-
władnym doradcą monarchy. Obok niego
znajdujemy po ziemiach wojewodów po-
mniejszych, jako wyrabiającą się starszy-
znę rycerską ziemską. Za Bole^wa Krzy-
woustego byli wojewodami: Piotr "Włost
Dunin, Wszebor, Skarbimir i Żelisław.któ-
remn król za straconą rękę na Morawach
miał podarować rękę złotą. Za podzidu
Polski na księstwa liczba wojewodów wzra-
sta, każdy książę musi mieć swego woje-
wodę, a nawet po kilkn. Spotykamy woje-
wodę sandomierskiego, mazowieckiego, lu-
dbyGoot^le
bełskiego, poznańskiego, gnieiaieAskiego,
gniewkowBkie;;;o i innych. "W dokamencie
z r. 1250 znajdujemy: j,dux exerciius ap-
pella/urVf o yew od &'. O dostojeństwie
wojewody za doby Piastów pisze prof.
Stanisław Smolka w znakomitej swej
pracy .Mieszko Stary i jego wiek", str.
165 i 166. Powaga wojewodów szybko
rośnie, widocznie mieli za sobą silną
trsdyi^ę narodową, z którą musieli ra-
chowali się książęta. Urzędy wojewodzin,
skie były jakby ogniwem wyrabiającej
eię konstytncyi narodowej, hamulcem sa-
mowoli książąt i rękojmią wolnoóci dla
ziem. Stara zasada polsko-slowiańska, ie
Bwoi awoimi rządzą, sprawia to, iż ziemia
obstaje za swoim wojewodą nieraz prze-
ciw księciu, a powaga wojewody przewa-
ża powagę samego księcia, oo w później-
szych dziejach polskich rozwinęło się w zga-
bną dla narodu oUgarchję, która przyczy-
niła się do utraty niepodległości. W Lechji
XIII i XIV wieku tyle było województw
ile księstw udzielnych i województwo raz
postanowione nie zatracało się jnż nigdy,
a choć upadały księstwa, nie opadały wo-
jewództwa. Władysław Łokietek np., po-
siadając po ojcu swoje księstwo Brzeskie
ua Kujawach, po bracie Leszku Czarnym
Sieradzkie a po drogim bracie Kazimierza
Łęczyckie, miał trzech wojewodów i trzy
hierarcbje ziemskich urzędników, które
w tych województwach do końca XVIII
wieku przetrwały. Książęta mazowieccy
mieli wojewodów: czerskiego, warszaw-
skiego, i^ockiego, rawskiego i gostyńskie-
go; kujawscy zaś: łęczyckiego, brzeskiego,
inowrocławskiego, dobrzyńskiego, gniew-
kowskiego. Przed nimi, gdy nie było tyle
dzielnic, był na Mazowszu jeden wojewoda
mazowiecki, na Kujawach kujawski. Za
Jagiellonów niektóre województwa pogi-
nęly, bo królowie, zachowując starsze i hi-
storycznie wyrobione, wcielali do nich po-
mniejsze. Tak np. województwo Gostyń-
skie zlano z Rawskiem, O-niewkowskie
z Inowro<^awskiem. Charakter urzędu wo-
jewody, za książąt piastowskich wybitnie
wojskowo-dworski, zmienia się za Jagiello-
nów na godnośó reprezentaoyjno-seuator-
ską. Kiedy Roś połączona została z Koro-
ną, powstają w niej na wzór koronnych
□rzędy wojewodów. Polska nie narzucała
niczego nikomu, a Ruś i Litwa tylko ją
naśladowały, zaohowając u siebie wiele
tradycji miejscowych, wszystko, co chcia-
ły zachować. Tak na Rnsi obok wojewo-
dów w znaczenia koronnem widzimy do
czasów anii lubelskiej wojewodów niższe-
go rzęda, kt^óizy byli w swyoh powiatach
tylko^rodzajem starostów, poborców, urzęd-
ników ekonomiczno-sądowych. W Litwie
było najprzód dwóch tylko wojewodów:
wileński i trocki. Wojewoda żmudzki no-
sił zawsze nazwę „starosty imudzkiego"
i nie był nominowany, jak wszysoy wo-
jewodowie, przez króla, ale wybierany
przez szlachtę żmudzką. Ten sam wyjąt-
kowy, wielki przywilej mida jeszcze szla-
chta białoruska, wybierająca sama sobie
wojewodów: połockiego i witebskiego, gdy
szlachta koronna nie miiUa do tego prawa,
bo król tam mianował wojewodów. Ponie-
waż starszeństwo krzesz wsenacie zale£a-
ło od ich dawnośoi, najwyżej więc siedzieli
wojewodowie polscy, jako najdawniejsi,
potem szli: ruscy, litewscy, pruscy, inflanc-
cy, według tego, kiedy którego urząd był
ustanowiony. Wojewodowie zajmowali
wyższe krzesła nit kasztelani, tylko jeden
wojew. krakowski siedział niżej od kaszte-
lana krakowskiego. Urzędownie wojewoda
miał tytuł Wielmożnego, prywatni tytuło-
wali go Jaśnie wielmożnym. Sami zaś wo-
jewodowie przydawali sobie niektórzy by-
tut jeueralnych; najpierwej zrobił to woje-
woda raski, naśladowali go: kijowski, ma-
zowiecki, czemiechowski. Wojewoda nie
mógł być jednocześnie kasztelanem, pod-
skarbim i nie mógł posiadaó v swem wo-
jewództwie starostwa grodowego, W Li-
twie było to dozwolone, zaś w Prusiech da-
dbyGoot^le
WOJEWÓDZKIE KOMISJE. — WOJSKL
vaDO razem województwo! starostwo, a wo-
jewodowie bywali tam nawet podskarbimi.
"Wojewoda poznański nie mógł byó gene-
ratem, czyli generalnym starostą wielko-
polskim, ale każdy z wojewodów mógł byó
jednocześnie hetmanem wielkim lub pol-
nym. W ostatnich czterech wicach, gdy
wojewoda zmienił charakter wodza na se-
natora i wielkoradcę, a pozostałtylko przy
pospolitem rnazenia w razie wojny, kon-
stytucje sejmowe przypisały rau ró£ne obo-
wiązki niewojenne do sprawowania w swo-
jem województwie. Sądził więc Żydów,
którzy mieli przywilej, i* ich tylko król
lub wojewoda (albo zastępujący go podwo-
jewodzy) sądzió może, zwoływał wiece,
prezydował na sejmikach, mianował nie-
których urzędników, wydaw^ listy ochron-
ne (glejty), ustanawia! taksy i przez pod-
wojewodzych kontrolował po miastach wa-
gi i miary handlowe. Te obowiązki nada-
wały mu właściwie tytuł Itmińakipaia/yna
czyli zwierzchnika województwa. W róż-
nych prowincjach powierzano wojewodom
rozmaite miejscowe obowiązki. W woje-
wództwach pruskich władza wojewody
szerszą była niż w polskich. Miał on tam
pra wojkaraó pieniężnie, skazywHÓna śmierć,
wykonywać wszelkie sądowe wyroki i czu-
wać nad spokojem ogólnym. Uposażenie
wojewodów stanowiły dobra, pewne kary
■ sądowe i niektóre pobory. O urzędzie tym
najobszerniej pisali dawniej Lengnich,
a w nowszych czasach Lelewel i Bartosze-
wicz. W końcu XVI w. państwo moskiew-
skie, naśladując Polskę, wprowadziło u sie-
bie wojewodów i województwa z charakte-
rem jednak zupinie odrębnym. Systemat
ten wojewódzld trwai tam przez cały wiek
XVII i dał następnie początek gnbernjom
i gubernatorom.
Wojewódzkie komisja ob. Komisje
wojewódzkie.
Wojna kokoszą. Gdy w r. 1537 zwołana
przez Zygmunta I na wojnę przeciwko ho-
spodarowi mtrfdawskiemu. szlachta, zgro-
madziwszy się nader licznie pod Lwowem
i Glinianami, długo się burzyła i sejmiko-
wała, a czeladi jej tymczasem łapała kury
po wsiach, wyprawę tę, jak pisze Bielski
i Górnicki, , wojną kokoazową'' nazwano.
Wyraz „wo j n a" znajdujemyjuź wdoku-
mencie z r. 1255.
Wojski, po łacinie Mbunus, urząd je-
den z dawniejszych, bo mamy go w doku-
mentach już od wieku XII. "W r. 1209 wy-
8tępiąjeDzierżykraj/n^»»jkali8ki,r.l230
Sobiesław Iribunus lubelski. Odtąd jnż ci
ziemscy trybuni pojawiają się ciągle po
dyplomatach. Wojscy byli nietylko ksią-
żęcy. Panowie, naśladując książąt, miewa-
li także oficjalistów pod tą nazwą: tak pod
r. 1350 nazwany już jest po polska „woj-
ski", którego mirf w swych dobrach Ma-
ciej z GKilanczewa, biskup kujawski. Tacy
wojscy bywah poborcami opłat i stróżami
porządku publicznego, może przywódcami
pachołków i milicyi nadwornej. Wojscy
ziemscy byli, jak się zdaje,zaBtępcami kasz-
telanów, strażnikami zamków, powiatów
i ziem, stróżami spokoju, gdy rycerstwo
wyszło na wojnę. W Polsce piastowskiej
każda okolica ludniejsza miała warowne
grodzisko do schronienia okohczoej ludno-
ści i jej mienia przed napadem nieprzyja-
ciół. Gdy rycerstwo wyruszyło w pole,
a jego rodziny, dobytek i kmiecie zbieieli
do takiego okopu, musiał być przecie mąż
wojskowy, który nad spokojnością powia-
tu ozuwał, pilnował porządku i bezpieczeń-
stwa zamka, służącego za schronisko rodzi-
nom. Takimmężemopiekańozym był .woj-
ski".G/Jykażdyszlachcic, który tylko broń
mógł nosić, musieć śpieszyć po trzecich wi-
ciach do boju, jeden wojski, a był nim zwy-
kle posiwiały rycerz, zostawał na straży
powiatu, grodu i rodzin osieroconych. Stąd
urosła tradycja, że dawny wojski był
z nrzędu opiekunem żon, matek i córek
szlachty, która poszła na wojnę. „Wojskich
powiuność była przestrzegać bezpieczeń-
stwa w swych ziemiach, skoro szlachta wy-
dbyGoot^le
462
WOJSKI. -^WOJSKO.
<ń4gnie na pospolite raszenie*, powiada
Skrzetoski w „Prawie politycżnem oaroda
polskiego". Zygmunt I na żądanie szlach-
ty ustanawia coraz nowe urzędy wojskich,
zapuwna zamkowych, bo ziemscy byli ja2
wszędzie. Ale się wkrótce opatrzył, £e było
ich za dużo, więc na sejmie r. 1538 posta-
nowił, że nowi wojscy zostaną dońmierci
na swych urzędach, które potem ustaną,
i król już nowych nie zamianuje, tylko sta-
re orzędy będzie rozdawfJ zakażonym wo-
jakom. Zygmunt August r. 1550 stanowi,
że tyiko tych nowych wojskich przy urzę-
dach pozostawi, którzy mają zamki, a to
dlatego, 2eby sił pospolitego mszenia nie
amniejszaó. "W Koronie wojski większy
ziemski miał stopień między łowczym a pi-
sarzem ziemskim, wojski zaś mniejszy był
urzędnikiem przedostatnim. "W Litwie woj-
ski mi^ wyższą godność, bo szedł po sę-
dziach, a przed stolnikiem. Kijowszczyzna,
"Wołyń i Podole pr^jmują dla wojskich
hierarchję koronną w czasie Unii lubel-
skiej, ale Bnś Czerwona ma już wojskich
wr. 1436, tylko w województwach pruskich
nie było wcale tego urzędu. Wojski sądził
Żydów w zastępstwie wojewody. Wieszcz
Jan Kochanowski, który odrzucił krzesło
senatorskie kasztelana połanieckiego, przy-
jął r. 1579 urząd wojskiego w wojew. San-
domierskiem. Prawo nakazywało, iż „mie-
szkanie w zamkach tak podstarości, jako
i wojski ma mieć". Gdy rycerstwo wycią-
gnie na kresy, a wtedy w opuszczonych
okolicach pojawiały się rozboje i swawola,
„więc wojscy i sędziowie grodzcy dostatku
żelować niehędą,żehytohultajstwo chwy-
tać". Wyrażenie konstytncyi, iż „dostatku
żałować nie będą", odnosi się do tego, że
niektórzy wojscy mieU uposażenie pewne
z dzierżaw koronnych i takich nazywano
beneficiałi, obdarowani. Beaeficiati są tyl-
ko wojscy więksi, t, j. ziemscy i grodowi,
którzy rządzili pozamkach. Tylko w Litwie
nie rozdwoili się wojscy, ale był jeden
w każdym powiecie, a za to zasiadł między
dygnitarzami „wojski Wielkiego Księstwa
Litewskiego', jakiego w Koronie niebyło.
To też Lengnich powiada, że .trzech jest
w Litwie generalnych dygnitarzy, których
niema w Koronie: jeometra, wojski i piwni-
czny. Ostatnim wojskim W. Ks. Litewskie-
go był Michał Zaleski, zasłużony pos^ tro-
cki na sejm czteroletni. Wojskich zamko-
w^ych wcale już nie widaó wiYIII wieku,
bo i zamki szły w minę i pospolite msze-
nie było powoływane.
Wojsko. O dawnem wojska w Polsce
znajdują się w naszej Encyklopedyi od-
dzielne artykuły; Artylerja polska, Jazda
polska. Piechota polski, Krakusy, Strzelcy,
.Szafi^/e^ćrtiTcifi wiele pomniejszych, opraco-
wanych przez p. Bronisł. Ctembarzewskiego
dla niniejszego wydawnictwa. W uzupeł-
nieniu powyższych wiadomości podajemy
tu jeszcze nadesłaną nam przez p.B.Oemh.
notatkę o Pet y hercach, któranie mo-
gła być pomieszczona we właściwem miej-
scu z powodu ukończenia druku litery P.:
Brygada2-akawaleryi narodowej Wielkie-
go Księstwa Litewskiego nosiłanazwęPe-
tyhorskiej lub Fińskiej. Część tej brygady
po drugim rozbiorze kraju była zajętakor-
donem i zaliczona do wojska rosyjskiego.
Lecz w r. 1794 Józef Kopeć, major tejże
brygady, bez wiedzy brygadjera Chomiń-
skiego i przygotowawszy się sicrycie, ru-
szył z pod Owrucza przez Korzec, Anno-
pol ku granicy polskiej, przeprawiając się
wobec nieprzyjaciela przez Słucz, Hoiyń
i błota, używając fortelówwojennych, wy-
mykając się otaczającym go silnym od-
dzidom przy szybkości pochodu, pomyśl-
nie dostał się do Krzemieńca. W okolicach
tego miasta połączyły się z brygadą Pety-
horską i inne korpusy oraz 4 dziada, nad
którymi ohj^ dowództwo pułkownik Gra-
nowski. Przed 10 maja część tej brygady
złączyła się z wojskami Kościuszki. W d. 18
maja bronUa przeprawy przez Bag pod
Dubienką, d. 27 lipca odznaczyła się w wal-
ce z Prusakami pod Wolą, a dnia następ-
dbyGoot^le
Do arL .WOJSKO* t. IV, atr. 463, (Enc. Siar.).
WOJSKO W. KS. UTEWSKIEGO (r. 1775).
BRYGADA KAWAI.ERYl HARODOWEJ ZWANA PETYHORSKĄ LUB PttISKA,.
(r. 1775 - >785)-
Według albumu R)iEpe'go z r. 1775.
.yCoogle
.,Goo<^le
LVOLA. - VOLUMINA LEGUNf.
nego pod Powązkami. W d. 20 września
wysl^ Ko^cinszko tą brygadę na pomoc ge-
ueri^owi Sierakowskiema. W bitwie pod
Maciejowicami Kopeć, któiy został do-
wódcą tej brygady, chcąc torować drogę
KościoBZce, trzykrotnie ranny, został wzię-
ty do niewoli D. 2 listopada w stanowisku
na Pradze brygada Petyhorsks Uczyła już
tylko głów 435, gdy na początku kampanii
siła jej wynosiła okirfo l,0001adzi. B.Gemb.
Wola. Wyraz ten w staropolszczyinie
miał to samo znaczenie co wolność. Stąd
ziemię pastą, oddaną osadnikom z nwolnie-
niem ich na pewną liczbę lat od wszelkich
służb, powinności i czynszów dla dziedzica,
nazywano wolą. Od nazwy dóbr, w któ-
rych wola została założoną, otrzymała wła-
ściwą swą nazwę w formie przymiotniko-
wej. Wole i wólki takie zaczęły powstawać
w XIII w., ale najwięcej założono ich
w XIV w. W dokumentach spotykamy pod
r. 1254 po raz pierwszy nazwę: „Wola".
Obecnie istnieje na przestrzeni Królestwa
Kongresowego 301 wsi z nazwą Wola,
257 z nazwą Wólka, 30 z nazwą WoUca,
oprócz tego jest 2 Wolnice, I Wołczyna,
1 Wolna, ł Woleń i 10 wsi z nazwą Lgo-
ta, która miała niewątpliwie to samo zna-
czenie, a także jest jeszcze Lgoczanka
i Lgów.
Wolant — snkoia lekka niewieścia ele>
gantek z doby saskiej. Minasowicz powia-
da: „Stasznaż stroić się żonie w wolant
z wiatru szyty. By nagością świeciła przez
obłok rąbkowy". Tę samą nazwę nosiła
i zabawa towarzyska, która była tem dla
dorosłych, czem piłka dla dzieci. Służący
do niej wolant robiono z korka w ksztri-
cie połowy rozciętego wzdłuż jaja, obszy-
tego skórką jerchową, gaionkami i najeżo-
jiego dokoła piórkami niby ptaszek dla
lepszego polotu. Do podrzucania takiego
-wolantaslniyłyrakiety leszczynowe lab
ozeremchowe z rozpiętą na nich siatką
z strun kiszkowych.
Woltyier W każdym palka piechoty
polskiej ostatnich czasów były 3 rodzaje żoł-
nierzy: grenadjerowie, fizyljerowie i wol-
tyżerowie. Ci ostatni wybierani z ludzi do-
brego sprawowania, wytrwałych, odważ-
nych i ruchliwych, choć szczni^ydi i niz-
kich, 'prinili służbę wywiadowczą przed-
niej straży. B. Gemb.
Volumlna legum Pod tym tjrtolem wy-
dany zostt^ poraź pierwszy w wieku XVIII
ogólny zbiór wszystkich praw polskich
w ośmiu wielkich tomach. Pierwsze 6 to-
mów wyszły przy pomocy biskupa Józeia
Załuskiego, założyciela sławnej bibljoteki,
a staraniem Stanisława Konarskiego, zna-
komitegoreformatora szkółw Polsce, wy-
drukowane wiatach 1732 — 6, u księży pi-
jarów w Warszawie. Tom I-szy w języka
łacińskim obejmuje .Statut Wiślickł" Ka-
zimierza Wielkiego, oraz następnych kró-
lów prawodawcze dzieła do r. 1548. Tom
Ul-gi konstytucje czyli uchw^y sejmowe
od r. 1560 do 1609. Tom Ill-ci od r. 1611
do 1640. Tom IV-ty od r. 1641 do r. lG6a
Tom V-ty od r. 1669 do 1697. Tom VI-ty
rozpoczyna się z r. 1697 i zawiera w sobie
uchw^y sejmowe z czasupanowania Augu-
sta II Sasa, dalej .Pakta i przywileje księ-
stwa Knrlandzkiego", oraz obowiązującą
w województwach pomorskich .Korrektn-
rę Pruską". Za 'Augusta III nastąpił tyl-
ko jeden sejm, nazwany pacyfikacyjnym,
w r. 1783, inne nie doszły, i na tym koń-
czy się tom Yl-ty. Pijarzy warszawscy wy-
dali pó&niej w 1780 ostatnie dwa tomy,
t. j. VII-my i VIII-my, które zawierają
czynności sejmowe pod Konfederacją po
śmierci Augusta III i pod panowaniem Sta-
ni^awa Augusta do r. 1780. Do pierw-
szych sześciu tomów ułożył pracowicie re-
jestr, zwany inwentarzem, czyli skoro-
widz, ke. żeglicki,dodwuchzań ostatnich
księża: Ostrowski i Waga. Po r. 1780 było
jeszcze w Bzptitej 5 sejmów wiatach: 1782,
1784,1786, czwarty czteroletni od 7 paź-
dziernika 1788, który uchwalił w r. 1791
dbyGoOt^le
464
WOfcOCZEBSE. — WOŹNICE.
konstytncję majową i grodzieński r. 1793,
który obalił całą badowę sejma wielkiego
i dragiego rozbioru krają był świadkiem.
Uchwały tych 5-ciu sejmów są oddzielnie
dmkowaae. W latach 1859 — 1860 nastą-
piło nowe wydanie nWolominów legum*
w Petersbarga nakładem i drukiem Joza-
fata Ohryzki, który zamierzał wydaó jesz-
cze tom IX-ty i X-ty. Jakoż uskuteczniła
potem wydanie tomu IX-go Akademja
Umiej, w Krakowie.
Wiłoczebne ob. W I ó c z e b n e.
Wołosi. W XVI w. pojawiła się w Pol-
sce lekka jazda wołoska, organizowana jak
polska z pocztów towarzyskich, uzbro-
jona w łnki i rohatyna bez zbroi. Cefali
w w. XVII tak tę jazdę opisuje: .Wołosi
są jazdą złożoną z ludu wołoskiego, uży-
wani są do podjazdów, niepokojenia nie-
przyjaciela i dostawania języka; lekko są
uzbrojeni: łuk, pistolet i pałasz są ich bro-
nią. !£Tiektórzy z nich opatrzeni bywają
w karabin, przedniejsi noszą pancerze. Są
wielcy rabusie, ale bitni. Liczba ich w woj-
sku połskiem nie dochodzi 20 chorągwi".
W kompncie wojsk Rzplitej dotrwali do
r. 1717. "W wojskach prywatnych u ma-
gnatów polskich nazwa chorągwi woło-
skich czyli lekkich przetrwała a2 doczasów
Stanisława Augusta. B. Gemb.
Wołoskie wale, czyli osiadłe na prawie
wołoskiem, głównie w dawnem wojewódz-
twie Ruskiem (dziś Galicyi wschodniej)
"W każdym prawie Uniwersale 'poboro-
wym znajdujemy o nich wzmiankę, po-
cząwszy od aniwers^u z r. 1578 ( Vol.Leg.
II., f. ffS2). Byli to osadnicy, garnący się
do Polski z W(^032czyzny (gdzie widocz-
nie znajdowali lepszy byt niż u siebie),
a jak Moraczewski utrzymuje, Słowacy
zakarpaccy. O wsiach wołoskich pisał
Aleksander Stadnicki.
Wołotzka — suknia męska krojem wo-
łoskim, noszona w XVtII w.
Wotkobojnla. ^Woskownia, woskoboj-
nia — powiada Knapski — miejsce, gdzie
wosk wybijają". Hobotnia, w której kolo
wosku robią, a więc przedewEzystkiem prze-
lewają go na świece i świeczki dla użytku
domowego i kościelnego, oraz wota pod
kościołami, zwłaszcza w czasie odpustów
jako ofiary na światło kościelne kupowa-
ne. Woskobojnie bywały zwykle topnia-
mi nietylko wosku ale i łoju, a stąd miały
swoje kramy, w których sprzedawały za-
równo świece woskowe i pierniki, jak i my-
dło. Ponieważ nadmierna konkurencja dro-
bnych zakładów przemysłowych zwykła
doprowadza je do npadku, więc tak jak
dziś w celu podtrzymania bytu różnego
przemysłu powstają rozmaite syndykaty,
tak dawniej zastępował ich miejsce przy-
wilej królewski, np. kr. Władysława (War-
neńczyka), dozwalający w r. 1443 magi-
stratowi miasta Kołomyi zalotyi własną
woskobojnie na korzyść całego miasta,
w której oczywiście każdy mieszczanin
obowiązany był wosk swój na wyroby ja-
kie chciał przetapiaó, nie mogąc zakładaó
własnej fabryki. Takich przywilejów istnia-
ły na obszarze dawnej Polski liczne setki,
bo każde prawie miasto musiało mieó swo-
ją woskobojnie. Poza miastami, więc już
bez przywilejów królewskich, miewali na
swoich terytorjaeh woskobojnie i blechy
czyli bielniki wosku magnaci i niektóre
klasztory (np- Braniccy w Białymstoku),
gdzie wyrabiano na potrzeby dworskie
i kościelne świece woskowe w lepszych ga-
tunkach. Pod koniec XVIII w. istniały je-
szcze bielniki wosku w Grodnie (założony
przez podsk. A. Tyzenhauza), w Przemy-
ślu, Lwowie i t. d. R. 1793 wywieziono
okrętami z Gdańska 5,947 kamieni wosku
polskiego.
Woźnice zakonników. U woźniców do-
minikańskich i bernardyńskich był zwy-
czaj, że gdy się zjadą z księżmi na kapitułę
do klasztoru, jeden z zakonników miejsco-
wych bywał naznaczony koninszym, lecz
oni wybierali z pomiędzy siebie marszał-
ka, instygatora i 2 patronów. Marszałek
dbyGoot^le
■WOŹNIKI. — ■WOJT.
465
{którym zwykle by wrf woźnica prowincja-
ła lob miejscowego przeora) zbierał skład-
kę na wotywę, której elachali parami kl^
cząc z biczem w ręku, obchodził stajnie
wraz z instygatorem i patronami, a jeśli
znaleźli gdzie nieporządek i jeśli który
w stajni nie nocow^, marszałek liczbę
plag wyrokował, patronowie trzymali a in-
stygator wymierzał, opatrzywszy wprzódy
czy niema jakiej pod ubraniem podkładki.
Woiniki. Tak nazywano dobre konie
pociągowe czyli robocze, sprzężajne, które
każdy szlachcic starał się mieć własnego
chowa.
Woźny, słaga publiczny, a2y wany da-
wniej do ogłaszania dekretów sądowych,
wręczania pozwów i zeznawania relacyi,
od wożenia doknmentów nazwany wo-
źnym. Nazwę woźnych mamy JDż w do-
kumentach z XUI w., np. podr. 1238 czy-
tamy _^cfldMj tiosni (Jakób woźny) i Svan-
tos vosni (Świętosz woźny). "Widocznie
za Piastów nazwa ta była już upowszech-
niona. Kazimierz "Wielki postanowił, aby
tylko wojewoda, jako sądownictwu ziem-
skiemu przewodniczący, mianował woź-
nych, sądził ich za wykroczenia i pobierał
grzyw Dy za wyrządzone im krzywdy.
Woźny, po łacinie ministenalis, był odtąd
przez wojewodę mianowany, czyli, jak
dawniej mówiono: autentyko wany,
poBtrzyżony, łonsus (nie, jak się myl-
nie Lindemu zdawało, postrzegany), a jeże-
li miał upoważnienie na całe województwo,
to zwano go potocznie „generałem* z ła-
cińskiego gentralis ministerialis. Statut
Kazimierza Wiel. z r.l347 stanowił, że gdy-
by woźny pozwał togo bez rozkazu sę-
dziego, podlegał za tokarze utraty urzędu,
całego mienia swego i wypalenia na twa-
rzy znaku. Długosz pisze w KY w., że usta-
wy uchwalone na zjazdach ogłaszali wo-
źni w imieniu króla i z jego rozkazu na
rynkach i placach miejskich (r. 1455). We
wsiach opustoszałych woźny obowiązany
był pozew wszczepić w drzewo i zatknąó
Encfktoppdji stanpolski, t. IV.
W ziemię, a potem w najbliższej wsi albo
parafii opowiedzieć, co uczynił. Kromer po-
wiada, te woźnym, których sługami ziem-
skimi nazywają, wszelka wiara dawaó się
zwykła, lubo to są Indzie zwykle niepiś-
mienni i gminni, ale przy każdej czynności
powinni mieć jednego lab dwóch świad-
ków ze szlachty. Typową postać staro-
polskiego woźnego na Litwie dał nam Mic-
kiewicz w Panu Tadeussu.
Wójt, z niemieckiego wyrazu Vogt, zwa-
ny niekiedy rychtarzem, zwierzch-
nik miejski, to znaczył dawniej w mia-
stach, co dziś burmistrz lub prezydent,
a przytem posiadał jeszcze władzę sądo-
wą. G-dy za Piastów zakładano miasta na
prawie niemieckiem, ten, który uzyski
przywilej, albo był w mieście na to wybra-
ny, zostawał wójtem. Wójtów miejskich
mamy już w wieku Xtl. Mieli oni oddziel-
ne przywileje i wolni byli od stawania
zbrojnego pod chorągwią.^ Bolesław V
(Wstydliwy) w r. 1257 nadał prawo nie-
mieckie dla Krakowa i wójta w nim po-
stanowił. G^dy w. r. 1311 mieszczanie kra-
kowscy pod wodzą wójta Alberta podnie-
śli bunt przeciwko Wł. Łokietkowi, ten
ukarał ich za to odebraniem prawa swo-
bodnego obioru wójta. Tak jak sołty-
stwa były po wsiach, tak wójtostwa
pierwotnie tylko po miastach. W kardem
mieście, zwłaszcza królewskiem, znajdowa-
ło się kilka łanów ziemi, rodzaj folwarku,
który oddawano na utrzymanie dla wójta
i stąd dostawał nazwę wójtostwa. Oprócz
miast, rządzących się prawem niemiec-
kiem, zakładano miasta na prawie pol-
skiem, i stanowiono także wójtów tylko
bez podobnej jurysdykcyi sądowej jak
niemiecka. Następnie pojawili się wój-
ci i w miasteczkach prywatnych czyli
dziedzicznych, a nawet dominjacb wiej-
skich, gdzie sądzili drobniejsze sprawy
w zastępstwie swych dziedziców. W mia-
stach na prawie niemieckiem wójt obie-
rany był z pośród rajców, a sądził razem
dbyGoot^le
466
WÓJTOWSKIE SĄDY. — WÓZ TRYUMF. SOBIESKIEGO.
Z ławnikami, wójtostwa swego sprzeda- I
va6 nie miał prawa. Fo wioskach byt I
przywódcą i jakby obroAcą włości wójt
dożywotni i sądził osobiście lub przez swe-
go zastępcę, wybierany przez gromadę
a zatwierdzany przez pana lab wybierany
przez pana a zatwierdzany przez gromadę ,
Tak wójci wiejscy doby jagiellońskiej za-
stąpili większość sołtysów doby piastow-
skiej. W r. 1550 uchwalono, aby wszyscy
wójtowie i sołtysi do wojennej sloiby byli
obowiązani, a wójtowie i sołtysi u panów
dachownycdi aby na przys^ym sejmie
przywileje swoje okazah, czego jeżeli nie
aczynią, do słatby wojennej będą obo-
wiązani. O wójtach było dosyó przysłów
polskich, np.: .Idąc do wójta, oba się
hójta", .Czyja sprawa? — wójta, kto są-
dzi? pan wójt", Jaki wójt, taka i gromada' ,
„Nie pójdziemy do wójta" i t. p. Legendo-
wa postać Brózdy, który był jakoby za
Kazimierza Wiel. wójtem łobzowskim,
posłotyła za temat na scenę dwom anto-
rom nowoczesnym, a mianowicie Konst.
Majeranowfikiemu, który napisał ^owado
opery; „Kazimierz Wielki i Brózda" {Kra-
ków, 1822 r.) i Józefowi Korzeniowskiemu,
twón^ libretta p. n. .Bokiczana (War-
szawa, 1859 r.).
Wójtowskie sądy ob. Sądy wój-
tów s k i e.
Wóz tryumfalny SobtasUego- Fo odsie-
czy wiedeńskiej ofiarował wdzięczny Wie-
deń (który dziś ledwie mizerną uliczkę
nazw^ imieniem swego zbawcy) Janowi
III wóz tryumfalny ozdobiony baldachi-
mem, figurami złoconemi i trofeami, któ-
ry kosztowi miasto 3,000 dukatów. N^aj-
starszy syn Sobieskiego, królewicz Jakób,
mieszkając od r. 1712 do 1726 wOlawie
na Śląsku, którą trzymał zastawem, prze-
chowywE^ wóz pamiątkowy w swojej ślą-
skiej rezydencyi i nie przeprowadził go
do Żółkwi, w której zmarł w r. 1737. Oła-
wa w r. 1741 zajęta została przez wojska
pruskie, aFryderyk II podarował całą po-
zostałość po naszym królewiczu generało-
wi Kleistowi. Czasopismo berlińskie „Bar"
pisze w r. 1900, że generał Henning Ale-
ksander V. Kleist kazfJ wytoczyć wóz ten
przed Fryderyka i przymówił mu się o nie-
go. Król nie odmówił żądanego poda-
runka genen^owi i dodał Kleistowi jesz-
sze iune rzeczy pozost^e po królewiczu
polskim, a tylko potem w r. 1743 zapyty-
wał czy niebyło tamjakidi papierów kró-
lewskiej rodziny Sobieskich. Po ukończe-
niu pierwszej wojny śląskiej zabrał Kleist
wóz Sobieskiego do swego Baddatza na
Pomorze i zrobił z niego w zborze kazal-
uicę, gdzie go dotąd oglądać można. Bal-
dachim przytwierdzono powrozami do sn-
fitn kościelnego, a do dawnego wozn wcho-
dzi się z tyłu po małych schodkach. Pod bal-
dachimem pozost^ dotąd napis: „ Currus
triumphalis Jokannis Sobiesky, Regis Po-
lonorum'^. Widać na nim również tarczę
herbową Sobieskich Janinę, orła bitnego
i monogram J. S. B. P. a nadto tureckie
trofea: turbany i halabardy. Cały wóz
jest złocony, a większa pola ozdobione są
pięknem złocistem malowaniem, przed-
stawiającem alegoryczne postaci genju-
szów, sławy i świetne armatury. Kleist nie
omieszkał na przedzie wozn namalować
herb swój (2 trąby wczerwonem polu), ale
pod nim widać dzisiaj błyszczące dawne
złocienie. Po obu stronach herba wypisał
swe imiona, tytuły i r. 1742. Złocone koła
wozn — ^jakpodajeberlińskle pismo .Bar" —
st^y do r. 1806 za ołtarzem zboru, lecz
zabrane stąd zostały przez Francuzów
w ich pochodzie przez Prusy. Ówczesny
właściciel Raddatzu, pułkownik Leopold
Kleist, daremnie się starał, aby ma je
przy zatwierdzeniu pokoju w r. 1815
zwrócono. Czy nie godziłoby się dziś jesz-
cze, aby który z Polaków, jeżdżących do
Fraucyi na próżniactwo i zabawy, zrobił
sumienne poszukiwania tej pamiątki po
muzeach i przy pomocy ogłoszeń we wła-
ściwych czasopismach naukowych?
dbyGoot^le
wóz SKARBNY.— WYBRANIECKIE ŁANY.
467
Wózskarbny ob. Skarbnik.
Wpis. Po wydania pozwu następowE^
w procesie wpis, t. j. powód szedł do pisa-
rza sąda i do rejestru spraw dyktował imię
swoje, pozwanego i treść skargi, płacąc
pisarzowi 3 dp. (za Stani^wa Augusta).
Kalda sprawa miała sw6j numer, podług
którego woźny przywdywiJ strony na
wokandzie.
Wrfga — żebro sosnowe lub dobowe
w statku wodnym, zwykle z krzywej galą-
zi lub większego konaru łukowato wyro-
bione.
Wrotfti wiodące z drogi na podwórze,
nawet przy ubogich dworkach ogrodzo-
nych płotem chródcianym, bywały zwy-
kle już za doby Jagiellofiskiej wysokie
i pod daszkiem wspartym na dwuch słu-
pach. Jeden z piękniejszych utworów Sy-
rokomli (Ludwika Kondratowicza) nosi
tytuł -Stare wrota'. Wrota bywały zwy-
kle otwarte.
Wr6żby zamąipójścia i ożenku. Przy-
toczenie wszystkich pod tym względem
zabobonów przechodzi zakres niniejszej
encyklopedyi. O przedmiocie tym jest da-
żo szczegółów rozrzuconych w Kolbergn
i czasopismach etuograficznydi. Eto mniej
ma czasu na poszukiwania w źródłach,
znajdzie prawie wszystko zebrane wdzię-
ku Ł. Gh^ębiowskiego ,Lud polski", str.
153,154, 319 — 324 (Warszawa, 1830 r.)
i w Z. Glogera ,Roku polskim", str. 374 —
379. O wróżbach długiego życia ob.
Ł. Gołębiowskiego „Gry i zabawy', str.
278 (Warsz. r. 1831), owróżbach iprogno-
stykach rolniczych ob. Z. Glogera „Kok
polski", str. 133, 240, 330 i 372 (Warsza-
wa, 1900 r).
Wrzeeiądz, pierwej rzeciądz, łań-
cuch żelazny u drzwi od środka budynku,
zapora, nużąca do zamknięcia. Knapski
pisze: ,t)ziś wrzeeiądz, łańcuszek krótki
u drzwi". Mówiono: .zawrzeć na wrze-
eiądz, zamknąć wrzeeiądz ze skobla". Po-
tocki w Argenidzie: „Idzie do komory
i wrzeeiądz chce założyć". Dmochowski
w Iljadzie: „Otwarli bramy, wrzeeiądz
uchylili gruby'. Wyraz od wieczny wrze-
eiądz wyparty został przez spolszczony
łańcuch z niem. Lehnzug.
