Skip to main content

Full text of "Historja pierwotna Polski"

See other formats


Google 



This is a digital copy of a book that was prcscrvod for gcncrations on library shclvcs bcforc it was carcfully scannod by Google as part of a projcct 

to make the world's books discoverablc onlinc. 

It has survived long enough for the copyright to cxpirc and thc book to cntcr thc public domain. A public domain book is one that was never subjcct 

to copyright or whose legał copyright term has expircd. Whcthcr a book is in thc public domain may vary country to country. Public domain books 

are our gateways to the past, representing a wealth of history, cultuie and knowledge that's often difficult to discovcr. 

Marks, notations and other maiginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journcy from thc 

publishcr to a library and finally to you. 

Usage guidelines 

Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the 
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to 
prevent abuse by commcrcial partics, including placing lechnical rcstrictions on automated querying. 
We also ask that you: 

+ Make non-commercial use ofthefiles We designed Google Book Search for use by individuals, and we request that you use these files for 
person al, non-commercial purposes. 

+ Refrainfinm automated ąuerying Do not send automated querics of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę 
translation, optical character recognition or other areas where access to a laige amount of text is helpful, please contact us. We encourage the 
use of public domain materials for these purposes and may be able to help. 

+ Maintain attributłonTht Goog^s "watermark" you see on each file is essential for in forming peopleabout thisproject and helping them lind 
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it. 

+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just 
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other 
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can'l offer guidance on whether any specific use of 
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner 
anywhere in the world. Copyright infringement liabili^ can be quite severe. 

About Google Book Search 

Google's mission is to organize the world's information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps rcaders 
discoYcr the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli icxi of this book on the web 

at |http: //books. google .com/l 



Google 



Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznydi pólkach, zanim została troskliwie zeska^ 

nowana przez Google w ramach projektu światowej bibhoteki sieciowej. 

Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego 

dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego 

dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony 

dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy. 

Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając 

długą podróż tej książki od wydawcy do bibhoteki, a wreszcie do Ciebie. 

Zasady uźytkowEinia 

Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich 
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych 
pokoleń. Niemniej jednak, prEice takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostEu^czać te materiały, podjęliśmy środki, 
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów 
komercyjnych. 
Prosimy również o; 

• Wykorzystywanie tych phków jedynie w celach niekomercyjnych 

Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w nickomcrcyjnycti 
celach prywatnych. 

• Nieautomatyzowanie zapytań 

Prosimy o niewysylanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia 
badań nad tlumaczeniEimi maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest 
dostęp do dużych ilości telfstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym 
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni. 

• Zachowywanie przypisań 

Znak wodny"Googłe w łsażdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowyeti 
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać. 



Hganie prawa 

W ItEiżdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że 
skoro dana łisiążka została uznana za część powszecłmego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam 
sposób tralrtowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych lirajów, a 
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność 
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej użj'wać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za 
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe. 

Informacje o usłudze Google Book Search 

Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book 
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst 
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem [http : //books . google . comT] 







c^ 



f 



DZIEŁA 



JULJANA BARTOSZEWICZA. 



DZIEŁA 



JULJANA BARTOSZEWICZA. 



TOM TRZECL 



-OOś^Ł 



HI8T0RJA PIERWOTNA POLSKI. 



Wydanie pierwsze z ręicopismu. 



T OM I. 



^ eBCC»3SO»" 



KRAKÓW. 
Nakładem Kazimierza Bartotzewleza. 

Bmkiem F. K. Pobudkiewicza w dzierżawie A. Kozialtskiego. 

1878. 

Skład główny w Warszawie u Gebethnera i Wolffa. 




ULJAN IdARTOSZEWICZ. 



-"^ssjr*-. 



HISTORJA 



PIERWOTNA POLSKI 



wydanie pierwsze z ręlcopismu. 



TOM L 



1 1 



KRAKÓW 
Nakładem Kazimierza Bartoszewicza. 

Drukiem F. K. Pobudkiewicza vr dzierżawie A. Koziailskiego. 

1878. 



41'/ 



/ry/^''.v-A'.^"' 




D W 



YDAWCY. 



W końcu roku 1862 istniejąca wówczas w Warszawie 
firma księgarska „Merzbach i Polak ** zawarła z autorem 
umowę o napisanie Dziejów Polski w obszernym zarysie. 
Według planu autora dzieło miało obejmować 5 tomów ta- 
kiej obszerności jak pierwsza edycja „Historyi literatury pol- 
skiej potocznym sposobem opowiedzianej '^ . Każdy tom miał 
zawierać odrębną epokę, wszystkie zaś tworzyłyby syste- 
matyczny crfokształt dziejów Polski. 

Przeciążony zajęciami professorskiemi, objąwszy do tego 
świeżo urząd kustosza Biblioteki głównej, obarczony był 
jeszcze autor rozlicznemi pracami literackiemi. Nie wspomi- 
nając drobniejszych, zaznaczyć wypada, że były to lata, 
w których Samuel Orgelbrand prowadził olbrzymie wyda- 
wnictwo Encyklopedyi Powszechnej, zasilanej artykułami 
hiBtorycznemi przeważnie pióra autora. Jakiego rodzaju było 
to współpracownictwo, dość przytoczyć że tom drugi Ency- 
klopedyi zawierał 72 artykuły autora, między któremi arty- 
kuł o biskupstwach polskich obejmował 128 str. ścisłego 
druku w formacie wielkiej 8ki t. j. mniej więcej około 300 str. 



VI 

niniejszego wydawnictwa. Była to także chwila czynnego udziału 
autora w Redakcyi Biblioteki Warszawskiej, tworzącej w owych 
czasach rodzaj towarzystwa naukowego. Autor po ustąpieniu 
A. Przeździeckiego przewodniczył wówczas sekcyi historycznej 
i drukował w BibUotece prócz pomniejszych artykułów owe 
mozolne spisy dygnitarzy, znane p6d nazwą „Tablic histo- 
rycznych". Wszystkie te zajęcia nie mogły wpływać korzy- 
stnie na przystąpienie natychmiastowe do kreślenia dziejów 
narodowej przeszłości. 

Dnia 30 kwietnia 1863 r. rozpoczął autor przedsię- 
wziętą pracę, — zaledwie jednak do niej przystąpił, firma 
„Merzbach i Polak" została zwiniętą. Niekrępowany przeto 
umową i widząc, że ówczesne stosunki sprzeciwiają się naj- 
zupełniej podobnemu wydawnictwu, postanowił autor porzucić 
myśl pierwotną i wziąść się do obrobienia epoki początko- 
wych dziejów polskich, ale już w znacznie "^szerszym zakresie. 

Wątpić jednak należy, czy autor przy swojej nadciier- 
nej pracy byłby w stanie myśl swoją w krótkim przeciągu 
czasu przyprowadzić do skutku, gdyby nie chwilowe poróż- 
nienie się z wydawcą Encyklopedyi. Było to w Łdpcu 1863 
roku, „Karpowicza napisałem, ale już nie dałem do 
druku, bo grymasili na pisanie. Na zaprosiny już Kazi- 
mierzów pisać nie chciałem" — oto notata autora umie- 
szczona na jego egzempkrzu tomu XIV Encyłdopedyi. ^Gry- 
masił" wydawca na słynne z niewyraźności pismo autora, 
które go zmuszało do trzymania osobnych i lepiej płatnych 
zeoerów, grymasił także na obszerność niektórych artykułów. 
Autor odpowiedział, że kaligrai^i uczyć się niema czasu, a 
co do obszerności artykułów sam tylko być może kompe- 
tentnym. 

CSiwilowe wstrzymanie się od statego współpracownictwa 
w Encyklopedyi, dozwoliło autorowi poświęcić się dalszej 
pracy okojo „Historyi pierwo1»ej Pokki." Raz zaś wziąwszy 



vn 

ię do niej rzadko ją przerywał i to na krótko. Na usilne 
miewania wydawcy Encyklopedyi i dziennikarstwa, zaczął 
w|rawrdzie antor na nowo zasijaó artykułami wydawnictwo , 
Eneyklopedyi, nie obowiązując się jednak do stałego współ- 
prai^oimcŁwa, którego podjął się powtórnie dopiero po ukoii- 
2temi „Historyi", to jest w miesiącu Lipcu r. 1865. 

Tom pierwszy „Historyi pierwotnej Polski" ukończo- 
nym został 19 Lutego r. 1864, tom drugi 19 Lipca, tom 
trzeci 1 Listopada tegoż roku, tom zaś czwarty i ostatni 
21 Czerwca 1865. 

Takie są dzieje „Historyi pierwotnej Polski".,.. 

Ogłaszając ją po raz pierwszy drukiem, wydawca 
nie przeczy, że dzieło nieco odmiennie możeby wyglądało, 
gdyby wychodziło pod okiem autora. Nie znaczy to, ja- 
koby wydacwca nie trzymał się wiernie rękopismu — pod 
tym względem nie pozwolił sobie nawet na przestawienie 
wyrazów — ale byłoby dzieło zapewne zyskało przez roz- 
szerzenie niektórych ustępów. Samo się przez się rozumie, 
że różnica byłaby bardzo nieznaczną, bo do epoki opraco- 
wanej przez autora trudno o nowe fakta, zakres wiadomo- 
ści o niej pozostanie zawsze szczupły i niedostateczny. Ale 
od czasu do czasu przybywają nowe poglądy, nowe świa- 
tka przyczyniające się do zrzucenia pomroki z tej epoki 
dziejowej. Ze autor miał zamiar z nich korzystać, dowodem 
tego kilkanaście notat i wskazówek umieszczonych na mar- 
ginesach rękopismu. 

A teraz wydawca uważa jeszcze za swój obowiązek 
usprawiedliwić się ze spóźnienia z wydaniem niniejszego 
tomu. Dość czasu zabrało mu przedewszystkiem porównanie 
oryginalnego rękopismu autora z rękopismem przygotowanym 
do druku. Potrzebował również sprawdzać po dziełach źró- 
dłowych i opracowaniach nazwiska i daty, a kto miał raz 
sposobność widzieć pismo autora, ten pojmie ile podobne 



vin 

sprawdzanie pracy kosztować mogło. W Styczniu wreszeie 
r. b, rozpoczętym został druk niniejszego tomu. Podczas 
druku jednak zaszły okoliczności, które nietylko go na czas 
pewien „Irzy-aJj, ale naWet zmusijy wydawcę d. n,^ 
częcia druku tomu IVgo nie kończąc tomu Illgo. Dla^go 
też tom IVty jest już w połowie gotowy i w przyszłym |ii€- 
siącu opuści prassę. Wydawca ma nadzieję, że w Marcu r. p 
cała 4 tomowa „Historya pierwotna Polski" będzie j\ż 
w rękach czytelników. 

Kraków 5 Listopada 1878 roku, 

(w ósmą rocznica śmierci autora). 



K. B. 



Ważniejsze pomyłki dostrzeżone podczas drulcu. 



Str. 15 w. 20 zam. Krajowy czyi Krainy. 

— 33 — 22 — 
~ 33 — 28 — 

— 38 — 12 — 

— 171 — 17 — 

— 3«5-- 3 — 



Sukara — Sichara. 
Suhara — Sichara. 
sprawę — spraw-. 
w ten — w te. 
Hodorad — Flodoard. 



str. 325 w. 1 1 zam. Hodorad czyt Flodoard. 

— 336 — 10 — przymógł — przywiódł, 

— 354 — 38 — Sakma — Suhma. 

— 359 — 8 — ial — miał. 

— 359 — 9 — utyciu — użycia. 

— 359 — 50 — HUdiward — Hilliward. 



KSIĘGA I. 



I. BOSSISOŁBM 8IE SOTUlImTZHT W EUROPIE, 



1. W pierwszych wiekach po Chrystusie na dwie wielkie 
połowy rozdzielała się północna Europa. Germania rozciągała się 
na zachód ku Renowi, Sarmacja, jak ją dawniój jeszcze nazywano 
Scytja, szła od Wisły na wschód za Bug i Niemen. W jednój 
i drugiej połowie Europy mieszkały rozmaite narody pomieszane 
z sobą, czyli rzesze. Nazwiska Germanii i Sarmacyi były więc 
tylko geograficzne, naukowe i nie oznaczały plemion. Zarówno 
w Germanii, jak i w Sarmacyi swarzyły się z sobą narody, które 
i ztąd i ztamtąd spływały wyprawami na bogate cesarstwo rzymskie. 
Jednakże była jakaś i różnica plemion, albo zawiści stare, kiedy 
Tacyt oprócz Wisły wynajduje drugą jeszcze granicę pomiędzy 
Germanją a Sarmacją; była to, jak powiada, wzajemna bojaźń 
względem siebie tych narodów. O Sarmacji i Gcrmanji różne nas 
dolatują powieści, z których nic pewnego wywnioskować nie 
można. To pewna, że Rzymianie oddawna znali ujścia Wisły na 
pobrzeżu baltyckiem, i że poławiali w nich bursztyn. Na tem 
pobrzeżu mieszkali Wenedowie, naród wielki, ani germański, ani 
sarmacki, który nawet morzu nadawał swoje nazwisko, bo Rzy- 
mianie zwali Bałtyk odnogą, morzem wenedyckiem. Niebyli jednak 
Wenedowie sami na tem pobrzeżu, obok nich rzesza innych ludów 

Historja pierwotna Polski. T. I. 1 



2 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ni 

zajmowała sąsiednie ziemie, ale Wenedowie byli wśród nich naj- 
potężniejsi, wysunęli się nawet głębiej ku Wiśle, nachylili ku 
Karpatom. 

2. H)jcz}fzna Tiadiunajśha. Późniejsze tak zwane słowiańskie 
plemiona zajmowały ziemię nad Dunajem, ale północnym kresem 
swoim zachodziły w Germanję i Sarmację. Stary to wielki naród, 
stare plemię, bo sięga pierwszych prawie wspomnień historji* I na 
tych samych miejscach, na których dzisiaj zajmuje posady, mie- 
szkało jeszcze przed czasów historycznych zaświtaniem, pod nazwą 
Getów i Daków na południu. W pierwszćj pomroce dziejów już 
widać przodków naszych ponad Dunajem, ponad źródłami Wisły, 
po obudwu stronach Karpatów; gdzieś w Germanji pomiędzy 
Wisłą a Odrą od zachodu niknęły granice naszego plemienia. 
Ale więcćj się wtenczas rozciągało, w ludniejszych się tłumach 
kupiło, nasze plemię ku południowi, jak ku północy, która bar- 
dziej była nieznaną, bo mniój zaludnioną. Z tego powodu częste 
stosimki i krwawe wojny miewali Rzymianie ze Słowianami 
w lUiryi, w Dalmacyi i w Pannonii. 

3. <Wychoditmf z nad Shinaju. Na tę wielką, nieznaną północ 
za Karpaty, wpierały się, ciągnęły w pierwszych wiekach po 
Chrystusie znad Dunaju narody Daków i Getów, praojcowie 
Słowian. Oręż rzymski był im do tćj wędrówki powodem. Długie 
lata ścierał się Decebai z cesarzem Trajanem, wreszcie uległ; 
skarby kazał pod rzekę zakopać, a sam się zabił. Ludność znę- 
kana wojną, postanowiła kraj opuścić i wolność z narodowością 
unieść do bezpieczniejszych krain, dalekich od sąsiedztwa z Rzy- 
mianami. Wyszła więc w różne przestrzenie; dzieci i starce, mę- 
żowie i niewiasty unosili dostatki, pędzili przed sobą trzody. Nie 
stawiali im żadnćj przeszkody zwycięzcy i zajmowali w Dacyi 
puste po wychodźcach ziemie, do których zaraz z cesarstwa na- 
syłali osadników. Nie wys:do to na dobre panom świata. Spostrzegli 
wkrótce, że Dakowie zasłaniali ich od dziczy północnćj, która 
zajmowała zaduną|slde przestrzenie. Już następca Trajana Adijan 
myślał się wyrzec nowo zdobytych posiadłości, ale kiedy mu wstyd 
było, przynajmnićj zgruchotał sławny most na Dunaju, arcydzieło 
Trajana. Zdobywca tym mostem potęgę rzymską na Daków pro- 
wadził, Adrjan nie chciał ułatwiać przez tem most przeprawy 
barbarzyńcom do środkowych dzierżaw rzymskich. Rzeczywiście 



Tom Ł HlSrORJA PIERWOTNA POLSKI* 3 

upadek Daków sprawił wielkie wrażenie na północnych ludach, 
po stq>ach i puszczach rozlegał się głos Decebala przestrogą, it 
GO dzisiaj jego spotkało, jutro innych czeka, r^awałnice więc za« 
huczały nad Dunajem i cesarstwo zwolna się cofało, bo lat 160, 
aż wreszcie opuściło ziemię, która krwią na wskroś przesiąkła. 

Wspaniały, pełen poezji był ten ustęp Daków, uciekających 
z ojczyzny przed niewolą. Z jednego brzegu Dunaju przenosili się 
wychodźcy na drugi, w bliskie sąsiedztwo. Chociaż nie wszyscy 
opuścili groby ojców, kark dobrowolnie schylając przed zwycięż* 
cami, musiał być zawsze tłum niezmierny tych co wychodzili. 
Szerokie niwy aż pod Karpaty leżały dla nich otworem. Mieszkała 
na nich ludność jednej krwi i jednego słowa, ale zamało jój było 
dla ziemi. Dla tego wychodźcy spływali nową krwią w żyły swo- 
jego narodu, swoich braci, którym na gościnności nie zbywało. 
Rozprzestrzeniały się granice słowu naszemu, które zarówno parło 
nad Wisłę i nad Dniestr. Plemiona obce Jazygów, Bastamów, 
Peucynów, Spalów, albo ustępowały przed niemi, albo się zwra- 
cały ku rzymskim posadom, parły na Dacyę. 

4. Rdzenna ziemia pod %>arpatamu Rdzenną wtedy ziemią, 
jakby ojczyzną całego plemienia dowiańskiego, stały się obiedwie 
strony Karpat, jedna od południa, druga od północy wzdłuż 
Wisły. Kiedyś w tych stronach dawno osiadłe plemię nasze, bo 
jeszcze przed Chrystusem, w kraju nadwiślańskim graniczyło z nag- 
rodami niemieckiemi, które się włóczyły tam i napowrót. Póżnićj 
kraj ten nadwiślański za wieków ruchu przedstawiał ciągle postać 
wielkiego rojowiska ludów. Przez Karpaty, przez te stare ojców 
siedziby nad Wisłą, posuwały się w oddal niezmierzoną ludy sło- 
wiańskie ku morzu, ku Odrze i Łabie, parły w górę na zachód, 
rozlewały się za Bug i Narew. Zdawać się mogło, że podkar- 
packa ziemia jest ojczyzną wielkiego plemienia, a została w istocie 
rdzenną, arcysłowiańską ziemią, ogniskiem życia, w nićj uderzało 
serce plemienia, w nićj mieszkał najdawniejszy, najwięcej wyro- 
biony i najdzielniejszy lud słowiański. Najmniij obcym napast* 
nictwom dostępni, zawsze samodzielni, od gór brali swoje ściśle 
miejscowe nazwisko. Był naród jeszcze Rzymianom znajomy 
Karpówy Karpidów, ICarpodaków, Karpian, którego nazwisko ma 
związek z Karpatami. Imię to słowiańskie zepsute, w języku 
naszym ma żródłostów w starym wyrazie hrii, grih, garh, hrebct. 



Ą DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA- Tom IH. 

grzbiet gór, grzbiet Karpatów. Karpowie ci są więc Chrobatami, 
Chorwatami i mieszkają u grzbietów gór. Stary to naród Chro- 
batów, w dziejach znany przynajmniej od czasów chrześciaństwa. 
Obok nich od wyrazu srl nazywają się Serbowie, tych główne 
siedliska rozciągają się ponad Dniestrem i w te strony głównie 
skierowany ich pochód. Nazwiska Chrobatów i Serbów były oko- 
licznościowe, miejscowe, pospolite, nie własne. Rozchodząc się 
zpod karpackiój krainy różne pokolenia Chrobatów i Serbów brały 
nazwiska od miejsc, ztąd np. Chrobaci, nieco na północ mieszka- 
jący, wzdłuż rzeki Wisły, są Wiślanie. Osadnictwo tych ziem naj- 
dawniejsze, uprzedza nawet ruch z VI wieku, spółczesne jest 
zawojowaniu Dacji przez Rzymian. 

Wiślanie jeszcze w I. wieku ery chrześciańskiej stykali się 
ze Swewami od zachodu, a granice tu plemion oznaczał już za 
czasów Germanji i Sarmacji wzajemny przestrach. Ale wieści 
sprzyjały Wiślanom, Swewowie zbrzydzili sobie własną ziemię 
i ustępowali z nićj, Wiślanie zaś swoją posuwali i swobodniój 
przez to rozpościerali się w przestrzeni. Za czasów szerokiego 
rozsiedlenia się kraj ten był środkiem Słowiańszczyzny, nie po- 
graniczem i dlatego w przestrzeniach chrobackich wszystko więcej 
narodowe, więcćj przypominające starą ojczyznę nad Dunajem. 
Rozradzające się i coraz więcćj ludniejsze plemię stawało wreszcie 
murem, który powstrzymywał raz na zawsze próżniackie rozboje 
i włóczęgi łotrowskie. 

5. ;fiiidy niemieckie, ^rmanartk, W tym czasie, kiedy rozwija 
się to wychodźtwo i jego skutki, a rdzenna ziemia roi się bracią, 
na przestrzeni pomiędzy Karpatami a Bałtykiem, potrącają się 
tłumnie ludy teutońskie, przeganiają jedne po drugich. Wiodła je 
w te strony ponęta wielce miła dla pokolenia niemieckiego, na- 
dzieja łupów. Rzucili własne gniazda i szukali lepszćj ziemi wśród 
hord sarmackich, niedogasłych Gallów; przestrzeń była szeroka, 
od Morawy aż do Dniepru. Ostgotowie stanęli na czele tych 
wszystkich teutońskich ludów, które przymierzami z sobą połą- 
czyli. Lat kilkadziesiąt sypały się z tego rojowiska tłumy chciwe 
obłowów na bogate prowincye cesarstwa rzymskiego (od roku 220 
do 270). Ale wreszcie klęski zadane Ostgotom, naraziły ich wzię- 
tość; spadł urok, narody przemocą ujęte lub sprzymierzone za- 
częły dobijad się nad rzeszami przywództwa. Jednakże wiek cały 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 5 

Ostgotowie umieli się na górze utrzymywać (270 — 370). Potłu- 
czone narody znajdowały sctironienie w państwie rzymskiem. 
Jedni Wenedowie nie brali w tycti krwawycli sporacti żadnego 
udziału, bo usunięci w głąb ku Bałtykowi uprawiali pługiem rolę 
lub z trąbką myśliwską uganiali się po lasacli. 

Wtem Ermanarik, król Gotów, rozciągnął szeroko w świat 
swoje zdobycze z nad morza czarnego (koło roku 370). Podbił 
Westgotów, 'siedzących w Dacyi, dalój liczne narody Czudów, 
Weś, Mordwę. Meijów, Kuronów, to jest sięgnął pod uralskie 
góry, podbił wreszcie Herulów, którzy plemienny mają związek 
z Litwinami, pokonał E^tjów nad brzegami Bałtyku i Wenedów. 
Naród wprawdzie bardzo ludny, ale nie wyćwiczony w boju, We- 
nedowie przed orężem zdobywcy ulegli. Ermanarik wszędzie na- 
potykał icłi ślady i w starożytnćj Dacyi, i na północy Dunaju, 
i za Karpatami. Panował takim sposobem Ermanarik nad wszyst- 
kiemi narodami Sarmacyi i Germanji. O szerokiem panowaniu 
jego i o pojedyńczycli wojnacli, które staczał, dowiadujemy się 
z Jordanesa czy Jornandesa, rodem Gota, uczonego biskupa Kro- 
tony, który żył w połowie VL wieku i napisał dzieło o historji 
Getów, bardzo szacowne, które nam zastępuje ważne, zatracone 
już źródła. 

6. "Czasy ^IźtylU i jornandesa. Przychodzimy do czasów, 
w których narody przez Ermanarika podbite, tracą starożytne, 
zbiorowe swoje nazwiska, pod któremi znani byli w tych ułam- 
kach historji, jakie nam pozostały. Rozszerzając się ku północy, 
rozrodzone coraz więcćj plemiona Daków, osobne i właściwe 
przybierały sobie nazwiska w długim lat przeciągu, w kolejnych 
przesiedleniach się po ziemi. Według tego, na jakiem miejscu 
siedli, nazywali się od pól, od łąk, od lasów, od rzek, od morza. 
Tylko cudzoziemcy; Teutonowie, a za nimi Rzymianie, zwali 
ich jednem imieniem po staremu Wenedami, Wendami. Gdy po- 
kazuje się, że na tych samych szerokich miejscach, w które prze- 
siedlili się i wsiąkli Dakowie, spotykamy dawny, a nie przybyły 
naród słowiański za Jornandesa, rzecz oczywista, że Słowianie 
dawnićj się nazywali Dakami, a raczćj, że nazywali ich tak Rzy- 
mianie od prowincji, którą zdobywali. Imię Słowian pierwszy raz 
pokazuje się dopiero u Jornandesa. Ale wiele powodów wpływało 
na to, że nie zaraz się utarło, rozgłosiło po świecie. Naród różnych 



6 DZISŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ZIŁ 

miejscowych nazwisk, ale jednoplemienny językiem i pochodzę- 
niem, siedział od wieków na swoich posadach, ale cierpliwy bez 
graniCy znosił, że po nim obce narody bezkarnie stąpały, ±e ziemie 
jego wybrały sobie za pole do wojen z plemionami, które vrdzie- 
rały się w środek Europy, za wielkiej wędrówki narodóiv* Był 
z tego powodu zamęt wielki między narodami i uwiecznił się 
w podaniach historjL Starożytni pisarze niedobrze równie;& od- 
róiniati plemiona, co nic dziwnego, ziem dobrze nie zaali, a o 
barbarzyńcach z pierwszych lepszych źródeł, często bardzo zaivo- 
dnych, zbierali wiadomości. Najsławniejsze były wtedy nazwiska 
Scytów, Gotów i Hunnów. Dostawały się więc łatwo pierwszemu 
lepszemu narodowi, o którym przychodziła wiadomość Scytem 
był każdy, co szedł z dalekiej północy, Hunnem każdy człowiek 
koczujący od wschodu, Gotem mieszkaniec zarówno Germanji, 
jak Sarmacyi. Barbarzyńcy parli się ku Rzymowi, ku Carogro* 
dowi i zabierali nieraz z sobą cząstki miejscowych ludności, które 
w drodze napotykali. Ale nazwisko miejscowe zawsze głuszyło 
dawniejsze, straszniejsze dla cesarstwa, Scytów, Gotów i Hunnów. 
Atilla zastąpił miejsce Ermanarika. Z głębi Azyi wymknąwszy 
się rozkazywał wszystkim ludom Germanji i Sarmacji. Na dworze 
jego dawał się słyszeć zarówno język gocki i łaciński, jak grecki 
i słowiański. Narody zdobywcze nie tępiły wówczas narodowości, 
toż i przypuścić łatwo, że u Attyli na dworze mieszały się z obcemi 
obyczaje i stroje narodowe słowiańskie, 

7. filcmudc. Jomandes prawie oglądał owe czasy Attylli, 
który umarł 453 roku. Niedługo pod ciosami Herulów upadło 
zachodnie cesarstwo rzymskie (476), potem Herulów^ w Italji po* 
chowali Ostgotowie pod wodzą znakomitego króla Teodoryka. 
Kiedy się grunt na północ od Karpat leżący nieco od tych na< 
rodów oczyścił, Jomandes prawi o ^owiana eh, jako o nowem 
w dziejach nazwisku. Nie naród to jaki świeży przybywał w po- 
ścigu za drugimi zdobywcami w te strony, ale stary się wynurzał 
z poza mgły dziejowćj, na odwiecznych swoich zasiedlony po- 
sadach i zabłysnął na słońcu, otrząsł się z niewoli. Rzucił tylko 
dawne nazwisko, pod którem go znała uczona starożytność, 
i ukazał się pod swojem rodzinnem. Mówi Jomandes, że wszyst- 
kie ziemie, które tylko rozciągają się w stronę północną nad 
Dunajem, a na wschód Wisły, zajął wielki naród Winidów, który 



Tom L HISTOR JA PIERWOTNA POLSKI. 7 

Wprawdzie według miejsca i pokoleń na różne się dneli nazwiska, 
ale głównie się składa z jednego plemienia Sklawinów, z drugiego 
Antów. Sklawini czyli Słowianie zajmowali siedziby od Dniestru 
do ytisly, w lasacli i bagnach, Antowie zaś, plemię najsilniejsze, 
rozciągali się od Dniestru za Dniepr ku morzu Czarnemu. Sło- 
wianie i Antowie, powiada inny pisarz, senator rzymski Prokop, 
kiedyś przed wieki zwali się od szerokich i rozproszonych sie- 
dlisk Sporami. Uczeni dzisiejsi w Sporach widzą Serbów. O wscho- 
dnie przecież brzegi Wisły nie opierała się ludność naszego ple- 
mienia, przechodziła szeroko dalćj za Odrę, dotykała kraju Wamów 
i Dunów. 

Nic pospolitszego w historji, jak zmiany w nazwiskach na- 
rodów. Nazwisko to nie naród i od wielu okoliczności zależy, 
dzisiaj jest to, jutro drugie; tylko mocno wyrobione narodowości 
'przywiązują się do swego nazwiska, bo zresztą narody zostają 
też same, a nazwiska im ciągle coraz to nowsze przychodzą. 
Z napływem z północy ludu zbrojnego na cesarstwo rzymskie, 
wiele ziem zmieniło swoje nazwiska, jedne zwycięzcy przynieśli 
z sobą, drugie nieświadomi prawdy uczeni starożytni dawniój 
zoanym narodom] nadali. Czasem jaki lud górujący wcielał 
w siebie pomniejsze, ogólne swoje nazwisko rozpościerał, sławne 
gromem zwycięstwa Tak znikały nazwiska małych narodów ger- 
mańskich, zlewając się w jedno wspólne i ogólniejsze, Franków 
lub AUemannów. Gotowie wschodni i zachodni byli także zlew- 
kiem narodów. Działa się ta zmiana w całój Europie, zwłaszcza 
w czasach upadku cesarstwa rzymskiego. Nadszedł czas na staro- 
żytnych Getów, Daków i Wenedów, że również zmienili nazwiska, 
ale tylko w historji, Słowianami pewno się od wieków pomiędzy 
sobą nazywali. Uwolnieni od jarzma obcych, szerokowładni, sami 
wystąpiwszy do czynu, nic dziwnego, że zasłynęli teraz pod swo« 
jem, kiedy wprzódy nosili tylko nazwisko od Rzymian sobie na- 
dawane. Powiedzieliśmy, że wychodził naród słowiański z poza 
mgły dziejowćj, w którćj dotąd się skrywał. 

Nowe nazwisko Antów najdawnićj się ukazało. Lat 200 
pneszło zajmowali sobą świat rzymski Antowie. Byli pod pano- 
waniem Ermanarika i Attylli, trzymali Grecję w szachu nad Du- 
najem, szli siedlić się w górnych Dniepru okolicach. Założyli 
więcćj potężne państwo, szczelnić) się skupili. Justynian sihiie ich 



8 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

gromił. Niema wiadomości, żeby ich jaka obca potęga złamała, 
a przecież nazwisko Antów tak ginie, że Nestor, kronikarz sło- 
wiański, który pozbierał stare podania o rozsiedleniu się ojców 
naszycti w przestrzeni od Wisły do Dniepru, nic o Antacłi 
nie słyszał. 

Imię Słowian szczęśliwsze, bo pewnie było narodowe. *W VI 
wieku nagle po całem rozbiegło się plemieniu i świat je usłyszał. 
Nie było to imię własne jakiegokolwiek zakątka ziemi słowiań- 
skićj, boby się nie rozszerzyło tak prędko. Nie widać tego w łii- 
storji, żeby wśród swoich stanął górą jaki pojedynczy lud jeden, 
żeby opanował kierunek nad całem plemieniem. A tylko lud 
taki główny, panujący, mógł imię swoje spółbraci narzucić. Plemię 
ogromne, na wielkich przestrzeniach rozrzucone, patrjarcłialne, 
bez żadnój spójni pomiędzy częściami, nazwiska swego nie obmy- 
ślało. Jedna chwila natchnienia stworzyła je i rozniosła. Stało się * 
to pewnie podniesionem hasłem do boju, które rozogniło umysł 
i serce narodu. Wyraz słowo jest niezawodnie tem hasłem, tym 
powszechnym wykrzykiem. Powtórzony na głos wśród plemienia 
rozległ się wszędzie, gdzie tylko rozumiano słowo. 

8. U{p7jicilenie si( fiiowian tp H^I wUku, A jednocześnie z tą 
zmianą nazwiska szedł wielki rozrost plemienia na wsze strony. 
Nie wyszło półtora wieku (510 — 650), a szczep słowiański pokrył 
ludnością swoją drugie tyle ziemi, ile jej przedtem posiadał. Za- 
ludnił i użyźnił Europę. Zdawało się, że dziecię wieków, szczep 
tracki, którego słowiański był cząstką, rozpływał się w północ, 
bo i wychodźtwo Daków w logicznym rozwijało się związku po 
utorowanćj drodze. Od VI. wieku po Chrystusie, kierunek zmienia 
się na pozór, ludności kierują się ku południowi. Ale tak nie 
jest: plemię nasze niema więcćj ulubionego kierunku, a wzrost 
jego zależy od zbiegu wypadków, np. od namiętności chwilowych, 
od przestrzeni, które ludnością ciągnącym stoją otworem. Wez- 
brane w jednem miejscu plemię, koniecznie musi wylać się poza 
szczupłe swoje granice. W VI. wieku zbieg okoliczności na wszystkie 
strony ułatwiał taki wylew. Kruszyły się u wierzchu ponad Sło- 
wianami przepływające narody, wychodziły na wędrówki dalekie, 
spływały w jedno wielkie morze, które zalało cesarstwo rzymskie. 
Świat, zdawało się był bez początku i bez końca po upadku wie- 
lowładnego państwa; kończyny Europy, nadbrzeża Afryki stały 



Tom I HISTORJA HERWOTNA POLSKI. g 

otwaite dla zdobywców. Kiedy barbarzyńcy wychodzili daleko, na 
swcg^ ziemi osiedleni Słowianie, rozwijali się, rozszerzali, krew brad 
zasilali nowym napływem, albo posuwając się wspaniale wolnym, 
lecz stale siedlącym się napływem, usuwali z drogi przed sobą 
innych barbarzyńców, zajmując ziemię pustą na słowiańską ojczyznę. 
Popęd w VI wieku stworzony, trwał ciągle w siódmym i ósmym. 
Nestor nie umie wprawdzie oznaczyć czasu tego rozsiedlenia się 
krwi słowiańskićj, ale wie, że było, i z podań, jakie miał od przod- 
ków, doldadne w kronice swojćj zapisał o nim wiadomości. 

Zajmując bezimienne pustki, Słowianie przez3nvali je po swo- 
jemu; osiadając cudze ziemie, a nazwane już, usuwali często obce 
nazwy i znowu swoje im nadawali. Wzgórza, rzeld, lx>ry i ługi są 
tutaj żywem świadectwem, tem więcćj sioła i znamienitsze posady, 
grody. Rojącym się na wsze strony braciom stare nazwiska w no- 
wych posadach przypominały dawną ojczyznę. Grody, grodziszcza, 
hradyszcze", słowody, słowieńska, osady^ w których nazwisku prze- 
bija się brzmienie grbi lub słowo, pojawiają się wszędzie w nowych 
sadzit)acfa, w starych posadach wiślańskićh, wardańsldch, dniestrzań- 
skich ani ich ^chać. Przybysze na nowe ziemie, Słowianie, osadom, 
które budowali, przyswajali stare dawnych siedzib nazwiska. Ztąd 
to pochodzi owe podobieństwo nazwisk własnych po wszystkich 
stronach ziemi słowiańskiej. W następnych czasach, zwyczaj inne 
podnos3 nazwy świeższe i młodsze. Na całym przestworze, na jaldm 
się ten dramat słowiański urabiał, mało w istocie przechowało się 
nazwisk obcych, pierwotnych, niesłowiańskich, na skrajach tylko 
może odległych, ostatnie osadnictwo, ostatnia sącząca się kropla 
słowiańskiego morza, nie zalewała dawnych historycznych wspomnień 
i nazwisk, które ocalały jakoby cudem. 

9. ^chorpie. Przez kraje Chrobatów i Wiślan niezaludnionemi, 
nieuprawianemi jeszcze pustkami, ciągnęła ludność z nad Dunaju. 
Na północy znajdowali wychodźcy ostatki dawnych mieszkańców, 
szczątki niemieckich pokoleń po borach; wyrzucali ich albo odpy- 
diali dalćj w świat, albo li też mieszkańcy d ulegli sile i zleli się 
w jeden naród ze Słowianami. 

Od Karpat wzdłuż dobćj Wisły posuwali się również La- 
chowie, lechici, tak nazwani od lećby, od łanów pola, które upra- 
wiali. Mogli tam znajdować i pewnie znajdowali słowiańskich brad 
nad Pilicą, nad Wieprzem, przy ujśdach Narwi. Odgłos tu słabszy 

Histoija pierwotna Polski, T* I. 2 



I o DZIELĄ JUL JAN A BARTOSZEWICZA. Tom m. 

nazwisk przyniesionych z nad Dunaju, widocznie samo osadnictwo 
Lachów późniejsze od chrobackiego. Postęp był wolny w^ miarę 
oczyszczania gruntu od nieprzyjaznych plemion, w miarę rozrostu 
ludności. Z Lachów Inne wyroiły się narody. Najdawniejsi z nich 
Polanie, oczywiście tak nazwani od pól, rozciągają się nad Wartą. 
Zna ich już Ptolomeusz, jeograf grecki, w II wieku po Chrystusie, 
tylko nie wie jak i gdzie ich ma umieścić ; u niego Polanie są Bu- 
lanes. Roiły się inne z Lachów narody po okolicy, ale z trudnością, 
bo ponad morzem Baltyckiem przechodzili się jeszcze Lemowi i Rugi, 
narody niemieckie, a wkrótce zjawił się i na tych pobrzeźach na- 
pływ skandynawskich ludów zza morza. Nastawały wielkie wstrzą- 
śnienia, potrącały się wzajem ludy, napływały i rozstępowały w dal 
ku rzymskim granicom, bo niemcy wogóle woleli polowanie na 
ludzi, jak na zwierza. Ługi i pustki zajmowali Lachowie pługiem 
i pracą, niezawodnie wiele się też przyczynili do parcia na zdo- 
bywców. Do zaludnienia Pomorza nieryddo przecież Lachom przy- 
szło. Przy ujśdu Wisły jeszcze w HI wieku przebywali Gepidowie, 
potem Widioarji, w V wieku około dolnćj Odry głuche były pu- 
stynie. Dopiero w tym szóstym wieku, w czasie zwiększonego po- 
wszecłmie ruchu, Lachowie dotarli do morza i zaludnili nadbrzeża 
Bałtyku. Wtenczas to już stanowczo rozwinęli się w czworaki szczep, 
co ocz3nviście długiego czasu i całych wieków potrzebowało, bo 
wiek to był, w którym jak uważaliśmy zmieni^ się nazwiska, 
ustalały posady narodów. Polanie najdawniejszy naród z Lachów, 
siedzieli jak zawsze nad Wartą i Notecią wzdłuż do Odry, dalćj na 
wschód ku Wiśle, po obudwu stronach tćj rzeki bardzo szeroko 
zajęli swoje posady Mazury, Mazowszanie. Na północ od Mazurów 
wzdłuż Bałtyku szli Pomorzanie, tak nazwani od morza, na które 
patrzyli codziennie. Pomorzanie szczep także obszerny, na zachodzie 
za Odrą, zamieniali się w Lutyczów. Pierwsze to główne zarysy 
plemienia Lachów, które się późnićj więcćj jeszcze wykończyły, 
mocnićj zacieniowały wydaniem innych odrębnych pokoleń i nazwisk 
narodowych. Nestor te głównie zarysy zapamiętał i podał w swojćj 
kronice. Zgodne to wszystko co napisał i z biegiem wypadków 
i z rozkładem nazwisk w nowych plemienia posadach. 

Nestor mówi, że nad Wisłą osiedli Słowianie byli Lacłiami, 
że z tych Lachów wyroiły się cztery narody. Widzimy przedeż, 
że Wisła nie płynęła środkiem plemienia lechickiego, więcćj ku 



HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. U 

była Warta i Odra, Wisła płynęła gdzieś bliżej pogranicza 
denia od wschodu. W każdym razie od Wisły głównie rozsze^ 
rzafi się Lachowie na wsze strony, Wisła była arcynarodową ich 
rzeką, jak wogóle rzeką słowiańską. W górę nad nią mieszkał naród, 
któremu rzeka nadawała nazwisko, u dołu i koło ujść Wisły mieszkał 
oanSd, który utworzył kiedyś wielkie państwo słowiańskie, naszą 
ojczjrzoę. 

IG. jpr^i słomaAśki hi zachodond^ na północ i południe. Inny 
prąd, nie lediicki zaludniał ziemie od Karpat leżące ku północo 
zachodowi. Tu ligijskie niemieckie narody postęp w oddal słowian^ 
skiemu pługowi tamowały. Szli w te strony Cłirobaci i Serbowie 
nad Elbę czyli Łabę i Odrę. W końcu V wieku obszerne pystynie 
znaleźli na p<^ocy aż w kraju Warnów, którzy nad ujściem Elby 
mieszkalL Zajmowali te puste ziemie pracowici osadnicy słowiańscy. 
Są ślady, że w tćj stronie przybysze nasi miejscowe zachowywali 
nazwisko, jakoż roiły się tutaj pokolenia słowiańskie Warnów, He- 
wellów, Slezanów i t d., nazwiskiem podobne do niemieckich da- 
wmgszych. Okolice Odry zupełnie opuścili Wandale i Gotowie. 
W bezludnych puszczach i na niezaludnionych ziemiach szerokie 
txitq mieli Turyngowie panowanie, bo rozciągali się aż do górnego 
Dunaju. Frankowie wspólnie z Saksonami rozbili to państwo Turyn- 
gów i w podziale otrzymali Saksonowie te ziemie, które teraz w są- 
siedztwie się znalazły z napływającą zewsząd ^owiańszczyzną. Ale 
kraj ich pusty ściągał osadników. Od początku VI wieku Serbowie 
napływali do krajów saskich. Ztąd parli na północ i południe. Na 
północy pod koniec VI wieku zetknęli się z Lutyczami w tak zwanćj 
winulskićj słowiańszczyżnie, na południe zajmowali Bojkę czyli Bo- 
hemią od Niemców Markomanów opuszczoną. Tak Czechy i Mo- 
rawy zajęło plemię słowiańskie, a kraje te' zaludniamy się nietylko 
sert>ską ludnością, ale coraz gęściejszym napływem współbraci, przy- 
bywających prosto od Dunaju. 

Okolice Pannonji, ^ortfcu, kiedyś rzymskie, potem w rękach 
obcych, stały także wyludnione. Oręż w nich przedtem wytępił różne 
narody, a Swewowie i Bawarowie nie mogli zaludnić na nowo 
obszernych pustyń. Naj^ywali więc do tych ziem Słowianie w VI 
i w Vn wieku. Szli i dalój ku drugiemu morzu do Istryi, do Ka- 
rantanii, wreszcie do Illiryi, w którćj stały odłogiem zarosłe zien:ue, 
puste miasta. Rzadko na świecie kto widział kraj podobnie opusto^ 



12 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ID. 

szały, jak dawna Illiija. Kiedyś roił się mnóstwem mieszlsaApów, 
był jedną z najdroższycti prowincyj cesarstwa rzymskiego. Niejeden 
władca światowładnego państwa wyszedł z cichćj zagrody illyryj- 
skićj, która takim sposobem dawała Rzymowi cesarzów. W czasie 
tego podwójnego ruchu i rozrastania się Słowian, cesarskie tylko 
znaki zawiadamiały podróżnych w lUiryi, że to prowincya rzymska ; 
gdzieniegdzie tylko straż cesarska słabo resztę ludzi ocliranfała. 
Dzicz awarska i najście Słowian do szczętu Illiiję zniszczyły. Histo- 
ryczne są już wskazówki tyczące się zaludnienia słowiańskiego tćj 
ziemi. Toczyli kilka lat wojny nasi ojcowie, także i Cłirobatowfe 
w niirjt z Awarami; jednych wybili, drugich do poddaństwa zmu- 
sili i cUugo jeszcze potem w kraju Awarów od Słowian odróżniać 
było można. Z kolei potem na wyższych miejscach i równinach 
w}^ępili nowi zdobywcy Rzymian i posiedli ów kraj, w którym 
także długo jeszcze po miastach nadmorskich Rzymian mówiących 
po łacinie jeografowie znajdowali. Wszędzie po tych ziemiach roz- 
mógł się czysty ród słowiański bez żadnćj mieszaniny obcych, ho 
wszystko co zostało się z dawnćj niemczyzny^ Gallów i Rzymian 
w tych ziemiach, wpływem okoliczności, których złamać nie było 
podobna, przelało się w czyste słowiańskie złoto. Jakże nie mi^a 
podkarpacka, nadwiślańska kraina być prawie drugą ojczyzną wszyst- 
kich Słowian, kiedy z nićj wychodził ten wielki prąd ludności na 
wsze strony północne i zachodnie? 

II* ^{^ słorpioAśki hi mchoiom. Skierujmy teraz wzrok nasz 
ku okolicom wschodu, nad Dniepr i Dźwinę. 

Ci Dakowie, którzy zamiast udać się na północ, za Dniestr 
przeszli od pościgu Rzymian pod Antów nazwiskiem wolnićj się 
rozsiedlali w przestrzeni. Ale popęd raz dany nie zmarniał; odpływ 
ten naddunajsldch ludności wpadał w bory i w puszcze, w których 
żyde rolnicze zmieniał na łowieckie. Więcćj w tych stronach było 
lasów, jak ludzL Hocząc się ciągle w północ ludności słowiańskie 
dobiegły naprzód Dniepru, potem Pryped. Ustępowali tutaj przed 
niemi Jadźwingowie, podobno plemię dawnych Jazygów, sąsiadów 
z Dacyi. Polesie górne wprzódy zaludniło się przez Słowian, ale 
dolne zdaje się nierównie póinićj. 'Wprzódy nieco nad Dniestrem, 
a póinićj już w VI wieku na polesiu i w okolicach pokazują się 
Drewlanie, nad rzeką, którą przezwali Sławeczną, a która wpadała 
do Pryped. Siad nowych nazwisk, pochodzących od słowa, znaj* 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 3 

óaj^cydti się pomiędzy Piypedą a Diwiną wskazige, że z Drewlan 
wyrdH się Dr^wicze, Połoczanie osiedli nad Połotą. Dalszy pochód 
był za Diwinę, za górny Dniepr, gdzie Krzywicze osiedli i zbu- 
dowafi Smoleńsk. Była to w istocie wielce odległa od rojowiska 
dniestrzańskiego posada, ale dotykała się plemion brad przez rzadkie 
ludnośd wz<fiiiż Dniepru po stronie wschodnićj rzeld rozwijające się 
wiród licznych przygód. Bo w środku samego Dniepru, pomiędzy 
ygo iródlem a ujśdem, osiadło wielkie plemię Polan, które się jak 
Słowianie Lechid nad Wisłą od pól nazwało. Polanie zbudowali 
K^ów i mieli swój Wyszogród. Z nich na wschód nowe roiły 
się mrowiska Słowian. Ponad rzekami Dziesną, Sejmem i Sidą 
sicdfi Siewierzanie, Siewiery, mieli swój własny Nowogród i Pere- 
jadaw. Przez Siewierzan Polanie stykali się z tą odległą Krzywiczan 
posadą, z Smoleńskiem. 

Przyszedł czas wreszde, że dwa te osadnictwa, jedno nadwi- 
ślańskie postępujące ku Łabie i morzu, drugie naddnieprzańskie po- 
stępujące za Dźwinę, spłynęły się także, ściśle się zwarły z owym 
napływem brad. Rozdzieliwszy się oddawna, chodaż z jednego pnia 
wysdy, rozumiały się wspólną mową, ale różniły się już kilkuwie- 
kową przeszłośdą. Lachowie, którzy parli również na wschód Wisły, 
po Narwi poszli daleko na wschód brad odkr)nvać, krew z krwią 
hczyd. „Było dwóch brad u Lachów, mówi Nestor, Radym i Wiatko ; 
RaAym osiedlił się na rzece Soży, a Wiatko z plemieniem swojem 
na Oce, ztąd i wzięły się nazwy Radymiczan i Wiatyczan*. Wy- 
padek wiele znaczący. Zawsze ta rdzenna ziemia pod Karpatami, 
która wjToiła z siebie Lachów, była matką, ojczyzną wszech Sło- 
wian. W najodleglgsze strony wysyłała swoje osady, na wschód 
i na zachód. Najgłębićj na zachód przemknęli Lachowie i najglębićj 
na wschód także Lachowie. Tam parli szczep niemiecki, tutaj parli 
szczep czudzki przed sobą. Wprawdzie Siewierzanie ku południowi, 
a noworojące się ludy z Polesia, Dr^owiczanie i Połoczanie postę- 
powali tu dągle na wschód, wybiegli w przednią straż słowiań- 
szczyzny. Ale odparłszy plemię litewskie ku północy, spłynęli La- 
chowie na stojące pustkami ziemie, po których rozsiedls^ sig ple- 
miona krz3nvickie, wybiegli naprzód, wzięli to dziejowe posłannictwo 
na siebie, odpierania rodu czudzldego ku Uralowi. Siewierzanie, 
Radymiczanie i Wiatyczanie pozostali więc na straży, nagle przer- 
wało się rojowisko. Rzeki Soża i Oka były najdalszym krańcem 



14 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom lU. 

plemienia ^owiańsldego ku wschodowi. Znać tutaj odpór nasi ojco- 
wie znaleźli, może plemię czudzlde wi§cćj tu ściśnięte, szczelniejsze 
było i stanęło murem nieprzebytym; Roiły sig więc jeszcze ostatnie 
osady słowiańskie tylko na północ, od strony Krzywiczan, od 
Diwiny. Parli także przed sobą w części szczep czudzld ku wscho- 
dowi i litewski ku północo zachodowi. Przyszli wreszcie Słowianie 
nad jezioro Ilmen i czudzlde rzeld Wołchow i Łowaf ,- nad pierwszą 
zbudowali sobie miasto Nowogród, nad drugą Chołm, siedli tam, 
jak powiada Nestor. Osada ta najpóźniejsza, bo najwięcćj na p<^oc 
posunięta, pewno mnićj więcćj z osadą Radymiczów i Wiafyczów 
spółczesna. Jest i drugi ślad w nazwisku tego pokolenia, że to osa- 
dnictwo najpóźnigsze. ,, Słowianie też osiedli około jeziora Ikneau 
i przezwali się swojem imieniem, mówi Nestor". Znaczy to, że 
osadnicy północni nie przynosili z sobą żadnego, osiadłszy na miejscu 
nie przybierali osobnego, szczegółowego nazwiska, ale po prostu 
byli Słowianami. Oczywiście stało się to już w epoce, w którćj 
imię Słowian już było powszechne dla wszystkich narodów używa- 
jących słowa, około początków siódmego wieku, nie prędzćj. 

12. 5Pr^ słonnański tui ^reejf. Parcie Słowian na Grrecję także 
niezmierne było. Nic dziwnego, od najdawniejszych lat te dwie na- 
rodowości stykały się z sobą. Póżnićj przodkowie nasi składali część 
cesarstwa i bardzo przeważną, zwłaszcza od czasu, w którym Rzym 
i Bizancjum zostały osobnemi stolicami dwóch światów. W ogromie 
jednego cesarstwa więcćj znikały odcienia różnorodnych ludów, ale 
w rozdzielonem na wschodzie plemię słowiańskie występuje w zna- 
komitćj większości. Odtąd zwiększa się i parcie zdobywcze naszego 
plemienia. Gnieżdżą się Słowłanie w niedostępnćj Gregi, po nie- 
dostępnych górach, zajmują całe wsie i ziemie, osiadają po 
miastach rodzinami, tułają się w kupach i pojedynczo. Pełno 
Słowian w służbie prywatnćj i w służbie kraju. Wojsko greckie jest 
pół na pół prawie słowiańskie. Nie można się prawem, zwyczajem, 
oddzielić od tćj pracowitćj, rolniczćj ludności, która pole uprawia 
i stadninę ulepsza, zajmuje się pszczelnictwem i rzemiosłami. Cier- 
piało więc państwo greckie moc Słowian u siebie, bo pożyteani 
byli nie samą widzimy służbą i rolą. Pod panowaniem Greków było 
swobodnie Słowianom, narodowość swoją zachowywali, dostępywali 
najwyższych w państwie godności. Z krwi słowiańskićj nieraz arcy- 
biskupi carogrodzcy na patrjarszym i cesarze zasiadali na tronie 



Tom t mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 5 

greddm, nawet ów sławny Justynjan, sprawca prawodawstwa rzym- 
ski^o. W czasie coraz zwiększającego się nieładu w cesarstwie, 
różne pokolenia słowiańskie osiadłe pomiędzy Dunajem a Hemem, 
pomknęły się w głąb Macedonji. Wprawdzie wyparł icłi ztamtąd 
oręż wodzów cesarskicłi, ale Słowianie ustąpili nie na północ, tylko 
poszli na południe ku Tragi i zamieszkali nawet okolice Carogrodu. 
W Macedonji jednakże zostsJo icti wielu, mianowicie około Tessa- 
looild i zsdożyli tam miasto Serwie czyli Serwicę. Tak zamiast 
śdsnąć Słowian w drobniejszem kole, oręż grecki ich rozrzucał po 
cesarstwie, które coraz więcćj słowiańszczyło się, czyli mówiąc po 
grecku, stawało się barbarz}n^kiem. Rozsypali się ludzie naszćj 
mowy po całćj Gregi, przeniknęli tiumami za Pelopones, a było 
ich tam na półwyspie tak wielu, że uzyskali dla siebie nowy dział, 
osobne powiaty. Roiło się od Słowian w państwie greckiem. Wy- 
Aodicy nasi przeprawiali się nawet za morze Czarne do Azyi. Tam 
dostawali osady nad rzeką Artana. Co dziwnego, że po różnych 
migscach Grecyi rozbiegły się wśród obcych oderwane wyrazy 
słowiańskie, że wiele osad nasze otrzymały nazwiska? Ślady tego 
przedwiekowego parcia na Gregę do dziś dnia są widoczne, dosyć 
spqrzeć na mapę. ZsigotjG, Krajowy, Bożogrady, Staridole widzimy 
tam i dzisiaj, na Negroponde jest miasteczko Bystrzyca (Bistrin), to 
nawet dało powód jednemu z uczonych niemieckich do wniosku, 
że cała dzisiejsza narodowość grecka jest słowiańską zgreczoną 
(FaBmerayer). 

13. TSttiyar/o. Na Słowian greckich w czasie wielkićj wędrówki 
narodów parł szczep bułgarski, którego ojczyzna była nad Wołgą 
i Donem, na pograniczu Europy od Azji. Jedna gałąź tego szczepu 
oderwana się od pnia i już w początkach VI wieku zaczęła najeżdżać 
państwo greckie. Bulgarowie łupili w Tracji, przechodzili późnić] 
często Dunaj. Cesarz Anastazy, żeby im przeciąć drogę, wzniósł 
długi wał, ale nic to nie pomogło, za Justynjana wkroczyli do Mezyi 
i sięgali nawet niiiii. Rok 559 szczególniej pamiętny strasznym 
napadem Bułgarów, którzy po zamarzłym Dunaju przeszli i moc 
Słowian pociągnęli ze sobą. Zaczęła się od tych czasów mieszać 
z sol>ą krew bułgarska ze słowiańską, lx> z dwóch narodów w przy- 
szłości miał powstać jeden. Bulgarowie byli dziczą i prowadzili za 
sobą Słowian, którzy jako spokojni rolnicy o zdobyczach nie myśleli 
i dlat^o pierwszemu lepszemu zwycięzcy, który po ich karkach 



1 6 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

deptał, dali powodować sobą. Bulgarowie niszczyli wszystko ogniem 
i mieczem, dopuszczali się czynów wyuzdanego barbarzyństwa. 
Zbliżyli się wtedy o cztery tylko mile od Carogrodu, iv którego 
murach drżał stary Justynjan^ chowając kosztowne sprzęty i skarby. 
Belizaijusz ocalił zwycięztwem swojem Carogród. Napaści te wszelako 
były chwilowe, jak innych ludów barbarzyńskich, spadały jak 
burza nagle i jak wylana rzeka cofały się w swoje łożysko. Nic 
nie zwiastowało, że to lud nowy przeznaczony dla Europy. Ale 
w drugićj połowie VII wieku nowe chmary Bułgarów przeprawiły 
się przez Dniepr i Dniestr, prowadząc za sobą niezliczone stada, 
których mlekiem się karmiły. Zdobywcy podbili słowiański naród 
Antów i rozłożyli się w dzisiejszych Multanach. Ztąd odbywali 
nowe wyprawy do Pannonji, nawet do Włoch daleko na zachód. 
Najeżdżając kraje naddunajskie, zmusili cesarza Konstantego Po- 
gonata, że wystąpił przeciw nim z silnem wojskiem lądowem 
i morskiem, ale pierzchnęły przed barbarzyńcami byzantyńskie 
hufce. Ścigając nieprzyjaciela, Bulgarowie przeszli Dunaj i wkro- 
czyli do Mezji dolnój, w którój również mieszkali Słowianie, na- 
łożyli na nich daninę, a cesarz prosił o pokój i zobowiązał się 
im płacić coroczny wielki okup. Tak osiedli Bulgarowie wśród 
Grecji w okolicy pomiędzy Dunajem a Hemem. Wkrótce i ziemia 
ta nazwana Bulgarją, stała się czystosłowiańską. Plemię podbite 
wzięło górę ponad zwycięzcami, których nie musiało być tak 
wielu, cywilizacja, jak zwykle, pokonała barbarzyńców. Przyjęli 
zdobywcy język i obyczaje od Słowian i nie poszli już dalćj na 
zdobycze, ale się zmienili w lud osiadły, rolniczy, który tylko 
ocalił swoje nazwisko historyczne. Bulgaiję tę nazywano małą, 
dla różnicy od wielkiej nad Wołgą. Nazywano ją także od miej- 
scowości, naddunajską. Zajmowali Bulgarowie starożytną Dację 
trajańską, a w nićj znaczne pustki, przez które przepędzały się 
narody. W nią więc pędzili brańców, w nićj osadzali przesiedlany 
lud i ziemia bułgarska wzrosła ludnością, bogactwem. A cała jej 
histoija przedstawia tylko nieustanny szereg wojen z bizantynami, 
przez ciąg kilku wieków po kolei. Słowianie godzili się ze stanem 
rzeczy i niedokuczali cesarskim, Bulgarowie przeciwnie. W Grecji, 
chociaż ludnój, dosyć było przecież pustek, zwłaszcza po górzy- 
stych miejscach. Lud więc bułgarski ze słowiańskim zlany w jedno, 
trzody swoje na pustki przeganiał. Była to nowa mieszanina 



To« L mSTORJA PIERWCTNA POLSKI. \ 7 

plemion, która nawet wyrobiła sobie udzielne nazwisko Wołochów, 
Wlachów, włóczącycli się, włoliitów. Nie był to naród, ale dru- 
żyna zrzeszonycłi Bułgarów, Illirów i drugicli Słowian ; wmieszali 
się do nicli potomkowie Daków, pozostałycłi w ojczyźnie i po- 
tomkowie Rzymian w tycli miejscacłi osiedli; ztąd mowa icłi 
dużo łacińska i dużo słowiańska. 



n. CII IŁIZACJA SlOflAN. 



14. charakter plemienia, słowo jejo* Bardzo trafnie Lelewel to 
rozrojenie się słowiańszczyzny nazywa pszczelną robotą. Rdzenna 
kraina była macierzystym ulem, z którego co chwila w różne 
strony wychodziły roje słowiańskie. W ciągu trzech", czterech 
wieków, jakiż to wielki był skutek wewnętrznych wstrząśnieńl 
Ludności niezliczone wyrzuciła z siebie rdzenna ziemia, na ogromną 
pne8tr2^ń rozlało się morze słowiańskie. Ale co się działo i jak 
się działo, o tem same tylko poszlaki posiadamy, tworzyć możemy 
same domysły. Na krańcach tylko tego wielkiego świata przebłyska 
jakieś dziejowe światełko; bo Słowiańszczyzna do piśmiennćj 
i wiedzącej o sobie cywilizacji zbliżając się, zmuszała obcych, że 
i o nićj pisali, chociażby w oderwanych wzmiankach. Dzieje wew- 
nętrzne rdzennćj ziemi są i pozostaną może na zawsze niezbadaną 
tajemnicą. Ale wszędzie lud ten słowiański miał jedne cechy, po 
których go można było poznawać, a na wszystkich śladach jego 
świeciły barwy najodleglejszej starożytności. Wprawdzie wielka 
rozciągłość plemienia, a pewnie i domieszanie się w różnych stro- 
nach różnćj krwi, wpływało na to, że z czasem mnożyły się 
różnice braci od braci. Z czasem wcale innym być musiał mie- 
szkaniec z nad Odry od Polanina, mieszkającego nad Dnieprem; 
inne prawa, inne bóstwa mu rozkazywały. Słowianin bułgarski 
nabrał nieco dzikości w swojćj naturze. Mogły więc być i były 
różnice ale były i tożsamości, żywe podobieństwo życia i oby- 
czajów, które pokazywało, że wszyscy Słowianie są bracią. Słowo 
nasze prawie najstarsze jest pomiędzy słowami innych ludów eu- 

ł^tcnja pierwotna Polski. T. I* 3 



l8 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom in. 

ropejskich. Mieliśmy kiedyś wszyscy jeden język wspólny przed 
trzydziestu kilku wiekami w pierwotnćj naszej ojczyźnie, w Azji; 
wieków było potrzeba na utworzenie się z jednego pnia różnych 
dzisiejszych języków, pomiędzy któremi uczeni dostrzegają nie- 
zgasłe powinowactwo. Jedne mowy dalćj, drugie mniej daleko 
zaszły. Nasze słowo najmniój od pierwotnego oddaliło się szczepu. 
Za tern mówi jego wielka rozciągłość i jednostajność; inne język/ 
porozrzucały się na różne narzecza i odrębności, które siebie 
nawzajem zrozumieć nie mogą; słowiańskie mowy wszystkie 
sobie podobne i bliskie sobie. To dowodzi, że u nas się więcój 
jak w innych ludach przechował żywioł przodków. Kiedy się 
kształciły inne języki, wszystkim z postępem czasu ubywało gra- 
matycznych odmian, jeden tylko słowiański język ma niezmierne 
form bogactwo. Dalćj w innych językach pstrocizna bez granic, 
zdaje się wszystko w nich pożyczone i źle sklejone, a w słowiań- 
skiej mowie wyrazy jedne wiążą się z drugiemi logicznie, rozu- 
mnie, są całe rodziny wyrazów. Przodkom naszym nie brakowało 
nigdy słowa na wyrażenie najdelitkatniejszego odcienia myśli. Język 
to strojny, dźwięczny, zdaje się obładowany bogactwem, sam sobą 
wskazujący do jakiego stopnia oświaty doszły mówiące nim po- 
kolenia. Słowem tern naród cały się przenikał i nic dziwnego, że 
słowo to dało mu historyczne nazwisko. Dawne usposobienie ca- 
łego plemienia trzymać się święcie swego słowa, jak najdroższej 
pamiątki, jak ogniw, które połączyły całą rodzinę rozproszoną, 
bez węzła, bez spójni, rozerwaną, a przecież zawsze w obyczaju 
i w mowie, a więc w narodowości swój jednostajną. Za czasów 
naddunajskich było słowo zapewne nieco odmienne, jak w późniejsze 
epoki wielkiego rozstrzelenia się po Europie, ale nie zbyt. W cza- 
sach późniejszych zetknięcie się z rozmaitemi narodami mogło 
wpływać nieco na czystość mowy, przeobrazić ją, przeistoczyć. 
Ale te obce naleciałości ogólnego toku mowy zmienić nie mogły. 
Najwięcejby ich być powinno z czudzkich lub niemieckich języków, 
a przecież z tamtych prawie nic, a z drugich niewiele co dośledzi. 
15. ^yt iomorpy, Slflocittpo, czyny wojenne, joicinnoU. Tern pięknem 
słowem rozumiał się z sobą lud przedewszystkiem rolniczy, dla« 
tego na rolach osiadły. Słowianie w lichych, ubogich chatach, 
mieszkali po lasach i najniedostępniejszych trzęsawiskach, które 
dla nich były obroną przed wrogiem. Las, strumień i pole skla- 



J 




Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. I9 

dały posiadłość, cliatę. Cudzoziemiec bez przewodnika krajów icli 
przebywać nie mógł. W chatach różne zostawiali wyjścia^ żeby 
łatwićj w czasie napadu schronić siQ można było na miejsce bez* 
pieczniejsze. Droższe sprzęty i samo nawet zboże chowali w ziemi, 
czyli w jamach. Ukrywszy dostatki, żyli jak łotrzy skorzy do na- 
padów. Dlatego lubili sami podstępne najścia, a najulubieńsze im 
były zasadzki. Mieli się też czego obawiać, bo w ciągu wieków 
aż do tćj zorzy dziejowćj, w którćj sami wystąpili pod własnem 
imieniem, zaczynali tworzyć państwo, deptał po nich każdy naród, 
który zechciał. Rozległe przestrzenie słowiańskie były polem, po 
którem harcowali nieprzyjaciele dwóch cesarstw rzymskich. 

Ale pomimo tej bierności swojej był to lud waleczny i nieu- 
straszony w bojach. Sama powierzchowność męża słowiańskiego 
dawała dzielności świadectwo. Postać jego była zazwyczaj rosła 
i mocna, jciało zdrowe, krzepkie, cera nie nader biała, włosy cie- 
mne, ani białe, jak u Niemców, ani czarne, jak u Greków, oczy 
błękitne, muszkuły rozwinięte. Znosili więc lekko zimno i gorąco, 
niedostatek pokarmu i odzienia. Do wszystkiego się Słowianie 
umieli nałożyć. Lubili pokój, nie znali długo wojennćj sztuki, 
potrzeba dopiero używania skutecznie broni ich nauczyła. Han 
awarski znając ich śmiałość i odwagę, Zawsze stawiał Słowian na 
czele swego ogromnego wojska, nieustraszeni ojcowie nasi nieraz 
zdradę widząc potykali się śmiało, ginęli z męztwem i z rozpaczą. 
Nabyli w sztuce wojennćj więcćj zręczności od innych ludów. 
Mieli swój własny sposób potykania się wśród wąwozów i w miej- 
scach błotnistych, ukrywania się w trawie, zatrważania nieprzy- 
jaciela nagłym napadem. Uciekali do lasów i wciągali go tym 
sposobem w zasadzkę. Dlatego to cesarz Maurycy radził wojować 
ze Słowianami zimą, kiedy zaspy śniegowe nie pozwalały swo- 
bodnie uciekać, kiedy nagie lasy nie dawały im ochrony w zie- 
loności i gęstwinie. Występowali zwykle do boju piechotą, lekko 
przyodziani i lekko orężem opatrzeni. Pocisk lub dzida, miecz 
i oszczep, łuk i strzała zaprawiona jadem, służyły im do boju. 
Nacierali bez szyku i ładu. Odporną bronią była u nich wielka 
niezbyt ciężka tarcza, zbroi nie znali. Nawet bez odzieży, zaledwie 
część dolną ciała i nogi osłoniwszy, szli na nieprzyjaciela. Szcze- 
gólną posiadali także zdolność utrzymywania się długo pod wodą, 
za pomocą trzcin poszytych, przez których końce ponad powierz- 



i 



30 DZIEŁA JULJANA BARTOSZE\VICZA. Tom m. 

chnią wody Mrystawione, wciągali powietrze dla swobodnego od- 
dychania. Mareszcie mieli wiarę w męstwo swoje. Posłowi awar- 
skiemu rzeki raz pewien wódz słowiański z dumą: „nikt nas nie 
pokona, dopóki mocne miecze będą na świecie**, 

A jednak i pomimo tćj waleczności swojćj, był to lud dobry, 
serdeczny i gościnny. Nie znali Słowianie obłudy, złości i zdrady ; 
zachowywali starą ojców w obyczajach prostotę. Łagodni, uprzejoii, 
nad bezpieczeństwem gościa z narażeniem przyjaźni i sąsiedztwa 
czuwali, bo kto nie umiał go uchronić przed szkodą, wystawiał 
się na upokorzenie i zemstę od współbraci. Ztąd za krzywdę 
gościa łatwo pomiędzy Słowianami przychodziło do wojny. Należało 
się go zawsze z serdecznością i względami przyjąć. Z tego powodu 
nawet Słowianie wpadali w drugą ostateczność; ubogi nie będąc 
w stanie czem przyjąć gościa, mógł dlatego jedynie okraść bo« 
gatszego od siebie sąsiada. Kupcy i rzemieślnicy chętnie uczęszczali 
do Słowian, nie lękali się ani rozboju ani kradzieży. Ludzkość 
ta rozciągała się nawet do jeńców wojennych. Naznaczali im 
zwykle czas niewoli, a po upływie dni przepisanych, wolno było 
jeńcom wykupić się i powrócić do ojczyzny, albo osiąść wśród 
Słowian na prawach swobody i braterstwa. Dostawali wtenczas 
posadę, rolę i wcielali się do obywatelstwa. Drzwi otwarte, jak 
dobre były dla uchodzenia przed nieprzyjacielem, tak i o gościn* 
ności świadczyły. Nie znali Słowianie ani skrzyń, ani kluczów. 
U bogatszych Słowian zawsze były roztwarte stoły. Każdy go- 
spodarz miał osobną izbę jadalną, zastawioną rożnem jedzeniem 
i napojem, którego nigdy nie ubywało. Od kraju obfitości zale- 
żało bogactwo takićj zastawy. O Pomorzan znajdowała się wszel- 
kiego rodzaju zwierzyna: jelenie, bawoły, dzikie konie, dzild, 
niedźwiedzie i wszelkiego rodzaju legumin obfitość. Drzewa owo- 
cowe dostarczały wszystkiego. Miód był ulubionym Słowian na- 
pojem; niecili go naprzód z plastrów dzikich pszczół leśnych, 
a późnićj umyślnie pasieki zaprowadzać zaczęli przy swoich mie- 
szkaniach. Podobała się ta nowa gałęź gospodarstwa tak bardzo 
Słowianom, i pasieki tak się upowszechniły po ziemi, że stały 
się prawie cechą naszych ojców narodowości. Gdzie zastawiano 
miód u stołu, tam byli pewno Słowianie. A pili go z rogów wo- 
łowych lub bawolich, które w rzeźbę albo w drogi kruszec zdo- 



TmiL HlSrORJA PIERWOTNA POLSKI. 21 

bili. Na rogach także grab\ ale więcćj muzykalnem narzędziem 
była gęśl narodowa, sławna po całćj ziemi słowiańskićj. 

Pożycie domowe w rodzinie przedstawiało obraz czysto pa- 
trjarcłialny. Ojciec był królem w rodzinie, uznawanym przez 
świętość obyczaju, łagodnym, wyrozumiałym, dobrym jak pa- 
tijarcłia. Wiernością małżeńską i mężowie i niewiasty słowiańskie 
słynęły. Niewiasty zachowywały dziewiczą czystość, a miłość ku 
mężom do tego posuwały stopnia, że owdowiawszy nieraz odej- 
mowały sobie życie, to jest wstępowały na stos dobrowolnie po 
ich śmierci. Uderza to tembardzićj, że mnogożeństwo bywało 
w zwyczaju. Zdaje się wiara była, że mężczyzna prędzćj dostępuje 
rozkoszy w przyszłem życiu, jeżeli przechodzi na drugi świat 
w towarzystwie niewiasty. Dlatego to i obyczaje Słowian były 
niewinne i czyste. Niewiasta nie była w uniżeniu, jak gdzieindziej, 
owszem poważano ją, jako matkę rodziny. Mogła nieraz wystę< 
pować wśród braci charakterem swoim wyniosłym. Siłą rozumu 
lub fizyczną nieraz także nabywała znaczenia i wpływu. Dziewice 
słowiańskie miały zupełną swobodę i przestawały z młodzieżą 
m^ką poufale, a z godnością na igrzyskach lub publicznych 
zgromadzeniach. 

16. U{z^ patrjarchalny. Władza, Stosownie do charakteru 
narodowego, urobił się i rząd patrjarchalny w całem plemieniu. 
Każda rodzina wzięta w obszemiejszem znaczeniu, z całem po- 
krewieństwem wszystkich linij, była małą Rzecząpospolitą, sama 
od siebie zależała, stanowiła, że się wyrazim nowszym językiem, 
własną gminę. Bywało tak wieki całe, że każdy człowiek żył 
w swojój gminie, w pokoju, chyba jaki nieprzyjazny cudzoziemiec 
naszedł, że ciszę zakłócił. W rodzinie czyli w gminie przełożeń- 
stwo miał ojciec, naczelnik, którego rozmaicie nazywano, starcem, 
żupanem, władyką, kniaziem lub księciem według okolicy. Żupa- 
nowie byli więcćj ku południowi w stronach morza Adrjatyckiego, 
kniaziowie na północy i wschodzie. Wywodzą, może poniekąd 
i słusznie, wyraz gniezno od kniazia; gniezno tedy miało byc 
książące miasto, osada, w którćj mieszkał kniaź, książę. Są ślady 
licznych gniezn na północy nadbaltyckiój, w głąb kraju do Warty, 
niema ich na północy od strony Krzywiczan, w którćj także rzą- 
dzili kniazie. Na południu kraj dzielił się na żupy, ztąd mnożyły 
się żupanje. Kiedy ojciec takićj rodziny umierał, jeden z najstar- 



22 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

siych zajmował jego miejsce, syn, brat, według kolei. Dlatego 
pieśń w królodworskim rękopićmie mówi: Jeżeli umrze głoiva 
rodziny, natenczas wszystkie dzieci władną wspólnie majątkiem^ 
wybrawszy sobie z rodu swojego władykę**. Młodsi bracia nic na 
tern nie tracili, jeżeli starszy niemi rządził, nie ojciec; bezpieczeń- 
stwo mieli toż samo, starszemu tylko przybywało pracy, jakiej 
przedtem nie miał, ale do której się zawczasu przyzwyczajał. 
Pilnował też spraw rodziny, do niego się odnosili wszyscy, czekali 
rozkazów. Zwierzcłinik ten więc dzielił pracę wśród swoich , 
rozdzielał żywność i odzież, sądził i wyrokował, ale wszystkie 
jego rozporządzenia o tyle miały siłę, o ile wspólnie zachodziła 
na nie zgoda wszystkich członków rodziny. Oczywiście, otwierało 
się tutaj pole do wielkich sporów rodzinnych, nieuniknionycli 
w rządzie patrjarchalnym. Młodszy brat nieraz uważał się za 
skrzywdzonego przez wyrok, wtedy opierał się zwierzchnikowi, 
którego czcił jak ojca, odwoływał się do sądu braci. Potępiony 
i przez nich, albo musiał się upokorzyć przed wolą wyższą ogólną, 
albo ustąpić z rodziny. Jeżeli znowu, co łatwo także zdarzyć się 
mogło, drudzy bracia przyjmowali stronę skrzywdzonego, wtedy 
spór brał drugą na siebie postać i rodzina mogła się rozpaść na 
dwie części. Nieraz i starszy ustępował przed władzą ogółu. Miejsca 
było wiele, ludności w stosunku do przestrzeni, jaką zajmowali 
Słowianie, mało, dlatego i te wydzielania się rodzin z rodzin, gmin 
z gmin, musiały przed wieki być częste. 

Rodziny, żupy w związku z sobą, tworzyły w nadzwyczaj- 
nych wypadkach wspólną jedność, która podnosiła ponad sobą 
żupana wielkiego, to jest żupana zwierzchniego ponad innymi 
żupanami powiatów. Nie widać zajść pomiędzy takiemi drobnemi 
częściami kraju, jedna tylko dostojność wielkiego żupana rozry- 
wała je, bo zdarzało się nieraz, że nie potrzeba spółbraci, ojczyzny, 
ale po prostu ambicja dobijała się o dostojność wielkiego żupana, 
o prawo książęce panowania. Postęp cywilizacji, obcy wpływ od 
cudzoziemców, którzy do stałych przychodzili rządów, sprzyjały 
tym przywłaszczeniom ambicji. Czasem bywało, że przechodni 
zdobywca zamieszał wnętrze słowiańskiego ula i zmianę patrjar- 
chalności wywoływał, ale gdy burza minęła, żywot gminny odzy- 
skiwał pierwotną swoją jedrność. Dzieje słowiańskie dorywczo tu 
i owdzie zabłysną władzą jakiego nadzwyczajnego mędrca lub 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 33 

kapłana, naczelnikiem jakim, potęgą wielką, ukazywaniem się 
nareszcie dynastycznych wymagań, ale po chwili przepada znowu 
wszystko w gminnćj rozsyt)ce, w patijarchalności plemienia. 

Oprócz podmuchów ambicji, częstokroć rzeczywista potrzeba 
tworzyła wielkie dostojności narodowe. Sprawy wspólne, doty- 
czące się wielu rodzin jednością złączonych w pewien rodzaj na- 
rodu, rozstrzygały się na zgromadzeniach publicznych, na wiecach, 
na którycli głosowali sami ojcowie, żupanowie, kniazie. Ale nie 
zawsze wiązało to Słowian, co na tych zgromadzeniach uchwalili. 
Każdy postępował, jak mu się zdawało najlepićj, najstosowniej. 
Chyba wojna groziła, wtedy wyłączać się od wspólnej posługi było 
występkiem. Gotując się tedy na wojnę, słowiańscy ojcowie nasi 
wybierali sobie wodzów, których nazywali doskonale wojewodami, 
to jest dowódcami wojów, wojowników. Ale rzecz szczególna, 
zawsze w obawie o swoją wolność, nadto ograniczali władzę swoich 
czasowych wojewodów i częstokroć nawet w ciągu bitwy nie byli 
im posłuszni. Po wojnie wracali do swoich domów, każdy do 
siebie, wojewoda przestawał być zwierzchnikiem, był tylko jak 
dawniej ojcem swojej chaty, panem w rodzinie. Ale bywało, że 
wojewodowie na polu boju nabierali sławy, którćj odblask zawsze 
uszlachetniał nietylko osoby, ale i rodziny. Znakomici lub szczę- 
śliwi wojownicy i rozumni być musieli, takie było przekonanie 
powszechne. Wróciwszy więc na skromne stanowisko w chacie, 
nie tracili wpływu na spółbraci. Bogactwo było męztwa nagrodą, 
bo wojewoda większe od innych przynosił lupy. Sława, rozum 
i bogactwo zapewniały wpływ. Dlatego i w pokoju, i w stanie 
patrjarchalnym, kiedy nic równości towarzyskiej nie zamącało, 
słowiańscy ojcowie zdawali się na sąd znakomitszych sławnych 
obywateli. Jeżeli do tego syn zacnego, a bogatego wojewody odzie- 
dziczył wielkie przymioty swojego ojca, jeżeli powiększył własnemi 
czynami blask rodziny, cóż dziwnego, że coraz bardziej utwierdzał 
władzę swoją i wpływ wśród pokoleń okolicy i kraju? Wojewo- 
dowie stawali się więc nietylko zwierzchnikami w bojach, ale 
i sędziami ponad sędziów. W patrjarchalnych gminach w prawie 
sądzenia najwięcćj przebijała się władza. Ale wpływ osobisty dalćj 
sięgał. Nie miał wojewoda władzy rozstrzygającej stanowczo we 
wszystkiem, ale go dlatego słuchały rodziny, chyba nadużywał 
swego wpływu, chyba nieszczęścia sprowadzał na gminy, że się 



34 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

go zaczęli wszyscy wyrzekać. Lubili ojcowie nasi przypominać: 
w symbolicznych obrzędach zwierzchników, których wybierali^ 
iródło ich władzy, znaczenie gmin. W Krainie, na pograniczu 
plemienia, wybrany wojewoda w najbiedniejszem odzieniu ukazy- 
wał się wśród zgromadzenia narodowego, zwłaszcza wśród cieniówr 
lasu, przed wielkim, dzikim kamieniem, na którym zasiadał rolnik 
jako na tronie; wybraniec przysięgał przed tym przedstawcą woli 
narodowćj, że będzie obrońcą wiary, sierót, wdów i sprawiedli- 
wości. Natenczas rolnik ustępował miejsca, wojewoda siadał na 
kamieniu, a wszyscy obecni obywatele zaprzysięgali mu wierność. 
Tymczasem dwie najznakomitsze rodziny miały prawo wszędzie 
kosić izboże i pasać owce, a to na znak i dla pamiątki, iż dawni 
Słowianie wybrali pierwszego władcę dlatego, żeby ich bronił od 
przemocy nieprzyjaciela. Władza u Słowian zawsze była więc 
zacną, ojcowską, nie dla panowania, ale dla opieki nad ludem, 
dla dobra ogólnego. 

17. ^iara stotriańska, Słowianie jednego tylko czcili Boga, 
najwyższego Stwórcę wszech rzeczy, niewidzialnego, wszechmoc- 
nego, który wszystkiem władał w niebie i na ziemi. Rozmaicie 
go w różnych stronach nazywali. Bóg, inaczćj Belbóg, to jest Bóg 
biały, rozdawca dobra i światła ; Jesse, to jest jasny, albo ten, co 
jest, Nija Stworzyciel, Świętowid, Radegast, były to nazwiska je- 
dnego Boga, ale każde inaczćj brzmiało, ztąd rodziło się mnie- 
manie o wielorakiem bóstwie Słowian. Tymczasem był Bóg jeden, 
wielki, większy od wszystkich i największy, władca niebios, 
a z niego przecież wypływało i wszelkie dobro dla ludzi, dobro 
ziemskie, bo biały, światły ten Bóg, nie samemi tylko zajmował 
się niebiosami, ale zajmował się także i sprawami ziemi. Cześć 
i ofiary temu Stwórcy ojcowie nieśli. Nie budowali mu naprzód 
wielkich świątyń. Ale w każdój okoliczności życia, przybiegali 
chętnie, do jego wyroków, modlili się do Bóstwa z wiarą. Były 
uroczystości liczne, a na nich zabawy i obrzędy, ale chwała i mo- 
dlitwy unosiły się tylko do Stwórcy. 

Przypuszczali Słowianie byt duchów. Były to oczywiście 
istoty niewidzialne, dobroczynne lub niegodziwe, podług swojej 
natury. Snuły się po wszystkich krajach, okolicach i lasach, pa- 
nowały nad wodami, rzekami, nad ludźmi i nad ziemią. Duchy 
te miały coś boskiego, uzyskiwały poszanowanie i cześć, |,bo 



Tom L IIISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 2$ 

mjrśl słowiańska uduchowmona, unosiła się z czynem Bożym w świat 
niewidomy, nadzmysłowy*. Rosły więc łatwo i mnożyły się przesądy 
i zabobony, to jest wymyślali słowianie różne obrzędy dla uczczenia 
dobrych dachów, różne sposoby dla ustrzeżenia się od złych, od 
szkodników, k-tóre umyślnie się taiły, ażeby przykrości ludziom wy- 
rządzać. Takim to złym Bogiem był pewno ów znany szeroko 
w księgach słowiańskich Czarny Bóg, przeciwieństwo ze wszystkiem 
źródłem dobra i światła z Białym Bogiem. Złe nie było w niebie, 
jest więc tylko na ziemskim padole, czarne, małe; sprawy ludzi go 
jedynie obchodzą, dopuszczenie to Boże, przestroga dla ludzi. U więcćj 
przesądnych albo mocnićj bojaźliwycli, duchy te przybierały znaczenie 
ł)óstw, ztąd to owe powiastki o wielkiej liczbie bóstw słowiańskich. 
Strugali nawet sobie ojcowie nasi bałwany, posągi z drzewa. Tym- 
czasem rzecz to pewna, że bałwany nie odbierały żadnćj czci, ale 
były tylko obrazem Boga; przedstawiały godła, znaki Jego wszech- 
mocności. Nie liczyli Słowianie do bogów swoich żadnego żywiołu, 
żadnego stworzonego przedmiotu, ani martwego, ani żywego. Ziemia 
i woda, słońce i gwiazdy, księżyc i piorun, u innych narodów przed- 
mioty czci powszechnej, u Słowian nie były bogami. Nie sławili 
ddców i zwierząt. Piorun bogiem nie był, tylko Bóg, stwórca jego. 
Ten niezliczony szereg duchów, który się unosił niewidomie 
wśród świata, zawierał w sobie różne istoty, które Słowianie znali, 
bo nawet je po imieniu nazywali. Ale oczywiście, że nie były to 
t)óstwa czci powszechnej, uznanćj ; w jednem miejscu tak, w drugiem 
inaczćj je nazywano ; tu inne, tam inne przypisywano im przymioty 
i własności. Znaczenie wszystkich doskonale wyrozumieć można 
z języka słowiańskiego. Była 'J^ogoda i ^ehoda, ducłiy spokoju lub 
niezgody w fizycznym lub moralnym świecie. Była ^icłrznica lub 
<Witernica, co się raz w gniewie miotała, drugi raz łagodnie igrała 
i pływała pieszczotliwie w powietrzu. ^J^o^wizi, ^J^ośwUt oznaczały wiatr 
huczący na polach. ^eZ, ^oUl mógł wyobrażać deszcz i ulewę. 
Wyższego zdaje się był znaczenia duch %yrpie, który musiał być 
dawcą, pierwiastkiem życia. %ieTponja czyli '^Umena, ile zapewne 
pisana Dziewanną, musiała mieć także jakieś powinowactwo z życiem 
i żywotem, raczej była to podobno opiekunka, bogini siewu, obno- 
siły ją kiedyś niewiasty i dziewice. Z!^zdja czy %iziljct, źle także 
pisana Dzidzilją, była wyrazem smętności, żalu, tak samo, jak obra- 
zem tęsknoty jest ludowa zuzula, jaskółka, zawsze płacząca i bolej' 

Hislorja pierwotna PoUki T, I. a 



26 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Itl- 

Byla JUlarzana, duch śmierci, któremu Słowianie przy pogrzebach 
pieśń śpiewali; pokrewne jćj były zmory czyli mory. Pomiędzy du- 
chami więcćj było złośliwych, jak złych i więcćj szkodnic, niż szko - 
dników. Ścigały te duchy podróżnych po wertepach, wprowadzały 
w bezdroża, wyrządzały rozmaite przeszkody. Psotnice te miały 
nawet miejsca pewne, na których się zgromadzały. Był więc świat 
nadzmyslowy słowiański, tak samo jak grecki, pełen życia i ruchu, 
ludzie z nim ciągle mieli stosunki, ale kiedy bujna grecka fantazja 
z duchów potworzyła bóstwa i powymyślała całe ich historje, jakby 
jedną powieść utkaną z tysiąca, Iciedy dała tym bóstwom swoim 
ludzkie namiętności i odjęła im urok świętości, Słowianin w pro- 
stocie duszy przestawał ze swemi bóstwami czyli duchami, dobrych 
używał pomocy, a strzegł się złych i szkodliwych. U Greków pa- 
nował los i przeznaczenie, tam ludzie umieli walczyć z bogami, a na- 
wet mścić się na nich za obrazę i boleść i nie bardzo się ich oba- 
wiali; Słowianie czcili Boga, bo od niego mieli wszystko, a prze- 
ciwności spotykane od duchów, uważali za zwyczajne przygody życia. 
Nareszcie pojęcie duszy u Słowian daleko szlachetniejsze było. 
Wierzyli w jćj nieśmiertelność. Po zgonie więc ciało i dusza sło- 
wiańskie przechodziły do lepszego życia, tam gdzie samo dobre 
było, tam gdzie zatem panował Bóg biały, a czarnego nie było. 
Pomorzanie widywali nawet te dusze jak w wielkim orszaku ustę- 
powały do innych światów. Nie było różnicy dla dusz złych i do- 
brych, po śmierci zarówno wszystkie przyjmował w swoich nie- 
bieskich przybytkach Nija, a więc Bóg sam, w przyszłym życiu 
nieba strażnik i przewodnik. Toż i sam obrzęd palenia ciał żony na 
pogrzebie męża, wskazywał na pojęcie -o nieśmiertelności duszy 
u Słowian. Nie stawiali ojcowie nasi świątyń, bo wszędzie obecną 
widzieli wszechmocność Stworzyciela. Nie mieli także osobnych ka- 
płanów, którymi z urzędu byli ojcowie rodzin. Ofiary czynili na 
kamieniach, które w pewnćj odległości otaczali innemi kamieniami, 
co oznaczało miejsce świętćj zagrody. Bywało w niektórych miej- 
scowościach, że Słowianie dla wyobrażenia wielkości Boga, wysta- 
wiali ołtarze z kamienia, mając po kilka sążni wielkości. Takie 
kamienne gmachy równały się wysoldm skałom i bez uszkodzenia 
mogły trwać po całych wiekach. Bojailiwszym przed potęgą Stwórcy 
Słowianom, zdawało się, że to dzieło rąk Bożych, ale bo też 
i kunsztu wiele potrzeba było, żeby cudy takie wystawiać; wj^glą- 



Ton t HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 2/ 

dały więc jako znamiona potęgi nadludzkiej. Tam gdzie skał i ka- 
mieni nie było, ofiary spełniały się wśród gęstwiny drzew, pod 
cieniem dębów mianowicie. Miało to związek z przekonaniem, że 
dusze zmarłycli mieszkały w lasacli, na drzewacli. Świątynie już 
ł>ardzo późno zjawiły się u Słowian. Każda wiara ma swoje obrzędy 
i nabożeństwa. Dzieci odbywały postrzyżyny, to jest wchodziły 
w świat, zawierały przymierze z Bogiem, z ludimi. Później wesele 
poprzedzały zmówiny, zaręczyny, a kończyła zabawa i uczta. Do 
panny młodćj przybywał młodzian konno i zbrojno ; przyjęty składał 
pewne podarunki, a w dzień naznaczony porywał ją i prowadził 
w orszaku zbrojnycti na miejsce, w którem młodzi sobie nawzajem 
miłość przysięgali. Korowaje zjadano na weselu wśród grona ży- 
czliwego przyjaciół. I pogrzeb nie odbył się bez towarzyskiego żalu. 
Zgromadzali się znajomi posmuceni, kobiety w białem odzieniu 
roniły łzy w małe naczynia płaczebne. Na kładowisku rozpalali stos 
ognia, palili umarłego z żoną, koniem i orężem. Popioły zbierali 
w urny gliniane^ miedziane lub szklanne, do których kładli Słowianie 
naczynia płaczebne, posążki i różne monety, co wszystko wspólnie 
w ziemi zagrzebywali. Niekiedy wystawiali pomniki, okładali mogiły 
dzikienu kamieniami, lub ogradzali je palisadą. Strawa, która koń- 
czyła taki obrząd, była wesołą uroczystością. Po łzach było dla 
radości miejsce, że dusza skończyła żywot boleści, a zaczynała żywot 
pokoju. U innych Słowian obrzęd żałobny był większy, wspanialszy, 
obchodzono go łryzn^. Wtedy nad ciałem zmarłego odbywały się 
różne gry wojenne, okazywanie sił i zręczności, potem uczta. Lubili 
Słowianie chować urny z popiołami do ziemi, ale inni stawiali je 
w bliskości dróg na słupach, żeby smutnemi pamiątkami obudzać 
uczucie znikomości ludzkiej. W wielu stronach na cześć zmarłych 
ludność przed świtem wychodziła z pochodniami na kładowiska 
i przynosiła ofiary dla umarłych. Było to pod koniec zimy albo na 
początek wiosny. Robiono wtedy bałwana ze słomy, który śmierć 
wyobrazi i topiono go uroczyście wśród pieśni. Słowianie wogóle 
serdecznie czdli pamięć zmarłych. 

W czasie kiedy dnia przybywać zaczynało, wśród zimy, Sło- 
wianie obchodzili święto ^olady. Wtenczas okrzyki ludności : Lado \ 
Lado! napełniały powietrze po gościńcach i gajach, a wszyscy starsi 
i młodsi brali się za ręce i wesoło pląsali, bo owym ludziom się 
zdsJo, że Lado był to Bóg miłości, zgody i związku małżeństwa. 



28 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom Ul. 

Było to przecież wcielenie poetyczne radości. Inne święto Hitpały 
przypadało w dni największe na początku lata, rozpalano wtedy 
liczne ognie po ziemi słowiańskiej, skakano przez nie, wesołe wróżby 
ciągniono. Kupałą razem był i ogień i uroczystość i skaczący. 
Wszyscy zbierali trawę i zioła dla ratowania zdrowia swojego i przy- 
chowku, oraz kąpali się w rzekach. Noc Kupały pełna była czaro- 
dziejskicłi zjawisk. Widziano na rzekach blask srebrzysty, który się 
ślizgał po wód powierzchni; drzewa ruszały się, przechodząc z miej- 
sca na miejsca rozmawiały z sobą szumem gałęzi. Kto urws^ wtedy 
liść paproci, mógł rozumieć język każdego stworzenia, mógł widzieć 
jak dęby schodziły się z sobą i rozmawiały o bohaterskich sprawach 
swoich. Słońce wyjeżdża ze swojego pałacu na trzech koniach , 
srebrnym, złotym i brylantowym na spotkanie miesiąca; w podróży 
swojej tańczy i rozsypuje po niebie iskry płomieniste. Sobótki nasze 
są po dziś dzień tej uroczystości kupalnej zabytkiem. 

Myśleli Słowianie, że zima jest to czas nocy i mroku dla dusz, 
których ciała poumierały; kiedy wiosna ma zastąpić zimę, przery- 
wała się nocna podróż dla dusz, które wtenczas podnosiły się do 
niebieskiego światła, wstawały do nowego życia. W pierwsze święto 
Kolady, dusze wychodziły z grobów, straszyły żywych, następował 
czas błąkania się duchów. Ma z tem związek święto rusałek. Rusałki 
nie są to rzeczne bóstwa, źródłosłów wyrazu nie nisło, ale nti^, 
to jest światły, jasny, piękny. Rusałki są to dusze zmarłych, które 
wychodziły na wiosnę ucieszyć się życiem odnowionej natury. Zja- 
wiają się zaraz w chwili kiedy zielenieją łąki i rozpuszczają się po 
nich wody wiosenne, kiedy wierzbina pączki rozwija. Czasem piękne, 
zawsze jednak przedstawiają się jak blade i bez życia. Ognie wy- 
chodzące z mogił są to ognie rusałek, które rozbiegają się wtedy 
po łanach. Mieszkały w rzekach i wodach, a na brzegi wychodziły 
tylko dla pobawienia się, igraszki, skacząc po drzewach. 

Lud wesoły, wolny, szczęśliwy, korzył się przed potęgą Boga 
wielkiego, którego sobie wyobrazić nie umiał w posągu, w drzewie, 
ani w żadnej dotykalnćj postaci, bo w nim może przeczuwał istotę 
duchową; żył z praojcami, z odległą przeszłością, przestawał za 
pan brat z tłumem duchów, które go otaczały od kolebki do grobu, 
a wśród których napotykał stare pokolenia ojców. Jak lud, tak 
i fantazja jego spokojna, łagodna, wesoła, nie tworzyła straszydeł. 
Słowianin się kochał wę wszystkich uczuciach ludzkich. Naturalnie 



Tom L inSTORIA PIEUWOTNA POLSKI. 



29 



wielka przestrzeń, którą zajmował, starcie się z ludami nowemi, 
zresztą sam bieg wieków, zaprowadzał różnice tak cywilizacji, jak 
i wierzeń. Wiele się zmieniło z czasem. Ale w tej pierwszej dobie 
histoiji, lud to jak jednego języka, tak i jednych pospolicie pojęć. 
Uderza przedewszystkiem oczy badaczów ta współplemienność sło- 
wiańska, wszędzie w powietrzu rozlana. Z najdalszych zakątów brat 
znajdows^ u brad pomoc, rodzinę, ojczyznę i swobodę. Do takiego 
stopnia to była prawda, że Bajan, han awarski, podbiwszy wiele 
pokoleń słowiańskich w Dacji, w Pannonji i w Czechach, sądził, że 
i najodleglejsi bracia jego podwładnych służyć mu powinni i na tćj 
zasadzie żądał ludzi zbrojnych od Słowian nadbałtyckich (rok 590). 
Tak pojmować Słowiańszczyznę nauczyła go współplemienność ludzi 
naszego ^owa. 



III. PIERWSZE CENTRALIZACJE SŁOWIAUSKIE. 

KAROL WIELKI i KARLOWINGOWIE. 



18. ^Arparowie. Ostatnim narodem, który zawichrzył spokojność 
plemienia słowiańskiego, byli Awarowie, szczep mongolski. Zjawili 
się w sto lat po Bułgarach w okolicach Donu, morza kaspijskiego 
i Wołgi. Mała tylko horda wkroczyła do Europy na słowiańskie 
ziemie i znalazła tam ludności wstrząśnione, pełhe niepokoju, rzutkie. 
Było to właśnie w czasie owego największego rozwoju słowiań- 
szczyzny. Ojcowie nasi odpychali na wsze strony inne plemiona, 
uchodzili w pustki. Awarowie teraz zaczęli ich trapić. Bajan ofiaro- 
wał naprzód usługi swoje cesarzowi Justynjanowi, potem urósł w nie- 
zmierną potęgę. Zawzięli się Awarowie na Słowian. Każdćj zimy 
szła horda wyciskać daninę z ludności, które rozbijała po rozbójni- 
czemu i szli Słowianie poniewoli, bądi jak podlegli, bądź jak sprzy- 
mierzeni na wszystkie łupieztwa i zagony tatarskie (roku 560 — 578). 
Jeżeli ludy stawiły opór, wtedy pokonone stawały się ofiarą okru- 
cieństwa. Pustoszyli ziemie Antów, przegnali okolice Polan, Dulębów, 
Chrobatów, zatrzymali się u Dunaju podle Longobardów i Gepidów, 



30 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

zkąd przez Bohemję id%c, spotkali się z Frankami Austrazji, to 
jest wschodnimi. Podobno Turyngowie prosili ich o pomoc przecivir 
zaciętym swoim nieprzyjaciołom Frankom, ale król Zygbert rozbił 
i Turyngów i Awarów gdzieś na głowę w kraju nadłabańskim 
i przymusił do zawarcia pokoju, który trwał niedługo, bo Awarowie 
znów napaści na ziemie Franków robili. Zygbert stanął do boju, 
ale i bitwę stracił i dostał się do niewoli, z którćj się wykupiwszy, 
szczerą przyjaźń poświęcił Bajanowi, hanowi Awarskiemu. Odtąd 
nowy ten Atylla, wódz dziczy, całą swoją waleczność i potęgę 
obrócił ku południowi na cesarstwo bizantyńskie. Awarowie głównie 
osiedli w nadcisawskich ziemiach w Pannonji, zwłaszcza po ustąpieniu 
Longobardów do Włoch. Założyli w pobliżu Dunaju hring, czyli 
obóz, niby stolicę i stąd potrącali ciągle pokolenia słowiańskie. 
Z ustąpieniem longobardzkiem znieśli ostatki Gepidów. 

Awarowie przemknęli się tylko po wierzchu ziemi słowiań- 
skiej, a były okolice, w których nawet nie zostawili śladu. Tak 
pochody ich przez Bohemję nie były ciężkie dla tamecznych Sło- 
wian. Jedni Dulebi, co doznali ciężkiego a upokarzającego jarzma od 
Awarów, widać dzielnie im się bronili. Mieszkali ponad Styrem, na 
dzisiejszym Wołyniu, w sąsiedztwie Bużan, nad rzeką Bugiem roz- 
siadłych. Mieli szerokie krainy, bo siedzieli również po obu brzegach 
Bugu i może rozciągali się aż po San i Wisłę. Łuck był u nich 
stolicą, ogniskiem życia narodowego. Bużanie musieli być tylko 
cząstką Dulębów. — Awar czyli Obr w języku starosłowiańskim bez- 
karnie gwałcił niewiasty, zaprzęgał do wozów przez pogardę i wy- 
uzdanie zwierzęcćj siły żony i córki dulebskie. Nękane tak ciężką 
dolą ludności, uchodziły przed barbarzyńcami na zachód. Przeszli 
do Bohemji, którą już zajęły inne pokolenia słowiańskie, pozalda- 
dali tam osady, którym ponadawali ulubione nazwiska starych osad 
w kraju nadbużańskim opuszczonych (około roku 580). Brańców 
dulebskich wiedli z sobą Awarowie nad jezioro blateńskie do 
Pannonji. 

To najście Awarów wywoływało ostatnie już wewnętrzne prze- 
siedlanie się Słowian. Nietylko bowiem Dulebowie z miejsc swoich 
ruszyli na nowe, ale i ludności mnićj znaczne poszły za ich przy- 
kładem, jak Stoderowie i Susłowie, pierwsi oparli się o Hawelę, 
drudzy pocisnęli aż nad Łabg i na południe, gdzie nazwisko Styrji 
odtąd dawny StjT im przypominało. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 3 1 

Nie panowali rozlegle w słowiańszczyźnie Awarowie i niedługo 
rg w pośród ojców naszych wodzili; wspominają tylko dzieje, że 
byli Słowianie, którzy im ulegali. Wylew prawda ich był szeroki, 
na wszystkie strony, ale wprędce wrócił do swego łożyska. Opano- 
wali Sirmium (roku 584), dość głęboko posiedli lUirję, po dwa razy 
zaganiali się aż do Turyngji, ale tam wszelako panowania swego 
nie założyli (roku 563 — 567). Pod koniec VI wieku jeszcze w duleb- 
sldch stronach gonili, kiedy do współuczestnictwa rozbojów swoich 
używali Lachów do Oceanu osiadłych. Dwa razy Słowian pę- 
dzili przeciw cesarstwu pod Tessalonikę. Ale całego tego powodzenia 
było najwięcej lat 40—50. Przesiliło się i ponosili nieustanne ciosy. 
Nie zdołali naprzód wstrzymać parcia Chrobatów, którzy wyszli zza 
Karpat nad Sawę i Drawę do Illirjł, po długim boju przemogli tu 
Awarów i całą posiedli krainę, to jest dzisiejszą Kroację (około roku 
610). Pobici zmniejszeni w liczbie nie byli w stanie z głównym 
hringiem się złączyć i zostali w poddaństwie Kroatów. Na domiar 
nieszczęścia, dzieci awarskie, zrodzone z zmuszonych siłą niewiast 
słowiańskich, zrażone tem, że zawsze w przednićj straży bić się 
musiały z nieprzyjacielem, mając Awarów za sobą, powstały przeciw 
(^com, dodały otuchy rozbijanym plemionom i powołały do odzy- 
skania niepodległości (około roku 630). Był to wpływ wielkich spraw 
Samona, który rządami swojemi krzepił ducha. Bój ten zadał wielki 
cios Awarom, ich władanie skrócone zostało. Utracili zakarpackie 
stanowisko, owe ziemie dulebskie, dla których utrzymania wielo- 
krotnie musieli wprzódy odbywać wyprawy za Karpaty. Zaciśnieni 
więc do samćj Pannonji, otoczeni w koło niepodległemi ludnościami, 
utrzymywali się jeszcze jakiś czas groźnie. Wielkie siły zlały się na 
nich. Odpierał rozboje Samo, Kroaci z nad Sawy, Wendowie z Ka- 
ryntji. Awarowie już nie byli w stanie wstrzymywać krążenia Serbów 
(około rdoi 636). Kubrat bułgarski wypowiedział im także pusłu- 
szeństwo, co dowód niezmierny upadku Awarów. Bulgarowie odo- 
sobnieni od swoich rozkazodawców położeniem, nie byli hordą słu- 
żebną, nie byli obowiązani stawać zbrojno na zawołanie, uznawali 
tylko nad sobą zwierzchność awarską, składali dary, a jednak i tego 
przestali. Późnićj wprawdzie jeden z synów Kubrata oddzielił się od 
swoich i połączył z Awarami, ale to ich nic nie pokrzepiło. Trzy- 
mali się w Pannonji ostatkami swojćj potęg^. 



32 DZIELĄ JULIANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

W dziejach słowiańszczyzny Awarowie tern zajęli ważne sta- 
nowisko, że spowodowali ostatnie wewnętrzne ruchy naszego ple- 
mienia, wielka wędrówkę narodów. Dulęby, Chrobaty, Stodorowie, 
Radymiczanie z Lechów poruszyli się i rozbiegli. Słowiańszczyzna 
ścisnęła się szczelniej, pomieszała krew z krwią i pobratała się cał- 
kiem, przenikla wszędzie jednością plemienną. Na całem tem ogro- 
mnem morzu słowiańskiem, w jednćj tylko Pannonji, w samym środku 
pohidniowych krain, siedział naród obcy Awarów, ale już z uroku 
obdarty, na zagubę prędzćj lub później skazany. 

19. JSamo i H^zesu Nie wiązały się dotąd wielkie państwa po- 
między Słowianami. Przyczyną tego był charakter plemienia, spo- 
kojny, nie ambitny, niedojrzały do politycznego żywota. Władzy 
nigdzie nie było skupionćj. Dlatego brakowało Słowianom chęci 
i zdolności do wielkich wypraw zaborczych, zagranicznych. Dotąd 
chyba obcy jaki zdobywca wśród Słowian, Kubrat bułgarski, mo- 
narchiczną, książęcą świecił władzą. 

Napaść Awarów pierwsza obudziła z uśpienia Słowian do życia 
politycznego, widać już plemię dojrzewało. Potrzeba odparcia wroga 
stworzyła państwo. Dotąd znosili Słowianie mnićj więcej z oboję- 
tnością te gonitwy coraz inszych narodów po swojćj ziemi, teraz 
już cierpliwości zabrakło, przebudził się genjusz narodowy, poczucie 
zdeptane godności. Samo pierwszy lepi z różnych pokoleń słowiań- 
skich państwo już historyczne, które zaważyło na szali. Centralizacja 
to słaba jeszcze, silna tylko genjuszem założyciela, po śmierci jego 
rozsypia się, ale pokazała, że w łonie plemienia nowe już zasady 
brały górę, że żyde spółeczeńslde podrosło, postęp był widoczny. 
Państwo to nie miało granic naturalnych, było sztucznym zlepkiem 
centralizacji kilku pokoleń. Należy do tych zjawisk w historji, które 
jak świetne błyskawice czasami ukazują się na sklepieniu niebios, 
ażeby rozjaśnić ciemne tło dziejów jakiego ludu i potem nikną 
gdzieś w przepaści wieków. Samo pokazuje się sam jeden mężem 
wielkiego ducha i siły, dlatego zewsząd mogła go otaczać niepe- 
wność, był ł)ez pomocników i bez następców, więc nie ziomkowie, 
nie słowianie rozpowiedzieli nam o wielkich jego sprawach, ale nie- 
przyjaciele, których pokonywać musiał, a którzy go za to serdecznie 
pewno nienawidzili. 

Samo powstaje przeciw uciskowi Awarów w krainie czcskićj. 
Kto był ten Samo ? w tem wielka niepewność. Jedne podania mówią, 



tomL HlSrORJA PIERWOTNA POLSKI. 33 

źt przybył z bierni Fradków do Słowian^ drugie, że byl to praw- 
dziwy Słowianin. Są także wskazówki, że był pierwotnie kupcem. 
W owycłi czasacti tylko ludzie odważni byli kupcami i lekko 
zmieniali swoje zajęcia około handlu na pracę zbrojną, rycerską. 
Bądź jak bądź, Samo bardzo blisko spokrewnił się z Czechami, 
pozyskał ich zaufanie, i przejął się nienawiścią dla Franków, po- 
tem dał hasło do wojny za wolność z Awarami. Już w roku 623 
z niemi wojował szczęśliwie. Łamał tę potęgę w wielu bitwach, 
a kiedy się do jego powodzenia przyczyniły wewnętrzne Awarów 
zawikłania, potęga ta straszna coraz więcćj padała, a Czesi pierwsi 
wśród słowiańskich braci zawiązali u siebie życie polityczne i roku 
627 obrali królem Samona. Panował długo, bo lat 35 Z dwunastu 
żon miał 22 synów i 15 córek. Stolicę miał wśród Czech, ale 
panowanie jego rozciągało śię na południe aż do Alp styryjskich 
i Karpat, na północ sięgało podobno aż do Sprewy i Haweli. 
Granice tylko od wschodu i zachodu niepewne. Bohater średnio- 
wieczny i zagadkowy, jeden z największych wodzów swojego 
czasu, mąż wielkiój siły, dzielnego ducha. Korzyli się Słowianie 
praed jego potęgą. 

Sąsiad Fradków od zachodu, nie mógł się od ich uchronić 
zaczepek. Zaszły nieporozumienia i gwałty na granicach, król Da- 
gobert przez posłsl swego Sukara, żądał zadosyćuczynienia od 
króla Słowian. Pogardzał dumny Samo przedstawieniami i posła 
widzieć nie chciał na oko. Ale sprawny Frank przebrał się za 
Słowianina i czatował na króla, aż wreszcie znalazł do niego 
przystęp i wyłożył swoje poselstwo. Odpowiedział Samo, że wy- 
nagrodzi krzywdy Franków, ale chce też nawzajem Wynagrodzenia 
za swoje. Obraziło to dumę Suhara, który był posłem od króla 
dumnego, kilkuwiekowego rodu państwa, zaczął grozić, żądał po- 
słuszeństwa. „I ziemia ta, lud ten, mówił do króla Słowian, pod- 
dane być powinny panu mojemu**. Samo jeszcze zachował umiar- 
kowanie. ^Ziemia ta, lud ten, odpowiedział, uznawać może pana 
twego o tyle tylko, o ileby go ze mną przyjaźń łączyła". Na to 
Sukar rzekł, coraz więcćj się unosząc : ^Chrześcjanie, słudzy bdscy, 
nie mogą wchodzić w przyjaźń z psami^. „Jeśli jesteście sługami 
bożymi, a my psami, wolno nam kąsać was, ilekroć przeciw woli 
bożej działacie**. I w uczuciu godności swej Samo poprzestał na 
tern, że go wygnał ze swoich posiadłości (rok 630). Dumny Da* 

Uutorja pierwotna Polski. T. I. 5 



34 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UI^ 

gobert, ostatai potężny król z rodu Merowingów, zapragnął 
zemsty. Zgromadził wielkie wojsko, cała Austrazja pod broń po- 
wołana, Longobardowie na pomoc wezwani. Ale i Samo czuwał. 
Na jego łiasło od gór kruszczowycłi aż po Alpy karnickie, kto 
tylko broń unieść był w stanie, za broń chwytał. Rucłi plemien- 
ny udzielił się nawet innym pokoleniom Słowian, w czemjuż 
widoczny wielki wpływ Samona. Wojewoda Korutanji Walucłi, 
wystąpił również do boju. Spokojną była ta potęga słowiańska 
od strony Awarów, którzy właśnie wówczas ginęli w bratobójczej 
wojnie. Frankowie aż trzema wielkiemi zastępami wkroczyli do 
ziem słowiańskicłi. Longobardowie wpadli zapewne do sąsieduicłi 
sobie ziem cłiorutańskicti, Alemanowie nad brzegami Dunaju cią- 
gnęli do dzisiejszych Rakusz, ale główna siła austrazyjska ciągnęła 
drogą od Renu do Szumawy (Bóhmerwalde). Tamte zagony 
miały tylko rozerwać siły słowiańskie, te ostatni śmiertelny cios 
zadać Samonowi. Longobardowie i Alemanowie zabrali łupy i zaraz 
powrócili do siebie. Dagobert zaś spotkał się pod Wogastisbur- 
giem z Samonem. Trzy dni trwała krwawa bitwa, aż Frankowie 
porażeni na głowę, szukali ocalenia w ucieczce. Cały obóz dostał 
się w zdobyczy zwycięzcom. Miało to wszystko wielkie skutki. 
Derwan, wojewoda serbskich pokoleń pomiędzy Labą i Salą, 
hołdownik Franków, oderwał się od nich i uznał nad sobą władzę 
Samona. Zdawało się, że to potęga niezłomna, że z każdym dniem 
nabiera znaczenia. Rzeczywiście Słowianie z położenia odpornego 
przeszli w zaczepne, teraz sami Franków szukali. 

Dagobert jeszcze większe zgromadził wojsko z Austrazji, 
nawet z Francji. Pod Moguncją przeszedł Ren, ale nic nie sprawił. 
Słowianie uderzali na niego, a mnożyły się te napaści ciągle 
z większą siłą. Złamało to niepowodzenie Dagoberta. Zgromadził 
więc sejm w Metz, Niemcom austrazyjskim dał za króla syna 
swego Zygberta, a Turyngom zostawił Rudolfa i polecił, żeby się 
Samonowi opędzali. Rudolf z dwojga złego wybierając, niewy- 
godny pokój czy wojnę, spokrewnił się z Samonem i chciał być 
od Franków niezależnym. 

Obrócił później Samo oręż swój na wschód, chcąc podbić 
pod moc swoją Słowian nadodrzańskich i nadwiślańskich. Spo- 
wodował przez to nowe wewnętrzne ruchy, bo kilka pokoleń 
serbskich i chorwackich, chcąc byt swój palrjarchalny zachować. 



Totb L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 35 

ustąpiło z posad, które zajmowały i poszły ku cesarstwu bizan- 
tyńskiemu, w którem Herakljusz nowe im siedziby wyznaczył. 

Tutaj ginie nam ślad wspomnień historycznych o Samonie. 
Jaki miał koniec ten znakomity władca? niewiadomo. Pomrok 
w«ęcej niż na sto lat pokrył w tym czasie dzieje środkowej 
Europy. To pewna, że umarł Samo roku 662, i że państwo jego 
rozpadło się, widocznie bohatyr tylko trzymał je przy życiu. Po- 
dobno jądro całćj potęgi, ziemia czeska, przy następcach Samona 
pozostała. Opadł gmach Samona nie wskutek nacisku zewnętrz- 
nych nieprzyjaciół, ale pod własnym ciężarem. 

Jednakże Czesi od tego czasu mają swoją chociaż bajeczną 
histoiją. Podania ich i pieśni opowiadają o Kroku, który miał 
siedzibę swoją na świętym Wyszehradzie nad Wełtawą. Był to 
bogaty lech, czyli rycerz, zacny, mądry, sprawiedliwy, który dla 
tych swoich przymiotów wybrany był przez naród na sędziego 
i ztąd rozciągał wpływ swój wprawdzie bardzo ograniczony na 
większą część ziemi czeskićj. Są domysły, że Krok mógł być 
synem albo wnukiem Samonowym. Nie zostawił po sobie ów 
sędzia mądry syna, ale trzy wieszcze córki; jedna z nich znała 
się na ziołach, głównie popierała rzemiosła i handel; druga po- 
święciła się naukom, tajemnicom obrzędów wiary; najmłodsza 
zaś Libusza miała wielki duch i wspaniale serce. Dlatego po śmierci 
Kroka naród ją powołał do najwyższćj władzy. Rozumnie kiero- 
wała ta pani sprawami. Mądra, sprawiedliwa, stała w postanowie- 
niach, wstydliwa i łagodna, dobra była i przystępna. Książęcy 
dwór jćj kwitnął w złotćj siedzibie ojca na świętym Wyszehradzie, 
żtamtąd Libusza wydawała wyroki, pisała prawo ludowi swojemu. 
Dla spraw ważniejszych wszystkie trzy siostry schodziły się razem 
i wspólnie z sobą radziły. Raz Libusza sądziła sprawę o podział 
dziedzictwa pomiędzy dwoma braćmi rodzonymi. Ten co przegrał 
w jćj sądzie, począł narzekać, że kobieta rządzi i nie chciał się 
poddać pod j^j wyrok. Libusza nakłoniła wtedy naród, żeby sobie 
wybrał jakiego pana i księcia na jćj miejsce. Czesi zdali się na 
samą Libuszę. Postanowiła więc zaślubić Przemysława, rolnika, 
jakoż w istocie tak się stało. Orał właśnie rolę, kiedy po niego 
przybyło poselstwo. Przemysław był z Libuszą ojcem pierwszej 
narodowćj dynastji słowiańskićj i jego rodzina panowała w Cze- 
chach aż do początku XIV wieku. 



36 DZIELĄ JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom 1I|. 

20. najazdy Harola <W, na ^lomańszczyznę, %jOidec ^imurbtp, 
Dynastja Karlowingów, która się podniosła na zachodzie, ukazała 
w histoiji szereg bardzo znakomitych władców. Gienjuszem ich 
wsparte, budowało się ogromne państwo, które wyszło z Francji 
dzisiejszej ; Longobardowie we Włoszech, Szwabowie, Turyngowie, 
Bawarowie w Niemczech, z kolei utonęli w tym ogromie. Ideą 
państwa i religji połączyła rozdzielone dotąd plemiona, spoiła 
nierozćrwanym węzłem z królem i z papieżem, który gotował się 
odpowie i urządzić wielkie cesarstwo rzymskie. Jedni już tylko 
Sasi pozostali w stanie swój niepodległości, stawili opór orę^wi 
Franków. Po za Saksonami wznosił się mur słowiański. Ojcom 
naszym groziło wielkie niebezpieczeństwo. Podboje dawniejszycli 
zdobywców nie były trwałe, zwycięzcy przemykali się tylko po 
wjerzchu i znikali. Podbój ząś Franków godził odrazu na wszystko ; 
przerabiał narody na prowincje, ludności wynaradawiał, do niewoli 
wciągał. 

Za Łabę na wschód sięgało plemię słowiańskie aż do ujścia 
rzeki Trawy do Bałtyku, gęstym zastępem, późnićj nieco przerze- 
dzone i pomieszane z Ptliemcami mieszkało aż w Luneburgskiem 
i nad Renem. Na północy zasiedli Bodrycze czyli Obotryci po 
nad morzem; od nich ku południo- wschodowi, pomiędzy Łabą 
i Odrą, Lutycy czyli Welatowic. Poniżćj od Lutyków siedzieli 
Syrbowie w Lużycach, opierali się o Salę na zachodzie. Nad nimi 
to panował Derwan. Więcćj jeszcze ku południowi siedzieli Czesi, 
mając za sąsiadów od wschodu Morawian; dwa pokolenia sło- 
wiańskie, które od czasów Samona już się przyzwyczajały do rządu 
i książąt. To był istny mur słowiański, wystawiony od zachodu 
przeciwko napływowi plemienia niemieckiego, które długo ustę- 
pując przed ojcami naszymi, skupiło się wreszcie pod hasłem 
Franków i zaczepnie na nas działać zaczynało. Po za tym murem 
najbliżsi chronili się Lechowie, Lechici. 

Tern większe groziło niebezpieczeństwo słowiańszczyźnie, że 
swarzyły się z sobą ciągle nasze pokolenia. Tak Bordy i Luty* 
kowie nienawidzili się oddawna. Tak Syrbowie byli w złych sto- 
sunkach sąsiedztwa z Czechami i Lutykami, aczkolwiek często 
musieli uciekać się do nich o pomoc przeciw Turyngom Łatwo 
przypuścić, że i ci Słowianie, co w pierwszej straży byli od Niem- 
ców z dalszemi sąsiadami, jakoto z Chrobatami, Milezanami, Po* 



To« L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 37 

laDaini, którzy berło wśród Lechitów trzymali, domowe miewali 
waśnie. Bodrzy ucierając się z Lutykami, z drugićj strony nieraz 
bili się ną lądzie z Sasami i z Danami na morzu. Najtrudniej im 
było bronić się od Sasów, którzy bardzo szerokie zajmowali 
ziemie, obiedwie Westfalje, Holsztyn i Saksonję. 

Nareszcie piorun Franków zwalił się na ostatnie plemię, 
które mu w niemczyżnie opór stawiało ; druzgotać zaczął wiekową 
potęgę Sasów. Uprzedziła tę chwilę wyprawa Pepina Łagodnego, 
który walcząc z bratem, musiał się zetrzed z Sasami, jego sprzy« 
mierze ńcami. Wyszli przeciw Pepinowi wtedy wodzowie słowiańscy, 
gotowi pomagać mu w sto tysięcy, ale się tą rażą bez tego 
obeszło (rok 748). Karol Wielki w lat kilka (772—780), łamał 
rycerskie plemię. Niet^aczni Obotryci nie poradzili się sumienia, 
ale poszli za podmuchami chwilowćj nienawiści i pomagali Ka- 
rolowi przeciwko Sasom. Nie widzieli przyszłości i zbliżali cz^sy 
swojej niewoli. Nie objaśniało ich to nic, że Karol jednocześnie 
Longbardów łamał i Bawarów zwojował. Wódz Sasów, Witikind, 
dziki bohatyr, dokazywał cudów waleczności, ale uległ i chrzest 
przyjął z pokorą. Stało się więc to, co do przewidzenia byio, 
piorun Franków Qa Słowian uderzył. Oszczędził najprzód Obotry- 
tów, a zwrócił się na Lu tyko w, jako nieprzyjaciół. Zaślepieni 
Obotryci i Syrbowie przyjęli stronę Franków. Bracia braci ujarz- 
miać pomagali. Ujmował się to i^iby Karol Wielki za swoimi 
sprzymierzeńcami, umiał zręcznie podejść prostotę pokoleń sło- 
wiańskich. Zamiast więc wzbronienia Karolowi przeprawy przez 
Łabę, sami jeszcze Syrbowie pomagali mu budować dwa mosty 
przez rzekę. Przeszedł król, jak burza po ziemi. Stary książę 
Lutyków Drąhowit, wyszedł naprzeciw niemu i prosił o pokój. 
Włożył wtenczas król na Lutyków roczną daninę, a starszych 
wziął do siebie na zakład. Tak wojnę prowadzoną w obironie 
sprzymierzeńców, obrócił na własną korzyść. Tak uprawiona 
ziemia ąa przyszły a l^ujny zasiew. Wyłom w słowiańszczyźnie 
szeroko otwarty. Ciągłe odtąd szturmy na całej linji bojowćj Sło- 
wian od Dunaju wzdłuż po Łabie aż do Bałtyku. Prą się na- 
jezdcy na wschód po łupy, po kraje, panowanie; po niejakim 
czasie prąd ten wyżłobił sobie koryto i staje się żywotne dla nich, 
zadanie posuwać się coraz glębićj w słowiańszczyznę, w którój 
czeka ich szczęście i pomyślność. Umieli też Niemcy zapewniar 



38 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom lET. 

sobie na własność te zdobyte ziemie. Karol przenosił całe ludności 
z miejsca na miejsce, ażeby ducha ich zwyciężyć. Wodzowie jego 
burzyli całe okolice, wynaradawiali Słowian, wśród nich osadzali 
niemieckich gburów. Każdy najazd był klęską narodowości. Kraj 
szedł w ruinę, ludzie w niewolę, ażeby w pustkowiach niemieckich 
nie odzywało się przez nich życie. Biedne ofiary sprzedawano jak 
bydło. Klęski te niczego nie nauczyły Słowian. Nie opamiętali się 
wcale i po staremu marnieli w plemiennej swój niepodległości 
i obojętnie spoglądali na wzrastającą potęgę Karola. 

Roku 791 król Franków rozpoczął wielką wojnę wytępienia 
przeciw Awarom w dolnych Rakuszacłi i Węgrzech. Trzy wojska 
przeciw nim poruszył. Longobardowie z Włoch szli pod sprawę syna 
królewskiego Pepina i wojewodów z Istiji, Frankowie ze Szwabami 
i Bawarami szli pod wodzą samego Karola po brzegu południowym 
Dunaju. Na czele Sasów i Fryzonów ciągnął hrabia Teodoryk przez 
Czechy po brzegu północnym Dunaju. Siedm lat trwała uporna 
wojna. Poległ w ni^j pod Hlinni, śpiesząc z posiłkami do Karola, 
jeden z książąt obotryckich, inny wódz słowiański towarzy- 
szył Pepinowi. Bulgarowie wreszcie poruszyli się i zajęli awarskie 
posiadłości nad Cissą. W roku 799 za wspólnem usiłowaniem 
Słowian i Franków, udało się zdobyć ogromny hring awarski, 
główny ich tabor nad Dunajem. W boju tym odznaczył się jakiś 
Słowianin Wonimir. Kilka razy usiłowali zrzucie z siebie ciężkie 
jarzmo Awarowie, ale napróźno. Czas ich sławy i władania prze- 
minął. Napływ Słowian na wyludnione ziemie był oczywiście wielki, 
ale też panowanie Franków rozlało się po starożytnej Pannonji, 
po Kroacji dalmackićj i nadsawskićj, jak wielkie morze. 

21. H^tsarstipo zachodnio-rzjrmskie. Zjiaez^i^ cesarsbra* Potęga 
Karola tak wzrosła, że Papież Leon III postanowił umyślnie dla 
niego wskrzesić cesarstwo rzymskie, którego już lat trzysta prze- 
szło nie było. Miał papież być za co wdzięcznym Karolowi i jego 
dynastji. Kiedy cesarz konstantynopolitański rzucił Włochy na 
pastwę Longobardom, papieże w królacłi Franków tylko znaleźli 
obrońców. Uznali ich prawo do panowania, a za to znaleźli 
w królach wszelką powolność dla kościoła. Pepin, ojciec Karola, 
na znak czci i poszanowania trzymał strzemię, kiedy papież zsiadał 
z konia. Pepin i dwaj jego synowie, Karol i Karloman, zostali 
patrycjuszami, to jest obrońcami z urzędu kościoła rzymskiego. 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 3C 

Z łaski tych nowych swoich potężnych sprzymierzeńców, papieże 
£yskali obszerne kraje, zostali niepodległymi monarehami. Sprawa 
kościoła łączyła się też więc ciągle ze sprawą króla Franków, 
obiedwie sobie poprzysięgły sojusz. Papież chciał zlać na króla 
wszystkie błogosławieństwa niebios, wszystkie doczesne wielkości, 
król za to dawał Papieżowi silne wsparcie i opiekę. Wśród uro- 
czystego nabożeństwa w Rzymie, dnia 25 grudnia 800 roku, papież 
Leon w bazylice swojćj ukoronował Karola na cesarza. Stało się 
to nagle, jakby za natchnieniem Ducha świętego. Nowy cesarz 
miał już panowanie wielkie w Europie. Wielkie tak samo było 
i panowanie Rzymian, bo obejmowało świat cały znajomy scarćj 
cywilizacji. Wyrobiło się tedy przekonanie w narodach, że cesarz 
rzymski jest panem świata. Przeniknęło nawet to przekonanie 
w tłumy barbarzyńców, które odbywały wielką wędrówkę naro- 
dów. Lud za ludem napływał do Europy, a gdzie tylko o państwo 
jakie, o siłę organiczną zawadził czy uderzył, zawsze państwo to, 
sita ta była rzymska. Nie dziwić się i barbarzyńcom. Jak wielkie 
zdumienie Hunnów zdejmowad nie miało, kiedy wszędzie po swojej 
drodze na wschodzie, na zachodzie, na północy, w Mezji i w Pan- 
noDJi, w Italji i na polach katalauńskich, spotykali jedno i toż 
samo cesarstwo rzymskie? Szli w głąb mil kilkaset, a wszędzie 
przed sobą jednego tylko widzieli nieprzyjaciela. Odtrąceni od 
rzeki, szli w góry, z gór wstępowali w doliny, sądząc, że kogoś 
innego spotkają, że przyjdzie im może zwojować inne ludy i pań- 
stwa, nie tak dzielne i potężne, a ciągle natrafiali na Rzym. Po- 
tęga ta wielka przerażała zdobywców. Pojęcia ich, wrażenia świeżo 
odebrane, pomieszały się z pojęciami rzymskiemi, powszechne 
przekonanie, jak powiadamy, utwierdziło się nawet wśród barba- 
rzyńców, że cesarz jest i powinien być panem całego świata. 

Obok starej teorji powstawała no^a, taka, jaką wyrobiły 
czas i okoliczności; teorję tę popierał kościół. Karol sam się 
przeląkł z początku obszerności władzy swojój i obowiązków 
cesarskich, wkrótce jednak uznał w tym wielkim wypadku koro- 
nacji rzymskiej, wyraźną wolę Boga, nułum iiymum i poszedł 
śmiało po nowój drodze. Kościół chciał zjednoczyć z sobą dwa 
pierwiastki: germański i rzymski, zawiązywał bratnie przymierze 
narodów. Ale stanowiąc cesarza, dając mu namaszczenie za wolą 
Bożą, wybierał go na pośrednika, pojednawcę państw chrześcjań- 



40 DZlEfcA jOLJANA feARTOSZEWICZA. Tom m. 

skich, na cesarza, w którego ręku złożył władzę nad światem, 
imperium mundi Tworzyło się więc jedno wielkie państwo cłirze- 
ścjańskie, w którem narody i narodowości były tylko prowincjami. 
W tej wielkiej ctirześcjańskićj ojczyźnie dwócłi było wielkicłi 
władców: cesarz i papież, ciało i dusza. Cesarz miał siłę mate- 
ijalną, papież moralną. Nie miał wprawdzie w tern państwie cesarz 
władzy bezpośredniej ponad wszystkimi książęty i królami, ale 
posiadał wyższość zaszczytu i powagi, pierwszeństwo. Jego jednego 
koronował papież w Rzymie, na całe święte cesarstwo rzymskie. 
Wyjątkowem tylko prawem koronowali się inni królowie przez 
swoicłi biskupów, papież i cesarz dla icti zasług pozwalał, ażeby 
nad innycti książąt i panów chrześcjańskicłi świecili. Dlatego 
żadna pretensja nie była prawną, żadna korona prawną beż ze- 
zwolenia cesarza i papieża. Królowie byli jakby starsi bracia pań- 
stwa chrześcjańskiego, rządzili u siebie niepodległe, ale uznając 
ponad sobą pierwszeństwo papieża, uznawali i cesarza. Inni ksią- 
żęta niekoronowani ulegli bezpośrednio władzy cesarskiej. Głównym 
obowiązkiem Karola było bronić kościoła i dawać w tem przy- 
kład dla innych panującycti w korotiie czy bez korony. Karol to 
pojął doskonale, z całym świętym zapałem piastował swoje ce- 
sarstwo. Pisał się zawsze na czele rozkazów swoich : Hiarohs, sariełae 
eeeUsiae defensor hu.milisqiu adjutor, to jest: pełnym poświęcenia 
obrońcą świętego kościoła i pokornym jego pomocnikiem. Nie 
z^lpomniał i o tem, że był diyino nutu coranatus, a 3)eo earonatas, 
UlpTnajium gerens imperium, serenissimus ^ujustus. Składał przysięgę 
wierności kościołowi, a papież jemu, jako monarcha państwa ko- 
ścielnego, które stanowiło jedną część cesarstwa. Nie był przez to 
hołdownikiem Karola papież, bo owszem był jego najwyższym 
i bezpośrednim pasterzem. Jako patrycjusz rzymski, jako obrońca 
kościoła, miał już tem samem cesarz pewne prawo do rządzenia 
w Rzymie, który był także stolicą urzędową jego cesarstwa. Papież 
zachował sobie prawo koronowania cesarza, cesarz otrzymał władzę 
zatwierdzania wyboru naczelnika kościoła. Te wszystkie stosunki 
były skutkiem świeżo postawiono) zasady. 

Z tego wszystkiego wypływała także potrzeba nawracania 
pogaństwa. W państwie chrześcjańskiem powinna była jedna być 
tylko owczarnia i jeden pasterz. Tylko ludy pogańskie nie nale- 
żały do cesarstwa. Trzeba było je nawrócić i wcielić. Diatego 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 4 1 

cesarz wojował orężem nietylko dla odporu i dla obrony kościoła, 
ale owszem ciągle prowadził wojny zaborcze i rozszerzał państwo, 
to jest granice kościoła. Ale tutaj napotykał cesarz wiele odmiennych 
interesów narodowych, które musiał przerabiać, łamać, rozcinać 
mieczem. Pogańscy Niemcy, jak Saksonowie, przemocą ochrzczeni, 
tracili tylko dziką niepodległość, formy państwa jednego musieli 
przyjąć. Ale walka ze słowiańszczyzną, całe ludności nasze skazy- 
wała zawczasu na wytępienie. Nawrócić się do wiary chrześgańskićj, 
prędzćj lub późnićj, było dla nich koniecznością, chociaż tego nie- 
rozumieli Słowianie, nie to im przecież groziło. Ale z wiarą przy- 
chodził do ojców naszych chciwy łupu i okrutny Niemiec, który 
łaknął panowania, a panując wysysał. Przekonany o wyższości swojćj 
plemiennćj, tępił narodowość słowiańską, na gruncie naszym szczepił 
niemieckie światy. Inne narody rozstawały się tylko ze swą wol- 
nośdą i wiarą, Słowianie tracili nietylko wiarę i wolność, ale język 
i narodowość, przeszłość, nadzieję, miłość plemienną ku braci. Biedni 
Słowianie ani się domyślali niebezpieczeństwa, na jakie się dobro- 
wolnie narażali lgnąc początkowo ku cesarstwu. Ale kiedy późnićj 
poznali prawdę, po bohatyrsku porwali za miecz, ścierali się długie 
widd z wrogiem, który z nimi prowadził wojnę wytępienia. 

22. fii^stemał %arola Wielkiego, 2klobycze cesarza rozciągnęły 
tylko państwo, ale nie nadałyby mu wewnętrznćj potęgi, gdyby nie 
mądre jego urządzenia, które podniosły do wysokiego stopnia majestat 
władzy. Karol Wielki poznosił wszystko, co mu zawadzało na drodze. 
Oczywiście niszczył także powagę dawnych królów, których zawojował, 
to jest urządził ich hierarchję ; królem był sam Karol w cesarstwie, 
więc niepodlegli dawniejsi władcy, zostali książętami fiucesj^ rządzili 
jak wprzódy, ale w imieniu Karola. Nie był to zdobywca w rodzaju 
Alexandra Wielkiego i Cezara. Wyobraziciel cywilizagi szedł za 
widką potrzebą, za żądzą poskromienia barbarzyństwa ; jakoż przez 
cały czas rządów swoich wstrzymuje od południa Muzułmanów, od 
północy i wschodu Germanów i Słowian, żeby spokojnie uorganizować 
szczelnie zlepione cesarstwo. Wojny, to chwilowe tylko zajęcie wiel- 
kiego cesarza, w nich odporne jego działanie ; praca główna zawiera 
się w organizacji. Nieład społeczny dosięgał kresu ; wszystkie sprawy 
były bez związku, surowe, w stanie pierwotnćj, nieokrzesanej dzikości. 
Karol rozsyłał swoich pełnomocników {missi dominicij po różnych 
prowingachy aby roztrząsali i naprawiali, aby donosili mu o wszyst- 

Historja pierwotna Polski. T. I. v 



Ą2 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

Idem, co się dzieje w cesarstwie. Urz^ził Zjazdy powązechae, todząi 
sejmów, które się zbierały dwa razy do roku, na wiosnę i jesień. 
Wzór do tych zgromadzeń wziąj Karol z dawnych zwyczajów swego 
narodu; bywały dawnićj u Franków pola marsowe, na które zjeżdżali 
się wojownicy, aby składać wodzom swoim daniny, Pepin przeniósł 
ną mąj perjodyczne zwoływanie Franków i zt%d poszjto nazwisko 
pola majowego. Dopiero za Karola przybrały te zgromadzeń^ cha- 
rakter nie wyłącznie wojskowy. Nie były to dzisiejsze sejmy rzeczy- 
wiste, z w)adz^ prawodawcza ale służyły dla Karola za środek do 
zasiągnienia informacyj, wskutek których zaprowadzano jakiś porządek, 
jedność w cesarstwie, zjazdy te ipiały głos doradczy. Karol spraszał 
ną nie biskupów i opatów, wysokich dostojników, radców, ą lyyro- 
zumiawszy ich zdanie*, ogłaszał na nich swoje postanowienia, czyli 
tak nazwane kapitularze. 

Władzę administracyjna i sądowniczą po prowincjach, sprawowali 
grafowie różnego stopnia i nazwania. Byli albowiem w hierarcbji 
cesafstwą cen^afowie, sendgrafowie, falc^afowie i marl^afpwie. 
Wszyscy z nich wybierali podatki, sądzili wraz z assęsorami, stawali 
na c^ele wojowników swego okręgu i dowodzili takim sposobem sił^ 
zbrojną, wyręczali książąt duków, którzy najwyżćj stali w hierarcbji, 
jako najbliżsi towarzysze i pomocnicy cesarza. Pobierali wszyscy 
dochody z dóbr na ten cel umyślnie przeznaczonych. Markgrafowic 
mieli trud dwojaki, pracę ciężką. Żeby zabezpieczyć cesarstwo o4 
zewnętrznych nieprzyjaciiSł, Karol po granicach pańsbya ogronmego 
ustanawiał tak nazwane marki. Doskonale odpowiada temu nazwisku 
. staropolskie, dziś zatrącone, a przynąjmnićj mnićj jak dawniej zro- 
zumiałe, imię Ukrainy. Marchje niemieckie, jak Ukraina polska, byłą 
^o straż pograniczna, wystawiona przodem ku nieprzyjacielowi w cjągłćj 
gotowości do boju. Marchje, Ukrainy, stanowiły mur, który osłanisd 
piersiami ludzkiemi wielkie cesarstwo. Marchje, oczywiście wypajda 
z tego, były tylko wśród ludów zawojowanych. Stawały więc na 
grobach cudzćj narodowości i niepodległości, wydartćj na rzecz 
cesarstwa. Dlat^o nietylko czuwały, ale razjęm miały i drugie po- 
słannictwo, wynaradawiania. Co albowiem wsiąkło w cesarstwo, to 
już niepowrotnie przeznaczone było na zagładę plemienną, to przelać 
się musiało w kawał niemieckićj bryły. Marchjami, Ukrainami, odby- 
wała pochody swoje dal^j ciągle ku wschodowi ludność niemiecka, 
kosztem słowiańszczyzny. Kraj podbity, ujarzmiony, wynarodowiony, 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. ^3 

nic był już marchj^ Ukrainą, był owszem cząstką całości, a więc 
zdót>ywcze plemię posuwało się na wschód, nowe robiło wyprawy, 
nowe zakładało marcłije. Nietylko zresztą sama sprawń plemienia 
wymagała tego ciągłego posuw^a się na wscłiód, ambicja poje- 
dyhcsycb ^lirodzów wyst^czała do tego. Po marcbjadi osadzeni gra- 
fo*ic jprzybierali tytxA markgraifów, to jest grafów pograniczńjrch, 
ttkh&inydi; z czego ttrobił się późniejszy wyraz polski margrabia. 
libi^graf widzimy tiiczem się ód grafa zwyczajnego nie różtlił 
w stanowisku, jalde zajmował w łiierarcliji; niebezpieczeństwo miał 
tylko większe, pole swobodniejsze kii zasłudze i sławie. Markgrafowie 
ambitni więc rozszerzali umyślnie granice swoich pośiadłośd; żeby 
n^rdcać większe względy cesarza, a sobie rozTeglejsze panowanie. 
Oczywiśde położenie ibh nk granicy, vń€le odmienne było od {io- 
tożenia grafów wewnętrznych, zajętych wyłącznie sprawami pokoju. 
Na granicy, w mardijach, wyradzały się wielkie diar^ktery i ogromne 
ambicje, które w ostatecznym rezultacie prowadziły nieraz do okru- 
cieństwa, do nadużyda ogromnego siły. 

Naturalfaie cesarz Karol nie docżeksd się owoców, nie rozwiń^ 
się pod jie^ oczatfai ten systemat, któł-ego tylko pierwsze rysy cesarz 
zakreilUi Systemat jego rozwijał się latami, wiekami. W liitn także 
leżał zaród przyszłćj lennóśd. Dobst tułactw się kończy, narody 
otiedlają się stanowczo w zajętych przez ^ebie krainach; k stosownie 
do tego nniemają się i wyobrażenia społeczne; właśddel ziemi 
jprzywiążuje się do miejska, które pewny jest, że teraz w dziedzictwie 
prżekńie swoim dziedóm; do swegb domu; któiy z cżslsem wyrośnie 
w zamek feudalhy z wieżycami, śtrzelającemi w niebo i dlatego może 
się niedługo przeniesie ria skałę łiiedostępną, na którćj znajdowały się 
dbt|d gniizda orłów. Ta nędzna zbier^ina osadników niewolników 
pod jego zdmldeih, zamieiu się z czasem w dużą wieś albo miasto. 
W około takiego [iana skupi się okolica, szukając W potędze bez- 
pieczeństwa i s|)okojnośd. Nietylko gfafowie, He i janowie urdstają 
na sługi cesiu-za, na pomocników jego tronu i władzy. Rodzina 
i służl^a stanowi pierwizy zaród przyszłćj wielkośd właśddeH, którzy 
dzielą się państwem. Cesarstwo Karolowe w dalszytn swoim rożwojd 
czeniże jest? Oto szeregiem drobriych państewek ulegających cesa- 
rzowi, posłusznydy ńa pierwsze jego wezwanie ; państewka te drobne 
dzidą się lial drobniejsze jeszcze, bo właśdciele ziemi, jak graifowie, 
przywiaAśezq4 ^^^^ rodzaj trdtietńośći względem podwładnydi i talk 



ĄĄ DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom fll. 

nad niższymi od siebie panują 1 pod takiemi warunkami, jak cesarz 
nad nimi samymi. Tak systemat lenniczy wznosi się z łona bar* 
barzy^twa. 

Urządzenia cesarza Karola rozwijały lenność nietylko świato- 
wycli panów, grafów, ale i kościelną. Wielki król założył z potrzeby, 
skutkiem systematu, jaki postawił, wiele biskupstw: w Minden, 
Osnabriicku, Halbersztadzie, Wendenie, Bremie, Paderbornie, Miin- 
sterze i Hildesheimie. Biskupi zmienili się rychło pod wpływenj no- 
wych wyobrażeń, w duchownych grafów, a byli dostojniejsi jeszcze 
od świeckich tem, że mieli władzę pasterską, apostolską, pochodzącą 
z nieba, już dawno wielką i zasłużoną ludzkości. Dzierżyli zienue 
swoje prawem biskupiem i lennem; byli nietylko pasterzami, ale 
i królowali, mieli swoich zbrojnych i dowodzili nimi- w czasie boju, 
jak inni grafowie i książęta. Z samćj natury rzeczy wypł3nvało, że 
biskup w cesarstwie Karola Wielkiego i jego następców, był razem 
i orężnym obywatelem. 

23. %arol ^Vidki, cesarz. Zniszczenie Awarów czyli Obrów 
otworzyło południową słowiańszczyznę napaściom Franków, jak zwy- 
ciężenie Saksonów północną. Wszędzie si^ał wpływ wielkiego króla 
i oręż, który na ogromnćj przestrzeni zakr^lał granice pomiędzy 
wschodem a zachodem. W żydu Słowian wiele się teraz zmienia. 
Ustaje napływ plemienia do ziem obcych, z zaczepnego stanowiska 
przechodzą ojcowie nasi w odporne. Trzeba teraz bronić niepodle- 
głości narodowćj, żeby się nie dostać na łup cesarstwa i nie utonąć 
w ogromie. Ale trudna, przez długie wieki daremna walka. Na Sło- 
wian rozrzuconych, rozdzielonych, do patrjardialnych tylko stosun- 
ków nawykłych, nagle nachodzi państwo wielkie, silne uorganizowane, 
pod wodzą mądrego prawodawcy, zdolnego wojownika. Karol staje 
się więc panem prawie samowładnym słowiańskich ludów. Rozdaje 
ziemie, godzi książęta, którzy mu jadą kłaniać się w Ratyzbonie 
i rozkazów słuchać (803 roku). Karol nie mógł znieść najmniejszego 
cienia niepodległości na około siebie. Ziemia czeska, leżąca mu na 
drodze do Fannonji, jeszcze nie uznawała nad sobą władzy cesarza, 
toż Serbowie północni. — Karol więc zebrał wielką moc Franków 
i w lecie 805 roku wkroczył do Czech trzema drogami, od Bawarji 
i Szwabji, od Renu około Smerczyn i od północy przez Solawę 
i Łabę przez ziemie Milezanów; szli w tym trzecim oddziale wśród 
Franków i Sasów mężowie słowiańscy pod wodzą księcia swego 



Tom 1. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. ^j 

Semila, którego po drodze cesarz zhołdował. Tak bracia w sprawie 
Karola pomagali ujarzmiać braci, a i sprzymierzonym Słowianom 
nie bardzo dowierzał Karol, skoro czwarte wyprawia wojsko nad 
Łabę ku Luty kom. Oddział od Renu najpierwszy na pole boju 
pospieszył; prowadził go cesarzewicz także po imieniu Karol. 
Nie wiodło się jednak szczęśliwie; długo oblegał cesarzewicz biedne 
miasteczko i zdobyć go nie mógł. Ale nie były szczęśliwsze boje 
i wtenczas, kiedy dwa drugie oddziały nadciągnęły. Pustoszyli 
kraje żateckie, rakownickie i litomierzyckie rok cały, ale bez 
skutku. Czesi nie czekali na nieprzyjaciela w otwartem polu, na 
którem go zmódz nie mogli, ale uciekali do lasów, do gór, do 
grodów obwarowanycti okopami ziemnemi, do których ściągnęli 
wszystkie swoje zbiory i dobytek. Drobnemi tylko oddziałami 
zza nich wypadając, wstręt czynili nieprzyjacielowi. Zginął w tycli 
bojacli waleczny Lech czy Bech, wojewoda czeski. 

Szeroko i daleko ogniem i mieczem całą ziemię splądrowali 
Frankowie. To były jedyne trofea ich zwycięztwa. Moralny cios 
jaki ponieśli, był okropniejszy. 

Między słowiańskimi ludy przebiegła jak iskra myśl o wol- 
ności. Ledwie teraz dopiero po smutnych doświadczeniach poznali 
wartość tego klejnotu, którego dotąd nie znali. Opór Czech roz- 
palił Serbów nadła bańskich. Pokusili się zrzucić z siebie jarzmo 
Franków. Cesarz wysłał co prędzej przeciw nim syna swego Ka- 
rola (806 roku). Potężny, wzniosły, superbus, jak go nabywają 
kroniki, Miliduch, wojewoda tych Serbów, stoczył nieszczęśliwą 
walkę pod Hweiiiafeldo i poległ. Frankowie ciągnęli dalój otwie- 
rając sobie drogę najazdu szeroką łuną palących się osad serbskich, 
przebyli ł:^bę, wpadli do ziemi serbów, do królestwa Miliducho- 
wego i do szczętu wzburzyli odwieczny główny gród serbski na 
Grodziszczu niedaleko od Żydowa (dziś Budziszyn). Ziemie po 
obudwu brzegach Łaby zostały ruiną. Kiedy poległ najpotężniej- 
szy władca, mniej silni panowie musieli się upokorzyć, wydać 
cesarzowi swoich synów na zakładników poprzysiężonćj wierności. 
Zajrzały wojska cesarskie i do Czech znowu od Bawaiji i Szwabji, 
ale tylko wtele kraju spustoszyły bez skutku. Za to dla pewniej- 
szego utrzymania w posłuszeństwie plemion serbskich, cesarz kazał 
zbudować dwie twierdze, jedną w Czartowie nad Labą około 
Dziewiczego Grodu (Magdeburg), drugą w Dobrohorze nad Solawą 



46 DZifeLA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Pt. 

niedaleko Halli. Ale nie wystarczały Karolowi te twierdze do 
ujarzmienia Serbów; są jego kapitularze z roku 807, w których 
polecał środki obrony przeciwko Czectiom i Serbom. Po bołia- 
tyrsku ojcowie nasi bronili swojój wolności. O własnycti siłach 
walczyli z najpotężniejszym monarctią. Cierpieli mateijalnie^ ale 
podnosili ductia. 

Karol tymczasem panował w słowiańszczyźnie. Co chwila 
nowe jakieś odnosił tryumfy. Poddały się Frankom miasta dal- 
mackie (806 roku). W tnnćj stronie Frankowie z Sasami spusto- 
szyli ziemie Smolenów i Linów, którzy do Obotrytów nalefieli. 
Odpierali w tćj stronie najazdy skandynawskie na ziemię sło- 
wiańską (roku 808 do 809). Zaczęli się ruszać wtenczas Lutycy 
i Obotryci, pod swoim księciem Drosubem, dotąd wierni sprzy- 
mierzeńcy Karola. Ale Frankowie rychło do nowój ugody zmu- 
sili Lutyków, a Sasi wyparli Obotrytów z załabskich zibm sWoich. 
Złamana wszędzie słowiańska potęga i Czechy same, długo bo- 
hatyrskie, poszły pod jarzmo. Zdaje się, że panował podówczas 
w ziemi czeskiej książę Neklan, mąż nie wojowniczy, chociaż miał 
dzielnych wojewodów: Czestimira i Wrastisława. Bądź co bądź, 
książę uważał, że w boju nie wydoła potędze Franków, schylił 
przed nimi głowę w milczeniu. 

W dziejach narodu swego, w dziejach słowiańszczyzny, Karol 
jest gwiazdą pierwszćj wielkości. Dla narodu swego był to genjusz 
dobroczynny. Wszystko wielkie, piękne i pożyteczne, czem się 
może poszczycić wiek średni, winno swój początek Karolowi. 
Nakreślił główne podstawy rządu na przyszłość, rozgi^aniczył ściśle 
władzę wykonawczą od sądowćj, urządził wymiar sprawiedliwości, 
wspierał nauki, handel, przemysł i rolnictwo, kazał naprawiać 
i bić nowe drogi, budował liczne mosty, uspławniał rzeki, kościół 
postawił ponad wszystkiem. Sam wiadomościami był bogatszy od 
swoich uczonych, mówił po łacinie, rozumiał po grecku, próbował 
sam ułożyć gramatykę rodzinnej mowy, zbierał bohatyrski^ pieśni 
narodu. Zakładał szkoły przy katedrach i klasztorach^ dla których 
trzebił lasy, wznosił przepyszne budowle, kościoły i pałace kró- 
lewskie. Kazał spisywać dzieła, kochał uczonych, za jednego z tiich 
l¥ydał swoją córkę. Sam pod każdym względem wielki, szeroko 
sławny po świecie, myślał o wielkości przechodzącćj nawet granice 
rozumu. Tak np. powziął plan zjednoczenia dwóch cesarstw: 



MSTORJA PIERWOTNA pOLSKI. 47 

wschodniego i zachodniego, chciał tego dokonać przez poślubienie 
cesarzowej bizantyńskiój Ireny, ale zamiar nie doszedł do skutku, 
bo Nicefor strącił z tronu Irenę. Harup al Raszid z dalekiego 
wschodu, szukał jego przyjaźni pr:^ez poselstwa i dary. Postać ] 

cesarza odpowiadała jego wielkości moralnćj. Silnój budoiyy i wy- { 

soki, okazałą miał postawę, niewyczerpane siły flzyczne. Lubił ! 

polowanie, konną jazdę i kąpiele, skromny był w ubiorze, umiar- | 

kowany w jadle i w piciu, dobroczynny po cesarsku. W pośród 
najwyższych tryumfów miał jednak często chwile smutku i czarne 
przeczucia. Ścigał wzrokiem łzami zaszłym szybkie kroki korsarzy ! 

normąndzkich, którzy już za jego czasu zaczynali się gęsto uwijać 
po morzu. Przewidywał z tego powodu wielkie dla swego państwa 
strapienia. -Niestety, mówił proroczo, jeżeli już za mego życia 
tyle mają śmiałości, ileż lud mój ucierpi od nich po mojćj śmićrci**. 
Karol iDOcno się wraził w pamięć swojego ludu, w pamięć Sło- 
wian. Kościół narwał go świętym, lubo z powodu wykroczeń 
małżeńskich Karola miał pewne skrupuły. Nikt za to nie odmówił 
cesarzowi tytułu wielkiego. Słowianie zbudzeni przez niego do 
życia, nie mogli się nadziwić dosyć tej wielkości, jakoż od jego 
czasów wielkich władców swoich Karolami, królami nazywać za- 
częli. Cesarz stworzył wśród nich królów, przed nim wyobrażenia 
o tćj nowćj władzy, o tój dostojności nie mieli. Karolowi bez- 
sprzecznie winni Słowianie swoje pfzebudzenie się do historycznego 
iycia ; f konieczności, by się nie stać ofiarą obcych, musieli teraz 
prowadzić żywot czynny, pracowity, orężny. 

Każdy z wielkich dziejowych ludzi rzuca po za sobą w przy- 
s^ość odległą cień długi, w którym całe znikają narody, bo nie 
są w stanie ani unieść, ani odrzucić wspomnień po owych wielkich 
bohatyrach, prawodawcach i organizatorach. Takim sposobem 
tworzy się legendowa historja, w którój wypadki zmieniają swoje 
znaczenie, bo tłumaczy je pod urokiem zostająca wyobraźnia 
która urabia cały koloryt i tworzy to, czego nigdy nie było. Tak 
samo po Karolu Wielkim legenda karlowingska rozlała się, roz- 
rosła i panowała, posiadła umysły na długie wieki. „Zajęła miejsce 
rzeczywistości, histoiji, życia samego, a umysły nie próbowały 
nawet odzyskać prawdy". (Quinet, L'histoire de la guerre 805). 

Karol na złotym tronie, z głową wyniesioną, z mieczem 
przy boku, z ewangelją w ręku, przepasany sznurem pielgrzymim, 



48 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

Z za grobu świecił i drogę wskazywał potomkom. Umarł dnia 28 
stycznia 8 14 roku w stolicy swojćj Akwizgranie. Ale długo przez 
legendę oczarowane nie dostrzegły narody, że Karola nie było. 

24. spadek monarckji T^^arola ^Wielkie^o. Sama śmierć wiel- 
kiego cesarza, która nastąpiła w Akwizgranie dnia 28 stycznia 
814 roku, nie wstrzymała wielkich i stanowczych wypadków. 
Panowanie Franków z dnia na dzień rosło pomimo samych nie- 
powodzeń i przeciwności. Wprawdzie Ludwik Pobożny, syn i na- 
stępca Karola, spokojnego usposobienia mąż, wolał być najwyż- 
szym sędzią i pośrednikiem zawojowanych ludów, aniżeli zdo- 
bywcą. Ale nie mógł wstrzymać potoku, zawrócić do źródła. 
Cesarstwu stanowczo ulegli Obotryci. Kroatów powstanie kilka- 
krotnie było uśmierzone. Raz dzielnie Ludewit poruszył braci nad 
Sawą i długo walczył, ale opuścili go inni wodzowie słowiańscy, 
Ludewit uciekać musiał przed niewolą lub zemstą i w ucieczce 
od swoich zabity; Frankowie wtenczas w pień cięli pokonanych, 
zarzynali ich dzieci i rzucali psom na pożarcie. Wytępieni do 
szczętu Awarowie. Garstka ich nad zbiegiem północnćj Morawy 
z Dunajem gasła powoli, jak płomień dopalającćj się lampy 
i przepadła wreszcie tak, że nie pozostało po nićj ani wspomnienia. 
Zginął jak Obryn, powtarzało narodowe Słowian przysłowie. 

Cesarz Ludwik na sejmie frankfurckim przyjmował posłań- 
ców od Serbów, Obotrytów i Lutyków. Dwaj synowie królika 
Luby nieco wśród Obotrytów burzyli spokojność cesarstwa, Ludwik 
rozsądzał ich sprawy ; jednemu z nich Ceadragowi, który się znosił 
z Dunami, przebaczył (roku 822), potem go z bratem Meligartem 
pogodził (roku 823). Ten sam Ceadrag z Tungłem, królikiem 
serbskim z nad Laby, musiał się stawić przed cesarzem na drugi 
sejm w Ingelshejmie (826 roku). Przeciw Tungłowi lud jego za- 
niósł zaskarżenie do Ludwika, że knował jakieś zamachy na spo- 
kojność cesarstwa; królik syna swojego musiał dać w zastaw, że 
nie wykroczy z granic umiarkowania. Tu widać poddawanie się 
narodu dobrowolne pod wpływ cesarstwa, lubo jednocześnie .spo- 
tykamy i zupełnie innego znaczenia wypadki Posłał raz cesarz 
wojska swoje przeciw Słowianom Koledyczom którzy mieszkali 
w okolicach dzisiejszego Lipska. Stoczyli najezdcy z obrońcami 



Tom T. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. ^g 

krwawy bój pod Kiesigesburgiem czy Kozinesburgiem '). Nieszczę- 
śliwy był jćj skutek dla Sławian, wódz ich Czemisław (Czemosław) 
poległ, a gród jego i jedenaście innych zamków opanowali zwycięzcy 
(rok 839). Nic się nie udawało; największe ofiary marnowały się, 
trudno było odeprzeć cesarstwo. Rezygnacji było potrzeba, miał}' 
jej dosyć ludy słowiańskie, ale rozdzielone pomiędzy sobą, prędzćj 
późnić) musiały zginąć. 

Niespodziewany wcale ratunek zesłało niebo. Cesarstwo stra- 
ciło w Karolu wielkiego męża, który je ożywiał, który przeżył naj- 
dzidoiejszych swoich synów. Słaby więc następca na tron nie miał 
hartu ojca i dlatego wszystko się obluzowało w cesarstwie. Dzielił 
się władzą z synami, bo jćj nie mógł podołać. Ale nie kupił przez 
to sobie spokojności. Ambitni synowie 1 synowiec Bernard, który 
panował we Włoszech, kłócili się z sobą o granice dzielnic Potem 
dla późnić] urodzonego syna, Karola, zwanego Łysym, cesarz na 
nowo rozdzielił państwo i okoliczność ta wywołała długie wojny. 
Wreszcie stanął sławny traktat w Verdun roku 843, którym państwo 
Franków Karola Wielkiego rozpadło się ostatecznie na trzy części 
niezawisłe od siebie; był odtąd cesarz, który panował we Włoszech, 
oraz nad Renem, Skaldą, Saoną i Rodanem; był król właściwie 
francuski po stronie zachodnićj cesarstwa; był trzeci król niemiecki, 
który głównie siedział w Bawarji, zajmował kraje po wschodnićj 
stronie cesarstwa, a więc odziedziczył wpływ na Słowiańszczyznę. 
Ten krót zwał się po imieniu Ludwik, a z przydomku od krajów, 
nad któremi panował, zwano go jeszcze niemieckim. 

Ważny to bardzo wypadek. Państwo Karola Wielkiego obej- 
mowało w sobie świat cały, rozmaitość plemion i narodów. Fran- 
kowie, panujące plemię, byli tą nicią, co wiązała całość. Teraz ogrom 
się rozpadł, a trzy państwa więcćj w naturalnych zamknęły się odtąd 
graiucach. Od państwa Franków odpadły mocno narodowością swoją 
wybitne zachodnie strony, z których wyrobiła się późnićj właściwa 
Francja i wschodnie, z których wywiązały się prawdziwe Niemcy. 
Samo cesarstwo po za Włochami stanowiło pokład średni, przejście 
od jednćj narodowości do drugićj, mieszaninę plemion. 



') Podobno Qaetz, według Jencza Kothen; może po słowiańska Kozigród, 
Kosm (W. Bogusławski str. 36). 

Historja pierwotna Polski. Ti I. 7 



50 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. Tom 111. 

Sąsiedztwo ze Słowianami i prawo oddziatywania na nich 
oczywiście dost^o się w spadku po Karolu Wielkim Ludwikowi 
niemieckiemu. Nie zaniedbał z tego korzystać. Ale Słowiańszczyzna 
zyskała zawsze chwilę wytchnienia od nacisku nieprzyjacielskiego. 
Już to nie potęga całego cesarstwa na nićj ciążyła, snadnićj było się 
odbić samym Niemcom, jak Frankom. A do tego sam król Ludwik 
rozrywał swoje siły, bo nie pilnował wyłącznie sprawy swojego 
państwa, ale dynastji. Wszyscy Karlowingowie prowincye państwa 
rzymskiego uważali za własność, dlatego jeden po drugiem chciał 
brać spadki, dlatego, z sobą prowadzili nieustające wojny, tern stra- 
szniejsze, że stryjowie nieraz wyłączali synowców; chodziło im także 
o pierwszeństwo, o starszeństwo w rodzinie, przywiązane do go- 
dności cesarskićj. Tak gdy na Karlomana, syna Ludwika niemiec- 
kiego spadło cesarstwo przez zapis, nie dopuścił tego bezprawia 
podług siebie, stryj Karlomana, brat Ludwika, Karol Łysy, król 
Franków i przywłaszczył sobie pierwszeństwo w rodzinie z godnością 
cesarską. Rychło umarli Ludwik niemiecki i Karol Łysy (roku 876), 
a Karloman, król bawarski po ojcu, po stryju wziął Włochy i ce- 
sarstwo. Po kilku latach umarł także Karloman, a brat jego Karol 
Gruby, który po ojcu wziął Szwabję, po bracie V^ochy i cesarstwo, 
po śmierci trzeciego, najmłodszego Ludwika, wziął całe Niemcy. 
Odżyła powaga i potęga wielkiego przodka królów karlowingskiego 
domu, bo kiedy Karola Grubego i Frankowie zachodni obrali kró- 
lem, zmartwychwsts^ w jego osobie wielki prawodawca nowego ce- 
sarstwa na zachodzie. Słowiańszczyźnie o tyle świeciły nadzieje, 
o ile coraz bardzićj drobiła się potęga niemiecka. Pierwszy król 
udzielny z Karlowingów, Ludwik, musiał jeszcze na trzy części 
drobić swoje państwo : spójność niemiecka więc upadała, a w miarę 
tego rosło bezpieczeństwo słowiańskich pokoleń. Aż ledwie kilka 
lat upłynęło, śmierć jedna i druga skleiła na nowo rozpadły ogrom 
cesarstwa. Na szczęście Karol Gruby był to mronarcłia słaby na 
ciele i umyśle, nie zdolny więc do sprawowania rządów, przeżył sici 
bo pozbawiono go na sejmie ogólnym w Tryburze roku 887 wszyst- 
kich posiadłości. Państwo znowu się rozpadło na oddzielne części; 
Amulf, syn naturalny cesarza Karlomana, otrzymał Niemcy i Włochy 
wraz z koroną cesarską, a kiedy umarł, siedmioletniemu synowi 
swojemu zostawił w spadku same Niemcy. Na tym sjmu Amulfowymi 



Tom Ł inSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 5 1 

który się nazywał w łustorji Ludwik Dziecko, wygasł wreszcie dom 
Kark>wingów w Niemczecłi w roku 911. 

W ciągu tydi zmian i wojen dynastycznycłi, które wiek prawie 
trwdy od śmierci Karola Wielkiego, rozwijała się swobodnie lenność. 
Nic dziwnego, że Karlowingowie, daleko więcćj ambitni jak zdolni, 
starali się o przyjaciół, o stronników, i że zyskawszy ich, opierają 
się na wielkich właścicielach ziemi, pozwalali im się urządzać mni^* 
więcćj niezależnie od władzy naczelnćj, królewskićj i cesarskićj. Sam 
więc duch czasu i polityka domu Karlowingów przyczyniały się do 
wzrostu lennośd. 



IV. CEHTRAŁIZACJE MORAW 8KE. PABSTWO HOJIRA I ROSCISŁAYA. 



25. ^sigifła morajpscy. Jl/kojmir. OpustoszsJe dlugiemi wojnami 
ziemie przykarpaclde i w Pannonji, podlegle na mocy oręża cesar- 
stwu i późnić] jego następcom w Niemczech, były do zajęcia ksią- 
żętom. Cesarze niemieccy rozdawali je sposobem lennym to awarskim 
to słowiańskim władcom. Ziemie te były urodzajne, dotykały ogniska 
narodowego. Cisnęła się więc do nich ludność słowiańska z różnych 
stron, a wśród nićj odznaczali się Morawianie. Niedługo cała ta ziemia 
nad Wagą na północnem pobrzeżu Dunaju, przyjęła nazwisko Mo- 
rawy. Była i dawnićj obok ziemi czeskićj starożytna Morawa; na- 
stąpiły czasy, że się rozszerzyła i wsławiła. Słowianie w taką pychę 
się wzbili, że za Karola Wielkiego wypędzili z tych okolic książąt 
awarskichi ale zaraz ujmując dla się cesarza, żeby się nie mśdł, 
uznali prawa jego, jakoż na sejmie w Ratysbonie w roku 803 hołd 
mu składali. 

Pierwsi książęta słowiańscy, jacy panują na Morawie, są to: 
Prybisław, Stojmir i Prywina. Spokojnie znosili jarzmo, należeli do 
cesarstwa. 

Ale jednocześnie z nimi pojawia się na Morawie mąż niepo- 
spolitego rozumu, żelaznćj woli, rozleglejszych pojęć. Nazywał się 
Mojmir. W głowie jego odżyła myśl Samona, ale z większą siłą, 
wyrozumowana doświadczeniem. Państwo Samona skleiło się więcćj 



52 DZIELĄ JULjANA BARTOSZEWICZA. Tom HU 

Z przypadku, ale dało już poczuć Słowianom rozkosz siły niepodle- 
głości plemiennej. Od śmierci Samona już blisko 200 lat upłynęło, 
oręż niemiecki straszne porobił w Słowiańszczyźnie szczerby. Mojmir 
więc z namysłem, z postanowieniem diwiga myśl narodowa Marzy 
o utworzeniu słowiańskiego państwa, o zlaniu się kilku, kilkunastu 
pokoleń w jedną centralizację. Państwo to stawiać będzie opór 
cywilizacji, od którćj Słowianie pragną wziąść wszystko co pożyteczne, 
ale którćj panować nad sobą nie dadzą. Mojmira stanowisko w dzie- 
jach tem samem jest wybitniejsze, że na hasło jego snuje się już 
cały szereg na większą skalę pomyślanych centralizacyj słowiańskich. 
Po Samonie Mojmir pierwszy.' A kiedy Samo podniósł się i przepadł 
gdzieś w historji, bez skutków, bez następców, Mojmir dał natdinienie 
całćj słowiańskiej ziemi. Nastąpił czas, że potrzeba było rzucić pa- 
trjarchalne stosunki, które nowemu życiu nie wystarczały. Książąt, 
żupanów, wojewodów moc była wśród Słowian, ale słabi i liczni 
poradzić sobie nie mogli z braćmi, owszem jedni pomagali ujarzmiać 
drugich. Od czasów Mojmira już nie będzie tego upadku ducha, l>o 
tworzyć się poczną wielkie państwa na gruzach władzy książąt bez 
łiistorycznego znaczenia. 

