Skip to main content

Full text of "Encyklopedja staropolska ilustrowana"

See other formats


Google 


This  is  a  digital  copy  of  a  book  that  was  prcscrvod  for  gcncrations  on  library  shclvcs  bcforc  it  was  carcfully  scannod  by  Google  as  part  of  a  projcct 

to  make  the  world's  books  discoverablc  onlinc. 

It  has  survived  long  enough  for  the  copyright  to  cxpirc  and  thc  book  to  cntcr  thc  public  domain.  A  public  domain  book  is  one  that  was  never  subjcct 

to  copyright  or  whose  legał  copyright  term  has  expircd.  Whcthcr  a  book  is  in  thc  public  domain  may  vary  country  to  country.  Public  domain  books 

are  our  gateways  to  the  past,  representing  a  wealth  of  history,  cultuie  and  knowledge  that's  often  difficult  to  discovcr. 

Marks,  notations  and  other  maiginalia  present  in  the  original  volume  will  appear  in  this  file  -  a  reminder  of  this  book's  long  journcy  from  thc 

publishcr  to  a  library  and  finally  to  you. 

Usage  guidelines 

Google  is  proud  to  partner  with  libraries  to  digitize  public  domain  materials  and  make  them  widely  accessible.  Public  domain  books  belong  to  the 
public  and  we  are  merely  their  custodians.  Nevertheless,  this  work  is  expensive,  so  in  order  to  keep  providing  this  resource,  we  have  taken  steps  to 
prevent  abuse  by  commcrcial  partics,  including  placing  lechnical  rcstrictions  on  automated  querying. 
We  also  ask  that  you: 

+  Make  non-commercial  use  ofthefiles  We  designed  Google  Book  Search  for  use  by  individuals,  and  we  request  that  you  use  these  files  for 
person  al,  non-commercial  purposes. 

+  Refrainfinm  automated  ąuerying  Do  not  send  automated  querics  of  any  sort  to  Google's  system:  If  you  are  conducting  research  on  machinę 
translation,  optical  character  recognition  or  other  areas  where  access  to  a  laige  amount  of  text  is  helpful,  please  contact  us.  We  encourage  the 
use  of  public  domain  materials  for  these  purposes  and  may  be  able  to  help. 

+  Maintain  attributłonTht  Goog^s  "watermark"  you  see  on  each  file  is  essential  for  in  forming  peopleabout  thisproject  and  helping  them  lind 
additional  materials  through  Google  Book  Search.  Please  do  not  remove  it. 

+  Keep  it  legał  Whatever  your  use,  remember  that  you  are  responsible  for  ensuring  that  what  you  are  doing  is  legał.  Do  not  assume  that  just 
because  we  believe  a  book  is  in  the  public  domain  for  users  in  the  United  States,  that  the  work  is  also  in  the  public  domain  for  users  in  other 
countries.  Whether  a  book  is  still  in  copyright  varies  from  country  to  country,  and  we  can'l  offer  guidance  on  whether  any  specific  use  of 
any  specific  book  is  allowed.  Please  do  not  assume  that  a  book's  appearance  in  Google  Book  Search  means  it  can  be  used  in  any  manner 
anywhere  in  the  world.  Copyright  infringement  liabili^  can  be  quite  severe. 

About  Google  Book  Search 

Google's  mission  is  to  organize  the  world's  information  and  to  make  it  universally  accessible  and  useful.   Google  Book  Search  helps  rcaders 
discoYcr  the  world's  books  while  helping  authors  and  publishers  reach  new  audiences.  You  can  search  through  the  fuli  icxi  of  this  book  on  the  web 

at|http: //books.  google  .com/l 


Google 


Jest  to  cyfrowa  wersja  książki,  która  przez  pokolenia  przechowywana  była  na  bibliotecznydi  pólkach,  zanim  została  troskliwie  zeska^ 

nowana  przez  Google  w  ramach  projektu  światowej  bibhoteki  sieciowej. 

Prawa  autorskie  do  niej  zdążyły  już  wygasnąć  i  książka  stalą  się  częścią  powszechnego  dziedzictwa.  Książka  należąca  do  powszechnego 

dziedzictwa  to  książka  nigdy  nie  objęta  prawami  autorskimi  lub  do  której  prawa  te  wygasły.    Zaliczenie  książki  do  powszechnego 

dziedzictwa  zależy  od  kraju.    Książki  należące  do  powszechnego  dziedzictwa  to  nasze  wrota  do  przeszłości.    Stanowią  nieoceniony 

dorobek  historyczny  i  kulturowy  oraz  źródło  cennej  wiedzy. 

Uwagi,  notatki  i  inne  zapisy  na  marginesach,  obecne  w  oryginalnym  wolumenie,  znajdują  się  również  w  tym  pliku  -  przypominając 

długą  podróż  tej  książki  od  wydawcy  do  bibhoteki,  a  wreszcie  do  Ciebie. 

Zasady  uźytkowEinia 

Google  szczyci  się  współpracą  z  bibliotekami  w  ramach  projektu  digitalizacji  materiałów  będących  powszechnym  dziedzictwem  oraz  ich 
upubliczniania.  Książki  będące  takim  dziedzictwem  stanowią  własność  publiczną,  a  my  po  prostu  staramy  się  je  zachować  dla  przyszłych 
pokoleń.  Niemniej  jednak,  prEice  takie  są  kosztowne.  W  związku  z  tym,  aby  nadal  móc  dostEu^czać  te  materiały,  podjęliśmy  środki, 
takie  jak  np.  ograniczenia  techniczne  zapobiegające  automatyzacji  zapytań  po  to,  aby  zapobiegać  nadużyciom  ze  strony  podmiotów 
komercyjnych. 
Prosimy  również  o; 

•  Wykorzystywanie  tych  phków  jedynie  w  celach  niekomercyjnych 

Google  Book  Search  to  usługa  przeznaczona  dla  osób  prywatnych,  prosimy  o  korzystanie  z  tych  plików  jedynie  w  nickomcrcyjnycti 
celach  prywatnych. 

•  Nieautomatyzowanie  zapytań 

Prosimy  o  niewysylanie  zautomatyzowanych  zapytań  jakiegokolwiek  rodzaju  do  systemu  Google.  W  przypadku  prowadzenia 
badań  nad  tlumaczeniEimi  maszynowymi,  optycznym  rozpoznawaniem  znaków  łub  innymi  dziedzinami,  w  których  przydatny  jest 
dostęp  do  dużych  ilości  telfstu,  prosimy  o  kontakt  z  nami.  Zachęcamy  do  korzystania  z  materiałów  będących  powszechnym 
dziedzictwem  do  takich  celów.  Możemy  być  w  tym  pomocni. 

•  Zachowywanie  przypisań 

Znak  wodny"Googłe  w  łsażdym  pliku  jest  niezbędny  do  informowania  o  tym  projekcie  i  ułatwiania  znajdowania  dodatkowyeti 
materiałów  za  pośrednictwem  Google  Book  Search.  Prosimy  go  nie  usuwać. 


Hganie  prawa 

W  ItEiżdym  przypadku  użytkownik  ponosi  odpowiedzialność  za  zgodność  swoich  działań  z  prawem.  Nie  wolno  przyjmować,  że 
skoro  dana  łisiążka  została  uznana  za  część  powszecłmego  dziedzictwa  w  Stanach  Zjednoczonych,  to  dzieło  to  jest  w  ten  sam 
sposób  tralrtowane  w  innych  krajach.  Ochrona  praw  autorskich  do  danej  książki  zależy  od  przepisów  poszczególnych  lirajów,  a 
my  nie  możemy  ręczyć,  czy  dany  sposób  użytkowania  którejkolwiek  książki  jest  dozwolony.  Prosimy  nie  przyjmować,  że  dostępność 
jakiejkolwiek  książki  w  Google  Book  Search  oznacza,  że  można  jej  użj'wać  w  dowolny  sposób,  w  każdym  miejscu  świata.  Kary  za 
naruszenie  praw  autorskich  mogą  być  bardzo  dotkliwe. 

Informacje  o  usłudze  Google  Book  Search 

Misją  Google  jest  uporządkowanie  światowych  zasobów  informacji,  aby  stały  się  powszechnie  dostępne  i  użyteczne.  Google  Book 
Search  ułatwia  czytelnikom  znajdowanie  książek  z  całego  świata,  a  autorom  i  wydawcom  dotarcie  do  nowych  czytelników.  Cały  tekst 
tej  książki  można  przeszukiwać  w  Internecie  pod  adresem  [http :  //books .  google .  comT] 


dbyGoof^le 


,J 


I 


dbyGoof^le 


AE 

.ąs6 

v.it 


T»,D  łS  «ri\*#* 


.hi: 


dbyGoof^le 


dbyGoof^le 


ENCf 


.vGoo<^le 


dbyGoof^le 


^. 


Tegoż  autora  niektdre  inne  prace. 


it   1 


Obrifdy  rolalote—  odbitka  z  „Biblioteki  Wamzawakiej",  r.  1867. 

KipninoDliB—  stary  zwyczaj  palenia  Sobittlc  w  ekolioach  Tykocina.    Warsznwa,  r.   1867,  druk  Ero- 

koszyńeiki^o  (ksiąleczka  dla  ludu). 
Anula.    Swifta  wieczory.     Warszawa,  r.  1868  [ksiąieczka  dla  lodu). 
Obohady  waaelae,  z  5  drzeiforftami,  2  tablicami  nut  i  mapką.    Cząió  pierwHza  pod  paeudoDimem  Pru- 

Bkiego.    Kraków,  r.  1869.  etr.  33ti,  nakładani  autora. 
Żywot  JnlJaM  Bartoszewicza.  Kraków,  1871  r. 

Kłlka  słów  o  aBSzyoh  stacjach  krzealennyoh  —  odbitka  z  „Bibl.  Wardzawskiej",  r.  1872. 
Ditennlk  podróży  po  Niennie  (w  „Kronice  Rodrinnej"  nr.  10-24  z  r.  1873  i  or.  3—16  z  r.  1874). 
Ułan ek  s taroty tisgo  kazania  o  ii alledst wis  —  odbitka  z  „B[bl.  Werszairskiej",  r.  1873. 
Dawna  zieaiia  Bielska  I  Jaj  cząstkows  szlacbta  —  odbitka  z  ,,Bibl.  Warazawakiej",  r.  I8T3. 
Osady  nad  Nleainem  I  aa  Podlasiu  z  czasów  użytkn  kriemlenla,    z  44  drzeworytami  (w  wydawnictwie 

zbiorowem  „Wiadomości  archeologiczne",  Warszatra,  r.  1874). 
Starslytne  osady  z  czasów  ntytkn  krzentsolt  na  zieai.  dawae]  Polski  (.Kłosy",  z  r.  1875,  nr.  5171518). 
Dziennik  podróży  po  Bugu  (w  , .Kronice  Rodzinnej"  nr.  20—24  z  r.  1875). 
Osady  z  czasów  ułytkn  kneMlenla  pod  Kobyllneai,  ZanbrzycaBii,  Zaleslaa,  Siealaw^,  $zozakow«  i  Bor- 

kleai  falfCklai  fw  wydawoiclnie  „Wiadomości  archeologiczne".  Warszawa,  1876  r.). 
Dawna  ziemia  ŁoaiżyAska  —  odbitka  z  „Bibl.  Warszawakiej",  r.  1876. 
Starodawne  dumy  I  pIsAai.  Warszawa,  r.  1877,  nakład  Gebethnera  i  Wolffa. 
Antant  Tyzenhauz,  podskarbi  aadwerny  litewski  (w  Il-im  tomie  „Kwartalnika  Kłosów",  1877  r.). 
Obrazy  ź  zaaiierzchlych  dziejów  —  odbitka  z  „Biblioteki  Warszawskiej",   r.  1879  (dwa  odczj-ty  miane 

w  ssii  ratueza  warezawflkie^  na  dochód  oead  rolnych). 
O  pleAaiacłi  ludowyoli  I  narodowych  („Klony"  z  r.  1881  nr.  836  i  837). 
Osady  przedhistoryczne  aa  parzsazu  Biebrzy  („Zbiór  wiadomości   do  antropologii  krajowej",  wydanie 

Akademii  Um.,  Kraków,   1882  r.,  tom  VI). 
Wolyd  I  wykopaliska  noszczaDlckle  („Zbiór  wiadomości  do  antropologii  krajowej",  wjd.  Akademii  Um., 

Kraków,  1882  r.  tom  VI). 
Zagadki  lodowe  z  nad  Narwi  I  Bnga  ~  odbitka  z  VII  tomu    „Zbiom  wiadomości  do  antropologii  kra- 
jowej", wjd.  Akademii  Um.,  Kraków,  1883  r. 
Harzaaia  sanotnlka  (poemat  ziemiański).  Warszawa,  r.  1883. 

Zwyczaje  doroczae   (pierwsze  wydanie  w  Warszawie  r.  188^;,  po  którem  nastąpiło  kilka  innych). 
Wyolq|1  t  „Dziejów  Polskloh"  Długosza  dotyczące  flzjograflł  dawnsj  Polski  —  odbitka  z  VllI-go  tomu 

„Pamiętnika  fizjograficznego".  Warszawa,  1887  r. 
Dłaflosz  I  pleónl  polskie  („Wisła"  t.  III.  r.  1889). 
PaBlftalk  Aatoalego  Potooklsgo  („Niwa",  r.  1892). 

Notatki  do  gospodarstwa  społecznego  1  rolnictwa  ze  'r6i|>,|  ifg^nlcwlecznych  („Niwa",  r.  1692). 

Pleial  ladn,  zebrał  Z.  filoger  w  latach  1861—1891,  Krakó^  .ooo   pti.  iSl,  nakładem  własnym. 

Ze  ełaryoh  szpargałów  *.  p.  Karała  Źsry,  Ffaszki  I  op  J* ,  ^°    '    wspisal  Z...  G...  Warszawa,  l 


etr.  256,  nakład  S.  I^^weplala. 


"V 


#1* 


dbyGoof^le 


II 

Slawnik  Bwary  iHdowej  w  okr^gn  Tykoeldikla.  Warauwa,  1894  r.  —  osubae  odbicie  z  IV-go  tomu 
„Prac  fiioli)|^'czn;ch". 

Skarblso  slrzaehy  laszej.  KrakAir,  1894  r.,  etr.  356,  cena  kop.  60.  (Dwa  wyduiia:  jedno  Macierzy  pol- 
skiej, drugie  Gebethnera  i  Wolffa). 

O  łiibne  lltewikte  I  tanę  Muowleokln  („Gueta  Lwoirska"  v  numerach  z  listopada  1894  r.). 

Przysłowia  Indi  z  akollo  Tykoolas  (,>Wieta",  t.  10.  etr.  349—361,  r.  1896. 

Ktlfga  rzaozy  palakleh,  Krak6w,  181)6  r.,  atr.  498,  wydanie  Macierzy  polakiej.  Drugie  wydanie  w  tymże 
roku  nakładem  autora  p.  t.  Slowalk  rieozy  atarsłytnycll.  Trzecie  wydanie  nakładem  Towa- 
rzystwa wydawniczego  lwowskiego,  str.  537,  r6wnie2  w  Krakowie  u  Anczyca. 

flaagrafJB  hlatoryozaa  zlaa  dawaa]  Polski,  z  64  rycinami  i  mapą,  r.  1900,  etr.  387,  dwa  wydania  w 
Krakowie  nakładem  Bpdtki  wydawniczej  polskiej. 

Rek  polski  w  tyolu,  tradyeyl  I  pleial,  z  40-tu  rycioaoii,  str.  385,  nakład  Jana  Fiezera  w  r.  1900. 

Blalowieła  w  alboHla,  Warszawa,  1903  r.,  atr.  48,  rycin  28,  druk  Lasbanera. 

Dallaaail  rzek  (6  podróiy  po  Niemnie,  Wiśle,  Bugu  i  Biebrzy  a  kilkudziesięciu  widokami).  Warszawa, 
1903  r.,  str.  219.  nakład  F.  Hdsicka. 

W  dziele  zbiorowem:  „Album  biograficzne  iBsłnlonych  Polaków  i  Polek"  t.  I  i  II,  Warezawa  (r.  1901 
i  1903)  fydoryey  następujących  ludzi:  Dezydery  Chlapowaki,  Grz^ora  Józef  Clilopicki,  Józef 
Dwernicki,  Ant  Edw.  Odyniec,  Jan  Czeczot,  Walenty  Wańkowicz,  Jan  Nep.  Kurowski,  Ale. 
keander  Przezdziecki,  Jul.  Bartoszewicz,  Woje  Jastrzębowski,  Łuk.  Gołębiowski,  Kaz.  Wład. 
Wójcicki,  Bolesław  Podczaszy ński,  Ignacy  Łyakowski,  Edm.  Stawiski,  Kaz.  Stronczyński,  E. 
Bastaniecbi,  Ambr.  Grabowski,  Karol  Brzostowski,  Wincenty  Korotyóski. 


DigitizedbyGoOt^le 


Pleciecie  najełarsze  szlachty  polskiej. 

Do  pieczęci  najdawniejszych,  których  od- 
ciski praechow^y  się  przy  dokumentach 
z  XIII  w.,  należą  podane  tu  w  rysunkach: 
Nr.  1)  Pieczęć  Gniewomira  z  napisem  St- 
gi(ll)  Gn£vomiri,  który  to 
Gniewomir  występuje  już 
w  r.  1161  a  umiera  (we- 
dle Długosza)  w  r.  1185. 
Pieczęć  ta  wisiudokumen- 
tuzpierwszychlatXIIIw. 
I.  ^^  Gnie-  przechowanego  w  Pradze 
womira  z  XII  w.  czeskiej,  w  arch.  przeor- 
stwa  zakonu  johannitów.  Pod  Nr.  2)  po- 
dajemy pieczęć  Imbrama,  syna  Gniewo- 
mirowego.     Nr,  3)  Pieczęć  Marka,  woje- 


Nr.  2.  Pieczęć  Imbrama  Nr,  3.  Pieczęć  Marka, 
ze  Strzegomia,  syna  po-  wojewody  krakowakie- 
wyisz^o  Goiewomira.  go. 

wody  krakowskiego,  z  napisom  Mara  S., 
wisząca  przy  wyroku  tegoż  Marka  woje- 
wody, z  r.  1220,  przechowywanym  da- 
wniej w  archiwum  cystersów  w  Mogile 
pod  Krakowem,  dziś  w  zbiorach  Pawli- 
kowskich we  Lwowie.  Nr.  4)  Pieczęć  Ste- 
fana z  Wierzbna,  zi\a^\SQmS.Stepkani  dc 
V(er)btio,  wisząca  u  dokumentu  z  r.  1226 
w  archiwum  rządowem  wrocławskiem. 
Nr.  5)  Pieczęć  Pakosława,  wojew.  sando- 

Entyklopodjn  Blaropolsks,  lom  IV, 


mierskiego,  z  napisem  Sigillum  {Pa)cosłai, 
wisi  u  przywileju  księżnej  Grzymislawy  z  r. 
1328.  Nr,  6)  Pieczęć  Przybigniewa,  z  na- 
pisem Sigillum  Pribignewi,  niegdy  uwie- 


-f 


Nr,  4.  Pieczęć  Ste- 
fana r.  Wierzbna. 


Nr.  G.  Pieczęć  Przybigniewa, 
szona  U  dokumentu  z  r,  1236,  obecnie  o- 
dorwana,  znajduje  się  w  zbiorach  bibljo- 
teki  Raczyńskich  w  Poznania.  Nr.  7) 
Pieczęć  Wlodzimirza  z  napisem  Sigillum 
[Vlo{d)imiri^  w  latach  1232  i  1234  kaszte- 
lana brzeskiego  a  w  r,  1238  wojewody 
^'"^kowsk-ifiS'^!  zawieszona  u  dokumentu 
z  r.  ,     -  ^  archiwum  cystei-sów  w  Szczy- 


■yGoot^le 


PIECZĘCI] 


rzyeu.  Znak  pieczętuy  przedstawia  mo- 
nogram Petrus,  jakiego,  wedle  Długo- 
sza, ożywał  Piotr  zwany  Duninem.  Od 
tego  znaku  —  zdaniem  prof.  Piekosińskie- 
go — pochodzi  herb  Radwan.  Nr.  8)  Pieczęć 
Warsza  (Warcisława),  kasztelana  krakow- 


Hr.  7,  Pieczęć  Wło- 

dzi  mirsB ,  kasztelan  r 

brzeskiego,  polem  Nr.  8,    Pieczęć  Wareai, 

nojeffody  krakow.  kasztelana  krakowskiego. 

skiego,   z  napisem  ^S"-  WarsiiCasteltani- 

Cracovu,  piastującego  ten  urząd  w  r.  1278- 

Nr.  9)  Pieczęć  Bienia 

Iz  Łososiny,  aynaWoj- 
^awa,  a  wnuka  Wita 
czyli  Wydżgi,  niegdy 
kasztelana  sądeckiego, 
z  napisem:  S.  Benonis 
de  Łososina,  wisząca  u 
dokumeatti  z  r.  1304 
w  archiwum  klasztom 
Nr.  9.  Pieczęć  Biaiia  ńw.  Andrzeja  w  Kra- 
z  Łososiny.  ^^^.^    j^^   j^^  Pieczęć 

komesa   Tomislawa   z  Mokrska,  kasztela- 
na sądeckiego,  z  napisem  [S.  Thof>its))lai- 
Co{mt)iis  ■  de  •  Mok(r)sko  wisząca    u  doku- 
^^  mentu  z  1316 

l-^wn^S,  n  yyjfi  I  ruśw.Andrze- 
ja  w  Krako- 
wie. Nr.  11) 
Pieczęć  Budzi- 
woja,  wisząca 
przy  wyroku 
Marka,  woje- 
wody krakow- 

Nr.  10.  Pi«^ć  To.iń™  .  M,b.*'«'>  "  12^ 


archiwum  cystersów  w  Mogile,  dziś  prze- 
chowana w  zbiorach  Pawlikowskich  we 
Lwowie.  Nr.  12)  Pieczęć  Klemensa,  wo- 
jewody krakowskiego,  zawieszona  u  doku- 


eka,  kasztelana  sądeckiego. 


Dawniej  ^ 


mentu  z  r.  1244  w  archiwom  cystersów 
w  Mogile  pod  Krakowem. 

Dwanaście  rysunków  powyższych  pie- 
częci wybraliśmy  z  liczby  48  podanych  w 
pracy  prof.  Frań.  Piekosińskiego  p.  n.  „Po- 
czet najstarszych  pieczęci  szlachty  pol- 
skiej", odbitka  z    „Wiadomości  numizma- 
ty czno- archeologicznych",  Kraków,  Nr.  1, 
1890  roku.    Rysunek  Nr.  13)  przedstawia 
nieznaną  jeszcze    prof. 
Piekosińskiemu,  bo  wy- 
kopaną później  pieczęć 
sygnetowąŚwiętostawa. 
Pieczęć    powyższa  jest 
najstarszym  znanym 
pierścieniem  sygneto- 
wym  polskim,  o  którym 
podajemy  tutaj  rzecz  na- 
Nr.  13.    f^ecięć  sy-  pisaną  do  naszej  Ency- 
zkońw.XIIlubpior«-  klopedyi  przez  światłe- 
szej  potowy XIIIw.    gQ  miłośnika  zabytków 
przeszłości  ojczystej  p.  Stefana  Suchec- 
kiego, a  powrócimy  raz  jeszcze  do  tego 
szacownego  zabytku  pod  wyrazem  Pier- 
ścień. 

„Pierścień  ten  znaleziony  niedawno 
przy  kopaniu  rowu  w  majątku  Korzocz- 
nik  (w  gub.  Kaliskiej,  pow.  Kolskim,  wła- 
sności p.  Borodzicza),  przedstawiony  tu 
w  podobiżnie  naturalnej  wielkości,  wyko- 
nany jest  ze  złota  bardzo  wysokiej  próby, 
może  czystego  nawe^,  jupełnie  i  waiy  7 


dbyGoot^le 


PIECZĘCIE. 


gr.  3  decigr.  5  centigr.,  czyli  2'/,^  dukata. 
Zauważyć  jednak  można  pewną  różnicę 
w  odcieniu  barwy  dota  między  tarczą  sy- 
gaeta  a  obrączką  na  niekorzyść  tej  ostat- 
niej, która  także  mniej  masywną  się  wy- 
daje i  może  później  dorobioną  została. 

Epokę,  do  której  pierścień  ten  odnieść 
należy,  pozwala  dość  ścidle  określić  cha- 
rakter liter  napisa  oraz  znak  rodowy  wła- 
ściciela w  pierwotnym  swoim,  nieuheral- 
dyzowanym  jeszcze  na  zacliodnich  wzo- 
rach kształcie.  Kapis  daje  się  łatwo  od- 
czytać: ANULTJM  SVAT  czyU  ANNU- 
LUM  SVANT,  a  w  uzupcJnieniu  ANND- 
LUM  SYANTOSLAI  czyli  „pierścień 
Świętosława".  Kształt  i  okład  liter  w  ze- 
stawienia z  innymi  zabyUiami  naszymi 
wykazują  wspólne  typy  najpierw,  z  brak- 
teatami czyli  jednostronnie  bitemi  mone- 
tami Kazimierza  Sprawiedliwego  i  Wła- 
dysława Laskonogiego  —nadto  z  pieczęcią 
Komesa  Przybigniewa  z  r.  1336.  Uderza- 
jącą jest  t»kże  analogiczna  prostota  zna- 
ku rodowego  czyli  herbowego,  który  acz 
w  odmiennym  kształcie  i  na  tej  ostatniej 
się  znajduje.  Na  mocy  zestawień  powyż- 
szych, pierścień  Swiętostawa  odnieść  mn- 
eimy  tylko  do  Btniecia  między  r.  1150  a 
1250.  Znak  rodowy,  którego  herbem  we 
współczesnem  zachodniem,  lub  póioiej- 
szem  naszem  tego  słowa  znaczeniu  nazwać 
jeszcze  nie  można,  uważając  go  raczej  ja- 
ko prototyp  jednego  z  wy  kształconych  już 
zupełnie  herbowych  godeł  polskich,  spo- 
tykamy dwa  razy  wśród  zabytków  naszych 
i  źród^,  w  identycznym  nieomal  kształ- 
cie —  mianowicie  na  beznapisowym  brak- 
teacie  z  wykopaliska  w  Wieleniu,  które 
Scronczyński  („Monety  polskie",  1. 1)  do 
polowy  XIII  wieku  odnosi,  następnie  zaś, 
w  późniejszej  znacznie  dobie,  jako  herb 
.Jańczyk  odmienny*  przez  parę  litew- 
skich wyłącznie  rodów  w  XVI  wieku  uży- 
wany{Niesiecki.^erbarz"),Zarównopierw- 
8zy  Jak  i  drugi  przedstawiając  identycz- 
ne ze  Swięto^awowym  znakiem  prototy- 


py, na  ślad  żaden  nie  naprowadzają.  W 
przeglądzie  wykszt^conych,  t.  j.  uheral- 
dyzowanych  godd  polskich  znak  Swięto- 
stawa najwięcej  przedstawia  wspólnych 
pierwiastków  z  herbem  Nowina  czyli 
Złotogoleńozyk.  Analogję  fę  uwydatnia 
osobliwie  pieczęć  przy  dyplomacie  z  roku 
1382  (.Kodeks  dyplom,  wielkopolski*,  tom 
IV,  Pieczęcie  LXII),  wykazując  zarazem 
stopniowe  przeobrażanie  się  godła,  ten^e 
sam  bowiem  berb  Nowina,  który  od- 
najdujemy na  niej,  aczkolwiek  wyraźny 
całkiem  w  zasadniczych  kształtach  swoich 
zamiast  integralnej  w  późniejszej  dobie 
części  t.  j.  miecza,  podobnie  jak  w  Święto- 
slawowym  znaku,  zwyczajny  krzyż  jesz- 
cze przedstawia.  Truduiejszem  się  zdaje 
wyświetlenie  samej  osoby  Święto^wa. 
Przyjmując  dla  naszego  pierścienia  ozna- 
czoną wyżej  epokę,  jednego  tytko  znajdu- 
jemy dostojnika  polskiego  tego  imienia, 
któryby  się  do  niej  odnieść  pozwolił  a  któ- 
rego stanowisko  posiadaniu  tak  wybit- 
nie indywidualnego  i  bogatego  klejnotu 
by  odpowiadało.  Jest  nim  Swiętoslaw,  jak 
się  zdaje,  znaczny  jakiś  dygnitarz  przy 
boku  Kazimierza  Sprawiedliwego  i  póź- 
niej Leszka  Białego.  Dziwnym  zaś  zbie- 
giem okoliczności,  zarówno  Paprocki  w 
swoich  .Herbach  rycerstwa  polskiego* 
jak  i  Nakielski  w  Miechowii  (u  tego  ostat- 
niego jakoby  z  nagrobka  wzięty)  mienią 
go  jednym  z  pierwszych  protoplastów  ro- 
du Nowinów.  Tego  samego  zresztą  Świę- 
tosława  znajdujemy  i  w  Kronice  mistrza 
"Wincentego  i  w  oryginalnych  dyploma- 
tach współczesnych.  Na  razie  poprzesta- 
jemy na  zaznaczeniu  wątku,  jakiego  źró- 
dła nam  dostarczyły,  nie  wątpiąc,  że  tan 
najstarszy  pierścień  polski  pobndzi  bada- 
ozów  naukowych  do  dalszych  nad  nim  do- 
ciekań'. Stefan  Suchecki'. 

^  zako^<^^^  powyższych  wiadomo- 
ści  wftiatfttszych  pieczęciach  prywat- 
ny ^.^  1  kic^'  TJO^s^oUrdy  tu  sobie  dodać 
rv-    V  OO        *  OW  starożytnej  pieczęci,  al© 

V      - 


dbyGoof^le 


PIECZĘTARZE.—  PIENIĄDZE. 


tylko  niezwykle  ozdobnej  rączki  czyli  osa- 
dy pieczęci  hetmana  .Rewery'  Potockie- 
go 7.  XVII  w. 

Piflczfłarze. 
Tak  nazywali  Po- 
lacy i  Volumina 
łegum  kancie- 
rzów  i  podkan- 
clerzych.  Ob. 
Kanclerze,  P  o  d- 
kanclerzowie 
i  kancelarje 
(,Enc.Star."t.II, 
str.  322). 
Pieie8z,pele3 

—  łożysko  zwie- 
rza dzikiego,  je- 
go gniazdo  i  kry- 
jówka. Syrenjusz 
pisze:  ,  Pielesze 
bestyi  jadowi- 
tych,  w  których 
się   praechowu- 

PJenia    znaczy 
to  samo,  co  pie- 
nianie,  pleniac- 
two,   procesowa- 
nie. Pieniąc  — 
to  samo,  co  pra- 
wowaó  Bię,  proce- 
sować. Grunt  p  i  e  n  n  y,  dobra  p  i  e  n  n  e, 
.granica  pienn a  —  to  samo,  co  sporne, 
procesem  dochodzone.     Palestra  polska, 
ciągn%c  z  pieniactwa  wielkie  zyski,  była 
czynnikiem,    sztucznie   rozkrzewiającym 
takowe.    Krasicki  pisze  w  .Panu  Podsto- 
lim:  „Pasja  pieniactwa  coraz  się  bardziej 
wkorzenia",  oraz  gdzieindziej: 

^Pieniitjąc  zuchivale, 

Wjgrał  fortunę  znaczaą  w  trybunale". 

Pieniądze  w  Polsce.  Za  czasów  pogań- 
stwa przychodziło  do  Polski  drogami  han- 
dlu dużo  pieniędzy  staro-rzymskich,  azja- 
tyckich (kufickich),  saskich  i  innych,  któ- 
re znajdowane   są  dziś  nieraz  na  ziemiach 


Nr.  14.  Pieczo^  hetmana 
Rewcry  Potockiego. 


polskich  W  znacznych  iloiciach.  Pierwsze 
pieniądze  polskie  zaoząl  bić  ze  srebra  Mie- 
szko I,  po  przyjęciu  z  narodem  wiary 
chrześcijańskiej.  Były  to  denary,  od  któ- 
rych rozpoczyna  się   w  dziejach  mennicy 


Nr.  1  i  2.  DcDsry  Mieszka  1  (r.  065-992). 
polskiej  okres  denarowy.    Podobne  dena- 
ry bil  Bolesław  Chrobry,   Późniejsze,  za- 


pewne z  czasów  wojen  Bolesława  Śmiałe- 
go, są  monety  noszące  wizerunek  trzech 
wież  zkopułami  bizantyjskiemi,  które,  za- 
równo jak  denar  Chrobrego  z  ruskim  na- 


pisem, są  niewątpliwym  śladem  panowa- 
nia Bolesławów  nad  Busią.  Denary  cięż- 
kie Chrobrego  okazują  widocznie  bogactwo 
jego  skarbu.  Po  jego  śmierci,  w  uszczur 
plonych  granicach  tnoiejbylo  srebra,  więc 
żona  Mieszka  II  R,y\.  a,  l^^na)  oraz  Ka- 
zimiei-z  1  wybijali  i  q  ma-lą  monetę  mi- 
seczkowatą  na  "^"^^^  ,^^\  J^^^  przy- 


,Goo<^le 


PIENIĄDZE. 


pospolicie  na  kopy.  Pierwszą  monet%  do- 
tą  -w  Polsce  jest  dukat  wybity  z  rozkazn 
"Władysława  Łokietka.  Kazimierz  Wiel- 
ki wybijiJ  od  r.  1337  do  1346  grosze  kra- 
kowskie po  48  z  grzywny  srebra,  lecz  za- 
niechał zaraz  po  śmierci  Jana  Lnksembur- 
czyka,  który,  jako  pretendent  do  korony 


Nr.  G.  Groaz  koronnj  Kazimierza  Wielki^o. 
polskiej,  wybijał  swoją  monetę  bezczelnie 
z  tytułem  króla  polskiego.  Stosunek  grzyw- 
ny polskiej,  ważącej  około  200  gramów 
i  odpowiadającej  48  szerokim  groszom 
krakowskim  Kazimierza,  utrwalił  się  w 
pojęciach  narodu  i  w  praktyce  sądowej 
przetrwał  do  ostatnich  lat  Bzplitej.  Po- 


nieważ w  Wielkopolsce  krążyły  pieniądze 
systematu  prusko-krzyżackiego,  z  podzia- 
łem grzywny  czyli  marki  pruskiej  na  4 
wiardunki,  2  skojee  i  96  kwartników,  prze- 
to Kazimierz  "Wielki,  jednoczącdwie  głów- 
ne części  państwa  t.  j.  Wielko-  i  Mało- 
polskę na  drodze  prawodawczej  i  ekono- 
micznej, uwzględnił  też  stosunki  pienięż- 
ne i  pogodził  z  sobą  oba  te  syatematy,  bi- 
jąc obok  groszów  krakowskich  kwartniki. 
Objąwszy  Rui  Halicką  w  posiadanie,  Ka- 
zimierz "Wielki,  aby  dogodzić  jej  potrze- 
bom, hit  dla  niej  denary  z  miedzi,  która 
nigdy  jeszcze  w  mennicach  Zachodu  ns 
monetę  używaną  nie  była,  ale  nłatwif^a 


handel  z  Orecją,  gdzie  srebro  wyszło  z  u- 
życia  a  pozostała  miedź  i  złoto.  Kazimierz, 
jako  mądry  prawodawca  i  ekonomista, 
wypuszczając  mennicę  swoją  w  dzierżawę, 
wydał  ustawę,  która  obowiązywała  zarów- 
no mincarza,  jak  książąt  i  biskupów,  ma- 
jących  prawo  bicia  pieniędzy.     Czytamy 


Nr.  8.  Moneta  Zioroowita  ks.  Mazowiecki i^o 

(r.  1341-1381). 

w  niej:  „Jak  jeden  jest  monarcha  i  jedno 
prawo,  tak  powinna  być  jedna  mennica 
wieczysta  i  dobra  pod  względem  warto- 
ści". Wszystkie  monety  uregulował  Ka- 
zimierz do  grzywny  krakowskiej  czyli 
polskiej,  która  równą  była  48  groszom,  96 
półgroszkom,  192  kwartnikom  i  864  dena- 
rom. Dukat  węgierski  (polskich  bowiem 
wybito  za  Łokietka  nadzwyczaj  mało  dla 
braku  krajowego  złota)  szedł  po  kursie 
14—16  groszy  srebrnych.  Na  skojee  liczo- 
no po  2  grosze  a  4  kwartniki,  grosz  szero- 
ki równał  się  18  denarom  srebrnym,  12 
groszy  srebrnych  czyli  6  skojców  two- 
rzyło na  wagę  ćwierć  grzywny  czyli 
wiardunek  (yierdoDg,  ferton).  Grosze  bi- 
to podług  próby  13-ej,  t.  j,  do  13-tu  części 
czystego  srebra  dodając  3  innego  metala. 
Podług  tego  systematu  płacono  w  końcu 
XrV  w.  w  Krakowie:  za  wołu  pól  grzyw- 
ny czyli  24  grosze,  za  korzec  żyta  o  gro- 
szy, pszenicy  7  groszy,  za  parę  kurcząt  1 
grosz,  za  100  kloców  drzewa  l'/j  grzyw- 
ny, za  parę  trzewików  2  grosze,  za  parę 
butów  prostych  4  i  6  groszy  apańskich  12 
groszy,  za  łokieć  sukna  krajowego  od  2 — 
4  groszy,  a  bruksel^^ego  groszy  20.  Ka- 
zimierz W.  przy  ko>,ft\ois*h  wielickich  wy- 
znaczył pensyi  ro(;_  ej  cwrwszemu  wice- 
żopnikowi  26  gi^^  -et^  "^S^i  13  fnntów, 
sztygarowi  84  gp^^^'  ra^^^kowi i  kncha- 


yGoot^le 


8 


do  stopy  i  wagi  pieniądze.  Napływ  atoli 
srebra  do  Earopy  z  Ameryki  obniżał  jego 
cenę  i  w  Polsce.  Za  korzec  żyta  w  Kra- 
kowie płacono  8  groszy,  pszenicy  16  gro- 
szy, za  karę  lYa  grosza,  za  parę  batów  19 
groszy,  cieśla  pobierał  dziennie  4  i  pół  gr. 
Zygmaat  III,  wśród  ciągłych  wojen,  sza- 
bas powiększenia  dochoda  z  mennicy  przez 
bicie  drobnej  monety  z  gorszego  kraszcn, 
aż  musiał  nareszcie  zrzec  się  przywileju 
bicia  pieniędzy  i  oddaó  mennicę  z  jej  zys- 
kami pod  zarząd  Rzplitej.  Pieniądze  te 
wszakże  były  jeszcze  lepsze  od  zagranicz- 
nych i  sejm  z  r.  1620  zabraniał  wprowa- 


Nr.  10.  Pierwszy  talar  polski  króla  Zygmunta 
dzania  monet  obcych  do  kraju,  prócz  tala- 
rów i  dukatów.  Pod  względem  zewnętrz- 
nym przedstawiają  się  monety  Zygmun- 
ta III  okazale,  mianowicie  talary  podwój- 
ne i  dawane  na  pamiątkę  10-dukatowe 
portagały  i  5-dukatowe  portugfUy.  Od  r. 
1621  ukazał  się  nowy  gatunek  monety  w 
Bydgoszczy — ort,  czyli  czwarta  część  ta- 
lara, wybijany  w  ilości  28  sztuk  z  grzyw- 
ny krakowskiej,  o  11  łutach  srebra  na  6 
domieszki.  Włady^aw  lY  na  sejmie  ko- 
ronacyjnym roku  1633  zrzekł  się  zarządu 
mennicy,  która  już  od  r.  1627  nie  wypusz- 
czała wcale  monety  drobnej,  tylko  duka- 
ty, talary  i  portugaly  i  to  w  ilości  niedo- 
statecznej, co  spowodowało  ogromny  na- 
pływ drobnej,  lichej  monety  zagranicznej. 
Od  r.  1648  zaczęła  się  straszna  epoka  wo- 
jen kozacko  -  tatarskich,  moskiewskiej, 
szwedzkiej  i  pomniejszych.  Wśród  pow- 
szechnej ruiny,  gdy  źródła  podatkowe  wy- 


sychały, sejm  r.  1664  zmuszony  byt  chwy- 
ció  się  spekulacyi  mennicznych,  na  zniże- 
nia wartości  monety  opartych.  W  r.  16B9 
przys^o  do  użycia  miedzi  na  monetę  bez 
żadnego  jej  pobielania.   Dla  Zasilenia  wy- 
czerpanego wojnami  skarbu,  zamiast  do- 
zwolonych  przez  sejm  dwuch  miljoaów, 
dzierżawca  mennicy  Tytus   Boratyn  i  wy- 
bił   przeszło    20  miljonówzłp.   w  szelą- 
gach, które,  nie  licząc  ruskich  k war tnik ów 
Kazimierza  Wie!.,  były  pierwszą  w  Polsce 
monetą  miedzianą,   nazwaną  od  Boraty- 
niego  „boratynkami".  W  r.  1663  upoważ- 
niono innego  dzierżawcę,  Andrzeja  Tiim- 
pe  czyli  Tympfa,   do  wybijania 
złotówek  po  30  sztak  z  grzywny, 
pół  na  pół  z  miedzią  zmieszanej. 
Była   to    pierwsza   moneta  jako 
I  „złotówka"  polska  z  jednej  sztuki, 
I  liczbą  XXX  oznaczona,  której  po- 
łowiczną wartość  realną  chciano 
podnieść  napisem,  przypominają- 
cym obowiązki  obywatelskiej 
ofiarności:    Dat  prettum  servała 
mlus  potiorq.    metallo   est,    czyli 
„Cenę  daje  ocalenie  kraju  i  to  lepszem  jest 
od  kruszcu".    W  mennicach:  lwowskiej, 
krakowskiej  i  bydgoskiej  przez  3  lata  wy- 
bito tych  dotówek,  zwanych  „tymfami', 
6  miljonów  sztnk.     Naród,  dotknięty  ma- 
terjalnie,  nie  uwzględniał  ciężkich  okoli- 
czności, jakie  przymusiły  Jana  Kazimie- 
rza do  podobnej  gospodarki,  i  w  literach 
królewskich  na  tej  monecie  J.  C.  R.  czyt^ 
wyrazy:  Initium   Calamiłatis  Regni,  i.  j, 
początek  niedoli  królestwa.    Właściwa  je- 
dnak przyczyna  tej  niedoli  tkwiła  w  nie- 
zmiemem  zubożeniu  kraju,  spustoszonego 
rabunkami  sąsiadów.     August  II  Sas  nie 
otwierał  mennic  w  Polsce,  tylko  podskar- 
bi litewski  Ludwik  Pociej  wybił  w  Grod- 
nie r.  1706  i  1707  njeco  lichych  szóstaków, 
nazwanych  nludzljjw^  claczem",  od  liter 
początkowych  Ł,    ^    Stronnictwo  Lesz- 
czyńskiego wy  woł      '  ^^^  "cwmtyiz  z  obie- 
gu.   Bito  jednalc^  ^0   '^^^  na  stopę  pol- 

%  y 


dbyV^( 


oogk 


10 


PIERNIK.  —PIERŚCIEŃ. 


zalecali  swoim  córkom  przysłowiem:  „Pie- 
przno i  szafranno,  moja  raościa  panno'. 

Piernik  —  ciasto  z  mąki  i  miodu,  nie- 
wątpliwie od  najdawniejszych  czasów  zna- 
ne w  Polsce  i  nazywane  miodownikiem  a 
od  przyprawy  korzennej  czyli  pieprznej, 
po  staropolsku  „piemej ", przezwane  pier- 
nikiem. Podług  odwiecznej  tradycyi 
narodowej,  wypiekano  pierniki  po  wszyst- 
kich domach  staropolskich  z  mąki  miałkiej 
tylko  żytniej,  zrumienionej  w  rądlii  i  roz- 
czynionej  gorącą  patoką.  Dla  smaka  do- 
dawano przyprawę  korzenną  czyli  ,pier- 
ną"  z  dolaniem  okowity  i  wybijano  ciasto 
w  kopańce  czyli  niecce  tak  dłogo  wałka- 
mi, aż  przestrio  się  do  nich  przylepiać. 
Wówczas  robiono  z  tego  ciasta  pierniczki 
bądź  kształtn  małych  kraików,  bądi  pie- 
rożków, i  ułożone  na  blasze  (posmarowa- 
nej u  zamożniejszych  oliwą)  wsuwano  do 
pieca.  Niektóre  gospodynie  słynęły  z  se- 
kreto w  dodawaniu  smaka  temu  ciastu. 
Pierniki  podawano  jako  zakąskę  przy  wód- 
ce, jako  wety  po  obiedzie  i  zwykły  przy- 
smak przy  winie,  gdy  gość  przyjechai  nad 
wieczorem.  Najobficiej  przyrządzano  na 
wigiiję  i  święta  Bożego  Narodzenia.  Cu- 
kru i  Inkru  nie  dodawano  nigdy  do  pierni- 
ków polskich.  Musiały  bywać  jednak  o- 
bok  .piernych*  i  słodkie,  skoro  Minaso- 
wicz  pisze  w  połowie  XVIII  w.: 

„Kto  nie  pija  gorzałki  i  ad  niej  umyka, 
Ten  Blodkitgo  nie  godzien  kosztować  piernika"- 

Za  Zygmunta  III  przywożono  do  Polski 
na  dwory  pańskie  pierniczki  złociste  no- 
rymberskie, jak  zaświadczają  rachunki 
Wołlowicza  z  lat  1604— 1615.  W  XVII  w. 
słynęły  już  pierniki  toruńskie  przywożone 
na  statkach,  powracających  z  Gdańska  w 
górę  Wisły,  Narwi,  Buga,  Wieprza,  Sanu 
i  Pilicy  po  odstawie  zboża.  Pierniki  to- 
ruńskie do  dalekich  transportów  przezna- 
czone różniły  się  od  staropolskich  znacznie 
większymi  rozmiarami.  Przysłowie  z  XVII 
w.  zaliczało  do  najlepszych  rzeczy  w  Pol- 


sce: „gdańską gorzałkę,  torański  pier- 
nik, krakowską  pannę  i  warszawski  trze- 
wik". 

PiericiflA.  W  starej  pieśni  weselników 
podlaskich,  powracających  wieczorem  od 
ślubu,  dyszeliśmy  (we  wsi  Złotoryi  nad 
Narwią)  drwiny  z  mroku  nocnego,  który 

„BoKJwiecim  mf  i  eanii 
Złotem)  pieTŚcieńcami, 
Drogiemi  kamieńcami". 

Pleśń  dziś  wyłącznie  ludowa,  niewątpliwie 
sięga  wieków  średaich,  w  których  śpiewali 
ją  przedewszystkiem  ci,  co  istotnie  nosili 
klejnoty  jaśniejące  blaskiem   ^ota  i  dro- 
gich kamieni.  Słowa  tej  pieśni  uprzytom- 
niły się  nam  na  widok  wykopanego  nieda- 
wno na  Kujawach  szczerozłotego  sygnetu 
z  doby  Piastowskiej,  którego  wielka  tar- 
cza {ze  znakiem  roda  Nowinów  i  napisem 
Annulum  Svenź{o&\a.\)  t.  j.  pierścień  Świę- 
to sław  a)    prawdziwym    świeci    blaskiem. 
Rysunek  tego  pierścienia,  ważącego  2'/ij 
dukata,  podajemy  tutaj  w  naturalnej  wiel- 
kości. W  dawnejPolsce 
każdy  szlachcic  nosił 
na  drugim  palcu  p  r  a- 
wej  ręki  sygnet  herbo- 
wy. Możni  mieli  sygne- 
ty złote,  ubożsi  srebr- 
ne. Pierścień  taki  nie- 
tylko  służył  jako  pie- 
Pi™,i™  śwWo.1..    '^  ^--Stępijica  pod- 
wH  Z  Xn-Xin  w.     pis  własnoręczny  ale  i 
za  dowód  tożsamości  osoby  lub  wiarogo- 
dności  jej    pełnomocnika.     Można   było 
nie  umieć  przeczytać  dokumentu,  ale  po- 
trzeba  było  umieć  przeczytać  pierścień. 
Ten  ostatni  wzgląd  tak  dalece  był  waż- 
nym, że  nieraz  wycin&Jio  °*  pierścieniu 
napis  nie  w  negatywjg,  czyteinej  dopiero 
na  wycisku,  ale  napjg  ciy^einy  tylko  na 
pierścieniu,  który  po         c^sW^*^^*  nega- 
tywę.     Takim  wla^^^J     ^w^Wadem  jest 
powyższy   pieiici6^^Xe  .ĄtoAi^a.    Pier- 
ścień Kazimierza  \v  i^>j)^  ę<^\^'^-i'}'^  zo- 


DignzodnyGdot^lc 


12 


PIES.— PIESZNIA. 


pierzai;  a  ulica  albo  pierzaja  z  wielu  do- 
auów"  (Kkon.  49).  Uączyński  w  słownika 
z  T.  1664  pisze  o  wrotach  dwaskrzydlo- 
-wych:  „Pierzeje  abo  wierzeje  wespolek 
-się  echodzące".  Słowo  „napierzyć"  miało 
kilka  znaczeń,  np.  koło  napierzyć  czyli 
nabić  nowemi  szprychami;  skrzydło  a  wia- 
traka napierzyć  czyli  nałojiyć  dranicami, 
^by  wiatr  mi^  opór;  wierzeje  napierzyć, 
'Ozyli  obić  deskami  ich  skrzydła. 

Pies.  Do  myśliwstwa  używano  w  Pol- 
sce psów  gończych  zwanych  ogarami, 
-wyżłów zwanych  lega  wymi,  chartów, 
jamników  czyli  taksów,  oraz  brytanów, 
kaadlów  i  pijawek  do  szczwania  grubego 
zwierza.  W  rejestrach  pozostałości  po 
Zygmuncie  Auguście  psy  tropowe  czyli  o- 
^ary  nazwane  są  „ślednikami"  a  psy  wiel- 
kie do  szczwania  zwierzyny  nazwane 
„wzlamnikami".  Eaźdy  z  tych  głównych 
gatunków  dzielił  się  jeszcze  na  rozmaite 
poszczególne,  których  Uczono  w  Polsce 
przeszło  30,  zwykle  nazywanych  od  kra- 
jów, z  których  pochodziły.  Głosy  psów 
■dzielono  na:  jadowite,  izewliwe,  chrapli- 
we, klarowne  i  niedbaie.  Pies:  brzecha^,  u- 
jadai,  wył,  skomli.  Piesek  pokojowy  kró- 
lewicza Zygmunta  I  zwał  się  „Bielik". 
"Widocznie  cała  rodzina  podobnych  psów 
pełniła  służbę  pokojową  u  Jagiellonów, 
bo  i  króla  Aleksandra  nawet  w  kościele  — 
jak  to  widać  z  współczesnych  miniatur  — 
nie  opuszcz^  inny  biały  piesek,  zapewne 
tej  samej  rasy,  co  Bielik  jego  brata.  Do- 
-chowały  się  nazwy  psów  Zygmunta  Au- 
gasta:  Greiks  i  Sybilla.  Wśród  psów  my- 
śliwskich Stefana  Batorego  była  Ś  mi  g  a 
Obrócica,  Karwat  i  Szukaj.  By- 
ły nazwiska  psów  wyłącznie  nadawane 
tylko  pewnym  gatunkom;  tak  np.  ogarom 
dawano  najczęściej:  Cymbf^,  Grzmilas, 
J^agraj,  Buffon;  chartom:  Dzidka,  Lotka, 
Dolot,  Doskocz,  Sokół,  Sarna,  Strzałka, 
Igła,  Śpilka,  Pytel,  Capaj,  Chwytacz,  Ła- 
paj,  Forwisz,  Zoczna.  Miana  psom  lega- 
■wym    dawano    zwykle    od  ptaków,   np. 


Bekas,  Słomka.  Brytanów  i  wielkich  knn- 
dli  nazywano:  Ostroząb,  Ścinaj,  Załeb, 
Mężeń,  Obal,  Rozbój,  Połóż,  Porwisz.  Pie- 
ski pokojowe  nosiły  nazwy:  Finka,  Milnś, 
Bielik,  Wiernuś,  Czarnuś.  Kundlom  po- 
dwórzowym dawano  nazwy:  Kruczek,  Ły- 
sek, Burek,  Cygan,  Siewka,  Murzyn,  Pie- 
lek,  Dziuń,  Mucha,  Mucek  i  t.  d.  Gdy  raz 
w  Wilnie  wobec  Zygmunta  I  psy  niedź- 
wiedzia brać  nie  chciały,  król  JMć  j^  mó- 
wić: ,, Wiele  te  psy  okarmić  musiano". 
Prosił  raz  doktor  Boysius  Maurus  o  psa 
dobrego  na  zające.  Pytał  go  wojewoda, 
jeśli  chce  wyżła  czy  ogara?  Hiszpan,  nie 
rozumiejąc,  pyt^,  co  znaczy  wyiet  a  co  o- 
gar? — Tegoli — prawi — WMć  chcesz,  który 
najduje,  czy  tego,  który  ngoni?  Odpo- 
wiedział Hiszpan:  —  Togo  ja  chcę,  który 
najdzie  iugoni. — Statut  Kazimierza  W.  na- 
kazuje, że  właściciel  psa,  który  ukąsił  ko- 
go, wtedy  nie  płaci  kary,  jeżeli  przysię- 
gnie, jako  nie  poszczwal(  Vol.leg.\,  i.  30). 
Prawo  zaś  z  r.  1420  powiada,  że  psa  cu- 
dzego w  szczwaniu  zwierza  ktoby  potaje- 
mnie albo  gwałtem  wziął,  winę  3  grzyw- 
ny za'  psa  a  drugie  3  onemu,  którego  był 
zwierz,  zapłacić  powinien  ( VoL  leg.  I,  f.  81). 
Pletznis,  pieśni  a — narzędzie  żelazne 
w  rodzaju  wielkiego  dłó- 
ta  do  dłubania  w  drzewie. 
Statut  Litewski  powiada, 
iż  „Bartnicy,  chodząc  do 
puszczy  ku  barciom,  ma- 
ją tylko  z  sobą  mieć  sie- 
kierę, piesznią,  czym- 
by  barć  robić".  Kącki  w 
„Nauce  o  pasiekach"  wy- 
danej w  Lublinie  r.  1631 
zaleca,  aby  każdy  pasie- 
cznik miał:  „piłkę,  siekie- 
'^'"'■"'"'  rę,  toporek,  motykę  i  p  i©* 
śnią"  i  w  innem  miejscu  pisze:  ,, żeby  za- 
cząwszy dziać  iaUye,  ^raswo  aniedodział 
dla  zepso^łania  c^^.  .ti_  ■Podajamy  tu  ze 
zbiorów  ietewski^jł  ^  .itiet  statei  nieszni 


wykopaTŁ^j  va  ''^Ti^M  .  y  ^^  ^iżywa- 


14 


żeby  nie  odbierał  żyiia  niewieście  i  mał- 
żonce swojej,  ale  pozwolił  jej  wrócić  do 
doma  rodzicielskiego  choć  w  jednej  ko- 
szuli, chętnie  bowiem  znosić  będzie  los 
choćby  najbiedniejszy,  byleby  jej  życie 
darował".  I  znowu  pisze  Długosz,  ieka 
zohydzeniu  tak  szkaradnej  zbrodni,  , pieśń 
w  języka  polskim  przez  lud  wiejski,  po- 
prosta  ułożona,  a.t  do  czasów  naszych  (t. 
j.  długoszowych)  ns  widowiskach  publicz- 
nych (in  theafris)  wyśpiewywana  była". 
„Monarcha  słyszał  swoją  hańbę,  głoszoną 
w  pieśni,  lecz  ani  powaga  księcia,  ani  wy- 
dawane rozkazy  nie  zdołały  stlnmić  tych 
zarzutów  w  nstach  i  sercach  ludu".  Dłu- 
gosz wspomina  aż  dwukrotnie  o  śpiewa- 
nia tej  pieśni  na  widowiskach  publicznych 
w  jego  czasach,  co  wskazuje,  jak  Polacy 
rozmiłowani  byli  w  pieśniach  historycz- 
nych i  dających  wyraz  sztachetnema  obu- 
rzeniu na  wyrządzoną  krzydę,  co  dodat- 
nio świadczy  o  sumieniu  społecznem  i  ety- 
ce niezawisłej  opinii.  Długusz,  pisząc  o  za- 
sługach prawodawczych  Kazimierza  W. 
dla  narodu,  wyraża  się:  „Q-odzien  jest  więk- 
szej chwały  i  uwielbienia  wpieśniach, 
niż  a  Ateńczyków  Solon  a  a  Spartanów 
Liknrg*.  Tenże  dziejopis  robi  wzmiankę 
pod  r.  1461  o  Andrzeja  zTęczyna,  ryce- 
cerza  polskim,  który  z  powoda  czynnej 
obrazy,  jaką  wyrządził  pewnemu  płatne- 
rzowi, został  zabity  przez  rozjnszony  tłum 
rzemieślników  krakowskich.  Ta  nie  wspo- 
mina Długosz,  że  i  to  zdarzenie  dało  po- 
wód Indowi  do  ułożenia  i  śpiewania  pieśni 
o  tym  wypadku.  Że  jednak  tak  było,  ma- 
my dowód  w  pieśni  znalezionej  przy  odpi- 
sie Gallusa  w  bibljotece  ordynatów  Za- 
mojskich w  Warszawie,  ogłoszonej  przez 
K.  Wł.  "Wójcickiego  z  podobizną  w  „Al- 
bumie literackim"  p.  n,  .Pieśń  polska  z  r. 
1462  o  zabicia  Andrzeja  Tęczyńskiego" 
(str.  301— 309).  Znajdujemy  w  Długoszu 
opisanie  i  drogiej  jeszcze  zbrodni,  na  któ- 
rej tle,  zdaniem  naszem,  osnuta  została 
dotąd  powszechnie  przez  lad  polski  śpie- 


wana pieśń  „Stała  nam  się  nowina  — Fa- 
ni pana  zabiła*',  choć  także  o  śpiewaniu 
tej  pieśni  historyk  nasz  nie  wspomina.  0- 
to  w  r.  1466  „zdarzył  się  straszny  i  prze- 
rażający wypadek,  który  od  przyjęcia  w 
Polsce  wiary  chrześcijańskiej  nie  miał  po- 
dobnego przykłada.  W  ponledzisJek  dn.  6 
stycznia,  w  samo  święto  Trzech  Króli,  Ja- 
kób  Boglewski,  szlachcic  znakomity,  her- 
bu Kożlerogi,  gdy  w  wiosce  swojej  Łęcze- 
Ezycach,  gdzie  dawniej  była  warownia,  na 
Mazowszu  leżącej,  w  łóżku  spoczywał,  za 
namową  żony  jego  Doroty,  córki  Jana  Ro- 
gali z  Suchocina,  niegdy  wojewody  war- 
szawskiego, którą  serdecznie  i  więcej  jak 
mąż  miłował,  a  o  której  sprawkach  jaw- 
nych i  już  między  ludźmi  rozgłoszonych, 
choć  mu  je  godni  wiary  donosili,  sam  tyl- 
ko słyszeć  nie  chciał,  ani  się  mieć  na  bacz- 
ności przed  grożącym  śmierci  zamachem, 
ręką  Jana  Pieniążka  z  Witowie,  księdza, 
syna  Mikołaja  z  Witowie,  podkomorzego 
krakowskiego,  przy  pomocy  Jakóba  Jasz- 
czechowskiego,  pisarza  i  domownika  rze- 
czonego Jakóba  Boglewskiego,  oraz  dwuch 
jego  ^ug  Phchty  i  KomEiskiego,  w  oczach 
pomienionej  Doroty,  z  którą  tenże  Jan 
Pieniążek,  jak  mówiono,  skryta  miał  mi- 
łostki, śpiący  spokojnie,  spisami,  szablami 
i  siekierami  zamordowany  i  na  drobne  ka- 
wałki rozsiekany  został".  Dalej  opisuje 
Długosz,  jak  nazajutrz  po  morderstwie 
przybył  do  Łęozeszyc  brat  Jakóba,  Miko- 
łaj Boglewski,  wojewoda  warszawski,  z 
liczną  rzeszą  szlachty  okolicznej,  która  się 
zbiegła  z  pożałowaniem  nad  tak  wielką 
zbrodnią.  Pomienioną  Dorotę  i  jej  służeb- 
ną, świadomą  wszystkich  niecnych  spra- 
wek swojej  pani,  tudzież  rzeczonego  Ja- 
kóba pisarza  i  dworzanina,  który  to  panu 
pierwszy  głowę  si^ki^^^  roztrzaskał  (Pie- 
niążek bowiem  zPVxpt\VEii  Komaekim  o  20 
mil  uciekli  pod  Ł^^  .{-ąAŁby  snadniej  mo- 


gli  wyprzeć  sią  is\i^^  qV\,  'sait^t  pod  straż 


i  poci%guaido  si^J^^  rf^ieŁnaula  morder- 


Ł\ist6«'  ^Vł 


V 


dbyG(J)o<^le 


PIEŚNI. 


obóz".  Pod  r.  1435  mówiąc  o  zwycięstwie 
Polaków  n  rzeki  Świętej  pod  Wilkomie- 
Tzem  nad  wojskiem  sprzymierzeńca  krzy- 
żackiego Swidrygi^ły,  dożonem  głównie  z 
Czechów  i  Inflantczyków,  pisze:  „Rycer- 
stwo polskie  obyczajem  przodków  za- 
grzmiało pieśń  Bogarodzica,  a  prze- 
śpiewawszy  kilka  wierszy,  spotkało  się  z 
nieprzyjacielem".  Gdy  znów  w  r.  1446  kró- 
lewicz Kazimierz  Jag.  odmawiał  przyjęcia 
korony  polskiej  a  zebrani  panowie,  bisku- 
pi i  szlachta  obrali  królem  warunkowo  Bo- 
le^awa  mazowieckiego,  duchowieństwo 
po  tym  wyborze  zaśpiewf^o  Te  Deum  lau- 
damus,  a  lud  z  radością  pieśń  Boga- 
rodzicę. Wac.  Al.  Maciejowski  w  „Piś- 
miennictwie polskiem"  (t.  I,  str.  369  —  370 
i  w  dodatku  str.  133 — 141)  mówi  o  następ- 
nych pieśniach  czy  wierszach  polskich, 
które,  jak  mniema,  ułożone  zostały  w  San- 
domierzu za  kr.  Jana  Olbrachta,  ale  są  na- 
śladowaniemwzorówłacińskich:l)Ostrasz- 
nem  nieszczęściu,  jakie  się  przytrafiło  w 
mieście  Badzie  jednemu  grajkowi.  2) 
Wiersz  o  zdarzeniach  zaszłych  w  Sando- 
mierzu między  r.  1241  a  1464,  kiedy  Ta- 
tarzy kraj  pustoszyli,  i  oindulgeucyi,  któ- 
rą Bonifacy  IX  ogłosił  na  prośbę  dzieka- 
na Bodzanty.  3)  Modlitwa  o  obronę  przed 
Wołochami,  Tatarami,  Tarkami  i  pogana- 
mi. 4)  Modlitwa  rymowana  tego,  który 
pieśni  te  ułożył  a  mianuje  siebie  kapela- 
nem. Zeissberg  w  dziele  „Dziejopisarstwo 
polskie"  wspomina  pieśń  o  zabiciu  Lud- 
gardy i  Przemysławie;  drugą  o  zwycię- 
stwie Polaków  pod  Zawichostem;  trzecią  o 
Witoldzie: ,, Witold  idzie  po  ulicy,  Za  nim 
niosą  dwie  szablicy";  czwartą  o  klęsce  bu- 
kowińskiej za  Jana  Olbrachta,  której  po- 
czątek przytacza  Bielski:  „Za  króla  Ol- 
brachta, Wyginęła  szlachta";  piątą  wresz- 
cie, o  której  wzmiankował  biskup  poznań- 
ski Andrzej  z  Bnina,  przy  zeznania  świad- 
ków w  procesie  z  Krzyżakami  r.  1422,  że 
dyszał  śpiewaną  przed  laty  40  (zatem  oko- 
ło r.  1382),  w  której  były  słowa:  „Królu 


Kazimierzu,  nie  lycblej  będziesz  miał  spo- 
kój z  Prusami,  aż  Oduńsk  się  twoim  sta- 
nie". Leon  hr.  Rzyszczewski,  pomieszcza- 
jąc w  Bibljotece  Warszawskiej  {t.  1843,  t. 
III,  str.  364)  arty  kulp.  n. ,, Szczegół  do  życia 
Zbigniewa  Oleśnickiego",  załączył  w  końcu 
w  dosłownym  odpisie  z  zachowaniem  ów- 
czesnej pisowni"  ,,Pi6ssn  o  Pruskieiporascze 
kthora  szie  sstała  za  Krolia  Jagiełłą  Wia- 
disława.  Roku  1510  napisana".  Pieśń  tao- 
bejmuje  strof  4-wierszowych  48.  Marcin 
Bielski  pisze,  że  za  jego  pamięci  powsze- 
chnie znaną  była  w  całym  narodzie  i  po 
dworach  szlachty  śpiewy  waną,  ale  czy  by- 
ła to  pieśń  ta  sama,  trudno  wiedzieć.  Pro- 
fesor Józef  Przyborowski  mówił  nam,  że 
posiada  ułamek  pieśni  polskiej  o  zwycię- 
stwie grunwaldzkiem,  ułożonej  wkrótce  po 
tym  wielkim  wypadku  dziejowym.  Wier- 
sze łacińskie  o  bitwie  grunwaldzkiej  za- 
chowały się  —  jak  twierdzi  Zeissberg  —  w 
hczbie  ok(^o  50-ciu  w  rozmaitych  rękopi- 
sach, między  innemi  w  kazaniach  doktora 
dekretalów  Mikołaja  z  Błonia.  Długosz 
podaje,  że  Jan  Łodzią,  biskup  poznański 
(zmarły  r.  1346),  ułożył  na  cześć  Najśw. 
Panny  pieśń  Lux  clarescit  in  via — „Świa- 
tło świeci  po  drodze",  którą  w  kościołach 
polskich  po  ukończeniu  pierwszej  godzi- 
ny pacierzy  kapłańskich  śpiewają.  Nie- 
mniej hymn  o  wniebowzięciu  tejże  N.  Pan- 
ny .ya/Eieja/i^/wycKwa— „Witajcie  podwo- 
je zbawienia";  nadto  hymn  o  Św.  Wojcie- 
chu, ku  czci  tego  biskupa  męczennika, 
także  o  śs\ .  Piotrze:  Tu  es  Petrus  —  „Ty 
jesteś  Piotrem",  i  o  św.  Pawle.  ,,Stąd 
trwałą  pamiątkę  po  sobie  zostawił  w  ko- 
ściele poznańskim,  który  te  pieśni  głośno 
wyśpiewuje".  Rocznik  przy  Archidjak. 
Gnieżnień.  Soramersb.,  t.  II,  str.  81,  mó- 
wi o  tymże  biskupie,  żenię  znał  chwil  szczę- 
śliwszych nad  owe,  „gdy  sobie  doma  gwoli 
wesołości  na  cy  tarze  przygrywał".  Nawet 
godnością  opata  udostoj^^^^y  kantor  kla- 
sztoru Żegańskieg^^  ^swi^  rad  do  pul- 
pitu na  chórze,  i  ^^    '  ł6»»^^  sobie  przy- 


18 


ś    N    r. 


Połocka  masiala  byó  powszechnie  śpie- 
waną i  do  niej  zapewne  odnosi  się  wska- 
zówka dopisywana  przywiała  innych  pie- 
iniadi  tamtoczeanych:  ,Nota,  jak  o  Fc^oc- 
ku".  Stan.  Orzechowski,  pisząc  o  głośnem 
zaboTzeniu  i  wyjdcin  studentów  krakow- 
skich w  r.  1549,  wspomina  o  pieśoi  „Idź- 
cie na  cały  dwiat"  i  o  ionej  religijnej: 
„Skmsz,  Fanie,  potęgę  nieprzyjaciół  ko- 
ścioła twego"  (Kronika  w  wyd,  Mostow- 


lipce,  mało  prącej  a  potu  czaję.  Takieł 
i  owa  we  gzie  (koszali)  kmiotówna,  kttira 
zimie  do  dnia  prząśó,  abo  tkać,  wstaje: 
nie  zdrzymie  eię  śpiewając,  a  robotę  swo- 
je uczyni  sobie  milą".  Słowa  powyższe 
(łómickiego  zaświadczają  o  odwiecznem, 
gorącem,  prawdziwie  słowiańskiem  zami- 
łowania Indn  polskiego  do  pieśni,  jak 
również  wskazują,  że  dziś  jeszcze  powsze- 
chnie   znane    i    lubiono    dawne    pieśni: 


"T^^ 


^a 


3fe 


X  1 


=?=?= 


m 


jiit 


i  t  ^ 


=S=ff 


m 


:Ł±= 


m 


i<  ^^  s>j'\  ]  S^ 


3^ 


m 


r    ' 
i  1 


i  '  t.  N 


^^ 


=F=t= 


^^ 


^ 


^^ 


X  XVI  w.  do  pieśni  ,,Zakł6)am  eię  tamieni",  przepisBoa  oa  nutację  dziaiejseą  pnes  p.  Al.  Po- 
lińaki^o,  z  tabulatury  organowej,  znajdującej  się  w  jego  zbiorach. 


skifjgo,  etr.  52  i  53).  Łuk.  Górnicki  zaleca 
dworzaninowi  polskiomii:  „A  nietylko  tań- 
cować, ale  i  śpiewać,  grać  na  lutniej  nie 
sromota,  zwłaszcza  będąc  o  to  proszoDy" 
—  „zwłaszcza  iż  w  piosnkach  więcej  niż 
czegozawadza  aięmilości".  Winnem  miej- 
scu mówi  G-ómicki  o  ludzie  wiejskim:  I 
„Kmieć,  w  gorące  dni  śpiewając  sobie  o 


„Z  tamtej  strony  jeziora  stoi  lipka  zie- 
lona" i  „Stoi  li'pe  jika  w  szsrokiem  po- 
la", musiały  być  i  w  XVI  w.  tak  samo 
wśród  luda  popu\a,xne.  Wobec  niezmier- 
nie szczupłej  liczby  iti6^°^y^  ^'^''^^wanych 
z  owycli  caasów,  -c^ig^jemy  tutaj  jedną  z 
zaginiotijctjuŁ  d,..,  -\tóm  .Zaklółam  się 
tarniecn.**  -^eli^-iW^ '^^^'P"^'^*?*'^^ 


yCtoOJ^ 


20 


p    r    )•:    s    N 


wojnach  Batoiego   a  pod  Byczyną  poległ,  I 
zaważywszy  sobie  na  to,  że  o  nim  polskie 
piedni  układano  i  śpiewano.    Sa  końca  ' 
XVI  wieku  mieliśmy  i  cały  śpiewnik  hi- 
storyczny   w  postaci  książeczki  gockim 
drtikiem,formatu  pośredniego  miedzy  4-ką  i 


0&oIc(łfltt>€^ŁOt)ry^ 


t^itile^aw  €hi'obvf/  tymmiantmptitiwanfi 

pan  ftiimty/  ciWfnf.'  y  ncgrftf  lefo'*  r|««T/ 

iwUfitid  Rfcttftit,  miainipńntypitcyf. 
SodjoiB(trtwci?/we»f?ciiipcje:frj«gałftt/     ' 

3(nK  trtrigego  ntio  n'(i  fobie  mdiftc, 
Soj0«łatpol|tf/  w®tdm«  l^ttofof 

Tpófunteci  iiipfigf/TJ^Vłrt«tooro. 
pvi,Ypt&tit  w  CtybBi/  Prufpł  popiocj<fnf  / 

3R  djfii  W  ftroat/  Citfttt/  SufKc  pdnf ; 
[J)&9att<^T^fna  ;ap<in<i  pofobt«/ 

3iAlcmpo(|7oWfinoDpo&t>any^  vgtoU«. 


Esiążld,  cieszące  się  w  swoim  czasie  naj- 
większą popularnością,  bywały  tak  przea 
og^  w  użyciu  ich  wyniszczane  (jak  np. 
dawne  elementarze  i  kantyczki),  że  w  lab 
kitka  po  wydrukowaniu,  stawały  się  rzad- 
kością. Jeżeli  zaś  prawa  autorskie  i  jakiś 
-  przywilej  csobisty  wydawcy, 
_____  ,  co  się  często  wówczas  zdarza- 
ło, lab  interes  innych  wydaw- 
nictw, stawał  na  przeszkodzie 
do  przedruku,  to  książka  szła 
niebawem  w  zapomnienie,  na- 
wet wtradycyi  młodszych  poko- 
leń. Takiego  losn  doznała  i  po- 
wyższa, której  jedyny  egzem- 
plarz napotkaliśmy  o  profeso- 
ra Józefa  Przyborowskiego. 
Że  zaś  nie  miała  jaż  ani  karty 
tytułowej  ani  końcowej  (z  Zyg- 
muntem III- im),  więc  nie  wie- 
my nawet  jak  ją  tytułować, 
ani  kto  był  jej  aatorem.  Prof. 
Przyborowski  był  zdania,  że 
nosiła  tytuł  tak  zapisany  w 
Dykcjonarau  poetów  polskich 
Juszyńskiego  {t.  II,  str.  427): 
„Katalog  książąt  i  królów  pol- 
skich albo  Porządek  a  Ordank, 
począwszy  od  Lecha  I  a£  do 
dzisiejszego  Zygmunta  III,ryt- 
mem  polskim  dla  snadniejszej 
pamięci  ułożony.  Śpiewanie 
może  byó  jako:  „Kto  mi 
dal  skrzydła",  albo  jako  7,0  PO' 
topie":  .Boże  mój,  racz  się 


tgflfi  taiy.  UroloiuaTlflt  if. 

__^_ tfittm    demną  zmiłować'.     Ponieważ 


I    książki  tak  zatytułowanej 
Jedna  stronica  nieznanej  dotąd  ksiąlki  z  XVI  \f.,  zawierającej  47  przez  Juszyńskiego   ani    prof. 


śpiewAw  hislorjcznjch  polskich. 
a8-ką,  obejmującej  47  portretówdrzewory- 
towych  (popiersia  w  otokach  medaljono- 
wych)  książąt  i  królów  polskich,  począw- 
szy od  Lecha  a  skończywszy  na  Zygmun- 
cie m,  i  pod  każdym  portretem  pieśń  z 
12 -tu  wierszy  ll-sylabowych  a  pod  pie- 
śnią daty  panowania  i  niektóre  szczegóły. 


Przyborowski  nigdzie  nie  spo- 
tkał, ani  piszący  to  nie  zdołał  wyszukać 
w  książnicach  warszawskich  i  krakow- 
skich, więc  i  prz«2  porównanie  nie  może- 
my stwierdzić  doiĄ-y^Q  uczonego  profeso- 
ra, czy  śpiewy,  o  Vłńt!f^^™°'"*'  ^^  istot- 
nie lub  «»e  są  mni  -ijra  .Katalogiem". 
To  tylico   pewna^  ^  ^^^^^^5  2,ygmunta  I 


"  A  harde  Bkrócil  czeskie,  ruskie  pany.  \   doli>''  \(ł'''  »j,i  aWomcy  Bolesławowi  Uhro- 

>  .Cr 


dbyGoof^le 


PIEŚNI. 


bremn  poówięconej,  a  podajemy  głównie 
z  mydlą,  te  ułatwić  to  moke  porównanie 
i  odkrycie  egzemplarza  z  tytntem  i  zakoń- 
czeniem. W  bibijotece  jeżewskiej  posia- 
damy wydsn%  w  Wilnie  r.  1624  broszurę 
Franciszka  Uałkota  S.  A.  W.  w  4-ce  o  12 
kartach  nieliczbowanych  p.  n.  „Tureckich 
y  IflaoBkich  wojen  o  sławnej  pamięci  Ja- 
nie Karola  Chodkiewiczu  i  t.  d.  Wiel.  X, 
Lith.  Wielkim  hetmanie,  Iflantskiej  zie- 
mi gubernatorze,  Głos  Jaśnie  wielmożnym 
Ichmodciom  Panom  Aleksandrowi  Chod- 
kiewiczowi (i)  Krzysztofowi  Chodkiewiczo- 
wi" i  t.  d.  Jest  to  właściwie  5  pieśni  na  cześć 
Karola  Chodkiewicza.  1-a  ma  tytuł  „Ołos 
Gryphi"  (t.j.  Gryfa  herbowego);  2-a„&ło8 
tureckiej  wojny";  3-a  ,.Glos  Inflanskich 
wojen";  4-a  „Głos  urody";  6-a  „Glos  stawy". 
Do  pieśni  1,  2,  4  i  6  dołączona  jest  na  cze- 
le każdej  melodja  oddzielna  ułożona  w 
partyturę.  Przy  pieśni  zaś  3-ej  napisano 
tylko:  „Na  notę:  Wieczna  sromota". 
Podanie  wiadomości  o  wszystkich  znanych 
nam  pieśniach  polskich  z  XYI  w.  przecho- 
dzi o  wiele  zakres  niniejszej  Encyklope- 
dyi,  jest  zaś  zgoła  niemożliwem  co  do  wie- 
ku XVII  i  XVIII.  Poprzestaniemy  zatem 
na  przytoczeniu  w  c^ości  dwuch  pieśni 
wyśpiewanych  przez  nieznane  nam  z  na- 
zwiska podniosłe  i  szlachetne  dusze  pod 
wpływem  wielkich  nieszczęść  kraju.  Pieśń 
pierwszą  ułożył  pr^zej  duchowny,  niż 
rycerz,  podczas  „potopu"  szwedzkiego, 
a  więc  zapewne  nie  błądzi  tradycja,  utrzy- 
mując, że  śpiewali  ją  konfederaci  tyszo- 
wieccy  i  rycerstwo  Czarnieckiego. 

Bole  tasbawj,  prayjmi]  pluci  krwawy 

Upadającjch  ludzi, 
Sercem  wzajcbamy.  łzy  wylewamy, 

Niech  prośba  łaskę  wzbadzt. 
Polska  Komna  wielce  Btnipiona 

Żebrze  Twojej  litości. 
Jednejie  matki  niezgodne  dziatki 

Szarpają  jej  wnętrznościl 
A  nieprzyjaciel  wzią)  eobie  za  cel 

A  cli,  nieszczęśliwa  dołal 
Z  tak  znamienitej  Rzeczypospolitej 


Młódź  ale  została,  i  ta  nie  cała  — 

Smierd  ranne  tniwo  kosi. 
Gdiie  aą  ryc«Tze,  biui  łołnierxeT 

Odzie  icli  męstwo  i  liłal 
Z  nimi  poapola  poszła  do  dotu, 

W  grobie  aię  potołyłal 
Ani  f^mada,  ni  ladska  rada, 

Plac  wygrywa  w  potrzebiel 
Szabla  tępieje,  i>erce  Niichłei?, 

Ody,  Bote,  niemaaa  Ciebie! 
NAJwyźsn'  Fanie,  mocny  hetmanie! 

Dob^di  oręta  Twego; 
Uśmierz  pogany,  ulecz  nam  rany, 

Wstawię  imienia  swego. 

Zdobycie  Kamieńca  w  r.  1672  przez  Tur- 
ków i  zagarnięcie  przez  nich  Podola,  tej 
najpiękniejszej  z  ziem  dawnej  Polski,  da- 
ło powód  nieznanemu  poecie  do  ułożenia 
pieśni,  na  której  widocznym  jest  wj^yw 
pieśni  poprzedniej,  ale  i  to  również,  że 
twórcą  jej  był  niewątpliwie  rycerz  a  nie 
ksiądz. 

n  twardy: 

Czas  przetrzeć  irenice  a  toczyć  kryni< 

Łez  gorzkich! 
Jul  pod  armatą  ziemia  przyklęka, 
JuJ  Ukraina  pod  Turkiem  stęka, 
Jol  braoiec  apętaiiy;  jui  brząka  kajdany, 

A  ty  śpisz! 
I  Orle  aanuacki!  gdzie  są  pioruny? 

Odzie  Bą  ogniste  grady  Bellony? 
Odzie  dziarska  ochota?  gdzie  pradziadów  utOlaT 

Gdzie  męstwo? 
f  ui  Kamieńcowi,  poial  się  Botcl 
Ściele  Ottoman  z  popiołem  lołe  — 
ly  w  łabędziem  pierzn,nie  w  twardym  puklerzu 

Harcu  jesz! 
Wszelką  swobodę  jul  wytrąbiono, 
Jat  na  rekwijem  z  dział  uderzono; 
A  ty  o  łiJobie,  ani  o  twym  grobie 

Nie  myfllsz! 
Hej  na  dobrą  noc  wolnoedom  twoim, 
Naichylił  Turciyn  księiycem  swoim  — 
ly  hejoid  wesoło  i  w  taneczne  kolo 

Orać  kolwzl 
Czarnieckich  niemanz,  ChodkiewiczAw  mało, 
Kordeckich  wcale  jut  nam  nie  stało; 
Młódź  tylko  została,  i  ta  zaniedbała 

Ochoty! 
Na  zlołą  wolność  już  pęta  kują, 
Na  twoje  karki  łyka  gotują, 
Gore  u  nąsiada,  wszędy  nłycjiać  blada, 

A  ty  śpiszl 
Podolskie  kraje  z  talu  się  krają. 
Kraszą  się  mury,  wiete  padają; 
A  ty  skamieniały  nad  Sykulskie  skaty 

Śpisz,  l>cŁn! 

Gdy  kto  chce  zapozug^^  bVą  ^  muzyką  i  pie- 
śnią religijną  dawny  i,  wieków  w  Polsce, 
ma  dwa  poważne  4^-     ^"st^mprzedmio- 


yGoot^le 


PEgrNOWANIE.-  PIJARZY. 


cie:  1)  .Polskie  pieśni  kościoła  katolickie- 
go od  najdawniejezycli  czasów  do  końca 
XVI  stnlecia  zebrał  ks.  Józef  Surzyński" 
t  Poznań,  r.  1891).  2)  „Pieśni  katolickie  pol- 
skie od  najdawniejszych  czasów  do  końca 
XVI  w.*,  opracowane  przez  M.Bobowskie- 
go,wydaIaAkademja'Um.wKriikowie.  W 
bibi,  jeżewskiej  posiadamy  także  bardzo 
ja2  dziś  rzadki,  bo  w  śpiewaniu  wynisz- 
czony, zbiór  tysiąca  pieśni  religijnych, 
wydany  w  Krakowie  r.  1801.  Ale  jeżeli 
kto  zechce  zapoznać  się  z  pieśnią  świecką 
dawnych  wieków,  to  rumieniec  wstydu 
zapłonie  w  jego  sumieniu  narodowem  wo- 
bec lekceważenia  i  niedbalości,  z  jaką  tra- 
ktowano skarbiec  pieśni  polskiej  poza  ko- 
ściołem. Średniowieczne  pojęcia,  ie  poza 
łaciną  niemasz  nic  godnego  do  naoki  i  za- 
pisania, pozwoliły  zmarnieć  i  zaginąć  ca- 
łej poezyi  bohaterskiej  z  6-wiekowej  doby 
Piastów,  "Woronicz  w  .Rozprawie  o  pie- 
śniach narodowych"  ma  na  myśli  prawie 
wyłącznie  śpiewy  religijne.  Wójcicki  w 
„Obrazach  starodawnych",  Maciejowski 
w  .Albnmie  literackim  dla  Wójcickiego" 
i  Helenjusz  zebrali  to  i  owo.  Maciejow- 
iiki  pierwszy  przyrfużył  się  przeglądem 
bibljograficznym  niektórych  rzeczy.  Wo- 
góle  jednak  zrobiono  mało,  choó  jnż  Ł. 
Gołębiowski  w  „Grach  i  Zabawach"  {rok 
1831,  str.  230)  napomina,  że  pieśni  histo- 
ryczne, „uzbierawszy  te,  których  ślad  jesz- 
cze pozostał,  chronologicznie  należałoby 
wydać".  Piszący  to  wydobył  i  uratował 
niejedną  z  tych  rzeczy  od  zagłady,  czego 
nie  poczytuje  sobie  za  tadną  zaslagę,  ale 
za  prosty  obowiązek  sumienia,  ciążący  na 
każdym  człowieka  w  społeczeństwie  kul- 
turalnem.  A  całe  szeregi  podobnych  zbie- 
raczów  i  ratowników  rozsianych  po  kraju 
powinny  były  poprzedzać  takich  badaczów, 
jak  Aleks.  Bruckner. 

Piętnowanie,  tak  nazwane  po  polska 
prawdopodobnie  od  formy  znaku  wypala- 
nego, który  bywał  podobny  do  gwiazdy 
pięciopromiennej  lab    do    pięty  , 


czyli  podkowy.  Piętnowanie  zwierząt  zna- 
kiem czyli  godłem,  t.  j.  pieczęcią  ich  posia- 
dacza, jest  zwyczajem  bardzo  dawnym. 
W  perskim  poemacie  Szach-Nameh  zwra- 
ca Rastem  awagę  na  to,  że  koń  w  spotka- 
nej przez  niego  stadninie  nie  ma  piętna 
na  żadnej  nodze.  W  Polsce  to  piętnowa- 
nie było  w  użycia  już  w  XII  w.:  w  balii 
z  17  lipca  1211  r.  czytamy,  że  ktoś  pieczęć 
starą  przyrównał  do  ^caułerium  iumen- 
łorum'^  (Kodeks  Wielkop.,  Nr.  74).  Sta- 
tut Litewski  stanowi,  że  każdy  zapisze  się 
w  rejestr  hetmański  razem  ze  swoim  pocz- 
tem; maść  koni  zapisze  i  klejma  odmaluje. 
Jakoż  dotąd  —  powiada  Zjaguna  —  w  "Wil- 
komierskiem  piętno  zwie  się  klejmo; 
w  Berdyczowskiem  i  Lipowieckiem  lud  mó- 
wi p  i  a  t  n  o,  a  żelazo  do  piętnowania 
przedstawia  zwykle  kształt  podkowy,  lob 
też  półkole  z  widlastym  wyskokiem.  Pięt- 
nowanie ^oczyńców  w  dawnych  mia- 
stach polskich  odbyw^o  się  pabticznie  pod 
pręgierzem,  a  było  zwyczajem  parzyniesio- 
nym  do  Polski.z  Niemiec  razem  z  prawem 
magdeburskiem  i  torturami. 

PIgnoratlo  w  dawnem  prawie  polskiem 
znaczyło  fantowanie,  inaczej  „ciążanie", 
branie  ciąży;  (^//(/'''ciraAi?  znaczyło  da- 
wać co  w  zastaw. 

Plgaus.  Tak  zwano  w  prawie  polskiem 
zast-aw  ruchomy,  a  niekiedy  vadium,  lubo 
mniej  właściwie,  bo  yadium  znaczyło  ka- 
rę umówioną  za  niedopełnienie  zobowią- 
zań. 

Pijarzy  sprowadzeni  zostali  do  Polski 
przez  króla  Władysława  IV  i  kanclerza 
Rzplitej  Jerzego  Ossolińskiego,  który  w 
czasie  swego  poselstwa  do  Rzymu  poznał 
tam  to  zgromadzenie  szkolnictwu  poświę- 
cone. Sk,^o'wadzenie  do  Warszawy  nastą- 
piło po^gjaB  ""^i^y  SO-letmej,  kiedy  w 
Czecha  ■   IŁóiłwu,  ogmem  i  mieczem 

pustosi^V  ^  ^  i&Yoniucy  wielu  klasztorów 
siedziv^<\  aV*'  .'  tf^^^^"^  ocnszczać.  Wtedy 
S«'  >kX^  r  ,ft^^^o\6TiVe8CTO^&4Mma  je- 


IV 


dbyGoof^le 


24 


I    J 


gozakonnikówdoWarszawy,naco  założy- 
ciel szkót  pobożnych  chętnie  zezwolił.  R. 
1642  przybyto  do  "Warszawy  13  pijarów, 
między  którymi  był  jeden  tylko  Polak, 
Kazimierz  Rogatko.  Osadzono  pijarów  nu 
rogu  ulic  Dtngiej  i  Miodowej,  gdzie  zbu- 
dowano im  tegoż  roku  kościt^ek  drewnia- 
ny i  złożono  w  nim  relikwie  śś.  męczenni- 
ków Pryma  i  Felicjana,  przyrfane  królowi 
przez  Urbana  VIII.  Erekcja  pijarów  war- 
szawskich zawiera  te  słowa:  „Oprócz  gim- 
nazjum parafjalnego,  będącego  pod  dy- 
rekcją akademii  krakowskiej  i  tego  dru- 
giego pod  dyrekcją  ojców  szkól  pobożnych 
(pijarów)żadne inne  gimnazjum  nie nLa być 
zakładane,  a  wyżej  wzmiankowanym  oj- 
com w  zakładaniu  szkół  nikt  nie  ma  prze- 
Bzkadzaó".  Ka  miejscu  drewnianego  kole- 
gjum  i  kościoła  powstały  później  murowa- 
ne gmachy  ze  składek  ludu,  możnych  pa- 
nów i  funduszów  zgromadzenia.  Kole- 
gjnm  to  pierwsze  przy  rogu  Długiej  i  Mio- 
dowej było  więc  gniEizdem  pijarów  w 
Polsce  i  z  małemi  przerwami  rezydencją 
prowincjałów.  Rodzina  Lubomirskich  od- 
znaczyła się  szczególną  dla  tego  zakonu 
przychylnością.  Zaraz  w  roku  następnym 
Stanisław  Lubomirski  ufundował  pijarów 
w  Podolińcu,  za  Karpatami  na  Spiżu,  i  na 
znak  swojego  dla  nich  zaufania  odd^  syna 
na  wychowanie  do  otworzonego  tam  uro- 
czyście (w  czerwcu  r.  1643)  kolegjam.  Pija- 
rzy złożyli  w  Podolińcu  nowicjat  dla  pro- 
wincyi  polskiej  i  utrzymywali  go  tam,  do- 
póki hrabstwo  Spiskie  przy  pierwszym  po- 
dziale Polski  nie  odpadło  do  Austryi,  Szko- 
ły podolinieckie  utrzymywały  do  ostat- 
nich czasów  sławę  wybornego  gimnazjum. 
Oiż  Lubomirscy  wprowadzili  pijarów  do 
Rzeszowa.  Król  Jan  Kazimierz  w  r.  1654 
dai  pijarom  przywilej  osiedlenia  się  w 
Krakowie.  Do  Chełma  wprowadzeni  zo- 
stali r.  1673;  w  tychże  czasach  i  do  Kalwa- 
ryi  pod  Czerskiem,  gdzie  konwikt  pijar- 
ski  był  dosyó  uczęszczany.  Do  Łowicza 
przybyli  r.  1668,  do  Piotrkowa  r.  1673,  a 


sejm  warszaw,  przyj-  w  r.  1677  iundację 
piotrkowską  pod  opiekę  króla  i  narodu. 
Kroniki  zakonne  opisują  dość  obszernie 
spory  piotrkowskich  jezuitów  z  pijarami 
i  bójki,  jakie  ich  uczniowie  między  sobą 
staczali.  Sprawa  tych  zamieszek  doszła  do 
nuncjusza  papieskiego  w  Warszawie,  Głri- 
maldi'ego,  który  (r.  1714)  wydal  dekret, 
wzbraniający  młodzieńcom  każdego  rodu 
i  stanu,  należącym  do  szkół  jezuickich  i  pi- 
jarskich,  chodzenia  z  szablą  (framea),  ta- 
sakiem (cnlter),  kijem  lub  inną  bronią  za- 
czepną i  odporną,  nie  zwalniając  nawet  od 
tego  prawa  czasy  wakacyjne.  Kolegjum, 
w  Radomiu  fundowane  r.  1685  przez  Wą- 
sowicza,  kr.  Jan  Sobieski  uposażył  hojnie 
darowaniem  dwuch  wsi  podmiejskich: 
Kaptura  i  Janiszowa.  Dalej  idą  fundacje: 
w  Warężu  r.  1688,  w  Wieluniu  r.  1684,  w 
Łukowie  roku  1696,  w  Szczuczynie  mazo- 
wieckim jeszcze  za  panowania  króla  Jana, 
w  Międzyrzecu  koreckim  r.  1702,  w  Ra- 
dziejowie na  Kujawach  r.  1727,  w  Złoczo- 
wie r.  1731,  w  Nowym  Sączu  r.  1756,  w 
Opolulubelskimr.  1736,  we  Lwowie  r.  1756, 
w  Rydzynie  r.  1786.  W  Rawie,  Łomży  i  Dro- 
hiczynie, po  zniesienia  jezuitów,  oddane 
zostały  ich  kolegja  pijarom,  a  było  jesz- 
cze i  w  Warszawie  drugie  Collegium  no- 
błltum  Konarskiego.  Powyższe  24  kolegja 
i  rezydencje  pijarskie  skiadały  prowincję 
polską.  Prowincja  zaś  litewska  tego  za- 
konu utworzona  została  r.  1736  zaprowin- 
cjalstwa  ks.  Józefa  Jastrzębskiego,  począt- 
kowo z  6-u  kolegjów:  w  Wilnie,  Dąbrowi- 
cy, Lubieszowie,  Szczuczynie,  Poniewie- 
żu  i  Lidzie.  Później  dopiero  przybyły  ko- 
legja w  Zelwie,  Łużkach,  Wiłkomierzu, 
Rosieniach,'Witebsku,  Śnipiszkacb,  Dąbró- 
wnie, Poloeku  i  Petersburga.  Kologjum  w 
Wilnie  było  zwykle  rezydencją  prowin- 
cjałówlitewskieh  i  utrzymywało  konwikt, 
o  którego  zaiożenie  pijarzy  mieli  30-letni 
spór  z  jezuitami.  "Wie\o  pijarów  polskich 
zasłynęło  oauką  a  p,^  ^ęday  niminajgloś- 
I  niejszym     s^^^  si^  W     1^.^.1-700)  Stani- 


■yGoot^le 


PIKIETA.— PIÓRNIKI. 


2h 


staw  Konarski,  reformator  szkolnictwa  i 
wydawca  Yoluminów  legum,  które  dopro- 
wadził do  tomu  szóstego.  Napisana  przez 
niego  gramatyka  łacińska  stała  się  tern 
głośną,  że  zastąpiła  jezuicką  Alwara.  Dru- 
gie dzieło  De  emendaiidis  eloguentiae  vi' 
ii's  (Warszawa,  1741  r.)  dtJo  powód  do 
zaciętej  walki  między  zwolonnikami  sta- 
rego a  nowego  systemu  wymowy.  Potę- 
pia w  niem  Konarski  makaronizm,  prze- 
sadę, napuszystośó  i  wyśmiewa  nawet  włas- 
ne utwory  ogłoszone  w  młodości.  Powoli 
Jednak  ucichły  krzyki  a  wymowa  w  kraju 
weszła  na  nowe  tory.  W  ostatnich  latach 
panowania  Augusta  III  wydał  Konarski 
najznakomitsze  swoje  czterotomowe  dzie- 
ło „O  skutecznym  rad  sposobie",  w  którem 
potępia  liberum  veto,  doradza  zniesienie 
konfederacyi,  obieralności  królów  a  wpro- 
wadzenie dziedziczności  tronu.  Król  Sta* 
nisław  August  kazał  wybić  na  cześó  Ko- 
narskiego złoty  medal  z  napisem:  Sapare 
fiuso,  t.  j.  temn,  który  się  ośmielił  być  mą- 
drym. Jednym  z  najzasłużeńszyoh  pija- 
rów litewskich  był  ks.  Maciej  Dogiel,  któ- 
ry wyjednał  przywUej  królewski  na  dru- 
karnię pijarską  w  Wilnie  r.  1754  i  w  niej 
dmkował  swój  znany  Codex  dtplomaticus, 
i  któremu  kapituła  prowiacjalska  w  roku 
1754  dziękowała  za  starania  około  drukar- 
ni, bibljoteki  i  za  pałac  Staszków  na  Col- 
legium nobilium  nabyty. 

Pikieta  lub  r  u  m  el,  dawna  gra  w  kar- 
ty, przyszła  z  Francyi,  lecz  grywana  była 
u  nas  w  karty  polskie,  Jan  Kochanowski 
wspomina  o  niej:  „Bo  chociaż  rumla  nie 
mam,  lecz  przychodzę  z  braltem".  Za  cza- 
sów saskich  znana  była  „rumelpikieta  z 
pocztyljonami". 

Piłat.  Tak  nazywano  pręgierz,  pod 
którym  na  rynku  wystawiano  złoczyńców 
za  karę.  Ob.  Pręgierz. 

Piłka  czyli  chwytka.  O  grze  w  pił- 
kę mówi  kilku  pisarzów  polskich  XVI  w., 
a  między  nimi  O-órnicki  tak  pisze:  ,By  był 
ten  zwyczaj   w  Polszcz©,   który  wo  Wło- 


szech i  we  Francjej  jest:  grać  piłę,  na  koń 
skakać,  chci^bym,  aby  mój  dworzanin  i 
to  dobrze  umiał,  lecz  ii  tego  zwyczaju  u 
nas  niemasz,  może  i  on  być  bez  tego.  A  ja- 
ko piły  nie  grawamy,  tak  zasię  morzprę- 
gi,  latanie,  abo  chodzenie  po  powrozie,  by 
było  pospolite,  jednakbym  ja  swemu  dwo- 
rzaninowi tego  nie  dopuścił".  Widzimy  z 
powyższego,  że  upowszechnienie  się  gry 
w  piłkę  nastąpiło  w  czasach  późniejszych, 
a  mianowicie  za  Zygmunta  III,  który  lu- 
bił grać  w  piłkę.  W  w,  XVIII,  jak  to  za- 
świadcza Ł.  Gołębiowski,  piłka  była  naju- 
podobańszą  grą  studencką,  której  gatunki 
miały  następujące  nazwy:  w  ściankę,  w  ka- 
szę, żydek,  sadło,  pieczątka,  bochenek 
chleba,  półmisek,  waza,  nóż,  widelec,  kla- 
skanka,  obertanka,  raczka,  palant,  podbi- 
janka,  meta,  półmety  i  ekstrameta. 

PiAczowskałainlaob.  Łaźnia. 

PIArniki  palsstrantów  polskich.  Czy  zwy- 
czaj noszenia  piórników  za  pasem  w  obo- 
zach i  sądach  przez  ludzi,  mających  z  pi- 
saniem do  czynienia,  przeszedł  z  Turcyi 
do  dawnej  Polski,  lub  też  odwrotnie,  tego 
nie  będziemy  dociekali,  nie  posiadając  od- 
powiednich wskazówek.  Mamy  tylko  w 
zbiorach  jeżewskich  kilka  podobnych  piór- 
ników z  kałamarzami,  z  których  jeden  jest 
starej  roboty  wschodniej,  dwa  starej  robo- 
ty być  może  polskiej  i  jeden  nowszy  zno- 
wu roboty  tureckiej.  Gdzie  bowiem  zacho- 
wek się  dłużej  zwyczaj  noszenia  pasów, 
tam  i  piórniki  dotrzymują  im  towarzy- 
stwa. Podajemy  tupiórnik  zkałamarzem, 
który  długie  czasy  przechowywany  był 
w  rodzinie  Rostworowskich  z  tradycją,  że 
niegdyś  do  jakiegoś  słynnego  palestranta 
należał.  "Wyrobiony  z  mosiądzu,  długi  jest 
21  cent^ujettów,  az6ro^2Vs-  Kałamarz 
przy  H.\v„  ta^i*^*'  TO^^^rzt^iy  "  ^°*  ^  ~ 
połowi^^  gdlj  «W  "wi^^i®  atramentu  I 
trzeei^^^  *®  ^^^  gl^bokoiai,  to  i  pi6i 
czad 
marz- 
kałai 


,«4°'^ 


atramentu  do 

>ro  uma- 

na  bok  kala- 

iwa  a\ą.    Otwór 

Vi&CŁkiem  na  **- 


dbyGoot^le 


PISANKI. 


wiasliach  i  maleiLką  zasawką.  Zawiaski 
atanowią  cf^ość,  przedstawiającą  lite- 
ry BK  związane  w  monogram,  należący 
zapewne  do  pierwotnego  właściciela  tego 
zabytku. 


dłnbka  jest  ciekawe,  dowodzi  bowiem,  że 
nietylko  zwycz&j  malowania  jaj  wielkanoc- 
nyck  był  już  w  wieku  XIII  powszechny 
w  Polsce,  ale  i  zabawa  z  niemi,  zwana  dziś 
„na  wybitki',   „w  bitki',   wktórej   dwaj 


Palestront  z  piórnikiem      Wierachma  częSć  kala- 
zatkniętjm  za  poKem-  miirza. 

PłsankJ,  zwane  także  piskami  i  kra- 
szankami, jaja  malowane  na  Wielka- 
noc. O  malowaniu  jaj  w  starożytności  ma- 
my już  wzmianki  w  dziełach  Owidjusza, 
FlinjuBza  i  Juwenala.  Zwyczaj  barwienia 
jaj  wielkanocnych  w  Polsce  jest  prawdo- 
podobnie tak  dawny,  jak  wprowadzenie 
wiary  chrześcijańskiej.  Wincenty  Kadłu- 
bek, biskup  krakowski,  w  kronice  swojej 
z  początku  w.  XIII  mówi:  „Polacy  z  da- 
wien dawna  byli  zawistni  i  niestali,  bawi- 
li się  z  panami  swymi  jak  z  malowanemi 
jajkami  (^/c/łt^^m)''.   Wyrażenie  to  Ka- 


PiiSniik  pklestrantóir  polskich  e  XVI  lub  XVIT  trieka. 

przeciwnicy  uderzają  swoje  pisanki  jedna 
o  drugą,  a  który  stłucze  jajko  przeciwni- 
ka, wygrywa  takowe.  Kadłubek,  porów- 
ny wając  niestałość  Polaków  dla  pannją- 
cych  książąt  do  zabawy  z  malowanemi  jaj- 
kami, nie  mógł  dobitniej  wyrazić  swojej 
myśli.  Zwyczaj  malowania  jaj  wielkanoc- 
nych był  powszechny  w  narodzie.  Zajmu- 
ją si%  tem  dziś  głównie  dziewczęta.  Far- 
bują jaja  w  brezylii  czerwonej  i  sinej,  w 
w  odwarze  z  łupin  cebuli,  z  kory  dzikiej 
jabłoni,  listków  kwiatu  malwy,  kory  olszo- 
wej, z  robaczków,  czerwcem  zwanych,  w 
szatranie,  krokoszu  i  t.  d.  Rysują  jajko 
rozpuszczonym  woskiem,  aby  farba  miejsc 
powoskowanych  nie  pokryła.  Rysowanie 
zowią  „pisaniem",  stąd  nazwa  „pisanki", 
tak  jak  dawnych  .dzbanów  pisanych" 
czyli  malowanych.  Upowszechnione  dese- 
nie mają  swe  nazwy  od  wzorów  i  podo- 
bieństw, rysują  więc  w  gałązki,  w  drabinki, 
w  wiatraczki,  w  jabłuszka,  w  serduszka, 
w  dzwonki,  w  sosenki,  w  kogutki,  w  ku- 
rze łapki  i  t.  d.  Jako  narzędzi  do  pisa- 
nia używają  szpilek,  igieł,  kozików,  szy- 
d^,  słomek  i  drewienek.  Był  stary  zwy- 
czaj taczania  pisanek  na  mogiłach  przy 
obchodzie  pamiątki  zmarłych  i  oddawa- 
nia tych  jaj  potem  dziadom.  Starzy  lu- 
dzie pamiętają  go  w  Wilnie  a  i  krakow- 
ska „Rękawka"  jest  Tj&n^^^tką  tego  zwy- 
czaju   naszych    pra,^;-^^-    ^  pisankach 


>yGoo<^k 


PISARZ] 


27 


polskich  pisali  pomiędzy  iniiymi:  Stefaoja 
Ulanowaka  (Tygodnik  Ilastr.  r.  1884,  nr. 
68),  Szczany  ■  Jastrzębowski  w  pismach 
iliiBtrowanj~(^  warszawskich  i  w  „Ruka 
polskim"  Glogera  (r.  1900,  etir.  171),  Z. 
aioger,  któiy  podał  w  „Wiśle"  (r.  1891, 
t.  V,  flti.  166)  „najdawniejszą  wiadomość 
o  pisankach",  Zygm.  Wolski  z  Tadeuszem 
Dowgirdem  w  IV  tomie  „Wisły"  (r.  1890) 
i  oddzielnej  odbitce  i  Łuk.  O-oIębiowski  w 
dzidach  swoich:  „Lud  polski",  r.  1830, 
str.  283  i  „ary  i  zabawy"  r.  1831.  str.  294. 
Tu  pisarz  ten  podaje  wyjątek  z  „Kurjera 
Warsz."  z  r.  1827,  nr.  104.  Gołębiowski 
słuszną  robi  gdzieindziej  uwagę,  iż  między 
,, pisankami"  i  „kraszankami"  ta  jest  róż- 
nica, że  kiedy  kraszanki  są  gładko  pofar- 
bowane,  to  pisanki  są  popisane  czyli  ozdo- 
bione rysunkami.  Bruckner  grę  na  wy  bitki 
zowie  „walatką". 

Pisarze.  Przy  każdej  władzy,  składa- 
jącej się  z  kilku  osób,  bywał  pisarz.  Wcza- 
sach dawnych,  kiedy  nawet  dygnitarze 
nie  zawsze  umieli  pisać,  pisarz  choć  mie- 
wał nizką  godność,  ale  posiadał  wptyw 
doiy.  Pisarz  sądowy  miał  godnoió  w  ca> 
łem  kollegjum  najniższą.  MaJo  gdzie  słn* 
żyło  mu  prawo  głosn,  ale  prawie  sam 
wszystko  robił.  Niższość  w  urzędzie  mn> 
siano  mu  wynagradzać  pieniędzmi  i  dlate- 
go pisarz  wszędzie  miał  obmyślane  docho- 
dy. Byli  więc:  1)  Pisarze  miejscy,  2) 
grodzcy,  3)ziemsoy,  Ten  ostatni  był 
nrzędnikiem  powiatowym,  członkiem  są- 
dów ziemskich,  sprawy  do  regestrów  za- 
ciągał, zarówno  z  sędzią  i  podsędkiem 
głos  dawa^  wyroki  ferował  i  do  dekreta- 
rza  z  motywami  wpisy wtd.  Prawo  z  r.  1496 
postanowiło,  aby  pisarze  ziemscy,  tak  ja- 
ko i  sędziowie,  per  liberum  electionem  t.  j. 
wolnym  wyborem  obierani  byli  na  powia- 
towym sejmiku  w  liczbie  czterech,  z  któ- 
rych jednemu  król  pisarstwo  jKidług  wy- 
boru swego  odda.  4)  Pisarz  dekreto- 
wy koronny  i  litewski  zasiadałwsą- 
dacb,  przez  króla  odbywanych,  sprawując 


obowiązki  pisarza  sądowego.  5)Pi8arze 
wielcy  koronni  i  litewscy.  W  Ko- 
ronie był  wielki  koronny  jeden,  w  Litwie 
było  ich  aż  czterech.  Dopiero  w  r.  1764 
liczbę  koronnych  z  htewskimi  zrównano. 
Znajdowali  się  oni  przy  boku  królewskim 
i  kanclerzach,  za  których  wiedzą  wyda- 
wali dyplomata,  zasiadali  także  w  sądach 
asesorskich,  których  stijymibyli  radcami. 
6)  Pisarzów  skarbowych  Litwa  mi^a 
trzech.  Korona  dodawała  im  tytuł  wiel- 
kich i  miaJa  tylko  dwach,  duchownego 
i  świeckiego,  którzy  sprawowali  ^użbę 
wydziału  skarbowego  przy  króla  ipodskar- 
bioh.  Pisarzy  skarbowych  mianował  król 
i  do  pomocy  podskarbiemu  naznaczał.  7) 
Pisarz,  czyli  sekretarz  kamery,  był  to  ur7.ę- 
dnik  na  dworze  króla,  pilnujący  jego  po- 
kojowej i  sygnetowej  pieczęci.  8)  Pisa- 
rze polni.  Oprócz  hetmanów  miały  oba 
wojska,  koronne  i  litewskie,  każde  swego 
pisarza  polnego,  którzy  mieli  kancelarje 
do  całej  rachunkowości  wojskowej,  gdzie 
zapisywano  nazwiska  żołnierzy,  wypłatę 
żołdu,  rynsztunek,  konie  i  wszelkie  inne 
rzeczy  wojskowe.  Pisarze  polni  mieli  obo- 
wiązek zakupowania  koni,  przestrzegania 
szkód  w  zapasach  i  przyborach  wojen- 
nych, przywożenia  pieniędzy  dla  wojska 
i  donoszenia  o  wszelkich  jego  potrzebach 
królowi.  W  czasie  pokojn  objeżdżali  gar- 
nizony i  rewidowali  porządki;  pisarz  pol- 
ny koronny  w  XVIII  w.  pobierał  30,000 
dp.  rocznej  pensyi,  a  polny  litewski  15,000. 
Pisarza  polnego  w  razie  potrzeby  zastępo- 
wał wielki  strażnik.  Często  królowie  po- 
suwali pisarzów  polnych  na  hetmanów, 
jako  już  z  sprawami  wojskowemi  obezna- 
nych. 9)  Pisarze  mniejsi  byli  to  zwy- 
czajni pisarze  przy  komisjach  wojskowych. 
Było  pj^nslo'"^®  staropolskie  na  Litwie: 
„PalzV.  _j^  -cani  pisarzowa  jedzie'.-'  Po- 
'^'"gTv.^\-ełł^ciŁ.VOCziitek  temu  przysło- 
wiu n^^^ł!^  ,  c^^ugretcaniMiTBkiei,  pisa- 
rzOT?Q^\-,  }^  ^e>  VU.Ty  w  sztuce  kAaaka- 
•   cA  ^     ij&l^^a  si%*aiBiam,  dojeldżając 


\fy 


dbyGoof^le 


PISKORZ   ŁĘCZYCKI.— PIWO. 


do  dworu,  zwykli  popisywać)  przeszedł 
wszystkich  swoich  kolegów. 

Piskorz  łęczycki.  Obfitość  piskorzy  w 
bagniskach  rzeki  Bzury  da:}a  powód,  jak 
wspomina  już  Bielicki  („Niedziele  kazn.", 
8tr.  602),  że  Łęczycanów  zdawna  przyle- 
gle województwa  nazwały  plskorkami, 
„iż  między  biotami  zostając,  temi  się  ryb- 
kami karmią  i  suszonych  miast  świeo  zaży- 
wają'. Przezywano  tak  i  mieszczan  i 
szlachtę  z  okolic  Łęczycy,  lecz  biada  te- 
mu, ktoby  się  z  tern  odezwał  wobec  Łęczy- 
canina,  lub  smukn^  tylko  ustami,  naśla- 
dując glos  piskorka.  Łęczycanie  bowiem 
słynęli  jako  rębacze  i  zawadjacy,  Były 
przysłowia:  bić  po  lęczycku,  pić  po  łęczy- 
cku.  Mówiono  także:  .Łęczycaoie  piskorze, 
Kujawiacy  młynarze,  Dobrzyniacy  jazgar- 
ki*,  były  to  bowiem  trzy  główne  cechy 
trzech  ich  ziem:  bagna,  dobra  gleba  i  ob- 
fitość jezior. 

PIstał,  pis  toł,  pisz  tał—tłok  moź- 
dzierzowy. „Cukier  utłuc  dobrze  drewnia- 
nym piształem",  pisze  Siennik.  „G-dybyś 
stłukł  głupiego  w  moździerzu,  jako  grucę 
biją  z  wierzchu  pist^em*  {Petrycego  ,E- 
tyka"). 

Piszczał,  piszczel,  piszczalk a — 
najpospolitszy  instrument  dęty,  inaczej 
dudką,  fujarką,  fletem  nazywany.  Hsz- 
czałki  najprostsze  bywały:  sosnowe,  jodło- 
we, bukowe  i  wierzbowe.  Piszczelami  na- 
zywano niekiedy  organy,  składające  się  z 
dobranych  różnogłosowych  piszczałek. 
„Na  piszczałkę  (do  tafica)  jest,  na  owieczkę 
(do  kościoła)  niemasz",  mówi  stare  przy- 
słowie. „Kto  nie  da  na  piszczałkę,  ten  w 
nią  nie  gra",  zapisał  Rysióski.  Piszczac 
lem  nazywano  w  XV  w,  strzelbę  ręczną, 
podobno  od  czeskiego  wyrazu  pisłala,  0- 
znaczającego  wogóle  rurę. 

Piszcztk  lub  fajfer,  była  to  w  śre- 
dnich wiekach  nazwa  grajków  na  narzę- 
dziach dętych,  którzy  tułacze  wiedli  ży- 
cie, ale  już  w  XIV  w.  zawiązywać  się  za- 
częli po  większych  miastach,  zwłaszcza  w 


zachodniej  Europie,  w  korporacje  cecho- 
we na  wzór  rękodzielników  i  uzyskiwać 
przywileje.  Korporacjo  te  przygrywały  po 
kościołach,  zamkach,  ratuszach,  z  wież 
miejskich  i  kościelnych,  w  czasie  pocho- 
dów uroczystych, wesel,  chrzcin,  tańców 
i  styp  pogrzebowych.  Za  przykładem,  idą- 
cym z  Zachodo,  istniały  po  miastach  pol  - 
skich,  zwłaszcza  za  Jagiellonów,  gromad- 
ki piszczków,  trębaczy,  surmaczy,  bębni- 
stiów.  Szczerbicz  w  prawie  saskiem  mówi; 
„Oądki  (gędżbiarze)  i  piszczki  masz  rozu- 
mieć nie  tych,  którzy  się  uczciwą  muzyką 
przystojnie  zabawiają,  ale  owych,  którzy 
się  od  karczmy  do  karczmy  tułają,  albo  z 
pieskami  tańcują".  Piszczkiem  nazy- 
wano działo  armatnie,  które  było  pospoli- 
tą kartauną. 

Piymiczy,  piwniczny— zarządzający  pi- 
wnicą na  dworach  panów  i  książąt.  W 
Litwie  zarządzał  piwnicą  królewską  pod- 
czaszy nadworny,  ale  na  dostojnika  kra- 
jowego podniesiony,  był  już  godnością  ty- 
tularną. "W  r.  1549  „piwniczym"  Zygmun- 
ta Augusta  na  Litwie  był  Stefan  Wie- 
szeniewicz.  Ostatnim  „piwniczym  litew- 
skim" był  Ignacy  Piłsudzki,  mianowany 
r.  1790. 

Piwo.  Spór  pomiędzy  Niemcami  a  Po- 
lakami o  pierwszeństwo  w  wynalazku  pi- 
wa jest  niedorzecznym,  bo  już  w  staroży- 
tności pisarze  greccy  i  rzymscy  wspomi- 
nają o  napoju  z  wyroszczonej  pszenicy 
i  jęczmienia,  poświęconym  bogini  rolnic- 
twa, Cererze,  i  dlatego,  zowiącym  się  po  ła- 
cinie cerevisia.  Prawdopodobnie  zaś  Głre- 
cy  i  Rzymianie  otrzymali  wynalazek  piwa 
od  starszych  jeszcze  od  siebie  narodów. 
Je2eli  Tacyt  mówi,  że  Oermanie  robili  na- 
pój z  jęczmienia  a  milczy  o  Lechitaob,  to 
dlatego,  że  o  Lechii,  za  Karpatami,  nic  nio 
wiedział.  Że  jednak  nad  Goplem  i  Wartą 
leżała  kraina  odwiecauie  rolnicza,  w  niej 
więc  ze  zboża  muai^j  \,«ć  obficie  wyrabia- 
ny napój,  skoro  piw  <a^^  powszednie- 
go picia   łostal  tj^     ^    AS-Ticzony  języ- 


..,£ 


oogle 


hozcawca  Briickner  powiada,  że  najlep- 
szym dowodem,  iż  Niemcy  po  raz  pierw- 
szy zapoznali  się  z  piwem  u  Słowian  jest 
to,  że  ich  iier  jest  przeróbką  słowiańskiej 
nazwy  piwo.  Gallas,  na  początku  XII 
w.  spisujący  podania  Piastów  w  icli  włas- 
nym domu,  kładzie  w  usta  Piastowi  sło- 
wa: „Mamci  ja  naczyńko  warzonego  pi- 
wa, com  go  przysposobił  na  postrzyżyny 
mego  jedynaka..."  Bolesław  Chrobry  tyle 
pijał  piwa,  że  Niemcy  przezywali  go  ^oś- 
liwie  Trink-bier,  t.  j,  piwoszem.  Z  tej  oko- 
liczności Syrokomla  wysnuł  swój  „Napis 
na  kuflu": 

Niemej  nam  chcieli  ukraść  Kopernika: 
Z  przywtasKczonego  odaito  ich  blasku. 
Chcieli  nam  dowieść  ie  pino  wynika, 

Z  ich  wynalazku. 
Ale  w  Dytmara  piimach  zontawioua 
Funjątka  stara,  kronikarska,  żywa. 
Bolesław  Wielki  przyjmował  Ottona 
Kufel kicm  piwa. 
W  jednym  z  najstarszych  dokumentów 
polskich,  w  nadaniu  królowej  Judyty  kla- 
sztorowi tynieckiemu  z  XII  w,,  jest  już 
wymieniony  browar  z  karczmą  (cum  łaber- 
na).  Z  innych  źródeł  widzimy,  że  Ludgar- 
da, żona  Przemy^awa  II,  zaprowadziła 
w  Kaliszu  liczne  browary.  Długosz  nad- 
mienia o  Przemysławie,  księciu  poznań- 
skim (zmarłym  r.  1257),  że  podczas  40- 
dniowego  postu  odziany  włosiennicą,  uży- 
wał tylko  ladajakiego  piwa  i  wina  cien- 
kiego. W  innem  miejsca  o  tymże  księ- 
cia pisze,  że  był  chorowity  i  pijał  tytko 
słabe  piwa.  Dawniejszy  Bt..szko  mówi  o 
nim,  że  był  wstrzemięźliwym,  bo  nie  pijał 
miodn,  tylko  piwo  i  wino,  Leszek  Biały 
nie  mógł  dopełnió  Alubu  krucjaty  w  oba- 
wie, że  mu  w  gorących  krajach  piwa  za- 
braknie (St.  Smolki  „Mieszko  Stary  i  jego 
wiek",  str.  38).  Piwo  jako  przedmiot  da- 
niny spotykamy  raz  tylko  w  dokumencie 
z  r.  1251  („Mieszko  Stary",  str.  443).  Pod 
r.  1303  znowu  opowiada  Długosz,  że  Kon- 
rad, książę  Cieniawski  a  proboszcz  wro- 
<^awski,  „garbuskiem"  zwany,  gdy  na  ar- 


cybiskupa do  Salcbnrga  wybrany,  udając 
się  na  objęcie  swojej  stolicy,  posłyszał  w 
Wiedniu,  że  w  Salcbargu  nie  znają  piwa 
z  pszenicy,  do  którego  od  dzieciństwa  na- 
wykł, a  mają  tylko  wino  —  złożył  arcybi- 
skupstwo  i  powrócił  z  Wiednia  do  Polski, 
do  swego  księstwa  Cieniawskiego  na  Ślą- 
ska. Długosz  w  opisie  Polski  mówi,  że 
„wino  rzadko  tu  używane,  a  uprawa  win- 
nic nie  znana.  Ma  jednak  kraj  polski  na- 
pój warzony  z  pszenicy,  chmielu  i  wody, 
po  polsku  piwem  zwany;  a  gdy  nic  nadeń 
lepszego  do  pokrzepienia  ciała,  jest  nietył- 
ko  rozkoszą  mieszkańców,  lecz  i  cudzo- 
ziemców wybornym  smakiem,  więcej  niż. 
w  innych  krajach  zachwyca".  Raz  jeszcze 
powtarza  Długosz  to  samo  i  o  Mazowszu^ 
że  tam  „wino  rzadko  używane,  tylko  na- 
pój z  pszenicy,  chmielu  i  wody,  piwem 
zwany".  Za  Władysława  Jagiełły  piwo- 
było  utubionym  napojem  nietylko  stanu 
świeckiego  ale  i  duchowieństwa.  Swiad* 
czy  o  tem  rozporządzenie  archidjakona- 
kajawskiego  Stanisława,  zabraniające  kle- 
rykom grać  w  gospodach  z  wieśniakami 
w  pieniądze  i  o  piwo,  a  także  wielce  cie- 
kawa zapiska  niejakiego  Lutosława  z. 
Chroszczechowa  z  r.  1414: 

„Kapłanie,  chceaz  polepaiyć  dusze  swej, 
Nie  m6w  często:  piwa  nalej, 
Boć  piwo  jeet  dziwny  olej"  i  t.  d. 
Długosz  chwali  bardzo  polskie  piwo  bra- 
xatum.  Żmtidź  za  Długosza  mało  piła  mio- 
du i  piwa,  bo  uprawa  zboża  dopiero  npo- 
wszechni^a  się  tam  wówczas.  Piwo  z  jęcz- 
mienia, zwane  po  litewsku  aius,  było  głów- 
nie obrzędowym  napojom  przy  prakty- 
kach bałwochwalczych.  W  Polsce  mamy 
wzmianki  o  chmielu  w  XIH  w.  W  XVI 
w.  chmiel  był  już  przedmiotem  handlu 
wywozowego  z  Litwy,  a  Statut  Litewski 
przepisuje  surowe  kary  na  szkodników  w 
chmielnikach.  Królewicz  Zygmunt  I  spo- 
żywa! zawsze  na  śniadanie  ,.gramaikę", 
*■  J*  Polewkę  pi'"ną  z  grzankami.  Do  obia- 
^^  PCirt  iirali'*  "^^  P^''*^  proszowskie  a  na- 


dbyGoot^le 


wet  dalekie  piwo  piotrkowskie.  Słodowui- 
oy  w  Wilnie  stanowili  osobną  klasę  prze- 
myrfowców.  Zygmunt  Angnst,  dając  ro- 
ku 1651  przywilej  w  Warszawie  na  wa- 
rzenie piwa  Negeliuowi  i  Ulrychowi,  zale- 
ca wszystkim  innym  piece  ich  systemu,  a 
to  z  powodu,  2c  na  takowych  3-ą  część  pali- 
wa oszczędzali.  Konstytucja  z  r.  1665  u- 
stanowila  podatek  czopowy  za  wyszynk 
piwa  po  4  grosze  od  buczki:  piątkowskie- 
go,  piotrkowskiego,  łęczyckiego,  bydgo- 
skiego i  przemyskiego,  za  piwa  zaś  świd- 
nickie, głogowskie,  berneńskie,  gdańskie 
i  wrodawskie  po  6  groszy.  Piwo  proszow- 
skie i  piotrkowskie  uważane  było  za 
najlepsze-  Uniwersał  poborowy  z  r.  1693 
objaśnia,  że  „Piwowar  czopowe  od  piwa 
i  osobne  szelężne  od  wyszynku  tegoż  ma 
płacić".  Prawo  zaś  z  r.  1667  orzekło,  że 
„piwa  robić  w  miastach  bez  cecha  niko- 
mu się  nie  godzi".  Cech  piwowarski  w 
Krakowie  istniał  już  w  XV  w.,  a  piwowa- 
rzy mieli  swoją  basztę  do  obrony  w  oblę- 
żeniu. Piwowarstwo  było  ważną  gałęzią 
przemysłu  krajowego,  który  przez  kon- 
sumcję  pszenicy  i  jęczmienia  wspierał 
znakomicie  rolnictwo  i  musiał  być  zyskow- 
nym, skoro  ile  razy  chodziło  o  podnie- 
sienie podupadłych  miast,  zawsze  dozwa- 
lano im  swobodnego  piwowarstwa.  Jesz- 
cze w  XVI  w.  warzono  piwo  z  pszenicy. 
Kromer  w  opisie  Polski  za  Zygmunta  Au- 
gusta powiada,  że  piwo  w  województwach 
pruskich  warzy  się  z  jęczmienia,  w  reszcie 
Polski  z  pszenicy,  miałko  zmielonej  lub 
stłuczonej  a  wywarzonej  z  wodą  i  chmie- 
lem; niekiedy  zaś  do  pszenicy  lub  jęczmie- 
nia dodają  żyto  lab  owies,  W  innem  miej- 
scu zaświadcza  Kromer,  że  „Polacy,  ogra- 
niczając swe  pijaństwo  do  jęczmiennego 
piwa,  wina  niewiele  używają".  Taksa  ży- 
wności na  ratuszu  krakowskim  z  r.  1573 
stanowi,  aby  piwo  warzono  tylko  z  czystej 
pszenicy.  To  też  poeta  Miaskowski  mówi 
o  piwie,  jako  o  napoju  z  ,, pszennej  jago- 
dy".   Atoli  w  wieku  XVII  jęczmień  wziął 


górę  nad  pszenicą.  Prawo  z  r.  1585  przepi- 
suje, aby  na  10  korcy  jęczmienia  dodawa- 
no jeszcze  2  czystej  pszenicy.  Lekarze  za- 
lecali chorym  piwo  krakowskie  dwurasfcne 
(dubeltowe),  a  wielu  Polaków  przekładało 
wystałe  piwo  pszeniczne  nad  wina  hisz- 
pańskie. Wybrednym  piwoszom  przyga- 
nia  Jan  Kochanowski: 

Giiicwun  eię  nu  te  pieszczone  zi^miuiy. 
Go  piwu  radzi  Kzukają  przji^nj. 
Nie  pij,  af  ci  się  pierwej  będsie  chciało, 
Tedjć  eię  katde  dobrem  będzie  zd^o. 

Beauplan  powiada  w  pt^owie  XVn  w.,  że 
„Polacy  w  czasie  obiadu  piją  tylko  piwo, 
w  ogromnych  szklenicach,  kładąc  w  nie 
grzanki  chleba  polane  oliwą".  W  zbiorach 
jeże  wskich  posiadamy  taką  Bzklenicękwar- 
tową  z  polskim  napisem:  „Nikt  nie  wie 
biedy  mojej",  oraz  wyrżniętym  widokiem 
raju,  w  którym  Adam  w  stroju  rycerskim 
z  włócznią,  zaleca  się  Ewie  ubrauej  w  krót- 
ką spódniczkę.  Pasek  pisze  o  odwiedzi- 
nach króla  Jana  Kazimierza  u  szlachcica 
Sułkowskiego  pod  Rawą:  „Nie  wiemy  o 
niczem,  napijamy  się  piwka,  aż  tu  wchodzi 
sługa: -rKrólestwo  Ichmość do  W.  M.  Pana 
jadą,  jeśli  w  czem  nie  przeszkodzą?"  — 
Rzączyński  powiada,  iż  do  Śląska  i  Bran- 
denburgii wywożono  z  Wielkopolski  piwo 
grodziskie.  Na  Mazowszu  słynęło  trady- 
cyjnie piwo  wareckie,  tak  jak  w  Litwie: 
grodzieńskie,  kiejdańskie,  nieświeskie,  bal- 
wierzyskie  a  orszańskie  na  Białejrosi.  Pi- 
wa szlacheckie,  klasztorne,  marcowe  i  ow- 
siane, lubione  i  zdrowe,  stały  się  podanio- 
wemi.  Zdrowa,  smaczna  i  posilna  polew- 
ka piwna,  t.  j.  piwo  zagrzane  z  żółtkiem, 
zastępowała  dzisiejszą  kswę  i  herbatę  na 
śniadanie.  Kitowicz  w  opisie  obyczajów 
za  czasów  saskich  powiada:  it  ,.piwa  da- 
wano do  stołu,  ile  kto  chciał,  naczas  po 
kieliszka  wina,  albo  po  szklance  miodu; 
skoro  się  stół  skończył,  już  kropli  piwa  w^ 
izbie  stołowej  nie  znalazł.  Dla  dworzan 
dawano  piwo  do  ich  stancjów  po  jednemu 
i  po  dwa  garnce  na  d^\ełi.  To  służalcy  dwo- 


dbyGoot^le 


PLACENTA. — PLUS-OFFERENCJA. 


31 


rzan  za  odgłosem  dzwonka  od  piwniczego 
odbierali.  Taki  regulament  piwa  miał 
miejsce  tylko  u  wielkich  dworów.  Pomniej- 
si pankowie  i  szlachta  trapili  piwo  w  kom- 
panii gońcia  i  dworskiego  od  obiadu  do 
wieczerzy,  dopodnszki.  Pracowite  i  skrzęt- 
ne polskie  gosposie  w  każdym  domu  przy- 
gotowywały wyśmienite,  jasne,  lekkie, 
szamujące  piwo  .szlacheckie".  Wiadomo- 
ści o  sposobach  warzenia  piwa  na  Litwie, 
podaje  książka:  .Ziemianin  albo  gospo- 
darz inflancki",  wydana  w Slucku  r.  1673. 
Dopiero  w  pierwszej  polowie  XIX  wieku 
zaprzestano  po  dworkach  wiejskich  wa- 
rzyć .piwo  szlacheckie".  Dawniej  w  cza- 
sie żniwa  wywożono  je  na  pole  dla  żni- 
wiarzy, dawano  w  podarku  na  wesela 
kmieci  i  t.  d,  Lud  wiejski  na  Mazow- 
szu i  Żmudzi  zachował  dłużej  zwyczaj 
warzenia  piwa  w  domn,  o  ile  zdoł^  ukryć 
tę  czynność  przed  władzą  akcyzną.  W  nie- 
których stronach  robią  takie  piwo  z  sa- 
mych jagód  jałowcowych.  W  starej  pol- 
szczyinie  dodziny  zwano  „mlóto",  wrzą- 
tek piwny —^brzeczką",  suszarnię  słodu  — 
„ozdownią,  hozdownią,  ozdnicą",  slodowi- 
sko  —  ozdownikiem.  Po  domach  miano 
zawsze  do  warzenia  piwa  3  naczynia:  trzy- 
nóg,  kadkę  i  kociołek.  Liczne  szczegóły 
o  piwo  warstwie  dawnych  mieszczan  lwow- 
skich znajdują  się  w  dziele  Łoziiliskiego: 
„Patrycjat  i  mieszczaństwo  lwowskie" 
(Wydanie  drugie  str.  228  i  229).  Al.  Jelski 
pis^oddzielnąrozprawę  o  piwie  w  dawnej 
Polsce.  Warszawa,  1887  r. 

PlacentR.  Tak  w  w.  XVn  i  XVni  na- 
zywano skórę  okrągłą,  grubą  lub  w  kilko- 
ro złożoną,  szeroką  jak  dłoń,  na  trzonka 
drewnianym  osadzoną,  używaną  po  szko- 
łach do  bicia  „w  łapę"  chłopców  za  omył- 
ki w  czytaniu,  pisanin  i  nienanczenie  się 
zadanej  lekcyi. 

Piach,  pleszek,  plaohownica — 
blacha  pancerzowa,  do  zasłony  piersi  i  ple-  , 
oów  służąca.     Mączyński  w  słowniku  z  r. 
1564  wyraz  lac.  Colohium  objaśnia:  „żu-  ' 


pica  bez  rękawów  abo  pleszek".  Pleszka- 
mi  nazywano  także  nagolenice  żołnierskie. 
Leopolita  pisze:  „Pleszki  miał  na  nogach 
miedziane". 

Pllchła — bndka  na  szkncie  dla  sztabni- 
ka  i  marsz^ka  tam,  gdzie  sztaba,  (^o^^fr). 

Plinjeob.  Meta  (£«^.  J^/ar.  t.  III,  etr. 
201). 

Pliszki— gra  hazardowna,  znana  w  Pol- 
sce od  wieków,  polegająca  na  rzucaniu  4 
maleńkich  drewienek,  zwanych  pliszkami. 
Zwykle  z  rózgi  brzozowej  ncinano  dwa 
drewienka  i  każde  rozłupawszy  na  dwoje, 
rzucano  je  po  kolei  z  ręki  na  stół.  Kto  rzu- 
cił do  pary,  dwie  na  stronę  jdaską,  dwie 
na  okrągłą,  wygrywał;  kto  wszystkie  na 
jedną  którąkolwiek  stronę,  br^  stawkę 
podwójną:  kiedy  3  były  jednostajne  a  4  in- 
na, nic  ma  się  nie  dostawało  i  jeszcze  pta> 
cił.  Za  czasów  saskich  była  to  już  tylko 
gra  ulubiona  pokojowców  i  pachołków. 

Pludry  (z  bawarskiego  plodern  —  bu- 
chastym  być) — spodnie  szerokie,  worowa- 
te,  kroju  niepolskiego,  i  dlatego  nazwa  ta 
ma  u  nas  znaczenie  pogardliwe.  Starowol- 
ski  w  XVII  w.  pisze:  „W  pludry  się  ubie> 
ramy,  żebyśmy  się  wyrzekli  ojczystych  o- 
byczajów",  Inb:  „Okrętnicy  (majtkowie) 
miewają  pluderki,  abo  raczej  szarawary 
białe".  Zbylitowski  powiada:  „Dal  sobie 
robić  pludry  jak  wory".  W  spisie  gardero- 
by panieńskiej  z  r,  1660,  danej  na  wypra- 
węksiężniczce  znajdujemy  „Pluderki  ada~ 
maszkowe  szkarłatne,  popieliczkami  pod- 
szyte, z  forbotkiem  złotym".  (Łuk.  Gołęb. 
„Ubiory  w  Polszczę",  sir.  287). 

Plut  olTerencJa.  Jędrzej  Moraczewski 
tak  objaśnia  ten  wyraz  odnośnie  do  sądo- 
wnictwa polskiego  z  w.  XVIII:  „Koszta 
sądowe  byty  oznaczone  ustawami  i  w  ka- 
żdej kancelaryi  wisi^  tabela,  aby  pisarz 
nie  ściągał  więcej  jak  się  należało.  Że  ko- 
szta Ij-iy  bardzo  drobne,  bonp.  wpis,  choć 
najijc..''^gjej  scrawy,  kosztował  tylko  3 
ztQ(.  ^V  -to  interesanci  zwykle  więcej 
dĄ,-J^.   <)F'     -^wi  V  to  się  nazywało  plus 


■yGoot^le 


PLUSK. — PŁATNERZ. 


offerencja.  Gdzie  prócz  pisarza  byljaki 
zastępca  albo  w  kancelaryi  grodzkiej 
prócz  rejenta  jeszcze  wicerejent,  natenczas 
zastępca  i  'wicerejent  nie  brali  nic  z  kosz- 
tów prawem  przepisanych,  ale  musieli 
żyd  z  plus-offerencyi"- .  W  tym  pnnkcie 
więkaza  była  dawniej  otwartość  urzędni> 
ków  kancelaryjnych,  którzy  wprost  oznaj- 
miali, £e  choć  im  się  prawnie  nie  należy, 
ale  dostają  od  innych  tyle  a  tyle". 

Plusk.  Tak  zwano  ogon  ryby  i  bo- 
bra. Plusk  bobrowy  ceniony  byl  jako 
przysmak  pierwszorzędny  wśród  potraw 
postnych. 

Płatnerz.zwany  także  miecznikiem,  sza- 
belnikiem,  pancernikiem,  szpadnikiem  — 
rękodzielnik,  wyrabiający:  pancerze,  ka- 
raceny,  szyszaki,  przyłbice,  kolczugi,  mi- 
siurki, tarcze,  całe  żelazne  rynsztuakt  na 
jeźdźca  i  konia  i  t.  p.  ochronne  przybory 
rycerskie.  Nazwa  wzi^a  początek  ze  śre- 
dniowiecznej łaciny,  w  której  pancerz 
i  blachę  n&zywano  plaia,  a  kojącego  zbro- 
je z  niemiecka //a/nćr.  W  Fol  legum  czy- 
tamy: „Wiele  Rzeczypospolitej,  jako  na 
innych  rzemieślnikach  do  rynsztankn  wo- 
jennego, tak  niemniej  na  płatnerzach  za- 
leży". Więc  sejmy  z  1611  i  16l3  r.  naka- 
zywały Wilnu  i  Kownu,  aby  najdalej  do 
końca  r.  1613  sprowadziły  płatnerzy  ze 
WBzystkiemi  do  tego  rzemiosła  potrzeba- 
mi, tak  iżby  zbroje  i  szyszaki  nowe  wyra- 
biali. Rękodzielnie  takie  były  w  Krako- 
wie na  Stradomiu  i  Kazimierzu,  w  Wilnie, 
Równie,  Warszawie,  Lublinie,  Łomży, 
Bieczu,  Sochaczewie,  Krasnymstawie,  Ra- 
wie, Wiślicy.  Szydłowie.  Sam  sono  wie,  Kor- 
czynie, w  Kańczudze  pod  Przt-worskiem, 
w  Świątnikach  i  Zielonkach  pod  Krako- 
wem. Nieraz  biegły  rysownik,  rzeźbiarz 
i  złotnik  brali  udział  w  ozdabianiu  zbroi 
rycerskich.  W  r.  1546  nadwornym  płatne- 
rzem Zygmunta  Augusta  był  Florjan  Sy- 
benburgor.  Wśród  mieszczan  krakowskich 
wspominany  jest  pod  r.  1609  mistrz  kun- 
sztu płatnerskiego  Bai'tłomioj  Wojczyna 


a  r,  1648  Wojciech  Depczyiski.  Na  po- 
czątku XVI  w.  starszymi  cechu  krakow- 
skiego byli  Stanisław  Reska  i  Jan  Kaczo- 
rek.  Długosz  opisuje  krwawy  wypadek, 
jaki  zaszedł  r.  146L  w  Krakowie  między 
Andrzejem  Tenczyńskim  a  płatnerzem 
Klimuntem  z  powodu  zwady  o  niewyko- 
naną na  umówiony  czas  robotę  zbroi.  E. 
1534  toczył  się  w  Krakowie  przed  rajcami 
spór  o  zapis  testamentowy  Wita  Stwosza- 
pomiędzy  Janem  płatnerzem,  mężem  An- 
ny, wnuczki  Wita  {którą  pisano  „Anna 
pancerniczka")  a  Magdaleną,  wdową  po 
Stanisławie  Stwoszu.  Liczba  płatnerzy 
rozrzuconych  po  szerokim  obszarze  Rzpli- 
tej,  musiała  byó  dość  znaczna  wobec  mno- 
gości stanu  rycerskiego  czyli  szlachty  za- 
miłowanej w  rynsztunkach  i  noszeniu  bro- 
ni, czego  ślad  pozostał  nawet  w  przysło- 
wiach: 1)  Z  kordem  a  boso,  2)  Bez  Boga. 
ani  do  proga,  bez  karabeli  ani  z  pościełtr 
3)  Szabla  strój,  kord  broń,  miecz  towa- 
rzysz, W  dokumencie  krakowskim  z  r. 
1777  znajdujemy  takie  wyjaśnienia  za- 
tradnień  płatnierskich: 

Szlachetni  Presydent  i  Rada  Miasta  Stołecz- 
nego Krakowa  przez  cedaly  i  int;iuowane  na  Ra- 
tusz, wokowali  i  zgromadzeni  nad  punktami  sła- 
wetnych Stanzych  i  całego  Cechu  mleczni isego. 
Bzpadniczego  i  ślifirakicgo  Krakowiikiego  do  Urzędu 
ninieJBZego  podanemi,  do  rozrządzeDia  każdej  pro- 
fesji Magiwtrów,  w  opisie  robót,  jakie  mają  z  Rie- 
luicła  ew^O  robić  i  sprawować  w  szczególności 
opisanie  zaradzając,  na  potem  kotdy  stan  tych  Ma- 
gistrów n  jednym  Cechu  znajdojących  się,  co  maja 
nyrabiać  i  jakie  pożywienie  w  rzemiośle  swojem 
prowadzić  niniejnzą  ordynacyą  przepisują  i  postana- 
wiają.— Prima.  Miecznicy  mają  roboty  robić 
i  sprawować  w  swoim  obrządku  rzpniiosla  to  jest: 
miecze,  koncyrze,  multany,  szable  polskie,  pałasze 
husarskie,  kordelasy  polskie,  obuchy,  karabelo,  jei- 
dyczki  czeczugi  i  le  okadzać  i  oprawiać. — Secundo. 
1)0  Btpadn  i  ków  należeć  mają:  szpady,  kordela- 
sy Diemieckie  i  wszelkie  inne  sztuki,  które  tylko 
do  rycerstwa  i  broni  naleią,  jako  to:  okowy  do  pa- 
łaszów, jakiegokolwiek  gatunku  i  mody,  sprzecz- 
ki do  pendentów,  zamtd^  QsUog^,  okiinia  do  lasek, 
odlewanie  giffesów,  tr7,j.,j(  sttiemion  nabijanie, 
posrebrzanie  i  poztŁcany      <cl*  "■^'^^  i*"^ 


PŁATY..— PŁOT. 


do  którjdi  cz&mej  A6ij  potrzebować  b^,  bo  }b 
mieczaicf  osadsać  i  robif  poirioni;  okowf  lai  do 
tych  (opr^  ieiamycb)  szpadaic;  robid  mają.  Wol- 
no będzie  upadnikoLa  do  swej  roboty  wlaiaej  sre- 
bra nlywać  i  slota  wiórem  pograoiCzDych  ezpadni- 
czjcb.  Cechów;  i  te  tylko  srebra  topić  im  wolno, 
które  do  loboty  im  wlafinej  potrzebne  będą,  in- 
nych tai  przetapiać  sreber  komukolwiek  nie  wolno 
im  będzie,  ale  te  eFawetnym  złotnikom  krakowskim 
do  przetopienia  władd wie  naleteć  mają.  Do  robo- 
ty zaś  swojej  szpadnicy  aby  podlejszoj  próby  nie 
zalywali  jak  jeet  jedynasta,  aa  której  robocie  kafdy 
Magister  imię  swoje  lub  znaki  ma  wybijać.  Fr^bę 
srebra  do  roboty  nfjwan^o  od  Fanów  Btarszych 
złotników  azpadaicy  brać  mają  i  te  na  kaldej  robo- 
cie wyznaczać;  gdzieby  eię  zaJ  roboty  bez  tych 
ków  szpadników  lub  próby  dotników  pokazały,  ta- 
kowy totiea  ąuotiea  wykroczy,  pięćdziesiąt  grzywie 
karydotyć  powinien.  A  jako  posrebrzanie,  pozti 
canie  i  odlewanie  wyJej  wyrażonych  sztuk  szpad- 
nikom  wzorem  cndzozi emskich  Cechów  pozwala  aię, 
tak  tychta  Bztnk  posrebrzanie  i  poztacanie,  odlewa- 
nie złotnikom  krakowukim  nie  zakazuje  się,  i  ow- 
«Mm  wohioećsię  im  według  praw  ich  zostawnjewy- 
rabiiM)ia  pomieoionjch  sztuk  od  srebra  i  złota.— 
Tertia.  Slitirze  ci  mają  robić  według  cudzoziem- 
ekich  czynnośd  instrumenta  cyrulikom  potrzebne, 
jako  lancety,  CeUzha  i  inn^,  takte  noiyczki,  nołe, 
brzytwy,  miecze,  pałasze,  szpady,  kordelaiy,  bagne- 
ty szlifować  i  polerować,  oprócz  tych,  które  miecz- 
nicy i  szpadnicy  na  swych  kamieniach  ostrzyć  w 
domu  będą;  do  ilifierzów  nadto  nalefe^  mają  oko- 
^ry  do  pałaszów,  karabel,  szpad,  kordelasów,  zam- 
fcle  do  pasów,  pendeptów,  ostrogi  i  Inne  jakiegokoL 
wiek  gatunku  i  rzemiosła  sztuki  ze  stali  robione 
do  szlifowania  i  polerowania,  —  Quario.  Czelad: 
miecz aicza  nie  ma  wedlag zwyczajów ładnem  pra 
wem  nieutwierdzonycb  myta  i  zapłaty  dopomioai 
'eię  od  BW(»ch  Magistrów,  tylko  jak  j^no  praca,  apo- 
eobność  i  aplikacja  wymagać  będzie,  za  alo)'«niem 
eię  z  Magiatrem  według  \eff>  białości,  czujności 
i  splikacyi,  dla  dobra  Magistra  bw^o;  robót  tad- 
nych  nowych  ani  starych  w  godziny  Wieczorne 
ne  nie  mają  podejmować  się,  ani  tych  od  Mi^stra 
pozwolenia  dooiagać  się,  daleko  bardziej  chłopcy; 
ftby  tych  nie  podejmował  się,  ani  im  Magistrowie 
Z  ohydą  czeladzi  nie  pozwalali  pod  przeznacze- 
niem i  karą  przez  cały  Cech  lak  na  Magistrów  po- 
zwalających jak  1  czeladź  tudzieł  chłopców  tc^  do- 
magających aię.  Quinta.  Że  się  ialą  na  atan  kupiec- 
ki cit  cechowi  signater  miecznicy  i  szpadnicy,  te 
gatunki  do  rzemiosła  ich  nalelące  są  na  sprzedały 
uk-ipoów  krakowskich  po  sklepach;  gdy  dostatecz- 
nie da  otywaaia  i  poiytku  publicznego  będą  mieli 
gatunki  i  ewoje    magazyny  własnej  roboty,  naten- 

EncffUopadJi  łbiropolika,  I.  IT. 


czas  z  tem  zg;tosić  się  mają,  wczem  rezolncyą  teraz 
zawieszoną  rezolwowaną  mieć  będą. 

Płaty  cienkiego  snkna  stałyly  ogólnie 
a  dawnych  Słowian  za  moneta,  tak  ie  od 
nich  (zdaniem  prof.  A.  Briickaera)  poszedł 
czasownik  ptacić.  Oockie  //ez/j  (płat) 
również  ze  slowiańakiego  wzięte.  Na  wy- 
spie Kaji  jeszcze  w  XII  w.  „cokolwiek  na 
targu  kupió  zechcesz,  płatkiem  lnianym 
zapłacisz";  toż  wiemy  o  Gzecback  w  X  w. 
Śleszkowski  za  Zygmanta  III  pisze  w  tló- 
maczenia  polakiem  Pedemontana:  „Płatki 
barwiczkowe,  których  niewiasty  nżywają 
kn  rumienienia  lica".  W  nowszych  eza- 
sach  chomąta  krakowskie  ozdabiane  by- 
wały „płatami"  wełnianymi  w  trzech  ko- 
lorach: białym,  czerwonym  i  czarnym. 

Pławienie  czarownic  ob^  Czary  (£»<:. 

Star.  1. 1,  str.  266). 

Płazem,  plazą  czyli  płaską  stroną.  Ude- 
rzenie szablą  nie  ostrzem,  ale  jej  bokiem 
czyli  płazem,  było  rodzajem  zniewagi  dla 
uderzonego.  Starowolski  w  XVII  w,  pi- 
sze: .Trzeba  na  harc  jechać,  'gdzie  nie  bi- 
ją płazem,  jak  w  szkole  szermierskiej,  ani 
z  gałką  sztychem,  ale  ostrym  koncerzem*. 
W  wojskn  polakiem  była  kara,  żcłnierzom 
wymierzana,  bicia  płazem.  Stosownie  do 
przestępstwa,  skazywano  na  mniejszą  lub 
większą  ilośó  płazów  w  plecy  wymierza- 
nych więcej  dla  wstydu  niż  bólu. 

Plot.  Wyrazy:  płot,  płótno,  upla- 
tać, jeden  mają  żródłosłów,  o  którym 
przekonamy  się  łatwo,  gdy  spojrzymy  na 
staroświeckie  płótno  t.  zw.  .cynowate"  i 
na  płot  pleciony  z  chróstu  sposobem  ta- 
kim, o  jakim  mówi  polski '  tłómacz  Kre- 
scencjusza  w  XVI  w.:  „^^^ty  robią  naty- 
kawsży  kc^y  w  ziemię  na  dwie  stopy  od 
siebie,  plotą  między  nie  chróst  w  podłiiż- 
ki'.  Płot  t*ki  dziś  jeszcze  na  Litwie  lud 
zowie  „plecieuiec"  -  Dlatego  tlómaoz  pi- 
sze „w  podluiki'i  *e  z  chróstu  można  było 
robić  i  łjtot  ioiiy  *  mianowicie  ucinając  k 
niego  Ił-\m  ledaakowei  długości  i  zaplata- 
jąc je  Qflo  comi^zy  3  żerdce  pozio- 


dbyGoot^le 


34 


PŁÓTNO. 


me.  Klak  w  XVIII  w.,  pisząc;  .Ploty  by- 
wają łozowe,  brzozowe*,  ma  na  myśli  ple- 
cione 2  łozy  między  kotkami  i  laskowane 
z  brzeziny  w  3  żerdzie.     Dawniej,  gdy  ła- 


Płot  B  olufatu  pledoof  „w  podloiki". 
sów  s  zarośli  było  w  krsja  duio  więcej  i 
czas  ludzki  był  tańszy,  prawie  wszystkie 


Płot  z  la«ek  iNzczynowjch  lub  brzOEOwych, 
płoty  pleciono  z  chróstu,  choA  płot  taki  po 
ngnicitt  w  ziemi  kołków  nie  trwał  dłu2ej 


Płot  chróaciaof  iTjhaftowinj  DB  ornacie  Kmity 
w  początku  XVI  frieku. 

nad  3  —  4  lata,  jak  o  tem  mówi  nawet 
stare  przysłowie:  „Tr^  lata  jdot,  trzy 
płoty  kot,  trzy  koty  koń,  trzy  konie 
odek,  to  zwykły  wiek".  Płot  dn^, 
stary  i  miejscowość  nim  ogrodzoną  zwa- 
no zgmbiale  płocko,  skąd  powsta- 
ły stare  nazwy:  Płocko  nad  Wisłą  i  Po- 
iocko  nad  Dżwiną,  później  skrócone  na 
Płock  i  Połock.    Tyn  jest  słowiańską  na- 


zwą także  pewnego  rodzaju  ogrodzenia 
i  płotn,  od  którego  powst^  nazwa  Tyń- 
ca. Podajemy  tu  4  rysunki,  pod  którymi 
znajdują  się  odpowiednie  objaśnienia. 


Płńtno  robione  spoBobem  Btaroiwieckim  „w  cjnk" 
ciyu  t.  IW.  „cynowało". 

Płótno.  Tak  nazywano  tkaniny  lnia- 
ne najrozmaitszych  gatunków.  Były  f^ó- 
tna:  cienkie  i  grube,  glansowane,  farbowa- 
ne, malowane,  drukowane,  woskowane, 
pstre  i  w  pasy,  olenderskie,  kolońskie, 
flamskie,  szwabskie,  głogowskie,  wrocław- 
skie zwane  inaczej  Gołcz,  na  wielki  czyli 
gięty  łokieó  przed  awane,  czarne  na  mały 
( Vol.  leg.,  T,  f.  185,  r.  1673  i  Statut  Her- 
barta).  „Płótno  saskie",  surowe,  gęste, 
trwałe  przedawano  na  sztuki  100-łokcior 
weipółsztuki  60-iokciowe.  „Płótno  ślą- 
skie*, pośledniejszej  dobroci  od  holender- 
skich, rówuające  się  a  niekiedy  lepsze  od 
szwabskich,  sprzedawaae  było  na  sztoki 
48'łokciowe.  „Płótno  szwabskie"  kroch- 
malone i  maglowane,  z  nicią  mocno  spła- 
szczoną, po  wyprania  okazywało  się  rząd- 
kiem i  grubszem  niż  przy  kupnie.  P 1  ó- 
cienka  by  wafy:  tureckie,  srebrne  i  złote, 
jak  to  widzimy  w  Wargoekim  i  w  „In- 
struktarzu celnym  litewskim".  Nastały 
później  angielskie,  cienkie,  lśniące,  w  kra- 
ty  i  pasy,  wreszcie  pliJcienka  krajowe  zwy- 
kle białe  z  różowym  „^ebieskim  lub  orze- 
chowym.   Najwięka^^  4>^S  z  zagranicz- 


yGoot^le 


PŁUG.— POCZTA. 


nyoh  miało  w  XVI  w.  w  Polsce  i^ótno  ko- 
lońskie.  Blskap  wileński  Janasz  poslat 
.carowi  tatarsidemu"  przez  jego  poda  w 
podarku  .knl^.&elazną  od  Piszczka  a  dla 
oarowej  łokieć  koleńskiego  płótna 
na  chustki"  (Gtórnicki  w  Dworzaninie). 
Ob.  Plot. 

Pług.  Narzędzie  do  orania,  którego 
nazwę  spotykamy  joi  w  dokamencie  zroka 
1254:  ,ad  duo  arałra  plugones'*.  Od  Sto- 
wiaa  -r  piaze  Bruckner  —  wzięli  Niemcy 
naswę  plaga  i  giządzieli.  Niemieckie  Pfiug 
i  (7fini^/ pochodzą  z  języka  słowiańskie- 
go. Wojownieay  Niomiec  niechętnie  od- 
daw^  się  uprawie  roli,  kopali  ją  dla  niego 
niewolnicy;  robił  na  niego  i  Słowianin  z 
{^ngiem.  Zwykle  twierdzono  przeciwnie, 
że  Słowianie  od  Niemców  nazwę  pługa  o- 
Łnsymali,  ale  to  oiemożebne  dla  tej  pro- 
stej przyczyny,  ie  wszystkie  niemieckie 
słowa  z  ^  są  obcego  pochodzenia,  więc 
i  Pflug  obcym  byó  musi.  Przypuszczał 
to  już  Cłrimm  a  słowiańskiego  pochodze- 
nia dowiódł  najlepiej  J.  Peisker  w  Zeit- 
schri/i  f&r  Social  und  Wirtsckaflsge- 
sckichie'  (Weimar,  1896K  który  i  inne  na- 
zwy niemieckie  plaga  (np.  Arl  z  orało) 
dusznie  od  Słowian  wywodzi.  Nazwa 
j^aga  urobiona  została  od  pla  —  (płynąć, 
pług  jJynie  po  roli),  jak  np.  sługa  od  du— 
(dnchać).  Pługiem  aazywano  także  pew- 
ną miarę  ziemi.  Czacki  pisze,  it  bisku- 
powi chełmińskiema  od  każdego  i^aga 
ziemi  po  jednym  korcu  owsa  i  żyta  odda- 
wali obywatele  tej  djeoezyi,  a  najdłużej  w 
Polsce  ziemia  Hahrka  zachowała  miarę 
pługiem  zwaną  do  podatku. 

Pługows,  ob.  Podatki  i  oiężary. 
Pobojozyk  —  stempel  u  pistoletów  nie- 
co dłuższy  od  tej  broni;  noszony  był  w 
wojska  polakiem  przy  ładownicy  lub  za 
pasem  w  tyle.         B.  Gembarzewski. 

.Pochutnywać,  po^hiltna.wać  sobą, 
znaczy  balansować,  podrygiwać,  pląsać  w 
tańco,  okazując  w  ten  sposób  radość  i  o^ 
ohoczoAć.  Mąozyński  w  słowniku  z  r,  1564 


okreńla  wyraz  łaciński  gestio  słowami: 
„pochutnawam  sobą  od  wesela',  wyraże- 
nie zaś:  agere  gestum  humeris,  tłómaozy: 
^pochatnawać  abo porachawać  ramiony*. 
Ł.  Górnicki  pisze  w  Dworzaninie:  „Z  cho- 
dzenia, śmiechu,  pochutniwania  Z  sobą, 
wielekroć  można  człowieka  omyd  po- 
znać", o  dziewicach  zaś  robi  uwagę:  „Nie 
zda  mi  się,  aby  ochotę  zbytnią  żartkim 
skokiem,  pochutniwaniem  z  sobą  pokazo- 
wać  miała". 

Pochwałka  znaczyła  w  Litwie  to  samo, 
co  w  koronie,  odpowiedź  rycerska 
(ob.  Enc.  Star.  t.  III,  str.  278,  pod  wyra- 
zem Odpowiedź). 

Paciot,  naciot,  mąż  ciotki,  ob.  Po- 
krewieństwa. 

Paciatiw.  Podarek  dawany  panu,  zwie- 
rzchności lub  godnej  osobie,  zwany  także 
„pocztą"  od  słowa  poczcić,  uczcić.  I  po- 
czesne pochodzi  także  od  poczczania, 
okazania  komuś  czci  przez  danie  mu  o- 
fiary. 

Poczta  i  poszta.  Bolesław  Chro- 
bry, który  był  równie  wielkim  wojowni- 
kiem jak  organizatorem  swego  państwa, 
postanowił, .  żeby  do  rozwożenia  jego  roz- 
kazów wszystkie  miasta  dawały  posłań- 
ców konnych  lub  pieszych.  Długosz,  mó- 
wiąc o  natychmi&stowem  zawiadomieniu 
Bolesława  o  zamordowaniu  pięciu  zakon- 
ników w  Kazimierzu  wielkopolskim  roku 
1006.  dodaje:  .Tak  bowiem  mądrze  i.  prze- 
zornie król  ten  urządził  swoje  państwo,  że 
wszelkie  sprawy  i  wypadki  świeżo  wyda- 
rzone, ozy  to  w  pobliża,  czy  z  dala,  w  kra- 
ju czy  za  granicą,  nietylko  dniem  ale  i  no> 
cą  dochodziły  jego  wiadomości".  Następ- 
ni Piastowie  roz(»ągnęU  te  obowiązki  pod 
nazwą  ąjfgaria  i  na  mieszkańców  wiosek. 
W  dofe^j^giiCW  71 1.  \226  znajdują  się  juk 
wymi(jj^  _  g  ■oo  polsku  w  Uczbie  mnogiej 
npodł^^i''  ,,  %.Ton.\kaTZ6  nasi  z  doby  Pia- 
stów ^^JW  '.^m  o  coAwodacb  dostarcza- 
nych ^       fl^**     -aia  ŁB«A6kUUrom«  ob- 


^, 


dbyGoof^le 


iąc^  listy  kaiąźęce  komornicy  czyli  dwo- 
izanie  książąt.  Musiały  stąd  wynikać  na* 
dożycift,  któi-e,  jak  twierdzi  Dlagoaz,  by- 
ty jedną  z  przyczyn  wypędzenia  Uieczy- 
^awa  Starego  z  księitwa  Krakowskiego. 
To  samo  było  z  Wladyalawem  w  Pozna- 
niu. Kazimierz,  następca  Mieczysława,  o- 
graniozy]  prawo  brania  podwód  wyłącz- 
nie dla  posłańców  książęcych.  State,  pocz- 
towe urządzenie  podwód  nastąpiło  za 
Zygmunta  Augusta  w  r.  1564,  który  n- 
trzymywał  także  własnym  kosztem  pocz- 
tę zagraniczną,  zwłaszcza  z  krajami  wło- 
skimi. Stefan  Batory  aktem  z  d.  29  sty- 
cznia Lo83  roku  zatwierdził  ustanowioną 
przez  Zygmunta  Augusta  pocztę  pod  za- 
rządem Sebastjana  Montelnpiego,  szlach- 
eica  florenckiego  i  jego  siostrzeńca  Wale- 
rego, pod  warunkiem  utrzymywania  sta- 
łej komunikacyi  pomiędzy  Krakowem  a 
Wenecją  dwa  razy  miesięcznie  w  ten  spo- 
sób, aby  podróż  tam  i  z  powrotem  trwała 
dni  15.  W  razie  przeniesienia  się  dworu 
z  Krakowa,  poczta  obowiązana  była  prze- 
wozić swoim  kosztem  listy  i  wszelkie 
przedmioty  do  Warszawy.  Zarząd  pocz- 
ty oddawf^  akt  królewski  na  lat  5,  od  15 
lutego  1583  r.  począwszy,  z  pensją  1000 
zip.,  które  wypłacać  miała  Sebastjanowi 
Montelnpi  i  jego  siostrzeńcowi  krakowska 
kasa  celna.  Przytaczamy  wreszcie  nastę- 
pujący urywek  aktu,  traktującego  o  opła- 
cie. „Opłatę  od  listów  prywatnych,  na 
pocztę  oddawanych,  na  4  grosze  polskie 
od  listu  ustanawiamy  bez  względu  na  od- 
ległość miejsca,  gdzie  listy  iść  mogą,  zwal- 
niając od  tej  opłaty  zakony  ks.  francisz- 
kanów, bernardynów,  dominikanów,  au- 
gustjanów  i  karmelitów,  których  listy  bez 
ftadnej  opłaty  na  pocztach  przyjmowane 
mieć  chcemy".  Niemniej  dbał  o  poczty 
i  następca  Batorego,  Zygmunt  m.  Za  je- 
go to  panowania  widzimy  przedsiębiorcą 
pocztowym  Dominika  Montelupiego,  lwo- 
wianina. Po  Montelupich  przedsiębior- 
stwo poczty  zagranicznej  objął  i  udosko- 


nalił r.  1629  inny  patrycjnsz  lwowski,  Ro- 
bert Bandinelli.    Zygmunt  III  nad^  ma 
przywilej  otrzymywania  regularnej  pocz- 
ty królewskiej  do  Włoch  i  wógóle  za- 
granicę, tudzież  ekspedycyi  listów  przez 
osobnych  kojjerów.  Wł,  Łoziński  w  dzie- 
le   swojem     .Patrycjat  i  mieszczaństwo 
lwowskie"   przytacza  cały    akt    królew- 
ski (z  d.  4  marca  1629  r.),   organiznją- 
oy  pocztę.    Są  tam  i  ceny  pocztowe  od  li- 
stów do  Warszawy  i  Krakowa.    Bandi- 
nelli polatach  kilka  przedsiębiorstwo  pocz- 
towe zwinął,  ale  około  r.  1639  ponownie 
je  otworzył.    Już  r.  1620  Zygmunt  III 
wszystkie  dochody 
z  podwód  przezna- 
czył na  urządzenie 
poczt  w  Koronie  i 
1  Litwie,    ustanowił 
dozór,  zarząd  i 
przepis^porządek, 
aby  miasta  glów- 
niejsze     odbierały 

,  ^,     co  tydzień  wszelkie 
Piecięc  fteneralnej  prefetta-         "  , 
ry  pocrt  BzeczypospoUtej  la  "sty  1  zawiadomie- 
cMaówSMkich.  j^^^.  ^Miasto  pod- 

wód czwórę  (poczwórnie)pieniądze  podwo- 
dne oddawać  każemy,  a  za  to  porządną 
pocztę  po  catem  lirólestwie  stanowimy" 
(fi*/.^^.).  Synowie  jego  uzupełniliprzepisy 
pocztowe.  Władysław  IV  w  r.  1647  i  Jan 
Kazimierz  w  r.  1659.  potem  Jan  III  w  la- 
tach 1677  i  1678  i  Augost  II,  ale  wojna 
szwedzka  w  r.  1702  wszystko  prawie  zni- 
szczyła. Kraj,  pustoszony  przez  wojska 
szwedzkie,  saskie  i  rosyjskie,  nie  mógł  się 
dźwignąć  prędko,  tembardziej,  że  August 
U,  nienawidząc  swobód  polskich,  obojęt- 
nym był  na  dobro  Rzplitej.  August  lit 
wznowił  zakłady  pocztowe,  nad  którymi 
zwierzchnictwo  posiadał  generał -poczt - 
mistrz,  niemałe  ciągnąc  z  nich  dochody. 
W  Paktach  bowiem  *«  Stanisławem  Au- 
gustem położono  'Mtft^i^^o  warunek,  że 
poczty  niemaj^  ^^rfnosió  korzyści  gene- 


,(b 


^y  (Google 


POCZTOWY.— PODATKI. 


37 


lo,  ale  nadf^  będą  stanowiły  atołowy  do- 
chóA  królewski".  TJstawy  2  lat  1766  i  1777 
zaprowadźmy  ulepszenia  pocztowe,  a  Sta- 
nisław Poniatowski  własne  fnndosze  na 
to  lożjt  Udogodnienia  komunikacyjne 
rozwijały  się  szybko  w  Europie,  więc  też 
za  rządów  pruskich  w  r.  1796  wprowadzo- 
ne zost^y  sztafety,  ekstrapoczty,  knrje- 
Tzy  i  listonosze,  a  za  Księstwa  Warszaw- 
skiego w  r.  1808  dyliżanse.  Podajemy  tu 
lysunek  pieczęci  z  czasów  saskich,  z  napi- 
sem: Generalis  prae/eclura  postarum  Re~ 
gni  Poloniae^  której  tłok  posiadamy  w 
zbiorach  jeżewskich.  Prof .  Briickner  ka- 
że odróżniać  wyraz  rdzennie  polaki  p  o  c  z- 
ta  od  używanego  dawniej  często  wyrazu 
P  o  s  z  t  a  wziętego  żywcem  z  włoskiego /c- 
sła,  lubo  oba  te  wyrazy  często  dawniej  z 
sobą  mieszano,  jak  to  widzimy  z  gazety 
polakiej  , Poczta  Królewiecka",  wydawa- 
nej w  Królewcu  przez  drukarza  J.  Dav, 
ZanHera  w  latach  1718  — 1720,  gdzie  na 
tytule  naprzemian  Poczta  albo  Posz- 
ta  wypisuje,  a  przy  tern  narzeka,  że:  .ob- 
rywka  (dochód)  z  Qazetów  Polskich  bar- 
dzo licha  była"  (w  Królewcu),  bo  niewielu 
było,  ^którzyby  chcieli  Polskie  trzymaó 
Gazety".  Gazetę  powyższą  odkrył  w  na- 
szych czasach  prof .  Al.  Bruckner  w  archi- 
wach królewieckich. 

Pocztowy,  szeregowy  Inb  pacho- 
łek nazywał  si^  ż(^nierz  wjeździe  pol- 
skiego autoramentu — nieszlachcic.  Zacią- 
gający aię  pod  znak  husarski,  pancerny 
lub  później  do  kawaleryi  narodowej  „to- 
warzysz" obowiązywał  się  służyć  osobi- 
ioie  lub  przez  zastępcę.  W  pierwszym  wy- 
padku zaciągał  się  wraz  z  pocztowym,  w 
drugim  stawiał  za  siebie  dwach  poczto- 
wych, na  których  przypadającą  płacę  o- 
trzymywat  nieobecny  towarzysz.  Taki 
poczt  nazywał  się  sowitym.  B.  Gemb. 

Podatki  i  Cifiary  dawne  w  Polsce  zwa- 
no/r'!':^/«*»,  conlributio,  census,  vesli£al, 
gabeliu,  exaciio,  colleciae,  dałio,  pobór,  dań, 
■CiAt  i  t.  d.    Piastowie,  organizując  swoje 


rządy,  nańladowali  w  wielu  razach  ksią- 
żąt Zachodu.  Wszystkie  zatem  nakłada- 
ne przez  nich  na  poddanych  ciężary  i  słu- 
żebności miały  wprawdzie  nazwy  polskie, 
ale  były  naśladowaniem  zachodnio-euro- 
pejskich. Zagranicą,  gdzie  było  więcej 
pieniędzy  niż  w  Polsce,  nastąpiła  wcześ- 
niej przemiana  na  brzęczącą  monetę  wie- 
lu służb  i  danin,  uiszczanych  pierwej  w 
naturze,  t.  j.  zbożem,  bydłem  i  pracą.  U- 
boższa  w  kruszec  Polska,  długo  podatków 
pieniężnych  nie  zn^a.  To  też  cudzoziem- 
cy, przybywający  do  nas  z  Zachodu  w  do- 
bie Piastów,  daniny  składane  w  naturze 
nazywali  „prawem  polekiem".  Mnogość 
dzielnic  książęcych  i  przywilejów  wyjąt- 
kowych była  powodem  różnolitości  praw 
i  pewnego  zawikłania  w  nazwach  służeb- 
ności krajowych.  Choć  według  pojęć  daw- 
nych nie  odróżniano  obowiązków  wzglę- 
dem osoby  księcia  od  państwowych,  to  je- 
dnak rozdzielić  je  można  na  dwa  rodzaje. 
Wśród  obowiązków  względem  państwa 
pierwsze  miejsce  zajmuje  służba  wojenna 
{expediłió).  Wprawdzie  jądro  siły  zbroj- 
nej stanowiło  rycerstwo  na  dzielnych  ru- 
makach i  kosztownie  uzbrojone,  z  którem 
Bolesławowie  robili  wyprawy  na  Pomo- 
rze, Ruś,  do  Węgier,  Morawii  i  Czech  — 
ale  w  obronie  własnego  kraju  nie  pogar- 
dzano tłumami  gorzej  uzbrojonych  tarczo- 
wnikdw  z  wiejskiego  ludn.  W  razie  na- 
padu wroga,  cała  ludność  zagrożonej  zie- 
mi stawata  pod  bronią.  Każda  okolica  po- 
siadała swój  „gród",  czyli  miejsce  obron- 
ne wysokim  wf^em,  palisadami  i  wodą  lab 
bagnem,  gdzie  zamykano  kobiety,  dzieci 
i  dobytek.  Mężczyźni  szli  walczyć  z  nie- 
przyjacielem, robió  zasadzki  i  zasieki  po 
lasach.  Każde  .opole"  dostarczało  drn- 
*y°7  dtj  jiSptawy  i  obrony  grodu  w  swojej 
okolicv^  -^  ci&Bie  pokoju  załoga  takich 
grod(i'r  »         i(,jura^ników  kasztelańskich 

YO'      .      cArtai^alB.  sin  Tir^nwiLdiniA  Z 


!   i 


dbyGoof^le 


dowycb.  T&  kolejna  słołba  grodowa 
wprawiała  całą  ladnośó  do  wojennego  rze- 
mioeła.  Nie  dziw  też,  ii  chłopi  kojawsoy 
potrafili  zwyciężać  Krzyżaków,  jak  to  np. 
miało  miejsce  pod  weią  Dąbkami  r.  1431. 
Taka  etraż  kolejna,  czyli  t.  z.  „stróża  zam- 
kowa", istniała  także  w  całych  Niemczech 
i  Węgrzech  pod  odpowiednią  nazwą  nie- 
miecką. W  Polsce  mamy  już  o  niej  wzmian- 
kę w  dokumencie  z  r.  1126,  Utrzymanie 
„grodu"  w  należytym  stanie  było  wszę- 
dzie obowiązkiem  okolicznej  ludności,  ja- 
ko chroniącej  się  do  niego  podczas  wojny. 
Często  więc  naprawiano  nasypy  ziemne, 
częstokoły  i  drewniane  wieżyce  zamku. 
Do  czasów  bowiem  Kazimierza  Wielkie- 
go zamków  murowanych  Polska  prawie 
nie  posiadała.  Nietylko  w  granicach  włas- 
nej kasztelanii,  gminy  czyli  opola,  takową 
składające,  obowiązane  były  do  bndowy  i 
naprawy  swego  grodu.  Jeżeli  księcia  wy- 
padło gdzieś  w  dalszych  stronach,  zwłasz- 
cza na  granicach  kraju,  wznieść  nowy 
„gród"  lub  stary  odbudowywaó,  a  siła  o- 
kolioznej  ludności  na  to  nie  wystarczała, 
-przywoływano  do  pomocy  lud  z  sąsied- 
nich kasztelanii.  „Stróża'  zamkowa,  na- 
leżąca pierwotnie  do  tej  samej  kategoryi 
obowiązków,  co  służba  wojskowa,  zamte- 
-nioną  została  z  czasem  na  stałą  daninę. 
Nastąpiło  to  zapewne  w  XII  w.,  bo  w  XIII 
znajduje  się  ona  już  wszędzie  zaliczona  do 
danin.  Bliższe  oznaczenie  obowiązku  służ. 
by  wojskowej  znajdujemy  po  raz  pierw- 
szy w  przywileju  Bolesława  Wstydliwego 
z  r.  1270.  Do  ważnych  obowiązków  pu- 
blicznych należno  budowanie  i  naprawa 
mostów  na  rzekach,  a  zwłaszcza  przy  zam- 
kach. Za  Krzywoustego  był  to  jeszcze  o- 
bowiązek  ogólny,  ale  z  ozasem  rozmaite 
dobra  zwalniano  od  powyższego  ciężaru. 
Więc  też  w  półtora  wieku  po  Krzywou- 
stym, Leszek  Czarny  w  wielkim  był  Idtopo- 
cie,  kiedy  się  zabri:^  do  naprawy  mostów 
swojej  Sieradzkiej  dzielnicy,  bo  znaczną 
czędó  jego  księstwa  zajmowała  kasztela- 


nja  wolborska,  wlasnośó  biskupów  kujaw- 
skich, których  ludzie  byh  już  uwolnieni  od 
robót  mostowych.  Do  bardzo  ważnych  o- 
bowiązków  ludu  dla  obrony  kraju  należa- 
ły owe  słynne  zasieki  leśne  na  granicach 
Polski,  których  sławę  tak  wymownie  gło- 
sił sam  cesarz  Pryderyk  Barbarossa.  Do- 
kument z  r.  123Ó  zaświadcza,  że  w  razie 
naglącej  potrzeby  do  rąbania  zasieków  dla 
powstrzymania  nieprzyjaciela  powoływa- 
no w  owym  czasie  nietylko  ludnośó  nad- 
graniczną, ale  i  z  wnętrza  kraju.  Do  za- 
kresu usług  publicznych  należał  jeszcze 
t.  z.  .ślad"  {vesiigid),  czyli  obowiązkowa 
pogoń  za  śladem  uciekającego  złoczyńcy. 
Jeżeli  umykał  złodziej  lub  jaki  zbieg  wię- 
zienny, cl^opi  obowiązani  byli  z  „krzy- 
kiem" gonió  za  jego  „śladem",  dopóki  nie 
dotarli  do  sąsiedniego  opola  i  sąsiadom 
nie  powierzyli  dalszej  pogoni  (takie  samo 
urządzenie  istniało  w  Anglii).  Zaniedba- 
nie pogoni  pociągało  za  sobą  płacenie  ka- 
ry za  przestępcę,  a  odwrotnie  schwytanie 
go  uwalniało  ludnośó  całego  opola  od  od- 
powiedzialności (ob,  Opola).  Najdokucz- 
liwszym  ciężarem  ogólnym  względem  pa- 
nującego księcia  były  „podwody".  Poda- 
nia francuskie  o  aciemiężaniu  ludu  czę- 
stymi przejazdami  panujących  są  prawie 
jednobrzmiące  ze  skargami  na  takież  na- 
dużycia za  Mieszka  Starego.  Czy  książę 
wysyłał  jakiego  posłańca  z  rozkazem 
do  odległego  ,, grodu",  czy  jaki  urzędnik 
grodowy  wybrał  się  w  drogę,  natychmiast 
trzeba  mu  było,  gdzie  przybył,  dostarczyó 
podwody  lab  dobrego  konia  pod  siodło. 
W  najgorszem  też  położeniu  były  osady 
odosobnione,  odległe  od  zaludnionych  o- 
pól.  Za  Krzywoustego  skarżono  się  i>o- 
wszechnie  na  ncisk  podwodowy.  Później 
w  dokumentach  z  XIII  wieku  rzadkie  są 
stosunkowo  wzmianki  o  „podwodach", 
może  dlatego,  że  zamiaBt  właściwych  pod- 
wód  częściej  był  -^  nżycaa  t.  z.  „powóz". 
Niemniej  utyski-w^^o  H^- obowiązek  trans- 
portu rzeczy  ksi^^^^^^o^,  s^any  „przewo- 


yGoot^k 


dem"  [conductus).  Odrótoiano  dwa  ro- 
dzaje przewodu;  chłopski  i  rycerski.  Do 
władyków  czyli  pasów,  szlachty  i  Tjcec- 
atwa,  należ^  transport,  wymagający  szcze- 
gólnego pośpiechn,  zatem  przewóz  ży  wno- 
ńci,  łatwo  ulegającej  zepsncin,  np.  ćwieżej 
zwierzyny,  ryb  i  placków  pszennych.  Do 
tej  kategoryi  należeli  jeszcze:  jeńcy,  złoto 
i  wino.  Natomiast  chłopi  końmi  lab  wo- 
lami przewozili:  zboże,  skóry,  wosk,  żelazo 
i  t.  p,  Każdemn  „przewodowi"  towarzy- 
szył „komornik"  książęcy,  czyli  dworza- 
nin, zostający  w  służbie  panującego.  Ko- 
mornik taki  pilnował  własności  pańskiej, 
czuwał  nad  przeładowywaniem  i  pośpie- 
chem. Jeżeli  ,,przewód"  przybył  hez  ko- 
mornika, chłopi  nie  mieli  obowiązku  go 
przyjmować.  Każda  osada  odpowiadała  za 
całość  transportu,  dopóki  go  pod  dozorem 
komornika  nie  oddała  sąsiedniej  osadzie. 
W  dokumentach  z  w.  Xin  przechował  się 
spór  między  dwoma  wsiami;  Kacice  i  Ja- 
nnszkowice,  kt^Jrym  często  wypadało  sta- 
wać do  „przewodu".  Ale  Januszkowice 
umi^y  sobie  radzić,  bo  odstawiały  prze- 
wód do  sąsiednich  Kacie,  od  których  tyl- 
ko mostem  na  rzece  Szreniawie  oddzielo- 
ne były,  gdy  Kacice  do  Iwanowic  lub 
Przestańska,  najbliższych  osad  na  trakcie 
do  Krakowa,  miały  kUkakroó  dalszą  dro- 
gę. Wyrazem  „powóz",  zdaje  się,  nazy- 
wano obowiązek  dostarczania  samych  ko- 
ni i  woźniców  do  wozów  książęcych.  W 
dokomencie  zr.  1258  znajduje  się  wzmian- 
ka o  zamianie  tego  ostatniego  ciężaru  na 
stały  podatek  pieniężny.  Ale  najkosztow- 
niejszym był  podobno  ciężar  żywienia 
dwom  książęcego,  gdy  ten  w  czasie  po- 
dróży zatrzymał  się  na  popas.  Trzeba  zaś 
wiedzieć,  że  system  rządzenia  krajem  po- 
legał wówczas  na  ciągłem  objeżdżaniu 
„grodów"  przez  panującego,  sądzeniu 
spraw  i  sporów.  Bolesław  Chrobry  wię- 
cej przesiadywał  po  grodach — jakzaświad- 
cza  Gallus  —  „więc  każdy  z  radością  wy- 
glądał przybycia  monarchy.     Bogaty,  u- 


bogi  i  cały  kraj  z  ochotą  się  zbiegał,  by 
ujrzeć  jego  oblicze".  Inaczej  było  za  Krzy- 
woustego, który  spędzał  życie  w  polu  i  na- 
miotach. Później,  pod  koniec  XIII  w., 
ustanowili  książęta  raz  na  zawsze,  czego 
im  kmiecie  w  czasie  podróży  na  popas  ma- 
ją dostarczać.  Tak  Leszek  Czarny  doma- 
gał eię  latem  tylko  jednej  krowy  i  dwuch 
owiec,  w  zimie  zaś  dwuch  wieprzów,  30-u 
kur,  100  jaj,  po  pół  korca  grochu  i  jęcz- 
mienia na  każdy  obiad.  Ponieważ  w  „gro- 
dach" czyli  zamkach  bywało  zwykle  cias- 
no dla  dworu  ksiątęcego,  służba  przeto 
książęca,  złożona  z  piekarzy,  piwowarów 
i  miodosytników,  łowiecka  i  rzemieślnicza, 
wychodziła  do  okolicznych  opól,  gdzie  jej 
było  wygoduioj  i  lokowała  się  tamże,  do- 
starczając wszystko  dla  dworu.  Towarzy- 
szyli jej  i  łagiewnicy  książęcy,  którzy  la- 
gwie  i  beczki  ua  miód,  piwo  i  mięso  solo- 
ne sporządzali.  Ponieważ  prawie  każda 
osada  przypierała  do  lasów  książęcych, 
służba  zatem  łowiecka  zajmowała  ludność 
wiejską  do  nagonki  czyK  gonienia  za 
„psim  śladem"  po  lasach,  zalecała  jej  pil- 
nowanie zwierzyny,  doglądanie  jelenich 
legowisk  i  gniazd  sokolich.  Gdzie  się  so- 
koły gnieździły,  tam  ani  barci  nie  wolno 
było  zakładać,  ani  drzewa  rąbać.  Daniny 
w  naturze,  wybierane  przez  poborców  ksią- 
żęcych, sięgały  bez  wątpienia  prastarych 
czasów  powstawania  władzy  książęcej, 
kiedy  to  ludność  caiego  kraju  część  swe- 
go dobytku  i  plonów  roli  składała  na  u- 
trzymanie  panującego.  Do  takich  należał 
przedewszystkiem  „naraz"  lub  „narzaz", 
danina  z  wieprzów,  a  zapewne  i  innego  do- 
bytku, na  rzeź  dla  książęcego  dwom  pę- 
dzonych, cząstka  corocznego  przyrostu 
trzód  ■^e&niaczych,  potrzebna  do  «aspo- 
JfojenU  Aodsw^^yi^  potrzeb  książęcego 
stołą  ■taaTi&''^'  "wy\)\erano  opolami,  rów- 
°*®3^-ł  V  .-^ąiliTÓwlwolów.  Ludność 
opol^V  ^  coiocŁti«  po  jfi^iiy"^  ""0^® 
j  p<ł  ^^  ,Vie>  4(1  ^^^-  ^*^  '^^  ^' 

wst    ^  ^iMJo-poWei".   „'SMaz^'w 


dbyGoot^le 


40 


PODATKI. 


postaci  składanego  królowi  podatka  od 
mięsa  dotrwał  czasów  późnych,  bo  widzi- 
my, jak  Kazimierz  Jagiellończyk  r.  1464, 
zatwierdzając  przywileje  stanów  pruBkick, 
awalnia  te  stany  od  ^narzazn*.  Ckłopi 
składali  daninę  za  to,  że  mogli  mieó  barcie 
w  borach  ksi^ęcych.  Jedni  dawali  gar- 
nsk  czyli„gamiee"  miodu  (urna  me/iis).  "W 
kasztelanii  chrobskiej,  każda  osada  dawa- 
ła 3  dażegamce(r.  1251),  gdzieindziej  całe 
opole  dawało  razem  urna  mellis  preysin- 
cialis,  co  znaczyło  zapewne  kadź  mioda. 
Trzecią  t«go  rodzaju  daninęstanowił  .sep', 
sMadasy  z  pszenicy,  owsa  i  jęczmienia. 
Wybierano  go  opolami,  tak  jak  wszystkie 
inne  daniny,  co  wyjtfywało  z  koniecznej 
wówczas  solidarnej  odpowiedzialności  ka- 
żdego opola  czyli  gminy  rolniczej.  Termi- 
nem do  poborów  tego  rodzaju  był  dzień 
Św.  Marcina,  jako  czas  głncbej  jesieni,  w 
którym  już  wszystkie  zbiory  były  doko- 
nane. Jeżeli  używany  w  ówczesnych  ła- 
cińskimi dokumentach  wyraz  mensura  o- 
znaczał  korzec,  to  w  lubińskiem  opolu 
„sep'  przynosił  księciu  rocznie  20  korcy 
zboża  (r.  1242).  Zboże  odwożono  do  gro- 
dów książęcych,  po  kraju  rozsianych,  gdzie 
zażywano  je  bądź  dla  dwom  i  wojska  ksią- 
żęcego, bądź  dla  załogi  miejscowej,  bądź 
w  razie  napadu  dla  ludności  okolicznej, 
która  się  do  grodu  chroniła.  Wyraz  „sep" 
czyli  zsep  pochodzi  od  zsypywania  do  spi- 
chrza (książęcego).  Nie  jest  jednak  dotąd 
wyjaśnionem,  czy  była  to  odrębna  danina, 
czy  też  tylko  sposób  płacenia  podatków  w 
'  zbożu.  Wiadomo  bowiem,  że  wówczas 
przyjmowano  powszechnie  podatki  w  [bo- 
dach surowych.  I  w  Polsce,  dopóki  mone- 
ty było  mslo,  daniny  składano  księciu 
przeważnie  w  skórach,  Jutrach,  zbożu,  wo- 
sku, miodzie  i  żywem  bydle.  Qdy  jednak 
wpływ  cywilizacyi  pomnożył  i  upowszech- 
nił monetę  (nazywaną  „obrazem"  od  wy- 
bitego na  niej  wizerunku  księcia),  rozwój 
skarbowości  polegał  odtąd  na  zamianie 
pierwotnych  danin  na  pieniądze.    Najwa- 


żniejszym podatkiem  było  poradlne 
czyli  powołowe,  pobierane  od  ilości  ra- 
d^  i  wołów,  których  opodatkowany  do 
uprawy  swoje;  roli  używał.  Radło  bo- 
wiem czyli  półj^ug  było  pierwotnem  na- 
rzędzdem  do  orania.  Podatek  ten  grunto- 
wy, pochodzący,  jak  się  zdaje,  z  zamiany 
pierwotnej  stróży  grodowej  na  pieniądze, 
przetrwał  najdłużej,  jako  wyraz  uznania 
władzy  książęcej  nad ziemią,ikiedy  wszyst- 
kie inne  ciężary  znikły,  to  jeszcze  król 
Ludwik,  następca  Kazimierza  Wielkiego, 
zastrzegł  sobie  w  dyplomie  koszyckim  za- 
chowanie poradinego  w  wysokości  dwuch 
groszy  od  łanu.  Ostatecznie  dopiero  pak- 
tami z  Włady^awem  lY  r.  1632  uchylono 
podatek  dwugroszowy  z  poradlnego  tanu, 
„  j  ako  pamiątkę  niewoli".  Drugim  podatkiem 
było  „podworowe"  (później  nazwane  po- 
dymnem),  c^li  oj^ata  od  domów  miesz- 
czańskich i  kmiecych,  jako  jednostek  osa- 
dniczych. Podworowe  zwano  inaczej  kun- 
nero,  bo  jeszcze  w  XIII  w.  najpospoliciej 
dawano  z  domu  po  dwie  skórki  wiewiór- 
cze czy  kunie  co  roku.  W  ziemi  Krakow- 
skiej widzimy  od  XI  wieku  podatek  zwa- 
ny .pomocne",  zniesionyostatecznie przez 
Henryka  Brodatego.  Byt  to  zapewne,  jak 
.pomoc'  w  Czechach,  podatek  nadzwy- 
czajny, dodatkowy,  ze  skarbowości  cze- 
skiej  naśladowany.  Odkąd  t.  z.  „stróża", 
czyli  obowiązek  kolejny  straży  grodowej, 
zamieniony  zost^  w  sttJą  coroczną  da- 
ninę, wybierali  ją  osobni  poborcy,  zwani 
.panami  stróżnymi'.  Obowiązek  podej- 
mowania dworu  książęcego  w  czasie  ob- 
jazdu księcia  po  kraju,  zwany  „stanem" 
{słaiiones),  już  od  czasów  Krzywoustego 
począł  byó  zwolna  zamieniany  drogą  wy- 
jątkowych przywilejów  lub  dobrowolnego 
układu  z  księciem  na  podatek  pieniężny. 
Pomimo  to  jednak  w  rocznikach  ducho- 
wieństwa z  czasów  Jagiełły  znajdujemy 
utyskiwania  na  ucis^  sprawiany  dobrom 
dnchownym  przej  ^ejazdy  królewskie 
czyli  „stan".  ^6<i>  ..t^^  stałych,  skarb 


yGoot^k 


o      D      A      T      K      I. 


41 


książęcy  miał  jeszcze  dochody  z  różnych 
opt&t  okolicznościowycli.  Kiektóre  z  tych 
0[^at  wynikamy  z  zasady,  że  gdy  ksiąię 
JBtt  paaem  całego  kraju,  stąd  żadna  wa- 
żniejsza chwila  w  życiu  jego  poddanych 
nie  może  minąć  bez  podarku  dla  monar- 
chy. Zatem  dziewczęta  i  wdowy  z  osad 
kmiecych  przy  zamążpójścin  składały  gar- 
niec miodn,  co  zwano  „wdowiem''  i  „dzie- 
wiczem".  Mosi^  to  byó  zwyczaj  bardzo 
dawny,  a  zniesiony  został  razem  z  „pomoc- 
nem"  przez  Henryka  Brodatego  w  ziemi 
Krakowskiej  i  przez  Konrada  w  r.  1232  na 
Mazowszn.  Ważną  rubiykę  dochodów  sta- 
nowiły opłaty  sądowe.  Ponieważ  książę 
był  najwyższym  stróżem  prawa  i  sędzią, 
kto  więc  przeciw  prawu  wykroczył  i  spo- 
kój lub  bezpieczeństwo  publiczne  łamał, 
obok  powetowania  szkody  pokrzywdzone- 
mu winien  był  zaj^ció  karę  do  skarbu 
książęcego,  zależną  od  wielkości  przestęp- 
stwa. Pewna  część  z  tych  opłat  s^a  do 
skarbony  sędziego,  kasztelana  lub  jego  n- 
rzędników,  którzy  w  imienia  i  zastępstwie 
księcia  sądzili.  Podług  pojęó  ówczesnych 
należał  się  księciu  adział  w  zysku  handlo- 
wym, osiąganym  pizez  cudzoziemskiego 
kupca  w  jego  państwie  i  pod  opieką  jego 
władzy.  Udział  ten  pobierany  był  pod  na- 
zwą myta  i  targowego.  Ceł  granicz- 
nych nie  znała  ówczesna  Polska,  bo  w 
puszczach,  ciągnących  się  wzdłuż  granic 
niepodobna  było  straży  celnych  rozcią- 
gać. Były  więc  tylko  wskazane  wewnątrz 
kraju  szlaki  handlowe  dla  kupców,  któ- 
rzy przy  wyznaczonych  grodach  ksią- 
żęcych opłacali  myta.  Łodzie  i  korabie 
ładowne  towarem,  płynąc  rzekami,  0|^a- 
cf^y  myto  przy  zamkach  nadbrzeżnych, 
np.  w  Poznania  nad  Wartą,  w  Labtążu 
nad  Odrą,  w  Korczynie  i  Włocławku  nad 
Widą,  w  Wiźnie  nad  Narwią,  w  Drohi- 
czynie nad  Bugiem  i  t.  d.  Rycerstwo  by- 
ło wolne  od  0[^aty  myta,  przynajmniej  na 
Mazowsza  już  w  r.  1237.  Prócz  myta  {He- 
itmeum),  opłaci  kupiec  jeszcze  na  targu 


przy  sprzedaży  towafu  pewną  prowizję  - 
od  jego  ceny,  zwaną  targowe  m.  Wy- 
bierali tę  opłatę  celnicy  i  nadzorcy  targu, 
bez  któiych  nie  wolno  było  zawierać  żad- 
nej nmowy  kupieckiej,  żeby  skarb  książę- 
cy  nie  doznał  przez  to  uszczerbku.  Takie 
urządzenia  panowały  w  całej  ówczesnej 
Enropie.  Czasem  książę,  w  dowód  szcze- 
gólnej szczodrobliwości,  obdarzfj  prawem 
pobierania  targowego  jaki  klasztor  lub  za- 
służonego sobie  rycerza.  Najdawniejszym 
znanym  przykładem  uwolnienia  od  targo- 
wego jest  przywilej  Kazimierza  Sprawie- 
dliwego, dany  Miechowitom.  Częściej  ob- 
darzał książę  dziewięciu  ą,  czyli  dzie- 
wiątą częścią  z  dochodów  jakiegoś  targu. 
Poborcami  opłat  targowych  byli  na  znacz- 
niejszych targach  mincarze  książęcy,  ja- 
ko biegli  znawcy  kruszcu  i  obcych  pienię- 
dzy, w  których  od  zagranicznych  kupców 
„targowe"  pobierali.  Wszystkie  dochody 
z  ceł  i  „targowego"  w  obrębie  kasztelanii 
spływ^y  do  kasy  grodowej,  skąd  je  we- 
dług potrzeby  do  skarbców  książęcych  od- 
syłano. Pewien  tylko  procent  z  tych  o- 
płat  potrącali  dla  siebie  poborcy,  jako  wy- 
nagrodzenie za  czynności  arzędowe,  co 
było  podnietą  ich  gorliwości  o  dobro  skar- 
bu. Wzmianki  o  „targowem",  w  najstar- 
szych dokumentach  dość  częste,  później 
w  XIII  w.  wobec  swobód  prawa  miejskie- 
go ustają  zupełnie.  W  dokumentach  łaciń- 
skich z  doby  Piastówspotykamy  następują- 
ce nazwy  polskie  rozmaitych  podatków,  o- 
płat  i  powinności:  „Dań"  (r.  1 146)  — „powo- 
łowe"  (r.  1 165)  —  „poradlne"  (r.  1228}  — 
„pługowe"  (r.  1228)  —  „stróża"  (r.  1 125)— 
„podymowe"(r.l200) — „pod3niine"{r.l242) 
— „pomocne"(r.ll25)  „poduszne"  (r.  1267) 
— „pod  wozow6"(r,1235)—,,moatne"(r  .1146) 
— „mosto-^e"  (.r- 1252)  — „kunne"  (r.  1146) 
— „podW(j^^e''(r.\145)— „naraz"i„narzaz" 

(r.  114Ł\       _4e^^*'*'  ^  i-obo^^^^wk  to™- 
wania    ^   ,'C^eŁ  "C^szcze,  zaspy  śnieżne 


dbyGoot^le 


42 


p    o 


^przysiężne"  (r,  1281)  —  „pieszy  ślad" 
<r.  1214)— „pogoń"  (r.  1255) — .targo-we" 
{r,  1065)—  „łanowa"  (r.  1255)  —  .polowe" 
<r.  1291)  -  „Btan"  (r.  1228)—  „rogowe"  (r. 
1255)  —  „sep"  (r.  1242)  —  „przesieka"  (r. 
1214)  —  „podwody"  (r.  1216)  — „nar^bne" 
{r.  1301).  Długoaz  wymienia  takie  cięża- 
ry księstwa  Krakowskiego  z  r.  1162:  po- 
rsdtne,  stróine,  powóz,  podwody  i  podle- 
ganie mincarzowi  (którego  zwano  po  łaci- 
nie monetarius).  Były  jeszcze  znane  przed 
«poką  Jagiellońską:  .obiedne",  .godne", 
„opolne",  „wojenne",  „kolenda",  „krow- 
ne",  „pearskie",  „prz^aja",  „czynsz  kró- 
lewski", ,królew8zczyzna"  (której  zniesie- 
nia zażądała  szlachta  od  Kazimierza  W.). 
Sposób  dawnego  egzekwowania  podatków 
nie  musiał  byó  przyjemny.  Zwyczajny 
bowiem  średniowieczny  edykt  podatkowy 
w  Zachodniej  Europie  brzmiał:  „Pozwala- 
my wójtowi  i  ławnikom  w  razie  potrzeby 
ożyć  przy  poborze  przymusu,  t.  j.  wyła- 
mywać drzwi,  rozbijać  skrzynie,  okna 
i  zamki,  imać  ludzi  na  targu,  po  ulicach 
i  domach".  "W  Polsce  na  kilka  tygodni 
przed  poborem  wywoływano  i  otrąbiano 
po  miasteczkach  i  wioskach,  w  czasie  tar- 
gów i  naboteństw,  rozkaz  poboru.  Pobor- 
cy podatkowi,  którzy  potem  objeżdżali 
wsie  i  miasta,  otrzymywali  od  mieszkań- 
ców pewną  nagrodę  za  swe  trudy.  Dziś 
owa  mnogość  tych  rozmaitych  danin  przej- 
muje politowaniem  nad  dolą  tych,  któ- 
rych one  obowiązywały.  To  jednak  „pra- 
wo polskie*  nie  było  wcale  tak  straszne 
w  rzeczywistości.  Kiezbyt  bowiem  wielkie 
dla  panujących  musiały  płynąć  z  niego 
korzyści,  gdy  książęta  powszechnie  z  łat- 
wością zrzekali  się  tych  danin  na  rzecz  na- 
rodu. Jut  od  czasów  Kazimierza  Spra- 
wiedliwego, nazwanego  „oswobodzicielem 
z  pęt  słołebnictwa",  widoczno  jest  stop- 
niowe pozbywanie  się  książąt  swego  pra- 
wa do  wymienionych  danin.  Uzyskują 
takowe  od  panujących  najprzód  duchow- 
ni dla  dóbr  swoich,  potem  panowie  mf^o- 


polscy.  Nie  mógł  jnż  książę  wymacać  od 
chłopów  w  dobrach  szlacheckich  ani  pod- 
wód,  ani  obiadów,  ani  dostaw  kachennyoh. 
Pozost^a  mn  ta  moc  tylko  we  własnych 
dobrach  królewskich,  t.  j.  owo  „prawo 
włodzicze"nadsołtysamii  kmieciem  książę- 
cym, W  wiekach  późniejszych  sama  szlach- 
ta w  razie  nagłej  potrzeby  uchwalała  na 
sejmach  pobory  ze  swych  dóbr  i  docho- 
dów. "W  ciężkich  dla  kraju  okoliczno- 
ściach naznaczano  ^pogłówne",  czyli  je- 
dnorazową oj^atę  od  wszystkich  osób  z 
gminu,  wyjąwszy  poświęconych  naukom. 
"W  r.  1669  podskarbi  Morsztyn  podał  wnio- 
sek zasilenia  skarbu  Rzplitej  wprowadze- 
niem akcyzy  od  warzenia  napitków.  Ak- 
cyzę taką,  od  której  szlachta  i  duchowień- 
stwo było  pierwej  wolne,  postanowiono  na 
sejmie  w  r.  1673.  Tytuń,  który  w  ogrodach 
Anny  Jagiellonki  uprawiany  był  jako 
rzadkość,  a  za  Władysława  IV  i  Jana  Ka- 
zimierza upowszechnił  się  jako  tabaka  do 
zażywania  i  fajka  do  palenia,  opodatko- 
wany zost^  za  Jana  III  w  r.  1677.  O  in- 
nych ciężarach  publicznych  i  opłatach  pry- 
watnych obacz  w  encyklopedyi  niniejszej 
pod  wyrazami:  Czopowe,  Czwarty  grosz, 
Czynsz,  Dziesięciny,  Egzoficja,  Hiberna, 
Kanon,  Kontyngeas  hwerunkowy,  Kozu- 
balec,  Kwarta,  Kunica,  Litkup,  Łanowe, 
Młynowe,  Hostne,  Naraz,  Ofiara,  Ogono- 
we, Osep,  Pańszczyzna,  Podworowe,  Po- 
dymne,  Pogłówne,  Pojemszczyzna,  Porę- 
kawiczne,  Powołowszczyzna,  Rogowe,  Su- 
chomelszczyzna.  Świętopietrze,  Świńszczy- 
zna  i  t.  d.  Gruntowne  wiadomości  o  dani- 
nach z  doby  Piastów  podali  w  druku:  St, 
Smolka,  Zyg.  Helcel,  Romuald  Hnbe  i  Fr. 
Piekosiński,  o  Pogłównem  prof.  Józ.  Kle- 
czyński.  „O  podatkach  gruntowych  sta- 
łych w  Królestwie  Polskiem"  wyborną 
rozprawę  napisał  "Wojciech  Trzetrzewiń- 
ski  (Warszawa,  drugie  wydanie  r.  1861). 
O  podatkach  z  3-cłi  Qgtati>ich  wieków  ist- 
nieniapaiistwaPolĘ^-ggowieWą  ilość  prze- 
pisów obejmują  '^okAi^"'  ^^"i  których 


>yGoo<^k 


PODAWCA.—  PODCZASZY. 


43 


inwentarz  w  wydanio  petersburskiem  Jo- 
zafata Obryzki  (z  r.  1860)  podaje  treść  od- 
nośnych uchwal  od  8tr.  324  do  349.  Wśród 
nowszych  prao  o  podatkach  w  dawnej 
Polsce  zaslngaje  na  awagę  źródłowa  i  su- 
mienna a  niespoiytkowana  w  niniejszym 
artykule  rozprawa  ks.  S.  Chodyńakiego: 
„Podatki  w  dawnem  prawie  polskiem* 
(Enoyklopedja  kościelna  t.  20,  str.  19 — 36). 

Podawca  jest  polską  nazwą  kollatora, 
t.  j.  m&j^oego  JUS  coiiaiionts  czyli  patrona- 
łus.  {Vol.  le^ll,  I  607). 

Podchorąiy,  w  wojskn  Bzplitej  namie- 
stnik chorążego,  który  nosit  chorągiew. 
W  armii  Królestwa  Kongresowego  pod- 
chorąży bjl  w  stopniu  podoficera,  stąd 
szk(dy,  kształcące  na  oficerów,  zwano  szko- 
łami podchorążych.  Ob.  Podchorążych 
szkoła. 

Podchorążych  szkoła.  W  dniu  28  lip- 
ca 1815  r.  rozesłany  został  rozkaz  do  do- 
wodzących dywizjami  o  przysłanie  do 
Warszawy  podoficerów,  przeznaczonych 
na  stopnie  oficerskie  w  celu  pomieszczenia 
ich  w  specjalnie  dla  nich  urządzonych 
szkołach  pieszej  lub  konnej,  stosownie  do 
broni,  z  których  wychodzili.  SzkcJą  pod- 
chorążych pieszych  komenderował  pułko- 
wnik, a  pod  nim  pięciu  oficerów  niższych 
jako  instruktorów  i  nauczycieh.  Oficero- 
wie ci  niżsi  dość  często  się  zmieniali,  po- 
wracając do  swych  pułków;  na  ich  miejsce 
przychodzili  najczęściej  oficerowie  z  gwar- 
dyi  królewskiej  Inb  cesarskiej.  Dowódcą 
byt  pidkownik  Olędzki,  ^użbista,  posiada- 
jący wielką  wiedzę  wojskową;  napozór  su- 
rowy i  bardzo  wymagający,  był  jednak 
sprawiedliwy  i  mii^  w  gruncie  rzeczy  za- 
cne serce,  za  co  był  bardzo  przez  wszyst- 
kich podwładnych  lubiony.  Największy 
nacisk  w  szkole  pc^ożony  był  na  służbę 
frontową,  doprowadzoną  do  najwyższego 
stopnia  doskonałości,  oraz  na  mechanizm 
różnych  oddziałów,  zacząwszy  od  szkoły 
żołnierza  i  plutonu  aż  do  pułku,  brygady, 
dywizyi  i  korpusu.    Podoficer,  wchodzący 


do  szkoły,  uważany  był  za  rekruta  i  od 
samego  początku  muai^  przechodzić  szko- 
łę żołnierza,  dopóki  pułkownik  nie  uznał 
za  stosowne  pomieścić  go  we  froncie.  Ca- 
łą zimę  wykładano  teorję,  którą  każdy 
wybornie  znać  musiał,  ażeby  stanąć  do  e- 
gzaminu  przed  wielkim  księciem  Konstan- 
tym, inaczej  na  oficera  awansować  nie 
mógł.  O  taktyce  i  strategii  nie  było  mo- 
wy. Tych  uczono  w  Szkole  aplikacyjnej. 
Komenda  jednego  dnia  była  po  polska, 
drugiego  po  rosyjsku.  Oprócz  tego  nic 
więcej  podchorążych  nie  uczono.  Dopiero 
po  r.  Iti24  zaczęto  udzielać  języków:  fran- 
cuskiego, niemieckiego  i  rosyjskiego.  Kto 
chci^  sam  z  książek  się  uczyć,  nie  miał 
prawie  czasu  na  to,  tak  wszystkie  godzi- 
ny były  zapełnione  szczegółami  służby. 
"W  szkole  liczono  ok(do  300  wychowawców. 
Po  skończeniu  czteroletniego  kursu  i  zda- 
niu egzaminu  przed  Wielkim  Księciem  z 
mechanicznej  nauki  bronią  i  marszu  i  do- 
wodzenia oddziałami,  od  plutonu  zacząw- 
szy aż  do  korpusu  wojska,  podchorążowie 
wysyłani  byli  do  pułków  dla  nabycia  prak- 
tyki w  nauczaniu  żołnierza,  na  instrukto- 
rów młodych  żołnierzy  i  rekrutów.  Na- 
gromadzenie podchorążych  w  pułkach  by- 
ło ogromne,  a  na  oficerów  awansowano 
corocznie  liczbę  nieznaczną.  Wobec  podo- 
bnych warunków  pragnęli  oni  zmian  i  stąd 
być  może,  u  nich  pierwszych  znalai^o  wy- 
raz to  uczucie,  które  obejmowało  całe  woj- 
sko 1  objawiło  się  przez  udział  Szkoły  pod- 
chorążych w  dniu  29  listopada  1830  roku. 
Szkoła  podchorążych  pieszych  mieściła  się 
w  pawilonie  przy  pałacu  Łazienkowskim 
w  Warszawie,  konna  zaś,  zostająca  pod 
dowództwem  podpułkownika  Czamom- 
skiego,  przy  ulicy  Królewskiej.  £.  Gemb. 
Podczaszy,  po  l&dme  poci/laior,  sub- 
pincema^  początkowo  był  pomocnikiem  i 
zastępca  (cennika,  jak  podstoU  stolnika, 
później  -^-orós^  znaczeniem  ponad  niego. 
Obowift  J^  podczaszego  było  podawać 
biflsia^ł  >^®      «  taólowi  napoje,  wprzódy 


dbyGoof^le 


u 


PODHYCZEK.— PODKOMORZY. 


ich  skosztowawszy  i  wogóle  mieć  dozór 
nad  napitkami  przy  stole  królewskim. 
Pierwszy  dokument,  w  kt<Srym  spotyka- 
my n  azwQ  podczaszego,  pochodzi  z  r.  1288. 
O  podczaszym  ziemskim  zaajdaje  się 
wzmianka  pod  r.  1318.  Za  Kazimierza  W., 
zwano  po  łacinie  podczaszego —.ru^/mr^f- 
na,  a  w  r,  1496  spotykamy  jnż  nazwę  fio- 
cillalor.  Było  ich  dwuch,  t,  j.  wielki  ko- 
ronny i  wielki  litewski,  urząd  ich  szedł  po 
stolnika,  a  przed  krajczym  wielkim.  Ziem- 
scy podczaszowie  hczyli  się  w  Koronie 
między  stolnikiem  a  podsędkiem,  na  Li- 
twie między  pisarzem  grodzkim  a  cześni- 
kiem.  "Wszystkich  mianował  król. 

Podhyczek.  Tak  nazywano  w  średnio- 
wiecznej Polsce  jąkanie  się  przysięgające- 
go przy  odmawianiu  roty  przysięgi,  za  co 
jąkający  się,  jako  podejrzany  o  krzywo- 
przysięstwo, masial  sądowi  płacić  winę. 
Ksiąię  Jan  mazowiecki  na  rokach  w  Czer- 
sku r.  1380  znió^  stary  zwyczaj  zabierania 
przez  urzędników  sądowych  płaszcza  po- 
pełniającemu npodhyczek".  Zwyczaj  ten 
dla  chrześcijan  ustsJ  w  całej  Polsce  w  XV 
wieko,  ale  dla  Żydów  był  zamieszczony 
jeszcze  w  statucie  króla  Aleksandra  Jag. 
z  r.  1505. 

PodkanclerZDWie  ob.Kanclerze  (Enc. 
Star.  t.  II,  str.,322). 

Podkanonjer.  KaZda  kompanja  w  ar- 
tyleryi  Rzplitej  w  KYIII  w.  składać  nię 
była  powinna  z  9  bombardjerów,  100  ka- 
nonjerów  i  60  podkanonjerów. 

Podkomorzy.  Komorą  nazywano  w  sta* 
rożytnej  polszczyinie  dwór  książęcy,  mie- 
szkanie panującego  z  jego  skarbcem,  wre- 
szcie komnatę  sypialną.  Komorzym  zwa- 
no zarządzającego  tą  komorą  a  wogóle  u- 
rzędnik  a  dworskiego  do  poshig  ksiąZęcych. 
Zastępca  i  pomocnik  komorzego  zwał  się 
podkomorzym — subcamerarius.  Gdy  z  cza- 
sem podkomorzy  stał  się  wyższym  urzę- 
dem niż  komorzy,  zwano  go  arckicamera- 
WwJ,  podkomorzym  wielkimlub  koronnym. 
Przywilej  Bolesława  Wstydliwego  wspo- 


mina o  podkomorzym  krakowskim.  Od  r. 
1203  napotykają  się  już  dość  często 
wzmianki  o  podkomorzych.  Podkomorzy 
nadworny  zarządzał  komorą  czyli  gabine- 
tem króla,  był  jego  dzisiejszym  szambela- 
nem,  przestrzegał  we  wszystkiem  porząd- 
ku, czawfJ  nad  bezpieczetistwem  osoby 
króla,  był  zawsze  w  jego  orszaku^  rozka- 
zy w^  służbie  pokojowej.  Posłowie  cudzo- 
ziemscy wyjednywali  sobie  posłuchanie 
u  króla  przez  podkomorzych,  ci  zaś  w  o- 
znaczonym  czasie  donosili  monarszeoprzy- 
bycia  posłów  i  z  przedsionka  prowadzili 
ich  aż  pod  drzwi  królewskiej  komnaty, 
gilzie  u  drzwi  czekał  do  wprowadzenia  go- 
ścia marszałek.  Taki  sam  ceremonjał  za- 
chowywano, gdy  prymas,  przed  sejmem, 
pierwszy  raz  króla  pozdrawiać  Na  pry- 
watne posłuchania  wprowadzić  do  króla  w 
zastępstwie  marszałka  podkomorzy.  Pod- 
komorzy koronny  odbierał  podania  do  tro- 
nu w  Koronie  i  do  króla  odnosił,  podko- 
morzy Utewski  to  samo  czynił  z  podania- 
mi w  Litwie.  Gdy  za  doby  Piastów  wszyst- 
ka ziemia,  lasy  i  wody  były  pierwotnie 
własnością  panujących,  którzy,  nadając 
rycerstwu  ziemie,  oznaczali  granice  i  są- 
dzili spory  graniczne,  podkomorzy  bywał 
w  takich  razach  zastępcą  panującego.  G^y 
zaś  namnożyło  się  wszędzie  rycerstwa  dzie- 
dziczącego, każda  ziemia  potrzebowała 
mieć  własnego  podkomorzego,  któryby, 
zastępując  panującego,  sądził  spory  gra- 
niczne. W  r.  1374  postanowiono,  że  pod- 
komorstwo  dawane  byó  ma  jako  urząd  do- 
żywotni nie  cudzoziemcom  ale  synoni  ko- 
ronnym, w  tychże  ziemiach,  gdzie  waka- 
je,  mieszkającym.  W  r.  1496  uchwalono, 
aby  podkomorzy  wraz  ze  swoimi  komor- 
nikami pobierał  od  każdej  czynności  po  3 
grzywny.  W  razie  wakansu  ziemianie  wy- 
bierali na  sejmiku  4  kandydatów  na  pod- 
komorzego, z  których  król  zatwierdzał 
zwykle  pierwszego  z  tej  listy.  Tylko  pod- 
komorzowie  pruscy  -^fcrost  przez  króla 
mianowani,  byli  je^j,  ^  senatorami  sena- 


dbyGoot^le 


dbyGoof^le 


POD  KONIUSZY.— PODLASKI  SZLACHCIC. 


i  w  województwie  osiadłych.  Z  powinno- 
ści komorników  wynika  dla  nich  potrzeba 
nniiej^tnośoi  geometryi  praktycznej".  By- 
li zatem  komornicy  miernikami  i  dlatego 
to  dotąd  nalAtwie  geometra  zowie  się  ko- 
mornikiem. 

Podkoniuszy,  po  łacinie  subagaso,  (pó- 
źniej nazywany  vice'Praefechis  siabuU), 
byt  namiestnikiem  koniaszego,  dozomjąc 
stajnie  książąt  piastowikich.  Z  czasem 
wyrósł  do  godności  urzędnika  krajowego, 
nadawanej  przez  królów  panom  w  dowód 
laski  a  wtedy  stajnią  królewską  zarządzał 
dworzanin,  mianowany  .podkoninszym 
królewskim",  który  nie  zaliczek  się  do  u- 
rzędników  państwowych.  Między  pana- 
mi na  pogrzebie  Kazimierza  W.,  wymie- 
niony jest  i  subagaso  (podkoniuszy).  Pó- 
źniej było  dwóch  podkoniuszych:  koron- 
ny i  litewski.  Gdy  atoli  w  Koronie  arząd 
ten  szedł  w  zapomnienie,  to  Litwa,  rozmi- 
łowana w  tytniarnych  godnościach,  miiJa. 
zawsze  koniuszych  i  podkoniaszych  (ob. 
Koniuszy,  Enc.  Siar.  t.  III,  str.  78) 
Podług  Hartknocha,  podkpniuszy  nadwor- 
ny litewski  pomiędzy  dygnitarzami  był 
ostatni,  podłng  zaś  Skrzetnskiego  szedł  za 
chorążym  nadwornym  a  przed  łowczym. 
Na  traktacie  brzeskim  z  r.  1436  podpisani 
są  obaj  podkoniaszowie. 

Podkuwa  jako  godło  rycerza  konnego 
weszła  w  skład  następujących  herbów 
szlachty  polskiej:  Jastrzębiec  i  Ślepowron, 
Pąbrowa,  Dąbrówka,  Bożawola,  Koziński, 
Moutowt,  Puchła,  Bi^oskórski,6utakow- 
ski,  Bialynia,  Bełza,  Boleszozyc,  Łazanki, 
Kndbrzym,  Domaradzki,  Łada,  Filipo- 
wicz, Neetprowicz,  Pobóg,  Haraburda,  To- 
łoczko,  Medeksza,  Szeptycki,  Szyrma,  Za- 
głoba, Dabina,  Pokora,  Bernatowicz,  Czer- 
ski, Bratkowski,  Żabka,  Jacyna,  Lubicz, 
Krzywda,  Niuzgoda,  Rudnica,  Dołęga  i 
kilka  innych.  M&  ją  także  w  swoim  her- 
bie miasteczko  Skoki.  Mawiali  dawni  Po- 
lacy, że  każdy  rycerz  powinien  umieó  włas- 
ną ręką  skuć  sobie  w  razie  potrzeby  miecz 


i  podkowę.  Ks.  Kluk  w  XVIII  w.  pisze, 
iA  „podkowy  są  wielorakie:  pospolite,  pan- 
tofle, miesiączki,!  zawiaskowe'.  Niegdyś 
stany  wyższe  w  Polsce  nie  nosiły  innych 
butów  jak  tylko  podkowane.  Cudzoziem- 
cy szydzili  z  podkówek  polskich,  ,jako- 
byśmy  się  jak  konie  kowali*.  Od  mo2uych 
przyjęli  ten  zwyczaj  mieszczanie,  szlachta, 
uboższa  i  wreszcie  lud  wiejski,  który  do- 
tąd go  zachowuje.  Był  stary  przesąd,  ż© 
podkowa  końska  znaleziona  na  drodze  i 
przybita  naprogo  mieszkania  chroni  je  od 
czarownic  i  czarów.  Lud  wiejski  przecho- 
wał te  wierzenia  dotąd.  Ks.  Janota  po- 
wiada o  ludzie  galicyjskim,  że  kobiety,  a- 
by  dowiedzieć  się,  która  baba  jest  we  wsi 
czarownicą,  rozpalają  w  ogniu  podkowę 
znalezioną  i  kładą  do  skopca  w  wodę  lub 
polewają  mlekiem  zepsutem  na  progu,  a 
baba,  która  wówczas  nadejdzie,  jest  cza- 
rownicą i  musi  wziąó  Adzieblo  słomy  ze 
strzechy,  gdzie  te  środki  przeciwko  niej 
robią. 

Podkurek  —czas  nad  ranem,  doświtek, 
kiedy  kury  pieją.  Jest  również  nazwą 
śniadania,  podawanego  nad  ranem  biesia- 
dnikom, którzy  hasali  przez  noc  całą,  zło- 
żonego zwykle  z  bsrszcza,  bigosu  i  ki^ba- 
sy.  Jeżeli  zabawa  odbywała  się  w  ostat- 
ni wtorek  zapustny,  to  gdy  pt^noc  uderzy- 
ła, muzyka  milkła,  gospodarz  wnosił  pół- 
misek pod  przykrywą  i  odsłaniał  takową^ 
wylatał  z  pod  niej  wróbel  lub  inny  ptak, 
a  na  półmisku  pozostawał  śledź  i  jaja.  O- 
znaczało  to,  że  z  zapustem  uciekło  mięso, 
a  z  postem  przybyła  ryba.  Postna  ta  o, 
północy  wieczerza,  ze  śledzia,  jaj  i  mleka 
złożona,  zowie  się  także  podkurklem 
i  w  powszechnym  była  obyczaju  w  do- 
mach bogatych  i  uboższych. 

Podlaski  szlachcic.  O  drobnej  szlach- 
cie podlaskiej,  zamieszkującej  ziemię  Biel- 
ską (po  oba  brzegach  Narwi)  i  Drohicką 
(po  obu  brzegach  Buga),  krążyły  po  Pol- 
sce żartobliwe  przysłon'*-  ^)  Fortuna 
szlaehcia  podlaskier,.  Jtoga  jak  bicz,  sze- 


dbyGoot^le 


PODLEWA.—  PODSĘDEK. 


47 


roba  jak  nói,  a  głęboka  &i  dó  środka  zie- 
mi. 2)  Szlachcic  podlaski  ma  piasek,  la- 
sek i  karaski.  3)  Sclachcic  podlaski  ma  błot- 
ko  i  piaski.  4)B4r— leszcisyna,  wróbel — 
zwierzyna,  goiębie— dobytek,  serwatka — 
napitek,  ryby—  karaski—  wiwat  szlachcic 
podlaskil  o)  Szlachcic  podlaski  z  malej 
chfJapki.  6)  Kiszka  podlaska  (tak  prze- 
zywano wysokich  a  chudych  szlachciców 
podlaskich,  nie  było  bowiem  brzuchaczów 
pomiędzy  ubogą  tą  szlachtą  a  wzrostu  by- 
wali dobrego).  7)  Gdzie  idziesz? — Do  Ty- 
kocina, zaskarżyć  pana  Marcina,  te  a  mo- 
jego syna  wybił  szybkę  z  okna.  I)o  za- 
grodowej szlachty,  zarówno  podlaskiej  jak 
mazowieckiej ,  stosowano  następujące  przy- 
słowia; 1)  Choć  nie  umiem  czytaó  ani  pi- 
saó,  ale  królem  mogę  zostaó.  2)  Choć  la- 
ta na  łacie,  kłaniam,  panie  bracie.  3)  Z 
kordem  a  boso.  4)  Choć  mam  fortunę  nie 
szeroką  ale  długą,  wysoką  i  głęboką.  5) 
Jok  pies  na  jednej  fortunie  usiądzie,  trzy- 
ma ogon  na  drugiej.  6)  Fortun  sześć  a 
niema  co  jeśó. 

Podlewa,  niekiedy  podlewie.  Tak 
nazywano  dawniej  każdy  sos,  którym  pod- 
lane było  mięso  lub  ryba  przy  podaniu  na 
sti^.  Czasem  dawano  podlewę  osobno  ns 
przystawce  czyli  salaterce.  Najpospolit- 
sze byty  4  rodzaje  podlew:  tółta  szafra- 
nem przyprawna,  czerwona  z  sokiem  wi- 
śniowym, czarna  z  powid^  śliwkowych  i 
szara.  Podlewy  czarnej  i  żółtej  używano 
najczęściej  do  ryb,  węgoraa,  indyka,  pro- 
sięcia. Gęś  podawano  zwjkie  z  szarą  pod- 
lewa, w  której  główną  przyprawę  stano- 
wiła posiekana,  ugotowana  i  przecedzona 
cebula.  Przyprawy  do  podlew  bywały: 
migdałowe,  winne,  grzybowe,  grochowe, 
mleczne,  piwne  z  żółtkiem  i  cynamonem, 
muszkatołową  gi^ą,  itubierem  i  t.  d.  0- 
rzechy  zastąpione  zostały  z  czasem  migda- 
łami, suszone  wiśnie  rodzynkami  a  miód 
cukrem. 

Podnarszali.  "W  dawnej  żegludze  na 
rzekach  polskich  tak  zwał  się  na  szkucie 


ten,  co  przy  marszałku  na  sztymbokn  sie- 
dział (AfiT^/^r).  .  . 

Podniebienie  miało  znaczenie:  wierz- 
chu, stropu,  sklepienia,  pułapu.  Łoża  Po- 
laków, których  cudzoziemcy  podziwiali 
ważkość  i  ciasnotę,  otoczone  bywały  ko- 
tarą z  podniebieniem  czyli  jakby  namio- 
tem. W  wyprawie  królewny  polskie- 
z  r.  1475  widzimy  obok  licznych  opon 
podniebienie  nad  łoże  z  aksamitu  czerwo- 
nego złotem  przerabianego.  Budny  w  XVI 
w.  pisze;  „Zasklepił  dom  tramami  i  pod- 
niebieniem cedrowym". 

Podoficer.  Stopnie  niższe  w  piechocie- 
polskiej  czaaów  jej  ostatnich  były  nastę- 
pujące: żołnierz,  kapral  fgefrajter  czyli 
pod  sierżant),  sierżant,  feldfebel  (albo  sier- 
żant starszy);  w  jedzie  za  Księstwa  War- 
szawskiego: brygadjer,  wachmistrz  i  wach- 
mistrz starszy;  oprócz  wymienionych  w~ 
stopniach  podoficerskich  byli  furjer  i  pod- 
chorąży. A  Gemh. 

PodplereleA,  podpierśnik  —  częśA- 
rzędu  na  konia  rzemienna,  idąca  przez, 
piersi  wierzchowca  i  łożąca  tak  samo  s 
przodn,  jak  podogonie  z  tyłu,  do  utrzy- 
mywania siodła  w  równej  mierze.  W  ka- 
walerjd  narodowej  przestrzegano,  że  ,pod- 
piersieA  ma  leżeć  nad  łopatkami,  ażeby^ 
koniowi  do  stąpania  i  wyrabiania  nogami 
nie  przeszkadzał".  W  „Hippice'  czytamyr 
iż  .siodło  ma  byćzpochwamiizpopiersie- 
niem  rządnym  szerokim'.  W  bogatych 
rzędach  wysadzano  podpierśnik  kamie- 
niami (najczęściej  turkusami),  złotem  i  sre- 
brem. 

Podplsfcowll.  Prawo  a  r.  153*2  orzeklOr 
iż  podpiskowie  przy  ^sarzach  ziemskich 
być  mogą  tylko  dla  pomocy  w  pisania. 
"W  r.  1638  postanowiono  ze  względu  na. 
poszanowanie  stanti  duchownego,  iż  pod- 
piskiem  (iggbft  duchowna  być  nie  może. 
W  roku  1  :^ ,  ri  aastraeŁono,  iż  u  tego  sądu^ 


gdzie  iKąJr      "a  -coAcwkowie  spraw  żad- 
nych prrv^^#^  ,fc  Tiia  mo6% 


dbyGoot^le 


PODSIENIE.— PODSKARBIOWIE. 


oa  sędziego.  Podsędków^,  zarówno  jak  sę- 
dziów i  pisarzów    ziemskich,    wybierała  , 


Podeienie  starego  domu  w  Goraju. 


Podaienie  Bl&rej  goepody  w  miBat^czlcu  Czeladzi  pod  Będą 
paoi  Kondratoniczotrej). 

szlachta  z  pomiędzy  siebie.  Król  jednak 
z  czterech  kandydatów,  przez  szlachtę  na 
liście  ma  podanych  (podtug  prawa  z  roku 


1496),  wybieraj  i  zatwierdzić  jednega 
Statut  Wiślicki  z  r.  1347  nakazał,  łe  kto 
podsędka  krakowskiego  lab 
sandomierskiego  zaskarży, 
ma  im  daó  ko2Qch  liai.  "W  r. 
1420  postanowiono,  że  od 
ksiąg  wiecowych  podsędek 
ma  mieć  klncz  jeden,  sędzia 
klucz  dragi  a  pisarz  ziemski 
klucz  trzeci. 

Podsieniealboprzysie- 
nie,   podcienie.  Knapski 
określa:  „Nakrycie  przed 
domami",  a  Mączyfiski  w 
słowniku   z  r.  1564   wyraz 
X&fśh.a)ń.  suhgrun dalio  obja- 
śnia :  ,poddachowanie,  pod- 
sienie  abo  przedsienie". 
Wargocki  za  czasów  Zyg- 
muntowskich pisze:  „Udaw- 
nych    Rzymian    naj  przed- 
niejsze  stany  na  podsieniu 
obiedywaly".  Pola- 
cy zwali  ganek 
„podsionkiem",  a 
przedpokój—  ,przy- 
sionkiem"     (obacz 
Przysienie). 

Podskarbiowie. 
Pięciu  było  p  o  d- 
skarbich  w  Rzplitej, 
amianowicie  dwuch 
wielkich:  koronny  i 
litewski,  dwuch  na- 
dwornych:  koronny 
i  litewski,  wreszcie 
piąty  podskarbi 
ziem  praskich.  Po- 
nieważ każdy  ksią- 
żę miał  na  dworze 
swoim  jakiś  skar- 
biec, do  którego 
n  (i  fotografii  składano  podatki  i 
daniny  z  jego  kra- 
ju, urząd  więc  podskarbiego  nadwornego 
był  jednym  z  najda-ffO^^i^^y^^  w  Polsce 
Piastowskiej.     Na  ■tw»K'^*^^'*  Kazimierza 


dbyGoot^le 


PODSTAROSTA  I  PODSTAROSCI. 


Wielkiego  podskarbi  tego  króla  złożył  w 
ofierze  na  ołtarza  miednice  srebrne.  Za 
Kazimierza  Jagiellończyka  podskarbim 
by]  duchowny.  Statnt  króla  Aleksandra 
przepisuje  podskarbiemu  nadwornema,  a- 
by  ciągle  na  dworze  królewskim  był  obec- 
ny, zastępowi  nieobecnego  podskarbiego 
wielkiego,  w  obecnodcizadjego.aby  wszyst- 
ko tylko  z  jego  wiedzą  i  radą  przedsiębrał. 
Miał  ndział  przy  składania  rachunków  i 
zachowyw^  regestra  przychodów  i  wy- 
datków królewskich.  Już  za  króla  Ale- 
ksandra podskarbi  nadworny  miał  władzę 
nad  dobrami  stc^owemi  i  zebrane  z  nich 
doohody  w  skarbca  zachowywał.  Później 
wypłacić  wojska  najemnemu.  W  Paktach 
Konwentach  zastrzeżono  Sobieskiemu,  o- 
by  na  podskarbich  nadwornych  wybierri 
tylko  osoby  świeckie.  Podskarbiowie  na- 
dworni byli  tak  samo  senatorami  jak  wiel- 
cy, na  których  zwykle  w  nagrodę  swoich 
zasług  postępowali.  Obowiązkiem  ich  by- 
ło, podług  statutu  z  r.  1504,  pilnowanie 
klejnotów  i  skarbca  Rzplitej,  pobieranie 
dochodów  pahliczaych,  czuwanie  nad  bi- 
ciem monety  i  całą  sprawą  menniczną. 
Marcin  Kromer  do  obowiązków  podskar- 
biego zalioza  dozór  nad  archiwam  i  pom- 
nikami  publicznymi.  G-dy  w  r.  1569  złą- 
czono razem  senatorów  obojga  narodów, 
uważano  słusznie,  ii  to,  co  względem  pod- 
skarbich wielkich  koronnych  ustanowio- 
nem  było,  podskarbi  wielki  litewski  w  gra- 
nicach księstwa  wykonywać  winien.  Pod- 
skarbiowie wielcy  pilnowali  dochodów  sa- 
mej tylko  B^plitej  a  nie  królewskicfa. 
G-łównem  ich  zatrudnieniem  było  opłaca- 
nie wojska.  Wszelkie  wypłaty  czynili  tyl- 
ko na  asygnację  sejmu,  lub  przynajmniej 
senatu.  Na  każdym  sejmie  skradali  rachun- 
ki i  odbierali  kwity,  które  musiały  być  w 
konstytucjach  zapisane.  Do  XVIII  w.  słu- 
żyli krajowi  bezj^atnie,  dopiero  pierwszy 
Moszytiski  za  czasów  Saskich  otrzymf^ 
pensję.  W  razie  śmierci  podskarbiego  wiel- 
kiego zastępowi^  go  nadworny.    Najgłoś- 

Encyklopedla  stBJopoLihH.  lom  lY. 


niejszym  z  podskarbich  pod  koniec  Rzpli- 
tej był  nadworny  litewski  Antoni  Tyzen- 
hauz,  któiy  z  szalonym  wysiłkiem  pragnąc 
rozwinąć  w  Litwie,  a  mianowicie  w  eko- 
nomjach  stołowych  króla,  przemysł  za- 
chodnio-eniopejski,  lecz  nie  mając  do  tego 
odpowiednich  ludzi,  ani  środków  dosta- 
tecznych, zbankrutował  materjalnie  i  w  o- 
pinii  pubUcznej,  a  złożony  z  urzęda,  u- 
marł  w  niedostatku.  Podskarbi  ziem  pra- 
skich zbierał  podatki,  przez  generalny 
sejm  pruski  uchwalone,  czuw^,  aby  do- 
bra królewskie  tylko  krajowcom  rozdawa- 
na były.  Pensyi  rocznej  dostawał  4  tysią- 
ce dotych  polskich,  którą  z  ekonomii  mal- 
borskiej  pobierał.  Urząd  podskarbiego 
czyli  skarbnika  pruskiego  nie  mi^  krzesła 
w  senacie,  ale  podskarbim  zostawał  naj- 
częściej jeden  z  senatorów,  który  nadal 
krzemo  swoje  i  godność  dawniejszą  zatrzy- 
mywał, np.  krajozy  Tomasz  Działyński, 
także  Franciszek  Bielifiski,  cześnik  koron- 
ny, i  inni  (ob.  S  k  a  r  b  n  i  k). 

Podsłarosta  I  podataroiel.  Każdy  sta- 
rosta miał  swojego  namiestnika,  zwanego 
podstarostą  lub  borgrabią,  przy  którym 
l^ła  władza  namiestnicza  i  wypełnianie 
wyroków  sądowych.  W  Wielkopolsce  zwrf 
się  surrogatorem  i  sądy  grodzkie 
podług  kadencyi  odprawował.  Mianowt^ 
go  starosta,  jak  również  i  drogiego  zastęp- 
cę z  tytidem  sędziego  grodzkiego,  każdego 
podług  swej  woli.  W  r.  1621  uchwalono, 
że  podczas  pospolitego  ruszenia  podstaro- 
stowie  sądowi  i  panowie  wojscy  rezydo- 
wać mają  pospołu  w  zamkach  swoich, 
gwoli  czemu  mieszkania  tam  mieć  dla  sie- 
bie powinni.  W  „Porządku  prawa  bartne- 
go dla  staroatwaŁomżyńskiego''  zr.  1616 
czytamy:  j^Codstarości  bartny  albo  sługa 
bartny  m^  \(qt  si^^y  ^o^i^^ji  w  niwczym 
nie  podeij^  ^  ctzeŁ  staroat^  bartnego 
dany",  ^■w^*'^''\ofeci>*aitn.y  ma  pozywać 
bartnikó^^*^  J^6^  (^ScTawozdama  t^-- 
misvi  iftJ^     irt^      vVa.46mu  T3m6i.  t. 


Ko- 

1YV 


'■  ^\. 


dbyGoot^le 


50 


PODSTOU. — PODWOJEWODZY. 


kopalniach  iest*tym,  czym  atarostaw  więk- 
szych*. Po  dworach  wiejskich  ekonom 
czyli  rządca  miał  swego  zastępcę,  którego 
nazywano  , włodarzem'  lub  ,podfltaro- 
ścim.',  także  karbowym  i  giumeunym,  a 
w  Litwie  namiestnikiem.  Podstarosta 
bizmi  poważniej  niż  podetarońci.  To  też 
włodarza  nie  nazywano  podstarosta,  ale 
podstarościm.  Krasicki  w  „Podatolim" 
pisze:  .Ekonom  podstarońciema  odda  po- 
łajaniem,  podstarości  gomiennemu  groźbą, 
gmnienny  chłopcu  kijem". 

Pffdstołi,  po  łacinie  subdapifer,  był  naj- 
przód zastępcą  czyli  namiestnikiem  stolni- 
ka i  na  dworach  książęcych  i  królewskich 
doglądał  stołów  biesiadnych.  Pierwszą 
wzmiankę  o  podstolim  mamy  w  przywile- 
ju Przemysława  z  r.  1290.  Później  byli 
podstolowie  nadworni,  koronni  i  litewscy, 
fde  nie  zaliczani  do  wyższych  dygnitarzy. 
Obok  podstoHch  wielkich  byli  ziemscy  po 
ziemiach  i  powiatach.  Pierwszydi  podsto- 
Uch  w  Litwie  widzimy  dopiero  w  połowie 
XVI  wieku  za  Zygmunta  Angoeta.  Ucz- 
towych  urzędników  był  porządek  taki: 
kuchmistrz,  stolnik,  podczaszy,  krajczy, 
podstoli,  czednik.  "W  liczbie  piętnasta  n- 
rzędników  ziemskich  urząd  podstolego  był 
co  do  starszeiistwa  8>yin  z  kolei,  stanowił 
zatem  sam  środek.  I  dlatego  to  Krasicki, 
pragnąc  przedstawić  wzór  przeciętnego 
ziemianina  polskiego,  dał  tytał  swema 
dzi^n  flPan  Podstoli". 

Poduszkowy  taniec,  inaczej  chmielo- 
wy. Gdy  w  czasie  wesela,  po  oczepinach, 
swatowie  i  swachy  odprowadzają  uroczy- 
stym polonezem  państwa  młodych  do  ich 
sypialni  (gdzie  u  możnej  szlachty  zasta- 
wiano „cukrową  kolację"),  muzyka  gra 
.poduszkowego"  czyli  „chmielowego".' 
Zwyczaj  ten  narodowy,  zaniechanypo  dwo- 
rach wiejskich  dopiero  w  pierwszej  poło- 
wie XIX  w.,  lud  zachowuje  niekiedy  do- 
tąd. 

Podwlka  (od  podwijania)  ~  kwef,  za- 
toną kobieca  z  głowy.    Piotr  Kochanow- 


ski mówi:  , Płaszcz  z  niej  i  z  głowy  pod- 
wikę  zerwano".  "W  sielankach  Zimorowi- 
cza  czytamy;  „Wolał  bieżeć  w  Moskiew- 
ską krainę,  Niżeli  przy  podwice  siedzieć 
na  biesiedzie".  Bielski  pisze:  „Powiadają 
o  Kazimierzu  (Wielkim),  że  go  nie  mier- 
zi ała  podwika".  W  dawnej  polszczyżnie 
.biegać  za  podwiką*  oznaczało  nmiej  wię- 
cej to  samo,  co  dziś:  flirtować,  b^mucić 
kobiety. 

Podwłe^nik  —  polska  nazwa  puder- 
mantla  gotowalnianego  niewiast  i  męż- 
czyzn. Bywał  zwykle  biały.  Ł.  Grfębiow- 
ski  powiada  o  nim:  .Siadano  w  nim  do  go-  i 

towalni  i  zrzucano  ^a  potem.  Wszakże  na 
wsi  niejedna  z  kobiet  letnią  porą  w  spód- 
niczce i  podwlośniku  dzień  cały  przecho- 
dziła". 

Podwoda.  Tak  nazywano  dawniej  jak 
i  dziś  wóz  chłopski  z  końmi;  czasem  też  i 
same  tylko  konie  sprzężajne  bez  wozu.  Za 
Piastów  i  Jagiellonów  tak  zwano  powin-  I 

ność  wszystkich  miast  i  włości  do  dawa- 
nia wozów  i  koni  dla  ^ug  królewskich. 
Wyraz  ten  użyty  jest  już  w  dokumencie 
z  r.  1225.  W  r.  1564  uchwalono  prawo,  że 
„podwody  darmo  dawać  nikt  nie  ma  ni- 
komu, ale  tylko  za  pieniądze*.  Że  „pod- 
wody na  potrzebę  posłańców  królewskich, 
miasta,  miasteczka  i  wsie  królewskie,  o- 
packie,  klasztorne,  etc.  dawać  mają  za 
pieniądze.  Też  miasta,  miasteczka  z  przed- 
mieściami, także  i  wsie  składać  mają  pie- 
niądze na  te  podwody.  Ale  barmistrz, 
wójt,  ławnik,  tak  w  miastach  jako  i  we 
wsiach,  któremu  doglądanie  porządku  tych 
podwód  zlecone  będzie,  wolen  być  ma  od 
tego  podatku". 

Podwodniczy,  praefectus  curruum,  był 
to  urząd  wojskowy,  zdaje  się  zwierzchni- 
ka nad  podwodami  i  wozami  wojennymi, 
zdawna  w  Polsce  aż  do  czasów  Władysła- 
wa IV  ukazujący  się;  potem  wyszedł  z  u- 
życia   (J.Lelewel:  .Dostojność  i  urzędy"). 

POtl^niewodZY  był  zastępcą  czyli  ko- 
morn.\^gnj  -woje^wa^y.  ^  Koronie,  gdzie 


dbyGoot^le 


PODWOJSKI.  — PODYMNE. 


51 


słownictwo  wojewody  kończyło  się  na 
I  Żydach,    podwojewodzy  w  jego  zastęp- 

I  stwie  sądził  sprawy  żydowskie  i  to  tylko 

'  krwawe,  bo  wszystkie  inne  sądzili  oni  sa- 

1  mi.   Akta  wojewodzińskie,  Żydów  doty- 

czące, przechowywały  sią  w  bóżnicach,  do 
których  schodził  podwojewodzy,  sprawy 
z  kahałem  załatwiał  i  grzywny  za  przewi- 
nienia krwawe  pobierz.  W  Litwie  nato- 
miast, z  wyjątkiem  województwa  Brze- 
skiego i  Mińskiego,  do  wojewodów  należa- 
ło sądownictwo  grodów  strfecznych,  tam 
więc  podwojewodzy  byłjoik  urzędnikiem 
ziemskim  i  dostojnikiem  sądowym.  Ponie- 
waż do  obowiązków  wojewody  należała 
w  RzpUtej  kontrola  miar  i  wag  miejskich, 
dopełniał  tego  wszędzie  osobiście  podwo- 
jewodzy, objeżdżając  miasta  i  sprawdza* 
jąc  miarę  korca  i  łokcia,  oraz  wagę  kamie- 
nia. Widzimy  to  już  zarówno  w  statucie 
z  r.  1532,  jak  i  w  ostatnich  czasach  EiZpli- 
tej,  a  niewielki  ten  urząd  zaajdował  zawsze 
■wielu  chętnych  do  jego  piastowania.  W  r. 
'  1631  postanowiono,  aby  podwoje  wodzowie 

I  na  urzędy  swoje  przysięgali  podług  roty 

następnej;  j^że  sprawiedliwie  sądzić  i  ■wszyst- 
kich rzeczy  szacunek  i  pomiar  odprawować 
będę,  i  we  wszystkim  urzędowi  memu,  po- 
dług opisanego  prawa,  będę  dosyć  czynii,  nie 
mając  względu  ani  na  przyjaciela,  gościa 
i  przychodnia,  ani  na  upominki^\  któreby 
sprawiedliwemu  szacunkowi  miały  być  prze- 
ciwne, respektując'* . 

Podwojtkl.  Tak  nazywano  woźnych 
miejskich  i  wójtowskich.  Szezerbicz  w  XYI 
w.  pisze:  .Podwojslriego  pospolicie  w  nie- 
których mieńciech  butlem  zowią,  dlatego 
iż  jest  posłem  sądowym  i  sędziego".  Wac. 
Potocki  w  Argenidzie  mówi:  „Podwoj- 
słdego  u  Rzymian  7.-waao /ecjałem'^.  W  in- 
nym pisarzu  znajdujemy:  „Q-ęhę  swą  roz- 
dziawi, jak  podwojski". 

Podworowa.    Tak  nazwany  został  za 

doby  Piastów  czynsz,  płacony  w  miastach 

od  placów,   na  których  mieszczanie  domy 

I  sobie  budowali.    O  podatkn  tym  ob.  jesz- 


cze inny  szczegół  w  artykale  ogólnym 
Podatki  i  ciężary.  "Wyraz  ,podwo- 
rowe"  użytyjestjużw  dokumencie  zr.  1145. 

Podwójci  —  namiestnik  wójtowski;  są- 
dził on  sprawy  mniejszej  wagi  niż  wójt 
Petrycy  za  Zygmnnta  III  pisze:  .Podwój- 
ci w  Krakowie,  u  których  o  dziesięć  grzy- 
wien pozywają  się'. 

Podymne.  W  dokumencie  z  roku  1200 
znajdujemy  nazwę  „podymowe",  a  z  roku 
1242  „podymne",  którem,  jak  się  zdaje,  o- 
znaczano  podworowe.  W  znaczenia 
jednak  dzisiejszem,  t.  j.  opłaty  pieniężnej 
z  domn  mieszkalnego,  podymne  pobierane 
było  w  Polsce  dopiero  od  r.  1629.  Dwie  u- 
chwały  sejmowe  z  r.  1775  zreformowały 
ten  podatek:  jedna  w  Koronie,  druga  w  "W. 
Ks,  Litewskiem,  dzieląc  dymy  miejskie 
i  wiejskie  na  wiele  kategoryi.  Miasta  w 
Koronie  podzielono  na  4  klasy  z  oznacze- 
niem opłaty  z  dymu  po  złp.  16,  15,  14,  12, 
10,  8,  6  i  4,  w  miarę  położenia  miasta  i  ro- 
dzaju dymu.  Miasta  litewskie  rozróżnio- 
no na  magdeburskie  i  niemagdeburskie. 
Pierwsze  podzielono  na  3  klasy,  stanowiąc 
opłatę  z  dymu  po  złp.  50,  30,  20,  12,  10,  7, 

6,  5,  4  i  2,  podobniejak  w  Koronie,  w  mia- 
rę położenia  i  rodzaju  zabudowań.  Drugie 
porównano  z  wsiami,  oznaczając  z  nich  o- 
płatę  taką,  jak  z  wiosek,  odpowiednio  wo- 
jewództwom lub  powiatom,  do  których  na- 
leżmy. "W  Koronie  wszystkie  wsie  rozró- 
żniono na  2  klasy,  w  miarę  jak  do  którego 
województwa,  ziemi  lub  powiatu  należały, 
postanawiając  oj^tę  od  każdego  komina 
nad  dach  wyprowadzonego,  a  gdzie  nie- 
masz  komina,  od  każdej  chałupy  zamiesz- 
kałej, tudzież  od  każdego  komina  w  zam- 
kach, placach  i  dworach  klasy  1-ej  po  złp. 

7,  2-ej  po  złp,  5,  z  pozostawieniem  właści- 
cielom dóbr -wolnoś<^i  rozkładania  tej  opłaty 
pomiędzy  -^jABoian,  w  miatę  rozległości 
ich  gruntc^.^^  .rt^TłjBiaUtowska  rozdziela- 
ła wsie  n.Ł^'  f\  ttiwmei  w  miarę  poło- 
żenia kał^  ^^  IftCiai^i  oplata  coroczną 
z  dymu  3v,.    O*  ..   ioV\a.8snazlp.lO,9, 


dbyGoot^le 


PODŻUPNIK.— POGŁÓWNE. 


8,  7,  6,  6  i  4.  "W  caJej  Rzplitej  achylono 
od  podymnego;  lazarety  i  szpitale,  domy 
plebańskie,  szkolne,  browary  miejskie,  ku- 
źnie, lodownie  i  cegielnie. 

Podźupnllc  lab  podżupek  —  namiestnik 
żapnikawezybachczylikopalniach,  urzęd- 
nik, mający  dozór  bezpośredni  nad  ta- 
parni. 

PogłÓwne  —podatek,  nakładany  w  daw- 
nej Polsce  na  Żydów,  Tatarów  i  Cyga- 
nów, niejako  wzamian  za  opiekę  prawną, 
jakiej  doznawali  od  Rzplitej.  Spotykamy 
go  jednak  również  jako  podatek  powszech- 
ny, nt^oiony  na  całą  Indnońć  wraz  z  kla- 
sami aprzywilejowanemi,  zawsze  jednak 
z  wyjątkiem  osób  podwięconych  naukom. 
W  tej  formie  widzimy  go  raz  pierwszy  w 
r.  1520  wedłag  uchwały  sejmu  w  Bydgosz- 
czy, w  celu  obrony  od  Tatarów,  potem  raz 
drugiwr.  lE)90uchwaliłgo8ejm  warszaw- 
ski w  przewidywaniu  wojny  tureckiej.  Po- 
datek jednakie  został  odwołany  po  roz- 
proszeniu się  obaw  wojennych  i  dopiero 
pojawia  się  w  r.  1662  w  celu  wypłaty  żoł- 
du wojska  skonfederowanemu  po  wielkich 
wojnach  za  Jana  Kazimierza.  To  ostatnie 
pogłówne  generalne  uchwalono  na  jeden 
raz  i  osobną  konstytncją  zawarowano,  że 
tej  kontrybucyi  „na  potym  względom  sta- 
nu duchownego  i  szlacheckiego  propono- 
wać nie  będziemy  i  jeśliby  od  kogo  propo- 
nowaną była,  Stany  Rzeczyposp.  na  nie 
pozwolić  nie  będą  powinne".  Chciano  na- 
wet, żeby  znikł  wszelki  ślad  takiego  opo- 
datkowania klas  uprzywilejowanych;  to 
też  ta  sama  konstytucja  poleca  podskar- 
biemu, ,aby  instruktarzów  tego  podatku 
więcej  nie  drukowano,  jeno  tyle,  Ue  jest 
grodów  w  województwach  i  ziemiach",  i 
nakazuje,  2e  instruktarze  „po  skończeniu 
tej  exakcyi  z  grodów  eliminowane  byó 
mają".  Nie  jest  też  instrukcja  ta  publiko- 
wana w  konstytucjach  z  r.  1662,  a  instruk- 
tarze z  tego  roku  należą  do  rzadkości  bi- 
bliograficznych. Podobna  niechęć  do  po- 
datków powszechnych  była  w  Europie  o- 


gólną.  "We  Francyi  Filip  August,  nakła- 
dając pobór  powszechny  podatku  drme  sa- 
ladine,  przyrzekał  także,  że  w  przyszłości 
ta  dziesięcina  nie  będzie  nagadana  pod 
żadnym  pozorem.  Pomimo  jednak  zastrze- 
żeń, że  pogłówne  generalne  (którego  na- 
zwy samej  Polacy  w  ustawie  unikali)  nie 
będzie  nigdy  powtórzone,  precedens  po- 
datku powszechnego  był  niebezpiecznym, 
bo  wojna  z  Turcją  za  panowania  Michała 
Korybuta  skłoniła  sejm  r.  1673,  że  na  za- 
{Jatę  wojska  uchwalił  Suhsidium  charita- 
Iwum  ze  staną  duchownego  i  świec- 
kiego, nikogo  nie  ochraniając,  według 
konstytucyi  z  r.  1663,  nic  się  od  jej  instruk- 
tarza nie  odstrychując  Pogłówne  gene- 
ralne od  tej  pory  powtarza  się  w  latach 
1674,  1676,  1677  i  1683,  najważniejsze  jest 
jednak  z  r.  1676,  ponieważ  zmieniono  w 
tym  roku  niektóre  przepisy  o  poborze  po- 
datku; a  gdy  w  1717  r.  po  dłuższej  prze- 
rwie pogłówne  powszechne  znów  zapro- 
wadzono, już  jako  podatek  stały  na  utrzy- 
manie wojska,  który  trwrf  do  r.  1776,  po- 
bierano go  przez  lat  &8  według  taryfy  z 
r.  1676.  Tylko  jedno  województwo  Po- 
znańskie z  braku  w  aktach  taryfy  z  1676 
r.  ptaciło  pogłówne  wedle  taryfy  z  r.  1674. 
litwa  pod  względem  pogłównego  general- 
nego ada  samodzielnie.  W  r.  1662  uchwa- 
la Sudsidium  generale  ze  względu  na  ^jcfrf- 
mam  Reipublicae  necessitaiem,  że  podatek 
„równo  od  wszelkiego  stanu  i  konstytucyi 
ludzi  wydawany  być  powinien",  i  że  nań 
„wszystkich  stanów  koronnych  na  tym 
sejmie  zaszła  zgoda".  W  r.  1673  jednak 
Litwa  nie  uchwala  prwszechnego  pogłów- 
nego, tylko  w  uzupełnieniu  podymnego 
nakłada  pogłówne  na  ludzi  luźnych,  w 
miastach  bez  żadnej  służby  bawiących  się 
i  komorą  mieszkających,  po  złotemu  od 
głowy,  oraz  na  Tatarów  i  Żydów  w  sumach 
ryczałtowych.  Pogłówne  powszechne  po- 
jawia się  znowu  w  r.  1676  na  motywach 
z  r.  1662,  a  w  r.  1677  wychodzi  obszerna 
konstytucja  o    ^SuJjirfmff/    charitaiwum. 


dbyGoot^le 


POGOŃ.— POGRZEBY  KRÓLEWSKIE  I  INNE. 


53 


wchodząca  w  szczegóły  popisa  ludności  i 
pobora  podatku,  a  taryfa  z  tego  rokn  śla- 
zy i  potem  za  podstawę  poborową.  W  nie- 
których latach  sejm  nchwala  wysokość  po- 
głównego  zr.  1677,  dozwalając  zebrać  tę 
gamę  przez  pogtówne  lab  podymne,  byle- 
by kwota  zebrana  równica  się  poglówne- 
ma  z  r.  1677.  W  r.  też  1685  Litwa  uchwa- 
la pogłówne,  mimo  że  go  w  Koronie  nie 
naloiono.  Prof.  Józei  Kleozyński  napisE^ 
rozprawę:  „Pogłówne  generalne  w  Polsce 
i  oparte  na  niem  popisy  ludnoid"  (Kra- 
ków, 1893  r.,  tom  30-y  ogólnego  zbiorą 
Rozpraw  Akad.  Um,,  seryizaśll-ej  tomY, 
str.  240—262). 

PogoA  —  herb  W.  Księstwa  Litewskie- 
go, wyobrażający  w  pola  czerwonem  pod 
czapką  czyli  mitrą  książęcą  jeżdica  zbroj- 
nego w  hełmie,  z  mieczem  w  prawej  rę- 
ce, do  cięcia  podniesionym,  a  w  lewej  z 
tarczą,  na  której  krzyi  podwójny  doły. 
Koń  pod  nim  biały,  rozpędzony,  okryty 
czaprakiem  czerwonym,  dlagim  prawie  do 
sajnych  kopyt,  z  potrójną  dotą  frendzlą. 
Najdawniejszy  rysunek  tego  herbn  mamy 
z  r.  1366  ns  pieczątce,  znajdującej  się  na 
traktacie  między  Olgierdem  i  Kiejstutem 
z  jednej,  a  Kazimierzem  Wielkim  z  dm- 
giej  strony.  Obyczajem  średniowiecznym, 
wszyscy  panujący,  często  pisać  nie  umie- 
jąc, zastępowali  swój  podpis  pieczęcią, 
która  przedstawiała  ich  postać  bądź  sie- 
dzącą na  tronie,  bądź  stojącą,  bądź  na  ko- 
niu rozpędzonym.  "Wielu  Piaatowiczów 
posiadf^o  pieczęde  z  postacią  swoją  na 
konia  biegnącym.  Pogoń  htewska  jest 
więc  tylko  naśladowaniem  takich  pieczę- 
ci piastowskich,  a  rycerz  na  pieczątce  01- 
gierdowej  oznacza  samego  Olgierda.  Ja- 
giełło, zostawszy  królem  polskim,  stwo- 
rzył wspólny  herb  państwowy,  z  orła  i  po- 
goni łożony.  W  sprawach  jedoak  dzie- 
dzicznej Litwy  nie  przestał  używać  samej 
pogoni.  Noszono  zaś  przed  nim,  jako  przed 
królem  polskim,  wielką  chorągiew  z  orłem 
białym  w  polu  czerwonem.    Władyriaw 


Warneńczyk  podzielił  tarczę  pieczęci  kró- 
lewskiej na  4  pola,  pomieszczając  w  nich 
sposobem  szachownicy  2  orły  i  2  pogonie. 
Prócz  tego  jest  jeszcze  herb  dynastyi  Ja- 
giellońskiej, zwany  Kolumny,  wyobra- 
żający trzy  żółte  dupy  w  czerwonem  po- 
lu. Używali  go  Witold  i  Zygmunt  Kiej- 
stutowicz  na  tarczy  Pogoni  zamiast  krzy- 
wa podwójnego  w  swoich  pieczęciach,  a 
później  Zygmunt  August  na  pieniądzach, 
bitych  w  mennicy  wileńskiej.  Dlatego  na 
pogrzebie  Zygmnnta  I  r.  1548  w  Krako- 
wie niesiono  prócz  chorągwi  litewskiej  zPo- 
gonią  inną  jeszcze  z  Kolumnami,  jako 
herbem  domu  Jagiellońskiego.  Owagain 
pisze,  iż  chorągiew  "W.  Księstwa  Litew- 
skiego była  o  czterech  rogach,  dla  odróż- 
nienia od  innych,  z  60  łokci  czerwonej  ki- 
tajkl  zdzidana,  na  jednej  stronie  miała 
Pogoń  bi^ą,  a  na  drogiej  N.  Panny  Maiyi 
z  Dzieciątkiem  obraz  w  słońcu.  Chorą- 
giew hetmańska  litewska,  dodaje  Gwag- 
nin,  różna  od  tej,  była  koloru  lazurowego 
i  miała  z  jednej  strony  Pogoń  w  polu  czer- 
wonem, z  drugiej  obraz  św.  Stanidawa, 
biskupa  krakowskiego  i  męczennika.  W 
mowie  potocznej  pogonią  nazywano 
także  obowiązek  chłopów  do  gonienia  hul- 
tajów  i  złodziejów,  czyli  to,  CO  w  czasach 
Piastowskich  zwano  „pieszym  śladem". 

Pograniczna  Sądy  ob.  Sądy. 

Pogrzeby  krilewskla  I  inne.  Z  doby  Pia- 
stów kronikarze  zanotowali,  że  po  zgonie 
Władysława  Hermana  nabożeństwo  po- 
grzebowe odprawiono  nader  okazale  i 
przez  5  dni  śpiewano  egzekwie  za  duszę 
nieboszczyka,  poczem  nastąpił  pogrzeb  i 
noszenie  źcUoby,  do  której  już  w  XII  w. 
używano  w  Polsce  czarnego  sukna.  Pierw- 
szy szczegt^owy  i  ciekawy  opis  pogrzebu 
królewskiego  (Kazimierza  Wielkiego  roku 
1370)  pozostawił  aam  arohidjakon  gnie- 
źnieński. "Pf.|Tta6b  t*ii  odbywał  się  zape- 
wne na  -^  iftfllŚeJBzych  monarszych 
pogrzebd-^^*^  *^  ■^■la8toWBkiei.Poodby- 
^  t^T^    ^4uaaaem  szedł  kon- 


tem natk, 


'*>„ 


dbyGoof^le 


54 


POGRZEBY  KRÓLEWSKIE  I  INNE. 


dukt  pogrzebowy,  obchodząc  miasto  Kra- 
ków i  jego  kościc^y  znakomitsze,  jako  to: 
Św.  FraaiEzka,  Panny  Maryi  i  Św.  Trójcy. 
Szły  najprzód  4  wozy  poczwórne,  z  któ- 
rych każdy  ciągniony  byl  przez  cztery 
konie,  czamem  pokryte  snknem  i  czarno 
też  odziani  byli  woźnice.  Za  wozami  po- 
stępowało 40-a  rycerzów  zbrojnych,  na 
rmuakach  przybranych  suknem  purpnro- 
wem,  z  których  ll-n  niosło  11  chorągwi  z 
herbami  tyluż  ziem,  a  12-y  niósł  chorą- 
giew królestwa  polskiego.  Za  nimi  jech^ 
rycerz  na  dzielnym  stępakn,  wziętym  ze 
stajni  zmarłego  króla  i  okrytym  w  szkar- 
łat, wyobrażając  osobę  zmarłego  monar- 
chy. Za  nim  postępowało  parami  600  ła- 
dzi ze  świecami,  z  których  ka2da  ważyła 
pół  kamienia.  Za  nimi  różne  zgromadze- 
nia zakonne,  śpiewając  psalmy.  Po  nich 
dnchowieństwo  świeckie,  a  za  tern  szły 
królewskie  mary,  pełne  różnych  jedwab- 
nych materyi  i  sukien  dla  rozdania  ich  po 
kościołach.  Dalej  dworzanie  i  domowni- 
cy nieboszczyka  w  liczbie  trzystu  osób, 
przybrani  kirem.  Ci  z  wielkim  płaczem 
i  narzekaniem  smutno  postępowali.  W 
końcn  szedł  król  nowy  (Ludwik,  sio- 
strzeniec Kazimierza)  z  arcybiskupem, 
książętami  i  pierwszymi  kraju  obywatela- 
mi. Orszak  ten  wstępował,  jak  się  rzekło, 
do  kościołów;  P.  Maryi,  Franciszkanów 
i  Dominikanów,  gdzie  złożono  w  darze 
dwa  kawały  sukna  szkarłatnego  i  bruksel- 
skiego, każdy  po  IG  łokci  długi,  tudzież 
wiele  świec  i  pieniędzy.  Przed  marami  i- 
dący  człowiek  miotał  dla  ubogiego  ludu 
grosze  (srebrne)  i  dawał  każdemu,  kto  rę- 
ki nadstawił,  byle  nie  zawadzano  na  dro- 
dze i  modlono  się  za  duszę  królewską.  0- 
bok  niego  szli  dwaj  ludzie  z  worami  gro- 
szów  i  wysypywali  one  na  misy  srebrne, 
z  których  pieniądze  czerpał  miotający  je 
ludowi.  &dy  misy  wypróżniono,  znowu  je 
napełniano.  Tak  postępując,  orszak  wszedł 
do  kościoła  katedralnego.  Tu  biskup  kra- 
kowski miał  żałobne  nabożeństwo,  przy-  | 


czem  robiono  ofiary  za  duszę  zmarłego. 
Jeden  z  kapłanów,  otoczony  sługami  kró- 
lewskimi, obchodził  ołtarze  z  misą  srebrną, 
groszami  napełnioną,  i  co  mógł  garścią  u- 
jąó,  kładł  z  misy  na  ołtarz.  Przed  wielkim  , 

ołtarzem  największe  łożono  dary:  sukna 
tyle,  co  w  innych  kościołach,  a  czterej  na- 
czelni królewscydworzanie położyli  na  oł- 
tarzu naczynia,  któremi  za  życia  usługi- 
wali swemu  panu,  a  mianowicie  komornik  I 
i  podskarbi  złożyli  miednice  srebrne  z  ob- 
rusami i  ręcznikami,  stolnik  z  podstolim. 
4  wielkie  srebrne  misy,  cześnik  z  podcza-  { 
Ezym  naczynia  do  picia,  a  mianowicie  pu- 
hary  srebrne,  podkomorzy  czyli  marsza- 
łek ofiarował  najdzielniejszego  konia  ze 
stajni  królewskiej,  podkeniuszy  rycerza 
uzbrojonego,  w  szaty  królewskie  przybra- 
nego, tudzież  chorągwie  przez  chorą^ch 
niesione.  Poczem  według  zwyczaju  poła- 
mano owe  chorągwie,  t.  j,  drzewca,  wśród 
ogromnego  jęku  i  łkania  ludu.  Na  tern  kro- 
nikarz kończy  opis,  a  dodać  trzeba  do  te- 
go małą  uwagę,  że  zwyczaj  łamania  pro- 
porców musifU  być  w  Polsce  odwieczny, 
skoro  już  w  pogańskich  popielnicach  na 
Mazowszu  znajdowano  pokruszone  i  pogię- 
te hronzowe  groty  od  włóczni  bojowych. 
Obyczaj  chrześcijański, potępiając  próżność 
światową,  zalecał  dostatki  zmarłego  roz- 
dawać ubogim  i  nie  wkładać  do  trumny 
kosztowności.  Stąd  do  trumny  Kazimie- 
rza Wielkiego  koronę,  berło,  ostrogi  wło- 
żono pozłacane,  a  tylko  jeden  pierścień 
na  palcu  pozostał  szczerozłoty.  Przeciw- 
nie, obyczajem  pogan,  ciało  zmarłego  u- 
bierano  najbogaciej,  jakby  na  wielką  ucz- 
tę. Stąd  pochodzą  owe  złote  skarby  w  gro- 
bach pogańskich  dostojników.  Długosz 
podaje,  że  gdy  w  V-  L426  zmarł  Ziemowit, 
książę  Mazowie^ld  i  Płocki,  żona  jego  A- 
leksandra,  rod^^^ft  siostra  Jagiełły,  cho- 
wając go  w  c1iqv,.^  ^oSoiola  płockiego,  cia- 
ło jego  obycziĄ,^  *  fftCTOj  pogańskim  niż 
chrześcija^iskijj^^*^  a-ns^J  po  śmierci  ko- 
sztowtift^i  S2.Ą.    t^y^io^^szy   srebrnym 


POGRZEBY  KRÓLEWSKIE  I  INNE. 


65 


lańcachem,  mieczem  i  pasem  rycerskim, 
przywdziawszy  mu  obuwie  wojenne  i  o- 
strogi  złociste,  udała  dlań  łoże  miękkie 
i  bogate,  nakryte  złotoglowem  i  tak  ciało 
jego  złożyła  w  grobie.  Nie  mógł  znieść 
tej  barbarzyńskiej  głupoty  Stanisław  Pa- 
włowski, biskup  płocki,  gdy  więc  po  skoń- 
czonym pogrzebie  wszyscy  odeszli,  kazał 
z  grobu  wyjąd  złoto,  srebro,  szaty,  nakry- 
cia i  inne  ozdoby  i  rozdał  je  na  cłiwalę 
Bogu  i  ludzkie  użytki.  —  Na  pogrzebie 
Władysława  JagieUy,  któiy  takim  samym 
(jak  to  widzimy  z  Długosza)  odbywai  się 
porządkiem,  dano  w  ofierze  za  duszę  zmar- 
łego króla  wiele  okazałych  rumaków, 
szkarłatem  przybranych,  a  prowadzonych 
przez  rycerzy,  z  któiych  jeden  niósł  cho- 
rągiew z  białym  orłem,  na  wysokiem 
drzewcu.  Nadto  złożono  misy  rfote  i  srebr- 
ne (których  król  używał  najwięcej  za  ży- 
cia), napełniwszy  je  pieniędzmi.  Olbrzy- 
miej wielkości  świece  paliły  się  w  kościele 
dokoła  katafalku,  aksamitem  i  szkarłatem 
okrytego.  Tu  nadmienić  wypada,  że  do  o- 
statnich  czasów  przechowywano  w  kate- 
drze na  Wawelu  szkarłatne  czyli  purpu- 
rowe opony  do  zawieszania  ścian  świąty- 
ni podczas  pogrzebów  królewskich  (szkar- 
łat miał  na  pogrzebach  królów  znaczenie 
zdobne).  Paweł  z  Zatora,  najsłynniejszy 
kaznodzieja  swego  czasu,  wygłosił  na  po- 
grzebie Władysława  Jagiełły  mowę  w  ję- 
zyku polskim  tak  wzruszającą,  że  j^akali 
wszyscy  senatorowie  i  rycerstwo  polskie. 
Marcin  Bielski  tak  opisuje  pogrzeb  Zyg- 
munta I  (r.  1548).  O-dy  się  zdobne  nabo- 
żeństwo skończyło,  srfo  w  kondukcie  30 
par  mar  zdobnych,  pod  przykryciem  ma- 
kat złotogłowych,  a  za  niemi  tyleż  koni 
królewskich,  pod  przykryciem  kitajek  róż- 
nej barwy,  z  herbami  monarszymi.  Praod- 
kow^  im  chorąży  nadworny,  z  orłem  ko- 
ronnym, na  białym  koniu,  dzierżąc  miecz 
goły  ku  sobie  zwrócony.  Przed  marami, 
na  których  ciało  króla  wieziono,  jechał 
Jan  Tarło  w  kirysie  zupełuym  (darowa- 


nym niegdyś  w  Wiedniu  zmarłemu  mo- 
narsze przez  cesarza  Maksymiljana),  ma- 
jąc miecz  goły,  a  takiż  niósł  i  chłopiec,  idą< 
cy  za  nim  z  proporcem.  Przed  marami 
szli  posłowie  ziemscy  i  niesiono  oznaki 
królewskie:  miecz,  jabłko,  berło  i  koronę. 
Ciało  nieśli  dworzanie,  wielkie  Świece  wo- 
skowe dzierżąc  w  ręku.  Za  ciałem  szedł 
król  nowy  Zygmunt  August,  prowadzony 
przez  posłów  cesarza  i  króla  rzymskiego, 
a  za  nim  zmarłego  wdowa  (Bona),  prowa- 
dzona pTzez  księcia  pruskiego  i  margrabi- 
cza  brandebnrskiego.  Gdy  ciało  wprowa- 
dzono do  kaplicy  i  oznaki  królewskie  zło- 
żono na  marach,  wystąpił  arcybiskup  gnie- 
:&nieński  ze  mszą,  pi'zy  której  służyli  mu 
wszyscy  biskupi.  Po  ewangielii  miał  dłu- 
gą i  uczoną  mowę  Samuel  Maciejowski, 
biskup  krakowski,  a  gdy  ją  skończył  i  za- 
częto śpiewać  modły,  ów  Jan  Tarło  wraz 
ze  swoim  giermkiem  wjechał  do  kościi^, 
mając  około  zbroi  i  h^mn  zapalone  świecz- 
ki. Gdy  śpiewano  Agnus  Dei,  panowie, 
co  w  obchodzie  nieśU  znaki  królewskie, 
zdjąwszy  je  teraz  z  mar,  położyli  na  ołta- 
rzu. Przystąpili  do  nich  nowy  król  z  ksią- 
żętami i  (jak  mówi  Sarbiewski),  na  pamiąt- 
kę używanego  w  Kościele  katolickim  zwy- 
czaju łamania  lasek  we  wstępną  środę,  u- 
derzyli  je  o  ziemię.  Król  uderzył  przed 
wielkim  <^tarzem  h^mem,  książę  pruski 
tarczą,  margrabicz  mieczem,  książę  cie- 
szyński drzewcem  tak  mocno,  że  się  zła- 
mało. Wtedy  kiryśnik  spadł  z  konia  przy 
marach,  kanclerz  i  podskarbi  skruszyli 
swoje  pieczęcie,  a  inne  otrzymali,  poczem 
wyszli  wszyscy  z  kościoła.  Król  Zygmunt 
August,  jak  wiadomo,  zmarł  (r.  1572)  pod 
Tykocinem  w  Knyszynie  na  Podlasiu. 
Kondukt  pogrzebowy  wyruszył  z  Tyko- 
cina do  K>jiA,(.flj&.  Co  odprawieniu  mszy 
żałobnej  ^^  .-cf  7.amkQ- tytocifa-ikiego, 
24  d  wor^  ^  W.  is^ŁicW,  w  kaptury  4alob 
ne  ubraii  ^■ 
ku,  tud^^ 


'  '^P*'3v, 


ń  Wmcami  w  rą- 


dbyGoot^le 


POGRZEBY  KRÓLEWSKIE  I  INNE. 


Cdsja,  ze  sta  ubogich  zlotona,  ze  świecami 
zapalonemi,  za  niini  księża  i  kapelani  kró- 
lewscy, a  za  tymi  chorąży  na  konin  czar- 
no nbranym.  Za  chorążym  postępował  o- 
toczony  slogami  pieszymi  koń  czarny,  u- 
nosząc  na  sobie  herby  królewskie,  a  dalej 
konno  jechało  dwoje  pacholąt  z  puklerza- 
mi. Następnie  szedł  wóz  z  ciałem  królew- 
skiero,  przykryty  ozamem  suknem  i  za- 
przężony w  konie,  tak  samo  ubrane.  Za 
wozem  jechali  panowie  radni  z  pocztami 
swymi.  Przyjmowano  ten  konwój  uroczy- 
ście strzelaniem  z  dzif^  i  z  ręcznej  broni 
w  miejscach,  przez  które  przechodził,  a 
gdzie  się  zatrzymywał  na  noc,  tam  stawa- 
ło na  straży  przy  marach  dwach  komor- 
ników królowskich,  ośmiu  drabantów,  2 
dworzan  i  2  jurgieltników.  W  Warszawie 
wystąpiło  200  ubogich  i  60  dworzan  ze 
świecami,  oraz  cechy  wszystkie  ze  świa- 
tłem,  niosąc  10  mar  ^otogłowem  i  aksa- 
mitem bogato  przybranych.  Wóz  żałobny 
przykryto  także  aksamitem.  Wprowadzili 
ciało  biskupi  i  opaci  ubrani  okazale.  Wcho- 
dząc do  kościoła,  oznaki  królewskie  nie- 
siono przed  ciałem,  a  obok  postawiono 
chorągiew  nadworną  i  pieniądze  na  mi- 
sach, które  rozdawano  Indowi.  Mów  było 
4.  W  Krakowie  czekali  na  ciało  u  bramy 
Florjańskiej  posłowie  dworów  zagranicz- 
nych, biskupi,  opaci  i  cechy,  mając  30 
mar  dotogłowem  pokrytych.  Tamże  atslo 
koni  30,  przykrytydi  jedwabiem,  i  chorą- 
żych ziemskich  poczet  wielki,  w  zbrojach 
czarnem  suknem  pokrytych,  nakoniec  n- 
bodzy  w  kapach  i  reszta  procesyi.  W  po- 
chodzie szli  najprzód  żacy  szkolni,  po  nich 
duchowieństwo,  potem  ubodzy  w  kapach 
w  liczbie  600.  Chorążowie  szli  podłng 
starszeństwa  swoich  ziem.  Zaczynały  więc 
pochód  młodsze  ziemie,  t.  j.  najpóźniej  z 
koroną  połączone,  kończyły  zaś  ziemie  da- 
wniejsze, a  na  ostatku  najstarsze:  poznań- 
ska i  krakowska.  Za  niemi  chorągwie 
ziem  lennych:  pruska,  pomorska,  wołoska, 
inflancka  i  kurlandzka,  chorągiew  nad- 


worna Wielkiego  Księstwa  Litewskiego 
i  Królestwa  Polskiego.  Po  chorągwiach 
prowadzono  30  koni  pod  jedwabiem,  a  je- 
dnego pod  czarnym  aksamitem,  za  końmi 
30  mar  królewskich,  po  tych  jechf^  mąż 
w  kirysie  na  koniu  w  czerni,  trzymając 
miecz  goły  ostrzem  ku  ziemi.  Za  nim  je- 
chało pacholę  w  zbroi  z  tarczą,  drzewcem 
(kopją)  i  proporcem,  ku  ziemi  spuszczo- 
nym. Na  proporcu  był  z  jednej  strony  o- 
rz^  z  drugiej  pogoń  wymalowana.  Za 
tymi  jechał  mąż  w  szacie  królewskiej,  a 
zanim  panowie  radni,  niosąc  znaki  kró- 
lewskie, w  otoczenia  60-u  dworzan  ze 
świecami.  Nakoniec  siostra  królewska  An- 
na Jagiellonka  z  frauoymerem^,  prowadzo- 
na przez  posłów  od  dworów  zagranicz- 
nymi, a  za  nią  rada  miasta  Krakowa.  Po- 
chód ten  odprowadzi  ci^o  do  zamku  na 
Wawel.  Nazajutrz  był  podobny  obchód  po 
mieście,  tylko  że  ciała  królewskiego  już 
nie  obwożono,  ale  same  maij.  Procesja 
wstępowała  do  kościołów:  Św.  Franciszka, 
Św.  Anny,  sw.  Szczepana,  Św.  Trójcy  i  po- 
wróciła na  zamek.  W  każdym  z  tych  ko- 
ściołów postawione  były  inne  mary,  a  w 
ich  głowach  i  nogach  stały  dwie  misy  z 
pieniędzmi,  które  rozdawano  ubogim,  a 
resztę  panowie  radni  wysypali  na  c^tarz. 
Dnia  trzeciego  w  tymże  porządku  stanęli 
wszyscy  na  zamka.  We  wszystkich  ko- 
ściołach bito  w  dzwony,  aż  do  kazania,  któ- 
re miał  biskap.  Po  kazaniu  znowu  bito  w 
dzwony.  Podczas  śpiewania  Paźer  nosłer 
mąż  w  zbroi,  z  drzewcem,  wjechrf  do  ko- 
ścioła, a  za  nim  giermek.  Poczem  odbył  się 
zwyldty  obrzęd  spadania  z  konia  i  łamania 
pie(asęci.  Król  Zygmunt  August  ubrany 
był  do  trumny  ffi  sposób  następujący: 
Najprzód  ciało  owinioBO  ceratą  czyli  fdót- 
nem  woskowem  i  vclo*ono  na  nie  koszulę 
z  płótna  flanian^^-,  ..gro,  na  koszulę  gier- 
mak  naksztalt  j.^^  ^o^J  ^  adamaszku 
czer^wonego,  spl^J**®^  oT«^  ilotym,  opa- 
sującym oiaJo.  -jjj^  ^J^^'^  fc^bą  z  bia- 
łej Jsitajti,  »■  *^«^  x^  yf^^^^"^  liotoglo- 


D,g,tized>G00gle 


PUGRZEBY  KRÓLEWSKIE  I  INNR 


57 


wą.  Na  wierzch  tego  wszystkiego  abiom 
wJożono  ptaszcz  z  altembasa.  Zawieszo- 
no u  szyi  łańcuch  wartości  200  czerw,  zl 
z  krzyżem  djamentami  i  rubinami  wysa- 
dzanym. Na  palce  włożono  dwa  wielkie 
pierścienie:  szmaragdowy  i  szafirowy,  na 
r^ce  jedwabne  rękawiczki,  a  na  nie  bla- 
chownice  żelazne,  na  nogi  buty  złotogło- 
we i  ostrogi  po^ociste.  Do  boku  przypa- 
dano miecz  w  srebrnej  pochwie,  a  obok 
dożono  berło  i  jabłko.  Na  głowę  włożono 
biret  z  czerwonego  atłasu,  a  potem  osa- 
dzono koronę.  Na  piersiach  złocona  była 
srebraa  pozłacana  tabUczka  z  napisem  ła- 
cińskim, objaśniającym,  kto  leży  w  trum- 
nie. Tmmaę  wewnątrz  obito  aksamitem 
czaraym.  Kronikarze  opowiadają  o  żło- 
bie, noszonej  po  zgonie  królów  piastow- 
skich, a  zwłaszcza  po  śmierci  Bolesława 
Ohrobrego,  którego  naród  pobki  długo 
i  żałośnie  oj^akiwał.  Długosz  mówi,  że  po 
zgonie  tago  monarchy  „niewiasty  i  dzie- 
wice zaniechały  wszelkich  strojów  i  porzu- 
ciły zwykłe  ozdoby,  a  wszyscy  jakby  z  na- 
kazu dłużej  niż  rok  zachowywali  ż^obę". 
Podobnie  Marcin  Bielski  opowiada,  że  po 
zgonie  Zygmunta  I  przez  cały  rok  żałoba 
noszono,  że  sromotą  było  i  prostemu  c^e- 
ku  wyjśó  z  domu  bez  czarnej  sukni,  że  na 
pannach  nie  ujrzałeś  wieńca,  nie  usłysza- 
łeś grania,  że  biesiad  ani  tańców  przez  ca- 
ły rok  nie  było.  Podobnież  oj^aMwano 
i  śmieró  królowej  Jadwigi,  £e  nawet  na  we- 
selach nie  giyw^a  mnzyka,  a  na  ratuszu 
krakowskim  ściany  i  stc^y  w  izbach  rad- 
nych czamem  były  pokryte  suknem.  Czy- 
niono to  z  dobrej  woli,  bo  nakazu  nie  by- 
ło. Po  Gtranowskiej,  trzeciej  żonie  Włady- 
^wa  Jagi^y,  nikt  nie  chodził  w  żałobie 
oprócz  króla  samego.  Żałobą  nazywano  o- 
sobnego  rodzaju  suknie,  które  odznaczmy 
się  wielkimi  kołnierzami  i  długimi  ręka- 
wami. Na  pogrzebie  swego  ojca  Zygmunta 
III,  królewicze  i  senatorowie  mieU  ka- 
py z  sukna  czarnego,  jak  zakonnicy,  tak 
^ugie,  że  się  wlokły  po  ziemi,  a  na  gło- 


wach kaptury  C2yli  „kapice".  W  pogrzebie 
królowej  Anny  Jagiellonki,  wdowy  po 
Batorym,  brało  udzi^  1500  ubogich,  w 
żałobne  kaptnry  ubranych,  którzy  dostali 
każdy  po  dwa  talary.  Opis  pogrzebu  Ka- 
tarzyny Jagiellonki  w  Szwecyi,  matki 
Zygmunta  HE,  ze  iródd  wspcMczesnych 
podał  Pamiętnik  sandomierski  {r.  1830,  t. 
U,  str.  158).  Ostatnim  obrzędem,  który  w 
naszych  czasach  przypomniał  pogrzeby 
królów  polskich,  był  żałobny  wspaniały 
obchód  r.  1869  w  Krakowie  z  powoda 
przeniesienia  zwłok  Kazimierza  Wielkie- 
go doodnowionego  grobowca.  Wszyscy  kró- 
lowie i  książęta  polscy  kazidi  się  chować 
do  trumien  ubogo,  z  pobudź  religijnych, 
z  wyjątkiem  Jagiellonów,  którzy  gwoli 
starym  tradycjom  litewskim  ubierani  byli 
do  trumien  z  przepychem.  O  pogrzebach 
pańskich  w  dalszej  przeszłości  naszej  wie- 
my, że  przed  trumną  i  marami  zmarłego 
rycerza  prowadzono  jego  rumaka  pod 
zbroją  i  przykryciem  purpurowem.  Konia 
tego  wprowadzano  przed  trumną  do  ko- 
ścioła. Taki  pogrzeb  rycerski,  jak  opisuje 
Długosz,  wyprawił  r.  1382  synowi  swemu 
Zawiszy  z  Kurozwęk,  biskupowi  krakow- 
skiemu, ojciec  jego  Dobek  (Dobiesław), 
kasztelan  krakowski,  a  to  z  powodu,  że 
Zawisza,  zbyt  młodo  zostawszy  biskupem, 
prowadził  ^cie  więcej  świeckie,  niż  du- 
chowne. Później  grzebaU  się  magnaci  pol- 
scy podobnym  zwyczajem,  jak  królowie. 
Janowi  Tarnowskiemu  sprawiono  r.  1563 
w  Tarnowie  pogrzeb  prawie  taki  sam,  jak 
królom  w  Krakowie,  Inni  znowu  przez 
pokorę  chrześcijańską  zabraniaU  na  swych 
pogrzebach  wszelkiej  okazałości  świato- 
wej. Tak  np.  Mikołaj  Krzysztof  Radzi- 
wiH  (który  odbył  pielgrzymkę  do  2Uemi 
świętej)  kazał  iiię  ubrać  do  trumny  w  su- 
tannę ubfiga  claszcz  gruby  i  kapelusz 
pielgrzyn.  -  '  cograe\)a&  bw  żadnej  oka- 
załości, ji  ^  ftsy,  a*ftW  trumny  niczem 
nie  nak^V*  -^^^1^  katetalków  me 
strojono  ^v^*'^      Qg»6\.»  me  BOBZOM. 


dbyGoot^le 


58 


POHYBEL.-— POJEDYNKI. 


koni  nie  wodzono,  kopii  nie  kraszono,  i 
żeby  ubodzy,  których  on  bracią  swoją  na- 
zywaj, do  groba  go  nieśli.  Jakże  odmien- 
nym by]  pogrzeb  Józefa  Potockiego,  het- 
mana wiel.  kor.,  kasztelana  krak.  w  r.  1751, 
w  którym  brało  udzit^  10  biskupów  i  sa- 
fraganów,  60  kanoników,  1,275  księży  ła- 
cińskich, 430  unickicli  i  greckich.  Z  120 
spiżowych  armat  dziedzicznych  dając  przez 
6  dni  ognia,  wystrzelano  4,700  kamieni 
procha.  To  też  była  tojnż  doba  upadkn 
narodowego.  Gdy  zmarł  ostatni  potomek 
męski  jakiego  znakomitego  roda,  byt  zwy- 
czaj zawieszania  miec"a  nad  jego  grobow- 
cem. Tak  uczyniono  w  kościele  Św.  Piotra 
w  Krakowi')  nad  grobowcem  zmarłego  w 
r.  1771JanaKlemensaBranickiego,  hetm. 
wiel.  kor.  i  kaszt,  krak.,  który  był  ostat- 
nim ze  starożytnego  rodn  Jaksów  czyli 
Gryfów  Branickich.  Na  pogrzebach  szlach- 
ty miewali  przemowy  nietylko  duchowni 
ale  i  wspólzie mianie,  a  zwyczaj  ten  prze- 
chowa się  w  niektórych  paradach  n  lądu 
wiejskiego  do  naszych  czasów.  O  takich 
prawiących  oracje  pogrzebowe  kmieciach 
wspomina  Kolberg,  ka.  Siarkowski  i  Mi- 
chał Pederowski.  Ten  ostatni  w  dziełku 
„Lud"  (t.  I,  str.  131). 

Pohybel,  wyraz  zapożyczony  od  Rusi, 
oznaczał  w  dawnej  polszczyźnie  szubienicę. 
Stąd  „iść  na  pohybel"  znaczyło:  na  szu- 
bienicę. Wesp.  Kochowski  pisze  w  swoich 
fraszkach: 

Pohybel  święte  drzewo,  niechaj  nic  próchnieje, 
Pr7«z  które  eprowiedliwość  święta  oam  eie  dnieje. 

Pojedynki.  Polskie  prawodawstwo  śre- 
dniowieczne nieznalo  pojedynków.  Każdy 
chodził  z  mieczem  przy  boku  lub  kijem, 
a  obrażony  obsypywał  obelgami  swego 
przeciwnika  i  staczał  z  nim  bójkę.  Jeżeli 
go  zabił,  płacił  gi-zywny  jego  rodzinie  lub 
krewnym,  podłóg  prawa.  Za  pokrzywdzo- 
nym ujmował  się  zwykle  cały  jego  ród, 
tak  zwani  stryjcowie,  czyli  stryjeczni  róż- 
nych stopni,  stając  do  walki  z  przeciwni- 


kiem i  jego  poplecznikami.  Tak  było  n  lu- 
dów słowiańskich,  ale  inaczej  na  Zacho- 
dzie, gdzie  rozwinęło  się  rycerstwo  nie 
dla  samej  obrony  kraju,  jak  w  Polsce,  ale 
jako  stan  z  oddzielnym  obyczajem  i  pra- 
wami towarzyskiemi.Z  fanatycznych  i  za- 
bobonnych pojęó  wypłynęły  tam  slynn© 
„sądy  boże",  czyli  pojedynki  przez  próby 
z  wodą  i  ogniem,  lozpalonem  żelazem  lub 
walkę,  których  wynik,  poczytywany  za. 
zrządzenie  boże,  uznawano  za  dowód  winy 
lub  niewinności.  Tym  sposobem  pokrzyw- 
dzony bywał  nieraz  trzykrotnie  karany: 
raz  przez  krzywdę  mu  wyrządzoną,  po- 
tem, gdy,  wyzwawszy  przeciwnika,  ni© 
sprostał  mu  w  próbie  lub  walce,  a  wresz- 
cie przez  wyrok,  uznający  jego  sprawę  za 
złą.  Prawodawstwo  polskie  może  się  tern 
pochlubić,  że  „sądy  boże'  nie  były  jego 
płodem  i  nie  weszły  do  obyczaju  narodo- 
wego. Za  poniesioną  lub  zdziczaną  komu 
krzywdę  były  u  nas  wynagrodzenia,  o^a- 
ty  ugodue,  prawo  zemsty,  zdanie  na  ła- 
skę, pokora,  infamja,  bannicja  i  wyzucie 
z  pod  prawa,  były  na  to  dowody,  świad- 
kowie, jednacze,  a  rzadko  uciekano  się  do 
prób  zabobonnych,  jak  na  Zachodzie  u 
Bawarów,  Tu ryngó w,  Normandów,  AUe- 
manów.  Burgundów,  Longobardów  i  t.  d. 
Prawo  tylko  magdeburskie  zawierako  prze- 
pisy o  sądach  bożych  i  pojedynkach,  w  ja- 
ki sposób  odbywać  się  mają.  Gdy  przeto 
prawo  to  zacz^o  w  wielu  miastach  pol- 
skich obowiązywać,  zabobonny  zwyczaj 
udzielił  się  i  naszemu  społeczeństwu.  Przy- 
czynił się  do  tego  napływ  cudzoziemców 
w  XIII  wieku  i  wrodzona  wada  Polaków 
naśladowania  ^ych  obyczajów  zagranicz- 
nych. Mimo  jednak  rozpowszechniającej 
się  tej  zakały  —  powi&d^  Lelewel  —  było 
coś  narodowego,  co  gię  j®i  opierało.  I>ługi 
czas  prawodawst^  ^jaiodowe  zachowy- 
wało głuche  milc^  p-ciaHyce  t.  z.  pró- 
by boSseji  samo  n^^**  ^goiiie przyswoiło 
sobie,     toiedytcai^    V,    ,^^\eje  wykazują^ 


C|oo<^lc 


POJEDYNKI. 


r.  1252  pozwolił  Klemensowi  z  Ruszczy 
odbywać  sądy  nu  wodę,  rozpalone  ielazo 
i  pojedynki,  na  miecze  Inb  kije.  Podob- 
nych przywilejów  spotykamy  i  więcej.  Z 
drogiej  jednak  strony  widzimy,  jak  około 
r.  1290  za  Henryka  Brodatego,  w  przepi- 
sach przeciw  oszczercom  nie  dopuszczano, 
aby  cześć  obywatelska  pozostawiona  była 
losowi  bójki  Inb  zabobonnej  próbie.  Kilka 
przywilejów,  jakie  mamy  o  dopuszczeniu 
sądów  bożych,  wyglądają,  jakby  uchylmy 
nieznające  takich  praktyk  prawo  polskie 
czyli,  obyczaj  narodowy,  który  w  Polsce 
był  prawem.  Kiedy  prawodawstwo  naro- 
dowe odżyło  za  Kazimierza  W.,  nstaty  po- 
jedynki sądowe.  Gdy  r.  1389  podkomorzy 
kri^.,  Q-niewoaz  z  Balewic,  pomówił  świą- 
tobliwą królowę  Jadwigę,  pozwany,  stan^ 
przed  sądem  w  Wiślicy.  Jaśko  z  Tęczyna, 
kasztelan  wojnicki,  zaprzysiągł  ze  strony 
królowej  jej  niewinność,  a  12-a  rycerzy 
stanęło  wobec  sądn,  żądając  każdy  poje- 
dynku czyli  rozprawy,  ale  rycerskiej,  z 
G-niewoszem.  Pomimo  to  sąd  nie  chcid 
honoru  królowej  na  los  pojedynku  nara* 
żać.  A  nużby  Oniewosz  kolejno  powalił 
przeciwników,  to  ludzie  zabobonni  przy- 
znaliby, że  mówił  prawdę.  Sąd  zażądd 
od  niego  dowodów,  a  gdy  wyznał,  że  mu 
ńę  uroiło  i  prosił  przebaczenia,  skazano 
go  na  odszczekanie  oszczerstwa  w  izbie 
sądowej.  Więc  niezwłocznie,  podług  zwy- 
(sajn,  wlazłszy  pod  ławę,  wołał:  .Zełga- 
łem jako  piesi"  i  po  trzykroć  szczeknięcie 
psa  udał.  To  rozbroiło  dobre  serce  króla  i 
królowej  i  był  potem  znowu  w  łaskach  u 
dwom,  może  i  dlatego,  że  z  Krzyżakami 
potykf^  się  mężnie.  Na  Zachodzie  żądano- 
by  w  takich  razach  próby  pojedynku,  w 
Polsce,  jak  widzimy,  sąd  wszelką  próbę 
odrzucił.  Gdy  za  króla  Aleksandra  Ja- 
giellończyka prawo  magdeburskie,  które 
w  42  miejscach  mówiło  o  pojedynku  sądo- 
wym na  włócznie  i  pałasze  ku  próbie  nie- 
winności, wcielano  w  księgi  ustaw  naro- 
dowych, posłowie  ziemscy  {r.  IB05)  arty- 


kuły powyższe  prawa  miejskiego  znieśli 
uchwałą  swoją,  jako  przeciwne  religii  i 
zdrowemu  rozsądkowi.  A  tak  podobno  ze 
wszystkich  krajów  Europy  najpierwej  w 
Polsce  wszelkie  próby  pojedynkowe  w  są- 
dach zostały  prawem  zabronione.  Gdy  z 
powoda  zwad  i  bójek  po  karczmach,  na 
zjazdach  i  biesiadach,  między  bracią  cho- 
rągiewną  wydarzały  się  zabójstwa,  z  któ- 
rych oczyszczano  się  tłómaczeniem,  że  to 
były  pojedynki,  przeto  w  XVI  w.  pojedyn- 
ki zostały  prawem  wzbronione  tak  w  Ko- 
ronie, jak  Litwie.  Kto  chciał  się  pojedyn- 
kować, musiał  od  króla  uzyskać  oddzielne 
na  to  pozwolenie.  Prawo  w  tym  względzie 
uchwalone  w  r.  1588  brzmiało  w  słowach: 
Na  pojedynek  żaden  szlachcic  szlachcica 
nie  powinien  wyzywać,  ani  wyzwany  sta- 
wić się,  pod  karą  60  grzywien  i  wieży  pół 
roku.  O  co  forum  w  ziemstwie.  Kiól  je- 
dnak pojedynka  pozwolić  może.  Ten  za- 
kaz dla  szlachty  tłómaozy  się  prostym 
względem,  że  w  osobie  każdego  szlachcica 
prawo  widziało  obrońcę  kraju,  którego 
krew  przeznaczona  była  do  przelania  za 
Hzeczpospohtą,  a  nie  dla  prywaty.  Kro- 
mer mówi  o  Zygmuncie  Starym,  że  tylko 
raz  jeden  podobnego  pozwolenia  udzielił. 
Za  Zygmunta  Augusta  Brzostowski  wy- 
zwij Stanisława  Pszoukę  z  Babina  przez 
pozew  z  pieczęcią  królewską  do  pojedyn- 
ku publicznego  w  obliczu  sądu  królewskie- 
go. Pszonka  nie  stanął  a  Brzostowski  żą- 
dał, żeby  był  uznany  za  niewinnego,  lecz 
król  wyrok  zawiesił.  Ka  weselu  Zygmun- 
ta I  Samuel  Zi%czyAski  rąbf^  się  ze  Szwe- 
dem, który  drwił  z  polskiego  tańca.  Szwe- 
dowi głowę  zmiótł.  Król  Zygmunt  o  zgiełk 
stąd  wynikły  dopytuje.  Skrwawiony  Łą- 
czyński  UĘprawiB^^i^i*^  ^ię  przypada,  a 
król,  saiĄ  Q\)Vr«i^*'''^^y  3*S0  i^*^S.  pościł 
go  spok.^^^  .  TiBNiet  hez  pogróżek,  lila. 
dworze  ^*\^\Ł^scomuiany  jest  i^o- 
rzanin^jJ^tiO^Ł  .  ^tyit^^TT^aJi^Yoroziem- 
ca  i  zua^  V  i<^^'  ^.^cŁU^cVcr7.ecia6w  co- 


dbyGoot^le 


POJEDYNKI. 


wprowadzfJa  młodzież  pańska,  po  naukę 
i  dla  rfużby  rycorakiej  wyjeżdżająca  na 
obczyznę,  (łdy  raz  między  Spytkiem  Tar- 
nowskim a  Piernikiem  takie  waśnie  nro- 
sly,  że  ani  senatorowie,  ani  król  pogodzić 
ich  nie  mógł,  przyszło  do  tego  za  pozwo- 
leniom króla,  że  się  wyzwali  na  rękę.  Naj- 
przód tedy  na  kopje  się  potykali,  ale  oba- 
dwa  skmszyli  je  o  siebie  bez  szwankn.  Do 
mieczów  potem  porwali  się,  którymi  dłu- 
go walcząc,  dali  dowód  patrzącym  na  to 
panom  polskim,  że  sobie  i  w  męstwie  i  w 
sile  równi  byli.  Przetoż  obadwa,  zesko- 
czywszy z  koni,  mile  się  uścisnęli  i  odtąd 
w  braterskiej  zgodzie  do  zgonn  trwali. 
Sądy,  łożone  z  ziemian,  miały  taką  wów- 
czas powagę  obywatelską,  że  wyzwany  na 
pojedynek  mógł  nie  stanąć  i  sprawę  pozo- 
stawić sądowi,  jak  ów  Fszonka,  i  bonom 
przez  to  nie  tracił.  Gospodarz  domn  nie 
mógł  nigdy  przyjąć  wyzwania  od  swego 
go^a.  Opowiadano  też  o  pewnym  "Wio- 
cho, który,  gdy  w  podróży  po  Polsce  go- 
ścił u  pewnego  pana,  i  po  aczcie,  wśród 
rozhukanej  wesołości,  umazany  miodem, 
był  zaprowadzony  między  obłaskawione 
niedźwiadki,  a  te  zaczęły  go  nielitośeiwie 
lizać  wśród  śmiechu  gości  —  wyzwał  go- 
spodarza na  rękę,  ale  nie  mógł  go  skło- 
nić do, przyjęcia  pojedynku,  bo  to  było 
przeciwne  ówczesnym  prawom  gościnno- 
ści. Podniosły  sięwXVI  wieku  głosy  pol- 
skich publicystów  przeciw  bójkom  i  poje- 
dynkom. „Zemstą  to  zwiecie  a  w  niej  do- 
wód wielkiego  serca  i  męstwa  upatrujecie, 
jakby  zemsta  cnotą  była,  a  czemże  u  was 
wzgarda  krzywdy?"  —  pyta  Frycz  Mo- 
drzewski. Goślicki  widzi  w  pojedynkach 
„zdrożność'.  Bartosz  Paprocki  upomina 
hetmanów  za  łatwość  w  dopuszczaniu  o- 
nycb.  Powodowski,  gromiąc  w  kazaniu 
(r.  1579)  tych,  co  się  pojedynkują,  przy- 
tacza słowa  hetmana  Mieleckiego:  że  „kto 
najwięcej  krzesze  szabelką  na  dworze,  ten 
w  polu  nie  naciera  na  nieprzyjaciela".  Ja- 
koż istotnie  prawdziwi  miłośnicy  ojczy- 


zny i  ludzie  wielkiego  serca  uważali  ka- 
żdą kroplę  krwi  swojej  za  wyłączną  włas- 
ność miłej  ojczyzny  i  do  wylania  za  świę- 
tą sprawę  a  nie  za  prywatę  przeznaczoną. 
Statut  Litewski  za  zabójstwo  w  pojedyn- 
ku karę  śmierci  przepisał.  Oświadcza  on, 
że  obelżywe  słowa,  miotane  przez  wyzywa- 
jącego na  tego,  który  pojedynka  nie  przyj- 
muje, nie  krzywdzą  go,  ale  spadają  na  bu- 
rzyciela spokojności  publicznej.  Wobec  su- 
rowości praw  polskich  pojedynki  formalne 
z  wyzwaniem,  sekundantami,  umową  i  o- 
becnością  licznych  świadków,  odbywały 
się  rzadko  i  sprawy  wytaczane  za  te  prze- 
stępstwa do  sądn  przez  instygatorów 
są  bardzo  nieliczne.  Za  to  bijatyki  i  rą- 
baniny zwaśnionych  po  obozach  i  sej- 
mikach, nie  uznane  za  pojedynki  i  nie 
ścigane  przez  instygatorów,  o  ile  nie 
pociągały  za  sobą  wypadków  śmierci,  sta- 
wały się  coraz  częstsze  w  miarę  upadają- 
cych cnót  obywatelskich.  Widzimy  bo  za 
Jana  Kazimierza  z  .Pamiętników  Paska", 
który  częste  bójki  swoje  dokładnie  opisu- 
je. Kartelów  on  nie  posyła,  sekundantów 
nie  obiera,  sposobów  do  rozlania  krwi  na 
wzór  zagraniczny  nie  układa,  tylko  w  roz- 
jątrzeniu porywa  się  do  szabli  i  rąbać  na 
miejsca  zaczyna.  Ciągłe  noszenie  oręża, 
właściwe  stanowi  rycerskiemu,  z  wrodzo- 
ną krewkością  i  bezgraniczną  odwagą 
przyczyniały  się  do  częstego  rozlewu  krwi. 
GHy  r.  1671  żołnierze  chorągiewni  wyrzą- 
dzili krzywdę  niejakiemu  Pałuckiemu  pod 
Opatowem,  ten,  wziąwszy  syna  i  dwuch 
służących,  samoczwart,  wyzwał  do  boju 
część  chorągwi  czyli  roty  i  wnierównej  wal- 
cekrzywdęawojąpomścil.  Wr.  1674prawo 
ponowiło  ostrość  dawnych  ustaw  przeciw 
pojedynkom.  Król  Sobieski  był  ich  wiel- 
kim przeciwnikiem,  mawiając,  że  .odwa- 
ga dowodzi  się  jeno  w  walce  z  wielu,  ale 
nigdy  w  potyczce  z  jednym".  W  tym 
samym  jednak  królu,  gdy  na  sejmie  gro- 
dzieńskim r.  1685  rozjątrzony  był  przy- 
mówkami  Paca,  odes^^^  ^'%  krew  gorą- 


dbyGoot^le 


POJEMSZCZYZNA.— PO-JEZUICKIE  DOBRA. 


61 


ca,  i,  pochwyciwszy  za  szablę:  „Nie  wy- 
wijaj—  rzeki  —  ciężara  ramienia  mego!" 
A  Pac  oa  to,  podobnież  za  szablę  chwy- 
ciwszy, odparł:  „Pomnij,  żem  był  spraw- 
°yi  gdySray  byli  równi".  W  tychże  cza- 
sach bawiący  na  dworze  króla  fraacoakie- 
go  Jan  Władysław  Radziwiłł,  starosta  wi- 
ślicki, ^słuszną  zdjęty  obrazą  o  honor  na- 
rodu polskiego,  po^a  hiszpańskiego  w  po- 
jedynka zabU."  W  Polsce  można  było  z 
godnością  pojedynku  nie  przyjąć,  przez  n- 
szanowanie  dla  praw  Bzplitej,  jako  uchwa- 
lonych przez  naród  a  zaka.zujących  po- 
jedynkowania. Pojedynki  w  święta  i  w 
dnia  sobotnim,  jako  N.  Maiyi  Pannie  po- 
święconym, nie  odbywały  się.  Rozlew 
krwi  w  miejscach  królewskiego  pobytu 
surowo  był  karany.  W  czasie  sejmu  roku 
1634  przyszło  do  pojedynku  wojewodzica 
Sapiehy  z  Kossobndzkim,  wojewodzicem 
mazowieckim.  Sapieha  odniósł  ranę,  a 
KoBsobudzki,  że  pod  bokiem  królewskim 
zwady  wszczyn^,  gardłem  przypłacił.  Po- 
jedynki rycerstwa  polskiego  odbywały 
się  pierwotjiie  konno,  w  zbroi,  z  kopją  Inb 
mieczem,  jak  turnieje  i  gonitwy,  później 
dopiero  stawano  pieszo  do  walki  z  mie- 
czem Inb  szablą.  Pistolety  i  szpady,  czyli, 
jak  nazywano,  rożny  irancaskie,  mieU 
Polacy  w  pogardzie,  jako  broń  dla  ryce- 
rza nieprzyzwoitą.  Panicze  tylko,  wycho- 
wani z  cudzoziemska,  robili  wyłom  w  oby- 
czaju narodowym.  Po  pojedynka  strony 
się  zwykle  godziły  i  zawiść  ostawa^a.  Je- 
żeli jeden  zgin^  to  szukano  zgody  z  jego 
krewnymi,  a  gdy  jednacze  do  takowej  do- 
prowadzili i  nie  było  oskarżyciela,  insty- 
gatorzy  i  sądy  nie  dochodzili  sprawy.  Za 
czasów  Saskich  najgłośniejszy  był  pojedy- 
nek (r.  1744)  podkomorzego  Poniatow- 
skiego z  Tarła,  wojewodą  lubelskim,  któ- 
ry  polegŁ  Że  podkomorzy  był  młodzik  w 
porównania  z  wojewodą,  więc  ojciec  jego 
wzywał  sejmujących,  aby  na  syna  był  sąd 
a  zgon  Tarły  dłago  ze  zgrozą  naród  wspo- 
minf^.  Za  Stanisława  Augusta,  o  ile  sfiraa- 


cnziałośó  warstw  najmożniejszych  osłabi- 
ła rzetelną  miłość  krajn,  o  tyle  rozwinęły 
się  chorobliwe  pojęcia  o  honorze  osobi- 
stym i  zagęściły  pojedynki  na  wzór  zagra- 
nicznych. BoznawfUy  więc  przeszkód  od 
władz  i  były  nieraz  wstrzymywane,  a  po- 
jedynkujący się  ulegali  wyrokom  i  odsia- 
dywali wieżę.  Choć  król  dał  pozwolenie, 
dnchowieństwo  jednak  nie  zważało  na  to 
i  z  ambon  rzucało  klątwę  na  tych,  którzy 
się  pojedynkowali  Ogłoszenie  takiej  kląt- 
wy było  niejako  obowiązkiem  biskupa,  w 
którego  djecezyi  pojedynek  nastąpił.  Za- 
patrując się  na  pojedynki  ze  stanowiska 
rozumu,  iż  utracona  cześć  przywrócona 
być  może  tylko  przez  sąd  honorowy  a  ni- 
gdy przez  zabójstwo,  i  że  średniowieczny 
zwyczaj  pojedynków  jest  dziś  pozostało- 
ścią .sądów  bożych"  wymyślonych  przez 
ciemnotę  i  barbarzyństwo,  przyznać  mu- 
simy, że  dawni  Polacy,  wyłączając  broń 
palną  z  pojedynków,  jako  dającą  wypadek 
losowy,  czyli  średniowieczny  .sąd  boży*, 
szlachetniejsze  i  bardziej  rycerskie  mieli 
pod  tym  względem  pojęcia,  niż  oh^piący 
się  postępem  cywilizacyi  ich  wnukowie. 
W  artykule  niniejszym  nie  podążyliśmy 
uwzględnić  rozprawki  ks,  S.  Chodjnńskie- 
go  o  „Pojedynkach  w  dawnej  Polsce'  po- 
danej w  „Encyklopedyi  kościelnej"  War- 
szawa, r.  1894,  t.  20-y,  str.  154—160). 

PsJemUCZyina  (od  pojęcia  żony) —da- 
nina, składana  niegdyś  przez  mieszczan 
i  włościan  panom  na  Rusi  za  prawo  poję- 
cia żony  cudzej  poddanej. 

Po-Jezułckie  dobra.  Po  zniesittnin  za- 
konu jezaitów,  Rzplita  konstytucją  sej- 
mową z  r.  1775  (Tł/w/o:  Rozrządzenie 
dobrami  jezuickiemi)  przeznaczyła 
ogromne  te  dobra  ziemskie  na  fandnsz  e- 
dokacyjnynarodowy.  Postanowiono  sprze- 
dać je,  ale  nie  na  własność  bezwarunko- 
wą, lecz  żeby  nabywca  -ci&at  od  szacun- 
ku procent  w  dwuch  ratach  półrocznych, 
bez  względu  na  wszelkie  klęski  a  za  ca- 
łość dóbr  i  regularną  popłatę  rocento  dał 


dbyGoot^le 


POKŁADZINY. — POKORA  PUBLICZNA. 


kaucję,  czyli,  jak  wtedy  zwano,  ewikcję 
równą  '/j  szacunku  dóbr.  Za  uchybieniem 
jednej  raty,  gdy  posiadacz  taki  (zwany  w 
konstytncyi  primlegiatus  haeres)  nie  rfo- 
żytby  w  ciągu  6  tygodni  należności,  miał 
naówczas  zaprowadzony  byó  sekwestr,  a 
w  razie  niezapłacenia  drogiej  raty,  władza 
edukacyjna  mogła  dobra  za  wakujące  u- 
znać  a  król  komu  innemu  je  oddać.  Do- 
bra te  miały  niejako  naturę  dóbr  rządo- 
wych, nie  mogły  byó  dzielone  ani  odłupa- 
ne pod  karą  utraty  sumy  na  nie  wypoży- 
czonej. Właścicielem  był  IFuudusz  edu- 
kacjfjny,  ale  prawo  nabywcy  mit^o  cha- 
rakter dziedzicznego  czyli  wieczystego  po- 
siadania. Dobra  te  wyjęte  były  z  pod  zwy- 
czajnego sądownictwa,  należały  do  Komi- 
syi  ICdnkacyjoej.  Za  sejmu  czteroletniego 
ustanowiona  była  z  nich  ofiara,  jak  z  dóbr 
ziemekicb.  Nie  mogły  ulegaó  regnlacyi 
hypotecznej,  ale  w  zaborze  pruskim  regu- 
lowano je  jak  allodjalae.  Dekret  króla  8a> 
Bkiego  jako  księcia  Warszawskiego  z  d.  14 
grudnia  1812  r.  {Dziennik  Praw  tom  lY, 
str.  421),  uznając,  2e  dobra  te  mają  natu- 
rę dóbr  narodowych,  przyznał  Funduszowi 
edukacyjnemu  egzekucję  administracyjną 
i  poddał  szczególnym  przepisom.  Za  Kró- 
lestwa Kongresowego  dekret,  ustanawia- 
jący Prokuratorję,  uznał  je  (art.  9,  lit.  h) 
za  własność  publiczną.  Ostateczne  co  do 
dóbr  po-jezuickich  urządzenia  znsjdują  się 
w  Dzienniku  Praw  t.  41,  str.  337—398. 

Pokładzlny.  Ponieważ  nie  wypadało, 
aby  panujący  je^zit  na  własne  wesele  za 
granicę  swego  kraju,  jak  również  aby 
księżniczka,  wychodząca  za  niego,  przyby- 
wała do  jego  stolicy  przed  wzięciem  ślu- 
bu, był  zatem  zwyczaj,  że  panujący  bral 
ślub  w  jej  domu  przez  zastępcę  czyli  po- 
sła tam  wysłanego.  Do  prawomocności 
takiego  ślubu  należał  ceremonjał  p  okła- 
dzin,  polegający  na  uroczystem  chwilo- 
wem  położeniu  wychodzącej  zamąż  na  je- 
dnem  łożu  z  zastępcą  przyszłego  męża. 
Niekiedy  wystarczało,  aby  poseł  przytkaj 


tylko  kolano  do  łoża,  jeżeli  zaś  musif^  po- 
łożyć się,  to  kładł  pierwej  pomiędzy  sobą 
a  dziewicą  obyczajem  rycerskich  wieków 
miecz  obnażony.  Nazwa  po  kład  z in  zna- 
ną była  w  Polsce  od  wieków  w  znaczeniu 
faktycznego  pierwszego  połączenia  się  no- 
wożeńców, których  uroczyście  z  muzyką 
i  pieśnią  o  „chmielu'  żonaci  i  mężatki, 
czyli  swatowie  i  swachy,  odprowadzali  po- 
lonezem .poduszkowym"  do  sypialni  czy- 
li „łożnicy*.  Dziś  nazwa  ta  przechowała 
się  tylko  u  ludu  wiejskiego,  jako  echo  nie- 
gdyś narodowego  obyczaju. 

Pokol^dne  —  zwyczaj  ubogich  ludzi,  że 
okc^o  świąt  Bożego  Narodzenia  lub  No- 
wego Hoku  obchodzą  sąsiednie  chaty 
i  dwory,  gdzie  otrzymują  podarki  złożone 
z  okrasy,  kiełbas,  płótna,  lnu,  konopi  i  t.  p. 
Panna  młoda  przed  weselem  kwestuje  so- 
bie u  sąsiadów  len  na  nowe  gospodarstwo, 
co  zowią  .chodzenie  po  Inowalnem". 

Pokora  publiczna.  G-dy  prawem  dozwo- 
lona krwawa  zemsta  rodu  za  zabójstwo 
zaczynała  ustępować  powoli  ze  zwycza- 
jów narodu,  powstawał  dla  zabójcy  spo- 
sób usunięcia  się  przed  niebezpieczeń- 
stwem odwetu  grożącego  mu  pierwej  ze 
strony  krewnych  zabitego.  Tjm  właśnie 
sposobem  do  przebłagania  mściciela  była 
pdna  mistycznego  nastroju  uroczystość 
„pokory  publicznej".  W  żałobnej  odzieży, 
z  mieczem  wiszącym  u  szyi,  w  otoczeniu 
swoich  krewnych  lub  przyjaciół  przystę- 
pował zabójca  przed  oblicze  uprawnione- 
go do  zemsty  za  krew  przelaną,  upoka- 
rzri  się  przed  nim,  błagał  o  przebaczenie, 
życie  swoje  oddając  w  jego  ręce.  Czyniąc 
to,  spełniał  tylko  jeden  z  warunków  ugo- 
dy, którą  bezpośrednio  przedtem  przypro- 
wadzili do  skutku  rozjemcy.  Uroczystość 
tę  nazywają  źródła  prawa  polskiego  „poko- 
rą", charakteryzując  jątym  jednym  wyra- 
zem najtrafniej  i  najdosadniej.  Zdaniem 
prof.  Ulanowskiego,  publiczne  wyznanie 
sprfnionego  czynu  była  to  niejako  spo- 
wiedź, odbywająca  się  wobec  świadków  w 


dbyGoot^le 


POKÓJ.— POKREWIEŃSTWA. 


«hwib,  która,  jeśliby  tego  zapragnął  mści- 
<siel,  ostatniąby  się  atain  dla  zabójcy.  Wi- 
nowajca stawał  przed  swoim  sędzią  zpraw- 
dą  w  ustach  i  sam  podawał  na  siebie  na- 
rzędzie kary.  Ale  zanim  jeszcze  usłyszał 
wyrok,  zanim  dokonał  spowiedzi,  jni  roz- 
poczyna pokatę,  której  główną  treścią 
była  zewnętrzna  uroczystość,  z  jaką  się 
odbywała  p  oko  ra.  Skoro  udzielił  mści- 
ciel przebaczenia,  tem  sanLem  oznawat  za 
dostateczną  pokutę,  której  poddawał  się 
winny.  Wyznanie  i  pokuta  zmazywaly 
zbrodnię  i  nie  potrzebował  już  sędzia 
i  mściciel  karać  pokutującego  śmiercią. 
Oenezą  pokory  było  przeniesieme  pojęć 
spowiedzi  i  poknty  do  sfery  prawa  świec- 
kiego. Tkwiąca  w  pokorze  spowiedź  jest 
spowiedzią  publiczną,  treść  pokuty  zależ- 
ną była  od  ugody.  Stanowisko  zabójcy 
przed  spełnieniem  pokory  było  analogicz- 
nem  do  położenia  grzesznika,  pozostają- 
cego pod  klątwą.  Jak  wyklęty  musiał 
prosić  biskupa  na  klęczkach  o  udzielenie 
mu  przebaczenia,  tak  samo  błagał  zabójca 
mściciela  o  przebaczenie.  Nie  następowało 
ono  bezwarunkowo,  lecz  zależnem  było  od 
poddania  się  grzesznika  pokucie  odpowie- 
dniej. Podobnie  przyjmow^  na  siebie  u- 
pokarzają(^  się  zabójca  rozmaite  obowiąz- 
ki, których  treść  była  analogiczna  do  tre- 
ści pokuty  publicznej,  Czem  więcej  sobie 
ceniono  instytucje  kościelne  spowiedzi  i 
pokuty,  tem  większą  przywiązywać  mu- 
siano wagę  do  .pokory".  Obszerną  roz- 
prawę „O  pokucie  publicznej  w  Polsce" 
ogłosił  prof.  Ulanowski  w  23-m  tomie 
Rozpraw  i  sprawozdań  wydz.  hi8t.-iilozof. 
Akademii  Um.  (Kraków,  1888  r.,  str.  6 1  — 
172). 

Pokój.  Ks.  Franciszek  Jezierski,  uczo- 
ny pisarz  z  czasów  Stanisławowskich,  tak 
pisze:  „Przez  ten  wyraz  w  naszym  języku 
teraz  rozumie  się  w  domu  rolnika  miesz- 
czanina izba,  w  domu  zaś  szlacheckim 
mówi  się  pokój.  Podług  zaś  dawnego 
ojców  naszych  języka  tak  się  wymawiało: 


przed  domem  ganek,  sień;  co  dziś  nazywają 
przedpokój,  przedtym  się  nazywd  przy- 
sionek;  co  dziś  nazywają  pokój  kom- 
panii, to  przedtym  mówiono  izba,  co 
dziś  mówią  gabinet,  to  przedtjrm  kom- 
nata, co  dziś  nazywają  pokój  sypial- 
ny, to  przedtym  łożnica,  co  dziś  gar- 
d  ero  ba,  to  przedtym  k  om  or  a,  aprzejście 
między  komnatą  i  łożnicą  nazywano  al- 
kierzem". 

Pokrewieństwa.  Pokrewni  są  ci,  któ- 
rzy od  jednej  osoby  rod  swój  wiodą,  powi- 
nowaci zaś  są  krewni  męża  względem  krew- 
nych żony  i  odwrotnie.  W  jakim  stop- 
niu zachodzi  pokrewieństwo  jednego  z 
małżonków,  w  tymże  stopniu  jest  i  dla 
drugiego  powinowactwem.  Polacy  mieli 
□ader  obfity  rodzinny  słownik  nazw,  okre- 
ślających rodzaj  pokrewieństwa,  pozosta- 
wiający daleko  w  tyle  niemiecki,  więc  i 
pożyczek  mieli  mf^o.  Mieli  oni  zwyczaj 
rozpamiętywać  najdalsze  pokrewieństwa 
rodzinne,  a  starsze  niewiasty  przekazywa- 
ły młodszym  pokoleniom  cele  dzieje  po- 
krewieństw w  swych  okolicach  i  wojewódz- 
twach. Pochodziło  to  nie  tyle  z  próżności, 
ile  z  obyczaju  narodowego,  w  którym 
wszystka  szlachta  uważałasię  za  jedną  ro- 
dzinę czyli  .bracie".  Stąd  „u  Polakównaj- 
pierwszy  był  tytuł:  bracie,  później  mówio- 
no: panie  bracie,  a  wreszcie:  mości  panie 
bracie".  Piotr  Skarga  w  „Żywotach  świę- 
tych" pisze,  iż  „w  polskim  języku  bracią 
zowiemy  w  trzeciem  i  czwartem  pokole- 
niu i  jakiekolwiek  powinowate".  W  pra- 
wie polskiem,  którego  główną  podstawą 
byty  stare  zwyczaje  narodu,  charaktery- 
styczną stanowi  cechę  pewna  sohdamość 
i  łączność  rodowa,  nawet  w  dalszych  stop- 
niach pokrewieństwa.  Majątek  np.  sprze- 
dany w  obce  ręce  krewni  sprzedawcy  mie- 
li prawo  odkupić,  co  wydawało  się  nader 
dziwnem  dla  cudzoziemców,  W  prasta- 
rym obyczaju  polsko-rfowiańskim  nie  da- 
wano posagu  czyli  wiana  za  dziewką,  ale 
młodzian  nabywał  córkę  u  rodziców,   był 


dbyGoot^le 


64 


POKREWIE^iSTWA. 


więc  zwyczaj  porywania  dziewcząt,  jako 
najtańszy  sposób  nabycia  iony.  Obyczaj 
ten  przetrwał  w  Polsce  przyjęcie  wiaiy 
chrześcijańskiej  i  musiał  się  wydarzać 
jeszcze  w  XIU  i  KIY  w.,  skoro  ówczesne 
prawa  krajowe  sarowo  zabraniają  cenie- 
nia się  w  sposób  podobny.  W  obrzędach 
zaś  weselnych  lada  polskiego  ślady  tego 
obyozajn  przetrwE^y  do  naszych  czasów. 
Że  zaś  na  oznaczenie  słowa  gonić,  zająó, 
było  w  dawnej  polszczyinie  słowo  Conąć, 
ienić,  st^  powstriy  wyrazy:  łona,  ożenić, 
żonaty.  Od  wyraża  mahal,  nniowa  słab- 
ną, atworzono  z  żony  małżonę  i  nu^żonkę 
Droga  żona  względem  dzieci  swego  męża 
z  poprzedniej  żony  jest  ich  macochą.  Ten, 
co  „przyżenił"  sobie  żonę,  czyli  zjął, 
zftj^  J4  i^>^^™i  nazywał  się  zięciem. 
Przyprowadzona  do  doma  synowa,  jako 
młoda  niewiasta  w  porównaniu  do  starej 
matki  męża,  dostawi  nazwę:  niewiastki, 
niewiestki  lab  sneszki.  Ojciec  nazywa  się  w 
mowie  staropolskiej:  ociec,  rodzic,  tata., 
t.  j.  tak,  jak  dotąd  lud  polski  wymawia 
i  używa  tych  wyrazów.  Wyraz  .ociec" 
sięga  prastarych  czasów;  wyrazu  rodzic 
ladnżywa,  gdy  chce  nazwać  poważniej. 
Wyraz  tata,  używany  przez  dzieci,  jako 
najłatwiejszy,  jest  również  dawny,  bo  jnż 
Bielski  w  XVI  w.  pisze:  „Święty  Woj- 
ciech, założywszy  klasztor,  df^  mu  imię 
po  słowiańska  tata,  bo  tak  Słowacy  zwah 
Św.  Wojciecha  jako  ojca".  Z  nastaniem 
wiary  chrześcijańskiej  potworzyły  się  wy- 
razy: ojciec  święty,  ojciec  duchowny,  oj- 
ciec chrzestny,  a  ze  wzrostem  gospodarstw 
.ojciec  czeladny"  czyli  gospodarz  domo- 
wy, ojciec  i  dozorca  czeladki.  Ojczym  jest 
wtórym  mężem  matki  czyjej.  Ojczyc  i  oj- 
cowie ma  kilka  znaczeń  w  języka  staro- 
polskim: oznacza  najptsód  syna  z  prawe- 
go łoża,  potem  rodaka,  ziomka,  rodowite- 
go syna  swojej  ziemi,  dalej  doradcę  i  mi- 
łośnika ojczyzny.  Takim  np.  był  Jan  Ła- 
ski  (ur.  1456,  zm.  1631),  o  którym  Stryj- 
kowski wyraził  się:    „umarł  Jan  Łaski, 


prawy  ojczyc  ojczyzny".  Ojczycam  lub 
ojcowicem  zwano  każdego  ze  starego  ro- 
du, pana  z  panów,  wreszcśe  tak  nazywano 
poddanych  ojcowskich,  na  miejsca  urodzo- 
nych, a  prawo  dawne  stanowiło,  że  poj- 
mańoów  (jeńców)  wojennych  dzieci  uwa- 
żani są  za  oj<^ców  czyh  poddanych*. 
Majątek  po  ojcu  zwał  się  ojcowizną  i  oj- 
czyzną, po  matce — macierzyzną.  Syna  je- 
dynaka narwano  ,Jednorodzonym'',  a- 
doptowanego  —  .przysposobionym"  lub 
„przyjętym".  Trzymany  do  chrztu  jest 
chrzestnym  czyli  chrześniakiem.  .Syno- 
wie koronni"  oznaczało  ziemian  z  Koro- 
ny. Rodzice  nazywali  córki  swoje  w  mo- 
wie potocznej  dziewkami,  dziewuszkami. 
Dzieci  żony  od  pierwszego  jej  męża,  lub 
dzieci  męża  z  pierwszej  jego  żony,  zowią 
się  pasierbami  i  pasierbicami.  Ojciec  ojca 
lub  matki  zowie  się  dziadem,  dziadkiem, 
matka  ojca  lab  matki  —  babką.  Tych  ro- 
dzice są  pradziadami  i  prababkami,  a  tych 
znowu  przodkowie  zowią  się  pra-pradzia- 
dami  lab  naddziadami.  Majątek  po  dziad- 
ku zowie  się  „dziadkowizną",  po  babce 
„babizną".  Dzieci  syna  lub  córki  są  wnu- 
czętami. W  dawnej  polszczyźnie  nie  mó- 
wiono wnuk,  ale  wnęk,  a  o  rodzaju  żeńskim 
nie  mówiono  wnuka  ani  wnuczka,  ale  wnę- 
ka i  wnęczka.  Jeszcze  w  końcu  XVI  wieku 
Szczerbowicz  pisze:  „dzieci  rodzonych 
braci  i  sióstr,  t.  j.  synowców  i  siostrzeń- 
ców, też  wuękami  zowią".  Syn  brata  zo- 
wie się  bratańcem,  bratankiem,  synow- 
cem, córka  brata— synowicą,  bratanka  lub 
bratanicą.  Syn  siostry— siestrzanem,  sio- 
strzeńcem, siestrzankiem,  córka  siostry  — 
siostrzenicą,  siestrzanką.  Wyraz  szwagier, 
szwagierka  jest  czysto  niemieckim  (Schwa- 
ger,  Schwaher).  Dawni  Polacy  nazywali 
zawsze  brata  mężowskiego  dziewierzem 
lub  Bzurzą  a  nie  szwagrem,  siostrę  mężo- 
wą: żółwiej,  żywicą,  ż^wią  lub  świeścią 
a  nie  szwagierka.  Sarzyną  nazywano  na 
Mazowsza  żonę  szwagra  jeszcze  w  XVII 
w.  Mączyński,  sIowmkarzXVIw,,  powia- 


dbyGoot^le 


POKREWIEŃSTWA. 


6& 


dm:  „Żeitw  albo  ^wica,  też  niewiastiką  nie- 
którzy zowią,  Łj.  mężowa  siostra*.  Szy- 
mouowicz  w  sielankach  pisze: 

Żołwice  i  brstowA  n  jednio  stotu, 
I  Bwiekrj  i  ninwiestki  jadają  poepolo. 
Żona  brata  czyli  bratowa  ewa^a  się  jątrew, 
jątrewka,  a  nazwy  tej  pisane  polscy  oży- 
wali do  połowy  XVII  wieka.  Siostra  mat- 
czyna lab  ojcowa  zowie  się  ciotką;  jetoli 
rodzona,  zowie  się  ciotką  rodzoną,  w  prze- 
ciwnym razie  jest  ciotką  wajeczuą  lab 
stryjeczną.  Mąż  ciotki  zowie  się:  pooiot, 
paciot,  naciot.  Lad  wiejski  nazywa  ciotką 
wriHię,  ciotnclią — febrę  c^ll  zimnicę,  cio- 
tami—czarownice, które  nasyłają  ladziom 
kołtany  lab  myszy.  Dzieci  po  dwncb  sio- 
strach rodzonych  są  sobie  rodzono-ciote- 
osmi,jeżelizaśbabki  były  siostrami,  sąprze- 
oioteczni.  Rodzony  brat  matki  jest  wnjem, 
aona  jego  wojenką  czyli  wuj  ną,  syn  bratem, 
córka  siostrą  rodzono-  wnjeezną.  Brat 
babki  nazywa  eię  stary  wnj,  dziadek  tnb 
przedwieć.  Brat  ojca  jest  stryjem,  sfryj- 
kieni.  W  dawnej  polszozyźnie  skracano 
stryjek  naetiyk,  mówiono  więc  pospoli- 
cie: stryk,  wieó  Stryków,  kronikarz  Maciej 
Strykowski.  Żona  stryja  była  jednak  stry- 
jenką Inb  stryjną,  a  dzieci  po  rodzonjrm 
stryja — rodzono-stryjeczaemi.  Brat  dziad- 
ka zwal  się  starym  stryjem  albo  przestryj- 
cem,  prastryjem,  wnak  jego  był  bratem 
stryjeczno-stryjeczaym,  czyli  przestryje- 
cznym.  Syna  i  córkę  brata  stryjecznego 
zwano  stryjecznym  synem  i  stryjeczną 
córką.  Wogóle  stryjów  i  braci  stryjecz- 
nych i  przestryjecznych  zwano  „stryjca- 
mi".StryjcowiebyIi  to  męscy  potomkowie 
jednego  dziada,  prad^ada  lub  prapradzia- 
da,  w  różnych  stopniach  pokrewieństwa  z 
sobą  zostający.  Nosili  oni  wspólny  herb 
i  Dważani  byli  zawsze  za  blizką  rodzinę. 
Paprocki  w  „Ogrodzie  królewskim",  w 
przedmowie  do  Mich.  Sędziwoja,  pisze: 
„A  pod  jednym  herbem  jest  kilkaset,  pod 
dmgim  kilka  tysięcy  nalazłoby  się  stryj- 
ców  herbowych,  między  którymi  jest 

Entjklopeajs  ituopolika,  łom  IT. 


wielka  miłońć,  chociaż  jedni  z  tych  her- 
bów panowie  a  drodzy  cbndszy  się  zna- 
chodzą".  I  dalej:  , Jest  i  był  przedtem  w 
Pokce  takowy  obyczaj  i  miłońó  między 
rycerstwem  a  pany,  t&  herbowi  stryj- 
cowie  wszyscy  jeden  o  drugiego  krzyw- 
dę jako  bracia  właini  mnierali  i  w  potrze- 
bach na  nieprzyjaci(dy  koronne  ze  wszyst- 
kich państw  pod  jeden  się  proporzec  albo 
chorągiew  zjeżdżali,  w  potrzebach  bywałe 
rotmistrze  obierali  a  ich  slach^".  Znaną 
jest  pewna  starodawna  spólność  majątko- 
wa, wymagająca,  aby  pomimo  uprawnio- 
nych joż  działów  rodmonyoh  nie  csynit 
lukt  sprzedaży  ani  zapisn,  nie  zapewniw- 
szy się  zezwolenia  b tryjcó w  herbo- 
wych. Klonowicz  piase,  że  flisacy  wiatr 
nazywają  „stryjem".  "W  mowie  potooimej 
było  pDspoUtem  „wnjanie  i  stryjanie",  a 
s2Dzegóbiiej  to  ostatnie,  to  jest,  że  nUodai 
nazywali  starszych  anajomych  i  pm^a- 
ci(M  „stryjka",  co  u  ludu  jest  we  zwyeaa- 
jn  dotąd.  Ojciec  żony  zowie  się  tetó,  -a 
matka — teńdowa  lub  taśoia,  dawniej  oieśó 
i  oieśds.  W  jednaj  z  pieśni  ludoi^ch  do- 
tąd w  niektórych  okolicach  opiewają:  „I 
wysdadoń  stara  oieió".  Mączyński  w  swo- 
im eiowniku  z  r.  1664  tak  objaśnia:  pCieió, 
to  jest  żony  mojej  ojciec,  niektórzy  ówie- 
krem  aowią,  ale  niewtańciwie,  bo  świe- 
kier  jest  mężów  ojciec,  którego  zowią 
po  łacinie  socer'^.  Stryjkowski  znów 
pisze:  .Obesłał  bracią  swoją  i  ónia  al- 
bo cieścia,  ojca  żony  swojej".  "Widzimy 
z  tego,  ie  tak  dawniej  jak  i  dzisiaj  u  ludu, 
który  tej  nazwy  w  wielu  stronach  uiywa, 
świekier,  świokier,  świekra,  świekra,  świe- 
krucha  oznacza  tylko  rodziców  męża,  a 
teść  i  teścia  —  rodziców  żony.  Nieraz  jed- 
nak ludzie  mieszali  z  sobą  te  obie  nazwy, 
a  sam  Stryjkowski  w  innem  miejsca  wy- 
raża się:  „BoniakświekieralbocieśćSwan- 
topelka".  Jeżeli  świekier  pochodzi  takie 
z  niemieckiego  wyrazu  Schwdher,  to  nic 
dziwnego,  że  znaczenie  tego  wyrazu  w 
polskim  języku  nie  mogło  byó  tak  i  owak 


dbyGoot^le 


POKURCZ.— POLONEZ. 


pojmowane,  skoro  nie  było  polskiem. 
„Pólbratem"  nazywano  w  dawnej  pol- 
szczyżni©  brata  przyrodniego,  „półsioatrą" 
— siostrę  przyrodnią,  t.j,  dzieci  z  jednej 
matki  po  dwnch  ojcach,  lub  z  jednego  oj- 
ca po  dwnch  matkach.  Dalekich  przod- 
ków nazywano  praojcami,  praszczurami, 
prasknrzami  a  praprawnuków  —  pasyn- 
kami.  Bruckner  prz^acza  zapomniane  na 
przdomie  od  średnich  wieków  do  nowych 
dwie  nazwy:  nieściora  i  czędo  czyli  cądo 
Ten  ostatni  wyraz  oznaczał  jeszcze  w  Xyi 
w.  dziecko.  "Wyrazy:  bękart,  bastard,  ba- 
strzę,  wyrugowały:  pokrzywników  i  wy- 
lega^ców.  W  rachowania  stopnia  pokre- 
wieństwa przy  zawieraniu  małżeństw, 
trzymano  się  w  Polsce  śladem  prawa  ka- 
nonicznego rachuby  kanonicznej,  która 
się  różniła  w  pobocznej  linii  od  rachnby 
cywilnej  prawa  polskiego.  Gdy  podług 
prawa  kanonicznego  brat  z  siostrą  są  w 
pierwszym  stopniu  a  synowica  ze  stry- 
jem w  drugim,  to  podług  rachuby  cywil- 
nej w  Polsce  brat  z  siostrą  był  w  drugim 
a  synowica  ze  stryjem  w  trzecim  stopniu 
pokrewieństwa.  W  prawach  spadkowych 
nżywano  cywilnej  rachuby,  ograniczając 
prawo  spadkowości  do  8-go  stopnia  włą- 
cznie. 

Pokurcz  —  gatunek  psów,  mieszańców 
z  brytana  i  charta. 

Polatka  —  flaterka,  blaszka  złota  lab 
srebrna  w  stroją  niewieścim  tak  zawieszo- 
na, te  za  kajidem  ruszeniem  się  osoby 
chwieje  si^  czyli  potrząsa  {Mączyński,  r. 
1564). 

Poifiwka  —  w  dawnej  knchni  polskiej 
każda  zupa,  wyjąwszy:  roat^u,  krupniku, 
żnra,  kapuśniaka  i  barszczu,  które  miały 
właściwe  swoje  nazwy.  Były  więc  polew- 
ki; winne,  piwne,  migdałowe,  grzybowe, 
grochowe  i  kilka  innych.  Polewkę  winną 
przynoszono  pannie  młodej  na śniadaniena- 
zajatrz  po  ślubie.  Sfajbardziej  upowszech- 
nioną na  śniadania  i  posiłek  przed  wy- 
jazdem w  drogę  była  wyborna  polewka 


piwna,  t.  j.  piwo  grzane,  zaprawione  śmie- 
taną lub  rozbitemi  żółtkami  i  w  miarę  po- 
trzeby przyrodzone.  Sos  nazywano  wte- 
dy polewką,  gdy  się  podawał  oddzielnie 
na  przystawce  (salaterce);  podlany  zaś  na 
misie  lub  półmiska  pod  mięso  lub  rybę, 
zwany  był  zawsze  podlewa  (ob.). 

PolODflZ.  Taniec  ten  narodowy  tylko 
lud  wiejski  nazywa  po  polsku  „tańcem 
polskim",  lub  poprostu  „polskim",  niekie- 
dy „wolnym",  „wielkim".  Klasy  wyższe 
przerobiły  nazwę  z  francuskiego  /a  Polo- 
naise,  tak  samo  jak  i  nazw%  sukni  niewie- 
ściej zwanej  „polonezką".  Polonez  t*^  był 
dawniej  upowszechniony,  iż  rozpoczynano 
nim  bale  w  c^ej  Europie.  „Muzyka  jego 
—  pisze  Oskar  Kolberg  —  idzie  w  rytmie 
na  3  długie  stopy,  czyli  na  3  nuty  ćwier- 
ciowe w  takcie  i  składa  się  zwykle  (przy 
prostocie)  z  2  części  po  6,  8  lub  10  taktów 
każda.  Do  nich  przyczepiono  (zapewne  w 
późniejszych  czasach)  ino  również  o  2  czę- 
ściach a  niekiedy  i  2  źria  z  io(źę.  Wlaśd-  | 
wośó  ruchów  stanowi  nacisk  na  zią  (czyU 
dmgą)  stopę  taktu,  mianowicie  przy  za- 
częciu i  ku  końcowi  peijodu  melodyjnego, 
i  dlatego  zwykle  rozpoczyna  melodję  do- 
bra stopa  taktu  (bez  odbitej  nuty),  chociaż 
cudzoziemcy  prawidła  tego  nie  zawsze  się 
pilnują.  Że  charakterem  poloneza  jestu- 
roczysta  powagft,  więc  ruchy  jego  powol- 
niejszynu  są  od  rachów  innych  tańców  w 
tępię  *lf  idących,  od  których  zresztą  od- 
różnia go  także  i  akcentacja  wyżej  wska- 
zana. Rytm  poloneza  zastosowano  i  do 
wielu  dłuższych  ustępów  muzycznych 
{alla  Polaccd)  o  charakterze  świetnym  i 
pompatycznym;  w  taki  sposób  powstały 
polonezy  koncertowe,  warjacje  na  polone- 
zowe tempa  (wokalne  i  instrumentalne) 
i  t.  p.  Dosyć  ta  przytoczyć  polonezy  Cho- 
pina i  tegoż  finał  warjacyi  z  Don  Juana, 
polonezy  i  ronda  Hummla,  Webera  i  in- 
nych, ustępy  w  operach:  „raust"  Spohra, 
„Purytanie"  Belliniego,  „Halka"  Koniusz- 
ki i  t.  d.    Polonez,  jako  staropolski  taniec 


dbyGoot^le 


POLONEZ. 


67 


rycerski,  miaj  w  8Wych  mchach  posawi- 
Btyoh  i  zamaszystych  coś  wojennego,  w 
swych    zwojach,    skrętach,    odbijaniach, 


dzińeki  i  Mickiewicz.  Był  to  taniec  powa- 
bnych mąiów  i  matron:  pochód  i  rozmowa 
zastopowały  w  nim  skoki  i  piedni  w  tań- 


f^*^Ji  IHB-if  If  tlJ  ^-^^^^^^ 


mi^3=^=f^-h^i  ^h,J    ^^ 


^^tł-^  I  Jlr 


-i\'      [jjjlLJjŁ^ 


^feŁt-C-XX^I^^ 


Polonez  E  r.  1736. 


szeptach  przypominał  życie  publiczne, 
f];wame  i  ruchliwe  dawnej  szlachty.  Tań- 
czono go  w  stroju  polskim  i  przy  karabe- 
li, a  obrazy  takie   skreślili   świetnie  Bro- 


cach  młodzieży.  U  ludu  i  drobnej  szlachty 
zachowuje  się  tradycyjnie  pod  nazwą  nP<*^" 
skiego"  lob  „Wolnego",  lecz  tylko  w  cza- 
sie godów  weselnych  przy  oczepinach  tań- 


dbyGoot^le 


J 


POLONEZKA.— POLSKA  W  DOBIE  PIASTÓW. 


czony.  Ka  Mazowsza  zwał  się  „Pieszym", 
w  Krakowskiem  „"Wielkim",  gdy  krako- 
wiaka zwano  „Małym",  a  rozpoczynając 
zabawę  od  Wielkiego,  zwykle  ją  na  Ma- 
łym kończono.  Jak  we  wszystkich  innych 
polskich  tańcach,  wodził  w  nim  rej  przod- 
kujący,  czyli  „stojący  na  trakde",  t.  j.  w 
pierwszej  parze,  jak  mówiono  po  staropol- 
ska, Obertas  jest  to  zdrobniłby  polonez 
pod  względem  muzycznym,  a  wyrażenie 
„Drobny",  jakiem  cechają  w  niektórych 
okolicach  żwawego  ohertasa,  zdaje  się  to 
potwierdzać;  stopy  też  i  naciski  są  a  oba- 
dwu  jednakowe,  a  różni  je  tylko  stopień 
prędkości.  Motywy  staro-szlacheckiego  po- 
loneza tkwią  jeszcze  w  ludowym  tańca 
„polskim"  czyli  „wolnym".  Polonezy  O- 
gińskiego  są  pięknym  narodowego  dacha 
ale  i  skażonej  miękkością  epoki,  w  której 
powstj^y,  obrazem.  Jędmiejsze  są  polo- 
nezy Karpińskiego,  acz  do  wiela  z  nich 
zakradł  się  panujący  wówczas  etyl  Rossi- 
niego, Uwagę  Kolberga,  iż  nader  mało  po- 
zostało nam  próbek  muzyki  staropolskie- 
go poloneza,  możemy  potwierdzić  w  zu- 
pełności. Pomimo  bowiem  zamiłowania 
narodu  polskiego  do  muzyki  tanecznej  i 
śpiewowej,  braldo  mn  dawniej  miłośników 
rozumnych  i  przezornych,  którzy  spisywa- 
liby i  zachowali  muzykę  tańców  i  słowa 
pieśni.  Z  wielkim  też  wstydem  wyznać 
musimy,  iż,  pomimo  wieloletnich  poszuki- 
wań, nie  znalazłszy  nigdzie  w  kraju  nut 
prawdziwie  starych  polonezów,  przytoczyć 
tu  musimy  polonez  z  r.  1736,  przechowany 
przez  Niemców  i  podany  w  dziesiątym  to- 
mie berlińskiego  muzycznego  leksykonu 
z  r.  1880,  str.  100. 

Polonezka  —  rodzaj  narodowej  sukni 
niewieściej  z  kroju  kontusza  naśladowanej. 
Jak  zapewnia  Gołębiowski,  różnych  by- 
wała kolorów,  najczęściej  brunatnego,  ga- 
zą wkoło  garnirowana.  Charakterystycz- 
nym byłby  szczegół,  o  ile  jest  prawdziwy, 
że  moda  tej  sukni,  naśladującej  kontusz 
polski,  powstała  najprzód  we  Francyi  i 


dopiero  tam  stawszy  się  popularna  przy- 
wieziona została  do  Polski. 

Polowanie  ob.  Łowieckie  prawa 
(Enc.  Star.  t.  lU,  str.  164). 

Polska  mowa  ob.  M  o  w  a  polska. 

Polska  w  dobie  Piastów.  Przestrzeń 
roli,  wypielouą  pod  uprawę  zboża  z 
porastających  ją  pierwej  drzew,  zarośli 
i  krzaków,  nazwaU  praojcowie  nasi  od  tej 
właśnie  czynności  pielenia  polem. 
Później,  gdy  zamiast  krzaków  szkodziły 
uprawie  roślin  w  ogrodach  i  polach  tylko 
chwasty,  rzecz  prosta,  że  pielenie  zaczęło 
oznaczać  oczyszczanie  roli  z  chwastów. 
Łudzi,  którzy  osiedli  w  polach,  zaczęto  na- 
zywać Polakami  lub  Polanami  w 
przeciwstawieniu  do  tych,  którzy,  siedząc 
nad  morzem,  zwani  byli  Pomorzana- 
mi, siedząc  w  górach — O-óralami  i  sie- 
dząc w  lasach  czyli  lachaoh — L  achami. 
Dziś  bowiem  jeszcze  w  gwarze  ludowej 
wielu  okolic  lach  znaczy  gąszcz  zarosły 
leszczyną  a  „lachami"  powszechnie  lud 
nazywał  wielkie,  gęste,  ciemne  lasy,  tam, 
gdzie  jeszcze  takie  istniały.  Od  ludności, 
siedzącej  odwiecznie  w  polach  nad  Wartą 
i  O-opłem,  czyli  od  ludności  polańskiej, 
polskiej  rozeszła  się  nazwa  Poloni,  Polo- 
nia na  zachód  Europy,  tak  samo  jak  od 
ludności  leśnej,  zamieszkującej  krainy  leś- 
ne między  Polanarai  i  Rusią  położone,  na- 
zwa Lachów  przyjętą  została  na  całym 
wschodzie  i  południu.  Nie  powiadamy  tu- 
taj nic  nowego,  bo  już  Dłagosz  pisze  bar- 
dzo trafnie  i  jasno:  „Lechitowie,  ci  zwła- 
szcza, którzy  na  polach  siedzieli,  zostali 
przez  inne  pokrewne  sobie  drużyny,  ko- 
czujące po  lasach,  nazwani  Polanami, 
t.  j.  pól  mieszkańcami,  a  ta  nazwa  tak  się 
potem  między  ludźmi  utarła,  że  dawne 
nazwisko  (Lechitów)  poszło  w  zapomnie- 
nie a  naród  i  kraj  wszystek  począł  miano- 
wać się  Polską".  Tu  należy  dodać  to  tyl- 
ko, że  ziemię,  na  której  siedziba  od  cza- 
sów przedhistorycznych  gęsta  ludność  rol- 
nicza i  wyrobiła  sobie  wielkie  pola,  nazwa- 


dbyGoot^le 


POLSKA  W  DOBIE  PIASTÓW. 