Wrzeciono — narzędzie używane do
przędzenia, w kształcie prątka, przed upo-
wszechnieniem się kołowrotków. Koniec
osi, na którym obraca się k(^0 u wozu,
zowie się również wrzecionem. W młynach
wrzecionem zowią żelazo, naktórem cewy
s\ai^{Solski, Arch.). Przez spodni ka-
mień młyński wrzeciono przechodząc
zwieizchni obraca. Jest wrzeciono i u żarn.
Wrzecionem w ludwisarni zowią wał stoż-
kowy z drzewa, na którym jak na rdzeniu
robi się wzór glinianej armaty. Nazywa
się też wrzedonem przy laniu bomb żela-
zo rdzenne, na którem robi się dusza gli-
niana (Jakubowskiego „Nauka artyleryi",
1784). Krewni ,po wrzecionie" znaczy to
samo co ,po kądzieli", czyli ze strony mat-
ki. Bękarci mają krewnych tylko po wrze-
cionie nie po miecza, t. j . ze strony matki.
Współka (societas). Spółki knpieckie
istniały tylko po miastach, a stąd znajdu-
jemy o nich przepisy w prawach miejskich,
np. Glossa do art. 12-go księgi I Speculi
Sazonum, tudzież w /im Culmense. O-
strowski w „Prawie Cywilnem' (t I, str.
283) pisze tylko, że w sprawach kupiec-
kich, do Sądn Komisyi Skarbowej nalej^ą-
cyc^ samą dusznością i handlowych na-
rodów zwyczajami u nas się rządzono a
podstawą do rozstrzygania sporu była n-
mowa zawiąznjąca wspÓłkę.
Wstępni krewni w prawie polsldem
byU to mianowicie: ojciec, matka, dziady,
baby, pradziady, prababy, prapradziady
i praprababy, którzy w prawie za rodzi-
ców są miani.
Wwlązanla ob. Intromisja {Enc.
Star. t. ir, str. 276).
Wj^ranleckle łany w królewszczy-
znach, z których utrzymywany był wy-
braniec do piechoty łanowej, wysyłany je-
dbyGoot^le
468
WYBRAŃCY.— WYCHOWANIE.
den z kaidjcb 20-ta łanów, czyli dymów
kmiecych.
Wybrańcy. Król Stefan Batory, celem
atworzenia stałej piechoty, postanowił w
r. 1578 ( yol. leg. II, f. 979), aby z miast,
miasteczek i wsi królewskich, każdych 19
gospodarzy wybierało i wysyłało na woj-
nę 20-go pachołka dobrego i sposobnego.
Każdy wybraniec taki miał się porządnie
z rusznicą, szablą i siekierą a dziesiątnicy
z dardami i dobrze odziano wyprawować.
Wybrańcy zostawali wolni od wszelkich
czynszów, robót i słożb należnych staroście
albo dzierżawcy, co askateczniaó za nich
powinni drudzy poddani królewscy. Na
starostów, ekonomów i dzierżawców kró-
lewszczyzn, którzyby wybrańców na po-
sługę Rzplitej laudo puhłico uchwaloną
nie puścili lub do robót jakich i podatków
przymuszali, uchwalono w r. 1616 winę
grzywien 500. Postanowiono wówczas
również, aby wybraniec przez ptM roku
służył o swojej strawie (t, j. danej mu
przez jego wyborców), a potem gdyby był
dłużej na wojnie zatrzymany, Pisarz pol-
ny miał ma wypłacać po kopie groszy
na miesiąc. {Ob. Piechota polska,
Enc. Star. t. III, str. 342). "Wszystkie u-
chwały sejmowe oWybrańcach poda-
ne w Vol. leg. odszukać łatwo podlngin-
went. wwyd. Ohryzki s. 579—682. Ob.Pie-
chota polska, Enc. Siar. i. III, str. 340.
WychopieA czyli podpłomyk, chleb
w małych bułeczkach nie w piekarnika
ale przy ogniu, t. j. płomieniu, upieczony.
Wychowanie młodzieży, a właściwie
zwyczaje szkolne opis^ z Kitowicza i wła-
snych wspomnień Ł. Gołębiowski w dzieł'
ku „Domy i dwory" (Warszawa, r. 1830,
str. 289—296). Treść tego rozdziału sta-
nowią wiadomości o życiu szkolnem z do-
by saskiej, edukowaniu dzieci od lat sie-
dmiu, karach szkolnych, ławie osłów, ko-
ronie słomianej, ilości klas, patrjarchach
filozofii, dyrektorach, konwiktach, kale-
faktorach,paaprach, emulusach, dyktato-
rach,imperatorach, audytorach, cenzorach,
rejestrze swywolnych,karz6tó/wnw(ob.)na
cenzorów, wakacjach, rekreacjach, pen-
sach, zabawach, repetycjach, deklama-
cjach, sejmikach, djalogach, egzortach,
kartkach miesięcznych, spowiedzi, sądach,
traktamentach, nienawiści wzajemnej
szkół jezuickich, pijarskich, akademickich,
o bitwach i doktoryzacjach, o znaczeniu:
pars romana, graeca^ laudes, auditor audi-
torum, nota linguae, morum, exercilia de
promolłone i t d. W XVI w. literatura
polska posiadała dwa dziełka w sprawie
wychowania dziatek, a mianowicie w ro-
ku 1558 Erazm Gliczner, jeden zuczeń-
s^ch protestantów polskich, filolog, pe-
dagog, teolog, historyk i poeta, wydał w
Krakowie, przypisawszy Jurgie wieżom,
książętom słuckim: „Książki o wychowa-
niu dzieci bardzo dobre, pożyteczne i po-
trzebne, z których rodzice ku wychowania
dzieci swych naukę didożną wyczerpnąć
mogą". Jest to dziełko bardzo ważne, bo
do historyi obyczajów i wychowania do-
mowego prawie jedyne. Drugie bowiem
wydane w r. 1564 przez Karciua Kwiat-
kowskiego z Różyc p. n. , Książeczki roz-
koszne a wielmi użyteczne o poczciwym
wychowania i w rozmaitych wyzwolo-
nych naukach ćwiczeniu królewskich, ksią-
żęcych, ślacheckich i inszych stanów dzia-
tek" i t. d. jest tylko tłómaczeniem dzieł-
ka napisanego po łacinie przez średnio-
wiecznego włoskiego pedagoga Yergerja-
sza p. t. De ingennis moribus ac liberali'
bus studii. Dzidko Kwiatkowskiego na-
leży dzisiaj do najrzadszych, bo znane są
dwa tylko jego egzemplarze: jeden w uni-
wersyteckiej bibljotece w Królewcu a dru-
gi w bibljotece kórnickiej pod Poznaniem.
Wyderkaffy, wyderki. Nazwa pocho-
dzi od niemieckiego wyrazu Wiederkauf.
Zakupowanle czynszów czyli dochodów z
nieruchomości w pewnej oznaczonej kwo-
cie. Zakupienie to można było odkupić
za zwrotem sumy szacunkowej. W gnm-
dbyGoot^le
WYPZIAĆ. — WYKUSZ.
4&&
cde rzeczy nie było to nic inoeiio, jak po-
bieranie procenta pod jonną zakapienia
dochodu, a prawo z r. 1635 postanowiło,
aby czynsz roczny od każdego sta wyno-
sił po zł. 7. "Wierzyciel przecież, czyli
moiemany nabywca, nie mógł wypowia-
dać kapitału, co tylko mógł aczyntć dla-
żnik, płacący czynsz. To wtańoie zastrze-
ieoie prawa odknpa zw^o się po niemiec-
ka Wiederkauf. Był jeszcze w Polsce in-
ny rodzaj wyderka, mianowicie sprzedaż
dóbr z warookiem, że sprzedającemn wol-
no za zwrotem szacankn odkapió dobra.
Był to rodzaj zastawa. Kb. Marcin Śmi-
gielski, jezuita, w czasach Zygmunta III,
aator broszory p. t. „O Lichwie i o "Wyder-
kach, Czynszach, spólnych zarobkach,
Najmach, Arendach i o Samokupstwie",
mówi, że wyderkaffy były kontraktem po-
spolitym po wszystkiej Polsce i Litwie. O
wyderkafFach ob. w ,Encykl. Kośdelnej"
t. XXI, str. 372.
Wydzlać drzewo znaczyło w języka
bartników polskich zrobić w rosnącem
drzewie baró czyli dzień na pszczoły.
Wydziedziczenie. Prawo polskie nie
zasXo wydziedziczenia. Rodzice nie mie-
li prawa dzieci swoich wydziedziczać a
dzieciom słnżyła akcja przeciw posiada-
czom dóbr aljeaowanych. Za niegodnych
do brania spadkn iiznani byli tylko ci,
którzy spadkodawcę zgładzili ze świata, a
niegodaośó ta posunięta była słusznie i do
ich dzieci. Spadek brali w takim razie
dalsi krewni. Statnt Litewski dopuszczał
wydziedziczenie z siedmiu przyczyn w
rozdz. VIII, art. 7-ym wyszczególnionych.
W prawach miejskich znane było wydzie-
dziczenie z przyczyn oznaczonych {Reper-
torium /uris Hanowa voce exhaeredałw.
Lipski Ceniuriae 11, semis ohseruatio /_j).
Wydzwonić. Był niegdyś zwyczaj, że
gdzie pokazf^ się człowiek obarczony klą-
twą kościelną, tam nderzauo natychmiast
w dzwony, uwiadamiając w ten sposób
mieszkańców, aby drzwi i domy swoje
przed nim zamknęli. Stąd powat^o wy-
rażenie .wydzwonić kogo", t. j. zmnaić do
opuszczenia miejsca, gdzie przybył.
Wygon. "W pierwiastkowych loka-
cjach czyli osadach wsi wyznaczano włó-
kę wolną przeznaczoną na wspólne past-
wisko, zwykle w pobUżu siedlisk, nietylko
dla wygody ale i bezpieczeństwa od wil-
ków. Taką przestrzeń nazywano: wygo-
nem, skotnicą, skotnikiem, błoniem. Do
pastowników dalszych zostawiano przez
pola szeroką drogę dla przegonu dobytku,
która także zowie się wygonem.
Wykręcić się sianem. Wyrażenie to
powstało ze zdarzenia, które Bej tak opi-
81^ w „Figlikach*:
„Jflden pijąc w [ńwiiicj, był dtnlea nie mato.
Widiąo, it mu loiamn w minikn nie do»Ulfl,
Jął figle nbaiowftć— i wziął wiązać iiana;
„Pa tncie, panowie bracia, będde waetodmianft".
Namówił wiącań diierłec s tego cechu pana,
A Bam, kn g6ne idąc, kręcit powrńz z siana,
A wjDEadłazy i piwaice, pizez ulicę dnną),
A ten siano xe watjdem porzuciw»zj, eplnaąt".
O tym samym figlu wzmiankuje i autor
wydanych w r. 1660 .Facecyi", pisząc:
„Zięba, błazen treihy nkróla, zaprosił kil-
ku na wino i jużynę do piwnicy. Gdy już
dobrze podochocili, powiedzi^, że iJiaże
im figiel osobliwy. Posłi^ po siano i po-
cz^ kręcić powrósło; kazawszy je gospo-
darzowi trzymać, coraz po schodach po-
mykając 8iq, wyszedł z piwnicy, a ujrzaw-
szy chłopca, kazał ma powrósło trzymać,
póki z apteki nie wróci. Zaproszeni mu-
sieli za wino zapłacić".
Wykusz. Mączyński w słowniku z ro-
ku 1564 o wyrazie łac. podium pisze: .wy-
kusz przed domem, z którego na ulicę wy-
glądają". O wyrazie zaś maenium mówi,
że to budowanie z przedsieniami na słu-
piech stojące, które jakoby wychodzi precz
przed grunt a fundament prawego budo-
wania, ganek, przedsienie, wykusz niektó-
rzy zowią". Na Starem Mieście w "War-
szawie jest kilka wykuszów, z których
dbyGoot^le
470
WYKUSZ.
najwięcej znany -w domu narożnym przy
starym rynka, niegdyś do ks. Piotra Skar-
gi należącym. Podajemy tn w lysanka
najpiękniejszy wykusz, Jaki się z dawnych
czasów zachow^ nam w zamku na Wa-
welu i przytaczamy to. co napisał o nim p.
Sławomir Odrzy wolski w „Kłosach" z ro-
WjkuBZ w zamku królewakim na Waweli
ku 1882 (t 34, str. 223): „Jest to wykusz,
przybudowany do apartamentów królew-
skich na 2 piętrze — od strony dziedzińca
pałacowego. Wykusze, to motyw średnio-
wiecznego budownictwa. Matką im była
architektura wojenna, a miejscem urodze-
nia i zastosowania — zamki o murach o-
bronnych, które motyw ten wytworzyły,
wykształciły i wychowały. Renesans, po-
wstały na podstawach klasycznych, pod-
jął się dalszej opieki z całą miłością i przy-
wiązaniem, jak o tem świadczy przykład
przytoczony. Ale wykusz zamku czy pa-
łacu renesansowegojest już zupinie czem
innem, mi jego protoplasta w średniowie-
cznych grodach. Tamten, w wymiarach
szczupły, ciasny, dla umieszczenia co naj-
wyiej kilkn strażników, opatrzony
był otworami m^ymi, pozwa-
lającymi tylko śledzić zbliżają-
cego się nieprzyjaciela. Ten,
I pod skrzydłami renesansu, roz-
winął się i rozrósł, bo przyjął
przymioty zamku renesanso-
wego: wystawnośó, przestron-
nośó, lekkość i swobodę; on już
wyzwolił się ze służby strażni-
ca warowni, a przyjął obowią-
zek wytwomiejszy uprzyjem-
niania życia zamkowego. Od-
tąd wykusz bywał miejscem a-
lubionem pomieszkania; stąd
najpiękniejszy widok roztaczał
się na okolicę; tu szybciej bie-
gły godziny poufnej rozmowy
w szcznpłem kt^ku rodzinnem.
Tu też, odpowiednio do tych
warunków, i urządzenie wyku-
sz u renesansowego, tak we-
wnątrz, jak i zewnątrz, świad-
czy o jak największej troskli-
wości, a nieraz cała fantazja
architekta wysiliła się na przy-
ozdobienie tego właśnie zakąt-
ka, jakby gniazdka, przycze-
pionego do poważnej budo-
wy pałacu. Wykusz, przez nas po-
dany, stał niegdyś wolno, podparty na
kilku kroksztynach, występujących ze
ściany; kiedy jednak galerje obiegające
naokoło dziedzińca o jedno piętro podnie-
siono, spoczął na posadzce galeryi dru-
giego piętra i tak się dzisiaj widzowi
przedstawia. Na murku ozdobnym (3'/,
metra szerokim a '/^ występującym ze ścia-
ny) spoczywają dwa pilastry, wytwornie
rzeźbione, z głowicami korynekiemi, obej-
dbyGoot^le
WYLINA.— WyPRAWNA PANNA.
471
mając okno, podzielone dnonift węgara-
mi krzyżowymi. Ponad niemi leży brus,
szerokie nadbrnsie, 'wreszcie gzemsowa-
nie, wsparte na kroksztynkach. Obok
nadzwyczaj pianie rzeźbionych pilastrów
szczególne zajęcie artysty badzi nadbrn-
sie, ozdobne wieńcami z owoców, rozpię-
tymi pomiędzy tarczami berbowemi. Herb
doma anstrjackiego, na tarczy po lewej
ręce umieszczony, jest niezawodnym
świadkiem, że to Zygmunt August, oże-
niony po dwakroii z księżniczkami au-
etrjackiego dwom, kazat go zrobić. Tak
wieńce i herby, jak ornamentacjepil astrów,
wykonanezezbitego wapienia, są wytwor-
nie rzeźbione i należą bez wątpienia do
najwcześniejszych okazów wczesnego re-
nesansu w naszym kraju, a mogą śmiało
stanąó obok kaplicy Zygmuntowekiej w
katedrze na Wawelu. Bo też ze szkoły
mistrza tej kaplicy, Bartłomieja Berecoe-
go, wyszedł niezawodnie rzeźbiarz wyku-
sza na zamku królewskim. Od strony we-
wnętrznej wykusz nasz stanowi głęboką
framugę, podniesioną o jeden stopień nad
poziom pokojn, a pokryty jest pięknem
sklepieniem beczułko wem, podzielonem
na kasetony, wypalone rzeźbionemi ^o-
conemi różami. Jeśli do tego pomyślimy
sobie CE^e wnętrze, bogato malowane i Ko-
cone, 3. okna, zwyczajem ówczesnym, z
mdych szyb w ołów oprawnych; będzie-
my mieli całość, jak ona się przedstawia-
ła w drugiej połowie wieku XVI. Dziś
widzisz w środka pomiędzy pilaatrami
małe okienko, rzeźby pontrąeane i pokry-
te grubą warstwą wapna, róże wewnątrz
połamane; a przecież wszystko to opowia-
da wymownie o dawnej tego miejsca świe-
tności, tylko się w język taki wsłuchać,
czy wpatrzeć potrzeba".
WylEna, skóra zdjęta z węża lub zrzu-
cona przez niego przy wylenieniu. Mą-
czyński nazywa ją: .łuska albo wylina wę-
żowa".
Wyloty. H^kawy n kontusza, które
rozcięte od pachy do dołu zarzucano na
plecy. Zwłaszcza gdy wypadło bić się
na szable, lub wystąpić do poważnego po-
loneza, kontuszowiec przedewszystkiem
zarzuca) w tył wyloty i ujmował rękojeść
szabli, lub podawał rękę do iańca damie.
Gdy raz Radziwiłł „Panie kochanku' wy-
lotem zarzuconym uderzył niby mimowol-
nie prymasa Michała Poniatowskiego, a
ktoś z obecnych ostrzegł go co uczynił,
Radziwiłł, niecierpiący Poniatowskich, od-
rzekł: „Nic, panie kochanka, ja tak chcia-
łem". Wylotem zwano także koniec lu-
fy armatniej i karabinowej. W artyle-
ryi polskiej, na komendę .na wylot", ka-
nonierzy spuszczali dno armaty kn doło-
wi, gdy puszkarz podkładał klin dla za-
trzymania armaty w położeniu podniesio-
nem nad poziom.
Wyprawa panny idącej zamąż, nazy-
wana z greckiego parapAerna, w prawie
miejskiem gerada (ob. O-ierada w
Enc. Siar. t. II, str. 184), u szlachty mniej
możnej „ochędóżka panieńska", była rze-
czą różną od posagu i oznaczda oporzą-
dzenie panny wychodzącej zamąż a mia-
nowicie jej: ubranie, ozdoby i szczebrzuch
czyli sprzęt domowy, zwłaszcza stołu i ku-
chni dotyczący. Spisy różnych wypraw
podaje Ł. Gołębiowski w dziełkn: ^Ubio-
ry w Polszczę", a mianowicie wyprawę
królewny polskiej Jadwigi, córki Kazimie-
rza Jagiellończyka, wychodzącej zamąi
w r. 1475, wyprawę królowej Katarzyny,
żony Zygmunta Augusta, z r. 1568 i wy-
prawę księżnej Radziwiłłowej z r, 1660.
W wyprawie zamożnej mieszczanki lwow-
skiej w Xyi w. znajdowało się 18 koszul
flamskich i półflamskich, 15 kolońskich
i 12 giezri ze złotymi lub srebrnymi k<^-
nierzami, z jedwabiem czarnym lub czer-
wonym. Bywały i gzłaflamskie z koron-
kami {Wł. Łozińskiego „Patrycjat lwow-
ski", wyd. II, str. 242 i 243).
Wyprawna panna. W domach możniej-
szych był zwyczaj dodawania córoe wy-
dbyGoot^le
WYRWANY.
chodzącej zsmą2 zaufanej „panny wypra-
wnej". Wcześnie to zatradnialo etaro-
wną matkę — pisze Ł. GK)Iębiow8ki — ko-
go na tę dostojność przydwomą dla córki
przeznaczyć. Wybier&tawięc najzaofań-
Bzą osobę, uroczyście i z błogo^awień-
Btwem pornczala ją swojej córce i wzaje-
mnie jej swą cóikę. Pannie takiej zda-
Bzczera i serdeczna miłość z tym domem,
w którym odbieramy opiekę i wychowanie
w młodości. Jeżeli panna wyjs^wua by-
ła młoda i przystojna, to po kilku latach
słniby a młodej pani dopomagano jej do
wyjścia zamąi i wyprawiano baczne we-
selisko. Otdy zaś została starą panną, mia-
ła zapewniony kawałek chleba doiy wotni
lA^im**
MelodJB z&tytDlowaDa „Wfrwsnr', z tahulatury na lutnię z XVII wieku w zbiorach p. Al. Polióskiego,
pizełotona praez tego* na nutację dzieiejraą dla EmyilBpedyi Siar.
wano pod rejestrem zwykle dokładnie i po-
rządnie spisanym całą wyprawę i gardero-
bę młodej pani. Jakie były obowiązki
„szatnego' u pana, takie „panny wypra-
wnej" n pani. Czuwała ona nad konser-
wacją wszystkiego, naprawą, przewietrza-
niem, szyciem rzeczy nowych, zabezpie-
czaniem futer od moli, praniem, prasowa-
niem, porządkiem w pokojach pani i do-
zotem nad jej ^użbą żeiiską. Odznacza-
ły się zwykle „panny wyprawne" wierno-
ścią i przywiązaniem do cdej rodziny, a
nie było wypadku, żeby nie łączyła ich
i opiekę rodzinną u dzieci i wunków swej
pani.
Wyrwany. Taniec staropolski mołe
od tego tak nazwany, że po kaidem prze-
tańczeniu dokoła wyrywa się inna z kolei
para na czoło taneczników i śpiewa krót-
ką piosnkę, po której znowu tańczy. W pa-
miętnikach Paska znajdujemy wiadomośó
o śpiewaniu przy tańcu „wielkim': „Tań-
czymy tedy, aż skoro już wielkiego
poczęli tańoowaó, a on stojąc na trakcie
(na czele) pocz^ śpiewać...* W innem
miejsca o „wyrwanym" taką znajdujemy
dbyGoot^le
WYSADY.— WYWOŁANIE.
478
u Paska wzmiaDkę: „tn coraz z łasa wy-
mknie aą chorągiew, władnie jak kiedy
wyrwanego ta&cają". , Ztegozatem,
co Paaek piaze, nie można wywnioskowatS;
czy nazwa posda od wyrywania się tane-
czników do śpiewu, czy tylko od wyrywa-
nia eię do taiica. Rzeczą jednak najcie-
kawszą jest nieznana dotąd stara muzyka
„wyrwanego", którą dopiero p. AL Poliń-
ski wysznkał w tabulaturze na lutnię zX YII
wieku zatytułowaną „Wyrwany" i prze-
łożywszy na nntację dzisiejszą, łaskawie
nam udzielił. Taniec klaa wyższych zwy-
kłym trybem naśladownictwa przeszedł
i przechował się u ludu, który obecnie zo-
wie „wyrwasami" krótkie piosnki tane-
czne w rodzaju krakowiaków, będących
wyrwasami ludu krakowskiego.
Wysady. Wyraz użyty przez Zygm .- Au g.
( VoL leg. II, f. 693) w znaczeniu udzielania
dostojeństw, wysadzania na urzędy.
Występne pieniądze. Tak nazywano
karę pieniężną, inaczej „winę" lub ,grzy-
wny", na które przestępca wyrokiem są-
dowym był skazany.
Wyicigl. Lubo nie pod tą nazwą i z
dzisiejszymi zwyczajami, ale znane b;ły
wyścigi w Polsce od zamierzchłych cza-
sów piastowskich i w bajecznych już dzie-
jach Leszków wspominane. Knapsld nazy-
wa je „zawód, bieganie na zawodniczym
placu" od mety, która była zagrodą czyli
zawodem poprzecznym. Biegaó w zawo-
dy znaczy ścigać się. W. Potocki pisze:
„Ten weźmie zakład, kto zawód ubieży".
Pierwsze wyścigi w Warszawie na sposób
nowoczesny odbyły się r. 1818 na ulicy
Harszalkowskiej, wówczas jeszcze niebru-
kowanej, a w r. 1838 za Łazienkami. Za-
wiązane w r. 1841 „Towarzystwo wyści-
gów konnych" pod przewodnictwem ge-
nerała Zygm. Kurnatowskiego dało po-
czątek do stałej organizacyi tej instytuty i.
Pierwsze wyścigi odbyły się dnia 20 i 21
czerwca 1811 r. na polach Mokotowskich
i odtąd corocznie tamże ponawiają się. W
pierwszym roku swego istnienia Towarzy-
stwo liczyło 153 członków rzeczywistych,
posiadających 153 akcje 100-dotowe i .S13
odonków przybranych, mających każdy
po jednej akcyi 20-zIotowej. Niestety, in-
stytucja ta mało się przyczyniła do pod-
niesienia hodowli koni w kraju a nieje-
dnego hodowcę doprowadziła do ruiny
majątkowej. Naśladując niewolniczo zwy-
czaje aportowe cudzoziemskie, zwyrodni-
ła ducha rycerskości tradycyjnej, a przez
wprowadzenie totalizatora rozszerzyła de-
moralizację hazardu wśród warstw uboż-
szych. Ob. Zawód (staropolska nazwa
placu wyścigowego od wyrazu zawód, o-
znaczającego metę wyścigową).
Wyświecanie. Kara wypędzenia z mia-
sta, stosowana głównie do złodziei i nie-
rządnic. Wyrok magistratu lub starosty
skazywał zwykle winowajców na rózgi
publiczne pod pręgierzem a potem wypro-
wadzenie za bramy miasta przez kata w
orszaku jego butlów czyli oprawców, któ-
rzy przyświecali pochodniami, skąd po-
szła nazwa kary. Ob. Pręgierz, Awc.
Star. t. IV, str. 117.
Wytyczny. Nazwa w wojsku polskiem
żołnierza postawionego przed kolumną,
aby ta mogła się nań kierować w marszu.
Miał zwykle na bagnecie u karabina zna-
czek kolorowy. B. Gemb.
Wywłoka- Tak zwano księży ekskp-
munikowanych, którzy zrzucili z siebie
czyli zwlekli suknię kapłańską, oraz kle-
ryków, porzucających zawód duchowny.
Wywołanie. W „Dykcjonansyku tea-
tralnym" (Poznań, 1808 r.) pod wyrazem
tym znajdujemy: Ody artysta bardzo do-
brze odegra jaką rolę, publiczność, mimo
oklasków podczas reprezentacyi, jeszcze
. po ukończeniu sztuki wywołuje go na sce-
nę. Zdarzenia takowe mają artyści za
wielki honor. Wezwany aktor wyraża
wdzięczność przez krótki (a czasem przy-
dłuższy) komplement. We Francyi bez
przemowy ukłon zastępuje dowa, Tance-
dbyGoot^le
474
WYŻYNKI.— ZABOBONY,
rze przywołani na niigi okazują wyrazy
wdzięczności. Publiczno^ nasza niemniej
nmie cenić prace literackie dla teatra oj-
czystego podjęte, jeśli bowiem jaka sztoka
jest godnie prz^ożoną, zapytają się pu-
blicznie o nazwisko tłómacza, lab ory^-
nalnego antora. Działo się raz, że gdy po
wymienieoin tlómacza spostrzeżono go
między spektatorami, porwano go na ręce
i z uszanowaniem okazano przytomnym.
WyiynW ob. Dożynki.
Wzłuinikl. Tak nazywano gatunek
„brytanów" i „pijawek", t. j. psów naj-
większej siły i odwagi, używanych do
szczwania niedźwiedzi, dzików i wilków.
Z dzieła „Hititorja o SzkaDdeTberga",drDt w Brześcia LitewHfcim r. 1569.
Zabawy, błetiady. Miejsca poświęcone
uroczystościom osypywano kwiatami i
owieszano girlandami z zieleni i kwiatów,
jak to widzimy już z samego Beja, który
„"Wazęij kwieciem alrzęsiouo, wszęcij wiszą
wianki".
Na medalu wybitym w roku 1639 na
pamiątkę zwycięstw kr. Władysława
IV widzimy przedstawiony wjazd tryum-
falny tego monarchy, przed którym lud
trzyma w ręku palmy, a dro^a usypana
kwiatami.
Zabłocki. Przysłowie: „Zarobił (lub
wyszedł) jak Zabłocki na mydle" wzięło
podobno swój początek od szlachcica Za-
t^ockiego, który wziąwszy się do handlu
mydłem, stracił ua nim c^ą fortunę, gdy
znaczny transport mydła spławiony Wi-
słą na szkutach czy tratwach uległ zato-
pieniu i rozpuszczeniu się w wodzie. Lin-
de pod wyr. Mydło powiada, iż bryka Za-
błockiego naładowana mydłem wywróciła
się do Dunajca.
Zabobony. Ciemnota i nieznajomośó
nauk przyrodniczych wytworzyły w sta-
rych wierzeniach każdego narodu cały
świat zabobonów, guseł i przesądów. Do-
stanie się tych zabobonów u ludów za-
chodniej Europy do ich rękopisów i ksią-
żek drukowanych wpłyn^o na upowszech-
nienie i ugruntowanie zabobonnych mnie-
mań zachodnich wśród wszysUtich warstw
społecznych dawnej Polski. I tak np.
dzirfo p. t „Tajenmice Pedemontana", bę-
dące skarbnicą najgrubszych zabobonów,
przetłómaczonena język polski i wydane
w postaci sporej książki r. 1620, nauczało
tak wstrętnych rzeczy jak: okadzanie tru-
pim zębem od czarów, pieczenie gęsi osku-
banej i niezarzniętej, żywcem na wolnym
ogniu. Słynna książka „Młot na czarow-
nice" (Kraków, r. 1614) jest tJómaczeniem
Stanisł. Ząbkowicza na polski z dzi^a
dbyGoot^le
ZADUSZKI. — ZAGA DKI.
476
njenueckiego wydanego we Frankfurcie
r. 1600 przez inkwizytorów czarownic
niemieckimi: Jakóba Sprengera i Henryka
Instytora (ob. Czary). Pod względem
wiedzyikultaryprzemy^owej staliśmy ni-
żej od Zachodn, ale obyczaj domowy mie-
liśmy, tak jak wszysjy rdzenni Slowianiei
więcej Indzki, wiącej łagodny i dobrodu-
szny. Gdyby ktoś zadał sobie pracę i roz-
segregował wszystkie znane ludom eoro-
pejskim zabobony, niewątpliwie znalazłby
a nas ogrom wierzefi najgłupszych, ale
nikomu nie szkodliwych, takich np. pro-
gnostyków, jak zifi wróżba z przejścia ko-
biety lub zająca wpoprzek drogi, jak wia-
ra, ie kotek wbity wierzchołkiem w zie-
mię lob drzewo w budowie domu wierzchoł-
kiem na dół obrócone nieszczęście dla go-
spodarza sprowadza. Zabobony zaś, na-
cediowane srogością uczuć, pokazałyby
się tak jak wszystkie macbiny tortnrowe
i wyrafinowane męczarnie, przeważnie za-
wleczone do Polski z sąsiednich Niemiec.
Że wyższość oświaty szkolnej i kultury
przemysłu nie zawsze idzie w parze z roz-
wojem uczuć ludzkich, najlepszym tego
dowodem jest niesłychane w dziejach na-
rodów ucywilizowanych zjawisko Hakaty
i pojawiające się takie np. znamienne fak-
ta, jak ten zabobon, o którym pisze Berli-
ner Zeiłung z Sierpnia 1882 r. Oto nprzy
aresztowaniu handlarza produktów przy
ulicy Admiralskiej (w Berlinie) znalezio-
no w jego kieszeni paczkę, w której było
ncho ludzkie z kawałkiem skóry z czaszki
i kości z twarzy. Zeznał 'on, że te częśc^
ciała ludzkiego ma już od lat 20-tu i swe-
go czasu nabył je od kata Tyle na Śląsku.
Nosi je zawsze przy sobie za poradą kata
dlatego, że mają być ^mpatycznymi
środkami na wszelkie przypadki i nieszczę-
ścia".
Zaduszki. Nazwa dnia zadnsznego w
mowie potocznej i zwyczajów naszego lo-
du do dnia przywiązanych. Ł. Gołębiow-
ski mówi o tych zwyczajach w dziełka
,Ludpolski", Warszawa r. 1830, str. 263—
256 i 270. Z. Gloger zebrał wiadomości
odnośne w dziele: „Rok polski w życiu,
tradycyi i pi€śni",str. 346—350. Ob. także
w Enc. Starop. „Dziady" t. II, str. 96
i .Rękawka" t. IV, str. 161. Do przedmio-
tu tego należy piękny obrazek skreślony
przez Marję Rodziewiczównę w „Roko
polskim" p. t. „Dziady wiosenne" (Naw-
ski dzień), str. 214. Podanie caJej bibljo-
grafii zwyczajów zadusznych jest w ra-
mach niniejszej Encyklopedyi aiemożli-
wem. Lud na Rusi obchodził w wiela
stronach zadnszki 4 razy do roko. Co się
tycze rytuału kościelnego, to wiadomem
jest, że pierwsze święto dnia zadoszoego
było praktyką benedyktyńską zaprowa-
dzoną przez św.Odilona na początku XI w.
[Baronii Ann. ece. t. II, 141. Ob. str. 476).
Zadworne sądy ob. Sądy.
Zadziać drzewo, czyli zacząć dziać, t. j.
wyrabiać barć, dzień; d o d z i a ć lubwy-
dziać, zakończyć robiem'e barci; za-
dziane drzewo, na którem bartnik roz-
począł dłubanie barci.
Zagadki. W czasach dawnych, gdy
ani tak liczne jak dziś rozrywki miejskie,
ani literatura belletrystyczna i prasa nie
dawały obfitego materjalo do rozmów to-
warzyskich, ulubioną rozrywką nietylko
młodzieży ale i osób starszych obojga płci
były zagadki, których tysiące krążyło
wśród wszystkich warstw społeczeństwa.
Kilka takich staropolskich zagadek znaj-
duje się w wydanej przez nas książce p. n.
aZe starych szpargałów ś. p. Karola Żery
I^aszki i opowiadania wypisał Z. Gloger",
Warszawa, r. 1893. Przytaczamy je tu-
taj: 1) Jechał sobie pan drogą i napot-
kawszy pasącego owce owczarza zapytał
go, ile ma w stadzie owiec? A mądry
owczarz odrzekł: Gdy jedna owca prze-
bieży z mojego stada do sąsiadowego, to
mamy obydwa równą liczbę, a gdy od
niego przebieży do mnie, to ja mam trzy-
kroć tyle co on. Ile więc miał pierwszy
dbyGoot^le
476
a ile drugi? Pytany miał ó a ten drugi 3.
2) Pomagaj Bóg stom pannom! — młodzie-
niec, mimo idąc, rzeki do panien pracują-
cycb. — Niema naa sto, jako powiadasz —
jedna z nich odrzecze — ale gdy nas bę-
dzie 2 razy tyle jako jeat i pc^owica tego,
i czwarta część tego i jeszcze ty sam, to
wtedy będzie nas cale sto. Jakoż byto ich
36. Zagadkę niniejszą znalad Gloger i w
Silva rerum Sasinów Kaleczyckich z XVI
7) Święta była, święta jest, a w Niebie
nie była i nie będzie. (Ziemia). 8) Który
święty ma troje uszu? — Święty Florjan,
bo ma dwoje uszu właBoydi a trzecie
u dzbana z wodą, którą gasi paiar.
9) Dwmj njnowie i dwaj ojce
Gdj b;1i na Iowach w lesie,
Zastrzelili tnj lające,
A ka£dy po jednjm niesie.
(Było ich trzech; dziadek, syn i wnuk).
^ebracj w „Zaduszki" na cmentarzu n Kamieńcu Podolskim (e fotografii M. Greima).
wieku. 3) Co Bóg ma, a czego nie ma?
Bóg ma wszystko, ale równego sobie nie
ma.
4) Siedzi panna w brfiżdzie,
TrsyniB konia aa uźdsie.
Konik chodzi boczkiem.
Panna mruga oczkiem.
(Panna, przędąca na prząślicy i wrze-
cionie).
5) Kto o nią dbi, ten jej nie ma,
A kio o nią nie dba, ten ją ma.
(Pajęczyna),
6) W lesie bywało, liście miewato,
A teraz nosi duBzę i cinio.
(Kc^yska).
10) Głowę mu edęto, eerce wyjęto,
Hć mu dano, mówić kazano.
(Pióro gęsie do pisania).
11) Ma nogi — nie chodzi, ma rogi —
nie bodzie. (Stół).
12) Jeet dom jeden chwalebny,
WtizyiitLim ludziom potrzebny,
Uom ten szumi i huczy,
A ((ospodarz w nim milczy,
Ktoi ze etrony przyjedzie,
Dom t«n kratą obwiedzie,
Gospodarza wywlecze,
Dom przez kratę nciccze.
Powiedz, co to, człowiecze?
(Woda, ryba, rybak, sieć).
dbyGoot^le
ZAGADKI.