Naturalnie Mojmir myśl serca swego pielęgnował w głębokićj 
tajemnicy, żeby się nie wydać i nie zgubić przed czasem. Wielcy 
ludzie takiego zakroju jak Mojmir, są zwykle bardzo wyrozumiali 
i cierpliwi, budują powoli, obliczają pracę na lata. Mojmir więc unikał 
wszelkiego starcia się z potężnemi wówczas Niemcami, a wszystkie 
swoje usiłowania obracał na wewnątrz Moraw ; uznawał ponad soł>ą 
opiekuńczą władzę cesarza, ale usuwał i drobnych władców w kraju. 
W czasie kilku wojen słowiańskich o niepodległość, zachowywał się 
ostrożnie. Pierwszy z książąt słowiańskich, co z wyrachowania, z po- 
lityki, nie stawał się narzędziem obcych, nie pomagał w ujarzmianiu 
braci. Ale za to umiał jednać sobie uihość Karlowingów, jako pa- 
nów. Dlatego w czasie powstania, jakie podniósł cłu'obacki Ludewit 
(roku 818 — 823), zachowywał się spokojnie, tak samo, jak w ciągu 
wojny bulgarskićj, która niedługo potem nastąpiła. Pustoszyli strasznie 
Pannonję Bulgarowie w okolicy ziem świeżo poskromionych, Fran- 
kowie musieli się więc czynnie plątać do tego boju, którego Mojmir 
był tylko bezstronnym świadkiem. Rozumny władca nie mógł siłą 
oręża z Niemcami dzidać, bo za zbyt jeszcze był słaby i widział, 



Tom i. HiSTORJA PIERWOTNA POLSKI, 53 

jak się o potęgę cesarstwa inne powstania rozbijały. Lepić] zatem 
wyszedł na czekaniu i kupieniu siły. 

Mojmir przyjął chrześcjaństwo : nowy to i bardzo rozumny 
krok naprzód. Ochrzcił go naprzód biskup passawski Urolf roku 
822. Ścieśniły się więc coraz bardzićj wgzly, które łączyły Mojmira 
z cesarstwem, polityczne i kościelne. W kilka lat póżnićj za stara- 
niem Urolfa wzniosły się w Morawie trzy oddzielne biskupstwa: 
ołomunieckie, sorygostskie i nitrzańslde. Owszem gorąco bu- 
dował kościół morawski Mojmir. Zniósłszy się z awarskim Tu- 
dunem, chcieli Urolfa wynieść na arcybiskupa, metropolitę Mo- 
raw i Pannonji, ale to nie przyszło jednakże do skutku. Wiara 
cfarześgańska, którćj ślady w Morawie napotykają się jeszcze 
pod koniec Vin wieku, coraz się więcćj przez te usiłowania księcia 
szerzyła. Stawił Mojmirowi opór jeden tylko pogański książę, a wielce 
kłótliwy Prjn^ina, który panował na Nitrze. Mojmir przepędził go za 
Dunaj roku 830, kraj jego opanował, w Nitrze i w innych miejscach 
zakładał i uposażał kościoły. 

Ale Prywina nie uległ tak łatwo. Tułał się z miejsca na miejsce, 
kłaniał się przed Niemcami, występował jako zdrajca narodowości. 
Bawił za Dunajem u margrabi Ratboda, potem się ukazał na dworze 
cesarskim Ludwika Pobożnego i był serdecznie tam przyjęty. Ale 
zniechęcił się rychło do cesarza i uszedł do Bułgarów, od Bułgarów 
uszedł do chorwackiego Ratymira, od Ratymira znowu do Niemców, 
do Salacha, margrabi w Krainie, i znowu pojednał się z Ratbodem 
i z cesarzem Ludwikiem. Nie przyjął wiary od ziomków przez 
miłość może narodowości, przyjął ją teraz od Niemców przez miłość 
zemsty. Ludwik dał mu dzielnicę w dolnćj Pannonji, ponad jeziorem 
Blateńsldem, w roku 836, naprzód jako dzierżawę. Nabył takiego 
znaczenia, jakiego wprzódy nie miał, bo znowu powrócił do Nitry 
i panował w nićj wspólnie z zapaśnikiem swoim Mojmirem, z którym 
sig pojednał, niewiadomo czy szczerze. Ale cesarz dojrzał z powodu 
Prywiny, że Mojmir był niebezpiecznym dla niego władcą. Nie upły- 
nęło lat kilka, po rozpadnięciu się już cesarstwa, Mojmir pozwany 
został przed króla niemieckiego Ludwika o to, że się z pod jego 
wiadzy wybija, że buduje sobie potęgę. Ludwik nie czekał, ale ze- 
brawszy wojsko wyprawił się do Moraw w roku 846, strącił Mojmira, 
a tron morawski odd^ jako swoją lenność synowcowi jego Raści- 
sławowi. Co się stało z Mojmirem, niewiadomo. To rzecz pewna, 



54 DZIEZ-A JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom lU. 

Że Czesi byli t nim w porozumieniu, bo napadli na wracaj^e wojska 
cesarskie i zadali im klgskę, co było nawet powodem do upartych 
z nimi czteroletnich wojen. Prjrwina niedługo potem swoją pannońsk% 
dzielnicę otrzymał od cesarza na własność (roku 848). 

Tak starły się ze sobą po raz pierwszy wyłączny interes nie- 
miecki z wyłącznym interesem słowiańskim. Mojmir uległ, bo oczy- 
wiście był za słaby. Miał jeszcze do czynienia z zaciętym wrogiem 
swojćj narodowości, z Ludwikiem niemieckim. Ale jego dwudziesto- 
letnie rządy przygotowały podstawę, na którćj rozwijało się poli- 
tyczne życie Słowian. 

26. ^asfyc, V{a5eisłan>. Miało stać się coś stanowczego w po- 
łożeniu pokoleń słowiańskich, skoro po Mojniirze bezpośrednio na- 
stępuje drugi znakomity v/ładca Raśdsław. Niepróżno Opatrzność 
zsyła, chcąc coś zbudować, jednego wielkiego człowieka po drugim. 
Sądził Ludwik niemiecki, że obalając Mojmira, ustali swoje panowa- 
nie nad Słowianami, a tymczasem Raśdsław odważył się z nim 
walczyć, czego nie robił nigdy Mojmir. 

Jeszcze za Ludwika Pobożnego, dla utrzymania w uległości 
pogranicznych ludów serbskich, ustanowione były dwie mardije 
w Turyngji, południowa i północna. Ludwik niemiecki osadził tam 
wielkorządcę margrabino Takulfa, książęda serbskićj granicy fdiix 
sorahiei UmitisJ. Był to wybór bardzo szczęśliwy. Urodził się wpraw- 
dzie Takidf w okolicach Fuldy, ale podówczas wielu było tam Sło- 
wian przepędzonych w niewolę; są nawet poszlaki, że mógł mieć 
w sobie coś z krwi słowiańskićj. To pewna, że miał swcje dzie- 
dziczne posiadłośd w ziemi serbskićj na granicy od Czech, dlatego 
sam się nazywał: „ie %ohmia comt^'. Umiał niezawodnie po sło- 
wiańsku, znał obyczaje, prawa narodu i miał widką wziętość po- 
między Serl>ami. Margrabia ten, jeden z najsławniejszych mężów 
swojego czasu, był narzędziem wpływu niemieckiego na Słowian. 
Nietylko przemocą ale i pochlel>stwem zdobywcy kołatali do serca 
Słowiańszczyzny. 

Ludwik niemiecki kazsJ się Takulfowi gotować do walnćj wojny 
z Czechami, a tymczasem pilnować Serbów. Kiedy już wszystko 
było gotowe, wysłał król wielkie wojsko pod sprawą księda Ernesta 
i margrabiego Takulfa do Czech. Z niemi poszło wielu grafów na 
czde swoich drużyn. Do lasów w zasieki sclut>nili się Czesi, bronili 
się dzielnie w twierdzadi naturabych, odpierając zwydęzko napaść. 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 55 

Ale wreszcie ulękli się potęgi królewskiej i wysłali dla umowy o po- 
kój swoich pełnomocników nie do Ernesta, ale do Takulfa, który 
odniósł ciężka ranę w boju. Margrabia, jakkolwiek osłabiony, usiadł 
na koń, żeby nie dać poznać po sobie, że rana ciężko dolega 
i umawiał się z posłami. Była to zdrada niemiecka, bo jednocześnie 
kilku hrabiów posunęło się do obozu czeskiego, który czekał na 
skutek uldadów i bój odnowUi. Zaczem na dane hasło całe wojsko 
niemieckie uderzyło na Słowian. Ale Czesi odparli napaść, złamali 
po kolei wszystkie hufy niemieckie, zapędzili wroga do obozu i tam 
go ze wszech stron obiegli. Teraz nawzajem musieli Niemcy prosić 
o pokój, zostawiwszy w rękach czeskich zakładników, otworzyli tem 
sobie drogę powrotu do ojczyzny. Zabrali zwycięzcy nieprzyjacie- 
lowi wszystkie ciężary, wozy i zdobycze, broń nawet. Była to klęska 
tak haniebna, jakich m^o w dziejach swoich liczył ród niemiecki, 
wrażenie też wielkie na długie czasy pozostało. Król Ludwik zebrać 
«ę nie mógł ze swemi siłami. Od północy na państwo jego napa- 
dali Normanowie, wewnątrz głód, zaraza panowały. Chciał się król 
przynajmnićj odemśdć na Serbach; sam poszedł na tę wyprawę 
roku 851, znbzczył ziemię, pola i zasiewy. 

Raśdsław, ksi%żę wielkich zdolności, kilka lat przypatrywał się 
w milczeniu tym ważnym wypadkom. Zbierał siły i obmyślał plany, 
gotował wszystko ku osiągnięciu niepodległości Morawy; były to 
jego złote marzenia. Mojmir był tylko Niemcom podejrzany, Raśd- 
sław stał się niebezpiecznym. Wszedł w ściślejsze związki z Bułga- 
rami, którzy na wschodzie wzrastali ciągle w potęgę, wyciągał nawet 
rękę do dworu bizantyńskiego. Zaopatrywał kraj w mocne twierdze. 
Nie wywrfywał wprawdzie piorunu na Morawę, ale jego czynności 
były widoczne, niepokoiły króla. 

Ludwik zebrał więc wojsko i poszedł na Raśdsława w roku 
856, ale już było zapóźno, bo miał do czynienia ze zbyt silnym nie- 
przyjadelem, posiadającym dzielną siłę zbrojną i mocne twierdze 
w okopach. Nie mógł zdobyć Raśdsława Ludwik i straciwszy wszelką 
nadzieję, cofać się musiał. Książę puścił się w pogoń za Niemcami, 
staczał walki zwycięzkie, rozpuszczał zagony za Dunaj, szkody ogro- 
mne Niemcom wyrządzał. Raśdsław dopiął celu, stał się niepodle- 
głym i silnym, przemocą wraził dla siebie szacunek u nieprzyjaciół, 
którzy go długo zaczepiać nie śmieli. 



56 DZIET.A jur JANA BARTOSZEWICZA Tom IlT. 



W innych jednak stronach oręż niemiecki nękał Słowian, 
kulf wśród Serbów rozszerzał swoje margrabstwo, sięgał aż do Łabx* 
Chdał naprzód zhołdować kraje pomiędzy Solawą a Muldą, wojowa.! 
z silnem pokoleniem Qłomaczów. Nie zawsze mu się powodziło, 
wstrzymywał dlatego lot swój zwycięzki. 

Pomiędzy książętami serbskimi najsilniejszym był wtedy Cze- 
ścibór, który jednak nie miał miłości swego narodu ztad, że za 
bardzo przymnażał się do Niemców. Jeden z sąsiednich mu książąt 
w Czechach, Sławitiech, pokłócił się z bratem, panem na Witoraźu 
i okolicy, wypędził go z zamku, pozbawił ziemi. Uciekł się skrzyw- 
dzony pod opiekę Cześcibora, który ze swojćj strony jako wiemy 
sługa królewski, prosił o pomoc Ludwika. Naszli Bawarowie na 
ziemię czeską, Sławitiecha wypędzili, wygnańca księciem na Wito- 
raźu osadzili. Działo sig to wszystko obok Moraw. Sławitiech tak 
ufał w potęgę Raścisława, że u niego szukał przytułku w roku 857. 
Niedługo przyszło księciu morawskiemu przyjmować drugich, świe- 
tniejszych może wygnańców; hrabiowie niemieccy Werinhar i Gun- 
daker, pozbawieni przez cesarza swoich urzędów, także do niego się 
schronili. Dwór morawski stsd się więc przytuliskiem dla wszystkich 
jawnych i skrytych nieprzyjaciół cesarstwa. Słaby książę miał ważyć 
na swojćj szali potęgę Karlowingów i ważył ją, bo sam skupiał 
swoje siły, a Karlowingowie je rozpraszali. 

Opieka Raścisława, jeżeli miała sprawić jaki skutek na Słowian, 
powinna była silnie popierać wygnańców. Książę morawski nie ude- 
rz^ na Niemców, ale Sławitiecha przywracał. Podnieść tę sprawę 
było mu na rękę. Otwierały się przed nim wrota do nowych zdo- 
byczy w ziemi czeskićj i serbskićj; ku rozszerzaniu centralizacji 
pierwszy Raścisław Morawę w ściślejszy stosunek związał z Cze- 
chami. Wsparł więc Sławitiecha i podał rękę Serbom, którzy Cze- 
. ścibora za przyjaźń z Niemcami zabili (rok 859). 

Większy jeszcze był tryumf Raścisława, kiedy syn najstarszy 
Ludwika niemieckiego, Karloman, późniejszy cesarz, rządca Karyntji, 
czyli po słowiańsku wojewoda chorutański, poróżniwszy się z ojcem, 
szukał bezpieczeństwa w przymierzu z Morawą (roku 861 — 863). 
Wspólnie obadwaj ci władcy, Słowianin i Niemiec, uderzyli na 
Prywinę, który w boju poległ. Rozprzęgło się wtedy państwo Pry- 
winy dosyć znaczne, w ziemiach zadunajsldch osiadł syn jego Kodd, 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI, 57 

W Nitrze pokazuje się Świętopełk, którego tam zdaje się osadził 
stryj Raścisław, jako swego lennika. 

Nareszcie Ludwik niemiecki postanowił się zemścid. Od roku 
863 gotował wojnę Raścislawowi, ale dopiero w środku nastę- 
pnego lata przeprawił się przez Dunaj na czele ogromnych wojsk 
i nagle opasał miasto Diewin, w którem sam Raścisław się znaj- 
dował. Ściśnięty mocno, po mężnym oporze, książę morawski 
masiał prosid o pokój, wydał królowi zakładników i poprzysiągł 
na wierność. Czekał Raścisław na sposobność wydobycia się z nie- 
woli i nastręczyła mu się niedługo. Drugi syn królewski Ludwik 
powstał przeciwko ojcu i za przykładem Karlomana ku Raścisła- 
wowi wyciągnął rękę. Sam przybył do Morawy i zaclięcał go do 
boju o niepodległość (866 roku). Dzielny książę morawski poruszył 
wtenczas wszystkie sprężyny, aby wyjść zwycięzko z boju. Powołał 
do broni wszystkich Słowian, całe siły swojego państwa. Kiedy 
wojsko niemieckie z końcem roku 868 i na początku roku 869 
zapuściło się w głąb Moraw, Raścisław ze wszech stron otaczał 
wroga i niszczył, a jednocześnie hufce czeskie wpadły do bezbronnćj 
Bawaiji, paliły wsie, unosiły łupy i jeńców. Serbowie nadłabańscy 
w towarzystwie Susłów i drugich słowiańskich braci przeszli Solawę, 
rozbili niezliczone wojska niemieckie po drodze, spustoszyli Tu- 
ryngję i z bogatą zdobyczą powrócili do domu. Powstanie było 
wielkie i na ogromnej przestrzeni. Ludwik niemiecki pogodziwszy 
się z synami, wziął się stanowczo do naprawy rzeczy, która mu 
groziła klęską. Ludwika pchnął z Turyngami i Sasami na Serbów, 
Karlomanowi zlecił poskromienie Świętopełka w Nitrze, a sam 
na czele Franków i Alemanów gotował się na Raścisława. Ale 
nagie rozchorował się i główne dowództwo musiał zdać na syna 
swego Ludwika, polecił go opiece Boskićj. Podstąpił królewicz 
pod samą stolicę Moraw, prawdopodobnie Welehrad, obwarowany 
z niesłychanem na owe czasy mistrzostwem. Ale nie mógł nic 
podołać tćj stolicy, wystawił przeto sioła i grody w okolicy na 
łup, a potem je spustoszył. Toż samo Karloman zrobił w kraju 
nitrzańskim. Dwaj bracia połączyli się wreszcie i winszowali sobie 
zwycięztwa, którego żaden nie odniósł. Ludwik jeszcze był szczę- 
śliwszy. Udało mu się przynajmniej Serbów zmusić do odwrotu, 
i kiedy Czesi, którzy im pomagali, rozeszli się, albo wyginęli, 
podobno nawet Ludwik zmusił serbskie krainy do uległości. Wyszedł 

Hlstorja pierwotna Polski. T. !• 8 



58 bZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

więc jako chciał z tego boju zwycięzki Raścisław, ale z połamaną 
przyłbicą, zubożał kraj, zniszczył, Słowianie morawscy podupadli 
na ducliu. Nie mogli sprostać zapałem i wytrwałością żelazneinu 
ksiąźęciu. Państwo morawskie stanowił sam Raścisław, bo nic 
w nim nie było jeszcze uorganizowanego, silnego, jak u Niemc6iv. 
Pierwsi więc Czesi go opuścili i porozumieli się z Karlomanecn 
869 roku. Zk icti przykładem poszedł dzielny Świętopełk. Książe 
drobny w zniszczonym kraju sądził, że dobro powszecline lepiej 
zabezpieczy, kiedy się podda Niemcom, jakoż uznał także nad 
sobą władzę Karlomana roku 870. Oczuł Raścisław całą wielkość 
tego okropnego ciosu, że go rzucił ważny sprzymierzeniec i sy- 
nowiec. Chcąc jak najprędzej temu zapobiedz, wysłał siepaczów, 
żeby Świętopełka zabili wśród uczty, na którój znajdował się 
sam Raścisław. Ale tutaj znalazł książę nitrzański przyjaciela i miał 
się na baczności. Ostrzeżony zawczasu zręcznie się wymknął z po- 
między koła biesiadników i zmyślając łowy z sokołami, udał się 
w głąb lasu. Raścisław puścił się za nim w pogoń ze swoim 
orszakiem, ale Świętopełk wciągnął go zręcznie w zasadzkę, sctiwytał, 
okuł w kajdany i wydał Karlomanowi. Bezbronne Morawy stały 
otworem. Wpadł do nicti natyclimiast najzaciętszy już wtenczas 
wróg Raścisława Karloman, bez żadnego oporu pozajmował 
miasta i grody, poosadzał w nich swoich urzędników, zarząd 
główny kraju zlecił hrabiom Engclszalkowi i Wilhelmowi, zabrał 
skarby Raścisława i do domu powrócił. Na znakomitego księcia 
złożono sąd z Franków, Bawarów i wrogów jego Słowian. Kaj- 
danami obciążony starzec usłyszał wyrok śmierci. Cesarz wyrok 
łagodząc kazał go oślepić i wtrącić do jakiegoś klasztoru w Niem- 
czech. Odtąd nic o Raścisławie nie słychać. 

27. <W%ara ckrześcjaAska. Czasy Raścisława w dziejach sło- 
wiańskich ważne są jeszcze ze względu na wiekopomny wypadek, 
jaki ten książę staraniami swojemi sprowadził. Za niego się odby- 
wało apostolstwo Cyrylla i Metodego. Epoka to nieocenionej wagi 
dla Słowiańszczyzny. 

Prawda i to, że wiara chrześcjańska jeszcze na kilka wieków 
przed Raścisławem swobodnie się pomiędzy Słowianami szerzyła. 
Było to w państwie wschodniem rzymskiem, w cesarstwie caro- 
grodzkiem. Gęsto było Słowian na ziemiach tego państwa. Po 
wszystkich miastach, nawet najoddaleńszćj Grecji, mieszkali Sto- 



TcMn L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. ^g 

wianie, wychodźcy z dawuych siedzib, bo nad Dunajem skupili 
się osobno, jako udzielne państwo z mniejszą albo z większą za- 
leżnością od cesarza. W kraju od Konstantyna już chrześcjańskim, 
trafiali się jednak uparci poganie, wiek, dwa wieki. Najścia barba- 
rzyńskich ludów oczywiście wzmocniły to starożytne pogaństwo. 
Ale widoczne było, że prędzćj później upadnie, była to sprawa 
cierpliwości, czasu, rozwoju nowćj cywilizacji. Jakoż w istocie 
nawracali się poganie barbarzyńcy, nawracali i Grecy i ostatnia 
godzina pogaństwa wtenczas wybiła, kiedy apostolstwo greckie 
w gorliwości chrześcjańskićj jęło szerzyć pomiędzy obcymi 
dzieło zbawienia. Światło wiary przenikało całe plemiona, bo nie 
przycłiodżiło jako środek ujarzmienia, niewoli. Słowianie w Mezji, 
w Tracji, w Macedonji, na półwyspie greckim, przyjęli ewangeiję 
i już w początkach VII wieku widzimy pod tym względem nowy 
porządek rzeczy. 

Wiara chrześcjańska z Carogrodu rozszerzała się pomiędzy 
Słowianami po za granicami nawet cesarstwa, ale tutaj więcćj ku 
zachodowi spotykała się z apostolstwem kapłanów łacińskich. 
Świat chrześcjański w Europie był wtedy na dwie połowy rozdzie- 
lony, na zachodnią czyli rzymską i na wschodnią czyli bizantyńską. 
W pierwszo] przewodniczył papież, w drugiej patrjarcha caro- 
grodzki. Jdśnićj mówiąc, dwie były wielkie dyecezje w Europie, 
które się znowu rozpadały na pomniejsze metropoije, arcybiskup- 
stwa i biskupstwa. Wschód jednemu, zachód drugiemu w naj- 
wyższo) instancji podlegał patrjarsze, bo i papież był patrjarcha, 
jak carogrodzki. Nie była wszelako równą ich dostojność. Papież, 
patijarcha rzymski, jako następca Pietra świętego, książęcia apo- 
stołów, jako namiestnik Chrystusa, nietylko miał pierwszeństwo, 
ale władzę duchowną ponad całym światem chrześcjańskim. Dla- 
tego sądził sprawy patrjarchów wschodnich, Europy, Azji i Afryki, 
dlatego na synodach powszechnych przewodniczył. Zachód bez- 
pośrednio, wschód cały pośrednio przez patrjarchów swoich pod- 
legał papieżowi. Ale narody, które się świeżo nawracały do chrze- 
ścjaństwa, nie rozumiały dobrze, nie zgłębiały tych stosunków 
prawnych. Co im było do władzy, do zasady władzy doczesnćj, 
kiedy głównie starały się o zbawienie, a nadzieję łaski Bożćj da- 
wał im kościół? Jak narody w Europie zachodniej nie troszczyły 
się o to, że są chrześcjanie gdzieś daleko po za morzami, w innych 



y 



6o DZiEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DI. 

częściach świata, tak znowu nawracającym się od Greków Sło- 
wianom nie chodziło o to, czy są gdzie narody chrześcjańskie nie 
ulegające bezpośrednio władzy pasterskiej patrjarchy w Carogro- 
dzie. Stosunek prawny ściśle obowiązywał i zajmował same du- 
chowieństwo, które z natury rzeczy troszczyło się samo o hie- 
rarchiczne stopnie, o granice władzy. 

Ważniejsze to, że dwa światy chrześcjańskie w Europie, 
rozdzielało to właśnie, co najwięcćj uderza pospolite oczy, co 
wpływa na imaginację prostego ludu, to jest odmienny obrządek. 
Kościół grecki i rzymski, aczkolwiek związane sobą jednym do* 
groatem i władzą, która ostatecznie się skupiała w Papieżu rzym- 
skim, różniły się z sobą i to bardzo wybitnemi cechami. Nabo- 
żeństwo, język liturgiczny, hierarchja, nawet powierzchowność 
domów Bożych i strój duchowieństwa, inny był na zachodzie, 
inny na wschodzie. Język łaciński był doskonałą, jedyną spójnią 
w chrześcjaństwie rzymskiem, w greckim zaś była wielka rozmai- 
tość. Cerkiew wschodnia wszystkim ludom, które nawracała, po- 
zwoliła się modlić nawet przy ołtarzu językiem swojskim, naro- 
dowym. Dlatego na wschodzie było tyle liturgicznych języków, 
ile narodowości greckiego kościoła. Mowa grecka rozpowszechniona 
oczywiście pomiędzy duchowieństwem wszech krajów, nie miała 
takiego znaczenia, jak język łaciński na zachodzie. Język łaciński 
był oczywiście niezrozumiały dla ludu i nieoświeconych narodów 
zachodnich, ale za to wyobrażał doskonale jedność kościoła; 
w Hiszpanji, we Francji, w Anglji czy we Włoszech, w Niemczech 
czy wśród Słowian, chrześcjańskim ludom wyraźnie wskazywał, 
że ich życie w Rzymie. Na wschodzie słabiała ta jedność cer< 
kiewna, a narodom się zdawało, że tyle wśród nich obrządków, 
ile języków liturgicznych Tę jedność psuło jeszcze stare zepsucie 
duchowieństwa greekiego, które naturalnie panowało swobodnie 
we wszystkich ziemiach. Narodom nawróconym nauczyciele du- 
chowni, apostołowie, dostarczają pierwszych kapłanów. Tak dawni 
Rzymianie chrzcili Gotów i Longobardów, Frankowie Sasów, tak 
oczywiście i Grecy Słowian. Ale pa zachodzie zakładały się 
wszędzie szkoły, kształciło się coraz młodsze duchowieństwo 
z pokolenia w pokolenie i kościoły nowe miewały sługi ołtarza 
z własnych dzieci. Inaczćj na wschodzie. Patijarcha do różnych 
narodów rozsyłał greckich kapłanów, ci z sobą sprawadzali cate 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 6 1 

tłumy rodaków głodnych chleba. Tak więc pozornie kościół 
grecki popierał narodowości, a w samej rzeczy je poskramiał 
i rozbijał, bo wszystkie nawrócone na wschodzie narody dosta- 
wały się w moc zupełną greckiego duchowieństwa. A powiedzie- 
liśmy już, że to duchowieństwo było zepsute. Długoletnie spory 
dogmatyczne na wcshodzie wywiązały zapał próżnćj słów szer- 
mierki; dlatego sekty jedna po drugićj nie na zachodzie się roz- 
wijają, ale w kościele greckim niepokoją całe chrześciaństwo. 
Ubóstwienie świeckićj władzy cesarzów sprowadziło nowe nie- 
bezpieczeństwo. Zatarło się uczucie godności ludzkićj, upadła 
zatem wiekuista cześć Boża. Nie chodziło biskupom greckim 
o łaski niebios, ale o względy cesarza. Za natchnieniem od tronu 
rzuconym, raz bbkupi wznosili święte obrazy na ołtarzach, drugi 
raz je z tą samą zaciętością obalali. Szalona władza ambitnych 
tyranów, którzy jeden drugiego strącali w przepaść i nic świętego 
nie mieli, dawno z duchowieństwa greckiego wyrobiła urzędników 
nie Boga, ale korony. Wszystko na wschodzie urobiło się gwałtem, 
potarganiem najświętszych praw. Patijarchat carogrodzki sam się 
stworzył, sam podniósł wysoko dostojność swojego kościoła i przy- 
właszczeniem zabrał sobie pierwszeństwo przed innymi patrjar^ 
chatami wschodu. Niewolnik cesarza, metropolitów i biskupów 
swoich trzymał w ciężkićj niewoli. W Grecji przekupstwem wszyst- 
kiego dostał, nawet tron, nawet stolicę patrjarszą. Dlatego rozsy- 
łając w różne strony biskupów, carogrodzki zwierzchnik duchowny 
nie tyle troszczył się o pasterzów, co o utrzymanie swojój do- 
czesno) władzy. Opłacając się sami, i to nieraz bogactwami nie- 
zmiememi, od podwładnych swoich patrjarchowie także wysokich 
opłat żądali; nie pytali się o czystość dogmatu, ale o pieniądze. 
Jakże odmienny pod tym względem był stan Rzymu! Pa- 
pieże dobrodziejami byli ludzkości. Dawali życie swoje za owce 
swoje, jako dobrzy pasterze. Odpędzali srogie burze od Rzymu^ 
zażegny wali dzikie barbarzyństwo, Atyllów, Alaryków olśniewali ; 
zyskiwali takich opiekunów, jak Pepin, jak Karol Wielki. Papieże 
urządzili świat nowy, który powstał na gruzach starego cesarstwa, 
ochrzcili go, oświecili. W czasie wielkiej wędrówki narodów, 
opatrznością byli Włoch; gdy cesarz bizantyński prawie wyparł 
się tej ziemi arcyrzymskićj, papieże pozyskali moralną powagą 
władzę doczesną, st?ili się panami dawnćj stolicy cesarstwa. Lud 



62 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

wioski słuchał wtedy icli słów i sądu, jak niecofnionego wyroku. 
Mając wybierać pomiędzy okrucieństwem arjańskicłi Longobardów, 
a religijną nietolerancją Bizantynów, zwrócił oczy ku namiestni- 
kowi Chrystusa i nie zawiódł się w swojem oczekiwaniu, bo 
znalazł najmędrszego doradcę, niezachwianą podporę w sprawach 
doczesnych. Panował bezpośrednio papież nad Rzymem, Ankoną, 
Rimini, Rawenną, Padwą. A wpływem moralnym daleko sięgał 
po granice greckiego świata. Kiedy cesarze greccy na stolicę ca- 
rogrodzką sadzali dworzan swoich, nieraz ludzi bez czci i wiary, 
podłych niewolników, nie udało im się ujarzmić papieży, którzy 
zawsze śmiało potępiali błąd i niecnotę. Dlatego kiedy na wscho- 
dzie najwyższe władze kościoła słuchały ślepo cesarza, na zachodzie 
przed papieżem rzymskim skłaniali się z uszanowaniem i w mil- 
czeniu królowie i cesarze, niewiernym nawet i odszczepieńcom 
stolica apostolska imponowała. Grekom, dziedzicom starój cywi- 
lizacji, łatwiój było rozwijać się ku światłu i dobru, jak papieżom, 
którzy musieli barbarzyństwo zwalczać. Jak odmienne zasoby, jak 
różne usiłowań skutki I 

Narody słowiańskie znalazły się na pograniczu pomiędzy 
jednym a drugim chrześcjańskim światem. Dlatego wpływom je- 
dnego i drugiego ulegały. Greccy Słowianie bez wahania się przyj- 
mowali chrześcjaństwo greckie, jako bliższe, widoczuiejsze, po- 
tężniejsze; ci co więcój na zachodzie mieszkali, mogli się wahać. 
Najzachodniejsze ich szczepy schwyciła cywilizacja Franków i chrze- 
ścjaństwo rzymskie wśród nich się krzewiło. Ale kiedyś z po- 
stępem czasu dwa te obrządki musiały się gdzieś spotkać na ziemi 
Słowian. Wtedy miały się stanowczo zakreślić granice dwóch 
wielkich djecezyj: rzymskićj i carogrodzkićj, granica bezpośre- 
dniego wpływu dwóch kościołów. Narody słowiańskie, te co do 
wiary się nawracały, naturalnie wybierać nie mogły pomiędzy 
złem a dobrem. Zadania cywilizacji były dla nich obce. Rozu- 
mieli wszyscy to co bolało. Wiara chrześcjańska na zachodzie 
przychodziła na nieszczęście do nich od Niemców, to jest od na- 
rodu, który zamierzał szerzyć swoje panowanie, chociażby wytę- 
pieniem. Przyjmowali wiarę chrześcjańska ci co musieli, a z nią 
razem niewolę. Walki narodowe, jakie staczali Słowianie z Niem- 
cami, zacięte, mordercze, uparte, nie usposabiały ich do przyjmo* 
wania Bożego słowa od nieprzyjaciół. Tak słowiańscy ojcowie 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 63 

nasi sami o tern nie wiedząc, w rękach swoich trzymali losy 
cywilizacji, bo przyszła granica kościoła na ich ziemi miała od- 
dzielić życie, co szło zatem^ od zmartwiałości. 

W roku 630 Amand, biskup utrechtski apostołować pomię- 
dzy Słowianami w Karyntji. W dziesięć lat później (roku 640) 
Kroaci i Serbi południowi chrzest przyjęli, a Perga, książę chor- 
wacki na piśmie nawet zobowiązał się papieżowi, że utrzyma 
swoich w pokoju. Były to jeszcze szczęśliwe Samonowe czasy, 
w których nie zanosiło się nawet na cesarstwo Karola Wielkiego. 
Słowianie jeszcze chętnie apostołów chrześcjańskich słuchali. Pod 
koniec YII i na początku YIII wieku mamy w Karyntji nowych 
nauczycieli, Ruperta, biskupa wormacjcńskiego i Witalisa. Święty 
Bonifacy, arcybiskup moguncki, zasiedlał później w Turyngji, 
Hessji i nad Renem wielkie pustkowia Słowianami, którzy się 
oczywiście chrzcili; (w tamtćj stronie około Fuldy urodzU się 
Takulf, ów sławny „książę sorabskićj granicy^). Był to wielki czasu 
swojego apostoł w Niemczech. Około tego czasu zaczynają się 
przymusowe nawracania Słowian. Bawarowie wezwani przez Ko- 
ruatan na Awarów, odparli wprawdzie wroga, ale i sprzymierzeń- 
ców obłożyli daniną, do chrztu ich skłonili (748 roku). Widocznie 
że tam na południu bardzo zwolna rozwijało się chrześcjaństwo. 
Już przeszło wiek upływał od pierwszych kroków biskupa Amanda, 
a jeszcze pogan wielu było w Karyntji. Pojawił się wśród tame- 
cznych Słowian nowy apostoł Wirgiljusz salcburgski. Karat i Cho- 
timir książęta, sprzyjali tym świętym pracom (roku 750 — 753), 
Walinek, ich następca, zupełnie uległ Bawarom (769 roku). Było 
to już w czasach wojen Karola Wielkiego z Sasami. Nastawały 
ciężkie czasy. Biskupstwami jak marchjami wdzierali się Niemcy 
w serce Słowiańszczyzny. Biskupstwo hamburgskie roku 834 za- 
łożone, było taką pierwszą przednią strażą niemiecką duchowną 
wśród Słowian. 

Mojmir zrozumiał położenie rzeczy. Czuł, że kraj jego przy- 
jąć musi chrześcjaństwo, więc wolał Niemców uprzedzić, sam za- 
kładał u siebie biskupstwa, w sojusz wchodził z cesarstwem rzym* 
skiem, ale nie powiodły mu się wszystkie plany. Prywinę wygnał, 
ale go do chrztu nie zmusił, biskupstw nie założył, sam stracił 
udzielność. Mało co przed jego śmiercią, czternastu lechów, czyli 
rycerzy czeskich pojechali do Regensburga i dobrowolnie chrzest 



64 DZIELĄ JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom lO- 

od Niemców przyjęli (dnia 1 stycznia 845 roku). Pierwsze to po- 
czątki nawrócenia się Czech, w czem jednak książę Hostiwit nie 
brał żadnego udziału. 

Tak stały rzeczy, kiedy na tronie morawskim ukazał siQ 
Raścisław. Mądry książę wiedział jak stryj, że z bogami zerwad 
stanowczo przyjdzie. Ale kiedy mu zbyt ciężka była niewola nie- 
miecka, postanowił się nagle przerzucić w świat inny, we własnój 
ziemi zakreślić tę granicę dwóch djecezyj. Na wschodzie znajdo- 
wał więcej braci chrześcjan; sądził pewnie, że znajdzie poparcie 
w cesarzu greckim, uwiódł się myślą narodowości. Tu źródło ma 
posłannictwo dwóch największych apostołów słowiańskich, Cy- 
rylla i Metodjusza. Raściiław niezmiernie urażał tern postępowa- 
niem swojem Niemców. 



V. CTRYLL i METODY. 



28. %es5alGnJka, ima hnaty łlicznej rpmu Na ziemi trackićj, u 
zatoki morza egejskiego, wznosiło się od dawnych czasów miasto 
portowe Thermae, osada wychodźców greckich. Za panowania 
więc królów macedońskich Filipa i Alexandra, przyjęło nazwę 
Tessaloniki. W następnćj kolei czasów ulegało Rzymianom 
i wreszcie cesarstwu wschodniemu, które było tylko odłamkiem 
światowładnój potęgi. Mieszkali w Tessalonice Grecy i Trakowie, 
od VI wieku znaleźli się tam i Słowianie. Najprzód napadali na 
miasto, potem w niem osiadali jako spokojni obywatele cesar- 
stwa. Pomimo tego nieraz ocierały się o Tessalonikę wojenne 
wyprawy. Jeden zagon słowiański z pod Tessaloniki odstraszony 
przez wodzów greckich, zwrócił się ku Dalmacji, drugi pod 
Adijanopolem w tymże samym czasie gościł (roku 551). Późnićj 
Słowianie z Awarami pustosząc Trację, po dwa razy jednego roku 
pokazali się pod Tessalonlką (roku 591). Bywały nawet i poku- 
szenia się słowiańskie o to miasto nadmorskie, handlowe i bogate; 
wspierani albowiem od Bułgarów wodzowie słowiańscy kręcili się 
ustawicznie koło niego (678—683 roku). Uparcie pragnęli je zdobyć 



Tom t HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 65 

dla siebju&y ale chociat się to im nie udało, Tessalonika była i tak 
w cesarstwie miastem pół na pół słowiańskiem i język nasz był 
pospolity. Narodowości pomieszały się, spokrewniły i w źyłacłi 
Greków lessaionickicłi tak płynęła krew słowiańska, jak w Sło- 
wianacli grecka. Dlatego miała Tessalonika oprócz greckiego 
i słowiańskie swoje nazwisko — Soluń. 

Żył w tern mieście mąż grecki na imię Leon, po słowiańska 
Lew z żoną Maiją, zamożay w majątek, patrycjusz z rodu, za- 
szczycony więc urzędami cesarskiemi, bo drugi po strategu, ojciec 
siedmiu syiłów. Jeden ze starczych zwał się Metody, najmłodszemu 
było na imię Konstantyn. Dzieci te odebrały troskliwe wycho- 
wanie; ćwiczyły się w życiu pobożnem, w naukacłi i sztukacti 
piękoycli. W mieście pół na pół słowiańskiem nie dziw, że ci 
dwaj bracia, żywi umysłem i zdolni, prędko się wyuczyli mowy 
swoicli współobywateli. Toć było nawet potrzeba umieć po sło- 
wiańska dla własnej korzyści, dla stosunków, jakie się zaciągało 
f życiu, wreszcie dla publicznego zawodu, w jaki się wstąpić 
mpgłop bo cesarstwo potrzebowało urzędników upiiejących po 
dowiań$ka. 

Metody ukończył nauki w Strumskićj krainie nad brzegami 
nsia ^trymonu, także wśród ludności słowiańsko- greckich. Ce- 
sarstwo powierzyło mu nawet urząd w owej krainie dla tćj zna- 
jomości języka $łqwiańskiego. Ale dusza pobożnego męża ku 
innćj dążyła stronie. Świat stary upadał rozpustą, zniewieścia- 
łpścią, brakiem wiary i prawdy. Metody stracił w chłopięcym 
będ^c wieku ojca i fo^marzył się, podobała mu się tylko albo 
puszcza klasztorna, albo apostolstwo. Obrzydł mu świat, a w sercu 
jasnym płomieniem rqzgorzała miłość Boża. Była to dusza głęboka 
a spokcjoa, pochopna do rozmyślania i modlitwy, w bożych taje- 
mnicach żątppioaiLy W niebip już mieszkająca za życia. Tęskno 
jej było na urzędzie i w ścieśnionem kole rodziny. Na Olympie, 
to jest na górze, iiórą była siedliskiem pogańskich bogów greckich, 
wznosił się klasztor ustronny. Do niego zdążył Metody, suknię 
:^pnną przyjął i rychło W) święcił się na kapłaństwo. Chcieli go 
przyjaciele wywlec z klasztornej celi na biskupstwo, ale święty 
mąż przeląkł się cięjtaju. Modlił się i malował obrazy święte. 
Konst^^nty urpd^ojiy ^ roku 827 innego zupełnie był uspo- 
sobienia. Serce gorące, myśl rwąca się do czynów wielkich, żywa 

Histoija pierwotna Polski. T. I. O 



66 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DI. 

wyobraźnia, silny charakter, duch poświęcenia się szukający nie- 
bezpieczeństw i pola do pracy, zapowiadały w Konstantym nie- 
pospolitego człowieka. Od dzieciństwa jak brat poświęcił się Bogu. 
We śnie i na jawie marzył o mądrości Wszechmocnego, nad 
cudami rąk jego się rozpływał. Nie wzdychał do zabaw. Powia- 
dają, że dziecięciem jeszcze uciekł gdzieś wiatrem porwany w lasach 
na polowaniu krogulec łowczy, którego Konstanty bardzo lubił. 
Wzięto to niewinne zmartwienie pachole za ostrzeżenie z nieba 
i po dwudniowym żalu porzuciło wszelkie zabawki, wybrało sobie 
cichą w domu rodzicielskim izdebkę, tam sobie krzyż zawiesiło 
i uczyniło pustelnię. Tam się modliło, ćwiczyło w naukach, roz- 
ważało wielkie sprawy świętego Grzegorza Nazjaneńskiego, nie- 
naśladowany wzór doskonałości. Pod krzyżem tego wielkiego 
biskupa. Konstanty taką rzewną napisał modlitwę: „Grzegorzu! 
ciałem człowiecze, aniele duszą I Usta twoje jak jeden z serafów 
wysławiają Boga, a wyuczają prawćj wiary, oświecając świat 
wszelki. Przyj mijże i mnie za ucznia, bom zaiste miłością i wiarą 
tobie oddany, ty mi bądź oświecicielem^. Ale wnet poznał, że 
i tak bez przewodnika się nie obejdzie, nie dosyć naśladowania 
nieżywego wzoru. Udał się z prośbą do pustelnika, którego znalazł 
w okolicy rodzinnego miasta, aby mu oświecał mądrością Bożą 
umysł i księgi święte wykładał. Było to jeszcze za życia ojca. 
Oddawał pustelnikowi wszystko swoje. Ale mędrzec nie usłuchał 
głosu dziecięcia. 

Jednocześnie prawie pomarli w Carogrodzie cesarz Teofil, 
straszny obrazobórca, a w Soluniu Lew (841 roku). Został się po 
cesarzu małoletni syn Michał. Dla wychowania tego dziecięcia 
przywołała z Tessaloniki Teodora wdowa po Teofilu, uczonego 
Teoktista, który był przyjacielem i zdaje się nawet krewnym 
Leona. Oddalając się do stolicy, wziął z sobą Teoktist ' Konstan- 
tego na dwór i razem go wychowywał z cesarzewiczem. Najpierwsi 
uczeni cesarstwa byli więc nauczycielami dwóch młodych rówien- 
ników. Uczyli się matematyki, filozofji, astronomji, gramatyki 
i nauki stylu. Sławny późniój rozerwaniem kościołów Focjusz, 
!nąż uczony ale przewrotny, należał także do rzędu nauczycieli. 
Konstanty najwięcćj pokochał się w bohatyrskich homerycznych 
pieśniach. Ale głównie pracował nad ukształceniem duszy, którą 
podniósł przez bojaźń Bożą, modlitwę pobożną i nieskazitelność 



TwB I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 6y 

obyczajów. Na zepsutym dworze był to młodzian co święte przy- 
pominał czasy, unikał zgiełku, rówienników rozpustnych, a dźwigał 
się coraz wyżćj i wyżćj w sfery ducka. Nadaremnie cliciał Teoktist 
umieścić go, już po skończeniu nauk, w liczbie wysokicli urzędnik 
ków dworskich, skłaniał nawet do zawarcia związków małżeńskich 
ze swoją chrzestną córką. Nie chciał święty młodzieniec dla pró- 
żności marnować skarbów swojćj mądrości. Pragnął co rychlćj 
połączyć się z bratem Metodym w klasztorze na Olimpie. „Dla 
mnie nic nad naukę, odpowiadał, oświeciwszy więc rozum, chcę 
poszukiwać pradziadowskich czci i bogactwa". Opiekun rzekł 
cesarzowi o Konstantym: ^Młodzian ten nie zamiłował życia, 
owóź go w świat nie puścimy, ale postrzygłszy oddamy do kla- 
sztoru na służbę, niech zostanie bibijotekarzem u świętej Zo(ji 
przy patrjarsze, tym go tylko sposobem zatrzymamy''. I stało się 
tak jak chciał Teoktist. Oddał Konstantemu dozór nad bibljoteką 
pny kościele świętćj Zofji. Odebrawszy niższe święcenie kapłańskie 
wszedł w tajemnicy przed opiekunami do klasztoru na Olimpie 
205to«Ietni młoizieniec i tam podobno przyjął imię Cyrylla. Pół 
roku tam przebywał na ustroniu. Ówczesne życie klasztorne rze- 
czywiście świętym urokiem wybrańców kusUo, kiedy najdzielniejsi 
m^wie kościoła do wielkich dzieł wśród tego życia się wy- 
rabiali. 

29. jprocć apostolskie Hiy/yUa, Patijarcha zmusił Cyrylla roz- 
kazem do powrotu z klasztoru, powierzył mu w Carogrodzie 
wykład lilozofji. Bogactwem wiadomości, mądrością swoją tak 
zadziwił wszystkich młody uczony, że odtąd mu służył powszechnie 
przyznany tytuł Filozofa. Sławne były dwie uczone dysputy, jakie 
stoczył w Carogrodzie z Janem obrazobórcą, dawniejszym pa- 
tijarcha, zrzuconym za to z dostojności, że uporczywie potępiał 
malowanie chrześcjańskie i w Melitenie z saraceńskiemi kapłanami, 
którzy do cesarza Michała przysłali posły, żeby wyzywać chrześcjan 
na dysputę religijną. Święty mąż zwycięzko się sprawił w pbudwu 
zdarzeniach, ale doznał dziwnego niesmaku z tych rozpraw, które 
celu mijały i rozdrażniały ludzi, a były jak na nieszczęście bardzo 
pospolite w cesarstwie. Powrócił zniechęcony na Olimp do 
Metodego. 

Wtem nagle przed jego oczami rozbłysła missja apostolska, 
praca, do którój tęsknił. Chazarowie, lud na północ od morza 



68 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom BEI. 

Czarnego, w Krymie i na pobrzeżach mieszkający aż do jezrora 
Kaspijskiego i szczytów Kaukazu, z^tąńal od' Grecji nauczycieli 
chrześcjańskich. Duchowni i ii;vieccy panowie Carogroda zgłosili 
się do Cyrylla na Olimp. Rozpłonęli obadwaj bracia rozkoszną 
myślą i bez wahania puścili się w nieznane strony; wśród ^ielkićj 
mieszaniny narodów. Umiał Cyryli wiele języków, móWił albowiem 
po grecku, po słowiaósku, po żydowsku i po turecku. Nie byhi 
Więc trudną ^issja. Podanie mówi^ że wylądowawszy w Chersonie, 
czyli po słowiańsku w Korsuniu, znalazł tam ułamki Pisma świę- 
tego, tłumaczonego na język słowiatfski. Był to dowód, że i na 
tych brzegach oddalonych rozszerzała się wiara rwięta i że przy 
obrzędach od dawnych lat używano słowiańskiej mowy. 

W Chersonie znaleźli apostołowie wśród Słowian na wyspie 
morskiej w rozwalinach kościoła, relikwje św. Klemensa papieża, 
który poniósł na tych brzegach śmferd męczeńską w roku I02. 
Przy tój radości zabłysnął cud, jakby na błogosławieństwo rozpo* 
czętym pracom. Cyryli właśnie co najgorliwićj opowiafdał Ewan- 
gelję, kiedy mu doniesiono, że zbliża się do miasta wielkić wojsko 
chazarskie. Strwożeni chersdńczycy do ucieczki się mieli, ale 
święci mężowie dodali im otuchy. Cyryli wybiegł naprzeciw po- 
ganom ze słowem pokoju, jak niegdyś Leon W. z Rzymu przeciw 
dziczy Hunnów. Postać natchnionego kapłana, gorąca wyińowa, 
sprawiła cudowny, jak często, skłitek. Ksiątżę cttaz^fsld gniew 
powściągnął, krwi rozlewu oszczędził, nawrócić się przyrzeltl. 
Powaga Cyrylla stała się ogromną. 

Puścił śią wtedy w głąb kraju przez góry i lasy, bezdroża 
i puszcze. Apostołowali, nawracali. Madziarskie ludy, ostatnie 
zastępy wielkićj wędrówki, przemykały się Wtenczas od Ui^aln do 
Europy. Jedno takie błędne plemię zaszło pątnikom drogę. Po- 
klękli bracia i czekali zmiłowania Bożego, aż Madziarowie znowu 
ujęci świętą powagą mężów chrześcjańskich doznali olśnienia 
i zbrojni przed niezbrojnymi poklękli, wskazawszy im dalszą dfogę. 
Przybyli wreszcie Cyryli z Metodym na d#ór książęcia Chazarów. 
Tam trudnićj im poszło, bo znaleźli saraceńskich i żydowskich 
kapłanów, którzy ich uprzedzili. Musieli z nimi staczać umyślne 
walki i zawsze wychodzili z nich zwycięzko, co chazarów rado- 
wało. Dwa wszelako znaleźli zarzuty apostołom. Nie pochwalali 
tego, że władza królewska, książęca, dziedzicznie spadała u cUrześcjan 



foiB L HfSTORJA PBERWOTNA POLSKI. 69 

Z ojca Ife syna i tego, że mają chrześcjanie religją swoją zacho- 
wam^ w kśięgacf). Zbgali bracia te uprzedzeńła niezarażonego 
jtszczt m^drkowatiiairii derca. Zbiegff si$ wręc zaraz pierwszego 
dBia starsi chazarskiegor tiafochi i rztttli do Cyry Aa : ^Tyi mątw 
ś^i^ty oi Boga' do nas posłań jest na zba^i^nie nasze: po^^iedt 
nafb a ntbaź^ co czynić ma^yl" Odrzekł im na to Cyryli: ,^0gi6ń 
/lośwfadtza srthtk i złota, a janfk człowiek saAfiótny, obcy waDh 
ródefir, ^(c pToIegam na Bogu, W którego rękach serca wasze. 
Maftf iradzreję, że Ibto^ iiauczow jest, rozunHe słowa, które n^ówłę 
do wais. A kto nierózumie, nfeclya) si^ pyta, abyścrć wszyscy 
poj^K, czego* was nczyć będę^. A wtedy cała* starszyzna cliaisanfka 
odrzekła się pogaństwa i żydowstwa i tureckich błędów, irybidrając 
ćhrzdScjańiśtwo. I przemawiał do mchr ogniście Cyfyłl^ chrzcił 
Ksiąfft i tłówraczy) Wiar^ i przykirżania, a kWdy ponftffrkowa), źe 
sp^fł dzfeło Boże, zabrsS sfę z powrotem na OUmp. ZabiegaK 
ńm drogę najprzedniejsi z Ghazarów i bfagalr, aby został. Znosie 
nu zaczęli złbtó; ^ebi^a^ szaty bdgate, mrękkte kóżtehy^ konie 
r kUjtfofy, płakali i całbipłalr. Mąż boży rzekł im : „Nie potrafebisj^ 
itateych pereł^ ań? ^óta, zatrzymajcie to wszystko, d\t cliłecie U 
już dać mi coś ku n^iłośći i uczynić fifó wolfy dajcie mi ws^ystkićll 
w ikiewfrlę pojętych Grtków, których w iriócy wasaój ©acie*. 
DdK nm Głiaśarówii ze !aoo niewolnika, a Cyrhli za tó zostawił 
im kapłabióir i wszelka poriioc duchowną. Lat ośm ae^zło rA^ na 
tem apostolstwie t roku 858 pdwrócił do ojczyzny. 

30f. fApostdsttpo ńir6i IMja^órif. Metody wróetl do^ klasztoru, 
i Cyryli dążył do Carogrodu, gdzifc m( wrelkie zanosiło słę iPzeezy, 
W na rozerwiitie kościoła. Rząd cesarski Ujarzmił duchoWićfńsIwo 
oddarwńa, aie nief dosyć na tem, dopuszczał st^ strasznych fiadużyć, 
z4 nic sobie miał kościół i jego sługi. Na dworze cestfrskim jawfiie 
i najbezbożni^ wyszydzano rzeczy święte i nabożeństwo. Cesarz 
się przećlrwalał,- że ma naraz triech patrjarcł^ów. Bardaś, wuj 
i ófjtćkiin cesarski, człowiek dumny, liiepobamowany w żądzach 
i nilgannych obyczajów, {:hrżemocą opanował Wodze rządu. Gwałcił 
najszanowniejśzel praWa. Zamierzał opuśoić żonę i z własną synową 
myślił wstąpić W każirodny ^Wiązek. Tu cesarz chciał matkę 
i siostrę wtrącić do klasztoru. Pobożny patrjarcha Ignacy stawił 
dzielny opór, a wreszcib po Wielu upomnieniach Wył4czył Bafdasa 
z kościoła, bronił od gWałtu cesarzową i jej córki. Michał i Bardas 



70 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

uniesieni zapalczywością, na mocy kłamliwych oskarżeń, złożyli 
patrjarchę ze stolicy i na jego miejsce mianowali Focjusza, owego 
nauczyciela cesarzewicza. Świecki człowiek i rozpustny, w ciągu 
pięciu dni jednego po drugim, był wyświęcony na wszystkie 
kapłańskie i hierarchiczne dostojności; nie pożądał ich, wolał 
w świeckim zostawać stanie. Wprawdzie synod carogrodzki złożył 
Focjusza ze stolicy, ale usprawiedliwiał postępowanie dworu 
z Ignacym. "Widząc, że na wiele się zanosi, cesarz odezwał się 
do Rzymu i prosił, żeby papież uprawnił wybór Focjusza, który 
jadem oddychał. Szukał już sposobności do zerwania z Rzymem. 
Wrzało więc wszystko w cesarstwie, bo sprawa coraz większe 
przybierała rozmiary. 

Pobożnych braci niezmiernie gorszyła ta walka. Cyryli 
w Carogrodzie, aczkolwiek w bliskich był z Focjuszem stosunkach, 
powstawał gorąco przeciw jego dążnościom. Żył w takićj nędzy, 
że raz mu sługa powiedział: ^wszakci nam wszystkiego brakuje 
na ten dzień świąteczny ''. A filozof odparł słudze, że ten, co 
Izraela nakarmił w pustyni, nie opuści ich bez pokarmu. Metodemu 
znalazło się nowe apostolstwo na słowiańskiem polu wśród 
Bułgarów, z którymi na Olimpie sąsiadował. 

Cesarstwo tylko w nawróceniu Bułgarów widziało swoje 
bezpieczeństwo. Ale lud dziki z pogardą odpychał nadzieje zba- 
wienia. Przez niewolników dostawała się przecież do Bułgarów 
dobra nowina. Próżno książę Mortagon usiłował wstrzymywać 
szerzenie się chrześcjaństwa wśród swoich i prześladował nawró- 
conych (roku 827 — 829). Przelęknieni postawą księcia, nie słuchali 
z wielkiem zajęciem Bułgarowie zajętego w niewolę mnicha Mi- 
chała Kufara. Lepiój poszło siostrze księcia Bogorysa, którego 
także zwą Borysem. Ochrzczona w Carogrodzie jako branka 
z wojny, wróciwszy do ojczyzny, łagodną namową wpłynęła na 
umysł brata. Bogorys nadspodziewanie zażądał apostołów, a na 
zawołanie jego ochotnie Metody pospieszył. Postanowił działać 
na imaginację pogańskiego władcy. Wymalował pędzlem obraz 
sądu ostatecznego, a potem słowem apostolskiem księciu znaczenie 
tego obrazu jasno wytłumaczył. To sprawiło dobry skutek. Borys 
nawrócił się wraz z synami Włodzimierzem i Szymonem, na chrzcie 
wziął imię Michała (roku 860). Ale lud niezupełnie się poddał 
wpływom dobroczynnym nowej wiary. Bogorys niewiadomo czy 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 7 1 

Z gorliwości, jaką się zwykle odznaczają nowo nawróceni, czy z ja- 
kididś politycznych widoków, za pierwszym śladem oporu ze sro- 
giem wystąpił prześladowaniem przeciw pogaństwu. 

W tern nagle Raścisław morawski wyciągnął rękę z przymie- 
rzem do Bogorysa Michała. Chcąc podnieść narodową niepodległość 
Morawy i zerwać stanowczo z Niemcami, Raścisław postanowił ze 
wschodu od cesarza greckiego zażądać nauczycieli chrześcjańskich. 
Nie dosyć, że sam przyjął wiarę, chodziło mu o nawrócenie narodu, 
które bardzo zwolna postępowało. Wiedział książę morawski, że 
w Gregi dostanie kapłanów mówiących po słowiańsku. Słał więc 
panów swoich z prośbą do Carogrodu o nauczycieli, jakich łatwo 
było cesarzowi w Grecji odszukać. W krajach Prywiny i potem 
Kozieła na południu, apostołował Arno, biskup salcburgski, w zie- 
miach samego Raśdsława Wurolf, biskup z Lorch czy Passawy; 
pomagało im ramię cesarzy i królów niemieckich. Słyszał pewno 
Raścisław o apostolstwie wśród Chazarów i Bułgarów. Cesarz grecki 
był daleko i o panowaniu nad Morawą myśleć nie mógł. Tak 
wszystko razem się sprzęgło, sprawa Morawy, Bulgarji i Grecji 
w groźną koalicję przeciw Niemcom. Cesarz Micłu^ niezmiernie się 
I tego ucieszył i wyprawił obudwu już wtedy sławnych braci, Me- 
todego i Cyrylla, na wielkie, najsławniejsze apostolstwo. 

31. ^postolsłfpo Tpsrbi 3llfooran^, cyrylica. Wyprawa święta dwóch 
hcdud na ziemie zachodnich Słowian, odbywała się roku 863 i na- 
stępnych. 2^bierając się do wielkićj pracy, apostołowie na śliczną 
myśl trafili, która dowodziła jak dalece z nową wiarą chcieli podnieść 
naukowe kształcenie ludu morawskiego. Cyryli abecadłem, które od 
niego eyryUcf, czyli ze słowiańska Icirylicf, było nazwane, zaczął 
z bratem Metodym dumaczyć Pismo święte i księgi służące do na- 
tx>żeństwa z greckiego na język słowiański. Poszli za szlachetnym 
przyldadem biskupa Ulfilasa, który przed wiekami podał swojemu 
narodowi gockiemu to, co mu było właśnie najpotrzebniejsze, to jest 
duchowy pokarm, światło prawdy, naukę wiary. Do ludu słowiań- 
skiego zaczęli przemawiać jego narodowym językiem, tłumaczyli 
w nim tajemnice Boże, obrzędy kościelne w nim odprawiali. Wielki 
to był krok, na zachodzie niesłychany, a koniecznie potrzebny, bo 
dążącym do chrześcjaństwa Słowianom ułatwiał przystęp do kościoła, 
wyrywał ich ze szponów niemieckich. Morawa i te ludy naddunaj- 



7a DZIELĄ JULJANA 3ART0SZEwac?A Tom lii. 

skie, ktiórjro przewpdniczyła, Ocaliły się prje? to apostolstwo <>d 
śmierci, która późnićj Słowian nądłabaósłdcb spotkała. 

Dwa ogniska ^iświeciły t^q apostolstwa braci soluAskich: 
Nitra na Wcgr?ej&b i na Morawie Welehrad^ Zewsz^ Słowianie 
stgsjcnipni do prawdy, zbiegali się do ty.cl> miejsc, r^ ktdrycb języ- 
kięip swoim modłili sig do niei^napego Boga. Ka^dy chciał widsieć 
i s}y§zęć drogich gości. Szc^ególmćj Wełehrad zamienił się na cu- 
downe mięjspę pobożnych pielgrzymek i nic dziwnego, tak zasiadł 
w książęcym majestacie Raścjsław w swojg stolicy, tam zbMdpwał 
głfiwn% Ś5viątynię dlą cbrześgańskiego Boga. Z Welebradq w »aj- 
daU^c okolice zien^ słowiań^kićj rozchodziły się promienia 2ywćj 
qan)d. Ś\yięte ich apostolstwo o wiele przekroczyło po » granica 
i władzy i wpływu Raścisławii; zt%d znaczenie historyczne tych 
nsiłowań- ^yi§lW to, niezmierny ?tał się wypadek. W świętój pro- 
stpcic swojej, bcd%c tylko mężami dupha Bożego, nie czuli dwaj 
brąda, tą byli wielWow budowniczymi przys^^łośdi giepjuszanu dźwi- 
gającymi SłpM^s5c?yznę. Dwaj brada rozsyłali la wsze strony od 

sjebic przępowiącjaczów wpsoł^j nowiny, od gór morawskich, od wjSd 
Dunąjn, na W^phjid i pótooc pnscz Tatiy, yj^ród Cłłrpbatów aż do 
Kępową i nacj W^ę wśród foJan, ^ do Kn^wicy. Są podania 
w legendy nbrąne o tfim, ic bjali ąniplpwi^ zabłądzili rąz przypad- 
kiem gościną do d^ątld kołod^ipja Fiaj§ta w Krnświcy, w cza^^e sze- 

rpydi wędrówek cwpiph ąppstokldch. ZslsW Pi^St sprawiał ivtedy 

§ynQWJ swojcmn postrzyżyny, pogańsldm obyczajem. Sprawili tam 
cud, bo sposobem ew^gclicznym namnożyli jadła i napoJM, kigdy 
jednego i c^gięgp m stało dla gojici. Potem nagte znUmęli cea- 
rodwae. Mieli to by<Ł Wisnog i Qsław, uczniowie wielocsrądzldch 
appstpłów. Światło wi^uy dalelcp zanieśli na północ Podań takich 
x^, odr^npa nigdy sumienie narodowe, a phodaż njf upiera «ic 
przy tern, *S y^szyąfko w nich prawda, na legendarfi stoi, bp z nich 
wyjcwit^ naród. 

Prace ąpo^tplslde Cyrylla i Metodeco wzbudź zazdrość bi- 
skupów niemicclpęh w Salcburgu. Widzieli, że się z pod ich władzy 
obszerny kraj wymyka. Milczeli póld oręż Raścisława był zwycięzkim, 
alę po wyprawie dziewińskićj (roku 864), wskutku którćj musiał 
książę morawski poddać się Ludwikowi niemieckiemu, podnieśli 
okrzyki zgrozy. Nierozumicgąc języka słowiańskiego, skarżyli się 
papieżowi, że przychodnie greccy rozsiadają się w krajach, które 



Tom Ł HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 73 

były poddane pod władzę biskupów niemieckich, że wprowadzają 
nowości do obowiązków kościelnych, że szczepią schyzmę i narażają 
całą rodzinę słowiańską na wieczny rozbrat z kościołem rzymskim. 
Było w tern ze strony Niemców wiele zawiści, a więcćj jeszcze złćj 
woli. Scłiyzmy jeszcze nie było na świecie, w Morawie tembardzićj ; 
rozwijał się narodowy słowiański obrządek pod opieką wyrozumia- 
łości Carogrodu. Biskupi niemieccy nie rozumieli języka apostołów, 
nie szło zatem, żeby apostołowie uczyli błędnćj nauki. Nie potępia 
się tego, czego się nie rozumie. Źle bardzo było ze strony 
biskupów niemieckich, że sąsiadując od wieków ze Słowianami, nie 
nauczyli się ich języka i że ich przez to sprawiedliwością i miłośdą 
do wiary nie nawrócili. Doznawali też widocznćj kary niebios, bo 
oto ze stron dalekich, nad samą granicę Niemiec przyszli obcy apo- 
stołowie i wydzierali im to bezkarnie, co dla nich, zdaje się, prze- 
znaczonem było. Doskonale się więc tłumaczy nienawiść niemiecka 
ku Metodemu 1 Cyryllowi. Na język słowiański też głównie uderzali 
biskupi niemieccy. Bóg, powiadali, trzy tylko języki wybrał, któ- 
remi godzi się Gro chwalić: żydowski, grecki i łaciński. „Ci ludzie, 
wcAdU do swoich uczniów i Słowian na Metodego i Cyrylla, jakby 
pod ziemią' się lępią, a jak gad wszelki są dziełem szatana; kto 
żtDiję zabije, dziewięciu grzechów się pozbędzie, a kto zabije takiego 
człowieka, ma przez dziewięć miesięcy pijać z czary drewnianćj i nie 
dotykać się szklannćj". Nie własne to może Niemców wyrazy, wyr- 
wa^ się tylko z pod pióra żywotopisarza braci, ale pokazują 
w każdym razie, jaka była zaciętość Niemców, którzy nawet po- 
zwalali na zabójstwo. 

Papieżem był wtenczas Mikołaj I (858 — 867). Zwiedziony przez 
Niemców, troszczyć się musiał o los przyszłego apostolstwa moraw- 
skiego. Walka z Focjuszem w Carogrodzie coraz namiętniejszy przy- 
bierćda charakter. Wprawdzie zesłani przez papieża do Carogrodu 
legaci uznali święcenie Focjusza za ważne, ale było to z ich strony 
ustępstwo nieprawe dla cesarza, bo w istocie w usunięciu Ignacego, 
w poświęceniu Focjusza, zachodziło najjawniejsze połamanie prawa. 
Papież Mikołaj więc lepićj o wszystkiem póżnićj zawiadomiony, 
unieważnił wyroki legatów, rzucił nawet klątwę na nich, a Focjusza 
powtórnie złożył z patijarchatu (roku 863). Było to właśnie w chwili, 
w którćj swoje apostolstwo rozpoczynali na Morawach święci bracia. 
Starde się dwóch kościołów było nieochybne. Cerkiew carogrodzka 

Ilistorja pierwotna Polski. T. I. I O 



74 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III- 

przei: przywłaszczenie wyniosła się sama na patrjarsza, potem przez 
inne przywłaszczenia stanęła na czele ihnycli cerkwi patrjarciialnych 
wscliodu na t^j zasadzie, że mieściła się w stolicy cesarzów, w no- 
wym Rzymie. Przeszłość nie ręczyła za przyszłość, zresztą sam 
Focjusz namiętny, mściwy, nie dawał żadnćj rękojmi, że mu o sprawę 
sumienia będzie chodziło. Papież musiał zawczasu myśleć o tern, 
jakby zapobiedz gotującemu się nieszczęściu. Dlatego nie ł)ez po- 
wodów lękał się, żeby apostołowie Morawy nie tchnęli także du- 
chem odszczepieństwa; zdaleka jak mógł sprawiedliwie sądzić o tem ? 
Nakazał więc dwom braciom stawić się w Rzymie i usprawiedliwić 
z zarzutów, jakie im biskupi niemieccy czynili. 

Sprawa morawska poplątała się wtedy z bułgarską. Książę 
Borys poznał się na obłudzie Fogusza i już nie do Gregi, ale do 
Rzymu wyprawił posłów, oraz do Ludwika niemieckiego z prośbą 
o księży. Zasłonić się chciał przed najściem Bizantynów, którzy 
o sobie tylko myśleli. Tak szczególnie powiązały się z sobą wy- 
padki. Bułgarowie i Morawianie na dwóch pograniczach Słowiań- 
szczyzny lękali się sąsiadów; jedni i drudzy opuścili ich, a sięgali 
w dalekie strony, Bułgarja chciała być rzymską, Morawja grecką. 
Król niemiecki rad wydarzeniu, posłał zaraz Borysowi kapłanów 
i księgi niemieckie, ornaty i naczynia święte. Ale się spóinił, bo 
Mikołaj papież wziął już pod swoją opiekę Bidgarów, Metodego 
chciał im postanowić metropolitą i arcybiskupem, nawet dla uzu- 
pełnienia prowing'i kościelnćj, chciał mu dodać dwóch biskupów, 
Pawła z Populonji (Piombine) i Formoza z Portu (Ostja). Chciał 
polecić, aby jak najprędzćj starali się urządzić narodową hierarchję, 
święcąc księży Bułgarów i aby się odczepili od wszelldćj względem 
Carogrodu zależności. Musiały te krzątania się papiezkie mocno 
ująć Borysa, bo po raz drugi posłał do Rzymu list z wielu zapy- 
taniami i prosił o wyrok, rozstrzygnięcie i radę. Pozostał nam list 
Mikołaja do Borysa, jako niespożyte świadectwo potężnćj wiary, 
wysokiego rozumu, świętćj woli : słodycz, wyrozumiałość, pot>łażanie 
złożyły się na list ten, w którym tak szeroko i rozlegle pojmował 
papież zakon chrześcjański. A czas było, bo Focjusz, który raz 
wraz składał synody bez patrjarchów wschodnich, którym Sarace- 
nowie jechać nie dali do Carogrodu, burzył ciągle. Zgromadził 
wreszcie trzeci swój synod, zebrał biskupów greckich w swarliwe 
grono, wyklął i głośno zerwał wszelki związek duchowny Carogrodu 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 75 

z Rzjnuem (roku 867). Ale wkrótce nastąpiła rewolucja w cesar- 
stwie. Bazyli Macedończyk wydarł życie Michałowi i zaraz nazajutrz 
po swojem wstąpieniu na tron spędził Fogusza ze stolicy (dnia 25 
września 867 roku). Michała sława w tern była, zakończył burze 
obrazobórców, które się ciągnęły od lat 120. Bazyli innćj zaprą* 
gnał, a rzeczywistej sławy, pragnął pogromić odszczepieństwo i za- 
wiadomił o tern Mikołaja. 

32. ^einosS kościół órp słowiańskich z U{zymem, Dwaj bracia, ser- 
decznie przywiązani do wiary, nie wahali się ani chwili. Chociaż 
hierarchicznie zależeli bezpośrednio od patrjarchy, poszli do Rzymu 
na głos papieża, który rozkazywał patrjarchom. Zabrali z sobą re- 
lik^e świętego Klemensa w Chersonie odkryte. Po drodze nawie- 
dzili księcia Kocieła w Pannonji i w dzierżawach jego apostołowali. 
Sam książę przyjął ich z radością, uczył się od nich pisma sło- 
wiańskiegO; chciał świętych mężów zatrzymać, obsypywsl ich bo- 
gatemi dary, których jednakże przyjąć nie chcieli. Przekonali go, 
że muszą iść za rozkazem papieża. Książę Kocieł dał im wtedy 50 
uczniów na naukę i podróż. W Wenecji spotkała ten podróżujący 
orszak nowa pokusa, a raczćj wielkie trudności przyszło zwalczać. 
Duchowieństwo łacińskie podesłane od arcybiskupa salcburgsldego, 
biskupi, księża, mnisi, zebrali się po drodze orszakowi słowiańskiemu 
Jako wrani na sokół", opowiada stary żywotopis Metodego. Mówili 
bradom: „Człowiecze, powiedz nam, jakeś to mógł stworzyć dzisiaj 
Słowianom księgi i uczyłeś ich, przecież mowy ich nikt mową 
wprzód nie obrał, ani apostołowie, ani papież rzymski, ani teolog 
Grzegorz, ani Hieronim, ani Augustyn. O trzech tylko językach 
wiemy, któremi w księgach godzi się czcić Boga: żydowski, grecki 
i łaciński". 

Z prostotą odpowiedział Niemcom na to Metody, czy brat 
jego : 

— „Nie padaż deszcz od Boga zarówno na wszystkich? alboż 
słońce nie świeci także zarówno dla wszystkich? Nie oddychamyż 
powietrzem równo wszyscy? To wy się nie wstydzicie trzy tylko 
języki wymieniać, a wszystkim innym językom i plemionom ślepemi 
każecie być i głuchemi? Powiedźcie mi, dlaczego Boga tworzycie 
tak t>ezsilnym, że tego dać nie może, albo tak zazdrosnym, że tego 
dać nie chce? Co do nas, znamy dużo narodów, co umieją czytać, 
Bogu chwałę oddają każdy swoim językiem. Są tooci: Ormianie, 



^6 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom HT. 

Persy, Awargi, Iwery, Sugdi, Gotfy, Obry, Turcy, Oiazarowie, Araby, 
Egipcjanie i wiele innych". W podobnym tonie i dalej Niemców 
mąż boży jeden i drugi przekonywał i wstydził. 

Znieśli Cyryli i Metody to wszystko w pokorze i przybyli do 
Rzymu, ale już po śmierci Mikołaja I, która nastąpiła dnia 13 listo- 
pada 867 roku, wskutek zmartwienia na straszne wieśd z Caro- 
grodu. Stolicę jego zajmował nowo wybrany Adrjan II. 

Apostołowie nasi, po tylu świetnie dokonanych dziełach, na 
wielu ziemiach, wśród nmóstwa ludów, pokornie, w prostocie ducfaa 
stanęli przed majestatem namiestnika Chrystusowego, by się uspra- 
wiedliwić z zarzutów, że nie święte natchnienie, że nie miłość Boża 
sprawiła przez nich tyle błogosławieństw. Wypadek wielki, pokorą 
apostolskich mężów dowiedziona jedność kościoła. Nie duch namięt- 
ności światowych, ale wiara przez nich działała. Apostołowie do 
progów stolicy apostolskiej prowadzili za sobą wszystkie ludy, które 
nawrócili: chazarslde, bułgarskie, morawskie, pannońskie, zrzekali się 
wszelkiego sojuszu z Focjuszem. Wyzwalali młody słowiański kościół 
od nieusprawiedliwionych niczem zamachów zarozumiałych biskupów 
niemieckich, z pod wpływów byzanckich, które zawsze schyzmą 
trąciły. To też stolica apostolska uznała wysoką ważność tćj piel- 
grzymki. Żaden król w mieście świętem, w stolicy kościoła tak 
wspaniale przyjętym nie był. Sam ojciec święty, chociaż starzec 
przeszło 7oletni, wyszedł naprzeciw nim za miasto, ze wszystkimi 
dostojnikami kościoła rzymskiego; wielki orszak duchowieństwa, 
wszystkie władze, ścisk tłumnego ludu ich powitały. Trzymali w rę- 
kach wszyscy gorejące świece, po całem mieście rozlegał się głos 
dzwonów uroczystych. Śpiewano radosne pieśni, nabożne hymny. 
Był w Rzymie oddawna kościół świętego Klemensa, tam apostołowie 
słowiańscy złożyli święte relikwje męczennika. 

Cyryli 1 Metody rozgościli się w klasztorze. Niebawem Adijan II 
sprawę ich w)ix)czył przed zgromadzenie kardynałów, biskupów 
i najuczeńszych mężów. Rozpowiedzieli przed nimi bracia wielkie 
cz3my swoje i zbudzili radość. Papież pochwalił gorliwość, ale księgi 
Pisma świętego kazał złożyć przed sobą w przekładzie słowiańskim. 
Nakazał też, żeby służbę bożą podług swego* obrządku w Rzymie 
odbywali. Księgi sam papież złożył na ołtarzu Matki Boskićj u żłóbka 
pańskiego i odprawił przed niemi mszę świętą. Potem przez trzy 
dni odbywał* się uroczyste nabożeństwo słowiańskie. Pierwszego 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 77 

dnia u świętego Piotra, biskupi łacińscy, słowiańskich przydiodnidi 
towarzyszów, Cyrylla i Metodego na kapłanów wyświęcali. Drugiego 
dnia było nabożeństwo w kościele świętćj Petronelli, trzeciego 
u świętego Andrzeja, pierwszego apostoła Słowian jeszcze w pier^ 
wszyin wieku ery chrześgańskićj, czwartego w kościele wielkiego 
nauczyciela pogan, Pawła apostoła. Towarzysze pielgrzymki, sami 
Słowianie, odprawiali godziny kapłańskie w języku narodowym przez 
cały swój pobyt w Rzymie dniefh i nocą. Śliczny widok te gościny 
słowiańskie z bracią łacińską u stołu wspólnego ojca, który nie zns^ 
róinicy plemion, narodowości, języków, a wszystkich wyznawców 
kościoła jednaką darzył miłością. 

Samo pojawienie się apostołów w Rzymie świadczyło, że biskupi 
niemieccy miotali na nich potwarze. Bliższe rozpatrzenie ksiąg sło- 
wiańskich wykazało, że niema w nich błędów. Cyryli i Metody 
złożyli także swoje wyznanie wiary przed Adrjanem czysto katolickie. 
Tryumf ich więc był zupełny i stolica apostolska wzięła się do 
urządzania nowego kościoła. 

Papież Cyrylla przeznaczył na biskupstwo, Metodego na me- 
tropolję w now3rm kościele. Starszemu bratu należało pierwszeństwo. 
Obadwaj teraz prawnie, urzędowo, kanonicznie mieli pracować na 
wi^lnej niwie, za błogosławieństwem kościoła. Metropolja miała się 
składać z krajów węgierskich i morawskich. Pod Metodym, pierwszym 
w nićj biskupem, miał być Cyryli. Ale zachorował mąż święty, 
^poznadi zaraz, że Bóg go do siebie powoływał w nagrodę za sławne 
dzieła''. Wiele dni cierpiał, aż miał pewnego dnia objawienie Boże 
i śpiewał: „Rozradowało się serce moje i' duch mój rozweselił się, 
gdym wspomniał tych co rzekli do mnie: wnijdziem do Przybytku 
Pańskiego'*. Oblókł się w czcigodne szaty, dzień caiy tak przebył. 
„Odtąd ani cesarzowi, mówił, ani komubądź na ziemi sługą nie 
jestem, lecz tylko Bogu wszystkodzierżcy. Byłem i nie byłem, ale 
jestem na wieki, amen^. Następnego dnia wdział suknie mnisze 
i przebył tak znowu dni dziesięć, coraz więcój osłabiony. A gdy 
czas nadszedł, podniósł ręce ku niebu i płakał mówiąc: ^Gospo- 
dynie,' Boże mój, któryś wszystkie chóry aniołów i siły bezcielesne 
stworzył, rozpiął niebo i ugruntował ziemię i wszystko co istnieje 
wyprowadził z niebytu do bytu, któryś zawsze wysłuchiwał tych, 
co Twoją wolę spełniali, bali się Ciebie i przykazania Twoje cho- 
wali, wysłuchaj też i moją modlitwę i ochroń wierne d stado, do 



78 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom 111. 

któregoś mnie niedoświadczonego i niegodnego sługę Twojego wy- 
brał. Wybaw je od bezbożnćj i pogańskiej złośliwości tych, którzy 
Ci bluźnią, zatrać wszelką herezję i dopuść, aby się kościół Twój 
rozrósł we mnóstwie. Połącz wszystko w jednomyślności i powołaj 
ludzi dostojnych, jednomyślnych w świętćj wierze Twojćj i wyznaniu 
prawowiemem i natchnij ich serca słowem Twćj ojcowskiej opieki. 
To coś mnie poruczył wręczam Ci jako Twoje. Urządiże to wszystko 
silną prawicą Twoją, aby wszyscjT wychwalali i sławili Twoje imig : 
Ojca, Syna i Ducha świętego. Amen**. 

Cyryli rzekł wtedy do brata: „Oto bracie Metody, my jako 
dwa woły w jarzmo Boże wprzężone, zarówno na roli Bożćj ku 
jednemu dziełu ciągniemy brózdę. Jać padam na miedzy, dokonawszy 
żywota. Wiem, że ty wielce miłujesz górę (Olimp), a dążysz do 
samotności klasztomćj. Aleć proszę ciebie, nie opuszczaj uczenia 
twego na Morawie, zostań u tego dobrego ludu, a wyuczaj go 
prawdy Bożćj, albowiem jakobyś inaczćj miał sam być zbawionym?^ 
I modlił się Cyryli gorąco za synów, których w słowiańskim zo- 
stawił narodzie i skonał na ręku brata, wśród cichego płaczu sło- 
wiańskićj czeladzi dnia 14 lutego 869 roku. Miał lat 42 żywota. 
Chciał go pochować papież u świętego Piotra, ale brat żałosny 
uprosił, żeby Cyrylla złożono w kościele u świętego Klemensa, obok 
relikwij przyniesionych z Chersonu i stało się podług jego woli. 
Wśród modlitw wszystkich Greków i Rzymian, którzy na rozkaz 
papieża zeszli się ze świecami, odbył się pogrzeb. Całe to życie 
pobożnych braci ubrane w legendy, więc nie dziw, że i tutaj, bo 
na każdym kroku, spotyka się nowa legenda. Matka wymogła po- 
dobno od synów, że ten, który przeżyje brata, odwiezie sam do 
nićj dało zmarłego, dla pochowania w klasztorze rodzinnym. Po 
śmierci Cyrylla błagał więc Metody, żeby mu było wolno zabrać 
zwłoki brata. Papież chociaż z niechęcią, ustępował naleganiom ser- 
decznym. Ale gdy zwłoki wywożono przez bramę miasta, zmarły 
miał podnieść z trumny rękę i wskazał, że chce na zawsze pozostać 
w Rzymie. I stało się podług jego woli; drogi zakład słowiaiiskiego 
kościoła, jego miłości ku Rzymowi, pozostał w stolicy chrześcjaństwa. 
Pamięć świętego męża przetrwała już i przetrwa wiełd. Naród sło- 
wiański nadał mu indygenat w swej mowie: świętego męża zwał 
Cerctią, Strachotą, Kiryłem. 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 75 

33. ^icrarchja iłofpiariska. Śmierć Cyrylla była klęską dla no- 
wego kościoła i przewlekła nieco ustanowienie hierarchji. Do tego 
Niemcy nowe boje rozpoczęli z Raśdsławem, a stronnicy Focjusza 
nie ustawali w Carogrodzie siać zepsucia. Żeby się lepićj poprzeć, 
występowali z zasadą, 2e razem z cesarstwa stolicą, cesarstwo Kon- 
stant3nia i ognisko życia duchownego przeniosło się w IV wieku 
do Carogrodu. Nowe więc trzecie gotowało się przywłaszczenie, bo 
chdano się wynieść otwarcie ponad papieża. Stolica chrześcjańska, 
po<fiug Focjusza, nie była przywiązana do Rzymu i Piotra następcy 
Cłirystusowego, ale do samowoli, do władzy doczesnćj cesarza^ który 
gdzie chciał, mógł sobie wybrać stolicę. Poruszył Focjusz i dogma- 
tyczne spory, żeby się odróżnić od Rzymu i rzucić na papieżów 
potwarz, że odstępują od czystćj nauki kościoła. Odnowił się tedy 
stary spór o pochodzenie Ducha świętego, czyli o dodatek w składzie 
apostolskim jednego słówka filiocjtu. Dowodził Grekom, że łacinnicy 
przypuszczali dwa pierwiastki w Bogu. Tymczasem na łonie Sło- 
wiańszczyzny działy się wypadki, które mogły skłaniać do odstęp- 
stwa. Sdesław kroacki poddał się carstwu byzantyńskiemu i patrjar- 
diatowi i przyjął obrządek słowiański od nich, podobnież do Serbów 
Icościół grecki wysład duchownych. Sprzymierzeńcy Rzymu, wygnańcy 
metodjuszowi cofali się do Bułgarów. Działo się to wśród owćj 
powszechnćj wojny Słowian przeciw Ludwikowi niemieckiemu. 

Cesarz wschodni, Bazyli Macedoński, za wiedzą Adrjana zwołał 
do stolicy swojej ósmy sobór powszechny, sprosił biskupów wscho- 
dnich, trzem patrjarchom pozwolili jechać Saracenowie. Biskupów 
zebr^o się tylko 160, mnićj jak zwykle, bo Focjusz bardzo wielu 
pozrzucał, a swoich powsadzał, sobór naturalnie uznać ich nie chciał. 
Legaci papiezcy przybyli i przewodniczyli soborowi. Focjusz pomimo 
zabiegów i czarującej wymowy, został potępiony, stronnicy jego 
wyklęci, toż sekty obrazobórców i jednowolców. Ale rozprawy 
o Bułgaiji rozbudziły namiętności. Posłowie Borysowi zapytali się 
soboru wobec rzymskich legatów: którego kościoła mieli uznawać 
władzę? „Oczywiście kościoła rzymskiego, odparli legaci, bo jemu 
to oddał się wasz król i naród, jako książędu apostołów. Piotrowi 
świętemu, od którego to następców żądaliście i otrzymali światło 
wiary, kapłanów i pasterzy waszych". Mimo to, sobór konstantyno- 
politański przysądził Bułgarję patrjarchatowi byzanckiemu (dnia 3 



8o DZISŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IIŁ 

marca 870 roku). Łacińskie duchowieństwo musiało ustąpić, greckie 
zuchwale naszło zdob}i:e stanowisko. 

Papież Adrjan tych, co utrzymywali, że Pismo święte powinno 
tylko wykładane być w trzech językach, nazwsd, według wyraże- 
nia się żywotopisarza Metodego, ,, synami Piłata, trzyjęzycznikami**, 
i kazał ich potępić jednemu biskupowi, który dawnićj toż samo 
zdanie utrzymywał. Położywszy tak zasadę, że więcćj biskupstw nie 
było, zlecił Metodemu jedno tylko arcybiskupstwo Morawji, a raczćj 
prosty wikarjat apostolski i opatrzył go w listy do trzech ksi^ąt; 
Raścislawa, Świętopełka i Kocieła. W liście owym opisawszy po- 
krótce historję missji morawskićj, takie polecenia dawał: „My prze- 
jęci potrójną radością, umyśliliśmy wybadawszy i poświęciwszy 
z uczniami Metodego syna naszego, męża doskonałego rozumu 
i prawowiernego, posłać go do krain waszych, aby was nauczył 
tak jakoście prosili, wykładając księgi w języku waszym w zupeł- 
ności podług cerkiewnćj ustawy, ze mszą święta, to jest służbą 
i chrztem, jako począł łaską Bożą i modlitwą świętego Klemensa 
Konstanty filozof. A takoż jeśliby kto inny mógł dostojnie i pra- 
wowiernie wyldadać, niech to będzie świętem i błogosławionem 
przez Boga, przez nas i przez całą katolicką i apostolską cerkiew, 
abyście z łatwością nawykli zakonu Bożego. Ten zaś jeden chrońcie 
zwyczaj, aby wam na mszy czytano naprzód księgi apostolskie 
i ewangelje po rzymsku, a potem po słowiańsku, aby się spełniły 
słowa ksiąg świętych, że Boga wychwalać będą języki wszystkie ; 
i w innem miejscu: „wszystkie języki opowiadać będą wielkość 
Boga, według łaski Dudia świętego'*. Gdydy zaś kto z nauczycieli 
zebranych dla was posłuch dawał (kłamstwu) i od prawdy zwracał 
was do błędu, lub obieliwszy się począł inaczćj was nauczać, 
psi\)ąc księgi waszego języka, (ten) niech będzie wyłączony (z ko- 
ścioła) dopókąd się nie poprawi. Tacy bowiem są wilkami, nie 
owcami, z owoców ich znać ich i chronić się należy. Wy zaś, dzieci 
ulubione, posłucłiajde nauczania Bożego i nie odrzucajcie nauki 
cerldewnćj, abyście zostali istotnymi czcicielami Bog^ Ojca naszego 
niebieskiego, ze wszystkimi świętymi. Amen". 

Papież Adrjan pozwolił odbywać słowiańskie nabożeństwo, 
o hierarchję własną starać się polecił. Metody wyświęciwszy się 
powracał sam jeden bez brata. Nawiedził naprzód dom Kocieła 
w Mosburgu. Papież w liście swoim pisarf do tego książęcia: „nie 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 8l 

tobie tylko jednemu, ale wszystkim krajom słowiańskim szlę tego 
nauciyciela od Boga i od świętego Piotra^. Od Kocieła Metody 
wrócił do Morawy, w której wojny niemieckie niepomyślne spro- 
wadziły zmiany. Welehrad ledwie się oparł. Znękany klęskami 
Raścisław doznawał zewsząd zawodów; rządy niemieckie książąt 
i biskupów rozpościerały się już swobodnie na Morawie, nurtowały 
narodowośdy aż padł ofiarą najznakomitszy jćj obrońca Raścisław. 



YI. EPOPEJA lORAf SKA. 



34. ^htniorpy upadek : nietpola findgtopcłka i JUlaetode^o. Świętopełk 
wydawszy Niemcom stryja, zdradził ojczyznę morawską i ciężko 
odpokutował za to. Rządów nie otrzymał, jak się tego spodziewał, 
dwaj hrabiowie niemieccy Engelszalk i Wilhelm dalej krajem 
iffładali. Znaleźli go nie dosyć powolnym na swoje rozkazy, schwy- 
tali go więc po prostu jako buntownika i związanego wydali 
Kariooianowi, który do Bawarji kazał go odprowadzić na wię- 
zienie. Mie dosyć na tem, nacisnęli na upadłego władcę, żeby im 
dostawił Metodego. Miało być zwycięztwo Niemców zupełne, po- 
winno było zadać stanowcze ciosy, nietylko na drodze politycznćj, 
ale i religijnćj. Nie troszczyli się o to Niemcy, że obrażą Papieża. 
Zdradliwy zapaleniec poświęcił Niemcom arcybiskupa, który tym- 
czasem schronił się do Kocieła, serdeczniejszego, wierniejszego 
kościołowi. Pod jego zasłoną rozszerzał koło swojego działania, 
które i polityczne być mogło, bo pojmował to dobrze Metody, 
że dopóki Morawa nie stanie się potężniejszą, dopóty i jego po- 
słannictwo religijne będzie słabe. Napróżno Metody długie spory 
zwodził z pełnomocnikami biskupów passawskiego i salcburgskiego, 
napróżno usprawiedliwiał się listami papieskiemi, zasłaniał swoją 
powagą twierdząc, że działa we własnćj djecezji. Niemcy wprost 
go pytali : „Czemu uczysz w naszej ziemi ?* Odpowiedział im 
apostoł: „Gdybym wiedział, że wasza jest, obchodziłbym ją zda- 
leka, ale to ziemia świętego Piotra. Powiedzcie, czy z gorliwości, 
czy z chciwości jednćj wkraczacie do naszćj ziemi, zabraniając 

Histoija pierwotna Polski. T. I. n 



82 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul. 

kanonami nauczania słowa Bożego ? Strzeżcie się więc, bo to jest 
jedno, jakbyście chcieli żelazną górę kościanem przebić ciemieniem. 
Mózg tylko własny rozlejecie". Rzekli więc doń złośliwie : ^Biedę 
na się nawołasz**. On zaś odpowiedział: „Przed królmi miówię 
prawdę i nie wstydzę się. Wy spełnijcie na mnie swą wolę, nie 
jestem bowiem lepszym od tycli, którzy przedemną prawdę ogła- 
szali i w mnogich mękach życia swego pozbyli*^. Niemcy widząc, 
że niema sposobu przekonania go i pozyskania, wzięli także 
arcybiskupa i uprowadzili do Bawarji, w której półtrzecia roku 
dostojny więzień przebywał. 

Ale] upokorzenie oczyszcza duszę, wynosi umysł, kształci 
charakter. Świętopełk do więzienia niemieckiego wszedł zdrajcą, 
wyszedł z niego wielkim człowiekiem i bohatyrem, takim jakiego 
potrzebowała silna wewnątrz, ale dopiero co organizująca się na- 
rodowość słowiańska. Rozmyślanie, samotność, nieszczęście, dały 
mu dojrzeć, domężnieć. Gotował się na potężne zapasy. Z wię- 
zienia zaczyna snuć wspaniałą epopeję swoich czasów, pieśń istnie 
homeryczną. Odtąd czyny wojny przeplata dziełami pokoju. 
Wszędzie prowadzi walkę. To krwią okupuje niezawisłość ojczyzny, 
to buduje wewnątrz naród, szczepi chrześcjaństwo. Umysł i serce 
dzień i noc zajęte wielką sprawą. Słowiańszczyzna pod jego tchnie* 
niem zarysowuje się wspaniale. Znikły dzieła wojny, podboju, na 
miejsce morawskiego państwa inne się wzniosły, ale prace apo- 
stolskie Metodego, które w znacznćj części Świętopełka były 
sprawą, położyły grunt niepożyty wiekami jędrnej narodowości. 

Morawianie rzucili się do broni, bo nie mogli znosić gospo- 
darowania się dłuższego dwóch hrabiów. Powiększyła zapał roz- 
siana umyślnie pogłoska, że Niemcy Świętopełka zabili. Krewny 
jakiś książęcia, mnich wywleczony z klasztoru, Sławomir, mimo- 
wolnie staje na czele powstania, zmuszają go Morawianie groź- 
bami, wojna zaczęła przybierać zły obrót dla Niemców, którzy 
poradzić i\ic nie mogli. Zaczęli wtedy żałować Świętopełka, jako 
sobie wiernego; przekonywali się, że niewinny, bo nic mu dowieść 
nie mogli. Tymczasem i książę ułożył się przed Karlomanem tak, 
że powoli ufność zaczął budzić w swym nieprzyjacielu. Karloman 
postanowił użyć Świętopełka za narzędzie. Niejeden przecież Sło- 
wianin dał się skusić na tę wędkę Miemcom i dla mamój pomocy 
obcych^ braci poświęcał. Zawiódł się Karloman, bo sądził, że 



j 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 83 

Świętopełk by] pospolitym człov^iekiem. Wypuścił go zatem z wię- 
aenia i nagradzając nibyto niedawno co pokazywaną nieufność, 
obdarzył go prawdziwie po królewsku, oddał mu dowództwo na- 
czelne nad swojemi wojskami i posłał na uskromienie Morawianów. 
Świętopełk obiecywał złote góry^ a w sercu knował zemstę ku 
Niemcom. Wkroczył do Morawy, rozpoczął bój, odpierał w głąb 
ziomków, opasał wreszcie stolicę, Welełirad. Zostawił pod nią 
wojsko, a sam wjechał do miasta, nibyto próbując dobrowolnych 
układów. Nagle wojsko niemieckie ze wszech stron otoczone pod 
Weiełiradem i padł na nie popłoch. Korzystając z nieładu, Mo- 
rawianie wszystkich co do nogi wycięli, a wielu pojęli w niewolę, 
mała tylko liczba ostrożnych ocaliła się ucieczką z początku bitwy. 
Przerażony tą niesłychaną klęską Karloman, po całem swojem 
państwie troskliwie wyszukiwał jeńców i zakładników słowiańskich, 
żeby za nich niemieckich rycerzy z rąk Świętopełka wykupić, ale 
tyle zaledwie znalazł, że mógł wydostać jednego i to na pół ży- 
wego rycerza Ratboda. 

Metodego jeszcze nie dostawało Morawie, Świętopełk zu- 
pełnie o nim zapomniał, wypędził jednakże księży łacińskich. Ale 
książę Kocieł był szlachetniejszy. Użalił się przed papieżem, że 
Niemcy więżą arcybiskupa. Miało to swój skutek, bo papież rzucił 
klątwę na biskupów niemieckich i zakazał im śpiewać mszą świętą 
dopóki arcybiskupa nie wypuszczą. Wypuścili go tedy. Metody 
udał się najprzód do Kocieła, podziękować mu za synowską pa- 
mięć, i zaraz pospieszył na Welehrad, na stolicę wielkićj Morawy, 
ognisko życia, które teraz świetnie a daleko tryskało. Świętopełk 
oddał mu wszystkie kościoły i całe duchowieństwo pod władzę, 
którą sięgał aż pod Dziewin na północ, aż po Tatry i Kraków 
na wschód, na zachód po za Czechy do Bawaiji, na południe po 
góry Matra w Węgrzech i po Dunaj. 

35. 'chrzest Hizechirp, Świętopełk dobrze wiedział, że walki, 
jakie z Niemcami staczał, to dopiero początek twardych zapasów ; 
szukał więc sprzymierzeńców. Na zachód Morawy była śliczna 
kraina, żyzna, pełna kruszców i źródeł cudownie uzdrawiających, 
lasów pełnych pszczół i zwierza, otoczona zewsząd górami prze- 
ciw nieprzyjacielskim najazdom. Czesi ziemię swoją uważali za 
raj ziemski. Panował nad nimi kiedyś Hostiwit, a teraz Borzywój, 



i 



84 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

Z żoną Ludmiłą i synem Wacławem. Stolicę mieli nad Wełtawą 
na Wyższem Hradzie, w Pradze dzisiejszo). 

Świętopełk morawski bardzo naturalnie wśród Czectiów szu- 
kał sprzymierzeńców. Pojął w jesieni 871 roku za żonę siostrę 
Borzywoja Ludomirę i zawarł z nim na przypadek wojny z Niem- 
cami umowę. Rychło po weselu, miał przestrogę Świętopełk, jak 
musi być ostrożnym, żeby nie natrafić na zdradę. Kiedy liczny 
orszak weselny wracał z Czech do Morawy, nagle tłum zaczajo- 
nych Niemców napadł na niego. Dowodzili tą zbieraniną hrabia 
Rudolf i co ważniejsza biskup Amt z Wircburga, znakomity swego 
czasu wojownik. Nie mieli Morawianie siły dostatecznej do odporu, 
wymknęli się wprawdzie, ale ich Niemcy ciągle ścigali. Aby więc 
ich nieco powstrzymać w pogoni, zostawili Morawianie w jakimś 
wąwozie 644 koni i zbroje. Dobrze rachowali na łakomstwo nie- 
mieckie; ta nędzna zdobycz, w porównaniu do tćj, jaką było zła- 
panie Świętopełka, wstrzymała Niemców patrjotyczne pogonie. 

Świętopełk gotując się do nieochybnej wojny, miał ustawnie 
z Borzywojem stosunki. Chcieli Niemcy oddawna chrzcić i Cze- 
chów na gwałt, ale chociaż to się nie udawało, wpływ czasu 
zrobił swoje; było już wielu chrześcjan dwóch obrządków pod 
panowaniem Borzywoja, i słowiańskich i łacińskich. Lepiój daleko 
jak Niemcom udało się Metodemu. Najprzód oczywiście Ludomira 
Świętopełkowa przyjęła chrzest, potem do wiary nakłaniała brata, 
arcybiskup Metody dokonał zwycięstwa przedziwnemi naukami. 
Nie oparł się wymownemu słowu Borzywój i przyjął chrzest na 
Welehradzie z całą drużyną domu swojego. Powrócił do Czech 
zabrawszy z sobą z Morawji kilku morawskich kapłanów i księdza 
Pawła Kaika, męża narodu czeskiego.' Wszyscy opowiadali tam 
ewangelją. Niebawem przyjęła chrzest i Ludmiłła, żona Borzywoja, 
matka ludu, przyszła święta i męczennica. Sam Metody pobiegł 
do Pragi zasiewać nową winnicę pańską. Jak w Morawji przed- 
tem, tak w Czechach teraz jeden po drugim wznosiły się kościoły. 
Na Lwim Grodzie, ulubionem siedlisku dawnych książąt czeskich, 
stanął pierwszy kościół chrześcjański świętego Klemensa, inny wy- 
stawiono na Wyższogrodzie, trzeci Najświętszej Panny w Tyńskim 
Chramie. Podania twierdzą, że równocześnie za staraniem Meto- 
dego stanęły kościoły w Mielniku i w Tetynie. Oprócz tego po- 
wstała w Budczu pierwsza szkoła chrześcjańska, w którćj Paweł 



Tom 1. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 85 

Kaik nauczał Wacława^ młode książątko Borzywojowe^ wiary, 
pism słowiaóskicłi i łacińskich. Wypadek ten nawrócenia się Czecli 
był więcćj ważnym, jak się napozór zdaje, wykazały to dobrze 
następne wypadki. Czechy póżnićj wprawdzie zatliły się w ognisku 
chrześcjaństwa, aniżeli Morawy, ale usiłowania Niemców i napaści 
Madziarów sprawiły to, że z czasem stały się głównem źródłem 
światła i narodowości. Winny to wszakże Morawie i Świętopeł- 
kowi, który taki blask na ludy słowiańskie rzucał i apostołowi 
Metodemu, który był dobrym pasterzem. 

36. fizczisluca wojna, królestrpo itnelkiij Moranfy, Świętopełk 

działał naprzód odpornie. W maju 872 roku rozpoczęła się wojna 

najściem Niemców. Na hasło morawskiego władcy porwała się 

cała zachodnio-środkowa Słowiańszczyzna, ulegająca wpływom 

Świętopełka, podwładna Metodemu, chociaż jćj mąż święty nie 

rozpalał. Morawy, Czesi, Serbowie nadłabańscy porwali za oręż. 

Czechom dowodziło pięciu wojewodów: Witysław, Heriman czy 

Herman, Spitymir, Świętoslaw i Mojsław pod naczelnictwem Bo- 

rzywoja. Ale nie dobrze im się wiodło. Arcybiskup Luitbert, który 

wodzem był przeciwko nim, zmusił wojewodów do ucieczki i pędził 

zwycięsko aż do Wełtawy. Wielu z uciekających znalazło śmierć, 

iooi się skryli do miejsc warownych i ocaleli, bo Niemcy nie 

zdobywali twierdz, a- pustoszyli tylko ziemię. 

Sam Świętopełk był daleko szczęśliwszy. Turyngów i Sasów 
wyprawił na niego Karloman. Ponieśli Niemcy tak wielką klęskę, 
że w powszechnym ich popłochu kobiety słowiańskie rzucały się 
z ożogami między szyki i jeźdźców strącały z koni. Słał swoim 
w pomoc Karloman Amta biskupa i Sigharda opata (uldajskiego. 
Chociaż mężnie sobie poczynali ci duchowni wodzowie, wszelako 
nie mogli się oprzeć natarczywości morawskiój i rozgromieni 
z trudnością ostatnie drobne niedobitki uprowadzili do ojczyzny. 
Świętopełk postanowił korzystać ze zwycięstwa. Z odpornego 
przeszedł na zaczepne stanowisko. Opanował przejście Dunaju 
i ścisnął Karlomana we własnem jego państwie. Pobiegł goniec 
ze smutną wieścią do króla niemieckiego, bawiącego podówczas 
przy cesarzu, daleko na zachodnićj granicy państwa w Metz, że 
jeżeli synowi natychmiast w pomoc nie przyspieszy, może go nie 
ujrzy więcćj. W takiem położeniu rzeczy, Ludwik niemiecki uciekł 
się do rozejmu. Dokuczyły mu te częste niepowodzenia w boju 



86 • DZIEEA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom in. 

ze Słowiany. Zawarł pokój ze Świętopełkiem i jego sprzymie- 
rzeńcami, „modo quo potuit**, to jest o ile mógł tylko najlepszy. 
Oczywiście pokój to był dla Niemców niekorzystny. Przecłiwalali 
się późniśj wprawdzie po swoich kronikach, że Świętopełk oświad- 
czał się królowi i cesarzowi ze swoją uległością. Ale i wypadki 
i same te zeznania kronik świadczą wcale inaczćj. Owszem urósł 
w niezmierne poważanie u swoich nieprzyjaciół Świętopełk. Granice 
państwa jego, a raczćj wpływu dopókąd sięgał, teraz się po zwy- 
cięstwach ustaliły. Morawa była ogniskiem otoczonem w koło 
sprzymierzeńcami. Świętopełk wyglądał na władcę książąt, którzy 
władzę jego uznali. Głośniejsi w owym czasie jedni tylko czescy 
książęta, bo mali władcy innych narodów słowiańskich sławy 
historyczno] nie nabyli. Wszyscy uznawali opiekę jego, władzę 
nad sobą, wpływ moralny. Jeden był książę wielki, jedna w całem 
tem państwie hierarchja kościelna, wpływ Metodego tak daleko 
sięgał, jak księcia. Oprócz Czechów Szląsk, Słowiańszczyzna przy 
Karpatach, Chorutany, Serbowie zachodni aż do Dziewina (Mag- 
deburga) na północ, należały do Morawji. Oręż Świętopełka wstrzy- 
mał gwałtowne parcie się Niemców na północ słowiańską, od 
południa zupełnie je odepchnął. Serbom najgorzój było od czasów 
Karola Wielkiego, teraz odetchnęli trochę, przytulili się do po- 
bratańców. Wprawdzie pograniczne zatargi z Sasami nie ustawały 
ani na chwilę. Serbów, Linów i Skołów pociągali Niemcy do opłat, 
ale rzecz główna była dokonaną. Szarpiąc po cichu i po bokach, 
nie śmieli Niemcy zaczepić głównćj potęgi. Amulf, syn Karlo- 
mana, Świętopełka wezwał w kumy, kiedy mu się syn urodził 
i przez pochlebstwo nazwał go także Świętopełkiem, Zventi hoł- 
dem, jak go Niemcy wymawiali. Poszanowanie to dla wielkiego 
władcy przebijało się w mimowolnych hołdach. Tak zazdrośni 
o królewską dostojność, o prawo swojćj wyższości, Niemcy na- 
zywać zaczęli Świętopełka królem, a państwo jego Wielką Mo- 
rawą, w czem nie był prosty zbieg wyrazów, albowiem w tem 
nazwaniu Wielkićj Morawy tkwiła idea. Sama właściwa ojczyzna 
Świętopełka małym była kraikiem, a jednak nazywała się Wielką. 
Małą była Morawa jako ziemia, ale wielką jako państwo, jako 
silna federacja ziem i książąt słowiańskich pod przewodnictwem 
jednego króla i arcybiskupa. 



Tom Ł HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 87 

Nastał więc czas, w którym Świętopełk używał zupełnćj 
niepodległości i pokoju od strony Niemiec. Nie stracił go mamie, 
a coraz skrzepiał węzły swojej federacji, urządzaniem wewnątrz 
królestwa Wielkićj Morawy, apostolstwem ciągle żywem Metodego. 
37. V^{jmpe zajścia z liśkupami niemieckimi o marę. Nie śmieli 
Niemcy ścierad się orężem, odnowili więc walkę kościelną. Arcy- 
biskupi salcburgscy znieść nie mogli obrządku słowiańskiego. Za- 
ledwie Adrjan II umarł (dnia 25 kwietnia 872 roku), zgłosili się 
ze sftaremi skargami do jego następcy Jana VIII w nadziei, że 
nowy papież mógł przynieść z sobą inne zasady do rządzenia ko- 
ściołem, aniżeli jego poprzednik. Nie działali szlachetnie, otwarcie, 
ale bezimienną potwarzą. Omylili się jednak. Jan VIII wyraźniej 
jeszcze jak kiedykolwiek potwierdził Metodego na urzędach ko- 
ścielnych, Methodius archiepiscopus ab antecessore nostro Hadriano 
ordinatus, owszem władzę jego znakomicie powiększył, Adrjan 
Metodego mianował arcybiskupem Morawy, Jan do metropolji 
jego wcielił całą Pannonję, która w znacznćj części ulegała pa- 
nowaniu Niemenów, ależ w niej słowiańskie mieszkały ludy, więc 
z uatury rzeczy bliskie Metodemu. Dalej papież słowiański język 
uznał jak poprzednicy uroczyście za język liturgji w sprawowaniu 
s/użby Bożćj. Znać to z listów papieża do Metodego, do sławiań- 
skiego wojewody Tuwertana z Morawny, wreszcie do Ludwika 
niemieckiego. Do króla tak papież pisze (875 roku): „Prosimy 
cię, aby bratu naszemu Metodjus^owi, któregośmy w Pannonji 
wikaijuszem naszym mianowali, wolno było w tymże kraju wszelkie 
prawa biskupie wykonywać*^. W takim stanie rzeczy nie oglądał 
się więcćj Metody na zawiści sałcburgskie, ale w imię Boże coraz 
dalej grunt słowiański zasiewał. 

Na nieszczęście spotkał opór w tej stronie, w której się tego 
najmniej spodziewał, to jest od Świętopełka. Wykazały się na 
Morawie z upływem czasu dwa stronnictwa pomiędzy nowo- 
pochrzczonymi : jedno niemieckie, drugie narodowe. Żal było 
pierwszym panowania Karlowingów, drudzy z pogardą jarzmo 
odpierali, woleli wojnę z Niemcami. Ci wszyscy, którzy już mieli 
stosunki na dworze Ludwika, którzy potracili wpływy i korzyści 
w skutku rozwijania się narodowości, ludzie starych wyobrażeń lub 
zapłaceni nie lubili Metodego i jego kościoła. Świętopełkowi za 
zbyt się dobrze działo, żeby także czasami nie brał na kieł. Zresztą 



88 DZIEIA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

postępowanie jego było ciągle dwulicowo. Wiedział czego chciał, 
ale Die śmiał się z tern wydać i dlatego na jedną i na drugą 
stronę raz wraz się przerzucał. Pomimo nienawiści do Niemców 
nie potrafił z nimi zerwać. Jak w młodszych latach wydał stryja 
i Metodego, a nawet sam siebie w niewolę niemiecką, tak i 
w starszych nie mógł się oprzeć pokusie. Nie wyzuł się odraza 
ze swojćj pogańskiej natury, był barbarzyńcą, szlachetności nie 
znał, ł>arbarus homo et pulchri ignorus, mówi źywotopis świętego 
Klemensa, biskupa bułgarskiego. Świętopełk świeckie korzyści 
chętniój przenosił nad dobro duchowne i miał niechęć do Meto- 
dego, że mu wiele władzy zabiera. Dworzanie i pochlebcy pod- 
dmuchiwali w księciu coraz mocniój tę niechęć. A bywały jeszcze 
inne okoliczności, które Świętopełka kłóciły z Metodym. Król 
morawski wylał się na rozpustę, był niewolnikiem kobiet, man- 
cipium voluptatum muliebrium. Metody gromił go za to, wyma* 
wiał królowi „tę gorycz rozkoszy zgubną umysłowi'', a oczy- 
wiście pochlebcy, stronnicy niemczyzny, korzystali z tego, żeby 
Metodego skarżyć, spotwarzać. Był na dworze Welehradzkim 
kapłan niemiecki Wiching, ulubieniec króla, dlatego, że mu po- 
błażał, byli inni księża frankońscy, którzy z Ludwikiem nie- 
mieckim i Karlomanem ciągle stosunki utrzymywali. Nie udawało 
się wodzom w polu, więc księża zabiegami, kłamstwami, potwarzą 
mieli lud morawski prowadzić w niewolę. Księża ci posieli zwąt- 
pienie w duszy Świętopełka. Nie rozumiał książę obrządków ko- 
ścielnych i uderzały go ztąd różnice, jakie dostrzegał pomiędzy 
nabożeństwem słowiańskiem i niemieckiem. Zawistnicy Metodego 
dowodzić więc zaczęli, że tam a tutaj zupełnie inna służba Boża. 
Tymczasem salcburgski Adalwin ubolewał w pismach do Rzymu, 
jak w djecezji nitrzańskićj wszystko upadło ; póki tam byli Niemcy 
kwitnął kościół, a nie tak jest za słowiańskiego nabożeństwa. 
Wreszcie i sam Świętopełk skuszony narzekaniami dał się użyć 
za narzędzie podstępu i wysłał jakiegoś posła księdza Jana, za- 
pewne Niemca rodem, z użaleniem do Rzymu na Metodego i z wy- 
jaśnieniem wątpliwości co do jego wiary. Nic dziwnego, że Jana VIII 
uderzyły takie skargi. Gdyby nie Świętopełk, milczałby Papież, 
boć niedawne jeszcze wspomnienia po sobie zostawił Metody 
w Rzymie. Aleć książę, gorliwy krzewiciel i opiekun chrześcjań- 
stwa, zwątpił i zgorszonego udawał. Papież więc powołać musiał 



Tom Ł HISTORJA PIERWOTNA PCH^KI. 89 

drugi raz do Rzymu arcybiskupa, którego nazywał ^archiepiscopus 
Panoniensis ecclestae^, to jest pohidniowćj Morawy. Pisał to do 
Metodego i do Świętopełka, którego wątpliwości co do prawo<> 
wierności i obrządków uczuwał. 

Metody pełen ducha pokory gotował się w podróż, z którćj 
także spodziewał się wrócić nie bez owocu. Właściwie dotąd 
kośdół morawski był bez podstawy, nie miał swojćj katedry ani 
łiierardiji. W samem rozmaitem nazywaniu arcybiskupa był do- 
wód niepewności, tymczasowości. Metody pracował, jakby w kra- 
jacti niewiernych, in partibus infidelium, był, mówiąc po dzisiej- 
szemUy wikarjuszem apostolskim z godnością arcybiskupią. Arcy- 
biskup, a metropolji nie miał, a co za tern szło i suffraganów. 
Nitra była wprawdzie drugiem ogniskiem na Morawie, ale nie 
przyszło na nićj do mianowania biskupa, z powoda śmierci Cy- 
rylla. Kościół więc morawski niezawi^ości żadnej nie posiadał 
i sam arcybiskup, gdyby się święcić potrzebował, musiałby uciekać 
się pod opiekę sąsiednich biskupów niemieckich. Temu wszyst- 
kiemu potrzeba było koniecznie zaradzić. Zresztą pobudki moralne 
najwyższego znaczenia ciągnęły Metodego w podróż: miał oczyścić 
duchowieństwo słowiańskie od zarzutu niewierności, miał dać 
X siebie ^przykład posłuszeństwa. 

38. Ustanamientć staiwipezt koieiata i hieratchji morarpskiej. Na 
towarzysza podróży narzucił się Metodemu Wiching, którego Świę- 
topełk wybrał na biskupa Nitry. 

Powiadają, że mąż święty pragnął po drodze nawiedzić jeszcze 
Bułgarów, żeby ich napomnieć, od błędów focjuszowych powstrzy- 
mać. Nic się prawdzie podania tego nie sprzeciwia. Sam długi 
czas na podróży spędzony ostrzega, że apostoł mógł w istocie 
dawne owieczki nawiedzać. Podobno cesarz Bazyli zaprosił go 
z Bałgarji do Carogrodu. Metody, są podania ciągle, był więc 
i w stolicy, ale pomiarkowawszy, że niema tam co robi<5, rychło 
pospieszył do Rzymu i stanął tam roku 880. 

Jan VIII rozpatrzywszy się w sprawach kościelnych Mo- 
rawy najzaszczytniejsze po trzeci raz napisał Metodemu świadectwo, 
w najuroczystszy sposób zatwierdził rozporządzenie papieżów 
Mikołaja i Adijana. Metody został arcybiskupem metropolitą ze 
stolicą na Welehradzie, reverendissimus archiepiscopus sanctae 
ccclesiae Moraviensis. Wiching został biskupem nitrzańskim. Na 

HUtorja pierwotna Polski, T. I. 12 



90 - DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

drugiego suffragana metropolji polecił papież Świętopełkowi wy- 
brać stosownego kapłana i przysłać go na wyświęcenie biskupie 
do RzymUy żeby się już nadal morawski kościół mógł obchodzić 
bez niemieckich święceń. Wszyscy wierni winni są posłuszeństwo 
tym kanonicznie ustanowionym władzom ; niech będą księża zkąd 
chcą, czy Słowianie, czy z innego narodu, np. z Niemców. Od 
woli metropolity zależy ich przyjmować i wyświęcać. Ąby jednak 
wstrzymać napływ niemczyzny na ten kościół młody, papież język 
słowiański pozostawił przy świętych obrzędach. W takim razie 
już nie Słowianie by się niemczyli w kościele morawskim, ale 
Niemcy słowiańszczyli. Papież tem samem dał zasłużoną odprawę 
Świętopełkowi i niemieckim skargom. Wychwalał naród morawski 
za szczere do stolicy apostolskiej przywiązanie, otwartemi ramio- 
nami przygarniał ich do serca i przyjął, jako owieczki pańskie. 
Świętopełkowi życzył, żeby wszystkie przeciwności tego świata 
pokonał. 

List Jana VIII z roku 88o o metropolji morawskiój jest 
wielkiej wagi dokumentem historycznym. Jest to właściwie errekcja, 
podniesienie hierafchji kościelnćj, sławne dokończenie dzieła, które 
się zaczęło w roku 863 i lat siedmnaście dojrzewało. 

39. '-Co to jest słowiański obrządek? ^ismo irpigte. Ten nowy świeżo 
urządzony kościół morawski, nie stanowił wcale odmiennego 
w kościele powszechnego obrządku, jąk to pospolicie mniemają 
ci wszyscy, którzy dotykali się kiedykolwiek tego przedmiotu. 
Pomylono się tylko o wyraz. Trzeba to objaśnić. 

Cały ten obrządek polegał tylko na wytłumaczeniu ksiąg 
świętych i liturgicznych na język słowiański. Jan VIII nie za* 
twierdzał nowego nabożeństwa, nie przepisywał nowych modlitw 
i ceremonjału, ale pozwalał tylko nabożeństwo rzymskie zamiast 
po łacinie, jak to było na zachodzie, odbywać po słowiańska 
w kościołach arcybiskupstwa morawskiego. 

Cyryli i Metody mieli wielu pomocników w pracy apostoł* 
skićj. Pomiędzy nimi odznaczali się nauką i gorliwością, Sławibor, 
pochodzący z książęcego rodu władców morawskich, Klemens, 
Bułgar rodem, Naum, Angelarz, Sawa i Gorazd, wszyscy w Rzymie 
wyświęceni na kapłanów podczas piewszego tam pobytu mężów 
apostolskich. Z ich to głównie pomocą Cyryli i Metody dokony- 
wali pracy wytłumaczenia na słowiańskie ksiąg świętych. Prze- 



L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. gi 

kładu tego małe części znaleźli już soluńscy bracia, jak mówi- 
liśmy w Krymie u Chazarów. Cyryli zajął się dopełnieniem Łój 
pracy o tyle, aby się w języku słowiańskim mogły odbywad i na- 
bożeństwa powszechne i godziny kapłańskie. Głównie te prace 
zajmowały go w Morawji. Wyłożył więc ewangelję, epistoły, psał- 
terz i oktawę, czyli śpiewy kościelne; dalćj czasosłów, czyli ho- 
rologium, po naszemu brewiarz, służebnik, trebnik, to jest księgi 
ceremonjałów i t. d. Po śmierci brata. Metody ze swymi uczniami 
kończył tłumaczenie ksiąg świętych. Dwaj kapłani pisali i nie spo- 
czął wprzód arcybiskup, aż ukończył księgi machabejskie. Są 
legendy o tych przekładach, a nawet bardzo szczegółowe, bo za« 
wierają w sobie daty; tak np. dzień świętego Dymitra (dnia 7 
października) uroczyście obchodzono na tę pamiątkę, że ostatni 
rozdział w dzień ten skończono. Metody z rozrzewnieniem pu 
blicznie dar swój w kościele narodowi składał. 

W jakim teraz języku słowiańskim dokonano tego prze- 
kładu pisma świętego? różne o tem były mniemania uczonych. 
Utrzymywali jedni i to zdanie długo się utrzymywało bez krytyki, 
źe Cyryli i Metody, sąsiedzi w Tessalonice, Bułgarji i apostołowie 
tego kraju, wprzódy nim się do Morawji dostali, używali języka 
bojarskiego. Zdanie to mogło się podobać. Wiadomo bowiem, 
że dwaj święci bracia, nim nawet puścili się na apostolstwo, po 
słowiańsku w rodzinnem mieście mówili. Oczywiście, że musieli 
umieć naprzód p5 bułgarsku. Inni uczeni omijali tę trudność 
i twierdzili, że Metody z Cyryllem użyli do ksiąg świętych języka 
wogóle starosłowiańskiego. Tymczasem nie zwracają uczeni na 
to uwagi, że język przodków naszych z IX wieku zapewne jeszcze 
nie dzielił się na rozmaite narzecza tak, żeby można było mówić 
o języku bułgarskim i o języku morawskim. Lekkie odcienia być 
mogły i były pewnie, ale dlatego wszyscy Słowianie musieli się 
rozumieć. Jeżelić już było jakie wtedy narzecze wyrobione sło- 
wiańskie, apostolskim mężom snadnićj Mrypadało używać języka 
morawskiego, jak bułgarskiego, bo i apostolstwo ich głównie od- 
bywało się w kraju morawskim. Ale tu i mowy być o narze- 
czach nie może. W tym języku, którego używali święci bracia, 
leżały zarody wszystkich dawniejszych narzeczy słowiańskich, tyle 
ten język bułgarski co polski. 



9i DZIEŁA JU3LJANA BARTOSZEWICZA. Tom BI. 

Ktokolwiek z bezstronnych badaczy zastanowi się «ad orga- 
nizmem języka starosłowiańskiego w najstarszych jego pomai- 
kach, przyznać musi, że jest to języka który się kształcił i roz- 
wijał piśmiennie, choć nie na pargaaiinie ani na papierze, lecz 
rylcem na bukowych deskach, przez długie i liczne wieki, nim 
go apostołowie użyli na rzecz religji Chrystusowćj. Kiedy się po- 
równa język tych pomników z późniejszemi księgami serbsko i 
rusko cerkiewnemi, samo przez się nasuwa badaczowi przeko- 
nanie, że jak się ma np. łacina z wieku Augusta do średniowie- 
cznej, tak się ma język rzeczonych pomników do późniejszycłi 
o całe wieki przerabiań biblji. Język Metodjusza i Cyrylla to 
brylant, język późniejszy to podrobiony drogi kamień, a temsa- 
mem bez czystości. Ztąd wniosek uderzający, a tern niemniej 
pewny. Język starosłowiański, którego używali apostołowie, był 
za ich czasów, a może i na wiele wieków przed nimi, językiem 
umarłym, znajomym tylko, pielęgnowanym wśród rodzin kapłań- 
skich. Kształcił się ten język i rozwijał piśmiennie w ich ręku, 
u tych szczególnie Słowian, którzy najbliższymi a odwiecznymi 
byli sąsiadami ukształconego narodu greckiego. Któż wie czy 
bracia Cyryli i Metody nie byli z rodu słowiańskiego Icapłanów 
starych pogańskich? Praktyka kościoła katolickiego objaśnia te 
ciemne stosunki. Więcćj to jak pewnik, żeby Jan VIII nigdy nie 
pozwolił Metodemu używać języka żyjącego ludowego, stawiają- 
cego pierwsze niepewne kroki na polu piśmiennem, do świętćj 
liturgji. Język żyjącego narodu kształci się, rozwija, przybywa 
z czasem wyrazów, całe wyrazy zmieniają do niepoznania swoje 
dawne znaczenie. Język żyjący nie może być użyty w nabożeń- 
stwie, boby mieszał spokojność kościoła, wywoływałby różnice 
pojęć i zasad, otwierałby pole mędrkowaniom i sektom. Formy 
języka kościelnego zastygłe być muszą, nie rozwijać się, nie po- 
stępować z wiekiem. Tymczasem Jan VIII pozwolił używać w ko- 
ściele morawskim języka słowiańskiego. Widoczna, że apostołowie 
bracia bawiąc w Rzymie, umieli mówić za sobą i przekonali 
papieża. Dowiedli mu, że język, na który tłumaczyli księgi święte, 
dla tak nazwanych Bułgarów i dla Słowian obrządku rzymskiego 
w Morawji i Pannonji, był to język tak samo jak grecki i łaciński, 
tylko piśmienny, przez długie wieki kształcony i umarły, to jest 
miał formy stałe, niezmienne. Przecież na dwa wieki jeszcze przed 



Tam L HISTORJA PIERWOTNA POŁSKŁ 93 

braćmi narody te słowiańskie miały wielu wyznawców cł)r2eścjań« 
skicli i dawne pisma świętego przekłady chociaż w ułamkacti. 
Jak następcy Piotra świętego nie użyli do liturgji języka ludo* 
wego, z którego się rozwinął dzisiejszy język włoski, ctiociaż 
mieli stolicę w mieście italskiem i wśród ludu italskiego, tylko 
łaciny, tak i dyecezjt morawskiej na używanie języka ludowego 
pozwolić nie moglii 

Cyryli i Metody wyłożyli na język słowiański liturgję grecką, 
a Metody ze swymi pomocnikami osobno wytłumaczył liturgję 
rzymską, jego to mszał słowiański zatwierdził Jan VIII. 

Podług ceremonjału rzymskiego odbywali więc w Morawie 
nabożeństwa Metody i jego kapłani. Nie zmieniał tego arcybiskup 
co zastał. Trafił na rzecz gotową. W skargach duchowieństwa 
niemieckiego do Rzymu, chociaż pełnych żółci i jadu, niema 
zarzutów względem obrządków. To bardzo ważne. Gdyby w pa- 
tijarchade rzymskim, w krajach, w których dawno już puszczało 
korzenie chrześcjaństwo łacińskie, zaprowadzał Metody nabożeń** 
stwo według wzoru rzymskiego, jakieżby to były wrzaski? Nie 
uchronił się przed niemi Metody, aczkolwiek był arcybiskupem 
wyświęconym w Rzymie i związanym ściśle w jedność z kościo- 
km powszechnym, aczkolwiek ulegał t>ezpośrednio papieżowi. 
Niemcy gniewali się tylko na język nie na nabożeństwo. Po sło- 
wiańsku nie umiejąc, głośno wołali, że Metody nfoże błędnie 
nauczać, bo skontrolować go niepodobna. Chcieli łaciny nie sło-* 
wiańszczyzny. Najgłówniejszy ich zarzut, że vilescere fecit missam 
latinam, to jest, że przez jego nabożeństwo idzie w zapomnienie, 
w niemożliwość msza łacińska. Nic dziwnego, że lud biegł do 
swoich kościołów, ależ kapłani niemieccy brali jedno za drugie. 
Metody nie ubliżał liturgji łacińskiej, nie mógł jćj ubliżać, ale 
przez nabożeństwo słowiańskie rzeczywiście upadały kościoły ła* 
cińskie, sprawowane przez Niemców. To był logiczny wypadek 
przyjętój zasady, koniec^iość. Jan VIII stawiając metropolitą 
Metodego, poddał pod jego władzę biskupa Nitry, owego Wich* 
kingą. Samo nazwisko tego kapłana pokazuje, że był z rodu 
Niemcem, kapłanem łacińskiego obrządku. Niema zaś w hierar- 
chji przykładu, aby arcybiskup i jego suffragani różnili się kie- 
dykolwiek co do obrządku. Stolica apostolska nigdy nie podda- 
wała ani biskupa obrządku greckiego arcybiskupowi obrządku 



94 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom OT. 

łacińskiego, ani na odwrót biskupa obrządku łacińskiego, arcy- 
biskupowi obrządku greckiego. Cóż ztąd wypada ? Cto, że Metody 
odbywał nabożeństwo po słowiańsku, Wiching po łacinie, ale 
obadwaj według jednych mszałów, z temi samemi obrzędami. 
Kapłani greccy Cyryli i Metody, przeszedłszy do patijarcłiatu 
rzymskiego, zmienić musieli i obrządek; byli kapłanami rzym- 
skimi. Obrządku słowiańskiego nie było, bo ani Cyryli ani Metody 
nie układali nowćj liturgji w języku słowiańskim, ale po prostu 
tłumaczyli grecką i rzymską. 

40. JOryliea i cjłągoUca, Były też spory długie pomiędzy 
uczonymi o abecadło słowiańskie. Pomniki wykrywały podwójne : 
głagolicę i kirylicę ; pierwsza miała głównie panować na zachodzie, 
druga u wschodnich Słowian. Spierano się, które abecadło staro- 
żytniejsze. Głagolicę odnoszono do pierwszych wieków po Chry« 
stusie i za jćj wynalazcę uważano świętego Hieronima, rodem 
Słowianina z Dalmacji. Dzisiaj te spory ustają, bo prawda się 
wyjaśnia. Słowianie mieli jedno abecadło, bukwicę, chociaż nie 
wszyscy jego używali, ale tylko światlejsi, więcćj z cywilizacją 
zbliżeni, a głównie kapłani narodowi. Bukwicę taką nazywali 
księża łacińscy przez urąganie głagolicą, bo słysząc często z ust 
kapłanów słowiańskich stSirywyTzzjłagoł, znaczący słorpo, a tak często 
używany w ewangelji, pisma ich stare ^łagolieg, nazywali. Stara 
pogańska b\ikwica była abecadłem starego słowiańskiego świata 
na południu, na wschodzie i na zachodzie. Ryli i wyrzynali 
ojcowie nasi pisma swoje na bukowych deskach. Nie wymyślili 
go, ale rozumieli ze wspólnego źródła, z jednego korzenia staro- 
fenickiego, z którego poszły wszystkie inne abecadła ludów. Mogła 
bukwica powstać w III — IV wieku ery chrześcjańskićj. Opowiada 
mnich Chrabr, że Słowianie będąc poganami nie mieli knig, czyli 
ksiąg, mówi prawdę, bo księga, biblja po grecku, znaczyło pier- 
wotnie zwój zapisanego łyka, następnie liścia, pargaminu, papieru, 
a słowiańskie deski, na których ryli swój zakon, ani się giąć, ani 
zwijać nakształt łyka nie mogły. 

Bukwicę z desek urabiał* na abecadło więcej pospolite, pi- 
śmienne święty Klemens, biskup Bułgarji w III wieku. Zamiast 
starćj, ociężałój bukwicy, wprowadził w używanie abecadło przez 
siebie wynalezione, udoskonalone. Potrzebne mu to było dla 
oświecenia ludu bułgarskiego po chrześcjańsku. Pomieszał głoski 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 95 

greckie z postaciami starćj bukwicy, którą także zaokrąglił i za- 
stosował do formy abecadła greckiego. Dla dźwięków czystycłi, 
wspólnych tak ^owiańskiemu jak i greckiemu językowi, dobrze 
się nadawały dawne głoski greckie, dla brzmień zaś czysto naro- 
dowydi zostały się stare głoski bukwicy, które ostrożnie zmie- 
niwszy nie wyglądały na nowe i wyrażały wszystkie delikatne 
odcienia brzmień słowiańskicłi. Był to widoczny postęp i wielkie 
ułatwienie tak dla kapłanów rodu greckiego, jakoteż i dla kapła- 
nów rodowitycli Słowian, wykształconych w języku greckim. Da- 
leko było albowiem jednym i drugim łatwićj czytać nowe pisma. 

Pismo to świętego Klemensa niesprawiedliwie nazwano pó- 
inićj cyrylica kiryUą, od jednego z dwócłi braci apostołów mo- 
rawskicli, cłiociaż Cyryli wcale go nie znał. Poplątano wypadki 
i czasy. Pamięć wielkiego męża stała tak na myśli Słowianom, 
zasługa jego w przekładzie ksiąg świętycłi była tak wielką, że 
urojono sobie i to, czego nie było. Koniecznie utrzymywano, że 
Cyryli wynalazł kirylicę i pierwszy nią pisał. Tymczasem i Cyryli 
i Metody używali jeszcze starćj bukwicy słowiańskiej, to jest tak 
zwanćj dzisiaj głagolicy. Słowianie współcześni apostołom lepićj 
oczywiście znali się na tem i dlatego wyraz kiryUea nie oznaczał 
o mch pierwiastkowo pisma, ale raczćj ten język piśmienny, któ- 
rego używali obadwaj bracia do tłumaczenia ksiąg świętycłi, bo 
trzeba było przecież znaleźć w samym wyrazie różnicę mowy 
umarłej, uczonćj, od języków ludowych, używanycłi, pospolicie 
zrozumiałych. W ostatnich dopiero czasach, najprzód przez nie- 
dopatrzenie się, potem przez pomyłkę, przeniesiono nazwę kirylicy 
na abecadło świętego Klemensa. Najstarsze dzisiaj pomniki litera- 
tury dowiańskiej pisane tem abecadłem, są widocznie przepisywane 
lylko z pierwotnych pomników bukwicą pisanych w różnych 
czasach i w różnych miejscach, ztąd w nich i te różnice językowe, 
które uczeni odkrywają. 

41. X^^<^ podróż Metodego do ^{zyniu. Po ustanowieniu hie- 
rarchji nie miał jeszcze mąż apostolski spokojności. Wiching 
dopiąwszy celu, teraz właśnie najwięcćj dokuczać mu zaczął; 
w oczywistćj był zmowie z Niemcami. Więc naprzód ufny w swój 
język liturgiczny łaciński, panujący w zachodnim kościele, o po- 
słuszeństwie dla metropolity nic wiedzieć nie chciał i pogardzał 
wyraźnemi rozkazami stolicy apostolskiej. Zdaje się, że w djecezji 



CQ DZIEŁA JUŁJANA BARTOSZEWICZA. Tom XII. 

swojej ję^k słowiański rugował, że kapłanów do nić) sprowadzał 
Niemców. Mógł tern zuchwałej postępować, gdy miał po sobie 
ciągle Świętopełka, pana zawsze dwulicowego. Upominał biskupa 
Metody i do posłuszeństwa naginał. Ale Wiching zwykle odpo- 
wiadał na to, że ma tajne od stolicy apostolskiej polecenia i nauki, 
że jest zresztą posłuszny księciu, który także nie dsiałał bez 
upoważnienia. Wypadałoby z tego, że Jan VIII grał podwójną 
względem Metodego rolę, w oczy tak, za oczy inaczój. Nie mógł 
tego na żaden sposób przypuścić mąż apostolski, który się obawiał, 
że zmarnieją jego prace i zasługi, jeżeli ścierpi takie postępowanie 
z sobą i księcia i biskupa. Najśliczniejszym owocem długoietnicti 
mozołów była ta święta zgoda narodowego kościoła z wiecnością 
do stolicy apostolskićj. Z boleścią w sercu zgłosił się więc do 
ni^j. Pociecłia prędko nadeszła, bo papież odpisał już w kwietniu 
881 roku, że Wiching niegodnie kłamie, ani tajnych poleceń 
nie odbierał żadnych, ani też nie woził z sobą ukrytych listówr 
do Świętopełka. Owszem cała wola stolicy apostolskiój wypo- 
wiedziana była jawnie i uroczyście w tem piśmie, które do księcia 
powiózł Metody. Papież zapewniał dalćj Metodego, że zuchwalstwa 
Wichinga nie puści płazem. 

Zdawałoby się, że po tem ostrem napomnieniu, ws:Bystko 
powinno było powrócić do swoich karbów. Noe stało się tak 
jednak. Świętopełk i Wiching tak okropnie zaczęli na nowo 
dokuczać Metodemu, że postanowił rzucić swoją stolicę arcy- 
biskupią i trzeci raz odbyć podróż do Rzymu. Nie zwłóczył 
chwili. Było to niedługo, albowiem po owem upomnieniu 
z Rzymu, kędy w końcu roku 881 lub w początkach następnego, 
zabrał się mąż apostolski z Morawji. Czy chciał tylko zawieźć 
nową ostatnią skargę na Wichinga i księcia, czy też pragnął 
porzucić wszystko i złamany trudami i wiekiem odpocząć gdzie 
w świętem ustroniu, w stolicy kościoła, tego kronikarze nie 
wiedzą, jak też nic nie mówią o szczegółach podróży i jej skut- 
kach. To pewna, że Świętopełk rychło począł żałować odejścia 
Metodego i podobno go nawet przez posły uroczyście do po- 
wrotu zapraszał, przyrzekał poprawę i posłuszeństwo na wszystkie 
czasy. Powrócił tedy arcybiskup. A gdy się zbliżał do swojej 
stolicy na Welehradzie, wyszli naprzeciw niemu władykowie 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 97 

i narody a z niezwykłą radością pląsając i wielbiąc Boga, wołali: 
ulitowałeś się Panie ziemi naszćj, pocieszyłeś ją, przysłałeś nam na- 
powrót pasterza dusz naszycłi^. 

42. ^ojnf o ^Lastrjc, <Wypr<ttva póboina zia ^yszerpiła io AVi^ 
iUcy. Wojować wtenczas musiał Świętopełk i na zachodzie i na 
wschodzie. Nad Dunajem w okolicach dawnego rzymskiego miasta 
Windobony, mieszkali rakuszanie, naród słowiański, dawno już ujarz- 
miony przez Niemców. Siedzieli wśród nich margrabiowie południowi 
oa pograniczu cesarstwa, marchiones australes. Zczasem z tego 
dowiańskiego nazwiska wywiązało się imię własne, marki austrjackićj, 
potem AustijL Margrabiowie nie byli jeszcze dziedziczni, ani lenni, 
ale po prostu urzędnicy państwa, mieli tylko nadzór nad ziemią 
i częśdćj tytuł próżny, jak władzę. A jednak Niemcy, jako łakomi 
na cudze i o ten tytuł się ubiegali. Cesarz Ludwik postanowił tam 
właśnie mai^abi^o Aryba, któremu zazdrościli posady synowie 
hrabiów: Engelszalka i Wilhelma, tych; co kiedyś Morawją władali. 
Starali się za pomocą Bawarów wyrzucić z Austrji Aryba, który 
znowu szukał pomocy u Świętopełka. To właśnie był powód dla 
Karlowingów do napastowania słowiańskiego księcia, który mocno 
popierał stronę margrabiego. Oprócz cesarza Karlomana występuje 
tutaj bardzo czynnie ów kum Świętopełka, Amulf, syn jego natu- 
ralny, rządca Karyntji, jako przyszły dziedzic korony niemieckićj. 
Trafili Karlowingowie aż do Bułgarów i podesłali do nich kilku pa- 
nów swoich na przewodników. W roku 882 wpadli Bułgarowie nagle 
do Morawji. Wykazało się następnie, że d synowie Engelszalka i 
Wilhelma czychali na żyde Świętopełka. Rozgniewał się srodze król 
morawski, a ponieważ ich trzymał u siebie na dworze Amulf, wy- 
prawił posły swoje do Karyntji z groźbą taką: „Wrogów moich 
chowasz, jeżeli ich nie oddalisz, nie będę spokojny". Amulf uczynić 
tego nie myślał, wpadł więc roku 883 Świętopełk do Parmonji za 
Dunaj i kraj ten zniszczył okropnie. Nie przestał na tćj wyprawie, 
ale zebrawszy nowe siły powtórnie wpadł do Pannonji roku 884. 
Tak wielką miał siłę, że Niemcy z podziwienia wyjść nie mogli; 
opowiadali, że pochód jego przez jedno miejsce trwał od wschodu 
słońca aż do zachodu. Nigdzie nieprzyjadel nie śmi^ mu stawić 
czoła, dopiero w odwrode gonili Świętopełka Niemcy. Odniósł król 
świetne zwycięstwo: dwóch z owych dziko nieprzyjaznych margrabią t 
utonęło w rzece Rabie, wielu panów niemieckich dostało się Mora- 

Historja pierwotna Polski. T. I. Ij 



98 DZIELĄ JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

wianom do niewoli. Karol Gruby, brat Karlomana i cesarz po nim, 
zwołał zjazd do Konigstatten w Austrji, na który przybył zapro- 
szony Świętopełk. Niemcom coraz gorzćj się wiodło z Morawą. 
Widoczne to ze skutków zjazdu. Aryb utrzymał się na margrabstwie 
austrjackiem, a sam Świętopełk lennem prawem zatrzymał zdobytą 
przez siebie Pannonję, czyli Morawę zadunajską. Amulf rad nierad 
zatwierdził ten pokój, ale dopiero w roku następn3rm 885. 

Około tego czasu miała miejsce wyprawa Świętopełka do Wi- 
ślicy w kraj chrobacki, do rdzennćj ziemi. Płynęła tam rzeka Wisła, 
znajoma już jeografom I wieku. Pisali j% rozmaicie: Yishola, Yistilla, 
Yisula, Bisula, Yisthla, Yisda, Yischla i łatwo jest w tycli dźwię- 
kach odkryć słowiańskie brzmienie, pochodzące od wisnąć, zawisnąć. 
Toć i Długosz jeszcze rozpowiadał, że Wisła dlatego nazwanie swoje 
otrzymała, że wychodząc z gór, płynie zrazii jakoby zwieszona 
w doliny. Nad tą rzeką prasłowiańską, mieszkał naród Wiślan, 
oczywiście od rzeki tak nazwany. Była starożytna osada wśród tych 
Wiślan, nad samemi brzegami rzeld położony Kraków. Ale ważniejsza 
nierównie osada w kraju wiślańskim leżała nieco dalej w głąb kraju, 
na lewym brzegu rzeki, Wiślica, osadą sławna, bo i Grecy nawet 
o nićj coś wspominali zdąleka. Tu panował potężny książę Wy- 
szewit. 

Wyszewit ten albo Wisław według Bogufała, wywodził ród od 
książąt panujących w kraju Lachów, Polan, który się rozciągał ku 
północy nad Wartą. Jeżeli to prawda, plączą się już tutaj dzieje 
lechickich i chrobackich plemion. Jakkolwiek tam było, Wyszewit 
panował szeroko, miał potęgę. Metody postanowił nawrócić go do 
wiary chrześcjańskićj. Nietylko albowiem urządzić miał kościół mo- 
rawski, ale ciągle go apostolstwem w różne strony rozprzestrzeniać. 
Już w Morawie nie było pola do nawracania, ale do utrzymywania, 
utwierdzenia. Więc arcybiskup zwracał się w strony pogańskie, żeby 
rozszerzać swój kościół. Metody namawiał Wyszewita, żeby wiarę 
chrześcjańską dobrowolnie przyjął i ostrzegał księcia wiślickiego, że 
zrobić to musi, bo inaczej wywoła przeciw sobie wojnę potężniej- 
szego od siebie i ulegnie przed orężem. „Dobrzeby ci się ochrzdć, 
synu, mówił Metody, wolą swą i na swojćj ziemi, a nie zechcesz 
będziesz w niewoli i na cudzćj ziemi się ochrzcisz i wtedy mnie 
wspomnisz". Metody czuł to, że państwo morawskie przćć będzie 
ku tej nietkniętej jeszcze stronie. Ale Wyszewit był mocno roz- 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. gg 

mSowany w pogaństwie i natrząsał się z obrządków chrześgańskich. 
Upór zwyczajna to rzecz charakterom przesądnym, nieoświeconym. 

r 

Wtedy Świętopełk wyprawił się przeciwko niemu. Był to interes 
pierwszej wagi dla króla morawskiego tworzyć wielkie państwo, 
a zwłaszcza z pierwiastków rodzimych : im większe i silniejsze było, 
tein potężniejszą siłą oporu stawiało się Niemcom. 

Ale z tego dopiero miarkujemy o sile Wyszewita, że nawet 
królowi morawskiemu wojna z nim szła ciężko. Wojował Świętopełk 
pogany, „nie mógł nic dokazać, jeno czas tracił". Metody zajęty był 
wtedy poświęcaniem kościoła w Bemie dla świętych apostołów 
Piotra i Pawła. Budował ów kościół na górze piorunowej, na którćj 
jeszcze niedawno czyniono ofiary bałwanom za czasów pogaństwa. 
Zbliżał się czas, w którym odbywać się miała uroczystość w dzień 
świętego Piotra. Chciał arcybiskup mieć króla na tem nabożeńst^^de 
i pisał do niego: Jeżli przyrzeczesz mi, że będziesz na dzień św. 
Piotra z wojownikami swymi u mnie na uroczystości, mam w Bogu 
ufność, że wnet wrogów twoich w ręce ci odda". Król się stawił 
na uroczystość według rozkazania. Widocznie był w zgodzie wtedy 
I świętym mężem. Metody święcił kościół dnia 29 czerwca 884 r., 
a Świętopełk zapisywał nowćj świątyni bożej posag na Bemie i 
Łuży, Ludu moc była. Miał król morawski wogóle do Piotra świę- 
tego wielkie nabożeństwo. Uposażył także wspaniale w owym czasie 
oitarz świętego Piotra w kościele w Ołomuńcu, bo sąóstą część do- 
chodów, które szły do zamku z żupy ołomuniecldćj, na ten ołtarz 
przekazał. 

Pomyślniój teraz poszła wojna z Wyszewitem, jakby za łaską 
Bożą. Po uporczywćj walce Świętopełk obalił go z księstwa, a ziemie 
nadwiślańskie do swoich państw wcielił. Poszedł zwyciężony władca 
na wygnanie i szukał przytułku za Dunajem ze swoją rodziną. Tam 
znał jeszcze syna jego Michała cesarz bizantyński. Konstanty Porfi- 
rogenita, jeszcze około połowy X wieku. 

Niezawodnie osadził w Wiślicy Świętopełk jednego z synów 
swoich, bo zdobycz była to niezmiernie ważna dla przyszłości pań- 
stwa. Na wschód szeroko za Wisłą rozciągały się ziemie chrobackie, 
dotychczas wolne, nietknięte orężem. Ziemiom tym ani się nie 
śniło o bliskiem niebezpieczeństwie od Niemców. Kiedy już cały 
zachód słowiański z konieczności porzucił patijarchalne życie i uor- 
ganizował się w państwo, Oirobatom nad Wisłą, nad Sanem ani na 



lOO DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

myśl nie przychodziło, źe żyde społeczne zmienić potrzeba, że Sło- 
wiańszczyzna w nową fazę zacłiodzi. Po staremu sobie myśleli upra- 
wiać rolę w milczeniu, może wyczekiwali na nowych zdobywców 
z Azji, których się tylu przewinęło od kilku wieków po ich ziemi. 
Po Gotach, Hunnach, Awarach innym jeszcze barbarzyńcom ulegaćby 
musieli, bo co było dawnićj, mogło być i póżnićj; Azja ciągle 
wrzsJa jako wielkie koczowisko ludów, które ciągle wyrzucało fale 
na brzegi Europy. Wtem nagle zmieniają się stosunki. Upadek 
Wyszewita był dla Chrobatów uderzeniem piorunu, zwiastował nowe 
czasy. Hasło narodowe, plemienne, wołało ich do oi^anizacji, do 
stworzenia narodowćj siły, do zakończenia starego żywota. Patijar- 
chalności na koniec przyszło. 

I leje się nagle wspaniałą rzeką w chrobackie kraje, w rdzenną 
ziemię, to nowe żyde słowiańskie z Morawy. Oczywiśde ludy sta- 
nowią opór, bo nie rozumieją wielkiej epoki. Ale opór to daremny. 
Potężny Wyszewit złamany. Księstwo jego wiślickie stało się marką 
słowiańską pochodu Moraw ku wschodowi. Z nićj roiły się zdobycze. 
Niemą wątpliwości, że Świętopełk zhołdowął sobie szerokie ziemie 
aż po dzisiejszy Wołyń. Z granicami państwa rozszerzała się wiara 
chrześcjańska. Kapłani postępowali w ślad za tryumfami oręża. Nic 
dziwnego, póld rozdągnęło się państwo, poty rozdągSL& się miała 
władza kośdoła słowiańskiego, arcybiskupstwo morawskie. W pierw- 
szćj chwili nic trzeba było nowych biskupstw na tćj ziemi, bo 
nie odrazu znajdowali się wyznawcy, orężem nie zmuszano do 
wiary, ale tylko do jednośd państwowej. Metropolita zastępował 
biskupów nowym chrześcjanom. Granica władzy j^o i Święto- 
pełka rozszerzyła się więc nagle aż do Bugu i Styru, dwóch rzek, 
które źródłami swemi są bliskie. 

43. ^mierS Jl/Utode^o, Bóg jakby czekał na to rozszerzanie się 
państwa Świętopełkowego, bo chdał powołać do siebie apostoła. 
Sytemu lat i zasług pozwolił patrzćć przed śmiercią na wielkie 
tryumfy kośdoła słowiańskiego. Był to skutek mozolnćj 22-letnićj 
pracy niezmordowanćj, natchnionćj. Błogo więc było w duszy Me- 
todego. Ale sprawiedliwy chdał i po śmierd zapewnić powodzenie 
swojemu dziełu. Lękał się, żeby niegodny następca nie uronił plonu. 
Skłonił więc książęta i kapłanów, aby wybór przyszłego arcybiskupa 
zwródli na swojego współziomka. Ukazał im go nawet : „ten to jest 
syn waszćj ziemi, mówił, mąż swobodny nauczon dobrze w księgach 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. lOl 

iadńsldch, a prawowierny. To będzie z woli Bożćj, a raczćj i mojej 
miłości następca mój^. Błogosławieństwo to umierającego starca miał 
Gorazd, kapłan świętobliwy, uczony w greckim i łacińskim języku, 
ćwiczony w piśmie słowiańskiem, współuczestnik nawet zdaje się 
Metodego w pracy około przekładu ksiąg świętycłi. Był to kapłan 
niepospolitycłi zdolności, szlachetnego serca, od pierwszych lat to- 
warzysz i uczeń Metodego w podróżach i apostolstwie. Wszystko 
iresztą za nim przemawiało i ród, który prowadził od dawnych 
władyków morawskich, i własne zasługi. Poświęcony był na ka« 
piana w Rzymie, za pierwszćj tam bytności apostołów. Był zresztą 
owym trzecim biskupem metropolji, którego sobie dla dopełnienia 
hierarćhji Jan VIII przedstawić kazał. Metody nawet zdał na niego 
zupełnie cały rząd kościoła, a sam sposobił się na śmierć z ra- 
dością, bo pod sterem Gorazda około 200 kapłanów słowiańskich 
zostawiał. I niwa ta Boża miała przyszłość. 

W kwietnia niedzielę 885 roku dnia 4 kwietnia, poszedł arcy- 
biskup do kościoła ostatni raz dokonać ofiary najświętszćj. Wtedy 
jeszcze napominsd, nauczał lud o świętośdach wiary i zakonie 
iywota. „Strzeżcie mnie, dzieci moje, powiadał, strzeżcie mnie do 
trzedcgo dnia^. I stało się tak. Trzeciego dnia potem zasnął spra- 
medSwy. Ogromny żal rozległ się po Morawie. Wśród płaczu ludu 
i duchowieństwa, Metody pochowany w kośdele welehradzkim Ma- 
ryi Paimy. 

Nie żałował go tylko jeden Wiching i j^o przyjaciele, spra- 
wiedliwie wnosząc, że nastał teraz dla nich czas obalenia liierarchji 
słowiańskićj. Jakoż w istocie śmierć ta wywarła wielkie skutki. Ła- 
dna wzięła górę, apostołowie słowiańscy zaczęli ustępować do 
Bułgarji. 

44. %amysty ^imvlfa rpz/jlgiem JIfloortmy, Tymczasem w Niem- 
czech rozrywała się potęga Karlowingów. Bernard, syn naturalny 
Karola Grubego, zaczął walczyć z Amulfem o panowanie. Amulf, 
lubo z duszy niechętny królowi morawskiemu, pojednał się z nim 
w roku 887, bo jeżeli nie spodziewa! się od sprz3nnierzeńca pomocy 
ku osiągnięciu tronu cesarskiego, tedy przynajnuiićj spodziewać się 
mógł obojętności z jego strony. Są pewne nawet poszlaki, że Amulf 
zrzeld się na rzecz Świętopełka mniemanych praw swoich do Czech, 
aby go łatwićj ułowić w swoje sidła. Ale to rzecz wątpliwa. Przy- 
mierze z Morawą przecież tak rozwiązywało ręce Arnulfowi, że 



102 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom lH. 

nawet obok roszczeń cesarskich, Obotrytów zaczepiał w 889 roku. 
Nie powiodła mu się ta v/yprawa. Dlatego szukał jeszcze raz przy- 
jaźni król niemiecki z morawskim w roku 890. Skutki pokazały, że 
Amulf nieszczerze odnawiał sojusze. Bo ledwie utwierdził się na 
tronie cesarskim, zaraz szukał sposobów, żeby odzyskać dawne nad 
Morawami zwierzchnictwo. Naturalnie Świętopełk, pan potężny, 
głaskany, względami Niemców łudzony, nie mógł nawet myśli do- 
puśdć, żeby zwierzchnictwo czyje nad sob§ uznawał. Tu właśnie 
leżał powód do strasznych wojen, które z niesłychaną zaciętością 
wybuchły, a skończyły się klęską słowiańskiego świata. Starćj orga- 
nizacji niemieckiej zadała ta wojna ogromne szczerby, ale Morawę 
uniosła. 

Amulf, jak wszyscy jego poprzednicy, marzył o szerokiem 
panowaniu w Słowiańszczyżnie. Otóż nie mógł wprzód przyjść do 
niego, ażby upokorzył Świętopełka, silnego i zręcznego wroga. 
Oglądał się więc za sprzymierzeńcami. Użył starćj taktyki, braci 
na braci chciał podburzyć, niechaj się sami osłabią, a potem łatwićj 
przyjdzie na nich jarzmo ciężkie. Panował wtedy za Dunajem po- 
między Drawą a Sawą nad jednem pokoleniem Kroatów, książę 
imieniem Braczysław. Mógł to być syn, albo jald blizki krewny, 
a pewnie następca Kocieła. Nędzny ten władca poddał się jeszcze 
za Karola Grubego zwierzchnictwu Niemców. Sąsiad Morawy mógł 
być dla nićj obrońcą lub zdrajcą. Uwiódł go Amulf, ale gdy sam 
książę Braczysław mało mu dawał rękojmi przyszłego powodzenia, 
cesarz niemiecki udał się do Madziarów. 

45. ,3lll>adziarowie. Na stepach pomiędzy Dnieprem a Donem, 
mieszkał w DC wieku lud dziki, Finom pokrewny, który świeżo 
przykoczował tam z zachodnićj pochyłości Uralu. Do owych stron 
nie przedarło się jeszcze światło historji, dlatego niewiadomo z pe- 
wnością, kiedy ten lud przywędrował nad Don, ojczyznę wielu ste- 
powych narodów, które z łupieży się utrzymywały. Był to lud 
Ugrów czyli Madziarów. Byzantyńskie latopisy nazywały ich Tur- 
kami, jako wychodźców zza Wołgi i dan^iików chazarskich, zresztą 
z plemieniem tureckiem Madziarowie znacznie się zmieszali. Wulkan, 
który jak lawą wstrząsał ludami i ciągle gnał do Europy nowych 
zdobywców, ostatni raz dawno wybuchnął, bo uspokoił się na 
400 lat. Madziarowie byli tym ostatnim pokładem, który pomieszał 
starodawne narodowości europejskie, posuwali się zwolna ponad 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. I03 

Don i nie prędkoby może zawichrzyli świat, gdyby nie wojny nad 
Donem. Mieszkali, tam oddawna*Pieczyngowie, nieco ku wschodowi 
odsunięci, ale hipieżąc Chazarów i pod sam Kijów zapędzając się 
sprawili, że zawiązsJa się koalicja Chazarów i Uzów, która uderzyła 
i rozbiła hordy Pieczyngów. Jeden oddział zwyciężonych ku zacho- 
dowi biorąc się, z caJą sił§ uderzył na Madziarów i wyrzucił ich 
1 pod iiralskich siedlisk. Grom na dwie połowy i samych Madziarów 
rozdzielił, jedna część przeszła za Don i pobiegła ku Persji, druga 
przeszła do Europy, krą.żyła około Kijowa, przymknęła do Dniestru, 
potrąciła szerzćj o Słowiańszczyznę i stanęła na pograniczach ce- 
sarstwa wschodniego (885 roku). Przyszedł i zasiadł wśród ojców 
naszych zdobywczy naród, żeby rozbić Słowiańszczyznę, zapanować 
nad znaczną jej częścią i z koleją wieków dzielić z nią dolę 
i niedolę. 

Staczało wtedy cesarstwo z Bułgarami tak olbrzymie walki, 
że nawet Micłu^ Borys musiał porzucić klasztor, do którego się 
schronił szukając spokojności po burzliwem życiu. Niezdolnego syna 
Włodzimierza obalił z tronu, władzę Symeonowi powierzył. Symeon 
był to jeden z największych ludzi bułgarskich. Nie ustąpił cesarzowi 
Leonowi i tryumfował nad jego niedołężnością. W rozpaczy chwycił 
ac cesarz ostateczności, poszedł drogą utartą przez swoich poprze- 
dników. Dojrzawszy na granicach swego państwa nową siłę, nie 
patrzsd jaka jćj wielkość, nie zastanawiał się nad przyszłością, a 
lecząc tylko złe widoczne, na dzisiaj wezwał na pomoc Madziarów 
przeciw Symeonowi. I usłuchali zdobywcy i wylawszy się za Dniestr, 
zrazu potrącili króla bułgarskiego i parli go aż do stolicy, Presławia. 
Ale wprędce otrząsł się z pierwszego przerażenia znakomity władca, 
śagal Madziarów, odparł ich i pędząc za niesfomemi tłumami, po- 
konał ich w owem siedlisku nad Dniestrem. Ale nie mógł odnieść 
stanowczych zwycięstw, Madziarowie posunęli się o krok dalej 
w Europę i osiedli stanowczo na ziemiach bułgarskich. Przeszli do 
dzisiejszego Siedmiogrodu, potem za Dunaj, rozwinęli się nad Cissą 
i szersze granice teraz cesarstwa objąwszy, byli postrachem Bizan- 
tyńców, zmorą piekielną, która im spokojnego snu nie dozwalała 
na chwilę. Jeden Symeon bułgarski nie ustawał w krwawej walce 
z nimi, zwołał Pieczyngów z nad Donu i wspólnie z tym sprzymie- 
rzeńcem nękał Madziarów. Pozbył się ich, niemiłe sąsiedztwo odda- 
liło się, ale rzecz była jeszcze nierozstrzygniona, kiedy przyszła 



104 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul. 

mu nagle odsiecz z tój strony, z którćj się najmnićj spodziewał. 
W okolicach nad Cissą Madziarowie zetknęli się z Braczysławem, 
przyjacielem Niemców i z samymi Niemcami. Jak Leon przed chwilą 
przeciw Bułgarom, tak teraz Amulf wezwał ich pomocy przeciv^ 
Morawom. Madziarom w Europie dobrze się powodziło, znajdowali 
na każdym kroku przyjaciół. Pomykali więc coraz więcćj ku za- 
chodowi, a w miarę tego jak oddalało się niebezpieczeństwo od 
Bułgarji, zbUżało się wielkiemi krokami przez tych zdobywców', 
ostatnią lawą wulkanu uralsldego dla Słowiańszczyzny i Niemców. 
46. ^statnjU łoje i imieri ^mgtopcłka. Tak od roku 892 nową 
zupełnie postać stara walka dwóch nieprzyjaznych sobie plemion 
przyjęła. Na scenę świeży działacz wystąpił. Madziary z Braczysła- 
wem wspólnie na króla morawskiego nastąpili Weszli od wschodu 
do jego ziemi i kiedy Świętopełk całą potęgą swoją stanowi bo- 
hatyrski opór, nagle z drugićj strony od zachodu spada na niego 
nowa chmara nieprzyjadół niemieckich, Franków, Bawarów i Szwa- 
bów, od południa uderzył Braczysław. Mógł się spodziewać pomocy 
Świętopełk jeszcze od Czech, ale cesarz pamiętał o tern i posłał do 
tćj ziemi z innem wojskiem biskupa wircburgsldego Amta. Działo 
się to w początkach czerwca i lipca. Najezdcy pustoszyli kraje sło- 
wiańskie okropnie i Świętopełk nie mógł im w polu otwartem sta- 
wić czoła, zamknął się więc w twierdzach. Amt przebiegł Czechy 
i wkroczył nieco głębićj na północ, w kraj Serl>ów. Wytrwałością 
swoją znękał Świętopełk wrogów. Zdaje się, że począł im dokuczać 
niedostatek żywności, cofnęli się więc i Madziarowie i Amulf i Bra- 
czysław i Amt; biskupowi się tylko nie powiodło, bo dopędzony 
w krainie Głomaczów dzisiejszćj Miśni, został przez Serbów zabity ^). 
Wprawdzie rozgłaszano po Niemczech o wielkich wtenczas zwy- 
cięstwach nad Świętopełkiem, jednakże mało kto baśniom i prze- 
chwałkom wierzył, bo potęga morawska, aczkolwiek wciąż falami 
miotana, stała spokojna i silna, dopóki Niemcy jćj nie zmogli. Amulf 
uciekał się nawet do chytrości, chciał pokazać się sprawiedliwym, 
kiedy tylko był słabym. Był nad Serbami w marce północnćj prze- 
łożon}rm margrabia Popo, jako następca Takulfa. Dopuszczał się 
urzędnik cesarski nadzwyczajnych nadużyć, uciskał Grłowaczów, 
robił co wszyscy Niemcy robili po wsze czasy swego działania na 



') Ditmar, I, 3. 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. t05 

Słowiańszczyznę. Cesarz teraz jednak oburzył się niby na Po- 
pona i zrzucił go z posady, skutkiem czego tak wielka była 
radość Serbów, że przez osobne swoje poselstwo wyrażali swoją - 
za to wdzięczność cesarzowi na sejmie w Ratyzbonie. Amulf tak 
postępując, starał się podkopać moralny wpływ Świętopełka. 
Robił sobie przyjaciół pomiędzy drobnymi książętami w Czecliacli 
i wśród plemion serbskicłi. 

A pomimo tego nie porzucał myśli nękania Świętopełka. 
Ponawiał na niego wyprawy sam jeden bez sprzymierzeńców w r. 
S93 — 894. Nic nie uzyskał, ponosił owszem straty, raz nawet 
znajdował się w czasie odwrotu w ogromnem niebezpieczeństwie. 
Ale ostatnie to już były króla Wielkićj Morawy wojny. Czy 
z trudów, czy ze starości, czy z choroby, niewiadomo, umarł 
Świętopełk w 894 roku. Zawołał przed śmiercią do łoża swego 
trzecti synów: Mojmira, Świętopełka i trzeciego, którego imienia 
nie podają nam dzieje, bo się niczem nie odznaczył, Świętoboga 
podobno. Trzy rózgi związał razem i dawał je każdemu z synów 
kolejno do przełamania. Niepodobna było, więc umierający roz- 
wiąui pęk i kazał synom łamać rózgi pojedynczo, co poszło im 
t tatwością. Naśladował w tem przykład starożytności. Dał za- 
pewne to do zrozumienia, że jeżeli zgodni będą, żaden ich nie- 
przyjaciel nie zwalczy, lecz skoro osobno się rozejdą, wrogom 
radość. Wiedział Świętopełk, że jedności państwa morawskiego 
nie będzie można utrzymać. Idee monarchiczne obce były Sło- 
wianom, sama myśl utworzenia państwa, zogniskowania siły, była 
wypadkiem losów, koniecznością w ich położeniu. Ocaleli się na 
sposób niemiecki, jedyny i możebny, jedynie zabezpieczający im 
bezpieczeństwo i narodowość. Nie szczepił monarchicznych idei, 
bo icti sam pewno nie rozumiał. Więc kiedy wiedział, że państwo 
się rozpadnie na trzy części, chciał przynajmniej synom dać prze- 
strogę, powiedzieć im co ich zbawi. Zgoda mogła być niezdoby- 
tym murem w państwie, aby tylko dobra wola była, miłość sprawy 
ogólnej, nie prywata. 

Ale piękne dni wielkićj Morawy przeminęły już na zawsze. 
Dopóki duch Świętopełka stał na straży, dopóty rozwijała się 
jędmość państwa. Niemcy nie zdołali od strony Saksonji zajrzeć 
za Łabę i nawet pogranicznych serbskich plemion od jedności 
z Morawą oderwać nie zdołali. Dopóty i Czesi trwali mocno przy 

Historja pierwotna Polski. T. I. I4 



106 DZJEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

związku. Dopóty wpływ Świętopełków sięgał daleko w Ctirobację 
a£ nad Bug i Styr rzeki. Każde wtargnięcie Niemców w te du- 
cłiem wielkiego męża obronne ziemie, wywoływało odwet ze 
strony związku słowiańskiego, który był ogromny, wielki. Mógł 
stworzyć znakomite państwo. Wprawdzie potrzebował jeszcze 
długićj a gorliwćj pracy ująd nowycli władców. Było w niem 
albowiem wiele różnorodnego żywiołu, ludy słowiańskie siłą spo- 
jone i utrzymywane, nie rozumiejące wszystkie zarówno potrzeby 
centralizacyi, a do tego jeszcze rozdzielone na kilka systematów 
religijnych, dwa obrządki chrześcjańskte walczyły z sobą i prawie 
na równi, bo aczkolwiek język słowiański był panujący, codzienne 
stosunki z Niemcami i łacinie swobodne otwierały pole, musiało 
być i pogan niemało. W ten to przedział religijno polityczny 
uderzała polityka niemiecka, ale jak dotąd napróżuo. Po Święto- 
pełku mógł jeszcze dzielny książę wykończać budowę państwa, 
nic jeszcze straconego nie było z jego śmiercią. Ale najście na 
Europę Madziarów odebrało ostatnie nadzieje i wielka Morawa 
nakoniec w bojach skonała. Od czasu jak ich nad Cissę spro- 
wadził Amulf, wypadki biorą inny obrót w Słowiańszczyźnie . 
47. Vpadćk panstfpa niclkiij Mcrarpy. Ojca stanowisko zajął 
Mojmir i był głównym kierownikiem związku słowiańskiego. 
Książe waleczny, rozumny, zdolny podtrzymywać wielką budowę^ 
ale trafił na złe czasy i złamał się o trudności. Na samym po- 
czątku rządów spotykać musiał walkę z bratem Świętopełkiem 
i czesldmi książęty. Synowie Borzywoja albowiem stanęli na 
sejmie w Ratysbonie roku 895: Spitygniew i Wratysław, z hoł- 
dami cesarstwu. Mojmir roszczeniom Niemców stawiał opór godny 
podziwienia. Uderzył naprzód na książęta czeskie i powściągnął 
ich, a kiedy późnić] znowu chcieli mieć związek z cesarzem, 
posłał do Amulfa posłów z żądaniem, aby zbiegów nie przyjmo- 
wał. Mimo to książęta pojechali do Ratyzbony w 897 roku i 
skarżyli się tam na surowość Moj mira; dostali podarunki, słowa 
pociechy, ale nic więcćj. Dopiero kiedy w roku 898 udało się 
Niemcom podburzyć obudwu braci na Moj mira, w wojnie domo- 
wćj Słowian mogli Niemcy szukać tryumfów. Wkroczyły wojska 
cesarskie do Moraw pod wodzą margrabiów Luitpolda i Ary ba, 
ale Mojmir rozgromił Niemców, a odpłacając jednakową monetą 
Arnulfowi, przyjął na dwór swój jego zbuntowanych panów i po- 



r 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. i07 

magał im zbrojno^ najeżdżając kraje cesarskie. Niemcy pragnęli 
wtedy pokłócić ludy słowiańskie z Madziarami, ale trafili najgorzćj 
tym razem. Mojmir albowiem uprzedził go, okiem sokołem obej- 
rzał położenie swoje i dziedzictwo Świętopełkowe, które piastował. 
Pojął naprzód i pomiarkował swój stosunek względem Madziarów. 
Nową siłę, która się zjawiła, trzeba było wziąśd w racliunek, 
ostrożnie się z nią obcłiodzić; zacliowanie się względem Madzia- 
rów Mojmira, robi zaszczyt zarówno jego rozsądkowi, jak męztwu. 
Książę cliciał być na stopie przyjaźni z Madziarami, do tego 
usposabiał Morawian. Skutkom takićj polityki winien był zna- 
komity książę swoje pierwsze tryumfy nad Niemcami. Przyjął do 
siebie osadników węgierskich, a Morawianie zaprzyjaźniwszy się 
z nowymi sąsiadami, w oznakę szczerych stosunków golić zaczy- 
nali głowy na sposób madziarski. Wpływ to miało szerszy, bo 
z wielką zgrozą duchowieństwa łacińskiego i Chrobaci powino- 
wacili się z Madziarami. 

Kiedy cesarz w roku 900 używszy ostatnich sił jednocześnie 
z całą swoją potęgą zwalił się na Morawy, kiedy Bawarowie 
prowadzili z sobą Czechów na Mojmira, książę zawołał tylko na 
Madziarów, którzy zaraz się poruszyli, wpadli do Bawarji i cały 
kiaj tak mocno spustoszyli, że na 50 mil wszerz i wzdłuż rozcią- 
gały się tylko wokoło smutne pogorzeliska. Jeszcze nigdy tak 
głęboko w Europę nie wtargnęli. A kiedy świeże hordy z Cha- 
zaiji wzmogły stare, pomknęli się do Karyntji i do Morawy przed- 
dunajskićj. Posmakowawszy łupu grabieżyli przyjaciół swoich i 
wrogów. 