□O  Wielko-polską,  a  krainę  dmgą  chcnS 
obszarem  większą  ale  mniej  ladoą  i  mniej 
poln^  nazwano  Malo-polską.  (Ob.  Lachy, 
Enc.  Star.  t  III,  str.  130).  Żyjący  w  XI 
w.  pisarz  arabski  Al-Bekri  w  dziele  swo- 
jem  .Księga  drtSg  i  krain",  w  rozdziale  o 
Słowianach  powtarzając  opisy  żyją- 
cych w  wieku  X  Ibrahima  i  Maendiego, 
tak  mówi  o  Polecę  ówczesnej:  „Co  się  ty- 
czy kraju  Mszki  (Mieszka  czyli  Mieczysła- 
wa I  wiatach  960—992),  jeat  on  wielki 
między  krajami  ^owiańskimi,  bogaty  w 
chleb,  mięso,  miód  i  pastwiska.  Podatki 
wybierane  przez  niego  (Mieszka)  opłacają 
się  towarami.  Te  zaś  podatki  składają  się 
na  utrzymanie  jego  ludzi.  Ka^ego  mie- 
siąca, każdy  z  nich  dostaje  pewną  liczbę 
towarów  (produktów).  Ma  on  trzy  tysiące 
drużyny,  a  to  są  wojownicy,  których  sot- 
nia równa  się  dziesięciu  sotniom  drugich. 
On  tym  ludziom  daje  odzienie  i  konie  i  o- 
ręż  i  wszystko,  co  im  potrzebne.  A  kiedy 
się  rodzi  dziecko  u  kogokolwiek  z  nich,  to 
on  (Mieszko)  natychmiast  po  urodzeniu 
dziecięcia  naznacza  mu  utrzymanie,  czy 
dziecko  jest  męskiego,  czy  żeńskiego  ro- 
dzaju. A  gdy  ono  dosięgnie  p^noletności, 
to  je  2eni,  jeżeli  jest  męskiego  rodzaju, 
i  płaci  za  niego  swadziebny  podarek  ojca 
narzeczonej.  Jeżeli  zaś  jest  żeńskiego  ro- 
dzaju, to  ją  wydaje  za  mąż  i  płaci  jej  ojcu 
swadziebny  podarek.  Ten  swadziebny  po- 
darek  jest  u  Słowian  bardzo  znaczny,  a  o- 
byczaj  ich  w  tej  mierze  podobny  do  oby- 
czajów berberskich.  Jeśli  u  kogo  się  uro- 
dzą dwie  albo  trzy  córy,  to  one  stają  się 
powodem  jego  zbogacenia,  jeżeli  zaś  zda- 
rzą się  dwie  synowe,  to  przyczyniają  się 
do  ich  zbiedzenia" .  Józef  Szujski,  pisząc 
o  władzy  panujących  Piastów,  powiada, 
że  książę  w  Polsce  i  na  Rnsi  był  dziedzi- 
cznym i  dzielącym  po  sobie  dziedzictwo, 
jak  własność  prywatną,  z  zachowaniem 
zwierzchniej  władzy  synowi  pierworodne- 
mu. Esiążę  czy  król  był  panem  wszelkiej 
niezajętej  przez  prywatnych  ziemi,  opie- 


kunem dróg  publicznych,  prawodawcą 
sam  lub  z  radą  drużyny  (comties),  sędzią 
najwyżs^m  sam,  w;  wiecu  możnych  lub 
przez  sędziego,  któremu  kazał  siebie  za- 
stępować, najwyższym  wodzem  czyli  wo- 
jewodą, panem  wojny  i  pokoju,  powołują- 
cym pod  broń,  rozdawcą  urzędów  i  prawa 
rycerskiego  (jus  miliiare),  jedynie  prawo- 
mocnym do  dawania  pozwoleń  na  budo- 
wanie miejac  obronnych  czyli  grodów, 
właścicielem  kruszców  w  ziemi,  grubego 
zwierza  dzikiego  w  niepodzielonyeh  wów- 
czas lasach  i  niewolników,  zdobytych  na 
wojnie,  co  wszystko  razem  stanowiło  ca- 
łość prawa  książęcego,  zwaaegopo  łacinie 
tus  ducale.  Pokój  (mir)  wkraja  utrzymać, 
kraj  ten  ciągle  objeżdżając,  i  wojnę  z  aą- 
aiadami  prowadzić  —  oto  były  dwa  głów- 
ne panującego  powołania.  Kto  też  prze- 
ciwko pokojowi  (mirowi)  wykroczył,  pła- 
cił najwyższą  karę  królowi— siedmdzie- 
siąt.  Aby  panujący  mógł  skutecznie  wy- 
konywać to  swoje  powołanie,  musiało  mu 
dużyć  wszystko:  szlachta,  kmiecie,  ducho- 
wieństwo i  niewolnicy.  Powinni  mu  byli 
wszyscy  dawać  stan  {słałió)  czyli  kwaterę, 
torowanie  drogi  (przewód,  przesiek,  po- 
wód), środki  podróży  (podwody),  utrzy- 
manie ludzi  i  dworu  (naraz,  krowa,  owca, 
wieprz),  utrzymanie  smrodów,  mostów, 
strzeżenie  ich  i  ruszenie  wojenne.  On  po- 
biera! podatki  ogólne  i  czynsze  od  włas- 
ności, od  gospodarstw,  targów,  jatek,  szyn- 
ków, cła  i  dochody  sądowe  z  „główszczy- 
zny",  z  powództwa  i  za  niestawienie  się  do 
sądu.  Kaiążę  obdzielał  rycerską  drużynę 
swoją  darami  w  pieniądzach,  koniach  i 
szatach,  dawał  jej  do  zarządu  grody  swo- 
je czyli  warownie.  Bolesława  Chrobrego 
otaczała  rada  dwunasta.  Służba  wojenna 
i  odznaczenie  się  w  usługach  rycerskich 
dla  kraju,  opuszczenie  rolniczych  zajęcz 
powoda  usług  rycerskich  dla  panującego 
—  stanowi  początek  stanu  szlacheckiego. 
Jak  wojna  była  początkiem  szlachectwa, 
tak  jeńcy  wojenni,   osiedlani  na  pustko- 


dbyGoot^le 


POLSKA  W  DOBIE  PIASTÓW. 


wiaeh,  początkiem  poddaństwa  i  niewol- 
nictwar.  Ziemia  bez  ludzi  nie  miaia  żadnej 
wartości,  a  było  takiej  bardzo  dużo.  Je- 
niec wojenny  był  więc  aajpoiądańszą  zdo- 
byczą. Handel  ladami  był  jeszcze  wów- 
czas powszechnym  w  całym  ńwiecie  i  na 
zachodzie  Enropy.  Tam  więc,  gdzie  brak- 
ło  jeńców,  kupowano  Indzi  i  osiedlano  ich 
na  roli  przy  dworach  rycerzy  czyli  szlach- 
ty, aby  mieó  r^e  do  pracy.  Kaida  okoli- 
ca, powiat,  złocony  z  kilka  czy  kilkonastn 
opól,  niby  gmin  dzisiejszych,  mif^  swój 
gród  warowny,  który  sijdził  przestępstwa, 
ściągał  podatki,  ntrzymywal  spokój  i  był 
schroniskiem  w  razie  wojny.  Niemiecki 
zakonnik,  przybywszy  w  XII  wieka  do 
klasztoru  w  Lnbiąia  na  Śląsku  polskim, 
nprzedzony  oczywiście  do  wszystkiego,  co 
polskie  i  w  pojęciach  jego  barbarzyńskie, 
tak  pisze  o  tym  kraju:  „Z  braku  rąk  robo- 
czych leżała  odłogiem  pokryta  lasem  zie- 
mia, na  której  osiadły  lud  polski  pogrążo- 
ny był  w  nędzy,  ponieważ  bardzo  lenił  się 
do  pracy.  Drewnianą  sochą  bez  żelaza, 
ciągnioną  przez  dwie  krowy  lub  woły, 
wzruszano  zlekka  piaszczystą  glebę.  W 
całym  kraju  nie  było  porządnego  miasta, 
jeno  grody  (zaniki),  przy  których  znajdo- 
wały się:  szynk  i  kaplica,  gdzie  odbywały 
się  targi  dla  zaspokojenia  potrzeb  wie- 
śniaków. Biedny  lad  nie  posiadał:  soli,  że- 
laza, monety,  obuwia,  zajmując  się  tylko 
chowem  bydła".  Aby  dać  ogólny  rzut  o- 
ka  aa  kraj  polski  o  dwa  wieki  póź;niej>  t.  j. 
za  Kazimierza  Wielkiego,  streszczamy  tu 
ustęp  Szajnochy  z  dzieła  jego  „Jadwiga 
i  Jagiełło".  W  drewnianych  szarych  dwo- 
rach tej  epoki  mieszkali  ziemianie,  zacho- 
wujący wiele  cech  pierwotnej  wiesniaczo- 
ści,  przemawiający  tu  z  kujawska,  tam  z 
krakowska,  ówdzie  z  mazurska.  Odpowia- 
dała tema  zwyczajna  sielska  zdrobnialość 
imion.  Jaśko  z  Tęczyna  kasztelanii  w  Woj- 
niczu, na  województwie  Poznańskiem  sie- 
dział Maćko  Borkowic,  na  księstwie  Szeze- 
cińskiem  Kazko.    Mazowiecki  Ziemowit 


zw^  Bię  w  mowie  potocznej  Semko  albo 
Siemaszko.  Ci  ws^scy,  z  chłopska  nazy- 
wani i  odziani,  panowie  żyli  w  ogólności 
skromnie,  ubogo.  A  przecież  w  tej  mrocz- 
nej, zamierzchłej  staroświecczyźnie  by- 
ło daleko  więcej  polskości,  dzisiejszości,' 
ni£  zwykle  wnosimy.  Choć  w  obyczajach 
narodu  z  wiekami  zaszły  ogromne  zmia- 
ny, a  nowe  wynalazki,  postępy  wiedzy 
ludzkiej  i  przeobrażenia  społeczne  zatarły 
ze  szczętem  mnóstwo  starych  zwyczajów 
i  wywołrfy  inny  tryb  żyoia  n  wszystkich 
stanów— przecież  niejedno  zostało;  jak  by- 
ło przed  wiekami.  Gdybyśmy  się  mogli 
przenieść  w  owe  czasy,  dostrzeglibyśmy, 
jakby  to  nie  było  przed  półszósta  wiekiem, 
że  np,  na  „folwarku"  „klucza"  Ksiąskie- 
go  „włodarz"  czyli  „wojski",  apoprostu 
„ekonom",  ładował  „szkuty  łasztami  ja- 
rzyny i  oziminy",  aby  je  spławić  do  Gdań- 
ska. Tam  pod  lipą  wójt  albo  .sołtys"  z 
gromadą  i  .ławnikami  kmiecymi,  przysię- 
żnikami",  na  wiejskie  zasiadł  sądy.  Ów- 
dzie rybacy  ciągną  niewód,  albo  zastawia- 
ją więcierze,  żegnając  się  od  topielców.  W 
gospodzie  miejskiej  marnotrawny  .woje- 
wodzie" gra  w  kostki  z  „chlebojedżcami 
pana  krakowskiego",  a  rozpustne  żaki 
klasztorne  śród  „facecyi"  i  „dykteryjek" 
przyśpiewują  sobie  z  łacińska  przy  kufla: 
^£si  bona  vox  Nalej!  —  meltor  Pij!  —  opłi- 
ma  Wypij!"  Tak  jakby  za  naszych  czasów 
Żyd  Lewko  siedzi  u  króla  Kazimierza  a- 
rędą  na  żupie  wielickiej,  a  dla  jego  potom- 
ków wyraz  „karczma"  już  w  zwyczaj 
wchodzi.  Odawionemu  sromoceniem  się 
w  niej  szlachcicowi  „rybałtowi"  zgorsze- 
ni mieszczanie:  „Ząbek,  Glinka  i  Pępek" 
wraz  z  przyjaciółmi  „Wątróbką  i  Małpą" 
zadają  nieszlachectwo,  lecz  „stryjcowie" 
obżałowanego  przysięgają  przed  sądem; 
„Tako  nam  Bóg  dopomóż  i  święty  krzyż, 
jako  Mikołaj  nasz  brat  i  nasz  szczyt  i  na- 
szego klejnota",  a  brat  Mikołaj  —  unie- 
winniony. Tana  na  sądziszowej  niwie  pod- 
komorzy rozgr^^jc^a  morgi  sąsiednie,  a 


dbyGoot^le 


POLSKA  W  DOBIE  PIASTÓW. 


71 


zwołana  osada  wygłasza  przysięgę  gra- 
niczną; „Z  ademiedmy  poszli,  a  ziemią  ma- 
my być.  Tak  nam  Bóg  dopomóż  i  święty 
jego  krzyż,  jako  widzimy  prawą  granicę 
między  miastem  Siewierzem  a  między 
wsią  Tnlikowem',  „Wielmożni"  zai  pano- 
wie a  rycerstwo  z  ksią:^tami  spór  wiodą. 
Już  nawet  wyraz  „rokosz"  nieobcy  {?).  W 
gwarze  sejmikowym  brzmi  ostawicznie 
wyraz  „Panowie  bracia!"  —  rozpoczynają- 
cy każdą  przemowę.  Pomiędzy  podpisa- 
mi konfederacyi  z  czasów  przedjagi^o- 
wych  roi  się  mnogość  dzisiejszy  cb  nazwisk: 
Sośnickicb,  Borzukowskich,  tiranowskicb, 
Jaroglowskich.  Dzisiejszemi  prawie  sło- 
wami modli  się  smntna  Jagienka  w  prze- 
dedniu Bwoicb  ol^óczyn:  „Jako  żąda  je- 
leń ka  studniom  wód,  tako  żąda  dnsza 
mojak'tobie,  Bofce".  I  miło,  jakby  dzid, 
brzmi  w  kościele  gromadna  kwietniej  nie- 
dzieli pieśń:  ^  Chwała!  sława!  wszelka  cześć! 
Bądź  Tobie,  o  królu  gospodynie!"  Do  naj- 
pospolitszych zajęć  należy  rybołówstwo. 
Na  dworach  książąt  byli  „mistrzowie  ry- 
bołówstwa", a  co  krok  napotyka  się  ryba- 
ka, czyli,  jak  wówczas  nazywano,  „rybi- 
twę".  W  ich  ręka  widzimy:  .włóki,  węd- 
ki, więcierze,  potrestnice,  slabnice,  wier- 
sze, zabrodnie,  niewody,  żaki"  i  t.  d.  .Bo- 
browe gony"  i  .żeremie"  czyli  hodowla 
bobrów  prowadzona  była  starannie  praez 
bobrowników,  z  dobieraniem  maści  czyli 
barwy  fntra,  w  całym  kraju,  a  najobficiej 
nad  Karwią.  Żaden  kraj  europejski  nie 
dorównfJ  Polsce  obfitością  miodu  i  wo- 
sku. Solona  w  beczkach,  lub  wędzona  zwie- 
rzyna płynna  okrętami  w  handel  zamor- 
ski. Chów  owiec,  świń,  stadnin  i  bydła  a- 
ważany  był  za  główne  źródło  bogactwa 
krajowego.  Zdumiewa  nas  na  każdym 
kroku  pracowitość  i  gospodarność  ówczes- 
nych pokoleń.  Praca  około  ziemi  czyniła 
zaszczyt.  Nigdy  się  Słowianin  nie  wyku- 
pywtJ  pieniędzmi  od  pracy.  Przeciwnie, 
były  przykłady  dobrowolnej  zamiany  da- 
nin na  robociznę.    Kmieć  wola^  odrabiać, 


niż  {Jació.  Stąd  czynsze  nie  cieszyły  się 
w  Polsce  powodzeniem.  Czynszownik  był 
zwykle  źle  widzianym.  Nawet  kupiectwo 
tylko  dlatego  odstręczało,  iż  je  ziemianie 
za  rodzaj  włóczęgi  i  lenistwa  poczytywali. 
Wyrazów  „robota", ,robotny"nieszpeoiło 
bynajmniej  niewolnicze  znaczenie,  do  ja- 
kiego nowsze  Wyobrażenia  je  naginają. 
Nawet  szlachcic  nie  wstydził  się  razem  z 
czeladzią  swoją  osobiście  pracować.  A  w 
ocenieniu  owoców  tej  „robotności"  pol- 
skiej za  doby  Piastów  należy  przedewszyst- 
kiem  uwzględniać  szczupłość  ówczesne- 
go zaludnienia  kraju,  brak  dobrych  rze- 
mieślników i  drogość  żelaza  na  narzędzia, 
wobec  czego  ówczesne  drogi,  groble,  mo- 
sty, karczowanie  lasów  starodrzewnych, 
a  przedewszystkiem  potężne  wały  grodów 
tyleż  znaczą,  co  gdzieindziej  mury  i  gma- 
chy wspanic^e.  Porosłe  dziś  dzikim  lasem 
kopce  i  waJy  niegdyś  zamkowe,  kościoły 
odwieczne  z  grubo  ciosanego  granitu,  mo- 
żna przyrównać  do  dzieł  dawnych  olbrzy- 
mów. Co  potem  koło  Drezdenka  za  natu- 
ralne ramię  Noteci  uważano,  było  tylko  o- 
gromnym,  ćwierćmilowym  przekopem  rę- 
ki  ludzkiej.  Każda  wieś,  każda  łąka  była 
widownią  żywej  skrzętności  z  rydlem  w 
ręku.  Wiekopomnym  tego  zabytkiem  są 
dzisiejsze  żuławy  gdańskie,  przez  zwoże- 
nie niezliczonych  grobli,  tam  i  kanałów, 
przemienione  w  dobie  Piastowskiej  z  nie- 
przebytych bagnisk  na  najżyźniejszą  w 
świecie  okolicę.  Cf^a  Kałopolska  nap^- 
niała  się  sadami.  Próbowano  upowszech- 
niać winnice,  które  w  owych  czasach  ce- 
sarz Karol  IV,  zięć  Kazimierza  Wielkiego, 
w  Czechach  był  zaprowadził.  Większem 
powodzeniem,  niż  winograda,  zostf^  u- 
wieńczona  w  Polsce  uprawa  chmielu.  Za 
Kazimierza  Wielkiego  nastał  namiętny 
ruch  górniczy.  Kopano  rudę  srebrną  w 
Olkuszu,  ołowianą  i  miedzianą  w  Chęci- 
nach, Sławkowie,  Kielcach,  Trzebini,  Ja- 
worznie i  Miedzian  ej -górze.  Cała  Małopol- 
ska mniemWa,  że  stąpa  po  soli,  srebrze 


dbyGoot^le 


72 


POLUBOWNE  SĄDY.— POMNIKI. 


i  miedzi.  Posiadacze  rozległych  wtoAci  z 
OBasów  Kazimierza  Wielkiego  poszokiwali 
Btarannie  i  ze  znacznym  nakładem  wszel- 
kiego rodzaju  kruszców  w  swych  ziemiach. 
Górnictwo  stało  się  przedmiotem  najtro- 
skliwezej  opieki  króla,  wyposaSooe  naj- 
rozciąglejszemi  swobodami.  Do  tyło  roz- 
maitych zatmdnień  przybyło  badownic- 
two  ceglane.  E^zimierz  Wielki  .moro- 
w^''Pol8kę,  a  za  jego pisykladem  wszyst- 
kich ogarnął  szat  morowania.  Przy  bado- 
wie  jednego  zamkn  lab  kościc^a  po  kilka- 
set ludzi,  po  killcadziesiąt  p»  wołów  pra- 
cowito przez  lat  kilka.  Możemy  wi^  so- 
bie łatwo  wyobrazió,  w  jakim  mcho  mu- 
siało byó  to  dzielne  pokolenie,  które  po 
kilkaset  podobnych  gmachów  jednocześ- 
nie w  krają  wznosiło.  Kazimierz  w  spich- 
rzach królewskich  przechowywał  wielkie 
zasoby  zbo2a  z  rokn  na  rok,  a  w  latach 
nieurodzaju  powiększał  liczbę  fabryk,  aby, 
jdacąc  za  pracę  zbożem,  mó^  zabezpie- 
czyć w  ten  sposób  najbiedniejszych  od 
głodu. 

Polubowne  sądy  ob.  Sądy  kompro- 
misarskie  czyli  polubowne. 

Połowie,  poławuik.  T^  narwano 
poduszki,  materace  i  wogóle  wyńci^anie 
na  ławach  w  domach  zamożniejszych. 
Krescencjasz  średniowieczny  zaleca  pie- 
rze z  kor  zbierać  „na  pc^wte  ku  siedze- 
niu". Rej  pisze:  „I^awy  szpalerami,  pota- 
wniki  a  sukno  zielone  rozciągnione  na  sto- 
le". MączyAski  w  słowniku  z  r.  1664  wy- 
raz subsełlium  tłómaczy  na:  uizkie  ławy, 
poławie  nizkie.  W  apartamencie  Zyg- 
munta I,  gdy  był  jeszcze  królewiczem, 
drewniane  ławy  pokryto  „poławiem"  wło- 
skiem (Pawińskiego:  Młode  lata  Zygmun- 
ta Starego,  str.  160). 

Połownlk  czyli  pótrolnik,  póKannik, 
pólkmieć.  Tak  już  w  XVI[  w.  nazywano 
chłopa,  który  gospodarował  na  połowicy 
łanu  i  tego  wszystkiego,  co  kmieó  cały. 

Poły  —  w  języku  myśUwskim  sieci  nie- 
kiedy 200  łokci  długie  i  od  3  do  6  szero- 


kie, ktÓremi  przy  pomocy  palików  obsta- 
wiano knieje.  Stosownie  do  rodzaju  polo- 
wania byw^y  ptasznicze  większe  i  mniej- 
sze, lotowe  używane  do  łowienia  kuro- 
patw w  locie  i  inne  zastawiane  na  gmbe- 
go  zwieisa. 

Pofflian  —  hado,  godło.  W  .Archelii" 
czytamy:  „Stanowniczy  musi  każdego 
wieczora  pomian  albo  hasło  brać  od  het- 
mana". Wyraz  ten  podużyl  za  nazwę  do 
herbu,  wyobrażającego  w  polu  żółtem  czar- 
ną głowę  żubra  mieczem  ukośnie  przeszytą 
i  w  hełmie  rękę  zbrojną  z  gc^ym  mieczem. 

Pomiory.  Król  Zygmunt  August  pole- 
cił, aby  cały  kraj  był  pomierzony  i  żeby 
mapa  taka  została  sporządzona,  „aby  wie- 
dzieć, wiele  ludzi  może  się  wyżywić  i  ja- 
ki jest  stan  naszego  państwa,  nad  którem 
Pan  Bóg  daje  nam  sprawować  rządy". 
Rozporządzenie  to  zostało  wykonane  a 
Warszewicki  na  sejmiku  mazowieckim  r. 
1587  przedstawiał  mapę  z  czasów  Zyg- 
munta Augusta,  w  której  znajdow^  wszel- 
kie wiadomości  potrzebne  obywatelowi  i 
urzędnikowi.  Gzacki  powiada,  że  za  stara- 
niem Mikołaja  Radziwiłła  i  Falczewskie- 
go,  podkomorzego  wieluńskiego,  rozmie- 
rzono  za  Zygmunta  Augusta  dokładnie 
wszystkie  dobra  królewskie  w  Litwie.  Ja- 
ko nauczyciele  geometry!  praktycznej  sły- 
nęli w  początkach  XVI  w.  Jan  z  Głogo- 
wy a  potem  Jędrzej  z  Łęczycy,  który  wy- 
dał dzieło  o  miernictwie.  Prawo  wymaga- 
ło, aby  każdy  komornik,  jako  pomocnik 
podkomorzego,  umiał  robić  pomiary  na 
gruncie. 

Pomiarnłk,  używana  niekiedy  w  daw- 
nych czasach  nazwa  miernika  ziemi,  zie- 
miomiercy,  geometry,  komornika  podko- 
morzyńskiego. 

Pomniki.  Sam  wyraz  pomnik,  wybor- 
nie malujący  zawarte  w  nim  pojęcie,  nie- 
zbyt dawnego  jest  pochodzenia:  używać 
go  zaczęto  w  samym  końcu  XVIII  lub  po- 
czątku XIX  w,;  przynajmniej  starszych 
nad  ten  czas  przytoczeń  nie  znajdujemy 


dbyGoot^le 


POMNIKI. 


73 


ani  w  „Mowniku'  Lindego,  ani  w  Wileń- 
skim, liinde  określa  pomnik  w  ten  spo- 
sób: „monument  dla  p&mięei  lab  na  pa- 
miątkę wystawiony,  pamiątka  czego  za- 
chowana, wiekopomna".  Rozszerzyło  się 
następnie  znaczenie  wyrazu  iw  „Słowni- 
ka" Wileńskim  czytamy,  ie  pomnik  ozna- 
cza: 1)  to,  co  się  wznosi  dla  pamięci  lab 
na  pamiątkę  kogo  Inb  czego:  pomnik  gro- 
bowy, pomnik  na  pola  bitwy,  wzniedó,  po- 
stawió  pomnik;  2)  pamiątka  dawna,  rzecz 
starotytna:  pomniki  dawne,  starożytne  i 
3)  przenośnie — rzecz  wiekopomna,  mająca 
wieki  przetrwać  np.:  to  dzieto  należy  do 
najpiękniejszych  pomników  rozumu  ludz- 
kiego, ten  posąg,  ton  obraz  nale£y  do  naj- 
piękniejszyoh  pomników  sztoki.  Do  dra- 
giego  z  tych  zna(<zeń  dodań  należy:  po- 
mniki knltary,  pomniki  sztuki,  jako  to 
rzeźby,  malarstwa,  badowniotwa  i  t.  d., 
pomniki  pidmiennictwa,  języka,  pomniki 
prawodawstwa;  pomnikami  więc  wieków 
ubiegłych  są  w  tem  szerokiem  roza mienia 
togo  wyraża:  monety,  pieczęcie,  budowle, 
grobowce,  sprzęty  dawne,  wszelkie  wogó- 
le  starożytności,  a  więo  wszystko  to,  co 
wchodzi  w  zakres  niniejszej  „Encyklope- 
dyi  Staropolskiej".  Tutaj  przeto  wściślej- 
szem  znaczeniu  wyraz  pomnik  rozamiemy, 
t.  j.  jako  przedmiot,  wystawiony  dla  apa- 
miętniema  jakiejś  osoby  lub  wydarzenia, 
inaczej — to,  co  Rzymianie  rozumieli  przez 
wyraz  mon umentum.  Wszystkie  ludy,  sko- 
ro tylko  wychodzą  ze  staną  pierwotnej 
dzikości,  skoro  starają  aię  przekazać  świa- 
domie potomstwu  to,  co  sami  wiedzą,  upa- 
miętniają wybitne  osoby,  i  zdarzenia  we 
właściwy  sobie  sposób.  To  też  już  z  okre- 
su kaltary  pierwotnej  pochodzą  pomniki 
najprostsze,  jak  kopce,  mogiły  i  kurhany. 
Gdy  naród  podniesie  się  na  wyższy  sto- 
pień oświaty,  buduje  z  kamienia  lub  cegły 
grobowce  (Lidowie,  Persowie,  Semiei),  pi- 
ramidy (Egipcjanie)  i  t.  p.  budowle  (G-re- 
cy,  Etruskowie,  Rzymianie).  Najdawniej- 
szymi przeto  i  najtrwalszymi  pomnikami 


w  ziemiach  polskich  są  również  mo^y 
i  kopce  z  ziemi  asypane. — Przechodząc  do 
szczegółowego  przeglądu  pomników  pol- 
skich, zaznaczamy,  że  oprócz  wznoszenia 
monumentów,  wynaleziono  w  czasach 
nowszych  inne  jeszcze  sposoby  uwiecznia- 
nia ważnych  wydarzeń  i  zasłużonych  lu- 
dzi: aby  aczció  i  przechować  ich  pamięć, 
wznoszone  są  fundacje  religijne,  dobro- 
czynne, spc^eczne  i  naukowe,  jak  koicioły, 
ochrony,  szpitale,  szkc^y  i  w  nich  stypen- 
dja,  muzea  i  t.  p.;  nadawane  są  nazwiska 
sławnych  mężów  uUcom,  placom  (np.  ulica 
Batorego  w  Krakowie  i  we  Lwowie,  So- 
bieskiego, Słowackiego,  Mickiewicza,  Lin- 
dego, Zimorowicza  we  Ln  owie,  ni.  Szopę- 
pena  w  Warszawie  i  t.  p.),  przedmiotom  z 
przyrody  (np.  skaJa  Czackiego  pod  Żyto- 
mierzem, wodospady  Mickiewicza  w  Ta- 
trach, Brama  Kraszewskiego,  Brama  Kan- 
taka  w  dolinie  Kościeliskiej).  Pomniki,  na 
ziemiach  polskich  się  znajdujące  lub  na 
obczyźnie  nmieszczone, -ale  z  Polską  ma- 
jące związek,  można  podzielić  na  kilka  ro- 
dzajów stosownie  do  ich  materjału,  cha- 
raktoru,  epoki  pochodzenia  i  przeznacze- 
nia. Mamy  tu  głównie  na  myśli  pomniki 
publiczne,  t.  j.  stojące  na  miejscach  pu- 
blicznych, gdyż  nie  sposób  byłoby  omó- 
wić bardzo  licznych,  znajdujących  się  we- 
wnątrz kościołów,  muzeów  i  innych  gma- 
chów publicznych,  oraz  w  posiadłościach 
prywatnych.— W  czasach  przedhistorycz- 
nych nie  było  prawdopodobnie  innych  po- 
mników, jak  sypane  ręką  ludzką  kopce  i 
mogiły,  oraz  kamienne, drewniane  imetalo- 
we  posągi  bogów.  Do  pierwszych  zaliczyć 
można  t.  zw.  mogiły  Krakusa  i  Wandy  pod 
Krakowem.  Na  mogile  Wandy  na  wzgór- 
ku, mającym  7  sążni  wysokości,  wznosił 
się  do  niedawna  słup  bardzo  zniszczony 
czworograniasty  z  cegły,  podobny  do  figur 
przydrożnych,  niewiadomo,  kiedy  wznie- 
siony; w  r.  1890  Kornel  Kozerski,  ob.  z 
Warszawy,  uporządkował  swoim  kosztem 
mogiłę,  wystawił  według  pomysłu  Jana 


dbyGoot^le 


74 


POMNIKI. 


Matejki  graniastosłap  z  czerwonego  mar* 
mora,  z  wyobrażeniem  dwu  mieczy  i  ka- 
dzić i  napisem  „Wanda");  tu  nalecą  te2: 
nasyp,  zwany  mogiłą  Lechu  pod  dme- 
znem,  mogiła  Mendoga  w  Nowogródka, 
góra,zw.  grobem Olgierdowym,  pod  Nowo- 
gródkiem, G-iedyminapod  Wilnem,  Biraty 
pod  F(^ągą.  Na  wzór  dawnych  usypano  w 
czasach  nowszych  kopiec  Kościuszki  na  gó- 
rze A.  Bronisławy  pod  Krak.  wiatach  1820 
— 1823  i  kopiec  Unjil569  r.,  rozpoczęty  w 
r.  1869  na  szczycie  Wysokiego  Zamku  we 
Lwowie  w  300-ą  roez,  UnjiLub.Ze  znanych 
posągów  bóstw  pogaóskichwspomnimy  tak 
zw.  posąg  Światowita,  znaleziony  w  Zbm- 
czii,  posąg  kamienny  w  Kamionkach  na 
Pokuciu,  bałwan  na  górze  Sobótce  na 
Śląska  i  licznie  szczególniej  na  Ukrainie 
rozrzucone  .baby"  (por.  J.  I.  Kraszewski 
„Sztuka  a  Słowian",  str.86  —87,  F.  M. 
Sobieszczatiskiego  ,Wiad.  hist.  o  sztu- 
kach pięknych  w  dawnej  Polsce",  I,  8 — 
11), — Wszystkie  pomniki  z  czasów  histo- 
rycznych dadzą  się  przedewszystkiem  po- 
dzielić na  dwie  wielkie  grupy:  'nabożne 
i  świeckie. — I.  Pomniki  nabotne  bardzo  są 
pospolite;  tn  należą:  A)  t.  zw.  figury  i  ka- 
pHczki,  t.  j.  pomniki  kamienne,  murowa- 
ne, drewniane  i  metalowe,  stawiane  zwy- 
kle przy  drogach,  szczególnie  zaa  na  roz- 
drożach, na  cmentarzach  i  przy  kościo- 
łach w  postaci  krzyża  najczęściej  na  uczcze- 
nie męki  Pańskiej;  bardzo  częste  są  za- 
chowane  dotąd  na  Litwie  o  bardzo  daw- 
nym charakterze  fig  ary  drewniane  ze 
szczegółami  męki  Fańskiej,  z  Matką  Bo- 
ską bolesną,  przeszytą  strzałami  (por.  art. 
„Krzyże"  w  t.  III,  108  Enc.  Star.  oraz 
„Krzyże  na  Żmudzi"  A.  Romera  w  ,Tyg. 
Iluatr."  1860, 1. 1,  str.  364  i  „Krzyże  i  ka- 
pliczki na  Żmudzi"  A.  Jaczynowekiego 
tamże  1902,  N.  44,  str.  873-4  z  15  ryci- 
nami); pospolite  są  kapliczki  z  figurą  Pa- 
na Jezusa,  siedzącego  i  zadumanego,  jak 
lud  nazywa,  frasobliwego  lub  miłosierne- 
go (np.  w  Płonce);  w  Biłgoraju  stoi  słup 


kamienny  z  wyobrażeniem  Pana  Jezusa 
na  krzyża  i  datą  1699  r.,  w  Babinie  pod 
Bełżycami  kizyż  kamienny  z  w.  XVII-go. 
Nad  wodami  najczęściej  stawiają  figury 
Św.  Jana  Nepomucena,  np.  w  Warszawie 
na  placu  św.  Aleksandra  z  r.  1762,  w  Sta- 
nisławowie w  Galicji  z  datą  1742  roku. 
Bywają  i  innych  świętych,  np.  Św.  Jacka 
w  Wilnie,  św.  Wojciecha,  św.  Florjana, 
jako  patrona  od  ognia,  np.  w  m.  Skale,  w 
Włoszczowej  i  t.  p.  (por.  art.  .Kaplica"  w 
t.  III  Enc.  Star.,  str.  2—3).  W  m.  Sierpcu 
znajduje  się  w  podwórzu  jednego  domu 
słap  murowany  z  r,  1733,  jako  przypo- 
mnienie świętokradztwa,  spełnionego  przez 
Żydów  w  kościele  para^alnym  w  Jeżewie 
(p.  „Wędrowiec"  z  r.  1896,  N.  40,  str.  260). 
W  Berdyczowie  wystawiono  wr.  1764  ka- 
plicę pamiątkową  pierwszej  koronacyi  cu- 
downego obrazu  Matki  Boskiej  Berdy- 
ozowskiej.  Stawiano  często,  i  obecnie  ten 
zwyczaj  trwa,  figury  murowane  lub  krzy- 
że na  pamiątkę  wybawienia  od  morowego 
powietrza,  głodu,  pożaru,  powodzi  i  innych 
klęsk:  np,  pod  Lublinem  przy  rogatce  Lu- 
bartowskiej z  obrazem  metalowym  św.  Ro- 
zalji,  patronki  od  morowego  powietrza. 
Na  tę  samą,  podobno,  pamiątkę  wystawio- 
no slup  kamienny  w  Szczebrzeszynie  z 
datą  1662  r.;  w  Stanisławowie  w  G-alicji 
na  przedmieściu  Tyśmienickiem  w  ochro- 
nie dla  dziewcząt  znajduje  się  statua  ka- 
mienna Zbawiciela,  wystawiona  w  r.  1730 
przez  Stanisława  Potockiego,  jako  dzięk- 
czynienie z  powodu  minionego  powietrza; 
pamiątkę  moru  uwiecznia  pomnik  we  wsi 
Rydzewie  na  Mazarach  Pruskich.  Pod 
Sławkowem  wznosi  się  pomnik  na  pamiąt- 
kę głodu  w  r.  1630  z  napisem,  w  którym 
między  innemi  oznaczono,  do  jakich  cen 
wtedy  dosdo  zboże.  Na  pamiątkę  pożaru 
w  r,  1744  z  jego  opisem  wystawiono  przed 
kościołem  Kanoników  regularnych  w  Iłży 
kolumnę,  świadczącą,  że  ks.  Józef  Szysz- 
kowski  spaloną  świątynię  odbudował.  Nie- 
kiedy takie  pomniki  zatraciły  cechy  prze- 


dbyGoot^le 


POMNIKI. 


znaczenia  religijnego,  nabożnego;  niema 
na  nich  ani  napisów,  ani  obrazów,  aDi 
krzyża  nawet,  stąd  później  tradno  dociec 
ich  znaczenia.  Istnieją  tei  nieraz  o  ieh 
pochodzeniu  domysły,  legiendy  i  opowia- 
dania. Do  takich  należą  np.  pomnik  ma- 
rowany  w  ogrodzie  miejskim  w  Lnbliniei 
pochodzący  z  w.  XVI  lab  KYII  i  wysta- 
wiony najprawdopodobniej  na  pamiątkę 
mora  na  miejsco,  gdzie  zmariych  pocho> 
wano,  i  pod  wsią  O-orajcem  w  pcw.  Zamoj- 
skim podobnego  kszt^tn,  figara  staro- 
żytna w  Rypinka  pod  Kaliszem,  figara  w 
Zawieprzycach  ze  złoconym  krzyżem;  do 
niej  przywiązane  jest  podanie,  na  którem 
Bronikowski  osnol  powieść  p.  a.  ,Zawie- 
przyce";  podobnych  zresztą  kapliczek  i  fi- 
gar dawaych  jest  wsz^zie  tak  wiele,  że 
niesposób  bytoby  zebrać  i  wymienić  je  ta 
wszystkie. — B)  Bardzo  są  częste  nagrobki 
i  grobowce  po  kościofach  i  cmentarzach; 
wspomnieć  ta  można  zaledwie  o  najwspa- 
nialszych i  najciekawszych  z  nich  pod 
względem  historycznym  i  artystycznym. 
Do  takich  nale2ą  przedewszystkiem  gro- 
bowce ksiątąt  i  królów  polskich.  W  pierw- 
s^ch  wiekach  chrześcijaństwa  i  w  wie- 
kach średnich  grobowców  nie  wznoszono, 
lecz  oznaczano  miejsce  pogrzebania  zmar- 
łych prostą  płytą  lub  krzyżem;  dopiero  w 
XI  i  XII  wiekach  zaczynają  budować  gro- 
bowce z  wyobrażeniem  postaci  ludzkich; 
z  tych  wieków  takie  grobowce  są  nader 
rzadkie;  nie  dziw  więc,  że  i  u  nas  dopiero 
zapewne  w  XIII  w.  zaczęto  je  wznosić.  O 
grobowcach  dla  Mieczydawa  I  i  Dąbrów- 
ki nic  nie  wiadomo,  oprócz  tego,  że  grób 
Dąbrówki  w  katedrze  Glnieżmeńskiej  ozna- 
czony był  krzyżem;  dawny,  dziś  nieistnie- 
jący grobowiec,  nie  mógł  z  w.  XI  pocho- 
dzić, lecz  prawdopodobnie  w  XIV  lub  XV 
w.  był  zbudowany.  W  Naumburgu  w  Sa- 
ksouji  jest  posąg  Regelindy,  córki  Bole- 
^wa  Chrobrego,  żony  Hermana,  margra- 
biego Miśnji,  ale  trudno  dowieść,  że  z  w. 
XI  pochodzi.  Uczczono  w  r.  1841  Mieozy- 


^wa  I  i  Bole^awa  Chrobrego  pomnikiem 
w  katedrze  Poznańskiej ,  wykonany  m  przez 
rzeibiarza  niemieckiego  Raucha  z  Berlina. 
W  katedrze  w  Kolonji  dochow^y  się 
szczątki  Ryksy,  żony  Mieczysława  U, 
zmarłej  1057  r.,  (ob,  rysanek,  przedsta- 
wiający jej  czaszkę  w  czepcu,  w  1. 1,  str. 
288  Enc.  Star.),  ale  sarkofag  jest  nowy. 
Dotąd  nie  rozplatano  wielu  wątpliwości, 
wywołanych  pomnikiem  grobowym  Bole- 
^wa  Smif^ego  w  Ossjacha  i  jego  tam 
rzekomym  pobytem.  Władyfiaw  Herman 
i  Bolesław  Krzywousty  uczczeni  zostali 
grobowcem  pomysłu  Vogla  w  katedrze 
Płockiej  dopiero  w  r.  1825.  Pomnik  księż- 
niczki Adelajdy,  córki  Kazimierza  Spra- 
wiedliwego, zmarłej  w  r.  1211  w  Sando- 
mierza i  złożonej  w  kościele  Św.  Jakóba, 
nie  ma  być  dziełem  XIII  w.,  lecz  póiniej- 
ezem,  może  XIV,  jak  sądzi  Łuszczkiewioz. 
Długie  spory  toczono  o  grobowiec  Bole- 
dawa  Wstydliwego  w  kościele  ks.  Fran- 
ciszkanów w  Krakowie,  i  niedawno  do- 
piero Akademja  Umiejętności  uczciła  go 
nowym  pomniidem  na  wzór  średniowiecz- 
nych nagrobków.  Posąg  żony  jego  Św. 
Kingi  znajduje  się  w  kościele  w  Starym 
Sącza.  Również  dowodzą,  że  nagrobek 
Leszka  Czarnego  w  kościele  ks.  Domini- 
kanów w  Krakowie  nie  jest  pierwotny. 
Autentycznym  z  XIV  w.  pochodzącym 
pomnikiem  królewskim  jest  grobowiec 
Władysława  Ziokietka  w  katedrze  Kra- 
kowskiej; pomnik  ten,  znakomicie  z  kamie- 
nia i  gliny  palonej  wykonany,  stanowi  e- 
pokę  w  dziejach  rzeźbiarstwa  polskiego, 
gdyż  odtąd  coraz  więcej  coraz  znakomit- 
szych  mamy  pomników  i  dziel  sztuki  pla- 
stycznej. Posąg  starożytny,  przedstawia- 
jący tego  króla  w  kolegjacie  w  Wiślicy, 
nie  ma  charakteru  nagrobkowego.  Nato- 
miast bardzo  jest  wiele  pomników  książąt 
z  rodu  Piasta  na  Śląsku;  z  pi'zed  r.  1400 
naliczono  ich  około  100;  znajdują  się  one 
w  Wrocławiu  (np.  Henryka  Pobożnego  w 
kościele  św.  Jakóba),  w  Opolu,  Lubiąża 


dbyGoot^le 


76 


POMNIKI. 


(up.  Bole^awa  Wysokiego);  niektóre  z 
nich  sięgają  w.  XIII,  inne  z  X.1V  i  KY 
pochodzą.    Pomnik  Władydawa,   księcia 


,  Franciazkaoów 


na  dniewkowie,  zmarłego  w  r.  1388  wDi- 
joQ,  tam  ń%  znajduje;  w  Wiedniu  n  Św. 
Szczepana  ma  nagrobek  ksią^  Aleksan- 
der Mazowiecki,  zmarły  w  r.  1443.  Ostat- 
ni książęta  mazowieccy  Stanisław  (f  1524) 
i  Janasz  (f  1526)  mają  pomnik  w  katedrze 
Św.  Jana  w  Warszawie.  Poczynając  od 
Władysława  Łokietka  a2  do  Jana  Sobie- 
skiego, posiadamy  cenne  dawne  pomniki 
kościelne  królów  i  cdonków  rodzin  kró- 
lewskich w  katedrze  na  Wawelu,  z  nastę- 
pującymi wyjątkami:  Ludwika  zatrzyma- 
no na  Węgrzech,  królowa  Jadwiga  docze- 
kfJa  się  sarkofagu  dłóta  rzeźbiarza  Anto- 
niego Madejskiego  dopiero  w  r,  1902;  Wła- 
dysław Warneńczyk  poległ  w  bitwie  i  do- 
tąd nawet  pomnikiem  go  nie  uczczono; 
Aleksander  Jagiellończyk  miał  grób  w  ka- 
tedrze Wileńskiej:  wr.  17  98  przy  restaura- 
cji kościoła  pomnik  zniesiono  a  grób  za- 
murowano. Z  pomników  grobowych  Ja- 
giellonów do  arcydzieł  sztuki  należą:  gro- 
bowiec Kazimierza  Jagiellończyka,  wyko- 
nany przez  Wita  Stwosza,  kardynała  Fry- 
deryka, Jana  Olbrachta,  który  jest  po- 
czątkiem epoki  odrodzenia  w  sztuce  pol- 
skiej (Jan  Olbracht  umarł  w  czerwcu  1501 
r.  w  Toruniu  i  tam  w  kościele  św.  Jana  ło- 
żono jego  serce  i  wnętrzności  oraz  umiesz- 
czono obraz,  przedstawiający  jego  popier- 
sie). Królowa  Bona  ma  sarkofag  we  Wło- 
szech w  Bari,  sprawiony  kosztem  Anny 
Jagiellonki.  Pomniki  żon  Zygmnnta  Au- 
gusta Elżbiety  i  Barbary  znajdowały  się 
niegdyś  w  Wilnie.   Grobowców  Jagiełło- 


Grobowiec  Władysława  Łokietka  w  katedrze  Kraton,  i^iej- 


DigilizedbyGoOf^le 


77 


nek  naszycłi,  równiei  jak  Piastówien,  sza- 
kftć  trzeba  po  caJej  Europie.  Zofja  Jagiel- 
lonka, żona  Henryka,  księcia  Brunświc- 
kiego,  ma  płytę  grobową  w  kościele  w 
Wotfenbiittel,  Izabella,  królowa  węgier- 
ska, w  Bialogrodzie  (Karlsburg)  w  Sied- 
miogrodzie, Katarzyna  — w  Szwecji  w  Up- 
sali.  Jan  BCazimierz  posiada  dwa  grobow- 
ce, jedenwParyżn,  gdzie  nmarł  i  pierwot- 
nie był  złożony,  w  kościele  St.  Q-ermain 
de  Fr^,  wykonany  przez  Kaspra  i  Balta- 
tazara  de  Marcy,  dmgi  na  Wawelu,  dokąd 
go  przewieziono  w  r.  1676,  Jan  III  ma 
dwa  pomniki  nadgrobne,  na  Wawelo  i  w 
kościele  Kapucynów  w  Warszawie,  gdzie 
jest  jego  popiersie,  rzeźbione  w  r.  1829 
przez  Kaafmana,  oraz  tablicę  pomnikową 
w  kościele  św.  Jana  w  Toruniu.  Grobow- 
ce synów  i  córek  Sobieskiego  rozrzucone 
są  w  różnych  miejscach:  w  Rzymie— Ale- 
ksandra i  Klementyny,  żony  Jakóba  HI 
StDEfrta,  Teresy  w  Monachjnm,  Maryi  Jó- 
zefiny z  Wesslów  Konstantowej  Sobie- 
skiej  i  Maryi  Karoliny  księżny  de  Bouillon, 
córki  królewicza  Jakóba,  —  w  kościele  Sa- 
kramentek  w  Warszawie.  Stanisław  Lesz- 
czyński ma  piękny  grobowiec  w  Nancy. 
Wnętrzności  Augusta  U  pozostały  w  War- 
szawie w  kościele  Kapucynów;  Stanisław 
August  Poniatowski  wreszcie  ma  tablicę 
nadgrobną  w  kościele  św.  Katarzyny  w 
Petersbargu.— Zarfngują  na  wymienienie 
bardzo  wspaniałe  niekiedy  grobowce  świę- 
tych polskich:  Św.  Wojciecha  w  katedrze  w 
Gnieźnie,  św.  Stanisława  na  Wawela,  św. 
Bogumiła  w  Uniejowie  z  r.  1666,  św.  Knne- 
gundy  w  Starym  Sączu,  ś.  Jolenty  w  Gnie- 
źnie, Św.  Jacka  n  Dominikanów  w  Krako- 
wie, Św.  Jadwigi  w  Trzebnicy  na  Śląsku, 
Św.  Salomei  u  Franciszkanów  w  Krako- 
wie, Św.  Grzymistawy  był  w  Zawichoście 
a  Franciszkanów,  ale  został  zniszczony, 
Św.  Jana  Kantego  a  ś.  Anny  w  Krakowie, 
W,  Jana  z  Dukli  u  Bernardynów  we  Lwo- 
wie, bł.  Rafała  w  Warcie,  z  r.  1640  ś,  Kazi- 
mierza w  Wilnie  w  katedrze,   św.  Stani- 


^awa  Kostki  u  Jezuitów  w  Bzymie,  bl. 
Michla  G-iedrojcift  w  kościele  św.  Marka 
w  Krakowie,  bł.  Stanisława  Kazimierozy- 
ka  w  Krakowie  w  kościele  Bożego  Ciała, 
bł.  Izajasza  Bonera  w  Krakowie  w  koście- 
le Św.  Katarzyny. — Godne  są  wspomnienia 
niektóre  dawne  nagrobki  często  z  po- 
sągami kamiennymi,  glinianymi  lub  bron- 
zowymi  sławnych  mężów  polskich, 
którzy  bądź  to  odznaczyli  się,  jako  dostoj- 
nicy kościelni,  bądź  jako  wielcy  wojowni- 
cy, bądź  też  zasłynęli  na  pola  nauki,  lite- 
ratury, sztuki,  bądź  wreszcie  odznac^li 
się,  jako  mężowie  stanu.  Z  pomiędzy  bi- 
skupów, arcybiskupów  i  innych 
dostojników  kościelnych  odznacze- 
ni zostali  szczególnie  pięknymi  grobowca- 
mi kościelnymi  w  wiekach  ubiegłych:  bi- 
skup kujawski  Piotr  z  Bnina  (f  1493)  w 
katedrze  w  Wlodawku  ma  pomnik  robo- 
ty Wita  Stwosza,  prymas  Zbigniew  Oleś- 
nicki (t  1493)  w  Gnieźnie  w  katedrze, 
dzieło  tegoż  wielkiego  rzeźbiarza,  Bernard 
Lnbrański,  kanonik  paznańskl  (f  1499)  w 
katedrze  w  Poznaniu  odznaczony  pomni- 
kiem Yischera,  Urjel  Górka,  biskup  po- 
znański (t  1498),  ma  wspaniały  grobowiec 
roboty  tegoż  Piotra  Yischera.  Z  epoki  od- 
rodzenia wspomnieć  należy  o  nagrobkach 
biskupa  płockiego  Jakóba  Buczackiego 
{t  1644)  w  Płocku,  mauzoleum  Piotra  To- 
mickiego (t  1534),  arcybiskupa  Dzierz- 
gowskiego  w  Gnieźnie  z  r.  1553,  pomniki 
prymasów  Przerębakiego  i  Uchańskiego  w 
Łowiczu,  Stanisława  Karnkowskiego  (f 
1603)  w  kościele  dawniej  jezuickim,  dziś 
ewangielickim,  w  Kaliszu.  Z  końca  wieku 
XVII  wspaniały  grobowiec  wymienimy 
kardynała  Jana  Kazimierza  Denhofa  w 
kościele  Trynitarzy  w  Rzymie  (f  1697). 
Wielka  ilośójest  po  dawnych  kościołach 
naszych  grobowców  szlacheckich  z 
w.  XIV  —  XVIII  w  postaci  bądź  to  mau- 
zoleów całych,  bądź  rycerzy  zakutych  w 
zbroję,  bądź  popiersi,  bądź  tablic  pamiąt- 
kowych; nie  mając  możnościich  wy  liczenia, 


dbyGoot^le 


78 


POMNIKI. 


zaznaczamy,  że  najdawniejszym  nagrob- 
kiem z  wyrzeźbioną  w  sposób  pierwotny 
postacią  ludzką  jest  kamień  bez  napisa, 
wmorowany  w  ńcianę  zewnętrzną  Tama 
pod  Zięczycą  i  pochodzący  zapewne  z  w. 
XII.  Do  najdawniejs^ch  nagrobków  z 
napisami  (nie ksiąi^ych i  niekrólewskicb), 
odszukanych  dotąd,  należą:  Piotra  Wlasta 
w  Wrodawio  z  w.  XII,  w  koAciele  Św. 
"Wincentego,  dziś  nieistniejący,  dr.  Fran- 
ciszka Ąiighiego  z  r.  1312  w  Krakowi©  i 
Pakosława  z  r.  1319  w  Jędrzejowie.  Napi- 
sy w  języku  polskim  zjawiają  się  na 
grobowcach  po  raz  pierwszy  w  końca  pierw- 
szej polowy  XVI  wieko.  Z  najwspanial- 
szych ^/■oiiTrotre^w /«(fe>  świeckich,  zasłużo- 
nych w  dzigach  narodu  wymieniamy:  prze- 
piękny grobowiec  Krzysztofa  Szydlowiec- 
kiejjo  w  kolegjacie  opatowskiej  daje  nam 
nietylko  arcydzieło  sztoki  z  w.  XYI,  ale 
nadto  pozwala  poznać  niektóre  szczegóły 
życia  ówczesnego.  Wspaniałe  są  pomniki 
Jana  Tęczyńskiego  w  Ksi^n  z  r.  1541, 
Jana  i  Krzysztofa  Tarnowskich  w  Tarno- 
wie, Piotra  i  Mikołaja  Firlejów  w  Lubli- 
nie u  Dominikanów,  Uchańskich  w  Ucha- 
niach z  r.  1690,  kanclerza  Lwa  Sapiehy 
w  kościele  św.  Michała  w  "Wilnie.  Jana  Za- 
mojskiego jJyta  w  kolegjacie  w  Zamościu 
z  prostym  napisem:  .Hic  situs  est  Joannes 
Zamoyski",  Stanisława  i  Jana  Żcdkiew- 
skich  w  Żółkwi,  Stanisława  Krasińskiego 
zr.  1617  w  Płocku,  oryginalny  Jerzego 
Eadominy  i  ośmiu  rycerzy,  poległych  pod 
Chocimem,  r.  1621 — u  fary  wNowogródka, 
z  nowszych  Stanisława  Matachowskiego, 
wystawiony  w  r.  1831  w  katedrze  św.  Ja- 
na w  Warszawie.  Z  osób,  które  odznaczy- 
ły się  na  niwie  nauki,  poezji  i  sztuki 
polskiej  w  wiekach  dawnych,  godne  są 
wymienienia  nagrobki  kościelne-  mistrza 
Wincentego,  pospolicie  Kadłubkiem  zwa- 
nego, w  Jędrzejowie;  świeżo  wr.  1900  wy- 
stawione tabhce  w  kościele  w  Szkalmie- 
rzu  i  w  Krakowie  z  popiersiem  Stani- 
sława ze  Skarbimierza,  pierwszego  rekto- 


ra Uniwersytetu  Jagiellońskiego  (dłóta 
Piusa  Welońskiego),  sarkofag  Jana  Dłu* 
gosza  w  grobach  zasłużonych  na  Skałce 
i  tablica  nagrobkowa  w  katedrze  na  Wa- 
welu, znakomicie  wykonana  płyta  nagrob- 
kowa Filipa  Kallimacha  w  kościele  Domi- 
nikanów w  Krakowie.  Kagrobek  Mikoła- 
ja Kopernika  w  kościele  we  Frauenburgu 
w  r.  1681  wystawił  Marcin  Kromer,  bi- 
skup warmiński;  gdy  ten  się  zniszczył, 
pr^aci  i  kanonicy  warmińscy  ufundowali 
tabhcę  pamiątkową;  drugi  jego  nagrobek 
jest  w  kościele  św.  Jana  w  Toruniu,  fun- 
dowany przez  ks.  Józefa  Aleks.  Jal^o- 
nowskiego,  trzeci  pomnik  w  kościele  św. 
Anny  w  Krakowie  postawiono  w  r.  1824, 
czwarty  w  kościele  św.  Iwona  w  Rzymie. 
Słynny  poeta  łaciński  Jędrzej  Krzycki. 
arcybiskup  gnieźnieński  (tl5.S7),  ma  po- 
mnik w  katedrze  Q-nieżnieńskiej  wstyln  od- 
rodzenia. Bernarda  Wapowskiego  nagro- 
bek jest  w  katedrze  na  Wawelu,  Jana  Leo- 
polity  z  r.  1577  w  kościele  Marjackim, 
grobowiec  z  białego  marmum  kardynała 
Stani^awa  Hozjusza  znajduje  się  w  Rzy- 
mie w  bazylice  Sancta  Maria  di  Transte- 
Tere;  popiersie  Jana  Kochanowskiego  u- 
mieszczono  w  kościele  w  Zwoleniu.  Ksiądz 
W,  Koczborski  ma  nagrobek  w  Krakowie, 
znakomity  autor  melodji  do  .Psalmów" 
Dawida  w  przeldadzie  Kochanowskiego 
Mikt^aj  Gomółka  ma  nagrobek  w  Janow- 
cu (por.  o  nim  j^Enc.  Siar.**  i.  II,  str.  200), 
Paweł  Szczerbicz  u  Dominikanów  w  Kra- 
kowie, Piotr  Kochanowski,  synowiec  Ja- 
na, w  kościele  Franciszkanów  w  Krako- 
wie i  w  Zwoleniu.  Tablica  pamiątkowa 
SebastjanaKlonowiczaznajdujesię  obecnie 
w  katedrze  Lubelskiej,  znakomitego  leka- 
rza Wojciecha  Oczki  u  Bernardynów  tam- 
że. Posąg  Piotra  Skargi,  którego  popioły 
spoczywają  w  kościele  św.  Piotra  i  Pawła 
w  Krakowie,  wykonany  przez  Oskara  Sos- 
nowskiego koło  T-  1860,  umieszczono  w 
katedrze  na  Wawsl*^'  Sebastjan  Petryey 
(f  1626)  ma  poruj^fe,  w  Krakowie,  Szymon 


dbyGoot^le 


POMNIKI. 


79 


Szymonowioz  —  tablicę  w  kolegjacie  Za- 
mojskiej; tablice  pamiątkowe  Macieja  Sar- 
biewskiego  roboty  J.  Krjrńskiego  nmiesz- 
czono  w  r.  1885  w  kościołach  po-pijar- 
skim  w  Warszawie,  po-benedyktyńskim 
w  Poltoska  i  parafjalnym  w  Sarbiewio. 
Stani^w  Konarski  ma  pomnik  w  kościo- 
lack  po-pijarskim  w  Warszawie  i  w  Kra- 
kowie, gdzie  w  T.  1882  uiaieszczoiio  jego 
serce.  Znakomity  malarz  Szymon  Czecho- 
wicz (t  1776),  spoczywający  w  podzie- 
miach u  Kapucynów  w  Warszawie,  otrzy- 
mał w  tymte  kodciele  pomnik  w  r.  1861. 
Ignacemu  Krasickiemu  wystawili  ziemia- 
nie w  katedrze  w  Plockn  1880  r.  pamiąt- 
kową tablicę;  posąg  Adama  Naruszewicza, 
wykonany  przez  Oskara  Sosnowskiego  w 
r.  1861  dla  katedry  w  Janowie,  gdzie  spo- 
czywają zwłoki  dziejopisa,  stanął  w  roku 
1886  w  kościele  Św.  Piotra  i  Pawła  w  War- 
szawie.— O  dość  znacznej  liczbie  pomników 
kościelnych,  uwieczniających  imię  i  zasłu- 
gi ludzi  dawnych  w  dziedzinie  sztuki,  na- 
uki, poezyi  1  działalności  społecznej,  któ- 
rzy zmarli  w  ciągu  XIX  w.,  jako  o  now- 
szych, już  tu  nie  wspominamy.  Również 
ograniczyć  się  musimy  ogólną  wzmianką 
o  pomnikach  omentaruych,  jako  ró- 
wnież nowszego  pochodzenia:  wiele  mogił 
ozdobionych  pomnikami  zasłużonych  Po- 
laków, zmaiłych  w  ciągu  XIX  wieku, 
znajduje  się  na  cmentarzach  większych 
miast,  jak  Warszawy  na  Powązkach,  Kra- 
kowa, Lwowa  na  Łyczakowie,  Poznania, 
Wilna  na  Rossie,  jak  również  miast  mniej- 
szych i  po  wsiach  parafjalnycb;  nie  mt^o 
tei  nazwisk  polskich  wyczytać  się  da  na 
cmentarzach  zagranicznych,  szczególniej 
we  Francyi.  Niemczech  i  Włoszech.  W 
końca  nadmienić  należy,  że  Arjanie  nasi 
w  XVI  i  XVII  wieka  nie  grzebali  zwłok 
swych  wyznawców  w  kościołach  lub  na 
cmentarzach  ogólnych,  lecz  osobno  w  po- 
lu na  gruntach  własnych:  często  więc  sły- 
szymy o  mogiłach  arjańskich  w  Polsce; 
jaż  Czacki  je  rozkopywał.    Mogiła  arjań- 


ska  w  postaci  sklepionego  grobowca  do- 
chowa się  dotąd  pomiędzy  innemi  na 
grantach  wsi  Skorocice  w  Pihczowskiem. 
Najsławniejszym  jednak,  kryjącym  zwło- 
ki zdożyoiela  sekty  Socynjan,  jest  grób 
Socyna,  pokryty  wielką  [Jytą  kamienną, 
w  Lutda wicach  w  Galicji, — Jako  cariosam 
nagrobkowe  swego  rodzaju  wymienić  mo- 
żna „nagrobek  gorzałki*  w  Krzeszowie, 
wsi  w  okolicach  Wadowic:  gdy  w  r.  1844 
włościanie  wyrzekli  się  picia  wódki,  wznieś- 
li tam  pomnik  8  —  10  stóp  wysoki  z  cegły, 
zakopali  pod  nim  baryłkę  gorzałki,  naze- 
wnątrz  zaś  umieścili  wykute  z  kamienia 
flaszkę  i  kieliszek. — C)  Nie  ściśle  kościel- 
nymi pomnikami  są  iablice  crekc;^'ne,  gdy2 
zdarzają  się  i  na  budynkach  świeckich.  Są 
to  najczęściej  tablice  z  płaskorzeźbą,  przed- 
stawiającą fundatora  kościoła  czy  innej 
budowli,  trzymającego  w  ręku  model  bu- 
dynku i  podającego  go  świętemu,  którego 
czci  budynek  jest  poświęcony.  Napis  od- 
powiedni objaśnia,  co  wyobraża  j^asko- 
rzeżba  i  podaje  datę  założenia  bndynJcu. 
Są  więc  tablice  erekcyjne  nietylko  waż- 
nymi zabytkami  sztuki,  ale  i  dokumenta- 
mi historycznymi  tern  cenniejszymi,  że  są 
datowane.  Niekiedy  płaskorzeźbę  zastę- 
puje obraz  ścienny,  np.  w  opactwie  Cys- 
tersów w  Lędzie.  Do  najdawniejszych  zna- 
nych tablic  erekcyjnych  należą  dwie  z 
XII  w.  w  Strzelnie  fundacji  Piotra  Wła- 
sta  i  w  kościele  Najśw.  M.  P.  w  Wrodawiu 
na  Piasku,  z  wieku  XIII  w  Końskich  z  r. 
1220,  w  Sulejowie  z  1231.  Kilka  takich 
tablic  znamy  z  w.  XIV:  z  r,  1317  w  koście- 
le w  Mikułowicach  w  Opatowskiem,  z  r. 
1337  w  Radłowie  w  G-alicyi,  w  Swiętoma- 
rzy  pow.  Opatowskim  z  r.  1367,  z  r.  1372 
w  Potoku  Wielkim  w  pow.  Janowskim; 
w  domku  gotyckim  w  Puławach  wmuro- 
wana była  tablica  z  zamku  w  Łobzowie 
z  r.  1367;  kilkanaście  pochodzi  z  w.  XV; 
szczególniej  kościoły  i  domy,  wzniesione 
przez  Długosza  w  różnych  miejscach,  od- 
znaczE^y  się  pięknemi  tablicami  erekcyj- 


dbyGoot^le 


80 


POMNIKI. 


nemi.  Z  XVI  —  XVIir  wieku  pozostały 
nieliczne  tabUce  erekcyjne  na  kości(^adi  i 
zamkacłi  (np.  w  Żółkwi,  088olinie,3zydIow- 
ca),  domaah  miejskich  (np.  w  Krakowie, 
Warszawie,  Lublinie,  Piotrkowie  i  innych 
miejscach)  i  dworach  wiejskich  (np.  w  Jeto- 
wie  w  Galicyi  z  r,  1644).  —  II).  Dragą  grup^ 
pomników,  o  wiele  mniej  liczną  u  nas,  sta- 
nowią monumenta  o  charakterze  Świeckim. 
Do  takich  należą:  A)  pomniki,  wzniesione 
na  cześć  książąt  i  królów.  Wspomnieć  na- 
przód należy  o  dwn  zbiorach  popiersi  ksią- 
^t  i  królów  polskich  pnblicznie  wysta- 
wionych: w  Brzega  na  Śląsku  nazewnątrz 
zamku,  dzió  w  minie  będącego,  amieszozo- 
ne  były  dwa  rzędy  popiersi  24  Piastów, 
rzeźbionych  i  powleczonych  kolorami; 
byio  tu  11  popiersi  panujących  z  rodu 
Piasta  i  13  książąt  śląskich,  a  mianowicie: 
Piast,  Ziemowit,  Leszek,  Ziemomysł,  Mie- 
CzyBław  I,  Bolesław  Chrobry,  Władysław 
Herman,  Bolesław  Krzywonsty,  Włady- 
sław II,  Mieczysław  II,  Kazimierz  Mnich 
(brak  w  tym  szeregu  Bolesława  Śmiałego); 
ostatni  z  książąt  na  Brzega  hył  Jei^y  Wil- 
helm, który  umarł  w  r.  1675.  Dmgi  zbiór 
popiersi  wszystkich  panujących,  umiesz- 
czony obecnie  na  froncie  kamienicy,  w 
której  była  bibljoteka  Załuskich  przy  uli- 
cy Daniłowiczowskiej  w  Warszawie,  takie 
ma  pochodzenie:  W  r.  1821,  gdy  kamieni- 
ca ta  była  własnością  Stanisława  Nowa- 
kowskiego, przy  odkopywaniu  dawnych 
fundamentównatrafiono  na  kilkadziesiąt  u- 
szkodzonych  nieco  popiersi  od  Piasta  i  Mie* 
czysława  I  do  Władysława  IV,  pochodzą- 
cych, zdaje  się,  zw.  XVII;  wr.  1824  posągi 
te  o  dr  estaaro  wano,  u  z  u  pełni  on  o  braku j  ący- 
mi  i  umieszczono  w  niszach  muruj  okala- 
jącego dziedziniec  kamienicy.  Jeden  z  tych 
posągów,  mianowicie  Piasta,  widział  pi- 
szący te  wyrazy  w  Eożnówce  pod  Biłgo- 
gorajem,  własuości  niegdyś  tegoż  Nowa- 
kowskiego.—Dawnymi  pomnikami  świec- 
kimi, na  cześć  panujących  stawianymi, 
nie  możemy  się  pochwalić;  wymieniamy 


wszystkie  nam  znane;  w  Grodziska,  w 
którym  przebywała  Św.  Salomeą,  w  XVII 
wieka  wystawiono  na  murze,  okalającym 
kościół,  posągi  kamienne  Bolesława  Wsty- 
dUwego  i  Św.  Kanegundy,  Henryka  Wroc- 
ławskiego i  Św.  Jadwigi,  św.  Salomei  (zni- 
szczył go  wiatr  w  ostatnich  czasach)  i  mę- 
ża jej  Kolomana,  króla  haliokidgo.  (Posąg, 
mający  wyobrażać  jakoby  Kazimierza 
Wielkiego,  znaleziono  w  ziemi  w  okolicy 
Leśniowoli  w  r.  1824  i  ofiarowano  Tow-u 
Przyj.  Nank  w  Warszawie,  niewiadomo, 
co  się  z  nim  stt^o.  Bównież  przypaszoza- 
ją,  że  Kazimierza  Wielkiego  ma  przedsta- 
wiać posąg  na  podmurowaniu  Btndni  w 
podwórza  przy  nhcy  Grzybowskiej  Nr.  24 
w  W  arszawie).  Pierwszy  pomnik  pnblicz- 
ny  wzniesiono  Kazimierzowi  WieUdema 
dopiero  po  r.  1870  w  m.  Bochni;  jest  to 
posąg  z  kamienia,  wykoty  przez  rzeźbia- 
rza O-adomskiego.  Na  t.  zw.  górze  Kapli- 
cznej  między  G-ranwaldem  (Ind  mazoi'^ 
mówi  „O-ryw^d")  a  Łodzigowem  na  Ma- 
zurach Pruskich  znajduje  się  olbrzymi 
blok  granitowy,  zwany  kamieniem  kró- 
lewskim lub  Jagielłowym;  mifU  bowiem, 
według  podania,  spoczywać  na  nim  w 
dzień  bitwy  Władydaw  Jagiełło;  obecnie 
Niemcy  wyryli  na  nim  napis,  głoszący,  4e 
tu  zginął  w  r.  1410  Ulrich  von  JungingOD. 
Pomnik  Jadwigi  i  Jagidły  z  marmuru, 
dzieło  i  dar  Oskara  Sosnowskiego  z  roku 
1886,  wznosi  się  na  plantach  w  Krakowie. 
W  r.  1903  wystawiono  w  Gródka  (pod 
Lwowem),  gdzie  zachorował  i  nmarl  Wła- 
dysław Jagie&o,  posąg  tego  króla,  wyko- 
nany przez  J.  B^towdkiego,  rzeźbiarza 
lwowskiego.  W  Kozienicach  jest  pomnik 
z  wierszami  łacińskimi  Andrzeja  Krzyc- 
kiego  na  cześć  Zygmunta  I,  który  tu  się 
urodził  1  stycznia  1467  r.,  gdy  Kazimierz 
Jagiellończyk,  unikając  zarazy,  tu  z  żoną 
Elżbietąprzebywal;wKozienicach  też  Zyg- 
munt I  wystawił  na  pamiątkę  swych  uro- 
dzin kościół.  Pomnik  kozienicki  w  ksztaicie 
prostego  ^upa,  murowanego  z  cegły,  znaj- 


dbyGoot^le 


POMNIKI. 


doje  się  przy  kościele;  w  r.  1702  odnowi 
go  H.  Lubomirski,  podskarbi  wielki  koron- 
ny. Posąg  Zygmunta  Augusta,  wykuty 
z  piaskowca  przez  Gł^adomskiego,  stanął 
niedawno  w  ogrodzie  Strzeleckim  w  Kra- 
kowie. Stanistaw  August  uczcił  posągami 
Stefana  Batorego  w  r.  17b9  w  Padwie, 
gdzie  stoi  razem  z  posągiem  Jana  IIF, 
kosztem  tegoż  króla  wzniesionym  (1784), 
na  Prato  delia  Yalle.  Zygmunta  III  ncz- 
cil  w  r.  1644  syn  jego  Władysław  IV  ko- 
lumną z  marmuru  chęcińskiego  z  posągiem 
króla  na  szczycie;  figurę  króla  odlaj  Da- 
niel Thiem.  Podajemy  tutaj  2  rysunki  we- 
dług eztycków  z  r.  1646,  przedstawiają- 
cych przewiezienie  kolumny  aygmuntow- 
skiej  z  łomów  chęcińskich  do  Warszawy 
i  jej  ustawienie.  W  czasie  ostatniej  restau- 
racyi  pomnika  w  r.  1885  marmur  chęciń- 
ski zastąpiono  kamieniem  z  zagranicy 
sprowadzonym.  W  Wyszkowie  znajdowa- 
ły się  dwa  marmurowe  obeliski,  z  których 
jeden  ocaM,  z  herbem  Wazów,  wzniesio- 


na Kazimierza;  jakie  jest  znaczenie  tej  fi- 
gury z  wyrytym  na  niej  mieczem,  około 


Uatawiuiie  koIoinDy  sygmiintowBkiej  w  Wanzawle 
pocilug  Bztychu  t.  T.  1646. 

którego  rękojeści  wije  się  wąż,  nie  wiemy. 
Najszczęśliwszym  z  królów  co  do  pomni- 
ków, które  na  jego  cześć  wyatawiono,  był 


Praewiezienio  kolumaj  sygmuntowiihiej  z  łomów  chęcińskich  do  Warauwy  podług  sztychu  z  r.  1616. 

ne  prawdopodobnie  na  pamiątkę  poby- 
tu tutaj  biskupa  [^ockiego,  Karola  Ferdy- 
nanda, syna  Zygmunta  III,  gdyż  biskup 
ten  ta  w  r.  1655  życia  dokonał.  W  mająt- 
ku Nowagóra  w  pow.  Chrzanowskim  stoi 
dotąd  figura,  fundowana  przez  króla  Ja- 


Jan  m  Sobieski;  oto  krótki  ich  wykaz  z 
pominięciem  tymczasem  tych,  które  wznie- 
sione zostały  na  pobojowiskach;  o  pomni-' 
ku  w  Padwie,  wzniesionjon  w  mylnem 
przekonaniu,  £e  tam  kształcił  się  Jan  So- 
bieski, wspomnieliśmy  wyżej;  pomnik,  u-; 


EncfUopcdJł  lUropolik*,  I 


dbyGoof^le 


82 


N      I      K      1. 


I  moście  w  Łazieukacli  w 
Warszawie,  rozpoczęty  byl  jeszcze  za  ży- 
cia Jana  III,  a  wykończony  w  r.  1788  ko- 
sztem Stanisława  Angosta  przez  rzeźbia- 
rza nadwornego  Fr.  Pincka  z  kamienia 
ezydłowieckiego  poding  modelu  Le  Brana 
(Por.  Jlnstrację  na  str.  231 1.  III  Enc.  Sla- 
rop.).  "We  Francji  znaleziono  części  wspa- 
niałego pomnika  dla  Jana  III,  wykonane- 
nego  przez  zdolnego  rzeiblarza  francu- 
skiego Piotra  Yaneau,  współczesnego  zwy- 


wie,  dzieło  Tadensza  Barącza,  odsłoniony 
d.  20  listopada  1898,  i  w  Żółkwi,  wykona- 
ny przez  St.  Czapka,  od^onionywr.  1902. 
Piękny  pomnik  Stanisława  Leszczyńskie- 
go, wzniesiony  w  r,  1831  w  Nancy,  wyko- 
nał rzeźbiarz  Jaąuot.  Posąg  Angnsta  II  z 
soli  -wyknty  był  w  Wieliczce,  w  Dreźnie 
zaś  wznosi  się  konny  posąg  tego  króla  ze 
śpiża  nlany,  dzieło  Ludwika  Wiedeman- 
na.  Posąg  wielki  marmurowy  Aagnsta  III 
z  r.  1760,   wykonany  przez  T.  H.  Keissne- 


Fomnik  St«ifaDa  Czarnieckit^  w  Tykocinio. 


ciężcy  z  pod  Wiednia.  W  r.  1753  Michrf 
Badziwitt,  hetman  litewski,  dziedzic  Żółk- 
wi, wystawił  przed  portykiem  zamku  w 
Żółkwiposągkolosalnej  wielkości,  wyobra- 
żający Jana  III  w  zbroi  (przeniesiony  w 
r.  1858  do  Magierowa).  Nadto  w  czasach 
ostatnich  wzniesiono  Sobieskiemn  pomni- 
ki następujące:  w  Krakowie  w  ogrodzie 
Strzeleckim  posąg,  wyknty  z  piaskowca 
przez  Gadomskiego,  wPrzemyśla,  we  Lwo- 


ra,  znajduje  się  w  Gdańsku  w  Artoahofie 
(gmach  giełdy) — 'B)Pomniki,wyslawionena 
cześć  znakomitych  mętdw polskich,  klórzy  od- 
znaczyli się  na  polu  bitwy  lub  polityki.  W 
Wilnie  na  górze  Bekieszowoj  był  pomnik 
w  kształcie  wieżycy  ośmiokątnej,  wznie- 
siony przez  Stefana  Batorego  mężnemu 
Kacprowi  Bekieszowi,  zmarłemu  w  roku 
1580.  Pomnik  ten  runął  w  roku  1841. 
W  portyku  zamku  w  Żółkwi  obok  ka- 


dbyGoot^le 


POMNI 


83 


miennego  posąga  Jana  III  zaajdow^y  się 
następujących  jeszcze  osób  posągi,  prze- 
niesione do  Magierowa  w  r.  185B:  Jakóba 
Sobieskiego;  ojca  króla  Jana,  Stanisława 
Żółkiewskiego,  kanclerza  i  betmana  w.  k., 
Jana  Daniłlowicza,  wojewody  ruskiego, 
Karola,  Mikołaja  i  Michała  Radziwiłłów. 
Pomnik  Stanisława  Żółkiewskiego,  wyko- 


Pomoik  K&zimierzs  Pułaskiego  w  Saviiinsh 
wAmerjce,  wzniraionj  w  mieJKU,  gdzie  poległ. 


nany  w  r.  1902  przez  Stani^awa  Czapka, 
rzeźbiarza,  odsłoniono  w  Ż^kwi.  Pomnik 
Stefana  Czarnieckiego,  wzniesiony  w  la- 
tach 1765—1760  przez  hetmana  Jana  Kle- 
mensa Branickiego,  znajduje  się  w  lykoci- 
nie.  Bohaterskiej  Annie  Dorocie  Chrzanow- 
skiej wzniesiono  w  Trębowli  pomnik  i,  gdy 
z  czasem  uległ  zniszczeniu,  postawiono  w 
jego  miejscu  krzyż  kamienny;  kilkanaście 
lat  temu  nowy  pomnik  wzniesiono.  Obroń- 


cy Częstochowy  ks.  Augustynowi  Kordec- 
kiemu  zbudowano  pomnik  bronzowy  na 
wałach  Jasnej  Góry  w  r.  1859  według 
modelu  Henryka  Stattlera;  w  r.  1900  wma- 
rowano  w  kościele  w  Iwanowicach,  gdzie 
się  Kordecki  rodził  (1603),  tablicę  pamiąt- 
kową; w  tym2e  roku  wzniesiono  w  Wieru- 
szowie   posąg   Bogarodzicy     z   napisem, 


a  Kościuszki  i 
T  Amerjce. 


Świadczącym,  że  ta  umarł  w  r.  1673;  wre- 
szcie w  r.  1902  odsłoniono  w  kościele  na 
Skałce  w  Krakowie  posąg  Kordeckiego, 
wykonany  przez  T.  Certowiczównę.  Na 
pamiątkę  zwycięstwa  nad  Tatarami  w  r. 
1695  wystawiono  we  Lwowie  pomnik  z 
posągiem  hetmana  Stanisława  Jabłonow- 
skiego; odrestaurowano  go  gruntownie  w 
r.  1859.  Wysoki  obelisk  kamienny  wznie- 
śli Amerykanie  w  Ameryce  w  Savannah 


dbyGoot^le 


84 


POMNIKI. 


Kazimierzowi  Pulaakiemn,  który  tam  po- 
legł dn.  9  października  1779,  walcząc  za 
wolność  Amerykaoów.  Popiersie  jego, 
również  jak  Kodciuszki,  znajduje  się 
w  "Waszyngtonie  w  galerji  Kongreaa. 
Pomniki  księcia  Józefa  Poniatowskiego 
znajdują  się  w  Lipsku  —  jeden  w  po- 
staci wielkiego  grobowca,  drugi  —  ka- 
mień pamiątkowy  na  brzegu  rzeki  przy 
miejscu,  gdzie  rybacy  znaleźli  zwło- 
ki jego,  i  w  Homlu  spiżowy,  wykonany 
przez  Thorwaldsena  (mif^  staó  w  Warsza- 
wie, obecnie  wznosi  się  w  ogrodzie  księcia 
Paskiewicza);  wreszcie  kamienny  wRoż- 
nówce  pod  Biłgorajem  w  ogrodzie  włas- 
nym Stani^awa  Nowakowskiego  na  pa- 
miątkę, jak  świadczy  napis,  pobyto  tutaj 
ks.  Józefa  Poniatowskiego  po  bitwie  pod 
Zamońciem.  W  Pierzchowcu  w  G-alicji 
pod  Odowem,  gdzie  nrodzil  się  d.  29  sier- 
pnia 1756  r.  gieuerał  Heniyk  Dąbrowski, 
obywatelstwo  okoliczne  wystawiło  oko- 
ło roka  1865  skromną  kolomnę  z  pias- 
kowca z  odpowiednimi  napisami.  W  o- 
grod^e  swoim  w  Rużnówce  pod  Biłgo- 
rajem, wzniósł  na  cześć  Dąbrowskiego 
dawny  jego  włańckael  iitanistaw  Nowa- 
kowski koło  roku  1830  pomniczek  ka- 
mienny, jak  równieft  ,w  dowód  przy- 
jaźni" pułkownikowi  O-odebskiemu,  po- 
ległemu pod  Raszynem  d.  19  kwietnia 
1809  r.  —  C)  Pomniki  publiczne  o  charak- 
terze świeckim  dla  uczczenia  zasług  mę- 
żów,którzy  odznaczyli  się  na  niwie  dzia- 
łalności naukowej,  poetyckiej  i  ar- 
tystycznej, wznosić  zaczęto  a  nasdopie- 
oj  w  w.  XIX;  nie  można  się  więc  dziwić, 
że  liczba  ich  dotąd  jest  nieznaczna;  wy- 
mienimy wszystkie,  jakie  znamy.  Nie  li- 
cząc pomników  kościelnych  i  grobowców 
cmentarnych,  najwcześniej  wzniesiony 
znajdujemy  pomnik  Mikołaja  Kopernika: 
w  r.  1830  obdarzyła  go  Warszawa  pomni- 
kiem według  modelu  Thorwaldsena;  w  r. 
1863  odstoniono  w  Toruniu  pomnik  utwo- 
ru prof.  Tiecka,  przez  Niemców,  którzy 


sobie  Kopernika  przyswajają,  fundowany, 
wreszcie  w  r,  1900  w  dziedziibcn  Bibljo- 
teki  JagiellofŁskiej.  Jana  Kochanowskie- 
go przypominają  nam  dwa  skromne  po- 
mniki: obelisk  w  ogrodzie  w  Czamymiesie, 
w  miejscu,  gdzie  stała  jego  lipa,  wzniesio- 
ny ok<^o  r.  1830  przez  księżnę  Teresę  Ja- 
Uonoweką,  ówczesną  właścicielkę  Czame- 
golasu,  i  pomnik  na  placu  Tumskim  w  Po- 
znaniu obok  katedry,  gdyż  Kochanowski 
był  ty tulamym  proboszczem  poznańskim; 
pomnik  ten,  ozdobiony  medaijonem  poety 
utworu  Wiktora  Brodzkiego,  od^oniono 
d.  11  czerwca  1889  r.  W  roku  1862  d.  10 
czerwca  odbyło  się  poświęcenie  żelaznego 
pomnika  Fabjana  Sebastjana  Klonowicza 
w  Sulmierzycach,  miejsca  jego  urodzenia; 
wzniesiono  go  staraniem  Tow.  Przyj.  Na- 
uk w  Poznaniu.  Popiersie  Staniriawa  Ko- 
narskiego, wykonane  w  r.  1853  przez  Cy- 
pijana  Godebskiego,  zdobi  front  szkoły 
polskiej  BatignoUea  w  Paryżu.  Popiersie 
Stanisława  Trębeckiego  stoi  na  kolumnie 
w  Zofjówce,  którą  wieiBzem  swym  opie- 
wał. W  wymienionej  już  kilka  razy  Roż- 
nówce  pod  Biłgorajem  jest  pomnik  ka- 
mienny, przypominający,  że  tędy  przejeż- 
dżał Ignacy  Krasicki  do  Dubiecka.  W  o- 
grodzie  w  Jakubowicach  Murowanych 
pod  Lublinem  usypany  jest  spory  kopiec 
na  którym  leży  kamień  z  wyrytym  napisem: 
„Tadeuszowi  Czaxjkiemu"  dla  upamiętnie- 
nia, że  znakomity  ten  mąż  przebywał  tu 
niekiedy  u  synowicy  swej,  która  była  za 
gienerałem  Szeptyckim,  właścicielem  Ja- 
kubowic w  początku  XIX  wieku;  popier- 
sie zaś  Czackiego,  wykonane  przez  O.  Go- 
debskiego w  r.  1853,  umieszczone  jest  na 
froncie  szkoły  Batignolles.  Znakomity 
przyrodnik  ks.  Krzysztof  Kluk,  który  byt 
proboszczem  w  Ciechanowcu,  uczczony 
został  w  r.  1850  pomnikiem  dłóta  J.  Ta- 
tarkiewicza z  posągiem,  przedstawiają- 
cym uczonego  w  postawie  stojącej ;  i  ten  po- 
mnik i  nagrobek  w  kościele,  przed  którym 
pomnik  się  wznosi,  fandował  dziedzic  Cie- 


dbyGoot^le 


POMNIKI. 


85 


chanowca  Stefan  Ciecierski.  Fracciszek 
Elarpiński  otrzymc^  pomnik  w  r.  1880  w 
Ki^omyi,  rzeźbiony  z  kamienia  pińczow- 
akiego  przez  Walerego  O-adomskiego.  Ten- 
że rzeźbiarz  wykonał  pomnik  Kazimierza 
Brodzińskiego,  oddoniony  w  r.  1884  przed 
gimnazjom  w  Tarnowie,  gdzie  Brodziński 
się  nozyt.  !Knodzież  uniwersytecka  w  Wil- 
nie nczciła  Jędrzeja  Śniadeckiego  w  ten 
sposób,  ie  przy  gofoińca  mińskim  usypa- 
ła ma  karhan,  zwany  Jędrzejówką;  na 
szczycie  był  krzyż,  ale  z  czasem  się  znisz- 
czył; w  r,  1877  Towarzystwo  Lekarskie  w 
Warszawie  nmieściło  w  sali  swych  posie- 
dzeń posąg  tego  wielkiego  uczonego,  rzeź- 
biony przez  L.  Kocbarzewskiego.  Ada- 
ma Mickiewicza  uczczono  następającymi 
pomnikami:  najwcześniej,  bowr.  1869,  od- 
słoniono  pomnik  jego  w  Poznaniu,  wyko- 
nany przez.  Wład.  Oleszczyńskiego;  równo- 
cześnie Henryk  Stattler  w  Rzymie  z  mar- 
muru kararyjskiego  wyrzeźbił  piękny  po- 
mnik, nabyty  następnie  przez  Leopolda 
Kronenberga  i  znajdujący  się  obecnie  w 
ogrodzie  majątku  jego  Wieńca  pod  Włoc- 
ławkiem; w  Krakowie  wznosi  się  pomnik 
utworu  Rygiera  na  rynka  i  popiersie  dłó- 
ta  Oujskiego  w  Uniwersytecie  Jagielloń- 
skim, w  Warszawie  ~0.  Godebskiego,  od- 
sloniony  24  grudnia  1898  r.,  dalej  w  Rze- 
szowie, dzi^o  Lewandowskiego,  w  Stani- 
sławowie, wykonany  przez  T.  Błotnickie- 
go,  w  Tarnowie  przez  tegoż,  w  Tarnopolu, 
w  Przemyilu  i  w  Złoczowie  przez  Toma- 
sza Dykasa,  oddoniony  w  r.  1899,  w  Karls- 
badzie pomnik  Barącza  i  tablica  na  demo, 
w  którym  wieszcz  mieszkał  w  r.  1829,  w 
Wilnie — popiersie  w  kościele  św.  Jana,  ta- 
blica na  domu  przy  uL  Piazzeta  w  Rzy- 
mie z  płaskorzeźbą  W.  Brodzkiego,  w  Lo- 
zannie w  uniwersytecie  tablica  z  płasko- 
rzeźbą EL  Hognenina,  wmurowana  d.  24 
grudnia  1898.  Juliusz  Słowacki  ma  jeden 
dotąd  pomnik  w  ogrodzie  prywatnym  w 
Miłodawia,  wykonany  przez  Wł.  Marcin- 
kowskiego i  odsloniony  16  września  1899 


r.  Pomniki  Fryderyka  Chopina  są  w  Że- 
lazowej Woli,  gdzie  się  urodził,  z  popier- 
siem gipsowem  Wojdygi,  odsłoniony  dnia 
14  października  1894,  w  Paryża,  w  Kra- 
kowie na  Plantach— kolumna  z  popiersiem 
i  tablica  pamiątkowa  w  Marjenbadzie  na 
domu,  w  któiym  mieszkał  w  r.  1836,  od- 
słoniona  w  r.  1902;  projektowany  jest  je- 
go pomnik  w  Warszawie.  Aleksandra 
Fredry  dwa  są  pomniki,  jeden  dłóta Leonar- 
da Marconiego  na  placu  Fredry  we  Lwo- 
wie z  r.  1897,  dragi — przed  teatrem  no- 
wym w  Krakowie,  dzieło  Cyprjana  O-o- 
debskiego  z  r.l90O.  Pomnik  Artura  Grott- 
gera, wykonany  przez  Wacława  Szyma- 
nowskiego, oddoniony  będzie  w  maju  r. 
1903  w  Krakowie  na  Plantach.  Założy- 
cielowi Instytutu  głachouiemych  i  ociem- 
nił^ych  w  Warszawie  ks.  Jakóbowi  Fał- 
kowskiemu (f  1848)  wzniesiono  pomnik  w 
ogrodzie  Instytutu  w  1875  r.,  wykonany 
przez  artystów  głuchoniemych.  Józefa 
Korzeniowskiego  pomnik  stan^  w  r.  1897 
w  Brodach,  wykuty  z  kamienia  przez  An- 
toniego Popie]'a;  tamże  jest  tablica  pamiąt- 
kowa na  domu,  w  którym  się  urodził.  Po- 
mnik Bohdana  Zaleskiego  z  bronzu,  dzie- 
ło P.  Walońskiego,  wystawiono  w  Krako- 
wie w  r.  1886,  Kornela  Ujejskiego  przez 
Popiela  weLwowiewr,  1901,  Józefa  Szoj- 
skiego  dłóta  Kozakiewicza  w  Tarnowie, 
odsłoniony  w  r,  1886.  Posągi  Stanisława 
Moniuszki  przez  H.  Marczewskiego,  Jana 
Królikowskiego  i  Alojzego  Żółkowskiego 
zdobią  foyer  Teatru  Wielkiego  w  Warsza- 
wie; oprócz  tego  Moniuszko  ma  pomnik, 
rzeźbiony  przez  C.  Godebskiego  w  koście- 
le Wszystkich  Świętych  w  Warszawie.  Z 
pomiędzy  uczonych  pomniki  posiadają  o- 
prócz  wymienionych;  Józef  Warszewicz, 
naturalista  (-f-  1867  r.),  w  ogrodzie  bota- 
nicznym w  Krakowie,  dr.  Seweryn  Galę- 
zowski  — wzuiesiony  wr.  1879  w  dziedziń- 
ca szkoły  Batignolles,  wykonany  przez 
Godebskiego,  Józef  Dietl  w  Szczawnicy, 
odsłoniony  w  r.  1865  jeszcze  za  życia  tego 


dbyGoot^le 


86 


POMNIKI. 


uczonego  lekarza,  Chalabiński  w  Zakopa- 
nem, odsloniony  w  r.  1902.  —  D)  Pomniki 
zbudowane  w  celu  uwiecznienia  znacznych 
wydarzeń  dziejowych.  Na  pamiątkę  Unji 
Litwy  z  Polską,  w  r.  1569  w  Lublinie  u- 
ekutecznionej,  wzniesiono  zapewne  wkrót- 
ce po  tym  fakcie  pomnik  w  części  muro- 
wany, w  części  kamienny  z  postaciami 
Władysława  Jagi^Iy  i  Jadwigi.  Koło  r. 
1820  pomnik  zaczął  się  rujnować;  wtedy 
z  polecenia  ówczesnego  prezesa  Komisji 
wojewódzkiej  Jana  Domańskiego  porozbi- 


jano go  na  części  wraz  z  posągami  Jagieł- 
ły i  Jadwigi.  Za  pozwoleniem  Aleksan- 
dra I  wzniesiono  ze  składek  za  30,000  złp. 
w  r.  1825  —  6  pomnik  żelazny  w  kształcie 
obeliska;  na  piedestale  umieszczono  wy- 
pukłe złocone  dwie  postaci  niewieście,  wy- 
obrażające Koronę  i  Litwę,  oraz  napisy: 
„Połączenie  Litwy  z  Koroną",  ,Epoka  po- 
mnika MDLKIK"  i  „Odnowiony  roku 
MDCCCKKY".  Obecnie  należałoby  po- 
myśleć o  odnowieniu  tego  pomnika,  gdyż 


rdza  psuje  żelazo.  Na  murze  poprzeczaym, 
oddzielającym  wieże  narożne  od  zamku 
biskupa  Jakóba  Zadzika  w  Kielcach  u- 
mieszczone  były  4  posągi  posłów  króla 
szwedzkiego  i  cara  Michała  na  pamiątkę 
zawartego  w  Polanówce  pokoju  w  r.  1634 
i  w  Sztumdorfie  1635  r.  rozejma26-letnie- 
go;  pogrncbotauo  je  w  r.  1867,  "W  Łęgo< 
nicachwpow.  Bawskim  wzniesiono  kośció- 
łek drewniany  na  pamiątkę  ugody  zawar- 
tej między  królem  Janem  Kaz.  a  Jerzym 
Lubomirskim  w  dniu  31  lipca  1666  r.   Na 


zPol- 

Bielanach  pod  Warszawą  znajdowała  się 
do  niedawna  kolumna,  wystawiona  aa  pa- 
miątkę elekcji  Michała  Korybuta  w  roku 
1669.  Posąg  Św.  Jana  Nepomucena  na 
placu  Trzech  Krzyży  w  Warszawie,  posta- 
wiony w  r.  1752,  jest  pamiątką  uporząd- 
kowania Warszawy  za  f  raaciszka  Bieliń- 
skiego, marszalkaw.  k.,  i  Jerzego  Mniszcha, 
marszałka  nadwornego:  wtedydopiero  wy- 
konano uchwalę  sejmu  z  r.  1685,  t.  j.  wy- 
tknięto, rozszerzono,  wybrukowano  i  przy- 


dbyGoot^le 


N     I     K     I. 


87 


ozdobiono  alice  i  drogi  w  Warszawie,  za- 
lotno nowe  i  odnowiono  dawn  e  ścieki  i 
kanf^y.  Pomnik,  mający  przypominać  o 
elekcji  Stanisława  Aagojta  d.  7  września 
1764,  wystawił  w  r.  1847  hr.  Seweryn  U- 
mski  przy  swoim  pataca  na  Krakows  kiem 
Przedmiedciu  w  "Warszawie.   Pomnikiem 


Kolutnua  wjBtmwiooa  da  Bielanach  pod  Wanzawą 
ua  poouątkę  elekcyi  króla  Micbota  Koiybuta, 

Konstytacji  trzeciego  m=ija  była  kaplica  w 
ogrodzie  botanicznym  w  Warszawie;  za- 
chowała się  z  niej  tablica  marmarowa  z 
czterowierszem  Krasickiego.  Kościół  św. 
Aleksandra  w  Warszawie  zastępuje  po- 
mnik dziękczynny  za  wskrzeszenie  Króle- 
stwa Polskiego  przez  cesarza  Aleksan- 
dra I.  Z  czasów  nowszych  wspomnieó  mo- 


żna o  krzyżach  stawianych  na  pamiątkę 
oczynszowania  włościan,  np.  ówczesny 
właściciel  Poturzyna  Tytus  Wojciechow- 
ski wystawił  w  tej  wsi  krzyż  żelazny  na 
podmurowaniu  z  odpowiednim  napisem. 
—  E)  Na  pamiątkę  bitw  i  walk,  które  Po- 
lacy stoczyli,  wznosili  pobożni  przodkowie 
nasi  najczęściej  krzyże,  kaplice  i  kości<^y, 
i  te  są  najczęstszymi  pomnikami,  nwiecz- 
niającymi  zasde  tam  zdarzenia.  Tego  ro- 
dzaju znamy  pomniki  następujące:  pomię- 
dzy wsią  Trawnikami  i  Fajsławicami  w 
pow.  Labelskim  stoi  w  polu  na  wzgórzu, 
zwanem  mogiłą  Jadźwingów,  dap  muro- 
wany, według  padania  miejscowego,  wy- 
stawiony na  pamiątkę  bitwy  z  Jadżwin- 
gami;  jeieli  tradycja  się  nie  myli,  byłby 
to  jeden  z  najdawniejszych  pomników 
w  Polsce,  gdyt  pochodziłby  z  w.  XIII. 
Na  pamiątkę  ostatecznego  zwycięstwa 
nad  Jadżwiugami  w  r.  1283  Leszek  Czar- 
ny wzniósł  w  Lublinie  kościół,  dziś  już 
nieistniejący  Św.  Michała,  który  mu  dopo- 
mógł do  zwycięstwa.  W  Płowcach,  na  pa- 
miątkę bitwy  Władysława  Łokietka  z 
Krzyżakami  w  r.  1331,  była  wzniesiona 
kaplica  j^oraioriiim  propter  corpora  ctucp- 
ferorum  sepelienda  extructuin* ,  ale  w  w. 
XVII  już  była  w  bardzo  złym  stanie  i  na- 
stępnie runęła.  Obecnie  cmentarz  w  bUz- 
kości  dworu  otoczony  jest  murem;  na 
cmentarzu  dwa  są  murowane  pomniki:  je- 
den mniejszy  i  nowszy  z  r.  1844  „Chwale 
Boga  i  pamięci  potomnej  wystawił  Józef 
Kalasanty  Biesiekierski,  dziedzic  dóbr 
Płowoe",  drugi  z  r.  1818  wyższy  z  sygna- 
turką, mającą  datę:  „Anno  MDCYIII,  i 
napisem:  ,R-u  1331  d.  27  września.  Za 
Władyrfawa  Łokietka,  Króla  Polskiego, 
miejsce  sławne  zwycięstwem  nad  Krzyża- 
kami odniesionem  i  pochowaniem  ryce- 
rzów  polskich  wraz  z  20000  Krzyżakami 
tu  pod  Płowcami  poległych  1818.  B."  (to 
jest  Biesiekierski),  Na  polu  bitwy  1410  r. 
pod  wsiami  G-ranwaldem  i  Tanenbergiem 
(lud  mazurski  nazywa  je  Grywałd  i  Sztym- 


dbyGoot^le 


N      I      K      I. 


bark)  na  Mazurach  Pmskich  niema  obec- 
nie żadnego  pomnika:  dawniej  podobno 
wznosiła  się  tam  kaplica.  O  tak  zwanym 
kamieniu  Jagi^owym  wspominaliśmy 
wyżej.  W  kościele  ewangielickim  w  Sztym- 
barku  jest  napis  niemiecki,  wspominający 
o  bitwie  r.  1410.  Władysław  Jagiełło  na 
pamiątkę  tego  zwycięstwa  fundował  w 
r.  1426  w  Lublinie  kościół  N.  Marji  Panny 
„de  trimnpho'  z  klasztorem  Brygidek.  Na 
pobojowisku  pod  Warną  wzniosła  dywi- 
zja polska  pod  dowództwem  hr.  Wł.  Za- 
mojskiego pomnik  w  r.  1856,  ale  dziś  podo- 
bno ślady  zaledwie  dadzą  się  po, nim  od- 
naleźć. Na  Wołoszczyżnie  aa  pamiątkę 
klęski  w  r.  1498  za  Jana  Olbrachta  zbudo- 
.wano  pomnik,  który  dotąd  istnieje.  Na  po- 
lu bitwy  z  Tatarami  pod  Kłeckiem,  gdzie 
d.  8  sierpnia  1506  okrył  się  sławą  Michał 
O-liński,  stoi  krzyż.  Miejsce  klęski,  ponie- 
sionej pizez  Polaków  pod  Sokalem  w  roku 
1619  od  Tatarów,  oznaczone  jest  pomni- 
kiem przy  moście  na  Bnga;  w  Poturzycy 
zaś  w  pow.  Sokalskim  jest  figura,  na  któ- 
rej był  rok  1519;  miał  tu  podobno  zginąć 
Fryderyk  Herbort,  Na  miejsca,  gdzie  w 
I.  1569  była  bitwa  w  pow.  Lepelskim  gub. 
Witebskiej,  czyli  w  dawnem  wojew,  Polo- 
ckiem,  przy  jeziorze  Poło  pomiędzy  Ro- 
manem SanguBzką  a  Jerzym  Baratyń- 
ekim  i  Szczerbatowem,  którzy  tu  dostali 
się  do  niewoli,  znajduje  się  krzyż  kamien- 
ny pamiątkowy  z  napisem  literami  cy- 
rylickiemL  Miejsce  śmierci  Stanisława 
Żółkiewskiego  pod  Cecora  upamiętnione 
jest  pomnikiem  z  cegły,  wzniesionym 
przez  żonę  jego  Reginę  z  Herburtów.  Na 
pamiątkę  bitwy  chocimskiej  hetman  Lu- 
bomirski ufundował  w  Wiśniczu  klasztor 
Karmelitów  z  wspanifJym  kościołem;  w 
Sandomierzu  o  jednej  figurze  murowanej 
pod  miastem  twierdzą,  że  wystawiona  jest 
na  pamiątkę  tejże  bitwy.  Kościół  Kamedu- 
lów  na  Bielanach  pod  Warszawą  zastępu- 
je pomnik  za  wyprawę  pod  Smoleńsk, 
gdyż  Władysław  IV,  tam  się  udając,  ślu- 


bował go  wystawić  i  po  zawarciu  pokoju 
w  Polanówce  1634  r.  sprowadził  Kame- 
dułów  i  kościół  zbudował.  Czyniąc  dzięki 
za  oswobodzenie  Lwowa  od  wojsk  Chmiel- 
nickiego w  r.  1648  i  wierząc,  że  stało  się 
to  za  sprawą  bł.  Jana  z  Dukli,  Lwowianie 
w  r.  1649  sbadowali  piękną  ciosową  kolu- 
mnę z  posągiem  bł.  Jana,  wzcoszącego 
ręce  ku  niebu,  przed  kościołem  Bernardy- 
nów, u  których  zwłoki  jego  spoczywają. 
Na  pamiątkę  zwycięstwa  pod  Berestecz- 
kiem  w  roku  1651  Jana  Kazimierza  nad 
Chmielnickim,  w  tem  miasteczku  król  ten 
fundował  kościół.  Pod  miasteczkiem  Fili- 
powem w  pow.  Suwalskim  znajdują  się 
ruiny  pomnika  murowanego  na  pamiątkę 
niepomyślnej  walki,  którą  tu  nad  jeziorem 
stoczyło  wojskie  polskie  pod  wodzą  het- 
mana Gosiewskiego  dnia  12  paMziernika 
1656  r.  Zwycięstwa  Jana  III  oznaczone 
zostały  pomnikami  w  tych  miejscach;  na 
pamiątkę  bitwy  pod  Żórawnem  (1676)  są 
tam  dwa  pomniki,  jeden  na  polu,  odnowio- 
ny w  r.  1872,  drugi  w  ogrodzie.  Przesław- 
na wiktorja  wiedeńska  uwieczniona  zo- 
stała przede  wszy  stkiem  pomnikiem  pod 
Schwechatem  w  blizkości  Wiednia  w  miej- 
scu, na  którem  d.  15  września  1683  spot- 
ka się  Leopold  I  z  Janem  Sobieskim.  Pięk- 
ny posąg  Najśw.  Marji  Panny  Paasaw- 
skiej,  stojący  na  Krakowskiem  Przedmie- 
ściu w  Warszawie,  wzniósł  architekt  wło- 
ski, obywatel  warszawski  Jan  Belloty  w 
r.  1683  z  napisami  łacińskim  i  włoskim, 
upamiętniającymi  zwycięstwo  pod  Wie- 
dniem. Kośoi<^  Przemienienia  Pańskiego 
ks.  Kapucynów  w  Warszawie  jest  spełnie- 
niem wotum,  przed  wyprawą  wiedeńską 
uczynionego,  najtrwalszym  więc  pozostał 
pomnikiem.  Następujące  też  zaamy  tabli- 
ce, opiewające  tak  świetne  zwycięstwo  o- 
ręża  polskiego:  w  kościele  Najśw,  Marji 
Panny  Anielskiej  w  Rzymie;  dwie  tablice 
marmurowe  w  kościele  Marjackim  w  Kra- 
kowie; przepyszną  wypukłorzeźbę  Piusa 
Welońskiego  nazewnątrz  kościoła  Marjao- 


dbyGoot^le 


]!:iego,-  wyobrażającą  Jana  III  na  koniu, 
fondowaną  w  r.  1883,  jako  w  dwuchsetną 
rocznicę  bitwy;  w  tymże  r.  1883  nmieaz- 
czono  marmurową  tablicę  pamiątkową  na 
Kahlenbergu  w  kościele  Św.  Józefa;  wmu- 
rowano tablice  w  kośdele  w  Stanisławo- 
wie w  O-olicji,  w  Samborze,  w  Trębowli; 
wreszcie  w  r.  1894  wystawiono  w  kościele 
i.  Stefana  w  Wiedniu  pomnik  na  pamiąt- 
kę odsieczy  wiedeńskiej;  są  na  nim  wyo- 
brażeni Jan  III  i  hetmani  polscy.  We  wsi 
Hodowie  w  pow.  Ztoczowskim  w  O-alicji 
maty  oddział  wojaka  polskiego  pod  wodzą 
Jakóba  Zaborowskiego  zad^  w  r.  1694 
klęskę  Tatarom;  na  pamiątkę  tego  wypad- 
ka  na  stromem  wzgórzu  postawić  kazał 
Jan  in  pomnik  kamienny  w  kształcie  pi- 
ramidy z  krzytom  u  góiy.  Na  pamiątkę 
bitwy  z  Tatarami  pod  Lwowem  w  r.  IGdU 
oprócz  pomnika  hetmana  Jabłonowskiego, 
o  którym  wyżej  wspomnieliśmy,  umiesz- 
czono w  r.  1869  przy  dworcu  kolei  tablicę 
pamiątkową  w  miejscu,  gdzie  już  dawniej 
się  znajdowała.  Przy  drodze  z  Sokala  do 
Walawki  stoi  figaru  z  datą  1704  r.  na  pa- 
miątkę, ie  tu  stał  obozem  Angnst  II.  W 
Rypinku  pod  Kaliszem  zbudowali  z  ofiar 
dobrowolnych  kościółek  drewniany  miesz- 
kańcy Kalisza  na  podziękowanie  Bogu  za 
oswobodzenie  od  Szwedów  i  bitwy  pod 
Kaliszem  dnia  26  października  1706  r.  W 
Stanisławowie  przy  ulicy  Halickiej  jest 
kolumna  z  posągiem  Bogarodzicy,  zbudo- 
wana w  r.  1739  przez  Stanisława  Potoc- 
kiego na  pamiątkę,  że  wtedy  załoga  mia- 
sta obroniła  się  od  oblężenia.  W  Sie- 
biećzowie  i  Krystynopolu  wpow.  Sokal- 
skim  znajdują  się  figury  nabożne,  jako 
pamiątki  walk  z  czasów  konfederacji  Bar- 
skiej. Na  Lipowem  Polu  w  pow,  Badom- 
skim,  gdzie  d.  15  czerwca  1794:  r.  odbyła  się 
potyczka  pułkownika  Dobka  z  kozakami 
Denisowa,  stoi  pomnik  z  cegły  z  krzyżem 
na  wierzchu.  Pobojowiska  pod  Szczekoci- 
nami i  Maciejowicami  oznaczone  są  krzy- 
żami OA  mogiłach  poległych.    W  końcu 


nadmienić  należy,  że  tu  i  owdzie  rozsiane 
są  kopce  czy  mogiły,  o  których  lud  twier- 
dzi, że  są  mogiłami  Jadżwingów,  Tatarów, 
Szwedów  i  t.  p.;  daty  dokładnej  nikt  wska- 
zaó  nie  może;  na  takich  mogiłach  stoją 
niekiedy  krzyże  lub  kapliczki  murowane, 
jak  np.  na  szczycie  góiy,  na  której  stoku 
leży  Przemyśl,  na  granicy  wsi  Pikolice, 
jest  kopiec  zwany  Zniesieniem  luh  kopcem 
Tatarskim  z  kapliczkąmnrowaoą  na  szczy- 
cie; według  podania  miał  tu  poledz  w  bi- 
twie chan  tatarski,  któremu  kopiec  usy- 
pano.— "F)  Pomniki,  wzniesione  dla  uwiecz- 
nienia daty  zaiotenia  miast,  wsi,  ogrodów, 
zak^idów  leczniczych.  Tu  należą  naprzód 
dwie  tablice  pamiątkowe  z  napisami,  osnu- 
tymi na  legiendzie  ludowej:  na  Wawe- 
lu ptzy  Smoczej  Jamie  o  zaJożeniu  Kra- 
kowa przez  Krakusa  i  na  tak  zwanej  atudi 
ni  brackiej  w  Cieszynie,  przy  której  ze- 
szh  się  po  długiej  wędrówce  synowie  kró- 
la Leszka:  Bolko,  Leszek  i  Cieszymir,  i  za- 
łożyli miasto  Cieszyn  w  r.  810.  Przy  zwa- 
liskach zamku  lądowego  przed  kościołem 
po-Dominikańskim  w  Trokach  stoi  ^up  z 
posągiem  ów.  Jana  i  napisem,  świadczą- 
cy m  na  zasadzie  tradycji,  że  miasto  założo- 
ne zostało  w  r.  1341.  We  wsi  Kraczewie, 
zwanej  także  Kraczówką,  założonej  przez 
Kraczewski^o  w  początku  XIX  wieku  w 
pow.  Tomaszowskim,  jest  pomnik  z  pia- 
skowca wykuty  o  pokaźnej  powierzchow- 
ności z  takim  napisem:  „Kolos  wiecznej 
pamięci  nowozalożonej  wsi,  Kraczew  na- 
zwanej, w  r.  1808  wystawiony".  W  ogro- 
dzie miejskim  w  Lublinie  znajduje  się 
skromny  pomnik  kamienny  z  napisem, 
świadczącym,  że  zwożono  go  w  r.  1837 
(założycielem  był  ś.  p.  inżynier  Feliks  Bie- 
czyóski).  Założycielowi  zakładu  zdrojo- 
wego w  Iwoniczu,  hr,  Karolowi  Załuskie- 
mu, zmarłemu  w  r.  1845,  wzniesiono  tam 
pomnik  u  stóp  góry,  na  której  jest  cieka- 
we zjawisko  przyrodnicze  t.  zw.  B^kotka, 
źródło,  w  którem  są  gazy,  palące  się 
płomieniem;  i  przy  Bełkotce,  która  otrzy- 


dbyGoot^le 


90 


POMNIKI. 


m^a  8WĄ  nazwę  od  ciągłego  bulgotania 
wody,  jakby  zdała  bełkot  przypominają- 
cego, jest  rodzaj  pomnika  murowanego  z 
tabłicą  marmurową,  na  której  wyryty  jeat 
wiersz  "Wincentego  Poła  „do  Bełkotki". 
"W  rokn  1874  postawiono  na  Plantach  dla 
nczczenia  zasług  założycieli  plantacji  w 
Krakowie  obelisk  z  medaljonem  Florjans 
Straszewskiego,  Irtóry  najczynniej  i  naj- 
gorliwiej  tą  sprawą  się  zajmował. — G)  Pa- 
tnnikii słupy  drogowe  wznoszone  na  pa- 
miątkę przeprowadzenia  dróg  i  szos.  Tu 
należy  najdawniejszy  zapewne  istniejący 
na  ziemiach  polskich  pomnik  datowany; 
jest  to  slup  kamienny  w  kształcie  wielkie- 
go kręgla,  który  w  Koninie  stoi  na  cmen- 
tarzu kościelnym.  Napis  na  słupie  wyryty 
świadczy,  że  „Petrus  comes  hic  palatinus"' 
w  r.  1151  tutaj  oznaczył  połowę  drogi  z 
Kalisza  do  Kruszwicy.  (Por.  rysunek  i 
wzmiankę  o  tym  stapie  na  str,  216  t.  III 
Enc,  Star,).  Jeat  to  bardzo  ważny  zabytek 
historyczny,  jako  wyraz  znacznie  już  wte- 
dy rozwiniętej  cywilizacji.  Znamy  now- 
sze pomniki  drogowe  z  początku  w.  XIX: 
obeliski  żelazne  na  pamiątkę  zbudowania 
drogi  bitej  od  "Warszawy  do  Brześcia  Li- 
tewskiego, postawione  pod  "Warszawą  i 
Terespolem  w  majn  1825  r.;  na  podatawie 
jest  data  1820  roku,  jako  rozpoczęcia  bu- 
dowy drogi,  1823  jej  akoiczenia;  1825 
wzniesienia  pomnika.  Na  szosie  z  Koła 
do  KaUsza,  na  pamiątkę  zbadowania  8*/^ 
mili  drogi  bitej,  stoi  pomnik  kamienny  z 
datą  1823  r.  Podobny  slup  znajduje  się  w 
Łopienniku  w  pow.  Krasnostawskim  na 
szosie,  prowadzącej  do  Zamościa.—  H)  We- 
dług podania  słupy  graniczne  bić  kazał 
już  Bolesław  Chrobry  i,  podobno,  w  Niem- 
czech dotąd  ślady  ich  istnieją.  Najdaw- 
niejszy datowany  słup  graniczny  muro- 
wany znajduje  się  pod  wsią  Bogusze  w 
pow.  Szczuczyńskim  gub.  Łomżyńskiej. 
Pomnik  ten  wzniesiono  w  sierpniu  r.  1545 
przy  rozgraniczeniu  od  Korony  tej  części 
Prus,  którą  oddał  Zygmunt  I  w  lenne  po- 


siadanie Albertowi,  margrabiemu  bran- 
deobarskiemn.  Przy  drodze  z  Łowicza  do 
Sochaczewa  wznosi  się  słap  z  napisem: 
„G-ranica  Xięstwa  Łowickiego  1829".  Nis 
wiadomo,  z  jakiego  czasu  pocbodzą  ka- 
mienie w  liczbie  5  z  napisami  i  znakami 
w  pow.  RadzyAskim  nad  rzeczką  Piwonią 
między  Suchowolą  a  "Wohyniem;  uważają 
je  niektórzy  uczeni  za  graniczniki  między 


Stup  graniczny  z  r.  1545  postawiony  pod  weią  Bo- 
gusze nad  Tzcką  Łykiem  przy  zetknięciu  się  trzech 
granic:  Korony,  Litwy  i  Prus  Kaiąlęcych. 

Koroną  a  Litwą.  Bardzo  ciekawym  zabyt- 
kiem średniowiecznym  jest  słup  graniczny 
z  kamienia  piaskowego  w  Radłowie  w  Ga- 
licji nad  Dunajcem  z  r.  1450,  oddzielają- 
cy posiadłości  kościelne  Radłowa  od  pry- 
watnych wsi  Drohicy;  są  na  nim  napisy 
wierszowane  łacińskie.  Granice  posiadłości 
ks.  Bazyljanów  w  Krasnopuszczy  w  pow. 
Przemyślańskim   w  Galicji,  fundowanego 


dbyGoot^le 


POMNIKI. 


91 


i  hojnie  obdarowanego  grantami  przez 
Jana  III  Sobieskiego  w  latach  1665  — 
1679,  oznaczone  są  kamieniami  z  napisa- 
mi polskimi  sześciowierszowymi,  wysta- 
wionymi koło  r.  1689.  Gdy  w  r.  1736  kró- 
lewicz Jakób  Sobieski  rozszerzył  posiadło- 
ńci  klasztorne,  dodano  na  kamieniach  i  je- 
go imię  i  datę  1736  r.  Na  szczycie  góry 
Snieinica  w  pow.  Limanowskim  stoi  ka- 
mień graniczny  z  datą  r.  1789  i  nazwi- 
skiem Stan.  Małachowskiego.  Na  granicy 
posiadłości  Nr.  1  i  3  al.  Pędzichów  w  Kra- 
kowie dochował  się  kamień  graniczny 
między  Kleparzem  i  Fędzichowem  z  rokn 
1782.  (Por.  artykuł  „Kopce  graniczne"  w 
t.  m,  str.  81  Enc.  Siar.").  —  1}  Ns  pa- 
miątkę lowdw  królewskich  znamy  wznie- 
sione następujące  ponmiki:  we  wsi  Zagoż- 
dżouie  w  pow.  Kozienickim  stoi  okrągły 
^np  kamienny  bez  iadnego  napisu;  we- 
dług podania  tu,  mieszkając  w  Kozieni- 
cach, bawił  się  łowami  król  Kazimierz  Ja- 
giellończyk ze  swoim  dworem.  W  lesie, 
należącym  do  wsi  Paczoltowice  w  powie- 
cie Chrzanowskim,  jest  wielki  szeiciobooz- 
ny  kamień  z  wyrytym  na  nim  napisem 
.JanUI";  na  tjnn  kamieniu  odpoczywał 
Sobieski,  gdy  w  tutejszych  lasach  polował 
na  lisy.  W  puszczy  Białowieskiej  odby- 
ło się  się  dnia  27  września  1752  świetne 
polowanie,  naktórem  znajdował  się  król 
August  m  z  królową,  królewiczami  i  z  ca- 
łym dworem  niemieckim,  oraz  panami 
polskimi.  Na  rozkaz  Augusta  wzniesiono 
w  Nowej  Białowieży  obeUsk  z  kamienia 
piaskowego  z  napisami  na  nim  wyrytymi  w 
językach  polskim  i  niemieckim  (p.  podobi- 
znę pod  wyr.  .Łowy',  Enc.  Starop.t.  III, 
str.  169). — K)  Wspominaliśmy  już  w  dziale 
pomników  nabożnych  o  uwiecznianiu  pa- 
mięci klęsk;  tu  wspomnieć  należy  o  po- 
mnikach i  napisach  charakteru  świeckiego 
o  wielkich  powodziach  w  czasach  dawnych: 
w  Krakowie  przy  ul.  Dietlowskiej  znajdu- 
je się  słup  kamienny  z  datami  powodzi 
1671  i  1813;  na  klasztorze  Norbertanek  na 


Zwierzyńcu  w  Krakowie  są  napisy  o  po- 
wodziach w  r.  1593,  1697,  1813;  taż  po- 
wódź z  r.  1813  uwieczniona  została  kilka 
napisami  na  domach  przy  ul.  Zwierzyniec- 
kiej, Koletek,  Rybaki  i  na  Stradomiu.  Na 
domku  Loretańskim  w  Gołębiu  oznaczono 
wysokość  wody  podczas  powodzi  r.  1808. 
— L)  Przeznaczenia  niektórych  pomników 
trudno  dziś  dojść  z  powoda  braku  napi- 
sów lub  błędnej  tradycji.  Wymienimy  ta- 
kich kilka:  Niezmiernie  dawnym  zabyt- 
kiem jest  kolosalna  figura  z  kamienia 
kwarcowego,  przedstawiająca  pokutnika 
w  postawie  klęczącej  na  drodze,  wiodącej 
z  m.  Słnpi  do  klasztoru  Benedyktynów  na 
Łysej  Górze;  najprawdopodobniej  jest  to 
pokutnik,  któremu  ręka  uschła,  gdy  rabo- 
wał w  r.  1260  drzewo  ki^yża  Św.  Tak  zw. 


c  „Grobisku"  w  I^rupem,  1 
Erasnostanskim . 


grobisko  w  Krupem  w  pow.  Krasnostaw- 
skim również  nieznanego  i  niewiadomego 
jest  pochodzenia.  Wnosząc  z  nazwy  ludo- 
wej flgrobisko',   przypuszczać  można,  że 


dbyGoof^le 


POMNIKI. 


jest  grobowcem,  wzniesionym  dla  jakiejś 
możnej  osoby,  a  prawdopodobnie  jednego 
z  Orzechowskich,  który  należał  do  wyzna- 
nia arjańskiego  w  w.  XVI  i  XVII.  Słup 
kamienny  z  piaskowca  bardzo  oryginalne- 
go kształtu  zapewne  z  nabożną  intencją 
wzniesiony  został  w  r.  1550  przez  Krzysz- 
tofa Pieniążka,  jak  świadczy  napis,  w 
Krużlowej  w  pow.  Grybowskim  w  Galicji. 
Obok  szosy,  wiodącej  z  Koła  do  Kalisza,  w 
blizkości  Koła  znajdują  się  2  jednakowe 
pomniki,  w  postaci  okrągłych  słapów. 
Na  jaką  pamiątk:ę  je  wzniesiono,  nie  wie- 
my. Pomiędzy  innemi  twierdzą  miejsco- 
wi mieszkaiicy,  że  tu  pojedynkowało  się 
dwa  braci  i  obadwaj  trupem  padli  (?),  Pod 
szpitalem  Bonifratrów  w  Lublinie,  na 
Lemszczyżnie,  na  murowanym  graniasto- 
dapie  trójściennym  wznosi  się  piramida 
trójkątna.  Napisów  obecnie  nie  ma  żad- 
nych. Podobno  pomnik  ten  wzniesiony 
zostać  przez  Szwedów  na  uczczenie  pamię- 
ci ich  pułkownika,  który  tu  w  r.  1656  zgi- 
nął w  bitwie  z  Pawłem  Sapiehą.  Czy  ra- 
czej nie  na  pamiątkę  klęski,  zadanej 
tu  Szwedom,  pomnik  ten  wzniesiono?  W 
okolicach  Zamościa,  w  TTdryczach  znajdu- 
je się  pomnik  niewiadomo  przez  kogo  wy- 
stawiony, dla  uwiecznienia  przyjaźni;  bliż- 
szych o  nim  szCzegiUów  tymczasem  nie 
posiadam.  W  odległości  5  wiorst  od  m. 
Biały  Badziwittowakiej,  w  lesie,  zwanym 
.Hola",  znajdnje  się  rodzaj  wieżyczki  mu- 
rowanej do  12  łokci  wysokości;  co  do  po- 
chodzenia tego  pomnika  różne  są  podania: 
to,  że  postawiony  jest  na  pamiątkę  przy- 
padkowej śmierci  na  polowania  Jerzego 
Illinicza,  to  dla  upamiętnienia  powrotu 
Krzysztofa  Radziwiłła  z  Ziemi  Świętej,  to 
na  pamiątkę  łowów  na  niedźwiedzie,  od- 
bywanych tutaj  przez  księcia  Karola  Ra- 
dziwi^a  „Panie  Kochanku",  to  wreszcie, 
że  jest  to  slnp  graniczay.  W  mieście  Dą- 
browie w  Galicji  na  placu  miejskim  stoi 
figura  z  kamienia  i  marmuru  chęcińskie- 
go z  herbami;  pochodzi  zapewne  z  począt- 


ku w.  XVIII,  znaczenie  jej  niewiadome; 
podanie  twierdzi,  że  odbył  się  tutaj  poje- 
dynek między  dwoma  braómi  Lnbomir- 
skimi.  W  ogrodzie  we  wsi  Oelejowie  w 
blizkości  Kazimierza  Dolnego  jest  wielki 
kamień,  jakby  nagrobek,  z  napisem  arab- 
skim.— Zwróció  należy  uwagę  w  dodatku 
do  tego  przeglądu  pomników  polskich,  że 
nietylko  pod  względem  historycznym  cie- 
kawymi są  one  zabytkami  i  świadectwa- 
mi dawnej  kultury;  są  one  bardzo  waż- 
nym materjałem,  jako  dzieła  sztuki,  świad- 
czą, jaksięonaw  Polsce  rozwiji^a,  jak  cią- 
gle dążyła  za  prądami  zachodnimi,  mając 
z  początku  charakter  romański,  następnie 
gotycki,  w  w.  XVI  renesansowy,  w  XVII  i 
XVIII  barokowy  i  rokokowy.  Dokładne 
badanie  dawnych  pomników  grobowych 
polskich  doprowadziło  historyków  sztuki 
do  wykrycia  nazwisk  zdolnych  rzeźbiarzy, 
którzy  kształcih  się  na  wzorach  obcych. 
Okazało  się.  że  Polska  posiada  wprawdzie 
w  mniejszej  ilości,  niż  kraje  zachodnie,  a- 
le  również  jak  one,  znakomite  dzi^a  sztu- 
ki bądź  swojskich,  bądź  obcych  artystów. 
Przypomnieć  się  godzi,  że  pomiędzy  gro- 
bowcami XV  wieku  kilka  należy  do  Wita 
Stwosza  i  jego  pracowni;  Kazimierza  Ja- 
giellończyka z  r.  1492,  Zbigniewa  Oleśnic- 
kiego i  Piotra  z  Boina  z  r.  1493  i  i.  Woj- 
ciecha (według  innych  biskupa  Gruszczyń- 
skiego);  kilka  wspaniałych  odlewów  me- 
talowych w  Poznaniu  i  Gnieiinie  zawdzię- 
czamy Piotrowi  Vischerowi.  Arcydzi^a- 
mi  epoki  odrodzenia  są  pomniki  Jana  Ol- 
brachta na  Wawelu  i  Krzysztofa  Szydło* 
wieckiego  w  Opatowie.  Niektóre  pomniki 
polskie  wykonane  były  przez  najsławniej- 
szych w  świecie  mistrzów.  Nadmienimy, 
że  szczycić  się  możemy  następującemi 
dziełami  Thorwaldsena:  pomnikami  Ko- 
pernika i  ks.  Józefa,  nagrobkami  Włodzi- 
mierza Potockiego,  pułkownika  artylerji 
konnej  (f  1812)  na  Wawelu  i  br.  Józefy 
Dunin -Borkowskiej  u  Dominikanów  we 
Lwowie;  grobowiec  wspani^y  w  katedrze 


dbyGoot^le 


iw,  Jana  w  Warszawie,  Stani^awa  Mała- 
chowskiego z  r.  1881  wykonał  rzeźbiarz 
rzymski  !F.  M.  Laboarenr  podlag  rysunka 
Tłiorwaldsena.  Znaczna  zai  liczba  pomni* 
ków,  w  ostatnich  czasach  wystawionych . — 
to  dzieła  mistrzów  polskich:  Oieszczyń- 
skiego,  Sosnowskiego,  Stattlera,  Weloń- 
skiego,  Oodflbskiego,  Brodzkiego,  Rygie- 
ra,  Barącza,  Marcinkowskiego,  O-adom- 
skiego,  -Popiela  i  innych.  —  Biblj0f|raf]a 
pomników  polskich.  Dokładna  bibljogra- 
f  ja  książek  i  artykułów,  w  których  znaleźć 
mo&na  wiadomości  o  pomnikach  polskich, 
zbyt  jest  obszerna,  abyśmy  ją  tn  mogli 
wyozerpaó;  podamy  więc  tylko  dzieła  naj- 
ważniejsze, prace  wiesze  i  ogólny  spis 
żród^  dmkowanych,  w  których  wiadomo- 
ści o  pomnikach,  nagrobkach  i  t.  p.  aię 
znajdują.  Najpierwszem  źródłem  do  wia- 
domości o  pomnikach  są  wogóle  dzieła 
treści  historycznej  i  gieograficznej,  w  któ- 
rych niekiedy  pomniki  są  opisywane  lab 
wspominane.  Obfity  zbiór  napisów  grobo- 
wych w  liczbie  przeszło  220  pierwszy  po- 
Aol  Bartosz  Paprocki  w  .Herbach  rycer- 
stwa polskiego'  1584  r.,  a  za  jego  przy- 
kładem i  inni  heraldycy.  Ogromne  dzieło, 
bo  przeszło  850  str.  liczące,  a  zawierające 
napisy  pomnikowe,  wyda^  polihistor  XVn 
wieka  Szymon  Starowolaki  p.  n.  „Monu- 
menia  Sarmaiarum'* ,  wyd.  w  Krakowie 
1655  r.  Po  nim  nikt  dotąd,  chociaż  npły- 
n^o  prawie  260  lat  od  chwili  ukazania  się 
„Monumentów",  o  podobnym  zbiorze  nie 
pomyślał.  Zebrano  jednak  i  opisano  bardzo 
wiele  pomników  naszych  szczególnie  grobo- 
wych, gdyż  świeckich  nie  wiele  w  ogóle  da 
.  się  naliczyć.W  wydawnictwach  zbiorowych 
i  pismach  ilustrowanych,  szczególniej  .Ty- 
godniku ilustrowanym"  i  .Kłosach",  nale- 
ży poszukiwać  podobizn  i  opisów  pomni- 
ków, stąd  wiele  ich  wzięto  do  5-a  tomów 
„Dziejów  Polski  ilustrowanych"  A.  Soko- 
łowskiego, a  J.  I,  Kraszewski  w  „Wize- 
runkach książąt  i  królów  polskich"  przy 
każdym  panującym  o  pomnikach  wspo- 


mina. Cenne  reprodukcje  niektórych  ar- 
cydzieł dawnej  sztuki  pomnikowej  podają 
Przezdziecki  i  Rastawieoki  we  „Wzorach 
sztuki  średniowiecznej"  oraz  F.  M.  Sobie- 
szczański  w  „Wiadomościach  historycz- 
nych o  sztukach  pięknych  w  dawnej  Pol- 
ecę" {Warszawa,  1847).  Sporo  dobrych 
podobizn  pomników  umieścił  H.  Biegelei- 
sen  w  .Ilnstr.  dziejach  lit.  polskiej".  Do- 
kładnych opisów  i  podobizn  pomników 
podano  sporo  w  7  tomach  „Sprawozdań  ko- 
misji do  badań  hist.  sztuki  w  Polsce*,  jak 
również  w  „Tece  grona  konserwatorów 
Galicji  Zachodniej"  (t.  I,  1900).  Opisy 
miast,  powiatów,  wsi,  kościołów  i  cmenta- 
rzy wiele  zawierają  wiadomości  o  pomni- 
kach: Krakowa,  Lwowa,  Warszawy,  Po- 
znania, Wilna,  Sandomierza,  Lublina  np. 
L,  Zjętowskiego  „Katedra  na  Wawelu', 
I.  Polkowskiego  .Katedra  Gnieźnieńska* 
i  in.  'li  książek,  broszur,  artyktJów,  wy^ 
dawnictw  ilustrowanych,  specjalnie  po- 
mnikom poświęconych,  wymienimy :  St.  Pa'^ 
telskiego  .Memoriale  epitaphioram  in  eccL. 
Posnaniensi"  1762  r.,  Lelewela  „Grobowe 
królów  polskich  pomniki"  (Poznań,  1857) 
i  , Grobowy  napis  Bolesława  Wielkiego 
w  Poznania"  (tamże,  1866);  o  tymże  pisali: 
Bielowski  w  „Bibl.  Warsz."  1857,  II,  Łu- 
kaszewicz, tamże,  1857,  IV,  Stronczyński 
tamże,  1887,  III,  K.  Ho£fman  w  broszu- 
rze: „O  najdawniejszych  grobowcach  kró- 
lów polskich"  (Poznań,  1872);  A.  Przez- 
dzieckiego  „Ślady  Bolesławów  polskich" 
(Warsz.j  1853).  O  pomnikach  wniesio- 
nych na  cześć  Jana  III  p.  J.  Łęskiego 
.Jan  Sobieski,  jego  rodzina..."  (Warszawa, 
1883),  tenże:  „Pomnik  Jana  S-go  na  pa- 
miątkę zwycięstwa  pod  Wiedniem.  Rzeź- 
ba Piotra  Vaneau-  (Warsz.  1880).  Kilka 
wydawnictw  ilustrowanych  istnieje  po- 
święconych samym  grobowcom  królów 
i  pomnikom  Krakowa,  jako  to:  „Monumen- 
ta"  Stachowicza  (wyd.  Kraków  i  Peters- 
burg), „Groby  i  pomniki  królów"  Płon- 
czyńskiego  (Kraków,  1843), , Groby,  trum- 


dbyGoot^le 


91 


POMOCNE. —PONTAŁ. 


ny  i  pomniki  królów  polskich*  A.  Gra- 
bowskiego (wyd.  1-1836, 11—1868)  i  naj- 
cenniejsze, wychodzące  dotąd  .Pomniki 
Krakowa"  M.  i  S.  Cerchów  z  tekstem  d-ra 
F.  Kopery.  „Pomniki  książęce  Piastów" 
K.  Stronczyóskiego  (Piotrków,  1888).  Kil- 
ka artyknlów  i  broaznr  dotyczy  groho  Bo- 
lesława Śmiałego;  oprócz  wymienionych 
dodamy  S.  BuszczyAskiego  „Pielgrzymkę 
do  grobu  Boi.  Śm."  {Waraz.  1883).  O  Pola- 
kach, na  obczyźnie  mających  pomniki,  p.  E. 
Marylskiego  .Pomniki  i  mogiły  Polaków 
na  cmentarzach  zagranicznych"  (Warsz. 
1860),  Ig.  Polkowskiego  „Groby  i  pamiątki 
polskie  w  Rzymie"  (Drezno,  1870)  -jest  ich 
tamokoło*.łOO,  Kraszewskiego  „Kartki  zpo- 
dróży",  teg.  .Padewskienagrobki^wksiąż- 
ce  ,Po  ziarnie"  (1861),  art.  T.J.Steckie- 
gow  ,Tyg.II,*,1871,  t.Vni.  Zmonografji 
wspomnimy  jeszcze:  K.  W.  Wójcickiego 
.Cmentarz  Powązkowski",  1856,  „Pomni- 
ki Sieniawskich  w  Brzeianacb"  przez  d-ra 
M.  Maciszewskiego  (Lwów,  1882),  .Gro- 
by rodziny  Tyszkiewiczów"  E.  Tyszkie- 
wicza (Warsz.,  1873),  „Groby  kość.  N.  Ma- 
iji  Panny  w  Kielcach  (Kielce,  1872)  przez 
ks.  Wł.  Siarkowskiego,  .Monumenta  EcoL 
Metr.  Gneznensis"  M.  Siemieńskiego  (Po- 
znań, wyd. n,  1823),  .Oklasztorze jędrze- 
jowskim i  nagrobka  Pakosława"  (Kra- 
ków, 1852)  A.  Z.  Helcia,  .Grobowiec  kró- 
la Jana  Olbrachta"  d-ra  F.  Kopery,  T.  N. 
Ziemięckiego  .Maozoleam  Św.  Wojciecha" 
(Kraków,  1898),  .Opis  sypania  kopca  Ko- 
ściuszki w  r.  1820"  (Kraków,  1880),  M.  Ba- 
lińskiego „Zgon  Żółkiewskiego  ipomnik  je- 
go" (Bibl.  Warsz.,  1845,  II).  O  posągu  Zyg- 
manta  III  pisali:  Wejnert  w  „Starożytno- 
ściach Warszawy"  i  W.  Koleżak  w  broszu- 
rze z  r.  1887.  St.  Krzyżanowski  wydal  ro- 
ku 1870  {w  Krak.)  ogólną  rzecz  .0  gro- 
bowcach". Wiele  pomników  opisał  sena- 
tor K,  Stronczyński  w  „Opisach  zabytków 
starożytności  w  Król.  Polskiem"  (Dzien- 
nik Powszechny  1862  i  3);  oryginalny  rę- 
kopis  z  albumami  rysunków  jest  w  Bibl. 


Głównej  w  Warszawie.  Obszerny  spis,  ale 
nie  zupełny,  rzeczy,  dotyczących  pomni- 
ków, przytacza  dr.  Ludwik  Finkel  w  ,Bi- 
bljografji  bistorji  polskiej"  1. 1,  str.  26 — 
27  (EpigraBka)  i  t.  II,  str.  1094  —  1100. 
Wiele  pomników  wydano  w  rycinach  osob- 
no; najdawniejszą  z  takich  rycin  jest,  je- 
żeli się  nie  mylimy,  podobizna  kolumny 
Zygmunta  Ul,  wykonana  przez  W.  Hon- 
diusa  i  A.  Lokcjnsza  i  wydana  w  r.  1646 
w  Hadze.  Pisząc  ten  artykuł  o  pomnikach, 
skor^staliśmy  bardzo  wiele  z  zasobnej 
bibijoteki  i  znakomitego  zbioru  rycin  do- 
ktora Wacława  Lasockiego,  któremu  naj- 
piękniejsze natem  miejscu  składamy  dzię- 
ki za  chętną  pomoc,  z  całą  gotowością  a- 
dzielaną  wszystkim  pracującym  nad  rze- 
czami polskiemi,  a  pragoącym  użytkowaó 
z  zebranych  przez  niego  skarbów. 

Hieronim  Łopacmski. 

Pomocne  ob.  Podatki  i  ciężary. 

Pomorszczyzoa,  pomorka.  Tak  flisa- 
cy na  Wiśle  zowią  wiatr  północno-zachod- 
ni, wiejący  od  strony  pomorza,  pożądany 
dla  ieglnjąoycli  w  górę  Wi^y.  Klonowicz 
też  mów  «  swoim  Flisie: 

ijKiedy  w  tjł  pomorszczyuik  wieje, 
Jul  Polak  peleo  joet  dobrej  nadzieje'. 

Pomort  —  narzędzie  muzyczne  dęte,  z 
głosem  basowym.  Rej  mówi:  „Pomorty 
a  puzany,  co  wszystkich  zagłuszą".  W  Pe- 
trycym  zaś  czytamy:  .Puzany,  pomorty, 
szdamaje  i  wszelakie  wielkiego  głosu  pi- 


POfltał,  pontalik  (z  wlosk. /««to/-e) — 
węzeł,  drogie  noszenie  na  sukni  lub  przy- 
branie głowy  niewieściej.  Rej  pisze:  „Co 
owych  nastało  dziwnych  pontalików,  fe- 
retów;  a  snadź  już  drudzy  nietylko  na 
głowie,  ale  i  na  nogach  te  pontały  a  te  fe- 
rety  przyprawują".  Żebrowski  wspomina 
o  srebrnym  pontale,  który  misternie  za- 
wieszony u  wstęgi  ,na  czole  trzpiotal". 
Syrenjusz  wspomina  o  pontale  rfotym. 
Petrycy  opowiada  w  czasach  Zygman- 
ta  III:  .U  niewiast  teraz  łańcuchy  na  szjd 
wiszą,  około  szat  pontały,  na  uszach  per- 


dbyGoot^le 


PONTYFIKAŁ.— PORCELANA. 


ly,  na  ręku  manele".  Jaką  droftą  npo- 
wszechnita  się  w  Polsce  moda  owieszauia 
szat  niewieścich  pont^ami,  znajdziemy 
wskazówkę  w  spisie  wyprawy,  przywie- 
zionej do  Krakowa  w  r.  1B53  przez  królo- 
wę Katarzynę,  malioakę  Zygmunta  An- 
gnsta.  Było  tam  pontalów  do  sakien  jesz- 
cze nie  przyszytych:  1)  dotych  par  50  ze 
szmelcem  białym  i  niebieskim,  2)  ponta- 
łów  złotych  par  21  ze  szmelcem  białym, 
niebieskim  i  zielonym,  3)  pontalów  zło- 
tych par  18  ze  szmelcem  białym  i  fijoleto- 
wym,  4)  pontalów  dotych  par  18  ze  szmel- 
cem bi^ym  i  czarnym.  Do  nich  widocznie 
naleifJy  ^gnzy  okrągłe,  złote,  czyli  boto- 
uy  w  tejże  Uczbie". 

PODtyflkał,  zlać.  fion/tyfcaie  — ksiąga,, 
zawierająca  przepisy  nabożeństwa  dla  bi- 
skupów. Orzechowski  w  XVI  wieka  pisze: 
."Wejżrzyj  w  pontyfik^,  a  koronacją  kró- 
lewską czytaj".  Słynnym  jest  ze  wspania- 
łych miniatur  pontyfikał  Erazma  Ciołka 
{Erasmus  ViłeUtnus  de  Cracoma),  uczone- 
go biskapa  płockiego  i  sławnego  dyplo- 
maty z  początków  XVI  w. 

Popisy  rycerstwa.  Pod  wyraz.  Kam- 
pament  {Enc.  Starop.  t.  II,  str.  321}  i  O- 
kazowanie  {Enc.  Siarop.  t-III,  str.  286) 
mówiliśmy  o  popisach  wojskowych  i  sta- 
nu rycerskiego.  Obecnie  przytoczymy  już 
tylko  to,  co  uczony  ks.  Franciszek  Jezier- 
ski pod  wyrazem  „popisy"  skreślił  w  cza- 
sach Stanika  waAngusta:  „Każda  prowin- 
cja robiła  corocznie  zjazd  polny  z  obywa- 
telów  zgromadzających  się  na  pewne 
miejsce;  tam  przed  senatorem  wojewódz- 
twa lab  ziemi  szlachta  popisywała  się  z 
swoimi  rynsztnnkami,  kofimi  i  zbrojami. 
Popisy  te  były  tym  samym,  co  kampa- 
menta  dzisiejsze  wojsk  europejskich.  Na- 
ród nasz  polski  rolniczy,  osiadły  na  ob- 
szernej ziemi,  mający  zażycie  myśliwstwa 
i  strzelby,  mający  obfity  przychówek  ko- 
ni, mógłby  wznowić  używanie  popisów  na 
wsparcie  w  czasie  wojny  swojego  wojska 
i  nawet  na  oparcie  się  przeciw  temu  same- 


mu wojsku,  jeżeliby  chciało  uciskać  wol- 
ność. Wyprawy  w  Polszczę  popisów  tak- 
by  były  przyzwoite  potędze  narodowej, 
jak  są  przyzwoite  posągi  stare  między  mod- 
nymi sprzętami  w  pałacach  kosztownie 
ubranych'. 

Poplecznik.  Dawni  rębacze  polscy,  aby 
tylko  mieli  plecy  osłonione  przez  współto- 
warzysza, nie  liczyli  mnogiej  gromady 
przeciwników  i  śmiało  z  nimi  walczyli. 
Towarzysz,  zasłaniający  walczącego  z  ty- 
łu, zwE^  się  poplecznikiem,  a  wyraz  ten 
zastosowano  pó^ej  do  każdego,  który 
popierał  kogoś  czy  to  szablą,  czy  radą, 
czy  zabiegami  w  jakiejkolwiek  sprawie. 

POpOna,  opona.  Rej  pisze:  „Kolebki 
(powozy)  z  szarłatnemi  poponami*.  Bir- 
kowski  zaś:  .Dwory  i  łożnice  poponami  u- 
pstrzą". 

Poprąg,  popręg — pas  rzemienay  lab 
parciany,  którym  przypasane  jest  siodło 
do  konia.  W  „Instruki^i  dla  kawaleryi 
narodowej"  z  czasów  Kzplitej  czytamy 
przepis:  .Poprąg  nie  powinien  być  ani 
nadto  mocno,  ani  nadto  wolno  podpięty; 
w  pierwszym  przypadku  koń  nie  ma  zu- 
pełnego oddechu,  w  drugim  przekręca  się 
kulbaka". 

Poradine  ob.  Podatki  i  ciężary,  o- 
raz  Kadło. 

Porcelana  (z  portugal,  porcella,  musz- 
la) i  inne  wyroby  ceramiczne. 
"W  czasie  wesela  Zygmunta  Augusta  z  El- 
żbietą Rakuszanką  w  r.  1543  w  Krakowie, 
młoda  królowa  między  ślubnymi  darami 
otrzymała  od  kurfirsta  brandenburskiego 
pubar  trybowany,  wysadzany  postaciami 
z  porcelany,  a  od  żony  kurfirsta  dzban 
również  wysadzany  porcelaną,  jak  to  za- 
świadcza naoczny  świadek  Zygmunt  Her- 
berstein.  Bonifacy  Yanozzi,  sekretarz  kar- 
dynała Q-aetano,  opisując  pobyt  swój  w 
Zamościu  r.  1696  u  kanclerza  w.  k.  Jana 
Zamojskiego,  powiada,  że  w  izbie  jadalnej 
były  rozstawione  naczynia  z  porcelany. 
Do  picia  używał  kanclerz  czary  porcela- 


dbyGoot^le 


nowej  z  ochami  zlotemi.  Andrzej  Lipski, 
biskup  krakowski,  zmarty  r.  1631,  zapisał 
testamentem  królewnie  Annie  naczynia 
tureckie  pod  nazwą  porcelany:  mi- 
sy, talerze,  miednice.  Królowa  Marja  Ka- 
zimiera Sobieska  w  liście  do  siostry,  księ- 
żnej Radziwiłłowej,  opowiada  o  doMa  swo- 
im (zapewne  wilanowskim):  „jest  tn  dom 
dość  akkomodowany,  specjałów  moc,  to 
jest  obrazów,  fraszek  chińskich,  porce- 
lan nastawiano  i  t.  d.  (wyd.  przez  Niem- 
cewicza „Pamiętniki  o  dawnej  Polsce", 
Warszawa,  1822,  t.  IV,  490).  Za  doby  Sa- 
skiej na  stolach  pańskich  w  Polsce  zaczę- 
ły wchodzió  w  ażycie  serwisy  porcelano- 
we, zastępaj^  naczynia  z  kmszco,  a  była 
to  jn£ '  słynna  porcelana  saska  z  Myezny 
(Meissen).  W  paiaeyka  powązkowskim 
księcia  Adama  Czartoryskiego  był  pokój 
zwany  porcelanowy,  w  którym  utyto  do 
wyłÓ£enia  ścian  3000  tafelek  z  porcelany 
saskiej.  Tak  ca^a  li^aropa-,  jako  i  Polska, 
otrzymywrfy  najprzód  wyroby  porcelano- 
we z  Chin  i  Japonii.  Pierwsze  fabryki  por- 
celany w  £aro[>ie  powstały  w  XVI  w.  we 
Włoszech.  O  usiłowaniach  wyrobu  majo- 
lik  w  Krakowie  za  Stefana  Batorego  ob. 
Maj  oliki  (£■«<:.  ^tór^./.  t.  III,  str.  178). 
Około  polowy  XVIII  w.  nabrała  sławy 
porcelana  saska.  Stani^w  August,  usi- 
łując pi-zemyrf  podobny  zaszczepió  w  Pol- 
sce, z^o^ł  fabrykę  wyrobów  fajansowych 
i  majolikowycb  w  Belwederze  pod  War- 
szawą. Wiadomość  o  tej  fabryce  podali- 
śmy pod  wyrazem  Far/ury  w  Enc,  Starop, 
t.  II,  str.  146.  Tu  dodamy  jeszcze  z  notat- 
ki udzielonej  nam  uprzejmie  przez  p.  Bi- 
8ier'a,  że  marka  tej  fabryki  Varsov%€  (ob. 
fig.  1)  czerwona,  ciemna,  niekiedy  czarna, 
czasem  z  dodanem  £(e1weder)  niebieskiem 
albo  żółtem  i  takimże  rokiem  lub  W{&y- 
szawa).  Litery  te  wszakże  mogą  oznaczać 
i  wyroby  wrocławskie  ( Wratis]avia  lub 
.^reslau).  Fabryka  belwederaka  kopjowa- 
wała  najczęściej  naczynia  holenderskie 
„Delfty",  także  porcelany  chińskie  a  nie- 


kiedy francuskie  i  niemieckie.  Wyrób,  jak 
na  majolikę,  bardzo  byt  dobry,  tylko  kru- 
chy, W  naśladownictwie  Belwederu  ksią* 
żę  Józef  Czartoryski  założył  w  roku  1784 
najprzód  fabrykę  fajansów  na  Wołyniu 
pod  Korcem  na  przedmieściu  Józefinie.  PI 
Leonard  Lepszy  w  artykule  o  fabryce  fa- 
jansu i  porcelany  w  Korcu  (Bibl.  Warszl 
r.  1889,  1. 1,  str.  90)  podaje  kontrakt  za- 
warty na  lat  6  d.  17  listopada  1783  r.  po- 
między przysną  kompanją  reprezento- 
waną przez  księcia  Czartoryskiego,  stol- 
nika litewskiego,  z  jednej  aimć  panem 
Franciszkiem  Mezerem,  dyrektorem  fa- 
bryki farfurowiej  koreckiej  z  drugiej  stro- 
ny. Mezer,  z  pochodzenia  Francuz,  musiał 
być  mieszkańcem  Warszawy,  bo  i  kon- 
trakt zawierany  był  w  tern  mieście  i  za- 
strzeżono w  nim  30  czerw.  zł.  „na  powrót 
do  Warszawy".  Niema  w  nim  jeszcze 
mowy  o  porcelanie,  tylko  o  .fabryce  far-^ 
furowej",  t.  j.  wyrobie  fajansu.  Z  .Ramot 
starego  Detiuka  na  Wołyniu"  i  z  innych 
żród^  dowiadujemy  się,  że  Czartoryski  u- 
posażył  świetnie  nowozbndowaną  ręko- 
dzielnię  na  przedmieścia  koreckiem!  W 
prawem  skrzydle  ogromnego  gmachu  by- 
ło mieszkanie  dyrektora  i  laboratorjuin;  w 
lewem  skrzydle  był  magazyn  wyrobów; 
środek  na  dole  zajmowały  pracownie,  na 
górze  sale  malami  z  wzorami  porcelan  za- 
granicznych; z  tyłu  ogromny  dziedziniec 
obejmował  zabudowania  fabryczne,  Fran- 
dszek  Mezer  przybrał  do  swego  boku  bra- 
ta Michała;  obaj  znakomici  nauką  i  do- 
świadczeniem składali  dystyngowaną  ro- 
dzinę polską.  Mieli  piękną  bibljotekę  i 
prenumerowali  kilka  gazet.  Kapitał  za- 
kładowy oparty  był  na  akcjach  różnej 
wysokości  od  100  do  10,000  złp..  żeby  u- 
przystępnić  udział  ludziom  wszelkiej  za- 
możności. Akcje  te  w  chwili  największe- 
go rozwoju  przynosiły  po  sto  procent.  Od 
r.  1790  zaczęto  wyrabiać  wytworną  porce- 
lanę, która  nabrała  znaczenia  narodowej. 
Około  r.  1793,  w  czasie  największego  roz. 


dbyGoot^le 


PORCELANA. 


97 


kwitn  fabryki,  liczba  warsztatów,  jak  po- 
daje Korzon,  dochodziła  86  a  siedzących 
za  toczydłami  byto  do  1000.  Najwięcej 
robotników  było  z  Warszawy,  ale  byli  i 
Saksończycy,  wśród  uczniów  zaś  „wielu 
Hosinów  miejscowych  szczęśliwie  się  przy- 
uczało i  kształciło''.  W  malarni  było  za- 
trudnionych 73  pracowników,  pod  prze- 
wodnictwem Sobińskiego,  który  pobieraj 
15  czerw.  zł.  miesięcznie,  nadto  miał  dom 
z  opałem,  światłem  i  stróżem,  co  na  owe 
czasy  stanowiło  wysoką  ^acę,  tembardziej 
że  za  kosztowniejsze  obstalanki  pobierał 
osobne  wynagrodzenie.  Pod  jego  kierun- 
kiem odznaczali  się  pięknem  rysowaniem: 
Grzegorz  Chomicki,  Antoni  &ajewski  i 
Blumau.  Sobiński  był  dyrektorem  malar- 
ni w  Korcu  aż  do  czasu  spalenia  się  fa- 
bryki, poczem  przeniósł  się  na  dwór  woje- 
wody sieradzkiego  Michała  Walewskiego 
w  Tuczynio,  dla  udzielania  nauki  malowa- 
nia miniatur  dzieciom  wojewody.  Glinkę 
do  wyrobu  fajansu  koreckiego  znajdowa- 
no na  miejscu,  na  porcelanę  zaś  przywo- 
żono glinkę  z  Dąbrowicy,  oddalonej  o  mil 
kilka  od  Korca,  krzemień  z  Krzemieńca 
a  kredę  najlepszą  z  Jampola.  W  najlep- 
szych latach  miesięcznie  wychodziło  z  fa- 
bryki do  20,000  sztuk  a  składy  główne 
były  w  Berdyczowie  i  Warszawie.  Komi- 
sja Skarbowa  Bzphtej  sprzyjała  rozwojo- 
wi fabryki,  zmniejszając  cło  wywozowe 
od  fajansów  do  trzeciej  części  i  zwalniając 
transporty  od  rewizyi  na  komorach.  Na 
takie  usposobienie  Komisyi  wj^ywał  Jacek 
Jezierski,  kasztelan  łukowski,  gdy  na  sej- 
mie r.  1790  stawał  w  obronie  fabryk  fa- 
jansu. .Mały  zdaje  się  objekt  fajansu  an- 
gielskiego, przecież  za  niego  nie  miijon 
pieniędzy  za  granicę  wychodzi.  Jest  fa- 
bryka w  Korcu  J.  O.  X.  Czartoryskiego, 
Stoln.  lit.,  druga  u  mnie  (w  Grębenicach), 
doskonalszego  fajansu  niż  angielskie  by- 
łoby ich  więcej  i  tyle,  ile  kraj  potrzebuje, 
gdyby  rząd  temu  nie  szkodził,  bo  chociaż 
wypadło  prawo,  aby  kraj  zagranicznego 

Ei«?}klopedjB  ■tarapolBki,  łom  rv. 


nie  używał,  komisje  skarbowe  zagranicz- 
nym wchodzić  dozwalają*.  Z  początkiem 
r.  1790,  gdy  Mezer  wynalazł  odpowiedni 
sposób  przyrządzania  glinki  koreckiej  na 
porcelanę,  doniósł  o  tem  królowi  Stanisła- 
wowi, który  go  za  to  obdarował  listem  i 
pierścieniem  z  cyfrą  królewską  a  następ- 
nie indygenat«m  szlachectwa  polskiego. 
Sława  porcelany  koreckiej  zaczęła  się  roz- 
chodzić poza  granice  Polski.  Generał-gn- 
bernator  Tutułmin  obstalował  kaitior  na 
12  osób  z  portretami  cesarzowej  za  1000 
rs.  Piękność  tego  wyrobu  przesta  ocze- 
kiwanie. Tutułmin  za  tra&e  podobieństwo 
cesarzowej  Katarzyny  i  gładkość  pędzla 
w  medaijonacb  na  porcelanie  ofiarow^ 
Sobińskiemu  100  czerw.  d.  a  Mezer  otrzy- 
mał w  upominku  piękną  tabakierę  złotą  z 
portretem  Katarzyny  IL  Tymczasem  Czar- 
toryski, wyjechawszy  po  r.  171)2  na  miesz- 
kanie do  Drezna,  z  daleka  już  tylko  na 
swój  piękny  zakład  przemysłowy  spoglą- 
dtJ.  Po  trzecim  podziale  kraju  ^Franciszek 
Mezer,  w  r.  1795  wezwany  przez  Zamoj- 
skich, przeniósł  się  do  ich  majętności  To- 
maszowa i  tam  nową  utworzył  fabrykę. 
Michał  zastąpił  brata,  ale  z  trudnością  o- 
gromowi  pracy  mógł  podołać.  W  nocy  z  1 
na  2  stycznia  r.  1797,  zapewne  skutkiem 
nieostrożności  podchmielonych  noworocz- 
nym obchodem  robotników,  straszny  po- 
żar zniszczył  wspaniały  zakład  przemy- 
słowy, ogromne  zapasy  mat«rjałów,  piece 
do  wypalania  porcelany  i  fajansu  i  dwa 
składy  gotowych  wyrobów.  Zgorzała  ma- 
larnia  z  całym  zasobem  najpiękniejszych 
wzorów  saskich,  francuskich  i  chińskich,- 
warsztaty,  formy  i  narzędzia.  Rezolucja 
od  Czartoryskiego  na  odbudowanie  fabry- 
ki nieprędko  przyszłai  jeszcze  znal  azłatru- 
dności  w  wykonaniu,  czem  zniechęcony 
Michał  Mezer  uwolnił  się  z  Korca,  prze- 
nió^  się  do  Baranówki,  gdzie  r.  1803  na 
własne  imię  i  własnym  kosztem  zaJożył 
fabrykę,  do  nasz3'ch  czasów  trwającą.  Pan 
Ludwik  Wierzbicki  w  części  informacyj-. 


dbyGoot^le 


PORCELANA. 


nej  do  katalogu  wystawy  archeologicznej 
powiada,  te  fabrykę  korecką  odbudowano 
w  r.  1800.  Wegetowana  ona  jednak  jaż 
tylko  i  pomimo  że  sprowadzono  do  niej  dy- 
rektora Francaza  chemika  Meranit  z  Se- 
Tres.  wyrabiała  jaż  tylko  fajans.  P.  Leo- 
nard Lepszy  wyraża  się,  żei  porcelana  ko- 
recka jest  najczęściej  graba,  zwłaszcza  po- 
czątkowe wyroby,  nieprzezroczysta,  moc- 
na i  twarda,  krzesze  bowiem  ognia,  pozło- 
ta z  odcieniem  czerwonawym,  trwała.  Ma- 
latury  na  niej  mają  ton  i  charakter  łagod- 
ny, troskliwy,  miniatarowy,  jaki  cecha- 
je  epokę  Stanisławowską.  Przeważają  w 
nich  motywy  ze  ńwiata  roślinnego,  wcześ- 
niejsze częstokroć  stylizowane,  późniejsze 
zwykle  natnralistyczne.  Często  wypełnia- 
ją je  widoki  zaczerpnięte  z  niw  ojczystych 
lub  wzorów  francuskich,  nieraz  p^ne 
wdzięku.  Ulubiocym  kolorem  był  niebie- 
ski we  wszystkich  odcieniach,  a  najpospo- 
litszą ornamentacją  rzadko  rozsiane  nie- 
bieskie kwiatuszki  na  bi^em  tle.  Pod 
względem  ksztfJta  trzymano  się  początko- 
wo wzorów  zagranicznych,  później  wpro- 
wadzono pomysły  artystów  krajowych. 
Pod  wzlędem  rozmaitości  wyrabianych  tu 
naczyńi  przedmiotów  zbytkowych,Korzec 
dzięki  środkom,  wjakie  uposażyli  go  Czar- 
toryscy, nie  ustępował  fabrykom  zagrani- 
cznym. P.  Jul.  Kc^aczkowski  pisze,  że 
znakiem  fabrycznym  porcelany  koreckiej 
jest  napis  „Korzec"  lub  oko  Opatrzności. 
Znaki  te  są  do  r.  1797  złote,  od  roku  zaś 
1800:  niebieskie  oko  bez  podpisu,  po  roku 
1815  i  odprawieniu  dyrektora  Francaza: 
oko  czerwone  z  podpisem,  następnie  aż  do 
końca  fabryki  wr.  1831:  napi^  w  języku 
rosyjskim,  często  z  dodaniem  roku.  Zda- 
niem p.  Lepszego  najwcześniejszy  znak 
jest  sam  napis  złoty  „Korzec",  następnie 
dodano  oko  Opatrzności  z  promieniami, 
które  niebawem  opuszczono.  P.  "Wł.  Cie- 
chanowiecki twierdzi,  że  znak  fabryczny 
od  r.  1790  do  1797  był  złoty,  od  r.  1799 
do  1803  był  niebieski,  a  odr.  1803  do  zam- 


knięcia fabryki  czerwony,  P.  Bisior,  biegły 
znawca  przedmiotu,  w  danej  nam  o  Kor- 
cu notatce  tak  pisze:  „Wyrabiano  w  Kor- 
cu porcelanę  i  fajans  podobny  do  Wegd- 
wooda  angielskiego  barwy  żółtej.  Marki 
koreckie,  których  rysunki  podajemy  tu  pod 
fig.  2,  3,  4  i  5,  bywają  koloru  szafirowego, 
czerwonego  i  czarnego  a  niekiedy  dote, 
zwykle  na  polewie  malowane,  tylko  szafi- 
rowe pod  polewą,  także  wgłąb  wciskane 
i  z  wieloma  warjantami  po  r.  1815  z  napi- 
sem rosyjskim.  Fabrykaty  były  niekiedy 
bardzo  piękne  i  starannie  malowana  Ma- 
ta porcelany  przedstawia  zwykle  tę  ory- 
ginalność, że  wygląda  jakby  ziarnista  by- 
ła i  że  łatwo  np.  w  środku  talerzy  pęka". 
O  fabryce  porcelany  tomaszowskiej 
(której  marki  podajemy  tu  pod  fig.  6,7  i  8) 
powiada  p.  Bisien  że  miała  te  marki  w 
różnych  kombinacjach,  niekiedy  wyciska- 
ne wgłąb,  że  założona  zostata  jakoby  w  r. 
1795  pod  dyrekcją  Franciszka  de  Mezer, 
ale  z  tą  datą  i  w  stylu  Ludwika  XVI  wy- 
robów p.  Bisier  nie  widział.  Urządzona 
nakładem  Zamojskich  w  Tomaszowie  lu- 
belskim, jak  twierdzi  p.  Ciechanowiecki, 
zamkniętą  została  w  r.  1810.  Wyroby  jej 
bywały  niekiedy  piękne,  ale  nieliczne.  Ba- 
ranówka  nad  Słuczą  na  Wołyniu  zało- 
żona przez  Michała  de  Mezer  w  majątku 
Adama  i  Józefy  Lubomirskich  r.  1803  ob, 
marki  fig.  9,  10,  11,  12,  13,  14)  czerwone, 
czarne,  niekiedy  niebieskie,  na  polewie. 
Ody  majątek  przeszedł  na  własność  ks. 
G-agarina,  wówczas  zapewne  za  jego  sta- 
raniem fabryka  otrzymała  herb  pań- 
stwa. Wyroby  tutejsze  z  początku  nie 
ustępowały  koreckim,  ale  z  czasem  sta- 
ły się  ordynarnieisze.  FajansnzBaranów- 
ki  p.  Bisier  nigdzie  nie  spotka-.  P.  Ciecha- 
nowiecki twierdzi,  że  fabryka  w  Baranów- 
ce  trwała  do  r.  1833,  posiadając  2  piece  do 
porcelany  i  4  do  fajansu.  Horodnica 
nad  Słuczą  w  pow.  Zwiachelskim  na  Wo- 
łyniu, kilka  mil  od  Korca,  własność  Hen- 
ryka Lubomirskiego,  później  pięciu  jego 


dbyGoot^le 


PORCELANA. 


córek:  Janowej  Potockiej  z  Tykocina,  San- 
gaazkowej  ze  Stawoty,  Lubomirskiej  z 
Przeworska,  Potockiej  z  Łańcuta  i  Rzysz- 


właścicielek  (fig.  1 5).  Później  niy  wano  mar- 
kę (fig.  16)  malowaną  szarym  kolorem  pod 
polewą,  następnie  kładziono  markę  rosyj- 


(f-j")      ''^  M 


Marki  na  porcelanach  i  fsjaiiBach  łn-ftjowych. 


czewskiej  ze  Szpanowa.  Markę  fabr.  z  koń- 
ca XVirr  i  początku  XIX  w.  składa  ponad 
napisem  Horodnica  5  liter  początkowych. 
z  nazwisk  wymienionych  powyżej    pięciu 


ską  (fig.  17).  Z  rąk  ks.  Lubomirskiego  fa- 
bryka przeszła  na  własność  Wacława  Ra- 
likowskiego.  Wyrabiała  pierwotnie  bar- 
dzo lekki  i  pięknie  polewany  kolorowo  fa- 


dbyGoot^le 


100 


PORCELANA. 


jans,  równający  sią  sngiel&kiema,  tak£e 
porcelanę  i  wyroby  kamienne.  Przetrwa' 
la  do  naszych  czaiiów,  ubywając  marki 
wyciskanej.  Ćmielów  nad  rzeką  Ka- 
mionna w  Sandomierskiem.  Fabrykę  ia- 
jansa  założył  tu  Jacek  Małachowski  w  r 
1809,  później  przesta  w  posiadanie  mini- 
stra Lubeckiego.  Odr.  1831  do  1866  dy- 
rektorem byl  Czech  Weiss  Gabrjel,  później 
dzierżawił  ją  Cybulski,  a  od  lat  kilkana- 
sta  prowadzą  ją  Lnbeccy  na  własny  ra- 
chunek. Wyrabiano  tu  lekki  żółtawy  fa- 
jans z  malowidłami  i  ozdobami  drukowa- 
nemi,  najpiękniejsze  są  koszyczki  z  okrą- 
głych pałączków  plecione,  później  wyra- 
biano i  porcelanę  z  markami  £g.  18,  19 
i  20,  kolorowo  drukowanemi  i  wciskane- 
mi  (fig.  19).  Teraz  używa  fabryka  herbu 
w  kształcie  miecza  z  4-ma  półksiężycami 
przy  jelcach.  W  latach  1850—1870  liter: 
C,  M.  lub  F.  P.  C,  znaczących:  Cmielow- 
ska  manufaktura  i  Fabryka  porcelany  w 
Ćmielowie;  także  K.  i£.,  których  znacze- 
nia p.  Bisior  nie  wyjaśnia.  Fabryka  w 
Staszowie  sandomierskim  wyrabiała 
naczynia  z  żółtej  twardej  gliny  z  wyciska- 
nymi deseniami,  pomalowanymi  jednoko- 
lorowe sposobem  lakierniczym,  t  j.  na 
czarno,  czerwono  i  t.  p.,  nadto  fajki  zwa- 
ne stambułkami,  zwyciskami  wgłąb  z  glin- 
ki lekkiej  żółtej  lub  czerwonej  (marka  fig. 
21)  wyciskana,  także  inna  w  małym  owa- 
lu na  fajkach.  W  Telechanach  nad 
kanŁtJem  Ogińskiego  w  Piószczyżnie,  Mi- 
chał Ogiński  założył  fabrykę  majoliki  w 
XVIII  w.  Naczynia  o  białej  polewie  z  ko- 
lorowanemi  ozdobami  liściowemi,  z  owo- 
cami i  głowami  zwierząt  i  ludzi  są  wcale 
piękne.  Marka  (£g.  22)  oznacza  zapewne 
Comte  Ogiński,  dawniej  bowiem  używali 
Ogińscy  tylko  tytnlu  hrabiowskiego.  Na 
początku  XIX  w.  fabryka  telechańska  u- 
padła,  gdy  została  wydzierżawiona  Żydom. 
Lubartów  wyrabiał  dzbanki  z  wypuk- 
łą zwierzyną,  zwierzęta  na  przyciski,  na- 
czynia z  wyciskami  z  gliny  twardej,  żół- 


tawej, malowanej  podobnież  jak  w  Staszo- 
wie, także  z  marką  (fig.  23)  wgłąb  wyci- 
skaną lub  drugą  w  obwódce  LUBARTÓW. 
Glińsko  w  pow.  Żółkiewskim  w  Galicy! 
wyrabiało  fajanse  z  polewą  twardą  szarą, 
kawową  i  t.  p.  o  kolorowych  krążkach  z 
marką  (fig.  24)  wyciskaną  oraz  f  ajki-stam- 
bułki.  Siedliska  (dziś  w  pow.  Kawskim 
w  Galicyi)  z  fabryką  fajansu  o  żółtej  po- 
lewie i  ozdobach  barwnych,  z  marką  wy- 
ciskaną (fig.  25).  K  r  a  w  B  k  (może  Kraw- 
ska  góra)  w  pow.  Zloczowskim,  wcale  po- 
rządne wyroby  o  żółtawej  polewie  i  kolo- 
rowych ozdobach  malowanych  z  marką 
(fig.  26)  wgłąb  wyciskaną.  Sławsk  za- 
pewne w  okolicach  Koła  i  Konina — wyro- 
by fajansowe  z  żółtawą  polewą  i  wyciska- 
mi—z  marką  fig.  27.  Lubycza  wokoli- 
cach  Rawy  ruskiej  —  fajans  prosty  o  wy- 
ciskach kolorowanych  —  marka  fig.  28. 
Koło  nad  Wartą  w  Kaliskiem  —  bardzo 
dobre  fajanse  Freudenreicha  z  bogatemi 
drukowanemi  ozdobami,  niekiedy  treści 
historj-cznej,  ale  nie  lekkie.  Fabryka  ta 
wyrabiłJa  także  naczynia  kamienne  i  ist- 
nieje do  naszych  czasów.  Marka  jej  (fig. 
29)  drukowana  i  (fig.  30)  na  kamiennych 
naczyniach  wyciskana.  Fabryka  w  Jedl- 
ni  w  Radomskiem  wyrabiała  w  począt- 
kach XIX  w.  fajans  prosty  malowany  z 
marką  (fig.  31)  wyciskaną.  Nieborów — 
fabryka  majolik  zfUożona  w  r.  1880  przez 
ks.  Michała  BadziwiUa,  wyrabiała  malo- 
wane artystycznie  naczynia  zbytkowne 
i  piece  głównie  z  malowanymi  na  kaflach 
herbami.  Zatrudniała  do  60  osób  i  produ- 
kowana za  100,0(X)  rb.  rocznie,  ale  przez 
zbyt  kosztowną  fabrykację  i  niesnmien- 
nośó  ludzi  upadla.  Marka  jej  PMR  w  mo- 
nogramie pod  mitrą,  czarna  na  polowie. 
Fabryka  pod  Kijowem,  Mieżygorje 
zwana,  założona  w  r.  1788  i  oddana  mia- 
stu, spłonęła  wr.  ISIO,  poczem  odbudo- 
wana w  r.  18)2,  przeszła  na  własność  rzą- 
dową w  r.  1822  („Malownicze  album  Ki- 
jowa", tekst  Jul.  Bartoszewicza,  str.  21). 


dbyGoot^le 


PORĘKAWICZNE.  —PORTUGAL. 


101 


Wyrabiała  ona  bardzo  dobre  fajanse  z  wy- 
ciskami i  polewą  w  różnych  kolorach,  nie- 
kiedy z  drukowanemi  ozdobami,  bardzo 
rzadko  ze  złoceniami  i  malowidłami.  Mar- 
ka (fig.  32)  wyciśnięta  (lata  bywają  różne) 
i  (fig.  33}  zdansająca  się  bardzo  rzadko 
drukowana  niebiesko,  naśladująca  angiel- 
skie. Ostatnia  wreszcie  fabryka,  o  której 
tu  powiemy,  prowadzona  równie  jak  w 
Mieiygorjn  na  znaczną  skalę  i  z  obfitością 
modelów,  nalega  w  gub.  Czernichowskiej 
w  majątku  Wołokitino  (pow.  Otachow- 
ski)  do  szlachcica  herbu  Ostoja  Aleksan- 
dra Miklaszewskiego  a  wyrabiała  świetnej 
białości  i  przezroczystości  porcelanę,  któ- 
ra i  co  do  malowania  była  bardzo  podob- 
ną do  sewTskiej.  Marka  jej  (fig.  34)  kolo- 
ru czerwonego.  W  Krasławiu,  w  dawnych 
Inflantach  polskich,  znajdowała  się  fabry- 
ka wyrobów  ceramicznych,  założona  pod 
koniec  XVIII  w.  W  końca  udzielonych 
nam  notatek,  pan  G.  Soubise  Bisier  nad- 
mienia, że  wszystkie  okazy  z  markami  po- 
mJeszczonemi  w  podanych  ta  rysunkach 
posiada  we  własnym  zbiorze  w  Warsza- 
wie (Krakowskie-Przedmieście  J6  30)  z  wy- 
jątkiem 3-ch  tomaszowskich,  które  prze- 
rysował ze  zbiorów  ordynacyi  Zamojskich. 
Warjantów  zaś  czyli  odmian  tych  marek 
ma  jeszcze  na  okazach  swoich  znacznie 
więcej.  Wielu  zaś  marek  nawet  znacz- 
nych fabryk,  np.  grębenickiej  kasztelana 
Jezierskiego,  nie  zna  dzii  nawet  jego  ro- 
dzina, równie  jak  i  grodzieńBkiej  z  czasów 
podskarbiego  Tyzenhauza,  nikt  bowiem 
dawniej  nie  zajmow^  się  u  nas  kolekcjo- 
nowaniem tego  rodzaju  wyrobów  krajo- 
wych, a  niniejsze  notatki  pana  Bisier  o 
tych  markach  fabryk  ceramicznych  są 
pierwszą  próbą  pracy  w  tym  kieruoka  dla 
Ebcyklop.  Staropolskiej  umyślnie  przed- 
sięwziętą. Jeden  z  bogatszych  zbiorów  por- 
celany dawnej  polskiej  znajduje  się  wpo- 
siadaniu  księstwa  Witoldostwa  Czetwer- 
tyńskich  w  Daszowie  na  Ukrainie.  W  War- 
szawie zaś,  nie  mówiąc  już  o  kilku  domach 


pańskich,  piękny  zbiór  zgromadził  ongi  in- 
żynier Ludwik  G-oIębiowski  (syn  zasłużo- 
nego Łukasza),  autor  rozprawki:  „Z  dzie- 
jów ceramiki"  drukowanej  w  „Bibljotece 
Warszawskiej"  (r.  1877,  t.  III,  str.  177). 

Porfkawiczne  —  podarunek  dawany 
przez  kupującego  żonie  sprzedawcy.  Było 
zwyczajem  w  Polsce  powszechnym,  a  zwła- 
szcza przy  sprzedażach  nieruchomości,  że 
oprócz  szacunku  umawiano  się  jeszcze, 
jakie uowonabywcamadaó  porękawicz- 
ne  żonie  sprzedawcy.  Jeżeli  sprzedają- 
cy był  bezżenny,  to  porękawiczne  otrzy- 
mywała jego  siostra  lub  matka.  Nawet 
prawnie  przy  puszczaniu  królewszczyzn 
w  emfiteuzę  przyznano  komisarzom  wy- 
nagrodzenie od  tego,  któiy  brał  dobra,  i 
nazwano  to  rękawicznem. 

Poroczki — mniejsze  od  roków  wielkich 
kadencje  sądowe.  Jan  Tarnowski  w  Usta- 
wach prawa  ziemskiego  mówi:  „Wojewo- 
dowie roki  wielkie  sądzić  mają;  a  to  gdy 
wyjdą  dwoje  poroczki,  tedy  po  nich  trze- 
cie roki  mają  być  sądzone".  Podług  Linde- 
go poroczkami  zwano  także  przeszloczne 
zapasy  gospodarskie. 

Porta.  Od  wielkiej  bramy,  wiodącej  w 
Stambule  do  seraju  sułtana,  państwo  tu- 
reckie nazwane  zostało  Porta  Otomańską. 

Porłatyl  i^\&c.  portare).  Polacy  tak  na- 
zywali ołtarzyk  podróżny  do  odprawowa- 
nia  mszy  Św. 

Portki  —spodnie  z  grubego  i^ótna  czyli 
partu.  Używali  tego  wyrazu  Bart  Papro- 
cki, Wac.  Potocki  i  inni  pisarze  X\'I  i 

xvnw. 

Portugał — nazwa  wielodukatowej  sztu- 
ki złota  w  rodzaju  monety,  Gwagnin  pisze: 
.Darował  Jan  Zamojski  na  weselu  swym 
gościom  portug^y  złote,  na  których  by- 
ła twarz  królewska,  a  na  drugiej  stronie 
żałosna  figara  o  wzięcia  Połocka".  Roj 
mówi: 

UjrEjsz,  jc«lić  pomogą  portugal;  onj, 
CoH  je  inarole  Bzafownl  na  rozliczoe  etroDy. 


dbyGoot^le 


102 


PORUCZNIK. — POSAG, 


Zbylitow&ki  wspomina  o  szacie  niewieściej, 
zwanej  poitagał. 

Poruciflik,  czyli  namiestnik  —  nazwa, 
pochodząca  od  słowa  poraczcuS.  W  dawnej 
Polsce  porucznik  oznaczał  dowódcę  od- 
działu, któremn  wódz  komendę  nad  tym 
oddziałem  pomczył,  ale  miał  takte  i  zna- 
czenie ogólne,  niewojskowe,  jako  zastępca 
starszych,  p^nomocnik.  Herbnrt  w  Statu- 
cie pisze:  .Wybierzemy  poruczniki  w  ka- 
żdem  województwie,  którzy  to  porucznicy 
h^dą  spisować  i  obieraó  ludzie  rycerskie 
wedle  zdania  swego".  Tutaj  porucznicy  ci 
mają  znaczenie  komisarzów  wojskowych. 
Prawo  uchwalone  w  r.  1627  stanowiło,  że: 
Poruczniki  samkról  na  wojnę  zhetmanem 
wybiera,  którzy  mają  być  osiedli.  Że  sami 
przez  się,  nie  przez  sługi  służyć  mają.  Bu- 
dny pisze:  „Porucznik  jeden,  który  miał 
w  poruczeniu  swem  od  hetmana  niemałe 
wojsko".  W  kawaleryi  narodowej  za  Ezpli- 
tej,  w  czasie  wojny,  rotmistrz  dowodzi  cho- 
rągwią, a  porucznik  jest  drugą  po  nim  o- 
sobą  w  chorągwi.  Że  jednak  w  czasie  po- 
koju rotmistrz  spełniaj  zwykle  inne  obo- 
wiązki obywatelskie,  więc  porucznik,  jako 
namiestnik,  był  gospodarzem  i  głową  swo- 
jej chorągwi  Najniższym  czyli  pierwszym 
stopniem  oficerskim  w  armii  Królestwa 
Polskiego,  tak  w  jeździe  jak  piechocie, 
był  podporucznik  {zwany  także  niegdyś 
pod  namiestnikiem),  drugim  stopniem  był 
porucznik  i  ten  w  szwadronie  lub  kompa- 
nii zastopował  nieraz  dowódcę,  t.  j.  kapi- 
tuła. 

Porzficzns.  Była  to  jakaś  średniowiecz- 
na danina  na  Mazowszu  nadwiślańskim. 
Według  Czackiego  Jannsz  ks.  mazowiec- 
ki, zatwierdzając  r.  1382  sprzedaż  Szolca 
pod  Warszawą,  uwolnił  od  daniny  zwanej 
po  rzeczne. 

Posadzka  —  podłoga,  tak  nazwana  od 
posądzania  czyli  wykładania  drzewem, 
kamieniem,  marmurem.  Posadzka  bywała 
drobna  wytworna,  w  kwadraty,  na  sztorc 
i  ukośnie  kładziona,   sześciograniasta.  Ks. 


Kluk  pisze,  ii  posadzkowa  cegła  bywa 
tak  szeroka,  jak  długa.  (Ob.  Mo  za  j  ki 
£«c.  Siar.  t.  III,  str.  232). 

Posag.  To,  co  żona  w  dom  męża  wnosi- 
ła, nazywano  posagiem,  albo  wianem; 
co  mąż  zapisywał  żonie,  nazywało  się 
przy  wiankiem.  Jeżeli  2ona  nie  miała 
posagu,  prawo  polskie  wyznaczało  jej  pew- 
ną sumę  z  majątku  męża  lub  dożywocie 
na  pewnej  części  majątku,  i  to  się  nazy  wa- 
lo  pro  crinili,  zawieniec.  W  razie  roz- 
wodu Statut  Litewski  oi^ekał,  że  jeżeli  mąż 
jest  winien,  żona  zostaje  „na  oprawie", 
t.  j.  przy  majątku,  na  którym  ma  ubez- 
pieczony posag  i  sumę  przypiaową.  Jeżeli 
oboje  są  niewinni  czyli  w  .dobrej  wie- 
rze", to  każde  z  małżonków  przy  swojem 
pozostawało,  t.  j.  żona  odbiera  posag,  a  mąż 
nie  daje  sumy  przywiankowej.  W  podziale 
spadku  po  rodzicach  bracia  brali  ziemię  z 
obowiązkiem  wypłacenia  siostrom  posa- 
gu. Statut  Litewski  przyznawał  siostrom 
„czwarciznę"  czyli  spłatę  posagu  w  wyso- 
kości czwartej  części  szacunku  dóbr.  W 
Koronie,  w  ziemi  Praskiej  i  w  Mazowszu 
nie  było  takiej  normy.  Część  tę  nazywano 
tam  competens  lub  contingens,  przysłu- 
gującą lub  przypadaj  ącą,  nioozna- 
czając  czy  ma  być  czwarcizną,  czy  równą 
z  braćmi.  Bandtkie  w  rozprawie  o  czwar- 
tym grosza  mniema,  że  część  posagowa 
sióstr  była  w  prawodawstwie  Kazimierza 
Wiel.  równa  z  braćmi,  ale  późniejsze  zwy- 
czaje wprowadziły  nierówność,  nie  zapro- 
wadziły jednak  czwarcizny,  pozostawiając 
wysokość  sumieniu  braci  i  uczciwości  ro- 
du. Prawo  polskie  przyjęło  sobie  za  zada- 
nie, zostawiając  wysokość  posagu  zwycza- 
jowi, obwarować,  aby  nie  mógł  być  stra- 
conym, aby  był  dla  męża  użytecznym  i 
aby  po  jego  śmierci  dostarczył  utrzyma- 
nia dla  żony.  Żona  po  śmierci  męża  obo- 
wiązana była  rodowi  zmarłego  oddać  jego 
zbroje,  rynsztunki  rycerskie  i  konie,  wy- 
jąwszy te,  którymi  za  życia  męża  jeździła. 
Prawo  uchwalone  w  r.  1496  karało  żonę 


■yGoot^le 


FOSESJONAT.— POSKRUDLIĆ. 


103 


za  cudzołóstwo  atratą  jej  posagu.  U  miesz* 
czan  rządzących  się  prawem  chelmi liskiem 
była  wspólnoaó  majątku:  oboje  małżonko- 
wie byli  awaiaai,  gdy  prowadzili  handel, 
za  jedną  osobę.  W  razie  śmierci  żony,  mąż 
winien  był  jej  dzieciom  lub  krewnym,  jeże- 
li zes^a  bezpotomnie,  oddać  połowę  całko- 
witego majątku.  Długosz  powiada,  że  gdy 
Kazimierz  Wielki,  owdowiawszy,  pojmo- 
wał w  małżeństwo  (r.  1341)  drugą  żonę 
Adelajdę,  córkę  landgrafa  Heskiego  Hen- 
ryka, tenże  dał  jej  w  posagu  (wyj^conym 
w  rok  po  ślubie)  2000  kóp  szerokich  gro- 
szy praskich.  ,Tak  szczupłe  wiano  —  po- 
wiadaDtugosz— jakie  w  teraźniejszych  cza- 
sach  {Długosz  pisał  około  r.  14G0)  zwykle 
panowie  za  córkami  dają,  okazuje  albo 
skromnośó  owego  wieku,  kiedy  królowie 
na  takich  posagach  przestawali,  kt^re  dzi^ 
miernym  panom  zdają  się  za  małe,  albo 
szczupłość  majątku  Henryka,  z  przyczyny 
iż  ziemia  Heska  wielce  jest  jałowa  i  nie- 
płodna". Ponieważ  jedna  kopa  szerokich 
groszy  praskich  zawierała  w  sobie  około 
pół  funta  czystego  arebra,  z  powyższej 
przeto  relacyi  naszego  dziejopisa  widzimy, 
t%  w  trzeciej  ćwierci  XV  wieku,  gdy  to 
pisał,  przeciętny  poeag  córki  miernego  pa- 
na czyli  mniej  więcej  bogatego  szlachci- 
ca przedstawiał  wartość  około  tysiąca  fun- 
tów srebra.  Dziesięciokrotnie  większy  po- 
sag, bo  20,000  grzywien  srebra,  krom  prze- 
pysznej wyprawy  w  naczyniach  złotych  i 
srebrnych,  szatach,  koniach  i  klejnotach, 
podług  świadectwa  tegoż  Długosza,  dał 
Kazimierz  Wielki,  wydając  w  r.  1343  El- 
żbietę, córkę  z  pierwszego  swego  małżeń- 
stwa za  Bogu^awa,  księcia  szczecińskiego 
na  Pomorzu.  Volumma  legum  podają 
wzmiankę  o  tym  posagu,  szacując  go  na 
14,000  czerwonych  złotych  i  błędnie  zmie- 
niając tylko  imię  królewny  Elżbiety  na 
Annę  (I,  f.  470).  Tenże  król  we  20  lat  póź- 
niej wydając  zamąż  córkę  powyższej  El- 
żbiety i  Bogusława  pomorskiego  a  już 
swoją  wnuczkę  również  imieniem  Elżbie- 


ta za  Karola,  cesarza  rzymskiego,  dał  jej 
w  posagu,  jak  twierdzi  Długosz,  sto  tysię- 
cy dotych  polskich  (czyli  dukatów).  Kwe- 
stję  posagów  i  dożywoci  żon  porusza  Kra- 
sicki w  „Panu  Podstolim",  str.  87. 

Posesjonat.  Prawa  zarówno  szlachec- 
kie jak  miejskie  ściśle  wyróżniały  pose- 
sjonata,  t.  j.  posiadacza  własności  nieru- 
chomej, od  nieposesjonata.  Szlachcic,  któ- 
ry siedzii^  we  wsi  prawem  dożywocia,  po- 
Horitałis,  wieczystej  dzierżawy,  zastawu 
łub  jako  mfUżonek  dziedziczki  czy  doży- 
wotniczki,  był  równie  jak  dziedzic  dóbr 
ziemskich  za  posesjonata  uważany.  Ka- 
żdy senator,  poseł,  deputat,  sędzia,  podko- 
morzy, musitJ  być  posesjoaatem.  Inne  zaś 
urzędy,  nie  wpływające  do  rady  narodo- 
wej ani  sądownictwa,  oraz  prawo  głoso- 
wania na  wyborach  urzędników  służyły  i 
nieposesjonatom.  Rozumie  się  jednak,  iż 
syn  posesjonata  korzystał  zawsze  z  jego 
prawa.  Prawa  posesjonatów  tracili  banici, 
t.  j.  z  kraju  wywołani  lub  od  działalności 
politycznej  odsądzeni.  Majątek  posesjo- 
nata nd  XVI  w.  nie  mógł  być  bez  wyroku 
króla  konfiskowany,  a  jeżeli  zapadł  wy- 
rok koufiskacyjny,  wtedy  nie  szedł  na 
„kaduka'  (ob.),  ale  na  krewnych  aż  do 
ósmego  pokolenia. 

Posiadanie  czyli  posesja  ważną  gra  ro- 
lę w  prawie  polskiem,  chociaż  niema  co 
do  niej  stanowczych  prawodawczych  prze- 
pisów. Jest  tylko  mowa  o  niej  przypre- 
ekrypcjach  czyli  daw  nościach  i  przy  skar- 
gach ekspulsyjnych  czyli,  jak  teraz  nazy- 
wamy, posesoryjnych,  a  w  Statucie  Litew- 
skim o  „wybicie  ze  spokojnego  dzierże- 
nia". Posesja  była  uważana  jako  główay 
atrybut  własności,  nioma  też  wzmianki  o 
innej  posesyi,  tylko  o  rzeczywistej  aciua- 
lis  possessio.  Stąd  właściciela  nazywano 
posesorem,  bene  nalus,  possessionalus  i 
własność  nazywano  niekiedy  „possessją", 
jak  np.  w  Statucie  Wiślickim:  „si  posses- 
sioues  sint  multae"  ( Vol.  leg.  I,  f.  45). 

Poskrudlić  — pobronować,  powIecHaur 


dbyGoot^le 


104 


POSPOLITE  RUSZENIE. 


W  XVII  wieka  pisze:  „Na  odwrotach  po- 
skmdliwBzy  albo  uwlekszy,  sieją  aiektó- 
rzy".  Słowo  powyższe  jest  zabytkiem  tych 
czasów,  w  których  brona  nazywała  się 
jeszcze  skrodą,  zanim  od  podobieństwa 
swego  do  kraty  zasuwanej  z  góry  w  bra- 
mach zamków  średniowiecznych,  zwanej 
„broną*,  nie  została  tak  samo  na7:waną 
(ob.  Brona,  Enc.  S/ar.  t.l  i  Skródlió). 
Pospolita  ruszenie.  Szlachta  polska  dla- 
tego nazywała  się  stanem  rycerskim,  że  o- 
bowiązana  była  prawem  wszystka  i  za- 
wsze 2  orężem  w  ręku  siadać  na  koń  w  o- 
bronie  kraju,  gdy  zachodziła  tego  potrzeba. 
Już  konfederacja  za  Władysława  'Wai> 
neńczyka  w  Nowem  Mieście  Korczynie 
wypowiedziała  wduchupojęćnarodowych, 
że  „ktoby  nie  stawał  do  boja,  lub  w  in- 
nych względach  od  ogółu  oddzielał  się, 
takiego  wszyscy  mają  na  życia  i  dobrach 
karać,  a  ma  być  uwalany,  jakoby  się  sam 
zrzekł  dobrej  czci  i  wiary".  Pospolite  ru- 
szenie było  władnie  owem  „stawaniem 
wszystkich  do  boju".  Była  stara  zasada  w 
Polsce,  że  , każdy,  kto  ziemię  miał,  ten  bro- 
nić orężem  ojczyzny  musiał".  Gdy  więc 
Piastowie  narozdawali  rycerzom  dożo  tej 
ziemi  na  dziedzictwo,  tak,  że  utworzył  się 
cały  stan  ziemiańsko-rycerski,  powstały 
wówczas  i  zwyczaje  zwoływania  rycer- 
stwa przez  rozsyłanie  wici  na  powszech- 
ną wyprawę  czyli  pospolite  mszenie 
(ob.  Wici).  Pierwsze  wzmianki  kronika- 
rzy polskich  o  pospolitem  ruszeniu  odno- 
szą się  do  Władysława  Łokietka.  Wyraz 
łaciński  Moiio  bglli,  oznaczający  to  samo, 
ukazuje  się  w  prawodawstwie  pod  r.  1510. 
Do  r.  1454  zwołanie  pospolitego  ruszenia 
zależało  wyłącznie  od  króla.  Od  powyższe- 
go zaś  roku  potrzebna  była  akceptacja 
sejmików  ziemskich,  później  sejmu  wal- 
nego. Sejm  lubelski  listopadowy  z  r.  1505, 
położywszy  całą  ufność  obrony  w  pospo- 
Utem  ruszenia  szlachty,  zaj^  się  jego 
szczegółową  organizacją.  Dopiera  atoli  za 
Zygmunta  I,  na  sejmie  w  r.  1544  stanęły 


t  zw.  lustracje  gotowości  wojennej  ziem 
i  województw.  Gdy  jednak  sejm  krakow- 
ski w  początku  r.  1545  rozszedł  się  na  ni- 
czem,  z  przyczyny  opozycyi  Litwy  i  odda- 
lającego się  niebezpieczeństwa  tureckiego, 
organizacja  z  r.  1544  obaloną  została  i  do- 
piero szczegółowe  przepisy  o  pospolitem 
ruszę nin  mamy  uchwalone  konstytucją 
z  roku  1621.  Do  pospolitego  ruszenia 
powoływano  wszystką  szlachtę  i  tych 
z  mieszczan  krakowskich,  wileńskich  i 
lwowskich,  którzy  posiadali  dobra  ziem- 
skie, także  wójtów  i  sołtysów  z  dóbr  świec* 
kich  i  duchownych.  Mógł  tylko  dać  za- 
stępcę ten,  który  dla  nauk  nie  był  obecny. 
W  Koronie  duchowni  z  dóbr  swoich  dzie- 
dzicznych musioli  wyprawiać  zbrojnego 
jedżdica.  W  Litwie  wyprawiali  nietylko 
z  dziedzicznych,  ale  i  z  kościelnych.  Szy- 
dzono wprawdzie  sobie  z  tych  przygod- 
nych rycerzy,  nieraz  organistów  i  zakiy- 
stjanów,  w  zbraję  na  pospolite  ruszenie 
przebranych,  i  nazywano  ich  żartobliwie 
.Albertusami".  Uboga  szlachta  zagono- 
wa,  którą  było  przepełnione  Mazowsze  i 
Podlasie,  obowiązana  była  wyprawić  z 
dziesięciu  łanów  jednego  konnego  woja- 
ka. Z  wielu  braci,  którzy  sami  rolę  upra- 
wiah,  szedł  na  wojnę  jeden.  Województwo 
Podolskie  stawało  pod  Kamieńcem  dla  o- 
brany  tego  miasta  i  twierdzy.  Pospolite  ru- 
szenie zwoływał  król  dawniej  za  radą  pa- 
nów, później  za  przyzwoleniem  sejmu  czyli 
izby  poselskiej.  Wezwanie  to  w  ostatnich 
wiekach  na  piśmie  i  z  pieczęcią  roznosili 
woźni  ziemscy  pod  odwieczną  nazwą  wi- 
ci, które  były  potrójne,  czyli  w  ciąga  4-ch 
tygodni  3  razy,  t.  j.  co  dwa  tygodnie  po- 
wtórzone. Po  otrzymaniu  pierwszych  wici 
zbierał  się  sejmik,  na  którym  kasztelan  o- 
znaczał  dzień  i  miejsce  zebrania  zbrojne- 
go każdej  ziemi,  a  gdy  się  zebrano,  spisy- 
wał i  prowadził  chorągwie  do  wojewody. 
Wojewoda  sprawdzał  popis  i  robił  prze- 
gląd chorągwi.  Każde  województwo  miało 
swoje  kolory  i  ubiór  prawie  jednakowy, 


dbyCoot^le 


POSPOLITE  RUSZENIE. 


105 


co  nadawało  poapolitemn  mszenia  pozór 
wojska  regolamego.  Że  zaś  znowa  ka&dy 
prawie  szlachcic  prowadził  za  sobą  wóz  i 
„czeladników",  więc  pospolite  ruszenie 
wygląd^o,  jakby  cały  naród  wyraszyl  dla 
obrony  swej  ziemi.  Kto  nie  wyszedł  w  po- 
le, temn  groziła  kara  utraty  mienia.  Po- 
nieważ wszystka  szlachta  wychodziła, 
przeto  wszelkie  sądy  ziemskie  ustawmy, 
a  sprawy  gardłowe  zostawiano  do  rozpo- 
znania hetmana  albo  króla.  Od  najdą- 
wnieJBzych  czasów  pospolite  ruszenie  by- 
ło obowiązane  tylko  do  wojny  wewnątrz 
kraju.  Królowie  zobowiązywali  się  nie  wy- 
prowadzać go  nigdy  z  granic  Hzplitej, 
która  zaborów  nie  chciała.  W  pochodzie 
wolno  było  obozować  tylko  w  otwar- 
tem  polu.  Po  skończonej  wojnie  każdy  to- 
warzysz  pospolitego  ruszenia,  podług  spi- 
sa swej  chorągwi,  powinien  był  zgłosić  się 
do  swego  wojewody  po  świadectwo  odej- 
ćoia.  Piechota  pospolitego  mszenia  spelaia- 
ła  obowiązki  dzisiejszych  saperów  (ob. 
Piechota  polska).  Statut  Litewski  prze- 
pisuje, aby  w  czasie  pospolitego  ruszenia 
„kasztelan,  jeśliby  razem  ze  szlachtą  w  po- 
wiecie swym  zjechać  się  nie  mógł,  ściągał 
się  co  najrychlej  w  drodze  z  chorążym  i  z 
powietnikami".  W  dalszym  ciągu  podaje- 
my tn  rzecz  p.  B.  Gembarzewskiego  o  po- 
spolitem  ruszeniu  w  latach  1806—1830; 
—  ,Po  wkroczeniu  wojsk  francuskich  w 
granice  dawnej  Rzplitaj  i  po  wypędzeniu 
z  niej  Prusaków,  postanowiono  formować 
jak  najspieszniej  wojsko  polskie.  Jednym 
ze  środków  ku  temu  było  zwołanie  pospo- 
litego ruszenia;  w  tym  celu  Józef  Radzi- 
miński, wojewodagnieżnieński,jako  pierw- 
szy senator  Polski,  wydał  w  d.  2  grudnia 
1806  r.  uniwersał  na  „pospolitą  obronę", 
który  się  od  tych  wyrazów  zaczynał:  ,W 
dniach  chlnbnych  narodu  naszego  woje- 
wodowie przez  rozesłanie  wici  wzywali  na 
popisy  i  wiedli  na  boje  waleczne  rycer- 
stwo  Niech  ka£dy,  kto  może  władać  o- 

rężem,  siada  na  kob,  a  najmniej  niech  z 


każdego  domu  jeden  z  synów  czy  braci 
zbrojno  pod  chorągwią  ojczyzny  bronie- 
nia na  konin  stawa  i  jednego  z  sobą  Inb 
dwu  pocztowych  wiedzie  ubranych  w  wo- 
jewódzkim mondurze,  krojem  kurtek  i  cza- 
pek wojskowych.  A  ktoby  ani  sam  mógł 
stawać  zbrojno,  ani  być  wyręczonym  przez 
syna  lub  brata,  ten  w  miarę  majątku  sta- 
wi zastępców  ze  stanu  rycerskiego  i  pocz- 
towych zbrojnych..."  Na  mocy  tego  uni- 
wersaln  genenJ  Dąbrowski  ogłosił  rozkaz 
do  rycerstwa  polskiego  po  województwach, 
mianował  rotmistrzów,  tym  d^  władzę 
do  mianowania  oficerów  i  namiestników, 
nrządził  skład  chorągwi  i  t.  d.,  całą  tę  siłę 
zbrojną  zwołał  do  Łowicza  na  26  gmdnia. 
Przedtem  już,  bo  w  d.  13  listopada,  woje- 
wództwo Sieradzkieogłosiło  akt  powstania. 
W  dniu  oznaczonym  zebrała  się  licznie 
szlachta  pod  Łowiczem  i  z  niej  to  komple- 
towano pułki  jazdy,  formujące  się  pod  Dą- 
browskim. "W  r.  1809,  po  wkroczeniu  wojsk 
austrjackich  do  Księstwa  Warszawskiego, 
Kada  Stanu  ogłosiła  d.  16  kwietnia  pospo- 
lite ruszenie.  Odezwa  ta  zawiera  nomina- 
cje naczelników  powstania  i  dodanyoh  im 
oficerów  z  wojska  regularnego  na  organi- 
zatorów i  komendantów.  „Naczelnicy  we- 
zwą stan  rycerski  do  pospolitego  ruszenia 
ukochanej  ojczyzny.  Każdy  szlachcic  o- 
siadły  wsiada  na  koń  lab  sam  osobiście, 
lub  dostawia  tyla  szeregowych,  zbrojnych 
w  piki,  pałasze,  pistolety  i  na  dobrych  ko- 
niach, ile  ma  folwarków  i  wsi  czynszo- 
wych". W  miastach  wszyscy  męSczyżni 
od  lat  16  —  50  mieli  należeć  do  gwardyi 
narodowej.  Z  wiejskich  mieszkańców  mia- 
ły być  formowane  kompanje  kosynierów. 
W  każdym  departamencie  miano  zebrać 
nużących  dworskich  i  myśliwych  i  sfor- 
mować z  nich  pułk  strzelców.  Rezultaty 
tej  odezwy  były  dość  mierne  w  pierwszej 
części  kampanii,  zwłaszcza  na  lewym  brze- 
gu Wisły,  pierwej  przez  nieprzyjaciela  za- 
jętym, nim  obwieszczenie  o  powstaniu  do- 
szło do  wiadomości  mieszkańców.  Sprawa 


dbyGoot^le 


106 


POSPÓLSTWO.— POSTRZYŻYNY, 


pospolitego  mszenia  potrzykroó  w  r.  1812. 
poruszana  była:  raz  w  polowie  lipca,  gdy 
się  wszcz^  po|doch  w  Warszawie  z  po- 
wodu wiedci,  zresztą  bezzasadnej,  o  aadcią- 
ganiu  nieprzyjaciela  kn  stolicy;  dragi  raz 
w  polowie  października,  wywołany  oka- 
zaniem sią  kilkotysiccznego  korpusn  Czer- 
nyszewa.  Tym  razem  jak  i  poprzednim 
niecb^  władz  francuskich  oraz  gen.  Wiel- 
horakiego,  zastępcy  ministra  wojny,  do 
pospoHtego  ruszenia  wstrzymała  jego  o- 
głoszenie.  Dopiero  gdy  niebezpieczeństwo 
stało  się  oczywistem,  Rada  konfederacyi 
generalnej  Królestwa  Polskiego  postano- 
wiła pospolite  ruszenie,  wzywając  Bzlacłi- 
tę  do  wsiadania  na  koń.  Rezultatem  ode- 
zwy tej  z  d.  20  grud.,  1812  r.  było  jedynie 
stawienie  się  kilkuset  jeźdźców.  Nierów- 
nie lepsze  skutki  miała  uchwała  Rady  mi< 
nistrów  z  d.  30  grudnia,  wzywająca  pod 
broń  jeźdźca  z  ka^ych  60  dymów.  Uzbro- 
jenie i  ubiór  jeźdźca  i  konia  mia2  być  na- 
stępujący: pałasz,  pika  z  grotem  na  5  łok- 
ci długa,  pistolet  na  smyczy,  sukmana  do- 
bra, spodnie  sukienne,  płaszcz  albo  kożuch, 
bnty  dobre,  ikoszol  dwie,  czapka  dobra, 
siodło  albo  terlica  z  pod  piersiom  i  podogo- 
niem z  czarnego  lub  surowego  rzemienia, 
oździenniea,  uzdeczka,  kańczug,  troki 
dwa,  torba  płócienna  na  obrok,  postronek. 
Postanowienie  to  zaailUo  wojsko  przeszło 
szedciu  tysiącami  jazdy,  ponieważ  usłu- 
chać mogły  tylko:  Kaliskie,  Krakowskie, 
Poznańskie  i  Radomskie,  jako  niezajęte 
przez  wojska  nieprzyjacielskie.  Część  tej 
jazdy  wcielono  do  dawnych  regimentów, 
z  reszty  utworzono  pułk  Krakusów,  który 
zyskał  głośną  sławę  w  kampanii  1813  r. 
Pułkiem  tym  dowodził  Rzucbowski,  daw- 
ny żołnierz.  Następne  pospolite  ruszenie 
ogłoszone  zostało  w  r.  1830.  B.  Gemi." 

Pospólstwo.  Wyraz  ten,  mający  dzisiaj 
znaczenie  gminu  i  publiczności  ludowej, 
niegdyś  oznaczał  pospólne  czyli  wspólne 
władanie,  posiadanie,  zgromadzenie.  Ar- 
tykuł Statutu  Wiślickiego   opospoli- 


tem  dobrem  ma  pierwszorzędne  zna- 
czenie dla  badacza  przejściowych  form 
własności  ziemskiej  w  Polsce.  Siennik  w 
XVI  w.  pisze:  „Gawron  ptak  siedli  się  w 
pospólstwie,  tak  iż  na  jednym  drze- 
wie kilkanaście  gniazd  będzie". 

Postatnica,  postadnica,  posta- 
oianka,  dziewka  na  postaci,  przo- 
downica —  ta,  która  w  ciągu  żniwa 
żniwiarzom  inącym  sierpami  przodow^a, 
stając  zwykle  na  pierwszym  z  lewego 
brzegu  pola  zagonie.  W  dniu  dożynek  nie- 
sie ona  na  swej  głowie  wieniec  dożynko- 
wy  dla  gospodarza,  za  co  otrzymuje  po- 
darek. 

Postrzyżyny.  Najdawniejszy  z  kroni- 
karzy polskich,  Gallus,  wspomina  kilkn 
sowami  o  postrzyżynach  syna  piastowe- 
go Semowitaipotem  o  uczcie  u  Ziemomy- 
sla,  podczas  której  odzyskał  wzrok  syn  je- 
go siedmioletni  Mieszko  (Mieczysław  I). 
Jakkolwiek  Gallus  przy  tej  uczcie  nic  o 
postrzyżynach  nie  dodał,  to  jednak  wszys- 
cy późniejsi  kronikarze,  jak  Kadłubek, 
Mateusz  Cholewa,  Długosz  i  t.  d.,  opisują 
na  domy^  postrzyźyny  Mieczydawa.  Naj- 
nowsze badania  historyczne  Brucknera 
podają  w  wątpliwość:  czy  istnie  rzeczy- 
wiście  oLechitó  wpogański  obrzęd  poBtrzy- 
żyn,  na  co  niema  dostatecznych  dowodów. 
O  postrzyżynach  mówi  Lelewel,  że  w  o- 
wych  wiekach,  kiedy  prawa  własności  nie 
były  należycie  utwierdzone,  ojciec  przez 
postrzyżyny  wprowadzał  uroczyście  i  o- 
głaszał  swego  syna  spadkobiercą.  W  ka- 
żdym razie  obrzęd  ten  nosi  wybitne  cechy 
zwyczajów  chrześcijańskich  i  do  pogan  le- 
cbickich  mógł  się  dostać  za  w^^ywem 
chrześcijan.  Postrzyżynami  na  kleryka 
(prima  tonsura)  zowie  się  pierwsza  cere- 
monja  kościelna  przyjęcia  laika  czyli  mło- 
dzieńca świeckiego  w  poczet  kleryków. 
Postrzyżynami  zowie  się  również  obcięcie 
warkocza  dziewicy,  wstępującej  do  zako- 
nu, co  następuje  przy  obłóczynach,  na 
znak  jej  rozdziału  ze  światem.  W  domach 


dbyGoot^le 


POSUŁY.— POŚCIEL  I  ŁÓŻKA. 


107 


zamożnych  obrzęd  ten  odbywał  się  oro- 
czyście  przy  zjeździe  krewnych  i  przyja- 
ciół. Pannie  młodej,  -wychodzącej  za  mą2, 
postrzygano  włosy  zawsze  przed  oczepi- 
nami, na  znak  wstąpienia  jej  w  zakon  mał- 
żeński, w  którym  ani  trefić  kosy  panień- 
skiej, ani  przystrajać  włosów  wieńcem  i 
kwiatami  jnż  nie  mogła.  Prof .  Karol  Pot- 
kański  jest  aatorem  rozprawy  ^Postrzy- 
żyny  u  Słowian  i  Germanów",  pomiesz- 
czonej w  32-im  tomie  ogóhtego  zbiorą 
„Rozpraw  Akademii  Um,  wydz.  history- 
czno-filozof."  (Kraków,  1896  r.,  str.  330— 
406). 

Pottlły  to  samo  znaczyło  w  mowie  sta- 
ropolskiej, co  dzii  łapówka,  a  zwłaszcza 
podarek  dla  sędziego  w  sprawie.  Wyraz 
ten  ażyty  jest  w  Voluminack  legum  II, 
fol.  1627  i  VI  f.  474.  W  Statucie  Litew- 
skim czytamy  w  rocie  przysięgi  dla  sę- 
dziego: „Nie  z  przyjaźni  ani  z  waśni,  nie 
posoły  i  dary,  ani  się  spodziewając  na  po- 
tem darów,  sądzić  będę". 

Poicłel  ł  łóika.  Polacy,  hartując  się  od 
wieka  dziecinnego  do  znojów  obozowych 
i  do  życia  rycerskiego  nawykli,  unikali 
nawet  w  domu  i  w  czasach  pokoju  wszel- 
kiej miękkości  i  wytwomości  w  spoczyn- 
ku. Skóra  z  zabitego  łosia,  wilka  lub  nie- 
dźwiedzia rzucona  na  słomę  lub  grocho- 
winy i  siodło  pod  głowę  zwykłą  bywały 
pościelą,  przykryciem  —  opończa.  Nastały 
później  sienniki  napychane  sianem  i  po- 
duszki c^li  uasypki  dla  niewiast  tylko 
nap^oiane  piórami  łub  pakułami  a  dla 
mężczyzn  nasypywane  sieczką,  plewą,  su- 
chym mchem  lub  liściem.  Królowie  nasi 
przykład  niższym  dawali  w  życia  skrom- 
nem,  w  unikaniu  niewieścich  wygód.  „Naj- 
dzie się  w  rejestrach  starych  —  pisze  Gór- 
nicki —  wiele  usłanie  królewskiego  łoża 
stało,  tak  skromnie  uaówczas  monarcho- 
wie polscy  żyli".  Wszakże  z  czasem  upo- 
dobanie w  wygodach  rosło  i  zbytek  wkra- 
dać się  począł.  Skóry  niedźwiedzie  i  wil- 
cze tak  zszywano,  że  okrywały  siennik  a 


spuszczone  z  tapczana  o^niały  przed  ło- 
żem ziemię,  aby  nie  ziębiła  bosej  nogi.  Do 
jednej  poduszki  przybyła  draga  i  to  pa- 
chowa, a  z  lżejszego  futra  wymyślono  za- 
woje czyli  kołdry.  Kilimami  i  kobiercami 
wschodnimi  lub  kosmatymi  kocami  krajo- 
wego wyrobu  przykrywano  naporędzien- 
ną  łoża  i  obijano  przy  nich  ścianę.  W  miej- 
sce tapczanów  z  prostych  2  lab  3  desek  a- 
kazywtJy  się  łóżka  na  powrozach  rozbite. 
W  rachunkach  Andrzeja  Kościeleckiego 
z  lat  I&IO  i  1611  znajdujemy,  że  łóżko  dla 
naturalnego  syna  Zygmanta  I  kosztowa- 
ło grzywnę  1  i  groszy  12  czyli  '/<  funta 
srebra.  Do  „gierady"  czyli  wyprawy  pa- 
nieńskiej —  powiada  Szczerbicz  i  Gnoicki 
—  należą  przykrycia  łożne,  albo  kołdry, 
prześcieradła,  wezgłowia.  W  XVI  w.  by- 
ły już  upowszechnione  na  poduszkach  czy- 
li nasypkach  powłoczki  czyli  poszewki 
zwane  także  „cechami".  Jan  Kochanow- 
ski pisze  we  Fraszkach  o  gościnnym  do- 
mu szlachcica  polskiego:  ,A  żona,  pościel 
zwłócząc,  nieboga  się  krztasi".  Inwentarz 
ruchomości  Aleksandra  Jagiellończyka 
przy  jego  testamencie  wymienia  łóżka 
polskie  z  dębiny,  łóżka  francuskie,  łoża 
połogi,  namioty  (kotarowe)  z  forbotami, 
u  których  kutasy  de  iestudine  spadały,  na- 
mioty bez  łóż,  podniebień  3  z  kamchatki, 
materace,  poduszki  2  aksamitne  ze  złotem, 
ze  skór  zamszowych,  czyli  Uess  poduszki, 
stragulum  kołdrę  atłasową  czarną  cwilli- 
cbem  podszytą,  kołdrę  armezynową,  gier- 
makiadamaszkoweczamedoIoża,jałnionki 
do  spania,  urynały,  naczynie  miedziane  do 
ogrzewania  łoża.Dlachłopców  u  tegoż  kró- 
la była  skórzana  poduszka,  wszewki,  prze- 
ścieradła, poszwy  większe  i  mniejsze,  pie- 
rzynki  większe  i  mniejsze.  Caetani  w  pamię- 
tnikach swoich  (r.  IÓ96)  świadczy,  że  łóżka 
Polaków  były  maleńkie  i  wązkie,  ledwie  się 
w  nich  obrócić  można.  W  drodze  wozili  tló- 
mok  z  pościelą,  inaczej  musieliby  spać  na 
ziemi  lub  słomie.  Podobnież  i  Ogier,  opi- 
sując podróż  do  Polski  r.  1G35,  wyraża  się; 


dbyGoot^le 


108 


POŚCIEL  I  ŁÓŻKA. 


,w  drodze  nie  dostanie  łóżek,  trzeba,  je  wo- 
zić z  sobą,  albo  spać  na  lawach".  U  boga- 
czów makatami  ze  złotogłowa  i  aksamitu 
obijano  ściany  przy  łożu  przykryłem  koł- 
drą tnrską  (turecką),  gdzie  wzorzysta  po- 
biel osypana  była  wonuemi  ziołami.  Koł- 
dry robiono  z  atłasa  tureckiego,  z  jrfócie- 
nek  tureckich  materace  i  zawoje  do  łóżek. 
Były  później  i  z  sierści  koziej  przykrycia. 
Moda  szła  zawsze  z  góry  do  warstw  niż- 
szych. Jeżeli  przeto  widzieliśmy  u  króla 
Aleksandra  Jagiellończyka  wszystkie  łoża 
pod  namiotami  czyli  kotarami,  to  rzecz 
prosta,  że  naśladowali  go  panowie  a  pa- 
nów szlachta  i  mieszczanie,  tych  znown 
Żydzi,  u  których  dotąd  można  spotykać 
po  miasteczkach  małe  łóżka  pod  kotarą 
2  podniebieniem  czyli  namiotem.  Namioty 
te  odpowiednio  do  zamożności  robiono  z 
altembasu,  tabiuu,  rfotogłowu,  adamasz- 
ku, kitajki  pospolicie  karmazynowej,  nie- 
kiedy zielonej,  z  persa  lub  cycu  w  kwiaty. 
Na  namiot  suto  fUdowany  nad  podwój- 
nem  łóżkiem,  zwieszony  od  powały  do 
podłogi  i  tak  dostatni,  by  śpiących  dokoła 
osłaniał,  wychodziło  do  100  łokci  materja- 
łu.  Od  Niemców  zaczęto  przejmować  be- 
ty czyli  piernaty  w  miejsce  polskich  sien- 
ników i  pierzyny  do  przykrycia.  Zwyczaj 
ten  rozpowszechnił  się  i  przetrwał  więcej 
ułuda,  niż  u  szlachty,  która,  przechowu- 
jąc tradycje  rycerskie  przodków  swoich, 
pogardzała  zawsze  betami  i  zamieniała 
sienoiki  tylko  na  wlosiane  materace  przy- 
krywaoe  skórą  łosią  lab  jelenią.  Piszący 
to  zoał  jeszcze  napoleonistę  G-rodzkiego, 
który,  przybywszy  w  odwiedziny  do  swo- 
ich przyjaciół,  gdy  znalazł  przygotowany 
dlaó  w  łóżku  piernat,  przyjął  to  za  rodzaj 
zniewagi  wyrządzonej  honorowi  starego 
żołnierza  i  pierwej  się  nie  położył,  aż  pier- 
nat i  ręcznik,  których  nigdy  nie  używał, 
za  drzwi  wyrzucił.  Żony  lubiły  uście- 
łać  łoża  mężom  swoim.  Marja  Kazimiera, 
żona  Sobieskiego,  pisze,  że  król  sypia  do- 
brze, gdy  ona  mu  sama  pościele.  Kitowicz 


w  swoich  pamiętnikach  o  czasach  Saskich 
powiada,  że  w  domach  pańskich  łóżko 
małżeńskie  było  adamaszkowe  takiego 
koloru,  jakiego  obicie  sypialni  z  firanka- 
mi i  płotkiem  sato  u  góry  i  dołu  obłożo- 
nym złotym  galonem.  Stawiano  te  łóżka 
wzdłuż  ściany  w  niszy,  albo  głowami  pod 
ścianę  a  nogami  na  środek  pokoju.  Kawa- 
ler nakrywai  swój  tapczan  kobiercem  tu- 
reckim, ścianę  obijał  makatą,  na  której 
zawieszał  rzędy,  szable,  pistolety,  trąbki, 
ładownice  a  poniżej  krucyfiks,  obrazek 
N.  P.  Częstochowskiej  i  gromnicę.  Crdy 
który  pieszczoch,  wyprawiony  na  dwór 
pański,  przyjechał  z  pościelą  pierzaną,  zo- 
stawał wyśmiany  i  musiał  do  domu  ode- 
słać piernaty,  a  poprzestać  na  kołdrze  i 
poduszkach.  Moda  nżywania  betów  nasta- 
ła za  doby  Saskiej  skutkiem  bliższego  ze- 
tknięcia się  Polaków  z  Sasami.  Wówczas 
to  upowszechniły  się  i  łóżka  w  miejsce 
tapczanów,  które  odtąd  służyły  już  tylko 
hajdukom,  lokajom  i  pachołkom.  A  jedno- 
cześnie upowszechniły  się  również  i  ury- 
nały,  naczynia  pierwej  pogardzane  przez 
szlachtę.  W  XVIII  w.  pojawiły  się  łóżka 
podróżne  składane  a  także  łóżka  żelazne 
ze  spodem  na  pasach.  Kawalerowie,  za- 
miast firanek,  poprzestawali  niekiedy  do 
łóżka  takiego  na  parawaniku  żelaznym  o 
jednej  nodze,  który  na  noc  łóżko  zasłaniał 
a  na  dzień  u  nóg  był  stawiany.  Kołdry 
weszły  w  użycie  watowane,  kryte  ada- 
maszkiem, atłasem,  wełną  Inb  baw^ną, 
przedtem  angielskie,  później  krajowe  i  pi- 
kowe. Niemniej  w  drugiej  połowie  XVIII 
w.  upowszechniły  się  stoliczki  lub  małe 
szafeczki  przy  łóżkach,  do  postawienia 
wody,  dzwonka,  świecy  i  ekscytarza  czyli 
budzika  służące,  a  w  miejsce  parawanów 
żelaznych  drewniane  o  kilku  skrzydłach 
zaciągniętych  kitajką  zieloną  lub  papie- 
rem kolorowym,  różnemi  wyklejeniami 
ozdobionym.  Od  staruszek  pamiętających 
wiek  XVIII  słyszeliśmy  niegdyś,  iż  był 
powszechny  zwyczaj  w  domach  możniej- 


dbyGoot^le 


POŚWIĄTNE.— POWIAT. 


109 


szych pokrywaniakolder gościnnych  matę- 
rją  ze  starych  sukien  jejmościnych. 

Poiwiątne  znaczy  grunt  pod  fundację 
kodciota  przeznaczony,  fundus  dolatus, 
fundtis  ecchsiae  adjaccns.  ( Vol.  leg.  I,  fol. 
B74iIII,f.  798). 

Potaż-  Jak  powszechnetn  było  w  Pol- 
sce wypalanie  pota*u  i  jak  spore  dochody 
osiągano  ze  ^rzedaiy  potain  wywożone- 
go wodą  zagranicę,  jeszcze  w  XVIII  wie- 
tadaje  tego  miarę  Ign.  Krasicki  w  wier- 
szu: 

Gd;b7  nie  b;lo  pota2u. 

Nie  bylobf  ekwipażu; 

Skarb  to  nie  dosyć  wielbiony, 

Z  popiotóir  mamy  galony. 

Potloriłas  czyli  rozdział  sądowy  dóbr 
odłożonych  pomiędzy  wierzycieli,  ob.  Enc. 
Star.  L  III.  str,  78,  a  obszerniej  w  Staro- 
iytnoSciack  polskich  J.  Moraczewskiego, 
t,  IL  str.  269.  Ksiądz  Franciszek  Jezierski 
pisze  surowo  w  tej  mierze  za  czasów  Sta- 
nisława Augusta:  „Dokret^tf/zor/^a/Zj  jest 
jak  strzała  z  cięciwy  wypchnięta,  kl^ra 
zawsze  wylata  z  Sąd  a,  ale  nie  zawsze  tra- 
fi w  sprawiedliwe  zadosyóuczynienie  wie- 
rzycielom. Spadają  późniejsze  zapisy, 
zmniejszają  się  albo  zupełnie  upadają  pro- 
wizje i  trafi  się  często,  że  sprawiedliwość 
i  cudza  własność  cierpi,  a  ten,  kto  przebrał 
więcej  jak  miał,  zarobił  na  tym,  jakby 
miał  interes  w  najzyskowniejszych  sposo- 
bach handlu". 

Potoczny  sąd  ob.  Sądy. 

Potrzaba.  Wyraz  ten  ma  wiele  ubocz- 
nych znaczeń,  których  wyjaśnienie  należy 
do  słowników  języka  polskiego.  Tutaj 
wspomnimy  tylko,  że  Polacy  ze  względu, 
iż  nie  prowadzili  wojen  zaczepnych,  ale 
tylko  wyraszali  na  boje  w  potrzebie  obro- 
ny własnej,  nazywali  potrzebą  smutną 
konieczność  każdej  wyprawy  wojennej,  a 
więc  wojnę,  bitwę  i  potyczkę-  Starowolski 
pisze:  .Rycerz  dziękować  ma  Bogu  za 
zwycięstwo,  i  co  ślubował,  idąc  do  po- 
trzeby, ma  jak  najprędzej  z  wdzięczno- 


ścią oddać*.  Potrzebami  nazywano  także 
wyszycia  do  zapinania  u  bekiesz,  ferezyi, 
kontuszów,  czamar  i  kapot  taśmowe  lub 
sznurkowe  z  odpowiedniemi:  pągwicami, 
butonami,  guziczkami,  barełkatni  i  pętli- 
cami, zwykle  szmuklerskiej  czyli  pasamo- 
nickiej  roboty,  u  możnych  nieraz  złote 
lub  srebrne. 

Potu  remne— opłata,  którą  składa  skar- 
żący za  uwięzienie  i  stróżowanie  podsąd- 
nego.  Statut  Litewski  każe  płacić  turem* 
nego  od  szlachcica  dziennie  48  groszy,  od 
nieszlachcica  24,  jeżeU  byli  o  zbrodnię 
gardłową  obwinieni,  W  razie  mniejsze- 
go przestępstwa  płacono  taksę  połowicz- 
ną, jak  również  za  wieżę,  która  nie  zależa- 
ła od  sąda. 

Poturnak,  poturczeniec,  poturczo- 
ny,  pobisurmaniony  —  renegat,  z 
chrześcijanina  mahometanin.  Gwagnin  pi- 
sze: „Kiedy  kogo  mają  poturczyć,  do  ka- 
dego  go  przyprowadzą.  Kady  zawój  mu 
na  głowę  włoży;  potym  z  pompą  przez 
miasto  prowadzą;  potym  go  w  osobnej  ko- 


Potwarz  albo  kalumnja.  Statutzr. 
1347  powiada,  że  potwarzony  o  gwałt  pa- 
nien, wdów  lab  mężatek,  sześcią  świad- 
ków ma  się  oczyścić,  to  aię  znaczy,  że  po- 
trzebuje tylu  ludzi,  którzyby  zaprzysięgli 
jego  niewinność.  Prawo  z  r.  1496  postano- 
wiło, że  potwarca  do  wieży  skazany  być 
nie  ma,  aż  się  sprawa  dostatecznie  mieć  o 
potwarzy  będzie.  Potwarca,  o  potwarz  in- 
szego pozywając,  gdy  się  ten  oczyści,  trzy 
grzywny  dać  nrn powinien.  (Ob.  Odszcze- 
kiwanie pod  ławą,  Enc.  Star.  t.  III, 
str.  278). 

Powązka  —  chusta  do  cedzenia  mleka 
świeżo  udojonego.  Syrenjusz  pisze:  ,Sko- 
topasowie  miasto  powązki  i  cedzidła  uży- 
wają ostrzyny  do  cedzenia  mleka". 

Powidt,  wyraz  w  języku  polskim  staro- 
żytny, sięgający  czasów  słowiaósko-lechic- 
kich,  a  oznaczający  okolicę,  obwód,  o- 
kręg,   którego  mieszkańcy  powiadamiali 


dbyGoot^le 


110 


POWITANIA. — POWOŁOWSZCZYZNA. 


się  na  wspólne  wiece  i  do  wspólnej  obrony 
w  swoim  „grodzie*.  Odwyrazówtefc  wiec, 
powiadomić  —  pochodzą  wyrazy:  powiat  i 
powietnik.  Powiaty  lechictie,  zlo2one  zwy- 
kle z  kilka  opól  czyli  gmin,  łączyły  się  w 
ziemie  {lerrae,  comiiaius),  a  ziemie  w  księ- 
stwa. Jeszcze  cesarz  niemiecki  Henryk  II 
objeżdżał  poddanych  sobie  Słowian  po  po- 
wiatach i  odbywai  z  nimi  zwoływane  wie- 
ce. Pierwotne  powiaty  nie  mogły  mieó 
ani  ścisłych  granic,  ani  przepisanej  rozle- 
głości. Długo  termin  ten  polski  stosowany 
był  chwiejnie  i  odmienniti,  nawet  w  jed- 
nym i  tym  samym  doknmencie,  zwłaszcza 
naLitwie  i  Rusi.  Np.w  „Diikcie granic  ko- 
ronnych i  W.  Ks.  Litewskiego"  z  r,  1646 
(Dogiel  L.)  cała  prawie  Ukraina  nazwana 
jest  raz  .powiatem"  kijowskim,  to  znown 
„ziemią'  i  , województwem",  a  obok  t«go 
spotykamy  w  jej  granicach  „powiat'  Win- 
nicki i  .powiat'  bracławski.  Wogóle  jed- 
nak „powiat"  oznaczał  w  Polsce  okręg  są- 
dowy, t  j.  obwód,  ciążący  do  jednego  gro- 
du, starosty,  a  zwłaszcza  sądu  ziemskiego. 
W  Wielkopolsce  i  Małopolsce  wojewódz- 
twa dzieliły  się  na  ziemie  i  powiaty.  Np. 
województwo  Płockie  składało  się  z  ośmiu 
małych  powiatów,  a  obok  niego  wojewódz- 
two Mazowieckie  z  10-u  ziem,  z  których 
np.  Łomżyńska  obejmowała  4  powiaty. 
Każdy  taki  powiat  był  oddzielnym  okrę- 
giem sądowym  i  miał  własną  hierarchję 
urzędników  ziemskich.  Że  zaś  niektóre  po- 
wiaty {np.  3  powiaty  ziemi  "Wiskiej)  były 
bardzo  m^e,  więc  zdarzano  się,  że  nieraz 
w  powiecie  było  więcej  urzędników  tytu- 
larnych, niż  posesjonatów  do  noszenia 
tych  godności  powiatowych.  Gdzie  powiat 
był  nazbyt  mały,  tam  okręgiem  sądowym 
była  ziemia.  Księstwo  Żmudzkie  dzieliło 
się  na  28  „traktów",  które  obszarem  od- 
powiadały przeciętnym  powiatom  mazo- 
wieckim. W  ziemiach  ukrainnych  ilość 
powiatów  wciąż  się  zwiększała,  w  miarę 
posuwania  się  naprzód  linii  obronnej  kra- 
ju przez  wznoszenie  nowych  zamków  i  je- 


dnoczesne wzrastanie  zaludnienia  dokdta 
tychże. 

Powitania  i  pozdrowienia.  W  przy< 
wileju  Zygmunta  I  z  r.  1523  herb  Pogo- 
gonią nazwanyjest Bo że-z darz  iZdarz- 
b  ó  g.  Są  to  wyrazy  używane  w  Polsce  od 
czasów  zapewne  bardzo  dawnych  przy 
spotykaniu  się  lodzi.  Mówiono  także: 
„Pomagaj-Bóg"  lub  „Pomaga-Bóg*.  Jan 
Kochanowski  we  fraszce  „Do  Pawła'  pi- 
sze: .Chcif^em  ci  pomagabóg  kilka- 
kroó  powiedzieć".  W  rękopisie  księdza  Ka- 
rola Żery,  franciszkanina  drohickiego,  spi- 
sującego w  XVIII  w.  dykteryjki  i  praw- 
dziwe wypadki  ku  rozweseleniu  braci  za- 
konnej, znajduje  się  notatka  (karta  26, 
nr.  fragmentn  147),  że  pierwej  nim  zaczę- 
to mówić  do  siebie  przy  spotkaniu:  „Niech 
będzie  pochwalony  Jezus  Chrystus",  po- 
zdrawiali się  Polacy  życzeniem:  „Poma- 
gaj-Bóg".  W  zakrystyi  zaś  kościoła  w  0- 
strożanach,  w  ziemi  Drohickiej  na  Podla- 
siu, wisiało  na  tablicy  zalecenie  do  ludu, 
aby  przy  spotkaniu  z  żydem  mówił:  „Niech 
będzie  Pan  Bóg  pochwalony' .  Jakoż  przy- 
pominamy sobie  i  Żydów  wiejskich,  po- 
zdrawiających chrześcijan  tem  samem  wy- 
ratoniem.  U  pisarzów  naszych  z  XVI 
i  XVII  w.  znajdujemy,  że  gospodarz  witał 
gościa  w  progach  swego  domu  sowami: 
„Moja  służba'  —  „Służba,  sąsiedzie  miły" 
—  „Służba  moja  powolna',  żegnać  zaś  od- 
jeżdżających, mówiąc:  „Bóg  żegnaj",  Lud 
wiejski,  spotykając  się  przy  pracy,  mówi 
dotąd:  „Pomagaj  Bóg' — „Boże  dopomóż" 
—„Panie  Boże  dopomóż",  na  co  odpowia- 
da pozdrowiony:  „Panie  Boże  zapłać"  lub 
„Bóg  zapłać", 

Powołowe  ob.  PowołowszGzyzna 
oraz  Podatki  i  ciężary. 

Powołowszczyzna,  Powołows— dawny 
podatek  od  dobytku  rogatego  w  naturze 
zwykle  oddawany.  S.  Petrycy  w  czasach 
Zygmunta  HI  pisze:  „Powołowszczyzna 
to  jest  dziesiąty  od  poddanych  wół  we 
trzy  lata'.     Starowolski   poświadcza,  że 


dbyGoot^le 


POWÓD.  — PÓŁKORNECIE. 


111 


,Za  Władysława  IV,  powolowszczyznę- 
coroczną,  którą  przedtym  w  10  lat  jeno, 
potym  w  7,  zbA  w  5,  we  3  znowu,  aż  nako- 
niec  co  rok  wybierać  poczęto,  ustanowio- 
no". W  Vol.  legum  (11,  £  685)  czytamy: 
,W  domach  szlacheckich  wolno  cudzo- 
ziemcom woły  zimowane,  karmne  i  powo- 
łowszczyznę  kupować,  i  b^  myta  z  granic 
■wypędzać".  W  tem  wyrażeniu  prawa  kra- 
jowego powotowszczyzna  oznacza  młodą 
rogaci  znę. 

Powód,  wyraz  znany  już  w  Polsce  od 
wieków  średnich,  oznaczał  tego,  który 
wnosił  skargę  do  sądu,  powodując 
sprawę  i  proces.  Po  łacinie  nazywano  po- 
woda zwykle  w  sprawach  cywilnych  ak- 
torem, -w)aymmd,\aych.dt;latorem.  Podług 
prawa  polskiego  powód  równie  jak  po- 
zwany mógł  stawać  w  sądzie  bądź  sam, 
bądź  w  towarzystwie  patrona,  bądź  przez 
p^nomocnika.  W  innem  znaczenia  użyty 
jest  ten  wyraz  w  dokumencie  z  r.  1241: 
^ovod  miliiare  Ducent'^. 

Powóz  ob.  Podatki  i  ciężary. 

Pozew.  Każdy  proces  rozpoczynał  się 
od  pozwu  na  piśmie,  który  woźny  wręczał 
stronie  pozwanej.  Statut  Kazimierza  W. 
z  r.  1347  stanowił,  aby  bez  wiadomego  po- 
zywającego pozwy  dawane  być  nie  mo- 
gły. Prawo  z  r.  IbOla  określa,  aby  pozwy 
ziemskie  wydawane  były  pod  tytułem 
królewskim  a  z  pieczęcią  ziemską,  grodz- 
kie zaś  pod  tytułem  i  pieczęcią  starosty. 
W  r.  1643  postanowiono,  aby  pisane  były 
w  języku  polskim.  Zwykłe  w  sprawach 
cywilnych  zwano  citationes  liłernles,  ale 
były  i  nstne,  które  zwano  taktami  (od  wy- 
razu tactus),  bo  woźny  zaraz  prowadził 
pozwanego  do  sądu.  Zwano  je  także  .ro- 
kiem nadwornym".  Do  ustnych  należy 
terminus  facionaius,  rok  licowy,  gdy 
złodziej  „z  licem"  t.  j.  z  przedmiotem 
skradzionym  był  schwyttuiy.  Zygmunt  I 
przepisał  formy  dla  pozwów  ( Vol.  leg:  I, 
f.  423).  Wręczenie  pozwu  woźny  poświad- 
czał zeznaną  w  sądzie  relagą.  Stąd  poszło, 


że  i  po  upadku  prawa  polskiego  poświad- 
czenie woźnego  o  wręczeniu  pozwu  nazy- 
wano .relacją  woźnego".  Opłata  za  dorę- 
czenie pozwu  zwała  się  pozewne. 

Pólko  ob.  Pręt. 

PÓłbraAcze  —  rodzaj  półkrytka  czyli 
koczyka  z  budką  zapewne  ze  skóry  bara- 
niej czyli  ^baranicy",  Wac,  Potocki  pisze 
w  XVn  w.: 

.Jrili  Bię  kiedy  dowie  o  biwiediie, 
Cho<5  nieprosEODR,  w  pólbarańcEU  jediie". 

Połdziałko— mała  armatka.  Btażowski 
w  l^ómaczeniu  Kromera  mówi:  „Dwoje 
półdziiJek  na  naszych  wystrzelili". 

PÓłSfSek  —  pół  gęsi  uwędzoaej  na  su- 
rowo i  podawanej  jako  wędlina;  trady- 
cyjny przysmak  litewski. 

PÓłgranaciO  —  grubsze  sukno  granato- 
we,  którego  nie  wolno  było  drożej  sprze- 
dawać (w  r.  1620),  jak  po  5  zł.  łokieć  (  Vol 
leg.  m,  f.  370). 

PÓłhak  —  gatunek  strzelby  wojennej. 
Kromer  pisze:  „Za  panowania  Ludwika 
Węgierskiego,  Niemiec  jeden  strzelbę  śpi- 
żaną,  co  od  grzmotu  hucznego  półhakami 
nazwano,  wymyślił".  Seb.  Petrycy  w  ,Po- 
liłyce  Ar."  zaleca:  „Miejscy  ludzie  mają 
mieć  p(^aki,  dzi^a,  działa,  miecze  i 
wszystko,  co  do  obrony  piechoty  należy". 

PÓłkartauna  —  rodzaj  działa  oblężni- 
czego.  Chmielowski  w  .i4/ena<;A  pisze:  ,V6l- 
kartauny  zowią  burzycielami". 

PÓłkiryinik,  po  łae.  semiernis.  Mączyń- 
ski  w  słowniku  swoim  z  r.  I5C4  wyraz  ten 
tłómaczy:  ,na  poły  we  zbroję  ubrany" 
(człowiek). 

Półkoplenlacze.  Kopieniak  zwał  się 
płaszcz  węgierski  od  deszczu,  modny  od 
czasów  Stefana  Batorego.  Półkopie- 
D  i  a  c  z  e  był  to  zapewne  rodzaj  półpłasz- 
cza  podobnego. 

PÓłkornecie  —  mniejszy  komet  biało- 
głowski  (rodzaj  czepca).  Haur  w  drugiej 
połowie  XVII  w.  pisze:  „Koron  kobiety 
używają  na  komety,  na  półkomecia,  na 
bonety". 


dbyGoot^le 


112 


PÓŁKRYTEK.— PRAWA  NADBRZEŻNE. 


P6łkryłek — wózek  czyli  pojaździk  pól- 
kryty  t.  j.  z  budką,  koczyk,  bryczka  kry- 
ta. PóIkryŁki  były  już  znane  za  czasów 
Zygmunta  III. 

Połplisza  —  trypa,  gatunek   materyi. 

Półpoicie,  środop oście.  Foniewajt 
dawniej  Post  wielki  zachowywany  .byJ 
tak  surowo,  ża  od  środopościa  przestawa- 
no spożywać  gotowanych  potraw,  powstał 
więc  na  pamiątkę  tego  zwyczaj  tłuczenia 
w  dniu  tym  starych  garnków,  tak  opisa- 
ny z  czasów  Saskich  przez  ks.  Kitowicza. 
„Młokos  przed  niewiastą  przechodzącą, 
dziewka  przed  mężczyzną  rzucała  o  ziemię 
garnek  popiołem  suchym  napełniony,  tra- 
fiając tak  blizko,  żeby  popiół  z  garnka  ob- 
sypał i  okurzył  idącą  osobę.  Zawołał  wów- 
czas swawolnik:  „Półpoście,  mości  panie! 
lub  mościa panno!"  i  uciekł.  Wszakże  sądy 
marszałkowskie,  karząc  za  to  na  worku 
lub  skórze,  i  to  powściągn^y.  Po  wsiach 
uderzano  garnkiem  podobnym  o  drzwi, 
okiennicę  lub  ścianę,  budząc  śpiących  od- 
głosem tym  i  krzykiem:  „Półpoście!" 

PÓłBZarłacia,  półszkarłaci  e— suk* 
no  szkarłatne,  którego  nie  pozwolono  w  r. 
]  620  drożej  sprzedawać,  jak  po  7  zł.  łokieó 
( Vol.  leg.  IV,  f.  370). 

PMszkutek  —  mała  szkutka  do  spławu 
zboża.  Klonowicz  pisze  we  „Flisie":  ,Gdy 
się  żyta  własnego  dorobisz,  spraw  dubas 
abo  półszkuteczek". 

PÓłtOWnik  —  przełożony  nad  połacią 
miasta.  Seb.  Petrycy  pisze:  „Miasto  roz- 
szykować  trzeba  na  ćwierci,  ćwierci  na 
póttowniki,  póltowniki  na  dziesiątki";  lub 
w  innem  miejscu:  ,,Półtownikiem  i  dzie- 
siątnikiem  tylko  ten  być  ma,  który  sam 
pod  po^uszeństwem  półtownika  i  dziesią- 
tnika  swego  kozacką  (służbą)  służył". 

PÓłzegarze  ob.  Godzinnik  {Enc. 
Star.  t.  II,  str.  197). 

Praejudicata.  Taknazjwano  wyroki 
sądowe,  które  w  sprawach  podobnych  za 
wzór  później  służyły.  Kazimierz  Jagielloń- 
czyk postanowił,  aby  sądy  wyroki  swe 


wpisywały  w  jedną  księgę  (zwaną  później 
dekretarzem),  które  potem  przy  sądzeniu 
spraw  tejże  natoły  służyć  miały  zaprę- 
judykata  do  nowych  wyroków.  To  samo 
wyrzekł  Zygmunt  I  w  urządzeniu  dla 
Prus,  oświadczając,  że  gdy  dwa  wyroki  w 
jednakowych  sprawach  są  różne,  wówczas 
jedna  z  nich  niesprawiedliwie  jest  osądzo- 
ną, Z  mocy  tych  ustaw  o  prejudykatach, 
sądy  trzymały  się  zawsze  swoicli  starszych 
a  nie  obcych  wyroków,  czyli  prejudyka- 
tów  w  swoim  dekretarzu  zapisanych. 

Prałat,  po  łae.  praelatus  —  przełożony. 
Godność  udzielana  w  średnich  wiekach 
niekiedy  urzędnikom  świeckim,  z  czasem 
wyłącznie  przyzna wanaduchownym,  spra- 
wującym wyższe  urzędy  kościelne.  Prała- 
tami nazywają  się  opaci  niektórych  zako- 
nów, opatrzeni  przywilejem  używania  in- 
sygniów biskupich,  tak^e  dygnitarze  ko- 
ścielni wyjęci  z  pod  zwykłej  jurysdykcyi 
biskupiej.  Prałatkami  nazywały  się  nie- 
kiedy przełożone  opactw  żeńskich,  ksienie. 

Prandypura—jakiśubiór  męski  wXVII 
w.  niewątpliwie  z  Brandeburgii  naślado- 
wany. Opaliński  w  „Satyrach"  pisze: 

„Dla  niego  kniwcj  Bzyjij  l«lely,  krają  złotogłów;, 
A  z  nich  zaś  prandjpurj,  koatusze,  hazuki". 

PraSDł  —  przekupień  soli;  prasołka 
—  przekupka  soli;  prasolstwo  —  kra- 
marstwo  solno.  Zimorowicz  w  Sielankach 
mówi:  „z  prasołki  żyć"  czyli  z  handlu  sol- 
nego, PrasoIką  nazywano  także  poda- 
tek od  prasolstwa.  Herburt  w  Statucie  pi- 
sze, że  „książę  Oświęcimski  miał  grzywnę 
jedną  z  przekupniów  albo  z  prasołów  sol- 
nych". W  Vol.  legum  (t.  2,  r.  1642)  znaj- 
dujemy, że  „prasołowie,  od  każdego  wo- 
za,  którym  sól  wożą  na  przekup,  płacą  po 
gr.  12". 

Prawa  nadbrzeżne  o  rozbitkach  i  kor- 
sarzach. Powszecline  w  Europie  było  pra- 
wo, iż  rzeczy  rozbitków  morskich,  które 
woda  na  ląd  wyrzucała,  stawały  się  praw- 
ną własnością  tych,  którzy  je  znaleźli  i 
zabrali.    Tylko  naród  polski  może  się  tem 


dbyGoot^le 


PRAWA  NADBRZEŻNE  O  ROZBITKACH  I  KORSARZACH. 


113 


pochlabić,  ża  ze  wstrętem  podobną  zasadę 
odrzncaj,  Kazimierz  Jagiellończyk,  przy- 
szedłszy do  posiadania  Pomorza,  zniósł 
niesprawiedliwe  to  prawo,  a  takjus  nau- 
/ragii  nie  miało  u  nas  miejsca.  Statut  Li- 
tewski pod  karą  wynagrodzenia  w  dwój- 
nasób (sowito),  wzbrania  zabierać  rzeczy 
rozbitkom  (Rozdz.  IX,art.  3i}.  Naród  nie 
cbciał,  aby  z  nieszczęścia  bliźnich  bogaco- 
no się  przez  grabieji  ich  mienia.  Ludzkie 
to  i  pełne  miłości  chrześcijańskiej  zdanie 
objawili  i  obstawali  przy  nteoi:  Zygmunt 
Stary  i  Stefan  Batory.  Jak  zacne  i  rozum- 
ne raeczy  wychodziły  z  kancelaryi  kró- 
lewskich, niech  posłuży  za  dowód  list  Ba- 
torego do  miasta  Lubeki  w  sprawie  po- 
wyższej: „Jeżeli  nie  jest  w  mocy  ludzkiej 
odwrócić  rozbicia  okrętów,  to  ciągnąć  z 
nich  zyski  jest  niegodneni.  Jeżeli  burza 
nieszczęśliwemu  nie  wszystko  zabrała,  dla- 
czegóż mielibyśmy  być  okrutniejszymi  od 
wichrów  i  mórz?  Ani  my,  ani  poprzednicy 
nasi  nio  inaczej  uważaliśmy  rozbitków^ 
jak  za  ludzi,  którzy  w  nieszczęściu  więk- 
szo do  naszej  opieki  mają  prawo.  Towary 
nieprzyjacielskich  rozbitków  powrócić,  a 
ludzi  wolno  puścić  kazaliśmy,  bo  sądzi 
my,  że  w  rozbiciu  nie  byli  nam  nieprzyja- 
znymi, ani  te*  szkodliwymi  być  mogli" 
Potępienie  koraarstwa  przez  prawodi 
stwo  polskie  nastąpiło  za  Stefana  Bato- 
TORO  w  czasie  pamiętnego  buntu  Gdań' 
szczan.  Zuchwali  mieszczanie,  pobici  na  lą- 
dzie pod  Tczewem,  zamknęli  się  w  warów- 
wnych  murachswego  miasta,  ufni,  iż  od  stro- 
ny morza  będą  otrzymywali  posiłki,  broń 
żywność.  Aby  właśnie  tego  nie  dopuścić, 
Stefan  Batoiy  wydal  następny  uniwersał: 
„"Wszem  wobec  i  każdemu  z  osobna,  ko- 
mu o  tem  wiedzieć  należy,  tak  z  podda- 
nych naszych,  jako  i  z  ludzi  postronnych 
i  t.  d.  Dla  popierania  przedsięwziętych 
przeciw  Gdańszczanom  kroków  wojen- 
nych potrzebując  sity  zbrojnej  na  morzn, 
akeztałcenie  jej  poleciliśmy  urodzonemu 
Piotrowi  Kłoczewskiemu,  staroście  mato- 

EncrUopedJa  itiropolikii,  tom  IV. 


gojskiemu,  sekretat^owi  naszemu,  oras 
burmistrzowi  i  radcom  magistratu  miasta 
naszego  Elbląga,  którymnastępującestano- 
wim  przepisy:  Nis  chcąc,  aby  marynarze 
nasi  frajfaiterów  (rozbójników  morskich) 
postać  na  siebie  przybierali,  jak  najsuro- 
wiej  im  zalecamy,  aby  się  nie  ważyli  ża- 
dnyi^h  innych,  prócz  gdańskich,  zabierać 
na  morzu  okrętów.  Mianowicie,  rozkazu- 
jemy  im,  aby  szanowali  okręty  i  wszelką 
własność  najjaśniejszego  króla  imci  duń- 
skiego i  jego  poddanych,  najjaśniejszego 
króla  imci  szwedzkiego  i  jego  poddanych, 
i  miast  hanzeatyckich,  i  żadnej  statkom 
ich  i  płynącej  na  nich  czeladzi  nie  czynili 
krzywdy.  Okręty  nasze  chwytać  mają  tyl- 
ko statki  gdańskie,  których  całkowitą 
wartość,  nic  sobie  nie  zastrzegając,  mary- 
narzom i  dowódcom  ich  ustępujemy.  O- 
prócz  korzyści,  stąd  dla  nich  wynikającej, 
zabezpieczamy  im  żołd,  jaki  z  wielmożnym 
starostą  matogojskim  umówiony  będziei 
który  oni  regularnie  pobierać  będą.  Nie- 
mniej właścicielom  okrętów,  do  tej  wypra- 
wy użytych,  zaręczamy  zapłatę,  o  jaką 
się  z  W.  Kloczewskim  zgodzą,  oraz  uwol- 
nienie od  tej  służby  przed  zimą.  Dla  więk- 
szego zaś  jeszcze  zachęcenia  przyrzekamy 
właścicielom  tych  okrętów  darowanie  im 
cła,  skarbowi  naszemu  winnego  od  towa- 
rów, którymi,  powracając  do  siebie,  na  zi- 
mę, okręty  swoje  ładować  będą  chcielL 
Dan  w  obozie  pod  Gdańskiem  d.  28  lipca  ' 
1577  r.  Stefan  Balory."-  Dokument  niniej- 
szy ogłosił  Edward  hr.  Haczyński  w  zbio- 
rze p.  Ł  „Pamiętniki  do  historyi  Stefana 
króla"  (Warszawa,  1830  r.).  Jednocześnie, 
tegoż  samego  dnia,  król  Stefan  podpisał 
pełnoiuocnictwo  dla  Kloczewskiego  i  wy- 
dał prawie  jednobrzmiący  z  powyższym 
uniwersał  do  magistratu  elbląskiego,  za- 
wiadamiając, że  rycerze  jego,  nie  zaś  kor- 
sarze, będą  ścigali  na  Bałtyku  zbuntowa- 
nych Gdańszczan  {mililes  nosiri,  quos  non 
pirałos,  neque  Jraibileros  esse  -oolumus. 
„Źródła  dziejowe",  III,  183).  W  prawach, 


dbyGoot^le 


114 


PRAWA  ZWYCZAJOWE. — PRAWO  OBELNE. 


udiwalonych  isa  Stanika wa  Augusta  co  do 
rozbitków  morskich,  przejawiły  się  te  sa- 
me tradycyjne  pojęcia  narodu  polskiego  a 
pn^pisy  dla  księstwa  Kurlandzkiego  i  Se- 
juigalskiego  brzmią:  „Nikt  także  na  po- 
tem ważyć  się  nie  ma  używać  owego  nie- 
ludzkiego prawa  opanowania  dóbr  rozbi- 
tych na  morzu;  lecz  jeżeliby  kto  pomoo 
jakq  wtem  niebezpieczeństwie  będącym 
przyniósł,  sprawiedliwą  nagrodą  za  pracę 
swoją  ma  się  kontentowaó.  O  prawach  te- 
go rodzaju  u  innych  narodów  ob.  w  Enc. 
kościelneji.  21,  str.  197. 

Prawa  zwyczajowe.  Gdy  r,  1249  legat 
papieski  Jakób  wysiany  był  z  Rzymu  nad 
Bałtyk  do  rozsądzenia  sporów  między 
Krzyżakami  z  jedaej  a  nowonawrócoaemi 
czyli  podbitemi  przez  nich  plemionami 
pruskiemi:  Pomeranów,  Warmów  i  Natan- 
gów  z  drugiej  strony  —  obie  strony  spor- 
ne, t  j.  Krzyżacy  i  Prusowie  szczepu  let- 
tońskiego,  po  wspólnej  naradzie  wybrali 
prawo  i  sądownictwo  polskie  za  obo- 
wiązujące. Widzimy  z  tego,  w  jaki  sposób 
wpływ  kultury  i  praw  polskich  sięgał  już 
w  XIII  w.  z  nad  Warty  do  ujść  Niemna. 
Ale  były  to  prawa  nie  pisane,  ani  siłą  z  ob- 
czyzny narzucone,  ale  uświęcone  wiekami, 
rdzennie  lechickie  i  słowiańskie  zwyczaje 
narodu  polskiego.  Uczony  prawoznawca 
polski  Walenty  Dutkiewicz  powiada:  n^""^" 
wa  jak  wszędzie  tak  i  u  nas,  zaoim  były 
zredagowane  czyli  napisane,  tworzyły  się 
z  potrzeb  społecznych  i  formy  rządu,  z  u- 
sposobienia  narodu,  z  jego  ducha,  z  jego 
wyobrażei  o  sprawiedliwości".  Zwyczaje 
ustalono  nietylko  w  całym  narodzie,  ale 
nawet  w  jednej  z  jego  ziem  były  uważa- 
ne za  prawo  miejscowo  obowiązujące  (  Vol. 
leg.  V,  f.  500).  Statut  Wiślicki  jest  pierw- 
szem  prawem  pisanpin,  jest  zbiorem  praw 
zwyczajowych  Wielko-  i  Małopolskich  a 
zostanie  on  po  wszystkie  wieki  pięknym 
pomnikiem,  jako  podstawa  następnych 
prac  prawodawczych,  które  przez  pólpię- 
ta  wieku  poprawiały  go,  uKupelniały,  zmie- 


niały w  miarę  nowych  potrzeb  i  odwoły- 
wały się  do  niego.  Król  Aleksander  Ja- 
giellończyk polecił,  aby  każda  ziemia  spi- 
sała i  przedstawiła  mu  wszystkie  swoje 
prawa  zwyczajowe.  Uczyniła  to  tylko  za 
krótkiego  jego  panowania  ziemia  Krakow- 
ska i  w  statucie  Łaskiego  mamy  jedynie 
zwyczaje  prawne  ziemi  Krakowskiej.  Do- 
chowały się  jeszcze  spisane  w  części  zwy- 
czaje prawne  ziemi  Łęczyckiej.  Innych 
zgoła  brak  a  dowiedzieć  się  o  nich  może- 
my tylko  z  dokumentów  prawnych  pry- 
watnych. Nie  będziemy  też  mieli  poty  hi- 
storyi  prawa  polskiego,  dopóki  nie  będą 
ogłoszone  i  zbadane  wszystkie  dokumenta 
średniowieczne  w  krajn  naszym.  W.  Dut- 
kiewicz pisat  rozprawę:  „O  maiemanem 
prawie  zwyczajowem".  Warszawa,  1876. 
Komisja  prawnicza  w  Akademii  um.  ogło- 
siła w  V  tomie  swoich  wydawnictw  ode- 
zwę w  przedmiocie  zebrania  prawa  zwy- 
czajowego, przysłów  i  wyrażeń  prawnych 
w  Polsce.  Prof.  Aloizy  Winiarz  napisał 
rozprawę  „O  zwodzie  zwyczajów  praw- 
nych mazowieckich  układu  Wawrzyńca  z 
Prażmowa"  (w  tomie  33  ogólnego  zbioru 
rozpraw  Akademii  nm.  a  w  t.  YII  seryi 
II,  str.  91—170,  Kraków,  1895  r.). 

Prawda —  plecionka  pod  misy  i  półmi- 
ski na  stole  podkładana.  W  broszurze  z  r. 
1674  „Dworstwo  obyczajów"  czytamy: 
„Pacholę  stół  ma  przychędożyć,  obrus  bia- 
ły pościele,  prawdę  w  pośrodku  położy". 
Bielski  w  XVI  w.  wspomina  o  prawdach 
stołowych  przy  herbie  Prawdzie. 

Prawo  gościnne.  Tak  zwano  w  Polsce 
sąd  dla  kupców,  przybywających  do  miast 
składowych  lub  z  towarami  na  jarmarki, 
ustanowiony  w  r.  1565  przez  Zygmunta 
Augusta  (  Vol  leg.  II,  str.  636).  Był  to  sąd 
natychmiastowy,  ale  sądził  obcych  (gości) 
podług  prawa  krajowego,  stosując  się  w 
w  rzeczach  kupieckich  do  zwyczajów  han- 
dlowych. 

Prawo  obelne  ob.  Obelnc  prawo 

{Enc.  Siar.  t.  III,  str.  269). 


dbyGoot^le 


PRAWODAWSTWA. 


115 


Prawodawstwa  obowiązujące 'W  daw- 
nej Polsce.  Najdawniejsze  prawa  pol- 
skie są  spisane  na  sejmie  w  Wiślicy  za 
Kazimierza  Wielkiego,  1347  r.  Nie  ksztai- 
.city  się  one  na  prawie  rzymskiem  a  pomi- 
mo to  byli  autorowie,  którzy  prawo  naro- 
dowe polskie  prawem  rzymskiem  objaś- 
niać a  nawet  uzupełniać  chcieli.  T.  Czacki 
w  dziele  ,0  Litewskich  i  Polskich  pra- 
■  wach"  zaprzeczył  wzoru  i  wpływu  prawa 
rzymskiego  na  prawa  przodków  naszych. 
■Natomiast  Jan  Wincenty  Bandtkie  w  roz- 
prawie yindiciae  Juris  Romani  (r.  1808) 
usiłował  dowieść,  że  prawo  rzymskie  mia- 
ło moc  pomocniczą  w  Polsce.  Wówczas 
Czacki  dowiódł  swoich  poprzednich  twier- 
dzeń rozprawą:  „Czy  prawo  Rzymskie  by- 
ło zasadą  praw  Litewskich  i  Polskich?" 
Wówczas  pogodził  obn  zapaśników  Osso- 
liński, który  w  rozprawie  „O  prawie 
Ezymskiem  w  Polsce"  (r.  1819)  wykazał, 
że  Bandtkie  miał  duszność  co  do  praw 
miejskich  a  Czacki  co  do  praw  ziemskich. 
Ważne  rozprawy  drukował  w  tym  przed- 
miocie ówczesny  Dziennik  Warszawski, 
pióra  Aleksandra  Mickiewicza  (brata  Ada- 
ma) i  innych.  W  r.  1828  wydał  Jan  Ja- 
nowski rozprawę  konkursową  i  Joachim 
Lelewel  , Początkowe  prawodawstwo  pol- 
skie" a  Wac.  Al.  Maciejowski  „Historję 
prawodawstw  Słowiańskich".  Najdokład- 
niejsze wydanie  Statutu  Wiślickiego  znaj- 
duje .się  w  dziele  Antoniego  Zygmunta 
Helcia  „Starodawne  Prawa  Polskiego  Po- 
mniki (Warszawa,  1856  r.).  W  r.  1874  wy- 
szły dwa  ważne  dzieła:  Romualda  Hubę- 
go  „Prawo  Polskie  w  wieku  XIII"  i  A.  Z. 
Helcia  z  pism  po  nim  pozostałych  „Daw- 
ne prawo  prywatne  polskie".  Niemniej 
w  tymże  roku  ukazała  się  rozprawa  M. 
Bobrzyńskiego  „O  dawnym  Prawie  Pol- 
skim, jego  nauce  i  umiejętnym  badania". 
Ponieważ  bibljografja  przedmiotu  prze- 
chodzi zakres  Enc.  Słaróp.^  zamykamy 
więc  ją  wzmianką  o  jedaem  jeszcze  waż- 
nem  dziele   Romualda   Hubego:   „Prawo 


Polskie  w  XIV  wieku"  (Warszawa,  1886 
roku).  Od  wieku  XIV  obowiązywało  w 
Polsce  prawo  Ziemskie  {/us  Terreslre), 
którego  podstawą  był  Statut  Wiślicki  Ka- 
zimierza Wielkiego  z  r.  1347,  uzupełniany 
i  zmieniany  przez  uchwały  sejmów  pó- 
źniejszych, zebrane  w  Yoluminach  łegum. 
Uchwały  te,  pisane  w  języku  łacińskim  do 
polowy  XVI  wieku,  nazywają  się  statuta- 
mi (ob.  Statuty  koronne).  Odr.  1550  za- 
częto je  pisać  po  polska  i  nazywać  Kon- 
stytacyami.  (Pierwszy  raz  użyto  języka 
polskiego  jako  urzędowego  w  przywileju 
Zygmunta  Augii.sta  podczas  sejmu  piotr- 
kowskiego r.  1550).  Aleksander  Jagielloń- 
czyk zlecił  Janowi  Łaskiemu  zebrać 
wszystkie  prawa  obowiązujące,  a  zbiór 
ten  pozyskał  sankcję  królewską  na  sejmie 
radomskim  w  r.  1505  i,  zuany  pod  nazwą 
Statntu  Jana  Łaskiego,  wydrukowany  zo- 
stał nietylko  na  papierze  ale  i  na  pergami- 
nie. Zygmunt  I  i  syn  jego  Zygm.  August 
usiłowali  utworzyć  porządne  zbiory  praw 
polskich.  Za  Zygmunta  I  była  przygoto- 
wana w  roku  1532  tak  zwana  Korrektu- 
ra  Taszyckiego,  jednego  z  sześciu  redak- 
torów, w  tym  celu  postanowionych,  ale 
potwierdzenia  urzędowego  nie  zyskała. 
Za  Zygmunta  Augusta  dokonane  były 
dwa  zbiory  praw:  systematowy  Jakóba 
Przyłuskiego  i  abecadtowy  Jana  Herbnr- 
ta,  ale  sankcyi  urzędowej  także  nie  naby- 
ły i  pozostały  pracą  prywatną,  Herburt 
jednak  zyskał  powagę  w  sądach.  R.  1565 
wyszło  niepospolite  dzieło:  „Ustawy  Pra- 
wa Polskiego  z  łacińskiego  wybrane  na 
polski  język  dla  wszelkiego  człowieka  pro- 
stego przdożone."  Jest  to  pierwszy  układ 
systematyczny  praw  polskich.  Rozpoczy- 
na się  Statutem  Wiślickim,  po  którym  idą 
statuta:  o  królu,  wojewodach,  starostach, 
granicach,  szlachectwie  i  t.  d.,  jodnem  sło- 
wem całe  prawodawstwo.  W  r.  1 569  wy- 
szło już  trzecie  wydanie  tego  dzieła.  Za 
Zygmunta  HI  wyszedł  wr.  1 600  zbiói- Ja- 
nuszewskiego, również  jako  praca  pry  wat- 


dbyGoot^le 


116 


P   R  A  z   M  o. 


na,  O  pomnikowem  wydawnictwie  Yola- 
minów  Legum  ob.  Yolnmina.  Księstwo 
Mazowieckie,  po  wygaćcięciu  swoich  ksią- 
żąt do  Korony  wcielono,  chciało  zachować 
niektóre  prawa  ze  Statutów  Mazowiec- 
kicli  i  takowe  pod  nazwą  Exccpta  Maso- 
viae  zatwierdził  dla  Mazowsza  Stefan  Ba- 
tory w  r.  1676.  (Całe  Statuta  Jlazowieckis 
wydal  Bandtkie  r.  18U1  w  dziele^wj  Polo- 
nicum).  Najporządniej  ułożone  prawa  mia- 
ła Litwa  w  tak  zwanym  Statucie  Litew- 
skim (ob.  Statut  lit),  którego  były  3 
redakcje,  a  ostatnia  w  r.  1598  przez  Zyg- 
munta III  zatwierdzona,  do  XIX  w.  obo- 
wiązywała. Szlachta  ziem  pruskich,  czyli 
trzech  województw:  Pomorskiego,  Mal- 
borskiego  i  Chełmińskiego,  która  począt- 
kowo sądziła  się  równem  prawem  z  miesz- 
czanami, zapragnęła  na  wzór  szlachty  ko- 
ronnej mieó  oddzielne  prawa,  i  takowe, 
zwane  pospolicie  Korrekturą  Pruską,  za- 
twierdzone zostały  przez  Zygmuntii  III 
w  r,  1698.  Miasta  miały  prawa,  sądy,  au- 
tonomję  i  ustawy,  przez  Stany  Miejskie 
uchwalane,  .Wilkirzami"  zwane.  Mogły 
one  czynió  pewne  zmiany  w  swoich  pra- 
wach zasadniczych,  jak  tego  zdarzały  się 
przykłady  w  Poznaniu  i  Lwowie.  Miasta 
województw  pruskich  i  ks.  Mazowieckie- 
go rządziły  się  prawem  Chelmińskiem,  z 
wyjątkiem  trzech  miast  pruskich:  Elbląga, 
Frauenburga  i  Braunaberga,  które  miały 
prawo  Lubeckie,  t.  j.  takie,  jak  niemiecka 
Lubeka.  Miasta  innych  prowincyi  rządzi- 
ły się  prawem  Magdeburskiem.  Włady- 
sław Jagiełło,  nadając  to  prawo,  będące 
owocem  kultury  Zachodu,  miastom  Litwy 
i  Rusi.  jak:  dla  Wilna  (r.  1387),  Trok,  Po- 
łocka,  Witebska,  Smoleńska,  Kijowa,  Ko- 
wna, Grodna,  Woró,  Kleszcz  na  Żmudzi 
i  t.  d., otwiera! wrota  nadNiemnem,  Dźwi- 
ną  i  Dnieprem  dla  wpływu  kultury  i  pojęó 
zachodnio  -  europejskich.  Źródło  prawa 
Chełmińskiego  i  Magdeburskiego  było  je- 
dno. Różnica  polegała  głównie  na  tem, 
że  w  prawie  Chelmińskiem  była  wspólność 


majątka  między  małżonkami,  zwana 
„wspólnością  chrfmińską" ,  nieznana  w  pra- 
wie Magdeburskiem.  Uczeni  prawoznaw- 
cy  polscy  dowiedli,  że  gdy  na  ustrój  praw 
miejskich  dużo  wpłynęło  prawo  Rzymskie 
to  w  polskich  prawach  ziemskich  nie  mia- 
ło ono  żadnej  przewagi,  bo  te  tworzyły 
się  bezpośrednio  ze  starego  obyczaju  pol- 
skiego, z  ducha  i  pojęć  rdzennie  narodo- 
wych i  słowiańskich,  a  tylko  pisane  były 
po  łacinie,  jako  w  języku  dawniej  wyłącz- 
nie urzędowym.  Po  pierwszym  podziale 
Polski  1773  r.  w  kraju  przyłączonym  do 
Austryi  i  nazwanym  Galicją  i  Lodomerją 
do  d.  1  Maja  1887  r.  obowiązywały  pra- 
wa polskie,  od  roku  zaś  1787  wprowadzo- 
na została  ^Ustawa  JÓzefifiska",  obejmu- 
jąca tylko  prawa  osobowe.  Hypoteka  (zwa- 
na „Tabulą  lwowską")  zaprowadzona  zo- 
stała patentem  z  d,  4  marca  17«0.  W  Ga- 
licyi  zachoduiej  nie  było  TabuH  i  pozo- 
stały akta  dawno  polskie  do  czasu  wpro- 
wadzenia prawa  cywilnego  w  całej  Gali- 
cyi  z  dniem  1  stycznia  1798  r.  W  prowin- 
cjach, któro  dostały  się  pod  panowanie 
pruskie,  otrzymał  z  początku  urzędową 
powagę  zbiór  Antoniego  Trębickiego,  a  w 
r.  1797  zaprowadzone  zostało  prawo  Pru- 
skie powszechne  {Alłgemcine  Landrecht), 
obowiązujące  w  państwie  Pruskiem  od  r. 
1794.  Po  utworzeniu  Księstwa  Warszaw- 
skiego przywróconem  zostało  w  departa- 
mentach po-pruskich  prawo  Polskie  od 
daty  24  lutego  1807  r.,  ale  na  krótko,  bo 
od  1  maja  1808  r,  zaczął  obowiązywać  Ko- 
deks Kapoleona,  w  departamentach  zaś 
po-austryackicb,  po  złączeniu  ich  z  Księ- 
stwem Warszawskiem,  zaczął  tenże  ko- 
deks obowiązywać  od  15  sierpnia  1810  r. 
PraŻmo.  Odwieczna  potrawa  rolniczych 
Polan,  którą  były  niedojrzałe  kłosy  żyta 
lub  pszenicy  uprażone  i  wykruszone,  Sy- 
reujusz  w  XVI  w.  powiada  o  życie  i  psze- 
nicy: „Krupy  żytne  z  prażma  t.  j.  z  ziar- 
na niedoskonale  dojrzałego,  w  kłosiu  ze- 
rżniętego i  na  słońcu  albo  w  piecu  suszo  • 


dbyGoot^le 


PRAZUCHA,— PRĘGIERZ. 


117 


nego"  (str.  914).  „Prażmo  z  pszenicy,  pó- 
ki jeszcze  ziarno  ma  w  sobie  nieco  mleka, 
w  ktosiu  nad  ogniem  uparzone,  albo  wpie- 
ca  pieczone,  albo  na  słońcu  asuszone  i 
między  rękoma  wytarte"  (str.  928).  Łu- 
kasz Gołębiowski  powiada,  że  na  Polesiu 
grocb  prażony   dotąd  .prażmem"  zowią. 

Prażucha,  czyli  le mieszka  — potra- 
wa starodawna  z  mąki  pszennej  a  najczę- 
ściej z  hreczanej,  która  praży  eię  sucho  na 
patelni  lub  w  rądlu  a  potem  sypie  na  okra- 
szony wrzątek,  miesza  i  podaje  na  gęsto 
lub  na  sypko  z  dodaniem  skwarek. 

Pre8krypcJaob.w£nc.^/ar.:Dawność 
i    Przedawnienie. 

Prełressa,  tunika,  westalka  — 
suknia  niewieścia  w  XVIII  w,,  którą  tak 
opisuje  Ł.  Gołębiowski:  ,  Jeden  to  prawie 
rodzaj  sukien  damekich  ki'ótkicli,  iałdzi- 
stych,  z  wyciętym  gorsem,  gamirowaniem 
u  spodu,  niedocbodzącej  kolan,  albo  le- 
dwie za  nie  sięgającej,  przepięta  w  stanie 
pasem  i  dwietną  jaką  klamerką.  Z  pod  niej 
widaó  było  spódnicę  długą,  z  tyłu  powłó- 
czystą i  z  haftem  częstokroć  bogatym. 
Westalka  zwykle  biała  krepowa  lub  z  in- 
nej tkanki  przezroczystej  do  binłej  atła- 
sowej spódnicy.  Pretressa  i  tunika  purpu- 
rowa, niebieska  nabiałem,  albo  przeciw- 
nie biała  na  niebieskiej,  złocistej  lub  szkar- 
łatnej". 

Prezenta.  Tak  się  nazywa  przedstawie- 
nie biskupowi  do  zatwierdzenia  osoby  du- 
chownej na  wakujące  beneficjum.  Prezen- 
ta była  dawana  albo  przez  samego  kolla- 
tora,  albo  przez  jego  pełnomocnika,  albo 
nawet  przez  opiekuna  lub  kuratora  w  ma- 
jątku małoletnich  lub  w  kurateli  będą- 
cych. Pisano  ją  według  przyjętej  formy 
i  składano  na  r^ce  biskupa. 

Pręgierz,  dawniej  pręgnierz,  zwany  tak- 
że piłatem,  slup  stojący  zwykle  przed 
ratuszem  dawnych  miast  polskich,  pod 
którym  kat  ścinał  głowy  skazanych  na 
śmierć  i  smagano  przestęców.  Do  słupa  te- 
go przywiązywano  oszustów  dla  pokaza- 


nia ich  ludowi  i  winowajców,  skazanych 
na  hańbę  publiczną,  t  j.  piętnowanie  czy- 
li „pręgę"  lub  „wyświecenie"  czyli  wy- 
gnanie z  miasta  (tak  nazwane  od  tego,  że 
pachołkowie  miejscy  wyprowadzali  ich  za 
bramy  miasta  ze  światłem).  Pręgierz  był 
najczęściej  używany  w  stolicy  królewskiej, 
gdzie  znaczna  ludność,  stek  awantumi- 


Pręgieri  z 


O  przed  ratuszem  w  Poznani 


ków  i  oszustów,  a  surowość  artykułów 
marszałkowskich  były  powodem,  iż  w  są- 
dach marszałkowskich  zapadały^  często 
wyroki  na  chłostę  publiczną.  Chłostał  zbir 
zwany:  niedobry,  budel{5;iWir/),  szar- 
garz  czyli  hycel.  Piszący  to  pamięta  z 
lat  swojego  dzieciństwa  może  o.<tatniee- 
cho  tej  tradycyi,  gdy  r.  1851  władza  ska- 
zała kupca  tykocińskiego  Kafałowicza  na 


dbyGoot^le 


PRĘT.— PROCH  STRZELNICZY. 


25  plag  publicznych  za  fałszywą  denun- 
cjację, którą  to  chłostę,  ze  względa  że 
Tykocin  nie  posiadł  już  pręgierza,  ■wy- 
mierzyli policjanci  w  obecności  bnnni- 
strza  na  lynku  tykoci6&kini  pod  pomni- 
kiem Stefana  Czarnieckiego.  W  mniej- 
szych miastach  były  pręgierze  drewniane, 
w  większych  kamienne,  czasem  miew^y 
ozdobę  na  wierzchu,  np.  w  Poznaniu  ry- 
cerza z  mieczem  podniesionym,  jak  to 
przedstawia  dołączony  tu  rysunek  prę- 
gierza poznańskiego.  Przy  każdym  prę- 
gierza znajdowała  się  żelazna  „kuna"  czy- 
li kluba,  skubUca,  do  przymykania  prze- 
stępcy za  szyję  lub  za  rękę  na  czas  wysta- 
wienia go  na  widok  publiczny.  Stąd  było 
wyrażenie  staropolskie:  .siedzi  jak  w  ku- 
nie". 

Pręt  pierwotny  znaczył  tylko  laskę  i 
tyczkę.  Potem  zosts^  nazwą  tyczki  uży- 
wanej do  mierzenia  powierzchni  ziemi, 
długiej  na  stóp  polskich  15  a  dzielonej  w 
miernictwie  na  10  pręcików  i  100  ła- 
wek. Pręt  „kopany"  czyli  kwadrowy  (t.j, 
przestrzeń  ziemi  długa  i  szeroka  na  77j 
łokcia)  zwał  się  „pólko".  Gb^ępski  pisze: 
.W  Polszczę  zowią  pólko,  co  na  Mazow- 
szu pręt  kopany". 

Prima  Aprilis.  Tak  się  nazywa  po- 
wszechny zwyczaj  zwodzenia  innych  w 
dniu  pierwszym  kwietnia.  Początek  te- 
go zwyczaju  niektórzy  wywodzą  od  uro- 
czystości dawnych  Ezymian  na  cześć 
bożka  śmiechu  i  wesołości,  wiadomo  bo- 
wiem, iż  poganie  rzymscy  nowy  rok  roz- 
poczynali w  dniu  1  kwietnia,  wśród  naj- 
weselszych zabaw.  Inni  utrzymują,  że 
Żydzi,  nie  wierząc  w  Zmartwychwstanie 
Pańskie  (Chrystus  Pan,  dnia  30  marca 
przybity  na  krzyżu,  w  dniu  1  kwietnia 
powstał  z  grobu),  żołnierzy  i  wszystkich 
uczyli  kłamać.  W  Polsce  od  czasów  daw- 
nych w  dniu  tym  rozsyłano  listy  ze  zmy- 
ślonemi  wiadomościami,  lub  zawierające 
tylko  kartkę  z  napisem:  Prima  Aprilis, 
a  także  zwodzono  ustnie,  by  uaśmiać  się 


z  łatwowiernych.  Stąd  przysłowie:  ,Niv 
prima  Aprilis  nie  wierz,  bo  się  omylisz", 
lub  „nie  czytaj,  bo  się  omylisz".  Lud  zo- 
wie zwyczaj  ten  po  swojemu  „prymapry- 
Ub". 

Proca— narzędzie  do  ciskania  kamieni. 
Były  proce  mf^e  czyli  ręczne  i  proce  wiel- 
kie czyli  machiny  szturmowe.  Bielski  w 
kronice  swojej  powiada:  „Proki,  jak  zo- 
wie Długosz,  abo  proce,  na  dziwy  wielkie 
nasi  nasadziwszy,  kamienie  wielkie  do 
miasta  miotali". 

Procenty,  Lichwa  prawnie  była  do- 
zwolona tylko  Żydom,  a  ii.usiała  bywaó 
nad  wszelką  miarę  wysoka,  skoro  Statut> 
WiśUcki  ogranicza  ją  do  507u-  Ograniczo- 
no ją  jeszcze  i  tem,  że  tylko  za  2  lata  po- 
bierać ją  dozwolono  czyli  do  podwojenia 
kapitału  (  Vol.  leg.  I,  f.  33).  Władysław 
Jagiełło,  chcąc  ułatwić  pożyczki  akademi- 
kom, ustanowił  w  Krakowie  wekslarza 
Żyda,  którego  zobowiązał,  aby  nie  bral 
więcej  procentu  jak  grosz  od  grzywny  na 
miesiąc.  Była  to  łaska,  a  jednak  wynosiła 
25%  na  rok.  Przywilej  ten  znajduje  się  w 
Załaszowskim  (t.  I,  f.  412),  Dopiero  w  r. 
1670  zniżono  stopę  procentową  dla  Żydów 
do  207c.  stanowiąc,  że  ktoby  się  na  więcej 
obligował,  takowe  stypulacje  ważne  być 
niemają(Fi'/./if^.V,  f.  77).  Osobom  świec- 
kim (nieżydom)  pozwalano  brać  procent 
po  8  od  sta,  czytamy  bowiem  w  uniwer- 
sale poborowym  z  r.  1578  za  Stefana  Ba- 
torego ( Vol.  leg.  II,  f.  989),  że:  „Ci,  którzy 
mają  pieniądze  leżące,  a  na  interesa  ich 
dawają,  aby  każdy  od  100  złotych  dal  do- 
tych  2  (tytułem  podatku  od  kapitału), 
Wszakże,  aby  żaden  nie  brał  ode  sta  jed- 
no złotych  8", 

Proch  strzelniczy  nie  był  wynaleziony 
w  Polsce,  historja  więc  tego  wynalazku, 
bardzo  zresztą  niepewna,  nie  może  nas  tu 
zajmować.  To  tylko  możemy  tu  powie- 
dzieć, iż  upowszechnionem  było  w  dawnej 
Polsce  (obalone  przez  dzisiejszą  naukę  po- 
danie),   że  pierwszym  wynalazcą  prochu 


dbyGoot^le 


PROCHOWNIA.— PROKURATOR. 


119 


był  'WToka  1830  oiemiecki  mnich  Bartold 
Schwarz.  Konstanty  Górski  w  .Hietoryi 
artyleryi  polskiej"  powiada,  że  „co  do  pro- 
chu, to  z  inwentarza  zamku  Lwowskiego 
(r.  1495)  możemy  się  przekonać,  że  składał 
się  on  z  saletry,  której  się  znajdowało 
^medium  pos'^ ,  i  z  siB.r]d  „su^ur'^,  której 
byJo  „in  tribus  vasis  quasi lapides  decem''. 
Węgla  zasobów  nie  trzymano,  a  przygo- 
towywano go  w  potrzebie  z  jakiegoś  mięk- 
kiego drzewa.  Dokładnych  proporcyi  tych 
składników  u  nas  nie  znamy,  ale  z  inwen- 
tarza zamku  Qlimańskiego  okaznje  się, 
że  wyrabiano  inny  proch  do  hufnic,  a  in- 
ny do  taraśnic,  prawdopodobnie  inny  też 
do  bombard.  Kóżnica  ta  zasadzała  się  za- 
pewne na  większej  lub  mniejszej  propor- 
cyi saletry,  od  której  właściwie  zależna 
siła  prochu.  Z  inwentarza  zamku  Lwow- 
skiego dowiadujemy  się  także,  że  do  ro- 
bienia prochu  używały  się  stępy  i  koło, 
które  je  w  ruch  wprawiało.  Powiedziano 
tam  bowiem:  In  kabilacuh,  ubi  puheres 
preparaniur,  stinł  dwie  stępie,  Cmn 
quatuor  stempory  cl  una  rola,  magna 
ad  hacc  spectanlia  i  t.  d.  W  innem  miej- 
scu powiada  Górski,  że  proch  wyrabiali 
paszkarze  na  zamkach  z  materjatów  otrzy- 
mywanych niekiedy  z  Krakowa.  Tak  w  r. 
1521  podano  z  Krakowa  do  Kamieńca 
Podolskiego  saletiy  centnarów  22  i  siarki 
cent.  14,  za  si^letrę  płacąc  po  24  .^otych 
za  kamień.  Posłano  także  i  prochu  goto- 
wego 36  centnarów.  Mtyny  prochowe  znaj- 
dowały się  w  Krakowie,  Lwowio  i  Czaję- 
wicach  pod  Krakowem.  W  rękopisie  bi- 
bljoteki  uniwersytetu  Warszawskiego  p.  t. 
„Książka  puszkarzom  wszelkim  bardzo 
potrzebna"  autor  piszący  w  r.  1624  poda- 
je rozmaite  proporcje  materjalów  dla  o- 
trzymania  dobrego  prochu  potrzebne,  np. 
5  funtów  saletry,  2  siarki  i  1  węgla,  lub  3 
funty  saletry,  pół  funta  siarki  i  6  łutów 
węgla.  Potem  daje  proporcje  dla  prochu 
pierzchliwego,  dla  prochu,  co  się  kręci  jak 
wąż,  dla  majkowego,  oraz  dla   różnych 


prochów  kolorowych.  Kołaczkowski  w 
swem  dziele  „Wiadomości  o  przemyśle 
i  sztuce'  pod  wyrazem  „Proch"  wylicza 
wiele  miejsc  w  Koronie  i  Litwie,  gdzie  w 
wiekach  XVI  —  XVIII  istniały  młyny 
prochowe  (Lipniszki,  Leszno,  Poznań, 
Łuck,  Pila,  Sambor,  Młociny  i  t.  d.). 

Prochownia  —  młyn  ze  stępami  do  ro- 
bienia prochu  lub  skład  prochu.  Pod  na- 
zwą prochowni  znany  był  powszech- 
nie w  Warszawie  budynek  zmurowany  za 
Stefana  Batorego  u  wylotu  uhcy  Mosto- 
wej nad  Wisłą  w  kształcie  wieży  czworo- 
bocznej z  przeznaczeniem  na  bramę  mo- 
stową, przerobiony  w  latach  1648  i  1649 
za  jeneralstwa  Arciszewskiego  na  procho- 
wnię. Prochownię  tę  zbudowano  na  dwa 
piętra,  które  się  komunikowały  schodami 
kręconymi.  Na  piętrach  urządzono  rusz- 
towania do  składania  beczek  z  prochem, 
do  których  podnoszenia  służyła  winda  z 
blokami  i  liną.  Wejście  zamykało  się 
drzwiami  żelazaemi,  okna  takiemiż  krata- 
mi i  okiennicami.  Prochownia  ta  za  cza- 
sów Augusta  III  Sasa  przeistoczona  zosta- 
ła na  więzienie,  na  którcm  Stani^aw  Au- 
gust kazd  położyć  napis:  „Nie  miejsce, 
ale  zbrodnia  ludzi  hańbi*.  Stąd  nazwa 
, prochowni"  stała  się  dla  ludu  warszaw- 
skiego synonimem  więzienia  i  jeszcze  nie- 
dawno słyszeliśmy  starych  ludzi  w  War- 
szawie każde  więzienie  .prochownią"  mia- 
nujących. Ale  nietylko  lud  tak  mówił. 
W  sztukach  teatralnych  z  końca  XVIII 
w.  czytamy:  .Dłużnika  nie  mogącego  we- 
ksla płacić,  do  prochowni  zapakują".  Skła- 
dy prochu  z  prochowni  powyżej  wmian- 
kowanej  Briihl  kazał  przenieść  za  miasto, 
w  okolice  Woli. 

Prokurator.  Tak  nazywano  pierwotnie 
w  prawie  polskiem  pdnomocoików  i  pa- 
tronów stron  stających  w  sądach.  Statut 
Kazimierza  W.  postanowił,  iż  prokuratora 
swego  każdy  mieć  może  i  mieć  ma.  Prawo 
z  r.  1496  orzekło,  że  prokurator  ma  być  u 
Sądu  dany  z  urzędu  potrzebującym  go  i 


■yGoot^le 


120 


PROPINACJA. — PROPORZEC. 


nieumiejętnym  prawa.  W  r.  1538  postano- 
wiono,  ż6  prokaratorem  u  Sądu  świeckie- 
go być  nie  może  osoba  dnchowna,  wyjaw- 
azy  w  sprawach  własnych  albo  duchow- 
nych, W  r.  1643  zaś  uchwalono,  ie  Pro- 
curałores  mają  być  przysięgli,  ale  ie  kto 
chce  sam  swą  rzecz  prokurować  w  Sądzie, 
ten  może. 

Propinacja  (z  grec.  pinem  pić),  w  are- 
dniowieozuej  łacinie  propinalw,  znaczyła 
wystawienie  wina  na  sprzedaż.  U  nas  zna- 
czyła ezynkowanie.  czyli  sprzedaż  wódki, 
piwa,  miodu  a  przytem  soli,  pokarmów  dla 
ludzi  i  obroków  dla  koni.  Kazimierz  W. 
nadaje  rektorowi  kościoła  w  Tymbarku 
liberam  propinałionem  lam  cremati  cere- 
vtsiae.  Za  Piastów  piawa  ksią2ęce,yurii  rfw- 
calia  czyli  regalia^  ^7^7  obszerne.  Mieli  o- 
ni  prawo  zakładania  wszędzie  miast,  kar- 
czem i  kramów  do  sprzedaży  żywności. 
W  Koronie  własność  prywatna  ziemska 
dość  wcześnie  została  z  pod  prawa  tego 
wyzwolona.  Zasadniczy  statut  wolności 
propiuacyj  nej  z  r.  1496  (ob.  Vol.  leg.l, 
f.  296,  u  Bandtkicgo  f.  350}  brzmi  w  tłó- 
maczenia  polskiem:  , Znosimy  na  zawsze 
nadużycie,  t.  j.  zmuszanie  poddanych,  aby 
do  domów  i  karczem  przyjmowali  piwo  z 
miast  królewskich,  stanowiąc,  aby  pano- 
wie wsi  i  ich  poddani  w  tej  wolności  byli 
zachowani,  iż  wolno  każdemu  piwa  i  inne 
trunki  skąd  kol  wiekbttdż  brać  i  we  wsiach 
ich  warzyć  i  warzyć  kazać  i  wolno  użyt- 
kować bez  wszelkiej  obawy  z  naszej  stro- 
ny, lub  starostów  naszych  zakazu,  aresz- 
towania lub  kary".  Prawo  zatem  propi- 
nacyi  —  jak  wyraża  się  uczony  znawca 
praw  polskich  Walenty  Dutkiewicz— nic 
innego  nie  znaczyło,  jak  prawo,  służące 
właścicielom  wsi  do  wyłącznego  fabryko- 
wania piwa,  gorzałki  i  miodu  oraz  szyn- 
kowania  lub  sprowadzania  do  szynku  tych 
napitków,  skąd  im  się  podobało.  Ten  mo- 
nopol, że  we  wsi  tylko  jej  dziedzic  mógł 
warzyć  i  szynkować  napitki  lub  innym  da- 
wać na  to  pozwolenie,  wynikał  sam  przez  się 


2  nieograniczonej  własności  ziemi.  W  pra- 
wie jednak  powytszem  nie  znajdujemy 
wcale  zakazu,  aby  poddani  pańscy  nie  mo- 
gli na  swój  użytek  domowy  sprowadzać 
napitków  z  innych  dóbr  i  miast.  Jeżeli 
więc  przymus  podobny  był  przez  dziedzi- 
ców wprowadzony,  to  nie  wynikał  z  pra- 
wa krajowego,  ale  byt  naśladownictwem 
prawa  w  Niemczech,  gdzie  istniał  w  całej 
p^i  obowiązek  podobnej  służebności  oso- 
bistej pod  nazwą  „iannitm* ,  jus  bartna- 
rium.  Lecz  u  nas  wyrazu  tego  niema  w  ca- 
łych Voluminack  legum.  Stefan  Batory, 
przyznając  r.  1676  w  myśl  prawa  polskie- 
go, iż  ziemie  stanu  rycerskiego  są  „wolne 
zawżdy  ze  wszemi  pożytkami,  któreby  się 
na  tych  grunciech  pokazowaly",  uznał 
tern  eamem  wyłączne  prawo  dziedzica  do 
dochodów  propinacyjnych  w  obrębie  jego 
dóbr.  W  Dzienniku  Wileńskim  z  lipca 
1806  r.  pomieścił  Ozacki  rozprawę  p,  t,: 
„O  prawie,  które  mają  obywatele  prowin- 
cyi,  składających  dawną  Polskę,  do  wolne- 
go szynkowania  piwa,  mioda  i  gorzałki; 
i  o  przyczynie,  dla  której  obywatele  daw- 
nej Rosyi,  nie  mając  tej  części  docho- 
dów, krzywdy  nie  ponoszą".  WBibljote- 
ce  Warsz.  z  lutego  1861  znajduje  się  tak- 
że rozprawa  o  prawie  propinacyi  i  jego 
rozciągłości,  której  autor  A.  K.  bezzasad- 
nie wywieść  usiłuje  tak  zwany  przymus 
trunkowy  bannum.  Najobszerniej  trakto- 
wał przedmiot  Micbal  Dobrzyński  w  roz- 
prawie „Prawo  propinacyi  w  dawnej  Pol- 
sce", pomieszczonej  w  XXIII  tomie  Roz- 
praw i  sprawozdań  Akademii  um.  (Kra- 
ków, 1888  r.). 

Proporzec.  Tak  zwano  dawniej  sztan- 
dar wojskowy,  chorągiew  i  wreszcie  kopję 
z  chorągiewką.  Kronikarze  niemieccy  za- 
świadczają, że  n  pogan  słowiańskich  na 
Pomorzu  widzieli  chorągwie  wojenne  ma- 
lowane na  płótnie.  Dytmar  mówi,  ieuLu- 
tyków  czy  Wilków  była  chorągiew  z  wy- 
obrażeniem jakiejś  ich  bogini,  wielce  sza- 
nowana, którą  ktoś  z  chrześcijan  przebił 


dbyGoot^le 


P   R  o   P   o   R   z   1 


kamieniem  na  wylot.  Polacy,  positkująoy 
w  r.  1359  Stefana,  wojewodę  wołoskiego, 
przeciw  jego  bratu  Piotrowi,  poniósłszy 
kl^kę,  atracili  11  sztandarów,  a  mianowi- 
cie 3  królewskia  czyli  ziemskie:  krakow- 
ski, sandomierski  i  lwowski,  oraz  9  rj- 
cerskich:  Toporezyków,  Leliwczyków,  Li- 
Bowczyków  ( Vulpium),  Rawitów,  Gryfi- 
tów,  Szreniawitów,  Habdanków,  Pólkozi- 
ców  i  Strzemieńców  {Sircparum).  W  roku 
1370,  gdy  po  śmierci  Kazimierza  Wielk. 
wyszły  procesje  wszystkich  kościołów  i 
stanów  miejskich  na  powitanie  przybywa- 
jącego z  Węgier  króla  Ludwika,  „niesiono 
— ^jak  świadczy  Dtugosz— najprzód  chorą- 
giew miasta  Krakowa,  na  której  wymalo- 
wany był  herb  miasta,  a  za  nią  post^po- 
■w^y  chorągwie  wszystkich  cechów  rze- 
mieślniczych, któremi  gdy  proporuicy  o- 
kazali  królowi  Ludwikowi  hołd  posłuszeń- 
stwa, król  z  największą  okazałością  wje- 
chał do  Krakowa,  a  potem  uda^  się  do  ko- 
óciota  krakowskiego  i  na  zamek.  Na  po- 
grzebie Kazimierza  Wielkiego  jechało  40 
rycerzy  w  pnrparze,  z  których  11  z  pro- 
porcami tylui  księsttr  Królestwa  Polskie- 
go jechało  za  12-ym,  mającym  większą 
nad  inne  chorągiew  z  orłem  białym,  her- 
bem państwa.  W  r.  1410  Witold,  idąc  z 
Jagiełłą  pod  Oranwald,  rozda!  w  obozie 
nad  rzeką  Wkrą  wojsku  litewskiemu  40 
proporców  {banderia),  przykazawszy,  aby 
każdy  hufiec  pilnował  swego  znaku.  To 
rozdanie  i  ten  przykaż  kate  nam  mniemać, 
2e  pojedyncze  oddziały  litewskie  nie  mie- 
wały pierwej  swoich  proporców  i  że  Wi- 
told chciał  je  porównać  pod  tym  wzglę- 
dem z  polskimi.  Dalej  opisuje  Dtugosz  wi- 
dok wzruszający,  jak  ,w  dniu  9  lipca  ze 
wsi  Będzina  Jagi^ło  z  Witoldem  wkro- 
czyli w  kraj  nieprzyjacielski  a  przebyw- 
szy bór  dwumilowy  i  wyszedłszy  na  rów- 
ninę otwartą,  tam  dopiero  kazali  rozwi- 
nąć i  podnieść  chorągwie  królewskie,  W, 
ks.  Litewskiego,  ksiąiąt  mazowieckich: 
Ziemowita  i  Janusza,  tudzież  panów  pol- 


skich z  niewymownem  serc  wzruszeniem 
i  zapałem  powszechnym.  Król  polski, 
wziąwszy  do  rąk  swoich  chorągiew  wiel- 
ką, na  której  wyszyty  był  misternie  orzeł 
biały  z  rozciągnionemi  skrzydły,  dziobem 
rozwartym  i  koroną  na  głowie,  ze  Izami 
w  oczach  wygłosił  modlitwę  do  Boga". 
W  r,  1422  po  zakończeniu  czwartej  jni  za 
Jagiełły  wojny  krzyżackiej,  po  przejściu 
rzeki  Drwęcy  i  wysłuchaniu  nabożeń- 
stwa, wszyscy  chorążowie  wzbroicach  skła- 
dali na  klęczkach  królowi  powierzone  so- 
bie proporce,  przemawiając;  „Najjaśniej- 
szy królu,  chorągiew  tę  poraczooą  wier- 
nej mojej  straży  składam  z  czcią  pokorną 
Waszej  Królewskiej  Miłości.  Przy  łasce  i 
pomocy  Bożej  wiernie  i  w  całości  ją  do- 
chowałem, a  jako  z  zaszczytem  wziąłem 
ją  z  rąk  Waszej  Kr.  Miłości,  tak  ją  odda- 
ję niepokalaną  żadnem  zbiegostwem  ani 
czynem  niesławnym".  W  r.  1461  podczas 
wojny  z  Zakonem — opowiada  współczes- 
ny wypadkom  Długosz  —  gdy  król  Kazi- 
mierz Jagiellończyk  „zwlekał  naumyślnie 
podniesienie  naczelnego  proporca  z  orłem 
białym,  tak  z  powodu  małej  ilości  wojska, 
jak  i  dlatego,  aby  inne  chorągwie  w  więk- 
szej wystąpiły  liczbie,  urażeni  tern  pano- 
wie i  przedniejsi  rycerze  postanowili  roz- 
winąć własną  chorągiew  bez  żadnego  zna- 
ku; dopiero  król  kazał  co  prędzej  podnieść 
przed  nimi  proporzec  z  ortem  białym". 
Jan  Kochanowski  napisał  wiersz:  .Propo- 
rzec albo  hołd  Pruski",  z  powodu  złożenia 
przysięgi  na  wierność  dla  Ezplitej,  bo- 
wiem .Kurfirszt  pruski  od  króla  wedle 
mody  starej  chorągiew  bral".  Wojewoda 
zaś  wołoski,  „porzuciwszy  chorągiew  pod 
nogami  królewskiemi,  jako  był  obyczaj, 
przysiągł  hołd  i  posłuszeństwo".  Polacy 
nazywali  propomikiem  tego,  co  niósł  pro- 
poi-zec.  Proporczyk  oznaczał  chorągiew- 
kę u  kopii.  W  przenośni:  „zatykać  pro- 
porce' znaczyło  objąć  pod  swą  władzę, 
a  zwinąć  proporce  czyli  chorągiewkę  — 
znaczyło  ustępować.    W    yoluminach  Ic- 


dbyGoot^le 


122 


PROSCENIUM.— FROTEST  I  PROTESTACJA. 


gum  znajdujemy  przepis,  że  przekupnie 
miejscy  ns  rynko  w  dniu  targowym  mo-. 
gli  dopiero  kupować  u  wieśniaków  „po 
zdj^in  proporczyka  miejskiego  z  ratusza" 
od  godziny  10  rano,  aby  mieszkańcy  mo- 
gli pierwej  zaopatrzyć  się  bezpośrednio 
(co  jeszcze  bywało  w  naszych  czasachj. 
Chorągiew  kościelną  z  krzyżem  mają  her- 
by Badwan  i  Sieninta,  proporzec  trójzęb- 
nymaherbzwany  Dostojewskim,  Dwa  pro- 
porce trójzębne  &ą  w  herbach:  Chorągwie, 
Kmita  i  Woronowicz,  Jeden  proporzec 
jest  w  herbie  Przerowa,  któremu  Długosz 
daje  zawołanie  Proporzec.  Wojewódz- 
two Smoleńskie  mif^o  w  herbie  swoim  pro- 
porzec rozwinięty  z  tarczą  na  nim  i  laską 
ukośną  na  tarczy.  O  proporcach  czyli 
sztandarach  wojska  polskiego  z  doby  mię- 
dzy r.  1807  a  1830  taką  wiadomość  prze- 
słał nam  p.  B.  Gembarzewski;  Chorągiew 
czyli  znak  pałku  lub  bataljonu  w  piecho- 
cie. Dnia  3  Maja  1807  r.  uowoformujące 
de  wojska  polskie  W.  Księstwa  War- 
szawskiego otrzymały  chorągwie  i  sztan- 
dary, zwane  wtedy  orłami.  Uroczystość 
przybicia  ich  do  draewców  i  wręczenie 
pułkom  i  oddziałam  odbyła  się  bardzo  so- 
lennie na  Saskim  Placu.  Wojska  potrafiły 
je  dzielnie  obronić  w  kraju  i  zachowały  aż 
do  reorganizacji  w  r.  1815.  Były  chorą- 
gwie pułkowe  w  tej  epoce  następującego 
kształtu:  Na  czarnem  drzewcu  orzeł  srebr- 
ny dęty,  siedzący  na  tablicy  z  białego  me- 
talu z  obwódką  złotą;  na  tablicy  złotemi 
wypukłemi  literami  na  jednej  stronie  z 
frontu  napis:  ,Fułk  N  piechoty",  na  od- 
wrotnej; „Woysko  Polskie".  Pod  tablicą 
kawał  mat  ery  i  jedwabnej  karmazynowej 
kwadratowy,  na  niej  orzeł  biały  z  sukna, 
srebrem  lub  jedwabiem  haftowany;  wko- 
ło frendzla  srebrna.  Nie  wszystkie  pułki 
miały  jednakowe  chorągwie;  chorągiew 
pułku  13-go  piechoty  była  biała  jedwabna, 
na  niej  malowana  postać  Komy,  trzyma- 
jąca tarczę  z  literami  S.  P.  Q.  R.  (Senatus 
Populusque  Romanus),  u  stóp  wilczyca 


kapitolińska,  karmiąca  Romulusa  i  Re- 
musa  i  t,  d. — haity  złote.  Chorągwie  były 
haftowane  rękami  dam,  o  czem  świadczy 
niejednokrotnie  napisy.  Roku  1815  dnia  5i 
listopada  zreorganizowane  wojsko  polskie'  j 

otrzymało  nowe  chorągwie.  Na  wysokiem. 
drzewcu  zakończonem  ostrzem  ażurowem- 
w  kształcie  ostrza  piki,  w  której  znajdo-, 
wał  się  metalowy  orz^ek,  zwieszał  się  kwa- 
dratowy kawał  materyi;  pośrodku  orzeł- 
biały  na  tle  ponsowem;  naokoło  wieniec  a 
liści  laurowych,  na  wierzchu  korona  kró- 
lewska; w  czterech  rogach  cyfra  monar- 
chy otoczona  wieńcem  laurowym.  Tło  po- 
dzielone na  12  pasów,  schodzących  się  do 
środkowej  tarczy  z  orłem,  tworzyło  kształt 
krzyża.  Pasy  te  były  rozmaitych  kolorów- 
stosowuie  do  pułków.  Podczas  kampanii 
1831  r.  wojsko  wyruszyło  w  pole  bez  cho- 
rągwi, stąd  żadna  nie  została  zdobyta  w 
boju. 

Proscenium.  „Dykcjonarzyk teatralny": 
(wydany  w  Poznaniu  r.  1808)  tak  objaś- 
nia znaczenie  tego  wyrazu:  .Miejsce  od  ' 
zasłony  aż  do  kanału  nazywa  się  Prosce- 
nium, Dla  śpiewaków  bardzo  jestpotrzeb- 
nem.  Aktor  bowiem  gdy  śpiewa  w  głębi, 
głos  jego  uchodzi  w  górę  i  łatwo  niknie. 
Śpiewającego  zaś  w  Proscenium  lepiej- 
można  słyszeć  przez  odbicie  o  sklepienie, 
które  w  salach  teatralnych  niektórych  są 
przedziwnie  do  tego  celu  urządzone.  Iiożo 
po  bokach  Proscenium  będące  możnaby 
bezpiecznie  skasowad*. 

Protector  Poloniae.  Jeżeli  król  upowa- 
żnił którego  z  kardynałów  przy  stolicy  a- 
postolskiej  do  załatwiania  spraw  polskich, 
ten  nazywany  był  Protector  Poloniae.  O- 
bowiązek  ten  ustawał  ze  śmiercią  lub  wy- 
wyższeniem protektora  na  papieża. 

Protest  i  protestacja.  Jeżeli  kto  popeł- 
nił jaki  czyn  krzywdzący  drugiego  lub  o-. 
gół,  wówczas  skrzywdzony  lub  każdy  o- 
bywatel  kraju  miał  prawo  osobiście  lub 
przez  zastępcę  podać  protestację  do  akb 
grodzkich  lub  innych  (oh.  Manifest,  £■«<:,  , 


dbyGoot^le 


PROWJAITT-MAJSTER.— PRYMAS. 


123 


Siar.  t.  IIIj  str.  184).  Protest  czyli  manifest 
o  nieakceptowania  lab  nieuiszczeniu  na- 
leżności wekslowej,  w  wekslach  własoych 
nie  byl  potrzebny,  ale  stawał  się  koniecz- 
nym w  wekslach  trassowanych.  Protest 
czyli  protestacja  następowała  dla  zape- 
wnienia właścicielowi  wekslu,  czyli  remi- 
tentowi  regresu  do  wystawiciela  trasanta, 
lab  indosaatowi. 

Prowjant-majsłer.  Tak  nazywano  u 
nas  w  XVII  wieku  dostawca  żywności  dla 
wojska.  Z  prowjant-majstrem  generalnym 
znosił  się  podskarbi  koronny.  Gdy  Mar- 
cinowi Liniewskiema,  łowczemu  braoław- 
skiemu,  który  sprawować  urząd  powjant- 
majstra  w  Kamieńcu  Podolskim,  nieprzy- 
jaciel zabrał  za  9,000  złp.  żywności,  sejm 
r.  1654  kazał  tą  szkodę  przyjąć  na  rachu- 
nek Rzplitej. 

Prymas.  Podług  prawa  kanoniczne- 
go prymasem  zowie  się  pierwszy  biskap 
w  kraju.  Tak  w  Hiszpanii  prymasem  by- 
wał arcybiskup  toledańaki,  w  Węgrzech 
strygoński,  w  Polsce  gnieźnieński.  Pierw- 
szym arcybiskupem  gnieźnieńskim,  który 
wyrobił  sobie  tjtul  prymasa,  byt  Mikołaj 
Trąba.  Mówią  o  nim,  iż  urażony  o  to,  że 
arcybiskup  lwowski  koronować  trzecią  żo- 
nę Władysława  Jagiełły  Elżbietę  Pilecką, 
wyjednał  u  Soboru  w  Konstancyi  prawo 
podpisywania  się  Primas  Regni.  Atoli  jaż 
za  doby  Piastów  arcybiskap  gnieźnieński 
miał  prawo  starszeństwa  nad  innymi  bi- 
skapami  i  pełnił  obowiązki  Interreksa  czy- 
li Bezkróla,  godził  spory  o  dziesięciny 
i  t.  d.  Pierwszym  książęciem  był  arcybi- 
skup gnieźnieński  od  czasów  Kazimierza 
Wielkiego.  Prymas  najpierwszą  po  królu 
zajmował  polityczną  godność  w  państwie. 
Od  czasu  nawrócenia  się  Litwy  arcybiskup 
gnieźnieński  był  i  metropolitą  Litwy,  a 
biskupi  wileński  i  żmndzki  należeli  do  je- 
go prowincyi,  która  sięgała  po  krańce 
państwa  JagieHowego,  za  Dźwinę  i  Smo- 
leńsk. Litwa  przestrzegała  gorliwie  tego 
związku  z  Gnieznem.   Jan  Łaski  stanowi 


w  dziejach  prymasostwa  epokę.  Wizytuje 
biskupa  wileńskiego,  wznawia  stary  zwy- 
czaj wyświęcania  wszystkich  sufraganów 
w  Gnieźnie,  pozyskuje  przewagę  nad  me- 
tropolitą lwowskim  (który  jednak  niezale- 
żnie rządzi  swymi  biskupami:  przemy- 
skim, kamienieckim,  chełmskim,  łuckim  i 
kijowskim),  zwołuje  sejmy  duchowne,  czy- 
li synody.  Prymasi  wybierali  marszałków 
swego  dworu  zpomiędzy  kasztelanów,  więc 
senatorów  koronnych.  Marszałek  taki  był 
dostojnikiem  nawet  wobec  króla,  nieraz 
nosił  przed  królem  laskę  lub  berło  i  w  po- 
trzebie zastępowałmarszałkówkotonnych. 
Dalej  prymas  uzyskał  prawo  zwoływania 
senatu  na  radę  prywatną  i  zbierania  jego 
głosów  pod  nieobecność  monarchy,  co  pod- 
nosiło wielce  jego  znaczenie  polityczne. 
Zwoływał  sejmy  elekcyjne  i  przewodni- 
czył na  nich,  ogłaszał  narodowi  i  korono- 
wał króla  i  królowa.  Sam  jeno  prymas 
mógł  nie  stawać  przed  sądami,  tylko  przez 
zastępców.  Był  prezesem  senatu,  a  nawet 
mógł  zwf^ywać  prywatne  narady  senato- 
rów wbrew  królowi,  gdyby  król  prawo  ła- 
mał. Kto  w  obecności  prymasa  zuchwale 
mówił  lub  miecza  dobył,  był  karany.  Na- 
czelnik Kościoła  polskiego  miał  w  uposa- 
żeniu swojem  Łowicz,  prawie  udzielne 
księstwo,  a  Kazimierz  Jagiellończyk  nwol- 
nił  go  nawet  od  płacenia  jednej  grzywny 
podatkowej  z  dóbr  łowickich.  Ogółem  U- 
czono,  że  prymas  posiadał  360  wsi,  kilka 
miast  i  do  miljona  złp.  dochodu.  Od  roka 
1632  przydawano  podczas  bezkrólewia 
prymasowi  konsyljarzów  z  obudwu  sta- 
nów, senatorskiego  i  rycerskiego,  w  czasie 
zaś  pospolitego  ruszenia  dodawano  do  je- 
go boku  rezydentów.  Za  Jana  Kazimierza 
biskup  wileński  Jerzy  Białłozor  przezwał 
się  prymasem  Litwy  i  tytuł  ten  kładł  na 
swoich  pismach  urzędowych.  Odtąd  bisku- 
pi wileńscy  nie  przenosili  si%  już  nigdy  na 
wyższe  biskupstwa  do  Korony.  Do  potę- 
żnego stanowiska  podniósł  prymasostwo 
polskie  znakomity  Olszowski  za  Jana  Ka- 


dbyGoot^le 


124 


PRZEBINDA. —PRZEMYSŁ. 


i  Michla  Koiybat&.  Nazywał  się 
Olszowski  Vicarius  Regni,  t  j.  namiestnik 
kiem  Królestwa.  Cesarz  i  król  francaski 
swali  go  pierwszym  książąciem,  kancela- 
rja  koronna  i  ministrowie  cesarscy  zawsze 
piazą  do  niego  Cehissime  Princeps  a  w 
ciągu  Celsiiudo  Vestra.  W  całej  Europie 
poważano  Olszowekiego,  tylko  jeden  elek- 
tor brandeburski  odmawiał  mu  tytułu 
pierwszego  księcia,  tłómacząc  si^  tern,  że 
na  mocy  prawa  z  r.  1625  jemu,  jako  księ- 
-ciu  pruskiemo,  należy  się  pierwsze  miejsce 
-w  radzie  Korony  polskiej  i  dostojność 
pierwszego  księcia.  Hetmaństwo  i  pryma- 
sostwo  stoją  obok  Korony  jako  niezawi- 
słe, samodzielne  władze.  Prymasostwo  na 
tem  stanowisku  W3n'abia  sobie  do  pomocy 
wice-prymasostwo,  które  z  urzędu  dostaje 
się  biskupowi  kujawskiemu.  Prymas  pod- 
czas bezkrólewia  bywał  bezkrólem,  co  o- 
^naczalo  w  narodzie  najwyższą  patrjar- 
■chalną  godność.  O  niego  wtedy  opierało 
się  wszystko,  jak  O  króla  i  hetmana.  Bez 
prymasostwa  nie  można  rozumieć  dawnej 
Polski.  Prymasostwo  i  hetmaństwo  w 
gmachu  Rzplitej  stały  się  główneml  wią- 
zadłami między  tronem  i  wolnością.  Cały 
naród  znał  prymasa  1  cześć  mu  oddawał. 
Ostatnim  prymasem  majestatycznej  świe- 
tności był  w  czasach  Saskich  Łubieński, 
który  nawet,  nie  czekając  na  obiór  króla, 
rozdawał  posady  w  czasie  bezkrólewia.  Po 
nim  prymasi  za  Stanisława  Augusta  po- 
niżaH  już  tylko  dawną  godność.  Prymasi 
w  Księstwie  Warszawskiem  i  Królestwie 
KoDgresowera  nie  posiadali  żadnego  zna- 
czenia politycznego.  Tradycja  mówi,  iż  był 
podobno  stary  zwyczaj,  że  przy  wstąpie- 
nia na  stolicę  każdemu  prymasowi  i  bi- 
skupowi krakowskiemu  posyłano  w  darze 
białego  rumaka. 

Przeblnda  —  przepaska,  przewiązka. 
Klonowicz  mówi  o  kupowanych  w  Gdań- 
sku. 

Przedawnienie  ob.  Bawność  {Enc. 

Siar.  1. 1,  str.  302).  W  Volum.  legum  jest 


mowa  o  przedawnieniu  czyli  dawności 
pod  wyrazem  Preskrypcja,  począwszy  od 
Statutu  Kazimierzowego  z  r.  1347,  który 
upominanie  się  o  bydło  skradzione  ogra- 
niczał do  roku,  o  stada  i  konie,  o  zagro- 
dzenie płotem  dziedziny,  o  lichwę  żydow- 
ską i  o  kmiecia  zbiegłego  —  do  lat  dwuch, 
a  o  pożyczone  zboże  —  do  lat  czterech. 

Przedwleć  —  brat  babki,  starszy  wuj, 
ob.  Pokrewieństwa. 

Przunysł.  Historj  a  przemysłu  w  daw- 
wnej  Polsce,  jako  przedmiot  oddzielny  a 
na  różnolite  gałęzie  podzielony  i  niedosta- 
tecznie jeszcze  zbadany,  przechodzi  zakres 
niniejszej  EocykJopedyi,  która  tylko  pod 
rozmaitymi  wyrazami  podać  mogła  co 
ważniejsze  wiadomości  w  tym  kierunku. 
Tutaj  ograniczymy  się  również  do  kilku 
luźnych  szczegółów  jako  gdzieindziej  nie 
podanych.  Oto  np.  o  sukiennictwie  powia- 
da Wład.  Łoziński,  że  w  XVI  w.  wywożo- 
no z  Polski  sukna  na  półwysep  Bałkań- 
ski: kościańskie,  bieckie,  chęcińskie,  wol- 
borskie,  wschowskie  i  t.  p.  Adolf  Pawiń- 
ski  w  „Źródłach  dziejowych"  (t.  IX,  str, 
194)  wymienia  zawiezione  do  Ordy  tatar- 
skiej w  r,  1578  przez  komornika  królew- 
skiego Marcina  Broniewskiego  sukna  na- 
stępujących gatunków :  Lundunensis, 
Szwicbodzinensis,  Lazbettsis  fioretiy  arme- 
sitii.  Oczywiście  były  wśród  nich  i  krajo- 
we i  zagraniczne.  Czasem  doraźnie  wy- 
strzelał jakiś  lokalny  przemysł,  np.  czap- 
nictwo.  Lwów  i  Kraków  zaopatrywał  w 
czapki  kraje  wołoskie  i  Słowiańszczyznę 
południową.  Lwowski  czapnik  Dymitr  o- 
bowiązuje  się  w  r.  1557  wzamian  za  100 
kuf  małmazyi  dostarczyć  8000  czapek 
„roboty  swojej  własnej,  wedle  próby". 
Michał  Hanel  wywozi  r.  1559  na  Wołosz- 
czyznę raz  6  fas  czapek,  później  znowu 
800  sztuk.  Jarosz  Wedelski  wysyła  do 
Stambułu  200  „czapek  lwowskich"  (Wł. 
Łozińskiego  ,Patrycjat  i  mieszczaństwo 
lwowskie",  str.  46,  jak  również  ciekawe 
w  temże  dziele  szczegóły   o  rękodzielnic- 


dbyGoot^le 


PRZENOSINY.— PRZEZWISKA. 


twie,  atr.  276).  Wyroby  szewców  zakro- 
czymskich i  warszawskich,  piemikarzy  to- 
ruńskich, stolarzy  kolbnszowskicb,  złot- 
ników krakowskich  i  lwowskich,  słynny 
na  c^ą  Polskę.  Hodowla  owiec,  dających 
wełnę  zdatną  na  cienkie  sukna,  rozwinię- 
ta była  najszerzej  przez  szlachtę  w  Wiel- 
kopolsce, gdzie  też  po  miasteczkach  naj- 
więcej było  tkaczów.  P.  Juljan  Kołacz- 
kowski, inżynier,  wykluczając  badania 
ściślejsze,  zasłażył  się  jednak  zebraniem 
mnóstwa  ogólnych  notat  w  dziele  swojem 
p.  n,  „Wiadomości  tyczące  się  przemysło 
i  sztuki  w  dawnej  Polsce"  (Kraków,r.  1888, 
Btr.  744). 

Przenosiny  —biesiada  poweselna  w  do- 
mu pana  młodego.  Bielski  w  XVI  w.  pisze 
w  swojej  kronice:  „W  tydzień  po  weselu 
pan  młody  przeaosiny  sprawował,  przygo- 
towawszy na  to  salę  wielką;  na  których 
praenosioach  były  gonitwy  rozmaite  i  ma- 
szkary". Krasicki  opisuje  przenosiny  w 
„Podstolim"  (str.  142  i  143). 

Przepiórka.  Tak  zowie  lud  ostatnią 
garśó  zboża  niezżętego  w  końcu  pola.  Kęp- 
kę taką  kłosów  podczas  wicia  wieńca  do- 
żynkowego związują  żniwiarki  u  góry,  do- 
łem zaś  oczyszczają  ziemię  zchwastu  i  na 
płaskim  kamyku  kładą  pośrodku  kawałek 
chl©ba.W8zyBtko  to  robią,  jak  każe  odwiecz- 
ny symboliczny  zwyczaj,  aby  zboże  by- 
ło tak  czyste  w  roku  przyszłym  i  chleb  z 
tegorocznego  wystarczył  do  żniw  następ- 
nych a  przepiórka  miała  kłosy  dla  siebie. 
Przestryjec  —  brat  stryjeczny  ojca  lub 
dziada,  w  polskim  wykładzie  prawa  sas- 
kiego w  XVI  wiekn  nazwany  ,  mego  pra- 
dziada brat". 

Przetyczki  —  nazwa  iglic  do  przetyka- 
nia zapałów  broni  palnej.  W  jeździe  pol- 
skiej noszono  je  na  łańcaszkach  przy  pa- 
sie do  ładownicy  z  przoda  na  piersiach. 
Nie  miały  jednak  zazwyczaj  praktyczne- 
go znaczenia,  lecz  służyły  więcej  ku  ozdo- 
bie.    B.  Gftnb. 

Przewólf  ob.Podatki  i  ciężary. 


Przewiz  ob.Podatki  i  ciężary. 

Przezroczyszcze.  Tak  nazywano  szyby 
szklane  ze  szkła  czystszego.  Już  za  doby 
Piastów  zaczęto  przywozić  do  Polski  szyb- 
ki okrągłe  ze  szkła  zielonego.  Za  Jagiello- 
nów czyściejsze  szkło  przywożone  z  We- 
necyi  nazywano  przezroczyszczem.  W  ra- 
chunkach Kościeleckiego  z  lat  1510 — 1511 
wspomniana  jest  skrzynia  szkła  weneckie- 
go za  złotych  (czerwonyi^h)  20,  drugi  raa 
skrzynia  „przezroczyszezów",  w  której 
sztuk  4,600  za  60  złotych  (Ł.  Gfrfębiowski 
„Domy  i  dwory",  str.  14). 

Przezwiska.  Iłóżuica  między  przezwi- 
skiem a  przydomkiem  polegała  na  tern,  ża- 
gdy  przezwisko  było  osobiatem  i  jedn% 
tylko  osobę  oznaczało,  to  przydomek 
sta^  dziedzicznie  przy  domu,  oznacza- 
czając  jedną  linję  jakiegoś  rodu,  to  jest 
spływając  wrodzinie  z  ojca  uasyna,  wnu- 
ka i  t.  d.,  jakby  jej  drugi  herb  ale  właści- 
wy tej  linii,  gdy  herb  heraldyczny  mógł 
wielu  linjom  być  wspólny.  Przezwiska  na- 
dawał gmin  swemu  panu,  szlachta  swemu 
sąsiadowi,  naród  swemu  monaidze.  Z  dy- 
nastyi  Piastów  był  jeden  Chrobry,  drugi 
Śmiały,  Krzywousty  (od  ust  wrzodem  w 
młodości  wykrzywionych).  Kędzierzawy, 
Laskonogi,  Sprawiedliwy,  Brodaty,  Łysy, 
Łokietek  i  t.  d.  &dy  przezwisko  stało  się 
dziedzicznemjakiegorodu,  nabierało  wów- 
czas znaczenia  przydomku  (ob.  Przy- 
domek). Lud  wiejski  nazywa  dzisiaj  nie- 
kiedy .przezwiskiem"  nazwisko  rodowe  z 
końcówką  ski.,  co  ma  przyczynę  logiczną^ 
choó  takowej  lud  dzisiejszy  już  nie  rozu- 
mie. Oto  nazwisko  każde  na  ski  pierwot- 
nie, zanim  sptyn^o  z  ojca  na  syna  i  stało- 
się  dziedzioznem,  było  przezwiskiem  oso- 
biatem. Takup.  Wolski,  przezwany  tak  oił 
Woli,  gdy  przenió^  się  w  XVI  w.  do  Bia- 
ły, został  przezwany  Bielskim.  W  tym  ra- 
zie i  Wolski  i  Bielski  były  tylko  przezwi- 
skami a  stały  się  dopiero  nazwiskami  u  po- 
tomków, gdy  ci  bez  względu  na  nazwę^ 
dziedzicznych  dóbr  zatrzymali  stale  przy 


dbyGoot^le 


PRZĘŚŁICA-. — PRZYŁBICA. 


swym  domu  jedno  z  tych  nazwisk.  Ale 
lad,  który  i  dzisiaj  jeszcze  przezywa  czę- 
sto dziedziców  nie  ich  nazwiskiem  rodo- 
wem  ale  od  nazwy  folwBjku  utworzonem, 
zachow(^  w  swej  gwarze  dawne  pojęcie  o 
przezwisku.  Radziwiłł  Sierotka  dostał  ta- 
kie przezwisko  w  swojem  dzieciństwie,  gdy 
go  raz  król  Zygmant  Angiisc,  znala^zy 
samego  i  płaczącego  na  pokojach  królew- 
skich, nazwał  „biedny  sierotka".  Jeden  z 
Radziwiłłów  miał  przezwisko  Piorun,  Mi- 
chał Kazimierz — ,Rybeńko",  bo  tak  nazy- 
wał często  tych,  z  którymi  rozmawiał.  Z 
podobnej  przyczyny  przezwano  i  syna 
.Rybeńki"  Karola,  wojewodę  wileńskiego, 
,Panie  kochanku".  Stanisław  Potocki,  het- 
man wiel.  kor,,  od  łacińskiego  swego  przy- 
słowia re  V£Ta  (istotnie)  dostał  historycz- 
ne przezwisko  Rewera.  W  języku  polskim 
jest  jeszcze  wyraz  przyzwisko,  ozna- 
czający dodane  komuś  lub  w  zmienionej 
formie  imię,  zawołanie. 

Przęśljca— spi-zęt,  służący  dawniej  po- 
wszechnie do  przędzenia,  gdy  używano 
wrzecion.  Len  na  przęślicy  obwinięty  zo- 
wie się  kądzielą  lub  przęślikiora.  Bielski 
w  „Kronice  polskiej"  pisze:  „Wojewodzie 
krakowskiemu,  który  z  bitwy  uciekł,  po- 
sła,! Bolesław  przęalicę,  iż  nie  godzien  być 
mężem,  jeno  niewiastą". 

Przętr  —  góra  na  spichrzu,  gdzie  żyto 
*yP'^»  piętro,  astrych  z  tarcic  na  belkach 
uczyniony  pod  stropem. 

Przydenek.  Tak  Jakubowski  w  .Nauce 
Attyleryi",  wydanej  za  Stanisława  Augu- 
sta, nazywa  „ozdobę  armaty,  diiojej.za- 
mykającą". 

Przydomek.  Znaczenie  tego  wyrazu  tak 
objaśnia  Ignacy  Krasicki:  „trdy  za  cza- 
sem jednego  herbu  familje  znacznie  się 
rozradzać  poczęty,  przybierały  sobie  dla 
różnicy  nowe  nazwiska  z  różnych  przy- 
czyn, a  mianowicie  od  osiadtości  swoich, 
jako  to:  Karczewscy,  Wiśnio  wieccy,  Zamoj- 
scy etc,  co  znaczyło:  pan  Karczewa,  Wiś- 


niowca,  Zamościa.  Adawne  z  herbów  nazwi- 
ska zostały  p r z ydomkam i, oznaczający- 
mi z  jakiego  kto  źródła  pochodzi.  Wszak- 
że nie  wszystkie  przydomki  od  herbów 
wzięły  początek.  Niezwykły  jaki  postępek, 
przypadek  lub  przyrodzona  jaka  wada 
lub  ułomność  niejednego  przydomku  sta- 
ła się  przyczyną  (ob.  Przezwiska).  O-dy 
w  r.  1346  Polacy  w  dwuch  bitwach  pod 
Pogonią  i  Białą  w  Krakowskiem  pobili 
wojsko  czeskie  króla  Jana,  szlachta  To- 
porczykowie  na  pamiątkę,  że  wzięli  do  nie- 
woli wojewodę  czeskiego  Hinka  z  Dubu, 
przezwani  zostali  przydomkiem  .Hinków" , 
który,  jak  zapewnia  Długosz,  stał  się  na- 
zwiskiem ich  synów  i  potomków.  Znako- 
mity niegdyś  w  Polsce  dom  Kostków  her- 
bu Dąbrowa  nosił  to  nazwisko  od  Nawo- 
ja  z  Rostkowa  (zdobywcy  Działdowa  na 
Krzyżakach  w  r.  1464),  który  z  powodu 
kostki  wyrosłej  mu  na  twarzy  pierwszy 
nosił  to  przezwisko  zamienione  potem  na 
przydomkowe  nazwisko  jego  rodu.  Jedna 
linja  Karlińskich  herbu  Ostoja  (z  której 
pochodził  Kacper,  syn  Abrahama,  obrońca 
Olsztyna)  miała  przydomek  Szyja,  z  po- 
wodu że  przodek  ich  w  szyję  ciężko  ranio- 
ny został.  Przydomek  Dunin,  zamienio- 
ny z  czasem  na  nazwisko  rodu,  oznaczał 
pierwotnie  tego,  który  gościł  w  kraju  duń- 
skim lub  uczestniczył  w  wyprawie  rycer- 
skiej do  Danii  albo  z  niewoli  duńskiej  po- 
wrócił, Z  takiegoż  źródła  pochodzi  przy- 
domek Szwed  posiadany  przez  kilka  ro- 
dzin drobnej  szlachty  na  Mazowszu  i  Pod- 
lasiu. Rud  Wojnów  Szubów  na  Podlasiu 
nosił  dziedzicznie  przydomek  Szuba  od 
Stanisława  Wojny,  który  za  Zygmunta 
Augusta  przezwany  tak  został  niewątpli- 
wie od  jakiejś  wyróżniającej  się  jego  szu- 
by. Prawdziwie  starożytna  linja  Tyszkie- 
wiczów miała  przydomek  S  k  u  m  i  n. 

Przyłbica  —  nazwa  dawna  i  rdzennie 
polska  hełmu  z  żelaznej  blachy,  utworzo- 
rzona  od  tego,  że  spoczywał  na  głowie 
czyli  przy -łbie.    O  hełmach  noszonych 


dbyGoot^le 


PRZYPOWIEDNI  LIST.—PftZYSIĘŻNE. 


127 


przez  ryoeratwo  polskie  ob.  pod  wyrazem 
Heim,  Enc.  Słarop.  t.  II,  str.  242. 

PrzypowiednUiBt.  Tak  zwano  w  XVI 
i  XVII  wieka  upoważnienie  królewskie 
dane  rotmistrzowi  do  zwerbowania  nowej 
chorugwi.  Botmistrz,  który  ,list  przypo- 
wiedni"  otrzymał,  oblatowal  go  w  grodzie 
i  objeżdża!  szlachtę,  zapisującą  się  na  to- 
warzyszów do  chorągwi  (ob.  art.  Jazda 
polska,  Enc.  Siarop.  t.  II,  str.  290).  W 
Yoluminack  legum  czytamy:  ,Damy  listy 
przypowiednie  Indziom  dobrze  osiadłym 
na  roty  kozackie".  HaurwXVlI  w.  piszo: 
,U  rzemioślników  żadnego  czeladnika  bez 
przypo wiedniego  liatti  nie  przyjmają". 

Przysąd,  przysądne  —  nagroda  za 
pracę  sądzenia.  W  Yoluminach  legum  (U, 
f.  630)  czytamy:  „przysądy,  adjudicata  raz 
tylko  za  Zyguunta  Augnsta  przypadały 
na  dygnitarzów  i  sędziów,  a  pisarz  się  swo- 
jem  salarium  konteatowaó  miat.  Przysą- 
dy  w  Mazowszu  nie  były  znane,  tylko 
przed  zaczęciem  sprawy  obie  strony  po  2 
grosze  na  koszta  procesu  składały.  W  Sta- 
tucie Litewskim  przy  sąd  znaczy  właś- 
ciwą jurysdykcję  czy\].  forum,  jak  to  wi- 
dzimy ze  słów:  „Panowie  w  miastach  nie 
pod  przysądem  miejskim,  ale  pod  prawem 
i  wolnością  szlachecką  do.Tiy  dzierżą". 
gBędzieli  obwiniony  inszego  przysądu,  a 
nie  tego,  gdzie  ukradł,  tedy  mają  go  wieść 
do  ttigo  urzędnika,  w  czyim  przysądzić 
jest". 

Przysiek— siekierka  wazka,  służąca  za- 
razem za  laskę.  Kłonowicz  pisze  we  .Fli- 
sie": „Powróci  flis  od  żeglugi  gdańskiej 
.w  sukmanie  nowej,  w  szerokiej  krajce,  z 
nowym  przysiekiem", 

Przysienie  lub  podsIenlB  —  ganek  na 

słupach  wzdłuż  ściany  domu  przed  sienią. 
Nazywano  go  także  podcieniem,  że  dawał 
cteń^  Przysienie  tem  się  różni  od  przysion- 
ka,  że  pierwsze  jest  werendą  niezamyka- 
ną  zewnątrz  domu  a  drugi  jest  przedpo- 
kojem wewnętrznym,  a  jeżeli  zewnętrz- 


nym, to  w  każdym  razie  z  drzwiami  do 
zamykania  (ob.  Podsienie). 

Przysięga  cielesna.    Tak  nazywano  w 

dawnem  prawie  polskiem  przysięgę  osobi- 
stą, utworzywszy  tę  nazwę  z  dosłownego 
tłómaczenia  nazwy  X&cih^\&^j'uramenłum 
corporale.  Przysięga  cielesna  znaczyła, 
kiedy  kto  sam  osobiście,  a  nie  przez  za- 
stępcę przysięgę  wykonywał.  Yolumina 
łegum  podają  roty  przysiąg  sądowych  o- 
raz  dla  panów  marszałków  trybanalskich, 
dla  marszałków  koronnych,  pieczętarzów 
czyli  kanclerzy  koronnych,  dla  referenda- 
rzów  kor.,  dla  pisarza  polnego,  sędziego, 
podsędka,  pisarza  ziemskiego,  woźnego, 
szlachcica,  podejrzanego  i  t.  d.  Po  koro- 
nacyikrólaZygmuntalll  wszyscy  duchow- 
ni i  świeccy  dygnitarze,  urzędnicy  kró- 
lewscy, starostowie  sądowi  i  dzierżawcy 
dóbr  królewskichpowinni  byli  złożyć  przy- 
sięgę najdalej  do  4  niedziel  w  grodzie 
przyległym  swoim  podług  roty  następnej: 
,JaN,N.  przysięgam  Panu  Bogu  Wszech- 
mogącemu: iż  wierny  chcę  być,  i  postu- 
ezeóstwo  wedle  prawa  oddawać  Najjaś- 
niejszemu Panu  Zygmuntowi  III  Królo- 
wi Polskiemu,  "Wiol.  Książęciu  Litews.  i 
chcę  we  wszem  dostojeństwa  Majestatu  i 
osoby  J.  Kr.  Mości,  także  bezpieczeństwa, 
jako  wiernemu  poddanemu  należy  prze- 
strzegać; tak  mi  Boże  dopomóż  i  jego  św. 
Ewangelja".  Przysięga  wojewody  mnltań- 
skiego,  którą  w  r.  1485  królowi  Kazimie- 
rzowi Jagieł,  oddawał,  znajduje  się  w  Vol. 
leg.  I,  i.  238.  Żyd,  składający  przysięgę 
podług  roty  polskiej,  obowiązany  był  ,o- 
brócić  się  przeciwko  ^ońcu,  osobnie  od 
ludzi  innych,  i  ma  stać  boso  na  jednym 
stołku,  przyoblekłszy  się  płaszczem  albo 
suknią,  a  czapkę  żydowską  ma  mieć  na 
głowie". 

Przyslęina.  Wyraz  ten  spotykamy  już 
w  dokumencie  z  roku  1281.  Stare  statuty 
mazowieckie  do  połowy  XV  w.  i  statut 
Jagiełły  z  1420  r.  wzmiankują  o  przysięż- 
nem  jako  o  opłacie  składanej  sędziemu  od 


dbyGoot^le 


PR ZYSIĘZNY.— PRZYSŁOWIA  OSOBISTE. 


przysięgi  w  sprawach  małych  po  2  grosze, 
w  większych  nad  30  grzywien — po  4  gro- 
sze. 

Przysiężny.  W  miastach  Rzpliiej,  któ- 
re się  rządziły  prawem  magdehiirskiem, 
tak  nazywano  przysięgłych  ławników,  są- 
dzących sprawy  razem  z  wójtem  miej- 
skim. 

Przysłowia  osobiste  są  to  pewne  wy- 
rażenia lub  wyrazy  oderwane,  które  bez 
potrzeby,  ale  z  przyzwyczajenia  wtrąca 
ktoń  często  podczas  mówienia.  Było  tona- 
wyknieniem  narodowem,  że  prawie  każdy 
Polak,  zarówno  magnat  jak  szaraczek  lub 
chłop,  miał  jakieś  wyrażenie  ulubio- 
ne, któro  często  powtarzał  i  po  którem 
znano  go  wszędzie,  a  od  którego  dostawał 
nieraz  przezwisko  w  historyi.  Tak  np,  dość 
powiedzieć  .Panie  kochanku",  aby  każdy 
wiedział,  te  to  mowa  o  księciu  Karolu 
Hadziwille,  wojewodzie  wileńskim  (urodź. 
1744,  zm.  1790),  który  miał  to  przysłowie. 
Dość  powiedzieć:  Radziwiłł  „Rybeńko", 
a  wszyscy  wiedzieli,  że  to  był  Michał  Ka- 
zimierz, ojciec  tego  Karola.  Sławny  het- 
man Stanisław  Potocki  (zm.  w  r.  1667) 
miał  przysłowie  łacińskie  rc  v£ra  (co  zna- 
czy tyle,  co  zaprawdę,  zaiste)  i  dlatego 
wszyscy  nazywali  go  „"Rewera".  Jan  Kle- 
mens Branicki,  hetman  wielki  koronny 
(ur.  1689,  zm.  1771)— „Moja  panno".  "Wie- 
lopolski, krajczy  koronny  —  „Bała  bala*. 
Książę  Sanguszko,  starosta  czerkaski  — 
.Mopanie".  Kacper  Maciejowski,  stryj  ka- 
sztelana lubelskiego,  żyjący  w  XVI  wieku, 
miał  przysłowie:  „Bracie  kuku",  wozem 
go  dworzanie  przedrzeźniali.  Typ  narodo- 
wy dawnego  Polaka  miał  cechy  jednako- 
we we  wszystkich  stanach  i  prowincjach 
Rzplitej.  Zarówno  wojewoda  kijowski,  jak 
niejeden  zagonowy  szlachcic  podlaski, 
kmieć  mazowiecki  i  mieszczanin  wielko- 
polski, mieli  zwyczaj  powtarzać:  „Uczciw- 
S!!y  uszy"  lub  „Panie  dobrodzieju",  a  ta 
jednolitość  sposobu  mówienia  była  ude- 
rzającą. Ignacy  Krasicki  w  „Pana  Podsto- 


lim*  wymienia  następne  a  najpospolitsze 
wówczas  „przysłowia  mowy  potocznej": 
„Ale  ale",  „jak  się  zowie",  „tandem  tedy", 
„mospanie',  „mościwy  panie".  Jan  Chry- 
zostom Pasek,  pisząc  swoje  pamiętniki  w 
XVII  wieku,  powtarza  często  „po  stare- 
mu", co  zapewne  w  mowie  potocznej  było 
jego  przysłowiem.  Mówi  także  o  Warszyc- 
kim,  kasztelanio  krakowskim:  ,pan  kra- 
kowski rzecze:  Imięjego  święte,  bo 
to  jego  przysłowie".  Wiemy  z  tradycyi 
podlaskich,  iż  ks.  Kamieński,  słynny  ka- 
znodzieja franciszkański  w  Drohiczynie 
za  czasów  Saskich,  używał  przysłowia 
„Królu  mój  polski".  Szczuka,  szambelan 
Stanisława  Augusta,  z  Ciechanowca,  po- 
wtarzał co  kilka  zdań  „Mosembeju",  pod- 
wojewodzy  Piotr  Dobrzeniecki  —  „Mopa- 
nie",  poseł  Franciszek  Szepietowski  — 
„Mosztordzieju"  i  t.  p.  Znaliśmy  starego 
zagrodowca  w  Łomżyńskiem,  który  co 
kilka  zdań  wtrącał  ,i  taka  osnowa".  Ogól- 
ną bibljografję  wszystkich  przysłów  naro- 
dowych polskich,  t.j.nieosobistych,  podali 
w  swoich  obszernych  i  sumiennych  dzie- 
łach: Samuel  Adalberg  na  początku  wiel- 
kiej ,Księgi  Przysłów"  (Warszawa,  1894 
r.)  i  Ignacy  Bernstein  w  dwutomowym 
„Katalogu  dzieł  treSci  przysłowiowej" 
(Warszawa,  1900  r.).  Wielki  zbiór  przy- 
słów polskich  ułożonych  porównawczo  z 
cudzoziemskiemi  przez  s.  p.  Józefa  Ko- 
nopkę, zbieracza  pieśni  ludu  krakowskie- 
go, widzieliśmy  w  rękopisie  u  tegoż  w  Mo- 
gilanach r.  1869.  Po  raz  pierwszy  niektóro 
przysłowia  polskie  ukazały  się  drukiem  w 
książeczce;  „Rozmowy,  które  miał  król 
Salomon  mądry  z  Marchołtem  grubym  a 
sprośnym"  (Kraków,  1521  r.).  Z  tegoż  cza- 
su pochodzi  przyczynek  rękopiśmienny 
kilkudziesięciu  przysłów,  znaleziony  na 
końcu  książki  ^Oratiunailae  ■oariae'^. 
Pierwszy  nań  zwrócił  uwagę  prof.  Łopa- 
ciński  a  ogłosił  w  „Wiśle"  prof.  St.  Est- 
reicher w  artykule:  „Kilka  przyczynków 
do  paremjografii  polskiej"  (.Wisła"  t.  XI> 


dbyGoot^le 


PRZYSTOJEŃSTWO.  — PUH  ARY. 


Btr.  112).  Znajdujemy  tam  pomiędzy  iane- 
mi  przysłowia:  1)  Znać  dudka  między  ko- 
koszkami; 2)  Znam  cię,  ziółko,  tei pokrzyw- 
ka; 3)  Nie  graj,  nie  przegrasz;  4)  Na  pochy- 
łe drzewo  kozy  lazą;  5)  Jaki  kram,  taki 
pao;  6)  Z  naszło  to  j^ota  koł;  7)  Przygo- 
dzi  się  pijanemu  pląsać;  8)  Zawżdy  leui- 
'wemu  święto;  9)  Po  weselu  bywa  płacz; 
10)  Miej  język  za  zęby;  11)  Bierze  wilk  li- 
czone; 12)  Ani  ty  Bogu  ńwieczki,  ani  dja- 
blu  ożoga  i  t.  d. 

Przy«toJeńsłwo.     W  mowie  staropol- 
skiej wyraz  ten  oznaczał  przyzwoitość  o- 
byczajową,  dobre  wychowanie  widoczne 
we  wszystkich  uczynkach,  mowach,  po- 
stępkach. Jan  Kochanowski  pisze; 
Teraz  jak  w  pieniądzach  ludsie  emak  pocculi, 
Cnota  i  picyatojeństwo  do  kąta  aię  tut). 
Oórnicki  zaleca  dworzaninowi  polskiemu, 
że  potrzeba  mu    „pięknych   zwyczajów, 
skromności, przystojeństwa,  od  któ- 
rego się  w  ładnym  postępku  odstrzelać 
nie  ma". 

Przytwor — to  samo,  co  przysionek  ko- 
ścielny, babiniec,  kmchta.  Mohiła  w  XVII 
wieku  pisze;  „Weszli  do  przytworu  to  jest 
do  przysionku  chrzcielnicy".  „Widział  go 
w  przy  tworze  t.  j.  w  babińcu  przededrzwia- 
ml  cerkiewnemi".  ,Przytworkiem''iiazywa 
lud  przy  boku  wewnętrznym  skrzyni  przy- 
mykane zachowanko  na  drobiazgi. 

Przywianek.  To,  co  iona  w  dom  męia 
wnosiła,  nazywało  się  w  Polsce  posagiem 
lub  wianem.  Co  mąż  zapisywał  od  siabie 
żonie,  nazyw^o  się  przy  wiankiem. 
Gdy  zaś  żona,  panną  idąc  za  mąż,  nie  mia- 
ła oprawy  czyli  reformy  posagu,  prawo 
wyznaczano  jej  pewną  sumę  z  majątku 
męża,  lub  dożywocie  na  pewnej  części  ma- 
jątku i  to  się  nazy  w^o  zawieniec  apo 
ławiie/ro  criniłi.  Jeżeli  wdowa  szła  pow- 
tórnie za  mąż,  to  prawo  do  przy  wianka  za- 
pisanego jej  przez  pierwszego  męża  traciła 
na  rzecz  jego  potomków, 

Przyzyway  sejm  ob.  Sejm  konwoka- 

cyjny. 

EncjUopedji  łtiuv|HdskB,  t.  IV. 


Pueri,  puchery(z lac. puer, chlopieo) 
starodawny  zwyczaj  żaków  szkolnych,  któ- 
rzy okt^o  świąt  Wielkiejnocy  chodzili  po 
domach,  śpiewając,  prawiąc  oracje  i  win- 
szując świąt  Zmartwychwstania  Pańskie- 
go, za  cootrzymy  wali  podarki, zwłaszcza  ze 
święconego.  Już  Bej  w  Postylli  mówi,  że 
w  kwietnia  niedzielę  obchodzą  pamiątkę 
wjazdu  Zbawiciela  do  Jerozolimy,  które- 
mu pacholęta  zachodziły  drogę,  rzucając 
kwiaty  i  radosne  pienia  śpiewając.  Na  tę 
pamiątkę  w  kościele  parafjalnym,  gdzie 
były  szkoły,  wybierano  chłopców  do  pro- 
cesyi  ustrojonych  czysto,  którzy  z  bukieta- 
mi u  boku,  mając  na  ręku  „fontazie"  prze- 
wiązane chustką  jedwabną  lub  wstążką, 
trzymali  palmy  ozdobione  podobnież.  W 
r.  1591  wyszła  w  Krakowie  książka  Sko- 
reckiego,  zawierająca  deklamacje  i  oracje 
dla  pacholąt  szkolnych,  z  któremi  obcho- 
dzili domy  w  kwietnia  niedzielę.  Lud  w  o- 
kolicy  Krakowa  zachował  ten  zwyczaj 
dotąd,  zowiąc  Pucherami,  a  Kolberg 
opisał  go  w  1-ej  części  „Krakowskiego", 
str.  274.  Chłopak  umazany  sadzami  w 
kożuchu  przewróconym  włosem  do  góry, 
przepasany  nakrzyż  powrósłami,  z  dre- 
wnianą szablą  u  boku  i  koszykiem  na 
kwestowane  jaja  i  inne  podarki,  prawiący 
po  domach  oracje,  zowie  się  tam  p  u  c  h  e  r  - 
nik,  puherak  łub  koniarz. 

Pahary.  Polacy  do  miodu  i  piwa,  na- 
pitków dawniej  w  każdym  domu  warzo- 
nych, mieli:  rogi,  kubki,  kruże,  lampki, 
szklenice,  roztmchany  i  kufle,  nie  uży- 
wając puharów,  które  przyszły  do  Polski 
dopiero  z  upowszechnieniem  się  wina  od 
narodów  południowych  bogatych  w  win- 
nice. Przyszły  zaś  drogą  zwyczajną,  więc 
przez  dwory  panujących  na  dwory  ma- 
gnackie i  przez  cudzoziemców  osiadają- 
cych w  miastach  polskich.  Drogę  pierw- 
szą wskazuje  puhar  kszttJtu  wazy,  roboty 
włoskiej,  z  herbami  Litwy  i  Jagiellonów 
(znajdujący  się  dziś  w  gabinecie  archeolo- 
gicznym nniwersytetu  krakowskiego),  ob- 


dbyGoot^le 


130 


u     H     A     R 


Btalowany  dla  Aleksandra  Jagiellończyka 
niewątpliwie  przez  bawiącego  we  Wło- 
szech Erazma  Cit^ka.  Dmgą  drogę  wska- 
zują piihary  cechowe  zwane  w  i  1  k  o  m  a  - 
mi,  do OTOCzystodcigodowych  służące,  a  do- 
tąd w  niektórych  zbiorach  cechowych  za- 
granicą i  u  nas  przechowywane.  W  zbio- 
rze Tomasza  Zielińskiego  w  Kielcach  byl 
taki  wilkom  cechu  kapelaszników  kra- 
kowskich, obejmający  w  sobie  rzekomo 
półtora  garnca  Bapoju  i  noszący  napis; 
„Wilkom  bracia,  wypijcie  raźnie,  kto  speł- 
ni, stanie  ma  za  łaźnie.  A.  D.  1664".  Był 
to  wyrób  ze  szkła  zielonego,  mający  pod  na- 
pisem malowanie  na  szkle  wypalane,przed- 
stawiające  Matkę  Boską  z  Dieoiątkiem^  sto- 
jącą na  księżycu,  i  godła  cechu  kapelasz- 
ników  i  kc^o  tarczy  mieszczanina  i  mie- 
szczkę w  ubiorach  owoczesnych  (ob.  „Wzo- 
ry sztuki  średniowiecznej").  Niesiecki  i 
Niemcewicz  opisują,  że  gdy  Wlady^aw  IV 
bawił  4  dni  w  Rodanie  a  Kazimierza  Sa- 
piehy, przyniesiono  starożytny  puhar 
szklany,  zwany  Iwanem,  przechowywa- 
ny od  czasów  bytności  Zygmunta  I  tam- 
że u  Iwana  Sapiehy,  wojewody  podlaskie- 
go. „Prześliczny  jego  rysunek,  wazy  kształt, 
blizko  garnca  trzyma;  dragi  mniejszy  o- 
walny,  z  podobnemże  pięknem  rznięciom, 
na  czystym  krysztale,  nazywa  się  Iwani- 
cha"  (Ł.  Gołęb.  „Domy  i  dwory  "iStr.  112). 
Włady^aw  IV  miał  postanowić,  aby  pan 
podczaszy  chow^  te  puhary  zamknięte 
i  nie  wypuszczał  inaczej  na  stół,  jeno  przy 
Ucznej  asystenoyi  i  paradnej  liberyi,  przy 
brzmieniu  muzyki  i  setuem  daniu  ognia 
z  armat.  Szlachta  możniejsza  naśladowa- 
ła magnatów  i  bogatych  mieszczan  kra- 
kowskich i  lwowskich,  którzy  największe 
sprowadzali  wilkomy.  Szlachta  średnia 
poprzestawała  na  niewielkich  paharkach 
a  uboga,  najliczniejsza,  nie  pijała  wiua 
wcale  i  nie  posiadała  żadnych  puharów. 
Po  królu  Michale  Wiśniowieckim  artysty- 
czaie  rznięty  wielki  puhar  przechowywał 
się  w  zbiorach  hr.  Gustawa  Broel-Platera 


w  Kradawiu.  W  muzeum  ka.  Lubomir- 
skich we  Lwowie  przechowuje  się  puhar, 
utwierdzony  klamrą  srebruą,  z  którego 
według  podania  przechowanego  w  rodzi- 
nie Wojnów  (Kołaczkowski,  str.  574)  mi^ 
pić  król  Jan  Ul  pod  Wiedniem  na  po- 
myślność odsieczy  przeciw  Turkom.  W  in- 
wentarzu po  Janie  Sobieskim  znajdują- 
cym się  w  bibljot«ce  wilanowskiej  wyka* 
zano,  że  król  ten  posiadał  250  kielichów  i 
kieliszków.  Podając  tę  wiadomość,  p.  Ko- 
łaczkowski robi  naiwuą  uwagę,  że  charak- 
teryzowała dobrze  ówczesny  okres.  Gdy- 
by tak  było,  to  z  dzisiejszej  daleko  więk- 
szej liczby  kielichów  i  kieliszków  w  kre- 
densach książąt  i  monarchów  należ^oby 
wnosić  o  daleko  większem  pijaństwie.  Do- 
dać praytem  wypada,  że  bywały  to  zwy- 
kle okazy  artystyczne,  które  gromadzono 
z  upodobaniem.  Jeden  np,  z  pnharów  So- 
bieskiego wystawiał  polowanie  Dyany, 
drugi  herb  królewski,  trzeci  cyfrę  królew- 
ską z  armatarą,  czwarty  był  z  herbami 
Czartoryskich  i  Sienią wskich  i  t.d.  W  mu- 
zeum Czartoryskich  w  Krakowie  znajdu- 
je się  puhar  z  figuralnie  wyrżniętą  legen- 
dą polską  i  r.  1656.  Niebywałe  pijaństwo 
na  dwór  polski  wprowadził  dopiero  nie- 
mieo  August  II  Sas,  zwany  .mocnym". 
Największy  puhar,  jaki  kiedykolwiek  wi- 
dzieliśmy, który  podajemy  tu  w  rysunku, 
należał  do  tego  słynnego  opilca  a  obecnie 
znajduje  się  wśród  szkieł  pamiątkowych 
p.  Aleksandra  Rostworowskiego  w  Stelma- 
chowie pod  Tykocinem.  Ma  on  z  pokrywą 
prawie  pół  metra,  bo  49  centymetrów  wy- 
sokości a  15  cent.  średnicy  w  otworze 
i  mieści  w  sobie  3  litry  napoju.  W  tymże 
zbiorze  znajduje  się  drugi  puhar  tegoż  kró- 
la, wykonany  na  cześć  orderu  ,Orła  Bia- 
łego* a  podany  przez  nas  w  3  tomie  Enc, 
Siar.  str.  306.  Adam  Moszyński  w  „Pa- 
miętnikach* swoich  opowiada,  że  na  re- 
staurację orderu  Orła  Bitnego  August  II 
kazd  zrobić  puhar  z  napisem:  „pro  legę, 
fide  et  grege"  (za  prawa,  wiarę  i  naród). 


dbyGoot^le 


PUKLERZ. — PUSZKA,  PUSZKARZE. 


którym  król  z  kawalerami  orderu  w  dzieA 
restaaraoyi  popili  się,  a  na  oktawę,  gdy 
król  zaprosił  się  na  obiad  do  Mniszcha, 
marszałka  wiel.  kor.,  posiał  mu  kielich  na 
ten  obiad  w  podarunku.  Podobny  piihar 
był  takie  w  zbiorze  Hasta wieckiego.  Sław- 
ny był  takie  puhar  Adama  Małachow- 
skiego, półgamcowy,  zwany:  j^cordajide- 
Uum^.  Zbiory  Pawlikowskich  z  Medyki 
posiadają  7  puharów  z  portretami,  herba- 
mi i  cy  frami  pa- 
□njącej  w  Polsce 
przez  lat  67  ro- 
dziny królów  sa- 
skich. "W  notat- 
kach Jana  Glo- 
gera, spisanych 
przed  laty  z  tra- 
dycyi  podlaskich 
dla  syna,  znajdu- 
jemy, 2e  w  do- 
mach magnac> 
kich  bywUo  po  5 
puharów,  z  któ- 
rych najmniejszy 
nosił  napis:  In  vi- 
no  veritas!  więk- 
szy nieco:  Bis 
fepetita  placet; 
trzeci  z  kolei: 
Omneirinumpcr- 
mfecium;  czwarty: 
Karits  łanguis  ła- 
quebantur;  naj- 
większy: I  bant 
qui  poterant,  cui 
tton  poterant  jacebant.  Bywały  i  polskie 
napisy  np.: 

.Uam  tego  la  bs  i  bardio,  jako  nie  on  zowie, 
Etńry  diuzkiem  nie  wf  pil  prijjiiciclakie  zdrowie". 

Fahary  bez  podstawy  zwano  .niestawia- 
nemi"  lab  , kulawkami",  że  kto  wziąt  do 
ręki  nalane,  musiał  wychylić,  bo  stać  nie 
mogły.  O  takich  wspomina  już  Sarbiew- 
ski  w  mowie  pogrzebowej  z  r.  1635.  Nie- 
kiedy  kładziono  na  nich  napis: 


Pnhar  Augiuta  JI  Sasa. 


.Ludzie  roi  nog^  w«i^lt  doradzając  mbio. 
Ja  im  lepiej  dogodzę  gdj  odbiorę  obie 

Puklerz  (z  francuskiego  bouclier)  —tar- 
cza, pawęjb,  paiż,  szczyt.  Naruszewicz  pi- 
sze: .Posłał  Bolesław  oblężonym  dwa  pu- 
klerze do  wyboru,  z  których  czerwony 
wojnę,  biały  pokój  oznaczał*. 

Pultynek— maty  pulpit  do  robót  kobie- 
cych. W  Vol.  legum  (IV,  f.  80)  czytamy: 
„Płacić  mają  od  koronek,  szkatuł,  pultya- 
ków,  perspektyw".  W  „Monitorze"  czy- 
tamy: 

„Bonończyk  w  izbie,  a  kubeł  do  psiarni, 

Śpilka  w  pultynkii,  a  widł;  <*  maHitarni'. 

Pułk  -  wyraz  dawny,  oznaczający  więk- 
szy oddział  wojska.  Wznowiony  został 
w  r.  1768  przy  formacyi  pułku  przedniej 
straży  Arnolda  Byszewskiego;  odtąd  ja- 
zda lekka  czyli  przedniej  straży  na  pułki 
podzielona  została.  Husarja  i  psnc<-rni 
dzielili  się  na  chorągwie,  kawalerja  naro- 
dowa na  brygady  i  szwadrony,  dragODJa 
i  piechota  na  regimenty.  W  wojsku  pol- 
skiem  w  epoce  porozbiorowej  piechota 
i  jazda,  a  za  Księstwa  Warszawskiego 
i  artylerja,  podzielone  były  aa  pułki, 
jako  jednostki  gospodarcze.     B.  Gcmb. 