477
13) Jest prorok w szacie rótnobarw-
nej, z drobnych kawałków złożonej a nie
zszytej. Ta szata nie jest ani z w^ny,
ani z nici, ani z włosia, ni z jedwabiu, ni
skóry, ani ręki| ludzka zdzii^ana. Ród te-
go proroka starszy od Adama i Ewy, za
nic ma on srebro, doto i klejnoty, a pomi-
mo że bosy zimą i latem, chodzi poważnie
jak senator. Nie wiemy jakiej on wiary,
ale zawsze w nocy i nad ranem zaczyna
chwalić Boga. Bywa hardy i zuchwały
a doktorowie i bit^ogłowy mówią, że pew-
nie śmiercią gwałtowną zejdzie z tego
świata.
Chcesz wiedzieć, z której proiok ten jeat atronjf
Kur mu na imię, t kokoBZv zrodzony.
U) 84 trzy laski n jednej lidze,
CtworLti z kiopką przy nich widzę,
E1qta w górze przekreślona.
Szósta przj niej w krąg toczona.
Tam się wije wąl raisteroy,
Przy nim miesiąc niezupdny.
(Miłość).
16) Jak dwoma dziarami jedną zała-
tać?— Wetknij sobie nos w gębę, a tak
dwoma dziarami trzecią załatasz.
IG) Wszystkim potrzebnam,a niktmnie oiefąds.
Ten, czyją jeetem, juź moie nie ogląda.
Ten, co mię zdziała), dla siebie nieiyczy.
Ten, co mię kapil, sobie nie dziedziczy,
nSrumna).
17) Jutro płynę, stój, drogo, imię miasto znaczy.
Będzie wielki Apollo, kto to wytidmaczy.
(Kras-no-sta-via — Krasnystaw).
18) Cztery ćwierci dobrej miary
W nowy worek wyaul stary.
(Nowy rok i cztery kwart^y).
10) Zla pani — mieszka w bani.
(0.a).
20) Skrzętnie murarze murują,
W ich murze ludzie smakują.
(Pszczoły, plaster miodu).
21) Co to za kraj, co nie jest krajem?
Co to za raj, co nie jest rajem?
Co to za zbołe, co nie jest zbożem?
Co to za nół, co nie jeet nolemf
Co to za ró^, co nie jest rogiem?
Co to za Bóg, co nie je»t Bogiem?
(Kraj (brzeg) stołu. Raj nazwa wsi, trawa
„stokłosa", kosa, róg stołu, Bug — rzeka).
22) Co to ca matka, CO nie jest matką?
Co to za siostra, co nie jeat siostrą?
Co to za ojciec, co nie jetit ojcem?
Co 10 za brat, co nie jest bratem?
(Zakonnice i zakonnicy).
23) W lesie ścięto, w domu zgięto,
W stajni stato, ogon dato.
Na ręce wzięto — plakolo.
(Skrzypce ~ smyk).
24) Szedł brat z siostrą, a mąl z toną,
I znaleźli cztery jabłka pod jabłonią.
Wzięli po jabłku— jedno się zontalo.
Jakłe się to stało?
(Było ich troje: brat, jego siostra i jej mąż).
25) Czterech braci stoi pod jednym
kapeluszem. (Bróg na 4-ch słnpach).
26) Przędzie dłagit nić a na trrzecionie nie
ma nic.
(Pająk).
27) Jedno prosi o lato, drugie prosi o zimę,
liżecie powiada na to: czy w umie, czy w lecie,
(Wóz, sanie, bioz).
28) Ponad wodą n rzeczki
Chodzi rycerz śmiały.
Zobaczyły go knmeczki
I pouciekały.
(Żaby i bocian).
29) Który święty ma dwie dusze, dwie
głowy i cztery nogi? (Święty stan mał-
żeński).
30) Bosla panna z długim włosem,
W kwiaty ustrojonym;
Szło godzina z długim nosem
Z drewnianym ogonen.
Zaskrzeczała, zasyczała.
Kwiaty pościnała.
(Łąka i kosa).
31) Pole niewjmietzone, bydełko niezliczone.
Parobek rogaty a gospodarz bogaty.
{Niebo, gwiazdy, księżyc, słońce).
Wiktor Kozłowski w swojej „Termi-
nologii łowieckiej' powiada pod wyrazem
zagadka, że myśliwi, chcąc poznać kto
jest „frycem", dawali do rozwiązania za-
gadki, np.: 1) Pod jakiem drzewem siada
kot, kiedy deszcz pada? 2) Co £aa kot,
czego inny zwierz nie ma? 3) Czemu kot
drogę mija? 4) Dla czego ogon zajrzy
nie zajęczy, lecz koński zajęczy? 5) Kiedy-
dbyGoot^le
478
ZAJAZD y.—ZAKŁADZlNY.
kot Z postem? i t. d. Zagadki, straciwszy
swój dawny walor u klas wyższych, cie-
szą się jeszcze niemałem powodzeniem
dziś a łada, z którego ust spisali ich duio:
Kolberg, J. Kopemicki (Uateijały etnol.
Akad. Um. t. III), Z. Gloger (.Zagadki
lądowe z sad Narwi i Buga" — w „Zbio-
rze wiad. do antropologii krajowej", wyd.
Akad. Um. Kraków, Ł VII, r. 1883)^i in-
ni. Ł. Gołębiowski w książce swojej „Gry
i zabawy rótcych stanów" ( Waraz. 1831 r.)
opisał grę towarzyską, polegającą na za-
gadnieniach i odpowiedziach, którą na-
zwał Zagadki (str. 91). Gloger podij
także w „Przeglądzie Bibljograiiczno-ar-
cheologicznym" (Warszawa, 1882, str. 241)
„Dawne rebasy i zagadki".
Zagrodnik, po łac. hortulanus — chłop
bezrolny, żyjący tylko z ogrodu. Wedlng
achwat łęczyckich z lat 1418 i 1419 za-
grodoikom było podówczas wolno, rów-
nie jak kniieciom, opuszczać swoje siedzi-
by po zapłaceniu panu gościny. (Bandtide-
go Jus Polonicum, str. 197).
Zajazdy. Zajechać dobra — znaczyło
objąóje siłą w posiadanie. W dawnych
czasach środki egzekucyjne dla wyroków
sądowych, zarówno w Polsce jak i ciJej
Europie, były bardzo słabe. Jeżeli tak
było pod rządami panujących samowład-
nych, nie mogło być inaczej w Polsce,
gdzie rządów samowładnych nie było.
Wiadomo, że dawniej starosta, mający o-
bowiązek wykonywania dekretów prze-
ciw opornym, używał siły przez zwołanie
szlachty ze swojej jurysdykcyi, aby powa-
gę prawa poparła. Taki zajazd z wyrokiem
w ręko, pod wodzą starosty i ze szlachty
samej łożony, był „zajazdem prawnym",
zwany na Litwie w języku prawniczym
.inekwitacją". Nie w tej drodze uczynio-
ny, był zakazanym gwałtem i nazywał
się „najazdem", za który karano banicją.
Takich to najazdów zabrania konstytucja
z r. 1685 za Jana III. W r. 1768 ponowio-
no ten zakaz gwałtownych zajazdów,
czyniąc wyjątek, gdy zachodziła potrzeba
rugowania dzierżawców, którym kontrakt
upłyn^ i zastawników, którym suma zło-
żona do wypłaty została, równie gdy wła-
ściciel mógł objąó dobra z kontraktów za-
stawnych. Mickiewicz w najwspanialszym
poemacie swoim skreślU mistrzowski o-
braz „Ostatniego zajazdu na Litwie", któ-
ry jako fakt nie wydarzył się w Soplico-
wie, ale tylko odzwierciedlał dawny oby-
czaj narodowy. Obok zajazdów praw-
nych zdarzały się nieraz i nieprawne, bo
natura ludzka wiecznie jednakowa, a przy
orężu, krewkości i sile, zwykle sUonna do
nadużyó.
ZaJ^C. Prawo z r. 1420 postanowiło,
żektobyzająoana cudzym gruncie nad za-
mierzony czas i bez dozwolenia pańskiego
Bzczwał, trzy grzywny takiemu panu pła-
cić ma. Czas zaś zamierzony — od Św. Woj-
ciecha do zebrania wszystkiego zboża
z pola. ( Vol. leg. I, f. 81). Zając, biegnący
w prawo po murawie, jest herbem miasta
Taraszczy. Zając z podniesionymi skoka-
mi w lewo jest herb zw. Koniglis, Kinglis.
Zajezdne domy ob. Gospoda {Enc.
Starop. i. II, str. 204).
Zajmowanie ze szitody. Bydło zajęte
ze szkody w polach i łąkach należało odsy-
łać do obór królewskich lub kasztelańskich.
Wydawane było za poręczeniem właści-
cielowi, który obowiązany był szkodę wy-
nagrodzić i obome zapłacić. Szkodę sza-
cowało 2-ch szlachty w obecności woźne-
go. Bydło zajęte ze szkody wolno było
zajmującemu trzymać u siebie tylko dzień
jeden, a gdyby w ciągu 3-ch dni nie do-
stawił do obory urzędowej lub za rękoj-
mią wydać nie chciał, płacił karę.
Zakładzlny — uroczyste położenie w
gmachach murowanych kamienia węgiel-
nego, a w drewnianych podwaliny. Moż-
niejsi sprowadzali kapłana do poświęcenia
miejsca. Pod kamień węgielny kościoła
Św. Małgorzaty na Kazimierzu pod Krako-
wem król Kazimierz Wiel. p<^ożyl swój
dbyGoot^le
ZAKOLANKI. — ZAMEK.
479
pierś«ieA. W następnych wiekach kła-
dziono blachę z napisem objaśniającym,
pergamin Inb papier z opisem w butelce
zakorkowany, później dodawano jeszcze
wsp(UczeBne monety i medale. Piszący to
odpisał sobie doknment znaleziony pod
kamieniem węgielnym drewnianego ko-
ściola w Wysokiem - Mazowieckiem, nie
stary ale bardzo ciekawy. Kościół posta-
wiony był w końcu XVIII w. przez dzie-
dzica tych dóbr Józefa Węgierskiego, ka-
pitana wojsk pols., który na kilku arku-
szach gęstego pisma skreślił smutny epi-
log Bzplitej, prien dojrzałych poglądów
politycznych, zdrowych pojęć społecz-
nych i zacnych myśli obywatelskich. Je-
żeli gmach większy, np. zamek lab ratusz,
posiadł wieżę i banię na jej dachu, to
przy ukończeniu budowy Uadziouo opia
historyczny do tej bani czyli g^ki. Ambr.
Grabowski opisał wszystko, co było zna-
lezione w bani ratusza krakowskiego. Za
naszej pamięci, podobnej ceremonii erek-
cyjnej dep^niiJ w r. 1879 Zyblikiewicz
przy zamknięciu bani umieszczonej na
przebudowanych w r. 1878 i 1879 Su-
kiennicach krakowskich. Lud wiejski zo-
wie zakładzinami obfity poczęstunek,
którym gospodarz ugaszcza majstra i jego
pomocników w dniu rozpoczętego budo-
wania domu.
Zakolankł. Frzy wysokich butach i ob-
cisłych spodniach do konnej jazdy uży-
wano zakolanek, zwykle [białych płócien-
nych, zapinanych na kilka guzików, ści-
skających mocno kolano. B. Gemb.
Zakoł, zakolenie — zatoczenie koliste,
np. w szyku bojowym, czyli tańca tatar-
skim, t. j. obejście w kierunku łukowatym
z boku i z tyłu. W pisarzach dawnych
czytamy: „Misterny zokoł tęczy". Rozkar
żuje Bolesław Skarbimierzowi, aby on
z częścią wojska, zakoł uczyniwszy, z tyłu
na Pomorzan aderzył". Zakola znaczyła
krainę, okręg kraju.
Zalaska ob. Laska.
Zatóżka — bryt materyi bogatej, ta-
śoią złotą lub srebrną obramowany, pod
szyją i u stanu przywiązany, na piersiach
nieco odstający, żeby ręce i chustkę zeJo-
iyó zań można. Dawniej był strojem mo-
żnych dam polskich, a naśladowany przez
bogate Żydówki, do XIX w. był przez nie
noszony.
Zamek. Pod wyrazem gród podali-
śmy w Enc. Siar. {t. II, str. 215) ogólne
wiadomości o zamkach warownych zwa-
nych w dobie piastowskiej „grodami", o
których pisarz arabski Al- Bekri mówi, że
Słowianie (z wieku X), chcąc je budować,
„kierują się ka łąkom, otoczonym wodami
i trzciną, tam oznaczają miejsce okrągłe,
albo czworokątne, wedle kszt^tu i roz-
miarów, jakie chcą nadaó grodowi. Nao-
koło wykopują rów a ziemię z niego sy-
pią na w^, utwierdzając we^ deskami i
kołami, póki ściana nie dojdzie do zamie-
rzonej wysokoścL Odmierza się zatem
i brama z dogodnej strony, a do niej pod-
chodzi się po drewnianym moście". Były
jednak podania z czasów zamierzchłych
i co do zamków na wysokich górach. Np.
o Łysej-górze (w wojew. Sandomierskiem)
pisze Długosz: „Jeżeli wierzyć można sŁa-
rema podaniu gminnemu, sławna była ona
niegdyś olbrzymami, którzy na niej zbudo-
wali zamek, jak świadczą ogromne kupy
gruzów i głazów. Teraz znakomita miesz-
kaniem mnichów zakonu i. Benedykta.
Niewiadomo który z olbrzymów i kiedy z bu-
dował ów zamek z tak długiemi ścianami,
z tak ogromnych i niepożytych głazów,
i tak wielkim trudem. Potwornych zwa-
lisk tej olbrzymiej budowy, ogromnych
kap gruzów i kamieni, ani ciernie, ani
kolczyste rośliny, ani gęste drzewa i mchy
zakryć nie mogły". To opowiadanie Dłu-
gosza przypomina aam górę zamkową v
Liszkowie nad Niemnem, na której stał
kamienny zamek litewski w XIV wieka, a
niezależnie od szczątków jego baszt, wierz-
chołek góry, jak go widzieliśmy w roku
dbyGoot^le
480
1870, byt zarzacony bezładnie wielkimi
głazami polnymi, które tylko r^ka Indzka
z wielkim trądem nagromadzić tam mo-
gła, a które jednak nie mogły należeć do
Łyck marćw, jakich szczątki pozostały z
XIV w. Głazy na Łysej-górze były tam
niewątpliwie ręką natary dane, co jednak
nie przesądza, £e mogły jak w Łiszkowie
ażyte być do czegoś w czasach przedhisto-
rycznyclL O Bolesławie Chrobrym pisze
Długosz, 2e „zamierzyws^ położyć tamę
napaściom od stron ościennych, pozakła-
dał liczne na pograniczach warownie (gro-
dy) i silnemi je załogami poosadzał a na
ich atrzymanie naznaczył roczny dowóz
żywności z wsi okolicznych. Tę daninę
Polacy nazwali stróża, ponieważ slda-
dana była wojska strzegącemu granic od
napaści". Napady zaś te były przez są-
siadów czynione nietylko lądem ale i wo-
dą. Pisze np. Dłagosz, że Jarosław, ksią-
żę Rosi, najechał Mazowsze w roku 1038
dwiema drogami: lądem i wodą (zapewne
rz. Bogiem). Stąd wynikła potrzeba bu-
dowania „grodów" nad rzekami a niektó-
re miały wybitny charakter takich straż-
nic, np, gródek pod wsią Samborami przy
ujścia rz, Biebrzy do Narwi. Z czasu wy-
praw Bolesława Śmiałego na Ruś kroni-
karze polscy wzmiankują o silnych zam-
kach: w Przemyśla, Włodzimierza, Cheł-
mie, Wołynia (od którego cała kraina mia-
ła otrzymać taką nazwę), Czerwonogro-
dzie (od którego posda prawdopodobnie
nazwa Czerwonej-Rusi) i Kijowie. Zam-
ki te budowane były z dębów, na wzgó-
rzach, obronne głębokiemi fosami i wyso-
kimi w^ami. Santok od granic pomor-
skich uważany był za wrota do Polski.
Z tego też powoda buntujący się Pomo-
rzanie wybudowali naprzeciw Santoka
dragi zamek z kłód dębowych i umocnili
Wałami i wądołami, a to w takiej blizkości,
że w oba zamkach rozmawiający wzajem-
nie słyszeć się mogli. Gdy jednak dowie-
dzieli się Pomorzanie, że idzie na nich mło-
dy Bolesław (Krzywousty), syn f^adyeła-
wa Hf^rmana, podpahwszy swe dzi^o, w
nocy aciekli. "W r. 1107 Bole^aw Krzy-
wousty, podstąpiwszy pod Białogród na
Pomorzu, kazał sporządzić szopy, podsu-
wać wieże i taranami tłuc mary miejskie
i baszty, wądoły zawalać faszyną, a gdy
wszystko przygotowano do szturmu, pod-
prowadził wojsko i przez wyłomy w ma-
rach wdzierać się kazał do miasta, rozsta-
wiwszy wokół łuczników, aby nacierają-
cych zasłaniali. Sam poskoczył do głó-
wnej bramy i przebyws;^ wały i okopy,
tarczą tylko zasłoniony, począł wyrąby-
wać wrota, nieodstraszony ani staczanymi
z góry głazami, ani grotami gęstych strzał,
ani wylewaną przez oblężonych wrzącą
smołą i akropem. Gdy zgruchotano ta-
ranami mur potrójny, otwarto zwycięz-
com wstęp do miasta. W tymże roku
Krzywousty, zdobywając Czarnków naPo-
morzanach, zbudował 4 wieże wyższe od
morów miasta i twierdzy. Długosz o ob-
lężeniu polskiego miasta Głogowy na Ślą-
sku przez cesarza Henryka V w r, 110&
tak pisze: „kazał onych (polskich) zakład-
ników powystawiać na komorach urzą-
dzonych z tarcic, które rycerzy szturmu-
jących zwykle zasłaniają". Glogowianie
miotali z twierdzy drągi, pociski i staczali
na dół gęsto kłody. Wdzierających się po
drabinach rażono z góry kamieniami, po-
lewano wrzącą smołą i ula^pem, spycha-
no na łeb do przykopów. Zwykle w owe)
epoce niewiasty podawały mętom rozmai-
te pociski, kamienie, smołę wrzącą i ukrop.
Oblegający zataczali kasze wielkie, do tłu-
czenia murów i strażnic, przystawiali wyż-
sze nad mury wieże, pozawalawszy
wprzód przekopy ziemią i kłodami drze-
wa, i z wież miotali gęste strzały nie do-
zwalające utrzymać się oblężonym na
blankach, aby tymczasem oblegający mo-
gli się na nie wedrzeć. Usiłowaniem ob-
lężonych było podpaletiie tych wież za po-
mocą suchego drzewa oblewanego topio-
dbyGoot^le
ZAMEK.
481
Dą sloiuDą, madem, smolą, a nieraz zda-
rzało eią kilkakrotne wie£yc takich spale-
nie i odbndowywanie. Ostrokc^y stawia-
no jedne pionowo, drogie poziomo (w po-
lowie zewnętrznej pocbyloóci wałów), opa-
lając końce zakopywane w ziemię. Gdy
Bolesław, książę Mazowsza, i Henryk san-
domierski (synowie Bolesława Krzywou-
stego) schronili się do brata swego Mie-
czysława Starego i zamknęli z nim w zam-
ka poznańskim, brat ich najstarszy Wła-
dysław otoczył zamek ten gęstą grodzą
wież i ostrokołów, aby iaden z obl^ń-
ców nie mógł ratować się ncieczką. Knsi-
ni, oblegając w r. 1209 zamek halicki, w
którym bronili się Polacy i Węgrzy z Ko-
lomanem, podkopawszy się pod tylną bra-
mę, której nie pilnowano dośó bacznie,
łymaposobem twierdzę opanowali. Długosz
powiada, że pierwszy z książąt polskich
Konrad nżył kościf^ów i klasztorów jako
twierdz, gdy chcąc opanować księstwo
Krakowskie, poobsadzał w r. 1236 rycer-
stwem mazowieckiem: kościół kolegjacki
w Skarbimierzu, klasztor Jędrzejowski,
Prędocin i Św. Jędrzeja w Krakowie.
Zamki czyli grody bywały albo większe,
np.pieiwotny w Santoku, jako przeznaczo-
ny do zachowania stad bydlęcych szlach-
ty i wieśniaków", albo mniejsze ksią-
żęce, słnżące tylko dl^ załóg książęcych.
Bolesław Pobożny ks. kaliski i wielko-
polski dla zasłony od napaści Sasów i Kon-
rada brandebniskiego, w miejscu dawne-
go większego zamka santockiego, zbudo-
wał mniejszy książęcy „w ciągu niespeł-
na miesiąca", przy pomocy swego wojska,
które rzemieślnikom wszystkiego pod rę-
kę dostarczało. Widocznemjest z tej relacyi
kronikarskiej, że do budowy grodów mia-
no oddzielnych rzemieślników. Gdy r. 1266
zamek Nakło opanował i silną zt^ogą osa-
dził Mezczuj pomorsk), Przemysław po-
znańiiki wyhodował ,w dniach kilka no-
wą twieidzęnaprzGciwko Nakla od zacho-
du, otoczył wałami i wądołami i również
Eocrklopedla lUrapoIika, tom IT.
silnie osadził rycerstwem, aby Pomorza-
nom broniło wyjścia i przystępu do stare-
go zamka. Gdy w r. 1270 Bole^aw Po-
bożny ks. kaliski pojechać odwiedzić Bo-
lesława Wstydliwego do Krakowa, Otto
margrabia brandebarski, korzystając z je-
go nieobecności, w ciągu miesiąca lutego
zbudował w Santoka zamek drewniany
przy kościele Św. Jędrzeja. Boledaw, po-
wróciwszy, widząc ten gwałt zuchwały,
zbudował nawzajem w ciągu dni S-miu
zamek Drdzen i ludem zbrojnym osadził,
w cela odebrania zamku santockiego. Ja-
ko porę najlepszą do dobywania zamków
uważano zimę i lato, kiedy otaczająca wo-
da albo zmarznie, albo wyschnie. Dla
szturmujących ważną ochronę stanowiły
mocne i duże tarcze, z których robiono so-
bie rodzaj sklepienia nad głowami przy-
partego do ścian zamkowych, gdy takowe
rąbano, podpalano lob wdrapywano się
na nie. Kiedy w r. 1310 Krzyżacy zam-
ku Świecie zdobyć na Polakach nie mogli,
przekupili niejakiego Jędrzeja Cedrowi*
cza, który w nocy sprężyny u kosz i inne
narzędzia wojenne popsowawszy, zbiegł do
mistrza krzyżackiego. Wówczas oblęże-
ni weszli w taki nkład z Krzyżakami, iżby
wolno im było posłać do Włady^awa Ło-
kietka z prośbą o odsiecz, która jeżeli w
ciągu miesiąca nie nadejdzie, wówczas u-
stąpią z zamku. Zjokietek przebywał gdzieś
daleko i Jędrzej, kasztelan rosperski, wy-
prawiony z odsieczą nie przybył na umó-
wiony termin, oblężeńcy więc z płaczem
opuścili broniony przez siebie zamek po
10 tygodniach oblężenia. Czasami zdo-
byto zamek anie zdobyto miasta; tak w
roku 1331 Krzyżacy w wojnie z Łokiet-
kiem zdobyli zamek kaliski a od miasta ze
znaczną stratą zostali odparci. Zamek
kowieński zniszczony przez Krzyżaków,
Litwini roku 1364 w kilko dniach od-
budowali z drzewa i umocnili zasiekami,
nadto most na Niemnie, główną obronę
miasta pomimo znacznej głębokości
dbyGoot^le
i bystrości tej rzeki postawili. Kazimierz
Wielki, nie burząc dawnego drewnia-
nego zamka we "Włodzimierzu na Woły-
nia, począł murować z cegieł nowy za-
mek. Trzystu ładzi ptzez 2 lata zwoziło
nań wapno, cegłę, kamienie i drzewo. W
ciągu tej roboty, jak zapewnia Długosz,
wyłożył król przeszło 3000 grzywien sze-
rokich groszy (czyli 1600 funtów srebra)
i jeszcze mnierając pamiętał o tym zam-
ku, na 4 dni bowiem przed zgonem kazał
dać księdzu Wadawowi z Tęczyna, który
był budowniczym zamku, 600 grzywien
szerokich groszy na ukończenie go. Kiej-
stut zLubartem, dowiedziawszy sięośmier-
ci Kazimierza, zamek ten silnem oblęże-
niem ścisnęli i zdobywszy, zrównali z zie-
mią, zachowując tylko stary drewniany,
który silną zfJogą litewską opatrzyli. O
tymże królu pisze Długosz: „Kazimierz
Wielki ziemię Podolską wydarł Tatarom
i przez długi czas spokojnie ją dzierżąc
pobudował w niej wiele zamków muro*
wanych i drewnianycłi,jako to: Kamieniec,
Chocim, Czeczyn, BakoŁę, Bracław, Mię-
dzyborze i inne" (t. TI, str. 46). Kiektó-
re z miast ówczesnych miały po dwa zam-
ki, np.: Lwów, Głogów nad Odrą, Opole
śląskie, inne po jednym zamku, a do wy-
jątkowych miast należał Włodawek, nie
posiadający żadnej warowni. Do przed-
niejazych zamków na Mazowsza zalicza
Długosz pod 13o5 rokiem pięć: Płock,
Czersk, Rawę, Liw i G-ostynin. Pod ro-
kiem 1332 twierdzi tenże historyk, iż Wła-
dysław Łokietek, wkroczywszy do Wielko-
polski, której książęta nie chcieh uznać
jego władzy, .zdobył i spalił przesado 50
warowni (w dzielnicy poznańskiej i kali-
skiej). Magnaci posiadali po kilka zam-
ków. Piotr Święcą, kanclerz i starosta
ziemi Pomorskiej w końcu XIII wieku,
nazywany jest przez kroniki „panem 9-d
grodów". Wiele zamków dla zasłony lu-
dności w swoich dobrach wznosili bisku-
pi. Tak np. Florjan, biskup krakowski od
r. 1368 do 1381, zbudowri zamek w Bo-
dzentynie i miasteczka Bodzentyn i Iłżę
marami i wieżycami otoczył. Jarosław,
arcybiskup gnieźnieński (zmarły r. 1376),
powznosił zamki w Łowiczu, Opatowie,
Uniejowie, Kamieniu, kościoły murowane
zbudował w Gnieźnie, Uniejowie, Kurze-
lowie, Opatowie i Kalisza a dworce bisku-
pie w Gnieźnie, Łęczycy, Wielunia i Ka-
liszu. Papież Inocenty powiada w rokn
1357, że kościół ^ocki „ma przyłączone do
siebie niektóre zamki, twierdze i warowne
miejsca {castra, muniliones et ioca forda)
dla obrony wiernych chrystusowych od o-
ńciennych pogan i że ci sladzy chrystuso-
wi potrzebują takiego w swoim kościele
pasterza, któryby wiernym był i miłym
królowi, a któryby rzeczone zamki, twier-
dze i warownie chciał i zdoł^ przeciw na-
padom nieprzyjacielskim w wiernej cho-
wać straży". (Długosz, IV, str. 248). Do-
brą podobiznę zamku arcybiskupów gnie-
źnieńskich w Łowiczu podług ryciny z ro-
ku 1665 podał Tyg. U. (wr. 1^0, nr. 229,
str. 304). Liczneiciekaweszczególyozam-
kach piastowskich podaje Długosz pod ro-
kiem 1269 (ob. dzieła Dług, wyd. Przezdz.
ŁIII,s. 398, tłóm. pols.). Z nowoczesnych
pisarzy dobry opis dawnych zamków dre-
wnianych daje nam Michał Grabowski w
dziele swem: „Ukraina dawna i teraźniej-
sza', str. 151. Horodki ukraińskie były
swego czasu śladami kolonizacji polskiej
i ogniskami kaltury zachodniej w tym
kraju. O grodach z doby piastowskiej
pisze dość obszernie St. Smolka w dziele:
„Mieszko Stary i jego wiek" str. 123 i 144,
oraz Zeissberg w , Dziejopisarstwie pol-
skiem" 1. 1, str. 152. Konstanty Tyszkie-
wicz w broszurze: „Wiadomość historycz-
na o zamkach, horodyszczach i okopiskach
starożytnych na Litwie i Kusi litewskiej" ,
Wilno, 1859 r. Hubicki Roman wyd vi
„Opis trzech zamków w blizkości Kra-
kowa w okręgu pilickim', Warsza-
wa, 1858 r. W ,Tece konserwatorskiej".
dbyGoot^le
Widolczamku łowickiego podług rjcinj z r. 1655.
wydanej r. 189. we Lwowie, znajdują się
opisy ruin zamków we wschodniej Galicyi.
Zyg, Gloger zgromadził obszerny mate-
rjal dziejowy do grodów t. j. warowni w
dobie piastowskiej i jagiellońskiej z □-
względnieniera ich rozmieszczenia jeogra-
ficznego oraz dzisiejszego wyglądu pozo-
stałych walów i wykopalisk. Kazimierz
Wielki da) świetny początek stawiania
zamków murowanych (jak widzieliśmy
tego przykład we Włodzimierzu wołyń-
skim), a doba jagiellońska była świad-
kiem zamiany zamków drewnianych na
murowane w całym kraju. Jaśko z 0-
leśnicy, mianowany przez Jagiełłę w roku
1391 wielkorządcą litewskim, zasłania za-
mek wileński przeciw Witoldowi i posił-
kującym go Krzyżakom porobieniem zasie-
ków i kobylic czyli szranków, które Długosz
zowie: srzanky^ sckranki, kobyknyr, koht-
lycnic. Gdy mury zamkowe pociskami z
dział krzyżackich zostały wówczas zrujno-
wane, starosta wileński Klemens kazał
wyłomy zawieszać skórami bydlęcemi, aby
oblężeńców od grotów nieprzyjacielskich
zasłonić. W przywileju horodelskim z ro-
ku 1413 czytamy, że panowie litewscy o-
bowiązani będą sposobić drogi do budo-
wy zamków. Na Podola dynęły wówczas
4 główne zamki królewskie: Kamieniec,
Smotrycz, Skała i Czerwonogród (Dłu-
gosz t. V, str. 391). Przy zamku na gó-
rze, który zwano „wysokim", istniał zwy-
kle u podnóża góry zamek niższy. Takie
zamki istniały obok siebie w Wilnie, Tro-
kach i Lwowie. Gdy Jagiełło obiegi
r. 1422 zamek krzyżacki w Gołubiu, Krzy-
żacy, mając konie w zamka niższym, po-
zabijali je, aby się w ręce polskie nie do-
stały. W tymże roku gdy wysiany przez
Witolda do Czech z silnym oddziałem
Zygmunt Korybutowicz (bratanek Ja-
giełły) oblegał warowny Karlstein (Karo-
lowy-tyn), dla zmuszenia załogi do pod-
dania się, kazał wyrzucić do wnętrza
twierdzy okcJo 2000 garnków czy też ku-
błów nap^nionych ścierwem zdechłych
zwierząt i odchodami swego wojska, że aż
oblężonym od tego powietrza — ^jak twier-
dzi naiwnie Długosz — zęby chwiały się
lab wypadały. Kaj potężniejsze z zamków
krzyżackich były Marjenburg i Człuchów,
ale i o Chojnicach pisze Długosz pod ro-
kiem 1433, że „w mieście tern tak wielki
był dostatek wszystkich rzeczy potrzeb-
nych do wytrzymania oblężenia, taka
mnogość kasz i dziaj do obrony, mury ua-
koniec tak silne i wieże tak liczne, ie
wszelkie usiłowania Polaków oblegających
spełzły wówczas na niczem*. Tu opisuje
Długosz szczegółowo, jak Polacy robili
miny podziemne, usiłując wysadzić mury
prochem. W r. 146i Gdańszczanie w cza-
sie wojny z Zakonem przez 26 tygodni o-
dbyGoot^le
ZAMEK.
Ctąeć dziedzińca wewaętizn^o wzwdIcu królewekimna Wawelu.
Widok dzisiejszjr zamku w Piórkowej ^kalc pod Krakowem.
dbyGoof^le
ZAMKI I OKUCIA KOŚCIELNli.
485
biegali Krzyżaków w Pucku. Panowie
śląscy, niemcząc się i naśladując szlachtę
niemiecką, porobili z zameczków swoich
na Śląsku przy granicach polskich gnia-
zda zbójeckie, z których rozbojami na go-
ścińcach i łupieżami stron wielkopolskich
i krakowskich niepokoili szlachtę i lud
wiejski tamtejszy. Takiemi gniazdami
łotrzyków były zamki Gorzów i Ciecierzyn,
które za czasów Władydtawa Warneńczy-
ka zostały przez szlachtę wielkopolską
zdobyte, spalone i zburzone. Drugą po-
dobną wyprawę opisuje Długosz pod ro-
kiem 1455, w której bargrabia wieluński
przy pomocy Ostroroga wojewody kali-
skiego, Zaręby starosty wieluńskiego,
mieszczan okolicznych i czeladzi bisku-
pów gnieźnieńskiego i włocławskiego ści-
snął oblężeniem i zdobył zamek w Kępnie
w ziemi Wieluńskiej, zagrabiony podstęp-
nie przez słynnego awanturnika i grabież-
cę śląskiego Jana Świeborowskiego. W
herbach dwuch miast polskich znajduje-
my zamek, a mianowicie w herbie Między-
rzecza zamek czterobasztowy i w herbie
miasteczka Mieszkowa— trzy basztowy. W
archiwum jeżewskiem posiadamy akta u-
rzędowe z lat 1827 i 1828, obejmu-
jące opisy wszystkich starych
zamków i ich rozwalin w grani-
cach Królestwa Kongresowego,
sporządzone przez ówczesne Ko-
misje wojewódzkie wskutek ży-
czenia cesarza Mikołaja I a z roz-
porządzenia wydanego do Komi-
syi Rządowej Spraw Wewnętrz-
nych i Duchownych przez W. K.
Konstantego pod datą 10 lutego
(29 stycznia) 1827 r. za nr. 229. _
Zamki i okucia kościelne. Już
pod wyrazami: ambona, kło-
da, klucze, kołatka, kraty, ku-
na, kowalstwo i skarbiec, poda-
liśmy w encyklopedyi naszej bądź rysun-
ki, bądź wiadomości o dawnych wyrobach
żelaznych. W kościele czerwińskim da-
wnego opactwa odtotografowaliamy stary
i sztuczny zamek od skarbca kościelnego,
ale z powoda niezrobienia kliszy na ter-
min podać go tutaj nie możemy. Dołą-
czamy natomiast kilkanaście rysunków ze-
branych i wykonanych dawniej przez ar-
tystę-malarza pana Adrjana Głębockiego
(Kłosy, t. XXXr, nr. 793). Z pomiędzy
tych przedmiotów, do najdawniejszych
zalicza pan Głębocki Kr. 1, zamek przy
drzwiach zakiystyi w Sulejowie, niegdyś
opactwie cystersów, które założone wpra-
wdzie zostało w XII w. przez Kazimierza
Sprawiedliwego, drzwi jednak z zamkiem
do znacznie późniejszego czasu należą.
Rysunki Nr. 2 i 3 przedstawiają klamkę
u drzwi kościoła po- dominikańskiego w
Warszawie, wzniesionego na początku
XVII w. a Nr. 4 i 6 zamki przy tychże
drzwiach. Nr. 6 przedstawia zamek w
drzwiach zakrystyi na Jasnej Górze a Nr.
7 zawiasy w drzwiach do kruchty kościo-
ła farnego w Częstochowie (fnndacyi Ka-
zimierza Jagiellończyka) charakterystycz-
ne wzorowaniem skręconego powroza.
Pod Nr. 8, 9 i 10 widzimy zamki i zawia-
sy kościoła i klasztoru po-bernardyńśkie-
ZamcŁ w kracie Iclazncj u kaplicy w farze łowickiej.
go w Warszawie, wyroby niewątpliwie
ślusarzy miejscowych z wieka XVIII.
Nr. 12a i 13fl są to zamki a Nr. 12i5 i 13^
klucze do nich należące z klasztoru po-
bernardyńskiego w Piotrkowie. Pierwszy
dbyGoot^le
486
ZAMKI I OKUCIA KOŚCIELNE.
Z zakrystyi ozdobiony wypaklym rysun-
kiem niewieściej postaci, walczącej ze
Ekrzydlatymi smokami. Figurki te— po-
strakcją zamku, nie nadwerężoną kilko-
wiekowem używaniem. Dragi zamek, o-
zdobiony rysunkami omamentacyJDymi,
zaiuki i okucia kościelne, Kebr&nc w rysunkach przez Adrjaoa Głębockiego.
wiada p. Głębocki— wykonane są z wielką [
starannością, a jak na dawne czasy, z u-
miejętnośeią niepospolitą i z wyborną kon-
strzeże zaniedbanego dzisiaj skarbczyka.
Wykonanie obudwuch odnosi p. Głębocki
do r. 1633, około którego kościół ten wy-
dbyGoot^le
ZAMSZ.— 2APONA.
stawili trzej bracia Starczewscy, z których
jeden był prowincjałem bernardyńskim.