Arnulf tego widać czekał. Porozumiał się z Moj mirem i za 
warł z nim pokój w Ratysbonie 901 roku. Wpadł nieostrożnie 
w sidła książę morawski. Rzucony wśród ostateczności, wybierać 
musiał pomiędzy jednym a drugim sprzymierzeńcem, ale niemałe 
miał do tego pewne pobudki, że z Madziarami zrywał, boć naj- 
bliższy ich sąsiad, teraz na barki własne brał cały ciężar strasznej 
wojny. Lat sześć, siedem od śmierci ojca przeważał się na stronę 
Madziarów, teraz zwrot gwałtowny zrobił, żeby w krwi się kąpać 
Kronikarze niemieccy nazywają Mojmira panem Karyntji, księciem 
Morawy i Czech, zdaje się więc, że kosztem nowych ustąpień 
i ziem, kupił sobie Arnulf Mojmira, który odtąd do śmierci swo- 



108 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IIL 

jćj występuje jako wróg Madziarów. Słychać tylko w dziejach 
chrzęst nieustającćj a złowrogiej wojny. 

Nie była długą ta walka, zajmowała drugie tyle co poprze- 
dnie panowanie Mojmira i przyjaźń z Madziarami, lat sześd, siedem . 
Zwyciężał dawnych swoich sprzymierzeńców książę, a nie ustawał 
w usiłowaniach. Madziarowie nie parli, więc chciał ich wyrzucić 
z Europy. Ciężka to byłaby sprawa. W bojach ciągle tpwarzy- 
szyli mu Niemcy. Ale raz stanowcz/ zagrzmiała bitwa na polacłi 
pod Preszburgiem w roku 907. Był tam Mojmir, a z Niemcami król 
ich, syn Arnulfa, Ludwik Dziecko. Madziarowie znakomite od- 
nieśli zwycięstwo, król Ludwik uciekł, Mojmir nagle gdzieś prze- 
padł, pewnie zginął w tój wielkićj bitwie, bo śladów po nim już 
w dziejach nie zostało. Zwycięzkie zagony spustoszyły morawskie 
kraje i przeniosły wojnę do Niemiec. Głomacze, zażarci nieprzy- 
jaciele cesarstwa, połączyli się z Madziarami i poprowadzili ich do 
Turyngji. Po ruinach grodów pędziła dzika nawała zdobywców 
aż za Ren, do Lotaryngji, na granicę starych Franków. Mnogie 
ludności z Moraw uchodziły za Karpaty do Chrobacji, do rdzennej 
ziemi, która odcięta była przez nawałę od morawskiego środka. 
Nastała wewnętrzna wędrówka słowiańskich narodów, ostatnie 
pokłady napływały na dawniejsze siedziby braci. Wtenczas to i 
Michał, syn Wyszewita z Wiślicy, przeniósł się do Zachlumu 
serbskiego i tam żupanować zaczął. 

Madziarowie długo w Niemczech i wśród Słowian gościli. 
Ucierały się w nieporządnych tłumach zbiegowiska ludów. Gdy 
jedni Niemcy odpierali Madziarów, Otto, książę saski, bił się z Gło- 
maczami, którzy powstali, a Burhard nękał Serbów. Udało się 
Ottonowi utrzymać przy Niemcach tylko ułamek ziemi pomiędzy 
Werrą a Mulą, ale Burhard nie potrafił obronić swoich krajów 
i poległ 908 roku. 

O śmierć Mojmira wszystko się tutaj zahacza. Są tylko 
poszlaki, że poległ pod Preszburgiem, ale może się i ocalił, żeby 
podtrzymywać szczątki świetnćj, a walącćj się z łoskotem bu*' 
dowy. Ten właśnie łoskot jest powodem, że w powszechno) 
trwodze Europy, w zawikłaniach burzy madziarskiej, giną ludzie, 
a występuje sprawa całych ogromów. Tam gdzie narody się biją 
nie widać gdzie się podziewają bohatyrowie. Wielkość walki za- 
krywa ich oblicze w dymie wypadków. Tak i Mojmir. Państwo 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. IO9 

morawskie nie odrazu skonało w boleściach. Cios nastąpił za 
ciosem i skruszył gmacti nareszcie. Przez cały ciąg panowania 
Mojmira rozlegała się wrzawa wojenna po Morawacłi, a oręż jego 
zwycięski we wszystkicti prawie bitwacłi, mógł się jeszcze łamać 
lat kilka z najściem. Wojny wrą na około po r. 908, ale i 
Madziarowie, którzy spłynęli do Pannonji i Niemcy, którzy ocłiło- 
nęli z pogromu, posuwają się zwycięzko w kraj morawski, drą 
go na szmaty. Madziarowie z przyjaciół stali się najstraszniejszymi 
wrogami państwa Świętopełkowego. Obrażeni śmiertelnie w swojćj 
dumie przez niestałość Mojmira, poprzysięgli mu zgubę. I czy 
władca morawski poległ pod Preszburgiem, czy później w walkacti 
z innym azyatyckim napływem, zawsze przypłacił życiem za swój 
związek z Niemcami i państwo jego zatrząśnione w posadacti 
swoicłi upadło. Jeżeli nie Mojmir, to kto inny w zastępstwie jego 
cliciał ocalić szczątki i uległ z rozpaczą. 

Był to dla Słowiańszczyzny cios bardzo ciężki. Pierwsza ta 
centralizacja, pierwsze państwo na łonie plemienia wielkiego stwo- 
rzone, wystąpiło wspaniale. Cały wiek żyło i rozwijało się. Objęło 
rozmaite ludy, podbijało, niosło cywilizację, przyjmowało kształt 
europejski. Przectiodziło pierwszą fazę życia, w drugiej zacierałoby 
rodowe różnice pokoleń, zjednoliciłoby się w państwo, w naród, 
stałoby się potęgą rzeczywistą nieprzemijającego blasku. Upadając 
aniosło z sobą nadzieje plemienia już zbudzone, żywo grające 
i obaliło kościół słowiański, na który teraz od południa pogań- 
stwo, od zachodu bić mocnićj zaczynało barbarzyństwo, bo chęć 
nieposkromiona panowania. Ale widać opatrzność na inne koleje 
chciała rzucić Słowiańszczyznę. 

48. ^profpy religijne, Mojmir Świętopełkowicz prowadząc dalej 
politykę ojca, zajmował się także żywo i sprawami kościoła. Miał 
dosyć czasu pomiędzy jedną a drugą wojną pracować na wewnę- 
trznem urządzeniem państwa. Kościół znakomicie mu na tój dro- 
dze posługiwał. Dlatego starał się Mojmir o liczniejsze ducho- 
wieństwo w kraju. Dlatego dbał o urządzenie hierarchji, która 
pomimo wszelkich zaleceń Rzymu, jakoś dotąd mocno zawiązać 
się nie mogła z powodu napaści niemieckich. Wreszcie wymógł 
w roku 889 na Janie IX, że mianował dla Morawy aż trzech 
naraz pasterzy, jak tego wymagała konieczność. Arcybiskupem 
i metropolitą został ksiądz Jan, biskupami Benedykt i Daniel, ci 



1 10 DZIELĄ JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom lU. 

przybywszy do Morawy mianowali imieniem papieża trzech innych 
biskupów i zakreślili im stosowne djecezje. Hierarchja tym razem 
stawała się, bo biskupstwa nie były już jak wprzódy wędrujące, 
jak wikarjaty apostolskie^ ale dostawały swoje stolice. Są domysły, 
że Jan osiadł w Weletiradzie, Benedykt w Nitrze, Daniel w Kra- 
kowie *). 

Łatwo się domyśleć, że Niemcom to wszystko bardzo się 
nie podobało. Dawniej przeciw kościołowi słowiańskiemu wystę- 
powali biskup passawski i arcybiskup salcburgski, ale nic wskórać 
nie mogli. Wytrwałość ich była bez granic, nie tracili nigdy na* 
dziei, ale po tych długich latach walki, jednają sobie wysokich 
sprzymierzeńców. Niemcom dalszym nawet zdaje się, że powinni 
wdać się w tę sprawę, jako dla nich narodową. Występuje więc 
rychło po tem objawieniu się hierarchji słowiańskiej sam prymas 
Niemiec, Hatto, arcybiskup moguncki 900 roku. jest list jego w tym 
względzie do papieża pisany. Morawianie podług niego tchną' 
buntowniczym duchem przeciw prawowito) władzy frankońskiej. 
Chwalili się, że nie potrzebują być Niemcom posłuszni, bo na 
mocy rozporządzeń papieskich, posiadają własną metropolję. Hatto 
naturalnie wątpił o tem i prosił papieża, ażeby Morawianów opie* 
rających się zuchwale aż do krwi przelewu, zgromił i do posłu- 
szeństwa Niemcom zobowiązał. Obłudna niewiadomość metropo* 
lity. Udawał, że nie wiedział o tem, o czem w Europie głośno 
być musiało; nie wiedział to niby, bo nie stykał się nigdy ze 
Słowianami bezpośrednio; chciał zakończyć tylko spory, które 
kościół niemiecki trapiły. A w każdym razie nie błądził, skoro 
w nieświadomości upierał się o to, do czego nie miał prawa. 
Wina spadałaby na biskupów salcburgskiego i passawskiego, 
którzy na zawołanie mogli także łatwo zasłonić się jakim prawnym 
wykrętem. 

Ale nie czekał wyroku, tylko z bezczelniejszą śmiałością wystąpił 
jednocześnie Theotmar, arcybiskup salcburgski do stolicy apostolskiój 
od siebie i w imieniu swoich pięciu suffraganów, Waldona z Fryzyngi, 
Eichenbalda z Eislen, Zacharyasza z Zeben, Tuttona z Regens* 
burga i Richarda z Passawy. Twierdzą, że uciekali się do stolicy 
apostolskićj zawsze w sprawach wątpliwych. Nie wierzą temu, 



*) Bielowski, Wstęp krytyczny str. 499. 



Tam I. mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 1 1 

ieby ta matka wiary i kapłaństwa coś bezprawnego postanowid 
mogła. A tymcaasem słyszą to codzień od Słowian i widzą w Mo- 
rawie trzecłi biskupów, którzy tam sprawują pasterski urząd. 
A jednak kraj ten był zdobyty przez królów frankońskich, a je- 
dnak tam naprzód biskupi bawarscy nauczali. Kraj ten należy do 
kościehićj i świeckiej zwierzchności Niemców. Kościół biskupi 
w Passawie na swoich synodach rozporządzenia duchowne wzglę- 
dem Morawy ogłaszał, frankońscy hrabiowie tam sądy swoje 
sprawowali. I długo trwał stan ten prawowity, aż sam djabeł 
opętał Morawian nienawiścią ku chrześcjaństwu ; odtąd biskup 
passawski nie może się w ich granicach pokazać. A co gorsza, 
Morawianie się chełpią, że mają prawo od papieża takie wywo- 
ływać rozterki i w granicach djecezji jednego biskupa stanowić 
arcybiskupstwo z trzema sufFraganami. Prawda, że Jan VIII wy- 
święcił Wichinga na żądanie Świętopełka, ale dał mu katedrę po 
za granicami władzy biskupa z Passawy, a do tego w ziemi, 
którą sam Wichtng nawrócił. >A/y wodzili dalćj Niemcy swoje 
wielkie zasługi względem stolicy apostolskićj, słowiański motłoch 
Tka wzgardę tylko zasługuje. Dlatego o Metodym i jego apostol- 
stwie nie napomknęli ani słówka, jeden Wiching był w ich oczach 
biskupem, bo przedstawiciel Niemców panowanie ich rozszerzał, 
słowiańskich biskupów nie uznawali teraz jak i przedtem. Był 
to jawny bunt przeciwko stolicy apostolskiój, która według nich 
o tyle tylko była mądrą, dobrą i sprawiedliwą, o ile niemieckim 
żądaniom, kwoli rozstrzygała. Ufni w swoją sprawiedliwość czekali 
wyroku. 

Nareszcie trzeba było przerazić stolicę apostolską. Papież 
chciał przysłać nowych biskupów do Morawji jeszcze przed bitwą 
preszburgską. ,,W całej Pannonji nie widać ani jednego kościoła, 
pisali do Rzymu, i biskupi nasi rozpowiedzą, ile dni jechali i wi- 
dziefi całą ziemię spustoszoną*^. Rzeczywiście kraj świecił rozwa- 
linami. Wszakże nie wskórali i tak nic oskarżyciele, bo jeżeli 
uwodzili się nami^nością, łakomstwem, stolica apostolska miała 
dobrą pamięć i władzę. Niemcy zmienili taktykę. 

Chrzest niegdyś dawał wyśmienity powód zdobywcom do 
zagartywania ziem i ujarzmiania ludów, ale w IX wieku już się 
przebierało Niemcom na tych pozorach, bo sąsiedzi ich Słowianie 
byli w bardzo znacznej części już wszędzie chrześcjanami. Więc 



112 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul- 

znaleziono pozór inny i co dawniej w imię Chrystusa pozwalano 
sobie robić z bałwochwalcą, to dzisiaj wolno byłoby robić z chrze- 
ścjanami słowiańskiego języka w kościele. Niemcy silą się namo- 
wami, groźbą, grzecznością przeciągać chrześcjan słowiańskich na 
łaciński obrządek, dowodząc im, że jest wyższy i lepszy. Nigdy 
jednocześnie dosyć nie przestają krzyczeć, że słowiańskie nabo- 
żeństwo jest to błąd i prawie pogaństwo. Zdawało im się, że 
biskupi słowiańscy nie potrafią, nie mcgą utrzymać świętości i 
czystości wiary. Lękają się więc, żeby bez kontroli zostawiony 
kościół, nie popadł czasami choćby niechcący w odszczepieństwo. 
I w miarę tego, jak słowiański język prześladowany ustępuje 
powoli parciu obcemu, w miarę tego, jak Niemców panowanie 
się szerzy, nacisk staje się coraz gwałtowniejszy, niewyrozumiabzy. 
Tutaj dopiero w całćj okropności poznajemy, co sprawił upadek 
państwa morawskiego. Zwalił się potężny dąb, który głową po 
nad puszczę słowiańską strzelał; pod cień jego chroniły się swo- 
bodnie mniejsze drzewa i gałązki. Piorun zdruzgotał dąb, drzewka 
za nim upadały. Najpierwsza to i najważniejsza zdrada była Cze- 
chów. Ulegli okolicznościom i przywykali coraz więcej do nabo- 
żeństwa łacińskiego, przyjaźnili się z Niemcami. Nie robili sobie 
nowi apostołowie skrupułu. Chociaż jeden chrzest był dostateczny , 
przechodzących na obrządek łaciński chrzcili raz drugi, żeby im 
pokazać, że naprawdę z pogaństwa przechodzili do prawdziwej 
wiary i kościoła. To pewna, że Borzywój, chrześcjanin, przez 
Metodego nawrócony, drugi raz ochrzczony był przez Niemców 
w 894 roku przed samą śmiercią. I tem smutniejsze takie wy- 
padki, że działy się jeszcze za życia Mojmira, za sławnych dni 
morawskich. Cóż dziać się mogło po upadku ?. Rzeczy wiście Spi- 
tygnieWy syn i następca Borzy woja, oddał się stanowczo w opiekę 
Amulfa i rzeszy niemieckićj. Gdyby ostał się tron wielkiój Mo- 
rawy przed Madziarami, byłby ten wypadek bez żadnych skutków ; 
zdrada chwilowa tó pospolita rzecz w histoiji. Ale w nieszczęściu 
ogólnem, zdrada wyrastała do godności wypadku. Mając takiego 
sprzymierzeńca w Czechach, Niemcy posuwali się dalćj. Kościół 
słowiański trwał jeszcze w stronach oddalonych ku wschodowi, 
ale w zachodnich musiał staczać krwawą walkę z nowemi poję- 
ciami wieku, z nowym zwrotem rodzinnćj cywilizacji. 



Tom L HISTOR J A PIERWOTNA POLSKI. 1 1 3 

Stolica apostolska nic nie traciła na tern, że Słowianie zmie- 
niali język liturgiczny. Świat zachodni i zt§d bezpośrednio władza 
Papieża zawsze sięgała aż po dawne granice kościoła morawskiego. 
Uspokoiły się nawet walki religijne z Byzantem. Napróżno Fogusz, 
chcąc koniecznie dojść do niepodległości, wznowił spory dogma- 
tyczne i dowodził, że Rzym się myli co do pochodzenia Ducha 
Świętego. Wprawdzie po śmierci św. Ignacego w r. 878, potrafił 
sobie na nowo Fogusz zjednać łaskę cesarza i wrócić do patryar- 
chatu, a nawet się oczyścił przed soborem, który zwołał, i papieżem 
którego z początku oszukał. Udawał d%gle świętobliwego człowieka. 
Ale wypadki pokazały, że Fogusz stanowczo dążył do schyzmy. 
2^przeczył papieżowi zwierzchnictwa w kościele, za tó wyklęty 
wraz ze stronnikami swoimi, zuchwale na papieża odcisnął klątwą. 
Leon objąwszy tron po ojcu Bazylim, zrzucił więc ze stolicy Fo- 
gusza i wtrącił do klasztoru, a patryarchat Carogrodzki oddał bratu 
swojemu Stefanowi. Focjusz umarł niedługo, zapomniany, napełniwszy 
wschód i zachód rozgłosem smutnej sławy. I Stefan, i następca jego 
Antoni II wstępując do władzy, brali błogosławieństwo papieża. Na- 
stała więc jedność w kościele, jak była przed wieki. Ale złe nasienie 
rzucone przez Focjusza kiełkowało w ukryciu i w swoim czasie 
gorzki wydało owoc. Upadek Morawy i to nasienie, są to wielkie 
Słowiańszczyzny nieszczęścia. 



Ulstorja pierwotna Polski. T. I. . Ij 



KSIĘGA II. 

WIEK IX i X.— ZORZA POLSKI. 



»RAFJA SŁOflAkCZYZNY PO SAIEM ESTAKIEH POLSE 



i« ■«»« 1 it ■ I r 



I. POGLĄD OGÓLNY. 

49. fizezepy słonnmskie, J^ których ziemiach ma sig rozmjai 
życic T^olSkl Jeszcze Jomandes granice Słowian tak oznaczył, że 
ciągnęły się od miasta Nowiodunu i jeziora Muzyjsldego aż do 
Dniestru, a na północ do Wisły. W innem miejscu powiedział, że 
Hister czyli Dunaj zaczyna się tam gdzie leży jezioro Muzyjskie 
(stagnum Mursianum, lacus Mursianus), temi wskazówkami objaśnił 
lepiej owe granice od zadiodu. Jezioro Muzyjskie ^*est to dzisiejsze 
Konstancyeńslde, Bodensee. Tamże w okolicy jest i civitas Novie- 
tunensis, Nowiodun, teraz Nyon na zacłiodnim brz^^ jeziora Genew- 
skiego. Cała więc dzisiejsza Szwajcarja, Helwecja dawna, wcłiodziła 
w te szranki jeograńczne, które nie były, nie mogły być wieczyste, 
które pokazują tylko, że w rozprzestrzenieniu swojem na zacłiód, 
aż tak głęboko doszli kiedyś Słowianie. Wprawdzie wędrówki śre- 
dniowieczne narodów jeszcze szerzćj rozproszyły nasze plemię. Sło- 
wiańskie szczątki zrywając się z ulewą burzy mknęły się nawet za 
Pireneje, do Hiszpanji, do Niderlandów, za Ren, do Anglji za morze 



Tam L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 1 5 

i oddzłdnemi osadami tam jakiś czas kwitnęły. Ale te naprzód 
wysunięte posterunki narodowości przeznaczone były na stracenie, 
niewiele historję naszą obchodzą. Ważniejsze to, co się dzisdo wewnątrz 
plemienia. 

Przestrzeń ta ogromna od źródeł Renu i Dunaju na północ 
aź do morza i wzdłuż morza ciągnąca się aż nieco we wschodnie 
krańce od ujścia Wisły^ była ziemią zamieszkaną przez Słowian. 
Od krańców wschodnich ujścia Wisły, granica spuszczsda się na 
południe i ustępując morza plemionom litewskim i ńńskim, szła 
dalćj na źródła Narwi i Niemna aż nad Dźwinę i za Dźwinę, gdzie 
znowu prawie dotykała morza w okolicach nowogrodzkich i spuszczając 
się ponad źródła Wołgi i Dniepru, zwracała się na południe ku 
drugiemu morzu, aż po taurycki półwysep i ujścia rzek wielkich 
jak Dniepru, Dniestru i Bohu, aż się stykała z Dunajem, który 
w całym prawie przebiegu swym był słowiańską rzeką. 

Widzieliśmy jak się ogromnie na zachód wylsi ten szczep 
słowiański i jak przed napływem niemieckim znowu cofać się musiał. 
Do Helwecji Słowianie doszli za Jomandesa, ale tam nie osiedli. 
W dawniejszych, nie tak rozległych stanowiskach, dali po sobie 
deptać od czasów niepamiętnych ludom niemiedam, aż wreszcie 
otrząsnąwszy z siebie to jarzmo, Niemców w gromady szczelnićj 
ścisnęli i musieli się cofać przed startą masą ku wschodowi. Ogromne 
chmary Teutonów nadchodziły ze Skandynawji, napływały od wieków, 
zacząwszy od prawego brzegu Renu, na którym się usadowili, po- 
suwali się na wschód prąc Słowiańszczyznę przed sobą. Coraz 
świeższą ludnością wzdymało się więc niemieckie morze, aż mu 
zrobiło się ciasno i przeć musiało coraz silnićj. Niegdyś w pustych 
ziemiach, wśród wielkich lasów, było się gdzie swobodnićj rozpo- 
ścierać ludom, dlatego granice ich długo niepewne. Ale widzieliśmy 
już początki wszechmocnego parcia od zachodu ku wschodowi za 
Karola Wielkiego. Samo i państwo morawskie chcą napróżno za- 
tamować prądy. Ta c^a massa Słowiańszczyzny, jak się szeroko 
wylała na zachód, tak się zwężać zaczyna coraz więcćj i więcćj. 
Granice plemienia słowiańskiego i niemieckiego są już historyczne, 
walka się odbywa namacalna, faktami wskazywana. Zwolna i prawie 
nieznacznie zaczyna się Słowiańszczyzna odsuwać ku wschodowi. 
Fakt ten trwa do dziś dnia, do bieżącćj chwili. Ale co przed wie- 



1 16 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

Idem IX zaszło, to przepadło dla nauld, dla dziejów. Fakta tylko 
odosobnione jesteśmy w stanie zbierać. 

W dobie łdedy się zaczyna histoija dla naszych praojców na 
zachodzie, granice Słowiańszczyzny od tej strony znacznie były 
ściśnięte. Do Sali, czyli po słowiańsku do Solawy, do ujść Łaby 
czyli Elby, do dzisiejszej zatoki Kielsłdej w dzisiejszej Holsztynji 
przymykało słowo. Tutaj szła owa sławna w średniowiekowej histoiji 
granica panowania serbskiego, limes sorabiais. Ale za to na wschodzie 
ogromne płaszczyzny aż pod Ural, otwierały się upływowi słowiań- 
skiemu. Ile na zachodzie tracił, tyle wpływ nasz od wschodu zy- 
skiwał przestrzeni. Odbierając światło nowe z Europy, tam je niósł 
pomiędzy plemiona fińskie. A oklamrował się ten wpływ nasz 
jed)mie dwoma nieprzepartemi granicami, to jest morzem od północy 
i od południa. 

Od północy rozlewało się morze tak zwane Bałtyckie. Wy- 
wodzili to obce Słowianom nazwisko uczeni od wyrazu łacińskiego 
lalteiu, pas, że długim ciągiem, niby pasem, ciągnęło się przez stare 
kraje scytyjskie. Toć jeszcze dlatego morze to scytyjsldem, albo 
barbarzyńsłdem zwano, że oblewało kraje nieucywilizowanych na- 
rodów. Lepićj przecież wywodzono to słowo lalfyekie od dawnego 
litewskiego lałtas, lałła, biały ^). Jest więc morze białe. Był czas, 
że kiedy się rozwinęło ponad brzegami Bałtyku panowanie polskie, 
i samo to morze nazywało się polskicm. 

Od południa rozciągało się stare, niegościnne morze Greków, 
pontos axenos, euxenos, które prosto prowadziło do Grrecji. Po tem 
morzu pływały korsarskie łodzie Waregów, Russów, kiedy d nad- 
dnieprską zawładnęli Słowiańszczyzną i po niem łup grecki zwozili 
do swoich posiadłości. Morze to od nich rusldem się nazywać 
wtedy poczęło. Dunaj, największa rzeka słowiańska, z dalekich stron 
przynosiła wody swoje i do tego morza je wlewała. 

Przestrzeń tę zamieszkiwały narody słowiańskie różnego na- 
zwiska. Nikt ich jeszcze nie spisywał dla statystyki historycznej. 
Więc ogółem tylko o liczbie tych nazwisk 1 co za tem idzie, małych 
prowincjonalnych odrębności wnosić można. Tych nazwisk, tych 
odrębności będzie ze sto najmnićj. 



') Szafariyk, Staroiytnoki słowiańskie, tłum. Bońkowskiego T. I. str. 588. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL II7 

Trzeba te narody, te pokolenia powiązać w grupy, żeby lepićj 
całość ogarnąć. Tworzenie tych grup nie będzie, nie może być do- 
wolne. Nauka musi pogodzić się z życiem i z takiego dopiero po- 
łączenia się, może być dojrzały owoc. Otóż i owe grupy słowiańskie 
skupiać się będą według swoicłi naturalnycli i liistorycznych wła- 
ściwości. W jednem plemieniu są bliższe siebie i dalsze od siebie 
szczepy, krwią, powinowactwem wyobrażeń, wspólnością losów 
przeszłych i przyszłych. Na takie szczepy trzeba nam rozstawić 
Słowiańszczyznę, żeby pojąć całe bogactwo, siłę, różnorodność ple- 
mienia. 

Więc najprzód pójdzie szczep leckicki i szczep chrolacki, dwa 
główne i najszlachetniejsze odłamy wielkiego plemienia. Dwa te 
szczepy najważniejsze dla nas, bo w jednym wschodzi i jaskrawo 
rozl^ska się zorza Polski, a o drugi zaraz się odbija kolorami 
tęczy, na obudwóch zaś Polska się wesprze w swojćj historycznej 
rotx>cie. Po usiłowaniach więcćj przypadkowych Samona, bez wyższćj 
m3^1i politycznćj, po wspaniałym wzroście Morawji, który więcćj na 
państwo skupiał ludności, ale który jako meteor przeleciał, nastaje 
czas na trzecią wielką centralizację słowiańską, na nowe skupienie 
się sił narodowych. Ku wszechpotędze, ku wspólnemu życiu, wśród 
tych szczepów utworzy się siła, która ma przeżyć wszystkie nie- 
szczęścia Słowiańszczyzny i którćj już umierać nie wolno. Opiekunka 
shbym ludnośdom, która podniesie wysoko chorągiew Słowiań- 
szczyzny i która jedna charakter plemienia święcie, nieskazitelnie 
zachowa. 

Granic ścisłych tym szczepom, lechicłdemu i cłirobackiemu, 
oznaczyć nie można. Z rdzennćj ziemi wysuwało się wszystko, 
z Chrobatów wysunęli się Lachowie, z Chrobatów wyszły plemiona 
ku innym stronom świata. Na północy zachodnićj rozwija się szczep 
w granicach pewnych, zakreślonych, ale mnićj naturalnie odznacza 
ich od braci. Z Lechów wychodzą wędrówki nad Dniepr i Dźwinę. 
Lachowie są tu i tam, spotykają się na nowych siedzibach z no- 
wynd wychodźcami z Chrobacji, z rdzennćj ziemi. Gdzie tutaj może 
być granica? A jednak odetniem cały wschód od Chrobacji i Lechji 
i uważać go będziemy za odrębną całość. Czemu to? Temu, że 
Idedy zachodnie strony gotują się do nowego życia, Idedy, że się 
tak wyrazimy, zmartwychpowstają, budzą się, musi być kres pewien 
ich ruchu, musi być granica pewna w przestrzeni, po za którą nie 



lig DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul. 

przeciąga to zbudzone życie, ten wir wspólnych nadziei i dążeń. 
Otóż nietylko ruch patrjotyczny, narodowy, który nowym jest aga-' 
wiskiem w Słowiańszczyźnie nad Łabą, Odrą i dolną Wisłą, nie 
udzielił się ludom poza Bugiem i Nienmem, ale nawet zdaje się, 
że nie przeciągnął daleko w pewnych przynajmnićj okolicach, nie 
górnćj, ale średnićj Wisły. Górna Wisła płynęła wśród dawno bardzo 
historycznej ziemi. Poza średnią wprawdzie sięgał wpływ Wielkićj 
Morawy, ale że niedługo i niesilnie, przeto Cłu'obacji tamecznćj 
nie przetrawił, w nić działania nie podągnął, co i nic dziwnego^ ziemie 
te albowiem równie jak zabużańskie i zaniemeńsłde, były zadakkie 
od ogniska rozbudzonego żyda; zaczarowane koło^ w którem two- 
rzyła się Pobka, miało krótsze nierównie płomienie. Tam wszystko 
było spokojne w pierwiastkowej prostode i żyde jeszcze w całej 
t^ośd patijarchalne. Mazowiecka ziemia nawet spała w ciągu 
pierwszych drgań Polski, cóż dopiero zawisie? Ale to chwila jedna, 
w drugićj Mazowsze wstanie walczyć pod wspólną chorągiew. Tam 
za to w przestrzeni za Bug i za Niemen nie podobna sile, aczkol- 
wiek znakomide rozwijającćj się nad Odrą, rzudć żyde. Musiałoby 
wypaść chyba coś z nad Odry siłą piorunu w te strony druzgotać 
zastój i patrjarchalność. A tymczasem zorza Polski wschodzi swo- 
bodnie, spokojnie, prawie niedostrzeżona rozwija się, rozjaśnia wiek 
' c^y, zanim te dalekie strony świetną tę zorzę zobaczą. Twckca 
Polski, nie Aleksander Macedoński, nie Atylla, który gromanu dską 
jak Jowisz olimpijski, a posuwa się jak burza niszcząca, szalejąca, 
zucbwadia. Zorza Polski wschodząc spokojnie, co chwila dalćj blask 
sieje, coraz większe światło rozrzuca na ziemie i ludy, coraz szerzćj 
roznosi swoje promienie. Zorza ta przejdzie za c^ą Wisłę, za Bug 
i za Niemen. A będzie kiedyś jasno z jćj rozbłysku tym ziemiom, 
bo wreszcie ukaże się jako słońce. Ale nim to nastąpi, ciemność 
tam jeszcze« bo patijarchalność rozpośdera się z całą przedwiekową 
nieświadomością siebie, ludzi i czasu. Tam w lasach żyje ludzkość, 
zdaje się od świata oddęta. Tam i szczepów rozróżnić nie można 
w dziwnćj ludów mieszaninie. Wychodźcy lechiccy i chrobaccy, 
którzy tam za Bugiem i Niemnem osiedli, zapomnieli już związków 
z ojcami, weszli w inne stosunki z ludami, które tam zastali, nowe 
potworzyli rzesze. Trzeda część Słowiańszczyzny, cały wielki jćj 
o<fiam Antów, szedł tam od pohidnia, nie z Chrobacji i nie z Lechji, 
i zasiedlił się najdawnićj. Nareszcie ludy litewskie od północy, od 



Tom I. HISTOR JA PIERWOTNA POLSKI. Ug 

wsdiodu fińride, usuwając się preed Słowiany, w niejednem miejscu 
musieli krew z krwią międeać. Wielkie plemię Krzj^czów było 
pół słowiańskie, pół Utewslpe. I na tćj wielkiej przestrzeni za Bugiem 
i Nienuiem, większej jak nadodrzańska i nadwiślańska, rozwijało się 
życie Polski, i te kraje, chociaż poza promieniami koła leżące, były 
tym mateijałem, z którego najdzielniejsza, trzecia widka centralizacja 
Słowiańszczyzny miała się przez wieki tworzyć, ale widzimy dlaczego 
musimy je uważać osobno^ nie łączyć ze szczepem lechickim, ani 
z chrobackim. Nie był zaś to szczep jald trzeci, ale materjał surowy 
jeszcze, patrjarchalność tam nawet nie połączyła sąsiada z sąsiadem, 
kaide pokolenie żyło osobno, a w pokoleniach osobno nawet rodziny. 
Z Cłirobacji wynurzył się szczep lechicki i wiekami się tworzył; 
z hidu jednego powstawał drugi, z drugiego trzeci, ludy te przybie- 
rały nazwiska, rozwijały się, rosły; robota wieku wciąż trwała, aż 
do historyKrzn^ doby, solidarność szczepowa istniała, bo z jednćj 
części odzywała się w drugiej. Ale tam w przestrzeni poza Bugiem 
i Niemnem nic podobnego nie było. Wyrojenia się dawno już ustały, 
kaMy siadł gdzie siedział i o nic się nie troszczył. Północ nic nie 
wiedziała o południu, a raczćj nic wiedzieć nie chciała. Wyroiwszy 
się pokol^e jakie, nie utrzymywało związków z ojcami. Wszystko 
to się tłumaczy i szerokością przestrzeni, po którćj rozlewały się 
hidy, i tern wreszcie, że oddatene od ogniska c)rwilizacji, jaka się 
rozwijs^a na zachodzie, pozostały w tyle od innćj współbraci. Dla 
tydi ziem po za Bugiem i Niemnem w K — X wieku ery chrze- 
śgańskićj, jeszcze trwał wiek VII. Nie szczep to więc żaden, ale 
rzesza słowiańskich ludów zgulńona w przestrzeni. 

Tu I^olska, kiedy Bugu i Niemna się^a, inaczej działać mu- 
siała, jak wśród Lechji i Chrobacji. W tym czasie kiedy się roz- 
jaśniała nad Wartą i Wisłą, do tćj rzeszy ludów przyszli zdobywcy, 
łupieżcy, ale nie po staremu, żeby przyjść ziemię spustoszyć i mknąć 
jakby uragan dalćj na zachód, ale żeby osiąść wśród rzeszy, bu- 
dować państwo. Inni też byli to i łupieżcy, nie dzicz urałska, nie 
wychodźcy z Azji, ale ludność stale osiadła tylko w fimnych pół- 
nocnych krainach, ztąd uboga i chdwa łupu, a dzielna, przedsię^ 
błorcza, energkzna, zahartowana w znojach i niewygodach, wytrzy- 
mała na zimno, drapieżnie rycerska. Przypadkiem udało się j^j, nie 
wyrachowaną przemocą, osiedlić się wśród jednćj gałęzi Słowian 
tćj oddalonej wscłiodniej rzeszy. Władza ta zasmakowała łupieżcom, 



I20 DZIEŁA JUL JAN A BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

a widząc wokoło siebie ludnośd pattjarchalne, bez związku i silnego 
rządu, rozszerzała wśród nidi mieczem swoj'e zaborcze państwo. 
Kiedy Polska ciągnęła w te strony ściśnięta szczelnićj w lecbickich 
i chrobackich ziemiach, już tam Waregów spostrzegła. Stała łiorda 
po nad ludnośdami słowiańskiemi, z któremi nic wspólnego nie 
miała, zza morza od współbraci plemiennych zażywając Wsparcia, 

nich oparta tworzyła siłę, która napozór mogła się wydawać jako 
państwo. Wśród tych ludności zaniemeńsldch i zabużańskich, Polska 
zjawisda się jako oswobodzicielka od jarzma. Trudnić) tu nieco po- 
szło. Bo w dawnych siedzibach, około ogniska swojego żyda, po- 
suwała się jak Mojmir, Rośdsław i Świętopełk w Morawie, zdobycze 
ziemi, kojarzeniem ludów w jedność ku wielkiemu celowi; tu opór 
stawiał Polsce tylko stary przesąd patrjarchalności, ale w krajach, do 
których panowanie obce zaborcze sięgnęło, już potrzeba było siłę uorga- 
nizowaną wywracać; nareszcie i ludnośd same od wieku doznając 
innych przemian, jak zachodnie strony, oddawna bierne, więcćj do 
uległośd nawykłe, do stawiania oporu zmuszane, także w pewnćj 
mierze opierały się bradom z nad Odry i Wisły. Ale przemogła 
wszystkie przeszkody siła wypadków, a w kilka wieków potem od 
strony morza przyszła Polsce niespodziewana pomoc w Litwinach. 

1 wszystkie te okolice stały się polskie, na wield są polskie. 

Czwarty oddział narodów słowiańskich, który w jeograiji nas 
zajmie, będzie to szczep morcupski Jest to szczep zarówno spokre- 
wniony Lechitom, jak bliski Chrobatóm. Zajął przestrzeń zachodnio- 
poludniową i rozdągnął się aż do innego, trzedego morza, do Adrja- 
tyku, obgmując w to pokolenia karyntyjskie. Nazwaliśmy ten szczep 
morawskim, bo ognisko tam było państwa Mojmira, Raśdsława 
i Świętopełka, bo historycznie da się usprawiedliwić to nazwisko. 
Czesi niegdyś składali część Morawy, z jćj upadkiem wydobyli się 
na wierzch i zupełnie ją zakryli. Zawsze to jednak Czechy stanowią 
odłam starćj Morawy. Wzięły przewodnictwo nad szczepem, ale 
póino, po olbrz}m[iich już w}rpadkach, które głębokie zostawiły ślady. 
Do tego szczepu dołączyć musimy narody aż po morze z tćj jedjmie 
zasady, że wymaga tego położenie ludów jeograficzne. Niema co 
dzielić wielkich odłamów Słowiańszczyzny na coraz drobniejsze. 
Więc do szczepu morawskiego także przymkną i Cłirobatowie po- 
łudniowi, którzy dla różnicy od podkarpackich, nazwali się, może 
z przypadku, może z cudzoziemska, zepsutem imieniem Kroatami, 



Tam L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. X21 

ale z tern lepićj się stało nauce. Kroatów tych albowiem w jeden 
szczep połączyć niepodobna z mieszkańcami stron przykarpackicti, 
z powodu Madziarów, którzy środkowe położenie zajęli, jednycll 
Cłirobatów ku północy odparli, drugicti ku południowi. Jeżeli tedy 
Cłirobaci południowi czyli Kroaci mieli jakie zetknięcie się z dawną 
bracią, to przez Karyntję, przez Czechy, jednemi słowem przez 
szczep morawski. Wspólność spraw z tamtem ludn ościami być 
im mogła, nie zaś z podkarpackiemi. A tak zczasem bliższe 
stosunki polityczne i bliższą jedność rodzinną zaprowadziły. 

Państwo polskie pociągało ku sobie i ten szczep morawski, 
a przynajmniej pograniczne ziemie od Łaby i Mołtawy, od Wisły 
wzdłuż gór Szumańskich. Była nadzieja, że Bolesławowie nasi 
osiedlą się przynajmniej w samćj właściwćj Morawie, w Czechach. 
Morawa nawet jakiś czas tak samo jak Łużycze stanowiła pro- 
wincję naszej ojczyzny, były to przednie jćj straże, najbardzićj 
wysunięte na zachód. Ale Czechy stawiły opór, bo rzeczywiście 
dawniejszym od Polski będąc narodem, wyrobioną więcej posia- 
dając cywilizację, położyły dumę narodową na szali i wygrały 
w boju na swoje nieszczęście, bo stały się przez to marką nie- 
miecką, członkiem rzeszy niemieckiej, żałując dawnych dziejów, 
długo i w późniejsze wieki wiązały się do Polski, wyciągały do 
nićj ręce, ulegały jćj wpływowi. Było to więc pole czwarte dzia- 
łalności Polski. 

Piąty oddział będzie stanowił szczep południowy, który 
nazwiemy hU^arskim, a możem nazwać serbskim. Oddalony od 
środka, zaciśnięty wciąż do bojów z Grecją, potem z muzułmań- 
stwem, szczep ten z Madziarami tylko miał codzienne stosunki 
i z drugim narodem, który go od pola działania przyszłój Polski 
oddzielał, to jest z pozostałkami osad rzymskich, z góralami, 
montanami, którzy potem zeszli z Bałkańskich gór na płaszczyznę 
i rozwinęli się nad Dunajem, nad Prutem, nad Dniestrem. O tym 
szczepie ludami obcemi odciętym, nic Polska długo nie wiedziała 
i dopiero w złotej epoce jagiellońskiej, kiedy dawała królów 
Węgrom, spojrzała z wysokości na te ludy, marzyła odtąd aż do 
Jana Sobieskiego, żeby je uwolnić, wskrzesić Grecję, a muzuł- 
maństwo wyrzucić do Azji. Działał więc i w tych stronach wpływ 
Polski, ale jako dobroczynne, ożywcze światło. Tam jednak nie 
miało nigdy sięgać państwo polskie. 

Historja pierwotna Polski. T. I. l6 



132 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

Zbierzmy pokrótce fakta tutaj ledwo napomknięte, które 
wykładać, rozbierać będziemy. Polska jest cząstką Lechji i w nićj 
się rodzi jako państwo. Rozwinąwszy się w Lechji, przechodzi do 
Chrobacji i z dwóch wielkich plemion słowiańskich, urabia się do 
potęgi. Lechja i Chrobacja topiły się w jedność pod naciskiem 
Polski. Nowa siła wzbierając w potęgę, działa jednocześnie na 
wschód i na zachód, zachód stanowi opór i ocalił się, ale wschód 
uległ jak Chrobacja i Polska szczepi jedność swoją już na trzeciem 
polu, wśród trzecich ludów. W Lechji, w Chrobacji, w ziemiacłi, 
które wspólnego nie mają nazwiska, a którym najazd obcycłi 
zdobywców przyswaja imię Rusi, będzie Polska, która pociągnie 
ku sobie i plemiona obce, niesłowiańskie. Potęga ogromna jak 
świat cały, znowu więc działa na zachód i na południe, wpływ 
jćj silniejszy wśród Czechów, słabszy wśród Serbów i Bułgarów, 
ale wszędzie sięga. Promienie tu mocnićj biją, tam słabićj. Na 
trzech przestrzeniach rozrzuciwszy się, trzy wielkie oddzislły Sło- 
wiańszczyzny skupiwszy pod jeden rząd, Polska jest rdzenną ziemią, 
ogniskiem Słowiańszczyzny, nietylko z położenia jeograficznego, 
ale i z prawa historycznego, i z wpływu, bo była wielką, szczę- 
śliwą, rządną i swobodną. Polska sięga po całym ogromie Sło- 
wiańszczyzny, bo rośnie, bo jedna nie rozstała się z myślą sło- 
wiańską, z narodowemi podaniami przeszłości. Nikt tak nie przed- 
stawia Słowiańszczyzny jak Polska. Koło nićj Wszystko co zacne, 
co narodowe skupia się wciąż, jeżeli chce żyć, jeżeli ma jeszcze 
wspólności spraw słowiańskich poczucie. 

Teraz będziemy w szczegółach spoglądać na ten świat, na 
którym utworzyła się Pobka. Widzimy, że sama konieczność 
prowadzi nas do odmalowania ziemi wszechsłowiańskićj. Musimy 
widzieć ziemię, po którćj stąpać ma nasz bohatyr. A stąpał po 
wszystkich dlatego, że większa połowa ziem słowiańskich działa- 
niem wieków zlała się w Polskę. 



II. SZCZEP LECHICKI. 

50. "JAcha, leehici. Nazwiska narodów częstokroć są zagadką 
i nie mogą ich objaśnić dostatecznie uczeni. Z wyrazem lecha^ 
który jest źródłosłowem Lachów, Lechttów, mniej zdaje się będzie 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKI. I33 

Dieporozumienia. Ale bo też to wyraz szczęśliwy, prawie do dziś 
dnia zrozumiały w Słowiańszczyźaie. Lecha znaczyła niegdyś pewien 
wydziały obszar ziemi, łan, nieduży majątek. Słowianie siedzieli na 
lechach, uprawiali lechy, ale było to jedynie na zachodzie, nad 
Wisłą i Łabą wyraz to jedynie zrozumiały. Od ziem przeszło 
nazwisko do ludzi i lechami nazywali się ci ludzie, którzy posiadali 
lechy. Powstali, opowiada stara pieśń czeska, kmiecie, lesi i władycy. 
Kiedy umiera, śpiewa pieśń inna, głowa domu, rodziny, dzieci 
jego wszystkie wspólnie rządzą pozostałym majątkiem, władykę 
sobie z rodziny wybrawszy, a władyka dla wspólnego dobra 
schodzi się na sławne zjazdy z kmieciami, z lechami i 2 władykami. 
Był więc władyka patrjarchalnym rządcą, żupanem, wojewodą 
w małym zakresie, a słuchali go lesi i kmiecie, to jest, jak się 
zdaje, stan rycerski i włościański, jeden i drugi posiadacze ziemi. 
Byli ci lesi, lechowie tylko w Czechach i w północnych 
krajach nad Wisłą i Odrą, ale głównie w tych się ziemiach 
północDych rozwinęli. O lechach niedługo śpiewały czeskie 
pieśni, widać tam było lechów niewiele i to może w stronach 
pogranicznych z prawdziwą' krainą Lechów. Ojczyzna ich tam, 
gdzie od wielców błądzą lechy, w stronach na północ stolicy, 
wzdłuż Warty. Tutaj w pomroce pierwotnej dziejów, w VI wieku, 
nad Gopło z chrobackićj ziemi, przybył pierwszy Lech, znalazł 
gniazdo orle i wystawił miasto Gniezno, a panował długo, bo lat 
sto. Oczywiście powieść to bajeczna, ale pokazuje do jakiego 
stopnia ów naród, który prowadził Lech, był przywiązany do 
wielkićj jego pamięci. Nie mógł przypuszczać, żeby prawodawca 
i wódz tak prędko swoich opuścił, więc panować musiał lat sto. 
Było to jednak pewno pierwsze osadnictwo lechów nad Gopłem. 
Przychodzili do braci bez nazwiska, dawno tam osiadłych, nowe 
w nich budzić życie, zasilać narodowy pierwiastek. Te Lechy był 
to szczep przedsiębiorczy, wiedli Radymiczan, Wiatyczan w daleki 
wschód, szli w koło morza, rozwijali się ku morzu. Po Lechu 
pierwszym, zjawia się tam Lech drugi, potem Leszkowie i panują 
nad ludem. Nad morzem rozprzestrzeniwszy się mają swój No- 
wogród, Biały gród, Starogród i Wyszogrody (około 640 roku). 
Z Lechów wyroili się Polanie, Mazowszanie, Pomorzanie, Lutycze. 
Za Lutykami na zachód mieszkają Obotryci, Bodrycze, którzy 



l'2Ą DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DI- 

się pewno wyroili z Lutyków i najdalój na zachód posunięci 
Wagrjanie. 

Wszystko to ogromne plemię lechickie od Pilicy aż po 
dzisiejszy Holsztyn. „Ci co za Odrą (na wschód) mieszkają, są 
Polanie, mówi stary kronikarz niemiecki, ani odzieżą, ani językiem 
(od tych co przed Odrą mieszkają), nie różni" ^). Z rozwojem 
zdarzeń pojawia się na tćj przestrzeni moc nazwisk własnych. 
Ale kraj Polan, czy Pomorze, Mazowsze, czy Łuźycze, Kujawy, 
czy Wagrja, wszystko to ziemie lechickie, a ludy, które na nich 
mieszkały, ludy te najbliższe siebie, z pomiędzy braci jeszcze 
bracia, nie stryjeczni, ale rodzeni. Polska powstała wśród Lechji, 
jako jej cząstka najdroższa, najznakomitsza, bo najwięcej zasłużona, 
nie może więc opuszczać z widoku losów tych ziem, kiedy się 
swojemi zajmuje. Dzieje Polski w dalszem rozwinięciu, to dzieje 
Lechów; jakiemże więc prawem opuścid z powieści to, co wogóle 
całego szczepu się tyczć? Nietylko to sprawa serca, ale i polityki. 
Los zdarzył, że większą część plemion lechickich, jedna władza 
książąt, a potem królów polskich, połączyła w państwo; była 
nawet przez czas jakiś nadzieja, że połączą się wszystkie pod 
znamiona Piastów ; panowanie polskie sięgało do najdalszych stron 
Łaby i aż na granice Danji, cały więc szczep kiedyś obejmowało . 
Związały się później tak okoliczności, że Polska traciła pojedynczo 
jedną i drugą ziemię lechicką, ale to nie powód, byśmy się za- 
parli miłości dla braci rodzonćj. Histoija Polski opowie losy 
szczęśliwsze tych ziem, które stopiły się w jedność, ale nie może 
zapomnieć i o nieszczęściach, które oderwanych braci później 
znękały. Inaczćj dzieje Polski byłyby niezupełne. Gdy Polska 
śpiewała swoje tryumfy i nadzieje, krzyk rozpaczy braci nadła- 
bańskiej i nadodrzańskićj boleśnie ją przerażał, to jasne jak słońce, 
to każdy powinien zrozumieć. 

Jeżeli nietylko histoija, ale i krew wiązała Polskę ze wszemi 
lechickiemi narodami, toć i język, ^owo lechickie musiało być 
wszędzie jedno. Szczątki odcięte przez Niemców od wspólnego 
pnia i temsamem na śmierć skazane, ledwie w naszych czasach 
zaprzestały mówić językiem ojców (w końcu XVni i na początku 
XIX wieku). Niemcy na wiek, na półtora przed śmiercią sło- 



*) Adam Bremeński za czasów Bolesława Chrobrego. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 125 

wianską tych ludów, jako uczeni, których nie zajmie (?) obecność, 
spisywali zabytki mowy nieszczęśliwych Lechitów, za rzeką Łabą 
osiadłych. Prześladowali kiedyś ludność, a kiedy pod ich ciosami 
upadla, rozgorzeli się miłością dla ich pamiątek najdroższych. 
Otóż w zabytkach mowy Słowian załabańskich znajdujemy dzisiaj 
cectiy właściwe wyłącznie mowie polskiej, jak np. dźwięki no- 
sowe, których inni Słowianie, nawet bliżsi Lechom, nie mieli i nie 
mają. I^azwy imion własnych z tych okolic także zachowały stare 
dźwięki nosowe. Wymawiali ci najzachodniejsi Lechici tak samo, 
jak Mazurowie, szepleniąc i zmieniając jedne w drugie samogłoski. 
Mowa łużycka, która do dziś dnia żyje, do polskićj dziś najbliższa. 
Dawno odcięta narodowość mowie swojćj inny odcień nadała 
i utworzyło się z tego narzecze nieco odmienne, które może dla- 
tego odrębnością swoją się odznacza, że nie rozwijało się na równi 
z mową polską i pozostało w pierwotnej swćj prostocie. Nie 
dziwi więc to w Łużyczach, co się stało nawet na Kaszubach. 
Mają Łużyczanie dźwięki spółgłoskowe miękkie i spółgłoskę 2, 
których również Czesi nie mają. Dlatego uczeni znawcy mowy 
wyrzekli to, co rozumowaniom historycznym tutaj doskon&le przy- 
chodzi w pomoc, że mowa łużycka na dwie odnogi rozdzielona, 
dobą i górną, była pierwiastkową mową Słowian nad Wisłą i 
Dźwiną mieszkających, że ta jedynie teraz różnica pomiędzy niemi^ 
że mowa polska i czeska dalćj się kształciły i wzajemnie mieszały, 
a łużycka na dawnym stopniu, bez zmieszania się z innemi po- 
została ^). 

Rozwinęliśmy tutaj pojęcie nowe. Bo szczep lechicki, po- 
dług dawniejszych rozumowań, nie przechodził za Odrę. Łużycze 
i Pomorze zaodrzańskie nie do Lechów liczono, ale dotąd odrębnie 
od nich, jedno i drugie uważano. Dziwny obłęd nauki! Gdybyć 
nic innego, to samo sąsiedztwo tych plemion, które ze Słowiań- 
szczyzną stykać się mogły tylko przez Polskę, jużby i zaodrzań- 
ców i załabańskie ludy kazało liczyć do szczepu lechickiego, a 
innemi wyrazami polskiego, bo Polska najwybitniejszym tego 
szczepu wyrazem. Uczeni więc wynaleźli osobno jedni mnuUkg, 
^łoTPiańszczjfzni, drudzy szczep poldbski, co miało znaczyć jedno i toż 
samo. Granice takie sztuczne obalamy, bo to wszystko Lechici. 



*) Jordan w gramatyce loźyckićj, Praga 1S41, str. 5. 



1 26 DZIELĄ JULJ ANA BARTOSZEWICZA. Tom lU. 

Ale niema złego, coby na dobre nie wyszło. Podział wymyślony 
przez ludzi uczonych nakreślił pokrótce dzieje cywilizacji tych 
plemion. To co za właściwy szczep lechicki wzięto, wsiąkło odrazu 
i na wieki w Polskę. Ąle i winulska północna i połabska połu- 
dniowa względem tamtćj Słowiańszczyzna, są to strażnice poświę- 
cone na śmierć przez słabość czy zaślepienie Polski. Obiedwie 
składały część państwa Piastów, ale niedługo i nie ciągle. Do 
winulskićj Słowiańszczyzny sięgnął Bolesław Krzywousty i miał 
ją całą, nadłabańska często z rąk do rąk przechodziła i nieraz 
podzielała losy to Polski, to Czech. Tamta zginęła w nierównćj 
walce, ta do dziś dnia ocaliła życie prawie cudem, ale ściśnięta 
wokoło nawałnicą niemiecką, zawarła się w daleko szczuplejszycłi 
granicach od tych, jakie miała przed wieki. Obiedwie i winulska 
i połabska Słowiańszczyzna, zajmowały wielką przestrzeń w śród- 
kowćj i północnćj Europie. Rozciągały się na wschód aż do rzeki 
Odry i Bobra, na zachód do Solawy, do ujść Łaby i Holsztynu, 
na połudnfe opierały się o góry olbrzymie. Dwie wielkie rzeki 
w tój przestrzeni płyną, Odra i Łaba, nie w dalekiej jedna od 
drugićj 'odległości, lecz obiedwie płyną w różnych kierunkach. 
Odra najbogatsza rzeka w kraju słowiańskim, bierze źródło swoje 
w najgłębszćj puszczy w ziemi morawskiej, z którój i Łaba wy- 
pływa. Łaba skręcając się ku zachodowi, u źródeł swoich oblewa 
ziemię czeską i łużycką; środkowemi częściami oddziela Słowian 
od Sasów i wpada do morza rozciągającego się ku Brytanji. Odra 
zaś zdążając ku północy, przepływa przez sam środek Słowiań- 
szczyzny winulskićj i rozdziela tylko plemiona lechickie. 

Nic więc nie szkodzi, że dla ułatwienia nauki, na trzy grupy, 
które się według histoiji usprawiedliwić dadzą, podzielimy szczep 
lechicki. Wkraczając opowieścią naszą w dział jeden, drugi, trzeci, 
będziem już wiedzieli, po jakich stąpamy ziemiach, czy po tych, 
co zatryumfują, czy po tych, co upadną. 

51. ^Wmdśka fiłowianszezyzna. Nazwisko Winulów ma jakiś 
związek z Wendami, Winidami, Wenedami. Nazwisko to było 
dawane Słowianom przez sąsiednich Niemców. Nie było w użyciu, 
było w nauce. Z nazwiska Wendów powstało późnićj zepsute 
Winulów, a że wzdłuż morza Bałtyckiego mieszkali od wieków 
Wendowie, więc im też szczególnie nazwisko Winulów się do- 
stało. Znają to nazwisko Adam Bremeński i Helmold, historycy 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. I27 

tej 2aodrzańsktój Słowiańszczyzny, znają im współcześni i pó- 
źniejsi. Nazwisko nie ubliża narodowości, można je przyjąć. 

Winulska Słowiańszczyzna jest cała pomorzem, rozciągniona 
od Łaby do Odry, nad ujściami rzek tycłi. Pomorze to miało 
postać trójkąta, którego jeden bok dłuższy dotykał Łużyc i sięgał 
prawie Saksonji, skręcając się powoli ku morzu północnemu, po 
za tą ścianą ku zacliodowi szła Danja. Drugi bok graniczył 
z Polską, trzeci oczywiście stanowiło morze. Żyły w tym ostępie 
różne narody, ale wspólnego nazwiska długo nie miały. Zarzu- 
ciwszy pamięć o swojem pokrewieństwie z Lechami, dopiero za 
Władysława Hermana, za Bolesława Krzywoustego zwano te na- 
rody jednem ogólnem nazwiskiem, to jest Pomorzanami, zamiast 
jak należało, Lecliami. Upowszechnił to nazwisko szczególnićj 
pisarz żywota św. Ottona, biskupa bambergskiego, który ochrzcił 
to całe Pomorze, ostatni szczątek w Europie pogaństwa słowiań- 
skiego, za wolą króla polskiego Bolesława. Niezawodnie schwycił 
pisarz naprędce wyraz więcćj naukowy i polityczny, jak rzeczy- 
wisty i nim odznaczył miejscowość. Pożyczono zaś wyraz od ludu 
sąsiedniego. Na wschód albowiem Odry, pomiędzy tą rzeką 
a Wisłą i dalój nawet za Wisłą był naród, który już za czasów 
Bolesława Chrobrego wsiąknął w Polskę i nazywał się od wieków 
Pomorzanami, bo nie miał swego własnego imienia. Oczywiście 
nazwisko to Pomorzanie, jest pospolite, oznacza narody wzdłuż 
morza mieszkające. Pomorzanie więc wszędzie być mogą, tak nad 
Bałtykiem, jak przy Adrjatyckiem morzu. Ale pomorzanom po- 
między Odrą a Wisłą to pospolite imię służyło za nazwisko, 
a potem nazwisko to całą winulska objęło Słowiańszczyznę. 
Trudno było Polsce, kiedy mówiła wogóle o braciach za Odrą, 
wyliczać zaraz wszystkie nazwiska, które się już pomieszały 
skutkiem ciśnienia Niemców i były więcćj pamiątką historyczną. 
W ogólnem nieszczęściu broń wspólnie podnosząc, Obotryci, Lu- 
tycy nie odróżniali się od siebie, nie było już pomiędzy niemi 
różnicy, którą wypadki zacierały. Polacy przenieśli więc do nich 
nazwisko Pomorzanów, które takim sposobem stało się własnem. 
Ale to bardzo późno. Pisarz żywota św. Ottona powiada, że te 
narody mówią pomeranica lingua, to jest pomorskim językiem', 
który jak wiemy, był ten sam co w Polsce, bo ani ubiorem, ani 
językiem nie różnili się od siebie zaodrzańscy i przedodrzańscy 



128 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

Słowianie. Mniój świadomi granice winulskie dalćj jeszcze rozcią- 
gali na wschód, nie zważając na Odrę. ^Polska, mówi Adam 
Bremeński, jest to ostatnia a największa prowincja Winulów*'. 

Na tych to Słowian pomorskich najwięcćj parła straszliwa 
potęga Franków Karola Wielkiego, potem Sasów. Mogłyby po- 
łączone w ściślejszy związek, w jedno państwo, te ludy odepchnąć 
wroga, gdyby na przeszkodzie ku temu nie stanęło ich rozdwo- 
jenie, niesforność, gdyby nie przyzwyczajenie do trosk prowincjo- 
nalnego życia. Wprawdzie zdarzały się wypadki, z których wy- 
chodziły znakomitości, ambitni władcy, którzy marzyli o większem 
zjednoczeniu się w koło wspólne, ale nie było w tych usiłowaniach 
nic z wyższćj myśli politycznej, chęci odparcia wrogów, poświę- 
cenia odrębnćj narodowości dla ogólnego dobra, była tylko ambicja 
władców, niespokojny duch plemion, który gonił za ujarzmieniem 
braci. Doskonale Niemcy z tego korzystali. Karol Wielki dał im 
przykład, kiedy Obotrytów przeciwko Niemcom podburzał. W ślad 
jego postępując, Niemcy niosąc jarzmo, kłócili nawzajem zazdrosne 
względem siebie plemiona, i mając cierpliwość, dopinali celu. Nie* 
nawiści rozdrażniały ich, zamiast uspakajać, skutkiem tak zdra- 
dzieckiej polityki. Słabsi, ściągali nawet Niemców na karki braci, 
i dobrowolnie im hołd oddawali. Prawda, że wielką przeszkodą 
ku połączeniu się była i zazdrość wzajemna bogów, których na 
Pomorzu utworzyło się mnóstwo. Prawdziwie święta to ziemia 
dla wielobóśtwa słowiańskiego. Każdy kraj, święte gaje i dęby 
miały swoje osobne bóstwa i kapłanów, którzy zażywając wiel- 
kiego w narodzie szacunku, wywierali wpływ wielki na sprawy 
ojczyste. Tajemnicza to ziemia, pełna cudów i uroku dla prostćj 
wyobraźni. Najsławniejsze tu grody słowiańskie i najwyższe bóstwa, 
które chociaż miejscowe, w całej Słowiańszczyźnie słynęły : Swan- 
tewit, Radegast w bogatych świątyniach, na wyspach, których 
oddalenie od ziemi stałej powiększało urok. Kapłani więcćj jak 
książęta, nie chcieli zjednoczenia, bo naturalnie w takim razie 
wpływ i sława bóstw miejscowych mniejszych, ustałyby z ich 
krzywdą. Nareszcie granicząc to Pomorze z Danami, wystawione 
także na łupieże i napaści drugich skandynawskich narodów, ro- 

• 

zerwane miały siły i nie mogły wymiarkować wśród gorącej walki 
z Niemcami, jak wielkie ich narodowości groziło niebezpieczeń- 



TomL HISTOR JA PIERWOTNA POLSKI. I29 

stwo. Była i niechęć do Polski, która chciała ujarzmić ich ale 
i ocalić, czego Pomorzanie ci nie pojęli. 

Winule wszędzie przybrali imię tej okolicy, wśród którćj 
osiedli, albo rzeki, nad którą się zatrzymali w swoim pochodzie. 
W mnogich ludnościach ich zaledwie jakie narodowe przebija się 
miano z sobą przyniesione, jak Obotrytów, Stodoranów, Weletabów. 
Posiadłości ich i nazwiska znane są z dyplomatów, nadań, z urzę- 
dowych zapisek, wreszcie z opisów podróżników i kronikarzy. 
Ważne tu bardzo źródło stanowi Adam Bremeński, którego Hel- 
mold powtórzył. Mamy opis tej ziemi także jeografa bawarskiego, 
pochodzący z roku 900 mnićj więcćj. Zna on zachodnie Pomorze 
dobrze, bo wylicza szczegółowo 60 ludów, które na niem mie- 
szkały i miasta w każdem. Gdyby ten jeograf nieprzekręcał naz- 
wisk własnych tak dalece, że brzmień 'słowiańskich domyśleć się 
w nich trudno, byłby to pomnik, któregoby nam pozazdrościć 
mogły inne narody. Ale w ustach niemieckich dziwacznie brzmiały 
niezrozumiałe nazwiska. Nie mógł ich należycie zapamiętać jeo- 
graf, nie mógł tem bardzićj ich przy pomocy swego lub łaciń- 
skiego języka wyrazić. Został się więc opis dla nauki dobry, dla 
SłowiańszczyzDy niedokładny, zwłaszcza, że bez opisów ziemi, 
same gołe podaje nazwiska. Nie stała jeszcze wówczas cywilizacja 
słowiańska na tym stopniu, żeby sama o sobie spisywała latopisy. 
Zajmowali się tem cudzoziemcy, więcćj ludzie piśmienni. Dlatego 
to krajobrazy tych ziem mamy z drugiój, podejrzanćj ręki, która 
nie umiała obchodzić się z naszemi pamiątkami. Dostały się więc 
nam dzikie poprzekręcane nazwiska, które przyjmować musimy 
radzi nieradzi, w kształcie w jakim nam je podano. Chcieć je na 
słowiańskie przerobić byłoby to psuć raz jeszcze to, co dawno ze- 
psute, tłómaczyć gorzej to, co już raz źle przetłómaczono. Są 
nazwiska, których dźwięków słowiańskich pomimo wykoszlawie- 
nia niemieckiego, domyśleć się łatwo, inne przyjąć musimy jak 
są, nie wiele się troszcząc o to, że słowiańskie ludy i ziemie, 
mają obce jakieś, niewłaściwe językowi nazwiska. 

Winulską Słowiańszczyznę składały głównie dwa wielkie 
narody, Obotryci i Lutycze. Około nich wije się grupa mniejszych 
pokoleń. Ludność to niestała, ruchliwa, zajmująca wyspy, oswo- 
jona z morzem, zaraziła się sąsiedztwem wspomnionych Skandy- 
nawów, i puszczała się za ich szlakiem, na rozboje po morzach, 

Historja pierwotna Polski. T. I. ly 



130 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

ale przywiązana do ziemi ojczystej, napastowała tylko Dunów 
i Sasów, daleko nieodpływając. Ztąd cesarzom i królom nie- 
mieckim kłopot, tern większa żądza ujarzmienia plemion. 

52. ^otryci zajmowali zacłiodnią połowę pomorza. Nazwisko 
icti bardzo rozmaicie się pisze, według tego jak je wymawiali 
cudzoziemcy. Żródłosłów wyrazu, zdaje się, że spoczywa w sło- 
wiańskim przymiotniku loiry, dzUlny. Cłiciano też icti nazywać 
Bodryczami, ale cokolwiek bądź powiedzieć można ku obronie 
tego nazwiska, jednomyślność wszystkich źródłowycti pisarzy, któ- 
rzy imię to od ^ lub ^ rozpoczynali, nie dozwala nam odrzucać 
tój zaczynającej wyraz samogłoski ^). 

Byli to Obotryci północni, Nordabtrezi, bo byli i południowi, 
gdzieś nad Dunajem. Ale posiadali i własne nazwisko Reregów, 
które niewiadomo co znkczy. Naród to zatwardziały, niestrudzony 
i potężny, dzielny i uporczywy w boju, często później walczył 
ze Skandynawami. Największe icł\ miasto było Miklinburg, to 
jest mocny, wielki gród, nazwa oczywiście niemiecka, którą na 
łacińskie wyrażono przez Magnopolis. Panowali nieraz Obotryci 
i nad drugiem miastem Werle, o które nieraz staczali bitwy. 

Obotryci zachodnio-północną częścią swoją dotykali Wagi- 
rów, zachodnio-południową Połabian. Obadwa te narody kiedyś 
oddzielnie żyć mogły, ale późnićj zlały się* w jedność z Obotrytami. 

Wagirowie, Wagrjanie (może Węgrzanie po słowiańsku), 
zajmowali wschodnią część dzisiejszego Holsztynu, sięgali granicami 
na zachód aż do Holzatów i Sturmarów, plemion niemieckich, 
siedzących nad Ejdorą, na południe od rzeki Trawny (Travenna), 
ze wschodu i północy oblewało ich morze. Mieszkali niby na 
półwyspie. Stolicą Wagiji był Starygród, przez Niemców nazwany 
Altenbui^iem. Miasto leżące niedaleko od morza, niegdyś ludne 
i sławne; widać z niego było słowiańską wyspę Wemerę, dziś 
Fembra, która także do Wagirów należała. Naród to był prze- 
dewszystkiem żeglarski, zasadzał swoje bogactwa na większćj lub 
mniejszej liczbie statków morskich. Książęta Obotryccy kiedy 
kraj ten już posiedli, często przebywali w Starogrodzie. Ztąd 
szykowali się do napadów na ziemie duńskie i saskie, tutaj także 
pierwsze napady, jako na strażnicy wnętrza kraju, od swoich 



') Lelewel, Narody, str. 6$6. 



^ 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 13! 

nieprzyjaciół wytrzymywali. Podanie przekazało nam imię ksią- 
źęcia Obotrytów, Wizimierzą, który odznaczył się w boju morskim 
2 Dunami, wypadek, który przeszedł do bajecznej historji polskićj, 
ale który ma, widzimy, swoją zasadę. Od Wagtji zaczynała się 
też granica od Niemców, którzy tu siedzieli w tak nazwanćj 
SaksoDJi Nordalbiańskiej. Karol Wielki bliżój oznaczył tę granicę 
rzeką wielką, rzeczółką, lasem i jeziorem aż do morza. 

U Wagijan oprócz Starogrodu było wiele innych sławnycli 
miast, ale nieco później. Tam powstała i rozwinęła się Lubeka, 
miasto łiandlowe, po starosłowiańsku Lubiecz. Tam był i gród 
stary Płońsk nad wielkiem jeziorem. 

U Połabian na południe Trawny było miasto Racisburg, 
może Racibórz. 

53. ^jufycze. Lutycze, naród Pomorza wschodni, więcćj zaj- 
mował ziemi jak Obotryci i więcćj drobnych plemion połączył 
pod jego wspólne nazwisko, które także jest do rozwiązania 
zagadką. Lutyczów albowiem nazywają bardzo rozmaicie: Lu* 
tykami. Wilkami, Weletabami. Zródłosłów wskazywał na staro- 
słowiański wyraz lufy, to jest zły, dziki, łatwo więc wytłumaczyć 
było, dlaczego także Lutycy są wilkami, chociaż to nie zwracało 
uwagi, że tylko Frankowie i Saksonowie nie umiejąc wymówid 
prawdziwego nazwiska, stworzyli Wilków. Bądź co bądź, nazwiska 
źle wymyślone przeszły z dziejów do gminu i wyrodziły ludowe 
baśme o dzikości i potworności Wilków. Ale nazwa ich trzecia 
Weletabów, wprawdzie najrzadzićj zjawiająca się w źródłach, 
najtrudniejsza jest do rozwiązania. Spekrewniona w brzmieniu 
z wyrazem ^itmi, ^totmi, "^jęttid, dawała powód do wniosku, że 
Weletaby mógł to być lud spokrewniony z Litwą i tylko może 
mnićj więcćj pomieszany ze Słowianami. Są nawet pewne ślady, 
które domysłowi nadają cechę prawdy. Napisy runami na różnych 
pomnikach, które się w owćj stronie znajdowały, dały się wy- 
czytać tylko w języku litewskim. Bóstwa te same pojawiają się 
tutaj nad Odrą, jak i na Litwie, a trzeba dodać, że to kraj naj- 
religijniejszy wśród Słowian, najwięcćj ma tajemnic świętych i ka- 
płanów. Być może, iż w rozsypce plemion słowiańskich na północy, 
zaskoczyli tutaj nagle ojcowie nasi szczątki plemion litewskich, 
które się na wschód nie zdążyły schronić, ale w każdym razie 
fakt to małego znaczenia, bo nąjd^waiejsze śUdy słowiańskie życie 



132 DZIELĄ JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom 111. 

W pełni tu pokazują, jeżeli był jaki pierwiastek litewski na tein 
Pomorzu, dawno się już ulotnił, stopił w Słowiańszczyznę. 

Zrobiono uwagę niedawno, że nazwisko Lutyków jest naj- 
późniejsze i pocliodzi już z wieku XI, a ponieważ cztery ludy je 
nosiły, rzucono domysł, że zagrożone niebezpieczeństwem od 
Niemców, cztery te ludy ściślejszy z sobą związek zawarły, zwią- 
zały się więc lutem, zlutowały się ^). Byłoby więc to nazwisko 
polityczne, nie narodowe, czego dowieśd byłoby trudno. W wy- 
razie lutorpaS tkwi niezawodnie pierwiastek zaginionego dzisiaj 
bitu, który naturalnie znaczył związek. Daleki i to w każdym 
razie wywód, lubo związkowi niezaprzeczyd. 

Jeograf bawarski opowiada, że Wilcy posiadają 95 miast 
i składają cztery kraje. O miasta mniejsza, nikt icti dzisiaj nie 
wyliczy, ale owe cztery kraje ma prawie każda ówczesna kronika. 
Rzeka Pena, Piana podziela je tak, że Kicini i Cyrcipani są na 
północy rzeki, a Dalemińcy i Redarowie na południu. Trzeba 
nawiasem wspomnieć, że nazwisko każdego z tych narodów 
w pisowni zmieniało się po kilka, a czasem po kilkanaście razy. 
Wybraliśmy pisownie najpospolitsze, albo najczęście) używane. 

Vleiarome najpotężniejszymi byli, stanowili główne ognisko 
życia narodowego. Posiadali miasto Retrę, siedlisko czci i bóstw 
Słowian okolicznych. Dytmar nazywa to miasto z niemiecka Rie- 
degost, więc po słowiańsku była to Radgoszcz i sam dlatego 
naród można nazywać Radgoszczanami. Stolica tego narodu miała 
dziewięć bram i była oblana do koła głębokiem jeziorem, ponad 
którem drewniany most służył do przejścia, ale tylko dla po- 
bożnych, niosących ofiary bóstwu, które się także nazywało Ra- 
degast. Posąg jego był ozdobiony złotem, a łoże purpurą. Inni 
powiadają, że sam posąg bóstwa był szczerozłoty, wyobrażał 
postać ludzką, nagą, z twarzą wdzięczną, z ptakiem na głowie, 
trzymał w jednćj ręc6 włócznię, a drugą podpierał na swych 
piersiach głowę wołu czy żubra, z rogami zagiętemi w półksiężyc. 
Stał na tronie okrytym purpurą. Zresztą żadne z bóstw pogańskich 
nie przedstawiało się w tak rozmaitych postaciach, jak Radegast. 
Dzieje najświetniejsze czyny oręża Pomorzan, przyznają Redarom; 
był to więc naród nietylko religijny, ale i wielce rycerski. 



*) Lelewel: j^Polska wieków średnich", T. I, str. 473, wydanie z r. 1855. 



Tom I. HIS I OR JA PIERWOTNA POLSKI. I33 

Obok Redarów ku wschodowi siedzieli 3)cdemiAcy, a lepiej 
Tholeńzi, może po słowiańsku Doleńcy, że u spodu u dołu rzeki 
Piany mieszkali, a prędzćj brali swoje nazwisko od jeziora i rzeczki 
ToHenSy która płynęła po zachodnićj granicy narodu, który od 
wscliodu miał rzeczkę Wkrę. 

H^yrcipani są oczywiście tłumaczeniem i może nienarodowem, 
ale po prostu naukowem, wymyślonem przez latopisów nazwiskiem. 
Cyrcipani są nadpUnianie, i rozciągali się wzdłuż morza. W tym 
kraju leżało także nad rzeką Pianą sławne miasto Tymin czy 
Dymin (Demmin), wspominane jeszcze za panowania Karola 
Wielkiego. 

llUcini także siedzieli wzdłuż morza. Cłiciano na zasadzie 
pewnej pisowni (Cłiizzini) upatrywać źródłosłów tego nazwiska 
w wyrazie ckyfy, ale daleko sprawiedliwiej powiedziano, że zagadka 
to poty nierozwiązana, póki nazwa miasta Kcyni w poznańskiem 
nie da się objaśnić ^). Rzeczywiście nie wytłumaczymy tak samo 
Kcyni, jak Kicinów, ale poprzestać na tem możemy, bo brzmienie 
to nie obce, ale czysto słowiańskie. U tycti Kicinów było miasto 
Wolgast, siedlisko czci bóstwa Jarowita, którego święto obctiodzono 
przystrajaniem grodu w proporce powiewne. 

54. ^otuiniowt ludy nadldbaAśkit^o pomorza, W drugićj linji 
niżćj za Obotrytami i Lutyczami było wiele innycti narodów, 
które się liczyły do winulskićj Słowiańszczyzny, będąc jeograficznie 
z nią związane. Rozdzielić wszystkie można według Łaby i Odry. 
Wagiry i Obotryci szli na północ Laby, na południe zaś Linowie. 
Wielka rzeka rozdzielała je więc w znacznej części swojćj prze- 
strzeni. Nad Odrą skupiły się owe narody. Na nieszczęście dziwna 
tu plątanina wiadomości, ziem, nazwisk, rozplatać jej prawie nie- 
podobna. Narody mniej sławne, mniej się też w dziejach zary- 
sowały, mnićj pewne zajmowały siedliska, bo nieoznaczone. 
Prawdziwy tu las, w którym zbłąkać się można. Byli wprawdzie 
badacze, co śmiałem okiem w te gąszcze się zapuszczali i chcieli 
ściśle oznaczyć granice plemion i narodów, ale więcćj dowodzili 
tem odwagi, jak ostrożności i krytyki. Nazwisk do wyboru. 
Spolszczać je można, jak kto zechce, ale to będzie zabawka bez 
celu. Największy historyk Słowiańszczyzny (Lelewel), kiedy się 



*) Lelewel: ^Narody", str, 657. 



1 34 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul- 

w tc gęstwie zapuścił, pozbierał tylko skrzętnie nazwiska, ale 
icli nie objaśniał, bo nie mógł. Dlatego z wielu innych wybierzeai 
co znakomitsze, celniejsze. 

"fAnotrit (Lini, Linones, Lingones, Linaa, Glinianie, Łunie- 
wianie) posiadali miast siedm. Naród ten zmieniał swoje siedziby 
już za doby historycznej. Kiedy Witzan, król obotrycki, w roku 
795 szedł na pomoc Karolowi Wielkiemu, musiał przechodzić 
Łabę od wschodu w swoim pochodzie, stanął wtedy na uroczysku 
LiunL Być może, osady to Linów za Łabą w dzisiejszem księstwie 
Luneburgskiem. Ale w lat kilkanaście po tym wypadku, wojska 
Karola Wielkiego, żeby się dostać do Linów, musiały znowu od 
zachodu przechodzić Łabę. Mieszkali więc nad Łabą, Eldą i Ste- 
kenicą. Obok Linów mieszkali <Wamjam, tak nazwani od rzeki 
Warny czy Wamawy i ^mdimgi. Ci siedzieli nad dolną Wamawą, 
Obotryci nad górną. Dalej idą ^Lcmldy czyli Hawlanie nad rzeką 
Hawełą, Hawłą. Byli tu również '^rzezanie, fitoderanie, <WiUini, 
3)oszanie nad Szprewą i Doszą. Stoderanie zwali się lepiej po sło* 
wiańsku 'Tdrordborzanami i mieli stary gród swój Bronibor, zwany 
po niemiecku Brandenburg, Brunsburg (posada dzisiejszego Berlina). 
Za czasów Karola Wielkiego już wspominają ten gród kronikarze 
sascy. Był to wogóle kraj wielkich błot, moczarów. Do dwóch rzek 
wielkich spływała po wszech stronach moc drobniejszych rzeczek. 
Po nad błotami kępy i lasy, a osad niewiele. Ku zachodowi od 
strony Warty rozciągały się puszcze. Ludność więc tutaj nie taka 
wielka, jak w kraju nadmorskim, który się roił od liczby ogromnój 
wsi i miast i osad rolniczych. Szło zatem, że kraj ten południowy 
nierównie był uboższy, że posługiwał ciągle braci nadmorskiej. 
Uboższy pod wszelkim względem, nietylko materjalnym, ale i du- 
chownym, wspomnień tu nie było, grodów sławnych nie było, 
kapłanów i świątyń. Musieli ci biedniejsi Słowianie wszystkiego 
od silniejszych plemion pożyczać. 

55. Ginęła, Jedno cudowne zjawisko widzimy jeszcze na 
tem Pomorzu winulskiem, wielkie miasto, które sławę posiadało 
bajeczną od wieków do wieków. Upadła narodowość ziemi, ludy 
się poprzemieniały, a Wineta, lubo także i jćj śladów nie było, 
rosła w wyobraźni jak myt, jak cudowność. 

Było wysp wiele na morzu i rzeka główna tego pomorza 
Odra, także wpadając do Bałtyku kilku odnogami, tworzyła wyspy. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. I35 

Ludy, które tu mieszkały od najdawniejszych czasów, umiały się 
poznać na szczegóinćj dogodności handlowćj, na doskonałem po- 
łożeniu wysp tycli. Dlatego powstawały posady przy ujściu Odry. 
Na południowo-wscliodnim kącie jednej wyspy, leżącćj pomiędzy 
Świną a Dziewinowem (Diewenow), zawiązało się słowiańskie 
miasto. Blizkość morza, miałkie i piasczyste dno Dziewinowa, 
były dogodnościami, którycłi osadzie inna miejscowość dać nie 
mogła: tamto dawało im łatwość związków z oddalonemi brze- 
gami, to zasłaniało od niebezpiecznycli odwiedzin okrętów skan- 
dynawskicti. Czasu założenia tćj osady dzisiaj nawet w przybliżeniu 
oznaczyć nie można, trwała od niepamiętnych czasów. Pierwotna, 
zdaje się, nazwa miasta, która zmieniała się raz wraz, jak kolory 
tęczy, była Wolin. Było jakieś stare pokolenie Wendów Słowian, 
„qui Yuloini dicuntur^, jak mówi Witukind, kronikarz X wieku, 
to jest Wolinów. Od tyCh Wolinów może Wolin pochodzi. Bądź 
co bądź, miasto świetne już było w okresie, który daleko wy- 
przedził wszelkie świadectwa historyczne^ a nazwę swoją rychło 
przeniosło na całą wyspę pomiędzy Świną a Dziewinowem. Miasto 
już wtedy było bogate i prowadziło znaczny handel z dalekimi 
krajami, nawet z mahometańskim wschodem, za pośrednictwem 
Chazarów, Bułgarów i Słowian naddnieprzańskich. Monety arabskie 
w znacznej części znajdywane na wyspie, są tego oczywistym 
dowodem. Stosunki handlowe dalćj prowadzą ludy, jak wszelkie 
inne, pochodzące bądź ze krwi, bądź z pociągu serdecznego. 
Pomorzanie ułatwiali dalój handel muzułmaństwu do Skandy- 
nawji. Bogacąc się coraz więcój, nabierali Wolinianie przedsię- 
biorczego ducha. Statki o wiosłach i żaglach uwijały się po morzu 
w różnych kierunkach, płynęły do Dymina, do pruskich i litewskich 
brzegów, do Szlezwigu i Aldenburga, a nawet w czternaście dni 
przebywały ogromną jak na owe czasy drogę od Wolina do 
Ostrogardu, to jest do Słowian najpółnocniejszych na dalekim 
wschodzie. Prowadziły od Wolina drogi lądowe do Hamburga, 
do Łaby. Ludności tam w mieście i swojskićj i przychodnio]' była 
przepaść. Obok Słowian mieszkali w niem dla handlu Grecy 
i różnych plemion barbarzyńcy ; nawet saskim przybyszom udzie- 
lono prawa osiadania w mieście, ale z warunkiem ażeby się nie 
Mrydawali publicznie z wiarą chrześcjańską. Bałwochwalstwo albo- 
wiem kwitnęło z całą siłą w Wolinie. Zresztą lud miejscowy 



136 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

łagodny, uczciwy i gościnny, że lepszego nie znaleźć było. Roz- 
koszował się też do woli, bo posiadał wszystkie towary północy, 
wszystkie rozkosze południa. 

Ale świetność to była wielka, za to niedługo trwała. W są- 
siedniej za morzem Skandynawji zaszły potężne zmiany, tworzyły 
się państwa, koningi drobnycłi dzielnic musieli szukać przytułku 
po za granicami ojczyzny. Stosunki utarte Iiandlowe prowadziły 
prosto Skandynawców na brzeg pomorski winulskiej Słowiań- 
szczyzny. Wplątał się także w ruch syn Gorma starego z Danji, 
Harald Blaatand pojawił się w Wolinie, opanował go siłą i załogę 
osadził. Taki był początek Jomsburga, twierdzy przy ujściu Świny 
obok Wolina wzniesionćj dla bezpieczeństwa panowania. Mogło 
to być w środku X wieku pomiędzy rokiem 935 — 966. Ale 
Harald zajęty póżniój zamieszkami w Danji, spuścił z uwagi nowy 
swój nabytek w ziemi słowiańskićj i władzę po nim otrzymał, 
niewiadomo jakim sposobem Sygwaldi z wyspy Zelandji. Odtąd 
na tym brzegu zaczynają się dzieje jomsburgskicli wikingów czyli 
bołiaterów morskicłi. Zamieszki w kraju ojczystym zapewniły im 
prawie niezawisłość. Koning duński podniósł rękę na pogańską 
starożytność skandynawskich plemion. Około Sigwaldego, znako- 
mitego jej obrońcy, zebrał się tłum rycerzy mężnych, którzy 
dzielnie popierali w walce swojego wikinga. Sagi przypisują im 
wiele sławnych dzieł, ale szkoda, że podania tego źródła bardzo 
poplątane. To z nich zawsze widać, że wikingi Jomu, jomswiktngi 
trzymali w swojćj zależności wyspę Wolin, czyli ziemię Jom, jak 
po swojemu ją nazwali, że rabowali dalsze pomorze, że nieraz 
podnosili broń na własną ojczyznę, w losach której nie przestawali 
mieć udziału. Rycerze skandynawscy wchodzili w związki przy- 
jaźni z Burzysławem, królem Wendów. W tym Burzysławie kry- 
tyka historyczna domyśla się naszego Bolesława Chrobrego. 

W histoiji Wolina nie pójdziemy teraz dalej, bo do obrazu 
Słowiańszczyzny winulskićj i tego nam dosyć, cośmy powiedzieli. 
Ale trudno zapomnieć o pogrobowćj sławie Wolina. Za Adama 
Bremeńskiego już podanie było tylko o niedawnej wielkości, miasto 
nie upadło, ale przebrzmiewało, lubo jeszcze świeciło blaskiem 
sławy. Adam słyszał o Jomsburgu i miasto nazwał jumną. Po- 
wiedział o niem, że największe jest z miast Europy, «maxima 
omnium quas Europa claudit ciyitatum**, że od bogactw miasto 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 37 

aź kapie, że są tam cudy i dziwy, których nigdzie indziej nie widać, 
źe sama wyspa, na której miasto owo stoi, oblana jest trzema mo- 
rzami, z których jedno całkiem zielone, drugie białawe, trzecie w swych 
poruszeniach wściekłych wiecznemi sroźy się burzami. Widoczne 
z tego, że JUŻ Adam był pod wpływem uniesienia poetycznego, 
kiedy owo miasto malował, lubo wytłumaczyć się da łatwo jego 
zaślepienie co do powieści, że Jumna większa jest od miast euro- 
pejskicłi. Pod Europą dawnićj pobożni kronikarze, rozumieli wogóle 
świat pogański, i brali ją w znaczeniu całkiem przeciwnem światu 
chrześcjańsldemu. Zapał Adama podzielił Helmold, który go o wiek 
później przepisywał. Z Jumny, czyli podług innych rękopismów 
Jumnety, zrobił Winetę, z Wolina znowu zrobił się Julin. Pomyłce 
erudycja pośpieszyła na pomoc. Więc z jednego grodu zrobiono 
dwa oddzielne i historje każdego z nich dziwnie zmyśleniami i zbli- 
żeniami upstrzono. Na zasadzie, że miasto nazywało się Julin, po- 
wiedziano, że początek sw^ój i nazwisko winno było Juljuszowi Ce- 
zarowi. Powieść ta oczywiście nie powstała wśród ludu, ale należy 
do zmyśleń, za pomocą których nieuczeni mnisi, kronikarze średnio- 
wieczni, lubili historję swoich czasów wiązać z podaniami odległćj, 
klasycznćj starożytności. Potem już ł uczeni z rzemiosła, zajęci przed- 
miotem, dochodząc prawdy rozumowaniem krytycznem, pomnożyli 
te bajeczne dzieje, do których wsiąkły podania bohaterstwa skan- 
dynawskiego Winety. W morzu znajdowali rzędy kamieni rozłożo- 
nych od wschodu' ku zachodowi, były to ulice zaginionego miasta. 
Więc morze zalało Winetę. W trzech lub cztjerech innych miejscach 
skały się wznosiły ponad powierzchnię morza, to wierzchołki zatra- 
conych pod ciosami chrześciaństwa kościołów. Rybacy bruk Winety 
mcłiami zarosły, namacywali w morzu długiemi żerdziami. Były 
więc niby dwa miasta bogate, rywalizujące ze sobą, Julin i Wineta 
na niewielkićj wyspie: od czasu tego odkrycia odbywają się piel- 
grzymki uczone do zwalisk tak starożytnych. Stolica Wendów uka- 
zała się na mapach jeograficznych i z badań naukowych przeszła 
do ksiąg elementarnych. Rozbudzona wyobraźnia widziała sterczące 
z morza marmurowe i alabastrowe kolumny, o które się rozbijały 
okręty. Kiedy woda opadała, wierzchołki tych, białością jaśniejących 
kolumn, ukazywały się z pod przestrzeni morza, a rybacy rozwieszali 
na nich swoje sieci, o dziesięć stóp niżćj od nich leżały mury samego 
miasta, nader szerokie i mocne. Kształt miasta owalny, wielkością 

Historja pierwotna Polski. T. I. 1 8 



138 DZIELĄ JUT JANA BARTOSZEAMCZA Tom HI. 

przechodziło Szczecin. Twierdza nad Wolinem urosła także w olbrzy- 
mie rozmiary poetycznych marzeń. 

Podanie drog% odwrotną, jak zwykle chodzi, z książek przeszło 
do ludu. Urodziła się z tego piękna i sławna Wenega północna 
o kilkunastu nazwiskach: Wolin, Julin, Jumna, Jumneta, Jumeta, Jumin, 
Wineta, Jomsburg i t. d. Chociaż, jak widzim, wyobraźnia i fałszywa 
uczoność stworzyły niebywałe rzeczy, musieliśmy wspomnieć o tej 
osobliwości kraju, dla jego charakterystyki. Na spodzie tej całćj 
baśni leżała prawda, ale wyobraźnia ustroiła tę przestrzeń ziemi 
w tak ponętne kształty, tak ubarwiła prześliczną Winetę, że trzeba 
było wspomnieć o tym cudzie cudów winulskiego Pomorza *). 

56. 4V^5py ^^gj^' ^rlcona i ^wantewit Wzdłuż Pomorza roz- 
wijał się szereg wysp także przez słowiańską ludność nasiadłych. 
Wspominaliśmy już o jednćj, która leżała naprzeciw ziemi Wagirów, 
tak blisko od brzegów, że z niej miasto Aldenburg widzieć było 
można. Jest to Wemere, Imbrja, dzisiaj Femern. Była dalćj ku wscho- 
dowi wyspa Pole, najbardzićj w tym kierunku leżała Oma, jak na- 
zywa ją Saxo Gramatyk, czy Oszna, dziś Uzedom w sąsiedztwie 
Wolina, czyli bajecznćj Winety. Ale cóż znaczyły wszystkie te 
wyspy wobec największćj i najpotężniejszej Rany? Jak Wineta sły- 
nęła handlem szeroko, tak Rana powagą, znaczeniem duchowem, 
posiadała wpływ na umysły. Dwa dziwy się zbiegły razem, żeby 
uświetnić, urokiem nieśmiertelnym w dziejach okryć tę słowiań- 
szczyznę winulską. Dwa przepychy, dwa bogactwa,- Wineta i Arkona, 
siedlisko największego handlu i siedlisko największego z bogów. 
Bądź co bądź, ale przez Winetę i Arkonę, charakterystyczne, nie- 
zgładzone znamię po wsze wieki przybrało to Pomorze, dzisiaj do 
szczętu zniemczone. 

Najdalćj ku północy wysunięta wyspa słowiańska u południo- 
wych brzegów morza, nazywała się w kronikach i dyplomatach 
Rują, Raną, Rujaną, może Runją po słowiańsku, Rugją albo Riigen 
po niemiecku. Sławna wyspa, więc i morze ją otaczające nazywało 
się czasami ruńskiem. Leżała naprzeciw ziemi Lutyczów. Dziwnie 
obronne było położenie tćj wyspy; bo morze około nićj wiecznie 
się srożyło, odpierało napaśd najezdnicze Skandynawów. Od po- 



*) Czytać piękna rozprawę Granowskicgo, profesora w Moskwie o Julinie 
w wydaniu polskiem llelraolda, str. 264-329. 



Tom L IIISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 35 

hidnia znowu żaden naród obcy nie mógł dotrzeć aż do Rany, boby 
wprzód musiał iść po trupacłi Obotrytów i Lutyków. I w istocie 
nie panowali nigdy niemcy na Ranie, bądź co bądź powiedzą o tern 
bałamutne podania kronik Zresztą, i sam lud mieszkający na wyspie 
był dzielny, a Helmold powiada, że nawet „najmężniejszy". Podsta- 
wione tutaj jednak wyrazy, misd raczćj kronikarz powiedzieć: „lud 
największego wpływu". Nieprzystępni na wyspie, Ranowie nie prze- 
wyższaJii albowiem innych współbraci dzielnością poza granicami 
swojej ojczyzny. Napadali wprawdzie jako żeglarscy ludzie na miasta 
nadbrzeżne duńskie, niemieckie i słowiańskie, ale nie więcćj w nich 
zyskali sławy i łupów, jak Lutycze, którzy na lądzie prowadzili 
wojny groźne i okrutne. Był więc inny powód, dla którego ta wyspa 
Rana miała tak wielkie znaczenie w dziejach winulskiego Pomorza. 
Tym powodem była świątynia na wyspie, jako siedlisko największego 
z bogów tej ziemi. 

Na przylądku wyspy, najdalćj ku północy posuniętćj, stała 
warownia Arkona, castellum. Wybór miejsca umyśby, tajenmiczy. 
Rana kończyła się wązkim przesmykiem, który prowadził do wiel- 
kiego półwyspu Witoszym. Tutaj za przesmykiem stała głęboko 
w morze zachodząca wysoka góra, z północy, wschodu i południa 
otoczona przepaściami stromemi, jak ściana. Do wierzchołka góry 
niedoleciałaby strzała rzucona z machiny nawet, cóż dopiero z ręki 
ludzkiej? Z tych trzech stron morze skałę otaczało, a z zachodu 
bronił do niej przystępu wał bardzo wysoki. Na wyspie najpół- 
aocniejszćj znaleziono najpółnocniejszy kąt, dziką sksJę, granicę ple- 
mienia i słowa, i tam na strażnicy postawiono świątynię warowną, 
czy warownię świętą. Przeznaczenie więc skały było nie zwykłe, 
nie pospolite. Warownia nie broniła wyspy, ale świątyni, wśród 
której nikt nie mieszkał, straż jedynie tam czuwała, złożona z trzechset 
rycerzy poślubionych bóstwu. Była i osada tv tem miejscu, ale 
nieco dalćj leżała od warowni, nie mogła dotykać świętego przy- 
bytku, u spodu góry, handlem swoim nieubliżając pamiątkom. Ta 
świątynia i ta osada stanowiły jedność, gród starosłowiański Arkonę. 
Źródłosłów wyrazu, na pierwszy rzut oka, zdaje się nie słowiański, 
a jednak nie ma śladu, żeby przed przyjściem ojców naszych w te 
strony, świątynia Istnida. Da się jednak łatwo to nazwisko wyro- 
zumieć. Arkona nie była siedliskiem władzy książęcej, był to wy- 
łącznie gród święty, zwykle pusty, przez nikogo z ludzi nie pibowany, 



I^O DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom II I- 

bo strzegły go jedynie warowne bramy i opieka Swantewita. Czasen:! 
tylko w pewnych okresach bywało, że ten zakąt wyspy Rany wzbierał 
ludnością. Tysiące przychodniów z wyspy, z okolic pobliższych, 
i z całego Pomorzą przybywało w to cudowne miejsce, Bogu bogów 
oddać pokłon i cześć. Świątynia stała w pośrodku miasta, drewniana, 
zbudowana ozdobnie, upiększona zewnątrz rzeźbą i niezgrabnencii 
malowidłami, ćo rzecz naturalna. Świątynia jedno miała wejście, ale 
składsda się z dwóch części, zewnętrzna miała czerwono malowane 
dach i ściany, wewnętrzna zaś wspierała się na czterech słupach, 
pomiędzy któremi zamiast ścian wisiały bogate kobierce i łączyła 
się z częścią zewnętrzną tylko dachem i kilku poprzecznemi belkami. 
W tćj wewnętrznej części stał posąg Swantowita, wielkości ogro- 
mnego człowieka, ale o czterech głowach i czterech szyjach, z Ictórych 
dwie óbt^cdly się ku piersiom naprzód, a dwie w tył ku plecom. 
Włosy na głowach i brodach zwyczajem Słowian miał postrzyżone, 
w prawćj ręce trzymał róg kruszcowy, w lewej łuk ze strzałą na 
bok wymierzoną. Odzież miał krótką do kolan, wyrobioną prze- 
ślicznie z rozmaitego gatunku drzewa. Wszystkie bóstwa słowiańskie, 
które tutaj na Pomorzu zjawiły się w dobie upadku europejskiego 
pogaństwa, miewały po kilka głów, lub po kilku twarzy na jednej 
głowie. Rana była prawdziwie świętą wyspą, ojczyzną bogów. Cześć 
publiczna oddawana Swantewitowi, musiała tworzyć te bóstwa, żeby 
powiększyły urok i wpływ wyspy. Porenut, Borowit, Rujewit wszystko 
to były bóstwa z wyspy Rany. Był i Trygłów, Triglaw, jedyny 
bóg, który mni6j miał głów od Swantewita, bo trzy tylko, jak 
okazuje samo jego nazwisko. Panował Trzygłów nad niebem, ziemią 
i piekłem. Swantewit jednakże wyższem był bóstwem i nic się z nim 
równać nie mogło. Radegast naprzykład u Redarów lubił jak Swan- 
tewit wojnę i przepowiadał przyszłość, gdy jednakże już Redarowic 
dumni w to swoje znaczenie, że bóstwo wśród siebie mieli, pragnęli 
przewodzić sąsiadom w boju, ci wielce się oburzyli i nawet do boju 
z niemi wystąpili. To się jednak nigdy nie przydarzyło Ranianom 
pierwszeństwo ich nie ulegało nigdy zaprzeczeniu. Bywały wypadki, 
że Słowianie wydawali wojnę Ranianom, ale na to chrześcianie tylko 
odważyć się mogli z poduszczenia niemców. Zresztą wszyscy książęta 
i wodzowie pomorscy składali Swantowitowi ofiary. Co większa, 
obcy chrześciańscy mocarze starali się o względy bóstwa tak dalece, 
że naprzykład król duński Swen przysłał mu raz w darze puhar 



Tom I. mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. I4I 

kosztowny. Zapewne nie szło tutaj królowi o bóstwo, ale o to, żeby 
ująć sobie Słowian pomorskich darem, okazaną pobożnością. Poda- 
niowa ta powaga przetrwała wieki, urosła tajemniczością, historją. 
Toż Wagija za Helmolda pół na pół już zniemczona i chrze- 
śdańska, słała daniny l)ogu, przy którym inni naturalnie na pół- 
boźków zstąpili. 

Zapewne nie odrazu Swantewit na tak wysokie dostał się sta- 
nowisko. Prawo jego do czci powszecłinćj wyrabiało się wiekami, 
ale kiedy już łiistorja zaczyna spoglądać w te ciemne nocy prze- 
szłości słowiańskićj, już o czci głośno. Zajmował więc Swantewit 
pierwsze miejsce pomiędzy bogami na ziemi, lubo ulegał i sam 
Bogu jedynemu, który mieszkał w niebie, z krwi którego pochodzili 
wszyscy inni bogowie. Łączył Swantewit dlatego w sobie wszystkie 
dobre przymioty, a co tylko inni posiadali bogowie, sam to wszystko 
posiadał, ale w daleko wyższym jak drudzy stopniu. Był rządcą 
świata i dawcą wszelkiego dobra, bez jego woli nic nie przedsię- 
brali Słowianie, stanowił o pokoju, a w wojnie przepowiadał przy- 
szłość. Godła bóstwa ścigały się do tych jego przymiotów. Siadał 
na konia białego jako rycerz, wtenczas gdy wojna zawrzała z wro- 
gami. Ale obiegał na nim i świat w pokoju. Nie widział go jednak 
nikt w podróży, bo wszelkie wycieczki bóg odbywał w nocy, tylko 
nadedniem' widywali pobożni konia jego pokrytego pianą i t>łotem; 
oczywisty wniosek, że odbywał podróże po lądzie i wodach. Uzda 
i siodło leżały zawsze u nóg bożyszsza. Podziwiali także wszyscy 
miecz ogromny i stanicę czyli chorągiew, która liidowi w jego wo- 
jennych wyprawach towarzyszyła, która przez długie wieki Słowianom 
torowała drogę do zwycięstw. Z dalekich stron przybywały poselstwa 
radzić się jego mądrości. Kapłan poświęcony mu zawsze ogłaszał 
wszechmocną wolę bóstwa, według którćj stawało się wszystko. 
Sama władza książąt była niczem w porównaniu z władzą tego 
kapłana z Arkony. Mówi Helmold o Ranianach, że lud ten sam 
jeden ze słowiańskich posiadał króla, a domyślać się pozwala, że 
lud ten cały był także i królem dla całego Pomorza, bo bez nara- 
dzenia się z Ranianami nie zaczynano żadnćj sprawy publicznej, bo 
ludu tego lękano się z powodu jego łaski u bogów. Kapłan był 
królem. Jedyny to przykład wśród Słowian rządu ściśle teokraty- 
cznego. Wiara tutaj dokonała cudu, którego nigdzie dotąd i nawet 
potem nie dokonała władza książęca i królewska, tutaj mianowicie 



142 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IlL 

na Pomorzu słaba, zależna, zawistna nieraz, że chciwa władzy, dla 
niej dobro ludu przynosząca W ofiarze. Potęga bóstwa i tych królów 
trzymała w zależności. 

Temi wszystldemi okolicznościami tfumaczy się i sama nazwa 
Arkony. Była tam główna wyrocznia i gdyby innych śladów i histo- 
rycznych dowodów nie było, rozebrawszy znaczenie Arkony do 
pewnych wniosków zawszebyśmy przyszli. S^ftf w języku starosłowiań- 
skim znaczy mówii polskie to rzek{. Od tego pierwiastku wiele się 
wyrazów w języku polskim zostało : rok, myrok, urok, prorok, rokomaó, 
co znaczy przepowiadać przyszłość. Oczywiście więc, że rkona za,- 
wiera w sobie pojęcie mówienia i przepowiadania przyszłości. Dla- 
tego, żeby lepićj przychodziło wymówić, dodawano samogłoskę na 
początku, co rzecz w słowiańskich wyrazach dosyć niezwykła, ale 
tutaj dla konieczności użyta i bez przydechu. Arkona znaczy więc 
wyrocznię, to jest miejsce wydawania wyroków. 

W nazwisloi bósb\'a zaś tkwi starosłowiański pierwiastek tpU, 
ten sam, co w polskim wyrazie TpiłaS- Pierwiastek to wspólny wszyst- 
kim narzeczom słowiańskim. Tkwi w wyrazach wieszczy, mtszczun, 
znaczący mądrego ł proroka. ^Vicca, rpUściS, nńeszczba, nawet oliecaS, 
obietnica, mają w sobie ten pierwiastek. Imiona słowiańskie powta- 
rzają go często, czego dowodem polski Xicfn.omt, czeski ^iostirpit itd. 
Swantewit więc znaczy świętego wieszcza, proroka. Swantewit 
w Arkonie jedno pojęcie ale dwa wyrazy. Wszystkie źródła piszą 
Swantewit, z wyraźnym dźwiękiem nosowym, nie Światowit, co się 
późnićj urodziło. Język lechicki doskonale to tilumaczy. A nawet co 
większa w tćj pisowni prawdziwe wymawianie ludu dobrze się za- 
chowało. Nie wymawiali Pomorzanie dźwięków nosowych jak my, 
bo i dziś jeszcze po staremu wymawiają, nie słychać więc u nich 
iwi(ty, ale swianfy. Brzmienie to wchodziło w skład wielu imion wła- 
snych, jakich pełno po dyplomatach owćj strony. Nie ma więc po- 
trzeby przerabiać srtnanty po polsku na śndgły, bo naprzód poznajemy 
w tych dźwiękach i tak polski wyraz, a nie zacieramy jego zna- 
czenia pomorskiego, gdyż Swantewit głównie ponad Bałtykiem był 
czczony. Nareszcie nowoczesnem przerobieniem odejmowalil>yśmy 
jeszcze bóstwu cechę starożytności, co rzecz zuchwała i nieostrożna *). 



') Wytłumaczenie wyrazów Arkona i Swantewit podług Paplońskiego ; 
najwiccćj przekonywające ze wszystkich te wnioski. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI, I43 

57. ^łcTpiańszczyzTui ^ołabska, Winulscy bracia siedzieli nad 
ujśctami rzek Łaby i Odry, bliżćj źródeł tych wielkich dróg wo- 
dnych, ku pohidniowi mieszkała gałęź szczepu lechicktego, któr% 
dlatego od winulskiej odłączym, że inne miała losy i dzieje. Sami 
ci Słowianie nazywali się feriami, starem a pospolitem imieniem. 
Kraj ich zaś dzisiaj jednem także odznaczamy nazwiskiem Łuźy- 
czów, dlatego, że z pomiędzy wielu innych miejscowych, to naj- 
dłużćj przetrwało, również jak Serbów. Mówią do dziś dnia uczeni 
o jakiemś plemieniu łużycko serbskiem, tworzą szczep polabski, niby 
inny, odrębny od plemienia Pomorzan nadbałtyckich, od braci zao- 
drzańskićj ku wschodowi, a to nieprawda. Szczep wszędzie jeden, 
szczep lechicki, ten polabski bliższy nawet, nie krwią, ale losami 
nadwiślańskiego. 

Ta odnoga Lechów siedziała więc nad Odrą, Bobra i Kwisą 
i od tych rzek rozciągała się do Łaby i Solawy, a od południa 
Miedziane góry czeskie, od południa pasmo błot i piasków, stano- 
wiące dolinę Haweli miała za granicę; Serbowie ci siedzieli więc 
w pośrodku samych braci winulskich, czeskich i polskich, bo Polanie 
dotykali Odry i byli węzłem, po którym miłość słowiańska spły- 
wała, zachodu ze wschodem. Z jednej tylko strony od Solawy gra- 
niczyli Serbowie z Niemcami. Nie trzeba jednak sądzić, żeby Soląwą 
jedynie zamykał się na tćj przestrzeni wielki świat słowiański ; osady 
nasze dochodziły aż do Wezery, Harcu i lasu turyngskiego. Ale tam 
już się przerzadzało słowo, pomieszane będąc coraz gęściej z Niem- 
cami, wdarło się w Solawę przemocą, i było jakby nie na swojej 
ziemi. Prawda, że szczątki niemieckie plątały się jeszcze także po 
lasach i górach na wschód Solawy, zkąd ich nie wyparły jeszcze 
wylewy wielkićj wędrówki, ale kryły się tutaj wobec przewagi pier- 
wiastku słowiańskiego, który zajął pola i panował nad biegiem 
strumieni. 

Czechom zostawili Serbowie wierzchołki gór Kierkonoszskich 
i Miedzianych. Czesi więc z wysokości tych spoglądali na ziemie, 
które spadając z pochyłości gór, to rozwijały się w kształcie niewyso- 
kich pagórków, to przechodziły w bliskie i coraz dalsze płaszczyzny, 
zniżały się stopniowo, tworząc równiny, potem doliny, a kończyły się 
pasmem t>łót i moczarów. Sokoli wzrok miał gdzie bujać, aż ku 
morzu.... Cały ten spadek górny zajęli Serbowie. Jak lud tak i wody, 
z wysokości gór czeskich spadały wszystkie w kotlinę, i pędząc 



#- 



144 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

ku Bałtykowi dwa główne znajdowały sobie ujścia w rzekacłi. Ale 
Łaba i Odra tak samo winulskićj, jak i tćj południowej służyły Sło- 
wiańszczyinie ; wyłączną zaś tćj płaszczyzny własnością jest Szprewa, 
Ictóra wypłynąwszy z podnóża gór czeskicli, wija się wśród pagór- 
ków, a gdy dasne jćj łoże nie wytrzym5rwało wielldego potoloi 
wód, rozdzielała się na odnogi i znowu spływała, aż przerżnąwszy 
się przez wiele błot i jezior, wszystkie pomniejsze strumienie prze- 
prowadzała do zlewu Hawły. Tu labirynt rzeczółek i strumieni, co 
płynęły częstokroć wśród nieprzystępnych błot i jezior. Ludnościom 
i wodom towarzyszyły oddzielnie sterczące góry, odłamki pasem 
ważniejszycłi i niejedna z nich otoczyła się wonią starożytnych 
wspomnień poetycznych. Znajdował się tutaj Białoboh naprzeciw 
Czemoboha i Królewski gaj (Konigshajn) niedaleko Zgorzelca. 

Przed wieki parły się tutaj różne ludności słowiańskie w ten 
kraj zapadły, niski. Potem lechickie plemię prąc od Wisły do Odry, 
a od Odry do Łaby, stopiło te masy słowiańsłd^o ludu w trzy 
główne historycznie odznaczone grupy. 

Pierwszą stanowią ^uzyczanit, nazwisko to przetrwało wszystlde 
burze. Żródłosłów wyrazu lug, łąka, może lnie, dolina, bo mieszkali 
w nizinie. Prędzej pierwsze, jak drugie, bo na słowiańskićj ziemi 
łąk, łęgów wiele i często od nich brały nazwisko swoje narody. 
Nad dolną Szprewą, nad błotami Haweli główne Łużyczan siedlisko. 
Ale w obszemiejszem znaczeniu plemiona łużyckie skupiając się pod 
jedno ogólne nazwisko, szerszą zajmowały przestrzeń, za Odrą 
i Wartą dotykały się Polan, na południe za lasami mużakowskiemi 
sąsiadowali z Milczanami. 

Drugą grupę stanowili właśnie ci Milczanie, którzy samo po- 
łudnie tego pasa Słowiańszczyzny zajmowali i graniczyli z Czechami 
na górach. Najsilniejsze i najbitniejsze to plemię wśród połabskich 
ludów, w historji też najgłośniejsze. Sławne tutaj mieszczą się grody : 
Budziszyn (Bautzen), Zagost, Zgorzelec. 

Trzecią grupę stanowią ^erlowU, osiedli pomiędzy Solawą 
i Łabą, w samym środku dzisiejszo) Saksonji. Serbowie ci najwięcej 
na zachód posunięci, zajmowali tyle ziemi, co razem Łużycze i Mil- 
czanie, od winulskićj Słowiańszczyzny aż do Czechów, którzy im 
byli od południo-wschodu, do Bawarów, którzy im byli od południo- 
zachodu. Tu gród Myszno, sławny w czasach wojen bolesławowskich. 
W okolicach tej osady mieszkali ^łomacze, czyli z łacińska Dale- 



Tom I. HISTORJA PIERWOTxVA POLSKI. t^J 

mińcy» najsilniejsze plemię serbskie, aż do rzeki Kamienicy. Na po- 
łudnie od nich tKiszdnU, na zachód ^zkudycze nad Muld%, dalćj 
Żytycze, Susły, Koledycze. Sławne w tym serbskim kraju iródło 
Giłomacz o kilka mil od Łaby odległe wyradzało się w bagnisko, 
lud o niem prawił cudowne baśnie. Kiedy miał pokój zawitać, a zie- 
mia nie zawieść urodzajem, jezioro pokryte pszenicą, owsem, żo- 
łędziami, ściągało do siebie licznych sąsiadów; gdy przeciwnie za- 
wierucha wojenna groziła, krew i popiół zmieszane pływały po jego 
powierzchni i ostrzegały mieszkańców '). W kraju Skudyczów, nie- 
daleko od rzeld Kamienicy, poległ za króla Amulfą biskup wirz- 
burgsld Amt, wracający z w)rprawy czeskićj w roku 892 (§ 46). 

58. H)jczyzncL riadmilaruika ^cAó/p. Przychodzimy do ziemi, która 
leży nad Odrą, Wartą, Wisłą i Bugiem do Pilicy. Wszyscy ją dotąd 
i wyłącznie nazywali lechicką, lecką. Była w tem i prawda i nie- 
prawda; nieprawda, bo obszemość lechickićj ziemi znacznie większa, 
obejmowała jak widzieliśmy. Słowiańszczyznę, winulską i polabską ; 
prawda, bo w tćj ziemi nadwiślańskićj rozwinęło się najwięcćj życie, 
pierwiastek lechicki. 

Szczególne ale naturalne to, że nawet w patrjarchalnćj Sło- 
mnszczyźnie rozwijał się od wieków podział ludzi na dwa odrębne 
stany. Za dzikich jeszcze czasów nad lud włosienny dostojniejsi byli 
d, którzy mieli kołpaki. Wszędzie stan rzeczy wyrabiał Idasę wyższą, 
dostępną każdćj zasłudze. Nie było kast, ale były zatrudnienia, była 
władza i obowiązki. Lud nie zazdrościł dostojniejszym, których wy- 
nosił rozum albo praca. Równość obywatelska doskonale się godziła 
z tem, co wywołała konieczność. Wszystkie nierówności towarzyskie 
na świecie jednakowo się rozpoczynsdy, przychodziły do życia. Po- 
tomkowie żupanów, wojewodów, książąt, rośli w czd powszechnćj; 
historyczne wspomnienia wszędzie wielką grają rolę, nawet u ludów 
najmnićj zostających na stopniu cywilizacji. Po ca^em morzu sło- 
wiańsldem musiały być jednakowe zjawiska tego tworzącego się 
zwolna w żydu społecznem rozdwoju, który więcćj na powadze 
podaniach spoczywając, jak na prawie, dla patijarchalności nie był 
niebezpiecznym. T zgoda powszectma plemion dowodzi tego. Zniskąd 
nie dochodzą nas wieśd, żeby się dostojniejsi pospierali z ludem, 
jako stany, gdy wspólnie wszyscy o Rzeczypospolitćj radzili. 



») Dytmar I, 3., 

Historja pierwotna Polski. T. I. f g 



1^6 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UT, 

W nadwiślańskich okolicach spotykamy dopiero tald zatarg, 
bo przeważnie nad cała społeczność narodową rozwinęła się tutaj 
klasa lechów. 

Najdawniejsze wspomnienia nasze wskazują już na tę nierówność 
towarzyską. Gdzieindziej wśród Słowian wielka postać osoby histo- 
rycznej przeważała szalę w wypadkach plemienia, tutaj w kraju 
lechickim przeważa nie jeden człowiek, ale stan cały, który przy- 
właszczył sobie prawo. Lud, kmiecie, stał przy m<iłych posiadłościach, 
niepodzielnych, zależnych od gminy, lub posiadaczy ziem obszer- 
nych, ale klasa dostojniejsza lechów, brała w posiadanie, przyswa- 
jała sobie ziemie obszerne, podzielne, które nazywała rpol^. Obadwa 
stany, równe sobie w radzie, postępowały zgodnie, uprawiały i za- 
rządzały ojczyzną w dobrem porozumieniu. Rozmaicie się tutaj 
jednak działo. Były zajścia chwilowe, które nie psuły Rzeczypospo- 
litej. Nieraz brał władzę ktoś z ludu, kiedy pokazał zdolności, nawet 
syn brańca, ustanawiał swoją radę i rządził, ale częściój bywali 
lechici bez księcia, bez wojewody. Być może, sporów tych wewnę- 
trznych są owocem ustępy pokoleń i ludności w strony odległe, jak 
naprzykład Radymiczan i Wiatyczan. Lech jakiś Chrobatów do 
Czech poprowadził, według starego podania. Lechowie zasiadali tam 
również do rady z dostojnikami kmiecemi. Ale wybuchły zatargi 
możnych i książąt, którym lud obcy długo się przypatrywał, aź 
bierny świadek tego, co się działo, stracił obywatelstwo. Tymczasem 
wśród innych ludów, które napłynęły do starćj Bohemii, Czesi się 
wzmogli wyzwoleni z pod panowania Morawy, zawcześnie plątać się 
zaczęli w jarzmo niemieckie. Nie było ducha, któryby narodowość 
ożywiał, ci lechowie co się wynieśli nad poziom kmiecy, przyjmowali 
skrzętnie porządki niemieckie, które im rokowały znaczenie i władzę. 
Biedny lud popadł w niewolę pod tą opieką obcą, dostojni panowie 
podnosili się stanowczo nad równość obyivatelską *). 

Na płaszczyznach Warty i Wisły tenże sam widok, ale nie tak 
jeszcze smutny, sam wypadek zdrady nie przynosi. Lechowie wzmogli 
się tak dalece, że na kilka narodów przeszło ich nazwisko, na Ma- 
zurów, Łęczanów, Polan i Pomorzan. Gdyby nie nastawał czas ważny 
dla Słowiańszczyzny, w którym występowała trzecia wielka centra- 
lizacja, być może, że z postępem czasu przeniosłoby się to nazwisko 



») Lelewel, „Narody** str. 707—710, 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 47 

Lechów i dalej ną ludy ku zachodowi i południu. Wielki wypadek 
przeszkodził. Dlatego i pomylili się dziejopisarze, winulską i połabska 
Słowiańszczyznę w odrębne gromady ustawiwszy w obrazie prze- 
szłości. Dzisiaj nauka musi zwrócić tym oddzielnym plemionom to, 
co ich własne: krew i pochodzenie. Ale że nie posiada osobnego 
wyrazu, jaldmby to plemię nazwać mogła, że nie umie wyrazić 
tnaczćj tój wspólności, jaka łączy trzy odłamy jednćj krwi, musi się 
udec do nazwiska, które im wszystkim najwłaściwsze i odkreśla 
w nich jeden szczep lechicki. 

59. T^olame, Najpotężniejszym ludem wśród tych Lechów za- 
chodnich, byli pod wszelkim względem Polanie. Najrozleglejsze ich 
nemie, najdawniejsza C3nvilizacja, najdzielniejsza ruchliwość, za czem 
i największy wpływ na współbraci. Czemże przekazywała się ta 
cywilizacja, ta dojrzałość ludu ? Tem, że Polanie najpierwsi zrozumieli 
w tej grupie lechickiej wszelkie korzyści wyższego społecznego 
porządku, że się podnosili nad patrjarchalność. Jakoż tutaj to głównie 
Tvśród Polan działają lechici, tutaj panują książęta Leszld i Popiele> 
tutaj już gra towarzyskie życie, kiedy inne ziemie śpią jeszcze. Lat 
trzysta pracowali nad tem, żeby kiedy chwila nadejdzie, wystąpić 
i działać. Nie wiedzieli jednak, że ta chwila kiedykolwiek nadejdzie. 
Rośli i rozwijali się, jak kwiat w ukryciu, kwiat rosnął i nikt go 
me widział, aż wreszcie strzelił barwą tak piękną, że wszyscy to 
ujrzeli z zadziwieniem. Toż inne ziemie również dojrzały, żeby po- 
dziwiać piękność kwiatu, wonią się jego nasycać. Dlatego zawsze 
kwiat zeszedł w Polsce, wśród Polan. 

Polska więc była kraj polański, od Odry na wschód, ku 
Noteci i wzdłuż Warty po obudwu jćj brzegach i wzdłuż rzeczek, 
które wpadały do Warty; na północ stykała się z Pomorzanami, 
na południe dotykała chrobacldego szczepu. Polanie byli rolniczym 
narodem, uprawiali pola. Mieli nazwisko narodowe, które samo się 
tłómaczy. Byli w lechickiem plemieniu rdzenną ziemią lechitów, naj- 
droższą perłą narodowości. Są poszlaki, że mieszkali tutaj na swoich 
polach w najgłębszej, jak pamięć słowiańska zasięgnąć może, sta- 
rożytności. Jeszcze w II wieku ery chrześciańskićj znał w tych oko- 
licach jeograf grecki Ptolomeusz, naród Bulanes. Polanie znacznie 
później pokazują się także nad Dnieprem. 

Odra nie w całym swoim przebiegu stanowiła granicę narodów, 
tylko w północnćj części aż do morza. Ze strony wschodnićj wpa- 



1^8 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

dała do nićj mniejsza rzeka Bobra, i ta właściwie oddzielała po- 
labskidi Słowian od nadwiślańskidi. Trzy nazwiska, więc trzy mniejsze 
pokolenia zabierały tę granicę; pomiędzy Odrą a ujściem do nićj 
Warty, mieszkał lud ^iUnsi, nad dolną Bobra Wziadoszczanie^ nad 
górną, od Bobry tak nazwani Hóbrzjoaiicr V3óbor<uii, którzy stanowili 
przejście do Chrobacji. Poza murem tych narodów, które były za- 
pewne tylko odłamkami, przedniemi strażami od zachodu Polan, 
szli sami Polanie, lud więcćj uorganizowany społecznie, wedtug któ- 
rego woli wszystko się tu ruszało. Lud ten posiadał stolicę, siedlisko 
władzy, było to Gniezno. Nie cfniazdo źródłosłowem jest tego wyrazu, 
ale knez, kniąż, książę. Gniezno niepochodzi bynajmnićj od gniazda 
orlego, bo ma bliższy daleko związek z tym wyrazem kniezno, niby 
kniaziowskie, książęce miasto. Knezno, to dwór, dom, mieszkanie 
książęce, powiedzielibyśmy po nowszemu, to pałac królewski. Lech 
pierwszy, który przybył w te strony miał także kniezno swoje nad 
jeziorem Lednicą, pod Lewną czy Lechową górą, ale drugie, da- 
wnigsze jeszcze od tego kniezno, wznosiło się na wyspie wśrodku 
t^oż samego jeziora Lednickiego, około którego osiadł Lech. Nad 
tem jeziorem powstało miasto, które nazwisko swoje pierwotne za- 
chowało i po dziś dzień nazywa się Gniezno. Ale dawnićj było to 
imię pospolite, bo też kniezn, książęcych miast, dworców było wśród 
Polan daleko więcćj. W n|edalekićj od Gniezna Kruszwicy był także 
dwór książęcy za jeziorem, gniezno. Tutaj zwykle mieszkał ostatni 
władca Polan przed Piastami, sławny Popiel. Kołodzićj i pasiecznik 
hodujący pszczoły, Piast, ugaszczał swojego książęda w samćj Kru- 
szwicy, ale Popiel przybywać do niego musiał, z dworku swojego 
za miastem, to jest z gniezna. Obok tych starych osad, była trzecia, 
sławna w kraju polańskim, Poznań nad Wartą, bliższa Odry, jak 
Gniezno i Kruszwica, a więc i bliższa niemieckich granic, które się 
już tutaj śmiało opierć^ o rzekę Odrę od czasów Karola Wielki^o. 
Niemcy lepićj znali Poznań, jak Gniezno i Kruszwicę. Podobno 
w owych czasach istniał także Kalisz. To pewna, że Ptolomeusz 
w opisie wschodnićj Germanji wspomina o mieście Kalisia, które 
badacze historji naszćj uważali za Kalisz. Rzecz nieprawdopodobna, 
ale godna wszelako zanotowania. Goj^, jezioro staropolskie, nad 
którem wznosiła się Kruszwica, należało także do miejsc sławnych 
w owćj krainie polańsłdćj. 



Tom I, HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. lĄg 

66. ^arta, *^opło i %nLŚwica, Z pomiędzy mnóstwa jezior sła- 
wnych w historji, żadne nie jest sławniejsze od Gopła, a dla nas 
osobiście, żadne świętsze, poetyczniejsze, uroczystsze. Tutaj nad temi 
wodami wschodzi zorza narodu, tutaj zawiruje się przyszłość. 

Konieczność historyczna dała tćj okolicy pierwszeństwo, na 
które złożyła się sama natura ziemi. Dawne podania twierdzą, że 
Polanie prowadzili wielką żeglugę od Warty przez Gopło dó Wisły 
i brzegów Bałtyku. Nie jest to urojenie, bajeczka. Są pewne wska- 
zówki, że Gopło daleko szerzćj i wspanialćj przed wieki rozlewało 
swoje wody. Wszystkie te drobne jeziora, które dzisiaj otaczają 
Gopło, kiedyś z niem były połączone. Przestwór wód ogromny ulał 
się na inne strony, zatamował w biegu, zamienił się w niewysycha- 
jące bagna. Smugi nieprzerwanych dolin zarosłych kępami i sączą- 
cych słabe ścieki, wskazują na dawne koryta rzeczułek. Gopło wy- 
lewsdo z dzisiejszych brzegów swoich, tworzyło wyspy, których tu 
wieniec sterczał na tern polańsldem, polskiem morzu. Dopóki naszą 
ziemię okr3nvały gęste bory, rzeki w stanie pierwotnym, dzikim, 
tamowane przez wieki łomem wywrotów, zapchane Idębami roślin 
i mułu, zapierane stosami lodów, nie mogąc spłynąć do morza, 
muśały się ulewać na strony, zatapiać doliny i cały kraj zamieniać 
w pływający archipelag. Na Noteć ciężyła cała masa wód ogromn^o 
jeziora, tu nizkie a szerokie brzegi otwierały im wielki wypływ 
i rozprowadź^ je na wszystkie niziny. Potężne bory, których przez 
Jolka dni przejść niepodobna było, rosły na północnych brzegach 
Noteci. Mogły zahamować odpływy wód, które takim sposobem 
urosły do znacznćj wysokości. Gopło przelewało się wtedy do Warty, 
natura zrobiła wewnątrz rewolucję i opadły wody, stare wyspy po- 
łączyły się ziemią, zaległy moczarem, polem, ale działo sfę to już 
w czasach bardzo historycznycłi, i po całych wiekach, skoro zą 
czasów Długosza jeszcze, Gopło znacznie było większe. 

Wśród natury dziłdćj, kiedy cywilizacja nie porobiła jeszcze 
dróg lądowych, związki ziemi z ziemią utrzymują drogi wodne, rzeki 
i jeziora. Wisła, Warta i Odra były więc dla Polan głównemi go- 
ścińcami, któremi zbliżali się do siebie i do obcych. Z rozkrzewie- 
niem się ludności, wzrastały potrzeby, lepsze pojęcie korzyści z ule- 
pszenia związków. Żegluga wewnętrzna musisJa się więc ożywiać 
przeszkody, które natura kładła, ustępować. Trzy główne wodne 
drogi kraju w umiarkowanej od siebie odległości przerzynając okolice, 



1 50 DZIEŁA JULJ ANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul. 

były prawdziwem bogactwem, ale nie wszystkie zarówne oddawały 
przysługi. Wisła płynęła zdała przez Clirobację i ziemie Mazurów 
i dopiero w dolnydi swoicłi częśdadi zbliżona do jednćj ściany 
kraju, mogła nie być tak użyteczną, zresztą nawet przy ujściu swojem 
dotykała się okolicy, w której mieszkał inny lud, obcy słowu, litewski. 
Niebezpieczną więc była Polanom Wisłą żegluga. Odra również 
płynęła po brzegu, wprawdzie wśród Słowian 1 nawet lechów, ale 
już do nićj docierali łąkami Niemcy, a nad nią mieszkali brada, 
z którymi wciąż sąsiedzkie trwały zatargi. Warta więc najdroższem 
była źródłem wewnętrznych stosunków, bo płynęła przez sam środek 
kraju Polańskiego. Wpadała do Odry 1 takim sposobem sięgała 
do morza, a przez Gopło. i jego zlewy do Wisły. Wybór drogi po 
Warde zawsze wolny zostawał statkom na wscłiód, albo na zachód. 
I oczywista z tego, że mieszkańcy nad Wartą i nad Gopłem musieli 
koniecznie wyprzedzać wszystkich sąsiadów swoich w przemyśle, 
w dostatkadi i dorobkach cywilizacji. Ziemia ta polańska więcćj 
ma osad, jak Pomorze, jak Kujawy, jak Mazury. Owszem, kiedy 
tam żadnych osad nie widać, w kraju polańskim już się wznoszą, 
celują, prowadzą handel. Dlatego to i w kraju tym naprzód się za- 
wiązuje historja. Widzieliśmy już Kruszwicę, Gniezno, Poznań, Kalisz. 
Wkrótce powstają w tćj stronie inne osady, mnićj starożytne, ale 
zawsze starożytniejsze od grodów mazowieckich. Konin, Szrem, 
Santok, Ujśde, Nakło sięgają pewnie przedchrześcjańsłdch czasów. 
Zbytek sił wewnętrznych spowodował wylanie się Polan, jak 
Gopło rozlało się z brzegów swych na morze polskie. Polanin bo- 
gatszy, przemyślniejszy, oświeceńszy, pierwszy zrozumiał swoją siłę, 
konieczność czasów. Braciom, do których z chędą przewodniczenia 
przychodził, oczywiśde przynosił z sobą korzyśd, nabytćj pracą, 
wyższćj oświaty. W samem jego nazwisku tkwił dowód cywilizacji. 
Dzikie bory uprawili polanie, zamienili na urodzajne pola, podnieśli 
u siebie rolnictwo. Kiedy inni brada przestawali jeszcze na płodach 
surowćj natury. Polanie mogli spławiać żyto do ujśda Wisły, gdzie 
rodził się Gdańsk, i do ujśda Odry, gdzie był sławny Wolin. Ple- 
miona głębićj mieszkające w kotlinie nadwiślańsłdćj, jeżeli postąpiły 
na drodze uprawy pola, to tylko przez ziemie nad Wartą i nad 
Gopłem, mogli się z płodami swojemi przedzierać do morza. Nowy 
brylant, jaki w ręku swoim trzymał lud polańsld, nowe prawo dla 
tego ludu do przewodniczenia bradom. Przez ich ziemie szła główna 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 5 1 

droga do wielkiego targu północnego. Ich ziemia stawała się ogni- 
skiem żyda, coraz więcćj rozszerzającego się, rosnącego, które 
z czasem mogło przejść nawet po za granice leckie. i pociągać ko- 
rzyśdą związku ku Polanom ludy chrobackie za Pilicą. Niemiałyż 
podągać, kiedy sława tego handlu brzmiała szeroko po ziemi? Za 
Odrą bogate owe grody, Arkona, Wolin, nie rosłyż dlatego, że był 
do nich napływ i odpływ płodóv/ Wartą i Odrą z głębi krajów 
kckich? Rdzenna ziemia naszego szczepu zawsze była ogniskiem, 
wśród którego ściągały się rozrzucone plemiona słowiańskie. 

Z-atwo teraz pojąć, czem mogła być Kruszwica w czasach 
starożytnych owa vetus regia Długosza. Kruszwica była z natury 
rzeczy pośrednim portem, w którym jedni ( bracia szukali schronienia 
i odpoczynku, w którym drudzy składali swoje bogactwa. Do Kru- 
szwicy zbiegali się kupować i sprzedawać. Kruszwiczanie musieli się 
ł)Ogacić, rozludniać. Gasiła sobą wszystkie inne osady. Bezpieczeństwo 
je] zewsząd wielkie. Z jednćj strony długie otwarte jezioro, z drugiej 
głębokie jego zatoki, cieśniny, odnogi Noteci i nieprzebyte bagna. 
Przystęp do Kruszwicy był nieprzyjacielowi trudny, a przy sła- 
bej nawet obronie straszny dla każdego napastnika. Badania wy- 
kryły, że oprócz potężnego zamku, zbudowanego na półwyspie, 
głębokie przekopy, wysokie wały i groble, zamykały bezpośrednio 
do Kruszwicy wszelki przystęp, że miasto rozciągało się bardzo 
znacznie, mianowicie wzdłuż grobli nad brzegami samego jeziora. 
Nareszcie dostrzeżono, że cała ta posada była przedtem podobną do 
ogromnćj wyspy, oblanćj naokoło wodami. 

W Kruszwicy zatem najdogodniej było założyć stolicę kraju, 
który miał panować nad innemi. Gniezno, Poznań i Kalisz nie na- 
dawały się tak dobrze księciu polańsldemu. A jednak i to świetne 
ognisko wcześnie zagasło. Kiedy to było, niepewne, ale już w DC 
wieku można kłaść upadek Kruszwicy. Miało to późnićj związek 
z dźwignieniem się Piastów. Książę więc przeniósł stolicę swoją, 
kniezno, w odleglejsze strony, do dzisiejszego Gniezna, które jednakże 
musiało czemś się odznaczyć, że w nazwaniu swojem pamiątkę po- 
hytM księcia zachowało. Może dlatego, że było ostatniem siedliskiem 
władzy za dawnych czasów. Nad Gniezno podniósł się Poznań, ale 
już wtenczas władcy Polski nie byli książętami, tylko wielkimi 
królami w słowiańskiem pokoleniu. 



154 DZIEŁA JIH.JANA BARTOSZEWICZA. Tom IH 

bez żadnego u nich zażycia Biorą go jak się urodził i tak sprse^ 
dają, dziwując się płacącym kupcom. Wreszcie wnosić można, 
że to jest sok jakiś z drzew sączący się> ponieważ widzieć w nim 
często ziemny i powietrzny owad, który uwikłatiy lipką Cieklizoą, 
zostaje wewnątrz za stwardnieniem oblewającój materji. Rozumiem, 
że jako w zabiegłych na wsctiód krainach znajdują się lasy, zkąd 
się balsamy i inne wonie sączą, tak i zachodnie strony po lądach 
i wyspach nadbrzeżnych rodzą podobne drzewa, z których roze* 
grzane słońcem soki, a w morzu okrze()łę, flaga wodna na prze* 
Ciwne brzegi* wytrąca. Jeślibyś chciał doświadczyć ogniem natury 
bursztynu, wnet się zażegłszy naksztalt łuczywa, wypuszcza pło- 
mień tłusty i pachnący, a potem się jak żywica topi i rozlewa^. 

62. %vjrimeaiit. Tam gdzie się kończyły od wschodu granice 
Polan, a od południa Pomorzan, siedział lud kujawski. Granic 
tych oczywiście nikt ściśle nie oznaczy, bo jak pomiędzy |edną 
a drugą bracią nie było wybitnej różnic^ w niczem, tak i ziemie 
ich jednym się Ciągiem wiązały. Kujawianie wszelako osady swoje 
posiadali niedaleko Gopła i sama Kruszwica, ale to już potem» 
liczyła śię do Kujaw. Dotykali się Wisły i Drwęcy, która musiała 
ich oddzielać od Pomorzan^ w późniejszej ziemi chełmińskiej. 
Dalćj na Wschód wzdłuż Wisły spotykali Kujawianie Łęczycanów 
i Mazurów. 

Z Mazurami szersze mieli granice po prawym bnsegu Wrsły. 
Kujawianie od zachodu, Mazurowie od wschodu, rozwiali się 
zwolna w późniejszćj ziemi dobrzyńsldćj, zkąd wyparli obcy 
jakiś niesłowiański naród. Zdaje się, że aż tutaj dochodziły lu- 
dności litewskie, Prusowie .mianowicie. Że kraj ten po obcych 
zajęty, świadczą to nazwiska, miejscowości dla nas niezrozumiałe, 
które żyć jednak musiały w odległćj starożytności, skoro prze- 
trwały burze czasów i wojny ^). Po talach, które tutaj często 
odkopują, znać« że lud mieszkał w tćj stronie rolniczy i na pewnym 
stopniu oświaty. A gęsto go było, bo śUd znowu został w licznych 
wykopaliskach. Pierwsze osady słowiańskie powstawały nad samą 
A\isłą, a następnie w głąb odwiecznych, siekierą nietkniętych 



*) Kikćl, Gwestc2ysa, Zgomslg, Miatyi, Ktotynicc. Patrz ^ cessycie sier- 
pniowym BiUjoteki Waricawskićj s rokfl i86t, Itroaa 236: Badania o ziemi do- 
brzyńskiej. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA FOUSKl ^55 

!asóWy wciskali się dalej osadnicy, u\t lękdjąc się głuchćj» odwię* 
cmej puszczy, poszczerbionej gfębokiemi dolinami, mnóstwem 
jezior, ogromnemi trzęsawicami. Najpodobnićj byli to łowcy, którzy 
się «ganiali za bobrami w górę rzek Skrwy i Drwęcy. Więcój ta 
jednakże ziemi zajęli Kujawianie, jak Mazury, czego dowodem 
jedna z najdawniejszych wiosek w z<«mi dobrzyńjskićj, zwana 
Mazowsze. Oczywiście jakaś to osada zgubiona wśród obcych, 
przednia straż swego ludu od przeciwnej strony. Rzeczka Ruś 
była granicą, o którą się oparły w tej stronie osady kujawskie 
i mazowieckie. 

Co znaczyły Itujawy? Utrzymują jedni, że Kujawa jest to 

kraj stepowy, pustynia. Drudzy mówią, że Kujawą nazywa się 

zawierucha w powietrzu, że rozmiatając wszystko, robi pustynię i). 

Mi jednOy ani drugie tłumaczenie tu nie w porę. Zna(f w prze* 

sdości zaginęło znaczenie tego wyrazu i próżne zachody do odga- 

dywan. Musimy brać nazwisko bez objaśnienia. Nawet późno 

spotylcamy sam wyraz, bo z roku I136'). Ale historyczne to już 

wtedy stare nazwanie ziemi i ludu, ktdry kujawskim się zwał z^ 

zorzy Polski. Burze społeczne oczywiście mnićj dotykały jeszcze 

Kujawian, jak Pomorzan. Dlatego niema u nich grodów starycłi, 

przeddirześciaóskich. Najdawniejsze tu w następnej dobie osady 

Baeść, Włocławek, Inowrocław. 

^3- ^czfcanie, Rezonie. Czwartą rodziną lechów nadwiślnó** 
£ch byli Łęczanie. Imię także pospolite wśród Słowian, ma 
związek z łęgami, z łąkami, pastwiskami. Lutycze, Łużycze na<ji 
morzem i nad Łabą, zdaje się jeden mają nazwiska swego ifó- 
dłosłów, w rozmawianiu lat na^^ępnycb wykręcony do niepoznania, 
zresztą Łuczan, Łęczan i w innych stronach plemienia gęsto można 
spotkać, w Czechach i za Bugiem. Wit>ukind jeszcze znał Licica^ 
vikó<w, brzmienie ol>ce,'więc je poprawiono na Licicaników, którzy 
podobniejsi do Łęczycanów, a przez skrócenie do Łęczan. Chciano 
też w Ligiach Tacytowycłi widzied tych Licikaników. 

Łęczycan stary gród jest miasto Łęczyca nad Bzurą. Nie- 
daleko wieś Mazew, niezawodnie starożytna osada, która poka^pje^ 
jak głęboko •ku Łęczycanom posunęli się Mazurowie w tćj strome. 



'} Maciejowski: Roczniki i kroniki, str. 207—208. 
*) Cod. dipl. Maj. Fol. Raczyńskiego, Ne. ^ 



156 DZlELA JUL JANA BARJOSZEWICZA. Tom DI. 

Niewielka została tym Łęczanom przestrzeń ziemi. Zajmowali cały 
spód, kres południowy całego szczeptt aż po Pilicę, gdzie spoty- 
kali się w Chrobacji, a na wschód mieli za sobą ostatni szczep 
lechicki, Mazurów. Łęczycanie oczywiście jeszcze mniej nawet jak 
Kujawianie odznaczyli się w historji, że dalsi byli od Polan. 

64. Jitoazowsze, Jitsazury. Nareszcie przebiegając tę ogromną 
ziemię, jaką szczep lechicki zajmował, przychodzimy do końca. 
Po nadwarteńskich Polanach, najważniejszym ludem w tem paśmie 
ojców naszych byli Mazurowie. Kiedy powstawała Polska, tyłów 
jej bronili * od Litwy. Późniój jeszcze do nich przeszło ognisko 
życia narodowego. Późniój jeszcze, kiedy Polska została wielką, 
Mazurowie byli tą nicią, która wiązała rozszczepione ludy Rze* 
czypospolitój, tym przewodnikiem elektrycznym, który życie na- 
rodowe, życie polskie przeprowadza! po żyłach kraju. Od Polan 
wyszło, do Mazurów przeszło życie Polski. Szczep to niezmiernej 
zasługi, szlachetny, patijotyczny i wielki. Losy go jednak dziwnie 
rozdarły na dwie połowy, prawie sobie równe; nie cały, ale po- 
łudniową tylko swoją częścią ród mazurski został polskim. 

Erudycja chciała w Mazurach widzieć potomków Massagetów. 
„Mogło być, powiada Naruszewicz, że Słowianie podbiwszy w V 
wieku po Chrystusie Massagetów, imię ich dawne przynajmniej 
zostawili, które się potem przez pomięszanie języków w Mazo- 
witów, czyli Mazurów przemieniło**. Imię rzeczywiście trudne do 
rozwikłania, tak samo przecież starożytne, jak Kujawy. Mówił 
Lelewel, że „godzi się porównać nazwy Myzów i Mezów z Ma- 
zurami, czyU Mazowszanami**. I dodawał, że „mogą te nazwiska 
pochodzić od wyrazu mgz, mui, m(ie'' i). 

Jak szeroko i kiedy rozlały się osady mazursk'e po nadwi- 
ślańskiej ziemi, nikt nie objaśni. Największa to tajemnica, bo kraj 
coraz się głębiej w przestrzeń, w głąb Słowiańszczyzny zanurza. 
Do Polanów zaledwie dochodziło echo bojów niemieckich nad 
Łabą, cóż do Mazurów? Mieli więc czas całe wieki nad swoją 
patrjarchalnością pracować. Osady ich szły w północ od Pilicy, 
u której ujścia przeszli na prawy brzeg Wisły, parli zawsze ku 
morzu, nad Bugiem i Narwią się rozwijając. W Tacyta Nahar- 
walach, w Herociota Nurach, w Nestora Norcach domyślano się 



*) Lelewel: Narody, str. 599. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. Ijy 

Mazurów. Naharwale mieli to być Nadnarwlanie, Norcy; Nurami, 
Nurzanami, to jest ludem, który mieszkał nad rzeką Nurem Z tych 
samych faktów można wnosić, jak odległą starożytność przypi- 
sywali imi historycy. Lud ten mieszkał więc na ziemiach swoich 
oddawna,^ może kiedyś i za Pilicą rozsiadał się szeroko. Ale 
w czasach historycznych już Mtięcej wysunięty na północ. Widzie- 
liśmy jak szeroko doszedł na zachód, opierając się o Łęczycan 
i Kujawian. Wypierał się za Wisłę, przeszedł daleko granice dzi- 
siejsze i dawniejsze Polski, posadami swemi zajął połowę większą 
}'nis królewieckich, które jeszcze wieki czekać musiały na to, 
żeby im Prusami nazywać się przyszło. Wyjąwszy strony zacho- 
dniej i południowej od braci Słowian, Mazurowie z północy i ze 
wschodu mieli przed sobą wielkie plemię litewskie, które aż wtedy 
2a Narew, za Bug na południe się cisnęło. Położenie dobrze nie- 
bezpieczne, bo dawało powód do zatargów codziennych. Ale nie 
widać ich w epoce starćj. Narody żyły jeszcze w pokoju, dosyć 
im na ziemi było przestrono. Dlatego rozwój wewnętrzny Ma- 
zurów nie spotykał wielkiego oporu, wszystko się zgodnie odby- 
wało, jedni ustępowali, a drudzy następowali. Jak na Kujawach, 
tak i tu przecież na ziemi mazowieckiej znajdujemy ślady, że 
krew się z krwią łączyła, osadnictwo w późnych czasach znaj- 
dujemy nie słowiańskie. Ostatki to może Gotów usuwających się 
w północ. Jest do dziśdnia lud na Mazowszu, który zachował 
stare nazwisko, wprawdzie zdrobniałe, dawnych właścicieli tej 
ziemi, Gociów (Kurpie). Gotowie wsiąkli w litewskie plemię i ztąd 
na całej swojej granicy oko w oko ujrzeli się Mazurowie z Litwą. 
Osad z tćj epoki rozświecania się zorzy Polski, na Mazowszu 
nic znamy. Poczem stolica ludu tego, Płock nad Wisłą, najpierwszy 
wynurza się z ciemnic przeszłości. 

65. 3)zieje lajeczne ^olan i znaczenie ich mermitrzne. Wiemy 
już z jakich powodów zawiązała się naprzód wśród Polan historja 
plemienia leckiego. Trzeba nam teraz posłuchać jeszcze' tych dzie- 
jów, które z ust do ust, nie przez pośrednictwo pisma przechodząc, 
traciły co krok charakter prawdy, przerabiały się w baśnie. 

Lech przybył w okolice Gniezna około roku 500, jedni 
mówią, że z Chrobacji, drudzy, że ze Slawonji, to jest z półno- 
cnych krain pannońskich. W każdym więc razie przybył z po- 
łudnia od strony Karpat. Miał dwóch od siebie młodszych braci, 



158 DZIEŁA JULJAKA BARTOSZEWICZA. Tom ffl. 

Czecha i Rusa. Nazwiska same pokazują, że ro;»zedłszy .się ci 
bracia po świecie, jeden dał początek Czechom, drugi Rusi. W tym 
rodowodzie wyraziło się powinowactwo plemion słowiańskich, 
które nawet potem bliżćj związała z sobą histoija. Lech był naj- 
starszy z braci, to się znaczy, że Polska, która od niego wzięła 
życie, miała przewodzić w przyszłym wielkim sojuszu słowiańskim. 
Rola bardzo naturalna, bo przypadła narodowi najwięcej z natury 
rzeczy i nawyknień słowiańskiemu. Rus jednak w tćj bajce dzie- 
jowćj niezgrabnie wystąpił. Żadne plemię słowiańskie nigdy ni- 
skiem się nie nazywało, bo i nie było niem, imię dostało się 
starym ojcom naszym przez obcy najazd, jest skandynawskie. 
Podanie narodowe, które utworzyło trzech braci, nie zastanowiło 
się nad tą okolicznością, bo po prostu chciało wyrazić to. że 
ziemie póżniój nazwane przez najazd niskiemi, są siostrą Polski, 
młodszą i od nićj ucywilizowaną. 

Lech przyszedł z drużyną swoją wśród Polan, znalazł gniazdo 
ork, założył Gniezno. To rzeczy obojętne, ale ten Lech utonął 
tutaj w Polsce, stworzył innych Lechóy. Dzieje wewnętrzne usnęty 
na długo, widzimy tylko, jak Lechici wyrzucają 2 pośród siebie 
pokolenia, jak się promienia na wszystkie strony. Doszli na xa- 
chód aż za Łabę, na wschód nad Dniepr i Sożę. O samym 
Lechu opowiadają, że panował lat sto. Może to przenośne wyo« 
brażenie faktu, że długo się rozwijał wśród Polan pierwiastek 
lechicki. Po Lechu dzieje bajeczne wspominają pierwszego Wizy- 
mierza, który z Dunami wojował na morzu. Wizymierz miał być 
bezppśrednim wprawdzie, ale prostym Lecha u władzy następcą. 
Ale Wizymierz to postać pół na pół bajecisna Słowian pomorskich, 
zaodrzańskich. Z lechickiemi dziejami ma związek, ale nigdy 
z polańskiemi. Poplątano jednak miejsca, jakby na wskazówkę, 
że dzieje czy nad Wartą, czy nad Łabą u morza, zawsze to dzieje 
szeroko rozlanego* ale jednego ludu. Niema także związku z dzie« 
jami kraju polańskiego Krakus, Wanda i dwunastu wojewodów; 
są to albowiem wspomnienia chrobackie, a nawiązane dlatego na 
jedną nić z polańskiemi, że potem i z chrobackich ziem wspólnie 
z tamtemi, zawiązało się wielkie królestwo polskie. Następują 
czasy Leszków, którzy do Polan należą. Za jakieś zwycięstwo 
nad nieprzyjaciółmi, Przemysław, jeden z lechów, wyniesiony był 
do władzy i przezwał się Leszkiem ; erudycja późniejszych czćaów 



Ibm Ł HISrORJA PJERWOTNA POLSKI. I59 

liczbę mu pierwszego przydała, erudycja, boć przecie Polaaie wie- 
dzieć nie mogli, że królowie liczbami znaczyć się będą, nie wy- 
przedzali w tern wieku. Baśnie także niedorzeczne, że Leszek tea 
zawojował Alexandra Macedońskiego, lub Węgrów, więcój w tern 
logiki, te Morawian, ale szczególnego użył podstępu. Przemysław 
byt poprzednio złotnikiem, zbroje więc wypolerował i naprzeciw 
^ońca porozwieszał od strony, od której ciągnął nieprzyjaciel. 
Blaskieoi tej zbroi rażony, sądził wróg, że ogromne są siły Polan, 
ts im pomoc przybyła i pierzctinął. Za to Przemysław został 
Leszkiem I. Ale po śmierci jego znów władcy nie stało. Uchwa- 
lono, żeby ochotnicy do panowania odbyli gonitwy konno; kto 
pierwszy stanie u mety, ten będzie rządził. Sprytny młodzian po- 
narzucał na ii.icjscu gonitw ćwieki, piaskiem je posypał, sobie 
tylko wolną dro^ę od nich zostawił. Więc biegli inni i upadali 
na ćwiekach, młodzieniec chytry, a żądny władzy dobiegł do mety. 
Podstęp ten wszelako odkrył inny Leszek, który konie swoje 
uzbroił u nóg kopytami i pierwszy dobiegł do njety. Podanie 
lawczasu nazywa ^o Leszkiem, co jedno niby panującym, jakoż 
sądem starych ludzi utrzymał się u władzy. Drugi ten Leszek 
in\ał syna również Leszka, który po ojcu objął władzę, zapewne 
do niej również powołany przez starszych narodu. Leszek ten 
trzeci mógł żyć na schyłku VIII i IX wieku. Ale niesforne po- 
danie dzieje te poplątało z rzymskiemi i z Juljuszem Cezarem, 
któiy wielkością swoją tak Słowian zaćmił, że często wspomnienie 
jego wśród nas się pojawia. Wolin na Pomorzu miał być także 
założony przez Cezara, albo na cześć Cezara. Otóż i o owym 
Leszku trzecim opowiadają, że się ożenił z Julją, córką wielkiego 
pana Rzymu, i że w posagu za nią wziął Bawarję. Syn Julji 
miał być Pompiljusz czyli Popiel. Ale z innej żony Leszek III 
zostawił dwudziestu synów i podzielił ich państwem obszemem. 
Popielowi panującemu w Gnieźnie, dał pierwszeństwo i zwierz* 
chnictwo nad bracią, którzy występowali jako podwładni jego 
książęta, margrabiowie i hrabiowie. Popiel, jak powiada Gallus, 
był rex regum et dux ducum, królem królów, i książęciem 
książąt. 

Zamącona to prawda, a jednak przeźroczysta. Polanie mają 
rządców, władców, dojrzalsi tern od swoich najbliższych współ- 
braci, ale mimo to nie zrzekają się patrjarchalności, wolności. 



X60 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

Widzimy tamże wybory władców. Jeden Leszek trzeci po ojcu 
odziedziczył władzę, ale zawsze za poz^^oleniem gmin. Dzielność^ 
rozum, przymioty osobiste, wynoszą do tronu. Leszek III musiał 
posiadać wielkie, skoro władzę przekazał dalej dzieciom swoim. 
Federacja wielka powstaje. Granice rozszerzają się, sąsiedzi: Ku- 
jawianie, Łęczyczanie, nawet i Mazurowie, mogą wcliodzid do 
związku, bo wzmaga się w środku żywioł lecki ; trudniej nawyknąć 
do ulegania Pomorzanom, jeszcze pogrążonym w dzieciństwie 
społecznefti. Jeżeli nie całe plemiona, to sąsiednie bliższe z nich 
Polanom osady, mogły wchodzić do związku. Ma więc Popiel 
w państwie swojem królów, reges, i książąt, duces, to jest kne- 
zów, kniaziów, księdzów, wojewodów, którzy sprawiają władzę 
po różnych ziemiach, powiatach, gminach. Ponad nimi wszyst- 
kimi podnosi się król królów, Popiel, pan Gniezna, to jest mie- 
szkający pod Kruszwicą, w królewskim swoim dworcu, w knie- 
źnie. Wojewodowie ci, książęta, po niemiecku hrabiowie, rządzili, 
sądzili i radgili, zastępowali po -ziemiach Popiela. Tworzyła się 
monarchja, która sama z siebie przychodziła do znaczenia, zbie* 
giem samych wypadków. Gminne prawa szły w zapomnienie, 
a raczej nienaruszone u spodu całój budowy społecznej, — u góry 
tylko zmieniały się, przerabiały, wykończały, stosownie do nowego 
stanu rzeczy. Władza naczelnego książęcia, ani mu podwładnych, nie 
mogła być ciężką, do zniesienia trudną. Naród ma wolny do niej 
przystęp, nie było jeszcze siły, któraby mogła utrzymać nowe 
stosunki przewagą narzucającą się przez nadużycie. 

Dlatego i Popiel I przekazał władzę jedynemu synowi swemu 
Popielowi II. Czwarte pokolenie z tym nowym władcą, dochodziło 
do rządu. Dynastja owego zwycięzcy w gonitwie ustalała się wśród 
Polan. Jakiż większy tego dowód, że tą rażą stryjowie i starsi 
ulegali synowcowi? Ale też Popiel zuchwale przebrał miarę 
w dumie swojej. Był łakomy władzy, nieprzystępny, zazdrosny. 
Za niego przybyło do Kruszwicy dwóch podróżnych; uczeni do- 
patrują się w nich wysłańców Cyrylla i Metodjusza. Nie przyjęci 
od książęcia, poszli do dworku ubogiego Piasta, który właśuie 
synowi swemu sprawiał postrzyżyny. Był to obyczaj pogański, 
którym dziecię uznawano za starsze, dojrzalsze rozumem. Goście 
odbyli w dworku postrzyżyny, cudownie mięsiw i napojów przy- 
mnoź)li. Sam książę na wspaniałą tę ucztę do kołodzieja zapro- 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. l6l 

szony, przyszedł i zawstydził się swojćj niegrzeczności. Dziecięciu 
dano imię Ziemowit. Przyszły to ojciec nowćj dynastji. 

Z Popieiem II skończy się dynastja Leszków i Popielów, 
która panować mogła wiek cały (750 — 860). Lat 200 zatem, 
według podania^ potrzeba było, żeby dzieło pierwszego Lectia 
spełniło się, owoc wydało. Okres lat trzystu więc zawiera dzieje 
bajeczne Polski, która w każdym razie rozpoczyna się dla spo- 
łecznego życia w VI wieku. Czasy te były przygotowaniem. Kiedy 
Samo, kiedy Mojmir i jego następcy państwo tworzyli, Leszkowie 
uczyli się doświadczeniem. Sprawiwszy swoje ustąpić musieli nowej 
krwiy która silniejsza mądrością wieku energiczniej umiała się 
brać do stworzenia porządnćj siły w narodzie. 



in. SZCZEP CHB06ACEI. 

66. ^ogl^i ogólny. Całą przestrzeń rdzennej ziemi od źródeł 
Wisły na wscłiód aż po Bug, na północ aż po Pilicę, na południe 
minąwszy Karpaty, aż po Dunaj i Cisę, zajmowali Clirobatowie, 
(łorbatowie. Za Pilicą spotykali się z narodami, w których wy- 
buja/ pierwiastek lecliicki, nad Dunajem spotykali się z Madziarami, 
po lewej ręce trącali Morawian i Czechów, po prawej narody pa- 
trjarchaine. Chrobaci już dawno wtrąceni byli w wir historji. Pod 
względem oświaty zapewne najwyżej stali wśród plemion, z któ- 
rych się złożyło przyszłe królestwo polskie. W zaacznćj części 
należeli do państwa morawskiego, a chociaż strony więcej na 
wschód oddalone, mnićj czuły nad sobą panowanie Świętopełka 
i Mojmira, jak zachodnie krakowskie, zawsze postąpiła Chrobacja 
krok wielki, bo od Metodego wzięła zadatek chrześcjaństwa. 
Kiedy wszędzie wokoło panowało bałwochwalstwo, od zachodu 
daleko w głąb rdzennćj ziemi, wtargnęło chrześcjaństwo. Byłby 
się może i z t^j strony jasny płomień rozpalił na całe słowiaństwo 
lechickie i chrobackie, gdyby nie upadek Morawy. Wielka klęska 
rozerwała spójnię pomiędzy członkami utworzonego już państwa 
i wszystko popadło w zamęt. Chrześcjaństwo tylko przetrwało 
złe czasy, tliło się mocnem ogniskiem w Morawji i jasną smugą 
połyskiwało w Chrobacji. 

Historja pierwotna Polski. T. I. 21 



l62 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

Gdyby nie te zdobycze cywilizacji, dola rdzennej ziemi by- 
łaby smutną. Każdy naród w patrjarchalności żyjący smutne pro- 
wadzi życie, bez zajęcia, z dnia na dzień, bez jutra i przyszłości ; 
naród to jeszcze w dzieciństwie. Siła zewnętrzna przyszła do Chro- 
bacji z Morawy, i zaczęła z kawałów jej lepie' państwo. Ale kraj 
rdzenny sam przez się nie podrósł do życia. Drobni władzcy 
opór stawiali cywilizacji, która przyszła niszczyć ich stare wierzenie, 
obalać przesądy. Polanie sami na gruncie własnym budować za- 
częli i rozpromieniali coraz dalej zakres swojego działania, a Cliro- 
bacja spała. Szczęściem więc dla niej były owe ciosy, które od- 
bierała z ręki książąt morawskich. To przynajmniej budziło, wcią- 
gało na drogę pracy naród. Ale po upadku Mqrawy, nadzieje 
odrodzenia się zbladły zdawało się na długo. Tymczasem łudziłby 
się, ktoby tak przypuszczał. Bratanie się plemion zerwane w jednym 
końcu, zawiązuje się w drugim. Nie wsiąkła Chrobacja w Morawy, 
oplącze się w sieci lechickich plemion. Czas nadchodzi na trzecią 
wielką centralizację słowiańską. 

W istocie lechowie poruszają się w Chrobacji, Czy przy- 
chodzili z za Pilicy, czy sami się wyrobili na swoim gruncie? 
Tajemnica to historji. Zawsze przykład i zasada przeszła tu z za 
Pilicy ; gdy tam się lechowie wzmogli, i tu się wzmogli. Lechami 
jednak szczególniej wezbrała wschodnia Chrobacja, nie zachodnia. 
Snąć w zachodniej wschodziły nowe zasady bytu, posiane przez 
książąt morawskich, nie potrzebowały już, żeby je organizować, 
skupione szczelniej opór stawiły. Wschodnia pogrążona w patrjar- 
chalności, więcej szersze zasiewaczom otwierała pole do pracy. 

Chrobacja była podwójną. Rozdzielano ją podług kolorów, 
była więc Biała i. Czerwona, obiedwie zaś stanowiły Wielką. 
Mogłoby się komuś zdawać, że rozdzielano ją także według prze* 
strzeni. Była wielka, a więc oczywisty wniosek, musiała być gdzieś 
i mała, lubo jej nie widać w źródłowych pisarzach. Biała a Wielka 
Chrobacja to jedno, dwa te przymiotniki widać kiedyś oznaczały 
bliskie siebie pojęcie. Biała, mówiono także, jest to wolna. Wielką 
zowie się dlatego, że jest prawdziwą, starą, pierwotną Chrobacja; 
nie Biała i nie Wielka musi być późniejszą, młodszą. I była tam 
gdzie osiadło wychodźtwo świeże z Chrobacji Wielkiej, to jest 
z ojczyzny. Zdarzyło się to za panowania w Grecji cesarza He- 
rakljusza. Żeby znękać ostatecznie Awarów, wezwał cesarz Chro- 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. I63 

batów^ i ci pod wodzą pięciu braci przeszli na południe, w okolice 
Drawy i Sawy (610 roku). Zgadzało się to i z chęciami narodu. 
Ludności musiało być dużo i w rdzennćj ziemi, dlatego wylewała ; 
jest to epoka wyjścia Lecłia i spływania na południe. Cłirobaci 
przes poselstwo zaczepili cesarza, który zajęty będąc wojną na 
wschodzie, z radością ich prośby przyjął, kazał tylko płacić da- 
ninę. Jest to sławne osadnictwo serbskie Kluhasa. 

W istocie można było nazwać tę rdzenną krainę wielką, 
bo rozciągała się od źródeł Łaby i sięgała Dniestru osadami. 
Wielką była na całej tćj przestrzeni, lubo później przez pojawienie 
się Czerwonćj zmalała cokolwiek, rozpadła się na dwie pra- 
wie połowy. Zacliodnićj, krakowskiej Chrobacji później dano 
wyłączne nazwisko Wielkiej i Białej. Wscliodnia nazywała się 
Czerwoną, bo w niej powstawały sławne grody Czerwieńskie, 
a cliociaż nie była wielką, ujarzmioną także nie była, ctiyba ktoś 
rozwinięcie się wśród tej Chrobacji pierwiastku lecłiickiego, zecłice 
uważać za ujarzmienie. Jeżelić wolna Chrobacja jest Białą, nie 
wolna musiałaby być Czarną, nie Czerwoną. Chrobację Wielką 
nazywały źródła także Serbją Wielką. Jedną i drugą opisywał 
cesarz Konstanty Porfirogenit pod koniec pierwszej połowy X w., 
monarcha ciekawy i uczony. 

Pisał Konstanty, że Chrobacja graniczy z Frankami; miało 
się to rozumieć z odłamem niemieckim wielkiego niegdyś Franków 
cesarstwa. Mówił dalćj, że leżała za Turkami, to jest za Pannonją, 
na północ za Madziarami, których miano za Turków. Serbja 
Wielka także znajdowała się za Madziarami, a przeto na północy 
około • Dniestru, tam gdzie jest Wielka Chrobacja. Tak ' tedy 
Serbja z Chrobacja coś wspólnego z sobą i jednorodzonego sta- 
nowią, od wschodu nie ma prawie granic, i w istocie wśród tłumu 
narodów małych, które się ciągnęły ku Dnieprowi, niewiadomo 
gdzie sięgały te granice, więcej naukowe, wymyślone, jak rzeczy- 
wiste. Nazwisko Serbji nie oznaczało jakiegoś pewnego kraju, ale 
było to imię ogólne, narodowe, odróżniające szczep Chrobatów 
i Serbów. 

Konstanty opowiada, że Chrobacja ta czy Serbja doznawała 
częstych klęsk przez napady Niemców, Hunnów i Pieczyngów. 
Od morza Czarnego odległą była na trzydzieści dni podróży. 
Kpzciągała się gdzieś za Bagiborem, to jest za Babiemi górami, 



l64 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom 

za Karpatami. Pieczyngowie, sąsiedzi Madziarów, najwięcćj trapili 
ją z za tych gór, nie spotykali tyle oporu, co od Chrobatów 
illiryjskich, którzy więcej daleko mieli rycerstwa. ^Są oni poganie, 
a z Turkami ligę i przyjaźń trzymają*, opowiada jeszcze Kon- 
stanty. Dowód, jak ich znal mało, jak Grecja straciła nawet pa- 
mięć niedawnych dni, w których wysyłała do Moraw Cyrylla 
i Metodego. Powtarza to jeszcze innemi słowy: „Chrobacja do 
dnia dzisiejszego chrzczona nie jest, tak jako i sąsiedzi jćj Syr- 
bowie**. To pogańska więc, bo chrześcjańska Chrobacja była 
u Konstantego na południu, w dzierżawach greckich. 

67. 3)zieje lajeczne Akrobacji "białej. Wznosiło się nad Wisłą 
niedaleko jej źródeł miasto, które świetne losy czekały w przy- 
szłości. Był to Kraków. Kiedy powstał? Tego historja nie wskaże. 
Bajarze widzieli Kraków w nazwisku grodów starożytnych Ka- 
rantis, Carrodunum, wspominanych po kronikach. Mógł dosko- 
nale kwitnąć Kraków bez tych ojców swoich, bo Karantis jeszcze 
Alexander Wielki miał zburzyć, Kraków oczywiście jest daleko 
późniejszy. 

Narodowe podanie mówiło, płatając dzieje chrobackie z le- 
chickiemi, że po wygaśnięciu rodziny Lecha, rządy dostały się 
dwunastu wojewodom. Kłótliwe i niesforne było ich panowanie. 
Spierali się z sobą o pierwszeństwo i jednocześnie uciskali naród. 
Zebrali się więc na sejm podwładni i jednemu z wojewodów, 
Krakusowi, którego sobie zgodnie obrali, poruczyli najwyższą 
władzę. Miał Krakus panować sławnie i szeroko. Gallów zwojował, 
Kraków wystawił, był prawodawcą i nowym założycielem państwa 
wraz ze stolicą. Za niego ukazał się w Krakowie pod górą Wa- 
welem smok straszny, który niezmierne wyrządzał szkody w okolicy. 
Dowcipnie go stracił Krakus^ bo mu podrzucił barana siarką na- 
pchanego i spalił. Po Krakusie objął rządy syn jego, Lech II. 
Ale że brata starszego zabił na polowaniu, wygnano go z kraju. 
Na tron powołana Wanda, córka Krakusa, księżniczka nadzwy* 
czajnej piękności i hartu męzkiego duszy. Starał się o jćj rękę 
sąsiad niemiecki, książę Rytyger: Pragnął posiąść piękność i posag 
jej, krakowskie dzierżawy, ale Wanda nie chciała ludu swego 
oddawać w niewolę niemiecką. Kiedy Rytyger obrażony odmową, 
wydał jej wojnę, Wanda poświęciła się za ojczyznę i skoczyła 
z mostu do Wisły, jako szlachetna ofiara poświęcenia się dla 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 165 

dobra ogólnego. Koniec zatem wzięła rodzina Krakusa i starcy 
znowu do steru rządu powołali dwunastu wojewodów, którzy pa- 
nowali^ aż póki Przemysław, zwycięzki jeniec Alexandra mace- 
dońskiego, władzy nie objął. 

Już z treści przeszłycłi podań można sądzić, że sprawy Kra- 
kusa i jego dynastji, należą do Chrobacji nie do Polan. Poplątano 
zaś je dlatego, że później z Chrobacji i z lechipkicłi ludów, po- 
między któremi Polanie rej wodzili, sprzęgło się^ królestwo polskie. 
W Krakusie chciano widzieć Samona, potem Gota jakiegoś. Bardzo 
to na rękę było ostatniemu przypuszczeniu, że wszyscy bohate- 
rowie germańscy słynęli jako zwycięzcy smoków. Imię Krakusa 
wyglądało też w istocie na skandynawskie. Pq polsku wiązano 
to nazwisko z krukiem i z krakaniem. Miało się dużo zlatywać 
kruków i krakać wtenczas, kiedy Krakus stoh*cę państwa z Gniezna 
do swojego miasta przenosił. Wanda jest symbolem świętości 
Barodowych. Dziewica to nieskalana, przysięgła na czystość, na 
ofiarę. Z całej tój powieści, wojewodowie są najwięcej narodowi. 
Rządzili i panowali, a prędzój sądzili. Byli to patrjarchowie starzy 
narodu. 

ISk kończyły się na tem podapia. Oprócz krakowskiego 
państwa miały być w tej Chrobacji Białej inne, Walgierza na 
Tyńcu, Wisława na Wiślicy. Chronologja tylko niepewna, czy 
były wszystkie razem, czy każde w innój porze? Dzieje Walgierza 
obfitują w moc nadzwyczajnych wypadków, zamieniły się w ro- 
mans .prawie, czuły, średniowiecznej barwy. W Wisławie prędzej 
dojrzymy rysów owego WiszeWita^ którego nawracał Metody 
orężem do wiary chrześcjańskićj. Wyszewit, ów panujący w kraju 
Wiślan, miał gród Wiślicę; pierwsza to historyczna niezawodna 
postać, należąca do tćj ziemi. Potomstwo jego znękane przeci- 
wnościami w ojczyźnie, opuściło stare siedziby i poszło, jak wi- 
dzieliśmy, do braci na południe. Tak mocne miało poczucie nie- 
zawisłości. Na południu zrobiło to dobrowolnie, do czego nagiąć 
się nie dało na północy w rdzennej ziemi. Michał albowfem, syn 
Wyszewita w żupie zachlumskiej, przyjął wiarę chrżeścjańską. 
W krainie zachlumskiój dziewiętnaście było żupanji. Na górze 
wznosiły się dwa miasta, Bona i Chlum, a mieszkańców wogóle 
nazywano zachlumcami. Część dotykająca morza, zwała się krainą, 
wewnętrzna na tyłach podgórzem. Przybyło siły zachlumcom przez 



166 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

to przesiedlenie się Chrobatów wiślickich i odtąd często w niedobrem 
byli z Serbją porozumieniu się. 