Puszka,  puszkarzo.  Od  Czechów,  któ- 
rzy strzelbę  do  prochu  nazywali  w  śred- 
nich wiekach  puszką,  nazwa  ta  upowsze- 
chniła się  po  całej  Słowiańszczyżnie.  W 
Polsce  pnszkarnią  zwano  warsztat  pusz- 
karski  i  ludwisarnię  czyli  działolejnię, 
puszkarzem  albo  rynsztunkowym  zwa- 
no ruńnicarza,  który  brofi  palną  robił, 
strzelbę  osadzał,  naprawiał,  rychtował; 
puszkarzem  był  i  działolejnik  czyli  ludwi- 
sarz  (ob.  Lud  wis  ar  ni  a,  Enc.Star.  t.  III, 
str.  151)  i  każdy  artylerzysta.  Bielski  np. 
pisze:  .Puszkarze  strzelbą  dobrze  ich  uga- 
dzali  i  szkodę  w  nich  niemałą  czynili"; 
Gwagnin  zaś:  „Polscy  puszkarze  Wotochy 
tak  prażyli,  że  poczęli  ustępować".  Pierw- 
szą wzmiankę  o  artyleryi  polskiej  znajdu- 
jemy w  statutach  Kazimierza  Wielkiego 
z  prfowy  XIV  wieku.    Ostęp  ten  w  pol- 


dbyGoot^le 


132 


PUŚCIZNA. 


skiem  tłómaczeain  z  XV  wieku  mówi  o 
„szlachcicach,  gdy  na  grodziech  przeciw 
nieprzyjacielowi  bywają  pc^ożeni',  „ohy 
paszek  twierdzy  się  nwiarowali".  Ludzi 
obsłcgujących  działa  nazywano  po  pol- 
ska paszkarzami,  po  lacime  pixidaritts,  co 
usprawiedliwia  nazwę  dla  dział  aiytą  w 
Statucie  Wiilickim.  Pod  r.  1426  wymie- 
niony jest  puszkaiz  Andrzej  z  Lubna, 
dworzanin  Władysława  Jagiełły,  pod  r. 
1443  Jan  i  Michał  a  w  kikanadcie  lat  pó- 
źniej Jan  Czech  i  Rzeszkowicz  z  Dobry- 
czyna,  któroma  krńl  Kazimierz  Jag.  obo- 
wiązal  się  w  r.  1458  wypłacić  za  zasługi 
jego  podczas  wojny  z  Krzyżakami  517 
dukatów  węgierskich.  W  r.  1502  wymie- 
nionych już  jest  puszkarzy  13,  którzy  za- 
pewne taką  samą  liczbę  armat  mieli  w  ob- 
słudze. W  r.  1623  było  na  służbie  w  Kra- 
kowie 9  puszkarzy  z  żołdem  rozmaitym, 
zapewne  podług  swego  uzdolnienia.  Nie- 
którzy otrzymywali  po  20,  inni  po  10,  6 
i  2  czerw,  zł.  na  kwartał,  a  nawet  słażyh 
za  co  łaska,  ad  bene  placitum  i  do  tego  po 
sukni.  Ale  podczas  wyprawy  wojennej  po- 
bierali oprócz  żołdu  djety  po  12  groszy 
(srebrnych)  na  tydzień  i  całkowite  ntrzy- 
manie.  Puszkarz  ówczesny  miał  przy  so- 
bie siekierkę,  prochownicę  z  prochem  do 
podsypki  zapału,  cyndruŁę  i  rejnadlę  czyli 
przetyczkę  do  zapału.  "W  r.  1551  było  w 
Krakowie  na  żołdzie  puszkarzy  12.  Cejg- 
wartem  i  ludwisarzem  był  zwany  raz^- 
sor  łormenlorum,  drugi  r&z  prae/eclus  tor- 
mentorum  Szymon  Haubtcz,  pobierający 
po  30  zł.  na  kwarto.  "W  roku  1652  pięciu 
puszkarzy  i  tyluż  ich  pomocników  wypra- 
wiając do  Brat^awia,  sprawiono  im  suknie 
zbiiJtego  i  Wękitnego  sukna.  R.  1554  w 
liczbie  17  puszkarzy  krakowskich  na  £cj- 
dzie,  znajdował  się  1  kowal,  1  ślusarz, 
1  prochownik  i  1  piszczek  czyli  muzykant 
Boku  1567  przyjęto  na  służbę  i  wyprawio- 
no do  "Wilna  na  wojnę  inflancką  24 
puszkarzy  i  30  pomocników.  Odwieziono 
ich  tam  z  Krakowa  do  Wilna  na  6  po- 


czwórnych wozach,  za  oo  zapłacono  po  10 
d.  od  konia.  Boku  1573  służyło  puszka- 
rzy we  Lwowie  4,  w  Tykocinie  5.  Cejg- 
wartem  byt  Bartosz  Nasz,  pobierający 
kwartalnie  25  złot.  B.  1574  było  aa  ^uż- 
bie  puszkarzy:  w  Krakowie  1,  w  Kijowie  6, 
w  Czerkasach  1,  w  Kaniowie  1,  w  BiE^ej- 
Cerkwi  1,  w  Ostrze  3.  Za  Zygmunta  Au- 
gusta okazały  się  pierwsze  Artykuły,  dla 
puszkarzy  wydane  podczas  wojny  z  Mo- 
skwą r.  1667  Novembris  22  w  Lebiedziowie 
p.  t.  „ArtykiUy,  wedle  których  siępnszka- 
rze  a  strzelce  z  pomocnikami  swemi  ku 
teraźniejszym  potrzebom  a  służbom  wo- 
jennym Króla  JMci  do  artyleryi  przyjmo- 
wani a  obstalowani  aa  każdy  czas  a  na 
każdem  miejscu  zachować,  sprawować,  a 
rządzić  się  mają  wspólnie".  Kołaczkowski 
znalazł  gdzieś  wzmiankę  o  puszkarzu  w 
Płocku  z  początku  XIV  w.  (?).  B.  1414  w 
aktach  miasta  Lwowa  wymieniony  jest 
puszkarz  Laurenty  Hellenbasen.  Pod  Ja- 
nem Zamojskim  zadziwiał  w  Inflantach 
Niemców  i  Francuzów  sztuką  paszkarską, 
t.  j.  strzelaniem  z  armat,  Paweł  Piaskow- 
ski. Boku  1789  było  w  Warszawie  60  war- 
sztatów puszkarskich,  które  mogły  dostar- 
czać po  1000  sztuk  broni  na  miesiąc. 

Puścizna.  Jeżeli  po  zmarłym  nie  by- 
ło krewnych  w  obu  linjach  do  8  stopnia, 
wtedy  podług  prawa  polskiego  majątek 
nazywał  się  puścizną,  kadukiem,  czy- 
li, jak  teraz  mówimy,  spadkiem  bezdzie- 
dzicznym  ( Vol.  leg.  II,  f.  1209).  Za  doby 
Piastów  majątek  po  zmarłym  stryju  bez 
potomka  płci  męskiej  uważany  był  za 
puściznę,  do  której  mieli  prawo  dziedzi- 
czenia synowcowie.  Pierwotnie  puścizna 
miała  znaczenie  nie  sakcesyi,  ale  mie- 
nia bezdziedzioznego,  sukcesy!  pustej  i 
dopiero  później  zamieniona  została  w 
spadek.  Około  p(dowy  XIXwiekn  Ka- 
rol Libelt  i  Lucjan  Siemieński  upowsze- 
chnili w  języku  literackim  w  miejsce 
spadku,  używanie  niezbyt  szczęśliwe- 
go   wyrazu   spuścizna,  \\&Ty    zniwe- 


dbyGoot^le 


PUŚLISKO.— RACHUNKOWA  MACHINA. 


133 


czyi  historyczne  znaczenie  staropolskiej 
puścizny. 

Puślisko  —  rzemień,  na  którym  -wisi 
strzemię  u  kulbaki.  Dorohoatajaki  w  „Hip- 
pice" pisze:  „Strzemiona  na  dużych  paśli- 
skach  być  mają  u  siodła" .  Polacy  też  prze- 
strzegali zawsze,  aby  pnśliska  a  ich  siodeł 
były  mocne  i  szerokie. 

Puian  lub  puzon  —  rodzaj  trąby  do 
grania.  Kej  pisze  w  „Wizerunku":  ,Flet- 
niozki  piszczą  a  puzany  beczą*.  „Kmieć 
jeden  mniemał  —  powiada  w  „Dworzani- 
nie" Górnicki  —  aby  ona  cz^ć  puzana, 
która  się  i  tam  i  sam  pomyka,  w  gardło 
wchodziła".  Puzanem  nazywano  także  w 
XVII  w,  pewien  gatunek  kornetów  biało- 
gtowskich,  jak  to  widzimy  ze  stów  Haura: 
.Koron  kobiety  używają  na  komety,  na 
półkomecie  i  na  cały  puzan,  na  bonety,  na 
maloty". 

PuzdrO,  puzderko.  Tak  nazywano 


szkatułkę,  skrzynkę,  pudło  podróżne  zwy* 
kle  drewniane  i  dobrze  okute  na  flaszki  z 
wódkami  i  sprzęty  stołowe,  do  podróży 
służące,  np.  noże,  talerze,  szklanki  i  t.  p., 
na  które  bywały  w  puzdrach  odpowiednie 
przegródki.  Bratkowski  w  XVn  w.  pisze: 

Fluezki  frant  jeden  w  puzderku  zamjkal, 
A  co  minuU  odmyka)  i  łyknl. 

Józef  Torzewski  w  książce  drukowanej  r. 
1785  w  Berdyczowie  p.  t,  „Rozmowa  o 
sztukach  robienia  szkła"  pisze:  „Przy  ha- 
cie  chować  stolarza  i  ślusarza,  żeby  pu- 
zdrarobili  piękne,  kowane'.  W  zbiorach  je- 
żewskich posiadamy  puzdro  z  r.  1767  i  na- 
pisem; „Pilnuj  i  zamykaj".  Ks.  Dominik 
Birkowski  w  kazaniach  drukowanych  r. 
1623  mówi:  „Głowa  tego  świętego  we  sre- 
braym  puzdrze  zamkniona,  na  ołtarzu 
jest  wystawiona".  Pazdrem  nazywa  się 
także  u  stadnika  worek  moszny,  moszna 


Z  rękopisów  polskich  XVI  w. 

Rablec  (od  raby  —  pstry).  Tak  zwano 
pewien  gatunek  krogulca  układanego  do 
polowania. 

Racllltnlcowa  machiBŁ  Pierwszym  wy- 
nalazcą tej  machiny  był  Stern.  Żyd  pol- 
ski, orodzony  w  Hnibieszowie  r.  1769  z  ro- 


Z  druków  polskich  XVI  w. 

dziców  bardzo  ubogich.  Oddany  na  nau- 
kę  do  zegarmistrza,  zwrócił  na  siebie  uwa- 
gę dziedzica  Hrubieszowa  ks.  Stanisława 
Staszica,  który  wyriał  go  do  Warszawy 
dla  kształcenia  się  w  matematyce.  Tu  wy- 
nalezieniem machiny  arytmetycznej,  któ- 


dbyGoot^le 


134 


RACIMORA.  — RADA  KRÓLEWSKA. 


Tą  W  r.  1815  wydoskonalił,  zwrńcil  na  sie- 
bie uwagę  uczonych.  Towarzystwo  Przy- 
jaciół Nauk,  nie  zwracając  uwagi  na  prze- 
sądy stanowe,  ani  na  to,  że  Stern  nie  przy- 
jął form  ani  stroju  i.  as  ncywilizowanych, 
mianowało  go  w  r.  1817  swoim  członkiem 
i  w  XII-ym  tomie  swych  roczników  opia 
szczegółowy  tej  machiny  ogłosiło.  R.  1817 
podobną  machinę,  jak  do  4  działań,  wyna- 
lazł Stern  do  wyciągania  pierwiastków  z 
ułamków,  a  następnie  połączenie  tych 
dwuch  wynalazków  w  jedną  machinę  do 
skutku  doprowadził.  Wr.  1818poddałpod 
sąd  Towarzystwa  modele  mlocami,  tarta- 
ku i  żniwiarki  Gdy  tegoż  roku  ustanowio- 
no w  "Warszawie  .Szkołę  rabinów',  mini- 
ster oświecenia  publicznego  Stanisław  Po- 
tocki wezwał  Sterna  na  jej  dyrektora  i 
polecił  mu  wypracowanie  planu  nauk  i  u- 
rządzenie  tej  instytucyi,  co  wprędce  do- 
konał. Roku  1835  wynalazł  pden  prostoty 
hamulec,  ochraniający  powóz  i  osoby  w 
nim  jadące  w  rozbieganiu  się  koni.  Roz- 
prawy naukowe  o  własnych  wynalaz- 
kach pomieszczał  w  Rocznikach  Towarzys. 
Przyjaciół  Nauk.  W  ,  Pamiętniku  War- 
szawskim" (rok  1823,  t.  XI)  ogłosił  prze- 
kład z  hebrajskiego  .Opisu  buntów  ukra- 
ińskich z  dzieła  Natana  Moskowicza  Ha- 
nowerskiego, mieszkańca  m.  Zaslawia, 
wydanego  roku  1653  w  Wenecyi.  Umarł 
Stern  w  Warszawie  r.  1842  a  wizerunek 
jego  rytowali  Piwarski  i  Oleszczyński. 

Racimora  (od  Raisy  mor)— ga.tanek  ma- 
teryi  jedwabnej  używanej  w  XVIII  wieku 
na  letnie  kontusze,  szlafroczki  i  salopy 
niewieście.  Żydzi  bogaci  miewali  na  świę- 
to żupany  racimorowe. 

Rada  familijna.  Zuana  była  w  dawnej 
Polsce  rada  familijna,  rada  starszych  w 
ważnych  wypadkach,  gdy  chodziło  o 
sprzedaż  dóbr,  które  należały  do  nielet- 
nich, o  sposób  wychowywania,  wydanie 
córki  za  mąż,  usunięcie  z  opieki  opiekuna. 

Rada  królewska.  „Porządkiem  rady 
królewskiej"  nazywano  spis  senatorów  a- 


lożony  podług  ich  pierwszeństwa.  Porzą- 
dek ten,  uchwalony  na  sejmie  unii  w  Lu- 
blinie r.  1569,  jest  następujący: 
Arcybiskupi: 
gnieźnieński,  lwowski. 
Biskupi: 
krakowski,  kujawski    1     ,, 

■1  j.  i.-  j.  1  ■     I  altemata 

wileń^iki,  poznański     > 

płocki,  przemyski,  żmudzki,  chełmiński  . 

faeilsberski  1    ,, 
...  ,  altemata 

łncki  J 

chamski,  kijowski,  kamieniecki. 

Kasztelan  krakowski. 

Woiewodowie:  krakowski  1     , , 

,  ,  .  (  altomata 
poznański ) 

wileński,  sandomierski  i  kasztelan  wil. 
Wojewodowie:  kaliski,  trocki,  sieradz. 
Kasztelan  trocki. 
Wojewoda  łęczycki,  starosta  żmudzki. 
Wojewodowie:  brzeski, kijowski,  ino- 
włocławski,  ruski,  wołyński,  podolski,  smo- 
leński, lubelski,  potocki,  witebski,  mazo- 
wiecki, podlaski,  brzeski,  chełmiński,  mści- 
sławski,  malborski,  bracławski,  pomorski, 
miński. 

Kaszlclanowie  więksi: 
poznański,  sandomierski,  kaliski,  wojnic- 
ki, sieradzki,  łęczycki,  żmudzki,  brzeski- 
kujawski,  kijowski,  ioowłodawski,  lwow- 
ski, wołyński,  kamieniecki,  smoleński,  lu- 
belski, polocki,  bełski,  nowogródzki,  wi- 
tebski, czerski,  podlaski,  brzeski-litewski, 
chełmiński,  mści  Rawski,  elbląski,  brac- 
ławski, gdański,  miński. 

KasztelanoTJiie  mniejsi: 
sandecki,  międzyrzecki,  wiśUcki,  biecki, 
rogoziński,  radomski,  zawichostski,  lędz- 
ki,  śremski,  żarnowski,  matogoski,  wie- 
luński, przemyski,  halicki,  sanocki,  chełm- 
ski, dobrzyński,  połaniecki,  przemęcki, 
krzywieński,  Czechowski,  naldelski,  toz- 
perski,  bieohowski,  bydgoski,  brzeziński, 
kruświcki,  oświęcimski,  kamieński,  spicy- 
mirski,  inowłodzki,  kowalski,  santocki,  so- 
chaczewskd,  warszawski,  gostyniński,  wi- 
ski,  raaąski,  sierpski,  wyszogrodzki,  rypiń- 


dbyGoot^le 


RA.DA  NIEUSTAJĄCA. 


135 


&ld,  zaŁroosymski,  ciechanowski,  liwski, 
słoński,  lubaczowski,  konarski  (z  sieradz- 
kiego), konarski  (z  łużyckiego),  koaareki 
(zKajaw).Ob.  Senat. 

Rada  Nieustająca.  Już  konstytucja  sej- 
mowa z  F.  1573  przepisała,  żeby  przy  kró- 
lu oprócz  ministrów  znajdowało  się  za- 
wsze do  rady  czterech  senatorów,  a  miano- 
wicie: I  biskup,  1  wojewodai  2  kasztelanów. 
Jakkolwiek  zatem  ścisłej  granicy  poraiądzy 
władząprawodawozą  i  wykonawczą  nieby- 
ło w  dawnym  rządzie  polskim,  to  jednak 
władzą  prawodawczą  był  tylko  od  koń.ca 
XV  w.  sejm  z  3  Stanów  (t.  j,  króla,  senatu 
i  rycerstwa  czyli  izby  poselskiej)  złożony. 
Władzą  zaś  rządzącą  byt  król  z  ministra- 
miigronem  tych  senatorów,  którzy,  nazy- 
wani rezydentami,  przy  boknjego  zostawa- 
li do  rady.  O-dy  taka  organizacja  władzy 
wykonawczej  z  postępem  czasn  stawała  się 
niedostateczną,  postanowiono  jej  reformę  i 
w  tym  celu  na  sejmie  r.  1775  utworzono 
Radę  Nieust.,  jako  władzę  rządzącą  i  wyko- 
nawczą, do  której  zakresu  niewchodziło  sta- 
nowienie praw,  bo  to  do  sejma  należało,  ani 
sądownictwo,  ale  tlómaczenie  czyli  inter- 
pretacja prawa.  W  Badzie  tej  reprezento- 
wane były  tak  samo  3  stany  Rzplitoj  jak  w 
sejmie  prawodawczym,  t,j.  król,  który  pre- 
zydował,  senat  i  rycerstwo.  Senatorów  za- 
siadało 18,  i  konsyljarzów  czyli  radców  ze 
stanu  rycerskiego  18,  licząc  z  marszałkiem. 
Dawniej  .panowie  rada"  byli  to  sami  sena- 
torowie,  wejście  zatem  do  władzy  naczel- 
nej 18-a,  czyli  pcdowa  reprezentantów  ze 
szlachty,  stanowiło  ogromny  przełom  na 
korzyść  zasady  demokratyczno-szlaohec- 
kiej,  a  ograniczenie  wpływu  oligarchii  a- 
rystokracyi,  która  faktycznie  od  kilku 
wieków  rząd  Rzplitej  stanowiła.  W  licz- 
bie 18  senatorów,  zasiadających  w  Radzie, 
masiało  być  3  biskupów  (między  którymi 
prymas  co  dwa  lata  być  musiał),  także  4 
ministrów  a  mianowicie:  kanclerz,  marsza- 
łek, hetmani  podskarbi.  Wszystkich  człon- 
ków Bady,  tak  z  senatu,  jak  rycerstwa, 


wybierał  sejm  zwyczajny  po  16  z  Korony 
i  16  z  Litwy.  Każdy  szlachcic,  który  był 
kiedyś  posłem  na  sejm  lab  zagranicą,  de- 
putatem na  trybunał,  asesorem  w  jednem 
z  czterech  sądownictw,  sekretarzem  wiel- 
kim, referendarzem,  albo  pisarzem  koron- 
nym lub  litewskim,  mógł  podać  osobiście 
lub  na  piśmie  do  marszałka  starej  laski 
(t.  j.  przeszłego  sejmu)  kandydaturę  swoją 
do  Rady  N^ieustającej.  Obiór  odbywał  się 
w  połączonych  izbach  senatorskiej  i  posel- 
skiej prostą  większością  głosów.  Marsza- 
łek Rady  wybierany  byt  na  sejmie  kreska- 
mi tajemnemi,  co  dwa  lata,  z  konsyljarzów 
stanu  rycei-skiego.  W  razie  obrania  mar- 
szałkiem senatora  lub  ministra  musitJ  on 
wprzód  złożyć  swój  orząd,  nim  objął  laskę 
marszałkowską.  Członkowie  Radyza prze- 
stępstwa nrzędowe  odpowiadali  przed  są- 
dem sejmowym.  Bada  Nieustająca  podzie- 
loną zost^a  na  5  departamentów:  1)  cn- 
dzoziemski,  czyli  spraw  zagranicznych, 
2)  policyi,  3)  wojskowy,  4)  sprawiedliwo- 
ści, 5)  skarbowy.  Wszystkie  departamen- 
ty miały  po  8-u  członków,  z  wyjątkiem 
cudzoziemskiego,  który  składał  się  tylko 
z  czterech.  W  każdym  prezydował  mini- 
ster, a  jeżeh  go  nie  było,  to  senator.  Bada 
zbierała  się  na  ogólne  posiedzenia  pod  prze- 
wodnictwem króla,  piy  masa  lub  pierwszego 
senatora.  Każdy  członek  mógł  czynić  wnio- 
ski do  praw.  Sekretarz  miał  tylko  głos  do- 
radczy. Król  miał  prawo  dać  dwie  kreski, 
ale  innym  sposobem  uchwały  Bady  wzru- 
szyć niemógł.  Jeżeli  był  nieobecny,  to  mar- 
szałek Bady  z  pierwszym  senatorem  zda- 
wali mu  sprawę  o  uchwałach,  jeżeli  zaś  wy- 
jechał z  Warszawy,  to  towarzyszył  mu  z  o- 
bowiązku  jeden  z  członków  departamen- 
tu cudzoziemskiego.  Marszałek  Rady  po- 
bierz pensyi  rocznej  złp.  30,000.  Biskupi 
i  ministrowie,  będący  jej  cdonkami,  nie 
dostawali  oddzielnej  płacy  żadnej.  Sena- 
torom i  konsyljarzom  ze  stanu  rycerskie- 
go, oraz  sekretarzowi,  wyznaczono  pensyi 
w  r.  1775  po  14,000  złp.,  ale  w  roka  na- 


dbyGoot^le 


186 


RADŁO  POLSKIE. 


fltępnym  zniżono  takową  senatorom  n&slp. 
10,000.  Rezolucje  Rady  KiensŁającej  są 
ważne  dlatego,  że  2  nich  można  wyroza- 
mieć,  jak  eię  naród  na  prawa,  ówcześnie 
w  życiu  będące,  zapatrywał.  Wysdy  one 
drukiem  w  3  częściach  w  Warszawie,  w 
latach  1786, 1786  i  1788. 

Radło  polskie.  Z  narzędzi  mywanych 
do  aprawy  roli,  tak  w  całym  świecie  jak 
i  u  naa,  najstarszem  bez  kweśtyi  jeat  r  a- 
d  t  o.  Galąż  z  twardego  drzewa,  z  dobrym 
sękiem,  którym  spulchniano  i  pruto  zie- 
mięi  jest  prototypem  pierwotnego  radia; 
nawet  dziś  jeszcze  ludy,  stojące  na  nizkim 
rozwoju,  używają  radia  zrobionego  z  sę- 
katej gałęzi.  Na  starożytnych  pomnikach 
egipskich  widzimy  narzędzia,  do  aprawy 
roli  służące,  bardzo  podobne  do  naszego 
radła.  Najdawniejsze  wzmianki  o  radlę  u 
nas  mamy  w  przywilejach  z  lat:  1228, 
1231,  1242,  1246.  1251,  1297  i  innych,  w 
których  jest  mowa  o  podatku  zwanym  po- 
radlne.  "W  przywileju  z  r.  1262  wskazana 
jest  różnica  radia  od  pługa:  ^pro  unoquoctie 
arałro  parvo,  quod  radio  diciłur,  lapi- 
dem  cerę,  pro  magno  autem^  cued  pług  no- 
mmaiur,duos  łapides  cerę persoiuai' .  Jesz- 
cze przed  półwiekiem  radło  było  u  nas  w 
powszechnem  użyciu  i  -użyło  głównie  do 
drugiej  orki,  ozyJi  tak  zwanej  przeoryw- 
ki,  radlenia  t.  redlenia;  pierwszą  orkę  wy- 
konywano sochą,  lab  pługiem,  po  odleże- 
niu się  zaś  roli,  puszczano  radio  wpo- 
przek  skib.  Radło  składa  się  z  następują- 
cych części:  Grądziel  v.  rogacz  (rysunek 
A,  B),  na  co  wybierają  drąg  4  do  5  cali 
gruby,  C/t  łokcia  długi  z  lżejszego  gatun- 
ku drzewa:  sosny,  świerka  lub  osiny,  z  od- 
powiednimi korzeniami.  Po  wykopania 
drzewa  z  ziemi,  obcinają  korzenie  z  wy- 
jątkiem dwuch,  mających  prostopadły  pra- 
wie kierunek.  Po  wystrugania  korzenie  te 
służą  jako  rękofeicie  (c,  d);  prawy  korzeń 
{c)  nazywa  się  rękojeścią  odsiebną,  zaś  le- 
wy iji)  ksobną.  Koniec  cieńszy  grądzielJi 
zwany  wiercielem  {A\  ma  w  sobie  3  lub  4 


dziury  (/),  w  które  wkłada  się  kołek,  zwany 
n'^(i/ni'^(0.'Wierciel  łączy  się  z  jarzmem  za 
pomocą /rs^a>(?f',  zrobionych  z  wici,  a  cza- 
sauii  z  żelaza.  Przestawiając  ciągaluik  w 
wyższą  lub  nitozą  dziurę,  reguluje  się  głę- 
bokość radlenia.  W  razie  gdy  w  miejsce 
pary  wołów  używa  się  do  radia  jednego 
konia,  wtedy  grądziel  zastępirje  się  dwo- 
ma drążkami,  czyli  hotoblatni.  Część  dolna 
grądzieli  {B)  nazywa  się  gniazdem  t.  roz- 
sochą.  W  gnieździe  jest  wydłubany  ukoś- 
ny otwór  («)  zwany  dziurą,  tam  pod  ką- 
tem 48  do  45  stopni  osadza  się  mocna 
brzozowa  lub  dębowa  deska  {H),  ścięta  a 
dołu  klinowato,  3  do  4  cali  gruba,  6  do  8 
cali  szeroka,  a  lVj  łokcia  długa  (od  ^  do 
ni)  zwana  flOJSt^^mlub/tljcA^.Góraa  część 
nasadu,  mająca  nacięcie,  czyli  warkocz{m), 
powinna  przechodzić  przez  całą  grubość 
rogacza,  aby  zaś  c^y  nasad  siedział  moc- 
no w  rogaczu,  warkocz  przetyka  się  gwo- 
ździem dębowym  lub  żelaznym,  który  się 
nazywa  pyzakiem  t.  pyzką  {p)\  dolną  część 
warkocza  nazywają  progiem  (J>).  Nasad  w 
dolnej  części  zwęża  się  i  na  końca  za  po- 
mocą gwoździa  lub  śruby  ma  przytwier- 
dzony żelazny  lemiesz  [k),  zwany  także 
radlicą  lub  narogiem  radiowym;  ta  część 
jest  najważniejszą  w  radlę,  bo  spulchnia 
i  pruje  ziemię;  zarazem  jest  to  rzecz  naj- 
kosztowniejsza, bo  radlica  kosztowała  o- 
koto  3  zip.,  gdy  reszta  radia  robi  się  w  do- 
mu, bez  wydatku  grosza.  "W  polowie  dłu- 
gości nasadu  od  dołu  wyrobiony  jest  po- 
przeczny rowek  zwany  pazem  v.  kamą  {i), 
w  który  wchodzi  kawałek  drzewa  drążek, 
podpałek  V,  podymka  (w),  który  sznurem 
lub  odpowiednio  wygiętem  żelazem  powo- 
jem (/)  przymocowywa  się  nasad  do  grą- 
dzieli.  Pod  powojem  na  grądziel!  jest  klin 
(j),  który  w  miarę  podbijania  daje  mo- 
żność regulowania  stopnia  nachylenia  na- 
sadu i  utrzymania  go~w  należytej  szty- 
wności. Aby  rękojeście  mogły  być  przy- 
stosowane do  wzrostu  i  nawyknienia  ra- 
taja  (orzącego),  do  prawej  rękojeści  przy- 


dbyGoot^le 


RADNY.— RADZIECKIE  KSIĘGI. 


mocowywa  się  witką  lub  gwoidziem  kuik{ 
(w),  Ł.  j.  zakrzywioną  w  formie  rączki  ga- 
ląt,  do  lewej  zaś  w  tymie  cela  przy wiąza- 
je  się  dlagi  kij,  zwany  rączką,  porączką^ 
melicą  v.  medlicą  {z),  który  do  grądzieli 
przybija  się  gwoździem  lab  żelazną  ob- 
rączką zwaną  wiązatUem.  Radio,  prając 
ziemię,  rozrznca  skiby  na  dwie  strony;  nie 


nym  szeregu  od  roka  1392  a2  do  npadka 
Kzplitej,  wiele  ciekawych  szczegółów  do 
historyi  sztak  i  rzemio^  w  Polsce  w  sobie- 
przechowują.  Pochodzi  to  stąd,  it  do  ja- 
lysdykcyi  rady  miejskiej  należały  nietyU 
ko  sprawy  spadkowe,  a  więc  spisywanie- 
inwentftrzy  wszelkich  przedmiotów  pozo- 
stałych po  zmarłych,  bądź  w  majątkn  nie- 


^ludl^fl^^ 


odwraca  ich  i  nie  odkłada,  jak  to  robi  so- 
cha lah  i^ag,  lecz  podnosi  ziemię,  usta- 
wiając skiby  na  kant;  stonce  i  wiatry  su- 
szą podniesione  skiby, — chwasty  martwie- 
ją, a  po  wyschnięciu  ziemi,  brona  wydo- 
bywa je  z  perzem  na  wierzch.  Skutkiem 
wynalezienia  ulepszonych  narzędzi,  np. 
kultywatorów  i  innych,  radło  wyszło  pra- 
wie z  ożyda  i  dziś  zaledwie  widzieć  je  mo- 
żna na  Żmndzi  labLitwie.  Do  oborywania 
kartofli  jest  obecnie  w  powszechnem  uży- 
cia radło  zmniejszone,  zwane  radeikiem  v. 
redelkiem.  Obszerniejszy  opis  radła  patrz 
w  dziele:  „Uprawa  mechaniczna  grunta* 
przez  Michla  Oczapon  skiego,  Ł  III,  str. 
34.  Warszawa,  1835  r.  Eysunekradła  nie- 
mieckiego podauy  jest  w  pracy:  „O  sposo- 
bach gospodarowania  w  klimacie  północ* 
nym",  tom  I,  figury  1,  2  i  3. 

Tymoteusz  Łuniewski. 
Radny,  radnypan  —  członek  rady, 
do  rady  należący,  wspólradzący,  rajca, 
radzicie!,  radnik.  Rej  pisze:  „^7^  O"^  ™%" 
dryra  abo  radnym'.  W  .Monitorze"  z  w. 
XVni  czytamy:  ,  Szkodliwy  radny,  któ- 
ry wiele  g  a  d  a  a  mało  mówi". 

Radzieckie  kSi^g).  Prof.  Piekosiński  po- 
wiada, że  księgi  radzieckie  m.  Krakowa, 
dochowane  po  dzid  dzień  w  nieprzerwa- 


ruchomym,  bądź  w  ruchomościach,  jako- 
to:  sprzętach  domowych,  szatach,  klejno- 
tach, kosztownościach  i  towarach,  tudzież 
szacowanie  tych  to  przedmiotów,  ale  tak- 
że wszelkie  spory  między  rzemieślnikami 
i  sztukmistrzami.  Jak  pierwsze  dają  nom 
poznać  zasobność  prywatną,  obszar  po- 
trzeb codziennych  i  sposób  ich  zaspakaja- 
nia, wartość  towarów  i  t.  d.,  tak  drugie 
rzucają  interesujące  światło  na  rozwój 
sztuki  i  rzemiosł  w  dawnej  Polsce.  Że  księ- 
gi z  XVI  w.  najcenniejszego  w  tej  mierze 
dostarczają  materjała,  to  rzecz  prosta:  od- 
rodzenie sztuki  na  Zachodzie  i  zawiązane 
z  Włochami  stosanki  przez  miUżeństwo 
Zygmunta  z  Boną,  potęga  Rzplitej  i  do- 
brobyt, do  niebywałej  skali  rozwinięty, 
popierały  w  wysokim  stopnia  rozwój  sztuk 
i  rzemio^  n  nas  w  tej  epoce.  Takich  ksiąg 
radzieckich,  o  jakich  mówi  prof.  Piekosiń- 
ski,  labo  nie  krakowskich  i  maiej  ważnych, 
przeglądaliśmy  sporo  w  różnych  miej- 
scach i  zaczerpnęliśmy  z  nich  wiele  wia- 
domości, a  zawsze  z  ubolewaniem,  że  po 
upadku  Rzphtej  mieszczanie  nasi  przestali 
opiekować  się  archiwami  miejskiemi  i  po- 
zwolili niedbł^ym  magistratom  na  ich  ni- 
szczenie. Z  ksiąg  radzieckich  można  było 


dbyGoot^le 


133 


RADZIECKIE  SĄDY.— RAJTAR. 


-odtworzyć  całe  życie  mieszczańskie  ostat- 
nich kilku  wieków,  jak  to  względnie  do 
Lwowa  wyzyskał  świetnie  Wl.  Łoziński  w 
-dziele  swojem;  „Patrycjati  raieszczailiatwo 
lwowskie".  Księgi  te  wogóle  dawaiy  nam 
~także  świadectwo  etnograficznego  zalu- 
■dnienia  naszych  miast,  w  których  bądź 
przeważna  ludność  napływowa,  bądź  jnż 
"Zmieszana  z  krajową  i  spolszczona,  bądź 
rdzennie  polska.  Mieliśmy  w  ręku  księgę 
sandomierską  z  lat  1570—  1580  (złożoną 
na.  sprzedaż  w  księgarni  aatykwarskiej 
Oiejsztora  w  Warszawie)  i  z  niej  to  w  ar- 
tykule Nazwiska  ludzi  {Enc.  Siar. 
t.  III.  str.  258)  przytoczyliśmy  (z  r.  1572) 
nazwiska  przęsło  70-a  mieszczan  sando- 
mierskich, w  liczbie  których  nie  było  ani 
jednego  nazwiska  cudzoziemskiego.  Wido- 
'Cznie  mieszczaństwo  Sandomierza,  tak  jak 
większej  części  miast  mazowieckich,  było 
-od  wieków  rdzennie  polskiem.  Oczywiście 
było  to  mieszczaństwo  przeważuie  rolni- 
cze, ale  względnie  dosyć  zamożne,  bo  w 
spisach  rzeczy  sporządzonych  w  księdze 
radzieckiej  Sandomierza  po  zmarłych  mie- 
szczanach napotykamy:  lichtarze  srebrne, 
-suknię  czerwoną  luń.ską  z  kitlikiem  czam- 
letowym  obłożoną  aksamitem,  snkaię  mo- 
■drą  luńską  z  kształtem  aksamitnym,  czap- 
kę aksamitną  (niewieścią)  podszytą  kuna- 
mi, tunikę  lundzką  i  t.  d. 

Radzieckie  sądy  ob.  S  ądy. 

Rajca,  inaczej  zwany  radca,  rad  czy,  raj- 
-ezy,  radnik,  radny,  radziciel,  mąż  należący 
■do  rady  .Wyraz  ten  pochodzi  od  rada,  radzić 
i  raić;  urząd  zowie  się  radziectwem;  po  la- 
■cinie  rajców  zwano  Consules.  W  miastach, 
stosownie  domiejscowego  zwyczaju  i  praw, 
jakie  miasto  posiadało,  bądź  wojewoda, 
bądź  starosta  grodowy,  bądź  sami  miesz- 
■czanie  wybierali  pewną  liczbę  rajców  do 
rady  zarządzającej  miastem  i  jednego  z 
nich  na  burmistrza  {Magister  cimunty  Pro- 
£onsul).  Do  rajcdw  należał  zarząd  i  straż 
miasta,  ściganie  przestępców,  szafnnek 
■dochodów,  czuwanie  nad  budowlami  pu- 


blicznemi.  Najczęściej  obowiązek  burmi- 
strza pełaili  rajcowie  kolejao,  rodzajem 
rocznych  kadencyi.  Od  r.  1384  przywoły- 
wano nieraz  rajców  większych  miast  do 
udziału  w  naradach  sejmowych.  Np.  roku 
1503,  gdy  skutkiem  napadu  Mengligireja 
na  Polskę  zwołano  sejm  do  Piotrkowa, 
przyzwano  tamże  rajców  z  Krakowa,  Lu- 
blina i  Lwowa.  Rajcy  wileńscy  dostali  od 
Zygmunta  Augusta  przywilej  na  prawa 
szlacheckie.  Poeta  i  satyryk  złotego  okre- 
su literatury  polskiej,  Sebastjau  Klono- 
wicz,  był  dożywotnim  rajcą  lubelskim  a 
wcale  nie  umarł  w  nędzy,  jak  to  później 
zawistni  mu  wymyślili,  co  wykazał  p.  De* 
tmerski  w  .Ateneum'  warszawskiem.  Żo- 
nę rajcy  zwano:  „rajczyni",  syna  „raj- 
czycom"  a  w  mowie  ludu  .rajczakiem". 
Senatorów,  radę  króla  stanowiących,  nie 
nazywano  rajcami  jeno:  „panowie  rada*. 
Ciekawe  wiadomości  o  rajcach  lwowskich 
podał  Wlad,  Łoziński  w  dziele:  „Patry- 
cjat  i  mieszczaństwo  lwowskie"  str.  60.  W 
r.  1507  postanowiono,  iż  „Rajce  z  Przy- 
siężniki  mają  być  (obecni)  przy  stanowie- 
niu rzeczy  przez  p.  wojewodę,  albo  jego 
podwojewodzego  na  ratuszu,  a  ustaw  jego 
nie  wypełniając,  karani  byó  mają  grzy- 
wnami". 

Rajtar.  Rajtarja  była  to  jazdawXVII 
i  XVIII  w.  sposobem  niemieckim  ubrana 
i  uzbrojona,  którą  nazywano  także  drago- 
nami. Vol.  legum  odróżniają  zaciągi:  pie- 
sze, dragońskie  i  rajtarskie.  Uzbrojeniem 
rajtara  była  strzelba  i  pałasz.  Sam  wyraz 
jest  średniowieczny  i  oznaczał  pierwej  w 
Polsce  knechtów  krzyżackich  i  rabusiów. 
Bielski  np.,  mówiąc  o  wojnach  z  Krzyża- 
kami, pisze,  iż  nasi  ^.zburzyli  zamek  San- 
tok, żeby  się  na  nim  więcej  rajtara  nie 
przechowywali".  Mączyński  w  atownikn  z 
r.  1564  wyraz  perduellis  tłómaczy  po  pol- 
sku: .rajtar,  odpowiednik  jawny,  zbójca". 
Rajtarstwem  nazywano  też  rozbójnictwo. 
Bielski  wyraża  się  w  XVI  w.,  żo  przez 
niebytność  króla  Ludwika  w  Polsce  (w 


dbyGoot^le 


RAJTUZY.  — RANKOR. 


139 


XIV  wieka)  hylj:  tupieatwa,  rozboje  i  raj- 
tarstwa. 

Rajtuzy-  spodnie  jazdy.  Wkurtę  i  raj- 
tazy  ubierali  się  Polacy  do  podróży,  którą 
uajcz^ciej  konno  odbywali.  Nasi  kawale- 
rzyści  nazywali  rajtuzami  spodoie  pod- 
szyta skdrą  tam,  gdzie  się  z  siodłem  sty- 
kały. 

Raki.  Tak  nazywano  dawnioj  wiersze, 
które  wspak  czytane  mają  sens  odmien- 
ny, zwykle  ubliżający.  Były  one  ulubioną 
formą  paszkwilów,  krążącycb  po  kraju  na 
niemiłe  narodowi  osoby  i  wpisywanych 
zwykle  w  pamiętniki  domowe  XVI  i  XVII 
wieku,  zwane  pospolicie  Silva  rerum.  Ra- 
ki na  serce  królowej  Maryi  Ludwiki  zaczy- 
niły się  od  wiersza: 

„MaTJft  w  cnotach  nie  umaria,  nie..." 
Wiersz  powyższy  wspak  czytany  brzmi: 

„Ale  umarła  nie  w  cnotach  Marja.,." 
Jan  Kochanowski  wśród  fraszek  swoich 
pomieścił  znany  dziesięciowiersz  p.  n.  Ra- 
ki, będący  surową  satyrą  na  niewiasty: 

^Folfpijnif  paniom  nic  sobie,  ma  rada, 
Milujm]'  niemie,  nie  jc«t  w  nich  przebada, 
OodnoHci  trzeba,  nie  zanic  tu  cnotn, 
Miłości  pragną,  nie  pragną  tu  ilota. 
Miłują  z  eerca,  nie  patrzają  idrady. 
Pilnują  prawdy,  nie  kłaioają  rady. 
Wiaię  uprzejmą,  nie  dar  sobie  ważą, 
W  miarę  nie  nazbyt  ciągnąć  rzemień  kaią. 
Wiecznie  wara  słuiĘ.  nie  alulę  na  chwilę. 
Bezpiecznie  wierzcie,  nic  rad  ja  omylę". 

"Wiersz  ten  czytany  wspak  będzie  brzmiał: 
„Rada  ma:  sobie,  nie  paniom  folgnjray, 
Przesada  w  nich  jeat,  niewicraie  miłujmy, 
Cnota  tu  za  nic,  nie  trzeba  godności, 
Złota  tu  pragną,  nie  pragną  miłości. 
Zdrady  pstrzają,  nie  z  »crca  miłują, 
Radu  klamają,  nieprawdy  pilnują"  i  t.  d. 

GMy  wiersze  podobne  przestano  pisywać, 
ogół  zapomniał  znaczenia  ich  nazwy.  Ła- 
mano więc  sobie  głowę,  dlaczego  Kocha- 
nowski nazwał  „Rakami*  wiersz  powyż- 
si. Dopiero  Mik.  Malinowski  w  Wilnie 
wyjaśnił  znaczenie  nazwy  pochodzącej  od 
wstecznego  chodn  raka. 


Rakieta —  siatka  rozpięta  do  odbijania 
piłki.  Ł.  Górnicki  pisze  w  XVI  w.:  , Ra- 
kietą tak  jeden  drugiemu  piłkę  poda- 
je, żeby  nie  upadła".  Kluk  zaś  w  XVIII 
wieku:  „Rakiety  do  grania  bywają  lesz* 
czowe,  czeremchowe". 

Rakietnicy.  Korpus  rakietników  utwo- 
rzony bylwwojskupolskiemwr.  1823  pod 
dowództwem  Piotra  Bontemps'a.  Korpus 
składa-  się  z  półbateiyi  konnej,  zostającej 
pod  dowództwem  kapitana  Józefa  Ja- 
szowskiego  i  półkompanii  pieszej  pod  do- 
wództwem kapitana  Karola  Skalskiego. 
W  styczniu  1831  r.  półkompanja  rakietni- 
ków konnych  reorganizowana  była  na  ba- 
terję  artyleryi  lekkokonnej,  a  półkompa- 
nja pieszych  rakietników  na  całą  komp^ 
nję  o  8  kozłach  do  wyrzucania  rac  kon- 
grewskich.  Ta  ostatnia  kompanja  odzna- 
czyła się  w  bitwie  pod  Grochowem.  W 
skutek  rozkazu  Komisyi  rządowej  wojny 
z  d.  25  lipca  tegoż  roku,  zaczęto  formo- 
wać oddział  rakietników  konnych  pod  do- 
wództwem podporucznika  Szopowicza  o 
4  kozłach  czyli  łożach  rakietowych.  Gemb. 

Rakusy.  Tak  nazywano  dawniej  w  Pol- 
sce Austrję,  zdaje  się  od  ludu  germańskie- 
go Rakatów.  Był  więc  .możny  dom  Ra- 
kuski"  (Górnicki  Łuk.),  Rakuszanin  czyli 
Rakus;  Rakuszanki,  t.  j.  księżniczki  an- 
strjackie,  wychodziły  za  królów  polskich. 

Ramsz — gra  w  karty,  podobna  do  ma- 
rjasza.  Każdy  miał  5  kresek;  mażą  się  te- 
mu, kto  więcej  nad  powinność  lew  zrobił, 
mażą  się  i  tym  jeszcze,  którzy  zdejmą  choć 
nie  powinni  byli  zdejmować,  a  innym  się 
dopisują. 

Rankor  w  znaczeniu  przekory,  waśni, 
gniewu,  wjrraz  wzięty  żywcem  z  łaciny, 
w  której  rancor  oznacza  rzecz  zgorzkłą 
lub  śmierdzącą,  a  w  przenośni  starą  nie- 
nawiść, zawiść,  zaiartośó,  chrapkę.  Twar- 
dowski w  XVII  w.Pisze:  „Polska  z  daw- 
nych lat  wrodzone  miała  z  pogaństwem 
rankory" — była  bowiem  w  dobie  Piastów 


dbyGoot^le 


RAŃTUCH.— RATUSZ. 


ciągle  napadana  przez  pogan  pomorskich, 
praskich,  jaówieskicli  i  litewskich. 

RaAtuch,  rańtuszek  — chustka  du£a 
noszona  przez  mężntki  na  głowie  lab  na 
plecach.  ^Knpisz  jej  dziś  koszalkę,  jatro 
chce  rańtaszka*  (Rej  w  Wizerunka). 
„Poważne  matrony  w  rańtuchach  do  zie- 
mi ozdobnych" —  pisze  Twardowski;  a  w 
innem  znowu  miejsca  wyraża  się:  „ran- 
tach zerwie  z  głowy".  R«ńtachy,  noszone 
w  XVI  i  XVII  w.  przez  klasy  zamożniej- 
sze, jaż  w  XVIII  w.  zeszły  do  ludu,  a  dziS 
tylko  przez  lod  wiejski  niektórych  okolic 
są  noszone.  Tkane  bywają  w  domu  z  Ina 
i  wełny  domowych  owiec,  w  pasy  lub 
kratkę,  ale  nie. służą  jnż  za  strój  głowy, 
tylko  za  szal  na  plecy. 

Rapcie  —  paski  z  taśmy  albo  sznurków 
do  szabli  i  karabeli  polskiej. 

RarJio  —jeden  z  rzadszych  gatunków 
ptaka  drapieżnego  używanego  powszech- 
nie w  Polsce  do  łowów.  Oto  co  pisze  o  nim 
Czacki:  „Ptak  raróg,  po  włosku  laniero, 
po  niem.  Sckeymer,  po  franc  lanier.  La- 
meret  należy  do  największych  osobliwo- 
ści w  innych  krajach;  BufFon  wyznaje  o 
tym  ptaka  niewiadomość.  U  nas  rarogi  z 
błękitnym  dziobem  i  nogami  używane  by- 
wały do  polowania  od  czasn  żniwa  aż  do 
późnej  jesieni.  Opaliński,  nauczyciel  Zyg- 
munta Augusta,  usprawiedliwia  niedanie 
pozwolenia  wychowańcowi  swemu  polo- 
wania rarogami,  że  te  ptaki  są  naojokrut- 
niejaze  w  swoim  rodzaju,  porwane  ptaki 
rozdzierają;  a  tak  samego  tylko  okrucień- 
stwa w  tym  polowaniu  uczyć  się  można" 
(,0  Litew.  i  Pols.  prawach 't.  II,  str.245), 
Czacki  nie  dodaje,  że  Opaliński,  wybrany 
na  mentora  dla  królewicza  przez  Bonę, 
był  tylko  jej  narzędziem  w  kierunku  znie- 
wieścialegowychowywaniaZygmunta,  na 
co  wielce  utyskiwała  szlachta.  Raróg  z  po- 
woda swej  niepospolitej  rzadkości  bywał 
zwykle  deiwowiskiem  czyli  uważanym  za 
dziwoląga  przez  tych,  którzy  go  zobaczyli, 


a  stąd  poszło  i  wyrażenie  o  rarogu  w  prze- 
nośnem  znaczeniu  dziwoląga. 

Rasa,  rasza,  aras,  haras,  barasz  — 
tkanina  w^niana,  lekka,  szorsŁkawa.  Wiel- 
ki mistrz  krzyżacki  chodził  w  białym  ba< 
rasowym  ubiorze,  chodzili  w  nim  zakonni- 
cy i  zakonnice,  a  Św.  Jadwiga  w  prostej 
rasie  w  święta  tylko  ubraną  bywała.  Pod- 
szywano nią  palendrany,  suknie  świec- 
kich a  zwłaszcza  dworskich.  Z  niej  mie- 
wali ubożsi  pasy  a  kmioŁówny  spódnice. 
Fiszą  o  niej:  Skarga,  Bielski,  Stebelski, 
Gostkowski  i  Vol.  leg.  IV,  f  .81,  r.  1643. 

Ratusz  (z  niemieckiego  (/o;  Rałhaus) — 
dom,  w  którym  się  mieścił  zazwyczaj  miej- 
ski sąd,  magistrat  i  rada  miasta.  Polacy 
na  oznaczenie  ratusza  mieli  wyraz  własny 
wietnica.  ale  rzadko  go  używali,  bo 
chyba  najmniej  o  czystość  językową  cho- 
dziło mieszczanom  z  pochodzenia  przewa- 
żnie Niemcom.  Wśród  przysłów  tei  pol- 
skich niema  ani  jednego  o  „wietnicy*  a 
jest  ich  kilka  o  „ratuszu",  np.:  „Nie  wołaj, 
boó  wezmą  gębę  na  ratusz"  (Rysiński). 
„Do  kościoła  kiedy  chcesz,  a  na  ratusz 
musisz'  (Rysiński).  .Wszyscy  mądrzy,  gdy 
wracają  z  ratusza"  (Adalberg).  W  pie- 
śniach ludu  polskiego  także  o  wietnicy  nic 
nie  słychać  a  o  ratuszu  nie  raz  jeden.  Naj- 
wspanialszy z  ratuszów  dawnej  Polski 
przechował  się  dotąd  w  Poznania,  navret 
z  pręgierzem  (ob.  Pręgierz),  który  zwy- 
kle na  rynkach  przed  ratuszami  się  znaj- 
dował. Gmach  ten  zasługuje  na  bardzo 
szczegółowe  zbadanie,  plany  i  opis,  bo  wo- 
bec orgii  hakatyzmn,  wielce  niepewna  je- 
go przyszłość.  Drugi  z  kolei  rysunek 
przedstawia  nam  ratusz  na  Kazimierzu  w 
Krakowie.  Jest  to  gmach  nieobszemy  ale 
typowy,  jako  ratusz  średniowieczny  miast 
polskich,  a  przytem  widomy  świadek  u- 
dzielności  Kazimierza,  jako  osobnego  mia- 
steczka przy  Krakowie!  pamiątka  tej  dziw- 
nej decentralizacyi  municypalnej,  która 
pozwalała  każdemu  przedmieścia  (jak  np. 
Grzybów  i  Marjeusztadt  przy  Warszawie) 


dbyGoot^le 


RATUSZ. 


141 


mieó  swój  oddzielny  ratusz,  magistrat, 
pieczęć  i  t.  d.  Ponieważ  rysunku  dawne- 
go ratusza  krakowskiego  nie  otrzymali- 
imy,  podajemy  wiąc  tylko  widok  wnętrza 
jego  sali  radzieckiej,  w  której  zawieszone 


RatiME  n  PoEnaoiu. 
były  wysoko  rzędem  stare  portrety  dy- 
gnitarzy tego  miasta.  O  portretach  tych 
krążyła  potem  tradycja,  nie  ręczymy  zre- 
.Bztą  czy  na  faktach  oparta,  że  spowodo- 
wały one  za  wolnego  miasta  Krakowa  ro- 


zebranie ratasza,  gdy  bowiem  przedsta- 
wia^y  osoby  i  nazwiska  mieszczan,  których 
rody  przeszły  na  arystokrację  ziemską  w 
Krakowskiem,  postarano  się  uznać  gmach 
wietnicy  krakowskiej  za  odpowiedni  do 
rozbiórki,  ze  zwro- 
tem portretów  ro- 
dzinom i  pozosta- 
wieniem jedynie 
wieiyiistuiejącej  do- 
tąd wśród  rynku. 
Następny  rysunek 
przedstawia  ratusz, 
istniej  ącyniegdydw 
rynku  starego  mia- 
sta Warszawy.  Wi- 
dok tego  ratusza, 
znajdujący  się  w 
zbiorach  p.  BogusŁ 
Kraszewskiego ,  u- 
dzielony  został  dzie- 
jopisarzowi Al.  Kra- 
usharowi  do  dzieła 
jego  oRepuinie. 
Dalej  podajemy  ra- 
tusz lwowski  przed 
r.  1826,  t.  j.  taki. 
jakim  był  przed 
przebudowaniem 
go  na  gmach  dzi- 
siejszy. B  y  s  u  n  e  k 
następny  przedsta- 
wia szczegół  attyki 
zdawnego  ratusza  w 
Sandomierzu.  We- 
dle aktów  miasta 
Krakowa,  attyki  da- 
chowe tego  rodzaju 
zjawiają  się  za  cza- 
sów kr.  Zygmunta  I 
jako  nowość,  dająca 
zabezpieczenie  dachu  od  ognia  gęsto  za- 
budowanym w  starych  miastach  kamieni- 
com. W  dniu  7  kwietnia  1544  r,  zebrani 
rajcowie  i  prezydenci  krakowscy  („Prawa, 
przywileje  i  statuta  m.  Krakowa*^,  wydał 


dbyGoot^le 


RATUSZ. 


Dr.  Fran.  Piekosiński,  t.  I,  etr.  183)  uchwa-  | 
liii  przepisy  odnośne  do  dachów  kamienic 


Ratunz  na  Kaziniei 


dachy  były  ukryte 
poza  murami.  Po- 
nieważ pierwsza 
część  uchwały  ni& 
dozwala  na  wysa- 
nięcie  dacha  przed 
facjatę,  ^idaó  z  te- 
go, żewszystkie  da- 
ch y  pierwotnie  z 
końcami  belek,  na 
których  stały  krok- 
wie, wysuwano  ja- 
ko duże  okapy  ku 
przodowi,  jak  to  do- 
tąd widzimy  we 
wszystkich  starych 
domach  wiejskich  i 
na  przedmieściach, 
gdzie  do  ustawy 
miejskiej  nie  stoso- 

„.  .  ,    ,      ,      wano  się.  Nowy  lub 

Wieia  w  lynKiiKnikowBkim,    ,         .  , 

pozostała  po  dawn.  ratuszu  Odnowiony  w  roku 


Sala  radziecka  w  dawny m  lataczu  krakon'akiin. 


i  domów   drewnianych  i  zastrzegli,   aby 
przy  nowo  budujących  się  domach  odtąd 


1544  sposób  wprowadzał  fajermury,  jako 
oparcie  dachów,  które  spadały  do  środka, 


dbyGoot^le 


gdzie  miały  rynnę 
do  odpływu  wody 
deszczowej .  Tego 
rodzaju  układ  da- 
chów zachowfJ  eię 
w  wiela  starych  ka- 
mienicach Krako- 
wa, a  prof.  Łuazcz- 
kiewicz  mniema,  t& 
nie  s%  te  attyki  star- 
sze nad  3-ci  lat  dzie- 
siątek XVI  w.  Przy- 
budowywano  j  e  z 
początku  na  starych 
kamienicach  i  ratu- 
szach, zmieniając 
system  pokrycia,  jak 
to  zrobiono  i  po  po- 
żarzeLiodentoldow- 
skich  Sukiennic.  At- 
tyka  więc  ratusza 
sandomierskiego 
pochodzi  takłe  z  w. 
XVI  a  uiyto  do  jej 
budowy  trojakiego 
rodzaju  cegieł:  zwy- 
czajnej formy  do 
budowy  ścian  i  zna- 
cznie większych  mo- 
delowanych  w  pro- 
fil złożony  z  listwy 
i  ćwierćwałka,  lub 
listwy  i  żłobk  a. 
Prócz  tego  na  szczy- 
cie koronki  jest 
naczynie  ogromne, 
gliniane,  ubrane  u- 
szami  w  formie  smo- 
ków, a  powtarza  się 
takłe  rodzaj  szyszek 
glinianych  przy 
spo&a] 


Batusz,  iBtDtejąc7  niegdyś  w  rynku  starego  miasta  Waiazawf . 


Batusz  Iwoweki  przed  r 


koronki.  Złożyła  się  więc  na  budowę  ratu- 
sza sandomierskiego  nietylko  praca  stry- 
charzy, wyrabiających  cegły  różnoksztE^t- 
ne,  ale  i  garncarzy  miejscowych.  O^dzie 


całe  miasteczka  bywały  drewniane,  tam 
zwykle  i  ratusz  wśród  rynku  budowano- 
z  drzewa.  Takie  ratusze  widzieliśmy  jesz- 
cze na  Podlasiu  w  Knyszynie  i  Goniądzu^ 


dbyGoot^le 


lU 


RĄBEK.  —RĄCZKA. 


Ten  ostatni,  z  XVII  wieka  pochodzący, 
odrysowaliśmy  z  natury  przed  jego  roze- 
braniem i  ryaanek  ten  tu  podajemy.  Jesz- 


Szczegdt  attyki  z  dawnego  ratusza  w  Sandomierza 

(rysunek  wziętj  z  V  tomu  „Sprawozdań  Komiłiy i 

Sztuki"prz7  Akademii  Umiejętaoici). 


charakterystyczne,  zbudowane  niewątpli- 
wie przez  tych  samych  cieślów,  którzy  w 
XVI  i  XVII  wieka  stawiali  po  miastecz- 
kach Żydom  w  podobnymże  styla  ich  sy- 
nagogi —  niestety,  jednak  nikt  tych  wiet- 
nic  szczerze  słowiańskich  nie  upamiętnił 
w  wizerunkach.  W  ich  braku  podajemy  tu 
na  koniec  dwa  ratusze  murowane  z  ostat- 
nich dwuch  wieków  bytu  Rzplitej,  a  mia- 
nowicie starszy  w  Zamościu  lubelskim 
i  nieco  młodszy  w  Kownie. 

Rąbek— płótno  cienkie  lniane,  chustka 
cienka  biała,  do  zawijania  głowy  przez 
mężatki  używana.  Stąd  rąbek  bialogłow- 
ski  był  przeciwstawieniem  do  wieńca  dzie- 
wiczego. 

Rączka  —  miara  miodu  przaśnego  {w 
plastrach  i  patoce),  obejmująca  lO'/*  garn- 
ca, którą  bartnik  odmierzał  daninę  miodu 
coroczną  dziedzicowi  boru,  gdzie  miał 
swoje  barci.  Zdaje  si^,  że  wielkość  .rącz- 
ki' powstała  pierwotnie  z  przeciętnego 
wymiaru  najpospoliciej  używanych  przy 


Ratusz  drewuianj  w  Goniądzu  ua  Podlasiu  (ryeowal  z  natnrj  Z.  Gloger). 


uze  W  połowie  XIX  w.  istniały  w  kilkuna- 
stu miasteczkach  polskich  ratusze  dre- 
wniane, piętrowe,  z  podsieniami,  bardzo 


podbieraniu  miodu  cebrów  lub  kadłub- 
ków, tak  jak  powstała  miara  garnca  od 
przeciętnego  garnka  i  miara  wiadra  od 


dbyGoot^le 


REASUMPCJA.  — REBUSY. 


przeciętnego  wiadra.  W  „Prawie  bartnem' 
Niazczyckiego  z  XVI  wieku  mamy  częste 
wzmianki  o  .rączce',  jako  miarze  daniny 
miodowej. 

Reasumpcja,  z  łacińskiego,  znaczy  roz- 
poczęcie na  nowo.  Używano  tego  wyrazu 
zamiast:  otworzenie  sejmn,  trybunala  itd. 
Keasumpcja  znaczyła  też  czasem  zatwier- 
dzenie dawniejszych   nstaw 
przez  nowy  sejm.  także  czyn- 
ności trybonata  albo  konfede- 
racyjnych  przez  sejm  i  t.  p. 

Rebusy.  Ró2ne  encyklope- 
dje  zagraniczne  podają,  ie  naj- 
dawniejsze   rebosy    układane 
były  w  języka  łacińskim,  co 
zresztą  sama  nazwa  potwier- 
dza,  a  kolebką  ich  mi^y  byó 
w  XVn  w.  Włochy,  skąd  re- 
bns  przeszedł  wówczas  do  Fran- 
cyi  i  Niemiec.  Gdyby  tak  było 
w  rzeczywistości,  to  w  takim 
razie  pierwszymi  wynalazcami 
byliby  Polacy,  piszący  to  bo- 
wiem posiada  rebusy  polskie  z 
XVI  w.  Godzi  się  jednak  mnie- 
mać, że  nasi  autorowie  reba- 
sów  tamtocżesnych  naśladowa- 
li już  w  tym  kunszcie  cudzo- 
ziemców. Pierwszym  rebusem, 
który  tu  przedstawiamy,  jest 
znaleziony  przez  nas  w  ręko- 
piśmiennym pamiętniku  (Silva 
rerum)  rodziny  Sasinów  Eale- 
czyckich,  rozpoczętym  pod  ko- 
niec XVI  w.  Daty  ułożenia  re- 
busa  oczywiście  podpisanej 
pod  nim  niemasz,  ale  pismo  w  nim  użyte 
kreślone  jest  ręką  Wasila  Kaleczyckiego, 
który  w  tejże  księdze  wspomina  o  sobie, 
że  urodził  się  w  województwie  Brzesko-li- 
tewskiem  r.  1565,  a  wpisywał  różne  rze- 
czy przez  cde  długie   panowanie  króla 
Zygmunta  III.  Na  tej  zasadzie  zaliczamy 
rebus  niniejszy  do  okresu  pomienionego 
panowania  (r.  1687—1632),  lubo  mógł  byó 

Oiryklopcdja  aUrapotska,  (om  IV. 


wcześniejszym,  jeżeli  był  przepisywanym. 
Już  ta  sama  odległość  czasu  nie  pozwala 
naszego  zabytku  mierzyć  skalą  dzisiej- 
szych formuł  rebusowych.  Cały  rebus  w 
księdze  panów  Kaleczyckich  składał  się  z 
12-u  wierszy  rymowanych,  z  których  dwa 
pierwsze  wygryzione  zostamy  do  szczętu 
przez  myszy  lub  szczury.  Twórca  rebusa, 


Ratusz  w  Zamościu  lubelskim. 

aby  ułatwić  odczytanie,  co  było  właści- 
wem  przy  dość  niezgrabnych  rysunkach, 
zamieścił  a  dołu  opisujące  objaśnienie  za- 
tytułowane pDo  Czytelnika";  Objaśnie- 
nie to  (w  którem  także  znajdują  się  miej- 
sca zniszczoae  oznaczone  kropkami)  brzmi 
jak  następuje: 
NajdEJegz  tu  w  tym  Czytania:  jelenia,  dom,  pana, 
Oś,  kaw.,  aerca  i  w...y,  bo  tu  jest  odmiana. 


dbyGoot^le 


EatuBE  w  Kownie. 

W  ty. cieniste  rózgi  i  taranty  Iconie, 

A  po Eobaczyaz  chro^iki  bielone. 

Jetoli  fii;  chccBS  atpii,  ti&)dii»E  i  Hzkleoicę, 

CUowę i  gdrę,  takie  dnie  piwnice, 

I  mniacy  tu  Bjwmwuią  wiele  czystych  neczy, 
Seby  dę  nie  odrwili,  miejle  lią  na  pieczy. 
Jeteli  się  na  wojnę  wybierasz,  maaz  działo, 
I  Tz«kB  jest,  przez  ktdni  przeprawiaj  się  imjalo. 
Potym  wiatry  nastąpią,  pizczoły  ule  mają. 
Te  lię  rady,  niepogody  i  wiatrów  lękają. 
I  dala  tn  dostaniesz,  i  kur  dla  opata, 

P. soli  zań  będzie  zaplata. 

(Mołesz)  i  w  dzwon  uderzyć  i  na  wino  pójdziesz, 
(Jeteti  nic)  zapłacisz,  pewnie  czyśćca  dojdziesz. 
(Moiesz  w  stawie)  ryb  nalowić,  tamże  i  kocięta, 

się  kochają  dziewcięta. 

lo  siądziesz  za  stołem, 

choć  wszystkie  ogółem. 

pobiera  psi  zatyra  do  kośd, 

ganiaj  go^ci. 

B(ędq  śliwy)  aa  wety  i  gra  dla  zabawy, 

Ły czy  z. . . .  fraiiii  i  łyżka  do  strawy. 

mały  jeżeli  spać  zechcesz  na  kocu? 

a  potem  sen  otarłszy  z  oczu. 

(Możesz)  sobie  poskoczyć  we  . .  .  ry  wesoło, 
Ił ą  tylko  rzeiko  uwijaj  się  wkoło. 


Najdziesz  tu  i  warcaby,  także  kostki,  (karty), 
J(eśli  woli)iiz  niale  zwierzę,  jedzie  w  pole  (z  charty). 

Wyr. wierszem  sobie  to  czytasz, 

przytym  łaskaw  na  nie  Czytelnik.  .  .  . 

Pierwsze  6  wierszy  powyższego  objaśnie- 
nia odnoszą  się  do  zniszczonych  dwuch 
pierwszych  wierszów  rehasa,  któiy,  o  ile 
go  odgadłem,  przedstawia  treść  następną: 


Zapomnisz  i  tu  w  gędźbie,  co  się  przedtym  działo, 
Nie  narzekaj  na  to,  już  z  wiatrem  uleciało. 
Raczej  zjedz  kuropatwę  albo  karpia  dzwono 
A  pij  to  wino  czyście  (do  czysta),  coć  go  posta- 

Tylko  dę  ta  o  t«  proszę,  nie  miee  pod  ató!  kości, 
Bo  gdy  o  nie  zwadzą  się  psy,  naczynia  przykrośd. 
A  j«ćli  wypiec  umiesz,  pójdziemy  prym  zsłowiki, 
Jeżeli  skakać  wolisz,  wyskocz  do  muzyki. 
Najdziesz  tu  porządne  łyżkę  . . .  warcaby  i  barty, 
Jeśłi  więc  O  sen  nie  dbasz,  jediłew  pole  z  charty. 
Pierwsze  dwa  wiersze,  kropkami  powyżej 
oznaczone,  są  właśnie  te,  które  zostały  w 
oryginale  zjedzone  przez  myszy.  Wiersze 
drodkowe  uderzają  swem  podobieństwem 
do  jednego  z  przysłów  drukowanych  w 
zbiorze  Rysińskiego  (r.  1619):  „Nie  mieć 
kości  pod  stół,  niech  się  psinie  wadzą". 
Dmgi  rebus,  który  tu  podajemy  z  piękne- 
go starego  sztychn  (40  centymetrów  dłu- 
giego i  31  szerokiego),  znajdującego  się  w 
zbiorach  jeżewskich,  przedstawia  ló-wier- 
Ezowy  poemacik  łaciński  na  cześć  króla 
Zygmunta  III  ułożony  rebusowe  i  wyda- 
ny w  r.  1593  przez  J&kóba  Krasickiego  z 
Siecina,  słuchacza  poetyki  a  jezuitów  w 
"Wiedniu.  O  Krasickich  i  Siecińskich  wie- 
my, że  był  to  w  XVI  w.  jeden  ród.  Gdy 
bowiem  majętność  Krasice  w  ziemi  Prze- 
myskiej wniosła  w  dom  SieciAskich  Bar- 
bara Obrzechowska,  żona  Jakóba  Sieciń- 
skiego,  potomstwo  tegoż  pi-zybrało  nazwę 
Krasickich.  Sztychowany  utwór  Jakóba 
Krasickiego  udzieliliśmy  profesorowi  Hie- 
ronimowi Łopacińskiemu,  który,  pragnąc 
napisać  o  nim  rozprawkę  dla  Akademii 
Umiejętności,  odczytał  tę  łamigłówkę  w 
sposób  następujący; 


dbyGoot^le 


PORCELANA. 


^X^  /y.^^_;g^    ^^   y     IS  fi] 


J'sl^  1/ua.  o  ^^^  JmAh^  i^eAu  w  «4^^^4^  ?  -^^SB^^S^^ 


Bebni  polski  t  XVI  widra. 


Tekst  łaciński. 
Bex,  TivaH,  cui  TiTtut«e  tiibuere  coronao, 
SI  gemmia  Bceptra  haec,  atellantie...  certe 

Favit  RoDunae rie,  ot  ancora  nBviB 

Essen,  nam  reget  fortanae  apecnUtui  JeHiu, 
Deai  Fater'parmas  datorantia  eiBque  trophaM, 
Pfiamidw,  celsos  obeliscoi  attiue  columnaa. 
Bex  ee  in......  relut  intereidera  clara 

Solem,  arcus,  fulmiDa  radiie  mandus  decora 

[alŁa  veaustat  (?). 
O  fortnoatom,  ąuem  arma  ailenda  (?)  resignant, 
Arma  nbi  Baeva  iaceat,  Dec  aptftu?  bTan 

[rotat  ensea, 
Justilia  inaignU  Teram  et  gloria  aancta 

[baccatur. 
Hinc  Cerea  et  Bacchos  florescunt  palmea  aerta 
Portantee  caatua  cithar»aqne  l;rasque  ten- 

[tantea. 
I>ege  ergQ  BM  (?)  parad  iBeasque  per  arcee 
I,  quod  Yocalea  chori,  qut>d  Slusa  precanT. 

Ttómaczenie  polskie  tekstu  łacińskiego. 
„Poemat  bierogltlicziiy  Najjaśniej szema  i 
Najpołężniejszemn  Zygmuntowi  m  z  łas- 


ki Bożej  Królowi  Polskiema,  Wiel.  Ks.  Li- 
twy, Bosi,  Pras,  Mazowsza,  Zmadzi,  Ki- 
jowa, "Wtrynią,  Pomorza,  Liwonii,  Sswe- 
cyi  dziedzicznemn  królowi  i  t.  A.  Pana 
swemu  NajmilościwBzemn  ptzez  Jakóba 
Krasickiego  z  Siecioa,  słuchacza  poetyki 
w  Kolegjnm  Zgromadzenia  Jezusowego  w 
Wiednia,  dedykowany  Roku  Fabskiego 
1593  d.  28  listopada. 

Żyj,  królu,  kbSremu  cnoty  ndzielily  korony, 
Jeteli  drogimi  kamieniami  te  beiia...  napeimo 
...  Rzymskiej.  .„..,  jak  kotwica  okrętu 
Łtylbyj,  poniewał  szczęście  królów  obmyfla 
IJezus, 
Bóg  Ojdec  tarczę  (obronę)  im  daje  i  radoane 

[trofea, 
Piramidy,  wyaokie  obeliski  i'kolumny  (t.  j. 

[pomniki). 
Królem  jeat«j  na  (ziemi?),  jak  między  gwia- 

[zdami  jannemi 
Stonce,  tęcza,  pioruny  promieniami  świat 

(ozdoby  wyaokie  upiększa  (t!( 


dbyGoot^le 


148 


O  SECEęeliwj,  którego  oręi  mjlczącj 
Gdzie  orąt  arop  leiy,  i  Mara  otwarcie  : 

(wywija 

(Tam)  sprawiedliwość  wyborna,  prawda  i  elawa 
[święta  panują. 


Stąd  Cenra  i  Bachus  kwitną,  palmowe  wieńca 
Niosąc,  pieśni,  cytary  i  liry  nastrajając. 
Ży]  więc  (dzczęśliwie?)  i  przez  rajskie  zamki 
Idi  (t  j.  doei^nij  nieba),  o  co  chór  dfwięccny, 
[o  co  Muza  się  modli. 


SPOEMA       HlEKoaLTPHICYM  _ 

ERENlSSIMOACP0Tf>mSSIMoSlGlSMVNDomDEI  GRmA f OLONK. REGI 

MAGNODva  LlTVA.Rys.PIWS.MAS.SAM.KlOV.V(H,I.P0MEiLLIVO.ZŁNECNON  RE(34I 
SVZCK.HŁREDITlUgO    REGI  ZC.D.D.S.CŁEMZNTISSIMO.A,JacOBoKra. 
SICZKI .  DEsfeaN.STV.POE. IN  COL.  SOCIE.TESWIIJf.DD . 

V  I  ®  CVI  ^^^TWBVE  m^^  s 
S  DAT  (  ITIA  EIS 

Cis--  11 

IS  ^IACNt  NEC4© 
HINC  -^6.  ET  -^  ^jŁJ^CYNrf  pOOO 


nTsę 


Cc  kim'  iija^*Thgiii*run&  mh  i     ... 

DGRCO^M  ^^^i?-  SQ  pR 
1  OyOD  AE10vJ|iM§^QV0] 


^ig^C^CgHNTS 


jntr  jt  ccrJłni"    ^h    praiatnhftima    t^^a 

Dc    SiyiDijinrfD  >?iyt^i«ł»  mai, 
Cjura    nirinn  Dla/  cum  ,tei  uninu  di/i^r  ftr»u 
qu^  icnwn   R^n  uinu    ofymott-imtt 

Rebus  łaciński,  uloiony  przez  Jakdba  Krasickiego  w  r.  1593  aa  cześć  krćla  Zygmunta  III, 


dbyGoof^le 


W«tęp,  Bposobem  rebnsoiryiii  ntolooy  do  książki  z  r.  168S  noszącej  tytuł  „Królewicz  ind^jiiki  w  polski 
strój  pwybrany'. 


dbyGoot^le 


150 


RECES.— REDUTY. 


Wyrażania  swych  myśli  z  domieszką  pi- 
sma rebusowego  nie  zaniechano  i  w  ciąga 
XVII  w.  Dowód  tego  znajdujemy  w  książ- 
ce wydanej  wKrakowier.  168Sp.t.:  „Kró- 
lewicz indyjski  w  polski  atrój  przybrany 
albo  historja  o  świętym  Jozaphacie,  kró- 
lewiczu Indyjskim,  i  o  iw.  Barlaamie,  pu- 
stelnika. Przez  X.  Mateusza  Ignacego  Ku- 
ligowskiego,  dziekana  Wolkowyskiego, 
proboszcza  i  plebana  Wołpihskiego,  z  la- 
'cińskiego  tekstu  na  wiersz  polski  przdo- 
żona".  Na  pierwszej  stronicy  powyższej 
książki  w  rodzaju  dedykacyi  odbity  jest 
sztych,  którego  cynkotypową  kopjęta  do- 
łączamy. Nie  powtarzając  tej  dedykac^ 
zwykłym  drukiem,  objaśniamy  tylko,  że 
rysunki  wśród  pisma  znajdujące  się  przed- 
stawiają: Jerzego  Hlebowicza,  wojewodę 
wileńskiego,  herb  jego  Leliwę  (półksiężyc 
z  gwiazdą),  obłok,  mrok,  ńmierć,  słońce 
promienie,  świat,  św.  Jozafata,  herb  sa- 
pieżyński  Lis,  herb  Połubińskich  Jastrzę- 
biec, Boga,  stadło  małżeńskie  i  znów  herb 
Lis,  półksiężyc,  herb  Branickich  Gryfi 
herb  Czarnieckich  Łodzią.  W  posiadanym 
przez  nas  rękopiśmiennym  anegdotniku 
księdza  Karola  Żefy  z  XVm  w.  znajdu- 
jemy jeden  rebus:  „Krystyna  przepiła 
klucz  u  kcdodzieja'*  wyrażony  za  pomocą: 
krzyża,  piły,  klucza  i  koła  oraz  dopisanych 
liter  i  wyrazów.  W  czasopiśnuennictwie 
niemieckiem  XIX  wieku  pierwszy  rebas 
znajdujemy  ogłoszony  w  Wiedniu  r.  1837. 
Miano  ten  rodzaj  łamigłówek  upowszech- 
niony po  Europie  w  piatem  dziesięcioleciu 
XIX  w.  za  tegoczesny  wynalazek  franca- 
skL  Tak  przynajmniej  mniemał  nasz  ogół, 
nie  przypuszczając  istnienia  rebusów  pol- 
skich przed  wiekami,  a  uważając  Bona- 
wenturę Cbrząńskiego  (zmarłego  r.  1864) 
za  pierwszego  autora  rebusów  polskich  i 
.Wolne  żarty"  wydawane  przez  Henryka 
Lewestama  i  Jana  Gregorowtcza  za  pierw- 
sze pismo,  ogłaszające  rebusy  w  Warsza- 
wie (r.  1858—9).  Kończąc  rzecz  niniejszą 
o  rebusach,  trudno  nam  powstrzymać  się 


od  wyrażenia  żalu,  że  inni  nie  zwracali  n- 
wagi  na  ginące  tego  rodzaju  zabytki  po 
archiwach  domowych,  co  gdyby  nie  na- 
stąpiło, mielibyśmy  niezawodnie  w  piś- 
miennictwie polskiem  całą  książkę  a  może 
i  kilka  tomów  hioroglidcznej  literatury. 

RflC68.  W  prawie  prywatnem  polskiem 
nazywano  tak  zrzeczenie  się  dóbr;  w  pra- 
wie zaj  pubhoznem  odłożenie  jakiej  ma- 
teryi  do  następnego  sejmu  ( ybl.  leg,  V,  f, 
723).  Jeżeli  posiadacz  przeciążonego  dłu- 
gami majątku  robił  tylko  prosty  reces  czy- 
li odstąpienie,  to  taka/ońorrV(M  nazy- 
w^a  się  w  prawie  polskiem  recessuata;  a 
jeżeli  się  odprzysięgal,  iż  wszystko  oddał, 
nazywała  się  recessuata  et  abfurata.  Nie 
była  znana  subhastacja,  nie  dzielono  się 
zatom,  jak  dziś,  sumą  osiągniętą  ze  sprze- 
daży, ale  ziemię  oddawano  wierzycielom 
koUokowanym.  Mimo  to,  właściciel,  to  jest 
dłużnik  z  dóbr  wyzuty,  zachowywał  pra- 
wo do  s{Jacenia  wierzycieli  z  majątku  spo- 
tioritowanego,  co  nazywano  reluigą. 

Recllnatiorum.  Tak  nazywano  dobra 
nadane  w  Litwie  na  schronienie  i  przyta- 
łekobcym  wychodicom,  exuHbus[  Vol.  leg. 
V,  f.  636).  Tak  nazywano  również  funda- 
cję na  przytułek  dla  żołnierzy  chorych  we 
Lwowie  { Vol.  leg.  V,  f .  723). 

RecognitlD  —  osobiste  zeznanie  aktu  w 
sądzie. 

Reduty  czyli  maskarady.  Pierwsze  re- 
duty w  Warszawie  były  przy  nlicy  Pie- 
karskiej, w  domu  pod  Vk  105,  za  panowa- 
nia Augusta  II  Sasa,  który,  jako  miłośnik 
zabaw,  do  póinej  nocy  w  nich  uczestni- 
czył. Dawano  je  potem  w  najętych  pała- 
cach u  Przezdzieckicb,  Radziwiłłów,  Ja- 
błonowskich i  w  innych.  Najpierwszym 
redut  przedsiębiorcą  był  niejaki  Salwator, 
który  na  Nowem- Mieńcie  kamienicę  wy- 
murował. Później  znaleźli  się  inni  współ- 
zawodnicy. Za  Augusta  III  Sasa  tak  były 
ulubione  reduty,  że  je  dawano  zacząwszy 
od  października  aż  do  adwentu  i  znowu 
pr:eez  całe  zapusty  po  3,  4  i  5  razy  na  ty- 


dbyGoot^le 


REFEKTARZ.— REFERENDARZE. 


161 


ctzieA.  W  niedzielę  odbywały  się  reduty 
w  kilka  miejscach  a  wszędzie  hylo  pełno 
osób  i  nieraz  w  dniu  takim  sprzedawano 
do  6000  biletów  wejścia.  Bilet  taki  przed 
r.  ITSO  kosztował  9  złp.  Osoby  wchodzące 
miewały  maski  i  domina  czyli  płaszcze 
kitajkowe  albo  osobliwsze  jakie  i  wspania- 
łe nieraz  kostjnmy.  Obszerniej  o  redutach 
warszawskich  opowiada  Kitowicz  w  „Opi- 
sie obyczajów"  i  Łnk.  Gołębiowski  w  po- 
pisaniu Warszawy". 

Refektarz  —  od  wyrazów  lac.  refecHo  i 


bowe.  Jedea  ze  wspanialszych  refekta- 
rzów  w  Rzplitej  znajdował  się  w  klasztorze 
jasnogórskim  oo.  paulinów  i  ten  podaje- 
my to  w  rysunku. 

Referendarskifl  sądy  ob.  Sądy. 

Referendarze.  Po  nekretarzach  wiel- 
kich szli  w  godności  referendarze,  ustano- 
wieni w  r.  1507  przez  Zygmanta  I.  Było 
ich  wszystkich  czterech,  t.  j.  dwuch  koron- 
nych i  dwuch  litewskich  przez  króla  mia- 
nowanych. Wśród  tych  i  tamtych  był 
zwykle  jeden  świecki  i  jeden  dachowny. 


Refektarz  w  kl«ist 

re/eclus,  znaczących  posilenie,  pokrzepię" 
nie,  nazwa  izby  stołowej  czyli  jadalni  w 
domach  klasztornych  i  dachownych,  gdzie 
zasiadano  razem  do  posiłka.  Ponieważ  re- 
fektarz w  budynkach  takich  bywał  zaw- 
sze izbą  najobszerniejszą,  tu  więc  odby- 
wały się  wszelkie  zgromadzenia  ducho- 
wieiitstwa,  zebrania  kapituł  na  narady  i 
wybór  przełożonych,  synody  djecezjalne, 
popisy  doroczne  szkoły  miejscowej  a  nie- 
raz sejmiki  szlacheckie  i  stypy  pogrze- 


Do.  paulinÓTT  w  Cięstocłioikie. 

Musieli  być  biegli  w  prawie  i  zawsze  zo- 
stawali przy  dworze.  Obowiązkiem  dwuoh 
referendarzów  było  codziennie  rano  od 
Mszy  do  obiadu  i  po  prfudniu  od  obiadn 
do  wieczora  przesłuchiwać  skargi  osób 
prywatnych  i  podawane  na  piśmie  snplUd 
odnosić  do  kanclerza  dla  przedstawienia 
królowi.  Tak  więc  od  referowania  powsta- 
ła nazwa  ich  nrzędu.  Zasiadali  przy  Zyg- 
mnncie  I,  gdy  sprawy  rozsądzał,  lecz  tyl- 
ko z  głosem  doradczym.  Dopiero  od  cza- 


dbyGoot^le 


152 


REFORMACI  W  POLSCE.— REGIMENT. 


BÓw  Zygmunta  HI  zaczęli  sądzić  i  wyro- 
kować, s  należaty  do  nich  specjalnie  spra- 
wy, zwan«y»m  ctr^^nam  czyli  poddanych 
z  dóbr  królewskich  przeciwko  starostom 
i  dzierżawcom,  oraz  odwrotnie,  zanoszoii& 
ByH  urzędnikami  przysięgłymi,  którzy 
wszystkie  sprawy  kryminalne  i  cywilne 
do  króla  i  sejmn  przychodzące  referowali, 
porządku  ich  wniesienia  pilnowali  i  w  Se- 
nacie zdanie  swoje  o  nich  wypowiadać 
mogli.  Kromer  pisze:  „Dwaj  referendarze 
aą^oizędnikami  do  przyjmowania  próśb". 
RAformacI  w  Polsce.  Czas  beatyfika- 
cyi  Iw.  Piotra  z  Alkantary  (za  G-rzegorza 
XYwr.  1622),  reformatora  i  założydela 
nowej  gałęzi  zakonu  Św.  Franciszka  Sera- 
fickiego, byl  epoką  wprowadzenia  w  za- 
stosowanie OD,  reformatów  do  Polski.  De- 
kreii  tego  wprowadzenia  w  zastosowaniu 
się  do  Ojcsńw.  wydal  biskup  krakowski  w 
IIży[d.  29  maja  1622  r.  a  wkrótce  po  tym 
dekfecie  powstały  fundacje  klasztorów 
reformackich  w  Zakliczynie,  Miejskiej  Gó- 
rze,' Oaiecznie  i  Choczu.  Na  kapitule  w 
Zakliczynie  r.  1623  nstanowiono  3  kusto- 
dje:!  wielkopolską,  małopolską  i  3-ą  dla 
Uazowsza,  Litwy  i  Kusi.  Gdy  r.  1624 
Bzeńsyło  się  w  Polsce  morowe  powietrze, 
miejsce  zmarłych  proboszczów  chętnie  za- 
stępowali reformaci,  niosąc  ostatnie  ea- 
kraOienta.  Wtedy  to  we  Włocławka  o. 
Feliks  z  Karyntyi  z  3-ma  braćmi  Polaka- 
mi {ladt  ofiarą^jsarazy,  podugując  zapo- 
wietrzonym. Od  r.  1622  do  1772  założono 
w  granicach  EzeczypOSpolitej  61  klaszto- 
rów i  domów  reformackich,  ktjjre  podzie- 
lone zostały  na  prowincje:  małopolską, 
^elkopolską,  pruską  i  ruską.  Prowincja 
Oi^opolska  obejmowda  klasztorów  i  do- 
mów 14,  wielkopolska  17,  praska  (Prusy 
królewskie  z  całem  Pomorzem,  Mazow- 
szem i  Podlasiem)  18,  ruska  12.  Na  czele 
każdej  prowincyi  stał  prowincjał,  po  nim 
szedł  jego  pomocnik  i  zastępca,  cusłos  pro- 
v\nciae^  następnie  4  definitorów  i  w  końcu 
sekretarz  prowincyi.    Wszyscy  oni  byli 


wybierani  większością  głosów  tylko  na 
3  lata,  i  gtąd  ka2da  prowincja  zawsze  po- 
siadała dawnych  najwyższych  swych 
zwierzchników,  których  nazywano  patres 
provinciae.  Że  zaś  stosunki  z  jenerałem, 
z  przyczyn  niezależnych  od  zakonników, 
zost^y  zerwane,  co  ujemnie  na  regułę 
wpływało,  przeto  żeby  utrzymać  karność 
klasztorów  reformackich,  prowincjał  był 
zarazem  commissarius  generalis  władzy 
zwierzchniczej,  przebywającej  w  Rzymie. 
Zwierzchnikiem'  w  każdym  klasztorze  był 
gwardjan,  jego  pomocnikiem  i  zastępcą 
wikarjusz,  a  jeżeli  w  klasztorze  były  stu- 
dja  czyli  kursą  naukowe  (jak  np.  w  Wę- 
growie), to  następowali  lecłores,  magister 
lub  insiruclor  noviiiorum,  pater  spirifua- 
tis,  concionatores  (kaznodzieje)  i  poeniten- 
iiarii^  to  jest  spowiednicy.  Zasłynęli  w  za- 
konie nauką  i  piórem:  Florjan  Jarosze- 
wicz (pierwszy  zwierzchnik  prowincyi  ru- 
skiej), Józef  Męciński,  Antoni  Konrad  Pi- 
ramowicz, Franciszek  Rychłowski,  Kon- 
rad Kowalewski,  Karol  Surowiecki,  Igna- 
cy Koralewicz,  Bazyli  Malinowski  i  Mie- 
rzejewski. Kasata  klasztorów  reformac- 
kich pod  zaborem  pruskim  i  austrjaokim 
nastąpiła  w  latach  1796  —  1809  z  wyjąt- 
kiem pozostawionych  w  G-alicyi:  w  Krako- 
wie, Wieliczce,  Kętach,  Przemyśla,  Jaro- 
sławiu, Sądowej  Wiszni,  Bieczu,  Lwowie 
i  Rawie  (ruskiej).  Na  Wołyniu  zamknięte 
zost^y  w  r.  1834,  a  w  Królestwie  Kon- 
giesowem  przez  ukaz  z  d.  27  październi- 
ka (8  listopada)  1864  r.  z  wyjątkiem  Pili- 
cy i  Wtodawka,  gdzie  pozostały  do  czasu 
klasztory  etatowe. 

Rtformacja  lub  r^r/na  posagu.  Tak 
zwano  z  łacińskiego  „oprawę"  czyli  abez- 
pieczeuie  na  dobrach  męża  posagu  i  przy- 
wianku  jego  żony. 

Regiment  znaczył  pierwotnie:  rząd,  pa- 
nowanie. Np,  G-órnicki  w  XVI  w.  pisae, 
że  po  śmierci  Zygmunta  I  „Zygmunt  Au- 
gust na  regiment  Królestwa  Polskiego 
wstąpił".  W  Postylli  ks.  Wujka  czytamy: 


dbyGoot^Ie 


RECjIMENTARZ. 


168 


gSiła  to  narodów,  które  były  pod  legi- 
mentam  Rzymu*.  Stąd  regimenteni  nazy- 
wano później  komendę,  dowództwo,  np. 

i  Twardowski  w  XVII  w.  wyraża  się:  „Król 

mu  wielki  regiment  dawał  morskiej  arma- 
ty", t.  j.  dowództwo  floty.  Franciszek  Pa- 
procki w  XVIII  w.  nazywa  regimentem 
„korpas  wojska,  ^o£ony  z  jednego  lub 
wi^ej  bataljonów  albo  szwadronów",  P.Br. 
0embarzew8ki  tak  nam  pisze  o  regimen- 
cie: „Nazwa  ta  stosowana  była  w  XVIII 
wieku  jedynie  do  piechoty  i  dragonów, 
t.  j.  wojska  cadzoziemskiego  antoramen- 
ta;  mówiono  zatem:  regiment  pieszy  i  re-' 
giment  konny  czyli  dragonów.  Jazda  pol- 
skiego autoramentu  dzieliła  się  na  chorą- 
gwie linsarskie,  pancerne,  petyhorskie 
i  t.  d.,.  ns  biygady  kawaleryi  narodowej 
i  na  pułki  przedniej  straży.  W  w.  XIX 
wyraz  legiment  został  zastąpiony  stale 
przez  wyraz  pułk,  stosowany  tak  do  pie- 
choty jaki  dojazdy,  a  w  epoce  Księstwa 
Warazawski^o  i  do  artyleryi".  Dodamy 
ta  w  końcn,  ie  Polacy,,  zwłaszcza  starzy 

I  wojskowi,  klnąc  w  gniewie,  odsyłali  do 

djaUów  liczonych  na:  setki,  krocie,  becz- 
ki, fary,  żargony,  bataljony  lub  regimen- 
ty,  np.  „Idż  do  regiment  djaMów!' 

Reginentarz— zastępca  hetmana.  Ordy 
hetmaństwo  stało  się  w  Rzplitej  wielkim 
nrzędem  dożywotnim,  a  zdarzało  się,  że 
hetman  zachorow^,  byt  ranny,  wzięty  do 
niewoli  lab  nmarł,  wojsko  zaś  ani  chwili 
nie  mogło  pozostawać  bez  wodza,  król 
mianowf^  zastępcę  pod  nazwą  regimenta- 
rza.  IŁegimentarz  faktycznie  bjł  hetma- 
nem, ale  tylko  czasowym,  nie  mógł  zaś 
iiosió  nazwy  hetmana,  żeby  nie  nbliżaó 
zasadzie  dożywotności  hetmaństwa,  lub 
^jącemu  a  tylko  nieobecnemu  hetmano- 
wi. Regimentarz  zwykły  dowodził  jedną 
partją  wojska,  regimentarz  generalny 
komenderował  całą  sUą  krajową.  QAy 
podczas  wojny  z  Chmielnickim  obadwaj 
hetmanowie  koronni,  Potocki  i  Kalinow- 
ski, dostali  się  kozactwu  do  niewoU,  Rzpli- 


ta  ustanowiła  wtedy  pierwszy  raz  regi- 
mentarzów.  Było  ich  trzedi:  Wład.  Domi- 
nik książę  Zasławski,  Ostroróg  i  młody 
Aleksander  Koniecpolski.  Wybór  ten  był 
nietrafny,  gdyż  jeden  był  zniewieścitiłym, 
drugi  zamiłowanym  w  książkach,  a  trzeci 
młodzieniaszkiem.  To  też  Ohmielnicki 
wyrażał  się  ^ośłi^e,  że  wybrano  „pierzy- 
nę, łacinę  i  dziecinę".  Zostali  też  usunięci, 
a  na  ich  miejsce  sejm  wybir^  regimenta- 
izem  generalnym  księcia  Jeremjasza  Wi*. 
śniowieckiego,  wojewodę  ruskiego,  któiy 
ze  wszech  miar  zadugiwfJ  na  buławę. 
Gdy  August  II  Sas  Niemca  (Fleminga) 
zrobił  hetmanem,  a  w  skatek  tego  szlach- 
ta, chcąc  ograniczyć  króla,  postanowiła 
na  sejinie  ,niemym"r.  1717,  że  król  tylko 
podczas  aejmn  może  hetmanów  miano- 
wać, August  II  zręcznie  sobie  poradził, 
bo  bez  sejmu  mianował  Poniatowskiego 
(ojca  króla)  regimentarzem  generalnym 
koronnym,  do  czego  miał  prawo.  Regi- 
mentarz zaś  taki  był  zupełnym  hetmanem, 
tylko  bez  tytułu  hetmańskiego,  a  o  tyle 
dogodniejszym  dla  króla,  że  mógł  być  w 
każdym  czasie  odwołany  i  był  jeden  na 
całą  Kzplitą.  Taki  stan  rzeczy  dotrwał  do 
śmierci  Augusta  U,  po  której  w  czasie 
bezkrólewia  r.  1733  Poniatowski,  jako 
mąż  zacny,  zrzekł  się  regimeutarstwa. 
Był  wówczas  i  regimentarz  generalny  li- 
tewski z  ramienia  Stan.  Leszczyńskiego, 
Antoni  Pociej.  Sejm  paoyfikacyjny  z  ro- 
ku 1736  przywrócił  nowemu  królowi  pra- 
wo mianowania  hetmanów  poza  sejmem. 
Znowu  więc  regimentarstwo  schodzi  z 
pola.  Miewały  i  konfederacje  swoich  regi- 
mentarzy,  czyli  wodzów  naczelnych  skon- 
federowanego  rycerstwa.  Najgłośniejszym 
w  ostatnich  czasach  był  Józef  Pułaski, 
starosta  warecki,  „regimentarz  konfede- 
racyi  Barskiej",  zmarły  w  Turcyi  podczas 
tejże  konfederacyi.  Rota  przysięgi  regi- 
mentarskiej  Mikołaja  Herbórta,  podko- 
morzego halickiego  z  r.  1587,  podana  jest 
(po  łacinie)  w  Vol.  leg.  II,  f.  1065. 


dbyGoot^le 


164 


REGINA  PO LONIAE.— REJENT. 


Regina  Poloniae.  3-at  pod  wyrazem 
Matka  (£nc.  Siar.  t.  Ul,  str.  199)  zazaa- 
czyliśniy  wysoką  cześć,  jaką  obyczaj  sta- 
ropolski otaczat  niewiasta  zamężną  i  dziet- 
aą,  nazywaną  w  rodzinie  nP^^  matką*. 
Obyczaj  ten  rdzennie  słowiański  niewąt- 
pliwie spotęgował  cześć  i  miłość  dla  Matki 
Boskiej,  czyli,  jak  dawniej  mówiono,  „Bo- 
garodzicy*, podnosząc  te  głębokie  aczn- 
cia  do  znaczenia  knltu  narodowego.  Aby 
uczcić  Bogarodzicę  w  najwyższym  stop- 


REGINA  POLONIyC. 


ir  KOS  AB  m^TB  PTiOTEGE 
ET  HO%A  MOTiT/S" ^rsclTB 


Drzeworyt  w  książce  i  czasów  potopn  szwsdikiego 
p.  n.  „Lament  utrapionej  Matki  Korony  PoUkiej." 

nia,  dodawano  jej  często  tytuł  Królowej 
Polski,  po  łacinie  Regina  Poloniae.  Przy- 
kład tego  znajdujemy  w  książce:  „Lament 
utrapionej  Matki  Korony  Polskiej  już  już 
konającej  na  syny  wyrodne,  złośliwe  i  nie- 
dbające  na  Rodzicielkę  swoje*.  Autorem 
tej  bezimiennej  i  bez  oznaczenia  miejsca 
oraz  roku  wydanej  ksią2ki  był  ks.  Szymon 
Starowolsk),  który  napisał  ją  niewątpli- 
wie podczas  potopu  szwedzkiego,  nazywa- 
jąc synami  wyrodnymi  7^rajców  takich, 
jak  Radziejowski,  i  sprzyjających  Szwe- 
dom arjanów  polskich.  Na  odwrotnej  stro- 


nicy karty  tytułowej  druku  znajduje  się 
drzeworyt,  którego  podobiznę  (do  połowy 
zmniejszoną)  podajemy.  Ta  wiara  w  cu- 
downą opiekę  Bogarodzicy,  o  ile  w  wielu 
razach  była  pobndką  do  czynów  zdumie- 
wającego bohaterstwa  rycerzy  polskich, 
o  tyle  z  drugiej  strony  usypiała  przezor- 
ność narodu,  który  stąd  nawykł  więcej  li- 
czyć na  cuda,  ni*  na  skuteczność  wytrwa- 
łych zabiegów  własnych  w  obronie  Rzplitej. 

Reindukcja.  Jeżeli  kto  został  przemo- 
cą wypędzony  z  dóbr,  a  sąd  przyznał  mu 
wyrokiem,  £e  ma  też  dobra  napowrót  za- 
jąć, wtedy  mówiono,  że  zyskał  reindukcję. 

Rej  (może  z  łao.  regio,  rząd,  porządek, 
kolej).  Wodzić  lob  trzymać  rej,  znaczy 
przewodzić,  marszałkować  w  radzie,  na 
zebraniu,  w  obywatelstwie,  w  boju.  Rej 
wodzić  w  tańco,  znaczy  przodkować,  iść 
na  czele,  w  pierwszej  parze.  Twardowski 
pisze:  „Władysław  samej  cesarzowej  dat 
naprzód  rej  wodzić  w  tańcu".  Bartosz  Pa- 
procki w  „(3-nieździe  cnoty"  tak  pisze  o 
sławnym  Mikołaju  Beja: 

,Za  dawnych  przodków  tego  rejem  awano, 
Kogo  do  jakie]  zacoej  sprawy  pierwaiym  ziumo,. 
To  jawnie  pokazuje,  iie  ci  Rejowie 
Byli  wielu  poczciwych  ipniw  dawni  wodzowie'. 

Rejent  kancelaryi  koronnej  lub  litew- 
skiej redagował,  kazał  przepisywać,  poda- 
wał do  podpisu  i  pieczęci  wszelkie  pisma 
królewskie,  kanclerskie  lub  podkancler- 
skie.  Rejent  był  niejako  prywatnym  se- 
kretarzem kancelaiyi  koronnej  lub  litew- 
skiej i  ze  śmiercią  kanclerza  lub  podkanc- 
lerzego ustawał  jego  urząd.  A  był  to  urząd 
zyskowny,  bo  za  ekspedjowanie  przywile- 
jów, odpowiedzi  królewskich,  patentów, 
płaciła  szlachta  dobrze,  a  żydzi,  mieszcza- 
nie i  cudzoziemcy  według  ugody  i  często 
znacznie.  Lubo  to  było  dla  kanclerza  i 
podkauderza,  ale  i  dla  rejenta  okroiło  się 
zawsze.  Rejent  grodzki  wyręozrf  staro- 
stę w  pisaniu  i  pilnował  akt  wieczystych. 
Byli  jeszcze  rejenci  przy  magistratach, 
konsystorzach  i  rozmaitych  innych  wła- 
dzach. 


dbyGoot^le 


REJESTR  ARIANISMI.— REJESTROWI  KOZACY. 


165 


Rejestr  aiianlsmi,  zniesiony  po  śmier- 
ci Augusta  III,  w  który  zapisywano  spra- 
wy dyssydenckie,  bluinierstwa,  utrzymy- 
wanie Drożnie,  nieohodzenle  przez  lat 
kilka  do  spowiedzi,  zostawanie  w  klątwie 
przez  rok  i  6  niedziel,  krzywoprzysięstwo, 
sumienie  rozwiązłe,  czarodziejstwo,  choć 
większa  ćząić  tych  przestępstw  właściwie 
do  sądów  sejmowych  nalegała. 

Rejestra.  Tak  nazywano  księgi  ra- 
chunkowe kupieckie  ( Vol.  Ugum  I,  f,  558). 
W  Mazowsza  spisywano  złoczyńców  i  hul- 
tajów  ■*  rejestr.  W  Litwie  rejestra  po- 
dobne zwano  księgami  czarnemi.  Ke- 
jestra  sądowe  były  to  księgi,  do  któ- 
lych  „powód"  podawał  imię  swoje,  po- 
zwanego i  treśó  skargi.  W  nich  każda 
sprawa  dostawała  numer  a  na  sesyi  wońuy 
przywoływał  sprawy  podługnastępstwa  nu- 
merów, fiejestra  w  ka&dym  sądzie  byty  wie- 
lorakie, np.  wTrybunale  piotrkowskim  1-y 
dla  wojew.  poznańskiego,  2-gi  dla  kaliskie- 
go, aporozdzieleniu  i  gnieźnieńskiego,  S-ci 
dla  sieradzkiego  z  ziemią  wieluńską  itd.  W 
innych  sądach  s^y  rejestra  podług  rodzaju 
spraw,  up.  w  sądach  nadwornyoh  1-szy 
rejestr  apelaoyi  od  sądów  miejskich  z  Ko- 
rony, 2-gi  z  Prus,  3-ci  fiskalny.  Każdy 
rejestr  miał  swoją  kadencję.  Z  tego  spra- 
wy przypadały  na  czerwiec,  i.  drugiego 
na  Upieo  i  t.  d. 

Rejestrowi  Kozacy.  Deiejopis  nasz  Jul- 
jan  Bartoszewicz  w  gruntownych  artyku- 
łach swoioh:  Kozacy  — K ozaczyzna, 
Niż— Ni* owcy  {yr Encykl. powsz.2&-ii>- 
mowej)  wykazał  równicę  Kozactwa  od  Ni- 
żowców.  Niżowoy,  t.  j.  siedzący  na  Niżu 
cayli  w  dole  Dniepru,  koczowali  w  stepach 
czarnomorskich  i  rozbijali  Tatarów  lub  po 
morza.  Kiedy  siq  Turcja  zaczynała  a- 
skariaó  przed  Kzplitą  na  te  Niżowców  na^ 
pady  i  rozboje,  Batory  się  tłómsozyl,  że 
to  Ludzie,  którzy  jego  rozkazom  nie  ulega* 
ją.  Byli  to  wprawdzie  przeważnie  wy- 
chodźcy z  Polski  i  Rusi,  którzy  norgaoi- 
zowali  się  sami  i  za  pieniądze  służyli,  kie- 


dy ich  zawołano,  lecz  obok  tego  posła  Ste- 
fana Batorego  zabili,  gdy  z  polecenia  kró- 
la, dogadzającego  Turcyi,  przyjechiUicb  ła- 
godzić i  od  napaśoi  na  wybrzeża  czarno- 
morskie odmawiać.  Lecz  z  czasem  Pol- 
ska, kolonizując  się,  z  krainy  kijowskiej 
i  brat^wskiej  na  pt^udnie  dosda  do  o- 
wych  sławnych  porohów  dnieprowych,  za 
którymi  kryli  się  Niżowcy.  Wtedy  niepo- 
dobna było  zostawió  Niźowców  samym  so- 
bie i  przed  Tarcją  wymawiać  się  dalej,  że 
Niżowcy  nie  należą  do  Polski.  Żadne 
państwo  aa  świecie  nie  zniosłoby  na  włas- 
nych granioach  tJumn  ludzi  swawolnych 
i  bitnych,  których  zgromadźmy  na  poro- 
hy: wstręt  do  pracy  rolniczej,  duch  swobo- 
dy i  żądza  łupów.  Polska  jednak — jak 
mówi  Barto^ewicz  —  nie  przyda  na  Niż 
niszczyć  rycerstwo,  lecz  je  urządzić,  a  tem 
samem  zabezpieczyć  Ruś  i  całą  Rzplitą 
przed  gro^emi  wojnami  z  Turcją.  Pol- 
ska nie  mogła  zresztą  dopuścić  urządzenia 
na  swych  granicach  państwa  z  rządem 
wojennym,  z  narodem,  utrzymującym  się 
nie  z  pracy  ale  z  tnpieży;  aby  zyskać  po- 
kój dla  Rusi  od  strony  potężnej  wów- 
(sas  Tnroyi,  chciała  zaprowadzić  w^ród 
niesfornej  rzeszy  europejski  ład  i  pra- 
wo. Potrzeba  było  tylko  pod  rząd  het- 
manów koronnych  oddaó  to  niżowe  ry- 
cerstwo a  Rnś  zyskałaby  od  strony 
Tatarów  świetną  straż  kresową.  Pierw- 
sza konstytucja,  która  na  sprawy  Zaporo- 
ża  zwraca  uwagę,  uchwalona  na  sejmie  r. 
1589,  nosi  tytuł:  „Porządek  ze  strony  Ni- 
źowców i  Ukrainy".  Hetman  miał  całe 
Zaporoże  opatrzyć  i  ludzi  swawolnych 
,pod  posłuszeństwo"  ująć,  aby  granic  ko- 
ronnych wodą  ani  ziemią  nie  przechodzili, 
kupców  nie  łupili,  majętności  nie  napa- 
dali, nikogo  do  towarzystwa  swego  bez 
woli  przełożonych  nie  przyjmowali  a  ,  re- 
jestr" ich  ma  byó  zawżdy  a  hetmana. 
Otóż  muny  i  pierwszy  raz  w  dziejach  wy- 
mieniony w  sprawach  niżowych  Rejestr. 
Rzplita  brała  rycerstwo  kozackie  na  swój 


dbyGoot^le 


156 


REKORD  ACJA.—RELIGJA. 


żóldi,  pod  swoją  opiekę  i  tvorzjIa  silę 
zbrojną  na  kresach,  bo  byta  do  tego  obo- 
wiązana dla  bezpieczeństwa  Rusi  przed 
łupieżą  Niżowoów  i  Tatarów  i  dla  zasło- 
nienia  się  przed  Turcją.  Rejestr  był  po- 
prosta  spisem  rycerzy  nilowych  dla  kon- 
troli, aby  nie  przyjmowali  w  swe  szeregi, 
jak  pierwej,  wszelkiego  rodzaja  zbiegów, 
próżniaków,  włóczęgów,  swawolników 
i  ładzi  poróżnionych  z  prawem.  Bzplita 
wszystkie  łupieże  i  winy  Niżowców  pusz- 
czała w  .niepamięć,  aby  tylko  znieść  n- 
dzielnośó  dzikich  Unmów,  zagrażającą 
stosunkom  międzynarodowym,  nkróció  ich 
napady  na  Wtrfoszczyznę,  Siedmiogród 
i  Maltsny  i  podnieść  do  godności  wojska, 
polecając  hetmanowi  „n^wać  ludzi  niżo- 
wych i  dańskioh  (t.  j.  dońskich)  do  potrze- 
by Eizplitej'.  Ale  dla  nawykłych  do  nie- 
okiełznanej wolności  wszelkie  zakazy  mor- 
skich wypraw,  łupieży  i  swawoli,  a  zwłasz- 
cza już  sam  rejestr,  wydawały  się  uci- 
skiem jarzma  i  niewoli. 

Rflkorifacja.  Tak  nazywano  zwyczaj 
(godzenia  sług  kościelnych  {t,  j.  klechy, 
organisty,  rybałta,  dziadów  kościelnych) 
do  domów  parafjan  po  kweście,  kolędzie, 
warzywnem,  śpiewających  przytem  pieś- 
ni nabożne.  Gekordacją  nazywano  i  sam 
zwyczaj  t  zebrane  w  ten  sposób  pieniądze 
i  podarki  żywności,  a  zabytkiem  tego  zwy- 
czaju jest  dotąd  chodzenie  żebraków  śpie- 
wających po  podwórkach  miejskich  i  wiej- 
skich. 

Rekreacja-  'W  dawnych  szkoładi  pol- 
skich co  wtorek  i  czwartek  dawano  po  po- 
łudniu uczniom  odpoczynek  od  nauk- 
Tylko  jeżeli  po  wtorku  albo  czwartku  na- 
stępowało jakie  święto,  rekreację  znoszo- 
no. Na  rekreację  zadawano  jednak  pensa 
(ob.)  i  okupacje.  W  pogodę  na  rekreację 
wychodziła  cała  szkoła  za  miasto  z  profe- 
sorami i  dyrektorami,  ale  kto  chciał,  mógł 
zostać.  G-łówne  zabawy  na  tych  prze- 
chadzkach były:  piłka,  t.  j.  kłębek  z  weł- 
ny, bo  gumy  jeszcze  nie  znano,  bieganie 


do  mety  i  palcat  czyli  szermierka  na  kije, 
a  profesorowie  brali  w  tych  zabawach  ser- 
deczny z  młodzieżą  ndział.  (Ob.  Majów- 
ki, EncStar.  t.  HI,  str.  178). 

Relaksacja.  Zniesienie  bannicyi  mniej- 
szej, pozbawiającej  praw  politycznych 
tylko,  łatwiejsze  do  uzyskania  niż  banni- 
cyi za  kryminał,  zwano  relaksagą,  subla- 
cją  lub  suhlewae^ą.  (Ostrowskiego  „Prawo 
cywilne"  1. 1,  str.  25  i  386  i  Vol.  leg.  II, 
f.  1220). 

Relatlo  czyli  relacja  miała  kilka  zna- 
czeń: 1)  Spisanie  i  przedstawienie  przywi- 
leju królowi  do  podpisu,  2)  sprawc^danie 
woźnego  łożone  przed  Księgami  o  wrę- 
czeniu pozwu  (  Vol.  leg.  I,  f .  57B),  3)  przed- 
stawienie sprawy  w  Sądzie  czyli  sprawo- 
zdanie. Stądnazwa  „Sądówrelacyjnych", 
stąd  Referendarz,  czyniący  relację  kró- 
lowi w  „Najwyższym  sądzie  królewskim", 
na  którym  sam  król  z  senatorami  zasiadał. 

ReiioJa  (jako  wyznanie  wiary  wo- 
bec praw  publicznych).  Jeden  z  naju- 
czeńszyoh  prawoznawców  polskich,  Wa- 
lenty Dutkiewicz,  tak  pisze  w  tym  przed- 
miocie: „Przeciwko  odstępującym  od  nau- 
ki Kościoła  heretykom  mamy  w  zbiorach 
praw  naszych  dwa  Stataty:  "Władyrfawa 
JagieOy  z  1424  r.  i  Janusza  księcia  Mazo- 
wieckiego z  1626  r.  { Vol.  leg.  I,  f.  85  i  448); 
pierwszy  przeciw  Hussytom,  drugi  prze- 
ciw zwolennikom  Lntra.  Nie  mif^y  one 
przecież  ważnych  skutków,  nie  powstała 
a  nas,  jak  gdzieindziej,  Inkwizycja  ś-ta. 
Reformacja  nie  wywołała  żadnych  prze- 
śladowań ani  rozlewu  krwi,  była  bowiem 
większa,  niż  gdzieindziej,  tolerancja.  Za 
Zygmunta  Augusta  w  Senacie  była  świec- 
kich większa  część  reformowanych.  Po 
śmierci  Zygmunta  Augusta,  na  konfede- 
racyi  Warszawskiej  d.  28  stycznia  1573  r. 
Stany  przyrzekły  sobie  pod  wiarą,  uczci- 
wością i  sumieniem,  .iż  którzy  jesteśmy 
dissidentes  de  religione  (różaimy  się  w  zda- 
niu), pokój  między  sobą  zachować,  a  dla 
różnej  wiary  i  odmiany  w  Kościołach,  krwi 


dbyGoot^le 


REMANIFEST. — RESTY. 


167 


nie  przelewać,  ani  się  karać  confiscatione 
bonorum,  poczciwością  carceribus  et  exilio 
i  zwierzchności  żadnej  ani  nrzędowi  do 
takiego  progresu  żadnym  sposobem  nie 
pomagać".  Mądra  tsastawa  w  następ- 
nych wiekach  nie  była  w  całości  zacho- 
wywaną. „Dyssydentami"  narwano  wo- 
góle  Lutrów,  Kalwinów  i  wyznawców 
wiary  greckiej  nieunitów.  Unici,  to  jest 
wyznania  greckiego  z  Szymem  pc^ączeni, 
nastali  od  r.  1596.  Jan  Kazimierz  wypę- 
dził arjanów  z  Rzplitej  (którzy  sprzyjali 
Szwedom  a  wyznaniowo  potępiani  byli 
i  przez  innych  innowierców).  Dyssydeu- 
Łów  znacznie  ograniczono,  szczególniej  na 
sejmie  r.  1717  i  konfederacyi  r.  1733.  Za- 
broniono im  stawiać  kości<dy,  dozwalając 
tylko  odprawiać  prywatnie  nabożeństwa. 
W  r.  1733  wyłączono  ich  od  urzędów.  Do 
zyskania  indygenatu  a  nawet  prawa  miej- 
skiego, zaczęto  wymaigać  wiary  katolic- 
kiej. Te  upośledzenia  dyssydentów  d^y 
pożądany  powód  obcym  dworom  do  wmie- 
szania się  w  wewnętrzne  sprawy  Rzplitej. 
W  r.  1768  stanął  traktat,  który  zniósł  po 
większej  części  powyższe  ograniczenia, 
dozwolił  stawiać  zbory  i  cerkwie,  dozwo- 
lił małżeństw  mieszanych.  Slnb  miał  być 
dawany  przez  duchownego  właściwego 
oblubienicy,  synowie  w  religii  ojca,  córki 
zaś  w  religii  matki  wychowywane.  Dys- 
sydenci  i  niennid  uznani  zost-ali  za  zdol- 
nych do  wszelkich  dostojeństw  i  urzędów. 
(Ten  ponkt  został  r.  1776  ścieśniony  w 
tern,  że  do  senatu  i  ministerstw  nie  byli 
dopuszczani,  a  do  izby  poselskiej  trzech 
tylko,  po  jednym  z  każdej  prowincyi,  wy- 
bierać dozwolono.  Ustanowiono  także:  że 
zmarłych  nie  będą  chować  w  czasie  publi- 
cznego nabożeństwa  katohków,  że  dzwo* 
nów  nie  będą  używać,  że  rozwody  i  sepa- 
racje, jak  jedno  z  małżonków  będzie  ka- 
tolikiem, do  katolickiego  konsystorza  na- 
leżeć będą.  Król  miał  być  zawsze  kato- 
lildem;  królowa  mogła  być  niekatoUczką, 
ale  w  takim  razie  nie  mogła  być  korono- 


waną. R.  1768  w  prawach  kardynalnych 
uznano  religję  katolicką  za  panującą.  To 
samo  powtórzono  w  konstytucyi  3  maja, 
wolność  jednak  dla  wszystkich  wyznań 
warującej.  Konstytucja  „Księstwa  Wai^ 
szawskiego"  religję  katolicką  za  rehgję 
stanu  ogłasza,  wszystkie  wyznania  wolne 
i  publiczne  uznaje.  Konstytucja  flKró- 
lestwa  Polskiego'  ogłasza,  że  .Religjaka- 
toUckarzymska  będzie  przedmiotem  szcze- 
gólniejszej opieki  Rządu",  dla  innych 
wolność  odbywania  obrządków  publicznie 
warowfJa.  Różność  wyznań  chrześcijań- 
skich nie  stanowiła  o  różnicy  w  używa- 
niu praw  cywilnych  i  politycznych.  To  sa- 
mo co  do  leligii  powtarza  Statut  organicz- 
ny z  r.  1832". 

Remanlfest  ob.  Manifest  {Enc.  Star,  t. 
DI,  str,  184). 

Repertoar.  W  .Dykcjonarzyku  tea- 
tralnym", wydanym  w  Poznania  r.  1808, 
znajdujemy  pod  tym  wyrazem:  „Reperto- 
ar czyli  Sztukozbiór  wychodzi  co  mie- 
siąc czy  co  tydzień,  które  mają  być  dzieła 
okazywane,  a  to,  aby  artyści  wiedzieli, 
jaką  wprzód  rolę  przed  się  brać  powinni. 
Jest  tradycja,  że  od  najniepamiętniejszych 
czasów  nigdy  następność  reprezentacyi  w 
repertoarze  wyznaczonych  nie  dosda". 

Replika  Odparcie  skargi  w  sądzie  ze 
strony  pozwanego  czyli  drugi  głos  po 
pierws^m,  zwanym  induktem,  nosił  na- 
zwę repliki. 

Resolutło  forłunarum.    W  zwyczajach 

Polski  przyjęta  zasada  uświęcona  Korrek- 
turą  Pruską,  że  jak  sukcesja  szła  w  bocznej 
linii  a  nie  na  rodzeństwo,  uważano,  akąd 
majątek  pochodzi;  a  to  w  tym  celu,  aby 
wracał  do  rodziny,  z  której  wyszedł.  (Czac- 
ki  t.  II,  str.  18  i  VoL  leg.  VI,  f.  551). 

RttSty  w  1.  mn.  (złac.  «j/w— sznur,  po- 
wróz). Kromer  pisze,  iż  Jagiełło  po  wszyst- 
kiem  królestwie  mandaty  sznurami  poza- 
wleczone,  które  Polacy  od  tych  sznurów 
Testami  z  łacińska  zowią,  rozesłał. 


dbyGoot^le 


158 


RESTYTUCJA  IN  IN TEGRUM.  — REWIZJA  I  REWIZOROWIE. 


Restytucja  In  tntegrum.    Jako  środek 

nadzwyczajny  przeciw  wyrokom,  znana 
była  w  prawie  koronnem  restytucja  in  tn- 
tegrum z  jednego  tylko  powodu  nowo  od- 
krytych dokumentów:  ex  noviter  reperłis 
documenłis .  Do  użycia  tego  środka  po- 
trzeba było,  aby  nowo  wynaleziony  doku- 
ment byJ  całą  sprawę  ewinkujący,  to  jest 
tak  stanowczy,  iż  gdyby  się  znajdował 
przy  pierwBzem  sprawy  sądzeniu,  to  inny 
musiałby  wypaść  dekret.  Re8tyt:ucja  by- 
wała różnego  rodzaju  i  ma  całą  swoją  hi- 
stoiję  od  Xiy  w.,  ale  to  przechodzi  jnż  za-- 
kres  niniejszej  Encyklopedyi  i  ciekawych 
odsyłamy  do  rozpraw  drukowanych  w 
wydawnictwach  Akademii  Um.  Ostatnia 
z  nich,  którą  mamy  pod  ręką,  prof.  Karo- 
la Fotkańskiego,  nosi  tytuł:  „Jeszcze  spra- 
wa Restytucyi"  (Kraków,  1901  r.)  i  jest 
odbitką  z  t.  XLII  Rozpraw  hist. -filozof. 
Vt)l.  leg.  podają  mnóstwo  uchwał  sejmo- 
wych o  „restytncyi  do  czci",  a  nazwiska 
kiłknset  osób  dotkniętych  tą  sprawą  wyli- 
cza Inwentarz.  Woluminów  (Petersburg 
1860,  str.  401). 

Retrakt  {retracius,  zta,cretra6ere,co{' 
nąć  sprzedaż]  było  to  prawo  bliższośoi, 
nużące  blizkim  krewnym  do  odkupienia 
majątku  rodzinnego  sprzedanego  przez 
ich  krennych  obcemu,  za  zwrotem  wyli- 
czonego szaounka.  Prawo  to  służytó  do 
lat  3  i  miesięcy  3.  Retrakt  nie  miał  miej- 
sca przy  darowiznach  i  zamianach  choć- 
by z  dopłatą  pieniężną  uskutecznionych. 
Gdy  konstytucja  z  1768  uzn^a  niewzru- 
ezalnodó  tranzakcyi,  odt^d,  jak  to  wytłó- 
maczyła  Rada  Nieustająca,  ustał  retrakt. 
Reversł,  Reversino.  Tak  się  nazywała 
gra  w  karty  z  czasów  Sobieskiego,  w  któ- 
rą grywano  często  wieczorami  dla  rozryw- 
ki u  króla  Jana  III,  nie  bez  uprzykrzenia 
królowej.  Francuzka  i  kobieta,  wolała  to- 
warzystwo salonowe  z  przyjemną  rozmo- 
wą, niż  grę  w  karty,  a  będąc  oszczędną, 
nie  lubiła,  gdy  Małżonek  choó  niewielkie 
sumy  przegiywał. 


Rewsrenda — długi  żupan  noszony  przez 
księży  a  także  dawniej  przez  medyków 
i  bakałarzy.  Birkowski  mówi:  „Bóg  go 
chciał  mieć  żołnierzem  i  położył  na  ramio- 
na jego  miasto  rewerendy  karaconę".  Pe- 
trycy  pisze:  „Dziś  wolno  Żydowi  ubrać  się 
w  rewerendę,  za  doktora  się  udawać  i  le- 
czyć'. Falibogowski  w  r.  1626:  „czemu 
dię  wstydamy  kaptura  mistrzowskiego  a- 
bo  bakałarskiej  rewerendy?" 

Rewizja  I  rewizorowie.  Vołumina  te- 
gum  podają  mnóstwo  uchwał  sejmowych 
o  rewizjach  i  rewizorach  wysyłanych  do 
wszystkich  dóbr  królewskich,  do  ich  dzier- 
żawców, do  żnp,  młynów,  rud,  stawów, 
do  dóbr  stołowych,  do  grobli  i  mostów,  do 
zameczków  kresowych  na  Podola  i  Ukra- 
inie, do  rzek  dla  postanowienia  mostów 
i  myta  mostowego,  do  błot,  np.  w  r.  1613 
nadrzekęTurję,  ido  „pogaty"  przez  błota  w 
majętności  podsędka  Chełmskiego,  do  re- 
wizyi  dróg,  np.  w  mieście  Krotoszynie, 
do  uznania  kosztów, po  zbudowaniu  róż- 
nych mostów,  na  obejrzenie  gaci  (grobli) 
w  Bielcu  w  majętności  Bogackiego,  łow- 
czego sanockiego,  także  mosta  w  Pijano- ' 
wicach,  majętności  Biereokiego,  pisarza 
przemyskiego.  Rewidowano  tamy  gro- 
blowe  młynów  czy  nie  przeszkadzfUy  na- 
wigacjom, np.  we  wsi  Hasienoi  na  Bugu, 
rewidowano  granice,  księgi  i  przywileje, 
łany  wybraoieckie,  frymarki,  skarb,  klasz- 
tory i  t.  d.  Jeżeli  zważymy  utrudnione  w 
dawnych  czasach  komunikacje,  znaczne 
koszta  podróży  i  czasu  a  mniejszą  ladność 
i  podatki,  bezpłatność  urzędów  ziemskich, 
to  czynność  administracyjna  Rzplitej, 
względnie  do  tych  wszystkich  okoliczno- 
ści, przedstawiała  daleko  więcej  energii, 
trudów  i  gospodarności,  niż  to  się  zdaje 
dzisiejszym  nieraz  bardzo  powierzchow- 
nym pisarzom  i  znawcom  przeszłości.  Lu- 
stracje starostw  obejmują  nieraz  olbrzy- 
mie księgi  złożone  z  cyfr  i  drobiazgowych 
opisów  {ob.  Lustracje  w  Enc.  Star.  t. 
III,  str.  152)  a  rewizorowie  i  lustratorzy, 


dbyGoot^le 


■wysyłani  w  tym  celu  z  Koroay  na  Raś, 
Żmudź,  Litwę  i  do  InflaDt,  bywali  zaka- 
żonymi na nczycielami  kultury  administra- 
cyjnej i  biurowej  we  wecliodnioh  krajaGh 
BzpliteJ.  Wówczas  też  powstaJto  przysło- 
wie litewskie:  „Po  pieniądze  na  Litwę,  po 
rozum  do  Korony'.  Lustracje  fortec  i  zam- 
ków obejmow^y  cale  tomy,  jak  to  widzi- 
my z  wyd&nydi  przez  Fawińskiego  i  Ja- 
błonowskiego „Żród^  dziejowych".  Boku 


bo  łanów,  tak  wiele  in  posterum  podatków 
dziedzice  tych  wsi  płacić  i  ciężary  wszyst- 
kie ponosió  będą. 

Rezurekcja  jest  to  obrzęd  radosny,  w 
krajach  słowiańskich  powszechny,  któr3'm 
obchodzi  kościół  Zmartwychwstanie  PaA- 
akie.  Polega  on  na  wyniesieniu  N.  Sakra- 
mentn  z  t,  zw.  grobu  i  trzykrotnej  uroczy- 
stej procesyi  wokdto  kościoła  pośród  pieś- 
ni wielkanocnych.    Obchód  ten  powstał 


flBSN  WIELKANOCNA. 
Wstał  Pao  Cbrii(u.6ij 


'/   I  1^  I 


^ 


'iX^ 


^ 


^ 


-  „-.:  .  ,.  LX  .1    -  i.,  i.  g,-  s,:  S.:  S    S  .-ii? .  S  ;  f. 


^^ 


^ł 


Ib     -     ')<]  J»,  Ki  -   W      -      )■ 


^^ 


^^ 


* 


'   I    I    ' 


■  lnkit«a  (toar.  i 


Melodjft  pieśni  wielkanocoej  t  r.  1635. 


1636  jeździła  rewizja  na  przeprowadzenie 
wody  z  rzeki  Warty  przez  grant  RzpUtej 
rowem  do  staw  ów  Widzowskich,  na  wy- 
mierzenie placu  na  dwói  kancelaryi  i  wie- 
ży w  Różanie,  na  zbudowanie  mostn  i  gro- 
bli w  Biedrzycach  kosztem  Wojciecha 
Wessla,  chorążego  nadwornego  kor.  Sto- 
sując się  do  konstytucyi  z  r.  1652,  woje- 
wództwu Lahelskiemii  nużącej,  pozwolo- 
lono  na  rewizję  wsi  szlacheckich  w  woj. 
Płockiem:  Szczepkowa,  Czubaków  i  01- 
szewa-chamskiego,  aby  tych  wsi  grunta 
urodzajne  (t.  j.  orne)  na  włóki  albo  tany 
przez  geometrę  przysięgłego  przy  sądzie 
Ziemskim  i  urzędzie  Orodzkim  pomierzo- 
ne były.    A  jak  wiele  pokaże  się  włók  al- 


z  misterjów  średniowiecznych  a  na  jego 
rozszerzenie  wpłynęli  prawdopodobnie  bo- 
żogrobcy (miechowici).  Im  dawniejszych 
ten  obrzęd  rezurekcyi  sięga  czasów,  tem 
więcej  widzimy  w  nim  cech  dramatyczno- 
śoi.  Według  rękopisu  z  XIII  w.,  znajdu- 
jącego się  w  bibljotece  katedry  {^ockiej, 
rezurekcja  odprawianą  była  w  sposób  wie- 
le różny  od  obecnego.  Agenda  Powodow- 
skiego  i  rytuał  piotrkowski  inny  już  obej- 
mują ceremonjal  rezurekcyi.  Po  ukoA- 
czonem  respousorjum,  lud  śpiewa  pieśń 
„Chrystus  zmartwychwstań  jest"  i  inne 
według  zwyczajów  miejscowych.  Zwyczaj 
obecny  jednak  niektóre  części  tego  oere- 
remonjału  w  inny  już  sposób  odprawiaó 


dbyGoot^le 


160 


REZYDENT.— RĘKAWICZKI. 


zaleca.  WWarszawie  tak  wspaniale  odby- 
watasię  rezurekcja  u  d.  Krzyża,  że  nancjaez 
apostolski  Antici  za  Stanisława  Augusta, 
przytomny  nabożeństwu  wielkopiątkowe- 
mu w  tym  kościele,  w  podziwieniu  zawo- 
łał: „  O  bonę  Deus,  gnania  majeslas/'  i  do- 
niósł Ojcu  Św.,  „że  nic  bardziej  wzrusza- 
jącego nie  widział".  Podajemy  tutaj  pięk- 
ną melodję  starej  pieśni  wielkanocnej,  u- 
dzieloną  nam  przez  p.  Aleksandra  Poliń- 
skiego  i  nadmieniamy  przytem,  że  już  po- 
daliśmy jeden  podobny  zabytek  pod  wy- 
razem A 1  e  1  u  j  a.  {Enc.  Star.  t.  I,  str.  37), 
Rezydent.  Rezydentami  nazywano  naj- 
przód senatorów,  przy  boku  królewskim 
orzędownie  bawiących,  a  w  potocznej  mo- 
wie zwanych  wraz  z  ministrami  „panowie 
rada",  albo  „"Wielko-rada".  Taka  rezy- 
dencja była  rodzajem  kadencyi  dwulet- 
niej Inb  półrocznej  od  czasów  Kazimierza 
Jagiellończyka,  który  zobowiąże^  się  w  ro- 
ku 1163,  że  będzie  ntrzymywał  przy  so- 
bie zawsze  4-ch  senatorów  i  że  nic  bez  ich 
przyzwolenia  nie  przedsięweżmie.  Był 
więc  zwykle  później  jeden  biskup  lub  ar- 
cybiskup, jeden  wojewoda  i  2-ch  kasztela- 
nów. Batory  zobowiązał  się,  że  nawet 
żadnych  poselstw  nie  będzie  odprawował 
(t,  j.  przyjmował)  „bez  panów  rad  koron- 
nych, którzy  przy  Tiim  mieszkać  będą". 
Oi  rezydenci  brali  pensję  i  przy  wyzna- 
czaniu ich  na  sejmie  r.  1607  zastrzeżono, 
że  podskarbiowie  mają  im  wypłacać  MiAi- 
rium.  Ponieważ  sejmy  zwyczajne  odby- 
wały się  co  2  lata  a  rezydenci  zmieniali 
się  półrocznie,  przeto  wyznaczano  ich  na 
każdym  sejmie  do  tych  zmian  16-tu.  Ke- 
zydenci  zasiadaU  z  królem  i  ministrami 
na  radzie  oraz  w  sądach  relacyjnych;  o- 
bowiązant  byli  podpisywać  Senalus  con- 
sulta  a  za  ich  nielegalność  winni  byli 
przed  sejmem  odpowiadać.  Od  r.  1775  z 
senatorów  rezydentów  powstała  Rada 
Kieustająca  (ob.),  a  podług  konstytucyi  3 
maja  miała  powstać  t.  zw.  Straż. — Nazy- 
wano   także  rezydentem  każdego  posła, 


stale  przebywającego  przy  dworze  zagrani- 
cznym. Nazwa  ta  wreszcie  w  życiu  pry- 
watnem  zastosowaną  została  do  bezdom- 
nych przyjaciół,  weteranów  wojskowych 
i  wy^użonych  oficyalistów  a  często  dale- 
kich biednych  krewiiych  obojej  pici,  któ- 
rych nieraz  po  kilkanaście  osób  w  domach 
możnej  szlachty  ludzko  i  gościnnie  do 
śmierci  utrzymywano. 

Rezygnacja,  po  poL  zdanie,  wzda- 
n  i  e,  w  prawie  miejskiem  znaczyła  for- 
malność oddania  dóbr  nowemu  właścicielo- 
wi, przycz«mużywano  pewnego  jyw^(?/M«. 
Uroczystość  tę  opisuje  G-roicki  w  dziele 
„Porządek  sądów  Miejskich",  etr.  45.  Sę- 
dzia, na  potwierdzenie  kupna,  brał  czapkę 
od  przedawcy  i  kładł  ją  na  głowę  nabyw- 
cy. Indziej  dawfJ  kapującemu  w  rękę 
zieloną  gałąź,  oznajmiając  fakt  kupna. 
Był  to  zwyczaj  niemiecki,  zwany  po  łaci- 
nie resignatio,  po  niemiecku  Au/lassung, 
po  polsku  zdanie  albo  wzd  anie.  Du- 
tkiewicz czytał  w  kontrakcie  kupna  i 
sprzedaży  miasta  Skaryszewa  z  r.  1569, 
że  rezygnacja  odbyła  się  przed  Gajowym 
Sądem  perviridem  ramum,  zieloną  gtUąZ' 
kc.  W  prawie  Ziemskiem  zawsze  wyraz 
resignatio  łączono  z  donacją,  ale  żadnej 
symbolicznej  rezygnacyi  nie  było,  konie- 
czną przecieżbylai>i/r(7muj%7czyli  wwią- 
zanie. 

Rękawek  ob.  Zarękawek. 
Rękawiczki.  Użytek  rękawiczek  jest  star- 
szy,  niż  cywilizacja  polska,  mógł  więc 
przyjść  do  naszego  kraju  w  zaraniu  jego 
dziejów.  O  rękawiczkach  nadmienia  już 
Homer,  mówiąc  o  ojca  Odyseusza,  że  pra- 
cowal  w  polu  w  rękawicach,  żeby  sobie  kol- 
cami rąk  nie  pokaleczył.  Skarbiec  kate- 
dry w  Pradze  czeskiej  przechowuje  rękft- 
wicę  po  Św.  Wojciechu  (robioną  na  dru- 
tach i  podaną  w  dokładnym  rysunku  w 
Ulej  części  „Wzorów  sztuki  średniowiecz- 
nej"). Szujski  znalazł  w  archiwum  miej- 
skiem w  Krakowie  testament  krakowski 
z  XV  w,,  rozporządzający  puścizną  kilku- 


dbyGoot^le 


R      Ę      K      A      "W      K      A. 


161 


naeta  tysięcy  par  przykrojonych  rękawi- 
czek przeznaczonych  do  Flandryi,  Na 
grobowcach  marmarowych  z  wieka  XV  i 
XVI  spotykamy  już  postacie  matron  pol- 
skich z  rękawiczkami  w  ręka.  Adam  Ja- 
rzemski,  mazyk  Władysława  W,  wspomi- 
na w  opisie  ówczesnej  Warszawy,  że  pa- 
nie chodzą  w  rękawiczkach  po  mieście. 
W  wyprawie  księżniczki  z  r.  1650  znajdu- 
jemy rękawiczki  na  zielonym  hatlasie  tu- 
reckim, zlotem  szyte,  gronostajkanu  pod- 
szyte, a  także  haftowanych  par  3  francu- 
ską robotą,  francuskich  szarychpar4  i  fran- 
euskich  białych  par  3.  W  XVIII  w.  nie- 
wiasty zamożniejsze,  wychodząc  z  doma, 
na  ręce  kładły  rękawiczki  jerchowe  po  ło- 
kieć długie,  palczaste,  albo  też  bez  4  pal- 
ców, klapką  jedwabną,  ^otem  lub  sre- 
brem wyszywaną,  przykrywane,  o  jednym 
paluchu  na  wielki  palec.  Rękawiczki  te 
były  w  różnych  kolorach,  często  do  kolo- 
ru sukni  stosowane.  Używano  także  rę- 
kawiczek czarnych  siatkowych  o  jednym 
palcu  z  klapką  bez  wyszywania  na  4  inne 
palce  spadającą,  zwanydi  mitynkami.  U- 
boższe  osoby  robiły  je  sobie  z  nici  białych, 
co  widocznie  przeszło  aż  do  ludu,  bo  jesz- 
cze w  3-m  ćwierćwieczu  XIX  stulecia  wi- 
dzieliśmy często  na  Podlasiu  mężczyzn, 
robiących  sobie  w  porze  zimowej  szyd^- 
kiem  dwupalczaste  rękawice  z  białej  przę- 
dzy wełnianej.  Gołębiowski,  piszący  w  3-m 
dziesiątku  XIX  stolecia,  powiada,  że  rę- 
kawiczki kolorowe  damskie,  przedtem  z 
zagranicy  do  Polski  sprowadzane,  „teraz 
w  Warszawie  u  O-rossa  rękawiczmka  600 
do  600  szwaczek  wyrabia  rękawiczki  z  40 
tysięcy  skórek  jagnięcych,  a  doścignąć  ten 
zaUad  usiłają:  Niwet,  Schipold,  Sandman 
i  inni".  Mężczyźni  do  polskiego  stroju  da- 
wniej nie  używali  rękawiczek,  z  wyjąt- 
kiem w  podróży,  w  zimie  i  do  zbroi.  Żeby 
nie  dotykać  gołą  ręką  ręki  damy,  kładzio- 
no przez  uszanowanie  czapkę  na  swoją,  a 
stąd  poszedł  zwyczaj  trzymania  przy  so- 
bie czapki  w  taAcu.    W  dawnych  wiekach 


!  rzucenie  komu  rękawicy  w  twarz,  lub 
pod  nogi,  znaczyło  wyzwanie  na  pojedy- 
nek i  do  boju. 

Rękawka,  zwyczaj  krakowski.  Corocz- 
nie w  dniu  trzecim  świąt  wielkanocnych, 
po  południu,  śpieszą  gromadnie  mieszkań- 
cy Krakowa  za  Wisłę,  na  wzgórze,  zwane 
Ećrzemionkami,  przy  potężnej  mogile  Kra- 
kusa, i  tłumowi  biednych  chłopców,  cze- 
piających się  na  pochyłości,  rzucają  z  wy- 
żyny: bułki,  chleb,  pierniki,  jałdka,  orze- 
chy i  jaja  wielkanocne.  Dawniej  zwyczaj 
ten  wyglądaj  inaczej,  gdyż  ubodzy  scho- 
dzili się  pod  górę  lub  mogiłę  Krakusa  a 
mieszczanie  rozdawali  im  obfite  resztki 
święconego.  Chleb  był  zawsze  w  takiem 
poszanowaniu  u  Polaków,  że  nawet  jego 
okruchy,  upuszczone  na  ziemię,  pr^  pod- 
niesieniu, na  znak  przeproszenia,  całowa- 
no. Zwyczaj  zatem  ciskania  <^leba  mię- 
dzy chłopców  powst&t  dla  krotochwili  w 
czasach,  gdy  już  zanikała  religijna  cześć 
daru  bożego.  Rękawka  jest  pamiątką  sta- 
rożytnej polsko-słowiańfikiej  stypy  po- 
grzebowej, c^li  ugoszczenia  ludu,  zebra- 
nego na  obrzęd  pogrzebowy  Krakusa  dla 
usypania  mu  potężnej  mogiły.  Sypano 
ją  rękami,  noszono  ziemię  rękawami,  a 
„rękawka"  oznacza  górę  z  ziemi,  rękami 
usypaną.  Powiadają  starzy  latopisowie, 
że  kto  był  za  życia  lubiony  i  zostawił  tyle 
dostatków,  że  rodzina  jego  mogła  podej- 
mować hczną  rzeszę  na  stypie,  temu  usy- 
pano o  tyle  większą  mogiłę.  Na  wiosnę, 
w  chwilstch  obudzenia  się  przyrody  ze  snu 
zimowego,  obchodziły  dawne  ludy  Zadusz- 
ki, wy  nosząc  na  mogiły  pokarmy  dla  bied- 
nych, przez  pamięć  i  cześć  dla  zmarłych, 
przyczem  podejmowani  musieli  zapewne 
naprawiać  kopiec  mogilny,  gdyż  woda  z 
topniejących  śniegów  świeże  nasypy  moc- 
no uszkadza,  zanim  z  latami  dobrze  tra- 
wą nie  porosną.  Po  przyjęciu  chrześcijań- 
stwa wiosenne  stypy  mogilne  przeniesio- 
no na  dzień  zaduszny  w  jesieni,  a  tylko  w 
Barakowie,  przez  oaeść  i  pamięć  dla  jego 


dbyGoot^le 


162 


RĘKODAJtfY.— ROCZNICE. 


założyciflłs,  oparł  się  powodzi  hilkonastn 
■wieko  w  piękny  zwyczaj  praojcowi  docho- 
wał w  postaci  rozdawania  święconego  a- 
bogim,  pray  grobie  miłego  wodza.  I  bog- 
dajby  nie  poszedł  w  zapomnienie  n  warstw, 
które  w  sowach  podnoszą  wysoko  sztan- 
dar tradycyi,  a  w  czynie  i  życiu  domo- 
wem  zapierają  ńą  bogatej  mowy  i  oby- 
czaju praojców.  Tradycja  asypaoia  mo- 
giły Krakusowi  zaobowaje  się  od  wieków 
ta  sama,  tylko  podobno  dawniej  odbywa- 
ły się  podczas  rękawki  igrzyska  lądowe  i 
młodzieży  szkolnej.  "W  poezjach  Jana  Ko- 
chanowskiego znajdujemy: 

Więc  my  iet,  pami^taiąc  na  jego  zabawki, 
Nowej  mu  nie  ialnjmy  nsyp&ć  rękawki. 

^Pszczółka  krakcwska"  z  r.  1820  taką  po- 
daje szaradę  z  wyrazn  „Rękawka*,  ułoio- 
ną  przez  Bobrowicza: 
Mo  pierwsze  z  drugieoi  w  Polsce  wprawne  do 

[oręża, 
Me  drogie  z  trreciem  bywa  nm  kośdde; 
Wszystko  uniiego  cza^u  potęgę  zwycięlt, 
U  nas  ma  wdzięku  i  znaczenia  wiele. 

Rękodajny-  Dworzanin,  któiy  mógł  po- 
dawać rękę  swema  pann  lab  pani  przy  u- 
sługach,  wsiadaniu  na  koń  lub  do  pojaz- 
du i  wysiadaniu,  nazywał  się  „rękodajny", 
gdy  chodziło  o  wyróżnienie  nad  pachoł- 
ków, którzy  nie  mieli  do  tego  prawa. 

Rfkojemstwo  chłopów.  W  Mazowszu 
była  uchwała  ziemska,  laudum  terreiire, 
ie  wolno  było  kmieciowi  na  dw.  Martun 
opuścić  czyli  oddaUó  się  z  grantu,  za  i^- 
kojmią,  że  opuszczony  pan  w  należytości 
podług  prawa  zaspokojonym  będzie.  Ta 
wolność  chłopów  opuszczenia  pana,  po- 
nieważ była  zawisłą  od  rękojmi,  nazywa- 
na była  rękojemstwem. 

Rękojmia  czyli  poręczycielstwo.  Prawa 
polskie  stanowiły:  że  słowna  rękojmia^- 
defussio  trwa  tylko  rok  i  6  niedziel;  że,  jak 
dług  z  gry,  tak  i  zaręczenie  za  takowy 
nie  ma  znaczenia;  że  jak  poręczyciel  dług 
zaspokoił,  mid  regres  do  właściwego  dłuż-  | 


nika.  Temu,  który  dał  rękojmię  u  sądu, 
nie  mógł  wierzyciel  zabierać  ani  wołu,  ani 
konia,  stanowiących  inwentarz  roboczy 
(r,  1605). 

Ritus  etymologicznie  znaczy  to  samo, 
co  rectus,  rgcle,  t.  j.  zgodnie  z  prawem. 
W  obszerniejszem  znaczeniu  używa  się  na 
oznaczenie  obrzędu  lab  obrządku.  W  ści- 
ślejszem  oznacza  stopień  uroczystości  czyli 
sposób  obchodzenia  święta. 

Roboracja  (z  łac.  rohoratio).  Tak  zwa- 
no w  prawie  polakiem  przyznanie  i  stwier- 
dzenie w  sądzie  aktu  spisanego  prywat- 
nie. 

RobrOB,  ro  br  on  t,  z  fi^nc.  roi«  rtfwi^— 
gatnnek  sotni  kobiecej  z  materyi  jedwa- 
bnej tak  tęgiej,  że  spódnice  postawione 
utrzymać  się  mogły  w  tej  pozycyL  Musia- 
ły więc  być  kosztowne  i  dlatego  zbytek  w 
tej  mierae  nagania  „Monitor",  powiada- 
jąc: „T^  były  godne  śmiedia  żużmanty 
i  Bzamerluld,  jak  teraźniejsze  robrony  i 
szusty".  I  znowu  w  innem  miejsca:  „Żon- 
ki krotofilne  na  swe  adrjany,  na  wolanty, 
ażnsty,  saki  i  robrony,  wyciągnęły  z  śpi- 
(^Icozów  korce,  z  stodół  snopy", 

RochnanIĆ  (z  arabskiego  ri»rj&man,  ła- 
skawy, miloaiemy)  znaczy  oWaskawić. 
Zwierz  rockmanny  zasaczj:  ugłaskany,  ob- 
łaskawiony, łaskawy. 

Rocznice-  Już  pod  wyrazem  choć  i  ni- 
ska rocznica  {Enc.  Star.  1. 1,  str.  237) 
podaliśmy  wiadomość  o  nstanowionem 
przez  Urbana  VIII  nabożeństwie  dorocz- 
nem  w  kościołach  polskich  (od  r.  1623)  na 
wiekuistą  pamiątkę  wielkiego  zwycięstwa, 
odniesionego  przez  Polaków  pod  wodzą 
Karola  Chodkiewicza  pod  Chocimem  nad 
potęgą  sułtana  tureckiego  Osmana  w  d.  10 
października  1621  r.  Tutaj  wspomnimy  o 
dwu-  i  trzywiekowych  rocznicach  niektó- 
rych wielkich  wypadków  dziejowych,  np. 
zrzucenia  jarzma  krzyżackiego  w  r.  1454 
przez  ziemie  pruskie  czyli  pomorskie  i  po- 
wrót ich  dobrowolny  do  państwa  polskie- 
go.  W  200  lat  po  tym  wypadku  epoko- 


dbyGoot^le 


ROCZNICE, 


163 


wym  w  dziejach  Pomorza  i  Polski,  miasto 
Gdańsk  postanowiło  uwiecznić  dwuchset- 
uą  rocznicę  wybiciem  medaln  jubileu- 
szowego, przypominającego  wypędzenie 
Krzyżaków  i  ich  rządów  niemieckich  z 
ziem  pruskicli  i  wdzięczność  lodu  pomor- 
skiego za  rządy  polskie.  Strona  główna 
tego  medalu  (JA  1)  przedstawia  orła  pol- 
skiego w  koronie,  rozpostartemi  skrzydła- 
mi unoszącego  się  w  obłokach  i  trzyma- 
jącego w  lewej  szponie  berło.  K&d  orłem 
w  promieniach,  wypisane  jest  po  hebraj- 
ska imię  Jehowy  jnm,  pod  ortem  zaś  na 
choryzoncie  ziemi  napis:  Prnasia.  Foniłej 
tego  napisu  drugi  orzeł  jako  herb  ziem 


niem  to  piękne  dzieło  wzięte  pod  opiekę". 

Na  stronie  odwrotnej  u  góry  maleńki  herb 

O-dańska  i  potem  napis  w  12-tu  wierszach: 

GEDANI. 

Annoa  ■  antę  ■  ducentos 

sub .  Angustis  ■  D(omiui)  Casimiri 

aaspiciis .  uniyersa  -  prope 

cum  -  prussia  -  ab  -  inianda 

crucigeror(um)  tyrannide  ■  libe 

ratae  ■  tertium  libertatis 

snae  -  seculum  -  regnante 

Joannę  Casimiro 

f  eliciter  inchoantis 

Memoria 

AnCIOlOCLiy. 

Napis  ten  znaczy  po  polsku:  .Pamiątka 

miasta  Gdańska.   Pod  blogiem  panowa- 


li 1.    Medal,  Wfbitj  pnes  miuto  Odftńsk  na  pamią^  dwuchwitnej  rocznicy  Koiesieuia  jarzma 
knyłacki«go. 


praskich,  stojący  na  podstawie  z  koroną 
na  szyi  i  mieczem  w  górę  wzniesionym 
(korona  na  szyi  oznaczała  hołdownictwo 
Prus  Polsce  ,  miecz  zai  w  górę  wzniesio- 
ny przypominaj  powstanie  ziem  pruskich 
przeciwko  jarzmu  Krzyżaków  w  r.  1454). 
W  dah  za  orłem  rozległa  równina  z  mia- 
stami, zamkami,  rzekami.  Pod  podstawą 
orła  krzyż  rycerski,  na  podstawie  głoski 
LH.,  oznaczające  ksylografa  Jana  Hdbn'a, 
który  rył  ten  medal.  W  otoka  napis: ,  Teu- 
tonicos  -  pepulit  -  virttis  -  prulenica:  Pul- 
chrum  numinis — et  regis  cura  tuetur  opus. 
Znaczy  to  po  polsku:  „Męstwo  Pmsów  wy- 
pędziło Krzyżaków.    Boga  i  króla  stara- 


niem króla  Kazimierza  (Jagiellończyka) 
całe  Prusy  od  niegodziwego  Krzyżaków 
tyraństwa  oswobodzone,  pod  panowaniem 
Jana  Kazimierza,  trzeci  wiek  zaczynają- 
cej się  wolności  swojej  szczęśliwie  roku 
1654  (obchodzą)*.  Oryginał  tego  medalu 
w  złocie  wagi  gr.  16,  średnicy  56  milim., 
znajdnje  się  w  zbiorze  numizmatycznym 
gimnazjum  gdańskiego,  w  srebrze  i  w 
bronzie  jest  w  zbiorze  hr.  Skórzewskiego. 
Opisany  przez  Yossberga:  Danziger  Miin- 
zen  M  933.  Sztychowany  i  opisany  w  me- 
dalach Raczyńskiego  Nł  136.  Medal  ten 
dnia  6  Marca  1654  r.  po  uroczystej  mowie 
JanaPiotraTytiusa.  profesora  gimnazjum 


yCoogk 


164 


gdańskiego,  rozdany  byl  pomiędzy  senato- 
rów i  znakomitycli  obywateli  Gdańska 
przez  burmistrza  gdańskiego  O-erarda  Bar- 
taz'a  a  wspomniony  wyżej  Tytiaa  w  mowie 
swej,  wygłoszonej  w  2-setuą  aroczystość 
zniesienia  tyranii  zakonu  krzyżackiego  z 
ziemi  Praskiej  i  zaczęcia  trzeciego  wieku 
wolności,  pod  szczęśliwem  królów  pol- 
skich panowaniem,  tak  się  wyraził:  „I  otóż 


dcita.  Otóż  dzień,  który  oam  dal  wszelkie 
prawa,  wolności  i  przywileje  mieszkańców 
Królestwa  Polskiego,  w  którym  nam  na- 
równi  z  Polakami  pozwolono  królów  o- 
bierać  i  koronować,  który  nam  zachował, 
zatwierdził,  pomnożył  swobody,  prawa  i 
przywileje  i  nadania  od  książąt  dachow- 
nych  i  świeckich,  królów  i  panów  uzyska- 
ne.   Otóż  dzień,  w  którym  uwolniono  nas 


M  2.    Medal,  wybity  i 


-.  1754  przez  miuto  Toniii  na  puaiątkę  trzecbeetne]  tocznicy  wyiiwobodienia 
się  z  pod  jarzma  krzyźacki^o. 


M  3.    Drugi  medal,  nybitj  przez  Toruń  na  pamiittk;  Łizechaetaej  rocznicy  zoiesienU  jarzma 
kizytackiego. 


dzień,  którego  uroczystość  radośnie  dzi- 
siaj obchodzimy,  dziękując  Bogu  Wszech- 
mocnoma  za  łaskę  Jego  niezmierzoną  i  ża- 
dnym nie  wypowiedzianą  językiem.  Oto 
dzień,  który  po  2  wieków  upływie  wróciw- 
szy znowu,  w  szczęściu  zastaje  przesławną 
Koronę  polską,  wszczęścia,  którego  jej  za- 
wziętość nieprzyjaciół  tak  mocno  zazdro- 


od  c^  hańbiących  i  podatków,  i  niezliczo- 
nemi  innem!  nszcz^liwiono  dohrodziej- 
stwy....  O  szczęśliwy  Monarcho  Kazimie- 
Tzu  Jagiellończyku,  wyryłeś  na  zawsze, 
na  wieki  wdzięczną  pamięć  w  sercach  po* 
tomnych.  Twoim  orężem  zgaszono  pło- 
mień niszczących  wojen  —a  ondem  wszech- 
mocnego Boga  stworzone  niejako  znowu 


dbyGoot^le 


ROCZNICE. 


165 


Frosy,  pod  sbrzydtaini  orlemi  wśród  cią- 
głego pokoja  mile  wypoczywając  i  odra- 
dzając się,  rany  swe  goić  zaczęły'.  Chyba 
więcej  objaśnień  medal  ten  nie 
potrzebuje,  rylcem  bowiem  wyryta 
na  nim  nienawiść  Gdańska  do  mi- 
nionych w  XV  w.  tyrańskich  rzą- 
d  <S  w  Niemców  -  Krzyżaków  sn- 
miennie  tu  wyznana  a  zarazem 
BZCzęńliwoAó  mieszkańców  pod 
rządem  Jagiellonów  i  Rzplitej. 
Dmgi  medal  (M  2)  przedstawia 
na  stronie  głównej:  widok  zamkn 
malborskiego,  z  którego  wyjeżdża 
6  rycerzy  na  koniach,  tym  zastę- 
puje drogę  herold,  który,  zsiadł- 
szy z  konia,  wręcza  pierwszema  e 
jeżdiców  pismo.  Napis  w  otokn 
tego  medalu  taki:  Prussici  foede- 
ris  exćcutio  per  fecialem  denun- 
ciata  Marieburgt  ac  14^4  D.  6 
febr.  Po  polska  znaczy  to:  „Pra- 
skiego związku  manifest  doręczo- 
ny przez  herolda  w  Malborgu  6 
lutego  14B4".  Na  strome  odwrot- 
nej —  widok  miasta  Torunia  z  pa- 
lącym się  zamkiem  i  w  otoku  na- 
pis: Tercentum  anie  annos  crutia- 
ta  Tkorunia  nocie  excusso  exul- 
tat  Ubera  facta  jugo.  Co  znaczy: 
, Przed  trzystu  laty  udręczony  To- 
ruń, w  nocy  zrzuciwszy  jarzmo, 
oswobodzony  cieszy  się  wolnością". 
A  więc  jak  widzimy,  jest  to  me- 
dal wybity  przez  miasto  Toruń  na 
pamiątkę  Łrzechsetnej  rocznicy 
wyswobodzenia  się  z  pod  jarzma 
krzyżackiego,  obchodzonej  w  ro- 
ku 176i.  Trzeci  medal  odmienne- 
go stempla,  ale  z  tymi  samymi 
napisami,  tylko  widokiem  Halbor- 
ga  różnym  od  poprzedniego.  Wy- 
jeżdżający rycerze  pędzą  na  koniach,  przy 
których  biegną  charty,  herold  zastępuje 
im  drogę  i  wręcza  pisma  Wielkiemu  Mi- 
strzowi.   Na  stronie  odwrotnej  takiż  na- 


pis, jak  na  poprzednim  medain,  widok 
tylko  palącego  się  Torunia  odmienny.  Me- 
dal ten  srebrny  wagi  łutów  2'/joi  średni- 


Uedal  gdański  na  pamiątkę  erzucenia  juzma  krzątać- 
Iciego,  wf  bity  w  trzecfasetną  rocznicę  (r.  1T54). 

cy  53  milim.  opisany  jest  w  dziele  Vobs- 
berga  pod  M  429,  w  dziele  Raczyńskiego 
pod  J6  410.  Wybicie  dwuch  medali  przez 
jedno  miasto  i  na  jedną  i  t^  samą  roczni- 


dbyGoot^le 


cę  tein  się  IJÓmaczy,  że  medal  pierwszy 
uznali  ojcowie  miasłA  za  niedodć  piękny 
odpowiednio  do  wielkiego  jabileuszu  i  po- 
lecili wybió  drugi,  milej  przedstawiający 
się  dla  oka.  Na  pamiątkę  3-setnej  rocznicy 
^niesienia  jarama  krzyżackiego,  Gtdańak 
wybił  medal  największy  a  ostatni  z  czte- 
rech, które  tu  przedstawiamy.  Wyobraża 
on  na  stronie  głównej  widok  Gdańska  w 
oddaleniu;  na  pierwszym  zaś  planie  dwa 
orły:  polski  i  ziem  pruskich,  obalają  szpo- 
nami krzyt  herbowy  kawalerów  niemiec- 
kich. W  otoku  napis:  Crux  ecuitum  ex- 
cructal  Prussos.  Prutena  Polona  hanc  a- 
cuilae  excuciuni  rexque  salusque  regant. 
Co  znaczy  po  polsku:  „Krzyżacki  krzyż 
dręczy  Prusów.  Pruski  i  Polski  orły  ta- 
kowy wyrzucają,  Król  i  szczęście  publicz- 
ne panują".  W  napisie  tym  większe  głos- 
ki dodane  do  siebie  dają  rok  1754.  Był 
bowiem  zwyczaj  tak  ukrywać  w  napisie 
lata,  naciągając  niekiedy  wyrażenia.  Stro- 
na odwrotna  ma  2  napisy:  pierwszy  w  11 
wierszach  (pod  którym  umieszczony  herb 
Gdańska)  znaczy  po  polsku:  „Pod  opieką 
Bożą  za  Augusta  Trzeciego,  króla  pol- 
skiego, ojca  ludów  szczęśliwie  panujące- 
go, JubileuOT  Gdański  poświęcony  pamiąt- 
ce połączenia  się  Pras  z  Polską  za  nadej- 
ściem dnia  wcielenia  (Pras  do  Polski)  w 
środę  popielcową  zaczynają  czwarte  stu- 
lecie w  r.  1764'"  ■  Drugi  napis  tej  strony, 
znajdujący  się  w  otoku,  znaczy  po  polaku: 
„Prusko-Polskiego  związku  twórca  Kazi- 
mierz, trzy  wieki  upłynione  opiekunem 
czczą  Augusta.  Te  cztery  medale,  wybi- 
te znacznym  kosztem  na  dwuchsetną  i 
trzechsetną  rocznicę  przez  wolnych  i  żad- 
nym w[^ywom  niepodległych  mieszkań- 
ców Gdańska  i  Torunia,  są  spiżowym  po- 
mnikiem ich  ucznó,  który  żadnych  ko- 
mentarzy ta  nie  potrzebuje.  "W  sto  lat  po 
bitwie  grunwaldzkiej,  t.  j.  w  r.  lólO,  nie- 
wiadomy z  nazwiska,  ale  obeznany  z  kro- 
nikami i  tradycją  poeta  ułożył  pieśń,  któ- 
rą znalazłszy  w  starym  rękopisie,  Leon  hr. 


Rzyszczewski  ogłosił  r.  1843  w  „Bibljote- 
c©  Warszawskiej"  (t,  HI,  str.  364).  Pieśń  tę 
z  jej  owoczesnym  tytułem  podajemy  tu: 
Piessn  o  Prvskiei  porascze  kthora  szie  sstaia 
za  Krolia  JagieUa  Władysława.  Roku  t^io 
napissana. 

We  wtorkón  dueó  Apoatolski, 
Rzekt  marPEBtek:  „Królu  polakil 
Wielki  tu  jest  lud  nad  nami; 
Trzeba,  by  byl  Fan  Bćg  z  nami". 

Kr61,  nitluc,  \t  blizko  b;to. 
Aby  Bię  to  dokończyło, 
Aci  Bię  Niemcy  tutrdzie  brali, 
Nił  polskiej  mocy  doznali. 

Chorągiew  wnet  kazał  poda<!, 
Chcąc  swym  serca  więcej  dodać, 
A  iź  ją  podnosi  sprawnie, 
Temi  etowy  dat  znać  jawnie: 

,Bot6  mójl  Ty  wietó  bei  chyby. 
Co  pomyśli  człowiek  ty  wy; 
Przed  Tobą  się  nikt  nie  skryje, 
Kto  źle  albo  dobrze  iyje. 

„Ty  wieez,  zaw»ze  żem  uchodził, 
Abym  nikomu  nie  szkodził. 
I  wojna  la  za  mym  lałem. 
Świadczę  Tobą,  Bogiem  i«mym. 

„Ale  i£  je  pych  unosi, 
A  ma  składnoad  wstyd  odnosi, 
W  Twą  nadzieję  wojnę  wznoszę, 
A  za  krzywdy  pomsty  prosię. 

„Ty  wiesz,  Panie,  moją  rade. 
Żem  wolał  pokój  nii  zwadę, 
Pokój,  choć  z  mcm  ultywieniem, 
Nii  wojnę  z  dobrem  sumieniem. 

„Ale  iźee  mię  na  to  wysadził. 
Abym  o  Twym  ludu  radut, 
Zo  krwawych  je  rąk  wyrwać  tizeba,  — 
Na  pomoc  im  zstąp  z  nieba! 

„Chorągiew  tę  jui  Tcociągam, 
W  łaskę  Twą  z  wojskiem  dociągam. 
Kto  ma  prawo  między  nami, 
PomÓi  ma  Swemi  rękamil 

„Wejrzyj,  Panie,  na  krew  onę. 
Która  polata  tę  aCroDęl 
Ta  woła  sprawiedliwości, 
A  jui  nie  krew,  ale  kości. 

„It  ci,  którzy  tu  polegną, 
Płaczem  swym  Ciebie  dosięgną. 
Prosząc,  by  nie  Jyl  godziny, 
Kto  tej  wojny  d^  przyczyny". 

Słysząc  te  królewskie  słowa, 
ZłiplakHta  każda  gtcwa. 
Witult  takąi  rzecz  uczynił,- 
Kto  początkiem — t^o  winił. 


dbyGoof^le 


R      o      C      2     ■N      I      C 


167 


Potem  płaczD  laniediali, 
„Bogarodxica"  opiewali, 
Tneząc  jutro,  kaidy  eobie, 
Weaolym  być  o  tej  dobip. 

Fotem  do  krdU  przystano, 

0  blukiem  wojsku  edoi^  dano. 
A  kr61  aię  modlitwą  bawiła 
Nic  nie  oynil,  ai  to  sprawił. 

WiUUt  a  Mukowski  dbali, 
By  w  ton  cua  lud  uykowali. 
Kk)1,  po  skodczenin  modlitwy, 
Nk  liwym  konin  cukał  bitwy, 

Poldki  lud  wziął  lewą  itronę, 
litewski  —  prawej  obronę. 
Duewięćdiieaiąt  waiystkich  mieli 
Chorągiew,  które  widzieli. 

Na  ciele  lud,  co  wybrańazy, 
A  co  dalej,  to  są  tańsi. 
En  bitwie  lad  nieprzystojny 
Kr61  w  obAz  odesłał  z  wojny. 

A  gdf  poczęto  trąb  dnobać, 
Jol  kaldy  jąt  swego  szukać. 
Wtem  dwa  posłowie  przysłani 
Byli  od  knjla  slucbani: 

—  „Mistrz  pruski  iti  d  powiedzieć, 
II  mn  to  tak  dano  wiedzieć, 
Iź  ci  serca  nie  dotttawa. 
Dla  tegoć  dwa  miecza  dawa. 

„Abyj  i  ta  miał  na  pomoc, 
Wszak  poznasz,  co  jest  niemiecka  moc. 
A  rozdziel  się  z  nimi  z  bratem, 
A  potykać  się  knJt  zatem. 

„A  jeilić  pola  nie  dostawa 
Do  ezykn,  otoć  je  dawa. 
Abyć  nie  mi^  tadaej  obmowy. 
Oto  jn*  masz  plac  gotowy'-. 

Wtem  się  idt  wojsko  cofnęło. 
Nasze  się  dobra  poczęto. 
Boć  to  był  znak  albo  wiedzieli, 
U  tam  na  zacz  biegać  mieli. 

Król  prsyjąl  miecze  z  pokorą 

1  dał  im  odpowiedź  skorą, 
Etóra  za  proroctwo  ebda. 
Bo  się  im  pydia  znać  dała: 

'  „W  mym  wojsku  aci  dosyć  broni. 
Pozna  ten,  kogo  mój  zgoni, 
A  WBzakie  i  za  to  dziękuję, 
Wygrać  noble  obiecuję. 

„Acz  na  przepycli  są  posiane, 
Ale  jednak  mnie  są  dane. 
Bo  się  zwyciężonym  czuje, 
Eto  komu  broń  ofiaruje. 

„Zna  Pan  Bóg,  tem  ciągnął  na  zgodę, 
I  wami  tego  dowiodę. 


Ale  gdyide  krwie  niesyci, 

Da  Pan  B^,  te  w  niej  będziecie  zmyci. 

„Psn  Bóg  długo  zwykł  folgować, 
Eogo  cbce  wiecznie  zepsować. 
Aby  cięiszą  znal  odmianę, 
Ody  nieszczęście  zada  ranę". 

Potem  król,  swe  napomniawszy. 
Na  proćby  icłi  odjacłiawezy 
(Bo  Polacy  zwyczaj  mają, 
Ił  za  pana  gardła  dają), 

Bozkazał  dać  znak  potkania, 
A  mało  było  czekania. 
Bo  poezli  odlotnie  k'8obie 
Tok  wybrane  czoła  obie. 

Niemcom  przyszło  bieleć  z  g^ry, 
I  szli,  by  wyskoczyć  z  akćry. 
A  wtem  z  kilku  dziat  strzelono  — 
Nikogo  nie  ugodzono. 

Trzask,  wrzask,  Icrzyk,  płacz  niemały. 
TJszy  zdała  to  dyszały. 
By  się  miał  las  ws^st^  ztomić. 
Nie  mógtby  ich  tak  ogromić. 

Zaczęła  się  bitna  sroga. 
Erew,  śmierć,  dusza  wnet  niedroga. 
A  mą£  się  do  mę£a  kwapit; 
Czem  kto  mó^,  swego  polapił. 

Tak,  te  się  we  krwi  mieszali, 
Zbroja,  trupy,  co  spadali, 
Miecze,  tarcze,  kordy,  luki, 
Jui  radłe  konie,  a  drzew  stuki. 

Na  godzinę  nie  znać  było, 
Gdzie  się  zwycięstwo  chyliło, 
Aż  Niemcy  wzięli  tę  radę: 
Z  prawem  skrzydłem  zacząć  zwadę. 

Potem  się  na  Litwę  puścili, 
Na  pomieszanie  trafili. 
Ich  pędu  strzymać  nie  mogli. 
Tak  Pan  Bóg  chciał,  ił  je  zmogli. 

Wtenczas  Wróci mowakiemn, 
Chorątemu  krakowskiemu. 
Chorągiew  na  dół  strącona 
Ze  krwią  naszych  jest  wrócona. 

Tam  po  tej  przygodzie  skoro. 
Poczęło  się  naaz^m  szczęścić  sporo, 
Bo  się  Niemcy  pomieszali, 
A  Polacy  docierali. 

Chetmieńskie  wojsko  zostało. 
Chorągiew  szesnaście  miało. 
Wtem  mistrz  z  kreyiowniki 
Ji^  stronić,  chcąc  Polaków  w  sak  nagonić 

Eról  tam  stał  blizko  w  obronie; 
Chci^  bieleć  tam  k'tej  stronie. 
Tok,  \t  go  ledwie  strzymali 
Ci,  którzy  ran  wiarę  dali. 


dbyGoot^le 


168 


A  wtem  jakia  rycen  zbrojny 
Chciał  akositować  z  krAlem  wojny, 
Ale  mu  się  nie  powiodła, 
Bo  wnet  zaraz  wypadł  z  eiodla. 

ChciaJ  króla  drzewem  dojadiać, 
A  król  go  tel  nie  chciał  zaniechać. 
Oleśnicki  weń  lawadził, 
Bo  go  mętnie  z  konia  zifaddl. 
Hdm  mu  dobjt;  zosta]  goło, 
A  król  go  ugodził  w  czoło. 
Ci,  00  króla  pilni  byli, 
Tam  go  do  koj&ca  dobili. 

Ostatnie  wojsko  zoatiJo, 
Ale  1  to  za  swe  miało, 
W  którem  by)  mistrz  z  ki^lowniki. 
Pomylono  wezy^tkim  ssykl. 
Owa  wszyscy  tyl  podali. 
Co  pierwej  bardzie  k&zali. 
1  w  obozie  się  nie  skryli. 
Jak  bydło,  PoUcy  bili. 

Pięćdziesiąt  tysiąc  na  placu 
Zostało  ich  nie  bez  płaczu, 
A  czterdzieści  poimano, 
A  tak,  jako  trzodę,  gnano. 

Mistrz  z  kontury — wszyscy  zbici; 
Miecze  co  przynieśli  —  i  ci. 
Pokora  sama  wygrała. 
Bo  u  Boga  miejsce  miała. 

Obóz,  działa— wszystko  wzięto. 
Tak  Niemcom  pychę  odjęto. 
Łańcuchy,  co  zgotowali, 
Temi  je  nasi  wiązali. 

Po  tej  bitwie  std  się  koniec. 
Wtem  do  Polski  posłań  goniec, 
If  król  wygr^,  a  mistrz  stracił 
I  gardłem  tego  przy[rfacit. 

Takci  Pan  Bóg  hardość  traci, 
A  pokorę  hojnie  pt&d. 
Sprawiedliwość  w  bitwie  mole. 
Daj  tak  zawtdy  wygrać,  Botel 
Pierwsza  eetna  rocznica  pogromu  Tur- 
ków i  ocalenia  Wiednia,  przez  Sobieskie- 
skiego  wypadała,  u  nas  w  epoce  mezmier- 
nie  rnchliwej  i  ciekawej,  w  epoce,  którą 
słusznie  nazwał  Lelewel  „dob%  postępu  i 
odrodzenia  kultury  iświatia".     Po  smut- 
nym okresie  dwuch   Sasów,  naród  wziął 
się  gorączkowo  do  pracy  organicznej,  na 
wszystkich  prawie  polach  działalności  spo- 
łecznej.   Uczeni  i  literaci  wyrastają  jak 
grzyby    po    deszczu,    pracują  i  piszą    o 
-wszystkiem  i  dla  wszystkich.    Światli  pi- 


jarowie,  w  ciągu  łat  kilkunastu,  piszą,  ttó- 
maczą  i  wydają  tysiące  rozmaitych  ksią- 
żek szkolnych.  PEtnowie  moiniejsi  zakła- 
dają fabryki,  sprowadzają  z  zagranicy 
mnóstwo  rzemieślników,  wznoszą  dla  han- 
dlujących bazary  po  swych  miasteczkach, 
pragną  podźwignąć  rolnictwo,  zajmują  się 
dobrobytem  ludu  i  reformą  Żydów.  Bok 
każdy  zaznaczał  się  uderzającym  postę- 
pem. W  tej  epoce  wyrosły  przedsiębior- 
stwa Tyzenhauza  i  sejm  Czteroletni.  Ko- 
misya  Edukacyjna  stała  się  w  tym  czasie 
najpierwszem  i  może  najzasinżeńszem  po- 
śród ws^stkich  ministerjów  oświaty  w  Eu- 
ropie. Reformuje  ona  akademje  polskie  i 
szkoły,  oi^anizaje  oświatę  ludo,  pragnie 
wychowaó  pokolenie  dobrych  obywateli, 
zdolnych  do  pracy  i  poświęceń.  Ponie- 
waż chodziło  o  przypomnienie  młodzieży 
czynów  wielkich,  wi^  z  łona  Komisyi  wy- 
chodzi r.  1783  h&^o  do  uroczystego  ob- 
chodu wiktoryi  wiedeńskiej  we  wszyst- 
kich szkc^ach  krajowych.  Mamy  przed 
sobą  „List  Okólny  Prześwietnej  Komisyi 
Ednkacyi  Obojga  Narodów,  nakazujący 
uroczysty  obchód  stoletniej  pamiątki  zwy- 
cięstwa Jana  HI,  Króla  narodu  polskie- 
go w  obronie  "Wiednia  i  c^ego  Chrześci- 
jaństwa, do  zgromadzeń  szkolnych",  wy- 
dany d.  7  Lipca  1783  r.  i  podpisany  przez 
prezydującego  w  Komisyi,  Ks.  Michała 
Poniatowskiego,  bisknpa  płockiego.  „List 
Okólny'  przypomina  „pamiątkę,  zamyka- 
jącą stoletni  okręg  w  dziejach  odniesione- 
go zwycięstwa  pod  Wiedniem  przez  Jana 
m  nad  mocą  Ottomańską  d.  12  Wrze- 
śnia r.  1683*.  Zachęca  do  obchodzenia 
tej  pamiątki,  „tern  bardziej,  im  mocniej- 
sze w  niej  zasilenie  znaleźć  możemy  ku 
podniesienia  do  podobnej  chwały.  Wszak- 
że jeżeh  teraz  w  ludzkiej  nie  jest  mocy  sił 
osłabionych  ożywió,  tedy  przynajmniej 
powinno  byó  naszą  usilaością  w  potom- 
kach naszych  zostawić  broń  rozumu,  któ- 
rą przez  obywatelską  i  baczną  młodzi  e- 
dukacją  przygotować  należy.    Tym  koń- 


dbyGoot^le 


cem,  sądzimy  wam,  przełożeni  szkół  i  na- 
uczyciele, uezynić  zalecenie  (któfe,  £e  bę- 
dzie dla  was  najmilsze,  pewni  jesteśmy), 
ażebyście  spoinie  z  młodzią  szkolną  naju- 
roczystszem  dziękczynieniem  Boga  ob- 
chodzili tą  stoletnią  pamiątkę  zwycięstwa 
wiedeńskiego.  Ponieważ  ta  pamiątka  przy- 
pada w  czasie  wakacyjnym,  więc  się  od- 
kłada na  dzień  12  Października,  gdy  joż 
cała  młódź  do  szkół  zgromadzona  będzie. 
Nie  wątpimy,  że  i  obywatele,  uwiadomie- 
ni o  tern,  chętnie  z  synami  swymi  na  tę  u- 
roczystość  stawać  będą.  Każde  zgroma- 
dzenie szkół  za  tem  obwieszczeniem  zaraz 
wybierze  z  pomiędzy  siebie  najzdolniej- 
szego do  przygotowania  łożącej  na  akt 
mowy,  po  którym  każdy  swoją  do  Komi- 
sy! przyśle.  Materją  do  mówienia  bę- 
dą dotknięte  wyżej  maxymy  obywatelskie, 
które  się  nkażą  w  Janie  Sobieskim,  i  przez 
które  ten  etai  się  wielkim  w  Ojczyźnie". 
Dalej  w  swoim  „Liście  Okólnym"  przebie- 
ga bisknp  płocki  treściwie  życie  nielkie- 
go  bohatera  i  króla;  wspomina  o  przestro- 
•  gach  Jego  ojca,  który,  wyprawiając  Jana 
i  Marka,  synów  swoich,  za  granicę,  przy- 
kazuje, aiy  się  we  wszyslkiem  doskonalili^ 
prócz  iańcdw,  których  się  uczyć  mieli  z  Ta- 
larami, aby  onikali  modnych  i  wymyśl- 
nych naśladowań,  teiękkośoią  serce,  próż- 
nością nmyri  napawających,  które  gmin- 
ne i  ciemne  tylko  oko  aderzaó  mogą.  Mlo- 
dzieńcy  zwiedzili  Francję,  a  później  Stam- 
buł dla  poznania  tureckiej  potęgi.  Wojna 
Chmielnickiego,  zjednoczonego  z  Tatara- 
mi, przyśpieszyła  powrót  Sobieskich  do 
kraju.  Młodzieńcy  zastają  już  tylko  ma- 
tkę, która  wita  ich  wezwaniem  do  boju  z 
Tatarami  i  groźbą,  że  zaprze  się  synów 
swoich,  jeżeli  będą  podobni  do  tych,  co 
pierzchli  pod  Pilawcami.  Biskup  płocki 
zaleca  dalej,  aby  w  mowach  podczas  uro- 
czystości ukazano  młodzieży  za  przykład 
owych  obywateli  i  wojowników,  dochowu- 
jących wiernie  przyjaźni,  dalekich  od  ob- 
łudy, prywaty  i  zbytku;  a  rządnych  i  pra- 


cowitych w  swych  domach,  „abyście — mó- 
wił dalej  —  potrafili  wszystko  to  stosować 
do  uczącej  się  teraz  młodzi,  rzucając  na 
serca  jej  nasiona  cnót  podobnych  i  mę* 
stwa.  Cóż  teraz  po  doskonalszej  naszych 
wieków  edakacyi,  kiedy  młodzież,  chociaż 
chwalebne  wziąwszy  od  niej  prawidła, 
puszczona  potem  na  wolność  i  widok 
złych  przykładów  próżnowania,  nieusza- 
nowania  rodziców,  miękkości,  swywoli, 
wytwomości,  mód  rozmaitych,  płochego 
tonu,  w  też  same  zdrożności  ślepo  wpada*. 
Następnie  powiada  Michał  Poniatowski, 
że  lubo  w  innych  państwach  rękodzieła, 
kunszŁa  i  piękne  sztuki  czynią  onym  zasz- 
czyt i  pomnażają  bogactwa,  tu  a  nas  są 
jeszcze  niechętni  krytycy,  powstający  na 
asilowania  Komisyi  i  innych  dobrze  my- 
ślących, którzy  zachęcają  młódź  obywa- 
telską dobrania  znajomości  różnych  sztuk 
i  wynalazków,  aby,  poznawszy  ich  uży- 
teczność, umieli  rozszerzać  i  wprowadzić 
te  daiy  przemysłu  ludzkiego,  bo  przez  wy- 
syłanie pieniędzy  za  granicę  na  sprowa- 
dzanie robót  różnych  kraj  się  uboży.  Maj  ąc 
na  myśli  szlacheckie  uprzedzenia  do  rze- 
mień iprzemysło,  woła  dalej  książę  biskup: 
„I  pókiż  nieczuli  będziemy  na  tak  smutne 
skutki  tylu  przesądów  naszych?  Wszyst- 
kie te,  rzucone  wam  w  niniejszem  obwie- 
szczeniu uwagi  nasze  wybrany  mówca 
doMadnie  wyłoży.  Na  was  też,  przełoże- 
ni szkół  i  nauczyciele,  którzy  stajecie  się 
godną  cząstką  obywatelstwa,  których  po- 
w(^anie  ścisłe  bierze  na  siebie  obowiązki 
tworzenia  synów  obywatelskich,  najwię- 
cej zależy,  gdy  przychodząc  do  ■  dzi^a  e- 
dokacyi  z  szlachetną  duszą,  przejęci  świę- 
tością waszego  obowiązku,  nieść  będzie- 
cie silny  rozum,  obejmujący  człowieka 
i  obywatela,  gdy  młodym  i  innym  przesą- 
dami uprzedzonym  wykładać  potraficie 
prawdę  i  cnotę,  których  posiadanie  jest 
prawdziwą, mądrością".  „List  Okólny" 
wykazuje  dobitnie,  jak  Komisja  Edaka- 
cyi pojmowała  jasno  i  głęboko  potrzeby 


dbyGoot^le 


170 


ROCZNICE. 


traju  i  zadanie  wjchowania  publicznego, 
i  w  jaki  sposób  nsilow^  spożytkować  w 
tym  celu  obchód  setnej  rocznicy  pogro- 
ma  wiedeńskiego.  Jakoż,  stosownie  do 
zalecenia  władzy,  w  d.  12  października 
1783  roku  obchodzono  nader  nroczyścde 
pamiątkę  wielkiego  zwycięstwa  we  wszyst- 
kich szkołach  całej  Rzplitej.  W  uroczy- 
stości wzięła  gorliwy  ndział  nietylko  mło- 
dssież  szkolna  i  jej  naaczyciele,  ale  ca^a 
inteligencja  i  tJnmy  ludo.  O  jednej  go- 
dzinie w  całym  krajn  wygłoszono  kilka* 
set  mów,  a  wszystkie  prawie  wypowie- 
dziane były  nstami  duchowieństwa,  z  na- 
strojem podniosłym  o  obowiązkach  oby- 
watelskich. „Mówcy,  zachęceni  „Okólnym 
Listem*  po  wszystkich  Zgromadzeniach 
akademickich  dali  poznać  jawnie  i  uczuć 
żywo  młodym  Polakom  przymioty  cnot- 
liwych, walecznych  i  rządnych  poprzed- 
ników". "WWarszawie  mówił  Jacek  Przy- 
bylski, nauczyciel  prawa  w  szkołach  wy- 
działa  mazowieckiego,  i  mowę  swoją  po- 
wtarzał później  królowi,  a  druknjąc,  de- 
dykować księciu  biskupowi  j^ockiemn. 
Mówca,  zaznaczywszy  najprzód,  że  prze- 
mawia do  obywateli  kraju  i  młodzieży 
szkolnej,  zebranej  na  obchód  stuletniej 
pamiątki  zwycięstwa  Jana  III  nad  mocą 
ottomańską,  określa  dalej,  czem  jest  praw- 
dziwe bohaterstwo  i  jakim  powinien  byó 
bohater.  „BohatjT  prawdziwy  —  prawił 
w  r.  1783  Przybylski  —  nie  jest  to  srogi 
zdobywca,  który  świat  żałobą  i  pustosze- 
niem okrywa,  o  którym  dochodzą  wieści, 
jak  o  okropnem  trzęsieniu  ziemi,  lub  o- 
gniowym  pożarze,  i  który  nie  baczy,  że 
najrozleglejsza  kraina  nie  może  byó  kła- 
dziona na  szali  z  życiem  jednego  człowie- 
ka". Dalej  przechodzi  orator  do  history- 
cznych objaśnień  i  powodów,  które  skło- 
niły Sobieskiego  do  pośpieszenia  z  odsie- 
czą pod  Wiedeń  i  wylicza,  jakie  przez  to 
zwycięstwo  położył  zasłngi  Jan  III  dla 
ludzkości,  cywilizacyi  i  Europy.  Następ- 
nie zwraca  się  do  osoby  Sobieskiego,  opi- 


sując jego  nJodośó  i  postać,  charakter  i 
upodobania.  Skończywszy  o  Sobieskim, 
zwraca  się  do  młodzieży  i  podnosi  rycer- 
ski sposób  jej  wychowania  w  dawniej- 
szych wiekach.  „Ażdo  czasów  Jana  III, 
kilka  zydlów,  tapczan  niedźwiedzią  skórą 
nakryty  i  para  pistoletów  na  ścianie,  były 
zwyczajnym  sprzętem  szlachcica.  Płakać 
na  niewygodę  lub  ranę  było  ostatnią  za- 
kałą, a  kto  w  bitwie  nie  odniód  blizny, 
nie  śmitht  się  chlubić,  że  wojował.  JUodzia- 
nie  od  lat  14  stu  ćwiczyli  się  w  rzemiośle 
żolnłerskiem.  Królewicz  Jakób,  lat  sze- 
snastu skończonych  nie  mający,  znajdo- 
wał się  z  ojcem  pod  Wiedniem  i  Parkana- 
mi. Nie  mdlały  matki  i  siostry,  widząc 
synów  i  braci  wybierających  się  do  obozn^ 
a  pierwsze  ich  pytanie  było  po  potyczkach: 
przy  kim  zostało  zwycięstwo?"  „Siła  na- 
rodu —  mówił  Jacek  Przybylski  —  ni© 
miarkuje  się  ani  gromadą  żołnieizy,  ani 
kosztownością  gmachów,  ani  blaskiem  ob- 
rzędów; szukać  jej  trzeba  w  zagonach  ro- 
li, pod  strzechami  wieśniaków,  w  talen- 
tach mieszkańców  miast,  w  dziełach  kro- 
sien i  warsztatów,  w  toku  pieniędzy  i  to- 
warów, w  edttkacyi  młodzi.  Sto  tysięcy 
pieniężnych  kupców,  drngie  sto  tysię<^ 
przemyślnych  rzemieślników,  pięćkroć  sto 
tysięcy  pracowitych  i  majętnych  ziemia- 
nów,  dostatek  oświeconych  nanozycielów, 
nie  są-ż  to  wojaka,  co  kraju  strzegą?  ra- 
miona, co  go  wspierają?  skarby,  co  go  bo- 
gacą? Niemasz  innej  drogi  do  szczęścia, 
tylko  przez  dobre  naukii gospodarskie  za- 
biegi, a  cnota  i  bohaterstwo  mogą  upe- 
wnić jego  trwałość."  Bardzo  uroczyście 
obchodzono  w  r.  1783  setną  rocznicę  wik- 
toryi  wiedeńskiej  w  Wilnie.  Wysrio  też: 
„Opisanie  obchodu  stoletaiej  pamią^ 
zwycięstwa  Jana  III  nad  Turkami  pod 
Wiedniem",  które,  zewzględn  na  cieka- 
we szczegóły  i  rzadkość  druku,  przyta- 
czamy tu:  , Szkota  O^łówna  W.  X,  L., 
stosując  się  do  rozporządzenia  Przeświet- 
nej Komisyi  Edukacyi  Narodowej,  w  0- 


dbyGoot^le 


ROCZNIC 


171 


kolnym  Lifcie  sobie  przepisanego,  obcho- 
dziła z  przyzwoitą  wspanif^ością  sto1etni% 
uroczystość  pamiątki  zwycięstwa  Jana 
III,  Króta  Polskiego,  nad  Tnrkami  pod 
Wiedniem  w  następujący  sposób:  „Na- 
przód dnia  11  miesiąca  Października,  so- 
lenne w  Kościele  Akademickim  odprawiły 
si^  ezekwie,  już  to  za  tych  Polaków,  któ- 
rzy dla  obrony  całego  Chrześcijaństwa, 
walecznie  potykając  się  pod  Wiednism,  na 
placu  polegli,  jai  to  za  owych,  którzy,  zo- 
stawszy zwycięzcami,  na  nsludze  ojczy- 
zny potym  pomarli.  Ka  ten  koniec,  wpo- 
śród kościoła  postawiony  byt  kolos  na  po- 
stumencie 12  stóp  wysokim  a  18  w  kwa- 
drat szerokim,  nakształt  piramidy,  niby  z 
ciosów  kamiennych  ułożonej,  na  której 
wierzchołka  stał  posąg  Minerwy,  z  przy- 
zwoitemi  jej  znamionami,  trsymającej 
portret  walecznego  Króla  Jana  lU-go.  U 
nóg  jej,  z  jednej  strony  był  lew,  oznacza- 
jący męstwo  Polaków,  z  drogiej  Turczyn 
w  pętach;  niżej  trochę  w  przepasce  archi- 
tektonicznej był  napis;  Joanni  III  Regi 
Pełoniae  ItiTictisńmo,  suisqu€  commiliiO' 
nibtts,  gui  pro  servanda  Imperii  Romani 
sede,  ac  salułe  universae  Christianae  capi- 
ta  sua  devovere  ad  Viennam  Ausiriae. 
^«Mfl/iydj.{„JanowiIII-mu,  niezwyciężo- 
nemu Królowi  Polskiemu  i  wspóttowarzy- 
SEOm  jego,  którzy  dla  ocalenia  stolicy  PaA- 
stwaRzymskiego  i  c^odci  Chrześcijaństwa, 
życie  swoje  poświęcih  pod  Wiedniem"). 
Cała  wysokość  tej  piramidy,  sięgając  nie- 
mal sklepienia  kościelnego,  .piękną  z  ca- 
łym kościcJem  czyniła  eurytmią:  z  przodu, 
przed  postmuentem  piramidy,  podniesio- 
na była,  na  4  stopy  wysoka,  na  18  na 
wszystkie  cztery  strony  szeroka,  baterja; 
na  nią  zatoczono  4  spiżowe  z  lawetami  ar- 
maty, przy  których  st^o  8  kanonierów 
i  2  unter-oficerów  od  artyleryi  z  bronią; 
w  pośrodku  tej  bateryi,  między  armata- 
mi, na  wspaniałym  postumencie,  stała  o- 
soba  smutna,  wyrażająca  płaczącą  Ojczy- 
zaę  nad  stratą  walecznych  swoich  synów. 


z  napisem:  Quomodo  cedderunt /ortes  in 
praelio.  („Jakżeż-to  padli  dzielni  w  bi- 
twie!"). Obok  tej  osoby,  przy  postumen- 
cie, st^  genjusz  wojenny  w  smutnej  po- 
staci, gaszący  swą  pochodnię  w  dół  obró- 
coną, nad  całą  zaś  baterją  rozpięty  był 
namiot,  niby  w  zdobyczy  nad  Turkami 
zabrany,  którego  cztery  podniesione  pa- 
wilony utrzymywali  niewolnicy  turecty, 
do  armaty  przykuci;  iLa  samym  pawimen- 
cie przy  rogach  bateryi  sttUy  dwie  pirami- 
dy, z  flint,  pancerzów  i  chorągwi  ułożone. 
Tak  zaś  dobrze  to  wszystko  do  żałosnej 
pompy  stosowane  było,że  ledwie  kto  był, 
który-by,  uważając  przodków  naszych 
nieśmiertelne  czyny,  nie  zapłakał,  albo 
przynajmniej  osobliwym  sposobem  nie 
oztJ  się  byó  wzruszonym.  Pized  tą  ry- 
cerską mogiłą  odprawiały  się  wigilje  od 
godziny  6-ej  rannej,  sż  do  11,  przy  licz- 
nych Mszach  8w.  i  niezmiernym  tłamie 
lada.  Po  godsinie  11-ej  nastąpiła  wielka 
Usza,  przez  3.  X.  Zienkowicza  ez-sekre- 
tarza  Litewskiego,  Dziekana  Katedralne- 
go Wileńskiego,  biskupim  obrządkiem 
śpiewana,  w  przytomności  J.  O.  Xiążęcia 
Massalskiego,  Biskupa  Wileńskiego,  pre- 
^xlenta  Komisyi  Edukacyi  Karodowej  i 
J.  X.  Kossakowskiego,  Biskupa  Inflanc- 
kiego, JJ.  XX.  Suffraganów,  Prałatów  i 
całej  prześwietnej  Kapituły,  oraz  najdy- 
styngowańszych  gości,  a  mianowicie: 
Tyszkiewiczowej  Wojewodzinej  Smoleń- 
skiej, Niesiołowskiej  Wojewodzinej  No- 
wogrodzkiej i  Księżny  Szefowej  Massal- 
skiej. Senat  akademicki  w  zdobnym  n- 
biorze,  otoczony  od  szkół  wyższych  i  niż- 
szych, asystował  tema  nabożeństwu  wpo- 
śród kościoła.  Nazajutrz  w  tymże  ko- 
ściele okazał  się  wspaniały  kolos  z  wczo- 
rajszej piramidy,  w  tryumfalną  kolumnę 
zamienionej,  z  rozmaitemi  ozdobami,  do 
okohczności  zwycięskich  tryumfów  stoso- 
wanemi;  osobliwie  jednak  ciekawie  zaba- 
wić oko  orzeł  polski,  pod  sklepieniem  na 
powietrza  wiszący,  a  w  szponach  swoich 


dbyGoot^le 


172 


N     I     C     E. 


Z  boAozakieia  namiot  niby  wezyrowski, 
z  rozpiętemi  pawilonami,  nakaztsit  balda- 
cbimn  utrzymujący,  pod  którym  na  wspa- 
nif^ej  kolamnie  widać  było  posąg  Marsa, 
na  którego  tarczy  był  portret  Jana  III, 
zwycięskim  laurem  uwieńczonego,  o  nóg 
zaś  jeńcy  tureccy  w  kajdanach.  Postu- 
ment kolumny,  12  stóp  wysoki,  a  18  na 
wszystkie  strony  szeroki,  otaczały  bagne- 
ty, naksztalt  sztakietów  ustawione,  na 
którym  po  rogach  stało  4  grenadjerów  z 
pułku  szóstego.  !Na  kolumnie  był  ten  na- 
pis: _/mjjw /rtw/^c/łJraw  educationis  publi- 
cae.  Memoria  vicloriae  de  Turcis  partae 
ab  inviciissimo  Regę  Polontae  foanne  III 
ad  yićnnam  Anslriae  anno  lóSi.  (Z  roz- 
kazu Komisyi  Edukacyjnej  Narodowej. 
Pamiątka  zwycięstwa  odniesionego  przez 
niezwyciężonego  Króla  Polskiego  Jana 
III  pod  Wiedniem').  Na  dole  zaś  cytata 
z  drugiej  księgi  Machabeuszów:  Communi 
consiłio  decreverunl,nullo  mododiem  istatn 
aiscue  celebritałe  praeterire,  {.Jednozgo- 
dnie  postanowiono  nie  pominąó  dnia  tego 
bez  uroczystego  obchodu").  Bateigą  ota- 
ozfUy  czterdziesto-fnntowe  żelazne  kale, 
po  brzegach  ksztiUtnie  ułożone.  Przez  ca< 
iy  poranek,  kościół,  acz  tak  wielki,  nie- 
zmiernym jednak  ludem  byt  zawsze  na- 
pełniony. Po  godzinie  10,  za  zebraniem 
się  całego  państwa  tu  przytomnego,  Ksią- 
żę Jmśó  Pasterz  (Biskup  Wileński  Massal- 
ski), przy  licznej  asystencyi  Ichmość  XX. 
Biskupów,  Prałatów,  Kanoników,  całego 
duchowieństwa  i  Senatu  akademickiego, 
otoczonego  wyższemi  i  niższemi  szkołami, 
w  zwyczajnej  paradzie  stojącemi,  oraz 
przy  wdzięcznej  muzyce,  miał  Mszą  wiel- 
ką, biskupim  obrządkiem,  podczas  której 
J.  X.  Karpowicz,  doktor  i  aktualny  Św.  te- 
ologii w  Akademii  tutejszej  profesor,  Ka- 
nonik kolegjaty  Poznańskiej,  proboszcz 
preńaki  i  grażyski,  z  niezmierną  satysfak- 
cją mi^  kazanie,  do  którego  uczynił 
wstęp  ze  słów  Pisma  Świętego:  „Rozsze- 
r^ł  chwałę  ludu  swego,  ochraniał  obozy 


mieczem  swoim,  odpędzeni  są  nieprzyja- 
ciele pogromem  jego,  zrządzone  jest  wy- 
bawienie w  ręku  jego,  i  w  wiek  pamięć  je- 
gowbłogodawieństwie".  PoMszy,  Ksią- 
żę Jmć  Pasterz  nasz,  na  podziękowanie 
Bogu  zastępów  za  dane  zwycięstwo  Pola- 
kom nad  Tarkami,  zaintonował:  Te  De- 
um  laudamus.  O  godzinie  4  z  południa 
w  tymże  kościele,  w  przytomności  Księ- 
cia Jmci  Pasterza  naszego,  Ichmość  XX. 
Kossakowskiego,  Biskupa  Inflanckiego,Ło- 
pacińskiego,  Safragana  Żmudzkiego,  i  ca- 
łej prześwietnej  Kapitały,  oraz  Senatu  a- 
kademickiego  ze  wszystkiemi  szkc^ami,  i 
innych  dystyngowanych  gości,  i  licznie 
zgromadzouego  ludu,  J.  Ks.  Mackiewicz, 
nauk  wyzwolonych  i  filozofii  doktor,  wi- 
ceprofesor  w  Akademii  Wileńskiej,  a  w 
Kolegjum  moralnem  sekretarz,  miał  wy- 
borną mowę  w  łacińskim  języku,  do  tej, 
tak  wielkiej  uroczystości  stosowną,  w  któ- 
rej wyliczył  żrÓdła  i  zasady  dawnej  Pola- 
ków sławy,  naprzód:  z  rządu,  karności  i  e- 
konomii  domowej,  powtóre:  z  nszanowa- 
jnia  zwierzchności  i  władzy  sejmowej,  kró- 
lewskiej i  wojskowej,  potrzecie,  z  szacun- 
ku i  obrony  rehgii,  naostatek  z  męstwa 
i  biegłości  w  sztuce  rycerskiej,  wynikają- 
cej; ukazawszy  przytem,  jako  Jan  HI, 
gorliwy  swych  przodków  naśladowca,  sial 
się  potomnym  Polakom,  jako  dobry  oby- 
watel, sławny  Król  i  dzielny  bohatyr,  do 
pomienionych  cnót  przewodnikiem,  jak 
najusilniflj  zachęcał  swych  buchaczów  do 
wskrzeszenia  staropolskiej  cnoty,  męstwa 
i  sławy.  Przez  te  dwa  dni  pułk  szósty 
Książąt  Massalskich  z  artylerją  litewską, 
w  pięknej  paradzie,  wśród  kościcJa  uszy- 
kowany, powiększał  wspaniałość  tego  fe- 
stynu. Kolos  tryumfalny  i  piramida  ze 
wszystkiemi  ozdobami,  w  pięknym  i  wspa- 
niałym guście  architektonicznym  ułożone, 
dziwem  były  i.  p.  kapitana  Kuakfusa,  ar- 
chitekta Jego  Kr.  MoSci.  Tym  sposobem 
zakończyła  się  ta  stoletnia  uroczystość,  z 
niezmierną  wszystkich  satysfakcją,  którą 


dbyGoot^le 


RODELA.— RODUŚ. 


powszechnie  widaó  byto  w  oświadczeniach. 
Szkole  Głównej  od  wszystkich  dystyngo- 
wanych osób  czynionych,  osobliwszy  zaś 
dal  onej  dowód  J.  Ks.  Kossakowski,  Bis- 
kap  Inflancki,  oflarając  pnblicznie  w  ko- 
ściele, przed  mową  łacińską,  tej-że  G^Iów- 
nej  Szkole  medal  złoty  od  30  czerwonych 
złotych,  bity  na  koronacją  Jana  III,  któ- 
,remu  Akademja  naprzód  przez  W-go Rek- 
tora swojego,  potem  przez  uczynioną  z 
pomiędzy  siebie  depntacją,  za  tak  drogi 
prezent  w  najtyczhwszych  wyrazach  zło- 
żyła podziękowanie.  Na  trzeci  dzień, 
za  zgromadzeniem  się  do  sali  akademic- 
kiej wszystkich  szki^  i  licznych  gości,  w 
przytomności  J.  Ks.  Kossakowskiego  Bis- 
kupa Inflanckiego,  Ziopacińskiego,  Safra- 
gana  Żmadzkiego,  Bohusza,  pnJata,  koa- 
djatora  kantora  Wileńskiego,  J.  Ks.  Sza- 
lewicz,  nauJi  wyzwolonych  i  filozofii  dok- 
tor, w  szkołach  pod  wy  dzikowy  eh  wymo- 
wy  profesor,  wyborną  miał  w  polskim  ję- 
zyku mowę.  do  tej  uroczystości  stosow- 
ną". Obchód  setnej  rocznicy  zwycięstwa 
nad  Tarkami  nasnn^  Stanisławowi  An- 
gnstowi  piękną  myśl  wzniesienia  pomni- 
ka bohaterowi  na  moście  Łazienkowskim. 
Jakoż,  w  pięć  lat  później,  stolica  krają  by- 
ła znowu  świadkiem  uroczystych  zabaw  i 
widowisk,  wyprawionych  przez  króla  z 
powoda  odsłonięcia  pomnika,  które  to  o- 
wacje  były  niejako  dopełnieniem  pamiąt- 
kowego obchodu  z  roka  1783.  Upoko- 
rzenie, którego  w  r.  1683  doznali  Niemcy 
anstrjaccy,  gdy  cesarz  ich,  Leopold  I-y, 
amknął  przed  Kara  Mustafą,  a  oblężoną 
stohcę  cesarstwa  uratował  król  ościenny, 
apokorzenie  to  przypomniał  mieszkań- 
com Wiednia  Napoleon  I,  gdy  senator  je- 
go Nevchateau,  po  wkroczenia  Francu- 
zów do  stohcy  naddunajskiej  w  r.  1805, 
rozrzucił  drukowaną  odezwę,  przeważnie 
chwale  oręża  polskiego  i  Janowi  LU,  a  nie- 
wdzięczności pohtyki  austijackiej  poświę- 
coną. „Niemiec  zw^  się  całej  Europy 
zatoną  —  czytamy  w  tej  odezwie  —  ale  to 


wtedy,  kiedy  go  Polak  bronił...  Ów  So- 
bieski, zwycięzca  pod  Chocimem,  wybaw- 
ca Wiednia,  który  przestrach  Sułtanowi, 
^awę  Polakom  zostawił,  z  góry  Kalenber- 
gu  spojrzawszy  na  obóz  Turków,  potrafił 
walecznem  męstwem  zajadłość  strasznego 
Mustafy  pokonać,  i  mury  Wiednia  rozpa- 
czą objęte  ocalió,  a  tron,  wiarołomstwem 
upodlony,  utwierdzić.  Jakaż  wdzięczność 
Austryi  dla  takiego  dobroczyńcy?  Oto 
właśnie  słyszę  głos  Sobieskiego:  „Byłem 
zbawcą  Wiednia  i  chlubiłem  się,  gdy  mnie 
Leopold  przeraźliwym  krzykiem  do  ratun- 
ku wzywał  i  Niemcy,  drżący  przed  jarz- 
mem muzułmanów!  Otóż  z  tak  okropne- 
go Austrja  wydźwigniona  losu,  tylekroć 
została  niewdzięczną,  a  ten  smutny  owoc 
mojej  waleczności  jakże  cierpką  daje  się 
czuć  goryczą  dla  narodu  dzielnego...  Lecz 
Bóg  ze^ał  na  nich  bicz  Francuzów*  i  t.  d. 
Całej  odezwy  francuskiej  nie  przytacza- 
my, jeno  ten  krótki  wyjątek  w  polskiem 
brzmieniu. 

Rodela,  ro  ndel  a — rodzaj  puklerza  czy- 
li paiża.  Szczerbicz  pisze  w  XVI  wieku: 
„Puklerz  albo  rodele  drewniane,  skórą 
powleczone".  Petryey  powiada:  „Szladi- 
cic  powinien  mieć  rysztuaek  wszystek: 
kopję,  zbroja  rodelę,  szablę,  koncerz  abo 
pf^asz  i  wszelkie  do  konia  potrzeby*. 

RodglMm  Reja,  rotgisarz  uKlono- 
wicza,  inaczej  rutgis er,  później  Indwi- 
sarz,  ten,  „co  mosiądzowe  rzeczy  leje",  jak 
się  wyraża  Knapski. 

Rodui.  W  Podlaskiem,  koło  Siedlec— 
pisze  Łnk.  Ot^ębiowski  —  w  drugi  dzień 
Zielonych  Świątek  jest  zwyczaj  starożyt- 
ny, że  gromada  chłopców  pędzi  wt^a,  na 
którym  przywiązany  bałwan,  wypchany 
słomą,  w  siermiędze,  czapce  i  batach.  Wół 
bieży  przez  wieś,  a  wszyscy  obecni  wt^a- 
ją:  Roduśt  Rodnś!  W  rachunkach  do- 
mowydi  królewicza  Zygmunta  1  z  pierw- 
szych lat  XVI  w.,  gdy  rządził  Śląskiem  i 
mieszki  w  Głogowie,  zapisane  są  datki 
dla  tych,  którzy  przychodzili  cum  dracone 


dbyGoot^le 


174 


ROGOWE. — ROKI. 


ft  cum  Rodis  —  cum  castro  ad  modum  Ro- 
dis  (Pawiński:  „Młode  lata  Zygmunta 
Starego*  str.  162).  Jerzy  Sam.  Bandtkie 
pisze  w  „Pamiętnika  Warsz."  (t.  XXI,  r. 
1821),  że  widział  zwyczaj  o  półtorej  mili 
od  Wrocławia  w  Lagtkowicach  i  innych 
wsiach  polskich,  jak  parobczaki,  pasi^cy 
konie,  o  świcie  pierwszego  dnia  Zielonych 
Świątek  wyjeżdżali  do  gonitwy.  Metą 
bywał  drąg  na  górze  postawiony,  a  kto 
najpierwszy  u  niej  stanął,  tego  okrzyki- 
wano  królem,  kto  ostatni,  zostawał  ,ro- 
chwistem".  Młodzież  wracała  z  królem 
na  czele,  którema  rochwist  słożyl  za  bła- 
zna wieziony  na  wózka  o  dwuch  kółkach, 
amajoaym  zielenią.  Wstępowano  z  nim 
do  gospody  i  domów,  zbierając  podarki  na 
biesiadę  wieczorną,  a  rochwist  za  to  figle 
rozmaite  pokazywał. 

Rogowe  przy  sprzedaży  rogacizny  o- 
znaczą  taki  sam  podarek  dodatkowy,  jak 
oduzdne  dla  masztalerza  przy  sprzeda* 
ży  konia. 

Rogowszczyzni  —  opJata  pobierana  na 
Rosi  przez  dziedziców  za  prawo  wypasa 
bydła  rogatego  na  ich  ziemiach. 

R0B6wka.  Moda  noszenia  rogówek  czy- 
li krynolin  trwała  za  czasów  Aagasta  III 
Sasa  około  lat  15.  Kitowicz  opowiada, 
że  nastały  niedłago  po  salopach,  matę  z 
poozątka,  potem  a  doła  do  3  łokci  średnicy 
nabrały.  Były  to  spódnice  z  płótna,  na  3 
obręczach  z  rogn  wielorybiego  czyli  fiszbi- 
nu rozpięte.  Pierwsza  z  nich  była  w  pa- 
sie, dmga  na  wysokości  kolana,  trzecia  w 
pół  łydki.  Kitowicz  powtarza  anegdotę 
ówczesną,  że  w  zwadliwych  kompanjach 
rogówki  służyły  za  fortece  dla  tchórzów. 
Niejeden  zajęczego  serca  paniczyk,  gdy 
szlachta,  porwawszy  się  do  szabel,  łby  so- 
bie karbowiUa,  skry  wszy  się  pod  rogówkę 
której  z  dam,  w  dobrem  zdrowiu  przesie- 
dział zawieruchę,  tam  go  bowiem  nikt  a- 
takowaó  nie  śmiał. 

Rohatyna  (z  czeskiego),  rogacina 
po  polsku,  stara  nazwa  włóczni  pięciołok- 


ciowej,  zapewne  od 
tego  pochodząca,  t% 
z  boku  u  tulejki 
czyli  nasadu  miała 
rodzaj  rogu.  Poda- 
jąc tntaj  rysunek 
grotu  czyli  żeleżca 
rohatyny  ze  zbio- 
rów p.  Bi&ier,  odsy- 
łamy czytelnika  do 
wyrazów:  oszczep 
i  włócznia.  Nie- 
którzy posiadali 
sztukę  ciskania  ro- 
hatyną w  nieprzy- 
jaciela.  Wargocki 
pisze  np.:  „Rohaty- 
ny wycieka  wszy,  do 
szabel  się  rzacili". 
Roki  w  języku 
Grot  rohatjny.  prawniczym    p  o  1- 

skim  oziMOzały  ter- 
miny, w  któiych  się  do  sądu  stawić  było 
trzeba,  a  więc  i  same  sądy  i  pozwy  do  nich. 
Rok  nadworny  znaczył  pozew  ustnie 
objawiony  czyli  astne  zawotanie  do  sądu. 
Rok  zawity  oznaczał  tennin  koniecz- 
ny, odroczyć  się  nie  mogący.  Rok  lico- 
wy znaczył  termin  sądzenia  przestępcy 
schwytanego  na  gorącym  uczynku,  z  oka- 
zaniem przedmiotu  winy  (ob.  Lice,  Enc. 
Star.  t.  in,  str.  143).  Roki  bartne 
były  to  terminy  do  sądzenia  spraw  bartni- 
czych  w  sądach  bartnych,  przez  podstaro- 
ściego  bartnego  najprzód  co  2,  potem  co 
4  a  w  końcu  co  6  niedziel  odbywacych. 
Rokować  znaczy  wezwać  ustnie  do  są- 
du, bez  wręczenia  pisma.  Takie  rokowa- 
nie czyli  zawołanie  do  sąd  a  dozwolone 
było  tylko  w  sprawie  zgwałconego  bezpie- 
czeństwa; w  obrębie  trybunału  nastąpić 
mogło  za  decyzją  trybunału;  sam  marsza- 
łek lub  prezydent  nie  mógł  tego  dokony- 
wać. Rokowanie,  będąc  pozwem,  nie  zna- 
czyło wyroku.  Roki  walne  znaczyły 
to  samo,  co  dawne  wiece,  na  których  oby- 


dbyGoot^le 


KOSZ. 


175 


czajem  piastowskim  zasiadł  i  sądził  mo- 
narcha lab  zastępający  go  wojewoda  ozy 
fitarosŁa.  Po  zaprowadzenia  trybuaałów 
roki  walne  straciły  swoje  znaczenie.  W 
księstwie  Mazowieckiem,  za  udzielnych 
książąt,  wszelkie  obrady  sejmowe,  jako 
zarazem  najwyższe  sądy,  nazywały  się 
„rokami  walnymi'.  Roki  ziemskie  zna< 
czyly  kadencje  sądu  ziemskief^o,  na 
którym  zasiadali  sędziowie  i  podsędko- 
wie  ziemscy.  Boki  maie  czyli  Roczki,  Po- 
Toczki,  były  to  miesięczne  lab  kwartalne 
kadencje,  zwykle  po  miostadi  sądowych, 
czyli  sądy  grodzkie.  Sądzili  na  nich  do 
wysokości  30-ta  grzywien  głównie  komor- 
nicy czyli  zastępcy  wojewodów,  podko- 
morzych, sędziów  i  podsędków,  rozstrzy- 
gając sprawy  nboższej  szlachty  i  kmieci, 
na  prawie  polakiem  osiadłych.  Bywały 
jednak  wypadki,  że  oa  roczkach  zasia- 
ńtii  i  aami  królowie,  np.  w  r.  1400  widzi- 
my Włady^wa  JagieQę,  gdy  w  Pozna- 
nia sądził  sprawy  rozmaite.  Łukaszewicz 
wdziele  .Obraz  Poznania"  powiada:  „Król 
Wlad.  Ja^^o  zjechał  do  Poznania  i  są- 
dził poroczki  ziemskie.  Zasiadali  na  nich 
przy  króla  Dobrogost,  arcybiskup  gnieź- 
nieński, Wojciech,  biakap  poznański,  Tom- 
ko, jenerał  wielkopolski,  i  sędziwy  Ostro- 
róg, wojewoda  poznański.  Sądził  król 
ta  poro<^ki  lada  gdzie,  jako  to  w  gospo* 
dzie  Abrahama  Żyda  (m  siuia  Abrahami 
Judei),  a  dominikanów  w  klasztorze;  czę- 
sto na  zamku,  na  ratusza,  w  domach  miesz- 
czan, na  ulicy  a  bargrabiego  jeaeralnego, 
pod  zamkiem,  na  jakimś  placn  albo  na 
mo^e,  pod  domem  jakiegoś  lotnika  po. 
znańskiego.  Na  tych  poroczkach  bywaJo 
bardzo  Wiele  spraw;  dnia  oznaczonego  nie 
miały,  przeto  sądził  je  król,  kiedy  chciał, 
zasiadał  na  nie  albo  rano  albo  wieczorem. 
Równie  przy  królu  jak  i  w  nieobeoaości 
jego  sądzili  wszyscy  orzęduicy  ziemscy. 
W  nieobecności  króla  prezydowali  bisku- 
pi poznańscy  lub  wojewodowie,  W  r.  1420 
uchwalono,  aby  roki  ziemskie  najprzód 


raz  na  miesiąc  w  każdym  powiecie  bywa- 
ły, potem  w  r,  1441  postanowiono,  aby  4 
razy  do  roku  odprawowane  bywały.  Toż 
potwierdzono  i  za  Jana  Olbrachta  w  roku 
1496.  W  ziemiach  ruskich  sześókroó  do 
roku  bywały  podług  uchwały  z  r.  1523. 
Potem  trzy  razy  tylko  do  roku,  a  to  dla- 
tego, aby  czwartą  kadencją  sądziły  się 
Wieca,  t.  j.  Colloquia  Generalia,  na  miej- 
scach w  statucie  wyrażonych,  do  których 
to  wieców  służyła  w  wiela  sprawach  ape- 
lacja do  roków  powiatowych.  W  woje- 
wództwach wielkopolskich  tylko  dwakroć: 
a  mianowide  roki  ziemskie  poznańskie 
odbywamy  się  pierwsze  we  dwie  niedziele 
po  Wielkiejnocy,  a  drugie  po  święcie  Na- 
rodzenia P.  Maryi,  a  kościańskie  we  dwie 
niedziele  po  pierwszych  i  drugich.  (My- 
by  dla  sejmików  deputackich,  na  których 
obierano  deputatów  do  trybunału,  lub  z 
powoda  sejmów  walnych,  roki  ziemskie 
dojśó  nie  mogły,  to  ,sąd  Ziemski  powinien 
insze  czasy  naznaczyć  i  obwołaó  4  nie- 
dziele przed  sądzeniem  onych,  i  to  obwo- 
łanie w  akta  grodzkie  zapisaó.  Tak  wie- 
le jednak  razy  przez  rok  sądzić  się  mają, 
jako  w  prawie  opisano*  (  Vol.  legum,  II, 
f.  789). 

RokMZ.  Roku  1526  nastąpiły  w  Wę- 
grzech głośne  objawy  anarchii  i  tłumne 
sejmy  szlachty  węgierskiej  na  polu,  zwa- 
nem  Rakosz.  pod  Pesztem.  Pograniczne 
i  odwieczne  stosunki  Polski  z  Węgrami, 
zbliżony  ustrój  konstytucyjny  i  związki 
dynastyczne  Jagiellonów  st^y  się  powo- 
dem, że  zaburzenia  węgierskie  wy  wrzeó 
musiały  silny  wpływ  na  umysły  szlachty 
polskiej.  To  tefe  w  następnym  dziesiąt- 
ku lat  objawiły  się  podobne  wstrząśnienia 
i  u  nas,  a  mianowicie  tok  zwana  .wojna 
kokoszą"  r.  1537  na  polu  pod  Olinionami 
i  Lwowem.  Dekretsądusejmowegozr.lÓSS 
nazwał  głównych  przywódców  wojny  ko- 
koszej  rokoszanami,  uznając  w  nich  podo- 
bny charakter  zbrojnej  opozycyi,  jak  wę- 
gierska oa  polu  sejmowem  Rakosz  (Ra- 


dbyGoot^le 


176 


RORATY, 


kos  po  węgiersku  czyta  się  Rokosz).  Zja- 
zdy rokoszowe  nie  oznaczmy  wcale  ban- 
tn  poddanych,  ale  zbrojną  opozycję  prze- 
ciwko władzy  królewskiej,  którą  to  opo- 
zycję rokoszanie  aważali  za  „ostatnią  o- 
chronę  każdej  wolnej  Rzeczypospolitej". 
.Stówo  rokosz  hasłem  było  w  Polszczę, 
na  którego  wydanie  kaidy  szlachcic  obo- 
wiązany był  stawać  zbrojno  dla  zabezpie- 
czenia powszechnego  przeciw  przemocy 
króla  i  senatu"  (Skrzetuskiego  „Prawo 
polskie",  1. 1,  str.  318).  Zjaady  rokoszo- 
we atariJy  się  asilnie  o  zniweczenie  uro- 
ku, jaki  majestat  królewski  zawsze  w  Pol- 
sce wywierał,  chciała  bowiem  szlachta  za 
pomocą  rokoszu  poddać  swemu  sądow- 
nictwa samego  króla  i  wszystkidi  mini- 
strów i  senatorów.  Przeciwko  doktrynie 
rokoszowej  wystąpiono  z  wybornymi  trak- 
tatami, które  z  dojrzanym  rozamem  stanu 
dowodziły,  że  rokosze  jedyoie  zgubę  pań- 
stwa przynieść  mogą.  Rokoszów  i  zjaz- 
dów rokoszowych  odbyło  się  nie  mało. 
Najgłośniejszym  ze  wszystkich  w  dziejach 
polskich  stał  się  rokosz  lanckoroński  Ze- 
brzydowskiego, który  przez  dwa  lata  trzy- 
mał Rzeczpospolitą  w  zamęcie,  aż  skoń- 
czyła go  bitwa  pod  Q-uzowem  d.  6  lipca 
1607  roku.  O  rokoszach  pisali  obszerniej: 
Henryk  Szmit,  August  Sokołowski,  Al. 
Rembowski  i  inni. 

Roraty-  Od  początkowych  rfów:  Ro- 
rate  coeli  —  nieba,  spuśćcie  rosę,  zowie  się 
msza,  która  w  Polsce  od  niepamiętnych 
czasów  przezcaly  adwent  się  śpiewa  na 
cześć  N.  M.  Panny.  Msza  ta  ma  miejsce 
przed  świtem,  symbolizując,  iż  ziemia  ca- 
ła pozostawała  w  ciemnościach  Uędu ,  gdy 
Jezus,  światło  świata,  miał  przyjść.  W  tej 
też  myśli  do  sześciu  świec  woskowych  do- 
daje się  siódma  w  pośrodku,  nad  inne  wyż- 
sza, symbolizując  Najświętszą  Pannę,  któ- 
ra jako  jutrzenka  poprzedziła  światło  spra- 
wiedliwości Chrystosa.  Lud  wPolscezaw- 
sze  się  na  roraty  licznie  gromadził,  tem 
mUość  swą  dla  N.  M.  Panny  okazując. 


Królowie  polscy  okazywali  szczególną  pa- 
mięć dla  tego  nabożeństwa,  łożąc  koszta 
na  śpiew  i  duchownych.  W  Krakowie  za- 
łożono na  to  kolegjum  Rorantystów.  W 
djecezjach:  płockiej,  warszawskiej,  włoc- 
ławskiej, kieleckiej,  sandomierskiej,  lubel- 
skiej, sejneńskiej,  źmndzkiej  i  żytomier- 
skiej, jak  ich  rubrycelle  wskazują,  śpie- 
wają się  roraty  codziennie  podczas  ad- 
wentu, nawet  w  wigilję  Bożego  Narodze- 
nia. W  djeoezjach  mohilowskiej  i  wileń- 
skiej ostatni  ten  dzień  wyjmuje  się.  ^ 
krakowskiej,  poznańskiej  i  gnieźnieńskiej 
nie  śpiewa  się  ich  tylko  w  pierwszą  nie- 
dzielę adwentu  i  w  wigilję  Bożego  Naro- 
dzenia. "W  książce  pod  tytułem  „Ozdoba 
Kościec  katolickiego",  napisanej  w  roko 
1739,  w  rozdziale  ,0  siedmiu  roratnicach"^ 
(świecach)  znajdujemy  wiadomość,  że  ,o- 
sobliwie  i  w  Polsce  prawie  tylko  tej  uży- 
wają ceremonii,  którą  zaczął  w  Poznaniu 
Przemysław  Pobożny  a  przyjął  (w  Kra- 
kowie) Boledaw  Wstydliwy  (jako  Bzo- 
wjus  i  Nakieljns  świadczy),  którzy  uwa- 
żając, że  trzeba  się  z  wiarą,  świecącą  do- 
brymi uczynkami,  na  Sąd  Boski  stawić 
wraz  z  siedmiu  stanami,  gotowość  swoją 
na  sąd  Pański  oświadczyli  tym  sposobem' . 
Przystępował  do  (starzą  najprzód  król  i 
na  najwyższym  lichtarzu  siedmioramien- 
nego  świecznika  stawiał  zapaloną  świecę, 
mówiąc:  „Gotowy  jestem  na  Sąd  Boski". 
Drugą  imieniem  duchowieństwa  na  lich- 
tarz poboczny  wstawić  biskup,  mówiąc: 
Paratus  sum  adAdiienium  Domini.  Trze- 
cią stawi&t  senator,  czwartą  ziemianio, 
piątą  rycerz,  szóstą  mieszczanin,  siódmą 
oracz.  Wyznanie  gotowości  do  Sądu  o- 
statecznego  czynione  jest  z  powodu,  że  z 
narodzinami  Chrystusa  łączy  się  w  ad- 
wencie zapowiedź  Jego  drugiego  przyj- 
ścia w  dzień  Sąda.  Uroczystemu  i  tak  u- 
podobanemu  w  Polsce  od  doby  Piastów 
nabożeństwu  Ludwik  Kondratowicz  (Sy- 
rokomla) poświęcił  wiersz  p.  n.  „Staropol- 
skie roraty": 


dbyGoot^le 


ROSTRUCHARŻE.— ROŚUNY  MIŁOŚNIC2E. 


Od  Bolesława,  Łokietka,  Leszka 
Gd;  jeszcze  w  Polac«  Duch  Pańabi  mieszka, 
Stal  iia  oltarzn  przed  ni^zą  roratj 
Sicdmio-ramieoDj  licttan  b(^aty. 
A  Ktany  państwa  szlj  do  ołtarza, 
I  kaldy  jedną  świecę  rozżarza: 
£ról  —  kti^ry  berłem  potęinero  włada, 
Prymai  —  najpierwsza  senatu  rada, 
Senator  świecki  —  opiekun  prawa, 
Stlachcic  —  co  knSlón  Foliice  nadawa, 
tolniers  —  eo  broni  *woich  wi<p61braci. 
Kupiec  •    co  handle:!!  ziomków  bogaci, 
Chłopek  ~  co  z  pola,  ee  krwi  i  roU 
Dla  reszty  braci  chleb  ich  mozoli, 
K.a£dj  na  świeczkę  grosz  swój  przyloty, 
I  katdy  gotów  iść  na  Sqd  Boiy. 

Tak  siedem  stanów  z  ziemicy  całej 
Siedmiu  plomieńmi  jasno  gorzały. 
Siedem  raodlilew  treści  odmiennej 
Wyrażał  lichtarz  siedmioramienny. 
Rostrucharz,  pierwotnie  rostaszar 
{^Rostdiischer),  z  którego  (jak  mówi  Briick- 
ner)  już  w  XV  wieka  rostucharza   a 
później  roztmcharzazrobiono — strę- 
czyciel w  kapnie  koni,  rajfur  koński  a 
nieraz  i  ladzki.    W  Vol.  leg.  znajdajemy: 
„Roztracbarze,  co  końmi  kupczą,  płacą  od 
osoby  po  rft.  dwa"  (t.  II,  f.  984).    Rostru- 
charza,  który  ludźmi  kupczył,  nazywano: 
martauz  lub  ludokrajca  (ob.)-     Klonowicz 
pisze  o  takim  we  Flisie: 

Niecny  rostnichatz  z  uczciwemi  cialy 
Kupczy  dzień  cały. 

Roillny  miłoinicze.  „Oj!  dolażmoja, 
dola!"  Tak  biada  dziś,  w  ludowej  pieśni, 
opuszczona  przez  kochanka  dziewczyna. 
Tak  biada  dziś  i  biadała  podobnie  przed 
wiekami,  bo  rzecz  jest  ogólnie  ludzka. 
Jak  odzyskać  wzajemność  ukochanej  oso- 
by? Czyż  na  miłość  niema  lekarstwa? 
fiozsądek  i  paycbologja  mówią,  że  niema. 
Ale  od  czegóż  magjaP  Magja  rozpoizą- 
dzała  zawsze  czarnoksięskimi  środkami. 
Przecież  już  w  literaturze  sanskrytu  znaj- 
dujemy wiele  roślin,  którym  przypisywano 
takie  magiczne  własności.  Znajdujemy  je 
a  greckich  antorów  i  w  literaturze  łaciń- 
skiej; najobficiej  w  tej  kopalni  przesądów 

Oicrklopedjł  łtoropoliki,  t.  IV. 


klasycznego  świata,  która  się  nazywa  hi- 
sŁorją  naturalną  Plinjosza.  Wprawdzie 
autor  ten  zastrzega  się,  że  nie  obznajmia 
czytelaików  z  napojami  miłosnymi,  ale 
przecież  mówi  o  niejednej  milośniczej  ro- 
ślinie i  wierzy  w  jej  skuteczaość.  Ten  ba- 
jarz był  jednym  z  najpopalarniejszyob  au- 
torów, znanych  średnim  wiekom;  czytano 
go,  komentowano  i  wierzono  weń  święcie. 
Jednakie  o  miłośniczych  roślinach  nie 
wielo  można  się  doczytać  w  literaturze 
średniowiecznej,  dlaczego,  wyjaśnia  nam 
to  Szymon  Syreński  w  swoim  .Zielnika', 
z  r.  1613,  w  ten  sposób:  „Mądrzy  a  rozu- 
mem się  sprawujący,  chooia  Poganie  cza- 
ry i  gusła  zawsze  ganili  i  w  nienawiści  mie- 
li, jednak  nabardziej  czary  miłości,  bo  te 
same  rozum  i  zdrowie  psują  i  odejmują. 
Przeto  zawieraU  wrota  wiadomości  ziół 
i  skutków  ich,  do  takowych  nieprzystoj- 
nych spraw  używania  i  zatem  są  tak  od 
nich  pokryte,  że  zaledwie  jeden  z  kilku- 
dziesięciu ziołopisów  może  się  znaleźć, 
któryby  takowych  kształt  i  wyobrażenie, 
nietylko  ich  moc  i  skutki  poznać  mógł". 
Trzeba  dodać,  że  średniowieczni  aatoro- 
wie  mieU  niezmierny  respekt  wobec  kia- 
sycznych  autorów  i  powszechnie  nie  śmieli 
niczego  dodawać,  czego  w  ich  pismach  nie 
znajdowali  a  o  czem  wiedzieli.  Ale  prze- 
sądne wierzenia  o  roślinach  miłośniczych, 
jak  wogóle  wszystkie  przesądy,  rozcho- 
dziły się  po  Europie  wraz  z  cywilizacją 
nietylko  drogą  literacką,  ale  także  za  po- 
średnictwem ustnego  podauia,  przez  ze- 
tknięcie się  Rzymian  z  podbitymi  barba- 
rzyńcami, którzy  je  od-<  panów  swoich 
przejmowali.  Przesądy  te  szły  do  nas  od 
Zachodu  a  od  nas  dalej  na  Wschód.  Do- 
stawały się  najprzód  do  klas  wykształco- 
nych a  od  nich  schodziły  do  ludu.  My 
dziś  nie  mamy  wyobrażenia,  bez  oczyta- 
nia się,  jak  najróżnorodnlejsze  przesądy  o 
roślinach  były  rozpowszechnione  wśród 
wykształconych  nawet  warstw  społeczeń- 
stwa, przez  «Ue  wieki,  aż  po  koniec  XVIII 


dbyGoot^le 


178 


ROŚLINY  MIŁOŚNICZE. 


stulecia.  Od  zarania  cy wilizacyi  wyobra- 
^no  sobie,  że  rośliny  —  pod  pewnymi  wa- 
runkami —  mają  władzę  wkraczać  nietyl- 
ko  w  sprawy  miłosne,  ale  we  wszystkie 
wogóle  stery  fizycznych  i  psychicznych 
dzi^ń.  Przecież  z  kilku  tylko  popular- 
nych książek  zebrałem  w  moim  , Zielnika 
czamoksięBkim"  przeszło  13O0  takich  prze- 
sądów  ze  świata  roślinnego  a  bez  wielkie- 
go trudu  możnaby  tę  liczbę  zapewne  po- 
dwoić. Początków  szerzenia  się  u  nas 
przesądów  o  roślinach  milośniczych  nie 
możemy  śledzić,  bo  nie  mamy  odpowied- 
nich źródeł.  Dopiero  w  XV  w.  znajduje- 
my liczne  rękopisy  z  nazwami  roślin,  któ- 
re zebrałem  w  mojej  Średniowieczuej  hi- 
Btoryi  naturalnej  (1900).  Tam  odraza  znaj- 
dojemy  cały  szereg  roślin  miłośniczych. 
Jest  wi^c  tam  mowa  o  pewnym  poroście, 
który  w  kształcie  brody  zwiesza  się  w  la- 
sach z  gałęzi  drzew  obumierających  i  na- 
zwany jest  „Całuj  mnie" .  Najczęściej  wspo- 
minany jest  .naai^rzał",  najgłówoiejsze 
magiczue  ziele  miłości,  maleńka  i  szcze- 
gólna paproć,  o  której  będziemy  mówić 
niebawem  szczegółowo.  Obok  niego  wy- 
stępuje i  lubczyk  i  wielce  czarodziejski 
dziewięciornik.  W  ogródkaohśredaio  wiecz- 
nych —  jak  się  z  tych  rękopisów  dowiadu- 
jemy —  hodowano  różę  miłości,  którą  z 
łacińskiego  philirosa  nazywano  fioletką. 
Jest  to  kwiat  pochodzący  z  południowej 
Europy,  który  się  utrzymywał  w  naszych 
ogrodach  od  początku  zeszłego  wieku. 
Jest  powszechna  tradycja,  że  go  Krzyżow- 
cy sprowadzili  do  Europy.  Skoro  to  jest 
południowo-europejska  roślina,  tylko  tyle 
może  być  w  tem  prawdy,  że  podczas  wy- 
praw krzyżowych  dostała  się  stamtąd  i  na 
północ  Europy.  Nie  brakło  wówczas  w 
szlacheckich  dworkach  i  kwiatu  miłości 
{flos  amoris),  zwanego  wówczas  bruuatem 
lub  szarłatem.  Jest  to  gatunek  amaran- 
tu,  którego  widokiem  cieszyły  się  jeszcze 
nasze  prababki,  a  który  dziś  daje  się  le- 
dwo odszukać  gdzieś  przy  wiejskiej  cha- 


cie.   "W  XVI  w.  mamy  już  nietylko  zapi-         i 
sanę  nazwy  roślin  ale  i  wiadomości  o  nich 
szczegółowe,  literatura    botaniczna  tego  | 

wieku  nie  jest  skąpa.     Odnajdujemy  też  I 

w  niej  te  średniowieczne  rośliny,  o  któ- 
rych powyżej  była  mowa.  Przybywa  nam 
obok  nasięźrz^u  inna  paproć  ze  szczegól- 
nymi liśćmi  podobnymi  do  widoku  księ- 
życa na  nowin,  który  z  tego  powodu  (księ- 
życ =  miesiąca  nazywano  miesięcznikiem 
a  także  nasiężrzf^em,  co  wskazuje,  że  i  ją 
podobnie  jak  prawdziwy  nasięźrzał  miano 
za  roślinę  miłośniczą.  W  XVI  też  wieku, 
pewien  chwast  ogrodowy,  którego  parami 
siedzące  owocki  łatwo  czepiają  się  sukien, 
nazwany  jest  po  raz  pierwszy  przycho- 
dzą. Ta  parzystość  owoców  oraz  ich  przy- 
leganie pasowały  t^  roślinę  na  rycerza  mi- 
łości. Marcin  z  Urzędowa,  który  pisał 
swój  „Herbarz*  w  pierwszej  połowie  XVI 
wieku,  rozpisuje  się  o  tem,  czem  jest  pra- 
wy kwiat  miłości  i  sądzi,  że  nie  amarant 
ale  pewien  gatunek  polnych  szarotek  na- 
leży zań  uważać.  Zyskujemy  w  ten  spo- 
sób jedną  więcej  roślinę  miłośniczą  a  za- 
razem przykład,  jak  pewien  autor  dowol- 
nie przenosi  nazwę  z  jednej  rośliny  na 
drugą,  wskutek  czego  z  biegiem  czasu  i 
przesądne  wierzenia,  odnoszące  się  do  jed- 
nej, przechodzą  na  całkiem  inną,  której 
poprzednio  takich  własności  nie  przypisy- 
wano. Podobnie  było  z  dziewięciorni- 
kiem w  średnich  wiekach,  którą-to  nazwę 
odnoszono  wówczas  do  trzech  różnych  ro- 
ślin. W  XVł  w.  ustala  się  to  miano  i  by- 
wa używane  na  oznaczenie  jednej  tylko 
rośliny.  Marcin  z  Urzędowa  opowiada 
nam  o  dziewięciorniku  następującą  legen- 
dę: . O  tym  zielu  powiadają,  iż  gdy  jeden 
mąż  wzi^  złą  wolę  przeciw  żenię,  aby  ją 
zabił,  i  wywiódł  żonę  do  lasu,  aby  tam  u- 
czynił  swej  wolej  dosyć,  ona  idąc  urwała 
tego  ziółka  i  trzymała,  a  mąż  stracił  swą 
myśl  złą,  także  drugi  i  trzeci  raz.  A  prze- 
to mniemają  być  to  ziółko  anacampserum 
Plinii"  — i  tą  legendą  tłómaczy,  dlaczego 


dbyGoot^le 


ROŚLINY  MIŁOŚKIC2E. 


179 


dziewięciornik  na  Rosi  nazjwają  .przy- 
wrotem",żeprzywracado miłości.  WXVl 
też  wieku  dowiadajemy  Bią  jakie  znacze- 
nie miał  wyraz  nasiężrzał  i  że  owe  napoje 
miłosne,  o  których  Flinjasz  niechciaJ  piaaó, 
były  powszechnie  znane.  W  pierwszjrm 
bowiem  obszerniejszym  ^owsika  laciń- 
sko-polskim  J.  Mączyiiskiego,  wydanym 
w  Królewcu  1664  r.,  znajdujemy  pod  wy- 
razem/^i7/rum  (latine  amatoriam)  prze- 
kład taki:  „trunek,  koufekt,  potrawa  albo 
wab  niejaki,  który  w  gamractwie  dla  mi- 
łości bywa  zadawan,  naai^rza,  szalona 
miłość,  pódi  za  mni^  niektórzy  zow^".  Z 
początkiem  XVII  w.  dowiadujemy  się  kto 
zajmował  się  praktyką  przyrządzania  na- 
eięźrzalów.  W  r.  1614  wydal  jakiś  ano- 
nim pod  nazwiskiem  Jauaarins  Sowizdra- 
lius  ksiąteczkij  pod  tytułem:  „Peregryna- 
cja dziadowska*.  "W  tern  pisemka  dwu 
dziadów  Marek  z  B^banem  wybierają 
się  do  Częstochowy  i  dicą  wziąó  z  sobą 
dwie  baby  Fruchnę  z  Krawczonka  jako 
bardzo  uzdolnione  do  wyłudzania  od  lodzi 
pieniędzy,  bo: 

„Rozmaitych  zid  dosjć  pny  wbie  miewają, 
KtAremi  ludzi  kadząc  wide  pomagają. 
Do  t^o  u  szlachcianek  mają  zachowanie, 

Nuf  która  chce,  by  Bię  jej  wszyscy  zalecali, 
Da  i  czerwony  zloty,  by  jej  udzialali. 
To  jat  Babki  najmują  niemałymi  dary, 
żeby  jako  zmamiła  pacbol^  bez  czary". 

W  dalszym  ciąga  tego  opowiadania  chwa- 
li się;  „Zwoninka  stara'  co  umie.  Mię- 
dzy innemi  mówi: 

„Dziewki  umiem  porządnie  do  młodńeńców 

[zwodzić, 
Uczynię  co  nie  będzie  nigdy  dzieci  rodzić. 
Zsmąt  nigdy  nie  pdjdzie,  ktfiroj  ja  chcę  zgoła. 
Uczynię  to  a  prędko,  bo  mam  takie  zioła. 

Szymon  Syrehski  uzupełnia  w  swoim  Ziel- 
nika tea  obraz,  gdy  mówi:  „...głupstwo  i 
szaleństwo  ziela  temu,  albo  owema,  to 
przypisowaó,  albo  od  bab  obrzydliwych, 
czarownic  i  czarowników,  od  szalbierzów 
i  oszustów,   od  miasta  do  miasta  biegają- 


cych i  tułających  się  t«go  szukać  i  sobie 
obiecować,  co  rychlej  i  pewniej  samo  przy- 
rodzenie, uroda,  gładkość,  obyczaje  cu- 
dne sprawować  mają".  Syreóski  rzuca 
gromy  —  jak  już  widziehśmy  powyżej  — 
na  takie  praktyki.  Przestrzega,  żeby  nie 
szukać  „po  lesiech,  górach,  po  skałach 
ziela  miłości,  rzeczy  wietrznej  albo  nocne- 
go cienia".  Ale  swoją  drogą  opisuje  te 
zioła  i  o  niejednem  jeszcze  innym  nasięż- 
rzale  ozyni  wzmiankę,  wprawdzie  zwykle 
krótko  i  węztowato  w  ten  sposób  np.  jak 
o  miłości:  .Fraucymer  używa  tego  ziela 
do  zjednania  miłości".  To  stanowisko 
Syreńskiego  i  innych  naszych  zielnikar^, 
że  nie  wypada  uczonemu  człowiekowi 
wdawać  się  w  takie  rzeczy,  sprawia,  że 
mamy  podane  przez  nich  ledwo  jakieś  . 
wzmianki  o  magicznych  rośhnach  a  brak 
nam  szczegółów  yrjaki  sposób  ich  ożywa- 
no. Jednakie  to,  co  od  średnich  wieków 
do  XVIII  w.  żyło  wśród  całego  8p(rfeczeń- 
stwa  a  zacz^o  wśród  wykszt^conych  je- 
go warstw  znikać  pod  wpływem  oświaty 
Stani^awowskiej  epoki,  żyje  w  wielu  ra- 
zach do  dziś  dnia  wśród  naszego  ludu.  Z 
jego  to  dotychczasowych  praktyk  może- 
my sobie  uzupełnić  obraz  używania  środ- 
ków milośniczych  w  dawniejszych  cza- 
sach. Wiemy  więc  z  literatury  ludoznaw- 
czej, że  kości  z  nietoperza,  szczątki  tru- 
mien, święcona  kreda  i  t.  p.  przedmioty 
bywają  używane  przez  Ind  w  celu  osiąg- 
nięcia wzajemnej  miłości.  Do  bardzo  po- 
spolitych '  środków  należy  jabłko,  które 
dziewczęta  rozkrawają  na  dwie  połówki, 
nosząc  je  albo  na  szczytach  piersi  albo 
pod  pachami;  skoro  połówkę  tak  magicz- 
nie uzdolnioną  zje  chłopiec;  musi  zapałać 
gorącfi  miłością  do  kobiety,  która  je  nosi- 
ła. Ale  na  czele  środków  miłośniczych 
naszego  ludu  stoi  ów  nasięirz^  który, 
jak  widzieliśmy,  oznaczał  w  XVI  w.  wo- 
góle  philtrum.  Rzecz  jest  znana  a  nazwa 
zupełnie  zrozumiała.  Zamiast  .zobaczy- 
łem* mówimy  niekiedy  „uirzałem";  na- 


dbyGoot^le 


180 


ROŚLINY  MIŁ0ŚNIC2E. 


siężrzal  znaczy  więc  na-się-żrzał  czyli  na- 
się-patrzał.  W  aamem  tein  nazwaniu  jest 
więc  powiedziane,  że  ma  zdolność  zwra- 
cania ładzi  ku  sobie.  Nasięirzal  jest  ma- 
leńką paprocią,  bardzo  szczególną,  bo  ma- 
jącą jeden  tylko  listeczek,  z  którego  po- 
ohwiastej  nasady  wychodzi  cienki  kłosek 
z  owocowaniem.  Wygląda  to  jakby  język 
węża  wychodzący  z  liścia  —  przez  analo- 
gję  wąż  wysuwający  się  z  zieleni,  teby 
kusić  Ewę.  Wiemy,  że  została  skuszona. 
Nic  więc  dziwnego,  że  roślina,  będąca  w 
wyobraźni  uosobieniem  sceny  kuszenia 
niewiasty  w  raju,  została  przedewszyst- 
kiem  magiczną  rośliną,  mającą  mieć  zdol- 
ność jednania  miłości.  Czarodziejska  lo- 
ślina  staje  się  w  ręku  c^owieka  magiczną 
czyli  z  nadprzyrodzonemi  własnościami 
często  dopiero  wówczas,  jeżeli  będzie  bądź 
zebraną  w  szczególniejszy  sposób,  bądi 
jeżeli  nad  nią  wymówi  się  magiczną  for- 
mułę. Tak  się  ma  rzecz  z  nasięirzfdem. 
Lad  opowiada,  że  dziewczyna,  chcąc  zje- 
dnać sobie  miłość  chłopca,  masi  zdobyć 
tę  paproć  w  szczególniejszy  sposób.  A 
więc  upatrzywszy  sobie  zadnia  miejsce, 
gdzie  rośnie  nasiężrzal,  musi  i^ć  tam  o 
północy  nago  i  obróciwszy  się  tyłem — że- 
by jej  djabeł  nie  porwał  —  rwać  go,  wy- 
mawiając pewną  formułę,  której  liczne 
warjanty  posiadamy  —  a  więc  np.  taką: 

Nasięirzale,  nasięźizale, 
Bwi;  ciQ  śmiałe, 
Pięcia  paley,  szóstą  dtonią, 
Niech  eię  chłopcy  za  niiią  gonią; 
Po  stodole,  po  oborze. 
Dopomagaj,  Panie  Bote. 

Nasiężrzał  w  pewnych  tylko  okolicach 
kraju  się  zdarza;  tam,  gdzie  go  niema, 
przenosi  lud  te  praktyki  na  inne  rośliny. 
Zmienia  też  nazwę  pierwotną  bądź  na  sa- 
mostrzał, samojzdrzał  lub  nawet  masie- 
irał  i  maszerdon.  I  firletka  nie  zeszła  z 
pola,  tylko  zmieniła  jego  barwę.  Nazwa 
firletki  przechodziła,  w  kolei  czasów,  na 
różne    pokrewne  rośliny,  a  dziś  jeszcze 


przypisuje  lud  własność  jednania  miłości 
pewnemu  gatnnkowi  tej  rośliny,  która  z 
powodu  jaskrawo  czerwonych  kwiatów 
najczęściej  bywa  nazywana  ceglewką, 
czasem  gwoździkiem  a  na  Litwie  gaszt* 
wą.  Dziewięciornik  albo  przywrot  Mar- 
cina z  Urzędowa  cieszy  się  do  dziś  dnia 
wielkiem  uznaniem  i  powodzeniem  u  lu- 
du. Na  całem  Podhalu  nazywa  się  wy- 
rwitańcem,  a  dziewczyna,  która  chce,  żeby 
jakiś  chłopiec  do  niej  się  zalecał,  musi  go 
zaszyć  temu  parobczakowi  w  ki^ierz. 
Wyrwitaniec  jest  śliczną  polną  roślinką  z 
białymi  kwiatami  i  listkami  sercowatego 
kszŁ^tu.  Zapewne  też  ten  kształt  liści 
był  powodem,  że  przypisano  jej  wpływ  na 
sercowe  sprawy.  Jest  trawa  w  książkach 
drżączką  zwana,  której  kłoski  mają  też 
postać  serduszek.  Przynoszą  ją  na  targ 
do  Krakowa  dla  dziewcząt,  które  chcą 
posiąść  ten  porwitaniec  i  przekonać  się  o 
jego  wpływie.  W  ostatnim  przykładzie 
postać  serca  pewnej  części  rośliny  sprawi- 
ła, że  stała  się  miłośniczą,  czasem  sama 
nazwa  dawała  do  tego  powód.  Rzymia- 
nie nazywali  pewną  lekarską  roślinę  levi~ 
słtcum,  z  tego  miana  zrobili  Niemcy  lieb- 
stoeckel  a  my  z  „lieb"  urobiliśmy  „lub- 
czyk", októrym  już  Syreński  pisał,  że  pod 
jawnymi  aspektami  kopany  ,w  małżeń- 
stwie rozterki  i  niezgody  równa".  Na 
Rusi  lubczyk  wielkiego  doznawał  uznania 
i  przeszedł  jako  miłośniczą  roślina  do  pie- 
śni ludowych.  W  ludowych  też  pieśniach, 
zwłaszcza  na  Ukrainie,  jest  mowa  o  trój- 
zieln;  nikt  nie  wie  czem  ono  jest  i  gdzie 
rośnie,  bo  już  nikt  nie  wie,  że  Syreński  o- 
pisyw^  ten  trzylistnik.  Lud  zna  i  nocny 
cień  i  zaczarowane  ziele  i  adamowy  ko- 
rzeń i  może  wiele  innych  miłośniczych  ro- 
ślin. Wszystko,  co  żyje  dziś  wśród  ludu  z 
pojęć  o  roślinach  miłośniczych,  da  się  od- 
nieść do  literatury  XVI  w.  Możemy  się 
cofnąć  i  w  głąb  średnich  wieków,  ale  i 
tam  nie  możemy  się  doczytać  niczego, 
coby  było  rodzime.     Wszystko,  co  wiemy 


dbyGoot^le 


ROTA.— ROZBITKÓW  RZECZY. 


181 


O  atisiążrzei&ch,  ma  źródło  w  literatarze 
starożytnej.  Czyżby  Słowianie,  wyniósł- 
szy ze  wspólnego  pnia  indoenropejekiego 
różne  poj^ia  i  wyobrażenia,  nie  umieli  ich 
tak  urobić  na  własną  modłę,  jak  G-recy  i 
Rzymianie?  Może  być,  że  tak  było;  jeże- 
li jednak  tak  było,  to  ślady  tego  zostały 
zatarte  przez  .późniejsze  cywilizacyjne 
wpływy.  Jest  tylko  jedna  nazwa,  tkwią- 
ca w  pniu  ogólnie  słowiańskim,  .odolan", 
którą  możnaby  tak  wykładać,  i  dziewczy- 
na, która  za  czasów  „Starej  Baśni*  śpie- 
wała; „O  dolaż  moja,  doIal"  mogła  wie- 
dzieć, że  jest  odolan,  który  może  jej  dolę 
zmienić.  Kazwa  zaś  odolanu  bywa  wśród 
Słowian  odnoszona  do  różnych  roślin.  Je- 
dną z  nieb  jest  owa  lilja  wodna  z  serco- 
watymi  liśćmi,  którą  powszechnie  grzy- 
bieniem nazywamy.  Ona  mogła  być  pra- 
słowiańską  miłośuiczą  rośliną. 

Dr.  /.  Rostafiński. 

Rota  oznaczała  pierwotnie  oddzit^, 
hnf  czyli  kompanję  wojska.  Z  nastaniem 
w  wojsku  polskiem  stałej  piechoty  cudzo- 
ziemskiego aatoramentu,  wyraz  ten  został 
zastąpiony  przez  „kompanję"  i  pozostał 
aż  do  końca  egzyetencyi  wojska  polskie- 
go w  r.  1831.  "W  wieku  XVin  i  XIX 
wyraz  rota  oznacz^  rząd  żołnierzy  posta- 
wionych jeden  za  drugim;  tym  sposobem 
szyk  tizyszeregowy  oznaczał,  iż  rota  li- 
czyła trzech  ludzi.  Ogień  rotowy  w 
takim  szyku  trzyszeregowym  odbywał  się 
w  sposób  następujący:  pierwszy  szereg 
strzelał  przyklękając,  drugi  i  trzeci  stojąc; 
po  strzale  pierwszej  roty  strzelała  rota 
druga,  trzecia  i  t.  d.  B.  Gemb. 

Rota  przysięgi  ob.  P  r  z  y  s  i  ę  g  a. 

Rotne  —  o|data  zwyczajowa  pobierana 
od  składającego  przysięgę.  W  sądach  bart- 
nych w  XVII  w.  pobierał  rotne  podstaro- 
dci  bartny  w  kwocie  grosz  jeden,  bez 
względu  na  to,  czy  odbierał  przysięgę  w 
danej  sprawie  od  jednej  osoby,  czy  od  sie- 
dmiu. 

Rotmistrz  —  dowódca  roty  pieszej  lab 


oddziału  jazdy.  Za  Stanisława  Angusta 
w  kawaleryi  narodowej  rotmistrz  przed- 
niej straży  zatmdni^  się  całem  gospodar- 
stwem chorągwi.  Za  Rzeczypospolitej, 
gdy  szlachta  była  stanem  rycerskim,  rot- 
mistrze, wyćwiczeni  w  sztuce  rycerskiej 
nietylko  podczas  wojen  w  obronie  granic, 
ale  i  w  służbie  dobrowolnej  na  dworach 
zagranicznych,  osiadłszy  potem  na  roli  w 
ojczystych  dworkach,  chętnie  otaczali  się 
młodzieżą  i  wprawiali  ją  do  ćwiczeń  i  ob- 
rotów wojennych.  Tacy  rotmistrze  znani 
byli  orzędowi  hetmańskiemu,  a  w  razie 
potrzeby  dawano  im  ,listy  przypowied- 
nie",  upoważniające  do  zaciągnięcia  cho- 
rągwi i  postawienia  jej  w  danym  terminie 
na  oznaczone  stanowisko.  Młodzież  oko- 
liczna garnęła  się  ochoczo  w  każdej  okoU- 
cy  pod  skrzydła  takiego  rotmistrza,  który 
zwykle  był  wodzem  doświadczonym,  a 
nieraz  w  7-ym  i  8-ym  krzyżyku  lat  swo- 
ich szedł  skwapliwie,  by  krew  wylać  na 
kresach  w  walce  z  bisurmaństwem  i  gło- 
wę posiwiałą  złożyć  na  dzikich  polach  U- 
krainy.  W  r.  1667  uchwalono,  aby  rot- 
mistrze na  obronę  państw  RzpUtej  obie- 
rani byli  przez  województwa  i  ziemie  a 
każdy  z  nich  n  sta  koni  ma  mieć  pocztu 
swego  8  koni,  a  żołdu  po  zł.  10  na  każdą 
ćwierć  roku  i  towarzysze  po  ii..  8;  a  szko- 
dy nie  mają  im  być  płacone.  Ciż  rotmi- 
strze powinni  byli  sobie  obierać  towarzy- 
szów tylko  z  województwa  albo  ziemi 
swojej,  z  której  rotmistrzami  naznaczeni. 
Oni  też  sami  a  nie  ich  porucznicy  roty 
wodzić  i  przy  nich  mieszkać  powinni  i 
przestrzegać,  aby  żołnierz  tak  w  ciągnie- 
nia, jako  i  na  miejscu,  szkody  nie  czynił 
nikomu  i  stacyi  żadnych  nie  wyciągi  a 
towarzysze  nie  przyjmowali  więcej  nad 
10  koni. 

Rotuły,  z  łac.  rotulus  morłuorum,  ozna- 
czmy w  poezyi  mniejsze  elegje.  W  języku 
palestranckim  r  o  t  u  ł  oznaczał  pismo  ape- 
lujące. 

Rozbitl(6w  rzeczy  ob.  Prawa  nad- 


dbyGoot^le 


182 


R02EKIER.~R0ZTRUCnAN. 


brzeine  o  rozbitkach  i  korsa- 
rzacb. 

RoZBkiar.  Rej  wspomina  o  winie  pod 
tą  nazwą,  prawdopodobnie  tak  nazwanem 
od  zaprawy  różanej. 

Rozmaryn.  Jak  ruta  n  Indu  prostego, 
tak  rozmaiyn  u  szlachty  i  mieszczan  byt 
troskliwie  przez  młode  panny  pielęgnowa- 
ny na  dzień  ślubu,  do  którego  uplatano 
zeń  koronę.  O  rozmarynie  i  rucie  lud 
śpiewa  dotąd  w  starych  pieśniach  wesel- 
nych. 

Rozpleciny  —zwyczaj  rozplatania  war- 
koczów pannie  młodej  przed  ńlubem.  O 
tym  odwiecznym  polsko-stowiańskim zwy- 
czaju znajduje  się  c^y  obszerny  rozdział 
w  dziełku  „Obchody  weselne"  przez  Pra- 
skiego (pseudonim  Zygm.  Glogera),  Kra- 
ków, 1869  r. 

Rozruchy  studeriCkio.  Akademja  kra- 
kowska, zaijojska  i  wileńska  miały  przy- 
wilej własnych  sądów.  Każdy  więc  pro- 
fesor i  student  był  wolny  od  więzienia 
grodzkiego  1  miejskiego,  ale  zdybany  na 
przestępstwie,  musiał  być  odprowadzony 
do  swojej  zwierzchności,  Eolegja  jezuic- 
kie i  pijarskie  nie  miały  wprawdzie  przy- 
wileju, lecz  4e  winnych  zawsze  karały, 
więc  chłopców  zdybtnych  na  jakiem  ło- 
trostwie  odprowadzano  do  prefekta,  ów 
przywilej  wszechnicy  krakowskiej  st^  się 
powodem,  że  młodzież,  rozjątrzona  pewne- 
mi  zajściami  za  czasów  Zygmunta  Augu- 
sta, opuściła  gromadnie  miasto  i  udała  się 
zagranicę.  00.  jezuici  sami  studentów 
swoich  do  rozruchów  poniekąd  zaprawiali, 
zachęcając  ich  do  napadów  na  zbory  i  ko- 
ścicJy  dyssydenckie,  szkoły,  drukarnie  i 
bibljoteki  różnowierców.  Studenci  zwy- 
kle dawali  tylko  początek  a  rzecz  kończył 
lud  miejski  lub  ze  wsi  przywabiony.  Owej 
stawnej  sprawie  toruńskiej  także  studenci 
na  procesyi  dali  początek.  Studenci  pra- 
wie nigdy  nie  pozwolili  się  imać  a  za  wy- 
rządzoną im  obelgę  domy  napadali  i  win- 
nych do  szkół  zawłóczyli  i  tam  batożyli. 


Kitowicz  o  czasach  Saskich  pisze:  „Nie- 
chaj tam  był  kto  chciał  jakiej  godności  u- 
rzędnik,  szlachcic,  oficer,  żc^nierz,  który 
studenta  zaczepił,  zelżył,  popchnął  lub  u- 
derzył,  jeżeli  się  zawczasu  z  miasta  nie 
wyniósł,  albo  gdzie  nie  skrył,  już  on  się 
od  surowej  szkolnej  egzekucyi  nie  wybie- 
gał, bu  choć  chciałby  się  ilronić,  to  jakże 
było  na  tę  gawiedż  szkolną  używać  broni, 
gdy  tymczasem  to  szamrajstwo,  kijami, 
kamieniami  i  t^otem  szturmując  do  wino- 
wajcy, z  tyła  i  z  przodu,  jak  pszczoły  roz- 
drażnione, garnąc  się  mu  do  głowy,  rąk, 
nóg,  odzienia,  zmordowanego  chwytali  i 
i  do  szkół  wlekli.  Bywały  przypadki,  że  i 
panów  z  karet  wyciągali".  Napadnięty 
najlepiej  wychodził,  jeżeli  się  usprawie- 
dliwiał i  łagodnie  przedstawiał,  dopóki 
mu  nie  przypadli  w  pomoc  jezuici  czy  pi- 
jarzy. Niekiedy  musieli  napadniętego  w 
koło  obstąpić,  żeby  go  od  razów  zasłonić. 
Żyd,  udybany  podczas  przechadzkirekrea- 
cyjnej,  był  istnie  jak  zając  wśród  stada 
chartów.  Raz  za  Augusta  III  studenci 
warszawscy,  umówiwszy  się  z  młodzieżą 
rzemieślniczą,  odbili  Dąbrowskiego,  który, 
jako  zabójca,  stał  już  na  placu  pod  mie- 
czem. 

RoztniChM  —  puhar  do  picia  ze  ^ota 
lub  srebra.  W  rachunkach  dworskich  Ja- 
dwigi i  Jagiełły  roztrachan  zwany  jest 
dostuchan  i  hostrachan,w starych 
zapiskach  krakowskich  rostuchan.  Na- 
dawano roztruchauom  kształty  najrozma- 
itsze np.  zwierząt;  lwa,  konia,  jelenia,  or- 
ła, strusia  lub  pawia.  G-óraicki  powiada, 
że  roztrucban  bywał  „we  środku  węższy 
niż  w  krajach".  Krasicki  w  Podstohm  pi- 
sze: „Wpośród  pożegnania  niezmierny 
staroświecki  pstro-złocisty  roztruchan  na 
stole  kładą,  który  gospodarz  miał  winem 
napełnić  i  spełnić  za  moje  zdrowie".  Ra- 
stawiecki  mówi,  że  roztruchany  bywały 
kosztownie  ozdabiane,  że  sztuka  owoozes- 
na  wysadzała  się  na  ich  wyrób  wytworny 
i  podaje  chromolitografję  jednego  z  naj- 


dbyGoot^le 


ROZWODY.  — RÓG  OBRZĘDOWY  GÓRNIKÓW  WIELICKICH. 


piękniejszych  we  .Wzorach  sztuki  śred- 
niowiecznej". Jest  on  srebrny,  wyriaoa- 
ny,  40  centymetrów  wysoki,  ma  czarę  z 
perłowej  konchy,  kamieniami  rzniętymi 
sadzony,  z  niepoapohtym  smakiem  i  sztu- 
ką wykonany. 

Rozwody,  t.  j.  unieważnienie  melżeń- 
stwa,  i  wogóle  s^awy  małżeńskie,  causae 
matrimoniales,  do  których  separacje  nale- 
żały, podlegały  w  Polsce  sadownictwu  du- 
chownemn.  W  małżeństwach  mieszanych 
konsystorz  katolicki  był  właściwym  są- 
dem; stosunki  tylko  majątkowe  odsyłano 
do  sądów  świeckich.  Wszystkie  instancje 
w  sprawEwh  małżeńskich  były  w  kraju, 
nie  potrzeba  było  udawać  się  do  Rzymu; 
ostatnią  instancję  stanowiły  „Sądy  nun- 
cjaturskie",  t.  j.  legata  papieskiego. 

Rożen  miał  kilka  znaczeń.  Był  więc 
rożen  kuchenny,  zwykle  żelazny,  do  pie- 
czenia mięsa  przy  ogniu.  W  sztychu, 
przedstawiającym  rebus  ułożony  przez  Ja- 
kóba  Krasickiego  na  cześć  Zygmunta  III 
w  r.  1693,  widzimy  rożen  kuchenny  z  wil- 
kami nie  różniący  się  kształtem  od  dzi- 
siejszych (ob,  Enc.  Starop.,  t.  IV,  str.  148). 
Ptaszki  mniejsze  pieczono  na  rożenkach 
drewnianych,  jak  tego  dowodzi  stare  przy- 
słowie: „Ptacy  w  polu,  a  on  rożenki  na 
nie  struże"  (Rysiński,  Knapski).  Rożna- 
mi nazywano  palisadę  obronną.  Mączyń- 
ski  w  słowniku  z  r.  1564  pisze:  „Rożen, 
wtóry  palec  u  ręki,  skazujący",  a  wyraz 
łaciński  obelus  tenże  Mączyński  tak  tłó- 
maczy:  , rożen,  znamię  abo  punkt  w  księ- 
gach, którym  znamionują  fałsz,  abo  co 
niepewnego,  aby  za  podeżrzane  było  mia- 
ne".  Rożen  na  niebie — gwiazda  Orjon. 
Patrzący  rożnem  znaczy  to  samo,  co  świ- 
drem, szydłem,  zyzem. 

RAg obrzędowy  górników  wielickich. 
Zabytek  ten,  rodzaj  tak  zwanych  u  Niem- 
ców TrinkhSmer  lub  Wilkomów,  znany  z 
wystaw  starożytności,  Urządzanych  wKra- 
kowie  w  latach  1858  i  1872,  liczy  się  do 
nader   cennych  wyrobów    złotniczych  z 


XVI  stnlecia.  Jest  to  róg  bawoli,  okuty 
srebrnemi  obręczami,  podtrzymywany 
przez  postać  Herkulesa,  wyrobioną  ze  sre- 
bra. Na  skówce  wyryty  r.  1534,  orzeł,  wąż 
Sforejów,  oraz  herby:  Bonarowa  i  Ogoń- 
ozyk.  Widać  z  tego,  że  za  królowania 
Zygmunta  i  Bony  r.  1534  ów  róg  obrzędo- 
wy (tegoż  samego  przeznaczenia,  co  spół- 
czesny  mu  srebrny  Inrek  strzelców  kra- 
kowskich) sprawił  górnictwu  wielickiemu 
Seweryn  Bonar,  kasztelan  sądecki,  żupnik, 
wraz  z  żoną  z  domu  Koscielecką,  która  O- 
goóczykiem  się  pieczętowała.  Wyrób  pię- 
kny, ozdoby  w  stylu  odrodzenia.  Zabytek 
ów  podziwiano,  cieszono  się  nim  i  w  licz- 
nych reprodukcjach  artystycznych  upo- 
wszechniano jego  wizerunek.  I  tak:  K.  Bejer 
fotografował  róg  wielicki  w  Albumie  kra- 
kowskiej wystawy  starożytności  (tab.  60); 
Towarzystwo  naakowe  krakowskie  zy- 
skało z  daru  p.  Rogawskiego  jego  geome- 
tryczny rysunek,  muzeum  zaś  wileńskie 
piękną  akwarelę;  w  Kalendarzu  krakow- 
skim J.  Wildta  {z  roku  1860)  dano  jego 
drzeworyt;  wreszcie  gdy  zarząd  salin  po- 
sł^  ów  klejnot  górników  wielickich  na 
wystawę  powszechną,  zwrócono  tam  nań 
uwagę  i  w  MUlheilungen  komisyi  konser- 
watorskiej wiedeńskiej  (tom  XVIII  r.  1873 
str.  312)  ukaz^  się  drzeworyt  rogu  wielic- 
kiego. To  jednak  zyskanie  szerszej  sławy 
było  dla  rzeczonego  zabytku  nieszczę- 
ściem; nieba wnie  bowiem,  gdy  go  po  skoń- 
czonej wystawie  odesłano  z  Wiednia  do 
Wieliczki,  dzieoniki  rozniosły  wiadomość, 
iż  zaginął.  Spodziewać  się  należcJo,  że 
prokuratorja  zrobi  użytek  z  tych  donie- 
sień. Gdy  przecież  sprawa  w  milczeniu 
tonąć  się  zdaw^a,  prof.  Józef  Łepkowski, 
znajdując,  2e  zarówno  traktowanie  rzeczy 
z  urzędu,  jak  i  jawność  wtym  razie  są  ko- 
nieczne, udał  się  do  p.  Adama  Gorczyń- 
skiego, konserwatora  zabytków  pomni- 
kowych (w  obwodach  wadowickim  i  bo- 
cheńskim) z  prośbą,  aby  na  miejsce  poje- 
chał, o  fakcie  zaginienia  tak  cennego  za- 


dbyGoot^le 


184 


RÓŻA     ZŁOTA. 


bytka  się  przekonał  i  uczynił,  co  mu  z  u- 
rzędu  zrobić  wypada.  P.  Gorczyński  skon- 
statow^  rzeczywistość  kradzieży  i  prze- 
pal o  niej  raport  do  komisyi  centralnej 
konserwatorskiej,  doradzając,  aby,  oprócz 
śledztwa  kryminalnego,  zaj^ądzono  nad- 


bytek  tylko  dożywotnio  a  potem  zwrócić 
do  salin.  Widoc/nie  miljoner  wiedeński 
ceni  uczucie  wynagrodzenia  krzywdy,  ale 
pragnie  doświadczyć  go  dopiero  w  ayeio 
zagrobowem. 

R6ia  złota  jest  to  podarek  dawany 


H6g  obrz^dawy  góroikón  ninlickicb.  Rycowal  Ludwik  Łepkoweki. 


to  obesłanie  po  zbiorach  europejskich  wi- 
zerunku tego  zabytku.  W  jakiś  czas  pó- 
źniej róg  nasz  ukazał  się  w  posia- 
daniu Rotszylda  wiedeńskiego,  który  na- 
był go  od  jednego  z  urzędników  górni- 
czych z  Wieliczki,  prawdopodobnie  za 
pośrednictwem  jakiegoś  antykwarjusza  w 
Wiedniu.  Poproszony  o  zwrot,  zobowią- 
zał się  podobno  zatrzymać  skradziony  za- 


przez  papieżów,  w  dowód  łaskawości,  kró- 
lowym  państw  katolickich,  księtnom,  mia- 
stom, korporacjom  i  kościołom.  W  4  tą 
niedzielę  postu  papież  poświęca  złotą  ró- 
żę, odmawiając  modlitwę,  w  której  Chry- 
stus jest  zwany  „Kwiatem  pola  i  lilją  do- 
liny". Pierwszą  złotą  różę  w  Polsce  o- 
trzymał  od  Mikołaja  V  r.  1448  król  Kazi- 
mierz Jagiellończyk,    2-gą  od  Juljusza  r. 


dbyGoot^le 


RÓŻANIEC— RUGI. 


1S6 


1505  król  Aleksander  Jagiellończyk  i  po- 
darował do  skarbca  katedralnego,  który 
r.  1702  zrabowali  Szwedzi.  3-cią  prze- 
siał O^rzegorz  VIII  Henrykowi  Walezemn 
r.  1574  przed  jego  przyjazdem  do  Polski. 
4-ą  df^  Sykstas  Y  królowej  Annie  Jagiel- 
lonce, 2onie  Batorego  r.  1586,  która  poda- 
rowE^  ją  do  skarbca  kolegjaty  dw.  Jana 
w  Warszawie.  5- tą  przesłał  r.  1592  Kle- 
mens VIII  Anoie  Anstrjaczce,  pierwszej 
żonie  króla  Zygmnnta  IIL  6-tą  ofiaro- 
wał Paweł  V  w  r.  1607  Zygmuntowi  III. 
7-ą  otrzymała  od  Urbana  VIII  królowa 
Konstancja,  draga  £ona  Zygmunta  III. 
8-m%  dał  Inocenty  X  r.  1651  królowej 
Maryi  Ludwice.  9-tą  otrzymała  r.  1672 
od  Klemensa  X  królowa  Eleonora,  żona 
Michała  Korybnta.  10-tą  ró£ę  przysłał 
Inocenty  XI  po  zwycięstwie  wiedeńskiem 
Maryi  Kazimierze,  wraz  z  mieczem  i  czap- 
ką dla  króla  Jana  III.  11-tą  otrzymała 
od  Klemensa  XII  królowa  Marja  Józefa, 
żona  Angnsta  III,  która  ją  przekazała  te- 
stamentem w  r.  1757  do  skarbca  katedry 
krakowskiej  1  ta  jedyna  dotąd  się  przecho- 
wuje na  Wawelu.  Z  ianych  osób  prywa- 
tnych w  Polsce  otrzymała  złotą  różę  od 
Klemensa  VIII  Halszka  z  Badziwiłłów 
Sapieżyna,  żona  Lwa  Sapiehy,  świeżo  na- 
wróconego przez  Skargę  kalwinisty. 

Różaniec  jest  to  modlitwa  ustna,  zasa- 
dzająca się  na  odmówieniu  15  dziesiątków 
„Zdrowaś  Marja",  z  poprzedzającem  ka- 
żdy dziesiątek  „Ojcze  nasz"  i  z  towarzy- 
szącem  lej  modlitwie  rozważaniem  „taje- 
mnie Odkupienia",  kolejnowpewnym  po- 
rządku do  każdego  dziesiątka  zastosowa- 
nych. Na  wstępie  odmawiano  zwykle: 
„  Wierzę  w  Boga" ,  „Ojczenasz"  i  3  „Zdro- 
waś Marja",  przy  końcu  zaś  każdego  dzie- 
siątka „Chwała  Ojca  i  Synowi  i  Duchowi 
Świętemu".  W  Gdańska  wyrabiano  sznn- 
ry  różańcowe  czyli  pacierze  i  paciorki  z 
bursztynu  i  korali  jeszcze  z  początku  XIV 
wieku.  W  r.  1350  była  tam  nawet  ulica 
„Patemosterstrasse",  gdzie  mieszkali  sa- 


mi wyrabiacze  różańców,  a  różaniec  bur- 
sztynowy w  r.  1446  kosztowi  6  marek. 
Lustracja  skarbu  koronnego  na  Wawela 
z  r.  1B99  wylicza  19  różańców,  w  każdym 
po  3  djamenty  i  po  20  gałek,  z  których 
każda  miała  w  sobie  3  perły,  na  końcu  zaś 
g^ka  wielka,  w  której  9  djamentów  i  20 
pereł  było  osadzonych  ( , Pamiętniki  o  daw- 
nej Polsce",  t.  III).  W  muzeum  książ. 
Czartoryskich  w  Krakowie  przechowają 
się  dotąd  różańce  BadziwiUa  „Sierotki" 
i  króla  Jana  III.  W  skarbcu  częstochow- 
skim znajduje  się  różaniec  króla  Stefana 
Batorego  i  Jana  III,  złożony  jako  wotum 
przez  tego  ostatniego,  gdy  szedł  pod  Wie- 
deń. Nuncjusze  papiescy,  przyjeżdżając 
do  Polski,  przywozili  mnóstwo  różańców 
z  błogosławieństwem  Ojca  sw.  na  podar- 
ki dla  dostojników  kościelnych  i  bogatych 
dam,  a  Marescotti  w  relacyi  swojej  z  po- 
selstwa w  r.  1668  dodaje,  że  najwięcej,  ja- 
ko dary,  cenione  są  w  Polsce:  kosztowne 
różańce,  naczynia  z  kryształu,  esencje 
florenckie  (perfumy),  pachnące  mydełka, 
robione  kwiaty,  jedwabne  pończochy,  me- 
dale, relikwie  i  Agnus-Dei. 

RllbtsŻ— granica,  zwłaszcza  pomiędzy 
dwoma  krajami,  zapewne  tak  nazwana  od 
przerąbywanych  linii  w  lasach  i  zaciosów 
na  drzewach,  Bnbiesz  w  Inflantach 
oznaczał  włodarza  wiejskiego.  Czytamy 
np.  w  Vol.  leg.  (t.  III,  f.  49):  „W  ziemi  In- 
flanckiej Rubieszowie  i  Poknndziowie,  co 
po  naszemu  Włodarze". 

Rugi  —  zbadanie,  sprawdzenie  prawno- 
ści  wyborów  poselskich.  Nazwa  wzięta  ze 
starych  praw  niemieckich,  gdzie  die  Jiu- 
ge,  Rugen,  oznacza  śledztwo,  urzędowe 
badanie,  roztrząsanie.  Każdy  trybunał 
rozpoczynał  się  w  Polsce  od  .rugów  try- 
buDalskich",  każdy  sejm  od  „rugów  sej 
mowych",  które  niekiedy  2  i  3  dni  trwały. 
W  dniu  otwarcia  sejmu,  po  nabożeństwie, 
udawał  się  król  do  izby  senatorskiej,  a  za' 
siadłszy  na  tronie,  wobec  senatu  i  mini- 
strów przyjmował  marszałka  przesrfego 


dbyGoot^le 


RUMEL  PIKIETA.  — RUTA. 


sejmu  czyli  „starej  laski",  który  prosił 
króla  o  pozwoieaie  udania  się  ze  stanem 
rycerskim  do  izby  poselskisj  czyli  sejmo- 
wej dla  odbycia  tam  ragów  i  obrania  mar- 
szałka dla  sejmu.  Bugi  odbywał  marsza- 
łek przeszłego  sejmu  (lub  w  razie  jego 
nieobecności  pierwszy  z  porządku  poseł  z 
jego  prowincyi)  przez  rozpatrzenie  lan- 
dów sejmikowych  i  zapytanie:  czy  który 
z  posłów  nie  ma  jakich  zarzutów  przeciw 
posłom  i  ich  wyborom  ostatnim.  Po  przy- 
jęciu zarzutów,  nie  dopuszczano  na  ru- 
gach żadnych  głosów  pod  jakimbądż  po- 
zorem. Do  zarzutów  nalegało  np.  je2eli 
pos^,  przegrawszy  proces,  nie  spełnił  wy- 
roku sądowego  i  miał  ua  sobie  kondemua- 
tą.  Udowodnienie  zarzutu  powodowało 
unieważnienie  wyboru,  czyli  wyrugowa- 
nie z  sejmu  i  liczby  posłów  ziemskich. 
Stąd  powstało  w  języku  polskim  b^owo 
rugować,  wyrugować.  Kitowioz  powia- 
da o  czasach  Saskich,  ie  na  tych  rugach 
nieraz  dwa  i  trzy  dni  zes^o,  kiedy  polo- 
wie dwoiści  (t.  j.  przez  dwie  partje  sejmi- 
kowe, więc  w  podwójnej  liczbie  wybrani) 
z  jednego  powiatu  na  sejm  przybyli.  Ka- 
żda partja  pokazując  swoje  laudum  za 
ważne,  przeciwne  zaś  naganiając,  albo  też 
kiedy  poseł,  mając  na  sobie  kondemnatę, 
został  obrany  na  sejmiku  choć  bez  kontra- 
dykcyi,  nie  śmiał  się  tam  z  nią  popisywać, 
albo  choć  się  popisywał,  to  na  nią  nie  zwa- 
żano, lecz  tu  dopiero,  jako  w  miejscu  od 
gwałtu  wszelkiego  bezpiecznem,  zabiegł 
posłowi  w  oczy  marszałek  starej  laski  z 
posłami,  przeciw  którym  nie  dała  się  sły- 
szeć żadna  protestaeja  i  był  sędzią  zarzu- 
tów. A  że  pospolicie  każdy  stara  się  o 
przyjaciół,  którzyby  go  w  złym  razie  ra- 
towali—przeto pomienione  rugi  odprawia- 
ły się  z  wielkim  hałasem  i  zamieszaniem 
izby,  gdy  z  jednej  strony  do  zepchnięcia 
posła  z  funkcyi,  z  drugiej  do  utrzymania 
go,  forsa  się  natężała.  Ody  wszystko  nie 
skutkowało,  osobliwie  gdzie  magnata  siła 
przeciw  posłowi  dowodziła,  w  takim  razie. 


okryty  kosdemnatą,  lub  żle  obrany,  rad 
nie  rad  musiał  się  wynosić  z  kcJa  posel- 
skiego. Oczyściwszy  się  tym  sposobem 
lub  czystymi  pokazawszy,  dopiero  przy- 
stępowano do  obrania  nowego  marszałka. 
Choć  kto  miał  na  sobie  kondemnatę,  bez 
której  rzadko  bywali  wielcy  panowie  a  i 
mierny  szlachcic  niejeden,  tedy  byle  ob- 
jektant  nie  odezwał  się  przeciw  nismu 
przed  elekcją  marszałka,  już  pot^m  nic 
mu  zarzucanie  nie  szkodziło,  bo  gdy  wszedł 
in  aclivilatem  przez  wotowanie  na  mar- 
szałka, więc  go  wyzawać  nie  było  można 
i  zarzucający  umilknąć  musiał,  a  pos^ 
przy  funkcyi  pozostawał.  Rugiem  na- 
zywano w  m^ych  miasteczkach  i  na 
wsiach  badanie  sądowe  obyczajów  i  wy- 
stępków mieszczan  i  kmieci  zamieszanych 
w  sprawy,  gdzie  występni  jawnie  byli  ka- 
rani. 

Rumel  pikieta.  Ł.  Gołębiowski  mówi  o 
tej  grze,  że  zapewne  od  Francuzów  przy- 
jęta, lecz  grana  u  nas  była  w  karty  pol- 
skie. J.  Kochanowski  już  pisze:  „Bo  cho- 
ciaż rumla  nie  mam,  lecz  przychodzę  z 
braltem".  Za  Sasów  była  rumel  pikieta 
„z  pocztyljonami" . 

Rusznica,  ruśnica  —  strzelba  pro- 
chem nabijana.  Stryjkowski  w  XVI  wie- 
ku pisze:  „Giedymin  r.  1328  od  Krzyżaka 
kulą  z  ruśnicy  zabity;  bo  tego  czasu  ruś- 
nice  Niemcy  wymyślać  poczęli,  wszakże 
jeszcze  bez  krzosów",  Starowolski  wyraża 
się:  „Strzelcy  z  rusznicami  abo  arkabuze- 
rowie".  Kłokocki  powiada  o  Turkach,  że 
noszą  za  pasem  „pistolety  abo  krótkie 
ruszniezki". 

Ruta,  pierwej  niż  rozmaryn  do  wian- 
ków ślubnych  w  Polsce  używana  i  często 
przez  wierszopisów  polskich  w  XVI  i  XVII 
w.  wspominana,  a  doktor  Syreński,  mó- 
wiąc o  rucie  i  wrzekomo  rozlicznych  skut- 
kach, zapełnia  aż  24  stronic  w  swym  o- 
gromnym  zielniku.  Nie  traci  w  jesieni 
zielonych  listków  i  temu  zapewne  winna 
pierwotnie    swoje    obrzędowe  znaczenie. 


dbyGoot^le 


RUl— RYBAŁT. 


187 


Dziewczęta  siały  ją  w  swych  ogródkach, 
aby  przez  zimę  mieć  bukieciki  do  panień- 
skich włosów  i  wianek  na  wesele,  a  stąd 
wyrażenie  przysłowiowe  o  starych  pan- 
nach, że  „siejąnitkę",  znaczyło  że  nie  wy- 
chodzą za  mąż.  Herb,  zwany  Frzewoshi, 
ma  3  krzaczki  raty  na  tarczy  i  to  samo  w 
hdmie. 

Rui.  W  „Dykcjonarzyka  teatralnym", 
wydanym  w  Poznania  r.  1808,  czytamy 
pod  tym  wyrazem:  ,  Kto  nie  wie,  co  jest 
mż,  niechaj  z  pokorą  kobiet  się  o  niego 
zapyta.  Na  scenę  wychodzący,  chcąc  się 
z  ramieńcem  pokazać,  rużują  się,  lecz  ile 
w  takim  przypadku  ruż  jest  przyzwoitym, 
tyle  w  potrzebie  okazania  się  zbladłym 
jest  niedorzecznym.  1  tak  np.  mówi  ktoś 
do  innej  osoby:  „Ta  nagła  bladość  na  twej 
twarzy  dowodzi....  A  tu  ruża  pełno  na  gę- 
bie". Ł.  Oołębiowski  pisze  w  3- im  dzie- 
siątka lat  XIX  wieku,  że  „za  obyczajem 
francaskim  rużowania  się  lecąc  przedtem 
zapamiętale,  znaleziono  z  czasem,  że  i  an- 
gielska blado8<5  lica  ma  swoje  powaby,  i 
za  tą  znowu  idąc  modą,  albo  zbliżając  się 
do  natury,  zaniechano  go  całkiem  lub 
rzadko  używają  teraz  pomieuionego  ma- 
lowidła nasze  Polki".  Tu  dodać  można, 
że  szlachcianki  wiejskie,  prawie  zawsze 
rumiane,  nie  używały  ruża  nigdy, 

Rybałt  —  śpiewak  kościelny,  kantor, 
organista,  z  włoskiego  wyrazu  ribaldo  al- 
bo rubaldo.  Już  w  XIV  w.,  jak  świadczy 
archidjakoB  gnieżnioński,  swawolnych  du- 
chownych nazywano  rybałtami.  Rybałto- 
wie  bezdomni  przebiegali  całą  Polskę, 
przyjmowani  gościnnie  po  miastach,  zam- 
kach, dworach  i  klasztorach.  Śpiewali 
nie^łko  hymny  nabożne,  ale  także  dumy 
historyczne  i  piosnki  światowe.  Rybałto- 
wie  krakowscy  mieli  swoje  siedlisko  na 
Podgórza  i  stąd  Podgórczykami  często 
byli  nazywani,  Czasem  kilku  zebrało  się 
razem  i  jako  muzykanci  chodzili  po  dwo- 
rach szlachty,  a  zwłaszcza  w  zapusty,  aby 
przy  kuligach  i  weselach  zarabiać.     Od  r. 


1619  do  1640  między  wszystkimi  rybałta- 
mi  celował  Marcin  Zięba,  a  dobrawszy  so- 
bie 7-miu  towarzyszów,  przebiegał  całą 
Polskę.  Co  rano  odśpiewał  mszę  w  koście- 
le, potem  dopiero  szedł  do  dworu.  Miał 
pamięć  wyborną,  umiał  mnóstwo  piosnek 
wesołych,  rubasznych  i  historycznych:  o 
8W.  Stani^awie  Szczepanowskim,  o  bitwie 
pod  Grunwaldem,  o  Barbarze  Radziwił- 
łównie, o  wzięciu  Gdańska  i  t.  d.  Wielu 
panów  chciało  zatrzymać  przy  swoim 
dworze  Ziębę,  ale  on  przenosił  wolność 
nad  wszystko.  Potem  chodził  przez  lat 
kilka  samotnie,  aż  r.  1640  znaleziono  go 
bez  duszy  we  wsi  pod  Krakowem.  Wiek 
XVII  przyniósł  upadek  staroświeckim  ry- 
bałtom  w  Polsce.  Złożyło  się  na  to  wiele 
okoliczności,  np.  wielkie  wojny,  podczas 
których  wędrowanie  po  kraju  groziło  po- 
dejrzeniem i  szubienicą,  niemniej  upo- 
wszechnienie się  w  każdym  domu  książek 
drukowanych  i  lekceważenie  wszystkiego, 
co  nie  było  po  łacinie.  W  kazaniach  ks. 
Skargi  słyszymy:  „Teraz  z  rybaJtów  abo 
zdworzan,  z  żołnierzównastanduchowny 
idą".  Starowoiski  narzeka,  że:  „Ladzie  u- 
czone  z  urąganiem  rybałtami  zowiemy". 
Wiersze  wydane  w  r.  1632  pod  napisem: 
.Rybałt  stary  wędrowny,  dobrego  bytu 
szukający,  z  patrami  i  kantorami  rozma- 
wiający o  delicjach  śpiewaków,  kantorów 
i  żaków"  wystawiają  smutną  dolę  wędrow- 
wnego  rybałta.  Dość  obszernie  pisał  Wój- 
cicki o  rybałtach  w  „Starych  gawędach  . 
i  obrazach",  oraz  w  Tygodniku  Illustro- 
wanym  (w  t.  VIII,  r.  1863).  a  jakkolwiek 
są  to  więcej  lużneopowiadania  niż  rozpra- 
wy krytyczne,  to  jednak  mają  to  na  swo- 
ją obronę,  ze  przez  pół  wieku  po  Wójcic- 
kim nikt  krytycznie  przedmiotu  nie  opra- 
cował, a  poważnie  poruszył  go  dopiero 
poczęści  Leonard  Lepszy  w  swojej  rozpra- 
wie „Lad  wesołków  w  dawnej  Polsce" 
(Kraków,  1899  rok).  Ob.  także  rozdział 
„Rybałt"  w  dziele  Maciejowskiego  „Pol- 
ska i  Ruś"  t.  II,  str.  173. 


dbyGoot^le 


188 


Ryby,  rybactwo.  Jakkolwiek  ry- 
by od  czasów  pierwotnych  musiały  byó  w 
Polsce  jedDom  z  głównych  źródeł  poiiy- 
wienia  miejscowej  ludności,  to  jednak  do- 
piero od  czasów  zaprowadzenia  chrze- 
ścijaństwa i  postów  obowiązujących,  st^y 
się  w  pewnych  porach  roku  nieodzownym 
artykułem  żywności.  Za  doby  panowa- 
nia wPolsce  Piastów,  jadał  w  poście  gmin 
śledzia,  możniejsi  ryby  krajowe  lepszych 
gatunków.  Śledzie  solone  rozwożono  po 
krają  w  beczkach,  albo  nadziane  na  rożny 
(zapewne  wędzone).  Na  jedon  rożen  (o- 
czy  wiście  drewniany  a  nie  żelazny)  nadzie- 
wano do  30-tu  śledzi.  Musiał  byó  wielki 
odbyt  ryb  tego  rodzajn,  kiedy  Klemens 
Małopolanin,  zakładając  w  XIII  w.  klasz- 
tor w  Jędrzejowie  i  przeznaczając  dlań 
dochody  z  miasteczka,  warował  sobie  (ro- 
ku  r243),  ażeby  po  jednym  śledzia  z  ka- 
2dej  beczki  dawali  mu  handlarze,  jako  pa- 
nu miejscowema  (Raczyński,  Długosz). 
Było  po  kraju  wiele  stawów  i  sadzawek, 
które  dostarczały  ryb  na  długie  posty. 
Długosz  chwali  Przeolawa,  biskupa  wroc- 
ławskiego, że  bogobojny  ten  kapłan  lubił 
zakładać  sadzawki.  W  wiekach  owych  za- 
straegano  różnicę  sieci  (nabryda,  płachta, 
dragabica,  mszesza,  więcierz,  słompnica, 
przy  włok,  kłomia,  kidlo),  pory:  zimą,  latem, 
po  zaciągu  księcia,  brodząc,  w  łodzi,  tak 
daleko  jak  strzała  rzucona  z  młyna  sięg- 
nie, koło  gór,  w  środka  jeziora,  przy  brze- 
gu i  t.  d.  Wymienione  są  w  dokumentach 
ówczesnych  gatunki  ryb:  mrosty,  łososie, 
jesiotry,  bugle,  szczupaki,  węgorze,  siela- 
wy, liny,  karasie,  lipienie  i  t.  p.  Szajnocha 
w  dokumentach  z  XIV  wieku  znalazł  wy- 
mienione sieci  i  narzędzia  rybackie:  włó- 
ki, wędki,  więcierze,  potrestnice,  słabniee, 
wiersze,  zabrodnie,  niewody,  żaki,  oraz 
ryby:  łososie,  jesiotry,  czeczugi,  lipnie,  be- 
rzany,  ukleje,  kleszcze,  sielawy.  Niektó- 
rym poddanym  było  wolno  łowić  tylko  na 
nogach  stojąc,  czyli  brodząc,  t.  j.  bez  uży- 
cia czółna,    zatem  przy  brzegu.      Statut 


Kazimierza  Wielkiego  powiada,  że  ry- 
by wolno  łowió  w  starej  rzece  czyli 
rzeczysku  ludziom  z  obu  stron  brzegu 
mieszkającym,  gdzie  się  rzeka  bez  powo- 
du ludzkiego  inaczej  obróci.  Ale  jeśli  za 
dowcipem  ludzkim  obrócona  będzie,  tedy 
tylko  jedna  z  dziedzin,  przy  której  owo 
stare  rzeczysko  zostało,  marnieć  własność 
w  obu  brzegach  onej  rzeki  starej  albo  po- 
toczku. Ryby  w  jeziorze  lub  stawie  ktoby 
pokradł,  ma  za  nie  stronie  dosyć  uczynić. 
Prawo  z  r.  1496  nakazuje,  że  ryby  nie  sta- 
wieniem płotów  (jazów),  ale  sieciami  ło- 
wione być  mają  na  rzekach,  przez  które 
statki  chodzą  ( Vel.  leg.  I,  f.  258).  Na  stół 
młodego  królewicza  Zygmunta  I-go,  gdy 
przyjeżdżał  do  Krakowa,  jak  to  z  rachun- 
ków jego  widzimy,  kupowano:  łososie,  pło- 
cice, kiełbie,  śUzie,  karasie,  okonie,  klesz- 
cze  i  hpienie.  Wład.  Łoziński  w  dziele 
swojem  „Patrycjat  i  raieszezaństn  o  lwow- 
skie" opowiada,  że  w  X'VI  w.  kwiti  we 
Lwowie  międzynarodowy  handel  ryb. 
Mieszczanie  tamtejsi  kupowali  na  ten  han- 
del ryby  od  szlachty  z  jej  stawów  licznie 
urządzonych  na  Rusi  Czerwonej.  W  do- 
kumentach wspominane  są  najczęściej 
stawy:  doczowski,  szczerzecki,  zaleski,  bo- 
recki nad  rz.  Wrzeszycą,  kurowicki,  łoja- 
nowiecki,  januszpolski,  szulczyński,  ko- 
złowski,  za^wski,  podhajecki,  komarzań- 
eki,  kużmiński,  czerniatyński,  czernihow- 
ski,  malczycki,  buski  i  t.  d.  Filje  handlu 
rybnego  lwowskiego  potworzyły  się  w 
Busku,  Jaworowie,  Łucku  i  t.  d.  (str.  46). 
Ryby  suszone  i  solone  rozsyłano  ze  Lwo- 
wa w  najdalsze  strony  Polski,  dostawiano 
na  stół  królewski  (liny,  szczupaki)  a  na- 
wet zagranicę  (str.  75).  Za  Zygmunta  Au- 
gusta spraedawano  beczkę  ryb  po  36  grzy- 
wien (inne  szczegóły  ob.  tamże  str.  238). 
Hodowla  ryb  bardzo  się  w  ówczesnej  Pol- 
sce rozwinęła,  co  się  też  odbiło  i  w  piś- 
miennictwie. W  r.  1547  wydał  Dubraw- 
ski  we  Wrocławiu  książkę  łacińską'o  hodo- 
wh  ryb,  którą  wytłómaczył  na  język  polski 


dbyGoot^le 


Andrzej  Proga  p.  t.:  „Dubrowjnsza  Jano- 
sza o  rjbnikacli  i  rybach  ksiąg  pięcioro, 
z  przydatkiem  Joachima  Camerarjusza 
Medyka  Norymberskiego,  w  Krakowie". 
Olbracht  Stmmieński  w  dziełka  ,  O  spra- 
wie, sypanin,  wymierzaniu  i  rybieniu  sta- 
wów i  t.  d."  wydanem  w  Krakowie  1573  r. 
wspomina:  Czemiechów,  Niepi^omice,  Ba- 
bice ,  Szczyglice ,  Niegrów ,  Oświęcim, 
Pszczyną.  Pisemko  to  obejmaje  wszyst- 
ko, co  wówczas  wchodziło  w  zakres  sztucz- 
nego stawowego  gospodarstwa.  Stanisław 
ze  Strój  nowa  Strój  no  wski,  uzupełniając 
dziełko  Strumieńskiego,  wydał:  .Opisanie 
porządku  stawowego",  a  w  r.  1609  wyszło 
już  w  Krakowie  drugie  wydanie  tej  książ- 
ki,  Paweł  Palczowski  wymienia  w  roku 
1609  ryby  ruskie:  jesiotry,  wyże,  czeczu- 
ki,  łososie,  sielawy  i  leszcze.  Twardowski 
pisze:  „"Widaó  w  tej  wodzie  srebrne  mrzany 
i  pstrągi  nakrapiane'.  W  książkach  i  pa- 
pierach polskich  z  w.  XVII  i  XVIII  napot- 
kaliśmy jeszcze  następnjąco  nazwy. ryb: 
amemice,  anaba-iy,  byczki  lab  polosze, 
brzany  inaczej  zwane  barwanami,  rapami, 
boleniami,  biaiki,  banie  z  rodzaju  dwuzą- 
bów  (Diodon),  certy,  cierniki,  dubiele, 
drętwy,  fladry,  głowacze  i  głowacice,  jaz- 
garze,  jesiotry  świeże,  słone  i  wędzone, 
klenie,  krąpie,  koropie  (z  Dniepru),  klesz- 
cze, kiełbie,  konie,  łososie  bywały  świeże, 
sache,  gdańskie  i  duaaleckie,  wielkie  zwa- 
no krukami,  mientuzy,  minogi,  miecze 
(„w  rodzaju  Hiphias"),  obłączki,  okleję, 
perki,  płatajki,  porsze,  pałosze,  pyny  czyli 
lipienie,  romachlami  nazywano  w  FrU' 
siech  dorsze;  rogacze,  ślizie  czyli  śMnie, 
stokwisze,  świnki,  suchwy;  wyzinę  nazy- 
wano także  kózka,  wiorozuba  wyrozębem; 
szczupaki  byty  główne  i  łokietne;  bydli- 
nek  nazywał  się  śledź  wędzony.  Miaskow- 
ski  za  czasów  Zygmunta  III  tak  pisze  o 
poście: 

Co  gotują?  Węgorre,  śledzie,  szczuti  w  soli, 
WiiiDę,  lo9oś,  karpie,  brzuchom  na  post  gnolr, 
Ci  nie  mfślą  potężnie  t  dałem  watapić  n  szranki, 


Ale  kuflem  diTuuchym  cbcą  szlamować  dzbanki; 
Bo  jako  to  nie  tnoftlo  nigdf  bjć  bez  wodj. 
Niź  co  z  niej  wyciągnęły  konopne  niewody; 
Tak  po  śmierci  solone  brzydzą  się  nią  lasię, 
Ale  piwo  i  wino  każą  nosić  na  się. 

W  wielu  miastach  nadrzecznych  istniały 
konfraternje  czyli  bractwa  rybackie.  Cech 
rybaków  warszawskich  miał  swój  statut 
spisany  po  polsku  w  r.  1532,  W  kościele 
Panny  Maryi  na  Nowem  Mieście  w  War- 
szawie odbywało  się  dawniej  zawsze  w  dniu 
Św.  Barbary  nabo2ei!L8two  rybaków.  Jesz- 
cze za  czasów  Saskich  z  cierni  rodzinami 
i  swoją  czeladzią  zwykli  oni  na  raDoem  i 
wieczornem  znajdować  się  nabożeństwie, 
po  którem  rozdawali  ubogim  ryby,  jako 
jajmużnę.  Siarczyński  w  .Wiadomości  o 
Jarosławiu"  (str.  131)  pisze  o  konfratercii 
rybaków  nad  Sanem.  Piszący  to  wtajem- 
niczaj się  z  upodobaniem  podczas  młodo- 
ści swojej  w  życie  i  sposoby  rybaków  we 
wsi  rodziców  swoich  nad  Narwią.  Ryby, 
zamieszkujące  tą  rzekę,  zw^y  się  w  gwa- 
rze miejscowego  ludu:  scubet  (szczupak), 
jaż,  lesc,  okuń,  płotka,  mientnz,  piskorz 
lub  wiuD,  jezgarz,  kielb,  lin,  uklej,  biela- 
ga  lub  bielucha  zwana  także  bielizną  i  ka- 
raś. Z  Biebrzy  przypływała  niekiedy  do 
Narwi  babia-łyta  a  z  Wisły  niezmiernie 
rzadko  zabłąka  się  sam.  Dwór  łowił  ry- 
by niewodem,  chłopi  zaś  zastawiali  wier- 
sze i  żaki,  zaciągali  cbobotnią,  włókiem, 
drygubicą,  watą,  brodzili  z  kłomlą  czyli 
kłomką,  łapali  przy  jazach  na  podrywkę, 
jeździli  z  dróżką,  w  dzień  łowili  na  w^- 
kę  i  klucz,  w  nocy  na  wiosnę  przy  świetle 
łączy  wa  jeździli  z  ością,  która  sMadf^a  się 
z  żelaznego  zębatego  grzebienia,  osadzo- 
nego na  drewnianem  piechowisku.  W 
przygotowującej  się  do  draku  monografii 
dawnej  ziemi  BieUkiej,  stanowiącej  nie- 
gdyś północną  połowę  województwa  Pod- 
laskiego, rybactwo  na  górnej  Narwi  bę- 
dzie przedmiotem  dość  obszernego  roz- 
działa w  tem  kilkotomowem  dziele.  W 
zakończeniu  niniejszego  artykułu  o  ry- 


dbyGoot^le 


190 


RYDWAN. — RYNGRAF. 


bach  oadmienić  musimy,  że  ryba  wchodzi 
w  skład  berba  Glanbicz  a  dwie  ryby 
przedstawia  herb  Wadwicz.  Jest  jeszcze 
ryba  w  herbie  Mars  vel  Noga,  jak  rówaież 
w  herbie  miasta  Koropowa. 

Rydwan.  Polacy  wyraz  ten  utworzyli 
z  niemieckiego  Reitwagcn  a  nie  z  arab- 
skiego ridcwan,  znaczącego  płaszcz  zlożo- 
ny  z  dwach  opon,  jak  to  mniemał  ks.  Czar- 
toryski w  swym  Słowniczka.  Ponieważ 
rydwanem  nazywano  pojazd  okazały,  pań- 
ski, wiąc  też  rymopisowie  polscy  często 
wsadzają  weń  Feba,  np.  Dmochowski: 

, Kiedy  Feb  zlotowloi*;  na  horyzont  górny 

Dnia  trzeciego  wytoczy!  swój  rydwan  po- 
czwórny. 

Rymarz  znaczył  niegdyś  wierszopisa 
składającego  rymy.  Jeszcze  Keja  tak  na- 
zwano w  urzędowej  zapisce  z  roku  1546 
(Briickner). 

Rymfowanie.  W  artykułach  bractwa 
strzeleckiego  z  r.  1664  w  Krakowie  do  do- 
zwolonych gier  cichych  zaliczone  są:  a  r- 
caby.  mąkowanie  i  rymfowanie 
(Ł.  Golęb.  „Gry  i  zabawy",  str.  108). 

Rymsza.  Mickiewicz  pisze  w  „Panu 
Tadeuszu": 

.flSIawny  6w  proces  Ryiniizfiw  z  dominikanami. 
At  irygid,  wreszcie,  syndyk  klasztorny  ksiądz 

Skąd  jest  przysłowie;  większy  Pną  Bóg,  nii  pan 

By  nisza". 

Przysłowie  powstało  z  powodu  proce- 
su, prowadzonego  długo  przez  Ignacego 
Bymszę,  oboiuego  nowogródzkiego,  z  do- 
minikanami klasztoru  w  Polaweniu  (pow. 
Wiłkomierski),  a  zakończoaego  wygraną 
dominikanów. 

Ryndzia  —  nazwa  staropolska  dziewiąt- 
ki, czerwiennej  w  niektórych  grach,  np.  w 
chapance. 

Ryngort  —  pas  wierzchni,  którym  się 
opasuje  kulbaka  na  koniu.  Potocki  w  Ar- 
genidzie  pisze  (w  XVII  w.):  „Konie  w  ryn- 
gorty  wziąwszy  pod  brzuch  z  okrętu  wy- 
sadzają". 


Ryngraf  (z  niemieckiego  Ring-Kragen), 
inaczej  kaplerz  —  blacha  na  piersi,  służąca 
pierwotnie  ku  obronie,  zwykle  mosiężna, 
pozłacana  Inb  malowaaa,  owalna,   lab  w 


centm.  długi  i  13  n 


iewskich). 


kształcie  podobnym  do  tarczy,  a  niekiedy 
czworokątna,  z  wyrytym  na  niej  lub  wy- 
malowanym obrazem  N.  Panny  Często- 
chowskiej z  jednej  strony  a  z  drugiej  z 


»2.    ObrazN.M.  Panny  na  blasze  złoconej  z  XVII 
wieku,  noszony  na  piersi  pod  suknią  (22  cenL  wy- 
soki i  17  szeroki— ze  zbiorów  jeżewskich). 

Panem  Jezusem,  a  niekiedy  na  zbroi  lub 
na  koszuli  z  patronem  rycerza,  do  którego 
ryngraf  należał.  Kaplerze  taki©  czyli  ryn- 
grafy, poświęcane  na  Jasnej  Górze  lub  w 


dbyGoot^le 


RYNSZTUNEK.— RYTUAŁY  POLSKIE. 


191 


Ostrej  Bramie,  nosili  rycerze  polscy  na 
pieTBiach  na  zbroi  lab  na  koszali,  a  zawie- 
szamy im  je  zwykle  przy  błogosławieństwie 
matki  lub  babki,  żegnając  idących  na  woj- 


nę. Z  biegiem  czasu  ryngraf,  przybierając 
coraz  mniejsze  rozmiary,  przestał  być  o- 
broną  i  zoatal  symbolem  dla  oficerów  pie- 


choty,  będących  na  służbie,  noszony  przez 
lych  stale  tylko  w  czasie  wojny.  Około  r. 
1790  ryngrafy  zostały  skasowane  w  woj- 
ska polskiem;  wprowadzono  je  nanowo 
do  piechoty  Księstwa  Warszawskiego. 
Według  regulaminu  ryngraf  miał  być  po- 
złacany  z   orzełkiem   białym    pośrodku. 


Czasemorzetekbylotoczony  srebrnym  lau- 
rem i  miai  na  piersiach  numer  pułku.  W 
epoce  Królestwa  Kongresowego,  1815 — 
1830,  oficerowie  niżsi  piechoty  nosili  ryn- 
grafy srebrne,  a  wyżsi  czyli  sztabs  oficero- 
wie—pozłacane.    JS.  Gcmb. 

Rynsztunek  wojskowy,  czyli  całe  ozbro- 
jenie,  dawniej  zwał  się:  rysztunek  lub 
rastanek,  z  niem.  Riistung.  U  Tar- 
nowskiego {r.  1658)  zowie  się  to  rysztun- 
kiem,  u  Mączyńskiego  (r.  1564)  matunkiem. 
Wargocki  w  r.  1B09  drukuje  „Rystunek 
żołaierski".  Jakubowski  w  r.  1784:  „Ryn- 
sztunkowy, cekwart,  mający  dozór  zbro- 
jowni i  wszelkich  rysztunków". 

Rytrała,  z  włoskiego  —  obraz,  portret, 
konterfekt. 

Rytuały  polskie.  Rytu^em  nazywa  się 
dzisiaj  księga  kościelna,  wskazująca,  ja- 
kich obrzędów  i  modlitw  używać  mają  ka- 
płani przy  sprawowaniu  Sakramentów, 
błogosławieństw  i  modłów  publicznych. 
Dawniej  nosiła  ona  w  Polsce  nazwę  Agen- 
dy (ob.  Enc.  Siar.  1. 1,  str.  18),  która  to 
nazwa  była  powszechną  do  r.  1631,  t.  j. 
do  czasu  wydania  w  Krakowie  Rituale 
Kiacramentofum.  Odtąd  nie  spotykamy 
więcej  na  tytułach  wyrazu  Agenda,  lubo 
w  mowie  potocznej  starszych  księży  jesz- 
cze usłyszeć  go  można.  Rytuał  Piotr- 
kowski, dotąd  obowiązujący,  wydruko- 
wany w  Krakowie  r.  1631  in  4-o  mai  w 
dwuch  częściach,  zalecony  był  całemu 
krajowi  okólnikiem  arcybiskupa  Wężyka, 
datowanym  z  Łowicza  d.  15  marca  1631 
roku  a  ułożony  albo  raczej  z  rzymskiego 
z  uwzględnieniem  zwyczajów  i  tradycyi 
narodowych  polskich  przerobiony  przez 
trzech  mężów  na  dwuch  synodach  prowin- 
cjonalnych, którym  do  pracy  tej  odpowie- 
dnie dano  wskazówki.  W  modlitwach  i 
litanii  do  wszystkich  świętych  rytuał 
Piotrkowski  wymienia  następujących  jako 
patronów  polskioh:  św.  Stanisława,  Wac- 
ława, Wojciecha,  Florjana,  Kazimierza  i 
Jacka.    Szczegółowy  rozbiór  tego  rytuału 


dbyGoot^le 


192 


RYWUŁA.— RZECZY  ŚWIĘTE  I  PUBLICZNE. 


i  znajdających  się  w  36  jego  miejscach 
pewnych  dodatków  i  odmiau  w  porówna- 
nia z  rylnalem  Rzymskim  poda)  ks.  Ma- 
rjan  Falman  w  dziełka  .Rytuał  Rzymski 
a  Piotrkowski",  Kraków,  1896  r. 

Rywuła.  Tak  zwano  przednie  słodkie 
wina  południowe,  morzem  do  Polski  przy- 
wożone. W  Vol.  legum  czytamy:  „Wina, 
które  morzem  przychodzą,  francuskie, 
włoskie,  hiszpańskie  rywuly"  (t.  II,  fol, 
1253). 

Rzaz  —  wyrzezany  karb,  cios,  rznięcie. 
Solski  w  XVII  w.  pisze:  „W  drzewie  tym 
cieśla  uczyni  piłką  rzazów  14,  głębokich 
na  półtora  cala".  Mając  powyższy  wyraz 
polski,  zapożyczyliśmy  pomimo  to  od  Niem- 
ców w  tem  samem  znaczenia  dla  traczón 
wyraz  Schnitt.  Linde  miesza  rzaz  ze 
zrazem,  znaczącym  latorośl  do  szcze- 
pienia, ale  nam  się  zdaje,  że  zraz  w  sado- 
wnictwie jest  to  poprosta  zrzez  czyli  zrze- 
zana  latorośl  do  zaszczepienia  na  zrzeza- 
nym  dziczku. 

Rząd,  rzfd  w  dawnej  polszczyżoie  o- 
znacz^  cały  przystrój  na  konia,  t.  j.  sio- 
dło z  czaprakiem  i  pokryciem  wierzchniem, 
z  ozdobną  uzdą,  podpierałem  i  podogoniem. 
Lipoman  w  swoich  pamiętnikach  powia- 
da, że:  nStroją  Polacy  konie  w  złoto,  sre- 
bro, perły,  drogie  kamienie;  strzemiona 
ich  bywają  dote".  Stąd  też  mamy  przy- 
słowie na  określenie  bogatego  daru:  „do- 
stać konia  z  rzędem".  Siądzenie  czyli 
siodło  i  czaprak  bywał  z  litej  materyi, 
'  dłuższy  od  mitaka,  krótszy  od  dywdyka. 
M.  Rej  pisze:  „^oń  za  pięćset  złotych, 
rząd  za  drugie,  nuż  owe  alzbanty,  nuż  o- 
we  kutasy".  Nie  brakło  i  wzorów  przy- 
wożonych do  Polski.  Z  opisu  wyprawy 
Katarzyny,  ma^onki Zygmunta  Augusta, 
sporządzonego  w  Krakowie  r.  1553,  wi- 
dzimy, że  było  tam  siodło  dla  królowej  w 
kwiatki  jedwabne  czarne  z  czaprakiem  i 
pokryciem  wierzchniem,  z  uzdą,  wszystko 
frendzelką  otoczone.  Dwa  rzędy  dla  kró  ■ 
lowej  z  jedwabiu  czarnego  z  czaprakami, 


u  których,  frendzle.  Siedem  rzędów  dla 
dziewic  z  jedwabiu  czarnego  z  Irendzlami 
i  14  czapraków  takichże.  Dla  królowej 
rząd  jedwabny  czarny  z  czaprakiem  spod- 
nim i  wierzchnim,  uzdeczką  ze  złota  nit- 
kowego i  jedwabiu,  sznurkami  złotymi. 
Rząd  jedwabny  purpurowy  z  sztuczkami 
złocistemi,  czaprakiem  purpurowym  z 
frendzlą  złotą  nitkową.  Dawny  ubiór  na 
konia  z  purpury,  czaprak  złotem  wyrabia- 
ny i  irendzla  takaż.  7  rzędów  dawniej- 
szych dla  jednochodników,  ozdoby  z  je- 
dwabiu czerwonego  służą  dla  dziewie.  Da- 
wny rząd  purpurowy  wraz  z  czaprakiem 
spodnim  i  wierzchnim,  frendzlą  złotą. 
Na  jednochodnika  rząd  jedwabny  czarny 
z  sztukami  ztotemi.  Trzy  pary  strzemion 
docistych,  z  tych  jedoa  ze  srebra  pozła- 
cana. Strzemion  para  złoconych  dla  wo- 
źnicy. Ostrogi  złocone  dla  tegoż.  8  złoco- 
nych sztuk  do  wędzideł.  3  żelazne  wędzi- 
dła krygowe  pomacane  diakoni  twardo- 
ustych.  Sam  król  Zygmunt  August  miał 
siodła  pokryte  aksamitem,  pukle  do  nich 
i  zankle  srebrne,  rzędy  i  siodła  włoskie, 
adziamskie,  husarskie  zlotem  i  srebrem 
haftowane,  burze  na  konie,  deki  do  goni- 
twy, rozmaite  kutasy,  kulasy  kozackie, 
kosztowne  czapraki  z  sukna  czerwonego 
włoskiego  z  orłem  wyrobionym  z  atjasu 
białego  i  zieloną  obwódką  atłasową. 
Rzeczy  świfte  ł  publiczne.  Rzeczy  wo- 

góle  nieprywatne  dzielono  na:  święte,  res 
sacrac,  ku  czci  bożej  poświęcone,  jak  ko- 
ścioły, ołtarze,  sprzęty  ofiarne,  krzyże  i 
figury  przy  drogach  i  t.  p.j  rzeczy  godne 
poszanowania  religijnego,  res  religiosac, 
jak:  groby,  cmentarze  i  rzeczy  publiczne 
nietykalne,  jak:  mury,  wały  miasta  i  bra- 
my. Nazwy  te  nie  były  używane,  ale  rzecz 
sama  była  znana.  Jagiełło,  w  przywileju 
wydanym  w  Jedlni  ( Vol.  legum  I,  f.  90) 
wszystkie  kościoły  nazywając  aedessacras, 
przy  wolnościach  i  prerogatywach  zacho- 
wuje. Kościoły  i  klasztory  były  azylami, 
z  których   nawet   zbrodniarzy  wyciągać 


dbyGoot^le 


RZEK 


nie  było  woloo,  z  pewnymi  wszakże  wy- 
jątkami w  Statooie  Zygmunta  I  (  Voi.  leg. 
I,  f,  678)  wymienionymL  Klasztory  pa- 
nieńskie i  koidoly  zabezpieczała  konaty- 
tncja  z  czasów  Zyginnnta  HI  ( Vol.  leg., 
m,  281).  W  przywileje  dla  żydów  zabro- 
niono  im  braó  w  zastaw  ubiory  koń- 
oielne.  (Bandtkie  fus,  Pol.  atr.  5).  Bra- 
my miejskie  ktoby  gwałcił,  mif^  byó  ka- 
rany podłng  Statntu  Toruńskiego  ( Vol. 
Ug  f.  1241). 

Rzek).  Na  oznaczenie  rzeki  pomniej- 
szej bogata  mowa  polska  miała  sporo 
nazw,  np.:  potok,  rostok,  rostoka,  zestoka, 
otok,  prądnik,  stmga,  stmja,  stok,  stoczek, 
strumień,  stmmyk.  Pod  nazwą  strumień 
rozumiano  zwykle  bystrą  wodę,  strugą 
zad  nazywano  częściej  wodę  leniwą.  Stok, 
który  w  biega  swoim  znikał  w  piaszczy- 
stych pokładach  ziemi,  zwano:  ponild!y 
stok,  ponik,  ponikwa,  ponikiew,  przeginia. 
Ze  stokami  wiązały  się  i  nazwy  miejsco- 
wości, jak  np.:  Bi^y-stok,  !Ró2any-stok, 
Wysoki-stoczek,  Jałbrzyków-stok.  Dawne 
łożysko  rzeki,  która  zmieniła  swój  kieru- 
nek, zwano:  rzeczysko,  rzeezyca;  strugi 
zaś  —  stmłysko.  W  rzekach  odróżniano 
wody  białe  czyli  nieprzezroczyste  i  prze- 
zroczyste a  głębokie,  które  zwano  czame- 
mi.  Do  białych  wód  należała  Wisła,  do 
czarnych  największy  z  jej  dopływów  Na- 
rew. Są  także  dopływy  Wisły:  Czarny  i 
Bit^y  Dunajec,  Czarna  i  Biała  Przemaza, 
oraz  dopływy  Niemna:  Czarna  i  Biała  Hań- 
cza. Wisłę  w  dawnych  wiekach  nazywał 
Plinjusz  Vislula,  Isłula,  Marcellinus  Bis- 
sula,  Fompejusz  Visula,  Jornandes:  Vistu- 
la,  Viscla.  Dawni  pisarze  polscy  wywo- 
dzili tę  nazwę  błędnie:  Długosz  od  wody 
wiszące;',  wisiej,  niby  w  wodospadach  u 
iródet  swoich  zawieszonej,  Rzączyński 
wyprowadzał  od  wiosła.  Że  jednak  lud 
polski  zw^  Wisłę  .Białym-dunajem,  Bia- 
Ją-wodą"  a  w  języku  średniowiecznych 
Ootów  kolor  biały  brzmiał:  wais,  wis,  więc 
Goci  to  przetłómaczyli  polską  nazwę  „bia- 

BwTU(q>cd)a  łlarapolska,  lom  IV. 


łej  wody"  i  wędrując  po  Europie,  upo- 
wszechnili formę  cudzoziemską,  z  której 
pozostała  łacińska  Vis  lula,  niemiecka 
Weichsel  i  spolszczona  Wisia.  Ptoleme- 
usz w  2-im  wieku  po  Chrystusie  nazywa 
całą  sieó  wód  Dnieprowych  Borystenem, 
uważając  górny  Dniepr,  Berezynę  i  Pry- 
peć  za  3  ramiona  Borystenu.  Dniestr  u 
Ptolemeusza  nazywa  się  Tyra^— Niemen 
starożytni  zwali  Chronus,  Litwini:  Nie- 
manas,  Niemcy — Memel.  Wogóle  nazwy 
rzek  i  tkwiące  w  tych  nazwach  pierwiast- 
ki należą  do  najstarszych  pomników  ję- 
zykowych, czego  dowodem  są  pokrewne 
brzmienia  wielu  nazw  w  różnych  krajach. 
O  nazwach  rzek  małopolskich  pisał  prof. 
Tad.  Wojciechowski  w  uczonem  dziele 
swojem  „Chrobacja"  str.  276  —  278.  My 
zebraliśmy  tutaj  z  dyplo  mat  ar j  uszów  pol- 
skich  prawie  wszystkie  nazwy  rzek  i  je- 
zior, znajdujące  się  w  dokumentach  z  XI, 
XII  i  XIII  wieku  i  podajemy  jak  nastę- 
puje w  porządku  alfabetycznym  z  datami 
dokumentów;  Bachora  (Bachorza)  r.  1136; 
Bobrowa  r.  1300;  Bóbr  r.  101  &;  Brzeźnica, 
struga,  pod  Jędrzejowem,  nazwana  tak  od 
brzozowego  lasu,  z  którego  wypływała, 
nosi  tę  nazwę  w  r.  1153  i  tak  samo  zowie 
się  dzisiaj;  Bug  r.  1065;  Ch^mnica  r.  1228; 
Chelcąca  r.  1300;  Chechel  r.  1228;  Dłub- 
Dia  r.  1222;  Dobra  r.  1201;  Dobrzesza  rok 
1246;  Drawa  r.  1300;  Drwęca  r.  1222;  Du- 
najec r.  1125;  Dunajec  nigra  i  Dunajec  al' 
ba  r.  1254;  Dbra  (Brda)  r.  1166;  Goplo  r. 
1293;  Gąsawa  r.  1136;  Jaworówkar.  1270; 
Jadków  r.  1270;  Jeziorko  r.  1296;  Kaka- 
wa  r.  1283;  Kamienica  r.  1228;  Kłodnica 
r.  1260;  Korytnica  r.  1242;  Lnciąża  roku 
1242;  Łaba  r.  1120;  Łomnica  r.  1248;  Łą- 
ka fl.  r.  1250;  Mogilnica  r.  1278;  Mozga- 
wa  r.  1200;  Myrawa  r.  1243;  Nakla  r.  1120; 
Narew  r.  1065;  Niegutka  r,  1256;  Noteć  r. 
1299;  Nyrr.  1136;  Obra  r.  1247;  Odra  r. 
1016;  Oława  r.  1206;  Ołobok  r.  1136;  O- 
rzyca  r.  1193;  Osa  r.  1222;  Pilica  r.  1136; 
Plutwica  r.  1136;  Ponikwa  rivzila  r.  1259; 


dbyGoot^le 


lU 


K      I. 


Poprad  r.  1244;  Poronin  r.  1254;  Prądnik 
r.  1257;  Rabar.  1254;  Rawa  r.  1274;  Ruda 
r- 1271;  Rudawa  w  XIII  w.;  Ruz  (Raiec) 
r.  1236;  Sedlnica  r.  1287;  Skawa  r.  1228; 
Skawina  r.  1278;  Skawica  1287;  Sreniawa 
r.  1244;  Stobrawa  r.  1274;  jezioro  Stndzie- 
niczno  (Stuzenishno)  r.  1296;  Styr  (Ztir) 
r.  1086;  Tuczno  r.  1209;  Widawa  r.  1175; 
Wirfa  (Yialam)  r.  1065;  "Wysla  r.  1120; 
Wyszła  r.  1289;  Wistoka  r.  1190;  Wiosło- 
wa r.  1254;  Wojbora  r.  1262;  Wojborica 
r- 1228;  Wolborica  r.  1228;  Warta  r.  1235; 
Wirbec  r.  1296;  Zglowędar.  1155;  Zglo- 
wiądka  (zapewne  dzisiejsza  Zgłowiączka) 
r.  1254.  Kronikarze  piszą  o  Swi^top^ku 
pomorskim,  że  chcąc  szkodzić  Polsce,  ob- 
saczył  r.  1242  wszystkie  drogi  wodne  czy- 
li żeglarskie  (oczy  wiście  przy  ujściach  Wi- 
B^y)-  O  „jazach"  (plotach  rybackich)  na 
Wiilo  jeet  wzmianka  pod  r.  1289.  Prof. 
Ad.  Pawiński  odszukał  w  archiwach  liz- 
bońskich i  madryckich  relacjekapców  tam- 
tejszych o  drogach  wodnych  za  czasów 
Władysława  Jagiełły  do  spławu  drzewa 
masztowego  Narwią,  Wisłą  i  morzem  dla 
flot  ich  krajów.  Kasz  Długosz  pisze  w 
w.  XV:  ,Wisła  spławem  swoim  morzu 
dostarcza  rozmaitego  rodzaju  drzewa  dę- 
bowego, cisowego,  na  opał  i  budowę  sta- 
tków, Biadty,  popioln,  jesionów,  płótna, 
terpentyny,  żywicy,  wosku,  miodu,  oło- 
wiu, 2elaza,  zboia  i  wielu  innych  rzeczy, 
któremi  porty  Anglii  i  Flandiyi  ^yną, 
z  krain  polskich".  Jeszcze  Kazimierz  W., 
aby  podżwignąó  dobrobyt  Polski  i  Rusi, 
wiele  łożył  kosztów  i  pracy  dla  udogod- 
nienia dróg  wodnych.  Jagiellonowie,  idąc 
za  danym  przez  Kazimierza  przykładem, 
rozwijali  usilnie  uporządkowanie  spławu 


na  rzekach.  Na  pierwszym  walnym  sej- 
mie za  Kazimierza  Jagiellończyka  w  Piotr- 
kowie r.  1447,  stan^  ważna  uchwała  o 
swobodzie  spławu,  ponawiająca  prawo 
Kazimierza  W.,  mocą  którego  były  por- 
toweiwoluedla  wszystkich:  Wida,  Dniepr, 
Styr,  Narew,  Bug,  Warta,  Dunajec,  Wi- 
słoka, Wieprz,  San,  Tyśmienica,  Nida 
i  Prosną.  W  r.  1496  przydano  do  nich: 
Drwęcę,  Brdę  i  Noteó,  zabraniając  budo- 
wania „jazów"  na  rzekach  publicznych,  a 
dozwalając  tylko  sieciami  łowić  ryby.  W 
Voluminach  legum  mamy  liczne  prawa  o 
użyciu  wód.  Prawo  polskie  dzieliło  rzeki 
na  spławne  (nwoigabiles)  i  niespławne. 
Pierwsze  były  publiczne  czyli  królewskie 
{fiumina  nostra  regia),  wolne  do  żeglugi 
dla  wszystkich,  a  wszelkie  tamy,  jazy, 
młyny  znieść  na  nich  kazano.  Sejm  w  ro- 
ku 1507  określił,  że  rybołówstwo  na  rze- 
kach takich  należy  do  właścicieli  brzegów, 
a  każdy  naprzeciw  swoich  gruntów  ma 
prawo  łowić  ryby  na  całej  szerokości. 
Rzeki,  nieuznane  za  sj^awne,  zwano  dzie- 
dzicznemi,  a  gdzie  stanowiły  granicę  dóbr, 
tam  połów  ryb  każdemu  właścicielowi  był 
wolny.  Gdyby  właściciel  jednego  brzegu 
zwrócił  koryto  i  bieg  wody  ze  szkodą  są- 
siada, to  statut  Litewski  nakazywać  daw- 
ny kierunek  przywrócić.  Najlepsze  pra- 
wo o  użyciu  wód  było  Mazowieckie  i  jako 
posiłkowe  w  innych  prowincjach  nieraz 
służyło.  Zabraniało  ono  na  rzekach  spław- 
nych  budowania  młynów,  jazów  i  pobie- 
rania myta  pod  bardzo  surowemi  karami. 
Konstytucja  z  r.  1613  dała  każdemu  wol- 
ność doświadczania  spławnoścl  rzek  in- 
nych i  urządzania  żeglagi  tam,  gdzie  jej 
nie  było. 


dbyGoot^le 


z  Biblii  Lsopolitf  r.  15S1.     Z  dyplomu  pergamiaowego  e  kancelaryi         Z  rękopisu  polskiego 
ZjgmuoU  lU  r.  1606.  r.  1638. 


Saf]an,  safijan,szafjan(z perskiego 
i  tureckiego  sachtijan)— skóra  wypra- 
-wioDa  kolorowo,  przywożona  niegdyś  do 
Polski  7.e  Wschodu,  głównie  na  obuwie 
męskie  i  żeńskie.  Prawdopodobnie  na- 
zwą tę  przynieśli  Tatarzy,  którzy  osiedla- 
ni w  Polsce  zajmowali  się  wyprawą  sa- 
ganów. Ł.  Gołębiowski  pisze:  „Nastały 
potem  angielskie  różnokolorowe  safjany, 
mamy  dziś  własne". 

Sa]a  —  materyjka  włoska,  cienka,  lek- 
ka {ob.  Vol.  leg.,  III,  i.  81,  r.  1643).  Wspo- 
minają tę  tkaninę:  Twardowski,  Otwinow- 
eki  i  inni.  Bywały  saje  wzorzyste. 

Sajan,  sajanik,  sagaj — suknia, wspo- 
minana przez  wielu  pisarzy  polskich  w 
XVI  w.  Górnicki  pisze  w  „Dworzaninie": 
„Kto  we  Włoszczyżnie  się  kocha,  niechaj 
zbytnie  krótką  sukienkę,  sajan  przed  so- 
bą nie  zawarty,  zarzuci". 

Sajeta  —  sukno  cienkie  zagraniczne. 
Chwalono  sajetę  angielską  i  sedańską. 
„Król  w  błękitnej  sajecie  na  czele  pułku 
staje"  —  powiada  Kochowski, 


Sajdak  czyli  sahajdak,  ztatarskiego 
sadak  —  to 
samo,  co  koł- 
czan, pochwa 
na  strzały.  La< 
bo  broń  ogni- 
sta dawno  we- 
szła w  użycie, 
jednakowoż 
jazda  polska 
lubiła  nży  waó 
laku  i  strzał 
noszonych  w 
sajdaku.  Przy- 
czyną tego  by- 
ła możność  ra- 
ienia  nieprzy- 
jaciela bez  hu< 
ku,  oraz  i  to, 
te  dawni  woj- 
skowi, nie  ma- 
jąc jeszcze 
mundurów, 
odznaczają- 


dbyGoot^le 


196 


SAKIEWKI. 


cych  ich  od  ogółu  szlachty,  również  jak  o- 
ni  w  broń  białą  uzbrojonej,  używali  sajda- 
ków,  czasem  i  bez  luku,  dla  odznaczenia 
swego  staną  żołnierskiego.  Łuk  z  sajdakiem 
był  charakterystyczną  bronią  dawnej  jazdy 
pancernej.  B.  Gemb.  Sajdaczny,  sa- 
hajdaczny,  sajdaoznik  ozoacieał  n- 
zbrojonego  łukiem.  Na  wzór  hetmanów 
polskich,  którzy  byli:  wielcy  i  polnie 
Kozacy  mieli  także  dwojakich.  Ich  het- 
man wielki  zwał  się  buńczucznym,  ie 
buńczuk  turecki  przed  nim  noszono,  mniej- 
szy zaś  ożyli  polny  zwany  był  sahajda- 
cznym. 

Sakiewki  do  pieniędzy  robiono  w  XYIII 
wieku  sposobem  szmuklerskim,  z  jedwab* 
nych,  srebrnych  lub  złotych  sznureczków 
wiązane  jak  torby  myśliwskie;  bywały, 
pończoszkową  robotą,  na  drutach,  haczy- 
kiem lub  igłą,  gładkie,  w  pasy,  wzorki,  na 
kanwie  prostej,  złotej,  srebrnej,  z  perdek, 
paciorek  drobnych  i  stalkowe.  Upominek 
to  był  matki  dla  syna,  którego  na  świat 
wyprawiała  z  błogo^awieństwem,  dając 
dukat  z  N.  Panną,  którego  w  ostatniej 
chyba  u2yó  wolno  było  potrzebie;  upomi- 
nek siostry,  krewnej  lub  kochanki  na  dzień 
imienia.  Włosami  czasem  wyrabiano  cy- 
frę lub  napis  jaki.  Zakonnice  po  klaszto- 
rach mnóstwo  wyrabiały  sakiewek,  obda- 
rzając niemi  tych,  którym  grzeczność  ja- 
kąś uczynić  chciano.  Trudniły  się  tern  i  o- 
soby  możne  podeszłego  wieku  a  pamiątka 
z  rąk  ich  była  szanowną.  Sakiewki  wy- 
szły z  powszechnego  użycia  w  3-em  ćwierć- 
wieczu XIX  w.  zastąpione  portmonetkami, 

Sakramentki.  Królowa  Marja  Kazimie- 
ra, tona  Jana  Sobieskiego,  spełniając  ślub, 
uczyniony  podczas  wyprawy  pod  Wiedeń 
jej  męża,  sprowadziła  r.  1687  do  Polski 
zakonnice  zFraacyi,  oddające  się  nieusta- 
jącej czci  Zbawiciela  wNajaw.  Sakramen- 
cie. Na  mieszkanie  zaknpiła  im  w  War- 
szawie, na  Nowem  Mieście,  dwa  domy  z  o- 
grodami  od  Adama  Kotowskiego,  stolni- 
ka wyszogrodzkiego,  i  kawał  ziemi  nad 


Wisłą  od  Kacpra  Waltera,  rajcy  miejskie- 
go, gdzie  wybudowała  klasztor  i  kościół. 
Był  to  z  kolei  ósmy  klasztor  tego  zakonu 
w  Europie.  Drngi  zaś  dom  tej  reguły  w 
Polsce  fundowany  został  w  początkach 
XVIII  w.  we  Lwowie.  W  obu  otworzony 
został  pensjonat  czyli  szkoła  żeńska. 
Zwierzchnictwo  nad  szkolą  miała  mistrzy- 
ni, wykłady  prowadziły  zakonnice,  nau- 
czycielki świeckie  i  profesorowie  szktU  pu- 
blicznych. Ponieważ  zgromadzenie  sakra- 
mentek  przez  długi  czas  werbowało  się 
głównie  z  samych  Francuzek  i  dziewic, 
pochodzących  ze  znakomitych  rodów  pol- 
skich, otoczone  więc  było  wyjątkową  pro- 
tekcją arystokracyi  polskiej.  Król  Jan  III 
podarował  sakramentkom  warszawskim  w 
upominku  swój  płaszcz  koronacyjny,  n- 
słany  koronkami,  złotem  i  srebrem,  z  któ- 
rego sporządzony  ornat  kościelny  do  dziś 
się  przechowuje  i  jest  ażywany  na  uroczy- 
stość Zielonych  Świątek.  W  r.  1848  Komi- 
sja oświecenia  w  Królestwie  pozwoliła  sa- 
kramentkom tylko  na  internat,  t.  j.  pen- 
sjonat dla  uczennic,  mieszkających  we- 
wnątrz murów  klasztornych;  w  pełnym 
rozkwicie  przetrwał  on  do  d.  27  listopada 
1S64  r.,  w  którym  został  zamknięty. 

Salaria.  Tak  nazywano  wszelkie  opłaty 
za  pisanie  i  czynności  urzędowe,  których 
szczegółowe  taksy  uchwalone  na  sejmach 
podają  Vol.  leg.  Były  więc  salaria  albo 
pamiętne  sądowe  i  pisarskie,  salaria 
kancelaryi  królewskiej,  notarjnsza  dworu 
biskupiego,  salaria  urzędnikom  ziemskim 
i  grodzkim,  W  r.  1576  postanowiono  inne 
salaria  przysięgłym  miernikom  ziemskim 
od  włóki  miary  chełmińskiej,  w  której  30 
morgów  w  jednem  miejscu  zawiera  się,  a 
inne,jeżelimorgitesą  narożnych  miejscach. 
W  tym  ostatnim  wypadku  mieli  brać  a& 
po  szelągu  od  morga,  a  za  pobranie  więcej 
płacić  karę  wysoką  60  marek  srebra.  Po- 
stanowiono to  głównie  w  celu  opieki  nad 
zagrodowymi  posiadaczami  ziemi.  Sala- 
ria nie  były  jednakowe  w  całej  Rzplitej, 


dbyGoot^le 


SALSA.  — SAMOWTÓR. 


197 


bo  każde  województwo,  świadome  najle- 
piej Bwoich  potrzeb,  stanowiło  na  swoich 
sejmikach  jak  chdi^o,  co  sejm  walny  zwy- 
kle  sankcjonował.  Tak  wi^  np.  w  Voł. 
leg.  figorują  Salaria  Mazowieckie  z  r.  1576, 
zastrzegające  między  innemi,  że  pisarze 
nic  brać  nie  mają  od  czytania  przywile- 
jów wszelakich  i  listów  sądowych,  które 
w  aktach  będą  poMadane,  ani  od  wyszu- 
kania rzeczy  w  księgach  od  roka  dopiero 
zapisanych. 

Salsa,  salsza  —  kwaskowata  przy- 
prawa do  potraw,  zwykle  sos  z  octem 
pieprznym  robiony.  Mączyfiskt  w  rfnw- 
nika  z  r.  1!)64  pisze:  „w  czym  co  macza* 
ją,  przysmak,  szalsza".  Syrenjasz  mó- 
wi o  jednej  z  roślin:  ,  z  liścia  tego  ziela 
czynią  salsze  i  polewki". 

Salvo  regreiau.  Obyczaj  sejmów  pol- 
skich przepisywał,  te  w  pewnych  razach 
izba  poselska  łączyła  się  z  izbą  senatorską. 
Ponieważ  zaś  w  każdym  razie  przed  za- 
kończeniem sejmu  na  dni  5  obowiązana 
była  się  łączyć,  przeto  król  mógłby  był 
sejm  rozwiązać  przy  połączenia  się  izby  w 
innym  celu,  niż  dla  zakończenia.  Obawia- 
jąc się  tego,  posłowie  mieli  zwyczaj  za- 
strzedz  sobie  u  króla,  ie  choćby  się  zbli- 
żał koniec  sejmu,  to  król  rozwiązania  nie 
ogłosi,  ale  pozwoli  jeszcze  im  wrócić  do 
swojej  izby  dla  załatwienia  spraw.  Pc^- 
czenie  się  izb  z  tym  warunkiem  nosiło  na* 
zwę  sah)o  regressu,  czyli  z  prawem  cofnię- 
cia się,  z  prawom  poszukiwania  na  nowo. 

Sałamacha  —  zacierka  czy  lemieszka 
z  krup  owsianych  lub  jęczmiennych.  Tłó- 
macz  Gwagnina  za  czasów  Zygmanta  III 
pisze:  .Kiedy  który  z  Moskali  chce  lepiej 
zjeść,  sztuczkę  słoniny  do  krup  uwarzo- 
nych wrzuciwszy,  onę  salamachę  oma- 
ści", Potocki  w  ,  Wojnie  Chocimskiej"  mó- 
wi: „O-dy  im  anitołokna,  ani  sałamachy 
stawało". 

Samołówk]  na  dzikie  zwierzęta.  Pra- 
wie każdy  gatunek  zwierzyny  naal  w  my- 
śliwstwie  polskiem  oddzielne  na  siebie  sa- 


mołówki.  Ł.  Gołębiowski  w  dziele  „Ory  i 
zabawy"  wymienia  następujące:  „stopiec", 
.stępica"  mała  na  zające,  większa  na  lisy, 
największa  na  wilki,  „cewka'  na  lisy,  żela- 
za rozmaite,  np.  „denkowe,  łapkowe,  stem- 
plowe, talerzykowe,  karkowe  albo  sybir- 
skie,  berlińskie  i  bobrowe"  (na  bobry), 
„zręby"  na  dziki,  , dół  wilczy'  na  wilki, 
„nasadka".  Samotówką  nazywano  przy- 
gięte siłą  rosnące  młode  drzewko,  które, 
gdy  zwierz  poruszył  przynętę,  odprosto- 
wując  się  nagle,  dusiło  go  podniesieniem 
do  góry.  „Deska"  czyli  „tłuczek*  był  to 
gatunek  samołówki,  zabijającej  kuropat- 
wy, „Dołek"  eluży  do  chwytania  słowi- 
ków, .gałązka  lepowa"  —  do  najdrobniej- 
szych ptaszków.  „Jastrzębcem"  zwano  sa- 
mołówkę  na  ptaki  drapieżne.  „Kuwiek, 
potrzask,  ponik,  łapka,  polapka",  były 
także  pastkami  na  zwierzęta  i  ptactwo. 
.Samotrzaskiem"  nazywano  klatkę,  za- 
mykającą się  po  wejściu  do  niej  ptaszka, 
„wiersza'  z  rózg  wierzbowych  służyła  na 
ryby  i  raki(ob.  łowczy,  łowiec,  łowie- 
ckie prawa,  łowy,  myśliwski  ję- 
zyk, stępica,  sidła,  sieci). 

Saaopał— gatunek  dawnej  ręcznej  bro- 
ni palnej,  wspominany  zwłaszcza  n  pie- 
choty kozackiej  i  u  Turków.  Twardowski 
np,  pisze:  „Maszkiety  nasze  dalej  nad 
Osmana  samopały  i  trzciny  sięg^y",  lub 
gdzieindziej: 

Jednych  diittla  r&ż^ 
Drugich  Dońc;  ukryci  z  sunopaldir  pralą, 

Samopaaka  —  tułająca  się  czyli  błąka- 
jąca samopas  gamratka,  ladacznica,  nie- 
rządnica. 

Samostrzał,  Ks.  Kluk  tak  o  nim  pisze 
w  XVni  w.:  „Samostrzał  zastawuje  się 
tak,  że  na  miejscu,  gdzie  się  zwierz  dobrze 
już  znęcił,  nabita  flinta  się  osadzi,  od  cyn- 
gla aż  do  zanęty  sznurek,  aby,  gdy  zwierz 
zanętę  ruszy,  fuzja  wystrzeliła'. 

Samowłór  w  mowie  staropolskiej  zna- 
czy: wedwuch;  samotrzeć  —  w  trzech; 
samo  czw  art— we  czterech. 


dbyGoot^le 


198 


SANCYT.— SANIE. 


8ancył  —  termin  prawa  polskiego,  o- 
znaczający:  postanowienie,  ■wyrok  wyda- 
ny przez  sejm,  konfederację,  generalność. 

Sandały  —  pantofle  zakonnib<5w,  skła- 
dające się  z  samej  prawie  podeszwy  i  na- 
noska. 

Sanguszkowa  Barbara  księina  —  z 
-doma  szlachcianka  Duninówna,  trzecia 
żona  ks.  Pawła  Sanguszki,  marszałka  w. 
lit.,  po  śmierci  męia  1750  r.  zamieszkaw- 
szy przy  córce  Krystynie  Bielińskiej,  sta- 
rościnie czerskiej,  w  pałaca  Bielińskich 
przy  al:  Królewskiej  w  Warszawie  (zwa- 
nym później  pałacem  Łahieńskioh  i  roze- 
branym w  1895  r.),  staia  się  przewodnicz- 
ką w  znanej  całej  Warszawie  .Miłej  trój- 
cy świętych  pań".  Były  to:  Krystyna 
Bielińska,  Bona  ze  Swidzińskióh  Oranow- 
ska,  wdowa  po  wojewodzie  rawskim  Kazi- 
mierzu, i  Marjanna  ze  Świdzińskich  Lanc- 
korońska,  wdowa  po  Stanisławie,  kasztela- 
nie połanieckim.  Gronko  tych  młodych 
jeszcze  i  pięknych  pań,  dzięki  wielkiemu 
sercu,  wysokim  cnotom  i  mądremu  kie- 
rownictwu księłnej  Barbary,  stało  się  zna- 
nem  nietylko  ubogiej  ladnosici  w  stolicy, 
dla  której  pracowc^,  alei  przez  najwyż- 
sze warstwy  8p(^eczeństwa  polskiego  czcią 
było  otoczone.  Były  to  niewiasty  typowe, 
wzór  żywy  cnót  legendowych  staropol- 
skich. Po  ctUych  dniach  wysznkiwtJy  nę- 
dzę i  pracowały  dla  niej  włassemi  rękami, 
a  wieczorami  zbierały  się  w  pałacu  Bie- 
lińskich, aby  pod  światłem  kierownictwem 
Sarbary  Saugnszkowej  obmyślaó  nowe 
środki  ulżenia  niedoli.  Na  zebraniach  tych 
bywał  niekiedy  i  król  Stanisław  August  i 
cały  świat  wyższy  stolicy.  A  gdy  War- 
szawa wrz^a  życiem  i  walała  się  błotem, 
te  pobożne  niewiasty,  prawdziwe  siostry 
miłosierdzia,  usiłując  powstrzymać  potok 
zepsucia,  przyświecały  społeczeństwu  czy- 
stością i  bezgranicznem  poświęceniem,  na- 
zywane „Mjłą  trójcą  świętych  pań".  0- 
bok  pracy  i  cnoty,  Sanguszkowa  usiłowa- 
ła i  piórem  nieść  pomoc  moralnie  ^fizy- 


cznie cierpiącej  braci  i  w  tym  celu  pisy- 
wała lub  tłómaczyla  książeczki  treści  mo- 
ralnej. Umarła  w  Warszawie  r.  1791,  po- 
chowana zaś  w  podziemiach  klasztoru  ka- 
pucyńskiego w  Lublinie. 

Saaie.  Dołącsamy  ta  rysunki  trojga 
dawnych  sań.  Pierwsze,  przechowywane 
niegdyś  wśród  licznych  pamiątek  po  Mnisz- 
chach  w  Wiśniowcu  na  Wołyniu,  pocho- 
dzą z  czasów  Zygmunta  III  i  należE^y  do 
głośnej  Maryny  Mniszchówny,  Są  kryte 
na  dwie  osoby  w  kształcie  wielkiego  pu- 
dła, wiszącego  na  czterech  skórzanych  pa- 
sach przymocowanych  do  sztab  żelaznych, 
praybitych  po  dwie,  z  tyła  do  ławki  a  z 
przodu  do  kozła.  Pudło  drewniane  za- 
szklone od  frontu,  wewnątrz  wyłożone 
jest  aksamitem  białym  w  ciemno- orzecho- 
we gwiazdki,  zewnątrz  skórą  czarną  z  o- 
zdobami  z  drewnianych  pozłacanych  rzeźb 
w  stylu  odrodzenia.  Na  drzwiczkach  s% 
złote  monogramy  z  podwójnej  litery  M. 
Spodnia  częśó  w  kształcie  łódki  nadaje 
charakterystyczny  typ  tej  dawnej  karo- 
cy. 2  i  3  rysunek  przedstawia  sanki  ma- 
łe, wytworne,  jakich  używali  bogaci,  spę- 
dzający zimę  w  stolicy  w  XVIII  w.  Ostat- 
nie zaś  są  sanie  pólkryte,  większe,  także 
z  XVin  w.  Z  upodobaniem  ozdabiano 
dawne  sanie  rzeźbami,  niekiedy  bardzo 
misternemi  i  należącemi  do  dzi^  sztuki  o- 
woczesnej.  Ponieważ  w  użytku  sanie  ta- 
kie nie  mogły  przetrwać  długich  czasów, 
więc  popsute  wyrzucano  na  poddasza 
spichlerzy,  wozowni,  lamusów.  Przeglą- 
dając strychy  steryoh  dworów  w  różnych 
stronach  dawnej  Polski,  znajdowaliśmy 
podobne  szczątki  wśród  śmieci,  które  w 
końcu  zabierała  służba  na  ogień.  Właści- 
ciele byli  zamało  kulturalni,  aby  uszano- 
wać takie  zabytki  po  przodkach  i  prze-  i 
chować  dla  muzeów  przyszłości.  Lud  wiej- 
ski, jako  największy  koserwatysta  zwy- 
czaju, a  zwłaszcza  zagr odo wcy  na  Mazow-  ' 
szu  i  Podlasiu,  dotąd  jeszcze  na  tyłach 
swoich  sanek,  wyrzynają  po  swojemu  róż- 


dbyGoot^le 


SAPERD  A.— SARMATA. 


.  Sosie  kryto  Marjnj  MnisEchówny  z  czasów  ZjgmuDta  III. 


filarki,  ząbki  i  t.  d.,  co  jest  bezwiednem 
dawnego  zdobnictwa  w  tym  kie* 


Sanki  tnatc miejukie  e  XVIII  ir. 

Sspsrda  —  mędrek  (z  lae.  sapere,  ro- 
zomied,  być  mądrym).  Mohila  w  XVII  w. 
pisze:  „Nie  z  Pisma  Świętego  twoja  tako- 


wa  odpowiedź,  miły  saperdo,  ale  z  twojej 
to  głowy,  jak  zpastej  stodoły,  wyleciała". 
■  Sapor  (z  lac.  przysmak)  —  sos  ostry  do 
mięsa  albo  ryb.  Rej  pisze:  „Owe  rozmaite 
przysmaki,  co  je  sapory  zowią,  a  prawie 
sapory;  bo  chłop  po  nieb  sapi,  ożai^szy 
się". 

Sarabanda,  narzędzie  muzyczne,  melo- 
dja  tańca  i  śpiewu  —  wszystko  przybyło 
do  Polski  z  Hiszpanii  może  przez  Włocby 
w  XVI  w.  Wesp.  Kochowski  pisze  w  XVII 
wieku: 

Gdy  swą  słońce  jsanoeć  gaei, 

Su«bisdy  chcę  grać  Basi. 

Sarafan,  serafan  (z perskiego J^<7-^a, 
głowa-noga,  czyli  suknia  od  głowy  do 
nóg),  długi  szlafrok  niewieści  z  przodu 
rozwarty.  W  testamencie  matid  Jerzego 
Ossolińskiego  z  czasów  Zygmunta  III  wy- 
mieniony jest  sarafan  czarny  kunami  pod- 
bity. Czartoryski  na  początku  XIX  wie- 
ku pisze:  .Szarafany  dotąd  używaue,  po- 
wiewne, dostatnie,  z  rozpu^zczonemi  czę- 
stokroć połami  szlafroki  osób  poważ- 
nych". 

Sarmata  i  sarmatyzm.  W  mowie 
staropolskiej  Sarmata  znaczył  Polaka  sta- 
rej daty.  Starowolski  w  XVII  w.  pisze: 
„Jeszcze  chwała  Bogu  nie  schodzi  Sarma- 
tom na  męiacb  dobrych,  na  roznmiech  by- 
strych i  dostatkach  wojennych".  W  dru- 


dbyGoot^le 


SARMACJA.— SĄPy. 


giej  pc^owie  XVIII  w.  Barmatyzmem  za- 
częto nazywaó  obyczaj  staroświecki,  sta- 
Toszlachecką  rnbasznośó  z  jej  prostotą, 
szczerością,  prawdomównością  i  krewko- 
ścią, jednem  słowem,  ws^etkie  te  cechy 
rdzennie  polskie,  narodowe  i  riowia^kie, 
które  u  ludzi  salonowych  i  zcudzoziemcza- 
łych  sdy  w  poniewierkę. 


Sanie  półktyte  s  wieka  XVIII,  ob. 

Sarmacja.  Tlómacz  Ghraguina  po- 
dłóg pojęć  w.  XVI  tak  określa  tę  nazwę 
pod  względem  geograficznym:  „Dwojaka 
Sarmacja:  jedna  Tatarska  abo  Azjatycka 
na  wschodnim  brzegn  Donu  i  Wołhy,  w 
której  mieszkają  Tatarowle  Zawolsoy; 
druga  Europejska,  w  której  Polacy,  Ruś, 
Litwa,  Mazurowie,  Prusacy,  Pomorczycy, 
Inflantczyki,  Moskwa,  Gotowie,  Alani, 
Wolosza  i  Tatarowie  na  tym  brzegu  Do- 
nu". 

Satyra.  Studja  literackie  nie  wchodzą 
w  zakres  niniejszej  Encyklopedyi.  Poprze- 
stać zatem  musimy  na  luźnej  wzmiance* 
iebrak  nam — jak  to  stwierdza  prof.  Briick- 
ner— studjum  o  polskiej  satyrze  politycz- 
nej i  społecznej,  która  dotąd  w  najrozma- 
itszych formach  ukrywa  się  głównie  i  naj- 
więcej po  rękopisach.  Schyłek  XV  i  połowa 
XVI  w.  odznaczyły  się  w  dziejach  oświaty 


europejskiej  nadzwyczajnem  wzmożeniem 
się  satyry  skierowanej  ku  wszystkim  pra- 
wie dziedzinom  2ycia  społecznego.    „Sa- 
tyr" Jana  Kochanowskiego  godzi,  głów- 
nie na  wady  w  wychowaniu  narodowBm, 
na  jałowośó  dysput  religijnych.    Naśladu- 
jący go  „Proteus*  anonima,  ma  charakter 
podobny.    O  satyrach  Marcina  Bielskiego 
pisali  Piotr  Chmielow- 
ski i  Józef  Kallenbach. 
Do  glówniejszyoh  sa- 
tyryków polskich  na- 
leżeli: M.  Rej,  Klono- 
wicz,  Opaliński,  Igna- 
cy Krasicki,  w  naszych 
czasach  Bartels. 

Sądy.  Pierwotnie 
książę  panujący  lub 
król  był  nietylko  na 
czelnym  wodzem  i  pra- 
wodowoą,ale  i  najwyż- 
szym sędzią.  Przy  b3 
ku  jego  były  osoby, 
wyręczające  go  w  wy- 
g^^  igg  miarzfl   sprawiedliwo- 

ści, był  sędzia  nadwor- 
ny, judex  curiae,judices  nosłri,  jak  mówi 
Statut  Wiślicki;  były  sądy  wojewody 
kasztelana  w  sprawach  kryminalnych.  Ze 
Statutu  Wiśhckiego  widzimy,  że  wyręcza- 
jąc króla  sądzili  panowie  z  sędzią  i  pod- 
sędkiem  tej  ziemi,  do  której  król  przybył, 
W  tymże  Statucie  znajdujemy  wzmiankę 
o  sądzie  wiecowym  {collogium),  na  któ- 
rym zasiadał  panujący  z  liczną  radą  pa- 
nów, prałatów  ij  urzędników  ziemskich. 
Długosz  powiada  o  dobie  Piastowskiej,  że 
„sądy  ziemskie  i  główne,  które  Polacy 
zwali  połać,  colloguia  albomniej  właściwie 
termini  magni^  odby  wrfy  się  na  błoniach 
lub  nizinach  zagajonych  lasami.  Był  bo- 
wiem zwyczaj  dawnych  królów  i  książąt 
odprawiania  sądów  walnych  dlatego  na 
łąkach  i  polnych  ro^ogach,  żeby  każdy 
przybywający  do  sądów,  które  trwały 
czasem    przez    kilka  tygodni,    snadnie 


dbyGoot^le 


201 


mógł  zna\eiió  potrzebną  dla  bydląt  pasię. 
Zwyczaj  tea  ju2  zdawna  usti^,  odkąd  Po- 
lacy nabyli  więcej  oświaty,  i  sądy  odby- 
wają  eiępo  zamkacli  albo  grodach  nie  pod 
namiotami,  jak  dawniej".  Gdy  później 
na  wiecach  przewodniczył  wojewoda  lab 
kasztelan,  moina  się  było  odwołać  jesz- 
cze do  króla.  Za  Kazimierza  Jagielloń- 
czyka astały  sądy  kasztelańskie,  a  nasta- 
ły starościńskie  (grodzkie),  do  których  na< 
lei^y  4  przestępstwa:  zgwałcenie,  rozbój, 
pożoga  i  najazd.  Ustały  tak^e  sądy  wo- 
jewody, pozostało  przy  nim  tylko  przewo- 
dniczenie w  sądach  wiecowych  i  najwyż- 
szy sąd  nad  Żydami,  jak  również  obowią- 
zek naznaczania  urzędowej  taksy  na  ar- 
tyknly  spożywcze  i  wyroby  rękodzielni- 
cze. Od  Kazimierza  Jagiellończyka  jest 
jnż  wybitny  rozdział  sądów  na  zjazdo- 
we wiece  i  na  sądy  ziemskie,  złożo- 
ne tylko  z  sędziego,  podsędka,  pisarza  i 
komorników.  Na  sądach  wiecowych,  pod 
prezydenoją  wojewody  lab  kasztelana,  za- 
siadali wszyscy  urzędnicy  ziemscy  woje- 
wództwa i  sądzili  sprawy  większe,  oraz  a- 
palacje  od  sądów  ziemskich  powiatowych, 
do  których  należały  sprawy  mni^sze. 
Dopiero  gdy  w  r.  1623  za  Zygmunta  Sta- 
rego dano  sądom  ziemstdm  atrybację  sa- 
dzania wszelkich  spraw,  odtąd  sądy  wie- 
cowe stfJy  się  tylko  apelacyjnymi,  co  nie 
przeszkadzało,  te  od  sądów  wiecowych, 
jak  to  już  wyżej  powiedziano,  była  jesz- 
cze apelacja  do  króla,  jako  najwyższej  iu- 
stanoyi.  Oprócz  tych  zwyczajnych  sądów, 
oddzielne  były  sądy  wiejskie,  a  oddzielne 
miejskie  miast,  na  prawie  niemieckiem  lo- 
kowanych. O  sądach  gmin  wiejskich 
piei'wszą  dobrą  rozprawę  napisał  Jan  Tad, 
ks.  Lubomirski  p.  t.  .Rolnicza  ludność  w 
PolBoe".  Osądach  zaś  miejskich  Heche* 
rzyński  w  pracy  o  Magistratach  polskich. 
Ponieważ  nie  było  jednostajnego  prawa, 
więo  i  sąd  w  sprawach  poszczególnych  nie 
mógł  być  jeden  dla  wszystkich.  !Młyna- 
rze  mieli  sąd  młynarski,  Sisy  sąd  ilisacki. 