Zwracaliśmy ja£ na innem miejsca nwagę,
że gdybyśmy byli społeczeństwem praw-
dziwie kultaralnem, to wobec świetnej
przeszłości kanszta kowalskiego w Piotr-
kowie trybunalskim, powinien by) się zna-
leźć ktoś na miejsca do zebrania rysun-
ków wszystkich ginących szczątków tego
knnsztu w tflmtych stronach. W zbiorach
jeżewskich posiadamy kilkanaście zabyt-
ków Jselaznych nie bez wartości, pocho-
dzących jednak z innych okolic kraju.
Zamsz, dawniej z a m e s 2 — skóra ba-
rania lab kozłowa na spodDie, kaftany
i rękawice, miękko na biało lub żółtawo
wyprawiona. "Wspomina o zamszu instra-
karz celny litewski.
Zamtuz, z a n t n z— dom rozpusty i nie-
rządu. Rej powiada: .Karczma i zamtuz
wyniszczyły mieszek". Wacł. Potocki w
w XVII w. pisze: „Po wszetecznych zan-
tuzach chodzi i po szynkach". Zabłocki
zaś w XVIII w.:
Wiadom świstak dobrze gdiie Wielopole,
Gdzie jaki zamtuz na Krzjirem Kole.
Zamtnżnik — nierządnik, rozpust-
nik, dziewkarz.
Zankiel, z e n k i e 1 — zaponka, agrała,
brosza lub klamra u pasa, Szymonowicz
pisze: „Pas szeroki z zanklem dotym",
a Jędrzej Kochanowski: „Złotogłową sza-
tę złotym zanklem spięła". W Enc. Sta-
rop. (t. III, str. 326) podaliśmy rysunek
pięknego zankla od pasa rycerskiego ze
zbiorów jeżewskich. Prócz tego zanklem
albo zanklem nazywano w Polsce rośhnę,
nazywającą się po łacinie Sanicula, która
w całym naszym kraju, jak powiada prof.
Berdau, po lasach cienistych dość pospo-
licie się traiia. Prof. Hostafiński w swoim
„Słowniku" polskich imion roślinnych
przytacza jeszcze z -^^ory lekarskiej"
Dembosza dragą nazwę zankla: łysz-
czak.
Zapadka — klamka u drzwi, także sa-
mołówka, pułapka, łapaczka i kołeczek
czyli drewienko w pułapkach, podpierają-
ce deskę, po którego poruszenia przez
zwierzę deska upada.
Zapaska, zapaśnioa, iartuoh, szorc.
Zimorowicz w sielankach pisze:
UmiaJ on co rok wiązać w dzień piątnic Paraskę,
Dawszy jedwabiem wjazyć rąbkową zapaskę.
Zaplecznik. Część tylna kirysu, osła-
niająca plecy. B. Gemb.
Zapona, zaponka— rzecz do zapię-
cia ubioru służąca. Stryjkowski w XVI w.
pisze: „Cesarz grecki Bazyli kazał oddaó
Włodzimierzowi za upominek zaponę wiel-
ką złotą, na której był wyryty sąd ostate-
czny". Zaponka nazywano klamrę a ka-
pelusza, zapona znaczyła także oponę, za-
donę, kortynę. W rejestrze wyprawy
książęcej z r. 16B0 znajdujemy: „Zapona
abo pióro rubinowe od J. P. podskarbie-
go". Podajemy tu rysunki dwuch zapon,
które posiadamy w zbiorach jeżewskich.
Zapona arebnia od opończy szlacheckiej z XVII
lub XVni w. (dlugotó centymetrów 15).
Pierwsza łańcuszkowa srebrna służyła do
opończy szlacheckiej w XVII lub XVIII
Zapona od kapy kaj^ańskiej z w. XVI.
wieku. Druga srebrna pozłacana z wieka
XVI była u starożytnej kapy kapłańskiej,
tej samej, z której posiadamy także orła
podanego w Enc. Siarop. i. II, str. 331.
dbyGoot^le
48?
ZAPUSTY.— ZASIEK.
Zapusty — polska nazwa karn&wału.
Zapasty tern sią różnią od mięsopa-
8 1 ów ożyli mięsopaetn, że ta ostat-
nia nazwa, pochodząca od wyrazów m i ę -
sa-opnst czyli pożegnanie, stosuje się
tylko do ostatnich kilko doi zapustnych
czyli ostatków zapusta — zapusty zaś
oznaczają cały czas od Nowego - Roku
i Trzech Króli do Wielkiego postu. O m i ę-
sopastacłi ob. w Enc. Starop. t. III
str. 216, a obszerniej w dziele wydanem
przez Z. Glogera „Rok Polaki w życiu, tra-
dycyi i pieśni' (Warszawa, 1900 r., str.
101 — 119). Ł. Golębiowaki pisze o z a -
pnstach w dziele swojem ,G-ry i zaba-
wy różnych etanów", fltr. 331,332 (War-
szawa, 1831 r.). Kitowicz o zapustach
i kuhgach za Angnsta III (t. IV", str. 41).
O babach cząbrowych w Krakowie wspo-
mina ZfUuski w ^Próbie pióra' z r. 1753
i Ign. Krasicki. W tłusty czwartek prze-
kupki krakowskie c o mb rzyly po ryn-
ku i nhcach miasta (z niem. schampern^
schempem, chodzić w maskach zapnst-
nychinapastowaó przechodniów). Tak zw.
maszkary zapustne c^li karnawałowe
i przebieranie się w różne kostiumy ju* od
czasów średniowiecznych w zachodniej
Europie ddo początek w Polsce zwyczajo-
wi ludowemu przebierania się w zapust za
żydów, cyganów, dziadów, niedźwiedzi,
konie, kozy, bociany i t. p. Dni mięsopust-
ne czyli ostatki miały też nazwę „dni sza-
lonych". Po wszystkich gospodach od-
bywały się tańce i hulanki. Dziewki nie-
pobrane zamąż i parobcy niepożenieni cią-
gnęli kloc do gospody, gdzie poty lano nań
wodę, aż gospodarz okupił się sutym po-
częstunkiem. A potem baby skakały przez
ten pień „na len" a gospodarze ^na owies*^,
powiadając, że jak wysoko kto podskoczy,
tak wysoki będzie miał len lub owies
w tym roku. Piszący to pamięta, jak pe-
wien profesor, kupiwszy sobie wieś na
Podlasia, zapragnął przyjrzeć się temu
zwyczajowi ludowemu, lecz zaledwie uka-
zi^ się we drzwiach karczmy, gdy wesołe
1 podchnuelone baby pochi^ciły swego
dziedzica i przymusiły do skakania przez
pień w środku izby, aż musi^ się im wia-
drem piwa wykupić. Lud powiada, że
we wtorek zapustny stoi djabeł za drzwia-
mi karczmy i spisuje wychodzących z niej
po pt^Eocy.
Zaręczenie, zwane inaczej: rękojmią,
zaręką, poręką, rękojemstwem, po łacinie
fidefussio aWio/idejussoria cauUo. Ważna
różnica zachodziła między poręczeniem
a ewikcją. Poręczenie A'^^'''^'^^ było wów-
czas, gdy się kto obowią^wał w razie
niewypłacalności dłużnika sam wierzyciela
zaspokoić. Ewikcja mifJa miejsce w sprze-
dażach, jako zabezpieczenie nabywcy, że
wejdzie w posiadanie bezsporne wszyst-
kiego, co nabył. Ewikcję taką nazywano
w dawnych wiekach „waruokiem*, aten,
co warował czyli dawał odpowiedzialność,
nazywany był „warunkarz". W Statucie
Litewskim fwf>/i7r nazwany jest „zawod-
oą" B. fidefussor ^Tfjk.oijmet' .
Zarękawie — część zbroi żelaznej, osła*
nlająca rękę od łokcia do rękawicy. W u-
zbrojeniach mieszczan lwowskich z XVI w.
wyszczególoiano; zarękawi e i szor-
c e. W Paprockim z XVIII w. czytamy:
„Sajdaczni rzymscy na lewej ręce zarc-
kawie żelazne nosili". Zarękawki
wspominane są w XVII i XVIII w. jako
części ubioru niewieściego.
Zasiek, zasiecz, zasieka. W la-
sach, gdzie okopywanie obozu wałami
ziemnymi było niemożliwem, robiono za-
sieki czyli ścinano wiele drzew, które zwa-
lone jedne na drugie z konarami i wie-
rzchołkami tworzyły rodzaj warowni nie-
dostępnej dla konnego rycerstwa. Łęski
w „Miernictwie wojennem" powiada: „Za*
sieki są to na krzyż jedne na drugich uło-
żone drzewa, które ile możności wierzchoł-
ki swe i korony naprzeciw nieprzyjacielo-
wi obrócx)ne mają, najczęściej otaczają si^
niemi lasy pojedynczo lub podwójnie".
dbyGoot^le
z ASŁUiENI. — Z A.STAW.
489
Długosz powiada, ieaby nie wypościć nie-
przyjaciela idącego przez lasy z taborami,
robiono zasieki. Tak Bole^aw Śmiały, go-
niąc Wratyrfawa Czeskiego (r. 1062), któ-
ry najechał Polskę, „kaie na okóI ^w lesie
z drzew ścię^ch porobić zasieki, żeby
nieprzyjadel zamknięty wycofać się nie
zdołał'. Po raz ostatni zasieki robione
były a nas w paszozy Myszeaieckiej przez
Kurpiów, którzy za pomocą nich przy
Bwej odwadze i celnem strzelania zmusili
dzielną armię szwedzką Karola XII do
ucieczki sromotnej z borów między rz. Nar-
wią i granicą pruską płożonych.
Zasłużeni. Zakr. Jana Olbrachta r. 1496
uchwalono na sejmie, ii zasługi i cnoty
obywatelów ziemskich nad przychodniów
przekładane być mają ( Vol. kg. I, f. 248).
"W r. 15I0uchgralono, i2za^u2onemu zna-
cznie, może być dane dygnitarStwo albo
nrząd ziemski, choćby osiadłości nie miał
w oaej ziemi, byle jej potem tylko w cią-
gu pół roku nabył. W r. 1565 postano-
wiono, iż „na przyszłym sejmie ma być
sposób znaleziony, jakby ludzie dobrze za-
służeni Rzplitej zaj^t^ cnotliwych zasług
odnosili. Jakoż na sejmie w r. 1567 u-
chwalono, te dostojeństwa, urzędy, doży-
wocia na dobrach królewskich, kaduki
i niesłużeniem wojny dobra utracone, ma-
ją być zarfużonym dawane { Vol. leg. II,
f. 724). R. 1691 dodano, że król ma mieć
na zasłużonych baczenie za zaleceniem het-
mańskiem; r. 1607 zaś, że mianowicie tym
ma dawać opatrzenie, którzy przez lat 6
statecznie służyli. W r. 1620 wyszcze-
gólniono, że wójtostwa i sołtystwa, które
nie są do miast wcielone, także jurgielty
mają im być datcane w nagrodę, a wkon-
korencyi na tego ma być wzgląd pierw-
szy, kto pod jedną chorągwią statecznie
i skromnie przez 6 lat służył. W VoIu-
minach legum znajdujemy potem wiado-
mości o nagrodzeniu zasług: Wojciecha
Brezy, starosty nowodworskiego, i ks. Au-
gustyna Bernicza w r. 1674; ks. Aleksan-
dra Kotowicza, biskupa smoleńskiego, i ks.
Andrzeja Ossowskiego, regenta kancela-
ryi WieLKsięstwa Lit. w r. 1676. Wr. 1677
Michałowi Lwowiczowi rekompensatę od
Rzplitej ^ad feliciora łcmpora'^ odłożono.
W r. 1699 zadugi Stanisława Małachow-
skiego, wojewody poznańskiego, i relację
jego traktatu z Porta Ottom, pod Karło-
wicem uczynionego, i relacje innych po-
riów, także do przyszłego sejmu odłożono.
W r. 1736 deklarowano nagrodzić zasługi
Marcjana Ogińskiego, wojew. witebskiego
jemu i jego sukcesorom oraz zasługi Wa-
cława Rzewuskiego, pisarza polnego kor.,
marszałka poselskiego.
Zastaw. Upowszechnionem było w
Polsce zastawianie nieruchomości, czyli
oddawanie do użytku (zwłaszcza łąki i po-
la) za pieniądze pożyczone, a zwyczaj ten
dotąd praktykuje się nader często u ludu.
Zastaw nieruchomości był u nas zwykle
antychretyczuym, t, j. nadającym prawo
pobierania użytków z rzeczy zastawionej
bez obowiązku rachowania się z nich, cho-
ciażby te znacznie należne procenta prze-
wyższały. Zastawnikiem zwid się
ten, co dawał pieniądze na zastaw. Oprócz
zastawu antychretycznego znany był je-
szcze .zastaw na upad" czyli „pod prze-
padkiem", zwany po lac. ohligatio sub
lapsu, gdy umówiono się, że jak dłużnik
nie uiści długu na termin oznaczony, to
zastaw przepadnie, stając się własnością
zastawnika. Potrzeba było jednak pozwaó
dłużnika niewyj^atnego do sądn, aby ten
wyrokiem swoim uznał upad czylt lap-
su m i dobra przysądził na własność za-
stawnikowi. O tym zastawie na upad ma-
my przepisy w Statucie Mazowieckim i w
Statucie Litewskim. Z początkiem pano-
wania Zygmunta III nastał trzeci rodzaj
zastawu, nie p<^ączony ani z posiadaniem
dóbr, jak zastaw antychretyczny, ani z wa-
runkiem przepadku, ale polegający na za-
dbyGoot^le
400
ZAUSZNICA. - ZAWODCA.
pisie czyli oparcia pożyczki na dobrach
we właściwych aktach ziemskich z za-
strzeżeniem pierwszeństwa czyli lepszosci
■crdk<K& potioritas czyli frioritas. Byl to
pierwszy przykład porządnej hypoteki
opartej na jawności (/«WiW/f) i szczegól-
ności {spćcialite), wymagającej wpisu w
aktach właściwych dobrom a postanowio-
nej przez konstytucję sejmową z r. 1588
( Vol. leg. II, f. 1219).
Zausznica, zaus z ka, nausznica —
ozdoba zawieszana n uszu, noszona przez
niewiasty. Pod wyrazami Enkolpioo
i Naszyjnik podaliśmy rysunki ozdób
srebrnych noszonych w Polsce w X w.,
bo wykopanych we wsi Kretkach w zie-
mi Dobrzyńskiej wraz z monetami Lin-
tolfa, biskupa augsburskiego, zmarłego
r. 996 i Adelajdy, matki cesarza Ottona III,
zmarłej r. 997. Tu podajemy jeszcze (nie-
co powiększoną) zausznicę srebrną z tagoż
samego wykopaliskaw Kretkach idwieza-
usznice ze zbiorów jeżewskich znalezione
ze szczątkami wielu innych wgarnczkn wy-
mulonym z piasku prztiz wylew Wisły
w pobliża wsi Os-
nicy pod Płockiem
w r. 1867. Znale-
ziona razem w tym
garnczku monetare-
gensburska czyli
ratysbońska Henry-
ka I, panującego w
Bawaryi od r. 948
do 955, każe wnosió.
są z e-
poki współczesnej
Zausznica srebrnn z X . ^ i- ■
wieku. z.»leziona wraz * niewątpliwie no-
7. owoczesnpmi monuta- szone były na Ma-
mi n Kretkiicb pod Rv- -^ . ,
pinem na MazJiwszu. zowszu ^ W X wieku,
gdzie je do ziemi
schowano. Inny egzemplarz zausznicy
pierwszy z dwuch ostatnich różniący się
jedynie cokolwiek wielkością, posiadamy
znaleziony na Koszubach.
Zaueznice Eiebrne nosiODe na Mazowszu w Xwicku,
znalezione w okolicy Płocka wgamczku z monetą
z poton; X wieku. (Zbiory jcteirskie, wielkość
naturalna).
Zawienisc. Kiedy żona, panną idąc za
mąż, nie miała oprawy czyli reformy po-
sagu, prawo wyznaczało jej pewną sumę
z majątku męża, lub dożywocie na pewnej
części majątkn, i to się nazywało pro cri-
nili a po polsku zawieniec. Ob, O-
prawa.
Zawierucha — nazwa pewnego rodza-
ju czapki zimowej, jak również tańca lu-
dowego na Podlasiu.
ZawIJka— nazwa ludowa szalu i^ócien-
nego białego, którymwieśniaczki lubelskie
nakrywają w drodze głowę 1 ramiona.
Zawisza. Dwa o Zawiszy miaJ: naród
polski przysłowia. Jedno mniej upowsze-
chnione: , Jak Zawisza podpisze, to i Pa-
kosz takoż", odnosiło się to do Krzysztofa
Zawiszy, wojewody mińskiego i przyjacie-
la jego Kazimierza Pakosza, starosty rze-
czyckiego, którzy słynęli w XVII w, na
Litwie ze swej przyjaźni i jednomyślno-
ści. Drugie przysłowie, znane w całej
Polsce: „Polegaj jak na Zawiszy", wzi^o
początek od bohaterskiego Zawiszy Czar-
nego, którego dzielna ręka, gdy za kim
walczył i dotrzymanie rfowa, gdy komu
przyrzekł, stały się przysłowiowe.
Zawity termin ob. S ą d y.
Zawodoa ob. Z a r ę c z e n i e.
dbyGoot^le
ZAWODNIK.— ZBÓR.
491
Zawodnik — wyścigowiec, koń biegają-
cy do mety czyli do zawodu, w zawody,
t. j. szranki wyścigowe.
Zawód, od zawieść czyli zagrodzić ~
meta biegu wyścigowego, stąd: iść lub bie-
gać w zawody, znaczy ścigać się. Mączyń-
ski w swoim słownika z r. 1564 pisze:
, Curriculum, zawód, L j. miejsce, gdzie
zawód puszczają". Rej w , Zwierzyńcu"
powiada: „Koniowi na zawodzie, gdy mu
wolno wędzidła puszczą, a iż się wysili, te-
dy czasem ledwie kłusem do kresa przy-
bieży". Glórnicki w „Dworzaninie" pi-
sze: „zawody końskie, wyścigania na wo-
ziecb, cbodzenia za pasy, turnieje, goni-
twy, bitwy pojedynkiem" (t. II, str. 269).
W innem miejsca powiada: „I u zawodu
kto nie może być pierwszym, wiele ma
przed trzecim, gdy wtórym przybieży"
(t. I, str. 168).
Załynek. Odwieczny kalt rolnictwa
u tycb plemion lechickich, które od mie-
szkania wśród pól przezwane zostały p o-
lakami, musiał dać oczywiście początek
prastarym obrzędom i zwyczajom rolni-
Dawnj zb6r kalnióeki w OaU^zjnie (pow. NowognSdski) z rysunku
p. Bogusława Kraiizewekiego.
czym, których ślad pozostał w naszych
dożynkach (ob. Enc. Słarop. t. II, str.
30). Rolnicza kultura lechicka ndzielila
się z nad Wisły leśnym litewsko-pruskim
plemionom z nad Pregli i Niemna, u któ-
rych uroczystości i obrzędy, po skończo-
nych żniwach odbywane, bardzo długo
przetrwały. Zaściełano stoły sianem czy
zbożem i ustawiano na ich końcach czy ro-
gach konwie piwa. Kajdan zabijał wy^
brane na ofiarę i acztę zwierzęta domowe,
odmawiał przepisane modły i wolał wiel-
kim głosem: „Tobie, Bo2e Ziemiennikn.
ofiarujemy, któryś wszystko nam w obfi-
tości daj i nas zdrowych zachował!" —
a ^owa te jego zebrany lud głośnym o-
kizykiem powtarzał. Tak obchód ten opi-
suje nam Hartknoch.
Zbór w mowie staropolskiej i u pisarzy
dawniejszych znaczy: zebranie, zgroma-
dzenie, gromadę ładzi, „Kościół albo zbór
wiernych Chrystusowych ■■. Pierwszy ks.
Wujek w końcu XVI w. zacz^ stale uży-
wać wyrazu kościół w miejsce wyrazu
zbór, który też odtąd zaczęto stosować
głównie do zgromadzeń i domów modlitwy
dysydentów, W Kojdanowie (gub.Mińiika)
na końca zachodniej strony miasteczka
stoi dawny zbór kalwiń-
ski, obwiedziony wyso-
kim marem, warowny
blankami i strzelnicami.
Blanki i mur okólny roz-
sypują się w gruzy, wriy
zniżają się, fosy równają
się z ziemią, co tern żywiej
przenosi myśl naszą w
wiek KYT, kiedy wyzna-
nie helweckie w Litwie,
pomimo potężnej opieki
Kiszków, Radziwiłłów i
innych możnowładców,
musiano uzbrajać się, idąc
na modlitwę, aby gorli-
wość Jezuitów i jezuic-
kich żaków szkolnych nie
domieszała ^orzeczeń i obelg do ich psal*
mów. A że siła materjalna to ma do sie-
bie, iż trudno jej nie nadużyć — nie dziw
dbyGoot^le
402
ZBYSZEK.— ZDUNY.
więc, że kalwini litewscy nieraz z odpor-
nego przechodzili w stanowisko zaczepne,
co wywoływało głośne awantary w Wil-
nie, w Sluoku i t. d. Nie wiemy, czy coś
podobnego zdarzyło się kiedy w Kojdano-
wie, ale pojmujemy ostrożność pastorów
kalwi&skich w obwarowaniu swojego ko-
ćcioła, mianowicie w w. XVII, kiedyjnż Ra-
dziwiOowie nieświescy powrócili do katoli-
cyzmn, pociągnąwszy swjnn przyMadem
szlachtę okoliczną, a dziedzice Kojdano-
wa i obrońcy protestantyzmu Radziwiłło-
wie linii Birżańskiej: Krzysztof, Janusz
i Bogusław, mieszkając stąd daleko, nie
mogli od miejscowych gwałtów obronić
swoich wspólwierców. Wypisawszy po-
wyższy ustęp z „Wędrówek" Wład. Syro-
komli, dołączamy ta widok dawnego zbo-
ru kalwińskiego w Ostsszyoie (pow. No-
wogródzki) podług rysunku zdjętego z na-
tury i nadesłanego nam przez p. Bogusła-
wa Kraszewskiego zKuplina.
Zbyszek, Zbyszko — forma zdrob-
bniala imienia Zbigniew.
Zdanie u sądu. Eondemnatę (oh.) nazy-
wano popolsku „zdaniem u sądu*. Prawo
z r. 1347 stanowijo, iż zdany u Sądu ,m
inslanti iśció się ma", a strona trzykroć
wołana, gdyby nie stanęła, aż ku ostat-
niej godzinie, kiedy Sąd wstawać ma,
zdana być ma. W r. 1505 uchwalono, że
zdania niesprawiedliwe aresztowane być
w księgach mają, że zdawca niesprawie-
dliwy, gdy jego zdanie aresztowane bę-
dzie, 3 grzywny odłożyć powinien i zda-
nie z ksiąg wypisać, które jeżeli areszto-
wane nie będzie, tedy z ksiąg bez winy
wypisane być może, a jeili kto kogo nie-
winnie zda, w przezyskach tedy traci to,
o co pozywał. Strony powodowe aż na
końcu zdawane być mają na rokach ziem-
skich, grodzkich; inaksze zdanie szkodzić
im nie ma. Statut Herburta powiada, że
strona za niedbalstwem i kością prokura-
tora (swego obrońcy) zdana skarżyć się
nań i sprawiedliwości, jako na słudze, tam-
że dochodzić może.
Zdobycz wojenna. W dziele hetmana
Jana Tarnowskiego „O obronie Koronnej" ,
na zapytanie: „Gtdyby się bitwa wygrała,
jako bitonki dzielić (bitunk, z fran-
cuskiego butin- zdobycz; bitankarz —
sędzia dzielący zdobycze), znajdujemy od-
powiedź: „po wygranej bitwie powinien
każdy pod cnotą, pod wiarą położyć, czego
w bitwie dostanie, i obierają na to bitun-
karze, którzy dzielą per ceniurias, i żeby
się równo każdemu dostała, drugie rzeczy
szacnją, kto więcej weimie, aby drogim
s^^acił". Za kr. Jana Kazimierza w 1662 r.
sejm postanowił, że za jeńców wojennych
(, więźniów') żołnierzom, którzy ich poj-
mali, nagroda dawaną będzie. Armate zaś
większa i mniejsza (wszelka broń) do ca-
łej Rzplitej, nie do hetmanów należeć
winna. ( Vol. leg. IV, f. 843).
Zdrowia (toasty). Do tego, cośmy po-
wiedzieli w tym przedmiocie pod wyra-
zem toasty, dodać tu jeszcze winniśmy,
iż upowszechniony w XVIII i XIX wieku
zwyczaj przyklękania tancerzy, pijących
zdrowie damy, pochodził z wieków po-
przednich i zwyczaju przyklękania w po-
dobnej chwili przed królową. Oto np. w o-
pisie bankietu wyprawionego w Gdańska
z okoliczności wjazdu Ludwiki Maryi do
Polski znajdujemy: ,Ok(do stołu wielka
liczba szlachty polskiej, synów senator-
skich, do których gdy kto pił zdrowie kró-
lowej, zginali kolano, nim je spdnili. Kró-
lowa zaczęła od zdrowia króla, małżonka
swego, pani Gvebriant do księcia Karola
piła zdrowie francuskiego monarchy i je-
go matki, potem znowu królowa zdrowie
prałatów i senatorów, którzy odpowiedzie-
li stojąc". Widocznie tylko młodzież przy-
klękała.
Zduny. Pierwotne kafle piecowe były
bardzo zbliżone kszte^tem do czworobocz-
nych garnków, z których, układając je
poziomo i wypełniając gliną, murowano
dbyGoot^le
ZEGAR.
403
Ściany pieców. Oczywiście więc jedni
i ci sami rzemieślnicy mnsieli wyrabi&ć
pierwotnie zarówno garnki jak kafle,
a stąd i nazwa zdun przetrwała wieki,
służąc wspólnie do dziś dnia garncarzom,
kaflarzom i malarzom pieców kaflowych,
choć dzisiejsze kafle w niczem nie przy-
pominają jxii garnków a mularze piecowi
nie umieją robić ani garnków, ani kafli.
W liczbie wsi i miasteczek Królestwa
Kongresowego jest 15 dawnych nomen-
klatur ntworzonych z wyraża zdnn a Jul.
Kołaczkowski znalazł wiadomości z daw-
nych wieków o zdunach lab cechach zduń-
skich w Płocku, Stanisławowie (galicyj-
skim), Bielska, Chojnicach, Czerska, Kole,
Lipnicy murowanej. Łęczycy, Łosicach,
Prasnyszu, liogoźnie, 'Róismej, Stanisła-
wowie mazowieckim, Brodnicy, Gdańska
Osieku, Płońsku, Radzyniu, Solca, Kie-
szawie, Radomyśla i Lublinie. Myli się
jednak p. Kol., sądząc, ie byli to wszystko
kaflarze. Kraj więcej potrzebował garn-
ków wszelkich niż kafli Na przedmieściu
np. m. Koła nad Wartą, zwanem Zdany,
od dawnych czasów było siedlisko zdu-
nów, wyrabiających naczynia gliniano
i fajansowe na kraj cały. Klouowicz
w swoim „Flisie" wspomina o najlepszych
zdanach w Bydgoszczy.
Zegar ob. Godzinnik (Enc. Sia-
rop. t. II, str. 197). Ta dodamy jeszcze,
że podług statatów cecha zegarmistrzow-
skiego poznańskiego z r. 1666 towarzysz
tej sztuki, chcący zostać mistrzem, jako
majstersztyk masif^ zrobić: zegar stołowy
cały i półzegarze w sobie zamykający, bi-
jący godziny i pokazujący kwadranse.
Drugi zegar wiszący wielkości piUtalarn,
godziny wskazujący i bijący. Do zegar-
mistrzów owoczesnych należała także me-
chanika astronomiczna. Sporo różnych
wzmianek o zegarach i zegarkach z prze-
szłości zebrał Jul. Kołaczkowski w swem
dziele o „przemyśle i sztuce w dawnej
Polsce" (str. 677 — 688). Jak wiadomo,
pierwsze zegarki kieszonkowe w ksztalde
jajek zaczęto wyrabiać w XV w. w No-
rymberdze i Oenewie. Podług Wita Kor-
czewskiego, piszącego w polowie XYI
w., czas mierzono po domach szlacheckich
w ówczesnej Polsce za pomocą klepsydry,
w której przez mały otwór przesypywał
się drobny piasek.^0 zegarkach, zwanycsh
pektoralikami (ob. Enc. Siarop. t. III, str.
834) od noszenia na piersi, wspominają
pisarze polscy w XVII w. (Solski, W. Po-
tocki), wogóle jednak noszenie przy sobie
kieszonkowego zegarka przez wszystkich
ludzi zamożniejszych datuje się u nas do-
piero od czasów saskich. Z początku
noszono je w małych kieszonkach a żupa-
nów na prawym boku, potem w zanadrzu
kontusza. Stanisław August nosił zega-
rek osadzony w guzika na klapce u ręka-
wa. Podobno najdawniejsza wzmianka
o zegarze w Polsce znajduje się w kancjo-
nale po Klaryskach z r. 1418 przechowy-
wanym w bibljotece katedralnej w Onież-
nie, gdzie jest mowa o zegarze na wieży
tej katedry wskazującym 24 godzin. War-
szawa miała także w XV w. zegar na wie-
ży, a w r. 1512 zrobiono tu ugodę z Pa-
włem, zegarmistrzem z Przemyśla, o wy-
stawienie nowego zegara na ratusza Sta-
rego Miasta przy poręczenia za Pawłem
Szymona i Jana Zątkowskich, ślusarzy
warszawskid). W r. 1579 mamy już w ra-
chunkach miasta fundusz zapisany na wy-
nagrodzenie zegarmistrza, utrzymującego
zegar na ratuszu. W Krakowie zegar-
mistrz Tomasz miał w r. 1412 dom przy
ul. Grodzkiej a we Lwowie w r. 1414 ze-
garmistrzem i płatnerzem był Laurenty
Hellenbasen. W Nowym Sącza r. 1491
zegarmistrz nazywał się Jan Woszczek
(Morawskiego: „Sądeczyzna"). (Jabinet
archeolo^czny uniwersytetu krakowskie-
go posiada zegar w kształcie wieży, bron-
zowy, złocony z orłem zygmuntowskim
i pogonią, który według tradycyi należeć
mif^ do Zygmunta Augusta. Zegarmistrz
dbyGoot^le
494
z E L A N T.
nadworny tego króla zwal się Janusz. W
T. 1595 zegarmistrzem Zygmunta III był
Piotr Francuz. Ka, Siarczyń^ki wspomi-
na, że w zbiorach puławskich byl zegarek
oprawny w kryształ, złożony własną ręką
tego króla. Niemcewicz pisze, że Zygmunt
III darował unncjuszowi Gaetano zegar
w kształcie świątyni, w której wyrobiona
była ze srebra procesja, jaką papież od-
prawia, gdy wchodzi do kościoła św. Pio-
Zegar z wieku XVII, zDSJdając; się w skarbcu
na Jasnej Gdrze, wskazujący oprficz godzin, pory
roku, miesiące i tygodnie, n^aoki około pół metra.
tra. Gdy zegar bil, wszystkie figurki po-
suwały się, ojca św. niesiono w krześle,
odzywały się trąby i kotły. Zegar ten ro-
biony był w Polsce a przez Włochów sza-
cowany na przeszło 3,000 skudów. Za pa-
nowania Włady^awa IV Jan Sulej, ze-
garmistrz warszawski, zrobił zegar na
wieżę zamkową w Warszawie i ustawił go
tam w r. 1622. Niemcewicz widział w ko-
ściele reformatów warszawskich sławny
na cały świat zegar roboty ks. Bonawen-
tury reformata, rodem Wielkopolanina.
Na wystawie z doby Sobieskiego w Kra-
kowie r. 1883 znajdował się zegar stołowy,
bronzowy, złocony w kształcie wieży z ga-
leryjką i kopułą, wyrobu Jakóba G-ierke
w Wilnie r. 1621. W Wilanowie na wie-
ży znajduje się z czasów Sobieskiego ze-
gar żelazny, wielki z 2-ma dzwonami, bi-
jący kwadranse i godziny. W samym
pałacu przechowują się dwa zegary lu-
strzane gdańskiej roboty z XVII w. W
Warszawie znany był w drugiej połowie
XVII w. zegarmistrz Andrys Bolek, a ze-
gar jego roboty, znajdujący się w zbiorach
p. Matjasa Bersohna, opisał tenże w „Prze-
glądzie bibljogr. - archeolog." z r. 1881.
Z pisma złożonego r. 1684 w gałce wieży
ratuszowej w Krakowie a drukowanego
w dziełku Ambr. Grabowskiego .Groby
królów polskich", dowiadujemy się, że ze-
gar ratuszowy krakowski wykonał około
r. I680PawełMieczalw Gliwicach za2,900
zlt. Ustawy dla zegarmistrzów warszaw-
skich, ułożone w r. 1613, potwierdzone zo-
stały przez Zygmunta III. Ł. Gołębiow-
ski w „Opisaniu Warszawy" powiada, że
w r. 1750 istniało pięciu zegarmistrzów
w Warszawie, którzy jeden cech stanowili
razem z ślusarzami, puszkarzami, iglarza-
mi i płatnerzami, a dopiero w r. 1751 za-
wiązali oddzielny cech zegarmistrzowski.
Po roku 1831 zegarmistrze polscy Gost-
kowski, Patek, BandurskiiCzapek, osiadł-
szy w Genewie, posunęli sztukę zegarmi-
strzostwa do najwyższej doskonsdośei.
Bandurski jest wynalazcą nowego przy-
rząd u w zegarkach, zwanego w y c h w y -
tem. Rytownik Markowski przyozdabiał
w Genewie zegarki Gostkowskiego arty-
stycznie rytymi w złocie obrazkami.
Zelant — gorliwiec, zagorzalec, zapa-
leniec, żwawiec. W Monitorze z r. 1769
dbyGoot^le
ZELMAN. — ZIEMIANIE.
495
czytamy: ,Na każdej radzie pablicznej
wszystkich znaleźó możaa gorliwych ze-
lastów za ojczyzny dobro".
Zaimail — gra towarzyska dziecinna,
dawniej powszechna, dziś ludowi jeszcze
w niektórych okolicach znana. Jedna z
osób zostaje „panem Zelmanem", dmga
panią Zelmanową, inne ich synami, cór-
kami, wnnczkami, bratankami i t. p. Pan
Zelman puszcza się w drogę, to się znaczy
biega dokoła, wołając: „Jedzie, jedzie pan
Zelman! Jedzie, jedzie pan Zelman!* Kie-
dy biegający 2^man zawoła: „Jedzie pa-
ni Zelmanowa!" wówczas osoba, nazwana
panią Zelmanowa, zrywa się ze swego
miejsca, przyłącza i biega razem. Po kolei
Zelman przywołuje całą rodzinę, która za
nim podąża, wołając: „Jedzie Zelmanl*
co pocieszne sprawia dla dzieci widowisko,
a gra kończy się z powołaniem ostatniej
osoby do podróży.
ZerzBC — swat, rajek, dziewosłąb, mów-
ca weselny. Mącayńskiw Równika z r. 1564
pisze; „Zerzec, przełożony kn opatrzeniu
wszech rzeczy ku godom, marszałek swa-
dziebny, który radzi na wesela".
Zezula — kakutka, kukawka. Zimo-
rowicz w sielankach pisze:
„Zezula pod południe głuszy głośne gaje".
Lud podlaski szuka w jej kukaniu
wróżb ożenku, zapytując, gdy usłyszy to
kukanie:
,Hej zieziula, zieziula (lub zezula), ile
lat do mego wesela?" i tu Uczą kukanie.
Zielone — gra wiosenna dwuch osób,
zuaaa od czasów bardzo dawnych. Pisze
o niej Ł. O-ołębiowski w dziełku swojem
„G-iy i zabawy różnych stanów", str. 85.
Cały wiersz Wesp. Kochowskiego p. n-
„Zielone" przytoczyliśmy w „Roku pol-
skim", str. 216.
Zielone świątki. Ze wszystkich liwiąt
kościelnych najuroczyściej obchodzona
była w Polsce 'Wielkanoc, po niej Boże
Narodzenie, a trzecie miejsce wśród uro-
czystości dorocznych zajmowano Zemanie
Ducha Świętego czyli Zielone Święta, do
których przyłączono szczątki różnych pra-
starych lechickich zwyczajów i obrzędów
wiosennych, jak np. obchodzenie granic
„z królewną", na Kujawach wybieranie
„króla pasterzy', na Podlasiu „wołowe
wesele". Na Śląsku odbywtdy się wyści-
gi konne, a pierwszy młodzian, któiy przy-
był do oznaczonej mety, okrzykiwany był
„królem", ostatni zaś Rochwistem. Zwy-
czaj ten przyponunał legendowe wyścigi
o koronę polską za doby pierwszych Pia-
stów. Odwieczny wpływ zwyczajów rol-
niczych starej Lechii na uczące się rolni-
ctwa od Lechitów plemiona prusko-litew-
skie, pozostawił w spadku podobieństwo
wielu zwyczajów a pomiędzy nimi i świę-
to pasterzy, zwane po litewska od siódmej
niedzieli po Wielkiejnoey: Sekmine.. O
zwyczaju tym pisze Narbntt w „Historyi
narodu litewskiego" {t. I, str. 303), Juce-
wicz we „Wspomnieniach żmujdzi", a
naj szczegółowiej opisał go Hści^aw Ka-
miński w „Tygodniku Ilustrowanym"
(r. 1864, t. IX, str. 144). W temże piśmie
z r. 1862 znajdujemy „Obchód Zielonych
Śwtątek w Krakowie" (t. V, str. 226)
i „Uroczystość ze^nia Ducha Świętego"
(t. V, str. 233). Zygm. Gloger zebrał od-
nośne wiadomości w swoim „Koku pol-
skim" (str. 225).