Walgierza gród i Wiślicę Wspominają dzieje pod rokiem 862. 
Upadek Wyszewita był w roku 884. Kraków już wtedy istniał. 
Przeniesienie się syna Wyszewitowego z Chrobacji do Zachlumu, 
przypadło mniój więcćj w czasie owćj wielkiej bitwy pod Prez- 
burgiem^ które zwaliła państwo morawskie. 

68. fizl^zanie, Najwięcój zacłiodnią częścią Chrobacji Wiel- 
kiej, był S2lązk. Ziemia ta późniój od innych nasiąkła ludnością 
słowiańską; poznać to łatwo po nazwach przestarzałych miejsc, 
które z Dacji wyniesione, posuwały się wciąż ku północy i nie 
zatrzymywały się nad Pilicą. „Od włślańskich Chrobatów, albo 
przez ich krainę cedzone z rozwijaniem się rodu ukazały się dalćj, 
ale coraz słabiój, rzadzićj, bo są późniejszych osadników zapasem 
w świeże przybytki opatrzonym*. Kiedy za Pilicą dostrzega się 
w stronach sieradzkich i wieluńskich podobieństwo brzmień, do- 
mysł sam z siebie powstaje, że słowiańscy osadnicy spotykali się 
tam jeszcze z Ligiami, i „że są rozpływem wielce dawnym. Szlązk 
przyległy tego nie ma, bo w nim Ligii i Swewowie gościli, póżnićj 
doń naciągnęli Słowianie** *). 

Szlązanów stare jest bardzo nazwisko. Za jeografa bawar- 
skiego ju^ posiadali 15 grodów. Niemcza starożytniejszą tu osadą, 
jak wszystkie inne. Leżała nad rzeką Szlęzą, in pago Silensi, od 
której zapewne pochodzi i nazwisko całej ziemi. Rozmaicie Szlą^ 
zan piszą źródła w zepsutem brzmieniu, Sleenzane, Slaazaoe, ale 
zawszą znać tam jedno nazwisko. Niedaleko od Niemczy i Sztęzy 
wznosiła się góra bardzo wysoka, Sobota czy Czobota. Zkąd 
jednakże ta rzeka Szlęza ? „Slęzanie, mówi wielki historyk, pewnie 
nie byli na pośladku Czechów, ale obierając sobie leże, lęg, z lęgu 
swego, rzece dać, sobie dobrać nazwę mogli, bez uciekania się 
o nie do cudzoziemców* 2). Szlęza płynęła po lewćj stronie Odry 
i wpadała do niej. Przez Bobrzan i Dziadoszczan, którzy szli w tćj 
stronie posadami swemi, aż po kraj Milczan, Szlązanie na północy 
dotykali się Polan. Siedzieli tutaj na pograniczu i Drebowanie, 
czyli . Trebowanie, ale po nich żadnego na miejscu nie pozostało 



*) Lelewel: Narody, str. 574. 
*) Lelewel: Narody, str. 676. 



Tom L . HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 167 

bladu, lubo imię ich powtarzało się i po innych stronach. Doty- 
kali też Szlązanie Morawian i Czechów. 

Uczeni na Szlązku także kładą osadę Butorgis, którą wspo- 
minają źródła i widzą w niej niefortunnie znacznie późniejszy 
Wrocław, nad Odrą, która jest głównie w górnych częściach 
swoich szlązką rzeką, bo cały ten kraj wzdłuż przepływa. 

69. Hihrobacja ^zenpona, H^zjsrwieAsliie groiy, Z wielkiej Chro- 
bacji wywiązała się na jej wschodnich krańcach, Chrobacja Czer- 
wona» i stanęła w przeciwieństwie Białej. Dlaczego zaś ta Chro- 
bacja nazywała się Czerwoną? Nazwiska narodów i ziem, przy- 
miotniki, które im służą, są częstokroć niewytłumaczone. Tak 
i tutaj wyraz Czerwony byłby wcale niejasny. Domyślano się, że 
mieszkańcy tćj wschodnićj części Chrobacji nosili się czerwono, 
ale i ta okoliczność nic nie wytłumaczyłaby; wyszłoby na to, że 
ktoś z pisarzy, z władców, nazwał od siebie ten kraj Czerwonym 
i nazwisko z przypadku zostało się w historji, przyjęło się wśród 
ludu. Tak więc po prostu przypadkowe jakieś zdarzenie, które 
wiecznąby zostało zagadką w dziejach, tej ziemi nadałoby przy- 
miotnik. Ale nie było tak. Chrobacja Czerwona było to nazwisko 
naTodo?re; musiało mieć swoją przyczynę. Wytłumaczy to się 
doskonale. 

Chrobacja Czerwona nie miała pewnych granic, z żadnćj 
strony, ani od wschodu, ani od zachodu, ani od południa, nie- 
wiadomo nawet, jak daleko rozciągała się na północ ku Wie- 
pnowi i Bystrzycy, gdzie się tutaj spotykała z Mazurami. Roz- 
ciągała się nad Sanem, Bugiem, u źródeł Dniestru, dosięgała 
Styru. Szła wzdłuż Karpat, Babich gór, z obojej ich strony. Niknęła 
gdzieś na płaszczyznach dzisiejszego Wołynia. Chrobacja ta nie 
stanowiła państwa, narodu, samo nawet jej nazwisko nie obej- 
mowało pewnych ziem oznaczonych. Chrobacja Czerwona rozcią- 
gała się sama nie wiedziała jak daleko. Nazwisko poszło od związ- 
ków grodów czerwieńskich. Jak wielki był związek i jakie mia- 
nowicie grody go składały, nie objaśi^^ją żadne źródła. Ale ten 
związek był wypadkiem, zaprzeczyć go nie można. Póki wpływ 
jego sięgał, poty i nazwisko. A nawet może wpływ nie był tak 
rozległy, jak ziemie. Od związku czerwieńskiego przyszło rozpro- 
mieniać się Chrobacji Czerwonej na wszystkie strony. Cała okolica 
nawet po za związkiem została Czerwoną. 



l68 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

Jest W Starej ziemi chełmskiej za dzisiejszym Hrubieszowein 
o trzy mile, od Zamościa zaś o cztery, wieś nazwana Czermno, nad 
brzegiem Hucz wy czyli Uczewa, jak powiada Długosz. Miejsce to zapo- 
mniane a wielce łiistoryczne, nazywa się w starych księgach Czermno, 
Czerwno, Czerwieńsk, Czerwonogród. Wołyński latopis nieraz 
wskazuje bliżćj na okolicę, wymieniając Czermno. ^Konrad stojąc 
tam, gdzie dzisiaj miasto Chełm stoi, opowiada, posłał wojować 
do Czerwna^. W innem miejscu wzmianka u tegoż latopisarza : 
„bili się u bram czerwieńskich, a rogatka (zastawa) była w Ucha- 
niach*^. Otóż Chełm pod bokiem także, a Uchanie i dzisiaj nie- 
daleko od wsi Czerrana, w którym widać ślady rycerskich robót 
ziemnych. 

To Czermno jest więc głównym grodem na tej Chrobacji 
i głową związku, jaki składały grody czerwieńskie. Niktby się tego 
nie domyślał, po nędzy dzisiejszćj, że to brylant stary chrobacki ^). 

A jednak tak jest. Wieś rozrzuca się dzisiaj poodal od 
Huczwy, a od południa oblewa ją strumień, który płynie od dru- 
giej wsi Perespy i wpada do Huczwy, pod nazwiskiem Rowu 
grabarskiego. Obok Czermna na pagórku wznosi się stare sło- 
wiańskie horodyszcze. Wogóle cała ta miejscowość od Chełma na 
wschód i południe niska i błotnista. Wylewy rzeczek były więc 
naturalną obroną horodyszcza, które składa się z trzech oddziel- 
nych części, albo ziemnych wałów nieforemnego kształtu. Waiy 
te leżą rzędem jeden za drugim od rzeki do wsi i otaczają je 
szczątki innych wałów także od strony Czermna. Właściwie Ao^ 
roiyszczcm, czyli zamczyskiem, nazywa się wał nad samą Huczwią. 
Znajdowano wogóle wśród tych twierdz usypanych, ślady murów 
z kamienia, i to nie w jednem miejscu. Na polu, które się zowie 
dzisiej %lotq, górk^ pług wyory wał cegły. Uwagi godne też są dwa 
nazwiska różnych miejsc, jedno obok horodyszcza nazywa się 
poi monastyrem, a drugie za Złotą górką czerwieniec. Oczywiście 
był tutaj kiedyś klasztor, monastyr grecki, już za czasów chrze- 
ścjańskich, a Czerwieniec^wyraźnie wskazuje na *^errpieA, H^zer" 
fpieAsk, starodawną osadę, gród kiedyś wielce znakomity, od któ- 
rego poszło i dzisiejsze Czermno. Gród ten był przed wieki ogro- 
mny, bo rozciągał się także i na drugim brzegu Huczwy, który 



') Odkrycie to Chodakowskiego. 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 69 

dzisiaj porósł lasem. Znajdują i tam pod drzewami ślady murów 
i wzmocnień ziemnych. Niema zatem wątpliwości, że to posada 
grodu, który wielką miał rolę. Latopis Wołyński mówi, że mia- 
sto Czerwień leżało blisko innego miasta Komowa, które zawsze 
wq>oiKłina się razem z Wereszczynem i Stołpem. Dzisiaj są 
w tej okolicy Wereszcze , Stołpy, Kumów, Kuniów. Po 
drodze z Chełma do Czermna, Czerwińsk wspomina się nie- 
rozdzielnie z Bełzem, otóż do Bełza z dzisiejszego j[Czermna mil 
pięć do sześciu. Było to miasto wielkie, obszerne a co większa, 
znaczące potężne. W czasach przedchrześcjańskich słynęło sze- 
roko, później odstąpiło pierwszeństwa Chełmowi, który się po- 
dniósł tak, że całą tę okolicę Polacy ziemią Chełmską zwali. 
Czerwieńsk upadał coraz więcej aż zniknął. Ostatni raz wspo- 
mina o nim latopis wołyński, jeszcze pod r. 1289. Oczywiście 
po napadach tatarskich Nogaja i Telebugi, Czerwieńsk stracił 
ostatki swojej sławy, przeżytej wielkości, już nie powstawał z po- 
piołów. Ostatnią wzmiankę o upadku zachował nam Długosz. 
Opowiadając o ziemi Chełmskiej, mówi że według podania sta- 
rych ludzi, Czerwieńsk przepadł za panowania Władysława Ło- 
Idetka. Pod koniec więc XV wieku sława ta cała była już tylko 
podaniem. 

Ale Czerwieńsk, chociaż go dziś niema, żyje wielką sławą 
Aistoryczną. Był grodem tak wielkim, że od niego Chrobacya 
okoliczna wyróżniać się poczęła Czerwoną. Wielka Chrobacya 
dlatego Biała, była odtąd zawsze ^wielką, ale dzieliła się już na 
Białą i Czerwoną. W Białej przewodził Kraków, dziś ruina sła- 
wna, w Czerwonej oto gród ten zapomniany, Czerwieńsk, który 
był sławną ruiną jeszcze za Łokietka. Nie od stroju mieszkań- 
ców więc Chrobacya Czerwona, ale od grodu jednego, Czerwień- 
ska, I gród ten musiał być od dawnych czasów sławniejszym 
i większym od Krakowa, kiedy dał ziemi całej nazwisko, a Kra- 
ków go nie dał. Czerwieńsk musiał więc mieć przewagę rzeczy- 
wistą nad okolicą i miał ją, kiedy od niego także zwały się grody 
Czerwieńskie. Chrobacya Czerwona poszła od grodów czerwień- 
skich. Grody więc dlatego że jednem ogólnem imieniem się zwa- 
ły, stanowiły z spbą jakiś związek, w którym oczywiście przewo- 
dził Czerwieńsk. Historya nie zna tych grodów po imieniu i do- 
myślać się tylko może, które z nich należały do związku, i to 
jedynie przez przybliżenie, bo jeżelić rzecz pewna że Czerwieńsk 

Historja pierwotna Polski T. I, 22 



jyO DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. Tomlll- 

miał sławę historyczną, nikt nie wie jakie grody wtenczas istniały 
w tej oddalonej Chrobacyi, historya wie jednak że były grody 
czerwieńskie. Ulegały stolicy swojej dobrowolnie, bo nie może 
być mowy o panowaniu Czerwieńska siłą, któraby stworzyła pań- 
stwo. Zawczesna to sprawa dla tej Słowiańszczyzny. Nawet 
ścisłej federacyi grodów przypuścić trudno. Nie była to Rzplita 
w obszerniejszem znaczeniu, związana jakimś wzajemnyni grodów 
układem. Najpewniej Czerwieńsk jako największy, najbogatszy, 
najiudniejszy gród, znaczył wśród grodów o tyle, o ile pozwalały 
mu na to ludność, rozległość i bogactwo. Był wpływ tego grodu^ 
czysto moralny, nie poszukiwany, nie umyślny. Fakt to w ka- 
żdym Tazie ciekawy, ale nieobjaśniony, wieczna zagadka dla 
dziejów. 

Boć i sama sława tego Czerwieńska musiała być znacznie 
dawniejsza, nawet od ukazania się w dziejach Krakowa. W przed- 
historycznych* czasach kwitnął, w historycznych już żył przeszło- 
ścią. Chrobacya Czerwona jest, a kiedy się zjawia już dzieje nie 
wspominają Czerwieńska. Gdyby sławnym był grodem w dobie 
historycznej, ilezby wspomnień po sobie zostawił I • Kraków wie- 
cznie sławny od czasu kiedy się zjawił, jakżeby nie miał być 
sławny Czerwieńsk, gdyby w owej epoce wielkość jego nie upa- 
dała P Chrobacyi Czerwonej, grodom czerwieńskim zaprzeczyć 
niepodobna, żyją w historyi, nie marzenie to uczonych. Więc 
kiedy tak, tylko w podobny sposób jaki tutaj przedstawiliśmy 
tłomaczyć sobie można powód nazwiska i historyę przebrzmiałą 
grodów czerwieńskich. 

Zostaje tylko zbadać jakie to były grody czerwieńskie, to 
jest jak się zwały swojem własnem imieniem? naprzód będziemy 
błądzić po grobach i rozwalinach, potem dojdziemy do żywych 
jeszcze pamiątelc. 

Spotylcamy więc naprzód Grodek, dzisiaj wieś przy ujściu 
Huczwy do Bugu. Miejsce to obronne na pochyłości góry, wszę- 
dzie ślady wałów. Podania miejscowe do dziś dnia prawią, że 
był to kiedyś sławny gród, który nieprzyjaciel rozwalił; odkopują 
tam gęsto kości ludzkie i czasem skarby. Stoimy na śladach, 
na szczątkach starego grodu, który się nazywał Wołyń. Długosz 
świadczy, że na miejscu Gródka stało niegdyś wielkie miasto, 
które nadało swoje nazwisko, całej ziemi wołyńskiej. Dwa wiel- 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI 171 

kie g;rody obok siebie, Czerwieńsk i Wołyń, dwie stolice. Histo- 
rya obudwóch nie zastaje stare tylko pamiątki po nich zbiera. 
Wołyń należał do grodów czerwieńskk:h, potem już oderwał się 
zwrócił swoją uwagę na wschód, i tam działał* Wołyń mniej sła- 
wny jak Czerwieńsk. Zapewne i owe grody Wereszcze, Stołpy 
i Komow większe były wówczas jak dzisiaj i stanowiły grody 
czerwieńskie. Była i posada pewnie na dzisicj^ym starym Bełzu, 
kiedy zawsze ten gród z Czerwieńskiem wspominają. Musiał istnieć 
i Chełm, sde jesscze niegłosny. Wszystko to przecież posady na 
przestrzeni mil kilku. Niebyłaby więc na przestrzeń obszerną ta 
Chrobacya Czerwona, ale dowiadujemy się później że i Przemyśl 
nad Sanem, gród, do tego związku należał. 

Związek ten grodów czerwieńskich był jeszcze pod drugim 
względem ważny i znakonuty. W dobie przedhistorycznej pa- 
nowali nad związkiem lechowie. Być może nawet utworzyli, sko- 
jarzyli związek. To pewna, że grody czerwieńskie były już w ręku 
lechów, w tej chwili, kiedy w ten nadbużańskie okolice przyszli 
z historyą pierwsi zdobywcy. Nie mamy świadków po temu, żeby 
sadzić, czy lechowie czerwieńscy byli miejscowi, czy z nad Wisły 
i V/aity. Być może na wzór polańskich wyrobili się, być może 
si^cli tutaj z za FiUcy. W każdym razie to pewna, że wpływ 
Polaa rozwijał się znakomicie nietylko na strony północne ku mo- 
rzu, ale i na południowe ku Karpatom, tam przynajmniej, gdzie 
zostawało mi^ce wolne dla tego wpływu. Krakowskie okolice 
ciągnęły jeszcze za Morawą i za jej córką czeską, co nic jeszcze 
dziwnego, tam historyczne już niejako wyrabiały się stosunki. 
Wiec na ziemię, wolną zupehiie od wpływów obcych, na ziemię 
która niedługo ulegała władzy ccntrdnej w Morawie, nie pamiętała 
jej wiele, zwracały się przedewszystkiem usiłowania lechów pol- 
skicłi. Wpływ ten który w polańskiej ziemi owładnął innemi po- 
koleniami lechów, wiązał je wspólnością, przechodził teraz po 
7a granice dalsze, do Chrobacyi wkraczał. Pamiętajmy, że pomię- 
dzy Lechią a Chrobacya różnic rzeczywistych być nie mogło 
i nic było. Lechowie wyszli z tej rdzennej ziemi i wyrobili się 
na cós odrębnego, mającego swoją własną fizyognomię, że chociaż 
przez wieki roili się w północ, zawsze zwróceni byli do rdzennej 
ziemi wspomnieniami, przywiązaniem. Nic nie przeszkadza przy- 
puścić, że taki sam związek jaki mógł pod przewodem Polan 



1^2 DZEELA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom 

powstawać na północy, powstał i na południu, także za ich spra- 
wą w grodach Czerwieńskich, Związek północny był nierównie 
przestronniejszy, bo południowy mało zieoii zajmował nad Hu— 
czwią i Bugiem, a Przemyśl już tylko później znalesć się mógM 
w tym południowym związku. 

70. ^DvLcb^, ^idbarde i ^uczanicy z idch ^ołynianie. Sama ko- 
nieczność historyczna, położenie geograficzne ludu, fakta, któreśmy 
przytoczyli, wskazują, że ziemie nad Bugiem należały do pokole- 
nia jednego z Chrobatów. Bug wpada do Wisły, W<rfyń gród 
stary, który nadał imię później obszernej ziemi za Bugiem, leżał 
niezawodnie w Chrobacyi, liczył się do grodów czerwieńskich. 

Kiedyś, dawno bardzo Dulebowie mieszkali nad Bugiem. 
Imię ich, według Długosza, nie pochodzi od Dulęba przjrwódzcy. 
Awarowie w pochodzie swoim na zachód, ujarzmili Dulębów, po- 
tem wytępiali ich, nad jezioro blateńskie przepędzali jeńców^. 
•Gdy Obrzyn, powiada Nestor, chciał gdzie pojechać, nie zaprzę- 
gał konia ani wołu, ale kazał zaprządz trzy, cztery albo pięć nie- 
wiast do telegi i wieźć siebie*. Zwątpiałe o przyszłość swoją lu- 
dności, ustępowały z miejsca, posuwały się na zachód, tonęły 
w Czechach, pozakładały osady swoje nad Mołdawą. Pełno tam 
miejscowości, dawną nadbużańską ojczyznę Dulębów przypomina. 

Dulebowie mieszkali ponad całym Bugiem, az do miejsca, 
w którem się nagle rzeka na zachód skręca, niknąc przez mazo- 
wieckie ziemie prosto do Wisły. Była to więc kraina przestronna, 
za Bugiem rozciągała się wzdłuż Styru, granice dyecezyi moraw- 
skiej Metodego zamykała. Był w tej stronie stary gród Łuck; po 
lewej stronie Buga posiadłości Dulębów sięgały niezawodnie do 
Wisły i Sanu. Grody Czerwieńskie głównie przez szczątki ludności 
dulebskiej były nasiadłe. Klęski, które od Awarów ponieśli ci 
nadbużańcy szły już w zapomnienie, boć Awarów nie stało na 
świecie. Przesiedlenie się ludności do Czech odbywało się pod 
koniec VI wieku. Z niem spłynęło także imię. Na miejsce Du- 
lębów pojawiają się więc Buźanie i Łuczanie, oczywiście byli to 
potomkowie dawnych panów tej ziemi, i biorą inne nazwisko 
wtenczas, gdy Dulębów stare gniazdo osiedla się nad Mołdawą. 
Buźanie zwali się tak od Bugu, Łuczanie niezawodnie od łąk, łu- 
gów, dlatego mieli swój gród imieniem Łuck. Wielki to znacze- 
niem swojem gród, bo znajdował się na drodze stosunków zaChodu 



I 



Tołn Ł fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 173 

ze wschodem północnym. Do Kijowa same prowadziły rzeki 
z Łucdca. Panowali Łuczanie aż do błot pińskicli. 

Później jeszcze podnosi się trzecie imię, Wołynian,* które 
łąca^ "W sobie niejako dwa rozrzucone Dulębów pokolenia: Bużan 
i Łuczan. «Dulebowie osiedli na Bugu, gdzie dziś są Wołynianie*, 
opowiada Nestor. Oczywiście więc nazwisko to Wołynian dobrze 
późaiejsze, a wzniosło się pewnie dlatego, że i gród i Wołyń nad 
Huczką zasłynął. Gdzie indziej od nazwiska plemienia było na- 
zwisko głównego grodu, tutaj działo się przeciwnie. Przez ciąg 
czterech wieków wyrabiały się te zmiany. Arabowie znali jakieś 
wielkie państwo Yelinanów; przewodniczył w niem naród zwierzchni 
i miał króla imieniem Madżek, który odbierał hołd od innych 
ksiaiat słowiańskich. Ale niezgoda osłabiła następnie potęgę tych 
ludów i każdemu dała osobnego księcia. Może to o Wołynianach 
mowa. Ich dźwignięcie się, a może napływ wewnętrzny jaki ze 
śfodka Słowiańszczyzny na kilka chwil podniósł imię. ^) 

Wszystko zresztą cośmy tutaj powiedzieli, opiera się na Ne- 
storze. Dulebowie a Bużanie to jedno, imię Bużanów ściślej ozna- 
cza miejscowość, to jest mieszkańców nad rzeką, imię Dulębów 
wiccq jest ogólne, plemienne. W Nestorze obadwa te nazwiska 
powtórzone osobno z dodatkiem, że później ludy, które je nosiły, 
oznaczały się wspólnem imieniem Wołynian. Najdawniejsza więc 
to ludność Chrobacka miejscowa na Bugu i najpewniejsze ma daty. 



IV. LUDY NAD BUGIEM, NAD DNIEPREM, 

NAD DŹWINĄ. 



71. "jpo^lgd o^obiy. Wkraczamy do ziem nieznanych, najczy- 
ściej patryarchalnych, nieskładających ani jednego szczepu, ani 
historycznej jakiej całości. Za wielka to przestrzeń, żeby się na 
niej słowiańskie narody bliżej znać mogły. Widzieliśmy, że 



*) Lelewel, Narody, 701. 



IjĄ DZJFJUA JULJANA BARTOSZEWICZA, Tom HI- 

Lechowie, ChrobatowJe związali się w pewne społeczności, ze wy- 
rabiał się wśród nich jakiś ogólny interes, l^tóry tworzył grupy. 
Tutaj nic z tego, na przestrzeniach rozległych za Bugiem. A na- 
przód osiedlenie się słowiańsl^ie tych ziem w różnych działo się 
czasach i z ró;!;nych szło źródoł, nie było więc jedoplite* Jedni 
Lechowie od południa, co posuwali się porządnie, zwolna, co raz 
dalej w głąb i wyrażali się narodami i plemionami, jiik n. p* Le«' 
* chowie nad Wisłą i Odrą. To zaludnienie pewną postępowało 
drogą, ale szli w te strona także i Chrobaci i Lechowie i potrą* 
cali obce ludy i dawniejszych od siebie w tej okdicy Antów. 
Gubiły się związki i krew w tych przestrzeniach, znacznie jednak 
szczuplejszych^ jak są granice dzisi^szej Słowiań^czyzny. Ludno* 
ści nasze wyparły się szerokiem wygiętem kołem nad źródłami 
Diwiny i Dniepru, daleko na wschód, pchnęły jedno pokolenie 
na północ, ale r^ie wyprężyły się stosownie, ani ną zachód pół- 
nocny, ani na wschód południowy. Po za Dniepr w dolnych jego 
i średnich częściach, me przechodziły granice plemienia tak da- 
leko, żeby mogły służyć jakąś obroną, oparciem się naprzód 
wiele wysuniętym Radymiczom i Wiatyczom. Tu Chazarowie, 
naród wojowniczy i zdobywczy władali i Słowianom daleko posu- 
\\rać się nie pozwalaii. Od zachodu północnego w Krzywickiej 
ziemi mieszały się plemiona słowiańslde i litewskie, granica i krwi 
i ziemi nie była pewną, Słowianie utonęli zupełnie wśrdd Czudów, 
wielkiej odnogi plemiona fińskiego. Tak więc od Prutu i Dniestru 
aż po Bałtyk prawie w okolicach zatoki fińskiej, szli Słowianie 
wąską wstęgą od południa zachodu ku północo-wschodowi, Wia- 
tyczanami i Radymiczanąmi szerzej się nieco z foremnych linij 
wyginając. Granica ich od wschodu, ze strony plemion fińskich, 
które tutaj wszędzie mieszkały pod Ural, szła w owe przedhisto- 
ryczne czasy mniej więcej od cieśniny łączącej jezioro pskowskie 
z jeziorem czudzkiem (Pejpus), potem do rz. Wołchowa, zacho- 
dnim bokiem dzisiejszych gubemji nowogrodzkiej, twerskiej, mo- 
skiewskiej i tulskiej; tutaj zwracała sic nagle granica czudzka na 
wschód, zostawiając miejsce dla Chazarów, którzy już ze Słowia- 
nami sąsiadują, w pośrodku dzisiejszejszych gubemji orłowskiej, 
czernichowskiej i pułtawskiej. Czyli zbieramy w jedno słowo za- 
rys owych granic: jeziora Ilmen i Łado[;[a, rzeka Twerca aż do 
Wołgi^ zachodni brzeg rzekł Moskwy aż do Oki, ztąd aż do źró- 



Tom. I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 1 75 

deł Donu, a Donem aż do ujścia Sosny, ztąd do źródeł Okoła 
i aż do rzeki Dońca i wzdłuż rzeki Ugoła (Orzeł) aż do Dniepru 
równkiami do ujścia Bohu. ^ 

Na tej przestrzeni, btórąśmy odgraniczyli, znajdujemy dzie- 
więć plemion, ale czternaście nazwisk narodów słowiai^kich.' Nie- 
zgodność ta ztąd pochodzi, że czasen?. jedno plemię ma po kilka 
okolicznośdowych nazwisk, raz jedno nosiło, drugi raz drugie, 
według okoliczności i miejscowości. Czasem też jedno dzieliło się 
na pomniejsze rozgałęzienia, które pilnując wspólnego nazwiska, 
od rzek pospolicie przyjmowało szczegółowe. Nazwiska wszystkie 
wogóJe pK)chodzą albo od miejsc, albo od nazwisk wodzów, cho- 
ciaż napotykają się "także imiona własne, ani takie, ani takie, np. 
Ddebowie. Jedni tylko mieszkańcy północni nowogrodzianie i są- 
siedzi ich co ^przezwali sią swojem imieniem*, mówi Nestor, to 
jest nie przybierając własnego, miejscowego, zachowali imię wspól- 
ne całej ogromnej rodzinie i byli poprostu Słowianami, jak nikt 
inny wśród fcraci. To szczególny wypadek, ale objaśnić go mo- 
hia^iatwo, że Słowianie ci ilmeńscy, nad flmenem mieszkający, 
będąc ostatnim już rojowiskiem Krzywiczan, nie zdążyli * jeszcze 
\Kvfi^6j wyrobić sobie jakie oddzielne nazwisko dla różnicy od 
najbiiżsaej braci i przezywali się poprostu nazwą ogólną dla różnicy 
od narodów zupełnie obcych, które ich zewsząd otaczały. 

Źe patryarchalność panow^a w całej prostocie swojej po 
tych wszystkich ziemiach, dlatego najstarsze tutaj spotykamy 
dzige, jakidh już nigdzie nie ma, nigdzie nie widać bo tam sło- 
wianie otrząsnęli się z opieki cudzoziemskiej. Tutaj nad Pźwiną, 
nad Dnieprem po staremn jakby jeszcze za doby Gotów albo 
Hiinnów, pó słowianach depczą Chazarowie i Waregowie ze Skan- 
dynawji. Chazarom wiele ludów ^owiańskich płaci daninę, Wa- 
regowie utworzyli sobie gdzieś na wschodzie pod Uralem państwo, 
które nazywa się Biarmią i chcą się do niego dostać po karkach 
słowiańskich spokojnie, żadnego nie spotykając oporu, tam i na- 
powrót w drodze. Waregowie handlują także i walczą, szu- 
kając chleba w cesarskiej ziemi byzanckiej, na południe, przez 
sam środek więc słowian, rzekami, jeziorami płyną wioząc towary, 



•*) Grfttiice te według atlasu geOgraficztio- historyczno -chronologicznego 
Aohiaatowa) Petersburg 1845. Porównaj Szafarzyk Starożyt Słów. Tom IŁ roz. 1^* 



176 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom EU . 

prowadząc siebie cesarzowi na sprzedaż. A Słowianie żyją sobie 
od wieków patryarchalniey o nic się nie troszcząc, rządząc się po 
staremu, rodami, na wiecach narodowych spierając się o drobiazg* 
Naród to w całćm dzieciństwie swojej prostoty. Są wszelakoź 
pomiędzy nimi różnice. Polanie największym odznaczają się pc»- 
lorem, obyczaje ich łagodniejsze, więcej ludzkie. Za to Siewie- 
rzanie, Radymicze i Wiatycze bardzo surowi, prawie dzicy, a krzy- 
wicze do tego jeszcze nadzwyczaj zabobonni. Dzikość ta poka- 
zywała się w takich obrzędach pogrzebowych, jak n. p. Tryzna. 
Ciało zmarłego palono na stosie i zebrane popioły do urny sta- 
wiano w bliskości dróg na słupach; potem odbywały się różne 
igrzyska i ćwiczenia wojenne. Wiatyczanie i Krzywiczanie naj- 
dłużej przy tym zwyczaju zostali, bo aż do czasów Nestora. Był 
to kiedyś obyczaj powszechny w plemieniu, ale ustawał, zamierał 
powoli wśród tych co bliżej cywilizacyi zasiedli, chronił się więc 
na wschód, w puszcze niedostępne wnikał. Grecy nieraz nad Sło- 
wianami odnosili zwycięstwo, że ci odprawiając tryzny, popili się 
i śpiewali. Na Wołyniu, wśród Polan dawno już ciała unsarłe 
w ziemi chowano. 

Uderzające też zjawisko w tej Słowiańszczyznie, że wszystkie 
prawie narodowości miały tutaj swoje grody, czego nawet wszę- 
dzie u zachodniej braci nie widać. W grodach tych kiedy już 
do nich historya przychodzi, widać częste kłótnie, bo jako ogni- 
sko życia pewnej okolicy skupiające w sobie wiele rodów, musiały 
WTzeć niepokojem; w Nestorze już widzimy, że ród nieraz po- 
wstawał na ród, aż Waregowie wojować przyszli. Dla tych kłótni 
może i liczba grodów tak się bardzo powiększała na tej Słowiań- 
szczyznie. Skutkiem pierwszego lepszego nieporozumienia, z gro- 
dów na które składało się całe pokolenie, wychodził ród jeden 
i drugi i nowe sobie miejsce znalazłszy, tam gród zakładał, miej- 
sca było dużo, i o to nie potrzebowano się spierać. 

Trzy wielkie rzeki płyną w tej przestrzeni, Dźwina, Dniepr 
i Dniestr i tyle też wyrabia się tam ognisk życia społecznego, 
bo nad rzekami zwykle skupiają się narody, rozwija się ich życie, 
działalność. Dniestr najmniejszy, w porównaniu z innemi rzeka- 
mi,, nie tak wiele kraju przepł)nva, dlatego wyrób prowincyonali- 
zmu naddniestrzańskiego będzie najsłabszy, z natury rzeczy w kąt 
usunięty, później powołany do życia historycznego. Wyrób nad" 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 177 



i pochylał się ku Litwie i morzu, mocno nasiąkał obcemi 
naleciałościamL Wyrób naddnieprzański w jądrze, w środku tego 
pasma Słowiańszczyzny, z natury rzeczy musiał stać się kiedyś 
ognisldem wielkiem, kiedy żyde wszędzie po tej przestrzeni 
zabtto. 

72. ^uiności TiaddidestrzańskU : ^t^ercy i ^jUczć, Ułucze 
i Tywercy siedzieli nad Dniestrem i sięgali aż do Dunaju, 
opowiada Nestor. Była mnogość ich, siedzieli bowiem po nad 
Dniestremr aż do morza, są grody ich i do dziś dnia. Ziemia ta 
cała od Greków zwała się Wielką Scytją, Wdikaja Skuf*. W dru- 
gich ręicopismach Nestora, zamiast Uglicze, Ułucze, c^ta się Ułu- 
tycse. Nazwisk tych narodowych ślady po dziś dzień zostały 
w miastach Latyczowie i Tywrowie. Posiadali więc naddniestrscy 
Stowianie dzisiejsze Podole i Bessarabię aż po brzegi morza Czar- 
oego. Dwa te narody, Tjrwerców i Lutyczów, ściśle z sobą zwią- 
zane, zawsze razem o nich wzmianki w latopisarzach. Jeden sy« 
stCBiat rzek stworzył z nich całość. Uglicze mieszkali przed naj- 
ściem Waregów szerzej na wschód, na Niżu, to jest porohach 
Dmąyrowydt. Posiadali tam gród Peresieczeń. Po upomej trzech- 
letmej walce z wrogami, którzy ich naszli w spokojnych siedli- 
Aaóki pYzeszU Dniesir, i osiedli aa zachodnini jego brzegu. Do 
did linia jest w tej nowej siedzibie wieś Peresieczeń, Pa'esieczno. 
To nsnoięcte się Ugltczów na wschód, szczelniej tylko musiafo zbić 
w jedna ssasę naddniestrzańskie plemię, i tak już szeroko rozsiadłe dla 
mndgośei swojej. Gdyby . innych wskazówek nie było nad tę mno^- 
gośćy. jnt byśmy dowodów nie potrzebowali, że spotykamy w owych 
okoEcach Antów Prokopa i Jomandesa. Ludność stara, od wie- 
ków na ziemi wzrosła^ wyglądała mocno po dowiańsku, jak druga 
rdzenna ziemia. Ludność bohatyrska,. wyrobiona, dzielniej od in- 
nych bronka swojej niepodległości od najeźdźców. 

73. 5poŁmu. Wyżej nad Dnieprem, jak Uglicze, po obudwu 
jego- brzegach siedzieli- Polanie, lud najpolerowniejszy,- mieszkańcy 
cóij, pokrewni bracia Polan osiadłych nad Wisłą i Wartą. Polanie 
d odziedziczyli od swoich ojców łagodny i spokojny charakter, 
szanowali wstyd swoich matek, sióstf i synoWych; rodzinne sto- 
suidd wiele u nich znaczyły: Miewali i ślubne obrzędy. Nie dK>- 
dził Biłodzian* po narzeczoną, lecz ją do niego przyprowadzano 
wiee2XMremi a nazajutrz przynoszono posag. Prawdziwy typ, pier- 

Histoija pierwotna Poski X IL 23 



lyS DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IŁ 

wowzór starego słowiaiistwa. Rolą, pracą i wzajemna miłością 
zajęci, ani patrzali, co się w koło nich dzieje. Zacnie to, ale nie- 
pożytecznie. To też Polanie doznawali różnych przemian losu, 
bo nie mieli hartu Ugliczów, opierać się nie umieli, ani dzikości 
sąsiadów swych Drewlan, energiczniejszych za to, że mniej oświe- 
conych. 

Podania tych Polan sięgają głębiej jak inne słowiańskie, bo 
do pierwszego wieku ery chrześcjańskiej* Mówią, że apostoł An- 
drzej ucząc w Synopie, przyszedł do Chersonu i dowiedział się, 
że blisko tego miasta jest ujście Dniepru. Szukając drogi do 
Rzymu, zaszedł w istocie do ujścia rzeki, a ztąd po Dnieprze 
udał się w górę i stanął raz pod górami na brzegu. Nazajutrz 
wstał i rzekł do otaczających go uczniów: «Czy widzicie te góry? 
oto na nie spłynie łaska Boża, stanie wielkie miasto i mnogie 
wzniosą się cerkwie*. Ta wyrzekłszy, wstąpił św. Andrzej na 
góry, pobłogosławił je, krzyż postawił, i pomodliwszy się Bogu, 
zstąpił z góry i popłynął dalej w górę po Dnieprze i przez No- 
wogród i waregską ziemię dalej wędrował do Rzymu. 

Na górach, które błogosławił św. Andrzej, wzniosło się na- 
prawdę wielkie miasto, Kijów. 

Było trzech braci: Kij, Szczek i Chorew, mieli siostrę Ły- 
bed'. Każdy z nich siedział na innej górze, nim jeszcze nastało 
wielkie miasto, Kij na Boryczewie, Szczek na Szczekowicy, Cho- 
rew na Chorewicy. Wszyscy wspólnie wybudowali gród i od 
imienia najstarszego brata, nazwali go.Kijowem. Był koło tego 
grodu las i bór wielki. Trudnili się mieszkańcy łowiectwem, byli 

« _ 

mądrzy i przemyślni i dopiero wtenczas jak Kijów stanął. Pola- 
nami się nazywali. Powiadali inni, że Kij był przewoźnikiem, bo 
wówczas istniał koło Kijowa przewóz na drugą stronę Dniepru. 
Nestor w to nie wierzy; Kij ten kniażył w swoim rodzie, to jest 
był naczelnikiem, władcą, starszym panem wśród innych ojców, 
zwierzchników. Był nawet tak potężny, że zrobił wyprawę na 
Carogród i spotkała go wielka cześć od cesarza. Gdy powracaj, 
zatrzymał się raz na Dunaju, upodobał sobie pewne miejsce i za- 
łożył na niem, zrąbał grodek, to jest z drzewa go całkiem wy- 
budował. Chciał tam osiąść z rodem swoim, bo Kijów widocznie 
sobie zraził, może niespokojności z dawnej go osady wypędziły. 
Oczywiście naddunajscy mieszkańcy nie życzyli sobie tego now^o 



Tom L iHISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 179 

osiedlenia się Polan na swojej ziemi. Dlatego Kij powrócił do 
swego starego grodu nad Dniepr i w nim żywot swój zakończył 
równie jak bracia jego Szczek i Chorew i siostra Łybed'. Naddu- 
najcy nowy gród Kija na pamiątkę po nim, która im jednak drogą 
być musiała, nazwali Kijowcem. 

Po tych trzecli braciach, ród ich począł dzierżyć panowanie 
tw polach*, to jest między Polanami. 

Podanie to bajeczne ludu, jak polskie Leszków, jak chro- 
backie Krakusa i Wandy, zbija krytyka historyczna, albo po swo- 
jemu tlomaczy. Od grodów tworzono nazwiska bohaterów, wiel- 
kich ludzi. Z Kijowa więc urobił się Kij, od uroczysk Szczeko- 
wicy i Chorewicy imiona jego braci; płynęła w okolicy rzeczka 
Lybedź, która dała nazwisko czwartej siostrze. Kijów wyglądał 
na przymiotnik od Kija, mówimy np. Syn Pawłów, Piotrów itd. 
Kijów nad Dnieprem i Kijowiec nad Dunajem, nazwiska te brzmie- 
niem podobne do" siebie. Dlatego podanie pomieszało miejsco- 
wości i historye ułożyło Kija, który według niego, więcej by wy- 
glądał na niespokojnego wodza drużyny, aniżeli na spokojnego 
zwierzchnika rodu. Nazwisko Kijów ma także związek jakiś z Ku- 
jawami wśród Lechów. 

Te stosunki z Carogrodem kijowskich stron także bardzo 
niepewne. Tak daleko wpływ Byzancyi nie sięgał na północ, nie 
mógł sięgać, kiedy miał po drodze do Kijowa naprzód Bulgatrów, 
potem szczelnie zwartą ludność starych Antów. I polanie Kijowscy, 
naród pracowity i spokojny, także najmniej o zdobyczach myśleli, 
wiec i o M^yprawach do Grecyi. Owszem, sami od własnych sie- 
dzib nie umieli odeprzeć gwałtownych pretensyj, «z laty, opowiada 
Nestor, po śmierci braci tych Polanie byli obrażeni pr^ez Drewlan 
i drugich sąsiadów*. To jest napadali ich i łupili Dre wlanie. Pa- 
tem znaleźli ich Chazarowie, naród obcy, na wschodzie szeroko 
w okolicach Donu rozsiadły. Chazarowie rzekli do polan: ©Płaćcie 
nam daninęn. Pomyśleli polanie i dali po mieczu od chałupy. 
I odnieśli Chazarowie tę daninę do kniazia swojego i starszyzny 
i rzekli im: «Otośmy nową daninę znaleźli ». Ci zapytali się: «A 
zkądże»? Odpowiedzieli: «W lesie, na górach, nad rzeką Dnie- 
prem*. Zapytali się znowu: «I cóż wam dali©? Chazarowie po- 
kazali miecz. Rzekli na to starcy: « Niedobra to danina książę! 
Myśmy się jej dobrali orężem jednostronnym, to jest szablami, 



Igo DZQXA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom OT. 

a ich oręż z obudwu stron ostry, czyli mieca^ 0|ii to zaczną po^ 
bierać daninę od nas i od ii^iych krajów». Jest to rzeczywiście 
przepowiednia blizkiej przyszłości w tych słowach, tylko nię P07 
lanie przyszli po daninę z Kijowa, ale obcy książęta, którzy Polan 
ujarzmili. «I oto stało się wszystko to», mówi Nestor, który jut 
tę przys4ość oglądał, 

W przeddobie historycznej więc Polanie ze swoim grodem 
Kijowem, płacą daninę Chazarom. Byli zaś bogaci i mieli czetn 
płacić. Środkowe zajmowali położenie wśród słowiańskich braci 
nad główną rzeką, która była drogą handlową wielkiej wagi przez 
spławy tylu rzek po prawej i lewej stronie. Kijów, gród ich, stal 
się targowiskiem ogromnem, i z tego to może względu, a nic 
przez wyprawy wojenne, sięgali Polanie aż do Carogrodu. 

74. 3)renianie» Przestrzeń ziem pomiędzy Wołynianan^ czyli 
Bużanami, Łuczanami a Polanami na wschód, Djegowiczanami na 
północ, zajmowali Drewlanie. Samo nazwisko tłomaczy posadę. 
Drewlanie siedzieli w lasach, wśród drzew i w kraju pól na pół 
dzikim, niewytrzebionym i dlatego zapewne mało zaludnionym. 
Był to kraj dzisiejszego Polesia Wołyńskiego, smutny i piaszczysty, 
oblany od zachodu Horyniem, od północy Prypecią i ogromnym 
wód spływem. 

Mieli Drewlanie książąt swoich oddawna. To czego nie wi« 
dać ^ innych pokoleń, tu było. Zawiązał się rodzaj federac)ri ro- 
dów, która z siebie wydała jedne ogólną władzę po nad całem 
pokoleniem. Ale książę Drewlan nie był to samoistny pan, owszem, 
był to patryarchalny naczelnik rodów, od ich woli i zdania zawi- 
sły. Drewlanie z księciem swoim ciągle radzili, wspólnie stanowili. 
Książę był pierwszym między rąwnymi. Gdzieindziej starszyzna 
była władzą, u Drewlan nad starszyzną wznosił się książę. 

Był to lud w ogóle bardzo dziki; znać, że w lasach osiadły, 
głównie ze zwierzętami wojnę toczył. «Drewlanie, mówi Nestor, 
żyli zwierzęcym obyczajem*, i jakby dla poparcia silniejszego słów 
swoich, dwa razy jedno, a coraz silniej powtarza: «żywiachu zwie- 
rinskio^ obrazom, żywuszcze skot^ski», żyli jak bydło. Nawzajem 
się zabijali, jedli wszelkie nieczystości i małżeństwa u nich nie by- 
wało, ale porywali uwodząc dziewice. Dziwna to federacya. Sku- 
piali się do wspólnych korzyści pod jedną władzę, ale siebie na- 
wzajem zabijali. Dla czego? Z dzikości i z ubóstwa. Byl to ^bo- 



Tom t fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL l8i 

wiem naród ubogi, do roli nie nawykły, przemocą więc zdobywał 
pożjrwieme dla siebie, Kiedy Drewlanie byli u siebie, jeden dru- 
giemu chleb wydzierał, jeżeli lasy nie dostarczyły im pożywienia 
i o<Izieiiiay a kiedy zmuszała ich nędza ogólna, wybierali się na 
wojnę i szli jak widzieliśmy np. grabić Polan. Ale nie było w ich 
naturze robić zdobycze, rozwijać państwo. Sami między sobą 
niezgodni, cóż mogli obcym poradzić? Dlatego i wycieczki ich 
bywały chwilowe, wyglądały na prosty napad dziczy. 

Drewlapie mieU dwa stare grody: Iskorosten, Korosten nad 
Usźą^ i Owrucz czyli Uruczyj, jnad Horyniem,jak pisały latopisy. 
Te aiiejsca wskazują, gdzie leżała owa pochyłość ziemi drewlań- 
skiej, szta północnym pasem dzisiejszego Wołynia. Sąsiedztwo 
Kijowa pociągnęło Drewlan ku wschodowi i w późniejszych już 
czasach utworzyło z 4ej ziemi pas Ukrainy północnej. Pozostały 
w tej ziemi najdawniejsze ziemi słowiańskiej pomniki. Do dziś 
dnia nad rzeką Uszą, «która w gęstym cieniu drzew najeża brzegi 
swoje brylami granitu», snuje się wał ogromny, a na nim stare 
dęby, z dawniejszych jeszcze korzeni wyrosły. Na około mogiły 
pod (dębami >). Ziemia to jeszcze pełna tajemnic ukrytych, nie 
rozkopana dosyć, nie zbadana dlatego, że na boku leżała od 
głównych dróg i nie miała miast sławnych; Pod Owruczem jest 
fliogita Olega, to jest jednego z waregskidi książąt, który na tym 
grodzie panował. Iskorosten dawniejszy od Owrucza. Tutaj także 
ślady waregów. Na miejscu, na którem 01^ rozbijał swoje na- 
mioty, stoi wieś Szatryszcze, od słowiańskiego wyrazu izałr, na- 
miot Są także pod Korostenem mogiły towarzyszy Igora, knia- 
zia waregskiego i mogiła, która się zowie grobem Igora. Same te 
wskazówki świadczą, ze Drewlanie byli narodem, który długo 
i uparcie walczył o swoją niezawisłość z najedzcami, a kiedy uległ, 
pamiątki swego męztwa i klęsk waregów na ziemi swojej wy- 
stawił. 

75. Shejowiczanie. Dregowiczanie mieszkali na północ od Dre- 
wlan, na samym rozlewie rzek wielkich, na miejscu, które naj- 
więcej błot miało w słowiańszczyźnie, a nisko opadałp nawet nad 
pozicHD morza. I rzeczywiście po składzie ziemi, po znajdywanych 
w łożysku wód przedmiotach, doszli uczeni, że kiedyś kotlina Pry- 



*) Al9«« Fofiićmfildf 



1 82 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

peci, która główna rzekę stron tych stanowi, była dnem morza, 
łączącego w tern miejscu Bałtyk z Pontem Euxinem. Ale to było 
jeszcze bardzo dawno, przed czasy chrześcjańskiemi, nawet przed 
Herodotem. To dno morza jeszcze do dziś dnia, a więc tem bar- 
dziej za czasów Dregowiczan wyglądało na dno morza. Prjrpeć 
szeroka jak Wisła, zbierała do siebie wielką moc rzeczek i rze- 
czułek. Kraj więc pokrajany na wyspy czyli ostrowy, których 
tu mnóstwo różnej wielkości. Na stronach trawy w pas, a na nie- 
których niwy żyzne obfity plon wydają. Chcąc "się dostać do 
tych ostrowów z jednego na drugi, trzeba brnąć przez zarosłe 
zielskiem błota. Do niektórych ledwie w skwarne lato, kiedy 
błoto wyschło nieco, łatwiejszy przystęp. I to bez przewodnika 
trudno się puścić na ów step ziemnowodny. Ludzi rzadko, ale 
za to ptastwa świergocącego tutaj miljony. * Kraj ten zapadły na 
dwie połowy przecina tę przestrzeń ziemi, która się ciągnie od 
morza do morza. Obchodzić go tylko można z prawej lub z le- 
wej strony, środkiem błotami nigdy się nie mknął nieprzyjaciel. 

Jądro wyrazu Dragowiczanie jest dra^. Podobne nazwiska 
znajdowały się i u słowian bułgarskich i w Germanji. Nestor po- 
wiada, że i nad Dregowiczanami panował ród jakiś. 

Znał Dregowiczańów i Konstanty Porfirogenit, tylko ich dru- 
Julitami nazywał. Wiedział o nich to, że w zimowym czasie, za- 
cząwszy od listopada, wyrabiali łodzie • z wielkich dębów, i że 
w kwietniu przystawiali je do Kijowa. Słuszny jest domysł Na- 
ruszewicza, że Dregowiczan tych nazwisko pozostało w grodzie 
Drohiczynie. Być więc może, iż kiedyś dotykali i Bugu w stro- 
nach, kiedy ta rzeka zwracała się nagle ku Mazowszu. Ale głó- 
wna pochyłość Dregowiczan leżała ku Prypeci i górnej Dźwinie. 

^6. ^UwUrzame. Za Dnieprem już na równej wysokości 
z Dregowiczanami, na północ od Polan, siedzieli Siewierzanie, Se- 
wer). Naród ten wiecznie związany z Polanami i w dawnych 
dziejach i w późniejszych z nich wyroić się musiał. Namby na- 
wet nazwisko jego za pewną wskazówkę służyło. Sie^^ier, po sta- 
rosłowiańsku znaczy północ, Siewierzanie więc znaczą naród pół- 
nocny, naturalnie w stosunku do Polan. Jednakże (może to zro- 
biła codzienna walka z wrogami, bo siewierzanie kończyli w swojej 
stronie słowiańszczyznę) w dzikość się przemienili, jak ich sąsiedzie 
także przednie straże plemienia od wschodu, Radymiczanie i Wia- 



"To" L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI, 1 83 

tyczanie; opowiada Nestor, że te trzy narody jedne miały oby- 
czaje. Mieszkali wszyscy jak zwierzęta po lasach, jedli wszelkie 
nieczystości jak Drewlanie, sprośni byli w mowie przed ojcami 
i niewiastami. Małżeństwa też nie mieli, znowu jak Drewlanie, ale 
umyślnie dla nabycia żon zaprowadzali po siołach igrzyska. Scha- 
dzali się na nie ze wszystkich stron. Bywały tam i pląsy i wszel- 
kie «biesowskie zabawy », to jest nieskromne, swawohie. Nestor 
me mógł znaleść innego wyrazu na odmalowanie szkarady tych 
igrzysk. Wśród zabaw i pląsów porywali sobie Siewierzanie żony, 
każdy swoją, którą sobie upatrzył, i wprzódy umówił, a bywdi 
i tacy, którzy na jednej nie poprzestawali, brali po dwie i po trzy. 
U pół dzikich Siewierzan naj właściwiej odprawiano tryzny; ciała 
zmarłych palono na wielkich stosach. Obyczaj ten później zniknął 
i tylko u Wiatyczan najdłużej się zachowywał. 

Siewierzanie rozsiedli się po nad Dziesną, Siemą i Sułą. Kraj 
to dosyć rozległy, bo po drugiej stronie Dniepru zajmował zdaje 
się całą przestrzeń wzdłuż, jaką posiadali po prawym brzegu wiel- 
tóej rzeki Dregowiczanie, Drewlanie i Polanie. Mieli też grody 
stare, których też z powodu wielkiej przestrzeni, stosunkowo 
midi więcej niż inne pokolenia. Od północnej braci najprzód 
w ich kraju spotykało się Lubiecz, potem Czerniechów, No\^o- 
gfódj potem jeszcze niżej Perejasław. Siewierzanie miewali sto- 
sunki z cesarstwem greckiem, a przynajmniej z jego osadami na 
Chersonezie tauryckim, czyli Krymie. 

77. ^rzyłt^iczanie. Rozległą ziemi przestrzeń zajmowali także 
Krzywiczanie. Od południa mieli Dregowiczan, od zachodu do- 
tykali się Litwy, od północy przechodzili w Słowian bezimiennych, 
którzy mieszkali około Ilmenu. Mieli stare grody Połock, Smo- 
leńsk, Izborsk. Ale z nich Połock tak się podniósł, że skupił 
około siebie całą ludność okolicy. Byli więc Połoczanie nad rzeką 
Połotą, jak Bużanie nad Bugiem. Połoczan tych odrębnie wspo- 
minają latopisy, bo mieli swoje osobne nazwisko, lubo mieszkali 
w Krzywickim kraju. Źródła trzech najważniejszych rzek znajdują 
się tutaj, Dźwina, Dniepr płyną w strony słowiańskie, braci jednych 
zbliżają do drugich; trzecia największa, Wołga, płynie jedna ku 
wschodowi, ku morzu Kaspijskiemu, wśród stepów i ludności fiń- 
skich, nieprzyjaznych Słowianom. Od wschodu, dalej od Krzy- 
wiczan, pomknęli się Radymiczanie i Wiatyczanie i tam się po- 



lS6 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IIL 

miczan wyroili, a znajdując miejsca zajęte nad Dziesna przez 
Siewierzan, musieli w sąsiedztwie ich osiadać nad Oką, w ziemt p 
która pod wszelkim względem była inną od krajów innych sa^e- 
dnich. Z ziemi tej ubogiej roślinnością, kiedy przechodził podróży 
na zachód, widział różnicę nawet klimatu; uczucie to było takie, 
jakie ma mieszkaniec północy, kiedy pierwszy raz w kraj połu- 
dniowy się zapuści: wszystko tam łagodniejsze i piękniejsze. Wia- 
tyczanie stanowili ludność szczególniej upartą w ulrzjrmywaniu 
swojej plemiennej odrębności. Igrzyska i przesądy, pojęcia i zwy- 
czaje z jakiemi przyszli, zachowywali ciągle i w późniejszej dobie, 
chociaż, tyle zmian po ich ziemi przeszło i do dziś dnia jeszcze 
badacze upatrują wciąż starych Wiatyczów. Są całe okolice, 
które od najbliższych sąsiadów wyróżniają się językiem i nazwi- 
skiem ^oZecAófP, i rzecz nadzwyczaj uderzająca, sąsiedzi ci, których 
oczywiście musi być daleko więcej, powiadają, że Polechowie mó- 
wią «na odwrót*, to peWna, że w mowie tej znajdują się wyraże- 
fua stare, już dziś zmarłe, i słowa czysto poiskie ')• 

79. fiłonianie. Dla tejże samej przyczyny i Słowianie, którzy 
mieszkali za Krzywiczanami, nie mieli swojego nazwiska. Wido- 
cznie byli świeżem wyrojeniem się Krzywiczan w strony nad B- 
menem. Dla różnicy tedy tych szczególnych Słowian, w cząstce 
drobnej wziętych od Słowian w ogóle, nazywano tych północnych no- 
wogrodzkiemi albo ilmeńskiemi, że oueli wielki gród swój, który 
nazywali nmpynij bo także późno powstał nad jeziorem ilmeńskiem. 

iPodanie przerwane wśród Polan o św. Jędrzeju apostole^ ko- 
niec swój znalazło wśród tych słowian. Kiedy z Kijowa Dnie- 
prem w górę popłynął, miał przybyć do Nowogrodu, i znalazł 
tam ludzi osiadłych, widział ich obyczaje, chodził za nimi nawet 
do łaźni. Umjrwając się tam, bili się, co wielce apostoła dziwowało. 
Przez waregską ziemię potem trańwszy do Rzymu, opowiadał 
chciwym słuchaczom: «dziwy widziałem w ziemi ^owiańskiej, wi- 
działem łaźnie drewniane, jak je przepalają do czerwoności, potem 
jak aę tam ludzie rozbierają do naga, jak się zlewają kwasem 
octowym i biorą młode pręda, ćwiczą się niemi tak, że ledwo 
żywi wychodzą, oblewają się studzienną wodą i to ich orzeźwia. 



1) opis aemi Wiatycz6w pod względem cerkiewno-historycznym w OetenijAcli, 
Motkwa iKa^ T. U stn 7—10. 



Tom I mSTORJA PIERWOTNA t^OLSKL iS/ 

« 

Robią tak po cdlydi dniach i kiedy nikt ich nie męcay, więc 
saoii się męczą, i sprawiają sobie przez kąpiel męki». Cała ta 
legeoda jednak odnieść się do Nowogrodu północnego nie może, 
bo za czasów św. Andrzeja, nie było tam słowian, gdzie dzisiaj 
Nowogród. Jednakże nie idzie za tem» żeby legenda mówiła nie* 
prawdę. Mógł św. Andrzej być w Nowogrodzie, ale w innym, 
więcej na południe położonym, chociaż na północ Kijowa. Słowia- 
nie posuwając na wsze strony, zakładali grody, które bywały 
nowe. Now(^ód nie w jednem miejscu był i św. Andrzej mógł 
zabłądzić do którego. 

Nowogród północny podnosił się później jeszcze, jak wyroiło 
s^ samo plemię Słowian północnych. To rzecz jasna. Jeżelić Sło- 
wianie samt. niedawno mieszkali na swoich ziemiach, jakże mło- 
dziutkim był ten Nowogród, prawdziwie nowy? Stanął nad czudzką 
izeką Wołchwą, w ziemi czudzkiej w której mieszkało jedno 
pokolenie wielki^o szczepu Finnów. Świeże to były więc zdoby- 
cze Sowiańszczyzny. Obok Nowogrodu stan^ i drugi gród, od 
pagórka jaki^o pewnie Chełmem przezwany, nad Łowatą. Mogły 
te osadowienia się być w początkach Vn wieku. Okoliczności 
czasowe wiele się do tego przyczyniły, że Nowogród się podnió^ 
zaakomide, i bogactwem i społecznemi urządzeniami swojemi, co 
wpiynęb nawet i na wielką sławę, jaką posiadał. Zaćmił nie 
z jednego ^ względu stary gród Kijów. Szły temi słowiańskiemi 
aemiami główne drogi handlowe i wojskowe. Skandynawcy przez 
te kraje dostawali się do Biarmii, państwa które posiadali blisko 
Uralu. Przez Nowogród musieli także iść chcąc się dostać do 
Grećyi na służbę do cesarza. Dlatego zawsze pełno w tej ziemi 
słowiańskiej gości. Teraz i tamci słowianie pokazali du^ha wielce 
przedsiębierczego. Ujrzawszy się wśród północnej natury, widzieli 
tutaj płody, których inne ziemie słowiańskie nie miały, futra rzad- 
kie, bogactwo kopalne wielkie. Nab3rwali te płody i sprzedawali 
je sąsiednim, słowiańskim braciom. To rozwijało handel i powoli 
twoncyć się zaczęło nowe ognisko społeczne. Jeden gród się wy- 
niósł nad inne, całą dzfałahiość okolicy do siebie kupił, do takiego 
stopnia, że słowianie ilmeńscy w ogóle zaczęli się już nazywać 
nowogrodzianami. Trzy wieki podnosił się gród, rozwijał swoje 
stosunki, aż w dobie historycznej staje nagle przed nami jako 
^dkie ognisko ruchu pótnocn^o, który handlem daje najcelniej-* 



^g$ DTSĘfA JUI^JA^A aA^TQ32EWIC2^. Tom XV. 

sze hąstp ^iwojęgo iycia. Zicma słowiaóska, 4ipPVK(^od9kaf .spaie* 
i^ia gic vł lUplitę ^kupiecką. Nic to dziwnego. Kupcami., t>yli -oo* 
wogrocteiaiHe z. natury rzeczy, a potem z rozh^dzpnf^ p<^|]^u« 
Kupiecka. tu wolność, 4ęby nic nie stawało .na 4ro4zeJęj przcd- 
^cw^ciom^ które nieraz z narażeni/em ^ycią i kapitału podejpaiyę. 
K^jcy sobie są TTÓwjai. Więc łatwo zrozumieć^ że w tąj ^z^ęmi 
n^pr^uSd zacz^/nato sj/^ tworzyć nie państwo :pod rz^d^fi^ j^* 
4neg09 dla . skupienia aiły narodowej i odparcia ,nicpi:?;yjąciela, 
^ę .to^i^a^lf^^^o .zwi^ząpe z sobą własnym interesem. Pierwi^tek 
narodowy słowiański, radzić na wiecach, tutaj n^ więcej się ro- 
fyffl^ Wazęd^e pp ,4nuycb ;5iemiach gromadij^ sic.st^cy.^la na- 
r^l nad spraw- publiczną, ale to w razach ąągłyęji, co ,i;ządko 
się trafei. W ^NOrW.OJgrofłzi.e potrzeba jest częstszej^o ^.cjśqi?j.sic, 
para^zemą, ^postanowienia. Tu więc zasada rozwija .^ę |W ^picą^ro, 
;»f robyc^^.okręślopy, iiprmalnościa pewi\ą przystrojpny. J^ac^ąa 
się ^ppUtyczae, czyli ^jak i^ówią po staropolska, p<p^pplite vP^?i.wo, 
ik(óre dptyJjLa rosób p j^Ie, o ile składają społec2;iapść. Jiit^essa 
.UOW9grpdzią|i ppjędyńczp wziętych mi^s^ają się, pr^.esf^<J^pi^ je- 
:^ne dr^W; 2X0 oyfe wiece nowogrodzkie hałąśliws^l^^ąl^^(^e- 
4ndziej. Nie jes.t to j^^cze dla nich epoka, czas przyj^^ie fi^^i^y 
ię echo tych ns^r^d społecznych gromem się rozlegać bęclf^ę. ^Ale 
w kążdyipi razie, żywsze życie narodowe tutaj najprędzej rozbudziło 
inyśl, ;przygptpwałp materyał. Nowogród żył już podwójnem ży- 
ciem wtenczas, kiedy inne ziemie słowiańskie spały snem nieprze- 

r 

budzpnym. Nowogród wyrabiał się i z niego to potem wyniirzyła 
się ta wraża potęga, która gwałtem tworzyła państwo z rozrzucp* 
nych dążeń, z rpzmąitych spraw. 



V. SZOZBP MORAWSKI. 



80. "Ouch^f, jako jMKCostaioSi mitrmskUgo pmOnfa. Zakwtto na 
Jcrótko w ;$towiiińązczy?nie państwo morawskie, jak ;gwiazda pier- 
^wąaej wielkości 4 znildp. JCiedy wszędzie na południu Stowianie 
jj&^ęnif^ch ,cQSj^ti¥^ psi^dąjąc, uznali po oad ^bft jw^ulięiipo- 



• 



tt mSTORJA PIERWOTNA PC».SKL 189 

datek płacili; kiedy apostołowie, biskupi, kościół grecki i ł^cLdski 
stwierdzali urok cesarstwa, jedna tylko Alorawa podniosła się do 
isepodlei^osci. * Mimo to jednak nie przeczyła praw cesarstwu 
jdo Fąnnonii. B3rt wszelako potężnego państwa niepokoił Kiem- 
joaw. Morawa już wspaniała wielkością swoją, lubo . nieszczelna, 
iBDgła jeszcze z pod władzy niemieckiej wydobywać ziemie i pod 
Jbęrło swoje pociągać ludy, które wolałyby oczywiście swoich niż 
oiicych. Gdyby nie to niebezpieczeństwo, zawsze Morawa p$U'a- 
Jiżpwąła działania Niemców, dążące do opanowania Słowiańszczy- 
zna. Trzeba było ją więc obalić, co bądź by to kosztowało. Ja- 
koż pod ciosem wrogów starych i nowych legła. I mnogie lu- 
dnpici uchodziły w góry i za góry. 

Na upadku tym straciła Słowiańszczyzną, zyskały Czechy, 
Utiit^ występują w n6wych stosunkach, w zarodzie swego histo- 
«;3|CBQ6gp życia, przeniewierzają się plemieniu. 

Kiedy upadło wielkie państwo, niemcy zyskali pole do dzia- 
iania. Nawracali wprzódy pogan, ale kiedy Metody ze słowiań- 
skfan przyszedł językiem i narodowe zaprowadzał wśród ojców 
naszych chrzescjaństwo, niemcy, którym oczywiście nie o wiarę 
jde o panowanie chodziło, zaczęli napastować kościół Metodego, 
fcjgsostwo więc czy chrzescjaństwo słowiańskie było to dla nich 
jcdoo. Ludy morawskie powinny były modlić się w .kościołach 
iticińskicliy ulegać ich władzy pasterskiej, a przez biskupów pod- 
jąć się cesarstwu. Pod tym jedynie warunkiem mogła być zgo- 
da. Można sobie z tego łatwo wystawić, jak upadek Morawy 
sprz3(jał wszelkim ich widokom, religijnym i politycznym. Łatwjej 
.terają było podbijać i nawracać. 

Tak, nawracać, bo niemcy sam język słowiański w cerkwiach, 
3i(tóręgo nie roztipiieli, uważali za herezyę, za pogaństwo. Nawra- 
jca&ie to szło tfudno, kiedy potęga królów morawskich utrudniała 
l^prliwość. Teraz przeszkodę usunięto. Napróżno Czesi iroili sobie 
Jl^d^eję przyszłej wielkości z upadku Morawy. Pierwszy ciężar 
.i^woU im dźwigać przyszło, za karę niegi>dziwej radości. ^Czesi też 
^pierwsi oplatali $ię w niemce. 

Borzywój książę czeski był już już dawno ochrzczony przez 
tMetodągo. Jednakże drugi raz chrzcili go niemcy w r. 894, to 
jest .po prosta jak to rozumieć wypada, przeciągnęli go na łaciń- 
3ki obrządek, wcielili do swojego systematu, zrobili poddanym 



190 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA- Ton DL 

• 

cesarza. Spitygniew, ^yn jego i następca oddał się również pod 
opiekę Amulfa niemieckiego. Zdawało się, że już niema żadnego 
wyjścia i nadziei. Ale znalazło się to wszystko, skutkiem nad- 
zwyczajnych wypadków w Niemczech. Dynastja Karola W. koń- 
czyła się na Ludwiku Dziecku, panowanie nad niemcami prze- 
chodziło do innej rodziny. Nim się ustaliły nowe stosunki, nim 
nowi wybrańcy, Sasi z rodu, potrafili się utrzymać na tronie, ze- 
szło lat kilkadziesiąt, i Czechy same sobie były zostawione. Gdyby 
* jeszcze było państwo Wielkiej Morawy, moźeby smutnem do- 
świadczeniem nauczone, w jedności i w skupieniu widząc siłę, po- 
wróciły do dawnych stosunków. Byłby czas po temu. Ale wśród 
okoliczności, jakie nastawały, wszystko było stracone. Chwilową 
niepodległością nie było co się łudzić. Niemcy własnemi sprawa- 
mi zajęte, prędzej czy później by się upamiętały i wtedy Czechom 
biada, podwójny ciężar niewoli na ich pola zalegnie. Był jedyny 
ratunek w tem, gdyby książęta czescy rozpoczęli na nowo pracę 
Wielkiej Morawy i tworzyli państwo. W takim razie przeniósłby 
się tylko środek ciężkości do Czech, a z resztą odżyłaby w całej 
sile potęga Świętopełka. Ale książęta słabi umysłem najmniej 
o tem myślełi; prawda i to, że Madziarowie poprzecinali mi wszy- 
stkie szlaki do braci,' że Pannonia nitrzańska, której szeroki byt 
zakres, oderwana była siłą, że nawet drogi do Carogrodu i Rzymu 
były przecięte. Z tem wszystkiem życie to narodowe mogło 
tryskać promieniami prosto w stronę zachodnią, w dzierżawy o- 
statnie morawskie, w Szląsk, w Chrobacyę, i w stronę północną 
do Łużyckich ziem i w tych się dwóch rozwijać kierunkach. 

Ale książęta czescy myślą nawet obawiali się obrazić niem- 
ców. Kiedy nacisk wrócił po ustaleniu się dynastyi saskiej, spo- 
kojipe sami schylali głowę pod jarzmo. Spitygniew chrześcjanin 
Metodyuszowy, w starości już i ledwie na kilka lat przed śmier- 
cią zhołdowany przez niemców, przeszedł do ich kościoła, czyli 
jak Niemcy mówią, chrzest przyjął. Po nim panował brat Wra- 
tisław, tak samo słaby. ^ Jedeia i drugi stawiali wspaniałe kościoljr. 
Spitygniew Najśw. Panny w Pradze przed swoim dworcem Tcy- 
nem, Wratisław zbudował kościół św. Jerzego na zamku prag- 
skim. Przeżyła ich obydwu matka, św. Ludmiła, która mocno 
popierała nabożeństwo narodowe* Z jej dopiero śmiercią nastaje 



Tom Ł ^ mSTORJA PIERWOTNA PDLSKL I9I 

sLanowcza walka dwóch potęg w narodzie, dwóch stt| w których 
każda chce ^ę utrzymać na zajętem stanowbku. 

81. ^m^ ^Wacłofp. Wratisław mia2 z żony swojej Draho- 
miry, córki jednego z książąt lutyckicb, trzech synów i cztery 
córkL Najstarszy syn był Wiaczesław czyli Wacław, 18 letni 
prry śmierci ojca w r. 926. Młodsi Bolesław i Spitygniew. Du- 
mna a chciwa panowania Drafaomira opanowała władzę, niby opie- 
kunka nad synem, który rządzić się nie może. Drahomirze na 
przeszkodzie zamysłom śmiałym stała Ludmiła, księżna świątobli- 
wa, xx>bożna, wielka opiekunka ubogich i za to umiłowana od 
ludu. Kierowała dawniej wychowaniem najstarsz^o wnuka i ro- 
zbudziła w nim żar gorącej wiary, więc Wacław do niej się przy- 
wiązał i serdecznie jej rozkazom ulegał. Drahomira obawiała się, 
żeby czasem Ludmile nie zachciało się panowania pod pozorem 
opiekL Napróżno tłómaczyła się Ludmiła, że jej to nigdy nie 
posfcało w myśli, oddaliła się na^ ustronie^ chciała poświęcić się 
wyłącznie Bogu. Nagle huiiec zbrojnych przybył do księżny sta- 
rq scłuronienia, dwaj dowódzcy wpadli do jej komnaty i zadusili 
zawojem nieszczęśliwą (15 września 927 r.). Drahomira potem 
iakwała niegodziw^o czynu i na miejscu zabójstwa wystawiła 
kosdSt Św. Michała Archanioła. Ludmiłę ąiaród 'uznawał za świę-^ 
ta, potem za taką uznał ją i kościół. 

Drahomiry rządy były nieszczęśliwe. Nowy król niemiecki 
z dynastyi saskiej, Henryk Ptasznik, po upomym boju zmógł nad- 
łabańskie Słowiany i zaczął dopierać Czechom. W r. 928 stanął 
z potężnem wojskiem pod Pragą, gdy zaledwie objął rządy Wa- 
cław. Nie umiał pobożny książę stawić oporu w boju i zobowią- 
zał się do opłacania rocznej daniny, to jest obiecał dawać po 500 
grzywien srebra i 120 wołów. Odtąd dusza jego przylgnęła ser- 
decznie do niemców. Wielka przemiana odbyła się w niej po- 
przednio. Wacław nie chciał słowiańskiego języka w nabożeństwie, 
zaprowadzał łaciński. Nie miał biskupa w swojem państwie, chciał go 
dostać od Niemców. Dużo powodów żeby z Henrykiem nie zrywać. 

Nagliły księcia do utrzymywania tych stosunków i sprawy 
polityczne kraju. Brat jego Bolesław, młodzieniec dumny i zu- 
chwsdy, otrzymał w podziale ziemię, z której nie byłkontenit. Nie 
podobało mu się też podl^ać bratu. Nie rządkiem zdarzeniem 
dwa charaktery wbrew sobie przeciwne, znalazły się w jednej 



192 t>ZnSL\ jflJLJANA BARTOSIEWICZA. TotoHL 

• 

rodzinie. Niedługo doszedł Wacław, źe Drałiomira z Balesławoa 
spiknęli się na jego życie, wypędził więc najprzód matkę, ak 
potem się umiarkowawszy, napoW9Ót z czcią iirielką przywołał ją 
do ojczyzny. , Porzucił wtedy wszelką troskę o sprawy doczeane 
i oddał się ulubionej pracy, wcieleniu swoich zamiarów. Stat^iał 
po wszystkich miejscach kościoły i nadawał je hojnie, ściągał- do 
nich księży ze wszystkich ziem chrześcjańskich. Cz3rtywał księgi 
łacińskie i jznał się na nich jako prawdziwy biskup. W praktyce 

• 

miłości chrześcjańskiej nie miał sobie równego w Czechach* Za*- 
rabiając tak na niebo, stracił wpływ i poszanowanie na ziemi. Par 
nowie czescy narzekali jedni, źe czas książę tracił więcej na mor 
dlitwach i nabożnych obrzędach, jak na sprawach publiczitycii, 
drudzy źe zbyt rozrzucał dochody. Musiał książę kryć się przed 
okiem niechętnych i po nocy tylko się modlił. W towarzystwie 
jedynego słUgi, niepoznany chodziła na pole żąć własną ręką 
piszenicę, hodować winow Być n)pźe, w panach czeskich wznowiła 
się myśl narodowości, niepodległości; być może, że Wacław obrażał 
ich uczucia, ale rychło zawiązało się sprz3^iężenie, które na celu 
miało powołać na tron Bolesława, 

Wacław miał pobożny zwyczaj, że objeżdżał kościoły swojV 
go państwa w czas doroczny ich poświęcenia. Przyjediał więc 
raz do stolicy brata swojego, który tymczasem drżał z niecieir- 
pliwości w r. 935. Był tam odpust św. Kośmy i Damiaim. Po 
nabożeństwie Wacław już się wybierał z powrotem do Fragij ak 
go uprosił brat, żeby zaczekał na ucztę i na noc. Stał się podług 
woli spiskowych, którzy się zjechalL Nazajutrz kiedy dzwoniono 
na jutrznię, książę według swojego zwyczaju szedł do koś^ota. 
Spotkał w bramie brata i dziękował mu za gościnne przyjęcie. 
Ale wtem Bolesław dobył miecza. Przestrzeżony był książę 
wprzód o spisku, ale nie wierzył niczemu. Silniejsi powalfi brata 
na ziemię i z miłością chrześcjańską rzekł: « niechaj d to Bóg od- 
puścił* Bolesław krzykiem wielkim zaczął wołać o pomoc Zbiegłą 
się $tużba i Wacław poległ (28 września 935 r.). Było to hasło 
do rzezi. Wszyscy Wacławowi towarzysze zguięli od miecza. 
Przybyła Drahomira i padła na martwe zwłoki syna, ale prze- 
strzeżona że nie ujdzie śmierci, uciekła do ziepu Qu'obackiej« 
Bolesław po trupie brata objął tzady, ale był tak niegodziwy» ^ 
nawet zwiok pochować nie kazał; leżały więc. długo w podwónoi 



Tom Ł fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL |g3 

Świętym, ąź ksiądz pewien ulitował się i poczciwie w kościele Je 
pogrzebał. 

Później Bolesław przeL^kł się zbrodni i doząał skrnchy, C\^ 
brata kazał przenieść do Pragi, syna który mu się wtenczas na- 
rods^ł nazwał Strachlc wąsem i poświęcił go stanowi duc|io- 
wn^Bui^^ J[eszcze hratot>ójca nie umarła a lud cs^cił Wacława 3sa 
męc^nniką, . . 

Tak. zaczynała się oddziekia liistory a czeską,', wp^aiydzie iy- 

woteci^. dwojga świętych, ale obok tego i zbrodnia. Ziępąia ta, 

co naJMiy^ej stanęła w porządku ^ołecenym^ w cywiUzacyi chrześ- 

cjańslkiej^ Jak odłamek wspaniałego^ ciała, prowadziła dalej .źywct 

historyczny^ wtenczas kiedy mrok jeszc3^ zasłaniał . dal^^e .całego 

Ogromu. Słowiańszczyzny. "JT^^ki ma wpływ cywiizacya. Rozbitą* 

zdus^ną, wydaje z ^siebie o\voc, bo z ziarna wykwita. Czesi Sjfę 

wyrobili tak, że już mo^i chwy-cić przerwaną nić wielkich mc- 

rawsldćh ludzi.. Względem Czechów, ^yszystkb w, Słowianszczyznie 

było jeszcze barbarzyńskiem,.. nawet ow^ dosyć 4wietaa. .cywiliza- 

cyą Polan nądwartańsldch, dlatego, że była patryarchalna. Cze^i 

Z położenia swego korzystać nie umielL . r - 

i 82. "^oledojp- oktutiw. Przemocą dostawszy^ słę na tron brata, 
powmjen był Bolesław opicrać się niemcomi rozwiiai. siły we- 
wńctrzne, narodu,' Ale, pokazało się, że tylko^ pychy miał wiele, 
ale daTęko mniej rozumu stanu. Już lopcatiiejszym b}fił święty 
Wącłą^y^, bó* przyjął z pokorą co wypadło z losów, i nie arazaił 
potężnego ^Mcroga. Ksiai^e : Bolesław dlatego chyba- rzucił oiem- 
com, rękawicę, żeby później z narodem Czeskim w pkropniejszą 
popadł niewplę, ^Wprawdzie usiłował wyzwolić- sic."z jppd m?* 
prpszonęi\ ópieJSf iprdwadził z jiiemcami wojnę, .przez Jat czter- 
naście, ,,Ale ul^gł pod przewagą Ottona I>i zobowiązał się.znowu 
do plącęnią, /Cesarzowi daniny, którą obiecał ,v/ącław. . * 

„ Wypędził naprzód panów^ kt&zy Saso;n, sprzyjali. Zdrąi^sy 
pjczyMiy. naprowadzili na nią niemców. Nie pomogły jiic .zwy- 
clęstwą prtzęclw potędze i już r, 946 Bole^aw mu^ał zakładników 
sjyojch posyłać na dowód wieriiości^psfiskiei Ottonowi. Mimo to 
wypjayał j^ię krój niemiecki do Czech r, ^59, chcąc ich dokonać., 
Obieg^ Tragę; |rtórej bronił -syn księcia, także^mieniem .^ 
C)póf '^iugi*t)ył ,niQ podobny^, djategp jcpiąże ijdał śię^ do obo?u 
Ottona, j jak mó>vi/Widukind, pod chorągwiami stojąc, króla sife^- 

Historja płcrwotna tolski T. L ^ ^ 25 ' 



jCĄ DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. tom m. 



/ 



chałj odpowiedzi mu dawał i wreszcie na przebaczenie żasłuiył. 
Polecił, niemiecki król bratu swemu Henrykowi bawarskiemu, ieby 
miał oko na Bolesława, ale nie było potrzeba tej ostrożności, 
książę czeski wiernie służył niemcom. Tymczasem Madziarowie 
tozigrawszy się, coraz częściej zaczynali napadami swemi trapić 
Europę, na czem Czechy wiele cierpiały. Napaści te oddziały- 
wały na połabskie narody, którym co raz więcej dokuczała nie- 
wola. Otton chciał skarcić Madziarów, którzy w r. 955 obiegli 
Augsburg. Bolesław musiał posiłkować mu w tysiąc judzL Za- 
wrzała straszna bitwa nad Lechem, jedna z najkrwawszych w śre- 
dnich wiekach (10 sierpnia 955 r.). Świetne zwycięstwo dostało 
się na dolę niemcom. Uciekający Madziarowie na Czechy, jeszcze 
raz tutaj przez księcia Bolesława porażeni. Wypadek to wielki, 
bo od niego rozpoczyna się nowa era dla Słowiańszczyzny; Ma- 
dziarowie zatrzymują się w* miejscu, fanatyzm rozbójniczy opada 
2 nich, przywiązują się do ziemi, którą zdobyli w Pannonji. 

Rzuciwszy myśl o niepodległości, Bolesław oddał się cały 
sprawom wewnętrznym swego państwa. Poruszył dumę lechów. 
Przed nim bywali lechowie jako mali książęta, jeden w drugiego 
niepodległy, szedł za popędem swojej chuci, skutkiem czego był 
wielki niepokój. Htstorya zna w Czechach Rzplitą książąt, tych 
reguli, lub duces Boemanorum. Panujący nad całą ziemią władca 
był jakby starszym bratem lechów, pierwszym pomiędzy równymi. 
Jedność była słaba i łatwo pojąć, że w sporze lechów z panują- 
cym na czele, kiedy niemiec godzić ich przychodził lechowie szli 
górą, sprzyjali nieprzyjacielowi ojczyzny. Znika nagle ten stan 
rzeczy za Bolesława. Dawni lechowie, reguli, stają się rycerstwem, 
tpwarzystwem Bolesławowem, źródła nazywają ich milites, comites 
po prostu. Potężny Sławnik Libicki, ojciec św. Wojciecha, który 
miał ziemie obszerne na pograniczu zachodniem Czech od Kła- 
dzka ku Bawaryi, ul^ał księciu tak samo jak inni. I nie mogła 
się naturalnie ta ważna zmiana odbyć bez nacisku wielkiego, bez 
walki — i za nią też, i za śmierć brata, nadała historya Bolesławowi 
przydomek Okrutn^o. EilR acerrimus consilio, był twardy w ra- 
dzie, mówi o nim Widukind, to jest władzę swoją książęcą po- 
dnosił wysoko. Uparł się i postawił na swojem, a skutki t^o 
iswycięztwa wewnątrz, dały się rychło uczuć i w sprawach zewnę- 
trznych, ale tym razem już nie skierowanych na I^^emce. 



Tom. t HISTORJA PIERWOTNA POLS|a I95 

Korzystał Bolesław z klęski, jaką Madziarowie ponieśli pod 
Augsburgiem. Niema na to świadectw historycznych, jak ich nękała 
ale cały bieg wypadków wskazuje, że zwrócił się ku stronie wscho-* 
dniej swojego państwa i tam rozwijał zdobycze ziemi czeskiej. 
Odebrał im pewno dzisiejszą właściwą Morawę, ze stolicą Wele-» 
hradem, a nawet może i zakarpacki kraj aż do Punaju i góry 
Matry* Są ślady, że rozwijał się także w Chrobacyi nadwiślańskiej 
co mu naturalnie daleko łatwiej przychodziło, ba ziemia ta po 
upadku państwa Wielkiej Morawy odcięta górami od Madziarów, 
przedstawiała zdobywcom szerokie pole do wojennych przedsię** 
wzięć* #Kraków mógł być wtenczas przez Czechów zajęty, o ile 
że najbliżej leżał granicy prawdziwej Morawy* 

Szły przecież wszystkie te zdobycze na korzyść niemców^' 
Lenny cesarzowi książę czeski dopóki oręż swój zapyścił, dopóty 
panowanie jego rozszerzały Nareszcie przez Czechy tylko mógł 
sięgać cesarz w tak odległe chrobackie okolice. Konstanty Por« 
firogenit albowiem spółczesny tym wypadkom, świadczy, że Chro- 
bad podlegali także Ottonowi W. Gdyby nie panował niemiec 
nad Czechami, nie mógłby sięgnąć aż do źródeł Wisły. 



VI. SZCZEP BUŁGARSKI. 



85. ti^eU rdijijiu w livl^aryi W Bulgaryi jak w Czechach 
jest historya, bo jest (ywilizacya nowa; patryarchalność minęła 
śród 3łowian mezyjskich, zabili ją zdobywcy Bulgarowie* 

Planował tam car Borys, ten co się przerzucił od kościoła 
rzymskiego do greckiego (§ 33). Nie pewny, wahający się tak 
sanno poganm, jak chrześcjanin, nie wiedział czy dobrze zrobił. 
Ale krok stanowczy postawiwszy, zbliżył się do cesarstwa i syna 
swego Symeona posłał na naukę do stolicy Carogrodu. Nazywano 
tego Symeona ^ęmiarjon, to jest na pół grekiem, bo od lat dzie- 
cinnych wychowany wśród greków, przejął ich cały sposób ży-» 
cia i światło. Uczył się . retoryki to jest wymowy Pemostenes^ 



1:96 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. . TteUL 



i syllogizmówy to jest logiki Aiystótelesowsldej. Cesarz' korzystał 
z ofcoIicznoSciy żeby podbić zupełnie serce i mnyśt Borysa. Ka- 
2wal go swoim synem duchownym, arcybiskupowi bulgarsłdemu 
wyznaczył pierwsze miejsce' na uroczjrstościacli dworskich po pa* 
fryarszer Życie religijne rozwijało się w Bulgaryi. Teońlakt, któ- 
rego mu przydał' na arcybiskupa św. Ignacy z Carogrodn^i imał 
2klaje się pod pieczą pasterską tylko wschodnie strony paifatwa 
Borysowe^. Rycliło dla zachodniej części wyświęcono' arcybi- 
skupem Agatoha, który jeszcze od siebie postanowił nowego bi- 
skupa^ Serghisza, rodem Sowianina, w Belgradzie, blisko granic 
ńmrśwsKich. Ten rbzwój żyda religijnego oddzialyws^ znakomicie 
na dyecezye Metodyosza. Za każdym razem, jak Niemcy podnosHi 
tam j^eśladowahie kościoła słowiańskiego, kapłani morawscy chro- 
Ałli się do Bulgaryi, tu znajdowali podporę, pomoc i zachęta ^0 
W5rtrwanfau 

Wkrótce całem gronem przed niemców przewagą; chronić 
si^ miisieli do Btdgaiyi, która mogła przez to samo wyrwać się 

ż ^od opieki greckie] i zasłynęła własnem, wsrsoko tiksztdlConem 

» 

narodowem duchowieństwem. Za Gorazdem i Klentenśetii prze- 
szli do Bulgaryi inni uczniowie Metodyusza. Tamten był Morawianin, 
ten Bułgar. Car Borys przyjął. IcIl z radością, lubił z nimi rozmia- 
wiać, chociaż stary uczył się pod ich kierunkiem, starych liistoryi, 
i żywotów, słuchał jak wykładali pismo święte. Była strona po- 
łudniowo-zachodnia carstwa, Ochryda, nsymnibj oświecona w wie- 
rze, tatp więc pracowali Gorazd i Klemens. Wielkie zasługi po- 
łożył dla chrześcjaństwa ten Klemens, którego kościół czci za 
świetno. Objeżdżając swoje owieczki, sam ciągle słowo Boże 
bpowiadsił. AQal w katdej okolicy swoich uczniów. Metody zo- 
stawił ich po śinierd swcgej 200, św« Kłemeds miał ich da 3^500. 
Nie ustawał im chwilę w pracy, ciągle z liimi przebywając, ubzyl 
we dnie sam dzieci czytać i pisać, . starszym zaś óbjaśniaf pismo 
święte. W nocy modlił się, sam czytał i pisał uczom księgi. 
Wyuczonych rozsyłał na wsze strony Bdgaryi, Za wzór Miał 
sobie Św. Metodyusza, którego pamięć czcił, którego najtepi^ znał 
od wszystkidl, bo był świadkieni i towarzyszem jegO'^zyBÓw. 
Widząc że naród nie rozumie pisma świętego, a kaplaoi jEiiiigar- 
scy ksiąg, greddch, stał śię, mówi żywociarz, nowyni Pawkai <Ha 
sowych KiMyn(]aQ. . Na wszystkie święta utwórz^ preśte i zasto* 



Tom Ł : HISTORJA PIERWOTNA POLaCL I97 

sćmisat do pojęcia ludu kazania, w których wy tłómaczył to Łaje* 
Bmice' irary^ to wychwalał Najśw. Pannę, jej dzieje i różne uro- 
etystośdf 'W]^aśmal cudy, prace proroków i apostołów^ żywoty 
męczeomków^ dzieła ojców kościoła. Borys siedm cefkwi kate- 
dndflr^odł wzniósł w Bulgaryl, Klemens nie dał się i tiitaj wyprze- 
dzić carowi i zbudował w Ochrydzie własny monastyr i jeszcze 
drng^ cerł^ew. Nie podobało się świętemu nciężówl, że Bulgarya 
imała tylko dzikie drzewa, przeniósł więc z Grecyi owocowe i na 
staiydi dzikich pniach zaszczepił gałązki, które updększyly kraj, 
podniosły^ bogactwo narodowe. Prawdziwy nauczyciel ludu. 

Pod kpniec IX a w początku X wieku rozszerzyło się więc 
swiatłb) zakwitia nauka i literatura w Bulgarsń pod stereni pobo- 
ipycti; wychodźców morawskich^ Obok tłomaczeń pojavłdały się 
daeła; oryginakie, w których nauka wiary i kazania łączyły się 
Z- ftDOCofją^ literaturą,' historyą i badaniami natury. Mnóstwo z tych 
dzitf nie doszła do nas, ale i tak żaden naród słowiiań^ nie po- 
kaite-takiego bogactwa swojej uczoności, w tak oddalonych cza* 
sach; Z owej to chwili att>owiem pochodzą głośni w dziejach ko- 
ściołach L płemieńia* Jan exarcha bułgarski, biskup Konstanty, pres* 
byter Grsęgófz, tnnidt Chrabn Prace bułgarskie z owego czasu, 

• 

pr2«piB3rwane po klasztorach, utrzymywały przez długits wiek^ 
tfCAG retigijne we Mt^szystkich tych słowiańskich ziemiach, które się 
opowiedziały przy crf^rządku i wierze chrześcja^kiej przyjęte) od 
grekóww Wpływ to był wielki, wspaniały, i dobroczynny. 

^ Zdaje się, że wszystko w narodzie bułgarskim tchnęło tern 
życiem natchnionej wiary. Sam car Borjrs zapragnął skąpać się 
^tef duchownej rozkoszy. We dnie lubił pokazywać sję swojemu 
itanidowi, w odzieniu wspaniaJem monarszecki, ale po nocy, po- 
wiadają, że chronił się do cerkwi, tam w samotności, pokryty 
nadał krzjifżem lia włosiennicy rozciągnięty, zamiast dywana. Na- 
reszcie nie wytrzymał i wstąpił do klasztoru. 

84. fyńmie' cara Hor^ia, fiymecJL Zostawił car dwóch synów 
Włódramierza i. Symeona, którzy obadwaj razem panowali nad 
Bidgaryki . Ale Włodzimierz nić t>ył godzien wysokiego swojego 
stahówidoa. Łakomy . władzy, nie lękał się" zbrodni 1 nawet lud 
odciągał od chrześcjaóstwa. Powiadają^ że musiał aż Borys, wyjść 
z Idasźfoitu, miecz przypasać na nowo> obalić starszego syna 
i wicacniem go skarać. Kiedy to było? najpewniej pomiędzy ro- 



ig8 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. TómnT 

kiem 888 — 892. Blisko pół wieku panował Borys wśród spokoju 
i wielkości. Zaczyna się teraz prawie drugie pół*stulecie wojeo. 
Powodem do nich staje się handel, który Bulgarowie szeroko pro- 
wadzili z Morawą, Niemcami i ziemiami naddunajskiemi i w któ- 
rym głównie towary wschodu sprzedawali za towary zachodu* 
Kilku greckich kupców przez nieprawe zabiegi wyrobiło sobie 
u cesarza Lwa filozofa monopol tego handlu z Bulgaryą; nadto, 
żeby oczyścić sobie rynek slolicy, zmusili kupców bulgarskicb, że 
przenieśli się do Saloniki, chociaż i tam nie dawali im spokoju* 

Symeon uskarżał się długo i bezskutecznie na ten ucisk 
przed cesarzem, wreszcie zniecierpliwiwszy się, wydał wojnę. 
Wkroczył do Macedonji, otrzymał znakomite zwycięstwo nad wro- 
giem, którego zastępy pomnożyć przjrszli najemnicy chazarscy 
i mnóstwo jeńców odesłał do cesarza z oderżniętemi nosamu To 
właśnie był cesarzowi powód do wezwania Madziarów na pomoc. 
Nic o tem nie wiedząc, Symeon rozpoczął drugą wojnę, wtedi 
okręty greckie wpłynęły do ujść Dunaju i wzięły na swoje po^' 
kłady nowych wojowników, którzy podówczas stali w koczowni- 
czych obozach pomiędzy Seretem i morzem. Madziarowie zaczęC 
straszliwie pustoszyć ziemię bułgarską. Arpad wciągnął cara 
w zasadzkę ulaywszy się ku Dunajowi; tam trzy razy wznawi^^ 
się bój, aż Symeon rozbity uciekł do miasta Dorostołu (dziś Sy- 
listria), a potem gdzieś dalej na północ i zamknął się w twierdzy. 
Madziary spustoszyli okolice Presławia, stolicy bułgarskiej, wreszcie 
sprzedawszy cesarzowi jeńców, spłynęli w inne ziemie zdobywać 
sobie państwo. Ścigał ich Symeon za Dunajem. 

Kiedy Madziarowie posuwali się ku Panhonii, Symeon poszedł 
jeszcze r. 893 przeciw Grekom i za Adryanopolem świetne odnióal 
zwycięztwo. Skutkiem tego było przymierze, którego car gorliwie 
przestrzegał przez całe swoje panowanie. Spokojny od tej stroigp 
umówił się z Pieczeniegami i chciał wspólnie z niemi znieść «tur« 
ków», to jest Madziarów w tej właśnie chwili, kiedy Amulf wezwał 
ich w środek Germanji przeciw państwu morawskiemu po śmierci 
Świętopełka. Rzeczywiście zadali Madziarom sprzymierzeńcy 
ciężką klęskę, bo rodziny ich wymordowali. Zle wyrachował Sy- 
meon. Wpędził tylko Madziarów dalej na zakarpackie równiny, 
w sam środek Słowian. Madziarowie złamali państwo Wielkiej 
Morawy i zawojowali cały kraj bułgarski rozciągający się na pół-r 



Tom t HISTORYA PIERWOTNA POLSKI 



199 



noc Dunaju, w którym panowali drobni książęta. Osadowienie się 
Madziarów na nowych stanowiskach odepchnęło Bułgarów od 
innych Słowian i tern samem rzuciło ich w sferę polityczną i re- 
ligijną Carogrodu. Odtąd już nic wyrwać nie mogło tej krainy 
z pod wpływu byzantskich wyobrażeń, tak wogóle zgubnego dla 
swobody myśli, dla czystości wiary. Dwóch strasznych wrogów 
miała teraz Bulgarya, Madziarów i Cesarstwo, tamci straszni byli 
wściekłą odwagą, cesarstwo chytrością i zgorszeniem. 

85. TJofy mek "^ul^ar^. Był to jednak wiek złoty dla nie- 
szcześliw^o kraju. Zabłysnął na chwilkę i zniknął. Oświata roz- 
promienia oblicza bułgarskie i świeci wspaniałością. 

Saiu car, pół grek z natury, grek cały z wychowania i na- 
uki, chce światło rozrzucać po narodzie. Ludzie uczeni. na jego 
rozkaz tłomaczą dzieła, piszą historye; sam car robi wypisy z dzieł 
Św. Jana Chryzostoma i przekłada je na język słowiański. Mówią 
też o nim współcześni, że księgi lubił. • 

Od skutków klęsk madziarskich rychło się car uwolnił. Pań- 
stwo jego więc wrzało życiem, miało sił dostatek. Musiał je zpo- 
trzebować. Że trudno było poradzić Madziarom, doświadczenie 
nauczyło. Bulgarya ciągnęła się długim pasmem od Albanii do 
morza Czarnego, miała granice zewsząd otwarte; panowała po nad 
trzema częściami półwyspu bałkańskiego, a nigdzie od żadnej 
strony nie zdążyła się zaokrąglić, ogniska sobie nie znalazła. Teraz 
kiedy przeprawa przez Dunaj była w ręku Madziarów, naturalną 
rzeczy koleją, zwracała się Bulgarya ku Bosforowi, ku stolicy ce- 
sarzów. To powód, dla którego Symeon, który tak wiele szukał 
zgody z grekami nagle zwraca swoją myśl od stron północnych 
do południowych. W drugiej połowie swojego panowania pragnie 
zdobyć Garogród« 

Sami Grecy wyzwali oręż bułgarski. W r. 912 wysłał car 
do stolicy swoich, żeby przymierze potwierdzili z cesarzem Ale- 
ksandrem, następcą Lwa Filozofa. Nowy władzca przyjął posłów 
z lekceważeniem, natrząsał się z sam^o Symeona. Ale wkrótce 
2ginął, i w imieniu małoletniego Konstantyna Porfirogenita, zaczęli 
rządzić opiekunowie w cesarstwie. Korzystał Symeon z okoli- 
czności. W sierpniu 913* roku zbliżył się pod stolicę, ale gdy 
nie mógł jej zdobyć, dał hasło do układów. Grecy z radością 
wiadomość przyjęli; patryarcha -t pierwsi urzędnicy wyszli za bra- 



200 DZOSliA JULJANA BARTOSZEWICZA T<mJSL 

my witać cara, dwóch synów jego ugaszczali w stolicy. Do po- 
koju jednak nie przyszło i w roku 914 odnowiła się wojna. Obiegi 
car i zdobył Adiyanopol, ale kazał go sobie wykupywajf. Gfocy 
postanowili wszystkie sify swoje wystawić do.boju^ żeby si^ ^- 
słonić pnsed niebezpieczeń3tweau Zawarli w tym celu p<4có).z ka- 
lifami arabskwi w Azyi i Afryce, ściągnęli yi^chodnie . ^woje te- 
giony, najęli Oripiąn, zwoływali ca2e lycerstwo cesarstwa,: umówili 
Pieczeniegów^ a nawet do Serbów na. zachodzie i do . Madziarów 
się udali, żeby pociągnąć ich do sojuszu. Nie źałowaK nigdzie pie- 
niędzy. Madaarowie nie posłuchali, ale Piotr. serbski loiążei go- 
tów był pomagać Grekom* Dwa lata zeszły na przygotowaniach. 
Wreszcie zebrały się siły potężne pod Carogrodeou Qud|owień- 
Btwo obnosiło drzewo krzyża świętego, żeby .obudzić laaatyzm* 
Wojsko poszło '.najprzód- Roman Lekapin obok niego brzegaa^i 
morza prowadził okręty. Spotkanie nastąpiło 20 sierpnia 917 r. 
nad rzeką Achelojem^ Cesarstwo poniosło najsromotniejszą 14ęs^(* 

Pumą podniosło się serce Symeona« . Ogłosił * się, królem, 
bazylejsem Bułgarów^ to jest; stawią! się na równi, cesarzowi, z <cz^ 
jego zdzierał koronę. Bazylejs grecki odpowiadał n^n^i}dąą)u 
imperatorowi. Dwóch ludzi na świecie nosiło tylko .t^-tyti)!, 
władca .iPyzantu i Kzyn^y.; Monarchów najpotężiuejszych .zjicl^o^u 
grecy i\azy wali łacini^kim - wyraźni ręges, słowiąńskiph^ syifoifk 
własnęm archontes, ale tytuł^ króla, basilcjsai nawet ce$af;?uMpi 
rzymskim nie dawali, bo nie stawiali ich obok swoich panów, dzic- 
dziców starej Rzymu potęgi. Nie chciał obok siebie Symeon zoo- 
sić cesarza, bo przezwał sfię tak^e autpkrątorem .Ro^ajów, |o jest 
samodzierżcą zrzy];nszczonych Greków. Nie miał • jeszcze Caro- 
grodu, a chciał pfuiować w stoKcy Konstantyna Poifirpgenita. <A^e * 
potrzeba było błogosławieństwa kościoła za nowadostc^^d. TĄoyjiy 
pan wschodu zwrycił się do Papieża, który, rozdawał korony. 
W istocie przysłał mu do BulgaiyiPapiei^^^k^ l^ 

goslawłeństwo. , Wtedy król iirzadził Jd wór ' swój . pa cesarśku^ .wp?p- 
wadził do wielu obrzędó^ jęą^k grecki,^ jako 4<rzędowy. Widof^ 
gotował się Symepn do tęgo^ źtĄy na oiiejsai star^p, nowe |)io- 
dnióst cesarstwo, w n^iękniejsz^ stolicy świata^. . ^ . • ,- 

Ale na nieszczęście, więcej tu. było dumy, jak rzeczy wis^j 
potęgi i pojmoyyania okolicznoścL Zamiast ścigać Grekóiy po zwy- 
cięztwie nad Achdojem, posiał ^w pogoń małe oddzla/;^^ które ^ę 



Tow Ł fflSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 20I 

posunęły aż pod stolicę. Mógł ją zająć car» trzy ląta drża)a przed 
ojio. Ale może zbyt pewny był swojej przewagi, bo się zwrócił 
aa Serbję. Może chciał ją ukarać za przymierze z cesarstwem. 
Ejsiążę Piotr uprowadzony był w niewolę, pa jego miejsce osa- 
dzony Paweł synowiec, sojusznik bułgarski. 

W r. 923 Symeon zebrał się znowu ca Carogród, który 
ilitrygpwał w Bulgaryi. Wszedł w tajne układy z Araba^ni pół- 
nocoęj Afryki, żeby jednocześnie obiegli miasto od morza, ^i^al 
ttastąpić rozbiór cesarstwa, Carogród miał brać dl^ siebie Syniecin. 
Ale wykryły się zawczasu te zabiegi, Grecy przekupili zaraz Ka- 
lijEa, któiy zmienii nagle zamiary. Bulgą^o^yie za to łupieżyli 
w okolicach Carogrodu. Król tymczasem zdcibył Adrysuiopol, 
spustoszył Tracyę i Macedonję, spalił chaty, wyrąbał lągy,^ wreszcie 
obiegł stolicę. Rozkazywał Grekom. Chciał widzieć śię z patry- 
jarchą, z wysokimi urzędnikami, wreszcie z cesarzem Romanem, 
który tylko w Bogu miał nadzieję. Jeden i drugi byli posłuszni, 
Symeon na miejscu umówionem stawił się wśród tłumów swego 
rycerstwa, jedni mieli hełmy i przyłbice złote, drudzy srebrne, 
inni miedziane, wszyscy zakuci byli w żelazij^ę zbroje. Witali króla 
swego po grecku, jakby cesarza. Cesara prosił o po^ójii ąbiecy- 
vał złotem Bułgarów obsypać. Byłto największy dzień bistoryi 
bulgarskiej|. Pod murami Carogrodu przepisywał Symepn waruf^i 
pokoju, upokorzonemu następcy cezarów. Palił mu cerkwie pod 
stolicą, a cesarz z ust jego czekał wyroku, pozwalał pa wszystko, 
błagał litości, a z rąk wytrącał zwycięstw^^ bo koniec kpńceap, 
Bulgarya nieposiadłszy Carogrodu, wisiała zawrze pozpięd^^y barba- 
rzyńcami północnych stepów i Byzancyą. 

Zda^e się że sprawy serbskie pobudziły Synptepjo^ ^ litości 
nad Cąrogrodem. Kraj się zburzył, jednego księci^a. :^walał drMgi, 
a żad^n nie chciał uznawać po nad sobą władza Bulgaryi* Z^- 
cjbaijasz brat stryjeczny Pawła, połączył się ści^e ^ Grekąąii. 
Posłał wojewodów swoich na nowo Symeętn do ScrbUs ^upanów 
zdradą pobrał w niewolę, lud przepędzał z miejsca n^ n^iejsce. 
Wielu Serbów uciekało na zachód do Chorwacyi. Scięał ich i tąm 
oręż bul^^arsld, który chciał zdaje się oprzeć granice państwa 
Q Adiyatyk. Ale tutaj w górach poni^li klęskę Bulcąrowie od 
Chtobątóiw. 

Historia pierwotna Polski T. IL 20 



202 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tomm. 

1 

Tu kres czynów Symeona. Wielki krób umarł 27 maja 
927 r. Panował w Bulgaryi lat 39. Chociaż w boju z Madziarami 
stracił północne kraje naddunajskie, chociaż nie dokonał wielkiego 
zamiaru przelania cesarstwa greckiego w bułgarskie, chociaż prze- 
lał wiele krwi serbskiej i chorwackiej, wielkość jego wspamale 
odbija się na tle wieków. 

86. Vpadek bulgaryi. Po Symeonie wziął rządy syn jego 
Piotr, w nicźem ojcu nie podobny. Wady organizacyi narodowej 
W3murzyły się teraz, gdy ręka zdolna przestała losami kraju kie- 
rować. Bulgarya nie skrzepiła się, nie zrosła szczelnie tak samo 
jak Morawja i dlatego musiała upaść. Rozdrażniła Serbów 
i Chorwatów. Przed cesarstwem wydała się z wielką ambicją, 
Madziarowie jej byli z natury rzeczy wrogami, dołożenie ciężkie, 
bez nadziei. 

Piotr był młodszym s)mem króla, starszego Michała kazał 
ojciec wtrącić do klasztoru. Zdawało się opiekunowi Piotra i za- 
razem wujowi, że tylko szczera przyjaźń z Grecyą zapewni Bul- 
garyi spokojność; w tym celu wyprawione poselstwo do Carogrodu 
odkryło zdumionemu cesarzowi, że Bulgarya się lęka jego mnie- 
manej potęgi. Nastąpiło przymierze, zaręczone pokrewieństwem, 
młody Piotr ożenfl się z wnuczką cesarza Maryą, która płakała 
wyjeżdżając, chociaż z wielkiemi bogactwy. Cesarzówna musiała 
^akać, bo widziała w sobie ofiarę; polityka grecka widocznie 
zmieniała się dla spokojności kraju; dotąd cesarze nie wydawali 
córek swoich za barbarzyńskich władców. Cesarstwo z radością 
uchwyciło się tej drogi zbawienia i Bulgarya od tego czasu stra- 
ciła niepodległość. 

Wprawdzie Piotr przyjął także tytuł bazylejsa, koronę i bło- 
gosławieństwo od Papieża jeszcze przed ożenieniem się z Marya, 
które na jesień r. 927 nastąpiło. Ale cesarz użył chytrości żeby 
dopiąć swoich celów. Był grzeczny, wylany dla Bułgarów. Nie 
bardzo nastawal na odzyskanie granic swoich, płacił im daninę, 
jak to nieraz bywało i dawniej. Przyznawał nawet tytuł królew- 
ski Piotrowi, którego odmawiał tak usilnie Ottonowi w Niemczech, 
ale za to wymógł, że Piotr się ogłosił synem cesarza, więc odstę- 
pował pierwszeństwa, po które wyciągał ręce Symeon. Posłowie 
bułgarscy są w Carogrodzie odtąd «przyjaciołmi». W pewnych 
uroczystościach dworskich występują z urzędu. Królowa Marya 



Tom n. fflSTOCJA PIERWOTNA POLSKL 303 

przez, lat 35 jeździ ciągle do Carogrodu, dla uinocnienia przyja- 
źnie potem zaczęła tam wozić i dzieci swoje. Bulgarya samą sita 
wypadków schodzi ze swoj^o stanowiska historycznego i dobro- 
wolnie oddaje się !w ręce swoich naturalnych nieprzyjacióŁ 

Polityce takiej króla, staw^ili opór wychowańcy czasów Sy* 
meona, bo inne czasy widzieli, innej oczekiwali przyszłości. Były 
powstania, w których jeszcze bracia młodsi Piotra brali udział. 
Król bułgarski panów karał śmiercią, a brata Jana wydał cesa- 
rzowi jako wroga przymierza z Grekami; Roman chciał go z po- 
czątku postrzydz na mnicha, ale potem się lepiej namyślił, ożenił 
Jana ze znakomita Ormianką, 1 zyskał powolne narzędzie, którem 
nieraz i Piotra straszył. Wtedy Michał niesprawiedliwie pozba- 
wiony praw swoich, opuścił monastyr, i stanął na czele buntu. 
Ale zginął, jego stronnicy zaś szukali schronienia w państwie gre- 
ckiem. Kiedy królewiczów się przebrało, sami bojarowie podnosili 
bunty, żeby obalić raz przecie wpływ grecki. Skutkiem takich 
wewnętrznych wstrząśnień i światło zaczynało się skłaniać do u- 
padku. Na domiar nieszczęścia herezya manichejska podkopała 
jedność religijną narodu. Pop Bogumił przyjął ją i rozszerzył po 
Bulgaryi. Do rozterków wewnętrznych politycznych przybywały 
i religijne. 

Piotr pogodził się z Chorwatami, zrzekł się i panowania nad 
Serbami. Uciekł z Przesławy Czesław, jeniec, książę serbski i o- 
glosił się niepodległym, żądał pomocy od cesarza i otrzyma! 
ją, bo wzial cesarz opiekę nad Serbią. Wszędzie okropny upadek. 
Nastaje epoką najsmutniejsza. Od północy z Kijowa zaczy- 
nają się napaści Waregów; Madziarowie już osadowieni w Panno- 
nji, przez Bulgarya wpadają do Grecyi po łupy. Piotr za słaby, 
żeby ich nie przepuszczać. 2^ tem coraz częściej Madziarowie 
pojawiają się w Bulgaryi, w r. 934, 943, 959, 962 i 967. Cesarz 
rad okoliczności obwiniał Piotra, że sprzyja madziarom i domagał 
się od niego, żeby stawił opór. Król bułgarski rzeczywiście ze 
strachu zawarł przymierze z Madziarami. Ale baranek zamącił 
wodę wilkowi. Piotr musiał być winnym, że stracił siłę, że osła- 
niał jak umiał swoje państwo. Pod rządem silnym Bulgarya miała 
powagę i przyszłość, pod słabym władcą coraz więcej pokazywały 
się wewnętrzne jej rany. Kilka razy wznosiła się do niesłychanej 
pot^, i kilka razy upadała, ale teraz za panoyrania Piotra był 



204 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. TómDr, 

jej upadek ostatni a strasztiy. Jedjme to państwo słowiańskie oo 

wzrosło najazdem, zawojowaniem; połączyła więc w sobie dwa 

oddzielne pierwiastkL Rzecz to w średnich wiekach .pospolita^ 

ale co s^m^ałd tworztenhi się innych państw, Bulgaryi to na zie 

wy^zło^ bo miaia przed sobą nieJbezpiectnegOi ch3rtregó Wroga, 

ktbii^ się dć^rze przyczaił, aby w ^osobnej chwili stanowczy taos 

zkdaJS. 

Cios ten zadał cesarz Nicefor Fokus, który Świętosława ksią- 

żęcia wartkiego z Kijowa powołał przeciw Bułgarom, chciał się 

nim posłu^ć, jak poprzedni cesarze Madziarami. Jak wicher 

rozszalały ąpadł wezwany na żyzne niwy bułgarskie. Piotr po 

klęskach zachorował ze zgryzoty i umarł. Mieli już wtedy Grecy drugą 

trudność, wypędzić z Bolgaryi nowego pana, który im ustąpić ani 

luyślał. Go się nie udało Niceforowi, to się udało następcy jego 

Janowi Zemiscesowi. Wyparł z nad Dunaju zuchwałego Warega, 

królewiczów S3mów, Piotra wziął w swoją opiekę i powiózł z sobą 

do Garogrodu, Bulgaiyę zamienił w prowincyę cesarstwa, miasta 

jqj obsadziwszy załogami. Stolicę bułgarską Przesław nazwał od 

swojego imienia Joannopolem. Potem odbywszy wjazd uroczysty 

do Garogrodu, do pałacu zawołał Borysa, starszego syna Piotra, 

kazał złożyć mu z siebie oznaki królewskiej dostojności, czapkę 

wyszytą złotem i drogiemi kamieniami, takąż odzież i czerwone, 

obuwie. Mianował Borysa za to « magistrem* cesarstwa. Wpływ 

'Byzantu tryumfował na nieszczęście, obalił państwo, zgubił nadzieję 

lepszej przyszłości, bo oddalił Bulgarję od Rzymu. 



pĄSIEDZI SŁOWIAŃSZCZYZNY'. 



87. ^ieiztfpo wogoU, W chwili, w której ma się utwonsyć 
państwo pobkie, to jest trzecia wielka centralizacya słowian, sa- 
fysowaly 'się mocniej w dziejach sprawy i charakter bliższego 
t d£tIsaego ich sąsiedztwa. Widać po wss^stkiem, że viSeika doba 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 205 

dla Słowiańszczyzny nadeszła. Nietylko w łonie plemienia do^ze* 
gliśmy zmian, które pokazują na wyrabianie się powolne, na pra- 
cę wewnęlfcrziią, ale i sąsiedztwo zmusza lu^y sjk>wiaó^ie do ts^y* 
ieaia o przyszłości. 

Ogromną przestrzeń kraju zajmuje lud, ma też i wielu są- 
siadów. Od zadiodu szeroką . ścianą siedzi .plemię teutonów, aiem- 
ców, dotyka szczepu lechickiego i morawskiego. Lechów także 
i zaniemeńskich słowiańskich ziem dotyka plemię litewskie wzdłuż 
wschodniego Bałtyku rozciągnione. Z północno-wschodnią Sło- 
wiańszczyzną za źródłami Dniepru i Dźwiny, graniczy ogromne 
plemię fińskie, większe nierównie jak dwa poprzednie, jeżeli nie 
ludnością, to ziemi przestrzenią, ale nie straszne, bo Słowiańszczy- 
zna szeroką piersią w tej stronie odepchnęła je na wschód. Na 
pcAudnie od plemienia fińskiego w sąsiedztwie Polan i Siewierzan 
ku Chersonowi tauryckiemu i morzu ciągną się posiadłości Cha- 
zarów i Pieczyngów. Na południe plemion słowiańskich dotyka 
i wielki wpływ na nią wywiera Grecya, cesarstwo bizantyńskie. 
Wśród Pannonji, w samym środku słowiańskich ludów osiedli Ma- 
dziarowie, czyli Turcy Porńrogeneta. To sąsiedztwo, co się opiera 
o zieiikie nasze, pierś o pierś, chata o chatę. Ale są jeszcze inni 
sąsiedzi Sowiańszczyzny, którzy z nią graniczą, tylko chyba 
wdpólnem morzem Baltyckiem, sąsiedzi z tego względu bliżsi 
Pomorzan, Obotrytów, i w ogóle winulskiego kraju, jak stron wię- 
cej oddalonych. To Normannowie, cały zbiór ludów skand3aiaw- 
skich jednego pochodzenia, chociaż różnego nazwiska. Niebez- 
pieczeństwo jakie od nich zagrażało ziemiom słowiańskim, uderzyło 
jak Igrom w owym czasie, ale nie na strony pomorskie, tylko na 
wśohodnio-północne. Sąsiedztwo to dalsze, ale wszelako stanowczy 
wpłynv na losy nasze wywarło. 

Całe to sąsiedztwo obchodzi przyszłą Polskę^ bo na jedi^ych 
przesti^setliiach rozwijać się ma działalność ludów, które ją złożą, 
drt^ch ddtykać tak, że sprawy wspólne się zwiążą, polskie z obce- 
mi, a owocem ich będą nieraz wielkie wjrpadki, klęski albo try- 
uaafy ludzkości. Nie prędko przyszło Polsce do tego, żeby na 
tydk Wszystkich przestrzeniach zabrzmiało jqj hasło. Pierwsze 
ćhwfle szczęśliwe zapowiadały przyszłą wielkość, ale nim Polska 
sknseiMłla swoje siły, już rozpadła się, i tak przeżyła wiek jeden 

• 

^ dnigi^ nieraz bfisko t^o stanu, co w ro2^acz wtrąca , doświad-* 



r 



206 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

czeniem przecież i boleścią zmężniała, a wtedy podniósłszy się 
na duchu, cywilizowała narody, szerokiem okiem spojrzała w około. 
Brała w siebie zarody europejskiego życia, przetrawiida je po 
swojemu i rozrzucała je hojnie po tych niezmiernych przestrze- 
niach, które sięgały z jednej strony aż po Danję, z drugiej po 
Byzant, a z trzeciej po ludy urabkie. Zanosząc c}rwilizacyę i ży^ 
cie, sama odbierała wrażenia od swoich sąsiadów. Dlatego nie 
próżna to rzecz przypatrzyć się ludom, które stawić miały opór 
narodzinom Polski, trawda, nikt nie przewidywał, że olbrzym ro- 
śnie. Tem większa zasługa ojczyzny naszej, że rozwijała się szczę- 
śliwie, że przezwyciężyła nieprzyjaciół dla dobra cywilizacyi. 

Różne sąsiedztwo, różny też jego charakter i różny wpływ 
na losy Polski. Widzieliśmy, że ośm narodów otoczyło wieńcem 
słowiańskie plemię. Stosunek ich do nas w ogóle, przechodzi 
wszystkie stopnie namiętności, od przyjaźni serdecznej, do szczerej 
nienawiści. Są pomiędzy temi ludami jedne, które lgną do Sło- 
wiańszczyzny, naprzód jej ulegają, potem ją zwyciężają, wreszcie 
rozpływają się w niej pod wpł}rwem idei cywilizacyjnej Polski. 
To ludy litewskie, wiecznie przyjazne, serdecznie zobowiązane, 
spobzczone, zjednane dla Rzplitej po śmierć i życie. Sa inne 
ludy, które wśród Słowiańszczyzny zasiadłszy, przodek jej wzią-» 
wszy, mówią wprawdzie inn)rm językiem, ale się naginają do Sło- 
wiańskiej swobody. To ludy madziarskie, które utworzyły pań- 
stwo na zdobyczy oparte, ale które mimo tego stają się punktem 
oparcia, nadzieją, siłą Słowiańszczyzny. Przyjąwszy c}nvilizacyc 
ćhrześcjańską, lud ten madziarski występuje zawsze w sojuszu ^ 
z Polską, rozwija swobodę, sprawiedliwy jest dla Słowian podwła- 
dnych, broni innych uciskanych od obcej przemocy. Litewski 
lud wsiąkł w Słowiańszczyznę, madziarski pozostał nad nią, ale 
obadwaj to bracia nasi. 

Po nich idą ludy więcej już nieprzyjazne słowu. Ale fińskie, 
uralskie stawić nie umieją oporu cywilizacyi, która za doby histo- 
rycznej uderzy w te strony od Krzywicząn, Nowogrodziah, a naj- 
więcej od Polan kijowskich. Ludy te nie mogły stawić oporu 
rozwijającej się Słowiańszczyźnie przez ciąg trzech wieków, VI — DC 
Nie znajdą potem siły, żeby utrzymać się przy niepodległości, 
którą cywilizacya zniszczyć przyszła. Ludy te stanowią obszerne 
pole działania, na którem nie Polska bezpośrednio z pocsattcu 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI 20/ 

działać będzie, tylko jej przednie straże, ale potem z Litwą złą- 
czona, sama ster weźmie ku olbrzymiej walce cywilizacyi ż bar- 
barzyństwem. Bo Polska tu w owych stronach spotka barba- 
rzyństwo nie sfanatyzowane chwilowo, ale zimne, syistematyczne, 
wyrachowane, tem więc niebezpieczniejsze. 

Naddnieprzańskiej braci sąsiadują jeszcze dwa ludy łotrow- 
slde, łupieżcze, napastnicze, Chazarowie i Pieczyngowie. Kiedy 
Polska pokaże się na tych brzegach, już będą tylko ślady Cha- 
zarów, ale Pieczyngowie, ojcowie Połowców, rozbijać będą i łupić. 
Oręż Bolesławów nieraz się z nimi ścierał. Ludy to nie są nie- 
bezpieczne, ale tylko dokuczliwe. Nie zawojują, nie wynarodowią, 
nie oderwą ziemi, ale ludność całą w niepokoju trzymają, kraj 
wyssą. W dziejach Polan kijowskich i w ogóle dla naddnieprzań- 
skich i naddniestrzańskich ziem klęski to okropne. Ale pierwszy 
powiew cywilizacyi i ludy te znikną, podzieją się gdzieś, przepa- 
dną w stepach. Bo nie żyć im, koczującym obozowiskom, wśród 
światła i ^Qy. 

Zostają już trzy tylko, ale najnieprzyjaźniejsze, chciwe po- 
wodzeń i panowania narody, ciężko się będzie z nimi liczyć 
Słowianom. Ale i w ich stosunku do naszego plemienia są ude- 
rzające różnice. Każdy nieprzyjaciel inaczej postępuje. Jeden 
podbija tylko ciało, drugi duszę, trzeci i duszę i ciało. 

Normanriowie goniąc za zdobyczą po wszech ziemiach i po 
wszech wodach, zaczęli we wschodniej Słowiańszczyźnie nad 
Dźwiną i Dnieprem budować państwo wprzód nim Polska się do 
tych stron zebrała. Dlatego działalności naszych Bolesławów nagle 
zamknęła się brama od wschodu i musieli ją orężem wyważać. 
Połączenie się plemion nadwiślańskich z naddniep'rzańskiemi, bo 
naddiwińskie oddzielała Litwa, musiało się odbywać kosztem krwi 
i wojnami, wśród których panowanie Normannów nad. Słowiań- 
szczyzną trzaskało. I upadło wreszcie, schroniwszy się w lasy 
I stepy nadwołżańskie pod Uralem. Przeszła ta burza jak meteor, 
nie uszkodziwszy ziemi i ludzi, tem jedynie przed ojczyzną polską 
winna, że tamowała przez kilką wieków naturalny w te strony 
rozwój Polski. Winniejsza tem, że cały wschód słowiański uplatała 
w stosunki uciążliwe z Byzantem.. 

Było snąć tak silne parcie greckie na południowe Słowiany, 
na Bulgaryę i Pańnonię. Nie mogło się marzyć cesarzom W3cho- 



2o8 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ifl. 

dnim, wohec upadku ogólnego państwa » że wśród nich władzę 
swoją ugnmtują. Konanie Byzantu było ciężkie, cesarstwo zosta- 
wało na łasce ludów podbitych, Uidów wdzierających się do wspa- 
niałych ruin» ulegało pierwszym lepszym jenerałom i zuchwalcom. 
Nie to więc groziło niebezpieczeństwo. Ale stolica cesar3twa była 
siedliskiem władzy duchownej, która świat myślała przewrócić, 
aby się na czele jego postawić. Ta wiara byzantska szczepiła nie- 
jedność wśród katolicyzmu, później zarażała go schyzmą. Nor- 
mannowie zbliżyli się do Byząntu, z niego rozszerzyli wiarę chrześ- 
cjańską na podbite przez siebie ludy słowiańskie i tern stworzyli 
różnicę, rzucili zaród niezgody pomiędzy zadiodnie i wschodnie 
stowiany, rozdzielili braci tak, że się ci nawzajem z sobą porozu- 
mieć tak ^two nie mogli. Podbój słowiańskiego ducha przez 
Byzant, był powodem najokropniejszych klęsk, strat najboleśniej- 
szych. 

Niemcy wreszcie podbijali słowiańskie ludy dla samej chęci 
podbijania, rozszerzenia swojej władzy. Wysoko o sobie byli 
przekcHiani, że są narodem daleko wyższym pod wszelkiemi wzglę- 
dami od Słowian, Po swojemu^więc roznosili cywilizacyę, to jest 
wynarodawiali całe narody. Był to podbój ciała i duszy razem* 
Słowiańska ospałość tu winna, zbytnia ufność w bezpieczeństwo, 
bo nie stawiafy tak dzielnego oporu, żeby odeprzeć napaści Niem- 
ców. Sprzyja]^ długo okoliczności podbojowi Każdy jęk mor- 
dowanego Urdu na zachodzie boleśnie rozlegał się wśród np^lczenja 
pobratyotców* Polska co krok, co pokolenie traciła tutaj swc^e 
stanowisko. Jednakże nikt nie zaprzeczy oułości i energ^ dU. sb>- 
wal Kto wjrtrwał, do dziś dnia żyje. Kto nie wytrwał, został 
niemcem. Ale straciwszy słowo- przynajmniej w cywilizacyi po- 
został. Bizantyńskie zaś wpływy krępując ducha, rodziły sanie 
barbarzyństwo. 



I. PLEMEE LITEWSKIE. 



88. ^josy pLanieTm. Uczeni litwinów wywodzili od Herulów, 
którzy w dobie upadku zachodniego państwa rzymskiego, wiele 



T^ Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 209 

włóc2yli się po świecie. Puszcze w języku litew^ldm nazywają się 
fnlis. Ciągnęły różne narody z północy na południe, rozsypywały 
się i osiadały wrótnych stronach. Odoakr, wódz Herulów zniósł 
nawet cesarstwo rzymskie i panował lat kilkanaście we Włoszech. 
Wyrzuceni z tamtych posad przez Crotów, Heruli powraodi do ro- 
dzimie} ziemia wsiąkali w Litwę. 

Jeżeli to prawda, że Heruli byli narodem litewskim, nie znaczy 
to jednak, że wszyscy Ittwini Herulami się nazywali. Nazwa Heru- 
lów mogła być czysto miejscowa, oznaczać cząstkę jednego wię- 
kszego plemienia. Tak samo i nazwisko Litwy da się wytłoma- 
czyći Oznaczało część, oddział plemienia. Jak wszystkie ludy 
północne, Litwa też nie mogła być obojętną na to co się działo; 
mogła posyłać oddziały swoje na daleką wędrówkę po świecie, 
ale zdaje się, że więcej siedziby swojej pilnowała wzdłuż po- 
brzeżów wschodnich Bałtyku. Są ślady, że do tej ziemi napły- 
wały różne narody, ale wsiąkały w ludność miejscową, nic prawie 
jej właściwości nie psując. Było powinowactwo jakieś religijne 
Lutyczów leckich z Litwą, na cośmy już wskazywali. Później 
rozpowszechniło się imię Litwy i przeszło na ogólne, jak imię 
Słowian. Dowód to chyba tego wypaidku, że Litwa wzięła górę 
w {demieniu, może dlatego, że pilnowała siedzib swoich, że naj- 
wytrwalej kochała ojczyznę. 

Plemię to litewskie znalazło się pomiędzy Finnami od pół- 
nocy I wschodu, pomiędzy Słowianami od południa i zachodu, 
a miało jeszcze sąsiadów plemiona skandynawskie za morzem. 
Sam naród był zlewkiem, więc i w języku jego>odbiły się wszy- 
stkie obce wpływy, niemieckich wyrazów więcej w narzeczu litew- 
skim od zachodu, fińskich od wschodu, słowiańskich pełno w je- 
dnym i w drugim. W porównaniu z sąsiadami plemię litewskie 
słabe, co do ludności i co do liczby posad, ściśnięte w granicach, 
zdawało się że jest przeznaczone na zgubę, na prędsze lub póź- 
niejsze wynarodowienie. Ocalił Litwę zbieg szczęśliwych okoli- 
czności. Plemię fińskie usuwało się przed Słowianami w głąb ziem 
do Uralu, nie napierało tak bardzo na Litwę, Słowianie zaś ze 
Skandynawami w ciągłej byli zatardze. Jednakże ciosy bolesne 
odbierała Litwa nie od swoich sąsiadów na lądzie, ale tylko od 
zamorskich* Skandynawowie, naród wyłącznie rycerski, lubili 
zdobywać ziemie, a pobrzeże Bałtyku leżało przed nimi otwarte. 

HistoTJa pierwotna Poski T. IL 27 



^lĄ DZffiŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. Tom IŁ 

będzie Romnowe. Niedługo ń Wgdawut ujrzał ńad sobą władzę 
Bnitena. Obadwaj postanowili prawa» że odtąd naród nikomu 
nie będzie podlegał na ziemi, ale posiadając zupełną swobodę, zo- 
stanie, w posłuszeństwie bogom. Tak ustaliło się przywłaszczenie 
reUgijno-pc^tyczne, Prussowie świętym narodem. 

Ulmigierowie, którzy należeli do związku, przestali więc pła- 
cić daninę z ziemi Mazurom. Książę zwycięzki długo czekał, na-, 
reszcie wyszedł z granic cierpliwości; ale dowiedział się zaraz, że 
lud dawniej ubogi i posłuszny, zapomógł się znakomicie w trzody, 
żywność 1 ludność, że ma dosyć złota i srebra, że nabiera wprawy 
w ćwiczeniach wojennych, poddał się arcykapłanowi i obrał sobie 
królsi* Wyprawił poselstwo książę domagając się zaległego harar 
czu. Ale Prussowie, związawszy w swobodną religijną Rzplitę ludy 
sąsiednie, odpowiedzieli księciu, że pobierał grzeczną darowiznę 
od życzliwych sąsiadów, nie zaś winną daninę. Skutkiem tego wy- 
buchła wojna i Wejdawut poszedł bronić granky. W bitwie diugo 
się chwiało zwycięztwo, Mazurowie mieli silną konnicę opatrzoną 
w łuld i przeciw niej poradzić nie wiele mogły pociski i duże 
maczugi Pnissów, nadto Mazurów była przewyższająca liczba. 
Przyszło do zawarcia pokoju, który stał się zadatkiem trwałej a 
serdecznej przyjaźni, Mazurowie żenili się z córkami Pnissów 
i odwrotnie, handel wzajemny rozwinął się po całej przestrzeni. 
Młodzież pobierana ptzez Mazurów powracała do ojczyzny i wy- 
uczytk swoich robić bronią. Wtenczas dobre stosunki pierwsi 
zrywsiją PrussoWie. WknK^li do kraju mazowieckiego, o^ieślj 
zwycięztwo, imtóktwo poległo^ książę mazowiecki i sprzymierzeniec 
jego roxolaiiśki król także zginęlL Stanęło wtedy jpfaw<>, że 
jedhd część zdobyczy Wojennej bogom się należy, jako yrdzięczność, 
że dali zwycięztwo, druga kiaipłanom, że się modlili o nie, trzecia 
rycerstwu zwycięzkienm^ czwarta pilhującćnlu w czasie boju gramc 
S3m księcia mazowieckiego iq>ókorzył się i prosił, żeby taii wolno 
było także uczcić bogów. Kiedy pozwolono, kazał bi^^nb konia 
zmęczyć bieganiem na polu, i spalił go żywcem^ przysią^zy, że 
czcić będzie bogów pruskich jaksWoich własnych narodowych. 
I znowu na^pit pokój, wśród którego żeniły się narody, Mazo- 
wszanie z pfuskiemi dzteWicami i nawzajdm. 

Tymczasem Bnitenes doczekał się lat 132, Wejdawut it6. 
i^roknadziH brtu:ia naród ud nrocsyśty sejtn w RotamoMrie, żeby 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSia 21 5 

oui wolę bogów oznajmić. Była talca, ieby kraj cały podzielić 
na dwanaście prowincyj, według liczby synów Wejdawutowych. 
Litwo najstarszy miał krainę, która rdzenną była ziemią plemie- 
nia, właściwą środkową Litwę. Innych jedenastu synów Węjda- 
wuta zwało się tak jak jedenaście bajecznych prowincyj czysto 
pruskidu 

. Poświęciwszy chwilkę rozwagi tej historyi, są to wszystko 
podania tylko ludów Utewsktch, ale zawsze w nich leży prawda 
historyczna. Urządzenia relig^ne Wejdawuta tłomaczą,^ dlaczego 
teokratyczna społeczność w Prusach najlepiej się rozwinęła. Sy- 
nowie Wejdawutowi oznaczają pokrewieństwo, jedność plemienia. 
W różnych podaniach bywa ich nmiej albo więcej. Niema 
wątpliwości, że nazwiska synów tworzyły się z nazwisk ziem i to 
bardzo późno, za panowania krzyżackiego, a przynajmniej, że 
wtenczas podania więcej wyszukiwały braci. Ziemia chełmińska była 
czysto mazowiecką, dawno chrześcjańską a przecież od niej powstał 
syn Wejdawutów, Kulmo, który tak samo synem Wejdain^uta być nie 
może, jak i ziemia chełmińska do społeczności pruskiej nie należała. 
Samo zeznanie, że Litwo był najstarszym synem W^dawuta świad- 
czy, że Litwa byia najcelniejszą cząstką, jądrem plemieiua, i dla 
tego nadała nazwi^o swoje wszystkiej braci. Podanie kończy: 
Wejdawut i Bruten zs^ąwszy naród na wierne wykonywanie pra- 
wodawstwa,, które ustanowili, kazali się spalić na stosie ofiarnym. 
Po śmierci ich wrócili Prussowie do rządów gminowładnych, 
bo nie mogli się zgodzić na wybór króla. Ale bez arcykapłana 
trudno się bfto obejść. Dwaj bracia Litwo i Nadro spierali się 
o dostojność. Stronnicy Litwa napadli tak niespodzianie na Na- 
dra, że książę ten uchodząc przed nimi utonął w rzece. Wywp- 
łany za to Litwo usunął się na wschód i dał początdc carodowi 
litewskiemu; upadek jego musiał się odbić w podaniach, bo Litwa 
z najstarszego brata, nagle przediodzi na najmłodszego. 

92. ^oJmoTL. Kilka wieków przeszło znowu plemipnpm litew- 
skim w spokojności, czekały je t3dko często poiiawiane napaści 
pobrzeźne skandynawów. Aż zjawia się; znowu na tych iialtyckich 
ziemiach slaii^ny, ostatni wychodzięc Palemon. Przybywał, podobno 
z Rzymu, a przynapnniej z Włoch, z Italji* Upatrywano nawat 
jakieś podobieństwo w nazwisku Litwy. do Italji, ,mby Lita^a. 
W drugiej połowie X wieku stało się tp wyc^iodśtw^, które uor- 



Zt6 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Ton^aitf 

ganizowało Litwę w nowsze społeczeństwo. Prz3rprowiulzał albo- 
wiem Paiemon z sobą wielki zastęp pomocników, wszystko po- 
tomków rodsdn znakomitych w Rzymie. Wódz tej wyprawy został 
księciem, towarzysze jego dali początek domom litewskim, szlachcie 
dostojnej, herbom. Najznakomitszy dom. był DorsprungÓw. 

Paiemon miał zostawić trzech synów. Ci podzielili się Litwą. 
Spera osiadł na Żmudzi i pozyskał przywiązanie swoich ludów. 
Umarł bezdzietny jak i brat drugi Borkus, pan na Jurborgu* Ku- 
nas więc, który miał posiadłości nad Nienmem przy ujściu Wil}i, 
który założył Kowno^ wojownik wielki, objął całe Palemona dzie- 
dzictwo i owszem zaczął je rozszerzać w stronie północno-wscho- 
dniej, w Neromie i Peluzyi, wreszcie wśród krajów krzjrwiczańskich, 
w których ludność słowiańska, obca pochodzeniem, miała wiele 
wspólności religijnej z Litwą. Syn jego Kiernus założył w tydi 
nowo zdobytych ziemiach zamek Kiernowo. Tak wiązać się miała 
państwo litewskie i pierwsza narodowa w niem dynasija. Co się 
jednak rzeczywiście w tej głębi działo podówczas, kiedy nastaje 
zorza Polska rzecz to więcej domysłów i badań, jak rzeczywi- 
stości, prawdy historycznej. 

Paiemon, albo jakiś tem imieniem ochrzczony, znakomity 
wychodziec, mógł w istocie wyładować kiedyś na brzegi Bałtyku. 
Losy, w owych czasach pizejść strasznych, oiganizacyi narodów, 
bardzo wstrząsały rodzinami i osobami. Ale czy przybył z* Rzymu i 
to rzecz wiece} jak wątpliwa. Przybył jako organizator, szerzyciel 
cywilizacyi, to pewna. Późniejszych wieków erudycya historyczna 
i tę trochę prawdy, co być może w powieści, zagmatwała. Sły- 
szano coś o żegludze Rzjrmian po morzach północnych, upatrzono 
potem w tarczach Litwy i Żmudzi podobieństwo do znaków ro* 
dżin rzymskich, ztąd pn^szło i przodków szlachty litewskiej śćią- 
gać aż z Rzymu. Oiodziło tylko o czas, o znalezienie epoki, 
w której to wychodźtwo być mogło. I nastąpiła dziwarznifjsza 
jeszcze plątanina wieków i nazwisk. Mówiono, że to uciekali do 
Litwy stronnicy Sylli, wypędzeni przez Marjusza, to Pompejańscy 
przez Cezara wyrzuceni, to PubUus Libo, ocaywisty Paiemon, 
chroniący się przed nienawiścią Nerona. Zadidekie to byjy czasy, 
więc znaleziono i późniejsze epold. To włosi chroniący się preed 
biczem Bożym Attyllą, albo przed napadami Madziarów^ Epoka 
X wieku luylepiej pnypada tym powieściom, ale znowu poemy- 




Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI, 217 

ślano rodowody Palemooa, synów jego i wnuków, obmyślono im 
wszystkie stopnie pokrewieństwa i takie ogromne światito rzucano 
na tę ciemną przeszłość, że.... najlekkomyślniejsza wiara musi mieć 
swoje granice. Niema te^ histpryi więcej bajecznej i zawikłanej, 
jak pierwiastkowa litewska. I to nie dziw. Plemię to długo bierne, 
nie wychodzące do czynu, w sobie zamknięte, żyło dawnem je- 
szcze życiem, tem życiem, które historją nie jest. Po bokach urywali 
je na wschodzie książęta wąregów, na zachodzie Połapie, już 
w królestwo Bolesławów złożeni i ztąd małe urywki dzieyów litew- 
skich dostają się do powszechnych; jądra właściwej litewszczyzny 
oręż obcy nie tknął, więc leży nieczuła, nie zajmując się świa- 
tem i sobą. 

93. ^^ilizacja pUndon litewskiej^. Rząd miał oczywiście, jak 
we wszystkich pierwiastkowych społeczeństwach, cechę gmino- 
władiią, chociaż na tym pniu swobodnie rozwijała się przez przy- 
właszczenie władza patryarchalna, prawie monarchiczna, do czego 
jeżeli nie pierwszy, to zapewne najdzielniejszy popęd w ziemi 
pruskiej,' jak widzieliśmy, dała teokracja. Przy gminowładztwje 
spostrzegamy więc i różnice towarzyskie, których nie było w Sło- 
wianszczyźńie. Stan kapłanów wszędzie miał rzadkie poszanowa- 
nie, nie stanowił wszelako kasty, bo najwięcej kapłanów przepę- 
dzało życie bezzenne. Drugi stan byf ludzi rodowitych, pocho- 
dzących od wielkich przodków; w ogóle nazywano ich kuniga- 
saml na Litwie. Z nich to podnosili się czaspwi lub dziedziczni 
książęta, panowie, kiedy naród uznawał potrzebę wybrania np. 
wod^a na wdjńę. Rzeczywiście ze wrostem osobistej przewagi 
kunigasów, całe plemię składało jakby jedną wielką Rzplitę, roz- 
dzieloną ' ppmiędzy drobnych władzców. Rządzili samowładnie 
w swojej \ókoiicy, ale zależeli od kapłanów, Jctórzy tłómaczyli wolę 
bogowi Pod kunigasami zostawali bąjorasf, swobodni, wolni wła- 
ściciele* żieiiii, wojenni, stan rycerski. Byli także i rolnicy jgminni, 
lud prósfy, ubogi, nie mający swoich ziem, ale pracą zarabiający 
na swoje^ utrzymanie, płacili daniny uświęcone prawem, poświc- 
cali pracę swoją dla rycerstwa w obrabianiu .ziemi, że od niego 
mieli* także pole dla siebie do uprawy. Najniższe społeczei^stwo 
składali ludzie niewolni, czeladź dworska i rolna, brańcy wojenni, 
^bo i swobodni ludziej którzy w poddańczych stosunkach wi- 
dzieft dla siebie więcej rękojmi swobodnego bytu. A zależeli 

Histoija pierwotna Polski T, II. 2o 



2l8 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IV. 

• 

zupełnie od łaski panów. Jedność ziemi, plemienia, przedstawiał 
arcykapłan, który kiedyś był pomiędzy Prussami, potem pojawił 
się na Litwie. Była to postać święta, niewidzialna, rozkazująca 
kunigasom. Wezwany przed jego oblicze, chociażby najpotężniej- 
szy książę, stawać musiał z obawą rozgniewania bogów. Do ar- 
cykapłana, Krywekrywejty, nie w każdej porze i nie każdy miał 
przystęp. Jeżeli dawał posłuchanie, siadał na stosie drzew ofiar- 
nych, w świątyni, albo w gaju świętym. Cudzoziemców nigdy nie 
puszczano do arcykapłana, który układy z nimi odbywał przez 
trzecią osobę. 

Litwin mocno był przywiązany do swojej narodowości, ja- 
rzmo bogów tylko znosił. Dlatego z zaciętością bronił się przeciw 
nieprzyjaciołom, którzy go napastowali, sam ich długo nie szuka- 
jąc. Umiał się litwin poświęcić za ojczyznę, za braci, miał fortele 
i wybiegi, któremi nieraz zwyciężał. Walka z nim uparta była, 
nieraz zwycięzca całe ziemie musiał obracać w popiół, ludzi za- 
bijać, żeby utrzymać się na zdobytem stanowisku. Litwin mocny 
w postanowieniu, zahartował się na wszelkie trudności i niewygody* 
Siła w nich krzepka, młodzieńcza. Nieraz widzimy starców, jak 
z wnukami na pole boju ciągnęli. Zdrowi i silni, piękni, wysmu- 
kli, częstokroć olbrzymiego wzrostu, uderzali nawet pięknością fi- 
zyczną. Życie prowadzili czyste, poświęcone pracy. Gościnność 
u Litwy była prawdziwie słowiańska, serdeczna. Prussowie pod 
tym względem przesadzali wszystkich w szlachetności. Prawo kar- 
ciło wykroczenia w tej mierze. 

Litwini wierzyli, że bogowie cnotę na ziemi wynagrodzą po 
śmierci, tylko raj pojmowali więcej po ludzku. Sądzili, że w dru- 
giem życiu bogowie czcicielom swoim dadzą piękne żony, wiele 
dzieci, dobre pokarmy, słodkie napoje, w lecie białe suknie, w zi- 
mie ciepłe kaftany, a ^en na miękkich łożach. Złym ludziom 
odejmą wszystko co mają w tem życiu, zmuszą ich płakać i ręce 
łamać. Każdy mąż mógł mieć trzy żony, jakiegokolwiek rodu, 
aby tylko pierwszą litwinkę. Chorowite żony, dzieci, czeladź, 
braci, siostry, wolno spalić bogom na ofiarę. Wolno też było 
przez szczególne nabożeństwo, spalić się samemu na stosie, dla 
uzyskania łaski Zkąd to pochodziło, że na pogrzebach znako- 
mitych litwinów, paliły się żony, ulubieńcy, nawet konie zmarłego, 
bo wszystkie te ofiary odkupywały duszę. Prawo karało niepo* 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 219 

shiszeństwo żony męiowi, zabójstwo, złodziejstwo, obrażenie wstydu 
u dziewicy. 

Lud litewski w patryarchalnym stanie głównie zajmował się 
rolnictwem. Było niemało bożyszcz opiekujących się uprawą 
ziemi. Nazwania zbóż i narzędzi rolniczych są wyłącznie litewskie. 
Kwitnęło więc i gospodarstwo domowe i trzody. Lasy litewskie, 
które dłużej trwały jak wszystkie inne puszcze w Europie, obfi- 
towały w różne rodzaje zwierząt, co znowu pobudzało do myśliw- 
stwa. Nieraz w głębokiej starożytności cyrld rzymskie pyszniły 
się zwierzętami lasów litewskich. Bydło więc, przedmiot handlu, 
stanowiło bogactwo narodowe. Zdaje się , że morze Bałtyckie 
było bardzo ożywione przy brzegach litewskich. Nie mówim już 
o rycerzach skandynawskich, którzy tu zaglądali, ale nieraz bywali 
w Litwie i kupcy. Od VII wieku jarmarkami wsławił się port 
skandynawski Birka za morzem. Przybywały tam nieraz okręty 
litewskie z płodami swojego kraju. Rzecz także szczególna, że 
w języku litewskim jest mnóstwo wyrazów oryginalnych, ściąga- 
jących się do żeglugi. Prussowie mianowicie mieli rozległe na 
morzu stosimkL Dzieje wskazują nam ślady kilkunastu miast han- 
dlowych litewskich, były to raczej osady nadmorskie, składy han- 
dlowe. I było czem zasilać targowisko północne z Litwy;, bur- 
sztyn, drogie futra, skóry ogromnych zwierząt, miód, wosk, zboże, 
ryby, wszystkiego można było nabyć na Litwie. Były i metale, 
i miedź i żelazo, o złoto i srebro litwin nie dbał, lubo stę potem 
użytku ich nauczył. Stada były liczne, koń najdroższym czło- 
wieka rycerskiego towarzyszem. W uprzedzeniach litewskich le- 
żało, żeby pewne okręgi i gospodarze nie chowali pewnej sierści 
bydląt. Źli bogowie albowiem nie mogli znosić jaki^o koloru 
i mścili się pokryjomem zabójstwem. 

Budowle litewskie nie były piękne, służyły czysto potrzebie, 
proste szałasze, lepianki z chrustu i gliny, inne na lato, inne na 
zimę. Numy były więcej okazałe i już służyły na zimę i na lato; 
w luch żadnego okna lub jedno, i dwoje drzwi, dla ludzi i bydląt 
Światło wpuszczało się przez małe otwory nad drzwiami : w środku 
numy b}nvała szeroka jama wykopana dla ogniska. W numach tych 
zamykało się całe bogactwo gospodarza, bo nawet i składy zboża '). 



<) WszysUco według Narbutta, Dzieje narodu litewskiego, t Ul str 49^— 548« 



! 



220 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 



n. PLEMIĘ FIŃSKIE. 



94. HJ^rom plemienia. Tam gdzie się nad morzem ku północy 
kończyły ziemie plemienia litewskiego, zaczynały się posady ogro- 
mnego narodu Pinnów. Ogromnego, powiadamy, bo obejmowały 
nadbrzeża z obojej strony odnogi botnickiej, półwysep fialand^ki, 
pobrzcża Bałtyku, morza Lodowatego, obszedłszy w (coło Słowian 
Nowogrodu, spuszczały się potem na dół szeroką ściana sięgającą 
po góry Uralskie nad Twercą, Wołgą, Oką i Donem. Są nawet po- 
szlaki, że cały półwysep skandynawski kiedyś, bardzo, da^vno był 
w posiadaniu Finhów. Ludność ta nie drogą kaukaską, jak inne 
narody, co Europę zamieszkują, dostała się w te strony. Szła 
z Azyi, ale po drugiej stronie Uralu i oparłszy się o te góry, 
dopiero od wschodu je przeszła i rozwinęła się aż do granic nie- 
oznaczonych i później ustępować znowu musiała przed parciem 
słowiańskich plemion, aż ostatecznie w czasach historycznych 
zajęła posady, któreśmy wskazali. Tak samo parła też ku pół- 
nocy to plemię w ziemiach nadmorskich ludność litewska. Przez 
te fińskie ziemie odbywały się straszliwe wędrówki narodów, to 
jest barbarzyńskie napaści na Europę. Z tych przestrzeni wychp- 
'dzili dawniej Scywy i Herulowie, później Hunnowie i Madziarowie. 
Jedne z tych narodów należały do fińskiego plemienia i po dale- 
kićj wędrówce wracały na stare siedliska, drugie przemykały się 
tylko jak kara Boża po rozległych ziemiach, błyskawicą, biegiem 
piorunu, aby spaść na cywłlizacyę, płody oświaty wywracać. 

To ogromne plemię od zachodu zwało się czudzkiem czyli 
czuchońskiem, od wschodu i południa ugorskiem i tutaj cokolwiek 
znajome było Rzymianom, zwłaszcza za pierwszych cesarzów, 
w okolicach morza Czarnego, lubo i od Bałtyku miewali z niem 
stosunki władzcy świata. 

Finnowie osiadali na ziemi kilingundami, to jest małemi po- 
wiatami. Litewskie plemię prąc na północ nieraz mieszało się 
z uśtępującemi, wcieWo w siebie ich kiligundy, na przestrzeni od 
Niemna za Dźwinę, gdzie osiedli Kureni. Windy plemienia czu- 



1 



Tom Ł fflSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 221 

choDskiego wpąrci za Dźwinc do Hunnów, spółbraci swych, zało- 
żyli miasto Wenden. . Angery pozostali .w swym kiligundzie po- 
między Kuronąmi. Działo się to nie nagle, zwolna, przy powolnym 
wzroście, czyli mnożeniu się ludu litewskiego, nie pochopnego do 
włóczęgi. Jak to plemię fińskie ustępowało przed słowianami, 
jużeśmy widzieli. Skandynawi także zza. morz^ parli na Finnów, 
naprzód w Skandynawji, potem po wschodnich stronach Bałtyku, 
plemię tureckie zaś od południa. 

Plemię to ustępujące ciągle, dające się tak łatwo powodować, 
swojego własnego ogólnego nazwiska nie miało. Później zjawiło 
się imię Suomi. Słowianie nazywali tych sąsiadów swoich . Czu- 
dami; niemcy, to jest teutońskie ludy Skandynawji Finnami. Pier- 
w^szy raz to nazwisko spotyka się u Tacyta. aNie mają ani do- 
mów, ani koni, ani oręża, opowiada co o nich słyszał historyk 
rzymski, karmili się trawami, odziewali się skórami zwierząt, 
ukrywali się od niepogod pod splecionemi gałęziami. Nie bojąc 
się ani łakomstwa ludzi, ani gniewu bogów, posiadali najdroższe 
szczęście na ziemi, prawdziwą niezawisłość od 1qsu». ^) Chociaż to 
ludność w swoich stronach najdawniejsza, chociaż w nazwiskach 
narodów pokonanych przez Ermanaryka można poznawać narody 
fińskie, jednakże historycznie uważany, naród to słaby pod wszel- 
kim względem. Duchowi odpowiadała budowa cic^a, Finna nic 
nie poruszyło, nawet boleść fizyczna i niewygody, nic nie wypro- 
wadziło z odrętwienia. Żaden z narodów europejskich nie poka- 
zuje lak mało duchowego życia, nie, jest tak zapomnianym, spo- 
kojnym, prawie zabitym. Ciężkiego coś mają Finnowie wj swojej 
naturze. Finn nie tańczył nigdy, nie śpiewał, wziął wieczny roz- 
brat z wesołością. To też wszystko jasno tłomaczy bierną rolę 
plemienia w przeszłości. Kiedyś szeroko rozpostarło się poświe- 
cić, nawet dużo po nim błądziło, ale pod przewodnictwem obcych, 
na rozkaz. Wiele spraw przez Finnów dokonanych być mogło 
na cudzy rachunek. Zdaje się że przed wieki, sąsiadując przez 
morze z teutonami zasilali ich rodem, przyczyniali się do ich rozrostu. 
Jest do dziś dnia dużo wyrazów fińskich w niemieckiej mowie. 

95. *^oiz,ial pUmiada. Nestor tak wylicza sąsiednie Słowiańszczy- 
znie fińskie narody. «Na białem jeziorze siedzą Weś, na Rostowskiem 



*). Tacyt, ^Germanja, 



222 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom IH. 

jeziorze Mena, a ponad Kleszczy ńskiem Meria także; po Oce rzece, 
która wpada do Wołgi, ma swój język Muroma i Czeremisy swój 
język, Mordwa swój język*. I nieco później powiada Nestor: «a oto 
sa inne języki, które daninę płaca Rusi: Czudź, Wes, Meria, Mu- 
roma, Czeremis, Mordwa, Perm, Peczera, Jam, Litwa, Zimiegoła, 
Korś, Narowa, Lib, ci są, co język swój posiadają od pokolenia 
Jafetowego, i mieszkają w krajach północnych*. Pierwszym ra- 
zem pięć, drugim razem aż jedenaście narodów fińskich wyliczył 
Nestor. 

Od czasów Tacyta zmieniło się wiele w położeniu narodów 
fińskich. Widzimy, że za Nestora mieli swoje miasta i pozawierali 
stosunki międzynarodowe. Meria nad jeziorem Rostowskiem miała 
swój gród i oddawna węzły handlowe łączyły ją ze słowianami 
nad Ilmenem. Nie trudno pojąć też związki. Białe jezioro wo- 
dną drogą przez rzekę Szeksnę, która z niego wypływa, a wpada 
do Wołgi, łączy się z Rostowem.* Nietylko stosunki handlowe, 
ale i towarzyskie nie trudno odkryć pomiędzy temi narodami. 
Doznawali wspólnego losu jedni i drudzy, a przynajmniej widzim 
to w rozwijającej się dobie historycznej, uznawali nad sobą wła- 
dzę jednych i tychże samych książąt. Była to rzecz naturalna, 
że zdobywcy waregscy odrazu usadowili się pomiędzy Nowogrodzia- 
nami i pomiędzy Merią, rozszerzali się potem z władzą w systemacie 
Wołgi. Może Waregowie przyzwyczaili już te narody do wspól- 
nego losu, lubo samo położenie jeograficzne tłomaczyło wszystko. 
Znać częstemi tu gościami byli goście ze Skandynawji, wyparłszy 
ich z zachodnich siedlisk, tu ich szukali, ale już pojedynczo z dru- 
żynami swojemi, żeby panować nad Finnami, ale nie odbierać 
im więcej ziemi. Pełno też w podaniach skandynawskich wiado- 
mości, powiastek o ziemiach fińskich. Dowiadujemy się z nich 
rzeczy dawno niesłyszanej^ że Finnowie słynęli jako zdolni ko- 
wale, i miecze przez nich kute, mi^ wielką sławę na północy. 

Było podówczas nawet osobne państwo fińskie u podnóża 
gór Uralskich, sławne w sagach skandynawskich. Nazywało się 
Biarmją, ślad tego wyrazu pozostał w dzisiejszym Permie. W tych 
właśnie stronach rozciągało się to państwo od Dźwiny północnej 
i morza Białego do rzeki Peczory, za którą wystawiali sobie 
Skand)mawowie, że mieści się Jotunhejm, ojczyzna okropności 
jiatury i złego czarodziejstwa. Już to w ogóle narody fińskie były 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 223 

bardzo zabobonne i obfitowały w tak nazwanych wołchwów, to jest 
czarodziejów, kapłanów, którzy umieli nadprzyrodzone sprawy 
załatwiać. Biarmja ta była jakby świętą ziemią północnych ludzi, 
często do niej odbywali pielgrzymki. Żadne imię nie spotyka się 
tak często w podaniach sag jak Biarmia. Nawet kraje słowian-, 
skie, które bliżej leżały Skandynawii, ochrzcone imieniem Garda- 
riku, mniej były sławne. Biarmja była kraina cudów, nadzwyczaj- 
ności i fantazya twórców sag, zbieraczów podań wysilała się, 
kiedy malowała te strony. Pierwsze rzeczywiście historyczne świa- 
dectwo o Biarmji mamy w podróży żeglarza norwegskiego Otera, 
który w IX wieku okrążył Nordcap w Laponji i dopłynąwszy do 
ujścia Diwiny północnej, zasięgnął języka od mieszkańców, którzy 
mu wiele opowiadali i o ziemi i o ludach w około. Oter już za- 
świadczył, że naród biarmski jest bardzo liczny. Skandynawowie 
przeskoczyli przez Słowian i wdarli się pod te stopy Uralu, nawet 
zdaje się, że założyli tam jakieś państwo, bo i z tego czasu spo- 
tykamy wciąż ślady wędrówek skandynawów w te Uralskie strony. 
Biegną tam szukać chleba i znajdują ojczyznę. Był jakiś widać 
władca tej krainy, niewidzialny, który prawie rozciągnął opiekuńcze 
skrzydła swoje po nad całym Gardarikiem. Naród słowiański 
i porzecze Wołgi przywykało do tych nawiedzin, do tej władzy, 
o ile nie dawała się we znaki, o ile przynosiła bezpieczeństwa i za- 
ręczenia handlowi. W Skandynawii pełno było drobnych państw 
i dlatego wszyscy mniej więcej konungowie sobie równi, przepę- 
dzali jeden drugiego. Ale władca Biarmji pomiędzy swojemi 
umiał być pierwszym. O niego się wiele opierało. Spokojny i po- 
tężny władał ziemią przestronną, a nie obawiał się ani podwładnych, 
am ziomków zza morza, którzy o jego łaski zabiegali. 



m. NARODY STEPOWE. 



96* 2M^^<'- ^hazjarbip, ^anorponie ich nad ^lomcmami, Chaza*" 
rowie zajęli stanowisko po Alanach, których niegdyś w swojej 
wędrówce na zachód potrącili Hunnowie i pociągnęli z sobą^ 



224 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ffl. 

Wtedy na stepy rozłożone pomiędzy Wołgą a Donem weszli z Azyi 
Ahacirowie, lud pokrewny Hunnom. Z Ahacirów rozwinęli się 
Chazarowie^ pierwsze nazwisko zepsute przez historyków bizantyń- 
skich. W dawniejszych owych czasach rozdzielali się Chazarowie 
na wiele drobnych Rzplitych, w których panowali naczelnicy pod 
władzą jednego' najstarszego wiekiem. Nad wszystkiem ciążyło 
jarzmo Hunnów, dopóki żył Attylla. Później słychać w historyi 
tylko o bojach Chazarów przeciwko królom perskim i dynastyi 
sassanidzktej.' Byli to najz^ciętsi , nieprzebłagani nieprzyjaciele) 
gotowi zawsze podawać rękę cesarstwu wschodniemu do wspólnych 
na wschód wypraw wojennych. Przedarli się Chazarowie za Kau- 
kaz, zawojowali Gruzyę, nękali Persyę (579-590 r.) 

W czasie wędrówki Awarów na zachód, przerażeni łoskotem 
walących się ludów,* Chazarowie szukali opieki Turków i poddali 
się zupełnie pod ich władzę. Ztąd to pochodzi, że pisarze węcho- 
dni często nie zastanawiając się, nie rozróżniając, biorą jednych 
za drugich, Chazarów za Turków. Ale odzyskali potem wolność 
nie wiadonio kiedy. Za cesarza Heraklego zawarli sojusz t. Byzan- 
tem i znowu napierali na Persów, zawojowali nawet Armenię, ale 
Ai^abbwie, którzy obalili potęgę Persów, tak się im wkrótce dali 
weJ znaki, że Chazarowie stanowczo ciężar swojej wagi przerzucilf 
z południa na północ, na słoAviańskie kraje. Pierwszy naród, który 
uległ *w tej stronie ich przemocy byli Bulgarowie, ostatek zdo- 
bywców "nadduiiajsldch krain, przj^ulony gdzieś do Wołgi i Uralu. 
Odtąd rozpościerali się coraz więcej wśród słowian i utworzyli 
z czasfeot* państwo różnojęzyczne i różno narodowe. Łatwo im było 
robić zdobycze wśród ' narodu rozdzielonego na drobne gminy. 
W końcu Vn' wieku owładnęli te pokolenia, które się posunęły 
w okolice Donu, na początku VIII wieku opanowali półwysep 
krymiski. Wtenczas to do'*Tniasta chazafd^iego Dorazu uciekł ce- 
sarz Justynian II i ożenił się tam z córką władzcy chazarskiego. 
już chrześcjańką. Metody i CyryU spotykali ^ już Chazarów na 
tych pobrzeżach morskich. 

Ale od strony Kaukazu cisnąć zaczęło Chazarów muzułmań- 
stwo. Nowi zdobywcy odebrali im »emie nabyte w górach i ma- 
cali po iebtach właściwe państwo chazarskie. W r. 734 Meri^an 
wódz Kalifa wpadł nawet do Buigaryl i mało co nie rozbił w ka-* 
wały całego państwa, wziął stolicę najwyższego pana wśród Cha^ 



Tom a ICSTOI^A PIERWOTNA POLSKL ^jtj 

żarów, ktxky' nosił ty tał Cbakana i zmmil go do wiary oiahoińę- 
tiuiskł^ Oeeać proroka rozsKer^taja się w górach i Chazarowje 
odeldia^. cokolwiek dopiero po śmierci Merwąna, 

Drugi to więc ra^, zatamowany od południa, rozlał się na 
póboc, stfasflliwy napad chazarski. Wtenczas . to padli ofiara 
Wiatycze, Siewierzanie i Polanie, plemiona ponad Dnieprem i Sutą. 
KorzystaU z wzajemnych nieporozumień słowian pomiędzy sobą 
r kosztbnl ich wzrastali na siłach. Tak Polan zaWbjowali wtóncz^ 
kiedy ci pokłócSi się z Drewlanami. Kiedy Chazarowie opano* 
wamzy bkolk:zne ziemie, wysłali do Kijowa żądać daniny. Polanie 
ofiarów^ im po mieczu od dymu i d^i miecze. Kiedy je pn^- 
nićistoiio doChakana, starszyzna rzelda: sNie dobra to danina, 
myśmy TobiK zdobycze szablą z jednem ostrzem, a ci ludzie no- 
szą ori^ obosiebzny, z czasem być może brać będą daninę od 
nas i eS drugich narodów*. Zresztą trzeba to powied^eć, ^e 
iiicwełd cUkzarska nie c^żyła bardzo zawojowanym narodom: 
ptmń Poiteie dań skórami, ale zresztą byli zupełnie wol* 
ni, bo Cfaazafowie do ą>raw wewnętrznych Ich nic się wcale nie 
mięszadL Zawojowanie to nastąpić mogło nie prędzej, jak w więlcu 
VHI. Był *to czas w ogóle bardzo tajemnic^r dla Chazarów, bo 
ziudefd« nawet od greckich histoiyków nie zalati^ nas :^ne 
oaićh. wzmianki. 

Zakładali tymczasem na ziemłach słowiańakkh i własnych 
••gi'qi tt tte ijiaflStwo. Na północ władza ich dochodziła aż do KpEy^ 
wiczan, a więc prawie aż do ostatnich krańców Słowiańszczyzny. 
Na-tzachód po za Dnieprem dotykali się Wo^oiia. Potfga to 
bjia widifz i miała wielkie pozory siły wszechwładnej. Wtenczas 
to m VIII wieku stanęła ich nowa stolica Sarkel czyli Białowieżą 
nad Donfem, przy mej był gród sihiy dla zabezpieczenia się od 
naparci Piec^aegów, Grecy pomagali do tej budowy. 

9f . ^\V€m!itrzne dsdeje HUhazimrp. Rząd i wewnętrzny astr4i 
tego fHostw^, bardzo oryginake. ^ła to naprzód rzesza ludów:. 
Saiaych ChązĘurów dzielono na dwa rod^je, to jest na bia^ch 
t.aain^ch,, jedni od drugich odróżniali, się pochodzeniem. Smagli 
mpgii iść z mongołów, inni rzaś piękniejszych rs^sów twarąr^ nale- 
Mi^ itoote 4o ple&uenia kaukazkiego^ byli potomkami dawnydi 
Aha<Srów^ Biali i czarni nie mieli języka, i krwi wspólnej z Tur- 
^ ff iSj priśecież żywioł turecki ,miał wpływ wielki w państwie, bo 

Historja pierwotna Polski T I. 29 



226 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

rozsiadł się swobodnie i stanowił trzeci słój ludności, nawet wy^ 
s6ko uprzjrwilejowany. Chakan otaczał się np. strażą zlołon^ 
z samych Turków. Obok tych narodowości i po nich najliczniej 
sza była zapewne ludność słowiańska, jeżeli się weźmie tta uwagę, 
że tyle ludów płaciło Chazarom daninę. Były wprawdzie i odrę- 
bne pokolenia Finnów różn^o nazwiska. 

Chakan najwyższym był władcą, ale tylko miał posór pa- 
nowania, majestatowi oddawali cześć poddani, ale wUntzą się 
z nim podzielili, całą mu nawet wzięli. Na to potworzyli mnóstwo 
wysokich urzędów.' Godność Chakana była za to dziedsicaa 
i tajemnicza, bo, jak to pospolicie dzieje się u ludów wscliodmclit 
władzca ten prawie się wcale nie pokaz3rwał ludowi, bo raz tylko 
w cztery miesiące przejeżdżał się konno po stolicy, a wteacsas 
padali wszyscy na twarz przed majestatem. Każdy z poddanych 
gotów byt poświęcić życie na pierwszy lepszy rozkaz Chakana. 
Wszystko tutaj wschodnie, zakryte, tajenmiczę. Chakan be^ za- 
jęcia przepędzał całe lata w rozkoszach ciała. Kiedy umieia^ 
zaraz na wysokiem miejscu oddalonem od wody budowano ga»di 
o dwudziestu komnatach, obijali go wewnątrz złotem szyta ma*- 
terją, w każdej komnacie ryli mogiłę w ziemi i do jednej z nich 
składali zwłoki, poczem ścinali głowy służbie użjrtg do pogrzdiu 
i naród powtarzał sobie, że stary Chakan odszedł do raju. Insty- 
tucye to stare i nienaruszone, nie rozwijały się z czasem, i Cha- 
kan czasów Attyfli był taki sam jak Chakan panujący nad Po- 
lanami. 

Trafili kiedyś do tego tajenmicż^o państwa missyonarce 
żydowscy i namówili Chakana do swojej wiary. Za jego przy- 
kładem poszła starszyzna. Mogło to być również w VIII wieku, 
w epoce największej dawy. Osad żydowskich dużo było podów- 
czas w Krymie, jako wyżsi cywilizacyą mogli łatwo opanować 
wyobraźnię biednego ludu. Więc i pod tym względem państwo 
chazarskie składało dziwną mozajkę rel^ijną. Wiara panującydi 
hyh, żydowska- ale obok niej rozwijało się swobodnie ćhnceśgań- 
stwo, mahometaństwo, i różne rodzaje bałwochwalstw. Tolenui- 
cya bjHta zupełną, prześladowań nie było. Dlatego spieszyły pod 
opiekę chazarów tiumy wychodźców. Mahometan niy więcef byio 
w Ateli, dawnej stolicy, mieli tam swojego arcykapłana. Nawet 
w sldadzie rządu uderzała taka wjrsoka tolerancya. Siedmiu sę- 



L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 22/ 

dziów skiadalo sad duchowny, dwóch z nich było wiary żydow- 
skiej i sadzili podhig biUji, dwóch chrześcjan wedhig ewangdji, 
dwóch mahometan wedhig alkoranu, jeden dla bałwochwalców, 
którzy iwidać z tego jak i z innych wskazówek, najmniej mieli 

Chazarowie byli plemieniem pokrewnem ormianom i gnizja- 
nom, mieszkali pierwotnie na Kaukazie i potem dopiero zrze- 
szyli się razem z ludami tureckiemi i mongolskiemi, ze ^owianami 
i firniami w jedną całość. Przechować męc mogił wiele podań 
I pojęć wspólnych im z Jnnemi narodami Azyi, podobnych do 
podań biblijnych. Religja żydowska więc pokazała się im lepszą 
od inny^ch, Ale odpadli później od żydostwa i przyj- islamizm 
aHx> chńeścjaństwo. 