JUS  aqualicum.  W  starostwie  Przasny- 
skiem  bartnicy  mieli  sąd  bartny,  a  zwycza- 
je ich  zebrał  starosta  Krzysztof  Niszczy- 
cki  i  drukiem  ogłosił  r.  1659,  jako  rozpo- 
rządzenie starościńskie  p.  t.  .Prawo  bart- 
ne, bartnikom  należące*.  (Prawo  to  prze- 
drukował "Wójcicki  w  4-ym  tomie  ,Bi- 
bljoteki  Starożytnej").  Wieś  Jedlnia  pod 
Radomiem,  o  której  Dłagoaz  pisze,  ie  na- 
leży do  króla,  a  mieszkańcy  jej  więcej  ło- 
wiectwa niż  rolnictwu  są  oddani,  miała 
sąd  zwany  „prawem  obelnem*.  Było  je- 
szcze .prawo  gościnne"  czyli  sąd  kupiec- 
ki dla  kupców,  przybywających  z  towara- 
mi. Był  to  sąd  natychmiastowy,  ale  sądził 
obcych  (gości)  podług  prawa  polskiego, 
stosując  się  do  zwyczajów  handlowych  w 
sprawach  kupieckich.  Takie  było  sądo- 
wnictwo polskie  w  najogólniejszym  zary- 
sie, aż  do  pamiętaej  epoki  ustanowienia 
Trybunału  czyli  sądu  ostatniej  instancyi 
w  r.  1578,  za  Batorego.  Sądy  wiecowe, 
collo^uia,  pomimo  ustanowienia  Trybuna- 
łu, nie  były  zniesione,  tylko  zastrzeżona 
możność  odwołania  się  od  nich  do  Trybu- 
nału; z  czasem  atoli  wyszły  z  ożycia.  Try- 
buni^ wstąpił  w  miejsce  sądu  królewskie- 
go, jako  ostatnia  instancja.  Początkowo 
ustanowiony  byt  dla  Wielkopolski  w  Piotr- 
kowie i  dla  Mf^opolski  w  Lublinia  Sę- 
dziowie trybunału,  zwani  „deputatami', 
byli  wybierani  ze  szlachty  na  sejmikach 
deputackich.  Urzędowtmie  takiego  depu- 
tata trwało  jeden  rok,  a  wybrać  go  można 
było  powtórnie  dopiero  po  opływie  4  lat. 
W  Litwie  ustanowiony  został  Trybunał 
na  wzór  koronnego  w  r.  1581.  Ziemie  pru- 
skie przystąpiły  do  Trybunału  wielkopol- 
skiego w  r.  1688,  zaś  województwa:  Wo- 
łyńskie, Brac^awskie — do  Trybanału  ma- 
łopolskiego czyli  lubelskiego  na  sejmie 
r.  1689,  Kijowskie  w  r.  1590.  Pierwej  wo- 
jewództwa te  miaty  oddzielny  trybunat 
w  Łucku  i  sądziły  się  statutem  oddziel- 
nym, który  zwano  Wołyńskim  lub  Litew- 
skim drugim,   a  był  istotnie  JLiitewskim, 


dbyGoot^le 


z  odmiananii  zastosowanymi  dla  Woły- 
nia. Po  ustanowieoiu  trybunałów  Bzpli- 
ta  miała  następujące  sądy:  1)  S^dy  ase- 
sorskie ob.  S.  królewskie.  2)  Sądy  du- 
chowne. Początkowo  jarysdykoja  ducho- 
wieństwa była  bardzo  obszerna,  dopie^ 
ro  postęp  czasn  ją  ścieśnił.  Już  za  kró- 
la Aleksandra  w  r.  1505  postanowiono,  że 
duchowni  z  dóbr  ziemskich  w  sądzie  ziem- 
skim odpowiadać  mają  ( Vol.  leg.  I,  f.  304). 
Kazimierz  Wielki  z  dóbr  takich  {bonapa- 
irimonialia)  duchownym  służbę  wojsko- 
wą (przez  zastępstwo)  pełnić  rozkaz^ 
(  VoL  leg.  I,  f.  6  i  102).  Do  sądów  duchow- 
nych należały  sprawy  o  ślub  i  rozwo- 
dy, o  postępki  duchownych,  o  rzeczy  do 
karności  kościelnej  nalejiące  i  o  wyzna- 
nie wiary.  Gkly  szło  o  ukaranie  osoby  du- 
chownej, tylko  sąd  duchowny  wyrokował. 
Zygmunt  I  w  Statucie  z  r.  154H  wskazał, 
jakie  sprawy  do  sądu  duchownego  należą. 
Za  Zygmunta  Augusta  nie  dopuszczano  e- 
gzekucyi  wyroków  dachownyoh  tam,  gdzie 
Bzło  o  cześć  lub  majątek  szlachcica.  Przez 
ustanowienie  Trybun^ów  ścieśnił  się  za- 
kres spraw,  sądowi  duchownemu  należ- 
nych. Sprawy  o  dziesięciny  wyszły  z  pod 
jurysdykcyi  duchowieństwa.  3)  w  Komi- 
syi  Edukacyjnej  w  XVIII  w.  był  Sąd  do 
Spraw,  fundusza  edukacyjnego  dotyczących. 
4)  Sądy  grodzkie,y»(^i'cńzCa^ii^R£a^,  zwa- 
ne także  „Jurydyką"  (od  miejsca  tychże 
dotąd  po  miastach  istnieją  ulice  z  taką  na- 
zwą), sprawowrf  starosta  grodowy.  Były 
to  sądy  kryminalne.  Bozróżniano  tu  sąd 
starościński  od  urzędu  grodzkiego.  Do  sta- 
rosty należały,  jak  już  wyżej  powiedzianoi 
4  artykuły:  zgwałcenie,  rozbój,  pożoga  i 
najazd,  ale  oprócz  nich  i  niektóre  sprawy 
natury  cywilnej,  jak  dziady  między  brać- 
mi, wyposażenie  sióstr,  opieki,  inwenta- 
rza, sprawy  o  „wybicie  ze  spokojnego  po- 
siadania* i  egzekucja  wyroków  cywilnych. 
W  województwach  prukich  sądy  staro- 
ścińskie sprawował  wojewoda.  Grody  mo- 
gły tf^że  przyjmować  wszelkie  akta  do- 


brej woli,  ale  te,  o  ile  douczyły  dóbr 
ziemskich,  musimy  być  potem  przeniesio-  , 

ne  czyli  oblatowane  do  właściwego  ziem- 
stwa.  Zeznawano  zaś  akta  w  grodzie  dla- 
tego, że  w  sądach  ziemskich  można  było 
zeznawać  tylko  podczas  ich  kaden(^. 
Przy  grodzie  w  Warszawie  był  jeszcze 
„sąd  potoczny",  uchwałą  sejmu  z  roka 
1658  z  Krakowa  przeniesiony,  który  są- 
dził sprawy  „gościnnych",  t.  j.  cudzoziem- 
ców, szlachty  bez  posiadłości  i  mieszczan, 
mieszkających  w  starej,  nowej  Warszawie 
lub  na  przedmieściach.  W  tymże  sądzie 
sądzone  były  także  sprawy  uczynkowe  i 
policyi  dotyczące,  jeżeli  się  król  ze  stolicy 
wydalił,  bo  wtedy  ustawała  jurysdykcja, 
marszałkowska,  podążająca  za  królem. 
5)  Sąd  kapturowy  ob.  Kaptury  (£«e. 
Siar.  t.  III,  str.  3).  6)  Sąd  komlsarskl. 
Jeszcze  Kazimierz  Wielki  statutem  z  roku  , 

135G  ustanowił  w  kraju  dwie  wyższe  in- 
stancje sądowe  dla  miast,  rządzących  się 
prawem  niemieckiem,  a  mianowicie:  Sąd 
Najwyższy  niemiecki  Zamku  Krakowskie- 
go z  trzecią  instancją,  którą  stanowił  Sąd 
Erólewskiz  6-ciumiast  czyli  Sąd  komi- 
aarski.  7)  Sąd  Komisyl  Skarbowych.  W 
miejsce  trybunału  Radomskiego  ustano- 
wiono w  r.  1764  ze  znacznie  obszerniej- 
szą atrybucją  Komisje  Skarbowe.  Sądy 
Komisy  i  Skarbowych  sprawowali  pod- 
skarbiowie jako  prez€si  i  komisarze  z  se- 
natu i  stanu  rycerskiego  wybierani  na  sej- 
mie. Do  sądu  tego  należały  sprawy  o  nie- 
wypłacone podatki,  o  zdzierstwa  kupców, 
o  kontrakty  handlowe  i  weksle  między 
kapcem  i  szlachcicem,  miary  i  łokcie,  o 
nadużycia  w  pobierania  mostowego,  grob- 
lowego,  przewozowego  i  o  wszelkie  skrzyw- 
dzenie skarbu  publicznego.  8)  Sądy  kom- 
promiearskje  czyli  polubowne  były  w  Pol-  \ 

sce  najdawniejsze,  bo  pierwotnie  wszyst- 
kie sądy  miały  charakter  pojednawczy,  a 
nie  należy  mniemać,  że  sądy  kompromi- 
sarskie  wtedy  dopiero  nastały,  gdy  dla 
nich  prawodawca  wyraźne  dał  przepisy. 


dbyGoot^le 


Przepisy  te  dla  Litwy  mamy  w  Statucie 
Litewskim,  oraz  w  uchwale  sejmowe]  z  ro- 
ku 1726,  Wyroki  Sądu  polubownego,  jak 
ka^ego  innego,  nazywano  „Dekretami". 
Od  rozstrzygania  sądów  polubownych 
wyłączone  były:  sprawy  kryminalne,  o 
rzeczy  cudze  i  o  złe  użycie  urządu.  9) 
Sądy  kopne.  W  stosunku  analogicznym  do 
sądów  wiejskich  wpaństwach  Piastów  były 
t.  zw.  sądy  kopne  v.  kupne  {od  kupy 
czyli  gromady  wiejskiej)  na  Rusi  litewsk. 
Kupa,  zwana  inaczej  kopą  w  Statucie  Li- 
tewskim, występuje  jako  instytucja  ludo- 
wa, gromadzka,  która  skutkiem  wyjątko- 
wych warunków  terytorjalnych  przetrwa- 
ła na  Polesiu  aż  do  początku  XVIII  wie- 
ku. Sądy  kopne  istniały  pierwej  wszędzie 
na  Litwie.  Statut  Litewski  nawet  w  wy- 
danin  z  r.  1786,  kiedy  jni  kopników,  jako 
nieprawnie  przywłaszczającyck  sobie  a- 
trybacje  sądowe,  pociągano  do  odpowie- 
dzialności w  sądach  grodzkich  lob  ziem- 
skich, wszystkie  wtykuły,  dotyczące  ku- 
py, dokładnie  jeszcze  przedrukowywał. 
W  dziełko  Rawity  „Studja  i  szkice  histo- 
ryczne", seija  II,  znajduje  sią  ciekawy  ar- 
tykuł o  sądach  kupnych  i  opis  jednej 
sprawy  na  takim  sądzie.  10)  Sądy  krń- 
lewskie,  inaczej  zadwoTJi6, posł Curiam, 
które  były  znowu  trojakie.  Relacyjne^ 
gdy  zasiadał  król  z  senatorami  i  minisis^- 
mi,  a  relację  sprawy  ode^anej  przez  kan- 
clerza przedstawiał  referendarz,  głównie 
zaś  należały  tu  apelacje  do  sądów  kor- 
landzkich.  Asesorskie,  czyli  kancler- 
skie, z  udziałem  asesorów  z  kancelaryi 
królewskiej  i  od  Stanów.  Do  tego  sądu  na- 
leżały apelacje  od  sądów  miejskich,  spra- 
wy dotyczące  dóbr  królewskich  i  o  waż- 
ność przywilejów.  Ign.  Krasicki  w  „Zbio- 
rze potrzebnych  wiadomości"  1. 1,  str.  122 
tak  {pod  wyrazem  Assessot^a)  o  sądach 
tych  pisze:  „Assessorja,  sąd  zadwomy  kró- 
lestwa Polskiego,  pod  prezydencją  k&n- 
clerzów.  W  nim  miasta  królewskie  roz- 
sądzać się  zwykły.    Tamże  sprawy  przy- 


wilejowe mają  swoją  rozprawą.  Niegdyś 
sami  kanclerze  mieli  Yotnm  z  decyzją^ 
późniejsze  konstytucje  wyznaczyły  im  a- 
sesorów  z  równym  prezydentowi  zdaniem 
w  niektórych  okolicznościach.  CSż  aseso- 
rowie nie  od  kanclerzów,  jak  przedtym, 
ale  pizez  sejm  są  nominowani  na  2  lata. 
Sądy  asesorskie  raz  do  roku  mają  8woj% 
kadencję,  podług  konstytacyi  1776  r. — Ko- 
ronne w  Warszawie,  Litewskie  w  tamtym 
księstwie.  Sekretarze,  pisarze,  referenda- 
rze z  urzędu  mają  w  tej  jurysdykcyi  stal- 
lum  swoje".  Referendarskie,  kt^Sre 
sprawował  referendarz  koronny,  a  nale- 
żały do  nich  sprawy  poddanych  dóbr  kró- 
lewskich przeńw  starostom  i  dzierżaw- 
com i  wzajemnie.    11)  Sądy  marszałków- 

Skie  z  jurysdykcją  najobszerniejszą  w  za< 
kresie  artykułów  marszałkowskich  w  spra- 
wach o  spokojnośó  i  bezpieczeństwo  w 
miejscu  rezydencyi  królewskiej,  t.  j.  zaw- 
sze tam,  gdzie  król  przebywał  Była  to 
pierwsza  a  zarazem  i  ostatnia  instancja. 
12)  Sądy  miejskie.  Miasta  lokowane  na 
prawie  niemieckiem,  t.  j.  Magdeburskiem, 
inaczej  Średzkiem  wPmsiech,  a  Ch^miń- 
skiem  na  Mazowsza,  miały  antonomję^ 
czyli  własny  rząd,  w  magistracie  i  radzie 
i  własne  sądy.  Zebrane  stany  miejskie  sta- 
nowiły uchwały,  zwane  WUkirzami,  P1&; 
biscytami.  Sądy  miejskie  były  dwojakie: 
do  spraw  mniejszych,  Radzieckie,  czy- 
li sprawowane  przez  radę  złożoną  z  raj- 
ców, i  do  spraw  kryminalnych  oraz  wiek-: 
szych  cywilnych,  sądy  Wójtowskie 
Ławnicze,  w  których  zasiadali  ławnicy 
{scaiini),  nie  urzędujące  stale,  ale  zwoły- 
wane czyli  zagajane  i  stąd  zwane  sądem 
gajonym.  Przy  sądach  tych  były  akta- 
Radziedde  i  Ławnicze- Wójtowskie,  zwa- 
ne Magdeburgjami,  czyli  jurysdykcja,  do- 
której  mógł  każdy  wpisać  akt  dobrowol- 
ny. Od  tych  sądów  apelowano  za  Piastów 
do  Magdeburga  i  Halli,  ale  zwyczaj  ten^ 
uwłaczający  władzy  panującego  i  naraża- 
jący   mieszkańców    na   znaczne   koszta. 


dbyGoof^le 


^4 


zniósł  Kazimierz  Wielki  przez  ostano- 
-wieaie  roku  1365  krajowych  sądów  wyż- 
szych dla  miast.  Sądy  te  wyarfy  z  n- 
fiycia  dopiero  za  Wladydawa  IT,  gdy  u- 
powszeohniła  się  apelacja  do  9ąda  Zadwor- 
nego  asesorskiego.  13)  Sądy  nuncjatur- 
Skle,  t.j.  legata  papieskiego,  rezydujące- 
go w  Polsce,  były  ostatnią  instancją  w 
sprawach  małżeńskich,  tak  ie  nie  potrze- 
ba było  adawaó  si^  do  Rzymn.  14}  Sąd 
(łodkomortki,  czyli  graniczny,  wyłącznie 
•dla  spraw  granicznych.  Sprawował  go 
podkomorzy,  pierwszy  nrzędnik  w  ziemi. 
<Ob.Podkomorzy).  Wyznaczał  on  ter- 
min zjazdu  na  miejsce  sporne,  tam  zakła- 
dał jorysdykcję,  zbierał  dowody  różno- 
rodne, całą  sprawę  roztrząsa  na  grancie 
i  wyrok  wydawał.  Apelacja  od  wyrokn 
szła  na  trybanał.  Jeżeli  zachodził  spór 
graniczny  między  dobrami  szlacheokiemi 
a  królewBzczyzną,  król  wyznaczał  do  roz- 
graniczenia komisarzy  i  sąd  ten  nazywał 
si%  komisarsldm.  Spory  graniczne  między 
dwoma  króle wszczyznami  rozstrzygali  re- 
-wizorowie.  W  województwach  praskich 
nie  było  sądów  podkomorskich,  a  spory 
graniczne  rozstrzygane  były  przez  sądy 
aiemskie.  15)  Sądy  pograniczne  były  za- 
prowadzone pomiędzy  Polską  a  Hosją.  Z 
■obu  tych  państw  byli  wyznaczam  sędzio- 
wie do  załatwiania  sporów  i  spraw  między 
poddanymi  obojga  państw,  tudzież  kara- 
nia przestępców  bez  żadnej  apelacyi.  16) 
Sąd  potoczny.  Cadzozdemcy,  zwłaszcza 
kapcy,  mieli  u  nas  tę  dogodność,  że  im 
.prawo  gościnne"  szybką  zapewniało 
sprawiedliwość.  Nie  czekano  na  roki  czy- 
li kadencję,  ale  w  każdym  czasie  sąd  byj 
gotowy.  W  dobrach  królewskich  starosta 
lub  dzierżawca,  w  prywatnych  sam  dzie- 
dzic, w  stolicy  Sąd  potoczny,  to  jest 
«tale  zasiadający,  sprawiedliwość  wymie- 
rzał. 17)  Sądy  referemfarskie  ob.  Sądy 
królewskie.  18)  Sądy  relacyjne.  Tak 
nazywano  Najwyższe  Sądy  Królewskie,  na 
których  sam  król  z  senatorami  zasiadał  a 


referendarz  czynił  królowi  relację.  19) 
Sądy  sejmowe,  na  których  sądził  król  z 
senatem,  a  od  r.  1585,  kiedy  sprawę  prze- 
ciw Zborowskim  prowadzić  miano,  dopusz- 
czono do  głosowania  i  posłów  ziemskich 
z  izby  poselskiej.  KajprzÓd  konstytucja  z 
r.  1588  dopuściła  ich  w  liczbie  S-miu,  z 
czasem  sż  24.  Do  sądu  sejmowego  nale- 
żały sprawy,  odesłane  z  trybunału:  a)  gdy 
nie  było  uchwalonego  prawa  na  rozsądze- 
nie danego  wypadka,  b)  o  sprzedajnośó 
sędziów,  c)  przeciw  ministrom,  d)  o  obra- 
zę majestatu  i  zdradę  kraju.  Ostateczna 
ordynacja  nastąpiła  w  latach  1775  i  1776. 
(Ob.  Skrzetuskiego  .Prawo  polityczne" 
t.  2,  str.  360).  20)  Sądy  wiejskie.  Sąd  wiej- 
ski w  dobie  Piastów  nie  zasiadł  we  dwo- 
rze dziedzica,  ale  u  sołtysa,  plebana,  w 
karczmie  lub  chacie  kmiecia  a  wykonywał 
nad  kmieciami  jurysdykcję  cywilną  i  woj- 
skową. Tylko  przed  ten  sąd  mógł  kmiecia 
pozywać  kmied  inny,  mieszczanin,  szlach- 
cic a  nswet  sam  dziedzic,  i  ten  sąd  roz- 
strzyga spory  między  dziedzicem  a  kmie- 
ciem, np.  o  oposzezenie  gruntu,  o  zwrot 
z^ogi,  o  dłagi  na  gospodarstwie  ciążące, 
o  nieodrabianie  robocizny,  niepłacenie 
czynszu  i  t.  p.  Tenże  sąd  ławniczy  wiejski 
sądził  sprawy  kryminalne  i  karrf  grzyw- 
nami, chłostą,  ucięciem  c^onków  a  nawet 
gardłem.  Dziedzica  zaś  swego  mógł  kmieć 
pozywać  przed  sądem  jego  właściwym  a 
więc  ziemskim,  grodzkim,  wiecowym,  na- 
wet królewskim.  Samorząd  gminny  w 
sprawach  sądowych  nie  dotrwał  jednak 
nawet  do  końca  XIV  w.  Nie  mogła  z  nim 
iść  w  parze  wzrastająca  szybko  w  XV  w. 
przewaga  szlachty  polityczna  i  ekonomi- 
czna. Odzyskane  w  r.  1466  ujście  Wisły 
otworzyło  dla  Polski  szeroki  handel  zbo- 
żem z  Europą,  dając  podstawę  silnego 
rozwoju  większej  własności  (ob.  w  £:nc. 
Siar.:  Sołtys,  sołtystwo).  Kmietue 
i  ladzie  wolni,  do  stanu  rycerskiego  i  do 
mieszczańskiego  nie  należący,  mieli  zda- 
wna  w  sądach  krajowych  forum,    czyli 


dbyGoot^le 


SĄDY. 


205 


miejsce  otwarte,  tak  jak  inni  mieszkańcy 
krajn,  ale  koniederacja  po  śmierci  Zyg- 
munta Aagusta  w  r.  1573  poddała  ich  pod 
jurysdykcję  dziedziców.  "Wprawdzie  Sta- 
tat  Jana  Olbrachta  zabronił  mieszczanom 
aresztować  kmiecia  za  dlagi,  które  ten  a 
mieszczan  zaciągał  i  gdy  kmieó  kryminał 
popełnił,  nie  sądził  go  dziedzic,  ale  sąd 
ziemski,  grodzki  lab  miejski,  jeżeli  wmie- 
ście, a  gdyby  zdarzyło  się,  że  szlachcic 
chłopa  zabił,  karany  był  nie  płaceniem 
główBzczyzny,  jak  za  zabicie  szlachcica 
lub  mieszczanina,  ale  gardłem  czyli  utra- 
tą własnej  głowy.  21)  Sądy  Obozowe  czyli 
wojenne,  w  obozach  i  podczas  wojny  od- 
bywane, miewjUy  swoje  księgi.  Prot.  Mi- 
chał Bobrzyński  na  posiedzeniu  Komisyi 
prawniczej  w  Akademii  Um.  r.  1879  o- 
zoajmił  o  znalezionej  przez  siebie  w  ar- 
chiwom rządowem  w  Poznaniu  księdze 
sądu  obozowego  wojew.  Kaliskiego  z  wy- 
prawy Jana  Olbrachta  na  WołoBzę  r.  1497 
a  Komisja  prawnicza  uchwaliła  wydaó  ten 
arcyciokawy  zabytek  w  VII  tomie  „Sta- 
rodawnych prawa  polskiego  pomników*. 
Za  Stani^awa  Augusta  były  22)  Sądy  WOj- 
skowe,  sprawowane  przez  departament 
wojskowy  w  Radzie  Nieustającej. 
Tu  należa2y  sprawy  rfużbowe  wojskowych 
i  między  nimi  a  cywilnymi  wynikające. 
Do  departamentu  tego  należało  udziela- 
nie pomocy  wojskowej  do  egzekucyi  wy- 
roków innych  sądów.  23)  Sądy  szkolne. 
Kazimierz  Wielki,  zakładając  akademję 
krakowską,  zdał  na  rektora  władzę  sądo- 
wą nad  członkami  akademii.  Władysław 
Jagiełło,  otwierając  tę  wszechnicę  w  roku 
1400,  władzę  sądową  nad  studentami,  ich 
sługami,  księgarzami,  drukarzami,  bede- 
lami  i  wogóle  osobami  należącemi  do  aka- 
demii, podzielił  między  rektora,  biskupa 
krakowskiego  i  sądy  królewskie.  Najwyż- 
sza kara,  którą  rektor  mógł  wymierzyć, 
było  wykluczenie  z  akademii.  Do  ostat- 
nich czasów  Rzplitej  sądownictwo  szkol- 
ne należało  do  władz  szkolnych.    24)  Są- 


dy wiecowe,  ob.  początek  niniejszego  ar- 
tykułu. 25)  Sądy  zjazdowe  czyli  Kon- 
descenzje  były  to  sądy  na  grunt  przes 
sądy  zwyczajne  zsyłane,  gdy  chodziło  o- 
oszaoowanie  szkód  w  lasach,  polach  lab 
łąkach,  o  kalkulację  przychodów  w  do- 
brach, o  otaksowanie  dóbr,  lab  ich  rozdział 
między  wierzycieli.  Apelacja  szła  na  try- 
bunał. W  jednem  tylko  województwie 
Łęczyckiem  apelacja  od  dekretu  grodz- 
kiego azlsk  do  ziemstwa,  a  od  ziemstwa  n& 
trybnnał.  Oprócz  powyższych  sądów  zwy- 
czajnych były  jeszcze  sądy  szczególne,  to 
jest  do  pewnych  spraw,  albo  dla  pewnych 
osób  przeznaczone  np.  26)  Sądy  barłlMr 
które  sprawował  starosta  bartny  {cafitta- 
neus  mellis  seu  mellictdarum)  —  pierwsza, 
osoba  w  sądzie  bartnym,  „zawsze  z  naro- 
du szlacheckiego"  obierany,  na  zasadzie 
prawa  bartnego  szlachcic  „cnotliwy  i  do- 
brze osiadły",  który  wraz  z  8  sędziami  z» 
szlachty  .ludimi  godnymi  i  aumnienia  do- 
brego" składał  sąd  bartny.  Porządek  pra- 
wa bartnego  dla  starostwa  łomżyńskiego 
z  1. 1616  określał  w  paragrafie  2-im  skład 
sądu  bartnego  i  powinności  starosty  bart- 
nego, w  paragrafie  3-im  przysięgę  staro- 
sty, w  4-ym  sta.nowił  mniejsze  sądy  bart- 
ne przez  2  osoby  z  starostą  bartnym  od- 
prawowane.  Wogóle  sądy  polskie  były  ja- 
wne, t.  j.  publiczne.  Sprawy  wprowadza- 
ne być  mogły  przez  same  strony  lub  ob- 
rońców zwanych  jni  za  Kazimierza  Wiel- 
kiego adwokatami,  prokuratorami  lub 
prolokutorami,  w  późniejszych  czasach 
patronami  a  przy  trybunałach  mecenasa- 
mi. Sąd,  tak  jak  i  teraz,  z  urzędu  nic  nie 
działał.  Proces  rozpoczynał  się  od  pozf)!!. 
na  piśmie,  przez  woźnego  stronie  wręczo- 
nego. Pozwy  były  na  piśmie  w  sprawach 
cywilnych,  ale  były  i  ustne,  gdy  woźny 
zaraz  do  sądu  pozwanego  prowadził,  np. 
gdy  złodziej  z  „licem",  czyli  rzeczą  skra- 
dzioną, był  schwytany.  Formę  dla  pozwów 
przepisał  Zygmunt  I.  Głosy  i  dokumenta. 
strony  komunikowały  sobie  podług  spisa- 


dbyGoot^le 


206 


SĄPIERZ.— SĄ2EN. 


ndgo  eamarjnsza.  Wstępne  rozprawy  zwa- 
no akoeeorjaini,  t.  j.  skscepcje,  dylacje 
i  t.  z.  pnnktA  incydentalne.  Od  tych  ak- 
cesóryjnych  dekretów,  jeżeli  nie  przesą- 
dzimy sprawy,  nie  było  apelacyi  i  bardzo 
mądrze,  bo  inaczej  iadna  sprawa  nie  mia- 
łaby końca.  Po  ułatwieniu  sporów  akce- 
eoryjnych,  gdy  sprawę  wprowadzano,  naj- 
przód czytał  głos  obrońca  powoda,  który 
to  głos  nazywE^  się  w  Koronie  induktą, 
w  lAtm& produktem,  i  przedstawiał  sądo- 
wi dowody.  Następowała  potem  odpowiedź 
obrońcy  pozwanego,  zwana  repliką.  De- 
łtret  zapadał  większością  głosów.  Jeżeli 
eię  pozwany  nie  stawił  w  sądzie,  wydawa- 
na była  na  niego  kondemnata.  Do  zu- 
pełnego pokonania,  czyli  konwikcyi,  po- 
trzeba było  trzech  kondemnat.  Ale  jeżeli 
termin  był  zawity,  t.  j.  stanowczy,  to  w 
takim  razie  jedna  kondemnata  stanowiła 
konwikcję.  Jeżeli  się  powód  nie  stawił,  u- 
padał  ze  sprawą.  Przeciwko  wyrokom,  z 
niestawiennictwa  pozwanego  wydanym, 
-użyła  skarga  nieważności.  Kondemnata 
miała  ważne  skutki  polityczne,  bo  nie  do- 
puszczała do  urzędowania  publicznego. 
Najgłośniejsza  w  dziejach  była  kondem- 
nata na  Zakon  Krzyżowy,  w  procesie  mię- 
dzy Łokietkiem  a  tymże  Zakonem  o  za- 
bór nieprawny  Pomorza.  Wyrok  sędziów, 
ustanowionych  przez  papieża  Jana  XXII, 
ogłoszony  r.  1321  w  Inowrocławiu,  zwra- 
cał Polsce  Pomorze.  Ale  Zakon,  nie  chcąc 
mu  się  poddaó,  nie  stawił  się  w  Inowroc- 
ławiu, a  wówczas  to  arcybiskup  gnieżoień- 
eki  ogłosił  kondemnatę  na  Zakonie,  po- 
czem  nastąpiło  rzacenie  klątwy  na  Zakon 
i  interdykt  kościelny.  Zwykła  egzekucja 
dekretów  należała  do  sądu  grodzkiego. 
<Jdyby  pokonany  prawem  nie  był  wyro- 
kowi posłuszny,  występował  przeciw  nie- 
mu starosta  ze  szlachtą.  Jako  środek  o- 
brony  przeciw  wyrokowi  pierwszej  instan- 
ćyi  była  apelacja  do  trybunała,  ale  tu  nie 
można  było  nowych  czynów  i  dowodów 
przywodzić,  z  wyjątkiem  chyba,  że  wy- 


kryty dokument  był  tak  stanowczy,  iż  j 

gdyby  się  znajdował  był  przy  pierwszem  I 

sądzenia,  inny  wypaśóby  musiał  dekret. 
O  sądownictwie  dawnem  polskiem,  nie  li- 
cząc dziri  pierwszorzędnych,  mamy  wiele 
prac  i  wiadomości  rozrzuconych  tu  i  ów- 
dzie, począwszy  od  Kitowicza,  który  opi- 
suje obyczaje  sądowe  za  czasów  Saskich. 
O  sądach  kopnych  na  Rusi  pisał  Iwani- 
szew,  Antonowicz  i  Rolle  (dr.  Antoni  J.). 
O  sądownictwie  piastowskiem  pis^  Fr. 
Fiekosiński  w  tomie  35-ym  rozpraw  Aka- 
demii Um.  W  ,Wielk.  Encykl.  powsz.  ii." 
znajdujemy  poważne  artykuły:  Forum 
(t.  XXn,  -str.  1022),  Grodzkie  sądy  (tom 
XXV,  str.  884)  i  t.  d.  W  Enc.  Star.  ob. 
jeszcze  Trybunały. 

S4pi6rz,  szampierz —  strona  pozwa- 
na, adwersarz.  Statut  Wiślicki  powiada: 
„Gdy  acz  sampierz  na  roku  zawitym  nie 
stanie,  powód  ziszczę  mienionej  dziedzi- 
ny pieniądze".  Jan  Kochanowski  mówi: 
„Szampierz  w  szachach  rycerz".  Mąc^ń- 
ski  w  słowniku  z  r.  1564-  wyraz  competdor 
tłómaczy:  .szampierz  w  staranin  o  jaką 
dostojność,  gdy  się  dwa  do  jakiej  dostoj- 
ności ubiegają",  zatem  rywal,  współzawo- 
dnik. '  W  rodzaju  żeńskim:  sampierka, 
szampierzka,  sampierzyca. 

Sąsiedzi  Statut  Kazimierza  Wielk.  z 
r.  1347  ustanowił,  iż  sąsiedzi  we  wsiach 
pomódz  mają  gonić  złodzieja,  kiedy  sąsiad 
prosi;  inaczej  winni  szkody  będą.  {Vol. 
leg.  I,  f.  23).  Prawo  uchwalone  w  r.  1623 
stanowiło,  iż  przy  wszelkich  sprawach 
i  czynnościach  granicznych  sąsiedzi  colla- 
torales  przypozwani  być  mają  do  granic. 
{Vol.legum,i.^\%. 

SllisA.  Ręce  rozkrzyżowano  poziomo 
przeciętnego  mężczyzny  dały.  pierwotnie 
początek  miarze  dłagości  nazwanej  od 
sięgania  rękami  siągiem,  potem  sążniem. 
Haur  w  XVII  w,  pisze:  .Sążeń  jest,  kiedy 
człowiek  obie  ręce  jak  może  najlepiej  wy- 
ciągnie; taka  miara  bywa  w  górach  (ko- 
palniach); zowią  ją  też  klafter  albo  łatr.  Ks. 


dbyGoot^le 


SĄZYCA.  —  SEJMIKI. 


307 


Klak  mówi,  iż:  .sąłeA  kopalny  ma  w  so- 
bie pótczvarta  łt^ia".  Jest  to  zatem  są- 
teii,  który  przeniesiony  do  Kosyi  st^  się 
tam  tizyarszynowym.  S^ieft  polski  dzie- 
lił się  na  3  łokcie  małe  (długość  przecięt- 
nej ręki  od  pachy  do  dłoni)  albo  na  2  łok- 
cie wielkie  (dtagość  przeciętna  od  środka 
piersi  do  kończyn  ręki).  Łokieć  mały 
czyli  „kramny"  ustalony  został  w  XVIII 
wieka  orzędownie  pod  nazwą  .warszaw- 
skiego" (ob.  Łokieć),  łokieć  zaś  wielki 
czyli  pólsążeń  używany  jest  dotąd  w  nie- 
których okolicach  przez  lud  wiejski  do 
mierzenia  tkanin  domowych  i  nazywany 
łokciem  „giętym"  lub  .strzi^ą".  Są2eń  w 
gwarach  luda  polskiego  pozostf^t  pierwot- 
nym „siągiem".  (Ob.  w  .Wielk.  enc  pow, 
ill."  Barkowy  sąień  (t.  VI,  str.  976). 

Sąiyca  —  żyto  pomieszane  na  polu  z 
pszenicą.  Haur  powiada,  że:  „gdy  się  ko- 
ma na  polu  miasto  pszenicy  sążyca  uro- 
dzi, a  takie  na  nasienie  nie  jest  sposobne 
ziarno,  bo  w  dalszym  siewie  jużby  siew 
żyto  obróc^o".  Wymióeona  sążyca  była 
jednak  pożądaną  na  domowy  użytek,  jako 
dająca  dobrą  mąkę  na  kluski  i  pierogi. 

Scrułlnium  —  wyraz  łac,  oznaczający 
badanie  świadków  w  sprawach  kryminaln. 
W  sprawach  cywilnych  narwano  to  zwy- 
kle inkwizygą.  Przysięgę  składaliświadko- 
wieprzed  zeznaniem.  Skrutator  zwał  się 
ten,  który  badanie  przeprowadzał.  Prawo 
uchwalone  w  r.  1657  stanowiło,  że:  scruti- 
nium  o  zabicie  ma  czynić  wojewoda  z  Sądem 
ziemskimna Wiecach,  albo  starosta  ztymże 
Sądem  ziemskim.  Mógł  jed  nak  woje  woda  o- 
siadlego  Bzlachcica  przysięgłego  a  starosta 
podstarościego  na  swem  miejscu  posadzić.  A 
gdy  się  ex  scrutinio  nakogo  pokaźno,  że  za- 
bU,  przed  króla  ma  być  pozwan  o  wieżę. 
Scrutinium  o  zabicie  szlachcica  przy  robo- 
cie na  Wiecach  ma  być  czynione.  W  przepi- 
sach kościelnych  scrutinium  oznaczało  ba- 
danie kandydatów  do  stanu  duchownego, 
w  celu  przekonania  się  o  ich  godności  i 
zdatności  do  przyjęcia  sakr.  kapłaństwa. 


Sedno  albo  sadno  —  przetarcie  skóry 
na  ciele  od  kalbaki.  Ilómacz  Krescen- 
cjusza  w  XVI  w.  pisze:  „Przydawa  się  ko- 
niowi uraz  na  grzbiecie  od  siodła,  co  sad- 
nem  zowią'.  Polacy,  spędzając  połowę 
życia  na  konia:  w  podróży,  na  łowach  i 
na  wojnie,  dbali  bardzo,  aby  konia  i  włas* 
nego  ciała  nie  odsednió.  „Trafić  w  sedno" 
znaczy  w  przenośni  dotknąć  kogoś  w 
stronę  najdrażliwszą.  „Prawda  tyka  w 
sadno"  znaczy  to  samo,  co  „w  oczy  kole". 
Rej  pisze:  ,Są  ludzie,  gdy  go  dotkną  w 
sadno  w  obyczajach  jego,  w  których  się 
on  kocha,  chocia  nie  o  nim  rzecz  będzie, 
tedy  się  przecie  nadziewa,  iż  to  nań  przy- 
mówki". 

Sejn  konwokacyjny  oznaczfJ  zwołanie 
wszystkich  stanów  Bzplitej  podczas  bez- 
królewia, celem  uchwalenia  terminu  i  for- 
my sejma  elekcyjnego.  Za  Jagiellonów 
nie  znano  sejmów  konwokacyjnych,  lecz 
po  ogłoszenia  bezkrólewia  naznaczano 
odrazu  czas  sejma  elekcyjnego.  Gdy  atoli 
życie  polityczne  zacz^o  się  rozwijać  na 
szerokich  przestrzeniach  pi^ączonej  z  Ko- 
roną Litwy  i  Rusi,  postanowiono  po  śmier- 
ci Zygm.  Aag.  na  styczeń  r.  1573  do  War- 
szawy konwokację  Stanów,  żeby  uchwaliły 
czas  i  formę  elekcyi.  Z  tej  potrzeby  chwi- 
lowego porozumienia  wywiązał  się  sejm 
konwokacyjny,  który  odtąd  wszedł  w 
zwyczaj  i  prawo,  a  miał  określony  czas 
trwania  dwutygodniowy.  W  kilka  miesię- 
cy po  konwokacyi  następował  sejm  elek- 
cyjny. Sejm  konwokacyjny  czyli  ,przy- 
zy wny"  był  w  grancie  rzeczy  ze  swemi  n- 
chwałami  „generalną  konfederacją  Sta- 
nów* i  nosił  taką  nazwę  prawną. 

Sejmiki  w  XV  w.  przywileje  Nieszaw- 
skie  przeniosły  pankt  ciężkości  ustawo- 
dawczej do  sejmików  w  ziemiach  i  woje- 
wództwach. Sejm  piotrkowski  r.  1496  o- 
znaczył  18  miejsc,  w  których  sejmiki  przed 
każdą  wojną  odbywać  się  mają,  aby  u* 
chwalić  podatek  i  rodzaj  dużby  wojennej. 
W  XVI  w.  poza  sejmem  walnym  Rzplitej 


dbyGoot^le 


isŁuif^o  po  województwach,  zidmiach  j  po- 
wiatach 50  —  60  ustrojów  sejmikowych, 
które,  wybierając  poBlów  sejmowych  i  da- 
jąc im  swoje  lauda,  czyli  uchwały  sejmi- 
kowe, od  jakich  oie  mogli  odstępować,  sta- 
nowiły wła^iwy  rząd  krajo.  Coś  podob- 
nego było  swego  czasu  w  Niemczech  i 
Trancyi,  a  62  sejmików  komitatowych 
węgierskich  rządziło  komitatami  do  roka 
1848.  Pomimo  rozwoju  sejmów  ogólnych, 
nasze  sejmiki  ziemskie  nie  utraciły  swego 
samoistnego  obywatelskiego  życia  i  były 
podstawowym  organem  reprezentacyi  sta- 
nowej. Wiemy  z  dziejów,  że  kiedy  r.  1404 
zawierano  pokój  z  Krzyżakami  i  postano- 
wiono wykupić  od  nich  ziemię  Dobrzyń- 
ską, za  którą  żądali  40,000  dukatów,  Wła- 
dysław Jagiełło  zarządził  złożenie  sejmi- 
ków po  wszystkich  województwach  i  zie- 
miach, ażeby  szlachta  obmyśliła  ze  swoich 
dochodów  zasiłek  pieniężny  na  cel  powyż- 
szy. Następnie  zaś  zw<^aDO  do  Nowego 
Uiasta  Korczyna  sejm  walny,  na  który 
zebrano  się  z  uchwałami,  powziętemi  ju2 
na  sejmikach.  Podwaliną  zatem  całej  u- 
chwały  nie  był  sejm  walny,  na  który  przy- 
byli przedstawiciele  szlachty,  ale  postano- 
wienia sejmików  ziemskich,  uczynione 
przez  ogól  rycerstwa,  czyli  narodu,  który 
wysyłał  tylko  po^ów  na  sejm  walny  dla 
porozumienia  się  z  królem.  Bez  tych  sej- 
mików i  tego  samorządu  ziemskiego,  któ- 
ry później  czuwał  nad  wykonaniem  swo- 
jego postanowienia,  nie  było  mowy  o  ja- 
kimkolwiek najmniejszym  poborze.  Przy- 
wilej Koszycki  z  r.  1374  nadawał  szlach- 
cie prawo  przyzwalania  na  budowanie 
zamków  obronnych  i  uwalniał  ją  od  wszel- 
kich opłat  i  dania,  z  wyjątkiem  dwuch 
groszy,  które  obciążały  każdy  łan  osiadły 
przez  kmieci  szlacheckich.  Tym  sposo- 
bem każdy  nowy  podatek  lub  ofiara  wy- 
magały przyzwolenia  i  zgody  wszystkiej 
szlachty,  zarówno  bogatej  jak  i  zagono- 
wej, która  mogła  się  zbierać  i  stanowić 
tylko  na  sejmikach  ziemskich,  odbywa- 


nych w  razie  potrzeby.  Sejmiki  były  jak 
ogniwa,  z  których  się  składał  łańcuch,  za- 
rządzający Koroną  i  stanowiący  o  wszyst- 
kiem  dla  kraju.  Każde  ogniwo  ma  w  so- 
bie cząstkę  władzy,  niezawisłości  i  maje- 
statu państwowego.  Pod  koniec KITw.  sej- 
miki ziemskie  nie  były  jeszcze  uorganizo- 
wane,  a  tylko  występują  sejmy  prowin- 
cjonalne w  pięciu  głównych  ogniskach, 
któremi  były:  Wielkopolska,  ziemia  Łę- 
czycka, Sieradzka,  Krakowska  i  Sando- 
mierska. Niezależnie  odwiecówsądowycb 
czyli  Wielkich  roków  (colhguium  genera- 
le), dostojnicy  ziemscy  tworzą  w  każdej 
ziemi  radę  ziemską  {consilium  generale), 
która  zajmnja  się  sprawami  porządku  i 
spokoju  publicznego,  nie  wyłączając  spra- 
wiedhwości.  Np.  aby  zapobiedz  bijatykom 
na  jarmarkach,  rada  taka  zabrania  kmie- 
ciom przychodzić  na  kiermasz  z  bronią  w 
ręku.  Jeżeli  zaś  przedmiotem  obrad  ma 
być  rzecz,  dotycząca  całej  społeczności,  to 
powołany  bywa  ogół,  czyli  wszyscy  zie- 
mianie na  sejmik.  Sądy  wiecowe  czyli  Ro- 
ki wielkie  po  województwach  poczęły  w 
XV  w.  chromać,  aje  za  to  tętno  życia  roz- 
wijało się  żywiej  w  sejmikach  ziemskich, 
pociągających  udziałem  nietylko  wybra- 
nych, jak  bywało  na  wiece  sądowe,  ale 
zjazdem  całego  ziemiaństwa.  Sejmik 
zajął  wkrótce  mocne  i  górujące  stanowi- 
sko. Zaczął  poprawiać,  zatwierdzać  i  kon- 
trolować uchwały  wieców  sądowych.  W 
dalszym  swym  rozwoju  ogarnął  miejsco- 
we ustawodawstwo  sądowe  i  wymiar  spra- 
wiedliwości. Obyczaj  przechodzi  od  Pola- 
ków do  Rusi.  I  tam  sądy  wiecowe  udają 
się  po  instrukcje  do  sejmików.  W  Kras- 
nymstawie  i  Hrabieszowie,  tak  samo  jak 
wszędzie,  zasiadają  panowie  stolecznicy, 
czyli  wybrana  do  głosu  starszyzna,  oto~ 
ezona  tłumem  wszystkiej  szlachty.  W 
Wielkopolsce  sejmik  ziemski  jest  instytu- 
cją zarówno  sądowo-prawną,  jak  organem 
samorządu  krajowego.  Sejmik  ziemski  na 
Husi  już  w  Xy  w.  zabiera  się  do  kontroli 


dbyGoot^le 


SEJMIKI. 


dochodów  skarbo  publicznego,  jak:  myta, 
c^,  szosów,  czynszów  1 1.  d.  O-dy  do  roka 
1454  zwołanie  pospolitego  roBzenia  żale* 
żało  wyłącznie  od  króla,  to  odtąd  król  nie 
mógł  zwoływać  bez  przyzwolenia  sejmiku 
każdej  ziemi  oddzielnie.  Dalej  król  nie 
mógł  niczego  nowego  postanowić,  coby 
pierwej  nie  było  na  sejmikach  roztrząsa- 
ne. Ustawodawstwo  Nieszawskia  z  roku 
1454  uczyniło  stan  rycerski  sprężyuą  ży- 
cia politycznego,  którego  składową  jedno- 
stką staje  się  ziemia,  a  sejmik  tej  ziemi 
organem  i  warownią  wolności.  Wielko- 
polska góruje  nad  Małopolską,  posiadając  10 
sejmików,  podczas  gdy  ostatnia  ma  tylko  6. 
Sejmiki  biorą  udzifJ  w  sejmach  głównych 
swojej  prowincyi  przez  swoich  podów,  co 
nie  wyłącza  obecności  szlachty,  nieraz 
tłumnie  na  sejm  prowincjonalny,  np.  wiel- 
kopolski, małopolski,  raski  lub  pruski 
przybywającej.  Zwykle  ci  sami  posłowie 
wysyłani  potem  byli  na  sejm  walny  ctJej 
Korony,  wioząc  tak  zwane  kartelusze, 
czyU  ściśle  określone  polecenia  i  instruk- 
cje swoich  ziem,  których  zmieniać  nie 
mieli  prawa.  Samorząd  sejmikowy  począł 
nawet  regulować  stosunki  ludności  rolni- 
czej, tak,  ii  zdawaJo  się,  £e  każda  ziemia 
jest  oddzielną  Bzplitą,  lub  niezawisłym 
stanem  sfederowaaej  republiki.  W  ten 
sposób  na  sejmiku  w  Krasnymstawie  roku 
1447  ziemia  Chamska  unormow^a  po- 
winności swoich  kmieci.  Na  sejmach  wal- 
nych za  Kazimierza  Jagiellończyka  radzą 
król  i  panowie,  jako  starszyzna  narodu, 
cała  zaś  rzesza  szlachty  radzi  na  sejmi- 
kach prowincjonalnych.  AJe  wstępuje  na 
tron  syn  Kazimierza  Jan  Olbracht  i  skła- 
da r.  1493  sejm  koronny,  na  którym  spo- 
strzegamy wielką  nowość:  oto  posłowie 
sejmików,  reprezentanci  szlachty  ziem- 
skiej, występują  w  tym  sejmie,  jako  uoi> 
ganizowana  izba  poselska  obok  senator- 
skiej, jako  stan  trzeci  obok  senatorskiego 
i  królewskiego.  Sejmiki  ziemskie,  przez 
utworzenie  się  izby  poselskiej,  nie  przesta- 

Encjkloped]!  iiaiopolikn,  toia  tV. 


ją  istnieć,  ale  rozwijają  się  w  dalszym  cią- 
gu, jako  organy  samorządu  w  ziemiach  i 
życia  ich  politycznego,  zachowując  sobie 
udział  w  stanowieniu  praw,  podatków  i 
wojny,  w  administracyi  skarbowej  przy 
wybieraniu  poborów  i  innych  podatków, 
postanowionych  przez  sejm  prowincjonal- 
ny lub  ogólny  za  zgodą  sejmików.  Prawo 
kontroli  nad  szafowaniem  skarbu  było 
prostom  następstwem  prawa  sejmików 
przyzwalania  na  pobory.  Liberum  veio  na 
sejmach  walnych  było  naturalnym  wyni- 
kiem prawie  udzielnej  niezależności  ziem 
i  ich  sejmików,  którą  miały  w  tradycyi  z 
czasów  Piastowskich;  stawiały  więc  swo- 
je uchwały,  jako  prawa,  nie  czując  się  w 
obowiązku  przyjmowania  innych  uchwal 
w  ich  miejsce.  Tradycja  była  tak  potężną, 
że  nawet  tak  wielki  umysł,  jakim  był  Jan 
Tarnowski,  przemawiał  za  ksrteloszami, 
t.  j.  instrukcjami  sej  mików  ziemskich.  Juł 
od  XV  w.  st^  się  sejmik  ziemski  filarem, 
na  którym  spoczywało  wiązanie  całej  bu- 
dowy państwa,  siei  się  w  jego  organizmie 
ową  pierwotną  zasadniczą  komórką,  któ- 
ra się  rozradza  i  kształtuje,  ale  we  wszyst- 
kich odmianach  zachowuje  znamiona  swej 
pierwotnej  istoty.  Od  XV  w.  do  r.  1764 
władza  sejmików  miała  wpływ  przewa- 
żny w  sprawach  BzpUtej.  Panowanie  Sta- 
nisława Augusta  było  dobą  ograniczenia 
tego  wpływu.  Za  Władysława  rV  autono- 
mja  ziemska,  wyrobiona  przez  sejmiki,  do- 
szła tak  daleko,  że  województwa  posiada- 
ły swoje  własne  skarby,  zasilane  docho- 
dami z  ustanawianego  rok  rocznie  przez 
sejmiki  podatku  czopowego.  Za  Augu- 
sta U  odebrano  sejmikom  zarząd  wojsko- 
wy w  województwach,  a  za  Stanisława 
Augusta  zniesiono  skarby  wojewódzkie 
i  odjęto  im  dochody  z  czopowego  i  szelęż- 
nego,  co  wpłynęło  na  zmniejszenie  go- 
rączki sejmikowania.  Kajpodobniejazy 
do  polskiego  ustrój  autonomii  sejmikowej 
miaJy  Węgry.  Komitaty  węgierskie  prze- 
chowały aż  do  r.   1848  przywilej,   mocą 


dbyGoot^le 


210 


SEJMOWY  SĄD.— SEJMY. 


którego,  tak  samo  jak  nasze  ziemie,  mo- 
gły się  sprzeciwić  wszelkiej  uchwale  sej- 
mu królestwa,  jeteU  ją  uwatały  za  nie- 
zgodną z  dachem  starej  konstytocyi  wę- 
gierskiej. Było  to  poprostu  analogiczne 
z  polskiem  liberum  veio,  tylko  przetrwało 
dłużej  nii  polskie.  Gtnintowne  zrozmnie- 
nie  całego  ustroją  prawno -państwowego 
Rzplitej  polskiej  byłoby  uiemożliwem  bez 
poznania  historyi  sejmików  ziemskich. 
Historję  zad  powyższą  dopiero  rozwinął 
profesor  Adolf  Pawiński  w  dwuch  znako- 
mitych swoich  dziełach:  1)  „Sejmiki  ziem- 
skie" (r.  1374—1505)  i  2)  „Rządy  sejmiko- 
we w  Polsce"  (r.  1572  —  1795).  Pierw- 
szym z  historyków  polskich,  który  przed 
Pawińskim  wykazał  znaczenie  i  wszech- 
władzę sejmików  był  Jul.  Bartoszewicz  w 
rozprawie  swojej  o  sejmach  i  sejmikach 
pomieszczonej  w  Enc  Powez.  Orgelbr.  t 
23,  r.  1866.  Oprócz  zwykłych  sejmików 
ziemskich,  poprzedzających  sejmy  walne, 
bywfJy  jeszcze  sejmiki  relacyjne,  po 
skończonym  każdym  sejmie  walnym,  na 
których  polowie  z  tego,  co  na  sejmie  za- 
sdo,  sprawęzdawali,  sejmiki  deputackie, 
na  których  obierano  deputatów  do  trybu- 
nału, sejmiki  ekonomiczne  czyli  go- 
spodarcze i  sejmiki  elekcyjne,  na  któ- 
rych obierano  po  4  kandydatów  na  waku- 
jący urząd  ziemski,  z  których  król  za- 
twierdzdt  jednego.  Litwa  pod  względem 
mianowania  swoich  urzędników  ziemskich 
miała  szersze  prawa  od  Korony.  Co  do 
sejmików  ob.  Instrukcje  sejmikowe  czyli 
Łauda  (Enc.  Siar.  t.  II,  str.  273). 

Sejmowy  tąi  ob.  Sądy. 

Sejmy  —  zebrania  prawodawcze  ogól- 
no-państwowe,  W  pierwotnych  dziejach 
Polski,  t.  j.  przed  zaprowadzeniem  chrze- 
ścijaństwa, odbywały  się  wiece  po  ziemiach 
i  opolach,  czyli  zebrania  sądowo-admini- 
stracyjne  starszyzny,  ale  o  sejmach  pra- 
wodawczych nie  było  jeszcze  mowy.  Bole- 
sław Chrobry  miał  przy  sobie  dwunastu 
panów  czyli  wojewodów,  z  którymi,  jak 


zaświadcza  Gallus,  ^poufale  tajemnico 
państwa  i  rady  traktował'.  Nie  był  to 
jednak  sejm,  tylko  rada  królewska,  a  kro- 
nikarz dodaje,  że  na  dworze  Bolesława  by- 
w^y  razem  i  żony  owych  wojewodów  i 
że  nieraz  uczty  i  biesiady  król  z  niemi  i  z 
mężami  ich  odprawiał,  z  czego  widaó,  że 
doradcy  królewscy  byli  od  pana  swego 
nieodst^ni.  Nawet  zdarzało  się,  że  kró- 
lowa, aby  wyprosić  przebaczenie  winy 
dla  potępionych,  przypadała  do  nóg  kró- 
lewskich ^z  dwunastą  przyjaciółmi  i  żona- 
mi ich".  Bolesław  przed  śmiercią  swoją, 
opowiadaG-allns,  „wszystkich  swoich  przy- 
jaciół i  wojewodów  zewsząd  zgromadziw- 
szy, w  tajemnicy  z  nimi  stanowił  o  przy- 
B^ych  rządach  królestwa".  Był  to  więc 
już  rodzaj  sejmu,  który  wybrał  i  miano- 
wał następcę  po  ojcu,  Mieczysława,  jedne- 
go z  młodszych  synów  królewskich.  Po 
śmierci  Bolesława  Krzywoustego  działa 
już  bardzo  widocznie  starszyzna  narodo- 
wa, rozstrzygając  rozmaite  sprawy  w  gra- 
nicach dzielnic,  jednych  książąt  wyrzuca, 
innych  obiera,  więc  sprawuje  najwyższą 
władzę  polityczną.  Im  więcej  książąt  i 
dzielnic  się  tworzy,  tem  więcej  wzrasta 
liczba  starszyzny  ziemskiej.  Wszyscy  ksią- 
żęta otaczają  się  doradcami,  mają  swoich 
wojewodów,  kanclerzy,  sędziów,  skarbni- 
ków, stolników,  cześników,  mieczników  i 
marsz^ków,  coraz  liczniejszych  kasztela- 
nów po  grodach.  Kazimierz  Sprawiedli- 
wy, posiadłszy  większą  część  Polski,  zwo- 
łuje wielką  radę  starszyzny  narodu  do 
Łęczycy  w  r.  1180.  Był  to  zatem  pierw- 
szy wielki  prawodawczy  wiec  narodu  pol- 
skiego, nazwany  przez  kronikarzy  syno- 
dem, ponieważ  brali  w  nim  udzi^  wszys- 
cy biskupi  i  starszyzna  duchowna,  a  spisa- 
ne na  nim  nstawy  posłano  do  zatwierdze- 
nia Stolicy  Apostolskiej.  Wiadomo  jed- 
nak, że  na  zjeździe  łęczyckim  oprócz 
duchowieństwa,  będącego  wówczas  czo- 
łem oświaty  w  narodzie,  było  trzech 
książąt  panujących,  moc  panów  świeckich 


dbyGoot^le 


J     M     Y. 


211 


i  lycerstwa,  oraz  kmiecie  okoliczni  (Dłu- 
gosz). To  też  papież  Aleksander  III,  za- 
twierdzając ustawy  zjazdu  łęczyckiego, 
powiada,  że  je  uchwalili  „biskupi  i  książę- 
ta kraju".  Tych  dostojników  ziemskich 
musiało  byó  na  zjeździe  łęczyckim  bardzo 
dużo,  sądząc  z  wyrażenia  kronikarzy: 
„obfita,  gęsta  liczba".  Kazimierz  Spra- 
wiedliwy wprowadził  biskupów  do  rady 
narodowej,  w  której  tym  sposobem  znala- 
zły się  trzy  stany  sejmów  późniejszych, 
t.  j.  monarcha,  episkopat  (senat)  i  rycer- 
stwo (szlachta).  Ustawę  łęczycką  ogła- 
szali biskupi,  ubrani  pontjfikalnie,  wobec 
Kazimierza  Sprawiedliwego,  książąt,  rycer- 
stwa i  ludu.  (My  czytali,  wszyscy  obec- 
ni po  każdym  ustępie  odpowiadali  chó- 
rem: Amenl  wśród  radości  i  powinszować 
ogólnych.  Pod  koniec  doby  podziałowej 
zjazd  pomorski  ogłosił  Przemydawa,  księ- 
cia opolskiego,  panem  Pomorza,  a  w  kilka 
lat  później,  zjazd  wielkopolski  przywraca 
królestwo  polskie  i  okrzykuje  tegoż  Prze- 
mysława królem  polskim.  Po  śmierci  pierw- 
szego króla  tej  doby,  zjazd  wspólny  w 
Poznania,  łożony  z  Polan  i  Pomorzan^ 
obiera  r.  1296  Władysława  Łokietka  dru- 
gim z  kolei  królem.  Władysław  masi  wal- 
czyć o  koronę  polską  z  Wai^wem  cze- 
skim, Henrykiem  głogowskim,  i  staczać 
boje  z  popieranym  przez  zachód  Europy 
potężnym  zakonem  Krzyżackim,  oraz 
Braadebnrgami.  Dopiero  po  wielu  latach 
walk  i  nadlndzkich  wysiłków,  wielki  du- 
chem, choó  mały  ciałem,  odbudowuje  jed- 
ność Polski  i  zgromadza  drugi  po  Kazi- 
mierzu SprawiedUwym  zjazd  powszechny 
ziem  polskich  r.  1331  w  Chęcinach.  Gdy 
w  Łęczycy  stanowiono  prawa  o  służebno- 
ściach  względem  kraju  i  przeciwko  gwał- 
tom prywatnym,  to  w  Chęcinach  mamy 
już  zgromadzenie  uietylko  prawodawcze, 
ale  i  polityczne.  Łokietek  jest  jeszcze 
samowładnym,  ale  stawia  na  sejmie  chę- 
cińskim nową  zasadę  równości  prawodaw- 
czej stanu  rycerskiego  a  przewodniczy  mu 


we  wszystkiem  myśl  polityczna  połącze- 
nia MfJopolski  z  Wielkopolską  w  jeden  or- 
ganizm społeczny  i  państwowy.  Za  syna 
Łokietka,  Kazimierza  Wielkiego,  edbywa 
się  w  Wiślicy  r,  1347  sejm,  jakiego  Polska 
nigdy  jeszcze  nie  miała,  wyłącznie  pra- 
wodawczy, zestawiający  w  jedną  całość 
wszystkie  zwyczaje  prawne,  po  różnych 
ziemiach  polskich  wiekami  wyrobione. 
Król  przed  iJożeniem  tego  statata  postą- 
pił bardzo  rozumnie,  zwołując  wiece  pro- 
wincjonalne w  Mało-  i  Wielkopolsce.  Sej- 
mowanie rozwija  się  dalej  za  Ludwika 
węgierskiego,  n^ady  w  Koszycach  są  do- 
wodem znacznego  wyrobienia  się  narodu. 
Król  nie  mógł  już  odtąd  samowolnie  na- 
gadać żadnego  podatku,  a  prawo  to  staje 
się  atrybucją  narodu.  W  ciągu  dwulet- 
niego bezkrólewia  po  Ludwiku  zjazdy 
ciągle  radzą  i  stanowią.  W  nich  spoczy- 
wa majestat  narodu.  Formy  wyrobiły  się, 
naród  dojrzewał,  a  wybraniem  Władysła- 
wa Jagi^y  i  przywiązaniem  do  siebie 
Litwy  uwieńczył  jedyne  tego  rodzaju  w 
Europie  dzieło.  Nigdy  sejmowanie  nie 
przyniosło  świetniejszego  rezultatu.  Za 
Władysława  Jsgi^y  sejmy  rozwijają  się 
coraz  wspanialej.  Obok  dawnego  senatu 
tworzy  się  izba  poselska,  w  której  sejmu- 
je rycerstwo.  Sejm  walny,  zebrany  roku 
1404  w  Nowem  Mieście  Korczynie,  celem 
wykupna  ziemi  Dobrzyńskiej  od  Krzyża- 
ków, stanowi  epokę  w  dziejach  sejmów 
naszych,  bo  obok  izby  senatorskiej  przed- 
stawia ogół  rycerstwa.  Za  Jagi^y  orga- 
nizują się  sejmiki  ziemskie  po  wojewódz- 
twach, ziemiach  i  powiatach  (ob.  Sejmi- 
ki), w  których  ma  prawo  zasiadać  i  obra- 
dować każdy  szlachcic.  Sejmiki  stają  się 
władzą  prawodawczą,  a  sejmy  polityczną 
i  wojenną,  przestają  zaś  byó  juryzdykcją 
sądowniczą,  która  zostaje  przy  wiecach 
(ob.  Wiece)  i  rokach  walnych.  Apelacje 
ziemian  od  sędziów  miejscowych  i  grodów 
idą  na  wiece,  na  roki  walne  wojewódzkie. 
Król  zaś  sądzi  na  sejmie  już  tylko  apela- 


dbyCoot^le 


212 


SEJMY. 


cje,  przychodzące  od  tych  wieców  ziem- 
skich. Tak  powstają  trzy  instancje  sądo- 
we, gdy  pierwej  były  tylko  dwie.  Na 
miejsca  dla  sejmów  walnych  obiera  Ja- 
gi^o  zwykle  miasta  środkające  między 
Wielko-  i  Małopolską,  jak:  Piotrków,  Sie- 
radz, Łęczyca.  Pierwszy  sejm  litewski 
wspólny  z  koroną  jest  w  Horodle  r.  1413. 
Potem,  łącząc  życie  i  krew  dnuch  naro- 
dów, Jagi^o  sejmy  koronne  gromadził 
nawet  w  Litwie,  np,  1426  r.  w  Brześcia 
Litewskim.  Powaga  sejmów  była  jnż  tak 
wielka,  łe  król  postanowieniom  ich  oprzeć 
się  nie  mó^.  Sejm  w  Jedlny  poręczył 
Jagielle  następstwo  trónn  dla  Władyrfa- 
wa,  jego  syna,  i  wyrobił  zasadnicze  prawo 
polskie  o  wolności  osobistej.  Zasłynęli 
wówczas  jako  wielcy  radą  i  omyłem  na 
sejmach  biskupi:  Zbigniew  Oleśnicki,  Mi- 
kołaj Trąba  i  Wojciech  Jastrzębiec;  het- 
mani: Mikołaj  z  Michałowa,  Jan  z  Czyno- 
wa, Jan  z  Tęczyna  i  Jan  z  Tamowa;  kan- 
clerze: Jan  Szairaaiec,  Władysław  z  Opo- 
rowa i  t.  d.  Po  zgonie  Władysława  War- 
neńczyka, podczas  dłngiego  bezkrólewia, 
gdy  Kazimierz  Jagiellończyk  wzdragc^ 
się  zostaó  królem,  sejmy  rządziły  narodem 
przez  lat  kilka.  Kazimierz  składał  pó- 
iniej  często  sejmy  prowincjonalne:  wiel- 
kopolskie, małopolskie,  litewskie,  koronne, 
poborowe  (dla  uchwalenia  podatków  je- 
dnorazowych) i  wreszcie  wspólne  Litwy 
z  Koroną.  Sejm  r.  1493  za  Jana  Olbrach- 
ta był,  jak  się  zdaje,  pierwszym,  na  któ- 
rym obok  króla  i  izby  senatorskiej  wystę- 
puje oddzielnie  społeczność  szlachty,  jako 
izba  poselska,  odrębne  cic^o,  przedstawia- 
jące rzeszę  ziemiańską  w  postaci  stanu 
trzeciego.  Za  Aleksandra  Jagiellończy- 
ka 1606  r.  uchwalone  zostaje  w  Radomiu 
prawo,  które  ostatecznie  organizuje  sej- 
my. Stanowi  ono,  że  odtąd  na  zawsze  król 
niczego  nie  będzie  mógł  postanowić  bez 
obopólnej  zgody  obu  izb  sejmowych,  t-  j. 
senatorskiej  i  poselskiej.  Odtąd  widzimy 
w  Polsce  dwa  odrębne  stany:  senatorski 


i  rycerski.  Obadwa  wyszły  z  łona  szlach- 
ty, lecz  pierwszy  jest  starszyzną  ziem, 
drugi  reprezentuje  ogół  rycerstwa  czyli 
braci  szlachtę.  Sejm  polski  koronny  skła- 
da się  tedy  z  trzech  stanów  a  dwóch  izb.  , 
Stany  są:  królewski,  8enator:)ki  i  rycerski; 
izby:  senatorska  i  poselska.  Trzy  stany 
równe  są  sobie  dostojnością,  władzą  i  zna- 
czeniem. Stanem  królewskim  jest  osoba 
króla,  który  składa  sejmy,  zwc^nje  pospo- 
lite roszenia,  dowodzi  w  boju,  rozdaje  u- 
rzędy  i  stan  senatorski  z  łona  rycerskiego 
wybiera.  Każde  prawo  musi  być  uchwa-  ! 
lone  przez  trzy  stany  i  przez  dwie  izby. 
Król  polski  jest  dla  pracy,  zagaja  każdą 
sesję  sejmową,  a  gdy  izbę  opuszcza,  posie-  I 
dzenie  się  przerywa.  Król  sądzi  na  sej-  i 
mach,  czyli  prezydaje  osobiście  w  naj-  j 
wyższej,  jaka  była,  izbie  sprawiedliwości 
dla  narodu.  Nie  kładzie  on  oddziebiie  , 
swojej  sankcyi  na  uchwałach  sejmowych, 
jak  to  się  dzieje  gdzieindziej,  ale  tylko  za- 
biera głos  w  obradach,  jako  jeden  z  trzech  , 
równych  sobie  stanów,  i  idzie  za  jedno- 
myślnością dwuch  izb,  czyli  za  wolą  naro- 
du, która  stanowiła  wszystkie  prawa.  O-Io- 
sowania  w  sejmach  polskich  nie  było.  Ra- 
dzono bowiem  i  porozumiewano  się  naj- 
przód na  sejmikach  ziemskich  przed  sej- 
mem walnym,  potem  porozumiewano  się 
poza  sesją  lub  na  sesyi  sejmowej,  a  po- 
dług starego  obyczaju  mniejszość  ustępo- 
wała patryotycznie  większości,  aby  dla 
zasady  zyskać  sankcję  jednomyślnej  zgo- 
dy dla  każdego  prawa.  Siciński,  który 
pierwszy  pop^nił  zuchwalstwo  protesto-  \ 
wania  jednym  głosem  przeciw  większości 
sejmowej,  został  na  wieki  wyklęty  przez 
naród.  Król  zwoły  wsi  sejmy,  a  od  roku 
1521  musiał  zawsze  w  uniwersałach  swo- 
ich wyłożyć  powód  zwołania,  żeby  posło- 
wie przyjeżdżali  przygotowani  i  z  odpo- 
wieduiemi  landami  od  sejmików.  Odby- 
bywrfy  się  tedy  najprzód  sejmiki  po  wo-  I 
jewództwach,  z  tych  jechano  na  sejm  pro- 
wincjonalny, a  z  tego  na  sejm  walny. 


dbyGoot^le 


SEJMY. 


*^  f!-iiaii!!iliil' 


t  t 


,  tTy^  .  MM     a£m,M.   /iiitrr    ott'^1^  /im^,  ^f*™*™* 


11 


□nnDDnDDaDDDDOnDDDDDaDDgDannDDDDDOnDDDGDaD         n 


,  jl  1 1 1 1 J  1 1 1 1 1 1 1 1  i  I  i  1 1  M  1 1  ;  jS 

idiiWliiiijklllisI 


lilii 


Ul 


1 1 1 1 1 


1111 1 1 1  II  I 


DumnonnuDODanDODOODDODCiDDnDDpDODDD 
naoanoDnDonaaDDDDDDnDDcign 


liiaftiiiii 


11 


I  I  II  I M I  I  I  I  I  I  I  M 


li 


r  5*K*.    x&4i.-   ^jKr-ufcł.  A^.^™. -w^w v««<*  cflin*    and^. 


«JAhh      CBŁigwa  CMUfaM-M^ww  Jt&y^iKy 


t^^^see  Sbtcha^r^wf-^^-i^ytf). 


Sejmy  prowincjonalne  Rusi  odbywały  się 
zwykle  w  Wiszni.  Sejm  takiż  trzech  wo- 
jewództw pruskich,  składany  od  r.  1446, 
zwał  si^  „goneratem  pruskim".  Tym  spo- 
sobem przyjeżdżano  na  sejm  walny  koron- 
ny z  rzeczą  gotową  i  dlatego  sejmy  ogól- 
ne trw^y  zwykle  niedługo,  czasem  kilka 
dni,  tydzień  tylko.  Wnioski  czyli  „pro- 
pozycje od  tronu"  przedstawiał  kanclerz. 


Jeżeli  na  nie  się  nie  zgodzono,  sejm  roz- 
chodził się,  nie  sprawiwszy  nic.  Pierw- 
szy taki  wypadek  nastąpił  zaZygmanta 
Starego  w  1539  r.  Nie  było  u  nas,  jak 
w  innych  państwach,  rozwiązania  sejmu 
przez  króla  i  apelacyi  jego  do  narodu. 
Jeżeli  mniejszość  nie  chciała  połączyć  się 
z  większością,  sejm  rwał  się  sam  przez  się 
i  rozjeżdżał,  a  król,  upatrzywszy  odpowie- 


dbyGoot^le 


214 


J      M      Y. 


dnia  potem  chwilę,  zwoływał  sejm  znowu. 
Wzorem  Łakich  nierządnych  sejmów  jest 
^wna  .wojna  kokoszą"  i  pospolite  rosze- 
nie, które  się  zamieniło  na  ogólny  sejm 
szlachty  pod  Lwowem.  Bielski  Marcin 
w  swojej  kromce,  pisanej  w  polowie  XVI 
wieku,  powiada  o  sejmach:  .Zaczym  się 
trzeba    tego    obawiać,    aby  ta    zbytnia 


PLAIT  JZBY   POSELSKIEJ. 


wolność  nasza  nam  wielkiej  niewoli  nie 
przyniosą  i  tyraństwem  się  nie  skończy- 
ła, abo  więc  nas  wszystkich  razem  nie 
zgubiła.  A  tym  obyczajem  niegdy  Rzpli- 
ta  Rzymska  znamienita  upadła,  przez  zbyt- 
nie rządy  tych  trybunów  i  swawoleństwo 
pospólstwa*.  Sejmy  Zygmunta  Aug.  były 


wszechwładne,  zawierzy  traktaty  między- 
uModowe.  Lubelski  w  r.  1B69  z  2-ch  repre- 
zentacyi,  polskiej  ilit.-ruskiej  złocony,  dwa, 
państwa  zlał  w  jedno.  Z  pomnożeniem  się 
spraw,  sejmy  masiały  się  przedłużać. Trwa- 
ją już  nie  po  tygodniu,  ale  po  kilka  tygodni, 
anawet  miesięcy.  Sejmunii  lubelskiej  trwał 
aż  9  mieś.  Kie  wszystko  dokonały  na  nim 
izby,  wiele  zasługi  należy  się 
i  Zygmnntowi  Augustowi,  któ- 
ry, jako  najwyższy  rozjemca 
wszystkich  osób  i  stanów  a 
przytem  umysł  niepospohty, 
miał  jeszcze  niemałą  władzę. 
Po  śmierci  Zygmunta  Augusta 
sejmy  ustanawiają  się  na  zwy- 
czajne i  nadzwyczajne,  czego 
dawniej  nie  było.  Prawo  teraz 
orzekło,  że  raz  co  2  lata  zbie- 
rać się  musi  sejm  na  6  tygoduL 
W  razie  zaś  potrzeby  szczegól- 
nej, król  zwołuje  sejm  nadzwy- 
czajay,  który  może  tylko  trwać 
nie  dłużej  nad  2  tygodnie.  Do 
sejmów  nadzwyczajnych  liczy- 
ły się  bezkrólewia.  Podczas 
bezkrólewia  prymas  zwc^ywał 
sejm  konwokacyj  ny,  po 
nim  szedł  e  1  e  k  c  y  j  n  y,  po  tym 
zai  koronacyjny.  Sejm 
konwokacyjny  i  koronacyjny 
miały  prawo  trwać  po  2  tygo- 
dnie, zaś  elekcyjny,  jako  wię- 
cej spraw  załatwiający,  6  tygo- 
dni, jak  zwyczajny,  ale  trwał 
i  dłużej  w  braku  porc^umie- 
nia.  Gdy  do  jakiej  ważnej  zgo- 
dy między  zwaśnionemi  stron 
nictwami  przychodziło,  zbierał 
się  sejm  nadzwyczajny  pacyfikacyjny,  u- 
spokajający.  Gdy  przyszło  szlachcie  ła- 
mać pychę  magnatów,  którzy  się  nad  ró- 
wność szlachecką  wynosili,  domagano  się 
sejmu  konnego,  t.  j.  zgromadzenia  cdego 
rycerstwa  w  pola.  Raz  króla  na  sejmie 
sądzono  (r.  1592)  i  sejm  ten  dlatego  na- 


dbyGoot^le 


]      M     Y. 


216 


zwano  inkwizyoyjnym.  Raz  (r.  1717)  na- 
rodowi przemoc  obca  narzac^a  prawo,  nie 
dopaściwRzy  żadnego  posła  do  glosa  pro- 
testacyi;    sejm  ten  nazwano   „niemym". 

[  Gdy  zaczęto  rwać  sejmy  prawem  liberum 

velo,  szlachta  domagc^a  się  sejmów  exor- 
bitacyjnyob,  czyli  naprawiających  to,  co 
wyszło  z  ładu.  Odnnii  lubelskiej  sejmy 
prowincjonalne  stracHy  już  swoje  pierwo- 
tne znaczenie  i,  z  wyjątkiem  praskiego, 
rzadko  się  zbier^y.  Ostatni  sejm  litew- 
ski dla  załatwienia  spraw  miejscowych  ze- 
brał się  za  Sobieskiego.  Za  Augusta  III 
Sasa  wszystkie  sejmy  obradowały  po  6  ty- 
godni, ale  w  ostatnim  dniu  były  zrywane 
wszystkie  przez  możnowtadnych  przywód- 
ców. Ghjyby  nie  ta  zasada  wymaganej 
jednomyślnoóoi,  mielibyśmy  z  tego  czasu 
caJe  obszerne  prawodawstwo.  Statyści 
polscy,  aby  utrudnić  zrywanie  sejmów, 
obmyślili  limitę,  czyli  prawo,  mocą  które- 
go kcóL  w  krytycznej  (^wili  mógł  sejm  U- 

f  mitować,  t.  j.  zawiesić,  aby  go  zebraó  póź- 

niej w  lepszej  chwili,  ale  i  to  nie  porno- 
glo.  RwfJy  się  tei  „generały  praskie", 
zbierające  się  kolejno  w  Malborgu  i  O-ru- 
dziątu.  Z  tego  to  powodu  wszystkie  sej- 
my koronne  od  r.  1712  do  1730  odbywtJy 
się  bez  posłów  pruskich,  "W  innych  cza- 
sach znowu,  gdy  rwały  się  sejmiki  woje- 
wództw koronnych  i  litewskich,  a  pruskie 
dochodziły,  przybyw^a  na  sejm  walny 
tak  wielka  liczba  po^ów  pruskich,  że  nie- 
raz prawie  połowę  sejmujących  składali. 
To  dało  powód  do  uchwały  za  Staniriawa 
Augusta,  że  z  trzech  województw  pru- 
skich może  zasiąść  w  sejmie  walnym  tylko 
40-tu  po^ów.  Że  zaś  podług  normy  dla 
wszystkich  ziem  i  powiatów  Polski,  z  wo- 
jewództw tamtych  powinno  było  zasiadać 
tylko  posłów  18-tu,  Rzplita  więc  robiła 
szczególny  wyjątek  i  łaskę  dla  ziem  pru- 
skich, dopuszczając  więcej  niż  dwa  razy 

1  liczniejszą  ich  deputację.     Po  unii  Inbel- 

y  sklej  przysyłały  województwa  na  sejmy 

walne  po  6-ciu  posłów,  z  każdej  ziemi  po 


2,  lub  jak  na  Litwie,  gdzie  powiaty  były 
większe  od  ziem  koronnych,  z  każdego 
powiatu  po  2.  "Województwo  Mazowiec- 
kie z  lO-ciu  ziem  wybierało  posłów  20-tu, 
Buskie  8-miu,  Halickie  6-oiu,  Wileńskie 
10-ciu,  Trockie  8-miu,  Krakowskie,  Po- 
znańskie, Sandomierskie,  Kaliskie,  Kijow- 
skie, Wołyńskie,  Podlaskie,  Mińskie  i  In- 
flanckie po  6-cin,  również  Sieradzkie  z  zie- 
mią Wieluńską,  Łęczyckie,  B^kde,  Smo- 
leńskie, Brzesko-litewskie,  Inowrocław- 
skie z  ziemią  Dobrzyńską  po  4- eh,  Kuja- 
wy 4,  woj.  Witebskie  z  powiatem  Orszań- 
skim  4,  woj.  Płockie,  Polockie,  Lubelskie, 
Mścidawskie,  Bracławskie  i  księstwo 
Żmudzkie  po  2.  Włady^aw  lY,  tworząc 
woj.  Czernichowskie  z  ziem  odzyskanych 
za  Dnieprem,  dał  ma  prawo  wybierania 
po^ów  4.  Później  ze  względów  sprawie- 
dliwości powięluzano  niektórym  wojew. 
liczbę  podów,  a  najwięcej  w  r.  1764,  gdy 
powiększono  ogólną  ich  liczbę  o  55.  To 
powiększanie  trw^o  dalej.  W  r.  1768 
wznowiono  województwo  Gnieźnieńskie 
z  4-ma  polami.  Na  sejm  wielki,  cztero- 
letni, przybyło  w  roku  1788  porfów  181. 
A  gdyby  nie  był  nastąpił  pierwszy  roz- 
biór z  lat  1772—3,  byłoby  ich  235.  Sejm 
wielki  był  konstytuantą,  urządzał  kraj, 
zmieniaj  zastarzałe  prawa,  sde  usuw^  i 
nowe  zasady  żyoia  podnosił,  a  gdy  obra- 
dował już  dwa  lata  i  gdy  nadeszła  pora 
drugiego  sejmu  zwyczajnego,  zatrzymu- 
jąc posłów  starych,  rozpisano  nowe  wybo- 
ry celem  podwojenia  kompletu.  Tym  spo- 
sobem przybyło  w  r.  1790  nowych  posłów 
181,  czyli  zasiadło  razem  362,  którzy 
wraz  z  senatorami  i  ministrami  stanowili 
poważną  liczbę  600  sejmujących.  Tym 
sposobem  zasiadły  jakby  dwa  sejmy  ra- 
zem, a  raczej  jeden  w  podwójnym  kom- 
plecie, który  ze  zwyczajnego  stał  się  nad- 
zwyczainym,  nazwany  stąd  w  dziejach 
sejmem  Wielkim  i  Czteroletnim.  Sejm 
ten  stworzył  nową  w  Polsce  ideę  .sejmu 
gotowego' ,  który  miaJ  jak  dawniejsze  by* 


dbyGoot^le 


Sejm  Wielki  (Czteroletni). 


wybierany  co  2  lata,  alo  trwać  nie  6  tygo- 
dni, lecz  w  miarę  potrzeby  przez  2  lata, 
czyli  być  zawsze  ns  uslagi  Rzplitej.  Sejm 
Czteroletni  rozjechał  się  jako  zalimitowa- 
uy  i  mógł  się  zebrać  w  kaidej  porze,  ale 
prace  jego,  a  głównie  słynną  Konstytucję, 
podpisaną  w  d.  3  maja  1791  r.,  zniweczy- 
ła Targowica,  zw{dawszy  r.  1793  sejm  do 
Grodna,  na  którym  stanął  dmgi  podział 
Rzplitej.  Jak  wielkie  znaczenie  miały  daw- 
ne sejmy,  jako  szkoła  £ycia  publicznego 
w  narodzie,  dowód  mamy  w  słowach  Pas- 
ka: „Żeby  każdy,  ze  szkół  wyszedłszy,  sta- 
rał się  o  to  pilno,  aby  się  rzeczom  przy- 
słachał  i  przypatrzał  na  sejmach.  Wszyst- 
kie na  świecie  publiki  cień  to  jest  prze- 
ciwko sejmom.  Nauczysz  się  polityki,  na- 
uczysz prawa  i  tego,  o  czem  w  szkołach 
jako  żyw  nie  słyszałeś.  Tam  to  słucha- 
łem najpilniej,  że  mi  się  i  jeść  nie  zachciało. 
A  kiedy  na  dokończeniu  sejmu  po  całej 
nocy  siadają,  to  te2  i  ja  siedziałem".     Aby 


poznać  dokładnie,  czem  były  sejmy  pol- 
skie, należy  przeczytać  dzieło  Wł.  Smo- 
leńskiego o  sejmie  Czteroletnim,  dalej  ob- 
szerną rozprawę  Jnl.  Bartoszewicza  o  Sej- 
mach w  23-im  tomie  Encyklopedyi  Pow. 
Orgelbrandów,  niemniej  pracę  Antoniego 
Pocbaski  „G-eneza  i  rozwój  parlamenta- 
ryzmu za  pierwszych  Jagiellonów"  w  38 
tomie  ogólnego  zbioru  rozpraw  Akademii 
Um.  (Kraków,  1899),  także  dwa  pierwej 
wspomniane  dzi^a  prof.  Adolfa  Pawiń- 
skiego  i  prof.  Oswalda  Balzera  „Głosowa- 
nie w  dawnej  Polsce"  w  , Encyklopedyi 
wielkiej  ilustrowanej'  Sikorskiego  (tom 
XXV,  str.  187,  r.  1902).  Jako  ciekawe  po- 
równanie dawnych  sejmów  polskich  z  no- 
woczesnymi parlamentami  zachodniej  Ea- 
ropy,  przytaczamy  ta  wreszcie  ciekawy 
artykuł  „Zestawienia  historyczne"  pióra 
Aleksandra  Świętochowskiego,  którego 
nikt  chyba  w  świecie  o  szowinizm  polski 
ani  schlebianie  szlachcie  nie  posądzi:  „A 


dbyGoot^le 


SEJMY. 


817 


w  ich  poselskiem  kole,  o  Boże  mój,  jakie 
tam  wstyóu  godne  postępki!  Jakie  swa- 
ly,  zwady  i  wrzaski,  broni  dobywania 
międey  nimi  bywają...  Bo2e,  aby  była 
poprawa!"  „I  poszedł  ten  gromowy  głos 
Piotra  Skargi  daleko  w  czas  i  szeroko  w 
przestrzeń.  Przelewał  on  mę  ciągle  w  po- 
tnienia, żale  i  przestrogi  współczesnych 
ratowników  spoleczedstwa  1  późniejszych 
jego  sędziów,  odbijał  się  dowrogiem  €• 
chem  wszędzie,  gdzie  tylko ,  o  wichurach 
sejmów  polakich  wiedziano  i  mówiono. 
St^y  się  one  pośmiewiskiem  miłośników 
„prawidłowego  rozwoja*,  straszydłem 
, czcicieli  porządku",  przedmiotem  naj- 
głębszej odrazy  dla  .rozmna  stanu  powa- 
inych  statystów".  Uznaliśmy  sami  i  po- 
twierdziły ten  sąd  inne  ludy,  które  nie 
„stały  nierządem"  i  nie  ronęly  w  prze- 
paść, te  byliśmy  zdolni  zaledwie  do  ta- 
mult^w  zbiorowych,  do  kłótni  i  bijatyk 
pijackiej,  dzikiej  i  rozki^znanej  hordy, 
która  nie  umiała  uszanować  żadnego  ła- 
du, żadnego  prawa  i  gotowa  była  mie- 
czem jednego  szalonego  lob  najętego  war- 
choła porąbać  pracę  ustawodawczą  całego 
narodu.  Dawne  sejmy  i  sejmiki  polskie 
weszły  w  ogólną  pogardę  i  ogólne  prs^- 
ełowie,  które  dotąd  my  sami  powtarzamy 
z  szubienicznym  humorem.  A  jeżeli  na- 
wet między  badaczami  przeszłości  znalazł 
się  o  tyle  sprawiedliwy,  bezstronny,  czy 
też  miłosierny,  że  chci^  złagodzić  ten  po- 
tępiający wyrok,  jakże  to  czynił  ostrożnie 
i  lękliwie!  Bo  od  tego  uprawomocnione- 
go wyroku  nie  było  apelacyi  ani  do  rozu- 
mu, ani  do  uczucia.  Wykonywaj  ąc  go 
ściśle,  wyciągaliśmy  co  pewien  czas  na- 
szych przodków  z  trumien  i  sprawialiśmy 
im  bezlitosną  chłostę.  I  oto  od  lat  kilka- 
nasta  nasza  surowość  zmiękła,  a  ręka  pod- 
niesiona do  uderzeń  stężała.  Zaczęliśmy 
przypatrywać  się  widokom  parlamentary- 
zmu europejskiego  i  spostrzegliśmy  ze 
zdumieniem,  że  te  „ucywilizowane"  naro- 
dy w  XX  w.  nie  zdobyły  się  na  nic  lep- 


szego, a  zdobyły  się  na  wiele  gorszych 
rzeczy,  niż  nasz  „barbarzyński"  przed  40O 
laty.  Porównywająo  te  obrazy  tak  odle- 
głych czasów  i  tak  odmiennych  kultur, 
zapytujemy  siebie  zdziwieni  i  rozżaleni: 
dlaczego  myśmy  tyle  ^orzeczeń  rzucih  na 
naszą  przes^ość  i  dlaczego  tak  znie^awi- 
liśmy  naszych  krewkich  i  nieopatrznych 
przodków?  Bo  zastanówmy  się  tylko  u- 
ważnie.:.  Na  dawnych  sejmikach  polskich 
magnaci  zjednywali  Bobi»  popleczników 
zapomocą  datków  i  ugoszczeń.  Idi  agen- 
ci rozdawali  pieniądze,  zastawiali  suto 
stc^y  i  obficie  rozlewali  wino.  Co  się  te- 
raz dzieje  ns  zebraniach  przedwyborczych? 
Pominąwszy  nieliczne  okręgi,  gdzie  lud 
nie  da  się  niczem  odciągnąć  od  swoich 
trybunów,  przeważnie  głosy  dobywane 
są  albo  karmieniem  i  pojeniem,  albo  ła- 
pówkami, albo  groźbą.  W  Anglii,  w  kla- 
sycznym kraju  życia  konstytucyjnego,  u- 
zyskanie  mandatu  kosztuje  nieraz  posła 
do  6,000  funt.  steri.  Na  kilka  miesięcy 
przed  terminem  objeżdża  okohcę  groma- 
da faktorów,  na  kilka  dni  przedtem  całe 
stada  wotów  i  baranów,  ci^e  kufy  piwa  o- 
płacają  Uumowi  jego  względy  dla  kandy- 
data. To  samo  we  Franeyi,  gdzie  „przed- 
stawiciele narodu"  dają  mu  setki  tysięcy 
franków  za  tę  godność.  To  samo  we  Wło- 
szech, Austryi,  Niemczech,  gdzie  nadto 
nacisk  władz  lub  pracodawców  gwald  wo- 
lę urzędników  i  najmitów.  Dawne  sejmi* 
ki  polskie  'ifrzaly  kłótnią,  w  której  czasem 
i  szable  udzi^  brały.  Czytajcie  tegocze- 
sne  plakaty  wyborcze,  artykuły  dzienni- 
karskie, mowy  na  zgromadzeniach:  ile  tyl- 
ko potwarz  może  skłamać  i  wykręcić  pra- 
wdę, tyle  w  nich  dokonywa.  I  chociażby 
przeciwnik  byt  archaniołem,  stróżem  wrót 
nieba,  obciążony  w  nich  będzie  wszy&tkie- 
mi  zbrodniami  piekła.  Naturalnie  wrogie 
partje  przy  starciach  często  mierzą  wy- 
trzymałość swych  grzbietów  kijami.  Da- 
wni deputaci  polscy  mieli  utedz  zup^ne- 
mu  zanikowi  poczucia  interesów  cf^ego 


dbyGoot^le 


218 


SEJMY, 


narodu,  bo  w  ginstrakcje"  Madziono  im 
tylko  interes  magnata  lub  prowincyi.  A 
dzisieJBi  posłowie  europejscy?  Otrzymują 
wyraźny  nakaz,  ażeby  zapomnieli  zupi- 
nie o  narodzie  i  pamiętali  jedynie  o  awym 
okręgu  wyborczym,  o  swem  stronnictwie 
lob  stanie.  Miljony  biedaków  w  Niem- 
czech nie  mają  za  co  kupić  sobie  drogiego 
cbleba,  pomimo  to  większość  parlamentar- 
na przeprowadza  znaczną  podwyżkę  cet 
na  zboże,  przyczem  ustawodawcy  baczą 
tylko  na  to,  czy  nowa  taryfa  dogodzi  chło- 
pom bawarskim,  górnikom  westfalskim 
lab  kapcom  hamborskim.  Dawniej  u  nas 
osią  obrad  sejmowych  był  egoizm  Brsnic- 
kich,  Radziwiłłów,  Potockich,  Sandomie- 
rzan  lab  Ptocczan;  dziś  w  knituralnem 
państwie— egoizm  Kmppów,  Kardorfiów, 
Limbnrg-Stirumów,  Sasów,  Brandebur* 
czyków,  rolników  lab  przemysłowców. 
Wobec  tego  samolabstwa  maleją  lub  ni- 
kną najsłuszniejsze  prawa  i  potrzeby  in- 
nych ładzi,  innych  zienL,  innych  warstw 
spf^ecznych.  Niech  zdyi^ają,  niech  giną 
z  nęd^  i  choroby,  niech  ich  strawi  najo- 
krutniejsza  niedola — to  przeciwników  tyl- 
ko ubawi.  Obrady  sejmowe  w  dawnej 
Polsce  były  bardzo  burzliwe:  pad^y  w 
nich  słowa  ostre,  raniące,  chociaż  rzadko 
błotne  i  wymierzone  przeciw  osobistej 
czci  walczących.  Samą  przytem  Izbę  po- 
selską uważano  za  miejsce  poświęcone  i 
szanowane,  za  bliższe  kościoła,  niż  karcz- 
my. A  czy  pamiętacie  wszystkie  burdy, 
jakie  wybuchały  w  obecnych  parlamen- 
tach europejskich?  Zdaje  się,  że  w  nich 
niczego  nie  brakło,  co  należy  do  arsenału, 
taktyki  i  celów  najordynarniejszego  brn- 
talstwa  i  najniższych  instynktów.  „Przed- 
stawiciele narodu"  nazywali  się  wzajem- 
nie: zbrodniarzami,  rzezimieszkami,  łajda- 
kami, szpiegami,  oszustami  i  t.  d.,  bili  się 
po  twarzach  i  opluwali,  powalali  się  na 
ziemię  i  deptali,  zniewalali  czynnie  prezy- 
denta i  ministrów,  łamali  krzesła,  ściągali 
mówców  z  trybuny,  piekielnym  wrzaskiem 


i  stnkotem  nniemożliwiali  obrady,  wyłą- 
czano ich  z  posiedzeń,  wyrzucano  za 
drzwi  —  i  to  w  najoświeceńszych  krajach, 
w  Anglii,  !Francyi,  Niemczech,  Anstryi, 
Włoszech.  Nawet  w  najbardziej  zwich- 
rzonych sejmach  polskich  podczas  XVII 
wieku  nie  było  ani  jednej  tak  ohydnej 
sceny.  Zarzucano  im  dopaszozenie  t.  zw. 
, arbitrów",  publiczności  do  udzifJa  w  ob- 
radach i  oddziaływanie  na  nich  bieg  krzy- 
kami. Heż  razy  w  dzisiejszych  parlamen- 
tach europejskich  przewodniczący  naka- 
zuje , opróżnić  galerje",  zachowujące  się 
hałaśliwiej,  niż  klaka  teatralna!  Oskarżano 
przodków  naszych  o  teroryzowsnie  stro- 
ny słabszej,  o  łamanie  prawa  i  targanie 
przodka  obrad.  Czy  w  całej  historyi  pol- 
skiej można  znaleźć  podobny  akt  gwE^to, 
jaki  się  obecnie  dokonał  w  parlamencie 
niemieckim?  Większość,  chcąc  przeprzeó 
korzystną  dla  rolników  a  szkodliwą  dla 
niższych  warstw  ludności  taryfę  celną, 
pragnąc  zapobiedz  wszelkiej  krytyce,  a 
przytem  zdusić  opozycję,  przeprowadziła 
uchwałę,  uniemożUwiającą  rozprawy  rze- 
czowe, zamkn^  kilkaset  paragrafów  a- 
stawy  w  jednym  i  ograniczyła  mówców 
do  pięciominutowego  głosu  w  kwestjach 
formalnych.  Posłuchajmy  znakomitego 
Niemca,  co  on  sądzi  o  tym  gwałcie:  nZnaj- 
dujemy  się  —  pisze  słynny  historyk  T. 
Mommsen  —  nie  przy  końca,  lecz  na  po- 
czątku zamachu  stanu,  który  cesarza  nie- 
mieckiego i  reprezentację  narodową  pod- 
daje absolutyzmowi  junkierstwa  sprzy- 
mierzonego z  klerem.  Teraz  p(^ączone 
interesy  najniższego  gatunku  rozstrzygać 
będą  o  tem,  czy  mają  być  budowane  okrę- 
ty i  kanały,  oraz  w  jaki  sposób  dla  dobra 
rządzących  klik  wyzyskiwać  obywateli  i 
kneblować  naukę'.  Sejmy  polskie  posia- 
dły przeciwko  takim  zamachom  skutecz- 
ny środek  w  liberum  veto.  Nie  jest  ono 
wcale  naszym  wynalazkiem.  Używały 
go  zgromadzenia  polityczne  wieków  śre- 
dnich, tkwi  również  w  konstytucyi  angiel- 


dbyGoot^le 


SEK.— SEKRETARZ. 


219 


skiej  jako  prawo  stawiania  do  nieskończo- 
ności wniosków,  zapobiegajyiego  najstra- 
szniejszej wedlag  Milla  tyranii — większo- 
ści Dad  mniejszoicią.  Kam  tylko  dostaJ 
się  przywilej  odbierania  orągań  za  tę  „po- 
twomośiJ''  parlamentarną.  Wartość  środ- 
ka nie  mierzy  się  wartością  jego  użycia. 
Z  nanki  można  zrobió  narzędzia  zbrodni, 
z  onoty  —  okmcieństwo,  z  wolnośd  —  sa- 
mowolę. W  istocie  swojej,  niezależnie  od 
zastosowania  praktycznego,  liberum  veło 
jest  jedną  z  najwspanialszych  zasad  etyki 
spc^ecznej  i  stanowi  to  wielki  dla  nas  za- 
szczyt, żeńmy  je  wprowadzili  do  naszego 
życia  pnblicznego.  Nie  zmniejsza  to  ani 
naszej-ogólno-ludzkiej  zasługi,  ani  znacze- 
nia samej  idei,  że  ona  bywała  nieraz  nad- 
n^^raną  —  za  to  zostaliśmy  ukarani  — 
i  tylko  my.  A  czy  nie  są  winniejsi  od  na- 
szych przodków  z  przed  250  laty  dzisiejsi 
użytkownicy  tego  oręża?  Siciń,ski,  który 
wyzyskał  lihernm.  veło  w  1652  r.,  jest  prze- 
klętym upiorem,  a  obstmkcjoaiśoi  z  1902 
roka  —  nie!  Poseł  upicki  dat  rfy  przy- 
kład, bo  w  ciągu  50  lat  zerwano  40  kilka 
sejmów,  trwających  zaledwie  po  6  tygo- 
dni; ale  gdy  Wszechoiemcy  lab  Czesi  tar- 
gają i  rozrywają  od  wielu  lat  austrjacką 
Radę  państwa  —  to  nie  jest  grzechem  wo- 
łającym o  pomstę  do  historyi!  Dawne  sej- 
my polskie  miały  dosięgnąć  szczytów  a- 
wantumiczości  i  rozkielznania,  a  jednak- 
że uczestniczyli  w  nich  królowie,  którym 
posłowie  uroczyście  i  komie  całowali  rę- 
kę — nawet  rękę  Stanisława  Augusta!  Tym- 
czasem czy  w  którymkolwiek  z  dzisiej- 
szych parlamentów  europejskich  monar- 
cha odważyłby  się  być  obecnym  podczas 
burzliwych  obrad,  zwłaszcza  gdyby  po- 
^om  pozwolono  przypasaó  karabele?  "Wąt- 
pię. Nie  mogę  w  ciasnych  ramach  arty- 
kułu rozsnuwać  dalej  podobieństw  i  rółuic. 
Przy  toczone  wystaroą  jako  dowód  i  prze- 
stroga, że  nietylko  obcy,  ale  my  sami  po- 
winniśmy w  sądzenia  o^wionych  sej- 
mówpolskich okazywać więcejrozwagL  In- 


ni dla  nas  i  my  dla  siebie  byliśmy  za  o- 
krutni  i  nie  podjęliśmy  jeszcze  nawet  ta- 
kiej obrony  naszej  przes^ości,  jaką  wy- 
głosił S.  Hfippe,  Niemiec,  w  swej  książce, 
poświęconej....  Bismarckowi  {Yerfitssung 
der  Republik  Foien,  1867).  Jeżeli  histo- 
rja  nie  może  ^ę  zdobyć  na  głębokie  zro- 
zamienię  i  bezstronne  wytłómaczenie  fak- 
tów, jeśli  ona  koniecznie  chce  byó  Tnagi- 
stra  vitae,  niechże  przynajmniej  będzie 
mistrzynią  sprawiedliwą.  Gzy  mechanizm 
parlamentarny  w  dotychczasowej  swojej 
budowie  musi  ostatecznie  dojść  do  brutal- 
nej walki  interesów,  czy  on  musi  zaws^ 
zestarzeć  się  i  rozpaść,  czy  też  jego  wyna- 
turzenia są  tylko  miejscowe  i  czasowe,  w 
każdym  razie  jego  rozkład  nie  był  wyłą- 
czną własnością  naszych  przodków  i  nie 
przybrał  u  nas  najgorszej  postaci,  a  o  ile 
rozki^nywal  namiętności,  ma  na  swoje 
usprawiedliwienie,  że  czynił  to  przed  kil- 
kuset laty,  nie  w  świetle  obecnej  kultury. 
I  kto  wie,  czy  dzisiejsze,  tak  dumne  naro- 
dy ucywilizowane,  w  swym  rozwoju  poli- 
tycznym nie  przechodzą  okresu,  który  my 
już  dawno  przebyliśmy!" 

Sfik  —  wino  dodkie  hiszpańskie  lub  z 
wysp  Kanaryjskimi.  Wspominają  o  niem 
nieraz  Vol.  Ug.,  naznaczając  np.  cła  od  ku- 
fy małmazyi,  alekanta,  kanaru,  sdcu,  po  4 
złote  (t.  in,  f.  564). 

Sekiel.  Tak  nazywano  w  Polsce  ko- 
nie siedmiogrodzkie. 

Sekretarz  —  gra  towarzyska  ulubiona 
w  Polsce  jaż  za  czasów  Stanisławowskich. 
Pisano  zapytania  na  kartkach,  które  kła- 
dziono w  jakie  naczynie.  Każdy  na  los 
wyciągał  i  winien  był  na  zapytanie  odpo- 
wiedzieć jak  można  najtrafniej  i  najkró- 
cej. Drugi  sposób  grania  w  sekretarza 
był  bardziej  zajmujący,  kiedy  za  lepsze 
zapytanie  albo  odpowiedź  przeznaczano  u- 
pominki,  a  z  tego  powodu  i  gra  ta  nazy- 
wana była  „czyje  lepsze".  Na  zapytanie 
jedno  z  lepszych  wszyscy  byli  winni  na- 
pisać swoją  odpowiedź,  poczemsąd,  z  3-ch 


dbyGoot^le 


390 


SEKRETARZE. — SENAT  LITEWSKI. 


osób  fotony,  wybierał  najlepszą  odpo- 
wiedź do  nagrody.  Oc^ębiowski  przyta- 
cza przykłady  dawanych  niegdyń  naetę- 
pnjących  odpowiedzi  na  pytanie:  co  jest 
podobnem  do  bańki  na  wodzie?:  1)  Chwila 
radości,  2)  Uśmiedi  fortrmy,  3)  Łaska  mo- 
żnych, 4)  Sekret  n  kobiety,  5)  2ycie  bez 
potytkn  dla  społecznodci. 

SskretarzB.  Sekretarzem  królewskim, 
jak  to  widzimy  z  prawa  r.  1504,  zwal  się 
kfttdy  z  pisarzów  i  komorników  Króla 
Jmci.  Królowie  polscy  mieli  przytem  wiel- 
ką liczbę  honorowych  sekretarzów,  bo  ty- 
tolom  sekretarskim  obdarzali  chętnie  dla 
odznaczenia  wszystkimi  ladś  uczonych 
bez  względa  czy  pochodzili  ze  szlachty 
lub  nieszlachty.  Aleksandra-  Jagielloń- 
czyk T.  1504  za  zgodą  senatorów  postano- 
wił urząd  s^retarza  wielkiego  koronnego, 
który  powinien  byó  najbliżej  boku  kró- 
lewskiego. Sekretarze  wiel<^  mieli  sobie 
powierzone  tajemnice  państwa,  na  któ- 
rych dodiowywanle  przysięgali.  Przecho- 
wywali pisma  tajne,  zastępowali  kaucle- 
i-zy,  na  sejmach  odczytywali  pisma  publi- 
czne, oddalać  się  nie  mogli  od  dwom  kró- 
lewskiego bez  żadnych  powodów.  Prawo 
z  r.  1504  stanowiło,  że  s^retarz  wielki  je- 
den tylko  byó  ma,  a  prawo  z  r.  1507  orze- 
keio,  że  sekretarza  wielkiego  król  wedle 
zadug  i  dzielności,  wedle  czasu  i  pożytku 
Bzplitej  i  wedle  woli  swojej,  na  wyższy 
stan  i  opatrzenie  podnieść  może.  Litwa 
naśladowE^a  we  wszystkiem  urządzenia 
koronne,  otrzymując  tyleż  wolności,  co  i 
Korona,  a  nawet  w  niektórych  szczegó- 
lach  jeszcze  więcej.  Więc  po  ustanowie- 
niu sekretarzy  wielkich  koronnych  poja- 
wili się  i  litewscy.  Zarówno  jednak  ko- 
ronny i  litewski  byli  dygnitarzami  Rzpli- 
tej,  bez  prawa  zasiadania  w  senacie.  Zyg- 
munt August,  bawiąc  bez  kanclerza  w  Li- 
twie, miał  przy  sobie  sekretarza  wielkie- 
go, i  przez  niego  wszystko  jak  przez  kan- 
clerza załatwiał,  udzieliwszy  mu  osobnej 
czworograniastej  pieczęci,  którą  pisma  aż 


do  następnego  sejmu  pieozętow^  Przy- 
jęto zwyczaj,  iż  na  urzędy  te  król  miano- 
wd  zwykle  duchownych,  a  nawet  waru- 
nek ten  położono  Janowi  III  do  Paktów. 
Sekretarze  wielcy  byli  kandydatami  na 
kanclerzów.  Po  nioh  w  godności  szli  re- 
ferendarze. 

Sekrety  kucharekle.  Do  nich  należa- 
ło np.  podanie  kapłona  w  flaszy,  lub  ryby, 
która  w  jednej  sztaoe  byłaby:  smażona, 
gotowana  i  pieczona.  Sztuka  zależała  na 
dawaniu  osobliwszej  postaci  różnym  po- 
trawom. W  tym  cela  np.  wyjąwszy  ko- 
ści z  drobiu  i  posiekawszy  drobno  mięso 
zprzyprawą,  nap^nianoniem skórę, nada- 
jąc kształt  szczególniejszy,  np.  karpia  łub 
szczupaka,  i  przeciwnie  rybom  kształt 
drobiu  i  t.  p.  Jeszcze  znaliśmy  staruszki, 
które  posiadały  tajemnicę  nadawania  o- 
soblitrszego  smaku  wypiekanym  u  siebie 
piernikom  domowym  i  przyrządzanym  z 
pomocą  domowego  alembika  wódkom 
gdańskim. 

Sełedec,  osełedeo.  Ł.  Gołębiowski 
w  początkach  XIK  w.  pisze:  „Kozacy  u- 
kraińscy  noszą  goloną  lub  krótko  str^żo- 
ną  głowę,  z  długim  na  boku  kosmykiem, 
który  sełedoem,  osełedcem  zowią; 
zwykli  uplatać  go  w  wstążki,  miłosny  u- 
pominek  swych  dziewic".  W  innem  miej- 
scu powiada  o  pozostających  w  służbie 
dworskiej  kozaczkach  z  czerwonym  se- 
ledcem,  czyH  „pękiem  włosów  zostawio- 
nych na  wierzchu  głowy,  do  którego 
wplatali  czerwoną  zwykle  wstążeczkę". 

Semen.  Tak  nazywano  kozaków  na- 
dwornych na  Rusi,  zapożyczając  tę  nazwę 
ze  Wschodu,  gdzie  Semeni  stanowili  mili- 
cję nadworną  ces  ar  zó  w  tureckich. 

Senat  litewski  utworzony  przez  Wła- 
dy^awa  Jagi^ę  na  sejmie  w  Horodle  ro- 
ku 1413,  na  wzór  senatu  polskiego,  roz- 
wiji^  się  podług  wyrobionych  już  form  i 
pojęó  o  wolności  w  narodzie  polskim,  od 
którego  Litwa  czerpała  swoją  cywilizację 
i  wiarę.    Przykład  ustroju  społeczeństwa 


dbyGoot^le 


SENAT   LITfWSKI. 


221 


polskiego  i  polskich  swobód  masial  być  na 
Litwie  potężny,  skoro  Jagiełło  w  27  lat  po 
watąpienin  aa  tron  polski  sam  znosi  nieo- 
graniczone samowładztwo  swoje  w  dzie- 
dzicznej  Litwie  i  stanowi  dla  narodu  swe- 
go senat  Akt  nnii  horodelskiej  opiewa 
między  innemi:  „Też  same  w  Litwie  co  i 
w  Polsce  stanowią  się  dostojeństwa,  krze- 
pa i  urzędy,  t.  j,  w  Wilnie  i  Trokach  wo- 
jewodowie, kasztelanowie  i  na  innych 
miejscach,  jak  się  nam  podoba  postano- 
wili. Dygnitarze  ci  będą  z  katolików,  ró- 
wnie jak  ziemscy  urzędnicy  i  wchodzący 
do  rad  naszych  katolikami  byó  powinni, 
dlatego,  że  różnica  w  wierze  stanowi  róż- 
nicę w  zdaniach  i  2e  potrzebne  tajemnice 
w  radzie  bywają  wynoszone".  Król  pierw- 
szych czterech  wielkorządców  zamiano- 
wtJ  w  Horodle,  bo  widzimy,  jak  woje- 
woda wileński  bierze  polski  herb  Leliwa, 
trocki  h.  Zadora,  kasztelan  wileński  h. 
Rawicz,  a  kasztelan  trocki  h.  Lis.  Obok 
świeckich  senatorów,  polskim  obyczajem 
wchodzą  do  wielkorady  litewskiej  i  bisku- 
pi, jakoż  w  Horodle  obecni  byh:  wileński, 
kijowski  i  włodzimierski  (późniejszy  tac- 
ki). Po  wojni©  grunwaldzkiej  i  ustano- 
wieniu nowego  biskupstwa  imudzkiego 
przybywa  biskup  imudzki  i  tak  zwany 
„starosta  żmudzki*,  czyli  wojewoda.  Two- 
rzą się  i  ministerjalne  urzędy,  z  których 
pierwszym  na  Litwie  był  marszE^ek.  Licz- 
ba marsz^ków  ziemskich  dos^  do  12-tu. 
Za  kanclerzem  przys:do  grono  pisarzów. 
Na  Kasi  powstają  namiestnicy  i  wojewo- 
dowie: w  Łucku,  Orszy,  Brańsku,  Połoc- 
ku,  Witebsku,  ale  niżsi  od  wojewodów  wi- 
leńskiego i  trockiego,  nstanowionych  w 
Horodle.  W  świeckim  senacie  Litwy  po 
dwach  wojewodach  i  dwach  kasztelanach, 
wileńskich  i  trockich,  piąte  krzesło  zajmo- 
w^  starosta  żmudzki,  a  szóste  wojewoda 
kijowski.  Po  kijowskim  pojawiają  się: 
smoleński,  połocki,  nowogródzki  i  witeb- 
ski, a  wreszcie  od  r.  1520  podlaski.  Król 
Zygmunt  I,  pomimo  oburzenia  panów  li- 


tewskich, zrobił  wyłom  w  prawie  horodel- 
skiem,  zastrzegającem  krzesła  senatu  li- 
tewskiego dla  samych  katolików,  bo  zna- 
komitego hetmana  Litwy,  księcia  Kon- 
stantego Ostrogskiego,  wyznawcę  wiary 
greckiej,  mianował  najprzód  kasztelanem 
wileńskim,  potem  r.  1522  wojewodą  troc- 
kim. Na  przywileju  Zygmunta  dla  mo- 
nastyru pieczarskiego  z  lipca  r.  1522  pod- 
pisany jako  pierwszy  świadek  biskup  wi- 
leński, dragi  wojewoda  trocki,  trzeci  idzie 
wojewoda  wileński.  Król  zapraszał  nie- 
raz do  nielkorady  i  panów  bez  krzesz  se- 
natorskich. Tak  wszedł  do  rady  litewskiej 
książę  slncki  Olelkowioz,  metropolita  ki- 
jowski wyznania  greckiego.  Litwa  i  Ru- 
sie, do  niej  naleSące,  chcą  stanowczo 
organizować  się  po  polsku,  mieó  taki 
sam  senat,  jak  koronny.  Ruska  szlachta 
z  Wołynia  prosi  Zygmunta  Augusta  staro- 
polskiem  wyrażeniem,  aby  jej  urzędników 
do  .panów  rady'  litewskiej  przypuńoił. 
Król  reformuje  senat  litewski,  krzepa  we- 
dług starszeństwa  osadza,  w  miejsoe  mar- 
szf^a  wołyńskiego  stanowi  wojewodę. 
Dalej  pojawiają  się  nowi  wojewodowie: 
brzeski,  mści^wski,  bracławski  (na  Ukra- 
inie), miński,  i  porządkiem  chronologicz- 
nym zajmują  krzepa  poniżej  podlaskiego. 
W  Horodle  nstanowiono  tylko  dwie  kasz- 
telanje:  wileńską  i  trocką,  Zygmunt  Au- 
gust tworzy  kasztelanję  w  każdem  woje- 
wództwie, żeby  izba  senatorska  na  Litwie 
nie  była  pośledniejszą  od  koronnej.  O  wo- 
jewodadti  wyraża  się  ten  król,  że  .należą 
do  najsekretniejszych  rad  królewskich  i 
są  zawsze  przy  bokn  królewskim'.  G-dy 
unja  lubelska  w  r.  1669  z  dwnćh  sena- 
tów, litewskiego  i  koronnego,  utworzyła 
jednolitą  izbę  senatorską,  czyU  wielkora- 
dę  Rzplitej,  weszło  do  niej  37  dygnitarzy 
litewskich,  a  mianowicie:  biskupów  4,  wo- 
jewodów 16,  kasztelanów  12  i  ministrów 
na  sposób  koronny  5-ciu,  bo  hetmanowie 
i  podskarbiowie  nadworni  pozostali  poza 
senatem.     Ordy  jednakże  do  Małopolski 


dbyGoot^le 


222 


SENAT  POLSKI,  SENATOROWIE. 


zaliczono  Wołyń  i  Ukrainę,  8-mia  senato- 
rów przeszło  w  poczet  dygnitarz  maJo- 
polskicb,  a  Wielkie  Księstwo  Litewskie 
pozostało  przy  29  konsyljarzach  w  wiel- 
koradzie  Rzplitej. 

Senat  polski,  Senatorowie.  Nazwy  wzię- 
te zlaciay,  w  której  senat  zowie  si^senaius, 
cdonek  senatn  senator,  a  wszystko  pocho- 
dzi od  wyrazn  senex,  stary,  sędziwy,  sę- 
dziwiec.  Rząd  polski  za  doby  Piastów  skła- 
da się  z  księcia  lab  króla  i  rady  starszycłi 
w  narodzie,  przy  bokn  jego  zostającej.  Za 
Mieczysława  I  i  Bolesława  Chrobrego  ra- 
dę taką,  wedhtg  Gallasa,  składali  comites. 
Byli  to  niewątpliwie  kasztelanowie  i  wo- 
jewodowio,  a  należeli  do  niej  i  biskupi. 
Grono  tej  starszyzny  nazywali  Pol  acy  nie- 
wątpliwie radą  królewską  Inb  książęcą.  Za 
Jagiellonów  zwano  je  Wielką  Radą,  a 
członków  wielkoradoami  Inb  „panowie  ra- 
da". Nazwy  te  wzięte  były  zapewne  w 
spadku  po  poprzedniej  epoce  Piastów.  Że  je- 
diiak  pierwotnie  wszystko  pisano  po  łaci- 
nie, więc  w  językn  piśmiennym  i  prawo- 
dawczym, a  później  w  książkach  i  mowie 
potocznej  upowszechniły  się  wyrazy  senat 
i  senator.  Mateusz  Cholewa  i  Długosz,  mó- 
wiąc o  wieku  XII,  nazywają  już  zjazdy  i 
radę  starszyzny  narodowej  senatem.  Bal- 
ia papieża  Urbana  z  czasów  Kazimierza 
Sprawiedliwego  czyni  to  samo.  Bole^w 
Krzywousty,  podług  Cholewy,  w  obliczu 
„senatu"  wstał,  abyońciskaó  Piotra  z  Ksią- 
ża, dziękując  mu  za  schwytanie  i  dostawie- 
nie kniazia  Wolodara.  Oczywiście  gdy 
Polaka  zostawała  w  podziałach,  naród  nie 
miał  jednego  senatu,  ale  każdy  książę 
miał  swój  senat  czyh  radę,  złożoną 
z  kilkunastu  starszyzny.  Za  Przemysła- 
wa, Wacława  czeskiego  i  Władysława  Ło- 
kietka księstwa,  wsiąkając  w  jedność  ko- 
ronną i  przybierając  tytuł  województw, 
wprowadzały  do  rady  królewskiej  swoich 
prowincjonalnych  dygnitarzy.  Więc  zna- 
lazł sięcałyt^um  podkomorzych,  stolników, 
cześników,  kanclerzy,  pisarzów  i  sędziów, 


z  których  królowie,  wybierając  więkazydi 
tylko  dostojników,  tworzyli  z  nich  „wiel- 
koradę*  dla  oalej  Korony,  czyli  właściwy 
senat  polski.  Jeszcze  Przemysław,  panu- 
jąc tylko  we  właściwej  Polsce  czyli  Wiel- 
kopolsce i  na  Pomorzu,  mógł  do  rady  swo- 
jej zwoływać  komesów:  poznańskich,  ka- 
liskich, gnieźnieńskich  i  pomorskich,  ró- 
wnie jak  współcześnie  z  nim  Łokietek — 
panów:  krakowskich,  sandomierskich,  sie- 
radzkich, łęczyckich  i  kujawskich.  Dopie- 
ro po  śmierci  Wacława  i  pc^ączeniu  się 
Wielkopolski  z  Małopolską,  O-niezna  z 
Krakowem,  senat  polski  arabu^  się  dla 
CE^ej  Korony:  z  biskupów,  wojewodów, 
kasztelanów,  sekretarzy,  pisarzy  i  innych 
dostojidków,  u  steru  władzy  stojących. 
Od  czasów  Władysława  Jagi^y  do  unii 
lohelskiej  r.  1569,  senat  polski  i  litewski 
rozwij^y  się  jako  dwie  oddzielne,  nieza- 
leżne w  niczem  od  siebie  władze  państwo- 
we. Pierwsze  miejsce  w  senacie  polskim 
zajmował  arcybiskup  gnieźnieński,  dru- 
gie biskup  krakowski.  Tak  było  już  za 
Kazimierza  Sprawiedliwego.  Biskup  wro- 
(^awski  szedł  trzecim  w  wielkiej  radzie,  a 
zasiadał  tam  jeszcze  za  Łokietka  i  Kazi- 
mierza Wielkiego,  Po  wrocławskim  szedł 
włocławski,  dawniej  kruszwicki,  nazywa- 
ny po  wszystkie  czasy  kujawskim.  Po  ku- 
jawskim szedł  poznański,  potem  płocki 
czyli  mazowiecki,  w  końcu  lubuski,  wy- 
party ze  swojej  djecezyi  nadodrzańskiej 
przez  Niemców,  tułacz  osiadły  w  Opato- 
wie sandomierskim.  Inni  biskupi,  np.  po- 
morscy: kołobrzeski,  kamiński  i  woliński, 
dostawszy  się  pod  panowanie  niemieckie, 
przepadli  dla  Polski  Ziokietkowej.  Było 
tedy  wielkoradców  duchownych  siedmiu, 
a  po  utracie  Śląska  sześciu.  Później  przy- 
bywają biskupi  łacińscy  z  Rusi,  Za  Ka- 
zimierza Jagiellończyka  zasiada  w  sena- 
cie polskim  arcybiskup  lwowski,  biskupi: 
przemyski,  chełmski  i  kamieniecki.  Za 
Kazimierza  Wielkiego  wszedł  jeszcze  bi- 
skup ceretyński  z  Bukowiny,  ale  w  XV  w 


dbyGoot^le 


SENAT  POLSKI,  SENATOROWIE. 


ta  djecezja  katolicka  przepadła.  W  roku 
1466  wskutek  pokoju  toruńskiego  i  dobro- 
wolnego pc^ączenia  się  z  Polska  dawnych 
jej  ziem  pomorskicli,  przez  Krzyżaków 
przemocą  oderwanych,  przybywają  do  se- 
natu polskiego  dwaj  biskupi —  chełmiński 
i  pomorski.  Ponieważ  krzesła  w  senacie 
ustawiano  podług  dawności  historycznej, 
był  więc  kłopot,  gdzie  ich  pomieścić.  Przy- 
byli bowiem  po  biskupach  z  Kusi,  ale  zie- 
mie ich  dawniej  niż  Ruś  do  Polski  należa- 
ły. Skończyło  się  na  tern,  że  biskupa  war- 
mińskiego posadzono  po  płockim,  a  przed 
przemyskim,  ch^mińskiego  zaś  po  przemy- 
skim,aprzed  chełmskim.  Odr.  1468 — 1569 
zasiadało  wsenacie  polskim  2-ch  arcybisku- 
pów i  9  biskupów.  Arcybiskup  lwowski  za- 
j^  miejsce  zaraz  po  gnieźnieńskim.  Pierw- 
sze miejsce  wśród  wielkoradców  świeckich 
zajmować  kasztelan  krakowski,  po  nim 
szli  wojewodowie:  wielkopolskich  6-ciu  i 
małopolskich  7-iniu.  W  r.  1466  przybyło 
trzech  wojewodów  pruskich:  chdmiński, 
malborski  i  pomorski.  Przestrzegano  za- 
wsze, aby  ziemie  starej  Korony  zachowa- 
ły swoje  pierwszeństwo  w  federacyi  pol- 
skiej, jako  starsze  dzieci  rodzeństwa.  Wy- 
jątek zrobiono  tylko  dla  księstwa  Mazo- 
wieckiego, które  w  r.  1525  ostatnie  wsią- 
Ho  do  Korony,  al©  nie  otrzymało  ostat- 
niego krze^  w  senacie,  lecz,  zamienione 
na  województwo  Mazowieckie,  zasiadło 
krzemo  niżej  od  Płocka,  a  wyżej  od  Rawy, 
przed  wojew.  pruskiemi.  Tym  sposobem 
cały  senat  koronny  przed  unją  lubelską 
liczył  wojewodów  19-tu,  t.  j.  7-ciu  wielko- 
polskich, 7-iu  m^opolskich  z  ruskimi,  3 
mazowieckich  i  3  pruskich.  Kasztelano- 
wie byli  dwojacy:  grodów  wojewódzkich 
i  powiatowych,  drugorzędnych.  Właści- 
wie tylko  wojewódzcy  za  Jagiellonów  na- 
leżeli do  wielkorady,  byli  senatorami,  a 
kolej  ich  krzeseł  czyli  starszeństwo  było 
takie  same,  jak  wojewodów,  z  wyjątkiem 
Icasztelana  krakowskiego,  który  już  za  do- 
by Piastow  siedział  wyżej  niż  wojewodowie. 


Kasztolanów  wojewódzkich  w  rad2de  ko- 
ronnej zasiadało  19.  Powiatowychzaś  czyli 
drążkowych  król  wzywał,  kiedy  chciał,  lub 
nie  wzywał  wcale.  Po  biskupach,  wojewo- 
dach i  kasztelanach,  4-tą  katogorję  wiel- 
koradców koronnych  stanowią  ministrowie 
Korony.  Że  jednak  zwykle  królowie  poru- 
ozaH  laski,  pieczęcie  i  buławy  zasiadającym 
już  w  senacie  wojewodom  i  kasztelanom, 
więc  liczba  wielkoradców  nie  powiększ^a 
się  przez  to.  Najwyżsi  ci  dostojnicy,  piastu- 
jący w  rękach  swoich  władzę  razem  z  kró- 
lem, byli  przed  unją:  dwaj  marszałkowie, 
wielki  i  nadworny,  dwaj  hetmani,  wielki 
i  polny,  dwaj  pieczętarze,  t.  j .  kanclerz  i  pod- 
^nclerzy.i  dwaj  podskarbiowie,  wielki  i  na- 
dworny. Najczęściej  kanclerz,  jako  ciągle 
przy  królu  potrzebny,  jeżeli  pierwej  miał  u- 
rządikrzesłoinne,tozostawszy  kanclerzem, 
rezygnowrf  z  tego.  Doradców  królewskich 
w  senacie  należeli  podówczas  i  sekretarze 
kancelaryi,  ktorzy  pisali  dyplomata  i  reda- 
gowali uchwały,  a  byli  to  wyłącznie  ducho- 
wni, prałaci  kapituł,  z  których  grona  wybie- 
rano na  biskupów.  Przed  unją  tedy  lubelską 
i  r.  1569,  w  senacie  koron,  zasiadi^o  bisku- 
pów 11,  wojewodów  19,  kasztelanów  19  i 
pieczętarzy  dwnch,  z  których  jeden  był 
zwykle  biskupem.  Razem  wielka  rada  kró- 
lewska składała  się  zwykle  z  50 — 51  sena- 
torów. Ministrów  bowiem  liczyć  nie  mo- 
żna, gdyż  ci  byli  wojewodami  i  kasztela- 
nami zarazem.  Sejm  unii  lubelskiej  z 
dwuch  państw  wiecznym  sojuszem  spojo- 
nych zrobił  jedną  Rzplitą  polską.  Na  sto- 
pie zupełnej  równości  traktowały  się  Ko- 
rona i  Litwa,  żeby  zaś  nie  było  żadnej  sn- 
premacyi  ani  krzywdy  któremu  z  tych 
państw,  a  teraz  prowincyi  jednego  kraju, 
pomieszano  z  sobą  krzesła  dwuch  senatów. 
Jak  pomiesz^y  się  kiedyś  krzesła  wielko- 
polskie z  małopolskiemi  w  jedną  calośó 
koronną,  tak  toraz  powiązano  starannie 
senatorów  koronnych  i  litewskich  naprze- 
mian.  W  jednem  tylko  miejscu  uchybio- 
no porządkowej  kolei:  po  wojewodzie  ki- 


dbyGoot^le 


224 


SEMAT  POLSKI,  SENATOROWIE. 


jowskim  poszedł  inowrocławski  i  mski, 
dwaj  z  Korony,  a  dopiero  potem  wc^yń- 
ski,  kiedy  według  kolei  wołyński  miał  Hó 
przed  rnskim.  Ale  zachowano  pierwszeń- 
stwo Rusi  Czerwonej,  bo  Wołyń  był  jej 
prowincją,  więc  i  w  senacie  Bzplitej,  któ- 
ra tradycje  miejscowe  podnosiła,  wojewo- 
da wołyński  szedł  po  ruskim.  Wskutek  n- 
nii  lubelskiej  i  zlania  się  dwuch  senatów, 
wielka  rada  królewska  powiększyła  się  o 
4  bisku[)ów,  16  wojewodów  i  12  kasztela- 
nów. Kasztelanowie  drążkowi  weszli  wte- 
dy w  Koronie  do  senatu,  chociaż  przez 
czas  długi  jeszcze  potem  bywali  po^mi 
od  rycerstwa  i  marszdkowali,  zachowując 
swój  nap(^  senatorski,  nap<^  rycerski  cha- 
rakter. Pomieszanie  ministrów  koron- 
nych z  litewskimi  było  najłatwiejsze  z  po- 
wodu równej  ich  liczby.  Zaimowali  oni 
miejsca  ni2sze  od  wojewodów,  a  wyższe 
od  kasztelanów.  Jako  zależni  od  króla 
nie  byli  tern,  ozem  istotni  reprezentanci 
ziem  i  województw,  wojewodowie.  Po- 
dług teoryi  parlamentarnej  w  Polsce,  byli 
pod  kontrolą  sejmową,  która  nad  nimi 
prawo  sąda  dawtJa,  więc  zajmowali  sta- 
nowisko podlednie.  W  pierwszych  dniach 
po  unii  lubelskiej  w  senacie  Rzplitej  za- 
siadtJo:  biskupów  16,  wojewodów  35,  iai- 
nistrów  14,  kasztelanów  wojewódzkich  31, 
kasztelanów  mniejszych  czyli  drążkowych 
47,  razem  wszystkich  senatorów  142.  Gdy 
odejmiemy  dwuch  lub  trzech  hetmanów, 
którzy  razem  byli  wojewodami,  ogólną 
liczbę  senatorów  czyU  wielkoradców  Hzpti- 
tej  ozoaczyó  można  na  140-tu.  Od  r.  1569 
do  1794  zasdy  pewne  zmiany  w  senacie. 
Za  Stefana  Batorego  przybył  biskup  wen- 
deński,  później  zwany  inflaDokim,  za  Zyg- 
munta HI  biskap  smoleński.  W  r.  1790 
wszedł  do  senatu  biskup  metropolita  uni- 
oki,  a  za  nim  mitUo  wej^ć  8-mia  biskupów 
aniokich.  Wskutek  podziału  Inflant  na  3 
województwa:  Wendeńskie.  Parna wekie 
i  Dorpackie,  przybyło  za  Zygmunta  III 
do  senatu  3  wojewodów  i  3  kasztelanów, 


przedstawicieli  Inflant.  Lecz  gdy  po  po- 
kojn  ołiwskim  r.  1660  przy  Bzplitej  pozo- 
sŁ^a  jeno  cząstka  Inflant,  pozostawiono 
tylko  jedno  województwo  i  kasztelanję 
Inflancką,  labo  utrzymano  w  senacie  po  3 
krzepa  ziem  straconych.  Gtn^y  woje- 
wództwa: Chueżnieńskie,  Gostyńskie  itd., 
ale  Rzplita  zachowyw^a  krzesła  dla  ich 
przedstawicieli,  nie  znosząc  tych  krzesdt 
nigdy.  Władysław  IV-ty,  odebrawszy 
ziemie  zadnieprskie,  ustanowił  woje- 
wództwo i  kasztelanję  Czerniechowską, 
a  lubo  ziemie  te  później  odpadły,  to  ich 
senatorowie  do  ostatnich  chwil  Bzplitej 
zasiadali  w  radzie  dostojnej.  Tak  ssjno 
nie  upadły  nigdy  krzesła  smoleńskie.  Sta- 
nisław August  więcej  niż  inni  królowie 
zmienił  postaó  senatu,  przywrócił  woje- 
wództwo Gnieźnieńskie,  buławy  porobił 
senatorstwami,  podskarbich  nadwornych, 
koronnego  i  litewskiego,  wprowadził  do 
senatu,  utworzył  wiele  nowych  kasztela- 
nii, jak:  buską,  łukowską,  żytomierską  i  o- 
wrucką.  OgiMem  grono  senatorów  powięk- 
szył o  13-tu.  na  sejmie  więc  wielkim  by- 
ło wszystkich  157,  a  mianowicie  biskupów 
18-tu,  wojewodów  38,  kasztelanów  woje- 
wódzkich 34,  drążkowych  51  i  ministrów 
16-ta.  Litwa,  która  senatorów  drążko- 
kowych  nie  mifJa,  domagając  się  ciągle 
o  takowych  dla  zrównania  z  Koroną,  uzy- 
skała za  Targowicy  prerogatywy  kaszte- 
lanów drążkowych  dla  wszystkich  powia- 
towych marsz^ków.  Tym  sposobem  licz- 
ba krzeseł  w  senacie  wzrosła  do  171. 
Żmudź  nie  miała  marszałków  tylko  ciwu- 
nów,  więc  nie  dosti^a  i  kasztelanów  mniej- 
szych. Mianowanie  senatorów  należf^o 
do  króla,  lubo  sejmy,  choó  się  król  na  nie 
oglądaó  nie  potrzebował,  przedstawiłby 
kandydatów.  Każdy  kandydat  musiał  byd 
krajowcem,  a  od  r.  1550,  ehoóby  i  ducho- 
wny, szlachcicem.  Senat  rady  swoje  od- 
bywfJ  bądź  na  sejmie,  bądź  bez  sejma,  w 
zebraniu  walnem  lub  częńciowem.  Koku 
1463  postanowiono,  aby  przy  królu  było 


dbyGoot^le 


SENAT  POLSKI,  SENATOROWIE. 


325 


zawsze  4rcłi  wielkoradców,  których  zwa- 
no rezydentami.  Ustawa  z  r.  1573  przepi- 
sała, żeby  przy  króla  oprócz  ministrów 
znajdowalsię  zawszedo  rady:  jeden  biskup, 
jeden  wojewoda  i  dwach  kasztelanów. 
Nie  wolno  było  senatorom  wyjeżdżać  z 
granic  Rzplitej  bez  pozwolenia  sejmu. 
Chociaż  król  mianowc^  senatorów,  wszak- 
że rady  ich  masiaJt  slachaó.  Nietylko  do- 
radzali królowi,  ale  go  mieli  prawo  i  obo- 
.  wiązek  przestrzegać  i  napominać.  n^B- 
nowie  rada"  radzih  królowi  na  sejmie  i 
poza  sejmem.  Od  czasów  Kazimierza  Ja- 
giellończyka umawiali  się,  którzy  z  nich 
mają  być  kolejno  ,przy  panu".  Tkwił  w 
nich  zawsze  stary  duch  wojewodów  ziem 
piastowskich.  Sprawą  narodową  zawsze 
kierowali  wspólnie  z  królem.  Stąd  prze- 
waga wojewodów  i  „panów  rad"  nad  mi- 
nistrami; .panowie  rada"  z  królem  naka- 
zywali coś,  ministrowie  wykonywali.  Byl 
w  nich  majestat  narodu.  Król  wśród  -wo- 
jewodów hjlfirimusinierfiares,  t.j.  pierw- 
szy między  równymi.  Oni  byli  wojewo- 
dami swoich  ziem  i  województw,  skonfe- 
derowanyoh  w  Rzplitą,  król  byl  wojewo- 
dą całej  Rzplitej.  Oni  to  powzięli  genjal- 
ny  zamysł  ślubu  Władysława  Jagiefly  z 
Jadwigą,  oni  dokonali  unii  narodów,  sze- 
rząc na  Wschód  cywilizację  Zachodu  i  Ko- 
ścioła, oni  stworzyli  prawodawstwo  pisa- 
ne, postawili  zasadę  bezpieczeiistwa  wol- 
ności osobistej,  co  w  owych  czasach  było 
olbrzymim  postępem,  oni  oświecali  Jagiel- 
lonów i  wyrobili  ich  na  dynastję  najzac- 
niejszą w  świecie.  .Panowie  rada"  odzy- 
skali Pomorze,  damali  zakon  Krzyżacki, 
a  już  królów  wina,  że  uro^y  Prusy  jako 
państwo,  oni  wj^yw  Polski  ustalili  w  Cze- 
chach i  Węgrzech,  zhołdowali  Wołoszczy- 
znę i  Mnltany.  Cóż  za  dojrzałość  tych 
wielkoradców  np.  za  czasów  Ludwika,  Ja- 
dwigi i  Jagiełły,  w  XV  w.,  gdy  każdy  ca- 
łą piersią  swobodnie  oddychał,  gdy  cała 
Polska  rosła  w  wielkość  i  szczęście,  gdy 
przyświecali  narodowi  tacy  ladzie,  jak: 

Enerkloped^t  ilanpalBkB.  t.  IV. 


kardyn^  Zbigniew  Oleśnicki,  Długosz, 
Grzegorz  z  Sanoka,  Ostroróg,  Tarnowski, 
Tęczyńscy,  Czyżowscy,  Michatowsi^.  W 
r.  1466  sostal  zaliczony  do  Wielkorady 
czyli  senatu  polskiego  mistrz  krzyżacki 
jako  „konsyljarz  królestwa  polskiego", 
Inbo  w  tej  radzie  nigdy  nie  zasiadał.  O-dy 
Albert  został  dziedzicznym  książęciem 
Prus,  Zygmunt  I  wyznaczył  mu  także 
pierwsze  miejsce  w  senacie,  lecz  nie  po- 
zwolono mu  zasiadać,  aby  na  elekcję  nie 
-wptywai.  Senatorowie  nie  pisali  się  pod- 
danymi króla.  Poddani  czyli  podwładni, 
rządzeni — byli  ziemianie,  senatorowie  zaś, 
jak  się  wyraża  znakomity  znawca  ustroju 
Rzplitej,  Juljan  Bartoszewicz,  byli  rajca- 
mi i  ojcami  narodu,  razem  z  królem,  naj- 
wyższym ojcem.  Jan  Zamojski  byl  osta- 
tnim świetnym  typem  wielkich,  poświę- 
conych ojczyźnie,  mądrych  i  cnotliwych 
wielkoradców  jagiellońskich.  Po  nim  se- 
natorowie schodzą  na  agitatorów,  jakimi 
byli:  Zebrzydowski,  Krzysztof  Radziwiłł, 
Jerzy  Lubomirski,  Jędrzej  Morsztyn,  Grzy- 
mułtowski,  Kazimierz  Jan  Sapieha.  Duch 
narodowy  i  tradycja  wojewodów  piastow- 
skich i  jagiellońskich  upada.  Wielcy  pa- 
nowie całą  wartość  swoją  upatrują  ju*  nie 
w  mądrej  radzie,  nie  w  poświęceniu  i  za- 
parcin  siebie  dla  ojczyzny,  ale  w  poniża- 
niu króla,  poniewieraniu  jego  władzy,  w 
rozrzutności  i  błyszczenia  od  idota  i  sre- 
bra. Gdy  jeszcze  za  Władysława  rV  sta- 
nowią oni  prawo  przeciwko  orderom  i  za- 
granicznym tytułom,  to  już  w  sto  lat  pó- 
źniej wszyscy  się  o  nie  ubiegają.  Chci- 
wość i  próżność  ludzka  bierze  górę  nad 
cnotą  i  miłością  kraju.  Dach  starej  Pol- 
ski cudzoziemczeje  w  magnatach.  Gdy 
pierwHJ  za  prosty  obowiązek  uważano  słu- 
żenie królowi  radą,  a  krajowi  mieniem  i 
życiem,  to  w  XVIII  wieku  mamy  już  ca- 
le setki  dygnitarzów,  którzy,  podeptaw- 
szy tradycje  narodowe,  polują  na  tytuły, 
ordery  i  pieniądze,  biorąc  je  gdzie  się  da. 
O  senatach:  polskim,  litewskim  i  pruskim 


dbyGoot^le 


SENAT  PRUS  POLSKICH.  — SEP. 


grniito\me  rozprafty  napisał  dziejopisJu- 
Ijau  Bartoszewicz. 

Senat  Prus  polskich.  Za  czasów  Pia- 
stowskich spotykamy  na  Pomorza  licznych 
wojewodów  i  kasztelanów.  Był  wojewo- 
da gdański,  świecki,  tczewski,  kasztelan 
świecki,  atarogrodzki,  etupski,  packi  i  t.  d. 
Ustrój  ten  polski  zmienił  się  pod  panowa- 
niem Krzyżaków,  łm  starszyzna  narodo- 
wa poszła  w  służbę  do  Nifimców.  Dopie- 
ro wskatek  powstania  ziem  pomorskich  i 
zrzucenia  jalrzma  krzyżackiego  a  przyłą- 
(śenia  się  dobrowolnego  do  dawnej  ojczy- 
zny polskiej,  podatiia  narodowe  tam  odży- 
ły. Kazimierz  Jagiellończyk,  nim  wojnę 
jeszcze  rozpoczął,  ustanowił  dla  ziem  tych 
i-  zaraz  nominował  4-ch  wojewodów:  gdań- 
Bkiego,  toruńskiego,  elbląskiego  i  króle- 
wieckiego. Kiedy  król,  po  wybacha  woj- 
ny, z  Torunia  przyjechał  do  Elbląga, 
, gdzie  —  jak  mówi  Bielski  —  nie  jako  za 
pana,  alą  ledwie  nie  za  Boga  od  ^ch  tam 
łudzi  był  przyjęt','opnicz  szlachty  przy- 
sięgali mu  także  trzej  biskupi:  ch^miński, 
pomezański  i  sambieński;  tylko  czwarty 
nie  przysięga!  —  warmiński,  bo  u  mistrza 
praskiego  był  V  Malborgu.  Nastąpił  sejm 
wGradziążu,  naktórym  stania  unja  ziem 
pruskich  z  Koroną,  Senatorowie  tych  ziem 
mieli  zasiadać  również  i  w  radzie  koron- 
nej i  wspólnie  króla  obierać,  król  też  przy- 
rzekł urzędy^  w  Prusiech  rozdawaó  tylko 
obywatelom  micfJBomfyiu.  Pokój  toruń- 
ski ż  r.  1466  zoitawił  mistrza  wielkiego  w 
pbsiadaniulennemPras  Wschodnich,  przez 
co  musiało  nstad  województwo  Królewiec- 
kie. Stanęły  tylko  w  Prusach  Zachod- 
nich czyli  Królewskich  3  województwa: 
zamiast  Toruńskiego  Chełmińskie,  zamiast 
Elbląskiego  Malborskie  i  zamiast  Grdań- 
skiego  Pomorskie.  Dalej  krót  ustano  ■ 
wił  3  kasztelanów:  chełmińskiego,  elblą- 
skiego i  gdańskiego,  3  podkomorzych,  3 
chorążych,  miecznika  i  podskarbiego  ziem 
pruskich,  oraz  sędziów  po  powiatach.  Do 
wielkorady  Pras  Zachodnich  weszło  tylko 


2  biskupów:  chełmiński  i  warmiński,  bO: 
dwaj  inni,  samhieński  i  pomezański,  pozo-: 
stali  w  Księstwie  Królewieokiem.  Cały 
senat  praski  składał  się  z  15-ta  wielkorad-' 
ców,  a  mianowicie:,  biskupów  2,  wojewo- 
dów 3,  kasztelanów  2,  podkomorzych  3, 
przedstawicieli  miast  TorOnia,  Elbląga  i 
Q-dańska  3  i  wreszcie  podskarbiego  ziem 
praskich.  Nikt  nie  mógł  piastować  urzę- 
du, kto  obywatelem  praskim  nie  został 
przez  osobną  uchwałę  sejmową.  Do  s^ia-- 
tu  koronnegood  r.  1466  wchodziło  8-a  se- 
natorów pruskich,  a  mianowicie:  bisku-- 
pów 2,  wojewodów  .3  ikasztelanów  X  Na 
sejmie  unii  lubelskiej  pomieszały  się  ki%e- 
sła  senatorów  pruskich  z  koronnemi  i  11- 
tewskiemi.  Do  rodzin  senatorskich  w  woje- 
wództw, pomorskich  należeli:  Bajsen  Ba- 
żeńscy,  z  Mort^a  Mortęscy,  Schewe,  Fel- 
den  Zakrzewscy,  Wejherowie,  Konopac- 
cy, Działyńscy,  Czapscy,  Przebendowscy, 
Żalińsoy  i  inni.  Po  pierwszym  rozbiorze- 
r.  1772,  choć  ziemie  pomorskie  odpadły  od- 
Bzplitej,  to  senatorowie  zajmowali  wciąż 
krzesła  w  wielkoradzie  i  król  wakansd  ob- 
sadzał tylko  obywatelami  pruskimi.  Do- 
piero po  drugim  rozbiorze  w  r.  1793  pa- 
nowie pomorscy  z  izby  senatorskiej  ustą- 
pili. Zmarła  w  Warszawie  r.  1837  ma- 
trona '  90  letnia,  Anna  z  Ledachowskich 
Czapska,  wojewodzina  malborska,  była 
najdłużej  w  stolicy  żyjącym  pamiętnikiem 
podań  narodowych  z  ziem  pomorskich. 

Sentencjonarz— księga,  do  której  pod- 
czas sesyi  sąda  pisarz  wpisywał  treść  u- 
chw^y,  według  której  redagował  póiniej 
Wyrok  z  motywami  w  księdze,  zwanej 
„dekretarzem".  Senteucjonarz  był  zapro- 
wadzony wsadach  ziemskich Jeszoze przez 
Kazimierza  Jagiellończyka  r.  1454.  Po-, 
wiedziano  bowiem  w  statutach  Nieszaw- 
skieh,  że  wyrok  sądu  powinien  byó  zapi- 
sany do  księgi,  żeby  nadal  w  takiejże 
sprawie  jednakowo  rozstrzygano. 

Sep,  w  liczbie mn.  spy — danina,  skła- 
dana w  ziarnie.     W  dokumencie  zr.  1242 


dbyGoot^le 


SEPET.—  SERWETA. 


znajdajemy:  „  Triginta  łapides  de  sepo, 
quo  pro  sepo  dedimits  duas  marcas'^.  Pra- 
wo z  r.  1565  zastrzegło,  aby  |)oddaai  kró- 
lowi i  panom  swym  wszelkie  spy  i  dani, 
według  miary  starodawnej,  a  nie  nowych 
miar,  oddawali  {Vol.  leg.'^.,  f.  687).  Pó- 
źniej spy  nazywano  o  s  e  p  a  ro  i. 

SflpBt,  sepecik  —  skrzynia  okata, 
skrzynka,  kufer,  wyraz  przyjęty  z  turec- 
kiego. Po  turecka  s  e  p  e  t  zoaczy  nietyl- 
ko  skrzynię,  ale  i  sakwojaż  zamykany, 
skórzany  Inb  z  sitowia. 

Sarebszczyzna,  Kierpszczyzna, 
sierebszczyzna  i  sierebrzesz- 
czyzna  —podatek  ziemski  na  Litwie  i 
Rusi,  nazwany  tak  od  tego,  że  był  j^eony 
gotówką  czyli  srebrem.  Pierwotnie  Ruś 
opłacała  serebszczyznę  Tatarom,  zanim 
ją  Polska  z  Litwą  nie  zagoniły  od  tego 
haraczu.  Później  był  to  podatek  krajo- 
wy przez  wielkich  książąt  litewskich  z 
ziem  rnskich  pobierany.  W  statucie  Li- 
tewskim czytamy:  „Kie  będziemy  mogli 
ani  sierebszczy  ny,  ani  pł^ita  żadne- 
go i  nijakiego  poboru  ustanawiać  aż  na 
sejmie".  Stryjkowski  pisze:  „Na  sejmie 
wileńskim  roku  1551  serep  szczyznę 
na  wszystką  ziemię  Litewską,  Ruską  i 
Żmndzką,  na  trzy  lata,  od  sochy  po  5  gro- 
szy uchwalono", 

Sergały  lub  s  u  r  g  o  t  y — strój  kobiecy, 
o  którym  wspomina  Haur  w  XVII  w. 

Sernik  albo  1  e  s  i  c  a  -~  budynek  kwa- 
dratowy pokryty  gontami  iub  słomą,  na 
wysokim  slupie  albo  na  czterech,  do  obsu- 
szania  serów  i  gomółek.  Ks,  Kluk  pisze; 
„W  serniku  świeżo  robione  sery  suszą". 
Nazwa  1  e  s  i  c  a  poszła  od  ścian  robionych 
niekiedy  dla  lepszego  przewiewu  z  lasek 
■  leszczyny.  Jeżeli  ściany  były  z  bali,  to 
zwykle  z  mnóstwem  nawierconych  dziur. 
Do  sernika  wchodzono  po  przystawianej 
drabinie.  Znajdujący  się  dawniej  przy 
każdym  dworze  i  dworkn  sernik  dowodził 
pewnego  rozwoju  i  zamiłowania  gospo- 
darstw mlecznych.    Sernik,  opisany  przez 


Mickiewiozaw 
„Panu  Tadeu- 
szu," stalna  jed- 
nym słupie.  U  ro- 
dziców piszącego 
to  stał  odwiecz- 
ny sernik  na  4-ch 
dębowych  slu- 
pach z  dachem 
ozdobionym  wy- 
rzezaną z  drze- 
wa brodatą  gło- 
wą Indzką.  Gdy 
-'  sernik  ten  roz- 
Stary  sernik  we  wsi  Złotoryi  biyrano,  odryso- 
Uad  Natwją  (rozebrany  w  ro-  . 

1^6).  wałem  go,  będąc 

jeszcze  malcem, 
a  głowa  strącona  z  dachu  służyła  mi  dłu- 
go za  zabawkę  dziecinną.  Była  ona  po» 
dobna  do  głowy  Czarnieckiego  na  pomni- 
ku w  poblizkim  Tykocinie.  Na  płaskorzeź- 
bach kolumny  Trajana  widzimy  w  grodzie 
Daków  siedmiogrodzkich  domy  ich  dre- 
wniane, także  jak  serniki  polskie  na  czte- 
rech stupach  budowane. 

Sarpanka  —•  rodzaj  stroju-  białogłów-! 
skiego,  o  którym  w  pisarzach  XVI  w.  na- 
potykamy wzmianki. 

Serpentyna.  Od  wyraża  łacińskiego 
serpens,  wąż,  żmija,  nazwaU  Polacy  ser- 
pentyną, serpentynką  szablę  najbardziej 
krzywą,  używaną  do  zwykłego  stroju  pol- 
skiego w  wieku  XVI,  XVII  i  XVIII.  Ko- 
chowski  pisze  w  „Wiedniu  wybawionym': 
„Kordy,  pałasze,  kręte  serpentyny".  Słu- 
żyły one  zwykle  do  pojedynków.  Był  tak- 
że rodzaj  dział  24-funtowego  kalibru, 
zwanych  „serpentynami". 

Serweta.  O  serwetach  w  XVII  w,  spro- 
wadzanych z  zagranicy  znajdujemy  w 
Vel.  leg.:  „Tuzin  serwet  kolońskich,  holen- 
derskich, adamaszkowych".  Od  czasów 
Zygmuntowskich  powstał  zwyczaj  przy 
talerzu  każdej  osoby  kładzenia  dużej  bia- 
łej serwety,  która  służyła  ucztującym  do 
zasłonięcia  piersi  i  zawiązania  rogów  jej 


dbyGoot^le 


228 


SERWITORJA.T.— SIABRY,  SIABROSTWO. 


na  karku,  a  to  żeby  przy  jedzeniu  nie  po- 
plamić kosztownego  ubioru,  o  którego 
czystość  bardzo  dbała  szlachta,  przekazu- 
jąca nieraz  swoje  delje,  sajety,  żupany  i 
koutuBZd  synom  i  wnukom.  Widok  też 
Biedzących  przy  obiedzie  lub  wieczerzy 
przedstawi- od  strony  6t<^n,  jakby  biesia- 
dowano w  bieliźnie,  a  gdy  jedli  i  gwarno 
rozprawiali,  trzęsły  się  im  tylko  białe  rogi 
od  serwet  na  karkach.  W  domach  mo- 
cniejszych, oprócz  serwet  dutych,  do- 
dawano jeszcze  maleńkie,  przykrywając 
chleb  na  talerzu. 

Serwitorjat.  Ludzie,  składający  dwór 
monarszy,  nie  podlegali  sądom  miejskim, 
ale  marszałkowskim  i  królewskim.  Stąd 
kupcy  i  rzemieślnicy  miejscy  nieszlschec- 
kiego  pochodzenia,  którzy  byli  dostawca- 
mi czegokolwiek  do  dworu,  dostawali 
przywilej,  wyjmujący  ich  z  pod  sądów 
miejskich.  Przywilej  taki,  bardzo  przez 
wszystkich  pożądany,  zwał  się  „serwito- 
rjatem". 

Sędzia — wyraz  polski,  starożytny.  Sę- 
dziowie zastępowali  książąt  i  królów  pia- 
stowskich w  sądzeniu  spraw.  W  statutach 
Kazimierza  Wielkiego  znajdujemy  sędzie- 
go w  dzisiejszem  pojęciu,  juko  przewodni- 
czącego sądowi.  Wojewodowie  i  kaszte- 
lani mieli  do  sądzenia  także  swoich  za- 
stępców czyli  sędziów.  Z  czasem  więc 
każda  ziemia  miała  dla  swojej  potrzeby: 
sędziego,  podsędka  i  pisarza  ziemskiego. 
W  mianowaniu  ich  władza  królewska  zo- 
stała ograniczona  w  ten  sposób,  jak  pisze 
Kromer,  „że  szlachta  tego  województwa, 
gdzie  jeden  z  tych  trzech  urzędów  zawa- 
koje,  zjechawszy  się,  obiera  pod  przewod- 
nictwem wojewody  trzech  ojców  ze  szlach- 
ty, z  których  król  jednego,  wedle  swej  wo- 
li, na  osierocony  urząd  naznacza".  Krasi- 
cki pisze  w  XVIII  w.:  „Sędziego  ziem- 
skiego wybierał  sejmik  elekcyjny.  Można 
było  być  pierwej  sędzią  grodzkim,  potem 
ziemskim"  (Podstoli,  str.  70).  W  obozach 
rozsądzali  sprawy  w  zastępstwie  hetmana 


sędziowie  hetmańscy,  jeden  w  wojsku  ko- 
ronnem,  drugi  w  litewskiem.  Byli  i  sę- 
dziowie dla  pospolitego  ruszenia.  Po  mia- 
stach, które  rządziły  się  przeważnie  pra- 
wem niemieckiem,  sądzili  ławnicy  z  wój- 
tem na  czele.  Sędziowie  trybunałów  zwali 
się  „deputatami"  i  wybierani  byli  na  sej- 
mikach deputackich  ze  szlachty.  Sędzia 
polubowny,  od  strony  obrany,  zwał  się 
jednać  z,  rozjemca.  Sędzią  do  spraw 
żydowskich  w  zastępstwie  wojewody  był 
zwykle  podwojewodzy.  Sędziowie  kap- 
turowi sądzili  nadużycia  i  sprawy  krymi- 
nalne w  czasie  bezkrólewia.  Sędzia  bar- 
tny sądził  bartników  w  starostwie  przas- 
nyskiem.  Chiopi  w  dobrach  łowickich, 
należących  do  prymasa,  mieli  obyczajem 
starożytnym  sędziego  wiecowego 
aż  do  rozbioru  Hzplitej.  Pomocnik  i  za- 
stępca sędziego  zwał  się  z  dawnych  cza- 
sów podsędkiem.  Sędzią  mógł  zostać  tyl- 
ko ten,  kto  ukończył  lat  24,  był  roztrop- 
ny i  sumienny.  Wogóle  w  Europie  śre- 
dniowiecznej sędziowie  nie  bardzo  byli 
sprawiedliwi,  zdzierali  strony  na  koszta, 
krzywdzili  małoletnich,  wyrokowali  czę- 
sto stronnie.  Oczywiście  Polska  nie  mo- 
gła stanowić  jakiegoś  wyjątku,  ale  by  wa- 
ło  w  niej  nie  gorzej  a  nieraz  lepiej,  niż 
gdzieindziej.  Później  bezstronność  sędziów 
podniosła  się  znacznie. 

Sfragistyka  polska  ob.  Pieczęć  (£»<:. 
Siar.  tui,  str.  345),  Pieczęcie  naj- 
starsze szlachty  polskiej  {Enc. 
Siar.  t.  IV,  str.  1)  oraz  iune  artykuły,  w 
których  znajdują  się  opisy  i  rysunki  roz- 
maitych pieczęci,  np.  pod  wyrazami;  Je- 
dnorożec, Cechy,  Poczta  itd. 

Slabry,  Siabrostwo.  Była  to  na  Rusi 
naddnieprskiej  pewna  odwieczna  forma 
rodowego  posiadania  ziemi,  różniąca  się 
zasadniczo  tak  od  wspólnoty  gminnej,  jak 
i  od  dziedziczenia  indywidualnego.  Pod- 
stawą do  tego  rodzaju  władania  była  pier- 
wotna wspólność  krwi  i  pobratymstwo, 
t.  j.  rodzina  szersza,  pomnożona  członka- 


dbyGoot^le 


SIDŁA.— SIECI. 


mi  do  roda  przybranymi.  Posiadanie  o- 
byczajem  eiabrów  różniło  sJc  od  wspólno- 
ty gminnej  najprzód  nierównością  ncząst- 
ków  używalnych,  powtóre  Bwobod%  alje- 
nacyi  i  przedaży  działów  tak  w  tonie  związ- 
ku między  siabrami.  jak  i  w  ręce  obce  za 
zgodą  siabrów.  Siabrostwo,  jako  włada- 
nie rozdrobnione,  dało  początek  w  języku 
polskim  do  pogardliwego  wyraża  ,szab- 
rajstwo*.  Wiadomość  o  siabrach  znajdu- 
jemy w  statucie  Litewskim  (Wilno  1786  r. 
rozdz.  IV,  art.  66);  w  „Źródłacli  dziejo- 
wych" (t  V,  Warszawa  1877):  Lnstracje 
królewszczyzn  ziem  raskich.  Aleksander 
Jabłonowski  pomiedcJłw/4/£n^um(r.  1890, 
t.  m,  str.  583)  rozprawę:  .Siabrostwo  ja- 
ko jedna  z  form  rodowego  posiadania  zie< 
mi".  Łuczycki  wydał  r.  1889  w  Petere- 
.  burgu:  ,Siabry  i  siabrynnoje  ziemlewła- 
dieńje  wM^torosii".  Rawita  (Gawroński) 
w  książce  swojej  „Stadja  i  Szkice  history- 
czne" (serja  II)  podaje  rozprawę:  „Siabro* 
stwo  jako  forma  władania  ziemią". 

Siciński  ob.  Upicki  poseł. 

Sidła.  Ł.  O-t^ębiowski  wymienia  takie: 
„nawiązka"!  .syp^ek",  sidtazprzyuętąna 
zwierzynę^  „brózdy",  sidła  na  skowronki 
w  brózdach  stawiane;  „doua",  sid^o 
szczególniej  na  kwicz<^y;  „kołowrót"  albo 
„kręg"  w  rodzaju  denka  od  beczułki  na 
wodzie  umocowanego,  z  przywiązaną  na 
środku  żywą  kaczką  i  zastawionemi  dokcJa 
niej  sidłami  na  dzikiekaczkigktórenakrzyk 
przywiązanej  zlatują  się;  „opałki",  sidło 
na  kuropatwy;  „ponóż",  sidło  koło  gniazd 
umieszczane;  „pozżynka"  chwyta  jarząb- 
ki; „wnitek",  „wspar"  i  inne. 

Slebierka,  siebierskie  sukno  przy- 
wożono z  Rosyi  a  Instruktarz  celny  litew- 
ski oznaczył  cło  od  postawu. 

Sieci.  Wiązaniem  czyli  robieniem  sie- 
ci tak  łowieckich  jak  rybackich  zajmowano 
czeladź  po  dworach  wiejskich  w  wieczory 
zimowe  przy  świetle  łuczywa  lob  wielkie- 
go ogniska  na  kominiekuchennym.  Nad 
Sanem  w  Jarosławia  i  Padymnie  wyra- 


biano sieci  konopne  na  sprzedaż  do  O-dań- 
ska  dla  rybaków  a  może  i  myśliwych  za- 
chodniej Europy.  W  okolicach  jezior  li- 
tewskich zajmowały  się  wiązaniem  sieci 
rybackich  w  chatach  ludu  zarówno  nie- 
wiasty, jak  mężczyźni;  na  Podlasiu  i  Ma- 
zowszu nadnarwiańskiem  kobiety  tylko 
przędły  szpagat  a  mężczyźni  wiązali  siat- 
ki. Haur  w  XVll  w.  zaleca  tkaczom  wiej- 
skim, oprócz  tkania  [^ótna,  obowiązek  ro- 
bienia sieci  i  dopomagania  przy  ich  uży- 
waniu, a  mianowicie  przy  łowieniu  ryb. 
O  sieciach  łowieckich  pisrf  Wiktor  Ko- 
złowski w  książce  .Pierwsze  początki  ter- 
minologii łowieckiej",  str.  89  (Warszawa, 
1822  r.).  Ł.  Gołębiowski  w  dziele  „Gry 
i  zabawy*  wyszczególnia  następ.  sieci  ło- 
wieckie i  rybackie,  które  przemysł  łowiecki 
o^owiekazastosowa^  do  ptactwa  powietrz- 
nego, wodnego  i  zwierząt  ssących:  „Bro- 
żek", sieć  mniejsza  na  półobręczach  do  ło- 
wienia ptaków;  „drygubica",  sieó  na  pta- 
ki troista,  łożona  z  rzadkiej  środkowej  i 
dwnch  gęstych  obocznych;  „dziwooza", 
sieókliniastanasokoły^dziwoki";  „dzwon*, 
sieć  na  kuropatwy  w  kształcie  dzwonu  3 
łokcie  wysokiego;  „kobiec";  „koryto",  sieć, 
której  boki  za  pociągnięciem  sznurów  stu- 
lają się  u  wierzchu;  knropatwia  sieć  zimo- 
wa; .lepowa  sieć';  lotowe  sieci,  do  przy- 
krywania kuropatw  lecących  służące; 
„mrzeżna  sieć"  na  cietrzewie;  .niewód 
ptaazy"  z  matnią  na  obręczach;  „pajęczy- 
na", delikatna  siatka  na  ptaszki;  .podgaj- 
ne  sieci"  na  kuropatwy;  „pochodniowa 
sieć"  do  łapania  ptaków  nocną  porą  przy 
latami  lub  pochodni;  „podolska  sieć",  ro- 
dzaj drygubicy  i  „podrygawka"  na  kuro- 
patwy; .poła";  „pomek"  czyli  .pomyk", 
sieć  na  kabłąku;  „powłok"  albo  „włok, 
włóczek"  i  .rozjazd"  ([Jacbta),  sieci  na 
kuropatwy.  „Rozjazd"  mniejszy  bywał 
pieszo  ciągniony,  większy  zaś  konno.  By- 
ły jeszcze  „sald",  „cierzenice",  „szatry" 
(na  cietrzewie),  „wniki"  i  „zawiasa"  (na 
słupkach).     Sieci  na  łosie  i  jelenie   „wild- 


dbyGoot^le 


230 


SIECIECHOWSCY  ŚPIEWACY.  -  SIEKIERKA.' 


garn"  zwano;  sieć  na  wilki  zwala  się  .pło- 
tem"; „parkany"  okrążające  i  poprzeczne 
używane  były  na  niedźwiedzie  i  dziki; 
knieję  okrążano  „połami"  na 200  łokci  dłu 
giemi,  na  5  wysokiemi.  Gdzie  sieć  nie  o- 
bejmowała,  rozciągano  „fladry"  czyli  stra- 
szydła piórowe,  t,  j.  długie  sznury  z  na^ 
wiązanemi  piórami,  żeby  zwierz  tamtędy 
z  kniei  nie  uciekł.  Pomniejsze  sieci  słu- 
żyły na  sarny,  borsuki,  bobry,  wydry,  ku- 
ny i  tcliórze.  Lekką  „trokówką"  łowio- 
no zające,  „włóczkiem"  wiewiórki  w  dziu- 
plach. Siecią  przez  zręcznego  myśliwca 
nawet  czujne  żórawie  podrywane  bywały. 
Służba  strzelecka  u  panów,  czeladź  fol- 
warczna u  szlachty  w  jesienne  i  zimowe 
■wieczory,  w  izbach  czeladnych,  wiązała 
sieci  nowe,  naprawiała  stare,  kręciła  sznur- 
ki z  konopi,  robiła  sposobem  szmukler- 
skim  torby  i  pasy  myśliwskie.  W  rachun- 
kach Kościeleckiego  z  lat  1510  i  1511  wi- 
dzimy, że  dla  Zygmunta  I  do  Niepołomic 
za  3  sztuki  sieci  jelenich  zapłacono  grzy- 
wien 31  i  groszy  15.  Sieć  kuropatwia  za 
Zygmunta  III  koiiztowała  złotych  10. 

„S  lecieć  howscy  śpiewacy,  świętokrzy- 
scy pijacy  a  pidtuscy  żacy"  byli  słynni. 
Ks.  Gacki,  opisając  „Benedyktyński  kla- 
sztor w  Sieciechowie"  (R-adom,  1872  r.),  nió  - 
wi:  „Przy  odprawianiu  nabożeństwa  uży- 
waną była  muzyka.  O  kapeli  tutejszej 
wspominają  dopiero  w  XVIII  w,  Kape- 
listó  w  świeckich  bywało  do  15  osób,  a  prócz 
nich  grywali  i  śpiewali  amatorowie  zakon- 
nicy, bo  każdy  z  nich  mógł  się  uczyć  grać 
na  jakim  chciał  instrumencie,  a  musi^ 
znać  koniecznie  przepisy  śpiewu  kościel- 
nego. Dlatego  też  mawiano  o  benedyk- 
tynach: Stfcicc/iovie'!scs  caniorci,  Calvo- 
monłani  fotatorcs,  Ploccnscs  docłorcs,  lub 
też  po  polsku,  jak  powyżej. 

Siedemdziesiątnlca,  inaczej  Starcza- 
postna  —  nazwa  niedzieli  3-ej  przed 
wielkim  postem  a  10-ej  przed  Wielkano- 
cą, utworzona  niewątpliwie  od  tego,  że 
poprzedzała  na  dni  70  czyli  10  tygodni  to 


wielkie  święto  chrześcijańskie.  Nazwa  zaś 
Starozapustnej  powstała  stąd,  że 
w  średnich  wiekach  rozpoczynano  od  tej 
niedzieli,  zwłaszcza  po  zakonach,  post 
wielki,  była  więc  ostatnią  niedzielą  stare- 
go zapustu. 

Sledennadztesta  ob.  Pieniądze  w 
Polsce.  W  statutach  i  akiach  sądowych 
z  w,  XIV  i  XV  spotykamy  często  karę 
pieniężną,  pisaną  po  polsku  siedemna- 
dzi  esta  a  po  łacinie  scpiuaginta.  Była 
to  kara  z  pieniężnych  czyli  grzywnowych 
największa,  zwana  też  „niemitościwą",  o- 
znaczała  bowiem  wartość  70-cin  grzywien 
skórek  kunich,  że  zaś  w  wieku  XIII  trzy 
takie  grzywny  a  w  XIV  i  XV  pięć  takich- 
że równało  sięjednej  grzywnie sebra,  więc 
mniej  więcej  w  czasach  Jagiełły  „siedem- 
nadziesta"  oznaczała  14  grzywien  dena- 
rowych czyli  około  7-miu  fantów  czyste- 
go srebra.    Ob.  Grzywna,   Enc.  Star.  t. 

II,  str.  221. 

Siekierka. 
Były  czasy, 
w  których 
nikt  nie  wy- 
ruszał się  z 
domu  bez  o- 
ikierki,  która 
:eśnie  za  la.s- 
za  narzędzie 
az  w  drodze 
rewek  na   o- 
aych  potrzeb 
mogiłach  na 
pochodzą- 
;ych  wieków 
.w tych  stro- 
ostatniej  do- 
nie pochowa- 
>ez  położenia 
laznejsiekie- 
'  przedstawi- 
Siekierka  g<5rali  l'śmy  w  rj^sunku  przy  wyra- 
poUk.  z  r.  JS2G.  zie  O  b  U  c  h  {Enc.  Siar.  tom 

III,  str.  273).    Gdy  ze  wzrostem  zaludnie- 


dbyGoot^le 


SIELANKA.— SILVA  RERUM. 


231 


-nia,  wzrastało  i  bezpieczeństwo  publiczne, 
obach  podróżny  utrącał  stopniowo  cha- 
-rakter  broni  i  narzędzia  a  nabierał  zna- 
czenia zwykłej  laski  w  kształcie  toporka. 
Taką  właśnie  laskę,  nakładaną  ozdobnie 
'cynkiem,  zrobioną  niewątpliwie  przez  gó- 
rali polskich,  bo  nabytą  przez  nas  r.  1870 
od  starego  przewodnika  w  Zakopanem  t 
noszącą  na  grzbiecie  kija  inkrustowany  r. 
1826,  załączamy  tataj  w  rysunku. 

Sielanka.  Ł.  Gołębiowski  pisze;  „Z 
śniieiEiny  słodkiej,  nieco  mąki  i  jaj  dudaw- 
szyj  gotuje  się  litewska  sielanka".  Go- 
łębiowski pamiętał  sielankę  z  czasów  swej 
młodości  na  Pińszczyinie  i  dlatego  na- 
zwał litewską.  Rzeczywiście  jednak  by- 
ła to  potrawa  znana  w  całej  Polsce.  Roz- 
pytywane przez  nas  staruszki  na  Mazow- 
szu,  które  pamiętf^y  jeszcze  koniec  XVIII 
stulecia,  uważały  tak  samo  „sielankę*  za 
dawną  potrawę  mazowiscką,  ze  śmietany 
kraśnej  -rozbitej  2  żółtkami  (bez  białek) 
na  gęsto  jak  jajecznica  przyrządzaną.  Był 
to  zatem  rodzaj  uszlachetnionej  jajeczni- 
cy, podawanej  głównie  na  śniadania  i  pod- 
wieczorki  w  domach  ziemia/iskicb,  gdzie 
śmietany  i  żółtek  miano  poddostatkiem. 

Sielawa — jedna  z  najsmaczniejszych 
ryb  jeziornych  środkowej  Europy,  zwana 
w  'Wielkopolsce  s  u  ł  w  i  c  ą,  W  Litwie  sły- 
nęły sielawy  polockie  i  augustowskie,  w 
Koronie  —  wielkopolskie  z  jezior  w  okoli- 
cach Międzyrzecza.  Sielawa  żyje  tyllio  w 
jeziorach  głębokich. 

Siemlflrnil(,  siemię rnictw o.  Du- 
biński  w  „Prawach  m.  Wilna"  (druk  wi- 
leński, r.  1788)  pisze:  „Co  się  tknie  prze- 
kapniów,  siemiprników,  tedy  ci  nie  mają 
być  przypuszczeni  dó  miejskiej  przysięgi; 
ale  mają  tylko  mioe  wolność  na  przekup- 
stwo i  siemiernicLwo". 

Sieroty.  Prawa  pisane  polskie,  począw- 
szy od  statutu  Kazimierza  WieL  zr.  1347, 
brały  w  troskliwą  opiekę  sieroty.  Osiero- 
ceni, podł.  statutu  tego  mężczyzna  do  lat 
łó  a  białogłowa  do  12,  nie  mogli  wdawać 


się  w  procesy.  Po  dojściu  do  petnoletno- 
icisieroty,  gdy  dochodziły  swoich  krzywd, 
żadne  przedawnienie  czyli  „dawność  ziem- 
ska szkodzić  im  nie  mogła".  Statut  Li- 
tewski wzorował  się  później  na  dawnych 
prawach  polskich. 

Slesłrzan  czyli  stragarz,  tram, 
dawniej  po  dworach  a  dziś  już  tylko  po 
chatach  szeroki  ze  starodrzewu  poprzecz- 
ny podciąg  pod  belkami.  Nazwa  mogła 
powstać  stąd,  że  bale  lub  dwie  połowy, 
roztarte  z  jednej  kłody,  zowią  cieśle  sio- 
strami, a  z  takich  połów  robiono  pierwó* 
tnie  siestrzany.  Ob.  tram. 

.  Siewruk  —  to  samo,  co  Siewierzanin, 
tylko  ±B  zakończenie  na  uk,  ak  oznaczało 
pochodzenie  cdowieka  ludowe,  np.  Pole- 
8zuk,  Pińczuk,  Krakowiak,  Kujawiak, 
Szkalmierzak,  Sandomierzak,  końcówka 
zaś  <z»in  oznaczała  klasy  wyższe  w  naro- 
dzie, a  stąd  up.  nazwy:  Sandomierzanie, 
Krakowianie,  Kują  wianie,  Łęczycańie, 
Siewierzanie— oznaczały  wyłącznieszlach- 
tę.  Stryjkowski  w  XVI  w.  pisze:  „Mo- 
śkwa  Siewraków  litewskich  rozbiła  i  kadi 
miodu  im  wzięła;  a  o  te  to  Siewruki  sroga 
wojna  się  wszczęła".  „O  Siewruki  litew- 
skie wojna  się  wszcz^a,  którym  miód 
Moskwa  odjęła".  Gmę  Siewruków  i  szlach- 
ty pobrano". 

Sleża  —  przyrząd  do  połowa  ryb.  Sta- 
tut Litewski  powiada:  ,  Jeśliby  kto  komu 
jaz,  sieżę,  bądź  też  gać  jaką  porąb^  ta- 
kowy ma  onemu  zapłacić  gwałt". 

Siglliaty  ob.  A  r  c  h  i  w  a. 

Silva  rerum.  Niegdyś  w  każdym  do- 
mu polskim,  gdzie  nmiano  pisać,  a  zwła- 
szcza po  dworach  wiejskich,  posiadano 
księgę  z  czystego  papieru,  rodzaj  pamięt- 
nika, do  którego  wciągano  przedewszyst- 
kiem  rzeczy,  spraw  publicznych  dotyczą- 
ce." Życie  polityczne  było  nadzwyczaj  w- 
Polsce  rozwinięte.  Każdy  ziemianin  sej- 
mikował, posłował,  urzędował,  glosował  i 
w  taki  lub  inny  sposób  służył  Rzplitej, 
której  był  cząstką.   A  że  nie  było  stałych 


dbyGoot^le 


232 


SILVA  RERUM. 


gazet,  więc  do  takiej  księgi  pamiętniczej 
wpisywano  wszelkie  relacje,  mowy  sejmi- 
kowe i  sejmowe,  weselne  i  pogrzebowe, 
noty  dyplomatyczne,  listy,  deklaracje,  sa- 
tyry i  paszkwile  polityczne,  djarjusze  wo- 
jennych pochodów,  wiadomości  statysty- 
czne, daty  wypadków  dziejowych  i  rodzin* 
nycb,  fundacje,  rachunki  majątkowe,  wier- 
sze, pieśni,  zjawiska  atmosferyczne,  klęs- 
ki, napisy  na  nagrobkach  i  t.  d.  Z  powo- 
du tak  rótnorodnei  treści  nadawano  nie- 
którym pamiętnikom  podobnym  tytuły: 
Nikil  et  omnta  (nic  i  wszystko),  Varia 
(rozmaitości),  MisceUanea  (mieszaniny), 
Vorago  rerum  (bezdeA  rzeczy),  Farrago 
(zbieranina),  „Torba  dworska"  i  t.  p.  0- 
gólnie  zaś  nazywano  je  pierwej  djarjnsza- 
mi  a  potem  Silva  rerum  czyli  lasem  rze- 
czy, gdy  nazwa  djarjuszów  zaczną  wyłą- 
cznie (^creślać  dzienniki  sejmowe  i  wy- 
praw wojennych.  "W  zbiorach  podobnych, 
przeznaczonych  do  prywatnego  uiytkn  a 
nie  do  druku,  znajdowało  się  mnóstwo 
rzeczy  takich,  które  dla  wielu  przyczyn 
publikowane  być  nie  mogły,  tembardziej 
przeto  do  obrazu  życia  narodu  s%  ciekaw- 
sze. Przechowało  się  tam  wiele  pomni- 
ków umydowości,  nigdy  nie  drukowa- 
nych a  dowodzących,  że  poza  literaturą 
książkową  istniał  w  Polsce  cały  obszar 
piśmiennictwa  domowego,  ciekawego  i 
cennego.  Dosyć  wymienić  tu,  że  w  tego 
rodzaju  kopaloi  wykryte  zostały  poezje 
Andrzeja  Morsztyna,  „Wojna  Chocimska" 
Wacława  Potockiego  i  Pamiętniki  Paska. 
A  ileż  podobnych  rzeczy  kryć  się  może  do- 
tąd w  szpargałach,  lub  zostało  zniszczo- 
nych na  zawsze  przez  wojny,  pożary,  ludz- 
kie niedbalstwo  i  ciemnotę.  Słusznie  też 
powiedziaJ  prof.  Bruckner,  że  o  cywiliza- 
cyi  polskiej  nie  można  sądzić  z  samych 
książek,  bo  druki  wyczerpują  tylko  część 
zasobu  pracy  umysłowej  narodu  polskie- 
go. Praca  zaś  ta  np.  w  drugiej  połowie 
XVII  wieku  przedstawia  znacznie  większą 
wartość,  niżby  o  tem  z  samych  druków 


ówczesnych  sądzić  można.  W  aylwach,  pro- 
wadzonych przez  kilka  pokoleń,  znajdują 
się  nieraz  ciekawe  wskazówki  porównaw- 
cze do  poznania  następujących  po  sobie 
ludzi  i  czasów  oraz  wpływów,  jakim  ka- 
2de  pokolenie  ulegało.  Oto  np.  próbka  z 
niedrukowanego  pamiętnika  Kaleczyc- 
kich:  £ról  Zygmunt  I  w  roku  1524  daje 
szlachcicowi  mazowieckiemu,  Stanisławo- 
wi Sasinowi,  Kaleczyce  w  województwie 
Brzesko-litewskiem.  Mazur  osiada  na  Ru- 
si, a  syn  jego  buduje  już  własnym  kosz- 
tem dwie  cerkwie,  w  Rohaczach  i  Kale- 
czycach.  Wnuk  Stanisława  nosi  już  m- 
sińskie  imię  Siemen,  a  prawnuk  Wasil. 
Krew  i  mowa  mazowiecka  a  obyczaj  przyj  • 
mują  od  Kusi.  Pod  t.  1624,  t.  j.  w  sto  lat 
po  osiedleniu  się  Stanisława  na  Rusi  li- 
tewskiej, prawnuk  jego  Wasil  zapisuje  w 
domowym  pamiętniku:  „Przebudowfdem 
cerkiew  rohacką  i  wszystko  odnowiłem  i 
aparata  posprawiaJem".  Dalej  znajduje- 
my rozmaite  zapiski  gospodarskie  i  ma- 
jątkowe. Pod  r.  1643  Wasil,  mający  już 
78  lat,  zapisai:  .Junij  godziny  11  na  pół- 
zegarzu  w  niedzielę,  małżonka  moja  miła 
Zofia  Bieiikowska  Kaleczycka  w  Hoha- 
czach  zmarła,  pochowana  w  cerkwi  kale- 
czyckiej,  w  sklepie  pod  ołtarzem.  Ija,  Wa- 
sil Ealeczycki,  tamże  pochowany  będę  od 
synów  moich".  Jakoż  r.  1648  zmarł  pan 
Wasil  i  pod  tą  cerkwią  pochowan  zostaŁ 
Dalej  znajdujemy  zapisaną  bitwę  korsuń-. 
ską,  nowiny  polityczne  i  srogie  okrucień- 
stwa Zaporożców,  uchwały  sejmowe,  rady 
nad  naprawą  Rzplitej,  projekt  powołania 
kmieci  do  obrony  krajowej,  wydatki  na 
aparaty  i  porządek  w  dwuch  cerkwiach. 
Rodzina  bowiem  mazowiecka,  przywykła 
do  opieki,  jaką  kolatorzy  otaczali  swoje 
kościcJy  na  Mazowszu,  znalazłszy  w  Ro- 
haczach i  Kaleczycach  lud  wschodniego 
obrządku  bez  pociechy  religijnej  i  domów 
Bożych,  buduje  mu  takowe,  uposaża  i  tro- 
skliwie opiekuje  się  nimi,  aby  chwałę  Bo- 
żą szerzyć  podług  miejscowego  obyczaju. 


dbyGoot^le 


SIŁACZ 


233 


Mazowsze  i  Podlasie  roiło  się  narodem  szla- 
checkim, gdy  na  Rosi  wzgl^nie  do  obsza- 
rów było  lada  i  szlachty  mało.  Szlachtapol- 
ska  wychodziła  Da  Kaśpoł.  gromadnie,  ale 
osiadf^a  pojedyftczo  na  roli,  nie  należącej 
do  nikogo  i  zakładała  dwory  warowne,  or- 
ganizując obronę  kraju  przeciw  Tatarom 
i  nie  od  pasując  miecza  dniem  i  nocą.  Osiadł- 
szy  wśród  Rusinów,  uczył  się  Mazur  ich 
mowy,  przejmował  ich  zwyczaje,  szedł 
modlió  się  do  ich  cerkwi,  a  jeżeli  takowej 
blizko  nie  mic^  a  lud  pod  osłoną  warowne- 
go dwora  i  mężnego  szlachcica  mnożył  się, 
to  ten  budowo  mu  cerkiew,  uposażał,  pa- 
rocha  osadza!  i  dzieci  swoje  w  niej  chrzcił, 
którym  nadawał  imiona  Wasilów,  Seme- 
nów, Danielów,  jak  to  w  pamiętniku  Ka- 
leczyckich  widzimy.  Dzieci  takiego  Ma- 
zura przez  maJżedstwa  z  potomkami  miej- 
scowej rusińskiej  szlachty  zlewały  się  już 
w  jedną  krew,  jeden  obyczaj,  jeden  naród 
i  przelewały  wspólnie  morze  krwi,  broniąc 
Rzplitej  w  walkach  z  Tatarami,  Turkami  i 
Zaporożcami.  Niekiedy  Silva  rerum,  kre- 
ślona drobnem  pismem,  dosięgała  wielko- 
ści potężnych  ksiąg.  Taką  właśnie,  obej- 
mującą 176i  stronic  czytelnego  pisma,  z 
drugiej  polowy  XVII  w.  p.  t.:  Silva  varia- 
rum  curiosiłałum,  znajdującą  się  wbibljo- 
tece  po  Załuskich  w  Petersburgu,  opisał 
profesor  Bruckner.  Obok  dokumentów 
i  paszkwilów  politycznych,  djarj  uszów  i 
poematów,  znajduje  się  w  niej  (jak  zresztą 
we  wszystkich  takich  pamiętnikach  domo- 
wych) mnóstwo  anegdot,  dykteryjek,  we- 
sołych żartów  i  wierszyków,  w  które  obfi- 
tował dowcip  staropolski.  Zdarzały  się 
też  niekiedy  sylwy,  wyłącznie  humorowi 
poświęcone,  a  do  takich  należy  znaleziona 
przez  Glogera  i  częściowo  wydana  w  War- 
szawie księga  Karola  Żery,  który  pod  po- 
zorem wesołego  szlachcica  był  w  istocie 
ojcem  franciszkaninem  w  Drohiczynie  na 
Podlasiu.  Zdarzało  się  i  dawniej  niekie- 
dy, że  pamiętniki  domowe  drukowano. 
Tak  za  Sasów  wysrfa  r.  1743  cała  Silva 


rerum  kasztelana  smoleńskiego,  Kazimie- 
rza Niesiołowskiego,  pod  tytułem  j^OUa 

pubUca do  zabawy  w  próżnościaoh  nie- 

próżnującym'.  Także  „O/ia  domesźica'^ 
w  kilka  lat  później.  Tytuły  te  łacińskie 
możnabj  po  polsku  przetłómaczyć:  „  Wcza- 
sy publiczne",  „Wczasy  lub  odpoczynek 
domowy".  "W  r,  1829  wyszedł  I  tom  „Pa- 
miętnika sandomierskiego"  a  w  r.  1830 
tegoż  tom  drogi,  1  jaż  więcej  potem  nie 
wys^o.  A  szkoda,  bo  było  to  pożytecz- 
ne wydawnictwo  w  rodzą  ja  silva  rerum, 
zbiór  ciekawych  dokumentów  dziejowych, 
opisów,  relacyi,  dawnych  rymów,  wiado- 
mości o  zabytkach  przeszłości  i  t.  p.  rze- 
czy. O  sylwach  rerum  skreślił  ciekawy 
artykuł  profesor  Briickner  w  wydawnic- 
twie petersburskiem  „Charitas".  W  Kur- 
jerze  Codziennym  z  r.  1881  począwszy  od 
Jft  259  Kazimierz  Bartoszewicz  drukował 
„Silva  rerum  Zapałowskiego".  W  Kur- 
jerze  Warszawskim  z  tegoż  roku  (Jfi  242) 
znajdujemy  także  n.  p.:  ,Silva  rerum" 
artykuł  o  kilku  podobnych  pamiętnikach. 
Siłacza.  Z  rozmiarów  i  wagi  zbroić 
dawnych  rycerzy  oraz  z  wielu  innych 
wskazówek  możemy  twiedzió  stanowczo, 
że  wzrost  przeciętny  naszych  ojców  był 
cokolwiek  mniejszy  od  dzisiejszego  wzros- 
tu klas  zamożniejszych,  a  równy  wzrosto- 
wi ludu  wiejskiego,  siła  zaś  muskularna 
i  wytrzymałość  znacznie  większa.  Był  to 
prosty  i  konieczny  wynik  mniejszych  wy- 
gód, a  większych  trudów  i  zupełnie  inne- 
go tryba  życia.  Częste  dźwiganie  zbroi, 
szermierka  i  gonitwy,  zabawy  łowieckie, 
podróże  konne,  liczniejsze  prace  fizyczne 
z  powoda  rzadkości  rzemieślników  na  wsi 
(każdy  prawie  szlachcic  i  rycerz  dawny 
umiał  np.  kowalstwo),  zresztą  życie  wiej- 
skie zbliżone  więcej  do  natury,  niż  dzisiej- 
sze zwyrodnione  po  miastach  —  wszystko 
to  było  przyczyną,  że  dawniej  każdy  po- 
siadał w  sobie  więcej  energii,  rycerskości, 
silnej  woli,  krewkości,  wytrzymałości, 
zdrowia  i  siły  muskularnej.     Pod  tym 


dbyGoot^le 


234 


SIŁACZE. 


-względem  dziadowie  nasi  stali  nieskoń- 
czenie \vyżej  od  wnuków,  a  dawne  źródła 
przechowały  nam  liczne  wiadomości  o  lu- 
dziach -wielkiej  siły  fizycznej  i  wytr^ma- 
lości.  Pomijając  ustne  podania,  przyto- 
xzymy  tu  wzmianki  z  dawnych  pisarzów 
naszych  o  ludziach,  którzy  podziw  ogólny 
krzepkością  mnskułów  obudzali:  i)  W 
XIV  w.  słynął  Stanisław  Ciołek,  syn  wo- 
jewody mazowieckiego.  Chłopcem  jesz- 
cze będąc,  wstępował  na  wy^ze  miejsce 
i,  wziąwszy  w  każdą  rękę  dorosłego  męi- 
-czyznę,  tłukł  jednym  o  drugiego.  Dzwon 
spuszczony  z  wieży  kościoła  krakowskie- 
go wziął  za  ucha  i  do  drzwi  kościoła  po 
Eohodach  zaniósł.  Miecz  lub  szablę  skrę* 
cał  w  ręku  jak  postronek.  Raz  wróciw- 
-Ezy  z  łowów  i  zastawszy  łaźnię  zajętą 
przez  dwuch  braci  ze  sługami,  rozgniewa- 
ny, te  na  niego  nieczekali,  pochwycił  bu- 
dynek drewniany  za  narożnik  i  tak  zręcz- 
nie przewrócił,  4e  odkrył  nagich.  We  wsi 
swojej  Ostrołęce,  przy  stawianiu  młyna, 
zobaczywszy  kilkunastu  ludzi,  dźwiga- 
jących potężną  belkę,  kazał  wszystkim 
wziąć  za  jeden  koniec,  a  sam  pochwyciw- 
szy za  drugi,  przeniósł  z  nimi  i  zadał  ją 
na  ścianę.  Kiedy  ścisnął  w  dłoni  iwieże 
drzewo,  to  ciekł  z  niego  sok,  jak  z  gąbki. 
Tak  zwane  leziwa  czyli  grube  sznury,  z 
konopi  lub  łyka  plecione,  po  których 
wchodzą  na  drzewa  bartnicy  przy  podbie- 
rania miodu,  rwał  jak  oici.  Kuszę  najtęż- 
szą samemi  tylko  rękoma  i  nogami  bez  le- 
wara naciągał.  Dwie  podkowy  rozciągał 
lub  kruszył.  Oznaczywszy  krótką  szablą 
koło  na  ziemi,  nie  dał  się  z  niego  wycią- 
gnąć za  sznur  12-tu  ludziom.  Kiedy  z  Ka- 
zimierzem Wielkim  był  w  Pradze  i  po- 
szedł w  zapasy  ze  słynnym  jakimś  siła- 
czem, tak  go  ścisnął,  że  biedny  Czech  du- 
cha wyzionął.  Mazur  ten,  wysłany  r.  13-56 
dla  obrony  Wołynia  przeciw  Tatarom, 
którzy  Włodzimierz  opanowali,  poległ  pod 
Włodzimierzem  śmiercią  walecznych.  2) 
Wojciech  Brudzyiiski,   dworzanin  królów 


Aleksandra  Jagiellończyka  i  Zygmunta  I, 
jak  zaświadczają  Marcin  Bielski  i  Bartosz 
Paprocki,  sześcin  mężów  w  całkowitych 
zbrojach  na  barkach  swoich  dźwigał,  a 
siedząc  na  konin,  gdy  chwycił  się  rękami 
belki  w  bramie  wjazdowej,  konia  swego 
w  górę  nogami  z  ziemi  unosił.  3)  Tę  samą 
sztukę  pokazy  wał  i  Wiesi(rfowski,  marsza- 
łek wielki  litewski,  znany  z  tego,  że  wozy 
w  biegu,  ująwszy  za  tylne  koła,  zafcr^my- 
wał  i  żubra  oszczepem  osadził,  który  na 
króla  Zygmunta  Augusta  miał  uderzyć. 
4)  Król  Zygmunt  I  żelazne  podkowy  ła- 
mał, postronki  zrywał,  napinał  kuszę  bez 
lewara  i  talję  kart  przedzierał.  5)  Woj- 
ciech Łochocki,  cześnik  ziemi  Dobrzyń- 
skiej, w  pełnej  zbroi  przeskakiwał  konie 
i  wozy.  6)  Janusz  II,  ostatni  książę  mazo- 
wiecki (zmarły  x-  1526),  miał  być  równie 
silny  jak  Zygmunt  I,  wyrzucał  w  górę  ko- 
ło lub  duży  kamień.  7)  Stanisław  Radzi- 
miński, kasztelan  zakroczymski  za  Zyg- 
munta Augusta  —  jak  pisze  o  nim  Bar- 
tosz Paprocki,  który  znał  go  osobiście  — 
najtęższego  chłopa  bujał  na  dłoni  a  konia 
rozhukanego,  chwyciwszy  za  łeb  i  uszy, 
dotrzymał,  póki  masztalerz  uzdy  nań  nie 
włożył,  poczem  deiki  rumak  szedł  pokor- 
nie, bo  ma  łeb  i  uszy  spuchły.  8)  Marcin 
Brzozowski  z  Brzozowa  w  ziemi  Gostyń- 
skiej, przezwany  „Kapturem",  wziąwszy 
beczkę  piwa  na  ramię,  swobodnie  z  nią 
tańczył  dokoła  stołu.  9)  O  Wojciechu  Cho- 
dzickim  z  wojew.  Kaliskiego  zaświadcza 
Paprocki,  iż  taką  miał  siłę  w  głowie,  że 
wysadzał  nią  bramy  z  zawias.  10)Jakób 
Niezabitowski  z  wojew.  Lubelskiego  w 
drugiej  połowie  XVI  w.  słynął  z  odwagi, 
męstwa,  siły  i  olbraymiego  wzrostu.  Był 
postrachem  Tatarów,  których  gromił  z 
małą  garścią  swoich  pod  Zbarażem  i  pod 
Skoworodkiem.  W  wyprawach  Batorego 
pod  Wielki  em i  Łukami  i  Pskowem  świet- 
nie się  odznaczył.  Bielski  wspomina  o 
nim  z  uwielbieniem.  11)  Ścibor,  herbu  0- 
stoja,  Dunaj  w  zbroi  przepłynął.    12)  Teo- 


dbyGoot^le 


SIŁACZE. 


235 


dor  Lacki,  pisarz  polny,  znakomity  wo* 
jownik  z  czasów  Batorego  i  Zygmunta  III, 
zasłynął  z  olbrzymiej  siły  nietylko  w  Pol- 
sce, ale  i  zagranicą.  Bawiąc  w  Wenecyi, 
chwycił  ■wota,  który  się  rzacił  na  niego, 
powalił  go  na  ziemię  i  kark  ma  złamał, 
wozy  w  biegn  za  kola  wstrzymywał, 
dąb,  który  mógł  dłonią  objąć,  z  ziemi  z 
korzeniem  wyrywał.  W  ciągnienia  kuszy 
me  miał  sobi«  równego,  a  gdy  raz  wobec 
Batorego  przy  pośle  tatarskim  zdnmial  o- 
becnych  celnością  strzałów  z  łuku,  król 
podarował  mu  dzielnego  wierzchowca, 
Przez  lat  20  stażyl  krajowi  orężem  i  mie- 
niem, bo  własnym  kosztem  chorągiew  hu- 
saryi  wystawił.  Odniósłszy  pod  Kirchol- 
mem  w  udo  dwa  postrzały  od  kul,  mimo 
to  nie  zsiadł  z  konia  i  jeszcze  dwie  mile 
pędził  uciekających  Szwedów.  13)  Rodzo- 
na siostra  Teodora  Lackiego,  poślubiona 
EIjaszowi  Pielgrzymowskiemu,  pisarzowi 
litewskiemu,  słynęła  równie2  ze  swej  siły. 
14)  Wojciech  Padniewski  w  boju  na  "Wo- 
łoszczyźnie  jednym  zamachem  kordą  ściął 
Turczynowi  głowę  razem  z  ręką  do  pachy. 
16)  Eustachy  Tyszkiewicz,  wojewodzie 
brzeski,  spotkawszy  niedźwiedzia  na  ło- 
wach, mini  zwyczaj  rozdrażniać  go,  a  gdy 
beatja  stanęła  na  łapach,  łeb  mu  wtedy 
ścinał.  16)  Tomasz  Olędzki,  kasztelan  za- 
kroczymski, pięć  talarów  bitych,  jeden  na 
dragi  położonych,  szablą  przerąbywał.  17) 
Szlachcic  litewski  Odyniec  uderzał  z  osz- 
czepem sam  jeden  na  niedi&wiedzia  i  za- 
wsze pokonywał.  18)  Druszkowski,  pro- 
boszcz hochotoicki,  kiedy  mu  napuszcza- 
no cudzych  koni  do  ogrodu,  przez  mur  je 
powyrzucał.  19)  Po  śmierci  Ziemowita  i 
Władysława,  książąt  mazowieckich,  ma- 
cocha ich  a  wdowa  po  Michale  ks.  litew- 
skim, roszcząca  prawo  do  spadku  po  pa- 
sierbach r.  1462,  zebrawszy  szlachtę  z  In- 
dem zbrojnym  w  Płocku,  wyruszyła  na 
jej  czele  do  Kawy  i  usiłowała  zamek  raw- 
ski siłą  oręża  zdobyć.  20)  Cymbarka,  księ- 
żniczka mazowiecka,  córka  Ziemowita  i 


Olgierdówny,  r.  1412  zaślubiona  Ernestowi 
Żelaznemu,  matka  cesarza  Fryderyka  III, 
laskowe  orzechy  w  palcach  gniotła  i  pance- 
rze łamała.  21)  Grabowska  w  wojew.  Po- 
znańskiem i  panna  Barska  w  Kaliskiem, 
ścisnąwszy  garść  orzechów  laskowych  w 
dłoni,  olej  z  nich  wyciskały.  22)  Żagiel, 
Szlachcic  litewski,  podskakiwał,  dźwiga- 
jąc czterech  łudzi  na  swych  barkach.  23) 
Komorowski  z  Komorowa  w  Kujawach 
podkowy  łamał  bez  wysiłku.  24)AugustII 
Sas  od  wielkiej  siły  fizycznej  dostał  na- 
wet przydomek  Moonego.  Za  jednym  za- 
machem ścinał  on  głowy  bydlętom,  czego 
dokonał  raz  na  zjeździe  z  Piotrem  I  w  Ra- 
wie (ruskiej).  W  Grdańsku  działko,  falko- 
n<rtem  zwane,  podnosił  jak  pistolet.  25) 
Przewyższał  Augusta  siłą  Marcin  Cieński 
z  Cienia  w  Sieradzkiem,  dzielny  wojownik 
z  czasów  Sobieskiego  a  regvmentarz  za 
Augusta  II.  Ody  raz  król  zaprosił  go  do 
siebie  i  zapragnął  widzieć  dowody  jego 
siły,  regimentarz  podane  sobie  sztaby  że- 
lazne pozakręcał  na  szyi  dwom  królew- 
skim drabantom,  którzy  stali  na  warcie. 
Gdy  król  sam  nie  dat  rady  szyn  tych  od- 
kręcić, posłano  po  znanego  z  siły  kowala. 
Ale  i  ton  nie  poddał,  mówiąc,  że  trzeba* 
by  łby  w  ogień  wsadzić  i  czyny  rozgrzać, 
aby  drabantów  z  żelaznego  jarzma  uwol- 
nić. Wtedy  dopiero  Cieński  rozwinął  szta- 
by z  łatwością,  pokazując,  że  od  króla  i  ko- 
wala jest  silniejszym.  26)  Córka  tego  wa- 
lecznego regimentarza  odziedziczyła  po 
ojcu  także  niezwykłą  siłę.  Opowiadano, 
że  gdy  raz  w  jej  domu  powadziło  się 
dwucb  szlachty,  pogodziła  ich,  wziąwszy 
razem  za  pasy  i  wyrzuciwszy  przez  otwar- 
te okno  do  ogrodu.  27)  Helena  Ogińska, 
sławna  z  cnót,  siły  i  nauki  córka  Kazi- 
mierza Ogińskiego,  wojewody  wileńskie- 
go, małżonka  Ignacego  Ogińskiego,  kasz- 
telana wileńskiego,  podczas  wesela  króle- 
wicza saskiego  Fryderyka  w  Dreźnie,  ro- 
ku 1719,  na  sławnym  karuzelu,  przez  mło- 
de   damy  odprawionym,    mając    lat    18 


dbyGoot^le 


SIODŁO. 


wszystkie  rycerskie  sztaki  z  taką  zręczno- 
ścią i  podziwem  wszystkich  odbyła,  że 
pierwszeństwo  i  <7yznaczoD%  nagrodą  o- 
trzymfJa.  Żyła  lat  90,  a  w  podeszłym  już 
wieku  talerze  srebrne  w  trąbkę  skręcała  i 
rozwijana,  talary  łamała.  28)  Jan  Kopczak, 
z  pochodzenia  chłopek,  słynął  z  siły  na 
dworze  Stan.  Leszczyńskiego  w  Lunewiln; 
karetę  ministra  Bryla  zagrzęzłą  w  błocie 
sam  wyciągnął;  umarł  jako  piwniczy  a 
hetmana  Branickiego  w  Bialymstoka. 
29)  Następny  przykład  wytrzymałości  po- 
daje Dlngosz:  „Gkly  r.  1438  Tatarzy  dobi- 
jali pojmanych  jeńców  polskich  —  Jan 
Włodkowicz,  h.  Sulima,  po  odoiesieniu  ran 
mnogich  leżał  między  stosami  trapów,  u- 
dająo  nieżywego.  Odarli  go  do  naga  po- 
hańcy,  lecz  gdy  ściągali  obuwie,  a  sprzącz- 
ki puścić  nie  chciały,  przerżnęli  je  wzdłuż 
tak,  iż  miecz  narysował  na  nogach  głębo- 
kie rany.  O-dy  pierścienia,  który  miał  na 
palcu,  zdjąć  nie  mogli,  ucięli  go  z  palcem. 
Taką  bohaterską  cierpliwością  przytaiw- 
8zy  ducha  w  męczarniach,  uniknął  śmier- 
ci, lub  gorszej  niż  śmierć  niewoli".  Blizny 
te  na  ciele  jego  oglądał  później  sam  Dłu- 
gosz. Przez  ćwiczenia  rycerskie  wyrabiali 
wsobio  Polacy  zadziwiającą  zręczność.  Mik. 
Pieniążek  za  kr.  Stefana,  trzymając  w  ku- 
pie nogi,  bardzo  wysoko  w  zbroi  podska- 
kiwał. O^dy  król  Aleksander  kopalnie  w 
Wieliczce  oglądał,  szlachcic  Jan  Jordan, 
ubrany  po  husarsku,  zatem  w  ciężkiej 
zbroi,  mówiąc:  „za  zdrowie  króla  Jegomo- 
ści!" bardzo  szeroki  otwór  do  przepaści, 
zwany  szybem,  przesadził,  za  co  żupni- 
kiem mianowany  został.  Bartosz  Paproc- 
ki w  „Ogrodzie  królewskim'  pisze  o  El- 
żbiecie, wnuczce  Kazimierza  Wielkiego, 
zdumiewającej  dorodną  budową  i  dziwną 
krzepkością  ciała,  że  „gdy  jej  w  Krakowie 
na  weselu  przyniesiono  nową  grabą  pod- 
kowę, tak  ją  roztamii^a,  jakoby  była  z  ja- 
kiego drzewa  słabego  uczyniona;  potem 
kucharskie  tasaki  zwijała,  jakoby  z  lipo- 
wego drzewa  robione  były;  pancerz  wziąw- 


szy, jako  koszulę  wiotchą  od  wierzchu  aż 
do  końca  rozdarła,  co  było  z  wielkim  po- 
dziwieniem  wszystkich  książąt  i  panów". 
Jan  Tarło,  krajczy  króla  Zygmunta  J,  w 
konnych  gonitwach  porywał  przeciwnika 
i  zrzucał  go  z  konia,  uderzeniem  pięści 
rozbij^  drzwi  żelazne  i  zaniki,  z  oszcze- 
pem chodził  na  niedźwiedzie.  Prokop  Sie- 
niawski,  marszałek  wiel.  kor.,  poszóstne 
karety  w  biegu  zatrzymywał,  łby  wołom 
szablą  w  oczach  królewskich  odcinał.  W 
nowszych  czasach  ^ynęli  z  ogromnej  siły: 
Kichał  Walewski,  ostatni  wojewoda  sie- 
radzki, a  w  stronach  nadbużnych  ziemia- 
nie: My^owski,  który  5  orzechów  lasko- 
wych, w  kółko  na  stole  położonych,  tłukł 
uderzeniem  czoła,  Franciszek  Kowalski 
z  Pratulina  i  Seweryn  Bryndza  z  Łozo- 
wicy. 

Siodło,  knlbaka  czyli  siądzonie  na 
konia.  Kitowicz  rozróżnia  w  epoce  Augu- 
sta m  następujące  odmiany  kulbak,  uży- 
wanych przez  jazdę  polskiego  autoramen- 
tu: łęk,  terlica,  jarczak  i  kulbaka 
turecka.  Ostatnia  była  podobna  do  terlicy 
(ob.)  z  tą  tylko  różnicą,  iż  przednia  kula 
była  wyższa  i  ostrzejsza,  a  tylnia  ława 
szersza,  zamiast  poduszki  cały  wierzch 
knlbaki  miękko  włosiem  wyści^any  i  su- 
knem powleczony;  takiego  siądzenia  naj- 
więcej husarze  do  potrzeby  używali.  Po- 
dajemy rysunek  kulbaki  wykonanej  we- 
dług bardzo  szczegółowych  opisów  i  ry- 
sunków, znajdujących  się  w  bibljotece 
Ministerjom  wojny  w  Paryżu,  przepisanej 
dla  szwoleżerów  polskich  w  służbie  fran- 
cusliiej  z  czasów  Napoleona  I.  Zwraca  tu 
uwagę  głębokość  siedzenia  i  szerokie  tyl- 
ne jego  oparcie,  nader  wygodne  dla  jeźdź- 
ca w  gwałtownych  ruchach  przy  robieniu 
lancą.  Siodło  miało  szkielet  z  drzewa  bu- 
kowego, spojonego  mocnemi  okuciami  że- 
laznemi,  było  wysłane  włosiem  i  czarną 
skórą  obleczone;  okucia  wierzchnie  były 
mosiężna  B.  Gemiarz.  —  Dorohostajski  w 
swojej  Hippice,  mówiąc  o  siądzenin,  kła- 


dbyGoot^le 


SIPOSZ.  — SKARBOWE  SKRZYNIE. 


237 


dzie  najprzód  bardele  t.  j.  terlice  przy- 
pinane jednym  ręgortem  bez  strzemion, 
ażywane  tylko  przy  objeżdżania  źreba- 
ków, potem  knlbaki  włoskie,  które  były 
dwieztakzwanemi  kulami,  znacznie wpa- 
łąione  z  krzyżowymi  popisami,  nareszcie 
kulbaki  huzarskie,  daleko    mniejsze  od 
włoskich,  i^askie  bez  kul,  bez  krzyżowych 
popręgów,  a  za  to  z  pod- 
piersiami  i  pewnie  z  pod- 
ogoniami.  O  siedzeniach 
ob.  w  Enc.  Siar.  pod  wy- 
razami: Bardela  (t.  I., 
str.  lló),  Jarczak  (t.  II, 
str.  28<i,    Kulbaka  (t. 
III,  str.  116),  Łęk  (t  III, 
str.  162).    We  „  Wzorach 
eztnki  średniowiecznej" 
Przezdzieckiego  i  Rasta- 
wieckiego  ob.  siodło  ks. 
Jabłonowskiego,  hetma- 
na. Wedle  taksy  urzędo- 
wej z  r.  1B73,  siodło  hisz- 
pańskie z  blachami  pole- 
TOwanemi  i  śmbami  ko- 
sztowno złotych  ówczes' 
nych  3,  brunświckie  z  bla^ 
chą  około  krają  zł.  2,  wło- 
skie z  poduszkami  i  zamkiem  w  siedzeniu 
zł.  1  gr.  15,  bez  zamku  isł  1  gr.  6,  tureckie 
proste  zł.  1  gr.  10,  po  krajach  białą  skórą 
obłożone  rf.  Igr.  15,  małe  siodło  gr.  20, 
jarczak  bez  safjanu  gr.  24,  siodło  woźni- 
czelSgr.,  podkład  nowy  do  siodła  6  gr. 

SIpOSZ  ob.  Szyposz. 

Skałki  do  strzelb,  używane  przed  wpro- 
wadzeniem pietonów  i  iglicówek,  robione 
były  w  fabrykach,  istniejących  zdawna 
pod  Krakowem,  także  w  fabryce,  zawożo- 
nej pod  koniec  XVIII  w,  w  Niżniowie  w 
Stanisławowskiem  w  Galicyi.  Fabryka  ta, 
należąca  do  Freudenheima  zatrudniała 
kilkudziesięciu  robotników.  Skałki  wyra- 
biane pod  Krzemieńcem  na  Wołyniu, 
nawet  jeszcze  wtedy,  gdy  już  wyszły 
z  użycia    w    kraju,    wywożone    były  i 


nabywane  w  znacznych  ilościach  do  A- 
zyi. 

Skarbcowe  skrzynia  były  to  skrzynie  z 
desek,  okute  w  gęstą  kratę  z  szyn  żela- 
znych,  z  zamkiem  sztucznym  umieszczo- 
nym na  wewnętrznej  stronie  wieka,  w  je- 
go środka,  posiadającym  często  12  moc- 
nych ryglów,  działających  po  kilka  w  ka- 


Siodto  szwoleterdw  polakich  wsluibio  fruicuBkiej  e  czasów  Napoleona  I 
(ryaunek  p.  B.  Gembarzewskifgo). 


żdy  bok  skrzyni,  tak,  żeby  wieko  nie 
mogło  byó  łomem  z  żadnego  boku  podwa- 
żone. W  latach  1863  —  1870  u  przekup- 
niów starego  żelastwa  na  Pociejowie  w 
Warszawie  widzieliśmy  niejedn  ciekawy 
tego  rodzaju  zabytek  dawnych  wieków 
na  zniszczenie  przeznaczony  i  przez  niko- 
go nie  uratowany,  bo  któryżby  filister  ze- 
chciał do  eleganckiego  mieszkania  w  mie- 
ście wnieść  potężną  zardzewiałą  skrzynię 
z  Pociejowa.  Mnie  przynajmniej  nie  uda- 
ło się  namówić  do  tego  czynu  nikogo. 
Podajemy  tu  w  rysunku  dwie  takie  skrzy- 
nie skarbcowe.  Jedna  (mniejsza)  znajdu- 
je się  w  Stelmachowie  pod  Tykocinem  u 
p.  Al.  Rostworowskiego  i  chroni  w  sobie 
przywilej  Jana  Kazimierza,  nadający  sta- 
rostwo Tykocińskie  Stefanowi  Czarniec- 


dbyGoot^le 


kiema.  Drugą,  która  znajdowała  się  w  Pi  e- 
czyskach  podajemy  z  drzeworytu  pomiesz  - 
czooego  niegdyś  w  „Kłosach", 


Skrzynia  ekarbcowa  ze  Stelrafchowa  (ńlaBnoJć  p.  Al. 
Toirśki^o). 

Skarbiec  —  miejsce  do  przechowywa-  | 
nia  klejnotów,  kosztowności  i  pieniędzy 
czyli  skarbu.  Skarbce  mieli  królowie,  ksią- 
żęta,  Indzie  możni  i  kośbioty.  Długosz  w 
swoich  dziejach  podaje  pod  r.  1212  nastę- 
pującą wiadomość:  „W  miesiącu  lipcu, 
piorun  uderzył  w  skarbiec  kościoła  kra- 
kowskiego, pokiyty  dachem  drewnianym, 
a  gdy  się  wiązania  zajęły  i  nie  miał  kto 
gasió  pożaru,  doszedł  ogieli  aż  do  wnętrza 
skarbca,  ogarnął  skrzynid  i  skarbnice  i 
przechowywane  w  nich  ornaty,  kapy  i  li- 
czne kościoła  krakowskiego  ozdoby  i  przy- 
bory królów,  książąt  i  biskupów  strawił  i 
pochłonął".  Pierwotny  skarbiec  królewski 
znajdował  się  oczy  wiście  w  Gnieźnie,  ja- 
kostolicypolskiej  Piastów.  Pierwszy  Łokie- 


tek a  po  nim  jego  następcy  koronowali  się 
w  Krakowie,  który  od  czasów  Łokietka  zo- 
stał Etolicą  Polski,  a  więc  i  skarbiec  kró- 
lewski przeniesiony  został  z  Oniezna  do 
la  Wawel.  Później,  chociaż  Zyg- 
przeniósl  stolicę  polską  z  Kra- 
Warszawy,  to  jednak   skarbiec 
pozostał  W  Krakowie  aż  do  u- 
plitej.   W  trzech  sklepach  dol- 
ziedzińcu  pod  kolumnadą  połu- 
mku  królewskiego  na  Wawelu, 
:ię   pcJączone    skarby  Korony, 
Litwy  i  Rosi,  Piastów  i  Ja- 
giellonów. Litewski  skar- 
biec był  na  zamka  wileń- 
skim, a  mieścił  w  sobie  tyl- 
ko klejnoty  i  archiwa.  .W 
skarbcu  krakowskim  oprócz 
koron  i  insygniów  królew- 
skich przechowywano  jesz- 
cza  dokumenta  wielkiej  wa- 
gi i  różne  klejnoty.  Podskar- 
biowie wielcy  koronni  nie 
mogli  sami  otwierać  tego 
skarbca,  ale  potrzebną  była 
)  tego  obecność  siedmiu  jeszcze 
senatorów,   z  których  każdy  miał 
Ro«two-     ]jimj2  oddzielny.  Do  wyniesienia 
czegokolwiek  ze  skarbca  nietylko 
musiała  być  uchwała  senatu,  ale 
nadto  zezwolenie  wszystkich  stanów  ko- 
ronnych, wydane  na  walnym  sejmie.    Że 
insygnia  królewskie,  jako  służące  do  reli- 
gijnej ceremonii,  prawie  za  sprzęt  kościel- 
ny uważano,  więc  do  straży  skarbca  kra- 
kowskiego dodany  byl  jeszcze  kapłan,  ku- 
stoszem koronnym  tytułowany.  Wzmian- 
ki o  stałym  takim  urzędzie  spotykamy  do- 
piero za  Wazów.    Szczegółowe  ordynacje 
przepisywały  porządek  zdawania  skarbca 
i  dopełniania  lustracyi  a  zalecenia  przy  o- 
twieraniu  pilnie  były  przestrzegane.    By- 
wały chwile  zaburzeń  wojennych,  w  któ- 
rych ukrywano    klejnoty  koronne  poza 
skarbcem  wawelskim,  jak  to  —iltir  miej- 
sce w  czasie  koronacyi  Augustiwill  Sassy 


dbyGoot^le 


SKARBIEC. 


gdy  korony  schowane  były  w  Częstocho- 
wie. Tenże  król,  mając  się  koronować, 
gdy  nie  mógł  z  powodu  formalności  do- 
stać starej  korony 
polskiej  z  Często- 
chowy, kazał  sobie 
do  obrzędu  korona- 
cyjnego sprawió  we 
"Wrocławiu  nową' 
koronę  srebrną,  po- 
złacaną, którą  po 
koronacyi  podaro- 
wał do  skarbca  czę- 
stochowskiego j$ko 
wotum.  Z  liczby 
skarbców  kościel- 
nych najbogatsze 
były;  jasnogórski  i 
katedralny  na  Wa- 
welu. W  skarbcu 
ratuszowym  miasta 
Lwowa  szlachta 
podczas  wojen  skła- 
dek pieniądze  i  ko- 
sztowności, np,  ks, 
Zasławski  z  Ostro- 
ga, który  w  r.  1630 
powierzył  miastu 
swoje  złoto,  srebro 
i  klejnoty.  Ze  wszy- 
stkich królów  pol- 
skich najbogatszym 
w  klejnoty  był  Zyg- 
munt August,  Po- 
wiada o  nim  biskup 
Kamery  nu,  że  „w 
klejnotach  bardzo 
się  kochał.  Pokazał 
mi  zbiór  swój  tajem-  ' 
nie,  nie  chciał  bo- 
wiem, żeby  do  wia- 
domości Pol  Elków  do- 
szło, ile  na  tO  łożył. 

"W skrytym  pokoju  na  stole  było  szkatułek 
16,  wszystkie  pełne  klejnotów.  Z  tych  4, 
szacowane  200,000  szkudów,  doet^y  się 


ma  po  matce,  4  przez  króla  kupione  za 
650,000  szkudów  złotych,  między  nJemi 
rubin  szpinel  {jasno  czerwony),   niegdyś 


Skrzjnia  skarbcowa  s  Pifciysk. 


Skarbiec  w  majątku  Uorost^cie  (pow.  Włodaw^ki). 

cesarza  Karola  V,  za  80,000  szkudów.  Re- 
szta szkatułek  po  przodkach:  klejnotów  w 
□ich  niezmierna  moc,  rubinów,  szmarag- 


dbyGoot^le 


SKARBIEC. 


dów,  djamentów  ceny  do  300,000  szka- 
dów  złotych.  Skarb  ten  przewyższa  we- 
neckie i  papieskie.    Sreber,  prócz  używal- 


nyoh,  w  skarbcu  do  30,000  grzywien  (150 
centnarów),  mi^zy  temi  misterne  wanny, 


i^karbiec  drewniao;  w  Adamowej,  majątku  Jundzil- 
łów,  w  pow.  SloniiDskim. 

fontanny,  zegary  wielkości  nadzwyczaj- 
nej  z  posągami,   organy,   nalewki,   tace, 


roztnichany,  puhary  dociste,  ofiarowa- 
ne królowi  gdy  mianował  na  dostojeń- 
stwa". Kosztowności  te  po  śmierci  króla 
rozproszone  zostały  pr&wie  bez  śladu.  O- 
skarżano  panów  Mniszków,  że  w  znacznej 
czyści  przeszły  do  nich.  Słynne  „szpalery" 
Zygmanta  Angasta,  zdobiące  w  wieka 
XyiII  zamek  warszawski,  przechowują 
się  obecnie  w  O-atczynie.  Ostatni  rysunek 
który  tu  podajemy,  przedstawia  wnętrze 
Skarbca  katedry  krakowskiej  na  Wawelu. 
Wchód  z  samego  kościoła  do  Skarbca 
idzie  przez  „zakrystję  ks.  ks.  Wikarju- 
Bzów".  Jest  to  jakby  drugi  kościół,  ma  bo- 
wiem ołtarz  i  chórek,  a  sklepienie  w  lazur 
pomalowane  z  gwiazdami  ztotemi.  Zbu- 
dowiJ  go  Jan  Tlzeszowski,  lecz  wykończo- 
nym zupełnie  został  dopiero  po  jego  śmier- 
ci, z  funduszu  jaki  zapisał  Miechowita, 
znany  historyk.  Piękna  to  budowaXVw., 
nakryta  podniebieniem  w  ostre  łuki,  z 
trzema  oknami  u  góry,  trzema  u  dołu  po 
stronie  zachodniej,  z  ołtarzem  na  wschód 
zwróconym,  dużym,  złoconym,  z  wiekami 
do  otwierania,  na  których  namalowanych 
jest  czterech  apostołów.  W  górze  jest  ob- 
raz Matki  Boskiej  z  Dzieciątkiem  Jezus. 
Pawiment  kryje  marmur  w  kostki  ułożo- 
ny, czarny  z  bi^ym.  Szafy  malowane 
i  Kocone,  które  w  roku  1596  sprawił  Ra- 
dziwiłł, kardynał.W  pomienionym  złoco- 
nym ołtarza  eą  przegrody,  czyli  półki,  w 
które  Idadziono  relikwie  ŚŚ.  Pańskich, 
pokute  w  złoto  i  srebro,  wysadzane  dro' 
gimi  kamieniami.  Po  szafach  stawiano, 
czego  ołtarz  nie  pomieścił:  krzyże  złote 
srebrne,  tudzież  lane  figury  świętych,  bo- 
gate infuły,  kielichy  i  naczynia  różne  do 
służby  Bożej,  a  dołem  po  szufladach  skła' 
dano  ubiory  kościelne,  zdobne  pertami 
złotą  tkaniną,  dary  królów  i  biskupów 
krakowskich.  Cząstki  zaledwie  z  tych  da- 
wnych bogactw  pozostały  dzisiaj;  o  prze- 
szłej zamożności  tego  Skarbca  szeroko  się 
rozpisuje  biskup  L.  Łętowski  w  potuniko- 
wem  swojem  dziele  „Katedra Krakowska' 


dbyGoot^le 


Wspominane  Icrzyże  szczerozłoto,  figary 
3Ś.  Pańskich  lane  ze  srebra,  i  naczynia 
toszŁowne,  z  tych  wspomnieDie  tylko  zo- 
stało w  Wizytach,  przy  których  spisywa- 
no szczegółowy  inwentarz  ce^ej  wartości 
Skarbca  katedry.  Powody  znikni^a  tych 
bogactw  mamy  jasno  wylo2one  w  pomie- 
nionem  dziele.  Dziś  rzec  można,  £e  tylko 
szczątki  dawoyeh  bogactw  pozostały,  które 
nie  dają  nawet  wyobrażenia  o  starej   za- 


ją  męczeństwo  Św.  Stani^awa,  a  ósmy  od 
spodu  jest  postacią  Kmity  z  herbem  w  rę- 
ka, należy  wspomnieć  ornat  Maryi  Lesz* 
czyńskiej,  małżonki  Ludwika  XV,  z  lamy 
srebrnej,  po  którym  szyte  są  kwiaty  zło- 
tem i  jedwabiami;  praca  to  rąk  pobożnej 
królowej.  Z  relikwiarzy  przechowf^y  si^: 
Głowa  Św.  Floijana,  relikwie  św.  Wacła- 
wa i  ręka  Św.  Stanisława,  przy  której  mie< 
ści  się  pierścień  jego  cudowny.  Przy  nim 


Wnętrze  skarbca  katedry  krakowRkiej  na  Wawelu. 


możności  katedry.  Są  jeszcze  infuły  za- 
szyte pertami  i  wysadzane  drogimi  ka- 
mieniami; z  tych  jedna  Św.  Stanisława, 
za  szkło  oprawna.  Jest  rationał,  wedle 
podania  ręką  królowej  Jadwigi  szyty,  co 
poświadcza  napis  na  nim:  ^Hedvigis  Regi- 
na Ludovici  Regis  filia".  Pomiędzy  oraa- 
tami  zwraca  uwagę  dar  Piotra  Emity 
z  czewonego  aksamitu,  na  krzyżu  z  ośmin 
w^  pukłymi  obrazami  złotem  i  perłami  haf- 
towanymi, z  których  siedem  przedstawia- 

-   Eni7klopfdJa  ■tantpolak*,  lom  IV. 


A.  Naruszewicz  złożył  swój  pierścień  z 
szafirem.  „Wieśó  została  (dodaje  L.  Łę- 
towski),  iż  Naruszewicz  złożył  go,  gdy  Sta- 
nisław August  skarbiec  obadał,  |^acąc 
za  to,  co  napisał  pod  Bolesławem  o  świę- 
tym biskupie  i  męczenniku".  Trudno  wie- 
rzyć tej  wieści,  albowiem  Naruszewicz 
bardzo  oględnie  dotykai  tego  okresu,  a 
szczególniej  stanowiska  św.  Stani^awa,  i 
szczerej  prawdy  historycznej  nie  wypowie- 
dział, zostawnjąc  jej   wyjawienie  swoim 


dbyGoot^le 


SKARBNIK. 


następcom.  Do  zabytków  starożytuodoi  hi- 
storycznych, jakie  się  w  tym  skarbcu  do- 
chowały, należy  włócznia  świętego  Maa- 
rycego,  dana  przez  Ottona  III  Bolesła- 
wowi Chrobremu,  a  która  była  pierwszem 
godłem  władzy  udzielnej  królów  polskich. 
Znaczenie  tej  pamiątki  drogocennej  i  szcze- 
gółowy jej  opis  podał  Aleksander  Przez- 
dziecki  w  obszernej  a  zajmującej  rozpra- 
wie w  t.  II  „Bibl.  Warsz,"  1861  r,  a  następ- 
niewoddzielnej  odbitce.  Rycina  załączona 
przedstawia  wnętrze  skarbca  katedry  kra- 
kowskiej z  innej  strony  wzięte,  jak  mamy 
w  dziele  bisk.Łętówskiego,  przez  F.Stroo- 
baata  wykonane;  zdjętą  została  przez  A. 
Giyglewskiego,  artysta  krak.,  w  tej  chwili 
właśnie,  gdy  insygnia  królewskie,  wydoby- 
te z  grobu  Kazimierza  "Wielkiego,  w  r.  1869 
były  złożone  na  poduszce  w  tym  skarbcu. 
Skartinik-nrzędnik,  któiy  skarby  pań- 
skie zbiera  i  chowa.  Ka  dworach  Piastów 
byli  już  skarbnicy.Wdokumenciez  r.  1237 
przytoczona  jest  polska  nazwa  „skarbnik,  * 
a  w  r.  1291  łacińska  thesaurarius.  Za  Ja- 
giellonów„ skarbnik"  był  tytularnym  ostat- 
nim urzędem  ziemskim.  O  skarbnikach  ziem 
praskich  pisze  Kromer:  Obowi  ązkiem  skarb- 
nika jestodbieraó  wszelkie  poboryi  dochody 
od  starostów  i  rządców  dóbr  królewskich, 
oraz  podatki  pubhczne;  rozporządzać  ich 
szafiinkiem  wedle  wskazania,  lub  wnosić 
do  wielkiego  podskarbiego  państwa.  Nie- 
gdyś tenże  skarbnik  bywał  ekonomem  czy- 
li rządcą  malborskim.  Skarhnym  lub  skarb- 
nikiem wielkim  nazywanow  Litwie  kusto- 
sza skarbca  litewskiegow  Wilnie.Skarbni- 
kiem  lub  „  wozem  skarbnym'  nazywano  tak- 
że wóz  podróżny,  telegęzprzykryciem,  na- 
ładowaną żywnością,  obrokami  i  przybora* 
mi  podróżnymi,  na  której  jechał  szatny  al- 
bo pokojowiee,  Zadoby  Piastów  włożono  na 
miastaobowiązekw^syłania  „wozów  skarb- 
nych"  na  wojnę.  Kazimierz,  książę  ma- 
zowiecki, r,  1303  dając  przywilej  probosz- 
czowi wTarczynie  na  lokację  tegoż  miasta, 
uwalnia  mieszczan  od  składek  na  wozy 


wojenne.  Janusz,  książę  mazowiecki,  przy- 
wilejem z  r.  1413  waruje,  aby  stare  miasto 
Warszawa  dawało  na  wyprawy  wojenne 
2  wozy  czterokonne.  Wedle  przywileju 
z  r.  1437  dombin  obowiązany  był  dosta- 
wiać na  wojnę  wóz  z  4-ma  silnymi  końmi, 
dobrze  naładowany  żywnością  i  napojem. 
Małe  miasteczka  składały  się  po  kilka  na 
jeden  „wóz  skarbny,"  np,  Radziłów  przy- 
kładał czwartą  częśó  do  Wizny,  Za  to 
Szrem  wielkopolski  oprócz  własnego  wozu 
przykładał  się  w  połowie  do  drugiego  wo- 
zu ze  Środą.  Lustracje  starostw  i  królew- 
ezozyzn  od  r.  1564  do  1765  wymieniają 
miasta,  których  mieszkańcy  obowiązani 
byli  pod  komendę  właściwego  kasztelana 
wyprawiać  na  pospolite  ruszenie  „wozy 
skarbne  oponami  nakryte,  leguminami 
i  narzędziami  wojennemi  naśpiżowane", 
w  1 — 2  lub  4  konie  zaprzężone,  z  woźnicą 
i  oprócz  tego  z  jednym  lub  dwu  drabami 
(pachołkami)  uzbrojonymi,  „w  barwie". 
Oprócz" wojennych  były  inne  „skarbniki"  ze 
skrzynkami  zamczystemi  i  pokryciem,  ^u- 
&ące  do  wożenia  pieniędzy  przy  ściąganiu 
podatków  od  miast,  do  przewożenia  „kwar- 
ty" czyli  podatku  kwarciauego,  gromadzo- 
nego w  zamku  rawskim  i  odwożonego  do 
Lwowa  dla  wojska.  Krasicki  w  „Panu 
Podstolim"  powiada:  „Przyjechirfo  się  da- 
wniej na  skarbniczku  prostym,  ale  za  ka- 
żdym razem  skarbniczekz  miasta  pieniądze 
przywoził".  Kajetan  Węgierski  pisze,  iż 
woli  żona: 

Aby  ją  na  epręijnach  giętkich  zawieezon;) 
Po  balach,  po  oaaaniblich  kareta  woziła, 
Nii  gd^bf  do  kościoła  Bkarbniczkiem  jeidzita. 

W  XVIII  W.  odróżniano  „skarbniczek" 
od  „skarbnika".  Skarbnik  był  to  zawsze 
wóz  dworski  czyli  skarbowy,  zwykle  czte- 
rokonny,  na  którym  w  podróży  za  kolasą 
pańską  wieziono:  kuchnię,  służbę,  pościel 
i  obroki.  Skarbniczek  zaś  był  wózek  po- 
rządniejszy, parokonny,  którym  ziemianie 
jeździli  do  kościoła,  za  interesami,  a  ko- 
nusarze  i  plenipotenci  objeżdżali  folwarki 


■yGoot^le 


SKARBX  W  ZIEMI.— SKOFJA. 


Skarbniczek  Dast^puie  przetnienil  się  w  ro- 
dzaj „wolanta"  czy  „karjolki". 

Skarby  w  ziemi  (od  scerf^drohna  moneta, 
Ścierwem,  takie  bowiem  zwjkle  skarby,  z 
drobnej  monety  złoi^one,  zakopywano  w 
garnkach  do  ziemi  w  dobie  piastowskiej). 
Król  Stefan  Batory  orzekł  1B76  r.,  że  aby 
Wątpliwość  żadna  o  gruntach  stanu  rycer- 
skiego nie  zachodziła,  są  one  „wolne  zaw- 
idy  ze  wszemi  pożytkami,  któreby  sią  sa 
tych  granciecb  pokasowały  i  kmszce  też 
wszelakie  i  okna  solne  zostawać  mają". 
A  więc  ziemia  zewnątrz  i  wewnątrz  stała 
się  nieograniczoną  własnością  jej  posiada- 
cza, a  z  tej  wielkiej  zasady  łatwy  wniosek, 
że  skarb  znaleziony  do  właściciela  ziemi 
należ^.  Za  odkrycie  skarbn  prawo  pol- 
skie nie  oznacz^o  wysokości  nagrody  dla 
znalazcy,  pozostawiając  to  szlachetności 
właściciela  i  aznaniu  sędziego.  Przeciw- 
nie, Statnt  Litewski,  prawie  tak  jak  pra- 
wo rzymskie,  przyznaje  znalazcy  połowę, 
a  drugą  właścicielowi  grunta.  Prócz  tego 
tenże  statut  rozstrzyga,  że  jeżeli  majątek 
był  w  zastawie,  to  owa  połowa,  przypada- 
-  jąca  na  właściciela,  idzie  także  w  równy 
podział  między  tegoż  a  zastawnika.  O  skar- 
bach znajdowanych  w  "Warszawie  wspo- 
mina Ł.  (Gołębiowski,  a  mianowicie:  o  zna- 
lezionym w  r.  1770  w  liohej  stajence 
na  Marjensztadzie  kociołka  z  dukatami. 
Ogrodnik,  gdzie  dziś  ulica  Hoża,  kopiąc 
w  ogrodzie,  znalazł  garnek  złota.  Bieliń- 
ski, marszf^ek  wiel.  kor.,  przyznał  mu  tę 
własność,  byle  sumą  korzystnie  rozrządził 
i  spokojność  odzyski^,  którą  był  postra- 
dał. GKly  kopano  fundamenta  na  o&cynę 
tarasową  pod  zamkiem,  w  początkach  pa- 
nowania Stanisława  Augusta,  znaleziono 
garnek  żelazny  pden  daka^w.  Była  w  nim 
kartka:  ,Kto  znajdzie,  niech  pamięta  o  du- 
szy Michała".  Dosdo  to  do  króla,  i  znalaz- 
cy skarb  przyznano,  zalecając  dop^nieme 
warunku.  O-c^ębiowski  pisze,  że  wszędzie 
po  kraju  znajdoją  skarby,  kt<ire  zakopy- 
wano podczas  niebezpieczeństw  albo  żeby 


się  nie  wydać  z  dostaticami(„Domyidwo- 
ly",  str.  280). 

Skartabell,  skariaiellus—azla.chcio  no- 
wokreowany.  Sebastjan  Petrycy  pisze  za 
ozas^  Zygmunta  III,  że  nazwa  scartabel- 
lus  pochodzi  z  łacińskiego  ex  charta  belli- 
cusj  co  oznaczano:  z  prawa  na  szlachectwo 
sobie  danego  wojujący.  Ale  Lelewel  dusz- 
niej  nazwę  tę  tlómaczy  wyrazem  włoskim 
scariabelłare  —  papiery  przerzucać,  a  więc 
niby  papierem  obdarowany,  co  przypomi- 
na niemiecki  wyraz  Papieradel^  oznaczajtjcy 
nowe  szlachectwo.  Ksiądz  Chmielowski 
w  .Atenach"  podał  wiele  różnych  domy- 
dów  nad  pochodzeniem  tego  wyrazu,  przy- 
toczonych przez  Lindego  pod  wyrazem 
Schartabel.  W  czasach  dawnych,  gdy 
powataw^o  dużo  nowej  szlachty  %  miesz- 
czan, wójtów,  kmieci  i  sdttysów,  którzy 
w  boju  mężnie  stawali,  nazywano  nowou- 
szlachconych  skartabellusami,  Stanowili 
oni  stan  pośredni  między  kmiecym  iszlach- 
tą  starych  rodów.  Posiadali  dużo  przy- 
wilejów stanu  rycerskiego,  ale  jeszcze  nie 
wszystkie.  Prawo  np.  z  r.  1736  wzbraniało 
skartabellom  do  trzeciego  pokolenia  pia- 
stować urzędy  koronne.  Nie  mieli  byó  tak- 
że wysyłani  w  legacjacb  czyli  poselstwach, 
Nietylko  jednak  w  dalszych  pokoleniach 
mieli  joż  prawa  jednakowe  z  najstarszą 
szlachtą,  ale  nawet  dla  tych  skartabellów 
zrobiony  był  wyjątek,  „którzy  zdrowiem 
albo  majątkiem  zaszczycali  ojczyznę".  Za- 
raz więc  przy  nobilitacyi  usuwano  często 
podleganie  przepisom  sksrtabellatn.  Skar- 
tabellów za  Kazimierza  Wielkiego  dostai^ 
czało  głównie  mieszczaństwo  a  nazywano 
ich  wówczas  po  polsku  „świerczałkami". 
Za  zabójstwo  „świerczałki"  krewni-brali 
połowę  tego  od  zabójcy,  co  otrzymywali 
krewni  za  zabicie  rycerza  rodowitego.  R. 
1817  zniesione  zostaJy  ostatecznie  w  pra- 
wodawstwie polskiem  wszelkie  wzmianki 
i  przepisy  o  skartabellacb. 

Skof]a,  szkoija  (z  grec.)  —  czapeczka 
duchownych   w  rodzaju  małej  jarmulki, 


dbyGoot^le 


244 


SKOJEC— SKRZYDŁA  tJSARSKIE. 


samo  tylko  <nemi^  okrywająca,  takie  ro- 
dzaj pióropusza  na  przyłbicy. 

Skojec,  po  lac.  zwany  scołus,  znaczył 
24-tą  część  grzywny  liczalnej  krakowskiej, 
czyli  dwa  grosze  srebrne.  {Ob.  Pienią- 
dze w  Polsce,  Enc.  Starop.  t  IV,  str,  6), 
Skomoroch ,  skomroch,  kuglarz  — 
wyraz  rdzennie  swojski,  w  XVII  w.  zapom- 
niany. Falibogowski  jeszcze  w  r.  1626  pi- 
Eze:  „Wasze  to  okazowanie  równać  moż- 
na owym  lalkom,  co  je  skomorochowie 
zwykli  Indziom  na  śmiechowisko  akazo- 
wać,  a  potym  z  niemi  w  pudlo".  W  Vol 
legum  znajdujemy;  „Dudarze  skomoroszy 
{^acą  każdy  od  siebie  po  20  groszy"  (t.  II, 
f.  996).  Głwagmn  powiada,  że  „niedźwied- 
ników w  Moskwie  skomorocbami  zowią". 

Skófy.  Skór  i  koni  tak  wielką  ilośó 
rycwstwo  polskie  potrzebowało  z  powodu 
wojen,  potrzeb  obrony  krajowej  i  ogrom- 
nej doniosłości  sprzężaju  w  czasach, 
gdy  nie  znano  jeszcze  dróg  szosowych 
ani  żelaznych,  że  nieodzowną  koniecznoś- 
cią i  prawdziwem  dobrodziejstwem  były 
prawa  zlat:  1538, 1560, 1620  i.l647,zakazu- 
jącc  zwłaszcza  garbarzom,  furmanom  i  Ży- 
dom wywozu  z  granic  Rzplitej  skór  wy- 
prawnych,  juchtów  i  koni,  pod  karą  kon- 
fiskaty na  rzecz  starostów,  którzy  do  strze- 
żenia tych  przepisów  byli  obowiązani. 

Sk6rznifl,  skórzenki,  skórnie— 8tara,mo- 
że  pierwotna  nazwa  butów  z  cholewami, 
przez  pisarzy  XVI  i  XVII  w.  nieraz  uży- 
wana, lubo  niektórzy  i  spodnie  skórzane 
tak  nazywali.  Stryjkowski  zalicza  do  ubio- 
m  wojskowego  ,skórznie  z  ostrogami", 
Rej  pisze; 

Choda  śmierdzi  ilziegieć,Dic  od  (ego  nie  czuje, 
RozciągDąnszy  za  piecem,  wnet  skórnie  smaruje. 

SkÓwka.  Mężczyźni — powiada  ks.  Kito- 
wicz  w  opisie  obyczajów  za  czasów  Sa- 
skich—oprócz pierścionków  noszonych  na 
średnim  palcu,  na  wielki  palec  zasadzali 
skówkę  złotą  lub  średnią  szmelcowaną,  co 
było  znakiem  gracza  do  szabli  i  i^nżyó  za- 


pewne miało  do  ocalenia  tego  palca  tąk 
potrzebnego  do  ujęcia  pałasza. 

Skrodlić,  bronować.  Brona  pierwotnie 
nazywała  się  akroda;  włóczyć  zatem 
skrodę  po  zoranej  roli  było  to  skrodlić. 
Klonowicz  pisze:  .Kolnik  radli,  skródli, 
ugorzy,  odwraca'.  Haur  radzi,  aby  „oko 
mieć,  gdy  chłop  skrndli  abo  bronami  włó- 
czy, wiole  razy  na  jeden  zagon  obróci  bro- 
nę*. To  objaśnienie  Haura  ,  abo  bronami 
włóczy"  wskazuje,  że  już  za  jego  czasów 
słowo  skrodlić  wychodziło  z  użycia. 

Skrom— iJuszcz  zajęczy,  któremu  da- 
wniej przypisywano  szczególną  własność 
gojenia  ran,  sprzedawano  go  w  aptekach 
i  przechowywano  po  dotnach.  Ogólnie  bio- 
rąc, skrom  znaczył  okrasę  jadła,  stąd 
w  gwarze  ludu  nadnarwiabskiego  dzień 
„skromny"  znaczy  mięsny,  a  „nieskrom- 
ny" oznacza  postny. 

Skrypt  ad  Archhłim.  Często  spotyka- 
my w  Voluminąch,  że  dany  był  „skrypt 
do  archiwum".  Pismo  takie  obejmowało 
rozporządzenia  tajemne,  najczęściej  obro- 
ny kraju  tyczące  się,  których  przed  wyko- 
naniem nie  możną  było  rozgłaszać.  (  Vol. 
leg.  V,  f.  340). 

Skrzat,  skrzatek,  skrzadło  (z nie- 
mieckiego Schratt)—Axu^  straszący,  lata- 
wiec, straszydło  nocne  lub  leśne. 

Skrzetułka.  „Skrzetułkę*  i  „Matuspri- 
mua",  grę  studencką,  w  którą  dyrektoro- 
wie grali  nałapy,  wspominają  „Wiadomoś- 
ci brukowe"  z  1817  i  1818  r. 

Skrzydła  nsarskie  w  XVI  w.  wyrabiali 

w  Krakowie  rękodzielnicy,  zwani  ^pćnna- 
TUtn  siructores,  pennifices"' ^  np.  w  r.  1644 
Filip  de  Leymingen,  zwany  z  niemiecka 
federschmucker.  W  r.  1609  wymienieni 
są  Feliks  Szadowicz  i  Sebastjan  Ejrośnieó- 
ski,  mieszczanie  krakowscy.  Jedno  takie 
skrzydło  kosztowało  około  pięciu  dotycli 
ówczesnych.  Używano  do  nich  piór  orlich 
lub  sępich,  które  oprawiano  najczęściej 
w  srebro.  Do  skrzydeł  pacholików  usar- 
skich  używano  piór  żórawi,  bocianów  i  in- 


dbyGoot^le 


SKRZYNIA.  -  SŁOWIANIE. 


245 


Dych  wielkich 
ptaków.  Stryj- 
kowski w  opisie 
wjazdu  Henryka 
Walezjusza  do 
Krakowa  mówi  o 
usarzach  Macie- 
jowskiego przy- 
branych w  tarczo 
i  skrzydła  z  piór 
sępich.  Kołacz- 
kowski nadmie- 
aia  o  skrzydla- 
tych usarzach  na 
obrazach  Alto- 
mont«go  w  farze 
w  Żółkwi,  z  cza- 
sów Jana  Sobie- 
skiego. 

SkrzynU.W 

spisie  wyprawy 

jednej  z  księżni-    Bkraydlo  unaray  polskich 

czek  polskich  z  r.    praechowjwane  w  skarbcu 

.    '^         ,  czijsUicuowskini. 

I60O,  wsrod  rze- 
czy danych  „do  ochędóstwa  bez  szacun- 
ku" znajdujemy:  3  skrzynie:  I)  cyprysową, 
wielką,  malowaną,  na  szaty,  2)  gdańską 
wielką  z  chustami  (t.  j.  bielizną)  i  3)  białą 
z  szatami.  Oprócz  tych  było  wiele  szkatu- 
łek, puzder  i  .skrzyneczka  srebrna  cudzo- 
ziemską robotą,  kamień  czerwony  u  niej 
na  wierzchu".  (Ob,  Skarbcowe  skrzy- 
nie Enc.Star.  t.  IV,  str.  237). 

Skup  czyli  prawo  bliższości.  Jeżeli  do- 
bra ziemskie  po  przodkach  odziedziczone 
właściciel  sprzedał  obcemu,  to  członkowie 
rodu  właściciela  prawem  bliższości  (po  ła- 
cinie pis  rełractus)  mogli  odebrać  dobra 
od  nabywcy,  [^cąc  mu  to  wszystko,  co  on 
za  dobra  zapłacił  i  na  nie  wyłożył.  (Ob. 
Re  trakt). 

Słowianie  starożytni,  ich  charakter,  po- 
jęcia i  zwyczaje.  Prokop,  piszący  w  VI  w. 
po  Chrystusie,  powiada  o  Słowianach: 
„Wszyscy  oni  jednego  języka  używają  — 
ani  też  kształtem  cif^  się  nie  różnią.  Każ- 


dy bowiem  jest  słusznego  wzrostu  i  bar- 
dzo silny.  Kolor  płci  niezbyt  biały,  ani 
włosów  zbyt  jasny,  chociaż  te  nigdy 
wcale  czarnymi  nie  są,  lecz  najczęściej 
nieco  w  rude  wpadają.  Prosty  ich  umyrf 
nie  zna  złości  i  fałszu".  Cesarz  jl/a«ry- 
cjus  w  VII  w.  mówi  o  nich:  , Znoszą  cier- 
pliwie mróz  i  gorąco,  obnażenie  ciała  i  nie- 
dostatek żywności";  w  innem  miejsca  do- 
daje słowa  bardzo  znamienne:  .Niczyich 
rozkazów  nie  buchają,  a  między  sobą  cią- 
gle się  swarzą  i  nienawidzą";  lVitukindw 

X  w.  pisze:  .Jest  to  lud  twardy  i  pracowi- 
ty, nawykły  do  najpodlejszej  strawy,  a  co 
dla  naszych  (Niemców)  zbytnim  się  zda  cię- 
żarem, Słowianie  za  igraszkę  sobie  to  ma- 
ją". Cesarz  Lew  Mądry  z  IX  w.  zaświad- 
cza, że  „wolą  swobodny  i  niezbyt  zatru- 
dniony żywot  prowadzić,  ni*  wielkimi 
zachody  o  doborne  jadło  lub  bogactwa  się 
starać".  O  życiu  społecznem  Słowian  pi- 
sze w  X  wieka  Konslaniyn  Porfirogenita; 
.Panów  te  ludy  (chorwackie,  serbskie)  nie 
mają,  lecz  żupanów,  starostów,  równie  jak 
i  reszta  rfowiańskich  ludów",     Ditnmrw 

XI  w.  podaje:  „Ci,  których  zwykle  Luty- 
kami  zowią,  nie  mają  żadnego  pana  nad 
sobą.  Jednomyślną  naradą  uchwały  swo- 
je stanowiąc,  w  wykonaniu  postanowio- 
nych wszyscy  zgadzać  się  winni.  Jeżeli 
zaś  który  przy  naradzie  uchwałom  się 
sprzeciwia,  bywa  kijami  bity,  lub  jeżeli 
później  publicznie  opór  stawia,  niszczą  mu 
wszystko  ogniem,  lub  ciągtem  pustosze- 
niem. Chociai  sami  zmienni  i  podejrzli- 
wi, wymagają  od  innych  niezmienności  i 
zaufania".  W  innem  miejscu  tenże  kroni- 
karz powiada  oLutykach:  „Pokój  ślubują 
ustrzyżeniem  kosmyka  włosów  z  wierzchu 
głowy  i  trawą,  albo  podaniem  ręki".  Ży- 
•mociarz  Św.  Ottona  twierdzi  w  XIII  w.,  że: 
„Jest  zwyczaj  na  Pomorzu,  iż  książę  tej 
krainy  zakłada  w  niektórych  grodach 
własną  siedzibę,  gdzie  każdy,  kto  tylko 
tam  się  uciecze,  bezpieczne  od  nieprzyja- 
ciół schronienie  miewa".  Opisując  miejsca 


dbyGoot^le 


SŁOWIANIE  STAROŻYTNI. 


publicznych  zborów  n  Pomorzan,  mówi: 
„Były  zaś  w  Szczecinie  4  kontyay,  z  po- 
między których  jedna,  najglówniejsza, 
była  z  przedziwną  sztuk%  i  nadzwyczaj- 
nym wymysłem  zbudowana,  mając  we- 
wnątrz i  zewnątrz  rzeźby  i  sterczące  ze 
ścian  obrazy  ludzi,  ptactwa  i  zwierząt, 
tak  dokładnie  podług  natiuy  oddane,  ii 
zdawały  Bię  żyć  i  oddychać;  a  co  najoso- 
bliwsza, iż  barwy  tych  obrazów  od  żadnej 
deszczów  lub  śniegów  niepogody  nie  pd- 
zły, 'ani  czerniały.  Do  tych  budynków 
znosili  Powianie  dziesi^ny  zdobycznych 
skarbów  i  bronie  nieprzyjacielskie  —  i 
wszystko,  co  na  morza  lub  lądzie  w  boju 
zdobyli;  tudzież  złote  i  srebrne  czary,  któ- 
re w  dni  nroczyste  możni  panowie  stam- 
tąd wydobywali,  aby  ich  do  ofiar,  godów 
i  uczt  użyTraó.  Znajdował  się  tam  także 
posąg  bożka  Tryglawa.  Zaś  3  inne  kon- 
tyny  nie  miały  takiego  poszanowania,  ani 
tabich  też  ozdób.  Stały  tam  tylko  naoko* 
ło  ławy  i  stoły,  ponieważ  t.am  oui  zwykle 
swoje  narady  i  zgromadzenia  odprawiali. 
Bo  czyto  na  gody  i  biesiardy,  czy  na  1- 
grzyska,  czy  dla  naradzania  się  nad  wa- 
żnemi  sprawami,  tam  oni  zawsze  do  tych 
budynków  w  pewne  dni  i  godziny  się 
schodzili".  Helmoid  mówi  w  XII  w.  o  są- 
dach w  świątyniach  i  o  przysięgach  sądo- 
wych Pomorzan:  „Zdarzyło  się,  żeśmy  w 
naszej  wędrówce  przyszli  do  jednego  ga- 
ju, który  jest  w  tej  krainie  (Stargradzkiej), 
będącej  zresztą  polną  płaszczyzną.  Tam 
pomiędzy  starożytnemi  drzewami  ujrzeli- 
śmy dęby  święte,  przeznaczone  ku  czci 
bożka  tej  ziemi— Prowe  (prawo,  prawy), 
otoczone  wkoło  podsieniem  i  ogrodzone 
wytkniętym  parkanem,  w  którym  były  2 
bramy.  Oprócz  licznych  ołtarzy  i  bożków, 
przepełniających  wszystką  tutejszą  zie- 
mię, było  to  miejsce  powszechną  caiej 
krainy  świątynią,  której  kapłan  wszel- 
kich uroczystych  i  ofiarnych  obrządków 
dopełniał.  Tam  lud  tej  ziemi  z  kapłanem 
i  księżęciem  zwykł  był  gromadzić  się  na 


sądy.  Wstęp  do  środka  był  dozwolony 
tylko  kapłanom  i  tym,  co  ofiary  składali 
łub  w  niebezpieczeństwie  życia  byli.  Ta- 
kim bowiem  nie  odmawiano  nigdy  schro- 
nienia, ile  że  Słowianie  tak  wielkie  dla 
swoich  świątyń  uszanowanie  mają,  iż 
wnętrza  świątyni  niczyją,  nawet  i  nieprzy- 
jacielską krwią  pokalać  nie  chcą.  Przy- 
sięga bywa  z  wielką  trudnością  dozwala- 
na, gdyż  przysięgać  znaczy  u  Słowian  ty- 
le, co  krzywoprzysięgać,  a  to  z  powodu 
mściwego  gniewu  Bogów".  Teofylakhts 
w  IS  w.  opowiada:  „GMy  cesarz  Maury- 
cjusz  na  wojnę  przeciw  AwaromdoTra- 
cyi  wyruszył,  schwytf^a  straż  cesarska  3 
mężów  bez  mieczów  i  wszelkiej  broni, 
tylko  gęśle  niosących.  Spyta  ich  cesarz: 
jakiego  są  narodu,  z  jakiego  kraju,  i  po  co 
na  rzymską  ziemię  wstąpili?  Odpowiada- 
ją, iż  są  Słowianie  i  mieszkają  nad  oceanem 
Zachodnim.  Tam  to  do  ich  narodu  wypra- 
wił Cbagan  (awarski)  posłów  z  wielkimi 
dary  dla  książąt,  prosząc  ich  o  posiłki, 
książęta  dary  przyjęli,  lecz  posiłków  nie 
dali,  oświadczając,  \%  długość  drogi  jest 
dla  nich  zbjrt  uciążliwą.  I  z  tem  to  ich  do 
Chagana  wysłali,  aby  mu  tę  odpowiedź 
zanieśli.  Piętnaście  miesięcy  spędzili  w 
drodze.  Chagan,  praw  poselskich  niepo- 
mny, powrotu  im  zabrania.  Usłyszeli,  iż 
Kzymianie  potęgą  i  ludzkością  najwyższej 
sławy  doszli,  przeto  do  Tracyi  uciekli. 
Zajmują  się  gęślami,  ponieważ  nie  umieją 
robić  bronią,  jako  w  ich  krainie  żelaza 
niemasz,  a  stąd  też  prócz  domowych  po- 
swarek  i  rozruchów  w  spokoju  i  cichości 
żywot  pędzą...  Z  czego  cesarz  ich  naród 
pochwalił,  gościnnie  ich  przyjął  i  podzi- 
wiwszy  ich  wzrost  wysoki  i  potężną  budo- 
wę ciała,  do  Heraklei  ich  wysłał'.  O  wy- 
obrażeniach i  obrzędach  religijnych  pisze 
Prokop  (w  VI  w,):  , Słowianie  wyznają  je- 
dnego Boga,  twórcę  piorunów,  jedynego 
pana  wszechświata,  i  święcą  mu  na  ofiarę 
woły  i  inne  zwierzęta.  Nie  wierzą  w 
przeznaczenie.  Gdy  zapadłszy  w  chorobę, 


dbyGoot^le 


SŁOWIANIE  STAROŻYTNI. 


247 


albo  idąc  na  wojnę,  śmierć  przed  sobą  wi- 
dzą, ślubują  Bogn  ofiary,  po  'mimonem 
Diebezpieczeństwie  wyp^niają,  co  ślubo- 
wali, i  sądzą,  ie  to  ślubowanie  życie  im  o- 
caliło.  Oprócz  tego  czczą  jeszcze  rzeki, 
bogioki  i  inne  bóstwa,  wszystkim  ofiary 
święcąc,  a  śród  ofiar  pewne  wróżby  czy- 
nią". Z>//«iir  mówi:  „U  Słowian  ile  kra- 
in, tjle  jest  świątyń  i  tyle  różnych  boż- 
ków cześć  pogańską  odbiera.  Pomiędzy 
świątyniami  gród  Retre  naczelne  mieisce 
trzyma.  Tam  oni,  śpiesząc  na  wojnę,  po- 
kłony biją,  tam,  wracając  zwycięsko  z 
wojny,  należne  znoszą  dary  i  jako  błagal- 
ną objatę  kapłani  bogom  święcić  mają; 
wróżbą  losów  i  konia  pilnie  dochodzą.  0- 
kropny  zaś  gniew  tych  bogów  bywa  tylko 
ludzką  lab  zwierzęcą  krwią  nagodzony'. 
I  dalej  Ditmar  mówi  znowu:  „W  krainie 
Redarów  jest  miasto  Riedegast,  trójkątne 
i  3  bramy  mające,  a  dokoła  wielkim  bo- 
rem, który  mieszkańcy  za  nietykalny  i 
święty  mają,  otoczone.  Dwie  bramy  tego 
miasta  są  dla  wszystkich  otwarte,  trzecia 
ka  wschodowi  położna,  najmniejsza  tyl- 
ko ścieżkę  i  tuż  przyległe  srogie  morze  o- 
kazuje.  W  tej  stronie  niemasz  nic  prócz 
świątyni  misternie  z  drzewa  zbudowanej 
i  spoczywającej  na  podstawie  z  różnych 
rogów  zwierzęcych.  Ściany  jej  przyozdo- 
bione są  zewnątrz  dziwnie  wyrzezanymi 
obrazami  bogów  i  bogiń;  wewnątrz  zaś 
stoją  wyciosani  bożkowie,  każdy  z  napi- 
sem swego  imienia,  groźnie  w  przyłbice 
i  napierśniki  odziani,  między  którymi  naj- 
pierwszy  nazywa  się  Swarasycy  i  przed 
innymi  od  wszystkich  pogan  czczony  jest 
i  wielbiony.  Są  tam  także  ich  proporce 
wojenne,  których,  oprócz  w  czasie  wojny, 
nigdy  stąd  nie  ruszają.  Dla  strzeżenia 
tych  proporców,  wyznaczyli  osobnych  ka- 
płanów, którzy  czyniąc  bożkom  ofiary, 
lub  aby  gniew  ich  przebłagać,  siedzą,  gdy 
reszta  stoi*.  „Czczą  też  Słowianie  boż- 
ków domowych  i  wielkie  zaufanie  w  moc 
ich  pokładając,  przynoszą  im  ofiary.  Sły- 


szE^em  o  pewnej  lasce,  u  której  na  wierz- 
chu była  wyobrażona  ręka,  trzymająca 
żelazną  obrączkę.  Tę  laskę  nosił  pasterz 
miejscowy  od  chaty  do  chaty,  mówiąc 
przy  wstępie  na  progu  domostwa  do  laski: 
„Czuwaj,  Henil,  pilnuj!" — tak  bowiem  na- 
zywana się  ona  w  ich  języku  —  poczem  je- 
dząc i  pijąc  uważali  się  za  bezpiecznych 
pod  strażą  tego  czaru".  Helmold  opowia- 
da: .Jest  wiele  rodzajów  bałwochwalstwa 
TX  Słowian;  nie  wszyscy  bowiem  na  te  sa- 
me obrzędy  się  zgadzają.  Jedni  mieszczą 
wizerunki  swych  bogów  w  budowanych 
świątyniach,  jak  np.  owego  bożka  w  Plo- 
nie, którego  zwą  Pogoda;  inni  bożkowie 
zamieszkują  lasy  lub  gaje,  jak  np.  Prowe, 
bożek  Starogrodzian,  a  ci  żadnych  obra- 
zów nie  miewają.  Niektórzy  zaś  bywają 
z  dwoma  lub  trzema,  a  nawet  więcej  gło- 
wami wyobrażani.  Wszakże  mimo  tylu 
różnokształtnych  bożków,  którym  [lola  i 
lasy  święcą  a  smutek  i  uciechy  przyznają, 
nie  przeczą  Słowianie  jednego  Boga  w 
niebie,  władnącego  resztą  bożków,  a  oso- 
biście tylko  niebieskienu  sprawami  zajęte- 
go. Inni  bożkowie,  którzy  tylko  poruczo- 
nych  sobie  obowiązków  pilnują,  zrodzili 
się  ze  krwi  jego,  będąc  tern  doskonalsi,  im 
bliższe  pokrewieństwo  z  owym  najwięk- 
szym Bogiem  ioh  wiąże.  Wszystkie  pola 
i  osady  są  p^ne  świętych  uroczysk,  <^ta- 
rzów  i  bożków.  Prócz  tych  najsławniej- 
szymi bożkami  byli:  Prowe,  bożek  krainy 
Starogrodzkiej,  Żywa,  bogini  Polabingów, 
Radigast,  bożek  krainy  Obotritów.  Nad 
wszystkie  zaś  różnokształtne  bóstwa  sły- 
nął Swantewit  (Świętowit),  bożek  krainy 
Ragjan,  jako  skuteczniejszy  od  innych, 
przed  którego  obliczem  reszta  bożków 
tylko  półbożkami  być  się  zdawała*.  Ja- 
koż ze  wszystkich  krain  słowiańskich  nad- 
chodzą zapytania  do  tegoż  bożka  o  wyro- 
cznie. Wszystkie  też  krainy  wyznaczoną 
ilość  ofiar  w  corocznej  dani  posyłają, 
Swantewita  Bogiem  bogów  uznając.  W 
porównaniu  z  jego  kapłanem  jest  książę 


dbyGoot^le 


243 


SŁOWIANIE  STAROŻYTNI. 


tych  Ragjan  daleko  mniej  szanowany. 
Tento  bowiem  ka|^au  odpowiada  na  pyta- 
nia wyroczni  i  roztizygnienie  losów  tló- 
maczy.  On  od  wróżby  a  książę  z  lądem 
od  jego  skinień  zawisa.  Ragjanie  mają 
dla  osobliwszej  dawy  swojej  dwiątyni 
pierwszeństwo  przed  innymi  Indami,  i 
podczas  gdy  oni  sami  inne  Indy  do  porfu- 
ezeństwa  sobie  niewolą,  ich  2adna  niewo- 
la nie  dosięga,  ileiewniedostępnem  miej- 
scu mieszkają.  Po  otrzymanem  zwycię- 
stwie znoszą  złoto  i  srebro  do  skarbnicy 
swojego  bożka,  resztę  pomiędzy  siebie 
dzielą.  Kupcom  nawet,  którzy  przypad- 
kiem na  wyspę  Ragjan  zawiną,  nie  wolno 
ani  sprzedawać,  ani  kupować  wprzódy, 
ai  póki  ze  wszystkich  swych  towarów  ko- 
sztownych ofiar  Swactewitowi  nie  dożą. 
Słowianie  wyznają,  iż  wszelkie  szczęście 
od  dobrego,  wszelkie  zad  nieszczęście  od 
złego  Boga  pochodzi  i  stąd  też  złego  Bo- 
ga w  swoim  języku  Zcemebooh  (czarny 
bóg)  nazywają.  Wszyscy  ci  (bogowie) 
mieli  swoich  kapłanów  i  ofiarne  libacje  i 
rozliczne  obrzędy  religijne.  Oprócz  tego 
święcono  podług  wyroku  rzuconych  losów 
wróżebne  na  cześć  tych  bożków  uroczy- 
stości, i  schodzili  się  mężowie  i  niewiasty 
z  dziećmi  i  czynili  bożkom  swoim  ofiary  z 
wołów  i  owiec,  a  czasem  nawet  z  chrze- 
ścijan, których  krew,  jak  mówili,  jest  mi- 
łą ich  bogom.  Zabiwszy  ofiarę,  kosztuje 
kapłan  ich  krwi,  sądząc,  iż  przez  to  tern 
zdolniejszym  do  zroznmienia  wróżby  się 
stanie.  Skoro  obrzędy  ofiarne  się  skoń- 
czą, zabiera  się  lad  do  ucztowania  i  zgieł- 
kliwej zabawy.  Jest  zaś  dziwny  zabobon 
u  Słowian,  ii  przy  swoich  godach  i  pija- 
tykach obnoszą  czarę,  w  którą  nie  tyle 
błogosławieństw,  ile  słów  pn^ekleństw  w 
imieniu  dobrego  Inb  złego  boga  wmawia- 
ją. Zresztą,  czczą  gaje  i  źródła  i  wszel- 
kich zabobonów  rozmaite  błędy  u  nich 
pannją".  Żywociarz  św.  Ottona  zapewnia, 
że  „Szczecin,  nadzwyczaj  wielkie  miasto, 
i  Julia,  jeszcze  większe,  zawierały  w  swym 


okręgu  trzy  góry,  z  których  średnia,  naj- 
wyższa, najwyższemu  pogańskiemu  boż- 
kowi Triglafowi  poświęcona,  miała  trój- 
głowy  posąg,  z  zasłoną  na  oczach  i  na  u- 
nstach.  Kapłani  zaś  tego  bożka  mówili, 
iż  dlatego  najwyższy  Bóg  ma  3  głowy,  że 
pannje  trzem  królestwom,  t.  j.  niebu,  zie- 
mi i  piekłu;  a  zasłonę  dlatego  ma  na 
twarzy,  że  umyślnie  nie  widzi  i  zamil- 
czą występki  ludzi.  Był  tam  jeszcze  w 
m.  Szc7.ecinie  dąb  ogromny  i  rozłożysty, 
a  pod  nim  przeczyste  źródło,  które  lad  dla 
mieszkania  tam  niby  jakiegoś  bóstwa  za 
święte  nwBżając,  wielce  czcił  i  poważał". 
O  życiu  domowem  praojców  naszych  pisze 
w  Vn  w.  cesarz  Maurycjus:  , Krainy  ^o- 
wiańskie  ciągną  się  powszechnie  nad  rze- 
kami i  stykają  się  zawsze  tak  blizko  z  so- 
bą, że  gdy  pomiędzy  niemi  żadnej  otwar- 
tej przestrzeni  niemasz,  a  wszystko  lasami 
pokryte,  przeto  kto  tylko  wyprawę  do  ich 
kraju  podejmie,  musi  się  u  samego  wstę- 
pu zatrzymać,  gdyż  cała  dalsza  kraina  by- 
wa zupełnie  bezdrożna,  niedostępna,  gę- 
stymi porośnięta  lasami,  w  których  miesz- 
kańcy łatwo  nadchodzących  nieprzyjaciół 
podsłuchawszy,  jak  najspieszniej  wgłąb 
przed  nimi  uchodzą.  A  jako  ich  młodzień- 
cy są  bardzo  zręczni  i  zwinni,  przeto  przy 
zdarzonej  sposobności  wpadają  znienacka 
na  żołnierzy,  tak  iż  wyprawione  przeciw 
nim  wojska  nigdy  wiele  im  nie  zaszkodzą. 
Zagrody  ich  leżą  po  większej  części  w  la- 
sach, nad  i^ekami,  bagnami,  lub  tradne- 
mi  do  przystępu  jeziorzyskami.  Fotem 
robią  zawsze  po  kilka  wyohodów  w  swoich 
mieszkaniach,  dla  różnych,  jakie  się  zda- 
rzyć mogą,  wypadków.  Wszystkie  swoje 
dostatki  chowają  pod  ziemię,  nie  posiada- 
jąc nic  otwarcie.  Obfitują  we  wszelkie 
rodzaje  bydła,  jakoteż  ziemiopłody,  które 
skladająnazapas,  osobliwie  proso  i  hreczkę. 
Są  zaś  Słowianie  tak  łaskawi  na  podróż- 
nych i  z  tak  rzadką  troskliwością  o  to 
dbają,  aby  ich  cało  i  bezpiecznie  z  miejsca 
na  miejsce,  dokąd  im  iść  potrzeba,  prze- 


dbyGoot^le 


SŁOWIANIE  STAROŻYTNI. 


prowadzić,  it  jeżeli  przez  opieszałość  tego, 
komu  pieczę  nad  nimi  poruczono,  szkoda 
jakapodróżnym  się  wydarzy,  natenczas  są- 
siad niedbałego  przewodnika  zbrój  ao  dom 
ma  najeżdża,  uważając  sobie  za  cnotę  po- 
mścili obcego  podróżnika",  Prokop  (w  VI 
wieku)  powiada,  że  ,  Słowianie  mieszkają 
w  lichych,  porozrzucanych  chatach,  i  stąd 
też  bardzo  często  miejsce  siedzib  zmienia- 
ją...  dlatego  zaś,  że  ich  mieszkania  tak 
zrzadka,  jakby  rozsiane  po  całej  krainie 
leżą,  zajmują  oni  tak  wielką  przestrzeń 
ziemi.  Utrzymanie  życia  u  Słowian  bar- 
dzo mierne;  strawa  prosta  i  niewymyślna; 
czystość  niewielka".  Lew  Mądry  nadmie- 
nia: ,Do  jadła  używali  najwięcej  prosa,  1 
byli  bardzo  skromni  w  potrawach.  Nie- 
wiasty słowiańskie  celują  wstydliwością 
i  są  tak  wierne,  iż  wiele  z  nich  śmierć  swo- 
ich mężów  za  własną  śmierć  aważając,  sa- 
me się  udnszają,  gdyż  nie  mogą  owdowia- 
łego znieść  życia.  Również  i  tę  inną  jesz- 
cze CDotę  Indzkośf^  mieli  (Słowianie),  iż 
jeńców,  którzy  pojmani  na  wojnie,  pomię- 
dzy nimi  żyli,  nie  do  nieograniczonego 
czasa,  jakby  długo  sami  zechcieli,  w  nie- 
woli zatrzymywali,  lecz  jeńcom  to  do  woli 
zostawiali,  wyznaczając  im  pewien  czas 
słnżebnictwa,  po  upływie  którego  wolno 
im  albo  wracać  nazad  do  swoich  za  umó- 
wioną nagrodą,  albo,  jeżeliby  się  im  podo- 
bało, pozostać  nadal  u  nich,  jako  równi  i 
przyjaciele.  Św.  Bonifacy  pisze  w  VHI  w., 
iż  .Wendowie  tak  gorliwie  wzajemną  mi- 
łość małżeńską  dochowują,  że  małżonka 
po  śmierci  męża  życie  sobie  odbiera,  i  za 
cnotliwą  niewiastę  ta  pomiędzy  innemi  u- 
chodzi,  która  własną  ręką  śmierć  sobie  za- 
da, aby  wraz  z  mężem  na  jednym  zgorza- 
ła stosie".  Adam  z  Bremy  pisze  zaś  w  XI 
wieku,  że  , chociaż  żyją  w  pogaństwie,  co 
do  obyczajów  i  gościnności  nie  znalazł- 
byś narodu,  któryby  zacniejszym  byt  i  do- 
brotliwszym".  Helmold  poświadcza,  że 
lubo  gorliwość  bałwochwalstwa  nigdzie 
bardziej  wygórowaną  nie  była,  niż  u  Ru- 


gjan,  zachowali  oni  przecież  wiele  cnót 
przyrodzonych.  Są  bowiem  nadmiernie 
gościnni,  a  rodzicom  swoim  nadzwyczaj- 
ną cześć  wyrządzają.  Niema  też  ani  je- 
dnego ubogiego  lab  żebraka  pomiędzy  ni- 
mi. Skoro  bowiem  którego  choroba  osła- 
bi, lub  starość  sił  pozbawi,  oddają  go  na- 
tychmiast pod  opiekę  spadkobiercy,  a  ten 
z  największą  ludzkością  o  niego  ma  stara- 
nie. Jakoż  gościnność  i  uszanowanie  dla 
rodziców  bywają  u  Słowian  za  główne  cno- 
ty uważane.  W  drodze  zaprosił  nas  (Niem- 
ców) Przybyslaw,  książę  Obotritów,  aby- 
śmy wstąpili  do  jego  domu,  który  leżał  o- 
podal.  I  przyjął  nas  z  wielką  radością  i 
hojną  ucztę  nam  wyprawił.  Przyniesio- 
no nam  stół  zastawiony  odrazu  20  dania- 
mi. Wtedy  to  z  własnego  doświadczenia 
się  przekon^em,  co  mi  dotąd  tylko  ze  sła- 
wy wiadomo  było,  iż  niemasz  w  świecie 
gościaniejszego  narodu  nad  Słowian.W  po- 
dejmowania bowiem  gości  jeden  nad  drugim 
j  akby  z  nakazu  się  ubiega,  tak  iż  nigdzie  go  - 
spody  szukaćniepotrzebuJ6sz.Wszystko  też, 
co  z  rolnictwa,  rybołówstwa,  albo  myśliw- 
stwa  zbiorą,  hojnem  szafowaniem  dl  a  gości 
trwonią,  uważając  każdego  za  tem  zamo- 
żniejszego, im  więcej  jest  rozrzutny.  Któ- 
ryto  zbytek  wielu  z  nich  do  kradzieży  i 
rozboju  pobudza,  lecz  nawet  za  występek 
tego  nie  mają,  jeśli  tylko,  co  się  dziś  w  no- 
cy skradnie,  nazajutrz  rano  wraz  z  gość- 
mi się  przepuści.  Ktoby  zaś  -  chociaż  to 
bardzo  rzadko  się  zdarza  —  zost^  przy- 
padkiem postrzeżony,  jak  obcemu  gościn- 
ności odmawiał,  temu  mogą  wszyscy 
c^y  dom  i  majątek  ogniem  spustoszyć, 
i  wszyscy  też  jednogłośnie  na  to  się  uma- 
wiają, ogłaszając  takiego  bezecnym,  po- 
dłym i  wykluczenia  przez  wszystkich  go- 
dnym, kto  się  nie  wzdrygał  odmówić  chle- 
ba gościowi".  Co  do  sposobów  toczenia 
wojny  powiada  Konstanty  Porfirogenita 
w  X  w.  o  Słowianach  południowych,  że 
nigdy  ich  łodzie  dla  napastowania  kogoś 
wojną  nie  odpływają,  chyba  że  ich  ktoś 


dbyGoot^le 


250 


SŁOWIANIE  STAROŻYTNI. 


aam  zaczepił.  Jeżdżą  zaś  na  nich  na  tar- 
gi, płynąc  od  miasta  do  miasta.  Prokop 
(w  VI  w.)  mówi,  że  „na  wojnie  aderza 
wielu  pieszo  na  nieprzyjaciela,  niosąc  tar- 
cz)j  i  włócznię  w  ręka,  bez  kolczagi  na 
Bobie".  Ceaarz  Maurycjus  {w  VII  w.)  pi- 
sze, iie  najpowszechniejszą  ich  bronią  są  2 
kopje,  a  niektórzy  miewają  tarcze  mocne, 
ale  tak  ciężkie,  iż  z  trudnością  przenieść 
się  dają.  Są  też  u  nich  w  używaniu  dre- 
wniane luki  i  m^e  strzały,  zapuszczane 
trucizną.  Zresztą  porządku  w  boju  nie 
znają  i  o  szyk  wspólny  bynajmniej  się  nie 
troszczą.  Jeżeli  się  wydarzy,  iż  sami  wstę- 
pnym bojem  na  nieprzyjaciela  uderzają, 
postępują  zwolna  pośród  głośnych  okrzy- 
ków naprzód,  a  gdy  nieprzyjaciele  na  ich 
krzyk  odpowiedzą,  nacierają  co  żywo.  Do 
różnych  zaś  ich  fortelów  należy  także  nu- 
rzać się  zręcznie  w  wodzie.  Tak  iż  bę- 
dąc znienacka  napadnięci,  co  prędzej  w 
w  wodę  skaczą  i  leżą  tam  w  głębi  na 
wznak,  przez  umyślnie  na  to  przyrządzo- 
ne długie,  wewnątrz  próżne,  do  powierz- 
chni wody  sięgające  trzciny  oddychając, 
dopóty  się  tam  kryją,  aż  wreszcie  wszel- 
kie o  nich  podejrzenie  zginie.  Doradza 
też  MaurycjuB,  aby  wyprawy  przeciw  Sło- 
wianom podejmować  w  zimie,  aprzede- 
wszystkiera,  o  ile  że  mają  wielu  nie- 
zgodnych książąt,  należy  niektórych  bądź 
namową,  bądź  darami,  na  swoją  prze- 
ciągnąć stronę,  aby  się  wszyscy  w  nie- 
przyjacielskim duchu  nie  złączyli.  Ka- 
mcnjała  wreszcie  w  X  wieku  notuje,  że 
Słowianie  „niczego  tak  doskonale  nie  u- 
mieją,  jak  celcie  strzelać  i  w  każdy  za- 
mierzony przedmiot  ugodzić".  Znako- 
mity dziejopisarz  Karol  Szajnocha,  w 
jednym  ze  swoich  „szkiców  histoiycz- 
nych'  zestawiając  powyżej  przytoczone 
wiadomości  o  Słowianach  z  12- tu  pisa- 
rzów  średniowiecznych,  wypowiada  głę- 
boki sąd,  że  „ten  z  narodów  słowiańskich, 
który  do  dziś  dnia  dochował  najczyściej 
powyższe  cechy  dawnego  obyczaju  sło- 


wiańskiego, jesl  przeto  najbardziej  dziś 
słowiańskim,  że  mniejsze  lub  większe  wy- 
zucie się  z  tych  dawnych  obyczajów,  ja- 
kiemu który  z  dzisiejszych  narodów  sło- 
wiańskich uległ,  znaczy  właściwie  mniej- 
szy lub  większy  stopień  jego  wynarodo- 
wienia, wysłowiańszczenia  —  wierniejsze 
zaś  przechowanie  dawnego  obyczaju  i  du- 
cha jest  najmocniejszem  jego  upoważnie- 
niem do  odzywania  się  w  rzeczach,  doty- 
czących ogółu  Słowiańszczyzny;  że  więc 
nie  temu,  który  najgłośniej  o  tern  prawi, 
lecz  temu,  który  najniezmienniej  dawny 
obyczaj  w  sobie  przechował,  pierwszy  głos 
w  rozprawie  o  Słowiańszyznę  się  należy". 
Z  autorów,  którzy  pisali  później  o  ludach 
słowiańskich,  przytoczymy  jeszcze  Długo- 
sza, twierdzącego,  że  zacięta  Niemka  Kry- 
styna, córka  cesarza  Henryka,  poślubiona 
Włady^awowi,  najstarszemu  synowi  Bo- 
lesława Krzywoustego,  matka  i  babka 
rozrodzonych  Piastów  śląskich,  ,z  zelży- 
wością  twierdziła  o  Polakach,  że  byli  nie- 
schludni  i  zawżdy  cuchnęli.  Stroju  i  oby- 
czajów polskich  cierpieć  nie  mogła".  O 
Kusinach  powiada  Długosz,  że  „niestfJe- 
go  są  umysłu,  łatwo  odmieniają  swoje 
zdanie  i  rzadko  między  nimi  tajemnica  za- 
chowaną być  może"  (II,  503,  wydanie 
polskie  Przezdzieckiego).  Herman  Ske- 
del,  Norymberczyk,  bawiąc  w  Polsce  w 
r.  1493,  tak  pisze  o  jej  mieszkańcach:  „Pol- 
scy obywatele  cnotą,  roztropnością  i  ła- 
godnością celują,  ludzkość  i  przyjemność 
hojuie  i  otwarcie  ku  wszelkim  cudzoziem- 
com okazują".  Rorawjus,  posłując  do 
Polski  1540  r.  od  Stolicy  apostolskiej,  po- 
wiedział: , Naród  polski  umie  cenić  ludzi 
i  wspaniale  obdarzać,  układnością  oby- 
czajów z  najświetniejszym  teraz  europej- 
skim narodem,  t.  j.  z  Włochy,  dobija  się  o 
pierwszeństwo"  (Chromiński  w  Dzienniku 
Wil.  r.  1806,  III,  str.  216).  Barklay  (w 
Wizerunku)  tak  opisał  Polaków:  „Jest  to 
naród  mężny,  potężnie  je,  próżnowanie 
lubi.     Szlachta  nad  wszystko  przekłada 


dbyGoot^le 


RÓWNIKI  POLSKIE, 


261 


wolność  i  równość,  ale  jej  plebejnazom  u- 
dzielić  nie  chce.  Żyj%  Polacy  jako  zie- 
mianie i  kochają  swoją  ojczyznę,  ale  rów- 
nież ubiegają  się  za  zyskiem.  Nie  pozwa- 
lają nikogo  więzić,  aż  prawem  przekona- 
ny będzie.  Za  zabójstwo  glówaaczyzną 
się  opłacają.  Królów  szanują,  lecz  psują 
prawa;  w  politycznych  rzeczach  nie  są 
skryci,  a  gdy  stąd  szwank  odniosą,  wtedy 
I^czą.  Są  atratni,  ale  nie  szczodrzy.  Zte- 
mo  nie  zabiegają.  Żadna  u  nich  bez  zwa- 
dy nie  może  się  obejśó  biesiada.  Zdrajcą 
nazywany  u  nich  ten,  kto  na  uczcie  kieli- 
chów speJniaó  nie  chce.  Żyją  w  niechluj- 
stwie z  cielętami  i  prosiętami  razem.  Go- 
spody ich  najgorsze,  i  chleba  w  nich  po- 
dróżuemu  dostać  trudno.  Panowie  wspa- 
niiJe  stawiają  gmachy,  lecz  o  ich  całość 
nie  dbają,  stąd  pełno  spustoszałych  tam 
domów,  w  których  dziurawe  są  dachy,  a 
przez  nie  leje  się  deszcz  i  slota.  W  wie- 
rze są  trwali,  ale  słowa  dotrzymać  nie  lu- 
bią. Księży  swych  bardzo  się  boją.  Po- 
stów przestrzegają  święcie".  Za  dużo  cu- 
dzoziemcy pisali  o  Polakach,  abyśmy  na- 
wet setną  część  tego  pomieścić  mogh  w 
naszej  Encyklopedyi.  Poprzestajemy  więc, 
zakończając  słowami  filozofa  niemieckie- 
go Fryderyka  Nietzsche'go,  który  w  za- 
piskach swoich  autobjograficznych  z  roku 
1B83,  zatem  w  czasie,  kiedy  umysł  jego 
nie  był  jeszcze  zamroczonym,  tak  pisze: 
„Polacy  uchodzili  w  moich  oczach  za  naj- 
zdolniejszych i  najbardziej  rycerskich  mię- 
dzy narodami  słowiańskimi,  a  zdolności 
Słowian  wydawcy  mi  się  wyższemi,  ani- 
żeli zdolności  Niemców;  sądzę  nawet,  że 
Niemcy  dopiero  przez  silną  przymieszkę 
krwi  słowiańskiej  weszli  do  rzędu  uzdol- 
nionych narodów.  Z  przyjemnością  my- 
ślałem o  prawie  polskiego  szlachcica  oba- 
lenia przez  proste  V£io  uchwały  całego 
zgromadzenia,  a  Polak  Mikołaj  Kopernik 
wydawał  mi  się  korzystać  z  tego  prawa 
przeciw  poglądom  wszystkich  innych  lu- 
dzi w  największy  i  najgodniejszy  sposób. 


Politycznerozkielznanie  i  słabość  Polaków, 
tak  samo  ich  rozwiązłość,  były  raczej  dla 
mnie  świadectwem  ich  uzdolnienia,  aniżeli 
niezdolności.  Chopina  czczę  szczególnie 
za  to,  że  awoloił  muzykę  od  wpływów  nie- 
mieckich, od  dążności  do  brzydoty,  bez- 
dźwięku,  filisterstwa,  ociętt^ości  i  blagi. 
Piękność  i  szlachectwo  ducha,  a  mianowi- 
cie szlachetna  wesołość,  swawola  i  wspa- 
niałość duszy,  obok  ciepła  południowca  i 
głębokości  uczucia,  nie  znalady  wcale 
przed  nim  wyrazu  w  muzyce". 

Słowniki  polskie.  Jat  w  wiekach  sta- 
rożytnych uiiładano  wokabnlarze  łaciń- 
sko-greckie;  w  wiekach  średnich  dopisy- 
wano do  nich  wyrazy  celtyckie,  anglosa- 
skie, niemieckie  i  inne.  W  początku  wie- 
ku Vin  powstał,  w  Hiszpanii  podobno, 
„LiSer  glossarum'^,  który  jest  podstawą 
średniowiecznego  słownikarstwa  łacińskie- 
go; na  nim  polega  słynny  wokabularz,  t, 
zw.  „Mater  verborum'*\  dalej  tworzą  się 
zbiory  rfów  łacińskich  z  objaśnieniami 
często  bardzo  dziwacznemi  ich  znaczeń 
pod  nazwami  yocabultsła  Papias,  Rosa- 
rius,  nłożonyprzez  Uguciona  w  w.  Xn-ym, 
,  CalAaiicon"  Jana  z  Genui  {/anuensis)  z 
w.  XIII,  Granarius,  krótszy  słownik  na- 
zywano Brevilogus  lub  BTeviloquus,  Lu- 
cianus  t.  j.  oświetlający,  Mammotrectm  o- 
kolo  r.  1300,  w  którym;zebrane  były  obja- 
śnienia trudniejszych  wyrazów  z  Pisma 
świętego  i  t.  p.  Wszystkie  te  słowniki 
przepisywane  były  i  w  Polsce  w  wiekach 
średnich,  gdyż  służyły  do  zapoznania  się 
z  łaciną.  I  w  Polsce  zaczęto  do  nich  do- 
dawać znaczenia  polskie,  zapewne  dość 
wcześnie,  tworząc  przez  to  wokabnlarze 
łacińsko- polskie;  nie  dosdy  do  czasów  na- 
szych jednak  starsze  nad  wiek  XV.  Pod 
wieloma  względami  słowniki  te  są  bardzo 
ważne  dla  dziejów  języka,  gdyż  przecho- 
wały nam  wyrazy  skądinąd  nieznane, 
wzbogaciły  język,  zmuszając  do  tworze- 
nia nowych  wyrazów;  one  przechowały 
nam  dawną  terminologję  swojską  z  róż- 


dbyGoot^le 


SŁOWNIKI  POLSKIE. 


nych  dziedzin  tycia,  zajęć  i  nank,  one 
świadczą  o  ówczeenym  etanie  języka,  pi- 
sowni, odmianacli,  ponczają  nas,  co  mu- 
sieliśmy zapożyczać  od  narodów  obcych, 
wreszcie  świadczy  o  samej  potrzebie  ucze- 
nia się  języków  obcycli.  W  bibljotekach 
zasobnych  w  rękopisy  średniowieczne,  w 
Polsce  pisane,  jak  Jagiellońskiej,  Ossoliń- 
skich, publicznej  w  Petersburgu,  gdzie  są 
zbiory  Z^uskicfa,  książnicach  Zamojskich 
i  Krasińskich  w  Warszawie,  dawnych 
klasztornych  i  kapitulnych,  znajdują  się 
odpisy  wymienionych  wyżej  słowników 
łacińskich  średniowiecznych  z  dodaną  w 
tekście,  namarginesach  lub  między  wiersza- 
mi znaczniejszą  lub  mniejszą  liczbą  wyra- 
zów polskich;  zwrócili  na  nie  uwagę  wXIK 
w.  uczeni  nasi  badacze  dawnych  rękopisów, 
jak  Lelewel,  Maciejowski,  Wi^ocki,  Keh- 
ring,  Szujski,  Polkowski,  Karłowicz,  Kryń- 
ski, L.  Malinowski  i  inni;  największe  jed- 
nak zasługi  położył  pod  tym  względem, 
jak  i  wogóle  dla  piśmiennictwa  polskiego 
średniowiecznego,  prof.  A.  Bruckner,  ze- 
brawszy materjiU  słownikowy  z  kilkudzie- 
sięciu rękopisów  i  odpowiednio  go  oce- 
niwszy. Kiemcy  posiadali  w  wiekach  śre- 
dnich słowniki  łacińsko-niemieckie  wier- 
szowane. I  Czesi  w  w.  XrV  mieli  słownik 
dość  duży  łaciósko-czeski  pod  nazwą  ^Bo- 
hemarius^  —  wierszowany,  który  tak  się 
zaczynał:  ^Bok  dens  est,  doshoyc  —  deitas, 
siworziieląne  -ereator".  U  nas  dotąd  nie 
natrafiono  na  cały  słownik  wierszowany, 
ale,  że  tu  i  owdzie  znalazło  się  kilka  wier- 
szy osobno,  przypuszczać  należy,  że  i  u 
nas  ułożono  taki  słownik  w  wiekach  śred- 
nich dla  łatwiejszego  przyswojenia  przez 
żaków.  Oto  znaleziono  ślady  takiego  słow- 
nika: 

Modiolns  — pyasta,  radius  —  sipicza,  est 
zwona  —  contus. 

Est  tribulus  osseih,  tribula  —  ^^^py^  tri- 
bulumqnoqae  —  vyerczyoch. 

Est  aquilo  — pulnocz,  austerque  — po- 
ludnye. 


Est  Albertus  —  Olbracht,  Adalbertus  sit 
tibi  Voyczech. 

Zresztą  jeszcze  w  w.  XVIII  po  szkołach 
naszych  podobne  wierszyki  mnemoniczne 
się  tułały,  np.  Bóg^Deus,  mój — meus  itd. 
Słowniki  średniowieczne  uUadano  nietyl- 
ko  alfabetycznie;  często  spotykać  można 
wokabularze,  jeszcze  i  w  XVI  i  XVII  w. 
drukowane,  w  których  wyrazy  ułożone  są 
według  gmp  pewnych,  np.  dotyczące  do- 
mu, kościoła,  ogrodu,  pola,  rzemiosł  i  t.  d. 
razem  są  podawane.  Jeden  z  dochowa- 
nych glosarjuezów  do  Pisma  Św.,  t.  zw. 
Mamotrectus"  z  r.  1471,  świadczy  doda- 
tnio o  dbałości  Akademii  krakowskiej  o 
język  ojczysty,  był  bowiem  przez  jej  mi- 
strzów poprawiony.  W  rękopisach  śre- 
dniowiecznych bardzo  są  często  na  kar- 
tach wolnych  lub  okładkach  krótkie  spisy 
wyrazów  łacińskich  z  polskim  przekładem, 
np.  wyrazów,  oznaczających  pokrewień- 
stwo, nazwy  miesięcy  i  t.  p.  Często  spo- 
tykają się  po  rękopisach  słowniczki  lekar- 
skie i  botaniczne;  miały  one  zastosowanie 
praktyczne  w  medycynie;  jeden  teki  zbio- 
rek krótki  pochodzi  jeszcze  z  czasów  Ło- 
kietka i  jest  najdawniejszym  znanym  sło- 
wniczkiem łac.-polskim;  najobszerniejszy 
zaś  słownik  botaniczny  łacińsko-niemiec- 
ko-polski  z  r.  1472  liczy  około  2000  nazw 
polskich.  Również  z  celem  praktycznego 
zastosowania  układano  słowniczki  wyra- 
zów prawnych;  takich  znamy  kilka — jeden 
nieco  obszerniejszy  wydrf  dr.  Oelichow- 
ski,  drugi  znajduje  się  w  Petersburgu  w 
bibljotece  publicznej.  Mówiąc  o  wokabu- 
larzach  średniowiecznych,  nadmienić  win- 
niśmy, że  bardzo  jest  wiele  rękopisów  ła- 
cińskich z  w,  XV  przeważnie  treści  teolo- 
gicznej, a  mianowicie  z  kazaniami,  w  któ- 
rych pomiędzy  wierszami  lub  na  margi- 
nesach umieszczone  są  znaczenia  polskie 
niektórych  wyrazów  i  całych  zwrotów  o- 
raz  zdań;  takie  glosy  polskie  w  tekście  ła- 
cińskim, zawierające  odręczne  przekłady, 
zwróciły  w  ostatnich  30-tu  latach  uwagę 


dbyGoot^le 


SŁOWNIKI  POLSKIE. 


253 


badftczów  języka  i  wykazały  dniy  zasób 
ciekanych  a  skądinąd  mało  znanyck  lub 
wcale  nieznanych  wyrazów.  Gdy  w  wie- 
ka Xyi  znacznie  a  nas  wzrosła  potrzeba 
zapoznawania  eią  z  językami  obcymi,  a 
sztuka  dmkarska  pozwalała  wydawać 
książki  odpowiednie  dla  użytka  młodzie- 
ży szkolnej  i  całego  czytającego  ogółu, 
rozpoczyna  się  od  r.  1&26  szereg  dość  licz- 
nych wydawnictw  tego  rodzaju  pod  posta- 
cią ht^i  to  wokabalarzy,  w  których  wy- 
razy okładano  alfabetycznie  lub  według 
ich  treńci,  bądź  to  rozmówek,  bądź  połą- 
czenia oba  tych  sposobów,  bąd;^  grama- 
tyk. Najczęściej  takie  dykejonarze  i  wo- 
kabalarze  zajmują  się  trzema  językami: 
łacińskim,  polskim  i  niemieckim,  rzadziej 
wydawano  je  w  4-ch  językach:  łaci^kim, 
polskim,  niem.  i  włoskim  (1532  i  1566)  i  ła- 
cińskim, polskim,  niemieckim  i  francu- 
skim (1574),  łacińskim,  polskim,  niemieck. 
i  czeskim  (r.  1605).  Ze  słowników  trzyję- 
zykowych  znamy  następujące:  „Dicfio- 
narius /oannis  Murmelli^  w  Krakowie  r. 
1626,  który  miał  u  nas  następnie  jeszcze  9 
wydań  w  XVI  w.  i  10  przynajmniej  w  XVII; 
wyrazy  w  nim  ułożono  według  ti'eści  np. 
^O  bodzey  rzeczach  nyebyeskłch"-,  ^O  toz- 
mdyłych  rodzdyoch  pokirmu'^  i  t.  d.  Podo- 
bny do  niego  ,  Diclionarius'^  Ślązaka  My- 
mera  z  r.  1628  miał  w  XVI  w.  3  wydania, 
przerobiony  jest  ze  Równika  łacińsko-nie- 
miecko-czeskiego  z  r.  1613.  W  r.  1532 
Wydano  ,  lVielmi  pożyteczny  slowarz  tym, 
ktorzi  ządaią  wyrozumieć  y  naiictyć  się 
czcić  {ezyi&6)  pT0CzQ3&z)  chodzenia  do  szko- 
ły, tako  są  prosczi  laici,  y  niewiasty.  Też  ka- 
tdy  iacztnnik  może  się  nauczyć  Wioskiego, 
Polskiego  y  Nietniecć kiego,  a  zasic  kotdy  s 
ntch  taczinskiego:  Bocziem  w  tych  kxięgach 
zawteraią  się  wszytki  imiona,  przezwiska  y 
słowa,  które  mogą  być  wymówione  rozmai- 
tym obyczaiem*.  Słowniki  te  układali  nie- 
kiedy Ślązacy  (np,  Mymer),  którzy  zbyt 
niewolniczo  posiłkowali  się  gotowym  cze- 
skim i  niemieckim  materjałem.     Słowni- 


czek wyrazów  prawnych  alfabetycznie  u- 
łożony  po  raz  pierwszy  zjawił  się  w  drukn 
w  r.  1631  przy  książeczce  Jana  Oervasa 
Tucholczyka  ,Farrago  actionum  civilium 
furis  Magdeburgensis^;  rozszerzając  się 
w  następnych  wydaniach^  doszedł  w  osta- 
tnim (9-m)  2  r.  1607  do  znacznych  rozmia- 
rów. Zedowników  drukowanych  dor.  1632 
oraz  materJE^ów  rękopiśmiennych  ułożył 
słownik  łaoińsko-polski  Bartłomiej  z  Byd- 
goszczy w  r.  1532;  wydał  go  z  rękopisu  w 
r.  1900  dr.  ErzepkL  ,  Wokabułarz  rozma- 
itych i  potrzebnych  scnłencyi'  z  r.  1539, 
1658,  1566  i  1 595  zawiera  rozmówki,  listy, 
pieśni  i  ustęp  z  powieści  o  Marchołcie.  Z 
słowników  botanicznych  XVI  wieku  zna- 
ne są  Szymona  z  Łowicza  z  r.  1633  i  1537 
w  książce  p.  u.  ^Euchiridion  medicinac"" 
i  Schnebergera  z  r.  1557  „  Catalogus  słir- 
pium  cuarundam",  w  którym  są  nazwy 
ludowe  polskie  i  rusińskie.  Drobne  te  ^o- 
wniczki  poprzedziły  wydanie  wielkiego  i 
dużym  nakładem  nauki  ułożonego  Rów- 
nika łacińsko- polskiego  przez  Jana  Mą- 
czyńskiego  w  r.  1564;  miał  on  i  polsko-ła- 
cińską  część  gotową,  ale  ta  w  rękopisie 
zaginąć  musiała.  Dzieło  Mączyńskiego, 
znakomite  pod  wielu  względami,  przewyż- 
sza obfitością  wyrazów  i  starannością  wy- 
bada wszelkie  poprzednie  próby,  wprost 
je  zatłamiając.  Następne  więc  słowniki 
polskie  z  wielkiej  pracy  Mączyńskiego  już 
korzystać  mogły.  W  końcu  w.  XVI  (1590) 
po  raz  pierwszy  wszedł  do  wielkiego  wie- 
lojęzycznego Równika  Calepina  język  pol- 
ski (.Dictionarium  XI Unguaram").  Dru- 
gim wielkim  słownikiem  jest  „Thesaurus' 
Grzegorza  Knapskiego  w  3-ch  częściach, 
zawierających:  I)  słownik  polakołacińskO' 
grecki  (1621  r.),  II)  Równik  łacińsko-pol 
ski  i  III)  „Adagia  polonica"  —  przysłowia 
polskie  (1632);  dzieło  Knapskiego  wyko- 
nane jest  z  niepospolitym  przygotowa- 
niem filologicznym  i  przez  dwa  wieki  aż 
do  wyjścia  słownika  Lindego  było  praw- 
dziwym „skarbem"  mowy  polskiej;  cho- 


,Goo<^le 


254 


SŁOWNIKI  POLSKIE. 


ciaż  głównie  z  żywego  języka  i  słowników 
poprzednich  koi^yst&ł,  to  jednak  przyta- 
cza chętnie  cytaty  z  Kochanowskiego  i  in- 
nych znakomitych  pisarzy  XVI  wieku; 
często  też  słowniki  Knapskiego  w  wiekn 
XVII  i  XVIII  przedrakowywano,  przera- 
biano i  skracano.  Pomijając  słowniki  ła- 
cii!isko-f  rancusko  -  litewsko  -  niemiecko-pol- 
skie z  w.  XVII,  XVin  i  początku  XIX, 
jak  Volckmara,  Datypodiusa,  Emestiego, 
Troca  (najlepszy  słownik  irancusko-nie- 
miecko- polski  z  w,  XVIII),  Mrongowiu- 
sza  i  inne,  dość  nieraz  obszerne,  przecho- 
dzimy do  najwspanialszego  dzi^a  słowni- 
kowego nietylko  w  Polsce,  ale  i  w  słowiań- 
szczyźnie  całej,  mianowicie  do  6-toniow6- 


wano  mu  w  imienin  narodu  wielki  medal 
s^oty  z  napisem:  „Za  Słownik  Polskiego 
Języka  Ziomkowie  1816'.  Znacznie  mniej- 
szy objętością  jest  „Słownik  języka  pol- 
skiego", opracowany  zbiorowo  i  wydany 
w  Wilnie  przez  M.  Orgelbranda  w  r.  1861 
w  2-ch  tomach.  Do  niedawna  był  to  naj- 
bogatszy zbiór  wyrazów  języka  polskiego, 
liczący  ich  przeszło  108  tysięcy.  Pod 
względem  wewnętrznego  układu  i  ilości 
przykładów  znacznie  niżej  ten  słownik 
stoi  od  Lindego.  Skróceniem  Równika 
Lindego  jest  „Słownik"  E.  Rykaczewskie- 
go  (2  wyd.  1866  i  1873),  liczący  w  2  to- 
mach przesdo  49  tysięcy  wyrazów.  Od 
czasu  wyjśda  „Słownika"  Lindego  i  wi- 


go  ^Siownika języka  polskiego* ,  wydanego 
w  latach  1807  -  1814  przez  Samuela  Bo- 
gumiła Lindego  {wyd.  II  we  Lwowie 
18B4 — 1860).  Jest  to  praca  pomnikowa, 
owoc  długoletniej,  zadziwiającej  pracowi- 
tości i  wielkiej  nauki,  wyprzedzająca  leksy- 
kograiję  europejską  o  całe  dziesięciole- 
cia. Autor  podaje  ta  obok  wyrazu  pol- 
skiego zestawienie  z  odpowiedniemi  wyra- 
zami innych  języków  słowiańskich,  obja- 
śnia wyczerpująco  znaczenia  wyrazów  (li- 
czy ich  Słownik  około  69  tys.)  przykładami, 
wyjętemi  z  700  przeszło  dzi^  w.  XVI  i  na- 
stępnych. Współcześni  niezmiernie  wy- 
soko cenili  „Słownik"  Lindego,  to  też  spot- 
kały go  za  to  liczne  odznaczenia;  pomię- 
dzy innemi  wybito  na  cześć  jego  i  ofiaro- 


leńskiego  okazało  się  wiele  słowników 
specjalnych  (np.  łowiecki,  leśny,  górniczy, 
lekarski,  architektoniczny,  kupiecki,  bo- 
taniczny, zoologiczny  i  wiele  innych),  za- 
częto zbierać  wyrazy  gwarowe  i  wielką  ich 
ilość  zgromadzono,  wykryto  wiele  niezna- 
nych przedtym  zabytków  dawnej  pol- 
szczyzny w  rękopisach  i  drukach,  rozwi- 
nęła się  literatura  piękna,  wzbogacono 
terminologję  naukową,  rzemieślniczą  i 
przemysłową  w  najrozmaitszych  kierun- 
kach; zrodziła  się  przeto  potrzeba  opraco- 
wania nowego  słownika,  któryby  wszyst- 
kie te  bogactwa  w  sobie  zawarł.  W  r.  1898 
zaczął  wychodzić  nowy  ,Siovinik  języka 
polskiego,  ułożony  pod  redakcją  Jana  Kar- 
łowicza, Adama  Kryńskiego  i  Wiadysiaioa 


dbyGoot^le 


255 


Niedźwiedzkiego'*  w  Warszawie;  dotąd 
(czerwiec  1903  r.)  wyszły  2  tomy  i  potowa 
ti^eciego  do  polowy  litery  N.  Słownik 
t«n,  uwzględniający  cały  zasób  języka 
polskiego,  prowadzony  z  wielką  samien- 
nością  odpowiednio  do  dzisiejszych  wy- 
magań nauki  przy  pomocy  wielu  uczo- 
nych współpracowników,  będzie  liczył  za- 
pewne ok<4o  300,000  wyrazów,  gdy  do 
końca  dojdzie.  Chociaż  pod  względem 
liczby  wyrazów,  zasobu  przykładów,  u- 
miejętnego  układu  i  wyjaśnienia  pocho- 
dzenia wyrazów  „Słownik*  warszawski 
przewyższa  Lindego,  to  jednak  wyczerpu- 
jący słownik  akademicki  języka  polskiego 
jest  zadaniem  przyszłości.  W  słownika 
warszawskim  wyrazy  staropolskie  podaje 
A.  A.  Kryński,  gwarowe  i  objaśnienie  po- 
chodzenia wyrazów  obcych  ś.  p.  Jan  Kar- 
łowicz (t  14,  VI,  1903),  pochodzenie  wy- 
razów swojskich  —  J.  Baudouin  de  Oour- 
tenay.  Niezależnie  od  słownika  warszaw- 
skiego, Akademja  Umiejętności  w  Krako- 
wie przygotowuje  od  lat  przeszło  20-tu 
matorjaJy  do  wyczerpującego  Równika 
staropolskiego.  Jan  Karłowicz  ogłosił  3 
tomy  doliteiy  O  włącznie  „Słownika  gwar 
polskich*  oraz  2  zeszyty  do  litery  K  włą- 
czcie „Stownika  wyrazów  obcego  a  mniej 
jasnego  pochodzenia  używanych  w  języku 
polskim"'.  "W  wydawnictwach  specjalnych, 
językoznawstwu  naszemu  poświęconych, 
jak  ^Sprawozdania  komisyi  językoznaw- 
czej Akad.  Um",  „Prace  filologiczne", 
„Zbiór  wiadomości  do  antropologii  krajo- 
wej", .Materjaiy  antropologiczno-archeo- 
logiczne  i  etnograficzne" ,  „Materjały  i  pra- 
ce komisji  językowej  Akad.  Um.",  „Roz- 
prawy wydziriu  filologicznego  Ak.  Um." 
i  in.,  ukazują  się  obfite  i  cenne  przyczynki 
do  słownictwa  staropolskiego  i  gwarowe- 
go. Ck)raz  też  częściej  słyszymy  o  słow- 
nikach specjalnych,  opracowanych  bądź 
przez  grona  zbiorowe,  bądź  przez  specja- 
listów, np.  słowniki  zoologiczne  i  botani- 
czne wydali  E,  Majewski  i  J.  Rostafiński, 


lekarskie  —  T.  Matecki  i  Tow.  lek.  krak,, 
anatomiczny  —  S.  Krysiński,  farmaceuty- 
czny —  Wiórogórski  i  Zajączkowski,  che- 
miczny—B. Znatowicz.  Wychodzą  też 
słowniki  techniczne  z  dziedziny  rzemiosł 
i  przemysłu,  np.:  ciesielstwa,  kowalstwa, 
slnsarstwa ,  stolarstwa.  (For.  W.  Neh- 
ringa  „Altpolnische  Sprachdenkmaler" , 
Berlin,  1887,  str.  16-39,  A.  Brucknera 
„Średniowieczne  słownictwo  polskie"  w  t. 
V-ym  „Prac  filologicznych",  str.  1  —  62, 
H.  Łopacińskiego  „Najdawniejsze  słowni- 
ki polskie  drukowane",  tamże  str.  393  — 
464  i  586  —  606,  K.  Appla  i  A.  Kryńskie- 
go „Przegląd  bibljograficzny  prac  nauko- 
wych o  języku  polskim",  tamże  t.  I,  str. 
541  —  718,  A.Brucknera  „Język  Wacława 
Potockiego.  Przyczynek  do  historyi  języ- 
ka polskiego*  w  „Rozprawach  wydz.  filo- 
logicznego Akad.  Um'  t.  XVI  ser.  II,  og. 
zb.  XXXI,  str.  275—421  (na  początku  tej 
znakomitej  rozprawy  dał  autor  ocenę 
dawnych  słowników,  a  szczególnie  Linde- 
go, str.  276-  290).     Hier.  Łopaciński. 

Słudzy.  Statut  Kazimierza  Wielkiego 
z  T.  1347  postanowił,  aby  sługa  albo  wło- 
darz o  kradzież  obwiniony  przedstawił 
6-ciu  poręczycieli  swej  niewinności.  Po- 
dług tegoż  prawa  za  sługę  gołotę,  czynią- 
cego szkodę,  pan  odpowiadał,  ale  ^uga, 
pop^niwszy  kryminfJ,  nie  mógł  uniewin- 
niać się  rozkazem  swego  pana.  W  r.  1506 
postanowiono  bezecnośó  na  sług,  „jeżeli 
doczyńce  gonić  nie  chcą*.  O  ile  za  słu- 
gę nieosiadłego  pan  w  rzeczach  mniej- 
szych majątkiem  swoim  odpowiadał,  o  ty- 
le sługa  osiadły,  o  uczynek  dy  obwiniony, 
odpowiadał  sam  za  siebie.  Plebejuszów 
nie  mógł  nikt  przyjmować  do  słufcby  bez 
„attestacyi  odstania  od  pana  pierwszego", 
czyli  listu  świadecznego.  W  r.  1605  po- 
stanowiono, iż  sługa,  chcący  oddalić  się 
ze  słnżby  przed  wojną,  powinien  był  za- 
żądać uwolnienia  od  pana  swego  na  6  nie- 
dziel przed  takową,  W  r.  1507  przedłu- 
żono t«n  termin  do  niedziel  10-u.    Sługa 


dbyGoot^le 


259 


SŁUPY.— SOBEK. 


Bzlachcic  nie  mógł  od  pana  odstawać  na 
czas  wojny,  jeżeli  przed  trzeciemi  wiciami 
przystał.  Sługa,  dosłużywszy  do  swego 
czasu  umówionego,  mógł  zawsze  odejść. 
&  gdyby  mu  pan  listu  odprawnego  dać  nie 
chciał,  wolno  mn  było  „wziąć  list  wyświad- 
czony od  sądn  Ziemskiego  albo  Grodzkie- 
go onegoż  powiatu".  Gdyby  szlachcic  u- 
więztł  prywatnie  szlachcica,  to  mógł  być 
pozwany  o  to  przez  każdego  szlachcica, 
zostającego  w  ^uibie  a  uwięzionego. 

Słupy.  K.  "Wł.  Wójcicki  podaje  wiado- 
mość o  słupach,  które  znajdowały  się  przy 
dworach  do  czepiania  koni  i  mi^y  jakoby 
zwykle  po  trzy  kółka:  żelazne,  miedziane 
i  srebrne,  służące  podług  stanów  dla  koni 
chłopskich,  miegzczaóskieh  i  szlacheckich. 
Ojciec  piszącego  to,  współczesny  Wójcic- 
kiema  a  także  świadomy  tradycyi  podla- 
skich i  mazowieckich  od  swego  ojca  z  wie- 
ku XVIII,  zapownial  nas,  że  o  tych  troja- 
kich kółkach  krążyła  wprawdzie  taka  ba- 
jeczka, ale  w  rzeczywistości  przy  bramie 
dziedzińca  każdego  dworu,  lub  pod  ok- 
nem uboższego  szlachcica  stał  na  parę 
łokci  wysoki  ^upek  z  jednem  kółkiem  że- 
laznem, służącem  do  uwiązywania  wierz- 
chowców gości  lub  posłańców  bez  wzglę- 
du na  ich  stan.  Służba  zaś  miejscowa 
przestrzegała  tylko,  aby  nie  uwiązywali 
u  płotów  i  sztachet,  które  rujnowały  się 
przez  to. 

Służba.  Tak  nazywano  osadę  rolną  nie 
zawsze  jednakowej  przestrzeni,  daną  za 
obowiązek  odbywania  powinności  czyli 
^użby:  strzeleckiej,  wojskowej  lub  innej. 
LuboCzacki  twierdzi,  że  na  służbę  3  włóki 
liczono,  niebyło  to  jednak  wcale  zasadą 
ogólną.  Służby  strzeleckie  miewtdy  mniej 
więcej  po  2  włóki  (na  których  powstawa- 
ły zwykle  leśniczówki),  służby  wojskowe, 
w  miarę  dobroci  gruntu— od  1  do  2  włóki 
Stefan  Batory  prawem  wieczystem  dał  na 
własność  "Wasilowi  Niewierze  służb  czyli 
osad  12.  Kmieć,  dostający  „służbę*  na 
czynsz,  płacił  z  niej  np.  10  groszy  rocznie 


w  r.  1669.  „W  Kijowie  i  na  Wołyniu, 
gdzie  włók  mierzonych  niemasz,  jeno  służ- 
by, z  każdej  służby  osiadłej  po  pół  zło- 
temu poboru.  A  iż  na  innych  służbach 
bywa  po  kilka  dymów,  tedy  dwa  dymy 
na  jeden  doty  sUadań  się  mają"  (  yol  leg. 
m,  f.  49). 

Smatruz  —  stragan  przekupki,  buda 
kupiecka,  kramnica.  W  pisarzu  dawnym 
czytamy;  .Smatruzy  i  kramnice  śrzódryn- 
kowe  krakowskich  sukienników  i  przeku- 
pniów, Kazimierza  "Wielkiego  jest  budyn- 
ku pamiątka".  Nazwa  powstfJa  od  ga- 
dulstwa {schmelierń)  przekupek,  iglarek, 
kaletniczek,  paśniczek,  które  tam  siady- 
wały i  ustawiczny  sejmik  wiodły,  jako 
czytamy  w  „Kiermaszu  na  Zawiślu":  ,na 
smatruzie  (kto  świadom)  własny  sejm  nie- 
wieści". 

śmigus,  śmigurst,  ob.  Dyngns(£'»(;. 
Siar.  t.  II,  str.  88). 

Smorgońsita  akademja.  O  5  mil  od  Osz- 
miany,  na  trakcie  do  Mińska,  w  woj.  Wi- 
leńskiem,  powiecie  Oszmiańskim  leżało 
miasteczko  Smorgonie,  dziedzictwo  w  wie- 
ku  XYI  możnej  niegdyś  na  Litwie  rodzi- 
ny  Zenowiczów.  Mieszczanie  tutejsi  sły- 
nęli szczególniejszym  przemysłem,  pole- 
gającym na  hodowli  młodych  niedżwie* 
dzi,  obuczaniu  ich  sztuk  i  oprowadzaniu 
potem  po  ca^ej  niemal  Europie.  Stąd  sta- 
ła się  ^awną  w  Polsce:  „Smorgońska  aka- 
demja", ^smorgoński  akademik",  „gaga- 
tek  smorgoński"  i  t.  p. 

Smukawlca  —  rodzaj  sukni  niewieściej 
za  czasów  Zygmunta  III,  wyraz  użyty 
przez  Zbylitowskiego. 

Smycz  —  rzemień,  na  którym  charty 
na  polowanie  prowadzą,  a  potem  je  z  nie- 
go zmykają  czyli  spuszczają. 

Sobak  —  skrócenie  imienia  Sobie^aw 
i  Sebastjan.  Lud  nazywał  także  Jana  So- 
bieskiego królem  Sobkiem.  Że  za4  wyda- 
rzały się  za  jego  panowania  częste  nieuro- 
dzaje, więc  powstało  przyrfowie  w  czasach 
Saskich:  „Za  króla  Sobka  nie  było  w  polu 


dbyGoot^le 


SOBOLE.— SOBÓTKA. 


257 


snopka".  Na  oznaczenie  egoisty  mieli 
Polacy  takie  wyrazy:  sobek,  sobierad,  sa- 
molab,  samoiściec,  siebielubieo,  sobiegani, 
sobiedobrski,  sobieradzki. 

Sobole  —  futro  jedno  z  najdroższych  i 
najwięcej  w  Polsce  poszukiwanych.  W 
Vol.  legutn  (III,  f.  371,  r.  1620}  znajdaje- 
my  postanowienie,  iż  „Borok  soboli"  przed- 
nich (t.  j.  40  skórek)  nie  drożej  mają  prze- 
dawaó  nad  zł.  200. 

Sobótka.  Najnowsze  badania  wyjaś- 
niły nam  w  zupełności  początek  nazwy 
sobótki.  Biskap  poznański  Laskarz  w 
wieku  XIV  statutem  swoim  zakazuje  tań- 
ców nocnych  w  wigilje  przedświąteczne, 
t.  j.  w  soboty  i  w  wigilje  uroczystości, 
przypadających  w  lecie,  a  zatem  przed 
świętem  Jana  Chrzciciela,  Piotra  i  Pawła. 
Z  zabaw  tego  rodzaju  najwspanialszą  byó 
musiała  sobótka  w  okresie  kategzoeken 
świątecznym,  t.  j,  na  Zielone  Świątki.  Ka- 
znodzieja krakowski  Jan  ze  Słupca  powia- 
da, że  tańczą  podczas  Świątek  w  lecie  nie- 
wiasty, śpiewając  pieśń  pogańską.  Stwier- 
dza ten  obyczaj,  jako  jeszcze  pogański, 
statut  synodu  krakowskiego  z  i*.  1408.  Na 
sobótkę,  którą  zawsze  obchodzono  wieczo- 
rem w  sobotę  przed  jednem  ze  świąt  let- 
nich, zbierali  się  jeszcze  w  wieku  XVI 
wszyscy,  zarówno  kmiecie  z  wioski,  jak 
drużyna  i  szlachta  ze  dworu,  do  ognia  roz- 
nieconego na  pagórku  za  wioską.  Ta  łącz- 
ność obyczajowa  i  charakter  obrzędu  gro- 
madzkiego przebija  się  jeszcze  w  pieśni 
Jana  Kochanowskiego  osobótkach  w  Czar- 
nymlesie:     - 

Tam  goście,  Łam  i  domoni 
Sapali  nie  ku  ogoiowi. 

W  pieśni  sobótkowej  mazowieckiej  słyszy- 
my: „Tam  dziewczęta  się  schodziły";  w 
pieśni  znowu  ludu  podkarpackiego: 

Kto  na  w>b6tce  nie  bodzie, 
QI6ivka  go  boleć  wcią2  będzie. 

Ponieważ  sobótka  jest  niewątpliwie  staro- 
dawną uroczystością  czci  słońca,  które  ja- 

Oicyklopedla  itaropolski,  tom  IV- 


ko  źródło  życiodajnego  cie{Ja  i  światła  od. 
wszystkich  dawnych  ludów  cześć  odbiera- 
ło, palenie  więc  stosów  i  igrzyska  groma- 
dne przy  nich  obchodzili  Polacy  w  noc 
najkrótszą  z  całego  roku,  t.  j.  w  przesile- 
nie dnia  z  nocą.  Oczywiście  po  zaprowa- 
dzenia kalendarza  chrześcijańskiego  zwy- 
czaj starożytny  musiał  się  na  początku  la- 
ta do  świąt  i  świętych  chrześcijańskiej 
wiary  przystosować.  W  jednych  więc 
miejscach  obchodzono  go  naZielone  Świąt- 
ki, gdzieindziej  w  przeddzień  Św.  Jana 
Chrzciciela.  I  tak  przez  wiele  wieków  to 
widzimy,  "W  r.  1468  np.  król  Kazimierz 
Jagiellończyk,  na  żądanie  opata  benedyk- 
tyńskiego klasztoru  świętokrzyskiego,  za- 
kazuje pogańskich  uroczystości  (sobótekj, 
na  Łysej  górze  w  Zielone  Świątki  odpra- 
wianych. Tymczasem  o  kilka  mil  w  Czar- 
nymlesie  sobótkę  obchodzono  około  Św. 
Jana,  jak  o  tern  wyraźnie  zaświadcza  Ko- 
chanowski, który  utworowi  swemu  nadał 
tytuł  , Pieśń  świętojańska  o  sobótce"  i 
zwyczaj  ten  uważa  za  odwieczny.  „Sobót- 
kę, jako  czas  niesie,  zapalono  w  Czar- 
nymleaie".  A  dalej  mówi  znowu,  nie  wi- 
dząc nic  gorszącego  w  zwyczaju,  który 
bynajmniej  wiary  chrześcijańskiej  nie  o- 
brażał: 

Tak  to  matki  nam  podały, 

Same  znowu  z  drugich  mialj, 

Że  na  dzień  świętego  Jana 

Zaniiif  sobótka  polana. 

Marcin  z  Urzędowa  w  drugiej  połowie 
XVI  w.  pisze  w  swoim  zielniku:  „U  nas 
w  wilją  Św.  Jana  niewiasty  ognie  paliły, 
tańcowtJy,  śpiewały,  djablu  cześć  i  mo- 
dłę czyniąc  (0;  tego  obyczaju  pogańskiego 
do  tych  czasów  w  Polszczę  nie  chcą  opusz- 
czać, ofiarowanie  z  bylicy  czyniąc,  wiesza- 
jąc po  domach  i  opasując  się  nią,  czynią 
sobótki,  paląc  ognie,  krzesząc  je  deskami, 
aby  była  prawie  świętość  djabelska,  śpie- 
wając pieśni,  tańcując".  Nazwa  sobótki 
nie  była  powszechną  w  Polsce.  Lud  np. 
mazowiecki  i  podlaski,  nad  Narwią  i  Bu- 


dbyGoot^le 


258 


SOCHA. 


giem  zamieszkały,  obrzęd  ten  znal  tylko 
pod  mianem  „Kupalnocki".  U  Mazurów 
naduarwiańskich  w  wigilję  Św.  Jana,  po 
zachodzie  słońca,  gospodynie  i  dziewczę- 
ta, zebrane  na  łące  nad  strumieniem,  roz- 
paliwszy „  kupalnockę",  patrzyły  czy  ze - 
br^y  się  wszystkie;  gdyby  której  nie  by- 
ło, tą  uważano  za  czarownicę.  Kaatępnie 
biesiadowały,  tańczyły  przed  ogniem  i  z 
ka^ego  gatunku  przyniesionych  pęków 
ziół  rzucały  po  gałązce  w  ogień,  wierząc, 
te  dym  z  tych  ziół  zabezpieczy  je  od  sX6- 
go;  resztę  zabierały  do  domów,  aby  poza- 
tykać w  strzechy  chat,  obór  i  stodół.  Oko- 
ło północy,  mocniejszy  roznieciwszy  ogień, 
pozostałe  napoje  weń  wlewfJy,  a  jedna  z 
dziewcząt  wieniec,  uwity  z  bylicy  i  ziół 
innych,  rznc^anawodę  strumienia,  przy- 
czem  wszystkie  zawodziły  prześliczną  sta- 
starodawną  pieśń  (ob.  Wieniec,  wianki): 
Oj  czego  placzeflz,  moja  dEiewczyno? 
Ach,  cói  ci  »  niedola?  i  Ł  d. 
Sobótka  na  Rosi  zowie  się  Kupałą,  a  licz- 
ne ślady  tego  obrzędu  z  Wołynia,  Ukrai- 
ny, Litwy  i  Białejrusi  opisali  nasi  zbiera- 
cze rzeczy  ludowych:  Marcinkowski,  Stec- 
ki, Enst.  Tyszkiewicz  i  wielu  innych,  jak 
u  ludu  polskiego  uczyniU  to:  Kolberg, 
Gregorowicz,  Gloger  i  t.  d.  Seweryn  Go- 
szczyński osnuł  c^y  poemat  na  tle  sobót- 
ki karpackiej,  a  Wincenty  Pol  w  „Pieśni 
o  domu  naszym"  opiewa  „wielkie  wian- 
ków święto".  Piotr  Chmielowski  podał  w 
Tyg,  Ilustr.  (r.  1875,  t.  XV)  obszerną  roz- 
prawę p.n.  „Sobótka — zestawienie  dwnch 
wieków  i  dwuch  indywidualności".  Każ- 
dy naród,  który  chce  życie  własne  rozwi- 
jać, ma  obowiązek  w  swoich  zabawach, 
rozrywkach  i  widowiskach  podnosić  i  od- 
twarzać obrazy  obyczajowe  ze  swej  prze- 
sdości  i  zachowywać  piękne  zwyczaje  oj- 
czyste, do  których  należy  u  nas  sobótka. 

Socha,  starożytne  narzędzie  słowiań- 
skie do  orania,  używane  dotąd  powszech- 
nie na  Podlasiu  i  Rusi  litewskiej,  a  da- 
wniej na  calem  Mazowszu  i  w  Lubelskiem. 


lyiowiekowe  istnienie  sochy  przemawia 
najwymowniej  za  jej  racjonalną  budową 
i  praktycznością.  .Zastanawiając  się,  w 
rzeczy  samej,  nad  jej  składem— pisze  Mi- 
chał Oczapowski  —  nie  można  nie  przy- 
znać albo  jenjuszu  dla  jej  pierwszego  wy- 
nalazcy, jeżeli  to  był  jeden  człowiek,  albo 
przyznać  wypada,  że  w  tych  prowincjach, 
gdzie  jej  używają,  oddawna  bardzo  na  to 
narzędzie  uwagę  zwracano  i  ciągle  je  po- 
prawiano" (.Gospodarstwo  wiejskie", 
Warszawa,  1856  r.).  W  dzidach  rolni- 
czych dawnych  autorów  polskich,  jak:  Go- 
stomskiego,  Zawackicgo,  Słupskiego,  Han- 
ra  i  innych,  nie  napotykamy  opisu  sochy, 
jak  sądzę,  z  tego  powodu,  że  wymienieni 
autor owie  badali  przeważnie  gospodar- 
stwa tych  prowincyi,  skąd  pochodzili  sa- 
mi, t.  j.  mieli  na  uwadze  prawie  wyłącz- 
nie powincje  po  lewej  stronie  Wisły  poło- 
żone, gdzie  sochy  nie  znano,  która  była  w 
użycia  powt-zechnem  na  Litwie,  Podlasiu 
i  wschodniej  ozęści  Mazowsza,  gdzie  przez 
długie  wieki  trwał  system  gospodarstwa 
przemiennego,  gdzie  zatem  dużo  uprawia- 
no nowin  leśnych,  i  do  tego  kamienistych. 
Wyraz  soc^a  w  językach  słowiańskich  o- ' 
znaczą  rozsochę  t,  j.  drzewo  na  ksztalfc  wi- 
deł, rozsochate.  Starosłowiańskie  słowo 
socha,  rasocha  oznacza  widły,  toż  samo  o- 
znacza  socha  w  języku  bułgarskim,  serb- 
skim i  czeskim.  W  języka  polskim  sochą 
zowie  się  słup  rosochaty  stawiany  przy 
studni  do  zawieszenia  żórawia,  także 
słup  wielki,  jakie  stawiają  wewnątrz 
szop  i  stodół  do  podparcia  dachu.  So- 
cha do  orania  składa  się  z  cz^ci  na- 
stępujących: Główną  część  sochy  stano- 
wi rogacz  (ABCD),  na  który  zwykle  wy- 
bierają drzewo  lżejszego  gatunku  (świer- 
kowe, sosnowe  lub  osikowe),  grube  10 — 
12  centym.,  posiadające  odpowiednie  ko- 
rzenie. Po  wykopaniu  z  ziemi  korzenie 
obcinają,  z  wyjątkiem  dwuch,  mających 
odnośnie  grządzieli  kierunek  zbliżony  do 
prostopadłego.     Korzenie  te  stanowią  rę- 


dbyGoot^le 


o 


kojeście,  czyli  rogi  sochy  (BO,  BD):  ociebny, 
czyli  prawy  (CM)  i  kiohny  —  lewy  (DB). 
Koniec  (AO)  grządzieli  (AB),  zwany  wier- 
cielem,  opiera  się  na  jarzmie  i  ma  kilka 
dziur,  w  kMre  się  wkłada  ko> 
Jek  —  ciągalnik  {O').  Przesta- 
wiając ciągalnik,  możemy  Di- 
żej  lub  wyżej  przytwierdzić  za 
pomocą  7ti/«'(/r3ear£jt)  ff  jarz- 
mo do  grządzieli  i  w  ten  spo- 
sób regulować  głębokość  orki. 
Tużpodrozsochą,  -ctzj gnieździe 
{część  rogacza,  skąd  rogi  wyra- 
stają(B)]  w  wydłubanym  wgrzą- 
dzieli  otworze  ukośnym,  zwa- 
nym dziurą  (OP),  jest  osadzo- 
na, pod  kątem  43  do  45  stopni, 
mocna  trzycalowa  deska  brzo- 
zowa, zwana  piachą,  widiami, 
jo£rA(j:,alboteż  nasadem(KM.(y). 
Górna  część  uasadu,  czyli  war- 
kocz (MP)  powinna  przeeliodzić 
przez  całą  grubość  rogacza;  a- 
by  zaś  nasad  nie  wyrywfU  się 
z  rogacza,  warkocz  przetyka 
się  gwoździem  dębowym  lub 
żelaznym,  zw  anym  pyzakiem  v, 
pyżką.  W  dolnej  części  warko- 
cza, z  prawej  strony,  leży  wy- 
stająca część  nasadu,  zwana 
progiem.  Drugi  koniec  nasadu 
zakończa  się  widdkowato,  dwo- 
ma rogami,  które  służą  do  nasa- 
dzenia soSników,  czyli  narogów 
(GG,  JK).  Do  nasadu,  w  punkt. 
SiR  jak  wskazuje  rys.,  jest  przy- 
mocowany drą&ek,orczyk,whÓ7Z 
czyli  óri  (SR'),  o  którego  zgięty 
koniec  opiera  się  spodnia,  czyli 
prawa  odkładnica.  Na  Podlasiu 
nad  narwi  ańskiem  i  Litwie  órż 
zo-v/i%podpaikicm.  Órż  należy  do  części,  na- 
dającyeii  sztywność  widłom.  Na  dolnej  po- 
wierzchni, wpoprzekplachy,wydrążasię  ro- 
wek, czyli  ;łfl::(:^(7wa),wktóry  wkłada  się  że- 
lazny  lub  mocny  drewniany  drążek,  czyYipo- 


dymka(¥\5).  órż  wraz  zpodymką.  umocowa- 
ne za  pomocą  sznura,  lub  odpowiednio  wy- 
giętego żelaznego  pręta,  służą  dla  mocniej- 
szego związania  płachy  z  rogaczem.  W  nie- 


ja  li 


I  których  sochachcałyaparat,  wiążący  nasad 
z  rogaczem,  bywa  nieco  odmienny:  órż  i 
podymka  zrobione  są  z  jednego  kawałka 
drzewa  lub  żelaza;  w  takim  razie  órż  staje 
się  więcej  wygiętym  (TUR')  i  formą  przy- 


dbyGoot^le 


260 


O      C      H      A. 


pominą  pływającą  kaczkę.  Dolna  czaić 
oi4a,  niby  korpus  kaczki,  jest  zabita  w  po- 
przeczną kamę,  na  dnie  nieco  szersza.  Ka- 
ma znajduje  się  od  spodu  i  po  środku  pia- 
chy. Część  prawa  orczyka,  niby  szyja  i 
gtowa  kaczki,  wznosi  się  ku  górze,  pod- 
pierając prawą  odkładnię.  Z  prawej  stro- 
ny płachy,  na  orczyku  założona  jest  sioi- 
iica  V-  n'/(7(-.  Jest  to  pierścień  żelazny, 
spłaszczony,  służący  do  przyciągania  na- 
sada do  grządzieli  i  naprężenia  jej.  Krui 
V.  jtriii~yi'  —  jest  to  kawałek  żelaznego 
pręta,  którego  górna  część  zost^a  w  po- 
staci ostrego  dzioba  na  zewnątrz  wygięta; 
dolna  laś  jest  opatrzona  pierścieniem, 
którym  kruk  wbija  się  na  lewy,  półtora 
cala  wystający  koniec  orczyka.  Kruk  ma 
posiadać  podobnet  przeznaczenie,  jak  skob- 
lica.  rc:co/  v.  w/ai"  —  jest  to  konopny 
powróz  obmotany  od  skoblicy  do  kruka 
na  girądzioli  na  podłożonym  tam  ize- 
ncemieniu.  Pod  rzemień  i  powój  pod- 
bija się  iiitt,  któiy.  w  miar^  podbija- 
nia, nadaje  widłom  naturalną  sztywność, 
prses  zmniejszanie  zaś  kąta  pomiędzy  wi- 
dłami a  grsądiielą.  po  części  moŁe  rega- 
lować  głębokość  orki  Prawa  odkladni- 
ca  pn^'twie^dza  się  do  orczyka  za  pomo- 
cą gwoździa,  zwanego  i^oz-icit-m.  Jak  po- 
wiedzieliśmy wyżoj.  soiśoików,  czyli  naro- 
gów,  jt>st  dwa:  /t-xv  i  /Tiizcy.  Pierwszy 
kantom  swoim  odrzyna  skibę  prostopadle 
od  warstwy  niooranoj,  t.  j.  gra  rolę  kroju; 
dnigi  z.-»stęp«jo  mii-jsoe  lemit'sza:  obydwa 
I.1Ś  są  di>  $ii.'bio  nieco  uk<.'>snie  ustawione. 
I^nry  Sł\śnik  jest  cokolwiek  dlutszy.  dla- 
tojn>  jvEionia  liuja  ivier,*uięv-i.i  wj'pada  a- 
ki>sn.'),  j;»k  u  pluj;*-  ^'  s<^":kaoh  iv>sn>- 
tiii.4J)):  a>  -v»v>\  sir.i.-too  oo  u:r:y.:-.yw;ir.ia 
11*  t\ij:aoh  SAmy.-h  silników  i  o.rinyok 
końłVw  obu  dosok  .O",  K':  b  .c-7.;.;-..=-.:sj- 
duj.-i'.v  si*;  na  ^ownęTrrr.yih  s:r.^r..ic';:  sos- 
nikow,  i\: i '■:.}•:;,-■.  r, •.':.•.■:  «'  .'C;  ,0:1.  .TK\ 
fctorjvb  ji\M  d\vi,\  ko;~.v';i;:vl  .;Xr.yr.-.i  w,V..^ 
dsą  w  uoha  Si^isir.kow.  osav:,-:.'aj ,-;;  c-ł  .iwj 
rv>i:;ti'h  piachy.     Zwyk>  i^isfs.-r.ie  wyra- 


biają się  z  drzewa  twardego,  grabowego, 
dębowego  lub  brzozowego;  w  braka  zaś 
takiego  okuwają  je  niekiedy  grubą  blachą 
ielazną.  Prawa  polica  —  odkiadna^  wazka 
(G"H),  mająca  odkładać  skibę,  opiera  się 
o  zakrzywionykoniecorża  R'S  i,  jak  wspo- 
mnieliśmy wyżej,  przybija  się  do  niego 
gozdkiem  drewnianym  lab  żelaznym.  1*- 
wa  polica  —  deska  krajna^  zakra-uana  (KK') 
ustawia  się  i  reguluje  za  pomocą  kamyka, 
zasadzonego  między  nią  a  rogiem  pinchy, 
blizko  osady,  lub  odpowiedniego  przywią- 
zania sznurkiem  do  grządzieli.  Obie  od- 
kładnię (police)  tworzą  powierzchnię  o 
krzywiżnie  matematycznie  prawidłowej, 
jaką  się  napotyka  u  pługów  najnowszej, 
nlepszonej  konstrukcyi,  o  krótkiej  odkład- 
nicy.  zatem  socha  należy  do  tegoż  działu 
pługów,  czyli  mchadel.  Aby  rękojeście 
mogły  byc  przystosowane  do  wzrostu  i 
nawyknienia  orzącego,  do  prawej  przy- 
wiązuje się  witką  tak  zwana  kulka  (C~B'>, 
t.  j.  kawałek  zakrzywionej  w  fonnle  rącz- 
ki g^ęzi  brzozowej;  do  lewej  zaś  ^r  tym- 
że celu  uwiązuje  się  nieco  tUoiszy  kij  las- 
kowy, zwany  ra^ą,porączką,  melicą,  me- 
dluą  '.KP',  który  drogim  końcem  podsa- 
dza się  pod  żelazne  uwiązanie,  czyli  siąza- 
dh  ■,RK'Si.  Z  częiści  dodatkowych  sochy 
wymienić  należy:  L  farzmo^  P^^  oraniu 
uiywane.  jak  widać  na  rysonka,  jest  for- 
my oryginalnej,  mianowicie  jest  znacznie 
wydlnione  ("2.400  m.'.  Wyrabia  się  zdrze- 
wa  iżojsze^o:  np.  lipowego,  oso  wego.  wierz- 
Kiwego  lv:b  topolowego;  waży  okc^o  Ił 
kilogramów  \'11  funiówi;  służy  do  njaiz- 
niiema  2-eh  wołów,  ciągnących  sochę.  "W 
jarrniie  CGr.'±n:^;ą  następujące  części:  a> 
T'ry  ^i':."i,  r:ia;d-;ące  się  pośrodku  jarz- 
r.-.a,  z  kioryih  śn[>dkowa  nazywa  się  fr/t- 
r,-.;';,  y*  b:-:zne  przekładają  wicie ^ci/- 
7.,-- :  V,  -'-ST--  ■"■«  rwące  wtedy,  gdy  wo- 
ły p^::,ijr-~we  p;:aia;ą  siły  nierówne,  b. 
K:-'.i\  /"-"..;  i .'.  :.--j,  w  króie  bokiem  wkla- 
Cj-ą  Jry;e  w.','w.  W  dMaej  części  ka- 
;.'.;-_■  KJ..;  zr.,ł;.:-;e  się  drżurks  i  parciani 


dbyGoot^le 


SOCHA. 


zapinka,  zaaątka,  pętelka,  patka,  c)  Za- 
nozy,  zanoiki  —  prawa  i  lewa.  Są  to  łok- 
ciowej długości  pręty,  na  jednym  końca 
posiadające  pałkowate  zgrubienie;  robią 
się  one  z  najlepszej  dębiny,  zwanej  go- 
łąbkową. Zanożki  służą  do  podtrzymy- 
wania szyj  wołów  w  kulach,  a  karków  wo- 
łów w  stosownych  zagłębieniach  jarzma. 
W  tym  celu  przetykają  je  przez  dwie  dziu* 
ry,  znajdujące  się  nakońcacb  jarzma,  dol- 
ne zaś  koóoe  wtykają  w  pętelki,  znajdują- 
ce się  w  koficu  każdej  kuli.  d)  Podwóf, 
przy7vofe,  wicie —  służące  za  łącznik  sochy 
z  jarzmem.  II.  Skrobaczka  'v.  łopatka  ^o 
oskrobywania  ziemi  z  de^ek.  III.  Naroi- 
nica.  Sznur  konopny  lub  parciany,  za- 
czepiony u  rogów  obu  wołów,  służy  do 
ich  wodzenia.  W  tymże  celu  na  nieobu- 
czonego  woła  zakładają  oblejcówkę  z  ta- 
kiegoż sznura.  IV.  Taradeja  v.  Taradej- 
ka  —  tył  wozu  ze  skrętem  na  dwurh  ko- 
łach, obsadzonych  na  osiach  drewnianych, 
duży  do  wożenia  sochy;  czasem  w  tym 
celu  używają  włoki,  t.  j.  dwnch  drążków, 
złożonych  w  kształcie  takim  f\ .  Na  Pod- 
lasia nadnarwiańskiem  używany  jest  tyl- 
*  ko  .włók'.  Wogóle  socha  jest  narzędziem 
sztucznie  i  racjonalnie  zbudowanem.  Ze 
względu,  iż  głębokość  orki  może  być  re- 
gulowana za  pomocą  odpowiedniego  przy- 
twierdzenia jarzma  do  grządzieli,  przy- 
równać można  sochę  do  pługa  koleśnego, 
z  tą  różnicą,  że  w  sosze  kolesnośó  zastą- 
pioną jest  oparciem  o  jarzmo,  przyczem 
grządziel  wywiera  możebnie  mały  opór 
na  jarzmo,  gdyż  jest  bardzo  długą  (3650 
milim.).  Piętę  pługa  w  sosze  stanowi  dol- 
na część  soszników,  głównie  zaś — ręka  o- 
racza.  Lemiesz  podwójny,  formy  wideł- 
kowatej,  łatwo  przebija  i  wchodzi  w  zie- 
mię; zużywa  się  przytem  mniej  siły,  niż 
przy  [cugach,  o  c^kowitym  w  formie  no- 
ża lemieszu,  gdyż,  jak  wiadomo,  widły  ła- 
twiej w  grunt  wchodzą,  niż  łopata.  Zło- 
żona z  dwuch  polic  odkładnica  sochy 
przedstawia  powierzchnię  tarcia  mniejszą, 


aniżeli  takaż  powierzchnia  całkowitej  od- 
kładnicy  pługa;  podjętą  skibę  socha  prze- 
wraca po  linii  spiralnej.  Ponieważ  socha 
nie  ma  płoza,  przeto,  napotkawszy  w  cza- 
sie działania  przeszkodę  (kamień,  korzeń), 
oracz,  unosząc  sochę,  mija,  narogi  zaś 
biorą  następnie  i  odwracają  ziemię  tuż  za 
przeszkodą;  to  też  socha  bardzo  się  nada- 
je do  nprawy  grantów  kamienistych,  oraz 
nowin  z  korzeniami  i  karpami.  Szerokość 
skiby  wynosi  8—12  cali;  głębokość  zaś  or- 
ki 3  —8  cali.  Wymienione  szczegóły  bu- 
dowy soohy  zdradzają  najwyraźniej  prze- 
wodnią mysi  jej  wynalazców,  mianowicie 
moiebne  zmniefszenie  oporu  podczas  ora- 
nia. Że  cel  ten  został  najzupełniej  osią- 
gnięty, wie  o  tem  każdy,  mający  do  czy- 
nienia z  sochą.  Zresztą  mamy  tego  do- 
wody, chociażby  w  jakości  inwentarza  ro- 
boczego, używanego  przez  drobnych  wła- 
ścicieli przy  oprawie  roli  sochą.  Nieraz 
zdarza  się  widzieć,  jak  para  nędznych 
krów  lub  nawet  cieląt  pracuje  przez  cały 
czas  przy  orce  pola,  nie  wytężając  zbytnio 
sił.  Do  lekkości  uprawy  dużo  się  przy- 
czynia stosunkowo  mała  waga  sochy,  któ- 
ra prawie  nigdy  nie  przekracza  70  —  76 
funtów  [(30  kil.)  w  tem  waga  soszników 
=  7,6  funt,,  czyli  3  kilogr.].  Jednocześ- 
nie socha  jest  narzędziem  taniem;  oprócz 
bowiem  dwóch  narogów  z  żelaza,  reszta 
jest  z  drzewa,  co  daje  możność  zrobienia 
sochy  w  domu  i  łatwej  naprawy.  Po  od- 
jęciu deski  odkładnej,  socha  może  być  u- 
żytą  jako  radio  lab  obsypnik.  Do  wad 
sochy  należy,  że  w  czaaie  orki  nie  podcina 
skiby  na  caJą  szerokość,  lecz  tylko  z  bo- 
ków; tym  sposobem  środek  skiby  musi 
być  oderwany,  co  przyznaoznem  zaperze- 
niu roli  jest  szkodliwem.  Łatwą  jest  do 
naprawy,  lecz  łatwo  się  i  psuje.  Oranie 
sochą  wymaga  wielkiej  umiejętności  i 
wprawy  rataja  czyli  oracza,  ponieważ  pła- 
cha  nie  jest  osadzoną  równolegle  do  grun- 
tu, nie  sunie  się  po  nim.  lecz  tylko  podej- 
muje skibę  przodem.     Z  tego  powodu  ca- 


dbyGoot^le 


SODALIS  MARIANUS. 


to  narzędzie  w  czasie  roboty  musi  b;ć 
trzymane  w  ręku,  a  wszelkie  uchybienia 
oracza  odbijają  się  bezpośrednio  na  jako- 
ści orki.  Za  to  w  ręku  uroiejętnem,  mi- 
etrza-oraeza,  przy  uprawie  gruntów  śre- 
dni o -z  wic  zły  eh,  kamienistych,  lub  nowin 
leśnych,  jak  również  przy  wyprowadzaniu 
rządków  pod  kartofle  w  linii  prostej,  so- 
cha jest  narzędziem  wyborneiu  i,  jak  są- 
dzę, jeszczB  przez  długie  lata  w  podobnych 
wypadkach  będzie  używaną,  gdyż  działa 
lepiej,  niż  pług.  W  dzisiejszych  czasach 
socha  znajduje  zastosowanie  w  mniejszych 
gospodarstwach,  w  gubernjach:  Siedlec- 
kiej, Łomżyńskiej,  Suwalskiej,  północnej 
części  gub.  Lubelskiej,  we  wschodniej  czę- 
ści Płockiej,  Warszawskiej  na  prawym 
brzegu  Wiały,  oraz  w  gub.  litewskich.  To 
szerokie  rozpowszechnienie  sochy  bynaj- 
mniej nie  świadczy  o  zacofaniu  i  nizkim 
stanie  kultury  tych  miejscowości,  jak  to 
mniemają  ogólnie,  lecz  jest  raczej  skut- 
kiem racjonalnej,  taniej,  a  zarazem  prostej 
budowy  tego  narzędzia.  Ileż  to  narzędzi 
rolniczych  już  za  naszych  czasów  zostało 
zarzuconych  z  powodu  wadliwej  budowy, 
lub  udoskonaleń  technicznych;  tymcza- 
sem socha,  przetrwawszy  wieki,  dziś  jesz- 
cze współzawodniczy  o  pierwszeństwo  z 
pługiem  przy  uprawie  gruntów  kamieni- 
stych i  nowin.  I  trzeba  przyznać,  że  w 
tych  razach  okazuje  się  lepszą  od  pługa 
i  w  zupełności  go  zwycięża.  A  wszystko 
to  zawdzięcza  tak  genjalnie  a  prosto  ob- 
myślanej przed  wiekami  swojej  budowie. 
To  też  wartoby,  aby  w  nowych  narzędziach 
zużytkowano  to,  co  socha  ma  w  sobie  do- 
brego, mianowicie:  lemiesz  wideikowały , 
odkładnie  ziożotią  z  dwuch  częSci,  oparcie 
grządziełi  o  jarzmo  (rodzaj  koleśności)  i  mo- 
iebnie  małe  tarcie  pięty.  Tym.  Łunicwski. 
—  Do  powyższego  artykułu  uczonego  na- 
szego rolnika  dodamy  tylko,  że  około  ro- 
ku 1870,  przeglądając  odwieczne  graty, 
którymi  założona  była  jedna  z  piwnic  pod 
starożytnym  ratuszem  w  Toruniu,  znaleźli- 


śmy grządziel  z  naturalnym  sękiem,  a 
więc  prawdziwą  „sochę",  użytą  na  narzę- 
dzie do  uprawy  roli  w  dawnych  wiekach, 
a  jak  się  zdaje,  przechowywaną  tu  już  nie- 
gdyś na  pamiątkę  pierwotnego  sposobu 
uprawy  ziemi.  Przytem  dodamy  tu  uwa- 
gę, że  socha  niewątpliwie  zaniesioną  zo- 
stała na  Litwę  i  Żmudź  przez  rolniczy  lud 
mazowiecki,  zabierany  tłumami  w  niewolę 
od  XII  do  XIV  wieku  przez  napady  wo- 
jowniczych leśnych  Litwinów,  potrzebują- 
cych dziesiątków  tysięcy  rąk  do  karczo- 
wania dziewiczych  puszcz  i  uprawy  roli. 
Dlatego  też  sochę  nazywamy  narzędziem 
„mazowiecko-podlasko-Iitewskiem".  O  so- 
sze naszej  pisał  dość  szczegółowo  Dr,  K. 
Rau  w  dziele:  Gcschichte  des  PJfuges  (str. 
33,  Heidelberg,  1846). 

Sodalfs  Marianus.  Wysoka  cześć,  ja- 
ką Polacy  oddawali  Matce  Boskiej,  spo- 
wodowała założenie  religijno-moralnego 
bractwa  Sodalisów.  Przymiotnik  łaciń- 
ski sodalis  znaczy:  należący,  składający 
towarzystwo.  Zasadami  tego  stowarzy- 
szenia było  nietylko  nabożeństwo  do  N. 
M.  Panny,  ale  zachowanie  w  życiu  nieska- 
żonej prawości  i  czystości  obyczajów. 
Bractwa  sodalisów  mi^y  swego  prefekta 
i  kongregację,  członkowie  podzieleni  byli 
na  dwa  stopnie  sodalisów  i  tyronów.  Brac- 
two to  w  XVII  wieku  rozpowszechniło 
się  w  szkołach,  palestrze  i  po  całym  kraju. 
Samych  uczniów  jednego  tylko  kolegjum 
jezuickiego  w  Kaliszu,  zapisanych  było 
roku  1600  w  bractwie  sodalisów  127.  Ró- 
wnież rozpowszechnionem  było  to  brac- 
two w  szkołach,  palestrze  i  magistracie 
lubelskim.  Członkowie  obowiązani  byli 
surowo  zachowywać  jego  przepisy.  Za  roz- 
pustę dostawał  sodalis  od  stowarzyszonych 
chłostę,  za  przekroczenie  ósmego  przyka- 
zania Bożego  następowała  ekskluzja,  czy- 
li wykreślenie  z  bractwa,  co  uważano  pra- 
wie na  równi  z  klątwą.  Zaklęcie:  Ut  sum 
sodalis  Marianus,  „Jakem  sodalis",  było 
dowodem  prawdy  stanowczym,   o  której 


dbyGoot^le 


SOKOLNIK.—  SOKÓŁ. 


nikt  jaż  uie  wą1^i2.  Zygmaut  Kaczkow- 
ski napisał  piękną  powieść  p.  t.  „Sodalis 
Mariantts",  osnatą  na  tle  czasów  Saskich. 
W  ostatnich  czasach  za  staraniem  oo.  je- 
zoitów  w  Głalicyi  wskrzeszono  znowu  to 
bractwo.  Wątpimy  jednak,  czy  wobec 
nowoczesnego  lekceważenia  czystości  o- 
byczajów  i  niemożliwości  stosowania  kary 
batogowej,  bractwo  to  może  nosió  swój 
charakter  staropolski. 

Sokolnik  (lae.  falconarius)  ob.  Sokol. 
Sokół,  ptak  {Falco  genlilis),  używany 
był  w  Polsce  do  łowów  od  czasów  Pia- 
stowskich. Książęta  i  magnaci  do  hodo- 
wli i  obuczania  mieli  sokolników,  których 
osady  po  dziś  dziefi  zwane  są  Sokolnika- 
mi, Bole^aw  Chrobry  sprowadzał  z  da  - 
lekich  krajów  sokc^y  i  sokolników.  Sokol- 
nicy u  panów  należeli  do  sług,  a  u  panu- 
jących —  do  urzędników  dworskich.  W 
XIII  w.  napotykamy  pomiędzy  urzędni- 
kami sokolnika  {falconarius),  podpisane- 
go jako  świadek  na  przywileju  Bolesława 
śląskiego  z  r.  1231.  Ponieważ  najsnad- 
niej  ułożyć  się  dają  do  polowania  młode 
ptaki,  zabierano  więc  je  z  gniazd,  gdy  już 
mit^y  z  nich  wylecieć,  i  takie  zwano 
„gnieżnikami".  Na  kmieci  wkładano  po- 
winność pilnowania  gniazd  sokolich.  Cy- 
gański, autor  „Myśliwstwa  ptaszego", 
współczesny  Batoremu,  każe  je  chować  na 
wieży  i  dobrze  karmić,  aby  nawykały  wy- 
soko się  wzbijać  i  nie  uciekały.  Młode 
pielęgnowano  starannie  i  karmiono  ptac- 
twem, stawiano  przy  świeżej  wodzie,  żeby 
się  kąpały  i  na  słońcu  suszyły.  Główny 
warunek  nauki,  żeby  sokół  mało  sypiał  i 
był  najczęściej  na  ręku  myśliwca,  przez  co 
stawał  mu  się  posłusznym  i  do  niego  przy- 
wiązywał. Jak  sokół  wybrany  z  gniazda 
zwal  się  gnieźnik,  tak  złapany  stary 
zwał  się  dziwek,  a  każdy  ptak  drapie- 
żny układany  do  polowania  zwał  się  ma- 
i  ż.  W  czasie  nauki  często  karmiono,  na- 
kładano na  głowę  kapturek,  żeby  nic  nie 
widziały,  pętano  nogi  i  noszono  ustawicz- 


nie na  obręczy,  dręcząc  bezsennością, 
przGz  co  traciły  dzikość  i  postuszniały. 
Puszczano  je  na  sznurze  (zwanym  dłnż- 
ce  lub  pętca),  żeby  wracały  na  berło,  po- 
czem  je  karmiono.  Przez  zimę  dziwoka 
sokolnik  przywiązywał  do  klocka,  po  izbie 
puszczał,  często  brał  na  rękę,  pokarmem 
przynęcał,  chłodno  i  w  ciemności  trzymał, 
o  gnieźnika  mniej  się  kłopotał.  Gdy  nie 
było  dla  sokołów  ciemnej  komory,  to  je 
zamykano  w  skrzyni.  Na  łowy  niesiono 
wprawnego  już  ptaka  na  ręku  z  kaptur- 
kiem, który  zdejmowano,  kiedy  zdobycz 
miał  ujrzeć.  Wówczas  wznosił  się  pod  o- 
błoki,  krążył,  na  ofiarę  jak  kamień  spadi^, 
zabijał,  na  głos  powracał  i  pokarm  otrzy- 
mywał. Raroga  potrzeba  aby  pilnowały 
charty,  jastrzębia— wy^y.  Nadto  każdy 
rodzaj  ptaków  łowieckich  miał  osobny  ga- 
tunek ptactwa,  do  którego  mógł  być  uży- 
ty, któremu  mógł  podołać.  Orły  i  sokoły, 
głównie  na  dropie,  dzikie  gęsi,  czaple  i  żó- 
rawie  puszczano,  jastrzębie  —  na  cietrze- 
wie, kaczki  i  kuropatwy,  krogulce  —  na 
przepiórki,  gołębie  i  skowronki.  „Sokół 
i  każdy  ptak— mówi  Rej  w  Żywocie  po- 
czciwego człowieka  —  gdy  go  nadob- 
nie agłaszczesz,foremną  j  akączapeczkę  nań 
włożysz,  już  za  tobą  lata  od  stawku  do 
stawku,  już  krąży,  szuka,  czemby  ci  się 
przyrfużył".  Prawo  posiadania  sokoła  my- 
śliwskiego tak  oznaczało  w  Polsce  szlach- 
cica, jak  noszenie  szabli  u  boku.  Było  w 
Polsce  kilka  gatunków  sokołów.  Klak 
powiada,  że  sokół  podolski  wielkie  ma 
skrzydła  i  nogi.  W  przenośni  sokół  ozna- 
czał dorodnego  młodziana.  W  pieśniach 
też  starych  słyszymy  nieraz  o  młodzianie 
jako  sokole  lub  sokoliku  i  o  ptaku  sokole. 
Żniwiarze  podlascy  śpiewają  w  dniu  do- 
żynkowym: 

Hej  nie  wylatuj,  raby  sokole, 

Bo  już  nie  prayjdziem  w  to  czyste  pole  i\A. 
"W  artyleryi  polskiej  „sokołami"  nazywa- 
no pewien  rodzaj  dział.  W  „Arclielii"  z  r. 
1643  czytamy  np.;   „Działo,  wielki  sokół. 


dbyGoot^le 


264 


SOŁTYS,  SOŁTYSTWO. 


czwarta  ezęśó  kolnbryny,  wyrzuca  trochę 
więcej  niż  5  fantów".  Jaknbowski  w  n^a- 
uce  artyleryi"  z  r.  1784  mówi  znowu:  , So- 
koły, faucons  z  gatunku  śmigownic  albo 
wężów,  do  6  funtów  kulo  strzelają'.  W  do- 
kumencie z  r.  1145  znajdujemy:  a  cusło- 
dia  et  solucione  crodiorum,  quod  a  o  k  o  1 
dicitur,  a  w  innym  z  r.  1259  mamy  nazwę 
„Sokola  dąbrowa"  {circa  rivulum  Poniąua 
et  Sokola  Dam6rova). 