Ziemianie. Oziejopis Jul. Bartoszewicz
przypuszcza, że wyraz ziemianie oznaczał
w Polsce piastowskiej wszystkich miesz-
kańców wiejskich, bez względu na stany.
Odpowiadał mu stary łaciński termin
terrigena, jako przeciwstawienie do alie-
nigena. Terrigena jest to obywatel na zie-
mi narodowej zrodzony, alienigena — obcv
przychodzień. W późniejszych czasach
ziemianin oznaczał wyłącznie szlachcica.
„Szlachta — pisze Lengnich w swojem
Prawie Poapolitem — po wsiach swych
i dobrach mieszkają, skąd też ziemia-
nami, jako na ziemiach swych urodzeni,
a dobra ich ziemskiemi dobrami się
dbyGoot^le
496
ZIEMIE.
zowią. Toż samo powiada Skrzotaski:
„Stan rycerski, t. j. szlachta w senacie
nienmieszczona, nazywają się ioaczej zie-
mianami a polowie ich ziem skimi ' . Skrze-
tnski objaśnia jeszcze, że nietylko dla te-
go zowie się szlachta ziemianami, że mie-
szkając po dobrach ziemskich, uprawy zie-
mi pilnnjfl, ale i stąd, „źe dawniej Polska
dzieliła się na ziemie". Więc „każdej zie-
mi szlachtę zwano ziemianami, przydając
nazwisko prowincyi, np. ziemianie kra-
kowscy, sandomierscy i t. d. Odpowiednio
do formy wyraża „ziemianie" oznaczali
również tylko szlachtę: Krakowianie, San-
domierzanie,Fodla6ianie,Kajawianie it.d.
Chłopi zaś czyli lud zw^ się: Krakowiaki
lab Krakowiacy, Sandomierzaki, Podla-
siaki, Kujawiacy i t. d. Jan Kochanowski
Skoro jemu nie neczesz: Mitościwj panip!
To jnŁ pewna prz7m6i*k&, le głupi ziemianie.
Ziemianin, ziemianka, jest to zawsze
szlachcic, szlachcianka. Stare przysłowie
mówi: ,Co sobie ziemianin nagotaje, to
mn senator zje". To się znaczy, że i za-
sobny szlachcic, gdy zostanie senatorem,
ma potem pnstki w szkatule. A stąd i przy-
słowie: „Co po tytule, kiedy pustki w szka-
tule". Opali6ski tę samą myśl wyraził:
„Co sobie Spytek nagotował, to zjadł pan
krakowski'. I Jan z CzarnolesJa dla tej-
że przyczyny nie przyjął kasztelanii poła-
nieckiej. Tożsamo przeciwstawienie znaj-
dujemy w Postylli Grzegorza z Żarnow-
ca: ,Dziś jedna nad drugą apstrzeńszy
ńbiór raiiió miłuje, ziemianka chce zrów-
nać z kasztelanką, kasztelanka z wojewo-
dzianką, wojewodzianka z królową". To
też Zbylitowski powiada:
Jam rozomiał, in tu Kama królowa.
Bo ziemianka takstrojujch pncbolkóir nic chon*a.
Wacław Potocki w swoim herbarzu
wierszowanym mówi:
Z ziemianćir się fołaieize radzą; nojna stanic,
Z loloierzów uś do roli macają nemianie.
Jeżewski w „Ekonomii" pisze: „Mie-
szczanin, co sobie ziemię kupi, za ziemia-
nioa waży". W tJómaczeniach statutn
Wiślickiego Świętoslawa z Wojoieszyna
mamy wyrażenia: „Przyjęcie statutu od
ziemian". W statucie Śemowita III ma-
zowieckiego: „ wina, gdy ziemianin zabije
kmiecia". W oryginale łaci&skim ziemia-
nin jest ««;7fj, wyraz, który zawsze zna-
czył szlachcica. Kto zassą wogóle ci zie-
mianie, objaśnia nam przywilej z r. 1401
unii Litwy z Koroną, pierwszy akt dobro-
wolny państw całych, za Władysława Ja-
giełły; są to: praelati, principes, barones,
nohiles terrigertae łerrarum Liihuaniae
et Russiae ( VoL leg. I, f. 61). W Litwie
nie było jeszcze wówczas szlachty w po-
jęciu polskiem, więc któż są ci lerrigenae'?
Najwyższa, najdostojniejsza reprezenta-
cja ziemi: praelati, principes et barones.
Litwa koniecznie musiała naś1a,dować ko-
goś, bo sama z czasów pogaństwa nic swe-
go nie miała. Więc najprzód podbiwszy
Ruś, wzięła ięzyk słowiański ziem podbi-
tych za język swego prawodawstwa, bo
łaciny nie umiała a swego języka nie uzna-
ła za wyrobiony i narodowy. Ziemianie
byli już w Polsce stanem rozwiniętym
społecznie i historycznie, więc Litwa, mi-
mo swej niezawisłości narodowej i prawo-
dawczej, przyjęła Polskę jako wzór do na-
śladowania i w ciągu wieku XV i XVI,
parta koniecznością postępu cywilizacyi
jako siłą wyższą, bez żadnego nacisku ze
strony Polski wyrobiła u siebie stan zie-
miański, nie różniący się prawie niczem
od polskiego. Cała zaś tajemnica tej
wszechmocywpływu polskiego polegała na
tern, że nie był silą narzucony, ale przy-
ciągał do siebie urokiem braterstwa, swo-
bód i wyższością kultory obyczaju.
Ziemie (terrae). Opole złożone z pew-
nej liczby sąsiadujących z sobą osad rol-
dbyGoot^le
; tó I E.
497
niczych stanowiło pierwotną gminę lechic-
ką, tak aamo jak n Słowian zakarpackich
rodzaj małego powiatu stanowiła pierwot-
nie 2 n p a. Kaida okolica z pewnej licz-
by opól zloiona miała swój gród warowny
i stanowiła jakby powiat, kaaztelanję, a
pewna liczba takich powiatów z grodami
czyli warowniami utanowda ziemię. Naj-
dalsza starożytność nasza — mówi Jol.
BattoBzewicz— daje już świadectwo o tych
ziemiach, które stanowiły waine ogoiwo
w naszym organizmie narodowym. „Zie-
mia" oznaczała pewną przestrzeń, będącą
zwykle siedliskiem całego jakiegoś plemie-
nia i mającą zwykle niektóre przynajmniej
granice wodne. Była to więc i dosłownie
rzeczy biorąc ziemia pomiędzy wodami
rzek. Ziemia Cbelmiń^ka np. leisła mię-
dzy "Wisłą, Drwęcą i Oesą. Dobrzyńska roz-
ciągała się od Diwęcy i Wisły po rzeczkę
Skrwę. "WJEka oblana była z trzech stron
Narwią, Siebrzą i Łykiem. Oczywiście w
krajn, jak nasz, lądowym żadna ziemia nie
mogła być otoczona wodą dokcJa. Polanie
wśród Lecbitów stanowili ziemię polską,
jak Ślązanie Śląską, Eajawianie Kajaw-
ską, Pomorzanie Pomorską, Mazowszanie
Mazowiecką, Łęczycauie Łęczycką i t. d.
Te wszystkie plemiona stanowiły jeden na-
ród, jedną wielką narodowość podzieloną
tylko na rodziny większe i mniejsze krwią
ściślej jeszcze w tych małych odrębno-
ścisch zEobą połączone. Ziem tych czyli
plemion okeztałciło się historycznie 11— 12.
Stąd to owe podania o 12-tn wojewodach
rządzących staią Lecbją, boć w każdej zie-
mi musiał być jakiś jej wódz naczelny
czyli wojewoda. Po dwakroć podaniana-
sze dziejowe o [takim rządzie zbiorowym
12-ta wojewodów wspominają. Gallus opo-
wiada o Bolesławie Chrobrym, że miał
121nTedtów, J.ahclat rfx amicos duode-
cim ccnsUiaHos^ z któiymi poulale rozbie-
rał tajemnice królestwa i władzy". A więc
tych radców królewskich było wszystkich
razem tyla, ila niegdyś wojewodów. Trzs-
Encrkloped]! aUrapolłk*, łom IT.
ci to raz spotykamy w naszych dziejach
wspomnienie o dwunasta. Jest w Gallu
rozdział o tern, jak Bolesław po ziemiach
odbywał podróże bez ciężaru dla ubogich.
Te ziemie użyte są zapewne w znaczeniu
owych 12-ta ozęśoi politycznych państwa
bolesławowego. Państwo Piastów nie ma
długo stałej stolicy, bo monarchowie prze- •
siadują w różnych ziemiach. Chrobry
przyjmuje cesarza Ottona w Gnieźnie, Ka-
zimierz Odnowiciel najczęściej przesiadu-
je w Krakowie, Władysław Herman i Bo-
lesław Krzywousty w Płocku. Władysław
Łokietek pisze się: Rex Poloniae, nec non
ierrarum Cracovme, Sandomiriae, Lanct-
ciae, Cujaviae, Siradxtteque dux. Mamy
więc 5 ziem: Krakowską, Sandomierską,
Zjęczycką, Kujawską i Sieradzką. W póź-
niejszych tytułach królów polskich przy-
bywa ziemia Pomorska i Raska. Ósma
ziemia najważniejsza jest właściwa, praw-
dziwa Polska, ojczyzna Piastów, dzielnica
Mieczysława Starego, nazwana Wielkopol-
ską. Te 8 ziem składa Regnum Poloniae,
Królestwo Polskie, poza którem są jesz-
cze udzielne księstwa Piastów: Śląskie
i Mazowieckie. Śląsk ustąpiony był wpraw-
dzie za Kazimierza Wielkiego Czechom,'
ale ciążył mimo to do Polski, jako jej
część od wieków integralna. Książęta pia-
stowsoy na Śląsku zdradzili narodowość,
zniemczywszy, się do poniemczonych Cze-
chów skłaniali się, lecz ziemia była od
czasów przedhistorycznych rdzennie pol-
ską i od kilkn wieków piastowską. Była
to więc ziemia dziewiąta dawnej Poliki
a dziesiątą było Mazowsze. Instytucja
sdem okazuje się z czasem i po księstwach^
w r. 1348 Władysław jest księciem ziemi
Łęczyckiej i Dobrzyńskiej. W r. 1363 Zie-
mowit, książę czerski, włada na Mazowsza
ziemiąBawską i Gostyńską. Za Jagi^ły
ks. Władysław Opolski był władcą ziemi
Dobrzyńskiej i Wieluńskiej czyli Rudzkiej.
Później województwo Mazowieckie dzieli-
ło się na 10 ziem: Warszawską, Czerską,
dbyGoot^le
498
ZIEMNE SCHOWANIA.-
- ZIEMSTWO.
Zakroczymską, CiechaDOwską, Norską, I
Liweką, Różańską, Łomżyńską, Wiską
i Wyszogrodzką. Do województwa San-
domierskiego oależala ziemia Stęiycka,
do Lubelskiego Łukowska, do Płockiego
Zawkrzeńska (za rz. Wkr^. W woj. Raw-
skiem było 3 ziemie: Rawska, Sochaozow-
ska i O-osŁyńska. Od doby piastowskiej
wszędzie spotykamy urzędników ziem-
stćich, sądy ziemskie, prawa ziemskie i t. d.
Kronikarze nasi z doby piastowskiej nazy-
wają urzędników zawiadujących ziemiami:
Consiliarii, Cotniies, Comiłes sacri palatii^
Praefecti.
Ziemne schowania czylisoły, spiżar-
nie. GwagniK powiada, że BifJorosini
zsypują nieraz zboże wyn^ócone do jam
umyślnie na to wykopanych w lesie i po-
wypadanych, słomą (lub korą brzozową),
2eby się niepsiUo. W takichże jamachoho-
wall też połcie słoniny, ser, masło i co naj-
lepsze szaty, zwłaszcza podczas wojny,
chroniąc się przed nieprzyjacielem. Mu-
si^ to być zwyczaj powszechny u wielu
plemion dawnej Polski, bo piszący to ^y-
szaj od starych wieśniaków na Mazowsza
taką samą tradycję, że niegdyd nietylko
dla zabezpieczenia przed rabunkiem w cza-
sie wojny i pożogą ale z odwiecznego zwy-
czaju chowano owies wymłócony i różne
zapasy do piaszczystych wądołów, jak do-
tąd chowają warzywo na zimę. Nawet
stara polska nazwa spiżarni i spichlerza:
B ó ł, 3 o ł, musiała powstaó od jamy, czyli
dotn nasypanego <^yli nasntego zbożem.
Ziemskie dobra, bona ierreslria, ina-
czej zwane dziedziczne lub szla-
checkie, były nieograniczoną własno-
ścią szlachty z przywilejami stanowi temu
nużącymi i podlegały juryzdykcyi sądów
ziemskich, czyli, jak się konstytucja sej-
mowa z r. 1631 wyraża ( Vol. leg. III
i. 666): „posiadane przez osoby, które żad •
nych w personach swoich preeminencyl
nie zaciągając, ywn' (erreslri toct-^ podle-
gają, et per omnia gandent aeęualilaie,
pariłate juris et paenae do obrony krajo
obowiązane, ale wolne od stanowisk żoł-
nierskich".
Złemstwo. W dawnej Polsce— powia-
da Jnl. Bartoszewicz — ziemstwo oznacza-
ło w jednym wyrazie całą hierarchję do-
stojników i urzędników po wojewódz-
twach i powiatach, zacząwszy od podko-
morzego aż do wicerejentów i komorni-
ków. Ziemstwo oznaczało więc wszyst-
kich dostojników, tylko nie senatorskiego
stanu. Kiedyś, za czasów piastowskich,
gdy tworzyły się te urzędy po dworach
książąt udzielnych, miały one swoje zna-
czenie w praktyce i oznaczony zakrea
czynnoścL Książęta dla samego rządu
potrzebowali pomocników i wyręczycieli
a w miarę jak rozwijała się praca spsłecz-
na, rozmaitych urzędników coraz więcej
przybywało. Musiał być w księstwie przy-
najmniej jeden wojewoda, po grodach sie-
dzieli kasztelanowie czyli grododzierżcy,
do pisania przywilejów i nadań trzymał
książę pisarza lub kilku, ich nawet, potę-
żniejsi książęta mieli kanclerzy i podkan-
clerzych, dla skarbnictwa potrzebował
książę skarbnika thesaurariitm, dla pomo-
cy w sądzeniu trzymał sędziego dwora,
judicem curiae. 01 wszyscy urzędnicy
byli na dworze, więc dworscy, nadworni,
curiae. Ale byli też inni nrzędnicy na
dworze książęcym, bez takich powinności
czynnych, niejako organa władzy, ale po-
trzebni księciu, żaby przez nich majestat
panującego wyglądał poważniej, okazalej.
Żaden książę nie mógł się obejść bez ta-
kich urzędników majestatowych. Poja-
wili się więc na dworach Piastów, na
wzór dworów zagranicznych: mieozniko-
wie, cześnicy, stolnicy, koniuszowie, tow-
czowie, marszałkowie i criy szereg ich za-
stępców, pndstolowie, podczaszowie i t. d.
Po złączeniu sią księstw z Polską, z Koro-
ną, która się znów podnosi z Przemysła-
wem, Łokietkiem, Kazimierzem Wielkim,
nie ustają stare orzęiypo księstwach. Ka-
dbyGoot^le
ZIEWANNA. — ZIMA,
ida dzielnica, choćby najdrobniejsza, cłice
zachować pami^ o Bobie i swojej antoao-
mii a monarchowie polscy nic nie mają
przeciw temu, owszem sprzyjają tej tra-
dycyi. Tak Władysław Łokietek miał &i
'6 m^e księstwa kujawskie pod swoim
rządem i w kardem zachowywał oddziel-
ną hierarcbję swoich orzędników, łącząc
je tylko jakby nnją osobistą. Gentraliza*
oyi nie przeprowadzano nawet na małą
skalę, bo sprzeciwiały się jej stare lechic-
ko-elowiańskie tradycje. Tylko kancle-
rze i marszałkowie nie mogli się otrzymać
w patistwie Eazim. W. dla kaidej dzielni-
cy osobni, bo natura tych urzędów wymaga-
ła dla każdego jednej osoby i 1 zastępcy.
Za to inni urzędnicy dawnych księstw
i ziem atrzymali się wszędzie jako sędzio-
wie, pisarze, notarjusze, podkomorzowie
ziemscy. Dla reprezentacyi ziem utrzy-
m^ się i chorąży, który dawniej nosił
chorągiew księstwa a potem ziemską lub
wojewódzką. Na pogrzebie Kazimierza
Wielkiego występuje 12 chorągwi od 1 1-u
ziem a 12-ta koronna. Cześnicy, podcza-
szowie, stolnicy, podstolowie, mieozniko-
wie, wojscy i t. d. pozostali po ziemiach
aż do końca Rzplit«j, jako 2ywa dawnydi
czasów pamiątka. Wprowadzono potem
dla potrzeby drugi komplet sędziów w
województwie i innych urzędników do
ziemstwa, wojewoda miał podwojewodze-
go, podkomorzy miał komorników, regent
wice-regenta. Gdy ziemia jaka podzieli-
ła się na powiaty, to zapragn^y mieć
własne ziemstwa. Tak było np. z ziemią
Wiską na Mazowszu, która była niegdyś
dzielnicą książęcą, miała więc najprzód
hierarchję książęcą, ta stf^a się poŁem
ziemską, a gdy ziemia podziehła się na 'A
drobne powiaty, pozostał tylko jeden
wspólny dla nich podkomorzy wiski, a
zresztą każdy powiat wyrobił sobie od-
dzielne ziemstwo, tak że nawet na niektóre
urzędy brakło niekiedy piśmiennej szlach-
ty. Litwa miała jednak najliczniejszą
hierarchję urzędniczą, bo naśladując w
Xy w. nowe urzędy Korony, zakzymała
z prawami historyczuemi dawne. Tak
więc Wofyh iyóby nie mógł bez kniaziów,
nawet w unii lubelskiej warując, aby
Bzplita nie odbierała im tytułów. Pozo-
stają ciwnnowie (najliczniejsi na Żmudzi),
klucznicy, horodniczowie i marszałkowie
powiatowi. Oprócz tego były w Litwie
inne urzędy, które potworzono w XVI w,,
jako to: okolniczycb, leśniczych, obożayoh,
8trażników,mostowniczychi budowniczych
powiatowych, jakich w ziemstwach Koro-
ny niema śladu. Byli też koninszowie
i krajozowie. Ziemstwa litewskie, jakby
chcąc sobie to wynagrodzić, że powsttJy
tak późno, bo dopiero z unją lubelską w
r. 1569, stają się za to odrazu nierównie
liczniejsze od koronnych i w obierania
swoich dygnitarzy wojewódz. mają szersze
przywileje niż mida szlachta w,Koronie, bo
np. niektórych wojewodów nie mają nomi-
nowanych przez kTÓla,|tak jak byli wszyscy
koronni, ale wybieranych przez szlachtę.
ZiewaNna, Z i e w ou j a (czeskieŻewtea
— Ceres). W Kromerze czytamy: .Chwalili
Słowacy Djanę, nazywając ją Ziewonją".
Stryjkowski mówi: .Djanę, boginię łowów,
zwali Sarmatowie językiem swym Ziewo-
nją albo Dziewanną". — „Chryste, tyś Mie-
szka śleporodzonego oświecił, Polskęś przy-
wiódł do chrztu swego. Tobie ustąpił Grom,
Ladon, Marzanna, Pogwizd, Ziewanna".
Zima. O zimach w Polsce wczesnych
i srogich, cie[^yoh lub bardzo śnieżnych
zebr^ historyczne wiadomości RzączyA-
ski w swojej histoiyi naturalnej a powtó-
rzył je Jęd, Moraczewski w „Starożytno-
ściach polskich" (t. II, str. 764). Z. Gloger
w VIII tomie .Pamiętnika Fizjograficz-
nego" (Warszawa, r. 1888) podfJ .Wycią-
gi z dziejów polskich Długosza, dotyczą-
ce fizjografii dawnej Polski', Sroga zi-
ma w r. 1364 zmroziła wiele drzew owo-
cowych w sadach polskich. W roku 1499
ogromne śniegi w końcu listopada tak za-
dbyGoot^le
ZIMOWNIK.— ZŁOTA WOLNOŚĆ.
sypały kilkadziesiąt tysięcy Torków pn-
stoszących okolice Halicza i Sambora, że
mszyć eię z miejsca nie mogli, a zdycha-
jącym z glodn i dobijanym koniom roz-
pravali wnętrzności dla ogrzania w nich
swoich cdonkó w skostniałych. W r. 1552
nie było wcale zimy i d. 26 stycznia zaczę-
to k(io (Mańska orać pola. W r. 1702 w
lutym zaczęły kiełkować z ziemi wiosen-
ne kwiaty.
Zlmownilc. W organizacyi wojska za-
poroskiego zimownikami zwano folwarki,
badynki, chatyetepowe, w ktłirych Kozacy,
nie wracając do knreni, przez zimę
mieszkali, latem zaś oprawiali ziemię, ko-
sili łąki, paśli stada i łowili ryby w rzecz-
kach do tego lub owego zimownika nale-
żących. Wszystkich zimowników w ro-
ku 1765 miało być 431. Siczą zwała
się stolica kozactwa niżowego, złożona z
kilkudziesięciu knreni czyli wielkich kur-
nych (dymnych) chat w rodzaju ogrom-
nych szop, koszar (mieszczących w sobie
po kilkuset Kozaków), w których dokoła
ścian były stoły i ławy a na środku gorza-
ły ognie z dymem wychodzącym dziura-
mi w dachu. Koszem zwano namiot
wojłokowy, przewożony na dwuch kół-
kach, a stąd i cały obóz, łożony z kilka-
set lub kilka tysięcy takich namiotów, na-
zywano także koszem.
Zlewak — nazwa polska cessyi czyli
iransfuzyi^ t. j. sprzedaży swego prawa,
akcyi, skargi czyli przelania na rzecz oso-
by drugiej, co winno być zeznane przed
aktami w formie, która się znajdnje u
Herburta w języka łacińskim. Nie mo-
żna było tylko cedować rzeczy spornych,
wątphwych, niepewnych. Pani dożywo-
tnia nie mogła cedować dożywocia, ale
proces mógł być cedowany, jeżeli polegał
na pewnym dowodzie, zapisie.
Złodziej. Statut Kazimierza Wielkie-
go orzeka, iż złodziej, który w nocy zbo-
ża kradnie, ma być pojmany, a gdyby był
zabity, przepada. Jeśli zaś konia ukra-
dnie, a kmiecie nie chcą gonić, sami go za-
płacić będą musieli. Gt]y śpiącemu co u-
kradnie, za przysięgą aktora karany być
ma. O złodziejstwo trzykroć w sądzie prze-
konany, choćby szkodę wrócił, przecie in-
famii podlega i żadnego dostojeństwa mieć
nie mo2e. O kradzież oskarżony ale nie
przekonany,jeśli mu sięświadkami wywieść
każą a w świadectwie jedenby ,mu ustał',
stronie zadosyó uczyniwszy, infamii nie
podlega. Człowiek dobrej sławy, o ^o-
dziejstwo posądzony, przysięgą odwieść
eię (uniewinnić) może. W r. 1443 posta-
nowiono, ii Podzieje i łupieżcy oczyszczać
się muszątakwielkąliczbą świadków, jak-
by szlachectwa swego dowieść musieli.
Złodziejów zaś, którzy na pierwszym, wtó-
rym i trzecim roku nie chcą stanąć, dobra
do skarbu królewskiego mają być brane.
W r. 1505 uchwalono, iż słudzy gonić mu-
szą złodzieja za rozkazaniem pańskiem,
inaczej bezecni się stają. Szlachcic, o zło-
dziejstwo trzykroć w regestr wpisany, ja-
ko infamis imany być mo^e. W r. 1688
uchwalono, iż Podzieją ^ugę rękodajnego
choćby szlachcica wolno panu pojmać i u-
więzić, (Rękodajnymi nazywano pokój o w-
CÓw, którzy mogli podawać rękę pann, gdy
siadał na wóz lub miejsca niebezpiecznem).
Złota WOlnoiĆ. Pod wyrazem tym no-
tujemy najprzód, że jest herb polski pod
powyższą nazwą, o którym powiada he-
raldyk Jul. Błeszczyński, że przedstawia
„na tarczy dwa węże splecione z sobą w
kształcie ósemki: pomiędzy nimi krzyż.
Niemasz w tym herbie ani hełmu ani nad
nim ozdób żadnych'. O przysłowiowej
w dziejach polskich „złotej wolności" po-
wiada Jul. Bartoszewicz, że miała ona tyl-
ko w dobie jagiellońskiej świetną kartę,
ale później liberum veło wyrodzilo z niej
swawolę i rozpustę polityczną (coś na-
kształ dzisiejszego parlamentaryzmu za-
chodniej Europy), a w rzeczywistości sta-
ła się ona niewolą, wśród której kilkuna-
stu czy kilkudziesięciu oligarchów prze-
dbyGoot^le
ZŁOTNICTWO.
wodziło W RzpHtej, a szlachcie było tylko
wolno ,nie pozwalać". Nie mając tu miej-
sca na rozprawę historyczną w tym przed-
miocie, ograniczymy się jedynie do prze-
sdej doby piastowskiej i jagiellońskiej.
Z pierwszej przytoczymy glos Kiemca do
Niemca o Polak&cłi w XIV w. wyrzeczo-
ny, z drogiej wyjątek z pism Stanisława
Orzechowskiego z XVI w. Kanclerz ce-
sarza niemieckiego tak pisze do Wielkie-
go mistrza Krzyżaków za czasów Kazimie-
rza Wielkiego: .Polacy gardzą powagą
cesarską i nie chcą mieć cesarza (niemiec-
kiego) swoim rozjemcą. Należą oni do
tych barbarzyńskich narodów, które nie
uznają majestatu cesarzów ani prawa
rzymskiego. Poseł króla Kazimierza u-
nieważnia wszystko, cokolwiek błogiej pa-
mięci cesarz Fryderyk i inni wyświadczyli
Zakonowi naszemu. Czemże wasz cesarz?
— prawitennędznik-Nam — sąsiad, a królo-
wi naszemu rówień. Ghjyimy przed nim
wykładali prawo monarchiozne o pełności
władzy cesarskiej (rzymskiej), przypomi-
nającma związki z cesarstwem i wyświad-
czone Polsce dobrodziejstwa przet^ogiej
pamięci casarza Ottona, odparł zuchwale:
Gdzież Ezym! W czyich jest ręku? Wasz
cesarz niższym jest od papieża. Składa
przed nim przysięgę. Nasz król ma od
Boga swoją koronę i miecz swój, a własne
prawa i obyczaj przodków przenosi nad
wszelkie prawa cesarskie. Przebóg! —
kończy ówczesny kanclerz niemiecki — cóż
dla nich świętem!" (Czacki, JDzi^a t. III,
str, 112). Orzechowski za czasów Zyg-
munta Augusta w dziełku swojem „Kwtn-
iunx* tak pisze: „Polak zawsze wesołym
w królestwie swem jest! Śpiewa, tańcuje
swobodnie, nie mając na sobie niewolaego
obowiązku żadnego, nie będąc nic królowi,
panu swemu zwierzchnemu, innego wi-
nien, jeno to: tytuł na pozwie, dwa gro-
sze z łanu i pospolite ruszenie. Czwarte-
go nie ma Polak nio, coby jemu w króle-
stwie myśl dobrą kaziło".
Złotnictwo. Do dziejów złotnictwa w
Polsce i o wyrobach riotych, znajdujących
się w naszym kraju, mamy sporo wiado-
mości w wydanem przez Al. Przezdziec-
kiego i E. Rastawieckiego w Warszawie
pomnikowem dziele: „Wzory sztuki śre-
dniowiecznej w dawnej Polsce' . Nie mniej-
szą zasługę pcdożyli na tem polu Marjan
Sokołowski, Leonard Lepszy, Władysław
Łoziński i kilku badaczów innych bądź w
pracach wydanych oddzielnie, bądi w nie-
zmiernie cennom dla badań podobnych
wydawnictwie Akademii Um. p. t. „Spra-
wozdania Komisy! do badania historyi
sztuki w Polsce", którego od r. 1877 do
1903 wyszło już wielkich tomów 7. Spo-
ro notatek o złotnictwie podał także Jul.
Kołaczkowski w „Wiadomościach z prze-
mysłu i sztuki w dawnej Polsce" str. 688
— 720. O ceunych pracach Wł. Łozińskie-
go tak pisze Al. Rembowski (w Tygodni-
ku lUustr. z r. 1890): „Nikomu prawdopo-
dobnie nie jest tajemnicą, £e nie posiada-
my dotychczas historyi miast naszych,
Nietylko hietorja prawa municypalnego
jest dotychczas zaniedbaną i monografje
Boepella oraz Bndanowa, stanowią zale-
dwie początek badań; ale to samo da się
powiedzieć i o ekonomiozno-spolecznym
rozwoju miast, o którym dotąd słabe po-
siadamy wyobrażenie. Wprawdzie dzie-
ła Sorowieckiego, Mecherzyńskiego, Mę-
drzeckiego, Sobieszczańskiego, oraz sta-
ranny opis Starożytnej Polski Balińskie-
go, rozproszyły dość ciemnoty otaczającej
życie ubiegłe naszych miast, jednak
chwila, wktórej posiadać będziemy łusto-
rję miast polskich i mieszczaństwa, jest
jeszcze nie tak blizką, a poprzedzić ją mu-
si wydawnictwo wielu monografii przygo-
towawczych. Właśnie wystąpił z pierw-
szym tomem pracy p. t, „Lwów starożyt-
ny* pisarz ceniony w naszej literaturze,
p. Władysław Łoziński. Antor studjom
swym, opartym ua archiwach lwowskich,
nadał skromny tyti:^* „Kartek z historyi
dbyGoot^le
502
ZŁOTNICTWO.
sztuki i obyczajów", a pierwszy tom po-
Awięcil zlotnicttrn lwowskiemu w da-
WDych wiekach, t. j.wepoce od 1384 —
1640 r. Mimo tó wszystko, znajdajemy
w jego ksiątoe tyle cennych szczegółowi
odnoszących się do ekonomicznego rozwo-
ju nietylko samego Lwowa, że zwrócenie
nwagi na powyższe stadjmn i przytocze-
nie z niego kilku faktów wydaje mi się
zupnie na miejscu. P. Łoziński rozpo-
czyna swą ksiątkę od uiebardzo pocie-
szającego wyznania; ie po rękodziełach
Daszych artystycznych w przeszłości bar-
dzo mslo pozostało zabytków, a z niedo-
statkiem zabytków łączy się dotychczas
tak£e wielki niedostatek pewnych, ze żró-
det autentycznych zaczerpniętych wiado-
mości. Jednakie gdy wyzyskamy niety-
kane dotąd źródła, gdy poszukiwania ax-
chiw&lne dostarczą autentycznego mate-
rjału, nie doszukamy się wprawdzie Cel-
linich, Caradossów i Jamnitzerów, lecz
znajdziemy za to bardzo liczne i przeko-
nywające dowody, że złotnictwo było mo-
że najbardziej rozwiniętą gałęzią przemy-
słu artystycznego, że w Krakowie, we
Lwowie, Lublinie wychodziły z warszta-
tów złotniczych roboty, które stopniem
technicznej doskonałości i artystycznem
poczuciem formy dobiegały tej granicy,
u której rzemiosło spływa się ze sztuką.
Zlotnictwo ze wszystkich rękodzieł naj-
bardziej pokrewne sztuce, owszem niekie-
dy nawet urastające w sztukę, samym fak-
tem istnienia i rozwoju swego świadczy
o cywilizacyi społeczeństwa, a w historyi
jego smaku niezawodnie znaczną odegry-
wa rolę. że zaś dotąd m^o znamy zaby-
tków naszej rodzimej sztuki złotniczej, nie
jest jeszcze dowodem, że ich nie przecho-
wało się więcej, i że ich się nie znajdnje
po naszych kościołach, domach i zbiorach.
Odnaleźć zaś takie skryte zabytki wtedy
tylko będzie rzeczą ułatwioną, jeśli pozna-
my historję tej sztuki i stwierdzimy do-
kumentami jej rozwój i stopień doskona-
łości, bo wtedy dopiero nabędziemy pe-
wności, że trzeba szukać i warto szukać,
lecz nadto wiedzieć będziemy, jak sznkaó
należy. O krakowskiun złotnictwie, jak
twierdzi p. Łoziński, wiemy stosunkowo
wiele, choć nie wiemy wszystkiego, ooby
wiedzieć aależato — o Iwowskiem z litera-
tury niczego się dowiedzieć nie można.
Nie piógl się zapewne Lwów równać Kra-
kowowi, stolicy królewskiej, macierzy o-
światy, w której nietylko zestrzelały się
promienie (^wilizacyi rodzimej, ale do
której dobiegały także blaski genjuszu
europejskiego. Jednakże i we Lwowie
krystalizowało się również narodowe ży-
cie, może nie tyle jednolite i harmonijne,
ale tem ciekawsze, że cywilizacyjna misja-
Lwowa była może trudniejsza a niezawo-
dnie zwycięska. Wielkiej sztuki miejsce-
wej Lwów nie miał, tak jak jej nie TmaX
i Kraków, którego najwspanialsze świąty-
nie powstały i ozdobiły się w arcydzieła
pod dłonią mistrzów cudzoziemskich. Je-
dnakże tam nawet, gdzie wielka sztuka
nie miała nic, albo tylko bardzo mato, z
piętna, jakie wyciskać zwykł na niej ge-
njasz rodzimy, tam nawet wyrobił się w
złotnictwie jeszcze pewien styl miejscowy,
styl rodzajowy własny, nie wolny zape-
wne od obcych form i motywów, ale tak
po swojemu rozumianych, tak po swoje-
mu użytych i Uómaczonych, że stały się
prawie oryginalnymi. Dwa nieodzowne
warunki rozwoju złotnictwa, dobrobyt i
zamiłowanie zbytku, znajdajemy we Lwo-
wie już od najdawniejszych czasów. Pa-
tiycjusze miasta, które posiadając jus em-
porii, było pierwszorzędną w Europie sta-
cją handlową między Wschodem a Zacho-
dem, lubowali się w zbytkownych strojach
i sprzętach. Sprzyjało również rozwojo-
wi lotnictwa głębokie uczucie religijne
mieszczan, ofiarujących niekiedy bardzo
kosztowne sprzęty ze złota i srebra do
świątyń lwowskich; sprzyjały obyczaje
domowe i towarzyskie. Był np. zwyczaj
dbyGoot^le
ZŁOTNICTWO.
503
we Lwowie, ie każda panna młoda skła-
dka wieniec swój dlnbny naolt&ńm, przed
którym l%cz;t ją z oblabieńcem Św. sakra*
ment, a każdy wieniec Bplecion; był na
tak zwanym łubku srebrnym, który w
tym cela bywał misternie wykonany i o-
zdobiony. Niema też prawie testamentu,
niema inwentarza spisanego po śmierci, w
którymby nie znajdowało się srebro pstro-
docięte i białe, i to niekiedy w ilońci, któ-
ra dziwnie odbija od skronmoeci innych
wyliczonych spraętów domowych. Zapas
klejnotów, sreber stołowych i zbytkowy(di
przybiera niekiedy zdtuniewające praw-
dziwie rozmiary. Inwentarze pośmiertne
robią wrażenie konsygnacyi kramów doU
niczych. Ale samo mieszczaństwo lwow-
skie, jakkolwiek zamożne i skłonne do
zbytkn, nie dawałoby dostatecznego pola
miejscowemn złotnictwo. Fole to było
daleko obszerniejsze; obejmowało całą
szlachtę najrozleglejszej okolicy, szlachtę
wielce bogatą i w wielkopańskiej świetności
bardzo rozmiłowaną. Złotnicy lwowscy
wytrzymywali dlngo konknrenoję ze złot-
tnikami krakowskimi i gdańskimi na gło-
śnym jarmarka ś-tej Agnieszki we Lwo-
wie, a towar ich panował na ^ynnych jar-
markach w Jarosławin i Łnckn. Nie ko-
niec wszakże natemj pole zbytu sięgało
dalej. Mamy wyraźne wskazówki, że złotni-
cy lwowscy wyprawiali się aż do Moskwy z
towarem swoim. Były to zapewne wy.
jątkowe przedsięwzięcia. Natomiast Mul-
tany i Wołoszczyzna stały im ciągle otwo-
rem, i tu lwowskie wyroby złotnicze zy-
skiwały wielce zyskowne pole odbytu.