I C3n¥ilizacya ludu przedstawili takąż samą pstrodznę, jak 
Ofgatiizm politycznego bytu Chazarów. Była tam dzicz koczująca 
i pleiiiiona więcej nawyMe do obyczajów koczującego życia. Kwi- 
tnęly tam wszeDdegp rodzaju rzemiosła i rękodzieła, w przemyśle 
i wyrobach metalicznych widoczne było nawet pewne misterstwo. 
Chazarowie kopali miedź i srebro w. Uralu. Handel prowadzili 
obszerny lądem i wodą, na wschód i zachód, żegluga po Wołdze 
mezmiemie była oż]rwióna, jak i na wszystkich hsekach Chazaryi, 
wedhig świadectwa Massudego. Atel, stolica stara nadWo^ą, 
był^ skiadowem miejscem towarów dla całej półno«y. Skatb 
państwa miał się na tem wszystkiem dobrze, bo każdy podróżny 
do i podatki opłacał. Atel nie uderzał wspaniałością, donfy wy- 
glądały jak chałupy i jeden tylko dworzec Chakana świecił ogro- 
mem i sztuką. Miasto leżało po obudwu brzegach Wołgi wśród 
pól uprawnych. Oczywiście że i oświStta podnosiła się takiemi 
stosunkami, ale na nią mało wpłjrwali właściwi chazarowie, którzy 
przemysłu nie lubili i ztąd n. p. wszyscy rzemieślnicy w Atelu 
byli cudzoziemcy. ') 

98. ^pieczim^, ^ołowcy. Gdy Chazarowie byli Więcej ludem 
osiadłym, rolnicz)rm, w okolicach Donu i na ślepiach rozciągają- 
cych się na północ od Krymu, pokazują się Pieczyngowie, a potem 
Polowcy. Naród to niezawodnie jeden, ale dwojakie nazwiska. 
Pieczeniegowie plemię tureckie koczowało niegdyś w Azyi średniej 



^ Chatakterystyka Chazarów V Dzieotiiku Warszawskim 1854 Nr, 



^28 DZIEŁA JULJAŃA BARTOSZEWICZA. Tom IB. 

i ii£i zachód doiykato rzek Jaika i Wo^git tu od ssacbódiiUj ątroior 
midi Cbazarów za sąsiadów, od wschodu w stepach obo^ nich 
kocżow^ ihat tureckie hordy U^sów. W Vni— IX wieku wy bu- 
tiaisL mjna Pteczeni^gów z Qbazaraaii> ktjórs^ wire^zcie ppdali r^oę 
Uzom, i wtedy w dwa ognie wziętym nieprzyjaciela posuo^ &ię o^ 
zącłiód i ^pogonił pnsed 3obg lJgrów> j^odd^ycłi chaz^kich, 
którzy rob<^ Kijowa pr2eQiknęłi się do Ewopy. Al^ w ślad za 
•ałemi na eranioacfa Połaa zjawili 3i$ iPtec^e&iegowAe^ x>dt9d przez 

• 

wieki dcfoKiwy, codzienny ich to nieprzyjaciel, to spa^mi^rzeniec. 

Była )to takie pewnie aiięszanina ludów, ,ktx5ra ^ię wzbiła 
w jedną catość i zrzeseyta ^, .pdsyjąwszy głównie z CTj^sęni Jco- 
iotyt ttńrecbi, bo tego iywiolu najwięcej itam \>yó mogto. Pisąr^ 
bizantyńscy znają lud ten pod imieniem Kumano w, saąii fftieęayrś- 
jg^^iit jiSwaU się Kjpczakaml O^dawoa btąkały się t^/ludx» które 
npirawy ziemi nie znnty, a koczownicze prowadzi^ ^}fc^ j^ ^- 
pat^ Awi wschoidni^* [i £uropy wsc^odnii^ ponad ^r^ięm K^- 
^skMMb '^ r^dcą Jaikiem -czyli .Urade^. Oczywiście nie ^ni^ 
<€jicasysi^9 ale Idec^ .potem ^TłwuMrowie ścisaęU'się w|ę9^;S(E€Vtebiif> 
Mtttta^o^fńs fMici]QVt^i>yM pomiędąy .Ę>iii€S>nea9u Doaem^ą Vi^- 
^» Ma Ąo ograniczacie ich i^Midtywaty później zwyas^tw^ rksią^t 
'Wnr^Ó^ -wśród Słowiańszczyzny. Naprzód nazwpiska Picfifenie- 
CrÓW 'gł<hśoe, za czasów ^zaś lyeh zwycięztw, upowszechnia .się .d^* 
giet Połpwoów. Niema wątpliwości ie to drugie Jest. narodowe, 
otowiańakie i M . .^tym sąsiadom swoim .na4ali je b^nJL» jciąg^e 
.pre<2 ouch napastowani i łupieni Siewierzaińe i Folaiue. Ź^óćip' 
słów tego v^razu le^ widocznie w łowię, w głowach. Poło^ucr 
są to ilud^ którzy Jowili zdobycz, rzemiosło. swcge zostawiali ^ ną- 
zwiskn. « 

L^d ten dailci nie miął stałych siedz^bt chociaż latopis^e 
8ł^wiańs(^ wspominajj^, że jia brzegach Donu było kilka . mia^t 
połowieckich. Były to pewnie prędzej główne jpboi^wiśkąi do 
ktxSryc|i j>QJę4yncze hordy, pokolenia zbliżały .czasami swoje na- 
mk>ty. Wieże, nie domy składały te obozowiska, to Jest yfozy 
na których, mieszkamy rodziny potowców, wtenczas kiedy mężp* 
.wie ubiegali się za zdobyczą. Często w latopisach słowiańskich 
mowa o .tycb wieżach jak się posuwają, cofają. Gdzie wieże tam 
i siła i główny rząd i ognisko narodu. Nazwiska miast tych brzmią 
zupełnie jak imiona książąt, nadane jm na tos ^e były jch)vilowe- 



Tom L HISTORYA PIERWOTNA POLSKI 220 

.... ' • ^. jC 

mi obozowiskami wodzów. Można też przypuścić, źje tniasla te 
cź^B grody, bo tak je nazywają latopisy, były na pewnych rtiłej- 
sca(^, nie dźwigały si^ jak naród, zbudować je pewno miiśieli 
Chaźarowie^ a potein ustąpić nowym przychpdniom, ktorisy. gro- 
dów budować nie umieli, bo nic im z tego nie przychodziło. Żyć- 
sztg handel Europy z Azya szedł ^ Bulgaryi nadkamskiej przez 
ziemię Połowców i ztąd mogły tam powstawać targowiska i ^ąia^ta. 
Było kilkanaście hord, a każda miała swojego własnego na- 
czelnika. Latopisy słowiańskie nazywają ich po swojemu kniazia- 
mi. Sam naród panów swoich nazyw^tf chanami, tytułem pospoli- 
tym u plemion mongoło-tureckich. Chanowie nie znosili się z. sobą 
w sprawach całego ludu. Łączyli się tylko zawsze kiedy o łupy 
chodziło, albo kiedy ' najście : bd|ttt)ttl!« '^ : 'Kie ł)yto 1vięc państwa 
wśród Połowców. Chanowie nie «ad wielkiemi panowali ludno- 
.ściami. W niejednej bitwie przeciw słowianom po dwudziestu 
i więcej ich ginęło. Chanowie nie byli tak bardzo ubodzy, mie- 
^ąf o^W(|t pwne .w^9Ay życia z lupięty^i ? b^jpdlMvtoż J.,w mia- 
^«h.jP9H^^fV»^^^ ^y^.^ostafS mifldH^ wiii^,i .ryi) tci^a^ , 

'itC»k^^t»^>. ^9flf ł^^4 chciwy, 9k^utAy,,4f;ikv^takpod)y^ 
jak. JL rip^kfuujący w nim. Trudnili się pas^enig^p^ X^9^ ^h^4lf ^' ^ 
1^ tJao^i^ icoc^ali się ,Pojtowcy, mieli z nich pdfjież \ JĄ|^9^ 5{rj^- ,. 
«?i^ /«^erftz,i.^h94- Korne przyprowadź^. ^e,,swoic]^i )\<i^^. 
tabMaów. uiejgiz.dp ziem cibcycl\,.na ^tóre. nąp^dgli. . Jeńców, ^ppj- 
ff^^ijfych w t^qju 3pricedawali do Grecyi, Sami naiH^,w^i się njeraz . 
ją^9 yfQi^kQ stronom ;ufalczącym. Nieraz ^ogromne PH^d wjipr^- 
^adfa^ ,dp l>QJf), po i2,poo ludzi i więcej^ bp kąż^y xo]|odziąn 
doss^ejfjłs^ do Igt, chwytał za,. oręż i składał gQ dopiero w póź/nęj 
starości. Na wojnę powstawała zwykle całą hprda. ,Nap3ić iqh 
b}da iws^wsif ^nieraz rozbjj^ całe połączone sify jak później księstw 
ruckicb, bo mieli i doświadczenie wojenne i napadali ,tłvunaofii 
i cc^s^ingli taktykę wQJenną, fortele. Ćmę strzał ciskali na nię- 
{Mrayjąciół? bili. się kopią, mieczem, mieli tarc^e^ hełcfły i kolczugi, 
o pąerfi ich kapały się, druzgotały miecze niqprzyjaciót. Lud 
dzfki, jedli więc surowe mięso, pili krew, ia]fomii się na ścierwo. 
Ghazarpwie nie tyle ważni dla dziejów słowiańszczyzny bo 
^^I»f cedzili JOasz czas .łiistpryczny, ale Pieczyngowie i Połowcy zja- 
wiają się w samym największym ruchu historycznych plemion sło- 
wiańskich nad Dnieprem i Dniesjtrem. Była chwila że ziemie te 



232 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tomin. 

"życi^, wsiąkło w naturę północnych ludów, zrobite icłi bohatyra- 
jcni. «Tyle" twego co szablą zdobędziesz*, mawiał ojciec liórmański 
do swego cyna. I skoro śniegi stopniały, zaraź ze Skandyriawjr 
wybierały się tłumnie, cichaczem statki na morze szulćać chleba 

i zdcibyc^y. Nie jeden iniierć znalazł na dalekich lądach, albo 

■•-»• ■". 1... ,1 

zdobywszy sobie jaki zakątek, dobrowolnie porzucał ojczyznę, 
^kczę^liwyjże marzenia życia spełnił. Mniej szczęśliwszy od zdo- 
bywców,, ale więcej od tych co śmierć ponieśli na W3^rawie, ji6' 
wracali w czasie kiedy mrćSz ścinał morze, zobaczyć czy za^aji 
rodzinę, . zagrzać 'się u zimowego ogniska. Opowiadiatio sobit 
wtedy szczegóły o bohatyrskich Wypfawach, o przygodach ai^an- 
tumicźego żyda. I zaraz pieśń krążyła z ust do ust o zddbyw- 

ćach, o poległych w boju. Sagi bujniej wzrastały na brzegach 

■ - .. • . ■ ' ^ • • 

lądów północnych, jak zboże. Historja, poezya, c^y duch na- 

rodu, leży w tych sagach, ópo\yiadaniach prostych, serdecznych, 
naiwnych, « Ozdabiali długie wieczory powiastkami », mówfą kto- 
niki normańskie; każdy wojownik inusiał na pamięć umieć wiele 
pieśni rycerskich, poezyi, twórczości poetycznej otwierało 3C sze- 
rokie pole i rzeczywiście urosła z tego wszystkiego świetna, bo- 
gata literatura, utworzył się osobny, oryginalny, nie ńaślado\ińtóy, 
pełen obrazów i zwrotów język poetyczny. 

Dzikie to bohatyrstwo rozwijało się podtrzymywane, zasBarie 
dzielnym, upartym charakterem narodu. Nie chodziło przecież 
liidóto północnym tyle o wojnę, co o zdobycz, Tmn gd2ie po- 
mogło inęztwo, poświęcenie się, chętnie znalazły się ofiary. Tam 
gdzie chytrości było potrzeba, występuje ńajwyszukaósza przcJbie- 
^oś*ć. Wszak nie o dowód waleczności idzie, ale o skutek^^o- 
niyślny. Normański rycerz obłowiwszy się na rozbojach, zostaje 

* • 

kupcem i rozwozi towary swoje po nadbrzeżach morskich. Cza- 
sem wódz wyprawy zbrojnej dla oszukania baczności, ukrył swoich 
rycerzy w łodziach i udaje kupca, ściąga nieostrożnych w zasadz- 
kęŚ zabga ich i potem swobodnie łupieży lub kraje zabiera. Ku- 
piec czy rycerz o jednem myśli, o zdobyczy, o łupach. Podejść 
nieprzyjaciela, oszukać jego dobrą wiarę, to takie czyny męztwa 
I bohatyrstwa, jak zdobywanie orężem. Tern większy rozum nn 
obfitszy w pomysły przebie^ości, zdrady, podstępu. Póltiochi 
ludzie nazywali mądrymi ty<^, co umieli pokonywać tak samo 
órężeoi jkk i radą, wszakże i w boju, gdzie już sBy fizyczniej J)0- ' 



Tom 1 mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 233 

trzebowano, trafne zdanie, podejście w zasadzce tryumf nieraz 
zapewniało. Szczególny był widok dwóch trzech Normanów za- 
równo bystrych, walczących z sobą na podstęp. Czyny takiego 
bohatyrstwa równy budzą entuzyazm, równe praWo mają do wy- 
stawiania w sagach, jak prawdziwa ofiara , bohatyrskie nara- 
ienie życia. I pełno też o nich wspomnień w sagach skandynaw- 
skich. Nawet, żeby prawdę powiedzieć, niema pola dla właści- 
wego bohatyrstwa u ludów północnych; to wielkie pragnienie sławy 
i zwycięztw, jakie odznacza rycerstwo średniowieczne Europy, . 
nie budzi zapału, u ludzi północnych nie rozgrzewa zimnego ser- 
ca. Frozaiczność w nich zabijająca i wyrozumowana. «Zwycięztwo 
dwóch nad jednym, stanowią rycerskie prawa Skandynawji, przy- 
nosi hańbę zwycięzcom; lecz będzie godzien pochwały, kto prze- 
może jednego, da radę dwom i nie ulęknie się trzech, przed 
czterema najwaleczniejszemu godzi się uciec ». Nie było więc idei 
sławy i wielkości tam, gdzie chodziło o zabezpieczenie się od 
upadku. Chociaż znakomicie zasilał się żywioł rycerski w tych 
ludach, jedynie tylko powodzenie, w ten lub ów sposób osiągnięte, 
dawało prawo do najwyższej sławy. Nie ten był chlubą narodu, 
kto czynów wspaniał^o męztwa dokonawszy poległ bez skutku, 
ale ten co posiadł płody zwycięztwa. U tych ludów popłacało 
szczęście, nie bohatyrstwo. 

Co uderzające w tej rycerskiej cywilizacyi Skandynawów, 
to ta niezmierna obfitość bohatyrów, konungów. Zwano ich kró- 
lami morskimi, chociaż królestwo ich było tylko na stat- 
kach, składało się ze szczupłej drużyny. Jednakże na prawdę 
z krwi królów pochodzili. Roiło się od drobnych państw na pół- 
wyspie skandynawskim, starsi lub dzielniejsi synowie po ojcach 
brali tam tronów dziedzictwo, młodsi szli rozbijać po morzach. 
Byli więc królowie lądowi i morscy, ci ostatni przenosi]} się z miejsca 
na miejsce, a tam gdzie przypadkiem wylądowali, zakładali chwi- 
lowo swoje stolice. Niezmierna była liczba tych królów północnych, 
bo żaden z nich dostojności nie tracił, pochodząc od bogów, 
w niebie mając krewnych i opiekunów. Rycerskie te bractwa po 
republłkańsku się urządziły, nie było wielkiej różnicy pomiędzy 
królem a rycerzem, jeden ich sposób do życia, jedne zwy- 
czaje i prawa, ale różniło ich tylko pochodzenie, którego nikt 
nie zapomina ani król ani rycerz; rdigijne to pojęcie określało 
Histoija pienrotna Polski T. H. 3^ 



234 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tiwn IH. 

wszystkie stosunki. Każdy więc król znalazł łatwo drużynę, z któ<- 
rą żyć mu i wojować i włóczyć się po lądach i po morzach przy- 
szło. Każdy miał równe prawo i powaga pierworodztwa nie miała 
tam żadnego znaczenia^ tylko orężem mógł dzielniejszy z synów 
utrzymać braci w posłuszeństwie. B}nvało więc, że za czasów po- 
gańskich po kilkunastu królów panowało razem w jednem państwie, 
na morzach oczywiście bjrwało ich daleko więcej. Jeden z mo- 
narchów Danji dwudziestu dwóch królów podbił pod swoje zwierz- 
' chnictwo. W takim stanie rzeczy czemże był król? prostym wladzca 
małego obszaru nieżyznej ziemi, wódz kilku» kilkunastu przyjaciół 
i stronników. W rękach rozunmego, to jest chytr^o, była to 
broń i siła straszna, która dokaz}nvała cudów, ujarzmiała, tworzyfei 
państwa nowe, obalała stare, spowodowała nowe wstrząśnienia 

i wychodztwa. 
« 

Bywali konungowie, to jest królowie, którzy całe życie 
spędzali na wędrówce po morzach. Największą cześć miał w oj- 
czyźnie, kto nigdy w życiu nie spoczywał pod strzechą dymną 
i nie pił z rogu przy ognisku domowem. Dlatego nieraz i królowie 
ci, którzy posiadali małe lub większe państwa rzucali się na ko- 
czujące życie. Takim byłnp. ów Ruryk, który na Słowiańszczy- 
źnie zaczął budować państwo. Ta niepohamowana żądza zmie- 
niania miejsca, uganiania się za zdobyczą, nie opuszcza więc takich 
nawet ludzi, którzy mają swoje dobro do pilnowania i mogą na- 
rażać sią na straty. Ruryka duch niespokojny gnał ciągle. Był 
książę ten łotrem, rozbójnikiem sławnym, czyli co na jedno wy- 
chodzi królem morskim, bohatyrem. Zawojował sobie posadę jakąś 
we Fryzyi, potem wyrzucony ztamtąd, otrzymał ziemie na frank- 
skim brzegu w Dorestadt naprzeciw Brytanji, następnie w cudzej 
sprawie wyprawił się pod Birkę w Skandynawji i znowu plądrował 
nadreńskie gobrzeża od Dorestadtu do Kolonii, wybierał daninę 
od Słowian północnych i Czudów; osadowiwszy się nawet nad 
Ładogą, dawszy popęd swoim ziomkom do fundowania państw 
w Słowiańszczyźnie wschodniej , jeszcze nie pilnował miejsca, 
puszczał się na morze zachodnie dla rozbojów. Całe życie jego 
spływa na szukaniu boju i przygód, bo nie mógł umrzeć na barł<^ru 
domowym. 

Plemię zdolne, ambitne, ruchliwe, musiało szeroko zasłynąć 
w historyL Sla^y też swoje północni ludzie, widkiemi wypadkami 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 235 

znacsylL W poiowie V wieku założyli rzeszę państw anglo-saskich 
w Biytai^i. Grz^(?rz z Tours opisuje napady Skandynawów na 
Gal}c w VI wieku. Potem inna fala normaństwa zalewa Angljc 
i podbija ją pod swoją moc. Mało w ogólności mamy świadectw 
o nmiejs^ch rozbojach, ależ to wina tylko dziejopisarstwa owych 
stuleci w czasach największej ciemnoty literackiej w Europie. 
\Vięc^ już 3zczególów mamy o wieku IX. Ale była też to pora 
nąjszerseego rozpasania się Skandynawów. Wtenczas to zamyślił 
się Xarol W. i przepowiadał bliskie nieszczęścia, wtedy to ludy 
struchlałe wołały w kościołach: « A furorę normannorum libera nos 
dominel wybaw nas Panie od napadów normańskichI» Awanturnicze 
ich przedsięwzięcia kończyły się tworzeniem państw. Żaden brzeg 
mozza od nich bezpieczny nie był, nawet za cieśniną gibraltarską, 
portugalski, hiszpański, italski, afrykański. Wszystkie rzeki, wszyst- 

• 

kie ujścia, wszystkie porty były w mocy normanów, którzy takim 
sposobem klucze wszystkich krajów w swojem trzymali ręku. 
Roje ich odbiegły pod biegunową Irlandyę, zapłynęły do stałego 
lądu drugiej półkuli i na cztery wieki przed Kolumbem odkryły 
Grenlandyą. W tymże czasie staje na południowych brzegach Włoch 
nowe królestwo z rozboju cudownego wyszłe, bo przez małą 
garstkę zuchwalców zdob3rte. Stolica jego Neapol. 

100. ^aregofńe. Chodzili włóczęgowie skandynawscy tak samo 
po lądach jak i po morzach, tylko pierwszych na pierwszy rzut 
oka daleko mniej było. Dla nich przez Słowiańskie ziemie szła 
droga, «iz Wariag w Greki» opowiada Nestor. Drużyny północne 
pod wodzą pierwszego lepszego zucha po Słowianach, Krzywicza- 
nach. Polanach, pchały się na południe dla pustoszenia brzegów 
cesarstwa wschodniego, także szukały sobie chleba i łupów. Sło- 
wiańskie niedbalstwo, dobroduszność, nie miała nic przeciw temu. 
Jest waregskie morze, które oddziekJ^o półwysep skandynawski 
od. wschodniego stałego lądu. Wielkie jezioro Newo (Ładogskie) 
miało związek z morzem, z jeziora wypływała rzeka Wołchow, 
która wodną drogą prowadziła do Ilmenu, z którego wypływała 
Lowat'. Od tej rzeczki szła droga lądowa aż do źródeł Dniepru 
i już wielką rzeką kończyła się na drugiem morzu. Był to trakt, 
po którym odbywał się handel północy z południem i dwa wielkie 
miasta jakby stały na straży dla bezpieczeństwa kupców, Nowo- 



236 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IV. 

gród, i Kijów. To samą drogą puszczały się i zgraje normańskie 
w świat południowy, w świat cudów, według fantazyi północnej. 

Któż byli ci waregowie, ci Russowie? Dlaczego tu w Sto- 
wiańszczyźnie mowy niema o normanach, o skandynawach, tylko 
o waregach? Byłże to lud jaki osobny? Jaki jego związek z pół&o- 
cnemi ludami? 

Waregami cesarze greccy naz}nvali straż swoją przyboczną. 
Straż ta składała się wyłącznie z wychodźców normańskich, szu- 
kających chleba w wojennych spółkach. Bo i na tej drodze szu- 
kali utrzymania normannowie, przedawali się, oddawali krew swoją 
za chleb do życia. Tą wielką drogą handlową z północy na 
południe szli i spokojni normannowie do Grecyi, pewni że zawsze 
tam na dworze cesarskim znajdą opiekę i służbę. Kto miał czem 
uzbroić statki, płynął na morze. Każdego króla morskiego otaczała 
drużyna, to jest towarzystwo, które mu poprzysięgło, które służbę 
u niego przyjęło. Drużyna a wódz jej składali jedno ciało; wódz 
wymagał od drużyny posłuszeństwa, dawał zaś jej utrzymanie, na- 
turalnie z łupów zdobytych. Ubożsi normannowie, ci którzy 
z królewskiego nie pochodzili rodu, składali także drużyny. Ale 
ubożsi jeszcze, którzy w tym orszaku swoich królów miejsca zna- 
leść nie mogli i ci co woleli bezpieczeństwo, jak nieustanne wę- 
drówki, najmowali się cesarzowi wschodniemu. Ciągnęli także przez 
Słowiańszczyznę drużynami. Otóż tych najemników i słowiańskie 
narody i grecy nazywali waregami. Wareg więc oznaczał skandy- 
nawa, ale na ziemi słowiańskiej. Wyraz wskazywał na zatrudnienie, 
ale nie na narodowość. Zródłosłów wyrazu widziano w Vaere, 
Vara, co w starym języku gockim miało znaczyć sojusz, związek. 
Inni widzieli w tem nazwisku wyraz staro-niemiecki war, oznacza- 
jący wojnę. Inni w tem po prostu wyraz słowiański ipotoK, warah, 
nróg, spostrzegali. Bądź co bądź, widzieli słowianie drużyny nor- 
mannów, które zwały się w swoim języku dla jakiejbądź przy- 
czyny, Waregami, wyraz raz pochwycony, został w pamięcL 
Normannów znał zachód, Waregów wschód Europy. Wyrazy 
pospolite stały się z czasem imionami własnemi. Nestor też nie 
zna zupełnie Normannów, zna tylko ogólne ich nazwisko drużyn- 
ników, Waregów i opowiada, że Waregowie którzy mieszkają za 
morzem Baltyckiem ku zachodowi, są rozmaitych narodowości, 
Urmjanie, Swije, Anglanie, Goty itd. 



Tom t HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 237 

Powiedzieliśmy, ie waregów tylko na pierwszy rzut oka było 
daleko mniej po lądach jak po morzach. Bo przypatrzyć się 
bliiej te| rzeczy, inaczej się wyda. Napaści normańskie dotykały 
Europy, stron więcej w cywilizacyi posuniętych, chrześcjańskich. 
Uczeni biskupi na zachodzie notowali dzieje i chronologję tych 
napaści Dlatego o nich słychać, ale tutaj u nas na wschodzie 
nie było komu notować wędrówek. Tymczasem wszystkie wska- 
zówki sag skandynawskich pokazują, że i po naszej ziettii druży- 
nami tak liczne włóczyło się normaństwo, jak po zachodnich mo- 
rzach i krajach. Była nawet cała terminologja skandynawska 
ziem naszych. Północne strony około Nowogrodu, nazywali Ware- 
gowie Gardarikiem, wschodniem państwem, Kijów był to Newgard, 
bogaty Konstantynopol Mildagard. Tłumy waregów szły i osiadały 
jui dawno na brzegach morza Czarnego i Azowskiego i ztąd 
opustoszały brzegi cesarstwa, Azją mniejszą; jasne w tym wzglę- 
dzie sa świadectwa Arabów, nawet greckich pisarzy. I to byli 
Waregowie i widać także po większej części z pokolenia Russów, 
bo nazwisko to Russów niesłychane dotąd, na południu rozl^;ać 
się zaczyna. Ocz)rwiście, że aż nawet na tych brzegach opierały 
się często tłumy waregów, cóż dopiero wewnątrz Słowiańszczyzny? 
Z Gardariku, to jest ze Wschodu, wysńy pierwiastkowe ludy 
gotyckie. Tam więc zdaje się miały w kilka wieków potem swo- 
je ognisko, tam punkt ogólny ciążenia. Te ciągłe wyprawy ko- 
nungów Skandynawji na wschód, wskazują na nowe fakta, których 
dotąd nie spostrzegaliśmy. Wlokło ich coś do Gardariku, do 
braci, Gardarik był dla Normannów coś jak Mekka dla Turków, 
jak Jerozoluna dla chrześcjan. Ale Gardarik nawet ma podrzęd- 
niejsze znaczenie przed Biarmją. Tak więc na wschód i południe 
przerzynały Słowiańszczyznę tysiączne drogi, zajęte zawsze przez 
północnych ludzi, którzy nieraz naszedłszy z tłumem wojowników 
obce ziemie, osiadali w nich i zakładali państwa chwilowe. Pań- 
stwa te upadały same przez się, kiedy normannowie gdzieindziej 
pogonili za zdobyczą, albo kiedy się cofnąć musieli przed prze- 
ważmejszą siłą nowo nadchodzących ziomków, którzy ich znowu 
wyparli. Biedni Słowianie cierpieli długą niewolę, nim samodziel- 
nie wystąpili w dziejach. Ale widać nie wiele obchodziły ich te 
zmiany u góry; normannowie nie powstawali na ich narodowe 
uprzedzenia, nie zaprowadzali pomiędzy nimi swojej wiary i oby- 



2^8 DZIEŁA JULJANA BART0S2E^V^CZA. Tom JO. 

Czajów, zdaje się nawet, źt dla własnego pożytku nie starali się 
poddanych swoich słowian natchnąć duchem zdobyM^cz^n. Cier* 
pieli więc te wędrówki po swoich ziemiach sJtowiante, kiedy tak 
już przesnaczeme kazało. Może też spodziewali się, ,że te napły- 
wowe ludności przemkną się tylko na powierzdmi ziemi, którą 
oni potem i pracą własną uprawiali, i że nie pozostawią tak po 
sobie śladu, jak wicher kiedy wodą zamąci i powierzchnię jej Twinie 
w kłęby, nie ppzostawi śladu na modryqi rzeki lazurze; jak burza 
kiedy przeciągnie nad lasem, a nie zamąci ogólnej' ciszy starych 
dębów. Przejście waregów po. ziemi słowiańskiej nie było. przej- 
ściem huraganu. Wszystko to daje nam poznać, jakim sposobem* 
dobrze jeszcze przed Rurykiem, mogły panować w Słowiańszc^- 
źnie rozmaite dynastje konungów skandynawskich <). 

IGI. ^^icrwszy stafy zabór zienu stowiarukUj przez 'Waryetp. S^it-* 
ryk. ^ańiłjpo norpyrodzku. Ł^wo było przechodzić Słowiańszczy- 
znę Waregom. Łatwo więc było i wpaść na domysł, że z tej 
do^chczas bicrnej massy, spokojnej, rolniczej złożyć można pań- 
stwo, ociosać tylko potrzeba bogaty materyał. Selnepowi ze 
zgrają która się pchała do Gardariku przyszło to na myśl. I wziął 
się do tego w^eg z właściwą sobie zręcznością; chytry, prze- 
wrotny, nie potrzebował używać oręża, ale po prostu przywła- 
szczenia. 

Plemię słowiańskie w ruchu swoim z południa na północ nie 
utrzymało się nigdzie na brzegach morza; na spotkanie temu 
wielkiemu ruchowi słowian widomy, bystry jak grzmot i piorun, 
ruch Waregów. P^li tia wschód do Biannji^ szli na południe 
ku Grecyi. Posiadali w całym biegu Newę, którą Nestor uważał 
tyłko za ujście jeziora do morza i panowali także nad ujściem 
Wołchowa do tego jeziora. Tutaj po drodze wołchowskiej 9ty- 
kały się gdzieś granice dwóch światów, normańskiego i słowiań- 
skiego. PowoU, zgrabnie wsunął się tutaj klinem na pograniczu 
Finnów t Słowian szczqp rycerski, przemyty, chchvy władzy, 
oto jesteśmy z nim razem w ojczyźnie wielkich wypadków. 

Usadowiwszy się raz tutaj, królowie morscy, narzucali się 
obcym sobie plemionom. Jeszcze nie panowali nad niemi, ale już 



gtr. jia 



') O nowein wfdaiutt sag ika&dy&awskich w Btbl. War»aw. 1851 T. I. 

I. 



Tom I HISTORJA PIERWOTNA PÓLSKL 239 

i zaczęli się upominać o daninę. To taka rzecz naturalna; gdzie 
I się tyiko pojawił Norman, łupieżył, albo brał daninę, jeżeli trafił 
I * na spokojnego sąsiada. Raz pozwolone prawo stawało się powin- 
I nośdą z jednej strony, dawało powód do wymagań z drugiej. 
Z przywłaszczenia jednego, mogło wyrodzić się drugie, I w istocie 
spełniły się zamysły Skandynawów, płaciło im daninę coraz wię- 
cej narodów, z dobrej woli, oczywiście przez niechęć do boju, 

I 

ba jak powiada Nestor: «brali daninę Waregowie z za morza na 
Czodzi, śłomanach nowogrodzkich, Meryi, Wesi i na Krzywiczach», 
tak samo jak Chazarowie brali ją od Polan, Siewierzan, Radymi- 
czan i Wiatyczan. Ale dokuczliwi byli widać ci Waregowie, bo 
zniecierpliwiły się narody, które dla świętej spokojnośd daninę 
ua płaciły, wygnano poborców za morze, prawo zniesiono i słowia- 
nie nowogrodzcy w^ólnie ze sprzymierzeńcami sami sobą władać 
poczęli. T6 ostatnie podanie naprowadza na myśl, że przywła- 
szczenie już coraz dalej sięgało i że Waregowie zaczęli się mieszać 
w sprawy wewnętrzne ludów sprzymierzonych. Nowogród pocią- 
gał ku sobie rzeszę ludów, bo rozsyłał bogactwo, był ogniskiem 
handlu. Fińskie więc, nietylko słowiańskie ludy, wszystkie, które 
w zakresie Nowogrodu leżały, utworzyły z sobą rodzaj federacyi, 
sojuszu. Ze słowian przymknęły do niego pobliższe krz}nvickie gmi- 
ny, z Fińszczyzny ta Czudi, co leżała nad morzem i te więcej 
oddalone ludy, które linją wodną wiązały się z wielką drogą handło- 
wą« Być może bardzo, że i Normannowie nadnewscy sklecili sami 
ten związek różno narodowy, który im zabezpieczał drogę do 
iBiarmji. 

Ale po wygnaniu Waregów nie mógł się ustalić ład i bezpie- 
czeństwo u spfz}rmierzonych. Powstała rodzina przeciw rodzinie, 
zaczęły się w narodach zamieszki. Z tej okoliczności korzystali 
nowi Waregowie, z pokolenia Russów. 

Była w Skandynawji ziemia, zaraz od morza, ziemia która 
się Ross nazywała, Ross-Lagen, ziemia Rossów. Finnowie od da- 
wnych wieków mieli z nią stosunki. Ci też Rosśowie, "^^schodni mie- 
szkańcy Skandynawji, przebijają ziemie słowiańskie i fińskie w róż- 
nych kierunkach. 

Cżudi, Weś, Słowianie ilmeńscy i Krzywicze, nie rozerwali 
związku jaki ich spoił; Wysłali więc razem, jak mówi Nestor do 
Rossów zaproszenie: »zie^a nasza wielka i obfita, ale porządku 



2Ą2 DŻX£LA JULJAWA BARTOSZEWICZA. rom itt- 

To błąd gfówny, ża którym poszła mdć ińtiych. Owszem, rfżisiaj 
widzim, źe mi^o się zupełnie przeciwnie, że Ruryk nie był pićr- 
wszym, nie był też i óstatninl innopletóiennyni zaborcą'; óil ty4k6 
pierwszy pokolenia słowiańskie skupił w jednę przypadkową ca* 
łos<?. Za odkryciem bogactw, jakich pełno w sfagach skańdyhaW- 
skicłi, Ruryka postać zmalała w dziejach, chociaż niedawno thk 
ogromną jeszcze uderzała w oćźy wielkością. Ruiyk o tyle 
w dziejach zachował ^woje tak ważne stanowisko, o ile po- 
kazały następne wypadki, że pańątwo jego ostało się Wsfcef- 
kim burzom i dało początek nowej epoce. Nie było zape- 
wne budowane; w wldokacfr trwałego panowania. Pierwszy póiiiiej- 
szy napad Normannów trtógł je obalić i nowe zakładać dynastfe 
1 państwa na Słowiańsż^czyinie. Normannowie Ruryka przyszli 
do Gardariku", do dawnlef osiadłych w tych stronadi braci. Szli 
za utartym szlakiem, nie pierwsi i nie ostatni. Szli do- znajomych, 
jakby do drugiej ojczyzny w której znajdowali język swój i' oby- 
czaje i zdobycze. Wj^adek zdarzyła że osledBli się stanowczo, 
bo nayśl Ruryka znalada dzielnych, a' chytrzejszych jeszcae wy- 
konawfców. Słowfainie przez nich stają slfe naroderb, zbudzili Się 
dla historyi. Najazd ocucił ich z dłiigiego uśpienia. Odtąd plertiię 
to działa samo przez się, pod przewodem tylko książąt panujących 
z rodziny Ruryka. Zamyka się okres bezwarunkowego błątónia 
Norttiannów po rfemiach słowiańskich. Jeżeli przyjeżdżają, to 
juź nie dla zdobyczy, ale dla chleba i służby. Książęta ich śifią- 
gają, obsypują bogactwami, powierzają się im całem sercem i du- 
szą; lgną do 9tandynawji, w której widzą zbawienie swoje przed 
narodami słowiańsldetoi, którym panują. W tych książętach tkwi 
jeszcze dłu^o duch normańśki *); 

J02. Shucfu paAsttPo JtijtmrsJdt <WcLrt^im, Byli dwaj mężOWife 
u Ruryka, w jego drużynie, Askold i Dir i ci nic nie dostali, ża- 
dnych grodów do zarządzania. trptx>sUi się więc u niego, żeby 
pozwolił im udać się na połudhie, starą utartą drogą do Grecyi, 
do Carogrodil. Chcreli widać z tego wejść w słdżbę cesarską. 
Wzięli swój ród i poszli z Nowogrodu na Dhiepr, a Dnieprem 
płynęli dalej. Po drodze jednak ominęli Smoleńsk, bali się tato 
wstąpić, bo powiada kronikarz, że Smoleńsk «był gród wielki 



») Ó nowerta ^^ydaniu sa^gf tkand^attskich, jak wyżfcj. 



T«m I HISTOSR^ -FBBRWOTNA POLSKL 243 

i smogi lud3ini»» Spieszjfli do Kyowa, który jak sią zdajf^ był 
w^owym czasie pr^tułkiem dla Waregów i wszelkiego rodzaju 
awaattimików, mtqscem, w którem zbierały się zastępy, żeby ruszyć 
na ostatni pochód ku morzu Czarnemu, ku Grecyi. Stanąwszy 
naprzeciw Kijowa, Askold i Dir zapytali się Polan: «czyj to gro- 
dek?* Opowiedziano im dzieje trzech braci, Kija, Szczeka i Cho- 
rewa, że założyli ten grodek, «a my w nim siedzim, dodali Ki}0- 
wianie, i płacimy daninę Chazarom*. Askold i Dir więc pomiar- 
kowali, że będą mogli ostać się w tym grodzie, któty nie sto| 
tak o wolność. Przykład Riuyka dał im śmiałość. Obok półno- 
cnego czemużby stanąć nie miało południowe państwo? Dobrze 
tułacze życie zakończyć z władzą książęcą^ z dostojnością. «AskoId 
więc i Dir pozostali w tym grodzie, opowiada Nestor, i wielu 
Waregów skupiwszy zaczęli panować w ziemi polskiej, naczasza 
władieti polskoju ziemloju, Ruryk zaś kniażył w Nowogrodzie*. 
Mamy więc dwa państwa waregskie na Słowiańszczyinie% 

Wielu Waregów skupili, powiada latopis. Oczywiście pano- 
wanie ich byłoby nie trwałe, gdyby nie opierało się na rzeczy- 
wista sile. Bo aczkolwiek Polanie pr2ywykli do płacenia obcym 
daniny, tylko siła mc^ła ją od podbitego ludu jwydobyć. Siły tej 
zdobywcom było potrzeba, żeby skutecznie opierać się mogl 
Chazarom, którym odbierali zajęciem Kijowa źródło dochodu. 
Pobierali od podbitych narodów słowiańskich Chazarowie po gro- 
nostaju i po wiewiórce z dymu. Kijowianom wszystko jedno było 
płacić ten podatek temu czy drugiemu panu, Chazarom czy \Va- 
regooi, chcieli tylko spokojności. Mieli ją od Chazarów płacąc 
i nie widząc ich, mieć mogli od Waregów płacąc i widząc ich, 
bo oczywiście Askold i Dir za powinność teraz sobie uważali od 
Chazarów ich bronić. Nic dziwnego więc, że starali się o siłę 
i znowu nic dziwnego, że ją łatwo znaleźli. Łakome tłumy Wa- 
regów był/ na zawołanie. Naszło ich z Rurykiem wielu na .no- 
wogrodzkie państwo, teraz się nastr-ęczała druga sposobność. Ziom- 
kom ich powodziło się na Słowiańszczyźnie, zagarniali ziemie, 
panowali. W drłiżynie książęcej być lepiej, jak w służbie obcej, 
na gruncie swoim bezpieczniej jak na cudzym. Powodzenie, ja- 
kiego Waregowie doznawali, ściągało więc coraz znakomitsze siły 
zamojskich gości, ukrzepiało niewolę podbitych, było najzupełniej- 
szym najazdem. 



244 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tarnin. 

Ten zbytek siły, jakim rozporządzać mogli Askold i Dir 
w Kijowie, dał się zaraz uczuć. Już nietylko Kijowianie, ale 
wogóle cała ziemia polańska, polska, musiała władzę ich uznać 
nad sobą. Dla samej trwałości zdobyczy musieli granice pano- 
wania swego rozprzestrzeniać. Nie inaczej też w podobnych 
okolicznościach postąpił sobie Ruryk na północy. Władca Kijowa 
ucierać się więc musiał ze stepowemi narodami i z sąsiednią po- 
lanom bracią słowiańską. Jakoż rzeczywiście « wybili mnóstwo 
Pieczeniegów Askold i Dir» opowiada spisek Nestora nikonowski. 
Potem bili się Waregowie kijowscy z Drewlanami i Ugliczami, 
z którymi spokojnym Polanom nie wesołe było pożycie. Szukali 
' dalej ku południowi nieprzyjaciół- Bili się albowiem nawet z Buł- 
garami naddunajskimi, bo kronikarz powiada: «zabity był przez 
Bułgarów syn Askolda». Ta ostatnia zaczepka, która poszła od 
Waregów, pokazuje, że wszystko odbywało się naturalnie, poda- 
niowo. Tą samą drogą przez Bulgarję zwykle Waregowie cho- 
dzili do Grecyi. Nareszcie zbytek sił coraz więcej potężniał 
w południowem państwie, kiedy Askoldowi i Dirowi zachciało się 
siłą zbrojną napaść na cesarstwo wschodnie. Można przypuścić, 
że więcej mieli ziomków nU zawołanie, jak Raiyk; klimat połu- 
dniowy, sąsiedztwo z Grecyą, były to niepoślednie zachęty. Za- 
wrzała we wszystkich krew normańska. Zbierała się wielka wy- 
prawa, ale i przed nią jeszcze pojedyncze tłumy Waregów z Ki- 
jowa ocierały się zbrojno o cesarstwo. Są nawet ślady, że nie- 
którzy z wodzów przyjmowali chrześcjaństwo, Kiedy cesarz Mi- 
chał poszedł na wojnę z Arabami, wyprawa Russów- Waregów 
wypłynęła w 200 okrętów na morze Czarne i zmierzała ku stolicy. 
Dał znać egzarcha carogrodzki cesarzowi o niebezpieczeństwie 
i Michał zaraz powrócił, ale już wtenczas okręty stały naprzeciw 
stolicy, a Waregowie w niej łotrowali, zabijali. Cesarz z patryarchą 
uciekli się do modlitwy, udali się do cerkwi Najśw. Panny Wła- 
cherańskiej, tam całą noc modlili się, a potem śpiewając, wynieśli 
ubóstwioną jej szatę 1 w rzece zmoczyli. Cudowi tylko przypi- 
sywali Grecy ocalenie się od klęski. Bo chociaż cisza panowała 
i morze było spokojne, wnet zerwała się burza, podnosiły się ogro- 
mne fale i starły okręty ©bezbożnych Russów», opowiada Nestor 
bo ich nienawidzi, na brzeg pędziły, pogruchotały. Nie wielu po- 
wróciło do domu. 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKI 245 

103. ^Ićg. ^rody ruskie. Powodzenia tego Askoldowi i Dirowi 
pozazdrościł Oleg, który jako starszy w rodzie, objął rządy pół- 
nocnego państwa po śmierci Ruryka. Człowiek rozumny i chytry, 
pojmował dobrze jego plany, a nawet lepiej, z większą stanowczością 
je rozwijał, bo nie chodził szukać wiatru po świecie, nie plątał się 
do rozbojów zachodnich, ale wszystkie chwile swoje poświęcił wiel- 
kiej myśli podbicia Słowiańszczyzny. Kończył więc dalej przedsię- 
wziętą robotę i organizował państwo Ruryka« Czego chcieli ci 
konungowie waregscy od ludów zwyciężonych? tylko daniny i lu- 
dzi do boju, to jest kontygensu wojskowego, zresztą niczego wię- 
cej. Pobierali podatek z majątków i z ludności. Sprawy wewnętrzne 
słowian nic ich nie obchodziły, pozwalali Słowianom żyć po staremu, 
prawa sobie stanowić, sądzić się samym. Najazd wiemy swojej 
naturze nie rządzić chciał, ale mieć poddanych, zapewnić sobie 
przez to większe środki do zdobywania tnpów. Podatek pieniężny 
czy jaki tam był wtenczas, zastępował im w części łup, już nie 
potrzeba im było zdobywać, sam przychodził. Podatek z ludzi 
wzmacniał siły najazdu, pozwalał mu zaczepnie działać. Bo nor- 
man, wareg wszędzie i zawsze jest samym sobą, w pokoju usie- 
dzieć nie potrafi, musi się ruszać, o łupy zabiegać. To nic że ma 
podatek, to owoc dawnych zasług, a potrzeba koniecznie nowych. 
Od przyb)rtku nigdy głowa nie boli. Im więcej łupów, tem licz- 
niejsza, tem więcej przywiązana do konunga drużyna. A łatwo 
pojąć, jak zdobywcom skandynawskim, którzy pierwszy raz pusz- 
czali się na niepewne fale przyszłości chodzić mogło o tę wierną 
i liczną drużynę. Dla łupów też u nas zakładali państwa. 

Oleg pobrawszy podatek z ludzi słowiańskich i fińskich ple- 
mion, postanowił odbyć wyprawę na południe, żeby zgnieść Askolda 
i Dira. Nad ludźmi tymi oczywiście przełożył Waregów, bo im 
z urzędu przewodniczenie należało. Waregowie dzielili się podatkiem 
pieniężnym, albo konung ich dzielił, rządzili w grodach, kierowali 
siłą zbrojną. Stanowili więc kastę panującą, w całem znaczeniu tego 
wyrazu. Wszystkie ogniwa naczelnej władzy zjednoczywszy w swo- 
jem ręku, słabsi liczbą, utrzymywali naród w posłuszeństwie], sta- 
nowili państwo. Naturalną więc rzeczy koleją, ciężkością własną 
toczy się teraz z północy druga nawała wezbrana północnych 
ludzi na południe, silniejsza jak pierwsza, druzgocząca wszystko 
po drodze. 



^MU 



94$ DZIEŁA JUI^ANA BARTOSZEWICZA. Tm UL 

Oleg nie ominął więc Smoleńska jak Askold i pir, , ale go 

■ • ' -. 
zajął i posadził w nim swcyego namiestaikai natura^io; z drużyjo§ 

dośS silhą^ żeby utrzymać Smoleńska który przecinał związki no)- 
nocy z południem. Mogło Askoldowi i Dirowi nie chodzić o Smo- 
lensk, bo państwo ich inne było od nowogrodzki^JfP , ale OJcg; 
nie rzucał posiadłości Ruryka, zostawił tam mężów swoiek G^l>jr 
Smoleńsk opuścił, przerwał by sobie dobrowolnie ewiązłd. Nowe^* 
grodu, nad któtym panowała z Kijowem do którego dą^ł* Nie 
postąpił więc tak nieostrożnie i spodziewać się tego od Oleśnie 
należało. Szedł konung z Krzywiczanami iżborskiemi i pr2Ś^i5zcdł 
do Krzywiczan smoleńskich. Nć^potężniejszy gród dostał się w -ręce 
Russów, 

Potem Oleg -puścił się w dół Dniepru i przyszedł do Sie* 
wierzan^ wziął Lubecz gród ich i tam posadsnł znowu namiestmlou 
Nareszcie stanął pod Kijowem. £ał się potęgi Askolda i Dira» 
użył więc oręża narodowego, ctiytrości, z czego ^ż widać jak 
sobie nie ufeł, chociaż prowadził ogromne siły i jak wysoko się 
postawili kijowscy władcy* Lfkrył jednych wcyowników w łodziach, 
ini^ch w tyle zatrzymał, sam zaś popłynął przed niiasto i udając 
kupca posłał do książąt: » Goście jesteśmy, mówić kazał do nich, 
idzicm do Grecji z ziemi Olega i książątka Igora, przyjdźcież, do 
nas z rodem swoim«. Kiedy przybyli władcy kijowscy, ukryci 
ludzie abrojni wnet ich im feddach otoczylL Wtedy normańską 
dumą zagrało serce Olega i rzekł do jeńców: «nic jesteście Ipią- 
żęta, ^ni rodu książęcego, alem ja rodu ksiąźęcegOJ>, tu gdy wy- 
niesiono Igora dodał: »a to jest syn Ruiykowy*. Zgors^l się 
Ok;g, że nie krew krókwska, nie konungowie odważyli się zakła- 
dać państwo. Kazał więc zabić Askolda i Dira. Sam siadł na 
Kyowic i rzekł: »oto ma być matka grodom ruskim v. Pierwszy 
raz to nowe nazwisko dostajt; się ziemiom słowiańskim. Niema 
wszelako oznaczać podbitych, ale pokazuje miejsce, w 'którem 
Russowie władali. Wszystkie te grody które opanowali, są natu- 
ralnie ruskie, to jest podlegają Russom. Każdy gród który na 
ziemi słowiańskiej osadzi swojemi mężami, swojcmi namiestnikami 
władca Waregów Russów, będzie ruski, narody przez nich zawo- 
jowane będą ruskie, ale wszelako dlatego Słowianie w Nowogro- 
dzie, Polanic w Krowie, Krzywiczanic w Smoleńsku i Płocku, Sie- 
wierzanie w Lubeczu, są zawsze Słowianami, Polanami, Krzywicza- 



Tom L mSTORYA PIERWOTNA f^OLSKI. 



2'47 



nami 1 Siewierzanami, ale. ruskitał, pod panowaniem kussów. *ro 
oie inne maj^t znaczenie słow^ Olegowę o kijowie:. «ofo matka 
grodów ru5kic6i>. 

l3taczegóź Kijów nfe Nowogród ^ wszystko Syło'. za Kijowem 
i klimat południowy i wielka rzeka, która już w pólańskiej ziemi 
piynęła ze zlewami swojenii f^ryp^cią i Dziesną i bliskie sąsiedztwo, 
Grecji i wreszcie stepy, po których dzikie błąkały się narody. 
O Chazarów już nie chodziło, nie upominali się ani u Askolda 
i Diira ani u Olega.o daninę. Od Polan i Siewierzan bcali, ale 
Waregów widać zaczepić nie śmieli. W Kijowie musiało na Ukra- 
inie, ńa krańcach świata osiadłego, rolniczego, ucywilizowanego, 
zatrtymać się główne stanowisko siły, zbrojnej, ktdra miała po- 
śiadłoso Waregów zasłaniać od stepów. Nareszcie Kijów był 
zbortiem miejscem dla ludzi północnych. Trzeba byJó go więc 
zabezpieczyć od wszelkiego działania przypadku, I Oleg zaraz 
buduje grpdld, ostrogi wśród Polan i iSiewierzan, To również 
t)odtrzymuje władzę jego na południu jak na północy. Żeby da- 
wniejsi nowogródzcy poddani nie myśleli, że z przesiedleniem się 
konuiiga wszystko się skończyło, Oleg nakłada na Krzywićzan, 
Słowian ^ .Merię daniny, Nowogród powinien był utrzymać dru- 
żynę waregów dla obrony północnych ziem i na to płacić 300 
grzywien rocznie. Niewola wszędzie zaciążyła nad wielu plemionami. 
Wtedy to"^ Oleg^ zaczął rozszerzać swoje zdobycze południo- 
we na wsdiód I zachód od E)nieprli.. Naprzód pokonał Ł)rewlan, 
z Kló,rymi^ Polanie niieli' zajścia. Ńie poddali się na rozkaz JDrewli- 
nie i dopiero przdfnożeni wojną, obiecali płacić daninę. po czarnej 
kunie z dymu. Potem ruszył na Siewierzan tych co jeszcze pod- 
bitymi ilie.byli. Tam nie znalazł tyle oporu, więc danina była 
lżejszą. Ujął ich.tem sobie, bo Chaźarom więcej płacili. Toż 
samo w roku następnyiń stało się z lladyihic^anami, aKomuż pła- 
cicie daninę^? » pytał si^ icli. • — oCtiazarom* odpowiedzieli. — Nie 
dawajcie Chazarom, . ale mnie«. I st^b śię według jego woli 
Trudniej było podbić tych , którzy dotąd nikomu nie płacili da- 
niny, Priemógfl jednak Oleg DiUcbów iTywerców, n^wet poSrzfeżne 
okolfce Ćlifowatów, tyfko z TJgliczami nic fnu się nie lidafó. 

- Trzeba więc było utartym śladem podaniowym zrobŁ5 wy 
prawe ri^ Gf ręko w. ' Zebrał ogromną naWałę, naturalnie. dateli:o 
większą jak ta którą miał przy najśdiu nci' Kijów, Wszystfaepod- 



248 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DI. 

bite narody wzięły w niej udział pod wodzą waregów RusL Miał 
i konnicę która szła brzegiem Dniepru i statki, których było 2,000, 
na każdym po czterdziestu ludzi. Tak więc 80,000 płynęło zbroj- 
nych, oprócz konnicy. Było to r. 907. Grecy zamknęli port 
i miasto. Oleg wyszedł bez przeszkody na brzegi, statki za sobą 
pościągał. Zbrojni rozbiegli się po okolicy, palili, zabijali, cerkwie 
łupili, jeńców mieczami siekali, rzucali ich w morze. Chciał oble- 
gać stolicę, aż grecy zlękli się: «nie gub grodu, rzekli do niego, 
zapłacimy ci daninę jaką zechcesz*. Chcieli go otruć, wysłali jadło 
i napoje, ale chytrzejszy Oleg jak grecy, nie dotknął się nawet 
tych podarunków. Dzielny, prawdziwy norman. Zaczęły się ukła- 
dy, które poprowadzili sami waregowie. Żądał Oleg po 12 grzy- 
wien na statek, nie mógł też zapomnieć swoich namiestników, którzy 
siedzieli po grodach ruskich, Kijowie, Czemiechowie, Perejesła- 
wiu, Połocku, Rostowie, Lubeczu i t d., bo gdyby zapomniał, mu- 
siałby się zdobyczą przeznaczoną na statki z nimi dzielić. Grecy 
musieli wszystko zapłacić i jeszcze zawrzeć traktat handlowy 
z Rusią, to jest z Waregami. Starali się Grecy ściśle opisać 
swoje ustępstwa, żeby powodów do zajścia nie dawać. Było im 
źle z Waregami, jako z bandami rozbójniczemi, przeczuwali większe 
niebezpieczeństwo, kiedy widzieli że nawała osiadła nad Dnieprem 
i stałe tutaj zajęła stanowi3ko. Dopuszczali więc kupców ruskich 
do siebie, ale ich ograniczali, wiedząc że przy ^pierwszej lepszej 
sposobności lubili ci kupcy przemieniać się w rycer2y. Cesarze 
przysięgali na krzyż, Oleg i jego towarzysze na miecz i na bogów, 
źe dochowają pokoju. Dla powrotu, inne żagle kazał szyć 01^ 
Russom, jedwabne, inne słowiańskim ludom, płócienne. Konung 
odróżniał widocznie w każdem zdarzeniu swoją drużynę nor- 
mańską od ludów podbitych, chwalił się przed niemi pierwszeń- 
stwem. Wrócił do Kijowa wioząc złoto, drogie tkaniny, owoce, 
wina i jedwabie. Polanie widząc te cudy cywilizacyi, przezwali 
Olega wieszczym, to jest czarownikiem. 

Dwór cesarski chciał serdecznie pokoju. W cztery lata więc 
wyprawił Oleg powtórnie swoich posłów do Carogrodu, samych 
Waregów, co pokazują ich nazwiska. To wszystko pokazuje, że 
CMeg dla siebie i dla swoich zakładał państwo, nie dla ludów pod- 
bitych. Waregowie byli sobie, ludy sobie, jedni drugim nie wa- 
dzili, chpciaż jedni drugim podlegali. Nie wojowali Polanie, ty- 



Tomt fflSTORJA' PIERWOTNA POLSKI. 249 

"wercy z Grekami, ale Waregowie Russowie, im też troszczyć się 
w}rpadało o wojnę i pokój. Dziwić się należy, czemu Oleg za- 
biega o przymierze tak gorąco? pochlebiało mu to zapewne, że 
z wodza rozbójniczej drużyny, wyszedł na panującego, chciał po- 
kazać swoją potęgę, nowe znaczenie, z największym monarchą 
wschodu chciał się znosić jak równy z równym; ziomkowie jego 
stuiyM cesarzowi za pieniądze, Oleg z nim traktaty zawierał. Wsze- 
lako i te traktaty były chwilową zabawą Waregów, nie zabezpie- 
czały cesarstwa greckiego w niczem od najbliższej przyszłości. 
Mógł Ofeg i wbrew traktatom, znudzony bezczynnością, rzucić się 
znowu na starego nieprzyjaciela. - Słał tymczasem mężów wareg- 
skich od siebie i od wszystkich «którzy byli pod ręką jego, świa- 
tłych Bojarów», to jest waregskich wodzów rozsadzonych po 
grodach słowiańskich. W traktacie powtarza się to: « Grecy cho- 
wajcież miłość do kniaziów światłych naszych ruskich i do wszy- 
stkich, którzy są pod ręką światłego kniazia naszego*. Traktat 
ten urządzał międzynarodowe stosunki pomiędzy Rusią a cesar- 
stwem greekiem. 

Było podanie, że Oleg przed śmiercią jeszcze chodził na 
północ, do Nowc^odu, a potem do Ładogi i że nawet umarł 
w Ładodze, lubo insze podania twierdzą, że śmierć nastąpiła 
w Kijowie r. 912. Nie można odrzucać tej jego podróży na pół- 
noc. Stosunki rwać się ^mogły. Nienaturalne było połączenie 
plemion w tak odległej przestrzeni. Najazd zwarł się mocniej, 
ścisnął się mocniej na chwilę, ale też i wyprężał się, mogły pę- 
knąć nici, które wiązały północ z południem. Dwa państwa, ki- 
jowskie i nowogrodzkie mogły obok siebie istnieć, jedno nie mogło, 
bo było wąskie a długie, i wiązało się niepotrzebnie. Jakoż 
wkrótce zobaczym i trzecie, najmłodsze, obok tych dwóch star- 
szych. Oleg chciał siłą utrzymać związek i dlatego mógł chodzić 
na północ. 

Był to więc pierwszy ruski książę, konung na ziemiach sło- 
wiańskich. Ruryk nie przezywał się ruskim, chociaż był ruski. 
Imię to obce narzuca ojcom naszym Oleg. Ruskim, mówimy, 
nie Rosskim, Ruś nie Ross, bo tak w obyczaj weszło, język nasz 
pr^^wyczaił się do tej zmiany głosek. Ale trzeba pamiętać, że 
wtedy na ziemiach naszych, Rusią byli tylko najezdcy i wyłącznie 
najezdey, Kiedy o Kusi się mówi za pierwszych waregskich zdo- 

Historia pierwotna Polski T. n. 32 



250 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tomin. 

bywców, nie rozumie się tu nigdy ani ziemia, ani ludy podbite^ 
ale kasta panująca nad niemi. Chytry konung chytrością tworzył 
państwo ruskie i chytrością pokonywał tak narody słowiańskie, 
jak i Greków. Ale zamiast państwa, na jego zawołanie stanęły 
tylko groiy ruskie, tak samo jak były grodf czemdcńskU, 

104. ^osunfd paAstrp nnirejskich do polski. Ijor i H)I^ol Potrzeba 
było wskazać w obszerniejszym może nieco zakresie początek 
nazwiska Rusi i panowania Waregów u narodów pozachrobackićh 
i pozalechickich nad Dźwiną i Dnieprem, żeby dobrze oznaczyć 
stosunki podbitej^ ziemi do zdobywców, i tworzonego przez nich 
państwa do reszty braci słowiańfikich nad Bugiem i Sanemt Wl* 
da i Warta. I rzeczywiście już Polska dźwigać się zaczynała, 

Nie będziem więc już tak szczegółowo kreślili dziejów tych 
zawojowań, bo aczkolwiek te do historjri polskiej należą, acz}a4« 
wiek są icji cząstką, bo odbjrwają się na ziemiach późniejszej 
Polski, a nawet mają znaczenie dla tej, która się jedaoca^eśnie 
rozwija nad Wisłą, za daleko by nas to zawiodło. Dość nam tu 
obszerniej, wskazać było na stanowisko, na znaczenie wielkich je^ 
dnoczesnych faktów. W dziejach Rusi będzie miejsce na szcze- 
gółowe opowiadanie zawojowań waregskich. Są to dzieje ludów 
zawojowanych i panów ciążących nad niemi, ale nie dzieje FoU 
ski. Wskazawszy więc prawdę, że tutaj na wschodzie powstawał 
i rósł w siły przyszły Polski nieprzyjaciel, pokrótce już tylko 
nadmienim o jego tryumfach, ażeby przejść do tych czasów, 
w których myśl Polski przyjdzie nad Bug i Dniepr wyzwalać 
ż jarzma podbitych. 

Po Olegu wziął rządy na północy i na południu Igor syn 
Rpryka. Powstali przeciwko niemu Drewlanie i nie chcieli ani pła- 
cić konungowi daniny, ani brać od niego namiestników. Drewla- 
nie dotąd nie ul^ali żadnym postronnym władcom, nie tak jak 
Polanie i drudzy, co płacili daninę Chazarom. Opór więc ich łatwo 
zrozumieć, mieli ^swoich książąt, nie chcieli obcych, nie myśleli 
przeto o niewoIL Igor ich zwalczył, cięższą jeszcze nałożył daninę. 
Ucisk waregów coraz bardziej zdawał się dotkliwsza był rzeczy- 
wistem jarzmem. Pomimo traktatu z Grekami, pos?.Ci!i Igor z wojną 
na cesarstwo, ale sławny ogień grecki spalił jego statki, a wodzo- 
wie cesarscy rozbili Waregów szczątki na pobrzeżach Azji mniej- 
szej. Dla zemsty Igor zebrał się na drugą wyprawę, ściągnął daninę 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI 25 1 

z ludzi od narodów podbitych i najął Pieczeniegów. Do pierwszej 
wyprawy należeli tylko sami Waregowie. Nad Dunajem spotkali go 
teraz posłowie grecfcy i obiecywali daninę jak Olegowi. Pieczeniegów 
pchn^ wtenczas !^or pustoszyć Bulgarję, sam zaś wziął 2łoto i drogie 
tkaniny na siebie i wojsko i ^powrócił do Kijowa. Skutkiem tego 
stan^ nawet roku 945 wieczny pokój Rusów z Grekami «do tej 
chwili dopóki słońcef świeci i cały świat stoi». Zaręczenie wymowne 
silnie, ale bez celu, bo bez pewności, że rozbój dotrzyma słowa. 
Traktat handlowy był przejrzany, dopisano do niego nowe wa- 
runki, ale na niekorzyść Waregów. Grecy poszli górą, odparli pre- 
tensje CMegowe. Igor^ rzecz nowa, nazywa się w traktatach wielkim 
księcteni ruskim. Oczywiście byli więc inni książęta, kniaziowie, 
to jest ci sami có po grodach byli jego namiestnikami. Ruryk 
i CMeg zakładali Rzplitę kniaziów; za pomoc jaką od nich mieli, 
pozwalali im panować w grodach ruskich. Wielkiemu konungowi, 
księciu, winni byli mniejsi po^uszeństwo, daninę z ludzi, daninę z pie- 
niędzy, którą od swoich podwładnych pobierali. Byli to wassale 
jednego, który na Kijowie siedział. Sprawa z Grecją była ich 
wszystkich sprawą, zatem wszyscy umawiają się wspólnie. Wielki 
książę miał jednego swego posła, inni kniaziowie także każdy swo- 
jego. Waregowie Waregów słali, nie Słowian. Twierdzili, że to są 
posłowie «od wszech ludzi ruskiej ziemi.« Albo tutaj przez lu- 
dzi siebie samych rozumieli, albo może i podbitych, boć ich pro- 
wadzili z sobą na wojnę. Ale jak nie mieli głosu podbici w spra- 
wach wojny, tak i w sprawach pokoju; robiło się wszystko w ich 
imieniu, ale bez ich wiedzy, tak zapewne dla okrągłości perjodu, 
dla niniejszej frazy położono w traktacie wszystkich ludzi ruskiej 
2iemi, jeśli ^ \ 'Vo o nich myślano. 

Pod ^ ..ym rządem Olega siedzieli cicho kniaziowie, ale pod 
Igorem roq>asali się na samowolę. Jeden z Waregów drużyny ki- 
jowskiej Sweneld nie miał grodu, chciał zostać namiestnikiem, ma- 
łym konungiem. Pozwolił mu Igor chodzić po ziemiach i wybie- 
rać podatek ten, który się należał wielkiemu księciu, a wolne 
plemiona zwalczać, żeby także płaciły podatek. Uglicze jeszcze 
nie ulegali Waregom, Sweneld do nich poszedł. Trudna to była 
wojna, pod stolicą ich Peresiecznem stał Sweneld trzy lata całe 
i ledwie wreszcie jej dobył. Obłowił się porządnie zwycięzca i zdo- 
byczą i zbieraniem podatków, bo pewno nie zapomniał o sobie 



252 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA TomlŁ 

pilnując skarbu Igorowego. I dlatego miał tak piękną drużynę, 
jak żaden z kniaziów waregskich, jak nawet sam Igor; przystroił 
swoich bogato w odzież i w oręż. Była to chwila, kiedy z^graje 
Waregów — Russów rozbiegły się szeroko po świecie, walczyły pod 
znamionami cesarskiemi we Włoszech, opustoszały brzegi morsa 
Kaspijskiego uprowadzeniem Chazarów, którzy ich wstrzjrmać 
nie mogli. Niebezpieczna rzecz była opierać się drużynie^ a nag^e 
igorowa zawołała: ^pacholęta Sweneldowe bogate, a siiyamy na- 
dzy, pójdź kniaziu z nami po daninę i ty jej dobędzieez i my». 
Poszedł więc Igor łupić Drewlan i więcej od nich wyciągnąć jak 
należało. Najazd waregski nie znał litości i pomiarkowaaiau Działy 
się okropności w ziemi dre^^lańskiej. Wracali wszyscy obciążeni 
łupem, ale Igorowi jeszcze na własną rękę pohulać się zacbciatio* 
Odprawił drużynę do Kijowa, sam wrócił, .ale go korosteńscy Dre- 
wlanie zabili. 

Syn Igora był młody, rządy więc wzięła tymczasowo matka 
wdowa Olga. Powiadają, że to Słowianka, była rodem ze Pskowa. 
To błąd. Imię jest normańskie, imię to Olega, silnego władcy* 
Zresztą nie imię samo, ale i charakter Olgi. wyraźniej o jej narodo- 
wości świadczą; mogła być rodem ze Pskowa, ale była też normanką, 
przecież już nie jeden Wareg mógł się urodzić na ziemi zdobytej. 
Olga ma najwyższe, najdostojniejsze przymioty plemienia, jest sa* 
mą chytrością, którą miesza z wyszukanem okrucieństwem, jedno 
i drugie jej wystarczy zamiast oręża. ChcieU Drewlaitiie zwycięzcy, 
ale przytem o przyszłość lękliwi, poswatać swego księcia Mała 
z Olgą, odwrócić od siebie zemstę Waregów. Prostomyślny iiaród 
słowiański boleśnie się zwodził. Olga rozumem chytrym, oai^ct 
nie orężem pokonała Drewlan. Przyjmowajta ich poselstway naka- 
zywała nowe, przysięgała zgodę, W3^rawiała się w odwiedziny na 
na mogiłę Igora, a tymczasem żywych posłów zakopała w ńc^ 
mi, poszła do ziemi drewlańskiej, zdradą otoczyła Drewlan, którym 
kazała miód na 9woje przyjęcie gotować, i kiedy dała liastoi 
5.000 niewinnych ofiar padło pod mieczem Waregów. To był do- 
piero początek. W następnej rok żebrała większe wojsko i ppszła 
do Drewlan, obiegła Korosten, głów/ie ich miasto. Chcieli nieszczę- 
śliwi zobowiązać się do płacenia podatku miodem i futrąmL Olga 
zawsze do zgody gotowa, łudziła ciągle, aż upatrzyła sposobność 
i podpaliła miasto, które wtenczas na rzeź poszło. Wyginęło wprzód 



Tm t mSTORJA PIERWOTNA POLSia ^53 

i teras moc Drewlan, niewola całym ciężai-ein spadla na pozost»- 
łydi przy życiu. Starszych narodu Olga wzięła sobie na własność, 
jBflych rozdzieliła na niewolników druiynie swej, reszcie kazała 
pladć daninę dwa razy cięższą jak wprzódy na ukaranie » dwie 
części j^ szły do Kijowa na wielkiego kniazia i jego drużynę, 
trzecia do Wyszogrodu, miasta pod samym Kijowem, które po* 
siadała własnością, jako swój udział. Dotąd narody podbite ule- 
gały zwycięzcom, płaciły daninę, nie myślały o niepodległości. 
Fierw^y przykład oporu stawili Drewlanie i Olga srodze idi ukarała, 
żeby nawet marzyć nie moglL Podbite ludy wiedziały, że ponad 
idi głowami organizuje się potęga> która nie myśli ustąpić, która 
nie zebrała się przechodem, burzą chwilową, ale jako ciężkie, sta- 
nowcze na długą przyszłość jarzmo. 

Fo C^egu Olga, po Oldze dopiero będzie Włodzimierz, trzy 
to najdzielniejsze głowy normanstwa, osadowiającego się wśród 
Słowian. Olga jak Oleg troszczy się o Nowogród, jedzie tam na 
północ, z^>rowadza porządki, oznacza podatki, ściska coraz silniej 
jarzmo narzucone wobym ludom. Potem kiedy syn podrósł i mógł 
oŁśąć sam rządy, ^o Carogrodu się udała (955 — 957)4 Byli ji|ż 
chrześcjanie w Kijowie^ i Polanie i Ruś, codzienne prawie stosun- 
ki z Grecyą były powodem, że jeden i drug^ się nawrócił. Nikt 
tego nie bronił i w Kijowie była nawet cerkiew św. Eliasza. Olga 
postanowiła także przyjąć wiarę chrześcjańską. Być może, dopiera 
w Cąrogrodzie ta myśl jej przyszła. Do stolicy cesarstwa wlokła 
ją żądza zwyczajna ludom jeszcze barbarzyńskim, chciała oglądać 
ludy cywilizacyi, samej pochwalić się potęgą swoją, znaczeniem* 
War^owie nazywali Olgę najmędrszą z ludzi, czemże jak nie 
podróżą 4q Carogrodu pokazać tę wysoką mądrość? Uderza ją 
tam n^rzód to, cq zajmuje oczy: wystawność, powaga cerkwi 
Grecy ddurze^ znali tajenmicę działania na zmysły, barbarzyńców 
naprzód do cerkwi swoich prowadzili. W Cąrogrodzie Olga nic 
ryptotii^ nic swojej uatury, zawsze chytrii oszukała cesarza. Przyj- 
mowano ją z wielkiemi uroczystościami^ odróżniano od pań dwor- 
skich. Witając np. cesarzowę wychodziła nieco z ich szeregu 
i lekko skłaniała głowę, panic dworskie upadały zaś na kolana. 
Dawano )ej podarunki, a jako normanco złoto, raz dostała 40, 
drugi raz pkoło 20 dukatów^ Miała z sobą Olga orszak nie mały 
niewiast, dziewcząt, posłów, gości, ttoiaaczów i nawot księdza^ 



256 DZDEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DL 

bez granic nie oparło się €h)rtrodci greckiej cesarza Jana Żemiscesa. 
Widząc, 2e musi ustąpić za daninę, Świętosław oszukiwał Grekótr 
jak zw3rezajny Wareg. To mówił, że więcej ma ludzi jak było 
w istocie, żeby danina była większa, to żądał złota i srebra na za- 
bitydiy twierdząc, że ród ieh weźmie. Zawarto pokój na łych wanm- 
kachy żd>y laiiąź nie wojował już Greków , ani Bulgaiji, ani Chersoń- 
skich stron, żeby nikogo nie podszczuwał do wojny^ a owszem 
niósł zawsze pomoo Grekom przeciwko wszystkim nieprzyjaciołom. 
Kiedy wrs^at ze Sweneldem łodziami do. Kijowa, Perejesławiańie 
dali znać Pteczeniegom, którzy go po drodse zabili r. c/a. Gdyby 
nie ten nieszczęśliwy skutek wyprawy bułgarskiej, który Waregom 
nie dał się zagospodarować nad Dunajem, możeby Dniepr i Diwina 
były wolce. Już związek Nowogrodu i tak łamał się z połudmem. 

io6» Hjxteqf państwa wafeyskie. Skutkiem podziału, jakiiB 
sam przez się nastąpił, przy dobrej woli Świętosława zresztą, bo 
pod własnyni ciężarem roq>adło się państwo Waregów, nagle 
w Słowiaaszczyznie wsdiodniej widzimy Idlka królestw. Naj* 
pierwsze i najdostojniąsze jest kijowskie, bo panuje w niem naj- 
starszy Jaropełk. Dnigie idzie z kolei drewlaiiskie księstwo Ole- 
ga. Trzecie nowogródzkie Waldemara, syna niewehiicy. Nowo- 
gród upadł nisko, miasto poważne handlem, starożytne, bogate, 
dostało się na dolę najmłodszemu synowi, wypartemu prawie z ro- 
dżiny, a mogło przc^ nawet w ręce innego rOdu Warega. 
Byl przy Waldemarze wuj jego Dobrynia, który przec]^wial te£ 
u wtadqr żywioł miejscowy, słowiański, pierwsze to zdarzenie 
w dziejaeh Russów. Tągo żywiohi miejscowego trudno nie wi- 
dzieć, przy rozkładzie państwa. Trudno go było utrzymać ra- 
zem w skupieniu. Trzem łatwiej było panować, jak jednemu. 
Rozdział to męc nie pn^padkowy, ale konieczny. 

Ale obok trzech królestw braci rodzonych, jest w owym 
czasie czwarte, Fołockie. Zkądże się wzięło? Jakim sposobem } 
Tego nie objańua latopis, (akt tyiko prosty podaje. 

Fołock już do Ruryka należał, potem do CHega, z któtym 
cbodariłl do Grecji. M^ją lata i Połock za Świętosława już udzidne 
składa królestwo. Nowy dowód, że państwo Waregów pod cię- 
żarem własnym rozpadało się na częścL Połoczanie byli Knyyn' 
czanami, którzy nie trzymali się razem w kupie. Północne ich 
ziemie naleiały do związku nowogrodzkiego jeszcze przed najściem 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 257 

Ruryka, południowe dopiero Oleg zawojował, zachodnie nad Po- 
/otą nie czuły nad sobą tak mocno władzy zdobywców, nareszcie 
odszczepity aę od nich, własną uzyskały dynastję. Rohwołod jakiś 
lawładnął Połockiem, tak samo jak Askold-Dir niegdyś Kijowem. 
Nie wspomina nic latopis o Dregowiczanach, którzy także więcej 
ku zadiodowi mieli swoje siedziby, czy ich kto zwojował. Niema 
wątpliwości, że połocki rządca, czy to był namiestnik wielkiego 
kniazia, czy też już zaborca, przywłaszczycie!, podbił Dregowiczan, 
a przynajmniej północne ich ziemie. Rohwołod nie był jak Askold 
Dir w książęcej drużynie, ale prosto przyszedł zza morza, tron 
sobie ustanowił takiem samem prawem, jak Ruryk i Oleg i wi- 
dać miał stosowny do tego stopnia ród, bo Święto^awicze 
uznają jego prawo. Jeden on też pomiędzy nimi wiekiem po- 
ważny, bo Swiętosławowe dzieci ledwie dorastają na kilkunastor 
letnich chłopców. To też za nich rządzą i walczą opiekunowie. 

Sweneld mistrz Jaropełka był najgorszy. Chcąc zemstą 
odpłacić osobistą obrazę, podburzył Jaropełka na Ol^a drewlań- 
skiego. Oleg ^rozbity poległ na moście w Owruczu« Królestwo jego 
dostało się bratu. Zląkł się Waldemar i uciekł za morze do swoich 
ziomków Waregów. Jaropełek przez swoich namiestników zsyąt 
i jego północne królestwo. Ale y^ trzy lata później powrócił wy- 
gnaniec wiodąc z |sobą tłumy ogromne zawerbOwanych świeżo 
War^fów. Biegli jak na pewną zdobycz. Tutaj zawiązuje się 
dramat. Miał Rohwołd śliczną córkę Rogniedę, którą zaręczył 
Jaropełkowi. Dziki Waldemar nie chciał z tyłu za sobą pozosta- 
wić potężiiego księcia, bo bratu gotował wojnę i zachciało mu 
się także Rogniedy. Dumna piękność odpowiedziała, że nie ro- 
zwiąże nigdy obuwia synowi niewolnicy, to jest że nie będzie żoną 
jego. Włodzimierz pobrawszy podatek z ludzi ruszył na Połock 
i dogodził zemście, zabił Rohwoloda i dwóch j^o synów, pojął 
przemocą Rogniedę. Najprędzej Dobrynia kierował temi krokami 
siostrzeńca. Starzec to był rozunmy, zręczny, stanowczy i okrutny. 

Jaropełk nie miał siły opierać się bratu. Drużyna ojcowskla 
rozpierzchła się,' wyginęła w BulgarjL Zamknął się więc w Kijo* 
wie. Błud jego wojewoda, który zastąpił Swenelda, ujęty przez 
Waldemara obietnicami, postanowił ^ zdradzić nieszczęśliwego, wy* 
prowadził go z obronnego mocno Kijowa do Rodni, małego gro- 
du nad ujściem Rosi. Latopis szeroko opisuje te dzieje. Chytre^ 

Histoija pierwotna Poski T. Ł 33 



25$ DZEĘIiA JVIJANA BARTOSZEWICZA. TfmllL 

mu Błu^owi psuł sprawę chytry Wariażkof; przywiązany do Jaro- 
pełka, ale zdrada odniosła tryumf. Ściągnięty da brata, żeby się 
z nim pogodzić, hyl zamordowany przez jego Waregów. \Vs2ystkie 
cztery państwa: Kijowskie, Drewlańskie, Fołockie i Nowogrodzkie 
obj^ Waldemar, który w dziejach najazdu stanowi ^polcę. 



Y. MADZIAROWIE. 



107. H)sad(mdenic sU maiziarórp ip ^annónji: W dawftej ojcxy^ 
źnie swojej Madziarowie dzielili się na siedm pokoleń, kaźd6 byis^ 
pod kierunkiem wojewody. Gotując się na bój w EtiroiMe, kiedy 
już koczowali nad Dniestrem, Prutem i Seretem, ^ybraK soUie 
królem Arpada, jednego z wojewodów. Krśy któcy zajmowali 
przezwali Atdlucza, to jest miejscem nad Ateleni. Nazwiska ro« 
dzinnej Wo^ przenieśli na ogromną pierwszy raz ujrzaną rsekęt 
która się przed niemi rozwinęła^). Atellucza ta za czasów Kosn« 
stantyna PorTirogenita, była lo ziemia dzisiejszych Muitan od Se«> 
retu za Dniestr, rozciągała się więc pewnie do Bohu. Tutaj jesiscse 
Pieczeniegi napadali na Madziarów, Arpad ruszył więc dalej tUL 
zachód, a wkrótce wojna Bulgarji z Grrekami^ Morawian z Niemca^ 
mi, wciągnęły jego hordę do samego serca ziem slowtańskichy 
na równiny środkowego Dunaju. 

Kiedy car Symeon rozpoczął drugą wojnę z cesarstwem r« 
889, flotta grecka wpłynęła do ujść Dunaju, wzięła na okręty 
zgraje Arpada, stojące między Seretem i morzem i wysadziła kb 
w Dobruczy. Ziemia bułgarska zaległa popiołem. Bronił ^ Sy- 
meon przeciw nowemu wrogowi, ale Aipad zręcznym wybiegiem 
pociągu^ go za sobą do Dunaju i tutaj rozpoczął bitwę, która 
trzy razy się wznawiała. Arpad został zwycięzcą^ Symeon ocfeltt 
do Sylistryr, Dorostołu. Pierwsze tp było wystąpienie Madziarów 
w Europie (§. 84). Symeon potem się odemscił i popchnął dalej 



<) Ttomacietue historyka W^er Fesskra. 



fbmZ mSTORJA PfflRWOTOA POŁSKL 259 

ktt'2Mi!Móvfi Miid^uxSw. Znalazł si^ Arpad w drujgiej ojczyźnie, « 
Itb6i1a^'sda po wschodniej pochytości gór karpackich w dzisiejszej 
Bolto^irihiii, Pokuciu i FUiiczit, Tutaj to otwarły się przed nimi 
{Ki^cBoŚci państwa morawskiego^, północne słabo zasiedlone zie- 
inie; idegające Biilgarom. Następuje czas strasznych tryumfów 
iBa kau Ar^adav * 

Kiedy Syineón gotował im zgubę z Pieczeniegami, Amulf 
wzywał Madziarów w gt^b Europy. WeszH do trzeciej ojczjrzny 
do któfćj nieroztropnie ićh Symeon popędał jeszcze. Ta trzecia 
oj<izyzna, szczupła na początek, rozciągała się od Bodroga, Cissy 
ptzez cały północno-wschodni kąt dzisiejszych Węgier, gdzie mia* 
sta Ungwar i Munkacz. Słowianie owych stron przelękli się i do- 
browolnie poddali Almowi, ojcu Arpada. Ulegali dotąd Salano- 
tri, który uznawał nad sobą władzę króla Bulgarji, ale z uszano- 
wtmieńii z bojaimą słuchali odtąd rozkazów Alma. Pochlebiali 
temu zdobywcy i jego wodzom, stawiali się przed nimi jako nie- 
wolnicy, wynosili żyzność swojej ziemi i opowiadali jak zasiedliła 
aę z Bulgaryi za czasów wielkiego Kruma, pradziada Salano- 
wcgo. 

Zająwszy tę północną ukrainę Bulgarji, Madziarowie coraz* 
więcej rozprzestrzeniali się na zachód i południe. Rozwinęli nad- 
swyczajną waleczność i siłę. Rzesza ich wzrastała, wzmagała się 
fUrpływowćmt ludnościami. Do Madziarów przyłączyli się krewni 
Ich Sekterowie, to jest szczątki Pieczeniegów, dalej szczątki Awa- 
r&w i pewno nawet koczujące jeszcze gdzieniegdzie na północy 
od Dun^u obozowisko Buigarów, bo z osiadłemi Słowianami Ma- 
dziarowie się nie bratali. Z każdym rokiem prawie rosła ich po- 
tęga'. W ijuzy poszła tak zwana przez Greków Bulgarja zadu- 
najska, to jest z naszego punktu na mapie, przeddunajska, potem 
I^a: Widka Morawa. 

•Cctr SymćOn nie mógł tym klęskom zapobiedz, przybywał 
zśpóżnh. Madziarowie z początku działali ostrożnie, ale z pewno- 
ścią niedalekiego tryumfu. Były cztery księstwa w tej zadunaj- 
skiej Bulgarji, władcy ich z sobą niezgodni, ludność im podlała 
b^a ttiięszaniną plemion i języków. To wszystko ułatwiało zwy- 
cHlitWó. Naprzód groził im Salan, pan kraju pomiędzy Dunajem 
a Cisśą. Arpad na dwa nowe jego poselstwa z udaną pokorą 

t uChódaż' pradziad mój, potężny król Attylła, pa- 



26o DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom I!L 

^nował w ziemi pomiędzy Dunajem a Cissą, do granic bulgatskiclit 
dzisiaj należącej do Salana, ale ja nie ze strachu, ale z przyjaźni 
dla niego, żądam nie całej tej ziemii ale tylko cząstki dla mcndt 
stad, do rzeki Sajo i jeszcze proszę waszego księcia, żeby z ładd 
swej przysłał mi dwie czarki wody dunajskiej i szczyptą trawy 
z piasków olparskich (Alpar nad Cissą), chciałbym wiedzieć, czy 
słodsza trawa olparska od scj^jskiej lub denki madziarskiej, czy 
lepsza woda dunajska od dońskiej*. I posłał Atpad do Salana 
w podarunku 12 białych rumaków, 12 wielbłądów, 12 młodzień- 
ców kumańskich, 12 mądrych dziewic waregskich, 12 złotem 
przetykanych płaszczów. Miało to zupełnie postać daniny, zatem 
w Alparze Salan z radością to przyjął, spełnił prośby Arpada 
i dał mu ziemię do Sajo. Jednakże musiał madziarski król, orc* 
żem pokonywać mieszkańców ustąpionego kraju. Arpad poszedł 
dalej na tej drodze i wysłał do drugi^o księcia Menumoruta, 
który panował po wschodnich stronach Cissy, i żą4ał ziem około 
Samoszy. Książe stanowczo odmówił. Madziarowie sami więc 
zajęli, nie pytając się, okolicę której żądali. Tukutum, jeden 
z wodzów, słyszał wiele o żyzności terrae ultrasilvanae, 2ŁUeaay 
*to jest Siedmiogrodu, i posłał tam na zwiady. Donieśli mu ci 
gońce,^że ziemia piękna, ma rzeki ze złotym piaskiem i że jej 
mieszkańcy najlepsi ludzie w świecie, Wołochowie i Słowianie, 
mają tylko strzały i łuki, że książę ich Helu słabszy od Salana 
i Menumoruta, bo nie posiada wojska, a znosi wciąż obrazę od 
Kumanów i Pieczenięgów. Tukutum za pozwoleniem Arpada 
przeszedł z wojskiem za lasy, rozbił księcia w upomej bitwie, 
Helu poległ. Mieszkańcy natychmiast się poddali Madziaropn i Tu- 
kutum panował na Siedmiogrodzie nawet w potomkach swoich 
(do r. 1003). 

Tymczasem wodzowie Tom i Sobolsu zawojowali ziemię po- 
między rzekami Samoszą a Kereszą. Arpad podniósł głowę wy- 
soko i posłał do Salana z dobrą wiadomością, pewien że go ura- 
duje, a na dowód przyjaźni prosił ziemi od Sajo do rzecz- Zadwy 
(Zogea, Zagyna) wpadającej do Cissy. Salan przerażony ustępuje. 
Stanąwszy mocną nogą na Cissie, Arpad posyła wojska na za- 
chód, zdobywa Nitrę i gruchocze połowę państwa morawskiego. 
Salan coraz więcej przerażony, przywołał na pomoc Bułgarów 
i rozpoczął wojnę. Wtedy wszys\kie. siły swoje ruszył Arpad. 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKI 26x 



Obadwa wojska szły w dól nad Ci^, Aipad z północy, Salan 
od Titelu. Spotkali się na piaskach olparskich i nocowali tak 
blisko siebie, ie w obudwóch obozach nikt oczu * przez całą noc 
nie zmrużył. Nazajutrz Salan rozbity uciekł do Belhradu (Alba 
Bulgariae)* Arpad kazał po drugiej stronie Cissy W3rstawić mo- 
cny gród z ziemr, który Słowianie w swoim języku nazwali Cson- 
gnul. Czarnym grodem. Przeszedł następnie Dunaj przy ujściu 
Sawy i udergrt na Belhrad; tu rozbił nowe zastępy bułgarskie, 
na kny nałożył daninę. Założyciel państwa już silnego, zaczął się 
urządzać, ukrzepiać. Zhołdował sobie wszystkie części Pannonji 
i był niedługo w stanie najeżdżać oddalone kraje, Karyntję, Wło- 
diy. Najtrudniej było zmódz księcia Htada, panującego na po- 
hdnie od Marony. Wystawił ów książę wielką siłę konną i pieszą, 
myął Kimianów, Bułgarów i Wołochów. Ale padali przed Ma« 
dziarami wrogowie «jak snopy za żniwiarzem*, zginęło dwóch 
książąt kumańskich i trzech bułgarskich, Hład prosił o pokój, 
poddał się Arpadowi. Zostawał do pokonania ostatni obrońca 
ojczyzny Menumorut, ale ten książę nie p^^ąwszy bitwy, uciekł, 
a poddała się stolica jego Bihar ^). Potem Menumorut jako łaski 
szukał pokrewieństwa z domem Arpada, wydal córkę swoją za 
jego syna Sołtana i jako zależny władca odzyskał swoją stolicę. 

Zawojowanie to dokonywało aę z okrucieństwem. Oto co 
w tym względzie mówi najstarszy kronikarz węgierski, pisarz króla 
Beliy anonjonus ręgis Belae notarius. «Dusza ich, mówi to o Wę* 
grach, w owej chwili niczego iimego nie żądała, jak zawojowywać 
ziemie, podbijać narody, rozkoszować się pracami wojennemi, bo 
Węgirowie cieszyli się wtenczas przelaniem krwi ludzkiej, jak cie- 
szy się pijawka, inaczej jakżeby to mogli zostawić swoim potom- 
kom tak wiele dobrej ziemi ?»• 

io8. jSkidki aadondenia sif JKhadziarofp tp T^ann(mji. Fł*. stwo 
morawskie było dostojniejszą ofiarą Madziarów, jak te ludy Pan- 
nonii różaoplemienne, rozerwane, niezgodne z sobą, prawie ko- 
czujące,, mało ucywilizowane. Zdobywając Pannonję Madziarowie 
wieUddi. śladów cywilizacyi nie niszczyli, owszem sami ton^ w cy- 
^^ilizacyi, wpływowi jej poddać się musieli. Ale wywracając mo- 
rawskie państwo, zadali cios słowiańskiej narodowości. Kiedy 



*) BUiko dddejttego Grott-W«r4ei|i« 



262 DISBŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. TómUL 

W owych czasach rodzi się trzecia wielka centralizacja Słowiań 

pod chorągwią Polski i ma rozwinąć się na szerokiej' przesti^setti, 

• . ♦_ _ • 

Madjiiarowie zamykają jej dt^ę tak samo na poftrdnitr, jak'Wst«- 
regowie zaparli ją od wschodu. Zjawienie się. więc Węgrów ma 
wpływ wielki Aa losy przyszłe Polski i osobno na fosy* pdudaio-' 
wej Słowiańszczyzny, cośmy już wskazali. Plemię i>bce 'rozpaiiio 
w dwie strony jedną narodowość, Serbów od Bułgarów; zaf^ttrik^ 
drogę Polsce. Serbowie- południowo «* zachodni zostait wii^c- dlii 
Rzymu, Bułgarów Madziarowie popchnęli w objęcia B^fzantu. 
Z Bulgarji ^wo Boże prędzej przedostać się mogło do Kijowa; 
skutkiem tego najazdu Madziarów. I otóż coraz mocm^ diM śi^ 
świat słowiański. Broń Boże odszczepieńśtwa. w Grecji,- na które 
się zanosi, a różnice obrządkowe będą różnicami dogmatuj; wiaryj 
rożdrtiinią na siebie 6raci. ^ 

Zwróćmy się w iiirtą stronę* . Któż Ostatecznie zyskał ' ruŁ 
lipadku Morowji? Jeszcze nie panowanie cesarskie, nie Niemcjr: 
Zyskafi ' Madziarowie, bo wkupili się tytn upadkiem do rodztfty 
europejsktej, nie cały kraj, ble wiele ziem morawskich zająwszy; 
NMzczęśipie Słowiańszczyzny głośnem echćm się odbiło po Ebro^ 
pie/ ^ftiarkowalt zaradź wśzjrscy, że widkl naród upadł; bo pfzez 
jego wrota wsuwały .się raz wraz na zachód barbarzyńskie faon^^ 
dawno niewidaane, wojownicze. Dały się dobrze we znaki cy- 
wilizacjri/ której' nie potrafił słabą ręką obfonić syn ArmiUk Lu- 
dwik Dziecko, kr<U niemiecki Otwarte ' zewsząd wrota, wabSy 
zdobywców do Niemiec « dó Włoch; do' Francji: Cb roku oglą- 
dali Madziarów strwożeni rycerze i rolnicy. Na szybkich ruma-' 
kach, w lekkich zbrojach wychodzili ze swoich siedzib pamtońskibh 
i wracali obdążetń zdobyczą, nie ścigania w samq uciecace potężitT 
i niebe^iecznL Wspomnienia ludów nie mogą nastarczyć comi 
nowym faktom. W r. 908 Madziarowie wpadli Saksonj! ii Tu- 
ryngji, 909 r. do Szwabji, 910 r. do Bawdrji i Frdhkof^, 91^ r. 
znowu do Frankonji i Turyngji, 913 dó &wabjł, 914 tik pókioc* 
siCS*^^ ^ do Fułdy, Bremy, 917 zagon ich sięgnął aźr do Alza<ji' 
i eat Ren do Ldtaryngji, wpadli do Szwajcaiji, 919 do • Wtedf 
ł Francji, 922 do Włoch, 924 przez Włochy wtargnęli się do po-* 
łodmowej Francji, do Saksonji i nad Ren się dostali, w. 9I6' 
znowu do Renu, Alzacji i Szwajcar}! pobiegli. Tutaj się' zatrzy- 
mamy w statystyce tych napaśd i łupów. 



Tm L HISTOJIJA PIERWOTNA POLSKI. J563 

Sqrbjko i. nagle pojawiając się zmiatali przęd sobą wszystko 
jak burza* Nim się zebrały gdzie przeciw nim ciężko zbrojne 
iczesze, niemeckie, już. Madziarowie byli daleko, bo nie zdobywali 
grodów i większych bitew unikali. Rola ich historyczna w Owej 
pox7e byip^ takąś sąoią, jaką potem przeciwko Polsce imieli Tata* 
nyk Cesarze i królowie obawiali się Madziarów, chociaż t^ niby 
pi^agnęli stawić tm opór. Ludwik Dziecko s^bowiązał się płacić nar 
pąętnikom roczną daninę. Lui^y słowiańskie północne pd Niemców 
ud^i^aaę, witały ich z radością. Wtenczas kiedy Madziarowie 
yir. głj|b się ząpu^czali nąd Ren, sprzyn^uerzęócy icti, Obotrycii 
gn^ z» Niemcami pod Hamburg i Bremeńskie. 

Nie przeczuwali Słowianie, że z radością witali strasznego 
w jfogi^pśdi wrc^f }^^^ ^h rpzdwoi^ prz^^szedł, rozrzucić^ ha- 
inować* Qsadp>irienie się albowiein Madziarów w Fanpugi i^eży 
do najwaźaiejjszych wypadków nowej historjit Tak być ^usiało* 
R92;swięciwsąy sobie szeroką łuną pożarów miejsce, poznawszy 
że mogą osiąść na zdobytych posadach, Madziarowie mc nie tra- 
cąc jeszcze dzikiej swojej natury, stali się państwem. Lawa uralską 
wrzącan wybuchająca co chwila, ostygła, wyżłobiła sobie koryto 
i spa^^ w nie jeszcze się burząc i płomienie w koło rzucając. 
W sąoiym prawie środku Słowiańszczyzny, a najpewniej w najr 
<|roższem jej og^ku, zasiadł ten nieprzyjaciel. Q(farby nawet 
ostała się Morawa, już jej przyszła wielkość była strzaskana, bo 
rozwiyiać ^ię nie mogła dalg, bo większą połowę swcgej przez 
wpi^yw książąt zdobytej ziemia musiała odstąpić. 0<^arli na w^ę 
strony Madziarowie Słowian, a sami słupem zalegli w pośrodku. 
Rpzy^afły się granice^ ścisnęły słojp szczelniej dawnych dziedziców 
i panów tej ziemi, ale straszna siła co przyszła tutaj tworzyć 
sobie państwo, naturalne schwyciła granice, rzeki i góry^ Tatry,^ 
t>unąjL Djrawę i Sawę^ W pokładach nad Cissą i środkowyną 
Dunajem skupieni panowali szeroko na wszystkie strony, docie- 
rali Chsobacjji północnej nadwiślańskiej i południowo^zachodniej 
i zieaii czeskiej^ która zarobiła na upadku Morawy, bo wygrzebała 
się z dawn^o -mroku* Owszem^ dawniej cząstka Morawy, dziś resztki 
p»«„a świ*.^«w^ ku «bie Id^^ ^ .ad «ar^ 
prawdziwą Morawą zwierzchnictwo. Nie mogli Czesi rozwinąć się 
na tak wspaniałe państwo jak Morawy, przeszkadzało im do tego 
dawniej położenie jeograficzne, bo kraj leżał gdzieś na przepaście 



264 DZt^A JULJAKA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

na wiecznej granicy baczności od Niemców, a teraz przeszkadzały 
im jeszcze i okoliczności. Więc co się uratowało z Morawy, sa- 
mo w sobie słabe, szukało oparcia się w tern co jeszcze tyto 
i pokazywało pewną siłę. Taki był koniec Morawy, wsiąknęła 
w Czechy i wreszcie Madziarom, którzy zapomnieli swojej natury, 
zaparła wrota do Niemiec. Tyle narodów po ziemi słowiańskiej 
przemknęło się i znikło. Każdy z nich cząstkę ludności swojej 
wśród nas zostawił, kropelki te jedna po drugiej wsiąkały w grunt, 
różnorodne pierwiastki nietylko nie zmieniały zasad samorodne- 
go żywota i ducha słowiańskiego, ale owszem przyczyniały się do 
wzrostu Słowiańszczyzny, zasilały nas. Jedni tylko Madziarowie 
nie rozpłynęli się w masie i zachowali aż po dziś dzień swoją 
narodowość. Wypadek to godzien podziwu. Oczywiście więks2:a 
musiała ich być siła narodowa. Jeszcze to cesarz grecki Leon 
dostrzegł, ten co ich pierwszy wezwał do Europy, że Madziarom 
nie dosyć było zwyciężyć, zhołdować albo wypędzić nieprzyja- 
ciela, ale musieli go gnębić, w)rtępiać, i że nie wprzód ilstali w pracy, 
aż swego dopięli. Dlatego to pierwsze najścia Madziarów na 
Słowiańszczyznę krwawsze i okropniejsze były jak niegdyś Hunnów^ 
i Awarów. Ludności ziem poawarskich rozstępowały się przed 
nimi, ginęły w bitwach wytępienia. Trwała doba aż do prżyję- 
da chrześcjaństwa przez Madziarów, ten wypadek ostatecznie ich 
wkupił do narodów europejskich. 

Dynastja Arpada, pierwszego wodza tej niepowstrzymanej 
hordy, z małych początków tak bujała wysoko. Przyszła wielkim 
świadczyć wypadkom. Zjawiała się wtenczas, kiedy panowanie 
Karlowingów w Niemczech konało. Zamknęła stare dzieje, a utwo- 
rzyła nowe. Miała przeznaczenie obalić państwo morawskie dla- 
tego, żeby oczyścić grunt i miejsce w dziejach dla nowej wielkiej 
centralizacji Słowian, dla państwa polskiego. Stała się więc po- 
tężnym dziejów czynnikiem. 

109. ^iadeif madziarscy po ^rpadzić. Umarł Arpad około 
czasu wielkiej bitwy pod Presburgiem. Władzę swoją przekazał 
synowi Sottanowi, który był zięciem bułgarskiego* księcia Menu- 
moruta. Za niego to zaczęły się owe zagony Madziarów po 
Europie, aż do Italji i Francji. Wtenczas kiedy car Symton bul- 
garski zdobywa! Adrjanopol, Carogrodowi groził, kiedy w Cze- 
chach padała ofiarą św. Ludmiła, Henryk Ptasznik król niemieeki. 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKI 265 

wielki nieprzyjaciel Słowian, zjednywał sobie przymierzami Ma- 
dziarów. Raz zawarł z nimi pokój na lat dziewięć z obowiązkiem 
płacenia haraczu, (r. 924). Madziarowie nie posiłkowali mu w wy- 
prawach na Słowian, owszem tak się zmieniły okoliczności, że 
Słowianie wzywali ich gorącemi życzeniami sobie na pomoc 
przeciwko Niemcom. Minęło lat 9 rozejmu. Raz kiedy przez kraj Gło- 
maczów do Turyngji ciągnęli Madziarowie otrzymali od Henryka 
w podarunku psa zamiasl haraczu. Byli w zgodzie Madziarowie z Pio- 
trem, synem Symeona, bułgarskim, który im pozwalał przechodzić 
w napaściach na cesarstwo. Za Sołtana jeszcze nastąpiła owa sławna 
wyprawa Madziarów na Niemce, zakończona dla nich klęską pod 
Augsbui^em r. 953. (§ 85). Klęska ten misJa skutek, że Madzia- 
rowie z ludii, który jeszcze zachował w części charakter swój 
koczowniczy, coraz więcej zamieniają się na osiadły. Nareszcie 
Sołtan imiarł r. 961. Panowanie Arpada zdobywało ziemie, pa- 
nowanie Sołtana utwierdzało się na zdobytych stanowiskach. 

Sołtana syn, Tox, Toxys, Toxun, rozmaicie zwany. Czas 
Jego śmierci niepewny, mniej więcej do r. 978 odnoszą. Pano- 
wanie w dziejach nie głośne, .Europa zapomniała o Madziarach 
na chwilę. 'Djopiero dzieci Toxa zwrac^yą na siebie uwagę dziejów. 

Dwóch synów było. Starszy Gejza Jesse, narodzony około 
r. 930, młodszy miał już chrześcjańskie imię Michała. 



HisŁoija pierwotna Polski T. I. 34 



KSIĘGA TRZECIA. 

WYSTĄPIENIE POLSKI. 



I. STRESZCZEME DZIEJÓW POLSKICH. 



1 10. połażenie ■polifyczju ^lomaAszczyzj\f vf % rpieku. Kiedyś 
przed wieki po ziemiach snuły się w różnych kierunkach coraz 
to nowe narody, jedne przepędzały drugie, a każdy chwilową oj- 
com nasz3rm przynosił niewolę. Nie przychodziły zdobywać i osia- 
dać, ale pędzone żądza nieposkromioną posuwania się z miejsca 
na miejsce, instynktem parte ku pomnikowi wielkiej cywiUzacyi 
rzymskiej, ciągnęły do Włoch i tam rozbryzgiwały się w różne 
strony, ziemie nasze ustępując innym zdobjrwcom. Ale czas ten 
przeszedł i straszniejsi nieprzyjaciele ziemiom naszym zagrozili, nie 
chwilowi ^k dawniej zdobjrwcy, ale najezdcy, którym stale się 
przyszło osiedlać pomiędzy nami. Bulgarowie pomieszali krew 
z krwią i przeszli w Słowian, przestali być strasznie ale nie to 
niemcy, normanowie i madziarowie* 

Nowe te najazdy rozpoczęły się w wieku IX, ugruntowały 
się w X. Dotknęły wprawdzie tylko brzegów wschodnich, polu- 



Tom L mSTORYA PIERWOTNA POLSKI 267 

dniowych i zachodnich, caJy wnętrz słowiańszczyzny wolnym po- 
został. Ale kto mógł przewidzieć, gdzie się zatrzyma* każdy na* 
jazd? Przez całe te dwa wieki cierpi tylko jedna Słowiańszczyzna, 
płaci za wszystko, coraz więcej ściskana i zabijana, a nawet i wy- 
narodowiana. Najazd Skandynawców z Każdym pokoleniem ro- 
zwija sw^oje siły i coraz więcćj po ziemi się rozprzestrzenia; najazd 
madziarski toż samo chłonie coraz mocniej Pannonię; najazd nie- 
miecki wyplenia, zabija i wynarodawia. Normannowie najmnićj 
tknęli się ludów, które podbili, to jest nie wdawali się w sprawy 
ich wewnętrzne, zawiśli tylko nad niemi, pobierali podatek pie- 
niężny i z ludzi, wysysali całe bogactwo, zasoby ludów i nawet po 
tyrańsku nieraz mścili się za nieposłuszeństwo. Ludy znosiły ja- 
rzmo, bo postępowanie ostre Normannów odbierało im wszelką 
nadzieję wolności. Normanin był dziki, okrutny, mściwy, ale nie 
tępił ludności, bo ich potrzebował, inaczej niemcy. Podbite przez 
nich ziemie słowiańskie odrazu całkiem odrębną przyjmowały ń- 
zjognomię, im dłużej ciążyło niemieckie jarzmo nad jakin^ ludem, 
tem mniej było w i>im ducha słowiańskiego, obumierało zwolna 
życie, aż wreszcie po wiekach męczarni konało. 

Najazd niemiecki dał powód do zawiązania się wielkiej cen- 
tralizacyi słowiańskiej na Morawach. Najwyżej dźwignął ją Świę- 
topełk. Chociaż nie w samym środku słowiańszczyzny powstało, 
państwo morawskie rozwinęło się wspaniale i stało oko w oko nie- 
mieckiemu najazdowi. Madziarowie jeszcze wtenczas nie byli 
straszni, państwa waregów dopiero się organizowały, były zdaleka 
od Moraw. Nienawiść niemiecka niszczyła państwa, chociaż ścią- 
gając madziarów ku pomocy wystawia na częste klęski- i nieszczę- 
ścia sam kraj niemiecki. Nie miało czasu skrzepnąć, zrosnąć się 
państwo Wielkiej Morawy, świeżo budowane, wielki środek ku 
zjednoczeniu się, wiara chrześcjańska w słowiańskim przepowiadana 
języku, była także ideą świeżą i kiedy państwo upadło, położenie 
Słowiańszczyzny stało się okropne. Cóż będzie, jeżeli trzy naja- 
zdy, z trzech różnych stron, coraz się więcej rozwijając granicami 
zbliżą się do siebie i rozerwą w szmaty cały świat słowiański i 
Będzie to najazd zupełny, najazd wszystkiej ziemi jak przed wieki, 
ale zabije życie, przyszłość, wszelką nadzieję, nie będzie z niego 
żadnego wyjścia. 



368 DZEEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III. 

Słowiańszczyzna jest najechana, rozerwana. Madziarowie na. 
południu jak klin w środku, rozepchnęli ją. Serbowie i, bulgaraizii 
jedną tam narodowość stanowili, dzisiaj się rozeszli każdy w swoj%. 
stronę, Madziarowie przecięli im także, jednym i drugim wszelkie 
związki z Chrobaćyą. I^idy najechane przez Waregów z Bulgarfa 
miały stosunki, tam na południe ciążyły, a lubo stykały się z Chro- 
baćyą przez Drewlanów, Bużanów, za siłą waregską naginały się 
w inną stronę. Więc i tutaj rozerwanie, na które wpłynęli ma- 
dziarowie; zetknięcie się tych słowian naddnieprzańskich, naddnie- 
strzańskich z Chrobacją było tak maturalne kiedyś Jak dzisiaj tru- 
dne, bo dawniej płynęły swobodnie jak w morzu, teraz trafiały 
tamy, porohy, wreszcie ląd nieprzyjazny morze zahamował. Ró- 
żnicy żadnej nie było pomiędzy Chrobatami, Tywercami, Drewla- 
nami, Polanami, ani plemiennej, ani językowej, ani historycznej; 
kiedy rzeka ścisnęła się w korycie, podbite przez Waregów ludno- 
ści z nią płynęły, Chrobacją została po stronie, lubo i ją czasami 
ur3nvali z brzegu końungowie, jak Oleg, spieszący do Grecyi po 
łupy. W północnych stronach, przez plemienia litewskie, morze 
zawsze było zatamowane. 

Są niepodległe państwa w Słowiańszczyźnie, są większe 
i mniejsze, sławne i olniej sławne, ale żadne z nich nie rokuje 
przyszłości, żadne nie będzie tarczą dla plemienia, żadne się nie 
może rozwinąć na wielką centralizację, któraby w sobie samej zna- 
lazła dosyć siły oprzeć się wrogom, być osłoną dla narodowości. 
Bulgarja zapowiadała wiele, zdawało się przez chwilę, że posiądzie 
świat grecki, że weźmie po nim dziedzictwo, ale w niedołężnych 
rękach Piotra Symeoiiowicza osłabłszy, przez Swiętosława warega 
zgruchotana, przez Madziarów obdarta, traciła ziemie, wpływ, była 
w zupełnym upadku. Serbowie południowi mieli wprawdzie swo- 
ich książąt, ale drobnych i ciągle przepędzających się nawzajem, 
kłótliwych, dlatego i głębszej myśli politycznej pomiędzy niemi 
nie było. Bulgarja zresztą za szczęśliwych nawet swoich czasów, 
mogła tylko połączyć w jedność południowe narody słowiańskie, 
dla północnych obroną być nie mogła, bo nie sięgać jej było 
tak daleko, ale po osadowieniu się Madziarów w Pannonji, nawet 
już i Serbów zjednać jej dla siebie było niepodobieństwem. Da- 
leko więcej nadziei budziły Czechy. Szlachetny odłam wielkiego 
państwa morawskiego, które przeprowadzało myśl polityczną, zdaJ 



%m. L mSTORJA PIERWOTJ^A POLSja 269 

wala się, ic Czechy pójdą za głosem narodowych tradycyj. Ale 
pokąsało sit wkrótce, że. książęta rodu Przemysławowiczów nie 
dorośli wielkiego stanowiska, które zajmowali, a widzieliśmy na- 
wet jak Bolesław Okrutny poddawał się niemcom^ dfogę im to- 
rował do środka słowiańszczyzny. 

Ro;Berwanie w świecie słowiańskim nietylko polityczne ale 
i rel]gi}nc było. Poganizm się przeżył, powinien był rychło ustą- 
pić miejsca chrześcjaństwu. Państwo morawskie i na tej drodze 
budowało świetną przyszłość dla słowiańszczyzny, ale kiedy upa- 
dła, rychło zawieruszyły się gdzieś owoce starań Metodego i Cy- 
rylla. Kapłani słowiańscy schronili się do Bulgarji, kraje dawnej 
Moraw|i zostawiwszy na łup niemcom. Madziarowie osadowiwszy 
siQ w środku, popchnęli jak mówiliśmy Bułgarów i wschód cały 
vr objęcia Carogrodu, Serbów nad morzem adryjatyckiem leżą- 
cych, Czechów, Chrobatów i Lechów w objęcia Rzymu. Wygra- 
liśmy przez to niezmiernie wiele pod względem religijnym* Stolica 
apostolska rozsiewała prawdziwą wiarę, niczem niezaćmione świa- 
tło; ^na czcią, jaką budziła, wszystkie ludy barbarzyńskie, które 
cesarstwo rzymskie zgniotły, w kościele zachodnim ugłaskała, urzą- 
dzała, zasiliła życiem wewnętrznem. Przeciwnie, kościół grecki 
dla formy poświęcał rzecz, bo nie chodziło mu o służbę Bożą 
i o zbawienie ludzi, ale o życie polityczne i panowanie. Herezji 
tysiące się omożyło na wschodzie, bo Grecja nie tylko lubiła spory 
dogmatyczne, ale i nieraz tych religijnych środków używała dla 
dopięcia celów światowych. Kiedy papieże jedną powagą swoją 
odwracali burze, jakie barbarzyńcy nieśli, patryarchowie carogrod- 
zcy wszystkiego używali, ażeby się hańbić, podlić w przedpoko- 
jach cesarskich. Stosownie do takiego postępowania i nauki, 
niebo błogosławiło, lub opuszczało przewodników kościoła. Złe 
tak rosło w Carogrodzie, że nawet papieże, jeszcze najwyższą wła^ 
dzę stanowiąc w całym świecie chrześcjańskim, złego wytępić nie 
mogli. Nic dziwnego też, że papieże wzrastali wdzięcznością kró- 
lów na wielkich niepodległych władzców, kiedy patryarchowie ca- 
rogrodzcy nie doznawali szacunku od swoich najbliższych, pierwszą 
lepsza burza, pierwsze lepsze zabiegi tak ich podnosiły jak i oba- 
lały. W Carogrodzie też gotowała się schyzma, która wielkie 
klęski potem zrządziła w kościele. Widzieliśmy już pierwsze jej 
zadatki w ż&biegach Focyjusza. Nie mając niepodległości od ce- 



270 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

sarzówy będąc pierwszymi ich sługami, nawet w kościele zamiast 
nauczycielami jak przystało, pątryarchowie carogrodzcy chcieli 
przynajmniej pozyskać niepodległość od papieża, chociażby ją 
przyszło opłacić rozerwaniem jedności kościelnej i przeinaczeniem 
dogmatu. 

W tej chwili była jeszcze w kościele jedność, ale ludy sło- 
wiańskie w sferę carogrodzką rzucone, na wielkie były narażone 
niebezpieczeństwo. Już trudniej było Rzymowi sięgać przez ma- 
dziarów do Bulgarji. Przez Bulgarję z tym światem greckim sty- 
kały się ludy przez waregów zawojowane, prędzej więc im z By- 
zantu jak z, Rzymu przyszło brać światło chrześcjańskie. I otóż 
gotuje się rozerwanie religijne, opłakańsze w skutkach dla słowiań- 
szczyzny, jak polityczne. Państwo morawskie z obrządkiem Me- 
todyuszowym narodowością pociągałoby wszystkich do Rzymu. 
Z upadkiem strasznym i temu obrządkowi przyszło na koniec. 
Niemcy tryumfowali Widzimy zaraz tego skutki. Św. Wacław 
zginął ofiarą swojego przywiązania do obrządku łacińskiego, a cho- 
ciaż Bolesław Okrutny stawił mu opór, uległ wkrótce niemcom 
nie tylko pod względem politycznym i religijnym. Wiara chrześ- 
cjańska obrządku łacińskiego zaczęła się też za pośrednictwem 
niemców rozszerzać wśród polańskich ziem ^owiańskich. 

Tak więc od wschodu rozwijać się musiała w Słowiańszczy- 
źnie wiara grecka, wprawdzie językiem słowiańskim, ale już nie 
z duchem Cyrylla i Metodego. Schizma . zdaleka natrącając od- 
szczepieństwem religijnem, groziła i przyszłem politycznem roz- 
szczepieniem braci, które nieraz miało dochodzić do nienawiści. 
Od zachodu szła wiara chrześcjańska ale z łaciną, z apostołami 
niemcami. Niosła światło; ale niewinna była temu, tylko plemię 
niemieckie, które je szerzyło, że razem niosła słowianom niewolę. 
Czas był, żeby nareszcie w środku słowiańszczyzny powstało pań- 
stwo, które przyjmując prawdziwą oświatę i wiarę z Rzymu, ra- 
zem by ocaliło i niepodległość, narodowość i przyszłość plemienia* 
Czas był na trzecie skupienie ludów. Ostatnie późniejsze od Sa- 
monow^o i Świętopełkowego, powinno było stanąć od nich wy- 
żej, wspanialej, jeżeli miało spełnić posłannictwo dziejowe. Samo 
tedy zmienione położenie rzeczy, tłum zwiększony silniejszych nie- 
przyjaciół, wskazywały, że to trzecie kupienie się słowiańskich 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 2/1 

ludów W jedna całość, w państwo, powinno było stanowić epokę 
w dziejach. 

III. potrzeba "polski. Jakoż powstaje Polska, Długo iyła 
nieznana bliżej historji, zgubiona w niezmiernej ziem słowiańskich 
przestrzenL Budzić się zaczyna, rozprzestrzeniać, działać. Przed 
nia leżał w około gruby materyjał, z którego pierwszy genijusz 
słowiański, gdziebądź by się zjawił, mógł lepić państwo narodowe^ 
skupiać ludy w |ednó. Doba przedhistoryczna jeszcze to była 
dla tych ludów. Ziemia, która z siebie wyda ów genjusz, stworzy 
państwo dzielniejsze jak Samonowe, Swiętopełkowe. 

Ziemia ta mogła być tylko w wolnej Słowiańszczyźnie. Jak- 
żeby albowiem mógł powstać wielki patryota pod obcem pano- 
waniem. Wróg by mu wprzódy skrzydła obciął, za nim by je 
orzeł rozwinął do lotu. Czechy najwięcej rozumiały położenie 
rzeczy, najlepiej były uzdolnione, ale upadły. Genjusz taki za- 
równo mógł powstać nad Wisłą jak i nad Dnieprem. Narody 
tylko mógł skupiać orężem, zhołdowaniem, nie inaczej. Nie lM'zy- 
nosił z sobą niewoli, tylko nowe życie. Gminom słowiańskim roz- 
rzuconym zabierał cząstkę władzy, sobie ją przywłaszczał dla do- 
bra ogóln^o, dla wspólnej skutecznej obrony. Wszakże nie ina- 
czej skupiał państwo Samo i Świętopełk, nie inaczej urastały 
inne państwa w Europie. Przywłaszczenie ziem staje się prawem 
po upływie kilku pokoleń, ale czyż ludy gotowe poznać prawdę, 
która się w piersiach kryje ambitnego zdobywcy? Nie było przy- 
Idadu w dziejach, żeby który z ludów wyrzekł się swojej dzikiej' 
niepodległości dla tego, żeby mógł potem korzystać z owoców 
wyższego życia, wyrobionego pracą większej skojarzonej społe- 
czności. Żaden t^o nie rozumiał na razie, ulegał konieczności. 
Do cywilizacyi często prowadzi siła. Wyższe dusze czują jej war- 
tość, ale następnym dopiero pokoleniom otwarta czara jej rozko- 
szy. Mógł więc książę, wojewoda polański z nad -Wisły tak samo 
wojować i skupiać pod jedną chorągiew Chrobatów, jak i Bużan 
i Drewlan i Polan naddnieprzańskich, jak mógł odwrotnie pierwszy 
książę polański z nad Dniepru rozwijać się ku Bugowi i Wiśle, 
wtenczas kiedy jeszcze waregów nie było. Jedno im było prawo 
do wszystkich, Świętopełkowi czy Bolesławowi. 

Ale na wschodzie nic jeszcze nie nagliło do zmiany życia, 
potem spadł nagle waregski piorun, tak, że nikt się opamiętać 



272 DZIEŁA JULJANA BART0S2»WIC^. Tarnin. 

nie mógł. Na zachodzie -więc w stronach bl^szych. menatów •rozu- 
miano lepiej potrzebę kupienia sią w jedno ciało, aby podbfieść 
ducha, wzmódz się *na figach i nie przelać się w bryłę obcej na- 
rodowości. Życie to nowe wyjść mogło iylfco z pogańskiej ałcHm, 
bo po upadku Morawy, wszystko to co chrześcjaństóe ulegaio już 
niemcom. Ale pogaństwo nie mogło już w IX — ^X wieku 'być 
ogniwem dla nowego życia społecznego. Trzecie więc kupienie 
się narodów słowiań^ich nmsiało samo wyciągać ręce do -chraes- 
cjaństwa, które daw^fio wyższą cjrwHizację. Przyjąć wiarę z xnusu 
narzuconą,^ było to uznać panowanie obce, .przj^ć d^rowdlme 
wiarę, było to pokazywać, że się Jest godnym cywflizaj^ąi, był to 
krok ku iitrzymaniu się przy niepodległości narodowcij. 

Dla spełra'etiia tych wszy^kich celów występuje Póbka. Wtulicie 
wypadki któreśmy opisali, najście Waregów i upadA Morawy i 
zawojowanie 'Pannonji, zaskocz3rły ją nagle. Za^aiAał }k:flslkę dtbgo 
cień Wielkiej Morawy, a kiedy się rozwinął, wielkie w około i(ka- 
zał niebezpieczeństwo. 'W ścianę zachodnią biła srtraszna )>o/6ęga 
Niemców, i dzień za dniem, powoli, ale groźno się posuwała ^od 
Łaby, od Wełtawy. Trudno było w tę stronę na początek zwró- 
cić swoje siły, bo nardż^ddby się przez ^-to przyszłą budowę, łctórB • 
mogła się rozbić w nierównej walce. Polska więc rozwija ^ię 
z początku ku wschodowi, żeby wśród wolnej Stowiańszczyżny 
utworzyć słłę i potem ^uż zastawić się nią od Niemców. Ale nim 
potrafiła -dosięgnąć Bugu, a tem bardziej Dniepru, już ^t^ 'tiita| 
tamuje przyszły wolny , rozwój nieprzyjazna, rozbójnicza nawala 
waregska. Na południu ivolne działanie jej zostaje także do pe- 
wnego stopnia. Musiała w Ghrobaćji zwalczać pretensje czeskie, 
za któremi stoją roszczenia Niemców, ale za Chrobacją za 4Car- 
patami Polsce zastępuje drogę druga nawała madziarska, jnniej 
wprawdzie groźna, więcej oddalona. Tam nie takie jeszcze niebezpie- 
czeństwo, bo Madziarowie mają u siebie wiele tło roboty, ale 
chwila jeszcze, a tej Polsce, któta się krząta, jak trzecia zbawcza 
myśl SłoVriańszczyzny, nie stanie nawet oddechu, coraz Więcej 
ściśniętej ze Wzrostem zawojowań waregśldch. Włodzimierz ki- 
jowski, czyha jUż na samą Chrobację, na czerwieńskie gfoify. 
Jak straszny zbieg wypadków! jak mieli silnych nieprzyjaci<Sł 
jak zacieśnione granice tej wotog Słowiańszczyzny, po której bez 



Tom t HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 273 

wieflrićh przeszkód rozwijać się przyjdzie Polsce!, Niepotrzebnie 
inymy o przyszłość, bo przed nami staje rodzina Piastów. 

Idieje Pobki Piastowie poruszą, idea Polski wyjdzie z nad Wi- 
sły. Z innych stron wyjśćby nawet nie mogła. Po nadwislańskicli 
P<^anach najwięcej cywilizacji pokazują Polanie naddnieprzańscy, 
jedni i drudey wzorem byli dla sąsiednich ludów, pociągają ku 
sobie, Ałe nadwiślańscy więcej są dojrzali politycznie, mają dy- 
nastjc Popielów, mieć będą niedługo drugą dynastjc Piastów, 
która jeszcze więcej rozwinie tę dojrzałość. Po Ruryku i po 
Olegu Polanom naddnieprzańskim nawet marzyć nie było wolno 
o niepodległości. Przepadli wprzód nim dojrzeli. Za to po- 
ciąg Polan ku Bugowi, ku Dnieprowi, doskonale się samem 
położeniem sprawy tłomaczy. Sięgną tu kiedyś w te strony Bo- 
lesławowie i rzecz naprawią. Ale nłe przyjdą jak do Mazurów, 
do Chrotoatów, do Szlązanów patryarchalne czasy kończyć, szcze- 
pić jedność państwową. P/zyjdą z orężem jak do tamtych, ale 
nie na braci ten oręż, tylko na obcych, na Waregów. Przyjdą 
zrzucać jarzmo z karków" Bużan, Drewlan i Polin, braci do Polski 
ciągnąć, jedność państwową twofżyć. Zwalić Waregów, jest tó 
podbijać ludy bratnie siłą moralną. Wolne plemiona potrzeba 
będiie zmuszać do uznania władzy, która z Polski wyszła, drzeć 
sife z nimi, może nieraz niecierpliwość patryarchalnej*^ wolności po- 
skramiać, ale przyjść do ludów podbitych przez Waregów, jest 
te je oswobad^ć, do wolności wołać. Polanie naddnieprzańscy 
I^acili z dobrą wolą daninę Chazarom, potem Askoldowi i Dirowi, 
potem następcom Olega, nie midiżby jej ochotnie zapłacić bfatu, 
królowi ż nad Wisły? Wolno było obcemu najezdcy, WafegoWi, 
png^ć nad Dniepr z przeważną siłą i wojować narody, nie wol- 
noż pnyjsć Bolesławowi? Wszakże to wolna, patryarchalna Sło- 
wiańszczyzna, to tylko materjał na państwa dla pierwszego lepsze- 
go zdobywcy i twórcy. Toż i podbite ludy przez obcych' są 
mat^Tfałem. Co je z najazdem wiąże? Nic,' tylko siła, której 
ulegać mds:^. Obyczaj, prawo, język, wiara, pojęcia różnią pod- 
bitych R)łan i Drewlan od Waregów. Ta siła, którą Piastowie 
Wzynwją pod sobą połączone ludy, ma stokroć więcej' podstawy, 
popkra ją niezawodnie starszyzna, która zna korzyści z tego po- 
Jączehia, popiera dynastja narodowa, popiera obyczaj, prawb, ję^ 
zyjci wiara. W lat sto panowania Waregów Polanie i Dre wlanie 

Historia pierwotna Polski T. I. 35 



274 DZDEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

Waregami się nie stali, owszem Waregowie u nich się poślo^ 
wiańszczyli. Nie mieli więc dla panów swoich żadnych względów, 
najazd był świeży, żeby szedł w niepamięć, żeby się uprawnił 
w oczach narodu. Mało co Czesi a Morawianie, plemiona więcej 
W5rrobione i historyczne, nie wsiąkły w Polskę za Bolesława 
Chrobrego, jak nie miały zlać się szczelnie z Polską ludy podbite 
przez Waregów, gdyby tak okoliczności się złożyły? Panowanie 
obce byłoż dla tego samego prawniejszem nad Dnieprem, że 
prędzej przyszło jak swoje, rodzinne z nad Wisły? War^^owie 
lud szczególniej goniący za łupami, głównie opierający się na sile, 
niewiele pewno myśleli o prawie swojem do ziem podbitych* 
Mścili się za nieposłuszeństwo, za opór w płaceniu daniny, ale 
gdy wyszła siła rzecz)rwista, czy z wnętrza narodu czy zzewnątrz 
od braci wrogów swoich wyrzucić, byliżby zsyłali się na prawo? 
Poszliby gdzieindziej szukać szczęścia i łupów. Do tego pano- 
wanie ich nie było tego rodzaju, żeby czuć się nie dawało wiel- 
Idm uciskiem, boleścią. Polska przychodiząc nad Bug i nad Dniestr 
przynosiła lepsza dolę. Rozwijając .się wokoło, musiała natra&ać 
na przeszkody, te obalała jak u Waregów, a podbój jej był tak 
prawny nad górną Wisłą, jak i nad Dnieprem, bo jesteśmy w do- 
bie tworzenia się państw. Wszakże i na z^hodzie Europy tak 
się działo. Jednorodne szczepy składały nieraz kilka oddzielnych 
państw, a potem łącząc się w jedno- nis;sczyły przez to samo 
fakt rozerwania, często przypadkowy, a często owoc przemocy. 
Polska więc doskonale zrozumiała swoje posłannictwo. Dy- 
nastja Piastów, Bolesław Chrobry, nie podbijali dla samej miłości 
podboju. Aleksandra Macedońskiego zachcianek tu nie widać. 
Wszystko zdobywa się naturalnie jak gdyby koleją wypadków 
wytknięte. Polska gdyby całą wolną Słowiańszc^cyznę posiadła, 
nie byłaby jeszcze państwem dowiańskim, zdolnem przetrwać bu«» 
rze i gromy, %e wszech stroń zawisłe nad jej głową. Polska 
musi przekroczyć te granice, musi z obowiązku sumienia, z po- 
winności historycznej, wywracać panowanie Warsów i Niemców 
wśród Słowian. Nie inszy też cel zawojowań Bolesławów naszych* 
Braciom nieść wolność jestto samemu się podnosić, urastać 
w siły, nabierać pewności, że ma się prawo do życia. Świat sło- 
wiański wywoływał Polskę, pożądał jej, vrystąp'ńa więc, two- 
rzyła państwo większe jak 3amQnowe, Świętopęjtkowe, najdostoj- 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 2/5 

niejsze, bo najwięcej skupiało narodów ku przyszłej wspólnej pracy , 
około powszechnego dobra. W podbojach więc pierwszej epoki 
leży kwestja jej życia. Biada Waregom i Niemcom I 

112. ^aDui T^óUld, jej inug. Walka z Niemcami wyszła na 
niekorzyść Polsce w ostatnim swoim rezultacie. Traciliśmy na 
zachodzie jedno za drugiem stanowisko, często winą okolicznośd, 
ale później częściej już winą naszą, zaponmieniem się, brakiem 
siły w dobie upadku. Za to walka z Waregami w ostatnim re- 
zultacie przynio^ nam tryumf zupełny. Gdyby ciało narodowe 
nie uległo chorobie oparłszy się o granice wschodnie, moglibyśmy 
i nad Niemcami odnieść tryiunf. Podwójna ta walka stanowi 
nasze życie polityczne, naszą histoiję. W opowiadaniu naszem 
wskażemy na fakta, na koleje tej wiekowej walki. Doba zepsu- 
cia RzpHtej zniszczyła owoce długoletnich starań. Z Madziarów 
lekkie były zajścia, chwilowe godziliśmy się z nimi i pokochali. 
Ale upadł i ten naród rycerski i zdolny w długiej walce swojej 
z niemcami, popadł w niewolę. Większem za to kołem, bo już 
nietylko od zachodu ale i od południa otoczyli nas niemcy. 
Kiedy Waregów nie stało, a Polska rozwinnęła się nad Dnieprem, 
kiedy potem przez Litwę rozwinęła się nawet tam, gdzie nigdy wprzód 
nie sięgała, nad Dźwinę, niedbalstwo znów nasze dało wzróść 
małemu państwu na pograniczu wschodniem, i to zagroziło nam 
nowem niebezpieczeństwem, któregośmy rozmiarów zrazu nawet 
się nie domyślali. Chwilę tylko zupełnie spokojni byliśmy na 
wschodniej granicy. Więc tern większa Polsce leżała powinność 
posuwać w tamte strony cywilizację, podbijać] nie mieczem, 
ale słowem, jak podbiła Polska Litwę. Chwilę tę straciliśmy. 
I oto w miejsce Waregów wchodzi do walki od wschodu nowy 
nieprzyjaciel z^^winy naszej potężny. Połączył w sobie chytrość 
normańską, posłuszeństwo fińskie, barbarzyństwo mongolskie. Za- 
stępując Waregów, straszniejszy od nich, co chwila zyskuje, kiedy 
my co chwila tracimy. Nareszcie tak wzrósł w dumę, że Niem- 
com podaje rękę na zgubę naszą. Tryumfowalibyśmy, gdyby 
Rzplita skutkiem wewnętrznych chorób i strasznych przesileń, które 
przebywa, nie skłoniła się ku upadkowi. Nie dała już rady zło- 
wrogiej koalicji. Każdy jej polot ku poprawie, ku podniesieniu 
się życiem szlachetniejszem, wrogowie zniszczyli. Powiększać'cho- 
robę Polski, było ich jedynem staraniem, na którem swoją 



276 DZIEfcA XLTi;.JANĄ JBAJSITOSZBWIC?^. T^IH* 

wielkość budowali. I upadła Polska, a ta walka, którfi ^ciągnęła 
3ię 10 wieków, zbliżyła dzisiaj wrogów naszych do siebie, zetjoięta, 
ich ]granice na ziemiach polskich. To czego lękać się była Bo^ 
lesławowi, stało się za dni naszych. Światu stowianskiepiu przy- 
niosło to śmierć. Jest dziś to co było niegdyś. Najechany tną 
Ś3viat słowiański nad sobą obcych panów. Idea Poislf^ jdoa. wol- 
ności i oświaty, sprawiedliwości i dobra, zagłuszona, przyparła 
do ziemi. Polska pokutuje za grzechy swoje, bo w dobie upadku 
zerwała z tą ideą. Ale mimo to w czystości swojej w głębi .du- 
szy ją przechowała. WaDca wciąż trwa jeszcze* Idi^a wyjadane 
z niej oczyszczona i światu słowiańskiemu pr^niesie zbawienie. 

Idea Polski, powiadamy to: Polski. Było wiele naro- 
dów lechickich, ale idea wyszła z jednego z nich, z PobkL 
Szerzyli ją Piastowie po słowiańskim świecie, ród czysto polsld, 
polański. Idea objęła naprzód Lechję, potem Chrobację^ potecu 
nadbużańskie, naddniestrzańskie ludy, potem nawet obce litewskie 
plemię. Gdzie stanęła ta idea z królami Piastami była tam Pobka« 
Z początku Łęczycanie, Mazurowie, Polanami nie byli, byli sobą, 
byli lechickiemi narodami. Ale wszedłszy raz do spólności życia, 
pracowali na wspólne dobro i Polanami się stali. Tam gdzie 
Piastowie stają tam jest Polska. Polska wychodzi po za granice 
swoje z nad Wisły, z nad Warty, idzie na wsze strony, rozlewa 
się, rozszerza. W tej Polsce mieszkają po dawnemu Łęczycanie, 
Mazurowie, Szlazanie, Chrobatowie, ale ich związek nazywa się 
polskim, bo przewodnictwo, hegemonję, ma plemię polskie, ród 
polski Piastów. Polska jest długo tylko w Polscie, wzięta jako odrę- 
bne lechiclde plemię, ale jest wszędzie gdzie Piastowie panują, wzięta 
jako jeograficzne, zbiorowe nazwisko. Są więc dwie Polski, jedna 
właściwa, czysta, prawdziwą Polska, kraj nie duży, ale wpływowy 
przez swoją siłę moralną, druga: państwo Piastów. Czterech wie- 
ków wspólnych klęsk i wspólnych powodzeń było potrzeba, żeby 
państwo Piastów całe zmieniło się w Polskę, to jest żeby nazwisko 
jeograficzne stało się rzeczywistem, narodowem. Idea Polski wła- 
ściwe} odniosła tr3rumf, zhołdowała sobie ludy wpływem moral- 
nym. Ale wtenczas dawna, właściwa Polska, już musiała dla 
różnicy nazywać się Wielką, żeby nie plątać wyobrażeń, a druga 
Polska ta co dawniej jeograficznie nią była, nie narodowa, prze% 
2iwała'się Małą. 






Tom I mSTORJA PIERWjOTNA POfcSKL ^^^ 

Gdyby ta idea, tp życie przyszłego aarodu, ' wziętego jai 
w obszetnem znaczeniu wy52io nie z Pobki, ale np. z Kujaw^ 
oagrwalibyśińy się xlzisiaj Kujawianami, gdyby z Mazowsza, nah 
27wafibyśmy się Mazurami, gdyby z Chrobac^it byUbyimy Chro* 
batan^« Ale wyszła z Polski; jesteśmy Polakami, i wszystkie inne 
prowincyonalizmy utonęt/ w tem ogólnem nazwania. I Mazurowie, 
Chrobcttowic, Dre wlanie, Lriiwini s% Polakami, bo]| chociaż nad 
mmi panują obcy, rozwinęli w sobie i pokochali narodowość, 
która się sanut nazywa Polska. Każdy jest tem czem jest, czem 
się sam^juznaje, nie tem czem go nazywają. Polska związała się 
w RzpUtę narodów, wolnością i prawem, dlatego jest wszędzie 
gdzie zostawiła pamiątki swoje, pamiątki wysokiej cywiHzacyi, 
Siła fizyczna pierwotnie pozakładała państwa i utrzymała je w ca-i 
łości przez czas jakiś, ale potem o innych środkach musiała my- 
śleć żeby odrębności spoić, różnice usunąć. Dlatego jedynie pods 
boje cjrwilizacji są godziwe i prawne. Co zhołdowane jest wyższo^ 
ścią, zhołdowane jest na pewne. Oręż Polski łączył najprzód ludy, 
ale podbijała je ostatecznie cy wilizacya. Dlatego Pobka jest tam 
wszędzie gdzie kiedykolwiek sięgnął duch polski. 



n. SĄSIAD NIEMIECKI. 



113. Hiesarstwo IV Niemczech, nmn dynjastja* Arnolf, waleczny 
król niemiecki i cesarz rzymski zniszczył państwo morawskie, ale 
sprowadził Madziarów i chociaż wielkie nadzieje budził • Niemiec^ 
umatj z boleścią w sercu, że ich nie [uskutecznił. Przekazał tron 
jedynemu* synowi swemu Ludwikowi Dziecku, ostatniemu Karło- 
wingowi w Niemczech. Panował Ludwik nieszczęśliwie lat 12, 
wśród wojen domowych i napaści madziaiskich, wreszcie umarł 
r. 911. 

Kiedy o koronę cesarską ambitni książęta się ubiegali, Niem< 
cy postanowUi sobie obrać króla, Córka Arnulfa Glismunda za« 



2^8 DZI^A JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom ni . 

* 

ślubna hrabiego frankońskiego Konrada. Kiedy Otto ksiaie saski, 
zięć Ludwika niemieckiego, obrany od całej starszyzny, już nie 
ludu jak dawniej, nie uznał się za godnego' korony, zwrócili się 
wszyscy do Konrada r. 911 i Otto byl pierwszy, który '•zwierz- 
chności jego i szczerej potędze z synami się poddał* ^). Czterecb 
wtedy książąt największy wpłjrw na losy Niemiec wywierało; Kon- 
rad do nich należał, więc wybór jego na króla tem był trafniej- 
szy, że krwią się łączył z dawną dynastją. 

Miał Konrad dużo zmartwienia na tronie. Madziarom niusiał 
daninę opłacać, żeby się jako od ich napaści zasłonić. Wewnątrz 
Niemiec miał do zwalczenia najstraszniejszego wroga w Henryku, 
synu Ottona saskiego. Ojciec poddawał się pod wpływ Konrada, 
syn jakby tego żałował, ciągle mu burzył spokojność. 

•Henryk, powiada chwalca jego Dytmar, zrodzony z naj- 
szlachetniejszego szczepu Ottona i Hatui, nakształt skromnej dzie- 
wicy w ukryciu wzrastał z chłopięcia*. Dorósłszy lat młodzień- 
czych, powiada tenże Dytmar, «zajaśniał na wzór kwiatu wscho- 
dzącego z wiosną*. Ten kwiat wschodzący w istocie rzadką miał 
energję i zdolności, ambicją zuchwałą, serca nic prawie, charakter 
burzliwy, rozum przebiegły. Henryk nie zważał na żadne prze- 
szkody, aby tylko na swojem postawić, zdradą czy siłą dopinał 
celu. Taki sam był w prywatnem jak i w publicznem życiu. Je- 
szcze żył ojciec gdy mu panowania i władzy się zachciało, jakoż 
znalazł sposób, że zadosyć uczynił pragnieniu. Rozkochał się 
w Hateburdze, wdowie po komesie Osdagu, córce Erwina, który 
bez mała posiadał na własność całą część Merseburga, zwaną Sta* 
rem Miastem, a że nie miał syna, majątek swój dwom córkom prze- 
kazał. Hateburga była więc nietylko piękną ale i bogatą, z dwóch 
względów Henrykowi się podobała. Chciała wprawdzie w zakon- 
nych szatach wdowieńskie prowadzić życie, wykonała już śluby, 
ale uległa natrętnym prośbom Henryka i namowom przyjaciół. 
Pojechała więc do ni^o, a po godach weselnych, razepi oboje 
państwo młodzi przyjechali do Merseburga. Był Henryk mężem 
«nie lada świetności*, umiał sobie ludzi zobowiązywać, i w Mer- 
seburgu wszyscy sąsiedzi «kochaIi go jak przyjaciela, a czcili jak 
pana*. Tak mówi Dytmar, ale to się znaczy, że Henryk żdazną 



*) DytmAT, I. 4* 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL , 279 , 

rękę podniósł na wasalów żony i sąsiadów merseburgskich, do 
których wprzódy nic nie miał. Nie od nich więc spodziewał się 
oporu, piorun spadł z innej strony. Okolice* Merseburga należały 
do biskupstwa halbersztadzkiego, stolice te posiadał wówczas Zy- 
gmunt, mąż rozumny 1 uczony, gorliwy do tego obrońca praw 
kościoła. Kazał się natychmiast rozłączyć Henrykowi i Hatebur- 
dze pod karą klątwy, i na synod zapozwał. Strwożony książę 
udał się do króla Konrada, który się zwał jeszcze wtedy cesarzem 
jako następca Karlowingów. Cesarz pamiętał na posługi ojca 
i wyprawił posła do biskupa z prośbą, ażeby się wstrzymał z wy- 
rokiem do czasu. Głos namiętności nie ucichał ani na chwilę 
w Henryku w stosunkach domowych. Zbrzydził sobie pierwszą 
żonę i bez skrupułu odpędziwszy ją, bo małżeństwo niby uznał 
za grzeszne, wysłał swaty do pięknej Matyldy, która, pochodziła 
z rodu królewskiego Widukinda, pogańskiego bohatyra Sasów. 
Piękna dziewica skłoniła się do żądań «nadobnego i gładkiego 
młodzieńca* w r. 909 i poszedłszy za niego, tak «w boskich jak 
i w ludzkich sprawach była mu pożyteczną*. 

T}rmczasem umarł 30 listopada 912 r. Otton ojciec Hen- 
lyka. 

Król Konrad hojną ręką zlał wtedy na Henryka wszelkie 
dobrodziejstwa. Przyznał mu «z dobrowolnego upominku większą 
część lennościs, które Otton posiadał tylko dożjrwociem. Te na- 
dania królewskie połączone z dziedzictwem, które wziął Henryk 
po ojcu i z posagiem Hatebiu'gi, w pychę podnosiły młodego 
księcia. Rozpoczął na własną rękę zdobywać, ż sąsiadami się 
kłócić, władzę swoją podnosić,' aż przeraziło to Konrada. Nie czuł 
się król na siłach, żeby pohamować zuchwałą ambicję. Udawał 
więc, że zabiegów jego nie dostrzega, a zdradą dopiąć swojego 
celu próbował, to jest osłabić nieprzyjaciela. Arcybiskup mogun- 
cki Hatto, człowiek nie przebierający w środkach, miał tu usłużyć 
krojowi. Łańcuchem złotym miano Henryka pozbawić życia. Ale 
arcybiskup wydał się z tern przed złotnikiem, któremu polecił 
zrobić łańcuch «mistemą sztuką*. Henryk zawczasu, uwiadomiony 
o spisku, po^ał do Hattona z przestrogą , ażeby się przygotował 
do niezmiernej straty, jakoż zajechał natychmiast jego posiadłości 
w Turyngji i Saksonji i wygnał z nich źłupiwśzy ze wszystkiego 
urzędników królewskich. Wkr<5tce arcybiskup umarł śmiercią ńa- 



28g DZI&iA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom HI. 

głą (15 marca 913 r.), zapewne skutkiem trucizny.. Henryk sta- 
nowczą wojnę wypowiedział królowi. Długo trwały te zajścia*, 
pokonywali siebie lub odstępowali naprzemian, Konrad z Hen- 
rykiem, aż wreszcie za wdaniem się starszych mężów przyszli do 
pojednania z sobą. 

Konrad złożony długą niemocą pamiętał, że « cechą złych 
ludzi jest, po waśniach skończonych nie złożyć gniewu » '). Udzielił 
więc rady bratu swemu Eberhardowi i panom wkoło niego zebra- . 
nym, żeby po jego śmierci, której się rychło 3podzi0wa^, Henryka 
wezwali do steru państwa, jako najzdolniejszego z książąt. Musieli 
na to Konradowi poprzysiądz panowie. Bezinteresowność cesarza 
tutaj wielka, bo dla dobra ogólnego Jcrew swoją własną usuwał 
i tym czynem prawdziwie królewskim uwiecznił się w dziejach. 
Kiedy umarł cesarz (23 grudnia 919 r.) książęta żebrali się we 
Fridisleri (Fritzlar w Hessyi) i włożyli koronę na głowę Henryka, 
który wszelako namaszczenia i błogosławieństwa kościelnego nie 
przyjął, twierdząc, że zaszcz)rtu takiego niegodny. 

114. ^^icnryk ptasznik, zalor^cUl miast. Powiadają, że kiedy 
przybyło do Henryka poselstwo od książąt, biskupów i mieszczan, 
zastało go przy ustawianiu potrzasku na ptaki na łące pod JCwe- 
dtinburgiem. To mu zjednało historyczny przydomek Ftasznika9 
Auceps, der Finkler,' Vogler, Yogelsteller. Miał wtedy niewiele 
co więcej had lat 40. Niemcy w nim zyskały wielkiego monat- 
chę. Zwycięzki w boju poskromił trzech potężnych książąt Le- 
mańskiego, bawarskiego \ lotaryńgskiego, córki swoje powydiwał 
za nich za mąż, króla francuzkiego ^arola Prpstaka kitka ra2y 
pobił, że rościł sobie prawo do Lotaryngji. Ale za to z Węgrami, 
walczył ż i^ozmaitem szczęściem. Raz pobity na głowę pod\Bićh- 
niem (Pichen nad Muldą), zamknął się w niedalekim ztamtąd gro- 
dzie Werle i patrzał w niemocy na spustoszenia jakich się do kofą 
nieprzyjaciele dopuszczali. Na jednej z wycieczek udało mu się 
pojmać znacznego wodza nąadziarskiego, wydal go, ale pod wa- 
runkiem dziewięcioletniego zawieszenia broni, miisiał jednakże sam 
zobowiązać się* do płacenia- haraczu. Wolny ż tej.stroRy, czasu 
rozejmu mądrze używał Henryk; zajął się wewnętrznem- urządze- 
niem państwa, igarzmieniem Słowian nadłabańsldch. Był Henryk 



^ Dytmar, I. 5, 



Tom i. inSTORJA PIERWOTNA POLSKL itf 

i znaltoiiiifsym' org^katorem, pi^awoduwcą, wielkim wrogiem i ućie* 
ttięźycielefti l^wian. Państwo niemieckie, które stanowczo oder- 
wało się od Franków pod nowymi władcami, spajał, zaproWadzaT 
porządek i spokój, potęgę wewnętrzną krzepił i rozwijał. Postawił 
kraj w stanie obronnym, zwłaszcza od wschodniej najniepewńlej- 
s2ej gyanicy^ urządził wojsko i tym zabiegom całe Życie swoje 
poświęcił. Zaczął wznosić grody, Burgwarten, Castella, bo pi-a- 
gnął z nicł) porobić ogniska życia ludu niemieckiego, tudzież 
twierdze sflne gotowe w każdym razie do obrony kraju f liczbą 
mieszkańców i warowniami. Była więc w tem myśl polityczna, 
nie administracyjna, jakby się to na pozór zdawało. Margrab* 
stwami odgraniczały się dotąd Niemcy od Słowian, ale mkrgrabśtwa 
jak podnieść, jak wynosić na zewnątrz, żeby sobie same były 
obr<Hiąii nie oglądały sie za pomocą od króla? Służyły' do tego 
Ifemykowt mia^a czyli grody, bo każde musiało być obwarowane. 
Pobudował i obwarował murami i wieżami miasta, zaludnił jk 
zaciągiem z Osad i wsi, czem założył rycerstwo dla dobra kraju. 
Pnseniósł do miast zgromadzenie obywatelskie, gau-versamlunjgeh^ 
sądy i uroczystości, jarmarki i odpusty. Niektóre mićtsta wię- 
kśend, niektóre mniejśze^mj nadawał przywilejanil. l^al^ np. od- 
wdaęczyi się Bfchni, ż^go murami śwojemi ocaliła pr^ed' Madziara- 
mi (Miytmair), Hojnie wysypał na nią dary i'prż)rWileje dał^ tkk i^iel- 
lÓĄ jakich jeszcze w lat sto, za czasów Dytriiara', nikt riSwrfycK' 
nitmjal. Nad' zMegiem rzek, na Wysokich nfedośtępńirch górach' 
zakisdsJ' młJi)sta; jeżeli była wieś' w korzystneiti położeniu,' za 
wołąłlentyka zmieniała się w nliastio,jcjżeH jfej nie byłb, lasy wycinał, 
gród zakładał^ szańce obronne w koło stawiał, zdłógę osadzij. 
Daleko też słtiszniej nadają' mu przydomek założyd^Ia miast jik' 
Ptaśzńikai,- tutio to ostatnie nazwisko st^ó się hiśtoryćzhem. 

NteiMń^of był w stariie szukać daleko nieprzyjaciela na^ 'mo- 
rzem, dó plemion sąsiednich 'już się nie obawiał, strzaskawszy ich" 
siUck Duńczycy rozpościerający łopieżkie swoje zagbhy^w krajach 
jń-zy ujśićiu Łaby, doznali jćgb oręża. W chwiH w* której* już 
Yi^dióOsił' rtfzejiń z Mddzfeiranfi, pfrzybyli doHćnrJrks" posłowie 
od nich po haracz (r. 93^}.- Kazał im dać parszywego psai jeszcze 
si^ nićtrząśdłznaa^^a, mówiąc że od psa, Hurid,' idąHimnowie, 
ojcowtó MaifeiaWw. W odwet wWoiz^łj^ dWi slltó ich wojska' 
prtH Turjmgję dó Sitkśóńjf, ale Henfyk dobrze ndprzyjęcie wro- 

Historja pierwoUia Polski T. Ł 3^ 



^88 DZIŻŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom jn. 

gów p;'zygotowany, pobił jedno i drugie niedaleko Mersebufiga 
r. 933 i pierwszy podobno zahamował najazdy ^ madziarskie do 
Niemiec. 

Zwyciężywszy wrogów rozszerzywszy swoje panowanie wśród 
Słowian, kraj urządziwszy, umocniwszy go ludnością i warowniaoii, 
Henryk przezwał się ojcem ojczyzny, pater patriae,^i cesarzem, 
rerum dominus imperatorąue ab exercitu appeUatus. Było to w r. 
931. Szedł Henryk śladami Karola W. W organizacji frankoń- 
skiej ideałem była ciągle myśl państwa, jedności władzy wynie- 
sionej po nad wszelkie drobne pretensje i prawa. Cesarstwo nie 
było godnością, ale instytucją. Każdy z książąt silił się do roz- 
szerzania swojej władzy kosztem innych, ale gdy geniusz uleciał 
co stworzył instytucją, cesarstwo upadało, rozdzierało się, nare- 
szcie z wygaśnieniem Karlowingów poszło do grobu. Ambitni 
władcy Włoch i Niemiec, którzy przybierali tytuł, pokazywali 
tylko swoją bezsilność, łudzili się blaskiem, władzy nie midi. Była 
to chwila w której odnowione cesarstwo rzymskie Karola W. 
mogło ustać. Nie pozwolił na to genjusz Henryka. Cesarzem 
ogłosiło go wojsko, opowiada Widukind, zapewne, ale za jego 
zezwoleniem. Było w tem wszystkiem więcej przywłaszczenia 
i dumy, jak prawdy. Cesarz Yzymski, a daleko mu było sięgać 
do Rzymu, był Henryk po prostu królem niemieckim. Cesarz 
przedstawiał dawniej jedność państwa frankońskiego, gdzież }fe- 
dność teraz? Potworzyły się niezawisłe królestwa, które nic o ce- 
sarzu wiedzieć nie chciały. Być może i sam Henryk nie g^osit 
się cesarzem, jak chce Widukind, ale to pewna, że w nim dora- 
stał mąż myśli cesarskiej, następca z ducha Karola ]W. Zjedno- 
czywszy Niemcy, był silniejszym od innych królów. Odnawiał 
więc podania, które świeżo wygasły. Jeszcze może nie dowierz^ 
sile swojej, może mu czasu nie starczyło sięgnąć po Włochy, po 
cesarstwo rzymskie, żeby je znowu na czele chrześcjańskiego 
świata postawić, a innych królów usunąć, ale zawsze krok posta- 
wił naprzód. Jeżeli nie sam, synom natchnął myśl cesarstwa 
powszechnego. Sam w Niemczech władzą był cesarzem po nad 
wszystkimi książętami, margrabiami, komesami. 

115. 3iis TrdUtcwe, prawo rycerskU. W cżem najsilniej przebijała 
mę.ta myśl cesarska Henryka? W uzbrojeniu narodu, w prawie 
rycęrskiem, które nazywano w języku urzędowym epoki, jus mi< 



tom L mSTORJA PIERWOTNA PÓLSKL 289 

Utitre, ryula wHitans. Była to najpiękniejsza instytucja, na jaką 
ówczesna £uropa zdobyć się mogła. W średnich wiekach ce* 
sarstwo i kościół organizowało barbarzyństwo za cywilizację. Je- 
d3mym te środlfów, jakich użyło cesarstwo, było prawo rycerskie, 
które tłumy najezdnicze, dyszące chęcią łupieży, pułki niesforne 
niemców, łotrostwo możnych baronów, skłaniało do obowiązku 
uświęconego błogosławieństwem kościoła. Panowaniu dzikiej siły 
wyrabiająca się myśl postępu stawiła w instytucjach zawady. 
Ordo militaris stanowił rycerski zakon. Każdy kto do niego 
wchodził, miles, żołnierz, prz}rsięgał służyć Bogu, słuchać mszy, 
bić się za wiarę, bronić kościoła, wdów i sierót, niewinności i cno- 
ty, wyrzekał się rozbojów i dochodzenia samemu sobie spra- 
wiedliwości, ćwiczył się w robieniu bronią, przysięgał posłuszeństwo 
panującym. Żołnierze walczyli po największej części pieszo, bo- 
gatsi tylko na koniach. Liczebny ten stosunek jazdy do piechoty 
zmieniać się zaczynał dopiero z najściem zwinnych Madziarów, 
bo kiedy lance i siekiery jazdy i piki piechoty, mało co skutko- 
wały w boju, zaprowadzono lekką znowu konnicę, do której 
wstępowali ludzie mniejszych fortun; tak więc jazdy w bojach 
przybyło, piechoty ubyło. Pokazała się też potrzeba robienia 
bronią, ćwiczenia się w sztuce wojennej, z czego początek po- 
pisów, turniejów i gier rycerskich. Na wzór stanu zbrojnego, 
ordinis militaris, rozwinął się stan jezdny, ordo eąuestris, bo obroń- 
ców, którzy do niego wstępowali, zwano jezdnymi, konnymi, 
rzymskim wyrazem eąuites, niemieckim reiter, ztąd polski póź- 
niejszy rycerz. Temu stanowi jezdnemu przywłaszczono zczasem 
wyłącznie tytuł rycerski. Prawdziwie to nowe było bractwo, ozdoba i 
szczęście królów, rządziło się samo w chorągwiach, odznaczało 
strojeń, potem zyskiwało przywileje i godności, przybierało cechy 
odrębności swej od reszty, to jest herby, bogaciło się majątkanti. 
Ze stanu jezdnego wszędzie urabiała się szlachta. 

Miles, to nie dzisiejszy żołnierz. Miles to każdy mąż zbroj- 
ny na wojnie, najbogatszy czy najuboższy, najdostojniejszy, czy 
prosty człowiek bez zaszczytów. Sam stopień żołnierza, militis, 
był dostojnością, która w czasie kiedy szlachta wyrobiła się, da- 
wała nawet jakieś prawo. Miles był każdy, kto bronił ziemi swo- 
jej przeciw barbarzyństwu. Szły dawniej tłumy narodów różnych 
na cywilizację i obalały państwa. Od czasu uorganizowania się 



200 nZIELA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom OL 

5t?qu zbroJjąqgp nąpc^ciom jtmdpig, a weszpję sfy^ą 3^ Wpo- 
dpb^ie. Stoją zawały, które pi'zebyć trudnp, b^łKUr^ii9t98ro więc 
nowe cofi^ się zrażone niepowodzeniami przed stąn^> kt^re oba- 
liło Rz^iUf ale się już w cywilizację przeobrai^ąto* (^cońcami 
zi^imi o^^Ijtęs» oie byli jtyllco dawni nąjezdcy, ^sdobywcy, ^ 
i ludność którą zawojowali. W I^ieoiczech 8zczeg<^g» w któ- 
^ch mooio c»brona była potrzebfią względem Madzi£u:ów i Sto- 
wian 9 prawo ryce^kię rozwinęło się więcej, sięgnęło l^as najr 
niższych narodu. Starsi urzędnicy p^twa, właściciele jńemi do- 
wo(^ili» zwoływali mieszczan i włościan do broni, nie patns^c na 
pochodzeifie narodowe. Ludność panującą mieszała się z zawojo- 
waną, kfóra 2; natury rzeczy niiszy zajiaowała szczebel spiSleczoy. 
^onąrcha ws^stkich sił ubywał 4o (^ony kraju, im który wic- 
ce^ jej przysposobił, im lepiej ją urządził, teni był siloieisjcyt po- 
tężniejszy. Różnć t^^ tworzyły się stopnie zasługi Byli synowie 
lu^u, lsX6p:y dostawali małe grunta, z obowiązkiem, ieby & to 
stawili się i]Lą yrojnę, byli inni, którzy stawali w tylnych were* 
regach chorągwi rycerskich, więcej dla posługi walo^ącym jak dla 
bx>ji^ Panowie tworzyU roty albo chor^;wie swoje nadworne 
z włościan, lub wybranych z pewnej liczby łanów układaU w puł* 
ki wiejskie. Iiyii szli na załogę do grpdów, jeszcze inni budowali 
ciosty, sypa]^ df ogi, murowali miasta. 

Kiedy Henryk Pta^zmk r. 906 na sejmie w Worms, pracu- 
jąc 9koło dialenia feudalnych panów, otrz)rmał prawo pospolitego 
rusi^enia, (o jest prawo powołania wszystkich żołnierzy w pań- 
stwie, za^az wojna przeciw Stowiapom rozpaliła się zaiarcie, bo 
król ro;zporząd^ wielką siłą i pragnął nią znakóm^ydi nsecsy 
dokaząć. Systemat grodów przeniesiono żywcem na^owiańską 
ziemię, nad Łabę i Solawę. Powstać rychło w fych stnmacfa 
n^ieckip miasta, bu^gwąrten ze starych osad, j^iko to: Merse- 
burg, Magdeburg, Munster, Kwedlinburg i t d. Eyly to zakłady 
wpjpnne Niepi^c, przednie ich straże ku wschpdowit stanowiska 
które utrzypyw^ panowanie. Wśród ludności słowi9u6skiqf osa- 
dzano Niemców, żeby jako wyspy zalane obcą ludnc^cią wska- 
zywali kres, pp który się rozlało morze Niemieckie nie mj^lącc 
wyst^pwa^ ale rozlewające coraz szerzej i szerzej^ Wyspg^ te 
jQ2;i$3serzai^ 9l^p}f^ ciebie życie ąiemieckij^, 4uch oieoMcki* bo ina- 



^WSliy ;BatQn%ć. System wynarodowieiua od Karlowiiig<Sw 
fjtzejfff^pyf jroswijął się swobpdnie bez żadne/ przeszkody. 

Henry]^ Ptasznik postanowił również, że jeden z dziesiędu 
filllisctąa inial słu:^ć w grodzie pobliskim, ą inni nii|sli za nicygp 
i]jpi»,ii{iąć zieinie. Cale państwo podzielone -było na hrabstwa, 
ksicfifSiQą/t9feL^ na kasztelanie, to jest okręgi przypjsanis do gfodóiy. 
Koąe^;iirie ludność woln^ prowadzili do bc^u, ale d którzy na- 
lełdl 4^ obrony grodów nie wydalali »ię po za obręb swoidi 
okr^ów. Grody spidUerzami też były» Każdy też musiał Utsd^ 
c^d sjo^oipt^ zbiorów tam oddać, bo w czasip wojen, które głów- 
pię o^jcnaczai^ się niszczeniem pól i zasiewów, z twierdz, z gro* 
4óWy sądty ząpa^ qietylko na załogę, ale i na kraj cafy okdiczny. '). 

^^6* ^^dbojc fp fiłonnjwzfizyvvk- W czasie, w którym mo- 
A^sęliJĄ Kariowingów skłaniała się do upadku, połab^c^ ledud 
g4dy<;^iąU spokojnie. Ale cbwHowo tylko ucidiła t^a burza, 09 
nio^ ^^ytęciotde całym narojdom. Kiedy cesacską myśl przyszła 
d^ ^anpopoznania się w nowej dynastji, nastał dla połabskich 
jdec^ion czas dężki, chwila gorzkich doświadczeń. Oc^rwiśde 
kąijżętjoin saskim, którr^r na królów niemieckicl^ vfyszli, najwię- 
c4 na tem zależało, żeby podbić ziemie pogr^czne, bo d^e- 
dicic^e ich podadłośd kończyły Niemce. Zwydęztwem jiednem 
i drugiem nie rozcinali tutaj księżęta zadania, owszem roacoczięli 
je dfybf^ na to, żeby nigdy nie skończyć, bo każde zwycięztwo 
posuwając granice dalej nowe coraz ludy nastręczało pa pastwę 
o^ct^Owpąci niemięckicj. Ale stare, jak powiadamy barbarzyństwo, 
ącywii^owa^szy się zappmciąto, że w nowiiąj, formiq powtarza 
^vq}jc z Rzymem dawne jdzieje. Zazdrosne o siebie, sfdobywcom 
uparło YfjffAsL praiyeni ryccyskłem, ąle s^ąmo zdobywało, posu- 
wi^ sfs q^ wpchód 

if9^ noii^iego boju wydał Henryk Ptasznik* Czterdzieśd 
lat grzmiało i skutkiem tego padały łupem Nieoicom naprzód 
fj^efOjffOĄ pf)łąbslfdę, za któremi na wschpd spokojne jeszcze rolni* 
c^. /łypię Pfowąds^ą Polska, ale ju^ zrywająca s|ę do lotu zbrojnego. 

Henryk P^asza^ młodzieńcem jeszcze będąc brał udzia^ 
w ^pra^ącb ojcąr sw^o Ottęną przeciw .Głpmax:;^m, sam nieraa; 



>) Czytać piękną rozprawę: «o służbie wojennej włościan za dawAej PoUd* 
w Frs«gl|4ae Poznańskim I846, Styczeń, str. 4fr% 



292 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom SL 

wojsku dowodził. Zostawszy królem nieubłaganym by} wszysfkidi 
Słowian nieprzyjacielem. Do wojen po prostu zdobywczych do- 
lał kolorytu nienawiści plemiennej. Sądził że wyższym jest z krwi 
i z pokolenia od tej mocy małych królów i książąt, t% lud jego 
niemiecki szlachetniejszy od Słowian. Wytępić plemię nienawistne 
było to dla Henryka prawo cesarskie i nawet Boże, bo niewola 
tylko Słowian mógł się rozrastać kościół chrześcjański w tych 
stronach. Dla tego mordy, łupieztwa, pożogi, przemoc najokni- 
tniejsza składać się zaczęły na dzieje tej walki. 

Dla takiej wojny dobrał też sobie Henryk stosownych wo- 
jowników. Zgromadził włóczęgów, złodziejów i rozbójników i osa- 
dzał nimi szczególniej dwa grody na ziemiach słowiańskich asa* 
łożone, to jest Magdeburg i Merseburg. Magdeburg starodawna 
osada słowiańska Dziewinem się kiedyś nazywał, Henryk tylfto 
przetłumaczył jego nazwisko, Merseburg był także' psadą sło- 
wiańską, źródłosłów jego jak Dytmar powiada, w wyrazie meze, 
oznacza granicę, miedzę. Było to miasto dziedziczno Henryka, 
wpół jego własne, wpół pierwszej jego żony. Król fzawistości* 
Merseburga pod prawem będące rozlicznem, zjednoczył, a większą 
ich liczbę, już to walecznością już zręcznym przemysłem w po- 
siadłości jego przygarnął *)• W tych dwóch osadach zamierała 
wolność lechów połabskich. Złodziejów, rozbójników, aby byli 
tylko silnej ręki, a przydatni do wojny, kroi uwalniał od kary, 
dawał im rolę i oręż. Podnosił ich moralnie, bo żądał w nagro- 
dę po nich poświęcenia się zupełnego. Było to wojsko wyłącznie 
na Słowian, «legjony łotrów* powiada Widukind. Król tym bo- 
hatyrom podłości kazał oszczędzać współmieszczan niemców, 
ale barbarzyńców pozwalał nie szczędzić, pód tern nazwiskiem zaś 
rozumiał Słowian w ogóle. Wyrzutek społeczeństwa nietylko 
plamę dawną z siebie zmywał, ale jeszcze mógł się dorobić zna- 
czenia, łaski królewskiej. 

Uderzył najprzód Henryk z temi legionami łotrów na Da- 
lemtnców czyli Głomaczów, na kraje średniej Łaby i Haweli 
w r. 921, ale wojna tym razem niepomyślny dla niego wzięła 
obrót. Po sejmie wormskim, w czasie dziewięcioletniego rozejmu 
z Madziarami, w tym roku kiedy św. Ludmiła padała ofiarą 



<) Dytmar, księgą I, ros, a. 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 293 

(926 -^ 927), I^enryk rzucił się na kraje pomiędzy Łabą i Sola- 
wą, pobit Koledyczów i Głomaczów, dotarł do Łaby, upatrzywszy 
nad ta rzeką pewną górę, którą las gęsty okrjrwał, wyciął drzewa 
i założył nowy gród, który od pobliskiego strumienia wziął na- 
zwisko Myszny. , Miejsce to później było tak ogronmie sławne 
w dziejach narodu słowiańskiego ^). Z Myszen ujarzmił Milczan, 
milzynjan i długo u nich oblegał miasto Lubuszę, aż kiedy do- 
stał go przez poddanie się, płomieniom na pastwę poświęcił i od- 
tąd Lubusza stała się bezludną ^), Potem poszedł na Broniborzan 
i Stodoranów wśród najtęższej zimy. Poraził ich w kilku bitwach 
i na zamarzniętych bagnach rozłożył się pod warownym grodem 
Broniborem. « Głodem, żelazem i mrozem« dobył miasta i zmusił 
książątko jakieś do płacenia daniny. Zwrócił się na południe 
i znowu po dwudziestodniowem oblężeniu zdobył warowny gród 
Qomaczów Gronę; własność zwyciężonych poszła na łup żołnie- 
rzom ,wszyscy dorośli pod miecz oddani, chłopcy i dziewczęta 
poszli w niewolę. Tak ludność słowiańską wytępiał Henryk i do 
rozlewu krwi zaprawiał swoje clegiony łotrów*. Droga wciąż na 
pohidnie zaprowadziła go nareszcie aż do Czech. Nikt się zwy- 
cięzcy nie qparł. Zdawało się, że Słowiańszczyzny połabskiej 
ostatnia już godzina wybiła« Więc i książę czeski Wacław się 
upokorzył, obiecał płacić Henrykowi 500 grz}nvien srebra i 120 
wołów corocznej daniny (r. 928). Zwycięzca w tryumfie do 
Saksonji powrócił. 

Dytmar mówi pobożnie: «niechaj Henrykowi Bóg to prze- 
baczy, jeźli co nieprawnie za panowania swego na własność za- 
grabił* ^). Pojęcie to i pobożność czysto niemieckie, takie samo 
miał Henryk. Ujarzmianie całych narodów, wylewanie potoków 
krwi, nie było to czagrabieniem*. Całe osady z dobytkiem szły 
•legionowi łotrów* na łupież, to nic jeszcze. Henryk sam mógł 
co ttnieprawnie zagrabić na własność swoją*, np. majątek pier- 
wszej żony swojej, sąsiedztwo Merzeburga i to mu Bóg powinien 
być przebaczyć. Zabójstwa słowian nie były to grzechy, ale 
owszem cnoty niemieckie. 

Inaczej myśleli ujarzmieni. Redarowie dali hasło i zgroma- 
dziwszy tłumy braci uderzyli na miasto niemieckie Wallislewo 



') Dytmar. «) Tamźc, «) Tamże. 



2f^ DZIfiŁA' JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom !H. 

(dabiejsźe Walsleben- w prowincyi lunebuł*gskiej). MBasto posń^ 
z dymem^ ludność niezmiernie wielka wycięta* Zwycięzko porii'^ 
S2yła się cała Słowiańszczyzna. Wysłani przeciw niej mal^at^ 
Bernhard i hrabia Thietmar, żeby pożar zdusić obiegli miasto^b- 
wiańskie Lunkini^ Lunfcini nad Ł.abą. Zpolszczają to nazwiskiy Air 
siaj nasi historycy na Ł.ą<:zyn. Piątego dnia nadeszła odsiłscz ato*^ 
wiańska złożona prawie z samej piechoty i niewielkiej' Uczby kon- 
nych. Strudzeni drogą dla nadzwyczajnej ulewy, nie mogli na* 
paść niespodzianie na wrc^ów, którzy korzystali z okoIićzhośc< 
i nazajutrz natarli na Słowian. Piechota bić się nie mogła, ledwie 
jazda zmusiła ją do waUd, ale oczywiście, w takim stknie rzecsy 
nastąpiła rozsypka, niemiec przeciął drogę od miasta, uciekali 'więc 
i tonęlł słowianie W pobliskiem jeziorze. Przesada widoczna kro- 
nikarzy niemieckich) którzy podnoszą swój tryumf, ale miało tam 
zginąć w bitwie 200,000 ludzi, jeńców wszystkich nazajutrz wy- 
mordowano. Bezbronni mieszkańcy z miasta wypędzeni, czeladź, 
żony i dziecię cały dostatek i pieniądze łupetn padły zwyct^c^ 
r. 929— 93<^. 