SoHys,  sołtystwo  czyli  srfectwo.  W 
czasach,  gdy  ziemi  pustej  było  dażo  a  osa- 
dników mało,  książęta,  królowie,  panowie 
i  duchowni,  zakładając  wioski,  stanowili 
w  nich  sołtysów  czyli  zwierzchników,  któ- 
rzy mieli  obowiązek  starać  się  o  nowych 
osadników,  zarządzać  gromadą,  naznaczać 
pod  wody,  poprawiać  drogi  i  mosty,  strzedz 
całości  granic,  wybierać  daniny,  dziesię- 
cinę i  czynsze,  donosić  o  zbrodniach  i  są- 
dzić wszystkie  sprawy  pomniejsze  wraz  z 
z  ławnikami  obieranymi  przez  gromadę 
z  poSród  kmieci.  Ta  właśnie  władza  są- 
dowa stanowiła  w  Niemczech  główny  o- 
bowiązek  wiejskiego  s(^tysa,  który  nazy- 
wa się  tam  Sckuldheiss  (od  Schuld  w  sta- 
rej niemczyżnie:  występek,  kara,  zatem 
Sckuldheiss  był  to  w  Niemczech  sędzia 
wiejski).  W  Polsce,  gdy  zaczęto  nad  nowe- 
mi  osadami  stanowić  podobnych  zwierzch- 
ników, przerobiono  ich  niemiecką  na- 
zwę na  st^tys,  szołtys,  a  Schuldheissamt 
na  sołtystwo,  sołectwo.  Polacy  sołtysa  po 
łacinie  zwali  scultetus,  a  sołectwa  sculte- 
tiae.  Sołtysowi  na  uposażenie  dawano  kil- 
ka włók  ziemi  i  pewne  korzyści,  jak  np.: 
młyn,  karczmę,  rybołówstwo,  dochód  zja- 
tki  (kramika)  lub  kuźni  i  zwykle  trzecią 
część  dochodu  z  opłat  sądowych,  z  uwol- 
nieniem od  wszelkich  podatków  i  danin. 
Z  czasem  włożono  na  sołtysów  obowią- 
zek służby  wojskowej  w  razie  wojny.  Wój- 
towie i  sołtysi  tern  się  między  sobą  głów- 
nie różnili,  ie  gdy  wójt  był  zwierzchni- 
kiem miasteczka,  osiadłego  na  prawie  nie- 
mieckiem,  to  sołtys  był  zwierzchnikiem 


wioski  lub  kilku  wiosek,  osiadłych  na  pra- 
wie polskiem.  Za  Piastów  sołtysami  zo- 
stawali kmiecie,  mieszczanie,  rzemieślni- 
cy, którzy  potem  wskutek  dużby  rycer- 
skiej przechodzili  na  skartabellów  i  szlach- 
tę. Później  sejmy  zalecały  wójtostwa  i 
sołtystwa  oddawać  zasłużonym  krajowi 
żołnierzom.  Ponieważ  każda  prawie  oko- 
lica miała  swój  gród  warowny  czyli  za- 
mek, służba  zatem  wojskowa  sc^tysa  pole- 
gała głównie  na  udziale  w  obronie  grodu 
najbliższego,  gdzie  na  czele  gromady  wiej- 
skiej stawał,  zwoził  żywność,  daniny, 
drzewo,  naprawiał  wały,  palisady  i  otrzy- 
mywał porządek  w  gromadzie,  która  przy- 
była schronić  się  do  zamku.  Pewno  ró- 
żnice w  obowiązkach  zależały  od  tego, 
czy  sołtys  był  z  dóbr  królewskich,  szla- 
checkich lub  duchownych.  Sołtysi  z  dóbr 
królewskich  odbywali  zwykle  służbę  woj- 
skową w  polu.  Jeżeli  sołtys  był  szlachci- 
cem, osoba  jego  nie  traciła  szlachectwa, 
jeżeli  był  kmieciem,  sołtystwo  ułatwiało 
mu  za^użenie  na  szlachectwo.  W  więk- 
szych sołtystwach  sołtysi  miewali  swoich 
kmieci  i  czynszowników.  Sc^tys  w  sto- 
sunku do  pana  uważany  był  za  lennika, 
winien  był  mu  wierność,  a  nadto  wyruszał 
z  panem  na  wojnę  we  własnej  zbroi  i  na 
własnym  konin.  Sołtystwo  przechodzi- 
ło dziedzictwem  z  ojca  na  syna.  G-dy  pó- 
źniej, wskutek  odzyskania  na  Krzyża- 
kach w  r.  1466  Pomorza  i  G-dańska,  szlach- 
ta rozwinęła  szeroko  produkcję  zboża, 
celem  rozszerzenia  gruntów  folwarcznych 
postarała  się  o  ustawy,  dozwalające  jej 
wykupywania  sołtystw  z  rąk  sołtysów. 
Skutkiem  tego  wykupna  wiele  łanów  8(J- 
tyskieh  wcielono  do  formujących  się  w 
XV  w.  folwarków  dworskich,  a  była  to 
pierwsza-faza  komasacyi,  dla  której  wiek 
XIX  przyniósł  projekty  ustaw  prawodaw- 
czych. W  wieku  też  XV  klasa  sołtysów 
doby  Piastowskiej  poczęła  w  Polsce  zani- 
kać a  z  nią  upadł  i  samorząd  sądowy  gmin 
wiejskich.    Odtąd  akta  sądów  wiejskich 


dbyGoot^le 


SOWITY.  —  SPINKA. 


265 


należą  jaż  do  rzadkości.  Miejsce  dawnych 
sołtysów  zajęli  wójci  wybierani  przez  gro- 
madę a  zatwierdzani  przez  dziedzica,  lab 
odwrotnie. 

Sowity  w  dawnej  polszczyźnie  znaczył 
podwójny;  sowito,  sowicie  znaczyło 
podwójnie,  dwójnasób,  sowitość  —  pod- 
wójność. "W  tern  znaczenia  ożywa  wszę- 
dzie tego  wyrazu  prawo  polskie.  W  Vol. 
leg.  czytamy:  „Od  beczki  mioda  po  groszy 
12,  od  miodów  starych  sowito  po  groszy 
24'.  W  staropolszczyźnie  wojskowej  wy- 
rażenie, iż  przyszedł  na  wyprawę  .sowi- 
cie" lub  .sowito",  znaczyło,  że  przypro- 
wadził na  swój  koszt  towarzysza,  który 
też  nazywany  był  w  takim  razie  .sowi- 
tym". 

Sowizdrzał,  sowiżrzał  —  wietrznik, 
postrzelony,  żartownik.  Artykuł  o  sowi- 
zdrzale w  literaturze  drukował  A.  Brlick- 
ner  w  Bibl.  Warszawskiej.  W  historyi  zaś 
piśmiennictwa  naszego  tenże  autor  pisze: 
.SowizdrzfJ  w  literaturze  polskiej  rozwiel- 
możnit  się  więcejmżwmemieckiej,  na  grun- 
cie polskim  o  wiele  lepiej  przyj-  się  i  wy- 
rósł niż  we  własnej  ojczyźnie  (niemiec- 
kiej). Cała  literatura  sowizdrzalska  z  po- 
czątkiem Xyil  w.  wys^  wyłącznie  z  pod 
pióra  mieszczańskiego". 

SÓł,  80łek  (od  suó  czyli  sypać,  gro- 
madzić)—spichrz,  spiżarnia,  komora.  Mą- 
czyitski  w  słowniku  z  roku  1561  wyraz 
łaciński  granarium  Uómsczy:  „Sól,  szpi- 
ohlerz,  gdzie  żyto  zsypują".  Tłómacz 
Kresceucjusza  powiada  w  XVI  wieku: 
„Soły  abo  spiżarnie  mają  być  w  równi 
budowane,  w  którychby  się  chowało 
naczynie  piwne,  winne  albo  też  olejo- 
we", .Żyta  trzeba  dobrze  suche  do  sołu 
albo  do  spiżarni  znosić".  KJonowiez  pi- 
sze: „Złodziej  stara  się  odemknąć  soła  i 
komory" . 

SÓłtana,  strój  kobiecy.  Wzmiankuje 
o  nim  Haur  w  XVII  w. 

Spadek  czyli  sukcesja.  Rzecz  polega- 
ła pod  tym  względem  więcej  na  zwycza- 


jach niż  na  literze  prawą.  O  najdawniej- 
szej sukcesyi  pisał  rozprawę  Józef  Hnbe 
p.  n.  „O  spadkach  słowiańskich"  w  Temi- 
dzie, co  oddzielnie  wydał  Komuald  Hubę 
w  Warszawie  r.  1832.  Antoni  Przeszko- 
dziński  pomieścił  rozprawę:  .Zasady  praw 
dawnych  polskich  o  spadkach"  w  ,Bibl. 
Warszawskiej'  (r.  1851,  t.  III).  O  zasa- 
dach spadkowych  z  czasów  nowszych  pisa- 
li: Załaszowski,  Ostrowski,  Czacki,  Bandt- 
kie,  Jekel,  Kojsiewicz  i  inni. 

Spad,  szpad  —pewna  miara  nasypna 
w  XVI  i  XVII  w.  niewiadomej  nam  do- 
kładnie objętości.  Bielski  pisze  w  „Kro- 
nice polskiej":  „Biskup  chełmiński  wymó- 
wił sobie  u  Krzyżaków  z  200  włók  poda- 
tki, t.  j.  z  każdej  włóki  spad  pszenicy  i  ży- 
ta każdy  rok".  W  Gwagninie  znów  czy- 
tamy: .Nabrawszy  we  Włoszech  10  szpą- 
dów  srebra,  udał  się  do  Węgier". 

SpinGt,  szpinet— instrument  muzycz- 
ny w  rodzaju  m^ego  klawikordu. 

Spinka  do  spięcia  kołnierzyka  koszuli, 
ze  szkiełkiem  lub  drogimi  kamieniami, 
używana  przy  stroju  polskim,  upowszech- 
niła się  w  drugiej  polowie  XVII  w.  Pola- 
cy bowiem  nie  nosili  na  szyi  chustek,  tyl- 
ko wazki  kołnierzyk  bi^ej  koszuli  wykła- 
dah  Da  stojący  niewysoki  kołnierz  żupaua. 
Możniejsi  wysadzali  się  na  spinki  koszto 
wne  z  drogich  kamieni,  które  wraz  z  sza- 
blą i  sygnetem  herbowym  przechodziły  z 
ojca  na  syna  i  wnuka.  Na  wielkich  spin- 
kach mosiężnych,  miejscowego  wyrobu, 
których  górale  w  Ratulowie,  Ząbiu  i  Za- 
kopanem używają  do  koszul,  ornamenta- 
cję stanowią  ryte  k<rfa  doneczne,  rzędy 
półksiężyców  i  liczne  gwiazdy.  Wierzch 
tej  spiuki  odznacza  się  dwoma  rogatymi 
wyskokami,  a  wszystko  to  jakby  uświęca 
krzyż  na  szczycie.  Przyczepione  u  dola 
wisiorki  druciane,  zwane  .brombelcami", 
nadają  całości  wygląd  starożytny,  przypo- 
minający niektóre  ozdoby  bronzowe,  znaj- 
dowane w  mogiłach  {np.  wisiorki  u  na- 
szyjnika na  tabl.  óej  w  „Rzucie  oka  na 


dbyGoot^le- 


266 


SPISA.  — SPRZEDAŻ. 


Źródła  archeologii"  Eastachego  Tyszkie- 
wicza). Uczony  Stodaw  Laguna  mniema, 
że  ozdoby  ryte  mia^y  pierwotnie  znacze- 
nie symboliczne  znaków  magicznych  i  a- 
moletowych,  zasłaniających  od  niebezpie- 
czeństwa tych,  którzy  je  nosili  (Ob.  z  a- 
p  o  n  a). 

Spisa,  z  niem.  der  Spiess,  wspominana 
już  przez  Keja,  pika,  dzida,  używana  przez 
kozaków  zaporoskich  i  hajdamaków.  Pi- 
sze o  niej  Kitowicz:  ^Dzidy,  po  rusku  spi- 
sy zwane,  hajdamacy  mieli  krótkie,  nad 
cztery  łokcie  nie  dlnłsze,  grotem  ostrym 
żelaznym  z  obu  stron  opatrzone.  Bronią 
tą  hultajstwo  dziwnie  zręcznie  i  daleko  le- 
piej od  Polaków  szermować  umiało".  Wi- 
daó  z  tego  opisu,  że  spisa,  jak  rohatyna  i 
proporzec  (w  1785  r.  4  i  pół  łokcia  długo- 
ści mający),  była  prototypem  z  dwueh  stron 
ostrej  krótkiej  lancy  ułańskiej,  która  za 
czasów  późniejszych  sławę  męstwa  pol- 
skiego szeroko  roznioda,     B.  Gemb. 

Spłsne,  napisu e,  wpisne,  zapis- 
ne  —  załata  od  pisania.  Zygmunt  Sta- 
ry w  r.  1511  zakazuje  braćspisne,  t  j, 
zajdatę  za  pokwitowanie  z  odbioru  dzie- 
sięciny pieniężnej  ( Vol.  leg.  I,  f .  377).  Ta- 
kiż  zakaz  był  postanowiony  już  za  Jana 
Olbrachta  w  r.  1496,  "Wzmianki  o  s  p  i  s- 
n  e  m  mamy  także  z  lat  1433  i  1447. 

Spisy  ludności.  Szlachta,  stanowiąc  od- 
dzielny stan  rycerski  czyli  wojskowy  w 
narodzie,  uważna  zawsze  za  rzecz  uwła- 
czającą, aby  w  jakikolwiek  spis  ludności 
ogólnej  wliczaną  była.  I  to  jest  powo- 
dem, że  o  ^ściślejszej  statystyce  szlachec- 
kiego pogłowia  w  dawnych  czasach  mo- 
wy byó  nie  może.  Tadeusz  Korzon  w 
dziele  „Wewnętrzne  dzieje  Polski"  na  za- 
sadzie najrozmaitszych  danych  przyszedł 
do  przekonania,  że  w  XVIII  w.  ludnosó 
szlachecka  czyli  uprzywilejowana  swobo- 
dami stanowiła  dziesiątą  część  ogólnej  lu- 
dności Rzplitej.  Ponieważ  w  żadnym  in- 
nym kraju  tak  wielkiego  stosunku  nie  by- 
ło, przynosiło  to  zatem  zaszczyt  narodowi 


^owiańskiemu,  w  którym  tak  znaczna  je- 
go część,  bez  względu  na  ubóstwo  zagi-o- 
dowców,  uprawiających  rolę  własną  ręką, 
używała  swobód  najszerszych.  Była  np. 
w  województwie  Podlaskiem  ziemia  Biel- 
ska (nie  Bialska),  której  taryfa  dymów 
szlacheckich  ułożona  do  podatku  podym- 
nego  w  r.  1776  (znajdująca  się  w  archir 
wum  jeżowfikiem)  wykazuje  urzędownie 
przeszło  6000  dziedziców  w  tej  ziemi,  nie 
posiadających  wcale  włościan  i  tylko  po 
jednym  dymie.  Druga  ziemia  w  tomże 
województwie,  Drohicka,  liczyła  również 
około  6000  ziemian  dziedzicznych,  a  ra- 
zem jedno  to  województwo  przedstawiło 
większą  liczbę  posiadłości  szlachty  dzie- 
dzicznej, niż  było  jednocześnie  domówi 
posiadłości  stano  uprzywilejowanego  w 
słynnej  ze  swobód  społecznych  Anglii. 
Prof.  Adolf  Pawiński  w  „Źródłach  dzie- 
jowych" usiłował  na  zasadzie  rozmaitych 
spisów  podatkowych  obliczać  ludność 
Rzplitej  czasów  dawniejszych.  Prof.  Józef 
Kleczyński  w  tomie  30-yni  ogólnego  zbio- 
ru Rozpraw  Akademii  Um.  (serja  II,  t.  V) 
pomieścił  rozprawę  p.  n.  .Spisy  ludności 
w  Rzeczypospolitej  polskiej". 

Sponka,  polska  nazwa  haftki  drucianej, 
składającej  się  z  konika  i  kobyłki, 
tak  nazwanych  przez  pewną  analogję  do 
funkcyi  j^eiowych. 

Sprzedaż,  vcndilio,  nazywana  była 
„donacją"  i  „rezygnacją"  i  zapisywana  w 
księgach  wieczystych.  Sprzedaż  dóbr  ziem- 
skich musiała  być  zapisana  w  aktach  wła- 
ściwych coram  actis  perpetuis.  Zeznana 
przed  niewłaściwymi,  winna  była  być 
przeniesioną  czyli  oblatowaną  do  właści- 
wych przed  upływem  roku  i  6-u  niedziel. 
Oprócz  inskrypcyi  potrzebna  była  „intro- 
misja"  czyli  „wwiązanie",  co  właściwie 
przenosiło  fakt  prawnej  własności  z  osoby 
sprzedawcy  na  nabywcę.  Inskrypcja  mo- 
gła być  zrobiona  i  w  kancelaryi  królew- 
skiej, w  Metryce  koronnej  lub  litewskiej 
i  z  niej  nie  potrzebowała  być  przenoszo- 


dbyGoot^le 


SPRZĘTY  DOMOWE. 


267 


ną,  ale  zupełne  dokonanie  miała  wtedy, 
kiedy  we  właściwych  aktach  ziemskich  ze- 
znana  została  relacja  woźnego  o  dokona- 
nej intiTOmisyi  na  gruncie.  Tym  spoaobem 
prowadzona  była  urzędownie  kontrola  ty- 
tułu własności,  co  nie  było  rzeczą  obojęt- 
ną, kiedy  do  posiadania  dóbr  przywiązane 
było  prawo  obywatelstwa  i  tym  sposobem 
zaciąg^o  się  właściwe^rum  sądowe. 

Sprzęty  domowe.  Wyliczanie  wszelkch 
sprzętów,  jakie  miewano  po  mieszkaniach 
w  dawnej  Polsce,  bez  podania  ich  rysun- 
ków i  szczególowego  opisu,  nie  przyczy- 
niłoby się  wiele  do  odzwierciedlenia  do- 
mowego życia  naszych  przodków.  Nale- 
żyte zaś  w  możliwych  nawet  granicach 
wyczerpanie  przedmiotu  stworzyłoby  od- 
dzielną książkę  a  nie  encyklopedyczny  ar- 
tykuł. Musimy  zatem  poprzestać  na  wzię- 
cia do  ręki  jednego  z  posiadanych  przez 
nas  żródel,  a  mianowicie  księgi  radziec- 
kiej miasta  Sandomierza  z  doby  Zygmun- 
ta Augusta,  i  zobaczyć  jakie  ruchomości 
domowe  były  tam  wówczas  spisywane  u 
zmarłych  lab  procesujących  się  mieszczan 
wyłącznie  polskiego  pochodzenia,  mamy 
bowiem  i  spis  kiLkadziesięciu  ich  nazwisk, 
któiy  już  w  Enc.  Siar.  w  tomie  3-im  na 
na  str.  258  przytoczyliśmy,  A  więc  po  Ka- 
tarzynie Fomalównie,  żonie  krawca  Woj- 
ciecha Wilgi,  pozostało  między  innemi: 
poduszek  mchowych  4,  z  pierzem  4,  pie- 
rzyn 2  z  powłokami  Inianemi  i  konopne- 
mi,  prześcieradeł  lnianych  4,  konopnych  4, 
lnu  kit  czyli  zwitków  150,  konopi  30,  pa- 
new  (rodzaj  misy  kuchennej),  rożnów  2, 
skrzynia  wielka  kowana  i  2  skrzynki  mniej- 
sze. Po  Katarzynie  Postrzygaczce  pozo- 
stały „pacierze  dwoje,  jedno  gagatkowe  a 
drugie  brzezinowe"  (zapewne  agatowe  i 
czeczotkowe),  puszczadła  3,  spathel  1,  kar- 
ty  związane  złe,  kamyk  biały  do  taczania 
rańtuchów  mały,  łyżek  drewnianych  2, 
trzecia  warszawska,  szczotka  postrzygac- 
ka  do  smalcowania,  surmeczka,  ząb  wil- 
czy   ze    srebrem    groszowem,    poduszka 


mchowa  z  powłokącwelichową,  zwierciadł- 
ko  małe,  nożów  węgierskich  para,  trzeci 
groszowy  czarny,  czwartego  połowica,  na 
końcu  trochę  srebra,  nożyczki  zardzewia- 
łe, wieniec  jedwabny  zły,  miotełka  do  szat, 
stoły  dwa,  figura  św.  Pawła  i  druga,  pierz- 
nik  bez  powłoki,  misek  glinianych  3,  sum- 
ki rzemienne,  talerzów  drewnianych  6 
wielkich  i  6  maluczkich,  powróz  albo  lina, 
worów  złych  5,  barwice  (farby)  czerwonej 
kosz,  lichtarzy  srebrnych...  tartka,  co  pierz 
(pieprz)  trą,  wilk  żelazny  do  pieca,  szczo- 
tek żelaznych  do  lnu  2,  barwice  czarnej 
faseczka,  nogi  stołowe,  ławka,  drabinka, 
stępka  i  tłuk  do  soli,  powyrków  4:  2  piw- 
ne a  2  wodne,  rożenków  żelaznych  2:  więt- 
szy  i  mniejszy,  tartka  do  tarcia  serów, 
grzebionka  do  kądziel,  koszów  piwnych 
do  stągwi  4,  rogoża  1,  kijanek  2,  żerdzi  na 
górze  do  osęk  2,  latarnia  drewniana  bez 
powłoki,  beczułka  bez  dna,  szczotek  ręcz- 
nych do  lnu  3,  dzban  i  garnców  pospoli- 
tych kilka,  drabina  przed  sienią.  — Maciej 
Szczygidek  vel  Kolipiątek  miał:  skrzyi  3 
(jedna  malowana  nowa,  druga  stara  czar- 
na okowana,  trzecia  spiżarnia  wielka  oko- 
wana),  trzosik,  Idódkę  z  kluczem,  „kamien- 
ne książki"  (zapewne  tablice  szyfrowe  do 
notatek  i  rachuoków),  wieko  cynowe  do 
gamcówki,  szczotkę  szatną  z  gręplą  ku- 
śnierską, kt^trynę  starą,  talerzów  drewnia- 
nych 20,  małych  i  wielkich,  słojek  i  ka- 
mień chustny,  rożen  żelazny,  siekacz,  krzy- 
nowy  drewniane  4,  wiercimaków  2,  czo- 
pów 6,  łoże  z  rogoża  1,  „drogiej  skrzynie 
nie  możono  odemknąć,  trzecia  skrzynia 
Ł  j.  spiżarnia,  której  też  odemknąć  nie  mo- 
żono", w  izbie  garbonek  jeden  do  rzemie- 
sta,  obraz  1,  szafka  malowana  w  kącie  za 
stołem,  młotek  żelazny,  nożenki  węgier- 
skie, w  piwnicy  szyukfas,  konewek  6, 
lossowki  2  (szafie  do  pomywania?)  i  tłuk 
solny,  na  górze  w  3  komorach  pustych 
stara  skrzynczyna,  dzieżek  albo  fasek  dre- 
wnianych 2,  kobiałka,  koszyk,  sitko,  trze- 
wiki męskie.  —  U  innych  mieszczan  były 


dbyGoot^le 


SPUST  DO  GDAŃSKA. 


jeszcze:  dzieże,  niecki,  siekieiy,  panewki, 
kosy  dwojakie: ,  aiedczane  i  trawne" ,  skrzy- 
nie bez  zamków,  loktusze  zgrzebne,  dożo 
przędziwa  i  t.  d.  Wogóle  jednak  nadmie- 
nić tQ  winniśmy,  że  podobne  spisy  po- 
śmiertne nie  dają  dokładnego  pojęcia  o 
majątku  ruchomym  żyjących.  Jak  bowiem 
dzisiaj,  tak  i  dawniej  powszechnym  był  a 
ludu  brzydki  zwyczaj,  że  już  przed  zgo- 
nem chorego,  a  tembardziej  gdy  zamknął 
oczy,  potomkowie  i  krewni  rozchwytywa- 
li co  kto  mógł  przed  spisem. 

Spust  do  Gdańska.  Tak  nazywano  spław 
zboża  z  dóbr  szlacheckich  na  sprzedaż  do 
Gdańska  po  Wiśle  i  rzekach  do  niej  wpa- 
dających. Haar  w  swojej  Ekonomice  zie- 
miańskiej wylicza  „różne  towary',  wysy- 
łane wodą  do  Gdańska,  a  mianowicie: 
„zboża,  prowjanty,  woski,  miody,  łoje, 
przędzą,  {^ótna,  potaże,  galman,  glejtę, 
ołów,  minią,  żelazo,  stal,  wt^y,  skóry, 
klepki  i  inne  wszelkie  rzeczy,  które  z  prze- 
mysłu ludzkiego  do  handlu  i  pożytku  zna- 
leźć można...  przez  dwojaki  sposób:  na  ry- 
zyk;  albo  też  na  pewny  z  tamecznemi 
kapcami  kontrakt".  Jednak  wprzód  kred- 
ką radzi  Haur  obrachować,  miawszy  na 
pamięci  kapitał,  koszt  swój  i  zysk:  dopie- 
ro w  Imię  Pańskie  ze  swoim  na  defluita- 
cją  pośpieszyć  ładunkiem.  Statki  wszel- 
kie na  tę  defluitacją  mają  być:  szkuty, 
dnbasy,  komiegi,  byki,  kozy,  wiciny,  lich- 
tony,  galery,  czółny  ze  wezystkiemi  po- 
trzebami porządne,  płytko  i  według  czasu 
budowane,  udychtowane,  osmolane  czę- 
sto. Tratwy,  aby  byty  z  nośnego  i  suche- 
go drzewa,  dobrze  zbijane  i  opatrzone. 
Naczynia  i  potrzeby  wszelkie,  co  tylko  na- 
leży do  statków:  maszt,  roja,  karnaty, 
sztak,  tryl,  t.j.  polna  lina,  obcaje,  trysk, 
prysk,  szu  ty,  kluby,  klubki,  powrozy, 
postronki,  kotef,  żagle,  wory,  szelki,  po- 
biegi,  tarcice  do  futrowania,  pojazdy,  las- 
ki, drągi,  szufle,  berły,  koły,  stroisze,  kule, 
maty,  iiczki,  gwoździe,  smoła,  siekiera, 
świder,  piła,  dłóto  i  toporek.    Kuchenne 


statki:  kotły,  szafliki,  konwie,  garce  różne, 
mają  być  sporządzone  w  zimie,  Da  wiosnę 
nie  czekając  wsiadanej.  Łeguminy  także 
mają  być  wygotowane,  jako  to:  krupy  ja- 
glane, jęczmienne,  tatarczane,  groch,  pel- 
cie, sadła,  mąki,  sól,  których  tyle  przy- 
sposobić trzeba,  ile  na  dół  i  na  górę  wy- 
starczyć może,  i  lepiej  dać  nad  zamiar,  a- 
by  za  jakim  w  drodze  omieszkaniem,  za 
gotowe  pieniądze  nie  kupowano.  Inwen- 
tarz  tego  wszystkiego  przed  spustem  u- 
czynić,  aby  o  tem  szyper  i  sternik  wiedział, 
i  z  tego  wszystkiego,  za  powrotem,  słusz- 
ny rachunek  oddali.  Ładunek  ma  być 
według  proporcji  statków  i  wody:  nie 
przeładowywał!,  aby  często  gęsiami  nie 
częstować  flisów.  Lżejsza  fora  bezpiecz- 
niejsza! do  przebycia  prędsza  i  z  mniejszym 
kosztem.  Kotman,  sternicy  i  flisowie,  a- 
by  nie  omieszkiwali,  ale  czasu  i  wody  do 
spustu  pilnowali  i  w  drodze  żadnemi  nie 
bawili  się  biesiadami.  Zboże,  aby  było 
piękne,  przez  sita,  arfę  albo  młynek  chę- 
dogo  wywiać  i  za  dobrej  drogi,  ile  podczas 
sannej,  na  spichlerz  wywieść  dla  przysię- 
go spustu.  Prądu,  haków,  zawad  jakich, 
aby  rotman  i  sternik  pilnie  przestrzegał. 
Pilnować  sztemborku,  bakortu,  śrzodka, 
bacząc  na  wszystkie  miejsca.  Przy  spaś- 
cie w  drogę  mieć  potrzeba  przy  statkach 
lichton,  dla  lichtowania  zboża  przy  jakiej 
zawadzie,  czi^n  także  dla  potrzeb  i  ceł  od- 
prawienia. Cła  mają  być  sprawiedliwie 
z  kupnego  zboża  odprawione.  Do  jura- 
mentu  ludzi  niewinnych  (aby  cię  Pan  Bóg 
błogosławił)  nie  przywodzić.  Myto  chłop- 
skie (dla  flisów)  na  miejscu  ma  być  posta- 
nowione, którym  wedle  zwyczaju  zadać  i 
zapłacić,  tylko  pewnych  mieć  i  wiado- 
mych, aby  nie  uciekali  w  drodze.  Strawa 
niech  ich  wedtag  dawnej  porcyi  i  zwycza- 
ju dochodzi,  aby  im  do  złości  nie  być  oka- 
zją. Gdy  o  kilka  mil  statki  pod  Gdańsk 
przypłyną,  upatrzywszy  dzień  pogodny  i 
kiedy  wiatr  powiewa,  w  ten  czas  przeszu- 
fiować  dobrze  zboże.    Żaglów  pod  zboże 


dbyGoot^le 


SPYTEK.—  SREBRO. 


nie  siać  dla  zbutwienia.  Pod  Gdańskiem 
żadnego  nie  godzi  się  mieć  na  statku  o- 
gola,  gdy  cię  Pan  Bóg  na  Moltawę  przy- 
prowadzi, jednak  na  lądach  jeść  gotować 
wolno.  W  jeBieni  z  pustem  pilnie  trzeba 
pośpieszyć,  aby  mrozy  w  drodze  nie  za- 
trzymały statków.  Gdy  statki  szczęśliwie 
do  domu  powrócą.  Panu  Boga  podzięko- 
wawszy, ludziom  popłacić,  i  dla  drugiego 
raza  przychęcenia  uczęstować.  Rachunek 
zboża,  wiele  czego  w  Gdańsku  wymierzo- 
no, attestacją  kupiecką  weryfikowanie, 
także  legumin,  pieniędzy,  naczynia,  we- 
dług inwentarza  i  pomiarkowania  szafar- 
sŁwa  i  wszelkich  wydatków  z  szyprem  u- 
czynić.  Naczynia  różne  według  inwenta- 
rza odebrawszy,  na  spokojnym  miejsca 
porządnie  pochować,  ponaprawlawszy. 
Miarę  mieć  gdańską  w  swojej  majętności 
dla  pewniejszej  weryfikaóyi.  Statki  na 
zimę  obwarować,  w  cichym  miejscu  po- 
stanowić, często  wychędażać,  od  wilgoci  i 
śmieci  ochraniać.  Stróża  mieć  pewnego  i 
sposobnego  do  oglądania  statków.  Burta 
aby  na  ziemi  nie  była  i  od  lodów  nie 
szwankowała. 

Spytek.  Spytek,  Ł  j.  Spicymierz  Jor- 
dan, kasztelan  krakowski,  czyli,  jak  da- 
dawniej  nazywano,  ,pan  krakowski",  mó- 
wiąc o  doleglościach  wysokich  urzędowi 
wyrażał  się:  „Co  sobie  Spytek  nagotaje' 
to  mu  pan  krakowski  zje".  Wyrażenie  to 
stało  się  przysłowiowem  i  spotykamy  je  u 
Jana  Kochanowskiego  w  XVI-ym  i  u  0- 
palińskiego  w  XVII-ym  wiekn. 

Srebro.  Mieliśmy  kopalnie  srebra  w 
Olkusza,  gdzie  w  XVI  w.  wydobywano 
rocznie  około  5,000  grzywien  czyli  2,500 
funtów  tego  kruszcu.  Kromer  i  Starowol- 
ski  nadmieniają  przytem,  że  srebro  znaj- 
dowało się  także  pod  Sławcami,  Chrzano- 
wem, Siewierzem,  Nową  Górą,  a  nawet 
Sandomierzem  i  Kielcami,  Jako  środek 
do  zamiany  stnżylo  srebro  nietylko  w  po- 
staci pieniędzy  krajowych,  ale  i  zagrani- 
cznych, napływających  do  Lechii  już  od 


czasów  rzymskich,  niemniej  także  w  po- 
staci rozmaitych  ozdób  i  naczyń  lub  brył 
srebrnych,  przyjmowanych  zarówno  z  pie- 
niędzmi i  pomiażdżonemi  ozdobami  na 
wagę.  Jak  już  w  zamierzchłych  czasach 
skarby  podobne  bywały  nieraz  wielkie, 
dowodzi  tego  np,  znaleziona  w  Płockiem 
około  r.  1870  kilkudziesięciofuntowa  bryła 
spojonych  rdzą  srebrnych  monet  rzym- 
skich (odesłana  podobno  przez  władze  miej- 
scowe do  Petersburga).  Długosz  opisuje, 
że  gdy  Wołodar,  książę  na  Przemyślu  nad 
Sanem  (w  XII  w.),  dostał  się  do  niewoli 
Polaków,  dał  im  w  okupie  za  swą  wolność 
20,000  grzywien  srebra  (t.  j.  około  10,000 
funtów),  z  których  12,000  grzywien  zaraz 
wypłacił,  a  za  resztę  odesłał  potem  50  na- 
czyń srebrnych,  jako  to:  mis,  dzbanów  i 
kubków  greckiej  roboty.  Zdumiewająca 
ilość  srebra  u  Jadżwingów,  o  jakiej  wspo- 
minają kronikarze  i  doknmenta  z  doby 
Piastowskiej,  znajduje  proste  wyjaśnienie 
w  fakcie,  że  plemię  to  litewskie  leśne  i  roz- 
bójnicze, przez  półtora  wieku  żyło  napa- 
dami na  rolnicze  Mazowsze,  Kujawy  i  Ma- 
łopolskę. Ł.  Gołębiowski  przytacza  w  swej 
książce  „Ubiory  w  Polszczę"  z  archiwum 
królewskiego  rejestr  klejnotów  Jadwigi, 
królewny  polskiej,  wyliawanej  r,  1475  za 
księcia  Jerzego,  spisany  przez  Trenczyń- 
skiego,  kanonika  krakows.  i  podskarbiego 
dworu.  Znajdujemy  tam  ze  srebra:  10  mis 
wielkich,  4  naczyń  do  umywania,  z  któ- 
rych 2  wewnątrz  i  po  wierzchu  pozłacane, 
2  inne  naczynia,  30  łyżek,  2  pary  nożów 
dla  krajczych,  2  wielkie  z  rękojeścią  po- 
złacaną, 2  wielkie  w  części  oprawy  ^oci- 
ste,  4  mniejsze  i  z  tych  2  docone,  20  kub- 
ków wyzłacanych  i  1  darowany  Ligockie- 
mu, 2  flasze  srebrne  (większa  i  mniejsza), 
2  talerzyki  srebrne  do  konfektów,  21  kub- 
ków wyzłacanych  na  podarunki  i  4,  na 
których  mało  ozdób  rioconych,  14  noszeń 
i  15  naszyjników  czy^  Halsbanddw  (które 
wraz  z  klejnotami  przez  króla  i  w  Polszczę 
danemi  są  w  osobnej  szkatułce),  wreszcie 


dbyGoot^le 


270 


SREBROGŁÓW.  — STAJE, 


1  czasza  srebrna  docista.  Przytacza  Go- 
łębiowski również  w  tej  książce  (atr,  273) 
bardzo  szczegółowy  rejestr  sreber  wypra- 
wnych  Katarzyny  Austrjaczki,  małżonki 
króla  Zygmunta  Augusta,  sporządzony  a- 
rzędownie  w  Krakowie  d.  8  sierpnia  1553 
roku.  W  chwili  gdy  to  pisaliśmy,  przy- 
niesiono nam  do  pokazania  srebra,  znale- 
zione w  puszce  cynowej  zakopanej  do  ziemi 
w  stronach  pułtuskich  podczas  potopu 
szwedzkiego,  wszystkie  bowiem  znalezio- 
ne razem  monety  dosięgają  tylko  pomie- 


<HiA 


Pasy  arebrno  używane  w  Polsce  w  pierwszej  polowie  XVII  wieku. 

nionej  daty.  Ze  sreber  powyższych  po- 
dajemy podobizny  trzech  pasów,  jakie  by- 
ły w  pierwszej  połowie  XVII  w.  powsze- 
chnie używane. 

SrebrogłÓW  —  tkanina,  upowszechnio- 
na pod  koniec  XVI  w.,  do  której  użyte 
były  nitki  srebrne,  tak  samo  jak  do  złoto- 
głowu  złote,  czasem  mieszane  z  sobą  i  z 
jedwabiem.  Bogaci  nosili  ze  srebrogto- 
wu  żupany  (plecy  były  dawane  z  tańszej 
tkaniny),  panowie  młodzi  w  darach  wesel- 
nych przywozili  srebrogłów  swym  bogdan- 
kom. 


Stacja  stanowiska,  po  lac.  s/atio  słafi- 

va.  Pierwszym  wyrazem  oznaczano  opła- 
tę na  wojsko,  drugim  —  leże  wojskowe. 
Dobra  ziemskie  czyli  prywatne  nie  podle- 
gały w  Polsce  stanowiskom,  t.j.  że  woj- 
sko stawać  w  nich  nie  mogło,  ani  też  nie 
płaciły  s  tacy  i.  Nadawane  emfiteuzy 
podlegały  tym  ciężarom,  zastrzeganym 
wyraźnie  w  słowach  sahiis  staiwis.  {  Vol. 
leg.  IV,  f.  284,  861).  Ob.  w  Enc.  Starop. 
Stan. 

Stado.  Długosz  uskarża  się,  że  lad  pol- 
ski, na  pamiątkę  święta  sło- 
wiańsko -  pogańskiego  zwa- 
nego stadem,  przy  opil- 
stwie i  rozwiązłości  obcho- 
dzi Zielone  Świątki.  Ka  Pod- 
lasiu tykocińskiem  jeszcze 
za  naszej  pamięci  święto  po- 
wyższe obchodzone  było  na 
Zielone  Świątki  przez  paste- 
rzy pod  nazwą  , wołowego 
wesela'.  W  Siedleckiem  wół, 
użyty  do  tej  uroczystości  pa- 
sterskiej, zwał  się  „Roduś". 
(Ob.  Rod  u  ś). 

Staje,   stajanie  —  po- 
miar grunta.   Solski  w  G«)- 
metryi  z  XVII  w,  pisze,  że 
,mila  polska  ma  stajan  36". 
Grzepski  liczy  staje  za  18-ą 
częśó  łanu.    Czacki  mówi: 
„Staje  powinno  mieć  220 
kroków".    Haur  znów  twierdzi,   że   „staje 
ma  w  sobie  kroków  120,   t.j.  stóp  625". 
Podług  Jakubowskiego   „łan  polski  dzieli 
się  na  trzy  pola,   w  każdem   polu  wzdłuż 
jest  staj  4,  każde  staje  wzdłuż  ma  150  stóp. 
Ostrowski   w   ,  Prawie  cywilnem'  mówi: 
„Staje  geometryczne  ma  kroków  geome- 
trycznych 125  albo  łokci  416  i  calów  16; 
staje  statutowe  ma  łokci  84.     Tu  dodamy 
tylko,  że  100  kroków  wielkich  lub  200  ma- 
łych stanowi  staje   dziś  przez  lud  używa- 
ne, w  różnych  zresztą  stronach  rozmaite. 
AV  wielu  okolicach  staje  równa  się  sta  są- 


dbyGoot^le 


STAMET.  —STAROSTA. 


271 


żniom  polskim  czyli  stu  krokom  maksy- 
malnym rozpędzoaego  człowieka. 

Stamet,  Bztamet,sztament,  sza- 
m  e  t  —  rodzaj  to  podobno  rasy,  tęgiej 
mateiyi.  Mówi  o  niej  instruktarz  celny 
lit.,  wspomina  W.  Potocki  i  Vol.  leg,  IV, 
f.  359,  r.  1650. 

Stan  oznacz^  w  dawnych  wiekach 
pra\7Q  panującego  bawienia  bezpłatnie  w 
dobrach,  przez  które  przejeżdżaj.  (Ob.  w 
Enc.  Star.:  Podatki  i  ciężary).  Obo- 
wiązek ten  dostarczania  w  naturze  potrzeb 
dla  dworu  ksi^ęcego  zamieniony  został 
jeszcze  za  doby  Piastów  na  pieniądze. 
Kapitała  gnieinieńska  odmówiła  Jagielle 
w  swych  dobrach  „staoyi",  a  Zbigniew  0- 
leśnicki  w  liście  do  Kazimierza  Jagielloń- 
czyka wymawia  mu  gorzko,  że  klasztory 
pi^ez  „stacje*  zubożały.  "W  XVI  i  XVII 
wieku  zwano  jeszcze  „stacją"  popasy  bez- 
płatne dworzan  i  żołnierzy  po  wioskach. 
Oburza  się  na  nie  Starowolski  w  „Retor- 
macyi  obyczajów  polskich",  pisząc:  „Ubo- 
gim chłopkom  po  wsiach  „stacją"  naszym 
dragonom,  hajdukom,  wydawaó  każemy, 
labo  to  na  wesele,  na  odpust  do  Często- 
chowy, lab  na  sejm  do  Warszawy  jedzie- 
my". Stanem  zwano  schronisko,  miesz- 
kanie bartnika  na  puszczy,  St.anem  zowie 
się  dotąd  stajnia  zajezdna  z  wozownią 
przy  gospodzie  i  karczmie  przydrożnej. 

StaA.  Rasztowanio  z  dylów  lub  drą- 
gów na  słupach  około  drzewa  w  lesie,  kil- 
ka sążni  nad  ziemią  wysokie,  dla  ustawie- 
nia na  niem  ułów  celem  zabezpieczenia  ich 
od  wilgoci,  myszy,  bydląt  i  t.  p. 

Stangierka,  sten  gierka  —  chustka 
kobieca  na  szyję,  złotem  i  srebrem  przety- 
kana. 

Stanownłczy,  gospody  rozpisujący,  kwa- 
termistrz, należał  do  niższych  urzędników 
dworu  królewskiego  i  zosta  wałpod  rozkaza- 
mi marszałka  wielkiego.  Obowiązkiem  jego 
było  utrzymywać  porządny  spis  izb  gościn- 
nych w  zamku  królnwskim,  naznaczać  go- 
spody dla  dostojnych  gości  i  posłów  w 


mieście,  gdzie  się  sejm  lub  zjazd  odbyw^, 
a  także  w  czasie  podróży  króla.  Sobieski, 
zostawszy  królem,  nie  przestał  być  goś- 
cinnym szlachcicem,  więc  senatorom  i  po- 
słom ziemskim,  którzy  do  Warszawy  na 
sejmy  zjeżdżali,  kazał  dawać  pomieszka- 
nia w  zamku  królewskim.  Statut  Litew- 
ski przepisuje,  że  w  domach,,  należących 
do  szlachty,  stanowniczowie  i  marszałko- 
wie ziemscy  (czyli  powiatowi)  nie  mogą 
dawać  gospód  dla  podów  sejmowych.  Dla 
łatwości  znalezienia  gospody,  w  której 
mieszkał  stano wni czy,  umieszczano  na 
niej  napis  odpowiedni,  a  prawo  krajowe 
ostrzegało,  że  ktoby  taki  napis  zmazał, 
albo  herb  gościa  kwaterującego  w  gospo- 
dzie przybity  „oddarł,  będzie  karan*.  Na- 
zwę: stanowniczego,  stanowcy  i  stanowi- 
cielą  dawano  także  niekiedy  fundatorom 
kościołów,  klasztorów,  szpitali. 

Starka — w  kartach  polskich  nazwa  dzie- 
wiątki żołędnej. 

Starosta.  Od  czasów  najdawniejszych 
Polacy  wyrazem  tym  mianowali  przewód- 
cę,  zwierzchnika  i  osobę  najstarszą  urzę- 
dem  w  danem  miejscu.  Wacław,  król 
czeski,  wezwanyprzez  Wielkopolan,  przy- 
bywa z  wiosną  r.  1300  do  Polski,  koronu- 
je się  w  Grnieinie,  a  wyzuwszy  Łokietka 
z  jego  dziedzin  i  powróciwszy  do  Czech, 
przez  lat  pięć  panuje  pizez  ustanowio- 
nych w  Wielkopolsce,  Małopolsce  i  na  Po- 
morzu „starostów"  {capilanei),  czyli  na- 
miestników swoich.  Odtąd  urząd  ten, 
przedstawiający  władzę  wykonawczą  i  są- 
downiczą monarchy,  zrazu  na  większych, 
potem  na  drobniejszych  terytorjach  (w 
starostwach  i  grodach),  ustalił  się  w  Pol- 
sce. Kazimierza  Wielkiego  zastępuje  w 
sądach  królewskich  starosta  tylko  w  Wiel- 
kopolsce. Odtąd  mnożą  się  jednak  sta- 
rostowie, jako  namiestnicy  królewscy, 
sprawując  sądy  po  grodach,  zbierając  po- 
datki dla  króla.  Gdy  kasztelani  i  woje- 
wodowie przywodzą  rycerstwu  ziemskie- 
mu w  polu,   starostowie  są  jakby  zarząd- 


dbyGoot^le 


272 


STAROSTA. 


cami  grodów  warownych,  powierzonych 
ich  sądownictwu.  Ludwik,  król  polski  i 
węgierski,  przyrzekł  Polakom,  że  nie  bę- 
dzie cudzoziemcom  oddawał  starostw  i 
grodów  sądowych,  a  mianowicie  w  miej- 
scach, wyraźnie  wskazanych,  między  któ- 
remi  aą  znaczniejsze  miasta,  jak  np.:  Kra- 
ków, Bieczf  Sącz,  Wiślica,  Wojnicz,  San- 
domierz, LabUn,  Radom,  Łęczyca,  Sie- 
radz, Piotrków,  Brześć  Kujawski,  Krusz- 
wica, Poznań,  Kalisz  i  inne.  Jak  wiado- 
mo, panujący  książęta  i  królowie  piastow- 
scy uważani  byli  pierwej  za  właścicieli  ca- 
łego obszaru  ziem,  wód  i  lasów,  objętych 
granicami  ich  państwa,  a  wszystek  lud 
wiejski  stanowił  ich  kmieci  i  służbę.  Ale 
już  bardzo  wcześnie  powstawała  w  Polsce 
własność  prywatna  czyli  szlachecka  tym 
sposobem,  że  panujący  rozdawali  chętnie 
lub  sprzedawali  ziemię  rycerstwu,  które 
stanowiło  ich  siłę  w  obronie  granic  i  nie- 
podległości kraju.  W  dobie  Piastowskiej 
z  każdym  rokiem  przybywa  własności  pry- 
watnej ziemskiej,  a  tem  samem  obszar  kró- 
lewski i  książęcy  zmniejsza  się.  Gdy  pier- 
wotnie własność  rycerska  czyU  szlachecka 
stanowiła  niby  wyspy  wśród  morza  ob- 
szarów książęcych,  to  później,  w  stosunku 
odwrotnym,  dobra  książęce  i  królewskie 
stawtJy  się  wyspami  wśród  obszarów  zie- 
mi rycerstwa  i  duchowieństwa.  W  tych  to 
dobrach,  zatrzymanych  stale  na  własność 
panującego,  królowie  i  książęta  mieli  swo- 
ich namiestników  czyli  starostów,  a  od 
nich  dobra  i  grody  im  powierzone  nazy- 
wano starostwami.  Starosta  jest  nietylko 
obrońcą  zamku  królewskiego,  lecz  nadto 
stróżem  spokoju  w  granicach  swego  staro- 
stwa, gdzie  powinien  powściągać  gwałty, 
karać  kradzieże  i  rozboje.  W  tych  obrę- 
bach władza  jego  rozciąga  się  nietylko  na 
chłopów  i  mieszczan,  ale  i  na  szlachtę. 
Do  niego  należy  prawo  miecza,  wykona- 
nie wszelkich  wyroków  kościelnych  i  świe- 
ckich. Starosta  czuwa  nad  pożytkami  i  do- 
chodami króla,  czynszami  i  poborami  od 


mieszczan  i  kmieci.  Starosta  krakowski 
posiadał  najobszerniejszą  sądowniczą  wła- 
dzę, a  tylko  czuwanie  nad  dochodami  kró- 
la do  niego  nie  należało.  Starosta  poznań- 
ski nosił  tytuł  jeneraJa  wielkopolskiego. 
Ponieważ  sądownictwo  należało  do  panu- 
jących, oczywiście  więc  ich  starostowie, 
jako  namiestnicy,  byli  zarazem  sędziami 
w  ich  imieniu.  Gldzie  były  miejsca  z  na- 
tury obronne,  zwłaszcza  strome  wzgórza 
otoczone  wodą  lub  bagnem,  tam  zakłada- 
no warowne  zamki  czyH  .grody",  a  przy 
nich  zwykle  powstawały  miasta,  więc  i  są- 
dy, które  nazywano  grodzkimi.  Stąd,  jak 
pisze  Skrzetuski  w  „Prawie  politycznem 
narodu  polskiego",  „grodzki starosta  sądy 
grodzkie  sprawował,  bezpieczeństwa  w 
starostwie  swojem  pilnow^  zamku  całoś- 
ci przestrzegał".  W  miarę  więc,  czy  w  sta- 
rostwie był  gród  i  sądownictwo,  lob  nie 
było  go,  starostowie  byli  „grodowi"  lub 
„niegrodowi",  tak  jak  starostwa  „grodo- 
we'^ i  „niegrodowe" .  Starosta  niegrodo- 
wy  nie  miał  władzy  sądowej,  był  popro- 
stu  rządcą  dóbr  królewskich,  odpowie- 
dzialn3rm  tylko  za  całość  dóbr.  Starostwa 
niegrodowe  były  wogóle  młodsze  niż  gro- 
dowe, a  to  dlatego,  że  powstawały  z  nowo 
zakładanych  folwarków.  Starostwa  gro- 
dowe nadawały  wyższą  godność,  ale  za  to 
niegrodowe  były  dochodniejsze.  Wogóle 
na  utrzymanie  starostów  płynny  następu- 
jące źródła  dochodu:  1)  dziesiąta  część 
wfdywów  pieniężnych,  2)  trzeci  snop,  wy- 
trącając zasiew,  3)  dziesiąta  ryba  przy 
spuście  stawów,  4)  z  dochodu  sądowego 
od  kopy  3  grosze,  5)  12  groszy  od  dziew- 
ki, idącej  zamąż  do  innej  wsi,  6)  od  na- 
znaczenia przysięgi  dwa  grosze,  7)  grzy- 
wny za  psucie  miedz  granicznych  i  t.  d. 
Na  sejmach  postanowiono,  że  starostwa 
mają  być  tylko  wynagrodzeniem  zasłużo- 
nych względem  kraju  i  zaczęto  je  awaó 
chlebem  dobrze  zasłużonych  [panis  bene 
vierentium).  Zasada  była  święta,  ale  u- 
łomna  natura  ludzka  spaczyła  jej  wyko- 


dbyGoot^le 


STAROSTWA.  — STATERA. 


273 


nanie.  Starostami  zostawali  niekoniecz- 
nie za^u2em  krajowi,  ale  zwykle  najmo- 
Kniejsi.  Starosta  z  dóbr  sobitt  oddanycb 
obowi^any  był  płacić  do  skarba  część 
czwartą  dochoda,  czyli  tak  zwaną  kwartę, 
ca  otrzymanie  wojska  Rzplitej.  Zresztą 
był  panem  prawie  dziedzicznym,  bo  pra- 
wo, zwane,^  communilaitvutn,  dozwalało 
wdowie  starosty  zatrzymać  starostwo  na 
dożywocie.  Dla  wykazania  kwarty  spo- 
rządzano bardzo  szczegółowe  i  dokładne 
opisy  starostw  czyli  tak  zwane  Instracje, 
a  mianowicie  w  latach:  1569,  1616,  1660, 
176B  i  1789.  Zygmnnt  III  wszystkie  kró- 
lewszczyzuy  podzielił  na  dwie  kategorje, 
t.  j.  na  starostwa  do  rozdawania  i  na  eko- 
nomje  czyli  dobra  stołowe,  przeznaczone 
na  wyłączny  dochód  króla.  Starostowie 
administrowali  dobmmi,  jak  własnością 
cadzą  i  czasową.  To  te2  sejm  r.  1771  po- 
stanowił wydzierżawić  starostwa  prawem 
eiofiteatyoznem  na  lat  60,  a  starostjSw  gro- 
dowych czyli  sądowych  obierać  kazano. 
Sejm  zaś  czteroletni  zniósł  zapełnię  sądo- 
wnictwo starościńskie.  Starostążmadz- 
k  i  m  nazywał  się  nrzędownie  i  powszech- 
nie wojewoda  księstwa  Żmndzkiego.  Sta- 
rostą w  górnictwie  czyli  zapach  ten,  któ- 
ry czynił  sprawiedliwość  i  baczył  nad  bez- 
pieczeństwem kopalni.  W  mniejszych  ko- 
palniach był  tylko  podstarosta.  „Staro- 
sta bartny"  był  sędzią  bartników  (ob.  S  ą- 
dy  bartne).  Starosta  na  Wiśle  ozna- 
czeU  starszego  flisa.  Po  apadkn  Rzplitej 
tytuł  starostów  dawano  jeszcze  tym,  któ- 
rzy posiadali  dobra  starośdńslde.  Fryde- 
lyk  hr.  Skarbek  w  najlepszej  swojej  po- 
wieści, zatytułowanej  „Pan  Starosta", 
przedstawia  nam  piękny  obraz  dawnego 
prawego  obywatela,  tak  jak  Krasicki  „Pana 
Podstolego". 

Starostwa.  Pierwszy  znany  nam  lu- 
bo bardzo  nieznpdtnyspis  starostw  wRzpli- 
tej  znajdnje  się  w  opisie  Polski  Marcina 
Kromera  z  w.  XVI.  W  oddzielnej  ksią- 
żeczce wyszedł  spis  wszystkich  starostw 

EocrUopedJa  itaropolski,  t.  IV. 


za  czasów  Stanitiawa  Augusta  w  Łowicza. 
Eligi  Piotrowski  wydał  „Sammarjoszkró- 
lewszczyzn  w  c^ej  Koronie  Polskiej  z  wy- 
rażeniem posesorów  i  siła  która  płaci  ro- 
cznej kwarty,  spisany  r.  1770'*.  Warsza- 
wa n  S.  Orgelbranda,  drak  w  żytomierzu 
u  J.  Chrząszcza,  r.  1862.  Aleksander  Wei- 
nert  wydał  „O  starostwach  w  Polsce  do 
końca  XVIII  w.,  z  dołączeniem  wykazu 
iiih  miejscowości".  Warszawa,  naUad  au- 
tora, r.  1877.  Z  wykazu  Weiaerta  obli- 
czyć można,  że  w  wojew.  małopolskich 
Krakowskiem  i  Sandomierskiem  znajdo- 
wf^o  się  starostw  67,  na  Mazowszu  (woje- 
wództwa: Mazowieckie,  Płockie  i  Rawskie) 
starostw  56.  W  województwach  wielko- 
polskich: Poznańskiem,  Kaliskiem  33,  Łę- 
czyckiem  i  Sieradzkiem  26,  Brzesko-Ku- 
jawskdam  i  Inowro<^aw6kiem  20. 

Starościna  —  dawna  gra  towarzyska. 
Wszyscy  siadają  wkoło  i  przyjmują  sobie 
przydomki:  marsz^ka,  koniuszego,  pod- 
starościego,  klucznika,  piwniozego,  kuch- 
mistrza, łowczego,  włodarza,  masztalerza, 
panien  respektowych,  panny  apteczkowej, 
dworki,  ochmistrzyni,  panny  służebnej 
dworu  pani  starościny.  Osoba,  będąca  sta- 
rościną, obchodzi  koło  i  mówi:  ,Pani  sta- 
rościna jedzie  w  drogę  i  bierze  z  sobą..." 
tu  wymienia  kolejno  osoby,  dwór  jej  skła- 
dające, a  te  powstają  i  idą  za  nią  sznurem. 
Gdy  już  wszyscy  wstaną  i  obejdą  krfo,  ni- 
by polonezem  parami  po  razy  kilka,  daje 
się  słyszeć  nagle  głos:  „Pani  starościna 
zajechałal"  Wówczas  każdy  siada  z  po- 
śpiechem gdzie  może,  a  że  jednego  miej- 
sca nie  staje,  kto  został  w  kole,  jeet  panią 
starościną. 

Staszówka  — szabla  z  fabryki  staszow- 
skiej  w  Sandomierskiem.  Ob.  Szabla. 

Statera.  Tak  a  nas  w  dawnych  cza- 
sach zwano  bezmian,  przezmian,  do  wa- 
lenia niewielkich  ciężarów  nżywany.  Sa- 
muel Twardowski  w  Miscelaneach  (wyd. 
kaliskie  z  r,  1681)  pisze:  „Zważyła  ich  for- 
tuna staterą  równą". 


dbyGoot^le 


274 


STATKI.— STATUT  LITEWSKI. 


Statki.  Niektóre  luźne  wiadomości  o 
budowie  statków  wodnych  na  rzekach  na- 
szych zebrał  J.  K(jaozkowski  (ob.  „Wia- 
domości, tyczące  się  przemyśla  i  sztuki  w 
dawnej  Polsce",  str.  622). 

Statut.  Skrzetuski  w  „Prawie  pol- 
skiem"  tak  określa  różnicę  statutu  od  kon- 
stytucji: „Ustawy  nasze  od  Kazimierza 
"Wielkiego  a£  do  Zygmunta  Augusta, 
łacińskim  językiem  pisane,  statuta- 
mi zowią,  to  jest  prawami  niby  od  sa- 
mego króla  za  radą  senatu  stanowione- 
mi,  pói^ejsze  zaś,  polskim  językiem  pisa- 
ne, konstytucjami".  Określenia  tego  nie 
można  jednak  brąó  bardzo  ściśle,  bo  i  pra- 
wa Kazimierzowe  nazywano  po  łacinie 
Constitutiones.  Pierwszym  statutem  ko- 
ronnym, obejmującym  kodyfikację  praw 
zwyczajowych  polskich,  jest  WiśUeki  z  ro- 
ku 1347  (ob.).  Drugim  ogłoszony  w  War- 
ce r.  1423  przez  Władysława  Jagi^ę.  Da- 
lej idą  statuty  Kazimierza  Jagiellończyka: 
ogłoszony  w  Piotrkowie  r.  1447,  ułożony 
w  Nieszawie  i  we  wsi  Opoki  r.  1464,  w  No- 
wem Ifieście  Korczynie  r.  1466.  Z  czasów 
króla  Jana  Olbrachta  znany  jest  statut 
piotrkowski  z  r.  1493  i  inny  z  r.  1496.  Z 
czasów  Aleksandra  Jagiellończyka  istnie- 
ją statuty  z  lat:  1503, 1504  i  1505.  Na  zje- 
ździe koronacyjn.  w  Krakowie  r.l507  nlo- 
żonezostałystatutyZygmanta  I.  Ustawy 
piotrkowskiezlatl610, 1611, 15191  wszyst- 
kie dalsze,  np.  bydgoskie  z  r.  1620,  piotr- 
kowskie z  r.  1623,  krakowskie  z  lat  1527 
i  1632,  znowu  piotrkowskie  (1538)  i  kra- 
kowskie (1539, 1640, 1543),  wreszcie  piotr- 
kowskie ostatnie  (1544),  uważane  są  za 
statuty,  jako  pisane  po  łacinie,  ale  wła- 
ściwie należą  jnż  do  konstytaeyi,  bo  i  ty- 
tuł ConsHiuiłones  noszą  i  uchwalone  zo- 
stały już  nie  przez  samego  króla  z  wielko- 
radą  senatorów,  ale  z  przeważnym  udzia- 
łem izby  poselskiej,  t.  j.  stanu  rycerskiego. 

Statut  Litewski.  Król  Zygmunt  I  w 
r.  1622  dnia  6  grudnia  ogłosił  w  Wilnie  e> 
dykt,  w  którym  oświadcza,  że  ponieważ 


dotąd  w  Wielkiem  Księstwie  Litewskiem 
bez  statutów  pisanych  odbywały  się  sądy, 
a  sprawiedliwość  tylko  podług  rozumu, 
sumienia  i  widzenia  sędziów  była  wymie- 
rzaną, przeto  stanowi,  iż  odtąd  jednem 
prawem  pisanem  duchowni  i  szlachta  są- 
dzić się  mają.  Był  to  pierwszy  zbiór  praw 
dawniej  uchwalonych  i  starych  zwycza- 
jów litewskich  czyli  praw  zwyczajowych, 
a  król,  dbały  o  dobro  narodu,  aby  prawo 
tem  prędzej  i  łatwiej  do  wiadomości  ka- 
żdego doszło,  zapowiada,  że  nowy  ten  zbiór 
w  licznych  egzemplarzach  .wydrukować 
rozkazał*.  Że  jednak  zaszła  potrzeba  zmian 
i  doprfnień,  statut  Litewski  nie  został 
wówczas  wydrukowany.  Przerabiany  i  po- 
prawiany pod  kiemnkiem  kanclerza  Al- 
berta Gasztołda,  jednomyślnie  przez  Sta- 
ny litewskie  przyjęty,  otrzymał  sankcję 
królewską  i  moc  obowiązującą  od  dnia  1 
stycznia  1530  r.  Zbiór  ten  znany  pod  na- 
zwą Starego  Statutu,  napisany  po  rusiń- 
sku  w  narzeczu  krzywiczańskiem,  tegoż 
roku  przetlómaczony  został  z  rozkazu 
Zygmunta  I  na  język  łaciński,  a  w  r.  1632 
na  polski.  Rękopisy  w  owych  łxzech  ję- 
zykach doszły  czasów  naszych.  Przez  lat 
66,  t.  j.  od  r.  1622  do  1688,  Litwini  z  po- 
lecenia królów  pracowali  nad  zmianami 
i  dop^teniami  statutu  swego.  Porówna- 
nie bowiem  swobód  Litwy  z  koroną  i  osta- 
teczna unja  w  r.  1569,  wywołały  także 
potrzebę  zmian  niektórych.  Pierwsze  u- 
zup^ienie  Statutu  nastąpiło  na  sejmie 
brzeskim  r.  1544,  gdzie  na  prośbę  Stanów 
król  kazał  wybraó  do  poprawy  Statutu 
dziesięciu  męiów  w  prawie  biegłych.  Na- 
stępnie zajmowano  się  takiezuiż  uzupeł- 
nieniami na  pięciu  sejmach  wileńskich  (od 
r,  1547  —  1563),  na  sejmie  bielskim  roku 
1564,  na  wileńskim  r.  1565,  na  lubelskim 
r.  1569.  Statut  teraz  uzupełniony,  uła- 
twiający niezmiernie  sądownictwo,  nazy- 
wany był  Statutem  Zygmunta  Augusta  a 
najczęściej  Wolyńskiiu,  z  powodu  odmian 
uznanych  za  potrzebne  dla  województw: 


dbyGoot^le 


STATUT  WIELICKI. 


276 


'W<^y^kiego,  Kijowskiego  i  Bractawekie- 
go.  Statutem  tym,  oprócz  Litwy,  Żmudzi 
i  trzech  powyższych  województw,  rządziły 
się  wszystkie  inue  wojew.,  do  Litwy  należą- 
ce, a  mianowicie:  Potockie,  Witebskie,  Smo- 
leńskie i  Mścistawskie.  Podlasiowi  tylko, 
przyłączonemu  r.  1569  do  Korony,  służyły 
prawa  koronne.  Statut  drugi  czyli  Zygm. 
Aug.,  uzop^niany  w  dalszym  ciągu  za  Ste- 
fanaBatorego,  otrzymaj  uakoniecmocpra- 
wodawcząd.  28  styczn.  r.  ł588  od  Zygmun- 
ta III,  a  znany  odtąd  pod  nazwą  Trzeciego 
statutuLit.,  wydrukowany  po  raz  pierwszy 
w  języku  rusińskim  r.  1588,  a  wjęzyku  pol- 
skim r.  1614,  przedrukowywany  potem  w 
latach  1619,  1648, 1698, 1744, 1786  i  1811, 
przetrwał  w  Litwie,  jako  prawo  obowią- 
zujące, do  d.  6  WTzednia  1840  r.  Władoi- 
wie  statut  Litewski  był  konstytucją  kra- 
jową. Wielki  książę  przyrzeka  w  nim 
wszelkie  przywileje  zachować,  granice  Li- 
twy pomnażać  i  senatu  nie  poniżać.  Senat 
ten,  a  książąt,  wojewodów  i  kasztelanów 
zIo2ony,  stanowił  najprzód  sejm  prawo- 
dawczy, szlachta  bowiem  litewska  dopie- 
ro w  (Sasie  układania  drugiego  statutu  o- 
trzym^a  miejsce  na  sejmach,  obowiąza- 
na pierwej  tylko  do  służby  rycerskiej  i 
sprawowania  urzędów.  Jakkolwiek  sta- 
tut miał  wiele  niedostatków,  to  jednak 
względnie  do  miejscowych  stosunków 
przedstawiał  on  w  XVI  i  XVII  w.  jedno 
z  lepszych  prawodawstw  w  Europie.  Od 
wyroku  starościńskich  lub  wojewodziń- 
ekich  zastępców  sądowych  mo2us  było  a- 
pelować  do  samych  starostów  lub  woje- 
wodów, a  od  tych  do  senatu,  jako  najwyż- 
szej instancyi.  Prawo  było  dla  wszyst- 
kich jodao,  ten  tylko  odpowiadał,  kto  za- 
winił, przedawnienie  co  do  własności  na- 
stępowego w  10  lat,  w  tyleż  lat  wolno  by- 
ło wierzycielowi  wziąć  dłużnika  , za  kark". 
Hospodar  (którym  Statut  nazywa  panu- 
jącego) nie  mógł  bez  wiedzy  i  woli  senatu 
stanowić  nowych  praw,  urzędy  dostawali 
krajowcy.    Tym  sposobem  wielcy  książę- 


ta litewscy,  pod  wpływem  postępowych 
urządzeń  polskich,  dobrowolnie  zrzekali 
się  nieograniczonego  samowładztwa,  któ- 
re pierwej  przysługiw^o  im  na  Litwie. 
Sędzia,  podsędek  i  pisarz  musieli  umieć  po 
ruaińsku  i  byli  obieralni  z  12  kandydatów. 
Poddani  i  rfudzy  nie  mogli  być  świadka- 
mi w  sprawie  swych  panów.  Ozterokrot- 
uemu  potwarcy  obcinano  nozdrza.  Wdo- 
wa mogła  wyjść  za  mąż  w  pół  roku  po 
śmierci  męża.  Majątek  matki  szedł  mię- 
dzy synów  i  córki  w  równy  podział,  córki 
zaś  nie  wydane  brały  po  śmierci  rodziców 
część  czwartą,  a  trzy  czwarte  spadku  oj- 
cowskiego. 

Statut  Wielicki.  Pierwotne  prawa  pol- 
skie nie  byty  napisane,  ani  narzucone  na- 
rodowi, ale  były  prawami  zwyczaju.  Po- 
nieważ Polska  Piastowska  składała  się  z 
wielu  ziem  i  księstw,  mających  różnolite 
warunki  bytu  i  rozwoju,  zatem  każda  zie- 
mia wytwarzała  sobie  zwyczaje  prawne 
nieco  różne.  Były  tedy  zwyczaje  ziemi 
krakowskiej,  łęczyckiej,  ziem  mazowiec- 
kich i  t.  d,,  a  stąd  były  i  owe  różnice  sta- 
tutów wielkopolskich  i  mdopolskich,  któ- 
re obrazowo  wykazał  Szajnocha  we  wstę- 
pie do  dzida  swego  „Jadwiga  i  Jagiełło". 
Gdy  po  dobie  podziałów,  którą  rozpo- 
czął Bolesław  EJzywousty,  rozdzieliwszy 
Polskę  między  synów,  praprawnuk  jego, 
dzielny  Władydaw  Łokietek,  połączył  ją 
znowu  w  jedno  państwo,  okazja  się  po- 
trzeba porównania  i  spisania  wszystkich 
praw  polskich.  Pracy  tej  dokonał  syn  Ło- 
kietka, Kazimierz  Wielki,  a  kodeks  jego 
od  miasta  Wiślicy,  w  której  zost^  ostate- 
cznie ułożony  i  przez  króla  ogłoszony,  o- 
trzymał  nazwę  Wiślickiego.  Cztery  zaś 
statuty  dawniejsze  utonęły  w  prawodaw- 
stwie wiślickiem,  dwa  niezawodnie  mało- 
polskie, jeden  wyraźnie  wielkopolski,  wy- 
dany w  Piotrkowie  przez  Kazimierza  W., 
i  czwarty,  który  sam  się  mianuje  ustawą 
zjazdu  wiślickiego,  ogłoszony  urzędownie 
jako  prawo  dla  tąłego  Królestwa,   z  sank- 


dbyGoot^le 


276 


STATUT  WIŚLICKI. 


cją  króla.  Szajnocha  powiada,  że  kto  chce 
poznać  dawną  prostotę  myśli  naszego  na- 
rodu, niech  porówna  wstępy  dwóch  współ- 
czesnych sobie  statutów,  t.  j.  niemieckie- 
go, zwanego  „Złotą  bnlą",  i  polskiego  z 
Wiślicy.  Ordy  wstęp  niemiecki  prawi  je- 
dnym tchem  o  Adamie,  piekle.  Troi,  He< 
lenie,  Pompej  uszu,  Cezarze,  siedmiu  świe- 
cznikach apokalipsy,  siedmiu  grzechach 
śmiertelnych  i  t.  d.  —  to  skromny  prawo- 
dawca wiślicki  zagaja  ustawę  polską  sło- 
wami niezrównanie  pięknej  prostoty,  pra- 
wdy i  mądrości.  Mówi  on,  że  „Nie  ma  to 
ani  naganną,  ani  dziwną  rzeczą  zdawać 
się  ludziom,  że  podług  zmiany  czasów, 
także  i  obyczaje  a  dzieje  Indzkie  zmienia- 
ją się.  A  gdy  każdemu  z  mę^w  nie  dość 
jest  zabezpieczyć  się  mocą  ciała,  albo  bar- 
nasza  (pancerza)  świecić  cudnością,  nie 
będąc  nauką  i  obyczajami  okraszonym, 
przeto  My  Kazimierz  z  Bożej  miłości"  itd. 
Calem  prawodawstwem  Kazimierza  "Wiel- 
kiego kieruje  dążność,  aby  różnolite  pra- 
wa zwyczajowe  wszystkich  ziem  polskich 
zebrać  i  ujednostajnić,  znosząc  przesta- 
rzałe i  zapewne  pogańskich  jeszcze  czasów 
sięgające  przepisy,  a  wprowadzić  zmiany 
odpowiednie  do  nowych  potrzeb  i  postę- 
pu społecznego.  Naród  nasz  stał  cały  na 
obyczaju  przez  wszystek  czas  swojego  po- 
litycznego żywota.  Ileż  tej  pairjarchal- 
ności  musi^o  być  za  Kazimierza  Wielkie- 
go, kiedy  jeszcze  prawie  we  dwa  wieki  po- 
tem Łaski  w  wydaniu  swoich  statutów  zo- 
stawiał całe  karty  puste  dla  wpisywania 
zwyczajów  ziemskich.  Janko  z  Czarnko- 
wa wyraźnie  zaświadcza,  te  Kazimierz 
znosił  zwyczaje,  które  się  już  zużyły  i  nie 
odpowiadrfy  rozpowszechnionemu  świa- 
tłu, a  wprowadzał  odpowiednie  nowej  wol- 
ności i  nowym  pojęciom.  Takich  praw 
przestarzałych  musiało  być  wiele.  Przy- 
pomnijmy sobie  tylko  barbarzyńskie  ka- 
tusze, jakie  do  nas  przyszły  z  prawami 
miast  niemieckich,  owo  ucinanie  członków, 
wyłapywanie  oczu  i  t.  d,     Karód  odczu- 


wał już  wstręt  do  kar  tego  rodzaju,  więc 
rozumny  król  ograniczał  to  pastwienie  się 
prawa  nad  c^owiekiem.  liOody  Kazimierz 
po  zabezpieczeniu  granic  Polski,  o  ile  mo- 
żna było,  teaktatami  ośoiennymi,  wziął 
się  z  zapałem  do  pracy  prawodawczej,  w 
czem  dopomagał  mu  arcybiskup  Jaro^aw 
Bogorja  ze  Skotnik,  uczony  prawoznawca, 
niegdyś  rektor  wBononii,  mąż  i  obywa- 
tel doświadczony.  Jego  też  jednego  w 
przedmowie  do  statutu  wielkopolskiego 
król  wyraża  z  imienia  jako  swego  dorad- 
cę. Redaktorem  statutów  był  niewątpli- 
wie siostrzeniec  arcybiskupa  Jarosława, 
doktor  Jan  ze  Strzelcy  Suchywilk,  herbu 
Gtrzymała,  Sandomierzanin,  biegły  praw- 
nik, przyjaciel  i  nieodstępny  towarzysz 
Kazimierza,  mianowany  kanclerzem  Ro- 
si a  potem  c&tej  Polski.  Ustawa  Kazi- 
mierza dla  żup  solnych  krakowskich  może 
posłużyć  za  wskazówkę,  jak  się  przygoto- 
wywały prawa  statntn  ziemskiego.  Zwo- 
łani rozkazem  królewskim,  starsi  i  młodsi 
żupnicy  zeznali,  jakimi  się  rządzą  zwycza- 
jami; następnie  rada  świeckich  i  duchow- 
nych komisarzy  królewskich  dopełniła 
zbioru,  który  Dymitr  z  O-oraja,  podskar- 
bi, zredagował  w  ustawę,  a  król  potwier- 
dził. Aby  tak  samo  dopełnić  zbioru  praw 
ziemskich,  uchwalić  zmiany  i  ułożyć  sta- 
tut, potrzeba  było  zapewne  niejednego  na 
to  zjazdu.  To  też  uczony  Romuald  Hubę 
wykazał,  że  zjazdów  prawodawczych  za 
Kazimierza  było  kilka  i  nawet  dwie  ich 
doby:  jedna  przygotowawcza  przed  sta- 
nowczym zjazdem  wiślickim,  druga  pó- 
źniejsza, dop^iająca  na  innych  zjazdach 
główne  wiślickie  prawodawstwo.  Statuty 
Kazimierzowskie  redagowane  były  po  ła- 
cinie i  dopiero  w  sto  lat  później  ke.  Stani- 
^aw  z  Wojcieszyna,  kustosz  warszawski, 
przełożył  jena  język  ojczysty,  a  rękopis 
ten  znalazł  Lelewel  w  bibljotece  poryckiej 
i  wydrukowaJ  w  Wilnie  r.  1824.  Późnie) 
uczony  Stronczyński  wydał  księgę,  zwaną 
,  Wislicia',  która  obejmuje  przedmkowa- 


dbyGoot^le 


STĄGIEW.— STEGNO. 


277 


De  w  podobiżnie  cale  prawodawstwo  Ka- 
zimierza Wielkiego  i  Kazimierza  Jagiel- 
lończyka. Wreszcie  w  500-iią  roczni- 
cę uchwal  wiślickich,  L  j.  w  r.  1847,  K. 
WI.  Wójcicki  wydal  w  Warszawie  „Sta- 
tuta  polskie  króla  Kazimierza".  O  statn- 
cie  Wiślickim  pisali:  Helcel,  Bartoszewicz 
i  inni.  Prawodawstwo  Kazimierza  Wiel- 
kiego jest  naszem  prawem  żródłowem  i 
podstawowem,  obejmająoem  polskie  pra- 
wo kryminalne,  cywilne,  post^owanie  są- 
dowe i  rozmaite  urządzenia.  Wszystkie 
prace  prawodawcze  podlejsze  objaśnimy 
tylko,  zmieniały  lab  uzapdnialy  statut 
Wiślicki.  Podlag  statutu  tego  prawo  o- 
bowiązuje  tylko  na  przyszłość  a  nie  na 
wstecz  od  daty  ogłoszenia.  Dawniejsze 
prawo  odwetu  za  zabicie  i  rany  zastąpio- 
ne zostaje  winą  czyli  opłatą,  nawiązką 
pieniężną,  dla  poszkodowanego  lub  pozo- 
Btaiei  rodziny.  Zmniejszono  liczbę  przy- 
padków stosowania  kary  „niemiłosiernej'. 
Obelgi  kobiecie  wyrządzone  są  równem 
przestępstwem,  jak  dobycie  orę2a  w  obec- 
ności króla  i  arcybiskupa.  Szkodnik  i  zło- 
dziej polny  nocny  może  byó  zabity.  Kto- 
by  okradł  króla  lub  rycerza,  ulegnie  oszel- 
mowaniu  czyli  ucięciu  jednego  ucha.  Sta- 
tut znosi  dawny  powszechny  zwyczaj  za- 
wierania małżeństw  przez  porwanie  pan- 
ny, karze  porywcę  utratą  posagu,  jeżeli 
panna  na  porwanie  się  zgodziła,  a  śmier- 
cią— jeżeli  się  nie  zgodziła.  Zniesiono  od- 
powiedzialność rodziny  za  winowajcę  czy- 
li odpowiedzialność  rodu.  Zastąpiono  kau- 
^JJĄ  czyli  rękojmią  wydawanie- przegrywa- 
jącego sprawę  w  ręce  wygrywającego. 
Statut  ustalił  procedurę  sądową,  zabronił 
kobietom  stawać  w  sądach,  zalecając  ich 
obronę  adwokatom  {których  później  na- 
zwano patronami,  a  w  trybunale  koron- 
nym mecenasami).  Sieroty  miały  opie- 
kunów, którymi  byli  najbliżsi  krewni,  a  w 
braku  takich,  osoby  przez  sąd  wyznaczo- 
ne. W  sprawach  małoletnich  przedawnia- 
nia nie  było.  Maloletność,  stosownie  do  licz- 


by lat,  dzieliła  się  na  kilka  kategoryi,  od 
12-go  do  24-go  roku  życia.  Opiekunowie 
po  skończonej  opiece  odpowiedzialni  byli 
przez  lat  3  miesięcy  3.  Za  Stanisława 
Augusta  uchwalono:  „Odnowienie  Statu- 
tu Kazimierza  względem  synów",  tak  pra- 
wo to  było  dobre.  Co  do  stanów,  to  sta- 
tut wymienia:  1)  rycerza  czyli  szlachcica, 
2)  skartabellę  czyli  „świerczałkę"  {nowo 
nobilitowany  szlachcic),  3)  wojaka  z  sołty- 
sa lub  kmiecia  ustanowionego  i  wreszcie 
4)  wolnego  rolnika,  kmieciem  zwanego. 
O  kmieciach,  których  losem  Kazimierz  się 
zajmował  (skąd  go  też  „królem  chłopów" 
nazwano),  zawiera  statut  sporo  rozporzą- 
dzeń opiekuńczych,  czyniąc  różnicę  mię- 
dzy osadnikami  na  prawie  polakiem  i  osa- 
dnikami na  prawie  niemieckiem.  Stanu 
niewolników,  jak  w  wielu  innych  krajach 
Europy,  już  za  Kazimierza  Wielkiego  nie 
było  w  Polsce.  Żydzi  mieli  zatwierdzony 
przywilej,  jaki  im  nad^  Bolesław  Pobo- 
żny, książę  kaliski,  r.  1264  i  ograniczoną 
stopę  lichwy.  Jeżeli  Bolesław  Chrobry 
był  twórcą  orężnej  potęgi  Polski,  to  Kazi- 
mierz Wielki  był  prawdziwie  wielkim,  ja- 
ko pierwszy  prawodawca,  organizator  spo- 
łeczny i  twórca  potęgi  ekonomicznej  i  mo- 
ralnej swego  kraju.  Do  liczby  najpoważ- 
niejszych uczonych,  którzy  o  statucie  Wi- 
ślickim pisali,  należą  jeszcze:  Stosław  La- 
guna (w  „Bibl.  Warszawskiej"  z  r.  1859) 
i  prof.  Franc.  Piekosiński  w  rozprawie: 
„Uwagi  nad  ustawodawstwem  wiślicko- 
piotrkowskiem  króla  Kazimierza  Wielkie- 
go". {Ogólnego  zbioru  rozpraw  Akad.  TJm. 
t.  28)  i  „Jeszcze  słowo  o  ustawodawstwie 
wiśłtckopiotrkowskiem  króla  Kazimierza 
Wietk."{t.33). 

Stągiew,  stągwią,  stągiewka  — 
kadź  stojąca  na  wodę,  kilkowiadrowej  ob- 
jętości. Tłómacz  polski  prawa  saskiego  w 
XVI  w.  pisze:  „W  każdym  domu  ku  gasze- 
niu ognia  ma  być  woda  w  stągwiach". 

Stegno,  ścięgno — ścieżka  udeptana 
nie  przez  ludzi,  tylko  przez  bydlęta,  liczne 


dbyGoot^le 


278 


STEMPEL.— STĘPICA. 


Ślady  tropów  zwierzęcych.  Twardowski 
pisze:  .Drogi  tam  już  nie  byto,  tylko  trop 
zwierzmy  i  Stegna  udeptane,  którędy  do 
wody  chodzili". 

Stempel  albo  pobojec,pobojczyk. 
Ostatnia  nazwa  stosowana  się  do  broni 
krótkiej^pistoletu.  W  XVIII  w.  za  cza- 
sów Saskich  jazda  polska  nosiła  pobojczy- 
ki  pistoletowe  przywiązane  do  ładownicy 
na  taśmie  jedwabnej  lub  na  rzemyku,  cza- 
sem wiszące,  czasem  zatknięte  za  pas  z  ty- 
In.  Od  r.  1775  regulamin  wskazywał  no- 
szenie pobojczyków  na  wierzchu  ładowni- 
cy przy  pasach  do  niej;  ten  sposób  nosze- 
nia używany  był  również  od  r,  1815  do 
1831.  Za  czasów  Księstwa  Warszawskie- 
go pobojce  noszono  przy  pistoletach. 

B.  Gembarzewski. 

Stemplowy  papier  ustanowiony  został 
na  sejmie  r.  1775.  Zawarowano  wówczas 
karę  śmierci  na  fałszerzy  tego  papieru. 
Ktoby  zaś  przedawał  go  po  innej  cenie, 
drożej  lub  taniej,  miał  za  każdy  arkusz 
zapłacić  lOOO  złp.  kary,  lub  w  braku  pie- 
niędzy odpowiadać  osobą.  Wszystkie  spra- 
wy, dotyczące  tego  papieru,  oddano  pod 
rozstrzyganie  Komisyi  Skarbowej.  Papie- 
ru stemplowego  kazano  używać  do  czyn- 
ności wszystkich  sądów,  do  zobowiązań  i 
kwitów  prywatnych,  na  podania  zanoszo- 
ne do  władz,  na  nominacje  i  dymisje, 
wszelkie  świadectwa  osobiste,  urzędowe  i 
cechowe,  karty  do  gier  i  po  egzemplarzu 
do  każdego  kalendarza  i  książki  drukowa- 
nej po  żydowska.  Był  papier,  począwszy 
od  1  i  2  groszy  srebrnych,  na  1  zloty,  po- 
tem na  3,  6,  9  itd.  w  postępie  arytmetycz- 
nym, mającym  za  wykładnik  3,  aż  naj- 
wyższy stempel  kosztował  2250  zip. 

Stęplca.  Już  w  dokumentach  z  doby 
piastowskiej  spotykamy  nazwę  przyrządu 
myśliwskiego,  zwanego  stępicą  czy  stąpi* 
cą  {siampicc  w  r.  1287).  O  .stępicy"  sły- 
szeliśmy i  od  starych  myśliwych  jako  o 
drewnianej  samołówce  na  lisy  i  wilki,  któ- 
ra wyszła  z  użytku  w  XVIII  w.  po  upo- 


wszechnieniu się  tego  rodzaju  przyrządów 
żelaznych.  Długo  poszukiwaliśmy  stępi- 
cy  w  naturze  po  różnych  zakątaoh  kraju, 
aż  nareszcie  u  starego  zagrodowego  szlach- 
cica na  Mazowsza  łomżyńskiem  we  wsi 
Chlebiotkach  wśród  ubogich  rupieci  wy- 
rzuconych oddawna  na  podstrzesze  znala- 
sJtasięi  pStępica",  ze  swoją  prastarą  nazwą 
a  niewątpliwie  i  pierwotnym  kształtem. 
Przyrząd  to  bardzo  prosty,  ale  niemniej 
dowcipnie' pomyślany  i  skuteczny  do  po- 
chwycenia za  nogę  zwierza,  który  stąpi  w 
jego  środek.  Cały  składa  się  z  brzozowej 
płaskiej  szczapy  (około  3  stopy  długiej,  9 
cali  szerokiej,  dwuch  takiohże  podłużnych 
klapek  (e  — f)  i  dwuch  leszczynowych  prę- 
tów zasadzonych  w  końcach  stępicy.  Jak 
widzimy,  nie  użyty  jest  ani  kawałek  me- 
talu w  całym  przyrządzie,  co  świadczy 
wymownie  o  jego  starożytności,  a  zrobić 
stępicę  można  od  biedy  za  pomocą  samej 
siekiery.  Cały  mechanizm  zasadza  się  na 
tem,  że  wzdłuż  otworu  (podobnego  do  o- 
tworów  w  barciach  i  ulach  pieńkowych) 
znajdują  się  naobu  jego  brzegach  podłuż- 
nych dwie  klapki  osadzone  czopami  (g  -  h) 
w  zagłębieniach  stępicy  i  są  tak  przyci- 
śnięte prętami  leszczynowymi,  że  tylko 


przy  użyciu  dużej  siły  mogą  być  otworzo- 
ne do  pozyeyi,  w  której  widzimy  je  na  o- 
bu  dołączonych  rysunkach.  Dwa  kołecz- 
ki w  każdej  klapce  za[iobiegają,  aby  nie 
mogła  wypaść  ze  stępicy  w  stronę  otworu. 
Na  rysunku  brakuje  tylko  zastawki,  któ- 
rej już  nie  znaleźliśmy,  a  która  przy  na- 


dbyGoot^le 


STOLARSTWO. — STOLEC. 


379 


stawienia  rozpiera  od  środka  obie  klapki 
i  gdy  zwierz  stąpnięciem  w  otwór  ją  po- 
trąci, wypada.  Wówczas  klapki  parte  si- 
lą naprężonych  a  powracających  do  pro- 
stości  prętów  przymykają  nogę  zwierza 
tak  silnie,  że  oswobodzenie  jej  staje  się 
dla  niego  absolutnie  niemożliwem.  Mo- 
żna to  osiągnąó  tylko  przez  podważenie 
klapek  siekierą  lab  innem  narzędziem,  co 
oczywiście  jeno  dla  cdowieka  jest  możli- 
wem.  Kie  potrzebujenLy  ta  dodawać,  ie 
pręty  leszczynowe  (przeszło  calowej  śred- 
nicy) maszą  pierwej  zaschnąć  w  stanie 
swej  prostości,  aby  później  zachowały  na 
zawsze  silę  naporu  po  zastawieniu  pułapki 
iioh  naprężeniu,  jakie  rysunek  przedstawia. 
Stolarstwo  I  snycerstwo-  Wiele  luź- 
nych wiadomości  w  tym  przedmiocie  ze- 
brał J.  Kołaczkowski  w  dziele:  „Wiado- 
mości, tyczące  się  przemysłu  i  sztuki  w 
dawnej  Polsce"  (str.  624— &46).  Najwięk- 
szy rozgłos  miały  w  Polsce  od  X'VII  w. 
wyroby  stolarzy  gdańskich  i  kolbuszow- 
skich.  Miasteczko  Kolbnszowa  (należące 
do  ordynacyi  Ostrogakiej,  której  rozdaro- 
wanie  w  1753  r.  przez  Janusza  Sanguszkę, 
marszałka  nadw.  lit.,  ostatniego  ordynata, 
znane  jest  pod  nazwą  „Tranzakcyi  Kolba- 
szowskiej")  leżało  w  powiecie  Pilżnień- 
skim  w  południowej  części  wojew.  Sando- 
mierskiego. Mich^  Bahńaki  powiada,  że 
„zdawna  osiadłe  jest  stolarzami,  tokarza- 
mi i  ślusarzami,  którzy  swe  wyroby  w  da- 
lekie rozsyłają  strony".  Rękodzielnictwo 
to  początek  swój  i  rozwój  zawdzięczało  o- 
pieoe  ordynatów  ostrogskicb.  Zabytków 
sztuki  snycerskiej  mamy  wielkie  bogactwo 
w  kościołach  krakowskich.  Do  nich  na- 
leżą stalle  wielkie  oraz  syndykowskie  w 
kościele  N.  P.  Maryi,  również  stalle  w  ka- 
tedrze na  Wawelu,  szafa  w  skarbon  tejże 
katedry,  wspaniałe  stalle  w  kościele  Bo_ 
żego  Cia^a  i  Św.  Krzyża,  oraz  uienstępu- 
jące  im  jedne  i  drugie  stalle  w  kościele 
parafjalnym  w  Bieczu.  Świetne  są  także 
kręcone  schody  gdańskie  w  pałacu  krze  - 


Bzowickim  u  Potockich.  W  KYIII  wieku 
wspominanych  jest  wiele  miejscowości, 
gdzie  wyrabiano  piękne  meble,  np.  w  War- 
szawie, Lwowie,  Płocku,  Korcu,  Mach- 
nówce  itd.,  nie  mówiąc  już  o  GMańsku  i 
Kolbuszowej.  Wielkie  szafy  gdańskie  przy- 
wożono na  szkutach,  które  po  spławieniu 
zboża  powracały  z  winem,  gdańską  wód- 
ką, sprawunkami  i  towarami  kolonjalny- 
mi  w  górę  Wirfy  i  jej  dopływów.  Napływ 
do  Polski  w  średnich  wiekach  rzemieślni- 
ków niemieckich  wszelkiego  rodzaju,  a 
więc  i  stolarzy,  spowodować  niemiecko- 
polską  terminologję  ich  narzędzi.  Oto  np. 
w  inwentarzu  z  r.  1573  po  stolarza  Zyg- 
munta Augusta,  Jerzym  Szwarcu,  znajda- 
jemy:  szynwagę  mosiądzową,  rasple,  heble, 
amhusy,  klubzagi,  winkeimosy,  streichmo- 
dly  {modła  —  wzór),  listwy,  sprengle,  tabli- 
ce sziukferkowe,  srobcwingi,  srobstoki,  kieł- 
brały  i  pełno  innego  coigu  ślusarskiego, 
złotniczego  itd.  (Briickner).  O-dybyśmy 
byli  narodem  prawdziwie  kalturalnym,  to 
wśród  tak  licznego  dachowieństwa  1  mo- 
żniejszych  amatorów  antyków,  zaślepili- 
by się  pożyteczni  znawcy  do  zebrania  w 
każdej  okolicy  rysunków  i  wiadomości  o 
lepszych  rzeźbach  kościelnych,  których 
tyle  zginęło  już  niepowrotnie  od  ognia, 
wilgoci  i  wandalizmu  ludzkiego. 

Stolec,  stolica,  czyli  wielkie  krzesło, 
oznacza!  dawniej  tron  monarszy,  krzesło 
królewskie,  sądowe,  zwierzchnią  władzę, 
świecką  lab  duchowną,  wreszcie  kazalni- 
cę. Rej  w  Postylli  pisze:  „Da  mu  posieśó 
Pao  stolec  Dawidów  ojca  jego".  Ks,  Wu- 
jek mówi:  „Święty  Piotr  otrzym^  stolec 
wszystkiego  świata".  Marcin  Bielski  po- 
wiada: „Popiel  z  Krakowa  do  Gniezna 
przeniósł  stolec  swój,  a  potem  do  Krusz- 
wicy". Stryjkowski  wyraża  się:  ,W  Kier- 
nowie  księże  Kiemas  stolcem  mieszkał". 
W  ciesielstwie  polakiem  stolcami  zo- 
wią  się  słupy,  dźwigające  podciąg,  na 
którym  opierają  się  krokwie  zwykle  w 
połowie  wysokości  dachu. 


dbyGoot^le 


STOLEC  WDOWI. — STOŁY  I  STCŁKI. 


Stolec  wdowi.  Podług  drugiego  atatn- 
tn  Litewskiego,  każda  wdowa  szlachcian- 
ka dopiero  po  6-cia  miesiącach  od  śmier- 
ci męża  zamąż  iść  mogła,  a  to  obowiązko* 
we  półroczne  wdowieństwo  zwało  się  w 
języku  prawniczym  „stolec  wdowi".  Uchy- 
biająca przeciw  temu  traciła  zapisane  od 
męża  wiano,  jeżeli  zaś  wiana  nie  mic^a,  to 
płaciła  karę  „dwanaście  rubli  groszy" 
dzieciom  swoim,  a  w  ich  braku  krewnym 
pierwszego  męża. 

Stolnik,  po  łacinie  dapifer — urząd,  któ- 
ry widzimy  ju*  na  dworach  książąt  pia- 
stowskich i  w  dokumentach  od  r.  117B. 
W  r.  1382  wymieniony  jest  stolnik  kaliski. 
Za  Jagiellonów  stał  się  dygnitarzem,  a 
był  koronny  i  litewski.  Za  Zygmunta  Ut 
idzie  szereg  stolników  obok  podstolich. 
Szereg  ten  na  czas  jakiś  musiał  być  prze- 
rwany, bo  kanclerz  Albrycht  Radziwiłł 
w  swoich  pamiętnikach  wspomina,  że  ^Wła- 
dysław IV  wznowił  ten  urząd  dla  swego 
ulubieńca  Adama  Kazanowskiego.  Stol- 
nik nadworny  koronny  {dapifer  curiae  re~ 
gm)  bylciągle,  a  za  czasów  Władysława  IV 
znika  tytuł  stolnika  nadwornego  a  po- 
wstaje wielkiego,  czyli  nadworny  awan- 
suje na  wielkiego.  Z  podstolego  szło  się 
zwykle  na  stolnika,  ze  stolnika  na  kraj- 
czego  lub  podczaszego.  W  XVIII  wieku 
stolnikowid  posuwali  się  do  senatu.  Na 
Rusiach  byli  najprzód  stolnikowie  woje- 
wództwa całego,  np.  wołyńscy,  potem  po- 
wiatowi, bo  godności  i  urzędy  przechodzi- 
ły tam  z  Korony  pierwej  do  większych 
organizmów  społecznych,  a  później  do 
mniejszych.  Stanisław  Poniatowski,  wo- 
jewodzie mazowiecki,  nim  za  wpływem 
cesarzowej  Katarzyny  został  królem  pol- 
skim, był  pierwej  stolnikiem  litewskim. 

Słołp  oznacz^  dawniej  okrągłą  muro- 
waną wieżę.  Podług  ruskiego  latopisa 
Hypacowskiego  z  XIV  w.  stołpy  takie 
wznosili  książęta  ruscy  jako  strażnice  przy 
swoich  grodach,  np.  ks.  Daniel  r.  1223  pod 
Chełmem,    Włodzimierz   Wasilkowicz  w 


Kamieńcu  lit.  nad  rz.  Łosną,  Mścisław 
r,  1191  w  G-rodnie,  Lublinie,  Brześciu  lit. 
i  wiele  innych.  Pomieniony  latopis  pisze: 
„W  Chamie  był  stołp  murowany  na  15 
lokoi  od  ziemi,  ubielony  jak  ser  i  świecący 
się  na  wszystkie  strony.  Ten  zgorzał  za 
Daniła.  Był  stołp  murowany  niedaleko 
grodu  chełmskiego,  na  nim  orzeł  z  kamie- 
nia, wysokość  muru  łokci  10*.  Dotąd  w 
stronie  północno-wschodniej  od  Chełma 
wśród  trzęsawisk,  na  wzgórku  istnieje  ta- 
ka wieża.  We  wsi  Stotpiu  pod  Ch^mem> 
na  kopcu  parosążniowym  wznosi  się  ta- 
ki stołp  czworoboczny,  trzypiętrowy,  oko- 
ło 60  stóp  wysoki,  z  piaskowca  zmurowa- 
ny.  Na  górze  panującej  nad  Kazimierzem 
nad  Wisłą  wznosi  się  do  tejże  kategoryi 
strażnic  należąca  wieża  okrągła  z  czasów 
Kazimierza  Wielkiego.  Podobne  stołpy 
średniowieczne  dochowały  się  jeszcze  tu 
i  owdzie  w  zachodniej  Europie. 

Stoły  I  stołki.  Że  nie  było  wielkiej 
różnicy  pomiędzy  stołami  z  w.  XV  i  XIX, 
dowodzą  tego  podane  tu  rysunki.  Pierw- 
szy przedstawia  stół  w  izbie  malarza  kra- 
kowskiego, której  wnętrze  wyobrażone  jest 
w  księdze  cechów  Bema  z  artystycznemi 
miniaturami  z  czasów  Aleksandra  Jagiel- 


StiSł  podług  wizerunku  w  ksicdie  cechów  Bema  z 
czasów  Aleksandra  Jagiellończyka. 

lończyka,  przechowującej  się  w  bibljote- 
ce  Jagiellońskiej  w  Krakowie.  Stół  dru- 
gi odrysowaliśmy  w  r.  1872  w  chacie  wło- 
ścianina litewskiego  we  wsi  Strażyszkach 
pod  Pnniami  nad  Niemnem.  Stół  trzeci 
znajdował  się  z  dawnych  lat  w  izbie  cze- 


dbyGoot^le 


STOPY  LUDZKIE  NA  KAMIENIACH. 


281 


Stół  w  chade  nadDiemeńskiej  z  pcJowy  XIX  w. 


Starj  iit^l  w  izbio  czeladnej  na  Podlaaiu. 

ladaej  we  dworze  jeżewskim  na  Podlasiu. 
Cztery  podane  tu  dawae  stołki  odrysowa- 
liśmy  około  r.  1870  w  domach  zagrodo- 
wej szlachty  mazowieckiej  w  dawnej  zie- 


Stdki  u  drobnej  ezlachtj  mazowieckiej  z  polowj  XIX  w. 


mi  Nurakiej  nad  Bugiem.  Niegdyś  wszyst- 
kie stołki  u  ludu  mazurskiego  i  podlaskie- 
go byty  robione  w  tym  rodzaju,  ale  w  osta- 
tniem  ćwierćwieczu  XIX  wieku  kształt 
ten  został  zarzucony. 


Stopy  ludzkie  na  kamieniach-  Stopy  i 
podkowy  wykute  na  kamieniach  granicz- 
nych próbowano  objaśnić  teip,  że  pierwsze 
oznaczają  granice  obchodzone  pieszo,  a 
drogie  konno.  Łagana  robi  słuszną  uwa- 
gę, że  lubo  takie  kamienie  mogły  być  nie- 
raz nżyte  za  znak  graniczny,  jednak  nie 
duktom  granicznym  zawdzięczają  swój 
początek.  Są  one  dawniejsze,  jak  to  wska- 
zuje myt  o  Pegazie,  który  gdy  uderzył  ko- 
pytem w  skałę,  wytrysło  z  niej  cudowne 
źródło.  Ze  stopą  ludzką  wiąże  się  wszę- 
dzie jakaś  pobożna  legenda  lub  nazwa, 
począwszy  od  Bożej  stopki  r.  1342  na  Po- 
morzu, aż  do  licznych  stopek  Matki  Bo- 
skiej lubkrólowejJadwiglwróżnych  stro- 
nach Polski.  Znaki  te  są  znane  w  wielu 
krajach  od  Cejlonu,  gdzie  słynna  Sri-pada 
ncbodzi  za  stopę  Brahmy,  przez  mahome- 
tan stopą  Adama  zwana,  aż  do  Kzymii, 
gdzie  opowiadają  legendę:  ^Domine.  quo 
radisf^  W  powiecie  Święciańskim  i  czę- 
ści Wilejskiego  lud  stawia  przykładziny, 
t.  j.  nagrobki,  na  mogiłkach  mężczyzn; 
na  grobach  kobiet  nie  stawiają  ich,  lecz 
na  ich  pamiątkę  kładą  na  strumieniach 
lub  rowach  kładki  drewniane,  z  wyrżnię- 
tym na  nich  bądź  krzyżem,  bądź  literami, 
bądź  słońcem  promienistem,  a  najczęściej 
stopą  ladzką.  W  Borysowskiem,  jak  pi- 
sze Kons.  Tyszkiewicz  („Te- 
ka Wileńska",  r.  18.58,  III, 
str.  286),  gospodarz  czyni 
ofiarę  na  intencję  swego  do- 
bytku, iundując  kładkę  i  wy- 
rzynając  na  niej  kopyto  koń- 
skie lub  racicę  bydlęcia.  W 
licznych  wędrówkach  na- 
szych po  kraju  napotykali- 
śmy kamienie  z  wklęsłościa- 
mi trochę  podobnemi  do  śla- 
dów stopy  ludzkiej  i  przywiązaną  do  nich 
zwykle  jakąś  pobożną  legendą.  Kamie- 
nie te  badaliśmy  szczegółowo  i  we  wszyst- 
kich wypadkach  znaleźliśmy  wklęsłości 
zdziałane  przez  naturę  a  nie  ręką  ludzką. 


dbyGoot^le 


STÓG.  — STRAŻE  I  BEZPIECZEŃSTWO  OD  OGNIA.. 


Z  tego  też  powodu  żałujemy  tu  miejsca  na 
przytaczanie  legend  i  miejscowości.  Kwe- 
stją  podobnych  kamieni  zajmował  się  Jó- 
zef Przyborowski,  a  p.  Józef  Szaniawski, 
uczony  archiwista  kaliski,  jest  autorem 
pracowitej  rozprawy  „O  stopach  ludzkich 
na  kamieniach",  drukowanej  w  „Kalisza- 
ninie"  r.  1872,  nr.  10,  12,  13. 

Stóg  —  wysoka,  czubata  kupa  siana, 
snopów,  gałęzi  lub  czegokolwiek  w  tym 
rodzaju.  Zastożyć  ozuaoza  to  samo,  co 
zawierszyć  stóg  czyli  dokończyć  ułożenia 
czubatego  wierzchu.  Na  łąkach  wilgo- 
tnych lub  podlegających  zalewom  wody 
stawiano  stogi  na  palach  tak  samo,  jak  np. 
na  Polesiu  budowano  w  nizinach  na  pa- 
lach chaty  wiejskie.  Najwięcej  stogów 
na  palach  stawia  lud  nad  górną  Narwią, 
Podajemy  tu  z  fotografii  zdjętej  przez  nas 
stogi  na  łąkach  w  uroczysku  Stara-Biało- 


St^g  na  łąkach  nad  Narewką  w  puszczy  Biało  wienkiej. 

wieża  wśród  pusznzy  nad  rz.  Narewką.  Pa- 
le i  pomost  z  gałęzi,  na  którym  układają 
stóg,  zowią  łożyskiem. 

Stradjotka,  stratjotka,  stradjeta 
—  jeździecka  szata,  krótka  jak  karwatka, 
wspominana  przez  Reja  i  Mączyńskiego. 

Straflarz,  slestrzan,  tram  —  pod- 
ciąg poprzeczny   pod  belkami,   środkiem. 


Krasicki  w  „Podstolim"  pisze:  „Postrzeg- 
lem  wyryty  na  stragarzu  napis:  mori!>us 
anUquis''. 

StrałeAoy.  Takie  miano  dawano  za 
Zygmunta  III  słynnym  w  odej  Europie  z 
szalonej  odwagi  Lisowczykom,  którzy  w 
każdym  boju  szli  jąk  na  stracenie. 

Strawa.  Jomandes,  piszący  w  poło- 
wie VI  w.  dzieło  swe:  ^De origine  actugue 
Getarum!^,  mówi  w  jednem  miejscu  o  wa- 
lecznych żołdakach  potężnego  Attyli,  kró- 
la Hunnów,  władającego  w  V-ym  w.  Pa- 
nonją  i  Scytją,  że  w  obozowisku  swojem 
zasiedli  do  spożycia  .strawy".  "Wymienie- 
nie tego  wyrazu  słowiańskiego  każe  się 
domyślać,  że  wśród  wojowników  Attyli 
były  i  plemiona  słowiańskie  a  prawdopo- 
dobnie i  lechickie,  które  już  w  V  wieku  n- 
żywały  w  swojej  mowie  naszego  wyrazo 
strawa  w  dzisiejszem  jego  znaczeniu. 
Twardowski  w  XVII  w.  pisze:  „Żc^nierzo- 
wi  o  strawie  cudzej  lżej  wojować". 

Straże  i  bezpieczeństwo  od  ognia.  Mia- 
steczka polskie  budowane  z  drzewa  i  na- 
wet murowanych  kamienic  dachy  gonto- 
we (które  spowodowały  wielki  pożar  Kra- 
kowa w  r.  1851)  —  wywoływały  koniecz- 
ność troskliwego  czuwania  nad  bezpie- 
czeństwem, czego  dowody  i  przepisy  na- 
potykamy ciągle  w  naszych  urządzeniach 
i  dokumentach  z  przesdości.  Anzelm  Go- 
stomski,  wojewoda  rawski  {ur.  r,  1507),  w 
znamienitej  na  swoje  czasy  książce  rolni- 
czej p.  n.  „Gospodarstwo'  (Kraków,  1588 
roku)  tak  zaleca  „Porządek  około  gasze- 
nia: „Do  gaszenia  mają  być  naznacze- 
ni w  każdym  domu,  czego  kto  przy  ogniu 
ma  pilnować.  Naprzód  kilkanaście  (mniej 
i  więcej  wedle  miasta  osiadłości)  mężów 
sprawnych,  bacznych,  eoby  rozkazowali 
i  rządzili  przy  ogniu,  potem  miasto  roz- 
dzielić wedle  liczby  ludzi:  Jedni,  aby  bie- 
żeli z  siekierami,  drudzy  z  hakami,  trzeci 
z  drabinami,  drudzy  z  sikawkami,  z  wia- 
dry,  z  cebry.  A  kędy  rury  niemasz,  wo- 
ziwodowie  wszyscy:  jeśli  tego  mało  z  pe- 


dbyGoot^le 


STRAŻE  I  BEZPIECZEŃSTWO  OD  OGNIA. 


283 


wnych  domów  Hodyj  z  wozy  i  p«wną  licz- 
bą kaidego  naczynia  obracŁowaó  i  posta- 
stanowió.  A  gdy  trwogą  astanie,  opa- 
trzyć kto  się  stawił,  kto  nid  stawił,  kto 
pierwej,  i  z  którym  naczyniem:  za  to  we- 
dle miesckich  dochodów  meriia  postano- 
wić; kto  powiedz  (ostatni),  tego  karać;  kto- 
by  nie  byl,  jeszcze  większą  każii.  Bo  choć- 
by doma  sam  nie  był,  jako  w  mieście  In- 
dzie kupieccy,  tedy  ma  doma  już  tak  stat- 
ki, jako  słagę  dla  takiej  trwogi  odjeżdżać: 
coby  w  tern  winien  nie  został.  Maj%  też 
być  naznaczeni,  kiedy  gore,  ktćrzyby  do- 
dziejatwa  pilnowali:  bo  wtenczas  kradną 
pospolicie  złodzieje  najbardziej.  I  tak  żli 
ludzie  najdają  się,  co  dla  kradzieży  zapa- 
lają. Oi,  kiedy  wiedzą  o  rządzie  i  o  dobrej 
sprawie,  łacniej  się  o  złe  nie  skuszą.  Urząd, 
kędy  gospodarza  nad  zakazanie  nieopatrz- 
nego okc^o  ognia  i  występnego  baczy,  le- 
piej go  karać  przed  przygodą  niż  po  przy- 
godzie". Jakób  Kazimierz  Hanr  w  swo- 
jej Ekonomice  ziefnia7lskie^\  wydanej  po 
raz  pierwszy  r.  1675  w  Krakowie,  powia- 
da, że  w  razie  ognia  na  gwałt  i  trwogę 
trąbią,  lub  we  dzwon  biją,  lud  różny  ze- 
wsząd się  zbiega  i  miesza,  jedni  do  ratun- 
ku, dmdy  do  rabunku,  niektórzy  też  na 
dziwowiaka.  "Więc  należy,  aby  urząd  był 
na  ratusza,  miejscu  publicznem,  przytom- 
ny, oraz  warty,  cechy,  gromady  ludzi,  a- 
by  jedna  warta  owę  połać  albo  ulicę  oto- 
czyła, aby  ludzi  luźnych  hamowano  i  nie 
puszczano,  a  tylko  pewnych  z  wodą,  osę- 
kami, z  siekierami,  z  wąworkami  (kubiki 
skórzane)  do  ratunku  puszczano.  Cieśle 
ze  swojemi  siekierami  wszyscy  mają  ochot- 
nie pokazać  się.  Kufy,  albo  beczki  na  sa- 
niach albo  wozach,  mają  być  zawsze  po- 
gotowia wody  pełne,  w  rynku  na  czterech 
rogach  przy  studniach,  a  ktokolwiek 
wprzód  na  miejsce,  gdzie  jest  ogień,  wodę 
przywiezie,  ma  mu  pewna  z  urzędu  dana 
być  kontentacja  z  grzywien  płaconych  za 
karę,  u  kogoby  się  z  komina  ogień  poka- 
zał i  kto  o  kominiarzu  nie  pamiętał.  W 


miastach,  w  miasteczkach  i  porządnych 
wsiach,  mają  być  sikawki  od  tokarzów,  od 
miechowników  wąworki  skórzane,  od  ko- 
walów osęki  okowane,  od  bednarzów  na- 
czynia na  wodę,  od  cieślów  siekiery.  Pe- 
wna tedy  część  ładzi  ma  być  wydzielona, 
jedni  z  siekierami  dla  wyrębowania,  dru- 
dzy z  osękami  do  rozrywania  ognia,  trze- 
ci z  naczyniami  i  z  sikawkami,  do  nosze- 
nia wody  i  zalewania,  czwarci  do  wyno- 
szenia rzeczy,  mają  też  być  i  tacy,  którzy- 
by  na  ten  czas  szkody  strzegli,  a  tak  przy 
takowym  porządku  i  ostrożności,  ma  być 
pilność  i  dozór  aż  do  uśmierzenia  i  ugasze- 
nia ognia.  'Zachęcając  do  ostrożności  z 
ogniem,  przytacza  Haur  wypadek,  który 
się  wydarzył  w  pewnem  mieście  pruskiem, 
gdzie  przyczyną  pożaru  była  kotka,  która 
z  zatloną  w  piecu  sierścią  wybiegła  na 
poddasze.  ,Dopieroż  owo  za  piecem  dre- 
wek  suszenie,  także  i  przędziwa,  jako  wie- 
le domostwa  mamie  w  popiół  obróciły". 
Każe  zwracać  baczenie  na  ozdownie,  bro- 
wary, kuźnice,  na  piwowarów,  piekarzów, 
kowalów,  kotlarzów,  ślusarzów  i  tych 
wszystkich,  którzy  ,z  ognia  prowadzą 
swoje  pożywienie".  Już  Gostomski,  na 
sto  lat  żyjący  przed  Haorem,  zaleca,  aby 
przędziwa  i  Inn  nie  suszyć  w  izbach.  Były 
też  poza  obrębem  wsi  i  miasteczek  t.  zw. 
„suszarnie*,  po  których  tylko  nazwa  miej- 
sca w  wielu  okolicach  pozostała.  Pan  wo- 
jewoda rawski  przykazuje,  aby  porządek 
gaszenia  był  „spisany  u  radziec  (rajców 
miejskich)  i  postanowiony,  jako  szyk  do 
bitwy  żołnierzom,  tak  wieść  do  ognia  mie- 
szczan". Bardzo  obszernie  o  ostrożności 
względem  ognia  opowiada  „Przy  wilej  mia- 
sta Łobiemce  z  r.  1693"  (druk  w  Pozna- 
niu r,  1883),  mianowicie  artykuł  XV  „Na- 
uka i  przestroga  około  ognia".  "Wyzna- 
czono nawet  specjalnych  stróżów — „kwa- 
terników  ogniowych'  (str.  70—80).  Arty- 
kuł XVI  stanowi  „O  straży  nocnej  i  burmi- 
strza nocnym*  (str.  80  —  86).  Dzięki  u- 
przejmości  prof.  Hieronima  Łopacińskie- 


dbyGoot^le 


284 


STRAŻE  I  BEZPIECZEŃSTWO  OD  OGNIA. 


go,  podajemy  tutaj  nadesłane  nam  wyjąt- 
ki z  przywilejów  miasteczka  Wolborza  z 
lat:  1713  i  1766:  „Mając  i  to  wkonsyde- 
racyi,  ie  toż  miasto  Nasze  Wolbórz 
częstokroć  in  autecesstim  gorzywalo,  i  te- 
raz z  wszelkiego  niedbalstwa,  ztych  komi- 
nów i  nieopatrzonyoh  dobrze  domostw  i 
nie  z  czutego  wycierania  kominów,  nie- 
dozora  w  ożnicach,  przy  suszeniu  słodów, 
i  dUBzeoiTi  lnu  i  konopi  na  przędziwo  in 
magno  mętu  ognia  zostają  et  per  conse- 
ąuens  (broń  Panie  Boże)  Świątnioe  Pań- 
skie i  rezydencja  Nasza  Biskupia,  wielkim 
sumptem  i  kosztem  skarbu  Naszego,  post 
abomicabilem  desolationem  -reparowana, 
periclitarentur.  Przeto  osobliwie  i  serjo 
przykazujemy,  aby  nietylko  nocne  zawsze 
straże  i  warty  kolejno  na  ratusz  ordyno- 
wane, albo  i  po  nlicach  rozsadzone,  ale  i 
często  rewizje  kominów  i  po  górach  ko- 
minków i  co  tydzień  wymiatania  sadzy  w 
każdym  domu  były,  a  gdzieby  przez  nie- 
dbalstwo ziy  komin  znałaś  się,  takowy  do 
grantu  stłuczony  i  zepsowany  być  powi- 
nien, aby  niedb^y  gospodarz  domostwa 
owego  za  karę  nienaprawy  komina  nowy 
jako  najprędzej  wystawił  i  wylepił.  Su- 
szenia także  przędziwa  wszelkiego  po  do- 
mostwach i  ożnicach  zakazujemy,  stano- 
wiąc: aby  trzy  lob  cztery  piece  w  polu  z 
boku  opodal  od  budynków,  od  miasta  wy- 
lepione  lab  z  kamieni  w  glinę  wymurowa- 
ne najdalej  w  niedziel  dziewięciu  były  i 
tam  każdemu  suszenie  przędziwa  nie  po- 
winno być  odmówione.  Osęki  także  żela- 
zne, konwie  i  inne  do  gaszenia  i  rozrywa- 
nia ognia  instrumenta  potrzebne,  kosztem 
publicznym  miasta  sporządzone  być  po- 
winny i  na  ratusza,  i  na  osobnem  miejscu 
dobrze  konserwowane  i  zachowane,  aby 
w  przypadku  i  nieszczęściu  każdego  (aver- 
tat  Deus)  używane  były.  Do  tegoż  za 
tąż  expensą  starać  się  i  o  to  mają,  aby  ze 
dwa  przykadki  dobre  i  mocne  pod  ratu- 
szem na  saniach  i  do  sani  przykowane,  co- 
dzienie  p^ne  wody  były,  zodjiianąwo- 


dy,  gdy  tego  potrzeba  będzie,  aby  gotową 
wodę,  konie  czy  woły  zaprzągłszy,  prędzej 
w  nieszczęściu  ratunek  był*.  („Ordyna- 
cja dla  m.  Wolborza,  dana  przez  biskupa 
kujawskiego  K.  F.  Szaniawskiego  1713  r.", 
znajdująca  się  w  dziele:  „Monumenia  Ht- 
siorica  Dioeceseos  Wladislaviensis'^,wyd&- 
nem  przez  ks.  St.  Chodyńskiego,  t.  Xni, 
1896  r.,  str.  36—37).  Tamże  znajduje  się 
jeszcze  inna  ordynacja  (bisk.  Antoniego 
Kazim.  Ostrowskiego  dla  tegoż  miasta,  z 
r.  1766),  w  której  znajdujemy  artykuł  22, 
zatytułowany  .Ostrożności  od  ognia": 
„Są  tego  po  wielu  miastach  i  miasteczkach 
także  w  tym  naszym  Wolborza  przed 
dwiema  laty  opłakane  znaki,  jakie  szko- 
dy przez  nieostrożność  jednego  obywate- 
la wszyscy,  albo  część  ich  znaczna  ponio- 
sła, więc  gdzie  dla  wszystkich  uchraniają- 
ca  od  szkody  jest  potrzebna  ostrożność, 
tam  wszystkich  wspólnie  interesować  po- 
winna, do  której  jak  najgruntowniejszego 
ustanowienia  obligujemy  sławetny  magi- 
strat, jakhy  zaś  ustanowiona  była  poniżej 
wyrażamy:  1.  Tenże  sławetny  Magistrat 
expensą  publiczną  ma  trzymać  2- eh  stró- 
żów nocnych,  któizyby  całą  noc  po  mia- 
steczka chodząc,  dali  baczność,  jeżeli  się 
w  którym  domu  ogień  pokaże,  aby  oni  po- 
strzegłszy,  po  domach  goapodarzów  bu- 
dzili do  wzajemnego  ratunku.  2.  Każdy 
gospodarz  przy  kominie  swoim  ma  utrzy- 
mywać drabinę  ze  dworu  na  dachu,  a  gdy- 
by to  jeszcze  można,  aby  co  czwarty  lub 
piąty  dom,  na  nlicy  beczka  nody  stała,  do 
której  utrzymywania  obowiązane  będą. 
Przy  ratuszu  także  dwie  beczki  wody  na 
sanicach  z  orczykami  do  pary  koni,  dla  prze- 
prowadzenia gdzieby  była  potrzeba,  także 
spryca  choć  jedna  do  tych  beczek  i  osęki 
do  rozrywania  ognia  oraz  zalewania  na 
ratuszu  konserwowane  być  mogą.  Żeby 
zaś  w  czasie  potrzeby  wody  nie  zabrakło, 
chcemy,  aby  przynajmniej  dwie  studnie 
w  rynku,  kosztem  pubhcznym  należycie 
opatrzone  i  zawsze  z  kubłami  okowanemi, 


dbyGoot^le 


STRAŻNIK.— STRÓŻA  ZAMKOWA. 


utrzymywane  były,  w  czem  dozór  wszyst- 
kie trzy  porządki  miejskie  i  pitne  staranie 
raieó  powinny".  W  archiwum  jeżewskiem 
posiadamy  listy  „paui  Krakowskiej"  (wdo- 
wy po' Janie  Kłem.  Branickim,  hetm.  wiel, 
kor.  i  kasztelanie  krakowskim,  Izabelli  z 
Poniatowskich,  siostry  króla  Stanisława), 
piszijcej  w  r.  1774  do  jednego  ze  swych 
komisarzów  majątkowych:  „Mam  wiado- 
mość od  pana  ekonoma  tykockiego,  ie  9 
budynków  i  3  browary  w  Tykocinie  zgo-, 
rz^o.  Wina  jest  pana  ekonoma,  że  zleco- 
nych mu  dyspozycyi  nie  dogląda.  W  dal- 
szy zaś  czas,  broń  Boże  podobnego  przy- 
padku, nalety,  aby  mieli  przed  domami 
kadzie  z  wodą  ponalewane,  siekiery,  bosa- 
ki (osęki),  wiadra  etc.,  i  ten  porządek,  aby 
byt  na  zawsze  wprowadzony  w  Birfym- 
stoku,  Tykocinie,  Choroazozy  i  po  wsiach 
wszystkich".  "Wiele  ciekawych  szczegó- 
łów „O  porządkach  ogniowych  w  War- 
szawie* z  dawnych  czasów  pod^  F.  M. 
Sobieszczański  w  „Tygodniku  Ilustrowa- 
nym" {r.  1870,  Ł  2-gi  (VI),  str.  74).  Na  za- 
kończenie podajemy  tu  jeszcze  i  ten  szcze- 
gół, ie  zakonnicy,  którzy  po  wielu  klasz- 
torach zajmowali  się  wyrabianiem  pro- 
chu strzelniczego  i  obroną  w  czasie  sztur- 
mów (zapewne  od  czasów,  w  których  kla- 
sztory były  zarazem  warowniami)  —  czyn- 
ny ndział  brali  zawsze  przy  gaszeniu  poża- 
rów w  sąsiadującej  z  klasztorem  wsi  Inb 
miasteczka.  Habit  nie  mógł  przytłumić 
wrodzonego  poczucia  rycerskości  plemien- 
nej, jak  świetny  tego  przykład  mamy  w 
Kordeckim  i  oddźwięk  skreślony  piórem 
wieszcza  w  nieśmiertelnym  „Robaku". 
Bielski  w  „Sprawie  rycerskiej"  mówiwo- 
góle  o  klasztorach  polskich,  że  „są  z  pusz- 
karstwem  oswojone,  zasoby  prochów  dla 
wojska  robić  umiejętne  i  ognie,  jeżeli  gdzie 
wybuchły,  gasić  sposobne".  Gdy  ojciec 
piszącego  to  chodził  do  szkół  łomżyńskich 
w  latach  1826 — 8,  stróże  miejscy  uzbroje- 
ni w  halabardy,  obchodząc  wieczorem  i 
nocą  ulice  miasta,  śpiewali: 


JuJt  dziesiąta  na  zegarze. 
Spać,  panowie  gospodane! 
Strzelcie  ognia  i  złodzieja, 
W  FsDu  Bogn  jest  nadzieja. 
Na  alugi  ni;  nie  spuszczajcie, 
Lepiej  sami  doglądajcie. 
Ostrolnie  z  ogoicml 

W  r.  1797  wydaną  zostiUa  przez  rząd  au- 
strjacki  dla  O-alicyi  Wschodniej  i  Zacho- 
dniej w  dwuoh  językach:  niemieckim  i 
polskim,  szczegółowa  ustawa,  zawierająca 
przepisy  „O  porządku  gaszenia  ognia" 
(Ob.  Z.  Glogera:  „Dawne  straże  od  ognia" 
w  Tygodniku  Ilustr.  r.  1900,  Jft  42.  Także 
Edmunda  Dylewskiego:  .Andrzej  Frycz 
Modrzewski,  jego  przepisy  policyjne  ognio- 
we i  myśl  organizacyi  straży  ogniowej" 
w  .Tygodniku  Piotrkowskim"  z  r.  1881, 
»92). 

Strażnik  —  urzędnik  wojskowy  dosyć 
wysoki,  którego  mianowfd  hetman,  a  od 
r.  1776  sam  król.  Było  w  Bzplitej  straż- 
ników 4-ch:  koronny  wielki  i  polny,  oraz 
litewski  wielki  i  polny.  Pierwotnie  mieli 
oni  obowiązek  pilnowania  granic  przeciw 
napadom  nieprzyjacielskim,  a  zwłaszcza 
tatarskim,  później  zaś  był  to  urząd  tylko 
honorowy.  Od  r.  1768  wliczono  ich  mię- 
dzy dygnitarzy  krajowych,  wr.  1776przy- 
znano  im  pensje  stałe,  a  całym  ich  obo- 
wiązkiem było  zasiadanie  w  sądach  woj- 
skowych. 

Słredi.  Do  wyrazów  starych  polskich, 
które  pod  koniec  średnich  wieków  zani- 
kły w  naszym  języku,  należy  stredż  — 
miód.  W  odkiytym  przez  nas  staro^^ 
nym  zabytku  języka  polskiego  (ogłoszo- 
nym w  BibL  Warszawskiej  z  r.  1873,  tom 
ni)  znajdujemy:  „bo  jad  nigdy  nie  będzie 
rychlej  dan,  jedno  w  słodkiej  strdzy." 

Stroka)  stroczka,  strefa,  pas  odmien- 
nej barwy  na  szacie,  szew  ozdobny,  pasa- 
man.  Od  tuzina  pewnego  rodzaju  strok 
do  naszycia,  sprowadzanych  widocznie  z 
zagranicy,  cło  naznacza  instruktarz  celny 
litewski  w  XVli  w. 

Stróża  zamkowa  ob.Podatki  i  cię- 


dbyGoot^le 


STRUCLA.  —  STRZAŁA. 


żary  (Enc.  Siar.  t.  IV,  str.  38).  U  Długo- 
sza znajdajemy  taką  wzmiankę,  oczywi- 
ście ze  żród^  z  doby  Piastowskiej  zaczer- 
puictą:  ^Bolesław  Chrobry  zaprowadził 
zwyczaj,  aby  każdej  nocy  koleJDO  włościa- 
nie i  osadnicy  czuwali,  a  wołaniem  gloś- 
nem  i  śpiewaniem  znać  dawali,  2e  pilnie 
stróżują.  Ta  straż  rozumnie  obmyślana 
sprawiła,  ie  pogranicza  Polski,  czujną  stra- 
żą nbezpieczone,  nigdy  od  nieprzyjaciół 
nie  mogły  doznaó  napaści".  („Dzieje" 
t.  II,  str.  191).  W  ostatnich  wiekach  stró- 
żą nazywfJa  się  powinność  strażnicza 
chłopów,  odprawujących  kolejno  straże 
nocne  w  dworach  pańskich.  Bohoroolec 
w  XVIII  w.  pisze:  „Skoro  chłop  na  stróżę 
przyjdzie,  zaraz  w  tym  albo  w  owym  ką- 
cie odzywa  się".  Ta  strÓża  dworska  była 
tylko  przeobrażeniem  dawnej  stróży  gro- 
dowej i  granicznej  z  doby  Piastowskiej. 

Strucla,  z  niem.  der  Strietzel  —  ciasto 
świąteczne,  w  kształcie  długiego  piroga, 
zwykle  jak  warkocz  uplecionego,  w  środ- 
ku nieco  szerszego.  Na  jednej  z  minia- 
tur pontyfikału  Erazma  Ciołka,  przedsta- 
wiającej święcenie  święconego  z  końca 
XV  w.,  oprócz  prosiąt  leżą  na  stole  dwie 
stracie  kształtu  nie  różniącego  się  niczem 
od  dzisiejszych  (ob.  Święcone). 

StrukciOTZy  lub  tmkczaszy  —  dworza- 
nin, usługujący  panującym  przy  stole 
podczas  uczty.  Starowolski  pisze:  „Struk- 
czaszych,  którzy  jeść  noszą  snłtanowi  aż 
do  pokojów,  jest  sto  pięćdziesiąt" .  Bachów 
ski  w  wierszu  z  połowy  XVII  wieka  wy- 


Gdy  przemieaia  trukczaszy,  mięć  go  nie  bamujeaz. 
Półmiski,  napojem  w  ocij  nie  brakujesK. 

StrychOwanieBUknaznaczypostanowie- 
nie  taksy  czyli  ceny  na  sukno.  Taksowa- 
nie takie  czyli  oznaczanie  z  urzędu  cen 
sprzedażnych  odbywało  się  w  1-yra  dniu 
na  jarmarku  a  podlegały  mu  tylko  sukna 
krajowe  {  VoL  leg.  II,  f.  1242). 

Stryjanka  —  taniec  staropolski.    Skła- 


dałsięzdwuchczęści:zmuzyki  drahanta, 
który  jest  rodzajem  marsza  rycerskiego  i 
oddraba  czyli  piechura  wzi^  nazwę,  o- 
raz  właściwej  stryjanki,  która  jest  wła- 
ściwie raźnym  mazurkiem,  śpiewkami 
przeplatanym.  Drabant  miał  ten  przy- 
wilej, co  i  taniec  polski,  że  go  po  wszyst- 
kich kątach  domu  tańczono  ze  skrzypkiem 
na  czele,  który  szedł  przed  pierwszą  parą 
po  całym  domu  i  zabierał  wszystkich  gości 
i  domowników  bez  różnicy  płci,  wieka  i 
stanu  do  tańca.  Osoby  poważniejsze  sdy 
tylko  poty,  dopóki  grano  drabanta.  Skrzy- 
pek, poczynającgrać  stryjankę, zapyty- 
wał: 

Co  atijjanka  robiła, 

Kiedy  sobie  podpiła? 

Pierwsza  para  odpowiadała  do  rymu  wier- 
szem, a  jaką  figurę  zapowiedziała,  taką 
wszyscy  naśladować  musieli,  gdy  tymcza- 
sem starsi  jako  widzowie  przyklaskiwali 
ochocie,  Winc.  Pol  w  poemacie  swoim, 
zatytułowanym  „Stryjanka",  tak  określa 
ten  taniec: 

bBo  etrjiankft  to  taniec  był  bardzo  szalony! 
Ody  go  grano,  to  Biadiieć  nie  wolno  uikoma, 
Leci  i  wszystkie  wianuszki  i  wszystkie  robrony 
Szaleć  spdem  muaiaty  jut  po  całym  domu. 

Pod  wpływem  poematu  Pola  taniec  ten 
staropolski  wskrzeszono  w  G-alicyi,  naj- 
przód w  Jaslelakiem,  i  przez  czas  jakiś  po 
dworach  wiejskich  każdą  zabawę  zakoń- 
czano szaloną  stryjanka. 

Stryjsc  ob.  Pokrewieństwa. 

Strzała.  Żaden  przedmiot  w  znakach 
herbowych  polskich  nie  powtarza  się  ty- 
lekroć,  ile  strzała,  bo  aż  174  razy,  gdy  pod- 
kowa tylko  94.  Strzała  do  strzelania  z 
luku  składała  się  z  ostrza  czyli  żełeźoa, 
zwanego  beł te m,  i  pręta  drewnianego, 
zowiącego  się  brzechwą,  którego  tylny 
koniec  napierzony  był  piórami.  Na  Pod- 
lasiu nad  narwi  ań  skiem  lud  nazywa  dziś 
jeszcze  „strzałą"  długość  3-stopową,  służą- 
cą do  mierzenia  samodziału.  Podajemy 
tu  rysunek  herbu  Bolce  czyli  Bełty  odry- 


dbyGoot^le 


STRZECHA.— STRZELCY. 


287 


sowauy  przez  prof, 
Piekosii!iskiego  po- 
dług grobowca  z  ro- 
ku 1368.    Godnem 
uwagi  jest  to,  że 
przedstawione  na 
nim  3  strzały  mają 
belty  czyli  bolce  o 
ostrzach    poprzecz- 
Herb  Bolce  rajli  Bellj.       .        ■  ^     -lI  ■    t 
'     nieuciętych  t,j., ta- 
kich samych,  jak  pewien  rodzaj  znajdowa- 
nych u  nas  często  b^tów  krzemiennych  z 
doby  przedhistorycznej. 

Strzecha.   Wszystkie  ludy  słowiańskie 
posiadają  na  oznaczenie  dacha  w  różnych 


Widok  Htrzedi  podług  haftu  na  omacie  Kmity  % 
pierwBzjch  lat  XVI  w, 

postaciach  wyraz  strzecha,  pochodzący 
od  słowa  strzec,  znaczącego:  rozpostrzeć, 
rozpościerać,  oczy- 
wiście rozpościerać 
to,  z  czego  robiły 
pierwotne  ludy  sło- 
wiańskie swoje  da- 
chy (a  czego  wie- 
śniacy dotąd  uży- 
wają), t.  j.  w  okoli- 
cadi  rolniczych  sło- 
my, w  leśnych  ko- 
ry świerkowej  i  dra- 
nic, w  błotnych 
trzciny.  Trzcina  w 
czasach,  gdy  kra 
cały  był  o  wiele  ba- 
gnistszym  i  m  n 


rolniczym  niż  dzisiaj,  musiała  być  powsze- 
chnie na  strzechy  nżywana,  jak  to  jeszcze 
dotąd  w  wielu  wioskach  między  moczara- 
mi położonych  widzimy,  a  tern  się  tlóma- 
czy  i  wspólność  słoworodn  w  wyrazach 
t  r  z  cina  i  s  t  r  zecha.  Tak  samo  i  po  łaci- 
nie stramentum  znaczy  poszycie,  &  słra- 
men  —słoma  od  tegoż  pnia  językowego  str. 
Podobnież  ailmtis  znaczy  źdźbło  zbożo- 
we a  ck/otck— dach.  W  rysunkach  poda- 
jemy tutaj  dla  porównania  widok  strze- 
chy wyhaftowanej  na  ornacie  Kmity  z 
pierwszych  lat  XVI  w.  i  strzechy  dzisiej- 
sze chat  podolskich  podłng  fotografii  na- 
desłanej nam  przez  p.  0reima  z  Kamień- 
ca Podolskiego. 

Strzelcy.  W  r.  1794  do  każdego  regi- 
mentu piechoty  dodano  bataijon  trzeci 
strzelców.  Jeszcze  w  r.  1792  powstały  3 
oddzielne  bataljony  lekkiej  piechoty  czyli 
strzelców  ochotników  (frejkorów)  Siissmil- 
cha,  Rotenburga  i  Trębickiego,  formował 
się  i  4-y  bataijon Niedermajera.  "W  r.  1794 
sformowane  były  następujące  oddziały 
strzelców  pieszych:  majora  Biegańskiego, 
bataijon  Czyża,  pułkownika  Flor.  Dem- 
bowskiego, strzelców  kaliskich  generał- 
majora  Skórzewskiego,  strzelców  podlas - 
kich  generat-majora  Karwowskiego,  kapi- 


Stnechy  podolaUe  dŚBiejaze. 


,Goo<^le 


STRZEMIEN  NE.— STRZEMIĘ. 


tana  Kowwaoza  województwa  Kaliskiego, 
bataljon  pałkowaika  Ossowskiego,  strzel- 
ców ziemi  Wiskiej  generąl-majora  Chry- 
zantego.Opackiego  (kasztelana  wiskiego), 
strzelców  (jegrów)  województwa  Lubel- 
skiego general-majora  Potockiego,  strzel- 
ców Sokolnickiego  i  Rymkiewicza,  strzel- 
ców Michała  Starzeńskiego,  starosty  brań- 
skiegOjpulkS-batljon-pułkownikaWęgier- 
skiego,  straelców  ziemi  Łomżyńskiej  gen,- 
maj.Wiszowatego,  strzelców  ziemi  Nurskiej 
gea.-maj.  Zielińskiego.  Na  Litwie  w  tymże 
1794  r.  utworzono  następ.  oddziały  strzel- 
ców: bataljon  Grabińskiego  strzelców  ko- 
bryńskich,  wolnych  strzelców  Ogińskiego, 
strzelców  Kazimierza  Sapiehy,  Sochac- 
kiego, strzelców  kowelskich  geaerat-ma- 
jora  Steckiewicza,  Trębickiego,  strzelców 
rosieńskich  Tyszkiewicza,  strzelców  puł- 
kownika Wolana,  żmudzkich  oraz  strzel- 
ców konnych  Sochackiego.  W  epoce  Księ- 
stwa Warszawskiego  w  kaidej  z  trzech 
legii  był  utworzony  jeden  pnłk  strzelców 
konnych.  Palki  te  po  reorganizacyi  woj- 
ska w  r.  1808  otrzymały  następujące  nu- 
mery: 1-y  pod  dowództwem  pułkownika 
Przebendowskiego,  4-y  pułkownika  Dnl- 
fusa  i  Ei-y  pułk.  Kurnatowskiego.  W  ro- 
ku 1806  i  1807  formowano  oddziały  strzel- 
ców pieszych,  które  wcielano  następnie  do 
pułków  piechoty.  W  r.  1809  podczas  na- 
jazdu Aostrjaków  sformowano  dwa  ba- 
taljony  strzelców  pieszych  łomżyńskich 
i  poznańskich  oraz  oddział  stiselców  kon- 
■  nych.  Strzelcy  ci  również  do  pułków  pie- 
choty zostali  wcieleni.  W  r.  1812  uformo- 
wano na  Litwie  dwa  pułki  strzelców;  pie- 
szych pułkownika  Kossakowskiego  i  kon- 
nych Jana  Lubańskiego.  W  epoce  Kró- 
lestwa Kongresowego  były  4  pułki  strzel- 
ców pieszych;  pierwotnie  utworzono  ka- 
dry dla  pułku  strzelców  pieszych  gwar- 
dyi,  lecz  w  r.  1817  zostały  one  wcielone 
do  piJku  grenadjerów  gwardyi.  Pułki 
strzelców  pieszych  oprócz  ubioru  w  ni- 
czem  nie  różnify  się  od  pułków  piechoty 


linjowej,  mając  z  nią  wspólny  regulamin 
i  ówiczenia.  Było  w  tej  epoce  pięó  puł- 
ków strzelców  konnych,  z  których  jeden 
należał  do  gwardyi.  Ten  ostatni  w  roko 
1831  przybrał  numer  5-y  swojej  broni.  W 
r.  1831  uformowane  były  następujące  puł- 
ki strzelców  pieszych:  pułk  5-y  zwany 
Dzieci  warszawskich  pod  dowództwem 
C^zalczyńskiego,  pułk  6-y  województwa 
Krakowskiego  pod  dowództwem  Jutrzen- 
ki, pułk  7-y  województwa  Sandomierskie- 
go pod  dowództwem  Pmszyńskiego,  pułk 
8-y  wojew.  Kaliskiego  pod  dowództwem 
Siemońskiego,  pułk  10-y  pod  dow.  Plon- 
czyńskiego,  pułk  11-y  pod  dow.  Dunina; 
oprócz  tych  pułków  powstały  oddzi^y 
strzelców  ochotników:  strzelców  celnych 
krakowskich  Nowińskiego  i  Koidowekie- 
go,  bataljon  strzelców  celnych  płockich 
O-eritza,  korpus  strzelców  górniczych, 
strzelców  pieszych  kaliskich  Kosińskiego, 
strzelców  Kochanowskiego,  Kurcjusza, 
strzelców  lubelskich  Gedrojcia,  majora 
Malczewskiego,  strzelców  celnych  mazo- 
wieckich Korzuchowskiego,  strzelców  pie- 
szych podlaskich  Michała  Kuszla,  strzel- 
ców pieszych  sandomierskich  Dembow- 
skiego, Grotthusa,  Kozakowskiego,  Krze- 
sinowskiego,  Małachowskiego,  strzelców 
ZaliwskiegOjOrazoddzialy  litewskie:  strzel- 
ców Słonimskich  Brojeskiego,  solskich  Mo- 
rykoniego,  trockich  Matusewicza,  Wiłko- 
mirskich Baczyńskiego,  Yietinghoffa  i 
Tyszkiewicza.  Oprócz  tego  sformowano 
strzelców  konnych  podlaskich  pod  dow. 
Antoniego  Kuszla  i  na  Litwie  pułk  6-y 
strzelców  konnych  pod  dowództwem  ma- 
jora Izenszmita.  B.  Gembarzewski. 

Strzemienne  — 'ostatni  toast  przy  po- 
żegnaniu gościa,  tak  nazwany  od  tego,  że 
był  wznoszony,  gdy  odjeżdżający  rycerz 
(każdy  bowiem  szlachcic  był  z  obowiązku 
rycerzem)  miał  siąść  na  koń  i  włożyć  no- 
gę w  strzemię. 

Strzemię.  Pierwotne  strzemiona  u  sio- 
AfA  polskich  bywały  żelazne  lub  dębowe. 


dbyGoot^le 


STRZEMIĘ. 


289 


Te  ostatnie  zdarzały  się  podobno  jeszcze 
i  w  XVI  w.  Przestrzegano,  aby  pnśliska 
rzemieoDe  a  siodeł  były  mocne  i  szerokie. 
Dorohostajski  w  „Hippice"  pisze:  , Strze- 
miona na  dużych  puśliskach  być  mają  u 
siodła',    W  cenniku  urzędowym  z  r.  1573 


Stnemię  drewniane  po- 

dtng  pieczęci  herbowej  z 

r.  1534. 


Sirzemię  metalowe  po- 
dług pieczęci  herbowych 
K  XVI  w. 


znajdujemy  strzemiona  włoskie  szmelco- 
wane po  6  groszy,  nierozcinane  8  gr.,  roz- 
cinane piłowane  10  gr.  W  XVI  i  XVII  w. 
słyszymy  często  o  urwanych  w  Polsce 
strzemionach  tureckich,  t.  j.  szerokich  i  tak 


Strzemię  atebrne  pozłacane  wielkiego  wezyra  Kara  Mustafy,  zwycicionego 
po.l  Wiedniem  i  kartka  własnoręczna  króla  Jana  III. 

EncjWopedJB  slaropolilm,  tom  IV. 


prawie  długich,  jak  podeszwy.     Strzemię 
takie  podajemy  tu  w  rysunku  a  jest  ono 
bardzo  pamiątkowe.    Kależało  bowiem  do 
wielkiego  wezyra  Kara  Mustafy,  którego 
król  Janin  zwycięży  wszy  pod  Wiedniem, 
strzemię  to  przesłał  królowej  Marysieńce 
do  Krakowa,  jako  pierwszą  wiadomość  o 
wielkiem  zwycięstwie,  z  kartką,  na  której 
ręką  własną  napisał:   „Ten,  którego  noga 
była  w  tern  strzemieniu,  za  łaską  Bożą 
jest  zwyciężony".  Dupont,  wysłany  przez 
króla  Jana  z  tem  strzemieniem,  tak  pisze 
w  swoich  pamiętnikach:  „Podróż  moja  do 
Krakowa  trwała  3  dni  i  3  noce;  przyby- 
łem tam  (we  czwartek  16-go)  zrana  o  7-ej 
godzinie.     Królowa  już  była  w  kościele  a 
stóp  ołtarzy.     Zoczywszy  mię,  a  nie  wie- 
dząc, z  czem  przybywam,  krzyknęła,  że 
krzyk  ten  rozległ  się  po  całym  kościele. 
Zaledwiem  wyraził,   z  czem  przybywam, 
upadła  na  twarz  przed  ołtarzem  i  tak  krzy- 
żem leżąc,  jakiś  czas  pozostawała.    Tym- 
czasem zaczęła  się  msza,  z  którą  władnie 
wychodził  ka^^an,  kie- 
dym ja  się  zbliżał;  ale 
zanim  się  jeszcze  msza 
skończyła,  przypom- 
niała sobie  królowa, 
żemjej  żadnego  nie 
dał  listu  od  króla  JMci. 
Wtenczas  dopiero  do- 
kładniej sprawiłem  się 
wedłag  rozkazów,  ja- 
kie miałem  od   króla, 
zapewniając  nadto,  że 
król  i  królewicz  w  po- 
żądanem  zostają  zdro- 
wiu; doręczyłem  też 
królowej  strzemię  we- 
zyrskie,  które  w  tejże 
chwili  zawieszonem  zo- 
stało a  stóp  cudami 
słynącego  Chrystusa 
Ukrzyżowanego(w  ka- 
dr z  e  na  Wawelu), 
zie  też  pozostaje  aż 


dbyGoot^le 


290 


STUDNIA.— STY  PA. 


dotąd*.  {.Pierwsza  wiadomość  z  pod  "Wie- 
dnia i  strzemię  wezyra*,  skreślił  Fr.  EU. 
Kraków,  1880).  Dawna  rycerskość  naro- 
du polskiego  odbijała  się  i  w  jego  języku. 
Nie  mówili  np.  ojcowie  nasi,  tak  jak  my 
mówimy  dzisiaj:  wstępować  w  czyjeś  śla- 
dy, ale  , wstępować  w  strzemię".  Bielski  w 
XVI  w.  pisze:  „Pięknie  go  napominają, 
aby  w  strzemiona  przodków  swoich  wstą- 
pił, a  Rzplitą  mitowai'.  Leszczyński  mó- 
wi: „On  kiedyś  w  swojego  stryja  walecz- 
nego wstąpi  strzemię*.  Strzemię  wozowe 
lab  kareciane  znaczyło  stopień  u  wozu  lub 
karety.  Strzemię  znajdujemy  w  herbach: 
Strzemię  iStrzemiecz;2  strzemio- 
na w  herbie  Drangwicz. 

Studnia,  stadu ica,  studzienka,  stu- 
d  niczka.  Studnie  budowano  pierwotnie 
w  ten  sposób,  że  w  wykopanym  wądole  i  zna- 
lezionej wodzie  stawiano  4  stupy  olszowe, 
które  obijano  od  zewnątrz  szczapami  olszo- 


Studnia  BI 


wiecka  we  wwi  Bialowic/a,  w  puszczy. 


wemi  i  osypywano  ziemią.  Z  postępem 
czasu  zaczęto  zdrębinę  czyli  cembrzynę  «- 
kładad  z  dylów  olszowych  bez  slupów,  tyl- 
ko zacinając  końce  bierwion  bądź  w  w  ę- 
gieł  czyli  w  kostkę  lub  w  kier  jaku 
domów,  bądź  wpazę.  Studzianki  w  słu- 
py, zwłaszcza  tam  gdzie  woda  znajduje 
się  płytko,  spotykamy  jeszcze  nawet  w  o- 


kolicach  Warszawy.  Dołączamy  ta  podo- 
biznę z  fotografii,  którą  zdjęliśmy  ze  stu- 
dni we  wsi  Bi^owieża   wśród  paszczy. 
Jest  to  studnia  staroświecka,  w  słapy,  obite 
bardzo  szerokimidylami,  zżórawiem.  Przy 
płytkich  studniach  nie  stawiano  sochy  i  żó- 
rawia,  ale  czerpano  wodę  wiadrem  za  wie - 
szonemnaklaczce,  czyli drątka  z  sękiem. 
Stypa.  Zwyczaj  ludów  pogańskich  od- 
prawiania uczt  i  igrzysk  na  pogrzebach 
ludzi  mocniejszych  przybrał  zwłaszcza  u 
ludów  dowiańskich  po  przyjęciu  chrze- 
ścijaństwa, postać  styp,  obiadów  pogrzebo- 
wych z  pijatykami,  dnia  nawskiego,  (któ- 
ry opisała  Rodziewiczówna  w  „Rokn  pol- 
skim*, E.  214),  hauturów,  dziadów  zadasz- 
nych  (na  Rusi  lit.),  pielgrzymek  na  Rossę  w 
Wilnie,  na  mogiłę  Krakusa  w  Krakowie 
(Rękawka)  i  t.d.  Kościół  katolicki  jako  po- 
siadający więcej  kosmopolityczną  i  silniej 
wpływającą  na  obyczaj  narodowy  kultu- 
rę, niż  wschodni,  zdołał  więcej  za- 
trzeć cech  zwyczajów  przedchrze- 
ścijańskich, niż  ten  ostatni.     To 
też  dziady  zaduszne  przetrwały 
wieki  tylko  po  zakątach  Rusi  li- 
tewskiej, gdy  u  ludu  polskiego 
mogły  pozostać  tylko  w  postaci 
chlebów  obficie  rozdawanych  bie- 
dnym na  cmentarza  w  dzień  za- 
duszny i  w  formie  „obiadów  żałob- 
nych" wyprawianych  suto  na  Za- 
duszki po  domach  dla  uczczenia 
pamięci  i  za  dusze  osób  dawniej 
zmarłych  w  rodzinie,  w  których 
to  „obiadach'^  na  Podlasia  i  Ma- 
zowsza i  księża  zaproszeni  biorą 
nieraz  udział.    Tradycja  słowiań- 
ska utrzymała  się  tylko  na  stypach  pol- 
skich w  tem,  w  czem  mogła,  więc  np.  w 
nadużywaniu  napitków,  na  co  skarżą  się 
liczni  pisarze  i  moraliści  polscy  w  KYI  i 
XVII  w.  tembardziej,  że  gdzie  pijatyka, 
tam  przy  krewkich  temperamentach  ry- 
cerskich łatwo  o  zwadę  i  rąbaninę.   Jako 
pisze  w  .Reformacyi  obyczajów"  Staro- 


dbyGoot^le 


STYPUŁKI.— SUKNO. 


wolski:  ,  Widziałem  pogrzeby  krwią  oblŁ- 
ne,  2  których  zaraz  po  obiedzie  wysyłano 
za  amarlym  drugiego  zabitego  do  nieba, 
aby  oznajmił,  co  za  ludzie  na  stypie  byli". 

Stypułhi  —  pałeczki  do  bębna.     Bielski 
w  „Sejmie  niewieścim"  (dr.  z  r.  1595)  po- 
wiada; 
Nakręć  trąbek,  t  papieru  formę  ndiialftwezj, 
Zawięzu]  je  aa  końcu,  aa  stfpalek  ndzianazy. 
W  innych  pisarzach  czytamy  o  stypule 
srebrnej  do  chóru,  o  stypołce  miedzianej. 

Sublaeja  i  snblewacja  ob.  Rela- 
ksacja. 

Subsidium  charłtatlvufn.  Dobra  dncho- 
wne  i^acity  na  atrzymanie  wojaka  w  le- 
żach zimowych  tak  zwaną  „hibem^",  któ- 
ra zamieniona  później  została  w  tychże 
dobrach  na  subsidium  chariiafivum,  du- 
chowieństwo bowiem  nie  pozwalało  nazy- 
wać Bwoich  ofdat  podatkiem.  Nie  idzie 
za  tem,  żeby  nie  ponosiło  ono  żadnych 
ciężarów  krajowych,  lękało  się  tylko  sta- 
łych podatków,  utrzymując,  że  z  dóbr  du- 
chownych dochody  powinny  być  obraca- 
ne tylko  na  chwałę  bożą.  Już  r.  1319,  za 
Kazimierza  W.,  kazał  papież  duchownym 
polskim  przez  4  lata  j^actć  wsparcie  na 
wojsko.  Za  Kaz.  Jag.  r.  1455  duchowień- 
stwo złożyło  sumę  znaczną  na  wykup  Mal- 
borga.  Za  Zygm.  I  w  r.  1507  włożono  poda- 
tek osobno  na  księży  i  osobno  na  biaknpów. 
także  za  Zyg.  1  na  sejmie  bydgoskim  wło- 
żono poglówne  na  duchownych  i  ustano- 
wiono dla  każdego  wysokość,  począwszy 
od  arcybiskupa  a  skończywszy  na  kanto- 
rach, organistach  i  dzwonnikach.  Za  Au- 
gnsta  II  r,  1717  duchowieństwo  musiało 
się  także  przyłożyć  na  wojsko.  Gdy  kró- 
lowie żądali  jakich  opłat,  biskupi  zwy- 
kle na  nie  zezwalali,  bo  od  króla  zależało 
ich  posuwanie  nadochodniejsze  katedry, 
na  kanclerstwo  i  t.  d. 

SuchomsIszczyzna.Taknazywanoczyn- 
sze  płacone  przez  młynarzy  z  wiatraków 
i  deptaków,  t.  j.  młynów  poruszanych: 
wiatrem,  końmi  lab  webami. 


Slldanny,  sadamny — nadobny, cudny, 
ndatny.  Tłómacz  Kromera  pisze:  „Bole- 
sław (Śmiały)  rozkoszami  Kijowa,  piękno- 
ścią, Budamnością  i  przyjemną  wdzięczno- 
ścią urodziwej  białej  płci  uwiedziony",  W 
„Monitorze"  z  r.  1776  czytamy: 

Cztery  rzeczy  koDiecznie  ma  mieć  w  sobie  panno: 
Żeby  byta  n^tjdliira,  aklonna  i  eudanna, 
Przytym  ieby  wsielakiej  prteatTK^ła  cnoty. 
Tak  się  zamąt  wyrai,  mając  te  przymioty. 

Sufler,  w  „Dykcjonarzykn  teatral- 
nym", wydanym  r.  1808  w  Poznania,  czy- 
tamy pod  tym  wyrazem:  .Jakiś  poeta,  mó- 
wiąc o  swym  przywiązaniu,  między  inne- 
mi  zaklęciami  i  tego  uży  wa:  „Prędzej  su- 
fler na  polskim  odetchnie  teatrze",  niż  się 
niby  on  odmieni;  nie  wierzy  więc  ten  pan, 
żeby  artyści  nasi  mieli  kiedy  zupełnie  i  do- 
skonale uczyć  się  roli:  musi  to  być  skąpiec 
rzadko  bywający  na  teatrze,  gdyż  artyści 
polscy  już  nieraz  dowiedli,  że  jego  utrzy- 
mywanie jest  fałszywym.  Autor  znowu 
.Dziennika  zdrowia"  życzył  suflerowi 
wiecznej  chrypki;  jakym  mu  życzył,  żeby 
go  wcale  na  świecie  teatralnym  nie  było, 
zważając  atoli,  że  pamięć  człowieka  nie 
jest  tak  obszerną,  iżby  ten  bez  omyłki 
mógł  objąć  dów  kilka  tysięcy,  suflera 
więc  koniecznie  potrzebnym  sądzę  —  znoś- 
nym on  będzie  w  swojej  badzie,  jeżeli  tyl- 
ko cicho  i  czasami  się  odezwie". 

Sukno.  Już  Dytmar  wspomina,  że  gdy 
cesarz  Otton,  w  r.  10IX)  przybywszy  do 
Polski,  szedł  pieszo  i  boso  do  grobu  św. 
Wojciecha,  Bolesław  Chrobry  kazał  od 
zamku  Ostrowa  aż  do  samego  G-aiezna  u- 
słaó  drogę  suknem  różnobarwnem.  Cho- 
ciaż Bolesław  był  bardzo  bogaty,  godzi 
się  jednak  przypuszczać,  że  sukno,  którem 
cale  drogi  wyściełano,  muiiało  być  prę- 
dzej krajowego  wyrobu,  niż  sprowadzane  z 
zagranicy.  Z  traktatu  zawartego  w  roku 
1238  p?mięłzy  Władysławem  Odoniczem, 
księciem  wielkopolskim,  a  Zakonem  krzy- 
żackim widzimy  wprawdzie,  że  różne  tka- 


dbyGoot^le 


292 


SUKNO. 


niny  sprowadzano  z  zagranicy  do  Polski, 
ale  tak  było  po  wszystkie  wieki,  że  grub- 
sze i  tańsze  tkano  na  miejsca  a  osobliwsze 
sprowadzano  z  daleka.  Klasztory  średnio- 
wieczne były  ogniskami  postępu  nietylko 
naukowego,  ale  i  szkołami  rękodzielnic- 
twa, rolnictwa  i  ogrodnictwa.  W  kodek- 
sie dyplomatycznym  Wielkopolski  znajdu- 
jemy przywilej  z  r.  1276,  którym  Yrati- 
slaus  kapelan  darować  klasztorowi  w  Pa- 
radyżu schedę  swoją  na  wsi  Wyszanowie, 
zastrzegając,  aby  mu  opat  i  klasztor  da- 
wali corocznie  po  6  łokci  sukna  dobrego 
w  klasztorze  ich  robionego  (^ex  ulnas  bo- 
ni panniin  domo  eorum facti).  WXIVw, 
sokna  polskie  w  znacznych  ilościach  wy- 
wożono na  sprzedaż  do  Nowogrodu  Wiel- 
kiego. Magistrat  m.  Poznania  wydał  już 
w  r.  1344  ustawę  dla  sukienników,  to  jest 
handlarzy  sukna.  Wywóz  sukna  z  Pol- 
ski do  Moskwy  w  następnych  wiekach  był 
znaczny.  W  Ealiszn  jeszcze  w  r.  1201,  a 
w  Lutomiersku  r,  1274  były  już  cechy  su- 
kienników. Sukno  wscbowskie  miało  już 
w  XIV  w.  taki  rozgłos,  że  związek  hanzea- 
tycki  w  r.  1386  zobowiązał  się  sprzedawać 
je  w  Nowogrodzie  Wielkim  na  równi  z  sa- 
knem  niderlandzkiem.  ^ynne  były  rów- 
nież snkna  wyrabiane  w  Kościanach,  któ- 
re król  Kazimierz  Jagiellończyk  pozwolił 
znaczyć  herbem  nadanym  temu  miastu  na 
sejmie  piotrkowskim,  przedstawiającym 
wieżę  z  orłem  białym  i  literą  C.  Sukien- 
nicami nazywano  kramy  miejskie  handlu- 
jących suknem  i  domy,  w  których  mieści- 
ły się  krosna  sukienników.  Ta  łączność 
zdaje  się  stąd  pochodzić,  że  ci,  co  sukna 
wyrabiali,  mieli  prawdopodobnie  własne 
kramnice.  O  sukiennicach  mamy  wzmian- 
ki nietylko  w  Krakowie,  ale  także  we  Lwo- 
wie, Poznaniu,  Sandomierzu,  Toruniu, 
Warszawie,  Wilnie,  Kaliszu,  Korczynie, 
Lublinie,  Łowiczu,  Łukowie,  Radomin  i 
Stryju.  Od  XIII  w.  bywało  w  Poznaniu 
po  paręset  krosien  sukienniczych  i  po  kil- 
ka foluszów.  Jednocześnie  mamy  wzmian- 


kę i  o  sukiennikach  w  Nowym  Sączu.  W 
Borku  wielkopolskim  był  w  r.  1674  su- 
kiennikiem Maoiej  Jabłoński,  a  w  r.  1599 
Andrzej  Alanowski.  W  r.  1501  Jan  Lu- 
brański,  biskup  poznański,  nadał  rółne 
swobody  licznym  sukiennikom  w  Buka 
(Raczyńskiego:  , Wspomnienia  Wielko- 
polski" t.  L  str.  108).  Statut  Herbnrta  i 
uchwała  z  r,  1565  w  Vol.  leg.  stanowi,  że 
sukna  wszelakie  ziemskie  inaczej  robione 
być  nie  mają,  jeno  na  szerz  2  łokcie  koron- 
ne bez  krajki,  a  wzdłuż  łokci  30,  Wszyst- 
kie musif^y  być  obowiązkowo  stepowane 
i  postrzygane  z  wyjątkiem  tylko  kim  i  ka- 
razyi,  które  mogły  być  sprzedawane  bez 
tego.  Ten  sam  przepis  stosował  się  do 
sukien  przywożonych  z  zagranicy  i  w  zna- 
cznych ilościach  ze  Śląska.  Sukna  ma- 
chelskie,  fiamańskie,  haby  tessalonickie  w 
Moskwie  zwane  Watman,  byiy  u  nas  zna- 
ne, później  francuskie  sajety,  angielskie, 
nakoniec  własne  krajowe.  Sukna  leszczyń- 
skie wspomina  poselstwo  wielkie  Chomen- 
towskiego  do  Turcyi.  W  rejestrach  roz- 
chodów z  czasów  Stefana  Batorego  {bŻfó- 
dła  dziejowe"  t.  IX,  str.  194)  wymienione 
są  następujące  gatunki  sukien:  PanmLun- 
dunensis,  Szwiebodzinensis,  LazbensisyfiO' 
reli,  armesini.  Wacław  Potocki  pisze  w 
XVII  wieku: 

Porzuciwsz;  fslendj'BZ  i  grannt  oatkniij, 
Wiotche  wzięli  sukienka,  ledwieby  na  acianj'. 

Zawód  rycerski,  do  którego  obowiązkowo 
należał  każdy  szlachcic  i  ziemianin,  nie 
dozwalał  mu  prawodawczo  przedzierzgać 
się  w  kupca  lub  sukiennika,  żeby  nie  uby- 
wał z  szeregów  obrony  krajowej  rycerz, 
ale  dozwalał  wspierać  w  inny  sposób  prze- 
mysł sukienniczy,  czego  też  przykłady 
mamy  od  czasów  bardzo  dawnych  aż  do 
wieku  XIX,  w  którym  Rajmund  Rembie- 
liński,  prezes  komisyi  województwa  Ma- 
zowieckiego, sprowadza  sukienników  nie- 
mieckich do  Łodzi  i  buduje  dla  nich  fa- 
bryki w  swoim  majątku  Jedwabno  w  Łom- 


dbyGoot^le 


SULEJATY.— SUPLIKA. 


ży&skiem.  Ostrowski  to  samo  czyni  w 
Tomaszowie  nad  Pilicą  i  Jan  Leśniewski, 
plenipotent  ministra  Mostowskiego,  budu- 
je olbrzymią  na  owe  czasy  fabrykę  snkna 
kosztem  Mostowskiego  w  Choroszczy  pod 
Bialymstokiem,  wydzierżawiając  na  lat 
SOMoesom,  którzy  rozwinąwszy  świetnie 
przemysł  sukienniczy  w  Białostockiem,  na- 
byli potem  dobra  Choroszcz  od  sukcesor- 
ki  Mostowskiego.  Sporo  luźnych  wzmia- 
nek o  sukiennictwie  polskiem  zebrał  inży- 
nier Juljan  Kołaczkowski  w  dziele  swem 
.Wiadomości,  tyczącesię  przemysłu  i  sztu- 
Id  w  dawnej  Polsce"  w  rozdziale  „Sukno". 
Nie  było  jednak  nikogo  w  narodzie,  labią- 
cym  próżniactwo  umydowe,  do  opraco- 
wania książki  o  sukiennictwie  i  tkactwie 
naszem  w  przeszłości,  z  opisem  drobiazgo- 
wym warsztatów  i  krosien  używanych  do- 
tąd w  różnych  stronach  krają  przez  lad 
wiejski.  Ob.  w  Enc.  Star,:  Folusz  (t. 
II,8tr.  161)  i  Wełna. 

Snifljaty,  sulaty — obuwie  pilśniowe, 
Ttómacz  Gwagnina  powiada,  że  królów 
przy  koronacyi  w  sulejaty,  w  dalmatykę 
i  w  plawjal  złotogłowy  ubierają.  Chorzy 
oa  podagrę,  nie  mogąc  nosić  butów,  ubie- 
rali się  wsulejaty. 

Superintendenci.  Tak  nazywano  zwierz- 
chników kościelnych  luterskicb  w  Polsce. 
Za  Zygmunta  Augusta  widzimy  superin- 
tendenta  wielkopolskiego,  który  miał  pod 
swoją  władzą  auperintendentów  woje- 
wództwa Poznańskiego  i  innych.  W  XVIII 
wieka  każdą  większą  komorą  zarządzał  u- 
rzędnik  celny,  zwany  także  saperinten- 
dentem,  którym  bywał  zwykle  azlachcic 
osiadły,  mający  obowiązek  przysi^aó  co- 
rocznie, i,B  spełniał  swój  obowiązek  nie- 
skazitelnie. 

Superwesta,  czyli  zwierzchnia  kamize- 
la, była  noszona  przez  gwardję  konną  ko- 
ronną w  dni  galowe  podczas  służby  pie- 
szej pałacowej.  Kamizela  ta  ponsowa, 
obramowana  była  srebrnymi  galonami, 
miała  na  piersiach  i  na  plecach  dwie  duże 


gwiazdy  blaszane.  Sup^rwesty  zaczęła 
gwafdja  koronna  nosió  za  panowania  Au- 
gusta III  Sasa.  B.  Gemb. 

Suplika.  Tak  nazywano  zazwyczaj  a- 
niżoną  prośbę,  zwłaszcza  podawaną  na  pi- 
śmie. Piszący  to  posiada  w  sweni  archi- 
wum kilkadziesiąt  .suplik"  z  czasów  Au- 
gusta III  Sasa,  podanych  przez  Żydów, 
kmieci  i  rozmaitą  biedotę  na  Podlasiu  do 
Jana  Klemensa  Branickiego,  hetm.  wiel. 
kor.,  dziedzica  Białegostoku  i  Tykocina. 
Żydzi  z  miasteczka  Orli  pisali  częste  sa- 
pliki  do  hetmana  o  cegłę  na  piece,  szabaś- 
niki  i  kominy  w  swych  domostwach.  Proś- 
ba taka  zwykle  zatytułowana  jest:  .Su- 
plika pokorna  (np.  Byszka  Josielowicza,  o- 
bywatela  orleńskiego)  do  Jaśnie  Wielmo- 
żnego" i  t.  d.  i  odczytana  byó  musiała  het- 
manowi, bo  napisano  w  jej  kofLca:  .Supli- 
knjącemu  Byszkowi  Josielowiczowi  imó 
pan  Eoc,  administrator  orleAski,  wyda  z 
cegielni  na  piece  i  fundamenta  cegły  trzy 
tysiące  i  gruzu  fur  dwanaście.  Datt  w  Bia- 
łymstoku... (i  podpisano  własnoręcznie)/. 
Branicki.  Niekiedy  zanosiły  suplikę  cJe 
gromady  wiejskie.  I  tak  włościanie  czyn- 
szowi wsi  Kadule  klucza  stelmachowskie- 
go piszą  w  r.  1749:  .Jaśnie  Wielmożny 
Panie  Miłościwy  i  dobrodziejat  My  cała 
wieś  Radnie  nie  mamy  dokąd  się  uciec, 
tylko  szczególnie  do  J.  W.  P.  M.  i  D.,  że- 
brząc miłosierdzia  i  politowania  Fańskie- 
go w  naszym  tak  wielkim  upadku,  że  nam 
w  tym  roka  dobytek  wszystek  upadł  i  do 
tego  szarańcza  z  kretesem  jarzynę  zgra- 
sowała.  Choć  i  oziminy  użęliśmy,  to  i  z 
tego  musieli  dziakto  oddać,  a  resztę  wy- 
sieli na  zimę,  co  i  o  chleb  nam  ciężko,  bo 
i  pożyczne  żyto  (dworowi)  pooddawali  i  bez 
połowę  czynszu  oddali"  i  t.  d.  Chodziło 
gromadzie  radolskiej,  aby  Branicki  daro- 
wał jej  drugą  połowę  czynszu  rocznego, 
wynoszącą  złotych  150,  ,w  czym  pokor- 
nie z  płaczem  upadamy,  za  co  my  będzie- 
my Majestat  Boski  błagać  za  miłe  zdro- 
wie i  szczęśliwe  panowanie  Jaśnie  Wiel- 


dbyGoot^le 


294 


SURMA.— SWAWOLNI  LUDZIE. 


możnego  Fana  miłościwego  i  Dobrodzie- 
ja... My  ct^a  gromada  ze  wsi  Radal'''.  Na 
euplice  powyższej  podpisana  jest,  jak  na 
wszystkich  innych,  własnoręcznie  odpo- 
wiedź Branickiego,  że  „mając  wzgląd  na 
upadek  tych  suplikujących  czynszu  zt,  150" 
darowuje  im.  Niektóre  supliki  podawane 
były  o  rzeczy  bardzo  drobne,  np.  Krysty- 
na Zawadzka,  „obywatelka  tykoci&ska, 
wdowa  mizernioa,  z  pracy  rąk  ciężko  cho- 
rująca, iehrze  i  suplikuje  Miłościwej  Kle- 
mencyi  Pańskiej  o  sledm  złotych  czynszu, 
których  nie  ma  skąd  oddać  sposobu,  bo 
tylko  co  ledwo  dach  w  ciele,  więc  będzie 
Majestat  Boski  błagać  za  miłe  zdrowie  i 
panowanie  Jaśnie  W-go  Dobrodzieja  nad 


^^=^/?«4^ 


sieroty  łaskawego  nieastannio".  Na  su- 
plice tej  Branicki  własnoręcznie  w  trzy 
dni  po  jej  podania  podpisał  z  datą  13  no- 
wembra  1749  r.  odpowiedź:  „Tę  supliku- 
jącą  do  imć  pana  Ekonoma  tykocińekiego 
odsyłam  i  jeżeli  słusznie  suplikuje,  aby  o- 
nej  proporcjonalnie  deiolkował  zalecam". 
Ogromna  ilość  suplik,  znaleziona  przez 
nas  w  szczątkach  archiwum  tykocińskiego 
na  poddaszu  klasztoru  oo.  Bernardynów, 
przechowana  dzięki  grubej  warstwie  po- 
miotu gołębi,  których  wielką  ilość  zakon- 
nicy posiadali,  wskazuje,  że  do  miłosier- 
dzia wielkiego  pana  w  Polsce  odwoływało 
się  tysiące  osób  ubogich  w  suplikach  pisa- 
nych i  że  Branickiemu  w  Białymstoku 
musiano  odczytywaó  wszystkie  w  całości 
(niekiedy  dość  obszerne),  skoro  na  każdej 
znajduje  się  inna  odpowiednia  do  tieści 
rezolncja,  a  po  zgonie  jego,  któiy  w  roku 


1771  nastąpił,  na  tegoż  rodzaju  snplikach 
podpis  jego  małżonki,  t.  zw.  ^pani  krakow- 
skiej ■ . 

Surma,  z  tureckiego  sitrna — trąba  głó- 
wnie  w  dawnych  wojskach  używana.  Ma- 
łe Eormy  zwano  sarenki;  grający  na 
surmie  zwał  się  u  Polaków  surmarz,  u 
Turków  surnadiy-  Jenerał  ziem  podol- 
skich Czartoryski  przyrównywa  surmę 
do  h  o  b  o  i.  Ł.  Gołębiowski  powiada,  że 
był  to  gatunek  krzykliwych  piszczałek  z 
wielkiemi  dziurami.  Surmy  były  dwoja- 
kie: na  lewą  rękę  o  jednym  otworze  wyda- 
wały głos  poważny,  na  prawą  o  dwuch 
głos  przeraźliwy  i  skoczny.  Zakazano  pó- 
źniej używania  surm  w  wojsku  dla  czę- 
stych zwad  surmarzów  ztrębaczami.  Twar- 
dowski wyraża  się:  ,  Pacholęta  marsowe 
w  suremki  swe  małe  certowały  dumając*. 
Suropieki  —  podtugowate  zrazy  mięsa 
wołowego,  nasiekiwane  i  dobrze  zapraw- 
ne,  niekiedy  słoniną  szpikowane.  Mówio- 
no: „pokrajać  pieczenia  na  suropieczki". 
Surowica.  Tak  lud  zowie  solankę  czyli 
wodę  słoną  z  naturalnego  źródła;  w  okoli- 
cy m.  Sambora  zowie  ją  rosołem.  W  do- 
kumencie z  r.  1125  znajdujemy  nazwę 
surowice. 

Surrogałor  —  zastępca.  Tak  zwano 
zastępcę  podkomorskiego,  a  zwłaszcza  sta- 
rościńskiego. Ponieważ  starosta  poznań- 
ski, zwany  jenerałem  wielkopolskim,  miat 
7  grodów  pod  sobą,  musiał  więc  mieć  i  ty- 
luż  zastępców,  zwanych  „surrogatorami*  a 
u  innych  starostów  częściej  podstarosta- 
mi,  komornikami  lub  burgrabiami.  Sur- 
rogatora  do  sądów  grodzkich  wyznaczał 
zwykle  sam  starosta  na  lat  4  lub  3,  a  sejm 
go  zatwierdzał.  Wyznaczano  także  sar- 
rogatorów  czasowych  starostom,  wyjeż- 
dżającym zagranicę  w  sprawach  publicz- 
nych lub  dla  poratowania  zdrowia,  jak 
również  i  pisarzom  ziemskim. 

Suscepta ob.  Księgi  wieczyste. 

Swawolni  ludzie,  swawolnicy.  Tak  wo- 
gole  nazywano  rozbójników  i  rabusiów. 


■yGoot^le 


SWAT.  —  SYMPLA. 


295 


których  kupy  grasowały  prawie  ciągle  w 
stepach  Ukrainy  i  Podola,  napadając  Ha 
pogranicznych  Tnrków,  Tatarów,  Woło- 
chów, na  dobra  królewskie,  duchowne  i 
szlacheckie  w  Koronie  i  Litwie,  czyniąc 
mordy,  gw^ty  i  najazdy.  Prawo  naka- 
zywało starostom,  regimentarzom  i  het- 
manom ładzi  tych  imać  i  karać  na  gardle- 
Swat.  W  obyczaju  narodowym  pol- 
skim, młodzieniec  nie  oświadczał  się  sam 
rodzicom  panny  o  jej  rękę,  tylko  przez 
swata,  na  którego  wybierał  poważnego  i 
wymownego  sąsiada  lub  krewnego.  Swat 
ten  na  weselu  rej  wodził  i  prawił  oracje. 
S  wacią  nazy  wah  się  podczas  wesela  wszys- 
cy mężczyźni,  sąsiedzi  i  krewni,  żonaci  i 
drużbowie  czyli  przyjaciele  bezcenni  pana 
młodego,  który  starał  się  o  jak  najliczniej- 
szy konny  ich  orszak.  Zwyczaj  ten,  dziś 
już  tylko  ludowy,  jest  pozostałością  da- 
wnego narodowego  obyczaju  szlachty  pol- 
skiej, którego  początek  tak  tłómaczy  Pa- 
procki w  „Gnieździe  cnoty":  „Rycerz  pol- 
ski, jadąc  sobie  z  przyjaciółmi  po  żonę, 
trafi)  na  strai  nieprzyjacielską,  którą  po- 
gromił. A  od  tego  czasu  nastały  wielkie 
poczty  swatów,  kiedy  się  kto  jechał  żenić, 
obawiając  się  nieprzyjaciela".  Nie  godziło 
się  wyprzedzać  jadącego  orszaku  swatów, 
i  nie  było  bezpiecznie,  uważano  to  bowiem 
za  rodzaj  uchybienia.  Stąd  stare  przy- 
łowie: „Nie  wyjeżdżaj  przed  swaty,  nie 
bądź  mądrym  przed  laty".  Bez  swatów 
nie  było  wesela  polskiego,  jak  stypy  bez 
dziadów  potrzebnych  do  modłów  zadusz- 
nycb,  do  lamentów,  do  |^aczu,  do  spoży- 
wania uczty  żałobnej  i  przyjmowania  jał- 
mużny. Stąd  inne  dawne  przysłowie  mó- 
wi o  takich,  co  to: 

Na  kaidem  neGelii  sn&r, 
Na  każdej  stypie  dziad. 

Swatzyrba,  po  łacinie  zwana  nupłialis, 
opłata  w  Mazowszu,  składana  przez  chło- 
pów książętom  od  wesel.  W  księstwie 
Płockiem  zniósł  ją  biskup  Giżycki,  jako 


regent  w  czasie  maloletności  panującego. 
Kazimierz  Jagiellończyk  zniósł  ją  w  zie- 
mi Rawskiej  i  Gostyńskiej,  po  wcielenia 
tychże  do  Korony. 

Swojerz,  swoik  —  strój  białogłowski, 
wspominany  przez  pisarzy  w  XVI  w.,  np. 
„zawiła  się  w  swoik'.  (Leopolita).  Był  to 
zapewne  rodzaj  jakiegoś  sti-ojnego  zawoja 
na  głowę. 

Sygllacja.  Tak  zwano  dany  Gdańsko- 
wi przywilej  cechowania  sukna  angielskie- 
go i  ianych  zamorskich,  dla  puszczania 
ich  do  kraju  ( Vol.  leg.  III,  f.  681,  939  i 
IV,  f.  11). 

Sygnet  —  pierścień  z  pieczęcią  rodową, 
O  sygnetach  znajdują  się  niektóre  wiado- 
mości pod  wyrazem  Pieczęć  {Enc.  Siar. 
t.  III,  str.  345).  Najstarszy  ze  znanych 
sygnetów  polskich,  należący  około  r.  1200, 
do  Swiętoslawa  podaliśmy  w  artyku- 
le o  Pieczęciach  najstarszych 
szlachty  polskiej  (t.  IV,  str.  2)  i  w 
artykule  Pierścień  (t.  IV,  str.  10).  Tu- 
taj dodamy  tylko  jeszcze,  że  w  czasach,- 
kiedy  sztuka  pisania  należała  do  bardzo 
rzadkich  zjawisk  u  ludzi,  nienależącyeh 
do  stanu  duchownego,  a  materjałem  do 
pisania  był  drogi  pergamin,  kiedy  zatem 
najczęściej  załatwiano  sprawy  ustnie  przez 
posłów,  jedynym  przedmiotem  uwierzy- 
telniającym posła,  z  monarszem  zdążają- 
cego poleceniem,  był  tylko  sygnet.  Sy- 
gnet więc  w  tych  zamierzchłych  czasach 
niezwykle  ważną  odgrywał  rolę,  a  slusz- 
nem  jest  przypuszczenie  Piekosińekiego, 
że  Bolesław  Chrobry,  który  tak  często  i 
do  tak  wielu  dostojników  musiał  wysyłać 
posłów,  miał  prawdopodobnie  co  najmniej 
kilka  sygnetów. 

Symforalik  —instrument  jakiś  muzycz- 
ny, wspomniany  przez  Budnego  w  Biblii 
gdańskiej. 

Sympla,  inaczej  burda  lub  mokra, 
w  kartach  (ob.  M  a  r  j  a  s  z  Enc.  Siar.  tom 
III,  str.  187). 


dbyGoot^le 


SYNODY.—SZABLA. 


Synody.  Kromer  w  XVI  w.  pisze,  iż 
stan  duchowny  w  Polsce  ma  swe  sejmy, 
które  się  z  grecka  mianują  synodami.  Ar- 
cybiskup lwowski  lubo  ma  swą  prowincję 
oddzielną  od  gnieźnieńskiego,  jednak  i 
sam  i  podwładni  jego  biskupi  nalecą  do 
władzy  prymasa,  tak  w  apelacyi  od  wyro- 
k<Jw  sądowych,  jak  i  co  do  synodów,  na 
które  arcybiskup  gnieźnieński  go  wzywa. 
Jest  obyczaj  zwoływania  krajowego  du- 
chowieństwa' do  Piotrkowa,  Łęczycy  lob 
Łowicza  co  lat  3  lub  4,  a  nawet  gęściej, 
za  zgodą  biskupów  i  wedle  ważności  rze- 
czy. Do  rady  synodalnej  przydają  się  o- 
paci,  przełożeni  klasztorów,  i  po  jednemu 
lub  dwuch  deputatów  od  ka,żdej  kapituły 
katedralnej. 

Synonimy,  gra  towarzyska,  jużwKYIII 
w.  znana,  w  podobnym  rodzaju,  jak  „czy- 
je lepsze".  Obiera  się  3  lab  4  wyrazy 
blizkoznaczne,  np.:  względnośó,  pobłaża- 
nie, łaskawość,  lub:  dobroć,  łagodność, 
słodycz,  albo:  niedostatek,  ubóstwo,  nę- 
dza i  t.  p.,  a  każdy  z  przytomnych  pisze  o 
nich,  co  mu  na  myśl  przyjdzie.  Potem, 
przy  głośnem  czytaniu  tych  uwag  w  obli- 
cza sądu,  temu,  który  najtrafniejsze  skre- 
śhł  odcienie,  przyznany  bywa  zaszczyt  u- 
łoienia  wszystkich  najlepszych  zdań  w  je- 
dną całość. 

Szabeltas  {Siibeliaschc,  sabre  tachc).  Po- 
nieważ ubiór  huzarów  był  nader  obcisły  i 
dolman  był  bez  pól,  przeto  dla  pomiesz- 
czenia drobiazgów,  zwykle  w  kieszeni  no- 
szonych, smużyła  huzarom  płaska  torba, 
wisząca  na  trzech  rzemieniach  upenden- 
ta  szabli.  Szabeltas  huzarów  polskich  z 
czasów  Księstwa  Warszawskiego  był  ze 
skóry  czarnej  lakierowanej,  ozdobiony  po- 
środku orłem  białym  blaszanym;  oficero- 
wie mieli  wkoło  szabeltasu  naszyte  galo- 
ny stosownie  do  ich  stopni.     B.  Gemh. 

Szabla.  Starożytnym  orężem  polskim 
był  prosty  obosieczny  miecz.  Kształt  sza- 
bli krzywej,  jednosiecznej,  przybył  do 
Polski  ze  Wschodu  i  Południa  wraz  z  jej 


nazwą,  która  po  arabsku  brzmi  saif^  w 
starohiszpańskim  savia,  savra,  po  francu- 
sku sabre,  po  włosku  sciabola,  po  węgier- 
sku sablya.  Szabla  krzywa,  oprócz  moc- 
niejszego cięcia  daje  lepszą  zasłonę  głowy, 
niż  prosty  miecz  i  szpada.  Przypuszczać 
też  należy,  że  już  w  XIII  wieku  najazdy 
mongolskie  zapoznały  Polaków  z  krzywą 
szablą  azjatycką.  Szabla  należała  do  tak 
zwanej  broni  białej  czyli  siecznej,  za  po- 
mocą której  Polacy  odnosili  wiele  zwy- 
cięstw. Stała  się  więc  ukochaną  bronią 
narodu,  którą  rycerz  polski  oddawał  w  bo> 
ju  jeno  razem  z  życiem.  Stosunek,  jaki  za- 


SzabU  butorćwka  ze  zbiorów  niegdyś  d-ra  Egg^a, 
numizmatyka  ir  Peszcie, 

chodził  między  Polakiem  i  jego  szablą,  nie 
powtarza  się  u  innych  narodów.  Polska 
szermierka  była  także  odmienna.  Miała 
swoją  sztukę  krzyżową,  cięcie  rejowskie, 
referendarskie  i  t.  d.  Gdy  weszła  w  mo. 
dę  broń  droga,  Polacy  używali  zwykle 
dwojakich  szabli:  do  stroju  —  karabeli  o- 
zdobnie  oprawnej  lub  pałasika  polskiego; 


dbyGoot^le 


297 


do  boja  zaś  i  pojedynków  szabli  „czar- 
nej". Było  wiele  gataaków  broni.  Obacz 
o  nich  pod  wyrazami:  Augustówka,  Butat, 
Czeczuga,  Demeszka,  Karabela  i  Serpen- 
tyna. Dokument  cechu  mieczników  kra- 
kowskich  z  ]'.  1777  wymienia,  ii  maj%  ro- 
bić: miecze,  koncerze,  multany,  szable  pol- 
skie, pałasze  husarskie  (prawie  proste), 
kordelasy  polskie  (myśliwskie),  obuchy, 
karabele,  jendyczki,  czeczagi,  1  te  osadzać 
i  oprawiać.  Szablę  wielką,  ażywaną  do 
boju  i  noszoną  przez  ludzi  wojennych,  na- 
zywano szablą  czarną  lub  pałaszem;  fa- 
brykę szabel  zwano  szabelnią;  rzemieślni- 
ka, który  je  wyrabiał,  płatnerzem  (ob.  Pła- 
tnerz) lub  miecznikiem.  Kaj  słynniejsze 
szable  polskie  były:  Staszówki,  wyrabia- 
ne w  Staszowie  Bandomierskim,  Augu- 
stówki, Batorówki,  Zygmuntówki  fod  cyfr 
lub  portretów  Batorego,  Zygmunta  III 
lub  Augustów  Sasów),  także  lwowskie  i 
wyszyńskie.  Oprawiano  szable  w  pochwy 
wężowe,  czyli  t.  zw.  jaszczurowe,  lub  skó- 
rzane. Jak  próbowano  dobroci  szabel, 
niech  wyjaśni  wiersz  poety: 

U  drzwi  domostira  wazjstkie  klamki,  ćirieki,  haki, 
Albo  ucięte,  albo  noszą  szabel  znaki: 
Fewnio  to  próbo  wsdo  hartu  Zygmunta  wek, 
Ktdiemi  moiiia  śraii^o  ćwieki  obciąć  z  główek. 
Łub  hak  przerżnąć,  w  brzeszczocie  nie  zrobiwszy 
[szczerby. 

Żelazo  szabli  zwali  Polacy  głownią,  brze- 
szczotem lub  klingą,  rękojeść  jelcem.  U 
szabli  polskiej  jelec  zwykle  krzyżowy,  do 
€  cali  długi,  nieco  kabłąkowy.  Jelce  u  sza- 
bel czarnych  były  z  pałąkiem  graniastym 
i  małym  skobelkiem.  Ten  pałąk  nazywał 
eię  krzyżem,  a  skobelek  paluchem,  od  wiel- 
kiego palca,  który  weń  wchodził.  Sków- 
ki  na  pochwie,  do  których  były  przymoco- 
wane kółka  do  zawieszania  broni  na  pen- 
dencie czyli  rapciaeh,  zwały  się  ryfkami. 
Szable  z  szerokiemi  pochwami  i  wielki- 
mi krzyżami  nosili  najwięcej  ludzie  dwor- 
acy. Szlachta,  jako  stan  rycerski,  nosiła 
szablę  z  obowiązku.  Mieszczanie  krakow- 


scy mieli  do  tego  wyjątkowe  prawo,  jak 
również  magistrat  wileński,  poznański, 
warszawski  i  lwowski,  wedle  służących  im 
przywilejów.  Zygmunt  August  zakazuje 
Żydom,  aby  przy  orężu  nie  używali  srebr- 
nych i  złotych  łańcuchów,  jak  rycerstwo. 
Królowi  chodziło  o  to,  żeby  lichwiarze, 
mając  więcej  srebra  i  złota  od  wojowni- 
ków, nie  zaćmiewali  ich  bogatym  strojem. 
Napisy  na  szablach  polskich  zwykle  mie- 
wały wypisane  godło  jakie  pobożne,  rzad- 
ko nazwisko  właściciela.  O  zwyczajn  do- 
bywania szabel  z  pochew  przy  mszy  pod- 
czas Św.  Ewangelii  taki  znajdujemy  ustęp 
w  Długoszu:  .Nie  zaniedbywał  Mieczy- 
sław I  i  innych  dzieł  pobożnych,  w  czyn- 
nej i  ustawicznej  krzątając  się  posłudze  o- 
koło  spraw  wiary  i  ołtarza,  aby  we  wszyst- 
kiem  stał  się  godnym  naśladowcą  królów 
i  książąt  chrześcijańskich  i  wyrównał  ich 
cnotom.  Za  jego  to  poradą  i  namową  na- 
stał w  tym  roku  (979)  między  panami,  ry- 
cerstwem i  szlachtą  chwalebny  i  święty  o- 
byezaj,  do  naszych  prawie  czasów  zacho- 
wywany, że  panowie  rzeczeni  i  rycerstwo, 
w  doi  niedzielne  schodzący  się  do  kościo- 
łów na  nabożeństwo,  po  wojskowemu  sza- 
blami przypasani,  kiedy  kapłan  śpiewał 
^owa  Boże  przypadającej  Ewangelii  Św. 
Mateusza,  Jana,  Łukasza  albo  Marka,  E- 
wangelistów,  wszyscy  jakby  do  boju  sza- 
ble z  pochew  aż  do  połowy  dobywali;  a 
gdy  żacy,  do  mszy  służący,  odpowiedzieli: 
Chwaid  Tobie,  Panie.'  znowu  je  do  pochew 
wkładali.  Tym  obrządkiem,  co  niedziela 
powtarzanym,  okazywali,  że  w  obronie  ś. 
Ewangelii,  której  prawdę  poznali  i  przy- 
jęli, gotowi  byli  walczyć  ochotnie  i  śmia- 
ło, a  w  potrzebie  nawet  śmierć  ponieść. 
Pożal  się  Boże,  iż  ten  zwyczaj  chwalebny, 
który  tak  wielkiej  gorliwości  i  przywiąza- 
nia do  wiary  byt  oznaką,  nie  wiem  dla  ja- 
kiej nieszczęsnej  odmiany  u  Polaków  po- 
szedł w  zaniedbanie"  (Długosz,  wyd.  krak, 
t.  II,  str.  113). — Jeden  z  wybitniejszych 
pisarzy  XVIII  wieku,  ks.  Franciszek  Je- 


dbyGoot^le 


zierski,  tak  pisze  o  szabli:  „Szabla,  pałasz, 
kord,  koncerz,  miecz,  karabela,  wszystko 
to  znaczy  żelazo  w  ręku  do  zabijania  i  ka- 
leczenia człowieka.  Sztukę  wzajemnego 
nacierania  na  życie  z  taką  bronią  nazywa- 
ją zdawna  Polacy  sztaką  szermierską,  na- 
si sąsiedzi  fechtowaniem.  Zdaje  się,  że 
jak  wesołość  ma  swoje  powierzchowne 
znaki,  które  są  charakterami  narodów  w 
ich  tańcach,  tak  i  poroszenie  złości  ma 
swój  charakter  w  porwaniu  się  do  żelaza. 
Węgrzyn  tnie  na  odlew,  Moskwicin  z  gó- 
ry, Tan3zyn  kn  sobie,  a  Polak  na  krzyż 
macha  swoją  szablą.  Szabla  polska  była 
przed  laty  straszna  narodom,  dopóki  mięk- 
kość wieko,  zbytki  krajowe  nie  poprzeina- 
czały  junaków  z  mocnych  i  śmiałych  na 
grzecznych  i  zabawnych,  a  przeto  gdy 
przesąd,  chełpliwość,  zemsta  wyzywa  na 
pojedynkowe  potkanie,  wolą  na  pistolety 
się  puśció,  niż  na  zr^znośó  władania  sza- 
blą". Kitowicz  w  opisie  obyczajów  z  do- 
by saskiej  tak  pisze:  „i^jzabla  za  czasów 
Augasta  (III)  była  rozmaita.  Prosta,  czar- 
na, w  żelazo  oprawna,  na  rzemiennych 
paskach,  pospolita  była  zawsze  szlachcie 
nbogiej,  zamiast  capy,  albo  knrszn  (2  ga- 
tunki skóry,  w  które  szable  oprawiano) 
obszyta  w  węgorzową  skórę;  nic  to  nie 
tizkodziło,  bo  głownia,  alias  żelazo,  stano- 
wiło caJy  szacunek;  i  nietylko  między  dro- 
bną szlachtą,  ale  i  między  najmożniejszy- 
mi  pany  szabla  przechodziła  od  ojca  do 
syna  i  tam  dalej  w  sukcesyi  między  naj- 
droższymi klejnotami.  Przy  czarnej  sza- 
bli także  chodzili  szulerowie,  nocni  gia- 
sanci,  szałapuci,  których  zabawą  było  ob- 
ciąć kogo,  nakarbować  gębę  gładką  jakie- 
mu galantowi,  albo  gacha  jakiego  przepę- 
dzić przez  błoto  w  białych  pończochach. 
Czarna  szabla  używana  była  od  wszyst- 
kich w  okolicznościach,  w  których  się  spo. 
dziewano  tumultu  i  rąbaniny.  Służyła 
do  pojedynku,  najwięcej  tym  orężem  od- 
bywanego. Staroświecka  była  zawsze 
krzywa.    Z  kuźnic  wyszyńskich  najbar-  j 


dziej  popłacała,  dobroci  jej  próbowano, 
kiedy  się  dała  giąć  niemal  do  rękojeści 
i  gdy  się  po  takiem  zgięciu  wyprężała. 
Rękojeści  u  szabel  czarnych  były  z  pałą* 
kiem  graniastym  („krzyżem")  i  skobelkiem 
(„paluchem")  na  wielki  palec.  Ci,  którzy 
używali  niemieckiego  stroju,  nosili  pała- 
sze niemieckie  i  rapiry  obosieczne.  Nasta- 
ły potem  szable  proste,  staszówki,  hisz- 
panki,  wązkie  i  lekkie,  które  niewiele  przy 
boku  ciężąc,  -użyły  dobrze  do  obrony  i 
odpędzania  napaści.  Kiedy  sejmy  i  try- 
bun^y  zaczęły  bywać  burzliwe,  wymy- 
ślono do  szabel  takie  krzyże,  że  całą  rękę 
okrywały.  Taki  krzyż  zwał  się  furdy- 
ment  i  składał  się  z  prętów  żelaznych,  jak 
klatka  i  z  blachy  w  środku,  wielkości  dło- 
ni. Dla  proporcyi  tak  ogromnego  krzy- 
ża dawano  pochwy  szerokie,  choć  do  wąz> 
kich  szabel,  nawet  i  do  tych,  których 
krzyże  były  bez  furdymentów.  Tę  modę, 
niedługo  trwającą,  wymyślili  Litwini,  od 
nich  przejęli  korończykowie.  Takie  sza- 
ble z  szerokiemi  pochwami  i  wielkimi 
krzyżami  nosili  najwięcej  ludzie  dworscy, 
szulerowie  i  szałapuci,  którzy  mieli  upo- 
dobanie kiereszpwać  się  w  kordy  po  wie- 
chach i  szynkowniach.  Do  paradoiejsze- 
go  stroju  uiywano  karabelek  tureckich, 
ezeczagów  tatarskich  i  pałasików  w  sre- 
bro oprawnych,  albo  pozłacanych,  albo 
szmelcowanych;  takich  najwięcej  wycho- 
dziło ze  Lwowa,  przez  co  zwano  je  zazwy- 
czaj Iwowskiemi.  Nawiązanie  do  szabel 
i  karabelów  było  dwojakiej  mody:  najda- 
wniejsze było  z  pasków  rzemiennych,  ob- 
szernych, z  sprzążkami  i  centkami  na 
końcach  srebrnemi,  albo  pozłocistemi;  te 
paski  utrzymywały  szablę  tuż  przy  pasie, 
tak  iż  krzyż  szabh  równał  się  z  pasem.  Pa- 
ski obejmowały  sam  bok  lewy,  schodząc 
się  do  węzła  w  tyle  na  krzyżu  człowieka 
nad  pasem.  Takim  sposobem  zawiązywa- 
ne były  rapcie,  które  się  tem  różniły  od 
pasków,  że  były  nie  rzemienne,  ale  z  je- 
dwabnego sznuru,    czasem  srebrem  lub 


dbyGoot^le 


dtotem  przerabiane,  cz&sem  z  samego  sre- 
bra i  ^ots.  Dworacy,  gaszkowie  i  pani- 
czowie  młodzi,  jaki  mieli  ^upan,  takie  i  rap- 
cie; w  paskach  zaś  jedności  koloru  z  żupa- 
nem  nie  przestrzegano.  Potem  nastało 
nawiąaanie  długie,  tak  iż  szabla  wisiała 
pod  kolanem,  i  idąc,  trzeba  ją  było  konie- 
cznie albo  trzymać  za  krzyż,  albo  nieść 
pod  pach%,  aby  się  między  nogi  nie  wplą- 
tała. Paski  i  rapcie  zachodziły  na  cały 
tył  człowieka,  jak  półszorek  na  konia.  Ta 
moda,  jako  śmieszaa  i  niewygodna,  nie 
trwała  dłutej  nad  5 — 6  lat,  została  zarzu- 
cona i  zwrócono  się  do  nawiązania  krót- 
kiego i  ważkiego,  nic  tyłu  nie  zajmujące- 
go, tylko  sam  bok,  co  też  niezbyt  wygo- 
dne było,  bo  się  szabla  w  chodzeniu  tłuk- 
ła po  boku.  Nastały  potem  paski  z  ta^- 
mów  srebrnych  lub  dotych,  sztuczkami 
srebrnemi,  odlewanemi  lub  srebrno-pozło- 
cistemi  gęsto  nasadzane.  Takich  pasków 
zażywano  do  samych  pałasików  "w  srebro 
i  srebro  pozłociste  oprawnych;  nie  słaiyły 
zaś  do  szabli  czarnej,  ani  do  karabeli.  Ta- 
kie paski  dla  trwałości  niektórzy  podszy- 
wali spodem  irchą  białą.  Niektórzy,  ko- 
chając przepych  i  zbytek,  uiczem  nie  pod- 
szywali". Klingi  wyrabiano  z  najlepszej 
stali  lub  dziwiru,  t.  j.  z  żelaznych  dratów 
rozpalonych  w  ogniu  i  zbijanych  na  ko- 
wadle. Ten  ostatni  sposób  wyrobu  kwi- 
tnął szczególniej  w  Damaszku  na  Wscho- 
dzie, a  szable,  stamtąd  pochodzące,  zwykle 
okryte  napisami  z  Koranu,  znane  pod  na- 
zwą damasCenek,  były  w  Polsce  wyso- 
ko cenione.  Każdy  szlachcic  polski,  jako 
z  prawa  i  obowiązku  do  stunu  rycerskiego 
należący,  bez  różnicy  czy  służył  wojsko- 
wo, czy  był  senatorem,  palestrantem,  rol- 
nikiem i  t.  d.,  na  znak  swej  gotowości  do 
obrony  kraju,  miew^  szable  na  ścianie 
nad  łożem  zawieszone  i  do  stroju  uroczy- 
stego używał  zawsze  szabli.  Po  dworach 
te*  szlacheckich  była  wszędzie  obfitość  tej 
broni,  którą  wyniszczyły  dopiero  wojny  z 
epoki  od  r.  1794  do  1831.    Gdy  np.  w  ro- 


ku 1831  korpusy  wojska  polskiego,  wcho- 
dzące do  Prus  i  Austryi,  składamy  broń, 
dostało  się  wówczas  w  posiadanie  władz 
wojskowych  pruskich  i  austrjackich  kilka 
tysięcy  pamiątkowych  szabel  i  karabel 
łożonych  przez  oficerów  i  ochotników 
polskich.  „Kłosy"  w  tomie  XXXII,  nr. 
810,  podf^y  artykuł  Antoniego  Dolleczka 
p.  n.  „Szable  Jana  Sobieskiego"  (str.  3), 
z  rysunkami  9-cia  szabel  (str.  12).  O  sza- 
blach także  oh.  w  Enc.  .y/aA  pod  nazwami: 
Augustówka,  Demeszka,  Jelca,  Ka- 
rabela, Serpentyna.  Hr.  Augustowa 
Potocka  posiadała  w  Wilanowie  szablę  po 
hetmanie  Karolo  Chod- 
kiewiczu z  napisem 
srebrnym  na  jednej 
stronie  głowni;  ,Cho- 
cimskie  traktaty  za- 
warłam przed  1  a  ty  ". 
Na  drugiej  zaś  stronie: 
Sigismondo  3-10  Regę 
Polomae"^ .  Na  rękoje- 
ści jest  monogram  S. 
A.  z  koroną  królewska 
i  napisy:  „Po  śmierci 
Stani^awa  Augusta, 
ostatniego  z  królów 
polskich,  których  by- 
łam -własnością,  dał 
mnie  w  upominku  przy 
chrzcie  świętym  Augu- 
stowi Potockiemu  dnia 
3  maja  1806  r.  Józef 
Poniatowski,  dowodzą- 
cy wojakiem  Rzeczy- 
Pw  pospolitej  w  świetnych 

OlOniłlC  czasach,  które  dzień 
tenPolaków  wraca  pa- 
mięci". W  tychże  zbio- 
rach wilanowskich 
znajdowała  się  t  a  k  ż  e 
szabla,  należąca  nie- 
gdyś do  hetmana  Sta- 
portretenikrćIaZygmun-  nisława  „Rewery"  Po- 
'"  "•toiSiSh*'""  tosŁieg"-  Niestety,  ła- 


X|eoc 


X00( 


Szabla   ZjgmuDtónka 


dbyGoof^le 


300 


SZACHY. 


-den  z  ludzi  zamożnych  w  Polsce  i  potomków 
rodzin  historycznych  nie  zajął  się  zebra- 
niem w  jedno  pamiątkowe  dzi^o  wazyat- 
kieh  napisów  i  ornamentacji  na  brzesz- 
-czotach  szabel  polskich,  przechowywa- 
nych w  muzeach,  zbiorach  państwowych 
i  domach  prywatnych,  Nietylko  że  się 
tcm  nie  zajęto,  ale  pozwolono  rdzy  stra- 
wić wiele  pamiątek  po  bohaterskich  pra- 
dziadach lub  sprzedano  je  handlarzom  na 
wywóz  zagranicę. 

Szachy.  Gra  w  szachy,  zwana  dawniej 
jakami,  znaną  ju2  była  w  Polsce  od  wie- 
ków średnich.     Jeden  z  dawnych  herbów 
polskich    zwany    Wczele,   wszczele 
albo  p czele  z  proklamacją  „szachowni- 
ca" przedstawiał  na  tarczy  herbowej  sza- 
■chownicę  ośmiorzędową  po  8  pól  w  każ- 
dym rzędzie.     Taki  rysunek  mamy  już  z 
r.  1461.     Prof.  Rekosiński  (w  „Heraldyce 
polskiej  wieków  średnich",  str.  173)  po- 
•daje  rysunek  tego  herbu  z  pieczęci  Dobro- 
gosta  Wlościejowskiego,  ziemianina  wiel- 
kopolskiego z  r.  1382.    Szachownica  na 
tej   pieczęci,    jak  rysunek  tu  dołączony 
przedstawia,  składa  się  tylko  z  4  rzędów 
po  4  pola  w  każdym.    Ł.  Górnicki  wyra- 
-ża  się  w  , Dworzaninie',  że  „Gl-ra  w  sza- 
chy jest  czysta  a  ro.- 
zumu  bystrego  za- 
bawa". Marek  Hie- 
ronim Vida,  biskup 
w  Alba,  poetanowo- 
łaciński,    urodzony 
w   Kremonie    roku 
1480,  napisał  poe- 
mat   dydaktyczny 
p.  t.  Scacchia  ludus, 
Szachownica  na  piecicci  ^ał    więc    przykład 
Dobrogosta   W  loaciejow-  t      tr    j 

Hkiego  B  r.  138U.  Janowi  Kochanow- 
skiemu do  napisa- 
nia „Szachów",  który  jednak  naśladował 
-go  tylko  w  pewnych  szczegółach  gry  sza- 
chowej. Cały  zaś  pomysł,  czyli  fabuła  poe- 
matu, jest  odmienny  uobn  poetów.  Poemat 
Kochanowskiego,   wydany  po  raz  pierw- 


8z.y  u  Wierzbięty  r.  1566,  obejmuje  wier- 
szy rymowanych  602.  Poeta  tak  w  nim  o- 
pisoje  grę  samą: 

Blanęli  przeciw  sobie  dwa  Królowie, 
Korona  złota  na  kaid«go  gtowle. 
Tamże  zarazem  wedle  boku  lony  — 
Ta  Bw^o  z  lewej,  owa  z  prawej  strony. 
Pop  jeden  słucha  Królowej  spowiedKi, 
A  drugi  sobie  wedle  Króla  siedzi. 
Po  nich  rycerze  na  konicch  we  zbroi, 
Kaidj  z  nich  pewnie  swego  się  nie  boi. 
Na  skrzydła  srogie  alonie  postawiono 
A  z  nich  się  Rochom  bronić  polecono, 
^Vtóry  rzj)d  nszy»^lek  pieszy  zastąpili  i  t.  d. 

Jerzy  Samuel  Bandtkie  napisał  o  tym  pon- 
maoie  rozprawę  czytaną  w  Towarzystwie 
naukowem  i  ogłoszoną  r.  1826  w  11-ym 
tomie  roczników  tegoż  towarzystwa.  W  po- 
mnikowem  wydaniu  dzieł  Jana  Kocha- 
nowskiego (Warszawa,  1884  rok)  „Sza- 
chy" jego  opracował  krytycznie  Wł.  Nie- 
dżwiedzki  a  objaśnienie  gry  szachowej  na- 
pisał Winc.  Korotyński.  U  Lindego  znaj- 
dują się  objaśnione  pod  właściwymi  wy- 
razami różne  nazwy  z  tej  gry  np.  Me(. 
Ora  w  szachy,  pochodząca  pierwotnie  z 
Indyi,  gdzie  sanskrycka  jej  nazwa  powsta- 
ła od  czworakich  oddziałów  wojska  indyj- 
skiego, przywieziona  do  Europy  ze  Wscho- 
du przez  krzyżowców,  do  których  należał 
też  jeden  z  synów  Bolesława  Krzywon- 
stego,  Henryk  ks.  sandomierski,  musiała 
być  w  Polsce  szeroko  upowszechniona, 
skoro  widzimy  ją  szeroko  rozpierającą  się 
w  heraldyce,  w  porównaniach  krasomów- 
czych, a  nawet  w  artykułach  karnych 
prawodawstwa.  Herbem  województwa  Ka- 
liskiego była  niegdyś  sama  tylko  szacho- 
wnica, na  której  potem  dopiero  osadzono 
głowę  żubra.  Herb  Roch,  co  w  dawnym 
języku  szachowym  oznacza  wieżę,  ma 
właśnie  czarną  wieżę  w  polu  bitJem.  Herb 
Karęga  na  Litwie,  Kizynek  i  Szachman 
w  Prusiech  polskich,  herby  ogólne  pol- 
skie: Wieruszowa,  Wczele,  z  szachów  za- 
pożyczają godeł.  Niejedno  też  wyrażenie 
staropolskie  przenośne  ma  w  grze  szacho* 


dbyGoot^le 


SZ  ADRAS.  —SZAFARZE. 


301 


vej  wyraźne  swe  godło.  Salomon  Rysiń- 
ski,  Lublinianin,  który  na  początku  XYII 
wieka  drukował  przysłowia  polskie  w  Lub- 
czu  litewskim,  przytacza  wyrażenia:  „Sza- 
chem padać", — „Albo  szach,  albomat',  — 
„I  w  szachach  przyjaciela  poznaó".  Ka- 
znodzieje tacy,  jak  Skarga  i  Birkowski, 
chętnie  się  ociekają  do  porównań  z  gry 
szachowej.  Statuty  Łaskiego  i  Herbar- 
ta  powołają  się  na  rozporządzenia  prawne 
od  czasów  Kazimierza  Wielkiego  przeciw- 
ko nadużywaniu  szachów  jako  giy  hazar- 
downej.  W  bibljotece  ordynacyi  Krasiń- 
skich w  Warszawie  znajduje  się  rękopis 
Jana  Ostroroga,  wojewody  poznańskiego 
z  pierwszych  lat  XVir  wieku,  traktujący 
wńród  wielu  innych  rzeczy  o  szachach. 
„Naprzód  Roch  (wieża)  —  pisze  wojewo- 
da poznański  —  jest  jakoby  hetman  kró- 
lewski. Rycerz  (konik,  skakun)  jest 
konny  żołnierz,  który  stoi  podle  Rocha  i 
stamtąd  wypada  do  bitwy.  Pop  w  Hisz- 
panii i  Francyi  ma  przezwisko  Delfin;  we 
Włoszech  je  zowią  Alfieri  jakoby  chorą- 
że;  w  Polsce  i  Niemczech  Popami,  iż 
też  księża  w  bitwach  blizko  boku  pańskie- 
go bywają;  zowią  je  też  drudzy  Strzel- 
cami". Dodać  należy,  iż  ta  figura  popa 
u  Kochanowskiego,  zwana  obecnie  w  Pol- 
sce giermkiem,  dotąd  nazywa  się  u  Angli- 
ków biskupem  i  w  symbolice  szachowej 
jest  wyobrażona  przez  infułę.  .Baba 
(królowa)  jest  najprzedniejsza  sztuka  mię- 
dzy szachami;  cudzoziemcy  ją  zowią  pa- 
nią, nasi  nazwali  babą;  zowią  ją  też  i 
królową.  Król  jest  panem  i  on  albo  wy- 
grawa  albo  przegrawa".  O  dzisiejszem 
rachowaniu  Ostroróg  powiada:  „U  nas  w 
Polszczę  ten  skok  królewski  zowią  kuch- 
nią, ale  go  nie  używają  skokiem  rycer- 
skim, ani  popowym,  tylko  rochowym,  i  to 
aż  otworzywszy  pole,  t.  j.  żeby  między 
Królem  a  Rochem  żadnej  sztnki  nie  było, 
a  Rochu,  na  którego  stronę  Król  przeska- 
kuje, wolno  postawić  gdzie  kto  chce,  byle 
nie  mijał  p<^owice  szachownicy",    „Pie- 


sze k  jest  jakoby  drabik  na  obronę  i  po- 
ratowanie szachów  więtszycb,  a  osobliwie- 
Króla".  Notowanie  pól  szachownicy,  wy- 
nalezione przez  Ostroroga  na  początku 
Xyil  w.,  a  zasadzające  się  na  tern,  iż  linje- 
równoległe  poprzeczne  od  góry  do  dołu 
oznaczają  się  literami  a — h,  linje  zaś  do- 
nich  prostopadłe  od  lewej  ręki  do  prawej 
liczbami  1—8,  w  niczem  nie  ustępuje  u- 
znanemn  dziś  za  najlepsze  notowania 
Francuza  Filidora,  uważanemu  za  wyna- 
lazek jego  w  XVIir  w.,  a  zasadzającemu 
się  Ba  podobnych  podstawach.  Wedłag^ 
ustawy  cechowej  poznańskiej  z  r.  1732, 
każdy,  chcący  zostać  majstrem  tokarskim^ 
winien  byt  zrobić  jako  majstersztyk  grę 
szachową  czarno-białą.  W  naszych  cza- 
sach wsławiła  się  Helena  Skirmuntowa 
mistrz  o  wskiem  wyrzeźbieniem  figur  sza- 
chowych, któiych  opis  i  rysunek  podał 
„Tygodnik  lUustr."  w  r.  1876  (nr.  366, 
str.  13)  i  „Kłosy"  (nr.  587,  r.  1876).  Figu- 
ry w  tych  szachach  przedstawiają:  króla 
Jana  III,  hetmana  Jabłonowskiego,  Ma- 
chmudalY,  Kara  Mustafę  i  t,  d.  W  latach 
1835  i  1844  wyszły  dwie  edycje  książki 
K.  Krupskiego  p,  n,  „Strategikaszacho> 
wa". 

Szadras  —  sznurek  płaski,  cienki,  na  o- 
bie  strony  jednakowy,  robiony  na  kloc- 
kach (w  XVIII  w.). 

Szafarze  byli  to  urzędnicy  celni  na. 
IZaporożu,  należący  do  służby  wojskowej^ 
ustanowieni  n  przewozów  na  Dnieprze,  w 
Kudaku  i  Nikitynie,  także  na  rzece  Sa- 
marze i  u  przewozu  bohogardowskiego  na 
Bohu.  Pobierali  opłaty  celne,  utrzymy- 
wali komendy  i  budowle,  oraz  pilnowali 
porządku  i  duszności  na  przewozach,  co- 
było  bardzo  ważnem  przy  wielkim  w  tych 
miejscach  ruchu  handlowym.  Szafarz  u. 
przewozu  nikityńskiego  miał  jeszcze  obo- 
wiązek przyjmować  gości  i  podejmować 
komisarzy  zagranicznych,  tam  się  zbiera- 
jących dla  godzenia  sporów  i  skarg  mię- 
dzy Kozakami  zaporoskimi  i  Krymem. 


dbyGoot^le 


SZAFR  AN.  — SZ  AR  ACZEK. 


Szafran  (z  araba,  zaferan)  —  kwiat  roS- 
liny,  zwanej  po  lac.  crocus,  ulubiony  w 
Polsce  do  potraw,  a  mianowicie  do:  ryb, 
flaków  i  ciast  wielkanocnych.  Upodoba- 
nie smaku  Polaków  odbiło  się  w  przysło- 
wiach: „Pieprzno  i  ezafranno,  moja  mo- 
ścia  panno",—  .Lepszy  funt  szafrana,  niż 
wóz  siana'.  Szafranowi  przypisywano 
własność  rozweselania  i  podniecania  u- 
jnysta  a  stąd  Potocki  w  Argenidzie  pisze: 

Szafran,  wino  i  Ełoto  tjle  mają  m\j, 

Że  się  Da  jasDą  prawdę  nic  po  raz  rzuciłj. 

Od  upodobania  Polaków  w  noszenin  żól< 
tych  butów  powstało  przyłowie:  ,Nie  ka- 
żdy szlachcic,  co  szafran  wzuje".  Łudzi 
ryżych  nazywano  ,szairańcami*'. 

Szałamaja.  po  łac.  calamaus  (od  calamus 
—  trzcina),  po  francusku  ckalumeau,  co 
wskazuje  skąd  do  Polski  przywieziono  to 
narzędzie  muzyczne,  będące  jednym  z  naj- 
dawniejszych instrumentów  dętych.  By- 
ła to  pierwotnie  fujarka  z  trzciny  o  kilku 
dziurkach,  później  rodzaj  oboja  o  przy- 
krym nosowym  tonie.  Rurki  czyli  pisz- 
czałki kościane,  przytwierdzone  do  instru- 
mentu zwanego  kozą  lub  dudą,  zwano 
także  szałamajami. 

Szambelan,  z  francuskiego,  odpowiada 
godności  podkomorskiej  na  dworach  pa- 
nujących. Stanisław  August,  dla  zjedna- 
nia sobie  szlachty,  takie  mnóstwo  pośród 
niej  nominował  szambelanów,  że  powsta- 
ło wówczas  przysłowie:  „kpów  i  szambe- 
lanów nigdy  nie  zabraknie*.  Mieli  oni 
właściwy  mundur  haftowany  z  kluczem 
złoconym,  wiszącym  z  tyłu  na  lewem  bio- 
drze. Obowiązkiem  było  szambelana  w  cza- 
sie uroczystości  dworskich  (o  ile  byłw  stoli- 
cy i  zawezwany)  znajdowanie  się  napoko- 
jach  królewskich  dla  usług  honorowych. 

Szambran  —  suknia  kobieca.  Potocki 
Wacław  wspomina  szambrany  złote,  t.  j. 
z  litej  materyi. 

Szamszurek — gra  w  karty,  prawie  dzie- 


cinna, w  2  osoby;  przegrywający  s 
się  „szamsznrkiem". 


Szanek — miaranasypna  zbożowa.  Szan- 
ki  były  w  użyciu  dwnjakie:  jedne  starej 
miary  obejmowały  48  garncy,  a  drugie, 
zwane  łasztowemi,  o  połowę  mniejsze  — 
24  garnce. 

Szaraczek.  Szaraczkami  nazywano  w 
dawnej  Polsce  szlachtę  zagrodową,  że  w 
kapotach  z  szarej  domowej  wełny  chodzi- 
ła. Zachowała  ona  w  teui  zwyczaj  trady- 
cyjny po  szlachcie  możnej  z  doby  Pia- 
stów, która  również  na  codzień  w  domu 
szarej  wełny  własnych  owiec  używała. 
„Ojcowie  nasi  —  pisze  w  XVII  w.  Staro- 
wolski  —  szarą  szlachtą  się  zwab,  iż  nie  u- 
żywali  bławatów  i  purpur  świetnych,  kon- 
tentowali  się  suknem,  które  w  domu  ro- 
biono'. Ponieważ  przy  stolach  pańskich 
sadzano  zwykle  szaraczków  w  końcu,  stąd 
poszła  nazwa  „szarego  końca". 


dbyGoot^le 


SZARADY.  — SZARAŃCZA. 


Szarady  i  łamigłówki  umysłowe.  W  za- 
bawach towarzyskich  tego  rodzaju  domi- 
nowała w  pierwszej  połowie  XIX  w.  sza- 
rada. Młodzi  i  starzy,  kobiety  i  mętczyżni 
układali  i  rozwiązywali  szarady.  Był  na- 
wet w  Warszawie  za  czasów  Księstwa 
AVarszawskiego  klub  szaradzistów.  T^go- 
doik  Zilustrowany  podał  kiedyś  wielki 
drzeworyt  z  obrazu  Stanisława  Kurczyń- 
gkiego,  profesora  rysunków  w  szkole  Ar- 
tyleryi  i  Inżynieryi,  przedstawiającego  w 
r.  1807  mieszkanie  Adama  Dmuszewskie- 
go,  literata  i  artysty  teatru  warszawskie- 
go, gdzie  raz  na  tydzień  zbierali  się  jego 
znajomi  na  , posiedzenia  szaradowe".  Wie- 
lu szaradzistów  jest  tu  portretowanych, 
a  mianowicie:  L.  Osiński,  późniejszy  pro- 
fesor Uniwersytetu  warszawskiego,  Kur- 
czyński  malarz,  Aloizy  Żółkowski,  słynny 
komik,  Kudlicz,  znakomity  aktor,  Pękal- 
ski, tłómacz  wielu  dzieł  scenicznych.  Syl- 
wester Zieliński,  malarz,  Dmuszewski, 
Banczakiewicz,  Kapliński,  Pisanko  i  Szy- 
jnanowski.  Szarad  i  łamigłówek  było  kil- 
ka rodzajów.  Lubiono  np.  brać  za  przed- 
miot nazwiska  głośniejszych  osób  współ- 
czesnych. I  tak  książę  Adam  Czartory- 
ski, jenerał  ziem  podolskich,  posłużył  do 
następnej  szarady: 

Trzy  Cięści  awmta  pierwsze  me.  na  czele, 
Dru);iego  nkąpiec  nie  wymawia  amiclc. 
Wszystko  jcat  imię  księcia,  co  ludzkością 

[,-Iynitl, 
Dobrze  o/ytiil  ojczyźnie,  biednego  nie  minąt. 

Inny  rodzaj  podobnych  zabaw  był  taki; 
jedna  osoba  pisze  na  brzegu  kartki  jakieś 
znane  nazwisko  i  zachyliwszy  brzeg  tak, 
aby  nazwiska  nikt  nie  widział,  podaje  dro- 
giej, która  musi  napisać  jaki  jej  się  spodo- 
ba rzeczownik.  Wówczas  podają  kartkę 
osobie  trzeciej,  która,  przeczytawszy  na- 
zwisko i  rzeczownik,  powinna  wynaleźć 
podobieństwo  i  różnicę  pomiędzy  tą  oso- 
bą a  przedmiotem.  Raz,  gdy  na  kartce 
znalazł  się  Karpiński  i  koło,  osoba 
trzecia  dopisała: 


Podobieńs  tvo. 
Kolo  godłem  wieczności, 
Karpińskiego  pamięć  oieśmiertelna. 

R,Hnica. 
Ślady  kola  lada  wiatr  zaciera, 
Ślady  pUtn  Karpińskiego  niezatarte. 

Pod  wyrazami:  Napoleon  i  strzała 
podpisał  ktoś: 

Wysoko  lecieli  —  trafili  na  skale. 

Pod   wyrazami:   Bielawski    (wierszo- 
kleta) i  miotła  podpisał  ktoś  inny: 


Oboje  zBgamiajit  śmieci: 

Ten  w  Parnasie,  tamta  w  pokoju. 

Zabawiano  się  także  i  „w  końcówki",  pi- 
sząc ostatnie  wyrazy  rymowane,  do  któ- 
rych inne  osoby  musiały  układać  cale  wier- 
sze. A  nieraz  zdarzyło  się  nam  spotykać 
dużo  dowcipu  i  wiedzy  i  nawet  głębszych 
myśli  w  notatkach  z  podobnych  zabaw  to- 
warzyskich owej  doby  po  różnych  zakąt- 
kach kraju. 

SzaraAcza.  O  najdawniejszej  klęsce  od 
szarańczy  wspomina  Długosz,  mówiąc,  że 
w  r.  1086  „na  domiar  nieszczęścia  szarań- 
cza, wielką  ćmą  padłszy  na  ruskie  ziemie, 
pożarła  i  zniszczyła  wszystkie  plony.  A 
tak  ruska  kraina  jednocześnie  dwie  ponio- 
sła klęski;  niszczący  napad  barbarzyńskiej 
dziczy  i  zgubne  spustoszenie  szarańczy. 
Data  tej  klęski  nie  zgadza  się  z  Kestorem, 
który  twierdzi,  że  dnia  26  sierpnia  1094  r. 
przyszło  wiele  szarańczy  na  Ruś  i  poja- 
dła wszystko  zboże  i  trawy.  ,,0  tej  pla- 
dze nie  wiedziano  przedtem  na  Rusi,  a  my 
teraz  musieliśmy  ją  wlasnemi  oczami  o- 
glądać",  W  następnym  roku  znowu 
przyszła  i,  jak  powiada  tenże  Nestor,  „o- 
kryła  cały  kraj,  aż  strasznie  było  patrzeć 
jak  ku  północy  ciągnęła".  Trzeci  raz 
przysrfa  szarańcza  w  r.  1103.  Później 
przez  długi  czas  kronikarze  polscy  nie 
podają  o  niej  żadnych  wiadomości,  aż  do- 
piero Długosz  pod  r.  1335  pisze:  j,Ponio- 
sło  Królestwo  Polskie  w  tym  roku  ciężką 
klęskę,    jakich   mało    bywa  przykładów. 


dbyGoot^le 


304 


SZARFA. 


Nie^ychane  bowiem  mnóstwo  szarańczy, 
podzielonej  na  osobne  ćmy  i  roje,  nawie- 
dziło Polskę  wtenczas,  gdy  zboża  i  zasie- 
wy jnż  się  klosowały;  a  pojawiła  się  w  ta- 
kich chmurach  mnogich  i  gęstych,  ie 
słońce  swoim  cieniem  zakryła;  tak  zaś 
grabą  warstwą  zaległa  ziemię,  że  się  w 
niej  końskie  kopyta  chowały.  "Wszędzie 
zatem,  gdzie  padła,  nietylko  zboża  i  rośli- 
ny, ale  nawet  ziarna  i  korzenie  żarłocznie 
pojadła".  Trzeci  i  ostatni  raz  Dłngosz 
pisze  pod  r.  1475:  „Ukazało  się  w  Sieradz- 
kiem, Łęczyckiem  i  Mazowieckiem  nowe 
i  niesłychane  zjawisko:  szarańcza  {locu- 
śiae),  owad  długi  na  palec,  z  głową  nieto- 
perza. "Wynurzywszy  eię,  jak  wiadomo, 
z  "Węgier,  przez  Morawę  i  Śląsk  zawitała 
w  okolice  Sieradza,  gdzie  ją  najprzód  po- 
strzeżono,  a  stamtąd  przez  Lutomiersko, 
między  Łęczycą  a  Piątkiem,  wyległa  na 
Mazowsze.  Było  jej  wzdłuż  3  mile,  a  wszerz 
półtorej  miU.  "W  drodze  ciągnęła  oddzia- 
łami nakształt  wojska,  a  niekiedy  fulangt 
jej  spotykały  się  z  sobą,  tworząc  obraz  bi- 
twy. GWy  jedna,  jakby  rej  wodząca,  od- 
leciała, wszystkie  zrywały  się  za  nią  pod- 
rzędnymi tłamy.  Gdziekolwiek  upadła, 
wszystkie  zboża  i  drzewa  pożerała,  tak  iż 
po  niej  nie  zostawało  nic,  prócz  gołej  zie- 
mi i  cuchnącego  pomiota.  "W  locie  zale- 
dwie słońce  przez  tę  ómę  przebić  się  zdo- 
łało. Jeżeli  się  spuściła  na  lasy,  rosłe  na- 
wet drzewa  ciężarem  jej  chyliły  się  kn 
ziemi.  N^iekiedy,  przez  ładzi  płoszona  i 
odpędzana,  wstępowała  w  inne  miejsca. 
IjCCz  rzucała  na  ziemię  cień  olbrzymi  i  o- 
ziębiający  powietrze".  "W  r.  1527  mocne 
wiatry  przypędziły  mnóstwo  szarańczy  z 
Turcyi,  a  w  r,  153G  od  strony  morza  Cznr- 
nego  na  Podole,  co  było  przyczyną  wiel- 
kiego pomoru  bydła.  Z  Polski  udała  się 
do  Niemiec  i  sięgnęła  aż  pod  Medyolan,  a 
stamtąd  powróciła  do  Polski,  gdzie  w  listo- 
padzie pomarłszy,  zgnilizną  swą  zatru- 
wała powietrze.  "W  r.  1541  posunąwszy 
się  z  "Wołoszczyzny  do  Polski  pod  Lwów, 


na  60  mil  wszystko  zjadła.  W  r.  1542 
przez  Litwę,  Koronę,  Śląsk  do  Niemiec 
leciała.  W  r.  11590  na  całej  Rusi  i  Mało- 
polsce, jak  sam  Hzączyński  we  Lwowie 
na  to  patrzał,  dzień  zaciemniała,  szelestem 
skrzydeł  przerażała,  zboża,  trawy  i  liście 
drzew  pościnała.  Roka  1708  niewielką 
szkodę  na  Rusi  zrządziła,  bo  jaż  po  żni- 
wach przyszła.  Na  Pokuciu,  koło  wsi 
Kunaszew  i  Sarnki  jaja  w  oziminach  po- 
zostawiwszy, na  wiosnę  poczęła  się  roić. 
Rok  1711  była  powszechną  na  Rusi  aż  po 
Słack,  Nieśwież,  Brześć  litewski  i  Jaro- 
sław, również  w  r.  1712  widziana  aż  pod 
Krakowem  i  Poznaniem.  Kitowicz  powia- 
da, że  r.  1748  przybywszy  od  strony  po- 
ładniowej  na  "Ukrainę,  rozeszła  się  przez 
Polskę  i  Litwę  po  Europie.  Gdzie  zapa- 
dła na  popas  w  południe,  tam  zrządzała 
mniej  szkody,  gdzie  na  noc,  tam  nierów- 
nie większe,  bo  odlatywała  dopiero  zrana 
po  opadnięciu  rosy.  Ciągnęła  chmarą  gra- 
bą od  ziemi  na  50  łokci.  "W  jesieni  ogry- 
zała rżyska  i  słomę  po  dachach.  Grasowa- 
ła wtedy  w  Polsce  przez  lat  3.  "W  r.  1785 
przysną  do  Polski  także  od  pc^adnia. 

Szarfa.  W  pierwszej  połowie  XVIII 
wieku  za  Augusta  III  oficerowie  regimen- 
tów pieszych  i  konnych  cudzoziemskiego 
autoramentu  zaczęli  nosić  szarfy  jako 
zaak  pdnienia  ^użby.  Później  oznakę  tą 
przyjęli  i  oficerowie  jazdy  polskiego  auto- 
ramentu. Szarfa  ta  szerokości  około  10 
centymetrów,  z  siatki  srebrnej,  przerabia- 
nej co  3  do  5  pasków  jedwabiem  karma- 
zynowym,  naszyta  była  gładko  na  pod- 
szewkę koloru  białego  i  zakończona  dwo- 
ma kutasami  srebrnymi,  wiszącymi  na 
przedzie  nieco  na  prawy  bok.  Szarfa  uży- 
wana była  w  wojsku  polskiem  aż  do  pierw- 
szych para  lat  epoki  Księstwa  Warszaw- 
skiego, lecz  tylko  przez  generałów  i  ofice- 
rów wyższych.  Od  r.  1809  pozostawiona 
była  tylko  generałom,  oficerom  pułku  lek- 
kokonnego  gwardyi  cesarza  Napoleon* 
oraz  inspektorom  popisów.  Szarfa  tycb  o- 


dbyGoot^le 


SZARFECZKA.— SZARWARK. 


305 


statnich  była  ,z  materyi  kroazy  niemienio- 
nej  z  obydwuch  końców  haftowana  aa  je- 
den cal  szeroko  nitką  złotą  bez  blaszek  i 
obszyta  na  końcach  frendzlą  z  nitek  i  bn- 
Ijonów  złotych  2  cale  długich".  Inspek- 
tor naczelny  nosił  szarf^^  koloni  czerwo- 
nego, inspektorowie  kolom  niebieskiego, 
a  podinspektorowie— zielonego.  W  epoce 
Królestwa  Kongresowego  szarfy  nosili 
tylko  generałowie.  Szarfa  polska  w  wie- 
ku XIX  różniła  się  od  tejżez  wieku  poprze- 
dniego tem,  iż  siatka  nie  była  naszywana 
gładko  na  podszewce;  kutasy  zwieszf^y 
się  z  prawego  boku  nioco  w  tył;  w  epoce 
zaś  Królestwa  1816  —  1830  gener^owie 
nosili  je  z  lewego  boku  za  rękojeścią  szpa- 
dy lub  pałasza,  W  r.  1831  postanowie- 
niem d.  15  marca  przepisany  został  mun- 
dur dla  intendentów  wojska.  Podinten- 
dent  miał  być  przepasany  szarfą  wdnia- 
ną  koloni  kokardy  narodowej  (t. }.  białego 
z  ponaowym)  z  frendzlą  srebrną  buljonową. 
B.  Gemb.  W  rysunku  dc^czamy  tu  kutasy 
szarfy  generalskiej  ks.  Józefa  Poniatow- 
skiego, która  wraz  z  kilku  innemi  po  nim 


Szftrfa  generaUka  Ics.  Jdzefa  PoniatonBkiGgo. 

pamiątkami  była  własnością  Jana  Potoc- 
kiego, niegdyś  dziedzica  Tykocina  i  Białe- 
gostoku (z  sukcesyi  po  Brani  ek  i  eh)  i  przez 

Encjklopedjł  staropolskn,  tom  IV. 


bezdzietną  córkę  tegoż  Joannę,  zamężną 
de  Flenry,  podarowana  została  do  zbio- 
rów jeżewskich,  gdzie  się  obecnie  znajdu- 
je. Szarfa  ta,  wraz  z  kutasami  i  frendzlą 
naje)  końcach  długa  2  i'7,o  metra,  składa 
się  z  siatki  misternej  z  nitek  srebrnych  i 
jedwabiu  karmazynowego,  w  10  pasków 
srebrnych  i  11  srebrno-karmazynowych, 
licząc  w  to  i  2  węższe  po  brzegach. 

Siarfeczka.  W  epoce  Księstwa  War- 
szawskiego adjutanci  polowi  generałów 
używali  dla  odróżnienia  na  prawej  ręce 
między  łokciem  i  ramieniem  szarfeczkę 
siatkową  srebrną,  przerabianą  jedwabiem 
karmazynowym,  jako  oznakę  adjutantów 
generałów  dywizyi,  a  niebieską,  jako  o- 
znakę  adjutantów  generałów  brygady;  u 
doła  szarfeczki  była  frendzlą  srebrna 
dwucalowa,  buIjonowa  u  sztasboiicerów. 
Fligeladjutanci  królewscy  nosili  szarfecz- 
kę białą  ze  złotą  frendzlą.  W  roku  1831 
adjutanci  naczelnego  wodza  nosili  podo- 
bne szarfeczki  ponaowe  z  frendzlą  srebrną. 
B.  Gemb. 

SzaHatob.  Szkarłat. 

Szarszedron  (z  franc.  sarge  de  Rome\ 
inaczej  szarsza  (z  niem.  dic  Sariche)  — 
materyjka  z  wełny  i  jedwabiu.  Monitor 
z  r.  1774  pisze:  „Szalon,  a  najwięcej  sza- 
szedron  zwyczajnym  był  jego  w  lecie  o- 
dzieniem".  Najwięcej  chwalony  był  szar- 
szedron  rzymski. 

Szarszun  —  przyjęta  od  Czechów  na- 
zwa miecza.  Rej  pisze:  „Jednemu  się  chce 
gospodarstwa,  drugiema  konia  a  szarszu- 
na".     Stryjkowski  zaś: 

Pójdzieć  I  MaEiir,  wbm  męlny  brat  mity, 
z  kiji-ein  skosztuje  swej  siły. 


Szarwark-  Tak  nazywano  robociznę 
zbiorową,  publiczną,  z  niemieckiego  das 
Schanocrk.  W  .Monitorze"  z  r.  17ti4  czy- 
tamy: „Szarwarki  do  grobel,  mostów,  po- 
winny byó  zażyte;  ale  częściej  niemi  koto 
polowych  robót  robią;  te  co  miesiąc  dzień 
jeden  poddani  powinni  odbyć".  U  pisarzy 


dbyGoot^le 


306 


.SZARŻA,.  — SZATNY. 


naszych  wieku  XVI  „szarwark"  to  samo 
znaczył,  co:  tartas,  rwetes,  kcJowrot,  za- 
mierzanie, hf^as,  zgi^k,  tumolt.  Urzędo- 
wnie  pierwszy  raz  użyto  tego  wyrazu  w 
postanowieniu  Rady  Administracyjnej 
Królestwa  Polskiego  z  dnia  15  maja  1816 
roku,  wkładając  powinność  nazwaną  szar- 
warkiem  na  gminy  dla  utrzymania  dróg 
i  rozkładając  ją  w  stosunku  do  liczby  dy- 
mów i  odległości  od  robót,  A  gdyby  szar- 
warki  te  nie  wystarczyły,  skarb  publicz- 
ny, podług  art.  8-go  tegoż  postanowienia, 
w  części  do  wydatków  mia^  się  przykła- 
dać. 

Szarża,  szarzyzna,  szary  koniec. 
Bielski  pisze,  iż  „Zygmunt  August  na 
sejm  piotrkowski  przyjechał,  dwór  swój 
wszystek  w  szarżę  ubrawszy,  barwę  tą 
ziemiańską  nazywając".  Szarzyzną  na- 
zywano  szare  sukno,  szaruczek.  Ponie- 
waż sukno  takie  z  domowej,  niefarbowa- 
nej  w^ny  było  najtańszem,  służyło  zatem 
na  ubiór  uboższym  ziemianom,  zwanym 
stąd  szarą  szlachtą  i  szaraczkami.  A  i  stiA, 
przy  którym  młodsi  i  nbożsi  siadywali 
przy  końcu,  miał  jeden  starszy  a  drugi 
szary  koniec.  Zygmunt  August  ubrał 
swój  dwór  szaro,  niewątpliwie  to  samo 
mając  na  myśli,  co  później  Stefan  Batory, 
nosząc  u  swej  magierki  proste  pióra  ko- 
gucie, a  to  żeby  dać  dobry  przykład  pa- 
nom polskim,  którzy  lubili  naśladować 
monarchów  w  zbytkach.  Jeżewski  w  swo- 
jej „Ekonomii'  rymowanej  (r.  1648)  pisze: 

Przodlconic  o  szarl&t  oie  dbali, 
Wojewodowie  w  Biarzj  więc  chadzali. 

Nie  ulega  bowiem  wątpliwości,  że  kolor 
szary,  t.  j.  płótna  niebielonego  i  wełny  nie- 
farbowanej,  był  najstarszym  kolorem  o- 
dzieży  w  wiekach  zamierzchłych. 

Szaszorob.  Szyb. 

Szaternik  w  języku  myśliwskim  ptasz- 
nik, ubrany  w  płótno  zielone,  gałęziami  o- 
doniony,  z  potrzaskiem  na  głowie  i  „wa- 
bikiem  żywym"  albo  też  „rózgami  lepo- 


wemi  i  sówką".  Jeżeli  nie  polował  na 
żywe  ptaki,  to  tak  samo  ubrany  miewał 
jeszcze  przy  sobie  strzelbę  i  podchodził. 
Szaternikiem  zwano  także  drążek,  na  któ- 
rym rozpinała  się  sieć,  „szatrem"  zwana. 

Szatny,  Szatnia.  Komorę  do  chowa- 
nia szat,  t.  j.  odzieży,  futer,  bielizny  czyli 
„chust"  i  t.  p.,  nazywali  Polacy:  szatnią, 
szatownią,  szalarnią  lub  szatnicą.  Szat- 
ny, zwany  inaczej  szatniczym,  nadworach 
książąt  i  panów  był  to  dworzanin  lub  słu- 
ga, do  którego  należał  dozór  nad  szatnią 
i  szatami,  a  zwykle  i  zbrojownią,  żeby 
wszystko  było  w  należytym  porządku. 
On  zamykał  kosztowności,  zabezpieczał 
futra  na  lato,  dozorował  krawców  i  kuś- 
nierzy, którzy  do  domów  dawniej  szyć 
przychodzili,  czyścił  drogie  szaty,  przygo- 
towywał i  ubieraj  pana  awego  w  żupan, 
kontusz,  delję  lub  szubę,  stosownie  do  po- 
ry roku  i  potrzeby,  posiadł  sztukę  zawią- 
zywania pasa  i  skJadał  go  starannie  po 
zdjęciu,  aby  nie  został  uszkodzony.  On 
wreszcie  na  wiosnę  i  w  jesieni  przewie- 
trzał ogromne  zapasy  szat  pańskich  nn 
dziedzińcu  dworskim.  Jeszcze  w  drugiej 
pt^owie  XVIII  wieku  spotykamy  azat- 
nych  i  „panny  szatne"  czyli  garderobia- 
ne. Z  dawnych  spisów  odzieży  i  z  nota- 
tek domowych  widzimy,  że  Polacy  o  ile 
w  dni  powszednie  ubierali  się  najprościej, 
o  tyle  na  uroczystości  lubili  występować 
„szatno",  czyli  okazale  i  strojnie,  szaty 
zaś  swoje  utrzymywali  w  największym 
porządku,  przekazując  je  nieraz  w  spad- 
ku dzieciom  i  wnukom  swoim,  jak  o  tem 
z  licznych  testamentów  i  zwykle  bardzo 
szczegółowych  spisów  przekonać  się  mo- 
żna. O  szatniach  i  szatnych  znajdujemy 
wzmianki  w  „Kazaniach  niedzielnych'' 
ks.  Balsama,  w  Wargockiego  peregryna- 
cyi  Radziwiłła  Sierotki,  w  Łączkowskiego 
książce  p.  n.  „Nowe  zwierciadło",  w  Eko- 
nomice Seb.  Petrycego,  w  słownikach  Mą- 
czyńskiego,  Knapakiego  i  Lindego,  w 
Monitorze  z  czasów  Stanisławowskich. 


dbyGoot^le 


SZCZEBRZUCH.  — SZCZERBIRC. 


307 


Najobszemiej  atoli,  bo  na  9-u  stronicach 
(od  233  do  242),  rozpisał  się  o  tym  przed- 
miocie Ł,  Gołębiowski  w  dziele  „Ubiory 
w  Polsce"  (Warszawa,  1830  r.).  Ostatni 
„szatny"  dawnego  pokroju  był  u  księcia 
Adama  Czartoryskiego,  jener^a  ziem  po- 
dolskich, zmarłego  w  r.  1823. 

Szczetirzucłl— sprzęt  domowy,  zwłasz- 
cza dawany  pannie,  idącej  z&mt^ż,  jako  wy- 
prawa. Groicki  wyraia  się:  „Dzieci  z 
ojcem  po  matce  gieradę  (jej  wyprawę)  a- 
bo  szczebrzoeh  biorą".  Klonowicz  pisze 
w  , "Worku  Judaszowym": 

Złodziej  bierze,  c 


rzyt  mieczem  w  „Złotą  bramę*  i  wyszczer- 
bił go.  Taką  tradycję  i  nazwę  „szczyrzbek" 
mamy  już  zapisaną  w  r,  ]2ó0.  Że  boha- 
terski Piast,  wjeżdżając  do  stolicy  Rusi, 
uderzył  mieczem  w  bramę,  to  nie  ulega 
wątpliwości,  bo  było  to  tylko  spełnieniem 
symbolicznego  zwyczaju  wszystkich  zdo- 
bywców średniowiecznych,  a  miecz,  który 
wyszczerbił  się  o  „Złotą  bramę",  stał  się 
pamiątką  narodową  i  był  użyty  przy  ko- 
ronacjach pięciu  królów  z  rodu  Piasta  po- 
cząwszy od  Chrobrego  do  Przemysława 
wielkopolskiego.  Faktem  jest  jednak,  że 
po  tej  ostatniej  koronacyi  insygnia  koro- 
nacyjne, zapewne  podczas  rządów  Warfa- 
wa,  króla  polskiego  i  czeskiego,  przepadły, 


a  komora  ma:  domone  »zcze- 

[briuchy. 
Masło,  sery,  gomóJki,  baranie  komuchy. 

Szczekocka  burka.  Już 

w  XVII  w.  dynęły  barki 
wyrabiane  w  Szczekoci- 
nach. Wesp.  Kocbowski 
pisze:  „Widząc  na  Mazur- 
ku szczekocka  burkę". 

Szczepy  owocowe.  Sta- 
tut Wiślicki  stanowi,  że 
gdy  szczepy  drzew  owo- 
cowych posadzone  na  cu- 
dzym gruncie  wrosną,  to 
jest  korzenie  w  ziemię  za- 
paszczą,  to  stają  się  wła- 
snością właściciela  grun- 
tu w  połowie,  bo  drugą 
ten,  kto  je  sadził,  może 
ściąć  i  zabrać.  Zdaje  się 
przecież,  że  na  wynagro- 
dzeniu tej  połowy  poprze- 
stać byt  winien.  { IW.  /r^. 
I,  f.  35}, 

Szczerbiec  -legendowa 
i  historyczna  nazwa  mie- 
cza, przypasywanego  ka- 
żdemu królowi  polskiemu 
podcaas  obrzędu  korona- 
cyi. Nazwa  ta  wzięła  swój 
początek  od  chwili,  gdy 
Bolesław  Chrobry,  wjeż- 
dżając  do    Kijowa,    ude-  Szczerbiec— podług  rjBunkii  S.  Smolil;owBkipgo. 


dbyGoot^le 


308 


SZCZODRY  WIECZÓR. 


i  kiedy  Władysław  Łokietek,  łącząc  dziel- 
nice rozbitego  państwa,  postanowił  uko- 
ronować się  w  r.  1320,  musiał  nowe  insy- 
gnia sporządzić,  które  odtąd  zostały  koro- 
nacyjnemi  przez  6  wieków.  Gdy  miecz 
Łokietka  stat  się  mieczem  koronacyjnym, 


Rękojeść  Szcierbca  sie  slrony  odwrotnej.  Osada  gdrna  pochwy  z  obu  stron 
osada  dolna— podług  rysunku  Ciampiego. 


cem  tylko  nazwany  miecz  koronacyjny 
Łokietka.  Dopiero  na  wystawie  pary- 
skiej r.  1878  ukazać  się  pod  tą  nazwą  miecz 
ze  zbiorów  Bazylewskiego,  który  nabyty 
zostaj  póiaiej  do  Ermitażu  cesarskiego  w 
Petersburgu,  gdzie  znajduje  się  obecnie. 
Miecz  ten,  opisany 
szczegółowo  w  Enc. 
Starop.  (t.  III,  str.  36) 
przez  p.  Feliksa  Kope- 
rę, jest  dziełem  sztuki 
z  w.  XIII,  a  wszystko 
przemawia  za  tem,  że 
jest  on  autentycznym 
mieczem  koronacyj- 
nym Łokietka  i  jego 
następców,  zagiń  i  o< 
nym  wr.  1795  na  Wa- 
welu. O  szczerbcu  pi- 
sali: prof.  Józef  Łep- 
kowski,  Adam  Pług 
(Kłosy,  r.  1878,  t.  28, 
str.  23  i  45),  Ernest 
Swieżawski  (Przegląd 
Bi  bl  j  ograficzno  -  a  rche- 
ologiczny,  Warszawa, 
r.  1881,  str.  97),  Kaje- 
tan Kraszewski  i  Se- 
weryn Smolikowski  (w 
Bihljotece  Warszaw- 
skiej), Jan  Nep.  Sadow- 
ski {w  tomie  30  ogól- 
nego zbioru  Rozpraw 
Akademii  Um.,  serja 
II  t.  V,  z  12  rycinami, 
str.  62  — 121),  tudzież 
oddzielnie   (Kraków, 


lx.). 


rzecz  prosta,  że  przez  tradycję  nazwany 
został  „szczerbcem"  i  przez  potomne  po- 
kolenia uznawany  za  szczerbiec  Chrobre- 
go. Kiedy  w  r.  1795  podczas  postoju  Pru- 
saków na  Wawelu  zginęły  insygnia  i  klej- 
noty koronne,  zaginął  i  mniemany  szczer- 
biec Bolesławowski  a  właściwie  szczerb- 


Szczodry  wieczór. 

Dzień  Trzech  Króli,  jako  dzień  darów  skła- 
danych przez  królów  Jezusowi,  zwano 
„szczodrym  dniem',  a  poprzedzający  to 
święto  wieczór  zwano  „szczodrym  wieczo- 
rem", w  który  rozdawano  dzieciom,  czela- 
dzi i  krewnym  upominki  i  pierogi,  zwane 
„szczodrakami".  Szczodry  wieczór  zakoń- 


dbyGoot^le 


SZCZWAI.NIA.— SZKAPLERZ. 


309 


czai  „święto  wieczory",  t.  j.  wieczory  od 
Bożego  Narodzenia  do  Trzech  Króli,  w 
które  nie  godziło  się  praeowaó  tylko  śpie- 
wać kolędy  i  zabawiać  towarzysko.  O  zwy- 
czaju tym  mówi  stare  przysłowie  naszego 
ludu:  „Od  Godów  do  Nowego  Rokn,  siedź 
prządko  jeno  do  zmroku,  a  od  Nowego 
Roku  do  Trzech  KróU-  do  samej  wiecze- 
rzy". Rawita  (G-awroński)  wydal  ksią- 
żeczkę p.  n.  „Szczedrówki  powiatu  Do- 
bromilskiego"  (Lwów,  1899  r.). 

Szczwalnła  —  nazwa  budynku  cyrko- 
wego w  Warszawie  przy  ul.  Chmielnej, 
istniejącego  przez  lat  kilkadziesiąt  od  cza- 
sów Stanisława  Augasta.  Widok  tego 
budynku  z  rzadkiej  ryciny,  udzielonej 
nam  przez  p.  Matja^a  Bersohna,  podaliśmy 
pod  wyrazem  Amfiteatr  w  Enc.  Star- 
1. 1,  str.  47.  K.  Wł.  Wójcicki  pisze  o  nim^ 
Był  to  gmach  obszerny,  drewniany,  na 
kilka  pięter  wzniesiony,  mający  loże  i 
krzesła  namerowane".  Pierwotnie  szcza- 
to  w  nim  dzikie  zwierzęta,  mianowicie  nie- 
dźwiedzie, i  stąd  otrzymał  nazwę  .szczwal- 
ni",  którą  zatrzymał  do  ostatka. 

Szczyt,  puklerz,  paiż,  pawę*  —  tarcza, 
używana  do  boju  i  w  czasie  turniejów, 
Na  pogrzebie  Jana  Tarnowskiego,  hetm. 
wiel.  kor.,  „syn  jego  niósł  szczyt  (herbo- 
wy) świecami  oblepiony".  „Za  Jana  01 
brachta  Kraków  od  północy  wieżami,  blan- 
kami, szczytami  obmocniono"  (Kromer) 

Szef  oznacz^  dowódcę  tytularnego  — 
wlaściciola  pułku  lub  jakiego  oddziału 
wojska.  Pierwotnie  szefowie  byli  funda- 
torami pułków,  a  ponieważ  nieraz  nie  byli 
wojskowymi,  a  nawet  z  wojskowością  nic 
wspólnego  nie  mieli,  jak  np.  osoby  ducho- 
wne, przeto  zadawalali  się  tytułem  szefa 
a  pułkiem  dowodził  pułkownik  rzeczywi- 
sty, Z  biegiem  czasu  w  XVXII  w.,  w  epo- 
ce rozwielmożnienia  się  tytułomanii,  mo- 
żna było  kupować  tytuł  szefa  pułków, 
dawno  już  istniejących,  tak  jak  w  Aaglii,. 
Honor  ten  opłacał  się  jednak,  gdyż  szef 
pobierał  płacę  ze  skarbu  Rzplitej.  W  epo- 


ceKrólestwaKongresowego  (1815 —1830), 
jako  w  dowód  łaski  dla  wojska  polskiego, 
szefami  niektórych  pułków  mianowani  by- 
li członkowie  Domu  panującego,  W  mo- 
wie potocznej  za  Księstwa  Warszawskie- 
go pod  wyrazem  szef  rozumiano  szefa 
bataljonu  lub  szwadronu  czyli  podpułko- 
wnika.    B.  Gemb. 

Szełąg,  po  łac.  zwany  solidus,  moneta 
najdrobniejsza  ze  wszystkich  w  Polsce. 
Dla  zasilenia  wyczerpanego  strasznie  na- 
jazdem szwedzkim  skarbu  Rzplitej,  dzier* 
żawca  mennicy  polskiej  za  króla  Jana 
Kazimierza,  Tytus  Boratyni,  zamiast  do- 
zwolonych przez  sejm  dwuch  miljonów 
wybił  przeszło  20  miljonów  dp.  w  szelą- 
gach, które  (nie  licząc  kwartników  ru- 
skich Kazimierza  Wielkiego)  były  pierw- 
szą w  Polsce  monetą  miedzianą,  nazywa- 
ną od  Boratyniego  „boratynkami"  a  dziś 
znajdowaną  pojedynczo  i  w  większych 
ilościach  po  wszystkich  zakątkach  kraju. 
W  XVIII  w.  szeląg  miedziany  był  już 
tylko  V,  takiegoż  grosza. 

Szelbąg,  szelbląg  —  szafa  w  kuchni 
z  rzędami  do  postawienia  statków  kuchen- 
nych. 

Szemerlukl  —  rodzaj  sukni  niewieściej 
za  czasów  Saskich. 

Szflmka— jedwabna  materja  przedniej- 
sza  i  podlejsza.  Cła  od  sztoki  tej  mate- 
ryi  płacono  r.  1660  po  gr.  16  ( Vol.  leg. 
IV,  f.  358).      ■ 

Szeptał,  szepioł,  szepielak,  sze- 
pleniuch,  szeplun;  ezepietliwy  — 
człowiek  w  mowie  szepleniący,  Do  płci 
żeńskiej  szepleaiącej  stosowano  nazwy: 
szepiotka,  szepiotka,  szeplunka. 

Szewckignyp.  O-nypem  nazywają  szew- 
cy nóż  do  krajania  skóry;  że  zaś  rzemiosło 
szewckie  uważane  było  w  dawnej  Polsce 
za  zyskowne,  więc  też  powstało  przysło- 
wie ludowe:  „Szewski  gnyp  kraje  chleb". 

Szkaplerz,  Tak  zakonnicy  polscy  o- 
prócz  szkaplerzy  małych,  noszonych  na 
koszuli  przez  członków,  zapisanych  do  ró- 


dbyGoot^le 


310 


SZKARŁAT.— SZKLENIC  A. 


żDych  bractw,  nazywali  swój  ubiór  zwierz- 
chni, noszony  w  wielu  zalconach  a  składa- 
jący się  z  dwuch  kawałków  sukna,  z  któ- 
rych jeden  na  piersi  a  drugi  na  plecy  spa- 
dał. Taki  szkaplerz  przepisał  św.  Bene* 
dykt  swym  uczniom  i  braci  dla  ochrony 
sakieaki  zakonnej  przy  pracy. 

Szkarłat,  karmazyn,  purpura,  barwa 
uprzywilejowana  domu  panującego  Pia- 
stów oraz  etanu  rycerskiego  czyli  szlach- 
ty, 0(1  czasów  gdy  ta  stanowiła  drużyny 
rycerskie  Piastowiczów.  Dawniej  mówio- 
no: szarłat,  szarlatny,  szarłato- 
wy.czerwień,  ale  już  w  XVIII  w.  za- 
częto używać  stale:  szkarłat,  szkar- 
łatny. Szarłatem  nazywano  i  kolor  i  ka- 
żdą tkaninę  tej  barwy.  Gdy  jaki  ród 
splamił  się  czynem  hańbiącym  w  dawnych 
wiekach,  obyczaj  naroda  polskiego  zabra- 
niał mu  używania  tej  barwy.  Tak  rodom 
Zarembów  i  Nałęczów  za  ich  udział  w  za- 
bicia Przemysława  wzbroniono  noszenia 
szkarłatu.  Długosz  wspomina,  że  Bole- 
sław książę  lignicki,  zwany  „Srogim",  u- 
więziwszy  biskupa  wrocławskiego  Bogu- 
fała  wraz  z  Hekardem  kanonikiem,  wy- 
mógł na  nich  dla  siebie  daninę  z  sukna 
szkarłatnego,  w  którem  oczywiście  dwór 
książęcy  chadzał.  Marcin  z  Urzędowa 
mniema,  że  wyrazy  kermes  i  szkar- 
łat pochodzą  z  polskiego  czerwiec. 
Knapski  w  słownika  swoim  pisze:  „Szar- 
łat purpura,  małż  morski,  z  którego  szar- 
łatną  farbę  wyciskają,  ryba,  żółw,  ślimak 
morski  szarłatny". 

Szkatułka.  Jako  wyrób  stolarski  nie- 
wątpliwie krajowy  z  pięknemi  inkrusta- 
cjami  drzewnemi  i  rokiem  1778  podajemy 
tu  w  rysunku  szkatułkę,  znajdującą  się  w 
zbiorach  jeżewskich.  Nazewnątrz  pochy 
łego  jej  wieka  umieszczona  jest  podusze 
czka  do  szpilek  i  igieł,  zwana  dawniej  „pul- 
tynkieni'.  Szkatułka  zatem  należała  wi- 
docznie do  damy  i  osoby  znacznej,  której 
pierwsze  litery  imienia,  nazwiska  i  tytułu: 
J.  A.  M.  K.  B.  znajdują  się  ua  wewnętrznej 


Szkatułka  daraskA  z  r.  177b. 

stronie  wieka,  wyłożone  drzewem  białem 
na  tle  drzewa  ciemnego.  Wewnątrz  znaj- 
duje się  także  przy  boku  tylnym  tak  zw. 
„przytworek"  czyli  zachowanko  n  kształ- 
cie żłobka  z  wieczkiem,  na  drobiazgi.  Po- 
dobne przytworki  pospolite  są  we 
wszystkich  wielkich  staroświeckich  skrzy- 
niach u  ludu,  który  naśladował  w  tera 
sprzęty  możniejszj'ch. 

Szklenica,  ś  k  1  e  n  i  c  a  —kubek  szklany 
do  napoju.  Wspominają  nieraz  o  śkleni- 
cy  dawni  pisarze  polscy,  jak  również  i  pie- 


sl  z  czr^ów  Sa.skich. 


dbyGoot^le 


SZKŁO.—  SZKODY. 


311 


Śni  lądowe.  Szklenie  używano  do  piwa  a 
w  wyjątkowych  razach  do  wina  i  miodu, 
W  zbiorach  jeżewskich  posiadamy  szkleni- 
cę  ze  szkła  pięknego  objętości  3  zwykłych 
szklanek  dzisiejszych.  Jest  na  niej  wy- 
rżnięta niewiasta  przestraszona  napadem 
mętezyzny  z  włócznią  i  dwnch  latających 
potworów,  jakby  szatana  i  wę2a,  a  nad 
tem  wszystkiem  napis:  Niktniewiemo- 
i  e  y  biedy,  Kacper  Miaskowski  w  swo- 
im zbiorze  rytmów  z  czasów  Zygmun- 
ta UJ  mówi  o  szklenicach  kolorowych: 

J'ako  rzemieślnik  tak  szkło  postawi 
Zielonjm,  złotym  i  szafirowym 
Pendzlem  i  keztałtem  pozornie  nowym. 

Szkło.  W  rachunkach  Kościeleckiego 
zr,  lolOwspomniana  jest  raz  skrzynia  szkła 
weneckiego  za  20  ^otych  ówczesnych, 
drugi  raz  skrzynia  , przeźrocz jszczó w" 
szklanych,  a  w  niej  sztuk  4,690  (zapewne 
szybek  małych  okrągłych)  za  zip.  60. 
Wspomniana  jest  także  w  owych  czasach 
skrzynia,  mieszcząca  w  sobie  szybek  takich 
10,500.  Okna  z  podobnych  szyb  w  ołów 
oprawnych  należą  już  dzisiaj  po  kościo- 
łach do  prawdziwych  rzadkości,  a  w  sta- 
rych dworach  zdarzmy  się  jeszcze  niekie- 
dy na  początku  XIX  w.  Naczynia  stoło- 
we ze  szkła  kolorowego  zaczęły  się  upo- 
wszechniać w  XVJ  w.  a  w  XVIJ  kieliszki, 
szklanice  i  lampki  wyrugowały  używane 
pierwej  pospolicie  kubki  i  puhary  srebrne. 
Wówczas  to  powstało  przysłowie,  że  do- 
statni kredens  pański  powinien  się  składać 
z  6  mis  i  60  półmisków  metalowych,  oraz 
100  flasz  i  1000  kieliszków  szklanych. 
Wówczas  to  każdemu  z  biesiadujących  za- 
częto stawiać  szklankę  i  kieliszek  a  w  miej- 
sce srebrnych  roztruchanów  pojawiły  się 
szklane  puharki.  Pito  z  nich  koleją  a  ka- 
żdy wychyliwszy  ocierał  brzegi  i  poda- 
wi^  sąsiadowi,  albo  za  każdą  osobą  popłó- 
kiwano  je  wodą.  Kacper  Miaskowski  w 
swoim  zbiorze  Rytmów  drukowanym  w  r. 


Lecz  na  dwór  pański  nietylko  kleJDOty 

Bogate  niosą  i  roztruchan  złoty; 

Podczas  abo  szkło  róiną  farbą  zdobne, 

At>o  i  insze  upominki  drobne. 
Różne  lużne  wiadomości  o  wyrobie  i  ma- 
lowaniu szkła  w  Polsce  zebrał  Juljan  Ko- 
łaczkowski w  dziele:  „Wiadomości  tyczące 
się  przemysłu  i  sztuki  w  dawnej  Polsce" 
(str.  670  —  B87).  Aleksander  Jelski  na- 
pisał nader  cenną  rozprawę  p.  t.  „Wiado- 
mość historyczna  o  fabryce  szkieł  i  zwier- 
ciadeł ozdobnych  w  Urzeczu  radziwiłlow- 
skiem  na  Litwie"  z  37  cynkotypami  w 
tekście.  Rozprawa  ta  drukowana  w  YI 
tomie  „SprawozdaifL  Komisyi  do  badania 
historyi  sztuki  w  polsce'  (str.  232  —  263) 
wyszła  także  w  oddzielnej  odbitce  (Kra- 
ków, 1899  r.).  Al.  Jelski  w  pracy  tej  dał 
pożądany  przykład  jak  powinien  być  ma- 
terjał  archiwalny  dawnych  fabryk  naszych 
wyszukiwany  i  opracowywany.  Szkoda 
tylko,  że  prac  podobnych  posiadamy  w  na- 
szem  piśmiennictwie  tak  mało.  Ciekawy 
przykład  przywożenia  wytwornych  na- 
czyń szklanych  j  uż  w  średnich  wiekach 
do  Polski  daje  nam  dzban  wykopany  w 
dawnem  łożysku  Sanu  pod  Przemyślem, 
którego  rysunek  i  opis  daliśmy  w  Efic. 
Siar.  t.  II,  str.  91. 

Szkody  w  polach  i  lasach.  Do- 
zwolone było  w  takich  razach  fantowanie, 
zwane  inaczej  ciążą  a  po  łac.  ijnpignoratio. 
Bydło,  zajęte  ze  szkód  w  polach  lub  łą- 
kach, należało  zapędzać  do  dóbr  królew- 
skich lub  kasztelańskich  a  oddawać  wła- 
ścicielowi za  rękojmią.  Szkodę  oszacowa- 
ną przez  dwuch  szlachty  w  przytomności 
woźnego,  właściciel  bydła  obowiązany  był 
wynagrodzić  i  oborne  zapłacić.  Zajmu- 
jący bydło  mógł  je  tylko  jeden  dzień  prze- 
trzymać u  siebie,  a  gdyby  3  dni  przetrzy- 
mał lub  za  rękojmią  wydać  nie  chciał, 
płacił  karę.  W  lasach  ścinającemu  cudze 
drzewo  za  pierwszy  raz  wolno  było  za- 
brać siekierę  na  fant,  za  drugi  raz  suknię. 
za  trzeci  woły  lub  konie  ( Vol.  leg.  I,  f.  28, 
47,  331;  II,  f.  934, 1220). 


dbyGoot^le 


312 


,  SZKOŁY  POLSKIE  ŚREDNIOWIECZNE. 


Szkoła  rycerska.  Na  sejmie  w  r.  1633 
uchwalono  potrzebę  założenia  szkoły  ry- 
cerskiej we  Lwowie  i  że  temu,  ktoby  jej 
pierwsze  iundamenta  zalożyi,  przywilej 
na  to  ma  być  dany  ( Vol.  leg.  III,  f.  789). 
Takie  August  II  Sas  szkołę  rycerską,  na 
ćwiczenie  młodych  ludzi  in  malheniaHca 
mililari,  obiecał  w  Paktach  konwentach 
kosztem  swoim  wystawić  {  Vol.  leg,  VI,  f. 
31).  Dla  celnego  strzelania  przy  odpiera- 
niu najazdów  nieprzyjacielskich  w  czasie 
szturmów  do  miast,  istniała  w  Krakowie 
od  niepamiętnych  czasów  do  KIK  w.  szko- 
ła strzelecka,  w  której- ćwiczyli  się  miesz- 
czanie w  strzelaniu  z  luków  i  kusz  a  pó- 
źniej z  broni  ognistej  (ob.  Kurkowe  to- 
warzystwo w  Enc.  Star.  t.  III,  str. 
122).  Podobne  szkoły  istniały  we  wszyst- 
kich większych  miastach.  W  r,  1526  Zy- 
gmunt I,  postanowił,  iż  w  Zielone  Święta 
przez  3  dni  wOdańsku  międzymurzB,  gdzie 
się  ćwiczą  Gdańszczanie  w  strzelaniu  (dla 
uniknięcia  wypadków),  odwiedzane  być 
nie  powinny.  W  Warszawie,  za  Augu- 
sta III,  król  sam  i  znakomitsze  osoby 
strzelały  do  tarczy  w  ogrodzie  Saskim,  Za 
Stanisława  Augusta,  przy  ulicy  Pańskiej, 
koło  czerwonego  wiatraka,  na  t,  zw,  Ho- 
landyi  ćwiczono  się  w  strzelaniu  do  tar- 
czy (okrągłej  białej  z  czarnym  środkiem). 

Szkoły  polskie  średniowieczne.  Pierw- 
szy ich  okres  obejmuje  czasy  od  966  do 
1214  r.  W  tej  dobie  przeszczepiły  się  na 
grunt  polski  z  Zachodu  istniejące  tam  już 
oddawna  szkoły  katedralne,  klasztorne  i 
kolegjackie  z  tem  samem,  co  tam,  zada- 
niem i  tą  samą  organizacją.  Zadaniem 
ich  było  dostarczanie  Kościołowi  potrzeb- 
nych mu  pracowników,  prywatnym  bo- 
wiem ludziom  wystarczała  w  owej  dobie 
biegłość  w  rzemiośle  rycerskiem  a  w  spra- 
wowaniu pewnych  urzędów  wystarcza! 
tak  zw.  dzisiaj  „chłopski  rozum",  pewna 
praktyka  i  dobrze  pilnowana  pieczęć  w 
miejsce  podpisu  na  dokumencie,  napisa- 
nym ręką  duchownego.     Czwarty  sobór 


lateraneński  z  r.  1215  uchwalił  prawne 
podstawy  do  tworzenia  nowego  rodzaju 
szkół  łacińskich,  t.  zw.  szkół  parafjalnycb. 
W  Polsce  szkół  takich  powstało  wiele  w 
okresie  od  r,  1216  do  1365,  w  którym  gar- 
nęli się  już  do  nich  i  ludzie  świeccy  a  zwła- 
szcza żywioł  mieszczański.  Niemniej  licz- 
ba szukających  zagranicą  wyższej  nauki, 
której  szkoły  dać  jeszcze  nie  mogły,  wzro- 
sła znacznie.  Okres  trzeci— zdaniem  prof. 
Karhowiaka  —  rozpoczyna  się  w  r.  1364, 
t.  j.  od  daty  założenia  uniwersytetu  kra- 
kowskiego przez  króla  Kazimierza  Wiel. 
Ta  najwyższa  szkoła,  odnowiona  i  uzu- 
p^niona  w  r.  1400  przez  Jagiełłę  i  stąd 
nazwana  uniwersytetem  Jagiellońskim, 
pochwyciła  z  młodzieńczym  zapałem  sta- 
rzejącą się  już  na  Zachodzie  oświatę  scho- 
lastyczną  i  zgotowała  jej  na  Wschodzie, 
rzec  można,  drugi  świetny  rozkwit.  Jest 
to  szczyt  rozwoju  edukacyi  publicznej  w 
Polsce,  opartej  na  zasadach  i  zasobach 
średniowiecznych.  Wystąpienie  Grzego- 
rza z  Sanoka  z  wykładami  humanistycz- 
nymi w  uniwersytecie  krakowskim  w  ro- 
ku 1433  jest  początkową  datą  okresu  przej- 
ściowego. Odtąd  i  w  uniwersytecie  krakow- 
skim i  w  niektórych  szkołach  katedralnych 
znajdował  humanizm  swoich  przedstawi- 
cieli. Dawne  i  nowe  zasady,  ścierając  się  z 
sobą,  zacz^y  przekształcać  pogląd  na  ży- 
cie i  jego  potrzeby,  na  naukę,  wychowanie, 
szkołę  i  ich  kierunki.  Synod  piotrkowski 
w  r.  1 510  domagał  się  reform  we  wszystkich 
szkołach,  t.  j.  w  uniwersytecie,  w  szk(dach 
katedralnych,  kolegjackich  i  paraijalnych, 
a  data  jego  jest  zamknięciem  okresu  przej- 
ściowego 1  epoki  średniowiecznych  dziejów 
wychowania  i  szkół  w  Polsce.  Dzieje  ko- 
ściołów, biskupstw  i  klasztorów  za  doby 
Piastów  są  zarazem  dziejami  oświaty  pol- 
skiej. Czasy  Bolesława  Chrobrego  nale- 
ży uważać  za  bardzo  pomyślne  dla  rozwo- 
ju szkół  i  edukacyi.  Krótkie  rządy  mniej 
szczęśliwego  Mieszka  II  zapisały  się  wdzie- 
jach edukacyjnych  założeniem  biskupstwa 


dbyGoot^le 


SZKOf.Y  POLSKIE  ŚREDNIOWIECZNE. 


313 


kuj&wskiego  w  Kruszwicy  a  zatem  i  nowej 
szkoły  katedraloej.  Miał  tei  książę  ten 
założyć  wiele  kościołów  i  klasztorów,  ale 
w  czasie  zaburzeń  po  jego  śmierci  runęła 
znaczna  część  badowy  nowej  cywilizacyi, 
przez  co  sprawy  edukacyjne  ucierpiały  o- 
grómnie,  gdyż  popalono  wiele  kościołów 
i  klasztorów,  pozabijano  wielu  księży,  za- 
konników i  biskupów.  Hządy  Kazimierza 
Odnowicielamiały  znów  dla  rozwoju  szkół 
kościelnych  bardzo  wielkie  znaczenie.  Za 
Władysława  Hermana  przybył  do  Polski 
młody  Św.  Otton  z  Bamberga,  naaczył  się 
mowy  polskiej  i  miał  podobno  na  dworze 
panującym  kształcić  dzieci  magnatów  pol- 
skich, a  jako  mąż  uczony  i  apostoł  Pomo- 
rza zasłynął  w  Europie.  W  Krakowie  na 
naukę  do  zakonnic  uczęszczał  Zbigniew, 
brat  przyrodni  Krzywoustego.  Rządy  Bo- 
lesława Krzywoustego  zapisały  się  w  dzie- 
jach edukacji  widocznym  podtępttm.  Dzię- 
ki hojności  księcia  i  magnatów  powstało 
kilka  klasztorów  męskich  i  żeńskich  a  tern 
samem  jedynych  owoczesnych  ognisk  o - 
światy.Przezatworzeniebi3k^pstwpomor- 
skiego  i  lubuskiego  przybyły  2  szkoły  ka- 
tedralne. Jest  też  wielkie  prawdopodo- 
bieństwo, że  przy  założonej  wówczas  ko- 
legjacie  głogowskiej  powstała  szkoła  ko- 
legjacka.  Szkoły  te  ówczesne,  sądząc  po 
niektórych  faktach,  stały  dość  wysoko. 
Sama  kronika  G-allusowa  dostarcza  dowo- 
dów, że  ludzi  światłych  za  czasów  Krzy- 
woustego w  Polsce  nie  brakowało.  Na  sto- 
licach biskupich  zasiadają  przeważnie  już 
Polacy  i  tak  mądrzy,  jak  kanclerz  kapitu- 
ły kruszwickiej  Michał,  którego  Gallus  z 
powodu  tej  jego  mądrości  nazywa  wiel- 
kim. Panowanie  dwudziestoletnie  Kazi- 
mierza Sprawiedliwego  było  dla  rozwoju 
edukacyi  bardzo  pomyślna  Że  sam  wy- 
kształcony cenił  naukę  i  szkołę,  dowodem 
tego  jest,  że  polecił  mistrzowi  "Wincente- 
mu napisać  kronikę  dziejów  ojczystych 
dla  użytku  młodzieży  szkolnej.  Geograf 
arabski  Edrisi  w  końcu  XII  wieku  pisze  o 


Gnieźnie  i  Krakowie,  że  kwitną  i  są  sław- 
ne mężami  biegłymi  w  nauce.  Ju2  trzeci 
sobór  lateraneński  (r.  1179)  polecił  ducho- 
wieństwu ułatwiać  studja  młodzieży  ubo- 
giej i  domagał  się,  aby  nauka  w  szkołach 
katedralnych  a  nawet  i  klasztornych  była 
bezpłatna  dla  tych,  którzy  płacić  nie  mo- 
gą. Sobór  czwarty  lateraneński  przypo- 
mina tę  ustawę  i  rozszerza  ją.  Powstawa- 
nie klasztorów  w  Polsce  było  faktem  ol- 
brzymiej doniosłości.  Zgromadzenia  te 
były  praktycznemi  szkołami  rolnictwa, 
sadownictwa,  pszczelnictwa,  rzemiosł  roz- 
maitych, budownictwa  i  tylu  innych  pier- 
wej w  Polsce  nieznanych  lub  gorzej  zna- 
nych zajęć  i  wiadomości.  Szkoły  katedral- 
ne początek  swój  zawdzięczały  instytucyi 
kanoników  regularnych  „wspólnego  po- 
życia", która  o  ile  gdzie  kwitła  lub  upa- 
dała, o  tyle  i  byt  szkół  tych  od  niej  był 
zależnym.  Już  w  średnich  wiekach  pojmo- 
wano wybornie,  że  przeciążanie  uczniów 
pracą  szkodzi  ich  fizycznemu  i  umysłowe- 
mu rozwojowi.  W  szkołach  też  katedral- 
nych i  kolegjackich  było  sporo  swobody. 
Dłuższych  wakacyi  wprawdzie  nie  znano 
w  szkołach  średniowiecznych,  ale  do  dni 
wolnych  uależt^y  niedziele  i  liczne  święta 
oraz  popołudnia  w  przededniu  tychże.  W 
dniach  wolnych  od  nauki  zabawiali  się 
uczniowie  grami,  rozwiązywaniem  zaga- 
dek, a  w  lecie  robiono  wycieczki  za  mia- 
sto. Wychodzono  wówczas  tłumnie  na  u- 
lice  i  często  zaczepiano  i  turbowano  miesz- 
kańców, zwłaszcza  Żydów.  Wincenty  Ka- 
dłubek wspomina,  że  za  Mieszka  Starego 
z  powodu  pobicia  Żyda  otrzymali  raz  su- 
rową karę  jakby  za  jaki  świętokradzki 
występek.  Uczniowie  krakowscy,  naśla- 
dując jakiś  naganny  zwyczaj,  urządzali  w 
dzień  Bożego  Narodzenia  i  przez  kilka  dni 
następnych  w  klasztorze  tynieckim  uczty 
i  pijatyki,  śpiewali  sprośne  pieśni,  naigra- 
wali  się  z  zakonników,  wyzywali  ich  do 
bitwy  i  doprowadzali  czasem  do  rozlewu 
krwi,    dopuszczając  się  najrozmaitszych 


dbyGoot^le 


314 


SZKOŁY  POLSKIE  ŚREDNIOWIECZNE. 


wybryków  ka  wielkiema  zgorszeniu  bra- 
ci zakonnej.  Z  powoda  braku  w  pierw- 
szych paru  wiekach  nauczycieli  ducho- 
wnych polskich,  napływali  Niemcy,  co 
budziło  obawę  germanizowania  młodzie- 
ży polskiej.  Niebezpieczeństwo  to  rozu- 
mieli dobrze  ojcowie  kościoła  polskiego, 
czego  dowód  mamy  w  słynnej  i  bardzo 
rozumnej  ustawie  synodalnej  arcybiskupa 
gnieźnieńskiego  z  r.  1257,  zalecającej  pro- 
boszczom w  całym  kraju,  aby  ,ka  ^awle 
swych  kościołów  i  służbie  Bożej  utrzymy- 
wali z  upoważnienia  władców  kraju  szko- 
ły i  na  to  szczególną  zwracali  uwagę,  aże- 
by do  ich  kierownictwa  nie  powoływano 
żadnego  Niemca,  który  nie  jest  biegłym 
do  tyla  w  języku  polskim,  żeby  w  nim 
mógł  uczniom  objaśniać  autorów  łaciń- 
skich'. Ustawa  ta  powtórzoną  została  z 
naciskiem  przez  arcybiskupa  Jakóba  Świn- 
kę na  synodzie  łęczyckim  r.  1285,  tudzież 
na  synodzie  kaliskim,  zwołanym  r.  1387 
przez  arcybiskupa  Jarosława  Bogorję,  co 
jest  wymownym  dowodem,  jak  już  oświa- 
ta narodowa  leżała  na  sercu  ówczesnym 
dostojnikom  duchownym.  Przy  kościo- 
łach parafjalnych  po  miastach  najwcześ- 
niej powstawać  zaczęły  szkoły  niższe,  t.  z. 
tnvia.  O  istnieniu  starej  szkoły  w  Gnie- 
źnie świadczy  dokument  z  r.  1242,  na  mo- 
cy którego  książę  Przemysław  wielkopol- 
ski założył  tamże  szpital  dla  Templarju- 
Ezów,  wkładając  na  nich  obowiązek  utrzy- 
mywania kilku  niezamożnych  uczniów. 
"W  Poznaniu,  prócz  starej  szkoły  kate- 
dralnej {^Mu/a  maior\  rada  miejska  z  upo- 
ważnienia biskupa  Andrzeja  założyła  dru- 
gą szkolę  (r.  1303)  przy  kościele  Maryi 
Magdaleny.  Księgi  łacińskie  służyły  za 
podręczniki  w  tej  szkole,  a  r.  1308  urzą- 
dzono łaźnię  dla  12-tu  jej  uczniów.  W  Pło- 
cku istniała  również  szkoła  katedralna, 
która  ciorpiata  wiele  od  ustawicznych  na- 
padów pruskiego  pogaństwa.  Ubodzy  u- 
czniowie  otrzymywali  po  klasztorach  bez- 
płatną naukę  i  życie.     Mieli  niemniej  (jak 


panujący)  prawo  bezpłatnej  kąpieli  w  ła- 
źniach miejskich.  Chodzili  ze  światłem 
i  śpiewem  z  księżmi  do  chorych.  Inni  ży- 
wili się  z  nkwestowanej  jałmużny,  ze  śpie- 
wa i  grania  na  narzędziach  muzycznych, 
chodzili  z  garnuszkami  do  zamożnych  lu- 
dzi po  obiady.  Nauczyciele  parafjalni  u- 
trzymywani  byli  z  dziesięcin  kościelnych. 
Dziewczęta  sześcioletnie  uczyły  się  w  kla- 
sztorach abecadła  i  .Wierzę".  Możniejsi 
wyjeżdżali  na  nauki  za  ijrranicę  już  w  wie- 
ku XIII  dośó  licznie:  do  Paryża,  Bononii 
i  Padwy.  Inni  mieli  nauczycieli  po  do- 
mach. Tak  przy  synach  Konrada  I  roku 
1218  „pedagogiem"  był  Bolesław  Erzy- 
wosąd,  przy  Ziemowicie  pedagog  Bożej, 
Bolesław  Wstydliwy  miał  (r,  1245)  mento- 
ra Przybysława.  Z  Przemysławem  II 
chowają  się  inni  młodzieńcy  (r.  1266)  przy 
wspólnym  nauczycielu.  W  r.  1422  istnia- 
ła prywatna  szkoła  medyczna  doktora  Ja- 
na. We  Lwowie  założono  szkołę  publicz- 
ną r.  1382,  a  w  Chełmnie  r.  1462.  Historyi 
polskiej  nauczano  w  szkołach  z  odpisów 
kroniki  Wincentego  Kadłubka,  biskupa 
krakowskiego  (zmarłego  r,  1223),  którą 
później  dopełniano.  W  miastach  i  wsiach. 
którym  nadane  było  prawo  niemieckie, 
wynikały  często  spory  o  wybór  nauczycie- 
la między  rajcami  i  plebanem.  Była  to 
zwykle  walka  dwuch  wpływów:  niemiec- 
kiego ze  strony  rajców  i  polskiego  ze  stro- 
ny Kościoła.  W  szkołach  miewały  opie- 
kę i  naukę  wszystkie  dzieci  bez  różnicy 
stanu.  Ponieważ  szkoła  znajdowała  się 
zwykle  blizko  kościoła  i  miała  duży  piec, 
więc  w  zimie  służyła  do  ogrzania  się  przy- 
jeżdżającym na  nabożeństwo  parafjanom. 
W  XV  w.  przy  każdym  polskim  kościele 
parafjalnyni  znajdowała  się  szkoła  i  szpi- 
tal, z  dziesięcin  kościelnych  podtrzymy- 
wane. W  Krakowie,  okrom  uniwersyte- 
tu i  szkoły  katedralnej  czyli  głównej,  ist- 
niało jeszcze  5  szkół  przy  kościołach,  od 
których  nosiły  swoje  nazwy,  a  mianowi- 
cie: szkoła  P.  Maryi,  św.  Anny,  Św.  Stefa- 


dbyGoot^le 


SZKOŁY  POLSKIE  ŚREDNIOWIECZNE. 


316 


na.  Wszystkich  Świętych  i  Św.  Florjana. 
Wykładano  w  nich  triinum,  t.  j.  gramaty- 
kę, retorykę  i  djalektykę.  Gdy  dobroczyń- 
ca Czechów,  Karol  IV,  zakładał  r.  1346 
uniwersytet  w  Pradze,  iiiiano  już  tam  na 
względzie  kształcącą  się  młodzież  nP^^' 
skiej  narodowości".  Jodną  z  najwięk- 
szych zasług  współczesnego  mu  Kazimie- 
rza Wielkiego  była  ta,  iż  państwo  swe 
starał  się  uczynić  nlezależnem  od  zagrani- 
cy nawet  pod  względem  umysłowym  przez 
założenie  własnego  ogniska  wyższej  oświa- 
ty. Już  r.  1862  król  ten  kazał  wznieśó 
potrzebne  dla  wszechnicy  budowie  na 
przedmieściu  Krakowa,  nazwanem  od  je- 
go imienia  Kazimierzem,  a  w  dzień  Zielo- 
nych Świątek  r.  1364  wydał  następny  akt 
erekcyjny:  „Przejęci  gorącem  pragnie- 
niem szerzenia  korzyści  i  szczęścia  pomię- 
dzy ludźmi,  troskliwi  o  ich  poprawę,  oraz 
nie  wątpiąc,  że  pożyteczna  będzie  dla  du- 
chownych i  świeckich  poddanych  naszych 
posiadać  w  Krakowie  miejsce,  gdzie  mo- 
żna nabyć  wszelkiego  wyższego  uzdolnie- 
nia, postanowiliśmy  urządzić  studjnm  po- 
wszechne. Oby  ono  stało  się  perłą  potęż- 
nych  umiejętności,  któraby  wydawca 
mężów  przezornych  i  dojrzałego  sądu,  bo- 
gatyoh  w  cnotę  i  wielorakie  zdolności" 
i  t.  d.  Uniwersytet  Kazimierzowski,  za- 
pewne skutkiem  rychłej  śmierci  założy- 
ciela, nie  rozwinął  się  do  wysokości  swego 
zadania.  To  też  królowa  Jadwiga  dla 
kształcenia  nowonawróconych  Litwinów 
założyła  {r.  1397)  „kolegjam  jerozolim- 
skie'', nie  przy  uniwersytecie  krakowskim, 
ale  przy  praskim.  Jednocześnie  jednak 
wyjednają  w  Rzymie  bullę  u  Boniiace- 
go  IX,  zezwalającą  na  wykład  teologii  w 
Krakowie,  i  testamentem  przeznaczyła  ta 
podniosłego  umysłu  niewiasta  część  swych 
klejnotów  na  podżwignięcie  wszechnicy 
polskiej.  Jagiełło  kupił  za  tę  sumę  dom 
Stefana  Pancerza  przy  ulicy  Żydowskiej 
(dziś Św.  Anny),  tam,  gdzie  teraz  znajduje 
się   Collegium  JagcUonicum^  i  w  r.  1400 


przeniósł  uniwersytet  z  Kazimiei'za  do  no- 
wego gmachu.  Odtąd  król  ten  nie  prze- 
stawał opiekować  się  troskliwie  swoją  iun- 
dacją.  On,  który  sam  nie  był  biegłym  w 
naukach,  odczawał  tak  serdecznie  znacze- 
nie i  potrzebę  wykształcenia  narodu,  że  z 
pola  bitwy  słał  uniwersytetowi  krakow- 
skiemu wesołe  wieści  o  swych  zwycię- 
stwach, a  z  łowów  w  Białowieży  przesyłał 
profesorom  do  Krakowa,  na  znak  swych 
względów,  najlepszą  soloną  zwierzynę. 
Więc  też  w  uroczystej  procesyi  wprowa- 
dził JagieUo  osobiście  uniwersytet  do  no- 
wego domu  w  mieście,  a  imię  Włady^a- 
wa  jaśnieje  na  czele  listy  dostojników,  o- 
becnych  przy  akcie  otwarcia,  która,  spo- 
rządzona w  pierwszym  dniu  wznowionej 
fandacyi,  stanowi  początek  dochowanej 
dotąd  księgi  matrykuł.  Salom  wydziału 
filozoficznego  dano  nazwy;  Sokratesa,  A- 
rystotelesa,  Marona,  Platona,  Oaleaa  i 
Ptolemeusza.  W  r,  1403  zbudowano  przy 
alicy  Zamkowej  Collegium  iuridicum  i  w 
r,  1441  Collegium  mcdicinac,  a  w  r.  1464 
przy  Franciszkańskiej  Collegium  novum. 
Jak  w  kolegjach  mieściły  się  sale  wykła- 
dowe i  mieszkania  proiesorów,  tak  bursy 
przeznaczone  były  na  stancje  dla  uczniów. 
Najstarsza  była  założona  w  r.l402  bursa 
ubogich.  Od  r.  1409przy  ul,  Wiślnej  istniała 
bursa  jagiell.  Najsłynniejszą  założył  w  r. 
1453  przy  ul.  G(^ębiej  biskup  krakowski 
kardynał  Zbigniew  Oleśnicki  i  nazwał 
Bursa  Jcrtisalein.  Czwartą  fundował  dzie- 
jopis  Jan  Długosz,  od  którego  też  nosiła 
miano  Bursa  Longini.  Piątej  pod  nazwą 
bursy  węgierskiej  przełożonym  był  w  ro- 
ku 1476  głośny  matematyk  Wojciech  z 
Brudzewa.  O  urządzeniu  tych  burs  daje 
nam  pewne  pojęcie  testament  Oleśnickie- 
go, Zaleca  on,  aby  na  kupionym  przezeń 
i  od  wszelkich  ciężarów  uwolnionym  gran- 
cie, w  domu  nazwanym  Jeruzalem,  zało- 
żone zostało  kolegjum,  złożone  z  50  pokoi, 
z  wielkiego  gabinetu  dla  rektora  bursy,  z 
sali  na  bibljotekę  i  z  kuchni.    Kardynał 


dbyGoot^le 


316 


SZKOŁY  RZEMIEŚLNICZE. 


przeznaczył  na  ten  cel  tysiąc  grzywien, 
nie  licząc  dawniejszych  wydatków,  które 
tyleż  wynosiły.  Dwa  tysiące  grzywien,  to 
jest  1000  funtów  erebra,  stanowiło  w  owe 
czasy  gamę  krociową.  Oleśnicki  ofiarował 
„wszystkie  srebra  gładkie  i  rzeźbione, 
sprzęty  stołowe,  drogi  kruszec  w  sztab- 
kach",  w8zy,stko,  co  w  tej  mierze  posiadał, 
aby  zakupić  za  to  czynsze  wieczyste  dla 
bnrsy,  która  miała  utrzymywać  sto  ucz- 
niów bez  różnicy  stanu  i  kraju,  z  prawem 
dla  każdego  pozostawania  przez  lat  10.  Do 
bibljoteki  rzeczonej  bursy  przekazał  wszy- 
stkie posiadane  dzieła  o  prawie  kanonicz- 
nem  i  cywilnem,  filozofii,  medycynie  i 
i  sztukach  wyzwolonych,  „które  dla  użyt- 
ku uczniów  mają  być  przymocowane  do 
ich  pulpitów  żelaznymi  łańcuchami*.  In- 
no bursy  miały  także  swoje  bibljoteki,  a 
dziś  jeszcze  na  starych  oprawach  wielu  rę- 
kopisów czytać  można  o  ich  pochodzenia 
z  tych  zbiorów,  Jan  Szafraniec,  wikar- 
jusz  generalny  djecezyi  krakowskiej,  w 
statutach  z  r.  1408  jako  jedną  z  przyczyn 
upadku  obyczajów  stanu  duchownego  w 
djecezyi  powyższej  podaje  wielość  szkół 
po  miasteczkach  i  wsiach,  w  których  u- 
czyli  niesforni  i  niedość  wykształceni  ba- 
kałarze. Jakimi  zaś  byli  nauczyciele,  ta- 
kimi się  stawali  ich  uczniowie,  którym 
później  udzielano  święceń  kapłańskich. 
Jak  ogromną  była  liczba  uczącej  się  mło- 
dzieży polskiej  już  w  końcu  XV  w.,  może 
ataijó  za  wskazówkę  wiadomość,  iż  na 
pogrzebie  Kalimacha  w  r.  1496  obliczano 
uczestniczących  w  pogrzebie  uczniów  na 
15,000.  O  szkołach  w  dawnej  Polsce  pi- 
sali: Muczkowski,  Mich.  Wiszniewski,  Łu- 
kaszewicz, Zeissberg,  Ern.  Świeżawski,  J. 
Giżycki  (G-ozdawa)  a  najobszerniej  dr. 
Ant.  Karbowiak  w  dziele:  „Dzieje  wycho- 
wania i  szkół  w  Polsce  w  wiekach  średnich  " , 
Szkoły  rzemieftinicze.  Szkół  rzemieśl- 
niczych w  dzisiejszem  tego  słowa  znacze- 
niu dawne  wieki  nie  znały.  Ustawy  ce- 
chowe traktowały  tylko  naukę  uczniów  w 


prywatnych  warsztatach  mistrzów  czyli 
majstrów  cechowych.  Były  jednak  poza 
tymi  niektóre  klasztory  i  bractwa,  gdzie 
ćwiczono  ubogą  młodzież  w  różnych  ręko- 
dzi^ach.  Wr.  1623  założone  zostało  w 
Warszawie  przez  Jerzego  Lejera,  jezuitę, 
bractwo  Św.  Benona  w  celn  uczenia  osie- 
roconych dzieci.  Wiekopomny  ks.  Stani- 
sław Konarski  w  polowie  XVIII  w.  przy 
pomocy  Jana  Tarty,  wojewody  sandomier- 
skiego, założył  w  Opola  lubelskim  szkolę 
rzemieślniczą,  która  istniała  do  r.  1787. 
Sprowadził  on  do  tego  zakłada  16-tu  naj- 
lepszych stolarzy,  ślusarzy,  garbarzy,  su- 
kienników i  tkaczy,  którzy  obowiązani  by- 
li pięcioletnim  kontraktem  sposobić  ucz- 
niów do  każdego  z  tych  rzemiosł.  Ko- 
rzystne warunki  umowy,  zwabiły  tu  bie- 
głych majstrów  a  sejm  r.  1764,  potwier- 
dzając ten  użyteczny  zakład,  tak  się  wy- 
raził: „Szkolę  rzemieślniczą  w  Opolu  od 
księży  Scholarum  Piarum  in  eommodum  u- 
bogich  dzieci  w  kraju  erygowaną,  pod 
protekcję  naszą  bierzemy  i  aprobujemy. 
A  ucznie  wyzwolone  w  tejże  szkole,  aby 
wszędzie  po  cechach  w  miastach  i  miaste- 
czkach we  wszelkiej  z  drugimi  rzemieślni- 
kami równości  przyjmowani  i  zachowani 
byli,  nakazujemy".  Zakład  ten  odwiedził 
w  r,  1787  król  Stanisław  August,  z  tern 
wszystkiem  jednak  wkrótce  ou  upadł,  za- 
równo z  powodu  braku  funduszów,  jak 
braku  zaufania  rozbudzonego  u  ogiUu 
przez  cechy  rzemieślnicze,  obawiające  się 
konkurencyi  i  nowatorstwa  w  ich  średnio- 
wiecznej organizacyi.  W  rodzaju  opol- 
skiej istniała  tak^  czas  pewien  pod  ko- 
niec XVIII  w.  jakaś  szkoła  rzemieślnicza 
w  Lublinie.  Żaden  atoli  z  panów  polskich 
nie  miał  tak  szerokich  zamiarów  i  nie  po- 
święcił tyle  ofiar,  co  podskarbi  nadworny 
lit.  Stanisława  Augusta,  Antoni  Tyzen- 
hauz  w  Grodnie.  Przy  braku  wystarcza- 
jących środków  materjalnych  i  odpowie- 
dnich pomocników  chciał  on  tysiące  dzie- 
ci włościan    wykształcić   we  wszystkich 


dbyGoot^le 


SZKUTA.— SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


317 


kunsztach  zachodnio-earopejskich  i  Orto- 
duo  zamienić  jednym  zamachem  na  litew- 
ską Norymbergę.  Musiał  też  ronąć  finan- 
sowo i  dokonał  żywota  swego  w  smntkii 
i  zapommeniu  w  Warszawie.  Juljan  Ur- 
syn Niemcewicz  zwiedzał  w  Krzemieńcu 
na  "Wołyniu  szkolę  mechaników,  założoną 
na  36  uczniów,  w  której  nauczano  budow- 
nictwa wiejskiego,  odlewnictwa,  budowy 
młynów,  tartaków,  olearni,  papierni,  siecz- 
karni i  innych  machin. 

Szkuta,  zniem.  titeSeAuie— statek  wo- 
dny najpospoliciej  używany  na  Wiśle  przez 
szlachtę  polską  do  spławu  zboża.  O  „szku- 
tach kupieckich*  wzmiankują  Vol.  leg.  III 
f.  69,  Klonowicz  we  „Flisie"  powiada: 
„Warowną  szkntę  niech  ci  zbuduje  szkut- 
nik naaczony^.  Pewne  rodzaje  szkut  ma- 
łych zwano  kozami  i  dubasami.  O 
szkucie  wielkiej  powiada  Magier,  ie  po- 
trzebowała 16,  18,  20  ludzi  i  br^  do  54 
tasztów  zboża.  G-dy  wskutek  zmienionych 
warunków  ekonomicznych,  a  zwłaszcza 
podziałów  krajowych,  szlachta  zaprzestała 
wyprawiać  zboże  na  własnych  szkutach 
do  Gdańska,  nazwę  szkuty  ziemiańskiej 
wyparła  pruska  kupiecka  „berlinka". 

Szlaban,  zni&m..  der Schlagbaum—io- 
gatki  mytne,  na  drogach  sypanych  czyli 
groblach  i  przy  mostach  do  pobierania 
myta  grobelnego  i  mostowego  jni  w  XVIII 
wieka  a  może  i  dawniej  stawiane.  Szla- 
banem, także  z  niem.,  ale  od  Schłafbanky 
nazwano  skrzynię  do  spania,  która  przy- 
mknięta służyła  za  lawę. 

Szlachta  ł  szlachectwo.  Znakomity 
nasz  prawoznawca  Wal.  Dutkiewicz  po- 
wiada, że  szlachta  polska,  równa  wpraw- 
dzie de  jurę,  w  rzeczy  dzieliła  się  na  wyż- 
szą czyli  stan  senatorski  i  niższą 
czyli  właściwy  stan  rycerski,  jako  ni- 
by bracia  starsi  i  młodsi.  Równości  wpra- 
wdzie przestrzegano,  której  zasadę  głosi- 
ło najpopularniejsze  w  Polsce  przysłowie: 
„Szlachcic  na  zagrodzie  równy  wojewo- 
dzie", i  kiedy  się  raz  wyraz  .mniejsza 


szlachta"  wcisnął  do  konstytucyi  sejmo- 
wej, nakazano  go  wykreślić  na  zawsze  — 
in  perpeluum  {Val.leg.\l,  i.lt).  Stan 
rycerski  był  stanem  uprzywilejowanym, 
panującym,  wyłącznie  zdolnym  do  dosto- 
jeństw, urzędów  i  posiadania  ziemi,  był 
prawodawcą  i  sędzią.  Szlachta  zyskała 
prawo  do  wyboru  króla  początkowo  w  fa- 
milii panującej,  a  po  wygaśnieniu  Jagiel- 
lonów— do  „wolnej elekcyi".  Każdyszlach- 
cic  był  wyborcą  bez  różnicy  w  wielkości 
majątku  i  mógł  być  wybranym.  Wyb-ir 
Piasta  na  króla  znaczył  wybór  obywatela 
polskiego.  Sól  nawet  miała  szlachta  pra- 
wo taniej  kupować.  Dom  szlachcica  był 
wolny  od  leż  żołnierskich  i  był  schronie- 
niem  —  asyilum,  bo  z  domu  szlacheckiego 
nie  było  wolno  nikogo  brać.  Szlachcica 
nie  wolno  było  więzić,  tylko  prawem  t.  j. 
sądownie  pokonanego.  Jagi^o  wyrzekł: 
^Neminem  captivare  permiłtemus,  nisi ju- 
rę •oictunt'^,  chybaby  był  na  gorącym  u- 
czynkn  schwytany.  Szlachcie  miał  wła- 
sność ziemi  nieograniczoną  zewnątrz  jej 
i  wewnątrz.  Szlachectwo  nabywało  się 
przez  urodzenie  z  ojca  szlachcica  i  to  zwa- 
ło się  rodowitem,  lub  przez  „adopcję" 
czyli  „przyjęcie  do  herbu",  co  wszakże 
gdy  przyjęło  szerokie  rozmiary,  ustało  po 
r.  1601  i  w  r.  1633  zostało  zakazane  pra- 
wem pod  utratą  szlachectwa  własnego. 
{  Vol.  leg.  III,  f.  805).  Uszlachcenie  przez 
nobilitację  było  początkowo  prerogatywą 
króla  a  od  r,  1678  przeszło  na  Sejm.  Nada- 
wanie takie  szlachectwabyło  dwojakie:  albo 
p  raeciso  scartabellatu,  gdy  zaszczycony  szl  a  - 
chectwembyłodrazu  równy  rodowej  starej 
szlachcie  i  mógł  sprawować  wszelkie  urzę- 
dy w  Rzplitej,  albo  salvis  legibus  de  scar- 
tabellis  czyli  z  zastrzeżeniem  skartabellatu, 
gdy  dopiero  trzecie  pokolenie  aszlaehco- 
nego  w  ten  sposób  przypuszczone  było  do 
wszelkich  prerogatyw  stanu.  Pierwszą 
nobilitację  z  tego  rodzaju  zastrzeżeniem 
otrzymał  Mikołaj  Hadziewicz  za  Jana  Ka- 
zimierza r.  1654.   Ta  niższość  nowo  uszla- 


dbyGoot^le 


318 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


chconego  do  3-go  pokolenia  od  szlachcica 
rodowitego  i  od  uszlachconych  praeciso 
scarlabellalu,  nazywaHa_;«j  scartabellalus, 
lubo  w  praktyce  straciła  swoje  znaczenie 
w  XVIII  w.,  prawodawczo  jednak  została 
dopiero  zniesioną  dekretem  cesarza  Ale- 
ksandral  z  d.  16  (28)  października  1817 
roku.  Przyjęcie  obcego  szlachcica  do  pre- 
rogatyw szlachectwa  polskiego,  co  takie 
byto  atrybacją  Sejmu,  zwało  się  I  n  d  y  - 


O.. 


Dflwny  rysunek  wyryty  na  pancerzu  i  czasów  Zygmunta  I,  przedstawiający 
ryceraa  polakiego  herbu  Natęcz,  modlącego  cię  pod  krzyżem  (pancerz  znaj- 
duje Bifl  w  zbrojowni  p.  Antoniego  Strzaleekiego  w  Warszawie). 


genatem.  Szlachectwo  utrącało  się: 
1)  Przez  .(skazanie  na  wieczną  banicję  po- 
łączoną z  infamją  czyli  utratą  czci  (beze- 
nością),  2)  gdy  kto,  pomimo  wydanego  w 
roku  1633  zakazu,  nie.sz1achcica  do  herbu 
swego  przyjął  i  3)  gdy  szlachcic,  o^iadł- 
pzy  w  mieście,  oddal  się  kramarstwu  i 
szynkarstwu.  W  r.  1775  zniesiono  to  o- 
statnie  prawo,  stanowiąc,  że  szlachcic, 
zajmujący  się  kupiectwem,  nie  traci  praw 


szlacheckich  ( Vol.  leg.  VIII,  f.  183).  "W  po- 
jęciach i  stosunkach  dzisiejszych  prawo, 
karzące  szlachcica  osiadłego  w  mieście  a- 
tratą  szlachectwa  za  kupczenie  i  szynkar- 
stwo,  wydaje  się  wstrętną  kastowością. 
Nigdy  jednak  dorobkiem  rozumu  dzisiej- 
szego nie  można  mierzyć  pojęó  dawnych, 
ani  oceniać  praw,  które  były  naturalnym 
wynikiem  współczesnego  stopnia  cywili- 
zacyi  i  całego  labiryntu  owoczesnych  ma- 
ło zrozumiałych  dla 
dzisiejszego  ogółu  sto- 
sunków ekonomicz- 
nych, życiowych,  spo- 
łecznych i  politycz- 
nych. Mieszczanie  byli 
stanem  kupieckim,  po- 
noszącym liczne  cięża- 
ry miejskie  —  szlachta 
stanem  rycerskim,  o- 
bowiązanym  za  szero- 
ki e  swoje  przywileje 
bronić  kraju  życiem  i 
mieniem.  Szlachcic,  o- 
siadający  w  mieście  dla 
kramarskiego  łokcia  i 
szynkarskiej  kwarty, 
był  w  swoim  czasie 
prostym  dezerterem  ze 
stanu  rycerskiego  i  naj- 
groźniejszym dla  mie- 
szczan, bo  zbrojnym 
w  przywileje  szlachec- 
kie konkurentem  ku- 
pieckim. Prawo  tedy, 
o  którem  mowa.  choć 
dziś  wydaje  się  takstraszniezacofanem,  by- 
ło w  stosunkach  owoczesnych  natnralnem 
prawem  ochronnem  dla  obu  stanów.  lei,  co 
dziś  piętnują  plamą  grzechu  narodowego 
wzgardą  dla  łokcia  i  kwarty,  nie  mają  o 
tera  pojęcia,  że  było  to  w  czasach,  w  któ- 
rych stosunki  polityczneRzpIitej  ze  wszyst- 
kimi jej  sąsiadami,  rozwijającymi  się  mili- 
tarnie, wymagały  wzrostu  potęgi  stanu 
rycerskiego  w  Polsce,  a  tymczasem  sto- 


dbyGoot^le 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


319 


sunki  ekonomiczne  narodu  przemieniały 
rycerzy  na  rolników,  czego  wyraz  daje 
namGostomski,  wojewoda  rawski,  który  za 
Batorego,  jedynego  bohaterskiego  króla 
w  XVI  w.,  zamiast  wojewodzić  pisze  naj- 
lepszą książkę  o  „G-ospodnrstwie".  Powia- 
da ówczesny  Krasiński,  że  z  Lnzytanii, 
Prancyi,  Flandryi,  Anglii,  Szkocyi,  Ho- 
laadyi,  Szwecyi,  Norwegii,  Irlandyi,  Da- 
nii i  Nifemiec  przybywali  do  Polski  kupcy 

Typy  szlachty  polskiej. 


piectwo  mieszczaństwu,  tak  rola  gburom 
jedynie  przystoi  — klejnotna  rzesza,  zapo- 
minając, że  jej  fachem  działalność  publi- 
czna i  oręż,  w  przemysłową  wpada  gorącz- 
kę i  gromadzi  pieniądze.  Ody  filozofja 
głosiła,  że  „między  cnotą  a  groszem  wiel- 
ki swar  jest  i  wielka  niezgoda",  szlachcic 
przekuwał,  wedle  Kochanowskiego,  gra- 
naty ojcowskie  na  pługi  i  rożny,  w  przy- 
łbicach owies  mierzył  lub  hodował  w  nich 

Typy  szlachty  polskiej. 


Karo]  Sarjusz  Gomolińeki,  pidkotnorzy  tęczyclci, 

którego  ifciorys  pióra  JuL  Bartoszewicza  EnQ)du)c 

WĘ  iT  2S-tomowe]  KncjkL  powsz.  Orgelbrandów  a 

portret  w  ibioracli  jeżewskich. 

po  zboże,  drzewo  na  budowę  okrętów,  po- 
pioły, wosk,  skóry,  len,  konopie  i  wełnę. 
Według  Opalińskiego,  60,000  wołów,  li- 
czne stada  nierogacizny,  baranów  i  koni 
do  różnych  krajów  wyprowadzano  corocz- 
nie; po  płody  nasze  od  200  do  300  okrę- 
tów zawijało  jednocześnie  do  Gdańska. 
Do  pracy  około  roli  szlachta  znajdowała 
silną  podnietę,  będąc  wolną  od  ceł  za  wy- 
prowadzane produkty  gospodarcze.  Więc 
oto — jak  mówi  Smoleński— wbrew  teore- 
tycznym poglądom,  że  jak  grzeszne  ku- 


Jeneral  Deiydery  Chłapowski  (1788  t  Vi'% 

kwoczki.  Gospodarstwa  szlachty  wielko- 
polskiej słynęły  mnogością  owiec.  Byty 
tam  jedne  dobra,  w  których  hodowano  o- 
wiee  30,000.  Gdy  wiele  wiosek  szło  przez 
kilka  pokoleń  w  podział  między  braci,  lub 
drobnyszlachcic,znn]azłszy  się  wśród  więk- 
szej własności,  był  zmuszony  „habendę" 
swoją  silniejszemu  sprzedać,  wielu  takich 
rzucało  się  do  handlu  po  miastach  i  zamie- 
niwszy przyłbice  na  szalki  i  kwarty  a  mie- 
cze na  łokcie,  stworzyło  groźną  konkuren- 
cję mieszczaństwu.  Wykrzykuje  te*  poe- 
ta z  boleścią  (Jan  Kochanowski  w  poema- 
cie „Satyr  albo  dziki  mąż"),  że  i 


dbyGoot^le 


320 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


już  w  Polsce  jeao  rataje  a  kupcy,  że  naj- 
większe misterstwo,  kto  z  wolami  do  Brze- 
gu (śląskiego),   a  z  żytem   wie  drogę  do 
Crdaiiska,  że  rotmistrz  z  toczoną  maczugą 
fuka  na  chłopy  u  pługa,  mieniąc,  iż  gospo- 
darstwo Polskę  zbogaci.     Skarży  się  Sta- 
ropolski, że  wszystka  zabawa  szlachecka 
jest  teraz  około  roli  i  gospodarstwa  u  jed- 
nych,   około    handlu   u  drugich. 
Wszyscy  prawie,  co  zamożniejsi, 
knpczą  wolami,  końmi,  winem, 
miodem,  gorzalkami,pieprzem,8le- 
dziami,  rybami,  wieprzami,  słoda- 
mi, zbożem  wszelakiem,  rozdając, 
je  w  miasteczkach  i  na  wsiach 
poddanym  swoim  i  piwa  ze  dwo- 
ru i  gorzałki  na  szynk  dawając. 
Cokolwiek  jeno  poddany  ma  w 

TyPy  szlachty  polskiej. 


przeto  kiedy  nieprzyjaciel  wtargnie  do 
kraju,  nie  ma  się  kędy  zawrzeć  z  żoną  i 
dziećmi  i  nie  ma  czeru  się  odstrzelać.  Nic 
ich  nie  obchodzi,  powiada  Bielski,  żeSmo- 
lefksk  wzięto,  że  Śląsko  odpadło  oddawna, 
że  Ruś  plądrują  Tatarzy!  Wolą  do  Gdań- 
ska szafować,  kopać  lasy  zarosłe,  naby- 
wać wsie  stare.  W  interesie  przeto  obro- 
Typy  szlachty  litemskiej. 


J<5zef  Supińslfi,  znakomity  ekonomi-    Jod  Antoni  Chrapoiricki,  znsluiony  poseł,  wojewoda  witebsk. 
sta  (1804  t  1893).  zni.  1683  (z  portretu  w  zbiorach  p.  W.  Fiedorowicza  w  Witebskiii) 


domu  na  przedaj,  to  sobie  do  dworu 
przynosić  każą  i  za  lada  co  nabywszy,  po- 
tem w  mieściech,  gdzie  jarmarczki  lud- 
niejsze,  drożej  przedają,  albo  też  extra  re- 
gnum  wysyłają  przez  sługi,  Z  powodu 
kupiectwa  argumentuje  tenże  Starowol- 
ski  w  połowie  XVII  w.,  że  stan  szlachecki 
nic  nie  łoży  dla  obrony  ojczyzny.  Nie 
sprawi  sobie  wojennego  rynsztunku,  ani 
fortece  jakiej   około   domu  nie  stawi,  a 


ny  krajowej  i  dla  ocalenia  mieszczaństwa 
żądano,  aby  senator,  kupczący  czemkol- 
wiek  i  na  swoje  imię  przeprowadzający 
towary  bez  cła,  utrącał  godność  senator- 
ską a  szlachcic  tracił  przywileje  szlachec- 
kie. Widzimy  z  cytat  powyższych,  jak 
błędne  są  dzisiejsze  mniemania  o  rzeko- 
mym wstręcie  dawnej  szlachty  do  handlu 
i  jak  naturalna  była  w  tych  warunkach, 
wywołana  przez  nacisk  opinii  publicznej 


dbyGoot^le 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


321 


konstytncja  z  r.  1633,  pozbawiająca  przy- 
wileju szlachectwa  tych,  którzy,  „osiadł- 
szy  w  mieście,  handlami  się  bawiąc  i  szyn- 
kami miejskimi,  ntagistratits  miejskie  od- 
prawują".  Pomimo  tej  groźnej  konsty- 
tucyi  szlachta  nie  musika  ostygnąć  w  po- 
chopie  do  handlu,  skoro  uchwala  sejmo> 
wa  z  r.  1677,  wznawiając  to  prawo,  wyra- 

Ty^  szlachty  lileaiskig- 


ta,  się:  „Wiele  szlachty  noviłer  kreowanej, 
nietylko  we  Lwowie,  ale  i  po  innych  mia- 
stach, monopole,  szynki,  handle  i  opificia 
mechanica  traktując..."  i  t.  d.  Uchwała 
zresztą  nie  robiła  wcale  zamacha  na  tych, 
którzy  porzucali  rzemio^o  rycerskie  dla 
prac  ekonomicznych,  nie  pozbywając  się 
ziemi  i  nie  poniżając  do  kramu  ani  szyn- 
ka w  mieście.  Co  najwyżej  mógł  takim 
powiedzieć  szlachcic  zakuty  w  zbroję  ca- 
le życie  a  największy  bohater  swego  cza- 
su w  Europie  i  nieraz  ciężko  ranny,   że: 


powatal  nie  z  soli  ani  z  roli,  ale  z  tego,  co 
go  boli.  Czarniecki  mJat  tu  na  myśli  pa- 
nów polskich,  którzy  na  dzierżaw  ie  ko- 
palń wielickich  i  wielkim  handlu  solą  do- 
rabiali się  potężaych  tortun,  jak  np.  Lubo- 
niirscy  i  inni,  lub  koloaiznjąc  stepy  na 
Rusi,  wytwarzali  sobie  dobra  książęce. 
Na  Podlasiu  Wiktor  Kuczyński,  przez 
ciąg  panowania  Augusta  II  Sasa,  z  jedno- 
folwarkowego  dziedzica  Kuczyna  Wiel- 

Typy  szlachty  litewskie^'. 


J«i  Karloiricz,  ucMny  jęiykoznawc*  (1836  f  1903). 

kiego,  drogą  obrotów  pieniężnych  i  han- 
dlu zbożem  i  dębiną  do  CKlańska,  doszedł 
do  fortuny  magnackiej  i  już  jako  kaszte- 
lan podlaski  postawił  sobie  pałac  w  Kor- 
czewie. Na  końcu  XVn  w.  spotkało  Pol- 
skę jedno  z  największych  nieszozęśó  w  jej 
dziejach.  Kto  świadom  jest  jak  zgubnie 
oddziaływa  zawsze  na  każdy  naród  zły 
przykład  idący  z  wyżyn  tronu  po  stop- 
niach drabiny  społecznej  do  zamków  i  pa- 
łaców możnowładztwa,  a  z  tych  do  dwo- 
rów i  dworków  szlachty,  ten  zrozumie  od 
razu,  że  mowa  tutaj  o  wstąpieniu  na  tron 


dbyGoot^le 


SZLACHTA  1  SZLACHECTWO. 


polski  AngaRta  II  Sasa.  Od  czterech  wie- 
ków nie  było  takiej  zgnilizny  na  dworze 
zacnych  królów  polskich  z  krwi  Piastów 
i  Jagiellonów,  jakąprzyniósJzsobą pierw- 
szy monarcha  narodowości  niemieckiej, 
cdowiek  oddany  do  szpiku  kości  opilstwu 
i  rozwiądości  a  przyłem  noszący  się  przez 
cale  swoje  panowanie  z  tajemniczym  pla- 
nem podziału  Ezplitej  pcmiędzy  państwa 
sąsiednie,  co  nazywał  wielkiem  dziwem 


Tjp;  ezlachtj  podoUkiej  (z  fotograf,  p.  Qmma). 

„grand  dessein".  Oto  skreślony  piórem  zna- 
komitego dziejopisarza  (Szymona  Aske- 
nazego  w  jego  pracy:  „Dwa  stulecia  XVIII 
i  XIX")  wierny  obrazek  chwili,  gdy  Au- 
gust, jadąc  z  Di  ezna  do  "Warszawy  na  sejm, 
zjechał  stę  w  Eroćnie  z  zażądanym  przez 
siebie  do  narady  ministrem  berlińskim 
Grumbkowem.  „Król  zasiadł  do  stołu  i  za- 
czął pić.  Kazał  podać  szampana  i  mapę 
Polski.  Poglądowo  rozwijał  i  tłómaczył 
Prusakowi  swoje  „wielkie  dzieło",  zakre- 
ślał linje  podziałowe,  wyznaczał  marszru- 
ty wojsk  zaborczych  i  gęsto  popijał.    Pili 


bez  przerwy  przez  6  godzin,  do  późna  w 
noc.  Grnmbkow-Biberius,  choć  wypró- 
bowany na  pijatykach  z  Fryderykiem- 
Wilhelmem  w  „Tabagii"  berliiiskiej,  prze- 
cie z  trudem  dotrzymywał  mocnej  głowie 
Mocnego  Sasa  na  tej  improwizowanej  bie- 
siadzie w  zajeździe  krośnieńskim:  jednak 
koniecznie  chciał  zostać  trzeźwym  i  rato- 
wał się,  jak  mógł,  nalewając  sobie  zręcznie 
wody,  zamiast  wina,  do  szklanicy.  August 
spił  się  zupełuie.  Nazajutrz  zrana  król 
był  w  stanie  oj^kanym.  Przyjął  Grumb- 
kowa  półnagie  obrzmiały,  stękający,  skrzy- 
wiony, bez  śladu  werwy  wczorajszej,  z  wi- 
docznym niepokojem,  iż  zanadto  się  wy- 
gadał. „Nie  rób  z  tych  rzeczy  hałasu  — 
mówił  żełosaym  głosem  do  Prusaka  na  po- 
żegnanie —  bo  Polacy  gotowi  jeszcze 
skręcić  mi  kark,  -  słyszysz!"  Na  tem  się 
rozstali.  Grumbkow  pobiegł  z  powrotem 
do  Berlina  z  dowcipną,  nieiitościwą  rela- 
cją. August  ze  swoim  orszakiem  udał  się 
w  dalszą  drogę  do  Warszawy.  Ale  ta  o- 
statnia  orgja  krośnieńska  dobiła  starego 
i  schorowanego  króla.  Dojechał  do  "War- 
szawy w  takim  stanie,  że  nie  mógł  osobi- 
ście otworzyć  sejmu.  Sejm  został  otwar- 
ty wobec  pustego  tronu",  Wno(^z31 
stycznia  na  1  lutego  (1733)  r.)  zaczęła  się 
agonja.  O  drugiej  nad  ranem  przyjął  o- 
statnie  Sakramenty.  Wtedy  zawołał  dono- 
śnym głosem:  Boże!  zmiłuj  się  nade  mną! 
Całe  moje  życie  było  jednym  nieprzerwa- 
nym grzechem:  „mnn  ganzes  Lehen  war 
eine  unaufhoerliche  Sundef  W  drugiej 
połowie  XVIII  w.  panowie  polscy  dla  po- 
dżwignięcia  upadłych  miast  swoich  budu- 
ją wszędzie  z  energją  na  ich  rynkach  ba- 
zary lub  ratusze  z  mnóstwem  kramnic,  u- 
siłują  zakładać  rozmaite  fabryki.  Chry- 
zanty  Opacki,  ostatni  kasztelan  wiski  w 
Łomżyńskiem,  zwiększa  znacznie  swoją 
fortunę  przez  handel  zboża  spławianego 
do  Elbląga  i  Gdańska  (Tygod.  III.  r.  1875, 
JA  370).  Jak  podskarbi  Antoni  Tyzen- 
hauz  na  Litwie,  tak  Jezierski,  kasztelan 


dbyGoot^le 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


323 


lukov8ki  w  Koronie,  za^yn^li  na  pola  □- 
siłowań  przemysłowych  na  wielką  skalę. 
Echa  tych  przejawów  krwi  szlacheckiej 
spotykamy  jeszcze  w  XIX  w.,  w  którym 
polowa  kopiectwa  i  ludności  tzemieślni- 
czej  warszawskiej  rekrutuje  się  z  uboższej 
szlachty  mazowieckiej,  a  wśród  takiejie 
szlachty  podlaskiej  wytworzyła  się  już 
pierwej  cała  rzesza  przemyślnych  haadla- 
rzy  nierogacizną  i  drobiem,  te  już  nie  bę- 
dziemy tu  mówili  o  handln  wt^ami,  który 
prowadziła  szlachta  możniejsza  do  XIX 
wieku  z  Królewcem,  O-dańskiem,  Berlinem 
i  Wrocławiem.  Gdy  historja  szlachty  pol- 


Typj  azlachty  podolskiej  (t  fotogr.  p.  Oreima). 

skiej  przechodzi  absolutnie  zakres  i  ramy 
niniejszej  eacyklopedyi,  mnsimy  poprze- 
stać na  wyjątkach  z  pisarzy  różnoczes- 
nych,  które  nam  dadzą  ogólny  szkic  pojęó 
i  charakteru  szlachty  i  szlachectwa  nasze- 
go. Oczywiście  daliśmy  pierwszeństwo 
pojęciom  głębszym,  pomijając  zbyt  ciasne 
a  najlepiej  znane  czytającemu  ogółowi, 
które  zwykle  wywołują  u  dzisiejszych  au- 
torów ton  sobjektywnego  sarkazmu,  zda- 
niem naszem  niewłaściwego  w  pracach 
poważnych  i  objektywnych.  Zasad  i  po- 
•  jcć  z  przed  lat  trzydziestu  nie  można  w 
żaden  sposób  mierzyć  łokciem  dorobku 
dzisiejszego.  Człowiek  dawny,  jego  ro- 
zum, moralność,  zasady,  pojęcia  i  życie, 
były  zawsze  wypadkową  caleg( 


nego  dziś  nikomu  dokładnie  labiryntu 
czynników  cywilizacyjnych,  dachowych 
i  materjalnych  danej  epoki,  tak  samo  jak 
każdy  z  nas  jest  taką  samą  wypadkową 
czynników  dzisiejszych.  Mierzenie  zatem 
umysłowości  dawnej  skalą  dorobku  rozu- 
ma  dzisiejszego  przypomina  młodzieńca  z 
5-ej  klasy,  który  potępia  drugoklasisŁę,  że 
nie  rozumie  tego,  o  czem  wiedzą  wszyscy 
w  klasie  5-ej.  Kto  niedowierza  prawdzi- 
wości słów  naszych,  niech  przeczyta  rzecz 
Aleksandra  Świętochowskiego  przytoczo- 
ną w  artykule  o  Sejmach  w  niniejszej 
Encyklopedyi.   Za  Piastów,  gdy  z  drużyn 


Typy  szlachty  podolskiej  (z  fotogr.  p.  Grelma). 

ich  rycerstwa  powstawała  historyczna 
szlachta  polska,  zapożyczono  nazwę  dla 
tej  insŁytucyi  od  sąsiadów  zachodnich, 
gdzie  już  pierwej  istniała,  a  więc  od  nie- 
mieckiego wyrazu  Geschlechf,  tak  jak  dla 
herbu  dziedzicznego  od  wyrazu  erb. 
Nie  myli  się  zatem  Kromer,  pisząc  w  XVI 
wieku,  że  szlachta  zowie  się  od  niemieckie- 
go wyrazu  geschlechte,  że  ustanowioną  zo- 
stała do  obrony  kraju  i  ludu,  skąd  i  zawód 
jej  był  oddawna  wojenny  i  z  łacińska  zo- 
wiący  się  stanem  rycerskim  a  potem  zie- 
miańskim od  ziemi,  którą  posiada  z  dzie- 
dzictwa, kupna  albo  łaski  królewskiej. 
Stau  rycerski  w  przes^ości  panował  i  miał 
przywilej  w  całym  świecie,  więc  go  mieć 
musiał  i  u  nas.    Tem  się  wyróżniał  w  Pol- 


■yGoot^le 


324 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


Bce,  ie  był  względnie  do  wielkości  naroda 
liczniejszym  niż  gdzieindziej,  czyli  ie  przy- 
wilej jego  wolności  obejmował  większą 
część  narodu  niż  w  innych  krajach,  co  ze 
stanowiska  hamanitamego  prawdziwy  za- 
szczyt ustrojowi  takiemu  przynosiło,  a  by- 
ło cechą  rdzenności  ^owiańskiego  obycza- 
ju.  Na  Mazowazu  np,  nie  było  wcale  ma- 
gnatów i  bardzo  mato  ludu  poddanego  a 
większość  pogłowia  stanowiło  rycerstwo, 
własną  ręką  uprawiające  rolę.  Długosz 
wspomina  kilkakrotnie  nawet  w  Małopol- 
sce o  szlachcie,  nie  posiadającej  wcale 
kmieci.  Tak  np.  gdy  w  r.  1440  na  zje- 
ździe prowincjonalnym  w  Korczynie  u- 
chwalono  dla  króla  zasiłek  z  każdego  ta- 
na po  wiardunka,  szlachta  bezkmieca  i 
st^tysi  zapłacić  mieli  po  grzywnie.  Że  o- 
bok  mniej  licznej  szlachty  zamożnej,  po- 
siadającej kmieci  i  dobra,  obejmow^a 
Polska  najliczniejszą  rzeszę  szlachty  ubo- 
giej, od  której  bywali  nieraz  zamożniejsi 
rzemieślnicy  i  kmiecie,  świadczy  o  tem  w 
XVI  w.  Stryjkowski,  pisząc  w  , Gońcu 
cnoty": 

Alebf  n  oaa  w  t;m  bardzo  zabłądził, 

Gdyby  ulachcica  z  Btebra,  z  ztoŁs  eądzil, 

Bo  to  ma  Żyd,  śiriec,  lichwiarz,  chłop,  a  szlaclicic 

Chudy  Dio  ma  nic. 

Do  takiej  szlachty  odnosi  się  i  przysłowie 
stare  zapisane  przez  Rysińskiego:  ,Comes 
de  Wątory,  gdzie  jeden  kmieć  a  trzy  dwo- 
ry". Jako  wspólna  cecha  rodowa  —  pi- 
sze o  XIV  w.  Szajnocha  —  odznaczała  za- 
równo Wielko-  jak  i  Małopolan  taż  sama 
ludzkość,  prostota,  śmiałość.  Wszystkie 
starożytne  kroniki  pełne  są  świadectw  o  do- 
mowych cnotach,  słodyczy  serca,  naiwno- 
ści umysłu  pierwotnych  Słowian.  Nie  od- 
rodził się  od  nich  naród  Kazimierzowski. 
Kto  chce  poznać  jego  serdeczną  względem 
swoich  i  cudzych  miłość  braterską,  niech 
n  niemieckiego  autora  kroniki  Opatów  Że- 
geńskich  dowie  się  o  braciszka  Mikołaja 
z  Kalisza.    Nieoswojeni  z  braterskością 


słowiańską  towarzysze  niemieccy  żarto- 
wali sobie  z  ciągłego  przezeń  używania 
wyrazu  „Bracia  kochani!"  i  przezwali  go 
nawet  „braciszek  Bracia!'  .Kochał  on 
tak  gorąco  swój  naród  —  opowiada  opat 
Lndolf —  że  lubo  chorowitego  cif^a,  wsta- 
wał ochoczo  z  toża  boleści,  aby  słuchać 
spowiedzi,  ile  razy  jaki  Polak  go  wezwał... 
Często  wypraszał  sobie  licencję  od  przeło- 
żonych i  chodził  po  wsiach  polskich,  nau- 
czając swoich  ziomków,  w  domach,  na 
gumnach  i  w  polu'.  St,  Orzechowski  w 
życiorysie  Tarnowskiego  tak  mówi  w  XVI 
wieku  o  szlachectwie:  .Szlachectwo  jest 
jako  piwna  wiecha  abo  wieniec  winny. 
Herby  wasze  są  znaki  szlachectwa  a  nie 
szlachectwo.  A  jako  gdy  piwo  kwaśnie- 
je, wiechy  mr^rzy  zmiatają:  tak  też  i  ty 
zrzuć  herb,  gdy  się  szlachectwo  twoje  ztO' 
trzylo.  Nie  chlub  się  zacnością  przodków 
twoich:  ku  hańbie  twej  ich  wspominasz, 
a  tym  znaczniejsza  niecnota  twoja  jest, 
im  przodkowie  twoi  byli  cnotliw8i".Wsp(^- 
czesny  Orzechowskiemu  Maciej  Stryjkow- 
ski w  swoim  .Gońcu  cnoty"  (wydanym 
r.  1576}  takie  pomiędzy  ionemi  pomiesz- 
cza strofy,  dające  obraz  pojęć  rozumnych 
lodzi  w  owych  czasach: 

Szlachectwa  nigdy  nie  kupisz  z*  iloto, 
>'i  za  abarb  drogi,  bo  to  wszystko  Uoto, 
Lecz  cną  dzielnością  urobioną  ze  cnot 

Kupisz  ten  klejnot. 
Nie  ty  mes  szlachcic,  źea  urodny  <n>  ciele, 
Nie  tym,  it  złota  i  skarbów  masz  wiele. 
Jesteś  do  czasu  z  tych  neczy  szczęśliwy. 

Lecz  szlachcic  tiywy. 
Bou  nie  pomogą  herby  ni  tytuły, 
Ni  przywileje,  ani  złote  buły  (bnlle^ 
ŁecE  kto  w  cnocie  trwa  i  poczciwych  oczy 

W  ziemię  nie  tłoczy. 
Przywilej  z  herbem  na  cnocie  gruntuje, 
Dzielności  strzegąc,  klórą  w  sobie  czuje, 
Nie  dufa  w  papier,  kt^ry  ogień,  woda 

Zniszczy,  at  szkoda. 
Szlachectwu  godne  owoce  podawa, 
Swą  cnotą  nłasną  sławy  cnej  dostawa, 
Ten  nic  przez  cudze,  lec7,  przez  własne  sprawy 

Jest  »z]achc'c  prawy. 


dbyGoot^le 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


325 


Pogoń,  mdj  gończe,  owjch  nienetydliwych, 
Którzy  HzUchectwo  od  u»ak  poczcinrych 
Diielą  jak  głupcy;  ty  slnaznym  dowodem 

Stłum  fałdz  t  ich  erorudeoi. 
Boć  to  ma  szlachcic  mieć  rzemiosło  dwoje: 
Albo  kBi^g  patrzyć,  albo  męinej  zbroje  — 
Jednym  ojczyzDy  ratować  w  pokoju 

A  drugim  w  boju. 
Bo  Bóg  Bam  zestat  skarb  nauki  z  nieba, 
By  Bilachcic  wiedział,  czrgo  ron  potrzeba. 
Aby  z  rozumem  azedl  a  drogę  iywoła, 

Szedł  tam,  gdzie  cnota. 
Tak  umysł  ludzki  Bóg  raczył  ozdobić. 
Ii  przez  swój  rozum,  co  chce,  raoie  zrobić, 
Wodzem  go  ciała  naznaczył  i  strółem, 

By  nie  byl  zwierzem. 
By  wiedział  człowiek  nieba  rozłożenie 
I  miał  we  wszystkiem  złego  przestrzelenie: 
Skąd  łyakawice,  skąd  planet  bieguny 

Grzmoty,  pioruny. 
Stąd  M  obłoki,  deazcz.  mgła  i  zamiecie, 
Skąd  rzek  posiłek,  gdzie  morza  na  świecie; 
I  czick  tejemnie  natury  dochodzi. 

Skąd  Big  co  rodzi? 
Przeto  masz  uiiiysl  ćłviczyć  Dsubami, 
Byś  mógł  szlachcica  uszlachcić  cnotami, 
Które  nią  rodzą  z  ćwiczenia  mądrego, 

Broniąc  od  złego. 
Otrom  nauki  niema^z  nic  tnrałego. 
Wszystko  przyjść  musi  do  końca  swojego; 
Ciała  mrą  na  czas,  lecz  nauka  wiecznie 

Słynie  bezpiecrnie. 
Bo  chceflzli  wiedzieć  przodków  swych  dzielności, 
Czcij  historyjc,  siadszy  w  oeobnoifci, 
Bez  której  człowiek  jak  mdlę  dziecię  bywa 

Co  w  nieckacli  pływa. 
Które  ni  aoble  radzić  ni  drugiemu 
Nie  mole,  nie  wie,  co  przywieść  ku  czemu. 
Bez  wiadomości  dziejów,  człek  jako  widzieray 

Jak  kamień  niemy. 

Lepsze  głowy  —  powiada  Smoleński  — 
podniosły  protest  przeciwko  dziedziezne- 
nemn  szlachectwu  i  w  miejsce  krwi  zac- 
nej, starej  i  czystej,  jako  podwalinę  praw 
obywatelskich  wskazywdy  osobistą  za- 
sługę. Jędrzej  Frycz  Modrzewski  góni- 
jG  głębokością  swych  pojęć,  argamenta- 
jąc:  Prawdziwe  szlachectwo  nie  na  zac- 
ności przodków  albo  na  starożytności  her- 
bów ma  le2eó,  lecz  na  godności  i  cnotli- 
wych postępkach.  Wielkość  przodków  nie 


czyni  ze  mnie  szlachcica,  bo  któż  nie  ba- 
czy, iż  żaden  nie  jest  tąi  osobą,  którą  byt 
przodek?  Gdy  się  częstokroć  rodzą  sy- 
nowie żli  z  ojców  dobrych  a  ^ych  dobrzy 
mnożą.  Skoro  cnota  przyrodzonem  roz- 
mnażaniem do  potomków  przechodzić  nie 
może,  nie  jest  więc  słusznem,  aby  eię  szlach- 
cic rodził  z  szlachcica.  Nie  więcej  także 
pomoże  i^acność  rodu  i  starożytność  do- 
mu, jeśli  do  tego  nie  przyłożysz  cnoty  i 
zacnych  uczynków,  jak  ślepemu  światło 
słoneczne,  głuchemu  dźwięk  wdzięczny 
lub  pług  żeglującemu  po  morzu.  „Tedyć 
głupia  to  rzecz  chlubić  się  tem,  żeś  miał 
ojca  dobrego,  gdyś  sam  zty,  a  sprosnością 
swoją  szpecisz  rodzaju  piękność".  Czem- 
że  jest  według  Modrzewskiego  szlachec- 
two: „Cóż  wżdy  innego  jest?— sam  pyta  i 
odpowiada:  —los  rodzenia  a  ludzkie  mnie- 
manie?" Zacność  rodu,  piękna  uroda, 
wspaniała  postawa  i  herby  są  to  —  głosi 
Rej  —  jagody  na  głogu,  które  choć  pięk- 
nie czerwienią,  żadnego  niemasz  w  nich 
smaku.  Za  Batorego,  pojęcie  szlachectwa, 
jako  instytucyi  do  obrony  Rzplitej  prze- 
znaczonej, ciągle  się  uwydatnia.  Ody  w 
swych  wielkich  wyprawach  król  spotyka 
plebejuszów,  odznaczających  się  męstwem, 
on  i  Jan  Zamojski  nadają  im  swe  własne 
lab  nowe  herby.  Cechą  wybitną  szlachec- 
twa jest  posługa  ogółowi;  król  w  instruk- 
cyi  na  sejmik  korczyński  mówi:  „kto  nie 
poświęca  się  i  nie  gotów  gardła  dać  — 
szlachcicem  nie  jest". — .Jeślibykto  insze- 
go rozumienia  się  znajdował,  ten  może 
się  szlachcicem  zwać,  mógł  się  z  rodziców 
szlacheckich  narodzić,  szlachcicem  nie 
jest".  W  przywilejach,  na  szlachectwo 
wydawanych  za  Batorego,  to  pojecie  ofia- 
ry i  służby  rozciąga  się  tak  dalece,  iż  geo- 
metrowie, rysownicy,  drukarze,  puszka- 
rze  i  t.  p.  otrzymują  szlachectwo  za  pocz- 
ciwe służby  dla  kraju.  Słusznie  więc  dziś 
jeszcze  wymagamy  służb  ogółowi  od  tych, 
którzy  do  przywilejów  szlacheckich  i  spad- 
kobierstwa  sławy  przodków  roszczą  prawa. 


dbyGoot^le 


326 


SZLACHTA  I  SZLACHECTWO. 


jów":  „Grdy  się  szlachectwem  chlubimy, 
nie  swojem  dobrem  ale  cudzetn,  nie  swoją 
ale  cadzą  ozdobą  się  zdobim  i  chlabim, 
która,  jako  pożyczana  suknia,  rychlej  nam 
sromotę,   DiiM  poczciwość  uczyni,  jeśli  sa- 
mi wtasnej   ozdoby  i  poczciwości  szukać 
nie  hędziem".  —  .Jako  rfej  szkapie 
nic  to  zacności  nie  przydaje,  2e  się 
w  murowanej  stajoi  wylęgła,  gdzie 
dobre  stado  stawało,  i  nic  jej  i'ząd  2A0- 
cisty  i  czaprak  haftowany  nie  pomoże, 
jeśli  iadnej  cnoty  w  sobie  z  przyrodze- 
nianiema,  tak  tobie  za cnośórodn,sta- 

K>-w  p  *-^  K|  Y  "P  ł~\  J  C  K"  I  C  V  rodawność  domu  i  herby  nic  same  po- 
UKłJI^l  r  \J  l^Oi\lC.  1  jjj^j^  Qj3  aiogą\..  .Rodyjczycy  mieU 
takieprawo  u  siebie,  iż  kto  si^  wyrodził 
z  cnót  przodków  swoich,  anie  miał  się 
do  służby  Rzeczypospolitej,  jeno  pil  a 
utrącał,  takiemn  majętność  konfisko- 
»  j  -  ^*no  i  szlachcicem  się  mianować  za- 
StarOŚwieckicy  CnOty,prodney  Matki,  kazano".  Pieniactwo,  uważanedziaza 
wfzytkich  Świętych,  ySwiccIcicti  Ozdób,  po  Ca-  jedną  zgłównych  wad  dawnej  szlach- 
lycnSwicćiej  a  mianowicie  w  Óycjyimc  Nafzcy,  ty  polskiej,  było  wytworem  żyjącej  z 
gdjic  Zfotey,  w  puchu  Biarcgo  ORłA,  Wycho-  niegopalestrysądowej,biegłejwsztu- 
valicy  Wolności,  lasncmu,  M^ftwa,  Fowagl.  y  ee  zachęcania  do  procesów,  przeszka- 
ftatku.jiraiod  pieluch, nawykaiaSfoncu.  Gdjic  dzania  zgodzie  stron  i  przewlekania 
fK.f»f)oicr»c  Ch-,r,  Uo«y,c.roM:,  V  rm.mjr.«i.ii  sr«.        spraw.     Prawdomówny  ksiądz  Ale- 

Oyciyzny.  Srohodi  lycli  Nifodow   (.bu.  l'fKł«iC-  ,  ,  ,  ...  ,  ,    -     . 

tMlifniii.Panftttgo.pr/fi  i.ji  D«ni.śćie  fcr.  ii  Ksander  karmelita,    kaznodzieja  w 

óatad,  htici^twie   hwiinch  MiicDiiu.  XVII  W.,  mówiąc  przeciwko  pieniac- 

Tudlicfz,  $tirojytncść  Domo*  ;  Rodowitośc  twu,  zwraca  się  z  ambony  wprost  do 

r»milicy.  TlisoloiiciiK.PoiiiycirK  Nsuti.Pr^ftreg.  At-  Jurystów":     -Baedy  mi  się  przy  są- 

gucye,  Ziny.y  co  fjc  zOkiiyey  kio r.; go  pod: N 

Herbu,  k^lui,  ivictlfm  Of^liiic  Wjcrbcm.^ 

•?  Ii  Z  F.  Z 
WAC  ŁATA 


Jest  to  nietylko  w  tradycyi  narodowej, 
ałe  niemal  w  prawie  naszem,  wiekami  wy- 
robionem  i  przyj^tem.  Ci,  co  tracą  grosz 
na  fantazje  zagranicą,  co  sprzedają  ziemię 
rodzinną  cudzoziemcom,  co  przegrywają 
pieniądz  polski  do  obcych,  co  mowę  pra- 


POCZET 

HERBÓW 

SZLACHTY 


WIELKIEGO  KIESTWA 

Litewskiego 

Gniazdo  y  Perspektywa 


dach  trafiło  być,  widząc  jak  jurysto- 

wie  sprawę  obracają,  ten  ją  tak,  ten 

PoTORA    POTOCKIEGO    owak  ciągnie,  ten  jej  broni,  ten  prze- 


Foiatfirgp  Krikowfliicgo. 


Karla  tytułowa  herbarza  napisanego  wifmzem  przez  Wacifi- 
wa  Potockiego  w  XVII  w.  (zmniej^ticnie  do  -/*  czyści). 


ojców  zamienili  na  cudzoziemską,  a  pomi- 
mo to  szczycą  si%  pochodzeniem  i  znaka- 
mi rycerstwa  dawnego  —  powiedzmy  ze 
Stefanem  Batorym  i  kanclerzem  jego  Za- 
mojskim: „mogą  być  ze  szlacheckich  zro- 
dzeni rodziców,  ale  szlachcicami  nie  są". 
Starowolsld  mówi  w  „Eeformacyi  obycza- 


szkadza,  ten  ją  prawem  wspiera,  ten 
prawem  zbija;  zdaJo  mi  się,  że  oni 
tak  właśnie  czynią,  jak  owi,  co  chu- 
sty wyżymają:  ten  na  tę,  ten  na  o- 
wą  stronę  kręci,  chcąc  wodę  wycis- 
Eręcą  jurystowie  tak  i  owak  spra- 
wą, zwłóczą,  żeby  z  cudzych  mieszków 
pieniądze  wycisnęli.  Trzeba  z  wielą  miesz- 
ków do  sądów,  żeby  było  wszystkim  skąd 
dawać".  Wł.  Łoziński  w  znakomitej  swej 
pracy  o  Patrycjacie  lwowskim  powiada, 
że  pieniactwo  mieszczan  Iwow!<kich  w  wie- 


nąć. 


dbyGoot^le 


SZLACHTA  1  SZLACHECTWO. 


327 


kach  XVI  i  XVII  było  zadziwiające  i  ni-  Clidpić  się  ze  szlachectwa  lob  gardzić  ty- 
czem nie  astępująoe  a  raczej  większe  niż  mi,  którzy  szlachtą  się  nie  urodzili,  a.  oso- 
u  szlachty;  twierdzi  również,  że  ucisk  po-  bliwie  wyrzucać  im  to  na  oczy,  ostatnią 
spólstwa  miejskiego  przez  panów  rajców  jest  podłością".  Zapewne  że  tak  rozum- 
sro^Bzy  był,  niż  poddanych  szlacheckich,  nych  ludzi  wdród  ówczesnej  arystokracyi 
A  więc  i  pieniactwo  i  ucisk  ludn  nie  były  polskiej,  jak  książę  jener^  ziem  podol- 
wcale  wyłączną  cechą  szlachty 
polskiej,  ale  cechą  wieku,  w  któ- 
lym  każdy,  kto  miał  siłę,  wyzy- 
skiwał słabszego  i  nie  były  wcale 
cechą  narodu  naszego,  ale  c^ej 
ludzkości,  której  naród  ten  był 
tylko  jednem  ogniwem.  I  dlatego 
toMzisiejsza  nauka  dziejów  posta- 
wiła niewzruszoną  zasadę,  2e  w 
sądach  o  przes^ości  jedyną  mia- 
rą sprawiedliwą  jest  miara  porów- 
nawcza. Zasada  ta  daje  ciekawe, 
a  w  wielu  wypadkach  korzystne 
dla  nas  rezultaty,  jak  np.  porów- 
nanie dawnych  sejmów  szlachec- 
kich z  warcholstwem  parlamen- 
tów dzisiejszych.  Nicość  dogma- 
tu o  dziedziczności  szlachectwa, 
wykazana  całkowicie  w  XVI  wie- 
ku przez  Frycza  Modrzewskiego 
a  połowicznie  przez  Orzechow- 
skiego, Stryjkowskiego,  Staro- 
wolskiego  i  wielu  innych,  st^a  się 
dopiero  we  dwa  wieki  później  ha- 
słem filozofii  zachodniej:  2e  ludzie 
rodzą  się  wolnymi  i  mają  równe 
sobie  prawa  a  naród  najwyższym 
jest  panem.  Książę  Adam  Czar- 
toryski, ienerał  ziem  podolskich    Odwrotna  atrona  kartj  tytułowej  herbarza  Wac.  Potockiego  (w 

.  n        •  1.  1  '  Miaiejeieniu  praestrzeniowem  do'/ł  cicici)- 

zostawszy  za  Stanisława  Augu- 


sta szefem  korpusukadetów  w  Warszawie 
napisał  dla  nich  „Katechizm  moralny",  w 
.  którym  na  zapytanie:  „Czy  dosyć  jest  być 
szlachetnie  urodzonym?"  —  odpowiada,  że 
„szlachectwo  bez  cnót  i  przymiotów  usta- 
wnym  jest  zarzutem.  Jako  cdowiekpoczci- 
wy,mężny,dobroezynny,litościwy,  najwię- 
kszego wart  szacunku,  tak  najpodlejszem 
jest  stworzeniem  szlachcic  niepoczciwy, 
dumny,  przewrotny,  okrutny,  nielitościwy. 


skich  nie  było  wielu,  lecz  byli  i  zaszczyt 
swemu  narodowi  przynieśli.  Ale  znala- 
zła się  i  c^a  drużyna  szlachty,  która  przy- 
niosła zaszczyt  większy.  Nie  było  bowiem 
jeszcze  przykładu  w  dziejach  Enropy,  by 
kiedykolwiek  stan  uprzywilejowany,  rzą- 
dzący, nie  zmuszony  do  tego  ani  przez  inne 
stany,  ani  siłą,  wyrzekł  się  dobrowolnie 
swych  przywilejów,  jak  to  uczyniła  szlach- 
ta polska  na  sejmie  wielkim  w  r.  1791. 


dbyGoot^le 


SZLA.CHTA  I  SZLACHECTWO. 


Była  to  rewelacja  jedyna  w  historyi,  bez- 
krwawa, Dajszlachetoiejsza,  zaszczyt  naj- 
wyższy szczepowi'  słowiańskiemu  przy- 
nosząca. Jakie  było  życie  domowe  szlach- 
ty polskiej  w  dawnych  wiekach,  dają  te- 
go obrazy:  Rej,  Kochanowski,  Zbylitow- 
scy,  Szymonowicz,  Pasek  i  w.  in.  Jakiem 
było  onona  początku  XIX  w.,  malują  go  ty- 
siączni pisarze.  Tu  przytoczymy  tylko  dro- 
bny ustęp  z  życiorysu  Ad.  Mickiewicza(pió- 
ra  jego  syna)  i  pomieszczonych  wnim  no- 
tat  Al.  Chodźki  „Nigdziewświecie — mówił 
Mickiewicz  do  Chodźki—  życie  nie  płynęło 
tak  wesoło,  jak  w  wioskach  szlachty  w  stro- 
nach moich  rodzinnych  (t,  j.  wNowogródz- 
kiem).  To  ciągła  zamiana  nliłości  i  szczęścia! 
Tego  rodzaju  życia  używałem  w  pełni  mię- 
dzy r.  1815a  1820,  szczególniej  uWereszcza- 
ków  w  Tuchanowiczach  i  Płużynach,  gdzie 
spędzałem  wakacje  z  Zanem  i  innymi  ko- 
legami. Nieraz  późno  w  noc  przebywali- 
śmy w  lasach  i  nad  brzegami  jezior.  Wy- 
myślano coraz  nowe  zabavy.  Dnia  jed- 
nego Marja,  zaslncbawszy  się  w  ciekawej 
powieści  rybaka,  zwróciła  się  do  mnie 
i  rzekła:  Oto  mi  prawdziwa  poezja!  Napisz 
pan  coś  podobnego.  Te  słowa  przeniknę- 
ły mnie  do  głębi.  Od  tego  dnia  datuje 
poetyczny  mój  kierunek".  O  szlachcie 
polskiej  pisano  tyle,  że  pomieszczenie  już 
samej  bibijogr  aHi  jest  na  tern  miejscu  nie- 
możliwem.  Wspomnimy  więc  tylko  roz- 
prawę Jul.  Bartoszewicza  p.  t.  „Szlachta 
polska",  pomieszczoną  w  28-tomowej  En- 
cyklopedyi  powszechnej  (t.  24,  str.  667). 
Smoleńskiego  są  3  rozprawy;  „Szlachta  w 
świetle  własnych  opinii",  „Drobna  szlach- 
ta w  Królestwie  Polskiem"  i  „Szlachta  w 
poddaństwie  proboszczów  sieluńskich". 
Szajnocha  uapisal  całą  książką  o  „Lechic- 
kim  początku  Polski',  a  Piekosiński  „O 
rycerstwie  polskiem  wieków  średnich"  i 
„O  dynastyeznem  szlachty  polskiej  pocho- 
dzenia". Stosław  Łagana,  pisząc  w  Ate- 
neam  recenzję  tego  drugiego  dzieła,  pod- 
nosi   rozdział  7-iny,  gdzie  autor  przed- 


stawił znakomicie  rzecz  o  nobilitacjach, 
indygenatach  i  adoptacjach  w  XIV,  XV 
i  xvi  wieka,  W  dziele  Romualda  Hu- 
bego  „StatutaNieszawskie"  ważne  są  wia- 
domości do  dziejów  szlachty  polskiej  (str. 
9 — 17),  Prof,  Al,  Bruckner  jest  auto- 
rem rozprawy:  „Obrazki  staroszlacheckie" 
{Bibl,  Warsz.  r.  1896,  t.  IV,  str.  1),  a  prof. 
Karol  Potkański  wydał:  .Zagrodową  szla- 
chtę i  "Włodycze  rycerstwo  w  woj.  Kra- 
kowskiem w  XV  i  XVI  w.  (Kraków,  1888 
roku).  Zygm.  Gloger  w  Bibl.  Warsz.  na 
r.  1873  drukował  „Dawną  ziemię  Bielską 
i  jej  cząstkową  szlachtę",  w  r,  1876  „Da- 
wną ziemię  Łomżyńską",  w  r.  1877  , Szla- 
chtę okoliczną  na  Żmudzi";  w  , Niwie" 
z  r.  1878:  „Kilka  wiadomości  o  szlachcie 
zagonowej  mazowieckiej  i  podlaskiej". 
Pisał  w  tymże  przedmiocie  i  pan  Tymo- 
teusz Łuniewski,  Z  pisarzy  niepolskich 
przytoczymy  profesora  Kariejewa,  który 
miał  roku  1888  w  Petersburgu  odczyt 
„O  szlachcie  polskiej",  odznaczający  się 
bezstronnością,  Kariejew  wypowiedział 
opinję  przeciwną  hypotezie  najazdu  i  sta- 
nowczo zaznaczył,  że  szlachta  polska  po- 
wstała z  tego  samego  pnia,  co  i  chłopi.  Za- 
nim jednak  doszła  ona  do  swej  potęgi, 
długo  przedtem  pracowała  nad  swym  roz- 
wojem umysłowym.  Nie  wydała  wpraw- 
dzie humanistów  sławnych  na  świat  c^y, 
lecz  suma  ogólnej  wiedzy  w  szlachcie  by- 
ła znakomitą.  Obok  cech  czysto  polskich 
obfitowała  szlachta  w  zalety  i  wady,  z  ja- 
kich słynęły  klasy  wyższe  w  całej  oświe- 
conej Europie.  Prof.  Kariejew  przyto- 
czył opisy  takich  świadków  jak:  Ruggieri, 
Gwagnin,  De  Thou,  a  z  polskich:  Krome- 
ra, Reja,  Kochanowskiego,  And.  Zbyli- 
towskiego.  Kiedy  juĄzagłuchły  oddźwię- 
ki idei  Warszewickiego  i  Skargi,  wolność 
szlachecka  doszła  do  liberum  veto  a  zepsu- 
cie do  najwyższego  kresu  w  przekupstwie 
uczestników  sejmu  rozbiorowego.  Nie  by- 
ła to  jednak  cecha  wyłącznie  polska;  ta- 
kie same  przekupstwo  panowało  w  całej 


dbyGoot^le 


SZLAKI  NAPADÓW  TATARSKICH. 