Dla hospodarów i boj arów wołoskich Lwów
b;ł tern, czem dzisiaj dla szlachty tych
krajów jest Paryż. Tek pomyślne warun-
ki musiały wj^ywaó na wzrost i rozwój
sztuki złotniczej lwowskiej. W r. 159&
było we Lwowie 30-u dotników, samych
mistrzów, co na ówczesną Induośó tego
miasta jest bardzo wysoką cyfrą. Z tem
wszystkiem, z zabytków starożytnego złot-
nictwa lwowskiego znamy tyle, co nic
prawie — a przecież nie możemy się wstrzy-
mać, aby nie powiedzieć, że wyobrażamy
je sobie wcale oryginalnem, w każdym
razie nieco innem od krakowskiego a już
całkiem innem od wsptUczesnego niemiec-
kiego, jakkolwłek osiadaU we Lwowie
lotnicy niemieccy z Augsbnrga, Drezna,
Norymbergi i t. d. Kiopodobna, aby tak
oryginalne stosunki miejscowe, daleko o-
ryginaloiejsze może, niż gdziekolwiek in-
dziej w kraju, nie wycisn^y na niem pe-
wnego odrębnego piętna. Śmielej już
możemy mówić o stopniu technicznej do-
skonałości złotników lwowskich i o ich
zdolności wykonania robót znacznych.
Z warsztatów ich wychodziła zarówno tak
zwana grosseria, jak i minuteria. W in-
wentarzach kramów złotniczych spotyka-
my wzmianki o przedmiotach ze ^ota
szmelcowanych; jest to wskazówka, że
znano technikę szmelcowania, czyli ema-
Ijowania (smalto). Dalej, rznięto kamie-
nie, jak np. złotnik Konarzewski, opra-
wiano brylanty, a inne drogie kamienie
sypano i kameryzowano, odlewano figur-
ki okrągło, inkrustowano srebrem i zło-
tem stal i żelazo, uprawiano t. zw. techni-
kę filigranową, montowano w srebro i zło-
to jaja strusie, orzechy kokosowe, czyli,
jak je podówczas zwano, indyjskie, oraz
majoliki, a tak zwana sztuka trybowania
i cyzelowania t, j. wykuwania dłutkami
czyli t. zw. puszczynami ornamentów, al-
bo całych płaskorzeźb figuralnych, jedno
z najwięks^ch zadań złotnika artysty,
musiała kwitnąć we Lwowie, skoro z da-
lekich stron nawet udają się tu z zamó-
wieniami na tego rodzaju roboty. Rodzaj
i przeznaczenie przedmiotów wyrabianych
we lwowskich warsztatach świadczy rów-
nież pochlebnie o rozwoju złotnictwa. Spo-
tykamy wszystko, co tylko wyjść moto z
pod dłoni doskonałego złotnika. Koszto-
wne sprzęty kościelne, jak tryptyki, mon-
strancje, kielichy, trybalarze, naczynia
dbyGoot^le
504
ZŁOTOGŁÓW.
Ubytkowe; dekoracyjne, jak wazy, roztru-
chany, puhary, knsze, łyżki; broń i przy-
rządy zbytkowe, złociste i sadzone kamie-
niami, jak szable, buławy, rz^y; biżute-
rje i klejnoty w całej ówczesnej, bogatej
swej rozmaitości, począwszy od wielkich
łańcuchów, pasów męskich, pasków, czyli
t. zw. obręczy kobiecych, djademów czyli
koron, noszeń, kanaków, maueli, aż do
najdrobniejszych sprzączek, guzików itp.,
— wszystko to wyrabiano we Lwowie.
Liczba lotników lwowskich wystarczała
niewątpliwie już w XV w. do ustanowie-
nia samoistnego cechu; dopiero jednak w
roku 1595 przychodzi do rozłączenia się z
konwisarzami. Już zaś około 1630 roka
złotnictwo lwowskie upadać zaczyna. Co*
raz to cz^ciej napotyka się ślady znacz-
nego a zwycięskiego nawozu obcych wy-
robów złotniczych do Lwowa, na jarmar-
ki w Łucku, Jarosławiu, do ziem ruskich
i do Multan. Złotnicy lwowscy przestają
jn2 liczyć na własną dzielność i doskona-
łość, szukają ratunku w protekcyi praw
wyjątkowych, uciekają się wśród żalów
i lamentów pod /«j emporii. Szlachta
możniejsza zaczyna pierwsza sprowadzać
wyroby lotnicze z Niemiec, głównie z
Augsburga i Noiymbergi. Za przykładem
szlachty zaczyna iść także bogate miesz-
czaństwo. Srebra augsburskie, dawniej
niemal nigdy nie wymieniane, zaczynają
około 1630 r. pojawiać się'w inwentarzach
mieszczańskich". Z wyrobów złotych, wy-
kopanych w naszym kraju, posiadamy w
zbiorach jeżewskich 5 filigranowej roboty
gwiazd, które niewątpliwie służyły do o-
zdoby stroju niewieściego w XVI lub
XVII w., ukryte zaś były w ziemi podczas
„potopu szwedzkiego", jak tego dowodem
są razem znalezione liczne monety polskie,
ale tylko z lat poprzedzających wojnę
szwedzką za Jana Kazimierza. W archi-
wum naszem rodzinnem w Jeżewie posia-
damy dokument pergaminowy, mający
ścisły związek ze lotnictwem polakiem
i dlatego podaje-
my tu podobiznę
jego głównej czę-
ści z początkiem
i pieczęcią. Jest
to dekret czyli
dyplom wyd a-
Gwiazda złota filigranowa, "7 ^ ™^ 1*^8
jaldemi nabywano H troje przez Jana Rze-
szowskiego, b i 8-
kupa krakowskiego, Jakóba z Dębna, kasz*
telana i starostę generalnego krakowskie-
go, Zej(reth'a, burmistrza krakowskiego,
oraz Karniowskiego i Jana Theschnara,
rajców krakowsk., Janowi O-logerowi, sy-
nowi Mikołaja Glogera, aurifabra czyli
złotnika (jubilera po dzisiejszemu) krakow-
skiego, uznający Jana, jako człowieka do-
brej ^awy i chwalebnego a uczciwego po-
stępowania, godnym dopuszczenia go i
przyjęcia do wspólnoty stowarzyszenia i
obcowania z mistrzami sztuki złotniczej.
U dokumentu wisi na rzemyka pergami-
nowym w grzybka żywicznym wyciśnię-
ta na czerwonym wosku pieczęć biskupa
krakowskiego siedzącego na tronie, arty-
stycznie wyrżnięta zapewne również przez
jakiegoś mistrza sztuki lotniczej w Kra-
kowie. (Ob. str. 605).
Złotogłów (altembas).— tkanina złotoU-
ta, lama, dyma lub materja jedwabna
przetykana złotem. Kej pisze w ^Zwie-
rzyńcu*: „Niech pan za oponami siedzi,
jako chce, nie będzieli cnotą zafarbowa-
ny, jest jako muł złotohlawem zakryty, a
gdy z niego zdejmą złotohław, alić uszy,
ogon, głowa, wszystko po djable". Rej
dlatego pisze z ruska „zlotohław", że tka-
ninę taką musieli dostarczać do Polski ze
Wschodu kupcy kijowscy. Petrycy prze-
strzega, że ,kto z przodka chodzi w złoto-
głowie, na ostatku musi chodzić w sier-
międze". W kilku pieśniach ludu pol-
skiego dotąd wymieniany J9st„rfotogłów",
Bogaci używali Sulotogłown na suknie u-
roczyste dla kobiet i męiczyzn, pokrycia
dbyGoot^le
ZŁOTOLEJ. — ZŁOTy.
505
drogisK fater, żapaiiy odświętne, pasy
i czapraki.
ZłołoieJ, po łacinie aurifaber — złotnik,
Złoty ,y?<7r^n«j', oznacz&ł pierwotnie mo-
netę złotą. Zloty węgierski (dukat) zw^
się florenus kungaricalis. Za Kazimierza
Dekret diny w r. 1478 przez Jana Rzeszowa kiego, biskupa krak. i Jakóba z Dębna, kasztelana krakowik.,
JuDOwi Glogerowi, aurifabrowi (jabilerom) krakowskiemu, na mistrzootwo w Bztuce złotniczej.
zlotarz, mistrz złotniczy, po dzisiejszema
jubiler.
Złotolity — ze dota nlany, złoty, ze
złotogłowu.W.Potockimówi wArgenidzie:
„Kaie robić nad morzem namiot złotolity''.
Wielkiego wartość dukata czyli złotego
równała się 14-tu szerokim groszom sre-
brnym. Odtąd wszakże wartość grosza
ciągle spadała, tak że gdy grosz stał eię w
XYIII w. za Augusta III monetą miedzia-
dbyGoot^le
606
ZNACZEK. — ZNICZ.
ną, dukat miat wartość takich groszy 60O.
Przejście to wykazują w różnych miej-
scach yoi. leg. I tak: za Jana Olbrach-
ta liczono na dukat groszy, oczywiście
srebrnych, 30, czyli pól kopy ( Vol. leg.
I, i. 266). Za Aleksandra groszy 32 ( Vol-
leg. I, f. 306). Za Zygmanta III w roku
1B98 groszy 68 { l^ol. Ug. H, f. 1453), w
r. 1611 groszy 70, a w r. 1620 groszy 120,
czyli dtotych srebrnych 4. Za Jana Kazi-
mierza w r. 1650 liczono na dukat srebrem
złotych 6. Za Jana III w r. 1679 srebrem
złotych 12 a za Augusta II Sasa dotych
18. GWy za Jana Kazimierza nastały 30-to
groszówki czyli złotówki srebrne, dukaty
bite ze złota zaczęto nazywać stale dla od-
różnienia od tychże: czerwonymi złotymi.
Znaciek. Kazwadzidy z małąkitajko-
wą chorągiewką, używanej przez chorąg-
wie lekkie jazdy polskiej. B. Gemh.
Znak — to samo, co oddzid wojska,
chorągiew. Znaki rozróżniano poważne
i lekkie. Do pierwszych zahczano cho-
rągwie husarskie i pancerne, do drugich
wszystkie nie uzbrojone pancerzami, tyl-
ko szablą, -pistoletami i dzidą z małą ki-
tajkową chorągiewką. (Oh. Znaczek).
Składała się ta jazda, tak jak husarska
i pancerna, z „towarzyszów" i „poczto-
wych". Ubiór towarzysza był: kontasz,
żupan, pas, szarawary, na głowie czapka
z barankiem siwym albo czarnym. Broń
pocztowego: karabin, pistolety i szabla, a
ubiór: katanka krótka do kolan, żupan,
pas, szarawary, na głowie czapka z bara-
nem czarnym, dwa razy tak wysokim jak
u towarzysza. B. Gemb.
Znaki (szyldy). W dawnych czasach,
gdy oprócz duchowieństwa mało kto u-
miałpisaó i czytać, nie używano w mia-
stach szyldów pisanych, bo byłyby nie-
praktyczne, ale umieszczano godła i zna-
ki odpowiednie, od których nieraz i domy
miejskie otrzymywały swą nazwę. Nad
garknchnią pomieszczano np. gęś lub ko-
guta, nad winiarnią wieniec z liści wino-
gradu lub wyobratenie grona winnego,
nad szynkiem miodowym krzj^ż, nad pi-
wiarnią wiechę zieloną niby z chmielu,
ponieważ przy wyrobie piwa używano ta-
kowego. Stąd były i staropolskie wyra-
żenia: „z rana do kościoła, z południa do
wiechy", „od wiechy do wiechy", „dobre-
mu piwu nie potrzeba wiechy', „sprawie-
dliwość w Turozech jak pod wiechą sprze-
dają". Firlej, wojewoda krakowski, wy-
dał r. 1673 przepis, aby „na wino moraw-
skie wieniec słomiany osobny według sta-
rodawnego zwyczaju" wywieszano. Wiąz-
ka słomy na dachu oznaczała sprzedaż
chleba. Zatknięte kolo wozowe znaczyło
prawo do pobierania oj^ty za naprawia-
nie grobli, dróg i mostów; ślosf^z wywie-
szek klucz nad swemi drzwiami, kowal
podkowę, szklarz szybki w <^ów oprawne,
na drążku. Na domu kmiecia, mającego
córki na wydaniu, czyniono na ścianach
koto drzwi i okien bitJą gliną lub wapnem
wielkie centki, mające wyobrażać kwiaty,
które eą do wzięcia w tym domn. „W nie-
których okolicach Litwy, przy domu, z
którego można było sobie wywieźć żonę,
przezorny ojciec zatykał na wysokiej żer-
dzi koło wozowe albo zawieszał wieniec.
Znalezienie. Rzeczy znalezione nale-
żało oddać właścicielowi, gdyby wszakże
znalazca nie przyznał się do tego, prawo
pozwalało pociągnąć go do przysięgi { Vol.
leg. I, i. 39). Bydło zabłąkane należało
w ciągu trzech dni odesłać do obory urzę-
dowej, gdzie właściciel mógł je odebrać
po zatraceniu „ohomego" i szkody { Vol.
leg. II, f. 1220 — Siat. UL rozdz. XIV,
art. 25).
Znicz. Joachim Lelewel („Polska, dzie-
je i rzeczy jej" Poznań, 1863 r. t. V, we-
dług nowego rozkładu: X, str. 482) sądzi,
że niewygasająoy nigdy ogień, w Polsce
i Litwie pogańskiej nazywany Zniczem,
przez kapłanów na ołtarzu ofiarnym u-
trzymywany, nie był sam przez się czczo-
ny jako bóstwo, ale jako obraz odwiecznej
dbyGoot^le
ZOLA.— ZUPY.
507
wiedzy i siły łyciodawezej. Podlag po-
dań kronikarskich palono go na ołtarzn
w Romowe, w Wilnie na robo przed bał-
wanem Perona i w Nowogrodzie Wielkim
na p(Unocy. Litwa nie wzdragała się na-
zywać ogień mianem słowiańskiem. Wy-
gasający nad Wilją, jaśniał jeszcze czas
jakiń nad Niewiałą na Żmudzi. Od r. 1414
do atrzymauia go zabrakło Indowi kapła-
nów. W Jnlinie pomorskim u ujść Odry,
gdzie był przybytek uajw3r£szego boży-
szcza, pton^ Znicz w kotle ( Wułkana, ol-
la Vulkani graecus ignis). Dłagosz na-
zywa kapłana Znic, Miecbowita nazywa
go Zinze, Gwagnin zaś i Stryjkowski obaj
Znicz w zoaczeoia .wieczny ogień". Prof.
Ant. Mierzyński, uczony badacz i znawca
starej litewszczyzny, zestawiwszy wszyst-
kie wzmianki historyczne i warjanty: Zinc,
Zyncz, Zimę, złożył słowo Zinicze, pocho-
dzące od pierwiastka zin, znać i oznacza-
jące etymologicznie miejsce poznania (woli
bogów), t. j, miejsce wyroczni. Tutaj to,
do tego oraculum, schodzili się dawni Li-
twini dowiadywać się o woli bogów, ale w
jaki sposób to czynili, źródła hiBtoryczne
zupełnie milczą. Można się tylko domy-
ślać, ie kaptan nazywał się wówczas jak
dziś po litewsku znachor: Zinis, lubo obe-
cnie wypiera go zi?iinkas, czarownik. Ka-
płan ten był stróżem ognia wiecznego
i dokładał ciągle drzewa dla jego podtrzy-
mania. Naród niezawodnie zwracał się
do niego z zapytaniami, tak jak dziś jesz-
cze zdarza się w środku Warszawy, że lu-
dzie zabobonni z ładu idą do wróżbitów
lub wróżbiarek po wiadomości np. o rze-
czach zaginionych. Prof. Mierzyński po-
wiada, że ,do bajek należy, żeby się palił
wieczny ogień przed bałwanem Perkuna
i ie dziwi go, iż podobne bajki szerzą na-
wet uczeni akademicy". Natomiast po-
dziela w zup^ności twierdzenie Jana Kar-
łowicza, że Zinc może być Zincz, a to
skrócone z Zinczus i wita w Karłowicza
prawdziwego uczonego na polu badań li-
tewskich (,Kurjer Codzienny", r. 1876,
nr. 271). Co się tycze palenia ogni na cześć
bożyszcz pogańskich, nie przesądzając by-
najmniej tej kwestyi, ani stawiając żad-
nych wniosków, zwracamy tylko uwagę,
ii formy zewnętrzne okazania czoi bóstwu,
np. palenie lamp przed posągami i o-
brazami w kościołach chrześcijańskich, aą
to objawy ogólno-lndzkie i niezależnie od
różnic wiary mogły być naśladowane,
zwłaszcza przez lady mniej kulturalne.
Zoła, zoł — popili pozostały zlagu,
łaiyny, z których łag ciecze, stąd zoltć,
wyzolić czyli w ługu wymoczyć, zaparzyć.
Zolenie zowie się zaparzanie ługowe w
tiynogu chust lab płótna. Z zoł ą ma
zapewne związek 2 u ł a w a czyli iłowata
nizina i soła, mielizna rzeczna, wodą na-
suta. Ob. Żuława.
Źrzeb, wyraz afcaropolski, oznaczający
los, wyrugowany z mowy polskiej przez
ten ostatni w końcu wieków średnich (ob.
A. Brucknera „Cywilizacja i język", str.
70 i 163).
Zupy. Ł, G-ołębiowfiki w dzidku „Do-
my i dwory" tak pisze: Barszcz, krupnik,
rosół, kapuśniak, prawdziwie polskie to
zupy. Pierwszy z rurą, mięsem wt^owem
i wieprzowem, słoninką, ki^basą, kurą,
naturalny lub zabielany. Lubią Polacy
kwa^e potrawy, ich krajowi poniekąd
właściwe i zdrowiu ich potrzebne, w Li-
twie z boćwiny burakowych liści, w Ko-
ronie z buraków samych. Grochówka,
czyli zupa z grochu, z grzaneczkami w
kostkęidoninką wędzoną. Chc^odzieclitew-
ski z boćwiny czyli przegotowanej w kwa-
sie, usiekanej, zaprawny śmietaną, szyjki
w nim od raków, cielęcina, kapłon lub in-
dyk w drobne pokrajany zraziki, ogórki
surowe, obrane i pocięte w kostkę, jaja na
twardo, wszystko to na zimno, później
i szparag! ugotowane i pocięte w drobne
kawałki do tej w czasie upałów zupy wy-
bornej i sałatę i nać od cebuli i czosnku
uiywano. Piwo śmietaną i jajami zapra-
dbyGoot^le
503
ZWIĄZEK. — ZWIERCIADŁO TWARDOWSKIEGO.
wae, na ser i chleb pokrajany nalane, a w
czasach ściślejszego postu z miodem i im-
bierem. Gdy nastała kachnia francuska,
zjawiły się dopiero: bnljony, zupy ramia-
ne, białe rosołki delikatne, menestra i ro-
sół włoski, węgierski i t. p. (Ob. Ż u r).
Związek albo bractwo jaszczurko-
we. Kiedy Krzyżacy twardem jarzmem
Sffojem jątrzyli mieszkańców dawnych
Prus polskich i Pomorza, gwałcąc prawa,
które sami nadali, pop^niając zdzierstwa
i zbrodnie, wtfldy czterej możni rycerze
pomorscy z okolic Radzyna, zawiązali
bractwo tajemne, nazwane .jaszcziirko-
wem"od znakn, wyobrażającego to nie-
winne zwierzątko, który nosili przy sobie
dla poznania sprzysiężonych. Związek
ten zawarty w dzień św. Mateusza da. 21
września 1397 rozwijał się bardzo wolno
idopierowl45ir. ogarnął wszystką szlach-
tę i mieszczan ziem i miast pruskich.
Gdy na zanoszone na Krzyżaków skargi
do cesarza niemieckiego Fryderyka III,
tenże ogłosił szlachtę pruską za pozbawio-
ną przywilejów i swobód, oburzeni taką
niesprawiedliwością związkowcy wysłali
poselstwo do Kazimierza Jagiellońi^zyka,
poddając swój kraj Polsce, co po 13-lstniej
wojnie z Zakonem stało się faktem doko-
nanym. Pierwszymi założycielami związ-
ku byli: bracia Mikołaj i Jan z Ryńska o-
raz bracia Fryderyk i Mikołaj z Kitnowa,
którzy spisali mi^zy sobą umowę i wla-
snemi opatrzyli pieczęciami. Uczony Voigt
oglosiłr. 1823 w Królewcu dzieło „O ryce-
rzach jaszczurko wy eh", o którem Dzien-
nik Warszawski z r. 1826 podał dokładne
sprawozdanie z wyjaśnieniem wielkiego
znaczenia dziejowego związku jaszczur-
ki.
Zwierciadła. Pod wyrazem Szkło
{Enc. Siar. t. IV, str. 311) podaliśmy wia-
domość o cennej rozprawie Aleksandra
Jelskiego p. t. „"Wiadomość historyczna o
fabryce szkieł i zwierciadeł ozdobnych w
Urzeczn radziwillowskiem na Litwie z
37 cynkotypami w tekście (Kraków, 1899
roko). Tn dodamy tylko, że pojawiające
się w radziwiłłowskich rezydencjach z wie-
ku XVIII zwierciadlane sale, t.j. mające
ściany a niekiedy i auEty wykładane
zwierciadłami, jak np. w Bi^ej radziwil-
łowskiej na Podlasiu, zaopatrywane byty
niewątpliwie w szkło nrzockie. F. M. So-
bieszczański w swojej „Wycieczce archeo-
logicznej po gub. Radomskiej" wspomina
o istjiiejącej niegdyś fabiyce zwierciadeł
w Bodzentynie.
Zwierciadło czarnoks. Twardowskiego.
W zakrystyi kościoła węgrowskiego naPo-
dlasiu wisi zwierciadło z metalu białego,
z następnym napisem łac. na ramach: Zuj-^-
rai ho€ speculo magicas TwardoDms ar-
ies. Lusus at iste, Dei versus in ohseqium
Znierciadlo Twardowskiej w zakiTstyi w^row-
ekiej.
«/". (Twardowski pokazy w^ w tern zwier-
ciedle czarnoksięskie sztuki. Ale te sztu-
ki godził z czcią boską). Zwierciadło
przedstawione tu podłiig fotografii p. M.
Olszyńskiego ma wysokości cali 22, sze-
rokości cali 19; oprawione w czarne ramy,
jest ono bez skazy, rozbite tylko od dołu
prawdopodobnie przez stadeatów rzuca-
jących w nie jakimś ciężarem.
dbyGoot^le
ZWIERZYNIEC— ZWORNIK.
509
Zwierzyniec. Ody królowie i książęta
zaczęli urządzać sobie zwierzyńce, naśla-
dowali ich niebawem magnaci a magna-
tów możniejsza szlachta. Słynął zwie-
rzyniec radziwiłłowski pod Białą, w któ-
rym przeszło 600 danieli ntrzymywano a
były także i oddziały dla niedźwiedzi, wil-
ków, dzików i zajęcy. Według Starowol-
skiego w zwierzyńcu krzepiokim było
1600 jeleni i wiele innych zwierząt. W
zwierzyńcu Zamojskich niedaleko Zamo-
ścia, jak zapewnia Rzączyński w swojej
historyi naturalnej, jeszcze na początku
XVIII w. miały się znajdować dzikie ko-
nie polskie. Wspaniały ogród Branickich
w Białymstoku łączył się z rozległym
zwierzyńcem, na który ogrodzono kilka-
naście włók pięknego świerkowego lasn.
Mucante opisaje zwierzyniec króla Zyg-
munta III o dwie mila od Warszawy od-
legły, w którym widział tory i żubry (ob.
T a r w Enc. Star. Ł IV, str. 387). Jan
Ostroróg, wojewoda poznański, waleczny
rycerz i zawołany gospodarz z czasów
Zygmunta III i Władysława IV, pomię-
dzy wielu pismami pozostawił nam dość
obszerne dziełko p. n. , Zwierzyniec ko-
marzeński", w którem wskazuje prawidła,
jakie miejsce obierali i jak zakładać zwie-
rzyniec. Przy tej sposobności nie może-
my tu powstrzymać się od uwagi, iż dzie-
dzic Komarna ze wszech miar za^nguje
na sumienne o nim studjum i zbiorowe
wydanie jego pism. Wł. Chomętowski w
wydawnictwie: „Bibljoteka Ordynacyi
Krasińskich, Muzeum Świdzińskiego" t.
2-gi, podał .Materjały do dziejów rolnic-
twa w Polsce w XVI i XVII w.", poprze-
dzone wiadomością o życiu i pismach Ja-
na Ostroroga, woj. pozn. O zwierzyńcach
ob. w rozprawie Ad. Pawińskiego o królu
Stefanie Batorym jako myśliwym: „Źró-
dła dziejowe" t. XI, str. 47. Mikołaj Rej
napisał „Zwierzyniec stanów szlacheckich,
którzy natenczas żywi byli"*, Kraków u
M. Wierzbięty, 1562 r. w 4-c6.
Zwornik — klucz w sklepieniu czyli
kamień lub cegła, zamykająca w punkcie
najwyższym środek sklepienia. Na zwor-
nikach średniowiecznych był zwyczaj wy-
tj, przedstawiający niewątpliwie
a Kaiimierza W.
Znornik krakowski, ^rzadatawiający prawdopodo-
bnie Aldonę Gicdyminównę, pierwBcą łonę Kazi-
knwania znaków, godeł, herbów lub głów
ludzkich. Dołączamy tu podobizny z fo-
tografii dwnch zworników krakowskich
z wieku XIV, przedstawiających głowy
króla i kobiety (prawdopodobnie królowej).
dbyGoot^le
510
ZWYCZAJE PRAWNE. — ZAK.
Jest wszelkie prawdopodobieństwo, zewy-
obrażają one Kazimierza Wielkiegowmło-
dym wiekn i jego pierwszą małżonkę Al-
donę O^iedyminównę.
Zwyczaje prawne ob. prawa zwy-
czajowe (Ene. Starop. t.rV, etr. 114).
Zygmunt, dzwon największy w dawnej
Polsce, przez kr. Zygmunta I w r. 1520
dla katedry krakowskiej fundowany, tylko
w uroczyste święta do dzwonienia siożący-
Ob.Ludwi8arnia {Ene.Siarop.\..\n.,
str. 151). Ta wielkość dzwona i rzadkie
Jego używanie daiy początek dwom przy-
słowiom: 1) „Gdy zadzwonią w.Zygmunta
na Boże Narodzenie, to słychać aż do
Wielkiejnocy" . Wielkanoc — wieś odle-
gła o 3 mile od Krakowa. 2) W Zygmun-
ta dzwonią" oznacza niezwykłą uroczy-
stość".
Z dsiela ,HiBt<trj& o Szkandeobergu', nydiuiego r.
9 w Briefciu - lit.
Żabiniec — jakiś kamień, który noszo-
no jako amulet przeciw dym skntkom tru-
cizny {Ł. Gołęb. „Ubiory w Polszczę",
str. 68). Żabie&cem lud zowie bagno p^-
ne skrzeczących żab.
2ak — student aczący się w szkołach
lub uniwersytecie, żaczek — poczyna-
jący się uczyć. Tych ostatnich nazywano
także gregorjankami dla tego, że oj-
cowie nasi w dzień Św. Grzegorza dzieci do
szkół oddawali {ob. Gregorjanek w Enc.
Staropol. t.II, str. 211). Ł. O-órnicki, chcąc
pochwalić kogoś wyraża się: ,Byl żakiem
uczonym, umiejącym pisać i dworzaninem
dobrym". Seb. Petrycy pisze: „Kto ża-
kie'm w szkole nieposłasznym, potem w
Kzplitej mieszczaninem zuchwałym". U
Rysióskiego znajdujemy przysłowie: ,Nie
z każdego żaka bywa ksiądz". Wśród mło-
dzieży garnącej się do szkół była najwięk-
sza liczba żaków tak ubogich, że tylko mi-
łosierdzie ludzkie ich żywiło. Chodzili
więc po domach możniejszych mieszczan,
kupców, rzemieślników, duchownych i pa-
nów przebywających w mieście, śpiewając
pieśni i otrzymując obiady i jałmużnę. W
rachunkach królewicza Zygmunta I znaj-
dujemy datki dawane rano, w południe
i wieczorem różnym żakom, którzy przy-
chodzili rozkwilać serce królewicza swym
śpiewem. Raz jest wzmianka, że śpiewali
Te Deum laudamus. W dziele wydanem
przez Z. Glogera p. t. „Rok polski w ży-
ciu, tradycyi i pieśni" podana jest kolęda
noworoczna {str, 73), śpiewana przez ża-
ków, obchodzących domy z powinszowa-
niem Nowego Roku, zaczynająca się od
zwrotki:
dbyGoot^le
ZAJC. — ŻAŁOBA.
Mości gospodarzu, domoiry ezaf&rsu,
Nie bądź Uk oapalj, kai nam dać gorzały
Dobrej z slembika i do niej piernika.
Hej kolęda, kolęda! i t. d.
Żak, Z a k — rodzaj wiccierza rybac'
kiego w kształcie małego niewoda z dwo-
ma skrzydłami i matnią rozpiętą na kilku
mniejszych i większyoh obręozack, zasta-
wianego jako samolówka. Nazwę iaka
znajdajemy Jul w dokamencie Matjasza
biskupa kajawskiego, nadającego swobo-
dy pewnemn młynarzowi z r. 1355. W pra-
wie bartnem starostwa łomżyńskiego z
z r. 1616 czytamy: .Gdyby bartnik bart-
nikowi na jego zasŁawiEika żak albo kilka
żaków wziął, za każdy powinien zapłacić
po kilka groszy*. Uiejsca dobre do za-
stawiania lud nadnarwiański zowie także
„zaj miskami". Żakiem zwano również
. „plundranek", t j. rabunek, plądrowanie.
2ale lub ż a I n i k i — starożytna w ję-
zyku polskim nazwa grzebalnika, „Cmen-
tarz" jest tylko spolszczeniem wyrazu ła-
cińskiego coemetorium i greckiego koime-
ierion. Po wprowadzenia do Polski wiary
chrześcijańskiej grzebano wszędzie ciata
wiernych przy kościołach i wó wczas wszedł
w użycie wyraz „cmentarz' na oznaczenie
grzebalników chrześcijańskich, otaczają-
cych kościoły. Ponieważ miejsca takie
sąpoświęcane,wi^ nazywano je „poświąt-
nemi", zatem wyraz .cmentarz" stosował
się tylko do mogilników poświęconych,
chrześcijańskich, a dawniejsze pogańskie
zatrzymtUy jako miejsca nazwę: 2 a 1 ó w,
ż a 1 k ó w. Początek tej pierwotnej nazwy
jest jasny, bod grób jest miejscem 2alu
dla rodziny i przyjaciół, a zatem groby
w liczbie mnogiej są to 2ale. Nazwa ta na-
wet świadczy o silnym rozwoju nczucia
miłości rodzinnej a naszych praojców
i przypomina powszechny dotąd u ludu
polskiego zwyczaj głośnego lamentowa-
nia najbliższej rodziny na pogrzebach.
Najwięcej miejscowości, nazywanych przez
lad „żalami", znajduje się na Młzow^za,
Kujawach i Podlasiu. Prawie wszystkie
przedstawiają ślady przedwiekowych gro-
bowisk i obfitują nieraz w obstawiane ka-
mieniami urny z popiołami i różne zabyt-
ki z odległych epok. Lad jednak zatra-
cił już świadomość, że to były cmentarze
i nazwę bezwiednie zachowaŁ W ency-
klopedjach polskich pomieszczane są ba-
łamutnie objaśnienia o żalach i okopach
szwedzkich, między którymi ta chyba za-
chodzi łączność, że przy niektórych pra-
starych grodziskach, zwanych dziś błęd-
nie szwedzkiemi, znajdują się żale, które
były grzebalnikami z ich doby. Są i wsie
z nazwą Żale: jedna wŁęczyckiem, dra-
ga w Płockiem. "Wincenty Pol napisfj
wiersz p.t. .Żale", zaczynający się od słów:
Już to ubiegło gdzieś lat tjsiąc blizko,
A jeszcze firiadczf pt^ńskie ializko i t. d.
Eocyklopedja 28tomowa Orgelbran-
dów pod wyrazem Żale umieściła nie-
gdyś nader bałamutny artykał, mieszający
rzeczy, nie pozostające z sobą w żadnym
związka, a mianowicie żale z wałami
grodów doby piastowskiej, które lud nie-
oświecony zowie dziś błędnie ^szwedzki-
mi okopami".
Żałoba. Po śmierci męża, wdowa po-
winna była odbyć żE^obę, a nie mogła wy-
chodzić zamąż przed upływem 6 miesięcy,
inaczej traciła wiano {Siał. Lii. rozd. V,
art. 12). Podług prawa koronnego prze-
pisana była żałoba, ale bez oznaczenia
czasu. Po stracie osób cenionych wstrzy-
mywano się od zabaw, przywdziewano ko-
lory ciemne. Im głębiej zapuszczamy się
w przes^ość, tern dłuższą i surowszą po-
strzegamy żałobę po blizhich krewnych
lub panujących. Mieczysław I po Dą-
brówce chodził w żłobie przez lat 6 (Na-
ruszewicz t. I, str. 55). Po zgonie Bole-
sława Ctirobrego .Niewiasty i dziewice —
powiada Długosz — zaniechamy wszelkich
strojów i porzuciły zwykłe ozdoby" —
.wszyscy jakby z nakazu dłużej niż rok
dbyGoot^le
zachowywali żałobę". M. Bielski dodaje,
te biesiad ani tańców przez cały rok wów-
czas nie było, że ani grania ani muzyki
nikt nie słyszał, ani wieńcón na pannach
nie ujrzał. Żałoba po królowej bywała
każdemu dowolna. Po lubionej nawet
na weBelach nie grała muzyka, naratuszn
krakowskim ściany i etoly w izbach rad-
nych czarnym były pokryte suknem. Po
GłranowBkiej, trzeciej żonie "Władysława
Jagiełły, nikt nie chodził w żałobie, jeno
król sam. Suknie żałobne były czarne
z długimi kołnierzami i dłaginii rękawami,
meraz zbmkane. Po otrzymaniu wiado-
mości o śmierci kr. Olbrachta, brat jego
królewicz Zygmunt (I) zaraz posłał 40 du-
katów do klasztorów na trycezymy, po-
czem wzięto się do sprawiania „żałoby"
sobie i dworowi królewicza. Ogołocono
ściany komnat z opon różnobarwnych
i zasłonięto je czarnem suknem, łoże po-
kryto czarnym atłasem, zamówiono czar-
ne jedwabne poszewki na poduszki. Po-
wsze nawet u kordą, z którym królewicz
się nie rozstawał, kazano poczernić za
2 denary. Wszystko pokryto kirem: ko-
nie, rydwany, uprząż, służbę, dworzan.
Nawet rzemienie u siodeł poczerniono,
sprawiono uzdy i nżdzienice dla wszyst-
kich koni .kolebczanych" i .inochodni-
ków" z czarnej skóry a kolebki i rydwany
pokryto żałobnemi poponami. Kupiono 10
postawów grubszego sukna czarnego, że-
by ubraó w czarną barwę stajennych,
stangretów, kotczyeh, giermków i dwo-
rzan. Królewiczowi 3 czapki kazano za-
barwić, uszyto 2 nowe koszule żałobne, do
innych dodano czarne tkanki, przygoto-
wano żałobną długą szatę dzianą, do niej
czarne pasy ze srebmem .zakowaniem".
Zrobiono także „jeździecką" hazukę pod-
bitą sobolami, czarne atłasowy kabat su-
knem podszyty, 1 królewicz z całym dwo-
rem wnet ukazał się w grubej żałobie (A.
Fawińskiego: „Młode lata Zygmunta Sta-
rego", str. 91). Po zgonie kr. Zygmunta I
żałobę dobrowolną nosił naród przez rok
cały. Na pogrzebie kr. Zygmunta III kró-
lewiczowie i senatorowie mieli na sobie
sukienne czarne kapy z kapicami (kapta-
rami na głowach, tak długie, że po 3 łok-
cie wlekły się za nimi po ziemi.
Żarna. Wyraz młyn wzięli zarów-
no Polacy, jak Niemcy (J/a/m z włoskie-
go mulino; ob. Enc. Siarop. t. III, str. 221>
niewątpliwie w czasach, gdy przyl^wają-
cy zakonnicy włoscy na północ do nowo
zakładanych tam klasztorów nie poprze-
stawali na mące grubej wyrabianej mozol-
nie przez kobiety na żarnach, ale budo-
wali młyny większe, siłą wody obracane.