Kraj zdobyty przemocą ochrzcił Henryk. I musiało być 
v^ele tego nowo nawróconego ludu, kiedy staropolskie roczniki 
piszą z odgłosu o skutkach zwycięztwa pod Łączynem, że Polonia 
suscepit cathoHoam fidem, sub arnio' Ddmmi 930, ferii' quarta 
post festutn saricti Mlchaelłś '),• to jest, że Polska' przyjęft wtedy 
wiarę chrześcjańską. Inny rocznik nazywa Henryka króleofi!* pole- 
skim, rex Pok>niae. ' Jest ta zeznanie jedności plemiernig zshnor* 
dowanych ludów z polskiemi; To co się działo* nad Łaba mti<- 
siało niezmiernie wstrząsać serca nad Wisłą- i Wartą; Polska już- 
wtedy była państweixv i gotowała się do boju z Niemcami, tk ńd^ 
mie nadłabańskie jej miały przypaść w udział, a fytnczasem do«> 
stały się NiemcomfL W całej tej przestrzeni od Sakso^ji db Fol^ 
ski- powstającej, nie było państwa^ wrzało w całef ^le piatttya^ 
chalne życie, roczniki więc dobrze mówią, że tutaj szło o Polskę, 
o tę cząstki « słowa oderwane, - które nisń się spoiły w jedność, jdt 
przepadły. Ale tylko lewy brzeg Laby dostał się w nSewoSf 
zupełną niemcom. Po drodze do Polan milćzanie i hiźyczaoie na 
pierwszj^ raz o{]iaciU tylko daninę niemcom i Henryk mógł co naf* 



>) Biel<msld| wstęp krytyczny str. 50^. 



rom Ł mSTORYA PIERWOTNA POLSKI. 295 

wiccg chrzcić ludy po obudwu stronach Łaby, jeszcze nawet nie- 
sięgając Odry. 

117- ^sUm. rządzenia n> podbitej ^łomoAszcz^ZTiU, Krajem zdo- 
bjrtym władali margrabiowie, niby wielkorządcy królewscy, panu- 
jący na własną rękę strażnicy pogranicza. Zresztą Henryk syste- 
mat zaprowadzony w Niemczech i tutaj w Słowiaiiszczyźnie krzewitb 
Kraj był obowiązany budować zamki, burgi i obok nich miasta; 
w razie napaści nieprzyjaciół, bronić ich i opatrywać w żywność. 
Do miast i zamków ściągały się zewsząd tłumy obcej ludności, 
włóczęgów i przemysłowców. Król osadził po nich jako załogi 
swoje «legjony łotrów*. Naturalnie podbici woleli swoje osady 
wiejskie i do miast nie szli na mieszkanie, bo widzieli w nich wię- 
zienia. Ale Henryk chciał, żeby się mieszały ludności i przywy- 
kały jedna do drugiej. Zupełnie jak w Niemczech, jarmarki, za- 
bawy, zjazdy wszelkie przeniósł do miast. Rad nierad biedny 
Słowianin musiał chodzić do miast, osiadać w nich, bo dużo ocau 
nad nim czuwało, a nie dawało mu wolności postanowienia. 
Henryk posadził po miastach burggrafów, to jest hrabiów zamko- 
wych, przełożonych nad okolicą miasta, i gaugrafów, to jest hra- 
biów, rządców powiatowych. Ci wszyscy wybierali podatek na 
króla, dziesięcinę na kościół, utrzymywali kraj w posłuszeństwie, 
a co główna, mieli powinność niemczyć go, nie zważając na 
środku Dla zmniejszenia więc na ziemi słowiańskiej żywiołu miej- 
scowego, przepędzano nieraz całe ludności w głąb Niemiec. 
Dytmar każde łupieztwo porównywał z losem rodziny słowiańskiej. 
Osądzano ją wyrokiem na niewolę, wystawiano potem na sprze- 
daż i kiedy ojciec dostał się innemu panu, żona innemu, a dzieci 
innemu, cała rodzina «w różne strony szła w rozsypkę* *). 

Naturalnie prawo rycfcrskie, jus militare, wkroczyło do tych 
ziem zhołdowanych, albo podbitych, z całą surowością niemiecką. 
Słowianin obok niemca stawał teraz pod chorągwiami nietylko 
już dla obrony ziemskiej od braci, ale dla napadania ich i ująrz- 
niiania. Prawu rycerskiemu dano zaczepny miecz w rękę od czasu 
kiedy się podboje rozpoczęły na nowo, z podwójną usiinością. 
Pod naciskiem tego prawa zmienia się nawet obyczajowy stan 
rzeczy u słowian. Bogatszym lechom, ziemianom serbskim, każe 



1) Dytmar III. 9. 

HiKtorja pierwotna Polski T. I. 37 



2q6 dzieła JXn.JANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

król osiedlać się w miastach i w pobliżu zamków, wyróżnia ich 
z ogółu braci; nadzieją tego wyniesienia, porównania z narodem pa-, 
nującym, tworzy z nich władzy swojej przyjaciół, szlachtę, stan 
wyższy. Zjawiają się też pomiędzy podbitymi i mieszcs^anie z in- 
nemi przywilejami, stan u słowian nieznany, kmiecie zostali przy 
roli. Dawna patryarchalność, równość towarzyska podminowane. 
Lud, który traci obyczajowość własną i przyjmuje obcą sobie na- 
rzuconą, jest w niebezpieczeństwie utracenia życia. 

Jakoż w owych to czasach właśnie zawiązuje się wśród pod- 
bitych ludności nowy zupełnie stan rycerski, arystokracja u sło- 
wian, wetenicy. Zdaje się, że źródłosłów tego wyrazu leży w słowie 
słowiańskiem ffńtałi, hdbitare, mieszkać, ochraniać. Dytmar nazywa 
ich niewiadomo zkąd cukesburgienses, cuceburger, a obowiązek ich 
określa łjicińskiem wyrazem speculatores, szpiegowie wojenni, 
stróże. Są to ludzie wyłącznie słowiański^o rodu, służący pod 
dowództwem hrabiów niemieckich, ludzie orężni, wojenni, stale się 
poświęcający swemu rzemiosłu, na wzór rycerzów niemieckich. 
Cukesburgienses to strażnicy miast, burgów. Nie wchodzili do 
składu załogi zamkowej, ale mieszkali w oddzielnych częściach 
miasta, dla pilnowania przedmieść i bram; przednia to straż na 
pierwszy zawsze wystawiona ogień, ale też musieli niemcom dawać 
dowody swojego poświęcenia się, żeby mieli prawo górować przez 
nich nad bracią ujarzmioną. Wetenicy porównani zostali z ryce- 
rzami zostającymi na służbie króla, margrabiów i biskupów % 
byli to najpierwsi zdrajcy narodowości, plemienia* 

Serbowie nadłabańscy znieść nie mogli tak okropnego po- 
rządku rzeczy, ale zwyciężeni z dniem każdym coraz silniejsze- 
mu ulegali naciskowi, coraz mniej siły mieli, żeby z siebie zrzucić 
jarzmo. Cierpieli więc, a z niecierpliwością wyglądali tej chwili 
w którejby mogli porwać za oręż i wywalczyć swobodę. Nadzieja 
ta przyszła im z Mieczysławem, z Bolesławem Chrobrym. 

1 1 8. JKlsartfralstwa. Król Henryk musiał postanowić najwyż- 
szych urzędników swoich, ażeby porządku zaprowadzon^o prze- 
strzegali, kraj słowiański coraz więcej niemczyli. Wszystkie te 
nowe prawa i ład cały o tyle były pewne, o tyle miały przy- 
szłość, o ile stała na straży przy nich władza gorliwa i dzielna. 



^ Bogusławsiu «Rys dziejów Serbo-łuiyckich*, str, 17. 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 297 

Odnowił więc systemat Karola W. margrabstw pogranicznych, 
owszem wydoskonalił, rozwinął ten systemat, to co przypadkowe, 
czasowe było, zamienił w zasadę ku rozszerzaniu granic niemiec- 
kich i narodowoścL Margrabiów tworzył jako gubernatorów, 
rządców czasowych, w każdej chwili odwołahiych, powierzał im 
władzę cywilną, wojskową, jakby panom niezawisłym, lennym 
osobiście, ale nie chciał mieć rąk związanych i zostawił sobie w ręku 
moc zmieniania margrabiów. Był to również środek państwowy, 
podsycający gorliwość sług królewskich dla widoków ambicyi. 
Margrabstwa nie była to instytucya zwrócona tylko przeciw sło- 
wianom, straże pograniczne pilnowały więc bezpieczeństwa całych 
Niemiec od narodów, które na niższym stopniu cywilizacyi zo- 
stając, groziły napadami. Stanęły więc za panowania Henryka 
liczne po granicach słowiańszczyzny margrabstwa, jedno od Wę- 
gier, trzy od połabskiej Słowiańszczyzny, jedno na północy nad 
rzeką Ejderą od Danów. 

I. JXlarjrahłwo połudraowe, marcffia ausłrdUs, Jeszcze Karol W. 
podobno usunąwszy Awarów z nad rzeki Ems aż do Łaby, dla 
straży kraju tego słowiańskiego i zasłony cesarstwa, miał ustano- 
wić tutaj margrabiów, którzy, że na południu rządzili, przezwali 
się urzędowo margrabiami południowymi, marchiones australes. 
Był to kraj ludu słowiańskiego, który później wystąpił w dziejach 
pod imieniem rakuszan, był to więc kraj rakuski. Margrabiom 
zagnieździć się tu nie udawało, co chwila albowiem byli niepoko- 
jeni. Wielka Morawa kraj ten podbiła i panowała w nim aż do 
swojego upadku, poczem madziarowie rakuską ziemię szarpali. 
Henryk Ptasznik właśnie dla powstrzymania Węgrów odnowił 
margrabstwo południowe, bo dotąd więcej ta godność dawała ty- 
tuł i prawo, ale nie władzę. Henryk już mocną nogą zagnieździł 
się w Rakuszach i margrabstwo ustanowił stałe. Tutaj początek 
państwa austryjackiego, które niema swojego nazwiska, narodo- 
wości nie stanowi. Bo Austrya, która z margrabstwa rakuskiego 
wywiązała się, znaczy tylko po prostu kraj południowy. Pierwszym 
margrabią australnym, południowym, mianował Henryk Alberta, 
komesa, hrabiego z Bambergu. Margrabstwo to pograniczne 
z prowincyą niemiecką Bawaryą, naturalnie o nią się opierało 
i było później pod dozorem książąt panującego domu młodszej 
linji, którzy Bawaryą imieniem cesarzów zarządzali. 



298 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. TomlU. 

2« JKIsor^rabsłrpo pótnoene, marchia loreaUs. Zajmowało przestrzeń 
słowiańskiego kraju najdalej na wschód i północ posuniętą u dol- 
nej Łaby, dosięgało Odry i rozwijało się ku morzu Bałtyckiemu 
aż do winulskiej słowiańszczyzny, której także części pobrzeżne 
pewnie zachwyciło. Była to ziemia Brzeżanów, Hawłów, Bronibo- 
rzanów, Redarów. Mamy datę niezawodną, w której stanęło to 
margrabstwo, okoliczność godna uwagi, bo na daty założenia -in- 
nych brak wskazówek. Było to w czasie owej wojny, w której 
Henryk zdobył Broniborz i Gronę, słowiańskie grody. Na gru- 
zach tej wolności Henryk ustanowił margrabstwo w r. 927, które 
rozmaicie zwano, północnem, Nord-marck, albo provincia Reda- 
riorum, że głównie w kraju Redarów stanęło. Pilnować miało gra- 
nic niemieckich od napadów północnej słowiańszczyzny winulskiej 
od Obotrytów i Lutyczów. Pierwszym margrabią został Bernard, 
praefectus Rcdariorum, ten sam który powstanie słowian złamał pod 
Łączynem r. 930, dał więc królowi dowody gorliwości swojej 
i zdolności. Może tym zasługom winien, że po śmierci j^o, 
która niewiadomo kiedy nastąpiła, król Henryk oddał margrab- 
stwo północne synowi jego Bennonowi, który przezywał się także 
Bernardem II. Z tego północnego margrabstwa wjrwiąże się pó- 
źniej brandeburgskie. 

3. JHIoorjrahłrPo tpsc^odme, marchia oricntalis. Król Henryk zało- 
żył je pierwiastkowo w kraju łużyckim, że zaś ambitni .margra- 
biowie rozszerzyli prędko swoje zdobycze i na południe w kraju 
milczańskim, milzienów, w którym leżał Budziszyn, ztąd rozmaite 
nazwiska łacińskie margrabstwa tego; marchia Milzaviae, Budisi- 
nensis, Lusatica jest to samo co orientalis. To margrabstwo było 
przednią strażą niemczyzny ku krajom nadodrzańskim, lo jest ku 
Polsce i od południa broniło zdobyczy Henryka od Czechów, któ- 
rzy wprawdzie zaczęli płacić daninę, ale zawsze stanowili tak uor- 
ganizowane państwo, jakiego jeszcze w tej słowiańszczyźnie nie 
było i do tego państwo z tradycyami wielko-morawskiemi. Pier- 
wszym margrabią północnym w Łużyczach był Gero komes szta- 
deński, smutnie sławny w dziejach polskich okrucieństwami swo- 
jemi nad słowiańskiemi plemionami. 

4. JKtsarjrahsłtPo myszcńskie, marcl^ia JHfdsnensis, zdaje się najpó- 
źniej powstało, więcej na zachód i południe od łużyckiego, które 
je przykrywało od strony Polski. Rozciągało się wzdłuż zachodnio 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 299 

północnej granicy czeskiej, w kraju Głomaczów, gdzie było mia- 
sto Grona. Szło aż do Solawy. Henryk nie znalazł stosownego 
nazwiska dla tego margrabstwa od stron świata, południe, północ 
i wschód były rozdane^ zachód nie przypadał do myśli. Dlatego 
jeograficzne dał nazwisko. Dytmar opowiada, że od strumienia, 
który przepływał w okolicy grodu na stolicę margrabską przezna- 
czonego, król nadał nazwisko tej nowo zdobytej posadzie swojego 
pańdtwa. Gród ten, jak wiemy, zbudował nad samą Labą na gó- 
rze lasem gęstym obrosłej. Gród ten nazywał się Myszny słowiań- 
skim imieniem. Z grodu tego zawojowi Milczan, niezawodnie 
więc Milczanie pierwiastkowo do margrabiów myszeńskich, mi- 
śnieńskich należeli. Komes Bruno, a po nim Fryderyk z kome- 
sów wdttyńskich, margrabią tu postanowiony. 

118. H)tton I. Hkiorz. Henryk Ptasznik zakończył życie 2go 
lipca 936 r. w Mimimlewie, klasztorze turyngskim nad Unstrutta. 
Miał z pierwszej żony jednego syna Tammona, Tankmara, z dru- 
giej trzech: Ottona, Henryka i Brunona. «Pragnąc ulżyć wielkiemu 
żalowi królowej Matyldy*, wszyscy starsi w państwie jednozgo- 
dnie za władcę swego wybrali Ottona. Cała uwaga nowego króla 
była zwróconą na sprawy południowe Europy, zkąd mu przyjść 
mogło cesarstwo rzymskie. Nie napróżno ojciec wzniósł tak ogro- 
mną potęgę, ażeby syn z darów fortuny nie korzystał. Chociaż 
ojciec uważał się za cesarza, właściwie korona cesarska wakow^a, 
bo królowie włoscy zasłabi byli, żeby ją podjąć, niemieckim nie 
przydarzyła się jeszcze sposobność, żeby się o tę koronę zgłosić. 
Pret«nsye wielkie mieli ale nie prawo. 

Zdarzyło się, że Berengaijusz, magrabia Jurei, jeden z preten- 
dentów włoskich do tej korony, najechał państwo po zmarłym 
Lotaryuszu, królu longobardów i obiegł w Kumach żonę jego 
Adelajdę. Berengariusz ten otwierał Ottonowi drogę do Włoch. 
JeszCse przed kilku laty sam się schronił do Niemiec, zagrożony 
utratą wolności, albo kalectwem, przed ojcem Lotaryusza. Otto 
dał mu przytułek, pozwolił zaciągnąć Włochów. Spadł tedy Be- 
rengarjusz na Lombardyę i otrzymał zaitzad królestwem od Lota- 
ryusza. Ale po śmierci króla, którą podobno przyspieszył, chciał 
swojemu synowi poślubić jego wdowę i przez to uprawnić niejako 
swoją władzę. Ale nic pamiętał na to, że sam nauczył Włochów 
drogi do Niemiec za góry, po za któremi mieszkał potężny mści- 



300 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

ciel za przestępstwa królów lombardzkich. Prałaci i panowie 
świeccy zgłosili się do Ottona jako do swojego wybawcy. Król 
niemiecki wezwany wszedł do Włoch r. 951, ożenił się z Ade- 
lajdą, zajął Pawję, ogłosił się królem Lombardów. Kiedy po- 
wrócił do Niemiec dla poskromienia sąsiednich najazdów, Beren- 
garjusz udał się za nim w tropy i na sejmie w Augsburgu wyko- 
nał hołd uległości razem ze swoim synem Albertem, a za to oba- 
dwaj otrzymali od Ottona władzę bronienia Papieża i kościoła. 
Marzenia złote Niemiec już się spełniły, ale trzeba było do ich 
spełnienia iść zwolna, ostrożnie. Nastąpiła więc zwłoka kilkoletnia. 
Były to albowiem także czasy ostatnich zapasów niemieckich 
z madziarami (r. 955), uwieńczone znakomitem zwycięztwem pod 
Augsburgiem, do którego Czesi jako hołdownicy niemieccy przy- 
czyniać się musieli. 

Berengarjusz nadużył zostawionej sobie władzy, którą zdra- 
dziecko obrócił przeciw Papieżowi i Włochom. Wtedy Jan XII. 
za zgodą biskupów i baronów wezwał na pomoc Ottona I. Stało 
się to co przewidy^^ał król niemiecki. Nie przychodził do Włoch 
jako zdobywca, ale zawsze jako uproszony i oswobodziciel. Wło- 
chy samochcąc poddawały się pod opiekę jego, błogosławiły pa- 
nowanie. Przybył drugi raz opanował Lombardję r. 961. Doko- 
nał podboju Włoch zupełnego. Brakowało tylko ku uwieńczeniu 
dzieła ostatecznej rozprawy z niewiernym hołdownikiem; oblegał 
więc cesarz Berengarjusza w zamku św. Leona w Montferracie wziął 
go jeńcem z żoną Wilą i dziećmi i skazał na wygnanie do Bam- 
bergu w Bawarji, gdzie pomarli, jeden Adalbert wymknął się, 
szukał przytułku u Greków i umarł na wygnaniu. Cesarz zdo- 
bywszy zamek św. Leona zbliżył się do Rzymu i przyjął na siebie 
wzgardzoną rolę protektora i opiekuna kościoła w przysiędae, 
która następne zawierała słowa: «Przysicgam tobie Papieżu Janie, 
«w obec Boga Ojca, i Syna 1 Ducha świętego, iż gdy za faską 
•Najwyższego do Rzymu przybędę, całych sił moich dołożę, aby 
nkościół rzymski i jego pasterzów przywrócić do należytej powagi. 
«Nigdy za wolą moją, ani pozwoleniem, ani namową nie utracisz 
«ani życia, ani członka żadnego, ani też dostojeństwa, które ci 
■przynależy; bez pozwolenia twojego, nie wydam' żadnego wyroku 
•ani rozporządzenia dotyczącego ciebie i Rzymian; i powrócę 
w ręce twoje wszystko, co tylko wpadnie w moją wadzę z po-ł 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 301 

•siadłości Piotra św. Jeżeli zaś kiedy oddawać komu będę kró- 
•lestwo Italii, to od nowego jej pana, wezmę przysięgę, iż z całej 
■mocy swej będzie tobie pomocą i obrońca królestwa św. Piotraw. 
Wtedy to, oprócz korony lombardskiej, którą zdobył, przyjął 
; koronę cesarska od lat ^8 rcakujg.ca. Wziął Benewent, Kalabryę 
i ApuIję, ksLążąt tych ziem zliołdował koronie cesarskiej. Odno- 
wiła się uroczystość z r. 800 jak za Karola W. i Leona III, Na- 
wet wypadki, które jej towarzyszyły, były też same w pierwszem 
i drugiem zdarzeniu. Cesarz i Papież uprzedzali się we wzajemnej 
uprzejmości dla siebie. To też po Karolu W. dopiero Otton I. 
jest prawdziwie cesarzem rzymskim, dokończył budowy ideału 
wzniesionego przed 150 laty. Następcy Karola W. po większej 
części mieli tytuł, Otton chociaż w obciętem politycznie cesarstwie 
wzniósł władzę, która tem samem przybierała powagę monarchji 
powszecłmej, państwa chrześcjańskiego, że głowę kościoła obejmo- 
wała w sobie, że rozciągała się do Rzymu. Otton był szczęśliwszy 
od następców Karola, bo władzę swoją, to jest tytuł i prawo 
przekazał królom rodu niemieckiego na całe tysiącolecie. 

Ustanowienie cesarstwa przez Karola było wywołane okoli- 
cznościami, wtenczas idea powstała, teraz za Ottona rozwinęła się, 
skrzepła. Cesarz utwierdzał nowe stosunki władzy państwa 
z władzą kościoła. Przyznał Papieżowi wszystkie darowizny swo- 
ich poprzedników. Rozkazał, żeby na przyszłość dla uniknienia 
niepokojów, wybór Papieża wolno odbywał się w Rzymie przez 
duchowieństwo i lud, ale wybrany przed konsekracyą powinien 
był zobowiązać się wobec komisarzy cesarskich, iż działać bę- 
dzie według praw i ustaw. To dawało moc cesarzowi roztrzyga- 
ma nieraz sprawiedliwości wyboru. Lud i duchowieństwo rzym- 
skie nie mogły tak prędko do ładu przywyknąć, a przez owe 1 50 
lat, w których panowali następcy Karola, rozbujały się wielce 
swawole w stolicy chrześcjaństwa. Otton często do Włoch 
powracał godzić te spory i namiętności. Jednych papieżów stano- 
wił, drugich usuwał, tak i Benedykta V. uprowadził ze sobą na 
wygnanie do Hamburga. 

Chciał Otton związać jeszcze myśl swoją zachodnią z myślą 
cesarską w Carogrodzie, chciał wyjść koniecznie na potomka 
starych trądy cyj. Syna za życia swego ogłosił następcą swoim i 
czternastoletniego kazał w Rzymie namaścić na cesarstwo i wy- 



302 DZIHiA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

prawił biskupa włoskiego Luitpranda zaraz w poselstwie do Ca- 
rogrodu, żeby zawiadomić tam panujących o swojem dobrem są- 
siedztwie i wspólności dostojeństwa jakie pozyskał. Starał się 
cesarz rzymski widocznie o względy carogrodzkiego; zawiązanie 
pierwszych stosunków miało później ukazać dalsze ambitne wi- 
doki. Luitprand dobrze był wybrany, jako światły i zdolny poseł, 
do tego autor; między innemi opisał i podróż swoją. Dwór ca- 
rogrodzki nosił się wysoko, nie chciał uznawać nowego cesarstwa 
i na tern na czem niedawno złamała się duma Karola, na tern 
samem splątać się miała teraz duma Ottona. Dorobkowicze wyciągali 
rękę ku wielkiej starej dawie, ku tysiącoletnim wspomnieniom, 
a stara sława odpychała ich z pogardą, bo przywykła ustępować 
tylko przed tą rzeczjrwistą siłą, która jej groziła, nie przed tą, 
która odziewała się w blaski i pokorne zanosiła prośby. 

«W dzień Św. Apostołów (to jest 29 czerwca 968 r.) opo- 
wiada Luitprand wrażenia swoje w liście do Ottona i Adelajdy, 
cesarz (byzantyński) kazał mnie i posłom bułgarskim, którzy 
w przeddzień przybyli, spotykać go u cerkwi śś. Apostołów.... 
Kiedy nas potem zaproszono do jadła, cesarz umieścił na górnym 
końcu długiego stołu, przy którym zasiadaliśmy, po jednej stronie 
posła bułgarskiego, ostrzyżonego na sposób madziarski, przepasa- 
nego łańcuchem miedzianym, i jak myślę katechumena, wyżej 
odemnie, żeby was wyraźnie upokorzyć, najłaskawsi państwo.... 
Biorąc na uwagę nie swoją, ale waszą bezcześć, wstałem zza 
stołu. Kiedym wyjść chciał. Lew Kuropalata, brat cesarski i pier- 
wszy sekretarz Symeon dogonili nmie i wołali oto co następuje: 
•Kiedy Piotr, król basilejs bułgarski, ożenił się z córką Krzy- 
sztofa, przysięgą uprawniliśmy warunek na piśmie, żeby przed po- 
słami wszystkich innych narodów pierwszeństwo u nas brali buł- 
garscy. Prawda co mówisz, że poseł ów bułgarski ostrzyżony, 
niemyty i przepasany łańcuchem miedzianym, ale kiedy- spraw- 
dzisz rzecz przekonasz się, że to patrycjusz, a dawać przed nim 
pierwszeństwo biskupowi, tem bardziej frankońskiemu uważamy 
za prostą niesprawiedliwość*. Duma to więc była, W3rzywająca, 
pewna o swoich prawach, o wyższości hierarchicznej Carogrodu, 
patrycjuszów kładła przed biskupami obcemi. Kie udało się ujść 
Luitprandowi przed upokorzeniem. Lew i Symeon posadzili go 
prawie przemocą u drugiego stołu razem obok cesarskich dworzan 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL , 3O3 

• 

skarali go więc ciężko za same pretensje do wielkości. «Z wieHdm 
bólem serca i w strasznym żalu, pisze dalej Luitprand, zrobiłem 
to, cz^o chcieli, nic nie odpowiadając, abym tylko nie siedział 
u stohi, pi^ którym brał pierwszeństwo przed waszym posłem 
bułgarski. Smutek mój złagodził świetny majestat cesarski, bo 
przysłał mi wielki podarunek, najdelikatniejsze potrawy ze swo- 
jego stołu, kozła tłustego, którego sam jadł, cudownie upieczonego 
z czosnkiem, cebulą i oblan^o sosem rybim*. 

Pomimo takich upokorzeń, cesarz Otto naśladował dalej 
cezarów i Karola W. Otworzył dla swoich poddanych świat grecki, 
zaczął sprzyjać naukom, które w Byzancie główne miały siedlisko. 
Brat jego rodzony, Bruno arcybiskup kolońsld, sprowadzał sa- 
mych uczonych z Konstantynopola. Stosunki zawiązywały się, były 
coraz częstsze pomiędzy obudwoma cesarstwami, jeździły ciągle 
tam i nazad greckie i rzymskie poselstwa. Grecy pozwolili sobie 
pochlebiać, skłaniali się do pewnych grzeczności. Cesarz postano- 
wił dla swego następcy szukać żony w Carogrodzie. Raz tedy 
z powracającem poselstwem greckim wyprawił swoich panów na 
wschód, ale wiarołomni grecy w drodze napadli na Niemców, 
część ich wymordowali, resztę przed cesarzem swoim jako jeń- 
ców stawili. Kilku zdążyło ujść i zawiadomili Ottona o zdradzie. 
Rozgniewany cesarz wyprawił natychmiast do Kalabryi greckićj 
najdzielniejszych swoich wojowników, Gintera i Zygfryda, którzy 
kraj nieprzyjacielski zasłali trupem i z bogatą daniną powró- 
cfli z wyprawy. Wtem nastąpiła jedna z owych częstych rewo- 
lucyj pałacowych w Carogrodzie. Jan Zemisces, zabiwszy V^efora 
Pokusa otrzymał koronę. Znakomity ten człowiek z Bulgarji wy- 
pędzał warega Świętosława, ale Ottona nie chciał obrażać. Przy- 
słał do Niemiec . księżniczkę grecką, córkę cesarza Romana n. 
poprzednika Fokusa, nie tę wprawdzie, o którą Otton dla syna 
zabiegi czynił, ale zawsze cesarzównę I swoją krewne. Morzem 
przyjechała ^C^c/ania z dworem greckim, wioząc księgi i ludzi. 
Radzili niektórzy Ottonowi, żeby ją odesłał, ale nie chciał cesarz 
tracić owocu długich zabiegów i syna ożenił w r. 972, « czemu 
przyklasnęli chętnie książęta całej Italii i Germaniij», opowiada 
. Dytmar ^). Nabył po żonie Otton II. praw do ziem greckich w połu- 



<) DJrtmar II. la 

Historjft pierwotna Fobld T. Ł 3^ 



3^4 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Toin UL 

• • • • ' . ' 

dniowych Włoszech. Stosunki ściślejsze nastąpiły, kiedy po Wierci 

«■ • • 

Zemiscesa, obadwaj bracia Teofanji, Konstanty i Bazyli, wstapin 
na tron konstantynopolitański. Powiązana myśl cesarstwa zacho- 
dniego ze wschodniem Wydały wielki majestat w Niemczech, gre- 
czyzna się rozbijała, na dworze męża Teofanji greków zawsze 
bywało dużo, cesarz lubił ich towarzystwo, a syn Teofanii odbie- 
rał zupełnie nauki po grecku, z krwi tylko był niemcem, z pojęć 
rz}rmianinem. «To wszystko przyczyniało się do rozwinięcia wów- 
czas dość czystych myśli o państwie* *). 

1 20. ^iermafL TiiUin^ i Tnarcfralia ^ero, Kiedy tak cesarz Otton 
krząta się o swoje cesarstwo, wśród biednej Słowiańszczyzny od- 
bywają się wj^padki pełne zgrozy. Granica niemiecka doskonale 
umocowana, twierdzami najeżona, stanowiła pełno miejsc zbor- 
nych dla owych legionów łotrów, to jest dla rycerstwa tdemiec- 
kiegó, które nieustannie wpadało do ziem słowiańskich. Magdeburg 
jest jakby stolicą wśród tego wieńca twierdz, tu największy ruch, 
prawdziwe rojowisko, główny zarząd wojny słowiańskiej. Sam 
icćsairz nieraz przyjeżdża do Magdeburga, tu naradza się z mar- 
grabiami o nowych napaściach, tu knuje zamachy. Za Karola 
W* Akwizgran był stolicą cesarstwa, za Henryka, Ottonst i jego 
następców przenosi się ta stolica do Magdeburga. Były powody 
do l^o. Z Akwizgranu stary cesarz nad Ifiemcami czuwał, z Ma- 
gdeburga nowy cesarz nad Słowianami czuwa. Cesarzowie z domu 
saskiego przywiązywali się zresztą do swoich dziedzicznych posia- 
dłości, a w Magdebui^ będąc, bawili jakby w Saksonji. Wprawdzie 
Otton I cesarstwo wziąwszy, księciem udzielnsrm na własnej ojco- 
wiźnie być przestał i nawet prawie się wydziedziczył. Jednego 
z panów swoich Hermana Billinga wyniósł na to udzielne księstwo 
w Saksonji, ależ i w tym wyborze trudno nie widzieć cesarza 
przywiązania do ziemi. Z powodu częstych swoich przejażdżek 
do Włoch, do Lotarjmgji, nie chciał żeby Saksonja była bez naj- 
bliźsz^o dozoru, bez opieki od Słowian pogranicznych, a pod 
same mury Magdeburga dochodzili Hawłowie, od północy zaś 
grozili Danowie. Wyniód cesarz Hermana wysoko i liczył na 
jego wdzięczność. Powiadają, że po bardzo ubogim ojcu odzie- 
dziczył Herman tylko siedm łanów ziemi, cesarz poznawszy go 



?) o shiibie wojetinć) u wto^cian w Przegl^dde PomańUdm jak V^^ itr, $• 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 305 

ocenU edplności, powołał na dwór, dał mu dzieci swoje dp wy- 
chowania, potem sędzią zrobił. Herman tak się odznaczył spra- 
wiedliwością, źe cesarz go zrobił namiestnikiem swoim na północy, 
ksiąźęciem saskim. Herman sądził więc i dalej, szanował prawo, 
bronił kościołów, ale nie zważał na Hawłów. Na nich to biczem, 
a właściwym obrońcą Saksonji miał być margrabia wschodni 
Gero, 

Zacięty to wróg narodowości słowiańskiej, jak Tybeiju3z 
radby z nią był skończyć jednym zamachem szabli. Okrutny, 
dziki, nienasycony, ambitny w swoich zamiarach. Na nieszczęście 
miał Gero także wiele zdolności i zacnych prz3aniotów: doświad- 
czenie wojenne, zdrową radę, dosyć wymowy, wiele nauki, żartki 
w nabywaniu, szczodry w dawaniu, dla chwały Bożej wylany. Ale 
za to celu dopinał z bezprzykładnem uporem, z dziką chjrtrością, 
i wolał czyn jak słowo, jeżeli prędzej sprawę kończyło. Marzyły 
mu się wielkie zasługi i wielkie państwo. Chciał zostać księciem, 
dukiem jak Herman Billing, a że nie było do rozdania ziemi, za- 
myślił ją zdobyć na Słowianach; ufał wtedy w łaskę cesarską. 
Tępił narodowość, gwałtownością swoją w]nvoływał podbite ludy 
do powstania. Całą Słowiańszczyznę przebiegł prąd patryotyczny, 
myśl walki o niepodległość. Pojedyncze usiłowania nie doprowa- 
dziły do niczego, zawsze je zgniotła przewaga niemiecka. Więc 
się zaczynają bracia z sobą w tajemnicy porozumiewać co do wspól- 
nie w przyszłości działania. Ziemia się uprawiła pod siew ziarna,. 
z natury rzeczy wyradza się przekonanie, że trzeba się rozstać 
z tą pątrjarchalnością która się przeżyła, że trzeba organizmów 
państwowych. Polska z tego usposobienia braci zbierać będzie 
korzyści. 

Powstanie rozpoczęli Obotry ci i zniszczyli wojsko niemieckie, 
któr^o wódz Hajko pol^ł. Geronowi również groziło niebez- 
pieczeństwo ale przebiegły niemiec umiał się znaleźć po swojemu. 
Wyprawił sutą ucztę i zaprosił na nią 30 celniejszych lechów sło- 
wiańskich. Upojonych winem kazał wszystkich w pień wyciąć. 
Jeden tylko młody władca Hawłów czy Stodorąnów potrafił się 
ocalić ucieczką. Przybył do swoich i płomień zemsty rozniecił 
w sercach. Powstali Lutycze, Obotryci, cała ziemia słowiańska 
wstrząśniona. Margrabia Gero podołać nie może, ucieka za Łabę, 
Niemcy wypędzeni, niema ich wcale na prawym brzegu tej rsseki,^ 



3o6 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

Pnywołany cesarz na pomoc także za słabe rozwiń^ sily ku uja- 
rzmieniu powstania. Gero w osjatnim ratunku użył powt<kTi^ 
zdrady. B^wił u niego Tugomir, książę słowiański, strjrj owega 
młodego władzcy, który to uratował się z uczty. Dawno upro- 
wadzili go już Niemcy w niewolę, czy też może mieli jako zakładnika 
i Tugomir nauczył się być Niemcem, odważał się na zdradzenie 
braci swoich. Tego ujął teraz Gero pieniądzmi i obietnicami. 
Tugomir niby ucieka z niewoli niemieckiej do miasta Broniboru, 
nad którem niegdyś panował; poznany przez swoich i serdecznie 
przyjęty. Przywołał do siebie synowca, zabił go i cały kraj swój 
niecną zdradzą poddał napowrót Geronowi r. 939. Wpuszczeni 
tym wyłomem Niemcy, kiedy pierwszy wybuch zgrozy narodowej 
przeminął, a zdrada znękała Słowian, znowu wkroczyli na ziemie 
powstańców, nawet głębiej jeszcze jak kiedykolwiek do wnętrza 
ich sięgnęli, bo aż po rzekę Odrę wszystkie ludy im się poddały 
i obiecały daninę płacić. Słowiańszczyźnie zadano cios okropny, 

Geron korzystał jak należy z tego drogo okupionego zwy- 
cięztwa. Mi^ jedynaka syna Zygfryda, dla niego chciał zdobyć 
koronę. Żeby tego celu dopiąć niczem dotychczasowe zabójstwa 
i mordy. Gero na wszystko się odważył. Gdy podupadli Sło- 
wianie na duchu puścił nowe zagony w głąb Słowiańszczyzny. 
Pomagał mu książę Konrad przysłany od cesarza, który na pa* 
stwę krwiożercy wydawał całe pokolenia. Gero stał się legendo- 
wą postacią, postrachem matek i dzieci słowiańskich. Zwojował 
Ukranów i niezmierną zdobycz u nich zabrał, z czego się Sakso- 
nja cała bardzo cieszyła. Powstania wybuchają raz wraz w tej . 
i owej stronie, daje do nich poHPÓd już nie ucisk, ale rozpacz. 
•Tyle zwycięztwami, ile bitwami wsławiony* Gero w morzu krwi 
topi owe powstania. 

Jakiś czas ulgę Słowianom sprawiła wzmagająca się ciągle 
potęga madziarska, naciągnięty nieco stosunek cesarstwa z Cze- 
chami, zajścia włoskie i wojny domowe. Zdawało się, że wielkie 
niebezpieczeństwa grożą Ottonowi, że nie czas o zaborach myśleć 
wprzódy, nim się cesarstwo dobrze nie spoi. Gero pospieszył 
z posiłkami Ottonowi, Madziarowie ruszali się ale nieszczęśliwie, 
bo mieli ponieść klęskę pod Augsburgiem. Wtedy to wybucha 
powstanie przeciw margrabiemu północnemu Teodorykowi, którego 
kroniki niemieckie nazywają, dux cxercitus regni, wodzem królew- 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 307 

sldch' wejsk prasciw Słowianom. Zapędził ich Teodoryk do ja- 
kiegoś miasta otoczonego bagnami, zamknęli się tam i czekali na 
margrabiego, który tymczasem palił okolice. Wreszcie przez mo- 
czaiy przeprawiać się zima zaczęli Niemcy, porozdzielali się czę* 
śdaini. Miejsce ani do walki, ani do ucieczki było niepodobne, 
rzucili się więc na wrogów z wielkim okrzykiem i zadali im wielką 
klęskę. 

121. ^WichnuŁJi i "^glert, Czasami i w samych Niemcach znaj- 
dowali Słowianie potuchę. Nowo ustanowiony książę saski Herman 
wywdał z kraju dwóch hrabiów Egberta i Wichmana chociaż 
syna ciotki cesarskiej; obadwaj schronili się do ziemi Obotrjrtów 
i poszukując zemsty na osobistym wrogu, podmówili ich do po- 
wstania. Uciemiężonym w to graj I Natychmiast więc Nako iStój- 
gniew, podobno bracia, wypędzili załogę niemiecką, księży i po- 
borców. Kiedy nadszedł książę Herman, zamknęli się Obotryci 
z Wichmanem w miejcie Swietłostronie (Suithleiscranne); napróżno 
dlUgo ich .oblegał książę, chociaż miał wielu wojowników nie po- 
radził i musiał ustąpić. Wichman Obotrytów prowadzi w pogoń 
za Hermanem do Saksonji i oblega pograniczną twierdzę niemiecką 
Kukesbiirg, dzielniej szturmując do murów jak Herman. Zbiegła 
s\ą do tego miasta znakomita ludność, ale widziała że oporu sta- 
wić długo nie zdoła. Sam książę radził oblężonym poddać się 
pod jakiemikolwiekbądź warunkami. Stanął więc rozejm. Wszyscy 
mężowie mieli wolno wyjść z miasta z żonami bez broni, czeladź 
zaś i wszelki ich dobytek miał się dostać łupem zwycięzcom. Ale 
kiedy Obotryci do miasta zdobytego wchodzili, jeden z nich po- 
znał swoją służebne, która na mocy rozejmu ustępowała z miasta 
z mężem jako z wolnym człowiekiem. Chciał ją mężowi wydrzeć, 
a kiedy w odpowiedź dostał od mego pchnięcie nożem, rozejm nagle 
zerwano. Nie było czasu sądzić kto miał słuszność, tym razem 
rzec2ywiście Niemiec, ale być może Obotryci szukali pozoru do 
zerwania zgody, rzucili się zaraz do rzezi, nie przebaczali nikomu. 
Wszyscy starsi polegli, matki i dzieci poszły w niewolę. 

Ale cesarz odniósł znakomite zwycięztwo nad Madziarami 
pod Augsburgiem i postanowił teraz się pomścić tej zniewagi od 
Słowian. Ogłosił Egberta i Wichmana zdrajcami ojczyzny i wy- 
ruszył natychmiast ku «barbarzyńcom» z Geronem. Powstanie 
już wtedy w siłę znakomicie urosło. Obok Obotrytów stali w boju 



3o8 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom IIT. 

Lutycze, Cyfcypanij Redarowie i Dalemińcy. Było co jednak racho- 
wać się z potęgą cesarską, lud ujarzmiony powoli do posłuszeństwa 
nawykał. Wyprawili więc powstańcy do Ottona poselstwo, obie- 
cywali płacić daninę według zwyczaju, ale żądali by im wplno 
było we własnej ziemi samym się rządzić. Pod tym jedynie wa- 
runkiem przyjmowali pokój, inaczej o \volność swoją bronią do- 
bijać się postanowili. Cesarz odpowiedział, że warunki te gotów 
przyjąć, ale zniewaga była mu wyrządzona i trzeba mu ją wyna- 
grodzić. Oczywiście znaczyło to wojnę, bo w jakiż sposób cofiiąć 
zniewagę, jeżeli nie poddaniem karku pod jarzmo? Gdzież tu dla 
kogo zniewaga w obaleniu niewoli? Cesarz mieczem i ogniem zie- 
mie pustoszył i stanął wreszcie obozem nad rzeką Raksa; Słowia- 
nie zręcznie go tutaj wciągnęli, zamknęli gęstym borem, bagni- 
skiem i rzeką, sami zaś z przodu się rozwijając, kroku dalej Niem- 
com postąpić nie dawali. Położenie było nieznośne, zwłaszcza ic 
i głód i zaraza panowały w wojsku. Ceaarz użył niemieckiej broni, 

to 4 

to jest podstępu i Gerona wyprawił do Stójgniewa, który zriaj- 
dował się na czele powstania. Margrabia był do takich rzeczy 
jedyny. Już wciągu tej wojny dyplomacyą swoją wielką przy- 
sługę zrobił cesarzowi, bo przerzucił Słowian rańskich na jego 
stronę i nawet otrzymał od nich posiłki^ 

Wyprawiony do Stójgniewa spotkał go i pozdrowił przez 
rzekę i bagnisko. Dziwił się, że Słowianie chcą walczyć z samym 
cesarzem, nie mając wojska i broni, wreszcie wyzywając odwagę 
rycerską, dziarskość obudzaŁ cDajcie nam przejść przez rzekę, 
albo sami przejdźcie, żeby waleczność pokazała się w c^cystem 
polu*. Stójgniew nie dał się oszołomić, ale urągowiskiem od- 
powiedział cesarzowi, wiedząc w jakim się znajduje kłopocie. 
Trzeba było odważyć się na wyjście przemocą z tego położenia. 
Cesarz więc wśród nocy kazał strzelać i wojsko swoje w jeden 
punkt gromadzić, chciał to niby przez rzekę i jezioro z orężem się 
w ręku przeprawiać. Ale była to bitwa udana, bo Idedy Słowianie 
wszelkiemi siłami stawili niemcom tutaj opór, Gero z Ranami opu- 
ścił bój cichaczem i w pewnej odległości trzy mosty na rzece 
zbudował i posłał gońcem po wojska cesarskie. Było już późno 
zasłonić się, zmęczeni bojem z cesarzem na drugą stronę biegli 
Słowianie, ale już wtedy im sił nie stało i ponieśli wielką klęskę* 
co tójgniew w orszaku jazdy przypatrywał się z pagórka losom bi^ 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 309 

twy. Tu plątają się opowiadania. Jedne latopisy mówią, że Stójgniew 
pol^ i me patrzał już na klęskę swoich, drugie, że widząc rozsypkę 
udekl z pobojowiska i szukał schronienia w kryjówkach leśnych, ale 
tam odkryty z dwoma towarzyszami, broń stracił, dostał się do 
oiew^Ii i ścięty był z rozkazu cesarza. Obóz słowiański zdobyty, 
rzeź trwała do późnej nocy, wielu poległo lub poszło w niewolę. 
Nazajutrz głowę Stójgniewa w obozie wystawiono na widok i 700 
jeńców na postrach w około niego wyrżnięto; popełniona czyny 
straszliwego barbarzyństwa. Wichman i Egbert musieli się chronić 
ucieczką aż do Francji.. 

Trzy lata jeszcze wrzał bój cesarski ze Słowianami, którzy 
złamani w stanowczym boju, jeszcze się zrywali walczyć o wolnosd. 
Najuparlsi byli Redarowie i Stoderanie, których nienawiść prze- 
ciwko Niemcom ciągle podsycał Wichman. Wreszcie musieli się 
wszjrscy upokorzyć nad Łabą i niewola w całej srogości wróciła. 
B3i się jeszcze dłużej Winulowie. Gero tryumfujący marzył o tem 
jakby nowy krok w głąb Słowiańszczyzny posunąć. W jego 
więc pojęciu Słowiańszczyzna połabska była zgromiona, przycho- 
dziła kolej na winulską i zaodrzańską. Ale tutaj nagle spotkał 
Gero wroga, którego potęgi nawet się nie domyślał umierając, 
spotkał żelazne piersi polskie. 

122. Hiskwpstwa JLa ^Itmńańszczyznf, Zwycięzcy niemieccy 
nietylko podbić, ale zjednać sobie musieli ludy słowiańskie. Do ^ 
tego służyła im wiara chrześjańska. Sądzili, że poganin nawrócony 
do kościoła, zerwawszy ze swoją przeszłością, nagnie się łatwo 
do jarzma, że pod straż wielu dozorców i urzędników i biskupów 
oddany, nie będzie miał czasu i sposobności pomyśleć o wolno- 
ści Omylili się srodze. Dali światło, chociaż nieraz przemocą, ale 
tem przekonali ludy zaodrzańskie, że światło to dobrowolnie przyj- 
mować potrzeba. 

Oprócz tej chętki ujarzmienia panującej w Niemcach uderza 
w ogóle ich charakter religijny. Budują wszędzie kościoły, zakła- 
dają biskupstwa przez czystą jed)niie pobożność. Od czasu Ka- 
rola W. barbarzyństwo dziwnie się poplątało z cywilizacyą, której 
zachwyciło, obok spraw Wyuzdanej syy, dzieją się wszędzie sprawy 
Diicha Św. Świat czekał jeszcze na wielkiego człowieka, któryby 
zamęt wyobrażeń i praw powagą słowa swego i czynu ukrócił. 



3IO DZIEŁA JDLJANA BARTOSZEWICZA. tbmm. 

Jeszcze Karol W. dal popęd ku nawracaniu i pobożność 
swoją potomkom przekazał. Na przyozdobienie i chwałę kościoła 
obt^acał największe skarby państwa, cbiskupów, którzy z powodu 
zarządu są książętatni nieba, mówi Helmold, także książętaaii 
cesarstwa uczynił* ^). Dla Słowian północnych syn Karola Lu- 
dwik założył biskupstwo w Hamburgu, i przewidując że się kościół 
w tych stronach rozwinie, zawczasu metropolję tu naznac^ł dla 
całej północy, stolicę tę nawet oddał św. Anzgaremu, który da- 
wniej już Danów i Szwedów nawracaŁ Rzeczywiście gorliwością 
kapłanów kościoła hamburgskiego, rozwinęło się chrześgaństwo 
u Słowian i za morzem w ojczyźnie Skandynawów «od ciepła 
jego stopniał lodowaty chłód północy*. Bywały i wypadki wbrew 
przeciwne. W czasie wojen domowych w NiemV:zech, Danowie 
zbuntowali się, popłynąwszy Renem na rozbójniczych okręta<^ 
i obiegli Kolonię, a z Łaby zburzyli do szczętu Hamburg. Wszy- 
stko co chrześcjańskie przeszło przez miecz i opcń» Żeby po- 
dnieść upadłych na duchu, król niemiecki stolicę bremeńską bez 
pasterza, połączył w jedną kanoniczną całość z kościołem ham- 
burgskim i św. Anzgary został arcybiskupem nad jedną dyecezją, 
która z dwóch dawnych się złożyła. Nie przestał pobożny pa- 
sterz apostolstwa. Za jego staraniem król duński pozwolił stawiać 
kościoły i nawracać w Szlezwigu, co spowodowało św. Anzgare- 
go, że jeszcze do Szwecji zajrzał i przyjęty w Byrce, głównem 
ich mieście, tym razem już pewnie rzucał nasiona. 

Najtrudniejsi byli winulscy Słowianie do przjęcia nowej wia- 
ry. Już kościoły wznosiły się na całej północy skandynawskiej, 
a krzyż nie świecił jeszcze na pobrzeżach słowiańskich Bałtyku. Po 
Anzgarym sześciu arcybiskupów przeszło i bez skutku. Missyonarze 
byli, ale nie znachodzili owiec. Jednakże tu i owdzie błysnęło 
światełko. Są ślady, że missyonarze dostali się nawet na wyspę 
Rugię, że chrzcili mieszkańców, i że założyli tam kościół, ale to 
było na krótko, bo pogaństwo jeszcze silniejsze zakwitło w RugjL 
Po zwycięztwach Henryka Ptasznika nad Słowianami i Danami, 
arcybiskup Unni postanowił objechać całą dy^cezję swoją w całej 
rozciągłości. Wszędzie przepowiadał ^owo Boże, nawrócił Haral- 
da w Danii syna dzikiego Worma^ popłynął do Byrki. Lud 



1) Helmold, I. 4. 



Tom E HKTORJA MSRWOTNA POLSKI jtl 

ssweidzkt jtik zapominał -wiaiy chrceścjańskiej » bo ać lat fo nie 
widział bi^pa, a krwawa dzikość królów popsuta dobre damo, 
Urnii umart w Byrće na apostolstwie (n 93*6). Otto oręiem znękał 
także Danów, półwyspem jutlandzkim doszedł aż do morza, 
Haralda zwyciężył pod Sziezw^iem. Król duński uznał Ottona 
za swojego władcę, z rąk jego wziął królćstwo swoje I przyrzekł 
religję chrześcjańską u siebie rozszerzać. Dotrzymał słowa, bo 
zaraz odirzdł się sam z żoną Hunildą i synem którego tkazwdił 
Ottonem. Wtenczas to Danję rozdzielono na trzy biskupstwa 
ł stolica hamburgska rozciągnąwszy ponad niemi swoją religijną 
opiekę po raz pierwszy uczuła że jest metropolją. 

Naturalnie i w skutku tych wypadków i w skutku ćwydęztw 
niemieckich, cały ciężar obalił s^ę teraz na Słowian, cesarz ftfa- 
gnąt stanowczo znękać ich pogaństwo. 

Cesarz był tak pobożny, jak ojdec; jak Karlowingowłe. Hen- 
ryk Ptasznik nie chciał się koronować, pTzćz pokofę chrz^kjad- 
ską, a obrażał nieraz Boga dzikością swój^, zabijanietit Słowian. 
Ałe nie widział tego i sądził zresztą po chrześcjaAf^, że każdy 
błąd zgładzi pokota. Nie troszczył się więc o lAiawienle. Wybutf 
się raz do Rzymu w podróż w cefu pobożnym, więcej piedżo fą 
odbjrwał jak konno, bo uznawał że Boga przeprosić musi % 
Żona jego Matylda matka Ottona byłk tak miłosierha, Ht żyWilk 
codzien nawet ptastwo. Kiedy przeżyła męża, poświęcttk się zakon- 
nemu życiu i założyła pobożne zgromadzenie panien* w Kwedlihbu^- 
gu, i długie jeszcze bta modliła się tam za powodzi^e s^iia % 
Cesarz Otton przed bitwą pod Augsburgiem, krzyżem Ileżalr ł>y 
rzewne wylewał, śbb zrobił, że jeżeC Bóg da mu zwydęztwo, 
w Merseburgu założy biskupstwo, a nowo poczęty wspaidaly swdj 
paląc obróci na kościół f. Po zwycięztwie r ślub i wtaony iśterea 
cesarza skłaniał do stanowtzych kroków. 

Aż do czasów Ottona pastierzamr ridmi sasklef byH bbkupi 
halbersztadzcy, załeżnr od metTopoCł kolońskiej. Tymczasem ko^ 
ścioly coraz gęściej powstawały w tych okoScadi. Hen9ryk Pta- 
szoSc zbudował z kamienia kościół merseburgsłd. Otton szczegfl- 
niej' za to rozmiłował się' w Magdeburgu, który szerzej wówczas 
począł się budować. Na tb przsrwiązanie wp ł ywała podobno E^ 



I) Dytmar, L 8. *) Dytmar, L ti. ^ Dytmar, IL 4. 

Historja pierwotna Polski T. I. 39 



^ j 1 2 DZIEŁA JTO-JANA BARTOSZEWICZA. Tom 

^ ta żona Ottona, królewna Anglów niewiasta b^dzo ppboioa cuda^ 
rowaną cnotąnii . niezliczo^emU^ . tak że. ją Dytaiar..na;onva. «qaj- 
świctszą» 1). Cesarz wystawił w Magdeburgu wielki kościół,, pod 
imieniem sw. Fbjtra^św.^. Maurycego i św. Innocentego* Pierwszy 
.był ksiażęcłem apostołów, drug^, dowódzcą.legif lebańskiej, trzeci 
żołnierpni .Maurycego towarzyszem. Relikwije iw. Innocentego 
^przysłał Ottonowi i Edycie jako dar boski bardziej niż królewski, 
Rudo|f król Burgundów. Było to w. r. 937. Ale nie przestał na 
tym Otton,, bo na k^ka dni przed uroczystością św. Maurycego 
sprowadził do Magdeburga znakomita część jego relikwij z Bur- 
gundji, z miasta Agaunu, sławnego męczeństwem legii, tebanskiej 
.za cesarza Dyoklecyana (r.. 286). Sprowadził je wraz z imiemi 
szczątkami apostołów, męczenników, wyznawców i panien. Cesarz 
na tych relikwijach założył opactwo. Odtąd kościół magdebuigg- 
ski, iiązywać^ się począł kościołem św, Maurycego. Cesarz w nim 
^pźył z-włoki ukochanej małżonki ^ Edyty i odtąc) miał szcs^cl- 
niejsze nabożeństwo do św. patrona Magdeburga. Wtenczas to 
.'\Yznosi. się .ponad cesarstwem jako znamię udzielnej naj,wyższej 
władzy, .włócznia św. Maurycego. Dotąd Karol .W. i jego ppd- 
^wł^dni lut> następcy, kazali przed sobą nosić proporce i włócznie 
święte, bo zawsze z jakiemiś relikwijami, jako talizmany powo- 
dzenia i d^wfSd błogosławieństwa , niebios. Włócznie te noszono 
zawsze. w obozach i podczas bitew. Królowie burgundzcy Hen- 
rykowi Ptasznikowi musieli oddać włócznię św. Maurycego, jako 
zn^mę swojego państwa* Otton w bitwach z Madziarami n€>sił 
gproporzec^św. Michała Archanioła, ale od czasu zbudowania tego 
opactwa w Magdeburgu, weszło w zwyczaj, św. włócznię nazywać 
J[uż^ stale imieniem Św., Maurycego. Nowa świetność, nowe po- 
^ody l^u .rozjaśnieniu się sławy Magdeburga. Co dziwnego teraz 
że zabierając się do spełnienia ślubu w bitwie , pod Augsburgiem, 
cesarz postaiv>wił podnieść ukochane miasto, w któręm żonę po- 
chował i ^v ,którem sam myślał spocząć po śmierci? 
_ , Spęjtnicniefue pobożnych myśli cesarskich zależało jednak 
..o4 wielu ^okolicznoścL Kościołem i jego prawami nie , można było 
JtfJc rozporządzać jąk państwem. Miano dzielić dyecezję bisku- 
.powi hąlbei^ztadzkiemu; związany prawem kanonicznem, które 



») Dytmar, II. 2, 



f Tom 1 raSTÓRJA PIERWOTnX POLSKL 



313 



* * ' 

wykoigrwać poprzjrsiąg}, bi^up Berharc! nie pozwalał na podział/ 
Trzeba więc było czekać jego śmierci. Tymczasem' cesarz na- 
dawał majętnościami swój kościół «Bogu i Maurycemu wdjowni- 
kowr za jego sprawę». Sprowadzał z Włoch 'relikwije różnych "^ 
świętych przez swojego kapelana Dodona." Sprowadził i marmur ^ 
kosztowny wraz ze zlotem i kamieniami "drogiemi/ stawiał filary' 
r na "kapitelach relikwije świętych rozmieszczało Nie uśtawa!y*uro-' 
czystości w Magdeburgu. » ?• -> .. i « ^ 

Cesarz im dłużej pieścił się z tą myślą, jakby Magdeburg 
zrobić stolicą religijnego życia» tem urjcgfj myśl ta w jego oczach 
olbrzymie przyjmowała rozmiary. Już nie o samo biskupstwo mu 
chodziło, chciał zaprowadzić całą hierarchję dla podbitych i pod- 
bić się mających ziem słowiańskich i w Magdeburgu zamyślał 
ustanowić metropo^ęi ' 'ZaIdadał>vięcpbjedynczo biskupstwa, które 
miał poddać zczasem pod władzę przyszłego arcybiskupa. Naj- 
pierwsze podobno stanęło na ziemi świeżo podbitej w Hawel- 
bergu r. 946. Drugie w kilka lat później w Starogrodzie czyli 
po niemiecku w Altenburgu u Wągrów r. 952. Zdaje się,, że do 
Hawelberga nie zaraz^ ale do Altenburgą zaraz posłan.p biskupa 
Markona i że oddano mu cały kraj Obotrytów aż dp r^cki Pj[ąpy,. 
i miasta Dymina. Kraj szlezwicki niemiecki już najeżaj ^dawiji^,^ 
do tej dyecezji, która takim sposobem miała luclność ^ęsząitią^ 
z dwóch narodowości. Marko był gorliwym appstołeio, tp^ijcgg^ 
następca EUlward, wielu Pogan obmyli zdrojem chrztu świętego,^ 
Wągrów i Obotrytów. Kościół tak się rozwinął że zara? od^zie; 
liło się od Starogrodu osobne biskupstwo szlezwickie za E4y^a|-^a^ 
i władzę metropolitalną nad Słowianami wziął zą wiedzą cesarza,, 
święty Adeldag arcybiskup hamburgski |). Tymczasem, napdnjł 
się kraj słowiański kościołami, kapłanami, zakonnikami , i 3pgu ^ 
poświęconemi dziewicami. Kościół altenburgski jaśniał prze<J jn-,^ 
nemi, zbudowano go na cześć św, Jana Chrzciciela. \V Mikilin- 
burgu stanął klasztor panien św. Piotra. Cesarz po pańsku w do- 
bra ziemskie opatrzył biskupów, którzy hojnie, za t;oszafQ>Y^^ 
mogli 1 przez to sobie jednać przychylność ludu. Książęta .§ło-., 
wiańscy wysoce ich poważali, wpływ moralny kościoła rozwijał 
więc dalej na tej ziemi chrześcjaństwo. Lud płacił ogromne daniny 



— ^ t 



I) Helmold, L 12. 



314 V2XBhk JULJA^A BAI^TOSZEWICZA. To» Ul. 



\vn zamiast dziesięcin, od każdego pługa miarę zboia» 40 
mętjców lnu i 12 sztuk pieniędzy czystko srebra; osobno dla fohwcy 
skla^^ąno pieniądz jeden w nagrodę pracy. cSłowiaóski zaś ptuf 
o^iiczal to, co para wołów lub jeden koói« ')• Biskup miał oprócz 
jimj^clli dwor<$w, dwa pańskie, w których częściej przebywali jeden, 
we, iBf^ Bpłowie CBuzu) nad jeziorem ploński^n, drugi nad t%ką 
Trzyma w miejscu które się nabywało Nezenna (Niecenna) % miał 
tutą) k^>licę i dom murowany *). 



**««i 



m, DYNASTJA PIASTÓW. 



123. ^idkATcnUana, wSrSd *$clan, t^ttpowit, Popiel , ów rex regum 
i dux ducUffi, król któlów i książę książąt, władca wielki na mały 
wyntiar, nłe odpowiadał ważności chwili, jaka nastawała. Rodzi- 
^■^ J^^ przywłaszczyła sobie władzę wśród Polan, ale w niedo- 
lęźnenr panowaniu zbiegały jej lata. Oczywiście w takim razie 
prz3rwtaSzczenie bylb grzechem i niczem się wytlómaczyć nie 
mogło, l^tej się wydawała dawniejsza patrjarchalność. Zgniotła 
zapewne rodzina książąt panujących gtninowładny żywioł wiecowy, 
starą instytucję słowiańską, i w zamian za odebranie wolności, 
nic gminom nłe dała. Winna była budować potęgę narodową, 
państwo jak Świętopełk, bo lud dojrzewał dla tej doskonalszej for- 
my rzfdur i wymagało tego samo bezpieczeństwo plemienia. Tym- 
czasem nic, a!e to zupełnie nic. Królowie królów wznieśli po nad 
gminy książąt, wojewodów, zwierzchników, ciągnęli dalej tylko 
w innej' formie dai;my rząd patijarchalny na korzyść wyłącznie 
wiksną. Było coś zastafego, ;nieruchomego w tej organizacji 
ziemi polskłef przez Popielów. 



<) Hthnol^ I, ts, *) DriI Bosow 1 Gnissau w Holsztynie. >) Helmold 
Ł 14. 



TmL IttSTORJA PffiRT^OTNA POLSKL 315 

Dodajmy do tego, że Popiel ostatni wcale hie pociągał ku 
soMe podwładnych ani charakterem, ani zaletami serca. Był 
dumny i aiegościnny, czem rozdrażniał naród tak serdecznie ludzki 
i poczciwy. Był okrutny, bo nawet na krew własną, na stryjów 
nie miai względu, wszystkich o śmierć przyprawił z krwią zimną. 
Popiel do szczętu podkopał wpływ swojej dynastji. 

Tymczasem burza huczała od "zachodu i od północy. Karlo- 
wiagowie boje wprawdzie z sobą zwodzili, ale mimo to ni<e za- 
pominali o ujarzmieniu Słowian, lada ' chwila mógł cały oię- 
żar iucw<^ spaść nietylko na sąsiadujące z niemi, ale i na dabze 
wewnętrzne plemiona. Musiał zalatywać do Polan i od północy 
drugt haias najazdu, łamiących się wolności, druzgotanych naro- 
dów. Polanie sami zaczęli się poruszać. Ulegając parciu gmin 
Popici musiał za wspólną wszystkich zgodą > concorditer, mówi 
Gallus, mianować Ziemowita, wojewodą polskim, ducem Poloniae, 
oczywiście dlatego, żeby więcej zwracał uwagi na postronne 
niebezpieczeństwo. Ziemdwit, wybraniec ludu, nie przestał na 
tej dostojności, która połowicznem była tylko zwycięztwem ludu 
nad wlaxizą nieużyteczną. Po prostu zrzucił Popiela i sam na jego 
miejscii stan%l u szczytu. Jest podanie, wszystkim w ogóle znane, 
że my^y zagryzły Popiela, który uciekał przed nimi z Gniezna 
swojego, w Kruświcy, na wyspę, a schronił się do drewnianej 
wieży. Wyttomaczono to dowcipnie i może być, że bardzo spra- 
wiedliwie* Niedaleko Kruświcy jest wieś Myszy, i u mieszkańców 
okolicznych przechowało się drugie podanie, że właśnie owi to My- 
szanie najdzielniej ścigali Popiela. Książe bronił się długo i w tem 
jednem zdarzeniu pokazał wielką moc charakteru. Mnóstwo jego 
obrońców legło pod wieżą, albo i w samej wieży, ciał pochować 
nic było gdzie, i powstał smród zaraźliwy, fetor pestifer, wtedy 
książęcia opuścili wszyscy, i zginął śmiercią okrutną, morte turpis- 
sima* Miał Popiel dwóch synów, których postrzyżyny odprawiał 
jednocześnie z postrzyżynami Ziemiowita. Byli to więc książęta 
rówiennicy co do lat nowemu wojewodzie Polan i mogliby władzę 
objąć po ojcu, gdyby lud dopuścił, de regno Popiel cum sobole 
radicitus extirpavit. Poszli zapewne na wygnanie do pobratymców 
synowie Popiela, bo ślad o nich wszelki zaginął. 

Ziemowit, syn kołodzieja Pia^^ta z Kruświcy i Rzepki czyli 
Rzepichy) wnuk Choseyszka, wziął tedy . władzę najwyższą r. 860. 



3i6 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Ton WL. 

Nie był to już jak Popiel rex regum i dux ducum, bo miał za- 
cząć epokę nową, w której wszystko zmienić potrzebował. Nie 
książąt żyjących w pokoju, marnujących czas drog^, Polsce szu-' 
kać było, ale ręki dzielnej, rozumu wyższego. Miał jddno i dm- ^ 
gie Ziemowit, więc szukał rąk i rozumu wśród braci polskiej.' 
Praca jego zacna, szlachetna, objęła przyszłość. Bóg jej pobło- 
^ gosławił, bo w tem samem pokoleniu Ziemowita dat Polsce mę- 
żów, którzy umieli chodzić około sprawy publicznej. Jeden za dru- 
gim był dzielnym mężem. Ziemowit dał hasło i wzór następcy 
poszli za jego wskazaniem. Ta trzecia rodząca się centralizacja 
słowiańska miała przed sobą wielką przyszłość, bo nuała ludzi. ' 
Świętopełkowi to się nie udało, praca jego zmarniała za drugiego ' 
pokolenia. Ale Ziemowit wolą ludu powołany do władzy, nastę- 
pców duchem swoim napoił. Poszli oni dalej i reformowali stare 
obyczaje i pojęcia narodowe. Rozwijali potęgę pnywłaszczaniem ' 
coraz szerszem i głębszem. Gmin zjednoczonych władzę prze- 
nieśli na siebie. Naturalnie stawali się przez to samowładcaimi, 
panami wielkiej powagi wśród kraju. Spadkobiercy i dzierży- 
ciele majestatu narodowego mieli rozwiązane ręce, wszelako' za- 
wsze stali pod naciskiem gmin, pod zasłoną myśli narodowej. 
Samowładztwo ich było ograniczone w zasadzie, lud im dawał 
władzę, ale pod warunkiem, żeby jej na dobro plemienia uż^i. 
Lud widział, że powierzył, władzę w dobre ręce i milczał. Przy- 
właszczenia książąt pokolenia Ziemowitego, coraz rozleglejsze, nie 
raziły w niczem wolności gmin i takie tylko przywłaszczenia na 
ufności narodu oparte, mają szlachetną stronę, nie wywołują 
zamięszań. Dynastja Piastów może się tem współczuciem narodu 
pochlubić. Prawdziwy to zastęp zacnych narodowych mężów 
i wielkie ich prawa do wdzięczności naszej, bo oni to stworzyli 
naród, ojczyznę którą kochamy. 

Ziemowit zostawszy książęciem, mówi Gallus «n]^ trawił mło- 
dych lat na rozpuście lub próżnowaniu*. Owszem, pracował, 
inaczejby także podzielił los Popiela. Głównie potrzeba było 
stworzyć siłę, zorganizować państwo. Przez jedno dopinało się 
drugiego. Ziemowit więc przejmuje od niemców prawo rycerskie, 
jus miUtare, ziemię przerabia w jedną twierdzę, buduje grody, 
po ostrowach i pagórkach, najeża kraj rycerstwem. Dorosłą mło- 
dzież i starszydi powołuje do boju, stawia straże po okopach. 



Tomt HKTOKJA PIERWOTNA POLSKL 3 1 7 

%»awia w szyki rycerstwo i stawi nad niem urzędników wojen- 
nych« . Oznacza stopnie zasługi, opisuje władzę. Przyswaja kra- 
jowi swemu owoce i do^iadczenia cywilizacji Nie innym też 
sposobem, bronili niepodległości swojej przeciw Frankom Sasowie. 
Ale stwonyć siłę w niewielkim kraju nie dosyć, przy pierw- 
szym nacisku nieprzyjaciół pryśnie. Trzeba stworzyć państwo, 
ludy pod jedna chorągiew kupić, szersze granice zakreślać, żeby 
z nich większe siły wydobyć. Oprócz organizacji więc Ziemowit 
ma jeszcze podbijać. Podbijać przekonaniem, czy mocą oręża, 
na jedno wychodzi, ale krok stanowczy być musi. I nie można 
^C oglądać na potomków, którym meże czasu nie starczy. Roz- 
wijać się znowu ku zachodowi, jest to biedź na pomoc braciom 
znękanym, dla nich bez pociechy, dla sie6ie bez nadziei. Byłby 
rozbity Ziemowit jak inni, jako wódz pojed)mczej drużyny. Ma- 
łożto książąt słowiańskich było w niewoli u Niemców? Właśnie 
dlatego, że nie wyrobiła się idea państwa u lechów nadłabańskich 
i winulskich, biedni cierpieli niewolę. Cios prędzej uderzył zanim 
się zebrali do odporu. Rozszczepione, pojed)mcze usiłowania nie 
doprowadzały do niczego. Dlatego pomimo nadludzkich do- 
wodów męztwa, uporu i dzielności w słusznej sprawie, coraz 
wspanialej ku Łabie postępowała niemczyzna. Nie czas już wten- 
czas mu było kiedy w oczy zagląda niebezpieczeństwo, szerzyć 
wśród nich ideę państwa, którejby Niemcy już rozwijać się nie 
dalii Dlatego Ziemowit zwraca się głównie ku wschodowi. Roz- 
wya swoją działalność ku Wiśle, ku Bugowi. Tutaj jeszcze żyją 
niepodległe ludy, nietknięty materjał na państwo polskie. Wie 
Ziemowit, że łacniej mu się tu będzie rozwijać, ludy te w staro- 
żytnydł związkach jakiś czas zostawały z Polanami. Trzeba bę- 
dzie siły, — użyje siły, żeby je zmusić dla związania jedności. Tu 
wielki przykład Świętopełka stał mu przed oczami. Utworzyiyszy 
państwo obszerniejsze, z potężniejszą siłą, mógł dopiero swobodnie 
Ziemowit zwrócić się na zachód. W takim razie mógłby się 
z Niemcami poborykać. Przynosząc ludom zawojowanym wolność, 
łatwiej mógł rachować na ich powstanie, i na to, że się z bracią 
serdecznie połączą, że z niewoli niemieckiej przejdą pod rząd 
rodzonych braci. Histotja nie zanotowała nam szcz^ółów, jak 
tę niyśl państwa od Warty ku Wiśle rozwijał Ziemowit i nie dzi- 
wić się nawet temu. Właśnie gdyby się zbliżył do posad, w któ- 



3iŚ DZIEŁA JUL JANA BARTOSZE\\llCZA. Ibm m. 

lych już grzmiai bój» w których z krwawą twarzą wyst(p^w«la 
historja, więcejbyśńLy pąwnie o Ziemowicie słyszeli* Me lesiąte 
utonął wśród nieprzejrzanych błoni, jakie się rozciągały na wsdidd 
Warty, stąpał po dziewiczych ludach, patryarchahiych. Ktowifc 
miał notować ślady jego aacnej pracy ? To pewna, ie Ziemowit 
dał kierunek następcom, synowi i wnukowi. Ta ziemia, na któ* 
rej Piastowie raz postawili nogę, stawała się Polską, bo pizyjmo* 
wała hasło jedności z Polski. Piastowie prawem rycerskiem ta- 
jali w jedność ludy, rozrzucali Polskę na ziemie kujawskie, łęeagr* 
ckie i mazowieckie. 

W tych czasach prz«dchrześcjańskich obrona wiasiiej ziemi 
była ostatnim szczeblem, do którego się podniosła myśl polityczna 
gminowładztwa lechicRiego. Niema wątpliwości, że w takim racie 
pospolitem ruszeniem broniły się ziemie. Ale brak należnej ^^tf- 
źystości u władzy, słabość związków, które z ^obą łączyły wśród 
wyprawy i walki różne plemienia i okolice, wreszcie nieraz i 
śnie domowe jakie się staczały, odbierały całą powagę sile, 
sami nawet dosyć na oko znakomitej. Lada napad sięgał bez- 
karnie wnętrza kraju. Dodajmy do tego, że życie rolnicze i rodzinne^ 
jakie ojcowie nasi prowadzili, nie budziło zapału do wojny, że w osta- 
teczności tylko i w obronie najdroższych praw brafiśmy się do 
oręża. Kraj cały był płaszczyzną zabudowaną grodami ^ico 
ziemskiemi i rolniczemi. Helmold' wspomina, że był w Siowiań- 
szczyznie winulskiej zakaz stawiania grodów prywatnych. Oba- 
wiali się Słowianie, żeby chciwość władzy któremu z drobniejszych 
panków nie poddała myśli obrania swego grodu za ognisko państwa, 
które się miało rozszerzać. 

Ni^ zważał na to Ziemowit i pewnie budował grody kró- 
lewskie czyli wojenne, bo jego prawo rycerskie miało w następstsrie 
służyć nietylko do obrony, ale i do zaczepkL Bez tego nie było 
nadziei dla rozpoczynającej polit3^zne życie PoUkt. 

124. ^izćk syn. %iemomła. Sprawiedliwie powiada Galius, że 
tak postępując Ziemowit « dostąpił czci i sławy, rozprzestrzenia! 
granice swojego panowania szerzej, niż ktokolwiek przedtem*. 
Mógł kronikarz z taką wystąpić pochwałą księciu, bo jeżeH się^ 
fEnął Ziemowit Pilicy, Bugu, sprawił wiele.* Kiedy waliły się nie^ 
szczęścia na -Czechy, na Morawy, Ziemowit we wnętnsu kraju sło- 
wiańskiego był wi^Odmy wyrozumiafym^ ^wnyrn panem* Ś|f^- 



Tm Ł łflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 319 

szlaki, że sprzyjał chrzescjaństwu i że sam mógł być chrześc)ani- 
oemt owi święci mężowie, którzy byli na jego postrzyżynach, 
00 mięsiwa i napoju pomnożyli, mogli być chrześcjaóscy kapłani. 
To niezatrodne że chrześcjaństwo rozwijało się powoli w kraju pol- 
skim i z niego na Mazowsze przenikało. Prześladowania o to być 
nie aoglo, każdy Boga wyznawał według własnego przekonania, 
pogan bj^o daleko więcej, ale chrześcjan dosyć być mogło, świa- 
tło mary przedzierało się od Łaby, od biskupów niemieckich. 
Ziemowit był księciem sprawiedliwym, za bogactwami się nie 
uganiał, wiary nikomu nie bronił ^). 

Ziemowit umarł r. 892. Syn jego Leszek wstępował w śla- 
dy ojca, zrównał się z nim cdzielnością i wojennemi przewagamic ^). 
Panował nie tak długo jak ojciec, lat 20, według innych pra- 
wie 30. 

Widział Leszek wielkie wypadki, lyrzał ^ę w kole zbyt 
przemofaiych sąsiadów. Ginęło państwo Wielkie Morawy, a na 
jego rozwalinach wznosili potęgę swoją Madziarowie. Od wscho- 
du grzmiał oręż waregskiego Olega, który już pod Kijów przyko- 
caoiwai z drużynami swojemi i wybierając się na cesarstwo, po 
drodze urywał nawet Chrobatów. Niewiadomo jakie były jego 
8to8uaki.z Waregami, zapewne się z nimi jeszcze nie stykał, najazd 
to byl stron dalekich, Bugu dolnego nie dochodził. Ale musiał 
Leszek całą uwagę swoją zwrócić na południową stronę. Tam 
z łomów wielkiego państwa niejedna zapewne ziemia dostała się 
mu sdobyczą. Nie sądzimy przecie, żeby i tutaj bezpośrednio 
zetknął się Leszek z MadziaramL Na wschód i na południe 
wielkie mu kraje leżały otworem, mógł je zdobjrwać, w jedność 
leducką państwową łączyć i nikt mu w tern pewno nie przeszka- 
dzał) bo sąsiedzi nie zetknęli się jeszcze granicami, wszędzie było 
jeszGzb diiżo patijardialnoścL Kraj przez Leszka spocony naby- 
. wsi coraz większej powagi winą okoliczności. Wojenni pojmańcy 
w rpogranicznych bojach z jaką zadaleko zapędzaną nawałą barba- 
rzyńców, albo nawet dobrowolni wychodicy z państwa W. Mo- 
rawy zahłdaiali jego aemie. O pąjmańcach wspomma wprawdzie 
Kosmas, że ich Leszek uprowadzał i z Moraw, owszem przesadza 



««•■ 



i),Hajek u Dobiieva T. in. str. 127. ') GaUaS. 

Histoija pierwotna Polski T. L 40 



320 DZIHiA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

W tein może twierdząc, że Polanie wszystką ziemię w Morawach 
zrównali, o wychodźcach zaś wspomina Porfirogenila, żechroniU się 
przed nawałą madziarską do Bułgarów, do Turków i do Chroba- 
tów, więc pewno i do ziem zostających już wtedy pod panowa- 
niem polskiem. Owo polskie zrównowywanie wszystkiego z zie- 
mią, nie jest podobne do prawdy. Morawa nie był to kra) nie- 
przyjacielski rodzącej się Polsce, owszem przyniósł jej światło 
chrześcjańskie w dawniejszych czasach i w chwilach upadku. Le- 
szek z Moraw uprowadzał pewnie jeńców, wychodźcy pod jego 
opiekę spieszyli, cóż za cel byłby kraje niszczyć, tepiejby wypadało 
zajmować je, wcielać do jedności. Zresztą wjrrażenie Kosmasowe 
niepewne, może się także do Madziarów i Niemców odnosić. 

Leszka śmierć w rozmaitych latach kładą, zwylde odnoszo- 
no ją do] r. 921, ale roczniki benedyktyńskie skracają znacznie ten 
czas, według nich Leszek miał umrzeć r. 913 — 915. Ziemo- 
mysł, którego inaczej nazywają Ziemosławem, objął rządy i pia- 
stował je prawie pół wieku. 

125. %femomysł. Nowy książę rozwijał dalej pracę poprze- 
dników, garnął narody do siebie. Panował pewno wzdłuż całej 
Pilicy i sięgał na południe tej rzeki, ale jeszcze nie dochodził 
Krakowa, który ku Morawom ciągnął. Jednakże za to rozwijał 
się swobodniej po prawej stronie Wisły i wtedy to pewnie pod 
jego dowództwem Lechowie opanowali grody czerwieńskie, które 
do zajęcia były. Rządy wiecowe musiały tutaj ustąpić książęcym, 
potrzebie skupienia sił większych. Nadciągnęła w te strony ró- 
wnież nawała waregska i na Drewlany nastąpiła. Tą stroną Zie- 
momysł si^nął aż do Węgrów, z którymi zdaje się pod koniec 
życia zawarł przyjacielskie stosunki. 

Nie był to zdaje się książę, któryby szukał sławy z oręża. 
Rozmiłowany w pokoju, nie wiele miał zbrojnych ludzi, ale zna- 
komity wpływ moralny, którym podnosił i rozszerzał państwo. 
Wprawdzie Madziarowie, Niemcy i Pieczyngowie trapUi napadami 
jego ziemie, ależ to być inaczej nie mogło, kiedy się żyło w są- 
siedztwie ludów barbarzyńskich, lub chociaż ucywilizowanych, ale 
wojowniczych. 

Względem Niemców był też Ziemomysł ostrożnym. Po- 
dołać ich potędze nie mógł, widział co chwila nowe przewagi 
groźnego plepiienia. Wszystkie okoliczne Polanom ludy od za- 



Tm L fflSTORYA PIERWOTNA POLSKL 321 

chodu ińegły jarzmu. Bitwa pod Łączynem była dla nich krwa- 
wa epok% musiały przyjąć wiarę chrześćjańską w obrządku rzym- 
skim. Są powody do mniemania, że Ziemomysł był chrześcjani- 
nem. Takie same postrzyźyny sprawiał synowi swojemu, jakie 
przed kilkudziesiąt laty sprawiał Piast Ziemowitowi. Więcej po- 
wodów do wiary, że byl to obrząd chrześcjański, nie zaś pogań- 
^ a raczej że dwa pojęcia, stare narodowe z nowem chrześcjań- 
skiem w tym obrzędzie się zespoliły. Dawno już tłómaczą, że owi 
aniotowie, którzy u Piasta mięsiwo i napój w kadziach cudownie 
pomnożyli, byli to wysłańcy Metodyuszowi, kapłani chrześcjańscy. 
I postrzyźyny Mieczysława syna Ziemomysłowego mają tenże 
sam chrześcjański charakter. L|t siedm podobno dziecko było 
niewidome, bo takiem się urodziło. Dopiero w siódmym roku 
przejrzało. Taka jest powieść. Ale ślepy z urodzenia nie przej- 
rzy nigdy. Jeżeli dziecię przejrzało, to pewnie duchowem okiem 
i w siódmym roku chrzest otrzymało. Wiara chrześcjańska Po- 
lan naturalnie musiała być bardzo pomieszana z pojęciami czystego 
pogaństwa. Mogto to być za czasów Metodyusza, kiedy nad no- 
wonawróconymi czuwało oko apostolskie; każdy naród, który 
wyszedłszy z pogaństwa, staje pod chorągiew kościoła, nie nawróci 
się odrazu tak, żeby na nim starych obyczajów i nawyknień wi- 
dać nie było. Wiara, zwyczaje chrześćjańskie zwolna podbijają 
dusze. Dlatego kiedy naród jaki się nawraca^ trzeba to tak ro- 
zumieć, że zmienia przekonania swoje, zrywa z przeszłością, ale 
ni^ staje się przez to chrześćjańskim w pierwszej chwili, praca to 
przynąjnmiej kilku pokoleń, do czasu, aż się przeszłość zapomni. 
Tak i tutaj wszędzie. Ludy nawrócone przez Metodyusza długo 
mc^^ plątać stare i nowe obrzędy, tembardziej ludy więcej od- 
daldne od bezpośredniej jego opieki. Po upadku Morawy, kiedy 
chfześcjaństwo słowiańskie samo sobie było zostawione, kiedy 
kapłani zbiegli do Bulgarji, oczywiście zamieszania więcej przyby- 
ło. Ludy, które chrzcścjaństwo od Metodyusza przyjęły, uległy 
teraz różnym wpływom. Na zachodzie szerzył się obrządek ła- 
ciński, ktcM-emu już nikt drogi nie tamował, Czechy uległy sihiiej- 
szjrm okolicznościom dobrowolnie Słowian nadłabańskich oręż zmusił. 
Poganin naturalnie obrządków nie rozróżniał. Przyjął wiarę chrze- 
ścjańska, a Niemcy przekonywali go «riraz, że powinien ją raz 
J€szcze przyjąć. Tak sobie . trzeba wystawić w dziwnem położeniu 



J23 DZI^A JUL JANA BARTOSZEWICZA. TomK. 

Ziemomyda. Wnuk ojca, który podobno byt ochrżceony, sam. 
przy2snawać się musiał do wiary chrześcjańskiej , ale dobnse tydi 
wszystkich stosunków swoich nie roeumiał. Byt w jakieonś pól- 
świetle, w półtonach. Panował nad ludami, w których wprawdsio 
rozszerzało się chrześcjaństwo, ale od zachodu tylko, bo w stro- 
nach wschodnich, nad średnią Wisłą, nad Bugiem, wzdhiż cai^ 
te) rzeki aż do czerwieńskich grodów, niezawodnie daleko wiece] 
było pogaństwa. Książę władca tych krajów miał podanie dBrze* 
ścjańskie, pamiętał o tem, synowi sprawiał postrzyżyny, to jest 
chrzcił go po słowiańsku, wszelako pewno miał w sobie wide po- 
gańskiego, czemu nikt dziwić się nie będzie, atmosfera pogaństwa 
zewsząd go otaczała. Niemcy uii](ażali go nawet zupebfiie za po- 
ganina* Mieczysław rodził się w r. 931, więc postrzyżyny czyli 
dvzest jego, który przypadł w siódm)rm roku życia i cudowne 
przejrzenie, nastąpiły r. 937 — 938. Rocznikarz jeden przy Gallu 
wie nawet, że cłu^est ten odbyt się w Pradze Częściej i że obe- 
cni temu Lachowie zawołam «polenl» to ma się pewno znaczyć: 
polany, oblany wodą chrztu, i że ci lachowte przekonani cudoot 
przejrzenia Mieczyaławow^na, pochrzcili się także w Pradze, i Po* 
łanami się nazwali od polania '). Bajka to co do nazwiska, któ* 
re dawniejsze od chrztu Mieo^rstawa, a W}nvód nie wytnsyma 
krytyki. Ale nie odrzucalibyśmy stanowczo chrztu w Pradze. 
Dla nas byłby to owszem pe^imik, że Ziemomysł podania chrteś- 
cjańskie serdecznie pielęgnował, i że kraj jego wiele stracił pod 
względem religijnym na upadku Morawy kiedy książę aż do 
Pragi udawał się szukać kapłanów słowiańskich. Dó NiemGÓvr 
udawać się nie chciaŁ 

Chrobacja krakowska zaczęła już płacić daninę Ottonowi od 
czasu, w którym lilegly mu Czechy. Wolał Ziemomysł w taktin 
razie szukać sprzsrmierzeńca za górami. Miał córkę Addajdę 
i wydał ją za mąż za Gejzę księcia Madziarów. Rzecz to obo- 
jętna, czy wcześniej czy później nastąpBo to małż^istwo, tu klzie 
o sam wypadek, który ma wielką doniosłość historyczną. Książe 
polski podawał rękę nowemu sąsiadowi, naturalnie w cehi wa^ 
jemnego odpierania napaści. Był Gejza poganinem, wdowcem po 
Saronie, miał jednego syna, Stefana, ten Stefan będzie to 



1) Bielowild, Wst^ kiTtjcuiy, str. 517. 



Tm i. HISTORJA PraRWOTNA POLSKI 333 



wwojętio narodu. Drogę do wielkości torowała mu ma- 
cocha. Nawróciła naprzód męża ku chrześcjaństwu. Nowa 
iwskwówka, ie podaniem utrzymywał się wciąż u nas obrzą- 
dek filowiańskL Dał się Gtjza nawrócić polance, nie zaś niem- 
cool^ w siowiańskim, nie w łacińskim języku. Samo przyjęcie wiary 
nię robiło oowonawróconego^ jakeśmy to już uważali, chrześcja- 
oinem* był to dopiero ze strony pogańskiej krok pierwszy, zwrot 
stanowczy ku nowym wyobrażeniom. Tak i Gejza drogę toro- 
-wat tylko ^nowi, który z Niemcami wszedł w ści^e^ze stosunki. 
Adelajda była piękną i dzielną niewiastą. Został się po niej w hi- 
stDijt przydomek Belaknehini. Dytmar nam to nazwisko przeka- 
kaat i po łacinie Adelajdę pisze pulchra Domina. Belaknehint 
jt^y^r^ konno, i piła mocne napoje, jak rycerz. Osobistej obra- 
zy sama się nisciła. Była porywczą i do gniewu skłonną, raz 
aawet będąc w drodze w uniesieniu zabiła zbrojnego człowieka. 
•Skalana to ręka, woła Dytmar, wolałaby jąć się dziś wrzeciona, 
a ssałony umysł cierpliwością hamować*. ^}. Lud się nią rozko- 
szował, kiedy białą księżną, panią, to jest śliczną nazywał. 

Oprócz córki, Ziemomysł miał trzech S3mów, bo tak w ogóle 
ncmai tłomaczą słowa o nim Gallusa, że pamięć przodków swo- 
ich potroił rodem i dostojeństwem, genere et dignitate triplicavit. 
Dotąd w potomstwie Piastowem nie uważaliśmy wielu synów, 
pierw^^y Ziemomysł miał trzech. I w istocie dzieje książąt sy- 
nów Ziooomysła trzech pokazują. Największy z nich, ów kronik 
ciMglius et memorandus*, Mieczysław. 



IV. MIECZYSŁAW CHRZEŚCJANIN. 



126. ^ctcmstwo Zjiemoniystowe. Ziemomysł umarł w czasie, 
Idedy na stanowczą burzę się zaniosło nad ziemiami, w których, 
już panówau Piastowie. Madziarowie odparci, Bolesław Okrutny 



■) Dytmar. VXIŁ 3« 



324 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

czeski uznał się lennikiem cesarstwa i krwią zbroczone poorane 
mieczem plemiona lechickie nad Łabą. 

Władza w rodzinie Piastów przechodziła od ojca do syna, 
Ziemomysł musiał ją na trzech synów rozdzielić, bo zaduże posiadał 
państwo. Starszyzna gmin pozwalała na dziedziczność władzy i na 
jej rozdział, żeby w każdem miejscu całości narodowej polskiej 
doglądać można było. Podział wszelako nie rozpraszał jedności 
państwa. Dziedziczność zaś nie usuwała zasady, że gminy mają 
najwyższą władzę, i że książę jest tylko ich przedstawicielem, woli 
narodowej wykonawcą. 

Może nie najstarszym, ale pewnie najdzielniejszym z synów 
Ziemomysłowych, był Mieczysław, ten, o którym opowiadają kro- 
niki, że przejrzał w siódmym roku życia. Widukind ha2fywa go 
królem, rex, i każe mu panować nad Licicavikami, czyli Łęczy- 
canami. Nie ma wątpliwości, że Mieczysław panował także 
i nad Polanami, o których już teraz bezpośrednio otarł się oręż^ 
niemiecki margrabiego Gerona. Nad Odrą stanęły hufy nieprzy- 
jaciół, po za Odrą idąc od zachodu już szły posady Polan. Wi- 
dukindowi wydawać się mogło, że już i ten pierwszy naród za- 
odrzanski zwojowany; jądra państwa Mieczysławowego , szukał 
głębiej w kraju nadwiślańskim i dlatego nazywał go królem Łę> 
czycanów. Nie spodziewał się w nim dzielnego zapaśnika o na- 
rodowość. Mieczysław wystawiony pierwszy z braci na niemieckie 
najazdy, dawał im hasło, zśk sobą ich pociągał, stał się (^nieki^em 
narodowego ruchu, bracia mu służyli. Zdaje się, że ci bracia 
mieli dzielnice w innych stronach państwa. Jeden mógł panować 
po za Pilicą, więcej schowany w głąb, obok tej krakowskiej 
Chrobacji, która daninę Ottonowi płaciła. Oczymście dzielnica 
ta druga musiała być również w przedniej straży, jak Mieczysławo- 
wa, nie skrywała się gdzieś w stronach Chrobacji czerwonej, o któ- 
rą naturalnie się opierała. Krakowskim stronom mocniej zagrozili 
Niemcy, jak polańskim, bo Mieczysław spotykał najazd szeroką 
piersią, wielkim krajem, Niemcy musieli podbijać te nowe ziemie, 
które odkrywały się przed ich oczami, a do Chrobacji z upoko- 
rzonych Czech prowadziła ich utarta dobrze droga, potrzeba po- 
stawienia w tych stronach zapory Madziarom. Naturalnie i pań- 
stwo polskie starać się musiało, ażeby Niemcom po tych szlakach 
stawiać trudności. Brat Mieczysława dowodził tam ludem chro- 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 325 

backim jakby w marce polskiej, w ukrainie od Niemców. O trze- 
dkn bracie zrazu nic nie słychać. Jeden z nich nazywał się Cedibor. 
Dwóch panujących braci nazywa Hodorad, mnich "spółczesny, 
królami Sarmatów, r^es Sarmatorum. Wiadoma *rzęcz albowiem, 
że u Niemców cały kraj wschodni, rozciągający się od Wisły, na- 
zywał się Sarmacją. Potęga tych dwóch królów nieznana bliżej 
Niemcom opierająca się o kraje dalekie, gdzieś na końcu świata, 
le^te i dzikie, jeżeli nie przerażała Niemców, to przynajmniej 
budziła w nich jakieś poczucie szacunku. Dlatego wbrew zwycza- 
jowi, Mieczysława i brata jego nazywają królami, reges, wtenczas 
kiedy zhołdowanego świeżo Bolesława z Czech, Hodorad nazywa 
tylko ksiąźęciem, princeps Sarmatorum, Sarmatów dlatego, że 
Czesi to pokrewny naród Polanom i Chrobatom. 

Ziemomysł umarł wcześniej jak to dotąd twierdzono. To 
pewna przynajmniej, że w r. 958, Mieczysław, inaczej Mieszko, 
jak go pospolicie zowią, z bratem, jako książęta panujący, pierwszy 
bój zwiedli z Niemcami na własną rękę. Więc ojciec 'wówczas 
już nie żył. 

127. pierwsza wojna z ^iemcami r. 958. Wyprawa cesarska 
dobrze obmyślana pokazywała chęć systematycznego posuwania 
zaborów w głąb ziemi słowiańskiej, stanowczego ujarzmiania ple- 
mion. Naturalnie stanowisko przez Mieczysława zajęte w krajach 
chrobackich narażało tamtomiejscowe zdobycze cesarza, danina 
mogła być niepewną, skoro lud miał nadzieję utrzymania się przy 
niepodległości, ożywioną zbrojnem wdawaniem się w południowe 
sprawy braci Polan. Cesarz to rozumiał, że nie zgniecie wroga 
wprzódy, dopóki król Łęczycanów będzie podsycał te nadzieje 
plemion. . Trzeba było i na jego państwo uderzyć, spalić je.w sa- 
mem ognisku. Przed chciwością niemiecką otwarło się nagle 
morze bez brzegów. Ledwo zmogli cesarscy Lechów nadłabań- 
skich po wielkich wysileniach, aż tutaj nowa przedstawiała się 
im wojna, której rozmiar przyszłość kto określi? Ale każdy za- 
bór musi mieć zawsze jedną logikę, powinien brać i brać ciągle. 
Podbicie narodów nadłab^kich niepewne było także, skoro na 
tyłach stał za niemi potężny król, naturalny ich mściciel i obroń- 
ca. Żeby uspokoić narody i do poddaństwa wdrożyć, trzeba 
było więc zwojować Mieczysława. Ale w takim razie gdzie się 
zatrzyma, wylew zdobywczy? czy będzie w stanie posuwać się 



326 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom HŁ 

wciąi dalej i dalej, bez utracenia swojej siły i spójao^j %ahóc 
nie rozumuje, ale rządzi się natcłmieniami chwili. Będzie potAi 
co okoliczności zdarzą. Dla zaboru główną sprawą było znieść 
Mieczysława. I oto nastąpiwszy na Polan i Łęczycanów króla, 
zabór ani się domyiła, że trafił o piersi z głazu, które cios odbiją. 
Zabór nie przeczuwał, że obaliwszy bramy, które mu tamowały 
wstęp do Słowiańszczyzny, dalej posuwać się nie będzie mdgł 
bezkarnie* Owszem zabór wywołał dziejową zemstę. Mówffifimy, 
że pierwsi trzej Piastowie 'rozszerzali się od Odry ku Wiśle i Bu- 
gowi na wschód kraju, że wprzód tworzyli siłę, żeby z nią potem 
mogli skutecznie wystąpić do boju z Niemcami* Nastąpienie hol 
Mieczysława, zwraca nagle uwagę króla Polan od wschodu ku za- 
chodowi. Państwo Piastów jest już dosyć sihie, żeby się odwa- 
żyło na bój z najazdem, zwłaszcza że w samem pańsCrwie cesar- 
skiem ma silnych sprzsrmierzeńców, ujarzmione ludy, którym me- 
sie wolność. Wiek cały trwała wewnętrzna narodowa praca» wy- 
dała owoce {"Utworzyła władzę dzielniejszą, sprowaddBhi jedaoćć 
plemion państwową, pragnienie boju, myśl odwetu. Naztaf ctts, 
żeby myS polska już za Odrą szukać zaczsmała rozizetfasenia po- 
tęgi Piastów. Pierwsza wojna z Niemcami to sprawiła. 1 skutkiem 
tego posurok dziejowy coraz więcej opadać zaczs^a, robi się świa- 
tło na ziemi polskiej. 

Cesarz poruszył wszystkie spręż3my, aby postawić na swo- 
jem. Maiifrabia Gero ułatwił mu ćrodkL Właśnie co powrócił 
Wichmann z pomiędzy Słowian, gdy Gero wyjednał mu przebacze- 
nie u cesarza. Ale niesp<dcojny duch nie wytrwał i Wichaum 
nowe zaczął knuć spiski, które naturalnie znowu go miałjf pro- 
wadzić pomiędzy Słowian. Gero tę nienawiść i szsmiotanie rię 
postanowił zrobić narzędziem ku zwydęztwu. Zdrada niemiecica 
chciała, żeby się sami Słowianie nawzajem wypleniali. Wkdmum 
miał u swoich sprzymietzróców podbmrzyć pnoeciw Polanom me- 
nawiść. Niemcom Wj^odniej było zapuszczać się w kraje] pofaut- 
skie i nie oglądać się na tyły. Marzenie jego, żeby idradować 
państwo dla s}ma, mopjto się w taki t)4ko ąK>sób urzeczywistnić, 
gdyby zawojowani pogodzili się z niewolą i nastawali na wolność 
dalszych braci. Wichman znalazł w istocie «chętBe pfzyjęcie* 
u tych Słowian, do których go Gero wyprawif. Tale więc na 
pófeaocy wszystko było gotowe, Gero e WichoMaem wąp^kie 



Tom I HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 527 

działać mielL Na południu cesans zawezwał księcia czeskiego 
Bolesława, a może Konrada księcia Franków wschodnich, który 
niał za sobą jego córkę Ludgardę, i wspólnie z nimi miał ude- 
rzyć na Chrobację, w której był brat Mieczysława. Konrad kłó- 
cił się z cesarzem wprzód, ale był mu wielką pomocą w nieda- 
wttym boju z Madziarami pod Augsburgiem. 

Gero z Wichmanem naszedłszy Mieczysława gdzieś na po- 
lach między Szprewą i Odrą, znieśli go, chociaż książę polski po- 
bun^t już MQczan i Łużyczanów. Gdyby się Mieczysławowi 
udało, . wybuchłoby powstanie na tyłach niemieckich. Jednak i tak 
Gero czekał na nowe posiłki słowiańskie od Wichmana, i kiedy 
A^czysław chciał powetować klęskę i wdał się w drugi bój, mar- 
grabia pogromił Lutyków i krainę Selpuli. Poległ w tej bitwie 
brat Mieczysława nieznany z imienia. Łupy wielkie dostały się 
zwycięzcom w nagrodę. Oręż niemiecki posunął jrię aż do samej 
Odry, ujął Łużyczan w niewolę. 

Jednocześnie cesarz z Bolesławem czeskim tryumfowali w woj- 
nie południowej. Klęska nie była tak stanowcza jak na północy, ale 
była. Chrobaci naturalnie mniej czuli nad sobą władzę księcia 
polskiego, później weszli w jedność i dlatego sami weszli w układy 
z cesarzem. Skutki tych obudwóch wypraw były ważne i stanowcze. 
128. ^tdki wojny, U^ukia i gardan Uskup, Cesarstwo nieaiieclde 
i obrządek łaciński stanęły u wrót Chrobatów i Polan, nie zasło- 
niętych teraz niczem. Wpłsrwowi niemieckiemu otwarło się sze- 
rokie pole do wylotu. Narody same biegły chętnie naprzeciw 
niewoli, sądząc że ta im została droga do zbawienia. Opowiadają 
oto kroniki, że przybyli posłowie do Ottona z Ruskiego narodu, 
i prosili, żeby kogo ze swych biskupów im dał na pasterza, któ- 
ryby pokazywał im drogę do prawdy. Gesarz posłał im Adal- 
berta z Trewiru, zakonnika, wyświęcon^o na biskupa. 

Cóż to był za naród ruski, Ruscia gens, który się zgła- 
szał do cesarza Ottona? Nie Russy to Waregi, ale Ruscia gens, 
Ruzia, Ruhi, Rugi, nazwisko zawsze obce, ale naród słowiański, 
chrobackL Zkąd narodowi to nazwisko? Kiedyś jeszcze w cza- 
sie wielkiej wędrówki narodów, na południowych stronach Karpat 
włóczyli się Rugowie, lud szczepu niemieckiego. Odoakr część 
ich niby do Włoch zaprowadził. Słabe ich stczątld pomięse|d^ 
»ę z miejscowymi Słowianami i nie było nic stychać o Rugasb) 

Histoij^ pierwotM PoUkji T. Ł 4I 



228 DZDfflLA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DL 

aż do pierwszych lat X. wieku. Wtedy Morawy zachwiały sie 
i Rugowie wystąpili znowu w dziejach. Plątano ich z Czechami 
i z Morawianami za jedno. Nazwisko przeszło i do stosunków 
kościelnych. Poszły w Rzymie w zapomnienie stosunki z Metod3ru- 
szem, Niemcy odnieśli dyplomatyczne zwycięstwo. Papież sądził 
że naprawdę w krajach Słowiańskich rozszerzało się odszczepień- 
stwo.. Obrządek staromorawski uczynił «sektę ludu bułgarskiego, 
lub ruskiego czyli słowiańskiego, sectam Bulgariae gentis, vel Ru- 
ziae aut sclavonicae linguacNr. Niechcący omyłka czyjaś, erudycja^ 
przypadek, powołał do życia obce, przebrzmiałe imię i poplątało 
narodów stosunki.. 

Ruhia, Ruscia odłamek starego państwa morawskiego, był ^o 
nasz kraj podkarpacki, podgórski, na południe Krakowa. Lud z tej 
Rugji żądał pasterza, któryby mu pokazał drogę prawdy, to jest po- 
zbawiony swoich słowiańskich pasterzy, naciskany przez Niemców, 
chciał zmienić swój obrządek, przejść bezpośrednio pod znamiona 
Rzymu. Otto, jak już wiemy, wysłuchał żądań, które tak dobrze 
god^ły się z polityką niemiecką. Adalbert pojechał do tak zwa- 
nych Ruhów, ale niewiele tam wskórał, wypędzili go zaraz. Kro- 
niki wprawdzie opowiadają, że Ruhowie zwodzili cesarza i chcieli 
z niego żartować. Ale trudno to przypuścić. Naturalniej daleko 
mogły się wiązać te stosunki. Chrobalowie w Suhji mogli chwi- 
lowo uledz, ale kiedy okoliczności zmieniły się, wydalili biskupa, 
który ledwie ocalił życie przed nienawiścią. 

To nazwisko Ruhji zostaje na jakiś czas krajowi chrobackie- 
mu przed i za Karpatami. Uwijać się będzie wiek, blisko dwa 
wieki, potem zniknie w nazwach miejscowych. 

To niefortunne apostolstwo Adalberta doskonale tłomacza 
okoliczności. Gdyby niebyło innych dowodów Idęski na południu, 
1k> samo apostolstwo starczy. Chrobaci obrządku słowiańskiego, 
musieli mieć daWniej swoich biskupów, którzy pewno siedzieli 
' w Krakowie. Teraz z konieczności zerwali z podaniami i o ła- 
cińskiego biskupa proszą. Przyszedł Adalbert, ale nie mógł się 
utrzymać. Widocznie pierwsze wrażenie klęski przeszło i Chro- 
baci wzmogli się na siłach. 

Chrześcjaństwo za to nie było silne od północy. Korzyścią 
więc Niemców ze zwycięztwa nad Mieczysławem, nifttylko jest 
ttowy ciod zadany Słowiańszc:^źnie, nietylko jest granica nieńuecks^ 



tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 329 

pomknięta do Odry, ale ustanowienie biskupstwa łacińskiego dla 
iiem polańskich. Co się nie udało zrobić w Krakowie, udało się 
w Poznaniu i nieco jeszcze wprzódy, nim Adalbert udał się 4o Chro- 
bacj], czyli jak na terazRuscji. Wprawdzie cesarz nie sięgnął do Pozna- 
nia, ale dowiedziawszy się, że po drodze od Odry pierwszy to gród 
słowiański obszemiejs;^ i znaczniejszy, w 'Poznaniu postanowił dźwi^ 
gnać biskupstwo. Miało to związek z zamy^onym dawno przez niego 
zamiarem założenia całej prowincji kościelnej dla Słowian, z me-' 
tropolita magdeburgskim. Nim do spełnienia marzeń cesarskich 
w całej zupełności przyszło, Otton wykończał budowę części ma- 
jących stanowić kiedyś całość. Pojawiło się więc biskupstwo po-^ 
znańskie, prawdziwe in partibus infidelium. Ale cesarz pokazy- 
wał tern chęć swoją, że bądź cp bądź, Polanów zawojuje i na- 
wrócL 

Pierwszy ten biskup poznański nazywał się Jordan. Był 
oczywiście niemcem. 

129. H)statrde sprana ^ronk, Mieczysław, Miseca rex, nie 
był jeszcze stanowczo znękany i opierał się Niemcom. Lat kilka 
trwała wojna pograniczna i przeciągnęła się aż po r. 963, wtem 
zatrzymała się nagle, bo cios wielki w serce Gerona ugodził, po- 
legł syn jego Zygfryd, dla którego ojciec przelewał tyle krwi 
słowiańskiej. Jedynaka nie było kim zastąpić. Marzenie całego życia 
rozbito się o żelazną konieczność. Skutkiem niespodzianych nie- 
szczęść następuje nieraz przesilenie w duchu i dumna wola łamie 
się i upada w proch przed Opatrznością. Tak i z Geronem się 
stało. Polańscy Lechici śmiercią syna zapłacili mu ^a stare zbro-r 
dnie. Porzucił wielko-rządztwo, które już dla niego powabu i zna- 
czenia nie mało. Poszedł pielgrzymem do Rzymu, złożył zbroję 
zwycięzką u stóp namiestnika św. Piotra, całe mienie swoje złożył 
na ofiarę Bogu. Resztę życia postanowił przep^zić w modlitwie. 
Dostał od Papieża rękę św. Csoyaka, jako ^ oznakę przebaczenia 
kościoła. Z drogą relikwiją udał się do Saksonji i tam na górze 
lasem zarosłej niedaleko od Kwedlinburga, zbudował, wspaniały 
klasztor, który później od jego imienia nazywał się Gernrode. 
Klasztor ów hojnie uposażył, bo był mężem «szczodrym, a co 
najwięcej znaczy, dla chwały Bożej wylanym*. 

Wiek na pół barbarzyński te dziko pobożne tworzył chara- 
ktery. Kroniki też pbzą o Geronię, że zamknięty w swoim kia- 



330 DEOOiA JULJANA BARTOSZEWICZA. Toia DL 

sztorze byl także męietn na prawdę pobożnjrm, vir rdigiosus. 
(^rucieństwa dawne nie wykluczały w duszy Gerona pobożności. 
Przecież wojując Słowian, pracował w swojem pojęciu i dla ko- 
ścioła. Na pół uc3rwilizowane przez chrześcjaństwo barbarzyństwo 
to niemieckie nie pojmowało jasnej prawdy kościoła, że nawraca, 
się miłością, nie przemocą. Pobożnjrm był Gero mordując, nie- 
równie pobożniejszym w samotności w klasztorze. Tylko o zdo- 
bieniu murów myślał, o podniesieniu świętej budowli w oczach 
własnych rodzinnemi pamiątkami. Młoda 20-Ietnia wdowa po 
ifygfrydzie, Hatuja, blizka krewna królowej Matyldy matki cesar- 
skiej ze smutku również Bogu się oddała i przybrała welon za- 
konny. Gero uprosił biskupa halbersztadzkiego Bernarda, że ją 
wyświęcił, i ustanowił potem synowę ksienią w swoim klasztorze. 
Nie przeżył długo swojej boleści. Ledwie rozporządził wszystidem, 
żelazny ten starzec, margrabia «z łasld Boskiej* jak się przezy- 
wał, przeniósł się do wieczności 20 maja 965 r. '). 

Gero był wielkim margrabią. Przy nim ginęli inni, wszy- 
stkich Gero potęgą i zdolnościami swojemi zasłaniał, pewno też 
ulegali jego władzy mniej więcej i margrabstwa za jego czasu 
zlewały się przez samą siłę wypadków w jedno wielkorządztwo, 
prawie udzielne już państwo. Cesarzowi silne odpadło ramie. 
Zdobjrtego na Słowikach kraju jeden już władzca utrzymać nie 
mógł. Powrócił więc dawny stan rzeczy stosowniejszy dla chwili, 
w której nie stało znakomitego człowieka. Wielkorządztwo Gerona 
rozpadło się na pięć czy siedm mniejs^oh margrabstw. Na je- 
dnem z nich utrzymał się Chrystjan hrabia wettyński, szwagier Ge- 
rona, mający za sobą jego siostrę Hiddę. Zapewne miał sobie 
przyznaną naczelną, zwierzchniczą władzę po nad innymi mar- 
grabiami na pograniczu, jako bezpośredni następca Gerona. Obok 
niego w margrat^wie północnem ciągle jeszcze rządził Teodoryk, 
ów dux exercitus regpi przeciw Słowianom, sławny zdzierstwami. 
Mieczysławowi także dostało się coś z łupów po Geronie, utńtyi 
sią przed cesarzem i dostał kraje łużyckie za Odrą, z obowiązkiem 
hołdu* Pierwszy raz oręż polski robi zdobycze w krajach spół- 
braci ujarzmionych. Chociaż mu się nie powiodło, ale tam się- 
gnął i przez dyplomacyę odniósł zwycięztwo. Zawsze to nie wy- 



4) Dytmar, II, 13 i VII, 4. 



Tom L mSTORJA PIERWOTOA POLSKL 33 1 

grana oręża polskiego. Cesarz mógł się pocieszać tern, że spotyka 
na swojej drodze księcia, którego ujarzmiać nie potrzebuje. Mówią, 
ie hołd ten winien był Mieczysław cesarzowi tylko z krajów za 
Odrą. i z północnych przed Odrą. To niewyrozunlienie tylko sto- 
sunków czasu. Mieczysław stając się hołdownikiem cesarza, był nim 
o tyle o ile nie mógł się potędze niemieckiej opierać. Lepiej da- 
leko te sprawy rozuciieli spółcześni jak dzisiejsi historycy. Niemcy 
naqrwali Mieczysława po prostu cesarskim komesem i margrabią, 
marchio et comes slavus. Bo nie chodziło im o ten lub ów kraj, 
ale o prawo, o zasadę. 

130. chrzest JHUeczysłanfa, Trzeba było wejść na inną drogę po- 
stępowania księciu polskiemu. Należało stępić groty niemieckie, w no- 
wy sposób uniknąć grożącej niewolL Gero tak go znękał, że Mieczy- 
sław stal się cprzyjadelem cesarskim*, to się znaczyło chciał zawiązać 
z Ottonem stosunki i ze światem niemieckim się pobratać. Nie zwojo- 
wał go cesarz w krajach nad Wisłą, nad Pilicą i Bugiem, ale po cóż wy- 
zywać oręż? Mieczysław nie dostał na pograniczu. Mógłby się dłu- 
go jeszcze opierać w głębi kraju, ale po co kraj zapełniać klę- 
skami? Trzeba zrobić krok stanowczy. Tylko przyjęcie wiary 
chrześcjińskiej według obrządku łacińskiego mogło ratować mło- 
de państwo polskie. Tem przyjęciem dobrowolnie Mieczysław się 
zapisywał w nmiejszą lub większą . uległość cesarstwu. Uległość 
ta zależała od osobistego usposobienia księcia i jego dzielności, 
ale w każdym razie przyjmowało się zasadę. Każdy drobny 
władca -chrzcząc się stawał obok cesarza członkiem, kolumną jedną 
Św. cesarstwa. Nie było potrzeby czekać aż do tego zmuszą, 
inaczej czekał Mieczysława los Tugomira i Stójgniewa. Dobro- 
wolnie przyjmując stanowisko jakie dla Polski wyrobiła teraz ko- 
nieczność, Mieczjrsław wprawdzie stawał w szeregu margrabiów 
niemieckich, hołdownikiem był, ale odwracał pioruny -gotowe wy- 
paść. Nareszcie i to stanowisko jego chociaż nie ochraniało dumy 
narodowej i mieściło go obok margrabiów, zawsze było szaco- 
wniejsze i wyższe od ich stanowiska, prostych sług cesarskich, 
odwołalnych w każdym razie, panów na ziemi zdob3i:ej, wśród 
ludności nieprzyjaznych. Mieczj^aw członek św. cesarstwa, wódz 
plemion słowiańskich, uznany przez nie, wspanialej i potężniej 
' wyglądał aniżeli sam nawet Gero, tak samo w oczach margrabiów 
jak i cesa&'za, chociażby mu Niemcy nie przyznali tego. 



332 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA, Tdm m. 

Mieczysław robił to dobroi^olnie w drugiej połowie X. wideo, 
co Czesi zrobili w jego początkach, po klęskach zmuszeni do tego 
kroku. Zyskiwał na tern i tracił, tracił jednakże mniej, zyslawsŁ 
więcej. Dawnićj zdaleka tylko Niemcy, dotykając Polski, potęgi 
całej Mieczysława nie znając, mieli cześć pomimowolną dla nowej 
siły, nazywali władcę królem, rex Misaco, jakim tytułem s^wykle 
darzyli nieznane sobie potęgi. Oczjrwiście Mieczysław który sam 
się królem nie nazywał, stając pod chorągiew cesarstwa, ściera! 
z siebie urok jakim był otoczony dla Niemców, królem być prze- 
stawał, bo jakiż obok cesarza mógł się w państwie dirześcjad- 
skiem król pomieścić? Tylko Karlowingom, tylko następcom ich na 
tronach dawnej Karlowingji święta dostojność służyła. Mieczysław 
więc schodził na stopień księcia, princeps, jak Bolesław okrutny, 
co zresztą dla niego było dosyć obojętnem. Chodziło o rzecz 
samą- nie o jej pozory. Za to z}rskiwał wiele Mieczy^w.. Z na- 
rodami swojemi stawał śmiało po stronie cywilizac3rL Ziywali 
•jego przodkowie i dawniej z przeszłością, skoro od Metodyusza 
uczyli się wiary. Ale nie posłużyły okoliczności ku temu żeby 
się rozwinął i utrzymał w kościele rzymskim obrządek słowiański. 
Kapłani ustąpili na wschód i tam nasiąkali tradycyamiiByzantn^ 
tak żgubnemi dla kościoła, dla cywilizacyi. Gdyby się obrządek 
słowiański utrzymał dłużej mogłyby te wpływy sięgnąć dalej nad 
Wisłę, nad Mołdawę i zarazić narody, zwłaszcza że kanonicznych 
następców Metodyuszowi nie było. Zresztą samym zbiegiem 
przeważnych nazbyt okoliczności .upadało to nabożeństwo Meto- 
dyuszowe. Wśród ludności polańskiej, chrobackiej i może ma- 
zurskiej wielu już było chrześcjan bez pomocy duchownej i pa- 
sterzy. Wiara jedA^ij tylko obrządek inny był u Niemców, a 
raczej inny język liturgiczny. Już. Słowian nie będą uważali odtąd 
Niemcy za pogan, ustaną skargi do Rzymu. Książe łacińskiego 
kościoła porozumie się z cesarzem i może od niego otrzyma jakie 
już zawojowane ziemie lechickie nad Łabą w zarząd. Cesarzowi 
wszystko jedno czy niemi władać będzie margrabia, czy słowiań- 
ski książę wiemy i nie jeden książę jeżeli w przeszłość się spojrzy 
od margrabiego cesarzowi był lepszy. Pcwody polityczne, reli- 
gijne, narodowe, historyczne nagliły Mieczysława. Rozmyślał się 
pewno przez dwa lata, właśnie w owym czasie, kiedy i Gero się 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 333 

nawraca! do Boga i modlitwy, po śmierci Zygfryda. Wreszcie 
postanowił przyjąć chrześcjailistwo łacińskie. 

132. 3)^6rpka, Nie wypadało dla utrzymania powagi naro- 
dowej zgłaszać sie Mieczysławowi do cesarza. Zgłosił się więc do 
Czech, do księcia Bolesława i prosił o rękę jego siostry Dąbrówki. 
Nie rokowały te związki żadnych korzyści politycznych dla Polski 
i pokazywały tylko, że książę chciał zbliżyć się ku chrześcjaństwu. 
Zresztą nie miał tutaj książę polski nawet osobistych widoków 
na celu. Dąbrówka była to niewiasta w podeszłym wieku i jak 
KosiiCias pragski powiada, bardzo zła i przewrotna. Wbrew po* 
wadze, jaka jej przystała, kochała się w wieńcu i w stroju pa- 
nieńskim a co szło zatem i w rozr3rwkach młodego wieku i stroju. 
Przyjechała do Polski w towarzystwie wielu lechów świeckich i wielu 
kapłanów słowiańskich, to jest czechów obrządku łacińskiego, 
boć szło tutaj głównie Mieczysławowi o przepowiadanie wiary 
pamiędzy tym ludem, który się jeszcze trzymał pogaństwa. Ka- 
płani czescy przemawiać mogli do niego w jeżyku prawie rodzin- 
nym, co oczywiście niemcom mogło przychodzić z wielką trudno- 
ścią. Przybył według podania z Dąbrówką kapłan czeski Bohowid 
i Dobiesław Persztyn jeden z lechów morawskich. Było to 
w końcii r. 964. 

Mieczysław pomimo chrześcjańskich swoich pozorów, był 
z życia poganinem. Chował siedm żon, które oczywiście teraz 
musiały ustąpić przed Dąbrówką, jak pogaństwo przed światłem 
wiary. Pier^^sza polska księżna chrześcjańska staje się w nowych 
stosunkach swoich arcymatką narodu. 

Działała zwolna a mądrze dla tego, żeby pewniej stanąć 
u celu. Chciała « dziki obyczaj » Mieczysława uśmierzyć, do «spól- 
ności wiary z sobą go nakłonić*. Mocno utwierdzona w prawdzie 
chrześcjańskiej pomagała w tern mężowi, który naturalnie wziąść 
się do rzeczy nie umiał. Nawrócenie się więc Polski nie odrazu się 
stału, ale w skutku pewnego logicznego następstwa wypadków. 
Dąbrówka wdziała czepiec małżeński, ale żądała po Mieczysławie, 
żeby oddalił wprzódy siedm żon słowiańskich. Książę posłuchał 
Dąbrówki, ale nie pierwej przez to księżna «do łoża małżeńskiego 
się skłoniła, aż małżonek obyczajowi chrześcjańskiemu, obrzędowi 
stanu duchownego pilnie się przypatrzywszy, pogańskich błędów 



2^Ą imEL/i JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom III* 

się W3rrzekł» '). Nastąpił post wielki rychło po liudieństwłe. 
Dąbrówka «postanowiła dp czasu uczynić źle, aby tern dłużej 
czynić mogła dobrze na poteni». Wstrzymała się od mięsiw 
które jadła raz czy trzy razy na tydzień i od wspólnego pożycia 
z mężem. Chciała go postem nakłonić do szanowania praw ko- 
ścioła, odosobnieniem żądze jego rozpalić. Małżonek ją wtedy 
błagał «słodkiem przyrzeczeniem*, aby odstąpiła od swojego 
zamiaru. Wysłuchała prośby na ten raz, aby na przyszłość sama 
tem łatwiej od niego wymogła spełnienie obietnicy. I nie ustawała 
w swoich zabiegach tak gorąco, napominała go tak często, że 
Mieczysław «jad wrodzonego niedowiarstwa wyzionął i chrztem 
świętym pierworodny grzech z siebie obmył*. Nastąpił ten 
wiekopomny dzień dla Polski 5 marca 965 r. w Gnieźnie. Boho- 
wid chrzcił, Dobiesław był księcia ojcem chrzestn3rm. 

Jak tu pogodzić dawniejsze podanie o postrzyżynach Mie- 
czy^awa z chrztem? Chrzest, sakrament ponawianym być niemógł. 
Jeżeli te dawne postrzyżyny były chrztem słowiańskim, oczywi- 
ście drugi raz Bohowid Mieczysława chrzcić nie mógł. W takim 
razie odbył się chyba w Gnieźnie chrzest starszych narodu i jesz- 
cze pogan, z wielką uroczystością, a pewnie z księciem już nie 
chrzest, ale obrzęd jaki stosowny miał miejsce. Być może też, 
dawniejsze postrzyżyny nie zawierały w sobie istoty sakramentu. 
Bądź jak bądź, wytrwałą pracą kilku miesięcy. Dąbrówka dopięła 
celu, wyuczyła Mieczysława wiary i szacunku dla niej, bo zacnemu 
księciu chodziło naturalnie więcej o sam fakt przyłączenia się do 
kościoła jak o praktyki religijne, których nie rozumiał. 

Wielki to wypadek, bo wiara chrześcjańska stała się zaraz 
w państwie polskiem panującą. Książe rozesłał po ziemiach zale- 
cenie, żeby boginie popsuto, bałwany bożków popalono. Do 
przyjęcia wiary nikogo nie zmuszano, kto chciał czcił i teraz jak 
dawniej św. gaje i składał ofiary bóstwom. Ale ci upard zwo- 
lennicy dawnego obyczaju pozostali teraz *w mniejszości jak przed 
chwilą zapewne stanowili większość. 2klawało się polanom tak 
samo jak i księciu, że czas zerwać i pod tym względem 
z przeszłością. I nieinacźej się tłomaczy sam wypadek, który 



^) GaUtts L $. 



Tom Ł ' fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 335 

W gminach oburzenia nie wywołał żadnego. Nad Labą chrzcili 
się lechici z musu, tutaj za wskazaniem Mieczysława dobrowolnie 
bo oswoili się z chrześcjaństwem i przestawali z niem. Mówi 
Dytmar, że za głową i «ukochanym swoim panem* poszły, «nie- 
dotężne członki* narodu i przywdziały na się «szatę weselną* 
i w poczet czcicieli Chrystusa wstąpiły. Bardzo mało co później- 
szy był od tych wypadków Dytmar, zatem świadectwo jego wa- 
żne, źe Mieczysław był « ukochanym władzcą* plemion lechickich. 
Na niejednego zapewne polanina, nie gotowego do chrztu, sam 
przykład działał. Chrzcili się więc i polanie ikujawianie i łęczyca- 
nie i mazurowie i szlązanie i chrobaci. Ci co chrzest dawniej przy- 
jęli w obrządku słowiańskim, zostali przy swoim. Mieszała się te- 
raz ludność chrześcjańska z pogańską, jeżeli kto stary i uparty 
trwał przy błędzie. Co do chrześcjan sam potok , wypadków 
wskazuje, że na północy wśród polan i mazurów przewaga być 
musiała po stronie łacińskich wyznawców, na południu wśród 
Chrobatów i Szlązan taż sama przewaga była po stronie słowian- 
skiej. Ale książę przechylając się za pierwszymi, im zwycięztwo 
w przyszłości zapewniał. Dziejowe też wypadki wielkiego znacze- 
nia w tem przechyleniu się leżą. 

Kraje południowe dawniej były chrześcjańskie. Idzie teraz 
oto, żeby wiedzieć, jak daleko krzyż przez to nawrócenie się 
Mieczysława zabłądził na północ? W owych krajach krzyż ten 
pierwszy raz dopiero się podnosił. Otóż o ile wiemy, jeden odłam 
lechów nadwiśliańskich, pomorzanie, wcale nie uznawali nad sobą 
panowania Mieczysława. 2^stali więc jako naród po za jego urzę- 
dowym wpływem przy pogaństwie. Mazurów zaś tylko połowa 
należała do państwa polskiego, oczywiście ta, do której sięgnął 
Mieczysław, to jest do Drwęcy, źródeł Wkry i Omulewa. Ci Ma- 
zurowie co na południu kraju tego leżeli, zanadto ^oddaleni byli 
od okolic Gniezna i Poznania. Dziwny los, ale jakby Opatrzność 
sama zakreśliła tę granicę, która przez dziesięć wieków oddzielała 
łudy i państwa i dzisiaj jeszcze je rozdziela. Pomorzanie i ci 
północni mazurowie pograniczni z pogaństwem pruskiem i lite- 
wskiem, utrzymali* się przy swoim patryarchalnym i bałwochwal- 
czym bycie. 

132. *Kt)icŁoł polski, jecjo zaUznoiS od ^icndec. Dąbrówka na- 
wróciwszy męża, zrzuciła co prędzej czepiec siałżeńsld, przybrała 

HUtorJa pierwotna Polski T. Ł 42 



3^6 DZISŁA JULJANA BARTOSZEWICZA^ Tom OL 

na nowo strój dziewiczy i obyczaje, «I chodziła odtąd zawzd/ 
w wieńcu, w koronie, przetowłosa jak dziewka, głowy nie przykry- 
wające 1). W pracach apostolskich wyręczała się Jordanem bisku- 
pem, który ha sam odgłos nawrócenia się, przybył do Poznania. 
Tak zawiązał się akt pierwszy stosunków Mieczysława z cesar- 
stwem. Naturahią koleją rzeczy do tego przyszło. Mieczy^aw 
uznawał się za członka cesarstwa, ziemie swoje za cząstkę jego. 
Biskupowi niemcowi kraj swój poddawał. Był Jordan wielce gor- 
liwym biskupem. Wielce się z polanami napocił « zanim słowem 
i czynem przymógł lud swój do uprawy winnicy pańskiej* ^. To 
Hą znaczy gorliwie przeprowadzał wiarę, apostołował. 

Opowiada Długosz, że Mieczysław zaraz po swojem nawró- 
ceniu się zakładał w Polsce biskupstwa. Dziewięć ich być miało 
po różnych północnych i pułudniowych stronach. Jawna to prze- 
sada. Mieczysław nie mógł, bo nie miał na to władzy, fundować 
osobnego kościoła polskiego. Kilka biskupstw pociąga za sobą 
ustanowienie metropolji, arcybiskupstwa, to jest całej prowincyi 
kościelnej. Dzisiaj dawne metropolie stracBy swoje znaczenicf 
ale i dzisiaj jak dawniej stanowią prowincję kościoła. He ciietro- 
polij oddzielnych, tyle kościelnych prowincyj. Biskup każdy mus^ 
być pod jakimś metropolitą, musi być członkiem jakiejś kościel- 
nej prowincyi. 2^1dadali metropolje tylko papieże i cesarze 
wspólnie, jedni nadawali metropolitom władzę pasterską, drudzy 
uposażenie. Wtem prawie stanowienia prowincyj kościelnych le- 
żała część majestatu cesarskiego. Mówimy o stosunkach, jakie 
były w owej chwili, nie później. Mieczysław, który ogłoszeniem 
wiary chrześcjańskiej w Polsce tracił na uroku, na potędze 
w oczach niemców, który przez to z króla stawał się książęciem, 
współzawodniczyć z cesarzem nie mógł. Gdyby i miał silę po 
temu, niemcy nie pozwoliliby mu na założenie kościoła polski^o. 
Był stary od wieku już uprawniony i utwierdzony kościół słowiań- 
ski, ale musiał prowadzić zaciętą walkę, i rozsjrpywał się w obec- 
nej chwili. Jakie mógł mieć do życia nadzieje w r. 963 udzielny 
kościół pdski. Mieczysław samej wiary nie rozumiał i dlatego 
nad mm pracowała gorąco Dąbrówka, jakże ouał pcjmować sto- 



■) Bieliki, KosBDM. . 

"). W Dytoune frku i iłowa IV, 35. 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 337 

stmki prawne tego kościoła? Nawrócenie zrobiło się samo przez 
ai^ jcsiążę nie żądał od Rzymu kapłanów, ze stolicą apostolską 
w tym celu się nie znosił. Wszystko co mówią o poselstwie u nas- 
od Jana KOI. papieża, kardynała Idziego biskupa z Tuskulum, 
nie zasługuje na żadną wiarę, Trud urządzenia kościoła i stosun- 
ków nowonawróconych ludów, papież zostawiał cesarzowi. I nigdy 
się na tym nie zawiódł. Widzieliśmy pracę dynastyi saskiej na 
tej drodze. Mieczysław państwo swoje do chrześcjaństwa przy* 
lączał, cóż dopiero kościół polski? Przed tern jeszcze cesarz po* 
myślał o ustanowieniu biskupstwa w Poznaniu. Było prze2 kilka 
lat to biskupstwo in partibus, w r. 965 stało się rzecz)rwistem. 
Ale rządzone przez niemca, musiało wejść w skład metropolji nie- 
mieckiej, bo inaczej cóżby było po niem cesarzowi? Ze biskup 
poznański, jako in partibus metropolity nie miał, nie znaczyło to 
żeby cesarz teraz o spełnieniu swoich zamiarów Względem metro- 
polji słowiańskiej serdeczniej nie pomyślał. Czas byto. Bądź co bądź, 
Mieczysław wiarę łacińską przyjmując i państwo swoje i kościół 
stawiał w pewnej zawisłości od cesarstwa. ' Przyszłość miała roz-^ 
strzygnąć dopiero bliższe warunki tej zawisłości, ale trzeba przy- 
znać, ie fakt był taki, jak go wyrobita historja. Polska w zacho- 
dnią wchodząc atmosferę, musiała przyjmować korzyści i nieko- 
rzyśd nowego swojego położenia. 

Kościoły więc parafialne stawać mogły w Polsce, nie biskup- 
stwa. Oprócz poznańskiego był pewnie jeden w Gnieźnie, drugi 
w Kruszwicy, trzeci w Smogorzewie na Szląsku^ czwarty w Płocku. 
Nie śmiemy tu rachować krakowskiego, bo prędzej tam był 
kościół j^wiańsld, nie sądzimy, żeby IMGeczysław panował w Kra- 
kowie, tak daleko pewno granice jego w tej stronie Chrobaćji 
nie zachodziły. W Krakowie bliżej było zawsze panować Mo- 
rawji i Czechom jak Piastom z Gniezna, zwłaszcza wśród nieurzą- 
dzonych jeszcze stosunków narodowych. Na całe państwo Mie- 
czysława jedno więc było biskupstwo poznańskie i jak zobaczymy, 
wszystlde inne dyecezje polskie, z tego jednego, ź poznańskiego 
się wykraiwaJy, kiedy kościół się rozwie&nożnił. 

Nai>ocłł się Jordan, opowiada Dytmar. I zdaje się są ślady 
jego apostolskich prac w kilku zwyczajach ludu, które phsetrwały 
wieki całe, a jak ż jednej strony pokazywały wstręt nowonawró- 
fiwxych do pogaństwa, tak z dn^ej ich przywiązanie do now«f 



338 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL. 

wiary. Na białą niedzielę w poście po wsiach u nas topi} lud 
po jeziorach i kałużach bałwany utkane ze słupów konopi lub 
słemy, śpiewając żartobliwie: «śmierć się wije po płotu »• W ko- 
ściołach zaś zbrojne rycerstwo duchając mszy z pochew dobywało 
mieczów podczas ewangdji do połowy, na znak że gotowe bronić 
wiary i po odśpiewaniu: Chwała tobie Panie! znowu je chowało 
do pochew. Dwa te obrzędy niezawodnie sięgały pierwszych 
czasów chrześcjaństwa w Polsce. Wrażenie sprawione przez 
wielki wypadek musiało być nadzwyczaj silne, przeniknęło w serce 

narodu. 

133. MietropoLja magdclur^ska, i jej sufra^anje. Cesarz długo 

się namyślał, bogacił swój Magdeburg w skarby chrześcjaństwa, 
żeby go lepiej usposobić do piastowania godności wysokiej, wśród 
podbitych słowian. Nawrócenie się Mieczysława musiało niezawo- 
dnie przyspieszyć zamierzone dzieło cesarskie (§. 122). 

Dotąd w krajach nad Łabą najwyższą władzę miała* metro- 
polja moguncka. Biskup * poznański jej podlegał. Teraz musiała 
się ścieśnić i ustąpić miejsca magdeburgskiej, która stawała na 
pograniczu niemczyzny, wyłącznie dla słowian. 

Umarli jednocześnie i Bernard biskup halbersztadski i Wil- 
helm arcybiskup moguncki, który sprawował państwo franków, 
właśnie gdy czuwał nad zbliżającą się chwilą zgonu królowej Ma- 
tyldy matki cesarskiej, która także w dni kilka po Wilhelmie 
umarła. Usunęło to wszystkie kanoniczne przeszkody. Cesarz 
popadł «w głęboko trawiącą boleść* i przypomniał sobie, że sta- 
rzejąc się, bliski sam jest śmierci. Chciał więc « wcześnie przywieść 
do skutku to, co był ślubował Bogu w potrzebie*. Wszystko du- 
chowieństwo i gmina Halbersztadu obrały już proboszcza Hilli- 
warda na biskupa następcę po Bernardzie. Wybraniec do Rzy- 
mu chciał jechać. Cesarz zwierzył się wtedy przed nim z ser- 
deczną myślą swoją ustanowienia arcybiskupstwa w Magdeburga, 
«w nadziei nagrody wiecznej i gwoli obrony ojczyzny powszechnej •• 
Obiecywał wybrańcowi wszelkie prośby spełnić, aby tylko w R;^- 
mie mu dopomógł do uskutecznienia ślubu. Hilliward « odznaczał 
się mądrością*. Przychylił się do przedstawień cesarskich i od- 
stąpił «Bogu i Św. Maurycemu* w ręce Ottona część probostwa 
swego zawartą między rzekami Odrą, Łabą i Brdą, a nadto tak 
zwany szlak frydrychowski. Cesarz jeszcze na tęm nie przestali 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLI&KL 339 

Na usilną jego prośbę przydał Hilliward parafię leżącą między 
rzekami Willerbisi, Salcą, Salą, Unstredem, Helmaną i rowem pod 
Yaleshusun. Ucieszony tym datkiem cesarz ujął wybrańca za 
rękę, a podając mu pastorał na znak przyznania godności bbku- 
jMej, co zastępowało naszą kanonizacyę, rzekł; «przyjmij ten wy- 
miar należny od ojca swego». Zdaje się, że te słowa ściągał cesarz 
do ojca Hilliwardowego, wmieszanego w spisek o skrytobójstwo. 
Miał myśl cesarz wynieść na arcybiskupstwo magdeburgskie Ri* 
diarda, trzeciego z kolei opata ukochanego sobie kościoła. Dwaj 
pierwsi jeszcze żyli, ale już na katedrach biskupich. Szła na trze- 
ciego kolej. Ale podano cesarzowi list jakiś tajemny, i zaniechał 
tego. Wybrał wtenczas Adalberta z Trewiru, owego niefortunnego 
apostoła Ruhji, czyli krakowskiej Chrobacji (18 października 970 r.). 
Był to «kapłan wypróbowanej cnoty i wziętości». Wysłał go na- 
tychmiast cesarz na zajęcie arcybiskupiej stolicy i nakazał panom 
saskim,' ażeby na zbliżające się święto Bożego Narodzenia stawili 
się wszyscy u Adalberta w Magdeburgu. Stało się według woli 
cesarskiej. Duchowieństwo i lud tłumnie się zebrali, wspaniale 
arcypasterza przyjęli. Zjechali się i słowiańscy biskupi, już nieco 
dawniej wyznaczeni dla nowo tworzącej się prowincji kościelnej, 
po błogosławieństwo i wyświęcenie. Nowe te stolice biskupie sta^ 
nęły w Merseburgu, w Mysznach i w Życzy (2^jtz). Bożo poświę- 
cony został do Merseburga, Burhard kapelan cesarski do Myszen, 
Hugo do Życzy. Przysięgli przy święceniu na posłuszeństwo, 
arcybiskup granice pasterstwa im pozakreślał w krajach słowiań- 
skich. Później cokolwiek przybyły do prowincji kościelnej ma- 
gdeburgskiej sąriednie inne dyećezje : hawelbergska, której pierw- 
szym biskupem .był Tudon, brandeburgska w której Thietmar 
i nareszcie poznańska którą już od lat kilku sprawował Jordan ')• 
Tak więc na ziemi plemion lechickich powstał nagle za ruchem 
wszechmocnej ręki siedmioramienny kościół niemiecki. Nadła- 
bańskie ziemie gęsto nasadzone biskupstwami, polańskie jedno 
tylko dostały. Nad wszysikiemi ciążyła władza duchowna nie- 
miecka. 

Kraje polskie więcej oddalone skupione pod świecką władzą 
potężn^o książęcia, nie potrzebowały jeszcze bać. się o swoją na- 



<) Dytmar IL 14. 



F 

^ 



3^ DZIEfiA JULJANA BARTOSZEWICZA. Ibm IS. 



rodowość. Ale niewola cięższem jeszcze spadła brzemiellieiii na 
te narody, które już były w cesarstwie. Roje pobożi^4:h a nieraz 
i chciwych missyonarzy ciągnęły z głębi Niemiec do nowo oawró* 
conych krain; kościoły się wznosiły, wybierały się dziesięciny, ni- 
szczono ślady staro pogańskiego bytu, ginęły szczątki kościoła 
morawskiego gdzie się jeszcze utrzymały, pod naciskiem nowych 
potrzeb. Biskup myszeński pierwszy dopiero apostołował po pra- 
wym brzegu Łaby. Wybierał dziesięciny z bydła, z futer, z mio- 
du, wosku i zboża, brał także dziesiątą część podatku spłacan^o 
przez mieszkańców cesarzowi i margrafowi *). IMa ułatwienia po- 
boru tego potrójnego podatku, ziemie łużycka i milczańska roz- 
dzielone były na powiaty czy zupy, pagi; w pewnych miejscach 
ustanowiono wójtów, fogtów, potem burgrafów albo gaugrafów, 
hrabiów powiatowych i zupnych czyli rządców. Ci przestfzegałi 
porządku i posłuszeństwa. Niemcy nie rozdzielali po. swojemu 
kraju, ale zatrzymywali stare podziały, przekręcając tylko aaKwi- 
ska. A ponieważ najazd niemiecki nie wyrwał się jeszcze z cia- 
snego obrębu zupy, ztąd dawne zupy zostały po staremu w granicach, 
ale się nazywały gau, pagus. Król w nich osadził swoich urzę- 
dników. Rozwijała się cywilizacya, ale kosztem narodowoścL Ko- 
ściół z początku małe w sercach robił zdobycze, bo niemieccy 
apostołowie przemawiali do hidu niezrozumiałym językiem* Po- 
trzeba było i temu zaradzić, żeby założyć podstawy mocniejsze 
chrześcjaństwa. Dlatego w klasztorze magdeburgskim niemieccy 
mnisi uczyli się po dowiańsku. Kościół, który kierował barba- 
rzyństwem, wyższy nad wszystko co go otaczało, miał teraz pole 
do rozwijania świętej nauki, bez względu na widoki doczesne. 
Mógł cesarz myśleć, że zmuszenie Słowian do Mciary, jegb władzę 
ustali nad Labą. Pobożny, mógł mieć i dunuie zamiary. Ale 
kościół był c^ciejszy uczuciem i myślą od tych pobudek ziem- 
skich. Jeżeli znalazł się biskup, który co więcej byt ntemcem jak 
chrześcjaninem, łatwo i prędzej znalazł się taki, co pracow^ nie 
dla ojcąrzny niemieckiej, ale dla zbawienia bUinich. Taki byi 
biskup merseburgski Bożo, «mąż wielkiego ŚMriatła». Wzięty do 
ualug cesaisktch, w nagrodę jeszcze dawnkj otta^ymał w zarząd 
kośdót w Życzy, ale dopiero sam las wykarczówał pod fHM*'^" 



O Bogoibwski, Ryi dziejów Serbo^ttżjrckich str. 51^ 



Tom L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKI. j^;^ 

1 i«ła$Rą pracą z kamienia diwignął tam kościół. Moc ludu przez 
ustawiczne kazania i chrzest nawrócił na wsdiodfiiej granicy. Ce- 
sarz dsi mu w lennosć majętności cżteredf kościołów, pomiędzy 
memi i metiseburgski^Oy bo gorliwość apostdska Bozona ńie prze- 
stawała na małym wymiar:^ pracy. Kiedy metropolja stanęła, 
mógł znowu wybierać pomiędzy trzema biskupstwami, iyckiem, 
meisebui^kiem i myszeńskiem. Mąż świątobliwy obrał sobie 
merseburgskie, «jako spokojne*. Pilnie wyuczył się mowy swoich 
dowiaóddch owieczek i mógł ich wyrazy wypisywać literami ła- 
cińskiemi, ażeby dokładniej wykładać dogmata wiary. Uczył 
Serbów śpiewać Kyrie elejson. Lud oczywiście nie wprawny 
w wymawianie obcych wyrazów, z Kyrie elejson zrobił «Ukri«- 
wolsa», to jest niby jak tłomaczy Dytmar «w krzu stoi obza», 
i żartował sobie szydersko z biskupa. Już po tem samem bie* 
rzemy nuarę, co to było apostolstwo niemieckie, Idedy to biskup 
zacny t serdeczny, pełen miłości nie mógł na swoją stronę zjednać 
ludu. Jednych nawracał, drudzy się z niego naśmiewali. Prace 
Bozona oczywiście dawniejsze były jak sama ustanowienie metro- 
pdjl Bo właśnie w tej chwili, kiedy hierarchja stanęła, zniechę* 
eony szyderstwami Serbów, opuścił biskupstwo i udał się do swojej 
ojczystej ziemi bawarskiej, porzucił wielkie nadania, jakiemi go 
cesarz i syn jego Otto nadawali. Następcą Bozona w Merseburgu 
był Gizfler sławny «równą zacnością obyczajów jak urodzeniem*. 
Acoybi^up Adalbert wyświęcał go w Merseburgu r. 970 '). 

Sam cesarz Otto uczył się języka słowiańskiego, tem bardziej 
biskupi. 

134. ^anumdsko JHUeczysłanHi do mar^aiUirtf cesarsku^. Państwo 
Mieczysława rozciągało się* od strony niemieckiej na południe 
w Szląsk aż do Wrocławia i dalej na zachód do Bobry i Odry, 
po za któremi mieszkały plemiona serbskie i łużyckie. Mieszko 
•przyjaciel cesarstwa», zachowywał spokojnie «wierność cesarzowi 
i dań aż po Wartę opłacał*, wszakże to nie przeszkadzało mu 
najeżdżać ziemie spółbratymców łużyckie i zaczepiać cesarskich 
margrabiów. Dawne stosunki przyjaźni i pokrewieństwa z Łuży- 
czanami, dawne z niemi związki polityczne, nie mogły pójść w nie- 
pamięć 4 Mieszkowi idzie o to, żeby pobratymców z niewoli wy* 



») Dytmar, n. 23. 



342 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IŁ 

kupić, spoić ich z powstająca wspaniale Polską. Toć się już 
i udało wziąsć od cesarza pewne ziemie w lenność i granice pań- 
stwa przez to rozszerzyć. Mieczysław żeby dopiąć cdu swojego, 
nie mógł się wydawać przed czasem, z wielkiemi jakie miał za* 
miarami. Musiał udawać pokorę i przyjaźń serdeczną. Trzeba 
było mieć za sobą cesarza, a z margrabiami byłaby mniejsza 
sprawa. Mieczysław torował drogę wielkiemu synowi. Niechajby 
państwo wprzódy silniej skrzepło, niechajby większe siły stworzyło 
w sobie. Teraz trzeba się upokorzyć, żeby za to potem żyć 
swobodą*. 

Na cesarza więc nigdy Mieczysław nie powstaje, wiemy tej 
roli którą na siebie przyjął. W pokoju płacił daninę, w wojnie 
służył mil ze swojem rycerstwem. Był cesarza margrabią, ksif- 
ciein, wszystkiem czem go Niemcy uznawali, jak tytułować przy- 
wykli. Cesarskich margrabiów pogranicznych tak się lękał, że 
nieraz przed nimi w futrze usiąść nie śmiał. Czut niższość swoją 
przed nimi, jako człowiek prosty i nie uksżtałcony przed światłymi 
panami cesarstwa. Kiedy bezkrólewie w Niemczech wybuchło, 
Mieczysław jak lennik troszczy się wespół z innymi hrabiami o wybór 
cesarza. Zawsze występuje nie jako książę niepodległego ludu, 
ale jako członek cesarstwa do rodziny Ottonów przywiązany. Cóż 
więc dziwnego, że na dworze cesarskim miał przyjaciół książę pol- 
ski i że sam cesarz trzymał jego stronę? Zdawało się cel dopięty; 
cesarz . bez wojny, bez zapuszczania się w kraje nadwiślańskie, zy- 
skał silnego lennika. Bywało, ^że panowie niemieccy, margrabio- 
wie chcieli księcia naszego ukłóć swoją dumą, skarżyli go przed 
cesarzem, że ich najeżdża, domagali się kary. Ale radzi nie radzi 
musieli poprzestawać na samych domowych grzecznościach Mie- 
czysława, cesarz nie widział potrzeby rozdrażniać księcia, owszem 
go na dwór do siebie zapraszał, tam przyjmował, ugaszczał. Był 
raz zaproszony Mieszko do Kwedlinburga na święta Wielkanocne 
(*'• 973)- Podobno wtedy pierwszy raz znalazł się w obec świe- 
tnego dworu, który odprawiał chwałę Bożą i święta uciechami 
światowemi. Liczne poselstwa greckie, bułgarskie, madziarskie, 
słowiańskie, duńskie, powiększały uroczystość. Był Mieszko i Bo- 
lesław czeski, obadwaj ze wszjrstkimi państwa sw^o dostojnika- 
mi. Cesarz poczcił ich wielkiemi darami i po świętach do domu 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 343 

radosnych odprawił ^) Sama ta okoliczność wskazuje » że cesarz 
mając Mieczysława za swojego podwładnego, stawiał go wyżej 
nad innych książąt i margrabiów. Każdy z nich musiał się sta- 
wiać na dworze cesarskim jak prosty zwyczajny sługa, o łaski 
pańskie zabijać. Mieczysław już od lat kilku, dziesięciu przeszło 
związany z cesarstwem uroczyście był zaproszony i pobyt jego 
na dworze cesarskim był wyjątkowem zdarzeniem. 

Jednocześnie obok tych dobrych stosunków księcia polskiego 
z cesarstwem, wojna z magrabiami nie ustaje na pograniczu. Tu 
inna postać Mieczysławowej polityki. Nie można było na Polskę 
ściągać piorunów całej potęgi niemieckiej, owszem wygodnie było 
szukać u najwyższej władzy cesarskiej obrony. Kiedy się ją za- 
pewniło, inna rzecz z margrabiami; Co na nich oręż wymoże, 
tó rzecz zyskana dla Polski. Kłócili się dawniej z sobą i bili 
margrabiowie, czemu się kłócić niema Mieczysław? Toć przecie 
taka domowa wojna jak inne, a cesarstwo nic na potędze swojej 
przez to i rozległości nie traci. Tak mówił Mieczysław, a co in- 
nego myślałl W położeniu w jakiem był, nie mógł postępować 
inaczej. Te naturę prostą, słowiańską, otwartą, Niemcy nauczyli 
udawać, zasłaniać się pozorami. 

Bije się więc Mieczysław ciągle ponad Odrą z margrabiami ale 
z cesarstwem żyje w zgodzie. Cesarstwo nie znajduje powodu 
nacierać na ni^o, bo Mieczysław nie wyrzeka się swoich obo- 
wiązków względem Ottonów. 2^czepia margrabiów i margrabio- 
wie jego, są wzajemne powody do nienawiści. Niemcy patrzą 
2 pogardą na książątko, które od nich potężniejsze, ale dopiero 
co nawrócone, prawie pogańskie, chcą go ścieśnić w granicach, 
potęgę, wpływ na plemiona ujarzmione ograniczyć. Mieczysław 
ich odpierając, na swoją rękę o zdobyczach myśli. Zaczepnym 
tu jednak był więcej Mieczysław jak margrabiowie, którzy się 
trzymali odpornie. Nie chodziło im tyle o zdobycie jakiej cząstki 
kraju na Mieczysławie, bo świeżo ujarzmione Łużycze nie małej 
wymagały zwierzchników baczności, nawracanie z oporem szło, 
•a sąsiednie plemiona hawelskie i pomorskie z nad Bałtyku, mocno 
jeszcze pogańskie, groziły napaścią i trzeba się było mieć ciągle 
w pogote\^u. Margrabiowie występowali przeciw Mieszkowi dla- 



^ Dytmar, II. 19. 

Histoija pierwotna Polski T. Ł 43 



344 DZEEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

tego, żeby mocniej utrzymać kraje zdobyte. Ale Mieczysłai^a 
każde najście za Odrę znaczyło wezwanie do braci żeby powsta- 
wali. Tę stronę walki najlepiej rozumiał sam książę, mniej mar- 
grabiowie, najmniej cesarz, który obojętnie na spory swoich po- 
granicznych panów spoglądał. I dopóki to cesarstwa nie obrażało 
mógł Mieczysław nie zważać na nienawiści margrabiów. 

Różne więc środki stale ku jednej zmierzały rzeczy. Mie- 
czysław nie śmiał zasiąść w futrze obok margrabiów, gdy tak mu 
zrobić w}rpadało. Zaszcz)^ ten szczególniej z jego strony spotykał 
•przezacnego Odona», margrabiego wschodniego. Kiedy margra- 
bia stał, Mieczysław nie siadał, w futrze do jego domu nie wcho- 
dził. Ale ta nmiemaną pokorą uniewinniał nienawiść silną, niepo- 
hamowaną. Ale niechno ów przezacny margrabist chciał wejść 
w drogę Mieczysławowi, zaraz sprawa brała obrót inny, zuchwalszy. 
Orężem w potrzebie, a w potrzebie i podstępem umiał upokorzyć 
rogata pychę. Uszanowanie było w komnacie, ale o godność na- 
rodową rozprawiano się na polu. Mieczysław powiedział sobie, 
że w zdobyczach swoich Niemcy zatrzymać się nad Odrą winni, 
wstrzymał ich oręż polski. Dlatego korzystał ze wszelkich błę- 
dów niemieckich, z ich kłótni, które z sobą prowadzili, z ich 
nienawiści i zdzierstw, jakiemi nękali kraje podbite. Zbudził się 
w Mieczysławie mąż wielki i silniej jak Ziemowit, Lcszko i Zie- 
momysł popierał trzecią centralizację Słowiańszczyzny. 

Tak stosując się do okoliczności, rozmaicie postępował z ce- 
sarstwem i z cesarskimi Mieczysław. A głównie na widoku miał 
Polskę swoją. Udaną pokorą odwracał od niej pioruny zawiści 
niemieckiej, a państwo swoje tymczasem podnosił. Każdy krok 
jego miał to znaczenie. Kiedy cesarz umiera, Mieczysław zawsze 
zbrojno się oświadcza jako pan lenny cesarstwa, za jednym z kan- 
dydatów. Nietylko Mieczysław, ale i inni książęta i margrabiowie 
dzielą się na obozy. Co Niemcom wolno, to i jemu. wolno. Ale 
książę polski wybiera nie szczerze, ale raczej chowa w głębi piersi 
myśl skr}rtą. Niemców do nowego kandydata wiążą stosunki albo 
osobiste, albo sprawy cesarstwa, zawsze nie mają na celu rozbi- 
cia, upokorzenia cesarstwa. Inaczej Mieczysław. Książe polski 
ma na celu tylko wyłącznie dobro swojej ojczyzny. Kandydatem 
jego nie ten, kto podniesie sławę cesarstwa, nie zdolny i ambitny 
władca, ale słaby, niedołężny, który jeżeli nie zgubi, to przynaj- 



Tom L HISTORYA PIERWOTNA POLSKL 345 

umiej zawichrzy, rozdzieli cesarstwo. Im więcej zawikłań wśród 
Niemców, tem lepiej powstającej Polsce, Mieczysław nie waha 
się ani chwili, rezolutny jest ile wypada. Dlatego w prąd swojej 
polityki wciąga i Czechy. Bolesław Pobożny syn Okrutnego za 
"Wpływem Polski dźwiga się ze swojej niewoli, swobodniej myśli. 
iCanć]ydatem MieczysłaWa i władcy czeskiego na cesarstwo jest 
Henryk książę bawarski. Szedł ten Henryk z linji młodszej Pta- 
sznika. Na cesarstwo wstępowali jeden po drugim trzej Ottonowie, 
syn po ojcu, w Bawarji zaś panowali trzej Henrykowie, syn także 
po ojcu, potomkowie Ptasznika. Najpierwszy Henryk brat Ottona 
\V. umarł niedługo po ostatniej, wojnie z Madziarami, w której 
augsburgskie pcja były świadkami zwycicztwa Niemców. Po Hen* 
ryku ojcu był Henryk syn w Bawarji, bez zdolności i bez siły. 
Ottonowie srodzy dla Słowiańszczyzny, nienawistni, dźwigali po- 
tęgę cesarstwa, szło więc o to, żeby na ich miejsce innych wład- 
ców postawić. Kto mógł oskarżać wtedy Mieczysława, że wichrzy 
przeciw cesarstwu? Nie sam on popierał linię bawarską. Nie udało 
się Henrykowi i raz i drugi za bezkrólewia, ale chociaż spotykał 
tu zaw.ód Mieczysław, zawsze pośrednio dopinał celu, karał mar- 
grabiów niemieckich, nawet owego pfzezacnego Odona. Naprawdę 
nie mógł nawet marzyć o tem Mieczysław, żeby Henryków posadził 
na cesarstwo. Ottonowie mieli naprzód bezpośrednie prawo następstwa, 
silniejsi byli , posiadali większe stronnictwo. ,Nie chodziło tak bardzo 
o inną linię, tylko o wzbudzanie w cesarstwie domowych wojen, 
które nigdy nie były bez korzyści dla Polski. Mieczysław nic 
nie tracił tem postępowaniem swojem, którego cele zgrabnie skry- 
wał w oczach Ottonów. Bywał jak dawniej na zjazdach cesar- 
skich, z hojnemi darami do siebie powracał. Owszem wyprze- 
dzał innych w dawaniu dowodów czci dla Ottonów. Sam dobro- 
wolnie się pddał Ottonowi II i po^^yłal mu dary, raz nawet wielka 
osobliwość mu posłał, wielbłąda. 

Było jednakże pole, na którem intercsa Mieczysława wiązały 
się razem z interesami Polski. Nadłabańskie plemiona były 
ochrzczone I a}e winulska Stowiańszc^zna mocno się trzymała 
swoich bogów. . W oczach tych północnych plemion Mieczysław 
był zdrajcą, poślubił się Niemcom. Inni pochrzczeni drobni ksią- 
żęta nie budzili, takiej nienawiści, nie niieli potęgi, ulegli przemocy* 
Ale inne położenie' Mieczysława. ' Wzniósł się wysoko i według 



350 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA, Tom HI. 

kiedy umarł Michał biskup rzezeński (r. 972), na jego miejsce 
wstąpił Św. Wolfgang. Maź ten apostolski pozwolił ^a fundację, 
nawet wbrew jednomyślnej woli swojej kapituły i wydał stosowny 
przywilej. Popierał tę sprawę książę Henryk bawarski, sprzymie- 
rzeniec Bolesława i sam cesarz prosił Wolfganga. Kapitule biskup 
sucho -odparł: «Widzimy drogą perłę ukr3nvającą się pod zie- 
mią tamtej prowincji, za nic jej kupić nie można. Słuchajcież, 
co mówię, oto siebie i wszystko swoje z ochotą poświęcam, ażeby 
tam przyb3rtek Pański się ustalił przez wzmocnienie kościoła*. 
Zyskał za to Wolfgang na pograniczu obszerne dobra dla swojej 
stolicy. 

Tak powstało biskupstwo pragskie pewno na owym zjeździe 
kwediinburgsktm. Władzę metropolitalną wziął nad nim arcybi- 
skup moguncki, któremu tym sposobem wynagrodzona stratę, 
jaką poniósł przez podniesienie stolicy magdebur^skiej. Książe 
Bolesław wspólnie z duchowieństwem i z ludem czeskim -«a pierw-^ 
szego biskupa do Pragi wybrali mnicha saskiego Detmara, mę-« 
ża wymownego i światłego, który od lat wielu przebywając 
w Czechach, nauczył się mowy ludu i nabył szacunku u księcia 
i Lechów czeskich. Był to biskup pobożny, czynny i mądry, 
kościoły stawiał, chrześcjaństwo łacińskie krzewił. ^) 

Miał cesarz także swoje powody w założeniu biskupstwa prag- 
sktego. Panowanie księcia Bolesława głęboko sięgało w Chrobację 
i zajmowało cały kraj słowiański leżący w Pannonji, na południe 
Karpat, aż do Dunaju i góry Matry. Historyczne pretensje Czedi 
od Metodyuszowych czasów sięgały nawet ku wschodowi Bugu 
i Styru. Cesarzowi niezawodnie chodziło o to, żeby przez pośre- 
dnictwo Czech rozszerzyć jak tylko będzie można najdalej i gra- 
nice niemieckie. Niedawno jeszcze Adalberta wypędzili od' siebie 
Chrobatowie. W krajach tych w owej chwiK jeszcze obrządek sło- 
wiański był silniejszy jak w Czechach, które coraz więcej wiązały się 
z cesarstwem. Ambicya czeska schodziła się tutaj na jednej 
drodze z interesem Ottona. Biskupstwa nie mógł sam własna 
mocą dźwignąć Bolesław bez cesarza. Cesarzowi zaś nic nie szko- 
dziło pisać przywileje, wywdzięczał się Czechom za dawaną sobie 
pomoc, jednał ich sobie, kiedy nadawał to, czego nie posiackł. 



') Palacky. I. 256—258, 



I mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 351 

ale tak aię siato. Prąrwilej na biskapsftwo pragskte zakreślał dfai 
niep> historyczne granice metropolji morawskie]. Od północy 
ciągnąć się naiały do Szląska i posad Trebowian, Bobrzaa i Dzie* 
doszan nad Odn| i Bobrą^ ai do środka lasu^ w którym zaczy- 
nały się granice Milczaii. Na wschód kresem biskupstwa hffy 
Bug i Stjrr z miastem Krakowem i z krajami, które do tego mia* 
sta należidy* GrAnice kościelne w owym czasie stosowały się do 
granic państwowych, tak więc ogromnej diimy nabierać pocz^ 
Przemydawicze w Czechach. 

Na tak obszernej przestrzeni krśjów było miejsce d!a me- 
tropolity, a więc dla całej prowincji kościelnej. Łatwo po)^, 
czemu jej cesarz nie postanowił. Owszem ścieśniano zd^ się 
nawet idealne granice biskupstwa pragskiego. Zjawia śię niedłii- 
go potem w Krakowłe osobny biskup, oczywiście nićmiec, Popp<>, 
widki przyjaciel lidji bawarskiej. Nietnainy prawit do wniosków, 
że cesarz ustanowił wtedy osobne biskupstwo krakowskie łaciń- 
skie, ale domyślać się można^ że Poppo bj^ł jakby biskupem ki 
partibus, bez stolicy i bez kutedry^ ku rozszerzaniu obr^^ku ła- 
cińskiego. Widocznie, jeżeli tak, przesilenie religijde ibliżało się 
dla tej krakowskiej Ghrobacji. 

138. H}ticn. IL cesarz. Dwie widkie śmteit» spadły na ce- 
sarstwo. Dnia i kwietnia, może jeszcze w czasie uroczystości 
kwedlinburgskich, Omarł Hermann Billing, książę saski, w klątwie 
od biskupa Brunona ferdeńskiego. Chciał syn Berhani uprowa- 
dzić zwłoki ojca do Luneburga^ żeby je pochoWać w koódele, 
alq bi^cup na to nie pozwolił. Cesarz się zgryzł tą śmiercią^ i ni^- 
^go potem sam nagle przed samemi TMonemi Świątkami W Mi- 
mimlewie zakończył żytie dnia 7 maja. Zwłoki jego wspanidle 
arcybiskup kolońsid Gero, brat rodtony Odona margrabi i Adal- 
bert magdeburski, pochowali w ihahnurowym grdbowcu w Ma- 
gdeburgu, jak należało '). Główny organizator zachodniej Sto- 
wiańszc2syzny i j^ podbójca^ niezawodnie najskuteczniej- się do 
tego przyczynił, że Pdska odetchnęła l^jro2leg^ej8zem żjrdefak. 

Powtóitiie zaraz obwołany za króla i pana spótimiennik jego 
Otto młodszy, za żyda ojca jeszcze wybraiły i namaszczony, mąż 
greczynki Teofanji, z przydomku Rudy, Rufuś. Misił zsĄecfwie 



<) Dytmar, II. 20. 27. 

HJstorja pierwotna Polski T. L 44 



352 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. TomOI. 



łat 1 8. Płochy i swawolny , zbytnią miłością rodziców 
wnie rozbałamucony, nie miał pomiarkowania żadnego w krew* 
kości i nie ^chał doświadczonych ludzi. Późno się jut upa* 
miętał. Może wzgląd na tę swawolę, może przestrzegame prawa 
starszeństwa wieku spowodowało kilku biskupów i panów 
niemieckich, że odezwali się za Henrykiem bawarskim, bratem 
stryjecznym nowego cesarza; był po jego stronie i Adalbert arcy- 
biskup magdeburgski. Mieczysław zaraz się także za Henrykietii 
oświadczył, toż i Bolesław czeski, wiemy dla czego. Sprawa roz- 
ległe przybrała rozmiary, bo i Harald Blaatand, król duński woiię- 
SBBti się do niej. Na trzy strony cesarz prowadził wojnę w Szle- 
zwigu, w Czechach i w Polsce. Takby prz)majmniej wnosić na- 
leżało, zdaje się jednak, że tylko skrupiło się na Czediacfa i Danjl. 
Bernard książę saski i Henryk hrabia sztadeński pozdobywali przeko- 
py graniczne od DanjL Henryk, który wciągał Mieczysława do t>0|U9 
dłużej się tnymsi; z nim wojna prawie dwa lata trwała. Porażony od 
Ottona do Czech uciekał r.gjó. Gnał go cesarz sam aż do Pilzna i tu- 
taj rozłożył obozem wielki huf bawarski, który mu przybył na pomoc. 
Kąpiących się w rzece napadli nagle Czesi w pefaiej zbroi. Ce- 
sarz wzajem porażony nie wiedział dokąd ma uciekać i do Cliamby 
w Bawatji się schronił. Dopiero w roku następnym nad swoim 
wrogiem zatryumfował cesarz. W Passawie wtenczas znajdowali 
się razem obadwaj sprzymierzeńcy. Otto wkroczył jednym od- 
działem do Czech i zmusił Bolesława że pobiegł na obronę oj- 
Qxyxxy. Wtedy to inny oddział uderzył na Henryka. Pojmany 
książę bawarski do niewc^, wraz z innymi swoimi wq>ółwtnny0i 
wysłany został na długoletnie więzienie ^. Miecqrsław w całej 
tej sprawie występuje nie prosto, ale zdaleka.* Tylko sprzynue- 
rzeńcy jego działsyą z dwóch stron różnych, książę polski milczy, 
żeby się zastosować do okoliczności. Nieczynny, bo go nie za- 
czepiają. 

139. fitcsunki PA daUkUj północff. ^omsnnkingi i ^larald ISUudand* 
Z.Haraldem duńskim był już oddawna w stosunkach przyjaciel- 
skich Mieczysław. Mało co przed temi wypadkami pod Wolinem 
przy ujściu Świny do morza. Konung ów syn Gorma starogo, 
zbudował twierdzę Jomsbuig. Ale zajęty wewnętrznemi zamieszka- 



') Dytmar. UL 5. Palacky. L 258—9. 



Tom L HISTORJ^ PI2RW0TKA POLSKI. 353 

mi w Danji, tępił tam pogańską starożytność i z oczu stradl .'prze- 
szłe swoje zdobycze wśród winulskiej Słowiańszczyzny. W Joms* 
bmgu zebrali się też liczni wrogowie Haralda, których przewodni- 
Idem został dzielny prawdziwy norman Sigwaldi, rodem z wyspy. 
Zdandji. Wśród nich pogaństwo znalazło nąjsilnt^fszych pr^a- 
dót Najznakomitsza to arystokracja Normannówy sami ssmowie 
jaiiów bomholmskichy fionijskich. Trzymali ci m^ezdnicy w za^ 
leiaości od siebie wyspę Wolin, czyli ziemię Jom, rabowali dalsze 
Pomorze, nieraz podnosili broń na własną cfC2yznę z którą ąry« 
wać w żadnym razie nie chcieli. Tak wzniosła się nagle w pół- 
nocnych stronach sława Jomswikingów, to jest bohatyrów nor^ 
mańskich w Słowiańszczyznie. 

Straszny wróg kiedyś wiary chrześcjańskiej, na starość stał 

się Harald gorliwym jej obrońcą. «Tak »c w pobożności kti 

Bogu wyćwiczył, że pomiędzy wszystkimi królami duńskieipi. me 

byto mu podobnego*. ') Usiłowania jego były .tak samo «wiel« 

kie w rzeczach boskich*, jak i «w światowej mądrości*. : Prawa 

i przepisy, które postanowił, nietylko duńczycy, ale i sasi długo 

zachowywali. Położenie Haralda w Danji podobne wielce było 

Mieczysł^wowemu w Polsce.. Obadwaj szczepili w narodzie swoim 

wiarę, obadwaj mieli do czynienia ze zwolennikami pogańskiej sta- 

rożytnoścL Ale byjy też i rażące różnice w tem położeniu obydwóch.^ 

Nierównie więcej chrześcjańskim musiał być kraj Mieczyslawia 

bo i op<mi jawn^o przeciw książęciu w nim nie widać, wtenczas 

kiedy jomswikii^;owie oddychali ślepą nienawiścią dla kościoła. 

Dale) i sami władzcy rozmaicie widzieli sprawy świata. Mieczysław 

przyjął wiarą więcej przez rozum jak przez uczucie, w*. widu ra-» 

zadi pokazywał to, że był poganinem w duszy, że moralności 

chrześcjańskiej nie rozumiał, że nosił tylko sukienkę wiary. DzBif 

zaś duszę Haralda podbiła zupełnie powaga kościoła, «policzyć 

go należy nietylko między królów przed Bogiem sprawiedliwych, 

mówi Helmold, lecz nawet pomiędzy sławnych męczenników*. 

Mieczysław, którego sagi normańskie nazywają tutaj Burzy* 
sławem królem wendów, przekręcając swoim zwyczajem nazwiska, 
dwie córki swoje za mąż wydał za tych przyjaciół pogaństwa, 
j«dną Astrydę za Sigwaldego, drugą za Sweina, syna konunga 



I) HeIbnoMI. 15* 



j^ DZIEŁA JULJANA BARIYDSZEWICZA. Tom CEŁ 

Haralda. Astrydy także imię zmienione w sagach. Obiedme 
Afieo^slawówny musiały być z żon pogańsldch, przed Aubetn 
z* Dąbrówką zsodzone, bo księżniczka cze^a rodziła mężowi tyflco 
synów i gdyby nawet córki miaia, o których historja nie wspo- 
mim, te (Ha ^bów normańskich byłyby jeszcze za młode >). 7Vik 
więc Miećsysiawa zamiary sięgały daleko na północ, torowej 
wscędzie drogę myfli polskiej. 