Europie,  a  za  przykład  w  tym  względzie, 
podług  prelegenta,  Hażyl  parlament  an- 
gielski. Rozpasanie  obyczajów  ńie  mniej- 
sze grasowało  w  całej  Europie,  jak  w  Pol- 
sce, Po  pierwszym  rozbiorze  kraju  zaszła 
wielka  zmiana  w  usposobieniu  szlachty. 
Poznaje  ona  swe  strony  ujemne  i  dąży  do 
faktycznej  poprawy,  a  dzięki  pracom  Ka- 
linki, Korzona  i  Fawitkskiego  można  są- 
dzić i  wyrokować  o  społeczeństwie  szla- 
checko-polskiem,  opierając  się  na  dowo- 
dach niezbitych.  Froł.  Kariejew,  stając 
na  grancie  objektywnym,  ujemne  nawet 
strony  społeczności  polskiej,  podnoszone 
przez  satyryków  polskich,  zestawia  z  ana- 
logicznymi objawami  życia  szlachty  euro- 
pejskiej. {Dodatek  Literacki  do  „Kraju" 
Jii  16,  r.  1888).  W  zakończeniu  niniejsze- 
go artykatu  podajemy  podobizny  (zmniej- 
szone przestrzeniowo  do  czwartej  części) 
dwuch  pierwszych  stronic  dzieła  podcza- 
szego krakowskiego  'Wa(^awa  Potockiego 
p.  t.  „Poczet  herbów"  (Kraków,  1696  r.). 
Jest  to  ogromny  herbarz  rymowany,  ma- 
lej wprawdzie  wartości  historycznej  i  źró- 
dłowej, ale  najciekawszy  ze  wszystkich 
pod  względem  literackim. 

Szlaki  napaddw  tatarskich.     Tatarzy 

mieli  prawie  stałe  swoje  szlaki,  którymi 
od  ,pól  dzikich'  czyli  stepów,  od  ujść 
Dniepru  i  Dniestru,  zapuszczali  swe  zago- 
ny wgłąb  Ukrainy  i  Polski.  Szlak  ta- 
tarski —  mówi  Al.  Jabłonowski  —  nie  był 
drogą  ani  gościńcem  kupieckim,  ale  nosił 
wyłączny  charakter.  Wszystkim  wiado- 
my był  rzadko  widomym.  Znanym  był 
jego  ogólny  kierunek  wymijający  prze- 
prawy przez  większe  rzeki,  wiodący  za- 
tem wododziałami,  ale  nie  były  znane  ni- 
gdy poszczególne  jego  zwroty.  Szerokość 
szlaku  odpowiad^a  sile  czambitłn.  Pospo- 
licie rozciągał  się  on  wszerz  ,na  dwoje 
strzelanie  z  łuka'*,  ale  nieraz  gdy  szła  ca- 
ła horda,  potrzebująca  trawy  dla  koni,  to 
i  na  mil  parę.  W  pustyni  orjentowano 
się  mogiłami.     Szlaki  główne,  po  dopro- 


wadzeniu hordy  lub  czambułu  przez  „dzi- 
kie pola"  do  okolic  zaludnionych,  jako  ce- 
lu każdej  wyprawy,  dzieliły  się  na  ubocz- 
ne zagony,  okrywające  siecią  kraj  cały 
łab  apatrzone  jego  części.  Dopiero  na 
tych  ubocznych  szlakach  odbywały  się  ło- 
wy na  zaskoczonych  znienacka  mieszkań- 
ców i  ich  dobro.  Ponieważ  szlaki  więk- 
sze odpowiadały  wododziałom  większych 
rzek  Ukrainy,  było  więc  ich  tyle,  ile  sa- 
mych wododziałów,  a  mianowicie  3-y: 
Szlak  czarny  między  dopływami  Dnie- 
pra  i  Bohn;  Knczmański  między  Bo- 
hem i  Dniestrem  i  Murawski  między 
Dnieprem  i  Donem,  Był  jeszcze  czwar- 
ty szlak  Wołoski  na  południe  od  Dnie- 
stru, który  z  Budziaka  czyli  nadmorskiej 
Bessarabii  prowadził  na  Ruś  Czerwoną, 
ale  ten  Ukrainy  nie  dotykał.  Trzy  pierw- 
sze miały  za  główny  punkt  wyjścia  Pere- 
kop,  od  którego  rozchodziły  się  w  różne 
strony.  Szlak  Czar  ny,  po  tataraku  Dtor- 
na  isluch,  rozpoczyna  się  właściwie  do- 
piero w  Czarnym  lesie,  od  którego  i  na- 
zwę swoją  nosił,  w  uroczysku  na  wierz- 
chowiskach  rzeki  Ingułu,  gdzie  Tatarowie 
„zapadali  koszem",  dopóki  się  wszyscy  nie 
zebrali.  Szlak  Kuczmański,  rozdzieliw- 
szy się  ze  szlakiem  Czarnym  u  Martwych 
wód,  przechodził  na  prawą  stronę  Bohu 
przez  bród  i  zwróciwszy  się  wododzi^em 
Bohu  i  Dniestru  aż  ku  granicy  podolskiej, 
gdzie  na  wododziale  z  Rowem  znajdowa- 
ło się  uroczysko  Kuczman,  biegł  już  Po- 
dolem ku  Lwowa,  omijając  Bar  i  Czarny 
Ostrów.  Szlak  Murawski  od  Perekopu 
biegł  między  dorzeczami  Dniepru  i  Donn 
wzdłuż  wschodniej  granicy  Ukrainy  za- 
dnieprakiej  do  Taty  i  Moskwy.  (Ob.  Al. 
Jabłonowskiego  w  , Źródłach  dziejowych" 
.Ukrainę"  i  Z.  Glogera  „Geografję  histo- 
ryczną ziem  dawnej  Polski",  Kraków, 
1900,  str.  257).  Szlaki  napadów  tatar- 
skich oznaczone  są,  lubo  niedokładnie,  na 
mapie  z  r,  1684,  p.  t.  Corso  del  Danubio  da 
Belgrado fino  al  Marncro  i  t.  d. 


dbyGoot^le 


SZLEMIE,— SZLIFA. 


SztemJf,  ślemię  (pewnie  od  wyraża 
Ezlom,  hehn) — belka  pozioma,  dwa  piono- 
we slupy  szubienicy  nakrywająca.  Stąd 
Klonowicz  pisze  w  „Worku  Judaszowym": 
„ObieszoDO  go  na  wysokim  szlemieniu". 
Ks.  Osiński  powiada,  £e  a  miechów  w  ka- 
żniach  ramiona  sztabę,  zwaną  szlemie- 
niem,  na  dół  cisną  i  miech  dmie.  Zdaniem 
Lindego  tak  się  zowie  tram,  tragarz,  t.  j. 
belka  poprzeczna,  jak  również  strop,  szczyt 
daszny,  najwyisza  krokiew  w  dachu. 

Szlaga,  s  z  1  ę  g,  z  niem.  die  Schlange— 
rodzaj  małej  armatki  lab  śmigownicy. 
Bielski  w  „Sejmie  niewieścim'  {drak  z  ro- 
ku 1595)  pisze:  „Pierwej  szlęgi  wypali<i,  a 
potym  kartany". 

Szlifa,  s  z  1  u  f  a  (z  niem.  die  Schleife)  — 
naramiennik,  epolet  do  zasłony  ramienia 
przed  cięciem  oraz  znak  stopni  oficerskich. 
Oficerowie  nosili  naramienniki  kruszcowe, 
kołnierze  zaś  sukienne,  włóczkowe  lub  też 
metalowe,  lecz  z  frendzlą  włóczkową.  Od 
r.  1790  znaki  oficerskie  na  szlifach  były 
następujące:  szef  nosił  szlifę  z  czterema 
paskami,  pułkownik  z  trzema,  podpułko- 
wnik z  dwoma,  major  nosił  pasek  jeden, 
kapitan  gwiazdki  cztery,  porucznik  trzy 
gwiazdki,  podporucznik  dwie,  chorąży  je- 
dną gwiazdkę.  W  epoce  Księstwa  War- 
szawskiego generałowie  wszelkiej  broni 
nosili  naramienniki  z  buljonami  z  wyob- 
rażeniem baftowanem  tarczy  gi-eckiej  „a- 
mazonek"  w  kszt^cie  półksiężyca,  na 
której  były  trzy  gwiazdki,  oznaczające 
stopień  generała  dyTfizy  i,  a  dwie — stopień 
generała  brygady.  Pułkownik  nosił  na 
obu  ramionach  dwa  naramienniki  z  buljo- 
nami  z  taśmami  gładkiemi  bez  żadnych 
haftów,— major  takież,  lecz  taśma  zwierz- 
chnia była  srebrna  przy  buljonach  zło- 
tych lub  naodwrót,  stosownie  do  broni. 
Podpułkownik  nosił  na  lewem  ramieniu 
naramiennik  z  buljonami,  na  prawem  zaś 
kontrepolet  (t.  j.  naramiennik  bez  buljo- 
nów).  Kapitan  nosił  na  lewem  ramienia 
naramiennik  bez  buljonów,  lecz  z  frendz- 


lami,  na  prawem  ramienia  kontrepolet 
bez  frendzli.  Porucznik  takie  same  na- 
ramienniki jak  kapitan,  na  taśmie  jeden 


pręcik  '/b  cala  szeroki  z  jedwabiu  karma- 
zynowego.  Podporucznik  takież  naramien- 
niki, lecz  na  taśmie  pręciki  dwa  krzyżo- 


wane. Adjutanci  majorowie — naramien- 
niki z  frendzlą  na  prawem  ramienia  a 
kontrepolet  na  lewem.     W  jeździe  noszo- 


no naramienniki  z  blachy  metalowej  ,w 
karpia  łuskę".  W  r.  1815  generałowie  no- 
sili naramienniki  niehaftowane,  z  gwiazd- 
kami, jak  w  epoce  poprzedniej;  generalo- 


dbyGoot^le 


SZLOMPRA.— SZOŁDRA, 


331 


wie  broni  czyli  korpusowi  nie  nosili  wcale 
gwiazdek.  Pułkownicy  nosili  naramien- 
niki gładkie  z  frendzlti;  podpałkowniey 
takie2  z  paskiem  karmazynowym,  wzdłuż 
idącym;  majorowie  z  dwoma  wzdłnż  idą- 
cymi równolegle  paskami;  kapitani  nosili 
szlify  gładkie  bez  buljonów,  porucznicy 
takież,  lecz  z  jednym  paskiem  karmazy- 
nowym, wzdłuż  idącym;  podporucznicy  z 
takimiż  dwoma  paskami.  Kozkazem  dn. 
3  lutego  1827  zmieniono  te  oznaki  jak  na- 
stępuje: podporucznicy  dwie  gwiazdki, 
porucznicy  trzy  i  kapitanowie  2-ej  klasy 
w  artyleryi  i  w  korpusie  inżynierów  cztery 
gwiazdki;  kapitanowie  żadnych,  majoro- 
wie dwie  gwiazdki,  podpułkownicy  trzy, 
pułkownicy  żadnej.  B.  Gemi.  —  GAywTO- 
ku  1776  uchwaliła  sobie  szlachta  mundu- 
ry wojewódzkie,  zaczęto  do  kontuszów 
jako  do  sukni  rycerskiuj  przydawać  boga- 
te złote  lub  srebrne  szlify,  albo  jedno  ra- 
mię przynajmniej  zdobiące.  Uznano  to  za 
przeciwne  przepisom  o  umundurowaniu 
oficerów  wojska  stałego  i  z  tego  powodu 
noszenie  szlif  u  kontoszów  wojewódzkich 
zostało  w  r.  17S0  wzbronione.  Podajemy 
tu  przy  tej  sposobności  rysunek  szlif  woj< 
skowych  majora  i  kapitana,  jaki  znależli- 


SsUfa  majora,    (w.  XVin)    Szlifa  kapitana. 


śmy  wśród  butwiejących  papierów  po  Ja- 
nie Kłem.  Branickim,  hetm.  wielk.  koron., 
zmarłym  r.  1771. 

SzIlHnpra  -  suknia  niewieścia  za  czasów 
Saskich. 

Szłap'—  duży  krok  koński;  stąd  szłapa- 
kiem,  człapakiem  zwano  stępaks,  idącego 
dośó  prędko  dużym  krokiem.  Haur  w 
KYII  wieku  powiada:  „lekkim  zrywaniem 
możesz  konia  do  szłapi,  do  pląsania,  do 
hasania  aplikować'.  I  człowieka  piechu- 
ra, piechotnika  zwano  człapakiem. 

Szłam,  hełm  —  wyraz  średniowieczny, 
będący  spolszczeniem  gockiego  Ailms,  wy- 
szedł z  użycia  pod  koniec  XV"  w. 

Szłyk  (z  tureck.  Aws^i)  -  czapka  fu- 
trzana w  rodzaju  kaptura.  Stryjkowski 
powiada,  iż  „stary  Litwin  zwierzęcy  łeb 
obłupił  i  wdział  miasto  szłyka",  a  „pano- 
wie litewscy  (jak  w  on  czas  strój  był  1325 
roku)  w  niedźwiedzie  kożuchy  i  wilcze 
szłyki  z  sajdakami  świetno  przyjechali  do 
Krakowa".  Mężczyźni  w  Polsce  nosili 
szłyki  marmurkowe  i  lisie,  niewiasty  po- 
pielicze  i  sobole,  a  lud  prosty  —  ^omiane. 

Szniuklerz,  inaczej  pasamonik.  W  Vol. 
leg.  znajdujemy  wymienionych  obok  sie- 
bie: szmukierzy,  pasamoników  i  haftarzy. 
Szmuklerstwo  po  niemiec.  die  Pasamenli- 
rerey. 

Sznur  mierniczy,  pierwotnie  długi  3 
laski  czyli  6  prętów  a  46  łokci,  później  za- 
wierał 10  prętów,  100  pręcików,  1000  ła- 
wek a  łokci  75  czyli  1800  cali  polskich. 
Sznurem  w  mowie  łowieckiej  zwano  ślad 
zwierza  drapieżnego,  w  prostym  kierun- 
ku idący.  Ogary  za  nim  tropiące  nS'^'^'^ 
sznurem* , 

Sznurówka,  dziś  zwana  gorsetem.  Ł. 
Gołębiowski  powiada,  że  był  to  „kaftanik 
kobiet  do  sznurowania,  rogami  i  żelazka- 
mi przekładany,  którym  męczono  je  od 
dzieciństwa,  co  zdrowiu  nader  było  szko- 
dliwe" . 

Szołdra,  z  niemiec.  Schultcr  —  szynką 
wieprzowa.     J,  Kochanowski  pisze: 


dbyGoot^le 


SZOPA.— SZOPKA, 


Dobrt  szoldra  zimie, 
Kiedf  uschnie  na  wietrze  albo  w  gęstym  dymie. 

Szopa.  Tłómacz  polski  Krescencjusza 
w  XVI  w,  pisze:  „Szopy  ku  zachowaniu 
siana".  Kluk  mówi  w  XVIII  w.:  „Chowa 
si<i  często  siano  w  szopach  na  łąkach  wy- 
budowanych". Przedstawiamy  tu  z  fo- 
tografii starą  szopę  kmiecą  na  siano,  ja- 
kie budują  sobie  chłopi  na  łąkach  w  pusz- 
czy  Białowieskiej.  Skrzetuski  w  „Prawie 
Polskiem"  powiada:  „Na  sejmie  elekcyj- 
nym miejsce  zasiadania  senatorów  jest  bu- 
dynek drewniany,  na  prędce  i  umyślnie 
do  tego  zrobiony,  który  nazywają  szopą". 


Szopa  kmieca  na  siano  Mazurótr  znaDych  budni- 
kami  nad  rz.  Narcirką  v  puszczy  BiaJowieskiej. 

Budynek  ten,  wystawiony  w  lirodku  oko- 
panego miejsca  na  polu  elekcyjnem,  kry- 
ty był  tarcicami  a  ściany  miał  z  płótna. 
Pierwszą  taką  szopę  wystawiono  na  elek- 
cję Zygmunta  III.  Podczas  obioru  Hen- 
ryka byt  tylko  namiot  zrobiony  z  koszto- 
wnych materyi  pozostałych  po  Zygmun- 
cie Auguście.  Wystawienie  szopy  nale- 
żało do  marszałka  wielkiego,  na  koszt 
skarbu  publicznego.  Przy  wyborze  Sta- 
nisława Augusta  szopa  miała  dach  i  boki 
z  tarcic.  Po  elekcyi  zwykle  szopę  palo- 
no. Kitowiez  wspomina,  że  po  elekcyi  Po- 
niatowskiego, na  jego  instancję,  Wessel, 
podskarbi  wielki  koronny,  darował  szopę 


plebanowi  z  Woli  i  Furniemu,  rotmistrzo- 
wi węgrzynów  marszałkowskich. 

Szopka.  W  I-ym  tomie  Tygodnika 
Ilustrow,  z  r.  1860  (sir.  115)  Wacław  Szy- 
manowski, znany  pisarz  a  ówczesny  wła- 
ściciel i  redaktor  Knrjera  Warszawskiego, 
pomieścił  artykuł  o  Szopce  polskiej,  który 
tu  z  pewnemi  skróceniami  przytaczamy: 
„...Była  więc  osóbka  Pana  Jezusa,  a  na 
boku  Marja  i  Józef,  stojący  przy  kolebce, 
w  postaci  nachylonej,  afekt  natężonego 
kochania  i  podziwienia  wyrażającej.  W  gó- 
rze szopki,  pod  dachem  i  nad  dachem, 
aniołowie  unoszący  się  na  skrzydłach,  ja- 
koby śpiewający  ^Gloria  in  excelsis  Deo"'. 
Toż  dopiero  w  niejakiej  odległości  jednego 
od  drugiego,  pasterze  padający  na  kolana 
przed  narodzoną  Dzieciną,  ofiarujący  mu 
dary  swoje,  ten  baranka,  ów  kózkę;  dalej 
za  szopą  po  obu  stronach  pastuszkowie, 
wieśniacy,  jedni  pasący  trzody  owiec  i  by- 
dła, inni  śpiący,  inni  do  szopy  śpieszący, 
dźwigając  na  ramionach  barany,  kody, 
między  którymi  osóbki  rozmaity  stan  ludz- 
ki i  ich  zabawy  wyrażają:  panów  w  kare- 
tach jadących,  szlachtę  i  mieszczan  pieszo 
idących,  chłopów  na  targ  wiozących  drwa, 
zboże,  siano,  prowadzących  woły,  orzą- 
cych pługami,  przedających  chleby,  nie- 
wiasty dojące  krowy.  Żydów  różne  towary 
do  sprzedania  na  ręku  trzymających,  i  tym 
podobne  akcje  ludzkie".  Taką  to  szopkę 
widział  i  opisał  nam  ks.  Jędrzej  Kitowiez, 
z  czasów  Augusta  III  Sasa.  Dzisiaj  cywi- 
lizacja zepsuła  nam  już  szopkę.  Z  kościo- 
łów przeniosła  się  ona  do  żaków,  którzy 
przystroiwszy  się  cudacko  i  zbudowawszy 
sobie  piękne  teatrum,  przyozdobione  ja- 
skrawym papierem  kolorowym,  pokazy- 
wali ludziom  różne  dziwowiska.  A  cza- 
sem lalki  wypchane  zastępowali  zgoła  lu- 
dzie żywi,  owi  żacy,  co  tyra  sposobem 
zarabiali  sobie  na  chleb,  którego  niezaw- 
sze  mieli  podd  ostatkiem.  Wówczas  wystę- 
pował jeden  z  pomiędzy  nich,  najpoka- 
źniejszy,  i  zaczynał  od  oracyi,  zastosowa- 


dbyGoot^le 


333 


Dej  do  dnia  świątecznego,  w  której  jednak 
czaeem  pogański  Olimp  mieszał  się  z  Na- 
zaretem i  Betleemem,  bo  na  wstępie  trzeba 
było  wypalii  pochwalę  gospodarza,  wiel- 
kich jego  koligacyi  i  splendoru  donu  ca- 
łego; a  jakie  tu  się  obejść  bez  muz  i  Apol- 
la, a  nawet  piomnogrzmotnego  Jowisza? 
Potem,  delikatnem  przejściem,  występo- 
wała mocja  Bzopkowa  i  przy  odgłosie  hu- 
cznych kolęd  zaczynało  się  widowiBko. 
Żacy  sami  grali  w  niem  role,  a  s^o  to  ja- 
koś składnie  i  dobrze,  nie  brak  im  bowiem 
było  wprawy;  wszak  tyle  razy  jedno  i  to 
samo  zmuszeni  byli  powtarzać.  Więc  po 
skończonem  wszystkiem  znalazł  się  i  mio- 
dek, i  orzechy,  i  jabłka  i  mięsiwa  co  nie 
bądź  a  i  do  kalety  napływało  trochę  gro- 
szy, i  żacy  wychodzili  w  dalszą  podróż, 
wspomożeni,  posileni  i  weseli.  W  dziedzic- 
twie pożakach  wzięli  szopkę  chłopcy  nh- 
czni,  którzy  nawet  po  części  i  nazwanie  ża- 
ków po  tamtych  zabrali  w  puściżnie.  Kzad- 
ko  jednak  występowali  oni  sami  z  perorą 
i  rolą,  a  pokazywali  tylko  jasełka  z  lalka- 
mi. Wszakże  i  tu  była  czasem  na  placu 
oracja,  ale  innego  już  zupełnie  kształtu 
i  treści,  niebardzo  ozdobna,  ani  na  wet  sen- 
sowna; chętnie  jednak  przyjmowano  w  dom 
tych  gości,  którzy  zwłaszcza  u  dziatwy 
wielkie  mieli  łaski.  Bo  co  też  to  oni  nie 
umieli  kolęd  i  śpiewek  różnych,  których 
teraz  ani  części  nikt  nie  pamięta!  Zebrane 
były  wprawdzie  owe  kolędy  w  starem  wy- 
daniu kantyczek,  ale  większa  część  śpie- 
wek szopkowych  zaginęła  już  z  kretesem. 
Przekręcali  je  chłopcy  jak  umieli,  zmienia- 
jąc często  i  stosując  do  okoliczności,  zaw- 
sze jednak  Bsio  to  składnie,  mieli  bowiem 
swoich  poetów,  którzy  im  czasem  całe  sce- 
ny komponowali  i  układali.  Czasem  na- 
wet obyło  się  bez  szopki,  a  wprost  tylko 
była  papierowa  gwiazda  obracająca  się,  ze 
światłem  w  środku,  ale  śpiewki  starczyły 
za  lalki  i  wszelkie  inne  szopkowe  ozdoby, 
i  było  co  buchać,  choćby  przez  godzinę 
całą.     Duch   ludowy   wiał  tam  z  każdej 


strofki,  z  każdego  wyrazu.  Dzisiaj  zmie- 
niły się  rzeczy:  tych  kompozytorów  szop- 
kowych nie  stało  już,  nie  wiedzieć  gdzie 
się  podzieli,  dość  że  przepadli  jak  kamień 
w  wodę.  Jeszcze  tam  po  wsiach  zachowa- 
ją się  w  części  dawne  tradycje,  ale  w  mia- 
stach szopka  zupełnie  inny  przybrała  po- 
zór. Szczególniej  w  Warszawie  ani  już  po- 
znasz dawnego  widowiska.  Obuosiciele 
szopki  porobili  sobie  jakieś  teatrzyki  z  kur- 
tynami, ze  zmianą  dekoracyii  maszynerją. 
Czasem  nawet  muzykę  wodzą  z  sobą,  bez 
której  obywało  się  dawniej.  Po  prześpie- 
waniu  jednej  albo  dwu  kolęd,  które  jesz- 
cze dawnym  idą  trybem,  podnosi  się  kor- 
tyna,  i  ukazują  się  oczom  widzów  sceny, 
psrodjowane  wprost  z  teatru  Rozmaitości, 
albo  wzięte  z  pierwszej  lepszej  książki, 
która  wpadła  w  ręce  właścicielom  szopki. 
Jakiś  zbójca  z  panną,  która  go  się  prosi 
o  życie,  jakieś  wesele  krakowskie  i  biedny 
rybak  z  dobrze  znanemi  śpiewkami,  które 
niegdyś  po  całej  Warszawie  obiegły,  i  dru- 
ciarz, który  śpiewa  piosnkę  wyjętą  z  No- 
worocznika  pani  K**,  i  Bóg  wie  nie  co 
jeszcze.  A  za  każdą  nową  sceną  kurtyna 
zapada  i  dzwonek  donosi  o  zmianie  doko- 
racyi.  Tylko  niema  dawnych  śpiewek  i 
owych  wszystkich  narodów,  począwszy  od 
pasterzy  ze  swoją  trzodą,  aż  do  kusego 
Węgra  z  olejkami  i  sławną  pomadą,  któ- 
rzy przydhodzili  się  pokłonić  Panu  Jezu- 
sowi. Król  Herod  pozostał  także,  ale  przy- 
wdział na  siebie  strój  z  króla  czerwiennego 
kopjowany.  Jego  marszałek  dwora  wystę- 
puje ze  złotym  puklerzem  i  dzidą;  śmierć 
wprawdzie  przychodzi  po  staremu  ścinać 
głowę,  ale  za  to  djabet  nie  wyłazi,  jak  da- 
wniej, z  pod  ziemi,  ale  spuszcza  się  z  sufi- 
tu, by  porwać  swoją  ofiarę,  i  unosi  Hero- 
da w  powietrze,  przyczem  kurtyna  zapada. 
Jeden  tylko  obraz  pozostał  z  dawnej  prze- 
szłości, chociaż  i  tak  uległ  już  zmianie  nie- 
jakiej. Dawniej  wychodził  dziad  z  torbą, 
prosty  dziad,  podobny  do  tych,  którzy  nie- 
gdyś siadali  przy  kościołach.     Dziad  ten 


dbyGoot^le 


miewał  na  pogotowiu  zapas  różnych  pio- 
snek, któie  także  jaż  po  części  zaginęły: 
jeżeli  ma  datek  rzncony  w  torbę  wydawał 
się  zbytszczupłym,  potrząsał  rękoma  i  bro- 
dą, a  poczynić  nową  piosnkę,  aż  dopóki 
nie  przydano  jakich  kilka  groszy.  Dziad 
dawny  pozostał  wprawdzie  u  niektórych 
stronników  starego  systematu,  których 
bardzo  niewieln  jawi  się  po  mieście,  i  zale- 
dwie po  ubocznych  odważają  się  pokazy- 
wać ulicach,  tak  silny  wywarło  na  nich 
nacisk  owo  współzawodnictwo  dekoracyj- 
ne i  muzyczne;  ale  w  szopkach  ucywilizo- 
wanych dziada  zastąpił  ksiądz  kwestarz, 
i  chociaż  zawsze  on  śpiewa  piosnkę  dzia- 
dowską, strzeże  się  jednak  dawnych 
głupstw,  które  nie  przystoją  artystom,  co 
brali  piosnki  z  teatru,  przybór  dekoracyj- 
ny od  malarza  pokojowego,  a  figurki  i  ko- 
stjumy  do  nich  z  handlów  norymberskidi. 
Nie  wiem  czy  tam  papry  krakowskie,  któ- 
rych podobno  plemię  zastąpione  już  pra- 
wie zostało  zwyczajnymi  wielkomiejskimi 
ulicznikami,  nie  wiem  czy  te  historyczne 
papry  zachowały  dawne  zwyczaje  szopko- 
we i  tradycje  starych  piosnek,  ale  u  nas 
już  ta  tradycja  zagasła  prawie  do  szczętu. 
Znaleźli  się  poeci,  którzy  zechcieli  dla  szop- 
ki i  szopkarzy  osobne  libretto  napisać,  a 
potem  rozpowszechnić  je  pomiędzy  nimi, 
Teofil  Lenartowicz  napisał  nawet  poema- 
cik pod  tytułem  Szopka,  chociaż  mniej  on 
udatny  od  innych  utworówtego  ludowego 
poety.  Ale  trudne  to,  bardzo  trudne  za- 
danie. Lud  najlepszym  jest  sędzią  w  rze- 
czach, które  fco  bliżej  obchodzą,  a  niełatwy 
on  w  wyborze  i  rzadko  co  przyjmie  i  uzna 
za  swoje.  Zdaje  się,  że  najlepiejby  było 
zebrać  szczątki  z  dawnych,  prawdziwych 
piosnek  szopkowych,  które  jeszcze  do  nas 
przetrwały,  i  ułożyć  je  w  jedną  cłJość.  Ale 
któż  tego  dokona?  Któż  oczyści  to  wszyst- 
ko z  tych  napływowych  elukubracyi,  któ- 
re, jak  warstwa  popiołów,  ciągle  jedna  nad 
drugą  pokrywały  rokrocznie  biedneto ja- 
sełkowe Herkulanum?     W  tych  dawnych 


kolędach  i  jasikach,  jak  we  wszystkich 
tego  rodzaju  utworach  ludowych,  widne 
były  dzieje  biednego  ludowego  życia.  Jak 
to  te  Jontki,  Bartki,  Maćki  i  Kuby  filozo- 
fują tam  z  sobą  i  witają  Dzieciątko  nowo 
narodzone,  aż  miło  czasem  posłuchać. 
Szczere  serca,  szczere  dusze.  Ale  znają 
swoje  wady,  jak  naprzykład  ów  Kuba, 
któiy  przyszedłszy  do  stajenki: 

Dobył  tak  piętnego  glosn  barłniego, 

At  nię  Jćzef  etary  przestraezrj  od  niego... 

...  Więc  rz«cze  mu  Józef:  Nie  śpiewaj  l&k  pięknie, 

Bo  Eię  Dziectąteczko  twfgo  śpiewu  zlęknie... 
Ale  nic  to,  Kuba  śpiewać  umie  za  4o 
różne  prześliczne  piosneczki,  choć  czasem 
za  huczne;  kiedy  się  nam  tak  dobra  nowi- 
na stf^a  i  wszyscy  idą  Fana  powitać,  po- 
czciwy Kuba  chociażśpiewemnraczy  Dzie- 
ciątko Boże.  A  że  ma  się  śpiew  nie  udał, 
no...  to  trudno,  czem  chata  bogata  tem 
rada.  Inni  przynieśli  barany,  i  zboże,  i  zgo- 
ła nawet  chleb  już  i  kołacz  gotowy,  i  ró- 
żny dobytek,  a  zawsze  z  muzyką.  Jak  tam 
im  ona  idzie,  to  idzie.  Przekora  Tomek 
złoił  skrzypki  Bartkowi,  jakże  miały  grać? 
Ale  dobra  chęć  była  zawsze.  Ale  pomów- 
my też  co  i  o  samem  przedstawieniu.  Jak- 
żeż tam  wybitnie  występują  i  jaskrawo 
malują  się  różne  stany  społeczeństwa,  ró- 
żne przywary  i  cnoty.  Posłuchajcie  no 
tylko  piosnki  o  tem  biednem  wilczysku. 
Musiał  ją  jakiś  zapamięt^y  ludowy  saty- 
ryk układać,  a  w  każdym  razie  był  to 
wróg  kobiet,  może  jaki  wiejski  Sokrates, 
któremu  j  uż  żona  na  dobre  dojadła,  a  zbra- 
kło ma  filozofa  greckiego  cierpliwości 
i  wyrozumienia. 

O  i  patrzta,  tam  za  górą  wilczysko  tańcuio! 

...  A  czemiit  to  tak  werala  ta  leiaa  beatyja? 

Widać  Bię  nie  oceniła,  kiedy  tak  wynija. 
Ale    niedługo    tej  radości  i  hasania, 
przyszła  kreska  na  Matyska. 

Wilczysko  się  oieiiiło, 

Na  dól  uszy  opuściło, 

Au',  aii!  au!  au!  cótein  ja  urobiło! 
To  cały  dramat,  albo  raczej  komedja, 
w  tych  kilku  wierszach.  Nie  bój  się,  wilku, 


dbyGoot^le 


335 


Dzieciątko  si^  narodziło,  to  na  szczęście 
dla  wszech  stworzeń,  na  poprawę  dla  zło- 
śliwych, wi(jo  i  twoja  2oati  opamięta  się, 
adobmcha  i  afolguje  tobie.  Histoija  o  Mat- 
gorzatce,  co  caJe  swoje  życie  przetańczyła 
z  hutanami,  to  jut  wymysł  nowszych  cza- 
sów; t&kich  Małgorzatek  nie  było  niegdyś 
tutaj,  dopiero  kiedy  niebo  zachmurzyło 
się  trochę,  zacz^y  one  hartem  wyrastać, 
jak  pieczarki  po  niepogodzie.  A  oto  znów 
chłopki  wstają  i  swarzą  się,  zaraz  powsta- 
wszy; pewnikiem  kije  i  pięście  będą  nie- 
długo w  robocie;  zwykle  polska  natura, 
tradno  zgodzić  się  na  jedno,  choćby  w  naj- 
uroczystszej chwili.  Ale  jak  się  pobili,  tak 
się  i  godzą  zaraz,  bo  to  dobre  i  uCzciwe 
serca;  więc  się  całują,  i  ptaczą,  i  przepra- 
szają wzajem.  Będzie  wielka  hulanka. 

Zabił  Maciuś  wieprzka,  b  mj  o  tern  wientj; 

Nie  pójdziemy  nigdzie,  ai  ki«jba«kę  zjem;. 

Kiełbaska  na  roinie,  Bpiewajmjr  pobolnle: 
Hej  kolęda,  kolęda! 

Będą  więc  pożywali  dar  Boży,  ale  i  pie- 
śni pobożne  będą  śpiewali  przytem;  bo  to 
nie  sztuka  zjeść,  trzebaż  za  to  dobro  i  Pa- 
nu Bogu  podziękować.  Ale  cóż  tam  ladzie, 
nie  dziwić  się  ludziom,  co  mają  rozum,  ale 
tutaj  i  nieme  bydlęta  przeczuwają  jakieś 
wielkie  szczęście  dla  siebie.  Otnaprzyklad 
nczy  nas  o  tern  króciuchna  piosnka  o  kozie: 

Tańcujie,  Łozo,  taiicuj,  niebogo, 
A  da  ci  na«z  pan  półtora  złotego, 
A  da  ci  nasz  pan  czerwonj  ilotj, 
I  będziesz  miała,  koio,  na  l)ót7. 

I  słusznie,  wszak  to  zima,  śnieg  wszę* 
dzie  zaległ  pola,  więc  nawet  i  biednej  ko- 
zie nogi  muszą  marznąć.  Nie  skończyli- 
byśmy, gdybyśmy  chcieli  tu  z  kolei  prze- 
chodzić wszystkie  fazy  jasełkowe.  Więc 
lepiej  odrazu  przystąpmy  do  króla  Heroda, 
bo  to  uwieńczenie  dramatu,  to  jego  sens 
moralny.  Król  Herod  to  nasza  dansema- 
cabre,  znany  taniec  śmierci  średniowiecz- 
nej, zawsze  jeden  i  tenże  sam  wynik,  hi- 
storja  dobrze  znana.  Nie  lada  to  był  mo- 
carz, „miał  on  cały  świat  z  gwiazdami  pod 


swojemi  nogami";  więc  się  nie  lękał  nicze- 
go, krom  owego  Dziecięcia,  co  to  miało  się 
na  Uchem  sianie  w  żłobie  narodzić.  Ale 
miał  on  jednak  sposób  i  na  to: — „Wołać 
tu  mi  marszałka!'  Przychodzi  marsza- 
łek.—  „Niech  mi  będzie  wszystko  wysieka- 
ne, wyrąbane,  żadnego  pardonu  nie  da- 
wać". I  w  jednem  mgnieniu  oka  sp^nio- 
ny  rozkaz.  Ale  Herodowi  coś  £le  na  sercu, 
nieborak  przeczuwa  biedę  swoją.  Więc  mu 
się  na  Izy  zbiera,  a  tymczasem  słyszy 
śpiew: 

Dziś  dzień,  Herodtie,  dziś  dzień,  Imgaczu, 

Dziś  dzień  wesela,  ale  nie  płaczu. 

Jak  słońce  świeci  w  srebraystem  kole. 

Tak  tj  zlicz  swo)e  troflki  i  bóle. 

Tak,  zaprawdę,  istny  to  wesela  dzień; 
ale  nie  tobie  radować  się,  Herodzie.  Otpa- 
trzaj,  przychodzi  do  ciebie  śmierć,  owa 
imość  JBsnokoścista.  Napróżno  będziesz  jej 
ofiarował  i  skarby  twoje,  i  władzę,  nawet 
dotą  koronę  i  djamentowe  berło,  ona  tyl- 
ko głowy  twojej  po£ąda.  I  padł  Herod, 
ów  mocarz  sławny,  co  to  rozkazywał 
wszystkim  ludom  świata,  a  djabeł  przy- 
chodzi po  jego  duszę,  jako  po  swoją  wła- 
sność, oszczędzając  marszałka,  bo  ten  nic 
nie  winien,  wszak  on  tylko  rozkazy  wy- 
pełniał. A  kiedy  djabeł  ów  „zrodzony  z  oj- 
ca kruka,  z  matki  wrony"  zabrał  już  tę 
czarną  herodową  duszę  i  ulokował  ją  na 
dobre  w  piekle,  wraca  znów  na  scenę,  i 
śmieje  się,  i  tańczy,  i  hula  po  swojemu. 
'A  cz;  wieta,  ludzie,  cz«^  ja  się  śmieję?  ' 

Bo  mi  eię  na  świeoie  teraz  dobrze  dzieje. 

Zapewne,  coó  za  krzywda  djabłu?  Al- 
boż  to  mało  teraz  ludzi,  którzy  mu  się  za- 
przedali i  służbę  mupokorną  czynią?  Przyj- 
dzie jednak  i  na  niego  kres,  i  zgadnijcie 
kto  go  zwalczy  i  odeśle  napowrót  do  pie- 
kła? Oto  po  prostu  baba.  Więc  się  skoń- 
czyło wszystko,  i  tylko  wychodzi  dziad 
chudzina. 

Stary  dziadek  brodą  chwieje, 
Bo  mu  zimno  przy  kościele, 
Żeby  państwo  dobrzy  byli, 
W  kościele  piec  po^itawili. 


dbyGoot^le 


SZORB  A.— SZPALER  if. 


Piec  vr  kościele  postawić  tmdno,  ale 
któżby  chciał  być  tak  nieczuły  i  iatowad 
kilku  groszy  ąa  zakąskę  i  rozgrzanie  się 
biednemu  dziadzinie,  który  się  za  nas  wszy- 
stkich modli,  a  przebył  ciężkie  próby  ży- 
cia i  tylko  teraz  o  chwale  Bożej  myśli? 

SzDrba,  c  z  o  r  b  a  (z  lurec.  szoróa  i  czor- 
ba)  -polewka.  Tłómacz  Gwagnina  pisze: 
,Ifa  łęku  torba,  sucharki,  rzadko  w  święto 
z  skopowin%  szorba". 

Szorc,  z  niem.  dtr  ^cAurs— fartuch 
przednik,  zapaska.  Bywał  płócienny  zwa* 
ny  szorst uchem,  szewcki  skóizany, 
i  żelazny  w  zbroi.  Badny  w  XVI  w.  pisze: 
„Pozszywali  liście  figowe,  a  poczynili  sobie 
szorce". 

Szos,  zniem.^i:A(U'j— podatek  miejski, 
płacony  z  domów.  Szczerbicz  w  XVI  w. 
pisze:  ^Ezemieślnicy  szosy,  stróżne  i  inne 
podatki  miejskie  odprawują". 

Szot  (czyli  Szkot,  tak  bowiem  Szko- 
tów w  Polsce  zwano) — walec  szkocki,  ta- 
niec, który  upowszechnił  się  w  Polsce  naj- 
przód u  warstw  wyższych  a  potem  przez 
nie  zapomniany,  dochował  się  do  naszych 
czasów  u  ludu  wiejskiego. 

Szostak-  Upowszechniona  za  Zygmun- 
ta III  nazwa  monety,  obejmującej  w  so- 
bie 6  groszy  srebrnych.  12  takich  Szosta- 
ków szło  na  talar. 

Szpalery,  z  włos,  spalliere.  Tak  nazy- 
wano w  ogrodach  polskich  aleje,  niby  ścia- 
ny z  drzew  gęsto  sadzonych,  najczęściej 
lip,  a  niekiedy  grabów  lub  świerków,  zwy- 
kle proste,  sad  owocowy  osłaniające,  cza- 
sem strzyżone.  Szpalerami  nazywano  ró- 
wnież opony,  kołtryny  i  obicia  ścian  poko- 
jowych: płócienne,  malowane,  skórzane, 
papierowe,  włóczkowe  lub  gobelinowe-  W 
pieśniach  nabożnych  Suszyckiego  z  roku 
1697  znajdujemy: 

N&  długim  haftują  szpalerze 
Herbowe  Jana  trzeciego  pukletze. 

W  wieku  XVI  i  XVII  szpalernicy,  koł- 
tryniarze  i  tapicerowie  stanowili  jedno  rze- 
miosło, zawód  i  cech.    "W  r.  1591  byli  w 


Krakowie  starszymi  cechowymi  Stanisław 
Czarnczyk  i  Maciej  Wilkocki,  a  roku 
l.'i93  szpalernikowi  Winceutemu  Ziganto- 
wi  miasto  za  wezgłowia  pozłociste  do  kró- 
lewskiej izby  odpuściło  płacę  od  prawa 
miejskiego  i  dało  jeszcze  6  grzywien  i  2 
grosze.  Wr.  1609  wspomniany  jest  w  Kra- 
kowie Piotr,  szpalemik  króla;  około  r.  1622 
Wojciech  Grodek,  a  r.  1623  JakóbLitwin- 
kowicz,  szpalernik,  zost^  podstarezym  ce- 
chu malarskiego.  Kołtryniarze  wyrabiali 
obicia  czyli  kołtryny,  używając  form  rznię- 
tych w  drzewie  gruszkowem,  jaworowem 
a  nawet  orzechowem  do  wytłaczania  zło> 
tem  na  skórach  różnych  wzorów,  biorąc 
motywy  ze  świata  zwierzęcego  i  roślinne- 
go. Adam  Jarzemski,  muzyk  Władyrfawa 
IV",  opisuje  lub  wspomina  wytworne  obi- 
cia w  pałacu  Kazanowskich,  biskupa  Za- 
dzika,  kanclerza  Radziwiłła,  wojew.  krak. 
Stanisł.  Lubomirskiego  i  innych.  Pani  de 
Guebriant,  która  przywiozła  do  Polski  Ma- 
rję  G-onzagę,  drugą  żonę  Władysława  IV, 
w  opisie  zamku  królewskiego  w  Warsza- 
wie twierdzi,  że  e%  tam  obicia  najpiękniej- 
sze w  Europie.  Były  to  niewątpliwie 
słynne  gobeliny  po  Zygmuncie  Auguście, 
przedstawiające  cykl  „potopu",  znajdują- 
ce się  obecnie  w  Gatczynie.  W  Wilanowie 
znajdują  się  piękne  i  pamiątkowe  szpalery 
po  królu  Janie  III.  W  dawnych  opisach 
znajdujemy  „muiy  okryte  starymi  szpale- 
rami, na  których  wydane  były  historje 
Starego  Testamentu  lub  historja  Pana  Je- 
zusa*. Krasicki  w  Podstolim  wspomina 
„Szpalery  niderlandzkiej  jeszcze  roboty". 
W  XVIII  w.  wyrabiano  szpalery  u  Lubo- 
mirskich w  Łańcucie  i  w  Biezdziatoe,  wsi 
niegdyś  Romera  na  podgórzu  karpackiem 
(Kołaczkowski).  Lud  wiejski  około  Kra- 
kowa dotąd  zowie  kołdrami  obicia  papie- 
rowe na  ścianach  świetlic  swoich  przyle- 
piane, z  wyobrażeniem  zwierząt,  kwiatów 
i  t.  d-  Niedawno  jeszcze  włościanie  we  wsi 
krakowskiej  Bobrek  wyrzynali  formy,  wy- 
tłaczali, kolorowali  i  roznosili  na  sprzedaż 


dbyGoot^le 


SZPITALE.—  SZPONTON. 


337 


po  jarmarkach  i  odpustach,   grubo  wyro- 
bione obrazki  świętych. 

Szpitale.  W  średniowiecznych  kroni- 
kaoh  i  doknment^ach  naszych  znajduje  się 
dażo  wiadomości  o  zakładania  i  podtrzy- 
mywania szpitali  przez  ludzi  pobożnych. 
Dlngosz  powiada,  że  Iwo  Odrowąż,  biskup 
krakowski  (założyciel  kościoła  Panny  Ma- 
ryi), zaradzając  niedoli  abogich  i  nędza- 
rzy, założył  i  zbudował  r.  1223  we  wsi 
Frądniku  szpital  i  przytidek  dla  chorych 
i  nieszczęśliwych,  który  przeniósł  potem 
do  Krakowa.  Przemysław,  książę  wielko- 
polski, dokumentem  z  r.  1242  założył  w 
Gnieinie  szpital  dla  templarjuszów,  wkła- 
dając na  nich  zarazem  obowiązek  utrzy- 
mywania kilku  niezamożnych  uczniów, 
Kóżne  szczegóły  o  szpitalach  polskich  w 
dawnych  wiekach  podaje  Ernest  Świeżaw- 
ski  w  rozprawie  swojej  „Przyczynki  do 
dziejów  medycyny"  atr.  33.  W  Yolumi- 
nach  legum  znajdują  się  wiadomości  o  szpi- 
talach: w  Trechtymirowie,  Korczynie,  Wie- 
luniu, Lwowie,  Radomska,  Drohiczynie, 
Warszawie,  Wilnie,  Tykocinie,  Kolnie, 
Kamieńcu  Podolskim,  Leżajsku,  Ostrowiu 
iKrasnem,  „Szpitalami  żołnierskimi"  lab 
.alumnatanu"  nazywano  domy  schronie- 
nia dla  „żołnierzów  okaleczonych"  czyli 
„ułomnego  rycerstwa",  t.  j.  inwalidów. 
Taki  szpital  dla  „żc^nierzów  okaleczo- 
nych' fundował  w  Warszawie  król  Stefan 
(przerobiony  później  za  Władysława  lY 
na  cekhauz  armaty  koronnej,  przy  ul.  Dłu- 
giej) gdzie  był  jeszcze  arsenał  za  Króle- 
stwa Kongresowego,  a  później  więzienie). 
We  Lwowie  aa  szpital  żołnierski  zapisał 
dwór  z  gruntem  Aleksander  Zborowski, 
a  fundację  tę  potwierdził  sejm  w  r.  1638. 
Fundację  szpitala  żołnierskiego  w  Tykoci- 
nie potwierdził  sejm  w  r.  1633  (ob.  Alu- 
mnat, Eac.  Starop.  1. 1.,  sir.  42).  Szpital 
„dla  żołnierzów  na  u^udze  Rzplitej  poka- 
leczonych" pozwolono  fundowaó  w  Ka- 
mieńcu Podolskim  Michałowi  Stanisław- 
skiemu, wojew.  kijowskiemu,  ze  wsi  jego 

EucTklopPdjn  Itaropolsku,  1.  IV. 


dziedzicznych  Hotozubińce  i  Kzeczyńce  w 
wojew.  Fodolskiem  r.  1667.  Wogóle  po- 
stanowiono w  r.  1655,  iż  „place,  na  któ^ 
rych  szpitale  zaRiadły,  od  wszelkich  poda- 
tków wolne byó mają"  (  Vol. leg.TV ,i.^iGb), 
Tu  nadmienić  musimy,  że  wszystkie  szpi- 
tale dawne  nie  były  tem,  czem  są  nowoży- 
tne, t.  j.  zakładami  przeznaczonymi  wyłą- 
cznie dla  chorych.  Szpital  dawny  był  przy- 
tułkiem, do  którego  garnęła  się  nędza  pod 
wszelkiemi  postaciami  i  posiadał  obok  sal 
dla  chorych  inne  dla  starców  i  biedaków. 
Dotąd  przy  większej  części  kościołów  pa- 
raijalnych  są  domy  dla  dziadów  i  bab  ko- 
ścielnych, zwane  tradycyjnie  „szpitalami". 
Założony  w  XVI  w.  staraniem  ks.  Piotra 
Skargi  szpital  św.  Łazarza  w  Warszawie 
dopiero  w  XVIII  w.  z  rozporządzenia  mar- 
szałka Franc.  Bielińskiega  przeznaczono 
wyłącznie  dla;  chorych.  Ks.  Franc.  Jezier- 
ski za  kr.  Stani^awa  Augusta  tak  pisze 
o  szpitalach:  „Są  drobnych  fundacjówszpi- 
tale  po  kraju,  które  osoby  miejskiego  sta- 
nu na  swoich  własnych  gruntach  pofan- 
dowali,  częścią  niektórzy  dawni  książęta, 
biskupi  i  kapłani,  a  nakoniec  szlachta  dzie- 
dzice dóbr,  w  których  mieli  parafjalne  ko- 
ścioły... Rzadkie  miasto,  aby  wniem  nie 
było  kościoła  św.  Ducha  na  przedmieściu, 
te  wszystkie  kościoły  są  szpitalami,  a  te 
szpitale  są  znowu  inkorporowane  do  do- 
chodów paraf  jalnych.  Była  niezbyt  dawno 
wPolszcze  Komisja  wyznaczona  do  rozrzą- 
dzenia szpitalów.  Kie  przystąpiła  do  sku- 
tku, bo  dobra  szpitalów  nie  były  dobrami 
po-jezuickiemi." 

Szponton.  W  piechocie  polskiej  XVIII 
wieku  oficerowie  niżsi  używali  podczas  peł- 
nienia służby  szpontonów  czyli  rodzaju 
krótkiej  piki -halabardy.  Kitowiez  tak  opi- 
suje oficera  janczarów  straży  przybocznej 
hetmańskiej  za  panowania  Augusta  III: 
„w  ręce  prawej  juka  czyli  szponton  długi, 
czarno  farbowany,  drewniany,  o  dwuch 
konarach  n  wierzchu  mosiężnych,  pozła- 
canych z  dwoma  dzwonkami  takimiż". 


dbyGoot^le 


SZPOTAWY.— SZTURM  AK. 


Szpotawy  —  krzywonogi,  kateruoga, 
koślawy,  iść  szpotawo  znaczy  nakuli- 
wać,  fajtać  nogą.  Śpiczyński,  podając  rze- 
komy sposób  na  zezowatośii,  mówi:  „To 
tak  dłago  czynić  masz,  aż  się  oczy  szpota- 
we naprostują". 

SzrotOwnIca.  W  tomie  II  naszej  ency- 
klopedyi  w  artykule  Działo,  podaliśmy 
na  str.  99  rysunki  dwóch  dział  lwowskich 
zr.  1529  i  1534,  nazywając  pierwsze  moż- 
dzierzem,  a  drugie  tylko  działem. 
Już  po  wyjściu  pomienionego  tomu  wyda- 
na zostfJa  (r.  1902)  „Historja  artyle- 
ryi  polskiej"  Konstantego  Górskiego, 
gdzie  ta  same  działa  nazwane  są  S  z  r  o  t  o- 
wnicami,  a  dziejopis  ten  naszej  artyle- 
ryi  tak  o  nich  pisze:  „Dwie  z  tych  ostatnich 
(t.  j.  szrotownic)  przechowały  się  dotąd 
w  mazeam  historyczuem  przy  archiwum 
Lwowskiem.  Obie  są  z  żelaza  lanego  i  ma- 
ją uszy  i  czopy."  Skąd  powstała  nazwa, 
wyjaśnia  to  następujący  ustęp  z  dzieła  puł- 
kownika O-órskiego:  „Wiadomości  o  szro- 
townicach  w  podręcznikach  historyi  są 
dość  ciemne.  Ale  w  opisanych  powyżej 
nabijanie  mogło  się  odhywaó  w  ten  spo- 
sób, że  mając  daną  przestrzeń,  jaką  nabój 
zajmować  był  powinien,  wpędzano,  po  na- 
sypaniu prochu,  odpowiedniej  wielkości 
i  kształtu  szpuut  drewniany,  na  który  a- 
kładał  eię  kamień  i  krzemień  drobny,  albo 
żelazo  siekane.  Śrót  ten  przy  wystrzale 
rozlatywał  się  na  wszystkie  strony  i  mógł 
razić  nieprzyjaciela  na  niewielkiej  tylko 
odległości.  Stąd  wnosić  należy,  że  szroto- 
wnice  takie  mogły  być  używane  jedynie 
do  obrony  zamków  i  to  w  chwili  kiedy  nie- 
przyjaciel sztorm  przypuszczał." 

Sztabsoflcer  czyli  oficer  wyższy,  t.  j.: 
pułkownik,  major,  podpułkownik  czyli 
szef  bataljonu  lab  szwadronu.  W  epoce 
Królestwa  Kongresowego  ( 18 1 5  — 1830)  po 
pułkowniku  następowi  stopień  podpałko- 
wnika,  po  nim  zaś  stopień  majora.  B.  Gemb. 

Sztakiety.  Tak  nazywano  palisadę, 
ostrokół,  ok(^,  sztachety  obronne  na  wa- 


łach grodowych  i  koło  dawnych  dworów. 
Jabłonowski  w  „Pamiętnem  uprowadze- 
niu z  Bukowiny"  pisze:  „Pójdę  ochotnie 
na  szańc,  na  sztakiety". 

Sztandar— proporzec  jazdy.  Chorągwie 
duże,  używane  w  piechocie,  po  kościołach 
i  przez  cechy  rzemieślnicze,  noszone  były 
przez  chorążych.  CJhorągwie  małe,  uży- 
wane przez  jazdę,  nazywano  proporcami 
lub  sztandarami  i  te  noszone  były  przez 
propomików  i  sztandarowych.  W  ,Regu- 
lamenie  egzercerunku  Kawaleryi  Narodo- 
wej" z  r.  1786  znajdujemy  (str.  63):  „Sztan- 
darowy ma  stopień  wyższy  od  towarzysza, 
a  zostaje  pod  komendą  namiestnika;  obo- 
wiązany zawsze  z  sztandarem  jeździć  i 
sztandaru,  choćby  i  życie  mi^  utracić,  nie 
opuszczać"  (ob.  Proporzec,  £■«£:.  ^y/ar 
t.  III,  str.  120).  Sięgając  w  daleką  prze- 
szłość słowiańską,  znajdujemy  u  Thietma- 
ra,  że  już  w  pierwszych  latach  XI  stulecia 
pogańscy  Lutycy  mieli  chorągwie  bojowe 
\vexiUa\  na  których  wyobrażone  były  bó- 
stwa, a  pod  r.  1017  biskup  merseburski 
zapisuje,  że  bogini  lutycka,  wyobrażona 
na  chorągwi,  kamieniem  przez  pewnego 
Niemca  została  przedziurawiona.  Bogo- 
wie poprzedzają  ciągnące  w  1005  r.  na 
wyprawę  wojska  lutyckie,  a  jak  te  bogi 
wyglądały,  doczytujemy  się  u  tegoż  kroni- 
karza przy  opisie  Redgoszcza  (dii  stant 
manufacłi,.  galeis  ałque  loricis  terribiUier 
vesiiHJ.  Były  to  więc  postacie  o  kształtach 
ludzkich. 

Sztorf — w  muzyce  dętej  wieku  XVII 
i  XVIII  rodzaj  wielkiej  piszczeli,  jak  po- 
nłort,  głuszący  inne  narzędzia,  przy  wiel- 
kiej tylko  muzyce  wojskowej  używany. 
Na  sztorcistów  dobierano  chłopów  o  sil- 
nych płacach  (Ł.  Gołęb.  „Gry  i  zabawy", 
str.  221). 

Sztukfarki  hebanowe  w  urządzeniu 
domowem  wspomina  M.  Rej  w  „Żywocie 
człowieka  poczciwego" . 

Szturmak—hełm  czyli  szyszak  żelazny 
dobrze  podści&tauy,   wkładany  na  głowę 


dbyGoot^le 


SZTURKICHAB.— SZUBIENICZKA.. 


przez  Bztarmającycli  do  morów  twierdzy, 
ukaty  z  tak  gmbej  blachy,  £eby  nie  mógł 
byó  przebity  ani  zmiażdżony  rzuconym 
z  góry  kamieniem.  Sztunnakiem  nazywano 
tak2e  strzelbę  przy  wylocie  rozszerzoną. 
W  .Monitorze"  z  r.  1769  czytamy;  ,Para 
pistoletów,  szturmak,  obacb  i  barka  na 
ścianie  wisiała'.  W  dawnej  artyleryi  pol- 
skiej sztarmakiem  nazywano  takie  petar- 
dę czyli  puszkę  nabitą  prochem  do  wysa- 
dzania bram  i  murów  fortecznych. 

Sztarnichab — rodzaj  hełmu  przywdzie- 
wanego niekiedy  przez  rycei-zy  jadących 
w  kondukcie  pogrzebowym  królewskim. 

Szuba-  Mnchliński  powiada,  te  po  tu- 
reoku  dżuppa  jest  nazwą  sukni  krótkiej, 
podbitej  futrem  z  rękawami  krótkimi,  no- 
szonej pod  wielką  szubą  albo  płaszczem. 
Już  od  czasu  wojen  krzyżowych  zaczęły 
się  upowszechniać  na  Zachodzie  Europy 
różne  wschodnie  nazwy  przynoszonych  ze 
Wschodu  drogą  zdobyczy  lub  handlu  ubio- 
rów, tkanin  i  uzbrojeń.  Stąd  też  z  tureckie- 
go diuppa  powstało  włoskie /i  w//fl,  franc. 
jupe,  polskie:  szuba,  szubka  i  jupka.  No- 
szone przez  Polaków  w  zimie  odwieczne 
kożuchy  baraniu,  lisie,  niedźwiedzie,  wil- 
cze, rysie  i  sobole,  zwane  lisiurami,  niedż- 
wiedniami,  wilczurami  i  t.  d.,  nie  pokry- 
wano pierwotnie  niczem  lub  szarem  su- 
knem domowej  roboty  z  wełny  owiec  pol- 
skich, bo  o  tej  barwie  jako  tradycyjnej 
z  przeszłości  wspominają  nieraz  pisarze 
polacy  XVI  w.  Dopiero  gdy  możni  zaczęli 
na  wzór  szub  tureckich  pokrywać  swoje 
futra  wzorzystym  adamaszkiem,  atłasem, 
aksamitem,  szkarłatem  i  t.  d.,  przerobiono 
i  turecką  nazwę  d&uppy  dla  tych  fnter  na 
polską  szubę.  Surowszy  klimat  wymagał 
większych  kołnierzy  do  podaoszenia  w  ra- 
zie potrzeby,  ale  rycerze  zostawiali  krótkie 
wschodnie  rękawy  dl  a  swobodnych  ruchów 
ręki.  Panów  naśladowała  średnio -zamożna 
szlachta,  więc  spotykamy  w  XVI  w.  szla- 
chcica podlaskiego  Stanisława  Wojnę  na 
Wojnach,  który  musiał  zadziwić  swój  po- 


wiat jakąś  niezwykłą  szubą,  skoro  został 
przezwany  „szubą",  a  przezwisko  to  stało 
się  przydomkiem  potomków  i  jego  wsi  dzie- 
dzicznej (niedawno  i Rszcze  do  nich  należą- 
cej) podzieó  dzisiejszy.  Szuba,  zastosowana 
do  konnej  jazdy,  przesta  na  delję  (z  turec. 
łelej,  ob.  Enc,  Star.  t.  I,  str.  312).  Niewia- 
sty nosiły  futrzane  szubki,  półszubkiijup- 
ki.  Katarzyna  z  Lipowca  Dydyńska  w  te- 
stamencie z  r.  1653  zapisała  Annie  Sie- 
mieńskiej  „szubkę  czarną  gronostajami 
podszytą".  Stryjkowski  mówi  o  królu  „w 
hatłasowej  szubce  podbitej  rysiami".  Sta- 
rowolski  wspomina  o  .szubeczkach  popie- 
liczych'.  Możni  sprawiali  dziatkom  „szube- 
czki  adamaszkowe'.  W  sielance  Gawiń- 
skiego słyszymy; 

Nb  wai  cztoniek  strojów  nie  Esl^wa, 

Oprócz  co  się  gicrmakieni  i  szubą  okryna. 

Szubienica  (z  niem.  schieben  —  szybo- 
wać,  bujać)— dwa  stupy  pionowe  z  trzecim 
poziomym  na  wierzchu,  który  zwał  się 
szlemie  (od  szłom,  hełm).  Same  nazwy 
niemieckie  mówią  o  £ródle  pochodzenia, 
które  było  wspólne  ze  wszystkimi  przyrzą- 
dami torturowymi  w  średniowiecznych 
miastach  niemieckich  i  zachodniej  Euro- 
pie wydoskonalonymi.  Słowianie  wieszali 
złoczyńców  wprost  na  gałęzi,  stąd  stare 
polskie  wyrażenia:  „nagaląż,  wart  gałęzi', 
a  dopiero  prawa  niemieckie  miejskie  wpro- 
wadziły budowanie  szubienic  na  urząd, 
takich,  o  jakich  Pasek  pisze  w  swych  pa- 
miętnikach: „bo  cię  nie  minie  drewno,  któ- 
reć  pan  krakowski  (kasztelan  krakowski) 
fandnje,  albo  raczej  grecka  litera  II."  Ry- 
siński  zapisał  stare  przysłowie:  „Nie  miło 
złodziejowi  na  szubienicę  patrzyć".  Lud 
polski  powtarza  dotąd  przysłowie:  „Od 
łyczka  do  rzemyczka,  od  rzemyczka  do 
koniczka,  od  koniczka  na  szubienicę'.  Bir- 
kowski  pisze:  „W  rynku  sznbienice  budo- 
wali, aby  nieposłusznych  wieszali'. 

Szubieniczka — starodawna  gra  studen- 
cka, do  której  kreśli  się  kredą  figura,  jak 
na  rysunku,  podanym  w  t.  II  str.  48  niniej- 


dbyGoot^le 


340 


SZUBRAlVCy. 


azej  Encyklopedyi.  Jeden  z  grających  pi- 
sze kreski,  a  dmgi  k^ka  do  3-ch  razy;  pó- 
źniej piBzą  również,  ale  tylko  zmazając 
Bwe  poprzednie.  Kto  pierwszy  wzdłuż  inb 
wpoprzek,  albo  ukośnie  astawil  swoje  trzy 
znaki,  wygrywał. 

Szubrawcy.  Towarzystwo  literacko- 
moralne  w  Wilnie,  Ignacy  Lachnicki,  dr. 
filoz.,  wydal  w  r.  1817  w  tern  mieście  parę 
numerków  luźnego  pisemka  p.  t.  „Wiado- 
mości brukowe",  do  którego  dały  powód 
okoliczności  i  zdarzenia  współczesne.  Ka- 
zimierz Kontrym  nadf^  „AYiadomościom 
brukowym"  trwałość  i  kilkoletnie  istnienie 
(do  r.  1822)  przez  zwożenie  towarzystwa 
literackiego  .Szubrawców,"  do  którego 
należeli  uczeni  i  obywatele  litewscy,  dbali 
o  poprawę  moralną  spółziomków  i  prosto- 
wanie krzywycti  pojęó.  Wyszydzali  rfe 
nałogi  i  zakorzenione  wady  społeczne  pię- 
tnując dowcipem  i  szyderstwem:  próżniac- 
two, szulerkę,  gnuśność,  pieniactwo,  nie- 
ludzkośó,  rozpustę,  próżność,  fraucuzczy- 
znę  i  tym  podobne  skażenia  charakteru 
polskiego.  Dla  towarzystwa  wydany  był 
„Kodeks  Szubrawski"  (przeważnie  ułożo- 
ny przez  Kontryma.  Członkowie  przybie- 
rali nazwiska  z  bajecznej  mitologii  litew- 
skiej i  niemi  podpisywali  swe  prace.  Mi- 
chał Baliiiski  {Auszlawis),  strażnik  łopaty 
i  porządku,  opisał  żartobliwym  wierszem 
początek  i  dzieje  towarzystwa  p.  t.  Mixtum 
Chaos  czyli  Hisiorja  Szubrawców  w  Tygo- 
dniku Wileńskim  r.  1819.  Pierwszym  pre- 
zydentem towarzystwa  był  uczony  dr.  me- 
dycyny Jakób  Szymkiewicz  {Perkunaś)- 
Po  jego  zgonie  wybrano  sławnego  Jędrze- 
ja Śniadeckiego  pod  imieniem  Soiwaros. 
Główniej  szy mi  edonkami  towarzystwa 
byli:  profesor  uniwersytetu  Leon  Borow- 
ski (Pcrgrubis),  poeta  Ignacy  Szydłowski 
( Gulut)  i  wielu  innych.  Piotr  Chmielow- 
ski ogłosił  w  Tygodnika  Bustr.  „Towarzy- 
stwo Szubrawców  i  Jędrzej  Saiadecki,  za- 
rys obyczajowo-literacki'',  gdzie  powiada: 
„Przez  lat  6  wydano  tyleż  tomów  .Wiado- 


mości brukowych"  (1817 — 1822)  i  to  jest 
najważniejszy  i  najtrwalszy  ślad  dzi^alno- 
ści  Tow.  O  liczbie  jego  członków  nic  pe- 
wnego nie  wiemy.  W  .Pamiętniku  war- 
szawskim" z  grudnia  18L7  roku  znajduję 
wiadomość,  że  wówczas  liczba  członków 
miejskich  i  wiejskich  wynosiła  80.  Zdaje 
się  rzeczą  prawodopodobną,  że  „Kode- 
ksem* przepisana  cyfra  członków  miej- 
skich (40)  zebrana  się  dosyć  wcześnie  i  prze- 
trwała aż  do  upadku  Towarzystwa.  Szło- 
by  więc  nam  głównie  o  liczbę  rustyka- 
nów,  któraby  nam  mogła  pokazać,  jak 
szeroko  na  prowincyi  wpływ  Szubraw- 
ców praktycznie  się  rozpowszechnia],  jak 
wielkie  uznanie  ich  myśli  i  dążenia  znaj- 
dowały wśród  ogółu  inteligencyi...  Obec- 
nie zadowolić  się  musimy  ogólnemi  wia- 
domościami, powtarzanemi  przez  Baliń- 
skiego i  Kogalskiego,  że  Towarzystwo  wy- 
wierało wpływ  znakomity,  że  pomimo  nie- 
chęci, jaką  mu  niektórzy  okazywali,  więk- 
szość światłych  ludzi  była  za  niem  i  że 
wpływ  ten  był  bardzo  zbawienny".  Se- 
weryn Goszczyński,  jakkolwiek  przyzna- 
je, że  „Wiadomości  brukowe"  były-pełne 
zalet  pod  niektórymi  względami,  powia- 
da przecież  ironicznie,  źe  uderzały  „raza- 
mi naoślep,  to  w  magnetyzm,  to  w  piso- 
wnię Felińskiego,  to  w  tym  podobne  ob- 
jawienia nowości". — „Łatwo  zrozumieć^ 
pisze  Chmielowski  —  dlaczego  poecie  nie 
podobało  się  Towarzystwo  krytyczne,  wo- 
jujące dzielnie  dowcipem.  Goszczyński 
podzielał  jedno  ze  złudzeń  romantyzmu, 
jakoby  dowcip  był  wprost  przeciwnym 
poezyi,  która  powinna  była  malować  tyl- 
ko aczncia  tkliwe  lub  potężne,  wzruszać 
i  unosić  czytelnika".  W  zakończeniu  po- 
wyższej wiadomości  o  Towarzystwie  Szu- 
brawców, dodać  musimy  naszą  uwagę,  że 
gdyby  inteligencja  spt^eczeństwa  polskie- 
go miała  w  sobie  więcej  żywotności,  to  6 
roczników  „Wiadomości brukowych",  któ- 
re niebawem  stały  się  bibljograficzną 
rzadkością,  powinny  były  zostać  przedru- 


■yGoot^le 


SZUCHALEJA.— SZWOLEŻEROWIE. 


341 


kowane  w  jednym  dniym  tomie,  z  obja- 
śnieniami przez  długo  żyjących  ogonków 
Towarzystwa,  którzy  mnóstwo  ciekawych 
szczegółów  unieśli  z  sobą  do  grobu  na 
zawsze. 

Szuchateja  —  lódż  obszerna  w  rodzaja 
batn,  mogąca  pomieńcić  kilkanaście  do  30 
osób,  nżywana  szczególniej  na  rzekach 
piiiskicb.  Wydawane  w  Wilnie  „Wiado- 
mości brakowe"  (z  r.  1818)  opisnją  humo- 
rystycznie, jak  sprawnik  ziemski  lab  ase- 
sor niższego  sądu,  nawykły  do  jeżdżenia 
lądem  z  dzwonkiem  »  hołobli,  żeby  mn 
wszyscy  z  drogi  ustępowali,  chcąc  utrzy- 
mać powagę  swoją  i  na  wodzie,  przenosi 
dzwonek  i  na  szuchaleję,  gdzie  paląc  lal- 
kę trzyma  za  sznurek  i  sam  dzwoni  lob 
każe  kluczwójtowi,  by,  słysząc  go  z  dale- 
ka,  wszelkie  czółny  przed  nim  umyk^y. 

Szuplenle.  Tak  zwano  na  Żmudzi  ka- 
szę jęczmienną  lub  groch  atarty,  okraszo- 
ne słoniną,  a  zwłaszcza  wieprzowym  ogo- 
nem, n  luda  i  drobnej  szlachty  żmadz- 
kiej  był  zwyczaj,  że  gdy  konkurentowi  o 
rękę  panny  chciano  daó  znak  pomyślny, 
zatykano  w  szapieniu  kawałki  ogona  do 
góry,  jeśli  zaś  nadół  były  spuszczono,  zna- 
czyło, że  żadnej  nie  może  mieó  nadziei, 
tak  samo  jak  w  innych  okolicach  krają 
czernina,  arbuz  lub  wieniec  grochowy. 

Szurzy  albo  szarża — bratżony,  dzie- 
wierz,  szwagier.  Bielski  w  XVI  w.  pisze: 
„Gdy  Amurat  miał  szurzego  w  więzie- 
niu, prosiła  żona  za  bratem  o  łaskę".  (Ob. 
pokrewieństwa,  £nc.  Siar.  tom  IV, 
str.  64). 

Szustmana  —  strój  niewieści  wspomina- 
ny w  XVII  w.  przez  Haura,  mający  zape- 
wne jaldś'z  wiązek  z  późniejszym  s  zustem 
z  czasów  Saskich,  także  abiorem  kobie- 
cym. A  była  i  gra  w  karty,  zwana  s  z  u- 
etem. 

SzustOkory  bławatne  wspominane  są 
w  XVIII  w.  jako  ubiór  strojny  niewieści. 
Zdaje  się,  że  nazwa  ta  jest  spolszczeniem 
francuskiej  jusfe  att  corps. 


Szwoleżerowie.  Dekretem  d.  6  kwietnia 
1807  roku  ces,  Napoleon  utworzył  pułk 
gwardyi  swojej,  mający  się  składać  z  Po- 
laków klas  wyższych.  Nazwa  pułku  po 
francusku  brzmiała  /-*■  Regiment  de  chc- 
vau-iigers{polonais)  de  la  Gardę  Zmptfrialcy 
po  polsku:  ,pułk  lekkokonny  polski  gwar- 
dyi". Od  r.  1809  pułk  ten  otrzymał  lance 
i  z  tego  powoda  do  wyrazu  chez'au-l^gers 
dodany  został  wyraz  lanciers  czyli  ułani. 
Pnlk  ten  ułanów  gwardyi  odznacz^  się 
świetnie  we  wszystkich  kompanjach  cesar- 
stwa. Jego  wiekopomny  atak  pod  Somo- 
sierra w  Hiszpanii,  który  był  pierwszym 
czynem  wojennym  pułku,  przytaczany 
jest  w  szkołach  wojskowych  jako  wzór 
męstwa.  Pomimo,  iż  pułk  ten  liczył  się 
w  wojska  francaskiem,  był  na  żołdzie  tego 
paAstwa  i  ożywał  komendy  francnskiej, 
jednakowoż  zachow^  w  zupełności  uczu- 
cia narodowe.  Jako  widomy  znak  tego 
duży  zachowany  dotąd  proporczyk  praw- 
dopodobnie noszony  przy  pułkownika  (fa- 
nion  du  colonel).  Napisy  na  prawej  stro- 
nie eą  następujące:  „N  wybawiciel— Polk 
lekko-konny-polski — przy  boka — Napole- 
ona Wielkiego"  z  boku  równolegle  do 
drzewca  „Znak  zwycięstwa".  Napisy  i  zna- 
ki po  lewej  stronie:  przy  drzewcu  z  boku 
„Znamię  Polaka",  pośrodku  orzeł  polski 
na  tle  gwiazdy  karmazynowej  o  6  promie- 
niach; napisy  na  promieniach:  „Honor, 
Ojczyzna,  Rząd,  Prawo,  Cnota,  Własność", 
wokoło  gwiazdy  zaś:  „Odwaga,  męstwo, 
karność.  Poświęcenie,  pojednanie,  stałość. 
Posłuszeństwo,  gorliwość,  wierność.  O- 
świecenie,  praca,  skromność.  Czułość,  spra- 
wiedliwość, ludzkość.  Staranność,  oszczę- 
dność, przezorność".  W  r.  1899  wyssdo 
obszerne  dzieło  pod  tytułem:  „Źródła  do 
historyi  pałku  polskiego  lekko-konnego 
Gwardyi  Napoleona  I",  wydiJ  A.  Hembow  - 
ski.  Jako  dopełnienie  podajemy  ta  niezna- 
ny dekret  formacyjny  pnłkn  z  oryginału 
francuskiego  w  tłómaczeniu  polskie  m: 
„W  obozie  naszym  cesarskim  w  Fin- 


dbyGoot^le 


342 


SZWOLEŻEROWIE. 


kenstain  d,  6  kwietnia  1807:  Napoleon,  ce- 
sarz FraDCuzów  i  król  włoski, postanowili- 
śmy i  stanowimy  co  następuje:  Arl.  i-y- 
Utworzony  będzie  połk  Lekko-konny  pol- 
ski gwardyi.  Art.  z-gi.  Patk  ten  składać 
się  będzie  z  czterech  szwadronów,  każdy 
o  dwuch  kompanjach.  Art.  j-ci.  Każda 
kompanja  składać  się  będzie  z  jednego  ka- 
pitana, dwuch  poruczników  lej  klasy, 
dwuch  poruczników  2-ej  klasy,  jednego 
wachmistrza  szefa,  sześciu  wachmistrzów, 
jednego  furjera,  dziesięciu  brygadjerów, 
dziewięćdziesiąt  siedmiu  szwoleżerów, 
trzech  trębaczy,  dwuch  kowali.  Art.  4-ty. 
Sztab  pułku  będzie  złożony:  z  jednego  puł- 
kownika dowódzcy,  dwudh  majorów  irau' 
cuzów  wziętych  z  gwardyi,  czterech  sze- 
fów szwadronu,  jednego  kwatermistrza 
podskarbiego,  jednego  Icapitana  instruktO' 
r a  wziętego  z  gwardyi,  dwuch  adjutan 
tów  majorów  wziętych  z  gwardyi,  czterech 
podadjutantów  majorów  wziętych  z  po- 
między Polaków,  co  służyli  w  legjonach 
we  Francyi,  jednego  podchorążego  sztan- 
darowego, z  czterech  oficerów  zdrowiai 
z  których  dwuch  1-ej  klasy,  a  dwuch  2-ej 
lab  3-ej  klasy,  jednego  podinstruktora  w 
randze  wacbmistrza-szefa,  jednego  artysty 
konowała,  dwuch  pomocników  artystów 
konowałów,  jednego  sztabs  -  trębacza, 
dwuch  trębaczy  brygadjerów,  jedaego 
majstra  krawca,  jedaego  majstra  rajtnżni- 
ka,  jednego  majstra  szewca,  jednego  pusz- 
karza,  jednego  siodlarza,  jednego  płatne- 
rza, dwuch  kowali.  A  rt.  ^-ty.  Żeby 
być  przyjętym  do  korpusu  szwoleżerów, 
trzeba  być  właścicielem  lub  synem  wła- 
ściciela, nio  mieć  mniej  lat  18-tn,  a  nie 
więcej  nad  40  lat  wieku  i  opatrayć  się 
własnym  kosztem  w  konia,  mundur,  w 
1'zęd  i  ryasztunek  kompletny,  stosownie  do 
wydanego  wzoru;  co  się  zaś  tyczy  osób, 
któreby  nie  były  w  stanie  sprawić  sobie 
zaraz  konia,  munduru,  rzędu  i  rynsztun- 
ku, tym  dana  będzie  zaliczka.  Koń  bę- 
dzie mieć  miary  4  stóp  i  9  cali  najwięcej. 


a  4  stóp  i  6  cali  najmniej.  Art.  6-ty.  Szwo- 
leżerowie gwardyi  polskiej  będą  mieli  tę 
samą  pracę  co  strzelcy  konni  gwardyi. 
Pobierać  będą  żywność,  furaże  i  będą 
mieć  massy,  stosownie  do  taryiy  oznaczo- 
nej przez  pułkownika  generalnego,  do- 
wódzcę  całej  jazdy  gwardyi.  Art.  7.  Koszt 
pierwszego  ekwipowania,  jaki  będzie  zali- 
czony przez  Radę  administracyjną  tym, 
coby  nie  mieli  dostatecznych  funduszów 
własnych,  potrącany  będzie  aż  do  umo- 
rzenia z  żołdu,  licząc  po  15  soldów  dzien- 
nie. Art.  Z.  Rada  administracyjna,  ra- 
chunkowość, rejestra,  urządzone  będą  w 
taki  sam  sposób  jak  w  innych  pułkach 
gwardyi  konnej.  Arl.  g.  Osoby,  chcące 
się  zaciągnąć  do  szwoleżerów  gwardyi, 
mają  się  przedstawiać  bezzwłocznie  księciu 
Poniatowskiemu,  dyrektorowi  wydziału 
wojny,  przed  którym  usprawiedliwią  się 
z  przymiotów  i  warunków  wymaganych 
w  artykule  5-ym.  Następnie  przedstawią 
się  majorowi  wyznaczonemu  do  organiza- 
cyi  pułku,  który  zrobiwszy  ich  przegląd, 
wcieli  takowych  do  pułku  i  zapisze  w  kon- 
trolę ich  wiek,  rysopis,  kraj,  z  którego  są 
rodem,  nazwisko  ojca  i  matki.  Kontrola 
ta  podaną  nam  będzie  do  naszego  podpi- 
su. Art.  10.  Nasz  major  generalny,  mi- 
nister wojny,  ma  sobie  poleconem  wyko- 
nanie tego  naszego  dekretu".  Pułkowni- 
kiem i  nominalnym  dowódzcą  pułku  był 
generał  Wincenty  Krasiński.  B.  Gemb. 

Szyb  albo  szaszor  —  dawna  nazwa 
latawca  klejonego  zwykle  w  kształcie  or- 
ła przez  chłopców  do  puszczania  na  cien- 
kim sznurku  w  powietrze. 

Szychtuch  —  tkanina  z  szychu  czyli 
lama  fałszywa,  naśladowana. 

Szymel  albo  koń  biały  —  gra  staro- 
dawna w  karty  i  kosteczki.  Są  w  niej  4 
„matedory",  jeździec  czyli  szymel,  młot, 
kowadło,  4  dzwona  i  kawiarnia. 

Szyndem,  szyndowaniem  (zniem.  schrii- 
deTi)  nazywano  obdzierstwa  i  zdzierstwa. 
W  rotach  przysiąg  sądowych  z  XrV  i  XV 


dbyGoot^le 


SZYP.— SPICHLERZ. 


wieku  czytamy  o  szyndzia,  więc  np.  w 
T.  1391  przysięga  jeden  „jako  Jan  z  0-a- 
włowic  uieszyndowal  Mikołaja  Smoka  na 
dobrowolnej  drodze".  Inny  przysięga  w 
r.  1404,  „jakom  Macieja  nie  szyndował  z 
swym  pomocnikiem  żadnym".  Jeszcze 
r.  1558  skarią  posłowie  na  sejmie,  że  pa- 
nowie solnicy,  szukając  soli,  „domy  i  skrzy- 
nie im  Bzyndnją",  a  M.  Bielski  przest^e- 
ga,  że  kobiety  rozszyndują  prostakom  ka- 
lety {Briickner). 

SiyPi  szypik  (z  czesk.  szip)  —  strzała. 
Wargocki  pisze:  .Ugodzony  z  kuszy  szy- 
pem  na  wylot,  upadł  i  umarł"  lub:  „Na 
takim  miejscu  stawił  wojsko,  skąd  już 
mógł  szypem  (strzałami)  dosiągnąć  obozu 
nieprzy j  aci  el  ski  ego  ^ . 

Szyposz,  s  i  p  o  s  z  —  piszczałka  i  grają- 
cy na  niej  piszczek.  Zimorowicz  pisze  w 
sielankach:  .Szyposze  wielogłośne  i  rogi 
myśliwe".  Wyraz  przyjęty  od  Węgrów, 
gdy  od  czasów  Stefana  Batorego  zaczęto 
w  Polsce  naśladować  ubiory  i  niektóre  u- 
rządzenia  wojskowo  węgierskie. 

Szyptucll — tkanina,  sprowadzana  z  za- 
granicy postawami.  Linde  zapewnia,  że 
była  gruba  i  robiono  z  niej  żagle  (?). 

Szysz  —  wolontarjusz  w  czasie  wojny. 
W  djarjuszu  wojny  z  r.  1633  czytamy: 
„nasi  pachołkowie  wojskowi  gva.%partim 
od  szysz  ów,  partim  od  czat  nieprzyja- 
cielskich^ . 

Szyszak  —  kapalin  (ob.),  łebka,  hełm, 
żelazna  wysoka  przyłbica. 

Szyszowie,  szysze,  awanturnicy  woj- 
skowi. Naruszewicz  w  dziele  o  Chodkie- 
wiczu pisze:  „Wszystkie  gościńce  Moskwa 
osadziła  gęstymi  szyszami". 

Scibor,  imię  starożytne  u  Polaków,  po- 
chodzące, jak  się  zdaje,  od  imienia  Czci- 
b  o  r,  Święć  i  bor,  S  want  obór.  Ob.  Imio- 
na staro-polskie  {Enc.  Starop.  tom  II, 
str.264). 

ściennik,  ościennik  —  sąsiad  grani- 
czący dobrami;  ścienne  kopce  były  to 
kopce  graniczne,  ale  nie  narożne,  tylko 


wzdłuż  ściany  granicznej,  wspólnie  dla  o- 
bu  ścienników  usypane.  Scienniklem  lub 
ścianą  zwano  także  40  pasm  przędziwa 


Ślubem  zawiązać.  Bielski  w  Kronice 
pod  r.  1638  pisze:  „Spożywano  na  Sejm 
kilka  osób  przedniejszych  z  szlachty,  któ- 
re miano  za  herszty  zaburzenia  lwowskie- 
go i  byli  slabem  o  to  związani".  W  kon- 
stytucyi  z  r.  1609  powiedziano:  „Rotmi- 
strzowie obwinionych  towarzyszów  ślu- 
bem, zawiązaó,  a  pacholików  dotrzymać 
mają".  Wyrażenia  tego  nie  rozumiemy 
dość  jasno. 

Śffliat  lub  śniat  —  pień  z  pszczelami 
czyli  ul  dziany,  umieszczony  na  rusztowa- 
nia, które  zowie  się  stań  przy  drzewie 
bartnem. 

Śmigownica.  Działo  z  tyłu  nabijane, 
będące  pierwowzorem  przyszłej  broni  od- 
tylcowej.  W  cekauzie  tykocińskim  za 
Zygmunta  Augusta  znajdowało  się  3  śmi- 
gownice.  Smigownice  w  czasie  wojny  wo- 
żono po  kilka  na  jeduyrn  wozie  a  obsługi- 
wał zwykle  kaidy  taki  wóz  jeden  pasz- 
karz.  Do  celowania  smigownice  musiały 
stać  wpoprzek  wozu  i  odbywać  dwa  obro- 
ty, jeden  w  kierunku  płaszczyzny  piono- 
wej, a  drugi  w  prawo  i  w  lewo  (Górskie- 
go .Historja  artyleryi  polskiej"  str.  59, 
83  i  84).  W  wieku  XVIII  Paprocki  pisze, 
że  „armaty  od  10,  8  i  7  funtów  zowią  śmi- 
gownicami".  Jakubowski  zaś  mówi  o  nich: 
.Smigownice  albo  węże".  Wójcicki  nie 
przytacza  iródła,  na  zasadzie  którego 
twierdzi,  że  smigownice  ostatni  raz  były 
użyte  za  Kościuszki. 

Spichlerz,  spichrz  (z  niem.  i  łaciny 
Spicker,  Speicher),  po  polsku:  żytnica, 
sół,  solek  —  budynek  przeznaczony  do 
zsypywania  zboża.  Mączyński  w  słowni- 
ku swoim  z  r.  1564  pisze:  „Sól,  granarium, 
szpichlerz,  gdzie  żyto  zsypują".  Długosz 
podaje,  że  w  r.  1225  ks.  Władydaw,  syn 
Ottona,  czyli  Odonicz  popalił  w  Miedźwie- 
dziu  wielkopolskim  spichrze  książęce  swe- 


dbyGoot^le 


344 


go  stryja  Wladysła- 
■w  a  Ijaskonogiego 
czyli  wielkiego.  Gdy 
zboże  stron  label- 
skich  przeznaczone 
do  spławu  wywożo- 
no do  Kazimierza, 
pobudowano  tam 
nad  Wisłą  kilkana- 
ście spichlerzy,  z 
których  dwa  przed- 
stawiamy ta  pod- 
ług rysnnku  An- 
driollego.  Drugi  ry- 
sunek tego£  mala- 
rza jest  widokiem 
starego  Spichlerza 
w  Sandomierzu. 
Trzeci  rysunek 
przedstawia  staro* 
dawny  spichlerz  dre- 
wniany, który  stał 
niegdyś  na  podwó- 
rzn  klasztoru  pp. 
norbertanek  kra- 
kowskich na  Zwie- 
rzyńcu, w  r.  1878 
rozebrany  i  przenie- 
siony do  wsi  Lubo- 
rzycy  w  Królestwie 
Polskiem.  Wogóle 
rysunków  spichle- 
rzy drewnianych 
polskich  z  w.  XVI 
—  XVIII  zebrali- 
śmy jeszcze  znaczną 
ilośó,  których  pomie- 
szczenie nastąpi  w 
zamierzonem  przez 
nas  wydaniu  osob- 
nego dzieła  o  budo- 
wnictwie drewnia- 
nem  dawnej  Polski. 
Śpiia  (od  Speise) 
w  staropolszczyżnie 
znaczyła    2ywnoś<!, 


Stare  epirhlerze  w  Kaziinjerzu  iind  Wisłą. 


Stary  spichlerz  w  Saadouierzu  nad  Wiiilu. 


dbyGoot^le 


Śpiuhlerz  z  klaiztoni  pp.  norbcnonck  krakowskicli  na  Zwierzyńcu. 


spiiowBĆ  albo  piców  ać  t.j.  w  ży\i~- 
nośó  obficie  opatrowaó. 

Spiżarnia.  Ł.  Gołębiowski  powiada 
{„Domy  i  dwory"  "Warszawa,  r.  1830),  że 
kucharz  czy  kucharka  znaleźć  powinni 
spiżarnię  (polską)  dobrze  opatrzoną  w  mą- 
ki: gryzową,  razową  czyli  śrótową  dla  cze- 
ladzi; pszenną  we  trzech  gatunkach:  po- 
ślednią, średnią  i  najcieńszą,  która  „t^^- 
rymoncką"  się  zowie;  praitoną,  przypieka- 
ną, jęczmienną,  owsianą,  hreczaną,  pod- 
krapną;  grace  czyli  kaszy  rozmaite;  dalej 
w  omastę,  jako  to:  masło,  słoninę,  smalec, 
bnljon,  mięsiwa,  drób',  zwierzynę,  warzy- 
wa, jaja,  nabiały,  korzenie,  grzyby.  Jak  by- 
ły we  wszystko  bogate  spiżarnie  panów 
naszych,  za  dowód  posłużyć  może  nastę- 
pująca anegdota.  GWy  król  Władysław  IV 
z  mrzonką  Cecylją  Renatą  i  licznym  dwo- 
rem był  u  Kazimierza  Lwa  Sapiehy  w 
Hożauie,  i  dość  długo  zabawił,  mając  wy- 
jeżdżać, rzekł  żartem:  „objedliśmy  pod- 
kanclerzego,   czas    wyjeżdżać".    Gospo- 


darz zaprosił  wówczas  króla  do  spiżami 
i  3-piętrowych  sklepów,  które  obejrzaw- 
szy król,  zdziwiony  obfitością  zapasów, 
przydał:  „  mybyśmy  podkanclerzego  i  przez 
cały  rok  nie  objedli".  W  wielkich  spiżar- 
niach pańskich  wisiały  na  drągach  kuro- 
patwy i  iane  ptactwo  dzikie,  na  marmu- 
rach leżało  mięsiwo,  na  szubienicy,  w  sie- 
niach kuchennych,  wisiały  dziki,  łosie,  je- 
lenie, samy  do  dalszego  użycia,  wypatro- 
szone i  napchane  jałowcem.  Rodziny  zie- 
mian polskich,  nie  znosząc  dawniej  miesz- 
kania w  mieście  ani  zagranicą,  miewały 
spiżarnie  obficie  zagospodarowane  przez 
same  panie,  które  też  po  dworach  szlache- 
ckich wszystko  same  z  pod  klucza  swego 
wydawały,  mając  tylko  „dworkę"  do  po- 
mocy w  domowem  gospodarstwie,  którą 
później  nazywano  „szafarką".  Po  dwo- 
rach większych  obroki,  mąki,  krupy,  okra- 
sy*piwo,  żelazo,  miał  pod  swoim  kluczem 
w  oddzielnym  lamusie  i  wydawał  .sza- 
farz", apteczką  zaś  zawiadywała  „panna 


dbyGoot^le 


346 


ŚREDZKIE  PRAWO.— Ś WIEŚĆ. 


apteczkowa"  (ob.  Apteczka  domowa, 
Enc.  Siar.  1. 1,  str.  57). 

Średzkia  prawo.  Czaoki  powiada,  że 
w  mieście  wielkopolakiem  Środa  byto  w 
sredaich  wiekach  zapewne  najpierwej 
wprowadzone  prawo  niemieckie  czyli  sa- 
skie, skoro  się  w  tej  części  kraju  nazywało 
„prawem  śrzedzkiem*,/Mj  Szrodense. 

Środopoicia  ob.PóIpoście. 

Świadeczny  lubodprawny  list.  Pra- 
wo z  r.  1628  stanowiło,  iż  tych,  którzy 
bez  listów  świadecznych  hetmana 
albo  pułkowników,  rotmistrzów,  porucz- 
ników z  wojska  pruskiego  i  litewskiego 
pouciekali,  nikt  przyjmować  nie  ma,  i  ow- 
szem łapać  i  do  grodów  pobliższych,  albo 
do  wojska  odsyłaó  ich  mają.  A  ktoby  ich 
imać  i  wydawać  ni©  dopuścił,  podlegał 
karze  500  marek  (ob.  Pasporty,  Enc. 
Star.  i.  m,  6tr.  325). 

Świadek.  W  prawodawstwach  średnio- 
wiecznej Kuropy  istniał  rodzaj  świadków 
a  raczej  poręczycieli,  którzy  nie  przysię- 
gali na  to,  co  widzieli,  ale  na  to,  \t  wierzą 
święcie,  2e  obwiniony  nie  spełnił  zarzuco- 
nego mu  przestępstwa,  czyli  zaprzysięgali 
jego  niewinność.  Kęczyciele  podobni  zwa- 
li się  spółzaprzyaiężeami  (consacramenła- 
les,  conjuratores)  i  przyjmowani  byli  w 
niektórych  przypadkach  aż  do  XVIII  w. 
w  Polsce.  Statut  Litewski  zastrzega!  wy- 
raźnie, że  świadczyć  nie  mogą:  1)  o  zbro- 
dnię gardłową  posądzeni;  2)  słudzy  i  pod- 
dani przeciw  panu;  3)  szaleui;  4)  wspólni- 
cy występków;  o)  baaoici.  Nadto  tenże 
statut  wymagał,  aby  byli  clirześcijanami 
czyniąc  wyjątek  tylko  dla  Tatarów,  pozo. 
stających  w  służbie  królewskiej.  Żydzi 
mogli  być  świadkami  tylko  w  sprawach 
pomiędzy  wyznawcami  ich  religii.  Swo- 
im porządkiem  byli  i  świadkowie  na  wzór 
dzisiejszych,  którzy  przysięgali  w  sądzie 
przed  zeznaniem  na  to,  że  powiedz-  pra- 
wdę, co  widzieli  lub  słyszeli.  Statut  Li- 
tewski powszechnie  na  3  świadkach  prze- 
stawał,  a  gdy  ich  było  2,  wówczas  strona 


sama  winna  była  ich  swoją  przysięgą  we- 
sprzeć. Świadków  w  charakterze  porę- 
czycieli, t.  j.  spółzaprzysiężców,  wymaga- 
no zawsze  większej  liczby,  bo  od  6  do  20. 

ŚwIebodziAskle  sukno  lub  świebodz- 
kie  (u  Lindego  i  w  instruktarzu  celnym 
lit.  mylnie  nazwane  świchodziAskiem),  wy- 
rabiane już  w  XVI  w.  w  Świebodzynie 
wielkopolskim. 

Świekierob.  Pokrewieństwa  (.£'«c. 
Starop.  t.  IV.  str.  63). 

Swiapiat,  świepiot  —  drzewo  z  wy- 
próchniała  dziuplą,  w  której  osiadły  same 
pszczoły  .borówki".  fStatat  Litewski  mó- 
wi: „Ktoby  świepiet  umyślnie  w  czyim 
lesie  porąbał  i  miód  wybrał,  ma  za  to 
sześć  rubli  groszy  zapłacić".  "W  59-ym 
artykule  prawa  bartnego  z  r.  1616  dla  sta- 
rostwa Łomżyńskiego  na  Mazowszu  czy- 
tamy: .Szwiepiotami  zowią  pszczoły,  któ- 
re same  siadają  w  drzewa  stare  niedziaue 
wypróchniałe  w  lasach  i  też  w  borach". 

Świarczatka  ob.  Skartabell  {Enc. 
Jtóro/.t.  IV,  str.213). 

świerzopa,  świerzepa,  Świerże- 
pica  —  tak  w  staropolszczyżnie  zowie  się 
klacz.  Bielski  w  XVI  w.  pisze:  „Klacze 
abo  św^erzepę,  na  którą  ku  potrzebie  wsia- 
deJ  przeciw  nieprzyjacielowi,  kazał  wo- 
dzie pod  dekiem  złotoglowowym",  Doro- 
hostajski  w  Hippice  objaśnia,  że  »koń  rża- 
niem  długim  znaczy  pożądanie  świerzo- 
py".  Statut  Litewski  za  konie  stracone 
naznacza:  „Cena  koniom  roboczym  domo- 
rosłym: za  konia  abo  za  świerzopę  dwie 
kopy  groszy;  za  trzeciaka  (trzylatka)  źrze- 
bca  od  roboczych  świerzop  dwie  kopy  gro- 
szy, za  trzeciaczkę  świerzopę  dwie  kopy. 
Pograbienie  (zajęcie  ze  szkody)  stada  świe- 
rzopiego:  gdy  dzierżący  to  stado  żrzebca 
(ogiera)  abo  świerzopę  umorzył,  nawiąz- 
ka żrzebca  ośm  kop  groszy,  za  świerzopę 
cztery".  Po  śmierci  męża  „stado  świerzo- 
pie,  bydło  dworne  przy  wdowie  zostają" 
(Statut  Lit.). 

ŚwieśĆ  ob.  Pokrewieństwa. 


dbyGoot^le 


ŚWIETLICA. — ŚWIĘCONE. 


347 


świstlica  —  izba  główna  w  domu,  na- 
zwana tak  od  tego,  że  bywaJa  najwidniej- 
sza.  Świetliczką,  (na  Podlasia  dwiotelką 
i  świetołk^)  lud  nazywa  izdebkę  małą 
wprost  sieni.  Stryjkowski  w  XVI  wieku 
pisze:  „Widziałem  w  Bukorestu  obraz  Ste- 
fana, wojewody  wołoskiego,  na  murze  w 
świetlicy  hospodarskiej  pokojowej". 

Święcona.  Uroczyście  naród  polski  ob- 
chodził Boże  Narodzenie,  Wielkanoc  i  Zie- 
lone Świątki,  ale  najuroczyaciejWielkanoc. 
W  Wielką  Sobotę  ka[^an  poświęcał  wy- 
czekiwaną po  długim  i  surowym  poście 
obfitą  mięsną  zastawę  świąteczną.  G-dy 
przybył  do  dworu  wiejskiego,  cała  wieś 
zaosiła  święcone  w  kobiałkach  podesła- 
nych bifJymi  ręcznikami  i  ustawiała  w 
półkole  na  ziemi,  w  pośrodkn  zaś  ceber 
z  wodą.  Kapłan  poświęcał  wodę  i  jadło, 
które  odtąd  przybierało  nazwę  „święco- 
nego". Wodę  rozbierano  do  wszystkich 
domów  we  flaszki  a  resztę  wylewano  do 
studni.  Potem  kapłan  święcił  we  dworze 
święcone  gospodarza.  W  dawnych  cza- 
sach po  rezurekcyi  o  północy  dzielono  się 
jajkiem,  dziś  rozpoczynają  od  tego  jadło 
zimne  w  dniu  świątecznyia.  W  dniu  tym 
przy  stole  spotkawszy  się, najzawziętsi  nie- 
przyjaciele podawali  sobie  dłonie  na  znak 
pojednania  i  przebaczali  nawzajem.  Ł.  Qo- 
lębiowski  pisze  w  b-cim  lat  dziesiątku  XIX 
wieku:  „Uginają  się  i  teraz  stoły  pod  cię- 
żarem szynek,  mięsiw,  jaj,  kiełbas,  plac- 
ków, mazurków,  Rzadko  już  gdzie  dają 
się  widzieó  starożytne  kołacze,  obertuchy, 
jajeczniki.  Jakaż  radośó,  kiedy  się  uda- 
ły ciasta,  smutek  w  przeciwnym  razie.  Są 
ciasta  parzone,  baby  petynetowe,  dla  rów- 
ności dziurek  tak  nazwane.  Po  miastach 
bogatsi  cukiomicze  zastawiają  ciasta,  lu- 
krowaniem ozdobne,  baby  migdałowe, 
z  razowego  chleba,  z  ciasta  białego,  różo- 
wego lub  ciemnego,  torty  królewskie  i  t,p. 
Najokazalsze  w  Warszawie  bywa  święco- 
ne u  pp.  Zamojskich,  u  namiestnika,  pre- 
zydenta miasta,  marszałka  dworu;  wszę- 


dzie staropolskiej  gościnności  są  miłą  pa- 
miątką i  oznaką".  Gdy  za  wojen  napo- 
leońskich wojownicy  polscy  w  Hiszpanii 
na  Wielkanoc  święcone  za.stawili,  aby 
przypomnieć  sobie  ukochaną  rodzinę  i  zie- 
mię ojczystą,  księża  hiszpańscy  mieli  tru- 
dność w  znalezieniu  odpowiedniej  modli- 
twy do  poświęcenia  a  lud  zaproszony  do 
dzielenia  się  jajkiem  podziwiał  pobożność 
i  gościnność  Polaków.  Na  Rusi  Czerwo- 
nej —powiada  Wójcicki — gospodynie  wy- 
sadzają się,  aby  baby  wyrastaiy  jak  naj- 


Święcenie  święconego  na  Wielkanoc  podług  minia- 
tury  w  Pontyfiksle   Erazma  Ciołka    na    początku 
XVI  wieku. 


wyżej  i  odznaczały  się  lekkością.  Ani  Wój- 
Icki  ani  Gołębiowski  nie  wspominają,  że 
iasta  wielkanocne  od  wieków  nie  mogły 
ię  obejść  bez  szafranu,  który  nietylko  na- 
dawał im  żółtą  barwę,  ale — jak  utrzymy- 
wano— i  rozweselał,  a  były  to  święta  zaw- 
sze wesołe,  bo  zbierała  się  na  nie  do  o- 
guisk  domowych  bliższa  i  dalsza  rodzina, 
a  zwłaszcza  ci,  którzy  własnych  domów 
i  ognisk  nie  mieli,  gościnnie  i  serdecznie 
byli  przez  bogatszych  krewnych  przyjmo- 
wani. Wśród  pięknych  miniatur,  ozda- 
biających Pontyflkał  Erazma  Ciołka  z 
z  pierwszych  lat  XVI  w.,  znajdujemy  ce- 
remonję  święcenia  jadła  złożonego  z  pie- 
czonych prosiąt  i  strucli.    Kropidło,  talerz 


dbyGoot^le 


ŚWIĘTOPIETRZK 


Z  wodą—wszystko  jakby  dzisiaj,  cboó  ob- 
raz piąty  wiek  swej  starości  zaczyna. 


Świętopietrze — nazwa  pobożnej  dani- 
ny dla  Stolicy  Apostolskiej  na  budowę 
kościoła  Św.  Piotra  i  światło  u  groba  tego 
apostoła.  Czechy,  Węgry,  Hiszpanja,  An- 
glja  i  Szwecja  w  średnich  wiekach  płaciły 
tę  ofiarę  H^ymowi  corocznie.  Polska  tak 
nazwany  później  grosz  Św.  Piotra  opłaca- 
ła już  za  Bolesława  Chrobrego,  ale  niere- 
gnlamie,  co  Boleriaw  usprawiedliwiał  za- 
sadzkami, przez  cesarza  Henryka  II  na 
drodze  do  Rzymu  czynionemi.  Potem 
nastąpiła  dtutsza  przerwa,  bo  o  wprowa- 
dzenia świętopietrza  przez  Kazimierza  I 
(wnnka  Chrobrego)  w  r.  1045  wspomina 
OaJlus  jak  o  rzeczy  nowej.  Kadłabek  o 
świętopietrzu  nic  nie  pisze.  Bogofał  na- 
zywa ten  pieniądz  denarem  {denarium). 
Dlagosz  powtarza  znaną  legendę,  że  gdy 
posłowie  polscy  ndali  się  do  klasztom  klu- 
niackiego  we  Francyi,  aby  zaprosić  na 
tron  polaki  królewicza  Kazimierza,  który 
jakoby  postanowił  zostać  tam  mnichem, 
a  z  Klttniakn  pojechali  do  Rzymn  prosić 
Ojca  świętego,  aby  zwolnił  królewicza  od 
slabów,  Benedykt  IX,  wy dncha wszy  proś- 
by Polaków,  przychylił  się  do  niej  pod 
warunkiem,  aby  Królestwo  Polskie  płaci- 
ło corocznie  świętemu  Piotrowi  od  każdej 
głowy  stanu  nierycerskiego  po  jednym 
pieniądza  [usuałem  numum\  nadto,  2e  Po- 
lacy nie  będą  odtąd  zapuszczać  włosów 
zwyczajem  barbarzyńskim,  ale  postrzy- 
gać  głowy  z  odłdonieniem  uszu,  na  wzór 
innych  narodów  katolickich,  a  w  znacz- 
niejsze święta  przewieszać  na  sobie  białe 
chustki  lniane  nakształt  stnty.  Odtąd,  jak 
twierdzi  Długosz  (piszący  w  4  wieki  po- 
tem), szlachta  polska  zaczęta  podgalać 
głowy  na  wzór  zakonników,  a  nikomu  nie 
godziło  się  naruszać  granic  królestwa,  w 
którem  opłata  Świętopietrza  oznaczała 
prawe  ziemie  Polski.  W  XIV  wieku  Pol- 
skę połączono  w  poborze  świętopietrza  ra- 


zem z  Danją,  Szwecją  i  Norwegją.  Roku 
1386  poborcą  generalnym  na  3  lata  w  Pol- 
sce został  biskup  poznański  Dobrogost 
i  ten  zaraz  wyznaczył  z  ramienia  swego 
10  u  pod  poborco  w,  t.j.  tylu,  ile  było  wów- 
czas w  Polsce  djecezyi.  Z  powodu  wojen 
i  nieurodzajów  nieraz  opłata  świętopie- 
trza ulegała  opóżoieniu  i  przerwom,  a  lu- 
bo nie  przedstawiała  nigdy  suci  znacz- 
niejszych, Polacy  uważali  ją  za  uciążliwą. 
Zygmunt  I  wyjednał  u  Leona  X,  iż  do- 
chód ze  świętopietrza  przeznaczony  został 
z  woli  papieża  na  poprawę  zamku  w  Ka- 
mieńcu Podolskim,  który  uważany  był  za 
przedmurze  przeciw  potędze  tureckiej.  U- 
stępstwo  powyższe  ponawiali  papieże  co 
lat  10,  aż  Czamkowski  wyjednał  ustąpie- 
nie rzeczonej  daniny  bez  oznaczenia  cza- 
su. Ze  źródła  tego  wj^ynęło  r.  I&IO  na 
Kamieniec  grzywien  srebra  420,  w  r.  1538 
złotych  ówczesnych  4200  za  lat  6,  czyli  po 
840  dotych  rocznie.  Na  sumę  tę  pobie- 
rano z  jednych  łanów  po  dwa  grosze,  z  in- 
nych po  groszu.  Z  pokwitowań  Zygmun- 
ta Augusta  okazuje  się,  że  od  r.  16.50  do 
1563  z  całej  metropolii  gnieźnieńskiej 
wraz  z  djecezją  wro<dawską  było  praycho- 
du  wogóie  zł.  6246  gr.  16  i  denarów  14. 
GMy  coraz  bardziej  w  Polsce  pomnażali 
się  dysydenci,  a  Rzym  starci  się  o  najła- 
godniejsze stosunki  z  wiernymi,  grosz  Św. 
Piotra  upadł  sam  z  siebie.  Odtąd  o  opła- 
cie świętopietrza  żadnego  w  aktach  skar- 
bu polskiego  niema  śladu.  Ks.  Piotr  Skar- 
ga za  Zygmunta  III  powiada  już  tylko: 
„Za  naszej  pamięci  jeszcze  to  świętopie- 
trze dawano."  Tym  sposobem  grosz  pol- 
ski na  bazylikę  i  lampę  u  grobu  Św.  Piotra, 
a  potem  na  podolską  twierdzę  u  przed- 
murza chrześcijaństwa,  zaganiającą  Ruś 
od  azjatyckiego  jassjmi,  po  6-n  wiekach 
urzędowego  poboru  przeszedł  do  podań 
dziejowych. 

Swińszczyzna —opłata  składana  w  da- 
wnych czasach  przez  gromady  wiejskie  za 
prawo  wypasu  trzody  chlewnej  w  dębo- 


dbyGoot^le 


TABAKA.—  TABAKIERKI. 


wych  lasach  dworskich,  duchownych  lab 
królewskich. 

Swłren,  dwiron,  św  i  ernia— spich- 
lerz litewski  na  zboże  a  zwłaszcza  lamus, 
skarbiec,  spiżarnia  w  oddzielnym  budyn- 
ku. Statut  Litewski  pisze  w  rozdziale  „o 
pokradzenin  świma  albo  kleci  pańskiej*: 
„Gdyby  pokradzione  ziemianinowi  ówiren 
skarbny  albo  śpiłamię".  W  Vol.  legum 
znajdujemy,  iż:  „z  rynku  Grodzieńskiego 
mają  byó  poznoszone  drewniane  kramy, 
świrny  i  jatki"  (V,  f.  821).  Podajemy  tu 
typowy  świren  litewski  odrysowany  przez 
nas  roku  1872  w  Kudnpiach  nad  Niem- 
nem. 


Stary  aniren  w  Rudupiach  nad  Niemneii). 


Z  akt  nuncjatury  w.  XVII. 


Tabaka  ob.  Ty  tuń. 

Tabakierki.  Kitowicz  i  Gołębiowski 
piszą,  że  najdawniejsze  t&bakierki  za  cza- 
sów saskich  były  srebrne,  wewnątrz  wy- 
złacane,  gładkie  lub  ozdabiane,  z  perłowej 
konchy  z  metalowemi  zawiaskami  i  opas- 
kami. Były  także  rożki  z  wołowych  ro- 
gów i  łosich  kopytek  mistemio  wyrabia- 
ne, srebrem  lub  złotem  nabijane  i  opraw- 
ne. Lud  używał  rogów  prostych,  nieco 
spłaszczonych  i  tabakierek  blaszanych  o- 
krągłych  lub  podługowatych,  których  je- 
dna część  wsuwka  się  w  drugą  nakształt 
szuflady;  gdy  była  wyciągnięta  do  polo- 
wy, otwierała  okienko  do  wzięcia  tabaki. 
Później,  gdy  nastf^y  tabakierki  blaszane 
czerwono   lakierowane,  okrągłe,  z  ozdo- 


bnem  malowaniem,  tak  przypadły  do  sma- 
ku, że  dla  nich  inne  zarzucono;  z  począt- 
ku używane  przez  panów,  niebawem  do- 
stały się  woźnicom.  Po  nich  weszły  w  zwy- 
czaj czarne  papierowe,  po  tych  szyldkre- 
towe  i  masą  papierową  różnej  barwy  z 
wierzchu  nakładane.  Modneml  jeszcze  by- 
ły porcelanowe  i  miedziane,  szmelcowane 
i  porcelaną  nakładane.  Bogaci  używali 
tabakierek  złotych  wytwornej  roboty.  Mo- 
narchowie dawali  w  podarku  tabakierki 
brylantami  kameryzowane,  z  ich  cyfrą  al- 
bo portretem.  Podobnież  i  dawni  pano- 
wie polscy,  naśladując  królów,  dawali  zło- 
te tabakierki,  wywdzięczając  się  za  wa- 
żną przysługę  lub  przyniesienie  dobrej  no- 
winy.    Mniej    zamożni   używali  tabakie- 


dbyGoot^le 


350 


TABIN. —TABLICE  EREKCYJNE. 


rek  bukszpanowych,  czeczotkowych  i  z  ko- 
ry brzozowej  w  desenie  wyciskanych.  Z 
Rosyi  przywożono  srebrne  tulskie  z  nie- 
zgrabnym rysunkiem,  z  innych  krajów 
jaspisowe,  marmurowe  i  z  lawy,  mozajko- 
we  i  z  medaljonami,  nakoniec  z  mory  me- 
talicznej. Nazwę  tytuniu  wzięliśmy  z 
tureckiego  liuHun,  lulki  z  tureckiego  lule, 
cybucha  od  czybuk  i  kapciucha  od  kapczuk. 
Muzeum  Lubomirskich  we  Lwowie  posia- 
da tabakierkę  szyldkretową,  z  wyobraże- 
niem na  wierzchu  króla  Jana  Kazimierza 
w  koronie  z  berłem  i  napisem  dokoła:  „Pa- 
miątka  od  Jana  Kazimierza,  króla  pol- 
skiegor.l67ł" — wewnątrz  medaljonu  z  je- 
dnej strony  wizerunek  N.  Panny  z  Dzie- 
ciątkiem Jezus,  z  drugiej  herb  Korony 
i  Litwy,  oprawa  srebrna  wysadzana  ka- 
mieniami. Malarz  Aleksander  Lesser  miał 
tabakierkę  z  bukszpanu  w  złotej  oprawie 
z  napisem  wewnątrz;  , Tadeusz  Kościusz- 
ko, Naczelnik  najwyższy  siły  zbrojnej  na- 
rodowej, w  upominkn  własnoręcznie  uto- 
czy! dla  Stefana  Sokołowskiego  r.  1803". 
Ks.  Karol  fiadziwiłł  ofiarował  królowi 
Stanisławowi  Augustowi  w  Nieświeżu  ta- 
bakierkę z  kości  słoniowej  „własnej  robo- 
ty*. Stanisław  Staszic,  oddając  się  w 
chwilach  wolnych  z  zamiłowaniem  tokar- 
stwu,  wyrabiał  także  tabakierki  heba- 
nowe. 

Tabin  —  gatunek  kitajki  jedwabnej; 
zwano  go  niderlandzkim;  był  w  różnych 
kolorach,  używany  na  stroje  niewieście, 
czapeczki,  płotki  do  łóżek,  wspominany 
przez  wielu  pisarzy  polskich  XVII  wieku. 
Cło  od  tabinn  podane  w  Vol.  leg.  t.  IV, 
f.  8ł.  Starowolski  pisze  w  XVII  w.:  „Te- 
raz aksamitów,  zlotogłowów,  tabinów,  la- 
da u  kogo  pełno". 

Tablica  erekcyjne.  Prof.  Hier.  Łopa- 
ciński  w  artykule  swoim  o  pomnikach 
{Enc,  Siar.  i.  III,  atr.  79}  poświęca  ustęp 
C.  tablicom  erekcyjnym,  wymieniając  cel- 
niejsze.  Ponieważ  do  ustępu  powyższe- 
go nie  dołączyliśmy  siadnej  ilustracyi  (z 


powodu  nieotrzymania  ich  we  właściwym 
czasie),  czynimy  więc  temtt  zadość  w  miej- 
sca niniejszem,  podając  podobizny  dwach 
tablic  erekcyjnych.  Pierwszą  jeat  tabli- 
ca erekcyjna  kościoła  w  Radłowie  z  roku 
1337,  wykuta  z  piaskowca  pificzowskiego 
w  kształcie  trójkąta  o  dwuch  bokach  gór- 
nych łakowatych.  Treść  rzeźby  stanowią 
3  pola  laakowaniem  od  siebie  oddzielone, 
ozdobami  stylu  ostrołukowego  u  góry  za- 
mknięte. W  środkowem  polu  jest  przed- 
stawiona w  wypukłorzeżbie  postać  ś.  Ja- 
na Chrzciciela  z  czaszą  (utrąconą)  w  ręku. 
W  prawem  od  ś.  Jana  pola  biskup  Jan 
G-rot  klęczący  podaje  świętemu  patrono- 
wi swemu  kościół.  W  lewem  polu  klęczy 
postać  ubrana  po  świecku  i  paskiem  prze- 
wiązana, wyobrażająca  może  budowni- 
czego kościoła.  Figury  wypukłorzeżby 
odziane  udrapowaniem  zakroju  gotyckie- 
go; cfJa  rzeźba  pełna  prostoty,  nie  bez  za- 
let artystycznych.  Brzegami  tablicy  bie- 
gnie dokoła  wstęga  z  napisem  o  charakte- 
rze głosek  lapidarnym,  zaczynającym  się 
na  łuka  lewym,  któiy  tak  brzmi:  „Anno 
Dm.  (domini)  M.OCCXXX.  VII  M.S(men- 
sis  septembris)  Johns  (Johannes)  Groiho- 
nes.  eps.  (episcopus)  cfac.(oviensiB)  /ccił. 
hanc.  aeccam.  (ecclesiam)  in  hone  (hono- 
rem) j'flHirA'._/(jAiJ.(Johannis)babti(stae),f.'' 
Użycie  wyrazu  ^«'/,  zamiast  zwykłego  w 
takich  razach  erezit,  rzuca  wątpliwość, 
czy  biskup  Jan  Grot  tylko  kościół  wysta- 
wił czy  i  parafię  założył.  Długosz  w  ka- 
talogu biskupów  krak.  mówi  tylko  o  wy- 
stawieniu przez  Grota  kościoła  w  Radło- 
wie z  cegły  palonej,  pod  wezwaniem  Św. 
Jana  Chrzciciela;  biskup  zaś  Łętowski  w 
swoim  katalogu,  dodając  „i  w  Dobrowo- 
dzie'  powiada:  „i  uposażył  oba  dziesięci- 
nami od  stołu  swego",  co  oznaczałoby,  że 
Grot  był  założycielem  obu  tych  parafii. 
Podana  tu  droga  tablica  erekcyjna  z  ko- 
ści(^a  w  Wiślicy  przedstawia  króla  Ka- 
zimierza Wielkiego,  klęczącego  przed  Bo- 
garodzicą i  ofiarującego  jej  kościół  wiślic- 


dbyGoot^le 


TABLICE  PASCHALNE.  35 

ki,  który  zaczął  budować  je- 
szcze  ojciec  jego  Władysław 
Łokietek  (z  kamienia  cioso- 
wego), ale  Kazimierz  w  ro- 
ku 1360  dokończył.  Tablicę 
atoli  powyższą  z  kamienia 
w  ramie  z  czerwonego  mar- 
muru fundowała  dopiero 
(niewątpliwie  za  radą  Dłu- 
gosza) kapituła  kollegjaty  w 
r.  1464,  jak  to  wskazuje  po- 
mieszczony poniżej  wypu- 
kłorzeżby  nast.napi8,podany 
tu  z  wypełn.  skróceń:  Anno 
Domini  MCCCI{  i  i5o)prin- 
ceps  exceHentissimus  Kasimi- 

riissecundus,  DcigratiaPo-  Tablica  erekcyjna  kościoła  radlowskiego  z  r.  i:i3". 

lonoTum  rex,  ecclesiam  sanc- 
taeMariae  Vislicensis  qua- 
dra/abricamllapide:  cujus 
benejicii  memor  clerus  vi- 
slicensts  etpopulus  decus 
sui  operis,  anno  Domini 
MCCCCLXquarto  {r4(>4) 
anreis  inscripsit  lillerts. 
Tablica  paschalne  byty 
to  w  kłasztoraoh  średnio- 
wiecznych  księgi  rękopiś- 
mienne podające  na  dłu- 
gi szereg  lat  daty  wielka- 
nocne w  każdym  z  kolei 
roku,  od  których  cały  m- 
choray  kalendarz  kościel- 
ny zostaje  w  zawi^ońci. 
Byty  one  owocem  najob- 
szerniejszego rachunku 
chronologów  średniowie- 
cznych. Za^użony  Au- 
gust Bielowski,  pierwszy 
na  wielką  skalę  uczony 
wydawca  źródeł  dziejo- 
wych polskich  doby  pia- 
stowskiej, drukując  w  Mo- 
numentach (r.  1878)  rocz- 

nikklasztorulublńskiego, '-[.j^j^ijp^  g^^,^yj^^  koieida  wiślickiego,  pwedstawiająca  króla  Kazirn 
podał  wiadomość   o  frag-  \V'ielkiego,  ofiarującego  swoją  fundacji;  Bogarodzicy. 


dbyGoof^le 


TABOR.— TAKSA  MARSZAŁKOWSKA. 


meacie  tegoż,  znalezionym  przez  Henry- 
ka Pertza  na  okładce  książki  a  znaidiiją- 
cym  się  w  bibijotece  królewskiej  w  Berli- 
nie (pod  sygnaturą  Msc.  lat.  fol.  jz  i).  Bliż- 
szą awagę  na  ten  ułamek  zwróci!  uczony 
Tadeusz  Wojciechowski  w  pracy  swej  o 
rocznikach  polskich,  poczytując  zabytek  za 
bzęść  tablicy  paschalnej  z  wieku  XII.  Pi- 
sali o  niej  następnie  gruntowne  rozprawy: 
dr.  W.  Kętrzyński  w  „Przewodniku  nauk. 
i  liter.",  1882,  str.  864,  Stoslaw  Laguna  w 
„Ateneum",  fc.  1  z  r.  1883  i  wreszcie  zno- 
wu uczony  Kętrzyński  w  .Ateneum'  tom 
II  z  r.  1887,  wykazując  tym  ostatnim  ra- 
zem, że  zabytek  ten  nie  jest  oddzielną  ta- 
blicą paschalną,  lecz  cząstką  rocznika  be- 
nedyktynów lubińskich  z  doby  piastow- 
skiej, obejniującego  obok  zapisek  roczni- 
karskich  i  tablice  paschalne. 

Tabor  —  obóz  otoczony  dokoła  woza- 
mi. Paprocki  pisze:  „Taborem  nazywają 
Kozacy  otoczenie  wojska  wozami,  z  za 
których,  jak  z  za  walów,  mężnie  bronią 
się".  Turcy  przyswoili  sobie  teu  wyraz 
od  Polaków  ze  wszystkiemi  jego  znacze- 
niami.   Tabor  albo  Taborówka  jest  mia- 


steczko w  pow.  Kijowskim,  Taboryszki 
w  pow.  Oszmiańskim.  Ale  jest  Tabor  i  w 
Czechach,  z  którego  to  kraju  wzi^  począ- 
tek sposób  oszańcowywania  się  wozami. 
Eneasz  Silvju6z  w  swej  kronice  czeskiej 
mówi  oTaborytach  i  Sierotkach:  „Na  woj- 
nie i  w  polu  znajdowali  się  razem  z  żona- 
mi i  dziećmi,  mając  mnóstwo  wozów,  któ- 
rymi niby  wa2em  i  mnrem  ogradzali  się 
i  szańcowali.  Kiedy  wyruszali  na  bitwę, 
ustawiali  te  wozy  dwoma  rzędami,  w  środ- 
ku umieszczano  piechotę,  jazdę  zaś  sta- 
wiano zewnątrz  w  pobliżu  wozów.  GWy  zaś 
stawali  na  polu  do  rozpoczęcia  bitwy, 
wtedy  woźnice,  którzy  te  wozy  wiedli,  na 
dany  znak  przez  hetmana,  zręcznym  obja- 
zdem otaczali  częśó  wskazaną  nieprzyja- 
cielskich hufców  i  tymi  wozami  4ciskali 
jak  płotem*. 

Tabun— stado  koni  pasących  się  na  ste- 
pie, także  arkan  do  ich  chwytania  i  jama 
wykopana  na  ognisko.  Turcy  przyswoili 
sobie  ten  wyraz  żywcem  z  języka  ukraiń- 
skiego. 

Taca.  Wyraz  arabski  las,  oznaczają- 
cy filiżankę  do  kawy  i  czarkę  do  picia, 
przeszedł  do  wielu  europejskich  języków, 
przerobiony  w  polskim  z  hiszpańskiego 
iaza  na  tacę,  w  znaczeniu  najpierw  misy, 
czaszy.  Zaś  z  niemieckiego  der  Tdlz  (lac. 
decem)  zrobili  Polacy  tacę  w  znaczeniu 
dziesięciny.  Stąd  znajdujemy  w  Voluwt. 
leg.  (Vn,  f.  332):  „Kiektóre  dobra  osepy 
czyli  meszne,  tace  etc.  starą  miarą  odbie- 
rają". 

Tafta,  tawta,  z  perskiego  ^Ą/7e—m&- 
terja  jedwabna  w  rodzaju  lekkiej  kitajki, 
wspominana  przez  wielu  pisarzy  polskich 
XVII  w.  Było  przysłowie:  „Za  młodu  w 
tafcie,  na  starość  w  płachcie". 

Taksa  marszałkowska.  Do  marszałków 

wielkich  koronnych,  jako  ministrów  po- 
rządku publicznego,  należał  obowiązek 
ogłaszania  taksy  na  wyroby  i  towary,  w 
codziennym  handlu  będące.  W  stosunkach 
dzisiejszych  cenniki  takie  wydają  nam  si^ 


dbyGoot^le 


TAKSA  MARSZAŁKOWSKA. 


353 


bardzo  niewłaściwe.  Dawniej  jednak  wo- 
bec małej  konkurencyi  handlowej,  złych 
dowozów  towam  i  zmowy  rzemieślników, 
zwijanych  wszędzie  w  odrębne  bractwa 
czyli  cechy,  urzędowy  cennik  maksymalny 
zasłaniał  ogót  przed  nadmierną  drożyzną 

T  A  X  A 

MARSZ  A  Ł  KOWSK A 

CECH  GAltBARSKl 

Sik  ctarn;  funt  po  zU.  •      •  •     •    i 

Słk  do  woftotrtnia  fiint  po  dŁ  •      • 

Skun  ButaiDwa  fiioi  po  •  •  i 

Skun  krowia  dowofkomniafbnt  po    •     » 
Skurki  cidcee  fiara  na  hiirowanic  funt 
Sknn  Jucbtotra  fudt  do  ■  •      • 

Skara  &ani  dębna  na  DotT  chlopftie  fiiiu 
Sara  htn  dębna  na  p»^vy  ónłyiutjńiie 

(iiDt  po 
Skura  ^t  dębni  krairta  fiut  po 
Skuira  fun  widka  dębna  oa  podefiw^  Niento 

ckie  iiint  po  •  -  - 

Foddłwf  fiiatowe  Waiftawlkie  fiint  po  tli     1 
Skora  glanibwana  nalżory  i  poTy  bnt  l 

Skm  om  btłunomoa  na  fiorf  fuat  tlL        Ł 


Xitr4  Tax(  wpomjzethmki  tak  Wtr^taopy  Ukt  tei 
i  PraĄf  Gtfbant,  alg  ttieittyn  uebęwant  nieB  firit  P»d 
brmmfuTgiptui  prylaait  ff 


wszelkich  cenników  dla  rzemie^ików  na- 
leżało do  wojewodów.  Jeden  z  takich  cen- 
ników, ustanowiony  r.  1673  przez  woje- 
wodę krakowskiego,  ogłosił  Niemcewicz 
w  III  tomie  swego  .Zbioru  pamiętników 
o  dawnej  Polsce"  str.  449— 47B.  Inny,  wy- 
dany r.  1638  po  łacinie  dla  miasta 
Książa  tak2e  przez  wojewodę  kra- 
kowskiego, znalazł  prof.  Ulanow- 
ski  wśród  pozostiJości  dawnych 
ksiąg  miejskich  Książa  w  archi- 
wom akt  grodzkich  i  ziemskich 
w  Krakowie  i  ogłosił  r.  1884  w  III 
tomie  Sprawozdaii  Komisyi  języ- 
kowej Akademii  Um.    Wreszcie 
podajemy  tn  jeszcze  taksę  dla  ize- 
żników  warszawskich  z  r.  1793. 

raxs  dla  Rzeinik6w  Mar- 
szałkowska Koronna. 

Działo    się   na    Ratuszu    Miasta 
Starej    Warszawy    dnia  7   M-ca 

Stycznia  lycj  Roku. 

Taxt  alęia  2  Wołu  priedalaio. 

Ził.    Gr. 

-      7'/. 
1      7'/. 


Łgr.afr 

1.        SA 

igr.i* 
t. 
FM. 

27. 

gr-T  • 
4. 


^nJrUf  ZtmtysH  K.  t^.  K. 

M  ndgi/™  Marjzaiia  W.  K. 

Imprimatar. 


® 


TakiiamarBialkowska  z  i.  17t)(j  dla  cechu  garbaray 
warszawskich  (podobizna  zmniejszona). 


i  wyzyskiem  kupieckim.  Taksy  dawniej 
pisane,  potem  w  wieku  XVHI  drakowane, 
rozlepiano  po  grodach  i  ratuszach.  Mamy 
w  archiwum  jeżewskiem  taksę  marszf^- 
kowską  zr.  1766  dla  wyrobów  warszaw- 
skiego cechu  garbarzy,  drukowaną  na  po- 
łowie zwykłego  arkusza,  którą  tu  podaje- 
my w  podobiżnie  znacznie  zmniejszonej. 
W  Warszawie  wydawał  podobne  taksy 
marszałek  wiel.  kor.,  jako  gospodarz  i  naj  - 
wyższy  stróż  porządku  publicznego  w  sto- 
licy.    W  województwach  zaś  wydawanie 

Enrjkloped)a  Blarepolski,  łom  IV. 


Fant  niięea  płacić  się  ma 
Głowa  od  Wolu 
Serce  z  Wołu 

Wątroba  —     II 

Kftptur  —    2i 

Śledziona  -      ( 

Letkie  —      ! 

Para  Cynadrów  —     1! 

Ozór  z  podozoreni  1     1! 

Flaktiw  wiązka  —     1< 

Rura  mięsista  od  przedniej 

Rura  od  azczepney  pieczeni  —    1( 

Cztery  nogi  razem  wzięte  1     ~ 

Ttxa  Hltsa  i  wału  padleyaieio. 

Flint  miętiH  płacić  eię  ma  —      > 

,    loiu  —     H 

,    Baraniny  od  lepszego  Ijarana  — 

,     Baraniny  od  podleyszego  barana  —      1 

„     Kozloffiny  od  łcpbzego  kozia  — 

„     Kozłonioy  od  podleyszego  kozia  — 
Tixa  wlaprzawluy  z  wieprza  przedniego. 

Głoiva  z  Ozotcm  i  pod  Ozoiein  3     1. 


dbyGoot^le 


TAKTY. — TANCE. 


Cztery  ratki  z  o6g  po  ftaw  ucigte  —     10 

Słoniny  Uflowł-y  świeiey  Funt  —    20 

Szynki  zadniey  Funt  —    2'ł 

B        przednicy  Funt  —     1-' 

Badł&funt  od  eamycb  polów  —     10 

Polędwicy  btz  nerek  funt  1     — 

Jfi^iki,  kidbaśoice  i  wątroba  2    — 

Ki^basy  I>ancuekiey  funt  —    20 

,      PoUkiey  —     10 

Na  Wolnicy  zaś  iunt  mięsa,  i  wBiystkie  rekwizy- 
t«,  )(T08zea»  jednjm  taniey  przcdanać  się  majn. 

Gdy  zaś  pow;i«za  tasa  do  okoliczności  czasn  te- 
rażiiiey^zcgo  umiarkowana,  nad  popneduicze  Tasy 
podniesioną  została,  zaczyn,  aby  Rzcźnicy  wezyecy, 
tak  Cechowi,  jako  i  Sucbedniarze  nie  mniej  i  Wolni- 
czarze,  bez  żadncy  nadal  wymówki,  jak  najaci^lcy 
onęł  zachowali,  i  tak  mięso  wolowa,  jako  UŁ  baranie, 
kodowe,  i  wieprzowe,  oraz  kiełbasy  i  łoje,  nie  ina- 
czey,  i&k  na  wagg  f^prawiedliwą,  od  yuryzdykcyi 
Marszalkowskiey  Koronney  Stęplownną,  bez  naj- 
mniejszego przykładania  goleni,  nirków,  i  innych 
ko^i,  bez  mięsa  będących,  nikogo  nie  defakiująi 
sprzedawali,  kupujących  tak  przez  siebie,  żouy  sve, 
iako  i  Czeladź,  stówy  przykremi  nie  napastowali, 
zgoła,  podług  urządzeń  dawnieyszych  we  wszystkim 
sprawowali  się,  a  lo  pod  karami  grzywien,  za  każde 
sprzeciwianie  się  wskazać,  a  za  powtórzone  wdwói- 
nasób  powiększyć  mianemi,  i  podług  okoliczności, 
nawet  karą  osobi^tj)  przykazuje  się.  Tego  zaś  wszy- 
stkiego dozorcy  Tacowemu  szczególniey  zaleca  sie. 

Taksy  i  cenniki,  ustanawiane  przez  kró  - 
lów  i  wojewodów,  nazywano  zwykle  „usta- 
wami". Pod  wyrazem  też  „astawa"  poda- 
jemy zatytułowaną  tak  taksę,  postanowio- 
ną przez  Zygmunta  I  w  r.  1524. 

Takty.  Tak  nazywano  rejestra  spraw 
czyli  wokandę,  z  której  się  sądziły  w  Try- 
bunale sprawy  z  roku  nadwornego,  t,  j. 
z  pozwu  ustnego,  słownego,  ex  termino 
iaclo  verbah,  ex  mandato  judicis.  Należa- 
ły tu  sprawy  pogwałconego  bezpieczeń- 
stwa w  mieście,  gdzie  zasiadał  Sąd  (IW. 
leg.  V,  VI,  f.  426). 

Talar,  t  a  1  e  r,  z  niem.  ein  Thaler,  ob. 
Pieniądze  w  Polsce  w  Enc.  Star. 
t.  TV,  Btr.  4.  Nazwa  ta  pochodzi  od  miej- 
scowości Joaohimsthal  w  Czechach, 
gdzie  najprzód  wybijać  zaczęto  takie  mo- 
nety i  dlatego  zwano  je  foachimstkaler 
Mii-nze  (moneta  joachimstalska).  Gdy  pó- 


źniej takież  monety  i  w  innych  krajach 
wybijać  zaczęto,  opuszczono  Joachim 
i  tym  sposobem  powstała  nazwa  Thaler, 
spolszczona  na  talar. 

Talerz.  W  spisach  naczyń  domowych 
z  XVI-go  w.  napotykamy  czysto,  zwłasz- 
cza u  tudzi  biedniejszych,  talerze  drewnia  ■ 
ne  (niewątpliwie  toczone)  mniejsze  i  więk- 
sze. Na  wystawie  starożytności  w  Lubli- 
nie r.  1901  znajdował  się  przysłany  od 
któregoś  ze  zborów  ewangelickich  talerz 
srebrny  do  chleba  komunijnego  z  napisem 
polskim  dokoła:  ,A.  D.  1618.  Chleb,  któ- 
ry łamiemy,  izali  nie  iest  społecznością 
Ciała  Christusowego", 

TalionJS  (złac.  /ń/w— odwet) — tak  na- 
zywano karę  za  oszczerstwo  i  fałszywe  o- 
skarżenie.  Z  powodu  nieodowodnionego 
zarzutu  nieszlachectwa,  delator  ponosił 
jako  karę  talionis  12  tygodni  więzienia  w 
wieży  dolnej  i  ponosił  wszelkie  koszta  wy- 
toczonej mu  sprawy,  oraz  płacił  spotwa- 
rzonemu 200  grzywien. 

Tańce.  O  wielu  tańcach  polskich  w  en- 
cyklopedyi  naszej  znajdują  się  artykuły 
oddzielne  pod  ich  nazwami,  a  mianowicie 
ob.  Cenar,  G-alarda,  G-oniony, 
Hajduk,  Kołomyjka,  Kujawiak, 
Obertas,  Polonez  i  Stryjanka, 
Zamiłowanie  w  tańcach  było  charaktery- 
styczną od  najdawniejszych  czasów  cechą 
ludów  rdzennie  słowiańskich.  Długosz,  po- 
wtarzający podania  piastowskie,  powiada, 
iż  Popiel  II  zajmował  się  urządzaniem 
przeciągłych  hulanek  i  tańców.  Pr,  Bruck- 
ner pisze,  iż  .Niemiec  pierwotnie  znał 
chyba  igrzyska  mieczowe,  ale  pląsy  obu 
[^ci  lub  samych  dziewcząt  dopiero  u  Sło- 
wian musiał  zobaczyć  i  dlatego  słowiańską 
nazwę  „taniec"  do  niemieckiego  języka 
wprowadził".  Kronikarze  polscy  podają, 
że  dzień  koronacyi  Kazimierza  Wielkiego 
w  r.  1333,  podobnie  jak  następne,  przepę- 
dzono na  tańcach  i  gonitwach.  I  nic  dzi- 
wnego, bo  żona  Kazimierza  królowa  Anna 
Giedyminówna,  jak  pisze  Dłngosz,  ,tań- 


dbyGoot^le 


com,  zftbawom  i  uciechom  światx>wjni,  na- 
zbyt była  oddana".  Gdy  Dobiesław  z  Ka- 
rozw^k,  kasztelan  krakowski,  nie  dozwoli! 
Wilhelmowi,  księciu  Austryi,  odwiedzać 
w  zamku  krakowskim  niezamożną  jeszcze 
Jadwigę,  mtoda  królowa, często  z  drużyną 
swoich  dworzan  i  panien  służebnych  scho- 
cLząc  do  klasztoru  św,  Franciszka,  w  refe- 
ktai'zu  zabawiała  się  z  Wilhelmem  tańca- 
mi, skromnie  jednak  —  dodaje  Długosz — 
i  z  największą  przyzwoitością".  Nie  stro- 
nili wówczas  od  tańców  nawet  niemieccy 
dygnitarze  kościelni,  np.  arcybiskup  ma- 
gdeburski od  zamiłowania  w  tańcu  prze- 
zwany został  Skoczkiem.  Potrzebny  do 
pląsów  strój  kusy  i  różnobarwny  nadał  bi- 
skupowi warmińskiemu  Janowi  przydo- 
mek „Pstrokaty".  Ustawy.synodalne  wło- 
<!ławskie  i  pozuańskie  z  czasów  Wład.  Ja- 
gietly  wzbraniają  duchownym  „dowodzić 
tańcami".  W  XVI  w.  kapłani  bralijeszcze 
udział  w  zgromadzeniach  bractw  cecho- 
wych, aa  ktćrych  dawnym  obyczajem  ba- 
wiono się  w  większe  święta  tańcami.  Były 
wówczas  niektóre  tańce  z  nazwami  cudzo- 
ziemskiemi,  np.  Rej  i  Firlej,  które  dajy 
początek  nazwiskom  rodowymHejów  i  Fir- 
lejów. Znauy  był  „cenar"  lub  „cynar", 
z  niemieckiego  Zeuner,  a  pierwotnie  Cy- 
ganer,  taniec  cygański,  pełen  ruchu  i  ży- 
cia, podobny  do  „gonionego",  przez  Reja, 
Jana  Kochanowskiego,  Wereszczyńskiego 
i  innych  nieraa  wspominany.  O  namię- 
taem  zamiłowaniu  Polek  do  pląsów  pisze 
owoczesny  wierszopis: 

Iść  do  kościoła,  gdzie  nabożnie  gfaji), 
Nie  z  wielkim  guetom  damj  się  schadzają, 
Ale  na  taniec  bą  łatwego  ducha, 
Urnalab;  aię  druga  i  z  łańcucha. 

Jan  Kochanowski  w  pieśni  sobótkowej 
kładzie  w  usta  młodej  dziewczyny  jako 
wyraz  temperamentu  polskiego: 

To  moja  najwiętsza  nada, 
Że  tańcuję  bardzo  rada. 
Powiedzcież  oj,  me  są^indy, 
Jest  tu  ttdra  bez  bez  tej  wad;? 


Że  Polacy  znajdowali  upodobanie  w  tańca 
skocznym,  dowodzi  tego  i  wzmianka  w 
w  Psałterzu  kr.  Małgorzaty  o  taneczniku 
nietylko  nogami,  lecz  i  rękami  pląsającym, 
jak  to  później  czynili  Polacy  w  polonezie. 
Dowodzi  i  wiersz  Reja: 

Albo  owo  wesele,  kiedy  'tą  po  kąciech 
Tłucieoie,  wysicakując  by  szkap;  w  chomąciecb, 
Nazajutrt  chtop  narzeka,  co  go  bolą  boki, 
Kamieral;  mu  podobno  onegdaJHZc  skoki. 

Ze  Śpiew  był  pospolitym  towarzyszem 
ich  tańca,  dowodzi  już  tego  sam  tytuł  bro- 
szury z  czasów  Zygmunta  III:  „Pieśni, 
Tańce  i  Padwany,  kwoli  zabawom  szlache- 
tnej Młodzi — Terazna  nowo  wydane  i  bar- 
dzo ucieszne".  Nawet  gdy  u  wyższych 
warstw  narodu  przestano  w  tańcach  śpie- 
wać, to  jeszcze  słyszmy,  że  „taniec  w  Pol- 
sce jest  niemą  serca  rozmową.  Liczne  to- 
warzystwo w  mgnieniu  oka  jedną  staje 
się  rodziną.  Przymus,  zimna  etykieta, 
smutne  wspomnienia,  wszystko  to  niknie 
przy  pierwszym  mazurze''.  W  starej  bro- 
szurze p.  n.  „Odpowiedź  na  złote  jarzmo 
małżeńskie"  czytamy:  „Na  to  tańce  różne, 
żebyście  się  im  (dziewicom)  słusznie  przy- 
patrzyli. Na  to  świeczko  wy,  żeby,  je- 
śli który  nie  dojrzy,  lepiej  ją  widział  przy 
świecy,  którą  przed  sobą  nosi;  na  to  mie- 
o  n  y,  żeby  z  boku  obaczył;  na  to  g  o  - 
o  u  y ,  aby  widział,  jeśli  nie  kaleka  albo 
nie  dycha  wiczna;  na  to  śpiewany  ko- 
wal, żeby  słyszał,  jeśli  niemota;  na  to  N  i  e- 
miec,  żebyście  jak  w  garnce  kołatali,  czy 
dobra  miedź  i  złość,  jeśli  aię  w  niej  nie 
ozwie;  na  to  angielskie  tańce  świe- 
żo wprowadzone,  żebyście  ku  sobie  rękami 
klaskali,  motali  się  z  sobą.  Były  jeszcze 
znane  nazwy  tańców:  galarda,  drobuszka 
lub  dorobnszka,  guiotek,  gniewus,  lipka, 
taniec  Macieja  i  Konrata,  hajduk,  wyrwa- 
niec,  sejduk,  padwan,  pasamer,  kapreola,. 
bergamaszka,  hołubiec,  koło,  stryjanka, 
szkocki  taniec,  okrągły,  drobny.  Polonez 
czyli  taniec  polski  nazywano  w  jego  od- 
mianach: pieszym,  klaskanym,  odbijanym. 


■yGoot^le 


Na  -weselach  szlachty  zawsze  tańczono 
przed  cukrową  kolacją  ,, od  bijanego",  a  o- 
statnim  byt  z  kolei  ojciec,  który  w  rękę 
panu  mlodcma  córkę  oddawał.  W  tańcu 
„okrągłym"  łączyły  się  wszystkie  tańce 
polskie.  Zaczynany  polonezem  przechodził 
w  krakowiaka,  mazura,  obertasai  znowa 
w  taniec  polski.  Niekiedy  tańczony  bez 
krakowiaka,  a  wówczas  rytm  wolny  polo- 
neza, coraz  przyśpieszany,  przechodził  w 
obertasa  i  mazura.  Rzemieślnicy  polscy 
mieli  pewien  taniec  do  każdego  cechu  od- 
dzielnie zastosowany  i  nazwany,  a  naśla- 
dujący w  ruchach  odpowiednie  jego  zatru- 
dnienia, co  nie  przeszkadzało,  żeby  np. 
szewcy  nie  mieli  tańczyli ,, kowala"  a  ko- 
wale „szewca".  Pasek  w  pamiętnikach 
swoich  pisze:  „tu  coraz  z  łasa  wymknie  się 
chorągiew,  właśnie  jak  kiedy  wyrwane- 
go tańcują"  —  „żeby  do  gonionego 
tańca  były  pogotowia  i  damy,  bo  to  nie 
wojna  była,  ale  właściwie  goniony  ta- 
niec, bośmy  ustawicznie  z  miejsca  na  miej- 
sce gonili  nie  goniąc,  z  oni  uciekali  nie 
uciekając".  —  „Tańczymy  tedy,  aż  skoro 
już  wielkiego  poczęli  tańcować,  a  on, 
stojąc  na  trakcie,  pocz^  śpiewać".  To  wy- 
wyrażenie  „stojąc  na  trakcie"  oznaczało 
w  mowie  tańczących  wystąpienie  w  pierw- 
szą parę  i  zaśpiewanie,  co  zwłaszcza  w 
tańcu  „wyrwanym"  przedstawiało  sięnaj- 
plastyczniej.  Mamy  ślady  i  pewnej  reakcyi 
przeciwko  owemu  zbyt  ochoczemu  wy- 
krzykiwaniu w  tańcach.  Górnicki, idąc  za 
pierwowzorem  włoskim,  pragnie  dodać 
młodzi  polskiej  dystynkcyi  salonowej  po- 
łudniowców, przestrzega  więc,  którzy  tak 
niedbale  tańcują,  ,,iż  z  niego  czasem  i  su- 
knia spadnie,  a  on  się  po  nię  nie  schyli", 
jako  też  i  płeć  piękną,  gdy  w  taniec  pój- 
dzie— które  jest  jedno  przystojne  biało- 
głowskie  ćwiczenie  —  nie  zda  mi  się  aby 
ochotę  zbytnią,  żartkim  skokiem,  pochu- 
tnywaniem  (balansowaniem)  z  sobą  poka- 
zować  miała".  W  ostatnich  latach  XV  stu- 
lecia młody  królewicz  Zygmunt  I  umie  w 


danej  chwili  być  nietylko  widzem,  ale  oso- 
biście wziąć  udziiJ  w  wesołej  tanecznej 
zabawie.  Zdarzyło  się  to  raz  w  zapustny 
poniedziałek.  Patrycjusz  miejski  w  Kra- 
kowie pan  Kacper  Bar,  mając  dwie  córki 
niezamężne  i  dwie  zamężne,  urządził  dla 
nich  wieczór  taneczny  na  przewody  kar- 
nawału, sprowadził  muzykę  i  gości  zapro- 
sił, a  tern  dcstojniejszych,  że  sam  króle- 
wicz miał  ów  bal  obecnością  swoją  za- 
szczycić. Jakoż  Zygmunt  przyjął  gościnę 
i  z  córkami  gospodarza  wesoło  pląsać,  a 
grajek,  który  przygrywał,  dostał  dukata 
od  królewicza  (A.  Pawińskiego  „Młode 
lata  Zygmunta  Starego",  str.  29).  W  tem- 
że  dziełku  znajdujemy  taki  szczegół  z  po- 
bytu królewicza  na  Śląsku:  , .Skorzystali 
też  ze  sposobności,  żeby  coś  zarobić,  wro- 
rfawscy  gęślarze,  lutniści,  piszczkowie 
z  bębnami,  organiści  z  pozytywkami 
i  przygrywali  przy  obiadach  lab  wiecze- 
rzach. Zaczęli  się  też  popisywać  swoimi 
tańcami  jacyś  wieśniacy  podczas  uczty. 
Kazał  dać  dukata  tancerzom,  czyli  „krzep- 
czym",  jak  ich  księga  rachunkowa  nazy- 
wa, za  to,  że  „krzepczyli".  Zdaniem  naszem 
musiały  to  być  raczej  jakieś  sztuki  akro- 
batyczne i  popisy  siłackie,  niż  zwykłe  tań- 
ce. W  pół  wieku  później  spotykamy  się 
z  hstem  kanonika  Górskiego  do  Jana  Dan- 
tyszka,  donoszącym  mu,  żo  królowa  Bona 
zgrzybiałego  króla  bawi  „tańcami  i  pie- 
śniami." Rękawiczek  do  polskiego  stroju 
nie  używano,  chyba  w  polu  i  do  zbroi,  a 
przez  uszanowanie  dla  płci  pięknej,  nie 
chcąc  dotykać  się  gołą  ręką  dłoni  dziewi- 
czej, swoją  pokrywano  czapką.  Świadek 
XVIII  w.  tak  nam  maluje  ówczesne  zaba- 
wy i  uprzejmość  staropolską  w  domach 
naszych:  „Podszepniętem  to  było  zwykle, 
żeby  wziąć  w  taniec  osoby,  o  których  za- 
pomniano, lub  które  zamało  tańcowały 
przez  nieśmiałość;  tak  dalece  starano  się, 
ażeby  nikt  nie  był  upośledzonym,  ażeby 
się  każdemu  i  każdej  tańcować  dost^o, 
i  ta  względność  stanowiła  główniejszą  ce- 


dbyGoot^le 


357 


chę  starożytnych  balów  polskich.  Uprzej- 
mość gospodyni  lab  córki  domu  nmiata 
bal  o2ywić,  uchybienie  jakie  lub  omyłkę 
i  zapomnienie  wynagrodzić,  zapraszając 
z  wdziękiem  tego,  który  był  zasmucony 
lub  najznakomitszego  z  mężczyzn  zwraca- 
jąc do  tej,  której  cześć  pomienioną  oddać 
chciano".  Ł.Gołębiowski  poświęcił  tań- 
com polskim  spory  rozdział,  bo  od  str.  304 
do  330  w  dziele  swojem  „Gry  i  zabawy" 
{Warszawa,  1831  r.).  Kazira.  Brodziński 
napisał  piękna  rozprawę  ,0  tańcach  naro- 
dowych". Winc.  Pol  opisał  taniec  „stry- 
jankę'  w  poemacie  pod  tą  nazwą.  Karol 
Czerniawski  wydal  ksiąłkę  „O  tańcach  na- 
rodowych" (Warszawa,  1860  r.).  Marjan 
Oorzkowski  napisał  .Historyczne  poszuki- 
wania o  tańeaoh'  {Warszawa,  1869  r.)  Z 
cudzoziemców  pisał  Liszt  o  tańcach  pol- 
skich i  muzyce  Chopina.  Według  Rie- 
mann'a  {Dktionnaire  de  musicue,  r.  1889) 
polonez  nie  wziął  początku  z  tańca  pol- 
skiego, ale  z  ceremonii  podczas  koronacyi 
Henryka  Walezego  na  Wawelu  w  r.  1674, 
kiedy  szlachta  polska,  dygnitarze,  panie 
i  panowie,  kroczyli  parami  przed  nowym 
królem,  aby  mu  się  przedstawić.  Lindgreen 
ze  Sztokholmu  zaznacza  w  pracy  p.  t.  „  Con- 
łribuHon  a  1'hisłoire  de  la  Polonaise"' 
(Rocznik  kongresu  paryskiego  z  r.  1900) 
opinję  A.  Sowińskiego  {Musiciens  polo- 
naU,  r.  1857),  ie  melodja  poloneza  odnaj- 
duje się  w  starych  kantyczkach  polskich, 
z  których  te£  Sowiński  podaje  przykład. 
P.  Oskar  Chilesotti  podaje  w  tygodniku 
rzymskim  Cronache  musicali  e  dramati- 
che  (r.  1902)  wypis  dwuch  starych  tańców 
polskich  z  dzi^a  stawnego  lutnisty  fran- 
cuskiego Besarda,  zatytułowanych:  Cho- 
rcae  polonicae  Diomedis.  Twórcą  był  Ka- 
ton Diomede,  Wenecjanin,  urodzony  w  po- 
lowie XVI  w,,  znakomity  lutnista  i  śpie- 
wak, przebywający  w  Polsce  za  czasów 
Zygmunta  IH  i  biorący  do  swoich  utwo- 
rów motywy  ze  starej  muzyki  polskiej. 
W  n-rze  21  z  r.  1S99  tygodnika  ilustrowa- 


nego rosyjskiego  .Priroda  i  ludi"  p. 
Siewiercow  tak  pisze  o  tańcach  polskich: 
„Podobnie  jak  u  Węgrów,  pięknie  się  za- 
chowały narodowe  tańce  i  uPolaków,  i  trze- 
ba dla  chluby  ich  powiedzieć,  iż  polskie 
tańce,  jedyne  z  pośród  słowiańskich  weszły 
w  koło  modnych  balowych  tańców.  Da  się 
to  wytłómaczyć  lekkością,  elegancją  i  cha- 
rakterem polskich  tańców;  może  jednak 
prawidłowiej  byłoby  przyczyny  tego  szu- 
kać w  ogólnej  kulturze  narodu  polskiego, 
kulturze,  dzięki  której  i  tańce  u  Polaków 
mogły  sięrozwijaćiudoskooalać.  Wyższa 
klasa  narodu,  wykonywająca  swoje  naro- 
dowe tańce  jeszcze  w  czasie,  kiedy  wszyst- 
kie warstwy  polskiego  społeczeństwa  stały 
na  jednym  poziomie  wykształcenia,  zacho- 
wała je  wtedy,  kiedy  się  wybitnie  zaryso- 
wała różnica  między  wykształconemi  i  nie- 
wykfiztałconemi  warstwami.  A  to  nie  mo- 
gło nie  mieć  wpływu  na  elegancję  i  grację 
polskich  tańców.  Następnie,  kiedy  Rzecz- 
pospolita skończyła  swoją  egzystencję, 
panowie,  a  za  nimi  i  prosta  klasa,  nie  mogli 
zaniedbać  swoich  tańców  przez  uczucie 
patrjotyzmu  silnie  rozwiniętego  u  Pola- 
ków. Z  polskich  tańców  najprzód  nale- 
ży wskazać  „Poloneza",  który  najpierw 
wszedł  do  liczby  dworskich,  a  następnie 
do  wogóle  balowych  tańców.  Jest  to  po- 
ważny, uroczysty  podiód  w  takt  płyną- 
cych dźwięków  muzyki,  którym  zwykle 
kończą  się  u  nas  bale,  kiedy  goście  zapra- 
szają się  już  do  jadalni.  Typowe  polskie 
tańce,  w  których  pięknie  wyraża  się  cały 
charakter  Polaka,  jego  żywość,  elegancja, 
dowcip,  to  , Krakowiak",  aszczególniej  na 
całym  świecie  rozpowszechniony  „Mazur". 
Któż  nie  zna  tych  pełnych  życia  i  gracyi 
porywających  tańców.  Trzeba  je  widzieć 
wykonane  przez  Polaków,  żeby  pojąć  cały 
urok  i  oryginalność  tych  tańców,  szczegól- 
nie mazura:  nie-Polak,  chociażby  tańczył 
najpiękniej,  nie  wykona  jak  należy.  Na- 
si .mazurzyści"  to  nędzni  naśladowcy 
tancerzy -Polaków".     Szkoda,  że  jest  wie- 


dbyGoot^le 


TAPCZAN.— TARCZ  A. 


In  Polaków,  którzy  nie  odczuwają  tego,  co 
pisze  o  ich  tatcach  p,  Siewiereow,  i  prze- 
kładają kult  kotyljona  dlatego,  że  powstał 
w  Paryżu,  choć  wziął  swe  miano  od  spó- 
dnicy {cołilłołi),  będącej  właściwie  trywjal- 
ną  nazwą,  odpowiadającą  naszej  kiecce 
(lud  francuski  Śpiewa  w  tym  tatcu:  Va  fil 
bien,  mon  coiillon?).  Polka  nie  jest  tańcem 
polskim,  ale  czeskim  z  pochodzenia  i  nie 
wzięła  swej  nazwy  od  pola,  ale  od  słowa 
czeskiego /w/iri  (połowa),  gdyż  jej /aj  jest 
właściwie  półkrokiem.  Na  zapytanie  piszą- 
cego, kiedy  się  taniec  ten  o  nas  upowszech- 
nił po  dworach  wiejskich,  odpowiedziała 
mu  jego  matka,  że  na  jej  weselu  w  r.  1837 
tańczono  polkę  jako  taniec,  który  od  lat 
paru  był  nowością. 

Tapczan— rodzaj  kobierca  tnreckiego, 
jakie  sprowadzane  do  Polski,  zawieszane 
były  na  ścianach.  "W  Vol.  le^.  (IV,  f.  82) 
czytamy:  „Towary  tureckie:  kobierce,  kili- 
my, tapczany". 

Taraban  czyli  loiumbas — bęben  wielki 
turecki,  nieodzowny  w  kapeli  janczarskiej, 
którą  miały  hetmańskie  chorągwie  jan- 
czarskie ubierane  po  furecku.  Dobosz,  bi- 
jący w  taraban,  zwał  się  t araba  ńczuk. 

Taradajka— rodzaj  małej  prostej  brycz- 
ki czy  kolaski,  jakie  pojawiły  się  u  nas  w 

xvin  w. 

Taran.  Bielski  w  XVI  w.  tak  go  opi- 
suje: „Belka  dębowa,  w  końcu  okowana 
na  kształt  głowy  baraniej,  którą  tłuczono 
mury'".  Trzy  były  główne  rodzaje  tara- 
nów: taran  najprostszy,  noszony  i  porusza- 
ny silą  ręczną,  używany  do  wybijania 
drzwi,  bram,  bron  i  przegród.  Taran,  wi- 
szący na  odpowiedniem  rusztowaniu,  by- 
wał ogromny  a  uderzał  w  mur,  za  pomocą 
lin  bujany  naprzód  i  w  tył.  Trzeci  rodzaj 
urządzany  był  w  wieży  z  desek  podsuwa- 
nej na  kołach  pod  mury  a  służącej  do  o- 
chrony  dla  ludzi,  którzy  taranem  szturmo- 
wali. 

Taraśnioa— nazwa  armatki  używanej 
w  XV  w.  do  obrony  murów  zamkowych. 


Pułkownik  Kon.  Górski  w  swojej  „Histo- 
ryi  artyleryi  polskiej"  przypuszcza,  że  na- 
zwa ta  poszła  od  tarasów  zamkowych,  na 
których  armatki  te  ustawiano.  Strzelano 
2  nich  kulami  ołowianemi,  których  np,  pe- 
wna ilość  znajdowała  aię  na  zamku  lwow- 
skim. Gdy  zrozumiano,  żedonioslość  strza- 
łu zależy  od  wielkości  naboju  i  długości 
kanału,  zaczęto  taraśnicomnadawacwięk- 
szą  długość  i  kanałowi  ścian  większą  sze- 
rokość, a  jeszcze  później,  gdy  wynaleziono 
dla  nich  łoże  na  kolach,  stały  .się  zdatnemi 
do  użycia  w  polu.  Rysunki  taraśnic  podaje 
Górski  na  str.  str.  17  i  18. 

Taratatka,  noszona  powszechnie  w 
XVIII  w.  kapota  polska,  dochodząca  do 
kolan,  z  potrzebami  szmuklerskiemi.  Ga- 
zeta Narodowa  ówczesna  pisze:  „Jedni  w 
fraczkach,  drudzy  w  taratatkach". 

Tarcza.  Ks.  Kitowicz  w  pamiętnikach 
swoich  opowiada,  iż  do  ozdobnego  ryn- 
sztunku polskiego  jeszcze  za  czasów  Au- 
gusta III  należało  przytroczenie  do  siodła 
tarczy  okrągłej  wraz  z  kołczanem,  miesz- 
czącym w  sobie  łuk  i  strzały  z  lewej  stro- 
ny, z  prawej  zaś  koncerza,  idącego  ukośnie 
od  przodu  ku  tyłowi  na  dół.  Tarcza  więc 
okrągła  nie  była  już  wtedy  używana  do  o- 
dony;    od    kuł    bowiem    muszkietowych 


Widuk  z  boku  i  strona  odwroina  larczy  polskiej. 

(„SprawozdnnU  Komieji  do  bad.  sztuki  w  Polsce''. 

Wyd.  Akad.  Um.  w  Krakowie). 


atembardziejkarabinowychlubkartaczów 
tarcza  osłoną  być  nie  mogła,  zatem  miej- 
sce z  lewego  boku  konia,  poza  nogą  jeżdź- 


dbyGoot^le 


TARGI   I   TARGOWE. 


ca,  mogło  hjó  dla  niej  podówczas  odpó- 
wiedniem,  atoli  w  czasie  kiedy  była  uży- 
wana jako  bi-oii  odporna,  nie  mogła  być 
amieszczoną  tak  daleko  od  ręki  wojowni- 
ka, ani  też  do  siodła  przytroczoną.  Gdzież 
tedy  bywała  i  w  jaki  sposób  była  używa- 
na? Na  to  pytanie  odpowiada  Wojciech 
Gerson,  że  przyglądając  się  nieraz  arządze- 
niu  sznurów  przewleczonych  przez  środko- 
we kółko  przymocowane  do  poduszeczki, 
wyścirfającej  wgłębienie  wypukłej  tarczy, 
gdy  inne  tylko  do  podobnego  użytku  zda- 
wały się  być  przygotowane,  domyślał  się, 
że  sznur  tak  umocowany,  jak  go  na  dołą- 
czonym rysunku  znajdujemy,  służyćmógł 
tylko  do  przytroczenia  tarczy  u  siodła.  Na 
obrazach  malarzów  niemieckich  z  XV 
i  XVI  w.,  gdzie  tylko  przedstawiają  mę- 
czeństwa świętych,  obiór  i  uzbrojenia  mę- 
czących nie  są  zachodnie,  ale  zbliżone  do 
wołoskich,  tureckich  lub  polskich.  Diirer 
zawiesza  ową  tarczę  okrągłą  na  ramionach. 
Umieścił  np.  w  poczcie,  prowadzącym 
Chrystusa  na  Golgotę,  konnego  Tatara 
w  charakterystycznej  czapce  baraniej  i  z 
rzędem  na  koniu  wiązanym  z  rzemienia 
w  sposób  dotąd  przez  Kozaków  dla  koni 
stepowych  używany.  Tatar  ten  ma  na  ple- 
cach tarczę  okrągłą  wypukłą,  zwieszoną 
na  związanym  w  jakąś  pętlę  rzemieniu  (ob. 
art.  TaŻarsii  t&mec).  W  płaskorzeźbach 
nioiwskich  Asyryjczykowie  mają  tarcze 
okrągłe,  wielkie,  stożkowate,  zupełnie  jak 
polskie  z  XVII  w.  zawieszone  na  plecach, 
jeszcze  wygodniej  niż  Tatara,  bo  na  rze- 
mieniach przez  piersi  skrzyżowanych  i 
przewleczonych  przez  metalowe  małe  kół- 
ko kształtu  tarczki.  W  Azyi  więc  i  w  od- 
ległej starożytności  znajdujemy  kolebkę 
sztuki  wojennej,  której  tradycja  dotrwała 
w  Polsce  do  XVII  w.,  bo  oto  np.  portret 
Jana  Sapiehy,  hetmana  polnego  litewskie- 
go (zmarłego  r.  1664),  znajdający  się  da- 
wniej w  Kodniu,  a  dziś  w  Krasiczynie, 
przedstawia  go  w  kolczudze  z  tai'czą  okrą- 
głą na  plecach  zawieszoną  na  sznurach, 


krzyżujących  się  na  piersi,  przewleczonych 
przez  ozdobne  kamieniami  wysadzane  oka. 


Jan  Sapieha,  het.  polny  tilewa.,  £  Urczą  zawieczoną 

na  plecach.  (Sprawoid.  kom.  sztuki  t.  V,  atr.  XXI, 

myd.  .\kad.  Um. 

To  jest  właśnie  owa  tarcza  pochodzenia 
azjatyckiego  i  w  azjatycki  sposób  noszona, 
który  pozwalał  z  największą  łatwością 
przerzucać  ją  z  pleców  na  rękę  lewą  w  cza- 
sie boju  dla  zasłonięcia  cida  i  zarzucać 
z  powrotem  na  plecy,  gdy  przestawała 
być  potrzebną.  Mamy  nawet  wyraźneopi- 
sy,  że  Tatarowie  bywali  straszni  w  odwro- 
oie,  gdy  wypuszczali  chmury  strz^  na  na- 
cierających a  sami  uchodzili  bezpiecznie, 
mając  plecy  zatonięte  wielkiemi  tarczami. 
Wobec  takiego  sposobu  noszenia  tarczy 
tak  zw.  „tureckiej"  u  nas,  zrozumiemy  ła- 
two, że  poduszeczka  w  jej  wgłębieniu  była 
konieczną  do  oparcia  o  plecy,  a  wszystkie 
kółka  tej  poduszeczki,  zarówno  środkowe 
największe,  jak  narożne  mniejsze,  miały 
swoje  przeznaczenie  w  praktycznym  użyt- 
ku, służąc  do  sznurów  tarczy. 

Tftrgi  i  targowe.  Już  w  dokumencie  zr 
1065  znajdujemy  wyraz  „targowe"  tak  sa- 
mo pisany  jak  dzisiaj,  a  w  późniejszym  z  r. 
1278  czytamy:  „/br^nse^cuod targowe  dtd- 
lur''^.  Prawem  z  r.  1496  postanowiono, 
żeby  targi  w  miastach  były  każdemu 
wolne  (  Vol.  leg.  I,  f.  253).     Również,  aby 


dbyGoot^le_l 


360 


TARTAK.— TATARSKI  TANIEC. 


targbwego  od  dachownych  i  od  szlachty 
oraz  od  ich  poddanych  nikt  nie  wyciągał, 
gdy  zboia  i  rzeczy  swe  domowe,  do  żyw- 
ności należące,  przedawaó  będą,  albo  ku 
swej  potrzebie  kupować  { Vol.  leg,  1,  fol. 
269).  W  r.  1504  postanowiono,  aby  tar- 
gowe w  miastach  królewskich  ustanawiał 
i  pobierał  marszałek  koronny  ( Vol.  leg.  I, 
f.  295),  zaś  targowe  polne  czyli  w  obozach 
hetman  wielki  wspólnie  z  Radą  marszał- 
kowską ustanawiał  (f.  296).  W  r.  1507 
ustanowiono,  iż  targi  na  wsiach  hywaó 
nie  mają,  pod  karą  utracenia  rzeczy  prze- 
dawanych  ( Vol.  leg.  I,  f.  .364).  "W  r.  1523 
nastąpiła  uchwala,  aby  przekupnie  i  rze- 
mieślnicy szlacheccy,  t.  j.  z  dóbr  szlachty 
naczynia  różne  do  miast  prowadzący,  od 
płacenia  targowego  ni©  byli  wolni  (  Vol. 
leg.  I,  f.  400).  W  r.  1B38  ponowiono  pra- 
wo, aby  targowe  nie  było  pobierane  od 
tych  kmieci,  którzy  rzeczy  swoje  albo  so- 
bie potrzebne  przedają  i  kupują  ( Vol.  leg. 
I,f.  620).  Ob.  w  Enc.Siar.:  Podatki 
i  ciężary,  t,  III. 

Tartak,  młyn  do  tarcia  drzewa  na  tar- 
cice i  dyle.  "W  .Fizyce'  ks.  Osińskiego  z 
r.  1777  czytamy:  .Tartaka  jedna  część  na- 
leży do  podnoszenia  piły  i  rznięcia;  druga 
do  nadawania  drzewa  pile".  Tartaki  po< 
mszaue  siłą  wody  były  dość  rozpowszech- 
nione w  dawnej  Polsce.  W  r.  1533  Kra- 
ków dostał  od  Zygmunta  I  przywilej  na 
zbudowanie  tartaku  (zapewne  poruszane- 
go siłą  Rudawy). 

Tas,  tasz,  tasik,  tasa  —  buda  kra- 
marska płachtami  okryta  czyli  kram  pod 
namiotem  z  grubego  płótna.  W  Vol.  leg. 
(V,  f.  186)  znajdujemy:  „Kupcy  po  mia- 
steczkach, z  kramami,  kramikaini,  tasza- 
mi, tasikami  przejeżdżający,  nie  wprzód 
tasze  swoje  rozbijać  będą,  aż  rejestra  to- 
warów urzędowi  podadzą". 

Taśbir,  tyżbier  —  cienkusz,  podpi- 
wek  {z  niemieckiego  lalij'  Tiscbbier).  Syre- 
njusz  pisze:  „Na  mloto  wywarzonego  piwa 


znowu  wodę  gorącą  leją;  stąd  bywają  tesz- 
biry  i  cienkusze  dla  czeladzi". 

Tatarski  taniec.  Tak  dawni  Polacy  na- 
zywali szyk  bojowy  tatarski  i  bitwy  z  Ta- 
tarami. Wyrażenia  tego  używają:  Kon- 
stanty książę  Ostrogski,  Marcin  Bielski 
i  Jakób  Sobieski,  gdy  dawano  naukę  sy- 
nom, jadącym  zagranicę:  „Synowie,  nie 
uczcie  się  tańców  (zagranicą),  bo  tego 
i  doma  z  Tatarami  nauczycie  się".  Stryj- 
kowski pisze:  .Tatarowie,  z  łuków  tańcem 
zwykłym  najeżdżając,  bez  przestanku  Li- 
twę przerywali'. —  „Litwa  z  największą 
śmiałością  Tatarom  pierwszym  i  wtórym 
tańcem  odpór  dała;  naostatek  Tatarowie, 
nie  mogąc  wytrzymać  trzeciego  tańca,  po- 
częli pierzchać.  Litwa  zaś  za  nimi  gonio- 
nego tańcując,  tym  śmielej  bita".  Właści- 
wie „tańcem"  był  szyk  bojowy  Tatarów, 
podobno  przekazany  im  jeszcze  przez  Ta- 
merlana  a  polegający  na  formowaniu 
przez  całą  hordę  półkola  zwrócooego 
wklęsłością  do  nieprzyjaciela.  Qórowa- 
ie  hordy  liczbą  ułatwiało  jej  i  było  po- 
ekąd  przyczyną  takiego  szyku.  Jeżeli 
.eprzyjaciel  (zwykle  mniej  liczny)  ude- 
rzył w  środek  półksiężyca,  zostawał  przez 
oba  jego  rogi  oskrzydlony,  gdy  zaś  ude- 
rzał na  jedno  skrzydło,  bywał  również  o- 
garnięty  półkolem,  jak  garaó  kłosów  sier- 
pem. Tylko  nieporównanej  waleczności 
rycerstwa  swego  Polacy  zawdzięczali,  że 
często  odnosili  zwycięstwo  nad  hordą  10 
razy  hczniejszą  od  walczącej  szlachty.  Że 
„taniec  tatarski",  o  którym  tak  często 
wspominają  pisarze  polscy  w  XVII  wie- 
ku, był  starą  tradycją  mongolską,  dowo- 
dzi tego  Długosz  następującym  opisem 
najazdu  Tatarów  na  Polskę  w  r.  1287: 
„Sposób  zaś  wojowania, jakiego  Tatarzy 
używają,  odmienny  jest  wcale  niż  u  in- 
nych narodów.  Walczą  oni,  zdaleka  za- 
taczając półkole  i  rzucając  strzałami  na 
nieprzyjaciół,  bądź  to  nacierają  końmi, 
bądź  cofają  się  w  odwrocie.  Często  także 
zmyślają  ucieczkę,  aby  przeciwnika  zapę- 


dbyGoot^le 


TATARZY.  -  TEATR. 


•dzonego  nieostroioie  w  pogoni  sro^szymi 
przywitać  ciosy  albo  go  nagle  otoczyć.  Za- 
miast trąb  używają  w  boja  kotłów.  Za- 
zwyczaj w  samym  zapale  bitwy  opuszcza- 


Tatar  podlufr  rysunku  A.  Durera  z  początku  XVI 
wieku.  (Ze  Sprawozdań  Kom.  Szt.,  wydanie  Akad. 

Umiejętności). 

ją  pole,  aby  ją  wnet  począć  na  nowo,  i  kie- 
dy się  mniemałeś  zwycięzcą,  tein  dotkli- 
wiaj  dać  ci  nczuć  przegraną*.  (T.  III,  str. 
476  w  wyd.  Przozdzieckiego). 

Tatarzy.  W  początku  XVI  wieku  u- 
kazali  się  w  wojaku  polskiem  Tatarzy  li- 
tewscy. Przy  wojska  litewskiem  już  za 
czasów  Witolda  było  kilka  rot  tatarskich 
obowiązanych  do  służby  wojskowej  wza- 
mian  za  daną  im  ziemię  i  przywilejn.  Cho- 
rągwie tatarskie  składały  się  z  pocztów 
towarzyskich.  W  r.  1654  znajdowało  się 
15  chorągwi  tatarskich  na  służbie  Rzpli- 
tej  w  ogólnej  liczbie  1383  koni.  W  r.  1672 
zdradzili  Rzeczpospolitę  Tatarzy  litew- 
scy, przeszedłszy  na  stronę  Turków,  a  o- 
siedleni  przez  nich  około  Kamieńca  Po- 
dolskiego, byli  dla  nas  pod  imieniem  Lip- 
ków bardzo  szkodliwi.  W  r.  1683  wezwa- 
ni przez  Sobieskiego,  oświadczyli  chęć  słu- 
żenia i  solennie  przyrzekli  walczyć  z  Tur- 
kami 1  Tatarami.  Odtąd  służyli  wiernie 
aż  do  końca  pod  nazwą  chorągwi  lekkich, 
W  r.  1812  utworzono  szwadron  Tatarów 
litewskich  dowodzony  przez  kapitana  U- 
lana,  a  stanowiący  całość  z  pułkiem  pierw- 


szym lekkonnym  polskim  gwardyi.  Szwa- 
dron ten  egzystował  do  r.  1815.  Tenże 
Ułan,  mianowany  pułkownikiem,  formo- 
wał w  stycznia  1831  r.  oddział  Tatarów 
litewskich.  Pluton  tych  Tatarów  znajdo- 
wał się  w  3-im  szwadronie  jazdy  wołyń- 
skiej pod  dowództwem  kapitana  Bielaka, 
który  zginął  bohatersko  pod  Rudą  Wiel- 
ką d.  22  sierpnia.     B.  Gemh. 

Teatr.  W  „Dykcjonarzyku  teatral- 
nym" z  r.  1808  czytamy  {pod  wyrazem 
„podróże'}:  „Między  przykrościami,  któ- 
rych aktorowie  doznawać  muszą,  jest  jed- 
ną z  bardzo  wielkich  dla  teatru,  który 
przez  rok  cały  nie  mogąc  się  utrzymać  w 
jednem  miejscu,  musi  odbywać  podróże 
do  miast  innych  i  oswajać  się  z  rozmaity- 
mi gustami;  co  się  bowiem  podoba  jednej 
publiczności,  zupełnie  jest  przeciwnym 
drugiej",  „W  Warszawie  przez  lato  na 
teatr  prawie  nikt  nie  zwykł  uczęszczać, 
przyjemność  ogrodów  zwabia  mieszkań- 
ców stolicy,  a  panowie  zwykle  przepędza- 
ją lato  w  swoich  dobrach,  Aktorowie  więc 
warszawscy  corocznie  na  kilka  niedziel 
wyjeżdżają  do  Poznania  i  Kalisza,  a  cho- 
ciaż, jak  się  rzekło,  szczęśliwszy  jest  teatr 
taki,  który  ciągle  wjednem  miejscu  utrzy- 
mać się  może,  przecież  publiczność  poznań- 
ska i  kaliska  (w  Poznania  król  pruski  ka- 
z^  wystawić  teatr  publiczny,  dokończony 
r.  1804,  zewnątrz  i  wewnątrz  bardzo  ozdo- 
bny) tak  jest  względną  i  uprzejmą  dla  te- 
atru narodowego,  iż  jego  artyści  z  żalem 
opuszczają  swoich  laskawców.  Teatra  li- 
tewskie i  wołyńskie  odbywają  częstsze  po- 
dróże; tak  dalece,  że  niemasz  w  tamtych 
prowincjach  żadnego  wielkiego  zjazdu, 
sejmików  obywatelskich,  jarmarków,  aby 
podczas  nich  nie  było  jakiej  kompanii 
dramatycznej.  I  tak  corocznie  przez  czas 
niejaki  jest  teatr  w  Zelwie,  Kownie,  Wil- 
komierzu,  Brześcia  Litewskim,  Kobryniu, 
Lidzie,  Nowogródka,  Bisie  nkie wieżach, 
Witebska,  Mohylowie,  Berdyczowie,  Bia- 
łymstoku, Swisloczy.     W  ostatniem  mie- 


dbyGoot^le 


TEJSAK.  — TEOLOGJA  POLSKA. 


ście  dziedzio.  (Tyszkiewicz),  prawdziwy 
wspieracz  talentów,  wystawił  piękny  te- 
atr, ofiarując  go  aktorom  bezpłatnie,  ile- 
kroć tam  zjadą.  Niektórym  z  tych  kom- 
panjów  pozwalają  na  czas  krótki  wybo- 
czyó  do  G-alicyi,  gdzie  podczas  jarmarku 
w  Łęcznie  dają  kilka  przedstawień  (w  ro- 
ku 1808  Lubelskie  po  Bug  należało  do  G-a- 
licyi). Teatr  warszawski  także  podczas 
jarmarku  łowickiego  małą  do  tego  miasta 
robi  inkursją.  Teatr  wileński  od  nieja- 
kiego czasu  zawsze  zostaje  na  miejscu; 
przed  trzema  laty  pan  Kazyński,  antre- 
prener  tamtejszy,  ośmielił  się  wyjechać 
do  Petersburga  i  tam  wystawił  kilkana- 
ście sztuk  polskich,  dawniej  -to2  samo  u- 
czynił  w  mieście  Moskwie".  W  rachun- 
kach Zygmunta  I,  jako  jeszcze  królewicza, 
z  ostatnich  lat  XV  w.  znalazł  prof.  Pa- 
wiński,  że  jakiś  mistrz  od  Wszystkich 
Świętych  w  Krakowie  przed  nim  „kome- 
dją  recytował"  („AUode  lata  Zyg.  Star." 
str.  129).  To  zaowu  w  niedzielę  zapustną 
J518  roku  jacyś  „poeci  grali  przed  królem 
komedją"  (tamże,  str.  202).  Długosz  wspo- 
mina wielokrotnie  -widowiska  publiczne, 
na  których  śpiewano  (we  współczesnym 
mu  wieku  XV  i  dawniejszych)  pieśni  bo- 
haterskie o  wypadkach  dziejowych  w  Pol- 
sce (ob.  Enc.  Siar.  t.  IV,  str.  13).  O  tea- 
trze w  Polsce  pisali:  K.  Wł.  Wójcicki  „Te- 
atr starożytny  w  Polsce',  2  tomy.  War- 
szawa, r,  1841.  Wł,  Chomętowski:  „Dzie- 
je teatru  polskiego  od  najdawniejszych 
czasów  do  1850  r.".  Warszawa,  1870  r. 
Karol  Estreicher:  „Repertoar  sceny  pol- 
skiej od  r.  1750  do  1871.  Pisarze  i  tlóma- 
czezestawieniabecadłowo",  Kraków,  1871. 
Oprócz  tego  napisał  Estreicher  dzieje  sce- 
ny polskiej  z  tejże  doby  p.  n.  „Teatra  w 
Polsce",  w  kilku  tomach.  St.  Windakie- 
wicz  jest  autorem  dzieła:  „Teatr  ludowy 
■w  dawnej  Polsce"  (Kraków,  1902  r.).  Prof 
Aleksander  Bruckner  drukował  w  „Bibl. 
Warszawskiej":  „Początki  teatru  i  dramat 
średniowieczny"  (r.  1894,  t.  II  i  III). 


Tejsak  —  tak  na  Litwie  i  Żmudzi  na- 
zywano torbę  skórzaną  na  pistolety.  Po- 
dajemy tu  z  fotografii  podobiznę  tejsaka, 
który  Antoni  Kulwieó,  szlachcic  żmudzki, 
dał  15-letniemu  synowi  swemu  Onufremu, 
wyprawiając  go  na  wojnę  w  r.  1794,  ama- 
tka,  ciotka  lab  siostra  młodzieńca  wyszy- 
ły białemi  nićmi  napis  na  wierzchu  tejsa- 
ka. Pamiątka  ta  rodzinna,  ciekawa  i  wa- 
żna pod  względem  historycznym  jako  si- 
gnum ówczesnych  usposobień  szlachty 
żmudzkiej,  znajduje  się  obecnie  w  posia- 
daniu spuki'ewnionego  z  Kalwieciami  pa- 
na Szwojniokiego,  znanego  artysty  mala- 
rza. 

Tejsty  —  tak  nazywano  kosztownie 
przyprawne  pachnące  olejki. 

Tekin  —  safjan  turecki  albo  włoski. 

Telsf ,  t  e  1  e  j  —  rodzaj  kosztownej  ma- 
teryi  na  suknie  i  pokrycia  szubek  niewie- 
ścich. Mówią  o  telecie:  J.  Kochanowski, 
Zbylitowski,  Gawiński,  Kochowski,  Twar- 
dowski, Bratkowski  i  inni,  Starowolski 
radzi,  aby  dla  ukrócenia  zbytków  i  pychy, 
cenę  łokcia  aksamitu  podnieść  do  20,  zło- 
togłown  do  100,  a  teletu  do  50  talarów. 

Temporalik  lub  skrypturalik— no- 
żyk, scyzoryk  do  piór  temperowania.  Haur 
zaleca,  iż  „w  stoliku  pisarskim  ma  być  pa- 
pier, opłatki,  temporalik,  pióra", 

Tenda  —  rozpięta  zasłona,  kortyna, 
kotara:  .Uczynisz  tendę  we  drzwiach  przy- 
bytku; przed  słupami  rozciągniona  będzie 
tenda"  (W^.£a;o<^.), 

Tenuta.  Starostwo  bez  juryzdykcyi, 
t,  j.  dzierżawę  dóbr  królewskich,  zwano 
t  e  n  u  t  ą,  dzierżawcę  zaś  takich  dóbr  zwa- 
no przez  grzeczność  w  XVI  i  XVn  w,  sta- 
rostą niegrodowym  albo  tenutarjuszem, 

TeolOgJa  polska.  Nauka  wiary,  wykła- 
dana przez  dawnych  teologów  polskich, 
w  porównaniu  z  tąże  samą  nauką  w  in- 
nych krajach,  wyróżniała  się  większą  ła- 
godnością, umiarkowaniem  i  prostotą.  W 
imię  zasad  Chrystusowych  goiła  a  nie  ją- 
trzyła, dążyła  do  utrzymania  pokoju  w 


dbyGoot^le 


narodzie  i  zachowania  go  od   klęsk  i  wo- 
jen domowych.     Unikała  surowości  i  o- 
strości,  postępując  drogą  nie  tyle  dyscy- 
pliny i  represyi,   ile  miłości,  pojednania 
i  zgody.     Stąd  i  powaga  duchowieństwa 
i  poszanowanie  go  przez   lud  były  więk- 
sze  niż  gdzieindziej.     Taką   charaktery- 
stykę „Teologii  polskiej"  skreślił  Adam 
Jocher  w  .Poglądzie  na  kierunek  a  bieg 
umysłów  i  nauk  w  przedmiotach  wiary 
Św.  po  krajach  dawnej  Polski", 
zamieszczonym  w  pracowitem 
jego  dziele:  , Obraz  bibljografi- 
czno-historyczny  literatury  ina- 
uk  w  Polsce"  (Wilno,  1857  r.). 
Teorban.    Zabłocki  pisze: 
„Kozak  na  teorbanie  tnie  fań- 
czyki".  Ł.  Gołębiowski  powia- 
da o  tym  instrumencie,  że  by- 
ła to  udoskonalona  bandurka, 
•  gatunekwiększejlutniwksztal- 
cie  brzuchatym  ze  strunami  do 
przebierania  palcami.  Teorban 
kompletny  miewał  33  struny. 
Grywali  na  nim  nietylko  teor- 
baniści  nadworni  u  magnatńw, 
ale  miew^a  teorbany  i  szlach- 
ta polska  po  swych  domach. 
Teorban  ze  zbiorów  jeżewskich, 
który  podajemy  tu  w  rysunku, 
znajdował  się  niegdyś  w  rodzi- 
nie Opackich  w  Łomżyńskiem, 
oddany  do  tych   zbiorów  przez 
ostatnią,  która  w  swej  młodo- 
ści na  nim  grywała,   90-letnią 
staruszkę  Agnieszkę,  córkę 
Chryzantego  Opackiego,  kasz- 
telana wiskiego.    Jeżeli  limik 
był  śpiewakiem  ludowym  aban- 
durzysta   narodowym  ukraiń- 
skim, teorbaniści  byli  śpiewa- 
kami po  dworach  możniejszej 
szlachty  polskiej.  "W  XVIII  w. 
nie  było  dworu  na  Rusi,  gdzie- 
by  nie  miano  kozaka,  grające- 
go na  teorbanie  i  śpiewającego 


pieśni  polskie  i  ukraińskie.  W  Koronie 
panowie  oprócz  kapeli  mieli  także  teorba- 
niatów  nadwornych,  pieśni  liryczne  i  dumy 
ukraińskie  śpiewających.  Słynny  rysow- 
nik Aleksander  Orłowski  w  szkicach  prf- 
nych  życia  odmalował  nam  wiernie  współ- 
czesnych dworskich  teorbauistów.  Naj- 
większy z  nich  rozgłos  posiadała  rodzina 
Widortów,  którzy  byli  ostatnimi  w  swym 
rodzaju  mistrzami.     Głową  ich   rodu  był 


Tcjsak  na  piatolety  w  XVin  wieku. 


dbyGoot^le 


364 


TEPERELLE.— TERLICA. 


Grzegorz  Widort,  szlachcic  polski,  urodzo- 
ny w  r.  1764;   młodość   swoją  przebył  w 
charakterze  mistrza-śpiewaka  na  dworze 
głośnego  w  swoim  czasie  Wa^awa  Rze- 
wuskiego i  towa- 
rzyszył mu  w  po- 
dróży naWschód, 
gdzie,  jak  wiado- 
mo,   Rzewuski 
znany  był  pod  i- 
mieniem    Em  i  - 
ra  Tudż-Ulferch. 
Przeszedł  nastę- 
pnie na  dwór  ks. 
Eustachego  San- 
guszki w  Sławu- 
ciei  w  roku  1831 
■we  wsi  Kużminie 
na  Wołyniu,  ma- 
jąc lat  68,  życia 
dokonał.  Dla  ucz< 
<;zenta  jego  pa- 
mięci, znakomity 
twórca  dum  pol- 
sko -  ukraińskich 
Tomasz    Padura 
napisał   jedną    z 
na j  pięk  n  ie j  s  zy  eh 
dumek  swoich  w 
narzeczu  nkraiń* 
skiemp.t. , Dum- 
ka Widorta".  Po  j 
zmarłym  piewcy  I 
uadworzeks.  Eu-  ' 
stachego  i  Roma- 
na Sanguszków, 
zajął  miejsce  syn 
jego  Kajetan  Wi- 
dort, który  podo-  iwban  pospolity  ^  moiniej- 
bnie  jak  jego  oj-  szych  domaoh   szlacheckich  z 
-Ciec,  poświęcił  XMlIwiekta. 

się  wyłącznie  grze  na  teorbanie  i  pieśni. 
Miał  przytem  zawsze  na  nauce  kilku  ko- 
zaków książęcych,  oprócz  chłopców,  któ- 
rych mu  sąsiedni  obywatele  dostarczali. 
Umarł,  mając  lat  4S,  w  Bławacie  r.  1852. 


Syn  jego  Franciszek,  zostający  zawsze  u 
księcia  Romana  Sanguszki,  chociaż  gry- 
wał na  teorbanie,  nie  obrd  sobie  pieśni  za 
wyłączne  powołanie,  równie  jak  Kajetan 
Widort,  który  był  ostatnim  mistrzem-te- 
orbanistą  na  Wołyniu.  Jan  Prasinowski 
miał  w  ręku  pisaną  księgę  pieśni  śpiewa- 
nych przez  Widortów  tak  w  narzeczu  u- 
kraióskiem  jak  polskiem  i  o  niej  jak  o  sa- 
mychże  Widortach  ogłosił  zajmujące  spra- 
wozdanie w  „Tygodniku  Illustrowanym" 
(t.  III,  Xl  87,  z  r.  1861).  Teorban  i  teor- 
banistów  wspomina  nieraz  w  swych  pieś- 
niach J.  Boh.  Zaleski.  G-dyśmy  w  r.  1876 
byli  w  Slawucie  u  sędziwego  księcia  Ro- 
mana Sanguszki,  Widort  w  roli  kamerdy- 
nera usługiwał  przy  stole  a  po  obiedzie 
śpiewał  nam  długo  przy  odgłosie  teorba- 
nu,  który  zawieszał  na  sobie,  a  śpiewał 
podług  iradycyi  teorbanistów,  nie  siedząc, 
ale  stojąc  i  przy  niektórych  pieśniach  ba-  . 
lansując,  niestety  we  fraku.  Mówił  nam 
wtedy,  że  ma  syna,  kształcącego  się  na 
muzyka  we  Lwowie. 

Teperelle,  frspelle,  jako  ozdoby  sukien, 
wspomina  Mik.  Kej. 

Tercjarze  i  tercjarki.  Osoby,  zapisa- 
ne do  tej  reguły:  panny,  kawalerowie  lub 
żony  i  małżonkowie,  ubierały  się  szaro,  a 
jeżeli  w  koniecznych  razach  przywdziewa- 
ły kolorowe  suknie,  to  szare  miały  pod 
spodem. 

TorcyilBlIa— materją,  od  której  do  po- 
stanowione r.  1643  ( Vol.  leg.  IV,  f.  81)  od 
„kitajek,  felp,  tercynel".  Sukienki  z  niej  ze 
srebrnym  pasamonem  i  kabatem,  także 
kasjatki  znajdujemy  pod  r.  1653. 

TerIJCa  właściwie  oznacza  drzewo  w 
kulbace  {ob.  Siodło).  Według  opisu 
z  XVIII  wieku  terlica  była  o  jednej  kuli 
z  przodu  w  górę  wydanej,  o  ławce  okrągłej 
z  tyłu  na  ćwierć  łokcia  szerokiej  z  podusz- 
ką w  środku  jak  i  łęk.  AV  r.  1815  terlica 
była  zatwierdzona  dla  jazdy  polskiej.  Ce- 
na poszczególnych  jej  części  była  naów- 
czas  następująca;  drzewo  do  terlicy  rb.  1 


dbyGoot^le 


TERMINI  GENERAI-ES.— TESTAMENT. 


kop.  20;  okucie  terlicy  40  kop.;  wysianie 
25,  olstra  ze  skóry  rb.  1  kop.  20;  puślisko 
ze  Rprzążką  67  i  pół;  popręg  ze  Bprzą^ką 
75;  obergorf  rb,  1  kop.  50,  6  rzemieni,  z 
których  3  do  matttelzak^  i  3  do  płaszcza 
90;  2  rzemienie  do  olster  30;  strzemię  45; 
derka  podszyta  [^ótnem  rb.  1  kop.  80;  po- 
krycie skórą  drzewa  terlicy  60;  tybinki  do 
terlicy  90;  wojłok  kompletny  rb.  3  kop.  60. 
Cale  oporządzenie  konia  z  nmansztucze- 
niem,  czaprakiem  i  utensyljami  stajenne- 
mi  wynosiło  rb.  27  kop,  95.     B.  Gemb. 

Termin!  gengrales.  Tak  za  doby  Pia- 
stów nazywano  po  łacinie  zjazdy  pod  prze- 
wodnictwem panującego,  na  których  za- 
łatwiano sądy  i  sprawy  publiczne.  Gal- 
lus podaje  o  Bolesławie  Wielkim,  że  zja- 
zdy podobne  odbywał  z  wojewodami  i  star- 
szyzną, zwaną  później:  praelałi,  comiłes, 
barones. 

Testament.  Prawa  polskie  uznawały 
3  rodzaje  testamentów.  Mogły  więc  być 
testamenta:  sądowe,  prywatne  i  ta- 
jemne. Testament  sądowy  czyli  urzę- 
dowy był  w  sądzie  do  księgi  urzędowi  po- 
dyktowany. W  województwach  pruskich 
i  w  W.  Ks.  Litewskiem  można  było  Sąd  do 
mieszkania  zawezwać;  w  Koronie  potrze- 
ba było  na  to  zezwolenia  króla  (  VoL  leg. 
II,  f.  698,  599).  Testament  prywatnypo- 
winien  był  byó  sporządzony  przy  świad- 
kach, których  zwano  „pieczętarzami",  mu- 
sieli bowiem  swoje  pieczęcie  przyłożyć. 
Świadków  takich  wymagano  zawsze  kil- 
ku, najmniej  trzech,  a  gdyby  sam  testator 
pisać  nie  umiał,  przybrany  winien  być 
czwarty,  który  w  jego  imieniu  i  obecności 
.pieczętarzów  testament"  podpisywał.  Te- 
stament prywatny,  przy  pieczętarzach  spo- 
rządzony, powiuien  był  po  śmierci  testa- 
tora  objawiony  być  w  Sądzie  i  do  księgi 
wpisany.  Jeżeli  kto  robił  testament  taje- 
mny, winien  był  go  podpisać,  zapieczęto- 
wać i  złożyć  w  Sądzie,  którego  skład  osób 
powinien  był  sądownie  być  poświadczony. 
Jeżeli  testament  wypadło  komu  zrobić  w 


drodze  lub  na  wojnie,  statut  Litewski  po- 
przestawał na  dwuch  świadkach  przysięgą 
stwierdzających.  Kto  testament  sporzą- 
dzał w  cudzym  kraju,  winien  był  zastoso- 
wać się  do  formy  urzędowej  tamtejszej  a 
wypis  urzędowy  we  właściwym  Sądzie 
swoim  objawić.  Testament,  sporządzony 
na  wojnie,  musiał  być  zaraz  przez  przysię- 
głych świadków  hetmanowi  lab  chorąże- 
ma  powiatowema  okazany.  O  nstnych 
testamentach,  zwanych  lestamenta  nun- 
cupaiiva,  nic  prawo  polskie  nie  mówi,  a 
więc  ich  nie  dopuszcza  a  statut  Litewski 
wyraźnie  je  zakazuje.  Każdema  wolno 
było,  dopóki  żyt,  testament  odwołać  lab 
zmienić.  Przepisy  testamentowe  w  Ko- 
ronie uregulował  statut  Zygmunta  I  z  ro- 
ku 1543  (  Vol.  leg.  I,  f.  680).  Testamen- 
tów nie  mogli  robić:  małoletni,  zakonnicy 
po  uczynionych  ślubach  zakonnych,  wy- 
wołańcy  czyli  bauici,  ludzie  urzędowuie 
odsądzeni  części  czyli  „bezecni"  i  z  po- 
mieszanym umysłem.  W  świecie  miesz- 
czańskim Warszawy  krążyła  niegdyś  ane- 
gdota opowiadana  za  rzecz  prawdziwą,  że 
Tuczykowski,  bogaty  mieszczanin,  zapisał 
w  r,  1744  testamentem  starszemu  bratu: 
40  Węgrzynów,  drugiemu  4  Francuzów, 
trzeciemu  2  Arabów,  stryjowi  Turka  i  Jan- 
czara, jego  synowi  4  Niemców,  synowicy 
7  Brabantów,  siostrzenicy  5  Włochów, 
synowi  784  Holendrów  i  resztę  majątku. 
Sąd  dociekł:  że  Węgrzyn!  to  stare  wino^ 
Francuzi  —  pistolety,  Arabi  —  konie,  Tu- 
rek —  szabla;  Janczar  —  strzelba,  Niem- 
cy to  puhary  i  porcelana  saska,  Brabanci 
—  koronki,  Włosi  —  obrazy,  Holendrzy  to 
dukaty.  I  wszyscy  podziwiali  głęboką 
mądrość  i  przenikliwość  sądu  miejskiego. 
Wielką  ciekawość  w  swoim  czasie  wywo- 
łał t,estament  króla  Michała  KorybutA, 
który  kazał  zrobić  serce  ze  złota,  zawiesił 
je  u  obrazu  N.  Panny  w  Częstochowie, 
wymógł  od  dozorujących  przysięgę,  iż  za 
jego  życia  otwierane  nie  będzie.  Po  zgo- 
nie króla  pokazało  się,  iż  cały  testament 


dbyGóot^le 


TKACTWO. —TŁOKA. 


polegał  na  modlitwie  do  N.  Panny  i  kilku 
wierszach  z  psalmów.  Jan  III  miał  tak- 
że zostawić  testament  z  warunkiem  otwo- 
rzenia go  w  sto  lat  po  jego  śmierci.  O-dzie 
aą  ten  testament  podział  i  co  zawierał, 
nie  wiadomo. 

Tkactwo.  Hanr  w  „Ekonomice  zie- 
miańskiej *  z  czasów  Sobieskiego  taką  da- 
je „informację  dla  tkaczów"  (wiejskich): 
„Na  [htótno  lniane  cienkie  wpółsetek  wcho- 
dzi sztuk  8,  sztuka  niesie  łokci  12;  na  łok- 
ciowe motowidJo  w  łokciu  ma  być  pasm 
20,  w  paśmie  zaś  ma  byó  nici  24,  Na  płó- 
tno także  lniane  grubsze,  na  iąi  miarę 
wzwyż  pomienioną  wyjdzie  sztuk  7,  w 
w  sztukę  także  wchodzi  łokci  12,  w  łokciu 
pasm  20,  w  paśmie  nici  24.  Na  takież  płó- 
tno jeszcze  grubsze  wyjdzie  sztuk  6,  po- 
miarkowawszy  się  według  pierwszej  licz- 
by, według  sztuk,  łokciów  i  pasm,  jako 
się  o  pierwszych  lnianych  opisało  półset- 
kach.  Na  konopne  płótno  cienkie  w  pół- 
setek  wchodzi  sztuk  5,  w  sztuce  łokci  12, 
w  łokciu  pasm  15,  w  paśmie  zaś  nici  24. 
Na  pacześne  pfótno  w  półsetek  wchodzi 
«ztuk  4,  w  sztuce  łokci  12,  w  łokciu  ma 
być  pasm  12,  a  w  paśmie  ma  być  nici  24. 
Na  zgrzebne  płótno  w  półsetek  także  na 
łokciowe  wzwyż  pomienione  motowidlo, 
wchodzi  sztuk  3,  w  sztuce  łokci  12,  w  łok- 
cia pasm  10,  w  paśmie  nici  24.  Na  rąbek 
w  półsetek  wchodzi  sztuk  6  jak  najcieńszej 
przędze,  w  sztukę  wchodzi  łokci  12,  w  łok- 
ciu ma  być  pasm  20,  w  paśmie  nici  24.  Na 
obrusy  także  w  półsetek  lnianej  przędze 
wchodzi  sztuk  12  i  pół  sztuki,  sztuka  czy- 
ni łokci  12,  w  łokciu  ma  byś  pasm  20,  w 
paśmie  nici  24.  Na  ręczniki  lniane  wcho- 
dzi sztuk  4,  sztuka  czyni  łokci  12,  w  łokciu 
ma  byó  pasm  20,  a  w  paśmie  nici  24.  Na 
konopne  ręczniki  wchodzi  sztuk  3,  sztuka 
czyni  łokci  12,  w  łokciu  pasm  15,  w  paś- 
mie nici  24.  Na  pacześne  ręczniki  wcho- 
dzi sztuk  2  i  pół  sztuki,  w  sztuce  łokci  12, 
w  łokciu  pasm  12,  w  paśmie  nici  24.  Dla 
sieci     naprawy,    powrozów,    postronków 


i  sznurków,  także  gwoli  innym  potrzebom 
i  wygodzie  domowej,  nieczesauych  kono- 
pi pamiętać  zostawić." 

Tłoka,  łłóka,  właściwie  zbiegowisko, 
natłok  ludzi;  stąd  poszła  nazwa  starego  w 
Polsce,  na  Litwie  i  Kusi  zwyczaju  gro- 
madnej pomocy  i  pracy  kończącej  się  ucz- 
tą. Był  to  piękny  słowiański  obyczaj  lu- 
du rolniczego,  dopóki  nie  zaczęto  go  nad- 
używać. Cechował  ou  sąsiedzką  wzajem- 
ność i  ludzką  uczynność  naszych  praoj- 
ców, bo  polegaj  na  bezpłatnej  pomocy, 
niesionej  przez  gromadę  sąsiadowi,  który 
wywdzięczał  się  za  to  tylko  poczęstun- 
kiem dla  tłoczników  i  gotowością  służenia 
im  wzajemnie,  gdy  który  potem  zapotrze- 
bować tłoki.  Skoro  bowiem  nieraz  gro- 
madna pomoc  może  uratować  mienie  są- 
siada, ojcowie  nasi  uświęcili  obowiązek 
tej  pomocy  prawem  zwyczajowem,  od 
którego  nikt  wyłamywać  się  nie  śmiał. 
Więc  na  zaproszenie  śpieszą  wszyscy,  aby 
np.  żniwo  sąsiadowi  dokończyć,  lub  zwieźć 
drzewo  na  budowlę  i  t.  d.  Nieraz  wdowa, 
stary  lub  chory  gospodarz  podźwignięty 
bywa  w  ten  sposób,  Ani  uchylać  się  od 
tłoki,  ani  za  udział  w  niej  wziąć  zapłaty 
nie  godzi  się.  Na  Mazowszu  i  Podlasiu 
dotąd  ten  dawny  zwyczaj  trwa  jeszcze 
wśród  kmieci  i  drobnej  szlachty.  Po  dwo- 
rach istniały  tam  tioki  obowiązkowe  do 
roku  1846,  a  dziedzice  zwykle  cztery  razy 
wciągu  żniwa  przygotowywali  obfite  ja- 
dło i  napoje  dla  zebranej  na  tlókę  groma- 
dy. Ł.  Gołębiowski  pisze:  „Kobiety  i  dziew- 
ki, było  im  nadzieję  muzyki  i  tańca  uczy- 
nić, gotowe  pracować  dzień  cały.  Tak 
więc  tłoki,  gdzie  się  wódka  daje  i  muzy- 
ka sprawia,  znajdują  wiele  ochotników; 
wszakże  młodzież  jej  zwykle  nie  pije,  lecz 
w  przyniesione  flaszeczki  zlewa  i  do  do- 
mu odnosi.  Zamiast  wódki  chcąc  dawać 
pieniądze,  nie  przyjmą  ich,  i  rodzice  o- 
świadczają,  że  dlatego  tylko  posłali  dzie- 
ci, żeby  korzystał;-  z  zabawy".  W  sielan- 
ce Syrokomli  p.  t.  „Święty  Piotr",  napisa- 


dbyGoot^le 


TŁÓMACZ.  — TOASTY, 


367 


nej  r.  1860  w  Borejkowszczyźnie,  znajda- 
jemy  o  tłoce  litewskiej: 

WBjyscy  gospod  ane! 

Kto  ma  wolf  w  parze, 

Kto  niA  konie  w  bronie, 

Kto  ma  zdrowe  dłonie, 

WszyBcy  idźcie  tłoką. 

Zaorzcie  gli^boko  i  t.  d. 
Tłomacz.  W  „Dykcjonarzyku  teatral- 
nym", wydanym  w  Poznania  r.  1808,  czy- 
tamy pod  tym  wyrazem:  „W  Polsce  dla 
bardzo  malej  liczby  dziel  oryginalnych, 
gdyby  Uómacze  nie  zasilali  teatra,  w  ża- 
den sposób  nie  mógłby  sią  on  utrzymać". 
„Mamy  tłómaczone  sztuki  w  różnych  ro- 
dzajach, z  francuskiego,  włoskiego,  nie- 
mieckiego, angielskiego;  a  dla  teatrów  li- 
tewskich przełożono  kilka  dzieł  z  języka 
rosyjskiego.  Dawniej  ZaWocki,  Bodue, 
przekładali  z  francuskiego.  Od  r.  1791 
utrzymywali  teatr  pizez  tłómaczenie  z  ob- 
cych języków  Wielmożni  imó  panowie: 
Hebdowski,  G-liński,  Adamczewski,  Pękal- 
ski. Imó  pan  Bogusławski  od  lat  30  swo- 
jem  tłómaczeniem  najliczniej  wzbogacił 
reperto&r  polski.  Przekładanie  wierszem 
wybornych  dzieł  francuskich  winua  pa- 
bliczność  najbardziej  p.  p.  Osińskiemu  i 
Krusińskiemu;  pierwszego  Horacjuszów, 
Alzyrę,  Cyda,  Cynoę  potomui  z  uwielbie- 
biem  poety  polskiego  odczytywać  będą. 
Wielu  porywa  się  do  tłómaczeuia  sztuk 
nudnych  i  zupełnie  niestosownych  do  gu- 
stu naszej  publiczności,  nie  znając  dobrze 
ant  reguł  teatralnych,  ani  języka.  Tacy 
to  tłómacze  żądają  usilnie,  aby  ich  sztuki 
były  koniecznie  wystawione".  „Tłóma- 
cze, którzy  zręcznie  umieją  w  przekłada- 
niu obcego  dzieła  scenę  i  rzecz  do  ojczy- 
stych przystosować  obyczajów,  są  bardzo 
użyteczni  i  po  autorach  i  tłómaczach  poe- 
tycznych pierwsze  trzymają  miejsce.  Dzieł 
takich  mamy  wiele,  np.  „Szkoła  obmowy", 
„Frozyna",  „Miłość  i  Odwaga";  a  najbar- 
dziej owo  ^awne  przekładanie  „Syna  Mar- 
notrawnego" przez  Trembeckiego". 

Toasty.    Podczas  uczty  przy  spoży- 


wania potraw  mięsnych  „lano  piwo  jak 
gdyby  na  młyński  kamień",  powiada 
świadek  z  XVI  wieku.  Nawet  w  zamoż- 
nych domach  staropolskich,  dopóki  gęste 
szły  potrawy,  wina  na  stole  nie  pokazy- 
wano. Dopiero  pod  koniec  uczty,  po  mię- 
siwach, przychodziła  pora  na  toasty  czyli 
zdrowia,  które  godziło  się  spełniać  mał- 
mazją  (ob.  małmazja)  lab  węgrzynem.  Pi- 
jąc zdrowie,  wstawano,  i  ten,  kto  wznosił 
zdrowie,  przemawiał,  a  gdy  skończył,  o- 
krzykiwano  do  osoby,  która  była  uczczo- 
na wiwatem:  „Niech  żyje!"  Na  zebraniach 
publicznych  zachowywano  pewną  kolej 
wiwatów.  Najprzód  więc  wznoszono  zdro- 
wie Najjaśniejszej  Rzeczypospolitej,  po- 
tem Króla  Jego-Mości,  trzecie  było  królo- 
wej, czwarte  prymasa  lub  biskupa  {miej- 
scowej djecezyi),  wreszcie  najdostojniej- 
szego z  gości,  duchowieństwa,  gospodar- 
stwa. Na  imieninach  zaczynano  od  zdro- 
wia „solenizanta",  na  weselach  od  zdro- 
wia , państwa  młodych".  Podczas  toa- 
stów etrzelaao  z  moździerzy  wiwatowych 
na  dworzn  a  w  izbie  biesiadnej  grała  mu- 
zyka melodje  odpowiednie.  Ucztę  zakoń- 
czało ostatnie  zdrowie  „Kochajmy  się!", 
zwane  niekiedy  „sandomierskiem*.  Po- 
tem już  tylko  mogło  być  „strzemienne", 
wychylane  w  ganku  lub  przy  wrotach, 
gdy  gość  miał  wkładać  nogę  w  strzemię. 
Wiadomo  bowiem,  że  podróże  odbywano 
dawniej  zwykle  konno.  Wiwaty  z  muzy- 
ką i  odpowiednim  śpiewem  wszystkich 
biesiadników  przy  stole,  były  starym  i  u- 
podobanym  zwyczajem  uczt  polskich.  , Za- 
czynając kielich  z  początkiem  strofy,  kie- 
dy muzyka  grda  —  pisze  Ł.  Gołębiowski 
—  cała  kompanja  śpiewała,  gdy  z  armat 
lub  moździerzy  dawano  ognia,  trzeba  było 
w  takt  łykać  i  z  końcem  śpiewu  skończyć 
i  wychylić  pabar.  To  było  po  gracku. 
Były  do  piwa  i  wina  tysiączne  kuranty 
toastowe,  np.; 

1)    Wypił!  wypit!  oic  nie  aos-tawit! 

Bodaj  go,  bodaj  go  Bfig  błogosławił! 


dbyGoot^le 


TOK.— TOLERANCJA  RELir,lJNA  W  POLSCE. 


2)  A  kto  pije.  temu  niilew&jdel 

A  kto  nie  pije,  temu  nic  dawajcie! 

3)  Kto  zdróiT,  kto  dobrze  pije, 
Kto  jest  przyjaciel  prawdziwy, 
Niechaj  to  zdrowie  wypije: 

WiwU  dom  (tu  nazwisko)  poczciwy!  itd. 
-ł)    Przyjaciele,  zbiegajcie  eię, 

Niech  z  was  katdy  z  serca  nieeie 

Na  ofiarę  dla  t«j  damy. 

Co  z  szacunkiem  iyjem  dla  niej!  itd. 

Zwykle  ten  intonował,  kto  z  pnharem  w  r^- 
ce  wznosił  toast  a  po  prześpiewauiu  go 


warzyszeniem  fortepjauowem  Zygmunta. 
Noskowskiego. 

Tok,  toczek  —  strój  niewieści  na  gło- 
wę. Kolorowe  nosiły  mężatki,  panieński 
był  z  białemi  piórami.  Gołębiowski  powia- 
da, że  ubiór  to  z  ostatnich  czasów  zmia- 
nom niestałej  mody  podlegający.  Wszakże 
jut  w  XVI  w.  Leopolita  i  Groaicki  wspo- 
minają o  toczenicy  w  znaczeniu  ubio- 
ru głów  niewieścich,  zapewne  tkanki,  któ- 
rą obwiązywano  czyli  otaczano  głowę. 


i  iiini^ 


Toast  dot^d  u  lądu  zachowany  z  mclodją  sharoionizowaDą  na  fortepian  przez  Zygm.  Noskoirekiego. 


wychylał,  obecni  wtórowali  mn  chórem. 
Jak  we  wszystkich  zwyczajach  narodo- 
wych, tak  i  w  toastach  ze  śpiewem  i  mu- 
zyka, naśladował  szlachtę  i  mieszczan  lud 
wiejski,  a  będąc  największym  konserwaty- 
stą w  narodzie,  gdy  inne  warstwy  zapo- 
mniały tego  zwyczaju,  on  śpiewa  wiwaty 
jeszcze  dotąd.  Przytaczamy  tu  stary  toast, 
zapisany  z  ust  ludu   przez  Kolberga  z  to- 


Tolerancja  religijna  w  Polsce.    Gdy 

Niemcy  ogniem  i  mieczem  nawracali  Sło- 
wian nad  Łabą  i  dolną  Odrą  a  Prusów, 
Żmudź  i  Litwę  nad  Pregtą  i  Niemnem  — 
naród  lechicki,  uosobiwszy  w  sobie  wszyst- 
ko, co  dobrego  i  złego  posiadał  rdzenny 
charakter  słowiański,  nie  wziął  udziału 
ani  w  wojnnch  krzyżowych,  ani  potem  w 
sekciarskich.  Niemcy:  Łiowonberg  w  pra- 


dbyGoot^le 


TOLERANCJA  RELIGIJNA  W  POLSCE. 


czy  swojej  Das  entkiillle  Posen  a  póiniej 
Jerzy  Wagner,  których  nikt  o  szowinizm 
polski  posądzić  nie  moie,  piazą:  „Gl-dy  w 
czasie  refonuacyi  wielu  Niemców  wysta- 
wionych było  w  Bwoim  krają  na  jak  naj- 
straszniejsze przeładowanie,  wtedy  w  ka- 
tolickiej Polsce  znaleźli  oni  gościnny  przy- 
tułek. Polska  joż  o  wiele  dawniej  prze- 
ścignęła w  tolerancyi  wiary  najbardziej 
cywilizowane  państwa.  Podczas  gdy  we 
Francyi  Molai  i  Joanna  d'Arc  skończyli 
na  stosie,  gdy  noc  dw.  Bartłomieja  i  wojny 
religijne  setki  tysięcy  pochłonęły  o£ar, 
gdy  w  Hiszpanii  teroryzm  religijny  Fili- 
pa, w  Holandyi  fanatyczni  siepacze  Alby, 
w  Anglii  krwawe  rządy  Maryi  —  niezli- 
czone święcili  hekatomby  w  łodziach,  gdy 
Ifiemcy  spalili  Husa  i  nawet  to  samo  a- 
czynili  z  prochami  Wiklefa  w  sto  lat  po 
jego  śmierci  —  gdy  się  jeszcze  przez  cały 
wiek  rozdzierali  w  krwawych  wojnach  re- 
ligijnych —  wydfJ  w  Polsce  Kazimierz 
Wielki  jni  r.  1356  statnt  tolerancyi  i  z 
Polski  uczynił  schronisko  dla  wszystkich, 
którzy  w  ówczesnym  cywilizowanym  świe- 
cie skazani  byli  na  prześladowanie  i  śmieró. 
W  czasach,  w  których  nawet  Melanchton 
przemawiał  za  karą  śmierci  na  kacerzy, 
była  Polska  jedynem  wolnem  schronie- 
niem dla  socynjan  i  ewangielików.  Dysy- 
dentom sejm  w  Wilnie  r,  1673  przyznd 
równe  prawa  z  katolikami.  Niemieckie 
szkoły,  kościc^y  i  nabożeństwo  cieszyły 
się  nawet  osobnymi  przywilejami.  Niemcy 
w  Polsce  mieli  ochronę  swej  narodowości 
i  języka  w  kościele  i  szkole,  dowem,  cie- 
szyli się  koloniści  niemieccy  tak  licznemi 
prawami  i  wolnościami,  ie  ich  bracia  w 
Niemczech  oblizywaliby  sobie  wszyst- 
kie dziesięć  palców,  gdyby  byli  mogli  u- 
nzyskaó  takie  same  socjalne  wolności".  Od 
Bolesława  Pobożnego  księcia  kaliskiego 
w  Xin  w.  uzyskali  Żydzi  przywileje  a 
^oty  ich  wiek  nastał  za  Kazimierza  Wiel. 
Wszystko,  co  było  za  reformacyi  prześla- 
dowane o  wiarę  zagranicą —powiada  Jul. 

EnĘrUopedJi  BCHicpolika,  tom  tV. 


Bartoszewicz  —  chroniło  się  do  Polski,  i 
ludzie  i  sprawy.  Naczelnicy  reformy,  jak 
Beza  i  Werger,  dedykowali  Zygmuntowi 
Augustowi,  dobremu  katolikowi,  dzieła 
swoje,  przesyłali  książki.  Gdy  król  ten 
zamierzał  wygnać  z  kraju  niektóre  sekty 
burzące  spokojność  ogólną,  przeszkodził 
temu  kardynał  Hozjusz.  W  sto  lat  pó- 
źniej dopiero  wypędzono  ai^anów,  gdy 
przekonano  się,  że  w  czasie  najazdu  szwedz- 
kiego wiązali  się  politycznie  z  wrogiem 
Hzplitej.  Zdarzyło  się  w  Polsce  kilka  wy- 
padków spalenia  za  świętokradztwo,  ale 
nie  była  to  kara  wyłącznie  katolicka,  bo 
protestanci  w  krajach  swoich  daleko  czę- 
ściej palili  ludzi  w  owych  czasach  niż  ka- 
tolicy. Włosi  z  zadziwieniem  widywali 
dysydentów  w  domach  prałatów  polskich, 
czując,  że  w  swoim  kraju  porwaliby  się 
joż  nawzajem  za  noże.  Zygmunt  Ul  zwią- 
zał się  ze  sprawą  katolicką  w  całej  Euro- 
pie, bo  protestancka  Europa  wiązka  się 
na  katolicką.  TOadystaw  IV,  jeszcze  pod- 
czas bezkrólewia  uproszony  o  pogodzenie 
unii  z  nieunią,  dysydentów  z  katolikami, 
działał  bezstronnie  i  sprawiedliwie.  Oddał 
nieunitom  kilka  katedr  biskupich,  inną 
dla  nich  ustanowił,  komisarze  jego  jeździ- 
li po  miastach  i  miasteczkach,  przeglądali 
dokumenta,  sądzili  sprawy  i  cerkwie  unii 
oddawali  nieunitom.  Mohiła  nieunita  za- 
kładał szkoły,  w  których  uczył  jak  chciał 
i  czego  chciał.  Spalenie  Łyszczyńskiego 
i  sprawa  tomńska  są  to  pojedyncze,  o- 
derwane,  bez  związku  z  innjrmi  czyny  i 
poświadczyć  mogą  fanatyzm  kilku  wyjąt- 
kowych w  społeczeństwie  ludzi,  lecz  nie 
fanatyzm  narodu,  który  stronił  od  prae- 
śladowań  krwawych.  Banicje  i  infamie 
zastępowały  zwykle  w  Polsce  karę  śmier- 
ci, tak  pospolitą  w  innych  prawodaw- 
stwach.  Na  sejmie  r.  1718  pierwszy  raz 
wyrzucono  posła  wieluńskiego  z  izby  dla- 
tego tylko,  że  był  dysydentem,  a  r.  1733 
pierwszy  raz  uchwalono  oddalenie  dysy- 
dentów od  dygnitarstw.    Pomimo  to  tole- 


dbyGoot^le 


370 


TOŁOKNO.— TOMICJ  ANA. 


rancja  aie  przestała  cechować  ogólnych 
atosnuków  z  niższemi  warstwami  prote- 
stantów. Hoplita  ofiarowała  gminie  pro- 
testanckiej w  Poznaniu  miejsce  na  budo- 
wę ewaugielickiego  kościoła  św.  Krzyża, 
a  r.  1768  pozwolono  protestantom  wznieść 
ogromną  świątynię  w  samym  środku  sto- 
licy polskiej,  "Warszawy.  „Gazeta  War- 
szawska' w  nr.  84  z  r.  1874  powtórzyła 
z  dziennika  włoskiego  la  Riforma  adres 
podany  do  prol  Filopantiego  przez  zwolen- 
ników jego  przekonań,  religijnych,  w  któ- 
rym znajduje  się  serdeczna  wzmianka  o 
dawnej  Polsce  z  powoda  jej  jedynej  tole- 
ranoyi  i  przytułku,  jaki  tam  wspaniało- 
myślnie dawano  prześladowanym  wszel* 
kiej  wiary  i  wszelkiej  narodowości.  Za- 
pał do  dawnej  Polski,  jakim  tchnie  ten  a- 
dres  wcale  dla  Polaków  nie  przeznaczony, 
dowodzi,  jak  głęboko  wspomnienie  daw- 
nych dobrodziejstw  przechowało  się  w  pa- 
mięci i  sercu  socynjan.  Jest  to  niby 
głos  nagle  się  z  groba  odzywający,  a  pe- 
łen niewymownej  wdzi^zności  i  serdecz- 
ności dla  Rzeczypospolitej  Zygmunta  An- 
gnsta  i  Stefana  Batorego.  Pamięó  dobra 
przeżyła  wszystkie  krzywdy  i  nieszczę- 
ścia. Tego  samego  rodzaju  objawy  po- 
powtórzyły  si^  raz  jeszcze  wkrótce  potem 
przy  inaugnraoyi  socynja&skiego  zboru  i 
posągów  Fausta  i  Seljusza  Socynów  w 
Sienie.  O  tolerancyi  religijnej  w  Polsce 
znajduje  się  obszerny  i  piękay  artykuł 
Jul.  Bartoszewicza  w  25-ym  tomie  „En- 
oyklopedyi  powszechnej"  (rok  1867,  str, 
325). 

Tołokno.  Tak  zwano  na  Rusi  litew- 
skiej ususzony  w  pieca  i  na  mąkę  utarty 
owies,  który  lud  bierze  z  solą  i  omastą  na 
pożywienie  w  podróży.  Linde  powiada, 
że  były  to  jagły  ntarte  z  jęczmienną  mą- 
ką. Starowol^  za  czasów  Władysła- 
wa IV  pisze:  „Wiedząc,  że  na  twardości, 
nie  na  pieszczotach  dzieło  rycerskie  się  za- 
sadza, nie  zażywają  potraw  smakowitych, 
jeno    tc^okna,    szałamachy,    szołodusze, 


pszennika;  co  wszystko  z  mąki  a  z  jagi^ 
zrobi,  soli  trochę  a  słoniny  przydawszy". 

Tołombas,  t  o  łn  m  b  a  s,  z  persk.  tulum- 
6az,  wielki  turecki  bęben  wojskowy  (ob. 
Taraban).  Otwinowski  w  „Owidjnsza" 
pisze:  „Spiżane  tołumbasy  miedzianym 
prętem  bite". 

Tołub,  tułob,  kozach,  fntro  okowi- 
tę, z  wyrazn  wschodniego  torłop.  „Torłop 
gronostajowy',  czytamy  w  małopolskiem 
tłómaczenia  ustawodawstwa  Wiślickiego. 
O  dwuch  torlopach  kun  znajdujemy 
wzmiankę  w  zapiskach  krakowskich  (nr. 
4134). 

Tomicjana.  Najznakomitszym  dyplo- 
matą polskim  za  doby  jagiellońskiej  był 
Piotr  Tomicki  (ur.  w  r.  1464  w  Tomicach, 
zm,  r.  1535  w  Krakowie),  najprzód  kanc- 
lerz Fryderyka  Jagiellończyka,  biskupa 
krakowskiego,  a  od  wstąpienia  na  tron 
Zygmunta  I  sekretarz  tego  króla  w  kan- 
celaryi  koronnej,  mianowany  r.  1513  pod- 
kanclerzym  koronnym,  w  r.  1B20  bisku- 
pem poznańskim,  a  w  r.  1523  krakowskim. 
Tomicki  nale£ał  do  najznakomitszych  mę- 
żów ówczesnej  Europy.  Wszystko  było 
w  nim  wielkie  i  wspanit^e.  Rozum  jego 
cenili  wysoko:  król  Zygmunt  I,  cesarz 
Maksymiljau  i  StoUca  apostolska.  Nie- 
strudzony w  ustawicznej  porfudze  króla  i 
RzpUtej.  wielokrotnie  posłował  do  monar- 
chów i  na  zjazdy  dyplomatyczne.  W  kra- 
ju jeździł  z  sejmów  aa  sejmy,  stawiał 
zbrojne  poczty  ku  obronie  granic,  był  o- 
piekunem  i  dobroczyńcą  oświaty,  na  urzę- 
dzie kanclerskim  pióra  z  ręki  nie  wypusz- 
czał, dając  przykład  pięknego  i  jasnego 
stylu.  Nazywano  go  też  ojcem  i  wzorem 
wszystkich  kanclerzy.  Po  zgonie  Tomic- 
kiego Stani^aw  Górski,  kanonik  krakow- 
ski i  i^ocki  (nr.  1489,  zm.  1572),  jeden  z 
najzdolniejszych  mężów  stanu,  podjął  mo- 
zolną pracę  zebrania  aktów  kancelarjatu 
koronnego  za  panowania  Zygmunta  I  i, 
wykonawszy  ją  w  nader  chlubny  sposób, 
dzieło  to  wspaniale,  składające  się  z  27 


dbyGoot^le 


TOPIELEC.  —TORTURY. 


371 


foljantów,  pod  tytułem  „Tomicjana"  de- 
dykował d.  8  września  1567  r.  senatowi 
polskiemu.  Niestety,  nie  ogłoszono  go 
wtedy  drukiem  a  tylko  odpisywano  poje- 
dyncze tomy  dla  różnych  osób.  Później 
zbiór  ten  drogocenny  dla  dziejów,  rozsy- 
pu się  po  kraju,  a  po  rozbiorze  Polski  nie- 
które tomy  dostały  się  nawet  do  krajów 
ościennych,  tak  że  dziś  żaden  zakład  nie 
posiada  go  w  całości.  Dopiero  wielkich 
badog  Tytus  Działyński  począł  od  r.  1852 
ogłaszać  „Tomicjana"  z  fol^antótr  bibljo- 
teki  kórnickiej  i  innych.  Do  r.  1861  wy- 
dał z  owych  27  tomów  pierwsze  8,  a  śmierć 
aczonego  męża  przerw^a  dalsze  wydawni. 
ctwo.  Tom  I  obejmuje  akta  z  lat:  1507 — 
1511,  tomIIzlat:151'2il513,  tom  Illzlat: 
1614  i  1516,  tom  IV  i  V  z  lat:  1516  -1621, 
tom  VI  z  lat:  1522  i  1523,  tom  VII  z  lat^ 
1624  i  1625,  tom  Vin  z  roku  1526.  "Wy- 
dano i  tom  IX,  ale  go  zniszczono  z  powo- 
du niedbałej  redakcyi.  Zbiór  ten  aktów 
i  korespondencyi  kancelaryi  koronnej  po- 
siada nietylko  pierwszorzędne  znaczenie 
dla  dziejów  narodu  naszego,  ale  i  innych 
państw  IBuropy,  z  któremi  ówczesna  Pol- 
ska w  stosunkach  dyplomatycznych  i  są- 
siedzkich pozostawała. 

Topielec,  w  pojęciach  luda  człowiek, 
który  utonął  a  duch  jego  żyje  w  głębiach 
wody  i  żyjących  ludzi,  gdy  się  kąpią  lab 
wpadną  do  wody  przypadkiem,  rad  tam 
wciąga.  Topielec  rodzi  się  także  z  kobie- 
ty brzemiennej,  jeżeli  w  tym  stanie  uto- 
n^a.  Jeżeli  zaś  atonia  matka,  zostawiw- 
szy niemowlę  przy  piersi,  to  gdy  przynio- 
są dziecię  po  zachodzie  słońca  na  brzeg 
wody,  wypływa  i  karmi.  Te  i  tym  podo- 
bne podania  ludowe  o  topielcach  i  topieli- 
cach zebrfJ  K.  WI.  Wójcicki  i  podał  w 
„Encyklopedyi  powszechnej"  {tom  26-ty, 
r.  1867,  str.  371).  Z  dawniejszych  pisa- 
rzy wspomina  o  topielcach  w  XVII  wieku 
Haur. 

Torf  nie  musiał  być  jeszcze  za  Jana 
Sobieskiego  w  Polsce,  z  wyjątkiem  Pomo- 


rza używany,  skoro  współczesny  Kazi- 
mierz Haur  pisze:  ,w  pewnych  krajach 
darniem  usaszonem  palą,  osobliwie  w  Da- 
njej,  Holandjej,  w  pomorskiej  ziemi  i  róż- 
nych innych  krajach. 

Torłop,  torlop,  t<^ab  —  szuba  nie- 
wieścia futrzana.  Statut  Litewski  za  tor- 
łop barani  naznacza  w  XVI  w.  cenę  gro- 
szy 70,  Królewna  Jadwiga  w  wyprawie 
swojej  z  r.  1475  miała  wśród  kilknnastn 
szub  i  kożuszków  torlop  sobolowy  z  ręka- 
wami nieob  szytymi  futrem. 

Tort.  Gdy  tradycyjne  kołacze,  na- 
zwane tak  przed  wiekami  od  kształtu  ko- 
ła i  wypiekane  przez  same  panie  na  uro- 
czystości domowe,  a  zwłaszcza  wesela, 
mające  zatem  znaczenie  ciasta  obrzędo- 
wego wPolsce,  zaczęły  wychodzić  w  XVIII 
wieku  z  użycia,  zastępowano  je  tortem 
domowym,  który  tak  samo  był  kolistym 
i  przez  panie  pieczonym,  tylko  podług  mo- 
dniejszych przepisów.  Wspominany  jest 
z  tego  czasu  „tort  królewski".  Podług  tra- 
dycyi  kołacz  u  szlachty  był  ciastem  twa- 
rożnem,  u  możnych  przekładany  kilka- 
kroć  migdałową  masą. 

Tortury,  inaczejmęki,  pytki,  spytki, 
w  języku  prawniczym  konf  essaty,  stąd 
wyrażenie:  plecie,  bredzi,jaknamękach'. 
Wszystkierodzajetortur  przyszły  do  Polski 
wraz  z  prawami  miejskiemi  z  Saksonii.  O- 
wa  bezlitosna  srogość  prawa  niemieckiego, 
owe  wyrafinowane  różnego  rodzaju  męczar- 
nie ujęte  kodeksami  miast  saskich,  przynie- 
sione do  Polski  z  napływem  osadników 
niemieckich,  złagodniały  znacznie  wśród 
mniej  kulturalnych  ale  więcej  ludzkich 
Polaków.  Z  Polski  wyszedł  pierwszy  głos 
przeciwko  torturom,  gdy  pod  koniec  pa- 
nowania Stefana  Batorego  Jan  Kirstein 
czyli  Cerazin,  adwokat  krakowski,  w  dzie- 
le: „O  prawie  i  fołdrowaniu"  (torturowa- 
niu) na  str.  169  wyrzekł:  „mocny  góral  da 
się  męczyć  i  nie  wyzna  prawdy,  a  słaby 
piecuch  opowie  grzech,  którego  popełnić 
nie  miał  śmiałości;  kat  pierwej  bierze  ob- 


dbyGoot^le 


372 


TOWARY.— TOWARZYSTWA  NAUKOWE  I  LITERACKIE. 


winioDego  karać  za  snspicję  o  grzechn,  niż 
sędzia  powie,  te  zgrzeszył.  Kto  wróci  ból 
i  sromotę?  Kto  będzie  za  to  karany,  że  w 
błędzie  katowaó  kaz&t?  Niech  lepak  (ra- 
czej) urząd  w  probację  bierze  Boga,  świad- 
ków i  wyznanie  niż  oprawców*.  Katami 
i  oprawcami,  tak  jak  dziś  jeszcze  czyści- 
cielami psów,  byli  przeważnie  Niemcy. 
Chód  męczony  okazał  się  niewinnym,  był 
jednakże  joź  w  pogardzie,  że  się  w  ręku 
nieczystych  znajdow^  Kiewinnema  zaś 
przeciwnik  obowi^anybylpłació  nawiąz- 
kę za  wycierpiane  męki.  Przy  tortn- 
lach  był  obecny  ogonek  sąda,  który  czy- 
nił zapytania.  Szlachcic  nie  mi)gł  byó 
męczony.  Przy  magistratach  i  zamkach 
bywały  oddzielne  izby  lub  wieże  nazywa- 
ne przez  Ind  .męczarnią",  gdzie  indago- 
wano obwinionych  przy  pomocy  tortur. 
Użycie  tortur  w  Polsce  zosti^o  ostatecznie 
zakazane  ustawą  zr.  1776.  Oprócz  tor* 
tur  używane  były  jako  kary:  kuna  żela- 
zna do  przymykania  winowajców  u  prę- 
gierza lub  drzwi  kościelnych  (jest  taka  do- 
tąd przy  drzwiach  południowych  kościoła 
Panny  Maryi  w  Krakowie),  gąsior,  kot, 
dyby  (z  niem.  Z^tf^),  kłoda  i  t.  d.  Lu- 
dzi szlachetnych,  oburzających  się  na  po- 
wszechne tego  rodzaju  kary  cielesne  w  da< 
wnej  Polsce,  pocieszyć  winniśmy  faktem, 
że  gdy  u  nas  nawet  tradycja  już  o  nich 
ginie,  to  we  Francyi  dopiero  w  r.  1902 
Izba  depntiowanych  uchwaliła  wniosek 
Bretona,  żądający  reformy  rot  karnych  w 
wojsku,  gdzie  do  dziś  praktykowane  są 
kary  cielesne  o  charakterze  torturowym. 
Towary.  Ks.  Franciszek  Jezierski  w 
książeczce  (wydanej  r.  1792  po  jego  śmier- 
ci) p.  n.  .Niektóre  wyrazy  porządkiem  a- 
becadla  zebrane*  pisze  pod  wyrazem  „to- 
wary": „Polska  prócz  jednego  gniazda 
chłopów  biłgorajskich,  którzy  robią  prze- 
taki, sita  i  te  po  całej  iEuropie  roznoszą, 
prócz  drugich  oMopów  andrychowskich, 
co  stołową  bieliznę  przedają  i  prócz  garn- 
carzy z  ziemi  Sandomierskiej,  którzy  Da- 


nii, Norwegii,  Szwecyi  garnki  przystawn- 
ją,  nie  ma  żadnego  rękodzieła  towaru; 
wszystkie  korzyści  jak  się  odbierają  z 
rąk  natury,  tak  się  zagranicę  zbywają. 
Teraz  świeżą  konstytucją  Rzeczpospolita 
towar  skór  obróciła  całkowicie  w  naturę 
dochodu  skarbowego.  To  jest  osobliwsze 
przeminienie,  aby  skóra  bydlęcia  przesta- 
ła być  towarem,  a  została  natomiast  po- 
datMem". 

Towarzystwa  naukowe  I  literackie  w 
xviii  w.  W  dobie  wielkiego  przełomu  u- 
mysłowego  w  krzewieniu  nauk  humani- 
tarnych, powstało  w  Krakowie  w  latach 
1488  —  1490  towarzystwo  uczonych,  któ- 
rego zało^oielami  byli  dwaj  cudzoziemcy 
Oeltes  i  Kalimach  a  cdtonkami  ukryci  pod 
psendonimami  zwolennicy  nowych  kie- 
ranków,  pomiędzy  którymi  znajdujemy 
Brutusa  (Brudzewskiego),  GorvinuBa  (Ra- 
bę) i  widu  innych.  Rozprawiając  o  języ- 
ku greckim,  łacińskim  i  hebrajskim,  o  nau- 
kach przyrodzonych,  prawie  kanonicznem 
i  rzymakiem,  usiłowah  oni  podkopywać 
powagi  scholastyczne  średnich  wieków  i 
żywotnieJBzy  we  wszechnicę  krakowską 
tchnąć  powiew.  Po  odjeździe  wszakże 
Oeltesa  nie  posiadała  Polska  w  XVI  i  XVn 
wieku  zorganizowanych  towarzystw  nau- 
kowych. ,W  epoce  reformacyi  ekspenso- 
wały  się  rozumy  na  spory  wyznaniowe  i 
kweatję  naprawy  Rzeczypospolitej;  w  do- 
bie reakcyi  katolickiej  na  praktyki  nabo- 
żne, tępienie  herezyi  i  ważenie  skompliko- 
wanych zagadnień  polityki  bieżącej.  Sek- 
ty w  XVI  a  bractwa  rehgijne  w  XVII  w. 
zużywdy  dla  celów  wyznaniowych  naj- 
lepsze siły  umysłowe  i  najpodnioślejsze  n- 
czucia,  z  wielką  dla  nauki  szkodą".  Zawią- 
zało się  wprawdzie  na  ziemiach  Rzplitej 
towarzystwo  uczonych  w  Gdańsku,  ale  z 
samych  złożone  było  Niemców.  Otwarte 
w  styczniu  r.  1743  towarzystwo  pod  na- 
zwą Gesellschaft  der  Naiur/orscher  po- 
siedzenia swoje  odbjTTało  eo  tydzień,  a 
przetrwało  upadek  Rzplitej.      Stanisław 


dbyGoot^le 


TOWARZYSTWA  NAUKOWE  I  LITERACKIE. 


373 


Angnst  przeslf^  w  r.  1786  towarzystwu 
terno  kosztowny  pierścień,  ktdry  prezy- 
dujący  podczas  nroczystych  posiedzeń 
wHadal  na  palec,  W  stolicy  Rzplitej  za- 
wiązało się  towarzystwo  naukowe  w  roku 
1698,  rychło  jednak  bez  śladów  działalno- 
ści upadło.  Przyj  ażniejsze  dla  zabiegów 
w  tym  kierunku  warunki  znaleźli  nczeni 
za  panowania  Aagusta  m,  na  które  przy- 
pada ruch  naukowy  żywszy,  rozległe  na- 
wet i  różnorodne  ogarniający  widoki.  Za- 
palna niemal  abdykacja  Hzplitej  w  sferze 
interesów  politycznych  —  pisze  Smoleń- 
ski —  budziła  w  społeczeństwie  refleksję 
i  zmuszała  do  poszukiwania  nowych  dróg 
pracy.  Lepsze  jednostki  w  narodzie,  znaj- 
dując niemożliwość  zużytkowania  zaso- 
bów  amyslowo-moralnych  w  życiu  publi- 
cznem,  dotkniętem  martwotą,  widziały  ko- 
nieczność ratowania  sprawy  drogą  pracy 
umysłowej  a  przeświadczenie  to  było  plo- 
nem głębszego  wnikania  w  stosunki  i 
kwiatem  sumień  ludzi  dbrfych  o  przy- 
szłość. Do  objawów  sprzęgania  się  Rzpli- 
tej z  mchem  umysłowym  Europy  należą 
próby  pracy  zbiorowej  nad  nauką  w  for- 
mie norganizowanych  towarzystw.  Pierw- 
sze usiłowania  nie  ogarni^y  zadań  rozle- 
głych, bo  obejmowały  jedynie  sprawę 
zbiorowego  nabywania  wydawnictw  pe- 
rjodycznych  i  książek.  Słynny  bibljoman, 
referendarz  koronny  ks.  Józef  Z^oski,  o- 
głosił  pod  datą  2  jtycznia  1744  r.  „Pro- 
jekt assocjacyi..  Uczonych...  Osób",  ma- 
jący na  celu  sprowadzanie  z  zagranicy 
dziel  kosztownych  i  prennmerowanie  cza- 
sopism. Froponow^  ksiądz  referendarz 
zawiązanie  towarzystwa  bez  ogniniczenia 
liczby  członków,  łożonego  jednak  naj- 
mniej z  osób  10  (nie  wyłączając  z  asocja- 
oyiibiegłychwefrancuszczyźnie  niewiast) 
z  wkładem  do  kasy  zbiorowej  w  styczniu 
k^dego  roku,  na  ręce  imć.  p.  Gibbesa, 
sekretarza  poczty  warszawskiej,  po  4  czer- 
wone złote.  "W  spisie  zaleconych  przez 
Załuskiego    nowości  figurują  Mćmoires^ 


Acta,  Analecta,  MtmoTabilia,  Miscellanea 
i  t.  p.  w  językach:  francuskim,  łacińskim, 
niemieckim  i  włoskim,  wydawnictwa  zna- 
komitszych  w  Europie  akademii  i  towa- 
rzystw, gazety  tygodniowe  uczonych  lu- 
dzi w  Lipska,  Ratysbonie,  Hamburgu, 
Greifswaldzie,  Dreźnie,  Berlinie  i  rozmai- 
te dzienniki.  Co  do  porządku  wypożycza- 
nia wprowadzał  Załuski  ułożenie  listy 
przez  losowanie  dlatego,  „żeby  nikomu 
krzywdy  nie  czynić  w  upośledzeniu  ran- 
gi i  nie  narazić  się  w  ułożeniu  preceden- 
cyi,  która  ta  nie  może  mieć  miejsca,  sko- 
ro wszyscy  zarówno  składają  się"  na  fun- 
dusz. Za  przetrzymanie  groziła  kara  je- 
dnego tynfa  za  każdy  tydzień.  Nie  ogra- 
niczając się  na  asocjacyi  dla  sprowadza- 
niaksiążek.zamieiYyłZEJaski  później  zgro- 
madzać uczonych  i  literatów  w  widokach 
innych.  .Kurjer  Polski"  z  31  paździer- 
nika 1753  r.  ogłosił  komunikat  Załuskie- 
go, w  którym  czytamy:  .Podaje  się  do 
wiadomości  wszystkim  hteratom  warszaw- 
skim, że  d,  7  grudnia  w  wigilję  Najświęt- 
szej Panny  Niepokalanie  Poczętej  o  8-ej 
z  południa  z  okazyi  imienin  i  dnia  naro- 
dzenia Królowej  Jej  Mości  odprawi  się  na 
sali  bibljoteki  publicznej  tutejszej  trybem 
włoskim  „akademika*  czyli  akt  publiczny 
krasomówstwa  i  rymopisŁwa,  na  którym 
wolno  będzie  każdemu  literatowi  czy  Po- 
lakowi, czy  cudzoziemcowi,  prozą  czy 
wierszem  i  jakimkolwiek  językiem,  czy- 
tać publicznie  swoje  lukubracje,  t.  j.  ozy 
oracyjkę,  czy  dissertację,  czy  odę,  czy  e- 
legję,  czy  idylikd,  czy  apigramma  etc.  etc". 
.Wszelkie  za^  osoby  na  ten  akt  są  zapro- 
szone do  mówienia  jakiegożkolwiek  stanu 
i  kondycyi".  Po  tern  ogłoszenia  ks.  refe- 
rendarz tyle  z  Warszawy  i  z  prowincyi  o- 
trzymal  ofert,  że  program  pierwotny  mu- 
siał rozszerzyć  i  ogłosił,  iż  academia  litera- 
ria  morę  Halo,  mająca  się  odprawiać  w  pa- 
łacu biskupa  krakowskiego  7  grud.,  będzie 
się  kontynuowała  i  9-go  dnia,  „gdyż  nad- 
spodziewanie rachuje  się  oratorów  i  luka- 


dbyGoot^le 


TOWARZYSTWA  NAUKOWE  I  UTKRACKIE. 


bracyi".  Nade^ano  ntwory  z  różnych 
stron:  z  Poznania,  Wilna  i  Q-rodna.  Śród 
buchaczów  świecili  obecnością  magnaci 
i  dygnitarze,  jak  marszałek  wieL  kor.  Bie- 
liński i  biskup  inflancki  Ostrowski;  acze- 
stniczyły  i  damy,  up.  znana  z  zamiłowa- 
nia do  nauk  księżna  KadziwiUowa,  chorą- 
żyna wiel.  litewska.  Pomimo kilkoletniej 
potem  przerwy,  „akademiki"  za  wpływem 
Załuskiego  stały  się  modne,  nie  różniły  się 
jednak  od  popisów  dorocznych  lab  dys- 
put, urządzanych  przez  jezuitów,  pijarów 
i  teatynów  dla  pochwalenia  się  wiedzą 
swych  nczniów.  W  czerwcu  1767  r.  od- 
prawUa  się  „akademika"  w  kolegjum  pi- 
jarskiem  w  Warszawie  na  temat:  „Ka 
czym  dobro  i  szczęśde  Rzeczypospolitej 
zaległo."  W  maju  r.  1766  u  jezuitów  gdań- 
skich w  obecności  wielkich  pań  i  dygni- 
tarzy (wojewodzin:  brai^awskiej  Jabło- 
nowskiej i  mińskiej  Hilzenowej,  hetmana 
pol.  lit.  Sapiehy  i  innych)  była  „akademi- 
ka geograficzna  przez  pytania,  z  powsze- 
chnego ziemiopistwa  szlachetnej  nUodzie- 
ży  ziem  pruskich  szkoły  krasomówskiej 
do  rozwiązania  podane".  Nie  przecenia- 
jąc doniosłości  asocjacyi  z  r.  1744,  ani  ze- 
brania uczonych  z  r.  1753,  przyznaje  Smo- 
leński Załuskiemu  za^ugę,  te  pierwszy  w 
XVIH  w.  usiłował  skupiać  ludzi  interesu- 
jących się  literaturą  i  budził  pewien  ruch 
pośród  piszących.  Towarzystwa  nauko- 
wego nie  stworzył,  ale  przygotował  do 
niego  grunt,  przjruczając  literatów  do  ro- 
boty w  gromadzie.  Później  rozwiń^  na 
tern  polu  działalnośó  szerszą,  gdy  znalazł 
pomocnika  w  wykształconym,  ruchliwym 
i  pełnym  zapała  cudzoziemcu  Mitzlerze 
de  Kolol.  Zamiłowany  był  Mitzlec  w  nau- 
kach przyrodniczych  i  medycynie,  a  że 
Warszawa  przeprfniona  była  szarlatana- 
mi, którzy  bez  żadnej  kontroli  sprzeda- 
wali nieraz  szkodliwe  balsamy,  olejki, 
proszki,  dryjakwie,  pigułki  i  t.  d.,  któremi 
nawet  rezydent  francuski  Duperron  de 
Castera  przez  chirurga  przybyłego  z  Pa- 


ryża został  otruty,  ułożył  przeto  r.  1752 
Mitzler  projekt  statutu  towarzystwa  dla 
dozorowania  medyków  i  podniesienia  w 
Polsce  sztuki  lekarskiej.  Poparł  Mitzlera 
kanclerz  wielki  kor.  Małachowski  i  Au- 
gust HI  dnia  5  grudnia  1752  zatwierdził 
statut  Collegium  medicum,  które  jednak- 
że z  powodu  niedochodzących  sejmów  nie 
mogło  pozyskać  jeszcze  sankcyi  Rzplitej. 
Nie  zrażony  tern  niepowodzeniem  Mitzler 
nie  przestaje  zabiegaó  ok<do  organizowa- 
nia towarzystw  prywatnych  i  ogłasza  w 
trzy  lata  później  Leges  InstUuti  Lilerarii 
Varsam'efisis,  przypominające  Z^uskiego 
.Projekt  assocjacyi  kilkunastu  lub  kilku- 
dziesięciu uczonych",  Wr.  1766  przypro- 
tekcyi  Stanisława  Augusta  zawiązuje  się 
Societas  liieraria  polona,  zwane  po  polsku 
„Towarzystwo  Litteratów  w  Polszczę  u- 
stanowione",  które  nakładem  swoim,  czer- 
panym ze  składek  należących  do  niego 
ludzi  możnych,  wydało  w  ciągu  lat  pięciu 
17  różnych  książek.  Wylicza  je  szczegó- 
łowo WŁ  Smoleński  w  swojej  pracy  o  .To- 
warzystwach naukowych  i  literackich  w 
KYIII  w."  ze  fjuszną  uwagą,  że  gdy  na 
niektóre  szkoda  było  zachodu  i  kosztu,  to 
rzetelny  zaszczyt  przyniosły  Towarzy- 
stwu książki  pedagogiczne,  będące  tłóma- 
czeniami  polskiemi  najlepszych  dzieł  za- 
granicznych. Podczas  na jruchliwszej  dzia- 
łalności literatów  w  jesieni  r.  1767,  zawią- 
zało się  „Warszawskie,  towarzystwo  fizy- 
czno-ćhymiczne"  dla  badania  zjawisk  fi- 
zycznych, udzielania  wskazówek  prakty- 
cznych ku  podniesieniu  przemytu  rolnego 
i  fabryk,  robienia  na  własny  koszt  anali- 
zy nadesłanych  minerałów  i  ciał  j^yn- 
nych  oraz  dla  rekomendowania  skutecz- 
nych lekarstw.  Uchwalona  konstytucją 
sejmową  w  r.  1768  akademja  lekarska,  a 
powodu  różnych  przyczyn  a  pomiędzy 
niemi  i  wybuchłej  konfederacyi  barskiej, 
w  życie  nie  weszła.  Książę  Józef  Aleksan- 
der JaUunowski,  wojewoda  nowogrodzki, 
zabiegał  okcJo  ułożenia  mapy  Rzplitej, 


dbyGoot^le 


TOWARZYSTWA  NAUKOWE  I  LITERACKIE. 


376 


faudowf^  w  Gdańska  Ac/a  liter  aria,  t,  j. 
bibljotekę  kontynuatorów  Kromera  i  róż- 
nych nowych  na  obszarze  Polski  wydaw- 
niotw,  przedstawił  (r.  1760)  uczonym  war- 
szawskim projekt  4'Ch  medali  za  rozpra- 
wy z  geometryi,  mechaniki,  hidraaliki,  fi- 
zyki i  dziejów  polskich.  W  r,  1765  prze- 
siał towarzystwa  gdańskiemu  90  dukatów 
dla  aatorów  najlepszych  rozpraw  na  za- 
dane  przez  siebie  tematy.  Podobne  kon- 
kursy nie  byty  już  nowością.  Z^uski,  bi- 
skąp  krakowski,  z  okazyi  inaagnracyibi- 
bljoteki  pablioznej  dla  RzpUtej  .destyno- 
wal  (r.  1746)  medaljony  zio^  pro  proemio 
tym,  których  Inknbracje  będą  za  najdo- 
skonalsze osądzone".  Jabłonowski,  osiadł- 
szy  r.  1770  w  Saksonii,  atrybucje  towa- 
rzystwa gdańskiego  przeniósł  na  profeso- 
rów w  Lipska,  gdzie  ofandował  Socictas 
JablonoTnana  dla  wyznaczania  tematów 
i  nagradzania  premiami  (po  24—80  duka- 
tów) lab  medalami  dotymi  aatorów  naj- 
lepszych rozpraw  z  historyi,  naak  fizyko- 
matematycznych  i  ekonomiL  Wr.  1771 
rozpoczęto  tam  wydawać  Acia  Socicłaiis 
/ahlonovianae,  ale  słusznie  o  Jabłonow- 
skim napisał  Kołłątaj,  £e  więcej  w  fnnda- 
cyi  lipskiej  własnej  sznkał  sławy,  niż  o- 
świecenia  obywatelów  ojczyzny.  Nagro- 
dy za  rozmaite  prace  naukowe  dawali: 
Massalski,  biskup  wileński,  ks.  Paweł  Brzo- 
stowski, założyciel  Rzeczypospolitej  Pa- 
włowskiej (ob.  Enc.  Star.  t.  III,  str.  333). 
Gedeon  Jeleński,  podkomorzy  mozyrski, 
którego  kosztem  Bohomolec  wydf^  dzi^a 
Jana  Kochanowskiego,  {urzysłowia  Fre- 
dry i  Jędrzeja  Elryszpina  .Stateczność  u- 
myidu".  Nie  ż^owt^  na  druk  książek  i 
wojewoda  witebski  Sofiohab.  W  posza- 
kiwania  pewniejszej  dla  towarzystw  nau- 
kowych podstawy,  zwracano  oczy  na  Sta- 
nisława Aagnsta.  „Spodziewamy  się  — 
pisał  w  r.  1766  Czartoryski  —  że  pod  mą- 
drym króla  a  rodaka  naszego  panowaniem, 
który  jako  swój  naród,  tak  i  język  kocha, 
zaniedbana  polszczyzna  pocznie  się  wydo- 


skonalać; że  się  jakie  zjawi  Towarzystwo 
ładzi  uczonych,  które,  zachęcone  łaską  i 
pańskimi  względy,  wsparte  za^  stcJą  hoj- 
nością, ułoży  nam  doskonałe  gramatyki, 
napisze  słowniki  wszystkich  kunsztów, 
nauk  i  rzemiosł,  wskrzesi  stare  ntowa  i  o- 
ne  odnowi,  wynajdzie  nowe,  wyznaczy  ich 
używanie,  nachylanie,  wagę,  wymawianie; 
odrzuci  i  zakaże  pod  grzechem  szkolnym 
i  karą  cenzury  Apolliua  wszystkich  maka- 
ronizmów i  inne  pożyteczne  w  języka  roz- 
porządzenia uczyni".  Na  początku  roku 
1768  rozeszła  się  po  Warszawie  i  „ucie- 
szyła niezmiernie  wszystkich  naukę  ko- 
chających po^oska*,  że  akademia  dla  u- 
prawy  języka  polskiego  „wkrótce"  dojdzie 
do  skutku.  Jako  twórca  akademii  figuro- 
wi^ w  pogłosce  owej  Staniriaw  Aogust, 
który  nie  w  takim  zakresie  i  w  odmien- 
nym kierunka,  odpowiedział  przecież  o- 
czeki Waniom  przez  otwarcie  obiadów 
czwartkowych.  Zaproszenie  na  obiad 
czwartkowy  było  niejako  pasowaniem  na 
mistrzostwo  w  nauce,  poezyi  lub  sztukach 
pięknych,  uznaniem  dla  talentu  i  wiedzy, 
□agrodą  położonych  już  zasług.  Obiady 
te,  mając  charakter  posiedzeń  akademic- 
kich, odby  wrfy  się  z  pewną  obrzędową  uro- 
czystością w  komnacie  zamku  królewskie- 
go, poprzedzającej  pokój  marmurowy. 
Król,  przewodnicząc  tym  posiedzeniom, 
dawat  inicjatywę  do  dyskursu,  w  którym 
nie  krępowano  się  w  wymianie  zdań  i  po- 
puszczano szczodrze  wodze  dowcipowi  i 
dobremu  humorowi.  Wójcicki  i  Niemce- 
wicz zebrali  nazwiska  następujących  u- 
czestników  tych  obiadów:  Albertrandy, 
Bacciarelli,  Bielawski,  Bogusławski,  Fr. 
Bohomolec,  Joachim  Chreptowicz,  Celest. 
Ozaplic,  Adam  Czartoryski  jen.  ziem  pod., 
Andrzej  Gawroński,  Woje.  Jakubowski, 
Karpiński,  ks.  Stan.  Konarski,  Ign.  Krasi- 
cki, Stan.  Knblicki,  Seb.  Lachowski,  Les- 
ser  (miniaturzysta),  Łojko,  Merlini,  Mi- 
chał Mniazech,  Andrzej  Mokronoski,  Ign, 
Nagurczewski,    Naruszewicz,  Tad.  Ogiń- 


dbyGoot^le 


376 


TOWARZYSTWA  NAUKOWE  I  LITERACKIE. 


ski,  Jacek  Ogrodzki,  Piramowicz,  Waler. 
Pjwnicki,  Portalupi,  Ign.  Potocki,  Smng- 
lewicz,  "Woje.  Strzelecki,  Krzysz.  Szem- 
bek,  Piotr  Śliwicki,  Trembecki,  Vogel,  K. 
"Wyrwicz  i  Zabłocki.  Portretami  wielu  z 
pomiędzy  tych  znakomitości,  pędzla  Mar- 
teau,  obwiesił  król  ściany  komnaty,  gdzie 
odbywały  się  obiady,  kazał  tet  Narusze- 
wiczowi skreślić  ich  życiorysy.  Kto  się 
jakiem  nowem  dziełem  dobrze  za^oiyl, 
znajdował  zawinięty  w  serwetę  medal  zio- 
ty  lab  srebrny,  mający  z  jednej  strony  po- 
piersie króla,  z  drugiej  napis  Merentibtis 
i  trzy  wieńce:  dębowy,  oliwny  i  laurowy, 
co  budziło  emulację  i  ochotę  do  pracy. 
Młody  Frano.  Zabłocki,  otrzymawszy  me- 
dal za  pierwszą  komedję  „Sarmatyzm", 
przyniósł  na  następny  czwartek  napisane- 
go w  ciągu  tygodnia  ,  Fircyka  w  zalotach". 
Organem  ozwartkowców  był  „Monitor"  o- 
raz  założone  w  r.  1770  „Zabawy  przyje- 
mne i  pożyteczne",  redagowane  najprzód 
przez  Naruszewicza,  później  Albertrande- 
go.  W  I.  1771  uczestnicy  obiadów  czwart- 
kowych, nie  ograniczając  się  na  czytaniu 
swych  utworów,  dyskusyi  i  zasilaniu  po- 
wyższych swoich  czasopism,  zaczęli  my- 
śleć o  wiązaniu  się  w  sekcje,  z  których  po- 
częła najwcześniej  działać  utworzona  dla 
uprawy  i  popularyzowania  teoryi  polity- 
cznych. Sześciu  z  pomiędzy  uczestników 
obiadów  czwartkowych  utworzyło  „Towa- 
rzystwo przyjaciół  kilka",  które  wspólne- 
mi  siłami  opracowało  i  wydało  w  r.  1771 
■  i  1772  „Historję  polityczną  państw  staro- 
żytnych". Smoleński  wnosi,  że  liczbę  tych 
6-n  uczonych  składali:  Wyrwicz,  Skrzeta- 
ski,  Szymanowski  kasztelanie  rawski,  Na- 
ruszewicz, oraz  Waler.  Piwnieki  miecznik 
ziem  pruskich  i  Michał  Stadnicki.  Celem 
tego  wydawnictwa  było  wyrabianie  w  na- 
rodzie przeświadczenia  potrzeby  zaprowa- 
dzenia silnego  rządu  dla  wydobycia  Rzpli- 
tej  z  wewnętrznego  chaosu  i  osłonięcia  jej 
od  niebezpieczeństw  nazewnątrz,  ale  dla 
niedostatecznej    liczby    prenumeratorów 


tom  jego  drugi  nie  wyszedł.  Jednocześ- 
nie dojrzewał  wgronieuczestaików  czwart- 
kowych zamiar  założenia  towarzystwa 
prawników,  a  to  głównie  w  cela  zaprowa- 
dzenia porządku  w  nauce  prawa  cywilne- 
go i  potrzeby  jego  kodyfikacyi,  oraz  udzie- 
lania rad  i  nwag  dla  RzpHtej  w  przedmio- 
tach ustawodawstwa.  Wprawdzie  to  pro- 
jektowane „Zgromadzenie  prawnych  ła- 
dzi" do  skutku  nie  doszło;  jednak  podnie- 
siona idea  w  blizkiem  jest  pokrewieństwie 
z  uchw^ą  sejmu  z  r.  1776,  powierzaj^ą 
Andrzejowi  Zamojskiemu  niożenie  codi- 
cemjuridicum  i  upoważniającą  go  do  we- 
zwania na  pomocników  „najoświeceń- 
szych  i  najcnotliwazych  obywatelów  oboj- 
ga narodów".  Zamojski  przy  współudziale 
Chreptowicza,  Szembeka,  Węgrzeckiego, 
Rogalskiego  i  "Wybickiego  wykonał  część 
znaczną  tego  właśnie  programu,  który 
obmyślano  i  przedyskutowano  na  obia- 
dach czwartkowych.  Roztrząsano  wów- 
czas sprawę  założenia  akademii  umiejęt- 
ności t.  j.  „zgromadzenia  obywatelów  u- 
czonych,  ogniwem  gorliwości  ka  naukom 
spojonych.  Mniszech  zwracał  uwagę  na 
potrzebę  gromadzenia  matdrjału  nauko- 
wego przez  ufundowanie  muzeom  z  dru- 
ków i  rękopisów  dotyczących  historyi  oj- 
czystej, z  monet  i  medali  polskich,  z  map, 
kopersztychów,  narzędzi  fiisycznych  i  a- 
stronomicznych,  modeli  machin,  wizernn- 
ków  znakomitości  rodzimych,  minerałów, 
zwierząt  i  roślin,  nawet  dzieci  woskowych 
dla  unaocznienia  procesu  poroda.  Zału- 
ski na  krótko  przed  śmiercią  (umarł  7  sty- 
cznia 1774  r.)  radził  obrócić  dobra  poje- 
znickie  na  afandowanie  akademii,  w  któ- 
rejby  prowadzone  były  wykłady  różnych 
nauk  a  zwłaszcza  języka  polskiego,  histo- 
ryi i  archeologii;  oświadcza^t  gotowość  za- 
pisania dla  niej  olbrzymiej  swojej  bibljo- 
teki  na  własność.  „Królowi  —  pisze  Ber- 
noulli^tak  gorliwemu  w  popieraniu  nank 
i  pragnącemu  prześcignąć  pod  tym  wzglę- 
dem Zygmunta  Augusta  i  Stefana  Bato- 


dbyGoot^le 


TOWARZYSTWA  NAUKOWE  I  LITERACKIE. 


377 


rego,  bardzo  był  przyjemny  ten  projekt". 
Przez  obrócenie  jeduak  fandaszów  poje- 
zuickich  na  uposażenie  szkól  całego  kra.- 
ja,  projekt  akademii  stracił  podstawę  ma- 
terjalną,     a   założenie    Towarzystwa   do 
ksiąg  elementarnych  i  przedsięwzięta  re- 
forma wszechnic  krakowskiej  i  wileńskiej 
oj^y  znacznie  tema  projektowi  doniodo- 
ści  moralnej.    Gdy  z  pomiędzy  uczest- 
ników czwartkowych  obiadów  jedni,  jak 
np.  NaroBzewicz,    Albertrandy  i  Łojko, 
zasiedli  do  pracy  nad  wielkiemi  dziełami, 
inni  w  Komisyi  £- 
dakacyjnej  i  Towa- 
rzystwie do  ksiąg 
elementarnych,  o- 
biady  te  stracili 
swój  charakter  da- 
wania inicjatywy  w 
rzeczach  nanki  i  or- 
gany ich  przestają 
wychodzić,  amjano- 
wicie     „Zabawy 
przyjemne  i  poży- 
teczne" w  r.  1777  a 
„Monitor"  wr.  1784. 
Zaczęto  więcej  za- 
biegać teraz  nad  or- 
ganizacją pracy  eko- 
nomicznej, krzątać 
eię  około  takich  in- 
atytucyi,  jak  To- 
warzystwo handlowe  Inb  Kompanja  kra- 
jowa ekonomiczna  pod  godłem  świętego 
Izydora  oracza.  Zasłynął  z  rzutkodci  prze- 
mysłowej i  zapału   do  krzewienia  nauki 
podskarbi  nadw.  lit.  Antoni  Tyzenhauz, 
który  złożył  w  Grodnie  szkołę  medycy- 
ny i  chirurgii,  ogród  botaniczny  i  gabinet 
historyi  naturalnej,    przygotowywrf  ob- 
serwatorjum  astronomiczne  i  myślał  po- 
dobno o  akademii  umiejętności.     Wszyst- 
ko to  jednak    przedsięwzięte  nad   skalę 
środków  materialnych,  jakimi  rozporzą- 
dzał,   spowodowało   upadek   Tyzenhauza 
i  spełzło  na  niczem.  W  oatatniem  20-leciu 


Rzplitej  dwa  tylko  powstały  towarzystwa 
prywatne,  a  mianowicie:  pod  koniec  roku 
1777  zaJożone  w  Warszawie  przez  cudzo- 
ziemca Jana  Dubois,  sprowadzonego  do 
wykładu  historyi  w  Korpusie  kadetów, 
„Towarzystwo  fizyczne"  i  .Towarzystwo 
krytyczne"  uorganizowane  w  Warszawie 
r.  1789  przez  Jana  Śniadeckiego,  Kołłąta- 
ja, Kalasantego  Łańcuckiego,  Dmochow- 
skiego, Siarczyńskiego,  Bogacickdego, 
Kopczyńskiego,  Szymanowskiego  i  in- 
nych.   Rozprawę  swoją  o  Towarzystwach 


Omach,  zbudowanj  priez  ke.  Stan iriawa  Staszica  w  Warszawie  r.   1823,  dla 
TowarzjBtwa  przyjaciół  nauk. 

naukowych  i  literackich  wieku  KYIII  za- 
kończa Wł.  Smoleński  temi  słowy:  ^Świa- 
domość  potrzeby  zbiorowej  pracy  umy- 
słowej wzrastała  wśród  inteligeneyi  w 
XVIII  w.  powoli,  lecz  ciągle.  Ze  skrom- 
nych zaczątków  —  sprowadzania  z  zagra- 
nicy czasopism  i  odczytywania  publicz- 
nego panegiryków  na  cześć  Panny  Maryi 
—  wyrasta  Towarzystwo  wydawnicze  z 
kierunkiem  jasno  określonym  i  trafnym; 
następnie  dwór  Stani^awa  Augusta,  zor- 
ganizowawszy najwybitniejsze  siły  umy- 
słowe, stara  się  ująć  je  w  karby  organiza- 
cyi,  której  najlepszym  wyrazem  miała  być 


dbyGoot^le 


378 


TOW.  KSIĄG  ELEMENT.— TO  W.  PRZYJ.  MUZYKI  W  KALISZU. 


akademja  umiejętności  z  takim  środkiem 
pomocniczym,  jak  projektowane  przez 
Mniszcha  mnzenm.  Bjl  moment  bliskiego 
srealizowania  zamiarów,  gdy  obrócenie 
fnndusza  pojezuiokiego  na  cele  wychowa- 
nia pozbawiło  akademja  podstawy  mate- 
rjalnej,  a  w  części  i  moralnej.  Rezygnu- 
jąc z  akademii  na  korzyść  celów  wycho- 
wawczych, postąpiło  epoIeczeibsLwo  roz- 
tropnie. Komisja  Edukacyjna,  podjąw- 
Bzy  pracę  n  podstaw,  podnosiła  poziom  a- 
mysłowo-moralny  w  masach,  czego  aka- 
demja nie  dokonałaby  nigdy.  Brak  to- 
warzystw do  oprawy  pojedynczych  gałę- 
zi amiejętności  tłómaczą  ciężkie  życia  wa- 
runki. W  Polsce  wieka  XVIII  szczery 
do  wiedzy  zapi^  twarde  napotykał  prze- 
szkody, a  jednak  najnieszczęśliwsza  zgeue- 
racyi  nienajgorszą  tradycję  naokową 
przekazała  potomnym".  „W  dobie  dogo- 
rywania Rzplitej,  śród  szczęku  broni,  roz- 
paczy i  trwogi,  o  towarzystwach  uczo- 
nych społeczeństwo  myśleó  nie  mogło". 
O  towarzystwach  uczonych  w  Polsce 
XVin  w.  krótką  wiadomość  pod^  naj- 
przód Bentkowski  w  swojej  Historyi  lite- 
ratury polskiej,  po  nim  Walenty  Litwiń- 
ski w  Boczniku  Towarzystwa  naukowego 
krakowskiego  na  r.  1817.  Kastępnie  no- 
we szczegóły  dorzucili:  Jocher,  Karol  Est- 
reicher! Wiad.  Wisłocki.  Dr.  Józef  Ma- 
jer na  pierwszych  publicznych  posiedze- 
niach Akad.  um.  w  Krakowie  odczytał  hi- 
storyczny przegląd  towarzystw  nauko- 
wych w  Polsce.  Najobszerniej  pisał  Wł. 
Smoleński  w  Ateneum  z  r.  1887.  Dzieje 
polskich  towarzystw  naukowych  i  literac- 
kich w  XTX  w.  przechodzą  zakres  niniąj- 
Ezej  Encyklopedyi.  O  Towarzystwie  przy- 
jaciół nank,  zawiązanem  w  listopadzie 
1800  r.  w  Warszawie  a  istniejącem  do  ro- 
ku 1832,  wydał  już  zasłużony  naszemu  pi- 
śmiennictwa Aleksander  Kraushar  4  to- 
my, w  których  objął  zaledwie  epokę  od 
założenia  T-wa  do  r.  1820.  Na  obszerne 
dzieje  zaważyło  sobie  także  T-wo  naukowe 


krakowskie  założone  w  r.  1816  a  w  r.  1872 
przekształcone  na  Akademję  umiejętności. 
Trzecie  miejsce  należy  się  z  kolei  Towa- 
rzystwu przyj,  nauk  poznańskiemu,  a  na- 
stępnie instytucjom  i  stowarzyszeniom 
naukowym  w  Wilnie,  Lwowie,  Toruniu, 
Paryża,  których  już  tu  nie  będziemy  wy- 
mieniali. 

Towarzystwo  ksiąg  elementaraych  ob. 
Komisja  Kdukacyj  na(£'nc.  ^/uro/. 
t.  ni,  sŁ  67). 

Towarzystwo  przyjaciół  Muzyki  w  Ka- 
liszu. Komisja  Rządowa  Spraw  Wewnę- 
trznych i  Policyi  w  d. 8  października  1818 
r.  zatwierdziła  ustawę  powyższego  Towa- 
rzystwa, co  obok  urzędowej  pieczęci  pod- 
pisał: Minister  prezydujący  T.  Mostowski 
i  za  Sekretarza  G-eneralnego  O.  KowaleW' 
ski.  W  d.  21  paźdz.  t  r.,  odbyło  się  pierw- 
sze zgromadzenie  członków  T.  P.  M.,  na 
które  zebrali  się  pierwsi  cdtonkowie  czyn- 
ni Towarzystwa  w  liczbie  29:  Faitz,  patron 
trybunału,  Witkowski,  Bednarczyk,  dokt. 
med.,  G^rodzicki,  kapitan  adj.  placu,  Strzy- 
żewski, poborca  wojew.,  Hertz,  sekretarz 
prezyd.  przyK.  W.,  Schwarzbach,  Walde- 
rowiezŁ.M.M.K.,RadońskiP.S.P.P.O.K., 
Kaas,  R.  Wojew.,  Rudowskd,  patron  try- 
bunału, Henryk  podsędek,  Kaczkowski, 
R.  wojew.,  Janowski,  kontroler  kasy  wojew., 
Goltz,  asesor  trybunału,  Leśniewski, 
rachm.  wojew.,  Chyliński,  pisarz  solny, 
W.  Pstrokoński,Schach,koIlaboratorprzy 
szkole  wojew.,  Marx,  Klemczyński,  Gry- 
zynger,  obrońca.  Koszutski,  asesor  E. 
Wojew., Lenczewski,  pisarz  sądu P.P.O.K., 
Ign.  Max,  Polkowski,  J.  Adler,  Ochocki 
i  Ant.  Jaksiewicz.  Z  pomiędzy  członków 
powyższych  obrani  zostali  większością  gło- 
sów na  dyrektora  muzyki  Witkowski,  na 
3-chdyr6ktorówTowarzystwa:Faltz,KaAS 
i  Hertz,  na  sekretarza  Leśniewski,  na  ar- 
chiwistę Janowski,  na  kasjera  Strzyżew- 
ski. Podług  ustawy  członkowie  czynni 
płacili  składki  miesięcznej  st^ej  po  złp.  1; 
iundatorowie  dyplomowani  T-wa  opłacali 


dbyGoot^le 


TOWARZYSZ. 


379 


jednorazowo  dp.  100,  członkowie  honoro- 
wi miejscowi  płacili  miesięcznie  2  złote,  za- 
miejscowi tyleż  tylko  wratach  półrocznych. 
Sesje  zwykłe  członków  odbywały  się  w 
pierwszą  środę  każdego  miesiąca  o  g.  6-ej 
wieczorem;  zgromadzenie  ogólae  wszyst- 
kich członków  d.  22  listopada  każdego  ro- 
ku, t.  j.  w  dzień  św.  Cecylii,  patronki  mu- 
zyki, który  to  dzień  solennie  miał  byó  ob- 
chodzony jako  rocznica  utworzenia  T-wa, 
a  zarazem  jego  dzień  etatowy.  Z  ogólnej 
liczby  koncertów  publicznych  ustawa  obo- 
wiązywała do  dawania  dwuch  corocznie 
na  korzyśó  nbogich  i  dwnch  na  korzyśó 
T-wa.  Przy  sekretarzu  pozostawała  pie- 
częć T-wa,  wyobrażająca  organy  z  napi- 
sem Towarzystwo  Przyjaciół  Muzyki  w 
Kalisza,  którą  opieczętowywano  wszelkie 
własności  i  korespondencję  T-wa.  Cała  u- 
stawa  napisana  jest  bardzo  logicznie  i  prze- 
zornie a  we  wstępie  do  niej  powiedziano 
jest,  2e  miasto  wojewódzkie  Kalisz  liczy 
wieln  amatorów  muzyki  i  osób  dar  ten 
mniej  lub  więcej  posiadających,  że  obywa- 
tele krają  wspierają  wzrost  każdej  sztuki, 
czemużby  więc  „miasto  nasze,  idąc  za 
przykładem  miast  znaczniejszych,  nie  mia- 
ło posiadać  Towarzystwa,  wędem  przyja- 
źni i  zgody  połączonego".  Na  czele  druko- 
wanej ustawy  (Kalisz,  1818  r.)  znajduje- 
my: „Kommissya  Woiewództwa 
Kaliskiego,  odebrawszy  od  Kommis- 
syi  Rządowey  Spraw  Wewnętrznych  i  Po- 
licy! przy  Reskrypcie  z  daty  8  b.  m.  i  r. 
zatwierdzoną  Organizacyą  Tow.  Prz.  Mu- 
zyki w  Kahszu,  przesyła  ią  w  załączeniu 
temuż  T-wu  z  oświadczeniem  należnej  po- 
chwały z  strony  Kommisayi  Rządowey 
(Spr.  Wewn.  i  Policyi)  Cdonkom  to*  To- 
warzystwo zakładającym,  za  ich  gorliwość 
o  podniesienie  tey  piękney  sztuki  w  kraiu 
polskim".  Jak  umiano  wówczas  chodzió 
sprężyście  około  spraw  dobri^  publicznego 
pomimo  braku  kolei,  telegrafów,  telefo- 
nów, a  nawet  poczt  codziennych,  dowodzą 
tego  daty:  7  września  1818  r.,  w  którym 


projekt  ustawy  podpisali  .Przyjaciele  Mu- 
zyki w  Kaliszu"  i  21  października  tegoż 
r,,  w  którym  odbyli  pierwsze  zebranie  wy- 
borcze po  zatwierdzeniu  ustawy  w  War- 
szawie przez  Komisję  Rządową  Spraw 
Wewn.  i  wręczeniu  im  takowej  przez  Ko- 
misję Wojew.  Kaliskiego. 

Towarzysz  w  wojsku  polakiem  znaczył 
tyle,  co  rycerz-oficer.  Towarzysz  Kawa- 
leryi  narodowej  i  namiestnik  mi^  rangę 
oficerską  chorążego.  Płatna  kawalerja  w 
XVIII  wieku  składała  się  z  towarzyszów, 
z  pocztowych  czyli  szeregowych  i  z  luza- 
ków. Szlachta,  jako  stan  rycerski,  szła  na 
„towarzyszów  pancernych"  do  chorągwi, 
ale  każdy  w  miarę  swej  zamożności  przy- 
prowadzał z  sobą  ludzi  pocztowych,  jako 
ż<^ierzy.  Kto  dawał  sowity  poczet,  czyli 
kilkunastu  lub  więcej  ładzi  zbrojnych, 
miał  prawo  dać  im  swoją  barwę,  t.  j.  mun- 
dur. Prócz  pocztowych  miał  jeszcze  ka- 
żdy towarzysz  żołnierza  służącego,  który 
podczas  boju  w  trzecim  szeregn  stawał. 
Towarzysze  mieli  głosy  w  radach  pułko- 
wych, zwanych  kołami.  Król  mógł  pod- 
czas wojny  oddać  każdemu  towarzyszowi 
nawet  znaczne  dowództwo  wojska.  Ks. 
Franciszek  Jezierski  pisze  w  KYIII  w.: 
„Naszą  Polska...  związek  żołnierzy  nazwa- 
ła .towarzystwem'.  Tak  jak  w  Holandyi 
jest  Towarzystwo  Indyjskie,  gdzie  ubożsi 
z  bogatszymi  się  łączą,  tak  w  Polszczę  se- 
natorowie i  magnaci  mieli  swoje  chorą- 
gwie, pod  któremi  pierwsi  żołnierze  nazy- 
wali się  towarzyszami;  z  tego  to  względa 
tak  się  wymawiało^  widząc  pieszego  żoł- 
nierza: Z  pod  czyjej  jesteś  komendy?  od 
zaraz  odpowiada,  że  jest  z  regimentu  tego 
g6a6TBl&.  Ż(^nierza  zaś  usarskiego  lub 
pancernego  nie  można  było  tak  pytać,  tyl- 
ko zaraz  dołożyć:  W.  P.  Dobrodziej  z  kim 
służysz,  i  on  natychmiast  powiedział,  że 
z  panem  wojewodą,  albo  też:  jestem  towa- 
rzysz pana  wojewody"  („Niektóre  wyra- 
zy" str.  222),  O  sposobie  formowania  się 
oddziałów  jazdy,  zwanych  .chorągwiami" 


dbyGoot^le 


TRADITIO.  —  TRAGEDJA. 


od  wieku  XV  do  XVIII,  ob,  pod  wyrazem 
rotmistrz  [Enc.  S/ar.t.  IV,  str.  181). 
P.  Br.  Gembarzewski  o  „towarzyszach" 
tak  nam  pisze:  „Każdy  towarzysz,  ja- 
ko rycerz-szlachcic,  nważal  się  za  równego 
rotoiistrzowi  dowodzącema  chorągwią  i 
stąd  to  właśnie  powstf^a  nazwa  „towarzy- 
aza".  Towarzysz  miał  wyższą  rangę  niż 
którykolwiek  oficer  cndzoziomskiegoauto- 
ramentn,  będącego  wojskiem  najemnem. 
To  też  oficerowie  starsi  cudzoziems.  autor, 
aby  nie  pójść  pod  komendę  towarzysza 
i  być  wyżsi,  starali  się  mieć  chorągwie  hu- 
sarską lub  pancerną.  W  epokach  poroz- 
biorowych  system  towarzyski  byt  jeszcze 
stosowany  przy  formowaniu  oddziałów 
jazdy  polskiej  przez  Anstrję,  Rosję  i  Pru- 
sy. "W  r.  1781  na  tych  zasadach  niormo- 
wana  została  gwardja  galicyjska  (Konigli- 
che  galizische  adeligo  Leibgarde),  której 
dowódcą  czyli  kapitanem  został  feldmar- 
sz^ek  ks.  Adam  Czartoryski,  generał  ziem 
Podolskich.  Na  podobnych  zasadach  utwo- 
rzono w  Rosyi  w  r.  1797  pułki  konnopol- 
ski  i  litewsko-tatarski,  a  w  r.  1800  w  woj- 
sku pruskiem  t.  zw.  korpus  towarzyszy, 
który  po  traktacie  tylżyckim  1807  otrzym^ 
nazwę  korpusu  ułańskiego  i  był  podstawą 
dla  pi^ów  ułańskich  w  pruskiej  armii  aż 
do  naszych  czasów." 

Traditlo,  tradycja.  Tak  zwało  się 
zajęcie  dóbr  z  mocy  dekretu  i  oddanie  ich 
wierzycielowi  na  rzecz  jego  należności. 
Taki  posiadacz  dóbr  ex  łradiłione  zwany 
był  possessor  Iraditorius,  z  zastawu  zaś 
possessor  diligatorius.  Dobra  mogły  być 
dekretem  tylko  na  pewien  czas,  t,  j,  wy- 
trzymanie zasądzonej  sumy  wierzycielowi 
przez  burgrabiego  (arząd  wykonawczy) 
oddane,  czyli  —  jak  mówiono  —  „trado- 
wane". 

TrefarZ  ob.  Kurkowe  towarzy- 
stwa. 

Traflak  —  narzędzie  dęte  muzyczne, 
którem  towarzyszono  do  grubego  baso. 
Do  cieńszego  było  inne,  zwane  kawką. 


Tragedja.  W  „Dykcjonarzyku  teatral- 
nym" z  r.  1808  czytamy  pod  tym  wyra- 
zem: „Królowa  sceny  znana  była  naddzia- 
dom  naszym.  „Odprawę  posłów  greckich" 
uapisłJ  Kochanowski,  a  w  oblicza  Jana 
Kazimierza  grano  Cyda,  którego  wierszem 
przeło^l  Morsztyn,  podskarbi  W.  kor. 
Lecz  teatr  wówczas  nie  był  znany  całej 
publiczności,  kiedy  niekiedy  w  pałacach 
królów  i  co  rok  w  szkołach  jezuickich  da- 
wano widowiska  teatralne.  Stawny  Ko- 
narski w  konwikcie  księży  pijarów  urzą- 
dził kształtny  teatr,  gdzie  młodzież  szkol- 
na w  zapusty  grywała  tragedje  sławnych 
autorów  francuskich,  tłómaczone  wierszem 
przez  cdtonków  wspomnianego  zakonu. 
Tenże  uczony  mąż  napisał  oryginalną  tra- 
gedja „Epaminoudas",  graną  na  tymże 
teatrze,  ale  z  tych  dzi^  żadne  nie  było 
wystawione  publicznie;  dopiero  od  r.  1760 
zaczęto  się  oswajać  z  teatrem,  t.  j.  zjawili 
się  aktorowie  z  profesyi,  których  granie 
można  było  widzieć  za  pieniądze,  lecz  dłu- 
go prócz  komedyi  i  lekkich  oper  nie  wi- 
dziano innego  poważnego  dzi^a.  „Bewer- 
ley"  prawie  był  pierwszą  sztuką,  po  której 
odegrania  przekonano  się,  że  Polacy  z  go- 
dnością mogą  grywać  tragedje.  Między 
1788  i  1792  r.  wystawiono  ,,Meropę",  ,4ja- 
nassę",  „Emilją  Galotti".  W  ostatnich 
czasach  dla  nowości,  która  jedynie  mogła 
utrzymać  teatr,  innsiano  dawać  rozmaite 
tragedje  niegodne  tego  nazwiska;  i  tak 
obok  „Alzyry"  grano  „Barbarzyństwo  i 
Wielkość";  obok  „Cyda" — „Rabusiów".  I 
to  może  jest  przyczyną,  że  labo  sama  z  sie- 
bie najlepsza  tragedja,  tłómaczona  wybor- 
nie i  z  największą  pracą,  po  pierwszej  re- 
prezentacyi  już  nie  czyni  żadnego  zysku 
antrepryzie,  jak  to  pisał  jeden  z  naszych 
wielkich  poetów: 

O  jak  prEedziwna  sztaka,  jak  piękny  Horacy- 
Jednogloinie  na  ecenie  wołali  FoUcj. 
Dziwili  się  wierszowi  i  pięknoBci  myśli, 
Klaskali,  »Ie  jednak  drugi  raz  nie  prayśli. 

Wielu  także  widzów  nie  bardzo  lubią 


■yGoot^le 


TRAKT.—  TRANSFUZJA. 


381 


sztołd  napisane  wierszem,  tak  dalece,  ie 
aktorowie  w  Kanueńco  Podolskim  komę. 
dją  jfKolig"  grali  przerobioną  na  prozę". 

Trakt  to  samo  znac^,  co  gościniec, 
większa  droga  handlowa.  Kiedy  Litwa, 
a  zwłaszcza  Żmadż,  m&to  jeszcze  były  za- 
ludnione, a  lasy  pokrywtJy  kraj  cały, 
wśród  których  przy  drogach  handlowych 
głównie  skapiały  się  osady,  od  takich  to 
gościńców  wziął  początek  podział  krają 
na  „trakty",  które  znaczyły  mniej  więcej 
to  samo,  co  powiaty.  Podział  ten  wybitnie 
się  zarysował  i  najdłotej  przetrw^  w 
księstwie  iSmudzkiem,  które  skladdo  się 
z  28  podobnych  traktów  czyli  powiatów, 
z  których  kaidy  miał  swój  warowny  gró- 
dek na  wzór  kasztelami  piastowstich. 
Trakty  te  były  następujące:  1)  Ejrągoła, 
2)  Wilki,  3)  Wielona,  4)  Rosienie,  6)  Wi- 
dokle,  6)  Kroże,  7)  Tendziagoła,  8)  Jaswo- 
ny,  9)  Szawle,  10)  Wielkie  Dyrwiany,  11) 
Mf^e  Dyrwiany,  12)  Berżany,  16)  Użwen- 
ta,  14)  Telaze,  16)  Retów,  16)  Pojary,  17) 
Wieszwiany,  18)  Korszew,  19)  Szadow,  20) 
Gondinga,  21)  Twery,  22)  Potumsza,  23) 
Birżiniany,  24)  Ptrfonga,  25)  Powendeń, 
26)  Mendingiany,  27)  Korklany  i  28)  Zo- 
kany.  Prócz  tego  traktem  ZapaszczaA- 
skim  stale  się  nazyw^a  część  wojewódz- 
twa Trockiego,  leżąca  na  lewym  bi^gn 
Niemna,  od  rzeki  tej  po  granicę  praską 
i  puszcze  Augustowskie.  W  województwie 
Podlaskiem  część  ziemi  Bielskiej  położona 
na  północ  od  rz.  Narwi  i  m,  Tykocina 
nazywt^  się  „traktem  zatykockim".  „Sta- 
nąć na  trakcie"  znac^ło  w  mowie  tańczą* 
oych  wyjść  w  pierwszą  parę  i  zaśpiewać 
(ob.  Tańce). 

Tram,  t  r  o  m  —  starożytna  nazwa  sze- 
rokiej belki  dawanej  wpoprzek  pod  inne- 
mi  belkami  pntapa  przez  środek  izby.  Zda- 
je się,  że  nazwa  ta  powstała  wtedy,  gdy 
całe  domy  budowano  jeszcze  z  okrągla- 
ków, a  tylko  jedną  sztukę  rozcierano 
piłą  wzdłuż,  aby  uczyniony  z  niej  szeroki 
t  r  am,  podtrzymując  środkiem  pułap,  słu- 


żył zarazem  do  kładzenia  na  nim  (pomię- 
dzy belkami)  chleba  i  okrasy  jako  w  miej- 
scu zabezpieczone m  od  myszy  i  szczurów. 
W  niektóiych  okolicach  lad  zowie  tram 
siestrzanem.  Linde  przytacza  pokre- 
wną nazwę  ^owiańską  sesdraM,  co  wska- 
zywałoby, że  aiestrzan  mógł  powstać  od 
siestram.  Tii  należy  wiedzieć,  że  bale,  tar- 
cice lub  dwie  połowy  wytarte  z  jednej  kło- 
dy drzewa  cieśle  wiejscy  nazywają  siostra- 
mi, Tram  w  budownictwie  polskiem  służy 
do  wyrzynania  na  Tiijn  daty  postawienia 
domu  i  znaku  ciesielskiego,  dowodzącego, 
że  cieśla  posiadał  cerkiel.  Rej  w  „Wize- 
runku' mówi:  „Szynkarze  na  tram  długi 
piszą",  jak  również: 

„Pisz  ty  co  chceez  na  tram, 

Ale  ja  tel,  wież  to  pan  Bóg,  kiedy  dam". 

W  szkutach  na  spodzie  czyli  na  dnie 
kładziono  także  tram.  Ob.  Siestrzan. 

Transparent.  W  .Dykcjonarzykn  tea- 
tralnym' z  r.  1808,  pod  wyrazem  tym  czy- 
tamy: „Przejrzystą  częśćdekoracyilub  całą, 
tak  malowaną,  że  się  wydaje  przyjemnie 
oczom  wtenczas,  kiedy  ma  za  sobą  rzęsiste 
światło,  nazywają(w niedostatku  polskiego 
wyrazu)  transparentem.  Traosparenta  o- 
kozają  się  w  nadzwyczajnych  przypad 
kach.  I  tak,  kiedy  w  Warszawie  A.  18  sty- 
cznia 1807  wyBokouszczęsliwilteatrpolsld 
swoją  bytnością  Wielki  Napoleon,  w  trans- 
parencie okazE^o  się  popiersie  tego  nie- 
śmiertelnego monarchy,  a  pod  niem  znaki 
alegoryczne,  wystawiające  Nadzieję 
Wdzięczność  Polaków.  Również  gdy  Naj 
Fryderyk  August,  kr.  Saski  i  W.  Ks.  War- 
szawski, z  swoją  familją  znajdować  się  ra- 
czył pierwszy  raz  na  tym  teatrze,  stoso- 
wnie ułożony  transparent  był  niejako  tłó 
maćzem  radości  narodu,  widzącego  na  swo< 
jem  łonie  czułego  i  dobroczynnego  ojca*. 

Tranuumpt,  wypis  z  oryginaJu,  inaczej 
wyciąg,  ekstrakt,  kopja  wierzytelna. 

Transfuzja  {transfiisio)  —przelew,  prze- 
lanie, przeniesienie  z  jednej  osoby  na  dru- 


dbyGoot^le 


TRĄBIENIE  MYŚLIWSKIE.— TRĘBACZE. 


gą  j®j  wierzytelności,  akcyi,  praw  i  skarg, 
później  nazywane  c  e  s  j  ^. 

Trąbienie  myiiiwslcie  hywaio  rozmaite. 
'  Nietylko  mow^  łowiecką  rozumieć  mnsia) 
myśliwy,  ale  i  głos  trąbki  myśliwskiej.  Ina- 
czej trąbiono  na  „apel'  albo  ■przybywaj', 
inaczej  „przegrawek"  przed  rozpoczęciem 
Jowów,  inaczej  „w  domu"  lub  „do  swór", 
inaozej  „hasło',  inaczej  „psy  spuszczając 
ze  slory",  inaczej  „psom  się  odzywając". 
Grubym  i  drżącym  głosem  dwa  razy  zna- 
czyło „na  grubego  zwierza" ,  trzy  razy  koń- 
cząc bonem  najwyższym  ,na  drapieżnego 
zwierza*,  inaczej  „do  odprawy",  „pojez- 
dny",  kiedy  zwierz  gruby  ubity,  kiedy 
z  jednej  kniei  do  drugiej  myśliwi  przejść 
mają,  albo  wrócić  do  domu  Inb  kiedy  któ- 
rego z  nieb  brakuje.  Ze  szczwaczami  się 
porozumiewając,  trąbiono  na  odmiennym 
rogu  zwanym  „charcićwką".  Inne  było 
„strębowanie",  a  inne  „zwoływanie",  „za- 
kładanie", „polrębowanie",  „na  upatrzone' 
go",  „na  przepadłego",  „na  wykradzione' 
go"  i  do  „uszczwanego"  albo  „harapowe- 
go"  zwierza.  Tylko  za  pomocą  trąbki 
i  okcdo  30- tu  odmian  w  sposobie  trąbienia, 
dawni  myśliwi  polscy  utrzymywali  na  ło- 
wach zgromadzonych,  w  kniejach  g^tych 
i  borach  rozległych  wzorowy  ład  i  porzą- 
dek. Ale  czy  też  choć  jeden  z  ich  synów 
muzykalnych  zapisać  nutami  wszystkie  te 
sposoby  trąbienia— bardzo  wątpimy.  U- 
miauo  knieję  wyciąć,  ale  nie  zanotować  to, 
oo  gin^o  z  nią  na  zawsze. 

Trąbnil(.  Tak  nazyw^  się  nietylko  ten, 
co  roba  trąby,  ale  również  była  to  nazwa 
naczynia  drewnianego  z  klepek, dość  waż- 
kiego, ale  wysokiego  na 2  do3  łokci,  napd- 
nionego  zimną  wodą,  przez  które  przecho- 
dziły spadzisto  2  rury  od  alembika,  uży- 
wanego po  domach  do  oczyszczania  wódki. 
W  wojew.  Mazowieckiem  za  Kongresówki 
pierwszą  dystylamię  założył  Cyprjan  Za- 
błocki w  Rybnie.  Pierwej  we  wszystkich 
dworach  szlacheckich  oczyszczano  okowi- 


tę, gotując  w  miedzianym  alembika  i  skra- 
plając przez  trąbnik. 

Tren,  z  greek,  pieśń  żałobna,  elegja. 
Jan  Kochanowski  napisał  Treny  na  śmierć 
swej  córki  Urszuli,  Stanisł.  Grochowski  na 
śmierć  Maciejowskiego,  Przybylski  prz^o- 
żyi  na  polski  Treny  Jeremjaszowe.  Józef 
Szujski  napisał  rozprawę:  „Treny  na 
śmierć  córki  Jana  Kochanowskiego  i  Oj- 
ciec zad2umionych  Jnljnsza  Słowackiego" 
(Kraków,  1866  r.  w  34-ym  tomie  Roczni- 
ków Towarz.  naukowego  krak.). 

Trepsle,  treperele,  teperele  — 
krezy  czyli  kołnierze  wielkie,  marszczone, 
bardzo  modne  swego  czasu  w  Enropie 
i  Polsce,  na  które  starzy  rycerscy  Polacy 
sarkaU.  W  broszurze  z  r.  1649  p.  t.  „Le- 
karstwo na  uzdrowienie  Rzplitej  z  uniwer- 
sałem poborowym"  czytamy;  ,,0d  trepe- 
lów,  których  djabeł  trafiać  (trefić)  poma- 
ga, a  jednej  pani  były  w  szyję  wrosły, 
niech  zapłać:^  talar",  Rej  w ,, Zwierzyńcu" 
pisze:  „Go  się  skarbu  bożego  popsuje  na 
owe  pozłociste  nitki,  na  owe  forboty,  na 
owe  teperele,  na  owe  tkanice!" 

Treptnch-  Treptuchami,  jak  pisze  Ki- 
towicz,  nazywano  w  XVIII  wieku  żłoby 
płócienne  rozpinane  na  kołkach,  w  któ- 
rych koniom,  gdy  w  polu  stać  było  trzeba^ 
dawano  obroki.     B.  Gemb. 

Trębacze  w  jeździe  nosili  zwykle  mnn- 
dury  odmienne  od  szeregowych  oraz  do- 
siadali koni  siwych  lab  srokatych,  aby 
tem  wyraźniej  byli  odróżniani.  Gdykawa- 
lerja  narodowa  nosiła  mundur  granatowy, 
przepis  z  r.  1779  przeznaczaj  dla  tręba- 
czów  barwę  karmazynowa.  Barwa  ta  by- 
ła przyjęta  pierwotnie  dla  trębaczów  puł- 
ku lekkokonnego  gwardyi  w  r,  1807,  lecz 
wkrótce  zamieniono  ją  na  barwę  biaJ:ą  dla 
munduru  paradnego.  Barwę  tę  przyjęto 
w  ogólności  dla  pułków  jazdy  Księstwa 
"Warszawskiego.  W  epoce  Królestwa  Kon- 
gresowego trębacze  mieli  na  munduradi 
dla  całego  pułku  przepisanych  naszyte  na 
piersiach  i  rękawach  taśmy  biaie  i  dosia- 


dbyGoot^le 


TRUKCZASZY. — TRUPPA. 


dali  koni  srokatych:  w  pułkach  1-ym  strzel- 
ców konnych  i  ułanów  gniado-srokatych, 
w  pułkach  2-ich  karo-srokatych,  w  3-ich 
kasztanowato- srokatyoh  i  w4-ch  jak  w2- eh 
karo-srokatych.  Ponieważ  ogień  ręcznej 
broni  łańcucha  tyraljerów  piechoty,  rozwi- 
oiętago  często  na  znacznej  przestrzni,  nie  po- 
zwalał dokładnie  słyszeć  wyrazów  komen- 
dy, dawanych  przez  dowódców  i  zagłuszał 
nawet  bęben,  kt^^rym  w  piechocie  sygnały 
są  dawane,  przeto  wobec  szerszego  zastoso- 
wania działania  tyraljerów  w  wojsku,  za- 
prowadzono w  pułkach  pieszych  trębaczy 
czyli  sygnalistów,  nazywanych  zazwyczaj 
„hornistami'  od  wyraża  niemieckiego 
Horn — róg;  w  rzeczy  samej  trąby  te  mo- 
siężne były  w  kształcie  rogów  myśUwskich. 
Rozkazem  z  d.  9  maja  1819  r,  zaprowa- 
dzono dwuch  trębaczy  starszych  i  16  trę- 
baczy (po  jednym  w  kompanii]  w  pułku 


Trąbka  czyli  r6g  piechoty  i  r.  1819— 1S30. 

grenadjerów  gwardyi;  w  pułkach  zaś  pie- 
choty linii:  dwuch  starszych,  po  jednym 
w  kompanjach  fizyljerskich  oraz  po  dwuch 
w  wolty  żarskich,  razem  po  12  w  pułku.  Ci 
horniści  winni  byli  być  wybrani  z  pomię- 
dzy żcdnierzy  najmłodszych,  najżywszych 
i  n  aj  roztropniej  szych.     B.  Gemb. 

Trukczaszy  ob.  Strnkczaszy. 

Trojak.  Pospolita  nazwa  monety  przed- 
stawiającej wartość  3-ch  groszy.  W  XVI 
i  XVII  wieku,  gdy  nie  było  jeszcze  w  Pol- 
sce groszy  miedzianych  tylko  srebrne,  tro- 
jak oznaczał  3  groszową  monetę  srebrną, 
Stanisław  Angust  zaczął  pierwszy  bió  tro- 


jaki miedziane  (z  napisem  łacińskim  i  por- 
tretem królewskim).    Kzadsze  są  jednak 


Trojak  Stanidaira  Angoata  e  .miedzi  krajowe)". 

od  nich  z  napisem  polskim  „Trojak  z  mie- 
dzi krajowej',  które  w  mniejszej  ilości, 
z  miedzi  wyprodukowanej  w  Kieleckiem, 
bite  były  w  latach:  1786,87,88, 90, 91i92. 
Trojaki  miedziane  bite  były  jeszcze  w  War- 
szawie za  Księstwa  Warszawskiego  i  Kró- 
lestwa kongresowego  i  wraz  z  trojakami 
Stanisława  Augusta  znajdowfjy  się  w  zna- 
cznej ilości  w  obiegu  do  8-go  dziesiątka 
lat  wieku  XIX-go. 

Truppa.  w  „Dykcjonarzyku  teatral- 
nym" z  r.  1808  czytamy  pod  tym  wyra- 
zem: „U  nas  każda  truppamaswego  antre- 
prenera.  Winnychkrajach  a  szczególniej  w 
stolicy  Prancyi,  Towarzystwa  same  rządzić 
się  zwykły.  Ustanowienie  Towarzystwa 
pożyteczniejsze  jest  aktorom  ze  względu 
dochodów.  Zdarzały  się  i  w  Polsce  czasem 
podobne  Towarzystwa,  lecz  nie  mając  jesz- 
cze dobrego  uporządkowania,  zawsze  na- 
stępnie przechodziły  pod  władzę  antrepre- 
nerów.  W  Płocku  właśnie  teraz  nowa  ufor- 
mowała się  truppa  teatralna  polska.  Roz- 
maite kompanje  teatrów  cudzoziemskich 
zwykły  oddawna  odwiedzać  Polskę.  W 
Warszawie  zdarz^o  się,  iż  razem  były  tea- 
tra:  polski,  francuski,  włoski  i  niemiecki, 
co  oprócz  Petersburga  i  to  nie  zawsze,  w 
żadnej  stolicy  Europy  razem  nie  bywa. 
Oprócz  całych  kompanij  zjeżdżają  obcy 
artyści  i  pojedynczo.  Szkoda,  że  w  Polsce 
role  tak  zw.  gościnne  nie  są  dotąd  znajo- 
me: za  granicą  antreprenerowie  szukają 
przez  to  zysku,  u  nas  obawiają  się,  aby 
aktor  dobry,  kilka  razy   tylko   ukazaw- 


dbyGoot^le 


3S4 


TRYBT.— TRYBUNAŁY. 


Bzy  się  na  Boenie,  nie  zrujnow^  gnstn  pu- 
bliczności do  miejscowych  artyBtów.  Prze- 
sąd ten  atoli  z  kształceniem  się  teatm  pol* 
skiego  npaśi  musi". 

Trybt  —  materja  jedwabna  ( Vol.  leg. 
IV,  f.  81,  r.  1643). 

Trybunał  skarbowy  ob.  K  o  m  i  s  j  a  r  a- 
domska  i  wileńska. 

Trybunały.  W  artykule  o  Sądach 
mówiliśmy  i  o  trybunałach  wFolsce. 
Zakres  Enc  st.  nie  pozwolił  nam  piBaó  tam 
obszerniej  w  tym  przedmiocie.  Ciekawych 
odsyłamy  do  prac  obszerniejszych  i  spe- 
cjalnych np.  do  rozprawy  Jul.  Bartoszewi- 
cza p.  n.  .Trybuni  wielki  w  Rzplitej' 
(Encykl.  powszech.  t.  25-ty,  str.  613,  r. 
1867)  i  do  O.  Balzera  , Geneza  Trybunału 
koronnego'  (1886  r.)  oraz  Jasińskiego 
.Łuckij  Tribuna-l"  (1900  r.).  Balzer  w  innej 
rozprawie  swojej  o  ,  Głosowaniu  w  dawnej 
Polsce'  (Wielka  Enc.  powsz.  ii.  t.  25,  str. 
192)  tak  pisze  o  trybunałach:  -Według  or- 
dynaoyi  Tryhunałn  Koronnego  z  r.  1578, 
sprawy,  nalepce  do  tego  sądu,  były  dwoja- 
kie: świeckie,  albo  duchowne.  Pierwsze  są- 
dziły się  wyłącznie  przed  depatatami  świe- 
ckimi, wybieranymi  na  sejmikach,  kt<irych 
komplet  wynosił  zrazu  27;  drugie  rozsą- 
dzać miał  sąd  mieszany,  łożony  z  wszyst- 
kich deputat^iw  duchownych  w  liczbie  sze- 
ściu, jako  te2  sześciu  deputatów  świeckich; 
w  jaki  sposób  należtJo  ich  wybierać  z  po- 
śród wszystkich  27,  konstytucja  bliżej  nie 
określiła.  W  r.  1689/90  poddano  Trybuna- 
łowi Koronnemu  także  województwa:  Wo- 
łyńskie, Bracławskie  i  Kijowskie,  dla  któ- 
rych zrazu  (1578)  utworzono  osobny  try- 
bunał w  Łucku,  wnet  potem  zniesiony. 
Zastrzeżono  przytem,  że  sprawy  z  tych 
trzech  województw  sądzone  być  mają  sta- 
tutem Litewskim,  a  wyroki  pisane  w  języ- 
ka ruskim.  Mimo  to  nie  przekazano  sądów 
w  rzeczonych  sprawach  wyłącznie  tylko 
deputatom  wołyńsko-ukraińskim;  owszem, 
obok  nich  mieli  tu  brać  udział  także  z  in- 
nych wojew,  koron,  („koronni",  .polscy"). 


Orzeczono  także,  iż  wyroki  w  tych  spra- 
wach  podpisane  być  mają  przez  dwu  wo- 
łyńsko-ukraińskich,  jako  też  dwu  innych 
(„koronnych")  deputatów  z  Korony.  Na- 
odwrót,  przyznano  też  deputatom  wt^yń.- 
ukraiń.  głos  w  sprawach  koronnych.  Spra- 
wy duchowne  wołyńsko-ukraińskie  podda- 
no, podobnie  jak  sprawy  w  reszcie  Koro- 
ny, sądowi  mieszanemu,  złożonemu  z  6-u 
deput.  świeckich  woł.-ukr.  i  6-a  ducho- 
wnych „koronnych"  Jprzyczemduchowień- 
stwu  wołyńskiemu  i  bracławskiemu  nie 
zapewniono  tu  żadnego  osobnego  przed- 
stawicielstwa (  Vol.  leg.  II 1294).  Wtymte 
samym' r.  1589  poddano  też  Prusy  Królew- 
skie Trybun^owi  koron.;  pytania,  czy  w 
sprawach  świeckich,  z  ziemi  tej  przycho- 
dzących, sądzić  mają  wyłącznie  deputaci 
pruscy,  czy  też  wespół  z  innymi  deputata- 
mi koronnymi,  konstytucja  wyraźnie  nie 
rozstrzygnęła.  Co  do  spraw  duchownych 
z  Pras,  zarządzono,  i2  mają  być  stamtąd 
wybieram  dwaj  deputaci  duchowni,  wsze- 
lako odnośne  sądy  sprawować  się  mają  wy- 
łącznie tylko  w  komplecie  sześciu  deputa- 
tów świeckich  i  sześciu  duchownych,  tak, 
iż  z  deputatów  duchownych  koronnych 
wstrzymywać  się  musiało  dwu  od  woto- 
wania.  Jeszcze  przedtem,  r.  1581  otrzyma- 
ła także  Litwa  osobny  trybunał,  zorgani- 
zowany w  całości  na  wzór  koronnego.  Ze 
względu,  że  oba  trybunały  posiadały  dość 
znaczną  ilość  deputatów  świeckich,  a  ilość 
spraw  do  rozsądzenia  była  bardzo  wielka, 
wyrobiła  się,  niewiadomo  dokładnie  kiedy, 
zasada,  iż  deputaci  świeccy  dzielili  się  na 
dwie,  równocześnie  funkcjonujące,  izby 
sądowe.  Były  więc  w  każdym  trybunale 
właściwie  trzy  senaty  orzekające:  dwa 
świeckie,  a  jeden  mieszany,  świecko-ducho- 
wny.  Co  do  głosowania  przepisała  już  or- 
dynacja koronna  z  r.  1578,  azanią  i  litew- 
ska z  r.  1581,  że  jednorazowe  oddawanie 
wotów  wystarcza  tylko  wtedy,  jeżeli  wszy- 
scy wyrokujący  deputaci  zgadzają  się  na 
wyrok  jednomyślnie;  w  razie  różności  zdań, 


dbyGoot^le 


TRYCEZYMA. — TRZCINA. 


385 


bez  względn  zresztą,  czy  jedno  z  nich  ma 
za  Eobą  większość,  ozy  też  oba  równość 
gloBÓw,  następuje  prócz  tego  jeszcze  dwu- 
krotne glosowanie.  Dopiero  po  trzech  pró- 
bach rozstrzyga  wzgląd,  „która  strooa  za 
sobą  dowodów  prawnych  więcej  będzie 
miała,  a  potem  maf(;r/iir.rkonklndować 
ma".     Ważne  zmiany  co  do  sposobn  gło- 

I  sowania.w  związka  z  przeprowadzoną  ró- 

wnocześnie  zasadniczą  reorganizacją  try- 

j  bunfJów,  wprowadziły  dwie  ustawy  z  r. 

1792.  Jedna  z  nich,  o  trybunale  litewskim, 

,  zbliża  się  stosunkowo  jeszcze  bardziej  do 

zasad  dawniejszych.  Tiybun^  litewski, z34 
deputatów  złożony,  rozdziela  się  da  trzy 
izby  orzekające:  dwie  świeckie,  pomiędzy 
które  deputaci  rozdzielają  się  po  połowie 
przez  losowanie,  jako  też  osobny  „trybu- 
nał koła  duchownego".  Każda  z  tych  izb 
sądzi  osobno;  w  pewnych  wypadkach  zbie- 
rają się  jednak  na  posiedzenia  wspólne. 
Wyroki  kaidej  izby,  jeżeli  przy  dwu  pierw- 
szych jawnych  głosowaniach  nie  uzyskfJy 
jednomyślności,  zapadają  w  trzeciem  taj- 
nem  głosowaniu,  większością  głosów;  gdy- 
by za  trzecim  razem  dwa  zdania  odmienne 
uzyskały  równośó  głosów,  ma  być  sprawa 
odesłaną  na  wspólne  posiedzenie  c^ego 
trybunało.  Dalej  idące  zmiany  przeprowa- 
dziła koronna  ordynacja  trybunalska  z  r. 
1792,  Stworzyła  ona  dwa  osobne  trybuna- 
ły w  Piotrkowie  i  Lublinie,  każdy  z  25 
członków  (po  20  świeckich,  a  o  ducho- 
wnych) złożony;  każdy  z  nich  dzielió  się 
miał  na  dwio  izby  po  12  i  13  członków  li- 
czące, w  miarę  jak  ich  pomiędzy  nie  roz- 
dzieli loa. 

Trycezyma.  Rej  w  .Postylli"  pisze:  „Po 
śmierci  nędznych  żywotów  naszych  mieli 
pomagać  upadłym  duszom  naszym,  już 
nam  powiadając  o  czyścach,  o  odpuścieeh, 
o  trycezymach".  Krasicki  w  „Podstolim" 
powiada:  „Widziała  duszę  nieboszczyka; 
dano  zaraz  natrycezymę;  pobenedykowall 
ojcowie  Reformaci", 

Encrkloprdji  łloropolaka,  t.  IT. 


Tryktrak  czyli  p  u  f  —  rodzaj  gry  war- 
cabowej w  xviri  w. 

Trynitarze  ob.  O  k  u  p  {Enc.  Siar.  t.  III, 
str.  287).  O  zasługach  trynitarzy  polskich 
pisał  Adrjau  Krzyżanowski  w  „Pamiętni- 
ku religijnym", 

Trynka  —  w  grze  karcianej  trzy  tuzy, 
potrójne  szczęście.    We  „Fraszkach"  We- 
spazjana  Kochowskiego  czytamy: 
W  sadzie  fawor  a  ive  grze  spotkała  aią  tiyiika, 
To  cię  (raeb»  mieć  białej  kotoszy  za  synka. 
Wszelkie  szczęście  w  tej  trynce  zwykło  aię  zawierać, 
Dobrze  f-ię  rodzić,  dobrze  żyć,  dobrze  umierać. 

Tryszak  czyli  straszak,  zwany  jesz- 
cze i  f  1  u  s  e  m,  żu  flus  ma  w  nim  wielką 
rolę  —  dawna,  hazardowna  gra  w  karty. 
.Król  Zygmunt  I,  grając  w  flusa  z  dwuma 
senatorami,  iż  mu  przyszli  dwa  króle,  choć 
trzeciego  w  garści  nie  ma,  każe  natrynkę, 
jakoby  miał  trzy  króle,  siebie  w  to  licząc, 
wziął  grę"  (J,  Kochanowski,  Potocki),  W 
pisarzu  z  XVIII  w.  czytamy:  „Do  modli- 
twy ani  jej  zapędzisz,  a  chapaneczka,  try^ 
tetka,  tryszaczek,  kwindecz,  weintein,  on- 
zedmi,  byle  z  gachami,  ni  w  dzień,  ni  w 
noc  się  nie  przykrzy  dobrodziejce"  (Teatr 
Polski,  24).  Szczegółowy  opis  tej  gry  ma- 
my w  dzieło  Chomentowskiego  „Wielkie 
poselstwo  do  Turek",  skąd  przytoczył  go 
w  całości  Kaz.  Wł.  Wójcicki  w  Encyklo- 
pedyi  powszechnej  (t.  25-ty,  str.  649,  r. 
1867). 

Trytaf  (z  niem.  dic  7>j//)— droga  eypa- 
wa  na  trzęsą  wicach.  „W  traktach  dla  han- 
dlujących wy  znaczonych, gdzieby  mostów, 
trytfów  lub  grobel  potrzeba  wymagała"... 
(A.  Ząmoj.  2,  55), 

Tryzna.  Ludy  słowiańskie:  Krywicze, 
Siewierzanie,  Wiatycze,  Radymicze,  czy- 
niły przy  pogrzebach  obchód  zwany  try- 
zna, który  był  połączeniem  uczty  pogrze- 
bowej z  igrzyskami  rycerskiemi.  Try- 
zna— powiada  Rakowiecki — oznacza  za- 
paśnictwo,  turnieje  (Prawda  ruska,  str.  36 
137). 

Trzcina  była  podporą,  ozdobą  i  orężem 


dbyGoot^le 


TRZEM.— TUCHOLA. 


dla  mieszczan,  gdyż  przy  Bzabli  nie  godzi- 
ło się  im  chodzió,  ponieważ  nie  byli  jak 
szlachta  z  zawodu  stanem  rycerskim.  Je- 
dynie mieszczanie  krakowscy  i  magistrat 
pozaaAski,  wileński,  lwowski  i  warszaw- 
ski, wedle  slnż^ych  im  przywilejów,  mo- 
gli chadzać  z  orężem  n  bokn. 

Trzem  —  w  średniowiecznej  polszczy- 
żnie:  pałac.  Bruckner  powiada,  że  wjraz 
ten  należy  do  tych  dawnych  terminów 
słowiańskich,  które  w  końcu  średnich  wie- 
ków wyszły  u  nas  z  użycia.  W  pieśni  we- 
selnej lubelskiej  lud  śpiewa  jeszcze: 

Od  terenia  do  terem  a, 
My  do  ślubu  jul  jedziema. 

Oznacz^o  to,  że  jadą  z  dworu  rodziców 
panny  młodej  do  dworu  Bożego. 

Trzęsidła— diż^ce  i  błyszczące  ozdoby 
stroju  głów  niewieścich;  wspominają  o. 
nich  w  XVII  w.  Wacł.  Potocki  i  Samuel 
Twardowski. 

Trzęsienia  ziemi  w  Poisce.  W  czaso- 
piśmie .Kosmos"  na  m.  styczeń  1902  r. 
p.  Laska  zebrc^  wiadomości  przekazane  w 
dziejach  o  trzęsieniach  ziemi  w  Polsce. 
Ponieważ  przedruk  tego  artykułu  prze- 
chodzi zakres  i  ramy  niniejszej  Encyklo- 
pedyi,  poprzestaniemy  zatem  na  szczegó- 
łach, które  wynotowaliśmy  wyłącznie  z 
Długosza:  „Rok  1000-y  —  mówi  tenże  — 
pr^niód  z  sobą  wiele  oaobliwszych  zja- 
wisk, a  zwłaszcza  trzęsienie  ziemi  p^ne 
groźby  i  postrachu".  2)  .Dnia  5  maja 
r.  1200  trzęsienie  ziemi  w  Polsce  i  krajach 
przyległych,  przypadłe  w  samo  południe 
i  w  następnych  dniach  po  kilkakroć  po- 
wtarzające się,  wiele  powywracaj©  wież, 
domów  i  grodów,  co  iż  w  polskim  kraju 
rzadko  się  wydarza,  wzięte  było  za  dziw 
wielki,  a  niektórych  przesadną  napełniło 
trwogą".  3)  „Dnia  31  stycznia  r.  1257,  o- 
koło  godziny  zwanej  tercją  {hora  łertia- 
rum),  w  Krakowie  i  we  wszystkich  mia- 
stach i  krainach  polskich  było  trzęsienie 
ziemi,  które  u  Polaków,  niezwyczajnych 
takiego  zjawiska,  stało  się  dziwem  stra- 


szliwym". 4)  „Roku  1328  było  trzęsienie 
ziemi,  które  się  dało  uczuć  w  ctUej  Polsce, 
a  także  w  Czechach,  Rusi  i  "Węgrzech". 
5)  „Dnia  5  czerwca  r.  1443  było  trzęsienie 
ziemi  w  Polsce,  Węgrzech,  Czechach  i  kra- 
jach sąsiednich  tak  gwałtowne,  że  wieże 
i  gmachy  murowane  upadały  na  ziemię 
i  najtrwalsze  waliły  się  budowy;  rzeki  po- 
występowały  ze  swoich  łożysk  i  wylawszy 
na  obie  strony,  ukazały  dna  suche,  a  wo- 
dy wszystko  zmuliły;  ladzie,  nagłym  stra- 
chem zdjęci,  od  zmy^ów  i  rozumu  odcho- 
dzili. Runęło  od  tego  trzęsienia  ziemi  w 
nocy  sklepienie  Św.  Katarzyny  przy  kla- 
sztorze braci  pustelniczych  Św.  Augusty- 
na na  Kazimierza  (w  Krakowie)  i  wiele 
innych  rozwaliło  się  budynków.  Mocniej- 
sze jednak  było  trzęsienie  ziemi  w  Wę- 
grzech, gdzie  się  nawet  zamki  niektóre 
powywracały".  W  Polsce  mniemano,  że 
od  tego  trzęsienia  ziemia  stała  się  mniej 
urodzajną  i  przez  wiele  lat  potem  obficie 
kąkol,  chwasty  i  pszenicę  ze  śniedą  rodzi- 
ła. Oprócz  powyższych  pięciu  trzęsień 
ziemi  w  Polsce,  Długosz  wspomina  jeszcze 
pod  r.  1348  o  trzęsieniu,  „które  wydarzo- 
ne w  piątek  w  dzień  nawrócenia  Św.  Pa- 
wła, rozległo  się  po  wszystkich  krajach 
chrześcijańskich  i  barbarzyńskich",  nie 
pisząc  wyraźnie  czy  było  i  w  Polsce.  Tak- 
że zaznacza  dwa  wielkie  trzęsienia  ziemi; 
we  Włoszech  r.  1279  i  w  Bazylei  r.  1344. 

Trzos,  trzosek  (z  niem.  słrohen)  — 
worek  podłużny  na  pieniądze,  zwykle  skó- 
rzany, robiony  w  rodzaju  pasa  i  do  opasy- 
wania się  służący  (ob.  P  a  s  y  w  £nc.  Siar. 
t.  in,  str.  326),  Rej  pisze:  .Zaleca  mu  się, 
a  trzoska  w  zanadrzu  maca,  jakoby  go 
wyłudzić".  W  "Potockiogo /oviaUłaies  czy- 
tamy:  „Poszedł  na  wędrówkę,  opasany 
sporym  trzosem".  Jest  stare  przysłowie: 
„G-dzie  trzos  pełny,  tam  przyjaciel  pe- 
wny". 

Tuchola — miasteczko  w  województwie 
Pomorskiem,  otoczone  wielkimi  borami, 
w  których  mieli  dawniej  swoje  kryjówki 


dbyGoot^le 


TULEJA.— TUR. 


387 


słynni  opryszkowie,  a  stąd  było  powszech- 
nem  w  Wielkopolsce  i  na  Pomorzu  przy- 
słowie: .Zbójca  z  tucholskiego  łasa*. 

Tuleja,  tulejka.  W.  Potocki  wyra- 
ża się:  „Troje  czynią  kopją:  drzewce,  grot, 
tuleja".  Drzewce  aJbo  drzewo  jest  to  drą- 
żek kopii,  grotem  zowie  się  ostrze  a  tulej- 
ką część  cylindryczna  do  nasady  na  drze- 
wo służąca.  W  innem  miejscu  Potocki 
powiada:  .Wraził  w  krztań  smoka  po  tu- 
leją drzewce". 

Tur.  Zygmunt  Herbersteiu,  pos^  ce- 
sarza Ferdynanda,  który  w  latach  151(>  — 
1551  trzykrotnie  przejeżdżał  przez  Polskę 
Mazowsze  i  puszczę  Białowieską  do  Mo- 
skwy w  misyi  namówienia  władcy  tamtej- 
szego do  przyjęcia  katolicyzmu,  zostawU 
dzi^o  ^Rerwn  Moscoviticarum  Commen- 
iarii^,  napisane  r.  1549,  w  którem  pomie- 
ścił dwie  ryciny,  przedstawiające  tura  i 
żubra.  Nad  wyobrażeniem  tura  znajduje 
się  napis:  „  Utus  sum,  polonis  Tur,  germa- 
nii Aurox:  ignari  BisontU  nomen  dede- 
rani"^.  {Urua  jestem,  po  polsku  tur,  po 
niemiecku  aurox.  Nieuki  bizonta  nazwi- 
sko mi  dali).  Kysonek  przedstawia  po- 
prostu  dzikiego  wołu,  który  był  niewątpli- 
wie protoplastą  naszego  bydła  domowego. 
Podług  Herbersteina,  który  pozof^  dobrze 
Polskę,  za^ugnje  więc  na  wiarę,  tury 
znajdowały  się  w  XVI  w.  już  tylko  na 
Mazowszu,  żubry  zsś  zarówno  na  Litwie 
jak  i  na  Mazowszu  w  okolicach  Sochacze- 
wa i  Ostrołęki.  Młody  Zygmunt  August 
podarował  Herbersteinowi  ubitego  tura, 
sam  zad  zastrzelił  tak  olbrzymiego  żubra, 
że,  jak  mówi  przesadnie  dyplomata  ait- 
strjacki,  król  i  dwie  inne  osoby  mogły  się 
zmieścić  między  jego  rogami.  Pod  wy- 
razem żubr  dołączamy  rysunek  żubra  z 
tegoż  dzi^a  herbersteinowego.  Nuncjusze 
i  sekretarze  papiescy:  Rngieri,  Oomendoui, 
Lipomani,  Oaetano  i  Mucante  w  pismach 
swoich  o  Polsce  i  jej  osobliwościach  odró- 
żniają zawsze  tura  od  żubra,  Mucan- 
te opisuje  zwierzyniec  Zygmunta  [II  o  2 


mile  od  Warszawy  odległy,  gdzie  widział 
żubry  i  tury,  Gratiani  powiada,  że  w  Ma- 
zowsza blizko  Rawy  znajdują  się  trzody 
turów,  których  pod  karą  śmierci  nie  wol- 
no nikomu  strzelać,  prócz  samego  króla. 
Cielęta  ich,  wypuszczone  z  obory,  rozkosz- 
nie biegały  i  igrały  z  sobą.  Król  i  prze- 
duiejsi  z  Polaków  karmią  się  ich  mięsem, 
wystawiwszy  je  najprzód  na  mróz.  I  ja  je 
kosztowałem —  powiada  Gratiani  —  i  nie- 
wiele rożnem  od  zwyczajnej  wołowiny 
znalazłem.  U  żubrów  zaś  sroższa  jest  po- 
stać i  siła,  otwarty  i  szeroki  kark,  zwiesi- 
ste  rogi,  większa  niż  turów  tusza,  maść 
czarna,  małe  uszy,  potężne,  promieniste 
oczy,  wzrok  ponury.  Rzadsze  są  żubry 
niż  tury  (na  Mazowszu):  Świecki,  opisu- 
jąc Mazowsze  za  czasów  Zygmunta  III, 
mówi,  że  żubry  znajdują  się  tam  jeszcze 
w  borach  Skwańskich  {silva  Sequana)  nad 
rz.  Skwą  (w  Ostrołęckiem)  p(^ożonych. 
Tury  zaś  w  puszczy  Jaktorowskiej,  dla 
królów  już  tylko  przeznaczone,  do  wołów 
bardzo  podobne.  Jan  Ostroróg,  wsptH- 
czesny  wojewoda  poznański,  sławny  my- 
śliwiec swego  czasu,  pisząc  o  urządzania 
zwierzyńców,  nie  radzi  w  nich  razem  u- 
trzymywaó  żubry  z  turami  z  powodu 
walk,  jakie  z  sobą  staczają.  Hieronim 
Morsztyn  w  swoich  „Antypastach  mał- 
żeńskich' wśród  zwierząt  leśnych  wymie- 
nia: .żubry  ciężkie  i  tury  szerokorogie, 
przypisując  inny  głos  żubrom  a  inny  tu- 
rom". Kronikarze  litewscy  wymieniają 
tury  obok  żubrów  na  Litwie,  ale  tam  tury 
pierwej  wygińmy  niż  na  Mazowszu.  Wrze- 
śniowski,  profesor  Szkoły  Głównej  war- 
szawskiej, w  wyczerpującej  rozprawie 
swojej  .0  turach  w  Europie  a  w  szczegól- 
ności w  Polsce"  (drukowanej  w  Ateneum) 
wykazał  jasno  niedorzeczność  mniemań 
niektórych  naturalistów,  poczytujących 
żubra  i  tura  za  jeden  i  ten  sam  gatunek. 
Tury  wyginęły  aa  Mazowszu  za  Włady- 
sława lY,  a  daty  i  statystyka  ostatnich 
zapisane  są  szczegółowo.     Pamiątka  po 


dbyGoot^le 


TURLEJ.— TURNIEJE. 


Tur  podług  rjsunku  z  dzieła  Zygmunta  Herbereteina  z  połowy  XVI  w 


turach  została  "w  oazwach  wielu  miejsco- 
wości. Na  przestrzeni  Królestwa  Polskie- 
go jest  Dp.  około  40  wiosek  z  nazwami, 
pochodząeemi  od  tego  źródtoslowu,  a  o- 
prócz  wiosek  są  w  innych  stronach  góry  i 
rzeki.  Np.  Turza  góra,  na  której  Gedy- 
min  założył  pierwszy  gród  wilefiski;  T  u- 
r  z  a  góra  w  wojew.  FoznaAskiem,  gdzie 
r.  1430  szlachta  wielkopolska  przez  parę 
tygodni  pilnowała  drogi,  aby  posłów  od 
cesarza  Zygmunta,  z  koroną  do  "Witołda 
wyprawionych,  zatrzymaó.  Turza,  rze- 
ka w  ziemi  lwowskiej;  Tur  ja,  rzeka  w 
województwie  Wołyńskiem;  T  u  r  j  a,  mia- 
steczko w  wojew.  Kijowskiem  i  t.  d.  Był 
niegdyś  zwyczaj  zapustny  chodzenia  po 
domach  ze  schwytanym  młodym  turem 
czyli  „tunmiem"  lub  chłopcem  przebra- 
nym za  tura.  Zorjan  Dołęga  Chodakow- 
ski w  liście  swoim  z  r.  1817  pisze:  Z  Chę- 
cin udałem  się  do  Małogościa.  W  okoli- 
cach tutejszych  jest  zwyczaj,  że  chłopcy 
na  zapusty  chodzą  zturuniem  (turem); 
przypominają  tego  wołu  dzikiego  z  brodą; 


którego  na  kolędę  niedawno  wodzono  po 
Ukrainie  i  w  pieśniach  swadziebnych  Ruś 
jeszcze  wspomina".  Tenże  Chodakowski 
w  liście  z  r.  1818  nadmienia:  ^W  Nowem 
mieście  Korczynie  kolędniki  śpiewali  mi 
o  turze  ze  złotymi  rogami".  Pieśni  o  tu- 
rach były  niewątpliwie  znane  przed  wie- 
kami całemu  narodowi,  a  kolędnicy  kra- 
kowscy przechowali  tylko  ich  szczątki. 
O  Turze  ob.  „Przyjaciel  ludu",  t.  II,  str. 
146,  z  r.  1835.  Pozostało  także  przyło- 
wie: .wygląda  jak  tur"  lub  „jak  turoń", 
„zdrów  jak  tur",  znaczące  to  samo,  co 
„zdrów  jak  byk",  lub  „spasł  się  jak  byk". 

Turlej-^rozgardjasz,  zgiełk,  igrzysko. 
GUiczner  w  „Książkach  o  wychowaniu 
dzieci"  pisze  w  XVI  w.  „Dawid,  iż  syna 
swego  Absalona  z  młoda  nie  przyglądał, 
miał  też  z  nim  wiele  turlei". 

Turnieja  ob.  Gonitwy  (Enc.  Siar.  t. 
II,  str.  201).  Opisy  turniejów  i  gonitw  w 
Polsce  podał  K.  Wł.  "Wójcicki  w  dziele 
swojem  „Obrazy  starodawne".  Warszawa, 
lS43r.,tomII. 


■yGoot^le 


TURNUS.  — TYN. 


Turnus,  p6rturnum(po  irancd  son  źour) 
znaczyło  kolejne,  jak  na  kogo  kolej  przy- 
padnie, spełnianie  danej  czynności,  np.  we- 
towania depatatów  w  Trybunale  albo  glo- 
sowania porządkiem  województw.  W  Ko- 
ronie zaczynało  naprzemian  raz  Krakow- 
skie a  dragi  raz  Poznańskie. 

Tuwalnla,  to  w  al  ja.  Były  to  szero- 
kie ręczniki,  które  w  XVI  w.  z  Włoch  do 
Polski  przywożono,  a  Górnicki  w  „Dwe- 
rzaninie"  powiada:  „  Tcniag-Ua,  włoskie  sło- 
wo, jaż  u  nas  za  polskie  njdzie".  Tuwal- 
nie  bywały  wzorzyste  i  zastępowały  nie- 
raz obrusy  na  stołach.  Rej  pisze:  „Tu- 
walje  z  dziwnymi  wzory".  Wargocki  zaś: 
„Weronika  przenajwiętszą  twarz  Pańską 
tawalnią  otarła".  Odymalski  wyraża 
się:  „Otarła  cienką  tuwalnią  twarz 
jego". 

Tuz  —  najstarsza  karta,  M.  Rej  pisze: 
Bf  też  mifti  leniwy  i  trzy  tury. 
Pewnie  wygra  na  grzbiet  guzy. 

Twardowski  I  Twardowska.  Napół  le- 
gendowy czarnoksiężnik  Twardowski  i  żo- 
na jego,  słynna  jakoby  sekatnica,  dali  o- 
boje  początek  do  kilkunastu  przysłów  pol- 
skich, np.:  1)  A  verbum,  panie  Twardowski! 
2)  Czmychn^  jak  Twardowski  3)  Doka- 
zuje jak  Twardowski  na  Łysej  Orótze.  4) 
I  czart  nie  chciał  Twardowskiej.  5)  I 
Twardowski  nie  poradzi.  6)  Jedzie  jak 
Twardowski  na  kogaeie.  7)  Dziurką  od 
klucza  uciekł  Twardowski  od  żonki.  8)  Pa- 
ni Twardowska.  9)  Ratuj  się  jak  Twar- 
dowski kantyczką  (lub:  godzinkami).  10) 
Zaprzedał  duszę  czartu  jak  Twardowski 
11)  Wolałbym  z  Twardowskim  mieó  do 
czynienia  (lub:  doczynek).  O  Twardow- 
skim pisali:  Ł.  (Gołębiowski  w  dziele  ,Lud 
polski",  Warszawa,  r.  1830,  str.  166,  176 
— 178.  U  pisarzy  polskich  z  dawnych 
czasów  krótkie  tylko  znajdujemy  o  nim 
wzmianki.  Ł.  O-ómicki  naprzykład  pi- 
sze za  czasów  Zygmunta  Augusta:  „Po- 
wiedziałbych  ja  tobie  o  jednym,  który  się 
u  Twardowskiego  uczył,  i  tak  wiele  jako 


on  umiał"...  „a  to  ja,  prawi,  uczeń  Twar- 
dowskiego", n  Niemców  słynął  czarno- 
księżnik współczesny  {w  latach  1507  — 
1540)  Faust  albo  doktor  Johannes  Faustns. 
W  literaturze  polskiej  legenda  o  Fauście 
uprawianą  wcale  nie  była,  zapewne  z  po- 
wodu, żeśmy  w  tychże  czasach  mieli  wła- 
snego Fausta  w  Twardowskim,  lubo  i  o 
nim  piśmiennictwo  nasze  dawne  ani  w  se- 
tnej części  nie  dorównywa  temu,  co  Niem- 
cy o  swoim  czarnoksiężniku  popisali. Michał 
Wiszniewski  pierwszym  był  z  uczonych, 
który  w  swej  .Historyi  literatury"  (t.  IV, 
str.  129—132)  niemieckie  podania  o  Fauś- 
cie streścił,  wprowadziwszy  do  nich  i 
Twardowskiego,  a  ponieważ  nie  wspom- 
niał przytem  o  żadnem  iródle  polskiem, 
dotyczącem  tego  przedmiota,  przypuszcza- 
my przeto,  że  się  z  żadnem  nie  spotkał. 

Twtrz  w  starym  języku  bartników  pol- 
skich oznacza  robotę,  zajęcie  w  borach  o- 
koło  barci.  „Tworzyć"  na  puszczy,  zna- 
czy pracować,  robić.  W  dawnem  prawie 
bartDemczytamy,żeniektórzy  z  bartników, 
udawszy  się  do  puszczy  „na  twórz",  zwykli 
nietylko  świętu  ale  i  niedzieli  nie  borgowaó. 
Zakazuje  się  przeto,  aby  żaden  bartnik  nie 
ważył  się  w  niedzielę  i  święta  uroczyste 
,na  puszczy  robić,  tworzyć,  podmie- 
taó".  Musi  to  być  stare  wyrażenie,  skoro 
u  Słowian  południowych  fabryka  zowie 
się  także  „twornicą". 

TybinkI,  tebinki  —  sztuki  skórzane 
lub  kosztowniejsze  dla  ozdoby  u  siodła  wi- 
szące. W  Gwagninie  czytamy:  .Wojewo- 
dzie od  cara  oddany  w  upominku  koń  dro- 
go przybrany;  był  jarczak  szczerodoty, 
strzemiona  i  tebienki.  i  bębenek  takowyż 
z  obu  stron  wisiał,  w  których  12  czar 
szczerozłotych  było". 

Tymf,  t  y  n  f— pieniądz  polski  srebrny, 
18  groszy  srebrnych  w  sobie  zawierający, 
od  zarządzającego  mincarza  Tymfa,  To- 
ruńczyka,  za  Jana  Kazimierza  tak  nazwa- 
ny.    Ob.  Pieniądze  w  Polsce. 

Tyn  —  stara  nazwa  ogrodzenia  warow- 


dbyGoot^le 


S90 


TYNIECKIE  JABŁKO.— TYPY. 


cego,  stąd  Tyniec  pod  Kralcowem,  dragi 
Tyaiec  pod  Małogoszczem,  inny  pod  Cze- 
miernikami  w  Lubelskiem,  inny  pod  Ka- 
liszem, Tynica  w  pow.  Hadomskim  i  "wy- 
raz Indowy  tynica.  Briickner  powia- 
da, że  tyny  i  grody  —  oba  słowa  zna- 
czyły ogrodzenie,  potem  miejsce  ogrodzo- 


Mazurzy  z  okolicy  Uińska  mazowieckiego  (z  fotogr.  p.  Wińczy). 


ne,  a  wszystko  mi^o  powstać  z  celtyckie- 
go dunum,  jak  Lugdunum  i  t.  p. 

Tynieckie  jabłko.  Słynął  niegdyś 
pięknymi  owocami  ogród  benedyktynów 
w  Tyńcu  pod  Krakowem,  co  dało  początek 
przysłowiu  w  stronach  krakowskich:  .pię- 
kny, jak  tynieckie  jaMko".  Słynęły  tak- 
że kobiety  ze  wsi  Tyńca  wyszywaniem  na 


chustkach,  których  na  ubranie  głowy  u- 
żywają,  co  znowu  dało  początek  przysło- 
wiu w  ziemi  kraJcowskiej  o  piękności  chu- 
stek-tynieckich. 

Tyronowie  ob.  Sodalis  Marjanns. 
Typy  fizjologiczne.    Nie  ulega  wątpli- 
wości, że  dawne  plemiona  odwiecznie  za- 
siedzieć   w  swoich 
gniazdachjok:  Polanie, 
Mazarowie,  Pomorza- 
nie, Ślężanie,   Mało- 
polanie,  Prusowie, 
Żmudzini,  Litwini, 
Drewlanie,  Krywieza- 
nie  i  t.  d.,  musiały 
przedstawiać  jeszcze 
w  dobie  pierwszych 
Piastów  i   Rurykowi- 
czów wybitniejsze  ce- 
chy, różnice  i  typy  an- 
tropologiczne.   Nastą- 
pił atoli    potem    cały 
szereg  wieków  history- 
cznych, w  którychludy 
te,  zamieszkujące  prze- 
strzeń pomiędzy  Kar- 
patami, Bałtykiem,  O- 
drą,  Dnieprem  i  Dżwi- 
ną,  nieustającej  nlega- 
ly  mieszaninie  ras  owej . 
Książęta  ich  prowadzi- 
li z  sobą    ustawiczne 
wojny,  w  których  naj- 
cenniejszym łupem  był 
cdowiek  uprowadzany 
i  osiedlany  w  dzielni- 
cach zwycięzców.  A  i  w 
czasie  pokoju,  gdy  np. 
książę  darowi  ryce- 
rzowi kais-^ziemi,  to  zwykle  zabierał  z  niej 
kmieci  książęcych,  których  osiedlałna  swo- 
ich pustkowiach  w  innej  okolicy,  a  rycerz 
zdobywać  sobie  musiał  w  różny  sposób:  orę- 
żem, kupnem,  gwałtami,  wreszcie  namową 
na  wole  i  Igoty  czyli  swobody  wieloletnie 
ludnośćrolniczą,  bez  której  ziemia  jego  nie 
miała  żadnej   wartości.     Z  tych  to  ludzi 


dbyGoot^le 


TYPY  FIZJOLOGICZNE. 


391 


zbieranych,  nierazróżnej  narodowości,  po- 
wetawidy  osady  czeladzi  przy  dworach 
rycerstwa  w  dobie  piastowskiej  urastające 
potem  w  wioski  szlacheckie.  Gdy  niektó- 
re ziemie  rdzennie  lechlckie  zaroiły  Bię 
ludnością  rolniczą  czyli  polaAską,  polską, 


Narwi  i  Boga  a  nawet  z  nad  Bzury,  Drwę- 
cy i  Wieprza  nad  Niemen  i  poza  Nie- 
men. Nietylko  historja  starożytna  poda- 
je nam  przykłady  pozostawania  całych 
ludów  w  niewoli,  np.  Żydów  w  Egipcie 
i  Babilonii.  Potrafiła  i  Litwa  uprowadzać 


Stora  wieśniaczka  z  okolic  Warszawy  (z  fotografii 
K.  Bejera  w  latach  1860—1870), 

a  inne  szumiały  odwiecznymi  bory,  wład- 
cy okolic  leśnych  najeżdżali  i  sprowadzali 
rolników,  aby  ci  karczowali  im  lasy  i  a- 
prawiali  zboie.  A  to  było  główną  przy- 
czyną, dla  której  (gdy  Polska  w  dobie  po- 
działów straciła  siłę  odporności  państwo- 
wej), Litwa  przez  prawie  dwa  wieki  naje- 
żdżała i  wyludniała  Mazowsze  i  inne  oko- 
lice Polski,  uprowadzając  lud  z  nad  Wisły, 


całe  tłumy  Mazurów  a  jeden  tylko  wypa- 
dek ślubu  Kazimierza  z  Aldoną  Giedymi- 
nówną  w  r.  1325  powrócił  do  Polski  pnse- 
Bzlo  20,000  ludu  świeżo  uprowadzonego. 
Najbardziej  wysunięta  w  Mazowszu  ku 
granicom  Litwy  ziemia  Wiska  (nad  Bie- 
brzą),  zaludniana  od  wieków  Mazurami, 
kilkakrotnie  traciła  swoją  ludność  upro- 
wadzoną wgląb  Litwy.     Ale  niewola  sta- 


d  by  Google 


TYPV   FIZJOLOGICZNE. 


rożytna  była  inną  niż  średniowieczna.  Tam 
przepaść  i-ozdzielala  kasty  i  narodowości, 
gdy  u  nas  niezwłocznie  zlewały  się  z  sobą 
dwie  rasy  w  jeden  Ind  a  skutkiem  tego  w 
ogólnej  liczbie  wyrazów  języka  litewskie- 
go znalazła  się  trzecia  część  polskich  zli- 


i  popasy  tylko  do  swoich  krewnych  i  po- 
winowatych. Zamożniejsi  mieli  w  różnych 
prowincjach  swe  majątki  a  stąd  i  służba 
ich  i  czeladź  i  oficjaUści  ustawicznie  się 
mieszali,  że  już  wspomnimy  ta  nbocznie 
i  związki  panów  nieprawe,  które  bywały 
często  powodem,  że  niejeden  szlachcic 
wśród  ludu  wiosek  swoich  zostawiał  po- 
tomków w  kilka  prowincjach.    A  cóż  do- 


Mazur  z  okoUc  Wonzawjr  (z  fotografii 
w  latach  1860—1870). 


K.  Bojera 


tewszczonych.  Tradycja  tych  stosunków 
między  dwoma  narodami  znalazła  echo 
pod  piórem  wielkiego  ludów  tych  wiesz- 
cza w  .Budrysie".  I  szlachta  potem  tak 
się  z  sobą  koligaciła  i  mieszała,  iż  mówio- 
no nie  żartem,  że  każdy  szlachcic  polski 
może  przejechać  rzemiennym  dyszlem  z 
Gdańska  do  Kijowa,  wstępując  na  noclegi 


Mazur  z  okolic  Wanzawy  (z  foU>fp'afii  K.  Bejerk 
w  latach  1860—1870). 

piero  mówió  o  tej  wielkiej  kilkowiekowej 
emigracyi  z  nad  Wisły  na  czarnoziemy 
i  stepy  Rusi,  którą  Szajnocha  nazwał 
„zdobyczami  pługa  polskiego",  I  lud  tam 
zbiegał  żądny  bezgranicznej  swobody 
śród  kozactwa  1  wielcy  panowie  zakładali 
potężne  latifundja,  i  drobna  szlachta  pod- 
laska, jak  np.   Rzewuscy,    Jabłonowscy, 


dbyGoot^le 


TYPY  KIZJO LOGICZNE, 


393 


Kalinowscy,  na  magnatów  tam  wyrośli. 
Kiepodobna  wyliczyć  wszystkich  dróg, 
któremi  odbywało  siij  plemienne  miesza- 


nie    ludności    na    przestrzeniach   wyżej 
wzmiankowanych  w  ciąga  dziesięcia  wie- 


Z  pow.  Miechowskiego. 

ków  historycznych.  Pomijając  podania 
Nestora  o  wędrówkach  plemion  lechickich 
na  wschód  Słowiańszczyzny,  o  przecho- 


dzeniu grodów  czer  wiejskich  z  rąk  La- 
chów w  ręce  Rusi,  mamy  u  kronikarzy  za- 
notowane wJadomoJci,  jak   w  czasie  sro- 


ParolH;lc  z  Oblęcina  pod  Lublinem. 

giego  najazda  Czechów  na  Wielkopolskę 
po  śmierci  Mieczysława  O-nuśnego,  znacz- 
na część  ludności  wielkopolskiej  w  obawie 
niewoli  przeniosła  się  i  osiedliła  na  Ma- 


dbyGoot^le 


TYPY  FIZJOLOGICZNE. 


Następują  potem  ciągłe  wzajem- 
ne związki  małżeńskie  ksiąłąt  polskich 
raskich  i  litewskich,  panowanie  książąt 
mazowieckich  w  niektórych  ziemiach  na 
Rusi  (np.  w  ziemi  Bełskiej),  co  pociągało 
za  Bobą  przesiedlanie  się  ich  drużyn,  cze- 
ladzi, 1'zemieślników,  koligacenie  dworzan. 
Mazurzy,  posiadający  najlepiej  sztukę  wy- 


Typj  z  pod  Goraja  w  gub.  Lubchkiej. 

pałania  smoły  po  lasach,  poszukiwani  by- 
li z  tego  względu  na  Litwie  i  Kusi,  gdzie 
niektóre  ich  osady  zachowały  dotąd  na- 
zwy: Smolarzy,  Bud,  Mazurów,  choć  wy- 
chodźcy, znalazłszy  się  wśród  większości 
innoplemiennej,  w  drugiem  już  pokoleniu 
przyjmowali  jej  ubiór  i  mow^.  Klasztory, 
opactwa,  biskupi,  posiadając  takżo  liczne 
dobra  w  różnych  województwach,  przeno- 
sili również  i  osiedlali  w  miarę  potrzeby 


swoją  czeladź,  służbę,  rzemieślników.  Czy 
więc  wobec  tych  wszystkich  powyższych 
stosunków  może  być  mowa,  aby  jakaś  o- 
kolica  choćby  najzapadlejsza  a  nawet  je- 
dna wioska  zachowała  przez  dziesięć  wie- 
ków czysty  nie  skrzyżowany  typ  antropo- 
logiczny, np.  kujawski,  śląski,  mazowiec- 
ki, żmudzkj,  litewski,  białoruski  i  t.  d.  Na 


Mieszczanin  z  LutycEOwa  (fotogr.  z  r 


Chlo  p  podoi  Ek  i  I 

to  odpowiemy  stanowczo,  że  nie.  Jest  to 
zresztą  zjawisko  bardzo  naturalne  i  ana- 
logicznie dość  powszechne.  Jak  Wielko- 
rosjanina  można  poznać  odrazu  z  jego 
wejrzenia  i  rysów,  choć  nie  można  odró- 
żnić czy  pochodzi  z  Włodzimierskiej  ozy 
Tulskiej  gubemii,  jak  Niemca  południowe- 
go można  poznać  łatwo  z  jego  typu  i  wy- 


dbyGoot^le 


TYPY  FIZJOLOGICZNE. 