Nie będziemy tn rozstrzygali kwestyi lin-
gwistycznej: czy nazwa żarna wzi^a
początek od ziarn zboża, czy też od przy-
miotnika żarny, t. j. żarzący, palący^
gorący, ziejący żarem. Stwierdzamy tyl-
ko fakt, że w pierwotnej kulturze ludów
rolniczych żarna młynowe, i. j. z dwuch
kamieni kolistych złożone, poprzedzone
były wyrobem mąki na jednym kamienia
wklęsłym większym przez tarcie di-ugim
wypukłym znaczuiemniejszym. Odybo-
wiem obrobienie kamieni do żaren mły-
nowych czyli kolistych wymagało bmwa-
runkowo dłuta stalowego a zrobienie do
nich krosien czyli osady wymaga także
narzędzi subtclniejs^ch niż siekiera, to
żarna pierwotne nie wymagają narzędzi
żadnych, tylko dobrania kształtu dwuch
kamieni odpowiednich (płaskiego i wy-
pukłego), które dopiero w ciągu nżycia
przez_ czas dłuższy przybierają kształty
typowych miskowatych żaren przedhisto-
rycznych. Uczony przyrodnik Konstan-
ty Jelski po kilkonastoletnim pobycie
swoim wśród Indjan południowej Ame-
ryki opowiadał mi, iż u tych, którzy trud-
nią się rolnictwem (na kawałkach pola
wśród lasów dziewiczych), widział przygo-
towywanie wcale czystej mąki z pszeni-
cy w kamieniu miskowatym za pomocą
drugiego mniejszego kamienia. Pierwszy
dbyGoot^le
pod obny kamień polaki z o\caIsą wklęsło-
ścią, zobBczyłriD r. 1868 w zbiorach Tow.
Nauk. Krak. B;t to jeden z dwnch tak zn
kamieni „mikorzyńskich* z Wielkopolski
na których właściciel Mikorzyna celem wy-
prowadzenia w pole archeologów, powyka-
wał rzekome moy słowiańskie, co tyle na
psniy czasn i nałamały głowy niektórym
sterożytnikom. Niestety, odgadywano fik-
cyjne runy zamiast poszukiwać kamieni
takich bez mnów jako najpozytywniej-
Ezych dowodów przedhistorycznego rol-
nictwa krajowego. Poaznkiwać podobnych
kamieni w rodzinnej okolicy tykocińskiej
zacząłem w r. 1869 ido dziś znalazłem
ich ckolo 60 okazów, które dowiodły mi,
że okolica ta była rolniczą już w czasach
przedhistorycznych, a ludność mieszkała
nie nagromadzona w wioskach jak dzisiaj,
ale (jak Indjanie opisywani przez p. Konst
t N A. 513
żytnego grodziska p<^ożonego o ćwierć
mili od m. Tykocina. Jak podobno ka-
mienie nazywali Polacy starożytni, na to
nie mamy żadnych wskazówek. Moiemy
się tylko domyślać, że gdy wyraz żarna
jest b9rdzo dawnym a oznacza liczbę
PicTWotoe kfltnicDic farnowe poUkie ktilaltu mickonatego.
Jelskiego) w sadybach pojedynczych roz-
sianych jednakże dość gęsto wśród la-
sów. Kamienie żarnowe bowiem nie zna-
lazły się nigdzie w gęstszem skupieniu,
ale o kilkaset do tysiąca kroków jeden
od drugiego, wogóle zaś gęściej nad
brzegami rzek, rzadziej w oddaleniu
od wód; jeden znaladem wewnątrz staro-
En(7Vlnppd]a >">™ptóka, t.IV.
Kamienic, które slutjć mogij do rozcierania zbolft
wiarnach miskowatych.
mnogą, t. j. dwa kamienie młynowe, to
pierwej jeden kamień wklęslo-owalny był
może nazywany w formie nijakiej żarno,
tak jak: koło, wieko, czółno, sito, kopyto
i t. d. Jak wyglądał kamień mniejszy,
którym zboże rozcierano, także
na pewno nie wiemy. Jelski bo-
wiem nie zwrócił na ten szcze-
gół bliższej uwagi, przebywa-
jąc wśród Tndjan, ja zaś przy
napotkanych przeze mnie staro-
żytnych żarnach, jeno w dwuch
miejscach znalazit-m kamienie,
i mogące służyć do tego użytku,
I a mianowicie: jeden w kształ-
cie kuli wydłużonej (ob. rysu-
nek) a drugi w kształcie krom-
ki płaskiego placka, z bokiem
A - i? wy szlifowanym wypukło
i łukowato, co mogło tylko na-
stąpić przez tarcie o owalną
wklęsłość kamieni żarnowych.
Wiadomość o znalezieniu pier-
wotnych kamieni żarnowych w okolicy
Tykocina zakomunikowałem poczynają-
cym wówczas badania archeologiczne na
Mazowszu: profesorowi Józefowi Przybo-
rowskiema w Warszawie i p. Tymoteuszo-
wi Łuniewskiemu w Korytnicy (w pow.
Węgrowskim), niemniej światłemu księdzu
Stanisławowi Jamiołkowskiemu, probosz-
dbyGoot^le
5U
ŻARNA., — ZMINDA.
czowi W Kuleszach w Łomżyńskiem. Ja-
koż ci wszyscy, gdy tylko zwrócili uwagę
na tego rodz&ja zabytki, każdy napotkał
je w ilości mniejszej lub większuj. P. Tym.
Zianiewskizająłsię^czególowemichopisa-
niem i wymierzaniem, czego dop^oil na 27
okazach znajdujących się a mnie w Jeże-
wie, na 9-cia u siebie w Korytnicy, na
5>cia w Kuleszach u ks. Jamic^kowskiego
i na jednym pochodzącym ze wsi Czajk
w Pułtuskiem, a znajdującym się u prof .
Przyborowskiego w Warszawie. Artykuł
p. Łaniewskiego p. n. „Starożytne żarna
w Polsce" (z 4-ma tablicami litograficz-
nemi) pomieszczony zost^ w V-ym tomie
„Pamiętnika Fizjograficznego" za r. 1885,
i tam ciekawych odsyłamy, przytaczając
podobiznę dwuch kamieni z pomiędzy sie-
dmiu tam podanych. O-dybyśmy mieli
głębszą kulturę naukową na prowincyi, to
kwestja przedhistorycznych żaren zainte-
resowałaby nietylkobadaczów przeszłości,
których zbyt wielu nigdzie niema, ale
wszystkich dwiatlejszych ziemian, dla któ-
rych obojętnem być nie może wszystko, co
ma związek z przesdodcią ich kraju, a tern-
bardziej z rolnictwem w kolebce bytu ich
praojców. Za pomocą wyszukania kamie-
ni żarnowych (dopóki nie zostaną wszyst-
kie potłuczone na szaber szosowy i użyte
do fundamentów i murów) dałoby się, tak
jak to zrobiliśmy w Tykocińskiem, ozna-
czyć w całym kraju ślady przedhistory-
cznego rolnictwa i jego granic, bardzo
ciekawych zwłaszcza od północy i wscho-
du, gdzie poza okolicami dziś przez lud-
ność polską zamieszkałem), nie udało się
mi nigdzie dotąd żaren miskowych wyszu-
kać. Widocznie rolnictwo przyszło tam
już w dobie używania żaren młynowych,
jakiemi dotąd lud się posługuje. G-lębo-
kość wyżłobienia niektórych żaren mi^ko-
wych z Tykocińskiego, dochodząca 18 cen-
tymetrów, dowodzi ich używania przez
długi okres czasu. Przypomina to nam
twierdzenie Pytheas^a z TV wieku po
Cbr. który zaświadcza, że zaalazł wów-
czas w środkowej Europie i na pomorzu
baltyckiem rozwinięte rolnictwo a ludu,
zwanego Lazi,Lati(możeL%si tub Lutycy).
Żsberka, inaczej potrzeby, wyszy-
cia taśmowe lub sznurkowe w kierunku
żeber na przedzie sukni męskiej.
Żebractwo w Polsce- W przedmiocie
niniejszym odsyłamy do wyrazów: Dziad,
Dziadowskie pieśni i Dziady
{Enc. Starop. t. II, str. 93 — 96). Tutaj
dodamy tylko, że liczne i ciekawe wiado-
mości o żebrakach w Wielkopolsce zebrał
Oskar Kolberg w 9-ej seryi ,Ladu*,
str. 267—282 (Kraków, 1875 r.). Co się ty-
cze prawodawstwa polskiego, to na sejmie
w r. 1496 uchwalono, że żebrakó w w mia-
stach, miasteczkach i po wsiach tyle ma
byó, ile im miejsc pozwolą mieć panowie
lub pospólstwo; włóczący się, tj. nie po-
siadający swoich miejsc, mają być imani
ina^użbędo starostw królewskich odda-
wani ( Vol. leg. I, £ 267j. Znaczyło to,
że zdolnym do pracy żebrać nie wolno
pod karą przymusowej służby a starosty,
a niezdolni mają mieć wyznaczone sobie
miejsca stałe do żebrania w dobrach pry-
watnych przez dziedziców a w miastach
przez pospólstwo.
Żeremie — osada bobrów. W Statucie
Litewskim czytamy: ,W czyjej dziedzinie
będą gony bobrowe cudze, nie ma dooraÓ
tak daleko, jakoby odżeremieaia mógł ki-
jem dorzucić, a jeśliby pod żeremienia
podora], a tym bobry wygonił, ma płacić
13 rubli, a temu żeremieniu przecie ma
dać spokój. A jeśliby bóbr z tego samego
żeremienia wyszedł, a przyszedł w inne
żeremie, na grunt inszego pana, tedy
w czyim gruncie żeremie będzie, temu też
i łowienie bobrów należeć ma " . (Ob. g o-
ny bobrowe).
Żmlnda. żmienda, żmindak —
sknera, skąpiec, duaigrosz, mrzygłód, li-
czykrupa, wędzigrosz, gównojad. Staro-
wolski pisze: ,Nie godzi nam się być
dbyGoot^le
ŻOŁĘDN'E.
wielkich przodków naszych wyrodkami,
tchóizami, imiadakami*. WeielauceGa-
wińskiegp czytamy:
Na oiedoetępiif m wierzchu góry jabłoń rodzi,
Ale łftden po ditoc ku niej nie dochodzi,
Tylko ptakom jeet karmią, ostatek miatr psuje.
Ja to, imindaku waielki, tobi» prcjpisajc.
Żołędne — of^ta pobierana niegdyś
przez panów za prawo zbierania fo^ędzi
w ich lasach dębowych Inb pasania trzody
chlewnej w tychże lasach.
Żołędny. W kartach polskich: taz to-
lędny, król ftc^ędny, szóstka iotędna. O tu-
zie i królo żc^ędnym wspomina joż Bej
w „Zwierzyńcu".
Żołnierz (pierwotnie żoldnierz od
wyraża żołd), O 2oInierzaeh da2o znaj-
dujemy uchwal w prawodawstwie polskim
i YolumiDach legam. Statut Kazimierza
Wiel. powiada, że żołnieiz każdy powinien
się stawić w obozie pod swą chorągiew,
aby w czasie boju był na swem stanowi-
sku. Zaczem uiepilnująoych swej chorąg-
wi podkomorzy tej ziemi, z której kto słu-
ży, chwytać i do króla odsyłać ma, a ko-
nie takich za winę sobie przywłaszczać.
Teuże statut zakazuje czynienia szkód
i zaleca obozowanie w polu. Za kr. Zyg-
munta I płacono żołnierzom na utrzyma-
nie konia kwartalnie dotych 6, każdy zad
towarzysz (czyli oficer) najwięcej mógł
mieć koni swoich 8, najmniej 4 i słożyć
musif^ własną osobą a nie przez zast^-
stwo. I^olnierze, którzy szkody czynih,
z żołdu swego nagradzać je musieli. W r.
1569 postanowiono, iż za żołnierza może
rotmistrz szkodę złożyć i ukrzywdzo-
nemu pod świadectwem swoich towarzy-
szów zapłacić, a potym to sobie z żołdu
tego żołnierza wytrącić" {Vo/. leg. II,
f, 744). „Hussary z kopją w zbroi, w za-
rękawiach, w szyszaku, z krótką rusznicą,
z szablą, z koncerzem albo pałaszem; a ci,
co po kozacku z pułhakiem i z krótką ru-
sznicą na dobre konie do potrzeby siadać
powinni" (r. 1B87). Wr. 1691 uchwalono,
łe Kołnierz kwarciany ma lecie stać obo-
zem na gmntach królewskich, a zimie ma
hetman wszystkim leże rozdawać według
zdania swego. W r. 1609 postanowiono, że
„leże ma być w Ukrainie tak lecie jaki zimie,
tak2e w dobrach królewskich i duchow-
nych". Kładzenie pozwu mabyćw majętno-
ści osiadłego żołnierza, a na nieosiadłego w
gospodzie albo le^erze.Z żołnierzów nieo-
siadłych, albo cadzoziemców alboplebeju-
azów, także z pacholików, powinien rot-
mistrz czynić sprawiedliwość. W r. 1591
przepisano, że „żołnierz w btizhich oboza
włościach żywność według targu za goto-
we pieniądze kapować i sobie kosztem
swoim odwozić ma". W roku zaś 1690,
że „żołnierz żaden nie ma mieć rynsztun-
ku od dota ani srebra, tylko od żelaza,
a rzemienia". W Konfederacyi G^eueral-
nej Warsz. r. 1682 postanowiono, iż żoł-
nierze do elekcyi (króla) mieszać się nie
mają, ale podów swoich wolno im przy-
słać w potrzebie we 20 osób. W r. 1652
uchwalono, że żołnierz ani stanowiska, ani
noclegów w dobrach ziemskich szlachec-
kich odprawować nie ma, że żc^nierzom
zaciąga cndzoziemskiego, gdy się ze sta-
nowiska raszyć będą mieli, król komisarza
szlachcica dobrze osiadłego polskiego do
prowadzenia poda, aby ich jak najprościej
prowadzU, kornety, kompanje blizko sie-
bie trzymał, i we wszystkiem tej konsty-
tacyi przestrzegając, krzywd i szkód czy-
nić nie dopuszczał, a o rządzie dobrym
z oberszterem, albo oficjerem znosił się.
Żołwica, żelwica, żełw — siostra
mężowa, ob. Pokrewieństwa. Szy-
monowioz w sielankach pisze:
Żolwice i bratowe u jednego Btołn
I awiekry i niewiaatki jadają pospołu:
Żona. ^owo staropolskie żonąć zna-
czyło: gnać, zająć, pędzić, porwać; mó-
wiono np.: „pasterze żoną trzody z past-
wisk", — „śmierć tak dobrego jak dego
jedną drogą żenię*, — „wicher deszcz
żenię*, — .rzeka z gór żenię" (rwie, pły
dbyGoot^le
51G
nie raptownie). Stąd powstał u pierw-
szych Lechitów wyraz żona, oznacza-
jący niewiastę porwaną, pochwyconą,
przygnaną w małżeństwo, jak to było
obyczajem narodowym u starożytnych
Słowian. Stanowisko kobiety i żony w
dawnej Polsce było takie samo jak n lą-
dów zachodniej Europy a o całe niebo
różniące się w pojęciach od obyczaju Sło-
wian wschodoich i p(dadniowych. Nasi
kronikarze średniowieczni tak opisnją
przybycie Dąbrówki czeskiej w r. 965
do Gniezna: „Książę Mieczysław, pano-
wie polscy i wszystkie stany wyszły na jej
spotkanie i witf^y ją z niezwykłą wspa-
niałością i wystawą. Znakomite niewiasty
i panny polskie, dla jej uczczenia, z roz-
kazu księcia zgromadziły się w Gnieźnie,
przystrojone w klejnoty, złoto, srebro
i inne ozdoby". Gdy cesarz Otton III
przybywał w r. 1001 do Gniezna, był od
„panów, niewiast znakomitych i ich córek,
którym Bolesław (Chrobry) spiesznie gro
madzió się kazał, przyjęty z wielką czcią
i należnym dostojeństwu jego okazem.
Cesarz nawzajem pdten nprzeimości witał
ich mile i podziwiał bogate stroje i ozdo-
by rozmaitych stanów, pełne złota, kamie'
ni drogich i pereł klejnoty, w których pa-
nie i znakomite niewiasty świetnie i oka-
zale wystąpiły". Władysław Chomętow-
ski wydał w r. 1872 ksiąteczkę p. n. „Sta
nowisko praktyczne dawnych niewiast",
w której skreślił kilka ciekawych życiory
sów dawnych matron jako niepospolitej
dzielności żon i kobiet. Mieliśmy dość li-
czne przykłady podobnych niewiast nie-
tylko w sianie ziemiańskim. Wład. Ło-
ziński w dziele swem .Patrycjat i mie-
szczaństwo lwowskie" (wydanie 2-gie, str,
225) przedstawił z dokładnością historyka
ciekawy rys mieszczki lwowskiej 2XVIw.
Anny Łąckiej. Owdowiawszy, otrzymu-
je ona we Lwowie wielki sklep korzenny,
handluje m^mazją, robi tranzakcje z ka-
pcami angielskimi o sukna, aby je wywo-
zió do Multan, sprowadza ze "Wschodn tu-
reckie kożuchy, gospodamje sama w ma-
jątku swoim ziemskim Kąrowie. Dziś na
wsi przy roli, jutro za ladą sklepową, po-
jutrze w podróży do Krakowa, dokąd wy-
prawia towar folwarcznymi końmi, albo
do Lnbhna, gdzie ma termin sądowy. Na
wszystko ma czas, wszystkiego dogląda
wtasnem okiem, utrzymuje stosunki han-
dlowe niotylko z Anglikami ale i z Wło-
chami i Niemcami, rozpisuje listy bardzo
rozumne na wszystkie strony świata, zo-
stawia doskonale rachnnki i tak zw. aus-
zugi kupieckie, ściga żwawo dłużników
i opędza się sprytnie swoim wierzycielom.
Szukać sobie itony, nazywało się w mowie
staropolskiej: szukad przyjaciela dozgon-
nego. W tem wyrażeniu, jak słusznie
twierdzi Wł. Zioziński, , zawiera się myśl
ctJkowitego zrównania, bez którego nie-
ma zupełnej spólności i zupełnego szczę-
ścia w małżeństwie". Pasek w swoich
pamiętnikach z pobytu w Danii powiada
o Dunkach, że ,w afektach nie są tak po-
wściągliwe jak Polki" — .kiedyśmy im
mówili, że to tak szpetnie, u nas tego i żo-
na przy mężu nieuczyni". .Matka także
lubo mię jednego syna miała, ale była tej
fantazjej, że od największych i niebezpie-
cznych okazyi nigdy mię nie odwodziła,
mocno wierząc, że bez woli Bożej nic złe-
go potkaó człowieka nie może". „Dostaw-
szy sekutnicę — powiada Pasek — nieraz
mąż ślubował księdzem zostać, jeżeliby go
z nią Pan Bóg rozłączył". Wdowy zaj-
mowały się samodzielnie gospodarstwem.
Pasek notuje, że .Smogorzew puścUem
przez arendę na rok paniej Gołuchowskiej
Wojciechowej, wdowie grzecznej i tam po-
szła zamąż za p. Tomasza Olszanowskie-
go". Z samodzielnością niewiast polskich
spotykamy się w różnych czasach i na
różnych polach. W końou XVT]I w.
teatr narodowy w Warszawie zostawał pod
dyrekcją i był przedsiębiorstwem znako-
mitej artystki Tniskolaskiej.
dbyGoot^le
żubr, za b r, po tac. bison, za doby I^a-
etów pospolitem był jeszcze zwierzęciem
w paszczach mazowieckich, ale w XVIII w.
znajdowij się u nas joi tylko w paszczy
Białowieskiej w wojew. Brzesko - litew-
skiem. M. Bej pisze: „Kto nie ma przy-
jaciela, jest jako on żabr odyniec, co go
od siebie stado wybije, iż jedno sam pu-
stopas chodzi, a żadnego spolku z innemi
zwierzęty nie ożywa". Treścią pierw-
szej książki drakowanej w Polsce o my-
óliwstwie był Żabr. Hossovianas napisał
B .R. 517
de slalura, feritalc et venałione bisontis.
Cracoviae MDXXIII. Denuo ezcusum.
Petropoli, typ. Acad. scient.. /*J5, w 4-ce^
str. XII i j7. Niemniejszym jest także dla
nas wstydem, iż mieliśmy niedawno jeszcze
niektórych zoologów twierdzących, że żubr
i tur to było jedno i to samo zwierzę, tyl-
ko dwojako nazywane, nie zadających so-
bie pytania, dlaczego np. kronikarze litew-
scy, mówiąc o wsp<Uczesnych im łowach
na żabiy i tury, wymieniają obydwa te
zwierzęta obok siebie. Źródłem błędu
Żubr podług ryciny w dsiele Zygmunta Herberateina z r. 1556.
wierszem łacińskim De bisonte, et ejus ve-
natione i wydał w Krakowie a Hier. Vie-
tora, 1523 r. w 12-ce, przypisawszy ten
swój poemacik królowej Bonie. Niestety,
skutkiem nieżywotnoóci nmy^owej nam
wrodzonej mieliśmy w ciągu czterech wie-
ków od tamtej daty tysiące myśliwych
polskich rozprawiających po łacinie i fran-
cusku, ale ani jednego, któryby prze-
tlómaczył na język ojczysty i wydai Hus-
60vianu3a, choć pisali o tern inni. Jest
np. rzecz: Hussovianus Nicolaus, Carmen
byli pisarze zachodni w XVI w., którzy
nie mając już wówczas w swoich krajach
ani turów ani żubrów, zamącili pojęcia
swoją nieświadomością. Kieuctwn temu
pragn^ połowo kres Zygmunt Herber-
stein, który w latach 1516 —1561, jako po-
seł cesarza Ferdynanda do Moskwy, trzy-
krotnie przejeżdżał przw Mazowsze, Li-
twę i puszczę Białowieską tam i z powro-
tem, czyli 6 razy, i zostawił dzieło napisa-
ne r. 154y a wydane w Bazylei r. 1556,
gdzie pomieścił dwie ryciny, przedstawia.
dbyGoot^le
518
ZUBR. — ZUPAN.
jące tura i żubra. Pod wyrazem Tar
podaliśmy jego tm'a i napis, którym ryci-
nę objaśnił, tutaj za^ dc^ączamy podobi-
znę tubra z tegoż dzi^a wraz z napisom:
Bisons sum, polsniis suder, germants bi-
sont ignari uri nomen dederunt (B i -
B o D 6 jestem, po polsku z n b e r, po nie-
miecka bisont. Kieaki tara nazwi-
sko mi dali). Podlag Herbersteina, tary
zmijdowały się jnż tylko za jego bytności
na Mazowsza, inbry zaś zarówno na Lit-
wie jak jeszcze w większych paszczach
mazowiecfadcb, a mianowicie w okolicach
Sochaczewa i Ostrołęki. Zygmant Aagnst
podarował upolowanego tura Herbersteino-
wi, sam zaś zastrzelił tak olbrzymiego żu-
bra, że, jak przesadnie mówi autor, król
i dwie inne osoby mogli si^ między jego
rogami (może pojedyAozo). Sporo szcze-
gółów o żubrze znajdajemy w rozprawie
Ad. PawiAskiego o „Stefanie Batorym jako
myśliwym*, pomieszczonej wwydawanych
przez niego z Aleks. Jabłonowskim „Źró-
dłach dziejowych*. Artykuł o żnbrze po-
mieśoit także „Przyjaciel luda", r. 1835,
t. II, str. 5. Monografję żubra pisali: Ja-
rocki, ke. Janota i inni Z. G-loger pisf^
kilkakrotnie o żabire i puszczy Białowie-
skiej w „Bibljotece Warszawskiej", w
w .Kłosach", w „ Wielkiej powszechnej
encyklopedyi ilaatrowanej * (t. VIII, str.
664) i oddzielnie wydał „Białowieżę w
albumie* (Warszawa, 1903 r.)-
Żubrza głowa. Hnrb województwa Ka-
liskiego przedstawia żubrzą głowę w ko-
ronie na tarczy zaszachowanej z pierście-
niem przewleczonym przez nozdrza. W
herbie Po mian żabrza głowa ma od
góry z prawej ku lewej stronie miecz
rękojeścią do góty, nad koroną ręka
zbrojna z mieczem. W herbie Bug-
nerowicz z r. 1595 jest żabrza głowa
z gołym mieczem a nad hełmem ręka
zbrojna z włócznią. O żubrzej głowie
w herbach polskich ob. prof. Fr. Piekosiń-
skiego „Heraldyka polska wieków śred-
nich", str. 126-8, Kraków, 1899 r.
Żuława (Solowa), w „Dykcjonarzu
geograficznym* z r. 1782 czytamy: „Żuła-
wa znaczy nizinę z Mot i bagnisk uczy-
nioną do uprawy sposobną; grunta je] s^
żyzne i najwięcej przynoszące pożytku".
Rlonowicz sądzi, że żuława, Suława od
tego tak nazwana, .iż ją morze albo Haga
morska usuła". Ks. Kluk pisze: „Żaławy
Gdańskie nie mogłyż byćkiedy morzem?*
Dykcjonarz geogr. powyższy objaśnia, że
Żuława Oda&ska oblana jest od Widy
i Motiawy; Malborska jest wielka i mała,
nuędzy Wisłą, Nogatem i Drauzem jezio-
rem; miUa Malborska zwana była wprzód
żiUawą 'Fiszawską; Elbląska rachoje się
do malej Malborskiej. Statystyczne wia-
domości o Żatawach podaje J. Moraczew-
ski w „Starożytnościach polskich*, t. II,
str. 773 i Zygmnnt G-loger w „Geografii
historycznej dawnej Polski', str. 160. Za-
piski sądowe z lat 1427 i 1432 wspominają
herb Żuława albo Ż n ł a w y.
Żupan, wyraz bardzo dawny, miał dwa
oddzielne w języku staropolskim znacze-
nia. Naruszewicz powiada, że żnpanami
Czesi, Polacy i inni Słowianie panów kra-
jowych zwah. Kronika czeska z r. 1109
zaświadcza, że nazwę taką dawano w Cze-
chach urzędnikom. Twierdzą niektórzy,
że w bardzo dawnych czasach szlachta w
Polsce nosiła nazwę żapanów. Adam z Bre-
my nazywa żupanami królików Łetow-
skich. Jednem słowem żupan oznaczał
człowieka możnego, dygnitarza, a wyraz
dzisiejszy pan jest tylko skróceniem żupa-
na. Skrócenie to atoli nie jest także wy-
tworem ostatnich wieków, bo już w do-
kumencie z r. 1267 znajdujemy: , Thomas
cui dtciiur Siar ip&n.'. U innych ple-
mion słowiańskirh żupanami nazywano:
sędziów, starostów, wójtóWjSołtysówitym
podobnych zwierzchników, MachliAski
wywodzi wyraz żupan z tureckiego zitiun
i zidun, z tatarskiego czupkan, oznaczają-
dbyGoot^le
Ź u P A N.
519
<^h suknię dlagą. Wywód to błędny,
boć jnż w dolnimentach polskich mamy
pod r. 1239 supanum czyli żnpana. Nazwa
pochodzi z łaciAskiego wyrazu/u^tf, ozna-
czającego w średnich wiekach soknię mo-
Mniejszych Indzi, długą, dostatnią. Z na-
zwyjupa powstało niemieckie/o//; , a pol-
skie ]upktt, iupan, iu^ica, przez zamianę
7 na ż, jak w mzyiiejudais na żyd. Na-
zwa dygnitarska źupan- była niegdyi w
Polsce bardzo rozpowszechniona, żona
żnpana zwała się „żapani", a wyraz ten
przyjęli od Polaków Pmsowie, n któiych
oznaczał on panią domu. Słowo „żapani*
w języku pmskim i litewskim | — jak mó-
wi Bruckner — przyjęło się od polskiego
wtedy, gdy „żnpaniom* jeszcze po gro-
dach i kasztelanJBch dę kłaniano. Znacze-
nie żapy jako ziemicy i żnpana jako jej
zwierzchnika, starosty, zmienia się na ro-
dzaj daniny i pobierającegotakową urzęd-
nika. Obok zufanus pojawia się i zupa-
rius. Ody dalej żnpy i żupników (jak
mówi Briickner) ograniczonodo beneficjów
i urzędów solnych, zuparius czyli po pel-
skMtupca schodzi na małego nrzędnikai
sądowego, jak to widzimy w nstawie ma-
zowieckiej z r. 1406. U .Czechów żupan
w znaczenia wysokiego dygnitarza £f^ra-
je w dokumentach tylko w przeciąga XIII
wiekn. Saknia męska, zwana przez Po-
laków żnpanem, jako strój dawnych Zn-
panów, była długą, z ważkimi rękawami,
bez rozporu z tyłu, w pasie przy biodrach
kn tyłowi fałdowana, zapinana z przoda
pod Ezyję na gęste haftki lob kostki i pę-
telki. Po źupsnie opasywano się pasem.
Gdy pod koniec XVI w. upowszechnił się
w narodzie kontusz, nie zfu^ucono staro-
dawnego żupana, ale kontasz przywdzia-
no na żupan. Odtąd pasem zaczęto się o-
pasywaó po kontnszu, a żupany sukienne
zamieniono w stroju świątecznym na lżej-
sze jedwabne, kolor czapki stosując do żu-
pana. Latem szlachta, dworzanie i mie-
szczanie nosili żupany białe dymowe lub
{Jócienne, tasiemką wąską w ząbki około
kołnierza i na przedniem licu od szyi do
pasa oszyte. Kitowicz powiada, że za
czasów saskich szladita stroiła dziatwę
swoją w żupany bławatne i koutusze su-
kienne z rękawami od ramion rozciętymi,
w tyle na krzyż pod pas założonymi. Kon-
tusze i żapany sukienne bramowali Pola-
cy sznurkami jedwabnymi takiegoż kolo-
ru, jakiego byt kontasz i żupan, albo też-
srebmymi i złotymi; w kontuszach naj-
więcej używali ciemnych kolorów. Miesz-
czanie pomniejszych miast nosili żupany
żółtogorące, lyczakowe; s że ta materja,
atłasowi podobna, robi się z włókien, czyli
tyków konopnych, dla tego mieszczan na-
zywano pospolicie łyczkami. Szlachtę zaś
od żupana karmazynowego, najczęściej no-
szonego, karmazynami. Lud polski za-
chował najdłużej krój dawnej sukni naro-
dowej, którą niegdyś przejął od szlachty,
a w niektórych okolicach kraju dotąd ka-
potę długą, z tyłu drobno fałdowaną,
bez rozporu, dawniej z „potrzebami* na
piersiach, w stanie opasywaną pasem w^-
nianym domowej roboty nazywa ż u p &*-
nem. żupan tedy, pas i opończa były
najdawniejszym strojem narodowym. Co
do barw, to stanowczo można twierdzić,
iż 3 byty najdawniejsze i najwięcej upo-
wszechnione. Z' białego lnianego f^ótna
noszono żupany białe, zwłaszcza latem.
W takich chodziła i szlachta można na wsi
w dni powszednie a lud chodzi dotąd w
wielu okolicach Lubelskiego i Q-ali<^, ro-
biąc także i z wełny bi^e sakmany kra-
kowskie. Dragą barwąbyl szary natural-
ny kolor wdny z owiec polskich, z której
robiono wszystkie samodzi^y domowe,
zwłaszcza na ubiory cieplejsze. Trzecim
kolorem był karmazyn, czerwie6, jako
narodowa barwa szlachty, t. j. rycerstwa
polskiego, barwa krwi, którą mieli obo-
wiązek przelewać w obronie swej ziemi.
Ponieważ najliczniejszą w Polsce szlach-
tę ubogą nie stać było na dostoje^Lstwo
dbyGoot^le
. ZUPAN.— ZUPICA.
karmftZyna, musiała zatem pozostać przy
tradycyjnej szarej wdnieistąd .szaraczka-
mi" byta zwana. Kiedy zaczęto sprowa-
dzać przoróżoe tkaniny z zachodniej Eu-
ropy, npowszechiiila aię w Polsce pstroci-
zna, zwłaszcza w ubiorach mieszczańskich,
w których przeważa! kolor żółty {od uży-
wanego do farby tyka olszowego). Przez
wiejskich znów mieszkańców najwięcej
został upodobany kolor błękitny, tak te
X XVIII w. PD WinceatTm RiilikowskiiD, Kasztelanie
m (ze zbioru Boguslana kniszewslcicgo w Kuplinie).
W wielu okolicach Krakowskiego, Wielo-
polski i Mazowsza lud cały chodził jeszcze
niedawno w żupanach „granatowych"
Polacy w noszeniu droższych sukni był:
bardzo oszczędni, aby więc nie splamić
żupana, noszono zasłaniającą piersi z ta-
kiej samej materyi zakładkę, zwaną „bluz
gierem". Żupany aż do czasów saskich by-
ły ukoroniarzy całkowite z jednej mate-
ryi. Litwini — powiada Kitowicz — tyl
żupana przez oszczędność robili z płótna,
choćby do najbogatszego żupana. Musimy
tu jednak uzapełoić Eitowicza, £e nietyl-
ko Litwini. Wiemy z tradycyi, te noszo-
no takie żupany i w Koronie. Przechowuje
się np. w zbiorze p. Bogusława Kraszew-
skiego w Kuplinie żnpan jego pradziada
po kądzieli, Wincentego Bnlikowskiego,
kasztelana bełskiego. Kysunek ta dołą-
czony przesłał nam p. Kraszewski z ta-
kim opisem: „Żupan jest atłasowy, jasno-
żółty. Plecy i podbicie przodn,
kołnierza i rękawów są z tka-
A niny półwelnianej w paski bron-
zowo-czerwone. Kcrfnierz eią za-
pina na 4, a przód na lOpętliczek
ze sznnrka jedwabnego tejże bar-
wy co żapan. Plecy od kołnie-
rza do stanu są rozcięte i zawiązy-
wane na tasiemki; kołnierz rów-
nież z tyło rozcięty i na tasiemkę
związywany. Rękawy wązkie z
maiikiet«m odwiniętym, obcidym,
napinającym się na 6 haftek. Spód-
nica żupana jest bardzo szeroka,
tak te okłada się z tyłu w mnó<
stwo iałdów. Na każdym boku
jest kieszeń".
2upica — żupan, kitlik. Mą-
czyński w słownika z r. 1564 wy-
raz colobium tłómaczy na: „żapica
bez rękawów albo pleszek*, wy-
raz zaś saga tłómaczy na: ,żapi-
ca, kitlik". Była to wogóle anknia
codzienna domowa i dlatego Bej
powiada (w „Wizemnka*): „Jaż Łakwierę
w żupicy musisz, nieboraku, przechodzić
się do czasu", a Górnicki (w .Dworzani-
nie*): „U ludzi mężnych oszczep jest mia-
sto żupicy, a pawęża miasto sukni". „Su-
knia" była strojem zwierzchnim i ozdob-
niejszym, więc u Seklucjana (r. 1551) czy-
tamy: „Ktoćby wziął suknią, i żupicy nie
zabraniaj", a w biblii Badziwilłowskiej
(1663): ,Ktoby ci chciałżupicę twoją wziąć,
puść mu i płaszcz".
V
dbyGoof^le
ŻUPNICY.
521
Żupnicy, urzędnicy w kopalniach czyli
inpach krńlewBkioh, a mianowicie w Wie-
liczce i BoołmLŻupy te, słynne od w. XIII,
stanowiły dochód książąt krakowskich,
potem królów polskich. Kazimierz Wiel-
ki zaprowadził w nich porządne gospo-
darstwo, a r. 1368 kaz^ spisaó dawne
zwyczaje, dotyczące się Zup, i jako prawo
ogłosił. Król ten w rozporządzenia swo-
jem wspomina jat o st&iych żapnikach,
którzy żupom przewodniczyli i pod przy-
sięgą miejscowe stare zwyczaje do statu-
tu podali. Tak żupy powyższe jako i żup-
nicy nazywali się krakowskimi. Byli to
właściwie dzierżawcy i płacili z żup dzier-
żawę królowi po sto dukatów, królowej
zaś po 50. Oprócz tego {Gacili pewne sa-
my rolnym koócit^om i klasztorom, dawa-
li obroki komora królewskim. Statut gór-
niczy Kazimierza Wielkiego zatwierdził
potem (r. 1451) Kazimierz Jagiellończyk
i pozwolił podskarbiemu koronnemu ,w
cztery konie" do żap przyjeżdżać po ode-
branie pieniędzy. Żupnicy krakowscy bo-
gacili się, bo zyski mieli ogromne. Za Ka-
zimierza Jagiellończyka sławnym był Mi-
kc^j Seraiin, miecznik krakowski, który
żupy solne trzymał za 16,000 grzywien ro-
cznia G-dy powst^y niebawem żapy ną
Kusi w okolicach Sambora, pojawiają się
i żupnicy ruscy. Żapnicy krakowscy —
Bonarowie, Morsztynowie, Betmancwie,
dzierżyli różne orzędy krakowskie i gór*
nicze i to nawet dziedzicznie, niemniej
starostwa: oświęcimskie, bieokie, Zatorskie
i inne. Żupy krakowskie oddawane były
żupnikom bądi w dzierżawę, bądź w pro-
sty ich zarząd. Niesiecki opowiada o żup-
nika Koacieleckim, że gdy raz pożar w żu-
pie wybuchną! i nikt na ratunek nie śpie-
szył z obawy śmierci, Kościelecki razem
z Betmanem, rajcą krakowskim, rzucili
się w {^omienistą przepaść i pożar stłumili.