Dziwnie tam splotły się wypadki Kiedy umari ojciec Si>- 
gwaldegOy jart sebnd^ki, synowie wetHUg zwyczaju nrządzSi stypę 
przjrprowadzili na nią 170 okrętów i zaprosiK Haralda. Konuhg 
chciał odwagi i siły jomswikingów użyć na własną korzyść. Upo$( 
ich nad miarę, potem rycerski um)^ zagrzewał do jakiej rycer- 
skiej wyprawy, o którejby długo pamiętaK ludzie. Sigwaid wy- 
^wał^komtega, żeby pierwszy dał wniosek. Harald rzeld: «Wiein, 
ie floężowie mają zwyczaj czynić przy takich uroczystościach Muby 
na chwałę sobie*. I zaraz ślubował wypędzić z Angtfi króla Etet- 
feda, a państwem jego zawładnąć. Singwałdi potem zaklął się, 
że w ypę da i z Norwegji jarła Hakona, zabije go, albo sam polegnie. 
Jomswikaiigowje wsz3^cy bez wyjątku obiecywali iść za Sigwałdnn. 
Nazajutrz kiedy oduczenie przeszło, dowiedział się od żony swojej 
AsMryćy Sigw^aldi o tern, co się stało z wieczora. Ale flub za- 
wsze ąpelnionym być musiał, naglił na to konung, który rzeczy- 
wiście o tej wyprawie do Norwegji mytfał. Mc^a się jednak 
byto potaigować. — »Co mi dasz za wykonanie śIubówN zapy- 
ta! się Sigwaldi HaraMa. — «2o okrętów*, -r «Dobrze to dki 
diłopa|, ale dia konunga zamało», odparł Sigwaldi. Harald 
brwi zmarszczyi^ i obiecał 60 wielkich okrętów, jak tego żądM 
Sigwaldi, który zaraz po skończeniu biesiady chciał na wyprawę 
tuszyć. Astryda lękała się o skutki wyprawy, z uw^, że Hakon może 
być o ni(ej uprzedzony. Ale Normannowie, lud rycerski, nie wachaK 
się I poważnie wypłynęli w sto wielkich okrętów, Ale Hakon dobrze 
się pn^otował, zebrał bUsko trzysta okrętów w niewielkiej odno- 
dze, która tworzy morze u skał giorungskich. Wszczęła się bi* 



*) o żotiie Sweina pisze Dytmar VII. 28. Sa^a jpn^burgska roz4z^ 13^ ^|^wi 
ftc Swein duński I Sigwaldi byli lotiaci z rodzonemi córkami Burzysława. 2e Mie- 
oystaw jeit Biir^«}«wełD, wskazówka w Dytmarze YDL a8 i iłusmy domyrf S«» 
lgną, patn rozprawt Gmnowikiego: Joliii w Helmoldzie P«płoń«Ue|;o sir. jai. 



Tm i HISTORJA PIERWOTKA POLSKI. 355 

twa j^d^a z najstraszaiejszych i najzaakomitszych w podaniach ludów 
poteo^l^ch. lx>sy długo ważyły się, chociaż grad bił w oczy 
jomswikingoin i mało co niósł ich strzały. Sigwaldi okręt swó| 
akierowal do ucieczki, twierdząc, ^ ślub uczynił bić się z ludźmi, 
sie z ducłuimi. Jedni uciekali, drudzy dostali aię do niewoli, 
wiełu z iiich przez zemstę kazał ściąć Hakon. Sigwaldi do Ze« 
hadyi uciel^, i odtąd na długo pamięć o nim przepadła. Joms* 
burg ęią ną czas wyludnił. 

Bo niedłMgiej chwili, zamiast S^[waldego, przewodnikiem 
wikingów w Jomsburgu znalazł się P^lnatoki, najsławniejszy boha* 
tjrr tej twierdzy na brzegach słowiańskich. Wielki to był prawo* 
daweą, urządził zupełne bractwo wojenne; któremu przepisywał 
aieiffąniczone męztwo, poświęcenie się jednych za drugich, po* 
umnoAć ;semsty, czystość obyczajów, wspólność majątku. Przyj- 
mowano do bractwa ludzi dziekiych, bez uwagi na krew dostojną, 
^^óńiej sagi cudowne baśni poplotły o warowniach Jomsburga, 
ale litz nasady. Palnatoki wewnątrz twierdzy urządził obszerny 
port, w którym się mogło zmieścić do 300 większych okrętów; 
wejścia da warowni strzegły wrota kamienne, sklepienie z iela« 
znenad wr^ectądzami* Nad bramą wznosiła się wieża, z której mo* 
żna hyło puszczać strzały i ciskać kamienie na oblegających. 
GłówBie stawę swoją winien był Palnatoki udziałowi, jaki wziął 
w krwawym sporze między konungiem Haraldem a synem jego 
Sweinem, aęciem Mieczysława. Kiedy konung postępował dalej 
po drodze, na której mógł w istocie zostać «męczennikiem» swo- 
jego narodu, Swein powstał, a po j^^o stronie byli wikingi z Joms- 
hurga. Przyszło do boju, w którym poległo wielu przyjaciół Ha- 
ralda, sam konung ciężko raniony, uciekł do Wolina i tam umarł, 
po 50 latach panowania. Swein zawlaclnął państwem i zacz^ 
prześladować chrześcjan «straszliwemi prześladowaniami*. Wzru- 
szyło się pogaństwo na całej skandynawskiej północy. Rozbójnicy 
morscy przybyli do ujść Łaby, spustoszyli wszystkie brzegi rozbili 
w boju panów niemieckich, którzy pośpieszyli, na ich spotkanie. 
Jfńców podwiązanych łańcuchami, sprowadzali na okręty, poobci- 
nali im ręce i nogi, poobrzynali uszy i porzucili. W drugiej bitwie 
i:iitowali się aasi i 20^000 skąndynawów poległo ^). 



*) Helmold, I. 15. 



356 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

Falnatoki gdzieś nagle przepadł w tej mgle dziwnych po- 
wikłanych podań > skandynawskich. Bez jego pomocy niebjrłby 
Swein konungiem. Później już w końcu X wieku znowu w Joms- 
burgu pokazuje się Sigwaldi jako naczelnik wikingów, przewodnik 
rycerskiej Rzpltej, a zawsze wierny sprzymierzeniec Piastów '). 

140. SIlioiciwój TSULuj i jecjo s^monńe. Te wypadki na północy 
mocno działały na wyobraźnię słowian winulskich. Tkwiła w głębi 
duszy owych ludów nienawiść dla niemców ł chęć wydobycia się 
z niewoli. Cesarz Otton II. zajęty wojnami we Włoszech, wiktngi 
i Swein burzyli, cierpliwości się przebierało, bo niewola była 
okropna. Jak nie korzystać z pory do powstania? 

Nad wszelki opis ucierpieli lechowie w niewoli niemieckiej. 
Urzędnicy cesarscy byli zdziercami bez litości, a chociaż powc^ni 
sami do pilnowania spraw niemieckich kronikarze tego narodu 
nie byliby od nich inszymi, przecież z oburzeniem pisali o tern 
co słyszeli, co widzieli. Człowiek inny na miejscu, inny zdaleka^ 
Toż nawet sami biskupi drapieżni bywali w zetknięciu się ze sło- 
wianami. Raz cesarzowi Ottonowi doniesiono, kiedy bawił się 
w Magdeburgu, że słowianie w Zwence posiadali zbroję księcia 
Konrada wschodniej Frankonji, który poległ w boju z madziarami 
nad Lechem, przez pośrednictwo Sucha wika przywódzcy ich któ- 
rego lubił, przywiódł obwinionych do rozprawy w pojedynku sa- 
dowym i pokonanych kazał wszystkich powiesić. «Niewiem ja 
tego wreszcie dokładnie, pisze Dytmar, — czyli posiadacie zbroi 
rzeczonej byli rzeczywiście zabójcami Konrada lub niewinni wcale 
jego śmierci, przypadkiem jakim jej dostali; gdy przecież ukry- 
wali ja u siebie dotąd, zdaniem mem, sprawiedliwie życiem za- 
płacili za swe przewinienie ». 

Ani słowianie zabili Konrada, ani popełnili tak wielkiej zbro- 
dni, że ukrywali broń Konrada. Była wszelako ich udziałem 
śmierć sprawiedliwa według biskupa. Każde powstanie usprawie- 
dliwiali kronikarze niemieccy. I chrześcjaństwp nierównie by się 
lepiej i prędzej zakorzeniło wśród biednego ludu, gdyby nie ten 
ucisk okropny; Pod pozorem zaprowadzenia i utrzymania wiary, 
jakież czyny przemocy! Ta wiara przychodziła bijąc i przefla- 
dując, jakże mieli ją pojmować ludzie prostego serca, którzy 



^) HctmoW,7. 296. 



t«bL insTORjA pierwotna polski. 357 

o ci(^[inatach sądzić nie byli w stanie. Zmęczeni walką, najdziel- 
niejsi mężowie słowiańscy opuszczali rodzinę, pług i pole, zbiegali 
za morze, zkąd nieraz ze skandyna\^:ami łupili brzegi, podburzali 
do powstania. Każdy wylew północnej dziczy groził panowaniu 
niemieckiemu klęskami potopu. W niewoli tej urabiały się cha- 
raktery pełne dzikości i siły, umiejące walczyć na podstęp i zdradę. 
Syn i następca Hermana Billinga, Benno, «mąż dobry i silny», 
w tern się tylko « wy rodził* od ojca, że niemiłosiernie « dręczył 
lud swemi zdzierstwami» '). Był wówczas biskupem w Starym 
grodzie Wagon po śmierci Edwarda i miał wielki wpływ pomię- 
dzy słowianami. Z siostrą jego «piękną panną» chciał żenić się 
Mściwoj książę obotrytów, który na chrzcie dla uczczenia księcia 
saskiego przyjął imię Billaga, być może do chrztu Herman go 
trzymał. Naprzykrzał się długo o nią biskupowi, bo przyjaciele 
pamiy wciąż nazywali Mściwoja « nieokrzesanym i dzikim człowie- 
kiem*. Rozsądniej postąpił sobie biskup i bojąc się, żeby przez 
odmowę nie naraził młodego kościoła, dał Mściwojowi siostrę. 
Z małżeństwa tego narodziła się córka Hodika, którą wuj biskup 
oddał do klasztoru dziewic, a gdy tam wyćwiczyła się w piśmie 
świętem^ uczynił ją ksienią w Mikilinburgu, chociaż na to jeszcze 
lat nie miała. Nienawidził za to siostry brat jej starszy i z innej 
matki, Mieczysław, pomimo pozornie przyjętego chrztu, poganin 
serdeczny. Historja to pospolita, jak widzimy, w owych ziemiach 
na wpół chrześcjańskich, na wpół pogańskich, do wiary zmuszo- 
nych orężem i zdzierstwem. Historja to Haralda i Sweina, nieraz 
potem powtórzona i w Polsce, lubo tam nacisku religijnego od 
niemców nie było. Mieczysław obawiał się wzrostu chrześcjań- 
stwa, które się zakorzeniło w podobny sposób. Ojcu nieraz wy- 
rzucał, że ożenił się z niemką, a córkę oddał do klasztoru, że po- 
niewiera obyczaje przodków, próżne nowostki i cudzoziemskie 
wymysły zaprowadza. Ciągle jednego dopinając, rozdrażnił wreszcie 
do żywego słaby umysł ojcowski. Pogaństwo zagrało w piersiach 
Mściwoja, ale zwlekał chwilę wybuchu, z obawy przed potęgą 
sasów. Raz biskup przyjechał do Mikilinburga; pośpieszył do 
niego książę z wielą lechów i przyjmował Wagona z udaną prqr- 
chylnością. Wynurzał mu serdeczną wdzięczność za dobrodziej- 



»^,^mm»m-^^- 



() Helmold, L 13. 



358 DZDELA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tottin. 

stwa, za opiekę i pośrednictwo do książąt saskich. Prośłł dalć)* 
żeby podatek biskupi jemu pozwolił wybierać w ziemiadi oho- 
tryckich na utrzymanie Hddiki. Ale biskup powinien byt hie 
stracić sam przez to na dochodach, prosił jgo więc Mściwo), żAy 
sobie powybierał włości, oprócz tych które miał z nadiuiia cesarza 
u Obotrytów i za swoje uważał. Biskup, zdawało śię z ttgó, 
nicby nie stracił, a jednak ustępując na proźby, był dobrodziejem 
i ojca i córki, «bo jeden pieniądz należał się temu, kto f^ddatek 
wybierał*. Nie poznał się biskup na podstępie «najchyti^fejs;fegT> 
człowiekao. Wybrał sobie najobszerniejsze wsie i rozdał Je osa- 
dnikom, do uprawy i powrócił do ziemi wągrów, w której pod- 
dał dwa dwory pańskie. Wtenczas to Mści^^ój z S3fh^m zaczęli 
spisek uknowahy przyprowadzać do skutku. Podsyłał sług^ swoje 
na ziemie biskupa, kazał osadnikom kraść konie i mienie, tajemne 
rozboje urządzS. Chciał pozbawić naraz wszelkich dochbdótar )»- 
skupa, a potem wiarę samą obalić. Biskup pospieszył do Ob6- 
ttyków i rzecz zbadał dokładnie. Przerażony tą zawieruchą w swo- 
jej winnicy, chciał z początku drogą łagodnej namowy upamiętać 
księcia, groził mu gniewem Bożym, i co skuteczniejsze hytó dla 
pogańskiego Umysłu, cesarską niełaską. Zapierał się ksa^^ę ra* 
butiku i składał na łbtrów Ranów lub Weletów, mówił że ? Jego 
posiadłości nie są wolne od napaści. Łatwo wiemy biskup sa- 
dził, że naprawił rzecz i odjechał, ale zaraz po włościach J^;o 
wszczęły się pożary i osadnikom pogrożono śmiercią, ażeby się 
icoprędzej wynosili. Włości biskupie wkrótce zamieniły się iv |m- 
śtynię. Mściwoj odpędził wtedy od sieibie siostrę biśkUpa, W &Mia 
porę, bo Otton cesarz zajęty wojną we Włoszech, riiemógt 'po- 
dnieść powagi majestatu. Bćz powstahia straciło cesarstwo slówian 
winulsldch. Jeden Benno tak przerażał, że pohaihowalł się s^w^- 
nie w swych zachciankach wbjertriych, 1 zupełnie ód "^'ńty ńie 
odpadli, ani tćż do broni śię nie porwali. Gdy jedhclk Betihb za- 
chował tylko deń władzy, łatwo pojąć, jałd tam był start chrzćś- 
cjaństwa na półhocy. 

141. ^CiiitUr areyUskupem majdehir^skim. Nad niemcanil od 
strony słowiańskiej na groźną zaniosło się burzę, kiedy ćbsarE ba- 
wił się We Włoszech, zajęty wojną z Grekami i saraceflsitói ^ ka- 
labiyi i pod Tarentem. Cała potęga cesarstwa spłynęła na po- 
łudnie, bawarowie, aUemanowie, książęta i kom^wi^. 3ył przy 



Tom Ł HISTORJA PDSRWOTNA PQŁSia ^g^ 

hplea cesasskim Gizilęr biskup mersebiugski, cnie pastarz, al<; na- 
jemnikii, był i Teodoryk biskup metenski, ulubieniec/ któremu 
sam cesai2 ras kazał żartem powiedzieć przed jutrznią: «oby cię 
Fan Bpg no^cił w żywocie przyszłym, gdy wszyscy tu raa^em 
iłotem^ nasycić cię nie możemy* ; wreszcie byl i Otryk, kanonik 
magdeburgskiy mistrz szkoły, który «wybomie wykształcił mnóstwo 
duchownych braci i obcych, któremu nikt za żyda nie zrównał 
ani mądrością, ani wymową*. Giziler « wielkie znaczenie tał 
u cesaipza*, a da tego ambitny, nie wzdragający się użycimśrodr 
ków omie] godziwych, narzekał, że mu HildLward Ijiskup halber- 
sztadzki zajął dyecezję i tem ttomaczyi swój pobyt zbyt dhigi 
u boku cesairza, nie wśród owieczek. Otryka zaś wyprosił sobie 
cesarz wybieo^ się do Włoch od arcybiskupa Adalberta, który 
pozwohŁ na to « z wielką trudnością*, bo nie zgadzali się z sobą, 
Obryk naiafc swoje zasługi, ale był opryskliwy i nieuległy* Tym- 
czasea^ Adalbert zwiedzając biskupstwo nieobecnego Gcizilera, za* 
chorował w drodze i umarł (21 czerwca 981 r.)« — Lud i du- 
chowieńsfcwc jednomyślnie wybrali mu następcą Otryka i zaraz 
posłali do Wioch Ekkicharda Rudego i grono braci duchownych 
i rycerzy, żeby cesarza upraszać o inwestyturę. Zgłosili się ci do 
Gizilera o. wstawiennictwo. Biskup oszukał i Otryka, który się 
zupełnie na luegp puścił, i posłów, bo upadł do nóg cesarzowi 
i dla sibbie^ upraszał o arcy biskupstwo, potem zabiegać jął 
u wszystkich panów u sędziów rzymskich duchownych «u któiych 
wszystko było przedajne*, wreszcie u papieża Benedykta VIŁ 
Teodnrykowi dał. 1,000 grzywien w złocie i srebrze za utajenie 
pi^awdy pczedt cesansem. Był sobór zwołany wtedy do Rzymu. 
Zapytaksię ojciec św* swoich radców, czy się godziło dać Gizile- 
rowi^ tecybiskupstwo, ponieważ nie miał stałego siedliska. Przy- 
znali wszyscy^ że się godziło. Poświęć^ więc Giziler biskupstwo 
merseburgskie, dla którego papież wydał bullę kassaty (11 wrze* 
śoia) 984 ti)k Na podobieństwo rodziny słowiańskiej, która sprze- 
danat ik cóżne. strony na rozsypkę poszła, rozerwane biskupstwo $ 
czg^ ^ag0 wziął biskup życzyński, część miszeński, sobie Giziler 
zataymyw^^ ty&a dziewięć miast, w których najważniejsze Szku- 
dycze. Przywileje służące na dowód darowizn cesarskich, jedne 
spalił, drugie przemienił w treści, czynszowników kościoła merse- 

HUtora pi^o^yk Polski T. L * a^ 



35o DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DL 



burgskiego ró2proazył, zatarł ślad wszelkich praw i własności, iebjr 
na prz3rszłosć odnowienie dyeoezyi niemożebnem się stało ^. 

Bardzo nie dobrze na zmianie arcypasterza wyszła metio- 
po^a magdebui^ka. Giziler, człowiek zupełnie światowy, patrzał 
własnej nie kościoła korzyści. Zrodzony do dworszczyzny miał 
też w sobie rycerskiego ducha. Ciągle na wojnach, lub w zabie- 
gach o dobro doczesne, łakomy, dobry gospodarz, żołnierz zawo-^ 
łany, symonji się dopuścił, rozerwał dobra kościoła i wsaystko 
mu to uszło. Był U^ to bardzo zręczny człowieśc. W każdem za- 
wikłaniu polityczneo^ gorąco czyjąś sprawę popierał, potem się 
godził ze swoim przeciwnikiem tak, że do «najzaufańszych» jego 
przyjaciół należał. Cesarzowi tak nieraz dokuczył swojem narzuca- 
niem się, że skarżył na niego w Rzymie, sąd składał, a potem 
tenże sam Giziler był cesarzowi «wdzięczną córką*. Brał oo tylko 
mógł, lenności, biskupstwa, dwie dyecezye trz)rmał, dostał w zarząd 
dobra ććsarskie i wiernie się sprawiał na tym urzędzie. Oczywiście 
miał i licznych swoich stronników, których sobie umiał ujmować, 
wyrabiał dla nich u cesarza komesostwa. «Nifeustannym podszeptom 
ludzi niecnych d^Lwał przychylne ucho* wtenczas nawet pozby- 
wał się' usług takich, które powinien był cenić. Handlował docho- 
dami« Tak np. raz nabył w Merseburgu dochód z kupców i obrze- 
zańców żydów i zamienił go na inne dla siebie poŻ3rtkt» ^). 

142. H)gobic jkfrpstanie :fMhón> nad ^If i morzem. Teodoiyk 
margrabia północny przyspieszył burzę swojemi zdzierstwanu. Za- 
garnął całą wschodnia część winulsldch krajów, zachodnie pozwolił 
swobodnie łupić Niemcom. Obadwaj też, Bernard i Teodoryk 
dokazywali dobrze, chociaż przez samą politykę powinni się byli 
powstrzym3nvać nieco w swoich zapędach, ile, że jak widzieliśmy 
książę saski Bernard zachowywał już ledwie cień władzy nad pod- 
bitymi Ale obadwaj byli chciwi i okrutni, spełniali swoje po- 
słannictwo. 

Walka bliska wybuchu, nurtująca w głębi, nieco dramatyczny 
przybrała charakter, bo znalazła się do niej zawiązka romansowa. 
Stary Mśdwój Billug żył jeszcze, ale wszystko znaczyli dwaj jc^ 
synowie, zwolennicy pogaństwa, Mściwoj i lifieczysław, cz^ Mi^ 



■) Dytmar. JSL 8—9. 

«) W^stko według Dytmara IV. 49 V, 24. VL la. 26. 34. 



Tom Ł HISTORJA PIERWOTOA POLSKI 361 

zudrag, jak pisze Hdmold. Piękną synowica Bernarda, lągodsifai 
dumę i zapał młodych pogańskich książąt, mianowicie zai Jedne- 
go z nich, Mśdwoja, którego dla różnicy od ojca nasywamy dru- 
gim. Na prośby Billuga, Bernard obiecał synowicę Mściwojowi 
w małżeństwo, i chcąc się pewno stać godniejszym obkibienicy) 
z tysacem hidzi obotryckich, pod przewodem księcia -Bernarda 
udał się Mśdwój na pomoc cesarzowi do Włoch. Oto 'są:Ź2q>e- 
wnie te środki, za których powagą morahią, utrzymał Bernard 
jakiś cień władzy nad Słowianami, ale w złej porze wybierał się 
w podróż długą na wojnę niebezpieczną. 

Słowianie korzystając z nieobecności Bernarda, cjednomyśl- 
nie» porozumieli się z sobą '). Mieczy^w polski, Bolesław cze- 
ski mogli nieść czynną pomoc spółbradom. 

Wybuch nastąpił 29 czerwca 982 r. i w pierwszej zaraz 
chwili obnażył swoje straszne pogańskie oblicze. Powstańcy ^ na- 
padli naprzód na Hawdberg, wycięli tam załogę, zbnrqHU stolicę 
biskupią. W trzy dni potem rano, gdy właśnie dzwoniono na 
prymaiję, uderzył spikniony tłum na Bronibor, jeden tylko bi- 
skup Wolkmer ocalił się udeczką wcześniej. Teodoryk zaś z ly- 
cerstwem w sam dzień napadu, zostawił całe duchowieństwo na 
łasce zemsty. Spełniały się okropności. Wydobyto z grobu dało 
bbkupa Dodila, od trzech lat tam złożonego, odarto je -z szal 
kapfemskich i psom rzucono na pożarcie. Dodilo uduszony bjrł 
przez swoich poddanych, dlatego ta zemsta rogaczy. Potem 
ciało do grobów ciśnięto napowrót. Skarbiec kościelny stał się 
pastwą łupieży. Krwią niewinnych zbroczone miasto. Takie ^- 
umfy podnoszą ducha; nietylko wytrwali w pogaństwie wojewo- 
dowie, ale i nawróceni na chrześcjaństwo, siły swoje połączyli 
z ogólnem powstaniem. Gbotryci, Lutycybiją się z taką zapa<^ 
miętałością, jakiej nie widziano dotąd. Zapał ludu podnosi no- 
wa wiadomość o klęsce Ottona cesarza pod Basentello we Wło^' 
szech (13 lipca 982 r.). Poległ sam kwiat rycerstwa niemie- 
ckiego', «niewypowiedziane mnóstwo* komesów których Bogu 
tylko są znane imiona*. Tysiąc jeźdźców słowiańskich Mści- 
woja poległo. Sam cesarz dostał się w niewolę kupcom gre* 



f) Dytmar m. zo. 



^jfy DZIEŁA JIAJANA BARTOSZEWICZA. Tomlll. 

tStdiniglBytiy nie {Poświęcenie się iolnieha ^Viań^iegb Henryka 
Zolanty, byłby jeńcem w Konsttntynopolu cesarza greckiego % 

Powrócił Mściwoj z ws^praw^ do Włoch i żadal pięlehej knc- 
łnićdd w ttuitMislnvo, według óbietni):^. Zdawało się, źe intere- 
sem Nieikiców, jiyło iHród tak zburzonej diwili nabywać ]ptzyja» 
dóŁ Ale duim mększą była od zdhywego rozsądku. Teodoryk 
odparł Mściwojowi, te pokrewna księcia za psa nie może być 
W3rdani|. Z wielkim gniewem odszedł Słowianin, a gdy opamię- 
tawszy się niemiecy wyprawił za nim gońców, Mściwoj odrzdd 
z pogardą: 

— jkWysdko urodzoną synowiec wielkiego księcia należy 
z najprzedni^s^m męiem połączyć, ale nie wydawać jej za pssu 
Wdzięczności dosyć mamy od was za nasze posługi, już nie tai 
tudziy ałe za psów nas uważacie. Pies silny, kiedy sk^eczy, to 
dobrze*. . 

Udał się zaraz Mściwoj do grodu Retry w ziemi I^ityczów, 
tam zwołał na wiece f)okolenia wschodnie. Oznajmił im ózftie^ 
wadze, która go qx>tkała. Książe 'ten, który całe życie był po^ 
gańskich usposobień, już dla miłości pogodził się z losetii, i gotów 
był popierać chioześćjaństwo. Nie ^darowali mu tego ziomkowie 
i 'mścili się słoweAi: 

— » Według zasług swoich cierpisz, mówili do ni^o, gard^d 
bracią, umiłbwaleś też ród Sasów wiarołomny i chciwy. Ttzpiąt 
nam, że ich opuścisz, a staniemy przy tobie*. % 

Książe pr^siągł, i wojnie przybyło wiele straszn^p zapsda. 
PrzeWiKli^em ruchu został ot^ażeny w dumie ojcowskiej Mści- 
woj Billug. 

Nawała słowiańska przyciągnęła pod Starogród paląc, z zie- 
mią równl^ąc kościoły. Ziemia tp była jtiż wtedy arcychrześcjańska. 
Podzidona była na i8 żup, Ipagos, i oprócz ti^ęch, wszystkie in- 
ne wyznawały Chfystuśa. Tak opowiada mistrzowi Adamowi 
Brem^ńskiemu naoczi^ tego i niepodejrzany świadek, Swein król 
duński *}• Obotryci sześćdziesięciu księży w Starymgrodzie wy- 
mordowali i na widok publiczny wystawili, proboszczowi kate- 
dralnemu CMarowi czaszkę na ksztait krzyża świętego nacięto, że- 



^) Dytmar UL la. •) Helmold J, i6. *) Helmold Ł 14. 



Tom I HISTORJA PIERWOTNA POLSKL" 3^3 

lazem dobierano się mózgu. Ludzi, którzy nie chcieli porzucać 
Chrystusowej wiary, wleczono od włości do włości i bito ich ki- 
jamiy póki ducha nie wyzionęli ^). 

Mściwoj srogi i rozszalały stanął wreszcie przed Hamburgieoiy 
metropblj^ dla północnych Słowian. Zapalił miasto i spustoszył 
i byłoby gorzej z Hamburgiem, gdyby nie cud, jaki sprawił Chry- 
stus, y/ sam środek pogorzeliska spadła «? górnych siedziba, 
prawica złota z rozpostartemi palcami i w obec wszystkich widzów 
nazad wróciła w górę. Zdumiało się zbrojnych grono, Mściwoj 
osłupiał. Znakiem to było, że relikwie świętych prawicą pańską 
ujęte, uleciały ku niebu. Przesądne pogaństwo, w którem jednakże 
wiara już zdrowe ziarno puszczała, tak sobie tłómaczył o to cudor 
wne zjawisko, które widziało piewnie tylko oczami ciała, nie dur 
szy. Mściwoj wiele już spełnił okro]j)ności.j ^iystrę swoją Hot^ikcj 
Bogu poświęconą, porwał z klasztoru panien w Mikilinburgu i ^wsse^ 
tecznyjn fcwiązkiem* połączył ją z niejakiins ryccrącm swpim Bole- 
sławem.; Inne .d^ńtwicc także powydawał za ipąż za żołnierzy^ 
albo je porozsyłał daleko po zieipi Lutyczów i, RanjSw. Klasztor 
mikilinburgski stał się pustynia'). , , ., , 

Mściwoj miał dosyć. Wróciło poczucie sprawiedliwości, strach 
przed. Bogiem, którego obraził. Wpadł nagle w .obłąkanie tak 
straszne, że go krępowano łańcuchami Gdy go wtedy kropili 
poboini woda święconą, wołał żałośnie: Święty Wawrzyniec mnie 
pali I » Przypomniał sobie klasztor w Kalwe, spalony świeżo w cią- 
gu powstania^ zbudowany zaś na cześć Św.. Wawrzyńca.. Dziwny 
los tego człowieka wyobraża dzieje streszczone Słowian spół- 
czesoych. Walka odbywa się w łonie narodu, dwa prądy działają, 
staje się na rozdrożu dwóch epok. Są osobiste władców na- 
miętności, które walkę podnoszą, rozwijają lub hamują. Wresizcie 
kiedy gniew wybucha, dunmy i krwawy zwycięzca skamieniał 
przed cudem, uznał chrześcjańskiego Boga. 

143.. pmUrc 3)^rówJd, Tnargrahianka H)da, Dąbrówka już wtedy nie 
żyła. Umarła po jedenastoletnim małżeństwie w u 977, zostar 
wiwszy. mężowi dwóch synów, Bolesława i Władyboja. Przeszło 
piędżiestęcioletni jej wdowiec upodobał sobie dawno już mniszkę 
w klasztorze św. Wawrzyńca w Kalwe nad Solawą, gdzieś, w . zie- 



I) Adam Bremeński II. 30. Helmold I. 16. *) Helmold I. 15. 



364 DZIEŁA JUIJANA BART0S2X:WICZA. Tomm- 

• 

mi łużyckiej, córkę owego margrabiego Teodorryka, któy do ta- 
kiego strasznego powstania dat hasło przez ucisk. Napierał się 
jej koniecznie za żonę Mieczysław, ale zwierzchnicy kościoła i bi- 
skup jej lOliward mianowicie, ani sobie dali o tern mówić, szano* 
wali prawa ' kościoła. Oda jednakże nie miała tyle skną)ułów 
i z ochotą przeniosłaby «rycerskiego męża nad oblubieńca swego 
niebieskiego*. «Wielka jej była zaiste złość*, powiada Dytnuur. 
Tak się przewlokło czas jakiś. 

Ale wtem nagle w czasie powstania wkracza na czele wojsk 
czeskich do łużyckiego kraju i Turyngji Dedi, hrabia wett3rński, 
a chociaż niemiec i chrześcjanin, zdobył miasto Życz i kościół 
złupił, biskup Hugo musiał szukać ocalenia także jak inni w ucieczce. 
Polem pędząc, nie mając nic przed sobą jak «płoche rozpierzdde 
jelenie*, pojawił się Dedi przed klasztorem w Kałwie. Mamy 
i drugie romansowe zawiązanie dziejów. Czesi nie z przypadku 
do klasztoru panien pędzili, biskup Hugo już pewno odniósł karę 
za swój opór woli Mieczysława. Zwycięzcy^ splondrowali klasztor, 
bo się inaczej do niego dostać nie mogli, ale przybywali po oblu- 
bienicę. Porwali Odę, zawieźli ją Mieczysławowi, który się zaraz 
z nią ożenił, «bez kanonicznego zezwolenia*. Ale nie było już 
wtenczas co robić, należało przebaczyć. I rzeczywiście ducho- 
wieństwo niemieckie było tu bardzo wyrozumiałe. «Przez wzgląd 
na dobro ojczyzny i niezamącenie upragnionego pokoju* nie chcieli 
zrywać z księciem polskim, owszem posłużył ten wypadek «do 
utwierdzenia z nim na nowo podtenczas zachwianych stosunków* 9* 

Był to cały udział Mieczysława w tej wojnie wyswobodze- 
nia, ale udział z drugiej ręki, niebezpośredni. Pomagał współbra- 
ciom przez Czechów, którzy mu oblubienicę przyprowadzili. Sam 
wytrwał jako książę chrześcjański na stanowisku, innych poburzył. 
Czesi poszli zadaleko ze swoją nienawiścią plemienną ku Nienscom 
kiedy biskupa wypędzili, klasztor łupili. Był to z ich strony tak- 
że silny cios zadany cesarstwu, ale Mieczysław powstaniu pogań- 
skiemu pomocy nie niósł, nawet po żonę sam się nie wjrprawit, 
żeby nie dać żadnego po sobie pozoru. Wdając się w wojnę po- 
ruszałby u siebie ducha religijnej niespokojności, ośmielałby po- 
gaństwo. Łatwiej to było Czechom wkraczać wśród palące się 



«) Dytmw IV. 36. 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 365 

kraje, musiał w ich ziemi daleko słabszym być duch pogański, 
a jednak nie miał nic przeciw plądrowaniu kościoła. Mieczysław 
o tyle był poganinem, że mniszkę porywał, że obrażał biskupów 
niemiecldch. I skutek pokazał, że to jeszcze nie wielkie wykro- 
czenie przeciw wierze, kiedy biskupi go rozgrzeszali. Niemcy 
czuli, że czachwiane są stosunki* ich z Polską. Gdyby ztąd jesz- 
ae pomoc powstaniu szła na cesarstwo! Dlatego starają się 
igąć Mieczysława, który ma dosyć w tem, że wewnętrzne a stra- 
szne powstania niszczą, osłabiają cesarstwo, który Słowianom 
pogańskim zdaleka ukazuje potęgę swoją, szanowaną przez Niemców. 
Bfieczysław miał tu wspólny interes z cesarstwem poganizm zabijać. 
Chrześcjańskich tylko powstańców mógł popierać. Tak więc i sa- 
ma ta wojna «posłużyła do utwierdzenia raczej » stosunków księ- 
cia polskiego] z cesarstwem. Mieczysław wygrywał zatem, że 
Niemcy mu coraz mocniej wierzyli. 

I wszystko złe obracało się na dobre. Z Cldą przyszło do 
Pobki nowe błogosławieństwo Boże. Po Dąbrówce była to nowa 
nauczycielka narodu i może nawet gorliwsza od Dąbrówki. Pierwsza 
księżna spowodowała tylko główny przełom w narodzie, wiarę 
chrześćjańską podniosła w znaczeniu, ale zdaje się na tem skoń- 
czyło się jej apostolstwo. «Wiankiem się przystroiła i chodziła 
przetowłosa, jako dziewka głowy nie pokrywając*. Myślała o sobie, 
udawała młodą. Ale z Odą mnóstwo jeńców wojennych do Nie- 
miec z Polski wróciło, czem się znacznie zapomógł potargany 
żywioł chrześcjański; «opadły pęta z nóg więźniów i dla prze- 
stępców otwarły się ostrogi.* To był także ważny skutek dy- 
wersji^ czesko polskiej nad Solawą. Mieczysław oczywiście Słowian 
jeńców wjrpuszczał, ale chrześcjańskich, posyłał tam swoich przy- 
jaciół. Księżna w wielkiej uczciwości wiek pędziła. «Niosła do- 
bro wszystkim z któremi ją wiązała wspólność rodzinna*, ko- 
chali ją wszyscy ci, z którymi przebywała. Mąż pewnie się do 
niej lepiej przywiązał, jak do niemłodej Dąbrówki. Powiła mu 
Oda trzech synów. Skutek był wielki, zacny dla narodów pol- 
skich, bo przez Odę ^zwiększył się poczet zwolenników wiary 
Chrystusa*. Miłosierdzie Boże odpuściło jej «wielki grzech po- 
pełniony, za taki wzór pobożności chrześcjańskiej*. ') 



ł) Dytmar, IV. 36. 



3^ DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ip. 

Pożycie Ody z Mieczysławem przypadło na czasy, w któryc^ 
już nie żył Jordan, biskup poznański. Umarł r. 982 — 983, ')• Na- 
stąpił po nim Unger, niemiec przysłany z Magdeburga. 

144. TUtwa nai rzeka %ongeT^ i skutki powstania. Ąsii śladu 
chrześcjaństwa nie pozostało nad Łabą. Kościoły upadły, wygi- 
nęli wszyscy księża. Działy się takie sprawy w krajach słowiań- 
skich, źe za bajki uchodziły w późniejszych czasach, że po nich 
świadectw piśmiennych nie pozostało. Same nazwiska męczeniu- 
ków ledwieby można było w jednej księdze pomieścić. ^), 

Pożar był tak ogólny, że nawet upadek Mściwoja sprawy 
nie naraził w niczem. Wszystkie powstania spłynęfy w jedno. 
Kiedy aż po rzekę Tongerę wszystkie miasta i wioski wypalone 
ogniem i wywrócone w gruzach leżały, burza 'zahuczała w oko- 
licach gómej^ Łaby. Nadciągnęło przeszło 30 pieszych i konnych 
legij słowiańskich, pod przewodnictwem swych bożyszcz. Grsy- 
kowie szli na czele i radosne pieśni wywodzili. Najście to groziło 
spustoszeniem i reszcie ziem chrześćjańskich plemienia lechicldego. 
Było dp 60,000 zbrojnych. 

Niemcy zaczęli gromadzić swoje siły na odpór pogaństwa. 
Arcybiskup Giziler i, biskup Hilliward, margrabia Teodoryk, ko- 
mesowie Rigdag^ Hodp, Binizo, Fryderyk, Dudo, Zygfryd ojciec 
Dytniara i wielu innych gromadzą swoją czeladź. Nad Tongerą 
«z rozbłyskiem dnia sobotniego,* wysłuchali wszyscy społem mszy 
Św., przyjęli Ciało Pańskie i tem gotowali się do walkL Aż wreszcie 
przejęci byli «raźną odwagą* i skoczyli na wrogów przeciw nim 
postępujących. Wprawdzie mówi Dytmar, że zwycieztwo dostało 
się niemcom, którzy jednak pozwolili « niedobitkom schować się 
na pobliską wyż]rnę». Dlaczegóż pozwolili? Naraz potem utysku|P 
Dytmar, że owe niedobitki «w zarozumiałości pogardzili Bogiem* » 
i że «głiJipi przeni^li ciosane bałwany, liche i nędzne mamldł^ 
nad Pana, Stworzyciela swego». Niemcy cofnęli się takżc po 
bitwiey bo: «nieco opodal* od Słowian rozłożyli się obojem. Ko- 
rzystać więc umieli poganie «głupi i zarozumiali* z n(fcy i «zdo* 
łąli^ ujść niepostrzeżenie. Właśnie powód, dla niemców ścigaj nie- 
dobitków. ^fVjLe nazajutrz wojsko biskupów i komesów ^odeszło 



') Lelewel, Polska średnich wieków II. 21, 
^ Helmold L 16. Adam Bretneński II. 30. 



Tom L HISTORYA PIERWOTNA POLSKL 367 

do dom, z Wyjątlćiem trzech ledwie brakujących do liczby*, spo- 
tykano wszędzie z radością to wojsko, zabiegali mu Niemcy po 
drodze, witali na progach domowycK. ^). 

Wniknąwszy w treać tych opowiadań widzimy, że Niemcy 
chełpliwie sobie tylko przypisywali zwycięztwo. Bój był nieroz- 
strzygnięty, bo cofnęły się obiedwie strony. Powstanie jednakie 
zwyciężyło w znacznej części. Nie udało się mu tylko ducha wolności 
słowiańskiej osadzić nad Łabą, temu Niemcy zapobiegli bitwą nieroz- 
strzygnioną. Alć na północy, na krańcach, wszystko dla nich prze- 
padło. Od 70 lat i więcej 'w owych ziemiach pomiędzy ujściami 
Laby i Odry kwitnęło chrześcjaństwo, ale niemocne zapuściło 
korzenie, kiedy pierwszy szalony powiew wolności zdmuchnął je 
do szczętu z zi^mi *). 

Napróżno cesarz chciał ocalić to coby jeszcze się dało. 
Margrabiego Teodoryka pozbawił godności i całego dziedzictwa, 
główna zemsta spadła na niego. 2wółał zjazd do Werony, żeby 
się naradzić na nim «o sprawach największej pilności*. Jeden 
Bernard saski nie mógł się tam stawić i z drogi wrócił, gdy go 
wieść doszła, że Duńczykowie wzięli podstępem twierdzę na 
pograniczu mocno obsadzoną i spalili. Cesarz na zjeździe uwolnił 
z więzienia księcia Henryka -młodszego, który się z nim o tron 
ubiegał i przywrócił go do rządów w Bawarji. Wymógł dalej na 
panach, ^» 'syna jego Ottona za przyszłego cesarza obrali. F^o 
kilku dniacli odjechali książęta z Werony, nie wiedząc, że ostatni 
raz pana swojego widzieli: Cesarz albowiem ledwłe przybył dó 
Rzymu, zachorował tanj śmiertelnie i 7 ghidiiia 983 r. zakończył 
żyde *j. 

Śmierć cesarska i now^e zawilctania z tego powodu w Niem- 
czecli, były' na rękę Wmuldm. Utwierdziły się wśród nich wol- 
- ndSć i pogaństwo, i przeti^wały prawie nienaruszone aż do po- 
łbiliry Xlir' >/i^ieku. Polska od wschodu i od zachodu miała po- 
gańskie sąsiedztwo. Ledwie gdzieś w najzaćhodniej północnym 
krańcu ppmorz^ bałtyckiego u Bardów, słaby promyezek wia- 
ry dę zachował i błyskał. Ńie przerwał się ciąg kanoniczny 
aju^ biskupów starogrodżkich, ani metropolitów hamburgskich, cho- 
ciaższćzegóińiej kościół starogrodzki ucierpiał, Folkward biskup wy- 



1) Dytmar. lU. 12. *) Helmold t 16. ^ Dytmftr m. 1$. 
Histoijft pierwotna Polski T. L 4^ 



2^p DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom OL 

Gdv Henryk ciągnął mu na na odsiecz, sam spotkał pod Iteri 
nieprzyjaciół i ujrzał się nagle obsaczpnym ze wszech stron. Ar- 
cybiskupa Gizilera wyprawił zawsze wahający się Henryk o układy* 
Sprzymierzeni żądali wydania królewskiego dziecka i Henrykowi 
za to ustępowali tylko trzech grodów, Merseburga, Wałbeka 
Frosy nad Łabą, z przeciwnej strony Magdeburga. Na tych 
wanuikach nastąpiła zgoda. Zjazd uroc2ysty nastąpSt w Rarze 
(Gros-Rohrheim) , obiedwie cesarzowe, babką i matką przybyły 
z Pawji, komes Hoiko otrzyodał opiekę nad królewsldćiń dde- . 
Ickiem. 

Według zwyczaju, następpą Wielkanoc młody cesarz znowu 
obchodził w Kwedlinburgu (r. 985) i posługę przy nim dworską 
czyniło czterech najwyższych książąt niemieckich, jako podstoti, 
podkomorzy, podczaszy i koniuszy. Wchodziły już w tryb owe 
biesiady i wystawności dworskie i rozwijały się coraz wspaniale. 
I znowu według zwyczaju stawili się «z dworami swemi^ Cplesłkw 
i Mieszko, który taki sam hołd uległości, jak wprzódy Henry- 
kowi, teraz Ottonowi złożył. Bolesław nie potrzebował składać 
t^o hołdu, bo ^wno był już z państwem swojem czlotildem ce- 
sarstwa. Wtedy to Mieszko podarował wielbłąda Ottonowi Bo- 
gato obdarowany* wrócił do Polski, «poczem dwie odbył wyprawy 
pod rozkazami* cesarza '). 

146. ^Wypran^f JKbieczysłafpa z cesarzem przeciw pogaństnm. To- 
stanowili panowie niemieccy ponieść sk>wianom odwet za żiil- 
szczenie kościołów, za jodzyskaną wolność. Zebrali wojsko i dla 
tem większej zgrozy wzięli z sobą sześcioletniego cesarza, ^o je- 
dnej niezbyt pomyślnej wojnie r. 986, nastąpiła drugą r. 987. 
Mieczysław brał udział w obydwóch, jako wiemy piTyjącid ce- 
sarski. 

Były to wojny nie nawracania, ale wytępiania. Rozum nier 
miecki zawsz/e na zdobycz łakomy, pojmował teraz po jsmutnęm 
doświadczeniu, że nie ma co myśleć o dobrowolnem .poddaoiu 
się słowian kościołowi i cywilizacyi. Wojny więc przybrały ną.- 
miętniejszy charakter. Kiedy cesarz wkroczył na pola krwi^ 
ociekłe, zaraz do ni^o pospieszył Mieczysław, cum multitudine 
nimia, z niezmiernym tłumem zbrojnych i «oiddał 9ię . jcaBdefą*^ 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKL • 3/1 

To zpacj^lOj ie książę polski dobrowolnie wchodziła w sojusz 
z c^arzem» potrzebny i jemu bardzo przeciw wspólnemu nieprzy- 
jaddowi^ który chqal zawracać do źródła, niebacząc na histoiję- 
Obadwaj ciągnąc po ziemi słowiańskiej, płomień i .popioły tylko 
pozostawiali po 3obie, W drugiej wojnie zdaje się, że sami tylko 
Sasi walczyli^ może obpk posiłków polskich. Poddawały się wteo* 
czas ludności cesarzowi nad Labą i zamki powstawały na nowo ')• 
Więcg jednakże miał cesarz z wypraw tych nadziei na przyszłość 
jak rzeczywistych korzyści. Pokonał «zamieszkałych na wscho- 
dzie Saksonji*, co przeciw niemu podnieśli głowę. Ale z zacho- 
dnimi. $zło trudnie}, sami to zeznają niemoy. Cesarz tylko starał 
si$ ich uśmierzać*, i to nie otwartą siłą, ale nocą pod^ścicm, 
miaio to zacl^odni słowianie popełniali ciągle «mordy i łupieże* ^. 
Same iywioły były tam w wojnie z niemcąmi, bo « w zimiQ kia- 
stj^^lo wielkie wód wezbranie i wicher gwałtowny, który zrządził 
ogromne szkody. Potem upał nieznośny zl>oże popalił i sroga 
śmiertelność mnóstwo zmiotła ludzi* ^). 

Ciężko niezmiernie szło na winulskiej północy. Wjjrprawy 
Wj^zły w ;Kwyczaj, ppnawiały się co rok i zawsze bezskutecznie* 
W kraju, wyludnionym i spalonym trudno się było utrzymać^ pola 
stafy odwodem. Dlatego głód często nawiedzał te lo-ainy i tra- 
pił cesarza na wyprawach. Oprócz wojny i jgłodu^awił si^ niór 
na pogranicznym wschodzie. Tylko rzeczywiście wjrtrwałosci że- 
laznej niemieckiej było potrzeba^ żeby zamiar zwalczepU tjrch 
zieni odpadłych doprowadzić do skutku. Rozbójnicy mo]?cv wi^ 
dząc .co się dzieje, ponawiali straszne po brzegach napaści, ryce- 
rzy njeniięckich uprowadzali w niewolę, i drogo sobie za wykup 
kazali płacić. Raz trzech wujów rodzonych Dytmara d9st9l9 in;! 
się w ręce po strasznej bitwie. 

Mieczysław w następnych corocznych wyprawach nię brajl 
^działu i popalał niemcom głowę o mur rozbijać. Jego cał^ 
uwagę Zi^jmgwały pewnie wtenczas wielkie wypadki od strony 
Warfc|g^w, Nastąpił zabór grodów czerwieńskich, czemu widać 
zą^obi^c|z nie móg|, potem nawrócenie się Włoflzimierza w Kijo- 
wie. Wypadki to ważae, niezmiernej wagi d|a przyszłych losóyr 



"▼TT 



■) Roczniki hildesheimskie lub kwedlinbur^fslde. Dytmar 8, 
^ Dylnuur IV. la. 



372 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. TomllL 

Polski 1 W ogóle słowiańszczyzny. Wolne szerokie granice Tolsld 
od zachodu, coraz się więcej ścieśniały od wschodui burza od tej 
strony huczała. Na domiar nieszczęść nastąpiło wówczas f po- 
różnienie się z Bolesławem czeskim. 

147. 4Vojna z Ti(iUsl(uveni czjeskim. Czesi upokorzeni byB. Mu- 
siał przy zgodzie z cesarzem Bolesław Pobożny oddać mu pod- 
^ępem przez siebie zajęte ziemie miszeńskie, a gdy właśnie w cią- 
gu tych wypadków umarł margrabia Rtkdag, cesarz w kraju tym 
posadził z ramienia swego margrabią Ekkiharda ż Turyngji, je- 
dnego z najdzielniejszych i najbogatszych panów niemieckich, 
synowca Rikdaga. W trzeciem już pokoleniu kraj ten spadał dzie- 
dzicznie z ojca na syna i wnuka. Ekkihard zaraz wziął się do 
zaprowadzania na nowo porządków niemieckich w kraju. Biskupa 
Woloklda przywrócił. Swobodnych dotąd Mitczanów ujarzmS. 
Staruszek biskup do takiego zaś stopnia odzyskał przyjaźń Bole- 
sława, że bywał w Pradze na uroczystych nabożeństwach. 

Spadły na Czechy gromy i ze strony Mieczysława. PoszecB 
spór między* książętami o granice na Szląsicu czy w Łużyczach* 
W ciągu powstania słowian nad Łabą mógł zajechać AGeczysIaw 
niektóre włości za Odrą, kiedy Bolesław wziął sam gród Miszno. 
Sądzimy że o te zdobycze chodziło teraz pomiędzy' Pobką a Cze- 
chami, Boledaw upierał się utrzymać chociaż przy cząstce kraju 
wspólnie zajętego. Nie wydzierał sprzymierzeńcom słowiańskim 
ziemi Mieczysław, ale książę czeski nie był tyle wyrozumiałym 
czy ostrożnym. Chrześcjanin a żjrwioły pogańskie chętnie poru- 
szał, chciał panować szeroko. Ża to w Miszeńsku otrzymał karę 
od niemców. Nie wstrzymało to go jednak od usiłowań podobnych 
na Szląsku przez co wywołał wojnę. Szkodzili sobie' książęta na- 
wzajem przez dwa lata, podjazdami zapewne walcząc. Nareszde 
ta nieprzyjazń zaczęła przybierać niecd rozteglejsze rozmiary, za- 
wichrzata świat słowiański, budzifei niemców. Boledaw przywołał 
na pomoc Lutyczów z nadmorskiego brzegu, wiernych sobie sprzy- 
mierzeńców, więc się uciekał do pc^an. Kronikarz niemiecki opo- 
wiada, że i przodkom jego zawsze wiernie Lutycze służyli '). Je- 
dnocześnie pewno Bolesław od południa, Lutycze od północy ze- 
szli się w kraju polskim. Mieczysław więc zgłosił suę do cesarzom 



1) Dytmw, IV. 9. 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKI 373 

wej Teofanji wdowy, która jako opiekunka małoletniego Ottona 
nL, mieszkała podówczas w Magdeburgu. Cliciał uprzedzić na- 
paść» ale to się nie udało; gdy wojna wybuchła był jeszcze sam 
jeden. Ale «przyjaciel cesarski niepróżno pukał»; dla Niemców 
wojna dwóch pokrewnych książąt słowiańskich tak dawno połą- 
czonycli z cesarstwem, była poniekąd wojną domową, samo więc 
oświadczenie się majestatu już prawie roztrzygało losy. Teofanja 
jednakże chciała rzeczywistą nieść pomoc Mieczysławowi. Co 
miała na podorędziu, zaraz te siły wysłała na plac boju. Musiał 
pójść arcybiskup Giziler i komesowie Ekkihard zapewne nowy 
margrabia miszeński, dalej Eziko, Binizo, Zygryd ojciec Dytmara 
inny Zygfryd hrabia sztadeński, Bruno, lud i «mnogie rycerstwo 
inne*. Wodzów było wielu, ale niewielu zbrojnych, zaledwie 
cztery chorągwie. Nadciągnęli Niemcy do krainy Selpulów czyli 
Stubian i stanęli obozem nad jaldemś jeziorem, przez które most 
długi prowadził. Było to w dzisiejszym północnym Szląsku, 
w okolicach rzek Bobry i Nissy. Nie spodziewali się niemcy, że są 
w bardzo bliskiem sąsiedztwie czechów. Ostrzegł ich o niebezpie- 
czeństwie niemiec jakiś, który w przedniej straży poszedł za je- 
zioro z rycerzem Willonem. , Aż w tej stronie posiadali panowie 
niemieccy swoje majętności i Willon cały dzień w)rprzedził pochód 
ziomków, żeby włości nawiedził, czy ażeby je zasłonił przed 
swemi* Niemiec ów schwytany w niewolę przez czechów, zdołał 
się ocalić ucieczką, przjrpadł w noc późno i komesa Binizona za« 
wiadomił o wszystkiem. Komes wzniecił trwogę, wnet się porwali 
niemcy i według zwyczaju o brzasku porannym słuchali mszy 
świętej przed bitwą, jak kto był pieszo czy konno. Kiedy słońce 
wznosiło się nad poziom, ruszyli z obozu naprzód. Niedługo 
ukazał się Bolesław i oddział za oddziałem w pole wyprowadzał. 
Ale potem się zawahał, wolał rzecz spuścić na układy,^ a raczej 
chciał przepatrzyć wojska niemieclde, ich uzbrojenie! siłę. Niemcy 
także od siebie na zwiady wyprawili posła. 

Czesi gorzeli żądzą boju i prosili swojego księcia, ażeby ani 
jednej nodze niemców ujść nie pozwolił, ale rycerz ich Slopan, 
który wyjechał na zwiady, poskromił nieco ten zapał krwi. ^Slopan 
opowiedział księciu, że wojsko niemieckie nieliczne wprawdzie, ale 
ma siłę niepowszednią, w żelazo zakute od stóp do głowy. Na 
bitwę odważyć się zapewne księciu wolno, lecz chociażby mu 



3^4 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

padło zwycięztwo, będzie klęska, bo osłabi się potęga czi^a, nSi 
którą wtedy rzuci się Afieczysław. Mbźe z trudnością, a' mote 
nawet i nie wymknie się książę przed Polanami, W każdjrm Więc 
razie Sasi wiecznymi nieprzyjaciółmi się staną. Jefzeli jćszćźt ćh 
tego prz^rają bitwę czesi, nie ma już dla nicli żadhej naCdżiei, 
nawet i na ziemi rodzinnej, nieprzyjaciel wałem opasze do kota 
ziemię, zginie wtedy książę i państu^o czeskie. Nie było co od- 
powiedzieć na takie prawdy i zapał BoIesława*^ śi$ uśifuefzył' po- 
woli. Zapragnął szczerze zgody z Mieczysławem' prz^z pośredni- 
ctwo niemców i żądał, żeby mu pomogli db odzyskania drogą 
układów utracony cłi krain. Wł<i£nie o to był {iowód d6 wojny. 
Niemcy sądzili jednak, że sprawa' się W podobny' sposób zstfatwi. 
Arcybiskup, £kkihardś Eziko i Binizo iSojecłiali na układy i roz- 
puścili wojsko. Mrok już zapadł, kiedy Bole^aw kazał bfoń' dy- 
plomatom odebrać, przysięgi od nlcli wymagał, zapewne że' szcze- 
rze popierać go będą niby z dobrej woli. Widocznie chciał 
przerazić i za jeńców' ich uważał. Przybywszy dźilej z nimi' nad 
Odrę do księcia polskiego okazał, że nie ma Więcej nsTkogO li- 
czyć, bo sojusznicy niemieccy są w czeskicti ręku.' Mk* tedy' Mie- 
czysław oddać kraje, inaczej Bolesław jeńców w3rtracL W' ckłi^m 
tem postępowaniu księcia czeskiego jest dowód słabości i złej 
wiary. Słabości, bo nie mógł sam wydrzeć księciu j^ot^emu 
kraju, o który im obtidwu chodziło, nawet zpoMOcąŁutyćżóW, 
na złą wiarę zaś skarżyć się mogli niemcy; Po^fjowtmie Młecr^- 
^wa odwrotnie pokazuje i siłę i uczucić godńóśćL Nie diciał 
oddać tego co za swoj^ liważ^, a gi^óźby BdeSławo^trskie' nie 
sprawiły skutku. Myśtał ksiaże cześld, żć Mieczjfslaw z obawy 
przed cesarzem zechce ocalić' sprzymSćfrzeńćów, itfby to Mieczy- 
sław ich więził. Ale się przer^chował, bo Hast ilaśz rozuftiny 
odpowiedział na szczególnego rodzaju poselstwo:* ijćżdf kilSl (fo 
jest Olto) zechce jeńców swoićh wyzwolić, nikt^ mu ^ w letti nie 
przeszkodzi, jeżeli ich zabiją, pomści się. Gdyby tególcról jednak 
nie uczynił,' nie wypada z tego, żeby Mieczysław tf^cił' kf^jćf' swoje 
dobrowolnie*. 

Dojpiero teraz poniiarkował się ksi^e czesku /^il-cybiskupa 
i komesów puścił na wolność, ale kraj polski nad Odrą zaczął 
iniecżćin i ogniem pustoszyć, bez nadziei że się w nirii utrzyma, 
boccłał^się loi Czechom. W powrocie tym.oblćglł zajął' bez 



Tom L raSTORYA PIERWOTNA POLSKL 



375 



oporu jakiś gród polski, którego kronikarze nazwać nie umieli. 
Domyślają się dźiś, że to Niemcza była, gród nad Nissą, kiedyś 
posiadłość margrabiego Gerona. Być to może, bo rzeczka Nissa 
po lewej stronie wpada do Odry w kraju Słubian, Selpulów i od 
Odry na te strony był odwrót Bolesława ^). Lutyczom nale- 
żała się od księcia jakaś nagroda za wierną pomoc, pragnęli 
ofiary z krwi dla bogów swoich, a mieli już odejść do ojczyzny 
po skończonej wyprawie. Książe chrześcjański lekkomyślny rząd- 
cę grodu poświęcił im i Lutycze na odchodzić ' ścięli biednego. 
Bolesław miał jeszcze kłopot z nimi. Nie dowierzał pogaństwu, 
mogli Lutycze wracając zwieść bitwę z Niemcami, poszłoby to 
na j^o odpowiedzialność w oczach cesarza. Dlatego sam chciał 
odprawić sprzymierzeńców i o pierwszem świtaniu puszczając ich 
polecał, ażeby jak najprędzej spieszyli do siebie. Groził im, że 
się pomści, gdyby ścigali Niemców, których osłaniał swoją opie- 
ką, zaklinał się* na życie. Komesowie uchodzili rozbroiwszy się 
sami, Bolesław puszczał ich wolno. « Uczciwość i rozsądek, mó- 
wił Bolesław do Lutycaów, wymagają, byśmy z dobrych przyja- 
ciół nie ^robili sobie wrogów otwartych; wiem, że między nami 
a Niemcami wielka nieprzyjaźń, ale dla zemsty stosowniejsza na- 
stąpi porai». Ale kiedy na ochotnika dobranego puścili się Lu- 
tycze za Niemcami, Bolesław wstrzymał ich dwa dni całe i do- 
piero po serdecznych wynurzeniach się wzajemnych, pozwolił głó- 
wnym oddziałom odejść. Jednakże jeszcze i tak 200 jezdnych 
puściło się w pogoń za Niemcami; była to zawsze przewina siła 
w porównaniu do małego orszaku dyplomatów. Pewny lennik 
ostrzegł ujeżdżających, więc z największym pośpiechem uciekać 
zaczęli i przybiegli spokojnie do Magdeburga, co niezmiernie ce- 
sarzowę uradowało % 

Tak Mieczysław tryumfował nad swoimi nieprzyjaciółmi, 
pogaństwem i namiętnościami postronnych książąt, jednając sobie 
ciągle przyjaźń cesarską. Lutycze nie dognali Niemców. 



^) Wilhelm Bogusławski w recenzji Dytmara Komarnickiego, Bibl. Warsz. 
1S63 1*0^ I. str. 143 — 145« Naruszewicz domyślał się tu Zgorzelca lub Budzi- 
vjnsLy księga V. str, 25. Niemcy pierwsi domyślali się miasta Nimci, jak Bogu- 
sławski 

*) Dytmar IV. 9. 

Historja pierwotna Polski T. L 47 



376 DZEEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom IDU 

148. Vpadek Hrmiborza i wolnosó. Niemcy pomimo wielkich 
trudności, nie przestawali wj^ijać w uporze pogaństwa, północnego 
wyłomu. W poprzednich wojnach uderzali na zachodnie strony, 
nareszcie popróbowali czy nie uda się lepiej we wschodnich, w któ- 
rych, jak spodziewali sie, mocniejsze być mogły zabjrtki i podania 
chrześcjańskie, zaszczepione przez broniborskich biskupów. Osta- 
tnia to była wyprawa Mieszka, który w niej towarzyszył cesa- 
rzowi. 

Był w okolicy Merseburga arycerz znakomity* Kiza, który 
zadzierał jeszcze z margrabią, Teodorykiem. Nie mogąc znaleźć 
środka zemsty, tchnąć nienawiścią przeszedł na stronę słowiań- 
ską i wprędce tak potrafił ująć sobie starszyznę, że zaufali mu 
zupełnie, a nawet w zarząd oddali zamek ów Bronibor. Miejsce 
było bardzo dogodne do robienia napaści na Niemców, a Kiza 
musiał być doświadczonym wojownikiem. Po wielu latach prze- 
padła gdzieś i nienawiść, z czego skorzystali Niemcy, ułagodzili go 
i zachęcili do zdrady, której skutkiem było oddanie Broniborza 
władzy cesarskiej. Lutycze «do najgwałtowniejszej wściekłości* 
byli pobudzeni. Jakie tylko mieli siły na podorędziu, wszystkiemi 
uderzyli na gród żeby go odebrać. 

Cesarz który był w Magdeburgu, kazał natychmiast \ivypra- 
wić posiłki dla Kizy i także wszystkie siły, jakie miał pod ręka 
ruszył. Poszedł "Ekkihard margrabia myszeński, trzej hrabiowie 
stadyńscy: Henryk, Udo i Zygfryd, wujowie Dytmara, stryj jego 
Luitarjus2 margrabia broniborski, przyszły władca zdobyć się ma- 
jącego kraju, i komes palatyn Fryderyk. Kiedy te hufce zbli- 
żyły się pqid miasto, Słowianie, którzy je oblegali, z taką natarczy- 
wością na Niemców natarli, że tylko część odsieczy wtargnęła do 
miasta, inni zaś odparci po stratach w boju, powrócili do domu. 
Wtedy król sam coprędzej nowe zgromadził siły i pospieszył do 
Bronibora. W sam czas przybył, bo już wdzierali się poganie do 
miasta, którego Kiza dzielnie bronił. Ale zobaczywszy nowe cho- 
rągwie jak się zdaleka rozwijały, zwinęli namioty i pierzchnęli nie 
czekając na przybycie Ottona. Dopiero wyswobodzeni chrześ- 
cjanie wysypali się z miasta i śpiewając radosne Kirie elejson, 
spotkali nadciągających braci, którzy im jednogłośnie odpowie- 
dzieli takąż pobożną pieśnią. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 377 

Król miasto osadził załoga «i niepośledniego tycerza» Kizę 
da2 mu za strażnika. Ale przypadła uroczystość zapewne jaka 
cesarska w Kwedlinburgu i Kizo ztęskniony do dworskich wystą- 
pień pojechał kłaniać się wielkości ziemskiej, a żonę swą i cze- 
ladź zostawił w grodzie pod opieką jednego z rycerzy swoich 
Bolibuta czy Boliwida. 

Z nazwiska widać, że był to zdrajca słowiański, jak Kizo 
przed swoim powrotem do cesarza był zdrajcą niemieckim. 
Obadwąj jednakże naśladowali siebie; snąć czuli, że źle postę- 
powali dawniej. «Boliwid albowiem narzucił się miastu na pa- 
na*. Kizo powrócił z wojskiem odzyskał żonę i czeladź, starał 
się wejść w tajemne porozumienie z mieszkańcami, ale wszystko 
to na nic się nie zdało. Po rycersku więc sprawę chciał skoń- 
czyć, stoczył bitwę na czele orszaku jaki miał z sobą t poległ '). 

Bronibor pozostał wolnym i tak u samego wstępu do Polski 
ód strony Niemiec usadowiło się mocną nogą pogaństwo i pod- 
mywało młodociane państwo Piastów. 



V. NIEBEZPIECZEŃSTWA POLSKI OD WAREGÓW. 



149. ^ak yJtrzyipal sif przy rpładzy n> %ijowie konung ^WaJdemar. 
Zbryzgany krwią, upojony zemstą, jak widzieliśmy, . zasiadł Wal- 
demar w Kijowie, dziki, rozszalały, niepowściągliwy. Okropne 
jarzmo ucisnęło słowiańskie ziemie. Był to już bowiem drugi 
z koki zabór, powtórny zalew wód skandynawskich, nowa lawa 
wulkaniczna, która cięższą skorupą pokryła powierzchu pierwszej 
niedawno co narodową rolę słowiańską. 

Waldemarowi trudno było panować jednemu na ogromnej 
przestrzeni ziem, a co główna, nie chciał osiadłszy w Kijowie, 
tracić punktu zetknięcia się ze skandynawskimi bohatyrami. Braci 
nie miał, więc się władzą podzielił z wujem swoim Dobrynią i po- 

») Dytmar, IV. 15. 



378 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. TomllL 

sadził go w Nowogrodzie. ByJt ten Dobrynia pierwszjrm zdrajcą 
narodowości; spokrewniony z konungiem przerobił się na chy- 
trego Skandynawa i używał w całej pełni władzy któr% sobie 
wysłużył. 

Zuchwalstwo jeszcze najemnych Waregów dokuczało konun- 
gowi. Sprawiedliwie uważali ci wodzowie orszaku Waldemaro- 
wego, że zwycicztwo swoje konung im tylko był winien, dlatego 
postępowali sobie w tym południowym kraju kijowskim, który 
Rusią zwali, zupełnie jak zwycięzcy, dumnie, zuchwale, dziko z Pa- 
łanami jako z podbitymi, t)0 i tak było rzeczywiście. Konung 
może ich hamował, sobie chcąc wyłącznie władzę przyswoić, do- 
tąd jej nie miał i panował tyle ile mu pozwalali Waregowie, któ- 
rzy zdobycz krajów mieli za wspólną z konungiem. 

— «To gród nasz, rzekli mu raz z gniewem, kiedy ich ła- 
godził, myśmy gród zdobyli i chcemy wziąźć okup po dwie grzy- 
wny od człowieka*. 

Żądanie jasno było położone. Waldemar nic tu prawa wię- 
kszego nie miał od innych współbraci, chyba jako wódz drużyny. 
Przemocą trudno, podstępem można było więc zwyciężyć Ware- 
gów i utrzymać się przy panowaniu, tron sobie zbudować. Wal- 
demar odparł tedy Waregom: 

— «Poczekajcież, niechaj nam kuny zbiorą, za miesiąca. 

Za pieniądze Waldemar obiecywał kuny, zła zamiana dla 
Waregów, ale czekali. Konung zdradził ich jednak najwierutniej, 
bez litości, po miesiącu więc, kiedy nic nie dostali pomimo 
obietnicy, Waregowie powtórnie do konunga rzekli: 

— « Oszukałeś nas, pokażże nam przynajmniej drogę do 
Greków». 

Tego chciał serdecznie Waldemar. Liczył na to z pewno- 
ścią. Waregom wszystko jedno było służyć ziomkowi, czy cesa- 
rzowi za żołd. Waldemar nic nie dawał, • więc nie chcieli czasu 
tracić, gdzieindziej woleli szukać szczęścia. Sam Waldemar zostać 
się nie mógł na łasce pc^dbitych, pragnął się tylko pozbyć zbytku 
obrońców, Kiedy więc rzecz tak stanęła, wybrał z pomiędzy 
współziomków «mężów dobrych, rozumnych i chrobrych*, nie bez 
tego nawet^ żeby wprzód nie porozumiał się z nimi, jak«prawę 
poprowadzić. Byłto oczywisty spisek zuchwalszych i dzielniejszych 
przeciw prostym i tern samem mniej winniejszym rabusiom. Wy- 



Teml. mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 379 

brańcom tym, których potrzebował dla rozumu, rozdał grody 
podług obyczaju skandynawskiego, a innych, tłum niewiele wart 
bez wodzów, puścił do Grecyi.. Ale i tak jeszcze, prawdziwy 
wareg, podejrzliwy i zdradny, bał się, żeby drużyny nie powró- 
dty do Kijowa, gdyby u cesarza nie lepiej im się powiodło. 
Wtenczas już na pewne ciężko byłoby mu porachować się z nimi. 
Wolał poświęcić tych braci, którym wszystko był winien. Greków 
więc wprawiał do zdrady i nauczał ich jak mają sobie postąpić 
z Warkami. Przodem wjrprawił posły do cesarza, do którego 
mówił: «oto idą do ciebie Waregi, nie moż^z ich trzymać w sto- 
licy, bo ci nabroją jako tutaj nabroili, rozpędź ich w różne strony, 
a napowrót ani jednego nie puszczaj*. 

W taki oto sposób konung Waldemar osadowił się na pa- 
nowaniu w Kijowie *). 

150. ^hdkie panjowanie i ckorakter djdcjowy koiturya Waldemara. 
«I począł kniażyć Wołodimier w Kijowie jeden» opowiada Nestor 
dzieje swojego rodzinnego kraju. Nie było to panowanie, ale łu- 
pież. Wszyscy stracili dla jednego. 

Postawił Waldemar bożyszcza na wzgórzu za książęcym 
dworcem, drewnianego Peruna, Chorsa, Dażboga, Stryboga, Sma- 
regla i Mokoszę. Dzikie to wszystko nazwiska^ zupełnie nowe 
w mitologji słowiańskiej. Dwóch, trzech źródłosłów dałby się 
może odszukać w naszym języku po naciąganych wywodach. Nie 
sadzim również, żeby to były bóstwa miejscowe, bo przeciwko 
temu naprzód sam źródłosłów narodowy się oświadcza, a powtóre 
żadne inne źródła, oprócz erudycyi Waldemara, na te słowiańskie 
bóstwa nie wskazują. Prędzej byśmy tedy dorozumiewać się 
mogli, że tu sama erudycya konunga grała rolę i potworzyła bó- 
stwa dla narodu, może na ile wspomnień o Skandynawji, może 
z jakiem pomieszaniem wyobrażeń miejscowych, czego prawo do- 
myślać się daje np. Perun. To postawienie bożyszcz na wzgórzu, 
jedyny wypadek tego panowania, w którym widać, że konung 
czasem nawet myślał o potrzebach ludu podbitego, który chciał 



^) Nestor. Szlecer wskutek swojej strontio^ci dziwny ma pogląd na te wy- 
padki. Waregowie u niego s^ wichrzycielami, Waldemar prawowitym monarchą. 
Porównywa Szlecer dalej postępek Waldemara z Waregami z postępowaniem Olega 
przeciw Askoldowi i Dirowi, błąd raiący. Kotkowskiego tłomaczenie Nestora tutaj 
str. 157 — 158 i nie wierne i nie polskie. wyraieniami 



380 DZDBŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul. 

pocieszyć kłamanemi potęgami niebios. Peruna przystrajał itawet 
konungowską fantazyą; dal mu głowę srebrną, a złote yf^y. Oso- 
bno Dobrynia przyszedłszy do Nowogrodu, postawił bałwana nad 
rzeką Wołchowem. Musieli owi mężowie «dobrzy i rozumni* sta- 
wiać podobneż bałwany po grodach, w których rządzili, i powstało 
nagle owo wielobóstwo słowiańskie, którego przed Waldemareai 
nie widać. I nie dla prostej zabawy konung wznosił te bożyszcza. 
Chciał krwawych widowisk, ofiar dla ppsągów. Rodzice więc 
musieli przyprowadzać do tych bałwanów synów swoich i córki, 
ofiary im przynosili,. Toż samo przed bałwan Dobrym Nowogro- 
dzianie musieli przychodzić, patrzeć na niego i kłaniać się jako 
Bogu. Najoczywiściej zaimprowizowano nću-odom religję i.ju'aktyld 
wiary. «I oskwemisia krowmi ziemia ruska i chohn oU i spluga- 
wiła się krwią ziemia ruska i ów pagórek, opowiada Nestor o bo- 
żyszczach kijowskich. Zabijano więc ofiary z ludzi dla przebła- 
gania gniewu, albo uproszenia łaski bogów. Rzecz nowa wśród 
Słowian, ale pospolita 11 Skandynawów. Ciężka byłi niewola 
podbitych, kiedy musieli iść wbrew podaniom swoim i kłaniać się 
bogom konunga* Ciężka jak niemiecka z pewnego względu. W Eu- 
ropie, w Saksonji, żywioł chrześcjański mocno rozwinięty i na nim 
spóczjrwająca nowa cywiiizacya, łagodziły srogość, ale Waldeoiar 
tchnął jeszcze całą pierwotną dzikością swojej ojczyzny. Ware- 
gowie tylko nie wynarodowiali, bo nie lunidi tego i W tern jedynie 
leży mniejsza srogość ich niewoli. 

Waldemar był konungiem dlatego, żeby używał, inaczej nie 
rozumiał władzy. Namiętnością jego główną był pociąg do kobiet, 
który przechodził aa pra^wdę w szaleństwo, z którem się nie taił 
od czasów kwitnącej młodości. Jeszcze może w Nowogrodzie lub 
Skandynawji miał oOliwę żonę waregską»; zachowały się po kro- 
nikach imiona innych żon jego, Malfryidy, AdeK czy Acheli; 
imiona to skandynawskie. Zdaje się że ośmnasto4etni młodzieniec 
już był ojcem '). Dziki najokropniej obszedł się z Rogniedą. Do 
Kijowa zaś przyszedłszy zległ z żoną brata zamordowanego z mni- 
szką grecką i «była od niego ciężarnąi* i z niej potem urodził się 
Świętopełk anasienia grzesznego zły owoc». Najwyuzdańszy roz- 
pustnik nie dopuściłby się takich zdrożności w gorącej chwili 



*) Sołowiew, Istorja Rassii I, 184. 



Tom I mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 381 

świeżego oiordu męża, jakich się dopuścił Waldemar z mniszką* 
Nie lubił Swiętop^a ojciec, bo synem był złej godziny, bo w nim 
widział krew swoją i Jaropełka, z dwóch ojców jeden się urodził 
syn. Potem się wylał na rozpustę Waldemar, tak był niepo- 
wściągliwy na wdzięki niewieście. Co chwila nowe mu sprowa- 
dzano przedmioty miłości. Nad nieszczęśliwą Rogniedą pastwił 
się dalej, osadził ją na Łybedi pod Kijowem, na miejscu na któ* 
rem później było sioło Przedsławino i z niej miał a± czterech sy- 
nów: Izasława, Mścisława, Jarosława, Wszewłoda i dwie córki. 
Obok nieszczęśliwej księżniczki połockiej i mniszki grecaynki ro- 
dziły mu sjmów dwie czeszki i jakaś bulgarka, z ostatniej miał 
Borysa i Hleba. Zakładał sobie Waldemar zupełnie haremy na 
sposób monarchów wschodu. Miał nałożnic trzysta w Wyszogro- 
dzie pod Kijowem, trzysta w Białogrodzie także gdzieś w pobliżu 
i dwieście w Berestowie w siole. Nigdy mu dosyć nie było; nie 
syty chuci, sprowadzał do siebie cudze żony i piękne dziewice 
dla rozpusty. Los kobiet słowiańskich stawał się okrutny przez 
wybryki chuci waregskiej. Dawniej swobodne towarzyszki mężów, 
teraz przechodziły na niewolnice, w których zabijano wstyd i go- 
dność. Gdzież starodawna spokojność rodzin, gdzież czystość się 
podziała niewiast słowiańskich? «Był niewiastolubcem, powiada 
kronikarz, jakim był i Salomon», u którego mówią było żon 700, 
a nałożnic 300. Dzieci Waldemara wszystkie jednocześnie w kil- 
ku latach rodzić się musiały, starszeństwa dojść między niemi 
trudno. 

Rozpustę przerywał ciągłemi wyprawami wojennemi, bo miał 
umysł nienasycony, chciwość zdobyczy, waregó w samych przechodził 
w łakomstwie i w żądzy panowania. Nie było więc roku, w któ- 
rymby nie przedsięwziął jakiej wyprawy. Gromił na wszy<^tkie 
strony Słowian i obcych. Przez cały czas przebywania Święto- 
sława w Bulgaryi i potem walki jego synów, gnuśniało bardzo 
jarzmo waregskie nad Słowianami. Plemiona pewne przestały 
płacić im daninę, bo nawet nie było się komu o nią upominać. 
Widzieliśmy jak Waldemar osadzał na nowo po grodach «mężów 
dobrych i rozumnych*. Zawojowanłe więc jego zupełnie nowe 
było, tylko po starych szło śladach. Pokonywał więc ostatecznie 
plemiona, które leżały na wschód od wielkiej drogi wodnej dnie- 
prowej, bo bez tego nie mógł zakładać państwa bez stałydi gra- 



382 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul* 

nic. Waldemar pierwszy o tern pomyślał, żeby się osadowić 
mocno, 1 pod tym względem przeszedł wszystkich poprzedników 
swoich konungów. Waldemar jest założycielem państwa wareg- 
skiego na Słowiańszczyźnie. Nietylko długie panowanie, ale i wa- 
regski jego rozimi przyczynił się wiele do utrwalenia państwa, 
które podstawy rzeczywistej na* gruncie nie miało, które plemiona 
wolne spotykały ze wstrętem, które Bolesławowie polscy wywra- 
cali i które nareszcie nie przeżyto trzech wieków. 

Z wojen wracając, Waldemar wyprawiał w Kijowie igrzysko 
z krwi ludzkiej i wtedy zwykle los wskazywał ofiary z młodzień- 
ców i dziewic. Byli w stolicy konunga chrzescjanie, sami nawet 
Waregowie otarfezy się o c)rwilizacyę grecką, rzucali wielobóstwo 
i wyznawali Chrystusa. Padały bogom na cześć ofiary chrześ- 
cjańskie. Raz, opowiada Nestor, padł los na ślicznego młodzieńca, 
którego ojciec wareg przyjął wiarę w GrecyL Rozżalony broniąc 
syna rzekł: anie macie bogów, ale drzewo, dzisiaj to jest, jutro 
zgnije, ani jedzą, ani piją, ani mówią, ale ręce ludzkie wyrobiły 
ich z drzewa, a Bóg tylko jeden, któremu cześć oddają Grecy 
. i służą, który stworzył niebo i ziemię, gwiazdy i księżyc, słońce 
i człowieka, dał ^ mu życie na zienoi, a ci bogowie co zrobili? Sami 
wyciosani; nie dam syna swojego biesowi Ib Lud kijowski sp^nił 
na raz dwa męczeństwa. 

Oprócz wieści o tych krwawych widowiskach, zalatują nas 
jeszcze z czasów Waldemara inne wieści o jego ucztach i para- 
dach. Konung sam nie był bohatyrem, ale miał pod ręką na 
zawołanie dzielnych najezdników, którzy wojowali słowiańskie ple- 
miona i stepowe ludy za Dnieprem ku morzu. Sława ich czynów 
rosła. Konung musiał podejmować hucznie i wesoło swoich po- 
mocników, którzy stanowili całą jego siłę. I otóż świetne jego 
biesiady, o których nam tyle śpiewają pieśni ludu. Rzeczywiście 
miisiał ten lud mocne odebrać wrażenia, kiedy tak długo o Wal- 
demarze pamiętał. Prawda, że wiele na tę pamięć wpływało 
przyjęcie (ihrześcjaństwa przez Waldemara; prawda, że przez po- 
danie z ust do ust przechodzące w ciągu wieków kilku mógł 
Waldemar wyrodzić się w xałkiem legendową i niehistoryczną 
postać, ale w każdym razie przyznać potrzeba że musiał uderzać 
wyobraźnię ludu. Może dlatego śpiewano o nim że był straszny, 
te zamknął przeszłość patryarchalną waregskiemi szaleństwami 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 383 

i niewolą. Dla tej to pewnie przyczjmy lud i nazwisko jego skan- 
dynaiH^kie zesłowiańszczył. Waldemar nie był Włodzimierzem, 
dopiero Nestor wytłomaczył go w latopisie swyili na Wołodimera 
i baśni ludowe urobiły z tego imię słowiańskie, które po pol- 
sku jest Włodzimierz. Zkąd ojcu konunga dostało się także 
imię słowiańskie? Musiało się coś tam równego zrobić, jak £ imie- 
niem Waldemara, bo kto uwierzy, że Świętosław już się spolań- 
szczył w Kijowie, że był słowianinem? Sjmowie Waldemara już 
prędze} dla podbitego ludu słowiańskie noszą nazwiska. 

151. Xdóbyez,e Waldemara, W dziejach wyłącznie Rusi byłoby 
miejsce wskazywać rok za rokiem systematyczne wojny Walde- 
mara. Tutaj streszczać się musimy, żeby nie stracić z oczu głó- 
wnie Polski i jej rozwoju wewnętrznego. , Waldemar ma dla nas 
o tyle w tej chwili znaczenia, o ile stosunki Piastów potrącał. 
Chcemy widzieć jak tworzyła i jak rozwijała się Polska, kto i ja- 
kie stawiał jej przeszkody? Dlatego nie opuszczając nigdy Kijowa 
z pamięci i braci Polan nad Dnieprem, co do spraw wewnętrznych 
tworzenia się państwa Waregów nie wdamy się tutaj w szczegóły 
i to jedynie prz3nviedziem, co nasz przedmiot obchodzi. 

Szlakami Ol^a poszedł Waldemar naprzód na Wiatyczów 
w r. 981. Zwyciężeni musieli płacić daninę taką jak Swiętosła- 
wowi; rzecz jasna, że po Świętosławie przestali ją płacić. Ale 
Wiatj^cze zbuntowali się i znowu ulegli. Tenże sam udział spo- 
tkał i Radymiczów w r. 986. Nestor opowiada że konimg wy- 
słał przed sobą wtenczas wojewodę swego zwanego Wilczym Ogonem 
« Wolczyj Chwost» , oczywiście nie było to nazwisko ale przezwisko 
pogardliwe,, które wojewodzie dostało się od ludu słowiańskiego. 
Wilczy C^on musiał być okrutnym i dzikim. Wareg ten spotkał 
Radymiczan nad rzeczką Pieszczaną, która wpada do Soży. ') 
Rozbici Słowianie dali początek przj^owiu narodowemu: «Piesz- 
czańcy uciekają od Wilczego Ogona». Między tą jedną a drugą 
wojną w r. 983 chodził przeciw Jadźwingom, także ich zwycię- 
żył, ale nie zhołdował i nie wziął daniny. Nie można było w ciągu 
jednej wyprawy pokonać dzikiego ludu, bez grodów i stałych po- 
sad. ZostayńŁ to Waldemar przyszłości, która zwiodła potem bój 
długi, upomy z Jadźwingami. Sagi skandynawskie opowiadają, 



*) Mila od Propojska, Sołowjew T. I. przyp. 262. 

Histoija pierwotna PolsU T. L 4^ 



584 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA, Tom DL 

że jeden z wychodźców normańskich, w drużynie WsUemara 
zostający, przychodził po daninę imieniem konunga do Czudzi 
w Estonji. Wiemy także z Nestora, że Waldemar wojował z Buł- 
garami; z naddimajskiemi, czy nadwołżanskiemi? — rzecz nie pe- 
wna, ale niema powodu nie domyślać że z jednymi i z drugimi. 
W tych wyprawach uczestniczył czasami i Dobrynia prowadzący 
Nowogrodzianów. W wojnie bułgarskiej stepowe narody miał 
Waldemar za sprzymierzeńców. Konung płynął w łodziach rzeką, 
Torkowie zaś czyli* Połowcy szli brzegiem na koniach. Z tego 
szczegółu możnaby sądzić, że Waregowie, jak na to zresztą wiele 
dowodów, woleli łodzie, wszakże na nich to głównie puszczali się 
Dnieprem do Grecji, że walczyli pieszo, konnicę zaś w w<qs4c« 
Waldemarowem stanowili Torkowie o których tutaj pierwsza 
wzmianka. Widać i tutaj organizatorską rękę Waldemara. Wj?*- 
szy oświatą, syn Skandynawji skorzystał z sąsiedztwa stepować 
i obrócił je na swoją korzyść. Za jego przykładem poszli na- 
stępcy i Torkowie odtąd lubo napadają na państwo War^;ow, 
przez miłość łupieży, dla życia dużą im także. Zadiowali rodzaj 
dzikiej półniepodległości. 

Dobrynia przyuczył się już dobrze do waregsldego rzemio- 
sła. Obejrzawszy raz jeńców w wojnie bidgarskiej pewno nad 
Dunajem, rzekł do Waldemara: «tacy nie będą nam płacić da- 
niny, bo wszyscy mają obuwie, idźmy poszukać łapciowyćh*. 
To wskazówka, która rzuca światło na zawojowania waregskie. Russo- 
wie podbili tylko te narody słowiańskie i fińskie, które były ł>ie- 
dne, żyły w prostocie niemowlęcego wieku, nie miały wyżssgrcłi 
potrzeb, nie należały do historji, to jest łapciowych; narody oświiB- 
ceńsze, bogatsze, oparły się dzielnie, dowodem między innemi wy^ 
prawy dawne na Bulgarję naddunajską. Waldemar niewiele wskó- 
rał jak ojciec na zachodzie, za to lubił wojować na wschodzie 
pod Uralem Bułgarów. Raz wraz odbywał tam wyprawy^ aż 
wreszcie tak ich znękał, że zwyciężeni rzekli do niego: «wleiiczas 
tylko spokój z tobą naniszym, kiedy kamień zacznie pfyw9Ó, 
a chmiel utonie*. Przeskoczył więc Waldemar daleko po^a f[ra- 
nice plemion słowiańskich, stworzył państwo w stronadi, w IdtaS- 
rych Waregowie nigdy *iue postali, deptał po ludacłi z któisyc^ 
się potem utworzyło państwo moskiewskie. 



Ton t HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 385 

Najwięcej^ stosunkowo madomości doszło nas z kronik o woj- 
iiadi Waldemara ze stepowemi narodami^ z Pieczeniegami i to 
jasne. Wojna ta więcej zajmowała umysł ludów podbitych, Po- 
laa» SiewierzaOy. jak inne wyprawy konunga, z których nic im nie 
prqrchodziło, a w walce z Pieczeniegami chodziło o spokojność, 
o fycie. Kiedy zdzijsrstwo Warsów zubożało podbitych, micliź 
jeszcze od rozbójników cierpieć? Sami z siebie nie potrafili jsię 
zdobyć Polanie na obronę przed Ghazarami^ słuszna teraz, żeby 
o ich pod tym względem bezpieczeństwie, pomyśleli Waregowie. 
Pieczeniegowie pokazywali się z za Suły około Wasilewa, Biało- 
grodu^- Waldemar wychodził przeciw nim na Trubież. Odbywały 
się tutaj, bpje, z których każdy może być przedmiotem rycerskiego 
rapsodu. Wieczna historja Dawida z Goliatem odegrała się i, na 
polach zadnieprzańskich. Na pamiątkę tego cudownego boju, za- 
łożył tam Waldemar gród Perejesław. Innym razem cudownie 
za mądr% rada doświadczonego starca ocalił się przed barbarzyń- 
cami* oblężony Biajtogród. Gdy wojna była bezustanna i Walde- 
mar aż z Nowogrodu musiał ściągać na nią posiłki, powstała myśl 
zabezpieczenia się pewnego od wrogów. aZle, że tak mało grodów 
około Kijowa, wyrzekł konung, i kazał budować natychmiast po nad 
rzekami- różne grody, nad Dziesnąi Osterą, Trubieżem^ Sułą i Stu- 
gną. Nie było mieszkańców dla nowo postawionych grodów; 
Waldemar więc ściągał « mężów lepszych » ze Słowian^ to jest No- 
wogjodzian^ Krzywiczów, Czudzi i Wiatyczów. Środek nieza- 
wodnie' już z myślą ukrzepienia państwa, nie najezdniczy. Grody 
te musiały być twierdzami, ©stróżkami, wszyscy podbici to pod- 
dani konunga, obowiązani stosować się ślepo do jego rozkazów. 
Takich przesiedleń przed Waregami jeszcze nie było. Lepsi mę- 
żowie to oc^wiście dzielniejsi^ mężniejsi, umiejący prowadzić woj- 
nę. Wasilew nad Stugną, Białogród nad Dnieprem ^budował ró- 
wnież Waldemar dla obrony granic od stepów. Szczególniej lu- 
bił Białogród i dlatego jak mówi Nestor «z innych grodów ludzi 
wielu sprowadził do niego ». Pamiętajmy, że w Białogrodzie tym 
osadził kiedyś 300 nałożnic. 

152. ^ratpa ocp-ody czim^eiiskie^ Przychodzimy do najważniej- 
szej sprawy Waldemara, do jego stosunku z powstającą Polską. 

Ijędwie osiadł w Kijowie, a już potknął się o państwo Mie- 
czpi(awa. Było to w r. 981, Nestor tak opowiada te sprawy: 



jgg DZDEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IŁ 

•Poszedł Wołodimier na Lachów i zabrał ićh miasto Przem)rśl, 
Czerwień i drugie, które do dziś dnia Rusi podlegają*. Długosz 
powtórzył tylko Nestora. 

Przemyśl i Czerwieńsk były więc granicami zaboru wareg- 
skiego. Cały kraj od Sanu aż po Bug wpadł w ręce Waldema- 
ra* Sa wskazówki, że się dalej w tym kraju coraz potężniej uma- 
cniał. Panowanie książąt w owych wiekach nawet nad jednoro- 
dnemi plemionami tak daleko się tylko rozciągało, jak ich oręż 
zasięgał. Być może, iż władza Mieczysława w tych stronach się- 
gzlsL do okolic Wieprza i nieco na południe tej rzeki, że szła aż 
do Sanu, ale po oddalonym promieniu mało jeszcze wówczas te 
kraje wciągała w jedność polską. Łatwe ich zajęcie tego dowo- 
dzi. Mieczysław zajęty ważnemi sprawami na zachodzie, nie po- 
trafił łakomstwu waregskiemu zapobiedz. Toć gdybyż to mo- 
żebne dla niego było, gdyby te kraje pomiędzy Bugiem a Sanem 
jeszcze były do zajęcia, zająłby je niezawodnie i dla zbudowania 
sobie mększej potęgi i dla zatamowania drogi Waregom. Miał 
j« więc, lubo nie w całej głębokości aż do gór, i chciwość łupów 
Waldemara uderzała zapewne w części na kraj polski, w części 
jeszcze na patrjarchalny, na wolny. Waldemar jednak sam wi- 
dział, że to stanowisko za bardzo naprzód wysunięte i dlatego 
wzmacniał się na niem, a nawet zaczepne wojny z tego kraju pro- 
wadził, ztąd się rozszerzał na północ ku Narwi. W r. 983 od- 
^bywał wyprawę na Jadiwingów i przepędzał ludność słowiańska 
na Podlasie, czego dowodem osady w tym kraju litewskie. Dwie 
tylko drogi Waldemara do posad Jadźwingów nad Narew prowa- 
dzić mogły; jedna przez Wołyń na Brześć, druga wzdłuż brzegu 
polskiego Bugu w łukowskie bory, wśród których zaczynała się 
historyczna południowa granica Jadiwingów. Droga przez Wo- 
łyń nie była jeszcze podówczas w ręku Waregów, więc wypada 
z tego, że Waldemar obrał drugą sobie, krótszą i dogodniejszą* 
Jakoż daty doskonale wypadają. W r. 981 było zdobycie gro- 
dów czerwieńskich, a w r. 983* wjrprawa na Jadiwingów. Więc 
w ciągu tych dwóch lat ogromna pzzestrzeń kraju między Sanem 
Bugiem a Narwią wpadła pod moc Waregów. Nestor opowiada, 
że r. 990 Waldemar założył twierdzę Białogród; że tam przeby- 
wać lubił. Nie bez podsta^^ być może domysł, że to dzisiejszy 
Bi^oraj; w ci^ wieków mogło się lekko zmienić nazwbko^ Bil- 



Tom t fflSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 387 

goraj powstał z Biłgorodu; Ul^ za hiały^ to wymowa tamecznego 
ludu. Nie byl to ów Białygród, w którym 300 nałożnic chował 
Waldemar, tylko inny, bo założony już po przyjęciu wiary clirześcjań- 
skiej, kiedy wobec cerkwi z rozpustą swoją może się nie tak wy- 
dawał Waldemar. Był inny, a że go lubił konung, więc często 
w nim przesiacf^ał, więc wniosek dosyć uzasadniony, że z Bła- 
łc^jodu tego czuwał nad swojemi zdobyczami od Lachów i w isto- 
cie jeżeli to był Biłgoraj, stanowisko w nim środkowe dla t^o 
kraju pomiędzy Narwią, Sanem a Bugiem. Nawet rozkoszować 
się było mu tu lepiej jak nad Dnieprem, w ziemi pogranicznej 
ze stepami, wystawionej na wojny i najazdy. W kraju Lachów, 
z którymi Waldemar więcej wojen już nie wiódł, był zupełhie 
bezpieczny. 

Oprócz tego Białogrodu, zresztą niekoniecznie hisrtoryczn^o, 
Waldemar w okolicy nad Bugiem, naprzeciw Czerwieńska i Cheł- 
ma, zbudował na brzegu wschodnim tej rzeki gród, który od 
swego imienia nazwał, a który po słowiańsku zasłynął niedługo, 
jako Włodzimierz. To już domysł historyczny może się upomi- 
nać o wszelkie pozory prawdy. Włodzimierz ów niezawodnie 
stan^ w tym celu, ażeby strażnicą był, nad świeżo uczynionemi 
zaborami w ziemi lechickiej. Widać to i ze znaczenia, które do 
tego grodu konung przywiązywał. Trzymał tu zawsze synów 
swoich, potem przy podziale państwa we Włodzimierzu ustanowił 
stolicę udzielnego księstwa, które się pewnie składało z owych 
zdobyczy lechickićh, aż do Przemyśla. Nowemu grodowi stare 
musiały ustąpić pierwszeństwa, Przemyśl, nawet ów staroda^wny 
Czerwieńsk, wyrocznia grodów. 

Są jeszcze w kronice Nestora niejasne podania 6 wojnach 
Waldemara z Chrobatami. Kronikarz wie co mówi, umie odró- 
żniać lachów od czechów, lachów od Chorwatów. Tymczasem 
i Czerwieńskie grody były chrobackie, ale już pod rządami La* 
chów. Gdzież więc są ci Chrobaci Nestorowi, których wojował 
Waldemar? Na prfudniu grodów czerwieńskich, pod górami, tam 
gdzie już panowanie Mieczysława nie sięgało. Tychże samych 
Chrobatów już prowadził Oleg na wojnę do Grecji, urwawszy ich 
nieco z boku, bo wszystkich nie mógł jeszcze zawojować. Wal- 
demaf i do nich trafił '). 

1) Skorzystaliimy tu wiele z rozprawy Kazimierza Stadnickiego : <0 pierwszych 



j38 PZBSiiA Sm,}AXUk BAftTOSZBWICZA. 'CbmlO. 

153^ ^CJrwi* m- %ij(miBL Widziai kocuuagp jak wokoło wsz^ 
dzie kai^ięla i usacoAy przyjmayiTaJl chrzescjaństwo, w Kijpwie 
tdUse od czasów eńanoiwifii^ OIgi» ^U. chrześ^^^i ^^ w iitaj(9- 
niu i yrześladowauM, bo stawali się ofiarajzii hożyszczanju Oeie- 
TBJ^. sif w Btdgarjl a GtcĄą, miał Waldemar chcaeaq;tfi w są- 
siedztwie, to* samo od Polski Wszystko to sprapuła swój sloitek. 
K^ottng począjt^ myśleći, czy nie porzucić mu^ także wiary w bo- 
SJŚfW i pójść za. zwyczajemr? Wszędzie taki wklki wypadek j[aki 
hgiior pcQf99cie «blQSeśq9ńslwą, wytabiai się skuddem wewnęjtrznej 
jMttijjp Mcodowejl,, apostolstwem^ nauką. Był to krok na dcodre 
fcmarofUf który oową. epakę zaczynał dla narodu przerodzonego 
zupełnie na dttdu*. U jedn^^o Waldemara przyjcie wiary było 
sprawą war^[skiego kaprysu. Czy naród zaś gotów był do taj 
natmył O tor ani się pjrtaL 

Diaitege^ dmgi uderzający wypadieki Waldem0jr jeden a kai%- 
iąt panującgpob wybierał sobie dowc^e. wiacę, jakby teolog prze- 
Wttik w dogmatach^ Na wieść albowiem^ ^e. konung chce z bo- 
giuni się roAtać, zbtegłr si4 do mego* ze wszeck stron świata 
■iMJiiiiii I u; byli: mahoaftetanie, ży^ których dfe brakowało 
w sąsisdakj fasafaie Chazdrów^ na końcu przyszli grecy, zapewne 
Qrlkoi lairiiiilarir księży nie byt^^ Grecy wiele rozpowiadali Q po- 
czątku świata i ^ fMrzyszt^m ftyeitt»> kbóre w ich wieize zyskać 
OMteSk byioc gflofeili koamigawi ogniem^ wiecznymr jeżeli ich' nie 
poakidfiu MUtemefanie tabźe opowiadali a życia pisyszłem, ma- 
knuali je s^ rozkoHm^ stronf?, jftko^ raj) proroka. Więcf j ich mowa 
po d UbahŁ sif Widdemartiwt^ coi łatwa p6}%£y ale gmewał się na 
obrzezanie, na zakaz wieprzowiny t wina: «RusL jest wesoła pić, 
od pow iadała sir motettjr być* bear tego»« Toi samo walczyło 



**-b^ai<^^nM*«*A*«- 



zaboracH WarragóW mc ńeml fechfckiej i grońzit GtenńcAslkp w B(U$;oi0ce 
źskla^ hkileiila OMolMskicI^ 1843- T<m T. S% tem. MUtatAM godae w^t^gf^ ale 
I Mwttelwai Airfar sUl' ^ np, ^wocU^ że Rad}^n(UQiaii nad Saami poskr«nUł 
YftidtoMUTy bo tfwkft U/ sło«ria& tiaz^wała si^ w og6le Sana, aiby Sota^ Saa '^sst 
tuuEwame waregiskie rzeki jjiaszczystej Sand^ przez skrócenie San, co Nestor v3Ctto> 
naczjł na słowiańskie Peszczanne. Radymno może mieć związek jaki^ przed hi* 
Btoryczny z Radymfczami nad Sożą, ale wywody z piasku zabawtte. AHitor mOwi 
la kronte I2Ś: « wszystkie domysfy o tyle tylko wartość miteć mog^ o He sif Mi 
historycznej powadze opierają*. Sam przecież po czcs'ci £aiitastycxn% okładał bM 
>hr MiftprzTsi^liimy także wywodu ftutora codo nazwy grodów czerwieńskich. 



I przeciw trierze żydow^tó^. Przed loty w tem ^suiiein potoieniu 
był Kahati chazarski, -który ita {^amcaoh BiiDapy i Axyi. tiryWeral 
takie pomiędzy trzema rdigjami i wybrał irydotus^k^ bo się wię^ 
cej nachylał ku Azy i. Teraz nowy Ka^an iUissdwf) wśrid fiio* 
wian, ku fjrecji, ku Europie akłanis^ąc się, wybrał 'An^dcjaństmo 
dlat^o, że na zap3ixmie jego nie zawsze jnog^ ^ydhi i ouiłioaic^ 
tanie dobrze odpowiadać. <rGdzie wasza ziemaa^ł* ^fftat się nz. 
np. Żydów. Odpowiedzieli, że Bóf w ^ewie tozinoiKit :Mi {x^ 
wszech stronach. «Jakże możecie dmgidi tiauczać wiaiy, kie<^ 
was Bóg odrzucił i rozproszył?* Mahomc^tańdtwo by^ ssa, daleko, 
żeby konungowi cośkolwiek imponowało. Mówi) zresztą, &e W^ 
demar wysłał starydi ludzi po świecie oglądać wiary ( Jiabadbeńn 
stwa, żeby się przekonać która lepsza. Ciry jeździli €xy me je- 
ździli starcy, rzecz to obojętna, to pewna, 4e cny to -w «lq|tek. 
naocznego przekonania się, czy z ini^ck jakicb pow^ów, starcy^ 
owi, których się radzS Waldemar, ^a wiarą |frecka49ię^ośivi^u)iczylL 
Wysławiali piękność ^labożeństwą w Camgrodzie pny cesavza, 
patryarsze i biskupach. Wreszcie silnego użyfi dowrodu: ^jefflifa^ 
mówili do honunga^ wiara gręcka byfa złą, pewtń^by nie przyjęta 
]e] babka twoja Olga, a t^ła to mędrszlt od wszystiUdi kdzi*. 
To przekonało stanowczo, Waldemar ćhcłał* zostać 4ArzefcjanpiwB>, 

Szczere nawrócenie musi doszukiwać się zbawieoia ^nogą 
pokory. Waldemar się nie nawracid z pnekonaaia, dlatego, że 
lud jego dojrzał do wiary chrześcjańskiej, sie z prostego kapiy* 
su. «Wszetecznik nieobuzdany, okrucieństwa pelen» % który w je- 
dnej godzinie bożyszcza stawiał i krwawe przynosił ka oAary, 
nie mógł w drugiej stać się odrazu natchnionym apostołem, świę* 
tym człowiekiem. Zkądże tu więc w sercu jego mkjsce (fla po* 
kory? To też Waldemar niemy^ał prosić z Grecji o kapianów> 
bo w j^o oczach było to uniżyć się, ale postaaomł zawojować 
wiarę. Wynalazek był czysto war^ski. 

Było to w r. 988 w lat 23 po dirzoe Pokki* Waldemar 
zebrał drużyny swoje i wojsko ze słowian i nagie obiegł OiemMif. 
ouasto greckie, nad morzem czamem. Upomie bronili się mie« 
szkańcy, ale przez zdradę Anastazego greka, fctory strz^dę f>ttś^3( 



>) Taki tytał mu daje Sołowjew I. 156. 
. «) Dytmar VII. 52. 



390 DZIEŁA JUŁJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

Z miasta do obozu obijających, Waldemar dowiedział się, gdzie 
są kanały, odcięciem wody zdobył Chersoń. Posłał natychmiast 
do cesarzów Konstantego i Wasila z uwiadomieniem: «slyszałem, 
że macie siostrę dziewicę, jeżeli mi jej nie oddacie, z waszem 
miastem będzie toż samo co z Chersonem». Sprawa dochodziła 
do kresu, w którym wjrtlomaczyć się było potrzeba jaśniej, bo 
wiedział Waldemar, że poganinowi cesarze nie wydadzą siostry. 
Tak się i stało, nie odmówili, ale położyli swój warunek. « Ochrzczę 
się, mówił konung do Greków, miła mi wiara wasza i nabożeń- 
stwo, o których mi rozpowiadali moi posłowie*. Nie chciała 
księżniczka Anna iść za konimga Russów, bała. się dzikiego czło- 
wieka. Dytmar nazywa ją Heleną i mówi, że to była ta sama 
księżniczkai z którą chciał się żenić Otton II. '). «Pójdę jak w nie- 
wolę, mówiła do braci, lepiej tu mi z wami umierać*. Ależ miała 
cesarstwo, ojczyznę swoją, wystawiać na zemstę waregów? Wjrższe 
te względy odniosły tryumf w sercu niewieściem, nieraz to pier- 
wszy i nłe ostatni. Przyjęta z uroczystością w Chersonie, była 
świadkiem innej uroczystości, chrztu Waldemara, której dokcnał 
miejscowy biskup grecki. Skończyło się to weselem.^ 

Konung wziąwszy z sobą chrześcjańską żonę, zdrajcę Ana- 
stazego, kapłanów chersońskich, relikwie św. Klemensa i Teba, 
dalej sprzęt cerkiewny, obrazy, dwa bożyszcza z miedzi i cztery 
konie także z miedzi, Chersoń oddał napowrót grekom, jako po- 
sag za żoną i powrócił do Kijowa. Tutaj najprzód pochrzcił qr- 
nów swoich potem wyższych dworzan i kazał powsrwracać bał- 
wany. Sam je postawił, sam poobalał. Rozbijano je i palono. 
Peruna przywiązano do ogona koniom, które z góry popędzono, 
. dwunastu ludzi biegto za bożyszczem i pałkami je biło. Peruna 
tego wrzucono w rzekę, a ludzi kazał konung poustawiać na 
brzegu, żeby go kijami odrzucali ciągle na środek rzeki, aż. póki 
nie zniknie za potokami. Kiedy wleczono Peruna do Dniepru, 
polanie płakali, ale nie stawili oporu, ujarzmieni nie śmieli się sprze- 
ciwiać woli wyraźnej konunga. 

2^czał się następnie obrząd chrztu z polanami, z podbitymi. 
Kajdani i sam konung nawracali, byli tacy co szli z radością do 
chrztu, ale ogromna większość ludu była tej zmianie przeciwna. 



') I>ytinar VIL 52. 



Tom L . mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 3^ 

CO naturalnie. Jedni wahali się, drudzy nie chcieli. Konung wten- 
czas użył środków stanowczych. Posłał po Kjowie rozkaz, żeby 
nazajutrz wszyscy nie ochrzczeni szli do rzeki, kto nie sianie bę-, 
dzie mu przeciwny. Po takim rozkazie wielu poszło z ochotą^ 
zwłaszcza ci, którzy dotąd wahali się; «gdyby nowa wiara nie 
była lepsza, kniaź i Bojary nie przyjęliby jej» mówili. Dowód dla 
nich tak ważny, jak dla Waldemara był przykład Olgi. Iniń 
szli z musu do rzeki. Inni przywiązani do starego obyczaju, 
uciekali przed przemocą do stepów i do lasów. Nazajutrz po roz- 
kazie, wyszedł konung z kapłanami greckimi nad Dniepr, dokąd 
się zbiegły tłumy narodu, wszyscy weszli do rzeki, kapłani 
chrzcili. 

154. chrzest TP ^owo^roizie i w innycl^ stronach państwa. To 
w Kijowie, jakże było w innych grodach i ziemiach państwa 
Waldemarowego? Jeżelić w stolicy chrześcjaństwo zaprowadzała 
się rozkazem, w kraju który o ścianę graniczył z Bulgaiją nad- • 
dunajską, Grecyją, jakże północne strony, które ani słyszały 
o chrześcjaństwie, sąsiedztwo Jadźwingów i Litwy,. Czudów i Fin- 
nó^, wreszcie dziko rycerskiej skandy na wszczyzny, jakże te pót* 
nocne strony mogły z ochotą przyjmować brzemię Chrystusa? 
Waldemar jednak całe swoje państwo ochrzcić postanowił. Staś 
się to tylko mogło znowu rozkazem i prześladowaniem. 

Grecy razem z Waldemarem wysłali do Kijowa z Chersonu 
biskupa, któremu podobno dali odrazu tytuł i godność metro- 
polity. Kościoła nie było, wyznawców nie było, tembardziej bi- 
skupów, ale był już metropolita in partibus iniidelium. Chcieli 
widocznie grecy odrazu całą urządzić hierarchię, wiedzieli, że 
w przestronnem państwie Waldemara będzie miejsca dla kilku 
biskupich stolic. Zresztą jak niekorzystać w całej obszernośti 
z dobrego usposobienia konunga, który w sprawach wiary i ko- 
ścioła nic nierozumiał? Cokolwiek bądź się zrobi, konung tm 
przyjmie, iln więcej się cerkwi założy, tem więcej będzie miejsc 
dla greków, tem większe dochody dla patrjarchy. Gorliwie też 
Aiżyli Waldemarowi w tej sprawie nawracania kapłani greccy. 
Są nawet poszlaki, że metropolita Michał imieniem, miał obok 
siebie nawet kilku greckich biskupów z Carogrodu. Apos»#łowie 
ci szli przepowiadać wiarę w głąb ziem "słowiańskich. Szli na 
p<^oc do Nowogrodu. Towarzyszył im Dobry nia wuj konunga 

HifioTJa piecwotna Polski T. L 49 



392 DZIEabA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DI. 

i jego rozkazów wypełniciel i grek zdrajca Anastazy, ale co wa- 
żniejsza tłumy zbrojnych nawracaczy. Po drodze chrzcili, ale 
' głównym celem ich podróży był Nowogród, druga stolica pań- 
stwa. Gdyby tam udało się zaprowadzić chrześcjaństwo, kraje 
pośrednie pomiędzy Kijowem i Nowogrodem musiałyby się prę- 
dzej czy później przeważną siłą wypadków nawrócić, nawet bez 
usiłowań apostolskich. 

Waldemar ani myślał o tem, że ^ię nie uda. Apostołowie 
bali się jednak zaczepiaćz razu Nowogród. Szli zapewne wodną 
drogą po Dnieprze i Wołchowie i aż na przedmieściu Nowogrodu 
pobudowali cerkiew, potem skierowali się rzeką Szeksną aż do 
Rostowa i tam nawracali w stronach wschodnich, blizko uralskich 
ludy fińskie. Stare to posiadłości konungów. Jeszcze Ruryk 
i Oleg panowali w Rostowie, który był stolicą narodu Mera. Te- 
raz ujarzmianie plemion słowiańskich zaczynało się przez Finnów 
i Fińnów przez Słowian. Nowy dowód mądrości stanu Walde- 
mara. 

Nawróciwszy Rostowslde okolice i osadziwszy tam podobno 
biskupa greckiego Teodora, apostołowie zwrócili się nad jezforo 
Ilmen, do rzeczywistych Słowian. Ale Nowogrodzianie stawili 
opór. Dowiedziawszy się, że z apostołami idzie Dobrynia, zgro- 
madzili się w wiecze i przysięgli sobie, żeby go nie wpuszczać do 
miasta, bóstw rodzinnych nie poświęcać. Następnie zburzyli ja- 
kiś po drodze wielki most nad Wołchowem i wyszli naprzeciw 
Dobryni zbrojno. Chciał wuj konimga przekonać ich słowem, 
grzecznością, ale słuchać nawet nie chcieli, maszyny kamienie 
miotające postawili na moście. Szczególniej, mówi podanie, opie- 
rał się i podmawiał Nowogrodzian główny ich kapłan pogański 
Bógimiił, przezwany za swoją wymowę Słowikiem. Dobrynia 
przyprowadził do Nowogrodu biskupa Joachima, który miał tam 
zostać na stolicy. Trzeba się było biskupowi temu i kapłanom 
wziąść do szczegółow^o nawracania na przedmieściu; chodzili po 
placach i ulicach, uczyli, przekonywali i w dwa dni udało im się 
kilkaset 06Ób nawrócić. Było to nawrócenie się pewno ze strachu. 
A^c tymczasem na drugiej stronie za miastem, tysiącznik nowo- 
grouzki Ugoniaj objeżdżał ulice i krzyczał: «lepiej nam umrzeć 
jak bogów naszych' wystawić na niecześć». Lud się burzył, obalił 
(^worz€c Dobryni) złupił jego majątek zabił mu żonę i kilku kre* 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 353 

wnych. Wtedy to tysiącznik z drużyny Waldemara Putiata nie 
wahał się użyć przemocy. Przygotował łodzie i na nich w nocy 
przewiózł na drugą stronę rzeki 500 ludzi wybranych ź r^sto- 
wian i wszedł do grodu bez preeszk(^dy. Wszyscy tam myśleli, 
że to przebywają nowi obrońcy ojczy^y, a to byli Finnowie na- 
jemnic^ Waldemara. 

Putiata doszedł do dworu Ugoniaja, pojmał go i drugich co 
znaczniejszych ludzi i zaraz wszystkich wjrprawił za rzekę do wuja 
Dobrym. Na. wieść o tern się ludu zebrało do S^OO i ;sawiązat 
stę bój straszny z Putiata, inni poszli i zburzyli cerkiew, inni do- 
my chrześcjan łupili. Rankiem nadciągnął Dobrynia z całą siłą 
zbrojną i kazai^ zapalić kilka domów na brzegu. Byłto fortel. Nowq- 
grodzianie pobiegli pożar gasić i bój nagle ustaŁ Wt: lajzna- 
komitsi z grodu przyszli i prosili Dobrynię o pokój. ^ Sa -jcędzie 
ludzie, którzy dla korzyści osobistych odst^ują ogólnej sprawy. 
Dobrynia z tego skorzystał ściągnąwszy zbrojnych, żeby się gro- 
źniejszym wydawał, zabronił grabieży swoim, ale jednocześnie ka- 
zał wywracać bałwany, palił drewniane, kamienne zaś rozbijał 
i powrzucał w rzekę. Mężowie i niewiasty płakali, rozpaczali, 
ale Dobrynia odpowiedział im buiiejąc się: « czegóż ubolewacie 
nad temi, którzy samych siebie obronić nie mogą, czego się od nich 
spodziewacie ?» I to mówiąc posłał rozkaz Waldemaro^y. Posa- 
dnik Wróbel syn Stojana, mąż wymowny i wychowaniec konungo, 
na placach nakłaniał obywateli do chrztu, widu szło do rzttka do- 
browolnie, ale kto nie chciał, zbrojni go prowadzili; wyżej miasta 
chrzdli się mężczyźni, niżej niewiasty. Byli i tacy przyjaciele bo- 
gów, którzy chcieli podejść dobrą wiarę apostołów, przyznawali 
^ę do chrztu chociaż go nie przyjmowali. Joachim więc ^^zyst- 
kim ochrzczonym kazał włożyć na szyje krzyże, kto nie będzie 
miał krzyża temu nie wierzyć że ochrzczony, czy chce czy nie 
chce ochrzcić go natychmiast Oczywiście dobry to był środek 
dla ludzi, którzy nie zbawienia ludu pragnęli, ale swoich korzyści; 
nie szło tam o naukę, ale o formę, o to żeby potem mieć pozór 
do prawa. Środek musiał się pokazać skutecznym. Cerkiew od- 
budowali na nowo. Chrześcjaństwo zakwitło. Skończywszy 2q>o- 
sMską pracę, Putiata poszedł do Kijowa, a Nowogrodztame utwo- 



9gĄ DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom UL 

rzyli ae swojej historyi przysłowie: «Putiata ochrzcił mieczenij 
a Dobrynia ogniem* ^). 

Konung kazał stawiać zaraz wszędzie cerkwie, zwykle na miejs- 
each na których dawniej stały bóstw posągi. Po metropolicie Midiale 
który umarł n 991, przybył nowy Leon z Carogrodu i nawracał 
dalej po grodach i siołach. . Ale za wielka była przestrzeń i lud 
za zbyt świeży dla wiary, żeby wielka spra^wa dale] swobodnie 
się rozwijała. Po stolicach przemoc zrobiła swoje, ależ nie można 
było przeniknąć wszędzie serca plemion i widzieć co się w nich 
dzieje. Do tego pamiętajmy, ^że o formę Waldemarowi chodziło. 

• 

Wseystko to prz}nvodzi nas do wniosku, że chrześcjaństwo za 
konimga tego rozszerzyło się tylko po wąskiej przestrzeni ziemi, 
która leżała obok wielkiej drogi wodnej z Kijowa do Nowogrodu. 
Na wschód od Dniepru, nad Oką i górną Wołgą, nawet w sa- 
mym Rostowie, pomimo tqgo, że i tam byli apostołowie, chrześ- 
cjaństwo rozwijało się słabo. W późniejszych już dobrze czasach 
nmichy z Kijowa szli z opowiadaniem wiary pomiędzy Wiatyczów 
i Merę i przyjmowali tam wieniec męczeński. Nestor jeszcze za 
swoich czasów słyszał o czasach pogańskich u Wiatyczów. Nako- 
Mec metropolita kijowski za panowania jeszcze syna Waldemaro* 
wego nazywał chrzescjan swojej dyecezyi «małą trzodą* Chrystu- 
sową. Na zachodzie od Dniepru szło lepiej, dla bardzo łatwo 
pojąć się dających przyczyn, tu ziemie były przygotowane więcej 
do nowej wiary, ocierały się o chrześcjaństwo w dawnych gro- 
dach czerwieńskich, w Polsce. Jest nawet podanie, że sam ko- 
nung chodził z biskupami w te kraje i że we Włodzimierzu wo- 
l)rńskim zbudował cerkiew Boga Rodzicy. 

155* ^(ddenuir jako chrzdcjanin. Dziki Waldemar miał się 
nawrócić odrazu, zmienić się do niepoznania w swoim charakterze. 
Tak mówią powszechnie historycy na podstawie jednego i dru- 
giego faktu. Ale czy to była prawda? Psychologia fakt tlomaczy. 
Wszyscy nowo-nawróceni władzcy byli gorliwi w rozprzestrzenianiu 
wiary, to niezawodna, ale czy ją jak należy rozumieli, czy w naj- 
serdeczniejszym niedawno na pół jeszcze dzikim chrześcjaninie wia- 
ra moż« było robić cudy, zmieniać jego wyobrażenia i obyczaje } 
MiecZ3rslaw przyjął chrześcjaństwo z przekonania przez rosnim, 



«) W»7stko wedłnf Latopisu Joacłumowego, porównać Sołowjewa I, 162-163. 



Tom L inSTORJA' PIERWOTNA POLSKL 395 

wypadki do tego kroku go zmusiły, a dużo pogańskich miał 
usposobień, jakże daleko inne położenie Waldemara, który nie 
z natdinienia Ducha świetno, nie zmuszony okolicznościami, zimno 
przyjął wiarę, który wojną Greków zmuszał do tego, żeby go 
nawrócili? W pozorach niezawodnie był gorliwym wyznawcą Chry- 
stusa Waldemar, ale dzild jego charakter przed i po przyjęciu 
waiy był waregski, w przemoc tylko wierzył. 

Cerkwie budował wszędzie, ale najwspanialsze w Kijowie. 
Stawna pomiędzy innemi była cerkiew Boga Rodzicy tak nazwana 
Dziesiatynna ztąd, że konung na jej uposażenie przeznaczył dzie- 
siąty grosz z własnych dochodów i zobowiązał do tego następców, 
żeby wolę j^o szanowali. Ozdobił cerkiew w obrazy, krzyże 
i sprzęt zdobyty w Chersonie, i dał ją pod zarząd zdrajcy Ana- 
stazemu, który oczywiście był kapłanem i nawet wysoko stał 
w łaskach konunga, kiedy główną stołeczną cerkiew otsrzymał. 
Pobożny na swój sposób z niebem wchodził w układy i obiecywał 
Bogu, że mu postawi nowe cerkwie za zwycięztwo; skutkiem ta- 
kiego układu stanęła cerkiew w Wasilewie. Rozsypywał jałmużny 
bo tak mu kapłani radzili. Kazał rozwozić po wsiach kijowskich 
chleb, mięso, rybę, owoce, miód r kwas w beczkach. Tak się 
lękał Boga, że nie chciał karać zabójców śmiercią, ale karą pie- 
niężną, wirą. Zdaje się jednak, że niepotrzebnie kładli to latopisy 
na karb miłości chrześcjańskiej Waldemara, obyczaje Waregów 
albowiem nie potępiały zabójstwa. Jako więc wareg naturalnie 
konung nie widział w zabójstwie nic złego, chociaż kapłani greccy 
uczyli go: «nie zabijaj!* Do ułożenia kodeksu poprawn^o, tem- 
bardziej według pojęć chrześcjańsldch, daleko mu było. Nie chciał 
więc wdawać się w takie sprawy, nie pojmował żeby za to mógł, 
żeby miał prawo karać, panowanie jego całkiem jeszcze polityczne 
nie prawodawcze było. Kapłanom więc kiedy żądali po nim, 
żeby karał zabójców, odpowiadał: «boję się gniewu Bożego* 
i własną ich zwalczał bronią. Nareszcie potem biskupi go prze- 
konali, a chociaż wira była dla niego lepszą bo przynosiła dochód, 
konung ją zniósł i kazał śmiercią karać zabójstwa^ To z jego 
strony było nowem ustąpieniem wierze chrześcjańskiej. Biskupi 
greccy go uczyli jak być monarchą po europejsku, rozwijali jego 
władzę. 



396 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

Krwi tak się bał rozlewać, że przestał wojny prowadzić 
z sąsiadami, z czego korzystali Pieczeniegowic. I znowu ustąpił 
konung nastawaniom biskupów, którzy go uczyli, że ma państwo 
do zasłony. 

Ależ obok tego stopnia pokory, który w naszym Waldema- 
rze zdumiewa, waregska dusza nie drzymała. Kapłanów pier- 
wszych dostarczyła Grecya i zapewne Bulgarja, która tu więcej 
położyła zasługi, że posyłała kapłanów słowiańskich. Z nimi roz- 
szerzała się i oświata chrzcścjańska wśród plemion. Tylko nau- 
czaniem, rozrzucaniem światła mogła ukrzepić się wiara w pań- 
stwie Waldemarowem, to wytłomaczyli konungowi metropolita 
i biskupi. Jakże tu sobie poradzić, jak uczniów dostać, jak krze- 
wić tę oświatę? Tak jako wiarę samą, to jest przemocą. Nie 
chodziło już tutaj o starych ludzi, którzy umierać sobie mogli 
pochrzczeni bez znajomości pierwszych zasad wiary, ale o młode 
pokolenia. Waldemar kazał więc zabierać dzieci bogatszym i ubo- 
gim i rozdawać je po cerkwiach do kapłanów, żeby się uczy- 
ły czytać i pisać. Matki płakały, ale na to sposobu nie było. 

156. ^kuJtki przyjęcia przez Waldemara wiary z ^recyi. Wypa- 
dek kijowski zr. 988 miał wpływ ogromny nadzieje wogóle sło- 
wiańskie, a wpływ nieobrachowancj doniosłości na dzieje polskie 
tak, że skutki do dziś dnia są widoczne. Póki Polska nie przy- 
szła aż do Dniepru, spotykały się obok siebie nad Bugiem dwa 
obrządki, łaciński i grecki i nie wadziły sobie. Ale potem kiedy 
wiara skrzepła nad Dnieprem, nad Dźwiną i kiedy Polska przyszła 
aź w te kraje ze swoją cywilizacyą, dwa te obrządki ujrzały się w je- 
dnem państwie. W tej chwili kiedy Waldemar przyjął chrześ- 
cjaństwo, nie rozdzielał ich dogmat, kościół wschodni i zachodni 
były jedno, ulegały zarówno władzy Piotra św. Później dwa te 
obrządki rozdzielił dogmat i w jednem państwie polskiem była 
pomiędzy niemi walka. 

Waldemar nie umiał rozróżniać żydowszczyzny, mahometa- 
nizmu od chrześcjaństwa, jak miał rozróżniać dwa obrządki 
w chrześcjaństwie? Wprawdzie nie potrzebował tego, wchodził 
dobrowolnie w stosunki jakie się wyrobiły historycznie. Była to 
epoka już po Focjruszowa. Grecya już oddychała myślą odszcze- 
pieństwa od jedności kościoła, ale jeszcze z nim nie zerwała sta- 
nowczo. Kwasy jakie wypadły zacierała gorliwość patryarchów 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 397 

carogrodzkich, następców św. Ignacego. Mikołaj Chryzoberg, 
gorliwy popieracz jedności kościoła był w tej chwili, kiedy Wal- 
demar wiarę przyjmował, patryarchą. Dopiero w lat kilkadziesiąt 
po śmierci W^ildemara będzie czas na rozerwanie, ojtworzy się 
pole ku nienawiści śmiertelnej. Tymczasem państwo waregskie 
przyjmując chrześcjaństwo greckie, było w jedności religijnej 
z Rzymem, chociaż Waldemar o tem nie wiedział i tern sameny 
ulegało duchownej zwierzchności Papieżów. Ale że spokój był, 
że władza naczelna cerkwi w Carogrodzie trzymała w tej chwili 
z Rzymem, nie zabezpieczało to bynajmniej przyszłości. .Rak to- 
czył już zdrowe ciało cerkwi greckiej. W duchu jej kryło się 
odszczepienie, lubo jeszcze ukrywać się musiało przed okiem 
ludzidem. Z tego względu uważane nawrócenie się Waldemara 
było nieszczęściem dla słowiańskich ludów, nieszczęściem nie dla sa- 
mego faktu nawrócenia się, owszem wejść do kościoła było po-< 
trzeba, wielkie sprawy tego wymagały, ale nieszczęściem dlatego, 
że Waldemar przyjął wiarę z Grecyi. Gdyby za nauczycieli miał 
kapłanów Metodyuszowych, kościół swój kijowski, który zakładał 
byłby tem samem utrzymał w jedności z Rzymem. Ale kapła- 
nów Metodyuszowych już się przebrało, uciekli z Moraw na Btil- 
gary. Potem się poróżnili z Rzymem, a raczej zapomnieli tylko 
dawnego związku i zbyt się pobratali z Carogrodem za długiego 
panowania Piotra Symeonowicza. Chytra Grecya umiała poskro- 
mić rycerską dzielność Bulgaryi i w uścisku swojem ciało i duszę 
jq wzięła. Duch Metodyuszów uleciał, a w żyły narodu wsiąkać 
zaczynała schyzma i czystości wiary nie mógł nawet z tej strony 
dotknąć się Waldemar. 

Grecja, która całe życie* swoje żyła tylko dysputami religij- 
nemi, tworzeniem sekt coraz potworniejszych, pochlebstwem ce- 
sarzowi, która kościół swój poddała pod władzę świecką, która dla 
ambicji zuchwałych ludzi podnosiła patryarsze trony, ta Grecja rozer- 
wana z Rzymem siać tylko mogła rozpustę, bezprawie i samo- 
lubstwo. Widnieliśmy, jak ciężko szczepiła się wiara chrześcjań- 
ska w państwie Waldemarowem, wśród ludów do niej nieprzy- 
gotowanych. Cóż było, kiedy opiekę duchowną nad temi ludami 
przyjęła Grecja, która nie starała się o ich oświecenie, ale o swoje 
własne korzyści? Patrjarchowie carogrodzcy przysyłali do słowian 
greckich metropolitów i biskupów, swoich ziomków, obcych lu^ 



3cg DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

dowi, nieobeznanych z językiem ziemi; przysyłali tych, co im 
płacili, mniej albo więcej. Bywały wyjątki, ale rzadkie. Biskupi 
greccy zarażali narody niechęcią do Rzymu, psuli dogmat Pra- 
wda, źe gorliwością zacniejszych biskupów, że zbiegiem okoli- 
czności utrzymywały się tam i tradycje katolickie; ale zawsze 
była tu walka ze schyzmą z wyobrażeniami greckiemi. Wiara 
nie szczepiła się jako dobrodziejstwo Boże, ale jako ludzka insty* 
tucja. Ruś, bo Rusią w nauce nazywać musimy od Waregów 
wzięte razem te kraje, Ruś w walce sama z sobą, długo nie wie- 
działa w^ co ma wierzyć, do jakiego Kościoła należy. Gdyby się 
opóźniło przyjęcie tej wiary, gdyby nie przez Waldemara z Grecji 
przyszła Rusi chrześcjańska oświata, możeby plemiona zabużań- 
skie przyjęły ją z poręki Polski, od Mieczysława, albo syna jego 
Chrobrego. Były przecież apostolstwa łacińskie na tej Rusi, które 
« Bolesław urządzał. Nawrócenie Bużan, Drewlan i Polan z Polski 
byłoby ściślej związało z sobą te bratnie ludy z nad Wisły 
i z nad Dniepru. Chrzest Waldemara teraz stworzył ^między 
liiemi różnicę, której w rzeczywistości nie było i być nie mogło. 
Wiarą łacińską skupiły się ludy lechickie pod Mieczysłai^fm i jego 
następcami, wiarą grecką plemiona pół na pół lechickie pod 
Waldemarem i jego następcami. Granice państwa w r. 965 — 988 
były granicami dwóch obrządków. Trudniej było teraz Polsce, 
kiedy waregów wyganiać przyszło, i jarzmo znosić ze swoich, 
trudniej jej było słowo swoje rozwijać, bo przez religijną różnicę 
bracia zabużańscy stali się jej teraz nieco obcymi. 

I wtem to właśnie leży wielkie nieszczęście, które wśród 
nas posiał obcy władzca, konung waregski, Waldemar. Pań- 
stwo Jego zlewAe ze zbyt różnorodnych pierwiastków, rbńoiyó 
się musiało. Sam jeszcze konung pomiędzy synów je podzidiŁ 
Władza jednio pana, żeby najsamowładniejszego, nie utworzyła 
w niem jedności, ojczyzny. Nie jedno pokolenie, nie sto lat łu- 
pieży wjrrabiają ojczyznę. Owszem pomimo przemocy Waldema- 
rowej, pomimo tego, że 5301 jego rozrzucone części znowu w je- 
dno połączył, praca Waregów nie wytrzjrmała parcia, że tak 
powiemy, krytyki połączonych przemocą plemion, i nigdy kraj ten 
cały od Nowogrodu do Bugu jedności rzeczywistej, narodowej nie 
stanowił. Kiedy tak jest, Ijakże wielkim węzłem spójności była 
dla t^o kraju wiara, obrządek? Takiemi właśnie rzeczami jak 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 3^9 

Wiara jedna, krzepią się i rosną państwa. Wiara jedna nie zlała 
w całość jednolita różnolitości plemiennych nawet słowiańskich, 
w przeciągu kilku wieków, w których rozwijały się skutki najazdu 
waregskiego, bo innych środków ku temu brakowało. Gdyby 
i teraz i tej jednej różnicy poipiędzy Polską a plenlionatui wscho- 
dniemi nie było, lepiejby poszła sprawa narodowości poUkiej, 
prędzejby się rozlało słowo nasze tam, gdzie mu Opatrzność wy- 
znaczyła kresy, 

Ale trzeba przyjąć fakt jakim jest. Waldemar utrudnił rzecz 
Polsce, postawił ją teraz na straży świata łacińskiego, zachodniego, 
wysoko cywilizacyjnego, kazał jej walczyć tu na końcu świata 
w sprawie kościoła i cywilizacyi; walka ta była zewnętrzną dla 
Polski przez kilka wieków, potem wewnętrzną, Ale chociaż zwy- 
ciężko wyszła z pola walki, wkrótce znowu się okazało, żę tdn 
rozdział stworzony przez Waldemara, był i jest nieszczęściem. 
Może nie będzie. 



VI. TRZY ŚWIA.TY OBOK SIEBIE. 



157, jptyZ^ ocjSlny. Znamy sąsiadów Polski, jatldmł byli 
w cza?a;ch jej przedhistorycznych, a raczej tylfeo przedpiaatow- 
^kich. Żyła jeszcze Folska za czasów Leszków i Popielów w Wiel- 
Idem osamotnieniu wśród rzeszy pobratymczych ńAródów, w głębo- 
Jdej nieświadomości tego, co. po za jej granicami śię działo. Ale 
powstała wreszcie 1 tworzy trzecią wielką centralizację słowiańską. 
W epoce te; już się wiele około niej zknieniło. Kiedyś pustego 
iniejsca dużo około niej było, bo plemiona bratnie żyły patryar- 
chalnem życiem. AJe nareszcie grożąc i wynaVo<Jowiąjąc j^ 
burza sroga przykoczowalo aż do jej grariic cesarstwo niemieckie. 
Z drugiej strony wichura dziejowa z łóńa zittuiefj Sfcalitfytiawji 
wyrzuciła Aa aen;ue słowiańskie zdobywców goniących tylko za 

Historia pierwotna f^olski t. t $^ 



400 HTSELK * JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m 

łupieżą i kiedy im się niespodzianie szczęśliwie udało, lawa skan- 
dynawska zastygła i osadowiła się na ziemi pobratymców naszych. 
Jeden wiek, koniec YIII i początek IX wieku, sprawił te wielkie 
zmiany. Trzy państwa zeszły się z sobą. 

Polska przedzielała jedno od drugiego, bo sama była w po- 
środku, potęgą wszelako żadnemu nie mogła sprostać. 

Cesarstwo, a właściwie tylko królestwo niemieckie, bo tytuł 
cesarski skutkiem historycznych zdarzeń dostał się królom nie- 
mieckim, otóż cesarstwo owo niepodległe w dobie Miecz}^awa 
już od dwóch wieków blisko, było spadkobiercą starej cywilizacjri, 
która się wywijało z barbarzyństwa osadowionego na rozwalinach 
rzymskiej potęgi cesarzów. Kraj ten dawno chrześcjański wiele 
już postąpił pod wszelkim względem towarzyskim, prawodawczjon, 
naukowym. Kościół, najwyższa wtedy społeczna i duchowna 
władza, jedynie cywilizująca, miał w narodach niemieckich cześć, 
jaka się mu sprawiedliwie należała, teraz się na nich głównie opie- 
rał. Ścisłe związki narodów tych z Włochami, z krajem w któ- 
rym była stolica chrześcjaństwa, cesarską władców koroną wzmo-. 
cniona, podnosiły i samo znaczenie, wszech europejskie, wszech 
obecne państwo, które z taką mocą nad Słowianami teraz zacią- 
żyło. Potęga materjalna i duchowa była po stronie tej niemieckiej. 

Państwo waregskie przyszło więcej do ziem słowiańskich 
prz)rpadkiem, bez myśli. Ale się wprędce obeznało z położeniem 
rzeczy, i umiało z tego korzystać. Patryarchalne narody poroz- 
rywane, bez związków z sobą, łatwo przychodziło spoić w jedno 
państwo, trzymane siłą. To też kiedy okoliczności tak się zło- 
żyły, że najazd Ruryka mógł się już zakończyć za Jaropełka 
i Polsce Mieczysławowskiej zostawić pole ciągnąć dalej pracę 
Waregów, Waldemar nie popuścił ofiary z ręku i drugim naja- 
zdem więcej nacisnął ziemie słowiańskie. Właśnie cała jego siła 
spoczywała w lym najeździe. Oi^^ańizacja hierarchiczna doskonale 
się rozwinęła na północy, przez nią wygrywali Skandynawowie, 
przez nią utworzyli państwo w Słowiańszczyźnie, do którego się 
wiele też przyłączyło pierwiastków fińskich. Uorganizowane tłu- 
my, zespolone wspólną sprawą, chęcią zdobyczy, szły karne pod 
wodzą pierwszego lepszego konimga albo rycerza i tryumfowały 
nad WBzeUdemi trudnościami. Kłócić się mogły z sobą, ale prze- 
ciw nieprzyjacielowi zawsze zachowywały z sobą solidarność rze* 



Tom Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 401 

miosla. Organizacja ta przyszła wśród naszych ojców do zna- 
czenia, również jak brak tej organizacyi ojców naszych zgubił. 
Waregowie przytrzymali plemiona pod swojem panowaniem. 
Rozkazem zaprowadzali wiarę chrześcjańską, rozkazem przepędzali 
całe ludności z północy na południe. Na rozkaz ich wijiosiły się 
grody, jakby za skinieniem ręki czarodziejskiej, zaludniały się 
kraje. Tak samo w razie wojny z Polską, mogli Waregowie po- 
ruszyć całe ludności braci przeciwko braciom. Brali z nich prze- 
cież, jak widzieliśmy, tylko pewien procent krwi i majątku, brali 
ludzi i pieniądz. Brali, ale i Idedy chcieli, bo nie dosyć, że obsa- 
dzali grody swoimi mężami, z których każdy miał przy boku 
swoim drużynę, ale i na zawołanie zawsze mogli ściągać zza mo- 
rza tłumy głodnych rodaków. W tem tkwiła ich potęga. 

Polska w pośrodku tych dwóch światów leżąc, miała coś 
z niemi wspólnego i coś od nich odrębnego. Dwa kolosy ^ą- 
czywszy się, w Polsce wydały trzeci. Polska miała w sobie to, 
czego jedno z dwóch państw, niemieckie albo waregskie nie miało, 
lecz drugie miało, a nadto jako społeczność żywa, utworzona histo- 
i]ą, Polska miała coś swojego znowu, czego nie widać było ani 
w sąsiedzie jej wschodnim, ani w zachodnim. Z Niemcami 
od Mieczysława i dawniej jeszcze miała wspólny kościół. 2ączy- 
wszy się z cywilizacją zachodnią, na jej wzór urabiać się poczęła. 
Pnsejmowała więc od Niemców urządzenia społeczne, państwo 
w niej powstawało na tradycyach rzjrmskich, cesarskich. Rzecz 
jasna: formy swojej narodowej, słowiańskiej nie było, po zużyciu 
się więc patryarchalności, wziąść tylko było można formę niemie- 
cką, wyrobioną. Ze wschodnim sąsiadem żadnego tu nie było 
i nie mogło być podobieństwa. Normannowie mieli także swoją 
formę wyrobioną rządu, kiedy rzecz tyczyła się wypraw ro- 
zbójniczych, ale ujrzawszy się nagle u steru rządu podbitych na- 
rodów, sami jeszcze nie wiedzieli jak się mają, znaleźć, co robić. 
Dlatego systemat ich rządu, który z Kijowa rozległe ziemie obej- 
mował, nie miał żadnej z początku myśli, był prostą łupieżą, to 
jest rządem, który dla rozboju się ustanowił. Waregowie zosta- 
wili więc nie tknięte wolności stare narodu, bo ich bra^ nie 
chcieli, nie umieli, zostały zatem wiecze i sądy, zwyczaje i uro- 
czystości. Myśli rządowej Waregów zadosyć się stało, skoro 
narody wykonywały rozkazy konungów i książąt Tu więc Polsk a 




402 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IŁ 

nic wspólnego nie miała z Wąregami,- ale .Wiązało ją, wprawdzie 
nie z państwem kijowskiem, ale z pcUdbitymi plemionami, pobra- 
tymstwo| plemienne, słowiańskie. Waldemar przyjmując wiarę 
z Grecyi, zaprowadził różnicę, która rozdzielała rzeczywiście ple- 
niiońa, zrobi- ją także bez myśli, wszelako ta różnica nigdy me 
mogła być tak potężną, żeby zacierała najświętsze powinowactwo 
Ićfwi. 1 owszem, było bardco silne to powinowactwo i przekonamy 
§ic a tem z następnych wypadków, które opowiadać będziemy. 
Przejawy życia narodowego, patryarćhalnego, słowiańskiego 
by^ły długo takież same w Polsce, co w ziemiach zabużańskich 
i naddnieprskich, co w ziemiach lechickich nad Łabą i Odrą uja- 
rzmionych przez Niemców. Ale tutaj Polska za Mieczysława, za 
iego nastęiiców zaczyna stanowczą, całkiem odmienną, wybitną 
przybierać cechę, którą sie odróżnia od swoich pobratymców, 
jest wolna i szczęśliwa wśród ujarzmionych braci na wschodzie 
i na zachodzie. Zachodni niemczą się językiem, wiarą, pojęciami^ 
wschodni zachowali plemienne rysy, narodowość, wszystko swoje, 
rólska ta w pośrodku, nasiąka pojęciami zaćhddniemi, ak ich od 
folslci ńie przyjmują (dlatego pobratymcy na wschodzie, nie ursi%- 
dzają się na ład ogólno europejski, bo siła wypadków popchn^ ich 
winnym kierunku. Jeszcze czas jakiś patryarchalność tam się fusza; i 

żyje alewkrótce się przerodzi pod naciskiem najezdców-w inne formy 

' ■ .... , , - * 

paiistwawć, rozumie się jako wolność wszędzie tłumiona, przefla- 
do waha. Przerodzi się i pod naciskiem bizantytiizmu, obca s!ę 
s^nie europejskiemu życiu. Polska tę starą patryarchalną wofaiość 
swoją urządzi stosownie do potrzeb wieku i spraw narodowych, 
patiyarchalność zniknęła, dUe gminy słowiańskie zostały, na nich 
budował się rząd inny. Wszakże tak samo urządzało ^ę batha*^ 
rzyństwo niemieckie w gminach Rzynui, swoje pojęcia urabiało 
ha sposób rzymski. Ziemia odmienna, chociaż pod wpływem je* 
dnych zasad cjrwilizacyjnych, musiała odmienne przybrać formy. 
U Niemców feudalizm uorganizował się, u nas wolność szlachty, 
która zastąpiła starodawne gminy. U Niemców nierówność tx>»- 
warzyska była podstawą rządu, wznosił się monarchizm, u nas 
królewskość z osobistą dzielnością coś znaczj^a, ale była w zasa** 
dzie swojej zawsze zależną od widoków gmin, to jest szladity. 
U pobratymców wschodnich będzie długi zamęt, walka wewnę- 
trzna z naciskiem książęcym. Polska wyjdzie zwydęzko z prób 



Tom L mSTORYA PIERWOTNA POLSKL 



403 



i zakwitnie nareszcie jako słowiańskie państwo. Będzie pociągała 
ku sobie najbliższych sąsiadów, pod panowaniem Rurykowiczów 
zostających, i wzmógłszy się stanie jak trzecia wielka centralizacja 
słowiańskich plemion i posłannictwo swoje spełni. Państwo zaś 
tak nazwane ruskie Waregów rozbije się na cząstki i nigdy się 
nie skupi, bo to niepodobne, rozbije się w trzy główne odłamy: 
w odłam pobki, który wreszcie na sposób europejski urządzać 
się będzie za wplywend Piastów, w odłam republikański na. pół- 
nocy, i w odłam, w \stórym cześć dla monarchy stanie na równi 
ze czcią dla Boga. Odłam ten ostatni jeden wydzieli się jako 
osobna całość z grona słowiańskiego, bo słowiańskim nie byl na 
ziemi swojej. 

Wskazafiśmy główne rysy. Musimy teraz bBże} w szczegó- 
łach rozpoznać trzy te odrębne światy, które sa z sobą w tak 
kaśtym związku, że jeden ciągle działa! na drugi. 



SPOŁECZNOŚĆ NIEMIEOKA. 



158* j[^. abuctt, rdigijnffii epoJsi. Barbarzyństwo' nićmieClde 
na gruzach cesarskiego Rzymu przyjmowało chxz6śl^ nodsito; się 
do nowego życia. Nawróciwszy się samo szerzyła chi^escjańatY^o, 
pcM^dkowalo je; prawo kościelne i świeckie stanowiłow W świat 
memiecki coraz więcej promień światła Botego przenikał,, nie b}d 
wszelako świat ten dirześcjański wzorem doskonsdym społeczności 
Bdźq. Co wyrobiło się w nim historycznie, to było i być mu- 
siało, barbarzKp^ństwo usuwało się zwolna, noga za nogą, pnsed 
prawda i światłem* Kard W. przeważył zwycięztwo nd sbeoną 
kościoła, ałe ościenne barbarzytistwo jeszcze. dawne osiało poda- 
nia i świat Ottonów pifzedziwną tworzył mozaikę dobrego i złego, 
mieszaninę barw i kolorów. 

Uderzają najprzód strony dobre, światite. Wiara się krzewi, 
kościót opiekun .wszelkiej sprawiedliwością pani^ samowtadttić. 



404 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

Przykład zacny idzie od najwyższych i przenika coraz niżej w ca- 
łych narodów warstwy. 

Są święte miejsca w Niemczech, do których się przywiązu- 
ją wspomnienia, pamiątki; uczciła te miejsca pobożność narodo- 
wa. Wszędzie po grodach i starodawnych i nowych króluje ja- 
kiś święty, chrześcjański rycerz, biskup albo wyznawca, w Moguncji 
Marcin, w Leodjum Lambert, w Utrechcie Serwacy, w Kolonji 
jedynaście tysięcy świętych dziewic, w Magdeburgu w ostatnich 
czasach zasłynął Maurycy. Wszyscy cesarzowie są wogóle bar- 
dzo religijni, odwiedzają miejsca święte, modlą się na nich, poszczą, 
odprawiają nabożeństwa. W pewnych uprzywilejowanych przez 
siebie, bo ulubionych miejscach, przepędzają jedne i drugie święta, 
tu Boże Narodzenie, tam Wielkanoc. Wtenczas zjeżdża się do 
nich moc niemieckich i cudzoziemskich panów z powitaniem 
' i hołdem; najświetniejsze takie zjazdy bywają w Kwedlinbuiigu 
na Wielkanoc. 

Cesarzowie udzielają opieki nie kościołowi, bo sami w ko- 
ściele są pod jego opieką, ale kościelnym mężom, biskupom, wielko- 
radzie swojej, bez której się ani kroku nie ruszą, bez błogosła- 
wieństwa której nic nie postanowią. Cesarze mnożą dobra ko- 
ścielne, biskupom dają środki, państwo swoje coraz więcej dzielą 
na biskupstwa. Niemiecka kraina rzecz3rwiście to kraj biskupstw^^ 
daleko więcej jak same Włochy. Byle naród jaki świeżo zwojo- 
wany, byle grzech cesarzowi do odpokutowania, zaraz staje nie 
jedno biskupstwo, ale cały ich szereg, cała dostojna hierarchja« 
Starszych stolic pasterze, nabywają przez to niezwykłej powagL 
Cesarze ślub zrobiwszy, z całą miłością poświęcenia się, bogacą 
kościoły i stolice; widzieliśmy jakich trudów kosztowało Ottona 
L podniesienie arcybiskupstwa w Magdeburgu. Kiedy stolica merse- 
burgska, skutkiem nieprawych zabiegów Gizilera upadła, inny ce- 
sarz nie miał spokojności poty, póki jej nie odbudował w dawnej 
chwale. Sławne jest w dziejach niemieckich założenie biskupstwa 
w Bambergu, wówczas we wschodniej Frankonju Henryk II. po- 
lubił je od dzieciństyira i potem przy zawarciu związku małżeńskiego 
na dowód tego przywiązania, żonie je podarował w oprawie po- 
sagowej. Na tron wstąpiwszy, «żywił ciągle w milczeniu chęć 
swą gorącą*, żeby w Bambergu założyć biskupstwo. Począł od 
budowy kościoła nowego o dwóch sklepach podzieomych i posta- 



T«m L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 



405 



wił go całkiem jak należy. Potem kiedy już wszystko przygo- 
tował do spełnienia swego zamiaru, nalegał na biskupa wircburg- 
skiego Henryka, ażeby mu pozwolił ziemi nad Rednicą, to jest 
żeby zrzekł się prawa pasterskiego do owej ziemi 'i tem samem 
•wszedł w serdeczne jego życzenia ». Cesarz, aczkolwiek cesarz, nie 
mógł rozporządzać sie, jak wiemy, dobremkościelnem, świętą własno- 
ścią drugiego. Henryk, w którym cesarz wielkie miał zaufanie, z ocho- 
ta się oświadczył za spełnieniem myśli pańskiej^ ale w samo- 
lubnych widokach. Biskupowi, który nie miał samodzielności, bo 
metropolicie ulegał, uśmiechała się nadzieja urządzenia udzielnej 
hierarchji wircburgskiej, mógł więc chętnie pozwolić na uszczuple- 
nie swojej dyecezyi w nadziei, że sam się wyniesie, że owszem 
nie straci nic, ale zyska suffraganów i paljusz arcybiskupi. Ale 
cesarz w zamian za krainę nad Rednicą dał biskupowi inną ma- 
jętność i sądził, że tem zaspokoił wszelkie jego wymagania. Kie- 
dy to pomiarkował biskup, oporem stanął, i to właśnie w chwili 
najważniejszej, kiedy cesarz zwołał synod niemiecki do Frankfurtu, 
w dyecezji arcybiskupa mogunckiego Willigisa, ażeby wreszcie 
fundację bambergską doprowadzić do skutku. Wezwany na ten 
sobór biskup nie stanął. Obeszło się więc i bez niego. Skoro 
zasiedli rzędem arcybiskupi ze swoimi suiTraganami na soborze, 
cesarz upadł przed nimi i prośbę swoją oświadczył i postępowa- 
nie biskupa zaskarżył. Powstał wtedy Beringer, kapelan przysła- 
ny przez upornego biskupa i w jego imieniu na miłość Zbawiciela 
zaklinał wszystkich, ażeby nie krzywdzili kościoła wircburgskiego 1 przez 
to na siebie samych nie podawali oręża. Rozprawy się zawiąż^ 
a * ilekroć razy widział cesarz zakłopotanych i chwiejących się 
w zdaniu swoich sędziów, tylekroć razy padał przed nimi na ko- 
lana. W końcu Willigis zapytał się stanowczo biskupów, coby 
zrobić należało? Pierwszy Tagino, arcybiskup magdeburgski od- 
parł, że można prawnie dopełnić tą rzecz według przełożenia króla. 
Wszyscy obecni za tein zdaniem poszli, i podpisami swojemi je 
stwierdzili. Biskupstwo więc nowe stanęło, a przeciwnik cesarski 
potem gorliwie zabiegał o łaskę cesarską przez swoich współbraci 
i oczywiście odzyskał ją. ^) 



MM4- 



») Dytmar, VL 23. 



4o6 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI, 

Powaga kościofa bije tu z każdego stówa, z każdego kroku. 
Cesarz jako pan najwyższy lenny tych swoich arcybiskupów i bi- 
skupów, w sprawie kościoła od ich sadu zale£y, drży przed ni- 
mi, upada na kolana, czci w nich majestat boski. Pobożnym j^o 
chęciom, majipym na celu samo wyłącznie tylko dobro kościoła, 
może przydać wagi tylko błogosławieństwo biskupie. 

Wszyscy cesarze pobożni, wszelako pomiędzy nimi najpo- 
bożniejszy Henryk 11. bwiętym też został w kościele. Pokorę 
miał bez granic. Raz wraz składał synody we Frankfurcie, 
w Dortmundzie (Throtmunni), to w innych miejscach cesarstwa. Ze 
smutkiem objaśniał na dortmundzkim biskupów, że 'mnogie nie- 
przystojności* dzieją się w kościele, że się naradzał poprzednio 
o tem ze swoipii i że postanowił temu zaradzić, bo gniotło go 
brzemię grzechów ciężkich i chciał je z siebie zrzucić. Na żąda- 
cie więc cesarskie stanęło soborowe prawo, aby po śmierci każde- 
go biskupa, inni pasterze z tejże metropolji w ciągu dni 30 od- 
prawiali tusze żałobne za j^o duszę, toż każdy kapłan w kate- 
drze; proboszczowie obowiązani byli po kościołach parafjalnych 
odprawić na tę intencję po trzy msze czytane, djakonf zaś i całe 
duchowieństwo pozostałe niższego rzędu po dziesięć psalmów odśpie- 
wają. Król i królowa w ciągu tychże dni 30 rozdzielą po 1,500 
denarów dla poratowania duszy i takąż ilość ubogich żywić będą. 
Biskup każdy miał utrzymywać swoim kosztem po 300 ubogidt, 
po 30 denarów rozdawać i po 30 gromnic zapalić. Na księcia 
saskiego Bernarda Henryk włożył obowiązek po 500 luda utrzy- 
mywać. Oznaczył dalej sobói* dni, w których o chlebie, soli i wo- 
d^e, król i dwór i biskupi mieli pościć, dni takich b^o tylko 
cztery wprawdzie, ale za to wigilje Wniebowzięcia Najśw. Fanoy 
i apostołów miały się obchodzić jak w post wielki, -toż suche dni. 
Tutaj, widzimy, prawodawstwo cesarskie wkraczć^o w sferę czy- 
sto kościelną. Pobożny naczehuk państwa gorszył się brakiem 
miłości chrześcjańskiej, jaki spotykf^ nawet wśród dostojników ko- 
śdota, nauczycieli ludu, sam brał inicyatywę w święta powin- 
ności serca. Ko.ściał rozwijać się musi^, kształcił, podnoś spo- 
łeczeństwo, skoro w niem władza pasterska przemawiała ifflienigoi 
Boga, a władza cesarska dawała popęd biskupem. 

Znakomici też zacnością serca pasterze za^dali na bido^uch 
stolicach, podnosili wysoko moralność, wiarę społeczeństwa. Nie 



Tom Ł HISTPRJA PJĘ^YyPTTjIĄ f QLgKL 407 

brak nam obrazów wznipsj^yc}!, wsp^ąniąjych, Jagino np. arcy^bj- 
skup magcjeburgskj, następcą niego^zijyregp Gjj^era, byl to mąż 
•sprąwiecUiwy i bogobojny, ą miłości przedziwnej, czystych i lę,- 
godnyqli 9byczajów, z szat (Jostojnik w kościele, ą ca^ym sposo- 
bem życia zakonnik surowej reguły*. Ostro karcił w dnigłc;|i wy- 
stępld, ale za to «nyłow2j: wszystkich czcid(cli Chrystusa*, )tych 
zaś co nie postępowali wedjug ząkpiiu ścigał «zę sprawiedliwą 
nienawiscią«. Cpmjmo uczono^ci swej słpdki, łagodny, wyrozu- 
tąiąjtY^ ze swoimi współbraćmi biskupami ży^ jąk przyjadę} naj- 
lepszy i nie j^yło za ^ly owych pasterza, któryby po^ tym wzglę- 
dem Taginonowi wyrównał. Cóż mówić o jego pobożności na- 
tchnionei^ ^raz w pierwszym roku swojego pasterstwa zaczął 
stawiać kościół, potem (Jla swojej katedry skuppwaj[ dobrą i ^wpry, 

*^^-y P9.^?&C P.^?.^^^V.5^ P5l4^^^?C" ^i? 4'? §1^?? f^ ^■obil* ale clla 

w ■« • Ł 

^oga. DJąjęgo również i sprzęf biskupi miął. wspaniały Jbo^ą)y». 
Kapłanom i ^jąkonon^ ze swoicł^ ^pcjiodów przy^^^ po kijka 
srebrników na odzież. Cod^ień mszę śpiewał i psalmy, a ponie- 
waż jako słabowity nie zawsze post zachowywał, opuszczenie to 

•li •* ^łł O 

dl^miłości Cożej c^zczo^fa jałmużną «wynajgją4fć^ł» ch.>ciąt 1 Jdk j.i5jł 
mało, ąle najwięcej skromnie używał napoju zą pokąrgi, jdjU fja- 
Jbości zęj)ów. Ijlie ątrudz\ł się nig^y modlitwą, ri)zmyśl4^)iea>, czu- 
waniem w nocy. Kiedy szedjt na mszę, zdumiewała pa^rzuc^ x^9* 
waga jego objicz^ potem z ra<}ości, że przys^pi <Jo cjjarza, <Jo 
w^ystkich pr^jąźnie się fiśmiech:^, a częstjo ^omowt^ikom mpwił 
Kirye cl^son. .frzez^ciąg la^ 8, miesięcy 4 i ^ni^ ten niar ko- 
ścioJa się wznosjł, powiada .Dyfm^r, wreszcie pącjt dla śwyajA, 
i przeniesiony tam pp za granice dpczęsną, ząjniuję swe miejsce 
bezprzerwnie, w niewidzialnej świątyni Ppgą». *J Któż tecjy po- 
znawszy Xaginpna, posacjzi go o cjworskość wtenczas, kiecly na 
synodzie frankfurckim poparł cesarza przeciw biskupowi Henrykowi 
W sprawie ustanowienia stolicy bambergskiej? 

^Ibo i bezpośredni Tagiiiona następca na arcybiskupią sto- 
lice pojbożny Waljterd. Chocia^ samo imię jego a^ąrdą władzę » 
oznaczało, był przecież Wąlter<^ surowym .tyUcp po wierzchu, ale 
w gruncie najłagodniejszym. Rzetelny i pełen spółczucia dla di u- 
gich, za sprawę kościoła nieustraszonym był wojownikiem, i wtedy 

») Dytmar VL 43. 

HiBtoija pierwotną Polski T. Ł 5 1 



ĄOS DZIEŁA JULJANA BART0SZE>VIC2A. Totó fH. 

choćby narazić się cesarzowi, mówił śmiało prawdę; walczy-ł gtó- 
tmte o nietykalność wyborów biskupich, o prawo kapituł, o ^%'oI- 
ność kościoła. Sobie sam w każdym razie wystarczył, ale dro- 
gim niósł zawsze pomoc chętnie, bez żadnej chełpKwości^ Nie 
szukał w niczem dla siebie chluby, nikomu nie ubliżył. Chociaż 
potomidem był wszczepu najszlachetniejszego©, o godności sie me 
ubiegał, ale w krwawej i szlachetnej pracy cały wiek życia s;j*'e- 
go, bo lat 28 strawił proboszczem przy magdeburgskim kościele. 
Omijała go dostojność arcybiskupia, ale nigdy po nią nie sięgnął, 
kiedy wreszcie przyszła sama do niego, wziął ją nie w chęci wywyższe- 
nia się, ale «w celu niesienia wsparcia uciśnionemu i prawie umierają- 
cemu kościołowi». Miał pobożność w krwi swojej, bo ojciec jego 
Harpo, tnąż dostatni, prowadził chwalebne życie, a matka jego 
Amulreda, pobożnością i zacnością « celowała innym niewiastom 
swego wieku», a po śmierci męża wszystkie swoje dobra przeka- 
zała kościołowi. Toż i Walterd odbudował z fundamentów ko- 
ściół w kształcie rotundy, który w czasie wielkiego pożaru spło- 
nął w Magdeburgu, zamierzył przy nim udzielną kapitułę, kanoni- 
ków utworzyć, majątkiem hojnie z dóbr dziedzicznych nadać. 
Ale śmierć ntu przeszkodziła. Niczego bardziej w końcu nie ża- 
łował, jak że nie dosyć poświęcił kościołów i duchowetistwa. 
Miał a niewypowiedziany zapas ksiąg i sprzętów kościelnych ■- 
W ustawicznej bojaźni przed Bogiem, w miłości ku bliźnim, pła- 
kał ciągle nad sobą i najchojniejsze rozsypy^^ał jałmużny. Zale- 
cała go dwojaka dzielność, utraąue pottens virtute, mówi o mm 
kronikarz. Miał, acz krótko tylko, bo arcybiskupem był przez 
7 tygodni, wpływ wielki u cesarza i u wszystkich naczdlników 
państwa; sam arcybiskup Tagino przewyższał go ty*lko Ropniem 
godności i namaszczeniem. Nie zazdrości! mu Walterd, owszem 
serdecznie kochał, i kryptę mu na spoczynek wieczny wspani^ą 
przyrządził *). 

Biskup miszeńśki Ejdo, w dziejach samej Polski wspominany, 
był takąż samą zacną postacią, co łaski niebios ściągała laa zie- 
mię. Rodu szlachetnego mąż, bogaty w posiadłości, byt po chrze- 
ścjańsku ubogim, wszystko rozdawał. O biskupiej dostojności ani 
pomyślał nigdy, ale zostawszy pasterzem, prowadził żywot apo- 



») Dytmar VL 43—46. 



Tan» Ł • mSTORJA PIERWOTNĄ POLS^. ĄQg 

stoisku Chodził bez koszuli i odzieży spodniej, i |^kii» sposobeo^ 
przenosił ciężkość zimy, wielu ♦nadziwić się nic mogło. Bywano 
to nier^^, że członki mu zdrętwiały od mrozu, wtedy domownicy 
kładli go do ciepłej kąpieli i zaledwie przywracali poten^ do ży- 
cia. Równie:^ i postami ciało dręczył. Podróże jako bislgiip od- 
bywał pieszo i boso, rzadko jeździł na koniu. Jeżeli trafiło się, 
źe 2:apa$ żywności wyszedł mu kiedy, przygotowany na czas wy- 
cieczek, sąm modlił się i kazał towarzyszom dziękować Bogu za 
to, ze Mu spodobało się doświadczyć ich cnoty. Każdą złą przy- 
godę przyjmował z podobnąż spokojnością umysłu. Bez pracy 
nie obył ^ię przez jedne chwilę; chrzcił, bierzmował i w swoim 
i w drugich wielu kościołach. Z kazalnicy prawie nigdy nie scho- 
dził. Uważał się zawsze niegodnym do sprawowania tajemnic 
pańskich, z tego powodu często mszy nie odprawiał, nie święcił 
olejów namaszczalnych i kapłanów, żeby czasem nie trafił na nie- 
godaycłi, ale za to ochoczo poświęcał kościoły, żeby mnożyć na 
ziemi miejsca czci Bożej. Z oszczędności swoich około 200 łanów 
przykupił swoj^iu kościołowi. Ociemniał wreszcie z powodu wy- 
kwania łez ustawicznego. Lat 23 z górą spędził aw takim mo- 
zole nieporównanym ». *)• 

RraMśmy tutaj pierwsze lepsze osobistości tych świętobliwych 
mężów Germanji. Cóż mówić dopiero o tych cnotach, które ko- 
ściół publicznie uczcił, o tych apostołach chrześcjaństwa, o tych 
świętych pańskich, których tylu w owej epoce pracowało, o An- 
zgaiym, Brunonie, Wojciechu? o tych bogobojnych niewiastach, 
które zamykały się po klasztorach, porzuciwszy świetne dwory, 
życie wspaniałe w zamkach, tłumy służby? Wszystkie takie przy- 
kłady działały na umysły, podnosiły ducha, podkopywały barba- 
rzyństwo. Narody przyzwyczajały się do prawa, widziały że jest 
wy^^^ jakąś moralność i siła. Niewolnictwo brało koniec. Nie 
goliło się już chrześcjan sprzedawać poganom \ żydom, nie go- 
dziło się ?:awierać małżeństw w zakazanych stopniach, przeciwnych 
prawu, rUe godziło się pogardzać ^sprawiedliwością Bożą. Przeciw 
tym wszystkim wykroczeniom oświadczały się sądy synodalne 
«kanonic»ną i apostolską powagą©, sam cesarz się w to wdawał 



^ Dytmar Vn. 18. 



4^0 DZffiLA jbLjANA BARTÓsSwiĆZaT ' Tom IH. 

wreszcie miecz duchowny, klątwa, wisia£a nad głow^ zuchwalca, 
a miak dopiero potęgę swoją, rozwinąć '). 

1^9. "^rzcs^d^ mckii. Religijność,' pobożność społeczeńst^va 
miisialjr mieć I ciemną swoją stronę.^ Nie każdy w stanie zacho- 
wać wikrę nawet w pojęciu samego obowiązku; to rzecz ludzlca. 
Dlatego niemiec Ottonowskich czasów, nie oświecony, grzeszył 
nićraz nadrmarem swojej pobożności. Wierzył,' że ludzie wyklęci 
od biskupa nie ńiogą znaleść w dzieciach błogosławieństwa Bożeg^o ^). 



r , < I 



Najpospolitsze wykroczenia bywały wtedy względem małżeństwa/ 
krewni bliżsi wiązali się ślubem pomimo zakazów kościelnych i wy- 
woływali przeciwko sobie sprawiedliwość. Ża czasów pogańskich 
żenił się każdy z kim chciał,' chociażby z najbliższą krewną 1 nikt 
sie w to nie wdawał: społeczeństwu niemieckiemu prawo kościelne 
zdaw-ało się nadużyciem wolności osobistej. Oczywiście nie o po • 
bożnycii tu mowa, ale o pół poganach, którzy chrześcjańską wy- 
znawali wiarę, ale bałwochwalcze zachowali namiętności. Dobrze 
się stało, że wtedy klątwa upominała się o prawo, a powszechne 
przekonanie odbierało występnym nadzieję posiadania kiedyś z krwi 
swojej następców. 

Ale było dużo przesady w praktykach religijnych 1 ludzie 
grzeszyli zbytkiem znowu miłości ku Bogu. Opat Alfker miał 
zwyczaj na każdym ołtarzu zapisywać swoje imię, a Jciedy msze 
śpiewał, cały korporał zwilżał łzami swemi, tak zawsze rzewnie 
płacząc się modlił. Robił to zdaje się na zimno, bo stosować 
się tylko chciał, do jakiegoś tekstu z ksiąg Judyty, że łzjr nietylko 
jednają przebaczenie, ale wyjednywają łaskę u Boga '). Dytmar 
to wylewanie łez przy ołtarzu stawia za «wzór naśladowania godny » 
i za/idrości Alfkerowi, że sam tak płakać nie potrafił. Z tegoż 
samego źródła nazbyt gorącej wiary płynęły wszystkie cudowne 

•1. -fr itf ,, 

widzenia niemieckie. Raz zły pan napadł na biskupa przez zemstę 
i zmusiwszy go do ucieczki, prawie do upadłego ścigał. Biskup 
strudzony biegiem, gdy szczekanie psów posłyszał za sobą, nie widząc 
dla siebie żadnego ratunku, jął ślady swoje znaczyć krzyżem 
świętym, a potem sam padł jako nieżywy i oczekiwał rozsżarpa- 
nia. Ale psy nagle poczuły wonność niezwykłą owych śladów na- 
znaczonych krzyżem, nagle się w biegu zawróciły, jakby ich wi- 



•) Dytmar. VL 21—36. ■) Dytmw VL 52, ^ Dytmar VIII. 8. 



Tom L HKTORJA PDŚRWOtNA POLSKL ^i i 

chcr potężny zatrzymał, wtedy to sługa Boży uciekł, przez nie- 
znane nigdy przedtem nikomu gęstwiny leśne '). Tu wiara Niem- 
ców iń^idziała cud, że psy nie chciały ścigać biskupa. W innem 
mielcu rycerza jiewnego w sypialnej komnacie popadło niezliczone 
mnóstwo myszy. Była to widocznie kara, dopuszczenie Boże, 
alboWem rycerz ów poprzednio splądrował majętność św. Kle- 
mensa. Porw^ za kij, a gdy to nie pomagscło, dobył miecza i siec 
począł, i znowu nadarenmie. Więc kazał na sznurze wśród izby 
zaivieśić skrzynię i do niejf się zamknąć. Myszy zniknęły, ale 
kiedy słudzy wzięli się do otwarcia skrzyni, znaleziono w niej ry- 
cerza na imierć zagryzionego. Jawnem się stało, opowiada kro- 
nikarz, dla wszech obecnycłi i przyszłych, iż sam go tylko gniew 
Boży w wymiarze sprawiedliwości za czyn haniebny pokonał ^). 
Takie baśnie mnożyły przestrach,*były przesadą pobożności. 

• Bóg był u zabobonnych nieustającą i do tego groźną stra- 
szliwą sprawiedliwością. Więcej karą za błędy ludzi jak ich na- 
gradzaniem za sprawy dobre zajęty, nieraz ciągle dawał uczuć 
potęgę swojego gniewu. Szczególniej karał za grzechy w roku 
przybyszowym. Grzmoty, pioruny, nawałnice zrządzały wtedy 
na wielu miejscach potężne szkody. Następowało trzęsienie ziemi, 
SL ludzie znajdowali nieraz śmierć w rozwaliskach doniów, inni po- 
nosili wieczne kalectwo, lasy wywracały się z korzenia. Okręty 
napełnione ludźmi rozbijały się i tonęły. Ludzie ni ztąd ni z owad 
rozpoczynali z sobą pojedyncze mordercze boje, mszcząc się da- 
wnych zniewag i zabijali się, raz margrabia brandeburgski Bernard 
w wielkim zastępie ludzi, nie mając co lepszego do roboty ude- 
rzył na JMagdeburg, na arcybiskupa i czego chciał sam nie wie- 
dział. Komesa Palatyna paraliż napadł. Dlatego Dytmar powa- 
źnie dzień przybyszowy nazywa w kronice swojej « mścicielem za 
grzechy* '). 