395 


razn   twarzy  a  nie  mo^iia  odróżnić  czy 
jest  Bawarem  lub  Tyrolczykiem,  jak  Wio- 
cha można  odgadnąć  również,  nie  wiedząc 
jakiej    prowincyi    jest  dzieckiem,    tak  i 
chłopka,  zagrodowca  lab  szlachcica  nasze- 
go, postawionego  pomiędzy  Niemcem,Wło- 
chem,  Madziarem,  Francuzem,  Komanem  i 
Wielkorosjaninem,  można  poznać  n  a  pierw- 
szy rzut  oka  z  jego  rysów  i  wyrazu  twarzy. 
Piszący  to,  w  licznych  wędrówkach  swo- 
ich po  kraju,  aby  studjować  lud  danych 
okolic,  gromadnie    bez    czapek  zebrany 
i  odnajdywać  fizjologiczne 
odrębności    plemienne,    za- 
trzymywał się  często  umyśl- 
nie przy  kościołach  w  świę- 
ta uroczyste  i  odpusty.  Re- 
zultat podobnych    studjów 
był    nieraz    dość    ciekawy. 
W  Liszkowie,  Olicie,  Wiele- 
nie nad  Niemnem,  w  Sza- 
wlach  i  Retowie,  lad,  nie  mó- 
wiący po  polska,   nie  różnił 
się  niczem  ani  w  rysach  i  wy- 
razie fizjognomii  ani  w  prze- 
ciętnym kolorze  włosów  od 
ludu  polskiego  z  nad  Narwi. 
Idąc  siedliskami  plemion  let- 
tońskich   od  rzeki   Hańczy 
i  Dzitwy  daleko  ku  północy 
poza  Dżwinę,  kres  ogólnej 
jednolitości      fizjologicznej 
kończy  się  nagle  a  granicy  gub.  Witeb- 
skiej z  Pskowską,  W  kościele  np.  marjen- 
haaskim  przypatrywaliśmy  się  ludności 
łotewskiej  nie  różniącej  się  wyglądem  cia- 
ła od  ludu  z  nad  Niemna  i  Narwi,  ale  dość 
przejechać  mały  strumyk  graniczny  drogą 
do  Ponder  w  gub.  Pskowskiej,  abypodra- 
giej  jego  strome  w  gub.  Pskowskiej  zna- 
leźć się  nagle  wśród  świata  absolutnie  od- 
rębnego, wśród  typów  wielkorosyjskicb, 
nic  wspólnego  z  Łotyszami  nie  mających. 
Na  możliwy  zarzut,  iż  podobne  spostrze- 
żenia, nie  poparte  ścisłością  pomiarów  an- 
tropologicznych, mogą  być  bardzo  luźne, 


damy  odpowiedź,  że  i  pomiary  doprowa- 
dzają często  do  wyników  nie  rozstnsyga- 
jących  niczego.  Tak  np.  zaproszony  przez 
nas  dr.  Talko  Hryncewjcz  dopełnił  kilka- 
set pomiarów  u  ludo  polskiego  w  Tykoeiń- 
skiem  i  przyszedł  do  przekonania,  że  po- 
między tym  ludem  a  ukraińskim,  któremu 
wiele  lat  swych  badań  poświęcił,  nie  zna- 
lazł żadnych  wybitniejszych  różnic  fizjo- 
logicznych, natomiast  daleko  większe  ró- 
żnice znalazł  pomiędzy  ludnością  ukraiń- 
ską a  najbliższą  jej  pod  względem  mowy 


Łitnini  z  pod  Marjunpola. 

i  obyczajów  czerwonoruską.  W  zakończę- 
niupodajemy  tu  streszczonych  kilka  uwag, 
skreślonych  niedawno  w  „Wiśle*  przez 
dra  W.  Olechnowicza,  antropologa,  „O  ty- 
pie polskim  wogóle  a  lubelskim  w  szcze- 
gólności". Dla  antropologa  —  pisze  dr, 
Olechnowicz  —  badanie  bardziej  szczegó- 
łowe typa  na  obszarze  jednej  gubemii  nie 
nastręcza  ważniejszego  interesu,  ponieważ 
cechy  najważniejsze— wskaźnik  czaszko- 
wy i  wzrost  —  nie  okazują  zmian  wyra- 
źniejszych, to  znaczy,  że  pod  względem 
budowy  czaszki  typ  jest  dość  jednolity; 
pod  względem  barwy  skóry,  włosów  i  oczu 


dbyGoot^le 


a»i> 


T   Y   T   u  ?,  V. 


rństnice  rówsież  nie  są  znaczne.  Wogóle 
jednak  w  pi^nocnej  połowie  gabernii  Lu- 
belskiej przeważa  typ  jasny  (wybitny  na 
Mazowszu  i  Podlasia),  w  potndniowej  zaś, 
przy  graoicy  galicyjskiej,  przeważa  typ 
ciemniejszy.  Byłoby  jednak  rzeczą  bar- 
dzo ciekawą  uwydatnienie  tych  nieznacz- 
nych różnic,  niencbwytnych  dla  cyrkla 
i  miarki  antropologa.  Ale  na  to  trzeba 
być  artystą  malarzem.  Każda  twarz  polska 
jest  twarzą  mieszańca  dwnch  co  najmniej 
typów  zasadniczych,  a  częstokroć  i  trzech; 
■w  każdej  twarzy  może  być  mniej  lub  wię- 
cej cech  danej  rasy:  czaszka  może  być 
krótka,  a  cała  twarz  może  mieć  wszystkie 
cechy  dłagogłowca,  albo  cechy  innej  rasy 
mogą  występować  w  kształcie  jednego 
tylko  organa,  np.  nosa.  Pomimo  jednak 
tej  rozmaitości  antropologowie,  pomijając 
drobne  szczegóły,  widzą  nietylko  w  gub. 
Lubelskiej,  lecz  na  obszarze  cfJego  kraju 
jeden  tylko  typ:  blondyna  średniego  wzro- 
titn,  z  głową  zaokrągloną,  o  twarzy  zbliżo- 
nej do  kwadratu,  o  oczach  niebieskich  lub 
szarych,  a  jeden  z  najlepszych  znawców 
stosunków  rasowych  w  Europie — Deniker 
stworzył  nawet  osobną  „rasę  Nadwiślań- 
fiką".  Wyróżnianie  typów:  lubelskiego, 
krakowskiego,  mazurskiego  i  t.  d.,  gdy 
zbadamy  je  bliżej,  opiera  się  głównie  na 
typie  odzieży  —  sukmany  lub  czapki!  A 
przecież  raożuaby  znaleźć  bardzo  wielką 
ilość  typów  prawdziwych,  chociażby  tylko 
w  gnb.  Lubelskiej,  ale,  powtarzamy,  sub- 
telne różnice  nie  dają  si^  ująć  za  pomocą 
cyrkla,  glisiery  i  miarki  centymetrowej. 
Mógłby  je  raczej  pochwycić  tylko  artysta- 
malarz.  Spójrzmy  np. jaka jestrozmaitość 
w  oprawie  i  wyrazie  oczu.  W  typie  krót- 
kogłowym  (mazurskim)  blondy  nowym 
część  czołowa  czaszki  najczęściej  jest  nie- 
jako wysunięta  ku  przodowi  ponad  twa- 
rzą; skutkiem  tego  oko  jest  głęboko  osa- 
dzone, a  że  jest  zwykle  niebieskie  lub  siwe, 
przeto  ma  właściwy  sobie  wyraz  melan- 
cholijnej zadumy  —  jest  typowe.    Jeżeli 


przy  tej  samej  budowie  czaszki  i  twarzy 
włosy  będą  ciemne,  a  oko  ciemnoniebie- 
skie, to  wyraz  twarzy  będzie  zupełnie  in- 
ny, choć  dla  antropologa  będzie  to  ten 
sam  typ.  Obok  poprzednich  typów,  w  tej 
samej  wiosce  a  nawet  rodzinie,  spotkać 
można  typ  zbliżony  do  typu  Śródziemno- 
morca— do  typu  greckiego,  o  twarzy  ścią- 
głej,  ważkiej.  Oprawa  oka  w  tej  twarzy 
zupinie  inna  niż  w  poprzedniej;  wskutek 
bowiem  nieznacznego  pochylenia  czt^a  ku 
tyłowi  i  większego  oczodołu,  oko  uwyda- 
tnia się  na  twarzy,  jakby  występuje  na- 
'przód,  zamiast  kryć  się  wgłębi  jak  u  typu 
poprzedniego,  a  ponieważ  w  tym  typie 
oko  jest  najczęściej  ciemnopiwne,  więc 
otrzymujemy  wrażenie  typu  odmiennego. 
Obok  tego  niemal  greckiego  typu,  spoty- 
kamy tenże  typ  ludowy  twarzy,  ale  typ  ja- 
sny—o  jasnych  włosach,  niebieskich  oczach, 
w  których  tylko  czarne  brwi  i  długie 
ciemne  rzęsy  wskazują  na  domieszkę  typu 
bardziej  południowego.  Jest  to  typ  często 
spotykany  w  pow.  Krasnostawskim,  Je- 
żeli zwrócimy  uwagę  na  kształt  nosa,  do- 
strzeżemy jeszcze  większą  rozmaitość. 
Krótkogłowiec  ma  przeważnie  nos  zadar- 
ty, choć  bardzo  często  i  prosty;  u  osobni- 
ków zbliżonych  do  tego  typu  śródziemno- 
morskiego, zdarza  się  często  nos  klasy- 
czny -prosty  a  wazki,  częstokroć  nawet 
rzymski — garbaty;  zdarza  się  również  czę- 
sto forma  pośrednia —■  nos  falisty.  Opis 
wszakże,  nawet  najbardziej  szczegółowy, 
nie  da  dokładnego  wyobrażenia  o  typie, 
a  tylko  artysta-malarz  mógłby  należycie 
uzupełnić  ten  dział  studjów  etnograficz- 
nych. Jest  to  rzecz  wykonalna,  gdyż  po- 
mimo całej  rozmaitości  (pochodzącej  od 
krzyżowania  krwi),  istnieją  podstawowe 
siało  cechy  typów  rasowych  tego  kraju, 
a  w  każdej  okolicy,  zależnie  od  stosunku 
procentowego  tych  pierwiastków  przedhi- 
storycznie rasowych,  znajduje  się  kilka 
kombinacyi  najogólniejszych. 

Tytuły.    Uchwałą  sejmu  z  r.  1638  po- 


dbyGoot^le 


TYTUŁY. 


397 


stanowiono,  aby  „tytalów  żadnych  ani 
świeższych,  ani  dawniejszych,  któreby  ae- 
ątialitatem  nobilitałis  znoBić  miały,  zaży- 
wać, ani  nowych  apraszać  nikt  nie  powi- 
nien, i  w  kancelaijach  królewskich,  grodz- 
kich, ziemskich  dawane,  ani  przyjmowane 
byó  nie  mają,  oprócz  tych,  które  są  w  Unii 
przyjęte.  Wszakże  jednak  i  ci  pariłati 
juris,  et  aequaliłati  Ordints  Eqiiestris  jako 
dawno,  tak  i  teraz  podlegać  mają  ( Vol.  leg. 
HI,  f.  931).  W  r.  1641  uchwalono,  iż  kon- 
stytucja powyższa  o  ty tniach /^^/^/at?  ma 
trwać,  tak  że  jako  książęta  tak  i  szlachta, 
pro  nno  Statu  Ecuesirihyi  mają,  jako  się 
z  8obą  dobrowolnie  porównali  (  Vol,  leg. 
IV,  f.  8).  Gdy  się  zjawiali  tacy  w  Polszczę, 
którzy  imię  Carowiczów  Moskiewskich 
brali  i  de  facto  Jana  Faustyna  Łnbę,  szla- 
chcica polskiego,  ^gltipie  pospólstwo  Ca- 
rewiczem nazywaio,  aby  stąd  przyczyna 
do  zerwania  z  Carem  Moskiewskim  zawar- 
tej przyjaźni  nie  była,  postanowiono,  aby 
nikt  w  państwach  do  Korony  i  W.  Ks.  Lit. 
należących,  to  sobie  imię  zmyślać  nigdy 
nie  ważył  się.  A  jeśliby  kto  do  takiej  śmia- 
łości przyszedł,  ten  jako  bezecoy  i  gwał- 
townik  wiecznego  pokoju  Kzplitej  z  Mo- 
skiewskim narodem,  od  wszelkich  urzę- 
dów imany  i  na  gardle  karany  być  ma". 
„Fomieniony  zaś  szlachetny  Luba,  jako 
Carowiczem  nie  jest,  tak  i  zwać  i  pisać  się 
nim  nie  ma,  pod  uczciwością  i  gardłem 
i  nigdzie  z  państw  Rzplitej  zagranicę  wy- 
puszczony być  nie  ma  ( Vol.  leg.  rV,  f.  93). 
Konstytucją  sejmową  z  r.  1673  znowu  ty- 
tuły cudzoziemskie,  jako  \a  Principatus, 
Comitatus,  i  wszelkie  inne,  także  herby, 
pieczęci,  któreby  supra  aecualilałem  no- 
bilitarem  były  w  państwach  tych,  wiecz- 
nie abrogowano  i  nżywaó  ich  zakazano, 
sui  poena  perpehtae  infamtae,  t.  j.  pod  ka- 
rą wiecznej  bezecności,  o  co  było  iorum  do 
Trybunału  koronnego  (  Vol.  leg.  V,  f.  119). 
To  samo  zastrzeżono  w  paktach  konwen- 
tach Augustowi  m  (  Vol.  leg.  VI,  f.  622). 
O  tern,  iż  tytułów  wojewodów  Moskiew- 


skich, pisząc  do  nich,  nie  godzi  się  zmniej- 
szać, ani  odmieniać  ob.  w  uchwale  z  roka 
1637  (  Vol.  leg.  III,  920).  Adam  Grodzicki 
pod  pseudonimem  Macieja  Dargodzkiego 
napisał  dziełko  „Przestroga  o  tytułach 
i  dygnitarstwach  w  Polskiem  Królestwie" 
r.  1634  i  1637.  Jest  to  praca  ważna  i  cie- 
kawa, tylko  styl  makaronizmami  zeszpe* 
eony.  Po  Bolesławie  B^rzywoustym,  w  do- 
bie podziałów  Polski  za  Piastów  pojawili 
się  u  nas  Comites,  których  gęsto  znajduje- 
my po  dyplomatach.  Godność  ta  dostała, 
się  do  nas  z  Niemiec,  gdzie  p^o  było  ko- 
mesów. Tam  wyrazem  łacińskim  Comes, 
oznaczającym  towarzysza  przyjaciela  ksią- 
żęcego, tłómaczono  niemieckich  grafów. 
W  Polsce  comites  są  to  rajcy  książęcy,  sta- 
nowiący czoło  narodu,  bez  których  porady 
książę  nic  nie  robił.  Później  pląta  się  dru- 
gie cudzoziemskie  nazwisko  na  oznaczenie 
podobnych  dostojników.  W  dobie  Łokiet- 
ka i  Kazimierza  Wiel.,  obok  comites  poja- 
wiają &.%baroncSi  ale  jedni  i  drudzy  zna- 
czą to  samo,  byli  doradcami  królewskimi 
czyli,  jak  późiniej  nazywano:  „panowie  ra- 
da", Ani  ówczesny  komes  Km  baron  m& 
byli  bynajmniej  tem,  czem  późniejszy  hra- 
bia i  baron.  Oznaka  tej  dostojności  służy- 
ła wyłącznie  ludziom  w  pewnym  stosunka 
do  panującego  zostającym.  Kto  nie  pia- 
stowi urzędu  wojewody,  kasztelana,  pod- 
komorzego, sędziego  i  t  d.  lub  w  radzie 
nie  siedział,  nie  był  komesem  ani  baronem. 
Stąd  często  jeden  brat  był  komesem  lub 
baronem  a  drugi  nim  nie  był.  Szlachta 
polska,  żyjąca  tradycjami  prastarej  rów- 
ności ^owiańskiej,  przeciwna  była,  aby 
król  podzielił  ją  na  dwie  połowy,  t.  j.  na 
gmin  szlachecki  i  rody  komesów  dziedzi- 
cznych. Gdy  więc  Jagiełło  ożenił  się 
z  Elżbietą  z  Pileckich  Granowską,  która 
miała  syna  Jana  z  pierwszego  małżeństwa,, 
król  kazał  napisać  przywilej  pasierbowi 
na  hrabstwo.  A  jednak  kanclerz  koron- 
ny Wojciech  Jastrzębiec,  biskup  krakow- 
ski, odmówił  przyłożenia  pieczęci,  bo  nic 


dbyGoot^le 


398 


mU  pieczętować  nie  było  wolno,  coby  by- 
ło przeciwne  ustawom  narodowym.  Król 
w  prostocie  dacba  swego  niedostatecznie 
rozumiał  stosunki  prawne  szlachty  pol- 
skiej, przed  którymi  próżność  kobieca  kró- 
lowej musiała  ustąpić.  Ludzie  próżni,  wi- 
dząc, j»  niema  żadnego  sposobu  na  roz- 
dwojenie stanu  rycerskiego,  zaczęli  za  gra- 
nicą poszukiwać  tytułów  dziedzicznych. 
Podobno  pierwszy  Rafał  Leszczyński,  zo- 
stający w  służbie  cesarza  Fryderyka  ITI, 
otrzymał  od  niego  tytuł  hrabiego  na  Lesz- 
nie w  r.  1476.  Co  szkodziło  cesarzowi  dać 
pergamin,  przez  który  nabywało  się  stron- 
nika w  obcym  kraju?  Zasługi  dla  siebie 
położone  wynagradzał  cesarz  tytułem  w 
Polsce,  co  ubliżało  jej  prawom,  gdyż  robi- 
ło pana  polskiego  wasalem  i  dugą  cesar- 
skim. Za  przykładem  Lieszczyńskiego,  po- 
częli się  inni  panowie  ubiegać  o  pergami- 
ny na  hrabstwa  rakuskie,  które  jednak 
chowali  do  skarbców  rodzinnych,  bo  rzecz 
była  niebezpieczna  popisywać  się  z  nimi 
przed  szlachtą.  Następca  Fryderyka  III, 
cesarz  Maksymiljan,  zmiarkował,  co  za 
korzyści  mieć  może  z  próżnej  pychy  pol- 
skich możnowładców,  tembardziej,  że  do 
Polski  kierowi  swoje  umizgi  podczas  sła- 
wnego zjazdu  z  Jagiellonami  w  Presbur- 
gu  i  uldadów  w  Wiedniu  r.  1515.  Sypną) 
więc  tytułami  wśród  wojewodów  i  kaszte- 
lanów, którzy  otaczali  Zygmunta  I.  Krzy- 
sztof Szydlowiecki,  kasztelan  krakowski, 
i  Kikołaj  Radziwiłł  zostali  wówczas  ksią- 
żętami świętego  cesarstwa  Rzymskiego, 
principes  sacri  Romani  imperii,  inni,  jak 
Mikołaj  Firlej,  wojewoda  sandomierski, 
hrabiami,  comites.  „Cesarz— mówi  poto- 
mek jednego  z  obdarowanych,  podskarbi 
kor.  Firlej  —aby  nie  wydać  tyle  złota,  któ- 
rem  zapewne  wzgardziliby  ziomkowie  na- 
si, bez  żadnego  wydatku  ofiarował  tytuły 
szlachetniejszym  z  orszaku  królewskiego". 
Obdarowani  zebrali  się  w  radę  co  robić? 
Czy  można  przyjąć  od  cesarza  oznaki  jego 
łaski,  nie  ubliży  wszy  prawu  narodowemu? 


"Widzieli,  ż©  podziękować  należy  cesarzo- 
wi za  jego  względy,  ale  oświadczyli  mu, 
że  przestając  na  szlachectwie  ojczystem, 
z  niem  jedynie  żyć  pragną,  nie  chcą  więc 
wprowadzać  do  Polski  nic  niezgodnego  z 
prawami  ojczystemi  i  równością  wszyst- 
kiej wspólną  szlachcie.  Przeważyła  więc 
narodowa  zasada  u  starszych,  ale  młodzi 
podobno  na  to  sarkali.  Kanclerz  Szydło- 
wiecki  odrzucił  tytuł,  ale  wziął  od  cesarza 
przemianę  w  herbie.  Później  ci  młodsi 
dyplomy  swoje  pochowali,  ale  tytuły  przy- 
bierać poczęli.  Po  Maksymiljanie  cesarz 
Karol, -po  Karolu  Ferdynand  i  jego  na- 
stępcy pergaminami  dla  Polaków  szafują, 
aby  tanim  kosztem  jednać  sobie  stronni- 
ków w  Polsce.  Górkowie,  Tarnowscy, 
Tęczyóscy,  Ostrorogowie,  Rozrażewscy, 
Latalscy,  Kościeleccy  dostawali  hrabio- 
stwa  i  hrabiami  się  pisali,  sądząc,  że  obej- 
dą prawo  narodowe,  gdy  dodadzą  do  swe- 
go tytułu,  że  są  hrabiami  ^świętego  cesar- 
stwa", nie  Polski.  Ale  szlachta  dobrze  to 
czuła,  że  jeżeli  ta  próżność  tytułowa  się 
zagnieździ,  to  samą  szlachtę  z  czasem  na 
dwa  rozdzieli  obozy,  na  magnatów  i  ry- 
cerstwo. Habsburgowie  ledwie  nogą  wstą- 
pili do  Czech  i  Węgier,  zawdzięczając  to 
— jak  powiada  Jul.  Bartoszewicz  —  nieda- 
leko widzącej  polityce  Zygmunta  I,  le- 
dwie utworzyli  dzisiejsze  państwo  austrja- 
ckie,  a  wszędzie  oparli  się  zaraz  na  arysto- 
kracyi,  której  schlebiając  tanim  kosztem, 
bo  pergaminami,  rozszczepiali  szlachtę 
węgierską  i  czeską  na  dwie  p(^owy  i  niem- 
cząc  lub  kosmopolityzując  magnatów,  tem 
większym  ciężarem  przygniatali  slowiai- 
skość.  Młodsi  panowie  polscy  lgnęli  do 
dworu  wiedeńskiego,  bo  arystokrację  pod- 
nosił, tytułował.  Dlatego  to  jedno,  dru- 
gie i  trzecie  pokolenie  Tęczyńskich  bawi 
w  Wiedniu,  a  każdy  panicz  z  ich  domu 
zawód  swój  publiczny  zaczyna  nie  w  oj- 
czyźnie, ale  w  Wiedniu,  każdy  tam  pełni 
jakiś  obowiązek  na  dworze,  każdy  zostaje 
hrabią,  dlatego  Rozrażewscy  przenoszą  się 


dbyGoot^le 


do  Czech  i  od  nowych  dóbr  przyjmują  no- 
we Dazwiska.  Dążenie  panów  przez  wy- 
różnienie  się  do  utworzenia  osobnego  sta- 
nu  obok  szlachty  ogromnie  wzrosło  w  cią- 
gu lat  20-tu,  po  owym  zjeździe  wiedeń- 
skim. Cesarz  Maksymiljan  prawdziwą  tm- 
cizaę  wśród  nas  posiał.  W  czasie  więc 
, wojny  kokoszej"  powstaje  reakcja  prze- 
ciw panom.  Król  zgromadził  szlachtę  po- 
spolitym ruszeniem  pod  Lwów  przeciw 
nieprzyjacielowi,  a  ona  burzy  się  na  króla, 
że  prawa  nie  przestrzega  i  pozwala  pa- 
nom zawiele.  Bielski  powiada,  że  szlach- 
tę najbardziej  obraziło,  iż  niektórzy  sena- 
torowie wotowali,  aby  w  stanie  rycerskim 
byli  jedni  niższego  a  drudzy  pańskiego 
stanu,  jako  jest  w  Czechach,  i  niewiele  do 
tego  brakowało,  żeby  szlachta  była  na  pa- 
nów się  rzuciła,  posłuszeństwo  królowi 
wypowiedziawszy.  Rozsądek  Zygmunta  I 
nie  był  w  możności  wpłynąć  na  panów, 
którzy  chociaż  po  wojnie  kokoszej  osłabli 
w  swoich  usiłowaniach  do  wytworzenia 
oddzielnego  stanu,  jednak  zawsze  o  tyta- 
łach  dziedzicznych  marzyli.  I  temu  to 
przypisać  należy  fakt,  że  wśród  panów 
polskich  rozwijało  się  wciąż  stronnictwo 
rakuskie  i  gdy  Zygmunt  August  schodził 
bezdzietnym,  myślanoo  wyniesienia  Habs- 
burgów na  tron  jagielloński.  Podczas 
pierwszych  trzech  elekcyi  popierała  głów- 
nie arcyksiążąt  rakuskich  arystokracja  U- 
tewska  1  ruska,  która  po  Unii  lubelskiej 
ujrzana  się  wśród  demokratycznej  szlachty 
polskiej  nie  w  swoim  żywiole.  Panowie 
z  Korony,  dwa  razy  pokonani,  godzili  się 
z  obyczajem  narodowym,  lecz  w  Litwie 
było  inaczej.  Tam  książąt,  panujących 
na  dzielnicach,  zawsze  było  wielu,  nawet 
w  dobie  jagiellońskiej;  obok  nich  było 
wielu  możnych  panów  i  kniaziów.  Szlach- 
ty uboższej,  powiatowej,  pierwotnie  na 
Litwie  i  Rusi  nie  było.  Wytwarzał  ją  do- 
piero wpływ  kultury  polskiej  i  refor- 
my jagiellońskie.  To  utworzenie  się 
szlachty  powiatowej  na  Litwie  i  Rusi  z 


szerokiemi  prawami  szlachty  polskiej  wiel- 
ce nie  podobało  się  możnowładztwa  tam- 
tejszemu. Więc  tom  więcej  powodów  mieli 
panowie  litewscy  do  popierania  elekcyi 
takuśkich.  Na  drugiej  zwłaszcza  elekcyi 
tylko  Litwini,  z  nadużyciem  nawet  pra- 
wa, bo  w  tajemnicy  i  nie  na  polu  elekcyj- 
nem,  więc  w  okopach,  obrah  królem  cesa- 
rza. Z  panów  polskich  Jan  Zamojski  gó- 
rował nad  całą  arystokracją  pojęciami 
szlachcica  szczeropolskioh  wyobrażeń.  Nie 
lubił  więc  polityki  rakuskiej  i  cale  życie 
z  nią  walczył,  pragnął  zaprowadzenia  w 
ojczyźnie  tęgości  rząd  a,  ale  przez  oparcie  się 
króla  nie  na  oligarchii  przypnszczonej  do 
rządów,  lecz  na  całym  narodzie  szlachec- 
kim. Na  Litwie  i  Rusi  litewskiej  była  oj- 
czyzna arystokracyi.  Nagle  książęcych 
domów  odkrywa  się  tam  może  kilkaset. 
Dłngośmy  —  powiada  Jol.  Bartoszewicz 
—  kniaziów  tych  uważali  wyłącznie  za 
TOzrodzonych  potomków  dawnych  książąt 
waregskich,  jak  również  i  potomków  Qe- 
dymina.  Do  tego  upoważniali  nas  Wiśnio- 
wieccy,  wywodzący  się  od  Korybuta,  Czar- 
toryscy od  Korygiełły,  Sanguszkowie  od 
Lubarta,  Ostrogscy  i  Czetwertyńscy  od 
Waregów.  Ale  z  rozwojem  ścisłych  ba- 
dań historycznych,  przy  pomocy  nowo  wy- 
dawanych materjałów,  przekonaliśmy  się 
dowodnie,  że  nie  mogło  być  tylu  potom- 
ków starych  dynastyi.  Kniaź  w  dawnej 
Rusi  nie  znaczył  tego,  co  w  Polsce  piastow- 
skiej książę  i  mógł  nie  być  wcale  potom- 
kiem starych  dynastyi.  Kniaź  znaczył 
tylko  bogatego  pana,  a  może  nawet,  jak 
w  Polsce,  szlachcica.  W  Litwie  przed  jej 
pc^ączeniem  się  z  Polską,  szlachty  właści- 
wej nie  było,  ale  byli  panowie,  ludzie  sta- 
nowiskiem blizey  tych,  co  w  Koronie 
chcieli  być  komesami.  Więc  poradzili  so- 
bie I  przybrali  zrozumiałe  w  kraju  nazwi- 
sko kniaziów.  Jest  nawet  stan  osobny 
kniaziów,  orda  ducum,  jak  to  widać  z  kon- 
stytucyi  Zygmunta  Augusta.  Nowsze  ba- 
dania wykryły,  że  ani  Wiśniowieccy  nie 


dbyGoot^le 


400 


podiodzili  od  Koiybuta,  brata  Jagiełły, 
ani  Sanguszkowie  od  Lubarta.  Potomko- 
■wie  braci  i  stryjów  Jagi^ty  ■wygaśli  pręd- 
ko, jedni  tylko  książęta  Słuccy  przetrwali 
do  czasów  Zygmunta  III.  Kniaziom,  ży- 
jącym w  czasacb,  w  których  poza  stanem 
duchownym  mało  kto  nmiat  pisać,  a  o  kry- 
tyce historycznej  mowy  nie  było,  przycho- 
dziły bardzo  łatwo  wywody,  jakie  się  ko- 
niu podobały.  "W  Polsce  książę  był  do- 
stojnością wielką  i  oznaczał  zawsze  osobę 
z  krwi  panującej.  Pia8to'wie  na  Mazow- 
sza i  Śląska  byli  książętami  i  potomkami 
dynastyi  jedynej  w  słowiańszczyżnie,  któ- 
ra z  krwi  i  kości  była  słowiańską  i  pół  ty- 
siąca lab  panow^a  na  ziemiach  niepodle- 
głych. Na  Litwie,  gdy  krwi  olgierdowej 
się  przebrano,  pozostali  sami  kniaziowie, 
stan  w  prowiacyi  dostojny,  arystokrację 
miejscową  stanowiący,  ale  nie  z  krwi  pa- 
nującej. I  Radziwiłł  był  ksiąięciem,  ale 
nie  krwi,  tylko  z  nominacyi  cesarskiej, 
^princeps  sacri  Romani  Imperii*.  Nie 
mógł  być  princeps  taki  w  Koronie  przez 
drażliwośó  stanu  rycerskiego,  ale  w  Lit- 
wie co  innego.  W  akcie  Unii  lubelskiej 
panom  Litwy  i  Rusi  zawarowano  tytuły 
kniaziów,  lubo  z  jednoczesnem  ostrzeże- 
niem, że  tytnly  te  w  niczem  równości 
szkodzić  nie  mają.  Kodziny  magnackie 
przeIJómaczyty  swoje  tytuły  kniaziów  na 
książąt,  aby  uwiarogodnić  swoje  wrzeko- 
me  waregskie  i  gedyminowskie  rodowody. 
Panowie  w  rdzennej  Polsce  postępują  ina- 
czej. Kanclerz  i  hetman  Jan  Zamojski, 
chociaż  z^ożyciel  ordynacyi  większej  od 
■wielu  księstw  niemieckich,  odmawia  ksią- 
żęcego tytułu,  który  mu  po  kilka  razy  i  z 
różnych  stron  ofiarowano.  Gdy  mu  poseł 
hiszpański  imieniem  swego  monarchy  o- 
fiarował  tytuł  książęcia  i  order  Złotego 
Kuna,  podziękował  za  te  zaszczyty  i  jesz- 
cze żart  z  Hiszpana  uczynił,  mówiąc,  że  się 
boi,  aby  z  tym  barankiem  złotym  nie  chciał 
trykać  jego  herbowny  koziet.  Uikc^aj 
Firlej  odmówił  hrabstwa  od  Filipa  II,  kró- 


la hiszpańskiego.  Wielu  jednak  nie  szłO' 
za  nimi  w  ślady.  Starali  się  w  tym  wzglę- 
dzie O  łaskę  papieża,  króla  hiszpańskiego 
a  nawet  drobnych  książąt  włoskich.  Wy- 
narodowiony zupełnie  Zygmunt  Mysz- 
kowski, marszałek  koronny,  pierwszy  cy- 
nicznie wśród  szlachty  polskiej  nazwał  się 
margrabią,  bo  Gonzagowie,  książęta  Man- 
tui,  margrabiowie,  przybrali  go  do  swego 
herbu  i  nazwiska,  jakby  tych  w  Polsce, 
narodowych,  nie  posiadał.  Myszkowski 
więc  przemienił  się  w  Gonzagę,  Polak  na 
Włocha.  Słusznie  jednak  zapytuje  dzie- 
jopis:  „pocóż  sprawował  dostojności  pol- 
skie?" Jerzy  Ossoliński,  kanclerz  koron- 
ny, popierając  głównie  zasadę  przywłasz- 
czeń, z  podróży  swojej  do  Rzymu  przy- 
wiózł aż  dwa  pergaminy  książęce  dla  sie- 
bie, od  papieża  jeden,  od  cesarza  drugi, 
sam  przezywał  się  hrabią  na  Tęczynie.  Za 
przykładem  Ossolińskiego  pokaźno  się 
wielu  książąt  i  hrabiów,  bo  gdy  Włady- 
sław IV  popierał  to  bez  skrupułu,  wydo- 
bywali różni  ze  skarbców  swoich  zagrani- 
czne pergaminy.  Wówczas  oburzenie  o- 
gółu  szlachty  doszło  do  tego,  że  na  sejmie 
chciano  znieść  nawet  stare  kniaziowskie 
tytuły  Litwy  i  Rusi,  Skończyło  się  na 
tem,  że  konstytucja  o, tytułach  cudzoziem- 
skich'' z  r.  1638  zakazała  tytułów,  , prócz 
tych,  które  są  w  Unii  (z  r.  1569)  przyjęte". 
Toż  samo  powtórzyła  druga  konstytucja 
z  roku  1641.  Najostrzej  jednak  postawiła 
kwestję  konstytucja  z  r.  1673  za  Michała 
Korybuta,  bo  postanowiła  infamję  i  obło- 
żyła hańbą  wszystkich,  którzyby  o  cudzo- 
ziemskich hrabiostwach  i  mitrach  myśleli; 
sąd  na  to  w  trybunale  koronnym  na  czyj- 
kolwiekbądź  pozew  wyznaczyła,  już  same 
aspiracje  tytułowe  karząc  infamją.  Gdy 
za  wyprawę  wiedeńską  cesarz  Leopold 
rzncił  panom  polskim  garść  dyplomów  ty- 
tułowych, pochowano  je  w  skarbcach.  Za 
Augusta  II  Sasa  korrnpcjft  starych  pojęć 
narodowych,  podsycana  przez  spiskujące- 
go przeciwko  własnemu  krajowi  monar- 


dbyGoot^le 


401 


chę,  ujawnia  aię  w  c^ej  p^ni.  Ustanowie- 
wietiie  ordera,  ktx}re  nie  ndało  aię  Włady- 
dawowi  lY  podmą  wianem  a  do  tego  przez 
Ossoliiliskiego,  znajduje  poklask  wielu  pa- 
nów w  60  lat  później,  gdy  Aufirust  II,  zje- 
chawszy się  r.  1705  z  Piotrem  Wielkim  w 
Tykocinie,  ustanawia  dla  oddanych  swe- 
mu tronowi  order  „Orla  Białego".  Labo- 
mirscy,  a  po  nich  Jabłonowscy  zaczynają 
dopiero  teraz  jawnie  korzystać  z  dawnych 
swoich  pergaminów  cesarsldch.  Cesarz 
niemiecki  nadaje  tytuł  książęcy  ministro- 
wi Saksonii  Sulkowskiemu,  któiy  knpnje 
potem  dobra  Leszno  po  króln  Stanisławie 
Leszczyńskim  i  zaHada  dom  książęcy  w 
Wielkopolsce.  August  II  córki  swoje  z  nie- 
prawego łoża  wydaje  jako  hrabianki  za 
panów  polskich,  których  potomkowie  o- 
trzymują  po  matce  tytuł  hrabiowski  Tym 
sposobem  zostali  hrabiami  August  i  Fry- 
deryk Moszyńscy,  synowie  podskarbiego 
koron,  i  córki  Aagnsta.  Hrabstw  i  hrabiów 
mnoży  się  teraz  bez  liku  wobec  szlachty  u- 
bezwladnionej  niedochodzeniem  wszyst- 
kich sejmów  za  Augusta  III  i  wpływem 
trzech  potencyi  zagranicznych.  Hrabią 
ten  chyba  teraz  nie  był,  kto  nie  chci^. 
Sapiehowie,  Tarłowie,  Bielińscy  itd.  są 
hrabiami.  Inni  dobra  swoje  mianują  hrab- 
stwami i  księstwami  za  pomocą  nniwersa- 
łów,  będących  prostem  bezprawiem.  Bi- 
skup [jocki  tytułuje  się  księciem  puł- 
tuskim a  prałat  jego,  proboszcz  kapituły, 
księciem  sielnńskim.  Powiada  więc  Bar- 
toszewicz, że  blasku  narosło  w  Polsce  tyle, 
iż  można  było  od  niego  olśnąć,  a  władci- 
,  wie  chwastów  pieniących  się  bujnie  i  bez- 
karnie w  każdej  złej  i  upsidającej  gospo- 
darce. Ludzie  rozumni  pojmowali  całą 
czczośó  przywileju  i  wzgardę  jego  dla 
praw  narodowych,  ale  ludzi  takich  pośród 
panów  polskich  było  niezbyt  wielu.  Jan 
Frydeiyk  Sapieha,  kanclerz  litewski,  w 
dziele:  Domina  Palatu  Regina  Libertas 
(1736  r.  Libaropoli)  gani  pretensje  do  ty- 
tułów, jako  ubliżające  równości  stanu  ry- 

ED<7tl<ip«dJs slnropolika,  t.IT. 


cerskiego.  Nadchodzi  tymczasem  ostat- 
nie panowanie  Stanisława  Augusta.  Na 
sejmie  koron,  bracia  królewscy  zostają 
książętami.  Poniatowscy  więc  byli  to 
pierwsi  książęta  polscy  prawni  i  uprzywi- 
lejowani za  wolą  Rzplitej.  Ale  nastał  tym 
sposobem  niebezpieczny  prejndykat,  bo 
jeżeli  sejm  nie  odmówił  Poniatowskim, 
których  gniazdem  była  drobnoszlachecka 
wieś  Poniaty  na  Podlasiu,  których  dziad 
był  jeszcze  sługą  sapieżyńskim  a  dopiero 
ojciec  wojewodą  mazowieckim  i  szwagrem 
Czartoryskich,  jakże  mógł  odmówić  Sa- 
piehom, którzy  już  od  początku  XVI  wie- 
ku byli  magnatami  na  Litwie  a  od  kilka 
pokoleń  mieli  pergaminy  sacri  imperii^ 
tylko  nie  tytułowali  się.  G-dy  wyrobili 
sobie  na  sejmie  księstwo  polskie,  więc  za- 
raz Massalscy  i  Ogińscy,  starzy  kniazio- 
wie, upraszają  Stany,  żeby  im  kniazio- 
stwo  przemieniły  na  księstwo.  Massal- 
scy dostali  tytuł  od  Rzplitej,  ale  Ogiń- 
scy nie  wszyscy  pragną  tego  zaszczytu. 
Odmawia  go  wielkodusznie  w  imię  posza- 
nowania tradycyi  i  praw  narodowych  na- 
czelnik ich  rodu  Michał,  hetman  litewski, 
i  skutkiem  tego  Ogińscy  zostali  książęta- 
mi  dopiero  po  upadku  Rzplitej.  Najwięcej 
przywilejów  książęcych  powstało  po  pierw- 
szym rozbiorze  na  sejmie  1773  —  1775  r. 
Wtedy  i  osławionej  pamięci  Adam  Poniń- 
ski  wyrobił  księstwo  nietylko  sobie,  ale  i 
swoim  braciom.  Sejm  ten  pierwszego  roz- 
bioru, który  tak  hojnie  rozdawał  tytuły 
książęce,  uchwalił  na  wniosek  posła  raku- 
skiego  Rewitzky^ego,  jednego  z  dyktato- 
rówówczesnej  Warszawy,  osobliwszą  kon- 
stytucję wzajemności  tytułowej,  mocą  któ- 
rej za  uznanie  wszystkich  tytułów  ksią- 
żęcych cesarskich  w  Polsce  cesarz  obowią- 
zywał się  nznawaó  u  siebie  wszystkie  ty- 
tuły przyznane  przez  Rzplitą.  Była  to  ni- 
by prosta  i  niewinna  zamiana  sąsiedzkiej 
grzeczności,  a  w  grancie  rzeczy  fortel, 
nużący  do  uprawomocnienia  wszystkich 
zagranicznych  tytułów  w  Polsce  i  otwie- 


dbyGoot^le 


rający  cesarzowi  drogę  do  legalnego  je- 
dnania sobie  stronników.  Tym  sposobem 
ci  wszyscy,  którzy  mieli  jii2  dawniejsze 
pergaminy  Inb  nadzieję  wystarania  się  o 
nowe,  a  nie  mieli  śmi^ości  prosić  Kzplitej 
o  ich  potwierdzenie,  wystEtrali  się  przez 
Rewitzky'ego  o  odpowiednią  konsfcytncję 
sejmową.  Taką  to  drogą  wobec  bezwł&s- 
nowolności  Rzplitej  uprawniły  się  naraz 
wszystkie  tytuły  książęce  importowane  do 
Polski.  Ale  brabstw  żadnych  prawomoc- 
nych dotąd  jeszcze  w  Polsce  nie  było.  Do- 
piero po  pierwszym  rozbiorze  zaczęty  roz- 
dawać dwory  poddanym  swoim  Polakom 
z  prowincyi  przyłączonych,  wynagradza- 
jąc im  w  ten  sposób  godności;  wojewodów, 
kasztelanów,  podkanclerzych  i  t.  d.,  które 
przez  zmianę  rząda  ntracOi.  Szczególniej 
udało  się  to  w  Galicyi,  gdzie  stara  pohty- 
ka  cesarska  rozbiła  już  dawniej  szlachtę 
czeską  i  węgierską  na  dwa  stany  dla  opar- 
cia się  na  możniejszym  i  zjednała  sobie 
tyln  stronników  w  Polsce  zygmuntowskiej. 
"W  dobie  Księstwa  Warszawskiego,  oby- 
czaj nowy  już  przeważał.  Sam  król  saski, 
nie  chcąc  nikomu  ubliżyó,  w  arzędowych 
pismach  swoich  lada  kogo  nazywfU  hra- 
bią, co  spowodowało  utworzenie  się  wtedy 
całej  falangi  „hrabiów  kopertowych". 
Prawa  krajowe  nie  pozwalały  królom  na- 
szym mianować  hrabiów  polskich,  ale  nic 
nie  mówiły,  gdyby  chcieli  mianować  obco- 
krajowców. Jagielloni  nie  korzystali  z  te- 
go prawa  majestatu,  który  byt  przecie 
równy  innym  królom,  siejącym  tytułami 
dokc^a.  Ale  Batory  mianuje  już  hrabiów 
i  baronów.  Spis  ich  podaje  Feliks  Bent- 
kowski w  t.  III  „Bibl.  Warsz."  z  r.  1851, 
-wyjęty  z  akt  metryki  koronnej.  Bartosze- 
wicz znalazł  po  nim  wiele  innych  tego  ro- 
dzaju nominacyi  danych  ajentom  dwom, 
dyplomatom  i  pozostającym  w  służbie 
polskiej.  Najgęściej  spadają  przywileje  na 
Włochów  a  wiele  dziś  znakomitych  rodzin 
włoskich  ma  tytuły  polskie.  Po  Włochach 
idą  Niemcy.  Batory  mianował  baronami 


kilku  Węgrów.  Od  Stanisława  Augusta 
dostają  tytuły  yat  nietylko  mężczyźni,  ale 
i  podejrzane  kobiety,  np.  jakaś  Rumiań- 
ska  i  Tetmmiańska.  Król  nadaje  też  ty- 
tuły honorowe  polskie  generałom  rosyj- 
skim. Sławny  feldmarszałek  Piotr  Rn- 
miancow  został  baronem  w  Polsce,  nazwa- 
ny w  metryce  Omanzoff.  Rzplita  jak  nie 
znosiła  tytułów  u  siebie,  tak  i  nie  pochwa- 
lała rozdawania  ich  obcym.  To  też  nie  ro- 
biono w  nich  wzmianki  o  Rzplitej  i  choć 
zapisywano  do  metryki,  ale  ukrywano  sam 
fakt  tak  starannie,  że  dopiero  został  wy- 
śledzony w  nowszych  czasach.  Wiadomo 
tylko  było  narodowi,  że  Zygmunt  August 
w  r.  1568  dał  dwa  dyplomy  hrabiowskie 
(bez  uchwały  sejmowej):  Chodkiewiczowi 
i  Tyszkiewiczowi,  a  to  podobno  dlatego, 
aby  niechętnych  liberalnym  prawom  pol- 
skim zażegnać  w  opozycyi  przeciw  gotu- 
jącej się  unii  lubelskiej.  Obszernie  pisał  o 
tytułach  Jul.  Bartoszewicz  w  Encyklope- 
dyi  powszechnej  (t.  25,  str.  880),  także  w 
oddzielnej  broszurze  (pośmiertnej)  „Kniai 
i  Książę",  Kraków,  1876r.  Józef  Ostroróg- 
Sadowski  jest  autorem  pracy:  .Tytuły 
dziedziczne  w  oświetleniu  obowiązującego 
prawodawstwa".  Warszawa,  1899. 

TyłuA.  Pierwsze  nasienie  tej  rośliny 
przysłał  pos^  Uchański  Annie,  siostrze 
Zygmunta  III,  w  r.  1590  z  Konstantyno- 
pola, W  bibljotece  Załuskich  był  zielnik 
po  tej  Annie  i  w  nim  znajdował  się  liść 
tytoniu.  Polacy  przejęli  palenie  tytuniu 
od  Turków,  równie  jak  wyrazy:  ty  tui, 
kapciuch,  lulka,  cybuch,  Stam- 
buł k  a,  zażywanie  zaś  tabaki  wzięli  od 
Niemców  i  Francuzów.  Około  r.  1620  mło- 
dzież polska  rzucała  się  do  palenia  i  zaży- 
wania tabaki,  jak  to  widać  z  kazania  Bir- 
kowskiego,  wypowiedzianego  do  uczniów 
krakowskich  w  tym  czasie.  Jakób  I,  król 
angielski,  wydal  r.  16  L9  dzieło  p.  n.  Miso- 
kapnos  przeciw  tabace  i  egzemplarz  jego 
przysłał  Zygmuntowi  m.  Jezuici  polscy 
w  celu  wyśmiania  króla  angielskiego  na- 


dbyGoot^le 


403 


pisali  odpowiedź  p,  n.  Antimisokapnos,  O 
tabace  powiada  Haur  w  drugiej  polowie 
XVII  w.:  „gęsto  tych  czasów,  i  dośtó  usta- 
wicznie, różnego  stanu  ladzie  zażywa^J 
chwycili  eię  tabaki,  czyli  proszku  franca- 
sbiego  do  nosa;  nawet  też  i  damy  tego 
wieku  zażywają,  który  ten  czyni  i  spra- 
wuje skatek,  że  zbytnie  wyciąga  z  głowy 
wilgotności".  Tjtuń  od  r.  1776  zaczął  ata- 
nowió  dochód  skarbowy  przez  zaprowa- 
dzenie monopolu  na  fabiyki  tabaczne.  Pod 
koniec  Rzplitej  dochód  ten  czynił  rocznie 
przeszło  4,500,000  zip.  Uprawą  tytunia 
trudnili  się  w  Polsce  koloniści  niemieccy. 
Ziemianie  powstawali  przeciw  tej  roślinie, 
że  wiele  wymaga  mierzwy  i  zachodu. 
(y,S(ar.  polskie'^  J.  Moracz.).  Adamjarzem- 
aki,  opisując  Warszawę  w  r.  1643,  wspo- 
mina, że  w  ogrodzie  królewskim  rośnie 


dawne  ziele,  zwane  tabaką.  Sejm  z  r.  166 1 
uznał  tytuń  za  nieszkodliwy  zdrowiu  i  po- 
stanowił cło,  mianując  Adama  Sakowicza 
jego  administratorem.  Dowodzi  to,  że  ty- 
tuó  był  już  wówczas  dość  powszecnie  u- 
żywany,  lecz  sprowadzany  z  zagranicy. 
Za  czasów  saskich  w  Warszawie  pewna 
Włoszka  z  Syrakuzy  wyrabiała  tabakę, 
którą  nazywano  syrakuzaną.  Była  to 
tabaka  w  ziarnkach,  jak  proch  strzelniczy, 
z  dodatkiem  lawendy  albo  olejka  poma- 
rańczowego, nazywana  lawendową  albo 
pergaraatą;  była  grubsza  i  drobniejsza  i 
od  tej  grubości  zależała  jej  cena.  Mickie- 
wicz wspomina  w  „Pana  Tadeuszu",  że 
paulini  częstochowscy  wyrabiali  sławną 
tabakę,  którą  duchowieństwa  na  cały  kraj 
dostarczano. 


Pierwsza  litera  z  tytułu  diida  .Ustawy  prawa  Polskkgo",  r.  15C9. 


Ubłory  w  Polsce.  Przedmiot  to  nazbyt 
obszerny,  aby  mógł  byó  wyczerpująco 
traktowany  w  jednym  artykule  encyklope- 
dycznym. Łuk.  Gołębiowski  poświęcił  mu 
całą  książkę:  „Ubiory  w  Polszczę  od  naj- 
dawniejszych czasów  aż  do  chwil  obecnych 
sposobem  dykcjonarza  ułożone  i  opisane", 
Warszawa,  1830  r.  A  jednak  nie  zdołał 
spożytkować  w  tej  książce  ani  połowę  ma- 
torjału,  jakiego  dostarczają  sami  autoro- 


wie  polscy  w  drakach  z  XVI  i  XVII  wie- 
ku. Kzecz  o  abioracb  rozpaść  się  masiała 
w  Encyklopedyi  staropolskiej  podług  ich 
nazw  w  porządku  alfabetycznym  łącznie 
z  całą  treścią  dzi^a  ułożonych.  Znajduje- 
my więc  w  tomie  1-ym:  amazonka,  bacz- 
mag,  bekiesza,  bermyca,  binda,  biret,  huty, 
ciżmy,  czako,  czamara,  czapka,  czechcze- 
ry,  czepiec,  czerkieaka,  czółko,  delja.  W 
tomie  2-im:  dolman,  dachna,  epolet,  faco- 


dbyGoot^le 


404 


let,  ff^zara,  famoraly,  ferezja,  fjoki,  fon- 
taż,  iorboty,  giermak,  gierzynek,  gipiura, 
g^o,  habit,  jalmonka,  januak,  iupka,.  ka- 
bat, kaftan,  kanak,  kapa,  kapcie  i  inne. 
W  tomie  if-im:  kapelusz,  kapica,  kapicela, 
kapuza,  karazja,  katanka,  kieca,  kiereja, 
kita,  kitel,  kiwior,  kokarda,  kolet,  kołpak, 
konfederatka,  kontusz,  kopieuiak,  komet, 
korona,  koronld,  kornet,  koiachy,  krako- 
wianka, kreza,  kubrak,  kurta,  kurtka,  la- 
ma, letnik,  toktusza,  tnbek,  magierka,  ma< 
nele,  mundur,  naBzyjnik,  part,  pągwica, 
peruki  i  t.  d.  W  tomie  4:-ym:_pludry,  pod- 
wika,  podwłośnik,  polatka,  pontal,  pótk( 
pieniacze,  półkornecie,  prandypura,  pre- 
tressa,  racimora,  rajtuzy,  rańtuch,  raaa, 
rewerenda,  rękawiczki,  robron,  rogówka, 
safjan,  sandały,  sarafan,  skórznie,  sobole, 
B^tana,  srebro,  stradjotka,  szabeltas,  szar- 
fa, szczekooka  burka,  szlifa,  sztyk,  sznu- 
rówka, szuba,  tsratatka,  tejsak,  trzos,  ncz 
kur,  Knpan  i  t,  d.  Jeżeli  o  wyczerpującem 
dziele  o  abioraob  w  Polsce  marzyć  jeszcze 
nie  możemyi  to  należałoby  tymczasem  sy- 
stematyzować do  niego  materjaly,  opraco- 
wując oddzielnie  takie  iródla,  jak:  nagrob- 
ki, portrety  olejne,  kromki,  miniatury  w 
dawnych  rękopisach,  pisarze  różnych  wie- 
ków, pamiętniki,  i^ódla.  archiwalne,  ryci- 
ny, :^ódla  zagraniczne  i  t.  d.  WTrachten- 
bnchu  np.  z  XVI  w.  wśród  kostjumów 
z  całej  Europy  znajduje  się  na  tablicy 
CUKlK/oemina  nobilis  Polonica  i  na  ta- 
blicy następnej  mieszczanka:  mulier  Po- 
snaniensis  in  Polonia.  Kajwiększą  zasługę 
pc^ożył  jako  badacz  źródłowy  wydaniem 
swego  albumu  ubiorów  od  Xin  w.  Jan 
Matejko.  Fo  nim  pracowali  także  w  tym 
kierunku  malarze:  Jul.  Kossak  i  Eljasz. 
Mnóstwo  rysunków  p.  t.  „Ubiory  i  uzbro- 
jenia" podał  Tygodnik  Ilustrowany  w  la- 
tach 1860—1866.  Do  najważniejszych  źró- 
deł należy:  księga  cechów  Bema  z  pierw- 
B^ch  lat  XVI  w.  w  bibljotece  Jagieloń- 
skiej;  legenda  o  Św.  Jadwidze  w  bibljotece 
ord.  Zamojskich  w  "Warszawie  i  księga 


Szydłowieckich  wydana  ze  starego  rękopi- 
su z  12-tu  miniaturami  przez  Działyńskie- 
go  r,  1848  w  Paryżu.  "Wszędzie  znaleió 
można,  nawet  w  takich  dziełach,  które  Po- 
lacy osnuwali  na  wzorach  obcych,  jak  Se- 
bastjan  Petrycy  na  Arystotelesie,  Łukasz 
Oómicki  na  Balcerze  Castiglione.  Ten 
ostatni  powiada  np.  w  .Dworzaninie": 
„My,  Polacy,  nie  mamy  swego  własnego 
ubioru:  acz  podobno  musiał  byó  pierwej, 
ale  nam  omierzł,  jakośmy  się  nowinek 
chwycili.  Otóż  chocia  się  ochopnie 
nam  teraz  sprośne  widzą;  jednak  pachną 
oną  przystojną  a  świętą  swobodą  polską, 
która  była  ze  zdrowiem  rzeczypospolitej". 
Z  samego  I^ja,  Zbylitowskich,  Starowol- 
skiego,  Paska  mamy  wypisanych  o  ubio- 
rach kartek  kilkadziesiąt,  a  cóż  dopiero 
mówió  o  Kitowiczu,  który  o  ubiorach  z  cza- 
sów Augusta  m  tak  drobiazgowo  się  roz- 
pisał Elr&sicki  ubiera  podstolego  latem, 
gdy  chodził  koło  gospodarstwa,  w  żupan 
biały,  pas  rzemienny  i  obszerny  kapelusz 
słomiany.  iSukno  jego  kontusza  ledwo  co 
lepsze  od  falendyszu,  a  czasem  też  i  faleń- 
dysz,  żupan  domowy,  pas  z  włóczki,  sza- 
bla prosta  na  paskach  rzemiennych.  Pola- 
ków starej  daty  z  XVIII  w.  tak  autor 
„Podstolego"  malaje:  ,Pan  sędzia  człowiek 
podesty.  Czapka  rogata,  suknie  długie, 
pikowany  żupan  i  kłapcie  u  rękawów, 
oznaczały  człowieka,  który  się  dawnych 
zwyczajów  trzymc^.  Jejmość  w  długich 
kornetach,  w  czółku  i  mantolecika  felpą 
obszytym  prezentowała  postać  naszych 
prababek".  Podstoli  z  oburzeniem  opowia- 
da, że  gdy  panicz  zcudzoziemczaly  objął 
dziedzictwo,  „pan  marszałek  z  koniuszym, 
że  się  przebrać  po  francusku  nie  chcieli, 
stracili  miejsce".  Tym  samym  duchem  mi- 
łości dla  swojszczyzny  ożywiE^  i  zacny 
J.  I.  Kraszewski  swoje  pióro,  gdy  nawet.w 
„Rzymie  za  Nerona"  (w  liście  "VI)  mówi, 
że:  „Biada  narodowi,  który  suknie  nawet 
dobiera  tak,  jakby  się  sobą  być  wstydził 
i  ukrywać  musiał!".  Gromadząc  wiadomo- 


dbyGoot^le 


UCZKUR.— UJAZD. 


4(fó 


ści,  jak  się  naród  nasz  ubidrE^,  korzystali- 
śmy zarówno  skwapliwieze  starych  wzmia- 
nek o  odzieży  chłopskiej,  mieszczatskich 
ksiąg  radzieckich  XVI  w.  i  ze  spisów  szat 
po  umierającej  szlachcie  w  wieka  XVIII. 
U  rolniczych  mieszczan  sandomierskich 
w  czasach  Zygmaota  Aagasta  znajdoje- 
my:  kożuchy  otworzyste,  koszole  trojakie: 
lniane,  konopne  i  zgrzebne  obok  eokni 
barwy  makowej  z  snkna  myślenickiego, 
rąbków,  podwiżek,  fartuchów  z  rękawka- 
mi, tuniki  lundyszowej  czenvonej  z  kitli- 
kiem  brunatnym  czamlotowym  i  ozdoba- 
mi aksamitnemi  dotemi,  w  które  się  ubie- 
rają żona  "Wojciecha  Wilgi,  obok  „załogi 
(zakładki)  białego  futra",  letnika  pałfor- 
Bzochowego,saknimodrej  lubskiej  z  ksztd- 
tem  (gorsetem)  aksamitnym  wartości  ma- 
rek sześciu,  sukni  barwy  dzikiej  wartości 
marek  trzech,  z  sukni  nakrapianej  z  sukna 
morawskiegowartości  marek  trzech,  z  .szu- 
bki  modrej  albo  błękitnejiuńskiej,  króUka- 
mi  podszytej  z  lisim  kołnierzem  i  bobro- 
wemi  bramami,  wartości  marek  ośmiu, 
sznbki  z  szarego  sukna  szodzkiego,  baran- 
kami podszytej",  wartości  marek  trzech, 
czapki  aksamitnej  podszytej  kunami  war- 
'^ości  marek  12-tu,  pasów  aksamitnych,  ko- 
szulek koleńskich  (kolońskich),  koszul  o- 
dziennych  lnianych  i  konopnych,  obrusów 
„cenowatych"  i  swojej  roboty,  ręczników 
oenowatych  lnianych,  poduszek  pierznych 
i  mchowych,  koltryn  i  t.  d.  Po  zmarłym 
■w  r.  1795  Wincentym  Koźmianie,  który 
do  zgonu  nie  przebierał  się  po  francusku, 
zostało:  kontuszów  4:  ciemny,  Terangle, 
czarny  sukienny  i  mundurowy  lubelski; 
żupanów  8:  biały  atłasowy  w  paski,  biały 
w  kwiatki  chińskie,  biały  domowy,  lila 
atłasowy  w  kwiatki,  zielony  grodeturowy 
■w  paski,  pensowy  grodeturowy,  niebieski 
atlasowy  i  czarny  pekin;  czamar  2:  ciemno- 
zielona i  szara  sukienna;  pasów  2:  zloty  na 
cztery  strony  i  jedwabny;  wołoszek  '6:  gra- 
natowa sukienna,  zielona  do  pola  i  kosma- 
ta "W  paski;  kamizelek?:  półsukienna  w  pa- 


ski, pensowa  sukienna,  półatłasowa  nie- 
bieska, nankinowa  szara  i  białych  dymo- 
wych 3. 

Uczkur— pasek  jedwabny,  siatkowy,  na 
który  spodnie  w  pasie  nawlekano  i  zawią- 
zywano, żeby  nie  opadły,  tak  samo  jak  to 
bywało  u  chłopskich  portek,  z  tą  tylko  ró- 
wnicą, że  chłopi  zawiązywali  swoje  spodnie 
sznurkiem  na  boku,  a  szlachta  na  przodzie 
wprost  nad  rozporkiem,  na  który  spadały 
końce  uczkura  ozdobione  kutasami,  u  mo- 
żnych przetykanymi  srebrem  lub  złotem. 
Po  zarzucenia  uczkurów,  zaczęto  nosić 
spodnie  sposobem  niemieckim  z  fartuszka- 
mi zapinanymi  na  gaziki.  Wówczas  i  Ind, 
naśladujący  zwykle  klasy  wyższe,  porzu- 
ciwszy sznurki,  zaczął  swoje  portki  zapi- 
nać na  guziki.  Żeby  fałdy  spodni  po  ścią- 
gnięciu uczkurem  nie  odymały  sukni,  da- 
wano w  pasie  lisztwę  dość  szeroką,  na  ze- 
wnątrz bławatną  od  wewnątrz  płócienną, 
w  której  przechodził  uczkur. 

Ugor.  Gospodarstwa  staropolskie  były 
zazwyczaj  [dodozmianem  trzypolowym. 
Było  zatem  jedno  pole  ozime,  drugie 
jare,  a  trzeci  ugor.  Nazwa  ta  ostatnia 
poszła  od  słowa  polskiego  ngarzać.  Słońce 
ugarzs,  co  znaczy  tyle,  co  ogrzewa,  parzy; 
stąd  ugor  zowie  się  na  Rusi  parem.  By- 
ła to  więc  rola  pozostawiona  po  przejściu 
oziminy  i  jarzyny  na  rok  trzeci  bez  zasie- 
wu dla  ugorzenia  w  słońcu.  „Jeżeli  ziemia 
ma  dobrą  zostać  —  mówi  Bronikowski  w 
tłómaczeniu  EkonomJii  Ksenołonta — po- 
winna oczyszczoną  być  z  zielska  i  jak  naj- 
bardziej osuszoną  na  słońcu*  (str.  62). 

Ujazd.  Ujazdami  i  uchodami  zwano 
pewne  obszerne  przestrzenie  podmiejskie 
zwykle  nad  rzekami  położone,  przeznaczo- 
ne dla  użyteczności  publicznej,  gdzie  więc 
każdemu  wolno  było  popasać,  noclegować 
a  nawet  łowić  ryby  i  zakładać  pasieki  pod 
warunkiem  oddawania  w  naturze  pewnej 
cząstki  korzyści.  Stałe  użytkowanie  zwa- 
no „prawem  uchodu,  wchodu,  wjazdu'. 
"W  Królestwie  Pols.  istnieje  U  miejscowo- 


dbyGoot^le 


406 


ULOWNICA.— UNIWERSAŁY. 


ś«i,  noszących  od  kilka  wieków  nazwy; 
Ujazd,  UjaKdek,  Ujazdów,  Ujazdówek. 

Ulownlca,  pszczełnik,  pasieka,  zagroda 
z  pszczołami,  zwykle  w  pobliżu  domu,  w 
której  ule  ustawiano  rzędami,  a  stąd  po- 
szedliwyraz  ulica,  bo  przy  ulicy  wiej- 
skiej lub  miejskiej  stoją  domostwa  ludzi, 
jak  ule  w  ulownicy. 

Ułan,  h  u  1  a  n.  Po  tatarsku  ohłan,  uh- 
ian,  znaczy:  pacholę,  chłopiec,  paż;  nie- 
mniej nazywano  tak  książąt  ze  krwi  cha- 
nów, którzy  składali  jakby  wyższą  szlach- 
tę ordyóską,  mającą  posiadłości  ziem- 
skie, t.  j.  uiusy,  udziały  i  wybierającą  cha- 
nów. Od  tego  to  wyrazu  poszła  nazwa 
konnicy  ułanów  i  nazwiska  kilku  rodzin 
tatarskich  w  Polsce.  W  konstytucjach  na- 
szych czytamy:  „Tatarowie  celniejsi  za- 
cnego rodu:  Kniaziowie,  Murzowie,  Ula- 
nowie i  wszyscy,  którzy  na  ziemskich  do- 
brach mieszkają".  Ob.  pod  wyrazami: 
Krakusy,  Lanca,  Szwoleżerowie. 

Ułannik— rodzaj  psa  myśliwskiego.  Sta- 
tnt  Litewski  każe  i^acić  za  zabicie  „wy^ 
dwie  kopy  groszy,  za  ulannika  zwie- 
rzynnego  tr^'.  MuchliAski  powiada,  że 
i  w  Turcyi  psom  wyuczonym  do  brania 
zwierzyny  dają  nazwę  ohian  (co  dosłownie 
znaczy  chłopiec  do  usługi,   franc.  garfon). 

Umor  —  usiłowanie  do  upadłego  sku- 
tkiem jakiejś  żądzy  lub  podniety.  Mówio- 
no więc:  łgać  na  umor,  śmiać  się,  pić  do 
umóm,  do  upadu,  na  zdech,  na  śmierć,  do 
zgonu,  do  nbicia,  do  zginienia.  Narusze- 
wicz pisze:  „Męstwo  niezłomne  ąż  do 
umoru". 

Umywanie  rąk  przed  ucztą  i  po  uczcie 
było  zwyczajem  powszechnym  w  domach 
pabskich,  a  w  domach  szlachty  przynaj- 
mniej po  powstania  od  stołu.  Było  to  i  po- 
trzebą w  czasach,  gdy  podawano  tylko 
noże  i  łyżki,  a  widelce  zastępowano  palca- 
mi, tak  jak  dotąd  ma  to  miejsce  u  wieln 
narodów  na  Wschodzie.  Do  umywania 
rąk  pokojowcy  przynosili  miednicę  i  na- 
lewkę z  wodą  oraz  ręczuiki,   obchodząc 


z  tern  gości.  Odwiedzający  kanclerza  Jana 
Zamojskiego  na  wsi  Yanozzi  opowiada,  ta 
„zawcdano  kuchmistrza  do  podawania  wo- 
dy na  ręce,  przyniósł  ją  na  miednicy  bar- 
dzo kosztownej,  zdawała  się  byó  ze  szcze- 
rego złota,  wytwornej  roboty,  U  Zygmun- 
ta III  podawano  wodę  w  nalewkach  z  kry  - 
ształu  górnego  i  bogato  haftowane  ręczni- 
ki. Rajcowie  miejscy  przed  wydaniem 
wyroka  w  izbie  sądowej  mieli  zwyczaj 
umywania  rąk,  co  symbolizowało,  że  przy- 
stępowali do  wymiaru  sprawiedliwości 
z  czystemi  rękami,  Ealimach,  umierając 
w  r.  1496,  testamentem  zapisał  rajcom 
krakowskim  misę  i  nalewkę. 

Uniwersały — listy  królewskie  do  naro- 
du. Zaczynały  się  zwykle  od  wyrazów: 
„  Wszystkim  i  każdemu  z  osobna,  dzisiej- 
szym i  przyszłym",  co  po  łacinie  brzmiało: 
Universis  el  singulis,  praesentibus  et  fii- 
turts...  Od  pierwszego  wyrazu  poszła  na- 
zwa uniwersałów,  Zygmunt  August, 
który  chęfnie  wprowadzał  polszczyznę  do 
księgi  ustaw,  ogłosił  roku  1664  po  polska 
„Uniwers^  poborowy".  Odtąd  sejmy  pol- 
skie jeden  po  drugim  ogłaszały  uniwersa- 
ły poborowe.  Władysław  TV  wydał  „Uni- 
wersał do  mynice  (mennicy)  należący"  w 
w  r,  1633,  Uniwersałami  zwoływali  królo- 
wie sejmy,  pospolite  ruszenia.  Uniwersa- 
łami gromadził  szlachtę  Zebrzydowski  na 
rokosz.  Uniwersałami  ogłaszały  się  konfe- 
deracje generalne,  jak:  Tyszowiecks,  Tar- 
nogrodzka  i  Barska.  Uniwersałami  prze- 
mawiał prymas  do  Rzeczypospolitej  w 
czasie  bezkrólewia.  Uniwersały  królewskie 
zaczynf^y  się  od  wyliczenia  tytułów  kró- 
lewskich, Korony  polskiej  i  Wiel.  Ks.  Li- 
tewskiego; podpisywał  je  zawsze  król  a  u- 
prawniała  pieczęć  koronna.  Uniwersały 
prymasowskie  miały  taką  samą  formę  ma- 
jestatyczną podczas  bezkrólewia,  bo  zastę- 
powały królewskie.  Król,  odzywając  się  do 
rycerstwa,  dodawał  przymiotnik  „uprzej- 
mym i  miłym".  Prymas,  jako  brat  szlach- 
ty,   przemawiał   do  niej  jak    do    braci, 


dbyGoot^le 


UNIZOME  WYRAŻENIA.— UPICKI  POSEŁ, 


407 


więc  do  „mościwych  kolegów,  przyjaciół 
ibraci".  Prymas  uniwersałem  swoim  o- 
znajmial  Rzplitej  o  śmierci  króla  i  podczas 
bezkrólewia  składał  sejmiki  generalne,  par- 
tykularne i  konwokację  generalną  marszał- 
kowską. Po  upadku  Rzplitej  raz  jeszcze 
użyto  formy  uniwersałów.  Kiedy  Napo- 
leon wkraczał  na  ziemię  polską  w  r.  1806, 
Józef  Radzimiński,  były  wojewoda  gnie- 
źnieński, wydał  uniwersał  do  szlachty, 
wzywając  ją  na  pospolite  ruszenie. 

Uniżone  wyrażenia.  Takiemi  były:  upa- 
dam do  nóg,  całuję  nogi,  ścielę  się  pod  no- 
gi, pod  stopy,  pod  stopki,  najniższy  sługa, 
podnóżek.  Książę  Adam  Czartoryski,  je- 
nerał ziem  podolskich,  w  słowniczku  swo- 
im pisze:  „Zaraza  podłości,  którą  sprawiła 
w  narodzie  przewaga  możnowładztwa,  ze- 
szpeciła mowę  naszą  wyrazami  zbytniego 
poniżenia''.  Tu  jednak  słuszną  robi  uwa- 
gę Ł.  Gołębiowski,  że  w  każdym  języku 
mniej  więcej  takie  wyrażenia  istniały,  bo 
był  to  zabytek  patrjarcUalnego  uszanowa- 
nia dla  starszych. 

Upicki  pftaeł,  Władysław  Siciński,  stol- 
nik upicki.  Już  w  artykule  Liberum 
V  e  t  o  (Enc.  Siar.  t.  III,  str.  141)  wyjaśni- 
liśmy, czem  właściwie  było  to  prawo,  wy- 
magające jednomyślności  wszystkich  wo- 
jewództw i  ziem  do  stanowienia  uchwał 
dla  Rzplitej.  Dopóki  z  zacności  obywa- 
telskiej płynęła  karność,  zmuszająca  po- 
święcać zdania  osobiste  dla  żądanej  jedno- 
myślności, dopóty  mniejszość,  aby  wytwo- 
rzyć tę  jedność,  przystawała  zwykle  do 
większości.  Ale  z  upadkiem  karności 
coraz  trudniej  zaczną  mniejszość  łą- 
czyć się  z  większością,  aż  nareszcie  na 
sejmie  w  r,  1652  zdarzył  się  wypadek,  że 
stolnik  upicki  Władysław  Siciński,  urażo- 
ny dekretem  królewskim  w  sprawie  eko- 
nomii szawelskiej,  swojem  yeto  w  imieniu 
powiatu  Upickiego,  którego  był  wyobrazi- 
cielem,  sejm  zerwał.  Naród  go  przeklął, 
a  w^ierząc,  że  święta  ziemia  wyrzuca  ze 
swego  łona  zwłoki  wyrodnych  synów,  na- 


brał przekonania,  że  i  Sicińskiego  los  ten 
spotkał.  Hańbę  posła  upickiego  tradycja 
przekazała  potomnym  wiekom  a  lud  miej- 
scowy nrągał  zwłokom  uważanym  za  jego 
zwłoki,  Mickiewicz  w  wierszu  , Popas  w 
Upicie"  tak  opisał  trupa  Sicińskiego  przy- 
wleczonego do  karczmy,  w  której  poeta 
popasał: 


Trup  WtadyaUwa  Siciilskiego,  posła  i  »tolDika 
upickiego,  przechowujący  się  w  Upicie. 


Nogi  długie  i  czarne  Hterczą  mu  jak  fzczudla, 
Kccc  na  kri'ji  ztamanp;  tirarz  ^ęboko  wchudła, 
Oblicze  wyważone  brud  śmicrtclDy  szpeci, 
Usta  wyplute,  przez  nic  ząb  gdzieniegdzie  ńirieci, 
Zr^itą  Dietkiiięta  clala  zdrowego  budowa. 

Dzikość,  szpecąca  J!ywych  oblicia  zbrodiiiarzj, 
Zda  sic  doląd  zaniarla  grozić  z  jego  twarzy: 


.,Goo<^le 


UPIÓR.—UPOMINKI. 


Dotąd  aHlruIuecka  ladość  w  ustach  aię  uamieclia, 
Gniew  lozbójoiczy  w  czole,  oade  brwiami  pycha, 
Barki  Da  dół  pochylił,  głowę  na  pierś  zwisnął. 
Zda  się,  te  cięiar  haaby  do  ziemi  go  cisną), 
Albo  źe  ręka  gwałtu  z  piekieł  go  wjrwlekłHj 
I  znowu  radbf  gwałtem  powracać  do  piekła. 

Trup  ten  tak  malowniczo  opisany  przez 
Mickiewicza,  ciągany  dla  posŁracba  Ży- 
dów  po  karczmach,  umieszczony  zost^  w 
r.  1860  przez  miejscowego  proboszcza  opi- 
ckiego  w  szafie  zbudowanej  w  rogu  ko- 
ściółka, a  p.  Wlady^aw  Maleszewski,  mie- 
szkający wówczas  na  Żmudzi,  miody  po- 
wieściopisarz  (późniejszy  założyciel  i  re- 
daktor „Biesiady  literackiej')  pomieścił 
w  1-ym  tomie  „Tygodnika  ilustrowanego" 
z  r.  1860  opis  p,  t.  „Trup  Upickiego  posła" 
z  rysnnkiem,  który  tutaj  w  podobiźnie  po- 
dajemy. „Dotykałem  wiekowego  trupa  — 
pisze  Maleszewski  —  i  wszędzie  ciało  się 
ngina;  zdaje  się,  że  to  cdowiek  w  ciężkim 
dnie  pogrążony,  stoi  przed  tobą  straszny 
obraz!  Siciński  ma  ręce  na  krzyż  dożone, 
głowę  schyloną  ku  piersi,  widać  więc,  że 
był  pochowany  jako  chrześcijanin,  stara- 
niem rodziny".  Miejscowe  podania  w  tej 
wiosce  żmudzkiej  mówią,  że  gdy  na  sejmie 
krzyknął:  „nie  pozwalam!"  obecne  zgro- 
madzenie szlachty  podniosło  jeden  okrzyk 
zgrozy:  „Bodajea  przepadł!"  Niesiecki  w 
herbarzu  swoim  pisząc  o  Sicióskich,  zamil- 
czał o  czynie  stolnika  upickiego,  czemu 
zresztą  dziwić  stę  nie  można,  biedząc  jak 
mętnem  źródłem  historycznem  są  wszyst- 
kie, najlepsze  nawet  herbarze,  zarówno 
dawniejsze  jak  dzisiejsze. 

Upiór,  martwieć.  Ks.  Jan  Bohemo- 
lec  w  XVIII  w.  tak  pisze  o  przesądnej 
wierze  w  upiory:  „Upiory,  według  mnie- 
mania, trupy  z  trumn  powstające,  na  do- 
my nachodzące,  ludzi  duszące,  krew  wy- 
sysające, na  ołtarze  łażące,  je  krwawiące, 
świece  łamiące".  Upiora  pici  żeńskiej 
czyli  upiorzycę  zwali  niektórzy  strzy- 
gą (z  łac.  slriga).  Ł.  Gołębiowski  powia- 
da, że  , upiór,  podług  zdania  ludu,  obda- 


rzony dwoistem  życiem,  pierwsze  utraciw- 
szy, drugiego  w  nocnej  poize  używa,  nie- 
pokoi i  szkodę  sprawia,  bądź  to  w  rzeczach 
domowych,  bądź  wświętych".  Upiórprzy 
świetle  księżyca  wychodzi  z  grobu  i  tylko 
za  śladem  jego  promieni  postępować  może; 
napada  śpiące  dziewczęta  lab  młodych  pa- 
robczaków,  których  nie  przebudziwszy 
krew  ich  słodką  ssie".  T.  Czacki  pisze: 
„Jeszcze  pamiętam  jak  szukano  upiorów 
(w  grobach  na  Wołyniu),  głowy  motyką 
ucinano,  a  serce  osikowym  przebijano  ko- 
łem" (żeby  upiorami  być  przestały).  Gło- 
wę uciętą  naletoło  położyć  między  noga- 
mi. Rzeczniowski  w  historyi  m.  Łomży 
przytacza  z  akt  XYI  w.  opis  sp^nienia 
przez  lud  tego  wstrętnego  zabobonu.  Upio* 
ry  wyobrażano  sobie  jako  postać  ludzką 
o  cerze  krwawej,  i  stąd  powszechne  dotąd 
a  odwieczne  wyrażenie:  „czerwony,  jak 
upiór".  Kaz.  Wł.  Wójcicki  twierdzi,  że 
pewna  stara  pieśń  naszego  ludu  opisuje 
zdarzenie,  jak  upiór  porywa  swoją  bogdan- 
kę i  unosi  na  mogiłki.  Z  tej  pieśni  pozo- 
stał tylko  czterowiersz: 

Księiyc  gwinei, 
Slartwiec  leci, 
Sukieueczką  Bzach,  szach... 

Panieneczko,  czy  nie  strach? 

Czy  pieśń  taka  istniała  faktycznie,  nie 
mamy  na  to  dostatecznych  dowodów. 
Przez  lat  30  poszukiwaliśmy  jej  napróźno. 
Nie  tracąc  jednak  ostatecznej  nadziei  zna- 
lezienia, korzystamy  z  niniejszej  sposobno- 
ści i  prosimy,  gdyby  kto  ślad  jej  dokła- 
dniejszy napotkał,  o  podanie  takowego  do 
redakcyi  „Wisły"  w  Warszawie. 

Upominki  miały  różne  nazwy — mówi 
Ł,  Gołębiowski  —  od  okoliczności,  którym 
towarzyszyły.  Tak  wiązanie  na  imie> 
niny,  nowinne  za  dobrą  nowinę,  po- 
czesne (od  poczczenia)  ofiara  panu  lab 
zwierzchności,  zalotne  —  podarekzalo- 
tnika,  uiezabud  przy  odjeździe,  gości- 
niec powróciwszy  z  drogi.    Pamiętne 


dbyGoot^le 


UPOMINKI. 


409 


albo  przysiężne  oznaczało  opłatę  skła- 
daną sądowi  za  słuchanie  przysięgi.     W 
zbiorze  panuętnik<3w  Niemcewicza  znajda- 
I  jemy  wiele  wiadomości  o  darach  koszto- 

wnych. Za  Kazimierza  Jagieł.,  gdy  przy- 
był Contarini  do  stolicy  polskiej,  dano  ma 
piękną  ierezję  adamaszkową,  sobolami 
podszytą.  Szydlowiecki  donosi  królowej 
Bonie,  £e  król  darował  księcia  praskiemu 
2  roztrucfaany  srebrne  pozłociste,  8  Soro- 
ków soboli  i  sztakę  dotogłowu  na  suknię. 
„Służył  książę  praski  i  nadskakiwał  więcej 
jak  3  niedziele,  wydał  sam  przeszło  1200 
dukatów  i  byłby  więcej  daleko  rozszafo- 
wał,  ale  odesłał  do  księstwa  swego  100  ko- 
ni, zostawiwszy  jednak  156.  Wojewodzie 
krakowskiemu  Kmicie  dał  łańcuch  doty, 
sandcHnierskiemu,  poznańskiema  i  mnie  po 
pierścienia  pięksym,  żebyśmy  go  królowi 
zalecali,  Waszej  Kr.  Mości  posyła  konie 
piękne."  W  4-ym  tomie  zbioru  pam,  Niem- 
cewicza jest,  że  Oamrat  po  nczcie  dał  kró- 
lestwa puhary,  do  których  włożył  1000 
dukatów.  Jan  Tarnowski,  przyjechawszy 
do  Krakowa,  ofiarował  Zygmuntowi  Au- 
gustowi bogate  dary  w  koniach  i  sprzę- 
tach. Henryk  Walezjusz,  po  królewska 
przyjmowany  przez  Stanisława  &órkę  w 
Kamicy,  w  wspani^ych  komnatach  zna- 
lazł dary;  sobole  moskiewskie,  lisy  czarne, 
a  przy  odjeździe  broA  kosztowną  i  dzielne 
konie.  Caetani  w  1596  r.  posłd  Zygmun- 
towi III  kilka  obrazów  pędzla  sławnych 
mistrzów,  królowej  bogato  haftowane  we- 
lony, konchę  z  piżmem  w  kosztownem  za- 
mknięciu, wszystko  warte  około  800  szka- 
dów.  Biskup  kujawski  w  Wolborzu  da- 
rowi legatowi  y  konie  pod  drogimi  pen- 
sowymi dywdykami,  ale  kardynał  przyjął 
tylko  jednego,  rozdał  zaś  dworzanom  bi- 
skupim złote  medale  ze  swoim  wizemn- 
kiem.  Król  dat  kardynałowi  prześUczny 
zegar  bijący,  w  kszt^cie  świątyni  z  proce- 
sją w  środku,  jaką  Ojciec  św.  odprawia, 
gdy  wchodzi  do  bazyliki  i.  Piotra.  Wszyst- 
kie te  łjgurki  przez  sztaczny  mechanizm 


postępowały,  Ojca  św.  niesiono  w  krześle, 
odzywały  się  trąby  i  kotły,  a  gdy  dawał 
błogosławieństwo  miasta  i  świata,  znowu 
bito  w  kotły  i  bębny,  strzelano  z  armatek. 
Zegar  ten  kosztował  przeszło  3000  szkn- 
dów,  nadto  ofiarowano  ma  40  soboli  war- 
tości 500  szkudów.  Przybyłemu  z  tern 
szambelanowi  dał  kardynał  kosztowny 
łańcuch,  200  szkudów  i  ludzi  obdarowy- 
wał. Sam  od  magnatów  obdaisony  byl 
pięknymi  tureckimi  końmi.  Yanozzi,  po- 
dany od  tegoż  kardynała  Oaetaniego  do 
Jana  Zamojskiego,  rozdawał  paciorki,  ró- 
żańce, medale  benedykowane,  agnus  dei, 
obrazki  na  blasze  w  hebanowych  ramkach. 
Otrzym^  zaś  konia  stępaka  tarautowatego 
pod  aksamitnym  dy  wdykiem  i  medal  ^oty 
duży,  wyobrażający  Stefana  Batorego, 
oraz  łosie  kopyto,  wiele  zwierzyny,  octu, 
oliwy  i  cukrów  dla  wygody  w  podróży. 
Królowi  i  królowej  ofiarował  Yanozzi  ma- 
lowidła i  kobierce  tkane  w  Hiszpanii,  kO' 
lorowe  pięknie  pachnące  rękawiczki  i  pi- 
imo.  Król  df^  mu  drogie  sobole  na  szubę 
i  przedziwny  zegar  wartości  lOOOtal&rów, 
królowa  różne  sprzęty  z  bursztynu  białego 
do  kaplicy,  krucyfiks,  tackę  do  ampułek, 
pacyfikał,  kustodję  do  N.  Sakramentu, 
pięknie  wyrżnięte  w  Gdańsku.  Amiran- 
towiArragonii,  wielkiemu  polowi  hiszpań- 
skiemu, Zygmunt  Ul  dd  przy  odjeździe 
sobole  wartości  2000  szkadów,  a  jego  dwo- 
rzanom roztmchany  pozłociste.  Zbaraski, 
odprawiając  w  r.  1622  poselstwo  do  Stam- 
buła,  dał  wezyrowi  wielkiemu  6  soroków 
soboli,  zegar  mogancki  i  w  szkatule  1000 
koronatów  indyjskich.  Dżaud-baszy  zaś  8 
flasz  srebrnych  w  jaspisowem  pnzdrze 
z  kamforą  i  wybornymi  sokami,  zegar  tak- 
że i  4  Soroki  soboli.  Adze  janczarów  zwier- 
ciadło duże  w  ramach  bursztynowych  i  po- 
dobnyż  serwis.  Muftema  w  szkatułce  we- 
neckiej z  piany  morskiej  wonie  drogie, 
paciorki  z  lapis  lazuli,  szubę  sobolą  i  zega- 
rek w  jasny  kryształ  oprawny.  Koniusze- 
mu sułtana  2  janczarek  w  hebanowych 


dbyGoot^le 


410 


URĘPNOŚĆ. — URODZENI. 


oprawach,  smycz  chartów  podolskich  z  o- 
bróiami  dotemi.  Podskarbiemu  (sułtana) 
talub  moskiewski  od  cara  Dymitra  nie- 
gdyś darowany,  sorok  soboli  i  zegar  opra- 
wny w  dotopiÓrej  papudze;  ta  gdy  zatrze* 
pott^  skrzydłami,  biły  godziny  i  kwa- 
dranse. Dowódcy  spachów  2  złote  pu- 
hary,  zegarek  oprawny  w  jaspis  zielony, 
szubę  złotolitą  rysiową.  Kiziar  Adze,  do- 
zorcy kobiet,  bursztynowe  szachy,  2  tace 
:dote  do  słodyczy,  2  kubki  do  kawy  i  do 
BOrbetów.  Hali  baszy  admirałowi  3  futra 
sobole,  nalewkę  i  miednicę  z  bitnego  bur- 
sztynu, kompas  morski  cudnie  oprawny. 
Sułtauce  dnie  zwierciadło  w  bursztyno- 
wych ramach  i  srebrny  organ,  wydający 
najprzyjemniejsze  tony.  Sułtanowi  wiel- 
ką szkatułę  srebrną  augsburską,  w  niej 
złote  i  srebrne  naczynia  rozmaite,  drugą 
z  bursztynu  z  wyrytą  na  niej  drjadą,  2 
ogromne  kolumny  do  zawieszania  cesar- 
skich łuków  i  sajdaków,  potęłne  zwiercia- 
dło w  srebrnych  ramach,  zegar  wielki 
z  zodjakiem  i  biegiem  planet  z  cymbałami, 
wewnątrz  wydającymi  najmilsze  dźwięki. 
Były  dalej  ogromne  brytany,  łamiące  nie- 
dźwiedzie i  dziki,  białozory  w  chełmach 
złocistych  na  głowie  i  wyżły  na  dotych 
smyczach  i  w  złotych  obrożach. 

Urfpno&ć  w  starożytnym  języku  pol- 
skim oznaczała  piękność;  urępny— pięk- 
ny. W  odnalezionym  przez  nas  zabytku 
języka  polskiego  z  XIV  w.  czytamy:  ,nręp- 
nośó  czyni  często  z  męszczyny  niewieście 
serce"  (Bibl.  War.  r.  1873,  t.  III).  Proi. 
Briickuer  cytuje  ten  wyraz  pomiędzy  za- 
rzuconymi przez  naród  w  końcu  wieków 
średnich. 

Uroczysko,  uroczyszcze.  Każda 
przestrzeń  pustej  ziemi,  mająca  swoją  na- 
zwę, mianowana  była  w  Koronio  .nomen- 
klaturą", a  na  Litwie  i  Rusi  „uroczyskiem" 
lub  „uroozyezczem".  Ks.  Jezierski  w XVni 
w.  pisze:  „Uroczyska  nazywają  się  miejsca 
zaniedbane  przez  niedostatek  ludzi  albo 
przez  przeszkodę  przyrodzenia.  Nasze  nie- 


które prowincje  polskie  gęsto  obfitują  w 
uroczyska.  Rzadka  wieś  (wyłączywszy 
pograniczne  wielkopolskie,  ziemię  Kra- 
kowską i  powiat  Wiślicki),  gdzieby  nie  by- 
ło sztuki  ziemi,  na  której  nie  jest  ani  las, 
ani  pole,  ani  woda,  ani  ziemia." 

Urodzeni,  tytuł  szlachty  polskiej.  Po- 
wiada Jul.  Bartoszewicz,  że  kiedy  w  dobie 
jagiellońskiej  rozwijają  się  hierarchja  na- 
rodowa, kancelarja  koronna  poczta  dobie- 
rać właściwych  przymiotników,  żeby  niko- 
mu nie  achybió.  Równość  wszystkiej 
szlachty  była  wobec  prawa,  ale  nie  mogło 
być  równości  władzy,  znaczenia,  powagi, 
dostojności.  Uczczenie  należało  się  urzędo- 
wi, do  którego  choćby  najświetniejszego 
każdy  mógł  dojść  przez  równość  szlache- 
cką. Kancelarja  stanowi  prawo  obyczajo- 
we, oznacza  stopień  uczczenia  i  grzeczno- 
ści. Jagiellonowie  robili  różnicę  w  uczcze- 
niu pomiędzy  senatorami  i  zwykłą  szlachtą, 
Zygmuntowie  już  szli  za  tradycją,  zowiąc 
senatorów  illusires,  magnifici,  co  po  polsku 
wytłómaczono  na  wielmożnych.  Nie  sena- 
torów zwali  wogóle  generosi,  t.  j.  ludimi 
I  mającymi  ród,  genus,  czyli  szlachecką  do* 
stojność,  nazwisko  rodowe,  herb.  Litwa 
w  XVI  w.  zaczęła  naśladować  Koronę.  Ge- 
nerosus  wytłómaczono  na  polskie  uro- 
dzony. Urodzonym  był  każdy  szlachcic, 
nie  senator,  ale  urzędnik  wojewódzki, 
ziemski,  powiatowy.  Zygmunt  August  w 
uniwersale  poborowym  z  r.  1564  urodzo- 
nymi nazywa  nawet  tych  ziemian,  którzy 
żadnego  nie  posiadali  urzędu,  ale  powoła- 
ni zostali  na  poborców  po  ziemiach.  Słu- 
sznie mówi  Lelewel  w  rozprawie  „Zaszczy- 
ty i  tytuły",  rozdział  3  ci  „Uczczenie",  że 
tytuł  urodzony  nie  cierpiał  stopniowa- 
nia. Wielmożni  mogli  zwać  się  jaśnie  wiel- 
możnymi, wielebnymi,  przewielebnymi 
i  t.  d.,  ale  każdy  szlachcic  był  dobrze  uro- 
dzonym, iene  nalus,  jeden  od  drugiego  le- 
piej się  nie  rodził.  Wielmożność  senato- 
rów nie  była  oznaką  lepszego  ich  urodze- 
nia,  ale  tylko  większej  powagi  w  kraju- 


dbyGoot^le 


URZĘDNIK.— URZĘDY  DAWKĘ. 


411 


Był  to  zwyczaj  nietylko  polaki  ale  ogólnie 
^owiańeki,  przynajmniej  w  Gzechach  i  na 
Morawie  praktykowany,  gdzie  także  byli 
-wielmożni  i  urodzeni.  Tam  uszlachceni  ry- 
cerze oie  zasiadali  odraza  w  poczcie  wła- 
dyków, tytułowano  ich  sławetnymi  i  do- 
piero dzieci  ich  zwano  „urodzonymi  wła- 
dykami". KaucelarJB  koronna  zawsze 
pisała  do  wojewodów  i  kasztelanów  star- 
szych, imieniem  króla:  „wielmożny  uprzej- 
mie nam  miły!",  do  kasztelanów  zaś  po- 
wiatowych (zwanych  drążkowymi,  że 
krzeseł  w  sejmie  wyznaczonych  konstytu- 
cją nie  posiadali):  „urodzony  uprzejmie 
nam  miły".  Do  "ostatniej  chwili  Rzplitej 
widzimy  po  konstytucjach  to  rozróżnianie 
dwuch  stopni:  wielmożnymi  są  starsi  sena- 
torowie, młodsi  zad  wraz  z  c^ą  szlachtą  są 
tylko  urodzonymi.  Pierwej  było  tylko  kil- 
ku „jaśnie  wielmożnych"  w  Polsce,  potem, 
gdy  szlachta  drobna  zaczęła  nazywaó  ka- 
żdego wielmożnego  jaśnie  wielmożnym, 
tyti^  wielmożny  spadał  coraz  niżej 
i  powszedniał,  służąc  wszystkim  urodzo- 
nym. Gdy  więc  po  npadku  Rzplitej  każdy 
urodzony  zost^  wielmożnym,  nawet 
i  ten,  który  nic  nie  znaczył  i  nic  nie  mógł, 
wówczas  starodawny  tytuł  „urodzony", 
nie  rozumiany  już  właściwie  i  stąd  nieraz 
wyśmiewany,  wyszedł  zupełnie  z  użycia. 

Urzędnik  w  gospodarstwie  wiejskiem 
znaczył  to  samo  w  XVI  w.,  co  ekonom 
XVn  i  XVIII,  a  co  rządca  folwarku 
dzisiaj ,  Anzelm  Gostomski,  wojewoda  raw- 
ski, autor  najlepszej  w  XVI  w.  polskiej 
książki  rolniczej  (wydanej  za  czasów  Ba 
torego)  p.  t.  „Gospodarstwo",  tak  pisze: 
„Urzędnik  ma  łąk  przyczyniać,  rolej  przy 
kopać  (z  pod  lasu),  jeśliże  kędy  jest  gnój 
wozić.  A  ma  rządnie  rolą  i  gnoje  spra- 
wować". —„Barci  aby  też  przyczyniał". — 
„Ma  zawżdy  ludzie  (robotników)  liczyć, 
abo  namiestnik  urzędników,  gdy  na  robo- 
tę wychodzą,  aby  wiedział  wiele  ich  w  te- 
godoiu  nie  robiło,  i  mają  się  zsobą  zawsze 


w  sobotę  rachować".  „Borów,  lasów,  jako 
oka  ma  pilnować,  coby  się  na  gajowniki 
nie  spuszczać".  „Urzędnik  ma  to  wszyst- 
ko opatrzyć,  dziury  w  izbach,  błony,  piece, 
aby  dymem  nie  ciekły", 

Urzfdy  dawne.  W  ustroju  narodu  le- 
chickiego  przed  przyjęciem  chrześcijań- 
stwa nie  istniaJo  ścisłe  rozgraniczenie  u* 
rzędów,  stanów  i  ich  nazw,  co  urobić  się 
mogło  dopiero  pod  wpływem  kultury  za- 
chodniej. W  najstarszych  dokumentach 
polskich  z  XII-go  i  Xni-go  wieku  są 
już  wzmianki  o  oześnikn  Mieczysława  Sta- 
rego, o  stolniku  i  kanclerza  Bolesława 
Wysokiego  ks.  śląskiego,  o  sędzi  nadwor- 
nym Henryka  Brodatego,  o  podkomorzym 
krakowskim  i  sandomierskim  Bolesława 
Wstydliwego.  W  r.  1249  wymieniony  jest 
Janko,  włodarz  {vlodarius)  poznański.  W 
przywileju  z  r.  1276  wymieniony  jest  jako 
świadek  łowczy  kaliski,  a  w  przywileju  z 
r.  1290  podstoli  kaliski,  w  r.  1291— skarb- 
nik, a  w  r.  1318  podczaszy.  Pierwsi  urzę- 
dnicy nie  byli  to  ludzie  utytułowani  tylko, 
ale  rzeczywiści  urzędnicy  do  u^ugi  na 
dworach  Piastów.  Kiedy  Polska  zlf^a  się 
w  jedno  państwo  i  książąt  udzielnych  za- 
brakło, wtedy  województwa  i  ziemie  z  da- 
wnych księstw  i  dzielnic  powstałe  zatrzy- 
mały to  urzędy  u  siebie  jako  wspomnienia 
i  pamiątki  historyczne.  Urzędnicy  zaś  na- 
dworni królewscy,  regales,-  regii,  lub,  jak 
król  ich  nazywał,  curiae  nostrae,  stali  się 
wtedy  koronnymi  i  wobec  tamtych,  t.  j. 
wojewódzkich  i  ziemskich,  przybierali  ty- 
tuł wielkich:  sitpremi,  magni.  Są  zatem 
dygnitarze  koronni  czyli  wielcy  na  całą 
Koronę,  jak  litewscy  na  całe  Wielkie 
Księstwo  Litewskie,  tak  jak  wojewódz- 
cy na  województwo,  ziemscy  na  ziemię, 
powiatowi  na  powiat.  Na  Ruś  Czerwo- 
ną przechodziły  te  urzędy  jeszcze  w  cza- 
sach udzielności  tej  ziemi.  Potem  do- 
piero zjawiają  się  kasztelanowie  i  sę- 
dziowie.   Jakiś  czas  jest    osobny  kanc- 


dbyGoot^le 


412 


URZĘDY  DAWNE. 


lerz  ruski  i  namiestnik  czyli  generalny 
sŁarosta  capitaneus  Russiae,  Za  Wlady- 
dawa,  Jagiełły  spotykamy  pierwszych  we 
Lwowie,  w  Haliczu  i  Przemyśla  chorą- 
żych, stolników,  podczaszych  i  t.  d.  Fotem 
zjawiają  się  podolscy  i  bełscy.  Pierwszy 
chorąży  wołyński  jest  pod  r.  1537.  Na  Li- 
twie urzędy  ziemskie  są  jeszcze  póżaiejsze, 
bo  choć  tytułów  polskich  już  za  Jagiełłów 
tam  nie  brak,  ale  nie  zawsze  przywiązane 
były  do  ziemi.  Korona  miała  tylko  mar- 
Bz^ów  wielkich  i  nadwom.,  sejmowych 
i  tryhonalskich.  Na  Litwie  zjawiają  się 
marszf^owie  ziemscy  i  zajmają  pierwsze 
miejsce  po  powiatach.  Do  ziemstwa  we- 
szły tam,  obok  przyjętych  z  Polski,  stare 
miejscowe  urzędy  z  czasów  dawnej  adziel- 
ności.  Zostali  więc  na  Żmndzi  ciwunowie, 
na  "Wołyniu  klucznicy,  po  innych  woje- 
wództwach horodniozowie,  mostowniczo- 
wie,  budowniczowie,  trakczaszowie,  koniu- 
Bzowie,  obożni  i  krajczowie.  Wojewódz- 
twa, pograniczne  od  Moskwy,  Turcyi,  Mul- 
tan  i  WtJoch,  miały  oddzielnych  sędziów 
pogranicznych.  W  Polsce  piastowskiej  u- 
rzędy  powstawE^y,  rozwijały  się  i  zosta- 
wały uświęcone  powagą  obyczaju.  Po  unii 
lubelskiej  już  teobjawy  życia  publicznego 
reguluje  prawo.  Wolynianie,  Bra(^awia- 
nie  i  Kijowianie  otrzymali  ziemstwa  w  ro- 
ku 1578,  ostatnie  województwo  Czernie- 
chowskie,  ustanowione  na  sejmie  r.  1685, 
otrzym^o  wszystkie  urzędy  ziemskie  na 
równi  z  Koroną.  Do  niektórych  urzędów 
przywiązane  były  pewne  obowiązki  i  zaję- 
cia. Miewali  czynności:  marszałek,  pod- 
komorzy, sędziowie  ziemscy  i  grodowi; 
podwojewodzy  Żydów  sądził,  komornicy 
wsie  mierzyli,  regentowie  akta  utrzymy- 
wali, łowczy  krakowski  dozorował  pusz- 
czy królewskiej  w  Niepołomicach,  wojski 
podczas  pospolitego  ruszenia  czuwfJ  nad 
bezpieczeństwem  rodzin  pozostałych  w 
domu.  Zato  obowiązki  wielu  innych  u- 
rzędów  redukowały  się  prawie  do  niczego, 
bo  np.  chorążowie,  miecznicy,  cześnicy, 


stolnicy,  mogli  byó  potrzebni  na  dworach 
książąt  piastowskich,  ale  po  ziemiach  i  po- 
wiatach już  tylko  nosili  tytuły,  jako  pa- 
miątkę narodowego  obyczaju.  Szlachta 
litewska  i  ruska,  zlewając  się  z  polską  i 
pragnąc  co  prędzej  zrównać  się  w  przywi- 
lejach, godnościach,  swobodach  i  cywili- 
zacyi  ze  szlachtą  koronną,  zachowując 
dawne  swoje  urzędy,  przyj-  całkowita 
hierarchię  ziemstwa  polskiego  na  dowód 
równouprawnienia.  Czyniono  to  z  wiel- 
kim pośpiechem,  i  jakby  dla  wynagrodze- 
nia, że  dłużej  czekano  na  urzędy  koronne, 
i  utworzono  liczniejsze,  niż  były  dawniej 
w  Polsce.  Z  województw  godności  prze- 
lewały się  na  powiaty,  a  nie  upłynęło  j&- 
dnego  wieka,  gdy  w  Litwie  i  na  Bnsi 
wszystkie  tytuły  były  już  podwójne,  t.  j. 
wojewódzkie  i  powiatowe.  W  Koronie 
były  one  trojakie,  t.  j.  wojewódzkie,  ziem- 
skie i  powiatowe,  tu  bowiem  wyrobiły  się 
trzy  bategorje  podziwu  administracyjne- 
go, województw  na  ziemie  a  ziem  na  po- 
wiaty,  gdy  w  Litwie  i  na  Rusi  ziem  nie 
znano,  tylko  województwa  i  powiaty.  Już 
na  dworach  książąt  piastowskich  urzędy 
zaczęły  się  rozdwajać.  Widzimy  cześni- 
ków  i  podczaszych,  stolników  i  podsto- 
lich  i  t.  d.  Ze  jednak  nazywano  ich  roz- 
maicie po  łacinie  i  same  urzędy  nie  były 
jasno  określone  przez  praktykę  i  prawo, 
bo  o  takich  rzeczach  stanowił  obyczaj, 
więc  dat  powstania  i  rozdwojenia  się  u- 
rzędów  mieć  nie  możemy.  Ze  wszystkie- 
go można  sądzić,  że  gdy  urzędnik  dwor- 
ski jako  dożywotni  podstarzał  się  i  spowa- 
żniał, musiał  potrzebować  zastępcy  do 
sp^niania  swoich  obowiązków:  chorąży — 
podchorążego,  stolnik— pod stolego,  skarb- 
nik podskarbiego,  czaśnik  —  podczaszego. 
Taki  zastępca  był  z  początku  niższym  u- 
rzędnikiem  od  swego  zwierzchnika,  ale  gdy 
urzędował  faktycznie  a  zwierzchnik  jego 
stał  się  już  tylko  tytularnym,  więc,  rzecz 
prosta,  że  niższy  nabrał  większego  znacze- 
nia od  wyższego.  Tym  sposobem  podskar- 


dbyGoot^le 


URZĘDY  DAWNE- 


418 


bi  zaczął  więcej  znaczyć  niż  skarbnik, 
podkomorzy  niż  komornik  i  t.  d.  Z  urzę- 
dów wyższych  powstawiJy  coraz  nowe  n- 
rzędy  niższe.  G-dy  nadworni  zostali  ko- 
ronnymi, a  potem  wielkimi,  pojawiają  się 
nowi  nadworni,  tamci  dla  Korony,  ci  niby 
dla  dworu  królewskiego.  Za  czasów  sas- 
kich zaczęły  wychodzió  kalendarzyki  po- 
lityczne, w  których  mamy  cale  rzesze  n- 
rzęduików  ziemskich,  obejmują  bowiem 
nietylko  dygnitarzy  wojewódzkich  ale  ca- 
le ziemstwa  w  ziemiach  i  powiatach,  któ- 
re choć  były  nieraz  maleńkie,  ubiegały  się 
jednak  o  posiadanie  wszystkich  urzędni- 
ków ziemskich,  tak,  że  czasem  przychodzi 
podziwiać,  skąd  wystarczyło  szlachty  na 
tyla  tytułowanych.  Jeszcze  dwaj  Sasi 
i  Stanisław  August  tworzą  nowe  ziemstwa. 
Tak  na  sejmie  w  r.  1726  powiaty:  Bydgo- 
ski, Radom8ki,Stężycki,  Piotrkowski,  Kru- 
świcki,  Kowalski,  UrzędowskiiZawakrzeń- 
ski  dost^y  nowe  ziemstwa.  Opoczyński 
w  r.  1736.  Czasem  nie  cale  odrazu,  bo 
powiat  nie  miał  tylu  obywateli,  żeby  na 
wszystkie  urzędy  starczyło,  więc  prosi  o 
kilka  tylko  ziemskich  urzędów,  a  wyje- 
dnawszy to,  w  lat  kilkanaście  lub  kilka- 
dziesiąt prosi  o  uzupełnienie  ziemstwa. 
Rzplita  nie  pozwalała  tylko  mnożyć  urzę- 
dów elekcyjnych,  bo  te  nie  były  godno- 
ściami bez  znaczenia,  ale  miały  juryzdyk- 
cję.  Urzędy  rozdawał  król,  a  obliczano^ 
2e  miał  do  rozdania  w  Polsce  do  40,000  u- 
rzędów.  Był  to  też  przeważny  jego  śro- 
dek do  jednania  sobie  umy^ów  i  wywie- 
rania wpływu  w  narodzie,  przynoszący 
jednak  nieraz  bardzo  wiele  przykrości  od 
ładzi  ambitnych,  którzy  nie  otrzymali  u- 
praguionych  dostojeństw.  Na  wybór  u- 
rzędników  z  juryzdykcją  prawo  obyczajo- 
we pozwaMo  wpływać  obywatelstwu  w 
ten  sposób,  ie  zwykle  na  sejmikach,  na 
ten  cel  umyślnie  zwoływanych,  wybiera- 
no po  4-ch  kandydatów  na  zawakowany 
urząd,  z  których  jednego  król  mianował 
według  swej  woli,  lubo  zwykle  tego,  kogo 


na  pierwszem  miejscu  postawiono.  W  po- 
dobny sposób  wybierano  podkomorzych 
i  sąd  ziemski,  złożony  z  trzech  urzędni- 
ków: sędziego,  podsędka  i  pisarza.  Kie- 
dy zaś  tych  rzeczywistych  urzędów  za- 
braldo,  ustanowiono  nowe  podkomorstwa 
i  sądy  ziemskie  wyłącznie  tytularne,  bo  i 
w  województwach:  Smoleńskiem  i  Czer- 
niechowskiem,  które  już  przestały  należeć 
do  Polski.  Stani^aw  Poniatowski  two- 
rzył nowe  ziemstwa.  Hetmanów  i  podskar- 
bich nadwornych,  którzy  pierwej  nie  za- 
siadali w  senacie,  wprowadził  do  senatu, 
ustanowił  kasztelanję  mazowiecką,  buską, 
owrucką,  żytomierską  i  łukowską.  Liczbę 
senatorów  powiększył  za  tego  panowania 
arcybiskup  metropolita  kijowski  nnii.  U- 
stanowiono  sekretarzów  wielkich  świec- 
kich i  trzech  pisarzów  wielkich  w  Koronie, 
na  wzór  Litwy  i  t.  d.  Stanisław  August 
bowiem  z  rozdawnictwa  urzędów  zrobił 
środek  polityczny,  ażeby  miał  więcej  do 
rozdania,  tworzył  nowe  urzędy.  A*  do- 
piero postanowiona  w  r.  1776  Rada  Nieu- 
stająca wiele  tych  praw  rozdawniczych 
odjęła  królowi.  Teraz  już  nie  mógł  on 
nominować,  kogo  chciał,  ale  kogo  mu  Ra- 
da przedstawiła,  jednego  z  trzech  kandy- 
datów. Odebrano  królowi  nawet  szafu- 
net  starostw,  które  rozdano  w  wieczyste 
dzierżawy.  Najwięcej  fikcyjnych  czyh  ty- 
tularnych urzędów  było  w  trzech  woje- 
wództwach inflanckich :  Pamawskiem, 
Dorpackiem  i  Wendeńskiera,  które  w  ro- 
ku 1620  stracone  zostały,  ale  do  r.  1660 
należały  jeszcze  prawnie  do  Polaki,  a  pó- 
źniej już  tylko  w  małej  cząstce  pozosta- 
wały pod  nazwą  województwa  Inflanckie- 
go. Jedni  dla  pamiątki  historycznej,  inni 
z  próżności,  gdy  w  swoich  ziemiach  nie 
mogli  się  do  żadnej  godności  docisnąć, 
starali  się  i  otrzymywali  od  króla  urzędy 
pamawskie,  dorpackie  lub  wendeńskie, 
tak  że  powstało  nawet  przyłowie  o  „wen- 
deńskich  urzędnikach".  Wskutek  bogac- 
twa języka  polskiego,  żony  i  potomkowie 


dbyGoot^le 


URZĘDY  DAWNK. 


urzędników  mogli  korzystać  do  woU  z  ty- 
tułów ojcowskich  i  dziadowskich. Zona  wo- 
jewody była  wojewodziną,  syn  wojewodzi- 
cem,  wnuk  wojewodzicowiczem,  żona  wnu- 
ka wojewodzicowiczową.  Pani  Krasicka, 
żona  posła  czerni  echo  wski  ego,  choó  już  to 
województwo  nie  należało  do  Polski,  ka- 
zała się  drukować  na  biletach  wizytowych 
„postowa  czemiechowska".  Ile  razy  cu- 
dzoziemcy przychodzili  do  znaczenia  i  rzą- 
dów w  Polsce,  tylekroć  rozpoczynała  się 
ich  frymarka  i  sprzedawanie  urzędów. 
Tak  gdy  Zygmunt  I  zestarzał  się,  królowa 
Bona  poczęła  obyczajem  włoskim  sprze- 
dawać urzędy.  W  wieku  następnym  tego 
samego  dopuszczały  się  Marja  Ludwika 
i  Marja  Kazimiera.  Za  Sasów  minister 
Bryl  zbogacił  się,  sprzedając  krzesła  sena- 
torskie, ordery,  biskupstwa  i  urzędy  ziem- 
skie. Ksiąię  Karol  Radziwiłł  , panie  ko- 
chanku' d^  mu  dwa  miijony  złotych  za 
godność  wojewody  wileńskiego.  Pod  ko- 
niec bytu  Rzplitej,  na  sejmie  czteroletnim, 
podniesiono  konieczność  rf^formy  urzędów, 
a  zwłaszcza  potrzebę  zmniejszenia  liczby 
16-tn  urzędów  ministerjalnych  do  polowy 
lub  więcej.  Dlngosz  w  XV  w.  surowo  kry- 
tykuje, że  urzędy  publiczne  w  Polsce  nie 
są  roczne,  lecz  dożywotnie:  „który  to  oby- 
czaj nie  wiem  azali  komu  z  rozsądnych 
podobać  się  nie  może.  Roczną  bowiem  ko- 
leją zmieniać  przełożonych  i  urzędników 
(podżug  Długosza)  jest  zbawienną  dla  o- 
gółu  i  walną  zasadą  Rzplitej.  Powaga 
panującego  staje  się  groźniejszą  i  tem 
większe  uzyskuje  posłuszeństwo  i  uszano- 
wanie, gdy  urzędnik  zmianie  podlegać 
może".  „Przybyszów  obcych  i  ładzi  cu- 
dzych rzadko  Polacy  przypuszczają  do 
rządu  i  urzędów,  chociażby  nawet  celowa- 
li dowcipem  Inb  obyczajami;  a  jeżeli  to  się 
trafi,  to  chyba  po  długim  czasie  i  nigdy 
bez  zawiści".  Niezależnie  od  artykułów 
podanych  w  niniejszej  encyklop,  o  prawie 
wszystkich  dawnych  urzędach  i  tytułach, 
dołączamy  tutaj  spis  ich  nazw  polskich 


i  łacińskich: 

Aguatductor  lub  Rormagisttr  —  urzędnik,  zawiadu- 
jący wodociągami  w  więkaiych  miastach  da- 
wnej Polski. 


BudoWDirzy  —  arcAiUctus,  aedilis. 

Bliritrabia  —  bur'ggravius,  burgrabiut. 

Burmistrz  —  proconsul,  magister  cniiuin. 

Ccchmistrs  —  cechmagister. 

Celnik  —  telonarius,  teloneater. 

Chorąiy  —  vrxitlifer,  signf/er, 

Chorąiy  petyhoreki  —  vtxil.  eataphractae,  cohorlis. 

CłWUD  —  tivunus. 

Oześnik  —  pincema,  pocillalor. 

Delegat  —  deUgatm,  legalui. 

Deputat  —  depulalus. 

Dozorca  —  cuslos,  inifeclor,  curalor. 

Dworzanin  — aulicus. 

Ekonom  — otconomus,  eeoHomus. 

General  —  gtneralit. 

Grododzierżca  —  casttlłamis. 

Hetman  —  dux  txerciius,  princtps  mililum,  extrci- 


HetiD&n   wielki  koronny  lub  litewski  —  lufremus 

Jux  txtrciluiiin  Rtgni  lub  M.  D.  LitvaHiae. 
Hetman  polny  —  campfducior. 
Horodniczy  —  arcis,  caUetli  praeftctus. 
Inctygator  —  insłigalor. 
Kanclerz  —  cancełlarius. 
Kapitan  — fraf/eclus  cehcrlis. 
Kasztelan  —  casteilanus. 
Kasztelanie  —  caileiiamda. 


Kluc 


-  prom. 


Komisarz  ' 

Komornik  —  camtrarius. 

Koniuszy  —  prarftclus  stabuli. 

Koniuszy  wiel.   koronny  —  magiiUr  ilabuli   rtgni. 

Krajczy  —  incuor. 

Krajczy  koronny   lub  litewski  —  inciscr  rtgni  Po- 

loniae  tub  magiii  dućalus  Lilvaniat. 
Ksi^ię  —  princcps,  dux. 
Kuchmistrz  —  prarfeclut  culinat. 
Kustosz  —  cuslos. 
Łnwnik  —  assessor,  scabinus. 
r^iwczy  —  1-tnator;   lowczy   nadworny   —  ■vinator 

au/iais. 
Margrabia  —  marchia. 
Marszałek  —  martsckakm. 
Marszałek  wielki  koronny  lub  litewski  —  Magnus 

regni  Peloniae  aut  Magni  ducatus  T.ilvamat  ma- 

reschakut. 
Miecznik  —  ensiftr. 
Miernik,  mierniczy  —  gtomelra. 
Mostowniciy  —  prot/tctus  pontium, 
Namiestnik,  isatępca  —  vicarius,    victsgerens,  tom- 


dbyGoof^le 


URZĘDY  DAWNE. 


415 


Notarjuss  —  notaritts. 
Oboioy  —  castrametator. 
Opat  —  abbas. 
Piiarz  —   scriba  w  nilsmio, 


w  wyteiem 


Piwniciy  —  ctllarius. 

Poborca  —  exactor. 

PodchOTąŻj  —  subsigni/er,  vii:arius  vexilliftri. 

Podczaszy  —  prncerna,  pociUalor;  podczftBZyiia  — 
uxor.  coiiiui  pBCitlatoris:  po<l''ZBeEyc  —  fiUus 
focillaioris;  podciMiank*  —    Ulia  pacillaloris. 

Poctkanclerzy  —  ■Bice-cajutUarius. 

Podkomoizy  —  succamerarius. 

PodkoniuBEy  —  suhprae/Ktus  slabuli. 

Podsędek  —  subJHdcx. 

Podskarbi  —  Ihesaurarius. 

PodstaFmta  —  vicfcapitaneus. 

Podaloli  —  subdapifer. 

Podwojewodiy  —  vict-paU\Unus. 

Poseł  —  Ugatus. 

Pryma*  —  primaz.princrjtarchiepfscopcrum. 

Pułkownik  —  coJonellus. 

BacbmiAtrz  —  calculalor. 

Rajca  —  coniul,  vir  consularts, 

Eefenndarz  —  referendarius. 

Begent  —  regens. 

Regestmnt  —  rcgistratcr. 

RcgimpntaM  —  ngimentarius. 

SebteUn  —  secretaritts. 

Senator  —  senator. 

Sędzia  ziemski  —  Judex  lerrtttris. 

Sędzia  grodzki  —  judex  castrtr.sis. 

Skarbnik  —  ihesaurarius. 

SoJtys  —  sciillelus,  sołectwo  —  s^ultetiae. 

Stanowniczy  —  kospitierum    mililarium  dtsignaior 

StaroBta  —  capilaneus. 

Stolnik  —  dafifer. 

Strawnik  —  conTiclor. 

Szambelan  lub  podkomorzy  królewski— fam^rar/Bf, 

Wice-gerent  —   vices-gerens. 
Wlodari  —  vlodarius. 
Wojewoda  —  palalinus. 
Wojewodzie  — ■  palatinida. 
Wojski  —  tribunus. 

Woiny  —  minislerialis  lub  praeco,  wofuy  jenerał- 
ny  albo  jenerał  na  cale  województwo— ^^tfraA^ 

Wójt  miejski  —  advocatus,  praetor. 

itupnik  —  zuparius,  salinator,  pratfecttts  salinarum. 

Ks.  Franciszek  Jezierski,  ostry  kiytyk 
■wszystkich  przestarzałych  urządzeń  Rzpli- 
tej.  tak  pisze  za  czasów  Staui^awa  Augu- 
sta o  urzędach  tytularnych:  ,Co  zaś  jeat 
pooitojące  rozum  i  prawdę  w  nałoga  rzą- 


du krajowego  i  w  przyjętym  mniemaain, 
to  zapewne  to,  że  nic  nie  znaczące  urzędy 
są  w  poważaniu,  a  istotnie  potrzebne,  w^ 
których  sprawowaniu  zawisło  bezpieczeń- 
stwo interesów  publicznych  (jakim  jest  u- 
rząd  trzymających  pocztę),  sązaniedbane  w 
znaczeniu".  Pierwsze  spisy  senatorów  tak 
koronnych  jak  litewskich  ułożył  Niesiecki 
(.Korona  Polska",  4  tomy,  Lwów,  1728— 
1743,  wydana  powtórnie  przez  J.  N.  Bo- 
browicza  p.  t.:  „Herbarz  polski  Kaspra 
Niosieckiego  S.  J."  10  tomów.  Lipsk  1839 
— 1846).  Lelewel,  dop^niając  Niesieckie- 
go,  ułożył  spisy  kasztelanów  drążkowych 
(podane  w  wydania  Nieaieckiego  u  Bobro- 
wicza),  nadto  ułożył  spisy  wojewodów  i 
kasztelanów  średniowiecznych  (.Polska  i 
rzeczy  jej",  t.IV,  [IX]  str.  155-218).  Pra- 
ce Niosieckiego  i  Lelewela  z  małymi  doda- 
tkami przedrukowi^  w  swoim  herbarzu 
Czarnecki  (Gniezno.  1875  - 1881).  Naj- 
większą wartość  mają  na  tern  pola  Jnljana 
Bartoszewicza  .Tablice  historyczne"  druk 
w  Bibljotece  Warsz.  od  r.  1860—1865,  a 
mianowicie:  Cześnicy,  Podstolo^ł  ie,  Kraj- 
czowie,  Podczaszowie,  Stolnikowie,  Ko- 
niuszowie,  Kuchmistrzowie,  Miecznikowie, 
Chorążowie  i  Pisarze  wielcy.  Nadto  po- 
mieścił Bartoszewicz  w  Encyklopedyi  po- 
wszechnej spisy:  Hetmanów,  Kanclerzy  i 
Wojskich.  Brak  źród^  nie  pozwolił  mu 
potężnej  tej  pracy  wykończyć.  Jul.  Bleaz- 
czyński,  znakomity  swego  czasu  heraldyk 
w  Warszawie,  ułożył  „Spis  senatorów  i  dy- 
gnitarzy koronnych  (świeckich)  W  XVIII 
wieka,  wydrukowany  jako  dodatek  do  3 
tomu  „Monografii  historyczno- genealogi- 
cznych" Stan.  Kossakowskiego  (Warsza- 
wa, 1872  r.)  i  stanowiący  3-cią  częsó  tego 
toma.  Roman  Maurer  opracowtJ:  „Urzę- 
dnicy kancelaryjni  Władysława  Jagiełły" 
(Warszawa;  1877  r.  odbitka  z  Bibl. Warsz.). 
Następnie  wydał  w  Brodach  r.  1881  „Urzę- 
dnicy kancelaryjni  królów  polskich  z  lat 
1434—1506'  i  znowu  w  Brodach  r.  1884: 
„JJrz^dmcy  kancelaryjni  książąt  i  królów 


dbyGoot^le 


416 


USAJJOWOLNIENIE. — USTAWA. 


polskich  ai  do  r.  1386".Satur.  Kwiatkow- 
ski jest  aatorem  pracy:  „Urzędnicy  kan- 
celaryjni koronni  i  dworacy  z  czasów  Wła- 
dysława III  Warneńczyka  (1434—1444) 
Kraków,  1883  r.,  a  p.  Buazyński  ułożył 
spis  senatorów  Żmndzkich  w  opisie  po- 
wiatu Kosicńskiego  (Wilno,  1874  r.).  Jó- 
zef Wolf  przysłużył  się  literaturze  histo- 
rycznej naszej  gruntowną  pracą  p.  tyt.: 
^Senatorowie  i  dygnitarze  Wielkiego  Księ- 
stwa Litewskiego(1386— 1795)",  Kraków, 
1885  rok.  Ocenę  i  dopełnienia  do  po- 
wytezego  dzi^a  podał  pod  tytnłem:  „Do- 
stojnicy litewscy"  Stanisław  Pta8zy(^  w 
Ateneum  (oddzielna  odbitka  w  Warszawie 
r.  1886).  Dużo  mateijalu  w  tym  kierun- 
ku zawiera  również  dzi^o  Zygm.  Radzi- 
mitiskiego  i  Kulikowskiego  p.  t.  „Kniazio- 
wie i  szlachta  na  Rusi". 

Usamowolnienia.  Z  pod  władzy  rodzi- 
ców wychodziły  dzieci  przez  nsamowolnie- 
nie,  co  następowało  przez  dany  im  udział 
w  majątku,  gdy  rodzice  dozwolili  dziecku 
stanowić  oddzielne  gospodarstwo,  już  je 
2  pod  władzy  swej  przez  to  samo  wypusz- 
czając. Usąmowolnienie  niepełnoletnich 
do  działaii  prawnych  odbywało  się  jedynie 
per  scripłum  principis,  i.  j.  przywilejem  z 
kancelaryi  królewskiej.  Czacki  przytacza 
przywilej  taki  Zygmunta  I  z  roku  1539, 
brzmiący  w  tłómaczenin  polskiem:  „(Hy 
Jan  ze  Zbąszyna,  liczący  rok  17-y,  pobił 
szczęśhwie  Tatarów  pod  Kałuszem  i  od  na- 
szego hetmana  do  Haaów  Nahajskiego  i 
Perekopskiego  w  naszem  imieniu  posłany 
sprawił  się  należycie,  przeto  tegoż  Jana 
ze  Zbąszyna  uznajemy  za^ugami  wyż- 
szego nad  wiek  i  do  wszelkich  urzędów 
i  prowadzenia  własnych  spraw  za  zdolne- 
go ogłaszamy.  Jeśhby  opiekunowie  jego 
mieli  co  do  przytoczenia  w  dowodzie,  że 
takie  dodanie  lat  mogłoby  mu  być  szko- 
dliwem,  obowiązani  są  donieść  nam  o  tem 
w  ciągu  2  miesięcy". 

Usarz  ob.  Jazda  polska  Enc.  Siar. 
t.  II,  str.  286. 


Ustawa.  Tak  nazywano  dawniej  nie- 
tylko  konstytucje,  statuty  i  uchwały  sej- 
mowe (w  r.  1569  wydane  zostało  dzieło 
„Ustawy  prawa  Polskiego'),  ale  i  ostaną- 
wiane  przez  wojewodów  a  ogłaszane  w 
miastach  taksy  na  przedmioty  żywności, 
na  wyroby  rękodzielnicze  i  rozmaite  to- 
wary. Już  w  r.  1451  postanowiono  (  Vol. 
leg.  I,  f,  158),  że  ustawy  podobne  dla  kap- 
ców i  rzemieślników  czynić  mają  wojewo- 
dowie, każdy  w  swojem  województwie.  W 
r.  1565  dodano,  że  ustawy  takie  mają  być 
czynione  t.  j.  ogłaszane  przy  urzędzie 
miejskim  „przynajmniej  dwa  ra^  w  rok". 
Ustawy  mająobejmować  wszystkie  rzeczy, 
które  się  w  tych  państwach  rodzą  i  ktćre 
robią,  okrom  zboża,  także  i  obce  wedle 
świadectw  prawdziwych  i  dowodów,  ja- 
kie są  ceny  i  przedawania  tych  rzeczy 
w  cudzych  ziemiach.  A  jeśliby  kto  in- 
szym jakim  niezwyczajnym  obyczajem 
i  formą  rzeczy  rzemieślnicze  mieć  chciał, 
te  tak  zapłaci,  jako  się  z  rzemieślnikiem 
będzie  mógł  zgodzić  i  stargować.  Dalej 
postanowiono  wówczas,  aby  każda  ustawa, 
w  głównych  miastach  nczyniona,  po  mia- 
stach i  miasteczkach  królewskich,  du- 
chownych i  świeckich  była  publikowana 
i  na  piśmie  wszystkim  wydana,  którzyby 
jeno  chcieli,  wedle  której  wszystko  wszę- 
dzie czyniono  i  przedawano  być  ma,  a  kto- 
by  ustawę  przestąpił,  przez  woźnego  albo 
sługę  podwojskiego,  prawnego  wójtow- 
skiego, przed  burmistrza,  gdzie  nstawę 
przest^ił,  pozwany  być  ma,  a  burmistrz 
bez  wszelkich  odwłok  takiego  przestępni- 
ka  winą  14  grzywien  karać  powinien. 
Której  to  winy  pc^owica  wojewodzie,  a 
druga  połowica  stronie  instygującej  odda- 
ną będzie.  Burmistrzowie  nie  przestrze- 
gający ustawy  mieU  być  przez  wojewo- 
dów albo  ich  podwój  ewodzych  pozwani 
na  ratusz  i  winą  100  grzywien  polskich 
karani,  której  to  winy  dwie  części  dla  kró- 
la a  trzecia  szła  dla  wojewody.  Vol.  leg. 
przytaczają  następującą  l/stawę  vendił)i- 


dbyGoot^le 


WACEK.— "WAGI   I  MIARY. 


lium  Króla  Zygmunta   I  roku  1524,  w 
Krakowie  uczynioną. 

Funt  [HeprEU  po  gro»zf  S. 
Funt  (zafranu  po  kupie. 
Funt  imtneru  po  groszy  8. 
FuDt  gwoździków  za  p6ł  kopy. 
Funt  cynamoDa  za  p61  kopy. 
Funt  kwiatu  muezlcatolowego  za  pól  kopy. 
Kamień  cukru  za  póltrrecia  dotego. 
Kamień  oliwy  za  czterdzieści  groszy. 
Kamień  migdałów  weneckich  za  3  wiardunki. 
Kamień  migdatów,  które  zGdańaka  przychodzą,  za 
pól  kopy. 


Kamień  wielkich  rozyoków  za  grwzy  15. 

Kamień  małych  rozyoków  za  pół  kopy. 

Kamień  rylu  za  groszy  18. 

FuDt  kminu  za  grosz  jeden. 

Wina  seremBkie  kwarta  za  półtora  grosza. 

Wioa  ziemski^o   węgienkii^    kwarta  najdiDlaj 

groBz  ma  być  placoDa. 
Małmaiyi  greckiej  kwarta  za  groezy  2. 
Matmazyi  wloekiej  i  mnszkateli  kwarta  nie  ma  być 

płacona  drożej  nad  grosi;  3. 
Ktoby  korzenia  i  rzeczy  przeneczonych  za  taką  ce- 
nę nie  mó^  przedać,   nie  ma  ich  pod  utratą  onycb 
do  Królestwa  wwozić  ani  wywozić. 


Z  dników  polskich  wieku  XVI. 


WaCfik  —  W  dawnej  polszczyżnie  wore- 
czek kieszonkowy  na  pieniądze,  skórzany 
lab  płócienny,  inaczej  barska,  kaletka. 
"Wackarzem  zwano  rzemieślnika,  który  ta- 
kowe wyrabiał. 

Wadjum.  W  prawach  polskich  vadium 
znaczyło  karę  umowną  za  niedop^nienie 
obowiązków  umownych,  oznaczało  takie 
zagro2enie  karą  za  przekroczenie  zakazu 
lub  na  wypadek  uczynienia  jakowego 
gwałtu  w  t.  zw.  przechwałkach  i  od- 
powiedziach. W  procesie  znaczyło  su- 
mę wziętą  od  strony  dla  zmnazenia  jej  uczy- 
nienia zadość  wyrokowi  sądowemu.  Wkoń- 
cu  znaczyło  umowę  losową,  a  wtedy  by- 
wały vadia  dupUcała,  tripUcata  i  t.  p.  W 
W  statucie  Litewskim  Tiadium  nazywa  się 
słusznie  po  polska  z  a  r  ę  k  a  a  niekiedy 
zakład.  Pismo,  przez  które  taka  zarę- 
ka  była  zf^ożona,  nazywało  się  .listem  za- 
ręcznym".  (Ob.  w  rozd.  I  art.  25  i  26,  w 
roz.  III  art.  31  i  w  roz.  IV  art.  74). 

Wsdowłts.  Przysłowiu  polskiemu:  ,Dzię- 

EBCfUopBdJa  rtiuopoliU,  tom  IT. 


kuję  ci,  aksamicie,  kłaniają  się  Wadowicie" 
dał  początek  Marcin  Wadowita  (ur.  1567 
r.,  zm.  1641  r.),  który  acz  z  luda  pochodził, 
pracą  i  nauką  dosięgnąl  wysokich  godno- 
ści, był  także  rektorem  akademii  krakow- 
skiej. On  to,  gdy  po  raz  pierwszy  wdzi^ 
na  siebie  togę  z  aksamitem,  a  ci,  co  go 
pierwej  lekceważyli  z  powodu  nizkiego 
urodzenia,  teraz  pokłon  oddać  musieli, 
ująwszy  w  rękę  koniec  owej  szaty  dygni- 
tarskiej, miał  powiedzieć:  .Dziękuję  d, 
aksamicie...",  co  powtarzane  z  ust  do  ust^ 
stało  się  przysłowiem. 

Wagi  i  miary  ob.  Miary  i  wagi  w 
dawnej  Polsce  {£nc.  Siar.  III,  str. 
204).  Prof.  Bruckner  wylicza  przyswojo- 
ne przez  język  polski  z  niemieckiogo  na- 
zwy miar  i  wag,  np.:  mila,  cal,  wierteł, 
iaszt,  klofta,  iaira^  mędel,  tachry,  tuziny, 
drelinki,  fodry  ipćlfodry,  fasy,  musy,  ku- 
chy, luty,  Jiracyntle,  fanczlibru,  kloba, 
szalki,  reza,  grundwaga,  bUjczyk,  sznurka, 
sztuka,  szychta. 


dbyGoot^le 


418 


WAKACJE.— WARCABY. 


WakaCJA,  czyli  czas  ktulego  wypoczyn- 
ku, trw^y  zwykle  po  dawnych  szkołach 
jdzaickich  od  dnia  św.  Ignacego  do  św. 
Idziego  czyli  od  ostatniego  lipca  przez 
sierpień  do  d.  I-go  wrzeńnia.  Po  akade- 
mjach  były  w  tym  czasie  takte  wakacje. 

Wakancja,  wakowanie,  otworzenie  się 
jakiego  miejsca,  zwłaszcza  urzęda  ziem- 
skiego. W  r.  1374  postanowiono,  iż  wa- 
kaacje  ma  król  rozdawać  nohilibus  indige- 
nis  bene  merilis,  possessionatis  ( Vol.  leg- 
I,  f.  5.7  oraz  f.  90  i  f.  248).  W  r.  1676  po- 
stanowiono prawo  o  rozdawaniu  kaduków. 
Przed  sejmem  walnym  koronnym  imme- 
diate  przypadłe,  na  początku  tego^  sejmu 
rozdawane  być  mają.  A  gdzieby  wątpli- 
wo^  o  prawie  królewskim  była,  ma  być 
o  tym  na  tymże  sejmie  koduicja.  Wyjąw- 
szy miejskie  kaduki,  które  do  szafunkn 
wolnego  królewskiego  należą.  Wakancja- 
mi  w  ziemiach  Pruskich  wedłag  przywi- 
leju incorporationis  i  kaucyi  od  Królów 
danej,  Król  ma  dysponować  (  Vol.  leg.  IV, 
f.  132),  O  wakancjach  w  w-dztwie  Smo- 
leńskiem vide  sub.  Ul.  Województwa:  Smo- 
leńskie. Wakancje  Ministeriorum  belli^ 
aby  sejmów  nie  trudniły,  abhinc  ad  jus 
Majestaticum  należeć  mają. 

Wanda,  starożytne  niewieście  imię  pol- 
skie. Prawie  u  wszystkich  narodów  imio- 
na pierwotne  dla  ludzi  brano  z  nazwań 
różnych  przedmiotów,  zwierząt,  kwiatów 
wyróżniających  się  pewnymi  przymiotami. 
Z  imion  niewieścich  polskich  dochowały 
się:  Wanda  i  Bzepka.  Pierwsze  oznacza 
narzędzie  do  łowienia  ryb  przynęconych, 
a  więc  symbol  pociągania  i  przynęty,  dru- 
gie jest  nazwą  warzywa,  będącego  symbo- 
lem jędrności  ciała.  O  Wandzie,  córce 
Krakusa,  pisze  Kromer,  powtarzając  ^o- 
wo  w  słowo  Długosza:  n^y^"-  Wanda  uro- 
dy nadobnej,  tak,  że  słusznie  ją  Wendą, 
jakoby  wędką  nazwano,  bo  uroda  jej  przy- 
patrujących się  ku  sobie  pociągała".  W 
języku  rosyjskim  dotąd  uaiua  zowie  się'pe- 
wien  przyrząd  rybacki,  a  BaiwoBiimirb— 


rybak  łowiący  takowym.  W  dźwiękach 
nosowych  ludu  mazurskiego  węda  rybacka 
także  bliższą  jest  brzmienia  wandy.  Zj. 
Górnicki  za  czasów  Zygmunta  Angosta 
daje  przestrogę  dworzaninowi,  .aby  Ł^ 
przyjaźnią  oie  ułowił,  jako  pokarmem  lyba 
na  wędzie" . 

Warcaby  lub  arcaby.  Qm  znana  po- 
wszechnie i  oddawna.  W  a  r  c  a  b,  pionek 
czyli  bierka  do  grania  na  warcabnicy, 
t.  j.  desce  z  wymalowaną  na  niej  szacho- 
wnicą. Ł.  Gołębiowski  pisze:  Dawno  zna- 
ne ojcomnaszymgry  w  warcaby  i  sza- 
chy, w  jednej  i  drugiej  chodzi  zwykle  o 
^wę  z  wygranej,  „rzadko  gdzie  widzieć 
się  daje,  aieby  grającym  szło  o  pieniądze" . 
Warcabnica  polska,  jak  w  Encyklopedyi 
par  ordre  des  malieres,  w  tomie  10-ym 
matematyki  pod  iyt.  Jeupc  widzimy,  miała 
10  rzędówal00pól(50białychityleż czar- 
nych), więc  po  20  warcabów  z  oba  stron 
stawiano.  Później  przyjęto  warcabnicę 
szachową  8-rzędową,  w  każdym  po  8  pól 
(4  czarne  i  4  białe  mającą)  czyli  64  polo- 
wą. '  Jedna  strona  miała  12  kamieni  war- 
cabnych  czyli  bierek  białych  do  jeżdże- 
nia po  32  polach  białych,  a  droga  tyleż 
czarnych  i  pól  czarnych.  Dwojaka  była 
gra  w  warcaby:  polska  i  obca  (którą  roz- 
maicie francaską,  angielską,  hiszpańską 
nazywano).  W  pierwszej  poważny  postęp 
i  dlatego  we  Francyi  nawet  dawano  jej 
pierwszeństwo,  ale  była  to  podobno  owa 
zapomniana  już  gra  u  nas,  w  której  po  20 
warcabów  każda  strona  na  szachbwnicy 
lOOpolowej  stawiała.  Piesek  tu  bił  z  przo- 
du tylko,  dama  (2  bierki  jedna  na  drugiej) 
ten  tylko  miała  przywilej,  że  mogła  bió 
z  przodu  i  z  tyłu.  Ody  kto  bió  zapomniał, 
brano  mu  chucha,  t.  j.  bierkę,  którą  bió 
należało.  Kiedy  się  nie  dopuści  przeciwni- 
ka do  damy,  t.j.  do  ostatniego  rzędu  sw^o- 
jego,  taka  wygrana  „suchą"  się  zowie,  a 
dawniej  .biały  mnich".  Suchą  biorący, 
czyli  białemi  warcabami  grający,  nazywskt 
się  „białoskómik",  czarnymi  „czarnoskór- 


dbyGoot^le 


WARDĘGA— WARTY. 


419 


nik"  (Dykcjonarz  Trotza).  Mniej  znaczy- 
ło wybid  bierki  przeciwnikowi,  niż  tak  go 
zamknąć,  ieby  się  ruszyć  nie  mógł.  „Ro- 
zegrana* była  wtody,  gdy  jeden  drogiego 
zamknąć  i  pokonać  nie  mógł.  "W  grze 
cudzoziemskiej,  przedtem  nil  się  dojdzie 
do  damy,  piesek  bije  z  przodu  i  z  tyłu,  a 
dama  po  oałem  polu.  W  grze  jednej  i  dro- 
giej wiele  zale2y  na  prędszem  dostaniu  się 
do  d  a  m  y.  Zysk  polega  na  tem,  żeby  je- 
dnego poświęcając, 
dwa  lub  trzy  zabić 
przeciwnikowi,  bok 
jaki  lub  órodek  ogo- 
łocić i  damę  osią- 
gnąć, z  którą  się  wo- 
juje łatwiej.  Dwo- 
rzanie i  zakonnicy 
grywali  w  warcaby 
najbieglej.  Kadłu- 
bek w  kronice  swej 
pisze,  ie  nasz  Kazi- 
mierz Sprawiedli- 
wy, grając  (niewąt- 
pliwie nie  na  pienią- 
dze) z  jakimś  Ją- 
,  dworzaninem 
awoim,  w  bierki,  otrzymał  odeń  policzek, 
ale  widząc,  £e  sam  dał  powód  niższemu 
do  uniesienia,  nie  mścił  się,  ani  ukarał  zu- 
chwalca. Zakazał  tej  gry  Kazimierz  Wiel- 
ki, z  powodu,  że  musiano  już  grywać  na 
pieniądze,  albo  powstawały  łacno  zwady. 
Ustawa  cechu  rzeiników  poznańskich  z  r. 
1571  zakazuje,  aby  żaden  rzeżnik  cecho- 
wy nie  ważył  się  z  katem  ani  bnUem  (opra- 
wcą) grać  w  karty,  kostki  ani  a  r  c  a  b  y. 

Wardęga  —  wyraz,  który  używano  raz 
w  znaczeniu  włóczęgi,  to  znown:  wartości, 
oszacowania  i  dobytku. 

Warkocz,  inaczej  kosa,  włosy  splecio- 
ne u  dziewic,  są  najcelniejszą  ozdobą  ich 
głowy  i  symbolem  ich  dziewictwa,  z  wple- 
cioną w  koniec  warkocza  czerwoną  wstąż- 
ką. Dziewice  polskie  splatały  zawsze  wło- 
sy w  jeden  lub  dwa  warkocze,  które  bądź 


Kamieii  warcabowa  króla 
Stefana  Batorego. 


spływają  na  plecy,  bąd£  okrążają  dok(da 
głowę.  Fannie  młodej  przy  oczepinach 
ucinano  warkocz,  zostawiając  tylko  „kę- 
dry",  bo  mężatkom  nie  godziło  się  nosió 
i  trefić  warkoczy,  ale  dozgonnie  zawijać 
rąbkiem.  Obcinano  i  pannom,  gdy  utra- 
ciły wieniec.  Stąd  do  ślubu  rozplatają 
im  warkocz,  żeby  świat  widział,  że  nie 
mają  włosów  obciętych.  (Ob.  Posag, 
Enc.  Star.  t.  IV,  str.  102). 

Warna,  ■i^'^^  Warną  pogjnęli  nasi 
marno".  Takie  powstało  przysłowie  po 
klęsce  poniesionej  przez  Polaków  w  bitwie 
z  Turkami  za  Dunajem  d.  20  listopada 
1444  r.,  gdzie  poległ  i  20-letni  król  Włady- 
sław Jagiellończyk. 

Warszawa.  O  W^arszawie  były  różne 
przy^owia  polskie,  np.:  1)  Będziesz  ty 
z  Litwy  albo  Kijowa,  gdy  masz  co  w  mie- 
szku. Warszawa  schowa.  2)  Choć  Warsza- 
wa ciasna,  ale  jasna.  3)  Do  Warszawy  po 
buty,  do  Krakowa  po  żonę.  4)  Kto  nie 
umie  kraść  i  oszukiwać,  nie  ma  się  po  co 
w  Warszawie  znajdywać.  5)  Lepiej  w 
nocy  na  wsi,  niż  w  dzień  w  Warszawie.  6) 
Posda  bieda  do  Warszawy,  i  tam  uie  ma 
wielkiej  sławy.  7)  Warszawa  nie  Podla- 
sie, kupiłem  ja,  kup  i  wasze.  8)  Wszyst- 
kiego w  Warszawie  dostanie,  tylko  ojca 
i  matki  nie  dostanie.  9)  Warszawa  matka, 
Kraków  ojciec  10)  Warszawy  nie  zadzi- 
wisz. Ił)  W  Warszawie  taki  zwyczaj: 
kiedy  nie  masz,  nie  pożyczaj.  12)  W  War- 
szawie, w  Krakowie  i  we  Lwowie,  kto  bez 
grosza,  głodu  aię  dowie.  13)  Warszawski 
trzewik,  toruński  piernik,  wódka  gdańska 
i  panna  krakowska,  najlepsze  są  w  Polsce. 
14)  Wyszczekana,  jak  przekupka  war- 
szawska. (O  nazwie  ob.  Enc.  StX.  U,  s.  268). 

Wartołka,  warchołka  ob.  Cyga 
(Enc.  Siar.  1. 1,  str.  264). 

Warty  po  miastach  i  fortecach 
urządzone  były  dla  Ks.  Warszawskiego  po- 
dług wzoru  francuskiego.  W  tym  celu  wy- 
drukowana została  (r.  1808  w  m.  Rawiczu 
a  j.  C.  S.  Ludwika)  książeczka  o  31  stro- 


dbyGoot^le 


420 


WASZEĆ.— WEKSLE. 


uicadi,  obejmująca  ztożoną  ze  100  para- 
^aiów  „Instrokcję  dla  wart  w  mieście 
i  dla  wart  w  fortecach  z  regulaminu  fran- 
caskiego  wytlómaczoną" ,  (Ob.  O  d  w  a  c  h, 
Enc.  Star.  t.  III,  str.  279). 

Wa8Z6Ć,  waść,  wać,  wasze,  wasz* 
m  o  i  ć.  Są  to  wszystko  skrócenia  z  wyra- 
zów wasza  milośó;  waópan  jost 
skróceniem  2  waszmość-pan;  asiódziej  jest 
skróceniem  z  waszmośó- dobrodziej.  Przed 
upowszechnieniem  siq  „pan  dobrodziej", 
mówiono  zwykle  „wasza  milośó".  Krasi- 
cki w  „Panu  PodstoUm'  pisze:  ,0d  waści 
pos^o  do  waszeci,  od  waszeci  do  waszmo- 
ćci,  od  waszmości  do  waszmodci-pana,  da- 
lej nastał  „waszmośó  mościwy  pau*^,  dalej: 
„Wielmożny,  Jadnie  Wielmożny,  Oświe- 
cony". 

Wataha,  watach  a— czereda,  banda, 
drożyna,  towarzystwo,  hufiec,  oddział,  ar- 
ćhundija. 

Wataman,  ataman,  watman  — 
zwierzchnik,  dozorca.  W  Vol.  leg.  (II,  f. 
1330)  znajdnjemy:  .Burmistrze,  wójty, 
watamany,  mają  mieć  pieczą  na  to,  ieby 
od  nich  nie  chodził  nikt  na  Niż".  „Wói- 
towie,  watamani  albo  tywonowie  przysię- 
gać będą  na  sprawiedliwe  oddanie  poboru 
z  domów  i  plngów'  (III,  f.  51). 

Wainica— po  miastach  i  w  rynkach  bu- 
dynek, w  którym  w  a  i  n  i  k  miejski  spra- 
wdza wszystko  na  miarę  i  wagę  przez  wo- 
jewodę lub  podwój  ewodziego  sprawdzoną. 
Pamiętamy  jeszcze  ważnicę  na  rynku  ty- 
kocińskim  w  postaci  kwadratowego  daszku 
na  4-ch  słupach. 

Wąsy  ob.  W I  o  s  y. 

Wawel— nazwa  stara  góry  zamkowej 
krakowskiej.  Wacł.  Potocki  w  „Jovialita- 
tes"  nazwał  ją  .Wąwelkowągórą'.  Wesp, 
Kochowski  pisze: 

Witaj,  kTĆli)  in6j,  gościu  po^d&ny, 
Sliędiy  te  Kraka  starożytne  ściany, 
Wjfidiaj  Da  Wawel,  utwierdwo  na  ekale, 
Widki  .Michale. 


Wdowa.  Statut  Kazimierza  Wiel.  z  r. 
1347  postanowił,  ie  wdowa  po  śmierci  mę- 
ża swego  zostaje  przy  dat-ka  i  posagu  i  przy 
każdych  rzeczach  z  wyprawy  wniesionych. 
A  po  śmierci  jej  na  potomstwo  wszystko 
spada.  Wdowa,  mając  z  pierwszym  mę- 
żem dzieci,  a  chci^aby  iść  za  mąż,  tedy 
zostawiwszy  wszystkie  dobra  ojcowskie 
dzieciom  pierwszym  w  całości,  z  częścią 
macierzyńskich  dóbr  dziwem  na  nie  pr^- 
padłycb,  dopiero  z  ostatkiem  części  dóbr 
swoich  iśó  ma  zamąż.  W  r.  1511  postano- 
wiono, iż  wdowy  kmieciów  zmarłych  wol- 
ność mają  zamąż  iść,  i  u  osiadłych  mężów 
mieszkać  {VoUeg.  I,  f.  379).  W  ,silva 
r^Trw/w"  Karola  Żery,  franciszkanina  dro- 
hickiego  z  połowy  XVIII  w.,  znajdujemy 
anegdotkę  o  wdowie,  która  mając  doro^ą 
córkę,  sama  pierwej  chciała  wydać  się  za 
mąż,  a  ciekawa  o  rzeczy  publiczne  pytała 
się  brata  swojego,  który  byt  posłem  na 
sojm,  nad  czem  też  w  sejmie  radzą?  Brat, 
znając  intencje  siustry,  odrzecze  z  całą  po- 
wagą, że  radzą  teraz  nad  prawem,  iżby 
córki  wdów,  nie  mających  lat  60,  nie  wy- 
chodziły pierwej  przed  matkami  za  mąż. 
Córka,  słysząc  to,  pyrchnęła  oburzeniem, 
co  widząc  pani  matka  odpowie  surowo: 
„Nie  będzie  tak  jakobyś  aśćka  chciała,  ale 
jako  panowie  senatorowie  uradzą", 

Wekiera— maczuga  z  wielką  gałką,  to-' 
laznymi  kolcami  nabitą.  W  zbiorze  Ry- 
sitiskiego  z  r.  1619  jest  przysłowie:  „Ucie- 
kaj, Marku,  Antoni,  nim  clę  wekiera  do- 
goni". 

Wakalfi.  J.  Moraczewski  twierdzi,  ie 
weksle  wynależU  Żydzi,  kiedy  w  Xn  -w, 
zostah  wypędzeni  z  Francyi.  Ks.  Śmigle- 
cki  w  dzirfku  o  Lichwie  (Kraków,  1607  r.) 
na  pytanie:  czy  kupiec,  biorąc  tysiąc  rfo- 
tych  w  Poznaniu,  aby  je  odliczyć  kazał 
w  Norymbergn,  słusznie  zanapisaniekart- 
ki  do  faktora  swego  dolicza  60  złotych? 
odpowiada:  „że  to  zysk  dnszny,  byle  je- 
dnomierny,  bo  idzie  za  przenoszenie  pie- 
niędzy z  miejsca  na  miejsce,  które  godne 


dbyGoot^le 


WELENS.— WESELA. 


421 


jest  szacowania  i  dla  tradności  i  dła  bez- 
pieczeństwa" . 

Weiens,  wełen  c — zwierzchnia  suknia 
na  zbroję,  może  z  łac  velamen,  zasłona, 
okrycie.  Cło  od  welensów  prostych  na 
pacholkówjholenderskicb,  ryńskich,  gdań- 
skich oznaczone  jest  w  Vol.  leg.  IV,  f.  358. 
Paszkowski  wspomina  .wełence  snbtelne 
z  wdny*. 

Vendltłoob.  Sprzed  a 2. 

Werber.  W  XVni  w.  wobec  przecho- 
dzącego prezydenta  miasta  lab  marszałka 
trybunaln,  jf^  również  gdy  niesiono  na 
ratusz  lub  odnoszono  krzy2  prezydencki 
albo  laskę  marszałkowską,  oficer  naodwa- 
cha  prezentował  broń  i  warta  biła  wer- 
bel. Tak  nazywano  uderzenie  w  bęben 
po  trzy  razy. 

Verbum  nobile  —  początek  przy^owia 
staropolskiego:  y,verbum  nobile  debet  esse 
slabiW*,  czyli,  że  ^owo  szlacheckie  musi 
być  dott^ymane.  Tradycja  mówi,  że  ża- 
den szlachcic  nigdy  swego  verbum  nobile 
nie  złamcJ,  choćby  ma  sdo  o  Zycie  lab 
zbawienie  duszy.  Słynny  czarnoksiężnik 
Twardowski,  gdy  go  djabeł  w  karczmie 
Rzym  zastąpił,  a  on  zasłonił  się  {irzed  jego 
władzą,  wziąwszy  dziecięniewinnenaręce, 
czart'  rzekł:  „A  gdzie  waszmości  verbum 
nobile?"  Na  taki  wyraat  Twardowski  zło- 
iył  dziecię  w  kf^yskę  i  dał  się  porwać 
czarta,  który  go  wyniósł  kominem  w  obło- 
ki. W  naszych  czasach  potęgę  tego  przy- 
słowia przypomDiał  nam  Stanisław  Mo- 
niuszko piękuą  swoją  operą  p.  n.  „  Verbnm 
nobile'.  K.  Wł.  W. 

Wereazka  —  strzałka  z  ałamanem  o- 
Btrzem,  brzechwa. 

Wssela.  Dawne  nasze  gody  weselne 
przedstawiają  od  pierwszej  chwili  swatów 
do  końca  biesiady,  zwanej  przenosin  a- 
m  i,  dziwnie  piękny  i  rdzennie  słowiański 
dramat  z  życia  rodziny  polskiej.  Jest  to 
c(Jy  poczet  obrazów  rzewnych  albo  weso- 
łych, symbolicznych,  rycerskich,  a  zawsze 
wysnutych  z  dacha  nawskroś  swojskiego 


i  okraszonych  mnogością  starożytnych 
i  pięknych  pieśni,  dających  razem  wiemy 
obraz  obyczaju,  pojęć  i  życia  rodzinnego 
w  narodzie,  obraz  niezmiernie  ciekawy  dla 
etnologa,  estetyka,  poety  i  badacza  prze- 
sdośoi.  Obrazn  tego  nie  możemy  ta  roz- 
toczyć w  niniejszej  Encyklopedyi,  bo  cała 
wartość  jego  polega  na  szczegółach,  a 
tych  jest  moc  ogromna,  które  zebrane  ra- 
zem ze  wszystkich  okolic  kraju  wraz  z  pie- 
śniami i  ich  mazyką  mogłyby  wyp^nić 
dzieło  tej  objętości,  jak  nasza  encyklope- 
dja.  Zmnszeni  zatem  jesteśmy  poprze- 
stać na  bibljografii  a  właściwie  wskazania 
tylko  ważniejszych  żród^  i  opisów  obrzę- 
dów weselnych  polskich  a  różnych  warstw 
naroda.  Najprzód  tedy  Ł,  Gołębiowski 
w  dzidach  swoich  usiłow^  zebrać  różne 
wiadomości  o  godach  weselnych  w  Polsce 
ipodał  jewkaiążce  „Lud  polski"  (Warsza- 
wa, 1830  r.),  a  mianowicie  wesela  monar- 
sze: ICrzywoustego  (s.  151),  królewny  Ja- 
dwigi z  księciem  bawarskim  r.  1475,  Bo- 
ny, Katarzyny  z  Zygmuntem  Aagastem, 
Stefana  Batorego  z  Anną  Jagiellonką, 
Zygmnnta  m  z  Anną  Austrjaczką,  potem 
z  Konstancją,  Ludwiki  Maryi,  Michała 
Korybata  z  Eleonorą  (str.  192),  wesela  pa- 
nów i  szlachty  (str.  192,  203),  Zamojskie- 
go z  Marją  Kazimierą  r.  1657,  Lubomir- 
skiej  z  Potockim  1661  r.,  panny  z  dwora 
Jana  III;  wesela  mieszczan  (str.  204),  Sło- 
wian, luda  polskiego  i  plemion  ościennych 
(str.  205);  wesela  kujawskie  (str.  210);  na 
Rusi  Czerwonej  (str.  211, 220);  śląskie  (str. 
220,  223);  żmudzkie,  w  Inflanciech  i  Kur- 
landyi  (str.  243);  Kazimierza  Wiel.  z  Roki- 
czaną  („Domy  i  dwory",  str.  268).  O  we- 
selu Tymoszka,  syna  Bohdana  Chmielnic- 
kiego z  Rozandą,  córką  Lupuła,  hospoda- 
ra wołoskiego,  pisał  K,  Szajnocha  w  IV 
tomie  swoich  .Szkiców",  jak  również  zaj- 
mujący obraz  wesela  mieszczan  krakow- 
skich wraz  z  dokumentem  dał  w  tychże 
^Szkicach"  p.  t :  „Do  historyi  Krakowa" 
(wyd.  z  r.  1854,  str.  99).    Ciekawe  szcze- 


dbyGoot^le 


422 


góly  podaje  Świeżawskiw  „Przyozjnlcach 
do  dziejów  medycyny",  Btr.  106.  Tei)2e 
autor  w  ksiąice  .Rozmowy  o  dawnych 
czasach'  mówi  o  weGelach  na  str.  80,  97, 
130.  Szymonowicz  w  XVII  w.  napisał 
sielankę  „Kołacze"  o  kfdaczacłi  weselnych 
polskich.  Wl.  Łoziński  w  dziele  „Patry- 
cjaŁ  i  mieszczaństwo  lwowskie"  podaje  z 
akt  radzieckich  ciekawe  szczegóły  o  wese- 
lach mieszczan  lwowskich  (str.  251,  252, 
264,  266).  Dominik  "Wilczek,  bogaty  mie- 
szczanin lwowski,  wydając  córkę  zanią2 
d.  20  kwietnia  1698  r.,  zanotował  w  pa- 
miętnika domowym:  „Odprawiło  się  we- 
sele córki  mojej  Magdaleny  porządkiem 
należytym  według  zwyczaju  miasta  tatej- 
Ezego,  Sprosiny  na  czwartek  były.  W 
sobotę  przed  ołtarzem  mansjonarskim  bło- 
gosławił imó  ks.  Kopiński,  kanonik,  stryj 
pana  młodego,  przy  bytności  wszystkich 
panów  Radziec  i  krewnych.  Na  dobra* 
noc  grałamozykajeznickainadobrydzień 
ponownie.  Świec  było  jarzących  26,  "W nie- 
dzielę w  kościele  ślnb  dawał  imć  ks.  Skar- 
bek sn&agan,  przy  bytności  J.  O.  p.  kaszte- 
lana krakowskiego,  wojewody  raskiego, 
chorążego  kor.  i  kdlkn  starostów.  Ka  miej- 
scu Naj,  Królowej  Janowej  wdowy  była 
imó  pani  koniuszyna  Jadwiga  z  innemi 
jejmościami.  Najjaśniejsza  Pani  przysłała 
dla  panny  młodej  alsbant  z  klejnotem 
Królowej  Jejmości  W  poniedziałek  by- 
ły poprawiny,  wszystko  porządnie  i 
jak  Wilczek  wart.  Na  drogą  niedzielę  by- 
ły przenosiny  do  Kazimierza Knpiń* 
skiego,  medycyny  doktora,  rajcy  lwow- 
skiego, solenne  i  tu  naszą  miłą  Magdalenę 
odprowadzili"  (str.  165),  Spis  potraw,  z 
których  składcJa  się  uczta  weselna,  poda- 
je Łoziński  na  str.  248  (wydanie  II  „Pa- 
trycjatu').  O  wyprawach  mieszczanek 
lwowskich,  str.  865  i  366.  O  przenosi- 
nach pisze  Krasicki  w  „PannPodstolim", 
str.  142  i  143.  W  Kitowiczu  czytamy: 
„Na  igrzyska  pospólstwa  zapatrywał  się 
(Stanisław  August)  jakby  na  wielkie  dzie- 


ła, godne  oka  królewskiego.  Dlatego  pa- 
nowie, wiedząc  O  takim  guście  królew- 
skim, gdy  się  gościem  a  którego  znajdo- 
wał, wyprawiali  dla  niego  nadarzone  pra- 
wdziwe albo  zmySlone  wesela  chłopskie. 
Tam  król,  zbliżywszy  się  do  zgrai  pod  nie- 
bem tańcującej,  mile  się  przy^uehiwał 
piosneczkom  niiło8n3rm  i  zachęcał  parob- 
ków do  jak  najściślej  szych  z  dziewkami 
karesów",  "W  „Bibljotece  Warszawskiej" 
z  lat  1847— 1849  Oskar  Kolberg  wydruko- 
wi zebranych  przez  siebie  z  ust  ludu  w 
rótnych  okolicach  Królestwa  Kongresowe- 
go 281  pieśni  i  66  melodyi  weselnych.  We 
wszystkich  zaś  wydawnictwach  Kolberga, 
obejmujących  około  40  tomów,  jest  co  naj- 
mniej część  dziesiąta,  t.  j.  objętość  4-ch 
tomów,  poświęcona  opisom  obrzędów,  pie- 
śniom i  melodjom  weselnym.  Wychodzą- 
ce w  Warszawie  czasopismo  etnograficz- 
ne „Wi^a"  drukuje  również  często  (zwła- 
szcza od  tomu  VII-go)  opisy,  pieśni  i  me- 
lodje  weselne.  Niepospolita  doniodośó 
przedmiotu  a  zarazem  gruba  i  naganna  u 
intehgen<^  polskiej  nieświadomość  jego 
piękna,  jego  przeszłości  i  znaczenia  w  o- 
byczaju  narodowym,  a  nadto  idące  w  za- 
pomnienie nawet  wśród  Indu  pamiątkowe 
lechickich  pradziadów  obrzędy  i  pieśni, 
wszystko  to  skłoniło  piszącego  rzecz  ni- 
niejszą, ie  od  pierwszych  lat  swojej  pra- 
cy naukowej  sporo  trudu  i  czasu  poświę- 
cił dla  gromadzenia  materjału  etnograficz- 
nego w  tym  przedmiocie  i  dla  spożytko- 
wania tegoż  bądź  w  kierunku  naukowym, 
bądź  dla  podtrzymania  w  ladzie  prastarej 
narodowej  poezyi  i  lechickiego  obyczaju. 
1)  Pierwszą  w  tym  kierunku  pracą  naszą 
były  „Obchody  weselne",  wydane  pod 
pseudonimem  Pmskiego  (Kraków,  1869 
roku,  str.  336,  z  5  drzeworytami,  2  tabli- 
cami nut  i  mapką,  nakładem  autora).  Wy- 
szedł tylko  tom  I-szy,  bo  pomimo  zaszczy  t- 
nychrecenzyi  Józefa  Szujskiego  w  .Prze- 
glądzie Polskim",  nakładca  na  tom  drugi 
nie  znaladsię.    2)  .Korowaj — wspomnie- 


dbyGoot^le 


WESliŁKO. — WETERANL 


423 


nie  z  lat  dziednDycłL"  (w  Kronice  Rodzin- 
nej, r.  1875,  nr.  16).  3)  „"Weflelniey  we 
dwoize  —  obrazek  etnograficzny  z  prze- 
ezło^ci",  w  Kalendarzu  Jaworskiego  na 
r.  1876.  4)  „Nazwy  weselne,  wyrażenia 
i  przedmioty  oiywane  przy  godowych  ob- 
rzędach lada  na  przestrzeni  byłej  Kzpli- 
tej'  (w  wydawanym  przez  AkademjęTJm. 
„Zbiorze  wiadomości  do  antropologii  kra- 
jowej", r.  1877,  t.  I).  5)  „Gody  wesel- 
ne —  394  pieśni  i  dpiewek  weselnych  pol- 
skich z  ust  ludu  i  iródel  etnograficznych". 
Warszawa,  1880  r.,  str.  199.  6j  „Nasze 
zwyczaje  weselne',  odczyt  wygłoszony 
r.  1880  w  sali  resnrsy  knpieckiej,  a  roka 
1883  wydrukowany  w  teljetonie  Gazety 
Rolniczej.  7)  „"Wspomnienie  z  lat  dzie- 
cinnych* (.Karjer  Rolniczy",  r.  1886,  nr. 
41,  42).  8)  "W  książce  .Skarbiec  strzechy 
naszej"  (Kraków,  1894  r.)  rozdział  Gody 
weselne  ze  zbiorem  pieśni.  9)  W  dzie- 
le „Rok'polskiwiycia,  tradycyi  i  pieśni", 
rozdział:  Gody  weselne,  str.  352-  369. 
10)  (Obrzęd  weselny  polski  z  pieśniami 
i  przemowami".  "Warszawa,  1902  r.  11) 
W  książce  „Jednodniówka  z  nad  brzegów 
Narwi",  opis  „Wesela  baboni  z  notatek 
etnograficznych".  Warszawa,  1902  r.,  str. 
8-34. 

WeaółkO,  wesołnch.  Tak  lud  w  nie- 
których okolicach  kraju  nazywa  grajka 
czyli  muzykanta  weselnego.  W  innych 
zowie  się  on  wesołek,  wiesiołek.  Rej  pisze: 

Oni  wie0i<rfkonie,  co  Bkakali  z  oiemi, 
Idą  tei  gonion^o  nadobnie  za  nimi. 

Wesi^ami  nazywano  w  Polsce  w  XVI 
XVII  w.  muzykaniów  wędrownych,  gra- 
jących i  śpiewających.  Gałą  rozprawę  w 
oddzielnej  książce  napisał  i  wydal  o  nich 
p,  Leonard  Lepszy. 

Wet,  wety.  Prof.  Briickner  powiada, 
że  wyraz  w  e  t  w  mowie  polskiej  dośó  za- 
gęszczony (np.  wet  za  wet,  wety,  odwet, 
powetować)  pochodzi  z  niem.  Weiie,  t.  j. 
pamiętne,  opłata  dla  sędziego,  pobierana 


w  Polsoe  przez  sąd  zasłuchanie  przysięgi. 
Płaceniem  wetu  czy  wety  u  Czechów  koń- 
czył się  przewód  sądowy,  więc  i  ostatnie 
dania  tak  nazwano.  Mączy&ski  w  sło- 
wniku z  r.  1564  pisze:  „Ostatnią  potrawę, 
jako  są  wszelakie  owoce,  które  z  serem  da- 
wają  na  stół,  po  wszystkich  potrawach, 
wet  u  dworu  zowią".  Knapski  przyta- 
cza przyłowie:  „Podczas  lepsze  wety 
niż  obiad",  W  książkach  kucharskich  z 
XVin  wieku  znajdujemy:  ,Wety  daó  na 
stół,  t.  j.  różne  owoce,  jabłka,  gruszki,  o- 
rzechy,  figi,  daktyle,  winogrona,  melony, 
które  na  ostatek  dają".  Na  stół  Zygmun- 
ta I  podawano  jeszcze  we  własnych  jego 
pokojach  naczynia  ze  śliwkami  suszone- 
mi  i  staropolskiemi  na  rożenkach,  u  Zyg- 
munta m  widzimy  na  wety:  orzechy  wło- 
skie i  laskowe,  poziomki,  wiśnie  białe  i 
czarne,  czereśnie,  agrest,  maliny,  małgo- 
rzatki,  muszkatelki,  śliwki  węgierskie  i 
białe,  winogrona,  cytryny  w  cukrze  i  t.  d. 
Jan  Kochanowski  pisze: 

Gd;  Bię  najedli,  obruiiy  zebrano, 
A  potjm  na  wet  szachownicę  dano. 

Weterani  W  armii  Królestwa  Kon- 
gresowego od  r.  1815  stanowili  weterani 
oddzielny  korpus.  Byli  to  wydużeni  ofi- 
cerowie i  żołnierze  z  legjonów  polskich  we 
Włoszech  i  napoleoniści  z  doby  Księstwa 
Warszawskiego  a  stanowili  ostatnie  o- 
gniwo,  łączące  czasy  Rzplitej  z  wiekiem 
XIX.  W  roku  1831  utworzono  z  wete- 
ranów pułk  piechoty,  który  jako  z  do- 
świadczonych wojowników  złożony  odzna- 
czał się  w  całej  kampanii,  szczególniej 
pod  Ostrołęką.  Mieli  mnndur  granato- 
wy jasny  bez  żadnych  rabat  i  kołnierza 
innej  barwy,  z  wazką  wypustką  amaran- 
tową  i  takimże  lampasem  u  spodni.  Skła- 
dali oni  wraz  z  inwalidami,  t  j.  kalekami 
i  ciężko  rannymi,  jeden  korpas,  mający 
sztab  oddzielny,  a  jedni  i  drudzy  dzielili 
się  na  kompanje.  Inwalidów  było  2  kom- 
panje,  weteranów  12. 


dbyGoot^le 


424 


WĘBOREK.— WIATRAK. 


Wfborek  —  kubełek  drewniany  z  kle- 
pek, z  pałąkiem  czyli  kabłękiem,  do  no- 
szenia wody,  mleka  i  t.  d.  "W  żalniku  śre- 
dniowiecznym na  wei  Pajewie  w  TykociA- 
skiem  Z.  Gloger  wykopał  postawiony  w 
grobie  maleńki  w^borek  w  rodzajn  wia- 
derka, z  którego  drzewo  zgniło  bez  ślada, 
ale  kształt  moina  było  odtworzyć  z  pozo- 
stałego żelaznego  okncia  a  mianowicie  3 
obręczek,  kabłęka  i  2  nszek  od  kabłęka, 
które  pozagiuane  wewnątrz  wskazywały 
nawet  grabośó  klepek. 

Wędzidło.  W  spisie  wyprawy  królo- 
wej Katarzyny,  żony  Zygmunta  Augusta, 
z  r.  1553  znajdujemy  3  żelazne  wędzi- 
dła krygowe  pozłacane,  jakie  dla 
twardoastycb  koni  nżywano. 

Wniorka-  Tak  zwano  w  Polsce  sza- 
blę roboty  węgierskiej,  gatunek  śliwki  naj- 
lepszej na  powidła,  z  Węgier  pochodzącej, 
i  sznbkę  niewieścią  lub  męską,  krótką  z 
szamerowaniem,  barankami  obramowaną. 
Sznba  węgierska  dłnższa,  zwana  bekieszą 
(ob.  Bekiesza),  wes^a  w  modę  a  nas  za 
panowania  króla  Stefana  Batorego,  wów- 
czas gdy  wszystko,  co  węgierskie,  stało 
się  w  Polsce  modne. 

Węgierska  piechota  ob.  Piechota 
polska  {Ene.  Siar.  t.  III,  str.  342,  343). 

Węgrzynl.  Węgrzynami,  Węgramijkru- 
kami,  knrpikami  (od  złego  obuwia)  nazy- 
waj lud  warszawski  w  XVIII  w,  żołnie- 
rzy  z  chorągwi,  będącej  strażą  przybocz- 
ną marszałka  wiel.  koronnego,  w  obcisłem 
ubraniu  granatowem  z  czerwonemi  wyło- 
gami i  w  giwerach.  StynęU  oni  z  zręcz- 
ności w  łapaniu  dodziei.    S.  Gemb. 

Wianek  ob.  Wieniec. 

Wiano  ob.  Po  s  a  g  (Enc.  Starop.  t.  IV, 
str,  102). 

Włardunk,  w  i  a  rd  u  n  e  k,  czwartak  lub 
ferton,  z  niemieck.  Viertung,  Ferding, 
czwarta  część  dawnej  grzywny,  równa  12 
groszom  szerokim  Kazimierza  Wielkiego. 
Stąd  i  mędle  12-snopowe  na  polu  nazywa- 
no „wiardunkami",  a  dziesięciny  snopowe 


wiardunkowemi.  UchwE^  sejmowa  z  ro- 
ku 1676  oznacza  wartość  fertona  na  gro- 
szy ówczesnych  18.  Ob.  Pieniądze 
w  Polsce,  Encyklopedya  Staropolska  t. 
IV,  str.  4. 

Wiatrak  —  n:^  wietrzny.  Ks.  Sol- 
ski w  dzi^u  „Architekt"  pisze  w  XVII 
wieku:  „Wiatraki  potrzebne  są  na  miej- 
scach, gdzie  o  wodę  tmdno".  Odkąd  za- 
częto budować  je  w  Polsce,  nie  umiemy 
tego  określić.  Podobno  sąsiedzi  nasi  Cze- 
si znali  już  młyny  wietrzne  w  VIII  w. 
Nie  przypuszczamy  jednak,  aby  za  doby 
Piastów  nie  wystarczały  u  nas  młyny  wo- 
dne i  żarna  domowe,  tembardziej,  że  dla 
wiatraków,  potrzebujących  szerokich  pól, 
aby  nti^y  siłę  wiatru,  trudniej  było  o 
miejsce  w  okolicach  lesistych  niż  dla  młyn- 
ka wodnego  o  strumień,  których  było 
wówczas  więcej  niż  dzisiaj.  Dołączamy 
tu  rysunek  ciekawej  pieczęci  średniowie- 
cznej z  wiatrakiem,  o  której  pisze  prof. 
Piekosiński  w  swojej  „Heraldyce"  (str. 
295):  ,U  przywileju 
z  r.  1382  (Mnzenm 
XX.  Czartoryskich 
w  Krakowie)  wisi 
bezimienna  sygne- 
towa  pieczęć,  wyo- 
brażająca na  pod- 
stawie u  d(^a  na  3 
części  rozdartej 
kwadrat  a  na  tym 
kwadracie  krzyż  u- 
kośny  o  długich  ra- 
mionach. Naokoło  G  gf^ek.  Figara  ta  ro- 
bi wrażenie  niezgrabnie  przedstawionego 
wiatraka*.  Co  do  nas,  to  w  rysunku  prof. 
Piekosiński  ego  nietylko  tej  niezgrabuości 
nie  widzimy,  znajdując  podstawę  taką 
samą,  jaka  u  wszystkich  starych  wiatra- 
ków by  wała,  ale  w  6-ciu  „gatkach*  jeste- 
śmy gotowi  upatrywać  6  słupków,  jakie 
dok(^  dawnych  wiatraków  zakopywano 
w  ziemię,  służących  do  oparcia  przy  na- 
kręcaniu wiatraka  w  stronę  wiatru,  (Ob. 


Wiatrak  poding  pieczę- 
ci Bjgiietowej  u  przywi- 
leju z  r.  1332. 


dbyGoot^le 


YICESGERENT. 


425 


Młyny,  Encyklop.  Staropolska  t.ni,  str. 
221). 

Ylcetgerant  mazowiecki.  Po  złą- 
czeniu reszty  Mazowsza  z  Koroną,  tak  się 
nazywał  od  r.  1527  do  1586  namiestnik 
królewski  w  Księstwie  Mazowieckiem, 
którym  był  wojewoda,  Kiedy  ostatni  ksią- 
żę mazowiecki  na  Warszawie,  Janasz,  u- 
marł  d.  10  marca  1526  r.,  Zygmunt  Stary, 
bawiący  w  Fmsiecb,  wysłał  zaraz  dwuch 
panów:  Międzyleskiego,  bisknpa  kamie- 
nieckiego, i  Mikołaja  z  Kusocic,  kasztela- 
na biecbowskiego,  do  objęcia  Mazowsza 
na  izecz  Korony.  ~W  d.  25  sierpnia  Zyg- 
munt zjecbal  sam  do  Warszawy,  Mazow- 
ezanom  przyrzekł,  ie  zachowa  wszelkie 
ich  prawa  i  swobody,  a  właściwie  tylko 
odmienne  prawodawstwo,  bo  mieli  swoje 
własne  statuty,  i  pr^^  nowy  tytuł  księ- 
cia Mazowsza,  dux  Masovtae,  którego  do- 
tąd nie  niywał,  labo  miał  do  tego  prawo, 
gdyi  inne  dzielnice  mazowieckie,  jak  księ- 
stwo Płockie  i  Hawskie,  pierwej  już  połą- 
czyły się  z  Koroną,ale  czynił  to  przez  wzgląd 
na  ostatnich  Piastów,  panujących  w  dziel- 
nicy warszawsko  -  łomżyńsko  -  czerskiej. 
Warszawianie  prosili  króla,  aby  im  dat 
swego  małego  syna  Zygmanta  Augasta 
na  księcia,  ale  rozumny  monarcha  odpo- 
wiedział, że  nie  chce  mieć  na  względzie 
sprawy  swego  domu.  Król  na  sejmie  kra- 
kowskim w  r.  1527  zatwierdził  przywileje 
stoUcy  księstwa.  Warszawy,  a  na  sejmie 
piotrkowskim  w  r.  1528  przywileje  Łom- 
ży, drugiego  ważnego  miasta  w  księstwie. 
Z  Piotrkowa  prosto  zjechał  do  Warszawy 
i  d.  23  lutego  1528  r.  mianował  Feliksa  z 
Brzezia,  wojewodę  księstwa,  swoim  na- 
miestnikiem w  Mazowszu.  Nowy  ten  n- 
rząd,  nieznany  dotąd  w  dziejach  polskich, 
nazwany  został  w  przywileju  oryginalnym 
Łocumtenens  seu  Vicesgerens  noster  itd. 
Ghci^  król  zachować  pamiątkę  udzielno- 
ści  Mazowsza,  więc  uczcił  księstwo  wybo- 
rem jego  wojewody  na  swego  namiestni- 
ka.   Mazowsze  nie  wcielało  się  do  Koro- 


ny, jako  prowin<^'a,  ale  jako  państwo,  nad 
którem  panowanie  przypadło  królowi,  więc 
nominacja  namiestnika  nie  była  uchwałą 
sejmu  polskiego,  ale  aktem  woli  królew- 
skiej.  W  taki  sposób  odbywały  się  wszyst- 
kie polskie  unje.  Król  zdał  na  wicesge^ 
renta  najwyższą  władzę  sądową  iobowią- 
zek  czuwania  nad  bezpieczeństwem  pu- 
blicznem.  W  r.  1529  po  raz  pierwszy  ma- 
zowieccy senatorowie  {wojewoda  z  7-min 
kasztelanami)  i  20-tu  posłów  (po  dwnch  z 
każdej  ziemi)  zasiodU  w  sejmie  koronnym. 
Po  imierci  iFeliksa  z  Brzezia  czyli  Brze- 
skiego Zygmnnt  Stary  wjego  miejsce  mia- 
nował razem  wojewodą  i  namiestnikiem 
Wawrzyńca  Belinę  Prażmowskiego,  ka- 
sztelana czerskiego,  swobody  stanu  rycer- 
skiego rozszerzył  i  od  rozmaitych  ndążli- 
wych  powinności,  jakie  były  dla  książąt 
mazowieckich,  uwolni.  W  latach  1531 
i  1532  odbyły  się  pierwsze  po  pc^czeniu  z 
Koroną  zjazdy  prawodawcze  mazowiec- 
kie, którym  przewodniczył  PrażmowskL 
Po  śmierci  tegoż,  namiestnikiem  i  woje- 
wodą mazowieckim  został  Jan  Brodzie 
Łaski  z  CSiynowsIdej  Woli.  Po  nim  był 
Stanisław  Dołęga  Grad  Szreński.  Po 
Szreńskim  (zm.  w  r.  1535)  Piotr  Kacper 
Poraj  G-oryński  z  Ojrzanowa.  Po  G-oiyń- 
skim  zasiadł  na  namiestnictwie  Jan  Suli- 
ma Gamrat,  a  gdy  w  r.  1544  nmarł,  miej- 
sce jego  zajął  siódmy  z  rzędu  namiestnik 
i  wojewoda,  Jan  Dzierzgowski.  Po  Dzierż- 
gowskim  Zygmunt  August  mianow^  Sta- 
nisława ze  StrzegocinaŁawskiego,  ziemia- 
nina łomżyńskiego.  Gdy  ten  w  r.  1574 
zmarł,  szlachta  w  czasie  bezkrólewia  o- 
brała  sobie  wojewodą  Stanisława  Radzi- 
mińskiego. Batory  go  usunął  a  miano- 
wał wojewodą  Stanisława  Kryskiego.  Ma- 
zowszanie  na  sejmie  koronacyjnym  roku 
1576  prosili  króla,  aby  zaniechał  nadawać 
tytuł  namiestnika  wojewodzie  mazowiec- 
kiemu, i  w  ten  sposób  urząd  ten  po  latach 
49  zanikł.  (Ob.  Vol.  leg,  II,  f.  928).  Odtąd 
zwykły  wojewoda  zastąpił  wicesgerenta 


dbyGoot^le 


"WICHLARZ. — WIDEI^C. 


mazowieckiego.  Z  S-mia  kolejnych  wices- 
gerentów  Prażmowski  i  O-oryftski  odzna- 
czyli się  powa^jią  pracą  prawodawczą  dla 
Mazowsza. 

WIchlarz  —  przednia  część  cholewy, 
wyższa  pod  kolanem  niż  tylna  na  łydce. 

WlCł-  Starożytnym  obyczajem  obwo- 
ływano w  Polsce  pospolite  ruszenia,  roz- 
syłając wici.  Od  XV  w.,  gdy  nauka  pi- 
sania i  czytania  znakomicie  się  w  krają 
rozszerzyła,  wiązano  do  wiechy  czyli  wici, 
może  .laski  opolnej",  listy  z  pieczęcią  pa< 
nnjącego,  które  woźny  obwoływał  na 
„miejscach zwykłych",  t.j.  po  starostwach^ 
urzędach  i  dworach  urzędników  ziemsldcb. 
Król  przesyłał  takie  wici  wojewodom  i  sta- 
rostom, a  ci  rozsyłali  je  w  swoich  ziemiach 
i  powiatach.  Wić  miała  symboliczne  zna- 
czenie rózgi  czyli  kary  w  razie  niepo^n- 
szeństwa  rozkazowi.  Niestawającym  gro- 
ziła utrata  życia  i  dóbr  (r.  1610).  Później 
tracili  tylko  czeńć  i  dobra.  Najdawniej- 
szą i  najciekawszą  wzmiaokę  o  wiciach  za- 
wiera dokument  małopolski  z  roku  1325. 
■  Prawo  z  r.  1620  stanowi,  że  wici  troiste 
generalną  wojnę  uprzedzać  mają.  G^y 
nrięo  stany  sejmujące  uchwaliły  pospolite 
mszenie,  wtedy  król  (a  w  bezkrólewiu 
prymas)  rozsyłał  troje  wici  każde  z  osob- 
na, co  dwa  tygodnie  jedne  po  drugich. 
Pierwsze  i  wtóre  wici  nakazywały  wojen- 
ną gotowość.  Trzecie  wzywały  do  na- 
tychmiastowego ruszenia,  wskazując  miej- 
sce zboru.  Tam' każda  ziemia  czyniła  po- 
pis przed  swym  kasztelanem,  a  wojewódz- 
two całe  przed  wojewodą,  i  pod  wodzą 
swych  kasztelanów  i  wojewody  ciągnęło 
rycerstwo  na  miejsce  wskazane  przez  kró- 
la, gdzie  król  i  hetmani  obejmowali  do- 
wództwo. Kto  miał  dobra  w  kUkn 
ziemiach,  ten  stawał  osobiście  z  tych  dóbr, 
gdzie  go  wici  zastały.  Z  innych  zaś,  na 
zasadzie  uchwtJy  sejmowej  z  r.  1510,  wi- 
nien był  daó  zastępcę.  W  razie  nagłej 
potrzeby  sejm  dozwalał  królowi  wysłać 
jedne  wici  za  dwoje  lab  za  troje,  jak  to 


np.  wydarzyło  się  za  Zygmunta  Starego 
w  r.  1644.  W  r.  1595  uchwalono  jako  wy- 
słane być  mają  wici  trzecie  pod  odjazd 
króla  z  Korony,  gdyby  nieprzyjaciela  po- 
spolitem  ruszeniem  odegnać  przyssJo 
( Vol.  leg.  II,  f.  1400). 

WJOinB.  „Szkaty  w  Litwie  wicinami 
zowią",  pisze  Gwagnin.  „Z  Litwy  do 
Królewca  aza  mało  towara  na  wicinach 
wodą  przychodzi?"  pisze  Gostkowski  w 
książce  .Góry  dote",  z  r.  1622.  Wiciny 
służą  do  spławu  na  Niemnie  a  w  części 
i  na  Szczarze,  długie  są  od  76  do  90  łokci 
polskich,  szerokie  są  od  1 3  do  20  łokci  a 
zagłębiają  się  w  wodzie  do  2  łokci.  Przodo- 
wą część  statkn  zajmuje  pomieszczenie  dla 
czeladzi  i  kuchnia,  środkową  najobszer- 
niejszą skład  na  towar,  w  tylnej  znajduje 
się  t.  zw.  szafamia  czyli  kajutka  dla  wła- 
ściciela wiciny  lub  towaru  i  gospodarza. 
Warsztaty  do  budowania  wicin  znajdowa- 
ły się  wyłącznie  nad  górnym  Kiemnem, 
głównie  w  Swierżniu,  Stolpcach  i  Bereź- 
nej.  Wicina  może  dźwigać  od  10,000  do, 
14,000  pudów  ciężaru  i  dożyć  na  lat  10, 
a  kosztowna  w  połowie  XIX  wieku  rubli 
1000  do  1200.  Na  wiosnę  spławiano  wi- 
cinami z  Litwy  do  Królewca  głównie  zbo- 
że, siemię  lniane,  włókno  konopne  i  lnia- 
ne. W  jesieni  płynęły  w  górę  rzeki  z  ła- 
dunkiem soli,  śledzi  i  t.  d. 

Widelec.  Widelce  stołowe  upowszech- 
niły się  dopiero  w  Polsce  wXVnwieka 
a  jeszcze  w  XVIIT  rzadko  bywały  trójzę- 
bne,  tylko  dwójzębne,  t,  j.  wid^owate, 
od  czego  i  nazwę  swoją  wzięły.  Tych  o- 
statnich  widelców  z  doby  saskiej  z  trzon- 
kami obłożonymi  dwustronnie  kością  po- 
siadamy w  zbiorach  jeżewskich  kilkana- 
ście. Nie  idzie  jednak  zatem,  aby  i  w  wie- 
kach dawniejszych  widelce  nie  były  uży- 
wane, zwłaszcza  do  rozbierania  mięsiwa 
i  przez  ludzi  moinych.  Wśród  sprzętów 
Zygmunta  Augusta  mamy  wymienione 
widelce  dot«.  Tem  późnem  upowszech- 
nieniem się  widelców  tlómaczy  się  owa 


dbyGoot^le 


WIDOWISKA.— WIEC. 


427 


dawna  koniecznośii  umywania  rąk  przed 
i  po  jodzenin,  jadano  bowiem  przy  pomo- 
cy noża,  łyżki  i  palców,  jak  dotąd  jeszcze 
jadają  nawet  możni  a  ludów  wschodnich. 
Widowlaka  publiczne.  Liczne  wzmian- 
ki z  kronik  o  średniowiecznych  widowi- 
skach publicznych  w  dawnej  Polsce  poda- 
liśmy w  artykule  o  „Pieśniach'  (En<:.  Siar, 
t.  lY,  str.  13).  Tutaj  dołączamy  jeszcze 
kilka  luźnych  szczegółów:  Arcybiskup 
gnieźnieński  Jan  III  w  r.  1326  postanowił, 
„ażeby  księża  i  ludzie  świeccy  ubrani  w  ma- 
szkary nie  snoii  się  po  kościołach  i  cmen- 
tarzach, podczas  odbywającego  się  nabo- 
żei!i8twa,  gdyż  przez  takowe  widowiska 
zabaw  ostudza  się  miłośó  nabożeństwa, 
cierpi  na  tern  powaga  kościc^a,  Btankaptań- 
ski  idzie  w  poniewierkę"  (ne  clericiet  laici, 
induii  monslris  laruarum  ecclesias  aul  ci- 
meteria....:  cum  per  hujusmodi  ludibrorum 
spectacula  etc.)-  Wreszcie  chcąc  raz  na 
zawsze  zaradzić  ^emu,  zakazał  t«n  arcy- 
biskup zupełnie  widowisk  po  kościołach 
i  surową  na  przystępujący  eh  ten  zakaz  po- 
stanowił karę.  Długosz  w  Dziejach 
mówi,  2e  przedstawiano  na  widowiskach 
publicznych  przygody  nieszczęśliwej  Lud* 
gardy  z  rozkazu  króla  Przemysława  w  Po- 
znania uduszonej.  "W  Liber  beneficiorum 
wyraża  się  Długosz  o  Krakowie:  In  kac 
(civilale)  gladiaiorum  et  theatrales  edun- 
tur  ludi.  Zamiłowanie  do  widowisk  reli- 
gijnych po  kościołach  mnsiało  być  bardzo 
trudnem  do  wykorzenienia,  skoro  jeszcze 
kardynał  Bernat  Maciejowski  w  r.  1608 
zakazywał  podobnych  przedstawień  w 
swojej  djecezyi.  Wydalane  z  kościołów 
znajdowany  przytułek  i  protekcję  w  mu- 
rach szkolnych  a  do  naszych  czasów  prze- 
chowamy się  pod  strzechami  ludu  w  posta- 
ci szopek  i  przedstawień  .króla  Heroda" 
w  święta  Bożego  Narodzenia.  W  r.  1902 
Akademja  Um.  wydała  w  Krakowie  po- 
ważną i  obszerną  pracę  prof.  St.  Winda- 
kiewicza  p.  n.  .Teatr  ludowy  w  dawnej 
Polsce',  traktnjącą  przedmiot  ten  głów- 


nie na  tle  wieku  XVL  O  dzisiejszych 
przedstawieniach  „szopek'  i  ,,króla  Hero- 
da" ob.  pod  wyrazem  Szopka  w  niniej- 
szej Encyklopedyi,  także  liczne  wiadomo- 
ści rozrzucone  w  Kolbergu  i  „Wiśle'.  Z. 
Gloger  podf^  w  dziełka  Wład.  Chomętow- 
skiego:  ^Dzieje  teatru  polskiego"  (War- 
szawa, 1870  r.)  ustęp  o  przedstawieniach 
„króla  Heroda'  z  okolic  Wizny  i  Tykoci- 
na (str.  66). 

Wiec,  wyraz  starożytny  polsko-do- 
wiański,  oznaczający  naradę,  zebranie  się 
starszyzny  w  celu  obradowania  lub  sądze- 
nia. W  najstarszej  polskiej  pieśni  religij- 
nej „Bogarodzica"  słyszymy: 

Adunie,  ty  Bofy  kmiedn, 
Ty  siedzisz  u  Boga  w  wieca. 

To  się  znaczy  w  radzie  najdostojuiejszej. 
Pochodzenie  tego  wyrazu  Naruszewicz  u- 
siłuje  wywieść  od  tego,  że  większe  sądo- 
we zgromadzenie  zasiadało  w  wie- 
niec, in  corona.  Wiec  byłby  zatem  skró- 
ceniem wyrazu  wieniec,  znaczącego  koło 
obradujących,  ale  tak  nie  jest  Wiec  ma 
związek  z  wyrazem  powiat,  ob-wiet  Pier- 
wiastek wie  znaczy  mówió.  W  żywocie 
Św.  Ottona  czytamy,  że  u  Pomorzan  w 
8zcze<»nie  (r.  1124)  z  liczby  czterech  ką- 
tyn  czyli  świątyń  pogańskich  w  trzech  by- 
ły pourządzane  dokoła  siedzenia  i  sti^y, 
gdzie  Szczecinianie  odbywali  swoje  nara- 
dy, na  których  uchwalano  wojny,  obiera- 
no wojewodów,  stanowiono  podatki  i  od- 
bywano sądy.  1  późniejsze  sejmiki  pol- 
skie odbywały  się  także  w  kościołach.  W 
tymże  żywocie  Św.  Ottona  znajdujemy,  że 
nasz  Władysław  Herman  nie  chciał  się  po- 
wtórnie żenió  bez  zezwolenia  panów  i  od- 
był z  nimi  wiec.  Wiemy  także  z  kronik, 
iż  wdowa  po  Bolesławie  Krzywoustym  na 
wieca  walnym  (colhguium  generale)  w 
Korczynie  żądała  pozwolenia  od  Polaków, 
aby  córkę  mogła  dać  do  klasztoru.  W  ro- 
ku 1180  odbył  się  wielki  wiec  w  Łęczycy, 
na  którym  był  Kazimierz  Sprawiedliwy, 


yGoot^le 


WIEC. 


inoi  książęta,  biskupi  i  przedniejsi  pano- 
wie. Bielski  powiada,  te  „Litwa  wpadła 
do  Polski,  gdy  Leszek  w  Krakowie  wiece 
sądzU;  porwał  aią  tedy  zaraz  ze  szlachtą 
wszystką,  która  na  ten  czas  była  aa  wie- 
cach". Bartoszewicz,  pisząc  obszernie  o 
wiecach  w  Polsce  i  na  Rosi,  mówi,  że  w 
gminowładnej  Słowiańszczyźnie  wiec  był 
pierwowzorem  późniejszego  sejmu.  Na 
wiece  schodziły  się  gminy  i  opola,  aby 
radzić  i  sądzić.  Starszyzna  zbierała  się 
w  opoln,  powiecie,  ziemi  na  wiec  i  radziła, 
sądziła,  stanowiła  o  wszystkiem.  W  za- 
chodniej Słowiańszczyżnie,  n  Latyków, 
na  wiecach  stanowi  nie  większość,  ale  je- 
dnomyślność, jak  później  w  Polsce  liberum 
vćło.  Ta  była  tylko  wielka  różnica,  że  u 
Latyków,  kto  nporem  radę  zrywał,  tego 
zaraz  bito,  dom  jego  obalano  i  palono,  a  u 
Polaków  dopiero  po  śmierci  Sicińskiego 
trttp  jego  stał  się  przedmiotem  naigrawa- 
nia.  W  źródłach  dziejowych  polskich,  to 
jest  kronikach,  przywilejach  i  dyplomach, 
znajdują  się  wzmianki  niezmiernej  liczby 
wieców  większych  i  mniejszych,  nazywa- 
nych po  łacinie:  colloguia,  colloguium  ge- 
nerale, parlamenium^  placiium  generale. 
Stryjkowski,  któiy  mówiąc  o  sejmikach, 
wyraża  się  „sejmiki  albo  wiece",  powiada 
o  dawnych  Połoczanach,  że  poczęli  sobie 
po  starema  wiecami  się  sądzić,  a  pana  nad 
sobą  nie  mieli".  Wladyrfaw  Łokietek 
na  walnych  wiecach  pod  Sulejowem  doko- 
nywa unii  Wielkopolski  z  księstwem 
Krakowskiem.  Z  wieców  powstały  w  Pol- 
sce sejmy,  które  już  tem  się  różniły,  że  nie 
były  zwoływane  dla  jednej  ziemi  lob  pro- 
wincyi,  ale  były  reprezentacją  całej  Ko- 
rony, tak  samo  zaś  jak  wiece  o  wszyst- 
kiem radziły,  stanowiły  i  sądziły.  Nie 
przestały  jednak  wiece  istnieć  i  w  formie 
dawniejszej,  jako  władza  sądownicza,  a  2e 
odbywały  si^  w  pewnych  terminach,  stąd 
je  nazwano  „rokami",  termin  bowiem  po 
polsku  rokiem  zwano.  Skrzetuski  w  „Pra- 
wie polskiem"  określa:  .Wieca  czyli  roki 


walne,  colhąuta  generalia,  był  to  najwyż- 
szy sąd,  na  którym  król  sprawy  ostatecz- 
nie rozsądzał.  Od  sądu  ziemskiego  i  grodz- 
kiego wolno  było  apelować  na  wieca  w  ka- 
żdej ziemi  i  stale  obranych  miejscach  co- 
rocznie odbywane".  Jagiellonowie  po- 
rządkują prawa  o  wiecach,  które  jnż  teraz 
nazywają  się  sądami  wieców  generalnych 
czyli  judicia  colhąuiorutii  generalium. 
Przewodniczyli  na  nich  kasztelanowie  i 
wojewodowie  w  imienia  króla.  "W  razie 
zaś  gdyby  sejmem  albo  inną  potrzebą 
Rzplitej  zatiiidnieni,  nie  mogli  przybyć, 
to  byli  mooui  wysadzić  na  swe  miejsce 
szlachcica  osiadłego  i  w  prawie  biegłego. 
RozstrzygE^y  się  przed  nimi  sprawy  o  dzie- 
dzictwo, sprzedaż  dóbr  i  t.  d.  Najważniej- 
sze akta  tych  spraw,  zwane  „księgami  o- 
sobliwemi",  przechowywane  były  pod  trze- 
ma klaczami:  sędziego  ziemskiego,  pod- 
sędka  i  pisarza  ziemskiego,  którzy  musieli 
być  obecni  na  wiecach.  Sądy  małe  ziem- 
skie odbywały  się  po  powiatach  co  miesiąc. 
Sądy  większe  czyli  wiecowe,  podług  n- 
chwały  z  r.  1496,  odbywały  się  w  każdej 
ziemi  3  razy  do  roku.  Wiece  zaś  gene- 
ralne czyli  sądy  najwyższe,  zwykle  pod 
prezydencją  króla,  przynajmniej  raz  do 
roku.  Król  zaprasza-  na  nie  wojewodów, 
kasztelanów  i  starostów,  biskupów  i  całe 
zierostwa,  stanowiąc  po  dawnemu  kary  na 
nieprzybywających.  Na  wiecach  tych  o- 
bradowało  i  sądziło  się  po  kilka  woje- 
wództw. Były  to  sądy  apelacyjne  od  są- 
dów ziemskich  i  grodzkich.  Wyroki  tych 
wieców  generalnych  obowiązani  byli  wy- 
konywać starostowie.  Sejm  r,  1565,  po 
raz  ostatni  urządzając  dawne  roki  i  wieca, 
postanowił,  że  sądy  ziemskie  po  ziemiach 
mają  zasiadać  trzy  razy  do  roku,  a  wiece 
wojewódzkie  czyli  wielkie  roki  raz  na  rok. 
W  razie  niemożności  przybycia  wojewody 
na  wiece  „odprawował  takowe  kasztelan 
z  innymi  dygnitarzami  i  urzędniki".  Ter- 
mina  wieców  wojewódzkich  czyli  roki  o- 
znaczone  były  stale,  zwykle  podf^as  jesie- 


dbyGoot^le 


WIECOWY  SĘDZIA. — WIECZNOŚĆ 


ni.  Kromer  oglądał  ostatnie  sądy  wieco- 
we w  Polsce  i  pisał  o  nich  w  ósmym  dzie- 
siątka XVI  wieka.  Co  dziwniejsza,  ie  na 
Śląsku,  oderwanym  dawno  od  Polski,  sta- 
rożytny polski  obyczaj  wieców  trwał  wów- 
czas w  c^ej  sile.  Istniejąca  tam  jeszcze 
szlachta  polska  pod  obcem  panowaniem 
trzymała  się  wiernie  narodowego  obycza- 
ju. Od  wyroku  tego,  wydanego  przez  sąd 
ziemski  w  jednym  powiecie,  apelowano 
do  wiecu,  zebranego  z  dwóch  lub  trzech 
ziem  sąsiednich  na  śląska.  Gdy  wiece  są* 
dowe  przeżyły  się  już  w  Polsce  i  nie  od- 
powiadały nowym  potrzebom  organizmu 
społecznego,  jak  c^owiek,  który  strawiw- 
szy długi  wiek  na  usługach  kraju,  umiera 
ze  starości,  wtedy  król  Stefan  Batory  z 
narodem  powołidt  do  życia  trybunały 
KzpUtej.  Ślady  dawnych  wieców  zaciera* 
ty  się.  Do  ostatnich  tylko  czasów  Rzplitej 
sędzia  prymasowski  dla  spraw  chłopskich 
księstwaŁowickiego  zwał  się  , wiecowym". 
Sądy  miejskie  łowickie  zwano  również 
„wiecowymi".  Mikołaj  Rej  w  „Zwierzyń- 
cu", przyganiająo  wydatkom,  jakie  pocią- 
gało za  sobą  wiecowanie,  mówi: 

Włóczący  się  po  wiecach,  biegając  za  diroren), 
Muai  nszjbtto  wysypać,  by  wii^  miał  i  worem. 

(Ob.  Kolo  rycerskie). 

Wiecowy  sędzia  ob.  S  ę  d  z  i  a. 

Wieclia  (od  wisieć) — wywieszony  przed 
domem  znak  karczemny.  Potocki  "w/o- 
vialiiales  pisze  w  XVn  w.:  „Wieniec  na  wi- 
no, wiechę  na  piwo,  krzyż  na  miód  wie- 
szają". „Od  wiechy  do  wiechy'  znaczy- 
ło: od  karczmy  do  karczmy.  Było  przy- 
słowie: „Ody  piwo  kwaśnieje,  wiechę  cho- 
wają". Wiechą  nazywano  znak  publicz- 
nie wywieszony  czegokolwiek,  jak  również 
nazywano  tak  zasłonę  z  zieleni,  gaik,  za 
którym  ptasznik  ptaki  łowił.  Stryjkow- 
ski pisze:  ,Był  Wit<^d  od  Krzyżaków 
wdzięcznie  przyjęty;  bo  się  przezeń,  jak 
za  wiechą  ptaki  łowiąc,  Żmudzkiej  ziemi 
dostać  spodziewali"  (Ob.  Znaki). 


Wieczność,  wieczystość  ziemska, 
w  prawie  -cols^em  jus  perpetuum,  znaczy 
tyle,  co  własność  dziedziczna  ziemska. 
Krzyżanowski  w  .Dawnej  Polsce"  nazy- 
wa to  mylnie  wieczystą  dzierżawą,  jak 
i  lenna  nazywa  mylnie  wieczystemi  dzier- 
żawami lab  emfiteuzami.  Są  to  różne 
między  sobą  rzeczy,  o  których  nie  miaJ 
jasnego  pojęcia.  Uczony  Wal.  Dutkiewicz 
pisze,  iż  dla  nazwy  prawa  własności  nie 
mieliśmy  ustalonej  terminologii  i  dlatego 
znajdujemy  nazwy  rozmaite  a  nie  spoty- 
kamy tylko  rzymskiego  dominium  w  pra- 
wdziwem  tego  wyrazu  znaczenia.  Prawo 
własności  zwano  najczęściejywj  kaeredita- 
rtum,  prawo  dziedziczne:  wieczność, 
wieCzystość,  perpetuHas,  jus  perpeluum, 
prawo  wieczyste  {VoL  leg.J\,i.7Ql) 
„rozdawane  wieczności"  ( Vol.  leg. II, f.  933) 
i  „zapisy  wieczności".  „WiecznościBelskie" 
( Vol.  leg.  II,  f.  1231).  Prawo  własności 
wieczystej  ziemskiej  było  tak  w  pojęciach 
i  obyczaju  narodu  polskiego  głęboko  utoż- 
samione z  istotą  i  obowiązkami  szlachec- 
twa, że  gdy  dziś  szlachcic,  mający  się  za 
karmazyna,  sprzedaje  ową  wieczność 
ziemską  t.  j.  ziemię  rodową  cudzoziem- 
com i  ma  się  jeszcze  za  herbowego  szlach- 
cica, dowodzi  tylko,  że  jest  albo  bezczel- 
nym albo  bardzo  głupim.  Właściciela  zie- 
mi nazywano  w  Polsce:  kaeres,  daminuSt 
dziedzic,  pan,  posesor,  niekiedy 
wiecznik  {_VoL  leg.  vn,  f.  397)  lub 
właśnik  {Vol.  leg.  VU,  i.  846),  akta 
praw  własności  ziemskiej  dotyczące  zwa- 
no acta  per pełuiłałis. 

Wieczysta  dzierżawa  ob.  Dzierżaw  a 
wieczysta. 

Wieczysto-  ienne  dobra,  różne  od  dóbr 
prawem  ziemskiem  posiadanych,  były  te, 
które  nadane  na  sejmie,  ulegały  szczegól- 
nej sukcesyi,  zwykle  tylko  z  linii  zstępnej 
i  wracały  do  dóbr  królewskich,  gdylinja 
lennicza  wygasła.  Były  one  pod  jurys- 
dykcją sądu  asesorskiego  i  różniły  się  od 
ziemskich  co  do  ciężarów  publicznych,  nie 


dbyGoot^le 


480 


WIECZYSTA  DZIERŻAWA. — WIENIEC. 


mogły  być  bez  zezwolenia  króla  ani  dzie- 
lone, ani  aijenowane,  chybab;  zostały 
przemienione  na  ziemskie,  jak  tego  mamy 
przykład  w  r.  1764  co  do  dóbr  Narowią, 
obróconych  in  naluram  dóbr  ziemakicb 
dziedzicznych. 

WlBdŹma,  w  i  e  d  m  a,  Czarownica,  lata- 
wica.   Jan  Kochanowski  pisze: 

Nie  wiem  co  mię  za  wiediraa  osypała 
I  Uchem  zdradnj'ch  słów  uczirowala. 

W  Haurze  czytamy:  .Powiadają,  gdy  się 
w  nocy  dały  widzieć  po  świecie  widmy  je- 
żdżące, błąkające  się,  że  to  wojnę  znaczy- 
ło". Prof.  Briiekner  mówi;  „Słynne  były 
ruskie  czarownice,  co  ua  ożogu  do  Kijowa 
lat^y  i  Chmielnicki  się  niemi  otaczał; 
więc  wiedma,  później  wtedśma  z  ruskiego 
przezwano,  jak  i  upiór,  upierzyca  (zamiast 
upir,  z  wampiru  zniszczone)". 

Wielkanocne  zwyczaje.  W  czasopid- 
mie  , Ognisko  domowe"  (Warsz.,  1876  r.) 
ksiądz  Wład.  Siarkowski  pomieścił  obszer- 
ną i  poważną  pracę  p.  t.  „Zwyczaje  ludo- 
we w  święta  Wielkanocne  i  początek  świę- 
conego w  kraju  naszym— szkic  historycz- 
no-etnograficzny'  {N-ra  13—19).  W  dzie- 
le .Bok  polski  wżyciu,  tradycyi  i  pieśni, 
przedstawił  Z.  Gloger"  (Warszawa,  1900 
rok)  znajdują  się  opisy  różnych  zwycza- 
jów wielkanocnych  i  wyjątki  z  innych 
autorów  wierszem  i  prozą,  od  str.  155  — 
211.  W  Enc.  Starop.  znajdują  się  pod 
właściwemi  nazwami  wiadomości  o  takich 
zwyczajach,  jak:  Dyngus,  Gaik,  Gro- 
by wielkopiątkowe,  Rezurekcja, 
Rękawka  i  t.  d.  Przy  Rezurekcyi 
podana  jest  melodja  z  r,  1635  do  słów; 
.WstfJ  Pan  Chrystus"  (t.  IV.  str.  159). 

Wiflikorządy  krakowskie  ob.  K  r  a  k  o  w- 
skie  wielkorządy  {Enc.  Siar.  t.  III, 
str.  94j. 

WJelohak.  Narzędzie  używane  wda- 
wnych  arsenałach  polskich  do  sprawdza- 
nia luf.     C.  Gemb. 

Wieniec,  wiankł.  Kolisto  upleciona  wią- 


zanka z  kwiatów  lub  ziół  zowie  się  wień.* 
cem,  wiankiem.  Wieniec  w  pojęciach  na- 
rodu polskiego  był  zawsze  godłem  niepo- 
kalanego dziewictwa.  Stąd  dziewczęta  a- 
bierają  głowy  swoje  w  wianki,  których 
mężatki  nigdy  nie  nosiły,  bo  zabrania  im 
tego  obyczaj  narodu,  będący  prawem  zwy- 
czajowem.  To  też  gdy  Dąbrówka,  żona 
Mieczyka wa  I,  wychowana  pod  w^ywem 
oświaty  niemieckiej,  lekcewa^ła  sobie 
ten  zwyczaj  i  w  wieku  podesdym  nie  kwe- 
fiła  głowy,  ale,  (jak  powtarza  za  współcze- 
snymi Długosz),  na  wzór  dziewic  przystra- 
jała się  w  czółko  i  wieniec,  tak  to  się  dzi- 
wnem  wydawało  Polakom,  że  aż  przeszło 
do  podań  i  na  karty  ich  dziejów.  Dziewi- 
ca, która  postradała  swój  wianek,  już  go 
nigdy  potem  na  głowę  włożyć  nie  mogła. 
Obcinano  jej  warkocz  (jak  mężatce  pr^ 
oczepinach)  i  zawiązywano  głowę  w  biały 
rąbek.  Stąd  we  wszystkich  pieśniach  lu- 
da polskiego  utrata  wianka  znaczy  utra- 
cone dziewictwo,  stąd  pochodzą  wyraże- 
nia staropolskie:  „panna  bez  wianka", 
,w  wieńcu  umarła",  „rutkę  sieje",  to  zna- 
c^,  że  do  wianka  jej  potrzebuje,  który 
nosi,  nie  wychodząc  za  mąż.  Długosz  w 
dziejach  polskich  pod  r.  1271  opowiada, 
jak  ,żona  Leszka  Czarnego,  księcia  sie- 
radzkiego, Gryfina  (córka  Rościsława 
księcia  Rusi),  choć  już  z  Leszkiem  szósty 
rok  mieszkała,  zostając  w  panieństwie,  za- 
rzucała mężowi  niemoc  i  oziębłość  i  na 
zwolanem  zgromadzeniu  panów  i  powa- 
żniejszych niewiast  ziemi  Sieradzkiej  o- 
świadczyła,  że  czepiec,  który  nagłowię  ja- 
ko mężatka  nosiła  w  Krakowie,  zdjęta  już 
dawno  w  klasztorze  braci  mniejszych,  wo- 
bec wielu  osób,  i  jak  panna  poczęła  cho- 
dzić z  odkrytą  głową".  Statuta  djecezyi 
włodawskiej  z  czasów  Jagiełły  zakazfJy 
duchowieństwa  kujawskiemu  noszenia 
wieńców  na  głowie  podczas  wesel  i  tań- 
ców. Był  to  widocznie  stary  zwyczaj  miej- 
scowy, o  którym  mówi  okłrfo  r.  1419  w 
swoim  edykcie   archidjakon    włodawski 


dbyGoot^le 


481 


Stanisław  z  Komorznik,  a  i  prymaa  Łaski 
w  djecezji  gnieźnieńskiej  za  Zygmunta  I, 
który  także,  jak  powiada  w  swojej  kroni- 
ce Karoin  Bielski,  „lecie  w  wieńcu  róża- 
nym rad  chodził  bez  czapki".  W  czasie 
obchodów  weselnych  wianek  odgrywa 
ważną  rolę.  Ślubny  wieniec  jest  ostatnim, 
który  zdobi  czoło  dziewicy.  Wicie  wień- 
ców dla  panny  ndodej  i  pana  młodego 
podczas  „dziewiczego  wieczoru",  z  towa- 
rzyszeoiem  rzewnych  pieśni,  jest  obrzędem 
wzruszającym  i  bardzo  pięknym.  Gdy  pan- 
ną młoda  wnosi  do  świetlicy  rutę  na  wianki, 
drachny  jej  zawodzą  dpiew  starożytny: 

Boz87pała  Kuieńka 

Drobną  rutki;  po  etole. 

KtAż  tę  rutkę  pozbiera, 

Kul  wianek  uwije? 

„Ojczeńko  i-ntki  nie  zbiera,  bo  w  niej  na- 
dzieję małą  ma".  Więc  z  takiemłe  zapy- 
taniem pieśń  zwraca  się  do  matki,  potem 
do  brata  i  siostry,  ale  i  oni  ratki  zbierać 
nie  chcą,  aż  dopiero  „  Jasieńko  rutkę  po- 
zbierał, bo  w  niej  nadzieję  wszystką  miał'. 
Po  uwiciu  wieńców  słyszymy,  jak  dziew- 
czyna, potoczywszy  wianek  po  stole,  wo- 
ła: „Trzymaj,  ojczeńku  sokole".  Ale  ani 
ojciec,  ani  matka,  ani  brat,  ani  siostra, 
wianka  nie  zatrzymali,  dopiero: 
Jaskńko  wianek  satrzyroal, 
Bo  w  nim  nadzieję  wszystką  miał. 
Gdzie  drużbowie  przybywają  na  „dziewi- 
czy wieczór"  po  wieńce,  tam  bywa  pię- 
kny, uroczysty  taniec  polski  z  wieńcami. 
Nazajutrz  przed  wyjazdem  do  ślubu  na- 
stępuje ofiarowanie  wieńca  pannie  młodej 
z  przemową  „marszałka  weselnego".  Lud 
dotąd  zachowuje  zwyczaj  tych  oracyi,  na 
które  wysilał  się  przed  wiekami  dowcip 
staropolski,  jak  to  widzimy  ze  słów  Mias- 
kowskiego:  „Miew^  wieniec  swój  dowcip 
przed  laty".  SymboUczne  kupno  wieńca 
u  braci  panny  młodej  przez  drużbów  pa- 
na młodego,  a  później  uroczyste  zdejmo- 
wanie go  z  głowy  przy  oczepinach  stano- 
wią dalszy  ciąg  obrazów  tego  poetyczne- 
go i  czysto  słowiańskiego  obyczaju  w  ży- 


ciu domowem  rodziny  polskiej.  Przy  ob- 
chodach roLniczycb,  jak  dożynkach  i  okrę- 
żnem,  wieniec  główną  gra  rolę.  Wielko- 
polanie nazywają  nawet  dożynki  .wień- 
cem". .Wieniec  klosiauy  żyzność  znaczy, 
tego  więc  używają  żeńcy,  zebrawszy  z  po- 
la", powiada  Petrycy  w  książce  swojej  z 
r.  1609.  Wieniec  dożynkowy,  który  go- 
spodarzowi po  zakończeniu  żniwa  przyno- 
si z  pola  na  czele  gromady  najdzielniejsza 
żniwiarka,  bywa  wspaniały,  kształtu  pira- 
midalnego, uwity  z  Idosów  żyta,  pszenicy, 
kwiatów,  a  nieraz  jabłek  i  orzechów,  jako 
symbol  plonu  pól,  sadów  i  lasów.  Pod- 
czas sobótek  dziewczęta  wiły  wieńce  z  by- 
licy.  W  ową  noc  świętojańską  z  23  na  24 
czerwca,  gwoli  wróżbom  zamążpójścia, 
{dynęły  wianki  dziewcząt  po  nurtach  Wi- 
rfy.  Warty  i  innych  „dunajów"  naszych. 
Świętojańskie  .Wianki"  sąjedńym  z  naj- 
starszych i  najpiękniejszych  prastarych 
polskich  zwyczajów.  Dziewczęta,  zebra- 
ne o  zmroku,  rzucają  swe  wianki  na  prąd 
rzeki,  a  mJodzieńcy  na  łódkach  idą  w  za- 
wody za  wieńcami.  Dola  wianka,  koma 
się  dostanie,  czy  zatonie  lub  popłynie  w 
kraj  świata,  stanowi  wró2bę  dla  dziewczę- 
cia, powód  do  niepokoju,  radości,  nadziei... 
NaMazowszu  nad  Narwią, przy  puszczaniu 
wianków  dziewczęta  śpiewały  pieśń: 

W  polu  lipeńka,  w  polu  zielona. 

Liateciki  opuiota, 
Pod  nią  dtiewczyna,  pod  nią  jedyna. 

Parę  wianuszków  wita. 
Oj  czego  ptaczeez,  moja  dziewczyno, 

Ach  CÓ2  ci  Eft  niedola? 
Oj  nie  pJAcz,  Kaniu,  smutnaś  po  Jaaiu, 

Ach  będłieaz  ci  go  miata. 
O  mój  Jasieńku,  o  mój  jedynj, 

Da  Btalać  mi  iiię  azkoda. 
Uwiłam  ci  ja  parę  wianuszków. 

Zabrała  mi  je  woda. 
Moja  dziewczyno,  moja  jedyna. 

Nie  frasuj  ty  się  o  nie. 
Oj  mam  ja  parę  bialjch  łabędzi, 

Popłynąć  one  po  nie. 
Jui  jeden  [dynie,  po  rokicinie, 

Głoni  za  wiankiem  stizalą. 


dbyGoof^le 


Jni  drugi  ^ynie,  ai  aię  odhynie, 

Ale  z  pociechą  małą. 
Łabędzie  pijną,  wianeczki  Urną, 

Bystra  je  woda  gamie, 
Mojo  wiBDcczki,  z  drobnej  niteczki, 

Mamli  was  atracić  mamie? 
Łabędzie  )rfyną,  wianeczki  giną, 

Bystra  je  woda  nieaie, 
Nie  masz  wianeczka,  moja  dzieweczko, 

Jqż  ja  cię  nie  pocieszę. 
Łabędzie,  wróćcie,  eerca  nie  emućcie, 

Wianeczka  nie  przynionly, 
Ido  rąbeczek,  to  o»  czepeczek. 

Na  twoje  dote  vtoBj. 

Powszechny  jest  w  Koronie  i  Litwie  zwy- 
czaj poświęcania  wianków  w  oktawę  Bo- 
łego  Ciała,  podczas  ostatniego  nieszporu. 
Woń  ziół  uważana  jest  jako  Bjmbol  cnoty, 
a  Kościół  w  modlitwie,  którą  odmawia 
kapłan  przy  ceremonii  poświęcania,  prosi 
Boga,  aby  przyjął  wonne  cnoty  tych,  któ- 
rzy składają  Mu  na  t^f  arzu  wieńce  i  zioła. 
Wieńcami  zdobi  się  monstrancja  podczas 
tego  nabożeństwa.  Tym  sposobem  zna- 
czenie dawne  wieńców  i  ziiM  sobótkow^h 
w  pojęciach  ludu  polskiego  uświęcone  zo- 
ataio  przez  kościół.  Wianki  te  i  zioła  po- 
święcone zawieszają  na  ścianach,  n  obra- 
zów lub  nad  drzwiami,  i  przechowują 
przez  rok  cały,  przypisując  im  cndowne 
własności.  Kładą  je  pod  podwalinę  za- 
kładanych domów,  pod  pierwszy  snop, 
zwieziony  do  stodoły  weżniwa,  okadzają  jak 
sobótkowemi  dom  i  gumna  w  przekona- 
niu ochrony  od  pioruna,  także  dobytek  w 
wilię  Św.  Jana  i  dzieżę  chlebną.  W  wiela 
domach  wito  zawsze  9  tych  wianków,  ka- 
żdy z  innego  ziółka,  &  mianowicie:  z  ma- 
cierzanki, rozchodnikn,  nawrotka,  kopyt- 
niku,  rosiczki,  mięty,  ruty,  stokroci  i  bar- 
winku. Używany  jest  także  lubczyk,  ko- 
pelnik,  targownik  i  dzwonki,  w  Krakow- 
skiem bobownik  i  niezapominajki,  w  Wiel- 
kopolsce gałązki  lipy  i  jabłecznik.  Wian- 
kiem z  rozchodnikn  okadzają  dom  przed 
burzą,  wierząc,  iż  od  tego  rozchodzą  się 
chmury  gradowe  i  pioruny,  W  języku 
staropolskim  było  wyrażenie  „wiankami 


nakadzić",  a  gdy  koma  przychodziło  coś 
bardzo  łatwo  i  szczęśliwie,  mówione:  „jak- 
by wianki  wił'.  Szymonowicz  w  sielan- 
kach powiada:  „I  wieniec  piękniejszy  jest, 
kiedy  przeplatany",  to  znaczyło:  kwiata- 
mi różnych  barw,  Falibogowski  bowiem 
(za  Zygmunta  III)  pisze:  .Panienka  kiedy 
wije,  część  go  jasnymi,  częśó  ciemnymi 
kwiatkami  przeplatać  zwykła".  Odwiecz- 
nym typem  wianka  dziewiczego  u  ludn  w 
Polsce  był  wianek,  jak  dłoń  maleńki,  ru- 
ciany. Buła  dlatego  została  uprzywilejo- 
waną, że  jej  listki  zachowują  pod  śniegiem 
przez  całą  zimę  piękną  zieloność.  Jan  Ko- 
chanowski mówi  o  ,wieńea  mcianym".  U 
szlachty,  mieszczan,  a  potem  i  n  ludu 
wszedł  w  użycie  i  zaczął  rugować  ratę 
rozmaryn,  wreszcie  mirt.  Lud  pod  Kra- 
kowem kupuje  gotowe  wianki  ślubne,  ze 
świecidel  papierowych  i  blaszek  robione. 
O  ile  wieniec  z  kłosów  zboża  był  symbo- 
lem plonu,  o  tyle  ze  słomy  wymłóconej  by} 
obelżywy,  jako  symbol  utraconego  pa- 
nieństwa. Wieniec  grochowy,  czyli  z  pu- 
stych uwity  grochowin,  oznaczał  odprawę 
dla  zalotnika,  {Wonność  jego  zamiarów. 
Młodzianowi,  za  którego  wydać  panoy 
nie  chciano,  dawano  to  do  zrozamienia 
grzecznym  sposobem  przez  podanie  na  o- 
biad  czarnej  polewki  (na  Żmudzi  potrawy 
grochowej  .szupienie"),  postawienie  na 
stół  arbuza  lub  ukazanie  wieńca  z  grocho- 
win. O  wieńcach  znajdujemy  wiadomo- 
ści w  dziele  Ł.  Gołębiowskiego  „Lud  pol- 
ski" str.  48,  72,  91,  98, 198,  268,  w  dzidku 
tegoż  „Ubiory  w  Polszczę"  str.  17,  24,  252 
—257.  260;  w  dziele  tegoż  „Gry  i  zaba- 
wy" str.  102,210,219,220,265,269,276 
i  297  oraz  ^Uomy  i  dwory"  str.  109,  113. 
Wiersza,  samołówka  na  ryby  i  raki, 
pleciona  z  długach  cieckieh  rózeg  wiklino- 
wych w  kształcie  cylindra  w  jednym  koń- 
ca spiczasto  zawierszonego  (i  stąd  mogła 
powstać  nazwa),  w  drugim  mającego  lejko- 
waty do  wewnątrz  zwrócony  otwór.  Lin- 
de mylnie  nazywa  więcierz  wierszą  czyli 


dbyGoot^le 


WIERTEŁ.— WIEŻA. 


433 


boGzem  do  toTńenia ryb  (ob.  więoierz). 
"Wiccieiz  jest  z  siatki,  gdywier^azrózeg, 


Wiereta  rfbsków  aadDiemcDskicb  (odrysówal  koło 
outy  Z.  G1<^CT  w  r.  1872). 

a  oba  przyrządy  mają  tylko  to  wspólnego, 
że  fą  zarówno  samołówkaini  i  jako  takie, 
mają  otwory  lejkowate,  zawsze  do  we- 
wnątrz zwrócone,  zresztą  w  ogólnym 
kształcie  różnią  się  z  sobą  zapełnię. 

Wierteł,  z  niem.  Vtertei,  miara  nasyp- 
na.  Cztery  wiertele  stanowiły  ówiertnię 
poznańską.  Wedłng  Instracyi  z  r.  1569 
wierteł  poznański  miał  garncy  polskich  18. 
Są  także  wzmianki  o  wiertelu  roli,  co 
przypomina,  że  i  dzid  w  gwarze  ludowej 
często  słyszymy:  p^włoczek  i  ćwiartka 
pola  czyli  pót  Inb  ćwierć  noimalnego  w 
danej  wsi  gospodarstwa, 

Wierzbna  lub  wierzbowa  niedzie- 
la. Tak  Ind  zowie  niekiedy  niedzielę  kwie- 
tnia czyli  palmową,  na  którą  przygoto- 
wuje w  wilgoci  i  cieple,  aby  się  rozwinęły, 
rózgi  wierzbowe,  zastępujące  palmę,  i  w 
dnia  tym  budzi  dziatwę  taką  palmą,  wo- 
łając: 

aWienba  bije,  nie  ja  biję.  ' 
Za  tydzieó,  wielki  diień! 

Wiarzclinice.  O  wierzch  nicach  czyta- 
my w  urządzeniach  lażni  polskich,  ale  nie 
umiemy  dokładnie  icli  objaśnić. 

Wlerzeje  (1.  mn.  od  w^erzeja,  rodź. 
żtń.)  —  podwoje,  wrota  pcdwójne,  brama 
o  dwucb  skrzydłach.  Mączyński  w  słowniku 
z  r.  1564  mówi:  .pierzeje  abo  wierzeje  we- 
spcJek  się  schodzące".  Każda  brama  dwu- 
skrzydłowa  w  stodole,  szopie,  oborze  lab 
innym  budynku  gospodarskim  zowie  się 
wierzejami.    Dawniej  zawsze  na  „biegu- 

&(7klope4|*  ttaiopotika,  tsm  IT. 


nach",  podłożonych  wklęsłym  kamieniem, 
bez  użycia  żelaza,  dzid  zwykle  na  zawia- 
sach żelaznych,  pobita  czyli  napierzona 
tarcicami,  ma  w  pc^owie  wysokości  po- 
przeczną .degę"  do  zamknięcia.  Wierze- 
je tem  się  różnią  od  wrót,  że  te  ostatnie 
bywają  nie  w  budynku,  lecz  w  ogrodze- 
niach, są  zwykle  pojedyncze  t.  j.  na  je- 
dnym biegunie  i  nie  napierzane  deskami, 
ale  zbite  z  żerdzi.  Przedstawiamy  tu  sta- 
re wierzeje  ze  wsi  Białowieży  (odfotogra- 
fowanena  miejscu)  z  biegunami  sposobem 
przedwiecznym  zrobionymi  z  drzewa  do- 
bianego  z  natury  z  takim  sękiem  czyli  ga- 
łęzią, aby  podtrzymywała  ramię  w  nale- 
żytym poziomie.  Dęgi  jeszcze  u  tych  wie- 
rzej  niema,  ani  skobla  i  klódkd,  tylko  za- 
suwka drewniana  i  deski  napierzenia  przy- 
bite do  ramion  gwoździami  drewnianymi, 
tak  że  wcałych  tych  wierzejach,  iście  pra- 
słowiańskich, niema  jeszcze  ani  odrobiny 
użytego  żelaza  (ob.  rysunek  na  str.  434). 

Wieża.  Przy  każdym  grodzie  starano 
się,  aby  była  wieża  więzienna  czyli  turma, 
stąd  karę  zamknięcia  nazywano  wprost 
„wieżą".  Gdzie  wieży  nie  było,  tam  ją 
murowano  ze  składek.  Znajdujemy  np. 
w  Voi.  if£.  (III,  i.  13):  „Za  instancją  po- 
słów sieradzkich,  pozwalamy  w  grodzie 
Piotrkowskim  wieżę  szlachecką,  na  której 
budowanie  pozwalają  po  groszy  6  zlanu". 
Wieża  dzieliła  się  na  górną  czyli  więzienie 
cywilne  i  to  było  widne,  czyste,  schludne 
i  ciepłe,  oraz  na  wieżę  dolną,  podziemną, 
która  była  więzieniem  kryminaJnem,  cie- 
mnem,  do  12  łokci  głębokiem,  O  ile  wie- 
ża dolna  zamykała  się  na  grube  wrzecią- 
dze,  o  tyle  górna  często  żadnej  straży,  ża- 
dnego zamka  u  drzwi  ani  kraty  w  oknach 
nie -posiadała,  była  bowiem  więzieniem 
szlacheckicm,  cywilnem  a  cześć  szlachci- 
ca dawała  rękojmię,  że  pozostawiony  bez 
żadnych  ograniczeń;  nie  będzie  wychodził 
ani  uciekał.  O  opał,  światło,  jadło,  sam 
szlachcie  dla  siebie  się  starał,  a  jeżeli  był 
ubogi  i  na  to  nie  miał,  powinien  byt  mu 


dbyGoot^le 


Wierzeje  ■ 


li  Białowieża  (gub.  Oroilueńska)  sposobem  pierwotnym  zbudowane. 


dostarczyć  ten,  za  którego  sprawą  na  wie- 
żę został  skazany.  W  dolnej  wieży  nie 
było  ani  pieca  ani  okna.  "Wszakże  tak  do 
jednej,  jak  do  drugiej,  mógł  dostać  sią 
człowiek  każdego  stann.  Skazanych  za 
zabójstwo  w  zwadzie  królowie  nasi  przez 
łaskę  uwalniali  od  dolnej  wieży.  Tak  Zyg- 
munt I  uwolnił  Jana  Sierakowskiego  ro- 
ku 151S  z  warunkiem,  aby  krewnym  zabi- 
tego wyj^aoił  główszczyznę.  Kanclerz  O- 
cieski  w  liście  do  Kmity  pisze  w  r.  1550: 
„Nie  rozumie  król  jegomość,  aby  miał 
nad  poddanemi  władzę,  jak  sąd  i  opiekę. 
Sędzią  spraw,  które  z  odzown  do  sądu 
pańskiego  nie  przychodzą,  być  nie  chce". 
, Mówił  mi  król  miłościwy,  że  przed  tro- 
nem swoim  chce  tylko  widzieć  prawe  In- 
dzie, a  nie  chce,  aby  prawa  kancelarja 
jedynym  acz  szlacheckim  hultajom  we- 
selić się,  a  drugim,  co  nietrafnie  ubie- 
żą,  kaDcelarja  gnić  w  więzieniu  kaza- 
ła". Utrzymywanie  wież  grodowych 
więziennych  należało  do  starostów.  In- 
ne wieże  murowano  na  pomieszczenie  ar- 
chiwów ziemskich.  Wieże  z  bramami 
stanowią  herby  różnych  miast  polskich  a 
najwięcej  w  Wielkopolsce.  Takie  herby 
Kraków,    Odolanowo,    Na- 


klo, Kościan,  Śmigiel,  Sulmierzyce,  No- 
we-Miasto,  "Wysoka,  Kruszwica,  Rydzy- 
na, Czerniejewo,  Pogorzele,  Pleszew,  Ja- 
rocin, Trzciel,  Borek,  Brojec  i  kilka  inn. 
Wieże  znajdujemy  także  w  herbach  szla- 
checkich: Wieże  i  w  sześciu  odmianach 
herbu  Grzymała.  Znamienne  a  wszyst- 
kich Słowian,  a  wybitne  zwłaszcza  a  na- 
rodu polskiego  zamiłowanie  do  pieśni  i  poe- 
zyi  było  powodem  w  średnich  wiekach 
do  opiewania  każdego  wypadku  głośniej- 
szego pieśnią,  a  po  npowszechnienin  się 
sztuki  pisania,  skłaniało  tysiącznych  wier- 
szokletów do  opisywania  wielo  rzeczy  ry- 
mami na  luźnych  kartach  i  w  domowych 
silva  rerum.  Podobnych  elukubracyi  krą- 
żyła moc  ogromna,  ale  że  gdy  ciągle  no- 
we płodzono,  to  stare  zwykle  sdy  w  po- 
niewierkę, więc  zaledwie  może  część  setna 
do  czasów  naszych  doszła.  Pod  wyrazem 
lamenty  {fHC.J/ar.t.III,  str.  132)  po- 
daliśmy wyjątki  z  pisanych  wierszem 
wspomnień  pośmiertnych,  które  po  zgonie 
drogiej  osoby  okładali  jej  przyjaciele  w 
formie  rzewnego  pożegnania,  zwanego  1  a- 
mentem,  wypowiedzianego  niby  ustami 
nieboszczyka.  Zasłużony  p.  B.  Erzepki 
znałaś  w  Poznaniu  i  łaskawie  nam  ndzie- 


dbyGoot^le 


WIEŹ 


lit  z  pierwszych  lat  XVII  w,  y^Ijimentatio 
Turris  lVarsckoviensis* ,  t.j.  lament  wie- 
ży warszawskiej,  która  podtag  zapiski  na 
marginesie  przy  tym  wiersza  znajdającej 
się,  „Anno  Dni  1605,  dnia  wtorkowego 
10-go  księżyca  Maja,  obaliła  się  okoto  go- 
dziny ósmej  i  zabi2a  ludzi  in  namero  6". 
Prawdopodobnie  była  to  wysoka  wieża, 
słażąca  zarazem  za  bramę  na  Kanonję 
i  dzwonnicę  przy  farze  warszawskiej  od 
ulicy  ów.  Jana.  Pozostawiając  tę  cieka- 
wą zagadkę  do  rozstrzygnięcia  badaczom 
starożytności  Warszawy,  lament  wieży  o- 
powiadającej  swe  smatne  losy  przytacza- 
my tu  w  całości; 

Kio  krajów  mazowieckich,  w  nich  Waraiawy 

[dwiadom, 
Teo  tel  o  mej  m^DO^  z  wysokością  wiftdom. 
Jakom  Btawianą  była  przez  Fignla  cnego 
7.  Janem  Hiszom,  naonczas  szafarza  miejskiego. 
Z  jakim  kosztem  budowna,  (o  amiele  rzec  Dinflzę, 
Z  wysokich — wielo  ioBzych  »obie  zrównać  tuszę. 
7a  materjej  jak  dobrej  jam  była  złożona, 
Wapnem  takte  i  drzewem  hojnie  opatrzona. 
Augustowe  pamiątki,  jakiem  ja  znosiła, 
Dzwony  i  inszych  przygód,  których  t>ylo  Riła. 
Nui  <^nie,  takie  gromy,  cięfkie  didie  z  gradami, 
Z  dział  elrzclania  i  iasze  niewczasy  z  wiatrami. 
Bystrych  źródeł  otwory  długom  ja  cierpiała 
I  wschód  z  boku  zdziałany,  na  com  ja  stękiUa. 
Wszystkom  to  dla  swych  twórców  pamiątki 

[znaszała, 
Na  Hwe  wszytkie  urazy  derpcera  uchedzała. 
Ai  mię  świętej  pamięci  królowa  ma  pani. 
Ujrzawszy  tak  przez  dacho,  odziała  cegłami. 
Snąć  cod  więcej  myalila  o  głowie  mej  radzić, 
Jakoby  była  mogła  wierzch  ozdobnie  stawić. 
AJc  imieró  nieużyta  z  iwiata  mi  ją  wzi^a, 
Mnie  pomoc  i  ozdobę  z  nią  zaraz  odjęła, 
Zaczemem  znowu  stękać  od  dzwonu  muniała. 
Tak  z  nowym  murem,  będąc  bez  dachu,  dość  stało. 
Al  Kuliński,  któremu  Wojciech  imię  było, 
Burmistrz  naonczas  w  miećcie,  ii  każdemu  milo 
Na  mię  patrzf  ć,  wybaczył,  jął  Btoranie  czynić 
Z  rajcami  i  pospólstwem  i  wnet  się  przyczynić 
Rozkazał,  abym  była  wierzchem  opatrzona, 
Więc  i  blacłią  żelazną  pięknie  ozdobiona. 
I  ten  poszedł,  krzyż  dawszy,  na  wierzch  tarcic 

[moich, 
A  jam  sobie  wytchnęła  od  niewczasów  swoitji, 
Lecz  on^o  uraza  w  braDtmuni  mojego 
Nikt  obaczyć  z  was  nie  chcia},  widząc  wiele  złego. 


Bo  wschód  od  samej  ziemie  do  dzwonu  wielkiego. 
Który  wnętrznotó  moje  żart,  od  wozów  chodzeoia 


Z  trudnością  zaosić  musiał  do  cza^u  dłuższego. 
Od  XięJej  ratunku  nie  miałam  nic  pewnego, 
Bo  szarpali,  co  moje  w  testamencie  było; 
Jako  żywo  to  Xiężej,  co  cudze,  jest  miło. 
A  to  mi  wzdan  folgunek  wrzkomo  uc^nili. 
Ile  mych  twóroów  dzieciom  dzwonić  zabronili. 
Juzem  prawie  konała,  cegły  z  siebie  krusząc. 
Aza  mię  wzdan  ratują,  pewnie  sobie  tusząc 
Cieszyli  mię,  że  ankra  we  Gdańsku  zrobione. 
Wszystkie  moje  nadzieje,  widzę,  te  są  płonę. 
A  silą  moja  mglala,  nie  było  żadnego, 
Coby  się  był  zmiłował  a  strzegł  mą^  tl^o, 
Opuścili  mię  wszyscy  a  świat  żalem  zdjęty 


Bozruszył  mię  i  ozdobą  miasta  Xię«twa  t^o 
Warszawy  i  nabawił  innych  wiele  złego. 
Com  ogromną  etą  oeglą  ludu  podławiło. 
Starych  także  i  młodych,  domym  potraciła. 
Przez  wasze  nieopatrzność,  wy  głuszy 
Samiście  mię  stracili,  żal  się  tego  Poniel 

Ja  wam  dobranoc  daję 

Choć nie  staja  Amen. 

Wiersz  powyższy,  lubo  dość  długi  ale  cie- 
kawy, podaliśmy  tn  cały,  nie  bez  myśli 
zachęcania  przy  każdej  sposobności  bada- 
czów  i  zbieraczów  pamiątek  Warszawy  do 
rozpoczęcia  pracą  wspólną  i  systematycz- 
ną wydawnictwa  zeszytowego,  obejmują- 
cego wszelkiego  rodzajn  ginące  z  rokiem 
każdym  źródła  do  historyi  naszego  mia- 
sta. Wyrazy  w  wierszu  powyższym  nie- 
czytelne oznaczyliśmy  kropkami.  „Anga- 
stowo  pamiątki"  oznaczają  niewątpliwie 
dftiy  króla  Zygmunta  Angnsta.  Wzmian- 
ka o  królowej  odnosi  się  zapewne  do  An- 
ny Jagiellonki  (1522  f  1596)  znanej  z  mi- 
łości do  Mazowsza  i  jej  pieczołowitości  o- 
koło  gmachów  i  miast  w  tern  dawoem 
księstwie.  Autorem  wiersza  był  prawdo- 
podobnie także  jakiś  szczery  Mazur.  Wy- 
mienione przez  niego  nazwisko  bndowni- 
ka  wieży  .Pignl"  nie  oznacza  nazwiska 
ale  przezwisko,  właściwie  „Pigułka",  pod 
którem  lud  warszawski  rozomiaJ  w  XVI 
wiekn  rodzinę  Pisińskich,  aptekarzów  miej- 
scowych.    Już  w  r.  1545  znany  tu  był  a- 


dbyGoot^le 


"WIEŻA  BABItXtŃSKA.— WILCZY-SŁUP. 


ptokarz  Pisiński,  przezwany  przez  wszyst- 
kich „Pigułką". 

Wieża  babilońska,  gra  towarzyska.  Sia- 
dają wszyscy  wokoto  i  każdy  obiera  sobie 
inny  zawód  lub  rzemiodo,  jeden  jest  np 
szewcem,  dmgi  kucharzem,  trzecia  ogrod- 
niczką i  t.  d.  Najwymowniejszy  opowia- 
da jakąś  zmyśloną  historj^  ale  gdy  ma 
potrzeba  nazwisk  ładzi,  rzek,  miast,  zapy- 
tuje o  nie  grających  a  każdy  coś  ze  swego 
facha  wymienia  w  odpowiedzi.  Tak  więc 
zdarza  się  np.,  że  pani  Patelnia  z  córką 
Dratwą,  synem  Rądelkiem  i  ełnżącą  Po- 
miotła przyjechała  do  miasta  Jajecznicy. 

WifCierz.  Jak  wiccierz  w  KYI  wieku 
wyglądał,  opisuje  go  tłómacz  Krescencju- 
Eza  temi  słowy:  „Wi^cerze  na  ryby  mają 
skrzydła  długie,  matnią  z  przodka  szeroką, 
a  co  dalej,  tym  węższą,  oblączkami  (ob- 
ręczkami)  rozpiętą,  na  końca  zawiązaną; 
w  gardle  tej  matni  b3rwa  z  tejże  sieci  dziu- 
ra niewielka  w  matnią  wpuszczona  i  roz- 
pięta, którą  zowią  sercem".  Widzimy  z  te- 
go wybornego  opisa,  że  dzisiejszy  z  a  k 
czyli  żak  rybaków  nadnarwiańskich  nie 
różni  się  niczem  od  ^więcerza'  z  XVT  w. 
Ale  i  nazwa  żak,  zak,  jest  także  już  w 
dobie  piastowskiej  aiywaną  i  dlatego  mó- 
wimy o  niej  także  pod  wyrazem  żak. 

Wlezienia.  Za  ZygmnntaAugusta  kanc- 
lerz Ocieski  d^  instrukcję  staroście  raw- 
skiemu: iż  winni  przestępstw  w  prędkości 
popełnionych  mogą  razem  siedzieć,  bo  u- 
cznciem  wspólnej  zgryzoty  mogą  się  po- 
prawić; winni  zbrodni  rozmyślnie  ułożo- 
nej powinni  byó  rozdzieleni,  bo  wyszedł- 
szy z  więzienia,  będą  doskonalsi  w  hultaj- 
stwie,  a  tak  więzienie  będzie  8zk<dą  nie- 
cnoty; nad  moralnością  wszystkich  wię- 
źniów czawaó  nalejy,  i  powinny  im  byó 
nauki  religijne  dawana  W  XVIII  w.  gló- 
wnem  więzieniem  w  RzpUtej  dla  skaza- 
nych na  dłuższy  przeciąg  czasu  był  Ka- 
mieniec podolski.  Słynęło  tam  więzienie 
podziemne,  zwane  „Indje".  Za  Stanisła- 
wa Aogusta  wzięto  się  do  poprawy  wię- 


zień, W  Warszawie,  przy  ulicy  Mostowej 
nad  Wirfą,  dawną  bramę  mostową  a  pó- 
źniej t.  zw.  „prochownię"  przerobiono  na 
więzienie  pod  nazwą  „Domu  kaiy  i  popra- 
wy", na  którym  położono  napis  ułożony 
przez  króla:  „Nie  miejsce,  ale  zbrodnia 
hańbi".  W  sprawie  ulepszenia  więzień 
pierwszy  a  nas  podniósł  głos  J.  U.  Niem- 
cewicz w  piśmie  swojem  „O  więzieniach". 
Po  nim  Fryderyk  Skarbek  wpłynął  prze- 
ważnie na  poprawę  więzień  w  Kongre- 
sówce. 

Wigano  —  nazwa  sakni  dworskiej  za 
Stanisława  Aug.  z  krótkim  stanem,  pod  sa- 
memi  piersiami  fałdzistej,  mówią,  że  dla  u- 
kiycia  przypadkowej  fiąży  wymyślonej. 

WiBoA.  W  XYIII  w.  sukno  dehkatne 
a  miążsiste,  z  sierści  podobno  wielbłądziej 
wyrabiane.  Były  i  chastki  ciepłe  wigonio- 
we,  zwykle  zielonkawego  kolora. 

Wilczy-d6ł  lab  wilkownia,  w  doka- 
kumencie  z  r.  1287  ,jama* — samołówka 
na  wilki.  Zwykle  w  miejscu,  gdzie  wilki 
przychodziły,  a  często  pfzy  drogach  krzy- 
żowych kopano  w  ziemi  dół  7  —  8  łok- 
ci głęboki  a  4 — 5  szeroki,  którego  ściany 
wykładano  gładkimi  dylami,  żeby  wilk 
kapany  wykopać  się  z  niego  nie  mógł. 
Całą  jamę  zakryw^  krąg  upleciony  z  łozy, 
umocowany  niby  na  osi  na  idącym  przez 
jego  środek  drążku,  przyprószony  dla  o- 
szukania  zwierza  alomą  i  ziemią.  Na  środ- 
ku tego  kręgu  przywiązywano  jiAo  prssy- 
nętę:  gęś,  prosię  lub  owcę  a  od  strony  koń- 
ców drążka,  leżących  na  brzegach  wilczo- 
dolu,  dawano  zagrodzenie,  tak  żeby  wilk 
musiał  iść  taką  stroną  do  przynęty,  gdzie 
stąpiwszy  przedniemi  nogami  zapadał  się 
w  wądół.  Wilk  w  tej  jamie  stawał  się  po- 
kornym i  stąd  powstało  przyłowie;  .Po- 
tulny jak  wilk  w  jamie'.  Podobne  samo- 
łówki  urządzB^o  jeszcze  w  puszczach  na 
żubry  i  niedźwiedzie,  zwane  decami  żn- 
browymi  i  dołami  niedźwiedzimi. 

Wilczy-słDp,  samołówka  na  wilki,  w 
kształcie  słupa  (dębowego),  okc^o  4  łokcie 


dbyGoot^le 


■WILJA. — WILKOŁAK. 


437 


wysokiego,  zakopanego  pionowo  ze  Bzpa- 
rą  łokieć  dłogą  od  wierzchu,  dającą  stopo- 
wi niejakie  podobieństwo  do  ważkich  wi- 
deł. G-dy  wilk  zaczął  skakad  do  przynę- 
ty położonej  na  szpicach  ełapa,  wpadała 
ma  jedna  z  łap  w  szparę,  z  której  wydo- 
stać ju2  jej  nie  mógł. 

WJIja,  wigilja — przedświęcie,  dzień 
święto  poprzedzający,  tak  nazwany  z  łac. 
od  czawania,  chrześcijanie  bowiem  noc  po- 
przedzającą dni  uroczyste  na  czawaniu 
i  modlitwie  spędzali  a  zwykle,  i  dzień 
przedświąteczny  pościli.  Kaj  uroczyściej 
zaś  z  wieczorną  ucztą  postną  obchodzili 
wigilję  Bożego  Narodzenia.  Zwyczaje  pol- 
skie do  tej  wilii  pr^wiązane  podaliśmy 
w  dziele  ,Kok polski  wżycia,  tradycyi 
i  pieśni*  Warszawa,  r.  1900,  str.  19 — 65. 
Ciekawe  szczegóły  o  dawnych  zwycza- 
jach wigilijnych  podał  , Tygodnik 
lllustrowany"  w  artykule  p.  n.  „Rozmai- 
tości", serja  I,  tom  XIV,  nr.  378.  Stawia- 
nie snopów  zboża  po  rogach  izby,  w  któ- 
rej zasiadają  do  uczty  wigilijnej,  dotąd 
napotykane  u  lodu,  było  zwyczajem  nie- 
gdyś we  wszystkich  warstwach  powsze- 
chnym. U  pani  podwojewodzyny  Do* 
brzyckiej  w  Fęsadi  na  Mazowszu,  jeszcze 
w  pierwszej  połowie  XIX  w.  nie  siadano 
do  wilii  bez  snopów  żyta  po  rogach  kom- 
naty stołowej  ustawionych.  Lud  wiejski, 
po  uczcie  wigUjnej,  ze  ^omy  tych  sno- 
pów kręci  małe  powrósła  i  wybiegłszy  do 
sadu  owiązuje  niemi  drzewa  owocowe  w 
przekonania,  że  będą  lepiej  rodziły.  Wie- 
czerza wigilijna  u  ludu  składała  się  zwy- 
kle z  potraw  7-nuu,  szlachecka  z  9-u,  pań- 
ska z  ll<tu.  Kto  ilu  potraw  nie  skosztu- 
je, tyle  go  przyjemności  w  ciąga,  roku  o- 
minie.  W  domach  zamożniejszych  panie 
rozdawały  w  dniu  tym  .kolędę"  czyli  po- 
darki swej  czeladzi  i  dobrze  prowadzącym 
się  dziewczętom  ze  wsi.  Po  spożycin  wie- 
czerzy wigilijnej,  czy  to  w  chacie  czy  w 
pańskim  dworze,  obojegospodarstwo,  zgro- 
madziwszy rodzinę  i  domowników,  spę- 


dz&li  resztę  wieczora  na  śpiewaniu  kolęd 
o  Narodzeniu  Jezusowem.  Ciekawe  wyja- 
śnienia znajdują  się  w  pracy  prof.  Bruck- 
nera „Z  literatury  zapomnianej"  (Bibljot. 
Warsz.  r.  1900,  t.  JJI,  str.  2). 

Wilkirz,  wielkierz  —  uchwała  miej- 
ska. Miasta  polskie  miały  swoją  autono- 
mję,  a  ich  ustawy  przez  Stany  miejskie  u- 
chwalone,  wilkierzami  od  słowa  niem. 
Wiilkuhr  zwane,  mogły  nawet  czynić  pe- 
wne zmiany  w  zasadniczem  prawie  miej- 
skiem,  jak  t«go  były  przykłady  w  Pozna- 
nia i  we  Lwowie.  Szczerbicz  w  prawie 
Saskiem  określa:  HWielkierzem  to  zowią, 
co  lud  pospolity  z  przyzwoleniem  zwierzch- 
ności postanowi".  Chociaż  miasta  na 
ogół  rządziły  się  prawem  magdeburskiem 
lub  chdmińskiem,  jednakże  z  powodu  wil- 
kierzy  miejscowych,  prawie  każde  mi^o 
w  swoich  urządzeniach  pewne  różnice. 

Wilkołak  —  człowiek  przemieniony  w 
wilka.  Stary  przesąd  o  możUwości  prze- 
miany człowieka  na  czas  jakiś  w  wilka 
podtrzymywany  był  zawsze  wśród  ciem- 
nego ludu  przez  szalbierzy,  którzy  znajdo- 
wali interes  przedstawiać  siebie  za  byłych 
wilkołaków.  Już  dawni  pisarze  nasi:  Haur, 
Otwinowski,  Bohomolec  i  inni,  o  podob- 
nych oszustach  i  wierze  zabobonnej  wspo- 
minają. Piszący  to  w  młodości  swojej  wi- 
dział dwuch  takich  udawaczów.  Jeden 
włościanin  z  głębi  Litwy  objeżdżał  wóz- 
kiem po  kraju,  opowiadając,  ie  dzieci  je- 
go i  cała  rodzina  przemienieni  zostali  w 
wilkołaków  ne  weselu,  gdy  zapomniawszy 
się  w  dniu  piątkowym  tańczyli.  Ktoby 
więc  ujrzał  w  polu  wilka— prosił  stroskany 
ojciec— niech  wymieni  imiona  nieszczęśU' 
wych,  przeżegna  go  i  zmówi  pacierz,  a 
wilkołak  przemieni  się  w  człowieka.  Inny 
opowiadał,  że  sam  „chodził"  przez  3  lata 
wilkołakiem.  Lud  słuchał  z  zaciekawie- 
niem i  współczuciem  opowiadania  o  niedoli 
i  przygodachjCzęatująeobfinie,  aby  dłużej  o- 
powiadał,  i  zaopatrując  na  drogę.  Prze- 
sąd w  naszej  Słowiańszczyźoie  jest  stary 


,v  Google 


R'ILK.OM.— \VIXIARZE. 


jak  Świat,  na  co  ciekawy  dowód  znajduje- 
my n  Herodota  (żyjącego  w  V-ym  wieku 
przed  Chrystusem),  który  pisze  o  Nenracb 
zamieszkujących  między  Dniestremi  Dnie- 
prem, zatem  na  dzisiejszej  Rusi,  ie  było 
mniemanie,  ii  znają  sztuki  czarodziejskie 
i  w  pewnych  dniach  roku  mogą  "ńą  zmie- 
niać w  wilków  i  znowu  powracaó  do  po- 
staci ludzkiej.  W  to  samo  Ind  nasz  wie- 
rzy dotąd,  że  są  czarownice,  mogące  prze- 
mienić człowieka  w  wilkołaka  i  wilk(dako- 
wi  przywrócić  postać  ludzką. 

Wilkom  {z  niem.  Willkommen)—yuhai, 
z  którego  piją  na  powitanie  gościa  w  do- 
mu. Wszystkie  znaczniejsze  cechy  rze- 
mieślnicze w  większych  miastach  polskich 
obyczajem  Europy  zachodniej  mi^y  swo- 
je obrzędowe  wilkomy  (ob.  Enc.  Siar. 
L  IV,  str.  130).  Weap.  Kochowski,  biorąc 
aluzję  do  Aoyis.  wilk,  pisze  w  swoich 
fraszkach: 

Skirtysz  się,  łe  cię  trilbom  ktoś  wciora  pić  manił, 
Kt<3ry  cię  wilk  chrzypota  o  wloa  nie  ndawt, 
Ale  aię  dobrze  i>k&rźTHz,  wezak  to  pospolita 
Wilkowi,  ie  za  gardło  każde  bydlę  chwyta. 

Gdy  nowicjnez  wstępował  w  grono  oby- 
wateli rzeczypospolitej  Babińskiej,  musiał 
wypić  „wilkom",  który  mu  podawf^  bur- 
grabia  babiński  ze  stosowną  przemową. 

WilkDwnla  ob.  Wilczy-dól. 

Wina  w  prawie  polskiem  nie  znaczyła  wy- 
st^ku,  ais  tylko  znaczyła  zawsze  karę  pie- 
niężną, grzywny,  poena.  .To  właśnie  kara- 
niem zowią,  kiedy  kogo  na  ciele  karzą  — 
pisze  Szczerbicz  —  ale  kiedy  na  pienią- 
dzach, winą  zowią".  „Winę  brać"  z  ko- 
go —  znaczyło  skazywać  na  karę  pienię- 
żną. Winę  siedzenia  w  wieży  zwano  po 
łacinie  jpi^ewa  puhlica  ( Vol.  leg.  II,  f.  1214). 
„Wina  królewska",  po  łacinie  RegalUpoe- 
na,  inaczej  zwana  już  za  Kazimierza  W. 
„siedenmadziesta",  znaczyła  zaj^cenie 
14-tu  grzywien  srebra,  bo  5  grzywien  fu- 
trzanychrównalo  się  wartością  jednej  grzy- 
wnie, czyli  pół  funt.  srebra,  zatem  „siedem- 
nadziesta",  to  znaczyło  70  grzywien  fu- 


trzanych czyli  14  srebrem,  a  7  funtów  na 
wagę  zwyczajną.  W  r.  1768  prawo  pol- 
skie zostaw^o  roztropności  i  sumieniu  sę- 
dziego ocenę  wszelkich  występków  a  od- 
t^  naznaczano  winy  wiece]  podług  rozn- 
mienia  sędziego,  niż  pewnych  prawidd 
{Vol./eg.YU.,i.QOO). 

WInlarze,  wlnlary.  Tak  nazywano  da- 
wniej ludzi,  którzy  zajmowali  się  ogrodo- 
wą plantacją  winogradu,  jak  również  pó- 
źniej tak  samo  nazywano  handlarzy  wina. 
G-dy  w  XVI  w.  handel  winem  (pierwej  u- 
żywanem  w  Polsce  tylko  do  potrzeb  ko- 
ścielnych) zacz^  przybierać  szersze  rozmia- 
ry, aby  zapobiedz  nadużyciom,  pociągnię- 
to winiarzów  poznańskich  do  przysięgi, 
której  rotę  przytaczamy  tutaj,  zmieniając 
jedynie  pisownię  dawną  na  dzisiejszą:  „Ja 
N.  N.  przysięgam,  że  te  wina  wszystkie, 
którekolwiek  na  ten  czas  w  mojej  piwnicy 
mam,  tak  jako  teraz  w  sobie  są  same  za- 
chowane, ooych  niczem  przetwarzać  nie 
będę,  ani  zatrzymanym  albo  niekisiatym 
winem  godzić  go  nie  będę,  żeby  łago- 
dniejsze a  zatym  odbytoiejsze  było,  a- 
żeby  mi  na  nie  cenę  droższą  uczyniono. 
Takie  gdy  mi  cena  którego  uczyniona 
i  postanowiona  będzie,  żadnego  podlej- 
szem  winem,  ani  żadną  rzeczą  nie  roz- 
tworzę ani  odmienię.  A  którekolwiek 
wino  na  potem  kupię;  węgierskie,  gubiń- 
skie,  rakuskie,  czeskie,  morawskie  aeif 
maimazfą,  muskalellę,  przednie,  średnie, 
albo  podlejsze,  tak  jako  kupię,  aż  do  po- 
stanowienia ceny  wcale  a  zupełnie  zacho- 
wam, onego  niczem  nie  roztwarzając, 
ani  temperując.  Także  gdy  mi  cena  jego 
będzie  postanowioną,  ono  samo  w  sobie 
bez  przymleszania  inszego  podlejszego 
przedawaó  będę.  Nie  będę  też  żadnemu 
inakszego  przezwiska  czynił  ani  odmienić, 
telko  takie,  za  jakie  ono  kupię.  Tak  mi 
P.  Bóg  pomóż  i  Syna  jego  umęczenie". 
W  r.  1160  Henryk  ks.  sandomierski  nadał 
kawalerom  Św.  Jana  wsie  Zagość  i  Beie- 
szowice  V.  Właszów  z  winnicami  i  dwoma 


dbyGoot^le 


WINNICE.— WINNIK. 


439 


winianami  czyli  winiarami.  Od  osad  ta- 
kich  ogrodników  pielęgnujących  winograd 
powBtafy  nazwy  wiela  wiosek.  Jest  też 
V  Król.  Kongr.  dotąd  z  doby  piastowskiej 
7  wfli  z  nazwą  "Winiary,  1  "Winiarki,  6  wbi 
zw.  "Winnica,  jedna  Winniczka,  jest  tEik^o 
Winna,  Winna  góra,  Winne,  Winowuoi 
Winniki.  W  Galicyi  dzisiejszej  jest  także  4 
■wsie  Winniki,  2  Winogród  i  1  Winniczki. 

Winnice.  Za  doby  Piastów,  gdy  przy- 
wóz wina  z  poladnia  Europy  napotyka 
wiele  tindności,  zakładano  w  wiela  miej- 
scach na  stokach  gór  nachylonych  ku  po- 
łudniowi winnice  w  cela  posiadania  wina 
czystego  na  potrzeby  mszalne  a  może 
i  dla  owocu  winograda.  Jn2  geograf  a- 
rabsko-sycylijski  Edrisi,  pisząc  w  XII  w. 
o  Polsce,  powiada,  to  Kraków  posiada  li- 
czne gmachy,  targowiska,  ogrody  i  win- 
nice. Ka  tej  podstawie  Lelewel  twierdzi, 
że  koło  Krakowa  za  Bolesława  Krzywo- 
ustego sadzono  winograd  i  wytłaczano 
wino  potrzebne  do  obrzędów  kodcielnych. 
W  r.  1131  Innocenty  V  w  balii,  wyszcze- 
gólniającej majątekkatedry  gnieżnieiiskiej 
i  uposażenie  arcybiskupów,  wspomina  i  o 
winnicach.  W  Wielkopolsce  wzmiankowa- 
ne są  winnice  w  XTTT  w.  kolo  Poznania 
nad  Wartą,  w  Czarnkowie  i  koło  Babi- 
mostu. Kiedy  Przemysław  I  z  prawem 
magdeborskiem  r.  1253  nadał  m.  Pozna- 
niowi wieś  Winiary,  zastrzegł  dla  siebie 
winnice.  W  r.  1380  Damianin,  kanclerz 
katedralny,  i  Andrzej  z  Sierpnicy,  ufun- 
dowawszy ołtarz  pod  tytułem  Św.  Bar- 
tłomieja w  katedrze  poznańskiej,  uposa- 
żyli go  także  dwoma  winnicami  na  gó- 
rze za  kościołem  Św.  Wojciecha.  Konrad 
mazowiecki  r.  1234  dał  dominikanom  j^o- 
ckim  winnicę  między  ich  klasztorem  a 
zamkiem  pn^ożoną.  We  Lwowie  r.  1433 
założono  winnice  ze  zrazów  sprowadzo- 
nych z  Uoltan.  W  temże  mieście  były 
fundowane  dwie  kanonje  na  dochodzie  z 
winnic.  Kiesiecki  powiada,  że  arcybiskup 
gnieźnieński  Wincenty  Kot  przeznaczył 


dla  katedry  4  beczek  wina  rocznie  z  win- 
nic uniejowskich  w  Łęczyckiem.  Na  wzgó- 
rzach około  Torunia,  Chełmna  i  Grudzią- 
dza zieleniały  winnice,  które  Elrzyżaoy 
przez  zemstę  wycięli  i  spalili  w  r.  1465. 
IŁzączyński  mówi,  j»  zbierano  wino  i  ko- 
ło Elbląga  i  na  Pokucin  a  z  winnic  za- 
prowadzonych na  wzgórzach  lwowskich 
książęta  mscy  mieli  pobierać  100  beczek 
czy  beczułek  wina  dziesięciny.  Samicki 
powiada,  2e  wino  podolskie  podobne  jest 
smakiem  kuszowskiemu  (Kaszów)  na  Wę- 
grzech. Święcicki  w  opisie  Mazowsza  wspo- 
mina o  winnicach  na  wzgórzach  pnitn- 
akich  i  k<^o  zamku  wyszogrodzkiego,  gdzie 
natłoczono  wina  baryłę.  Puffendorf  pi- 
sze {,de  rebus  ges  lis  CaroU  Gustav^\  że 
na  południowym  stoku  góry  zamkowej  w 
Tęczynie  była  winnica  i  domek  dla  wi- 
nogradnikft.  W  Wawrzyńczycach,  wsi  bi- 
skupa krakowskiego,  i  na  wzgórzu  pod 
Sandomierzem  znajdowały  się  winnice,  w 
których  winograd  nie  cierpkiego  był  sma- 
ku (Starowolski,  str.  444).  Królowa  Bo- 
na miała  zakładać  winnice  przy  swoich 
zamkach.  Winnica  przy  zamku  czerskim 
istni^a  jeszcze  za  czasów  Zygmunta  III. 
Wogóle  jednak  zapewnia  Ruggieri  w  pa- 
miętnikach swoich  (pod  r.  1568),  £e  ma 
wprawdzie  Polska  w  niektórych  miejscach 
winnice,  ale  niewiele  z  nich  wina  i  to  ^a- 
be  i  kwaśne.  Próbowano  plantować  wi- 
nograd nietylko  we  właściwej  Polsce,  ale 
i  w  W.  Ks.  Litewskiem.  W  „Ogrodnika 
Polskim"  z  r.  1887,  str.  411  podał  pan 
Wiktor  Sołtan  wzmiankę  zaczerpniętą  z 
aktu  działa  dóbr  Brzostowica  datowane- 
go d.  23  stycznia  1604,  gdzie  wspomnia- 
ne są:  „winogradnik"  i  „sad  winny",  po- 
łożone około  placu,  na  którym  odbywa 
się  jarmark  i  koto  szpitala  w  Brzosto- 
wicy. 

WInnik.  Tak  nazywano  miotełkę  z  ró- 
zeg brzozowych,  którą  smagano  ciało  w 
łaini,  aby  lepiej  otwier^y  się  pory  i  pot 
spływał.  Winnik  nazywano  także  chwo- 


dbyGoot^le 


440 


WINO. — ■WITERUNEK. 


atakiem  i  chróstakiem  laziebnym. 
Kromer  powiada,  że  „Rusacy,  gdy  pora- 
zili Litwinów,  winniki,  którymi  naród  li- 
tewski zwykł  w  łaźniacli  pot  wychwoaty* 
wać,  na  znak  koldu,  składaó  mu  kazali". 
Mączyński  wyraz  perizoma  tlómaczy  po 
■polaka:  „gacie,  fartuch,  też  winnik,  któ- 
rym się  za&tbnió  można".  Ł.  Górnicki  po- 
wiada, że  w  łaźni  „ten  puazcza  bańki  a 
ów  zasię  siecze  się  winnikiem". 

Wino.  O  niektórych  winach  sprowa- 
dzanych do  Polaki  z  zagranicy  znajdują 
«ię  w  encyklopedyt  naszej  wzmianki  i  wia- 
domości pod  ich  nazwami.  Ta  powiemy 
tylko  wogóle,  że  do  czasów  Zygmunta  III 
wina  stawiano  u  nas  tylko  na  stolach  dy- 
gnitarz i  ludzi  bogatych  a  u  ziemian  je- 
dynie na  Busi  i  w  dni  uroczyste.  Kigdzie 
też  tyle  nie  było  handlów  winnych,  jak 
we  Lwowie.  W  Wielkopolsce,  na  Mazo- 
wszu, Podlasiu,  Litwie,  Żmudzi  i  Białoru- 
si wystATCzfJy  szlachcie  dłago  pina  kra- 
jowe i  miód  domowy  a  wreszcie  słynne 
wódki  gdańskie.  Upowszechnienie  się  wi- 
na w  w.  XVII  wywołało  słuszne  okrzyki 
zgrozy  i  narzekania  na  zbytek  i  opilstwo, 
bo  kraj  wina  nie  produkował  a  sprowa- 
dzane z  południa  Europy  kosztowało  dro- 
go. Upowszechnienie  się  wina  w  Polsce, 
tak  jak  wyżej  nadmieniliśmy,  wypada  na 
dobę  Zygmunta  III,  co  wyraźnie  stwier- 
dza Szymon  Starowolaki,  pisząc  w  „Re- 
formacyi  obyczajów  polskich"  na  schyłku 
panowania  Zygmunta  III:  „Za  Zygmun- 
ta Augusta  w  jednym  tylko  domu  w  Kra* 
kowio  wino  azynkowano,  teraz  niemal  w 
każdym,  w  klasztorach,  u  plebanów  i  u 
samych  panów".  W  XVI  i  XVII  wieku 
spotykamy  w  Polsce  najczęściej  następu- 
jące  nazwy  win  zagranicznych:  Alakant, 
Alkant,  Alikant,  wino  hiszpańskie;  alkoń- 
akie  czerwone  dwojakie:  słodkie  i  cierp- 
kie; Bomol  (r.  1638);  kreteńskie  z  wyspy 
Krety;  endeburskie;  Kanar;  Matmazja  czy- 
li małmaakie  (ob.  Enc.  Star.  i.  III,  strona 
182);  mozelańskie,  Muszkatel  z  Macedonii; 


ochlańskie;  wino  d'Anjou;  Ozoja  (r.  1609); 
Petercyment  hiszpański,  pieprzykowaty, 
Pini<^y,  wina  francuakie  i  hiszpańskie, 
morzem  przychodzące  przez  O-dańsk;  Ry- 
wnła,  także  zamorskie;  Sek,  słodkie  hisz- 
pańskie lub  kanaryJ3kie;  seremskie;  świę- 
tojerskie;  „słodkogronne*;  "Witpacher,  je- 
dno znajdroższych;Klaret,  o  ktSrym  wspo- 
mina Mączyński.  Używano  i  win  zapraw- 
nych.  Do  takich  należało  Kozebier,  za- 
pewne różami  woniejące,  przez  Reja  wspo- 
minane; wino  granatowe,  na  owoc  grana- 
tu nalane;  Hipokras,  wino  przyprawne; 
Marcin  z  Urzędowa  wspomina  o  miJma- 
zyi  hypsymowanej;  mirtynek,  wino  nurtem 
przyprawne;  polefek,  wino  woniejące  pole- 
jem  czyli  rośliną  meniha  pulegium.  Mas- 
^ił:^,  później  maślaczem  zwanoesen- 
cję  winną.  O  starem  winie  mówiono,  że 
„trąci  myszką"  i  nazywano  je  „popielem". 
Popiel  bowiem  symbolizował  w  Polsce  sta- 
rożytność, choć  napój  winny  zaczęto  spro- 
wadzać do  Polski  dopiero  za  Jagiellonów. 
W  ogrodzie  botanicznym  warazawskim  ^ 
1827  r.  z  m^ej  i  młodej  winniczki  osiąg- 
nięto 36  garncy  wytłoczonego  moszczu. 
Ob.  Winiarze.  O  zwyczaju  święcenia 
wina  w  Polsce  ob.  Enc.  KoSc.  t.  VIII,  str. 
435. 

Włrydarz.  Ogród,  od  ogrodzenia  tak 
nazwany,  bywał  w  Polsce  zwykle  trojaki: 
warzywny,  któiy  się  tylko  zwał  ogrodem, 
sad,  który  zasadzony  był  drzewami  owo- 
cowemi  i  wirydarz,  o  któtym  słusznie 
pisze  Siennik  w  XVI  w.:  „Wirydarze  z  ła- 
cińskiej rzeczy  od  zieloności  są  zwane;  a 
to  są  ogródki  małe,  w  których  ziółka  albo 
di^ewa,  chociaż  też  i  oboje  rostą  wsadzo- 
ne, aby  zielonością  swoją  Indziom  czyniły 
lubość  i  rozkosz".  'Hómaoz  Krescencjusza 
w  tymże  wieku  powiada:  „W  ogrodzie  mo- 
że być  uczynion  rozkoszny  wirydarzyk, 
t.  j.  siadanie  pańskie  osobne"^ 

Włłerunek  czyli  przy  wiatr,  Uuszcz 
mocno  woniejący,  używany  do  przynęty 
zwierząt  drapieżnych.     Witerunki  są  od- 


dbyGoot^le 


WIZERUNKI  PAKIIJĄCYCH,     441 

dzielne  na  lisy,  wy- 
dry, wilki.  Wyraże- 
nie myśliwskie:  wi- 
terunkować,  zadać 
witerunek"  znaczy 
skusić  przynętą. 

WIzorunkI  panują- 
cych. Powiada  Dłu- 
gosz (powtarzając 
oczywiście  relacje 
doby  piastowskiej), 
że  „Bolesław  Krzy- 
wousty po  śmierci 
ojca  swego  Włady- 

riawa  Hermana  pięć  ^^I^T^Ibw  Łokietek  (z  grobowca  w  katedrz*' oa  Wawelu — kliaza  uduelona 
,  ,  . '  *,  tu  zczbioróiT  Akademii  Um.). 

lat  Ciągle  w  żatoDie  po 

nim  chodził,  a  nadto 
nosił  na  szyi  blachę 
złotą  z  wyrytym  na 
niej  wizerunkiem  i  i- 
mieniem  ojca.  której 
nie  zdejmowE^  we  dnie 
ani  w  nocy,  aby  pa- 
trzał zawsze  jakoby  na 
obecnego  i  w  każdej 
sprawie  oczekiwał  nie- 
jako jego  sądu".  Ten 
piękny  ryE  szlachetnej 
miłości  synowskiej  da- 
je aampozuad  z  nowej 
strony  duszę  młodego 
Piasta,  który  jako  ry- 
cerz i  wódz  zakuty  w 
zbroję  od  lat  pacholę- 
cych do  zgonu  należał 
do  największych  boha- 
terów  średniowiecz- 
nych w  Europie.  Wi- 
zerunki panujących 
ryte  na  złotych  bla- 
chach miały  przez  ca- 
cały  szereg  wieków 
znaczenie  nowszych 
minjatur.  Jeden  z  naj- 
późniejszych takich  I 
wizeranków,  przedsta- 
wiający króla  Stefana  Kasimierz  WietkI,  z  grobowca  w  katedrze  na  Wawelu. 


dbyGoot^le 


WIZERUNKI  PANUJĄCYCH. 


Władysław  Jagiełło,  z  grobowt 


Wladyntaw  Jagiełło,  e  obrsm  DaoUizwiacb  ks 
Jagielitóskicj  w  katcdrre  kiakonskiej. 


Batorego,  znajduje  się 
w  zbiorach  p.  Matjasa 
Bersohna  w  Warsza- 
■wie.  O  zawieszania  w 
kościdlach  portretów 
osób  panujących,  ma- 
lowany eh  zapewne  na 
drzewie  już  za  doby 
piastowskiej,  znajduje- 
my wzmiankę  takie  u 
Długosza,  podającego 
następny  fakt:  „Dnia 
15  kwietnia  1371  i-oka 
uderzył  piorun  w  ko- 
ściół poznański,  strącił 
szczyt  wieży  i  wpadł- 
szy przez  m&ty  otwór 
w  sklepieniu  do  kapli- 
cy królewskiej,  pozrzn* 
cał  ze  doian  i  pogru- 
chotał portrety  Prze- 
mysława i  żony  jego 
Byksy".  Na  drzwiach 
ruchomych  ołtarza 
Matki  Boskiej  Boles- 
nej w  kaplicy  Jagiel- 
lońskiej na  Wawelu 
znajdują  się  malowi- 
dła 2  XV -wieka,  któ- 
rych twórca  w  posta- 
ciach z  Pisma  święte- 
go przedstawił  wize- 
runki znakomitszych 
w  kraju  mężów  i  sa- 
a  Waweln.  mychże  królów  pol- 

skich. Pod  tym  wzglę- 
dem dwa  z  pomiędzy  tych  obrazów  są  naj- 
ciekawGze.  Pierwszy  znany  jest  pod  na- 
zwą „Dysputy  z  doktorami*.  W  obrazie 
tym  widoczną  myślą  malarza  było  przy- 
pomnienie sławnej  kilkodniowej  dysputy 
hussytów  czeskich  z  akademikami  kra- 
kowskimi, odbytej  w  języka  polskim  na 
zamku  królewskim  w  obecności  Jagiełły 
(w  marca  143J.  r.).  Jak  wiadomo,  król 
przysłuchiwał  się  pilnie  tej  rozprawie  i 
przemawia]  sam  do  hussytów,  nakłaniając 


dbyGoot^le 


WIZERUNKI  PANUJĄCYCH. 


ich  żarliwie  do  zgody,  a  gdy  przełamać  ich 
□poro  nie  zdołał,  polecił  im  pot«m  Kra- 
ków opaścić.  Postać,  z  przoda  po  lewej 
stronie  na  ławce  siedząca,  jest  żywym 
portretem  królewskim,  taka  jak  ją  opisu- 
je nam  w  swoich  Dziejach  Długosz: 
„Postać  szcza[^a,  przystojna  i  proporcjo- 
nalna, wzrost  mierny,  oblicze  wesele,  I 
twarz  pociągła,  2adną  szpetaością  nie  na- 
znaczona, zachowanie  poważne  i  książka 
godne*.  W  drugim  obrazie,  przedstawia- 
jącym „pokłon  trzech  królów",  twarze 
trzech  królów,  wedłngstarego krakowskie- 
go podania,  przedstawiają  oblicza:  Kazi- 
mierza Wielkiego,  jego  siostrzeńca  Lud- 
wika i  Władydawa  JagieUy.  Jako2  poda- 
nie to  znajduje  silne  poparcie  w  opisach  ich 
postaci  przekazanych  nam  przez  kronika- 
rzy. Postać  klęcząca  w  pośrodku  przed 
Dzieciątkiem  Jezus  ma  być  wize- 
runkiem Kazimierza  Wielkiego. 
Stojący  z  prawej  strony  wyobra- 
2a  Ludwika  węgierskiego,  z  lewej 
uchyla  z  głowy  koronę  przed 
Dzieciątkiem  Władysław  Jagiełło. 
Obydwa  te  obrazy  podane  są  w 
kolorowych  podobiznach  z  teks- 
tem Edwarda  Rastawieckiego  w 
I-ej  części  .Wzorów  sztuki  śre- 
dniowiecznej w  dawnej  Polsce". 
Podobizny  Kazimierza  Wielkie- 
go i  ojca  jego  Władysława  Łokie- 
tka podajemy  tu  z  grobowców, 
znajdujących  się  w  katedrze  kra- 
kowskiej, a  mianowicie  Łokietka 
z  oryginała  a  Kazimierza  z  kopii 
gipsowej,  jak  również  podobiznę 
Władysława  Jagiełły  i  syna  jego 
Kazimierza  Jagiellończyka  z  sar- 
kofagu w  kaplicy  jagiellońskiej- 
Podobiznękrólowej  Elżbiety,  żony 
Kazimierza  Jagieł.,  a  „szczęśliwej 
matki  sześciu  synów  i  siedmiu  có- 
rek" będącej  córką  cesarza  Alber- 
ta II,  podajemy  z  kliszy  udzielo- 
nej nam  łaskawie  ze  zbiorów  Aka- 
demii Umiejętności  a  odbitej  z  fo-      Kaiimierz  JagieUońcrjk, 


Władysław  Jagiełło,  £  obruu  na  drzwuclt  olUns 
kaplicy  Jagiellońskiej  w  katedrze  krakowskiej. 


groboitca  w  kalcdrzc  aa  Wawelu. 


dbyGoof^le 


WJAZDY.— WLEWKI. 


tografii  wEpóIczesDego  portretn,  nadesła- 
nej przez  kustosza  muzeów  cesarskich  w 
Wiedniu.  Czwarty  z  rzędu  syn  Elżbiety 
uderzaj  ąco  do  matki  podobny  król  Jan 
Olbracht  odbity  tu  jest  także  z  kliszy  u* 
dzielonej  nam  życzliwie  przez  prof.  Marja- 


kądzieli  pochodzących,  albo  jak  Batory 
przez  małżeństwo  z  nią  związanych,  poda- 
jemy  odpowiednie  objaśnienia. 

Wjazdy.  Opisy  różnych  wjazdów  znaj- 
dujemy w  dzidkach  Ł.  Gt^ębiowskiego, 
np.;  wjazd  pana  młodego  („Lud  polski", 


Krdlomi  piłbieta.  tooa  Eanmiena  Ja^ellończjka  (z  wBp6Icxeen^o  portietn,  ob.  „Sprawoidania  komis;! 

^o  bad.  łust.  Bztuki''). 


na  Sokołowskiego  ze  zbiorów  Akademii 
Umiejętności  a  zdjętej  z  tryptyku  Czarto- 
ryskich w  katedrze  krakowskiej.  Pod 
wszystkiemi  podanemi  tu  podobiznami 
powyższych  i  następnych  królów  polskich, 
z  zacnej  krwi  jagiellońskiej  po  mieczu  lub 


str.  196),  wjazd  posłów  (str.  182),  wjazd  kró- 
lowej Ludwiki  Maryi  (str.  185),  wjazd  try- 
bunału (,Domyi  dwory",  str.  274).  (Ob.  In- 
gres, Enc.  Siar.  t.  II,  str.  272). 

Wlewki  w  prawie  polskiem  znaczyły  to 
samo,  co  teraz  cesja  patronom.     Kie  wol- 


dbyGoot^le 


WŁADZA  RODZICIELSKA.—  WŁASNOŚĆ. 


445 


doby  Piastów  pisał  najpierw  Lelewel  („Po- 
czątkowe prawodawstwo  i  uwagi  nad  dzie- 
jami*), tndzież  Józef  Hnbe  (^0  spadkach 
słowiańskich").  "Wal.  Dntkiewicz  powia- 
da, ie  własność  ziemi  nalegała  do  ojca  ro- 
dziny i  jego  potomstwa  i  st^d  przy  alje- 
□acjach  zezwolenie  snkcesorów   natural- 


no było  spraw  wlewkami  nabywać,  ani 
nabywać  praw  od  cudzoziemców  przeciw 
krajowcom  ( Kt>/.  leg.  f.  483,  488). 

Władza  rodzicielska.  Prawanasze prze- 
pisują, ie  syn  pod  władzą  ojca  zostający 
jedną  z  nim  osobę  stanowi  i  oddzielnej 
pieczęci,  t.  j.  herbu,  używać  nie  może.  Za" 
eyna  „kosterę",  t  j.  prze- 
grywającego w  kostki, 
rodzice  nie  są  obowiąza- 
ni płacić;  syn  nieosamo- 
wolniony  nie  mógł  ani 
potyczki  zaciągać,  ani  in- 
nych kontraktów  zawie- 
rać. Dziecko  za  winę  ro- 
dziców nie  mogło  być  ka- 
rane, równie  jak  rodzice 
za  winę  dzieci.  Konstytu- 
cja z  r.  1768  utrzymała 
prawo  Kazimierza  Wiol., 
że  ani  syn  zażycia  rodzi- 
ców nie  może  odłuż&ć  ich 
mienia,  ani  oni  płacić  je- 
go długów.  Konstytucja 
z  r.  1776  weksle,  kwity 
pieniężne  i  wsz^ie  zapi- 
sy synów  nieusamowol- 
nionych,  za  nieważne  u- 
znała.  Dzieci,  wykracza- 
jące  przeciw  rodzicom, 
na  proste  żądanie  rodzi- 
c  ó  w  Excepta  Mazowiec' 
kie  chcą  mieć  przez  sta- 
rostę wieżą  karane.  Jeże- 
li jednak  ojciec  lub  mat- 
k  a  byli  w  powtómem 
małżeństwie,    wykroczę-  . 

nio  A^\^„\,  __  »         Jan  Olbracht  (na  tryptyta  XX.  &«rtoryBkich  w  katodne  krakowBlciej- 

me  dziecku   zarzucone  klisza  ndrielona  nam  m  ibiorów  Akademu  Um.). 

musiało  być  dowiedzio- 


nem  { Vol.  leg.  IX,  f.  934).  A  gdyby  się  dzie- 
cko targnęło  na  rodziców,  postanowiona 
była  kara  główna,  t.  j.  kara  śmierci,  jak 
na  gwałciciela  glejtu  królewskiego,  i  nie- 
godność  brania  spadku  uznana  ( Vol.  leg., 
II,  f.  944  i  978). 

Włatnoić.     O  własności  ziemskiej  za 


nych  było  wymagane.  Dalai  zaś  krewni, 
z  tegoż  rodu  pochodzący,  mieli  tylko  za- 
strzeżone prawo  pierwszeństwa  nabycia 
i  odkupienia  przed  obcymi,  co  zwano  pra-- 
wem  bliższości  lub  relraklem  (ob.  R  e  - 
trakt).  Ciekawy  ust^p  z  XIII  w.  znaj- 
duje się  in   libro  Jundationis  elattstri  in 


dbyGoot^le 


446 


WŁODARZ. 


Heinrichów  na  Śląsku,  wyjaśniający  pra- 
wa sukcesorów  do  sprzedanego  rodowego 
ich  majątka.  Wspólna  własność  między 
braćmi  wcześnie  była  osuwana,  bo  już  w 
statucie  'Wiślickim  ( Vol.  leg.  I,  f.  40)  na- 


Jan  Olbracht,  z  groboirca  na  Wawelu. 

zwana  matką  niezgody,  a  dział  dopuszcza- 
ny, doradzany  i  ułatwiany  a  upływ  cza- 
su lat  3  i  miesięcy  3  czynił  go  niewzruszo- 
nym, zrobiony  zaś  w  kancelaryi  panują- 
cego, odraza  był  ważny.  Szlachcie  litew- 
skiej dopiero  sejm  Brzeski  1566  roku  na- 


d^  zupiną   wolność  rozporządzania,  do 
czego  pierwej  nie  miała  prawa. 

Włodarz,  vlodarius  był  pierwotnie  na- 
zwą urzędnika  w  rodzaju  namiestnika 
książęcego  w  danem  miejscu.  W  doku- 
mencie z  r.  1254  czytamy: 
„Janko  vlodarius  pozna- 
niensis'.  Później  nazwa 
ta  jak  wiele  innych  spa- 
dała do  godności  coraz 
niższych,  tak  że  w  XVI 
wieknoznaczałajuż  kmie- 
ciawyhranego  przez  dzie- 
d  z  i  c  a  do  dozorowania 
wszelkich  robót  rolni- 
czych na  folwarku.  Knap- 
ski  powiada,  że  włoda- 
rzem zowie  się:  „dozór 
folwarku  mający:  urzęd- 
nik, starosta,  dwomik'. 
Właściwie ,  ,urzęd  n  ikiem" 
zwano  dawniej  dzisiejsze- 
go rządcę  lub  ekonoma, 
który  zarządza!  folwar- 
kiem, zastępując  dziedzi- 
ca. Gostdmski  w  dziełku 
swojem  „Gospodarstwo" 
pisze  za  czasów  Batorego: 
„Urzędnik  nie  ma  więcej 
robót  żadnego  dnia  roz- 
kazować,  niźli  ma  wło- 
darzów,  bo  ich  nie  będzie 
kto  dojźrząc  (komu  doj- 
rzeć), chyba  przy  panie, 
aby  to  sługami  opatrzyć 
mógł,  wolnego  czasu,  kie- 
dy słudzy  potemu".  Wło- 
darze spełniali  zatem  o- 
bowiązki  dzisiejszych  gu- 
miennych  i  karbowych, 
a  piszący  to  pamięta  jeszcze,  jak  ojciec  je- 
go, zanim  oczynszowal  włościan  swoich  w 
r.  1859,  wybierał  zawsze  jednego  z  uboż- 
szych ale  uczciwych  i  roztropnych  włoś- 
cian na  „włodarza",  który  latem  dozoro- 
wał w  polu  robotników  a  zimą  młocki  w 


dbyGoot^le 


Zygmunt  I  w  wieku  dziecioDym  (medal  acienny  w 

opactwie  modliikiem  pod  Krakowem).  ,    ,        , 

^  Zygmunt  1  u  współczesnego  drzeworyto  (zinn.). 

stodole  i  innych  robót  na  gum- 
nach, nazywany  st%d  często 
, ,  gumiennym' '. 

Włosy  (noszenie  zarostu). 
Człowiek  nie  posiadający  pier- 
wotnie brzytwy  ani  nożyczek, 
nosił  zarost  taki,  jaki  ma  dało 
przyrodzenie,  natura.  Ko3ci<U 
chrześcijański,  cywilizując  po- 
gan, zalecał  im  strzyZenie  głów 
kudłatych,  mając  na  względzie 
głównie  czystość.  Długa  bro- 
da była  dla  wojownika  w  przy- 
łbicy żelaznej  prawie  niemo- 
żliwą, to  też  rycerstwo  polskie 
postrzygało  brody,  zostawia- 
jąc wąsy.  Piastowie  golili  bro- 
dy. Gdyby  nosili  zarost,  to  nie 
nazwanoby  Henryka  ks.  Śląs- 
kiego „Brodatym".  Autor  ży- 
wota Św.  Jadwigi,  jego  małżon- 
ki, piszący  w  końca  XIII  wie- 
ku, powiada,  że  Henryk,  wsku- 
tek ciągłych  napominać  s.  Ja- 
dwigi stawszy  się  z  pobożności 
i  pokory  ducha  prawie  zakon- 
nikiem, tonsurę  nosił  okrągłą 
izapuścil  brodę  „niedługą 
KróJ  Zygmunt  I  ze  wsp6lci«.iiego  sztychu  {w  zmniej««Qiu).      wprawdzie,  lecz  w  miarę  przy- 


dbyGoot^le 


ZjgmnDt  I,  z  sarkofagu  w  krypcie  nawela  klej. 


strzyżoną  i  przyzwoicie  atrzymaDą.   Z  te- 
go powoda  nazywają  go,  gdy  o  nim  w  roz- 
mowie wspominają,  kEięciem  Henrykiem 
z  brodą"  ((/ux  Bcnricus  cum  barha).  W  ro- 
ku 1209  Henryk,  mając  lat  ok<rfo  46—50, 
złożył  ślub  WEtrzemięiliwości  wobec  bi- 
skupa wrocIawFkiego  Wawrzyńca  i  wów- 
czas to  brodę  zakonną  zapuścił,  a  że  ksią- 
żę polski  z  brodą  był  widać  pierwej  zjawi- 
skiem niewidzianem,  więc  to  zjednało  mu 
ów  przydomek  „cum  barba".    Starożytny 
kielich,  ofiarowany  przez  Konrada  księcia 
mazowieckiego  katedrze  płockiej,  przed- 
stawia   Konrada    bez  zarostu,    sonety 
Władyrfawa   Her- 
mana i   Bolesława 
Śmiałego  przedsta- 
wiają tych  monar- 
chów tylko    z  dłu- 
gimi włosami,  w 
tył  zaczesanymi,  ja* 
kie  nosili  ludzie  wol- 
ni wyższego  stanu. 
Na  monetach  Bole- 
dawa  Kędzierzawe- 
go mincarz  choć  nie- 
zgrabnie starał  się 
odznaczyćkędziory. 
W  Xin  i  XIV  w. 
Fiestowicze  noszą 
włosy  długie,  spa- 
dające na  ramiona, 
kolcami  zakręcone 
kn  szyi,  jak  u  króla 
Przemysława,   1  n  b 
na  zewnątrz,  jak  u 
Łokietka.     Niektó- 
rzy zaś  z  książąt 
mazowieckich  i  ku- 
jawskich mają  gło- 
wy jakby  podgolo- 
ne,  np.  Ziemowit, 
syn  Konrada.  Zwy- 
czaj ten  golenia  za- 
rostu zachował  się 
.    do  końca  XIII  wie- 


Zygmnnt  I,  z  grobowca  na  Wawelu.- 


kn,  a  gdzieniegdzie 


dbyGoot^le 


WŁOSY. 


nawet  tt  do  wymarcia  Piaslowiczów,  jak 
to  widzimy  z  ich  monet,  pieczęci,  grobow- 
ców.    Książęta  mazowieccy  trzymali  się 
dawnego  zvyc?aja  do  ostatka,  również 
wielkopolscy,  ale  z  książąt  kujawskich  od- 
stąpili od  niego:  Pizemystaw  zmarły  oko- 
ło r.  1339  i  'Włodzisław  Biały,  który  dłogi 
czas  przebywał  w  klasztorze  francuskim, 
a  zmarł  r.  1388.    Książęta  czescy  na  wzór 
niemieckich  wcześnie  zaczęli  nosić  brody. 
Gdy  Leszek  Czarny  tak  mieszczan  kra- 
kowskich polnbił,  że  nawet  swe  włosy  o- 
byczajem  ich  ni«mieckim  zaczesywał,  nie 
omieszkali  zanotowaó  to  kronikarze.  "Wła- 
dysława Łokietka  na  grobowcu  wawel- 
skim widzimy  z  pięknym  wąsem  polskim. 
Za  to  syn  jego  Kazimierz  Wielki,  mąż  po- 
kojowy pokroju  zachodniego,    nosił  joż 
brodę  i  włosy  trefione,  jeżeli  nie  zmyślił 
tego  rzeźbiarz  zapewne  niemiecki,  który 
był  twórcą  grobowca.    Siostrzeniec  jego 
Ladwik  węgierski  nosił  także  brod%  prze- 
ciwną zwyczajowi  polskiemu.     Ja- 
giełło brody  nie  nosił  i  Litwini,  na- 
śladując Polaków,  przystrzygali  kró- 
tko głowy  i  brody.    O  nożyce  było 
łatwiej   ni2  o  dobrą  brzytwę,  więc 
przystrzygano  brodę.    Tym,  którzy 
brody  zapuszczali,  wiel.  ks.  Witold, 
jako  mąż  rycerski,  ganił  tenzwyczaj- 
Podstrzyganie  brody  było  u  wielu 
narodów  powszecbnem.  Synod  tole- 
dański  w  r.  1324  żąda  od  duchow- 
nych, aby,  czyniąc  zadość  życzeniu 
prawa,  choć    raz    na  miesiąc    się 
golili.     Statnta    synodalne  kra- 
kowskie z  r.  1408  ,   wło<Jaw8kie  z 
r.  1419  i  wrocławskie  zr.  1446  za- 
braniają stanowczo  noszenia  brody 
świeckiemu  duchowieństwu.    Dłu- 
gosz w  r.  1466  z  obarzeniem  pisze  o 
zakradającej  się  u  Polaków  modzie 
.trefienia  włosów  i  obyczajem  nie- 
wiast skręcania  ich  w  sploty'.  .Sti-o- 
ili  się  w  szaty  długie  w  domu  i  za 
domem,  przesadzając  w  zniewieścia- 

Encjklopodjt  auroiKiliik*,  t.  IV. 


IN  B0NA£  aEGINAE   EFFIGIEM 
KnJlowa  Bona  (z  mpólczeenego  dneworytu). 


Kroi  Zygmunt  Aognst  w  wieku  dziecinnym  (podług  n-npi'.:- 
Cłeenego  drzeworytu—  w  imnicjsienio). 


dbyGoof^le 


450 


WŁOS      Y. 


loici  z  niewiastami  i  icli  wzorem  zapusz- 
czając kędziory".  Długie  włosy  mienio* 
DO  być  znakiem  krótkiego  rozumu  i  znie- 
wieściałości,  ale  moda  nie  była  cłtwilową, 
bo  w  opisach  klęski  bukowińskiej  za  Ol- 
brachta czytamy,  4e  ^^(rfochy  zawieszali 
Polaków  za  długie  ich  włosy  na  drzewach. 


Broda  Zygmunta  I  tak  była  obcięta,  te  z 
głową  czworogran  zdawała  się  tworzyć, 
zwykle  jednak  król  ten  golił  brodę.  Rej 
w  „Żywode  poczciwego  człowieka"  w  po- 
łowie XVI  wieku  tak  powiada:  , Jedni 
golą  brody,  a  z  wąsy  chodzą,  drudzy  strzy- 
gą brody  po  czesku,  trzeci  podstrzygają 
po  hiszpańsku,  i  około  wąsa  zasię  jest  ró- 


iaońó,  bo  go  drudzy  na  di^  głaszczą,  a 
drudzy  w  górę  jeżą".    Ogół  jednak  naro- 
du bród  nie  nosił,  tylko  wąsy  odpowie- 
dniejsze charakterowi  rycerskiemu.     Sam 
Rej  nadmienia,  że  „kto  brody  nie  ostrzy- 
gą we  zbroi,  powiadają:  bardzo  z  nią  żW. 
Niewiele  późniejszy  od  Beja  Ci^rnicki  pisze 
w  „Dworzaninie",  że  za 
jego  czasów  jedni  noszą, 
drodzy  przystrzygają  i 
golą  brody.     Wyszydza 
przytem  starych  elegan- 
tów, którzy  „siwą  brodę 
czeszą   grzebieoiem  oło- 
wianym, żeby  zachowała 
dłużej  czamość,  albo  w 
czapeczce   chodzą,    żeby 
siwiznę  zagonili.    Zyg- 
munt August  nOsil  bro- 
dę rozdwojoną.     Henryk 
Walezy  przywiózł  z  sobą 
doPolski  modębródkihisz- 
pańskiej.    Stetan  B  a  t  o- 
ry  nosił  wąsy,  a  brodę 
przy  skórze  nożyczkami 
przystrzygał.     O  Jędrze- 
ja Oórce,  zmarłym  Ibbl 
roku,  powiada  Niesiecki: 
„golił  głowę,  nosił  brodę". 
Karol  Chodkiewicz  i  Jan 
Zamojski  podgalaU  gło- 
wę  dokoła,    zostawiając 
nad  czepem  czub  wynio- 
sły. Niesiecki  twierdzi, 
że  stawny  wojownik  Sa- 
muelŁaszcz  (zm.r.l619} 
pierwszy    czuprynę 
strzygł  wysoko,  t.  j.  no- 
sił wielki  czub  nad  czołem,  dokoła  pod- 
golony,  to  też  Rysiński  w  „Satyrze"  pod- 
goloną  czuprynę  nazywa  .^aszczową",  ale 
■w  rzeczywistości  było  to  odnowienie  mo- 
dy średniowiecznej.  Podstrzygiwano  wło- 
sy: po  polska,  z  czeska,  z  czerkieska,  zhisz- 
pańska.     Zygmunt  III  wprowadził  modę 
szwedzką,  t.  j.wąs  podgolony  i  najeżony 


mp^lcsesnego  drzeworytu  —  w 


dbyGoot^le 


451 


do^góry,  broda  hiszpańska  i  włosy  krótkie. 
Jan  Eazimierz  brodę  golił,  włosy  nosił 
dłagie.  Opowiadano  o  Andrzeja  Tęczyń- 
skiin,  i6  gdy  w  l7-ym  roku  życia  zganił 
zdanie  siwobrodycb  senatorów  wobec  kró- 
la, śmiaao  się  z  niego  jako  z  gcdowąsa. 
Lecz  król,  oceniając  jego  zdolbości,  mio- 
nowi go  wojewodą  krakowskim.  Wte- 
dy Tyczyński,  zostawszy  senatorem,  przy- 
szedł zasiąść  w  radzie  z  przyprawioną 
brodą  i  wąsami,  a  gdy  w  radzie  zapytano 
go  o  zdanie,  potrząsnął  bi-odą  i  rzeld: 
„brodo,  mów!"  To  powtórzywszy,  odrzu- 
cił przyprawę  i  tak  poważnie  i  grunto- 
wnie mówił,  że  wszyscy  zdumieni  zawo- 
łali: „Siedź  między  nami,  bo  Bóg  ci  dał  w 
młodzieństwie  stary  rozum".  Modę  bród 
hiszpańskich  upamiętniła  fraszka  Kocha- 
nowskiego „Do  Bartosza":  „Bartoszułysy  a 
z  hiszpańską  brodą".  Że  jednak  żadna 
moda  nie  zdołała  przemódz  zwyczaju  na* 
rodowego  noszenia  wąsów  polskich  bez 
brody,  najlepszym  tego  dowodem  sama 
w  XVI  wieku  rozmaitość  kształtu  noszo- 
nych bród  przez  ludzi,  goniących  za  mo- 
dą. O  tej  rozmaitości  trzeba  wnosić  ze 
słów  Kochanowskiego  w  jego  wierszu 
„Broda": 

Rai  tak  u  gęby  wiaiąe,  jiko  watkownica. 
Drugi  rai  przykrojoDa,  jako  prochowoica. 
Dziś  noiycom  podobna,  jutro  końskiej  kosie, 
Czasem  tak  rzadka,  lebj  mógł  liczyć  po  włosie, 
Jako  kędy  grad  przejdzie:  czasem  wyKolona 
Wkoło  gęby,  a  z  brzegów  w  cyrkiel  nastrzępiona. 
Tak  odmienna,  tak  maotna 

Od  golenia  i  strzyżenia  bród  nazywano  w 
Polsce  cyrulika  barbierzem,  balbierzem, 
a  najczęściej  balwierzem  (O-órnicki,  Ko- 
chanowski). Petrycy  powiada:  „Cyruli- 
kowa,  barwierzowa  jest  powinność  golić, 
strzydz,  wrzody  leczyć".  Szlachta  strzygła 
włosy  krótko  młodzieży  i  pachołkom  (stąd 
słowo:  opachoUć)  i  pokręcała  wąsy  polskie, 
wsła  wionę  ukłonem  c85.Leopolda(gdy  dzię- 
kował Sobieskiemu,  pokręcającemu  wąsa, 
za  odsiecz  Wiednia),  oraz  odą  Kniaźnina 


„Ozdobo  twarzy,  pokrętne  wąsy".  War- 
kocz panieński  był  w  pojęciach  narodo- 
wych odwiecznym  symbolem  dziewictwa 
i  t.  2w.  „krasy  dziewiczej".  W  Małopol- 
sce splatano  zwykle  włosy  w  jedną  kosę, 
na  Mazowszu  i  Rnsi  we  dwie.  W  razie 
utraty  dziewictwa  obcinano  warkocz,  ró- 
wnie jak  po  ślubie  mężatkom,  które  w 
Polsce  nie  nosiły  nigdy  warkoczów  tylko 
ukryte  pod  „białym  rąbkiem  kędziory". 
Stąd  to  podczas  godów  weselnych  pol- 
skich widzimy  starożytne  i  piękne  obrzę- 


KnJlowa  Barbara  BadziwilUwna  (z  dawnej 
portreto). 

dy  rozpięciu  i  oczepin,  niegdyś  wspólne 
wszystkim  warstwom  narodu,  dziś  jeszcze 
przez  lud  wiejski  z  zawodzeniem  staropol- 
skich  pieśni  zachowywane.  W  pamiętnikach 
CommendouJogo,  nuncjusza  w  Polsce  w 
XVr  w.,  czytamy  o  Polakach,  „że  niektó- 
rzy głowy  mają  golone,  inni  ostrzyżone, 
u  wielu  są  włosy,  u  tych  broda  długa,  u 
tamtych  ogolona  prócz  wąsów  (jak  na  ry- 
sunku z  pancerza  doby  Zygmunta  I,  tom 
IV,  str.  aiS)  Klonowicz  w  „Worku  Juda- 
szowym" mówi:  „Patrzajże  jak  się  stroi 
ów  czuiyio  młody,  czuprynę  podmuskuje. 


dbyGoot^le 


WŁOSY. 


kocha  się  z  arody,  ostrzy  wąsik,  atrafia 
kędziory".  Wąa  okażmy  sitarskim  zwa- 
no; tak  w  zbiorze  rytmów  Kaspra  Mias- 
kowskiego  (wydanych  r.  1622)  znajdu- 
jemy: 


czyżui  trefili  włosy  i  obyczajem  niewiast 
skr^ali  w  sploty.  Stroili  się  w  szaty  dłu- 
gie w  domu  i  poza  domem,  we  dnie  i  w  no- 
cy przesadzając  się  zniewieściałością  z  nie- 
wiastami i  na  ich  wzór  zapuszczając  kę- 


Zygmimt  Augnst  (z  grobowca  na  Wawelu). 


na  Bcbwal  Mazurdw, 
Co  im  u  gębj  ulii  atiąiezy  wąa  Bitan>ki. 

Za  czasów  Zygmunta  I,  kto  zapuścił  bro- 
dą,  mówiono,  że  nosi  się  z  niemiecka.  Na 
miniattirach  z  w,  XV  widzimy  całe  głowy 
z  tyła,  zwłaszcza  u  mieszczan,  w  długich 
powrórfowatych  lokach.  O  tej  to  modzie 
pisze  z  pewnem  oburzeniemDługosz:  „H^i- 


dziory".  W  drugiej  prfowie  XVIII  wie- 
ka moda  francuska  tak  dalece  owładn^a 
warstwami  „dobrego  tonu",  iż  większość 
młodych  lalek  tego  towarzystwa  dozna- 
wała formalnego  wstrętu  do  tak  zwanego 
.sarmatyzmu"  czyli  staropolszczyzny.  Za- 
rzucano szlachcie  prowincjonalnej  noszą- 
cej się  po  polsku  i  z  czuprynami,  2e  uie- 


dbyGoot^le 


WŁOŚCIANIE.— ■WŁÓCZKOWIE. 


453 


wypolerowana  zagranicą  zachowoje  ma- 
nieiy,  tracące  Barmatyzmem,  że  kto  się 
nosi  po  polska,  musi  ntrzymywać  wąsy,  z 
których  szydzili  wypudrowani,  wyfryzo- 
wani  i  wypitraowsni  gaazkowie.  Aż  do- 
piero mnflial  stanąć  w  obronie  wąsów  za- 
cny obywatel  województwa  Witebskiego 
i  poeta  Franc.  Dyjonizy  Eniaioin  (ar.  ro- 
ku 1750  w  Witebsko,  zmarły  r.  1807  w 


Wł6czebnt.  Tak  zowie  się  na  Mazow- 
sza i  Podlasia  zwyczaj  chłopców,  chodze- 
nia w  drngi  dzień  WieUdejnocy  z  powin- 
szowaniem świąt,  z  oraojami,  dpiewem 
Alejnja  lub  „Konopielki"  i  zbierających 
malowane  jajka  i  pierogi  na  ucztą. 
Na  Litwie  i  Rnsi  zwyczaj  ten  zowią  w  o- 


St«faii  BfttoTT  (c  portretu  n  kai^łf  Hitionu^j  na 
Stradomiu  w  Krakome). 

Końskowoli)  napisaniem  sławnej  „Ody  do 
wąsów"; 

Ozdobo  twarzj,  wqsj  pokrętne! 

Powstaje  na  wa«  ród  znienieódaly; 

Dworują  sobie  dziewczęta  wstrętne 

Od  dawnej  Fotek  dalekie  chiralj  i  t.  d. 
W  dzidku  Ł.  Gołębiowskiego:  „Ubiory  w 
Polszczę"  (Warszawa  r.  1830)  znajduje  aię 
rozdział:  „Sposób  noszenia  włosów  na  gło- 
wie, brody  i  wąsów",  atr.  81 — 86. 

Włoiclanis    ob.  Kmieć  {Enc.  Siar., 
t.  III,  str.  47). 


Królowa  Anna  Jagiellonka  (x  wspólczeanego  portre- 
tu, znajdującego  się  w  katedme  na  Wawelu). 

ło  czebne. 

Wł6czkowie  krakowscy.  Najwięk- 
szą liczbę  flisów  na  Wiiie  dostarcza  lad  z 
okolicy  Krakowa,  zowiącieh  włóczka- 
m  i.  Wtóczkowie  krakowscy,  zwłaszcza 
na  przedmieściu  Zwierzyniec  nad  Wisłą  o- 
siedli,  tworzyli  oddzielne  bractwo  1  posia- 
dali stare  prawo  spławiania  drzewa  do 
miasta  i  prowadzenia  go  dalej.  Przecho- 
wywali oni  starannie  odnośny  przywilej 
Władydawa  IV  dany  im  w  dniu  23  mar- 
ca 1633  r.  na  zjeździn  koronacyjnym  a  po- 


dbyGoot^le 


454 


twierdzony  przez  Jana  Kazimierza  dnia  9 
lipca  1667  i  przez  Uichała  Korybuta  d.  9 
listopada  1669  r.  oraz  Jana  Ul  d.  3  kwiet- 
nia 1676  r.,  póiniej  przez  Sasów  i  Stani- 
sława Aagaata.  Jedność  i  miłość  wzaje- 
mna bjly  głównym  obowiązkiem  tego 


ją  włócznią  zwali".  Kromer  v  tymie  wie- 
ku powiada:  „UdarowEJ  Otto  cesarz  Bole- 
^awa  (Chrobrego)    włócznią  Maurycego 
Św.,  którą  i  po  ^dziś  dzień  w  kościele  zam- 
ka krakowskiego,  na  miejsca,  gdzie  bi- 
skup  siada,  widzimy".    Zasolony  badacz 
Aleksander  hr.Przezdzieeki  o  włócz 
I      ni  powyższej  napisał  całą  ro^rawę 
I      w  Bibl.  Warss.  z  r,  1861  i  w  oddziel- 
nej odbitce),  którą  zaczyna  od  ^ów: 
„Ód  ośmia  wieków  z  górą,  przecho- 
waną jest  w  skarbca  katediy  kra- 
kowskiej włócznia,  której  żelc-żce  ró- 


KróloKa  Anna  Jagiellooks  (z  grobowca  na  Wawelu  J. 

bractwa.  Na  pogrzebie  każdego  z  człon- 
ków bractewnych  powinni  byli  znajdować 
się  wszyscy,  lub  w  zastępstwie  mężów,  ich 
żony  i  dzieci.  Kolberg  na  czele  seryi  I-ej 
Lnda  krakowskiego  podał  wizeranek  włó- 
czków odrysowany  przez  W.  Gersona. 

Włócznia,  rodzaj  dzidy,  kopii.  Bielski 
w  XVI  w.  tak  tłómaczy  jej  nazwę:  „Prócz 
kaszy  rohatynę  nasi  mieli,  którą  uwiązaw- 
szy u  lęka  przy  koniu  włóczyli,  i  przeto* 


Zygmunt  III  {e  kofiii  Błynnego  portretn,  znai- 
dując^o  się  w  MaDacbiam). 

żoi  się  zupełnie  od  wszystkich  innych:  w 
samem  ostrza  znajdują  się  2  otwory,  jak- 
by dwa  wązkie  okienka,  przewiązane  po- 
trójnem  wiązaniem  z  potrójnie  splecione- 
go drutu  żelaznego;  pośrodku  żoleżca  znaj- 
duje się  skówka  miedziana,  grubo  po- 
złacana, a  u  spodu  jakby  dwa  krzyże  b 
drutu  żelaznego,  przewiązane  nad  sześcią 
wyitobionemi  podłużnie  pręgami.  Dłu- 
gość żeleżca  wynosi  pół  metra.    Tradycja 


dbyGoot^le 


455 


wiekowa,  przechodząc  z  pokolenia  do  po- 
kolenia, podaje  nam  tę  włócznię  jako  naj- 
dawniejszy zabytek  dziejowy  w  krajacłi 
polskich.  Mato  być  owo  godło  wła- 
dzy, które  w  1000  r.  ery  Chrystusowej 
cesarz  Otton  III  darował  przy  grobie  Św. 
Wojciecha  przyjacielowi  niegdyd  św.  mę- 
czennika, Bolesławowi  Chrobremu.    Wy- 


nal«2y  go  na  tronie  królewskim  koroną 
wspanialenwieńc2onegopo8adzić",Izdjąw- 
8zy  koronę  cesarską  z  j^owy  swojej,  wło- 
żył ją  na  głowę  Bolesława,  na  znak  przy- 
jaźni; a  jako  chorągiew  tryumfalną,  dał 
mn  ćwiek  z  krzyża  Pańskiego  z  włócznią 


Wlsd;s)an  IV  (ee  sUrego  ratychn  podług  wepólczeenego 
portretu  Bnbentia). 


Jan  Kazimien  (podług  wepólczesnego  por- 
tretu). 


darzenie  to  opowiada  w  następnych  sło- 
wach autor  kroniki  w  XII  w.,  o  Polsce,  po 
łacinie  pisanej,  pod  nazwiskiem  Galla  n 
nas  znanej.  „Zapatrując  się  na  przepych 
jego  (Bole^awa),  na  potęgę  i  bogactwa, 
cesarz  rzymski  rzekł  w  podziwie:  „Na  ko- 
ronę cesarstwa  mego,  większe  rzeczy  wi- 
dzę, nit  mi  stawa  donioBła!"  a  naradziw- 
szy się  ze  swoimi  panami,  wobec  wszyst- 
kich dodał:  „Nie  godzi  się  tak  wielkiego 
meto  księciem  lub  komesem  nazywać;  ale 


Św.  Maurycego;  za  które  to  dary  Bolesław 
jemu  nawzajem  ramię  Św.  Wojciecha  da- 
rowaL  I  tak  wielką  dnia  tego  pt^ączyli 
się  miłością,  że  cesarz  jego  bratem  i  spół- 
pracownikiem  cesarstwa  mianować,  nazy- 
wając go  lada  rzymskiego  przyjacielem 
i  przymierze ńeem".  O  tym  darze  włócz- 
ni Św.  Maoiycego  jako  godle  władzy  mo- 
narszej wspominają  także:  Oodzisław  Ba- 
szko,  kronikarz  polski  z  XII  w.,  Wincenty, 
autor  Tt^ycia.  św.  Stanisława"  w  połowie 


dbyGoot^le 


456 


WŁÓK      A. 


XriT  W.,  a  te  same  niemal  wyrazy  powta- 
rza w  XIII  w.  autor  „Cudów  św.  Wojcie- 
cha" i  w  XIV  wieku  autor  dląski  ^Kroniki 
książąt  polskich".   Przezdziecki  w  bardzo 


1.  WIÓciniR  t.  zirana  ,,śir.  Maurycego"  w  skarbcu 
katedry  krakowskiej,  dana  przez  cexamt  Ottona  TU 

Boleatairowi  Chrobremu. 

2.  WI6cE[ua  śnięta  ceaaraka  w  WiedaLu,  na  ktćrej 
wM^r  wtócznis  krakowska  bjta  w  X  w.  zrobiona. 

3.  Włócznia  lymrEft  lecbickiego  (z  popielnic;  wy- 

kopanej w  Babsku  pod  lUwą). 

gruntownej  ewej  pracy  wykazał  i  dowiódł, 
że  oryginalna  włócznia  .święta  cesarska", 
zwana  włócznią  „świętego  Maurycego", 
znajduje  ńą  przechowywana  w  Wiedniu, 
że  cesarze  kazali  robić  naśladujące  ją  ko- 


pje,  które  sprzymierzeńcom  swoim  jako 
godła  władzy  monarszej  rozdawali,  że  włó> 
cznia  w  skarbon  katedry  krakowskiej  jest 
właśnie  jedną  z  kilku  takich  podobizn  z 
X  wieku,  a  dana  przez  Ottona  Ul  Bole- 
sławowi, była  pierwszem  godłem  władzy 
udzielnej  królów  polskich  i  dziś,  po  utra- 
cie szczerbca  i  korony,  pozostać  sama  jak 
relikwia,  którą  przeszłość  przekazuje  przy- 
szloia.  Podajemy  ta  rysunki  3-ch  włó- 
czni starożjrtnych:  1)  włóczni  danej  przez 
Ottona  Chrobremn,  2)  włóczni  „świętej, 
cesarskiej"  w  Wiednia,  na  której  wzór  ce- 
sarz Otto  kazE^  zrobić  pierwszą  i  3)  włócz- 
ni ryoerza  lechickiego  znalezionej  nieda- 
wno w  popielnicy,  odkopanej  we  wsi  Bab- 
sku pod  Rawą  a  udzielonej  nam  życzliwie 
przez  właściciela  Babska  W-go  Okęckie- 
go.  Ostatnią  tę  włócznia  podajemy  tu  ze 
względów  wsp<Uczesności  i  podobie&stwa 
tulejki  czyli  nasady  z  krakowską. 

Włóka.  G-dy  morgiem  czyli  jątrzy- 
n  ą  nazwano  taką  przestrzeń  roli,  którą 
moina  było  parą  wołów  zaorać  przez  dzień 
od  rana,  to  włóka  oznaczała  większe  pole, 
które  po  zoraniu  lub  posiewie  potrzeba  by- 
ło włóczyó  czyli  bronować  także  cały 
dzień.  Do  włóki  chełmińskie!  i  polskiej 
przywiązano  następnie  znaczenie  prze- 
strzeni 30-morgowej  (r.  1676,  Vol.  leg.  II, 
f.  9'19),  czyli,  jak  ją  matematycznie  okre- 
ślano, długiej  300  a  szerokiej  30  prętów, 
licząc  pręt  po  łokci  warszawskich  7  i  pół. 
Włóka  tern  się  różniła  od  łanu,  że  ozaa- 
czała  przestrzeń  orną  czyli  w  ł  ó  c  z  n  ą, 
gdy  łan  oznaczał  pewien  wymiar  (w  róż- 
nych stronach  rozmaity)  całego  pospodar- 
stwa,  więc  z  łąkami,  wygoaami  i  t  d.  Po- 
nieważ mórg  litewski  był  o  ćwierć  więk- 
szy od  nowopolskiego,  więc  w  tym  samym 
stosunku  i  włóka  litewska  jest  większą  od 
polskiej.  W  Wielkopolsce  włókę  roli  zwa- 
no często  z  niemiecka  hubą  lub  kufent. 
Jak  morgi  tak  i  włóki  bywsjy  kilku  wy- 
miarów; w  królewszczyznach  mierzono  na 
33  morgowe. 


dbyGoot^le 


WODNE.— WOJ ACKIE  PIEŚNI. 


457 


Wodne  ob.  M  o  fl  t  y  {Efic.  Siar.  t.  III). 

Wodociągi.  Pod  r.  1399  spotykamy 
joż  wiadomość  o  wodociągach  w  Krako- 
wie a  przez  cały  wiek  XV  mamy  liczne 
doknmenta,  nadające  prawo  poboro  wody 
z  ror  miejskicb  tym,  kt^Srzy  rury  wodocią- 
gowe przez  swoje  posiadłoóoi  przeprowa- 
dzió  dozwolili.  W  XVI  w.  z  domów  nie 
mających  stadzien  pobierano  Torgeld.  Ro- 
kn  1682  był  w  Krakowie  rurhatts  w  bra- 
mie Sławkowskiej,  gdzie  w  8  świdrów  rn- 
ry  (drewniane)  do  wodociągów  wiercono. 
Dmkarz  krakowski  Świętopełk  Fioł  za- 
prowadził w  r.  1489  w  kopalniach  olka- 
skich  nowe  macMny  do  wydobywania  wo- 
dy.  Baliński  (w  „Starożytnej  Polsce") 
przypisuje  Kopernikowi  urządzenie  wodo- 
ciągów w  Prane  nborga  i  Qradziądzn, 
gdzie  sprowadzano  wod^  z  rz.  Ossy.  Zyg- 
munt I  w  r.  1528  zezwala  rormistrzowi 
Wadawowi  Morawie  sprowadzenie  wodo- 
ciąga  z  Wiślicy.  Tenie  Morawa  w  roku 
1518  urządza  Krzyszt.  Szydlowieckiemn 
wodociąg  dla  m.  Opatowa.  W  przywile- 
ju z  r.  1532  Zygmunt  I  mówi,  £e  gdy  dla 
braku  wody  mieszczanie  w  Proszowicach 
z  dużym  kosztem  uttzymigą  konie  dla 
przywoKenia  wody,  a  w  razie  pożaru  ra- 
tunek jest  bardzo  trudny,  pozwala  przeto 
król  sprowadzić  wodę  z  rz.  Szreniawy  ka- 
nałami do  rezerwoaru  w  rynka  i  stąd  do- 
starczać ją  rurami  po  domach.  W  r.  1&35 
za  pomocą  wodociągu  zaopatrzony  został 
Lublin  wodą  z  Bystrzycy.  Koku  1542 
zaprowadzono  wodociągi  w  Samborze  a  w 
r.  1544  w  Drohobyczy.  Tomasz  z  Bochni 
własnym  kosztem  sporządził  wodociąg  w 
Czchowie,  co  aby  wieczyście  utrzymać, 
Zygmunt  I  ustanowił  podatek  od  łaźni, 
piwowarów  i  mieszkańców.  Zyfipnnnt  Au- 
gust w  r.  1550  pozwolił  na  wodociągi  w 
Opocznie  a  Stefan  Batory  r.  1578  na  wo- 
dociągi w  Nowem  m.  Korczynia  Znale- 
ziono także  ślady  dawnych  wodociągów 
w  Warszawie,  Sieradzu,  Pyzdrach,  Ko- 
ścianach.   A  są  wiadomości,  że  były  i  w 


Pilźnie,  Bydgoszczy,  Szadkn,  Sandomie- 
rzu, Sanoku,  Krasnem,  Szydłowie,  Zato- 
rze. Zimorowicz  wspomina  o  wodoci%- 
gach  we  Lwowie.  "W  archiwum  m.  Prze- 
myśla znajduje  się  pergaminowy  przywi- 
lej Zygmunta  I  z  r.  1532  na  prawo  pobie- 
rania podatku  z  browarów  po  3  i  pół  gro- 
sza od  waru  piwa  na  utrzymanie  wodo- 
ciągów. Podatek  taki  zwano  Aquaducta 
lub  CanaUa.  Eidraulikiem  Stani^wa  Au- 
gusta był  niejaki  Noks  w  Warszawie.  Nie- 
które Bzczeg^y  o  wodociągach  znajdują 
się  w  pracy  Świeiawskiego:  .Przyczynki 
do  dziejów  medycyny  w.  Polsce",  str.  83 
i  95.  W  Krakowie  był  w  XV  w.  osobny 
urzędnik  Aqvaeductor,  Rormagister,  do 
którego  utrzymanie  wodociągów  należało. 
Wodociąg  czyli  rurmus  zamkowy  aa  Wa- 
welu znajdował  się  r.  1577  pod  Kurzą  sto- 
pą a  mrmistrzem  zamkowym  był  Lorenc, 
mieszczanin  krak.  Gdyr.1655  Szwedzi  po- 
palili rurmusy  kakow&kie  i  wody  wielki  był 
brak,  zaczęto  wtedy  robić  studnie  po  do- 
mach i  wodociągów  już  nie  odbudowano. 
Wojackłe  pieśni.  Pieśni  śpiewane  przez 
rycerstwo  d^eliły  się  na  dwie  odrębne  ka- 
tegorje.  Do  pierwszej  należały  właściwe 
pieśni  bojowe,  których  śpiew  służył  Pola- 
kom za  hasło  do  walki.  A  były  to  zawsze 
pieśni  religijne  jako  najodpowiedniejsze 
do  chwili,  w  której  każdy  szedł  gotów  na 
śmierć.  A  więc  przedewszystkiem  „Bo- 
garodzica". O  śpiewaniu  tej  pieśni  przed 
zwycięstwami  w  XV  w,  przytoczyliśmy 
opisy  z  kronik  naszych  w  Enc.  Siar.  pod 
wyrazami  Bogarodzica  i  Pieśni. 
Do  boju  ze  Szwedami  za  Jana  Kazimierza 
śpiewano  obok  innych  utotoną  w  czasie 
konfederacyi  l^szowieckiej  pieśń: 

Bole  łsskawr,  prz^mij  pUci  farrawy 
Upadaj^cjch  ludzi  i  t.  d. 
Jan  Pasek  w  Pamiętnikach  swoich  itspo- 
mina,  że  „przed  bitwą  śpiewali  jedni:  Jui 
pochwalamy  Króla  tego*.  A  do  szturmu 
idąc,  wołano:  „Jezus  Maryjal"  Do  kate- 
goryi  drugiej  należały  pieśni  właściwe  wo- 


dbyGoot^le 


458 


■WOJACKIE  PIEŚNI. 


jfu^e,  zwykle  wesołe,  śpiewane  przez  tcH- 
nierzy  w  obozie  lab  w  pochodzie.  Dła- 
gosz  opowiada  (oczywiście  podług  żród^ 
dawniejszych),  że  gdy  przed  bitwą  na 
Psiem  pola  Bolesław  Krzywousty  uciążli- 
wie trapił  w  wojnie  podjazdowej  wielką 
armj^  cesarza  Henryka  V,  „sami  Niemcy 
(byli  to  zapewne  wśród  nich  Słowianie 
zadężni  w  wojska  cesarskiem)  wyśpiewy- 
wali głośno  pieśni  ułożone  na  chwałę  kró- 
la polskiego  Bolesława.  Jeżeli  śpiewano 
takie  pieśni  w  obozie  niemieckim,  róż  do- 
piero masiano  wyśpiewywaó  w  polskim. 
W  ostatnich  czasach  Z.  CHoger  zgromadził 
całyzbiór  pieśni  wojackicb  z  XVni  i  XIX 
wieka,  które  wydane  b^ą  w  przysdości 
oddzielnie.    Na  tem  miejsca  musiał  się  o- 


wie)  znanemu  muzykowi  litewskiema  Mi- 
chałowi Jelskiema  i  tego  właśnie  nntacj^ 
tu  podajemy. 

HcjI  jedzie  hulan,  jediie. 

Konik  pod  nim  pl^fta, 
EasEkiedk  Kbjlil  na  bok 

I  pokręcił  wąsa, 
A  wszystkie  też  panienki, 

Gdj  go  t;Iko  tocią. 
To  ledwie  im  z  radości 

Serca  nie  wyskoczą . 
Hej!  jedzie  hulan.  jedzie. 

Konik  pod  nim  9vld, 
Hej!  będą  mu  Ui  będą 

Na  kwtkterze  radzi. 
Bo  ezj  on  potaiicuje, 

Czy  to  aię  n^miecba, 
Kalde  serduszko  za  nim 

Z  tęakooty  usycha. 


'■^  Qdii  ąp  iiff  ■  ho         ic  -  cło  0ó    U  tiwit  im    i-i^a-dff-ici   itycanu  liu -jAo-cxą  . 

Melodja  piosnki  hnlańakiej:  .Hej,  jedzie  hntan  jedzie!" 


e.111      J.cbu  fw:-'lui^  l-o-hicm 


^ 


j j  r  f  1 1  fjLj  f  r,  rj  fj  f  r 


Melodja  piosnki  hulańekiei:  ,Jedzie  hulan  lasem*. 


graniczyć  do  podania  stów  i  melodyi  2-ch 
tylko  piosnek  ułańskich,  mniej  znanych. 
Słowa  tych  piosnek  episa)  Z,  Gloger  z  ust 
swego  ojca  Jana,  dawnego  wojskowego, 
który  był  muzykalnym  i  pomimo  późnego 
wieka  melod  je  powyższe  wiernie  podykto- 
WfJ  (przed  swym  zgonem  r.  1884  w  Jeże- 


Hej!  jedzie  hulan  jedzie, 

Szablą  pobraękaje, 
Hej!  uciekaj,  dziewczyno. 

Bo  cię  pocałuje. 
Ha!  niechaj  pocałuje. 

Nikt  mu  nie  zabrania, 
Wazakiet  on  swoją  piersią 

zasiania. 


dbyGoof^le 


WOJENNE  ZWYCZAJE.  —  'WOJEWODA. 


459 


Bo  aiema  Ugo  domu 

Ani  teł  l«j  chaŁki, 
A  gdziebj  nie  kochały 

Hntauów  męłatki. 
Kochają  tei  i  panny. 

Lecą  kochają  skrycie, 
Kaidaby  za  hulana 

Oddala  swe  tyciej 


Jedsie  hulan  lasem. 
Krzyknie  sobie  czaKUi, 
Idzie  piechnr  bokiem, 
Potrząsa  tłómokiem. 

Uulany  panięU 
Pojedli  cidęta 
A  piechury  rury 
Noezą  po  nich  skóry. 

Wstitpil  sobie  hutan 
Na  szlaneczk^  miodu, 
Sięgną]  do  kieszeni, 
Pieaiodiy  jak  lodu. 

Wstąpił  Bobie  [^ecŁor 
,  Na  szkWecakę  juwa. 
Sięgnął  do  kieszeni 
A  pieniędzy  niema. 


Wojenne  zwyczaje.  Dlngosz  opowiada, 
te  Bolesl&w  Krzywousty,  gdy  raz  oblegał 
pewien  zamek  pomorski,  wysłał  do  oblężo- 
nych 2  tarcze,  bi^ą  i  czerwoną,  aby  sobie 
wybrali:  biała  oznaczria  poddanie  grodu 
i  pokój,  czerwona  daleze  szturmy.  Oblężeni 
żadnej  tarczy  nie  przyjęli  W  innem  miej- 
Bcu  DłogOBz  opisuje,  jak  Pomorzanie,  oblę- 
żeni w  zamka  Wieleń,  zmuszeni  do  podda- 
nia się,  otworzyli  bramy  przed  Krzywo- 
ustym, ale  na  znak  przyrzeczonego  im  bez- 
pieczeństwa i  wyjednanej  łaski  żądali  przy- 
elania  rękawicy  z  prawej  ręki  zwycięzcy, 
co  oczywiście  symbolizować  miało  dzisiej- 
sze podanie  prawej  ręki,  widoczniew  XII  w. 
tak  samo  pospolite,  jak  w  XX-ym.  Ksią- 
żęta: ififiecs^^aw,  Bolesław  iHenryk,  syno- 
wie Krzywoustego,  obIęż6nir,1145wzam- 
ku  poznańskim  przez  najstarszego  swego 
brata  "Władysława,  postanowiwszy  wal- 
czyć na  przebój,  zatknęli  na  zamku  chorą- 
giew czerwoną.  (Długosz), 

Wojewoda, ezyli ten, co  woje  wodzi, 
t.j.  wojowników  wiedzie,  wódz,  dowódca. 


Wyraz  niewątpliwie  bardzo  dawny,  skoro 
we  wszystkich  językach  słowiańskich  do- 
tąd zrozomif^y.  Kronikarze  polscy,  mówiąc 
o  dziejach  pierwotnych  narodu,  podają,  że 
Lechici  nie  mieli  panujących  nad  sobą,  ale 
żyli  jako  bracia  równi  sobie  i  tylko  z  12-tu 
ziem  leohickich  wybieraU  do  rządu  i  sądu 
12-tu  wojewodów.  Hząd  podobny  miał  dwa 
razy  wdziejach  nastawaói  dwa  razy  znikać. 
Długosz  robi  przytem  uwagę,  ieobyczaj  ten 
narodowy  odwieczny  pojego  czasy  zacho- 
wuje się  u  Polaków,  gdyż  każde  księstwo 
i  województwo  ma  swego  wojewodę  {pala^ 
^]/i»ot),  który  zE^atwia  ważniejsze  sprawy 
swego  województwa,  chorągwie  wojewó- 
dztwa przed  wyprawą  przegląda,  zarządza 
niemi  i  ciągnie  na  ich  czele,  ożywając  pod 
królami  i  książęty  tej  samej  prawie  powa- 
gi, jakiej  używali  wojewodowie  w  czasach 
prastarych,  gdy  nie  było  władzy  królew- 
skiej. Bogufal  opowiada,  że  najicie  Gallów 
skłoniłoLechitówdoobaleniarządów  12-ta 
m^ów  i  do  obrania  jednego  z  nich,  .Kra- 
ka, za  wojewodę  {laojewodam  elegerunty 
Piastowie,  doszedłszy  do  władzy  (Ziemo- 
wit, Leszek,  ZiemomysI),  byli  tylko  wid- 
kimi  wojewodami,  którzy  łączyU  plemiona 
i  przygotowywali  państwo  dla  Mieczy^a- 
wa  i  Boh  Chrobrego.  Ci  zaś  ostatni  przyj- 
mują dostojność  obcą,  chrześcijańską,  dla- 
tego, że  ich  to  wobec  Kiemców  i  Enropy 
podnosi.  Za  "Władydawa  Hermana  na- 
czelny wojewoda  Sieciech  był  nietylko  wo- 
dzem sił  zbrojnych  narodu,  ale  i  wszech- 
władnym doradcą  monarchy.  Obok  niego 
znajdujemy  po  ziemiach  wojewodów  po- 
mniejszych, jako  wyrabiającą  się  starszy- 
znę rycerską  ziemską.  Za  Bole^wa  Krzy- 
woustego byli  wojewodami:  Piotr  "Włost 
Dunin,  Wszebor,  Skarbimir  i  Żelisław.któ- 
remn  król  za  straconą  rękę  na  Morawach 
miał  podarować  rękę  złotą.  Za  podzidu 
Polski  na  księstwa  liczba  wojewodów  wzra- 
sta, każdy  książę  musi  mieć  swego  woje- 
wodę, a  nawet  po  kilkn.  Spotykamy  woje- 
wodę sandomierskiego,  mazowieckiego,  lu- 


dbyGoot^le 


bełskiego,  poznańskiego,  gnieiaieAskiego, 
gniewkowBkie;;;o  i  innych.  "W  dokamencie 
z  r.  1250  znajdujemy:  j,dux  exerciius  ap- 
pella/urVf  o yew  od  &'.  O  dostojeństwie 
wojewody  za  doby  Piastów  pisze  prof. 
Stanisław  Smolka  w  znakomitej  swej 
pracy  .Mieszko  Stary  i  jego  wiek",  str. 
165  i  166.  Powaga  wojewodów  szybko 
rośnie,  widocznie  mieli  za  sobą  silną 
trsdyi^ę  narodową,  z  którą  musieli  ra- 
chowali się  książęta.  Urzędy  wojewodzin, 
skie  były  jakby  ogniwem  wyrabiającej 
eię  konstytncyi  narodowej,  hamulcem  sa- 
mowoli książąt  i  rękojmią  wolnoóci  dla 
ziem.  Stara  zasada  polsko-slowiańska,  ie 
Bwoi  awoimi  rządzą,  sprawia  to,  iż  ziemia 
obstaje  za  swoim  wojewodą  nieraz  prze- 
ciw księciu,  a  powaga  wojewody  przewa- 
ża powagę  samego  księcia,  oo  w  później- 
szych dziejach  polskich  rozwinęło  się  w  zga- 
bną  dla  narodu  oUgarchję,  która  przyczy- 
niła się  do  utraty  niepodległości.  W  Lechji 
XIII  i  XIV  wieku  tyle  było  województw 
ile  księstw  udzielnych  i  województwo  raz 
postanowione  nie  zatracało  się  jnż  nigdy, 
a  choć  upadały  księstwa,  nie  opadały  wo- 
jewództwa. Władysław  Łokietek  np.,  po- 
siadając po  ojcu  swoje  księstwo  Brzeskie 
ua  Kujawach,  po  bracie  Leszku  Czarnym 
Sieradzkie  a  po  drogim  bracie  Kazimierza 
Łęczyckie,  miał  trzech  wojewodów  i  trzy 
hierarcbje  ziemskich  urzędników,  które 
w  tych  województwach  do  końca  XVIII 
wieku  przetrwały.  Książęta  mazowieccy 
mieli  wojewodów:  czerskiego,  warszaw- 
skiego, i^ockiego,  rawskiego  i  gostyńskie- 
go; kujawscy  zaś:  łęczyckiego,  brzeskiego, 
inowrocławskiego,  dobrzyńskiego,  gniew- 
kowskiego. Przed  nimi,  gdy  nie  było  tyle 
dzielnic,  był  na  Mazowszu  jeden  wojewoda 
mazowiecki,  na  Kujawach  kujawski.  Za 
Jagiellonów  niektóre  województwa  pogi- 
nęly,  bo  królowie,  zachowując  starsze  i  hi- 
storycznie wyrobione,  wcielali  do  nich  po- 
mniejsze. Tak  np.  województwo  Gostyń- 
skie zlano  z    Rawskiem,    O-niewkowskie 


z  Inowro<^awskiem.  Charakter  urzędu  wo- 
jewody, za  książąt  piastowskich  wybitnie 
wojskowo-dworski,  zmienia  się  za  Jagiello- 
nów na  godnośó  reprezentaoyjno-seuator- 
ską.  Kiedy  Roś  połączona  została  z  Koro- 
ną, powstają  w  niej  na  wzór  koronnych 
□rzędy  wojewodów.  Polska  nie  narzucała 
niczego  nikomu,  a  Ruś  i  Litwa  tylko  ją 
naśladowały,  zaohowając  u  siebie  wiele 
tradycji  miejscowych,  wszystko,  co  chcia- 
ły zachować.  Tak  na  Rnsi  obok  wojewo- 
dów w  znaczenia  koronnem  widzimy  do 
czasów  anii  lubelskiej  wojewodów  niższe- 
go rzęda,  kt^óizy  byli  w  swyoh  powiatach 
tylko^rodzajem  starostów,  poborców,  urzęd- 
ników ekonomiczno-sądowych.  W  Litwie 
było  najprzód  dwóch  tylko  wojewodów: 
wileński  i  trocki.  Wojewoda  żmudzki  no- 
sił zawsze  nazwę  „starosty  imudzkiego" 
i  nie  był  nominowany,  jak  wszysoy  wo- 
jewodowie, przez  króla,  ale  wybierany 
przez  szlachtę  żmudzką.  Ten  sam  wyjąt- 
kowy, wielki  przywilej  mida  jeszcze  szla- 
chta białoruska,  wybierająca  sama  sobie 
wojewodów:  połockiego  i  witebskiego,  gdy 
szlachta  koronna  nie  miiUa  do  tego  prawa, 
bo  król  tam  mianował  wojewodów.  Ponie- 
waż starszeństwo  krzesz  wsenacie  zale£a- 
ło  od  ich  dawnośoi,  najwyżej  więc  siedzieli 
wojewodowie  polscy,  jako  najdawniejsi, 
potem  szli:  ruscy,  litewscy,  pruscy,  inflanc- 
cy, według  tego,  kiedy  którego  urząd  był 
ustanowiony.  Wojewodowie  zajmowali 
wyższe  krzesła  nit  kasztelani,  tylko  jeden 
wojew.  krakowski  siedział  niżej  od  kaszte- 
lana krakowskiego.  Urzędownie  wojewoda 
miał  tytuł  Wielmożnego,  prywatni  tytuło- 
wali go  Jaśnie  wielmożnym.  Sami  zaś  wo- 
jewodowie przydawali  sobie  niektórzy  by- 
tut  jeueralnych;  najpierwej  zrobił  to  woje- 
woda raski,  naśladowali  go:  kijowski,  ma- 
zowiecki, czemiechowski.  Wojewoda  nie 
mógł  być  jednocześnie  kasztelanem,  pod- 
skarbim i  nie  mógł  posiadaó  v  swem  wo- 
jewództwie starostwa  grodowego,  W  Li- 
twie było  to  dozwolone,  zaś  w  Prusiech  da- 


dbyGoot^le 


WOJEWÓDZKIE  KOMISJE.  —  WOJSKL 


vaDO  razem  województwo!  starostwo,  a  wo- 
jewodowie bywali  tam  nawet  podskarbimi. 
"Wojewoda  poznański  nie  mógł  byó  gene- 
ratem,  czyli  generalnym  starostą  wielko- 
polskim, ale  każdy  z  wojewodów  mógł  byó 
jednocześnie  hetmanem  wielkim  lub  pol- 
nym. W  ostatnich  czterech  wicach,  gdy 
wojewoda  zmienił  charakter  wodza  na  se- 
natora  i  wielkoradcę,  a  pozostałtylko  przy 
pospolitem  rnazenia  w  razie  wojny,  kon- 
stytucje sejmowe  przypisały  rau  ró£ne  obo- 
wiązki niewojenne  do  sprawowania  w  swo- 
jem  województwie.  Sądził  więc  Żydów, 
którzy  mieli  przywilej,  i*  ich  tylko  król 
lub  wojewoda  (albo  zastępujący  go  podwo- 
jewodzy)  sądzió  może,  zwoływał  wiece, 
prezydował  na  sejmikach,  mianował  nie- 
których urzędników,  wydaw^  listy  ochron- 
ne (glejty),  ustanawia!  taksy  i  przez  pod- 
wojewodzych  kontrolował  po  miastach  wa- 
gi i  miary  handlowe.  Te  obowiązki  nada- 
wały mu  właściwie  tytuł  Itmińakipaia/yna 
czyli  zwierzchnika  województwa.  W  róż- 
nych prowincjach  powierzano  wojewodom 
rozmaite  miejscowe  obowiązki.  W  woje- 
wództwach pruskich  władza  wojewody 
szerszą  była  niż  w  polskich.  Miał  on  tam 
pra  wojkaraó  pieniężnie,  skazywHÓna  śmierć, 
wykonywać  wszelkie  sądowe  wyroki  i  czu- 
wać nad  spokojem  ogólnym.  Uposażenie 
wojewodów  stanowiły  dobra,  pewne  kary 
■  sądowe  i  niektóre  pobory.  O  urzędzie  tym 
najobszerniej  pisali  dawniej  Lengnich, 
a  w  nowszych  czasach  Lelewel  i  Bartosze- 
wicz. W  końcu  XVI  w.  państwo  moskiew- 
skie, naśladując  Polskę,  wprowadziło  u  sie- 
bie wojewodów  i  województwa  z  charakte- 
rem jednak  zupinie  odrębnym.  Systemat 
ten  wojewódzld  trwai  tam  przez  cały  wiek 
XVII  i  dał  następnie  początek  gnbernjom 
i  gubernatorom. 

Wojewódzkie  komisja  ob.  Komisje 
wojewódzkie. 

Wojna  kokoszą.  Gdy  w  r.  1537  zwołana 
przez  Zygmunta  I  na  wojnę  przeciwko  ho- 
spodarowi mtrfdawskiemu.  szlachta,  zgro- 


madziwszy się  nader  licznie  pod  Lwowem 
i  Glinianami,  długo  się  burzyła  i  sejmiko- 
wała, a  czeladi  jej  tymczasem  łapała  kury 
po  wsiach,  wyprawę  tę,  jak  pisze  Bielski 
i  Górnicki,  , wojną  kokoazową''  nazwano. 
Wyraz  „wo  j  n  a"  znajdujemyjuź  wdoku- 
mencie  z  r.  1255. 

Wojski,  po  łacinie  Mbunus,  urząd  je- 
den z  dawniejszych,  bo  mamy  go  w  doku- 
mentach już  od  wieku  XII.  "W  r.  1209  wy- 
8tępiąjeDzierżykraj/n^»»jkali8ki,r.l230 
Sobiesław  Iribunus  lubelski.  Odtąd  jnż  ci 
ziemscy  trybuni  pojawiają  się  ciągle  po 
dyplomatach.  Wojscy  byli  nietylko  ksią- 
żęcy. Panowie,  naśladując  książąt,  miewa- 
li także  oficjalistów  pod  tą  nazwą:  tak  pod 
r.  1350  nazwany  już  jest  po  polska  „woj- 
ski", którego  mirf  w  swych  dobrach  Ma- 
ciej z  GKilanczewa,  biskup  kujawski.  Tacy 
wojscy  bywah  poborcami  opłat  i  stróżami 
porządku  publicznego,  może  przywódcami 
pachołków  i  milicyi  nadwornej.  Wojscy 
ziemscy  byli,  jak  się  zdaje,zaBtępcami  kasz- 
telanów, strażnikami  zamków,  powiatów 
i  ziem,  stróżami  spokoju,  gdy  rycerstwo 
wyszło  na  wojnę.  W  Polsce  piastowskiej 
każda  okolica  ludniejsza  miała  warowne 
grodzisko  do  schronienia  okohczoej  ludno- 
ści i  jej  mienia  przed  napadem  nieprzyja- 
ciół. Gdy  rycerstwo  wyruszyło  w  pole, 
a  jego  rodziny,  dobytek  i  kmiecie  zbieieli 
do  takiego  okopu,  musiał  być  przecie  mąż 
wojskowy,  który  nad  spokojnością  powia- 
tu ozuwał,  pilnował  porządku  i  bezpieczeń- 
stwa zamka,  służącego  za  schronisko  rodzi- 
nom. Takimmężemopiekańozym  był  .woj- 
ski".G/Jykażdyszlachcic,  który  tylko  broń 
mógł  nosić,  musieć  śpieszyć  po  trzecich  wi- 
ciach do  boju,  jeden  wojski,  a  był  nim  zwy- 
kle posiwiały  rycerz,  zostawał  na  straży 
powiatu,  grodu  i  rodzin  osieroconych.  Stąd 
urosła  tradycja,  że  dawny  wojski  był 
z  nrzędu  opiekunem  żon,  matek  i  córek 
szlachty,  która  poszła  na  wojnę.  „Wojskich 
powiuność  była  przestrzegać  bezpieczeń- 
stwa w  swych  ziemiach,  skoro  szlachta  wy- 


dbyGoot^le 


462 


WOJSKI.  -^WOJSKO. 


<ń4gnie  na  pospolite  raszenie*,  powiada 
Skrzetoski  w  „Prawie  politycżnem  oaroda 
polskiego".  Zygmunt  I  na  żądanie  szlach- 
ty ustanawia  coraz  nowe  urzędy  wojskich, 
zapuwna  zamkowych,  bo  ziemscy  byli  ja2 
wszędzie.  Ale  się  wkrótce  opatrzył,  £e  było 
ich  za  dużo,  więc  na  sejmie  r.  1538  posta- 
nowił,  że  nowi  wojscy  zostaną  dońmierci 
na  swych  urzędach,  które  potem  ustaną, 
i  król  już  nowych  nie  zamianuje,  tylko  sta- 
re orzędy  będzie  rozdawfJ  zakażonym  wo- 
jakom. Zygmunt  August  r.  1550  stanowi, 
że  tyiko  tych  nowych  wojskich  przy  urzę- 
dach pozostawi,  którzy  mają  zamki,  a  to 
dlatego,  2eby  sił  pospolitego  mszenia  nie 
amniejszaó.  "W  Koronie  wojski  większy 
ziemski  miał  stopień  między  łowczym  a  pi- 
sarzem ziemskim,  wojski  zaś  mniejszy  był 
urzędnikiem  przedostatnim. "W  Litwie  woj- 
ski mi^  wyższą  godność,  bo  szedł  po  sę- 
dziach, a  przed  stolnikiem.  Kijowszczyzna, 
"Wołyń  i  Podole  pr^jmują  dla  wojskich 
hierarchję  koronną  w  czasie  Unii  lubel- 
skiej, ale  Bnś  Czerwona  ma  już  wojskich 
wr.  1436,  tylko  w  województwach  pruskich 
nie  było  wcale  tego  urzędu.  Wojski  sądził 
Żydów  w  zastępstwie  wojewody.  Wieszcz 
Jan  Kochanowski,  który  odrzucił  krzesło 
senatorskie  kasztelana  połanieckiego,  przy- 
jął r.  1579  urząd  wojskiego  w  wojew.  San- 
domierskiem. Prawo  nakazywało,  iż  „mie- 
szkanie w  zamkach  tak  podstarości,  jako 
i  wojski  ma  mieć".  Gdy  rycerstwo  wycią- 
gnie na  kresy,  a  wtedy  w  opuszczonych 
okolicach  pojawiały  się  rozboje  i  swawola, 
„więc  wojscy  i  sędziowie  grodzcy  dostatku 
żelować  niehędą,żehytohultajstwo  chwy- 
tać". Wyrażenie  konstytncyi,  iż  „dostatku 
żałować  nie  będą",  odnosi  się  do  tego,  że 
niektórzy  wojscy  mieU  uposażenie  pewne 
z  dzierżaw  koronnych  i  takich  nazywano 
beneficiałi,  obdarowani.  Beaeficiati  są  tyl- 
ko wojscy  więksi,  t,  j.  ziemscy  i  grodowi, 
którzy  rządzili pozamkach.  Tylko  w  Litwie 
nie  rozdwoili  się  wojscy,  ale  był  jeden 
w  każdym  powiecie,  a  za  to  zasiadł  między 


dygnitarzami  „wojski  Wielkiego  Księstwa 
Litewskiego',  jakiego  w  Koronie  niebyło. 
To  też  Lengnich  powiada,  że  .trzech  jest 
w  Litwie  generalnych  dygnitarzy,  których 
niema  w  Koronie:  jeometra,  wojski  i  piwni- 
czny. Ostatnim  wojskim  W.  Ks.  Litewskie- 
go był  Michał  Zaleski,  zasłużony  pos^  tro- 
cki na  sejm  czteroletni.  Wojskich  zamko- 
w^ych  wcale  już  nie  widaó  wiYIII  wieku, 
bo  i  zamki  szły  w  minę  i  pospolite  msze- 
nie było  powoływane. 

Wojsko.  O  dawnem  wojska  w  Polsce 
znajdują  się  w  naszej  Encyklopedyi  od- 
dzielne artykuły;  Artylerja  polska,  Jazda 
polska.  Piechota  polski,  Krakusy,  Strzelcy, 
.Szafi^/e^ćrtiTcifi  wiele  pomniejszych,  opraco- 
wanych przez  p.  Bronisł.  Ctembarzewskiego 
dla  niniejszego  wydawnictwa.  W  uzupeł- 
nieniu powyższych  wiadomości  podajemy 
tu  jeszcze  nadesłaną  nam  przez  p.B.Oemh. 
notatkę  o  Pet y hercach, któranie mo- 
gła być  pomieszczona  we  właściwem  miej- 
scu z  powodu  ukończenia  druku  litery  P.: 
Brygada2-akawaleryi  narodowej  Wielkie- 
go Księstwa  Litewskiego  nosiłanazwęPe- 
tyhorskiej  lub  Fińskiej.  Część  tej  brygady 
po  drugim  rozbiorze  kraju  była  zajętakor- 
donem  i  zaliczona  do  wojska  rosyjskiego. 
Lecz  w  r.  1794  Józef  Kopeć,  major  tejże 
brygady,  bez  wiedzy  brygadjera  Chomiń- 
skiego  i  przygotowawszy  się  sicrycie,  ru- 
szył z  pod  Owrucza  przez  Korzec,  Anno- 
pol ku  granicy  polskiej,  przeprawiając  się 
wobec  nieprzyjaciela  przez  Słucz,  Hoiyń 
i  błota,  używając  fortelówwojennych,  wy- 
mykając się  otaczającym  go  silnym  od- 
dzidom  przy  szybkości  pochodu,  pomyśl- 
nie dostał  się  do  Krzemieńca.  W  okolicach 
tego  miasta  połączyły  się  z  brygadą  Pety- 
horską  i  inne  korpusy  oraz  4  dziada,  nad 
którymi  ohj^  dowództwo  pułkownik  Gra- 
nowski.  Przed  10  maja  część  tej  brygady 
złączyła  się  z  wojskami  Kościuszki.  W  d.  18 
maja  bronUa  przeprawy  przez  Bag  pod 
Dubienką,  d.  27  lipca  odznaczyła  się  w  wal- 
ce z  Prusakami  pod  Wolą,  a  dnia  następ- 


dbyGoot^le 


Do  arL  .WOJSKO*  t.  IV,  atr.  463,  (Enc.  Siar.). 


WOJSKO  W.  KS.  UTEWSKIEGO  (r.  1775). 


BRYGADA  KAWAI.ERYl  HARODOWEJ  ZWANA  PETYHORSKĄ  LUB  PttISKA,. 

(r.  1775  -  >785)- 
Według  albumu  R)iEpe'go  z  r.  1775. 


.yCoogle 


.,Goo<^le 


LVOLA.   -     VOLUMINA  LEGUNf. 


nego  pod  Powązkami.  W  d.  20  września 
wysl^  Ko^cinszko  tą  brygadę  na  pomoc  ge- 
ueri^owi  Sierakowskiema.  W  bitwie  pod 
Maciejowicami  Kopeć,  któiy  został  do- 
wódcą tej  brygady,  chcąc  torować  drogę 
KościoBZce,  trzykrotnie  ranny,  został  wzię- 
ty do  niewoli  D.  2  listopada  w  stanowisku 
na  Pradze  brygada  Petyhorsks  Uczyła  już 
tylko  głów  435,  gdy  na  początku  kampanii 
siła  jej  wynosiła  okirfo  l,0001adzi.  B.Gemb. 

Wola.  Wyraz  ten  w  staropolszczyinie 
miał  to  samo  znaczenie  co  wolność.  Stąd 
ziemię  pastą,  oddaną  osadnikom  z  nwolnie- 
niem  ich  na  pewną  liczbę  lat  od  wszelkich 
służb,  powinności  i  czynszów  dla  dziedzica, 
nazywano  wolą.  Od  nazwy  dóbr,  w  któ- 
rych wola  została  założoną,  otrzymała  wła- 
ściwą swą  nazwę  w  formie  przymiotniko- 
wej. Wole  i  wólki  takie  zaczęły  powstawać 
w  XIII  w.,  ale  najwięcej  założono  ich 
w  XIV  w.  W  dokumentach  spotykamy  pod 
r.  1254  po  raz  pierwszy  nazwę:  „Wola". 
Obecnie  istnieje  na  przestrzeni  Królestwa 
Kongresowego  301  wsi  z  nazwą  Wola, 
257  z  nazwą  Wólka,  30  z  nazwą  WoUca, 
oprócz  tego  jest  2  Wolnice,  I  Wołczyna, 
1  Wolna,  ł  Woleń  i  10  wsi  z  nazwą  Lgo- 
ta, która  miała  niewątpliwie  to  samo  zna- 
czenie, a  także  jest  jeszcze  Lgoczanka 
i  Lgów. 

Wolant  —  snkoia  lekka  niewieścia  ele> 
gantek  z  doby  saskiej.  Minasowicz  powia- 
da: „Stasznaż  stroić  się  żonie  w  wolant 
z  wiatru  szyty.  By  nagością  świeciła  przez 
obłok  rąbkowy".  Tę  samą  nazwę  nosiła 
i  zabawa  towarzyska,  która  była  tem  dla 
dorosłych,  czem  piłka  dla  dzieci.  Służący 
do  niej  wolant  robiono  z  korka  w  ksztri- 
cie  połowy  rozciętego  wzdłuż  jaja,  obszy- 
tego skórką  jerchową,  gaionkami  i  najeżo- 
jiego  dokoła  piórkami  niby  ptaszek  dla 
lepszego  polotu.  Do  podrzucania  takiego 
-wolantaslniyłyrakiety  leszczynowe  lab 
ozeremchowe  z  rozpiętą  na  nich  siatką 
z  strun  kiszkowych. 


Woltyier  W  każdym  palka  piechoty 
polskiej  ostatnich  czasów  były  3  rodzaje  żoł- 
nierzy: grenadjerowie,  fizyljerowie  i  wol- 
tyżerowie.  Ci  ostatni  wybierani  z  ludzi  do- 
brego sprawowania,  wytrwałych,  odważ- 
nych i  ruchliwych,  choć  szczni^ydi  i  niz- 
kich,  'prinili  służbę  wywiadowczą  przed- 
niej straży.     B.  Gemb. 

Volumlna  legum  Pod  tym  tjrtolem  wy- 
dany zostt^  poraź  pierwszy  w  wieku  XVIII 
ogólny  zbiór  wszystkich  praw  polskich 
w  ośmiu  wielkich  tomach.  Pierwsze  6  to- 
mów wyszły  przy  pomocy  biskupa  Józeia 
Załuskiego,  założyciela  sławnej  bibljoteki, 
a  staraniem  Stanisława  Konarskiego,  zna- 
komitegoreformatora  szkółw  Polsce,  wy- 
drukowane wiatach  1732  —  6,  u  księży  pi- 
jarów w  Warszawie.  Tom  I-szy  w  języka 
łacińskim  obejmuje  .Statut  Wiślickł"  Ka- 
zimierza Wielkiego,  oraz  następnych  kró- 
lów prawodawcze  dzieła  do  r.  1548.  Tom 
Ul-gi  konstytucje  czyli  uchw^y  sejmowe 
od  r.  1560  do  1609.  Tom  Ill-ci  od  r.  1611 
do  1640.  Tom  IV-ty  od  r.  1641  do  r.  lG6a 
Tom  V-ty  od  r.  1669  do  1697.  Tom  VI-ty 
rozpoczyna  się  z  r.  1697  i  zawiera  w  sobie 
uchw^y  sejmowe  z  czasupanowania  Augu- 
sta II  Sasa,  dalej  .Pakta  i  przywileje  księ- 
stwa Knrlandzkiego",  oraz  obowiązującą 
w  województwach  pomorskich  .Korrektn- 
rę  Pruską".  Za  'Augusta  III  nastąpił  tyl- 
ko jeden  sejm,  nazwany  pacyfikacyjnym, 
w  r.  1783,  inne  nie  doszły,  i  na  tym  koń- 
czy się  tom  Yl-ty.  Pijarzy  warszawscy  wy- 
dali pó&niej  w  1780  ostatnie  dwa  tomy, 
t.  j.  VII-my  i  VIII-my,  które  zawierają 
czynności  sejmowe  pod  Konfederacją  po 
śmierci  Augusta  III  i  pod  panowaniem  Sta- 
ni^awa  Augusta  do  r.  1780.  Do  pierw- 
szych sześciu  tomów  ułożył  pracowicie  re- 
jestr, zwany  inwentarzem,  czyli  skoro- 
widz, ke.  żeglicki,dodwuchzań  ostatnich 
księża:  Ostrowski  i  Waga.  Po  r.  1780  było 
jeszcze  w  Bzptitej  5  sejmów  wiatach:  1782, 
1784,1786,  czwarty  czteroletni  od  7  paź- 
dziernika 1788,  który  uchwalił  w  r.  1791 


dbyGoOt^le 


464 


WOfcOCZEBSE.  —  WOŹNICE. 


konstytncję  majową  i  grodzieński  r.  1793, 
który  obalił  całą  badowę  sejma  wielkiego 
i  dragiego  rozbioru  krają  był  świadkiem. 
Uchwały  tych  5-ciu  sejmów  są  oddzielnie 
dmkowaae.  W  latach  1859  —  1860  nastą- 
piło nowe  wydanie  nWolominów  legum* 
w  Petersbarga  nakładem  i  drukiem  Joza- 
fata Ohryzki,  który  zamierzał  wydaó  jesz- 
cze tom  IX-ty  i  X-ty.  Jakoż  uskuteczniła 
potem  wydanie  tomu  IX-go  Akademja 
Umiej,  w  Krakowie. 