Obok najwyższego żupnika był później
jeszcze żupnik zwyczajny. Za Zygmanta
Angasta najwyższym żupnikiem był Bu-
żeński, podskarbi wie), kor., zwyozajnym
zaś Ludwik Decjusz, dziejopis. Byli i żup-
nicy olkuscy: Kromer pisze w czasach
Zygmanta Augusta, że nad żnpami Boch-
ni i Wieliczki jest przełożony żupnik kra-
kowski, drugi zaś, do którego żupy ruskie
należą, zowie się żupnikiem ruskim. Urząd
ten lubo dostojny nie liczy się jednak do
godnośd koronnych, nadwornych i ziem-
skich równie jak nrzędy dzierżawców ipo-
borców publicznego grosza. Szlachta do-
pomint^a się o tanią sprzedaż soli dla sie-
bie. Ja2 r. 1451 na sejmie w Nieszawie
i Opokach król stanowił o tej sprzedaży.
Urządzono więc składy soli po wojewódz-
twach i ziemiach, nazywane , żupami sol-
nemi*, a szlachcic, przełożony nad takim
składem, był żupnikiem ziemskim, woje-
wódzkim lub powiatowym. Zygmunt
August, potwierdzając prawa Korony w
r. 1550, obiecał, że ,Boli dostatkiem wszy-
stkie państwa swe zaopatrzaó będzie po-
długpraw dawuych^.Od owych czasów po-
wstają urzędy żupników ziemskich, a każ-
dy król obiecywał potem w Paktach sta-
nowi rycerskiema dowóz soli po ziemiacłL
Na kilku sejmach rozwijano zasadę roz-
wożenia soli i stanowienia żupników. Król
sprzedawał sól stanowi lycerskiemu cza-
sem niżej kosztu jej wydobycia. Nazywa-
no ją „Suchedniowa" z powodu, że po-
cząwszy od dni kościelnych, zwanych .su-
chymi", sMady co rok przez trzy miesią-
ce otwarte były. Żupników ziemskich na-
zywano najprzód dystrybutorami. Konsty-
tucja zr, 1588 nakazuje, aby iupnioy ru-
scy ,nie wyciągali owsów od tych, co po
sól przyjeżdżają, pod karą stu grzywien
w sądach ziemskich". Żupnik ziemski
nie stanowił oddzielnej godności, bo żupę
godziło się trzymać wraz z innym urzę-
dem. Wogóle było w Kzplitej około 23
żapników, głównie w Wielkopolsce, Ma-
zowszu i Podlasiu. Urząd ten stracił wszel-
kie znaczenie, gdy Wieliczka iBochnia od-
padły przy pierwszymrozbiorzedoAustryi.
dbyGoot^le
ŻUP Y.— z U R.
Żupy. WszelMe kop alu i e nazywali
Polacy łapami albo górami. Stąd powsto-
ly wyrazy: żnpoik, żtipek i podżnpnik, o-
znaczające urzędników górniczych, ora2
„górnik" czyli prosty kopacz. Bolesław
Chrobry miał daó duchowieństwu polskie-
ma przywilej kopania wszelkich kruszców,
wyjąwszy doŁa, gdyby się znalazło. Gwa-
gnin w XVI w. powiada, ie „są w Polsce
trzy żupy znamienite: pierwsza w Olkn-
szu, gdzie srebra i <^owia moc wielką do-
bywają; draga w Bochni, gdzie sól kopią,
trzoda w Wieliczce, gdzie też sól*. Wy-
raz łapa podług Lindego i Karoazewicza
oznaczał budjmek, w którym urzędnicy
skarbowi wybierali of^ty księciu ntdeżne.
W dokumencie z r. 1238 wyraźnie powie-
dziano, te łupa znaczy ^le co .stan".
Sól wydobytą z kopalni i kałdy kruszec
składano w £apie. Stąd każdy skład zw^
się „żupą", a od niego i rządowe składy
soli jeszcze w naszych czasach zwano żu-
pami. Naruszewicz powiada, że Wielicz-
ka uro^ w miasto z nikczemnej chałnpy,
.suppa" w starym języka polskim zwanej.
Szajnocha, podnosząc skrzętnośó polską w
XrV w., powiada, iż nie przestając na po-
wierzchni ziemi, przedzierała się ona do
jej wnętrz kruszcowych. Był to wiek wy-
bujałych nadziei górniczych. Do cza-
sów Łokietkowych słynęła ziemia mało-
polska głównie z kopalń solnych. Boz-
różniano ich dwie: wielicką i bocheńską.
Początki wielickiej, t. j. .Wielkiej soli"
{Magnum sal) sięgają niepamiętnej staro-
żytności. Bocheńska, twarda, pochodzi we-
dług podań gminnych i świadectw współ-
czesnych z czasów Bolesława Wstydliwe-
go. Krzywousty przywilejem z r, 1106
nadał klasztorowi Tynieckiemu prawo po-
bierania pewnej ilości soli z żupy wielic-
kiej, która zatem już wówczas istniała.
Mieszko Stary skazuje winowajców do ro-
bót górniczych, zatem już istniała w Pol-
sce pewna liczba kopalń. Znano już i wte-
dy kopalnie ołowiu w Olkuszu, lecz licz-
ba .pieców" hutniczych rozmnożyła się
dopiero w wieku Kazimierzowym. Wów-
czas to nastał w Polsce namiętny ruch
górniczy. Kopano wszelkie rodzaje: sre-
brnej, ołowianej, miedzianej rudy w Olku-
szu, w Chęcinach, w Sławkowie, w Kiel-
cach, w Trzebini, w Jaworznie, w Mie-
dzianej Górze. Zajmowano się też gorli-
wie, przez możnych panów podejmowo-
nem, od królów bardzo wdzięcznie cenio-
nem, szukaniem skarbów ziemnych. Ca-
ła Małopolska mniem^a, że stąpa po soli,
srebrze i miedzi. Posiadacze rozległych
włości, jak np. Spytek, kasztelan krakow-
ski z czasów Kazimierza Wielkiego, po-
szukiwali starannie kroszców w swych
ziemiach. Koboty górnicze stały się oso-
bliwym przedmiotem królewskiej opieki,
wyposażane nadaniami najrozdąglejs^ch
swobód. Blizkie sobie lata pized i po
śmierci Kazimierza Wielkiego zajęły się
ułożeniem statutów dla łup wielickich
i olkuskich. Elżbieta, siostra Kazimierza,
królowa Węgier, będąc rejentką w Polsce
i starając się mądrze o podniesienie kra-
jowych bogactw, wyswiacjczyła znamieni-
te ojczyźnie swojej dobrodziejstwo, wy-
dawszy pierwszy statut dla żup olkuskich.
Zapewnia on Elżbiecie piękne miejsce o-
bok brata, Kazimierza Wielkiego, urzą-
dziciela żup solnych. „Górnicze te pra-
wa polskie — twierdzi Szajnocha — uczczo-
ne zostały za granicą pierwszeństwem
przed 'czeskiemi i angielskiemi i służyły
za wzór francuskim. Polacy otrzymywali
w kopalniach czeskich pierwsze miejsce
pomiędzy „gośćmi" gómiczymL Handel
solą, ołowiem, miedzią, był walnem źró-
dłem krajowego bogactwa". Żupy ru-
skie w Hzplitej dzieliły się na: Samborskie,
przemyskie i sanockie, żupy wielicldo,
oddawane w zarząd i dzierżawę panom
polskim, stały się źródłem wzrostu fortun
Lubomirskich, Wielopolskich i innych.
Żur, polewka z mąki zakwaszonej, nie-
kraszona, ale zabielona mlekiem, jadana
dbyGoot^le
ŻURAWKA.— ŻYWE OBRAZY.
523
z sypkim czyli próżonym f^rochem, nale-
tsls. do najalubieńszycb potraw postnych
Indu i szlachty polskiej. W, Potocki pi-
sze w Bwoim herbarzu:
ZgtodDiatjch oMci cńrdw pod nieprzyjaddem
SoBzym łuTem, a mskim obf;mt bisieleni.
To pokrewieństwo tura z kisiłem objaśnia
G-ołębiowski, pisząc: „Ż n r z mąki owsianoj
na noc zakwaszony, rzadki, a kisiel taż
sama potrawa, do większej tylko gęstości
przywiedziona, czasem zaziębiona, tak ie
aią nożem kraje". W Wielkim poście ja-
dano żar ze śledziem. Gdy więc nades^a
Wielkanoc, młodzież dworska orządzata
nieraz krotochwilny pogrzeb dla żaru
i śledzia, zwłaszcza gdy był w jej gronie
ńowicjnsz. z którego chciano zażartować.
Niesiono śledzia uwiązanego na sznurku
a wysokiej g^ęzi, niby skazując go na
powieszenie za to, że przez siedem niedziel
prześladował poszczące żołądki. Za śle-
dziem kazano nowicjuszowi nieść na gło-
wie stary garnek napełniony żuiem. Za
niosącym żar szedł niby grabarz z łopatą,
a gdy procesja ta wysda na dziedziniec,
niosący łopatę uderzał z góry w garnek
i TOzbijai a żur oblewał fryca wśród grom-
kiego śmiechu dworskiej drażyny.
Żurawka. Górnicki w „Dworzaninie"
{str. 180) wspomina o grze pod tą nazwą,
której wytłómaczyó jaż nie mniemy.
Żużmant — rodzaj wykwintnej sukni
kobiecej w czasach saskich. W Monito-
rze z r. 1772 czytamy: „Tak były godne
śmiechu żnżmanty i szamerluki, jak tera-
źniejsze rohrony i szusty*.
Życzka — tasiemka ponsowa. Instruk-
tarz celny litewski wspomina półjedwab-
ne pasamony czyli tasiemki.
Żyra, Zora — imię staropolskie, będą-
ce skróceniem Żyro^awa, zost^o także
nazwiskiem jednej z dawnych szlachec-
kich rodzin na Podlasia.
Żywe obruy. Ł. O-cdębiowski, mówiąc
o pierwszej ćwierci XIX w., wylicza po-
między ówczesnemi zabawami .tworzenie
obrazów z osób żyjących, które tak mile
do oka wpadają, tak wiele do duszy prze-
mawiają". Każdy przedmiot obrany: na-
rodowy czy obcy, mitologiczny czy reli-
gijny, historyczny czy z romansu jakiego
wyję^ Inb scen społeczeńskiego życia^
byle zręcznie pomyślany z dobrze zacho-
wanymi ubiorami wieku, ujmował, zadzi-
wiał, zachwycał. Podobne obrazy robio-
no często na dworze Czartoryskich w Pu-
ławach i w Warszawie po pierwszych do-
mach, układając w nich niekiedy sza-
rady.
dbyGoot^le
Sprostowania.
Do tomu I-go.
.5"/^ 41. Ks. Longin Żarnowiecki zwró-
cił naszą uwagę. iż pomieścił w Przeglądzie
Katolickim (r. 1894, nr. 24lartykul o Al-
tembaBie, prostujący bt^dne mniemania au-
torów polskich o afiembasie i aksamicie.
Sir. 7p szp. 2, ma by<S: Lubowli, ni©
Lubomli.
Str. 140. Do artykułów beltiluk
dodati należy uzap^nienie; iż stanowczo
pod wyrazem belt rozumieli dawni Po-
lacy nie ostrze strzały, zwane „ploszczy*
kiein" lub .grotem", ale całą strzałę, nie
tak% jednak, jakie wypuszczano z łuków,
ale krótszą, grubszą i cięższą, jakiemi strze-
lano z kusz ręcznyi^ lewarem napinanych.
Do łofflu łl-go.
Sir. 79, ma być: 0'Coniior, nie O'connor.
Str. 284. Z powodu wyrazu .jarzęcy"
p. M. Federowski zwrócił naszą uwagę, że
na criym obszarze Busi litewskiej tak lud,
jako i szlachta zaściankowa, jarzęcym
iroskiem i miodem zowie nietylko naj-
pierwszy wosk i miód przez młody rój wy-
dany, lecz również i w^aę z owiec raz
pierwszy ostrzyżonych i mai^o od krowy
po pierwszem jej cielęciu. Ofiary na chwa-
lę Bożą lud tam składa przodewszystkiem
z produktów jarzęcych, tak samo jak to
było dawniej powszechnym zwyczajem i a
ludu polskiego.
Do tonu Iłl-go.
Str. sh ma byi- Chersonezu, nie Cher-
BOnu.
Str. bo, ma by& colubra, nie kolubra.
Str. 114. Wyraz knchthaus, pocho-
dzący z niem. Zuchtkatts^ był wymawia-
ny zwykle przez Polaków „cuchthaus" a
nie knchthaus.
Str. II-}. W artykule o magnety-
zmie opuszczona została wzmianka, że
wiatach 1816—1818 wydawano w Wilnie
pismo wyłącznie mu poświęcone p. n. „Pa-
miętnik mEignetyczny wilafaskl*.
Str. 133. Pachnidlo zwane larendo-
g r n, poding Szajnochy, mi^a wynaleźć,
czy też pierwsza rozpowszechnić, Elżbieta
Łokietkówna, królowa węgierska, matka
Ludwika a babka Jadwigi. Od niej więc
ma pochodzić francuska nazwa Eau de la
rcine de Hongrie, spolszczona na 1 a r e n-
dogrę.
Sir. lyy. Nazwa łacińska magna be-
stia i włoska gran bestia., nie oznaczała
właściwie pieczeni łosiej, lecz łosia samego.
Str. i8s szp. 2. Die Mark znaczy pier-
wotnie po niemiecku zupełnie to samo, co
nasza ^ggranica", więc Mark-graf to hra-
bia graniczny czyli urzędnik cesarski, któ-
17 przeznaczony był do czuwania na po-
graniczach państwa.
Str. ic2. W artykule Marynarka
polska podaliśmy 3 rysanki dawnych
flag polskich. Ta prostujemy (po zwró-
ceniu nwagi naszej przez p. J. Witkow-
skiego), że rysunek flagi ostatniej
przedstawia właściwie flagę rosyjsko-pol-
ską, z czasu gdy po przyłączeniu do Kosyi
części Bzphbej w r. 1772 pomieszczono w
rogu flagi rosyjskiej czy knrlaadzkiej or-
ła biiJe^o.
Do tomu IV-go.
Str. 2$szp. /, ma być: r. 1756, nie 1754.
Str. 64 szp. 2, ma być: Szczerbicz, nie
Szczerb o wicz.
Str. p j. W artykule Porcelana
dodać i sprostować należy: że fabrykę
w Tomaszowie lubelskim zamknięto nie
wcześniej jak koło r. 1830. Fabrykę w
Limielowie założył około r. 1790 niejaki
Wojtos. Fabryka w Staszowie istniała w
połowie XIX w. Fabryka Ogińskich w
Telechanach istniałajeszcze w latach 1812
—1820. Fabryka hr. Łubieńskich w Lu-
bartowie, wyrabiająca fajanse i naczynia
kamienne, była czynną od r. 1840 — 1^0.
Fabryka w Sławsku w pnw. Konińskim
założona przez J. Rudzkiego czynną była
od r. 18rf0 do 1860. Fabryka w Jedlni
istniała od r. 1811 do 1873. Fabryka w
Uieżygoiju pod Kijowem powstała w ro-
ku 1798. Fabrykę w Wołokitynie zało-
żył w r. 1839 Miklaszewski i utrzymywał
do r. 1862.
Str. III szp. 2, ma być: P6łbaraAczo, me
PMbraAcze.
Sir. i4y szp. I, ma być: precatiir, nie
Str. 150 szp. 2, ma być: Recllnatoriun
nie RecliRałlorum.
Str. 218 szp. 2, ma być: porządku, nie
przodku.
Str. 393 szp. 2, ma być: z Olbięcina, nie
Oblęciua.
Str. 442 szp. I, ma być w podpisie pod
głową Jagiełły: na drzwiach ołtarza, nie
na odrzwiach kaplicy.
dbyGoot^le
Zdanie sprawy z całego ciągu pracy i wydawnictwa.
Już pod wyrazem .Encyklopedie polekio* (tom
II, Btr. 1^} naijmieaiłero o zapoczątkowBoiu pracy
niniejszej pned laty 30-tu. To opowiem to dokła-
dniej. Po trzyletnich Rtudjach nad przesdością w
czasie pobytu mego w Szkole Gtćwnej, przeszedl-
Biy (r. 1868) do uniwersytetu krakowskiego, pozna-
łem bliiej Józefa Szujskiego, mieezkającego jesz-
cze w Kurdwanoirie, i wtedy przede ięwziq)em opra-
cowanie „Inwentarza dawnej Ezplitej" w postaci
słownika, obejmującego wszystkie nnzwy wsi, osad,
miast, rzek, strumieni, jezior i gdr, zo wslinzaniem
przy każdej ntizwie, w jakicli dyplomatach, z'r6-
dlacll i kronikach znajdują się o niej wiadomości.
Bralem więc kolejno: odszukiwane spisy wiosek do
podatków z XVI i XVn wieku, kodeksy dyplo-
matyczne, dzieła Długosza i wszystko, co iv nieb o
jakiej mieJBCcwości znalazłem, wpisywałem na kart-
ki oddzielne, wykreślając przytem na mapie grani-
ce ziem i wojenództw. Była to robota żmudna,
mechaaiczna, ale prowadziłem ją nieustannie, za-
chęcony przyrzeczeniem prezesa J. Majera i Szuj-
skiego (który zosta! wtody profesorem uniwersy-
tetu a następnie sekretarzem Akademii Um.), £e
, Inwentarz Riplitej' wyda w druku Akademja bez
względu na wielotomowy jego obszar. W miaro .
jednak jak liczba kartek rosła w dziesiąlki tysięcy,
przekonywałem się, ie l)ez współpracowników i bez
udostępnienia akt metryki litewskiej, nie zdołam
uskutecznić pracy rozpoczętej. Gdy, pomimo usil-
nych starań, nie udało mi się znaleźć £adnego to-
warzysza w tym kierunku, z ialem musiałem za-
wiesić kilkoletnią pracę, która jednak nie okazała
się bezowocną, bo dała mi potem podstawę do „Geo-
grafii historycznej liem dawnej Polski', a wypisy
z kilku kronik zapoczątkowały treść do niniejszej
Encyklopedyi.
Bywając w latach 1869 ■- 1872 na zebraniach
bsdaczów przeszłości w Towarzystwie Naukowem
krakowskiem, słyszałem nieraa o braku słownika
starożytności krajowydi ilustrowanego i nie za-
przątniętego przeważnie geografją, ji.k „Starożyt-
ności polskie* Jędrzeja tforaczewskiego. Fóżnicj
w Komisyi historycznej (której byłem członkiem od
pierwszego jej zawiązania przy Akademii Um.) mó-
wiono znowu o podobnym t^łowniku, o jakim my-
ślało już Towarzystwo Przyj, nauk w Warszawie
pod koniec swego bytu. Stosownie do naszych ży-
czeń, prof. J. Łcpkowski napisał de Kraszewskiego,
jako najiTszechptronniejszego znawcy dawnej kul-
tury poUkiej, prosząc o zaprojektowanie pUnu sło-
wnika starożytności. Jakoż niestrudzony w usłu-
gach, gdzie tylko chodziło o naukę polską, autor
„Sztuki u Słowian' nadesłał niebawem Akaiieroii
szeroki szkic, który został ogłoszony w Ill-im to-
mie „Rozpraw i sprawozdań Komisyi historycznej",
T. 1875. Kraszewski, podając tam spis półtora ty-
siąca artykułów, które wejść powinny w skład Sło-
wnika, wykazał tern samem, ile to jeszcze
brakuje nam ścisłych badań, aby dzieto podobne
można stworzyć. Akademja teł postąpiła racjo-
nalnie, nie biorąc się do Słownika, ale do badań
nad przeszłością i wydawania źródeł.
Wówczas to opuściwszy Kraków i osiadtszy w
rodzinnym zakątku na Podlasiu tykocińskiem, roz-
począłem kilkunastoletni okres wędrówek nauko-
wych po kraju, w których kierowałem się dain
światłem, jakiego udzieliły mi liczne i długie poga-
wędki z Szujskim, Al. Przezdzieckim, Aug. Bielow-
skim, Jul. Bartoszewiczem, Kaz, Stronczyńskim,
Kar. Bejerem, F. M. Sobieszczanskim, WI. Łuszcz-
kiewiczem, Winc. Polem, J. Kremereni, Luc Sie<
mieńskim, Eust. Tyszkiewiczem, Hip. Skiralwrowi-
czem, J. Łepkowskim, Oz. Bteruackim, Winc. Ko-
rotyńskim, Kar, Kogawsfcim, Kirkorem i tej miary
uczonymi, jakimi byli: prezes Akademii J. Majer, T.
;!ebrawski, J. I. Kraszewski, Boi. Podczaszyński
i Ad. Pawiń-.tl.
Po 30-tu latach gromadzenia szczegółów do
dbyGoof^le
przeszłości dziejowej krają i narodu, mnsialem
przystąpić jednocześnie do opraconaaiB (ekutu i roz-
pocsęcii druku Encyklopedji Staropolskiej. Kto
iiie wjdairal £adaej encyklopedji li na?, ten nie
może mieć pojęcia g niezliczonych kłopotach wyda-
wniczych. Nie maj(|C czaBU ani upodobania do zo-
etania wydawcą, ezukajem najprzód nakładcy, ale
nigdzie znaleźć nie mogłem. Kait^iarze lękają się
większych wydawnictw, i w kaldym razie, aby ści-
ile obliczyć koszt nakłada, potrzebują naprzód
mieć rękopis ukończony i ocenzurowany a nie nto-
«; pudeł z tysiącami notatek i wypi^w, z których
dopiero trzeba tckRt redagować i arkuHzami druku
do cenzury przedstawiać. Mimo nieznalezienia na-
kładcy, rozpocząłem zabiegi o współpracowników,
ale i ta ze skutkiem niewiele Jepszym. Wiadomo
bowiem, jak m^o ludzi pracuje dziś naukowo nad
przMzłością naszej kultury i jak są zarzuceni zaję-
CJami swych obowiązków. O utworzeniu test komi-
tetu redakcyjn^o nie było mowy, gdyt jako miesz-
kańcy róinych krajów i miast nie mc^tiby na sc-
(ije redakcyjne zbierać się razem. To zmusiło mię
utworzyć spasot>em najpraktyczniejszym, angiel-
skim, komitet redakcyjny ,z jednego", i temu tyl-
ko zawdzięciam, że Encyklopedię niniejszą kończę
bez przerw i dziś, a nie za lat kilka. Przywykły
w calem iyciu łamać się z trudnościami, zdołałem
je pokonać, IuIki w takich warunkach rzeczy do-
skonałych się nie stwarza. Nie mogłem np. wielu
artykułów pof^ębić i ruzazerzyć, bo choć pozwalał
na to materjat zebrany przeze mnie na dzieło k i 1-
kunasto-toinowe, to jednak, ze względu na
bardzo znaczne koszta nakładu, ograniczała wszyst-
ko ciasnota miejsca w trzytomuwym pn^raraie.
Popiero bowiem pomoc Kasy imieDJa Mianow«kie-
go, ofiarowana wydawnictwu przy tomie drugim,
pozwoliła powiększyć zakres £ncyklop«dyi o łom
4-ty. Dla tych samych przyczyn z liczby 1600 po-
Aiadycb rysunków, nie meblem pomieścić w niem
więcej nad polowe tej liczby. Nie byłem równiet
w moinośd przy kaidym szczególe dołączyć cyta-
ty wszystkich źródeł, bo wymagałoby to dodania
przeciętnie na każda 4 wiersze wieraza 5-go, czyli
Jo 4-cb tomów— tomo b-go, a w razie zdwojenia
liczby rycin, powiększenia wydawnictwa o tom 6-ty,
co było niemofliwem wobec m^ej liczby prenume-
ratorów, z których polowa, powołując się na pro-
spekt z zapowiedzią 3-ch tomów, łądala, aby 4-ty
dodany jui był bezpłatnie. Musiałem więc tak pi-
sać każde zdanie, aby było jasnem w minimalnej
ilości niezbędnych wyrazów. Zmniejszyłby wpra-
wdzie ciasnotę miejsca druk drobniejszy, ale za to
musiałyby tomy stać się droisze. Decydującą zb£
i)yła tutaj opinja białych okulistów, iż wszelkie
pismo mniejsze od garmontu użytego w Encyklo-
pedyi Staropolskiej i bez interlinii jest zawsze szko-
dliwem dla wzroku czytających wogóle, a niebez-
piecznem dla spracowan^O wzroku mojego.
Spisu artykułów objętych 4-ma tomami Ency-
klopedyi nie podaliśmy, znajdując, że wyszukanie
każdej artykułu jest nader łatwem wobec ałfat)e-
betycznc^ ich ułożenia w ctdem dziele. Spis taki
zresztą byłby wtedy dopiero zupdnie pożytecznym,
gdyby obejmował nietylko tytuliki artykułów ale
i wszystkie wyrazy w tekście ich objaśnione; Gdy
zaś artykułów jeat bUzko 3000, a wyrazów takich
przynajmniej trzy razy tyle. to spis wfizystkich ze
wskazaniem stronic i szpalt, pociągnąłby za sobą
jeszcze 2 — 3 miesięcy dłużej pracy i kilka arkuszy
więcej druku, co było na razie rzeczą niemożliwą,
wobec narzekania prenumeratorów na opóźnienie
i wobec i tak już nieproporcjonalnej wielkości to-
mu 4-go, a wreszcie przepracowania autora, któiy
przez 4 lata druku nie mid nawet ani tygodnia
wytchnienia i wyjazdu na wieś w porze letniej, a
dodać szczerze należy, i wobec tego, że wpływ z
proiumeraty, łącznie z pomocą wydawuKzą Kasy
imienia Mianowskiego, do chwili ukończenia dru-
ku pokrył tylko połowę ogólnych kosztów wy-
dawnictwa.
Przez cztery lata druku czterech tomów £n-
cyklopedyi, otrzymywała redakcja nasza corocznie
przeszło 1200 listów z kraju i świata, bądi z Żąda-
niem wyjaśnienia różnych kwestyi dziejowych, ar-
cheologicznych, językowych i heraldycznych, l>ądź
z wymówkami za niepomieszczanie herlMSw, dziejów
rodzin, życiorysów i rozmaitych wyrazów; korespon-
denci zapominali, że w Uowniku polskim istniuje do
300,000 wyrazów, że encyklopedja rzeczowa nie jest
słownikiem i że gdyby inialazastąpićherbarze,słowni-
ki i objąć dzieje kraju, rodów, ludzi i miast, to mu-
siałaby liczyć nie 4 ale najmniej 40 tomów. Inne
osoby przesyłidy pieniądze albo tylko polecenie
na rozmaite sprawunki i wysyłkę tychże z Warsza-
wy, ptusily o wybór książek lub pośrednictwo w
sprzedaży i kupnie rolnych aabytków, numizmatów,
medal', mebli, starych ksiąg, lub żądały ofiarowa-
rowania im Eucyklopedyi bezpłatnie, albo przyjęcia
przesyłki pocztowej na koszt redakcyi. Pewien A-
merykanin pisał o wyśledzenie nazwiska ojca jsgo
matki, który był Polakiem, ale opuściwszy kraj swój,
przyjecłial do Ameryki pod nazwiskiem angieUkiem.
Jako jedyną zaś wskazówkę do wyśledzenia prawdzi-
wego nazwiska korespondent wskazywał fakt, że
dziad jego przed samą swą śmiercią jeżduł z Ame-
ryki w r. 1851 na sejm do Warszawy?! Ponieważ
praca nad Encyklopedja zajmowała czasu po killca-
naśeie godzin każdodziennie -^ poza któremi dopie-
ro, pomimo utrudzenia, musistem załatwiać dro-
biazgowe sprawy administracyjne i tak liczną ko-
dbyGoot^le
te-ipoadencję — nie bytem więc absolutnie w moino-
Ici odpowiedzenia na wiele listew, zft o tutaj oso-
by dotknięte Hłiisznie moj^n milczeniem najgoręcej
przepraszam. Sprawiedliwość nakazuje mi jein*k
zaznaczyć, te obok listów obojętnych » często
I szorstkich, otrzymyw^em niektóre bardzo miłe
i rozrzewniające, np. od ziomków gdzieś z krańców
świata, z Ziemi Ognistej, Handturyi, Turkiestanu,
donoeząfyc-h, łe Encyklopedję czytają swej dziatwie
ze łzami i błogostawieństwem.
W zdanin sprawy z tolcu wydawnictwa nie m(^
tego pominąć, it obok zaszczytnjc*! dla niego recen-
zyi pióra uczonych badaczów i krytyków (Briick-
ner, Askenazy, Kraushar, Rydel), obok wielu ser-
decznych listów ludzi poważnych w uauce polskiej,
którzy cichą, skromną pracę moją powitali cieplom
tilowem wdzięczności ziomków i łyczeniami rozru-
Rtu— stałem się takie pierwszy raz w lyciu celem
napaści dziennikarskiej.Zpowodn wstrętu i braku cza-
su do polemik, nic wówczas uie odpowiedziałem na
cięłką krzywdę wyrządzoną mi publicznie. Dziś je-
dnak, zamykając porachunki wydawnicze, mam o-
bowiązek tu sprostować podane o mnie nieprawdy.
Pan Jaksa Radziejowski, nie wytknąwszy iadnt^
błędu w mojem dziele (poczynającem się dopiero
drnkować), odrazu zaprs^n^ mu radykalnie kark
skręcić, wołając, żo Encyklopedja Staropolska „zro-
bi fatalne _^ajiro", żernie daję w niej podobizn her-
bów, ie „dla celów spekulacyjnych wyrządza ona
zawód i krzywdę ogółowi", który „opladwszy dzie-
ło złe, pozna się na n!em", ie wyrządziłem temu
ogMowi „niedźwiedzią zaiste pmysługę", ie dopu-
ściłem się „pokrzywdzenia in terenów ogólnych", źe
powinienem wydawnictwo „zawiesić", gdyż jedynie
„(ym sposobem (autor) zrełiabilitowałby siebie i nie
świecił złym przykładem" din tych, „którzy dla mi-
1^0 zysku gotowi najawiętszemi frymarczyć rze-
czami". Źle się wyraziJem, że p, E. nie wytknął rai
żadnego błędu. Owszem, miał przed sobą pierwszy
zeszyt z początkiem litery A, a zarzucił mi, że nic
nie napisałem o tarczach. Aby zaś dowieść, ie
biorąc się do ataroiytności polskich, robię „zamach
nierozsądny, porwanie się z motyką na słońce",
podniósł p. Jaksa Radziejowski moje rzekome za-
sługi jako ziemianina i radcy Tow. kred, zierask.,
nic o tern nie wiedząc, ie zasluionym rolsikiem nie
byłem ja, tylko mój ojciec (ob. Gloger Jan w „Wiel-
kiej encyklopedyi powsz. ilustr."), który nawet od-
dawszy mi majątek ziemski, jeszcze do zgonu swe-
go gospodarstwem kierował, icbym miał więcej cza-
f-u do prac naukowych. Na radcę zaś Towarz.
kred. zosttUem wybrany po 2ó latach tychie prac,
a_w żadnym razie nie mogę pojąć, co mole jakieś
.SO— 40 sesyi kadancyjnych corocznie, a choćby
i dwa razy tyle, przeszkadzać w zajęciach nanko-
frych człowiekowi, klóry tak ściśle liczył się z każdą
chwilą czasu przez Ut prawie 40. że jeszcze ani je-
dnej godziny w życiu nie strwonił na rozrywkę —
w karty— nie spędził ani dnia w podróżach za gra-
nicami Słowlaószczyzny, nie był ani razu na wy-
ścigach, na balu publicznym, na maskaradne, na
majówce dla zabawy, któremu 5 godzin snu na do-
bę zawsze wystarcza. Dziwnie się tei zbi^ło na
mojem biurku żądanie p. Jaksy, abym „zawiesił"
druk Encyklopedyi z wielokrotnie w recenzjach wy-
raionem przez głębokiego badacza naszej przeszło-
ści życzeniem, abym Encyklopedję drukował w
jak największej liczbie tomów. „Publiczności szer-
Hzej — pisze uczony prof. Bruckner-- najgoręcej |xi-
lecamy wspieranie Encyklopedyi Staropolskiej",
traktującej wiele rzeczy „w najszerszem znaczeniu
tego słowa krytycznie" i t. d.
Miły obowiązek nakazuje rai też wymienić o-
soby, od których Encyklopedja Staropolska dozna-
ła szczególniejszej życzliwości. Oto nazwiska tych
dobrych ludzi: Aleksander Moes, J. Olass, Tadeusz
Hiż, dr. J. Peszke, L. Kronenberg, L. MĆyet, AL
Kraushar, Stef. Giller, M. Gram, Gustaw Bisier,
Wiktor Luboradzki, Tadeusz Siemieński, Wand.
Czarnecki, StanisJaw Leszczyński, Cz. Boczkow-
ski, Stanisław Kierznowski, Władysław Jelstl, dr.
Henryk Dobnyckl, Teodor Ziembiński, M. Olszyń-
ski, Zygmunt Wolski, dr. G. Szpilcwski, Jan Ga-
domski, Bolesław Markowski, H. Łopacióski, H.
Dynowski, Wincenty Janowski, ś. p. Jan Karło-
wicz, Al. Jabłonowski, WI. Grabowski, dr. Wlad.
Sękowski, W. Fiedorowicz, M. Federowski, Antoni
Strzalecki, Fr. Kraszewski, Adam hr. Starzeński,
ś. p. Wiktor Szumański, Ig. Wróblewski, p. B. Kon-
dratowirzowa i prol. Szymon Askenazy.
Za nadesłane i pomieszczone w Encyklopedyi
Staropolskiej artykuły i przyczynki składam podzię-
kowanie ś. p. Wł, Łuszczki BWiczowi {Baldachim, Ba-
lustrada, Blanii). prof. H. Łopacińskiemu (Fomniii,
Stowniii polsku), J. Rostafińskiemu [Roiliny milo-
fnicK), Al. Poliński«mu (kilkanaście dawnych me-
lodyi), Bogusławowi Kraszewckiemu {labirynty,
i różne rysunki i przyczynki), i. p. Janowi Karlo.
wieżowi (mesiące)_ Janowi Kochanowskiemu {Ka-
lendari), dyr. Muzeum Fel. Koperze (Klejnoty io-
rarnu), Stefanowi Sucheckiemu (część artykułu:
Pięćsecie najstarsse tzlachty politiej)^ Wikt. Gomu-
lickiemu [Litografie polskie najdawniejtie), Tymot.
Łuniewskierau {Radio, Socha), ś. p. ks. Wart. No-
wakowskiemu (Obraty cudowne Najin), M. B.), Henr.
Sadowskiemu (Ordery polskie), Bron. Gembarzew-
skiemu (omóstwo artykułów z dziedziny wojsko-
Zniny miłośnik sztidd i gruntowny jej znaw-
ca, zariużony p. Matjas Bersohn, okazi^ ze wszyst-
dbyGoot^le
kich zbieraczAw największą nczyrmość w udzidaniu
tuua wBEcIkich r^cin i zabjtkfiir le swoich cenofch
zbiorów. Najgerdeculiejnze dowa podzięki skła-
dam prof. Al. Briicknerowi, kt&rj w recenzjach
swoich o pracj' mojej najlepiej odczul jej stanowi-
i>ko i ro;^J pnewodaią, najaprawiedliwiej wytkną.)
jej usterki i ocenił atrony dodatnie. Komitetowi
Ka^y imienia d-ra Józefa Mianowskiego niemnie}
winienem podziękowanie za pomoc w wydaniu tomu
II, III i IV, jak r6wniei za zaeiHsiytne dla Ency-
klopedyi przygnanie ni^^y naukowej z zapisu
d-ra Pileckiego.
PRZYPISANIE.
Prosty dlvg tcdziceinośei nakazuje mi dxieto niniejsze przypisać pamięci
trzech najdroższych w mcm życiu osób, zostających w bezpośrednim duchowym
związku z tą pracą, mianowicie: nieżyjącemu już od lał kilkunastu Ojcu tnemu
i liczącej obecnie O 3- ci rok u-iekit swego kochanej Matce mojej — którzy codzien-
nym przykładem własnego życia rozniecili w zaraniu myśli moich poczucie oho-
wiązhi pracy społecznej, a gdym poszedł w kierunku przez siebie obranym, stcą vy-
bomą pamięcią i śtctatłemi zapiskami o przeszłości służyli mi za skarbnicę tradycyi
i łącznik z życiem poprzednich pokoleń.
Trzecią istotą, której pracę niniejszą z nc^uciem bolesnej tęsknoty poświę-
cam, jest ta Najukochańsza, co była nieporównanym ideałem towarzyszki mego ci-
cfiego życia — głęboka umysłem, praica ditsią, światła wiedzą, czysta i prosta ser-
cem, miłująca nad uszystko ideały moje, dom i zacisze wiejskie — która dała mi
16 lat szczęścia na tej ziemi, będąc aniołem opiekuńczym te moich pracach i tro-
skach, otaczajtic mnie niebiańskim spokajem, rozumną radą i pomocą — po której
odejściu do mogiły, praca niniejsza, tak xa życia dla niej miła, stała się dla mnie
jedynym balsamem w wielkim bólu i w ciężkiem osieroceniu.
Zygmunt Gloger.
KONIEC TOMU IV I OSTATSIEflO.
dbyGoot^le
dbyGoof^le
dbyGoof^le
UNłVERarTY OF MCHIOAN
iiiiiiii
3W16 0a83a5M7
I
dbyGoof^lc
dbyGoof^le