Wiłoczebne  ob.  W I  ó  c  z  e  b  n  e. 

Wołosi.  W  XVI  w.  pojawiła  się  w  Pol- 
sce lekka  jazda  wołoska,  organizowana  jak 
polska  z  pocztów  towarzyskich,  uzbro- 
jona w  łnki  i  rohatyna  bez  zbroi.  Cefali 
w  w.  XVII  tak  tę  jazdę  opisuje:  .Wołosi 
są  jazdą  złożoną  z  ludu  wołoskiego,  uży- 
wani są  do  podjazdów,  niepokojenia  nie- 
przyjaciela i  dostawania  języka;  lekko  są 
uzbrojeni:  łuk,  pistolet  i  pałasz  są  ich  bro- 
nią. !£Tiektórzy  z  nich  opatrzeni  bywają 
w  karabin,  przedniejsi  noszą  pancerze.  Są 
wielcy  rabusie,  ale  bitni.  Liczba  ich  w  woj- 
sku połskiem  nie  dochodzi  20  chorągwi". 
W  kompncie  wojsk  Rzplitej  dotrwali  do 
r.  1717.  "W  wojskach  prywatnych  u  ma- 
gnatów polskich  nazwa  chorągwi  woło- 
skich czyli  lekkich  przetrwała  a2  doczasów 
Stanisława  Augusta.     B.  Gemb. 

Wołoskie  wale,  czyli  osiadłe  na  prawie 
wołoskiem,  głównie  w  dawnem  wojewódz- 
twie Ruskiem  (dziś  Galicyi  wschodniej) 
"W  każdym  prawie  Uniwersale  'poboro- 
wym znajdujemy  o  nich  wzmiankę,  po- 
cząwszy od  aniwers^u  z  r.  1578  (  Vol.Leg. 
II.,  f.  ffS2).  Byli  to  osadnicy,  garnący  się 
do  Polski  z  W(^032czyzny  (gdzie  widocz- 
nie znajdowali  lepszy  byt  niż  u  siebie), 
a  jak  Moraczewski  utrzymuje,  Słowacy 
zakarpaccy.  O  wsiach  wołoskich  pisał 
Aleksander  Stadnicki. 

Wołotzka  —  suknia  męska  krojem  wo- 
łoskim, noszona  w  XVtII  w. 

Wotkobojnla.  ^Woskownia,  woskoboj- 
nia  —  powiada  Knapski  —  miejsce,  gdzie 


wosk  wybijają".  Hobotnia,  w  której  kolo 
wosku  robią,  a  więc  przedewEzystkiem  prze- 
lewają go  na  świece  i  świeczki  dla  użytku 
domowego  i  kościelnego,  oraz  wota  pod 
kościołami,  zwłaszcza  w  czasie  odpustów 
jako  ofiary  na  światło  kościelne  kupowa- 
ne. Woskobojnie  bywały  zwykle  topnia- 
mi  nietylko  wosku  ale  i  łoju,  a  stąd  miały 
swoje  kramy,  w  których  sprzedawały  za- 
równo świece  woskowe  i  pierniki,  jak  i  my- 
dło. Ponieważ  nadmierna  konkurencja  dro- 
bnych zakładów  przemysłowych  zwykła 
doprowadza  je  do  npadku,  więc  tak  jak 
dziś  w  celu  podtrzymania  bytu  różnego 
przemysłu  powstają  rozmaite  syndykaty, 
tak  dawniej  zastępował  ich  miejsce  przy- 
wilej królewski,  np.  kr.  Władysława  (War- 
neńczyka), dozwalający  w  r.  1443  magi- 
stratowi miasta  Kołomyi  zalotyi  własną 
woskobojnie  na  korzyść  całego  miasta, 
w  której  oczywiście  każdy  mieszczanin 
obowiązany  był  wosk  swój  na  wyroby  ja- 
kie chciał  przetapiaó,  nie  mogąc  zakładaó 
własnej  fabryki.  Takich  przywilejów  istnia- 
ły na  obszarze  dawnej  Polski  liczne  setki, 
bo  każde  prawie  miasto  musiało  mieó  swo- 
ją woskobojnie.  Poza  miastami,  więc  już 
bez  przywilejów  królewskich,  miewali  na 
swoich  terytorjaeh  woskobojnie  i  blechy 
czyli  bielniki  wosku  magnaci  i  niektóre 
klasztory  (np-  Braniccy  w  Białymstoku), 
gdzie  wyrabiano  na  potrzeby  dworskie 
i  kościelne  świece  woskowe  w  lepszych  ga- 
tunkach. Pod  koniec  XVIII  w.  istniały  je- 
szcze bielniki  wosku  w  Grodnie  (założony 
przez  podsk.  A.  Tyzenhauza),  w  Przemy- 
ślu, Lwowie  i  t.  d.  R.  1793  wywieziono 
okrętami  z  Gdańska  5,947  kamieni  wosku 
polskiego. 

Woźnice  zakonników.  U  woźniców  do- 
minikańskich i  bernardyńskich  był  zwy- 
czaj, że  gdy  się  zjadą  z  księżmi  na  kapitułę 
do  klasztoru,  jeden  z  zakonników  miejsco- 
wych bywał  naznaczony  koninszym,  lecz 
oni  wybierali  z  pomiędzy  siebie  marszał- 
ka, instygatora  i  2  patronów.    Marszałek 


dbyGoot^le 


■WOŹNIKI.  —  ■WOJT. 


465 


{którym  zwykle  by  wrf  woźnica  prowincja- 
ła lob  miejscowego  przeora)  zbierał  skład- 
kę na  wotywę,  której  elachali  parami  kl^ 
cząc  z  biczem  w  ręku,  obchodził  stajnie 
wraz  z  instygatorem  i  patronami,  a  jeśli 
znaleźli  gdzie  nieporządek  i  jeśli  który 
w  stajni  nie  nocow^,  marszałek  liczbę 
plag  wyrokował,  patronowie  trzymali  a  in- 
stygator  wymierzał,  opatrzywszy  wprzódy 
czy  niema  jakiej  pod  ubraniem  podkładki. 

Woiniki.  Tak  nazywano  dobre  konie 
pociągowe  czyli  robocze,  sprzężajne,  które 
każdy  szlachcic  starał  się  mieć  własnego 
chowa. 

Woźny,  słaga  publiczny,  a2y wany  da- 
wniej do  ogłaszania  dekretów  sądowych, 
wręczania  pozwów  i  zeznawania  relacyi, 
od  wożenia  doknmentów  nazwany  wo- 
źnym. Nazwę  woźnych  mamy  JDż  w  do- 
kumentach z  XUI  w.,  np.  podr.  1238  czy- 
tamy _^cfldMj  tiosni  (Jakób  woźny)  i  Svan- 
tos  vosni  (Świętosz  woźny).  "Widocznie 
za  Piastów  nazwa  ta  była  już  upowszech- 
niona. Kazimierz  "Wielki  postanowił,  aby 
tylko  wojewoda,  jako  sądownictwu  ziem- 
skiemu przewodniczący,  mianował  woź- 
nych, sądził  ich  za  wykroczenia  i  pobierał 
grzyw  Dy  za  wyrządzone  im  krzywdy. 
Woźny,  po  łacinie  ministenalis,  był  odtąd 
przez  wojewodę  mianowany,  czyli,  jak 
dawniej  mówiono:  autentyko  wany, 
poBtrzyżony,  łonsus  (nie,  jak  się  myl- 
nie Lindemu  zdawało,  postrzegany),  a  jeże- 
li miał  upoważnienie  na  całe  województwo, 
to  zwano  go  potocznie  „generałem*  z  ła- 
cińskiego gentralis  ministerialis.  Statut 
Kazimierza  Wiel.  z  r.l347  stanowił,  że  gdy- 
by woźny  pozwał  togo  bez  rozkazu  sę- 
dziego, podlegał  za  tokarze  utraty  urzędu, 
całego  mienia  swego  i  wypalenia  na  twa- 
rzy znaku.  Długosz  pisze  w  KY  w.,  że  usta- 
wy uchwalone  na  zjazdach  ogłaszali  wo- 
źni w  imieniu  króla  i  z  jego  rozkazu  na 
rynkach  i  placach  miejskich  (r.  1455).  We 
wsiach  opustoszałych  woźny  obowiązany 
był  pozew  wszczepić  w  drzewo  i  zatknąó 

Encfktoppdji  stanpolski,  t.  IV. 


W  ziemię,  a  potem  w  najbliższej  wsi  albo 
parafii  opowiedzieć,  co  uczynił.  Kromer  po- 
wiada, te  woźnym,  których  sługami  ziem- 
skimi nazywają,  wszelka  wiara  dawaó  się 
zwykła,  lubo  to  są  Indzie  zwykle  niepiś- 
mienni i  gminni,  ale  przy  każdej  czynności 
powinni  mieć  jednego  lab  dwóch  świad- 
ków ze  szlachty.  Typową  postać  staro- 
polskiego woźnego  na  Litwie  dał  nam  Mic- 
kiewicz w  Panu  Tadeussu. 

Wójt,  z  niemieckiego  wyrazu  Vogt,  zwa- 
ny niekiedy  rychtarzem,  zwierzch- 
nik miejski,  to  znaczył  dawniej  w  mia- 
stach, co  dziś  burmistrz  lub  prezydent, 
a  przytem  posiadał  jeszcze  władzę  sądo- 
wą. G-dy  za  Piastów  zakładano  miasta  na 
prawie  niemieckiem,  ten,  który  uzyski 
przywilej,  albo  był  w  mieście  na  to  wybra- 
ny, zostawał  wójtem.  Wójtów  miejskich 
mamy  już  w  wieku  Xtl.  Mieli  oni  oddziel- 
ne przywileje  i  wolni  byli  od  stawania 
zbrojnego  pod  chorągwią.^  Bolesław  V 
(Wstydliwy)  w  r.  1257  nadał  prawo  nie- 
mieckie dla  Krakowa  i  wójta  w  nim  po- 
stanowił. G^dy  w.  r.  1311  mieszczanie  kra- 
kowscy pod  wodzą  wójta  Alberta  podnie- 
śli bunt  przeciwko  Wł.  Łokietkowi,  ten 
ukarał  ich  za  to  odebraniem  prawa  swo- 
bodnego obioru  wójta.  Tak  jak  sołty- 
stwa były  po  wsiach,  tak  wójtostwa 
pierwotnie  tylko  po  miastach.  W  kardem 
mieście,  zwłaszcza  królewskiem,  znajdowa- 
ło się  kilka  łanów  ziemi,  rodzaj  folwarku, 
który  oddawano  na  utrzymanie  dla  wójta 
i  stąd  dostawał  nazwę  wójtostwa.  Oprócz 
miast,  rządzących  się  prawem  niemiec- 
kiem, zakładano  miasta  na  prawie  pol- 
skiem,  i  stanowiono  także  wójtów  tylko 
bez  podobnej  jurysdykcyi  sądowej  jak 
niemiecka.  Następnie  pojawili  się  wój- 
ci  i  w  miasteczkach  prywatnych  czyli 
dziedzicznych,  a  nawet  dominjacb  wiej- 
skich, gdzie  sądzili  drobniejsze  sprawy 
w  zastępstwie  swych  dziedziców.  W  mia- 
stach na  prawie  niemieckiem  wójt  obie- 
rany był  z  pośród  rajców,  a  sądził  razem 


dbyGoot^le 


466 


WÓJTOWSKIE  SĄDY.   —  WÓZ  TRYUMF.  SOBIESKIEGO. 


Z  ławnikami,  wójtostwa  swego  sprzeda-  I 
va6  nie  miał  prawa.  Fo  wioskach  byt  I 
przywódcą  i  jakby  obroAcą  włości  wójt 
dożywotni  i  sądził  osobiście  lub  przez  swe- 
go zastępcę,  wybierany  przez  gromadę 
a  zatwierdzany  przez  pana  lab  wybierany 
przez  pana  a  zatwierdzany  przez  gromadę , 
Tak  wójci  wiejscy  doby  jagiellońskiej  za- 
stąpili większość  sołtysów  doby  piastow- 
skiej. W  r.  1550  uchwalono,  aby  wszyscy 
wójtowie  i  sołtysi  do  wojennej  sloiby  byli 
obowiązani,  a  wójtowie  i  sołtysi  u  panów 
dachownycdi  aby  na  przys^ym  sejmie 
przywileje  swoje  okazah,  czego  jeżeli  nie 
aczynią,  do  słatby  wojennej  będą  obo- 
wiązani. O  wójtach  było  dosyó  przysłów 
polskich,  np.:  .Idąc  do  wójta,  oba  się 
hójta",  .Czyja  sprawa?  —  wójta,  kto  są- 
dzi? pan  wójt",  Jaki  wójt,  taka  i  gromada' , 
„Nie  pójdziemy  do  wójta"  i  t.  p.  Legendo- 
wa postać  Brózdy,  który  był  jakoby  za 
Kazimierza  Wiel.  wójtem  łobzowskim, 
posłotyła  za  temat  na  scenę  dwom  anto- 
rom  nowoczesnym,  a  mianowicie  Konst. 
Majeranowfikiemu,  który  napisał  ^owado 
opery;  „Kazimierz  Wielki  i  Brózda"  {Kra- 
ków, 1822  r.)  i  Józefowi  Korzeniowskiemu, 
twón^  libretta  p.  n.  .Bokiczana  (War- 
szawa, 1859  r.). 

Wójtowskie  sądy  ob.  Sądy  wój- 
tów s  k  i  e. 

Wóz  tryumfalny  SobtasUego-  Fo  odsie- 
czy wiedeńskiej  ofiarował  wdzięczny  Wie- 
deń (który  dziś  ledwie  mizerną  uliczkę 
nazw^  imieniem  swego  zbawcy)  Janowi 
III  wóz  tryumfalny  ozdobiony  baldachi- 
mem, figurami  złoconemi  i  trofeami,  któ- 
ry kosztowi  miasto  3,000  dukatów.  N^aj- 
starszy  syn  Sobieskiego,  królewicz  Jakób, 
mieszkając  od  r.  1712  do  1726  wOlawie 
na  Śląsku,  którą  trzymał  zastawem,  prze- 
chowywE^  wóz  pamiątkowy  w  swojej  ślą- 
skiej rezydencyi  i  nie  przeprowadził  go 
do  Żółkwi,  w  której  zmarł  w  r.  1737.  Oła- 
wa w  r.  1741  zajęta  została  przez  wojska 
pruskie,  aFryderyk  II  podarował  całą  po- 


zostałość po  naszym  królewiczu  generało- 
wi Kleistowi.  Czasopismo  berlińskie  „Bar" 
pisze  w  r.  1900,  że  generał  Henning  Ale- 
ksander V.  Kleist  kazfJ  wytoczyć  wóz  ten 
przed  Fryderyka  i  przymówił  mu  się  o  nie- 
go. Król  nie  odmówił  żądanego  poda- 
runka  genen^owi  i  dodał  Kleistowi  jesz- 
sze  iune  rzeczy  pozost^e  po  królewiczu 
polskim,  a  tylko  potem  w  r.  1743  zapyty- 
wał czy  niebyło  tamjakidi  papierów  kró- 
lewskiej rodziny  Sobieskich.  Po  ukończe- 
niu pierwszej  wojny  śląskiej  zabrał  Kleist 
wóz  Sobieskiego  do  swego  Baddatza  na 
Pomorze  i  zrobił  z  niego  w  zborze  kazal- 
uicę,  gdzie  go  dotąd  oglądać  można.  Bal- 
dachim przytwierdzono  powrozami  do  sn- 
fitn  kościelnego,  a  do  dawnego  wozn  wcho- 
dzi się  z  tyłu  po  małych  schodkach.  Pod  bal- 
dachimem pozost^  dotąd  napis:  „  Currus 
triumphalis  Jokannis  Sobiesky,  Regis  Po- 
lonorum'^.  Widać  na  nim  również  tarczę 
herbową  Sobieskich  Janinę,  orła  bitnego 
i  monogram  J.  S.  B.  P.  a  nadto  tureckie 
trofea:  turbany  i  halabardy.  Cały  wóz 
jest  złocony,  a  większa  pola  ozdobione  są 
pięknem  złocistem  malowaniem,  przed- 
stawiającem  alegoryczne  postaci  genju- 
szów,  sławy  i  świetne  armatury.  Kleist  nie 
omieszkał  na  przedzie  wozn  namalować 
herb  swój  (2  trąby  wczerwonem  polu),  ale 
pod  nim  widać  dzisiaj  błyszczące  dawne 
złocienie.  Po  obu  stronach  herba  wypisał 
swe  imiona,  tytuły  i  r.  1742.  Złocone  koła 
wozn — ^jakpodajeberlińskle pismo  .Bar"  — 
st^y  do  r.  1806  za  ołtarzem  zboru,  lecz 
zabrane  stąd  zostały  przez  Francuzów 
w  ich  pochodzie  przez  Prusy.  Ówczesny 
właściciel  Raddatzu,  pułkownik  Leopold 
Kleist,  daremnie  się  starał,  aby  ma  je 
przy  zatwierdzeniu  pokoju  w  r.  1815 
zwrócono.  Czy  nie  godziłoby  się  dziś  jesz- 
cze, aby  który  z  Polaków,  jeżdżących  do 
Fraucyi  na  próżniactwo  i  zabawy,  zrobił 
sumienne  poszukiwania  tej  pamiątki  po 
muzeach  i  przy  pomocy  ogłoszeń  we  wła- 
ściwych czasopismach  naukowych? 


dbyGoot^le 


wóz  SKARBNY.— WYBRANIECKIE  ŁANY. 


467 


Wózskarbny  ob.  Skarbnik. 

Wpis.  Po  wydania  pozwu  następowE^ 
w  procesie  wpis,  t.  j.  powód  szedł  do  pisa- 
rza sąda  i  do  rejestru  spraw  dyktował  imię 
swoje,  pozwanego  i  treść  skargi,  płacąc 
pisarzowi  3  dp.  (za  Stani^wa  Augusta). 
Kalda  sprawa  miała  sw6j  numer,  podług 
którego  woźny  przywdywiJ  strony  na 
wokandzie. 

Wrfga  —  żebro  sosnowe  lub  dobowe 
w  statku  wodnym,  zwykle  z  krzywej  galą- 
zi  lub  większego  konaru  łukowato  wyro- 
bione. 

Wrotfti  wiodące  z  drogi  na  podwórze, 
nawet  przy  ubogich  dworkach  ogrodzo- 
nych płotem  chródcianym,  bywały  zwy- 
kle już  za  doby  Jagiellofiskiej  wysokie 
i  pod  daszkiem  wspartym  na  dwuch  słu- 
pach. Jeden  z  piękniejszych  utworów  Sy- 
rokomli  (Ludwika  Kondratowicza)  nosi 
tytuł  -Stare  wrota'.  Wrota  bywały  zwy- 
kle otwarte. 

Wr6żby  zamąipójścia  i  ożenku.  Przy- 
toczenie wszystkich  pod  tym  względem 
zabobonów  przechodzi  zakres  niniejszej 
encyklopedyi.  O  przedmiocie  tym  jest  da- 
żo  szczegółów  rozrzuconych  w  Kolbergn 
i  czasopismach  etuograficznydi.  Eto  mniej 
ma  czasu  na  poszukiwania  w  źródłach, 
znajdzie  prawie  wszystko  zebrane  wdzię- 
ku Ł.  Gh^ębiowskiego  ,Lud  polski",  str. 
153,154,  319  —  324  (Warszawa,  1830  r.) 
i  w  Z.  Glogera  ,Roku  polskim",  str.  374 — 
379.  O  wróżbach  długiego  życia  ob. 
Ł.  Gołębiowskiego  „Gry  i  zabawy',  str. 
278  (Warsz.  r.  1831),  owróżbach  iprogno- 
stykach  rolniczych  ob.  Z.  Glogera  „Kok 
polski",  str.  133,  240,  330  i  372  (Warsza- 
wa, 1900  r). 

Wrzeeiądz,  pierwej  rzeciądz,  łań- 
cuch żelazny  u  drzwi  od  środka  budynku, 
zapora,  nużąca  do  zamknięcia.  Knapski 
pisze:  ,t)ziś  wrzeeiądz,  łańcuszek  krótki 
u  drzwi".  Mówiono:  .zawrzeć  na  wrze- 
eiądz, zamknąć  wrzeeiądz  ze  skobla".  Po- 
tocki w  Argenidzie:    „Idzie    do  komory 


i  wrzeeiądz  chce  założyć".  Dmochowski 
w  Iljadzie:  „Otwarli  bramy,  wrzeeiądz 
uchylili  gruby'.  Wyraz  od  wieczny  wrze- 
eiądz wyparty  został  przez  spolszczony 
łańcuch  z  niem.  Lehnzug. 

Wrzeciono  —  narzędzie  używane  do 
przędzenia,  w  kształcie  prątka,  przed  upo- 
wszechnieniem się  kołowrotków.  Koniec 
osi,  na  którym  obraca  się  k(^0  u  wozu, 
zowie  się  również  wrzecionem.  W  młynach 
wrzecionem  zowią  żelazo,  naktórem  cewy 
s\ai^{Solski,  Arch.).  Przez  spodni  ka- 
mień młyński  wrzeciono  przechodząc 
zwieizchni  obraca.  Jest  wrzeciono  i  u  żarn. 
Wrzecionem  w  ludwisarni  zowią  wał  stoż- 
kowy z  drzewa,  na  którym  jak  na  rdzeniu 
robi  się  wzór  glinianej  armaty.  Nazywa 
się  też  wrzedonem  przy  laniu  bomb  żela- 
zo rdzenne,  na  którem  robi  się  dusza  gli- 
niana (Jakubowskiego  „Nauka  artyleryi", 
1784).  Krewni  ,po  wrzecionie"  znaczy  to 
samo  co  ,po  kądzieli",  czyli  ze  strony  mat- 
ki. Bękarci  mają  krewnych  tylko  po  wrze- 
cionie nie  po  miecza,  t.  j .  ze  strony  matki. 

Współka  (societas).  Spółki  knpieckie 
istniały  tylko  po  miastach,  a  stąd  znajdu- 
jemy o  nich  przepisy  w  prawach  miejskich, 
np.  Glossa  do  art.  12-go  księgi  I  Speculi 
Sazonum,  tudzież  w  /im  Culmense.  O- 
strowski  w  „Prawie  Cywilnem'  (t  I,  str. 
283)  pisze  tylko,  że  w  sprawach  kupiec- 
kich, do  Sądn  Komisyi  Skarbowej  nalej^ą- 
cyc^  samą  dusznością  i  handlowych  na- 
rodów zwyczajami  u  nas  się  rządzono  a 
podstawą  do  rozstrzygania  sporu  była  n- 
mowa  zawiąznjąca  wspÓłkę. 

Wstępni  krewni  w  prawie  polsldem 
byU  to  mianowicie:  ojciec,  matka,  dziady, 
baby,  pradziady,  prababy,  prapradziady 
i  praprababy,  którzy  w  prawie  za  rodzi- 
ców są  miani. 

Wwlązanla  ob.  Intromisja  {Enc. 
Star.  t.  ir,  str.  276). 

Wj^ranleckle  łany  w  królewszczy- 
znach,  z  których  utrzymywany  był  wy- 
braniec do  piechoty  łanowej,  wysyłany  je- 


dbyGoot^le 


468 


WYBRAŃCY.— WYCHOWANIE. 


den  z  kaidjcb  20-ta  łanów,  czyli  dymów 
kmiecych. 

Wybrańcy.  Król  Stefan  Batory,  celem 
atworzenia  stałej  piechoty,  postanowił  w 
r.  1578  (  yol.  leg.  II,  f.  979),  aby  z  miast, 
miasteczek  i  wsi  królewskich,  każdych  19 
gospodarzy  wybierało  i  wysyłało  na  woj- 
nę 20-go  pachołka  dobrego  i  sposobnego. 
Każdy  wybraniec  taki  miał  się  porządnie 
z  rusznicą,  szablą  i  siekierą  a  dziesiątnicy 
z  dardami  i  dobrze  odziano  wyprawować. 
Wybrańcy  zostawali  wolni  od  wszelkich 
czynszów,  robót  i  słożb  należnych  staroście 
albo  dzierżawcy,  co  askateczniaó  za  nich 
powinni  drudzy  poddani  królewscy.  Na 
starostów,  ekonomów  i  dzierżawców  kró- 
lewszczyzn,  którzyby  wybrańców  na  po- 
sługę Rzplitej  laudo  puhłico  uchwaloną 
nie  puścili  lub  do  robót  jakich  i  podatków 
przymuszali,  uchwalono  w  r.  1616  winę 
grzywien  500.  Postanowiono  wówczas 
również,  aby  wybraniec  przez  ptM  roku 
służył  o  swojej  strawie  (t,  j.  danej  mu 
przez  jego  wyborców),  a  potem  gdyby  był 
dłużej  na  wojnie  zatrzymany,  Pisarz  pol- 
ny miał  ma  wypłacać  po  kopie  groszy 
na  miesiąc.  {Ob.  Piechota  polska, 
Enc.  Star.  t.  III,  str.  342).  "Wszystkie  u- 
chwały  sejmowe  oWybrańcach poda- 
ne w  Vol.  leg.  odszukać  łatwo  podlngin- 
went.  wwyd.  Ohryzki  s.  579—682.  Ob.Pie- 
chota  polska, Enc. Siar. i. III, str.  340. 

WychopieA  czyli  podpłomyk,  chleb 
w  małych  bułeczkach  nie  w  piekarnika 
ale  przy  ogniu,  t.  j.  płomieniu,  upieczony. 

Wychowanie  młodzieży,  a  właściwie 
zwyczaje  szkolne  opis^  z  Kitowicza  i  wła- 
snych wspomnień  Ł.  Gołębiowski  w  dzieł' 
ku  „Domy  i  dwory"  (Warszawa,  r.  1830, 
str.  289—296).  Treść  tego  rozdziału  sta- 
nowią wiadomości  o  życiu  szkolnem  z  do- 
by saskiej,  edukowaniu  dzieci  od  lat  sie- 
dmiu, karach  szkolnych,  ławie  osłów,  ko- 
ronie słomianej,  ilości  klas,  patrjarchach 
filozofii,  dyrektorach,  konwiktach,  kale- 
faktorach,paaprach,  emulusach,  dyktato- 


rach,imperatorach,  audytorach,  cenzorach, 
rejestrze  swywolnych,karz6tó/wnw(ob.)na 
cenzorów,  wakacjach,  rekreacjach,  pen- 
sach, zabawach,  repetycjach,  deklama- 
cjach, sejmikach,  djalogach,  egzortach, 
kartkach  miesięcznych,  spowiedzi,  sądach, 
traktamentach,  nienawiści  wzajemnej 
szkół  jezuickich,  pijarskich,  akademickich, 
o  bitwach  i  doktoryzacjach,  o  znaczeniu: 
pars  romana,  graeca^  laudes,  auditor  audi- 
torum,  nota  linguae,  morum,  exercilia  de 
promolłone  i  t  d.  W  XVI  w.  literatura 
polska  posiadała  dwa  dziełka  w  sprawie 
wychowania  dziatek,  a  mianowicie  w  ro- 
ku 1558  Erazm  Gliczner,  jeden  zuczeń- 
s^ch  protestantów  polskich,  filolog,  pe- 
dagog, teolog,  historyk  i  poeta,  wydał  w 
Krakowie,  przypisawszy  Jurgie wieżom, 
książętom  słuckim:  „Książki  o  wychowa- 
niu dzieci  bardzo  dobre,  pożyteczne  i  po- 
trzebne, z  których  rodzice  ku  wychowania 
dzieci  swych  naukę  didożną  wyczerpnąć 
mogą".  Jest  to  dziełko  bardzo  ważne,  bo 
do  historyi  obyczajów  i  wychowania  do- 
mowego prawie  jedyne.  Drugie  bowiem 
wydane  w  r.  1564  przez  Karciua  Kwiat- 
kowskiego z  Różyc  p.  n.  , Książeczki  roz- 
koszne a  wielmi  użyteczne  o  poczciwym 
wychowania  i  w  rozmaitych  wyzwolo- 
nych naukach  ćwiczeniu  królewskich,  ksią- 
żęcych, ślacheckich  i  inszych  stanów  dzia- 
tek" i  t.  d.  jest  tylko  tłómaczeniem  dzieł- 
ka napisanego  po  łacinie  przez  średnio- 
wiecznego włoskiego  pedagoga  Yergerja- 
sza  p.  t.  De  ingennis  moribus  ac  liberali' 
bus  studii.  Dzidko  Kwiatkowskiego  na- 
leży dzisiaj  do  najrzadszych,  bo  znane  są 
dwa  tylko  jego  egzemplarze:  jeden  w  uni- 
wersyteckiej bibljotece  w  Królewcu  a  dru- 
gi w  bibljotece  kórnickiej  pod  Poznaniem. 
Wyderkaffy,  wyderki.  Nazwa  pocho- 
dzi od  niemieckiego  wyrazu  Wiederkauf. 
Zakupowanle  czynszów  czyli  dochodów  z 
nieruchomości  w  pewnej  oznaczonej  kwo- 
cie. Zakupienie  to  można  było  odkupić 
za  zwrotem  sumy  szacunkowej.   W  gnm- 


dbyGoot^le 


WYPZIAĆ. — WYKUSZ. 


4&& 


cde  rzeczy  nie  było  to  nic  inoeiio,  jak  po- 
bieranie procenta  pod  jonną  zakapienia 
dochodu,  a  prawo  z  r.  1635  postanowiło, 
aby  czynsz  roczny  od  każdego  sta  wyno- 
sił po  zł.  7.  "Wierzyciel  przecież,  czyli 
moiemany  nabywca,  nie  mógł  wypowia- 
dać kapitału,  co  tylko  mógł  aczyntć  dla- 
żnik,  płacący  czynsz.  To  wtańoie  zastrze- 
ieoie  prawa  odknpa  zw^o  się  po  niemiec- 
ka Wiederkauf.  Był  jeszcze  w  Polsce  in- 
ny rodzaj  wyderka,  mianowicie  sprzedaż 
dóbr  z  warookiem,  że  sprzedającemn  wol- 
no za  zwrotem  szacankn  odkapió  dobra. 
Był  to  rodzaj  zastawa.  Kb.  Marcin  Śmi- 
gielski, jezuita,  w  czasach  Zygmunta  III, 
aator  broszory  p.  t.  „O  Lichwie  i  o  "Wyder- 
kach,  Czynszach,  spólnych  zarobkach, 
Najmach,  Arendach  i  o  Samokupstwie", 
mówi,  że  wyderkaffy  były  kontraktem  po- 
spolitym po  wszystkiej  Polsce  i  Litwie.  O 
wyderkafFach  ob.  w  ,Encykl.  Kośdelnej" 
t.  XXI,  str.  372. 

Wydzlać  drzewo  znaczyło  w  języka 
bartników  polskich  zrobić  w  rosnącem 
drzewie  baró  czyli  dzień  na  pszczoły. 

Wydziedziczenie.  Prawo  polskie  nie 
zasXo  wydziedziczenia.  Rodzice  nie  mie- 
li prawa  dzieci  swoich  wydziedziczać  a 
dzieciom  słnżyła  akcja  przeciw  posiada- 
czom dóbr  aljeaowanych.  Za  niegodnych 
do  brania  spadkn  iiznani  byli  tylko  ci, 
którzy  spadkodawcę  zgładzili  ze  świata,  a 
niegodaośó  ta  posunięta  była  słusznie  i  do 
ich  dzieci.  Spadek  brali  w  takim  razie 
dalsi  krewni.  Statnt  Litewski  dopuszczał 
wydziedziczenie  z  siedmiu  przyczyn  w 
rozdz.  VIII,  art.  7-ym  wyszczególnionych. 
W  prawach  miejskich  znane  było  wydzie- 
dziczenie z  przyczyn  oznaczonych  {Reper- 
torium /uris  Hanowa  voce  exhaeredałw. 
Lipski  Ceniuriae  11,  semis  ohseruatio  /_j). 

Wydzwonić.  Był  niegdyś  zwyczaj,  że 
gdzie  pokazf^  się  człowiek  obarczony  klą- 
twą kościelną,  tam  nderzauo  natychmiast 
w  dzwony,  uwiadamiając  w  ten  sposób 
mieszkańców,   aby  drzwi  i  domy  swoje 


przed  nim  zamknęli.  Stąd  powat^o  wy- 
rażenie .wydzwonić  kogo",  t.  j.  zmnaić  do 
opuszczenia  miejsca,  gdzie  przybył. 

Wygon.  "W  pierwiastkowych  loka- 
cjach czyli  osadach  wsi  wyznaczano  włó- 
kę wolną  przeznaczoną  na  wspólne  past- 
wisko, zwykle  w  pobUżu  siedlisk,  nietylko 
dla  wygody  ale  i  bezpieczeństwa  od  wil- 
ków. Taką  przestrzeń  nazywano:  wygo- 
nem,  skotnicą,  skotnikiem,  błoniem.  Do 
pastowników  dalszych  zostawiano  przez 
pola  szeroką  drogę  dla  przegonu  dobytku, 
która  także  zowie  się  wygonem. 

Wykręcić  się  sianem.  Wyrażenie  to 
powstało  ze  zdarzenia,  które  Bej  tak  opi- 
81^  w  „Figlikach*: 

„Jflden  pijąc  w  [ńwiiicj,  był  dtnlea  nie  mato. 
Widiąo,  it  mu  loiamn  w  minikn  nie  do»Ulfl, 
Jął  figle  nbaiowftć— i  wziął  wiązać  iiana; 
„Pa tncie,  panowie  bracia,  będde  waetodmianft". 
Namówił  wiącań  diierłec  s  tego  cechu  pana, 
A  Bam,  kn  g6ne  idąc,  kręcit  powrńz  z  siana, 
A  wjDEadłazy  i  piwaice,  pizez  ulicę  dnną), 
A  ten  siano  xe  watjdem  porzuciw»zj,  eplnaąt". 

O  tym  samym  figlu  wzmiankuje  i  autor 
wydanych  w  r.  1660  .Facecyi",  pisząc: 
„Zięba,  błazen treihy  nkróla,  zaprosił  kil- 
ku na  wino  i  jużynę  do  piwnicy.  Gdy  już 
dobrze  podochocili,  powiedzi^,  że  iJiaże 
im  figiel  osobliwy.  Posłi^  po  siano  i  po- 
cz^  kręcić  powrósło;  kazawszy  je  gospo- 
darzowi trzymać,  coraz  po  schodach  po- 
mykając 8iq,  wyszedł  z  piwnicy,  a  ujrzaw- 
szy chłopca,  kazał  ma  powrósło  trzymać, 
póki  z  apteki  nie  wróci.  Zaproszeni  mu- 
sieli za  wino  zapłacić". 

Wykusz.  Mączyński  w  słowniku  z  ro- 
ku 1564  o  wyrazie  łac.  podium  pisze:  .wy- 
kusz przed  domem,  z  którego  na  ulicę  wy- 
glądają". O  wyrazie  zaś  maenium  mówi, 
że  to  budowanie  z  przedsieniami  na  słu- 
piech  stojące,  które  jakoby  wychodzi  precz 
przed  grunt  a  fundament  prawego  budo- 
wania, ganek,  przedsienie,  wykusz  niektó- 
rzy zowią".  Na  Starem  Mieście  w  "War- 
szawie jest  kilka  wykuszów,  z  których 


dbyGoot^le 


470 


WYKUSZ. 


najwięcej  znany  -w  domu  narożnym  przy 
starym  rynka,  niegdyś  do  ks.  Piotra  Skar- 
gi należącym.  Podajemy  tn  w  lysanka 
najpiękniejszy  wykusz,  Jaki  się  z  dawnych 
czasów  zachow^  nam  w  zamku  na  Wa- 
welu i  przytaczamy  to.  co  napisał  o  nim  p. 
Sławomir  Odrzy  wolski  w  „Kłosach"  z  ro- 


WjkuBZ  w  zamku  królewakim  na  Waweli 

ku  1882  (t  34,  str.  223):  „Jest  to  wykusz, 
przybudowany  do  apartamentów  królew- 
skich na  2  piętrze  —  od  strony  dziedzińca 
pałacowego.  Wykusze,  to  motyw  średnio- 
wiecznego budownictwa.  Matką  im  była 
architektura  wojenna,  a  miejscem  urodze- 
nia i  zastosowania  —  zamki  o  murach  o- 
bronnych,  które  motyw  ten  wytworzyły, 
wykształciły  i  wychowały.  Renesans,  po- 
wstały na  podstawach  klasycznych,  pod- 
jął się  dalszej  opieki  z  całą  miłością  i  przy- 


wiązaniem, jak  o  tem  świadczy  przykład 
przytoczony.    Ale  wykusz  zamku  czy  pa- 
łacu renesansowegojest  już  zupinie  czem 
innem,  mi  jego  protoplasta  w  średniowie- 
cznych grodach.     Tamten,   w  wymiarach 
szczupły,  ciasny,  dla  umieszczenia  co  naj- 
wyiej    kilkn    strażników,  opatrzony 
był  otworami  m^ymi,  pozwa- 
lającymi tylko  śledzić  zbliżają- 
cego się  nieprzyjaciela.    Ten, 
I  pod  skrzydłami  renesansu,  roz- 
winął się  i  rozrósł,  bo  przyjął 
przymioty    zamku  renesanso- 
wego: wystawnośó,  przestron- 
nośó,  lekkość  i  swobodę;  on  już 
wyzwolił  się  ze  służby  strażni- 
ca warowni,  a  przyjął  obowią- 
zek wytwomiejszy  uprzyjem- 
niania życia  zamkowego.     Od- 
tąd wykusz  bywał  miejscem  a- 
lubionem    pomieszkania;    stąd 
najpiękniejszy  widok  roztaczał 
się  na  okolicę;  tu  szybciej  bie- 
gły godziny  poufnej  rozmowy 
w  szcznpłem  kt^ku  rodzinnem. 
Tu  też,  odpowiednio  do  tych 
warunków,  i  urządzenie  wyku- 
sz u  renesansowego,  tak  we- 
wnątrz, jak  i  zewnątrz,  świad- 
czy o  jak  największej  troskli- 
wości,  a  nieraz  cała  fantazja 
architekta  wysiliła  się  na  przy- 
ozdobienie tego  właśnie  zakąt- 
ka, jakby  gniazdka,  przycze- 
pionego   do    poważnej   budo- 
wy  pałacu.     Wykusz,   przez    nas    po- 
dany, stał  niegdyś  wolno,  podparty  na 
kilku    kroksztynach,     występujących    ze 
ściany;   kiedy  jednak  galerje  obiegające 
naokoło  dziedzińca  o  jedno  piętro  podnie- 
siono,  spoczął   na  posadzce  galeryi  dru- 
giego   piętra  i   tak  się    dzisiaj   widzowi 
przedstawia.     Na  murku  ozdobnym  (3'/, 
metra  szerokim  a  '/^  występującym  ze  ścia- 
ny) spoczywają  dwa  pilastry,  wytwornie 
rzeźbione,  z  głowicami  korynekiemi,  obej- 


dbyGoot^le 


WYLINA.— WyPRAWNA  PANNA. 


471 


mając  okno,  podzielone  dnonift  węgara- 
mi  krzyżowymi.  Ponad  niemi  leży  brus, 
szerokie  nadbrnsie,  'wreszcie  gzemsowa- 
nie,  wsparte  na  kroksztynkach.  Obok 
nadzwyczaj  pianie  rzeźbionych  pilastrów 
szczególne  zajęcie  artysty  badzi  nadbrn- 
sie, ozdobne  wieńcami  z  owoców,  rozpię- 
tymi pomiędzy  tarczami  berbowemi.  Herb 
doma  anstrjackiego,  na  tarczy  po  lewej 
ręce  umieszczony,  jest  niezawodnym 
świadkiem,  że  to  Zygmunt  August,  oże- 
niony po  dwakroii  z  księżniczkami  au- 
etrjackiego  dwom,  kazat  go  zrobić.  Tak 
wieńce  i  herby,  jak ornamentacjepil astrów, 
wykonanezezbitego  wapienia,  są  wytwor- 
nie rzeźbione  i  należą  bez  wątpienia  do 
najwcześniejszych  okazów  wczesnego  re- 
nesansu w  naszym  kraju,  a  mogą  śmiało 
stanąó  obok  kaplicy  Zygmuntowekiej  w 
katedrze  na  Wawelu.  Bo  też  ze  szkoły 
mistrza  tej  kaplicy,  Bartłomieja  Berecoe- 
go,  wyszedł  niezawodnie  rzeźbiarz  wyku- 
sza na  zamku  królewskim.  Od  strony  we- 
wnętrznej wykusz  nasz  stanowi  głęboką 
framugę,  podniesioną  o  jeden  stopień  nad 
poziom  pokojn,  a  pokryty  jest  pięknem 
sklepieniem  beczułko wem,  podzielonem 
na  kasetony,  wypalone  rzeźbionemi  ^o- 
conemi  różami.  Jeśli  do  tego  pomyślimy 
sobie  CE^e  wnętrze,  bogato  malowane  i  Ko- 
cone, 3.  okna,  zwyczajem  ówczesnym,  z 
mdych  szyb  w  ołów  oprawnych;  będzie- 
my mieli  całość,  jak  ona  się  przedstawia- 
ła w  drugiej  połowie  wieku  XVI.  Dziś 
widzisz  w  środka  pomiędzy  pilaatrami 
małe  okienko,  rzeźby  pontrąeane  i  pokry- 
te grubą  warstwą  wapna,  róże  wewnątrz 
połamane;  a  przecież  wszystko  to  opowia- 
da wymownie  o  dawnej  tego  miejsca  świe- 
tności, tylko  się  w  język  taki  wsłuchać, 
czy  wpatrzeć  potrzeba". 

WylEna,  skóra  zdjęta  z  węża  lub  zrzu- 
cona przez  niego  przy  wylenieniu.  Mą- 
czyński  nazywa  ją:  .łuska  albo  wylina  wę- 
żowa". 

Wyloty.     H^kawy  n  kontusza,  które 


rozcięte  od  pachy  do  dołu  zarzucano  na 
plecy.  Zwłaszcza  gdy  wypadło  bić  się 
na  szable,  lub  wystąpić  do  poważnego  po- 
loneza, kontuszowiec  przedewszystkiem 
zarzuca)  w  tył  wyloty  i  ujmował  rękojeść 
szabli,  lub  podawał  rękę  do  iańca  damie. 
Gdy  raz  Radziwiłł  „Panie kochanku'  wy- 
lotem zarzuconym  uderzył  niby  mimowol- 
nie prymasa  Michała  Poniatowskiego,  a 
ktoś  z  obecnych  ostrzegł  go  co  uczynił, 
Radziwiłł,  niecierpiący  Poniatowskich,  od- 
rzekł: „Nic,  panie  kochanka,  ja  tak  chcia- 
łem". Wylotem  zwano  także  koniec  lu- 
fy armatniej  i  karabinowej.  W  artyle- 
ryi  polskiej,  na  komendę  .na  wylot",  ka- 
nonierzy  spuszczali  dno  armaty  kn  doło- 
wi, gdy  puszkarz  podkładał  klin  dla  za- 
trzymania armaty  w  położeniu  podniesio- 
nem  nad  poziom. 

Wyprawa  panny  idącej  zamąż,  nazy- 
wana z  greckiego  parapAerna,  w  prawie 
miejskiem  gerada  (ob.  O-ierada  w 
Enc.  Siar.  t.  II,  str.  184),  u  szlachty  mniej 
możnej  „ochędóżka  panieńska",  była  rze- 
czą różną  od  posagu  i  oznaczda  oporzą- 
dzenie panny  wychodzącej  zamąż  a  mia- 
nowicie jej:  ubranie,  ozdoby  i  szczebrzuch 
czyli  sprzęt  domowy,  zwłaszcza  stołu  i  ku- 
chni dotyczący.  Spisy  różnych  wypraw 
podaje  Ł.  Gołębiowski  w  dziełkn:  ^Ubio- 
ry w  Polszczę",  a  mianowicie  wyprawę 
królewny  polskiej  Jadwigi,  córki  Kazimie- 
rza Jagiellończyka,  wychodzącej  zamąi 
w  r.  1475,  wyprawę  królowej  Katarzyny, 
żony  Zygmunta  Augusta,  z  r.  1568  i  wy- 
prawę księżnej  Radziwiłłowej  z  r,  1660. 
W  wyprawie  zamożnej  mieszczanki  lwow- 
skiej w  Xyi  w.  znajdowało  się  18  koszul 
flamskich  i  półflamskich,  15  kolońskich 
i  12  giezri  ze  złotymi  lub  srebrnymi  k<^- 
nierzami,  z  jedwabiem  czarnym  lub  czer- 
wonym. Bywały  i  gzłaflamskie  z  koron- 
kami {Wł.  Łozińskiego  „Patrycjat  lwow- 
ski", wyd.  II,  str.  242  i  243). 

Wyprawna  panna.  W  domach  możniej- 
szych  był  zwyczaj  dodawania  córoe  wy- 


dbyGoot^le 


WYRWANY. 


chodzącej  zsmą2  zaufanej  „panny  wypra- 
wnej".  Wcześnie  to  zatradnialo  etaro- 
wną  matkę  —  pisze  Ł.  GK)Iębiow8ki  —  ko- 
go na  tę  dostojność  przydwomą  dla  córki 
przeznaczyć.  Wybier&tawięc  najzaofań- 
Bzą  osobę,  uroczyście  i  z  błogo^awień- 
Btwem  pornczala  ją  swojej  córce  i  wzaje- 
mnie jej  swą  cóikę.    Pannie  takiej  zda- 


Bzczera  i  serdeczna  miłość  z  tym  domem, 
w  którym  odbieramy  opiekę  i  wychowanie 
w  młodości.  Jeżeli  panna  wyjs^wua  by- 
ła młoda  i  przystojna,  to  po  kilku  latach 
słniby  a  młodej  pani  dopomagano  jej  do 
wyjścia  zamąi  i  wyprawiano  baczne  we- 
selisko. Otdy  zaś  została  starą  panną,  mia- 
ła zapewniony  kawałek  chleba  doiy wotni 


lA^im** 


MelodJB  z&tytDlowaDa  „Wfrwsnr',  z  tahulatury  na  lutnię  z  XVII  wieku  w  zbiorach  p.  Al.  Polióskiego, 
pizełotona  praez  tego*  na  nutację  dzieiejraą  dla  EmyilBpedyi  Siar. 


wano  pod  rejestrem  zwykle  dokładnie  i  po- 
rządnie spisanym  całą  wyprawę  i  gardero- 
bę młodej  pani.  Jakie  były  obowiązki 
„szatnego'  u  pana,  takie  „panny  wypra- 
wnej"  n  pani.  Czuwała  ona  nad  konser- 
wacją wszystkiego,  naprawą,  przewietrza- 
niem, szyciem  rzeczy  nowych,  zabezpie- 
czaniem futer  od  moli,  praniem,  prasowa- 
niem, porządkiem  w  pokojach  pani  i  do- 
zotem  nad  jej  ^użbą  żeiiską.  Odznacza- 
ły się  zwykle  „panny  wyprawne"  wierno- 
ścią i  przywiązaniem  do  cdej  rodziny,  a 
nie  było  wypadku,  żeby  nie  łączyła  ich 


i  opiekę  rodzinną  u  dzieci  i  wunków  swej 
pani. 

Wyrwany.  Taniec  staropolski  mołe 
od  tego  tak  nazwany,  że  po  kaidem  prze- 
tańczeniu dokoła  wyrywa  się  inna  z  kolei 
para  na  czoło  taneczników  i  śpiewa  krót- 
ką piosnkę,  po  której  znowu  tańczy.  W  pa- 
miętnikach Paska  znajdujemy  wiadomośó 
o  śpiewaniu  przy  tańcu  „wielkim':  „Tań- 
czymy tedy,  aż  skoro  już  wielkiego 
poczęli  tańoowaó,  a  on  stojąc  na  trakcie 
(na  czele)  pocz^  śpiewać...*  W  innem 
miejsca  o  „wyrwanym"  taką  znajdujemy 


dbyGoot^le 


WYSADY.— WYWOŁANIE. 


478 


u  Paska  wzmiaDkę:  „tn  coraz  z  łasa  wy- 
mknie  aą  chorągiew,  władnie  jak  kiedy 
wyrwanego  ta&cają". ,  Ztegozatem, 
co  Paaek  piaze,  nie  można  wywnioskowatS; 
czy  nazwa  posda  od  wyrywania  się  tane- 
czników do  śpiewu,  czy  tylko  od  wyrywa- 
nia eię  do  taiica.  Rzeczą  jednak  najcie- 
kawszą jest  nieznana  dotąd  stara  muzyka 
„wyrwanego",  którą  dopiero  p.  AL  Poliń- 
ski  wysznkał  w  tabulaturze  na  lutnię  zX  YII 
wieku  zatytułowaną  „Wyrwany"  i  prze- 
łożywszy na  nntację  dzisiejszą,  łaskawie 
nam  udzielił.  Taniec  klaa  wyższych  zwy- 
kłym trybem  naśladownictwa  przeszedł 
i  przechował  się  u  ludu,  który  obecnie  zo- 
wie „wyrwasami"  krótkie  piosnki  tane- 
czne w  rodzaju  krakowiaków,  będących 
wyrwasami  ludu  krakowskiego. 

Wysady.  Wyraz  użyty  przez  Zygm .- Au g. 
(  VoL  leg.  II,  f.  693)  w  znaczeniu  udzielania 
dostojeństw,  wysadzania  na  urzędy. 

Występne  pieniądze.  Tak  nazywano 
karę  pieniężną,  inaczej  „winę"  lub  ,grzy- 
wny",  na  które  przestępca  wyrokiem  są- 
dowym był  skazany. 

Wyicigl.  Lubo  nie  pod  tą  nazwą  i  z 
dzisiejszymi  zwyczajami,  ale  znane  b;ły 
wyścigi  w  Polsce  od  zamierzchłych  cza- 
sów piastowskich  i  w  bajecznych  już  dzie- 
jach Leszków  wspominane.  Knapsld  nazy- 
wa je  „zawód,  bieganie  na  zawodniczym 
placu"  od  mety,  która  była  zagrodą  czyli 
zawodem  poprzecznym.  Biegaó  w  zawo- 
dy znaczy  ścigać  się.  W.  Potocki  pisze: 
„Ten  weźmie  zakład,  kto  zawód  ubieży". 
Pierwsze  wyścigi  w  Warszawie  na  sposób 
nowoczesny  odbyły  się  r.  1818  na  ulicy 
Harszalkowskiej,  wówczas  jeszcze  niebru- 
kowanej, a  w  r.  1838  za  Łazienkami.  Za- 
wiązane w  r.  1841  „Towarzystwo  wyści- 
gów konnych"  pod  przewodnictwem  ge- 
nerała Zygm.  Kurnatowskiego  dało  po- 
czątek do  stałej  organizacyi  tej  instytuty  i. 
Pierwsze  wyścigi  odbyły  się  dnia  20  i  21 
czerwca  1811  r.  na  polach  Mokotowskich 
i  odtąd  corocznie  tamże  ponawiają  się.  W 


pierwszym  roku  swego  istnienia  Towarzy- 
stwo liczyło  153  członków  rzeczywistych, 
posiadających  153  akcje  100-dotowe  i  .S13 
odonków  przybranych,  mających  każdy 
po  jednej  akcyi  20-zIotowej.  Niestety,  in- 
stytucja ta  mało  się  przyczyniła  do  pod- 
niesienia hodowli  koni  w  kraju  a  nieje- 
dnego hodowcę  doprowadziła  do  ruiny 
majątkowej.  Naśladując  niewolniczo  zwy- 
czaje aportowe  cudzoziemskie,  zwyrodni- 
ła  ducha  rycerskości  tradycyjnej,  a  przez 
wprowadzenie  totalizatora  rozszerzyła  de- 
moralizację hazardu  wśród  warstw  uboż- 
szych. Ob.  Zawód  (staropolska  nazwa 
placu  wyścigowego  od  wyrazu  zawód,  o- 
znaczającego  metę  wyścigową). 

Wyświecanie.  Kara  wypędzenia  z  mia- 
sta, stosowana  głównie  do  złodziei  i  nie- 
rządnic. Wyrok  magistratu  lub  starosty 
skazywał  zwykle  winowajców  na  rózgi 
publiczne  pod  pręgierzem  a  potem  wypro- 
wadzenie za  bramy  miasta  przez  kata  w 
orszaku  jego  butlów  czyli  oprawców,  któ- 
rzy przyświecali  pochodniami,  skąd  po- 
szła nazwa  kary.  Ob.  Pręgierz,  Awc. 
Star.  t.  IV,  str.  117. 

Wytyczny.  Nazwa  w  wojsku  polskiem 
żołnierza  postawionego  przed  kolumną, 
aby  ta  mogła  się  nań  kierować  w  marszu. 
Miał  zwykle  na  bagnecie  u  karabina  zna- 
czek kolorowy.     B.   Gemb. 

Wywłoka-  Tak  zwano  księży  ekskp- 
munikowanych,  którzy  zrzucili  z  siebie 
czyli  zwlekli  suknię  kapłańską,  oraz  kle- 
ryków, porzucających  zawód  duchowny. 

Wywołanie.  W  „Dykcjonansyku  tea- 
tralnym" (Poznań,  1808  r.)  pod  wyrazem 
tym  znajdujemy:  Ody  artysta  bardzo  do- 
brze odegra  jaką  rolę,  publiczność,  mimo 
oklasków  podczas  reprezentacyi,  jeszcze 
.  po  ukończeniu  sztuki  wywołuje  go  na  sce- 
nę. Zdarzenia  takowe  mają  artyści  za 
wielki  honor.  Wezwany  aktor  wyraża 
wdzięczność  przez  krótki  (a  czasem  przy- 
dłuższy)  komplement.  We  Francyi  bez 
przemowy  ukłon  zastępuje  dowa,  Tance- 


dbyGoot^le 


474 


WYŻYNKI.— ZABOBONY, 


rze  przywołani  na  niigi  okazują  wyrazy 
wdzięczności.  Publiczno^  nasza  niemniej 
nmie  cenić  prace  literackie  dla  teatra  oj- 
czystego podjęte,  jeśli  bowiem  jaka  sztoka 
jest  godnie  prz^ożoną,  zapytają  się  pu- 
blicznie o  nazwisko  tłómacza,  lab  ory^- 
nalnego  antora.  Działo  się  raz,  że  gdy  po 
wymienieoin    tlómacza    spostrzeżono  go 


między  spektatorami,  porwano  go  na  ręce 
i  z  uszanowaniem  okazano  przytomnym. 

WyiynW  ob.  Dożynki. 

Wzłuinikl.  Tak  nazywano  gatunek 
„brytanów"  i  „pijawek",  t.  j.  psów  naj- 
większej siły  i  odwagi,  używanych  do 
szczwania  niedźwiedzi,  dzików  i  wilków. 


Z  dzieła  „Hititorja  o  SzkaDdeTberga",drDt  w  Brześcia  LitewHfcim  r.  1569. 


Zabawy,  błetiady.  Miejsca  poświęcone 
uroczystościom  osypywano  kwiatami  i 
owieszano  girlandami  z  zieleni  i  kwiatów, 
jak  to  widzimy  już  z  samego  Beja,  który 

„"Wazęij  kwieciem  alrzęsiouo,  wszęcij  wiszą 
wianki". 

Na  medalu  wybitym  w  roku  1639  na 
pamiątkę  zwycięstw  kr.  Władysława 
IV  widzimy  przedstawiony  wjazd  tryum- 
falny tego  monarchy,  przed  którym  lud 
trzyma  w  ręku  palmy,  a  dro^a  usypana 
kwiatami. 

Zabłocki.  Przysłowie:  „Zarobił  (lub 
wyszedł)  jak  Zabłocki  na  mydle"  wzięło 
podobno  swój  początek  od  szlachcica  Za- 
t^ockiego,  który  wziąwszy  się  do  handlu 
mydłem,  stracił  ua  nim  c^ą  fortunę,  gdy 
znaczny  transport  mydła  spławiony  Wi- 
słą na  szkutach  czy  tratwach  uległ  zato- 
pieniu i  rozpuszczeniu  się  w  wodzie.  Lin- 
de pod  wyr.  Mydło  powiada,  iż  bryka  Za- 


błockiego naładowana  mydłem  wywróciła 
się  do  Dunajca. 

Zabobony.  Ciemnota  i  nieznajomośó 
nauk  przyrodniczych  wytworzyły  w  sta- 
rych wierzeniach  każdego  narodu  cały 
świat  zabobonów,  guseł  i  przesądów.  Do- 
stanie się  tych  zabobonów  u  ludów  za- 
chodniej Europy  do  ich  rękopisów  i  ksią- 
żek drukowanych  wpłyn^o  na  upowszech- 
nienie i  ugruntowanie  zabobonnych  mnie- 
mań zachodnich  wśród  wszysUtich  warstw 
społecznych  dawnej  Polski.  I  tak  np. 
dzirfo  p.  t  „Tajenmice  Pedemontana",  bę- 
dące skarbnicą  najgrubszych  zabobonów, 
przetłómaczonena  język  polski  i  wydane 
w  postaci  sporej  książki  r.  1620,  nauczało 
tak  wstrętnych  rzeczy  jak:  okadzanie  tru- 
pim zębem  od  czarów,  pieczenie  gęsi  osku- 
banej i  niezarzniętej,  żywcem  na  wolnym 
ogniu.  Słynna  książka  „Młot  na  czarow- 
nice" (Kraków,  r.  1614)  jest  tJómaczeniem 
Stanisł.  Ząbkowicza    na  polski  z  dzi^a 


dbyGoot^le 


ZADUSZKI. — ZAGA  DKI. 


476 


njenueckiego  wydanego  we  Frankfurcie 
r.  1600  przez  inkwizytorów  czarownic 
niemieckimi:  Jakóba  Sprengera  i  Henryka 
Instytora  (ob.  Czary).  Pod  względem 
wiedzyikultaryprzemy^owej  staliśmy  ni- 
żej od  Zachodn,  ale  obyczaj  domowy  mie- 
liśmy, tak  jak  wszysjy  rdzenni  Slowianiei 
więcej  Indzki,  wiącej  łagodny  i  dobrodu- 
szny. Gdyby  ktoś  zadał  sobie  pracę  i  roz- 
segregował  wszystkie  znane  ludom  eoro- 
pejskim  zabobony,  niewątpliwie  znalazłby 
a  nas  ogrom  wierzefi  najgłupszych,  ale 
nikomu  nie  szkodliwych,  takich  np.  pro- 
gnostyków, jak  zifi  wróżba  z  przejścia  ko- 
biety lub  zająca  wpoprzek  drogi,  jak  wia- 
ra, ie  kotek  wbity  wierzchołkiem  w  zie- 
mię lob  drzewo  w  budowie  domu  wierzchoł- 
kiem na  dół  obrócone  nieszczęście  dla  go- 
spodarza sprowadza.  Zabobony  zaś,  na- 
cediowane  srogością  uczuć,  pokazałyby 
się  tak  jak  wszystkie  macbiny  tortnrowe 
i  wyrafinowane  męczarnie,  przeważnie  za- 
wleczone do  Polski  z  sąsiednich  Niemiec. 
Że  wyższość  oświaty  szkolnej  i  kultury 
przemysłu  nie  zawsze  idzie  w  parze  z  roz- 
wojem uczuć  ludzkich,  najlepszym  tego 
dowodem  jest  niesłychane  w  dziejach  na- 
rodów ucywilizowanych  zjawisko  Hakaty 
i  pojawiające  się  takie  np.  znamienne  fak- 
ta,  jak  ten  zabobon,  o  którym  pisze  Berli- 
ner  Zeiłung  z  Sierpnia  1882  r.  Oto  nprzy 
aresztowaniu  handlarza  produktów  przy 
ulicy  Admiralskiej  (w  Berlinie)  znalezio- 
no w  jego  kieszeni  paczkę,  w  której  było 
ncho  ludzkie  z  kawałkiem  skóry  z  czaszki 
i  kości  z  twarzy.  Zeznał  'on,  że  te  częśc^ 
ciała  ludzkiego  ma  już  od  lat  20-tu  i  swe- 
go czasu  nabył  je  od  kata  Tyle  na  Śląsku. 
Nosi  je  zawsze  przy  sobie  za  poradą  kata 
dlatego,  że  mają  być  ^mpatycznymi 
środkami  na  wszelkie  przypadki  i  nieszczę- 
ścia". 

Zaduszki.  Nazwa  dnia  zadnsznego  w 
mowie  potocznej  i  zwyczajów  naszego  lo- 
du do  dnia  przywiązanych.  Ł.  Gołębiow- 
ski mówi  o  tych  zwyczajach  w  dziełka 


,Ludpolski",  Warszawa r.  1830, str. 263— 
256  i  270.  Z.  Gloger  zebrał  wiadomości 
odnośne  w  dziele:  „Rok  polski  w  życiu, 
tradycyi  i  pi€śni",str.  346—350.  Ob.  także 
w  Enc.  Starop.  „Dziady"  t.  II,  str.  96 
i  .Rękawka"  t.  IV,  str.  161.  Do  przedmio- 
tu tego  należy  piękny  obrazek  skreślony 
przez  Marję  Rodziewiczównę  w  „Roko 
polskim"  p.  t.  „Dziady  wiosenne"  (Naw- 
ski  dzień),  str.  214.  Podanie  caJej  bibljo- 
grafii  zwyczajów  zadusznych  jest  w  ra- 
mach niniejszej  Encyklopedyi  aiemożli- 
wem.  Lud  na  Rusi  obchodził  w  wiela 
stronach  zadnszki  4  razy  do  roko.  Co  się 
tycze  rytuału  kościelnego,  to  wiadomem 
jest,  że  pierwsze  święto  dnia  zadoszoego 
było  praktyką  benedyktyńską  zaprowa- 
dzoną przez  św.Odilona  na  początku  XI  w. 
[Baronii  Ann.  ece.  t.  II,  141.  Ob.  str.  476). 

Zadworne  sądy  ob.  Sądy. 

Zadziać  drzewo,  czyli  zacząć  dziać,  t.  j. 
wyrabiać  barć,  dzień;  d  o  d  z  i  a  ć  lubwy- 
dziać,  zakończyć  robiem'e  barci;  za- 
dziane drzewo,  na  którem  bartnik  roz- 
począł dłubanie  barci. 

Zagadki.  W  czasach  dawnych,  gdy 
ani  tak  liczne  jak  dziś  rozrywki  miejskie, 
ani  literatura  belletrystyczna  i  prasa  nie 
dawały  obfitego  materjalo  do  rozmów  to- 
warzyskich, ulubioną  rozrywką  nietylko 
młodzieży  ale  i  osób  starszych  obojga  płci 
były  zagadki,  których  tysiące  krążyło 
wśród  wszystkich  warstw  społeczeństwa. 
Kilka  takich  staropolskich  zagadek  znaj- 
duje się  w  wydanej  przez  nas  książce  p.  n. 
aZe  starych  szpargałów  ś.  p.  Karola  Żery 
I^aszki  i  opowiadania  wypisał  Z.  Gloger", 
Warszawa,  r.  1893.  Przytaczamy  je  tu- 
taj: 1)  Jechał  sobie  pan  drogą  i  napot- 
kawszy pasącego  owce  owczarza  zapytał 
go,  ile  ma  w  stadzie  owiec?  A  mądry 
owczarz  odrzekł:  Gdy  jedna  owca  prze- 
bieży  z  mojego  stada  do  sąsiadowego,  to 
mamy  obydwa  równą  liczbę,  a  gdy  od 
niego  przebieży  do  mnie,  to  ja  mam  trzy- 
kroć tyle  co  on.    Ile  więc  miał  pierwszy 


dbyGoot^le 


476 


a  ile  drugi?  Pytany  miał  ó  a  ten  drugi  3. 
2)  Pomagaj  Bóg  stom  pannom! — młodzie- 
niec, mimo  idąc,  rzeki  do  panien  pracują- 
cycb.  —  Niema  naa  sto,  jako  powiadasz — 
jedna  z  nich  odrzecze  —  ale  gdy  nas  bę- 
dzie  2  razy  tyle  jako  jeat  i  pc^owica  tego, 
i  czwarta  część  tego  i  jeszcze  ty  sam,  to 
wtedy  będzie  nas  cale  sto.  Jakoż  byto  ich 
36.  Zagadkę  niniejszą  znalad  Gloger  i  w 
Silva  rerum  Sasinów  Kaleczyckich  z  XVI 


7)  Święta  była,  święta  jest,  a  w  Niebie 
nie  była  i  nie  będzie.  (Ziemia).  8)  Który 
święty  ma  troje  uszu?  —  Święty  Florjan, 
bo  ma  dwoje  uszu  właBoydi  a  trzecie 
u  dzbana  z  wodą,  którą  gasi  paiar. 

9)   Dwmj  njnowie  i  dwaj  ojce 
Gdj  b;1i  na  Iowach  w  lesie, 
Zastrzelili  tnj  lające, 
A  ka£dy  po  jednjm  niesie. 

(Było  ich  trzech;  dziadek,  syn  i  wnuk). 


^ebracj  w  „Zaduszki"  na  cmentarzu  n  Kamieńcu  Podolskim  (e  fotografii  M.  Greima). 


wieku.  3)  Co  Bóg  ma,  a  czego  nie  ma? 
Bóg  ma  wszystko,  ale  równego  sobie  nie 
ma. 

4)  Siedzi  panna  w  brfiżdzie, 
TrsyniB  konia  aa  uźdsie. 
Konik  chodzi  boczkiem. 
Panna  mruga  oczkiem. 

(Panna,   przędąca    na    prząślicy  i  wrze- 
cionie). 

5)  Kto  o  nią  dbi,  ten  jej  nie  ma, 
A  kio  o  nią  nie  dba,  ten  ją  ma. 

(Pajęczyna), 

6)  W  lesie  bywało,  liście  miewato, 
A  teraz  nosi  duBzę  i  cinio. 

(Kc^yska). 


10)  Głowę  mu  edęto,  eerce  wyjęto, 
Hć  mu  dano,  mówić  kazano. 

(Pióro  gęsie  do  pisania). 

11)  Ma  nogi  —  nie  chodzi,  ma  rogi  — 
nie  bodzie.  (Stół). 

12)  Jeet  dom  jeden  chwalebny, 
WtizyiitLim  ludziom  potrzebny, 
Uom  ten  szumi  i  huczy, 

A  ((ospodarz  w  nim  milczy, 
Ktoi  ze  etrony  przyjedzie, 
Dom  t«n  kratą  obwiedzie, 
Gospodarza  wywlecze, 
Dom  przez  kratę  nciccze. 
Powiedz,  co  to,  człowiecze? 
(Woda,  ryba,  rybak,  sieć). 


dbyGoot^le 


ZAGADKI. 


477 


13)  Jest  prorok  w  szacie  rótnobarw- 
nej,  z  drobnych  kawałków  złożonej  a  nie 
zszytej.  Ta  szata  nie  jest  ani  z  w^ny, 
ani  z  nici,  ani  z  włosia,  ni  z  jedwabiu,  ni 
skóry,  ani  ręki|  ludzka  zdzii^ana.  Ród  te- 
go proroka  starszy  od  Adama  i  Ewy,  za 
nic  ma  on  srebro,  doto  i  klejnoty,  a  pomi- 
mo że  bosy  zimą  i  latem,  chodzi  poważnie 
jak  senator.  Nie  wiemy  jakiej  on  wiary, 
ale  zawsze  w  nocy  i  nad  ranem  zaczyna 
chwalić  Boga.  Bywa  hardy  i  zuchwały 
a  doktorowie  i  bit^ogłowy  mówią,  że  pew- 
nie śmiercią  gwałtowną  zejdzie  z  tego 
świata. 
Chcesz  wiedzieć,  z  której  proiok  ten  jeat  atronjf 
Kur  mu  na  imię,  t  kokoBZv  zrodzony. 
U)     84  trzy  laski  n  jednej  lidze, 

CtworLti  z  kiopką  przy  nich  widzę, 
E1qta  w  górze  przekreślona. 
Szósta  przj  niej  w  krąg  toczona. 
Tam  się  wije  wąl  raisteroy, 
Przy  nim  miesiąc  niezupdny. 
(Miłość). 
16)     Jak  dwoma  dziarami  jedną  zała- 
tać?—  Wetknij  sobie  nos  w  gębę,  a  tak 
dwoma  dziarami  trzecią  załatasz. 

IG)  Wszystkim  potrzebnam,a  niktmnie  oiefąds. 
Ten,  czyją  jeetem,  juź  moie  nie  ogląda. 
Ten,  co  mię  zdziała),  dla  siebie  nieiyczy. 
Ten,  co  mię  kapil,  sobie  nie  dziedziczy, 
nSrumna). 
17)  Jutro  płynę,  stój,  drogo,  imię  miasto  znaczy. 
Będzie  wielki  Apollo,  kto  to  wytidmaczy. 
(Kras-no-sta-via —  Krasnystaw). 
18)     Cztery  ćwierci  dobrej  miary 
W  nowy  worek  wyaul  stary. 
(Nowy  rok  i  cztery  kwart^y). 
10)     Zla  pani  —  mieszka  w  bani. 
(0.a). 

20)  Skrzętnie  murarze  murują, 
W  ich  murze  ludzie  smakują. 
(Pszczoły,  plaster  miodu). 

21)  Co  to  za  kraj,  co  nie  jest  krajem? 
Co  to  za  raj,  co  nie  jest  rajem? 

Co  to  za  zbołe,  co  nie  jest  zbożem? 
Co  to  za  nół,  co  nie  jeet  nolemf 
Co  to  za  ró^,  co  nie  jest  rogiem? 
Co  to  za  Bóg,  co  nie  je»t  Bogiem? 

(Kraj  (brzeg)  stołu.  Raj  nazwa  wsi,  trawa 
„stokłosa",  kosa,  róg  stołu,  Bug  —  rzeka). 


22)  Co  to  ca  matka,  CO  nie  jest  matką? 
Co  to  za  siostra,  co  nie  jeat  siostrą? 
Co  to  za  ojciec,  co  nie  jetit  ojcem? 
Co  10  za  brat,  co  nie  jest  bratem? 

(Zakonnice  i  zakonnicy). 

23)  W  lesie  ścięto,  w  domu  zgięto, 
W  stajni  stato,  ogon  dato. 

Na  ręce  wzięto  —  plakolo. 
(Skrzypce  ~  smyk). 

24)  Szedł  brat  z  siostrą,  a  mąl  z  toną, 

I  znaleźli  cztery  jabłka  pod  jabłonią. 
Wzięli  po  jabłku—  jedno  się  zontalo. 
Jakłe  się  to  stało? 
(Było  ich  troje:  brat,  jego  siostra  i  jej  mąż). 

25)  Czterech  braci  stoi  pod  jednym 
kapeluszem.  (Bróg  na  4-ch  słnpach). 

26)  Przędzie  dłagit  nić  a  na  trrzecionie  nie 
ma  nic. 

(Pająk). 
27)  Jedno  prosi  o  lato,  drugie  prosi  o  zimę, 

liżecie  powiada  na  to:  czy  w  umie,  czy  w  lecie, 

(Wóz,  sanie,  bioz). 

28)  Ponad  wodą  n  rzeczki 

Chodzi  rycerz   śmiały. 
Zobaczyły  go  knmeczki 
I  pouciekały. 

(Żaby  i  bocian). 

29)  Który  święty  ma  dwie  dusze,  dwie 
głowy  i  cztery  nogi?  (Święty  stan  mał- 
żeński). 

30)  Bosla  panna  z  długim  włosem, 

W  kwiaty  ustrojonym; 
Szło  godzina  z  długim  nosem 

Z  drewnianym  ogonen. 
Zaskrzeczała,  zasyczała. 

Kwiaty  pościnała. 
(Łąka  i  kosa). 

31)  Pole  niewjmietzone,  bydełko  niezliczone. 
Parobek  rogaty  a  gospodarz  bogaty. 

{Niebo,  gwiazdy,  księżyc,  słońce). 
Wiktor  Kozłowski  w  swojej  „Termi- 
nologii łowieckiej'  powiada  pod  wyrazem 
zagadka,  że  myśliwi,  chcąc  poznać  kto 
jest  „frycem",  dawali  do  rozwiązania  za- 
gadki, np.:  1)  Pod  jakiem  drzewem  siada 
kot,  kiedy  deszcz  pada?  2)  Co  £aa  kot, 
czego  inny  zwierz  nie  ma?  3)  Czemu  kot 
drogę  mija?  4)  Dla  czego  ogon  zajrzy 
nie  zajęczy,  lecz  koński  zajęczy?  5)  Kiedy- 


dbyGoot^le 


478 


ZAJAZD  y.—ZAKŁADZlNY. 


kot  Z  postem?  i  t.  d.  Zagadki,  straciwszy 
swój  dawny  walor  u  klas  wyższych,  cie- 
szą się  jeszcze  niemałem  powodzeniem 
dziś  a  łada,  z  którego  ust  spisali  ich  duio: 
Kolberg,  J.  Kopemicki  (Uateijały  etnol. 
Akad.  Um.  t.  III),  Z.  Gloger  (.Zagadki 
lądowe  z  sad  Narwi  i  Buga"  —  w  „Zbio- 
rze wiad.  do  antropologii  krajowej",  wyd. 
Akad.  Um.  Kraków,  Ł  VII,  r.  1883)^i  in- 
ni. Ł.  Gołębiowski  w  książce  swojej  „Gry 
i  zabawy  rótcych  stanów"  ( Waraz.  1831  r.) 
opisał  grę  towarzyską,  polegającą  na  za- 
gadnieniach i  odpowiedziach,  którą  na- 
zwał Zagadki  (str.  91).  Gloger podij 
także  w  „Przeglądzie  Bibljograiiczno-ar- 
cheologicznym"  (Warszawa,  1882,  str.  241) 
„Dawne  rebasy  i  zagadki". 

Zagrodnik,  po  łac.  hortulanus  —  chłop 
bezrolny,  żyjący  tylko  z  ogrodu.  Wedlng 
achwat  łęczyckich  z  lat  1418  i  1419  za- 
grodoikom  było  podówczas  wolno,  rów- 
nie jak  kniieciom,  opuszczać  swoje  siedzi- 
by po  zapłaceniu  panu  gościny.  (Bandtide- 
go  Jus  Polonicum,  str.  197). 

Zajazdy.  Zajechać  dobra  —  znaczyło 
objąóje  siłą  w  posiadanie.  W  dawnych 
czasach  środki  egzekucyjne  dla  wyroków 
sądowych,  zarówno  w  Polsce  jak  i  ciJej 
Europie,  były  bardzo  słabe.  Jeżeli  tak 
było  pod  rządami  panujących  samowład- 
nych, nie  mogło  być  inaczej  w  Polsce, 
gdzie  rządów  samowładnych  nie  było. 
Wiadomo,  że  dawniej  starosta,  mający  o- 
bowiązek  wykonywania  dekretów  prze- 
ciw opornym,  używał  siły  przez  zwołanie 
szlachty  ze  swojej  jurysdykcyi,  aby  powa- 
gę prawa  poparła.  Taki  zajazd  z  wyrokiem 
w  ręko,  pod  wodzą  starosty  i  ze  szlachty 
samej  łożony,  był  „zajazdem  prawnym", 
zwany  na  Litwie  w  języku  prawniczym 
.inekwitacją".  Nie  w  tej  drodze  uczynio- 
ny, był  zakazanym  gwałtem  i  nazywał 
się  „najazdem",  za  który  karano  banicją. 
Takich  to  najazdów  zabrania  konstytucja 
z  r.  1685  za  Jana  III.  W  r.  1768  ponowio- 
no   ten  zakaz  gwałtownych    zajazdów, 


czyniąc  wyjątek,  gdy  zachodziła  potrzeba 
rugowania  dzierżawców,  którym  kontrakt 
upłyn^  i  zastawników,  którym  suma  zło- 
żona do  wypłaty  została,  równie  gdy  wła- 
ściciel mógł  objąó  dobra  z  kontraktów  za- 
stawnych. Mickiewicz  w  najwspanialszym 
poemacie  swoim  skreślU  mistrzowski  o- 
braz  „Ostatniego  zajazdu  na  Litwie",  któ- 
ry jako  fakt  nie  wydarzył  się  w  Soplico- 
wie,  ale  tylko  odzwierciedlał  dawny  oby- 
czaj narodowy.  Obok  zajazdów  praw- 
nych zdarzały  się  nieraz  i  nieprawne,  bo 
natura  ludzka  wiecznie  jednakowa,  a  przy 
orężu,  krewkości  i  sile,  zwykle  sUonna  do 
nadużyó. 

ZaJ^C.  Prawo  z  r.  1420  postanowiło, 
żektobyzająoana  cudzym  gruncie  nad  za- 
mierzony czas  i  bez  dozwolenia  pańskiego 
Bzczwał,  trzy  grzywny  takiemu  panu  pła- 
cić ma.  Czas  zaś  zamierzony — od  Św.  Woj- 
ciecha do  zebrania  wszystkiego  zboża 
z  pola.  (  Vol.  leg.  I,  f.  81).  Zając,  biegnący 
w  prawo  po  murawie,  jest  herbem  miasta 
Taraszczy.  Zając  z  podniesionymi  skoka- 
mi w  lewo  jest  herb  zw.  Koniglis,  Kinglis. 

Zajezdne  domy  ob.  Gospoda  {Enc. 
Starop.  i.  II,  str.  204). 

Zajmowanie  ze  szitody.  Bydło  zajęte 

ze  szkody  w  polach  i  łąkach  należało  odsy- 
łać do  obór  królewskich  lub  kasztelańskich. 
Wydawane  było  za  poręczeniem  właści- 
cielowi, który  obowiązany  był  szkodę  wy- 
nagrodzić i  obome  zapłacić.  Szkodę  sza- 
cowało 2-ch  szlachty  w  obecności  woźne- 
go. Bydło  zajęte  ze  szkody  wolno  było 
zajmującemu  trzymać  u  siebie  tylko  dzień 
jeden,  a  gdyby  w  ciągu  3-ch  dni  nie  do- 
stawił do  obory  urzędowej  lub  za  rękoj- 
mią wydać  nie  chciał,  płacił  karę. 

Zakładzlny  —  uroczyste  położenie  w 
gmachach  murowanych  kamienia  węgiel- 
nego, a  w  drewnianych  podwaliny.  Moż- 
niejsi  sprowadzali  kapłana  do  poświęcenia 
miejsca.  Pod  kamień  węgielny  kościoła 
Św.  Małgorzaty  na  Kazimierzu  pod  Krako- 
wem król  Kazimierz  Wiel.  p<^ożyl  swój 


dbyGoot^le 


ZAKOLANKI. — ZAMEK. 


479 


pierś«ieA.  W  następnych  wiekach  kła- 
dziono blachę  z  napisem  objaśniającym, 
pergamin  Inb  papier  z  opisem  w  butelce 
zakorkowany,  później  dodawano  jeszcze 
wsp(UczeBne  monety  i  medale.  Piszący  to 
odpisał  sobie  doknment  znaleziony  pod 
kamieniem  węgielnym  drewnianego  ko- 
ściola  w  Wysokiem  -  Mazowieckiem,  nie 
stary  ale  bardzo  ciekawy.  Kościół  posta- 
wiony był  w  końcu  XVIII  w.  przez  dzie- 
dzica tych  dóbr  Józefa  Węgierskiego,  ka- 
pitana wojsk  pols.,  który  na  kilku  arku- 
szach gęstego  pisma  skreślił  smutny  epi- 
log Bzplitej,  prien  dojrzałych  poglądów 
politycznych,  zdrowych  pojęć  społecz- 
nych i  zacnych  myśli  obywatelskich.  Je- 
żeli gmach  większy,  np.  zamek  lab  ratusz, 
posiadł  wieżę  i  banię  na  jej  dachu,  to 
przy  ukończeniu  budowy  Uadziouo  opia 
historyczny  do  tej  bani  czyli  g^ki.  Ambr. 
Grabowski  opisał  wszystko,  co  było  zna- 
lezione w  bani  ratusza  krakowskiego.  Za 
naszej  pamięci,  podobnej  ceremonii  erek- 
cyjnej dep^niiJ  w  r.  1879  Zyblikiewicz 
przy  zamknięciu  bani  umieszczonej  na 
przebudowanych  w  r.  1878  i  1879  Su- 
kiennicach krakowskich.  Lud  wiejski  zo- 
wie zakładzinami  obfity  poczęstunek, 
którym  gospodarz  ugaszcza  majstra  i  jego 
pomocników  w  dniu  rozpoczętego  budo- 
wania domu. 

Zakolankł.  Frzy  wysokich  butach  i  ob- 
cisłych spodniach  do  konnej  jazdy  uży- 
wano zakolanek,  zwykle  [białych  płócien- 
nych, zapinanych  na  kilka  guzików,  ści- 
skających mocno  kolano.  B.  Gemb. 

Zakoł,  zakolenie  —  zatoczenie  koliste, 
np.  w  szyku  bojowym,  czyli  tańca  tatar- 
skim, t.  j.  obejście  w  kierunku  łukowatym 
z  boku  i  z  tyłu.  W  pisarzach  dawnych 
czytamy:  „Misterny  zokoł  tęczy".  Rozkar 
żuje  Bolesław  Skarbimierzowi,  aby  on 
z  częścią  wojska,  zakoł  uczyniwszy,  z  tyłu 
na  Pomorzan  aderzył".  Zakola  znaczyła 
krainę,  okręg  kraju. 

Zalaska  ob.  Laska. 


Zatóżka  —  bryt  materyi  bogatej,  ta- 
śoią  złotą  lub  srebrną  obramowany,  pod 
szyją  i  u  stanu  przywiązany,  na  piersiach 
nieco  odstający,  żeby  ręce  i  chustkę  zeJo- 
iyó  zań  można.  Dawniej  był  strojem  mo- 
żnych dam  polskich,  a  naśladowany  przez 
bogate  Żydówki,  do  XIX  w.  był  przez  nie 
noszony. 

Zamek.  Pod  wyrazem  gród  podali- 
śmy w  Enc.  Siar.  {t.  II,  str.  215)  ogólne 
wiadomości  o  zamkach  warownych  zwa- 
nych w  dobie  piastowskiej  „grodami",  o 
których  pisarz  arabski  Al- Bekri  mówi,  że 
Słowianie  (z  wieku  X),  chcąc  je  budować, 
„kierują  się  ka  łąkom,  otoczonym  wodami 
i  trzciną,  tam  oznaczają  miejsce  okrągłe, 
albo  czworokątne,  wedle  kszt^tu  i  roz- 
miarów, jakie  chcą  nadaó  grodowi.  Nao- 
koło wykopują  rów  a  ziemię  z  niego  sy- 
pią na  w^,  utwierdzając  we^  deskami  i 
kołami,  póki  ściana  nie  dojdzie  do  zamie- 
rzonej wysokoścL  Odmierza  się  zatem 
i  brama  z  dogodnej  strony,  a  do  niej  pod- 
chodzi się  po  drewnianym  moście".  Były 
jednak  podania  z  czasów  zamierzchłych 
i  co  do  zamków  na  wysokich  górach.  Np. 
o  Łysej-górze  (w  wojew.  Sandomierskiem) 
pisze  Długosz:  „Jeżeli  wierzyć  można  sŁa- 
rema  podaniu  gminnemu,  sławna  była  ona 
niegdyś  olbrzymami,  którzy  na  niej  zbudo- 
wali zamek,  jak  świadczą  ogromne  kupy 
gruzów  i  głazów.  Teraz  znakomita  miesz- 
kaniem mnichów  zakonu  i.  Benedykta. 
Niewiadomo  który  z  olbrzymów  i  kiedy  z  bu- 
dował ów  zamek  z  tak  długiemi  ścianami, 
z  tak  ogromnych  i  niepożytych  głazów, 
i  tak  wielkim  trudem.  Potwornych  zwa- 
lisk tej  olbrzymiej  budowy,  ogromnych 
kap  gruzów  i  kamieni,  ani  ciernie,  ani 
kolczyste  rośliny,  ani  gęste  drzewa  i  mchy 
zakryć  nie  mogły".  To  opowiadanie  Dłu- 
gosza przypomina  aam  górę  zamkową  v 
Liszkowie  nad  Niemnem,  na  której  stał 
kamienny  zamek  litewski  w  XIV  wieka,  a 
niezależnie  od  szczątków  jego  baszt,  wierz- 
chołek góry,  jak  go  widzieliśmy  w  roku 


dbyGoot^le 


480 


1870,  byt  zarzacony  bezładnie  wielkimi 
głazami  polnymi,  które  tylko  r^ka  Indzka 
z  wielkim  trądem  nagromadzić  tam  mo- 
gła, a  które  jednak  nie  mogły  należeć  do 
Łyck  marćw,  jakich  szczątki  pozostały  z 
XIV  w.  Głazy  na  Łysej-górze  były  tam 
niewątpliwie  ręką  natary  dane,  co  jednak 
nie  przesądza,  £e  mogły  jak  w  Łiszkowie 
ażyte  być  do  czegoś  w  czasach  przedhisto- 
rycznyclL  O  Bolesławie  Chrobrym  pisze 
Długosz,  2e  „zamierzyws^  położyć  tamę 
napaściom  od  stron  ościennych,  pozakła- 
dał liczne  na  pograniczach  warownie  (gro- 
dy) i  silnemi  je  załogami  poosadzał  a  na 
ich  atrzymanie  naznaczył  roczny  dowóz 
żywności  z  wsi  okolicznych.  Tę  daninę 
Polacy  nazwali  stróża,  ponieważ  slda- 
dana  była  wojska  strzegącemu  granic  od 
napaści".  Napady  zaś  te  były  przez  są- 
siadów czynione  nietylko  lądem  ale  i  wo- 
dą. Pisze  np.  Dłagosz,  że  Jarosław,  ksią- 
żę Rosi,  najechał  Mazowsze  w  roku  1038 
dwiema  drogami:  lądem  i  wodą  (zapewne 
rz.  Bogiem).  Stąd  wynikła  potrzeba  bu- 
dowania „grodów"  nad  rzekami  a  niektó- 
re miały  wybitny  charakter  takich  straż- 
nic, np,  gródek  pod  wsią  Samborami  przy 
ujścia  rz,  Biebrzy  do  Narwi.  Z  czasu  wy- 
praw Bolesława  Śmiałego  na  Ruś  kroni- 
karze polscy  wzmiankują  o  silnych  zam- 
kach: w  Przemyśla,  Włodzimierza,  Cheł- 
mie, Wołynia  (od  którego  cała  kraina  mia- 
ła otrzymać  taką  nazwę),  Czerwonogro- 
dzie  (od  którego  posda  prawdopodobnie 
nazwa  Czerwonej-Rusi)  i  Kijowie.  Zam- 
ki te  budowane  były  z  dębów,  na  wzgó- 
rzach, obronne  głębokiemi  fosami  i  wyso- 
kimi w^ami.  Santok  od  granic  pomor- 
skich uważany  był  za  wrota  do  Polski. 
Z  tego  też  powoda  buntujący  się  Pomo- 
rzanie wybudowali  naprzeciw  Santoka 
dragi  zamek  z  kłód  dębowych  i  umocnili 
Wałami  i  wądołami,  a  to  w  takiej  blizkości, 
że  w  oba  zamkach  rozmawiający  wzajem- 
nie słyszeć  się  mogli.  Gdy  jednak  dowie- 
dzieli się  Pomorzanie,  że  idzie  na  nich  mło- 


dy Bolesław  (Krzywousty),  syn  f^adyeła- 
wa  Hf^rmana,  podpahwszy  swe  dzi^o,  w 
nocy  aciekli.  "W  r.  1107  Bole^aw  Krzy- 
wousty, podstąpiwszy  pod  Białogród  na 
Pomorzu,  kazał  sporządzić  szopy,  podsu- 
wać wieże  i  taranami  tłuc  mary  miejskie 
i  baszty,  wądoły  zawalać  faszyną,  a  gdy 
wszystko  przygotowano  do  szturmu,  pod- 
prowadził wojsko  i  przez  wyłomy  w  ma- 
rach wdzierać  się  kazał  do  miasta,  rozsta- 
wiwszy wokół  łuczników,  aby  nacierają- 
cych zasłaniali.  Sam  poskoczył  do  głó- 
wnej bramy  i  przebyws;^  wały  i  okopy, 
tarczą  tylko  zasłoniony,  począł  wyrąby- 
wać wrota,  nieodstraszony  ani  staczanymi 
z  góry  głazami,  ani  grotami  gęstych  strzał, 
ani  wylewaną  przez  oblężonych  wrzącą 
smołą  i  akropem.  Gdy  zgruchotano  ta- 
ranami mur  potrójny,  otwarto  zwycięz- 
com wstęp  do  miasta.  W  tymże  roku 
Krzywousty,  zdobywając  Czarnków  naPo- 
morzanach,  zbudował  4  wieże  wyższe  od 
morów  miasta  i  twierdzy.  Długosz  o  ob- 
lężeniu polskiego  miasta  Głogowy  na  Ślą- 
sku przez  cesarza  Henryka  V  w  r,  110& 
tak  pisze:  „kazał  onych  (polskich)  zakład- 
ników powystawiać  na  komorach  urzą- 
dzonych z  tarcic,  które  rycerzy  szturmu- 
jących zwykle  zasłaniają".  Glogowianie 
miotali  z  twierdzy  drągi,  pociski  i  staczali 
na  dół  gęsto  kłody.  Wdzierających  się  po 
drabinach  rażono  z  góry  kamieniami,  po- 
lewano wrzącą  smołą  i  ula^pem,  spycha- 
no na  łeb  do  przykopów.  Zwykle  w  owe) 
epoce  niewiasty  podawały  mętom  rozmai- 
te pociski,  kamienie,  smołę  wrzącą  i  ukrop. 
Oblegający  zataczali  kasze  wielkie,  do  tłu- 
czenia murów  i  strażnic,  przystawiali  wyż- 
sze nad  mury  wieże,  pozawalawszy 
wprzód  przekopy  ziemią  i  kłodami  drze- 
wa, i  z  wież  miotali  gęste  strzały  nie  do- 
zwalające utrzymać  się  oblężonym  na 
blankach,  aby  tymczasem  oblegający  mo- 
gli się  na  nie  wedrzeć.  Usiłowaniem  ob- 
lężonych było  podpaletiie  tych  wież  za  po- 
mocą suchego  drzewa  oblewanego  topio- 


dbyGoot^le 


ZAMEK. 


481 


Dą  sloiuDą,  madem,  smolą,  a  nieraz  zda- 
rzało eią  kilkakrotne  wie£yc  takich  spale- 
nie i  odbndowywanie.  Ostrokc^y  stawia- 
no jedne  pionowo,  drogie  poziomo  (w  po- 
lowie zewnętrznej  pocbyloóci  wałów),  opa- 
lając końce  zakopywane  w  ziemię.  Gdy 
Bolesław,  książę  Mazowsza,  i  Henryk  san- 
domierski (synowie  Bolesława  Krzywou- 
stego) schronili  się  do  brata  swego  Mie- 
czysława Starego  i  zamknęli  z  nim  w  zam- 
ka poznańskim,  brat  ich  najstarszy  Wła- 
dysław otoczył  zamek  ten  gęstą  grodzą 
wież  i  ostrokołów,  aby  iaden  z  obl^ń- 
ców  nie  mógł  ratować  się  ncieczką.  Knsi- 
ni,  oblegając  w  r.  1209  zamek  halicki,  w 
którym  bronili  się  Polacy  i  Węgrzy  z  Ko- 
lomanem,  podkopawszy  się  pod  tylną  bra- 
mę, której  nie  pilnowano  dośó  bacznie, 
łymaposobem  twierdzę  opanowali.  Długosz 
powiada,  że  pierwszy  z  książąt  polskich 
Konrad  nżył  kościf^ów  i  klasztorów  jako 
twierdz,  gdy  chcąc  opanować  księstwo 
Krakowskie,  poobsadzał  w  r.  1236  rycer- 
stwem mazowieckiem:  kościół  kolegjacki 
w  Skarbimierzu,  klasztor  Jędrzejowski, 
Prędocin  i  Św.  Jędrzeja  w  Krakowie. 
Zamki  czyli  grody  bywały  albo  większe, 
np.pieiwotny  w  Santoku,  jako  przeznaczo- 
ny do  zachowania  stad  bydlęcych  szlach- 
ty i  wieśniaków",  albo  mniejsze  ksią- 
żęce, słnżące  tylko  dl^  załóg  książęcych. 
Bolesław  Pobożny  ks.  kaliski  i  wielko- 
polski dla  zasłony  od  napaści  Sasów  i  Kon- 
rada brandebniskiego,  w  miejscu  dawne- 
go większego  zamka  santockiego,  zbudo- 
wał mniejszy  książęcy  „w  ciągu  niespeł- 
na miesiąca",  przy  pomocy  swego  wojska, 
które  rzemieślnikom  wszystkiego  pod  rę- 
kę dostarczało.  Widocznemjest  z  tej  relacyi 
kronikarskiej,  że  do  budowy  grodów  mia- 
no oddzielnych  rzemieślników.  Gdy  r.  1266 
zamek  Nakło  opanował  i  silną  zt^ogą  osa- 
dził Mezczuj  pomorsk),  Przemysław  po- 
znańiiki  wyhodował  ,w  dniach  kilka  no- 
wą twieidzęnaprzGciwko  Nakla  od  zacho- 
du, otoczył  wałami  i  wądołami  i  również 

Eocrklopedla  lUrapoIika,  tom  IT. 


silnie  osadził  rycerstwem,  aby  Pomorza- 
nom broniło  wyjścia  i  przystępu  do  stare- 
go zamka.  Gdy  w  r.  1270  Bole^aw  Po- 
bożny ks.  kaliski  pojechać  odwiedzić  Bo- 
lesława Wstydliwego  do  Krakowa,  Otto 
margrabia  brandebarski,  korzystając  z  je- 
go nieobecności,  w  ciągu  miesiąca  lutego 
zbudował  w  Santoka  zamek  drewniany 
przy  kościele  Św.  Jędrzeja.  Boledaw,  po- 
wróciwszy, widząc  ten  gwałt  zuchwały, 
zbudował  nawzajem  w  ciągu  dni  S-miu 
zamek  Drdzen  i  ludem  zbrojnym  osadził, 
w  cela  odebrania  zamku  santockiego.  Ja- 
ko porę  najlepszą  do  dobywania  zamków 
uważano  zimę  i  lato,  kiedy  otaczająca  wo- 
da albo  zmarznie,  albo  wyschnie.  Dla 
szturmujących  ważną  ochronę  stanowiły 
mocne  i  duże  tarcze,  z  których  robiono  so- 
bie rodzaj  sklepienia  nad  głowami  przy- 
partego do  ścian  zamkowych,  gdy  takowe 
rąbano,  podpalano  lob  wdrapywano  się 
na  nie.  Kiedy  w  r.  1310  Krzyżacy  zam- 
ku Świecie  zdobyć  na  Polakach  nie  mogli, 
przekupili  niejakiego  Jędrzeja  Cedrowi* 
cza,  który  w  nocy  sprężyny  u  kosz  i  inne 
narzędzia  wojenne  popsowawszy,  zbiegł  do 
mistrza  krzyżackiego.  Wówczas  oblęże- 
ni weszli  w  taki  nkład  z  Krzyżakami,  iżby 
wolno  im  było  posłać  do  Włady^awa  Ło- 
kietka z  prośbą  o  odsiecz,  która  jeżeli  w 
ciągu  miesiąca  nie  nadejdzie,  wówczas  u- 
stąpią  z  zamku.  Zjokietek  przebywał  gdzieś 
daleko  i  Jędrzej,  kasztelan  rosperski,  wy- 
prawiony z  odsieczą  nie  przybył  na  umó- 
wiony termin,  oblężeńcy  więc  z  płaczem 
opuścili  broniony  przez  siebie  zamek  po 
10  tygodniach  oblężenia.  Czasami  zdo- 
byto zamek  anie  zdobyto  miasta;  tak  w 
roku  1331  Krzyżacy  w  wojnie  z  Łokiet- 
kiem zdobyli  zamek  kaliski  a  od  miasta  ze 
znaczną  stratą  zostali  odparci.  Zamek 
kowieński  zniszczony  przez  Krzyżaków, 
Litwini  roku  1364  w  kilko  dniach  od- 
budowali z  drzewa  i  umocnili  zasiekami, 
nadto  most  na  Niemnie,  główną  obronę 
miasta   pomimo    znacznej   głębokości 


dbyGoot^le 


i  bystrości  tej  rzeki  postawili.  Kazimierz 
Wielki,  nie  burząc  dawnego  drewnia- 
nego zamka  we  "Włodzimierzu  na  Woły- 
nia, począł  murować  z  cegieł  nowy  za- 
mek. Trzystu  ładzi  ptzez  2  lata  zwoziło 
nań  wapno,  cegłę,  kamienie  i  drzewo.  W 
ciągu  tej  roboty,  jak  zapewnia  Długosz, 
wyłożył  król  przeszło  3000  grzywien  sze- 
rokich groszy  (czyli  1600  funtów  srebra) 
i  jeszcze  mnierając  pamiętał  o  tym  zam- 
ku, na  4  dni  bowiem  przed  zgonem  kazał 
dać  księdzu  Wadawowi  z  Tęczyna,  który 
był  budowniczym  zamku,  600  grzywien 
szerokich  groszy  na  ukończenie  go.  Kiej- 
stut zLubartem,  dowiedziawszy  sięośmier- 
ci  Kazimierza,  zamek  ten  silnem  oblęże- 
niem ścisnęli  i  zdobywszy,  zrównali  z  zie- 
mią, zachowując  tylko  stary  drewniany, 
który  silną  zfJogą  litewską  opatrzyli.  O 
tymże  królu  pisze  Długosz:  „Kazimierz 
Wielki  ziemię  Podolską  wydarł  Tatarom 
i  przez  długi  czas  spokojnie  ją  dzierżąc 
pobudował  w  niej  wiele  zamków  muro* 
wanych  i  drewnianycłi,jako  to:  Kamieniec, 
Chocim,  Czeczyn,  BakoŁę,  Bracław,  Mię- 
dzyborze i  inne"  (t.  TI,  str.  46).  Kiektó- 
re  z  miast  ówczesnych  miały  po  dwa  zam- 
ki, np.:  Lwów,  Głogów  nad  Odrą,  Opole 
śląskie,  inne  po  jednym  zamku,  a  do  wy- 
jątkowych miast  należał  Włodawek,  nie 
posiadający  żadnej  warowni.  Do  przed- 
niejazych  zamków  na  Mazowsza  zalicza 
Długosz  pod  13o5  rokiem  pięć:  Płock, 
Czersk,  Rawę,  Liw  i  G-ostynin.  Pod  ro- 
kiem 1332  twierdzi  tenże  historyk,  iż  Wła- 
dysław Łokietek,  wkroczywszy  do  Wielko- 
polski, której  książęta  nie  chcieh  uznać 
jego  władzy,  .zdobył  i  spalił  przesado  50 
warowni  (w  dzielnicy  poznańskiej  i  kali- 
skiej). Magnaci  posiadali  po  kilka  zam- 
ków. Piotr  Święcą,  kanclerz  i  starosta 
ziemi  Pomorskiej  w  końcu  XIII  wieku, 
nazywany  jest  przez  kroniki  „panem  9-d 
grodów".  Wiele  zamków  dla  zasłony  lu- 
dności w  swoich  dobrach  wznosili  bisku- 
pi. Tak  np.  Florjan,  biskup  krakowski  od 


r.  1368  do  1381,  zbudowri  zamek  w  Bo- 
dzentynie i  miasteczka  Bodzentyn  i  Iłżę 
marami  i  wieżycami  otoczył.  Jarosław, 
arcybiskup  gnieźnieński  (zmarły  r.  1376), 
powznosił  zamki  w  Łowiczu,  Opatowie, 
Uniejowie,  Kamieniu,  kościoły  murowane 
zbudował  w  Gnieźnie,  Uniejowie,  Kurze- 
lowie,  Opatowie  i  Kalisza  a  dworce  bisku- 
pie w  Gnieźnie,  Łęczycy,  Wielunia  i  Ka- 
liszu. Papież  Inocenty  powiada  w  rokn 
1357,  że  kościół  ^ocki  „ma  przyłączone  do 
siebie  niektóre  zamki,  twierdze  i  warowne 
miejsca  {castra,  muniliones  et  ioca  forda) 
dla  obrony  wiernych  chrystusowych  od  o- 
ńciennych  pogan  i  że  ci  sladzy  chrystuso- 
wi potrzebują  takiego  w  swoim  kościele 
pasterza,  któryby  wiernym  był  i  miłym 
królowi,  a  któryby  rzeczone  zamki,  twier- 
dze i  warownie  chciał  i  zdoł^  przeciw  na- 
padom nieprzyjacielskim  w  wiernej  cho- 
wać straży".  (Długosz,  IV,  str.  248).  Do- 
brą podobiznę  zamku  arcybiskupów  gnie- 
źnieńskich w  Łowiczu  podług  ryciny  z  ro- 
ku 1665  podał  Tyg.  U.  (wr.  1^0,  nr.  229, 
str.  304).  Liczneiciekaweszczególyozam- 
kach  piastowskich  podaje  Długosz  pod  ro- 
kiem 1269  (ob.  dzieła  Dług,  wyd.  Przezdz. 
ŁIII,s.  398,  tłóm.  pols.).  Z  nowoczesnych 
pisarzy  dobry  opis  dawnych  zamków  dre- 
wnianych daje  nam  Michał  Grabowski  w 
dziele  swem:  „Ukraina  dawna  i  teraźniej- 
sza', str.  151.  Horodki  ukraińskie  były 
swego  czasu  śladami  kolonizacji  polskiej 
i  ogniskami  kaltury  zachodniej  w  tym 
kraju.  O  grodach  z  doby  piastowskiej 
pisze  dość  obszernie  St.  Smolka  w  dziele: 
„Mieszko  Stary  i  jego  wiek"  str.  123  i  144, 
oraz  Zeissberg  w  , Dziejopisarstwie  pol- 
skiem"  1. 1,  str.  152.  Konstanty  Tyszkie- 
wicz w  broszurze:  „Wiadomość  historycz- 
na o  zamkach,  horodyszczach  i  okopiskach 
starożytnych  na  Litwie  i  Kusi  litewskiej" , 
Wilno,  1859  r.  Hubicki  Roman  wyd  vi 
„Opis  trzech  zamków  w  blizkości  Kra- 
kowa w  okręgu  pilickim',  Warsza- 
wa, 1858  r.    W  ,Tece  konserwatorskiej". 


dbyGoot^le 


Widolczamku  łowickiego  podług  rjcinj  z  r.  1655. 


wydanej  r.  189.  we  Lwowie,  znajdują  się 
opisy  ruin  zamków  we  wschodniej  Galicyi. 
Zyg,  Gloger  zgromadził  obszerny  mate- 
rjal  dziejowy  do  grodów  t.  j.  warowni  w 
dobie  piastowskiej  i  jagiellońskiej  z  □- 
względnieniera  ich  rozmieszczenia  jeogra- 
ficznego  oraz  dzisiejszego  wyglądu  pozo- 
stałych walów  i  wykopalisk.  Kazimierz 
Wielki  da)  świetny  początek  stawiania 
zamków  murowanych  (jak  widzieliśmy 
tego  przykład  we  Włodzimierzu  wołyń- 
skim), a  doba  jagiellońska  była  świad- 
kiem zamiany  zamków  drewnianych  na 
murowane  w  całym  kraju.  Jaśko  z  0- 
leśnicy,  mianowany  przez  Jagiełłę  w  roku 
1391  wielkorządcą  litewskim,  zasłania  za- 
mek wileński  przeciw  Witoldowi  i  posił- 
kującym go  Krzyżakom  porobieniem  zasie- 
ków i  kobylic  czyli  szranków,  które  Długosz 
zowie:  srzanky^  sckranki,  kobyknyr,  koht- 
lycnic.  Gdy  mury  zamkowe  pociskami  z 
dział  krzyżackich  zostały  wówczas  zrujno- 
wane, starosta  wileński  Klemens  kazał 
wyłomy  zawieszać  skórami  bydlęcemi,  aby 
oblężeńców  od  grotów  nieprzyjacielskich 
zasłonić.  W  przywileju  horodelskim  z  ro- 
ku 1413  czytamy,  że  panowie  litewscy  o- 
bowiązani  będą  sposobić  drogi  do  budo- 
wy zamków.  Na  Podola  dynęły  wówczas 
4  główne  zamki  królewskie:  Kamieniec, 
Smotrycz,  Skała  i  Czerwonogród  (Dłu- 
gosz t.  V,  str.  391).    Przy  zamku  na  gó- 


rze, który  zwano  „wysokim",  istniał  zwy- 
kle u  podnóża  góry  zamek  niższy.  Takie 
zamki  istniały  obok  siebie  w  Wilnie,  Tro- 
kach i  Lwowie.  Gdy  Jagiełło  obiegi 
r.  1422  zamek  krzyżacki  w  Gołubiu,  Krzy- 
żacy, mając  konie  w  zamka  niższym,  po- 
zabijali je,  aby  się  w  ręce  polskie  nie  do- 
stały. W  tymże  roku  gdy  wysiany  przez 
Witolda  do  Czech  z  silnym  oddziałem 
Zygmunt  Korybutowicz  (bratanek  Ja- 
giełły) oblegał  warowny  Karlstein  (Karo- 
lowy-tyn),  dla  zmuszenia  załogi  do  pod- 
dania się,  kazał  wyrzucić  do  wnętrza 
twierdzy  okcJo  2000  garnków  czy  też  ku- 
błów nap^nionych  ścierwem  zdechłych 
zwierząt  i  odchodami  swego  wojska,  że  aż 
oblężonym  od  tego  powietrza — ^jak  twier- 
dzi naiwnie  Długosz  —  zęby  chwiały  się 
lab  wypadały.  Kaj potężniejsze  z  zamków 
krzyżackich  były  Marjenburg  i  Człuchów, 
ale  i  o  Chojnicach  pisze  Długosz  pod  ro- 
kiem 1433,  że  „w  mieście  tern  tak  wielki 
był  dostatek  wszystkich  rzeczy  potrzeb- 
nych do  wytrzymania  oblężenia,  taka 
mnogość  kasz  i  dziaj  do  obrony,  mury  ua- 
koniec  tak  silne  i  wieże  tak  liczne,  ie 
wszelkie  usiłowania  Polaków  oblegających 
spełzły  wówczas  na  niczem*.  Tu  opisuje 
Długosz  szczegółowo,  jak  Polacy  robili 
miny  podziemne,  usiłując  wysadzić  mury 
prochem.  W  r.  146i  Gdańszczanie  w  cza- 
sie wojny  z  Zakonem  przez  26  tygodni  o- 


dbyGoot^le 


ZAMEK. 


Ctąeć  dziedzińca  wewaętizn^o  wzwdIcu  królewekimna  Wawelu. 


Widok  dzisiejszjr  zamku  w  Piórkowej  ^kalc  pod  Krakowem. 


dbyGoof^le 


ZAMKI  I  OKUCIA  KOŚCIELNli. 


485 


biegali  Krzyżaków  w  Pucku.      Panowie 
śląscy,  niemcząc  się  i  naśladując  szlachtę 
niemiecką,   porobili  z  zameczków  swoich 
na  Śląsku  przy  granicach  polskich  gnia- 
zda zbójeckie,  z  których  rozbojami  na  go- 
ścińcach i  łupieżami  stron  wielkopolskich 
i  krakowskich  niepokoili  szlachtę  i  lud 
wiejski  tamtejszy.      Takiemi  gniazdami 
łotrzyków  były  zamki  Gorzów  i  Ciecierzyn, 
które  za  czasów  Władydtawa  Warneńczy- 
ka zostały    przez  szlachtę    wielkopolską 
zdobyte,  spalone  i  zburzone.     Drugą  po- 
dobną wyprawę  opisuje  Długosz  pod  ro- 
kiem 1455,  w  której  bargrabia  wieluński 
przy  pomocy  Ostroroga  wojewody  kali- 
skiego,    Zaręby    starosty     wieluńskiego, 
mieszczan  okolicznych   i  czeladzi  bisku- 
pów gnieźnieńskiego  i  włocławskiego  ści- 
snął oblężeniem  i  zdobył  zamek  w  Kępnie 
w  ziemi  Wieluńskiej,  zagrabiony  podstęp- 
nie przez  słynnego  awanturnika  i  grabież- 
cę śląskiego  Jana  Świeborowskiego.  W 
herbach  dwuch  miast  polskich  znajduje- 
my zamek,  a  mianowicie  w  herbie  Między- 
rzecza zamek  czterobasztowy  i  w  herbie 
miasteczka  Mieszkowa— trzy  basztowy.  W 
archiwum  jeżewskiem  posiadamy  akta  u- 
rzędowe  z  lat  1827  i  1828,  obejmu- 
jące opisy  wszystkich  starych 
zamków  i  ich  rozwalin  w  grani- 
cach  Królestwa    Kongresowego, 
sporządzone  przez  ówczesne  Ko- 
misje wojewódzkie  wskutek    ży- 
czenia cesarza  Mikołaja  I  a  z  roz- 
porządzenia wydanego  do  Komi- 
syi  Rządowej  Spraw  Wewnętrz- 
nych i  Duchownych  przez  W.  K. 
Konstantego  pod  datą  10  lutego 
(29  stycznia)  1827  r.  za  nr.  229.  _ 

Zamki  i  okucia  kościelne.    Już 

pod  wyrazami:  ambona,  kło- 
da, klucze,  kołatka,  kraty,  ku- 
na, kowalstwo  i  skarbiec,  poda- 
liśmy w  encyklopedyi  naszej  bądź  rysun- 
ki, bądź  wiadomości  o  dawnych  wyrobach 
żelaznych.    W  kościele  czerwińskim  da- 


wnego opactwa  odtotografowaliamy  stary 
i  sztuczny  zamek  od  skarbca  kościelnego, 
ale  z  powoda  niezrobienia  kliszy  na  ter- 
min podać  go  tutaj  nie  możemy.  Dołą- 
czamy natomiast  kilkanaście  rysunków  ze- 
branych i  wykonanych  dawniej  przez  ar- 
tystę-malarza  pana  Adrjana  Głębockiego 
(Kłosy,  t.  XXXr,  nr.  793).  Z  pomiędzy 
tych  przedmiotów,  do  najdawniejszych 
zalicza  pan  Głębocki  Kr.  1,  zamek  przy 
drzwiach  zakiystyi  w  Sulejowie,  niegdyś 
opactwie  cystersów,  które  założone  wpra- 
wdzie zostało  w  XII  w.  przez  Kazimierza 
Sprawiedliwego,  drzwi  jednak  z  zamkiem 
do  znacznie  późniejszego  czasu  należą. 
Rysunki  Nr.  2  i  3  przedstawiają  klamkę 
u  drzwi  kościoła  po- dominikańskiego  w 
Warszawie,  wzniesionego  na  początku 
XVII  w.  a  Nr.  4  i  6  zamki  przy  tychże 
drzwiach.  Nr.  6  przedstawia  zamek  w 
drzwiach  zakrystyi  na  Jasnej  Górze  a  Nr. 
7  zawiasy  w  drzwiach  do  kruchty  kościo- 
ła farnego  w  Częstochowie  (fnndacyi  Ka- 
zimierza Jagiellończyka)  charakterystycz- 
ne wzorowaniem  skręconego  powroza. 
Pod  Nr.  8,  9  i  10  widzimy  zamki  i  zawia- 
sy kościoła  i  klasztoru  po-bernardyńśkie- 


ZamcŁ  w  kracie  Iclazncj  u  kaplicy  w  farze  łowickiej. 


go  w  Warszawie,  wyroby  niewątpliwie 
ślusarzy  miejscowych  z  wieka  XVIII. 
Nr.  12a  i  13fl  są  to  zamki  a  Nr.  12i5  i  13^ 
klucze  do  nich  należące  z  klasztoru  po- 
bernardyńskiego  w  Piotrkowie.  Pierwszy 


dbyGoot^le 


486 


ZAMKI  I  OKUCIA  KOŚCIELNE. 


Z  zakrystyi  ozdobiony  wypaklym  rysun- 
kiem niewieściej  postaci,  walczącej  ze 
Ekrzydlatymi  smokami.    Figurki  te— po- 


strakcją  zamku,  nie  nadwerężoną  kilko- 
wiekowem  używaniem.    Dragi  zamek,  o- 

zdobiony  rysunkami  omamentacyJDymi, 


zaiuki  i  okucia  kościelne,  Kebr&nc  w  rysunkach  przez  Adrjaoa  Głębockiego. 


wiada  p.  Głębocki— wykonane  są  z  wielką  [ 
starannością,   a  jak  na  dawne  czasy,  z  u- 
miejętnośeią  niepospolitą  i  z  wyborną  kon- 


strzeże  zaniedbanego  dzisiaj  skarbczyka. 
Wykonanie  obudwuch  odnosi  p.  Głębocki 
do  r.  1633,  około  którego  kościół  ten  wy- 


dbyGoot^le 


ZAMSZ.— 2APONA. 


stawili  trzej  bracia  Starczewscy,  z  których 
jeden  był  prowincjałem  bernardyńskim. 
Zwracaliśmy  ja£  na  innem  miejsca  nwagę, 
że  gdybyśmy  byli  społeczeństwem  praw- 
dziwie kultaralnem,  to  wobec  świetnej 
przeszłości  kanszta  kowalskiego  w  Piotr- 
kowie trybunalskim,  powinien  by)  się  zna- 
leźć ktoś  na  miejsca  do  zebrania  rysun- 
ków wszystkich  ginących  szczątków  tego 
knnsztu  w  tflmtych  stronach.  W  zbiorach 
jeżewskich  posiadamy  kilkanaście  zabyt- 
ków Jselaznych  nie  bez  wartości,  pocho- 
dzących jednak  z  innych  okolic  kraju. 

Zamsz,  dawniej  z  a  m  e  s  2  —  skóra  ba- 
rania lab  kozłowa  na  spodDie,  kaftany 
i  rękawice,  miękko  na  biało  lub  żółtawo 
wyprawiona.  "Wspomina  o  zamszu  instra- 
karz  celny  litewski. 

Zamtuz,  z  a  n  t  n  z— dom  rozpusty  i  nie- 
rządu.  Rej  powiada:  .Karczma  i  zamtuz 
wyniszczyły  mieszek".  Wacł.  Potocki  w 
w  XVII  w.  pisze:  „Po  wszetecznych  zan- 
tuzach  chodzi  i  po  szynkach".  Zabłocki 
zaś  w  XVIII  w.: 

Wiadom  świstak  dobrze  gdiie  Wielopole, 
Gdzie  jaki  zamtuz  na  Krzjirem  Kole. 

Zamtnżnik  —  nierządnik,  rozpust- 
nik, dziewkarz. 

Zankiel,  z  e  n  k  i  e  1  —  zaponka,  agrała, 
brosza  lub  klamra  u  pasa,  Szymonowicz 
pisze:  „Pas  szeroki  z  zanklem  dotym", 
a  Jędrzej  Kochanowski:  „Złotogłową  sza- 
tę złotym  zanklem  spięła".  W  Enc.  Sta- 
rop.  (t.  III,  str.  326)  podaliśmy  rysunek 
pięknego  zankla  od  pasa  rycerskiego  ze 
zbiorów  jeżewskich.  Prócz  tego  zanklem 
albo  zanklem  nazywano  w  Polsce  rośhnę, 
nazywającą  się  po  łacinie  Sanicula,  która 
w  całym  naszym  kraju,  jak  powiada  prof. 
Berdau,  po  lasach  cienistych  dość  pospo- 
licie się  traiia.  Prof.  Hostafiński  w  swoim 
„Słowniku"  polskich  imion  roślinnych 
przytacza  jeszcze  z  -^^ory  lekarskiej" 
Dembosza  dragą  nazwę  zankla:  łysz- 
czak. 


Zapadka  —  klamka  u  drzwi,  także  sa- 
mołówka,  pułapka,  łapaczka  i  kołeczek 
czyli  drewienko  w  pułapkach,  podpierają- 
ce deskę,  po  którego  poruszenia  przez 
zwierzę  deska  upada. 

Zapaska,  zapaśnioa,  iartuoh,  szorc. 
Zimorowicz  w  sielankach  pisze: 
UmiaJ  on  co  rok  wiązać  w  dzień  piątnic  Paraskę, 
Dawszy  jedwabiem  wjazyć  rąbkową  zapaskę. 

Zaplecznik.  Część  tylna  kirysu,  osła- 
niająca plecy.  B.  Gemb. 

Zapona,  zaponka—  rzecz  do  zapię- 
cia ubioru  służąca.  Stryjkowski  w  XVI  w. 
pisze:  „Cesarz  grecki  Bazyli  kazał  oddaó 
Włodzimierzowi  za  upominek  zaponę  wiel- 
ką złotą,  na  której  był  wyryty  sąd  ostate- 
czny". Zaponka  nazywano  klamrę  a  ka- 
pelusza, zapona  znaczyła  także  oponę,  za- 
donę,  kortynę.  W  rejestrze  wyprawy 
książęcej  z  r.  16B0  znajdujemy:  „Zapona 
abo  pióro  rubinowe  od  J.  P.  podskarbie- 
go". Podajemy  tu  rysunki  dwuch  zapon, 
które  posiadamy  w  zbiorach  jeżewskich. 


Zapona  arebnia  od  opończy  szlacheckiej  z  XVII 
lub  XVni  w.  (dlugotó  centymetrów  15). 

Pierwsza  łańcuszkowa  srebrna  służyła  do 
opończy  szlacheckiej  w  XVII  lub  XVIII 


Zapona  od  kapy  kaj^ańskiej  z  w.  XVI. 

wieku.  Druga  srebrna  pozłacana  z  wieka 
XVI  była  u  starożytnej  kapy  kapłańskiej, 
tej  samej,  z  której  posiadamy  także  orła 
podanego  w  Enc.  Siarop.  i.  II,  str.  331. 


dbyGoot^le 


48? 


ZAPUSTY.— ZASIEK. 


Zapusty  —  polska  nazwa  karn&wału. 
Zapasty  tern  sią  różnią  od  mięsopa- 
8 1 ów  ożyli  mięsopaetn,  że  ta  ostat- 
nia nazwa,  pochodząca  od  wyrazów  m  i  ę  - 
sa-opnst  czyli  pożegnanie,  stosuje  się 
tylko  do  ostatnich  kilko  doi  zapustnych 
czyli  ostatków  zapusta  —  zapusty  zaś 
oznaczają  cały  czas  od  Nowego  -  Roku 
i  Trzech  Króli  do  Wielkiego  postu.  O  m  i  ę- 
sopastacłi  ob.  w  Enc.  Starop.  t.  III 
str.  216,  a  obszerniej  w  dziele  wydanem 
przez  Z.  Glogera  „Rok  Polaki  w  życiu,  tra- 
dycyi  i  pieśni'  (Warszawa,  1900  r.,  str. 
101 — 119).  Ł.  Golębiowaki  pisze  o  z  a  - 
pnstach  w  dziele  swojem  ,G-ry  i  zaba- 
wy różnych  etanów",  fltr.  331,332  (War- 
szawa, 1831  r.).  Kitowicz  o  zapustach 
i  kuhgach  za  Angnsta  III  (t.  IV",  str.  41). 
O  babach  cząbrowych  w  Krakowie  wspo- 
mina ZfUuski  w  ^Próbie  pióra'  z  r.  1753 
i  Ign.  Krasicki.  W  tłusty  czwartek  prze- 
kupki krakowskie  c  o  mb  rzyly  po  ryn- 
ku i  nhcach  miasta  (z  niem.  schampern^ 
schempem,  chodzić  w  maskach  zapnst- 
nychinapastowaó  przechodniów).  Tak zw. 
maszkary  zapustne  c^li  karnawałowe 
i  przebieranie  się  w  różne  kostiumy  ju*  od 
czasów  średniowiecznych  w  zachodniej 
Europie  ddo  początek  w  Polsce  zwyczajo- 
wi ludowemu  przebierania  się  w  zapust  za 
żydów,  cyganów,  dziadów,  niedźwiedzi, 
konie,  kozy,  bociany  i  t.  p.  Dni  mięsopust- 
ne  czyli  ostatki  miały  też  nazwę  „dni  sza- 
lonych". Po  wszystkich  gospodach  od- 
bywały się  tańce  i  hulanki.  Dziewki  nie- 
pobrane  zamąż  i  parobcy  niepożenieni  cią- 
gnęli kloc  do  gospody,  gdzie  poty  lano  nań 
wodę,  aż  gospodarz  okupił  się  sutym  po- 
częstunkiem. A  potem  baby  skakały  przez 
ten  pień  „na  len"  a  gospodarze  ^na  owies*^, 
powiadając,  że  jak  wysoko  kto  podskoczy, 
tak  wysoki  będzie  miał  len  lub  owies 
w  tym  roku.  Piszący  to  pamięta,  jak  pe- 
wien profesor,  kupiwszy  sobie  wieś  na 
Podlasia,  zapragnął  przyjrzeć  się  temu 
zwyczajowi  ludowemu,  lecz  zaledwie  uka- 


zi^  się  we  drzwiach  karczmy,  gdy  wesołe 
1  podchnuelone  baby  pochi^ciły  swego 
dziedzica  i  przymusiły  do  skakania  przez 
pień  w  środku  izby,  aż  musi^  się  im  wia- 
drem piwa  wykupić.  Lud  powiada,  że 
we  wtorek  zapustny  stoi  djabeł  za  drzwia- 
mi karczmy  i  spisuje  wychodzących  z  niej 
po  pt^Eocy. 

Zaręczenie,  zwane  inaczej:  rękojmią, 
zaręką,  poręką,  rękojemstwem,  po  łacinie 
fidefussio  aWio/idejussoria  cauUo.  Ważna 
różnica  zachodziła  między  poręczeniem 
a  ewikcją.  Poręczenie  A'^^'''^'^^  było  wów- 
czas, gdy  się  kto  obowią^wał  w  razie 
niewypłacalności  dłużnika  sam  wierzyciela 
zaspokoić.  Ewikcja  mifJa  miejsce  w  sprze- 
dażach, jako  zabezpieczenie  nabywcy,  że 
wejdzie  w  posiadanie  bezsporne  wszyst- 
kiego, co  nabył.  Ewikcję  taką  nazywano 
w  dawnych  wiekach  „waruokiem*,  aten, 
co  warował  czyli  dawał  odpowiedzialność, 
nazywany  był  „warunkarz".  W  Statucie 
Litewskim  fwf>/i7r  nazwany  jest  „zawod- 
oą"  B.  fidefussor  ^Tfjk.oijmet' . 

Zarękawie  —  część  zbroi  żelaznej,  osła* 
nlająca  rękę  od  łokcia  do  rękawicy.  W  u- 
zbrojeniach  mieszczan  lwowskich  z  XVI  w. 
wyszczególoiano;  zarękawi  e  i  szor- 
c  e.  W  Paprockim  z  XVIII  w.  czytamy: 
„Sajdaczni  rzymscy  na  lewej  ręce  zarc- 
kawie  żelazne  nosili".  Zarękawki 
wspominane  są  w  XVII  i  XVIII  w.  jako 
części  ubioru  niewieściego. 

Zasiek,  zasiecz,  zasieka.  W  la- 
sach, gdzie  okopywanie  obozu  wałami 
ziemnymi  było  niemożliwem,  robiono  za- 
sieki czyli  ścinano  wiele  drzew,  które  zwa- 
lone jedne  na  drugie  z  konarami  i  wie- 
rzchołkami tworzyły  rodzaj  warowni  nie- 
dostępnej dla  konnego  rycerstwa.  Łęski 
w  „Miernictwie  wojennem"  powiada:  „Za* 
sieki  są  to  na  krzyż  jedne  na  drugich  uło- 
żone drzewa,  które  ile  możności  wierzchoł- 
ki swe  i  korony  naprzeciw  nieprzyjacielo- 
wi obrócx)ne  mają,  najczęściej  otaczają  si^ 
niemi  lasy  pojedynczo  lub    podwójnie". 


dbyGoot^le 


z  ASŁUiENI.  —  Z  A.STAW. 


489 


Długosz  powiada, ieaby  nie  wypościć  nie- 
przyjaciela idącego  przez  lasy  z  taborami, 
robiono  zasieki.  Tak  Bole^aw  Śmiały,  go- 
niąc Wratyrfawa  Czeskiego  (r.  1062),  któ- 
ry najechał  Polskę,  „kaie  na  okóI  ^w  lesie 
z  drzew  ścię^ch  porobić  zasieki,  żeby 
nieprzyjadel  zamknięty  wycofać  się  nie 
zdołał'.  Po  raz  ostatni  zasieki  robione 
były  a  nas  w  paszozy  Myszeaieckiej  przez 
Kurpiów,  którzy  za  pomocą  nich  przy 
Bwej  odwadze  i  celnem  strzelania  zmusili 
dzielną  armię  szwedzką  Karola  XII  do 
ucieczki  sromotnej  z  borów  między  rz.  Nar- 
wią i  granicą  pruską  płożonych. 

Zasłużeni.  Zakr.  Jana  Olbrachta  r.  1496 
uchwalono  na  sejmie,  ii  zasługi  i  cnoty 
obywatelów  ziemskich  nad  przychodniów 
przekładane  być  mają  (  Vol.  kg.  I,  f.  248). 
"W  r.  15I0uchgralono,  i2za^u2onemu  zna- 
cznie, może  być  dane  dygnitarStwo  albo 
nrząd  ziemski,  choćby  osiadłości  nie  miał 
w  oaej  ziemi,  byle  jej  potem  tylko  w  cią- 
gu pół  roku  nabył.  W  r.  1565  postano- 
wiono, iż  „na  przyszłym  sejmie  ma  być 
sposób  znaleziony,  jakby  ludzie  dobrze  za- 
służeni Rzplitej  zaj^t^  cnotliwych  zasług 
odnosili.  Jakoż  na  sejmie  w  r.  1567  u- 
chwalono,  te  dostojeństwa,  urzędy,  doży- 
wocia na  dobrach  królewskich,  kaduki 
i  niesłużeniem  wojny  dobra  utracone,  ma- 
ją być  zarfużonym  dawane  { Vol.  leg.  II, 
f.  724).  R.  1691  dodano,  że  król  ma  mieć 
na  zasłużonych  baczenie  za  zaleceniem  het- 
mańskiem;  r.  1607  zaś,  że  mianowicie  tym 
ma  dawać  opatrzenie,  którzy  przez  lat  6 
statecznie  służyli.  W  r.  1620  wyszcze- 
gólniono, że  wójtostwa  i  sołtystwa,  które 
nie  są  do  miast  wcielone,  także  jurgielty 
mają  im  być  datcane  w  nagrodę,  a  wkon- 
korencyi  na  tego  ma  być  wzgląd  pierw- 
szy, kto  pod  jedną  chorągwią  statecznie 
i  skromnie  przez  6  lat  służył.  W  VoIu- 
minach  legum  znajdujemy  potem  wiado- 
mości o  nagrodzeniu  zasług:  Wojciecha 
Brezy,  starosty  nowodworskiego,  i  ks.  Au- 


gustyna Bernicza  w  r.  1674;  ks.  Aleksan- 
dra Kotowicza,  biskupa  smoleńskiego,  i  ks. 
Andrzeja  Ossowskiego,  regenta  kancela- 
ryi  WieLKsięstwa  Lit.  w  r.  1676.  Wr.  1677 
Michałowi  Lwowiczowi  rekompensatę  od 
Rzplitej  ^ad  feliciora  łcmpora'^  odłożono. 
W  r.  1699  zadugi  Stanisława  Małachow- 
skiego, wojewody  poznańskiego,  i  relację 
jego  traktatu  z  Porta  Ottom,  pod  Karło- 
wicem  uczynionego,  i  relacje  innych  po- 
riów,  także  do  przyszłego  sejmu  odłożono. 
W  r.  1736  deklarowano  nagrodzić  zasługi 
Marcjana  Ogińskiego,  wojew.  witebskiego 
jemu  i  jego  sukcesorom  oraz  zasługi  Wa- 
cława Rzewuskiego,  pisarza  polnego  kor., 
marszałka  poselskiego. 

Zastaw.  Upowszechnionem  było  w 
Polsce  zastawianie  nieruchomości,  czyli 
oddawanie  do  użytku  (zwłaszcza  łąki  i  po- 
la) za  pieniądze  pożyczone,  a  zwyczaj  ten 
dotąd  praktykuje  się  nader  często  u  ludu. 
Zastaw  nieruchomości  był  u  nas  zwykle 
antychretyczuym,  t,  j.  nadającym  prawo 
pobierania  użytków  z  rzeczy  zastawionej 
bez  obowiązku  rachowania  się  z  nich,  cho- 
ciażby te  znacznie  należne  procenta  prze- 
wyższały. Zastawnikiem  zwid  się 
ten,  co  dawał  pieniądze  na  zastaw.  Oprócz 
zastawu  antychretycznego  znany  był  je- 
szcze .zastaw  na  upad"  czyli  „pod  prze- 
padkiem", zwany  po  lac.  ohligatio  sub 
lapsu,  gdy  umówiono  się,  że  jak  dłużnik 
nie  uiści  długu  na  termin  oznaczony,  to 
zastaw  przepadnie,  stając  się  własnością 
zastawnika.  Potrzeba  było  jednak  pozwaó 
dłużnika  niewyj^atnego  do  sądn,  aby  ten 
wyrokiem  swoim  uznał  upad  czylt  lap- 
su m  i  dobra  przysądził  na  własność  za- 
stawnikowi. O  tym  zastawie  na  upad  ma- 
my przepisy  w  Statucie  Mazowieckim  i  w 
Statucie  Litewskim.  Z  początkiem  pano- 
wania Zygmunta  III  nastał  trzeci  rodzaj 
zastawu,  nie  p<^ączony  ani  z  posiadaniem 
dóbr,  jak  zastaw  antychretyczny,  ani  z  wa- 
runkiem przepadku,  ale  polegający  na  za- 


dbyGoot^le 


400 


ZAUSZNICA.  -  ZAWODCA. 


pisie  czyli  oparcia  pożyczki  na  dobrach 
we  właściwych  aktach  ziemskich  z  za- 
strzeżeniem pierwszeństwa  czyli  lepszosci 
■crdk<K& potioritas  czyli  frioritas.  Byl  to 
pierwszy  przykład  porządnej  hypoteki 
opartej  na  jawności  (/«WiW/f)  i  szczegól- 
ności {spćcialite),  wymagającej  wpisu  w 
aktach  właściwych  dobrom  a  postanowio- 
nej przez  konstytucję  sejmową  z  r.  1588 
( Vol.  leg.  II,  f.  1219). 

Zausznica,  zaus  z  ka,  nausznica — 
ozdoba  zawieszana  n  uszu,  noszona  przez 
niewiasty.     Pod  wyrazami  Enkolpioo 
i  Naszyjnik  podaliśmy  rysunki  ozdób 
srebrnych  noszonych  w  Polsce  w  X  w., 
bo  wykopanych  we  wsi  Kretkach  w  zie- 
mi Dobrzyńskiej   wraz  z  monetami  Lin- 
tolfa,  biskupa    augsburskiego,    zmarłego 
r.  996  i  Adelajdy,  matki  cesarza  Ottona  III, 
zmarłej  r.  997.  Tu  podajemy  jeszcze  (nie- 
co powiększoną)  zausznicę  srebrną  z  tagoż 
samego  wykopaliskaw  Kretkach  idwieza- 
usznice  ze  zbiorów  jeżewskich  znalezione 
ze  szczątkami  wielu  innych  wgarnczkn  wy- 
mulonym  z  piasku    prztiz  wylew   Wisły 
w  pobliża  wsi    Os- 
nicy  pod  Płockiem 
w  r.  1867.    Znale- 
ziona razem  w  tym 
garnczku  monetare- 
gensburska    czyli 
ratysbońska  Henry- 
ka I,  panującego  w 
Bawaryi   od  r.  948 
do  955,  każe  wnosió. 


są  z  e- 

poki     współczesnej 
Zausznica  srebrnn  z  X  .        ^    i-     ■ 

wieku.  z.»leziona  wraz  *  niewątpliwie  no- 
7.  owoczesnpmi  monuta-  szone  były  na  Ma- 
mi n  Kretkiicb  pod  Rv-  -^  .  , 
pinem  na  MazJiwszu.  zowszu  ^  W  X  wieku, 
gdzie  je  do  ziemi 
schowano.  Inny  egzemplarz  zausznicy 
pierwszy  z  dwuch  ostatnich  różniący  się 
jedynie  cokolwiek  wielkością,  posiadamy 
znaleziony  na  Koszubach. 


Zaueznice  Eiebrne  nosiODe  na  Mazowszu  w  Xwicku, 

znalezione  w  okolicy  Płocka  wgamczku  z  monetą 

z    poton;  X  wieku.    (Zbiory  jcteirskie,   wielkość 

naturalna). 

Zawienisc.  Kiedy  żona,  panną  idąc  za 
mąż,  nie  miała  oprawy  czyli  reformy  po- 
sagu, prawo  wyznaczało  jej  pewną  sumę 
z  majątku  męża,  lub  dożywocie  na  pewnej 
części  majątkn,  i  to  się  nazywało  pro  cri- 
nili  a  po  polsku  zawieniec.  Ob,  O- 
prawa. 

Zawierucha  —  nazwa  pewnego  rodza- 
ju czapki  zimowej,  jak  również  tańca  lu- 
dowego na  Podlasiu. 

ZawIJka— nazwa  ludowa  szalu i^ócien- 
nego  białego,  którymwieśniaczki  lubelskie 
nakrywają  w  drodze  głowę  1  ramiona. 

Zawisza.  Dwa  o  Zawiszy  miaJ:  naród 
polski  przysłowia.  Jedno  mniej  upowsze- 
chnione: ,  Jak  Zawisza  podpisze,  to  i  Pa- 
kosz  takoż",  odnosiło  się  to  do  Krzysztofa 
Zawiszy,  wojewody  mińskiego  i  przyjacie- 
la jego  Kazimierza  Pakosza,  starosty  rze- 
czyckiego,  którzy  słynęli  w  XVII  w,  na 
Litwie  ze  swej  przyjaźni  i  jednomyślno- 
ści. Drugie  przysłowie,  znane  w  całej 
Polsce:  „Polegaj  jak  na  Zawiszy",  wzi^o 
początek  od  bohaterskiego  Zawiszy  Czar- 
nego, którego  dzielna  ręka,  gdy  za  kim 
walczył  i  dotrzymanie  rfowa,  gdy  komu 
przyrzekł,  stały  się  przysłowiowe. 

Zawity  termin  ob.  S  ą  d  y. 

Zawodoa  ob.  Z  a  r  ę  c  z  e  n  i  e. 


dbyGoot^le 


ZAWODNIK.— ZBÓR. 


491 


Zawodnik  —  wyścigowiec,  koń  biegają- 
cy do  mety  czyli  do  zawodu,  w  zawody, 
t.  j.  szranki  wyścigowe. 

Zawód,  od  zawieść  czyli  zagrodzić  ~ 
meta  biegu  wyścigowego,  stąd:  iść  lub  bie- 
gać w  zawody,  znaczy  ścigać  się.  Mączyń- 
ski  w  swoim  słownika  z  r.  1564  pisze: 
,  Curriculum,  zawód,  L  j.  miejsce,  gdzie 
zawód  puszczają".  Rej  w  , Zwierzyńcu" 
powiada:  „Koniowi  na  zawodzie,  gdy  mu 
wolno  wędzidła  puszczą,  a  iż  się  wysili,  te- 
dy czasem  ledwie  kłusem  do  kresa  przy- 
bieży".  Glórnicki  w  „Dworzaninie"  pi- 
sze: „zawody  końskie,  wyścigania  na  wo- 
ziecb,  cbodzenia  za  pasy,  turnieje,  goni- 
twy, bitwy  pojedynkiem"  (t.  II,  str.  269). 
W  innem  miejsca  powiada:  „I  u  zawodu 
kto  nie  może  być  pierwszym,  wiele  ma 
przed  trzecim,  gdy  wtórym  przybieży" 
(t.  I,  str.  168). 

Załynek.  Odwieczny  kalt  rolnictwa 
u  tycb  plemion  lechickich,  które  od  mie- 
szkania wśród  pól  przezwane  zostały  p  o- 
lakami,  musiał  dać  oczywiście  początek 
prastarym   obrzędom  i  zwyczajom  rolni- 


Dawnj  zb6r  kalnióeki  w  OaU^zjnie  (pow.  NowognSdski)  z  rysunku 
p.  Bogusława  Kraiizewekiego. 


czym,  których  ślad  pozostał  w  naszych 
dożynkach  (ob.  Enc.  Słarop.  t.  II,  str. 
30).    Rolnicza  kultura  lechicka  ndzielila 


się  z  nad  Wisły  leśnym  litewsko-pruskim 
plemionom  z  nad  Pregli  i  Niemna,  u  któ- 
rych uroczystości  i  obrzędy,  po  skończo- 
nych żniwach  odbywane,  bardzo  długo 
przetrwały.  Zaściełano  stoły  sianem  czy 
zbożem  i  ustawiano  na  ich  końcach  czy  ro- 
gach konwie  piwa.  Kajdan  zabijał  wy^ 
brane  na  ofiarę  i  acztę  zwierzęta  domowe, 
odmawiał  przepisane  modły  i  wolał  wiel- 
kim głosem:  „Tobie,  Bo2e  Ziemiennikn. 
ofiarujemy,  któryś  wszystko  nam  w  obfi- 
tości daj  i  nas  zdrowych  zachował!"  — 
a  ^owa  te  jego  zebrany  lud  głośnym  o- 
kizykiem  powtarzał.  Tak  obchód  ten  opi- 
suje nam  Hartknoch. 

Zbór  w  mowie  staropolskiej  i  u  pisarzy 
dawniejszych  znaczy:  zebranie,  zgroma- 
dzenie, gromadę  ładzi,  „Kościół  albo  zbór 
wiernych  Chrystusowych  ■■.    Pierwszy  ks. 
Wujek  w  końcu  XVI  w.  zacz^  stale  uży- 
wać wyrazu  kościół  w  miejsce  wyrazu 
zbór,  który  też  odtąd  zaczęto  stosować 
głównie  do  zgromadzeń  i  domów  modlitwy 
dysydentów,  W  Kojdanowie  (gub.Mińiika) 
na  końca  zachodniej  strony    miasteczka 
stoi  dawny  zbór  kalwiń- 
ski, obwiedziony    wyso- 
kim   marem,     warowny 
blankami  i  strzelnicami. 
Blanki  i  mur  okólny  roz- 
sypują się  w  gruzy,  wriy 
zniżają  się,  fosy  równają 
się  z  ziemią,  co  tern  żywiej 
przenosi  myśl    naszą   w 
wiek  KYT,  kiedy  wyzna- 
nie helweckie  w  Litwie, 
pomimo  potężnej  opieki 
Kiszków,  Radziwiłłów    i 
innych     możnowładców, 
musiano  uzbrajać  się,  idąc 
na  modlitwę,  aby  gorli- 
wość Jezuitów  i  jezuic- 
kich żaków  szkolnych  nie 
domieszała  ^orzeczeń  i  obelg  do  ich  psal* 
mów.     A  że  siła  materjalna  to  ma  do  sie- 
bie, iż  trudno  jej  nie  nadużyć  —  nie  dziw 


dbyGoot^le 


402 


ZBYSZEK.— ZDUNY. 


więc,  że  kalwini  litewscy  nieraz  z  odpor- 
nego przechodzili  w  stanowisko  zaczepne, 
co  wywoływało  głośne  awantary  w  Wil- 
nie, w  Sluoku  i  t.  d.  Nie  wiemy,  czy  coś 
podobnego  zdarzyło  się  kiedy  w  Kojdano- 
wie,  ale  pojmujemy  ostrożność  pastorów 
kalwi&skich  w  obwarowaniu  swojego  ko- 
ćcioła,  mianowicie  w  w.  XVII,  kiedyjnż  Ra- 
dziwiOowie  nieświescy  powrócili  do  katoli- 
cyzmn,  pociągnąwszy  swjnn  przyMadem 
szlachtę  okoliczną,  a  dziedzice  Kojdano- 
wa  i  obrońcy  protestantyzmu  Radziwiłło- 
wie linii  Birżańskiej:  Krzysztof,  Janusz 
i  Bogusław,  mieszkając  stąd  daleko,  nie 
mogli  od  miejscowych  gwałtów  obronić 
swoich  wspólwierców.  Wypisawszy  po- 
wyższy ustęp  z  „Wędrówek"  Wład.  Syro- 
komli,  dołączamy  ta  widok  dawnego  zbo- 
ru kalwińskiego  w  Ostsszyoie  (pow.  No- 
wogródzki) podług  rysunku  zdjętego  z  na- 
tury i  nadesłanego  nam  przez  p.  Bogusła- 
wa Kraszewskiego  zKuplina. 

Zbyszek,  Zbyszko  — forma  zdrob- 
bniala  imienia  Zbigniew. 

Zdanie  u  sądu.  Eondemnatę  (oh.)  nazy- 
wano popolsku  „zdaniem  u  sądu*.  Prawo 
z  r.  1347  stanowijo,  iż  zdany  u  Sądu  ,m 
inslanti  iśció  się  ma",  a  strona  trzykroć 
wołana,  gdyby  nie  stanęła,  aż  ku  ostat- 
niej godzinie,  kiedy  Sąd  wstawać  ma, 
zdana  być  ma.  W  r.  1505  uchwalono,  że 
zdania  niesprawiedliwe  aresztowane  być 
w  księgach  mają,  że  zdawca  niesprawie- 
dliwy, gdy  jego  zdanie  aresztowane  bę- 
dzie, 3  grzywny  odłożyć  powinien  i  zda- 
nie z  ksiąg  wypisać,  które  jeżeli  areszto- 
wane nie  będzie,  tedy  z  ksiąg  bez  winy 
wypisane  być  może,  a  jeili  kto  kogo  nie- 
winnie zda,  w  przezyskach  tedy  traci  to, 
o  co  pozywał.  Strony  powodowe  aż  na 
końcu  zdawane  być  mają  na  rokach  ziem- 
skich, grodzkich;  inaksze  zdanie  szkodzić 
im  nie  ma.  Statut  Herburta  powiada,  że 
strona  za  niedbalstwem  i  kością  prokura- 
tora (swego  obrońcy)  zdana  skarżyć  się 


nań  i  sprawiedliwości,  jako  na  słudze,  tam- 
że dochodzić  może. 

Zdobycz  wojenna.  W  dziele  hetmana 
Jana  Tarnowskiego  „O  obronie  Koronnej" , 
na  zapytanie:  „Gtdyby  się  bitwa  wygrała, 
jako  bitonki  dzielić  (bitunk,  z  fran- 
cuskiego butin-  zdobycz;  bitankarz  — 
sędzia  dzielący  zdobycze),  znajdujemy  od- 
powiedź: „po  wygranej  bitwie  powinien 
każdy  pod  cnotą,  pod  wiarą  położyć,  czego 
w  bitwie  dostanie,  i  obierają  na  to  bitun- 
karze,  którzy  dzielą  per  ceniurias,  i  żeby 
się  równo  każdemu  dostała,  drugie  rzeczy 
szacnją,  kto  więcej  weimie,  aby  drogim 
s^^acił".  Za  kr.  Jana  Kazimierza  w  1662  r. 
sejm  postanowił,  że  za  jeńców  wojennych 
(, więźniów')  żołnierzom,  którzy  ich  poj- 
mali, nagroda  dawaną  będzie.  Armate  zaś 
większa  i  mniejsza  (wszelka  broń)  do  ca- 
łej Rzplitej,  nie  do  hetmanów  należeć 
winna.  ( Vol.  leg.  IV,  f.  843). 

Zdrowia  (toasty).  Do  tego,  cośmy  po- 
wiedzieli w  tym  przedmiocie  pod  wyra- 
zem toasty,  dodać  tu  jeszcze  winniśmy, 
iż  upowszechniony  w  XVIII  i  XIX  wieku 
zwyczaj  przyklękania  tancerzy,  pijących 
zdrowie  damy,  pochodził  z  wieków  po- 
przednich i  zwyczaju  przyklękania  w  po- 
dobnej chwili  przed  królową.  Oto  np.  w  o- 
pisie  bankietu  wyprawionego  w  Gdańska 
z  okoliczności  wjazdu  Ludwiki  Maryi  do 
Polski  znajdujemy:  ,Ok(do  stołu  wielka 
liczba  szlachty  polskiej,  synów  senator- 
skich, do  których  gdy  kto  pił  zdrowie  kró- 
lowej, zginali  kolano,  nim  je  spdnili.  Kró- 
lowa zaczęła  od  zdrowia  króla,  małżonka 
swego,  pani  Gvebriant  do  księcia  Karola 
piła  zdrowie  francuskiego  monarchy  i  je- 
go matki,  potem  znowu  królowa  zdrowie 
prałatów  i  senatorów, którzy  odpowiedzie- 
li stojąc".  Widocznie  tylko  młodzież  przy- 
klękała. 

Zduny.  Pierwotne  kafle  piecowe  były 
bardzo  zbliżone  kszte^tem  do  czworobocz- 
nych garnków,  z  których,  układając  je 
poziomo  i  wypełniając  gliną,  murowano 


dbyGoot^le 


ZEGAR. 


403 


Ściany  pieców.  Oczywiście  więc  jedni 
i  ci  sami  rzemieślnicy  mnsieli  wyrabi&ć 
pierwotnie  zarówno  garnki  jak  kafle, 
a  stąd  i  nazwa  zdun  przetrwała  wieki, 
służąc  wspólnie  do  dziś  dnia  garncarzom, 
kaflarzom  i  malarzom  pieców  kaflowych, 
choć  dzisiejsze  kafle  w  niczem  nie  przy- 
pominają jxii  garnków  a  mularze  piecowi 
nie  umieją  robić  ani  garnków,  ani  kafli. 
W  liczbie  wsi  i  miasteczek  Królestwa 
Kongresowego  jest  15  dawnych  nomen- 
klatur ntworzonych  z  wyraża  zdnn  a  Jul. 
Kołaczkowski  znalazł  wiadomości  z  daw- 
nych wieków  o  zdunach  lab  cechach  zduń- 
skich w  Płocku,  Stanisławowie  (galicyj- 
skim), Bielska,  Chojnicach,  Czerska,  Kole, 
Lipnicy  murowanej.  Łęczycy,  Łosicach, 
Prasnyszu,  liogoźnie,  'Róismej,  Stanisła- 
wowie mazowieckim,  Brodnicy,  Gdańska 
Osieku,  Płońsku,  Radzyniu,  Solca,  Kie- 
szawie,  Radomyśla  i  Lublinie.  Myli  się 
jednak  p.  Kol.,  sądząc,  ie  byli  to  wszystko 
kaflarze.  Kraj  więcej  potrzebował  garn- 
ków wszelkich  niż  kafli  Na  przedmieściu 
np.  m.  Koła  nad  Wartą,  zwanem  Zdany, 
od  dawnych  czasów  było  siedlisko  zdu- 
nów, wyrabiających  naczynia  gliniano 
i  fajansowe  na  kraj  cały.  Klouowicz 
w  swoim  „Flisie"  wspomina  o  najlepszych 
zdanach  w  Bydgoszczy. 

Zegar  ob.  Godzinnik  (Enc.  Sia- 
rop.  t.  II,  str.  197).  Ta  dodamy  jeszcze, 
że  podług  statatów  cecha  zegarmistrzow- 
skiego poznańskiego  z  r.  1666  towarzysz 
tej  sztuki,  chcący  zostać  mistrzem,  jako 
majstersztyk  masif^  zrobić:  zegar  stołowy 
cały  i  półzegarze  w  sobie  zamykający,  bi- 
jący godziny  i  pokazujący  kwadranse. 
Drugi  zegar  wiszący  wielkości  piUtalarn, 
godziny  wskazujący  i  bijący.  Do  zegar- 
mistrzów owoczesnych  należała  także  me- 
chanika astronomiczna.  Sporo  różnych 
wzmianek  o  zegarach  i  zegarkach  z  prze- 
szłości zebrał  Jul.  Kołaczkowski  w  swem 
dziele  o  „przemyśle  i  sztuce  w  dawnej 
Polsce"  (str.  677  —  688).    Jak  wiadomo, 


pierwsze  zegarki  kieszonkowe  w  ksztalde 
jajek  zaczęto  wyrabiać  w  XV  w.  w  No- 
rymberdze i  Oenewie.  Podług  Wita  Kor- 
czewskiego,  piszącego  w  polowie  XYI 
w.,  czas  mierzono  po  domach  szlacheckich 
w  ówczesnej  Polsce  za  pomocą  klepsydry, 
w  której  przez  mały  otwór  przesypywał 
się  drobny  piasek.^0  zegarkach,  zwanycsh 
pektoralikami  (ob.  Enc.  Siarop.  t.  III,  str. 
834)  od  noszenia  na  piersi,  wspominają 
pisarze  polscy  w  XVII  w.  (Solski,  W.  Po- 
tocki), wogóle  jednak  noszenie  przy  sobie 
kieszonkowego  zegarka  przez  wszystkich 
ludzi  zamożniejszych  datuje  się  u  nas  do- 
piero od  czasów  saskich.  Z  początku 
noszono  je  w  małych  kieszonkach  a  żupa- 
nów  na  prawym  boku,  potem  w  zanadrzu 
kontusza.  Stanisław  August  nosił  zega- 
rek osadzony  w  guzika  na  klapce  u  ręka- 
wa. Podobno  najdawniejsza  wzmianka 
o  zegarze  w  Polsce  znajduje  się  w  kancjo- 
nale po  Klaryskach  z  r.  1418  przechowy- 
wanym w  bibljotece  katedralnej  w  Onież- 
nie,  gdzie  jest  mowa  o  zegarze  na  wieży 
tej  katedry  wskazującym  24  godzin.  War- 
szawa miała  także  w  XV  w.  zegar  na  wie- 
ży, a  w  r.  1512  zrobiono  tu  ugodę  z  Pa- 
włem, zegarmistrzem  z  Przemyśla,  o  wy- 
stawienie nowego  zegara  na  ratusza  Sta- 
rego Miasta  przy  poręczenia  za  Pawłem 
Szymona  i  Jana  Zątkowskich,  ślusarzy 
warszawskid).  W  r.  1579  mamy  już  w  ra- 
chunkach miasta  fundusz  zapisany  na  wy- 
nagrodzenie zegarmistrza,  utrzymującego 
zegar  na  ratuszu.  W  Krakowie  zegar- 
mistrz Tomasz  miał  w  r.  1412  dom  przy 
ul.  Grodzkiej  a  we  Lwowie  w  r.  1414  ze- 
garmistrzem i  płatnerzem  był  Laurenty 
Hellenbasen.  W  Nowym  Sącza  r.  1491 
zegarmistrz  nazywał  się  Jan  Woszczek 
(Morawskiego:  „Sądeczyzna").  (Jabinet 
archeolo^czny  uniwersytetu  krakowskie- 
go posiada  zegar  w  kształcie  wieży,  bron- 
zowy,  złocony  z  orłem  zygmuntowskim 
i  pogonią,  który  według  tradycyi  należeć 
mif^  do  Zygmunta  Augusta.  Zegarmistrz 


dbyGoot^le 


494 


z  E  L  A  N  T. 


nadworny  tego  króla  zwal  się  Janusz.  W 
T.  1595  zegarmistrzem  Zygmunta  III  był 
Piotr  Francuz.  Ka,  Siarczyń^ki  wspomi- 
na, że  w  zbiorach  puławskich  byl  zegarek 
oprawny  w  kryształ,  złożony  własną  ręką 
tego  króla.  Niemcewicz  pisze,  że  Zygmunt 
III  darował  unncjuszowi  Gaetano  zegar 
w  kształcie  świątyni,  w  której  wyrobiona 
była  ze  srebra  procesja,  jaką  papież  od- 
prawia, gdy  wchodzi  do  kościoła  św.  Pio- 


Zegar  z  wieku  XVII,  zDSJdając;  się  w  skarbcu 
na  Jasnej  Gdrze,  wskazujący  oprficz  godzin,  pory 
roku,  miesiące  i  tygodnie,  n^aoki  około  pół  metra. 

tra.  Gdy  zegar  bil,  wszystkie  figurki  po- 
suwały się,  ojca  św.  niesiono  w  krześle, 
odzywały  się  trąby  i  kotły.  Zegar  ten  ro- 
biony był  w  Polsce  a  przez  Włochów  sza- 
cowany na  przeszło  3,000  skudów.  Za  pa- 
nowania Włady^awa  IV  Jan  Sulej,  ze- 
garmistrz warszawski,    zrobił  zegar   na 


wieżę  zamkową  w  Warszawie  i  ustawił  go 
tam  w  r.  1622.  Niemcewicz  widział  w  ko- 
ściele reformatów  warszawskich  sławny 
na  cały  świat  zegar  roboty  ks.  Bonawen- 
tury reformata,  rodem  Wielkopolanina. 
Na  wystawie  z  doby  Sobieskiego  w  Kra- 
kowie r.  1883  znajdował  się  zegar  stołowy, 
bronzowy,  złocony  w  kształcie  wieży  z  ga- 
leryjką i  kopułą,  wyrobu  Jakóba  G-ierke 
w  Wilnie  r.  1621.  W  Wilanowie  na  wie- 
ży znajduje  się  z  czasów  Sobieskiego  ze- 
gar żelazny,  wielki  z  2-ma  dzwonami,  bi- 
jący kwadranse  i  godziny.  W  samym 
pałacu  przechowują  się  dwa  zegary  lu- 
strzane gdańskiej  roboty  z  XVII  w.  W 
Warszawie  znany  był  w  drugiej  połowie 
XVII  w.  zegarmistrz  Andrys  Bolek,  a  ze- 
gar jego  roboty,  znajdujący  się  w  zbiorach 
p.  Matjasa  Bersohna,  opisał  tenże  w  „Prze- 
glądzie bibljogr.  -  archeolog."  z  r.  1881. 
Z  pisma  złożonego  r.  1684  w  gałce  wieży 
ratuszowej  w  Krakowie  a  drukowanego 
w  dziełku  Ambr.  Grabowskiego  .Groby 
królów  polskich",  dowiadujemy  się,  że  ze- 
gar ratuszowy  krakowski  wykonał  około 
r.  I680PawełMieczalw  Gliwicach  za2,900 
zlt.  Ustawy  dla  zegarmistrzów  warszaw- 
skich, ułożone  w  r.  1613,  potwierdzone  zo- 
stały przez  Zygmunta  III.  Ł.  Gołębiow- 
ski w  „Opisaniu  Warszawy"  powiada,  że 
w  r.  1750  istniało  pięciu  zegarmistrzów 
w  Warszawie,  którzy  jeden  cech  stanowili 
razem  z  ślusarzami,  puszkarzami,  iglarza- 
mi  i  płatnerzami,  a  dopiero  w  r.  1751  za- 
wiązali oddzielny  cech  zegarmistrzowski. 
Po  roku  1831  zegarmistrze  polscy  Gost- 
kowski,  Patek,  BandurskiiCzapek,  osiadł- 
szy  w  Genewie,  posunęli  sztukę  zegarmi- 
strzostwa  do  najwyższej  doskonsdośei. 
Bandurski  jest  wynalazcą  nowego  przy- 
rząd u  w  zegarkach,  zwanego  w  y  c  h  w  y  - 
tem.  Rytownik  Markowski  przyozdabiał 
w  Genewie  zegarki  Gostkowskiego  arty- 
stycznie rytymi  w  złocie  obrazkami. 

Zelant  —  gorliwiec,  zagorzalec,  zapa- 
leniec, żwawiec.    W  Monitorze  z  r.  1769 


dbyGoot^le 


ZELMAN. — ZIEMIANIE. 


495 


czytamy:  ,Na  każdej  radzie  pablicznej 
wszystkich  znaleźó  możaa  gorliwych  ze- 
lastów  za  ojczyzny  dobro". 

Zaimail  —  gra  towarzyska  dziecinna, 
dawniej  powszechna,  dziś  ludowi  jeszcze 
w  niektórych  okolicach  znana.  Jedna  z 
osób  zostaje  „panem  Zelmanem",  dmga 
panią  Zelmanową,  inne  ich  synami,  cór- 
kami, wnnczkami,  bratankami  i  t.  p.  Pan 
Zelman  puszcza  się  w  drogę,  to  się  znaczy 
biega  dokoła,  wołając:  „Jedzie,  jedzie  pan 
Zelman!  Jedzie,  jedzie  pan  Zelman!*  Kie- 
dy  biegający  2^man  zawoła:  „Jedzie  pa- 
ni Zelmanowa!"  wówczas  osoba,  nazwana 
panią  Zelmanowa,  zrywa  się  ze  swego 
miejsca,  przyłącza  i  biega  razem.  Po  kolei 
Zelman  przywołuje  całą  rodzinę,  która  za 
nim  podąża,  wołając:  „Jedzie  Zelmanl* 
co  pocieszne  sprawia  dla  dzieci  widowisko, 
a  gra  kończy  się  z  powołaniem  ostatniej 
osoby  do  podróży. 

ZerzBC  —  swat,  rajek,  dziewosłąb,  mów- 
ca weselny.  Mącayńskiw  Równika  z  r.  1564 
pisze;  „Zerzec,  przełożony  kn  opatrzeniu 
wszech  rzeczy  ku  godom,  marszałek  swa- 
dziebny,  który  radzi  na  wesela". 

Zezula  —  kakutka,   kukawka.     Zimo- 
rowicz  w  sielankach  pisze: 
„Zezula  pod  południe  głuszy  głośne  gaje". 

Lud  podlaski  szuka  w  jej  kukaniu 
wróżb  ożenku,  zapytując,  gdy  usłyszy  to 
kukanie: 

,Hej  zieziula,  zieziula  (lub  zezula),  ile 
lat  do  mego  wesela?"  i  tu  Uczą  kukanie. 

Zielone  —  gra  wiosenna  dwuch  osób, 
zuaaa  od  czasów  bardzo  dawnych.  Pisze 
o  niej  Ł.  O-ołębiowski  w  dziełku  swojem 
„G-iy  i  zabawy  różnych  stanów",  str.  85. 
Cały  wiersz  Wesp.  Kochowskiego  p.  n- 
„Zielone"  przytoczyliśmy  w  „Roku  pol- 
skim", str.  216. 

Zielone  świątki.  Ze  wszystkich  liwiąt 
kościelnych  najuroczyściej  obchodzona 
była  w  Polsce  'Wielkanoc,  po  niej  Boże 
Narodzenie,  a  trzecie  miejsce  wśród  uro- 
czystości dorocznych  zajmowano  Zemanie 


Ducha  Świętego  czyli  Zielone  Święta,  do 
których  przyłączono  szczątki  różnych  pra- 
starych lechickich  zwyczajów  i  obrzędów 
wiosennych,  jak  np.  obchodzenie  granic 
„z  królewną",  na  Kujawach  wybieranie 
„króla  pasterzy',  na  Podlasiu  „wołowe 
wesele".  Na  Śląsku  odbywtdy  się  wyści- 
gi konne,  a  pierwszy  młodzian,  któiy  przy- 
był do  oznaczonej  mety,  okrzykiwany  był 
„królem",  ostatni  zaś  Rochwistem.  Zwy- 
czaj ten  przyponunał  legendowe  wyścigi 
o  koronę  polską  za  doby  pierwszych  Pia- 
stów. Odwieczny  wpływ  zwyczajów  rol- 
niczych starej  Lechii  na  uczące  się  rolni- 
ctwa od  Lechitów  plemiona  prusko-litew- 
skie,  pozostawił  w  spadku  podobieństwo 
wielu  zwyczajów  a  pomiędzy  nimi  i  świę- 
to pasterzy,  zwane  po  litewska  od  siódmej 
niedzieli  po  Wielkiejnoey:  Sekmine..  O 
zwyczaju  tym  pisze  Narbntt  w  „Historyi 
narodu  litewskiego"  {t.  I,  str.  303),  Juce- 
wicz  we  „Wspomnieniach  żmujdzi",  a 
naj szczegółowiej  opisał  go  Hści^aw  Ka- 
miński w  „Tygodniku  Ilustrowanym" 
(r.  1864,  t.  IX,  str.  144).  W  temże  piśmie 
z  r.  1862  znajdujemy  „Obchód  Zielonych 
Śwtątek  w  Krakowie"  (t.  V,  str.  226) 
i  „Uroczystość  ze^nia  Ducha  Świętego" 
(t.  V,  str.  233).  Zygm.  Gloger  zebrał  od- 
nośne wiadomości  w  swoim  „Koku  pol- 
skim" (str.  225). 

Ziemianie.  Oziejopis  Jul.  Bartoszewicz 
przypuszcza,  że  wyraz  ziemianie  oznaczał 
w  Polsce  piastowskiej  wszystkich  miesz- 
kańców wiejskich,  bez  względu  na  stany. 
Odpowiadał  mu  stary  łaciński  termin 
terrigena,  jako  przeciwstawienie  do  alie- 
nigena.  Terrigena  jest  to  obywatel  na  zie- 
mi narodowej  zrodzony,  alienigena — obcv 
przychodzień.  W  późniejszych  czasach 
ziemianin  oznaczał  wyłącznie  szlachcica. 
„Szlachta  —  pisze  Lengnich  w  swojem 
Prawie  Poapolitem  —  po  wsiach  swych 
i  dobrach  mieszkają,  skąd  też  ziemia- 
nami, jako  na  ziemiach  swych  urodzeni, 
a  dobra  ich  ziemskiemi  dobrami  się 


dbyGoot^le 


496 


ZIEMIE. 


zowią.  Toż  samo  powiada  Skrzotaski: 
„Stan  rycerski,  t.  j.  szlachta  w  senacie 
nienmieszczona,  nazywają  się  ioaczej  zie- 
mianami a  polowie  ich  ziem  skimi ' .  Skrze- 
tnski  objaśnia  jeszcze,  że  nietylko  dla  te- 
go zowie  się  szlachta  ziemianami,  że  mie- 
szkając po  dobrach  ziemskich,  uprawy  zie- 
mi pilnnjfl,  ale  i  stąd,  „źe  dawniej  Polska 
dzieliła  się  na  ziemie".  Więc  „każdej  zie- 
mi szlachtę  zwano  ziemianami,  przydając 
nazwisko  prowincyi,  np.  ziemianie  kra- 
kowscy, sandomierscy  i  t.  d.  Odpowiednio 
do  formy  wyraża  „ziemianie"  oznaczali 
również  tylko  szlachtę:  Krakowianie,  San- 
domierzanie,Fodla6ianie,Kajawianie  it.d. 
Chłopi  zaś  czyli  lud  zw^  się:  Krakowiaki 
lab  Krakowiacy,  Sandomierzaki,  Podla- 
siaki,  Kujawiacy  i  t.  d.  Jan  Kochanowski 


Skoro  jemu  nie  neczesz:  Mitościwj  panip! 
To  jnŁ  pewna  prz7m6i*k&,  le  głupi  ziemianie. 

Ziemianin,  ziemianka,  jest  to  zawsze 
szlachcic,  szlachcianka.  Stare  przysłowie 
mówi:  ,Co  sobie  ziemianin  nagotaje,  to 
mn  senator  zje".  To  się  znaczy,  że  i  za- 
sobny szlachcic,  gdy  zostanie  senatorem, 
ma  potem  pnstki  w  szkatule.  A  stąd  i  przy- 
słowie: „Co  po  tytule,  kiedy  pustki  w  szka- 
tule". Opali6ski  tę  samą  myśl  wyraził: 
„Co  sobie  Spytek  nagotował,  to  zjadł  pan 
krakowski'.  I  Jan  z  CzarnolesJa  dla  tej- 
że przyczyny  nie  przyjął  kasztelanii  poła- 
nieckiej. Tożsamo  przeciwstawienie  znaj- 
dujemy w  Postylli  Grzegorza  z  Żarnow- 
ca: ,Dziś  jedna  nad  drugą  apstrzeńszy 
ńbiór  raiiió  miłuje,  ziemianka  chce  zrów- 
nać z  kasztelanką,  kasztelanka  z  wojewo- 
dzianką,  wojewodzianka  z  królową".  To 
też  Zbylitowski  powiada: 

Jam  rozomiał,  in  tu  Kama  królowa. 

Bo  ziemianka  takstrojujch  pncbolkóir  nic  chon*a. 

Wacław  Potocki  w  swoim  herbarzu 
wierszowanym  mówi: 


Z  ziemianćir  się  fołaieize  radzą;  nojna  stanic, 
Z  loloierzów  uś  do  roli  macają  nemianie. 

Jeżewski  w  „Ekonomii"  pisze:  „Mie- 
szczanin, co  sobie  ziemię  kupi,  za  ziemia- 
nioa  waży".  W  tJómaczeniach  statutn 
Wiślickiego  Świętoslawa  z  Wojoieszyna 
mamy  wyrażenia:  „Przyjęcie  statutu  od 
ziemian".  W  statucie  Śemowita  III  ma- 
zowieckiego: „  wina,  gdy  ziemianin  zabije 
kmiecia".  W  oryginale  łaci&skim  ziemia- 
nin jest  ««;7fj,  wyraz,  który  zawsze  zna- 
czył szlachcica.  Kto  zassą  wogóle  ci  zie- 
mianie, objaśnia  nam  przywilej  z  r.  1401 
unii  Litwy  z  Koroną,  pierwszy  akt  dobro- 
wolny państw  całych,  za  Władysława  Ja- 
giełły; są  to:  praelati,  principes,  barones, 
nohiles  terrigertae  łerrarum  Liihuaniae 
et  Russiae  (  VoL  leg.  I,  f.  61).  W  Litwie 
nie  było  jeszcze  wówczas  szlachty  w  po- 
jęciu polskiem,  więc  któż  są  ci  lerrigenae'? 
Najwyższa,  najdostojniejsza  reprezenta- 
cja ziemi:  praelati,  principes  et  barones. 
Litwa  koniecznie  musiała  naś1a,dować  ko- 
goś, bo  sama  z  czasów  pogaństwa  nic  swe- 
go nie  miała.  Więc  najprzód  podbiwszy 
Ruś,  wzięła  ięzyk  słowiański  ziem  podbi- 
tych za  język  swego  prawodawstwa,  bo 
łaciny  nie  umiała  a  swego  języka  nie  uzna- 
ła za  wyrobiony  i  narodowy.  Ziemianie 
byli  już  w  Polsce  stanem  rozwiniętym 
społecznie  i  historycznie,  więc  Litwa,  mi- 
mo swej  niezawisłości  narodowej  i  prawo- 
dawczej, przyjęła  Polskę  jako  wzór  do  na- 
śladowania i  w  ciągu  wieku  XV  i  XVI, 
parta  koniecznością  postępu  cywilizacyi 
jako  siłą  wyższą,  bez  żadnego  nacisku  ze 
strony  Polski  wyrobiła  u  siebie  stan  zie- 
miański, nie  różniący  się  prawie  niczem 
od  polskiego.  Cała  zaś  tajemnica  tej 
wszechmocywpływu  polskiego  polegała  na 
tern,  że  nie  był  silą  narzucony,  ale  przy- 
ciągał do  siebie  urokiem  braterstwa,  swo- 
bód i  wyższością  kultory  obyczaju. 

Ziemie  (terrae).     Opole  złożone  z  pew- 
nej liczby  sąsiadujących  z  sobą  osad   rol- 


dbyGoot^le 


;  tó  I  E. 


497 


niczych  stanowiło  pierwotną  gminę  lechic- 
ką,  tak  aamo  jak  n  Słowian  zakarpackich 
rodzaj  małego  powiatu  stanowiła  pierwot- 
nie 2  n  p  a.  Kaida  okolica  z  pewnej  licz- 
by opól  zloiona  miała  swój  gród  warowny 
i  stanowiła  jakby  powiat,  kaaztelanję,  a 
pewna  liczba  takich  powiatów  z  grodami 
czyli  warowniami  utanowda  ziemię.  Naj- 
dalsza starożytność  nasza  —  mówi  Jol. 
BattoBzewicz—  daje  już  świadectwo  o  tych 
ziemiach,  które  stanowiły  waine  ogoiwo 
w  naszym  organizmie  narodowym.  „Zie- 
mia" oznaczała  pewną  przestrzeń,  będącą 
zwykle  siedliskiem  całego  jakiegoś  plemie- 
nia i  mającą  zwykle  niektóre  przynajmniej 
granice  wodne.  Była  to  więc  i  dosłownie 
rzeczy  biorąc  ziemia  pomiędzy  wodami 
rzek.  Ziemia  Cbelmiń^ka  np.  leisła  mię- 
dzy "Wisłą,  Drwęcą  i  Oesą.  Dobrzyńska  roz- 
ciągała się  od  Diwęcy  i  Wisły  po  rzeczkę 
Skrwę.  "WJEka  oblana  była  z  trzech  stron 
Narwią,  Siebrzą  i  Łykiem.  Oczywiście  w 
krajn,  jak  nasz,  lądowym  żadna  ziemia  nie 
mogła  być  otoczona  wodą  dokcJa.  Polanie 
wśród  Lecbitów  stanowili  ziemię  polską, 
jak  Ślązanie  Śląską,  Eajawianie  Kajaw- 
ską,  Pomorzanie  Pomorską,  Mazowszanie 
Mazowiecką,  Łęczycauie  Łęczycką  i  t.  d. 
Te  wszystkie  plemiona  stanowiły  jeden  na- 
ród, jedną  wielką  narodowość  podzieloną 
tylko  na  rodziny  większe  i  mniejsze  krwią 
ściślej  jeszcze  w  tych  małych  odrębno- 
ścisch  zEobą  połączone.  Ziem  tych  czyli 
plemion  okeztałciło  się  historycznie  11— 12. 
Stąd  to  owe  podania  o  12-tn  wojewodach 
rządzących  staią  Lecbją,  boć  w  każdej  zie- 
mi musiał  być  jakiś  jej  wódz  naczelny 
czyli  wojewoda.  Po  dwakroć  podaniana- 
sze  dziejowe  o  [takim  rządzie  zbiorowym 
12-ta  wojewodów  wspominają.  Gallus  opo- 
wiada o  Bolesławie  Chrobrym,  że  miał 
121nTedtów,  J.ahclat  rfx  amicos duode- 
cim  ccnsUiaHos^  z  któiymi  poulale  rozbie- 
rał tajemnice  królestwa  i  władzy".  A  więc 
tych  radców  królewskich  było  wszystkich 
razem  tyla,  ila  niegdyś  wojewodów.  Trzs- 

Encrkloped]!  aUrapolłk*,  łom  IT. 


ci  to  raz  spotykamy  w  naszych  dziejach 
wspomnienie  o  dwunasta.  Jest  w  Gallu 
rozdział  o  tern,  jak  Bolesław  po  ziemiach 
odbywał  podróże  bez  ciężaru  dla  ubogich. 
Te  ziemie  użyte  są  zapewne  w  znaczeniu 
owych  12-ta  ozęśoi  politycznych  państwa 
bolesławowego.  Państwo  Piastów  nie  ma 
długo  stałej  stolicy,  bo  monarchowie  prze-  • 
siadują  w  różnych  ziemiach.  Chrobry 
przyjmuje  cesarza  Ottona  w  Gnieźnie,  Ka- 
zimierz Odnowiciel  najczęściej  przesiadu- 
je w  Krakowie,  Władysław  Herman  i  Bo- 
lesław Krzywousty  w  Płocku.  Władysław 
Łokietek  pisze  się:  Rex  Poloniae,  nec  non 
ierrarum  Cracovme,  Sandomiriae,  Lanct- 
ciae,  Cujaviae,  Siradxtteque  dux.  Mamy 
więc  5  ziem:  Krakowską,  Sandomierską, 
Zjęczycką,  Kujawską  i  Sieradzką.  W  póź- 
niejszych tytułach  królów  polskich  przy- 
bywa ziemia  Pomorska  i  Raska.  Ósma 
ziemia  najważniejsza  jest  właściwa,  praw- 
dziwa Polska,  ojczyzna  Piastów,  dzielnica 
Mieczysława  Starego,  nazwana  Wielkopol- 
ską. Te  8  ziem  składa  Regnum  Poloniae, 
Królestwo  Polskie,  poza  którem  są  jesz- 
cze  udzielne  księstwa  Piastów:  Śląskie 
i  Mazowieckie.  Śląsk  ustąpiony  był  wpraw- 
dzie za  Kazimierza  Wielkiego  Czechom,' 
ale  ciążył  mimo  to  do  Polski,  jako  jej 
część  od  wieków  integralna.  Książęta  pia- 
stowsoy  na  Śląsku  zdradzili  narodowość, 
zniemczywszy,  się  do  poniemczonych  Cze- 
chów skłaniali  się,  lecz  ziemia  była  od 
czasów  przedhistorycznych  rdzennie  pol- 
ską i  od  kilkn  wieków  piastowską.  Była 
to  więc  ziemia  dziewiąta  dawnej  Poliki 
a  dziesiątą  było  Mazowsze.  Instytucja 
sdem  okazuje  się  z  czasem  i  po  księstwach^ 
w  r.  1348  Władysław  jest  księciem  ziemi 
Łęczyckiej  i  Dobrzyńskiej.  W  r.  1363  Zie- 
mowit, książę  czerski,  włada  na  Mazowsza 
ziemiąBawską  i  Gostyńską.  Za  Jagi^ły 
ks.  Władysław  Opolski  był  władcą  ziemi 
Dobrzyńskiej  i  Wieluńskiej  czyli  Rudzkiej. 
Później  województwo  Mazowieckie  dzieli- 
ło się  na  10  ziem:  Warszawską,  Czerską, 


dbyGoot^le 


498 


ZIEMNE  SCHOWANIA.- 


-  ZIEMSTWO. 


Zakroczymską,  CiechaDOwską,  Norską,  I 
Liweką,  Różańską,  Łomżyńską,  Wiską 
i  Wyszogrodzką.  Do  województwa  San- 
domierskiego oależala  ziemia  Stęiycka, 
do  Lubelskiego  Łukowska,  do  Płockiego 
Zawkrzeńska  (za  rz.  Wkr^.  W  woj.  Raw- 
skiem  było  3  ziemie:  Rawska,  Sochaozow- 
ska  i  O-osŁyńska.  Od  doby  piastowskiej 
wszędzie  spotykamy  urzędników  ziem- 
stćich,  sądy  ziemskie,  prawa  ziemskie  i  t.  d. 
Kronikarze  nasi  z  doby  piastowskiej  nazy- 
wają urzędników  zawiadujących  ziemiami: 
Consiliarii,  Cotniies,  Comiłes  sacri  palatii^ 
Praefecti. 

Ziemne  schowania  czylisoły,  spiżar- 
nie. GwagniK  powiada,  że  BifJorosini 
zsypują  nieraz  zboże  wyn^ócone  do  jam 
umyślnie  na  to  wykopanych  w  lesie  i  po- 
wypadanych, słomą  (lub  korą  brzozową), 
2eby  się  niepsiUo.  W  takichże  jamachoho- 
wall  też  połcie  słoniny,  ser,  masło  i  co  naj- 
lepsze szaty,  zwłaszcza  podczas  wojny, 
chroniąc  się  przed  nieprzyjacielem.  Mu- 
si^ to  być  zwyczaj  powszechny  u  wielu 
plemion  dawnej  Polski,  bo  piszący  to  ^y- 
szaj  od  starych  wieśniaków  na  Mazowsza 
taką  samą  tradycję,  że  niegdyd  nietylko 
dla  zabezpieczenia  przed  rabunkiem  w  cza- 
sie wojny  i  pożogą  ale  z  odwiecznego  zwy- 
czaju chowano  owies  wymłócony  i  różne 
zapasy  do  piaszczystych  wądołów,  jak  do- 
tąd chowają  warzywo  na  zimę.  Nawet 
stara  polska  nazwa  spiżarni  i  spichlerza: 
B  ó  ł,  3  o  ł,  musiała  powstaó  od  jamy,  czyli 
dotn  nasypanego  <^yli  nasntego  zbożem. 
Ziemskie  dobra,  bona  ierreslria,  ina- 
czej zwane  dziedziczne  lub  szla- 
checkie, były  nieograniczoną  własno- 
ścią szlachty  z  przywilejami  stanowi  temu 
nużącymi  i  podlegały  juryzdykcyi  sądów 
ziemskich,  czyli,  jak  się  konstytucja  sej- 
mowa z  r.  1631  wyraża  ( Vol.  leg.  III 
i.  666):  „posiadane  przez  osoby,  które  żad  • 
nych  w  personach  swoich  preeminencyl 
nie  zaciągając,  ywn'  (erreslri  toct-^  podle- 
gają, et  per   omnia   gandent    aeęualilaie, 


pariłate  juris  et  paenae  do  obrony  krajo 
obowiązane,  ale  wolne  od  stanowisk  żoł- 
nierskich". 

Złemstwo.  W  dawnej  Polsce— powia- 
da Jnl.  Bartoszewicz — ziemstwo  oznacza- 
ło w  jednym  wyrazie  całą  hierarchję  do- 
stojników i  urzędników  po  wojewódz- 
twach i  powiatach,  zacząwszy  od  podko- 
morzego aż  do  wicerejentów  i  komorni- 
ków. Ziemstwo  oznaczało  więc  wszyst- 
kich dostojników,  tylko  nie  senatorskiego 
stanu.  Kiedyś,  za  czasów  piastowskich, 
gdy  tworzyły  się  te  urzędy  po  dworach 
książąt  udzielnych,  miały  one  swoje  zna- 
czenie w  praktyce  i  oznaczony  zakrea 
czynnoścL  Książęta  dla  samego  rządu 
potrzebowali  pomocników  i  wyręczycieli 
a  w  miarę  jak  rozwijała  się  praca  spsłecz- 
na,  rozmaitych  urzędników  coraz  więcej 
przybywało.  Musiał  być  w  księstwie  przy- 
najmniej jeden  wojewoda,  po  grodach  sie- 
dzieli kasztelanowie  czyli  grododzierżcy, 
do  pisania  przywilejów  i  nadań  trzymał 
książę  pisarza  lub  kilku,  ich  nawet,  potę- 
żniejsi książęta  mieli  kanclerzy  i  podkan- 
clerzych,  dla  skarbnictwa  potrzebował 
książę  skarbnika  thesaurariitm,  dla  pomo- 
cy w  sądzeniu  trzymał  sędziego  dwora, 
judicem  curiae.  01  wszyscy  urzędnicy 
byli  na  dworze,  więc  dworscy,  nadworni, 
curiae.  Ale  byli  też  inni  nrzędnicy  na 
dworze  książęcym,  bez  takich  powinności 
czynnych,  niejako  organa  władzy,  ale  po- 
trzebni księciu,  żaby  przez  nich  majestat 
panującego  wyglądał  poważniej,  okazalej. 
Żaden  książę  nie  mógł  się  obejść  bez  ta- 
kich urzędników  majestatowych.  Poja- 
wili się  więc  na  dworach  Piastów,  na 
wzór  dworów  zagranicznych:  mieozniko- 
wie,  cześnicy,  stolnicy,  koniuszowie,  tow- 
czowie,  marszałkowie  i  criy  szereg  ich  za- 
stępców, pndstolowie,  podczaszowie  i  t.  d. 
Po  złączeniu  sią  księstw  z  Polską,  z  Koro- 
ną, która  się  znów  podnosi  z  Przemysła- 
wem, Łokietkiem,  Kazimierzem  Wielkim, 
nie  ustają  stare  orzęiypo  księstwach.  Ka- 


dbyGoot^le 


ZIEWANNA. — ZIMA, 


ida  dzielnica,  choćby  najdrobniejsza,  cłice 
zachować  pami^  o  Bobie  i  swojej  antoao- 
mii  a  monarchowie  polscy  nic  nie  mają 
przeciw  temu,  owszem  sprzyjają  tej  tra- 
dycyi.  Tak  Władysław  Łokietek  miał  &i 
'6  m^e  księstwa  kujawskie  pod  swoim 
rządem  i  w  kardem  zachowywał  oddziel- 
ną hierarcbję  swoich  orzędników,  łącząc 
je  tylko  jakby  nnją  osobistą.  Gentraliza* 
oyi  nie  przeprowadzano  nawet  na  małą 
skalę,  bo  sprzeciwiały  się  jej  stare  lechic- 
ko-elowiańskie  tradycje.  Tylko  kancle- 
rze i  marszałkowie  nie  mogli  się  otrzymać 
w  patistwie  Eazim.  W.  dla  kaidej  dzielni- 
cy osobni,  bo  natura  tych  urzędów  wymaga- 
ła dla  każdego  jednej  osoby  i  1  zastępcy. 
Za  to  inni  urzędnicy  dawnych  księstw 
i  ziem  atrzymali  się  wszędzie  jako  sędzio- 
wie, pisarze,  notarjusze,  podkomorzowie 
ziemscy.  Dla  reprezentacyi  ziem  utrzy- 
m^  się  i  chorąży,  który  dawniej  nosił 
chorągiew  księstwa  a  potem  ziemską  lub 
wojewódzką.  Na  pogrzebie  Kazimierza 
Wielkiego  występuje  12  chorągwi  od  1 1-u 
ziem  a  12-ta  koronna.  Cześnicy,  podcza- 
szowie,  stolnicy,  podstolowie,  mieozniko- 
wie,  wojscy  i  t.  d.  pozostali  po  ziemiach 
aż  do  końca  Rzplit«j,  jako  2ywa  dawnydi 
czasów  pamiątka.  Wprowadzono  potem 
dla  potrzeby  drugi  komplet  sędziów  w 
województwie  i  innych  urzędników  do 
ziemstwa,  wojewoda  miał  podwojewodze- 
go,  podkomorzy  miał  komorników,  regent 
wice-regenta.  Gdy  ziemia  jaka  podzieli- 
ła się  na  powiaty,  to  zapragn^y  mieć 
własne  ziemstwa.  Tak  było  np.  z  ziemią 
Wiską  na  Mazowszu,  która  była  niegdyś 
dzielnicą  książęcą,  miała  więc  najprzód 
hierarchję  książęcą,  ta  stf^a  się  poŁem 
ziemską,  a  gdy  ziemia  podziehła  się  na  'A 
drobne  powiaty,  pozostał  tylko  jeden 
wspólny  dla  nich  podkomorzy  wiski,  a 
zresztą  każdy  powiat  wyrobił  sobie  od- 
dzielne ziemstwo,  tak  że  nawet  na  niektóre 
urzędy  brakło  niekiedy  piśmiennej  szlach- 
ty.   Litwa  miała  jednak    najliczniejszą 


hierarchję  urzędniczą,  bo  naśladując  w 
Xy  w.  nowe  urzędy  Korony,  zakzymała 
z  prawami  historyczuemi  dawne.  Tak 
więc  Wofyh  iyóby  nie  mógł  bez  kniaziów, 
nawet  w  unii  lubelskiej  warując,  aby 
Bzplita  nie  odbierała  im  tytułów.  Pozo- 
stają ciwnnowie  (najliczniejsi  na  Żmudzi), 
klucznicy,  horodniczowie  i  marszałkowie 
powiatowi.  Oprócz  tego  były  w  Litwie 
inne  urzędy,  które  potworzono  w  XVI  w,, 
jako  to:  okolniczycb,  leśniczych,  obożayoh, 
8trażników,mostowniczychi  budowniczych 
powiatowych,  jakich  w  ziemstwach  Koro- 
ny niema  śladu.  Byli  też  koninszowie 
i  krajozowie.  Ziemstwa  litewskie,  jakby 
chcąc  sobie  to  wynagrodzić,  że  powsttJy 
tak  późno,  bo  dopiero  z  unją  lubelską  w 
r.  1569,  stają  się  za  to  odrazu  nierównie 
liczniejsze  od  koronnych  i  w  obierania 
swoich  dygnitarzy  wojewódz.  mają  szersze 
przywileje  niż  mida  szlachta  w,Koronie,  bo 
np.  niektórych  wojewodów  nie  mają  nomi- 
nowanych przez  kTÓla,|tak  jak  byli  wszyscy 
koronni,  ale  wybieranych  przez  szlachtę. 

ZiewaNna,  Z  i  e  w  ou  j  a  (czeskieŻewtea 
— Ceres).  W  Kromerze  czytamy:  .Chwalili 
Słowacy  Djanę,  nazywając  ją  Ziewonją". 
Stryjkowski  mówi:  .Djanę,  boginię  łowów, 
zwali  Sarmatowie  językiem  swym  Ziewo- 
nją  albo  Dziewanną". — „Chryste,  tyś  Mie- 
szka śleporodzonego  oświecił,  Polskęś  przy- 
wiódł do  chrztu  swego.  Tobie  ustąpił  Grom, 
Ladon,  Marzanna,  Pogwizd,  Ziewanna". 
Zima.  O  zimach  w  Polsce  wczesnych 
i  srogich,  cie[^yoh  lub  bardzo  śnieżnych 
zebr^  historyczne  wiadomości  RzączyA- 
ski  w  swojej  histoiyi  naturalnej  a  powtó- 
rzył je  Jęd,  Moraczewski  w  „Starożytno- 
ściach polskich"  (t.  II,  str.  764).  Z.  Gloger 
w  VIII  tomie  .Pamiętnika  Fizjograficz- 
nego" (Warszawa,  r.  1888)  podfJ  .Wycią- 
gi z  dziejów  polskich  Długosza,  dotyczą- 
ce fizjografii  dawnej  Polski',  Sroga  zi- 
ma w  r.  1364  zmroziła  wiele  drzew  owo- 
cowych w  sadach  polskich.  W  roku  1499 
ogromne  śniegi  w  końcu  listopada  tak  za- 


dbyGoot^le 


ZIMOWNIK.— ZŁOTA  WOLNOŚĆ. 


sypały  kilkadziesiąt  tysięcy  Torków  pn- 
stoszących  okolice  Halicza  i  Sambora,  że 
mszyć  eię  z  miejsca  nie  mogli,  a  zdycha- 
jącym z  glodn  i  dobijanym  koniom  roz- 
pravali  wnętrzności  dla  ogrzania  w  nich 
swoich  cdonkó w  skostniałych.  W  r.  1552 
nie  było  wcale  zimy  i  d.  26  stycznia  zaczę- 
to k(io  (Mańska  orać  pola.  W  r.  1702  w 
lutym  zaczęły  kiełkować  z  ziemi  wiosen- 
ne kwiaty. 

Zlmownilc.  W  organizacyi  wojska  za- 
poroskiego zimownikami  zwano  folwarki, 
badynki,  chatyetepowe,  w  ktłirych  Kozacy, 
nie  wracając  do  knreni,  przez  zimę 
mieszkali,  latem  zaś  oprawiali  ziemię,  ko- 
sili łąki,  paśli  stada  i  łowili  ryby  w  rzecz- 
kach do  tego  lub  owego  zimownika  nale- 
żących. Wszystkich  zimowników  w  ro- 
ku 1765  miało  być  431.  Siczą  zwała 
się  stolica  kozactwa  niżowego,  złożona  z 
kilkudziesięciu  knreni  czyli  wielkich  kur- 
nych (dymnych)  chat  w  rodzaju  ogrom- 
nych szop,  koszar  (mieszczących  w  sobie 
po  kilkuset  Kozaków),  w  których  dokoła 
ścian  były  stoły  i  ławy  a  na  środku  gorza- 
ły ognie  z  dymem  wychodzącym  dziura- 
mi w  dachu.  Koszem  zwano  namiot 
wojłokowy,  przewożony  na  dwuch  kół- 
kach, a  stąd  i  cały  obóz,  łożony  z  kilka- 
set lub  kilka  tysięcy  takich  namiotów,  na- 
zywano także  koszem. 

Zlewak  —  nazwa  polska  cessyi  czyli 
iransfuzyi^  t.  j.  sprzedaży  swego  prawa, 
akcyi,  skargi  czyli  przelania  na  rzecz  oso- 
by drugiej,  co  winno  być  zeznane  przed 
aktami  w  formie,  która  się  znajdnje  u 
Herburta  w  języka  łacińskim.  Nie  mo- 
żna było  tylko  cedować  rzeczy  spornych, 
wątphwych,  niepewnych.  Pani  dożywo- 
tnia nie  mogła  cedować  dożywocia,  ale 
proces  mógł  być  cedowany,  jeżeli  polegał 
na  pewnym  dowodzie,  zapisie. 

Złodziej.  Statut  Kazimierza  Wielkie- 
go orzeka,  iż  złodziej,  który  w  nocy  zbo- 
ża kradnie,  ma  być  pojmany,  a  gdyby  był 
zabity,  przepada.     Jeśli  zaś  konia  ukra- 


dnie, a  kmiecie  nie  chcą  gonić,  sami  go  za- 
płacić będą  musieli.  Gt]y  śpiącemu  co  u- 
kradnie,  za  przysięgą  aktora  karany  być 
ma.  O  złodziejstwo  trzykroć  w  sądzie  prze- 
konany, choćby  szkodę  wrócił,  przecie  in- 
famii podlega  i  żadnego  dostojeństwa  mieć 
nie  mo2e.  O  kradzież  oskarżony  ale  nie 
przekonany,jeśli  mu  sięświadkami  wywieść 
każą  a  w  świadectwie  jedenby  ,mu  ustał', 
stronie  zadosyó  uczyniwszy,  infamii  nie 
podlega.  Człowiek  dobrej  sławy,  o  ^o- 
dziejstwo  posądzony,  przysięgą  odwieść 
eię  (uniewinnić)  może.  W  r.  1443  posta- 
nowiono, ii  Podzieje  i  łupieżcy  oczyszczać 
się  muszątakwielkąliczbą  świadków,  jak- 
by szlachectwa  swego  dowieść  musieli. 
Złodziejów  zaś,  którzy  na  pierwszym,  wtó- 
rym  i  trzecim  roku  nie  chcą  stanąć,  dobra 
do  skarbu  królewskiego  mają  być  brane. 
W  r.  1505  uchwalono,  iż  słudzy  gonić  mu- 
szą złodzieja  za  rozkazaniem  pańskiem, 
inaczej  bezecni  się  stają.  Szlachcic,  o  zło- 
dziejstwo trzykroć  w  regestr  wpisany,  ja- 
ko infamis  imany  być  mo^e.  W  r.  1688 
uchwalono,  iż  Podzieją  ^ugę  rękodajnego 
choćby  szlachcica  wolno  panu  pojmać  i  u- 
więzić,  (Rękodajnymi  nazywano  pokój  o  w- 
CÓw,  którzy  mogli  podawać  rękę  pann,  gdy 
siadał  na  wóz  lub  miejsca  niebezpiecznem). 
Złota  WOlnoiĆ.  Pod  wyrazem  tym  no- 
tujemy najprzód,  że  jest  herb  polski  pod 
powyższą  nazwą,  o  którym  powiada  he- 
raldyk Jul.  Błeszczyński,  że  przedstawia 
„na  tarczy  dwa  węże  splecione  z  sobą  w 
kształcie  ósemki:  pomiędzy  nimi  krzyż. 
Niemasz  w  tym  herbie  ani  hełmu  ani  nad 
nim  ozdób  żadnych'.  O  przysłowiowej 
w  dziejach  polskich  „złotej  wolności"  po- 
wiada Jul.  Bartoszewicz,  że  miała  ona  tyl- 
ko w  dobie  jagiellońskiej  świetną  kartę, 
ale  później  liberum  veło  wyrodzilo  z  niej 
swawolę  i  rozpustę  polityczną  (coś  na- 
kształ  dzisiejszego  parlamentaryzmu  za- 
chodniej Europy),  a  w  rzeczywistości  sta- 
ła się  ona  niewolą,  wśród  której  kilkuna- 
stu czy  kilkudziesięciu  oligarchów  prze- 


dbyGoot^le 


ZŁOTNICTWO. 


wodziło  W  RzpHtej,  a  szlachcie  było  tylko 
wolno  ,nie  pozwalać".  Nie  mając  tu  miej- 
sca na  rozprawę  historyczną  w  tym  przed- 
miocie, ograniczymy  się  jedynie  do  prze- 
sdej  doby  piastowskiej  i  jagiellońskiej. 
Z  pierwszej  przytoczymy  glos  Kiemca  do 
Niemca  o  Polak&cłi  w  XIV  w.  wyrzeczo- 
ny, z  drogiej  wyjątek  z  pism  Stanisława 
Orzechowskiego  z  XVI  w.  Kanclerz  ce- 
sarza niemieckiego  tak  pisze  do  Wielkie- 
go mistrza  Krzyżaków  za  czasów  Kazimie- 
rza Wielkiego:  .Polacy  gardzą  powagą 
cesarską  i  nie  chcą  mieć  cesarza  (niemiec- 
kiego) swoim  rozjemcą.  Należą  oni  do 
tych  barbarzyńskich  narodów,  które  nie 
uznają  majestatu  cesarzów  ani  prawa 
rzymskiego.  Poseł  króla  Kazimierza  u- 
nieważnia  wszystko,  cokolwiek  błogiej  pa- 
mięci cesarz  Fryderyk  i  inni  wyświadczyli 
Zakonowi  naszemu.  Czemże  wasz  cesarz? 
— prawitennędznik-Nam — sąsiad,  a  królo- 
wi naszemu  rówień.  Ghjyimy  przed  nim 
wykładali  prawo  monarchiozne  o  pełności 
władzy  cesarskiej  (rzymskiej),  przypomi- 
nającma  związki  z  cesarstwem  i  wyświad- 
czone Polsce  dobrodziejstwa  przet^ogiej 
pamięci  casarza  Ottona,  odparł  zuchwale: 
Gdzież  Ezym!  W  czyich  jest  ręku?  Wasz 
cesarz  niższym  jest  od  papieża.  Składa 
przed  nim  przysięgę.  Nasz  król  ma  od 
Boga  swoją  koronę  i  miecz  swój,  a  własne 
prawa  i  obyczaj  przodków  przenosi  nad 
wszelkie  prawa  cesarskie.  Przebóg!  — 
kończy  ówczesny  kanclerz  niemiecki — cóż 
dla  nich  świętem!"  (Czacki,  JDzi^a  t.  III, 
str,  112).  Orzechowski  za  czasów  Zyg- 
munta Augusta  w  dziełku  swojem  „Kwtn- 
iunx*  tak  pisze:  „Polak  zawsze  wesołym 
w  królestwie  swem  jest!  Śpiewa,  tańcuje 
swobodnie,  nie  mając  na  sobie  niewolaego 
obowiązku  żadnego,  nie  będąc  nic  królowi, 
panu  swemu  zwierzchnemu,  innego  wi- 
nien, jeno  to:  tytuł  na  pozwie,  dwa  gro- 
sze z  łanu  i  pospolite  ruszenie.  Czwarte- 
go nie  ma  Polak  nio,  coby  jemu  w  króle- 
stwie myśl  dobrą  kaziło". 


Złotnictwo.  Do  dziejów  złotnictwa  w 
Polsce  i  o  wyrobach  riotych,  znajdujących 
się  w  naszym  kraju,  mamy  sporo  wiado- 
mości w  wydanem  przez  Al.  Przezdziec- 
kiego  i  E.  Rastawieckiego  w  Warszawie 
pomnikowem  dziele:  „Wzory  sztuki  śre- 
dniowiecznej w  dawnej  Polsce' .  Nie  mniej- 
szą zasługę  pcdożyli  na  tem  polu  Marjan 
Sokołowski,  Leonard  Lepszy,  Władysław 
Łoziński  i  kilku  badaczów  innych  bądź  w 
pracach  wydanych  oddzielnie,  bądi  w  nie- 
zmiernie cennom  dla  badań  podobnych 
wydawnictwie  Akademii  Um.  p.  t.  „Spra- 
wozdania Komisy!  do  badania  historyi 
sztuki  w  Polsce",  którego  od  r.  1877  do 
1903  wyszło  już  wielkich  tomów  7.  Spo- 
ro notatek  o  złotnictwie  podał  także  Jul. 
Kołaczkowski  w  „Wiadomościach  z  prze- 
mysłu i  sztuki  w  dawnej  Polsce"  str.  688 
—  720.  O  ceunych  pracach  Wł.  Łozińskie- 
go tak  pisze  Al.  Rembowski  (w  Tygodni- 
ku lUustr.  z  r.  1890):  „Nikomu  prawdopo- 
dobnie nie  jest  tajemnicą,  £e  nie  posiada- 
my dotychczas  historyi  miast  naszych, 
Nietylko  hietorja  prawa  municypalnego 
jest  dotychczas  zaniedbaną  i  monografje 
Boepella  oraz  Bndanowa,  stanowią  zale- 
dwie początek  badań;  ale  to  samo  da  się 
powiedzieć  i  o  ekonomiozno-spolecznym 
rozwoju  miast,  o  którym  dotąd  słabe  po- 
siadamy wyobrażenie.  Wprawdzie  dzie- 
ła Sorowieckiego,  Mecherzyńskiego,  Mę- 
drzeckiego,  Sobieszczańskiego,  oraz  sta- 
ranny opis  Starożytnej  Polski  Balińskie- 
go, rozproszyły  dość  ciemnoty  otaczającej 
życie  ubiegłe  naszych  miast,  jednak 
chwila,  wktórej  posiadać  będziemy  łusto- 
rję  miast  polskich  i  mieszczaństwa,  jest 
jeszcze  nie  tak  blizką,  a  poprzedzić  ją  mu- 
si wydawnictwo  wielu  monografii  przygo- 
towawczych. Właśnie  wystąpił  z  pierw- 
szym tomem  pracy  p.  t,  „Lwów  starożyt- 
ny* pisarz  ceniony  w  naszej  literaturze, 
p.  Władysław  Łoziński.  Antor  studjom 
swym,  opartym  ua  archiwach  lwowskich, 
nadał  skromny  tyti:^*  „Kartek  z  historyi 


dbyGoot^le 


502 


ZŁOTNICTWO. 


sztuki  i  obyczajów",  a  pierwszy  tom  po- 
Awięcil  zlotnicttrn  lwowskiemu  w  da- 
WDych  wiekach,  t.  j.wepoce  od  1384 — 
1640  r.  Mimo  tó  wszystko,  znajdajemy 
w  jego  ksiątoe  tyle  cennych  szczegółowi 
odnoszących  się  do  ekonomicznego  rozwo- 
ju nietylko  samego  Lwowa,  że  zwrócenie 
nwagi  na  powyższe  stadjmn  i  przytocze- 
nie z  niego  kilku  faktów  wydaje  mi  się 
zupnie  na  miejscu.  P.  Łoziński  rozpo- 
czyna swą  ksiątkę  od  uiebardzo  pocie- 
szającego wyznania;  ie  po  rękodziełach 
Daszych  artystycznych  w  przeszłości  bar- 
dzo mslo  pozostało  zabytków,  a  z  niedo- 
statkiem zabytków  łączy  się  dotychczas 
tak£e  wielki  niedostatek  pewnych,  ze  żró- 
det  autentycznych  zaczerpniętych  wiado- 
mości. Jednakie  gdy  wyzyskamy  niety- 
kane  dotąd  źródła,  gdy  poszukiwania  ax- 
chiw&lne  dostarczą  autentycznego  mate- 
rjału,  nie  doszukamy  się  wprawdzie  Cel- 
linich,  Caradossów  i  Jamnitzerów,  lecz 
znajdziemy  za  to  bardzo  liczne  i  przeko- 
nywające dowody,  że  złotnictwo  było  mo- 
że najbardziej  rozwiniętą  gałęzią  przemy- 
słu artystycznego,  że  w  Krakowie,  we 
Lwowie,  Lublinie  wychodziły  z  warszta- 
tów złotniczych  roboty,  które  stopniem 
technicznej  doskonałości  i  artystycznem 
poczuciem  formy  dobiegały  tej  granicy, 
u  której  rzemiosło  spływa  się  ze  sztuką. 
Zlotnictwo  ze  wszystkich  rękodzieł  naj- 
bardziej pokrewne  sztuce,  owszem  niekie- 
dy nawet  urastające  w  sztukę,  samym  fak- 
tem istnienia  i  rozwoju  swego  świadczy 
o  cywilizacyi  społeczeństwa,  a  w  historyi 
jego  smaku  niezawodnie  znaczną  odegry- 
wa  rolę.  że  zaś  dotąd  m^o  znamy  zaby- 
tków naszej  rodzimej  sztuki  złotniczej,  nie 
jest  jeszcze  dowodem,  że  ich  nie  przecho- 
wało się  więcej,  i  że  ich  się  nie  znajdnje 
po  naszych  kościołach,  domach  i  zbiorach. 
Odnaleźć  zaś  takie  skryte  zabytki  wtedy 
tylko  będzie  rzeczą  ułatwioną,  jeśli  pozna- 
my historję  tej  sztuki  i  stwierdzimy  do- 
kumentami jej  rozwój  i  stopień  doskona- 


łości, bo  wtedy  dopiero  nabędziemy  pe- 
wności, że  trzeba  szukać  i  warto  szukać, 
lecz  nadto  wiedzieć  będziemy,  jak  sznkaó 
należy.  O  krakowskiun  złotnictwie,  jak 
twierdzi  p.  Łoziński,  wiemy  stosunkowo 
wiele,  choć  nie  wiemy  wszystkiego,  ooby 
wiedzieć  aależato — o  Iwowskiem  z  litera- 
tury niczego  się  dowiedzieć  nie  można. 
Nie  piógl  się  zapewne  Lwów  równać  Kra- 
kowowi, stolicy  królewskiej,  macierzy  o- 
światy,  w  której  nietylko  zestrzelały  się 
promienie  (^wilizacyi  rodzimej,  ale  do 
której  dobiegały  także  blaski  genjuszu 
europejskiego.  Jednakże  i  we  Lwowie 
krystalizowało  się  również  narodowe  ży- 
cie, może  nie  tyle  jednolite  i  harmonijne, 
ale  tem  ciekawsze,  że  cywilizacyjna  misja- 
Lwowa  była  może  trudniejsza  a  niezawo- 
dnie zwycięska.  Wielkiej  sztuki  miejsce- 
wej  Lwów  nie  miał,  tak  jak  jej  nie  TmaX 
i  Kraków,  którego  najwspanialsze  świąty- 
nie powstały  i  ozdobiły  się  w  arcydzieła 
pod  dłonią  mistrzów  cudzoziemskich.  Je- 
dnakże tam  nawet,  gdzie  wielka  sztuka 
nie  miała  nic,  albo  tylko  bardzo  mato,  z 
piętna,  jakie  wyciskać  zwykł  na  niej  ge- 
njasz  rodzimy,  tam  nawet  wyrobił  się  w 
złotnictwie  jeszcze  pewien  styl  miejscowy, 
styl  rodzajowy  własny,  nie  wolny  zape- 
wne od  obcych  form  i  motywów,  ale  tak 
po  swojemu  rozumianych,  tak  po  swoje- 
mu użytych  i  Uómaczonych,  że  stały  się 
prawie  oryginalnymi.  Dwa  nieodzowne 
warunki  rozwoju  złotnictwa,  dobrobyt  i 
zamiłowanie  zbytku,  znajdajemy  we  Lwo- 
wie już  od  najdawniejszych  czasów.  Pa- 
tiycjusze  miasta,  które  posiadając  jus  em- 
porii,  było  pierwszorzędną  w  Europie  sta- 
cją handlową  między  Wschodem  a  Zacho- 
dem, lubowali  się  w  zbytkownych  strojach 
i  sprzętach.  Sprzyjało  również  rozwojo- 
wi lotnictwa  głębokie  uczucie  religijne 
mieszczan,  ofiarujących  niekiedy  bardzo 
kosztowne  sprzęty  ze  złota  i  srebra  do 
świątyń  lwowskich;  sprzyjały  obyczaje 
domowe  i  towarzyskie.     Był  np.  zwyczaj 


dbyGoot^le 


ZŁOTNICTWO. 


503 


we  Lwowie,  ie  każda  panna  młoda  skła- 
dka wieniec  swój  dlnbny  naolt&ńm,  przed 
którym  l%cz;t  ją  z  oblabieńcem  Św.  sakra* 
ment,  a  każdy  wieniec  Bplecion;  był  na 
tak  zwanym  łubku  srebrnym,  który  w 
tym  cela  bywał  misternie  wykonany  i  o- 
zdobiony.  Niema  też  prawie  testamentu, 
niema  inwentarza  spisanego  po  śmierci,  w 
którymby  nie  znajdowało  się  srebro  pstro- 
docięte  i  białe,  i  to  niekiedy  w  ilońci,  któ- 
ra dziwnie  odbija  od  skronmoeci  innych 
wyliczonych  spraętów  domowych.  Zapas 
klejnotów,  sreber  stołowych  i  zbytkowy(di 
przybiera  niekiedy  zdtuniewające  praw- 
dziwie rozmiary.  Inwentarze  pośmiertne 
robią  wrażenie  konsygnacyi  kramów  doU 
niczych.  Ale  samo  mieszczaństwo  lwow- 
skie, jakkolwiek  zamożne  i  skłonne  do 
zbytkn,  nie  dawałoby  dostatecznego  pola 
miejscowemn  złotnictwo.  Fole  to  było 
daleko  obszerniejsze;  obejmowało  całą 
szlachtę  najrozleglejszej  okolicy,  szlachtę 
wielce  bogatą  i  w  wielkopańskiej  świetności 
bardzo  rozmiłowaną.  Złotnicy  lwowscy 
wytrzymywali  dlngo  konknrenoję  ze  złot- 
tnikami  krakowskimi  i  gdańskimi  na  gło- 
śnym jarmarka  ś-tej  Agnieszki  we  Lwo- 
wie, a  towar  ich  panował  na  ^ynnych  jar- 
markach w  Jarosławin  i  Łnckn.  Nie  ko- 
niec wszakże  natemj  pole  zbytu  sięgało 
dalej.  Mamy  wyraźne  wskazówki,  że  złotni- 
cy lwowscy  wyprawiali  się  aż  do  Moskwy  z 
towarem  swoim.  Były  to  zapewne  wy. 
jątkowe  przedsięwzięcia.  Natomiast  Mul- 
tany  i  Wołoszczyzna  stały  im  ciągle  otwo- 
rem, i  tu  lwowskie  wyroby  złotnicze  zy- 
skiwały wielce  zyskowne  pole  odbytu. 
Dla  hospodarów  i  boj  arów  wołoskich  Lwów 
b;ł  tern,  czem  dzisiaj  dla  szlachty  tych 
krajów  jest  Paryż.  Tek  pomyślne  warun- 
ki musiały  wj^ywaó  na  wzrost  i  rozwój 
sztuki  złotniczej  lwowskiej.  W  r.  159& 
było  we  Lwowie  30-u  dotników,  samych 
mistrzów,  co  na  ówczesną  Induośó  tego 
miasta  jest  bardzo  wysoką  cyfrą.  Z  tem 
wszystkiem,  z  zabytków  starożytnego  złot- 


nictwa  lwowskiego  znamy  tyle,  co  nic 
prawie — a  przecież  nie  możemy  się  wstrzy- 
mać, aby  nie  powiedzieć,  że  wyobrażamy 
je  sobie  wcale  oryginalnem,  w  każdym 
razie  nieco  innem  od  krakowskiego  a  już 
całkiem  innem  od  wsptUczesnego  niemiec- 
kiego, jakkolwłek  osiadaU  we  Lwowie 
lotnicy  niemieccy  z  Augsbnrga,  Drezna, 
Norymbergi  i  t.  d.  Kiopodobna,  aby  tak 
oryginalne  stosunki  miejscowe,  daleko  o- 
ryginaloiejsze  może,  niż  gdziekolwiek  in- 
dziej w  kraju,  nie  wycisn^y  na  niem  pe- 
wnego odrębnego  piętna.  Śmielej  już 
możemy  mówić  o  stopniu  technicznej  do- 
skonałości złotników  lwowskich  i  o  ich 
zdolności  wykonania  robót  znacznych. 
Z  warsztatów  ich  wychodziła  zarówno  tak 
zwana  grosseria,  jak  i  minuteria.  W  in- 
wentarzach kramów  złotniczych  spotyka- 
my wzmianki  o  przedmiotach  ze  ^ota 
szmelcowanych;  jest  to  wskazówka,  że 
znano  technikę  szmelcowania,  czyli  ema- 
Ijowania  (smalto).  Dalej,  rznięto  kamie- 
nie, jak  np.  złotnik  Konarzewski,  opra- 
wiano brylanty,  a  inne  drogie  kamienie 
sypano  i  kameryzowano,  odlewano  figur- 
ki okrągło,  inkrustowano  srebrem  i  zło- 
tem stal  i  żelazo,  uprawiano  t.  zw.  techni- 
kę filigranową,  montowano  w  srebro  i  zło- 
to jaja  strusie,  orzechy  kokosowe,  czyli, 
jak  je  podówczas  zwano,  indyjskie,  oraz 
majoliki,  a  tak  zwana  sztuka  trybowania 
i  cyzelowania  t,  j.  wykuwania  dłutkami 
czyli  t.  zw.  puszczynami  ornamentów,  al- 
bo całych  płaskorzeźb  figuralnych,  jedno 
z  najwięks^ch  zadań  złotnika  artysty, 
musiała  kwitnąć  we  Lwowie,  skoro  z  da- 
lekich stron  nawet  udają  się  tu  z  zamó- 
wieniami na  tego  rodzaju  roboty.  Rodzaj 
i  przeznaczenie  przedmiotów  wyrabianych 
we  lwowskich  warsztatach  świadczy  rów- 
nież pochlebnie  o  rozwoju  złotnictwa.  Spo- 
tykamy  wszystko,  co  tylko  wyjść  moto  z 
pod  dłoni  doskonałego  złotnika.  Koszto- 
wne sprzęty  kościelne,  jak  tryptyki,  mon- 
strancje,  kielichy,  trybalarze,   naczynia 


dbyGoot^le 


504 


ZŁOTOGŁÓW. 


Ubytkowe;  dekoracyjne,  jak  wazy,  roztru- 
chany,  puhary,  knsze,  łyżki;  broń  i  przy- 
rządy zbytkowe,  złociste  i  sadzone  kamie- 
niami, jak  szable,  buławy,  rz^y;  biżute- 
rje  i  klejnoty  w  całej  ówczesnej,  bogatej 
swej  rozmaitości,  począwszy  od  wielkich 
łańcuchów,  pasów  męskich,  pasków,  czyli 
t.  zw.  obręczy  kobiecych,  djademów  czyli 
koron,  noszeń,  kanaków,  maueli,  aż  do 
najdrobniejszych  sprzączek,  guzików  itp., 
— wszystko  to  wyrabiano  we  Lwowie. 
Liczba  lotników  lwowskich  wystarczała 
niewątpliwie  już  w  XV  w.  do  ustanowie- 
nia samoistnego  cechu;  dopiero  jednak  w 
roku  1595  przychodzi  do  rozłączenia  się  z 
konwisarzami.  Już  zaś  około  1630  roka 
złotnictwo  lwowskie  upadać  zaczyna.  Co* 
raz  to  cz^ciej  napotyka  się  ślady  znacz- 
nego a  zwycięskiego  nawozu  obcych  wy- 
robów złotniczych  do  Lwowa,  na  jarmar- 
ki w  Łucku,  Jarosławiu,  do  ziem  ruskich 
i  do  Multan.  Złotnicy  lwowscy  przestają 
jn2  liczyć  na  własną  dzielność  i  doskona- 
łość, szukają  ratunku  w  protekcyi  praw 
wyjątkowych,  uciekają  się  wśród  żalów 
i  lamentów  pod  /«j  emporii.  Szlachta 
możniejsza  zaczyna  pierwsza  sprowadzać 
wyroby  lotnicze  z  Niemiec,  głównie  z 
Augsburga  i  Noiymbergi.  Za  przykładem 
szlachty  zaczyna  iść  także  bogate  miesz- 
czaństwo. Srebra  augsburskie,  dawniej 
niemal  nigdy  nie  wymieniane,  zaczynają 
około  1630  r.  pojawiać  się'w  inwentarzach 
mieszczańskich".  Z  wyrobów  złotych,  wy- 
kopanych w  naszym  kraju,  posiadamy  w 
zbiorach  jeżewskich  5  filigranowej  roboty 
gwiazd,  które  niewątpliwie  służyły  do  o- 
zdoby  stroju  niewieściego  w  XVI  lub 
XVII  w.,  ukryte  zaś  były  w  ziemi  podczas 
„potopu  szwedzkiego",  jak  tego  dowodem 
są  razem  znalezione  liczne  monety  polskie, 
ale  tylko  z  lat  poprzedzających  wojnę 
szwedzką  za  Jana  Kazimierza.  W  archi- 
wum naszem  rodzinnem  w  Jeżewie  posia- 
damy dokument  pergaminowy,  mający 
ścisły   związek  ze  lotnictwem    polakiem 


i  dlatego  podaje- 
my tu  podobiznę 
jego  głównej  czę- 
ści z  początkiem 
i  pieczęcią.  Jest 
to  dekret  czyli 
dyplom   wyd  a- 

Gwiazda  złota  filigranowa,  "7  ^  ™^  1*^8 
jaldemi  nabywano  H  troje  przez  Jana  Rze- 
szowskiego, b  i  8- 
kupa  krakowskiego,  Jakóba  z  Dębna,  kasz* 
telana  i  starostę  generalnego  krakowskie- 
go, Zej(reth'a,  burmistrza  krakowskiego, 
oraz  Karniowskiego  i  Jana  Theschnara, 
rajców  krakowsk.,  Janowi  O-logerowi,  sy- 
nowi Mikołaja  Glogera,  aurifabra  czyli 
złotnika  (jubilera  po  dzisiejszemu)  krakow- 
skiego, uznający  Jana,  jako  człowieka  do- 
brej ^awy  i  chwalebnego  a  uczciwego  po- 
stępowania, godnym  dopuszczenia  go  i 
przyjęcia  do  wspólnoty  stowarzyszenia  i 
obcowania  z  mistrzami  sztuki  złotniczej. 
U  dokumentu  wisi  na  rzemyka  pergami- 
nowym w  grzybka  żywicznym  wyciśnię- 
ta na  czerwonym  wosku  pieczęć  biskupa 
krakowskiego  siedzącego  na  tronie,  arty- 
stycznie wyrżnięta  zapewne  również  przez 
jakiegoś  mistrza  sztuki  lotniczej  w  Kra- 
kowie.   (Ob.  str.  605). 

Złotogłów  (altembas).— tkanina  złotoU- 
ta,  lama,  dyma  lub  materja  jedwabna 
przetykana  złotem.  Kej  pisze  w  ^Zwie- 
rzyńcu*:  „Niech  pan  za  oponami  siedzi, 
jako  chce,  nie  będzieli  cnotą  zafarbowa- 
ny, jest  jako  muł  złotohlawem  zakryty,  a 
gdy  z  niego  zdejmą  złotohław,  alić  uszy, 
ogon,  głowa,  wszystko  po  djable".  Rej 
dlatego  pisze  z  ruska  „zlotohław",  że  tka- 
ninę taką  musieli  dostarczać  do  Polski  ze 
Wschodu  kupcy  kijowscy.  Petrycy  prze- 
strzega, że  ,kto  z  przodka  chodzi  w  złoto- 
głowie, na  ostatku  musi  chodzić  w  sier- 
międze". W  kilku  pieśniach  ludu  pol- 
skiego dotąd  wymieniany  J9st„rfotogłów", 
Bogaci  używali  Sulotogłown  na  suknie  u- 
roczyste  dla  kobiet  i  męiczyzn,  pokrycia 


dbyGoot^le 


ZŁOTOLEJ. — ZŁOTy. 


505 


drogisK  fater,    żapaiiy    odświętne,    pasy 
i  czapraki. 

ZłołoieJ,  po  łacinie  aurifaber  —  złotnik, 


Złoty ,y?<7r^n«j',  oznacz&ł  pierwotnie  mo- 
netę złotą.  Zloty  węgierski  (dukat)  zw^ 
się  florenus  kungaricalis.     Za  Kazimierza 


Dekret  diny  w  r.  1478  przez  Jana  Rzeszowa  kiego,  biskupa  krak.  i  Jakóba  z  Dębna,  kasztelana  krakowik., 
JuDOwi  Glogerowi, aurifabrowi  (jabilerom)  krakowskiemu,  na  mistrzootwo  w  Bztuce  złotniczej. 


zlotarz,  mistrz  złotniczy,  po  dzisiejszema 
jubiler. 

Złotolity  —  ze  dota  nlany,  złoty,  ze 
złotogłowu.W.Potockimówi  wArgenidzie: 

„Kaie  robić  nad  morzem  namiot  złotolity''. 


Wielkiego  wartość  dukata  czyli  złotego 
równała  się  14-tu  szerokim  groszom  sre- 
brnym. Odtąd  wszakże  wartość  grosza 
ciągle  spadała,  tak  że  gdy  grosz  stał  eię  w 
XYIII  w.  za  Augusta  III  monetą  miedzia- 


dbyGoot^le 


606 


ZNACZEK. — ZNICZ. 


ną,  dukat  miat  wartość  takich  groszy  60O. 
Przejście  to  wykazują  w  różnych  miej- 
scach yoi.  leg.  I  tak:  za  Jana  Olbrach- 
ta liczono  na  dukat  groszy,  oczywiście 
srebrnych,  30,  czyli  pól  kopy  ( Vol.  leg. 
I,  i.  266).  Za  Aleksandra  groszy  32  ( Vol- 
leg.  I,  f.  306).  Za  Zygmanta  III  w  roku 
1B98  groszy  68  { l^ol.  Ug.  H,  f.  1453),  w 
r.  1611  groszy  70,  a  w  r.  1620  groszy  120, 
czyli  dtotych  srebrnych  4.  Za  Jana  Kazi- 
mierza w  r.  1650  liczono  na  dukat  srebrem 
złotych  6.  Za  Jana  III  w  r.  1679  srebrem 
złotych  12  a  za  Augusta  II  Sasa  dotych 
18.  GWy  za  Jana  Kazimierza  nastały  30-to 
groszówki  czyli  złotówki  srebrne,  dukaty 
bite  ze  złota  zaczęto  nazywać  stale  dla  od- 
różnienia od  tychże:  czerwonymi  złotymi. 

Znaciek.  Kazwadzidy  z  małąkitajko- 
wą  chorągiewką,  używanej  przez  chorąg- 
wie lekkie  jazdy  polskiej.    B.  Gemh. 

Znak  —  to  samo,  co  oddzid  wojska, 
chorągiew.  Znaki  rozróżniano  poważne 
i  lekkie.  Do  pierwszych  zahczano  cho- 
rągwie husarskie  i  pancerne,  do  drugich 
wszystkie  nie  uzbrojone  pancerzami,  tyl- 
ko szablą,  -pistoletami  i  dzidą  z  małą  ki- 
tajkową  chorągiewką.  (Oh.  Znaczek). 
Składała  się  ta  jazda,  tak  jak  husarska 
i  pancerna,  z  „towarzyszów"  i  „poczto- 
wych". Ubiór  towarzysza  był:  kontasz, 
żupan,  pas,  szarawary,  na  głowie  czapka 
z  barankiem  siwym  albo  czarnym.  Broń 
pocztowego:  karabin,  pistolety  i  szabla,  a 
ubiór:  katanka  krótka  do  kolan,  żupan, 
pas,  szarawary,  na  głowie  czapka  z  bara- 
nem czarnym,  dwa  razy  tak  wysokim  jak 
u  towarzysza.     B.  Gemb. 

Znaki  (szyldy).  W  dawnych  czasach, 
gdy  oprócz  duchowieństwa  mało  kto  u- 
miałpisaó  i  czytać,  nie  używano  w  mia- 
stach szyldów  pisanych,  bo  byłyby  nie- 
praktyczne, ale  umieszczano  godła  i  zna- 
ki odpowiednie,  od  których  nieraz  i  domy 
miejskie  otrzymywały  swą  nazwę.  Nad 
garknchnią  pomieszczano  np.  gęś  lub  ko- 
guta, nad  winiarnią  wieniec  z  liści  wino- 


gradu  lub  wyobratenie  grona  winnego, 
nad  szynkiem  miodowym  krzj^ż,  nad  pi- 
wiarnią wiechę  zieloną  niby  z  chmielu, 
ponieważ  przy  wyrobie  piwa  używano  ta- 
kowego. Stąd  były  i  staropolskie  wyra- 
żenia: „z  rana  do  kościoła,  z  południa  do 
wiechy",  „od  wiechy  do  wiechy",  „dobre- 
mu piwu  nie  potrzeba  wiechy',  „sprawie- 
dliwość w  Turozech  jak  pod  wiechą  sprze- 
dają". Firlej,  wojewoda  krakowski,  wy- 
dał r.  1673  przepis,  aby  „na  wino  moraw- 
skie wieniec  słomiany  osobny  według  sta- 
rodawnego zwyczaju"  wywieszano.  Wiąz- 
ka słomy  na  dachu  oznaczała  sprzedaż 
chleba.  Zatknięte  kolo  wozowe  znaczyło 
prawo  do  pobierania  oj^ty  za  naprawia- 
nie grobli,  dróg  i  mostów;  ślosf^z  wywie- 
szek klucz  nad  swemi  drzwiami,  kowal 
podkowę,  szklarz  szybki  w  <^ów  oprawne, 
na  drążku.  Na  domu  kmiecia,  mającego 
córki  na  wydaniu,  czyniono  na  ścianach 
koto  drzwi  i  okien  bitJą  gliną  lub  wapnem 
wielkie  centki,  mające  wyobrażać  kwiaty, 
które  eą  do  wzięcia  w  tym  domn.  „W  nie- 
których okolicach  Litwy,  przy  domu,  z 
którego  można  było  sobie  wywieźć  żonę, 
przezorny  ojciec  zatykał  na  wysokiej  żer- 
dzi koło  wozowe  albo  zawieszał  wieniec. 

Znalezienie.  Rzeczy  znalezione  nale- 
żało oddać  właścicielowi,  gdyby  wszakże 
znalazca  nie  przyznał  się  do  tego,  prawo 
pozwalało  pociągnąć  go  do  przysięgi  { Vol. 
leg.  I,  i.  39).  Bydło  zabłąkane  należało 
w  ciągu  trzech  dni  odesłać  do  obory  urzę- 
dowej, gdzie  właściciel  mógł  je  odebrać 
po  zatraceniu  „ohomego"  i  szkody  { Vol. 
leg.  II,  f.  1220  —  Siat.  UL  rozdz.  XIV, 
art.  25). 

Znicz.  Joachim  Lelewel  („Polska,  dzie- 
je i  rzeczy  jej"  Poznań,  1863  r.  t.  V,  we- 
dług nowego  rozkładu:  X,  str.  482)  sądzi, 
że  niewygasająoy  nigdy  ogień,  w  Polsce 
i  Litwie  pogańskiej  nazywany  Zniczem, 
przez  kapłanów  na  ołtarzu  ofiarnym  u- 
trzymywany,  nie  był  sam  przez  się  czczo- 
ny jako  bóstwo,  ale  jako  obraz  odwiecznej 


dbyGoot^le 


ZOLA.— ZUPY. 


507 


wiedzy  i  siły  łyciodawezej.  Podlag  po- 
dań kronikarskich  palono  go  na  ołtarzn 
w  Romowe,  w  Wilnie  na  robo  przed  bał- 
wanem Perona  i  w  Nowogrodzie  Wielkim 
na  p(Unocy.  Litwa  nie  wzdragała  się  na- 
zywać ogień  mianem  słowiańskiem.  Wy- 
gasający nad  Wilją,  jaśniał  jeszcze  czas 
jakiń  nad  Niewiałą  na  Żmudzi.  Od  r.  1414 
do  atrzymauia  go  zabrakło  Indowi  kapła- 
nów.  W  Jnlinie  pomorskim  u  ujść  Odry, 
gdzie  był  przybytek  uajw3r£szego  boży- 
szcza, pton^  Znicz  w  kotle  ( Wułkana,  ol- 
la  Vulkani  graecus  ignis).  Dłagosz  na- 
zywa kapłana  Znic,  Miecbowita  nazywa 
go  Zinze,  Gwagnin  zaś  i  Stryjkowski  obaj 
Znicz  w  zoaczeoia  .wieczny  ogień".  Prof. 
Ant.  Mierzyński,  uczony  badacz  i  znawca 
starej  litewszczyzny,  zestawiwszy  wszyst- 
kie wzmianki  historyczne  i  warjanty:  Zinc, 
Zyncz,  Zimę,  złożył  słowo  Zinicze,  pocho- 
dzące od  pierwiastka  zin,  znać  i  oznacza- 
jące etymologicznie  miejsce  poznania  (woli 
bogów),  t.  j,  miejsce  wyroczni.  Tutaj  to, 
do  tego  oraculum,  schodzili  się  dawni  Li- 
twini dowiadywać  się  o  woli  bogów,  ale  w 
jaki  sposób  to  czynili,  źródła  hiBtoryczne 
zupełnie  milczą.  Można  się  tylko  domy- 
ślać, ie  kaptan  nazywał  się  wówczas  jak 
dziś  po  litewsku  znachor:  Zinis,  lubo  obe- 
cnie wypiera  go  zi?iinkas,  czarownik.  Ka- 
płan ten  był  stróżem  ognia  wiecznego 
i  dokładał  ciągle  drzewa  dla  jego  podtrzy- 
mania. Naród  niezawodnie  zwracał  się 
do  niego  z  zapytaniami,  tak  jak  dziś  jesz- 
cze zdarza  się  w  środku  Warszawy,  że  lu- 
dzie zabobonni  z  ładu  idą  do  wróżbitów 
lub  wróżbiarek  po  wiadomości  np.  o  rze- 
czach zaginionych.  Prof.  Mierzyński  po- 
wiada, że  ,do  bajek  należy,  żeby  się  palił 
wieczny  ogień  przed  bałwanem  Perkuna 
i  ie  dziwi  go,  iż  podobne  bajki  szerzą  na- 
wet uczeni  akademicy".  Natomiast  po- 
dziela w  zup^ności  twierdzenie  Jana  Kar- 
łowicza, że  Zinc  może  być  Zincz,  a  to 
skrócone  z  Zinczus  i  wita  w  Karłowicza 
prawdziwego  uczonego  na  polu  badań  li- 


tewskich (,Kurjer  Codzienny",  r.  1876, 
nr.  271).  Co  się  tycze  palenia  ogni  na  cześć 
bożyszcz  pogańskich,  nie  przesądzając  by- 
najmniej tej  kwestyi,  ani  stawiając  żad- 
nych wniosków,  zwracamy  tylko  uwagę, 
ii  formy  zewnętrzne  okazania  czoi  bóstwu, 
np.  palenie  lamp  przed  posągami  i  o- 
brazami  w  kościołach  chrześcijańskich,  aą 
to  objawy  ogólno-lndzkie  i  niezależnie  od 
różnic  wiary  mogły  być  naśladowane, 
zwłaszcza  przez  lady  mniej  kulturalne. 

Zoła,  zoł  —  popili  pozostały  zlagu, 
łaiyny,  z  których  łag  ciecze,  stąd  zoltć, 
wyzolić  czyli  w  ługu  wymoczyć,  zaparzyć. 
Zolenie  zowie  się  zaparzanie  ługowe  w 
tiynogu  chust  lab  płótna.  Z  zoł ą  ma 
zapewne  związek  2  u  ł  a  w  a  czyli  iłowata 
nizina  i  soła,  mielizna  rzeczna,  wodą  na- 
suta.     Ob.  Żuława. 

Źrzeb,  wyraz  afcaropolski,  oznaczający 
los,  wyrugowany  z  mowy  polskiej  przez 
ten  ostatni  w  końcu  wieków  średnich  (ob. 
A.  Brucknera  „Cywilizacja  i  język",  str. 
70  i  163). 

Zupy.  Ł,  G-ołębiowfiki  w  dzidku  „Do- 
my i  dwory"  tak  pisze:  Barszcz,  krupnik, 
rosół,  kapuśniak,  prawdziwie  polskie  to 
zupy.  Pierwszy  z  rurą,  mięsem  wt^owem 
i  wieprzowem,  słoninką,  ki^basą,  kurą, 
naturalny  lub  zabielany.  Lubią  Polacy 
kwa^e  potrawy,  ich  krajowi  poniekąd 
właściwe  i  zdrowiu  ich  potrzebne,  w  Li- 
twie z  boćwiny  burakowych  liści,  w  Ko- 
ronie z  buraków  samych.  Grochówka, 
czyli  zupa  z  grochu,  z  grzaneczkami  w 
kostkęidoninką  wędzoną.  Chc^odzieclitew- 
ski  z  boćwiny  czyli  przegotowanej  w  kwa- 
sie, usiekanej,  zaprawny  śmietaną,  szyjki 
w  nim  od  raków,  cielęcina,  kapłon  lub  in- 
dyk w  drobne  pokrajany  zraziki,  ogórki 
surowe,  obrane  i  pocięte  w  kostkę,  jaja  na 
twardo,  wszystko  to  na  zimno,  później 
i  szparag!  ugotowane  i  pocięte  w  drobne 
kawałki  do  tej  w  czasie  upałów  zupy  wy- 
bornej i  sałatę  i  nać  od  cebuli  i  czosnku 
uiywano.    Piwo  śmietaną  i  jajami  zapra- 


dbyGoot^le 


503 


ZWIĄZEK. — ZWIERCIADŁO  TWARDOWSKIEGO. 


wae,  na  ser  i  chleb  pokrajany  nalane,  a  w 
czasach  ściślejszego  postu  z  miodem  i  im- 
bierem.  Gdy  nastała  kachnia  francuska, 
zjawiły  się  dopiero:  bnljony,  zupy  ramia- 
ne,  białe  rosołki  delikatne,  menestra  i  ro- 
sół włoski,  węgierski  i  t.  p.  (Ob.  Ż  u  r). 

Związek  albo  bractwo  jaszczurko- 
we.  Kiedy  Krzyżacy  twardem  jarzmem 
Sffojem  jątrzyli  mieszkańców  dawnych 
Prus  polskich  i  Pomorza,  gwałcąc  prawa, 
które  sami  nadali,  pop^niając  zdzierstwa 
i  zbrodnie,  wtfldy  czterej  możni  rycerze 
pomorscy  z  okolic  Radzyna,  zawiązali 
bractwo  tajemne,  nazwane  .jaszcziirko- 
wem"od  znakn,  wyobrażającego  to  nie- 
winne zwierzątko,  który  nosili  przy  sobie 
dla  poznania  sprzysiężonych.  Związek 
ten  zawarty  w  dzień  św.  Mateusza  da.  21 
września  1397  rozwijał  się  bardzo  wolno 
idopierowl45ir.  ogarnął  wszystką  szlach- 
tę i  mieszczan  ziem  i  miast  pruskich. 
Gdy  na  zanoszone  na  Krzyżaków  skargi 
do  cesarza  niemieckiego  Fryderyka  III, 
tenże  ogłosił  szlachtę  pruską  za  pozbawio- 
ną przywilejów  i  swobód,  oburzeni  taką 
niesprawiedliwością  związkowcy  wysłali 
poselstwo  do  Kazimierza  Jagiellońi^zyka, 
poddając  swój  kraj  Polsce,  co  po  13-lstniej 
wojnie  z  Zakonem  stało  się  faktem  doko- 
nanym. Pierwszymi  założycielami  związ- 
ku byli:  bracia  Mikołaj  i  Jan  z  Ryńska  o- 
raz  bracia  Fryderyk  i  Mikołaj  z  Kitnowa, 
którzy  spisali  mi^zy  sobą  umowę  i  wla- 
snemi  opatrzyli  pieczęciami.  Uczony  Voigt 
oglosiłr.  1823  w  Królewcu  dzieło  „O  ryce- 
rzach jaszczurko  wy  eh",  o  którem  Dzien- 
nik Warszawski  z  r.  1826  podał  dokładne 
sprawozdanie  z  wyjaśnieniem  wielkiego 
znaczenia  dziejowego  związku  jaszczur- 
ki. 

Zwierciadła.  Pod  wyrazem  Szkło 
{Enc.  Siar.  t.  IV,  str.  311)  podaliśmy  wia- 
domość o  cennej  rozprawie  Aleksandra 
Jelskiego  p.  t.  „"Wiadomość  historyczna  o 
fabryce  szkieł  i  zwierciadeł  ozdobnych  w 
Urzeczn    radziwillowskiem  na  Litwie  z 


37  cynkotypami  w  tekście  (Kraków,  1899 
roko).  Tn  dodamy  tylko,  że  pojawiające 
się  w  radziwiłłowskich  rezydencjach  z  wie- 
ku XVIII  zwierciadlane  sale,  t.j.  mające 
ściany  a  niekiedy  i  auEty  wykładane 
zwierciadłami,  jak  np.  w  Bi^ej  radziwil- 
łowskiej  na  Podlasiu,  zaopatrywane  byty 
niewątpliwie  w  szkło  nrzockie.  F.  M.  So- 
bieszczański  w  swojej  „Wycieczce  archeo- 
logicznej po  gub.  Radomskiej"  wspomina 
o  istjiiejącej  niegdyś  fabiyce  zwierciadeł 
w  Bodzentynie. 

Zwierciadło  czarnoks.  Twardowskiego. 

W  zakrystyi  kościoła  węgrowskiego  naPo- 
dlasiu  wisi  zwierciadło  z  metalu  białego, 
z  następnym  napisem  łac.  na  ramach:  Zuj-^- 
rai  ho€  speculo  magicas  TwardoDms  ar- 
ies.  Lusus  at  iste,  Dei  versus  in  ohseqium 


Znierciadlo  Twardowskiej  w  zakiTstyi  w^row- 
ekiej. 

«/".  (Twardowski  pokazy w^  w  tern  zwier- 
ciedle  czarnoksięskie  sztuki.  Ale  te  sztu- 
ki godził  z  czcią  boską).  Zwierciadło 
przedstawione  tu  podłiig  fotografii  p.  M. 
Olszyńskiego  ma  wysokości  cali  22,  sze- 
rokości cali  19;  oprawione  w  czarne  ramy, 
jest  ono  bez  skazy,  rozbite  tylko  od  dołu 
prawdopodobnie  przez  stadeatów  rzuca- 
jących w  nie  jakimś  ciężarem. 


dbyGoot^le 


ZWIERZYNIEC— ZWORNIK. 


509 


Zwierzyniec.  Ody  królowie  i  książęta 
zaczęli  urządzać  sobie  zwierzyńce,  naśla- 
dowali ich  niebawem  magnaci  a  magna- 
tów możniejsza  szlachta.  Słynął  zwie- 
rzyniec radziwiłłowski  pod  Białą,  w  któ- 
rym przeszło  600  danieli  ntrzymywano  a 
były  także  i  oddziały  dla  niedźwiedzi,  wil- 
ków, dzików  i  zajęcy.  Według  Starowol- 
skiego  w  zwierzyńcu  krzepiokim  było 
1600  jeleni  i  wiele  innych  zwierząt.  W 
zwierzyńcu  Zamojskich  niedaleko  Zamo- 
ścia, jak  zapewnia  Rzączyński  w  swojej 
historyi  naturalnej,  jeszcze  na  początku 
XVIII  w.  miały  się  znajdować  dzikie  ko- 
nie polskie.  Wspaniały  ogród  Branickich 
w  Białymstoku  łączył  się  z  rozległym 
zwierzyńcem,  na  który  ogrodzono  kilka- 
naście włók  pięknego  świerkowego  lasn. 
Mucante  opisaje  zwierzyniec  króla  Zyg- 
munta III  o  dwie  mila  od  Warszawy  od- 
legły, w  którym  widział  tory  i  żubry  (ob. 
T  a  r  w  Enc.  Star.  Ł  IV,  str.  387).  Jan 
Ostroróg,  wojewoda  poznański,  waleczny 
rycerz  i  zawołany  gospodarz  z  czasów 
Zygmunta  III  i  Władysława  IV,  pomię- 
dzy wielu  pismami  pozostawił  nam  dość 
obszerne  dziełko  p.  n.  , Zwierzyniec  ko- 
marzeński",  w  którem  wskazuje  prawidła, 
jakie  miejsce  obierali  i  jak  zakładać  zwie- 
rzyniec. Przy  tej  sposobności  nie  może- 
my tu  powstrzymać  się  od  uwagi,  iż  dzie- 
dzic Komarna  ze  wszech  miar  za^nguje 
na  sumienne  o  nim  studjum  i  zbiorowe 
wydanie  jego  pism.  Wł.  Chomętowski  w 
wydawnictwie:  „Bibljoteka  Ordynacyi 
Krasińskich,  Muzeum  Świdzińskiego"  t. 
2-gi,  podał  .Materjały  do  dziejów  rolnic- 
twa w  Polsce  w  XVI  i  XVII  w.",  poprze- 
dzone wiadomością  o  życiu  i  pismach  Ja- 
na Ostroroga,  woj.  pozn.  O  zwierzyńcach 
ob.  w  rozprawie  Ad.  Pawińskiego  o  królu 
Stefanie  Batorym  jako  myśliwym:  „Źró- 
dła dziejowe"  t.  XI,  str.  47.  Mikołaj  Rej 
napisał  „Zwierzyniec  stanów  szlacheckich, 
którzy  natenczas  żywi  byli"*,  Kraków  u 
M.  Wierzbięty,  1562  r.  w  4-c6. 


Zwornik  —  klucz  w  sklepieniu  czyli 
kamień  lub  cegła,  zamykająca  w  punkcie 
najwyższym  środek  sklepienia.  Na  zwor- 
nikach średniowiecznych  był  zwyczaj  wy- 


tj,  przedstawiający  niewątpliwie 
a  Kaiimierza  W. 


Znornik  krakowski,  ^rzadatawiający  prawdopodo- 
bnie Aldonę  Gicdyminównę,  pierwBcą  łonę  Kazi- 


knwania  znaków,  godeł,  herbów  lub  głów 
ludzkich.  Dołączamy  tu  podobizny  z  fo- 
tografii dwnch  zworników  krakowskich 
z  wieku  XIV,  przedstawiających  głowy 
króla  i  kobiety  (prawdopodobnie  królowej). 


dbyGoot^le 


510 


ZWYCZAJE   PRAWNE.  —  ZAK. 


Jest  wszelkie  prawdopodobieństwo,  zewy- 
obrażają  one  Kazimierza  Wielkiegowmło- 
dym  wiekn  i  jego  pierwszą  małżonkę  Al- 
donę O^iedyminównę. 

Zwyczaje  prawne  ob.  prawa  zwy- 
czajowe (Ene.  Starop.  t.rV,  etr.  114). 

Zygmunt,  dzwon  największy  w  dawnej 
Polsce,  przez  kr.  Zygmunta  I  w  r.  1520 
dla  katedry  krakowskiej  fundowany,  tylko 
w  uroczyste  święta  do  dzwonienia  siożący- 


Ob.Ludwi8arnia  {Ene.Siarop.\..\n., 
str.  151).  Ta  wielkość  dzwona  i  rzadkie 
Jego  używanie  daiy  początek  dwom  przy- 
słowiom: 1)  „Gdy  zadzwonią  w.Zygmunta 
na  Boże  Narodzenie,  to  słychać  aż  do 
Wielkiejnocy" .  Wielkanoc  —  wieś  odle- 
gła o  3  mile  od  Krakowa.  2)  W  Zygmun- 
ta dzwonią"  oznacza  niezwykłą  uroczy- 
stość". 


Z  dsiela   ,HiBt<trj&  o   Szkandeobergu',  nydiuiego  r. 


9  w  Briefciu  -  lit. 


Żabiniec  —  jakiś  kamień,  który  noszo- 
no jako  amulet  przeciw  dym  skntkom  tru- 
cizny {Ł.  Gołęb.  „Ubiory  w  Polszczę", 
str.  68).  Żabie&cem  lud  zowie  bagno  p^- 
ne  skrzeczących  żab. 

2ak  —  student  aczący  się  w  szkołach 
lub  uniwersytecie,  żaczek — poczyna- 
jący się  uczyć.  Tych  ostatnich  nazywano 
także  gregorjankami  dla  tego,  że  oj- 
cowie nasi  w  dzień  Św.  Grzegorza  dzieci  do 
szkół  oddawali  {ob.  Gregorjanek  w  Enc. 
Staropol.  t.II,  str.  211).  Ł.  O-órnicki,  chcąc 
pochwalić  kogoś  wyraża  się:  ,Byl  żakiem 
uczonym,  umiejącym  pisać  i  dworzaninem 
dobrym".  Seb.  Petrycy  pisze:  „Kto  ża- 
kie'm  w  szkole  nieposłasznym,  potem  w 
Kzplitej  mieszczaninem  zuchwałym".  U 
Rysióskiego  znajdujemy  przysłowie:  ,Nie 
z  każdego  żaka  bywa  ksiądz".  Wśród  mło- 


dzieży garnącej  się  do  szkół  była  najwięk- 
sza liczba  żaków  tak  ubogich,  że  tylko  mi- 
łosierdzie ludzkie  ich  żywiło.  Chodzili 
więc  po  domach  możniejszych  mieszczan, 
kupców,  rzemieślników,  duchownych  i  pa- 
nów przebywających  w  mieście,  śpiewając 
pieśni  i  otrzymując  obiady  i  jałmużnę.  W 
rachunkach  królewicza  Zygmunta  I  znaj- 
dujemy datki  dawane  rano,  w  południe 
i  wieczorem  różnym  żakom,  którzy  przy- 
chodzili rozkwilać  serce  królewicza  swym 
śpiewem.  Raz  jest  wzmianka,  że  śpiewali 
Te  Deum  laudamus.  W  dziele  wydanem 
przez  Z.  Glogera  p.  t.  „Rok  polski  w  ży- 
ciu, tradycyi  i  pieśni"  podana  jest  kolęda 
noworoczna  {str,  73),  śpiewana  przez  ża- 
ków, obchodzących  domy  z  powinszowa- 
niem Nowego  Roku,  zaczynająca  się  od 
zwrotki: 


dbyGoot^le 


ZAJC.  —  ŻAŁOBA. 


Mości  gospodarzu,  domoiry  ezaf&rsu, 
Nie  bądź  Uk  oapalj,  kai  nam  dać  gorzały 
Dobrej  z  slembika  i  do  niej  piernika. 
Hej  kolęda,  kolęda!  i  t.  d. 

Żak,  Z  a  k  —  rodzaj  wiccierza  rybac' 
kiego  w  kształcie  małego  niewoda  z  dwo- 
ma skrzydłami  i  matnią  rozpiętą  na  kilku 
mniejszych  i  większyoh  obręozack,  zasta- 
wianego jako  samolówka.  Nazwę  iaka 
znajdajemy  Jul  w  dokamencie  Matjasza 
biskupa  kajawskiego,  nadającego  swobo- 
dy pewnemn  młynarzowi  z  r.  1355.  W  pra- 
wie bartnem  starostwa  łomżyńskiego  z 
z  r.  1616  czytamy:  .Gdyby  bartnik  bart- 
nikowi na  jego  zasŁawiEika  żak  albo  kilka 
żaków  wziął,  za  każdy  powinien  zapłacić 
po  kilka  groszy*.  Uiejsca  dobre  do  za- 
stawiania lud  nadnarwiański  zowie  także 
„zaj  miskami".  Żakiem  zwano  również 
.  „plundranek",  t  j.  rabunek,  plądrowanie. 

2ale  lub  ż  a  I  n  i  k  i  —  starożytna  w  ję- 
zyku polskim  nazwa  grzebalnika,  „Cmen- 
tarz" jest  tylko  spolszczeniem  wyrazu  ła- 
cińskiego coemetorium  i  greckiego  koime- 
ierion.  Po  wprowadzenia  do  Polski  wiary 
chrześcijańskiej  grzebano  wszędzie  ciata 
wiernych  przy  kościołach  i  wó  wczas  wszedł 
w  użycie  wyraz  „cmentarz'  na  oznaczenie 
grzebalników  chrześcijańskich,  otaczają- 
cych kościoły.  Ponieważ  miejsca  takie 
sąpoświęcane,wi^  nazywano  je  „poświąt- 
nemi",  zatem  wyraz  .cmentarz"  stosował 
się  tylko  do  mogilników  poświęconych, 
chrześcijańskich,  a  dawniejsze  pogańskie 
zatrzymtUy  jako  miejsca  nazwę:  2  a  1  ó  w, 
ż  a  1  k  ó  w.  Początek  tej  pierwotnej  nazwy 
jest  jasny,  bod  grób  jest  miejscem  2alu 
dla  rodziny  i  przyjaciół,  a  zatem  groby 
w  liczbie  mnogiej  są  to  2ale.  Nazwa  ta  na- 
wet świadczy  o  silnym  rozwoju  nczucia 
miłości  rodzinnej  a  naszych  praojców 
i  przypomina  powszechny  dotąd  u  ludu 
polskiego  zwyczaj  głośnego  lamentowa- 
nia najbliższej  rodziny  na  pogrzebach. 
Najwięcej  miejscowości,  nazywanych  przez 
lad  „żalami",  znajduje  się  na  Młzow^za, 


Kujawach  i  Podlasiu.  Prawie  wszystkie 
przedstawiają  ślady  przedwiekowych  gro- 
bowisk  i  obfitują  nieraz  w  obstawiane  ka- 
mieniami urny  z  popiołami  i  różne  zabyt- 
ki z  odległych  epok.  Lad  jednak  zatra- 
cił już  świadomość,  że  to  były  cmentarze 
i  nazwę  bezwiednie  zachowaŁ  W  ency- 
klopedjach  polskich  pomieszczane  są  ba- 
łamutnie objaśnienia  o  żalach  i  okopach 
szwedzkich,  między  którymi  ta  chyba  za- 
chodzi łączność,  że  przy  niektórych  pra- 
starych grodziskach,  zwanych  dziś  błęd- 
nie szwedzkiemi,  znajdują  się  żale,  które 
były  grzebalnikami  z  ich  doby.  Są  i  wsie 
z  nazwą  Żale:  jedna  wŁęczyckiem,  dra- 
ga w  Płockiem.  "Wincenty  Pol  napisfj 
wiersz  p.t.  .Żale",  zaczynający  się  od  słów: 

Już  to  ubiegło  gdzieś  lat  tjsiąc  blizko, 
A  jeszcze  firiadczf  pt^ńskie  ializko  i  t.  d. 

Eocyklopedja  28tomowa  Orgelbran- 
dów pod  wyrazem  Żale  umieściła  nie- 
gdyś nader  bałamutny  artykał,  mieszający 
rzeczy,  nie  pozostające  z  sobą  w  żadnym 
związka,  a  mianowicie  żale  z  wałami 
grodów  doby  piastowskiej,  które  lud  nie- 
oświecony  zowie  dziś  błędnie  ^szwedzki- 
mi  okopami". 

Żałoba.  Po  śmierci  męża,  wdowa  po- 
winna była  odbyć  żE^obę,  a  nie  mogła  wy- 
chodzić zamąż  przed  upływem  6  miesięcy, 
inaczej  traciła  wiano  {Siał.  Lii.  rozd.  V, 
art.  12).  Podług  prawa  koronnego  prze- 
pisana była  żałoba,  ale  bez  oznaczenia 
czasu.  Po  stracie  osób  cenionych  wstrzy- 
mywano się  od  zabaw,  przywdziewano  ko- 
lory ciemne.  Im  głębiej  zapuszczamy  się 
w  przes^ość,  tern  dłuższą  i  surowszą  po- 
strzegamy żałobę  po  blizhich  krewnych 
lub  panujących.  Mieczysław  I  po  Dą- 
brówce chodził  w  żłobie  przez  lat  6  (Na- 
ruszewicz t.  I,  str.  55).  Po  zgonie  Bole- 
sława Ctirobrego  .Niewiasty  i  dziewice  — 
powiada  Długosz  —  zaniechamy  wszelkich 
strojów  i  porzuciły  zwykłe  ozdoby"  — 
.wszyscy  jakby  z  nakazu  dłużej  niż  rok 


dbyGoot^le 


zachowywali  żałobę".  M.  Bielski  dodaje, 
te  biesiad  ani  tańców  przez  cały  rok  wów- 
czas  nie  było,  że  ani  grania  ani  muzyki 
nikt  nie  słyszał,  ani  wieńcón  na  pannach 
nie  ujrzał.  Żałoba  po  królowej  bywała 
każdemu  dowolna.  Po  lubionej  nawet 
na  weBelach  nie  grała  muzyka,  naratuszn 
krakowskim  ściany  i  etoly  w  izbach  rad- 
nych czarnym  były  pokryte  suknem.  Po 
GłranowBkiej,  trzeciej  żonie  "Władysława 
Jagiełły,  nikt  nie  chodził  w  żałobie,  jeno 
król  sam.  Suknie  żałobne  były  czarne 
z  długimi  kołnierzami  i  dłaginii  rękawami, 
meraz  zbmkane.  Po  otrzymaniu  wiado- 
mości o  śmierci  kr.  Olbrachta,  brat  jego 
królewicz  Zygmunt  (I)  zaraz  posłał  40  du- 
katów do  klasztorów  na  trycezymy,  po- 
czem  wzięto  się  do  sprawiania  „żałoby" 
sobie  i  dworowi  królewicza.  Ogołocono 
ściany  komnat  z  opon  różnobarwnych 
i  zasłonięto  je  czarnem  suknem,  łoże  po- 
kryto czarnym  atłasem,  zamówiono  czar- 
ne jedwabne  poszewki  na  poduszki.  Po- 
wsze  nawet  u  kordą,  z  którym  królewicz 
się  nie  rozstawał,  kazano  poczernić  za 
2  denary.  Wszystko  pokryto  kirem:  ko- 
nie, rydwany,  uprząż,  służbę,  dworzan. 
Nawet  rzemienie  u  siodeł  poczerniono, 
sprawiono  uzdy  i  nżdzienice  dla  wszyst- 
kich koni  .kolebczanych"  i  .inochodni- 
ków"  z  czarnej  skóry  a  kolebki  i  rydwany 
pokryto  żałobnemi  poponami.  Kupiono  10 
postawów  grubszego  sukna  czarnego,  że- 
by ubraó  w  czarną  barwę  stajennych, 
stangretów,  kotczyeh,  giermków  i  dwo- 
rzan. Królewiczowi  3  czapki  kazano  za- 
barwić, uszyto  2  nowe  koszule  żałobne,  do 
innych  dodano  czarne  tkanki,  przygoto- 
wano żałobną  długą  szatę  dzianą,  do  niej 
czarne  pasy  ze  srebmem  .zakowaniem". 
Zrobiono  także  „jeździecką"  hazukę  pod- 
bitą sobolami,  czarne  atłasowy  kabat  su- 
knem podszyty,  1  królewicz  z  całym  dwo- 
rem wnet  ukazał  się  w  grubej  żałobie  (A. 
Fawińskiego:  „Młode  lata  Zygmunta  Sta- 
rego", str.  91).  Po  zgonie  kr.  Zygmunta  I 


żałobę  dobrowolną  nosił  naród  przez  rok 
cały.  Na  pogrzebie  kr.  Zygmunta  III  kró- 
lewiczowie  i  senatorowie  mieli  na  sobie 
sukienne  czarne  kapy  z  kapicami  (kapta- 
rami  na  głowach,  tak  długie,  że  po  3  łok- 
cie wlekły  się  za  nimi  po  ziemi. 

Żarna.  Wyraz  młyn  wzięli  zarów- 
no Polacy,  jak  Niemcy  (J/a/m  z  włoskie- 
go mulino;  ob.  Enc.  Siarop.  t.  III,  str.  221> 
niewątpliwie  w  czasach,  gdy  przyl^wają- 
cy  zakonnicy  włoscy  na  północ  do  nowo 
zakładanych  tam  klasztorów  nie  poprze- 
stawali na  mące  grubej  wyrabianej  mozol- 
nie przez  kobiety  na  żarnach,  ale  budo- 
wali młyny  większe,  siłą  wody  obracane. 
Nie  będziemy  tn  rozstrzygali  kwestyi  lin- 
gwistycznej: czy  nazwa  żarna  wzi^a 
początek  od  ziarn  zboża,  czy  też  od  przy- 
miotnika żarny,  t.  j.  żarzący,  palący^ 
gorący,  ziejący  żarem.  Stwierdzamy  tyl- 
ko fakt,  że  w  pierwotnej  kulturze  ludów 
rolniczych  żarna  młynowe,  i.  j.  z  dwuch 
kamieni  kolistych  złożone,  poprzedzone 
były  wyrobem  mąki  na  jednym  kamienia 
wklęsłym  większym  przez  tarcie  di-ugim 
wypukłym  znaczuiemniejszym.  Odybo- 
wiem  obrobienie  kamieni  do  żaren  mły- 
nowych czyli  kolistych  wymagało  bmwa- 
runkowo  dłuta  stalowego  a  zrobienie  do 
nich  krosien  czyli  osady  wymaga  także 
narzędzi  subtclniejs^ch  niż  siekiera,  to 
żarna  pierwotne  nie  wymagają  narzędzi 
żadnych,  tylko  dobrania  kształtu  dwuch 
kamieni  odpowiednich  (płaskiego  i  wy- 
pukłego), które  dopiero  w  ciągu  nżycia 
przez_  czas  dłuższy  przybierają  kształty 
typowych  miskowatych  żaren  przedhisto- 
rycznych. Uczony  przyrodnik  Konstan- 
ty Jelski  po  kilkonastoletnim  pobycie 
swoim  wśród  Indjan  południowej  Ame- 
ryki opowiadał  mi,  iż  u  tych,  którzy  trud- 
nią się  rolnictwem  (na  kawałkach  pola 
wśród  lasów  dziewiczych),  widział  przygo- 
towywanie wcale  czystej  mąki  z  pszeni- 
cy w  kamieniu  miskowatym  za  pomocą 
drugiego  mniejszego  kamienia.   Pierwszy 


dbyGoot^le 


pod  obny  kamień  polaki  z  o\caIsą  wklęsło- 
ścią, zobBczyłriD  r.  1868  w  zbiorach  Tow. 
Nauk.  Krak.  B;t  to  jeden  z  dwnch  tak  zn 
kamieni  „mikorzyńskich*  z  Wielkopolski 
na  których  właściciel  Mikorzyna  celem  wy- 
prowadzenia w  pole  archeologów,  powyka- 
wał  rzekome  moy  słowiańskie,  co  tyle  na 
psniy  czasn  i  nałamały  głowy  niektórym 
sterożytnikom.  Niestety,  odgadywano  fik- 
cyjne runy  zamiast  poszukiwać  kamieni 
takich  bez  mnów  jako  najpozytywniej- 
Ezych  dowodów  przedhistorycznego  rol- 
nictwa krajowego.  Poaznkiwać  podobnych 
kamieni  w  rodzinnej  okolicy  tykocińskiej 
zacząłem  w  r.  1869  ido  dziś  znalazłem 
ich  ckolo  60  okazów,  które  dowiodły  mi, 
że  okolica  ta  była  rolniczą  już  w  czasach 
przedhistorycznych,  a  ludność  mieszkała 
nie  nagromadzona  w  wioskach  jak  dzisiaj, 
ale  (jak  Indjanie  opisywani  przez  p.  Konst 


t  N  A. 513 

żytnego  grodziska  p<^ożonego  o  ćwierć 
mili  od  m.  Tykocina.  Jak  podobno  ka- 
mienie nazywali  Polacy  starożytni,  na  to 
nie  mamy  żadnych  wskazówek.  Moiemy 
się  tylko  domyślać,  że  gdy  wyraz  żarna 
jest    b9rdzo    dawnym  a  oznacza   liczbę 


PicTWotoe  kfltnicDic  farnowe  poUkie  ktilaltu  mickonatego. 


Jelskiego)  w  sadybach  pojedynczych  roz- 
sianych jednakże  dość  gęsto  wśród  la- 
sów. Kamienie  żarnowe  bowiem  nie  zna- 
lazły się  nigdzie  w  gęstszem  skupieniu, 
ale  o  kilkaset  do  tysiąca  kroków  jeden 
od  drugiego,  wogóle  zaś  gęściej  nad 
brzegami  rzek,  rzadziej  w  oddaleniu 
od  wód;  jeden  znaladem  wewnątrz  staro- 

En(7Vlnppd]a  >">™ptóka,  t.IV. 


Kamienic,  które  slutjć  mogij  do  rozcierania  zbolft 
wiarnach  miskowatych. 

mnogą,  t.  j.  dwa  kamienie  młynowe,  to 
pierwej  jeden  kamień  wklęslo-owalny  był 
może  nazywany  w  formie  nijakiej  żarno, 
tak  jak:  koło,  wieko,  czółno,  sito,  kopyto 
i  t.  d.     Jak   wyglądał  kamień  mniejszy, 
którym  zboże  rozcierano,  także 
na  pewno  nie  wiemy.  Jelski  bo- 
wiem nie  zwrócił  na  ten  szcze- 
gół bliższej  uwagi,  przebywa- 
jąc wśród  Tndjan,  ja  zaś  przy 
napotkanych  przeze  mnie  staro- 
żytnych żarnach,  jeno  w  dwuch 
miejscach  znalazit-m  kamienie, 
i  mogące  służyć  do  tego  użytku, 
I  a  mianowicie:  jeden  w  kształ- 
cie kuli  wydłużonej  (ob.  rysu- 
nek) a  drugi  w  kształcie  krom- 
ki płaskiego  placka,  z  bokiem 
A  -  i?  wy  szlifowanym  wypukło 
i  łukowato,  co  mogło  tylko  na- 
stąpić   przez  tarcie  o  owalną 
wklęsłość  kamieni  żarnowych. 
Wiadomość  o  znalezieniu  pier- 
wotnych kamieni  żarnowych  w  okolicy 
Tykocina    zakomunikowałem  poczynają- 
cym wówczas  badania  archeologiczne   na 
Mazowszu:  profesorowi  Józefowi  Przybo- 
rowskiema  w  Warszawie  i  p.  Tymoteuszo- 
wi Łuniewskiemu  w  Korytnicy  (w  pow. 
Węgrowskim),  niemniej  światłemu  księdzu 
Stanisławowi  Jamiołkowskiemu,  probosz- 


dbyGoot^le 


5U 


ŻARNA.,  — ZMINDA. 


czowi  W  Kuleszach  w  Łomżyńskiem.  Ja- 
koż ci  wszyscy,  gdy  tylko  zwrócili  uwagę 
na  tego  rodz&ja  zabytki,  każdy  napotkał 
je  w  ilości  mniejszej  lub  większuj.  P.  Tym. 
Zianiewskizająłsię^czególowemichopisa- 
niem  i  wymierzaniem,  czego  dop^oil  na  27 
okazach  znajdujących  się  a  mnie  w  Jeże- 
wie, na  9-cia  u  siebie  w  Korytnicy,  na 
5>cia  w  Kuleszach  u  ks.  Jamic^kowskiego 
i  na  jednym  pochodzącym  ze  wsi  Czajk 
w  Pułtuskiem,  a  znajdującym  się  u  prof . 
Przyborowskiego  w  Warszawie.  Artykuł 
p.  Łaniewskiego  p.  n.  „Starożytne  żarna 
w  Polsce"  (z  4-ma  tablicami  litograficz- 
nemi)  pomieszczony  zost^  w  V-ym  tomie 
„Pamiętnika  Fizjograficznego"  za  r.  1885, 
i  tam  ciekawych  odsyłamy,  przytaczając 
podobiznę  dwuch  kamieni  z  pomiędzy  sie- 
dmiu tam  podanych.  O-dybyśmy  mieli 
głębszą  kulturę  naukową  na  prowincyi,  to 
kwestja  przedhistorycznych  żaren  zainte- 
resowałaby nietylkobadaczów  przeszłości, 
których  zbyt  wielu  nigdzie  niema,  ale 
wszystkich  dwiatlejszych  ziemian,  dla  któ- 
rych obojętnem  być  nie  może  wszystko,  co 
ma  związek  z  przesdodcią  ich  kraju,  a  tern- 
bardziej  z  rolnictwem  w  kolebce  bytu  ich 
praojców.  Za  pomocą  wyszukania  kamie- 
ni  żarnowych  (dopóki  nie  zostaną  wszyst- 
kie potłuczone  na  szaber  szosowy  i  użyte 
do  fundamentów  i  murów)  dałoby  się,  tak 
jak  to  zrobiliśmy  w  Tykocińskiem,  ozna- 
czyć w  całym  kraju  ślady  przedhistory- 
cznego rolnictwa  i  jego  granic,  bardzo 
ciekawych  zwłaszcza  od  północy  i  wscho- 
du, gdzie  poza  okolicami  dziś  przez  lud- 
ność polską  zamieszkałem),  nie  udało  się 
mi  nigdzie  dotąd  żaren  miskowych  wyszu- 
kać. Widocznie  rolnictwo  przyszło  tam 
już  w  dobie  używania  żaren  młynowych, 
jakiemi  dotąd  lud  się  posługuje.  G-lębo- 
kość  wyżłobienia  niektórych  żaren  mi^ko- 
wych  z  Tykocińskiego,  dochodząca  18  cen- 
tymetrów, dowodzi  ich  używania  przez 
długi  okres  czasu.  Przypomina  to  nam 
twierdzenie    Pytheas^a    z  TV  wieku  po 


Cbr.  który  zaświadcza,  że  zaalazł  wów- 
czas w  środkowej  Europie  i  na  pomorzu 
baltyckiem  rozwinięte  rolnictwo  a  ludu, 
zwanego  Lazi,Lati(możeL%si  tub  Lutycy). 

Żsberka,  inaczej  potrzeby,  wyszy- 
cia taśmowe  lub  sznurkowe  w  kierunku 
żeber  na  przedzie  sukni  męskiej. 

Żebractwo  w  Polsce-  W  przedmiocie 
niniejszym  odsyłamy  do  wyrazów:  Dziad, 
Dziadowskie  pieśni  i  Dziady 
{Enc.  Starop.  t.  II,  str.  93  —  96).  Tutaj 
dodamy  tylko,  że  liczne  i  ciekawe  wiado- 
mości o  żebrakach  w  Wielkopolsce  zebrał 
Oskar  Kolberg  w  9-ej  seryi  ,Ladu*, 
str.  267—282  (Kraków,  1875  r.).  Co  się  ty- 
cze prawodawstwa  polskiego, to  na  sejmie 
w  r.  1496  uchwalono,  że  żebrakó  w  w  mia- 
stach, miasteczkach  i  po  wsiach  tyle  ma 
byó,  ile  im  miejsc  pozwolą  mieć  panowie 
lub  pospólstwo;  włóczący  się,  tj.  nie  po- 
siadający swoich  miejsc,  mają  być  imani 
ina^użbędo  starostw  królewskich  odda- 
wani (  Vol.  leg.  I,  £  267j.  Znaczyło  to, 
że  zdolnym  do  pracy  żebrać  nie  wolno 
pod  karą  przymusowej  służby  a  starosty, 
a  niezdolni  mają  mieć  wyznaczone  sobie 
miejsca  stałe  do  żebrania  w  dobrach  pry- 
watnych przez  dziedziców  a  w  miastach 
przez  pospólstwo. 

Żeremie  —  osada  bobrów.  W  Statucie 
Litewskim  czytamy:  ,W  czyjej  dziedzinie 
będą  gony  bobrowe  cudze,  nie  ma  dooraÓ 
tak  daleko,  jakoby  odżeremieaia  mógł  ki- 
jem dorzucić,  a  jeśliby  pod  żeremienia 
podora],  a  tym  bobry  wygonił,  ma  płacić 
13  rubli,  a  temu  żeremieniu  przecie  ma 
dać  spokój.  A  jeśliby  bóbr  z  tego  samego 
żeremienia  wyszedł,  a  przyszedł  w  inne 
żeremie,  na  grunt  inszego  pana,  tedy 
w  czyim  gruncie  żeremie  będzie,  temu  też 
i  łowienie  bobrów  należeć  ma  " .  (Ob.  g  o- 
ny  bobrowe). 

Żmlnda.  żmienda,  żmindak  — 
sknera,  skąpiec,  duaigrosz,  mrzygłód,  li- 
czykrupa,  wędzigrosz,  gównojad.  Staro- 
wolski  pisze:     ,Nie  godzi  nam  się  być 


dbyGoot^le 


ŻOŁĘDN'E. 


wielkich  przodków  naszych  wyrodkami, 
tchóizami,  imiadakami*.    WeielauceGa- 
wińskiegp  czytamy: 
Na  oiedoetępiif  m  wierzchu  góry  jabłoń  rodzi, 
Ale  łftden  po  ditoc  ku  niej  nie  dochodzi, 
Tylko  ptakom  jeet  karmią,  ostatek  miatr  psuje. 
Ja  to,  imindaku  waielki,  tobi»  prcjpisajc. 

Żołędne  —  of^ta  pobierana  niegdyś 
przez  panów  za  prawo  zbierania  fo^ędzi 
w  ich  lasach  dębowych  Inb  pasania  trzody 
chlewnej  w  tychże  lasach. 

Żołędny.  W  kartach  polskich:  taz  to- 
lędny,  król  ftc^ędny,  szóstka  iotędna.  O  tu- 
zie i  królo  żc^ędnym  wspomina  joż  Bej 
w  „Zwierzyńcu". 

Żołnierz  (pierwotnie  żoldnierz  od 
wyraża  żołd),  O  2oInierzaeh  da2o  znaj- 
dujemy uchwal  w  prawodawstwie  polskim 
i  YolumiDach  legam.  Statut  Kazimierza 
Wiel.  powiada,  że  żołnieiz  każdy  powinien 
się  stawić  w  obozie  pod  swą  chorągiew, 
aby  w  czasie  boju  był  na  swem  stanowi- 
sku. Zaczem  uiepilnująoych  swej  chorąg- 
wi podkomorzy  tej  ziemi,  z  której  kto  słu- 
ży, chwytać  i  do  króla  odsyłać  ma,  a  ko- 
nie takich  za  winę  sobie  przywłaszczać. 
Teuże  statut  zakazuje  czynienia  szkód 
i  zaleca  obozowanie  w  polu.  Za  kr.  Zyg- 
munta I  płacono  żołnierzom  na  utrzyma- 
nie konia  kwartalnie  dotych  6,  każdy  zad 
towarzysz  (czyli  oficer)  najwięcej  mógł 
mieć  koni  swoich  8,  najmniej  4  i  słożyć 
musif^  własną  osobą  a  nie  przez  zast^- 
stwo.  I^olnierze,  którzy  szkody  czynih, 
z  żołdu  swego  nagradzać  je  musieli.  W  r. 
1569  postanowiono,  iż  za  żołnierza  może 
rotmistrz  szkodę  złożyć  i  ukrzywdzo- 
nemu pod  świadectwem  swoich  towarzy- 
szów zapłacić,  a  potym  to  sobie  z  żołdu 
tego  żołnierza  wytrącić"  {Vo/.  leg.  II, 
f,  744).  „Hussary  z  kopją  w  zbroi,  w  za- 
rękawiach,  w  szyszaku,  z  krótką  rusznicą, 
z  szablą,  z  koncerzem  albo  pałaszem;  a  ci, 
co  po  kozacku  z  pułhakiem  i  z  krótką  ru- 
sznicą na  dobre  konie  do  potrzeby  siadać 
powinni"  (r.  1B87).    Wr.  1691  uchwalono, 


łe  Kołnierz  kwarciany  ma  lecie  stać  obo- 
zem na  gmntach  królewskich,  a  zimie  ma 
hetman  wszystkim  leże  rozdawać  według 
zdania  swego.  W  r.  1609  postanowiono,  że 
„leże  ma  być  w  Ukrainie  tak  lecie  jaki  zimie, 
tak2e  w  dobrach  królewskich  i  duchow- 
nych". Kładzenie  pozwu  mabyćw  majętno- 
ści osiadłego  żołnierza,  a  na  nieosiadłego  w 
gospodzie  albo  le^erze.Z  żołnierzów  nieo- 
siadłych,  albo  cadzoziemców  alboplebeju- 
azów,  także  z  pacholików,  powinien  rot- 
mistrz czynić  sprawiedliwość.  W  r.  1591 
przepisano,  że  „żołnierz  w  btizhich  oboza 
włościach  żywność  według  targu  za  goto- 
we pieniądze  kapować  i  sobie  kosztem 
swoim  odwozić  ma".  W  roku  zaś  1690, 
że  „żołnierz  żaden  nie  ma  mieć  rynsztun- 
ku od  dota  ani  srebra,  tylko  od  żelaza, 
a  rzemienia".  W  Konfederacyi  G^eueral- 
nej  Warsz.  r.  1682  postanowiono,  iż  żoł- 
nierze do  elekcyi  (króla)  mieszać  się  nie 
mają,  ale  podów  swoich  wolno  im  przy- 
słać w  potrzebie  we  20  osób.  W  r.  1652 
uchwalono,  że  żołnierz  ani  stanowiska,  ani 
noclegów  w  dobrach  ziemskich  szlachec- 
kich odprawować  nie  ma,  że  żc^nierzom 
zaciąga  cndzoziemskiego,  gdy  się  ze  sta- 
nowiska raszyć  będą  mieli,  król  komisarza 
szlachcica  dobrze  osiadłego  polskiego  do 
prowadzenia  poda,  aby  ich  jak  najprościej 
prowadzU,  kornety,  kompanje  blizko  sie- 
bie trzymał,  i  we  wszystkiem  tej  konsty- 
tacyi  przestrzegając,  krzywd  i  szkód  czy- 
nić nie  dopuszczał,  a  o  rządzie  dobrym 
z  oberszterem,  albo  oficjerem  znosił  się. 

Żołwica,  żelwica,  żełw  — siostra 
mężowa,  ob.  Pokrewieństwa.  Szy- 
monowioz  w  sielankach  pisze: 

Żolwice  i  bratowe  u  jednego  Btołn 
I  awiekry  i  niewiaatki  jadają  pospołu: 
Żona.  ^owo  staropolskie  żonąć  zna- 
czyło: gnać,  zająć,  pędzić,  porwać;  mó- 
wiono np.:  „pasterze  żoną  trzody  z  past- 
wisk", —  „śmierć  tak  dobrego  jak  dego 
jedną  drogą  żenię*,  —  „wicher  deszcz 
żenię*,  —  .rzeka  z  gór  żenię"  (rwie,  pły 


dbyGoot^le 


51G 


nie  raptownie).  Stąd  powstał  u  pierw- 
szych Lechitów  wyraz  żona,  oznacza- 
jący niewiastę  porwaną,  pochwyconą, 
przygnaną  w  małżeństwo,  jak  to  było 
obyczajem  narodowym  u  starożytnych 
Słowian.  Stanowisko  kobiety  i  żony  w 
dawnej  Polsce  było  takie  samo  jak  n  lą- 
dów zachodniej  Europy  a  o  całe  niebo 
różniące  się  w  pojęciach  od  obyczaju  Sło- 
wian wschodoich  i  p(dadniowych.  Nasi 
kronikarze  średniowieczni  tak  opisnją 
przybycie  Dąbrówki  czeskiej  w  r.  965 
do  Gniezna:  „Książę  Mieczysław,  pano- 
wie polscy  i  wszystkie  stany  wyszły  na  jej 
spotkanie  i  witf^y  ją  z  niezwykłą  wspa- 
niałością i  wystawą.  Znakomite  niewiasty 
i  panny  polskie,  dla  jej  uczczenia,  z  roz- 
kazu księcia  zgromadziły  się  w  Gnieźnie, 
przystrojone  w  klejnoty,  złoto,  srebro 
i  inne  ozdoby".  Gdy  cesarz  Otton  III 
przybywał  w  r.  1001  do  Gniezna,  był  od 
„panów,  niewiast  znakomitych  i  ich  córek, 
którym  Bolesław  (Chrobry)  spiesznie  gro 
madzió  się  kazał,  przyjęty  z  wielką  czcią 
i  należnym  dostojeństwu  jego  okazem. 
Cesarz  nawzajem  pdten  nprzeimości  witał 
ich  mile  i  podziwiał  bogate  stroje  i  ozdo- 
by rozmaitych  stanów,  pełne  złota, kamie' 
ni  drogich  i  pereł  klejnoty,  w  których  pa- 
nie  i  znakomite  niewiasty  świetnie  i  oka- 
zale wystąpiły".  Władysław  Chomętow- 
ski  wydał  w  r.  1872  ksiąteczkę  p.  n.  „Sta 
nowisko  praktyczne  dawnych  niewiast", 
w  której  skreślił  kilka  ciekawych  życiory 
sów  dawnych  matron  jako  niepospolitej 
dzielności  żon  i  kobiet.  Mieliśmy  dość  li- 
czne przykłady  podobnych  niewiast  nie- 
tylko  w  sianie  ziemiańskim.  Wład.  Ło- 
ziński w  dziele  swem  .Patrycjat  i  mie- 
szczaństwo lwowskie" (wydanie  2-gie,  str, 
225)  przedstawił  z  dokładnością  historyka 
ciekawy  rys  mieszczki  lwowskiej  2XVIw. 
Anny  Łąckiej.  Owdowiawszy,  otrzymu- 
je ona  we  Lwowie  wielki  sklep  korzenny, 
handluje  m^mazją,  robi  tranzakcje  z  ka- 
pcami  angielskimi  o  sukna,  aby  je  wywo- 


zió  do  Multan,  sprowadza  ze  "Wschodn  tu- 
reckie kożuchy,  gospodamje  sama  w  ma- 
jątku swoim  ziemskim  Kąrowie.  Dziś  na 
wsi  przy  roli,  jutro  za  ladą  sklepową,  po- 
jutrze  w  podróży  do  Krakowa,  dokąd  wy- 
prawia towar  folwarcznymi  końmi,  albo 
do  Lnbhna,  gdzie  ma  termin  sądowy.  Na 
wszystko  ma  czas,  wszystkiego  dogląda 
wtasnem  okiem,  utrzymuje  stosunki  han- 
dlowe niotylko  z  Anglikami  ale  i  z  Wło- 
chami i  Niemcami,  rozpisuje  listy  bardzo 
rozumne  na  wszystkie  strony  świata,  zo- 
stawia doskonale  rachnnki  i  tak  zw.  aus- 
zugi  kupieckie,  ściga  żwawo  dłużników 
i  opędza  się  sprytnie  swoim  wierzycielom. 
Szukać  sobie  itony,  nazywało  się  w  mowie 
staropolskiej:  szukad  przyjaciela  dozgon- 
nego. W  tem  wyrażeniu,  jak  słusznie 
twierdzi  Wł.  Zioziński,  , zawiera  się  myśl 
ctJkowitego  zrównania,  bez  którego  nie- 
ma zupełnej  spólności  i  zupełnego  szczę- 
ścia w  małżeństwie".  Pasek  w  swoich 
pamiętnikach  z  pobytu  w  Danii  powiada 
o  Dunkach,  że  ,w  afektach  nie  są  tak  po- 
wściągliwe jak  Polki"  —  .kiedyśmy  im 
mówili,  że  to  tak  szpetnie,  u  nas  tego  i  żo- 
na przy  mężu  nieuczyni".  .Matka  także 
lubo  mię  jednego  syna  miała,  ale  była  tej 
fantazjej,  że  od  największych  i  niebezpie- 
cznych okazyi  nigdy  mię  nie  odwodziła, 
mocno  wierząc,  że  bez  woli  Bożej  nic  złe- 
go potkaó  człowieka  nie  może".  „Dostaw- 
szy sekutnicę  —  powiada  Pasek  —  nieraz 
mąż  ślubował  księdzem  zostać,  jeżeliby  go 
z  nią  Pan  Bóg  rozłączył".  Wdowy  zaj- 
mowały się  samodzielnie  gospodarstwem. 
Pasek  notuje,  że  .Smogorzew  puścUem 
przez  arendę  na  rok  paniej  Gołuchowskiej 
Wojciechowej,  wdowie  grzecznej  i  tam  po- 
szła zamąż  za  p.  Tomasza  Olszanowskie- 
go".  Z  samodzielnością  niewiast  polskich 
spotykamy  się  w  różnych  czasach  i  na 
różnych  polach.  W  końou  XVT]I  w. 
teatr  narodowy  w  Warszawie  zostawał  pod 
dyrekcją  i  był  przedsiębiorstwem  znako- 
mitej artystki  Tniskolaskiej. 


dbyGoot^le 


żubr,  za  b  r,  po  tac.  bison,  za  doby  I^a- 
etów  pospolitem  był  jeszcze  zwierzęciem 
w  paszczach  mazowieckich,  ale  w  XVIII  w. 
znajdowij  się  u  nas  joi  tylko  w  paszczy 
Białowieskiej  w  wojew.  Brzesko  -  litew- 
skiem.  M.  Bej  pisze:  „Kto  nie  ma  przy- 
jaciela, jest  jako  on  żabr  odyniec,  co  go 
od  siebie  stado  wybije,  iż  jedno  sam  pu- 
stopas  chodzi,  a  żadnego  spolku  z  innemi 
zwierzęty  nie  ożywa".  Treścią  pierw- 
szej książki  drakowanej  w  Polsce  o  my- 
óliwstwie  był  Żabr.  Hossovianas  napisał 


B  .R.  517 

de  slalura,  feritalc  et  venałione  bisontis. 
Cracoviae  MDXXIII.  Denuo  ezcusum. 
Petropoli,  typ.  Acad.  scient..  /*J5,  w  4-ce^ 
str.  XII  i  j7.  Niemniejszym  jest  także  dla 
nas  wstydem,  iż  mieliśmy  niedawno  jeszcze 
niektórych  zoologów  twierdzących,  że  żubr 
i  tur  to  było  jedno  i  to  samo  zwierzę,  tyl- 
ko dwojako  nazywane,  nie  zadających  so- 
bie pytania,  dlaczego  np.  kronikarze  litew- 
scy, mówiąc  o  wsp<Uczesnych  im  łowach 
na  żabiy  i  tury,  wymieniają  obydwa  te 
zwierzęta  obok   siebie.     Źródłem    błędu 


Żubr  podług  ryciny  w  dsiele  Zygmunta  Herberateina  z  r.  1556. 


wierszem  łacińskim  De  bisonte,  et  ejus  ve- 
natione  i  wydał  w  Krakowie  a  Hier.  Vie- 
tora,  1523  r.  w  12-ce,  przypisawszy  ten 
swój  poemacik  królowej  Bonie.  Niestety, 
skutkiem  nieżywotnoóci  nmy^owej  nam 
wrodzonej  mieliśmy  w  ciągu  czterech  wie- 
ków od  tamtej  daty  tysiące  myśliwych 
polskich  rozprawiających  po  łacinie  i  fran- 
cusku, ale  ani  jednego,  któryby  prze- 
tlómaczył  na  język  ojczysty  i  wydai  Hus- 
60vianu3a,  choć  pisali  o  tern  inni.  Jest 
np.  rzecz:  Hussovianus  Nicolaus,  Carmen 


byli  pisarze  zachodni  w  XVI  w.,  którzy 
nie  mając  już  wówczas  w  swoich  krajach 
ani  turów  ani  żubrów,  zamącili  pojęcia 
swoją  nieświadomością.  Kieuctwn  temu 
pragn^  połowo  kres  Zygmunt  Herber- 
stein,  który  w  latach  1516  —1561,  jako  po- 
seł cesarza  Ferdynanda  do  Moskwy,  trzy- 
krotnie przejeżdżał  przw  Mazowsze,  Li- 
twę i  puszczę  Białowieską  tam  i  z  powro- 
tem, czyli  6  razy,  i  zostawił  dzieło  napisa- 
ne r.  154y  a  wydane  w  Bazylei  r.  1556, 
gdzie  pomieścił  dwie  ryciny,  przedstawia. 


dbyGoot^le 


518 


ZUBR.   —  ZUPAN. 


jące  tura  i  żubra.  Pod  wyrazem  Tar 
podaliśmy  jego  tm'a  i  napis,  którym  ryci- 
nę objaśnił,  tutaj  za^  dc^ączamy  podobi- 
znę tubra  z  tegoż  dzi^a  wraz  z  napisom: 
Bisons  sum,  polsniis  suder,  germants  bi- 
sont  ignari  uri  nomen  dederunt  (B  i  - 
B  o  D  6  jestem,  po  polsku  z  n  b  e  r,  po  nie- 
miecka bisont.  Kieaki  tara  nazwi- 
sko mi  dali).  Podlag  Herbersteina,  tary 
zmijdowały  się  jnż  tylko  za  jego  bytności 
na  Mazowsza,  inbry  zaś  zarówno  na  Lit- 
wie jak  jeszcze  w  większych  paszczach 
mazowiecfadcb,  a  mianowicie  w  okolicach 
Sochaczewa  i  Ostrołęki.  Zygmant  Aagnst 
podarował  upolowanego  tura  Herbersteino- 
wi,  sam  zaś  zastrzelił  tak  olbrzymiego  żu- 
bra, że,  jak  przesadnie  mówi  autor,  król 
i  dwie  inne  osoby  mogli  si^  między  jego 
rogami  (może  pojedyAozo).  Sporo  szcze- 
gółów o  żubrze  znajdajemy  w  rozprawie 
Ad.  PawiAskiego  o  „Stefanie  Batorym  jako 
myśliwym*,  pomieszczonej  wwydawanych 
przez  niego  z  Aleks.  Jabłonowskim  „Źró- 
dłach dziejowych*.  Artykuł  o  żnbrze  po- 
mieśoit  także  „Przyjaciel  luda",  r.  1835, 
t.  II,  str.  5.  Monografję  żubra  pisali:  Ja- 
rocki, ke.  Janota  i  inni  Z.  G-loger  pisf^ 
kilkakrotnie  o  żabire  i  puszczy  Białowie- 
skiej w  „Bibljotece  Warszawskiej",  w 
w  .Kłosach",  w  „  Wielkiej  powszechnej 
encyklopedyi  ilaatrowanej  *  (t.  VIII,  str. 
664)  i  oddzielnie  wydał  „Białowieżę  w 
albumie*  (Warszawa,  1903  r.)- 

Żubrza  głowa.  Hnrb  województwa  Ka- 
liskiego przedstawia  żubrzą  głowę  w  ko- 
ronie na  tarczy  zaszachowanej  z  pierście- 
niem przewleczonym  przez  nozdrza.  W 
herbie  Po  mian  żabrza  głowa  ma  od 
góry  z  prawej  ku  lewej  stronie  miecz 
rękojeścią  do  góty,  nad  koroną  ręka 
zbrojna  z  mieczem.  W  herbie  Bug- 
nerowicz  z  r.  1595  jest  żabrza  głowa 
z  gołym  mieczem  a  nad  hełmem  ręka 
zbrojna  z  włócznią.  O  żubrzej  głowie 
w  herbach  polskich  ob.  prof.  Fr.  Piekosiń- 


skiego  „Heraldyka  polska  wieków  śred- 
nich", str.  126-8,  Kraków,  1899  r. 

Żuława  (Solowa),  w  „Dykcjonarzu 
geograficznym*  z  r.  1782  czytamy:  „Żuła- 
wa znaczy  nizinę  z  Mot  i  bagnisk  uczy- 
nioną do  uprawy  sposobną;  grunta  je]  s^ 
żyzne  i  najwięcej  przynoszące  pożytku". 
Rlonowicz  sądzi,  że  żuława,  Suława  od 
tego  tak  nazwana,  .iż  ją  morze  albo  Haga 
morska  usuła".  Ks.  Kluk  pisze:  „Żaławy 
Gdańskie  nie  mogłyż  byćkiedy  morzem?* 
Dykcjonarz  geogr.  powyższy  objaśnia,  że 
Żuława  Oda&ska  oblana  jest  od  Widy 
i  Motiawy;  Malborska  jest  wielka  i  mała, 
nuędzy  Wisłą,  Nogatem  i  Drauzem  jezio- 
rem; miUa  Malborska  zwana  była  wprzód 
żiUawą  'Fiszawską;  Elbląska  rachoje  się 
do  malej  Malborskiej.  Statystyczne  wia- 
domości o  Żatawach  podaje  J.  Moraczew- 
ski  w  „Starożytnościach  polskich*,  t.  II, 
str.  773  i  Zygmnnt  G-loger  w  „Geografii 
historycznej  dawnej  Polski',  str.  160.  Za- 
piski sądowe  z  lat  1427  i  1432  wspominają 
herb  Żuława  albo  Ż  n  ł  a  w  y. 

Żupan,  wyraz  bardzo  dawny,  miał  dwa 
oddzielne  w  języku  staropolskim  znacze- 
nia. Naruszewicz  powiada,  że  żnpanami 
Czesi,  Polacy  i  inni  Słowianie  panów  kra- 
jowych zwah.  Kronika  czeska  z  r.  1109 
zaświadcza,  że  nazwę  taką  dawano  w  Cze- 
chach urzędnikom.  Twierdzą  niektórzy, 
że  w  bardzo  dawnych  czasach  szlachta  w 
Polsce  nosiła  nazwę  żapanów.  Adam  z  Bre- 
my nazywa  żupanami  królików  Łetow- 
skich.  Jednem  słowem  żupan  oznaczał 
człowieka  możnego,  dygnitarza,  a  wyraz 
dzisiejszy  pan  jest  tylko  skróceniem  żupa- 
na.  Skrócenie  to  atoli  nie  jest  także  wy- 
tworem ostatnich  wieków,  bo  już  w  do- 
kumencie z  r.  1267  znajdujemy:  ,  Thomas 
cui  dtciiur  Siar ip&n.'.  U  innych  ple- 
mion słowiańskirh  żupanami  nazywano: 
sędziów,  starostów, wójtóWjSołtysówitym 
podobnych  zwierzchników,  MachliAski 
wywodzi  wyraz  żupan  z  tureckiego  zitiun 
i  zidun,  z  tatarskiego  czupkan,  oznaczają- 


dbyGoot^le 


Ź      u      P      A      N. 


519 


<^h  suknię  dlagą.  Wywód  to  błędny, 
boć  jnż  w  dolnimentach  polskich  mamy 
pod  r.  1239  supanum  czyli  żnpana.  Nazwa 
pochodzi  z  łaciAskiego  wyrazu/u^tf,  ozna- 
czającego w  średnich  wiekach  soknię  mo- 
Mniejszych  Indzi,  długą,  dostatnią.  Z  na- 
zwyjupa  powstało  niemieckie/o//; ,  a  pol- 
skie  ]upktt,  iupan,  iu^ica,  przez  zamianę 
7  na  ż,  jak  w  mzyiiejudais  na  żyd.  Na- 
zwa dygnitarska  źupan-  była  niegdyi  w 
Polsce  bardzo  rozpowszechniona,  żona 
żnpana  zwała  się  „żapani",  a  wyraz  ten 
przyjęli  od  Polaków  Pmsowie,  n  któiych 
oznaczał  on  panią  domu.  Słowo  „żapani* 
w  języku  pmskim  i  litewskim  | —  jak  mó- 
wi Bruckner  —  przyjęło  się  od  polskiego 
wtedy,  gdy  „żnpaniom*  jeszcze  po  gro- 
dach i  kasztelanJBch  dę  kłaniano. Znacze- 
nie żapy  jako  ziemicy  i  żnpana  jako  jej 
zwierzchnika,  starosty,  zmienia  się  na  ro- 
dzaj daniny  i  pobierającegotakową  urzęd- 
nika. Obok  zufanus  pojawia  się  i  zupa- 
rius.  Ody  dalej  żnpy  i  żupników  (jak 
mówi  Briickner)  ograniczonodo  beneficjów 
i  urzędów  solnych,  zuparius  czyli  po  pel- 
skMtupca  schodzi  na  małego  nrzędnikai 
sądowego,  jak  to  widzimy  w  nstawie  ma- 
zowieckiej z  r.  1406.  U  .Czechów  żupan 
w  znaczenia  wysokiego  dygnitarza  £f^ra- 
je  w  dokumentach  tylko  w  przeciąga  XIII 
wiekn.  Saknia  męska,  zwana  przez  Po- 
laków żnpanem,  jako  strój  dawnych  Zn- 
panów,  była  długą,  z  ważkimi  rękawami, 
bez  rozporu  z  tyłu,  w  pasie  przy  biodrach 
kn  tyłowi  fałdowana,  zapinana  z  przoda 
pod  Ezyję  na  gęste  haftki  lob  kostki  i  pę- 
telki. Po  źupsnie  opasywano  się  pasem. 
Gdy  pod  koniec  XVI  w.  upowszechnił  się 
w  narodzie  kontusz,  nie  zfu^ucono  staro- 
dawnego żupana,  ale  kontasz  przywdzia- 
no na  żupan.  Odtąd  pasem  zaczęto  się  o- 
pasywaó  po  kontnszu,  a  żupany  sukienne 
zamieniono  w  stroju  świątecznym  na  lżej- 
sze jedwabne,  kolor  czapki  stosując  do  żu- 
pana.  Latem  szlachta,  dworzanie  i  mie- 
szczanie nosili  żupany  białe  dymowe  lub 


{Jócienne,  tasiemką  wąską  w  ząbki  około 
kołnierza  i  na  przedniem  licu  od  szyi  do 
pasa  oszyte.  Kitowicz  powiada,  że  za 
czasów  saskich  szladita  stroiła  dziatwę 
swoją  w  żupany  bławatne  i  koutusze  su- 
kienne z  rękawami  od  ramion  rozciętymi, 
w  tyle  na  krzyż  pod  pas  założonymi.  Kon- 
tusze  i  żapany  sukienne  bramowali  Pola- 
cy sznurkami  jedwabnymi  takiegoż  kolo- 
ru, jakiego  byt  kontasz  i  żupan,  albo  też- 
srebmymi  i  złotymi;  w  kontuszach  naj- 
więcej używali  ciemnych  kolorów.  Miesz- 
czanie pomniejszych  miast  nosili  żupany 
żółtogorące,  lyczakowe;  s  że  ta  materja, 
atłasowi  podobna,  robi  się  z  włókien,  czyli 
tyków  konopnych,  dla  tego  mieszczan  na- 
zywano pospolicie  łyczkami.  Szlachtę  zaś 
od  żupana  karmazynowego,  najczęściej  no- 
szonego, karmazynami.  Lud  polski  za- 
chował najdłużej  krój  dawnej  sukni  naro- 
dowej, którą  niegdyś  przejął  od  szlachty, 
a  w  niektórych  okolicach  kraju  dotąd  ka- 
potę długą,  z  tyłu  drobno  fałdowaną, 
bez  rozporu,  dawniej  z  „potrzebami*  na 
piersiach,  w  stanie  opasywaną  pasem  w^- 
nianym  domowej  roboty  nazywa  ż  u  p  &*- 
nem.  żupan  tedy,  pas  i  opończa  były 
najdawniejszym  strojem  narodowym.  Co 
do  barw,  to  stanowczo  można  twierdzić, 
iż  3  byty  najdawniejsze  i  najwięcej  upo- 
wszechnione. Z' białego  lnianego  f^ótna 
noszono  żupany  białe,  zwłaszcza  latem. 
W  takich  chodziła  i  szlachta  można  na  wsi 
w  dni  powszednie  a  lud  chodzi  dotąd  w 
wielu  okolicach  Lubelskiego  i  Q-ali<^,  ro- 
biąc także  i  z  wełny  bi^e  sakmany  kra- 
kowskie. Dragą  barwąbyl  szary  natural- 
ny kolor  wdny  z  owiec  polskich,  z  której 
robiono  wszystkie  samodzi^y  domowe, 
zwłaszcza  na  ubiory  cieplejsze.  Trzecim 
kolorem  był  karmazyn,  czerwie6,  jako 
narodowa  barwa  szlachty,  t.  j.  rycerstwa 
polskiego,  barwa  krwi,  którą  mieli  obo- 
wiązek przelewać  w  obronie  swej  ziemi. 
Ponieważ  najliczniejszą  w  Polsce  szlach- 
tę ubogą  nie  stać  było  na  dostoje^Lstwo 


dbyGoot^le 


.  ZUPAN.— ZUPICA. 


karmftZyna,  musiała  zatem  pozostać  przy 
tradycyjnej  szarej  wdnieistąd  .szaraczka- 
mi"  byta  zwana.  Kiedy  zaczęto  sprowa- 
dzać przoróżoe  tkaniny  z  zachodniej  Eu- 
ropy, npowszechiiila  aię  w  Polsce  pstroci- 
zna,  zwłaszcza  w  ubiorach  mieszczańskich, 
w  których  przeważa!  kolor  żółty  {od  uży- 
wanego do  farby  tyka  olszowego).  Przez 
wiejskich  znów  mieszkańców  najwięcej 
został  upodobany  kolor  błękitny,  tak  te 


X  XVIII  w.  PD  WinceatTm  RiilikowskiiD,  Kasztelanie 
m  (ze  zbioru  Boguslana  kniszewslcicgo  w  Kuplinie). 


W  wielu  okolicach  Krakowskiego,  Wielo- 
polski i  Mazowsza  lud  cały  chodził  jeszcze 
niedawno  w  żupanach  „granatowych" 
Polacy  w  noszeniu  droższych  sukni  był: 
bardzo  oszczędni,  aby  więc  nie  splamić 
żupana,  noszono  zasłaniającą  piersi  z  ta- 
kiej samej  materyi  zakładkę,  zwaną  „bluz 
gierem".  Żupany  aż  do  czasów  saskich  by- 
ły  ukoroniarzy  całkowite  z  jednej  mate- 
ryi. Litwini  —  powiada  Kitowicz  —  tyl 
żupana  przez  oszczędność  robili  z  płótna, 


choćby  do  najbogatszego  żupana.  Musimy 
tu  jednak  uzapełoić  Eitowicza,  £e  nietyl- 
ko  Litwini.  Wiemy  z  tradycyi,  te  noszo- 
no takie  żupany  i  w  Koronie.  Przechowuje 
się  np.  w  zbiorze  p.  Bogusława  Kraszew- 
skiego w  Kuplinie  żnpan  jego  pradziada 
po  kądzieli,  Wincentego  Bnlikowskiego, 
kasztelana  bełskiego.  Kysunek  ta  dołą- 
czony przesłał  nam  p.  Kraszewski  z  ta- 
kim opisem:  „Żupan  jest  atłasowy,  jasno- 
żółty.  Plecy  i  podbicie  przodn, 
kołnierza  i  rękawów  są  z  tka- 
A  niny  półwelnianej  w  paski  bron- 

zowo-czerwone.  Kcrfnierz  eią  za- 
pina na  4,  a  przód  na  lOpętliczek 
ze  sznnrka  jedwabnego  tejże  bar- 
wy co  żapan.  Plecy  od  kołnie- 
rza do  stanu  są  rozcięte  i  zawiązy- 
wane na  tasiemki;  kołnierz  rów- 
nież z  tyło  rozcięty  i  na  tasiemkę 
związywany.  Rękawy  wązkie  z 
maiikiet«m  odwiniętym,  obcidym, 
napinającym  się  na 6  haftek.  Spód- 
nica żupana  jest  bardzo  szeroka, 
tak  te  okłada  się  z  tyłu  w  mnó< 
stwo  iałdów.  Na  każdym  boku 
jest  kieszeń". 

2upica  —  żupan,  kitlik.  Mą- 
czyński  w  słownika  z  r.  1564  wy- 
raz colobium  tłómaczy  na:  „żapica 
bez  rękawów  albo  pleszek*,  wy- 
raz zaś  saga  tłómaczy  na:  ,żapi- 
ca,  kitlik".  Była  to  wogóle  anknia 
codzienna  domowa  i  dlatego  Bej 
powiada  (w  „Wizemnka*):  „Jaż  Łakwierę 
w  żupicy  musisz,  nieboraku,  przechodzić 
się  do  czasu",  a  Górnicki  (w  .Dworzani- 
nie*): „U  ludzi  mężnych  oszczep  jest  mia- 
sto żupicy,  a  pawęża  miasto  sukni".  „Su- 
knia" była  strojem  zwierzchnim  i  ozdob- 
niejszym,  więc  u  Seklucjana  (r.  1551)  czy- 
tamy: „Ktoćby  wziął  suknią,  i  żupicy  nie 
zabraniaj",  a  w  biblii  Badziwilłowskiej 
(1663):  ,Ktoby  ci  chciałżupicę  twoją  wziąć, 
puść  mu  i  płaszcz". 


V 


dbyGoof^le 


ŻUPNICY. 


521 


Żupnicy,  urzędnicy  w  kopalniach  czyli 
inpach  krńlewBkioh,  a  mianowicie  w  Wie- 
liczce i  BoołmLŻupy  te,  słynne  od  w.  XIII, 
stanowiły  dochód  książąt  krakowskich, 
potem  królów  polskich.  Kazimierz  Wiel- 
ki zaprowadził  w  nich  porządne  gospo- 
darstwo, a  r.  1368  kaz^  spisaó  dawne 
zwyczaje,  dotyczące  się  Zup,  i  jako  prawo 
ogłosił.  Król  ten  w  rozporządzenia  swo- 
jem  wspomina  jat  o  st&iych  żapnikach, 
którzy  żupom  przewodniczyli  i  pod  przy- 
sięgą miejscowe  stare  zwyczaje  do  statu- 
tu podali.  Tak  żupy  powyższe  jako  i  żup- 
nicy nazywali  się  krakowskimi.  Byli  to 
właściwie  dzierżawcy  i  płacili  z  żup  dzier- 
żawę królowi  po  sto  dukatów,  królowej 
zaś  po  50.  Oprócz  tego  {Gacili  pewne  sa- 
my rolnym  koócit^om  i  klasztorom,  dawa- 
li obroki  komora  królewskim.  Statut  gór- 
niczy Kazimierza  Wielkiego  zatwierdził 
potem  (r.  1451)  Kazimierz  Jagiellończyk 
i  pozwolił  podskarbiemu  koronnemu  ,w 
cztery  konie"  do  żap  przyjeżdżać  po  ode- 
branie pieniędzy.  Żupnicy  krakowscy  bo- 
gacili się,  bo  zyski  mieli  ogromne.  Za  Ka- 
zimierza  Jagiellończyka  sławnym  był  Mi- 
kc^j  Seraiin,  miecznik  krakowski,  który 
żupy  solne  trzymał  za  16,000  grzywien  ro- 
cznia  G-dy  powst^y  niebawem  żapy  ną 
Kusi  w  okolicach  Sambora,  pojawiają  się 
i  żupnicy  ruscy.  Żapnicy  krakowscy  — 
Bonarowie,  Morsztynowie,  Betmancwie, 
dzierżyli  różne  orzędy  krakowskie  i  gór* 
nicze  i  to  nawet  dziedzicznie,  niemniej 
starostwa:  oświęcimskie,  bieokie,  Zatorskie 
i  inne.  Żupy  krakowskie  oddawane  były 
żupnikom  bądi  w  dzierżawę,  bądź  w  pro- 
sty ich  zarząd.  Niesiecki  opowiada  o  żup- 
nika Koacieleckim,  że  gdy  raz  pożar  w  żu- 
pie wybuchną!  i  nikt  na  ratunek  nie  śpie- 
szył z  obawy  śmierci,  Kościelecki  razem 
z  Betmanem,  rajcą  krakowskim,  rzucili 
się  w  {^omienistą  przepaść  i  pożar  stłumili. 
Obok  najwyższego  żupnika  był  później 
jeszcze  żupnik  zwyczajny.  Za  Zygmanta 
Angasta  najwyższym  żupnikiem  był  Bu- 


żeński,  podskarbi  wie),  kor.,  zwyozajnym 
zaś  Ludwik  Decjusz,  dziejopis.  Byli  i  żup- 
nicy olkuscy:  Kromer  pisze  w  czasach 
Zygmanta  Augusta,  że  nad  żnpami  Boch- 
ni i  Wieliczki  jest  przełożony  żupnik  kra- 
kowski, drugi  zaś,  do  którego  żupy  ruskie 
należą,  zowie  się  żupnikiem  ruskim.  Urząd 
ten  lubo  dostojny  nie  liczy  się  jednak  do 
godnośd  koronnych,  nadwornych  i  ziem- 
skich równie  jak  nrzędy  dzierżawców  ipo- 
borców  publicznego  grosza.  Szlachta  do- 
pomint^a  się  o  tanią  sprzedaż  soli  dla  sie- 
bie. Ja2  r.  1451  na  sejmie  w  Nieszawie 
i  Opokach  król  stanowił  o  tej  sprzedaży. 
Urządzono  więc  składy  soli  po  wojewódz- 
twach i  ziemiach,  nazywane  , żupami  sol- 
nemi*,  a  szlachcic,  przełożony  nad  takim 
składem,  był  żupnikiem  ziemskim,  woje- 
wódzkim lub  powiatowym.  Zygmunt 
August,  potwierdzając  prawa  Korony  w 
r.  1550,  obiecał,  że  ,Boli  dostatkiem  wszy- 
stkie państwa  swe  zaopatrzaó  będzie  po- 
długpraw  dawuych^.Od  owych  czasów  po- 
wstają urzędy  żupników  ziemskich,  a  każ- 
dy król  obiecywał  potem  w  Paktach  sta- 
nowi rycerskiema  dowóz  soli  po  ziemiacłL 
Na  kilku  sejmach  rozwijano  zasadę  roz- 
wożenia soli  i  stanowienia  żupników.  Król 
sprzedawał  sól  stanowi  lycerskiemu  cza- 
sem niżej  kosztu  jej  wydobycia.  Nazywa- 
no ją  „Suchedniowa"  z  powodu,  że  po- 
cząwszy od  dni  kościelnych,  zwanych  .su- 
chymi", sMady  co  rok  przez  trzy  miesią- 
ce otwarte  były.  Żupników  ziemskich  na- 
zywano najprzód  dystrybutorami.  Konsty- 
tucja zr,  1588  nakazuje,  aby  iupnioy  ru- 
scy ,nie  wyciągali  owsów  od  tych,  co  po 
sól  przyjeżdżają,  pod  karą  stu  grzywien 
w  sądach  ziemskich".  Żupnik  ziemski 
nie  stanowił  oddzielnej  godności,  bo  żupę 
godziło  się  trzymać  wraz  z  innym  urzę- 
dem. Wogóle  było  w  Kzplitej  około  23 
żapników,  głównie  w  Wielkopolsce,  Ma- 
zowszu i  Podlasiu.  Urząd  ten  stracił  wszel- 
kie znaczenie,  gdy  Wieliczka  iBochnia  od- 
padły przy  pierwszymrozbiorzedoAustryi. 


dbyGoot^le 


ŻUP   Y.— z   U   R. 


Żupy.  WszelMe  kop  alu  i  e  nazywali 
Polacy  łapami  albo  górami.  Stąd  powsto- 
ly  wyrazy:  żnpoik,  żtipek  i  podżnpnik,  o- 
znaczające  urzędników  górniczych,  ora2 
„górnik"  czyli  prosty  kopacz.  Bolesław 
Chrobry  miał  daó  duchowieństwu  polskie- 
ma  przywilej  kopania  wszelkich  kruszców, 
wyjąwszy  doŁa,  gdyby  się  znalazło.  Gwa- 
gnin  w  XVI  w.  powiada,  ie  „są  w  Polsce 
trzy  żupy  znamienite:  pierwsza  w  Olkn- 
szu,  gdzie  srebra  i  <^owia  moc  wielką  do- 
bywają; draga  w  Bochni,  gdzie  sól  kopią, 
trzoda  w  Wieliczce,  gdzie  też  sól*.  Wy- 
raz łapa  podług  Lindego  i  Karoazewicza 
oznaczał  budjmek,  w  którym  urzędnicy 
skarbowi  wybierali  of^ty  księciu  ntdeżne. 
W  dokumencie  z  r.  1238  wyraźnie  powie- 
dziano, te  łupa  znaczy  ^le  co  .stan". 
Sól  wydobytą  z  kopalni  i  kałdy  kruszec 
składano  w  £apie.  Stąd  każdy  skład  zw^ 
się  „żupą",  a  od  niego  i  rządowe  składy 
soli  jeszcze  w  naszych  czasach  zwano  żu- 
pami. Naruszewicz  powiada,  że  Wielicz- 
ka uro^  w  miasto  z  nikczemnej  chałnpy, 
.suppa"  w  starym  języka  polskim  zwanej. 
Szajnocha,  podnosząc  skrzętnośó  polską  w 
XrV  w.,  powiada,  iż  nie  przestając  na  po- 
wierzchni ziemi,  przedzierała  się  ona  do 
jej  wnętrz  kruszcowych.  Był  to  wiek  wy- 
bujałych nadziei  górniczych.  Do  cza- 
sów Łokietkowych  słynęła  ziemia  mało- 
polska głównie  z  kopalń  solnych.  Boz- 
różniano  ich  dwie:  wielicką  i  bocheńską. 
Początki  wielickiej,  t.  j.  .Wielkiej  soli" 
{Magnum  sal)  sięgają  niepamiętnej  staro- 
żytności. Bocheńska,  twarda,  pochodzi  we- 
dług podań  gminnych  i  świadectw  współ- 
czesnych z  czasów  Bolesława  Wstydliwe- 
go. Krzywousty  przywilejem  z  r,  1106 
nadał  klasztorowi  Tynieckiemu  prawo  po- 
bierania pewnej  ilości  soli  z  żupy  wielic- 
kiej, która  zatem  już  wówczas  istniała. 
Mieszko  Stary  skazuje  winowajców  do  ro- 
bót górniczych,  zatem  już  istniała  w  Pol- 
sce pewna  liczba  kopalń.  Znano  już  i  wte- 
dy kopalnie  ołowiu  w  Olkuszu,  lecz  licz- 


ba .pieców"  hutniczych  rozmnożyła  się 
dopiero  w  wieku  Kazimierzowym.  Wów- 
czas to  nastał  w  Polsce  namiętny  ruch 
górniczy.  Kopano  wszelkie  rodzaje:  sre- 
brnej, ołowianej,  miedzianej  rudy  w  Olku- 
szu, w  Chęcinach,  w  Sławkowie,  w  Kiel- 
cach, w  Trzebini,  w  Jaworznie,  w  Mie- 
dzianej Górze.  Zajmowano  się  też  gorli- 
wie, przez  możnych  panów  podejmowo- 
nem,  od  królów  bardzo  wdzięcznie  cenio- 
nem,  szukaniem  skarbów  ziemnych.  Ca- 
ła Małopolska  mniem^a,  że  stąpa  po  soli, 
srebrze  i  miedzi.  Posiadacze  rozległych 
włości,  jak  np.  Spytek,  kasztelan  krakow- 
ski z  czasów  Kazimierza  Wielkiego,  po- 
szukiwali starannie  kroszców  w  swych 
ziemiach.  Koboty  górnicze  stały  się  oso- 
bliwym przedmiotem  królewskiej  opieki, 
wyposażane  nadaniami  najrozdąglejs^ch 
swobód.  Blizkie  sobie  lata  pized  i  po 
śmierci  Kazimierza  Wielkiego  zajęły  się 
ułożeniem  statutów  dla  łup  wielickich 
i  olkuskich.  Elżbieta,  siostra  Kazimierza, 
królowa  Węgier,  będąc  rejentką  w  Polsce 
i  starając  się  mądrze  o  podniesienie  kra- 
jowych bogactw,  wyswiacjczyła  znamieni- 
te ojczyźnie  swojej  dobrodziejstwo,  wy- 
dawszy pierwszy  statut  dla  żup  olkuskich. 
Zapewnia  on  Elżbiecie  piękne  miejsce  o- 
bok  brata,  Kazimierza  Wielkiego,  urzą- 
dziciela  żup  solnych.  „Górnicze  te  pra- 
wa polskie — twierdzi  Szajnocha — uczczo- 
ne zostały  za  granicą  pierwszeństwem 
przed  'czeskiemi  i  angielskiemi  i  służyły 
za  wzór  francuskim.  Polacy  otrzymywali 
w  kopalniach  czeskich  pierwsze  miejsce 
pomiędzy  „gośćmi"  gómiczymL  Handel 
solą,  ołowiem,  miedzią,  był  walnem  źró- 
dłem krajowego  bogactwa".  Żupy  ru- 
skie w  Hzplitej  dzieliły  się  na:  Samborskie, 
przemyskie  i  sanockie,  żupy  wielicldo, 
oddawane  w  zarząd  i  dzierżawę  panom 
polskim,  stały  się  źródłem  wzrostu  fortun 
Lubomirskich,  Wielopolskich  i  innych. 

Żur,  polewka  z  mąki  zakwaszonej,  nie- 
kraszona,  ale  zabielona  mlekiem,  jadana 


dbyGoot^le 


ŻURAWKA.— ŻYWE  OBRAZY. 


523 


z  sypkim  czyli  próżonym  f^rochem,  nale- 
tsls.  do  najalubieńszycb  potraw  postnych 
Indu  i  szlachty  polskiej.  W,  Potocki  pi- 
sze w  Bwoim  herbarzu: 

ZgtodDiatjch  oMci cńrdw  pod  nieprzyjaddem 
SoBzym  łuTem,  a  mskim  obf;mt  bisieleni. 

To  pokrewieństwo  tura  z  kisiłem  objaśnia 
G-ołębiowski,  pisząc:  „Ż  n  r  z  mąki  owsianoj 
na  noc  zakwaszony,  rzadki,  a  kisiel  taż 
sama  potrawa,  do  większej  tylko  gęstości 
przywiedziona,  czasem  zaziębiona,  tak  ie 
aią  nożem  kraje".  W  Wielkim  poście  ja- 
dano żar  ze  śledziem.  Gdy  więc  nades^a 
Wielkanoc,  młodzież  dworska  orządzata 
nieraz  krotochwilny  pogrzeb  dla  żaru 
i  śledzia,  zwłaszcza  gdy  był  w  jej  gronie 
ńowicjnsz.  z  którego  chciano  zażartować. 
Niesiono  śledzia  uwiązanego  na  sznurku 
a  wysokiej  g^ęzi,  niby  skazując  go  na 
powieszenie  za  to,  że  przez  siedem  niedziel 
prześladował  poszczące  żołądki.  Za  śle- 
dziem kazano  nowicjuszowi  nieść  na  gło- 
wie stary  garnek  napełniony  żuiem.  Za 
niosącym  żar  szedł  niby  grabarz  z  łopatą, 
a  gdy  procesja  ta  wysda  na  dziedziniec, 
niosący  łopatę  uderzał  z  góry  w  garnek 
i  TOzbijai  a  żur  oblewał  fryca  wśród  grom- 
kiego śmiechu  dworskiej  drażyny. 

Żurawka.     Górnicki  w  „Dworzaninie" 


{str.  180)  wspomina  o  grze  pod  tą  nazwą, 
której  wytłómaczyó  jaż  nie  mniemy. 

Żużmant  —  rodzaj  wykwintnej  sukni 
kobiecej  w  czasach  saskich.  W  Monito- 
rze z  r.  1772  czytamy:  „Tak  były  godne 
śmiechu  żnżmanty  i  szamerluki,  jak  tera- 
źniejsze rohrony  i  szusty*. 

Życzka  —  tasiemka  ponsowa.  Instruk- 
tarz celny  litewski  wspomina  półjedwab- 
ne  pasamony  czyli  tasiemki. 

Żyra,  Zora  —  imię  staropolskie,  będą- 
ce skróceniem  Żyro^awa,  zost^o  także 
nazwiskiem  jednej  z  dawnych  szlachec- 
kich rodzin  na  Podlasia. 

Żywe  obruy.  Ł.  O-cdębiowski,  mówiąc 
o  pierwszej  ćwierci  XIX  w.,  wylicza  po- 
między ówczesnemi  zabawami  .tworzenie 
obrazów  z  osób  żyjących,  które  tak  mile 
do  oka  wpadają,  tak  wiele  do  duszy  prze- 
mawiają". Każdy  przedmiot  obrany:  na- 
rodowy czy  obcy,  mitologiczny  czy  reli- 
gijny, historyczny  czy  z  romansu  jakiego 
wyję^  Inb  scen  społeczeńskiego  życia^ 
byle  zręcznie  pomyślany  z  dobrze  zacho- 
wanymi ubiorami  wieku,  ujmował,  zadzi- 
wiał, zachwycał.  Podobne  obrazy  robio- 
no często  na  dworze  Czartoryskich  w  Pu- 
ławach i  w  Warszawie  po  pierwszych  do- 
mach, układając  w  nich  niekiedy  sza- 
rady. 


dbyGoot^le 


Sprostowania. 


Do  tomu  I-go. 

.5"/^  41.  Ks.  Longin  Żarnowiecki  zwró- 
cił naszą  uwagę. iż  pomieścił  w  Przeglądzie 
Katolickim  (r.  1894,  nr.  24lartykul  o  Al- 
tembaBie,  prostujący  bt^dne  mniemania  au- 
torów polskich  o  afiembasie  i  aksamicie. 

Sir.  7p  szp.  2,  ma  by<S:  Lubowli,  ni© 
Lubomli. 

Str.  140.  Do  artykułów  beltiluk 
dodati  należy  uzap^nienie;  iż  stanowczo 
pod  wyrazem  belt  rozumieli  dawni  Po- 
lacy nie  ostrze  strzały,  zwane  „ploszczy* 
kiein"  lub  .grotem",  ale  całą  strzałę,  nie 
tak%  jednak,  jakie  wypuszczano  z  łuków, 
ale  krótszą,  grubszą  i  cięższą,  jakiemi  strze- 
lano z  kusz  ręcznyi^  lewarem  napinanych. 

Do  łofflu  łl-go. 

Sir.  79,  ma  być:  0'Coniior,  nie  O'connor. 

Str.  284.  Z  powodu  wyrazu  .jarzęcy" 
p.  M.  Federowski  zwrócił  naszą  uwagę,  że 
na  criym  obszarze  Busi  litewskiej  tak  lud, 
jako  i  szlachta  zaściankowa,  jarzęcym 
iroskiem  i  miodem  zowie  nietylko  naj- 
pierwszy  wosk  i  miód  przez  młody  rój  wy- 
dany, lecz  również  i  w^aę  z  owiec  raz 
pierwszy  ostrzyżonych  i  mai^o  od  krowy 
po  pierwszem  jej  cielęciu.  Ofiary  na  chwa- 
lę Bożą  lud  tam  składa  przodewszystkiem 
z  produktów  jarzęcych,  tak  samo  jak  to 
było  dawniej  powszechnym  zwyczajem  i  a 
ludu  polskiego. 

Do  tonu  Iłl-go. 

Str.  sh  ma  byi-  Chersonezu,  nie  Cher- 
BOnu. 

Str.  bo,  ma  by&  colubra,  nie  kolubra. 

Str.  114.  Wyraz  knchthaus,  pocho- 
dzący z  niem.  Zuchtkatts^  był  wymawia- 
ny zwykle  przez  Polaków  „cuchthaus"  a 
nie  knchthaus. 

Str.  II-}.  W  artykule  o  magnety- 
zmie opuszczona  została  wzmianka,  że 
wiatach  1816—1818  wydawano  w  Wilnie 
pismo  wyłącznie  mu  poświęcone  p.  n.  „Pa- 
miętnik mEignetyczny  wilafaskl*. 

Str.  133.  Pachnidlo  zwane  larendo- 
g  r  n,  poding  Szajnochy,  mi^a  wynaleźć, 
czy  też  pierwsza  rozpowszechnić,  Elżbieta 
Łokietkówna,  królowa  węgierska,  matka 
Ludwika  a  babka  Jadwigi.  Od  niej  więc 
ma  pochodzić  francuska  nazwa  Eau  de  la 
rcine  de  Hongrie,  spolszczona  na  1  a  r  e  n- 
dogrę. 

Sir.  lyy.     Nazwa  łacińska  magna  be- 


stia i  włoska  gran  bestia.,  nie  oznaczała 
właściwie  pieczeni  łosiej,  lecz  łosia  samego. 

Str.  i8s  szp.  2.  Die  Mark  znaczy  pier- 
wotnie po  niemiecku  zupełnie  to  samo,  co 
nasza  ^ggranica",  więc  Mark-graf  to  hra- 
bia graniczny  czyli  urzędnik  cesarski,  któ- 
17  przeznaczony  był  do  czuwania  na  po- 
graniczach  państwa. 

Str.  ic2.  W  artykule  Marynarka 
polska  podaliśmy  3  rysanki  dawnych 
flag  polskich.  Ta  prostujemy  (po  zwró- 
ceniu nwagi  naszej  przez  p.  J.  Witkow- 
skiego), że  rysunek  flagi  ostatniej 
przedstawia  właściwie  flagę  rosyjsko-pol- 
ską, z  czasu  gdy  po  przyłączeniu  do  Kosyi 
części  Bzphbej  w  r.  1772  pomieszczono  w 
rogu  flagi  rosyjskiej  czy  knrlaadzkiej  or- 
ła biiJe^o. 

Do  tomu  IV-go. 

Str.  2$szp.  /,  ma  być:  r.  1756,  nie  1754. 

Str.  64  szp.  2,  ma  być:  Szczerbicz,  nie 
Szczerb  o  wicz. 

Str.  p j.  W  artykule  Porcelana 
dodać  i  sprostować  należy:  że  fabrykę 
w  Tomaszowie  lubelskim  zamknięto  nie 
wcześniej  jak  koło  r.  1830.  Fabrykę  w 
Limielowie  założył  około  r.  1790  niejaki 
Wojtos.  Fabryka  w  Staszowie  istniała  w 
połowie  XIX  w.  Fabryka  Ogińskich  w 
Telechanach  istniałajeszcze  w  latach  1812 
—1820.  Fabryka  hr.  Łubieńskich  w  Lu- 
bartowie, wyrabiająca  fajanse  i  naczynia 
kamienne,  była  czynną  od  r.  1840 — 1^0. 
Fabryka  w  Sławsku  w  pnw.  Konińskim 
założona  przez  J.  Rudzkiego  czynną  była 
od  r.  18rf0  do  1860.  Fabryka  w  Jedlni 
istniała  od  r.  1811  do  1873.  Fabryka  w 
Uieżygoiju  pod  Kijowem  powstała  w  ro- 
ku 1798.  Fabrykę  w  Wołokitynie  zało- 
żył w  r.  1839  Miklaszewski  i  utrzymywał 
do  r.  1862. 

Str.  III  szp.  2,  ma  być:  P6łbaraAczo,  me 
PMbraAcze. 

Sir.  i4y  szp.  I,  ma  być:  precatiir,  nie 

Str.  150  szp.  2,  ma  być:  Recllnatoriun 
nie  RecliRałlorum. 

Str.  218  szp.  2,  ma  być:  porządku,  nie 
przodku. 

Str.  393 szp.  2,  ma  być:  z  Olbięcina,  nie 
Oblęciua. 

Str.  442  szp.  I,  ma  być  w  podpisie  pod 
głową  Jagiełły:  na  drzwiach  ołtarza,  nie 
na  odrzwiach  kaplicy. 


dbyGoot^le 


Zdanie  sprawy  z  całego  ciągu  pracy  i  wydawnictwa. 


Już  pod  wyrazem  .Encyklopedie  polekio*  (tom 
II,  Btr.  1^}  naijmieaiłero  o  zapoczątkowBoiu  pracy 
niniejszej  pned  laty  30-tu.  To  opowiem  to  dokła- 
dniej. Po  trzyletnich  Rtudjach  nad  przesdością  w 
czasie  pobytu  mego  w  Szkole  Gtćwnej,  przeszedl- 
Biy  (r.  1868)  do  uniwersytetu  krakowskiego,  pozna- 
łem bliiej  Józefa  Szujskiego,  mieezkającego  jesz- 
cze w  Kurdwanoirie,  i  wtedy  przede ięwziq)em  opra- 
cowanie „Inwentarza  dawnej  Ezplitej"  w  postaci 
słownika,  obejmującego  wszystkie  nnzwy  wsi,  osad, 
miast,  rzek,  strumieni,  jezior  i  gdr,  zo  wslinzaniem 
przy  każdej  ntizwie,  w  jakicli  dyplomatach,  z'r6- 
dlacll  i  kronikach  znajdują  się  o  niej  wiadomości. 
Bralem  więc  kolejno:  odszukiwane  spisy  wiosek  do 
podatków  z  XVI  i  XVn  wieku,  kodeksy  dyplo- 
matyczne, dzieła  Długosza  i  wszystko,  co  iv  nieb  o 
jakiej  mieJBCcwości  znalazłem,  wpisywałem  na  kart- 
ki oddzielne,  wykreślając  przytem  na  mapie  grani- 
ce ziem  i  wojenództw.  Była  to  robota  żmudna, 
mechaaiczna,  ale  prowadziłem  ją  nieustannie,  za- 
chęcony przyrzeczeniem  prezesa  J.  Majera  i  Szuj- 
skiego (który  zosta!  wtody  profesorem  uniwersy- 
tetu a  następnie  sekretarzem  Akademii  Um.),  £e 
, Inwentarz  Riplitej'  wyda  w  druku  Akademja  bez 
względu  na  wielotomowy  jego  obszar.  W  miaro . 
jednak  jak  liczba  kartek  rosła  w  dziesiąlki  tysięcy, 
przekonywałem  się,  ie  l)ez  współpracowników  i  bez 
udostępnienia  akt  metryki  litewskiej,  nie  zdołam 
uskutecznić  pracy  rozpoczętej.  Gdy,  pomimo  usil- 
nych starań,  nie  udało  mi  się  znaleźć  £adnego  to- 
warzysza w  tym  kierunku,  z  ialem  musiałem  za- 
wiesić kilkoletnią  pracę,  która  jednak  nie  okazała 
się  bezowocną,  bo  dała  mi  potem  podstawę  do  „Geo- 
grafii historycznej  liem  dawnej  Polski',  a  wypisy 
z  kilku  kronik  zapoczątkowały  treść  do  niniejszej 
Encyklopedyi. 

Bywając  w  latach  1869  ■-  1872  na  zebraniach 
bsdaczów  przeszłości  w  Towarzystwie  Naukowem 
krakowskiem,  słyszałem   nieraa    o  braku  słownika 


starożytności  krajowydi  ilustrowanego  i  nie  za- 
przątniętego przeważnie  geografją,  ji.k  „Starożyt- 
ności polskie*  Jędrzeja  tforaczewskiego.  Fóżnicj 
w  Komisyi  historycznej  (której  byłem  członkiem  od 
pierwszego  jej  zawiązania  przy  Akademii  Um.)  mó- 
wiono znowu  o  podobnym  t^łowniku,  o  jakim  my- 
ślało już  Towarzystwo  Przyj,  nauk  w  Warszawie 
pod  koniec  swego  bytu.  Stosownie  do  naszych  ży- 
czeń, prof.  J.  Łcpkowski  napisał  de  Kraszewskiego, 
jako  najiTszechptronniejszego  znawcy  dawnej  kul- 
tury poUkiej,  prosząc  o  zaprojektowanie  pUnu  sło- 
wnika starożytności.  Jakoż  niestrudzony  w  usłu- 
gach, gdzie  tylko  chodziło  o  naukę  polską,  autor 
„Sztuki  u  Słowian'  nadesłał  niebawem  Akaiieroii 
szeroki  szkic,  który  został  ogłoszony  w  Ill-im  to- 
mie „Rozpraw  i  sprawozdań  Komisyi  historycznej", 
T.  1875.  Kraszewski,  podając  tam  spis  półtora  ty- 
siąca artykułów,  które  wejść  powinny  w  skład  Sło- 
wnika, wykazał  tern  samem,  ile  to  jeszcze 
brakuje  nam  ścisłych  badań,  aby  dzieto  podobne 
można  stworzyć.  Akademja  teł  postąpiła  racjo- 
nalnie, nie  biorąc  się  do  Słownika,  ale  do  badań 
nad  przeszłością  i  wydawania  źródeł. 

Wówczas  to  opuściwszy  Kraków  i  osiadtszy  w 
rodzinnym  zakątku  na  Podlasiu  tykocińskiem,  roz- 
począłem kilkunastoletni  okres  wędrówek  nauko- 
wych po  kraju,  w  których  kierowałem  się  dain 
światłem,  jakiego  udzieliły  mi  liczne  i  długie  poga- 
wędki z  Szujskim,  Al.  Przezdzieckim,  Aug.  Bielow- 
skim,  Jul.  Bartoszewiczem,  Kaz,  Stronczyńskim, 
Kar.  Bejerem,  F.  M.  Sobieszczanskim,  WI.  Łuszcz- 
kiewiczem,  Winc.  Polem,  J.  Kremereni,  Luc  Sie< 
mieńskim,  Eust.  Tyszkiewiczem,  Hip.  Skiralwrowi- 
czem,  J.  Łepkowskim,  Oz.  Bteruackim,  Winc.  Ko- 
rotyńskim,  Kar,  Kogawsfcim,  Kirkorem  i  tej  miary 
uczonymi,  jakimi  byli:  prezes  Akademii  J.  Majer,  T. 
;!ebrawski,  J.  I.  Kraszewski,  Boi.  Podczaszyński 
i  Ad.  Pawiń-.tl. 

Po  30-tu   latach   gromadzenia   szczegółów   do 


dbyGoof^le 


przeszłości  dziejowej  krają  i  narodu,  mnsialem 
przystąpić  jednocześnie  do  opraconaaiB  (ekutu  i  roz- 
pocsęcii  druku  Encyklopedji  Staropolskiej.  Kto 
iiie  wjdairal  £adaej  encyklopedji  li  na?,  ten  nie 
może  mieć  pojęcia  g  niezliczonych  kłopotach  wyda- 
wniczych. Nie  maj(|C  czaBU  ani  upodobania  do  zo- 
etania  wydawcą,  ezukajem  najprzód  nakładcy,  ale 
nigdzie  znaleźć  nie  mogłem.  Kait^iarze  lękają  się 
większych  wydawnictw,  i  w  kaldym  razie,  aby  ści- 
ile  obliczyć  koszt  nakłada,  potrzebują  naprzód 
mieć  rękopis  ukończony  i  ocenzurowany  a  nie  nto- 
«;  pudeł  z  tysiącami  notatek  i  wypi^w,  z  których 
dopiero  trzeba  tckRt  redagować  i  arkuHzami  druku 
do  cenzury  przedstawiać.  Mimo  nieznalezienia  na- 
kładcy, rozpocząłem  zabiegi  o  współpracowników, 
ale  i  ta  ze  skutkiem  niewiele  Jepszym.  Wiadomo 
bowiem,  jak  m^o  ludzi  pracuje  dziś  naukowo  nad 
przMzłością  naszej  kultury  i  jak  są  zarzuceni  zaję- 
CJami  swych  obowiązków.  O  utworzeniu  test  komi- 
tetu redakcyjn^o  nie  było  mowy,  gdyt  jako  miesz- 
kańcy róinych  krajów  i  miast  nie  mc^tiby  na  sc- 
(ije  redakcyjne  zbierać  się  razem.  To  zmusiło  mię 
utworzyć  spasot>em  najpraktyczniejszym,  angiel- 
skim, komitet  redakcyjny  ,z  jednego",  i  temu  tyl- 
ko zawdzięciam,  że  Encyklopedię  niniejszą  kończę 
bez  przerw  i  dziś,  a  nie  za  lat  kilka.  Przywykły 
w  calem  iyciu  łamać  się  z  trudnościami,  zdołałem 
je  pokonać,  IuIki  w  takich  warunkach  rzeczy  do- 
skonałych się  nie  stwarza.  Nie  mogłem  np.  wielu 
artykułów  pof^ębić  i  ruzazerzyć,  bo  choć  pozwalał 
na  to  materjat  zebrany  przeze  mnie  na  dzieło  k  i  1- 
kunasto-toinowe,  to  jednak,  ze  względu  na 
bardzo  znaczne  koszta  nakładu,  ograniczała  wszyst- 
ko ciasnota  miejsca  w  trzytomuwym  pn^raraie. 
Popiero  bowiem  pomoc  Kasy  imieDJa  Mianow«kie- 
go,  ofiarowana  wydawnictwu  przy  tomie  drugim, 
pozwoliła  powiększyć  zakres  £ncyklop«dyi  o  łom 
4-ty.  Dla  tych  samych  przyczyn  z  liczby  1600  po- 
Aiadycb  rysunków,  nie  meblem  pomieścić  w  niem 
więcej  nad  polowe  tej  liczby.  Nie  byłem  równiet 
w  moinośd  przy  kaidym  szczególe  dołączyć  cyta- 
ty wszystkich  źródeł,  bo  wymagałoby  to  dodania 
przeciętnie  na  każda  4  wiersze  wieraza  5-go,  czyli 
Jo  4-cb  tomów— tomo  b-go,  a  w  razie  zdwojenia 
liczby  rycin,  powiększenia  wydawnictwa  o  tom  6-ty, 
co  było  niemofliwem  wobec  m^ej  liczby  prenume- 
ratorów, z  których  polowa,  powołując  się  na  pro- 
spekt z  zapowiedzią  3-ch  tomów,  łądala,  aby  4-ty 
dodany  jui  był  bezpłatnie.  Musiałem  więc  tak  pi- 
sać każde  zdanie,  aby  było  jasnem  w  minimalnej 
ilości  niezbędnych  wyrazów.  Zmniejszyłby  wpra- 
wdzie ciasnotę  miejsca  druk  drobniejszy,  ale  za  to 
musiałyby  tomy  stać  się  droisze.  Decydującą  zb£ 
i)yła  tutaj  opinja  białych  okulistów,  iż  wszelkie 
pismo  mniejsze  od  garmontu  użytego  w  Encyklo- 


pedyi  Staropolskiej  i  bez  interlinii  jest  zawsze  szko- 
dliwem  dla  wzroku  czytających  wogóle,  a  niebez- 
piecznem  dla  spracowan^O  wzroku  mojego. 

Spisu  artykułów  objętych  4-ma  tomami  Ency- 
klopedyi  nie  podaliśmy,  znajdując,  że  wyszukanie 
każdej  artykułu  jest  nader  łatwem  wobec  ałfat)e- 
betycznc^  ich  ułożenia  w  ctdem  dziele.  Spis  taki 
zresztą  byłby  wtedy  dopiero  zupdnie  pożytecznym, 
gdyby  obejmował  nietylko  tytuliki  artykułów  ale 
i  wszystkie  wyrazy  w  tekście  ich  objaśnione;  Gdy 
zaś  artykułów  jeat  bUzko  3000,  a  wyrazów  takich 
przynajmniej  trzy  razy  tyle.  to  spis  wfizystkich  ze 
wskazaniem  stronic  i  szpalt,  pociągnąłby  za  sobą 
jeszcze  2  —  3  miesięcy  dłużej  pracy  i  kilka  arkuszy 
więcej  druku,  co  było  na  razie  rzeczą  niemożliwą, 
wobec  narzekania  prenumeratorów  na  opóźnienie 
i  wobec  i  tak  już  nieproporcjonalnej  wielkości  to- 
mu 4-go,  a  wreszcie  przepracowania  autora,  któiy 
przez  4  lata  druku  nie  mid  nawet  ani  tygodnia 
wytchnienia  i  wyjazdu  na  wieś  w  porze  letniej,  a 
dodać  szczerze  należy,  i  wobec  tego,  że  wpływ  z 
proiumeraty,  łącznie  z  pomocą  wydawuKzą  Kasy 
imienia  Mianowskiego,  do  chwili  ukończenia  dru- 
ku pokrył  tylko  połowę  ogólnych  kosztów  wy- 
dawnictwa. 

Przez  cztery  lata  druku  czterech  tomów  £n- 
cyklopedyi,  otrzymywała  redakcja  nasza  corocznie 
przeszło  1200  listów  z  kraju  i  świata,  bądi  z  Żąda- 
niem wyjaśnienia  różnych  kwestyi  dziejowych,  ar- 
cheologicznych, językowych  i  heraldycznych,  l>ądź 
z  wymówkami  za  niepomieszczanie  herlMSw,  dziejów 
rodzin,  życiorysów  i  rozmaitych  wyrazów;  korespon- 
denci zapominali,  że  w  Uowniku  polskim  istniuje  do 
300,000  wyrazów,  że  encyklopedja  rzeczowa  nie  jest 
słownikiem  i  że  gdyby  inialazastąpićherbarze,słowni- 
ki  i  objąć  dzieje  kraju,  rodów,  ludzi  i  miast,  to  mu- 
siałaby liczyć  nie  4  ale  najmniej  40  tomów.  Inne 
osoby  przesyłidy  pieniądze  albo  tylko  polecenie 
na  rozmaite  sprawunki  i  wysyłkę  tychże  z  Warsza- 
wy, ptusily  o  wybór  książek  lub  pośrednictwo  w 
sprzedaży  i  kupnie  rolnych  aabytków,  numizmatów, 
medal',  mebli,  starych  ksiąg,  lub  żądały  ofiarowa- 
rowania  im  Eucyklopedyi  bezpłatnie,  albo  przyjęcia 
przesyłki  pocztowej  na  koszt  redakcyi.  Pewien  A- 
merykanin  pisał  o  wyśledzenie  nazwiska  ojca  jsgo 
matki,  który  był  Polakiem,  ale  opuściwszy  kraj  swój, 
przyjecłial  do  Ameryki  pod  nazwiskiem  angieUkiem. 
Jako  jedyną  zaś  wskazówkę  do  wyśledzenia  prawdzi- 
wego nazwiska  korespondent  wskazywał  fakt,  że 
dziad  jego  przed  samą  swą  śmiercią  jeżduł  z  Ame- 
ryki w  r.  1851  na  sejm  do  Warszawy?!  Ponieważ 
praca  nad  Encyklopedja  zajmowała  czasu  po  killca- 
naśeie  godzin  każdodziennie  -^  poza  któremi  dopie- 
ro, pomimo  utrudzenia,  musistem  załatwiać  dro- 
biazgowe sprawy  administracyjne  i  tak  liczną  ko- 


dbyGoot^le 


te-ipoadencję — nie  bytem  więc  absolutnie  w  moino- 
Ici  odpowiedzenia  na  wiele  listew,  zft  o  tutaj  oso- 
by dotknięte  Hłiisznie  moj^n  milczeniem  najgoręcej 
przepraszam.  Sprawiedliwość  nakazuje  mi  jein*k 
zaznaczyć,  te  obok  listów  obojętnych  »  często 
I  szorstkich,  otrzymyw^em  niektóre  bardzo  miłe 
i  rozrzewniające,  np.  od  ziomków  gdzieś  z  krańców 
świata,  z  Ziemi  Ognistej,  Handturyi,  Turkiestanu, 
donoeząfyc-h,  łe  Encyklopedję  czytają  swej  dziatwie 
ze  łzami  i  błogostawieństwem. 

W  zdanin  sprawy  z  tolcu  wydawnictwa  nie  m(^ 
tego  pominąć,  it  obok  zaszczytnjc*!  dla  niego  recen- 
zyi  pióra  uczonych  badaczów  i  krytyków  (Briick- 
ner,  Askenazy,  Kraushar,  Rydel),  obok  wielu  ser- 
decznych listów  ludzi  poważnych  w  uauce  polskiej, 
którzy  cichą,  skromną  pracę  moją  powitali  cieplom 
tilowem  wdzięczności  ziomków  i  łyczeniami  rozru- 
Rtu— stałem  się  takie  pierwszy  raz  w  lyciu  celem 
napaści  dziennikarskiej.Zpowodn  wstrętu  i  braku  cza- 
su do  polemik,  nic  wówczas  uie  odpowiedziałem  na 
cięłką  krzywdę  wyrządzoną  mi  publicznie.  Dziś  je- 
dnak, zamykając  porachunki  wydawnicze,  mam  o- 
bowiązek  tu  sprostować  podane  o  mnie  nieprawdy. 
Pan  Jaksa  Radziejowski,  nie  wytknąwszy  iadnt^ 
błędu  w  mojem  dziele  (poczynającem  się  dopiero 
drnkować),  odrazu  zaprs^n^  mu  radykalnie  kark 
skręcić,  wołając,  żo  Encyklopedja  Staropolska  „zro- 
bi fatalne  _^ajiro",  żernie  daję  w  niej  podobizn  her- 
bów, ie  „dla  celów  spekulacyjnych  wyrządza  ona 
zawód  i  krzywdę  ogółowi",  który  „opladwszy  dzie- 
ło złe,  pozna  się  na  n!em",  ie  wyrządziłem  temu 
ogMowi  „niedźwiedzią  zaiste  pmysługę",  ie  dopu- 
ściłem się  „pokrzywdzenia  in terenów  ogólnych",  źe 
powinienem  wydawnictwo  „zawiesić",  gdyż  jedynie 
„(ym  sposobem  (autor)  zrełiabilitowałby  siebie  i  nie 
świecił  złym  przykładem"  din  tych,  „którzy  dla  mi- 
1^0  zysku  gotowi  najawiętszemi  frymarczyć  rze- 
czami". Źle  się  wyraziJem,  że  p,  E.  nie  wytknął  rai 
żadnego  błędu.  Owszem,  miał  przed  sobą  pierwszy 
zeszyt  z  początkiem  litery  A,  a  zarzucił  mi,  że  nic 
nie  napisałem  o  tarczach.  Aby  zaś  dowieść,  ie 
biorąc  się  do  ataroiytności  polskich,  robię  „zamach 
nierozsądny,  porwanie  się  z  motyką  na  słońce", 
podniósł  p.  Jaksa  Radziejowski  moje  rzekome  za- 
sługi jako  ziemianina  i  radcy  Tow.  kred,  zierask., 
nic  o  tern  nie  wiedząc,  ie  zasluionym  rolsikiem  nie 
byłem  ja,  tylko  mój  ojciec  (ob.  Gloger  Jan  w  „Wiel- 
kiej encyklopedyi  powsz.  ilustr."),  który  nawet  od- 
dawszy mi  majątek  ziemski,  jeszcze  do  zgonu  swe- 
go gospodarstwem  kierował,  icbym  miał  więcej  cza- 
f-u  do  prac  naukowych.  Na  radcę  zaś  Towarz. 
kred.  zosttUem  wybrany  po  2ó  latach  tychie  prac, 
a_w  żadnym  razie  nie  mogę  pojąć,  co  mole  jakieś 
.SO— 40  sesyi  kadancyjnych  corocznie,  a  choćby 
i  dwa  razy  tyle,  przeszkadzać  w  zajęciach  nanko- 


frych  człowiekowi,  klóry  tak  ściśle  liczył  się  z  każdą 
chwilą  czasu  przez  Ut  prawie  40.  że  jeszcze  ani  je- 
dnej godziny  w  życiu  nie  strwonił  na  rozrywkę  — 
w  karty— nie  spędził  ani  dnia  w  podróżach  za  gra- 
nicami Słowlaószczyzny,  nie  był  ani  razu  na  wy- 
ścigach, na  balu  publicznym,  na  maskaradne,  na 
majówce  dla  zabawy,  któremu  5  godzin  snu  na  do- 
bę zawsze  wystarcza.  Dziwnie  się  tei  zbi^ło  na 
mojem  biurku  żądanie  p.  Jaksy,  abym  „zawiesił" 
druk  Encyklopedyi  z  wielokrotnie  w  recenzjach  wy- 
raionem  przez  głębokiego  badacza  naszej  przeszło- 
ści życzeniem,  abym  Encyklopedję  drukował  w 
jak  największej  liczbie  tomów.  „Publiczności  szer- 
Hzej —  pisze  uczony  prof.  Bruckner--  najgoręcej  |xi- 
lecamy  wspieranie  Encyklopedyi  Staropolskiej", 
traktującej  wiele  rzeczy  „w  najszerszem  znaczeniu 
tego  słowa  krytycznie"  i  t.  d. 

Miły  obowiązek  nakazuje  rai  też  wymienić  o- 
soby,  od  których  Encyklopedja  Staropolska  dozna- 
ła szczególniejszej  życzliwości.  Oto  nazwiska  tych 
dobrych  ludzi:  Aleksander  Moes,  J.  Olass,  Tadeusz 
Hiż,  dr.  J.  Peszke,  L.  Kronenberg,  L.  MĆyet,  AL 
Kraushar,  Stef.  Giller,  M.  Gram,  Gustaw  Bisier, 
Wiktor  Luboradzki,  Tadeusz  Siemieński,  Wand. 
Czarnecki,  StanisJaw  Leszczyński,  Cz.  Boczkow- 
ski,  Stanisław  Kierznowski,  Władysław  Jelstl,  dr. 
Henryk  Dobnyckl,  Teodor  Ziembiński,  M.  Olszyń- 
ski, Zygmunt  Wolski,  dr.  G.  Szpilcwski,  Jan  Ga- 
domski, Bolesław  Markowski,  H.  Łopacióski,  H. 
Dynowski,  Wincenty  Janowski,  ś.  p.  Jan  Karło- 
wicz, Al.  Jabłonowski,  WI.  Grabowski,  dr.  Wlad. 
Sękowski,  W.  Fiedorowicz,  M.  Federowski,  Antoni 
Strzalecki,  Fr.  Kraszewski,  Adam  hr.  Starzeński, 
ś.  p.  Wiktor  Szumański,  Ig.  Wróblewski,  p.  B.  Kon- 
dratowirzowa  i  prol.  Szymon  Askenazy. 

Za  nadesłane  i  pomieszczone  w  Encyklopedyi 
Staropolskiej  artykuły  i  przyczynki  składam  podzię- 
kowanie ś.  p.  Wł,  Łuszczki BWiczowi  {Baldachim,  Ba- 
lustrada, Blanii).  prof.  H.  Łopacińskiemu  (Fomniii, 
Stowniii polsku),  J.  Rostafińskiemu  [Roiliny  milo- 
fnicK),  Al.  Poliński«mu  (kilkanaście  dawnych  me- 
lodyi),  Bogusławowi  Kraszewckiemu  {labirynty, 
i  różne  rysunki  i  przyczynki),  i.  p.  Janowi  Karlo. 
wieżowi  (mesiące)_  Janowi  Kochanowskiemu  {Ka- 
lendari),  dyr.  Muzeum  Fel.  Koperze  (Klejnoty  io- 
rarnu),   Stefanowi    Sucheckiemu    (część  artykułu: 

Pięćsecie  najstarsse  tzlachty  politiej)^  Wikt.  Gomu- 
lickiemu  [Litografie  polskie  najdawniejtie),    Tymot. 

Łuniewskierau  {Radio,  Socha),  ś.  p.  ks.  Wart.  No- 
wakowskiemu (Obraty  cudowne  Najin),  M.  B.),  Henr. 
Sadowskiemu  (Ordery  polskie),  Bron.  Gembarzew- 
skiemu   (omóstwo  artykułów   z  dziedziny  wojsko- 

Zniny  miłośnik  sztidd  i  gruntowny  jej  znaw- 
ca, zariużony  p.  Matjas  Bersohn,  okazi^  ze  wszyst- 


dbyGoot^le 


kich  zbieraczAw  największą  nczyrmość  w  udzidaniu 
tuua  wBEcIkich  r^cin  i  zabjtkfiir  le  swoich  cenofch 
zbiorów.  Najgerdeculiejnze  dowa  podzięki  skła- 
dam prof.  Al.  Briicknerowi,  kt&rj  w  recenzjach 
swoich  o  pracj'  mojej  najlepiej  odczul  jej  stanowi- 
i>ko  i  ro;^J  pnewodaią,  najaprawiedliwiej  wytkną.) 


jej  usterki  i  ocenił  atrony  dodatnie.  Komitetowi 
Ka^y  imienia  d-ra  Józefa  Mianowskiego  niemnie} 
winienem  podziękowanie  za  pomoc  w  wydaniu  tomu 
II,  III  i  IV,  jak  r6wniei  za  zaeiHsiytne  dla  Ency- 
klopedyi  przygnanie  ni^^y  naukowej  z  zapisu 
d-ra  Pileckiego. 


PRZYPISANIE. 


Prosty  dlvg  tcdziceinośei  nakazuje  mi  dxieto  niniejsze  przypisać  pamięci 
trzech  najdroższych  w  mcm  życiu  osób,  zostających  w  bezpośrednim  duchowym 
związku  z  tą  pracą,  mianowicie:  nieżyjącemu  już  od  lał  kilkunastu  Ojcu  tnemu 
i  liczącej  obecnie  O 3- ci  rok  u-iekit  swego  kochanej  Matce  mojej  —  którzy  codzien- 
nym przykładem  własnego  życia  rozniecili  w  zaraniu  myśli  moich  poczucie  oho- 
wiązhi  pracy  społecznej,  a  gdym  poszedł  w  kierunku  przez  siebie  obranym,  stcą  vy- 
bomą  pamięcią  i  śtctatłemi  zapiskami  o  przeszłości  służyli  mi  za  skarbnicę  tradycyi 
i  łącznik  z  życiem  poprzednich  pokoleń. 

Trzecią  istotą,  której  pracę  niniejszą  z  nc^uciem  bolesnej  tęsknoty  poświę- 
cam, jest  ta  Najukochańsza,  co  była  nieporównanym  ideałem  towarzyszki  mego  ci- 
cfiego  życia  —  głęboka  umysłem,  praica  ditsią,  światła  wiedzą,  czysta  i  prosta  ser- 
cem, miłująca  nad  uszystko  ideały  moje,  dom  i  zacisze  wiejskie  —  która  dała  mi 
16  lat  szczęścia  na  tej  ziemi,  będąc  aniołem  opiekuńczym  te  moich  pracach  i  tro- 
skach, otaczajtic  mnie  niebiańskim  spokajem,  rozumną  radą  i  pomocą — po  której 
odejściu  do  mogiły,  praca  niniejsza,  tak  xa  życia  dla  niej  miła,  stała  się  dla  mnie 
jedynym  balsamem  w  wielkim  bólu  i  w  ciężkiem  osieroceniu. 

Zygmunt  Gloger. 


KONIEC  TOMU  IV  I  OSTATSIEflO. 


dbyGoot^le 


dbyGoof^le 


dbyGoof^le 


UNłVERarTY  OF  MCHIOAN 

iiiiiiii 

3W16  0a83a5M7 


I 


dbyGoof^lc 


dbyGoof^le