Bernarjusz kapłan był tak pobożny, że skrzętnie za{)isjnvał 
wszystkie grzechy swoje i utworzył się z czasem ztąd «zwój księ- 
gi dosyć spory©. Spowiednikom z płaczem i drżeniem na klęcz- 
kach odczytywał te namiętności grzesznego życia i ^otem ich 
błagał o rozgrzeszenie. Dytmar wezwany raz przez niego dla 
poświęcenia kościoła, wziął ten pamiętnik do siebie, odczytał go,' 



^) Dytmar Vn. 20. «) Dytmar, VI. 49. *) Dytmar Vn. 30. 



414 D^LĄ JULJANA BARTqS:^>yiC5A. TTornip. 

bione w formie już tylko światu przeciw społeczeństwu zjawiające 
się, rosło w ukryciu, bojąc się kary, srpgie barbarzyństwo. 

Już to naprzód i w samej pobpżności nawet nieprzesadnej, 
uważny badacz dostrzeże dużo formy, a niętylę rzeczywistości, 
ileby się na pozór zdawało- Praktyki religijne cesarzów, "wrygla- 
dały nieraz wspaniale, więcej tam przecież zwyczaj, potrzę|>ą oka- 
załości przyczyniały blasku. Te ciągłe ustawiczne modlitwy nie 
płynęły zawsze z serca, bo tylko doskonali ludzie, święci pańscy, 
co się zupełnie Bogu oddadzą, obcują z nim w .każdej chwili. 
Cesarzom dolegały wielkie troski o panowanie doczesne i rozległe 
i te im więcej wypełniały życie jak modlitwą. Boeąsię więcej 
obawiali jak go kochali, oprócz może Henryka II., ,który był 
świętym i miał bardzo pokorne serce. 

Nietykalcy był już wówczas każdy fundusz kcścielny.^ Ce- 
sarze nie mogli bez pozwolenia biskupów, którzyby na teni cierpieli, 
zakładać nowych dyecezyj. I jak widzieliśmy^zawsze się do nich 
uciekali, chcąc rozwijać pobożne swoje fundacje. Tymczasem po- 
zwalali na świętokradzkie rozry>yanie funduszów. Giziler ł|X>rzy- 
stając z ich względów, rozdzielił biskupstwo merseburgskie, kościół 
obraził. Było to największe wykroczenie wieku pod względem 
nietykalności kanonicznej, ale i mniej«:zych bywało dosyć, ^mie- 
niano dowolnie ustawy zakonne, opactwa, przerabiano na pro- 
bostwa świeckie '). Nie żadne względy wyższe, ale po prostu 
łakomstwo, krew gorąca do takich gwałtów prowadziła, psują po- 
rządek, niszczyła sprawy dobroczynności lub pobożności chrzc- 
ścjańśkiej. Jeżeli jakie prawo, to kanoniczne powinno było sza- 
cunek budzić przerabiającego się pod niem społeczeństwa. Widzimy, 
Że działo się nieraz przeciwnie. 

Kto miał pilnować tego prawa? Naturalnie biskupi, nauczy- 
ciele ludu. Tu nowy błąd, cecha wieku; nie zawsze godnymi 
byli stolic biskupi dlatego, że nie bardzo staranny wybór robio- 
no pomiędzy prałatami. Tutaj zarówno grzeszyli cesarze, jak 
kapituły. Na arcybiskupa trewirskiego obrany był «jednomyślno- 
ścią» Athelbero, młodzieniec nieletni, bez zasługi i należytej nau- 
ki, ale w kapitule więcej «przeważała obawa urazy króla, niżeli zamiło- 
wanie religji, które wyborem tym kierować było powinno*; Athel- 



*) Dytmar VŁ 15. i w itmych miejscach. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 



415 



bero \>yl cbratem królowej*. Cesarz inny nie robiłby z tern wiele 
kłopotu, ale Henryk II. na którego czasy ta elekcya przypada, 
paini^tał dobrze skutki takich zgwałceń prawa i wbrew prośbom 
zpny i krewnych odrzucił Athelbera. Zuchwały młodzian wziął 
się do oręża przeciwko panu swojemu i chciał koniecznie zostać 
arcybiskupem. Henryk obiegł i dobywał Trewir, wziął go sztur- 
mem i głodem, Achellera kląć rozkazał '). Takie elekcje mło- 
dy cli ludzi . na biskupów odbywały się dosyć często i co dziwniej- 
sza sami wyborcy wyznawali przytem, że się nie spodziewali po 
takich pasterzach urzeczywistnienia swoich nadziei w zarządzie 
kościoła dla ich młodości ^. Oczywiście powaga prawa kanoni- 
cznego nie miała często o kogo się oprzeć. 

Gorzej było, jeżeli biskup uwodził, się próżnością i pychą, 
a szukał tylko przygany «zwyczajom obecnych ludzie Wtedy 
zaprowadzał « zbyteczne obrzędy,* wtedy lud «z wielkiemi wyrze- 
kaniamis przeciwko niemu występował, rzucając się do stóp kró- 
lewskich z płaczem rzewnym «obrzydłe rzeczy o nim prawił*. 
Powierzchownie biskup taki dziwił swoich współbraci «rzadkiemi 
darami*, a nawet cobyczajami*, ale dlatego nie wiedziano co i jak 
o nim sądzić, czy lepszym był od innych, czy «przeciwnie gor- 
szym bez porównania* *). Byli i ludzie, którzy kalali święty stan 
biskupi. Tak o Teodoryku meteńskim powiedział nawet Dytmar, 
który z powinności i z przekonania «pokr5rwał ułomności bliźnich*, 
że « lepiej byłoby dla kościoła, ażeby ów człowiek nigdy się nie 
rodził*. Potomek znakomitego rodu, bliski krewny cesarski, a wre- 
szcie kiedy linja bawarska na tron wstąpiła, nawet brat rodzony 
samego cesarza i księcia Bawarji, miał jeszcze za Ottonów, wiele 
względów na dworze. Używał też w całej zupełności przywilejów 
swego położenia. Giziler przekupił go tysiącem grzywien w złocie 
i srebrze, żeby utaiwszy prawdę przed cesarzem pozwolił mu zła- 
mać prawo kanoniczne. Zresztą sam cesarz znał to łakomstwo 
biskupa i raz mu powiedział: «oby cię Pan Bóg nasycił w żywo- 
cie przyszłym, gdy wszyscy tu razem nie możemy cię nasycić zło- 
tem*. Z bratem cesarzem nie mógł się zgodzić, wreszcie zawią- 
zywał spiski, łączył się z zbuntowanymi panami, wyrządzał szkody 
niepowetowane cesarzowi i jego przyjaciołom. Ludzie z dóbr 



') Dytroar, VI. 25. ») Dytmar, VI. 46. *) Dytmar, VL 28. 
llistoija pierwotna Polski T. L $2 



4i6 DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

biskupa uciekali z głodu i nędzy i opuszczali swój kraj rodzinny, 
w dalekie przenosząc się okolice. Teodoryk był tak bezczelny, 
że skarżył się jeszcze listownie papieżowi na cesarza, i to najnie- 
sprawiedliwiej, potem na dwór jeździł jakby nic, a chociaż tam 
nieraz dostało mu się od cesarza za takie fałszywe postępowanie, 
nic to złości człowieka zuchwałego poskromić nie mogło. Do- 
szło do tej ostateczaości, że cesarz zwołał sobór wielki w celu 
wyrzeczenia kary na Teodoiyka, że mu zabroniono przystępować 

§ 

do ofiary na ołtarzu, i że kazano mu publicznie usprawiedliiviać 
się przed soborem. 

Rozpustni, swawolni panowie niemieccy nie szanowali niczego, 
nie bywali też względni i dla biskupów. Komes jeden chcąc doku- 
czyć biskupowi hildesheimskiemu, kazał odrzeć ze skóry i z włosów 
rycerza jego i potem jeszcze zabił nieszczęśliwego z pocisku. Swidgera 
biskupa minsterskiego napadł we własnym dworze jakiś wyrostek, 
zabił przy nim włodarza, a krew spadła na suknię biskupa '). 
Pobożni to sami byli pasterze, cóż ich czekało od złych ludzi, 
namiętnych gwałtownych? Wyrodził się zwyczaj dosyć pospolity, 
że księża ówcześni po lasach i łowach biegali, nie pilnując <^- 
rza, gwałcili nawet dni świąteczne tą myśliwską namiętnością. Zda- 
rzało się nieraz, że biskup wychodząc z kościoła, zgorszony widział 
księdza trzymającego w dłoni jastrzębia lub sokoła, jakie szcze- 
gólniej polowanie zakazane było księżom. Ten kto się nie chro- 
nił wzroku biskupiego i z drapieżnemi ptakami chodził do kościoła, 
wyzywał zaczepkę. Kiedy biskup napominał tych, co się zapo- 
minali, nadbiegali nieraz gromadnie rycerze, służba księdza i na- 
trząsała się z biskupa. Pasterz swoją, że zabraniał, oni swoją, że 
bronili pana swego, robili powinność. Przychodziło do tego, że 
niesforna służba oblegała dom, chciała narzucać się biskupowi '), 
i zgwałcić jego sumienie. 

Panowie niemieccy często pozwalali sobie rozbojów. Puszczali 
się sami na wyprawy, albo pozwalali swoim podwładnym, i ma- 
ąc zysk z tego, przez szpary patrzeli «na liczne szkody i niebez- 
pieczeństwa mnogich ludzi ». Wbrew prawom chrześcjańskim całe 
rodziny sprzedawali żydom i nie pomagało nic, że cesarz słał do 
nich orozkazy królewskie», ażeby poprawili się w niesprawjedli- 



') Dytmar VIII. 12. ») Dytmar. 



Tom I mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 



417 



wości *). Sławniejszych rozpustników hańba po cafych rozbiegała 
się Niemczech, Kto nie znał np, w owej epoce Waltera prze- 
zywanego Purwere!, to jest trzepaczka od kurzu, ztąd, że wszystko 
co mu się tylko sprzeciwiało, zamieniał w kurz i popiół? «Du- 
chowny ze stroju©, a więc ksiądz, był awierutnym rozbójcą dróg 
publicznych*. Nie mógł się nigdy nasycić przelewem krwi ludz- 
kiej. Taki dzień tylko przepędzał wesoło, w którym widział swoją 
włócznię zrumienioną krwią ludzką i stojące w płomieniach domy 
Boże, którym inni złoczyńcy przepuścili. Tę pychę jego po- 
skromił nieco Gerard komes alzacki, który go raz wziąwszy do 
niewoli, nie inaczej na swobodę wypuścił, aż mu Trzepaczka przy- 
siągł, że będzie mu na każde zawołanie posłusznym lennikiem. 
Zginął później w boju, jaki stoczył tenże komes z Godfrydem 
księciem Lotaryngji. Dowodził setnią mężów i zajmował sta- 
nowisko nad pewnem jeziorem, « kiedy miłosierdzie Boże kres 
mu położyło, nie chcąc by mnożył szereg i tak już licznych wy- 
stępków swoich » 2). Ale czemże był taki Walter Pulwerel obok 
komesa Lamberta, któremu także przyszło do zajść z księciem 
Lotaryngji? Prosty lennik, jakkolwiek zły i okrutny, nie mógł 
zrównać potęgą z komesem, który posiadał więcej środków szko- 
dzenia ludziom. Miał Lambert nieprzyjaciół wielu, powiada kro- 
nika, ale też gorszego człowieka trudno było wynaleść na zie- 
mL ttUeż to on lud^i na sznurach od dzwonów kościelnych po- 
wiesił! ilu majątku i życia pozbawił! tego zaiste wyliczyć nikt nie zdo- 
ła. i> Złączywszy się z bratem swym takimże jak sam łotrem Reińge- 
rem, dopełnił kilka ważniejszych zabójstw. Nareszcie zebrawszy to- 
warzystwo rabusiów, wydał wojnę księciu Lotaryngji w nadziei łupów 
i kiedy poległ w boju « ojczyzna smuciła się aż do kresu życia tego 
. człowieka i ucieszyła się po jego śmierci* ^). 

Podstępy, zdrady, przeniewierstwo, spotykały się na każdym 
kroku. Panowie z sobą prowadzili wojny, jakby udzielni jacy 
monarchowie. Był komes Wigman, «mąż ze wszech miar poży- 
teczny ojczyźnie*, w niezgodzie z komesem Baldrykiem i bili się 
ciągle z sobą w ©wielorakich utarczkach*. Ale Baldryk tak ciągle 
przegrywał, że wreszcie anie śmiał podnieść oczu pomiędzy inny- 
mi panami*. Wigman zaś ciągle «z jednostajnej obojętności nie 



») Dytmar VI. 36. ') Dytmar VII. 45. 3) Dytmar VII. 32. 



41 8 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom HI. 

wychodząc* powodzenie swoje przypisywał li łasce Bożej, a ciągle 
nad tern przemyślał, jakoby waśń długoletnią trwałym zakończyć 
pokojem. W tym celu zaprosił raz Baldryka do swojego domu, 
uraczył go ucztą hojną i podarunkami. Zmyślił i Baldryk nagle 
skruchę, zaproszeniem do siebie odwzajemnił się Wigmanowi; 
a raczej zdrady nie knuł tutaj komes, tylko żona jego zła niewiasta. 
Nie domyślało się szlachetne serce Wigmana żadnej zdrady. Po- 
jechał i wziął truciznę w napoju. Poznawszy to po wielkich bo- 
leściach, pożegnał Baldryka i żonę jego, obdarzony i ściskany, 
tymczasem wstrzymano mu podstępnie rycerstwo z jakiem przy- 
jechał, a zaczajony niewolnik w obec Baldryka wypuścił do niego 
śmiertelną strzałę. Gdzieś to było w ustroni, bo pragnął Baldryk 
żeby zbrodnia się nie wydała. Ale ktoś z niegodziwego orszaku 
pomścił się zdrady, bo przebił strzałą zabójcę, i sam życie utracił, 
ale wieść się rozniosła. Pospieszył na miejsce zbrodni biskup 
minsterski i sprawił pogrzeb dostojny Wigmanowi, i zaraz rozesłał 
poswemziemstwie gońców, zawezwał współziemian krewnych i przez 
zemstę z wielką siłą obiegł miasto Uplan, należące do Baldryka, 
całą okolicę pustosząc i paląc. Za biskupem nadciągnął i Vśąxt 
saski Bernard, który z prawa opiekunem był małoletniego syna 
Wigmanowego. Sprawa przybierała rozprawy tak olbrzymie, że 
sam cesarz z Burgundji gdzie bawił, dosiadł statku, i drogą wo- 
dną na miejsce pospieszył. Za Baldrykiem ujął się arcybiskup 
koloński Heribert, jako za swoim lennikiem. Miasto już leżało 
w ruinie kiedy cesarz nakazał stronom złożyć oręż. «Najwinniej- 
sza w tem żona komesa, ocalała bezpiecznie z całkowitem swem 
mieniem* '). 

Pełno w rocznikach niemieckich mamy tych wojen domo- 
wych, w których biskupi na równi z innymi komesami wałcza 
i z nimi i z sobą. Widocznie władza cesarska, chociaż urokiem 
potęgi rzymskiej ozłocona za słaba żeby powstrzymywać wybuchy. 
Robi to co może, pustoszenie ziemi i rozlew krwi wstrzymuje, 
ale stanowczo spokojności jeszcze nie urządza, świat jeszcze za 
bardzo barbarzyński. 

Cesarz stawia nieraz i szubienice dla zuchwale niespokojnych 
ale ta kara spotyka pospolicie rycerzy, chociaż i znaczniejszych, 



») Dytmar, Vn. 33, 34. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 419 

oraz Słowian. Bywało, źe mnogich łotrów publicznych skazywał 
na. śmierć szubieniczną, ale nie łatwo to przychodziło ; musiał ich 
wojskiem pokonywać i często w boju pojedynczym '). 

Wchodziły już wtenczas w zwyczaj owe sidy opatrznoicio- 
ive, owe oczyszczanie się z zarzutów przysięgą, owe pojedynki, 
z których się wywiązały średniowieczne sądy Boże. Był to wy- 
nalazek, który doskonale charakteryzuje ludzi i czasy, pół barba- 
rzyński, pół pobożny. Strony uciekały się nie do sądu i spra- 
vriedliwości, ale do siły, to cecha dzikości, spuszczały się na Boga, 
że sprawie dobrej da zwycięztwo i że plątać się będzie do 
ludzkich namiętności. Jak wiek nie ustalił się w pojęciach swoich, 
tak i to szczególne sądownictwo, które liczyło na cud. Jeżeli 
zawinili podlegli komuś rycerze, prości ludzie, zwierzchnik oczy- 
szczał się przysięgą, a rycerstwu biskup jak pokutnikom nakazy- 
wał posty nadzwyczajne pod warunkiem, że jeżeli do tego wezwani 
będą, poddadzą się ciężarowi Kaźni *). Czasami przychodziło do 
krwawych pojedynków, w których nie sami kłócący się panowie, 
ale wraz ze swoimi lennikami walczyli, ginęło wtedy po kilkuset ludzi. 
Walter Pulwerel był ofiarą jednego z takich pojedynków ^). 

Wspomnijmy jeszcze o lubieżnej rozpuście, jaka się swobodnie 
rozpościerała w Niemczech. Prawo Boskie za nierząd kamieno- 
wało, Niemcy dawniejsi karali ścięciem głowy. Ale rozwiązłość 
rozszerzyła się «w jawny i metamowany przez nikogo sposób*. 
Łatwo więc widzieć było «nad podziw liczne mnóstwo służebnic 
i samych pań zamężnych, co w sromotnem uczuciu chlubę znaj- 
dowały.* Mężatki za życia mężów puszczały się na rozpustę; 
z gachami spiknąwszy się nieraz o śmierć ich przyprawiały; wten- 
czas nie było już dla nich hamulca, żyły publicznie w rozpuście. 
Inne panie w domu mężów odpychały i poniewierały, a żołnierz 
albo sługa lenny używał łask wszelkich. Dytmar bardzo się oba- 
wiał, żeby «ten chwast nowo-narosły i bujający swobodnie* z dnia 
na dzień starzejąc się, nie zamienił się wreszcie w stały obyczaj ^). 
161. 3)ytmar, Gdybyśmy chcieli te rysy rozrzucone epoki 
ująć w jedno ognisko i postawić człowieka, któryby doskonałem 
był ich odbiciem, wcieleniem się tego pół barbarzyństwa, pół cy- 



») Dytmar, VI. 21. i Vn. 36. «) Dytmar, VI, 59. >) Dytmar, Vn. 4$. *) Dy. 
tmar, VIIL 2. 



420 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ttL 

wilizacyi, jakie poły skało za czasów Ottonów, trudnoby nam było 
właściwszy zrobić wybór, jak z kronikarza Dytmara. Kilka po- 
wodów jest, że wysunął się po nad poziom Dytmar i został hi- 
storyczną postacią, a najważniejszym, że pisał dzieje swego czasu? 
to właśnie sławę jego aż do nas przyniosło; za Ottonów zaś dawa* 
mu znaczenie ród znakomity i co zatem poszło wysokie stanowisko 
jakie w towarzystwie zajął Poświęcił się stanowi duchownemu, 
był więc biskupem. Dytmar nie miał na to stosownej nauki. 
Teksty pisma świętego źle przytaczał, ile je rozumiał. Był nad- 
zwyczaj przesądnym, jak człowiek prosty, i wierzył w sny, które 
uważał za cudowne objawienia przyszłości. Powtarzali sobie lu- 
dzie bajki o tem, że zmarli odzyskiwali życie; Dytmar biskup na 
to zupełnie z powagą odpowiadał: «ale ja powiadam wszystkiiii 
wiernym, że co zaleceniu duszy Stwórcy, dopełnieniu pogrzebu 
wedle obrządku chrześcjaiiskiego, ciało owe martwe przed powsze- 
chnem znaartwychpowstaniem, które się spełni niewątpliwie, do 
życia nie wraca, wyjąwszy gdy się dla zasług sprawiedliwych 
dzieje niekiedy na czas pewien inaczej » '). Zaiste słowa to za- 
bawne w ustach biskupa. Nie odznaczał się też zdolnościami 
i sam też znał to dobrze do siebie, mówił albowiem że «na do- 
wcipie względem drugich znacznie jest upośledzony». Miał wymo- 
wa trudną, niedbały był w każdym względzie, niechętny do pra- 
cy* ^). Ale przy tem wszystkiem człowiek niesłychanie pobożny 
i pokorny bez granic, miał znowu swoje zalety. Już to w nim 
pychy żadnej nie było, sama prawda. Uchybiał powinnościom 
swoim przez lenistwo, ale spowiadał się z tego grzechu publicznie 
w kronice swojej i ciężko się obwiniał; przed każdym współbra- 
tem biskupem drżał w obawie, że mu nie sprosta powagą, pracą, 
poświęceniem się, zasługą. A z drugiej strony jaka przeciwność! 
przez symonię dorwał się do posad duchownych i następną o tem 
opowiada historyę. Dziad jego Lotaryusz zawiniwszy względem 
aesarza, przemyślał ciągle nad tem, jakby się mógł oczyścić. Zbu- 
dował zatem na miejscu zwanem «Strumień Ieśny», Waldbach, 
Walbek, klasztor Boga Rodzicy i szczodrze jego probostwo opatrzył. 
Po zejściu jego wdowa Matylda przy pomocy dwóch synów nad za- 
kładem czuwała. Po jednym proboszczu nastąpił drugi i trzeci. 



^) Dytmar, VII. 23. «) Dytmar, V. i. 



I 



Tora L inStORJA PIERWOTNA POLSKL 42 1 

który przekupstwem, bo za dziesięć łanów prawo doprobostwa nabył. 
Dytmar trzeci po kolei spadkobierca, od braci swoich kupił po- 
JoWe lenności walbeckiej nadanej klasztorowi przez dziada, a do 
stryja kołatał, żeby mu dał to probostwo za pomierną cenę, je- 
żeli już koniecznie trzeba na tą sprawę pieniędzy. Stryj «bez 
względu na związek familijny i miłość», zażądał bajecznej ofiary. 
Gdy zaś bracia żadnego Dytmarowi nie dawali poparcia, musiał 
zapłacić stryja i tym sposobem otrzymał zwierzcliność nad ko- 
ściołem, którego był sługą lennym przez przeniesienie na siebie 
praw dziedzicznych z ojca (7 maja 1002 r.). 

Gorliwy o wzrost swojego biskupstwa, dzień i noc się drę- 
czył około odnowienia jego świetności, bo miał stolicę merseburg- 
ską, którą z ozdób i powagi pasterskiej, jak wiemy, obdarł Gizi- 
ler. Dobrodziejstwa cesarza dla kościołów z wdzięcznością wspo- 
minał, a zwłaszcza dla merseburgskiego. Biskupowi swemu na- 
stępcy dawał szlachetne, praktyczne rady. Nie kazał mu się 
wynosić nad innych, dobro owczarni powinnoby mu być ciągle 
na oku, pasterz drżeć musi o każdą szkodę czeladzi duchownej. 
Vibóstwa wobec ludzi niema się czego wstydzić, jeżeli tylko z na- 
leżyta ufnością staje się wobec Boga. Można częstować bogaczów, 
ale względem ubogich zawsze należy występować z życzliwo- 
ścią i miłością. Pasterz powinien uszy zamykać z niechęcią przed 
podszeptywaniami. Skąpstwo rzecz habiebna, ale nie trzeba być 
zarówno zbyt rozrzutnym. Książek dosyć zostawił Dytmar swo- 
jemu następcy, znalazł jedne po poprzednikach, ale wiele ich też 
sam zebrał. Kazał z nich brać naukę zbawienną. Ponabywał 
mnóstwo relik\vij z ozdobnemi do ich przechowania skrytkami; 
przymnożył ziemi i ludzi lennych biskupstwu. 

Dytmar jeżeli jest czyimś przyjacielem, to serdecznym; kogo 
raz wziął na zęby, niczego mu już nie daruje. Nie znajdzie barw 
ciemnych dosyć ujemnie odmalować; tu nieraz przesadza 1 grze- 
szy brakiem chrześcjańskiej miłości, której w innym razie ma 
tyle. Nie dowodzi jasno prawdy w tej swojej nienawiści. Dla 
niego każdy wróg, każdy zły człowiek, który stawał naprzeciw 
Ottonowi i wielkości niemieckiej. Dlatego jest nadzwyczaj kon- 
sekwentny w zarysowaniu wizerunków swoich; w osobach których 
nienawidzi, nie dojrzy nic, żadnych zalet, ani charakteru, ani zdol- 
nościy ani sprawiedliwości. Znowu dziwna sprzeczność^ bo obok 



^ 



422 DZIEŁA JUT JANA BARTOSZEWICZA. Tomin 

tej przesady ł nienawiści, Dytmar pałał cały chęcią kreślenia ży- 
wota pobożnych ludziy wyrzucał sobie «nie do darowania niedbal- 
stwo© że pracę tę porzucił w kronice, to jest że oderwał myśl 
swoją od cudów i przywidzeń żeby coś o rzeczywistych dziejach 
ojczyzny nadmienić. W jego kronice, jak w kalejdoskopie, raz 
wraz zmieniają się kolory, to piękne i jaskrawe, to czarne 
i brzydkie. 

Pokora obok pychy, pobożność obok grzechu, brak 5iiviatła 
na stanowisku, z którego potrzeba było uczyć, prawdomówność 
obok obłudy, oto cechy tego charakteru dziwnego w samych 
sprzecznościach. «Dobrych wiele przykładów, bardzo wiele wi- 
działem i czytałem o nich, powiada * Dytmar, ale ich nigdy me 
wziąłem do serca; rozmaitym pokusom, którym się opierać by* 
łem powinien, prawie samochcąc bez walki ulegałem; tym którym 
pożytek miałem przynosić, przynosiłem szkodę; ukryłem się zawsze 
z występkiem swoim jako ze skarbem najdroższym* *). I w innem 
miejscu powiada: az pozoru cnotliwym się okazywałem, głąb du- 
szy najszpetniejszemi kalałem myślami i z nieczystego nasienia 
poczęty, jak wieprz nieczysty tarzałem się w błocie* •). 

Świadek wielkiej epoki, w której Polska wspaniale się roz- 
wijała pod panowaniem Mieczysława i Bolesława Chrobrego, Dy- 
tmar nie z jednego względu nas obchodzi. Więc i sam życiorys 
jego, ma dla nas wielki interes. Co pisał. i jak pisał i zkąd Dy- 
tmar o Polsce? 

Dytmar, Thietmar, Thietmarus, urodził się w dawnej Sakso- 
nji r. 976, to jest w kilka lat po przyjęciu chrześcjaństwa łaciń- 
skiego przez Mieczysława. Po mieczu był potomkiem łu^abiów 
na Walbeku, na Leśnym Strumieniu owym, po kądzieli potom- 
kiem znowu hrabiów stadeńskich, a więc rodzin starożytnych 
i poważanych w Saksonji. Ojcem jego był Zygfryd, sławny ry- 
cerz na wyprawach przeciw Słowianom. Bił się pod przewodem 
margrabiego Hodona przeciw Mieczysławowi; w ostatniej wyprawie 
do Broniboru upadł z konia, i podległ ciężkiej nićmocy dała, 
z której nie wyzdrowiał. Trzej wujowie Dytmara komesowie sta- 
dyńscy wojowali z Normanami. Rycerski ród dawał często i bi- 
skupów kościołowi, dwaj bracia Dytmara, Bruno był werduńskim. 



') Dytmar, Vm. 8. ») Dytmar L lo. 



I 



t 



« Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 423 

Zygfiyd zas minsterskim biskupem. Ddóchjego świeckich braci 
komes Henryk i Fryderyk burgrabia brandeburgski występują 
w ówczesnych dziejach niemieckich. 

Nią mógł się Dytmar poświecić zawodowi rycerskiemu, ale 
wybpai sobie duchowny, a były do tego powody. Oto upośledziła 
i go powierzchownością natura. « Człowieczek mały », jak sam o sobie 
p^isze, miał krzywe usta i wrzód w nich ciągle cieknący, który 
mu twarz zeszpecił. Nos także przypadkiem przetrącono mu 
w dzieciństwie. Do szpetności fizycznej przy czyniały się i wielkie 
wady moralne. Dytmar nie hamował się w gniewie, był zazdro- 
sny, wyszydzał innych, nikomu za uchybienie nie przebaczał, 
KŻartok i obłudnik, chciwiec i os£czerca» M. 

Uczył się najprzód w Kwedłinburgu potem kończył wyższe 
nauki w Magdeburgu, w szkole, w której mało co przed nim 
pobieraj; nauki św. Wojciech. Z kanonika magdeburgskiego zo- 
stał x>pat^m w tnieśde Walbek, w klasztorze, który jeden z przod- 
ków j^go założył i uposażył. Wreszcie mając lat przeszło 30 po 
śmierci Wigberta został bbkupem merseburgskim, r. 1009. Usu- 
nąwszy się na bok od świata, Dytmar w r. 1016 rozpoczął pisać 
kronikę pięciu królów z domu saskiego, naśladując w tem zwy- 
czaj, jaki powstał niedawno u Niemców. Pierwotnie zamyślał 
tylko o napisaniu historyi biskupstwa merseburgskiego ale potem 
nieznacznie rozszerzył się mu pod piórem zakres pracy, umysł 
na szersze trafił widoki. Rzecz swoją Dytmar dociągnął do roku 
1018. Dzieło jego składa się z ośmiu ksiąg i każda od leoninów 
się zactynd, od wierszy łacińskich rymowanych; każdą także koń- 
czy narzekaniem na swoją ułomność. Opisuje najprzód kraj gło- 
mackły czysto słowiański, ujarzmic^ny już wtedy przez Niemców, 
kraj, wśród którego mieszkać mu przyszło, apostołować i rozsze- 
rzać narodowość niemiecką. Potem zaczyna histpryę krótkiem 
op.dwiadaniem o królu Henryku Ptaszniku, pierwszym królu nie- 
mieickim w Saksonji 1 zaraz nie zatrzymując się dłużej, spieszy do 
jego następców. W drugiej dopiero księdze spotykamy- piiirwszą 
wzmi^kę o Polsce, o której teraz Dytmar bez ustanku już musi 
Pf^Wić) bo ciągłe stosunki są władzców niemieckicli, cesarzów 
rzyitiskich z' Piastanói. Opisuje więc dosyć szczegółowo Dytmar 



») Dytmar IV. S'- 

HUtorja pien70ttia Polski T. L 53 



Ą2Ą DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tomi IH. 

wojnę naszego Mieczysława chrześcjanina z Niemcami, wspomina 
o Czechach i o św. Wojciechu, do którego grobowca w Gnieźnie 
cesarz Otton III przybywa. Odtąd już ciągle historyk naszyai 
wielkim Bolesławem zajęty.* Niemiec z niego zabity, bo niena- 
widzi Słowiańszczyzny, a najwięcej znakomitego króla, którego Iży 
przy każdej sposobności, niszcząc się na nim tą niechęcią i źle 
tajonym gniewem za klęski swojej ojczyzny niemieckiej. Z rado- 
ścią znowu, której ukr)nvać nie jest w stanie, opisuje klęski, jakie 
Bolesław ponosiła sławę jego i wielkość z lubością szarpie, nazywa 
go mniejszym od ojca, robi Bolesława po prostu wiarołomca, 
brzydkiemi go okłada przezwiskami, karci gminnem łajaniem. 
Mieczysław był w przekonaniu Dytmara, daleko wyższym od sy- 
na, że na dworze cesarskim skromnie się zachow3rwał, że nie 
śmiał w futrze zasiadać przy dunmych margrabiach, o których 
względy prawie zabiegał. Dytmar, nie widzi, że tutaj więoef ze 
strony Mieczysława było chytrości i udania, jak prawdy; nie. wi- 
dzi, że umiał i jego ulubiony Mieczysław, odnosić zwycięztwa i upo- 
karzać dumę niemiecką, skoro mieszała się me w swoje rzeczy; 
cała różnica w tem pomiędzy ojcem a synem, że Mieczysław 
przygotowywał dopiero środki, z których Bolesław znakomicie 
korzystał, większe jeszcze sobie od ojca środki stworz}rwszy do 
stanowczego działania. Ale im więcej tej nienawiści biskupa Dy- 
tmara w książce, tem więcej postać znakomitego króla olbrzymieje 
przed nami na tle czasów. D)rtmar, jak najznakomitszy z histo- 
ryków rzymskich Tacyt, odkrywa nam głąb duszy i politykę 
pierwszego, można powiedzieć, założyciela Pobki, i największego 
z Piastów, z władzców może w całej Słowiańszczyźnie. Nie ukrywa 
niczego, nawet przekupstw, jakiemi hojnie wojował Bolesław na 
dworze cesarskim i tem Dytmar więcej znieważa pamięć spółcze- 
snych ziomków swoich, jak pamięć króla, który w środkach nie 
przebierał: czego nie mógł dopiąć perswazyą i wojną u Niemców, 
tego dopinał pieniędzmi. W tem mądrość jego, że wiedział, jak 
i z kim ma działać. Najbliższych krewnych swoich D3^tmar zdra- 
dza, wymienia ich z nazwiska i z urzędu, jeżeli się dali usidłać, 
nawet w prostocie ducha i osobie nie zapomina i opowiada 
jak raz od króla w Merseburgu będącego, brał pieniądze za zdra- 
dę, to jest za zdania dawane w radzie cesarskiej; cesarzowi nare- 
szcie nie przepuszcza, bo mówi, że i cesarz brat podarki od króla. 






1 



Tom L raSTORJA PIERWOTNA POLSKL 425 

Czyi takiemi szczegótami nie obwinia narodu swego Dytmar 
gorzej, jakby to zrobił płatny oszczerca? W całej więc kro- 
nice Djrtmara, nie biskupstwo merseburgskie, nie dzieje Niem- 
ców oglądamy, ale wszystkie tam postaci i fakta w niej przedsta- 
wione, zakrywa tylko jedna historyczna, olbrzymia postać, którą 
autor nie chcący na czele postawił i oblał morzem światła; a to 
hołd niezawodnie dla Bolesława naszego największy, ile że dzie- 
łem jest nienawistnego mu wroga* I jakby naumyślnie jeszcze 
Dytmar kronikę swoją zakończył na Polsce, to jest na wyprawie 
kijowskiej Bolesława w r. 1018. Taka główna treść jego dzieła 
daje świadectwo o wartości* Dytmar jest najdawniejszym z kro- 
nikarzy, co szeroko o Polsce pisali i w nim zawarte pierwsze słowo 
dziejów naszych, więcej zrozumiałe i obfite. Dlatego w każdej 
historyi literatury polskiej, od niego pospolicie rozpoczynają obraz 
dziejopisarstwa naszego narodowego, chociaż ani językiem, ani 
pochodzeniem, ani myślą polską, Dytmar do tego niema żadnego 
prawa. Stylem nie zaleca sią wcale. Łacina jego trudna, ciemna, 
zawiła, tam szczególniej, gdzie rzucając na chwilkę opowiadanie, 
pisarz występuje jako pobożny moralista i rozwodzi się nad mar- 
nościami świata tego a złością ludzką. Historyk to bardze zna- 
komity jak na swój czas. Jest to, dodajmy, wiarogodny pisarz, 
me zmyśla nic, prawdę mówi, nienawiść go nie unosi na manowce 
i kłamstwo, nie opuszcza np. żadnego dobrego rysu Bolesława, 
jaldego tylko dojrzał, co na wielką mu zaletę wychodzi, bo bez- 
stroność w historyku jest probierczym kamieniem jego wiarogo- 
dności. Rok śmierci Dytmara nie wiadomy, zdaje się, że przestał 
iyć pomiędzy 1018 — 1024 rokiem. Pisał dzieje do dnia samej 
prawie śmierci. Oprócz kroniki zostawił także żywot jednego 
z bbkupów miszeńskich. 

162. H^esarz i jego dwbr. Najwyższym panem w Niemczach' 
był oczywiście cesarz, który miał dwojaki tytuł i dwojakie ana- 
czenie. Jako cfesarz był monarchą państwa chrześcjańskiego, pa- 
nował we Włoszech, koronował się w Rzymie, w stolicy nomi- 
nalnej cesarstwa, za błogosławieństwem Namiestnika Chrystusowego. 
Jako cesarz brał pierwszeństwo pomiędzy innymi królami i w za- 
kres swoich państw, w koło' swojej polityki , wciągał pogaństwo 
słowiańskie. Ale w Niemczech był cesarz tylko królem przed 
i po koronacyi rzymskiej. Przed tą koronacyą nawet nie przf- 



426 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. TkSta nr 

bieral tytułu cesarza> bo cesarstwo jego było t)dkt> rzyms&śe, t>ylo 
święte, szło z porcki kościoła* Nie zaraz mogli Ottonowie koro- 
nować się w Rzymie, wypadki w Niemczech nie pozw^tlsiły im 
spełniać natychmiast zamiary ambicyi. Ale jakby na święta^ piel- 
grzyińkę óo Jerozolimy, na podróż dó Rzymu zawsze kiedyś ze- 
brał się cesarz dla powiększenia uroku swojego majestatu. Wla»^ 
ściwie nie panował w Rzymie, w stolicy Namiestnika Chrystuso- 
wego, ale pośrednio wywierał wpływ ogromny na tameczne sprawy,. 
głównie przez swój wpływ na wybór Papieża, a co zatem szło 
i na rzeczy kościoła. W Rzymie wywierałby wpływ jako potę- 
żny monarcha włoski, nietylko jako cesarz, bo panował w Loiu- 
bardyi i w południowych ziemiach neapolitańskłch. Bywały z togo 
powodu częste zajścia domowe, bo nieraz pierwszy lepszy z ani- 
bitpycii książąt lombardzkich przyswajał sobie koronę tak zwaną 
żelazną Włoch północnych. Każdy z nich dlatego że był synem 
tej narodowości w dziesięciokroć miał do tego większe prawo od 
cesarza. Ale działo się to zawsze na mocy buntu, który cesarz, 
ile że większe miał siły, zawsze poskromił. Panowanie to niemiec- 
kie na półwyspie apenińskim naturalnie narodowości włoskiej me 
sprzyjało; był to drugi najazd barbarzyństwa na cywilizacyę 
i straszniejszy od pierwszego, bo Longobardowie, ostatni napływ 
pierwszego zalewu, przez ciąg wieków już się zwłoszczyli; preten* 
sye zaś królów niemieckich, którzy tymczasem silne państwo so- 
bie uklccili, groziło wieczną niewolą. Czuł to Papież i umiał się 
z cesarzami rachować. Dlatego w samym Rzymie pozwalał Niem^ 
com na pewne oznaki majestatu. Kiedy lud z duchowieństwem 
rzymskiem wybierali Papieża, pierwszego biskupa w ce^^arstwie, 
chociaż Namiestnika Chrystusowego, zawsze ten wybór szedł na 
utwierdzenie cesarza. Bywały częste przykłądyi że cesarz obran^o 
nieprawnie, pod wpływem jakiegoś stronnictwa, usuwał do Niemiec, 
prowadził na wygnanie. Podczas znowu koronacyi cesarskiej 
w Rzymie, występowała przy królu nien^iecldm dawna re- 
prezentacya nieśmiertelnego senatu rzymskiego i towarzyszyła 
mu jako poddani przy swoim rozkazodawcy, poprzedzając go 
z laskami. Dwunastu bywało tych senatorów, z nich sześciu 
miało ostrzyżone brody, sześciu długą brodę zwieszało na 
piersi wedle mistycznego zwyczaju. Papież na koronacji rzym- 
skiej pytał się również cesarza: cczy chce być wiernym 



Tam I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 4^7 

opiekunem i obrońcą kościoła rzymskiego? Czy będzie jemu, 
to |cst Papieżowi i jego następcom posłusznym?* W tych 
pytaniacli objaśniał się wzajemny stosunek dwóch najwyższych 
wtadz państwa, ich od siebie zależność. Papież obok cesarza 
żyli i znosili się nawzajem, jeden drugiego potrzebował, dwoistość 
władzy widoczna, miecz duchowny i świecki. Papież jednak szedł 
gór^, prawem cesarz siłą. W oznakę przecież uszanowania dla 
prawa, wziąwszy z rąk Papieża nową dostojniejszą koronę, star- 
szą na ołtarzu księcia apostołów zawieszał. 

Był to wszelako czysto prawny stosunek, bo ludności nie 
bardzo znosiły się, oczywiście Włochom rzymskim, potomkom 
stare) cywilizacji, przykro było widzieć jak się rozsiadają w Rzy- 
mie nawet pół na pół dzicy Germanowie. Dlateg^o nieraz dni 
uroczyste koronacji cesarskiej zakrwawiały rozruchy w których 
trupem padało wiefu z jednej i z drugiej strony ludzi *). 

Jak zwykle na świecie ta świetna powaga cesarska zależała 
wiele od osobistości męża, który wielką koronę nosił. Dzielny 
człowiek uttf^ymywał wszystko w posłuszeństwie, słabszy marno- 
wał potęgę. Nietylko cesarze ale i królowie innych stron nie- 
mieckich znaczyli więcej osobiście, jak md^estatem. B}nvali tacy 
co tylko imię króla nosili i koronę na skroniach, na biskupstwa 
mianowali tych, których panowie przeznaczali, na własną potrze- 
bę tak małe miewali dochody, że żyli kosztem bskupów, których 
nie mogli zasłonić od nacisku dumnych panów. W takim poło- 
żeniu bywało nieraz- królestwo Burgundji. Było nd, łasce panów, 
którym dla świętej spokojności biskupi opłacać się musieli. Wil- 
Jbelm komes z Poitiers za czasów cesarza Henryka II., byi tylko 
z imienia wassalem swojego króla, ale rzeczywiście był panem 
cał^o kraju iiukt się nie ważył nazwać w przytomności jego ko- 
mesem, chyba ktoś będący w znaczeniu książęcym. Wilhelm ten 
radą i czynem walczył przeciw wpływowi majestatu cesarskiego. 
Żeby przez to nie dał się wydziedziczyć z władzy, którą faktycz- 
nie posiadał. 

Najwyższą oznaką królewskiej władzy, była święta włócznia;, 
tradycyjnie się to wyrobiło.* Kto posiadał włócznię, otrzymy- 
mywał władzę. Dlatego wierni Ottonowi biskupi, chcąc się za- 



7 Dytmar, VIL 1. 



i 



428 DZEELA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

słaniać przeciw przywłaszczeniom linji bawarskiej, nie tyle dbali 
o inne oznaki dostojności, co o włócznię. Tak po śmierci Ottona 
III. arcybiskup koloński Heribert «kryjomo wysławszy ją naprzód, 
zatrzymał w swej mocy». Musiał go pretendent" aż więzić, żeby 
włócznię odzyskał '). Uroczyste wręczenie świętej włóczni było 
uroczystem oddaniem władzy. Henrykowi II. oddawał ją Bernard 
duk saski, imieniem wszystkich, to jest Sasów i Bawarów *). Zresztą 
włócznia była podówczas oznaką wszelkiej władzy. Cesarz jako 
pan zwierzchni wszystkim, włócznie chorągiewne im rozdawał, 
zupełnie tak samo jak inwestytury biskupom przez wręczenie pierście- 
nia i pastorału. Pierścień i pastorał robiły biskupem, włócznia lennym 
panem, książęciem, komesem, na piałej cząstce cesarstwa. Kaidy 
komes kiedy dostał od cesarza lenność dostawał zaraz włócznię 
z chorągwią, którą zwykle przed swym namiotem zatykał, jakby 
przez to ogłaszając się panem. Dla największych i najzaszczy- 
tniejszych lenności, jak i dla najmniejszych służyła ta włócznia 
chorągiewna. Książęcą władzę nad Bawarją, cesarz oddawał przez 
pośrednictwo takiej włóczni '). A włócznia stanoA^iła metyfke 
oznakę władzy, ale i dowód i prawo do niej. Gerardowi kome- 
sowi Alzacji, kiedy oblegał jedno miasto, jeden chytry patryota 
wśród zgiełku w obozie, ukradł włócznię i uciekł z nią spokojnie 
do miasta chociaż ścigany przez pogoń. Na widok ten krzyk 
radosny powstał w mieście, brama się otwarła prze^ uciekającym 
i potem się zamknęła, a komes pozbawiony oznaki swej godności, 
odniósł w zysku pośmiech szyderczy. Usiłował włócznię swoją 
odzyskać przez najwdzięczniejsze wszelkiego rodzaju obietnice, ale 
gdy próżne były jego prośby, odszedł zasmucony i stracił jedno- 
cześnie lenność i znamię swoje rycerskie ^). 

Z tej pełnowłc.dzy cesarskiej płynęło i stanowisko cesarzo- 
wej w państAvie jako monarchini. Kobiety mogły sprawować rządy, 
mogły być namiestniczkami cesarza na czas pewien w pewnej 
okolicy cesarstwa. Zdarzało się to najwięcej wtenczas, kiedy mu- 
siał król niemiecki przekroczyć granice swojej rodzinnej ziemi dla 
.załatwienia spraw ważnych. 

Cesarz najwyższe źródło władzy, był i źródłem wszelkiej 
sprawiedliwości. Spuszczał się w wykonywaniu sprawiedliwości na 



') Dytmar IV, 31. «) Dytmar, V. 9. ») Dytmar VI. 3. *) Dytmar V. 13. 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 429 

moc urzędników swoich, ale i sam objeżdżając kraje, odbywał 
sądy dla ludu. Najbliższymi osoby cesarza byli kanclerze, to jest 
ministrowie^ którzy wyroki redagowali, przywileje cesarskie pisali, 
pieczęć państwa do nich przykładali. Kiedy szło o wybór urzę- 
dników, o postanowienie jakiegoś prawa, ' o kierunek polityki, 
stali obok tronu jako jego doradcy. W owym czasie, w którym pod- 
pisów nie kładło się na pargaminach, pieczęć stanowiła wszystko, 
była uprawnieniem dokumentu. Do takiej czynności potrzeba 
było uczonych ludzi, to też cesarze dobierają sobie zawsze uczo- 
nych pisarzy, a cóż dopiero kanclerzy? Pisarzami kanclerz się 
wyręczał. Z drugiej strony urząd pieczętarski bywał udziałem 
tylko stanu duchownego; i to rzecz, która się tłomaczy. Któż 
w owych czasach najwięcej miał nauki piśmiennej, jeżeli nie księ- 
ża? Kapłan musiał umieć po łacinie, a już tem samem przebywał 
jakieś szkoły, miał jakieś wyższe światło. Kanclerzy nie-kapłanów 
nie mamy wcale i nietylko za czasów Ottonów, ale i dobrze pó- 
źniej. Kanclerze świeccy nastają już w czasach nowych. Teraz 
powadze kanclerza kto zrównał? Chyba jaki ulubieniec cesarski, 
ależ i kanclerz musiał być także ulubieńcem. Dlatego najwyższe 
urzędy i dostojności duchowne dostawały się kanclerzom. Kapłan 
Eberliard z kanclerza został pierwszym biskupem bambergskim. 
Heribert arcybiskup koloński był także kanclerzem. Miał obok 
kanderzów cesarz radę przy sobie, której nieraz zdania zasięgał, 
ale postępował według swego upodobania i prędzej tu kanclerz 
co mógł jak rada. Szczególny też widok przedstawia się oczom 
naszym. Wszyscy ci cesarscy przyjaciele i doradzcy, niewiele 
mają skrupółów z moralnością. Zdradzali go za pieniądze pier- 
wszemu lepszemu przyjacielowi, który się nadarzył. Tutaj nieraz 
klucz do wyrozumienia niespodzianych klęsk po tryumfie. Nie 
korzysta cesarz ze zwycięztwa, bo rajcy przekupieni przerażają 
umysł jego ogromem niebezpieczeństw, na jakieby się niezawodnie 
naraził, gdyby zamierzonego celu dopinał. I wygrywali nieraz, 
grali rolę ostrożnych, a wychodzili na jawnych zdrajców ojczyzny. 
Cesarz oczywiście nie wiedział o niczem, ale kiedy sam przeku- 
pywał i dawał się przekupywać jak mieli być moralniejsi jego 
doradcy? Wiemy, że Teodorykowi meteńskiemu nie mógł na- 
starczyć pieniędzy, a zacni ludzie tacy np. jak arcybiskup Tagino, 



430 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul, 

starali śię odpłacać cesarzowi, cesarzowej i towarzyszom icli, do- 
radcom za wyniesienie jaki^o dostąpili *). 

i63* iŚ/pwiC Unny iui^miiy. Na nierówności towarzyskiej, na 
hierarchji stał cały ówczesny świat niemiecki. Kościół także opie- 
rał sie na hierarchji, potworzył urzęda wyższe i niższe, i' nienxi od 
głowy sięgnął aż do spodu. Przecież kościehia liierarchja niepo- 
dobna była w niczem do lennej. Musiała podnosić rząd, kierować 
umysłami, bo płyngła z obowiązku nauczycielstwa, z miłości. R^a- 
dziła dlatego, żeby utrzymywać na ziemi królestwo Boże. Mie- 
rarchia leanazaś światowa popierała widoki, miała na celu- maje*- 
stat cesarski. Tam był rząd dla dobra wiecznego ludzi, tutaj, zaś 
rząd dla rządi^. 

Trzeba jednakże powiedzieć, że świat niemiecki z dostojno- 
ści kościelnych porobił świeckie, lenne, tak się nie mógł ostać 
bez ambicyi, która wszystko pod siebie podgarniała. Cala ziemia 
była własnością cesarza^ podzielU ją tylko na mniejsze i większe 
rozmaitego nazwiska dzierżawy, które porozdzielał na panów du- 
chownych i świeckich. Kiedy potrzeba wypadła cesarz t wię- 
kszych hrabstw wykraiwaJ mniejsze, tak samo zupełnie jak z wię- 
kszych biskupstw wydzielał nowe dyecezye. Postęp czasu jednego 
i drugiego wymagał, bo ludność rosła, potrzeby się zwięłszały, 
władza organizovvrała. Z halbersztadzkiego biskupstwa, widzieliśmy 
jak powstała cała metropolja z pięciu biskupstwami. Arcybiskupi, 
biskupi byli także lennymi panami i na równi z innymi komesami 
o\20wiązani byli królowi, cesarzowi krew, posłuszeństwo* Jak się 
nieraz dziwnie pomieszały z sobą dwa urzędy: nauczyciela i pa* 
sterza z urzędem lennego pana, jyż przez wield wcale odplątać 
się nie mogły. Zawsze jednak biskup jako pan lenny,, posiadał 
pewną swoją niezawisłość, j^ej nie itiiał inny świecki komes, 
i winien to był kościołowi, wysokiej jego powadze. Biskup ka^y 
miał dobra przywiązane do swojej stolicy. Jako ^aściciel był 
rycerzem, i stawał na ząw(^anie do wojny. Byli i tacy^ któray 
nie poprzestając na pracy apostol^iej, podejmowali śię sadownictw 
świeckich. Nie rzadki też wypadek, że biskupi osobiście towa« 
rzyszą cesarzowi i że nawet dowodzą odd^i^dtąnu. zbrojnych. Tu 
gwałt się zadaje prawom kościoła^ moralności nauczycielstwa. Aie 



') Dytmar, V. 25. 



I 



I 



Tom L MSTORJA PIERWOTNA POLSKI 43 1 

zdarzało się czasami, ^e biskupi jak Amulf halbersztadzki, byli 
w posiadaniu władzy sadowniczej którą kupili. Gdyby cesarzowi 
podobało się odebrać świeckiemu takie sądownictwo, na to dosyć 
było woli jednej, z biskupem już trudno było wskórać i owszem 
musiał się cesarz z nim rachować. Tak sto łanów dał Amulfowi, 
ażeby odkupić jurysdykcyę biskupią nad burgraistwem merseburg- 



Obok biskupów tworzyły się już grona kanoników i prała- 
tów, to jest kapituły, które nietylko że podnosiły znaczenie pa- 
sterzy, bo złączały ich reprezentację, ale jeszcze stanowiły nowy 
zastęp obrońców praw kościoła. Proboszczów, scholastyków, kan- 
torów i kustoszów po katedrach szczególniej wskazać moina. 

Dowolność cesarzów względem tych hrabstw duchownych 
ograniczało prawo jeszcze kanoniczne co do wyboru arcybiskupów 
i iHskupów. Własność i przywilej kościoła były nietykalne. Bez 
wiedzy biskupa, który władzy pasterskiej nad niektóremi ziemia- 
Qu ustąpić musiał, nie mógł cesarz na nich stanowić nowych dye- 
ce^j. Także wybór biskupów nie zupełnie od niego zależał ale 
od kościoła, fo śmierci arcybiskupa zjeżdżali się do osieroconej 
stolicy sufragani, to jest biskupi należący do kościelnej jego 
prowincji, uznający go za głowę, i wolnym wyborem stanowiący 
mu zastępcę. Mieli głos także i członkowie kapituły, zdaje się wa- 
żnie)|9zy nawet, bo nieraz gdy wypadki nagliły, sami kanomcy 
i prałaci przystępowali do wyboru, nie zawiadomiwszy -nawet' 
o śmierci arcypasterza biskup.ów prowincji. Bywało to szczegól- 
niej wtenczas, kiedy chodziło o zasłonienie praw kościoła przed 
interwencją cesarską. Był ten wybór tak kanoniczny, że panu- 
jący uznawać go musiał, albo jeżeli inaczej chciał się rozporządzić, 
wybranego prosił o dobrowolne ustąpienie nabytego prawa. Cza-r 
sami następował kompromis, kiedy cesarz biskupów i kapituły^ 
a nawzajem wyborcy kanoniczni cesarza się bali. Obiorowi prze- 
wodniczył najstarszy godnością prałat, proboszcz katedralny czy 
oietropolitalny, który gromadził towarzyszów w refektarzu; poży- 
cie' ówczesnych kanoników było jeszcze wspólne, klasztorne, mieli 
więc i wspólny swój refektarz, miejsce stpłu i narad. Przypuszcza- 
ne było i lenne rycerstwo osieroconej stolicy, żeby głos swój 
dało, ale. więcej robiło się to dla zwyczaju, jak dla prawa. Ka- 
pitułom przychodziło się już wtedy rachować z wolą cesarską, 

Histoija pierwotna Polski T. L 54 



43i DiZIEŁA jfULJANA BARTOSZEWICZA* Tom UL 



któfa lennych psmóS¥, chociaż duchownych, chciała 
WysjHktlt więc kanonicy goń<ia do panującego z uwiadoaneniem 
o sh'^cie jaką pońieśK i z poleceniem, żeby cesarskie myśli wy* 
rozmniał co do na^ępcy. Wtedy panujący wyznaczał* jednego 
z biskupów n^ pełnomocnika swego do kapituły i zleeał mu po- 
Wiedzieć kahónflcom, aby stanowczego <d>ioni nie rofaS, ale tylko 
zgodzili się na jedno i znać mu o tern dalL Biskup przestany 
Wybór taki imieniem cesarza tymczasowo zatwierdzamy ale kiie tu 
był koniec zachodów. Nowy poseł kapituły zawoził da cesarza 
wiadomość o wyborze i nieraz miał do zwalczenia widkie tFU* 
dnoSci, bó nawet tak pobożny cesarz jak Henryk II. nie hibfl kiedy 
mu obierano hie fyćh U^upów, których ehciaŁ '\^nad8;^ cfótaska 
mając pńawo inWestytińy, to jest ^^ćzehia wybraneuMi pMorahi 
i pterściema, co dopiero >yybrahemu władzę ci^davrt^<s hytat jut 
na drodze przy właszćiein^ sobie i tej kościdnej wolttóśck Dopiero 
po tem wręczeniu oznak władzy biskupiej, następowałli oilaiiłtt 
stanowcza elekcja, pospolicie jednogłośna, w której braBudzii/ 
obecni wtedy przy cesarza naczelnicy, komesowie pftństwa. Wy- 
braniec składał: \i stóp króla przysięgę wierności, na^^nie 
prowadzono go do kościoła, w którym h^mn dztękczynny ogół 

« 

zgromadzonych' Ś|piewti. 

Na wyb^r biskupów dyecezjalnych wpi|yw^ wiele arcybiskup 
metropolita. Taginó kiedy nastręczał cesarzowi Dytinam, ż^^mto- 
wadzflt go do kapficy biskupiej, w którq> jui oct^kiwał cesarz 
i polecał mu wybrańca, sam zaś ubierał się do insz;^ tw4ęlej* 
Obecni odbyli zwykłą formę i ebraK Dytmara, cesarz wręczył 
D]rtmarowi pastor^ i kantor rozpoczął pieśń ohórahią? itt^^yj&icic 
błogosławieni ojca mojego*. Wtedy rozległ się o<%łos wsr^śtkich 
dzwonów w kościele większyin na hasło do mszy ludowi^ po mszy 
bywała wielka uczta ') 

Wyświęcanie odbywało się natychmiast częstokroć samego 
dnia nominac^, to jest wręczenia pastorału. Nigdy zaś nie pA&- 
ciągało się do czasu nieoznaczonego, następowało Staraz. ]Bfskii>- 
pów prowincji swojej zwykle wyświęcał metropolita, metMpolilę 
dyecezjabi biskupr, chodaA trwały tuta} pewne zwyczajowe prawa, 
które szanowano. Tak zdanie, kto ma wyświęcać ti-eJwbssIdbga 



») Dytmitr, Vi, 27. 



mSTORJA PIERWOTNA POŁ^Ł 



^. 



BfcyhiAufAi 2 pierwszeństwa między (ł^stojnikąm ąslci^o dp 
biskupci w Yi^rdun, który gdy raz za wiedzą i wolą ^esą^^ą obijaj 
ku temu celowi arcybiskupa mogunckiego, spi:z,eqwj| 9i<^ temu 
sftaws^ ów wąfchot Teodoryk tnetenski, który ifodeziyąmi pilne- 
mi i prośbą pokorną* dowodził, że to j^|o prawej, Sl^ądat n^- 
wtś^ iia piśmie świadectwa, że dopomina się rzęc^ ap];ąwiedUwej, 
gr^si| cesarzowi klątwą, ale nic nie pomc^o^}. 

Biskupi prowadzili wojny, byli doradcami świeclf koi cesa- 
fioą i brali także na siebie wszystkie ciężairy len^e i powinności 
PoppcĄ bidcup trzymał na rozkaz cesarza pod strażą Henryka 
SwafUwego księcia bawarskiego. Margrabię miszeńslpego Guncdina, 
sfrnyoaiwieńcsi Polski, oddał cesarz pod ^trąż pilną «Ąrnolfa bi« 
skupa halbersztadzkiego. 

364« %(nnes<me. ^ierarchją kościelna uda'zała pro3t9tą; ina- 
cuj Hierarcbja świecka. Byio w niej tyle czczeblowąnia, tyle 
Zciła^iąoi stopni wyższych i niżs^cb, tak się jeden, ur^4 ^^^ ^P^ 
wynosił prawem, dostojnęścią^ włac^zą, tyie byłp w iiiqj różi^c 
p^yrnących z krwi, z ppcHodzeniai że tu dopiorę ^działp ^ę w ca- 
\fą i^cie odmienność społeczną dwóch sąsiednich plpodctn) sło- 
wiaisióego i niemieckiego. J^ giy cpieraliśofjr si^, ną gminie, 
tak Niemcy na arystokracji Arystokracja tak .byłą w krwi, 
W pojęciach^ że nawet sami biskupa, siewcy papfaffiosci dhgr^cjań- 
filMg, naMCzający że wszyscy są bUźni i r^wąi przed BQg|em (nie 
o biskupach fiłych tu mowa, ale o zacnych^ że ną^^^iet; ci pasterze 
chętnie s^ ^taczali towarzystwem s^ąchetnjsm j urodzenia i z pby- 
csąjów, i tQ już wielkie ustępstwo było z ich s^roi^ dla dogn^a- 
tów chrzęścjaństwa, że «nie pogardzali niższego ufod^ęąi|fc Ijidźmiy, 
chociaż za to «nie przypuszczali ich do swojej poufątoścU* Ta- 
kim był np* zacny ów arcybiskup Ta^no *). Z pojc4 Walh^ 
iwiat germański wkroczył w świat wzajemn^ nąjłoścfi^ i dlatego 
pf]}4kP otrząsfiąić się nie mógł z tegq, po mu przez wie^ stano- 
Wito żyde. 

Ta Firabina dostojności krwi i urzędów plątała jjcszcze sU- 
nowisko społeczne, osób. M(%[ł ktoś krwią się tylko zalecąći 
mógł urzędem, Aiógł jediiem i drugiem. Tytułów dostojnych 



') Dytmar VIL 19. *) Dytmar. VI. 43. 



434 DZEEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

była moc niezmierna. Duk, marg;rabia, komes, palatjm, buiig^ra- 
bia, rycerz, prosty lennik; oto były najpospolitsze stopnie. 

Najdostojniejszymi panami byli dukowić, po naszemu, ^vc no- 
wym języku, książęta. Byli to namiestnicy cesarscy, w większydi 
dzielnicach kraju, w Saksonji, w Bawaiji, często panowie, których 
łaska tylko wyniosła z niższego stanu rycerzy i komesówr, ale 
często i sami członkowie panującej rodziny. Tak w Bawaiji rzą- 
dziła podtjrtułem książąt, duków, młodsza linja Ottonów, dopóki 
sama nie wstąpiła na tron cesarski. W Saksonji podnio^ szczęście do 
stopnia książąt rodzinę nową Billugów. Kiedy już raz weszło w zwyczaf , 
w dostojnych tych częściach cesarstwa ciągle rządzilf książęta 
z prawem wyższem od innych komesów, i powoli, powoli prze- 
mieniali się w panujących udzielnie, ale zawsze pod zwierzdmią 
opieką cesarską. Było jednakże obok tych głównych, wielu dro- 
bniejszych książąt, duków. . Dostojniejsze komesostwa przybierały 
nazwę księstw; w takim razie komes, który księstwo Z3rskałwlen* 
ność, tytułem nie władzą się podnosił w szacimku narodu. Oh 
tego nieraz traciło się lenność, ale t3rtuł raz pochwycony stawał 
się niemal własnością tego, który go niegdyś posiadał. Bywab 
więc panowie, którzy nosili tylko nazwę duków, ale rzeczywiście 
nimi nie byli *). 

Komesostwo więc właściwie dawało władzę, każdy duk, k^ 
że starał się być komesem. Nie obeszło się i tutaj bez nadulyćt 
byli tacy, którzy sobie przywłaszczali po prostu tytuł komesów- 
sld, bez władzy. Tych prawo karało, a więcej zwyczaj i pot^[a 
ludsd, którzy w zwalczaniu przywłaszczeń mieli swój własny iote- 
res. Za Wilhelma z Poitiers w królestwie burgundzldm, nikt nie 
ważył się nazywać komesem, chyba ktoś «będący w znaczeniu 
książęcemu, więc sam duk, książę ^. Komes jest to łaciński 
wyraz, znaczy towarzysza. Wszyscy też comites, towarzyszami 
cesarzowi byli. Tytuł ten i urząd dostał się do świata niemie- 
ckiego przez naśladownictwo z Grecji, tam wszyscy dostojnicy 
cesarstwa od dawnych czasów zwali się byli conutes. Jedni słu- 
żyli panu przy wymiarze sprawiedliwości, drudzy u zajęć admini- 
stracyjnych, skarbowych, jak wypadło. Byli to zwyczajni urzę- 
dnicy i sprawowali swoje obowiązki w imieniu cesarza, Wybie- 



') Dytmar, V. 17. «) Dytmar VIL ai. 



Tern L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 435 

rano ich z ludzi głośniejszego wpływu albo nazwiska, z bogatszych 
albo zdolniejszych. Comites na posłudze cesarskiej u dworu na- 
zywali się pałacowymi, palatini, nadwornymi w późniejszym stylu. 
T)rtuł dla urzędu przeszedł więc z Grecji na' zachód, tylko zna- 
lazł w tym nowym świecie szersze dla siebie zastosowanie. Ce- 
sarzowie niemieccy dawali panom swoim gubernatorstwa prowincyj 
i nazjfwali ich komesami, towarzyszami; czasem i władzę nad 
wojskiem, ztad nazywali ich duces. Duces więc, po pokku ksią- 
żęta, byli pierwotnie wodzami, hetmanami. Comites mogli być 
razem i duces, a mogli też być osobno comites, a osobno duces. Łaciń- 
skie nazwy na niemieckie potłumaczone, dawały w pierwszym razie 
tytuł Herzoga, u Słowian wojewody, nie dobrze potem przerobio- 
aego na księcia; w drugim grafa, z polska hrabiego. Są do dziś 
dnia ludy słowiańskie, które niemieckiego Herzoga, książęcia, po 
prostu jeszcze tytułują wojewodą. 

Kiedy się rozwinęły s^asady rządu nowego lennego w Niem- 
czech, duces wyszli jak uważaliśmy na książąt prawie panujących, 
comites, graflbwie na gubernatorów cesarskich. Wtedy już całe 
państwo podzieliło się na komesostwa. Z większych tak samo 
wywiązywały się mniejsze, jak z l>iskupstw całe metropolitalne 
kościoły. Zdaje się, że z początku cesarze na hrabstwa dzielili 
kraje pograniczne ze Słowianami i że ztamtąd dopiero systemat 
hrabski po całych Niemczech się rozwinął. Granice zasłaniali 
margrabiowie rozkazujący na większych przestrzeniach, komesowie 
rządzili na ziemiach już zniemczonych, byli tu ku pomocy mar- 
grabiom.' 

Margrabia więcej miał udzielności jak komes, bo w rękach 
swoich wszystkie władze jednoczył, był nawet dux, hetmanem. 
Nazwisko ich same pokazuje, że margrabiowie byli tylko hrabia- 
mi pogranicznymi. Ale wyjątkowe ich położenie, wyjątkowych 
także praw i powagi wymagało. Dlatego więcej silna i więcej 
szeroka ich władza. 

Burgrabia, Burggraf, był jak samo znowu nazwisko tłóma- 
czy, hrabią grodzkim, komesem grodu, fortecy. Hrabia rozciągał 
władzę nad krajem, burgrabia nad jednem miastem i dlatego 
po kilku buigrafów było jednio grodu, jeżeli straż należała się 
pilna zmieniali się po kolei w pracy. Oczywiście najwięcej tych 



Ą^Q DZUŁA JULJANA BARTOS0BWICZA Totn IH. 

Strażników było potrzeba na ziemiach słóWikibkiCbi ^ z^I^zgza 
na tych jeszcze, które się ocierały o tikpoćkgh 3to^MtAic zte- 
miCi np. w Broniborze, w Mysznach« 

Z tego cośmy tutaj powiedzieli iirj^ada, że wszyscy ci co* 
mites, towarzysze, czy byli dukami, czy grafami, czy mątl^^-afa- 
mi, czy burggrafami, wyręczali cesarza w prowincjonatoycih rzą- 
dach. Najwięcej władzy w swych udziałach mieli książęta, du- 
kowie, tern jedynie od markgrafów dostojniejsi^ że midi prawie 
udzielne, spokojniejsze rządy, pełną moc władzy dziedzicznej. 
Markgrafowie walcayli dopiero o stanowisko* Hrabiowie sonń^sse 
mieli kraje, burggrafowie grody. 

Były i czysto nadworne urzędy, pałacowei PałatiatiSi cc>- 
mes palatii był to urząd u cfesarzy niemieckich ćywilhy, sado- 
wniczy. Komes palatjm często występuje w kronikat^* Ob^tfoy 
zawsze przy cesarzu zaprowadzał prawo doraźne przeciw' ucho* 
dzącym z placu bitwy, a przeciwnie stawającym mężnie obiecy- 
wał nagrody *). W pokoju też wymierzał najwyższą sprawiedli- 
wość na dworze. Miał cesarz i urzędników czysto dla swojej 
wygody, prywatnych, ale że sam nie był, nie mógł być w naj- 
prywatniejszej swojej czynności osobą obojętną kpmukolwiek, 
urzędy jego nadworne przybierały cechę dostojności publicznych* 
Był np. szatny nadworny cesarza, palatyn także ^). 

Osobną tutaj zrobimy uwagę, że prawo nabyte nie traciło sif 
w Niemczech dla potomności. Mógł jakiś duk, komes, margra- 
bia zasłużyć sobie na niełaskę i stracić prowijoicję, ale synom za- 
wsze przekazyw2^ tytut, pretensje swoje. Mnożyła się więc ary- 
stokracja dziedziczna, bo jeżeli nie było w;ielu. urzędników, było 
zawsze wielu utytułowanych. Zdarzają się też w Dytpiarze wzmi^mki 
talde np. «ksiądz hrabiowskiego urodzenia^, aibo «w znaczeniu 
książęcem będący. 

165. ^jennosci. Dyecezje, księstwa, margrabstwa,. komesośtwa, 
były to większe lenności, ale pod niemi występował tłuąi wielkie- 
go rodzaJM innych, drobniejszych, któremi cesarz dowolnie i roz- 
maicie rozrządzał. Większe były to niby państwa i k^ecź}fwiście 
rozdzielił się na nie później cały świat niemiecki, tylkb qpiekc ce^- 
rza uzndjąc tlad sobą. Nie przewidział władca, tt stahowi ptzysziyth 



^) Dytm*r, Vi. 4. *) DyWnar,' Vlt. 1. 



} 



dektcrróWy landgrafów, palatynów. Ale te mnicgbse letutoici biyły 
te jak ditfoga mleczna, jak tój gwiazd, któi^omi zasłtaił ce^arae 
tfemic ińem iecką} tu ruck oiągły, zmiany ooddeone, łenności mniej « 
sze iacorly- sięi po kilka w jedna, to ssnowu roidzieiai^. Pra- 
wa s^n/teńchnicze do lenności tak^e się często zad&f^9fyi ^^ VM* 
waK lentaley pełkiomoc władzy, inny ras jej cząstkę^ i^^iną albo 
drugą. 

Cesaerze np. wszyscy lubili bardzo Męrseburg, gniaizdo swo* 
jego rodu i potęgi. Więc bywało tak, że koskitat mersebyrgski 
i teimość da niego przywiązaną oddaw^ jednemu, innemu zaś 
cztery miasta nad Muldą, które i:zasem z komesostwem diodzity, 
Ale wlacizę sądowniczą Henryk II. nad dwiema temi częściami 
niedawno jednej lenności, sobie zostawił* Tern się eieszy^ł, ^ 
w ojcowłźnie posiadał wymiar sprawiedliwości. 

Sam cesarz, aczkolwiek lenny pan swoich podwładnych, wagię* 

dem innydi królów stawał' czasami w stosunek hołdowniczy. Henryk 

II. od wuja swego Rotulfa króla Burgundji dostał w lenność catą 

Vrainę burgundzką i nadto formalne zobowiązanie się, że bez jego 

porady żadnych ważniejszych kroków król nie przedsięweźmie* 

Byt "Rotulf bezdzietny i dlatego Henryka ustanowił swoicn na-* 

stępcą, Ale miał drugą żonę, matkę z pierwszego małżeństwa 

dwóch 'synów, którzy byK pasierbami Rotulfa. Wflhelm komes 

piktawski dostał także od RotuICa wiełe burgundzkich lenności, 

cesarz mu odebrał wszystko i nadał pasierbom królewskim, gdy 

matka o to upraszała^). Wdzimy, jak dziwacznie plątały się te 

prawa* Cesarz, źródło wszelkiej lennej władzy stawał się wassa- 

lem i ziemię tę, z której hołd powinien był komu innemu, puszczał 

w łennóść. System lenny metylko tworzy hierarhję arystokra 

tyczn^, ale i dziwną wszelkich praw mieszaninę. 

Lenności najpospoliciej spadały dziedsdctwem z ojca na syna, 
ze sti^ja na synowca, z wuja na siostrzeńca i dalszego krewnego, 
a naw^ w braku innych następców, jak widzieliśmy, z ojczsrma 
na pasierba. Zawsze jednak trzeba było zezwolenia cesarskiego 
na przejście lenności z ręki do ręld, choćby i najbSższej. Była 
^ tern zasada, która twierdziła, że ziemia jest własnością panują- 
i. Byłb w tern i bezpieczeństwa dla lennego prawa; cesarj& 



») Dytmar VII. 20. 



438 ryzasŁA juljana Bartoszewicza. Tom hł 

mógł czuwać, żeby dziedzictwami mniejsze lemiości fiie zl^^wBły 
się w ogromne; prędzej drobić wypadało ziemie, jak posiadłości 
rozszerzać. I rzecz3rwiście postęp na tej drodze rozdzielania ziemi 
trwał ciągle. Nawet slawniejsze hrabstwa Mrywiązyws^ się z więc 
kszych obciętych posiadłości, np. mansfeldzide z magdebuiigslde* 
go. Skupionych kilka lenności .podnosiło potęgę, która mogiła 
być niepożądaną. Dedo, ten co porwał Odę dla naszego Mieczy- 
i^awa, skupił w taki sposób ziem nie mało, za łaską Gizilera ar* 
cy biskupa otrzymał komesostwo' merseburgskie, poteI^ na własność 
otrzymał burgrabstwo Zurbizi, gród i miasto w Miśnji, w którem 
przodkowie jego władali, a kiedy jeszcze się ożenił z córką mar- 
grabi Teodoryka, w taką urósł pychę, że kryjomo dał się nieraz 
poznać i cesarzowi, a mniejszym Niemcom jawnie '). 

Nieraz okup}rwały się te lenności, chociaż szły dziedzicznie. 
Godila wdowa po Lotaryuszu, margrabim brandeburgskim, za 
cenę dwóchset grzywien dla syna swego Werynhara kupiła lennosć 
ojcowską i margrabstwo ^. 

Za wykroczenie przeciwko państwu wyrok cesarski pozba- 
wiał lenności, ale zdarzało się nieraz, że «bezczelna potwaiz nie- 
prawnych oskarżycieli* zgubiła komesa ')• Bsrwali tacy, którzy 
tę klęskę losu znosili szlachetnie, cierpliwie; bywali inni, którzy 
z orężem w ręku dochodzili swojego, chociaż w żadn3rm ra^e 
w systemacie lennym oręż spraw tego rodzaju rozstrzygać nie 
mógł. 

Lenny pan swoje ziemie, z których cesarzowi służył, takie 
rozdawał cząstkami w lenności, pod warunkiem służby, i tak całe 
państwo niemieckie było mozajką poplątanych praw i obowiąz- 
ków. Każdy uznawał po nad sobą władzę najbliższego pana. 
Cesarz swoich wołał, cesarscy swoich, a ci znowu swoich do nie- 
skończoności. Obowiązki tak się plątały, że poddany niższy sta- 
wał i przeciw cesarzowi, gdy mu jego bezpośredni pan lenny 
to rozkazał. Do takiego urządzenia wewnętrznego Niemiec, dopro- 
wadził systemat. Lennik wezwany musiał się stawić z pocztem 
zbrojnych, zkądże go miał wziąść, jeżeli zawczasu nie postarał 
się o swoich lenników, którzy stawali także na rozkaz? Takich 
lenników miewali i świeccy panowie i duchowni, nie jako biskupi, 



') Dytmar, VI. 34. *) Dytmar, VI. 52. ») Dytmar, VII. 4. 



lUSTORJA PIERWOTNA POLSKL 439 

ale jako lenni posiadacze ziemi. Miały kościoły i klasztory 
swoich lenników, bo nieraz cesarz uposażał je dobrami, ale pod 
iKraninkiem. / 

Systemail lenny była to wolność, ale była też i niewola. 
Jak wseystkie władze i prawa plątały się w państwie, tak i wol- 
ność, która wolnych ruchów nie miała. Lenność tak przeniknęła 
wszystkie ^osunki narodowe, że nawet kobiety nie zaiFsze mogły 
iść za mąż podług woli serca, ale stosować się w tern często mu* 
siały do woli cesarskiej, która w tym względzie wymagała nawet 
pewnych przyrzeczeń J). 

I na jakim to gnmcie budował się ten systemat lenny? 
Plemię niemieckie, jakby przeznaczone na to, żeby w3rrobić wobec 
ludów i przeprowadzić porządek wojenny, nie jest rolniczem. 
Ta cecha głównie w charakterystyce jego uderza. Plemię zbiera 
wszystkie siły i tak je organizuje, żeby na każde zawołanie stanęły 
odrazu. Szczęk oręża luby mu, rolnictwo zaś w pogardzie i o tyle 
tylko popierane, o ile potrzebne. Do własności w ziemi niemiec się 
nie przywiązywał, za nic ją sobie ważyŁ . Uprawiał pole przez 
luewolników i poddanych, sam walczył wolny o tyle, o ile pań- 
stwo tej jego wolności potrzebowało. Poddany, ofiara wojny do- 
mowej albo ujarzmienia, był niewolnikiem £upełn3rm. 

Niemcy rozsypani po przestworach ziemi, jeden nad źródłem, 
. drugi w lesie, otoczony gronem niewolników, jeżeli nie wojował, 
myślał o zdobyczach. Na ucztach nawet siadywali przy broni, 
cóż dopiero na zjazdach? Całe ciemię rozpadało się na grono 
małych królestw udzielnych, w których naczelnik był samowła- 
dnym panem. Zbierali się naczelnicy na porady ogólne, na któ- ' 
rych ważniejsze rzeczy rozstrzygali; miał tam głos każdy wpra- 
wdzie^ ale stawało się zawsze według tego , co uradzili naczelnicy. 
Na takie rysy charakteru narodowego wskazywał jeszcze Tacyt. 
Życie publiczne przejawiało się w wojnie, tutaj jedynie 
^puszczał Niemiec z przyi*'ilejów krwi, żeby waleczność wynagro- 
dzić. Królów za Tacyta jeszcze wyznaczało tylko urodzenie, 
przywódzców waleczność. Każda włość dostawiała pewną liczbę 
zbrojnych, wojska główna siła była w piechocie. Przywódzcy 
walczyli o zwycłęztwo, reszta za przywódzcę. 



») Dytmar, VII. 5. 

Histoija pierwotna Polski T. I. 55 



440 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom Ul 

Mieli Niemcy wiele podobieństwa i do innych ludów, ale 
wojennością, duchem feudalności, nierównością towarzyską, czcią 
dla osobistości, odróżniali się od wszystkich w rażący sposób. 
Zebrali się dawno w społeczeństwo nie braterskie, ale w militar- 
ne. Każdy sobie, każdy był dla siebie. Cóż ich wiązało w jedność? 
wojna. Duch wojowniczy jest ich żywiołem społecznym. Nie- 
miec nie S2;ykający towarzystwa, sam u siebie państwo stanowiący, 
z niecierpliwością wygląda tylko wojny, która ich wszystkich pod 
jedną chorągiew złączy. Rolnictwo tym zostawione, którzy do 
broni jeszcze albo już niezdatni , to jest dzieciom i starcom , ko- 
bietom, niewolnikom, i ci narodu nie stanowią. Po za wojną 
Niemiec był nieczynny, dręczyła go zaduma, powiada Tacyt. Ta 
bezczynność, ta zaduma jest to głęboka praca ducha w sobie. 
Rozwinęło to wielce życie rodzinne, węzeł familijny, ojczyzny nie 
stworzyło. 

Przy duchu wojowniczym, pchani ku przedsięwzięciom które 
się tylko wykonać dawały za rozwinięciem sił obronnych, .nie 
rozumiejąc ojczyzny, więc wygód społecznego życia, Niemcy z sa- 
mej konieczności zbierali się około jednego człowieka, który był 
dla nich węzłem, jednością. Ztąd płynie feudalność, która uksztal- 
ciła wszelkie stosunki Niemców, od samego dołu począwszy, aż 
do samego naczelnika naczelników, czyli jak za Ottonów, aż do 
cesarza. Wolni, uprzywilejowani, dawali niewolnikom kawały .. 
gruntu pod warunkiem płacenia z nich danin i o nic się więcej 
nie troszczyli, ziemie nieswoje uprawiał niewolnik jakby właści- 
ciel. Dalej wolni przyczepiali się do wsławionych i moźniejszych 
'wojowników i służyli im za podarunki i nagrody, za konie, za 
dzidy krwią jeszcze zbroczone, ^a ucztę sowitą. Taki słaA*Tiy 
znowu wojownik, chociaż otoczony orszakiem swoich, nale- 
żał znowu do grona, które otaczało wyższego jeszcze bohatyra 
i to za chlubę sobie poczytywał. W tem wszystkiem jeszcze za 
czasów Tacyta, leżało przyszłe szczeblowanie feudalne. Nieró- 
wność była w krwi, w poczuciu. Chrześcjaństwo nie przekształ- 
ciło narodu, ale tylko wykształciło, uszlachetniło jego popędy* 
jego naturę. Królowie i prz3nvódcy odbierali podarunki, jakby 
służbę od podwładnych, z których przecież żyli, nie rozldzywali na 
obradach, a jednak przekonywali, ale wola ich się pełniła, w boju niby 
to właściwie nie dowodzili, ale walcząc na czele rozrządzali wszystkiem. 






Tom L ffiSTORJA PIERWOTNA POLSKL ąąj 

To było w pogaństwie. Za chrzescjańskiej 3oby podarunki stały 
sie daninami z powinności, zagajenie obrad obwieszczeniem woli, 
dowodzenie w bitwach nadawało prawo rozkazywania. I wzniósł 
się wspaniały gmach niemieckiego feudalizmu, tak doskonale za- 
stosowany do potrzeb i pojęć wykołysanego nierównością spo- 
łeczna narodu. 



^ 



^ * 



SPOŁECZNOŚĆ LECHICKA.. 



1 66. X^o olrazu, cechy główne. O społeczności lechickiej tak 
długo mówić nie możemy, jak o społeczności niemieckiej, bo je- 
dną i drugą bierzemy w jej wyrobieniu hiśtorycznem, jakie na- 
stało w IX — X wieku. Otóż cywilizacja niemiecka pod wpływem 
wyobrażeń chrześcjańskich, miała już czas rozwinąć się, urządzić 
przez ciąg kilku wieków, wtenczas kiedy rodzinna cywilizacja słowiań- 
ska, wciąż jeszcze w pierwiastkowym zostawała stanie, taka sama 
w IX jak i w VI wieku, bo wpływu chrześcjaństwa nie dopuściła do 
siebie. Wprawdzie po granicach plemienia wielkie tu pod tym 
względem pozachodziły zmiany. Jedne plemiona przemocy ule- 
gły i oderwane były od Słowiańszczyzny, nawróciły się przez 
oręż. Drugie plemiona przyjęły dobrowolnie wiarę, ale gdy oko- 
liczności spokojnemu rozwojowi nowej cywilizacji nie sprzyjały, 
gdy obupądki chrześcjańskie skłóciły się z sobą, a w tej walce 
częstokroć chodziło nie o zasady, ale o królowanie tego świata, 
kwiatek świeżo rozwinięty usechł. Podbite narody słowiańskie 
nie z łona własnego snuły nową cywilizację, ale urabiały swoją 
myśl społeczną na wzór niemiecki. Inne narodowości nawrócone 
wahały się, prowadziły żywot z dnia na dzień, czekały na wy- 
padki i okoliczności, żeby wejść na tę lub inną drogę stanowczo, 
a społeczność stała. Stadek zaś, sama gąszcz Słowiańszczyzny, 
był aż do IX. wieku i później ziemią prawie dziewiczą i nie 
znał owoców cywilizacji chrzescjańskiej. -Ten mrok ciemności 



442 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

przebili dopiero Mieczysław w Pokce i Waldemar u ludów rozło- 
żonych wzdłuż Dniepru. Wielki to był wypadek pod wszelkiemi 
względami. Cywilizacja nowa teraz dopiero mogła się swobodnie 
szczepić wśród całego plemienia słowiańskiego. Jesteśmy więc 
w samym zawiązku tej nowej ery. Nie było czasu jeszcze na to, 
żeby patrjarchalność rozwijając się wydała kwiat słowiański w bar- 
wach chrześcjańskich. Niemcy kilkaset lat mieli tu przed ojcami 
naszemi starszeństwa. Otóż powód, dla którego obraz nasz spo- 
łeczności lechickiej nic może być obszerniejszy, rozciąglej<!zy. To 
co mają Niemcy w IX wieku, my dopipro mieć możemy np. 
w XII — ^XIII wieku. Wtenczas odbiją się lepiej rysy, które nam 
chwytać wypadało, dzisiaj jeszcze niepewne, bez koloru i wonL 

Za to wskazywać możemy rysy już wybitne nowej cywili- 
zacji wśród ludów, które uległy cudzoziemskim wpływom, greckim 
albo niemieckim. Nas tu więcej obchodzić będą niemieckie, bo 
uległa zupełnie wpływom greckim Bulgarja oddzieliła się od 
jedności, świat swój utworzyła sobie, utonęła w uścisku carogrodzkim. 
Bulgarja się wynarodawia. Naród to dawno chrześcjański. Mógł 
już pod wpływem nauki Zbawiciela wiele u siebie zmienić i zmk- 
nił, ale cywilizacja ta nasiąka coraz więcej duchem greckim. 
Ważna o tyle, o ile w następnych wiekach działać będzie na 
chrześcjaństwo w tak zwanej Rusi stworzonej przez Warcgów. 
W IX — X wieku, kiedy Waldemar tylko co przyjął wiarę chrześ- 
cjańską narody naddnieprzańskie były jeszcze teai w swoich 
urządzeniach społecznych, czem były za pogaństwa, i więcej da- 
lek© jeszcze, jak np. ludy nad Wartą i Wisłą, które się ocierały 
od dawna o chrześcjaństwo, które jeszcze przed Mieczysławem były 
w znacznej części chrześcjańskie. Cóż więc nas w obecnej chwili te 
wpływy greckie na Słowiańszczyznę obchodzą? Nic prawie. Inna rzecz 
z wpływami niemieckiemi* Te działają silnie i jeśli nie działają na nas 
bezpośrednio, to na plemiona lechickie. Nadłabańskie narody^ Cze- 
chy im uległy. Nadłabańskie narody nie były jeszcze w kościele mc- 
tedyuszowym, albo były bardzo mało i nie wszystkie. Dla nich 
chrześcjaństwo niemieckie było nowością. Ale ludy czeski i morawski 
od lat dwustu blisko znały naukę Zbawiciela, od lat stu przeszło miały 
swój kościół i hierarchję, potem obrządek zamieniły na obrządek 
i jako lenność niemiecka stanęły pod władzą cesarza. Tam j^ 
dobrze rozwijały się rysy rodwnnej chrześcjańskiej cywilizacji i 



« 

l 

I 

i 

! 



Ite Ł mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 443 

zbudowanej na gruncie słowiańskim, chociaż pod wpływem feu- 
dalności obcej naszym pojęciom. Polanie wiarę przyjęli od Cze- 
diów, nie od Niemców. Stanąwszy więc na nowej drodze, prę- 
dzej na wzór pobratynłców jak obcych urabiać się mieli. Dla- 
tego w obraz nasz wejdą te cechy nowej cywilizacji, które do- 
strzegliśmy już u Czechów. To zapowiedzie, że u nas coś po^ 
dobnego z czasem się pojawi. 

Tło naszej cywilizacji zupełnie odrębne od niemieckiego. 
W miejsce wojenności znajdujemy rolniczość, w miejsce feudal- 
ności porządek gminny, w miejsce nierówności towarzyskiej zu- 
pełną równość, w miejsce czci dla osobistości wspólność praw 
i obowiązków, to jest dążność społeczną. Cóż dały nam te za- 
sady życia w rozwinięciu się s wojem chrześcjańskiem? 

167. ^ieło, opole, grody. Gmina, to jest ludzie stanowiący ją, 
zbierała się w siole, każda była jakby spółką rolniczą. Rozrzu- 
cone sioła wśród wielkich borów i lasów, które pełne były dra- 
pieżnego zwierza, musiały przybierać postać obronną; dlatego 
w Słowiańszczyźnie w ogóle dawne są grody, z których dopiero 
do pracy wychylali się na pole rolnicy. Napaście wojny zaczepne i pod- 
bojowe różnych narodów, które kazały się mieć rolnikom słowiań- 
skim na ostrożności, .wreszcie sam postęp wyobrażeń społecznych, 
kiedy państwo polskie pod Piastami się kupiło, sprawiły, że i te 
pojedyncze osady, gminy, zaczęły się wiązać w szersze społeczności, 
tak, iż kilka, a czasem i kilkanaście nawet siół, według miejsco- 
wą dogodności i potrzeb, zgromadzały się w całość udzielną pod 
względem zarządu, sądów i obrony. Naturalna, zdaje się przy- 
puścić, że te społeczności szersze rozwijały się z jednej gminy, 
z jednego sioła, że przeświadczenie o tem wspólnem pochodzeniu 
siół, o pokrewieństwie, nigdy w gminach nie ginęło. Te społe- 
czności szersze są to opoLd, yiciniae^ według wyrażenia się kronik, 
niby sąsiedztwa spokrewnione. U Czechów była to okoUna, u Ser- 
bów knieżfma. Zaród ten niby administracyjnego podziału kraju, 
spotykamy już w pierwszych chwilach zorzy historycznej. Nie- 
ma wątpliwości, że za Mieczysława już były. W cesarstwie kraj 
dzielił się na komesostwa, u nas na opola* Pozornie różnicę po- 
między jedną a drugą instytucją stanowiło tylko nazwisko, ale 
tak nie jest. Inny był początek, inny cci komesostw i opól. 
Z coraz większych zakrojów ziemi wykrajały się komesostwa, 



444 DZIELĄ JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom ID. 

coraz liczniejsze, mniejsze, przeciwnie z sioła, z gminy jednej roz- 
szerzały się znacznie opola na większy zakres. W komesostrwie 
dowodził zawsze jakiś niemiec, pan lenny, rządca, ii nas opola 
nie miały nad sobą dożywotniego i jedynego pana, bo słu±yły 
ku wspólnej obronie wszystkim, kiedy w Niemczech były w rę- 
kach jednego narzędziem i razem ogniwem jedności państwowej. 
Komesostwa na ziemiach słowiańskich zakładane miały jeszcze 
cel propagandy, wynarodowienia Słowian, zniszczenia ich solidar- 
ności z sobą, gminnego żywiołu. Demokracja nasza rozwija się 
zbyt wybitnie obok feudalnej arystokracji Niemiec. 

Mieszkańcy do jednego opola należący, stanowili jedność 
udzielną pod wielu względami. Byli zawsze Rzplitą gminowładna. 
Wspólnych używali dogodności, wspólne ponosili ciężary. CMpo- 
wiadali razem np. za występek na ich ziemi popełniony i za to 
płacili karę, jeżeli nie wykryli winnego. Obowiązani byli w swo- 
jem opolu potrzebującym tego nieść pomoc. Do grodu znosili 
wspólne daniny ku powiększeniu środków bezpieczeństwa. Gród 
był stolicą opola. Obsadzała go straż rolnicza wszystkich, w po- 
trzebie gród ten służył za przytułek dla okolicznych siół i posad. 
Opole nie lechicki to jedynie zwyczaj, ale ogólnie słowiański 
i bardzo dawny. Ale za czasów patrjarchalnych niema to opole 
znaczenia historycznego i dopiero w epoce tworzenia się państA^*a 
nabiera wielkiej powagi. Bolesław Chrobry już zastał dobrze roz- 
winięte opola, bo na nich opierał organizację wojenną kraju. Opola 
dlatego w Polsce stają się historyczną instytucją, przestają być 
zwyczajem. 

Gminy po pierwotnych siołach rządziły się udzielnie, jedna 
nie miała władzy nad drugą, ale każda miała swoją starszyznę. 
Kiedyś mrowisko niezmierne było tych Rzplitych od morza do 
morza; nie obchodziło nic jedne co się działo w drugiej. W mia- 
rę jak Polska zmienia się w państwo, iskra elektryczna przebija 
te wszystkie gminy zlane w przestrzeńsze dobrze opola. Wszyst- 
kie jednością się czują. 

Opole jest także siołem, ale wyrobionem ku wyższym spo- 
łecznym potrzebom. Nie osoby tu pojedyncze, jak w dawnym 
siole, ale zbiorowe występują, nad sprawami wspólnemi radzą. 
Nad siołem trzyma pierwszeństwo obrany przez wszystkich star- 
szy, nad opolem pewnie starszego obierają zwierzchnicy siół, rc- 



f Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 445 



prezentanci ich prawni. Ten starszy w opolu tak był jego re- 
prezentantem, jak starsi w siołach wśród swoich. Najstarszy ze 
starców dostojnością, nie koniecznie wiekiem, sprawował rzeczy 
opola, żupy, ztąd w niektórych okolicach zwano go żupanem. 
£ Nie wiemy jak go lechici polscy nazywali, to pewna, że t3rtuł ów 
pierwotny, narodowy, zaginął w cudzoziemskiem nazwisku kaszte- 
lanów, już za Bolesława Chrobrego. 

Grody, stolice opól, były to zapewne osady zbudowane na 
miejscach przez się obronnych, na bagnach, nad rzekami. Bro- 
niły ich okopy długim parowem rzucone na ziemi, wały, ostro- 
koły, przekopy, wewnątrz grodu budowle b3nvały pewno z drzewa. 
Polska mniej bogata od Niemców, nie miała gnlachów okazał-, 
szych, niemieckich burgów. Cesarze i króle mieszkali w dworach 
murowanych, pobudowanych z kamieni. W Polsce wszystko wie- 
śniaczą patrjarchalną miało cechę. Tak i te grody już wiele 
w oczach Lechów uzbrojone były, kiedy ziemne okopy utrudniały 
do środka wejście. W codziennych teraz stykaniach się z Niem- 
cami, uczyli się Piastowie, ci pierwsi kierownicy myśli narodowej, 
że obrona taka grodom nie starczy. Ale też nie łudzili się pod 
tym względem. Albowiem nim się wzm9że Polska, nim postać 
ucywilizowaną przybierze, wiedzieli Piastowie, grody te nie tak są 
dla obrony od nieprzyjaciela, jak dla administracji, dla rządu, który 
nie mógł być jak dawniej rozrzucony po gminach, sługa dla gmin. 
Po grodach tedy mieściła się już władza, która się znosiła z naj- 
wyższą w kraju, był pobór ceł rzecznych, to jest dochodów na 
rzecz państwa. W grodach był skład potrzeb opola, jatki i kra- 
my, rzemieślnicy i towary, z których także szedł dochód na spra- 
wy ogólne. W grodach oczywiście były i sądy, jeżeli nie dla 
wszystkiego opola, to przynajmniej wyższe. 

Bacząc z powinności i « powołania na sprawy publiczne 
przeznaczeni z natury rzeczy do obrony grodu 1 w razie wojny 
do spraw oręża, ci co stanowili załogę, siłę grodu, nie mogli tru- 
dnić się uprawą roli, potrzebowali w tem danin i pomocy ze stro- 
ny tych, którzy mieszkali po siołach i byli rolnikami. Systemat 
ten rozwinął się znakomicie w czasie chrześcjańskim, kiedy na- 
stały częstsze wojny i nawet zaczepnie prowadzone w myśli po- 
litycznej. Mieszkańcy całego opola odbywali pewne powinności 
podatkowe dla grodu, który w potrzebie musieli naprawiać i wzma- 



446 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. • Tom HI. 



cniać, a w razie wielkiego niebezpieczeństwa i bronić. Dla 
czajnej posługi w grodzie wystarczyła strbza, to jest kolejne 
by wanie straży. Obowiązki to były wprawdzie uciążliwe, 
słuszne, odbywali je wszyscy z ochotą. Wetenicy nad Lab^ to 
zabytek starej cywilizacji chrzaścjańskiej, z której korzystali 
Niemcy. 

1 68. <Wiasnoś6 ziemi, Z początku grunta były prywatne i wspól- 
ne. Ludności kraj posiadał mało, więc ziemi dużo leżało odło- 
giem, starczyło jej na wszystkie potrzeby, dla wszystkich i jeszcze 
były wielkie przestrzenie do zajęcia. Ojcowie nasi od pasterskie- 
go życia przeszli w rolnicze, trzymali zatem i obszerne pastwiska, 
na które obracali te role odłogiem leżące, a które oczywisde były 
własnością gmin całych. Być może pierwiastkowo te role orne, 
które własnością swoją i rodzinną posiadał każdy rolnik, badały 
się z samych ogrodów. Ze wzrostem ludności i rolnictwa, musiatjr 
się ścieśniać pastwiska, grunta prywatne zaś rosły. Takiż sam 
podział gruntu co w siołach, musiał być i po opolach, bj^ły tii 
również grunta zajęte i niezajęte. Na zajętych nneściły się gflM>y 
i sioła. Ale poiniędzy jedną a drugą osadą, sbłem a siołem, le- 
żały przestrzenie rozległe, boć nie były opola tak ludne^ ażeby 
wypełniały, jak dzisiaj, ziemie. Gęściejsze być musiały sioła w po- 
bliżu grodów, a im dalej od grodów, tem pewnie były rzadsze. 
Częstokroć w podróży zdarzać się mogło, że nie spotykało się 
przez cały dzień osad i ludzi. Były wszędzie bory, niezamie- 
szkałe porosłe trawą ziemie, step nagi, wkoło jeziora i bagna. 
Własność to niczyja, nie należąca do sioła, składała pewnie wfe- 
sność opola. Kiedy na tych niezajętych pustkach powstawały 
nowe gnttny i sioła, nic dziwnego, że zobowiązywały się tem sa- 
mem do pewnych danin i ciężarów na Jcorzyść wspólną, opolną, 
grodową. Jest i w tem wszystkicm cecha jakaś podobieństwa do 
urządzeń feudalnych Niemiec, ale obok tego jest i różnica; u nas 
całe gminy wiążą się i zobowiązują wzajemnie, interes wspólny 
daleko wyższy jak jednostkowy, u Niemców przeciwnie osoba 
wiąże się z osobą. U nas rosło prawo pifbliczne sp<deczne, 
u Niemców pr3rwatne. 

Nie każdy biegł na stróżę do grodu, owszem woM siedzieć 
na roli i pracować w pokoju, niż sam być w ciągłych niewygo- 
dach i mozołach wojennych. Na roli, był każdy zarówno oby- 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 447 

watelem, jak zbrojny strażnik. Nikt zaś nie miał własności oso- 
bistej, dziedzicznej jak dziś, bo łan, który uprawiał, był tylko 
jego wieczysta dzierżawą, którą trzymał od gminy, od opola. 
Rolnicy utrzymywać się musieli, za to posiadali grunta, ale 
i z gruntów ciężary. Łany owe nie przechodziły więc drogą wła- 
sności w podział pomiędzy synów, były dane na utrzymanie ca- 
łej rodzinie, rodzina z nich większa czy mniejsza uż)rtkowała. 
Drudzy synowie, jeżeli im się nie podobało zostać na ziemi ojca, 
jako czeladka rodziny, domownicy, mogli szukać sobie dalej sie- 
dziby, osobne brać łany, których nigdy niedostatku nie było. 
Należeli tylko do podziału ruchomości po ojcach. Łan taki po- 
dzielony być nie mógł, bo posiadacz miał z niego pewne ciężary 
i winien go był utrzymać w dawnym stanie. Gdyby nastąpił po- 
dział, obowiązki szłyby także w podział, i trwałby takim sposo- 
sobem nieustanny bezrząd, aniby gmina wiedziała do czego ma 
prawo od rolnika, ani rolnik co musi robić dla gminy. Dlatego 
niepodzielność łanu była powodem, że jeżeli nie chciał syn, osia- 
dał na nim zięć, synowiec, siostrzeniec, każdy kto był najbliższy, 
aby jeden. Łan osierocony po gospodarzu zmarł}an bez rodziny, 
zwal się puścizną, która jako prywatna dzierżawa nie wracała do 
gruntów publicznych, ale dostawała się drugiemu gospodarzowi 
W opolu wszystkie te przestrzenie, które prywatną dzierżawą nie 
były, łąki, wody, lasy i zwierzyna, pastwiska, należały do wspól- 
nego użytkowania. 

Rolnicy na tej ziemi dzierżawą wieczystą osiedli, nazywali 
się kmieciami. Zródłosłów tego wyrazu niewiadomy, różni go róż- 
nie wyprowadzali mniej więcej dowcipnie, ale cóż z tego historji ? 
Przyjęcie chrześcjaństwa musiało z kmieci, dzierżawców, porobić 
zupełnych dziedziców, lubo i tak długoletnie posiadanie ziemi 
i prawem spadku podobne było do dziedzictwa, nie do zwylcłej 
dzierżawy. Ze wzrostem państwa, i ciężary, które dotykały kmie- 
ci, z początku stanowiąc małe daniny i powinności, musiały się 
koniecznie zwiększyć, stać się uciążliwsze. Tak wypadało. 

169. V^cerstrpo, szlacl}łc- Najtrudniejszem zadaniem dla histo- 
ryka Polski jest wykazać początek szlachty jako oddzielnego sta- 
nu w narodzie. Wielu uczonych podawało tutaj swoje wywody, 
W3rrozumienie sprawy. Byli tacy, co początek szlachty do po- 
gańskich odnosili czasów. Inni Lechów przerabiali na szlachtę. 

Historja pierwotna Polski T. I. 5^ 



^8 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom HI. 

Inni znowu kazali wierzyć^ że wychodźcy z ujarzmionej Saksonji, 
z krajów nadłabańskich przechodzili do Polski i potrafili sie uorga- 
nizować w stan osobny, uprzywilejowany. 

Rzecz tymczasem, jak nam zdaje się jasna. * Lechowie, Lesi 
nie byli klasą uprzywilejowaną w narodzie, tylko więcej zasłużoną, 
głośniejszą. Przodków potomstwo wynagradzało w dzieciach i wnu- 
kach. Szacunek powszechny ich otaczał. Do rady Lechowie byli 
pierwsi, bo więcej doświadczeni, rozumniejsi. Nie dawało to im 
więcej prawa, ale zapewniało niezawodnie więcej wpływ*u wśród 
swoich. Z Lechów tych pewnie składała się starszyzna po sio- 
łach i grodach. Każdy zresztą kto sprawował taką władzę, 
musisz być Lechem. Samo wydzielenie się klassy wyższej, oświe- 
ceńszej nad poziom, dowodzi pewnego stopnia wykształcenia się, 
cywilizacji narodowej. Póki było Lechów, poty było światła wyż- 
szego, poty ludności więcej były dojrzałe do szerszego społecznego 
żywota. Za Bugiem i Dnieprem Lechów nie było, to też ple- 
miona w większej żyły prostocie. 

Lechowie czescy dawniej od polskich o cywilizację niemiecką 
starożytniejszą, wyrobioną już, otarłszy się, zmienili wiele w so- 
bie pierwotnych rysów. Wydzielili się od massy narodu, od Wła- 
dyków. W starodawnym rękopisie królodworskim czyta się, źe 
radzą wespół kmiecie, Lechy i Władykowie. Ciemny i tam do 
rozwikłania stosunek pomiędzy jednymi a drugimi, wszelako naj- 
nowsze badania zgadzają się na to, że Władykowie tyle pola 
mieli, żeby się mogli wyży wić z rodziną i czeladką, Lechowie zaś 
posiadali obszerniejsze daleko ziemie, do których obrabiania musieli 
sobie najmować ludzi, bo za bogaci byli, żeby nie zrobić sobie tej 
wygody, nie wyręczyć się cudzą ręką. Może to był skutek już 
nowej cywilizacyi, bo w ziemiach, nad któremi panowali Piasto- 
wie, nie widać tej różnicy, a trudno ją przypuścić, żeby już była 
za Mieczysława. W Czechach za to wyrobił się stan nawet 
uprzywilejowany przez wpływ niemiecki. Kroniki wskazują, źe 
byli- tam panowie, których rozmaicie nazywają, reguli, duces, pri- 
mores, optimates. Liczba ich nawet bywała znaczna. Czternastu 
przedniejszych Lechów przyjęło wiarę katolicką w Rzeźnie r. 
845, a stanowili oni naturalnie tylko małą część Lechów, w po- 
równaniu z całością. Bolesław Okrutny już uśmierzać musiał 
pychę tych panków, by podnieść władzę książęcą. Niektóre ro- 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL - ąąq 

dżiny przychodzą do sławy, nabywają historycznego nazwiska, 
jalc Werszowcy, Slawnikowie, Munowie, Teptowie, razem i bo- 
gaci i potężni. 

Bielski w kronice swojej na mocy podania zanotował czystą 
prawdę historyczną, lubo jej sam podobno nie wierzy: «Niektórzy 
rozumieją, opowiada, żeby z wiarą chrześcjańską dopiera u nas 
i szlachectwa i herby nastały©. Wielka to prawda. Jeżeli gdzie 
to tutaj przyjęcie wiary chrześcjańskiej było w skutkach swoich 
tym niezmiernej doniosłości wypadkiem, który stanowił o losie 
caiych społeczeństw, o losie Polski. 

Rzeczywiście z chrześcjaństwem zjawiły się u nas urządzenia 
społeczne Europy. Wzięliśmy wiarę od Czechów, wzięliśmy i szla- 
chectwo, a raczej Lechowie nasi, klassa rycerska, powołana szczje- 
gólniej do obrony ziemi, wyrabiać się zaczęła na szlachtę^ W po- 
jęciach więcej od nas ucywilizowanych Czechów, Polanie, Mazu- 
rowie, byli to ludzie prości, Ictórych trzeba było oświecić nietylko 
pod względem wiary. Samo chrześcjańskie światło' wymagało 
zmian społecznych. Byliśmy do nich przygotowani. Czesi pano- 
wali w Chrobacji i w Krakowie dosyć szeroko. Zaprowadzali tam 
świeżo porządek swój, który się rozwijał, patryarchalne pojęcia 
podmywając. Szlachta czeska już dziedzicznie posiadała swoje 
ziemie, oczywiście i to nowe pojęcie przejść musiało do Pobki. 
Dziedziczność niejako usamowolniała właścicieli, posiadaczy, pod- 
nosiła ich przywilejem po nad ludzi, którzy tej wolności nie mieli. 
A że w dawnych owych wiekach, każde pojęcie uwidoczniało się 
jakimś znakiem symbolicznym, ztąd powstał zwyczaj nadawania 
tarczy. Zostawać pod czyjąś tarczą znaczyło to tyle, jakby ktoś 
powiedział: «zostawać pod czyjąś opieką, albo obroną». Panujący 
książęta mawiali wtedy o ludziach niewolnych lub •nieosiadłych, 
że mają ich sub scuto suae potestatis. Posiadacz tarczy był nie- 
tylko sam wolny, ale i jako sam, w ruchach swoich swobodny 
1 silniejszy, dawał opiekę innym. Nadanie komuś tarczy było 
wyzwoleniem, zdaniem na niego kłopotu, żeby sam o własnem 
bezpieczeństwie myślał. Ponieważ tedy nadanie tarczy było to 
nadanie tych przywilejów, które stanowiły szlachectwo, przeto 
później cokolwiek za rozwojem się pojęcia, «mieć ta^zę», było to 
samo, co być szlachcicem. Ale ludzie odróżniać się musieli, żeby 
nie poplątać ziemi, rodzin, krwi, ztąd na tarczach rozmaite przy- 



450 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

bierali znaki; saczcgólnicj ta ostrożność w boju była potrze- 
bną, żeby swoi mogli trafić do swoich. To początek herbów. 
Samo to nazwisko herb jest niemieckie, i do nas przeszło od 
Czechów. Herb, wyraz spolszczony z przydechem, dobrze pó- 
źniejszy, tyle znaczy co niemieckie erb, dziedzictwo, prawo do 
spadkowego posiadania ziemi. Zczasem znak tarczy nazwał się 
herbem po polsku, przez nierzadką w dziejach jeżyków zmianę 
pojęć i nazwisk. Wyobrażano na tarczach ziemię, dziedzictwo 
rodu i to było bardzo łatwo, bo najdawniejsze osady nasze miały 
zrozumiałe nazwiska, np. Jastrzębiec, Dąbrowa, Przyrowa, Kadłub 
i t. d. Znaczenie nazwiska innych wsi dzisiaj dla nas stracone, 
ale do dziś dnia są np. Działosze, Sulimy, Szeligi i t. d. Nazwiska 
wsi w ogóle szfy od zwierząt, od ptaków, od drzew, ^od rcrfi, 
i łatwo wyobrażone być mogły na tarczach. Na pierwszy zada- 
tek braterstwa chrześcjańskiego Polski z Czechami przybyło nam 
wiele od pobratymców znaków herbowych. Podań o tern po na- 
szych księgach jest mnóstwo, wiele może i utrzymać się ue da 
przy świetle daytyki, ale z drugiej strony niezawodnie i wide 
jest prawdziwych. Tak np. nie ulega wątpliwości, że herb Róża 
przeszedł do Polski w owych czasach z Czech; tego znaku ry- 
cerskiego używał Św. Wojciech, który zaraz po śmierci Mieczy- 
sława zjawił się jako nowy apostoł wiary i cywilizacji wśród 
Polski. Róża i Poraj wszystko jedno, mówią tedy podania, że 
był mąż pewien sławny, który się nazywał Poraj, a różą się od- 
znaczał na tarczy. Była to róża biała na tle to jest w polu 
czerwonem. Ze świętym Wojciechem do Polski przybyło wielu 
członków jego rodziny, mógł więc 'być i osobny jaki Poraj, kre- 
wny, a nawet, jak chce podanie, brat może św. Wojciecha, który 
szedł z rodu dostojnego Stawników. Podanie utrzymuje, że Poraj 
ten przyszedł do Polski jeszcze przed św. Wojciechem *). To 
pewna, że od tego Poraja bardzo Hcznie się rozrodzili w Polsce 
Porajowie herbu Róża. Nawet i w czasach późniejszych utrzymy- 
wało się ciągle to braterstwo herbowe Polski z Czechami, a co 
chwila nowe przybywały do nas czeskie i morawskie tarcze. 
Odrowąż «przyniesion z Morawy*, Ogończyk «ma początek od 
Odrowąża w Morawie nab3rty», Wieniawa, głowa czarna żubrza 



1) Paprocki, Herby rycerstwa, pod herbem Poraj, «0 klejnocie R6te». 



Ton L fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL 45 1 

Z rogami, pochodzi także z Morawy. Tego znaku tarczowego ro- 
dowód spisany u nas ze wszelką dokładnością. Mieli go używać 
itv Czechach Persztynowie. Z Dąbrówką przybył do Polski z Mo- 
rawy rycerz pierwszy tego nazwiska i rodu, Dobiesław Persztyn; 
podanie wie, że nawet ów rycerz był, cokolwiek przed czasem, 
marszałkiem dworu księżnej Mieczysławowej. Dobiesław ten niał 
być ojcem chrzestnym naszego Piasta. Podanie jeszcze twierdzi, 
±e Dobiesław ten dal początek rodzinie', która odrazu po naj- 
wyższych dostojnościach bywała w państwie polskiem. Od Wie- 
niawy poszedł Pomian, wyobrażający także żubrzą głowę. Rawicz 
przyniesiono do nas za Bolesława Chrobrego, toż Lodzia, Osso- 
fja, wreszcie Oksza z Werszowcami przyszła do Polski. Wskazu- 
jemy tutaj na fakt sam, na początki szlachectwa, które naturalnie jak 
wszystko co jest ideją, zasadą, rozwijać się musiało z czasem. Polska 
razem z powszechnem przyjęciem wiary, to jest z ogłoszeniem 
że staje po stronie zachodu i cywilizacyi, przeszczepiła do siebie 
szlachectwo, rozwinął je mocno Bolesław Chrobry, i za popędem 
raz danym z góry, potem je rozwijały wieki. Początek w każdym 
razie należy Mieczysławowi. 

Patrzmy jak gdzieindziej to się robiło, a weźmiemy z tego 
wzór, jak się to robić musiało i w Polsce. Święty Szczepan w Wę- 
grzech, na korzyść nowych chrześcjan, którzy się za niego nawró- 
cili, tak rozporządza: «Ustano wiliśmy naszą mocą królewską, aby 
każdy miał prawo daielić swoją posiadłość, dać ją żonie, synom, 
córkom, krewnym lub kościołowi, po jego zaś śmierci nie wolno 
nikomu niweczyć tego». Najdawniejsze to zobowiązanie królewskie, 
ale z czasów późniejszych, dobrze historycznych widzimy, że 
i drugie narody nawracając się, nabywały tychże samych co 
chrześcjanie króla Szczepana przywilejów. Widocznie był to śro- 
dek powszechny, cywilizacyjny, podnoszący pierwotną jakąś spo- 
łeczność na stopień rodziny chrześcjańskiej. W pogaństwie nie 
było bezwarunkowego dziedzictwa, któreby przechodziło prawem 
spadku na krewnych najdalszych. Może wielożeństwo samo na 
to wpłynęło, że te stopnie pokrewieństwa naj dziwaczniej się plą- 
tały i zachodziły po za siebie. To pewna, że nawet w społe- 
czeństwach słowiańskich dawno pochrzczonych, małżeństwo długo 
jeszcze nie było sakramentem. Toż św. Wojciech dlatego nie 
mógł się pogodzić z Czechami na swojej stolicy biskupiej, że je- 



^ 



452 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

den mąż miewał po kilka małżonek, że go raziły obyczajów na- 
rodowych nieczystość i kazirodne związki. Chrześcjaństwo alŁpro- 
wadzało ład w stosunkach rodzinnych, nagliło do niego przez 
usta napominania, a wreszcie i klątwy biskupów. Dziedzictwo 
wśród takiego zamętu nie mogło być we zwyczaju, nie rozvł'tncło 
się jak należy. I otóż św. Szczepan oczyszczając rodzinę, wpro- 
wadza do niej dziedzictwo (erb), które już dawno było w Czechach, 
bo historyczne wyrobiło rody. 

W Polsce za doby pogańskiej dziedzictwa nie było, ale jak 
widzieliśmy wszędzie, wspólna, albo wieczysto dzierżawna własność. 
Dziedzictwo i jego przywileje weszły razem z chrześcjaństwem 
zachodniem. Chrześcjaństwo przed Mieczysławem nie narus^aio 
patryarchalnej odrębności plemion, nie było twórcze, zawierało 
się w nauce dogmatu. Chrześcjaństwo pod tarczą jakiego stanął 
Mieczysław, przynosiło z sobą nie sam dogmat, ale całą reformę 
społeczną, której uniknąć nie można było i nie potrzeba było. 
Nie mamy żadnego prawa odrzucać faktu o który idzie. WszaJcźe 
jeżeli koniec:uiość zmusiła Mieczysława przejść na stronę zachodu, 
powinien był przyjąć to nowe położenie rzeczy ze wszysfldemi 
jego skutkami, dobremi czy złemi, jakie były. Niema więc wąt- 
pliwości, że jak król Stefan, Mieczysław nadawał dziedzictwami 
swoich przyjaciół, nad którymi panował. Oczywiście z początku 
nie było wielu uczestników nowego prawa, to jest bardzo mało 
szlachty, aleć zawsze wskazujemy tylko na fakt, który się staje; 
potem kiedy ono nadejdzie, powiemy że się stał, rozwinął *). 

Co śam wyraz szlachta znaczył ? Czy źródłosłów jego w nie- 
mieckim Scłilacht, Geschlecht, czy w starosłowiańskim huk, lech, 
szlachcic, niby z-^chcic, potomek lecha, przetworzył się z lechcica, 
rzecz to próżnych sporów, bo nie da nigdy samej prawdy, ale 
też zbłiżenie, domysł postawi na miejsce faktu. Nie wytłomaczym 
wielu wyrazów pochodnych, a z pierwotnych żadnego, po cóż się 
silić na odgadywanie rzeczy nie do rozstrzygnienia. Dosyć wier 
dzieć, że nowe jakieś pojęcie tym się wyrazem oznacza, kiedy 
inszego objaśnienia być nie może. 

Mieczysław wprowadzał do Polski niezawodnie prawo rycer- 
skie, jqs militare, tak dobrze rozwinięte w Niemczech, cały syste- 



') SzajaochA: <(Nastamc szlachty! herbów w PoUcc», Bibl. Warł»z. 1857. T. II. 



TomL HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 453 

msLt obrony krajowej, grody stare słowiańskie nowego w tfej 
przemianie znaczenia nabyły. To prawo rycerskie rozwijało i szla- 
chtę i dziedzictwo ziemskie. Ale wielkim na tej drodze organi- 
zatorem dopiero staje się Bolesław Chrobry. 

170. Jidaze, hról Stan nieustannej wojny od Niemców stwo- 
rzył rycerstwo w 'Polsce. Już Ziemowit brać się musiał do orga- 
nizacyi kraju na tej drodze, sprawiał pułki, oznaczał w nich stopnie 
starszeństwa, obsadzał załogami grody, poruczał je pod opiekę 
'wojewodów. Załogi zmieniły się w rycerstwo żyjące z wojennej 
zdobyczy i z daniny kmiecej. Role się podzieliły. Jeden oby- 
watel uprawiał ziemię, drugi bronił jej i płodów pracy. Przewo- 
dnikowi zbrojnych, rycerstwa, wypadało dłużej utrzymać si$ przy 
władzy i ciągle ją piastować, bo wojna nie ustawała jak dawniej, 
nie była już przypadkiem, zdarzeniem, które Polan niepokoić 
przyszło, ale codzienną strawą. Za utrzymaniem się jednego przy 
dłuższej władzy, przyszła i jej dziedziczność. Za Popielów ta 
władza książęca więcej się opierała na podaniach, na patryarchal- 
ności, za Piastów była w znacznej części przywłaszczeniem, które 
^wywoływała konieczność i dlatego sięgała dalej i głębiej w społe- 
fcczeństwo narodowe. Nowy pierwiastek w niem się zrodził, wła- 
dza monarchiczna, która wszelako płynęła z woli narodowej, oparła 
się na potrzebie, Władza ta sama się podnosiła, sama się stała. 
Nie uchwalały jej, ale przystawały na nią gminy. Kofóystała 
z tego władzami kiedy dziedzictwo sama zaprowadzała do kraju 
po ziemiach, kto mógł jej zabronić dziedziczności władzy, zależfiej 
zamsze od przyzwolenia narodowego? 

Książę, wojewoda, czy jak go tam dawniej zwali Polanie, 
był tem czem ojciec w rodzinie, czem starszy w opolu. Rzecz 
sama z siebie nłe nowa jako władza, ale nowa i nowa tylko w prze- 
jawieniu się swem, bo wojewody-księcia na całą ziemię nie było. 
Władza ta w swoim czasie tem waęcej szanowna i potrzebna, źe 
wyszedłszy po za granice właściwej Polski, w krajach zdobytych 
chociaż lechickich, musiała choćby przemocą utrzymywać ta przy- 
właszczenie Piastów, którzy występowali jako wybawiciele. Jeźeiić 
ta władza w Polsce była przywłaszczeniem, w ziemi swojej ojczy- 
stej, która lepiej rozumiała konieczność, jak nie miała być rażą- 
eem prz)n«.^aszczeniem tam, gdzie opierała się na orężu? timiny 
przyzwalały na nią, ale samo z siebie wynika, że władza ta s^« 



454 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Toia Ul. 

mowolnie się rozwijała, do celów z góry zakreślonych sobie dą- 
żyła, szła za wzorami europejskiemi. Wyrosło z pnia narodowego 
jako żywy organizm, stała się chwilową dyktaturą. 

Wszechmoc księcia wczemże się okazała? W tern najprzód, 
że silami całego państwa, które już utworzył, kierował, — i w tem 
ie był najwyższym rządcą składowego majątku, kraju. Książe 
stał się właścicielem, wieczystym dzierżawcą: kn^'i'i pracy. 

Naczelne -wodzostwo księcia wyraźne. Wszyscy podbijali 
kraje i prowadzili wojny. Ziemowit, Leszek, Ziemomysł i Mieczy- 
sław. Drugie, składowy majątek kraju, trzeba zobaczyć. 

Dawniej zbierane z kraju daniny szły na własność gminy i 
opola, dzisiaj, przy wzroście książęcej władzy, przy zcentralizowa- 
niu się w jedną Polskę rozrzuconych opól, musiały iść na kraj, 
na państwo, i jeden książę jako wiodący wojnę, i najwłaściwiej 
sądzący jakie są potrzeby wojny, mógł oznaczać wysokość skła- 
dek, któreby zlały się na ten majątek. Władza wdaje się w to 
w co dawniej nie wdawała się nigdy. Nowa, więc i zalety i prawa 
jej nowe. Zresztą nieznane dotąd przybywały potrzeby. Toż ksią- 
żę potrzebował dla samego siebie potu krwi i pracy. Dlatego 
żeby mógł dobrze zapobiegać niebezpieczeństwom, żeby wrogom 
silniejszy stawił opór, musiał mieć środki na zawołanie. Im kraj 
był szerszy, tem więcej książęcych powinności, książę z urzędu 
po nim jeździł, badał i śledził, naprawiał i rozkazywał. W miarę 
potrzeby naprawiał stare okopy i grody, budował nowe, zi«nue 
jeńcami osadzał, bo już inny europejski charakter przybierały 
wojny, a ponieważ tak robili Niemcy, musieli teraz i Polanie jeń- 
ców brać, nie dlatego żeby po starosłowiańsku wolnością ich obda- 
rzać, ale dlatego żeby osłabiać wroga, a sobie przysparzać siły. 
Książe wymierzał najwyższą sprawiedliwość, jeżeli ktoś nad jego 
postanowienie więcej z obywateli wyciskał. Książe urządzał pod- 
wody, posyłki, stójki i przeprzęgi. Wszystko to miało związek 
ź finansowością, a chociaż właściwie było administracją, rozwijało 
zasoby narodowe. To pewna, że podatki, że wspólny skarb pa- 
tryarclialnych plemion świadczą o tem, że w łonie społeczeństwa 
nastąpiła stanowcza przemiana. W tem to właśnie znowu pod- 
niesieniu się blasku władzy, w jej wyświetnieniu nagłem, szukać 
potrzeba i powodów jej tęgości. Tęgą była, bo jeden po dru- 
gim zdohii następowali Piastowie. Ustały dawne wiecze narodowe 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 455 

■} pnced ich powagą, śladu, ich długo historyk nie posiedzi, odzy- 
j wały się nad Dnieprem jako reakcja przeciw obcemu panowaniu, 
za Piastów nad Wisłą umilkły jakby zrażone piorunem, który 
wyrzuciło niebezpieczeństwo od Niemiec. W Czechach Bolesław 
Okrutny toczył walkę z mocniejszymi o władzę, w Polsce i walki 
nie było. 

Wielkie daniny, któr« rolnicy dawali w naturze do grodów, 
teraz różne przybrały nazwiska, co także pokazuje na ogromne 
zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie. Nazwiska wprawdzie pó- 
źniej się zjawiają dlatego, że i dokumenta nasze są późne. Wsze- 
fciko nic nie przesckodzi domyślać się, że już wtedy nastały. 
Początek kiedyś być musiał, i jakże nie widzieć, że z nowo ro- 
dzącą się potrzebą powstały i nazwiska? Była więc danina, którą 
nazywano naraz, to jest na rzti. Był to obowiązek dostarczania 
do kuchni książęcej wołów, krów, cieląt, prosiąt i owiec, a nawet 
i mięsiw wędzonych. W gminie, w której bawił książę, daninę 
pobieraj w naturze, ale że wszystkie gminy winne były ten nowy 
ciężar ponosić, nie ulega wątpliwości, że ją czerni musiano zastę- 
pować w okolicach, w których danina w naturze nie mogła się 
odbywać. Była danina sej), osep, zależąca na tem, że dawano 
zboże do spichrzów i owies do stajni książęcych w naturze. Gdy 
książę przejeżdżał po kraju, pobierał stan, nastań. Wyraz ten 
oznacza namiot, mieszkanie. W przejeździe tym gminy musiały 
o swoim koszcie utrzymywać księcia, odwozić go i przywozić, toż 
i orszak jego, wielki czy mały. Książe okazalszy był od innych 
braci. Wszystko więc co do żywności i wygody księcia należało, 
naz3nvało się stanem. Było poiworowe, to jest daniny ustanowione 
na korzyść dworu książęcego, czasami robocizna. Samo nazwisko 
świadczy, że ciężar ten powstał wówczas, kiedy książę miał orszak 
ludzi naokoło siebie, kiedy się osłonił majestatem, kiedy dwór 
posiadał. Był wreszcie podatek poradlne, który nosi na sobie nie- 
zawodnie cechę służebności okazującej wyższy stopień cywilizacyi 
i porządku społecznego. Podatek ten stanowił później główne źró- 
dło dochodów książęcych, szedł od łanu, to jest od ziemi, jaką 
każdy posiadał. Podatek to najdawniejszy po całej ziemi lechic- 
kiej, na zachód i północ rozpowszechniony, tak w Polsce jak 
i na Pomorzu za Helmolda. 

Histoija pierwotna Polski T. L 57 



456 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

Książe czy wojewoda polski uderzał imaginację Niemców. 
Zted go nazywali rex, królem. Wszystko co widziane z pe- 
wnego oddalenia, wydaje się większem. Tak i Piast polski 
w oczach Niemców był królem. Tak samo i konungi waregskie 
nad Dnieprem i najznakomitszy z nich za Dytmara Waldemar 
był królem. Wielkość znowu kiedy się zbliży nagle, maleje. Mie- 
czysław wszedłszy w szereg książąt chrześcjańskich , w oczach 
Niemców stracił na dostojności królewskiej. Synowie Waldemara 
i wnukowie, że w innym świecie żyli, mało sie znosili z Niemcami, 
byli zawsze w oczach kronikarzy królami, reges. 

Mieczysław, jak wszyscy inni książęta słowiańscy widzieli 
w tem swoją korzyść, że stawali pod znamiona chrześcjańskie 
cesaistwa, korzyść narodową i osobistą. Nic to że blask tracili 
wobec Niemców, o których nie dbali, kiedy zyskiwali za to siłę 
i położenie. Państwo swoje wzmacniali, przywłaszczenia swoje 
uprawniali potrzebą zaprowadzenia europejskiego porządku. Król 
czy książę, jako towarzysz cesarski, comes, był bezpiecznym 
w swojej władzy. Przez kogóż cesarz, jeżeli nie przez niego, pa- 
nować myślał nad ziemią słowiańską, której jeszcze nie podbU? 
Księciu ta lekka zawisłość od cesarza nie dokuczała wiele, bo 
czuł że walka o niepodległość byłaby i niepolityczną i bez na- 
dziei. Owszem Mieczysław nabył prawa w Niemczech, był jak 
rzeczywisty duk lub komes cesarstwa , panem swego ludu, 
został członkiem cesarstwa miał w niem swój głos, więcej 
szanowany od innych książąt, nie płacił podatków, zjeżdżał 
tylko na sejmy i narady. Mógł się opierać i byłby złamany 
i byłby prosty dannikiem. Wolał być członkiem Rzeszy niemiec- 
kiej. Już więc nie Tex ale iux wobec Niemców, chociaż to powie- 
dzieć potrzeba, że dwa te tjrtuły, rex i dux^ ciągle się z sobą w kro 
nikach plątają i często jeden zastępuje drugi. 

171. ^tan rzeczy tp zicmiac}} słowiańskich zanfojowanych. Dosyć 
powierzchownego nawet porównania krajów polskich z położeniem 
tych ziem słowiańskich, które jako prowincja bezpośrednia, czy 
jako udzielność pewna wsiąkały w rzeszę niemiecką, żeby wid^eć, 
co skdrzystała Polska przez Mieczysłaiub. Polska brała to z cy- 
wilizacyi europejskiej co chciała, co oznaczało nowe jej stosunki; 
biedne ziemie pod rządem niemieckim traciły wszystko razem, 
wszystko co im byłe najdroższe. 



Tom L ffiSTORJA PIERWOTNA POLSKI 457 

U Lutyczów wszystko jeszcze starożytnością się odzjrwrało, 
pewno dlatego, że narodowość miała tam silne podpory w nastroju 
religijnym, w duchu jaki wiał od Swantewita, od Rugji. Zbierali 
się Lutycze na publiczne narady starym obyczajem, stanowili tam 
o spravrach wspólnych, nie uznając nad sobą władzy żadnego 
księcia, ani nad częścią, ani nad całem plemieniem. Ziemia luty- 
cka był to szereg małych Rzplitych, bez żadnego federacyjnego 
ich z>viązku. Postanowienia swoje wydawali jednomjrślnością. Sprze- 
ciwianie się jednego, albo nawet kilku, nie mogło tamować woli 
powszechnej i nie tamowało, bo narodowy obyczaj musiał zna- 
leźć stosowne środki. Plemię stało jednością, miłością wspólną, 
braterstwem, wszyscy stawali za jednego, jeden był za wszyst- 
kicli, tq zacność braterstwa powinni byli obywatele roziunieć. Nie 
chcieli sporów pomiędzy sobą, dla świętej zgody można było po- 
rzucić zdanie osobiste, ogółowi wstrętne. Dlatego w pojęciu braci 
lutyckich ten, kto psuł zgodę, nie wart był szacunku, zasługiwał 
na karę. Taki, jak opowiada Dytmar, a odchodził kijami zbity » 
z wieca, a jeżeli opór stawił potem po za obrębem narady pu- 
blicznej, tracił bez powrotu swój dom i cały swój majątek przez 
poior i zemstę braci. Kiedy łagodniej wypadło, płacił taki zrywacz 
jednomyślności wedle zamożności, pewną ilość grzywien do wspólnego 
skarbcu.'). Niebezpieczna więc rzecz była sprzeciwiać się ogółowi 
i na tej zasadzie, z obawy skutków niezawodnie, zuchwałe poje- 
dyncze chęci ustawały. Nie trzeba sądzić, że wolność łamała 
się przed postrachem: każdy swobodnie zdanie swoje wyjawiał, 
ale uczyli się wszyscy nieść braci na ofiarę to co najdroższego. 
Postrach ten przed skutkami oporu nie niszczył obyczajów naro- 
du łagodnych. Starszyzna zawsze obmyślała sprawę, opierała się 
na swojem doświadczeniu. W takiem położeniu rzeczy, naprawdę 
mógł postrach mieć wpływ tylko na ludzi, którzyby w innym 
razie mogli obojętnie zdradzić swoich. Ludzie przekonywali się 
i mniejszość zlewała się w większość, postanowienie wieca stawało 
się jednomyślnością. 

A jednakże kraj Lutyczów był na wskroś cały uprawiony 
chrześcjanstwem, wznosiły się kościoły i probostwa; upadły w za- 
wierusze przeciw-niemieckiej. Ziemia popadła w barbarzyństwo 



») Dytmar, VI. 18. 



458 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 



i dlatego trzymały się w niej stare prawa. Prędzej później 
zginąć. 

Inny był obraz społeczeństwa w kraju stanowczo zawojowanym, 
wcielonym do rzeszy, bo Lutycze i w ogóle Pomorze chwilowo cie- 
szyły się połowiczną niepodległością. Mówimy połowiczną, bo 
aczkolwiek Lutycze mieli ruchy dosyć wolne, jednak gdy z Pol- 
ską stanęli sobie oczy w oczy jako wrogi, gdy margrabiowie 
i biskupi ani na chwilę nie przestali propagandy, gdy wpośród 
narodu zdarzali się nieraz książęta zdrajcy, nie było co rachować na 
wolność zupełną. 

Ziemie nad Łabą były już pokrajane na komesostwa i spa- 
dały według obyczaju niemieckiego z ojca na syna, ze stryja na 
S3mowca. Tak np. zięmia Susłów stanowiła wśród Serbów ko- 
mesostwo osobne, które po Fryderyku wziął synowiec Teodoryk, 
z warunkiem, że majątku w ziemi ustąpi trzem córkom stryja 'j. 
Jest burgrabstwo Rochlickie 2). Widocznie kraj się przerabiał na 
niemiecki, bo margrabstwa były Jakby przednie straże niemczy- 
zny na słowiańskich polach, tymczasowe niepewne, miały szczepić 
na pniu cudzym swoją narodowość; ale kiedy już na tych zie- 
miach zaprowadzały się komesostwa, kraj oczywiście musiał być 
ugięty, wynarodowiony, wcielony, jeżeli nie sercem, to prawnie 
do zwycięzców należał. Liczni biskupi w tych ziemiach uczyG 
wprawdzie wiary, ale i niemczyzny. 

Widzimy i rozdział ludzi lennych słowiańskich pomiędzy pa- 
nów niemców, komesów, burgrabiów. Nowa organizacja sięgnęła 
aż do spodu. Słowianie ze Słowianami się bili w sprawach pa- 
ków niemieckich; ludzie Dytmara biskupa, z rycerzami np. mar- 
grabiego miszeńskidgo Eklciharda. Sam cesarz pochlebstwami 
swojemi wciągał Słowian podbitych w jedność państwową nie- 
miecką. Sławne były jego sejmy i obradowania ze Słowianami 
nad Łabą w Werbenie. Stanowił tam z niemi w interesach swo- 
ego państwa, ale nie zważał na ich zdanie, chociaż na pozór 
po to ich, by wysłuchać, gromadził. Wszystko co tam zapadło, czy 
Słowianom to się podobało, czy niepodobało, do skutku doprowadza) 
«potęźnem ramieniem». Ostro trzymał narody podbite. Dwóch 
książąt, Bor3^a i Niezamyśja, i nawet wspólników ich o zdradę 



') DytrnBj VIL 35. •) Dytmar. VIII. 10. 



Tom L fflSTORYA PIERWOTNA POLSKL 459 

obwinionych, cesarz kazał powiesić w Welereslewie. Takiej śmierci 
haniebnej podlegli wodzowie lutyccy półniezawisłego kraju, jakaż 
była karność w zawisłym! W czasie powstania słowiańskiego zbu- 
rzony Amaburg, cesarz na jednem z takich zgromadzeń słowiań- 
skich kazał odbudować na nowo aaby zwiększyć miejsca obronne » 
Niemiec. Kazał wszystko przywrócić, ćo Amaburgowi «niepraw- 
nie odjęte było» *). 

Siła matetjakia, póki działa jeszcze jak siła, nie straszna, ale 
kiedy zmoże ducha, kiedy zgnilizną ciało na które działa, zatruje, 
He ze społeczeństwem uciśnionem. Póki Słowianie nadłat>ań6cy, 
pomorscy, czują się narodem odrębnym, ludnością pognębioną, 
póki za obrazę dostojności własnej mszczą się klęskami Niemców, 
poty tym narodom nadzieja. Ale pomimo żwawej walki, są już 
symptomata, które pokazują, że w ciele słowiańskiem ujarzmionem 
przez Niemców, nmoży się cywilizacja, zepsucie. Zdarzają się lu- 
dzie sercem i duszą oddani noweniu stanowi rzeczy, utrwaleniu 
niedawno zawiązanych stosunków. To zwiastuny bliskiego upadku. 
W nierównej walce długo się łamał i nareszcie podupadł zupełnie 
rach narodowy, kiedy takie wydaje z siebie zjawiska. 

Takim zdrajcą wśród rodziny słowiańskiej był komes I)edi. 
Nazwisko pobałamuciło uczonych niemieckich; Dedi, Dedo, znaczy 
po prostu dziada. Wzniósł ów zdrajca swoją rodzinę, która przez 
wdzięczność długo prawiła o swoim dziadzie, Niemcy nie rozumie- 
jąc wyrazu, zrobili z ni^o dzikie' nazwisko. Pochodz9 Dedo ze- 
słowiańskiej rodziny Bużyców, ojciec jego zwał się Teodoryk. Od 
lat dziecinnych służył młodzian na dworze margrabi Rikdaga, swo- 
jego krewnego, odznaczał się dzielnością ciała i umysłu. Ten to 
sam, co przewodził orszakowi Czechów w wyprawie na klasztor 
w Kałwie, ten sam co porwał Odę dla Mieczysława, co spalił 
kościół życki. Spustoszył okolicę, uprowadził w niewolę matkę 
własną już nie jako sys, ale jako nieprzyjaciel działając. Obciążył 
się zdobyczą. Przejednał następnie cesarza Ottona III i odzyskaw- 
szy łaskę był najposłuszniejszym wassalem cesarstwa. Ta wierność 
bystro go podniosła w znaczeniu i w potędze, na nią więc coraz 
bardziej liczył a zdradzał, a natrząsał się z braci. Kiedy Bio ko- 
mes merseburgski zgon znalazł na wojnie, arcybiskup Giziler wy- 



«) Dytmar VL 3i. 



ą6q DZnOEiA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom DI. 

robilpo nim dlaDedona komesost^^o pomiędzy rzekami Wiperą, Salą, 
Salcą i Wildenbachem. Potem dostał na własność dla siebie 
i brata Fryderyka burgrabstwo Zurbizi, które przodkowie jego 
prawem lennem trzymali. Ożenił się następnie z Tytburgą, córką 
margrabiego Teodoryka i podniósł się w taką pychę, że wielą jar 
wnie pogardzał, a kryjomo dał się z nią poczuć nawet cesarzowi. 
To i zgubiło zuchwałego. Zadarł z rodziną biskupa Dytmara i za 
jego poradą poszło w popiół miasto Walmerstidi, czyli po sło- 
wiańsku Ujście Ory, leżące rzeczywiście przy ujściu tej rzeki do 
Łaby. Margrabia Werynhar, Werner, synowiec Dytmara, którego 
ta klęska najbliżej dotykała, młodzian dzielny, szukał powodu do 
zemsty. -Miał w orszaku swoich przyjaciół ciągnąć gdzieś Dedo 
od Tongermundy, osady, która leżała w margrabstwie broniborg- 
skiem, przy ujściu Tongery do Łaby. Werynhar dowiedział się 
o tem i namówił Fryderyka, brata rodzonego biskupa Dytmara, 
że mu towarzyszył na zasadzce. Obadwaj młodzi panowie nie- 
mieccy mieli tylko 20 ludzi zbrojnych z sobą, znać niewieHd był 
orszak Dedona, a w małej liczbie łatwiej było schować się ze 
zdradą. Obrali sobie stanowisko na wyżynie wśród pola, które 
się rozciągało ku siołu Moss, bo ztąd wzrokiem mogli zasi^nąć 
daleko. Kiedy Dedo nadciągał, z zapalczywością uderzył na 
niego. Miał więcej jak czterdzieści ludzi z sobą Dedo, ale ci 
pierzchnęli na pierwsze natarcie. Dedo z całą dzielnością pomimo 
tego stawił opór wraz z lennikiem swym Egilhardem, ale obadwaj 
złamani siłą, życiem przypłacili. Werynhar sprawiedliwie teraz 
zląkł się niełaski cesarskiej. Panowie i cesarzowa unieśli się gnie* 
wem, zresztą prawo samo było za Dedonem. Odebrał na ich 
prośby cesarz marchie i wszystkie posiadłości Werynharowi i nadal 
niemi komesa turyngskiego Bernarda z Eichsfeldu, wszystkie zaś 
ziemie lenne Dedona i własności przekazał synowi jego Teodory- 
kowi ^). Tak coraz mocniej przywiązywała się do Niemców rodzina 
słowiańska Bużyców. Dedo ów był «arcyojcem, dziadem później- 
szego domu królewskiego panującego w Saksonjio. 



') Dytmar, VL 33—34- 



Tom Ł inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 461 



SPOŁECZNOŚĆ NAD DNIEPREM, DŹWINĄ 
I JEZIOREM ILMENEM. 



172. T^og^d ojolnjf. Plemiona słowiańskie od Bugu na pół- 
noc aż do Ilmenu, długa żyły wśród form rodowego, patryar- 
ćlialnego bytu. Potrącane przez Chazarów, stepowe narody 1 wre- 
secie przez północną siłę, która po świecie dużo się roztrącała, 
wyrobiły w sobie te plemiona pewną wyższą cywilizację, a jednak 
me śmiały wyjść z tego stanu, w którym życie prawie podobne 
było 'do śmierci. Nowogród najprędzej dojrzał handlem, w Kijo- 
wie bogatym, świetnym dla sąsiedztwa z Grecją, w tem drugiem 
ognisku życia byzantyńska panowała ponurość. Wtem w Nowo- 
grodzie pokazali się skandynawscy rozbójnicy. Czy dobra wola 
Nowogrodzian ich naprzód przyzwała, czy był to po prostu 
odrazu najazd zaborczy na spokojnych Słowian, rzecz to oboję- 
tna, skutek był jeden. Jeżeli w pierwszem ukazaniu się Waregów 
nie było przemocy, była to przemoc* w drugiej chwili, bo przy- 
właszczenie sięgnęło głęboko i zmieniło gwałtownie wiele stosun- 
ków, a co główna, zakończyło czasy patryarchalne. Słowianie 
mogli szukać rządców, znaleźli panów. Gdyby takie same przy- 
czyny, jakie po innych ziemiach słowiańskich wywołały do życia 
władzę książęcą, gdyby ta władza wyrobiła się ze stosunków 
swoich, sama z siebie, parta siłą okoliczności, nicby nie było 
dziwnego. Każde plemię przejść musiało przez te koleje. Byłby 
to jak Ziemowit, jak Mieczysław, władzca podniesiony po nad 
gmin^r, po nad opole, jeden po nad ziemią, postać nowa, ale wła- 
sna. Byłby to starszy po nad starszymi w tworzącym się narodzie, 
jeden ogólny wojewoda po nad żupanami. Ale ta władza inaczej 
się rodzi, jest pod wszelkim względem obcą, naturą swoją i po- 
chodzeniem i językiem, którym przemawia i wszystkiem. Nie dla 
poczucia się ludów w jedności narodowej, której nie było, nie 
dla ocalenia ich przed zagładą, przed niewolą cudzoziemską, książę 
ten rozszerza granice raz nabytych posiadłości, ale dla łakomstwa, 



402 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom m. 

dla żądzy łupów. Zawsze ten książę jako cudzoziemiec grozi za- 
gładą narodom słowiańskim, które jego władzy nad sobą uznać 
nie chcą i nie mogą, bo jeszcze patryarchalność im miła i nie 
dorośli do państwa. Książe korzysta z okoliczności szczęśliwie 
i zuchwale, z pomocą północnych plemion, zawojował południowe, 
wszystko potrącił, poruszył, byt dawny, rodowy, ludzi rozbił 
o ludzi, zmusił ich że większe koła społeczne tworzyć poczęli. 
Nowogród w chwili, którą mamy przed oczyma, jeszcze ulegał 
ślepo książęcej woli i dał z sobą robić wszystko. Ale pierwszy 
niedługo przejrzał, a doświadczeniem nauczony umiał, przyj ąwszy 
sam fakt najazdu, zabezpieczać od jego skutków swoje sprawy. 
Ale południowe kraje zawsze więcej spokojne i bierne, z wielką 
rezygnacją znosiły niewolę. To co u nich rozwijało się teraz, na- 
zwalibyśmy c)nvilizacją polską, bo chociaż oprócz Polan różne 
tam były plemiona. Polanie przecież pierwszeństwo brali przed 
wszystkiemi za dawnych czasów, tembar^ziej za Waregów, którzy 
w Kijowie obrali sobie stolicę i stary ten gród polański nazwali 
matką grodów ruskich. 

Pod koniec tej epoki, oprócz siły zwierzęcej konunga, która te 
plemiona trzyma w posłuszeństwie, dla swoich rozkazów, a która 
jedności nie szczepi, bo nic niema ze Słowianami wspólnego, 
i tylko naciskiem, niewolą* się odzywa; oprócz tej siły, z którą 
się przecież rachować potrzeba, zjawia się drugi żywioł potężniej- 
szy, więcej działający na duchową stronę plemion, żywioł chrzcś- 
cjański. Jużeśmy wskazali na znaczenie tej potęgL Ludności 
obok siebie od wieków osiadłe po nad Biigi&m, po nad Sanem, 
chrześcjaństwo zjawiwszy się w złej chwili odparło jedne od dru- 
gich. Nie było , różnicy plemiennej i językowej, znalazła się reli 
gijna, która zaczęła szczepić jedność rozrzuconych po nad Dnie- 
prem i Dźwiną plemion. 

W poglądzie naszym na społeczność owych ziem, więcej na 
uwadze mieć będziem zdobywców jak ujarzmionych. Jużeśmy 
widzieli cjrwilizację słowiańską owych okolic, nie zmieniła się 
prawie w niczem aż do przybycia Warsów w pierwszym wieku 
ich panowania, dlatego, że jak uważaliśmy już, burza najazdu 
przemknęła na powierzchni ziemi, użytkowała z niej, ale nie prze- 
rabiała z urzędu starych nawyknień, bo wziąść się nie umiała do 
tego. Potrącała o wszystko, ale przypadkiem, nie umyślnie, bo 



Tm I mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 463 

myili organizacyjnej nie miała. Dawniej zdobywała sobie łupy 
najazdem, .dzisiaj dla pewności łupów zdobywała ziemie. Lud 
zostawiała jswobodnym o tyle, o ile nie miał dostarczać zwycięz- 
com wojska i pieniędzy. Głównie wióc co nas obchodzić może 
w tym poglądzie na społeczeństwo skandynawskie wśród pól sło- 
wiańskich? To jedynie, co społeczeństwo to wniosło z sobą do 
Nowogrodu, do Połocka, Kijowa, to co z pomieszania się dwóch 
narodowości nastało. Obchodzi nas więc ta cywilizacja czysto 
skandynawska, która przeniesiona pod obce niebo, osiedlona, pe- 
wna siebie, musiała w połączeniu się z pierwiastkiem słowiańskim 
wydać co nie było ani skandynawskie, ani słowiańskie. Daleko 
to jeszcze do zupełnego pomieszania się, ale każde sąsiedztwo ma 
to do siebie, że coś nabywa obcego i coś swojego traci. A cho- 
ciaż z początku dwie rzeki obok siebie ale w oddzielnych płynęły 
korytach, wiek cały łupieży i zabójstw, przewrotów gwałtownych, 
pomieszał wody. 

173. %onunj i jego draijnia. Zdobywcy Kijowa podlegała 
naprzód tylko ziemia jezior, nowogrodzka, i wazki pas kraju po 
obudwu stronach Dniepru, ale żaden z następców Olega nie ustał 
w pracy i waregskie panowanie rozszerzał. Konung najezdca 
chcąc się więc ukrzepić w ziemi wszędzie, gdzie tylko stanął, 
sadza swoich mężów dla sprawowania takiej władzy w pewnej oko- 
licy, jaką sam nad <;^m zdobytym krajem posiada, dla pilno- 
wania miejscowych ludności. Ruryk rozdaje grody mężom swo- 
im w ziemi jezior. Oleg posuwając się na południe^ sadowi ich 
w Smoleńsku i Lubeczu. Zdobywca sam po krajach tych obwozi 
z sobą drużjoię, drobi ją i dzieli pomiędzy mężów i każdemu na- 
daje także drużynę, bo inaczej panowania swego utrwalićby nie 
mógh Najazd w zasadzie i wszystkich jego wynikłościach. Nie 
przyszedł konung do starszyzny słowiańskiej, nie pomieszał władzy 
2 władzą, nie oparł się na opolach lub gminach, ale jakby nic 
nie widział, jakby do pustyni przyszedł, wszędzie swoje porządki 
stanowił. Może i nic nie widział. Starszyzna słowiańska narzę- 
dziem została, ale dla narodu po nad nią ustanowit konung swoją 
władzę, o plemiona podległe, o ich sprawy wcale się nie troszcząc. 
Coś to w formie podobnego zawsze do przywłaszczeń Ziemowi- 
.towych, Mieczysławowych, ale jest i radykalna różnica. Po nad 
ppole wzniósł się jeden książę polski, po nad licznie rozrzucone 

Historia pierwotną PoUki T. L 5^ 



4.66 D^EŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tam IlL 

gieg« chciało przewyższyć pod tym względem* Jak się więc tylko 
ajawil nad Dnieprem dzielny rycerz, dziki najezdnik, zaraz ko- 
nung i żona jego starali się go zapisać do swojej drużyny. 

To jasne samo z siebie, że czem dzielniejszy był sam ko- 
nung) tern liczniejsza była jego drużyna. Igorowa stanaivszy 
w obec morza, wahająca się jak konung, narzekała: «kto tam 
z morzem sobie poradzis i powracała bez boju do Kijowa. Byli 
drużynnicy Igorowi nadzy i bosi, daleko nędzniejsi od drutynni^ 
ków Swenelda, który sam należał do drużyny konunga. W dru 
żynie Swiętosławowej wszyscy drżeli chęcią boju: «tam gdzie g^lo 
wa twoja legnie, mówili do konunga, tam wszyscy głowy swoje 
położym*. Bywali konungowie wyłącznie rycerskiego ducha, którzy 
nie o sobie, ale tylko o drużynie myśleli, dosyć im było chluby, 
że jej przewodniczyli do zwycięztw. Późniejsze to sprawy, ale 
bywało że drużyny południowych konungów nad morzem Czar- 
nem nie miały nawet w sobie ani Waregów ani Słowian, ale 
składały się z plemion górskich i azjatyckich, Chazaróv i Ka- 
aogów. 

Drużyny nie były liczne, bo jak widzim, nieraz ca&dem 
w bojach ginęły. Igorowa poległa w greckiej wojnie i boju 
z Drewlanami, ostatki jej pe\yno spłynęły ze Świętosławem nad 
Dunaj. Konung ten, zdobywca Bulgarji, musiał co prędzej zakończyć 
wojnę z Grekami, że brakowało mu już drużyny, której ostatki 
ze Sweneldem powróciły do Kijowa. Że Jaropełk nie miał licz- 
nej drużyny, pokazał to jego .upadek. Ztąd potrzeba co chwila 
2Ki3ilać się nowym zasobem i płyną ze Skandynawji w pierwszjrm 
wieku panowania u nas Waregów, płyną ciągle tłumy za tłuma- 
mi, aż konungom przyszła myśl łatać się i przychodniami i miej- 
scowym żywiołem. Konung panował nad drużyną, przez dru- 
żynę panował nad narodami. 

174. U{zfLd Jcoruai^m. Drużyna skandynawska ograniczała wła- 
dcę kcfhunga z samej natury rzeczy. Dlatego nie był konung 
samowładnym, radzić się musiał celniejszych mężów drużyny, 
którzy pilnowali, żeby dola korzyści wszystkim przypadała w pe- 
wnej ustano^onej mierze. Swiętosław niechciał przyjąć chrześciań- 
stwa z obawy, żeby się z niego drużyna nie śmiała, przeciwnie Wal- 
demar naradza się czy ma zmienić wiarę. Chytry konung umiał 
sobie radzić i ze starszyzną, ale to była tajeomica jego osobistych 



mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 467 

zdolności, nic jego prawo. Weszło w zwyczaj nazywać tych star- 
szych słowiańskim wyrazem bojarami. Nie zwał ich tak pewnie 
ani Waldemar, ani wiek jego, ale czasy następne, i bierzemy 
vryrsa, jaki jest, dla oznaczenia tylko tego co jest. Zresztą krom 
bojarów, każdy pojed)mczy członek drużyny zwał się mizem. Był 
to tjrtuł zaszcz3rtny, człowiek po za drużyną nie' był mężem. I bo- 
jarowie tern samem że bojarowie byli mężami, ale właściwie imię 
to służyło mniej znacznym rycerzom w drużynie. Bojarowie ra- 
dzili z konungiem i bili się, mężowie tylko bili się. W staroży- 
tności skandynawsko-sławiańskiej znalazł się i drugi wyraz dla 
oamaczenia tej niższej części drużyny tylko rycerskiej. Pojedyn- 
czego męża nazywano gryi\ w liczbie mnc^iej ^r^di^ w zbiorowym 
wyrazie ^i'ha, znaczy to zbiór, tłum ludzi. Komnata we dworze 
książęcym, w której zbierała się ta drużyna, zwała się ^didc^. 

To w stolicy północnej, południowej, w Nowogrodzie, w Ki- 
jowie. Ale i po plemionach podbitych, konungowie zaprowadzać 
musza porządki, z któremi im tak dobrze. Muszą i tam być mę- 
żowie i drużyny, dla których trzeba zakładać, budować grody, 
rodzaje twierdz po kraju. Starożjrtność słowiańska nie przekazała 
Waregom wielkiej liczby takich osad jak Nowogród i Kijów. 
Były wprawdzie większe sioła, w których znaczniejsza przemie- 
szkiwała ludność, swoi nazywali je grodami, ale takie Waregom 
wystarczyć nie mogły. « A wszystkie grody nasze, odpowiada Drewla- 
nom Olga, poddały się mnie i zaczęły daninę płacić, i uprawiają niwy 
swoje i ziemie swoje». Otóż co znaczą owe grody przedwaregskie. 
Ruryk «zrubił horod* i mężom swoim także kazał «horody zrubiti*. 
Pokaz}rwaliśmy co to znaczy. Budował twierdze i swojemi Waregami 
je osadzał. Toż robili i następcy jego konungowie. Rzecz jasna, że gro- 
dy powstają w różnych stronach ku lepszemu ujarzmieniu plemion- 
Grody te to wyspy wśród Słowiańszczyzny, mające ją utrzymać 
w posłuszeństwie. Wszystko w nich inne jak po siołach, i ludność 
różnorodna, spędzona z okolic i z dalekich stron, i urządzenia. 
W grodach rozwijał się handel i służba wojenna. W grodach sie- 
dzieli urzędnicy konunga, pobierali daniny. W grodach teraz 
zbierały się starodawne wiece. Patrzmy jakie mnóstwo grodów 
powstaje w tym czasie! Był dawniej tylko Nowogród, Smoleńsk, 
Połock i Kijów, i mniej ważne u Drewlan Iskorosten i Owrucz, 
Caerwieńsk i Przemyśl, nad Bugiem i Sanem. Teraz w pierwszej do- 



468 DZIEŁA JUIJANA BARTOSZEWICZA. Tom HI. 

bie najścia Waregów widzimy jeszcze Ładogę, Białozierslć, Izborsk, 
Rpstów, Łubecz, Czerniechów, Turów. Olga podnosi Psków. Wal- 
demar Bie^orod i Wyszogród gdzieś koło Kijowa^ toż Wasilew, 
na Wołyniu Włodzimierz. Nie liczy oiy innych gjrodów bezimien- 
nych, o których tylko wzmiankę czyta się w latopisie. Przeszło 
30 grodów odkrywa waarok historyka. Widzimy, że konungowie 
grody te budowali nietylko po ziemiach słowiańskich, ale na całej 
przestrzeni państw swoich,, więc u Finnów Rostów i Muroma juź^ 
w tych czasach są sławne. Z grodów fińskich Rostów dawniejszy 
przedwaregski, Muroma jako gród nowsza. 

I w tych mniejszych drużynach urzędników konupga, którzy 
się podzidili ziemiaini» i siedzą w grodach, są także mężowie. 
Ale wielka j«st różnica być mężem konunga, a być np. mężem 
Swenelda^ mężowie Sweneldowi mogli być bogatsi, bo lepiej o ich 
wygodach przemyśla Sweneld, ale mężowie Igora dostCj|mejsL 
J^ drużyna ma «ę do drużyny, tak mężowie do mężów* 2 mę- 
żów konungQwych, których latopis nazywa jnuty krdaiyje, urastali 
rzeczywiście podbójcy i zarządcy plemion* Mężów tych osadzali 
konungowie po równych grodach i plemionach z drużynami. Byli 
ta kpoungów zastępcy, namiestnicy, posadnicy. Posadnik był to 
ns^saszczytnięjszy tytuł, dostąjność, ^edni mężowie mieli go, inni 
nie mieli. W Nowogrodzie siedział ciągle taki posadnik, wtenczas 
ki^dy foonimg przeniósł się do Kijowa. Odznaczali tern pierwszą 
swcdę atoUcę ^owiańską konungowie, ale Nowogród niecierpliwy 
był zrzucić z ciebie jarzmo, którego nie chciał znosić, nie szanował 
wifc posadnikaf rad że konung osadowił się na południu. Posa- 
dnicy tez umieli się brać na sposoby, dzikszym od Dobryni nie 
byłby żaden konung. 

Pojawiają się także tijmiy 'kiiaź^c^, t^un, kniaź. Wyraz to po- 
dobno gocki, znajduje się w biblji Uifilasa. Był to również urzę- 
dniky ałe niższego stopnia, prystofpjiik, jak go nazywają latopisy, 
przystaw po staropolsku. Był to osobisty nadworny sługa ko- 
nungowy; Piląował domu, stajni, ogniska, czasami i sądził w imie- 
niu konunga* Zajmował się również poborem dochodów, które 
szły oa samego konunga, rządził w jego włościach, był ekonomem* 
Urz%d się dopiero tworzy, więc granica jego niepewna, ale wyraz 
się utarł, przyjął wśród Słowian i był nazwaniem urzędu, który 
trw^ł do ostatnich chwil Rzplitej polskiej. Byłtijun znowu książęcy. 



Tom L mSTORJA PIERWOll^A i^OLSKL 469 

mógł być i bojarski,, i pośadniczy, wyręczyciel, śługk taąta, knia- 
ż^o na jakim grodzie. Nawet po kilku tijunów mogli posiadać 
mężowie i w grodzie u siebie i w siele. Tijunów książęcych i dla- 
tego się mnożyło, że obok grodów zaczęły powstawać ilowe sioła 
z ludnością niemiejscową, ale obcą, I konungowie i mężowie ich 
i coraz mniejsi członkowie waregskiej drużyny z wojen sprowa- 
dzali sobie jeńców, albo z wypraw handlowych niewolników. Zie- 
mi nie brakło, krżdy miał jej podostatkiem, więc pod grodami 
gdzie który siedział, po nowyeh siołach mieścili tych niewolników, 
albo nawet najmitów. Potrzeba było nowych tijunów, żeby ni- 
mi rządzili i przynaglali do pracy. 

Domową służbę konunga i mężów frtanowili otrokowi&, to 
jest młodzież. Jeździli po grodach rozwożąc wieści i rozkazy, posłu- 
giwali w komnatach. 

Cały rząd, a więc i ówczesny rozum stanu zależał w zbie- 
raniu daniny. Sam konung z drużyną jeździł po nią. Ż wielkićm 
to zdzierstwem prowadziła się sprawiedliwość; wiadomość o niej 
doszła aż do kronik greckich. Sam cesarz Konstanty Purpuro- 
rodny, teoretyk dobrego rządu, opisał nam sposób adininislfacji 
waregskiej. Z początkiem listopada, kiedy wojny nie było, wy- 
chodzili konungowie na tak zwane poluizie, albo wyjeżdżali do 
ziem podbitych i tam przepędzali zimę. Zwyczaj ten poladżia, 
który wówczas nastał, utrzymał się długo. Konung objeżdżał 
swoje włości, sądził sprawy zapćWne tylko drużyny, bo nairód go 
unikał i brał podarunki, które skarb jego zboga^caiy. ZrćStta 
objeżdżanie to po ziemiach był zwyczaj ogólny, nie tniejscówy, 
nie skandynawski. Konung zostawszy niespodzianie Władcą Roz- 
ległych ziem, musiał przecie pokazać, że ^rozumić swoje wsżrećh- 
sitronne obowiązki. Później konungom podobało śię naicazać pod- 
bitym, żeby dostarczali sami daninę, to jest zwozili je w miej3ce, 
które wyznaczył. Ten ciężar zbliżał do siebie rozrzucone plemio- 
na, teraz jedne więcej wiedzialły o drugich jak wprzódy, ałe zwią- 
zki te zawsze były słabe i tak nie tworzyły jedności państwowej 
jak jej nie stworzył konung, bo się wziąść do adifiiiftl^acyi nie 
umiał, cały grabieżą i wojną zajęty. 

Tylko te plemiona, po który di osadził tnęiów sWołch Itonung, 
zbllżUy^się do siebie^ atc te oddalone, które tjdko daninę płaciły, 
rzadko widziały i konunga i jego drużyny. Wolniejs2em oddy-^ 



470 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom IIL 

. chały powietrzem i spałjr tak spokojnie w swojej drzemce, źe 
nawet nie poroziuniewałjr się z sobą, aby odeprzeć napaść, która 
prędzej później miała przyjść i ujarzmić ich. 

175. ^ojna. Największe szczerby w słowiańskiej plemion 
starożytności, wyrządził systemat wojenny, który zaprowadzali 
Waregowie. Wojną celowali, wojna była ich żywiołem. 

Drużyny stanowiły główną siłę wojenną, ale nieliczne, nie 
szczelnie z sobą zwarte, zbierały się i rozchodziły bez troski. 
Każdy biegł tam gdzie lepsze dla siebie zgadywał widoki. Ware- 
gowie zatem uzbroili wszystkie podbite plemiona, ażeby mogli 
swobodnie łupić, ażeby się przy panowaniu utrzymać. Tutaj to 
dopiero Waregowie byli prawdziwymi założycielami państwa, kie- 
dy w administracji niewiele rozumieli. Kiedy wybuchła wojna, 
to jest kiedy konung obmyśliwszy z drużyną czas i miejsce na- 
jazdu, wybierał się na łupież, grody słowiańskie i sioła musiały 
mu dostarczać ludzi, rekruta* Ci słowiańscy ludzie stanowib* tro^ 
jórPj wojowników. Latopisy w opowiadaniach swoich wyraźnie od 
nich odróżniają drużynę. Zresztą te pojęcia mogły się mcnx 
brać jedne za drugie. 

Wojowników konung zaciągał jako procent od wszelkie} 
ludności grodowej i sielskiej. Chciał czy niechciał każdy Słowia- 
nin czy Polanin iść musiał na rozkaz. Rekrutowanie ta razem 
z Waregami zstąpiło na ziemie nasze, w podobny albowiem ^0- 
sób wojska swoje zbierał Oleg, Igor i Waldemar. Sztukę tę 
ujarzmiania jednych przez drugich posiadali w wysokim stopniu 
waregowie. Oleg szczególniej i Waldemar ruszali z posad całe 
ludności północne, żeby ujarzmić południowe strony. I w ogóle 
cała ta nowogrodzka północ służyła dzielnem narzędziem w rę- 
kach waregów, dla tego może i pierwsza się otrząsać poczynała 
z niewoli. Konungowie długo na nią rachowali i na nią wyłącznie. 
To pewna, że np. w boju z pieczeniegami nie znalazł Waldemar 
na południu dosyć sił z miejscowej ludności, więc udał się do 
'Nowogrodu po cgómych wojowników* (po wierchownyje woji). 
Nie ludności tam zapewne brakło na południu, ale dzielniejszych, 
waleczniejszych rycerzy. 

Lud, który pod chorągwiami najezdców stawał, poznawał 
się z porządkami, które mu zupełnie były obce, ź wojskową kar- 
nością i hierarchją. Dzielono go na dziesiątki, setnie i tysiące, 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 47 1 

według tego przewodnicy wojskowi tych kolumn zwali się dzie- 
siętnikamiy setnikami, tysiącznikami, diesiatskije, sotskije i tysiąc- 
Icije. Ten najwyższy znacznego oddziału dowódzca jeszcze wów- 
czas niewidziany, przynajmniej Nestor milczy o nim, ale być mu- 
sia}, bo sama organizacja urzędnika takiego wymagała. Nestor 
zna tylko wojewodów, byli to pewno późniejsi tysiaccy; wojewoda 
jak wszędzie w naszych plemionach, prowadził wojów. Waregowie 
zwać go mogli inaczej, po swojemu, ale po słowiańsku był nieza- 
wodnie wojewodą. Wybierał go konung z pomiędzy drużyny 
i stawiał po nad gromadą ziemskich słowiańskich sił. Dlatego po 
kilku wojewodów być mogło naraz w wojsku, częściej nimi za 
pewnie bywali Waregowie. Tak wygnaniec ze skandynawskiej oj- 
czyzny Olaf był u Waldemara takim wojewodą po nad wojskiem, 
^ które konung posyłał na obronę granic. Tak później wojewodą 
był u syna Waldemarowego jarł Ragnwald w Nowogrodzie. 

Nie spuszczał się jednak konung ani na drużynę, ani na 
słowiańskich żołnierzy, na ziemskie pułki, jak naz}nva te oddziały 
narodowe Nestor, ale najmował po prostu wojsko, zkądkolwiek wziąsć 
je można było. Zza morza najmował Waregów, miał na zawołanie 
nad Dnieprem Pieczeniegów i Torków, narody stepowe. Później zapę- 
dziwszy się daleko ku wschodowi po daninę, najmował Bułgarów, 
Chazarów i Kasogów. Jeżeli na północy panował inny, na połu- 
dniu inny konung, każdy miał zaciężne wojsko ze swoich najbliż- 
szych sprzymierzeńców, wtedy Waregowie uderzali na Pieczenie- 
gów i Torków i Europa walczyła z Azją. W innym razie, np. za 
Waldemara, w towarzyskiem pobrataniu Europa z Azją stawały 
obok siebie. Waregowie składali głównie piechotę, narody stepo- 
we do koni nawykłe, jazdę. Konung więcej imponował nieprzy- 
jaciołom tem wojskiem najemnem, bo Pieczeniegowie np. bić się 
nie chcieli zwykle i uciekali z placu. Tak na biednych ziemiach 
słowiańskich, krzywickich, polańskich, nowe ścierały się ludności, 
wszystkie sobie nieprzyjazne i ziemiom, na których walczyły o pa- 
nowanie nad plemionami ojców naszych i nad tą ziemią. 

W boju zwykle w trzy oddziały stawili Waregowie swoje, 
słowiańskie i najemne wojska. Tak zwany wielki pułk szedł na 
czoło i środek, obok niego dwa skrzydła. Najemni Waregowie 
walczyli w pośrodku, jeżeli ich nie było, stawały tam ziemskie 
pułki, a drużyna zbierała się po skrzydłach, chowano ją zwykle 

' Hłstoija pierwotna Polski T. L 59 



472 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tbm IH. 

dla rozegrania boju, dla stanowczego ciosu. Zresztą obyczaje wo- 
jenne europejskie były. Taktykę zaprowadzili Waregowie, do któ- 
rej już oddawna nawykli. Bitwa zaczynała się czasami od ^vyzy- 
wań, zwłaszcza jeżeli nieprzyjaciel od nieprzyjaciela oddzielił sie 
rzeką. Wtenczas podawało się pole i do żartów wojska jednego 
z drugiem, albo samych wojewodów. Czasami przychodziło na 
myśl zakończyć bitwę pojedynkowyna bojem, według przykładu 
wziętego od starożytności. Wtedy bez oręża nawet wałczyli xsobą 
dwaj zapaśnicy, obejmowali się rękami, jeden drugiego chciał 
obalić na ziemię i judusić. W samym boju po kilka razy scho- 
dziły się i odstępowały od siebie wojska; kiedy poszło na zapal- 
czywość, nieprzyjaciele chwytali się za ręce i siekli się mieczami. 
Ale kiedy klęska niezawodna wisiała, nie wstyd było uciekać. 
Zawsze jednak nie rzucał konung sam drużyny, ani drużyna ko- 
nunga. 

Wojny Waregów nie były długie. Wpaść, łup zabrać i wró- 
cić, działo się to jednej chwili. Większego czasu kosztowa^^ wy- 
prawy morskie na Greków, ależ opłacały je zdobycze. Na ziemi 
słowiańskiej wyprawy na ludy płacące daninę, na sąsiadów ićU, 
jadźwingów, Czudź, także więcej nieco wymagały czasu, zwłaszcza 
jeżeli lądowe były. Trzeba było wtedy poprawiać drogi i mosty. 
Brać grody była już wielka praca dla Waregów, dlatego kiedy 
wypadło taką prowadzić wojnę, trudnościom nie było końca. 
Bronią ich wtedy zwykłą głód albo podstęp. Olga cały rok stała 
pod Korostenem i zdobyła go przez zdradę, Waldemar w Rodnie 
długo oblegał brata, ale nie liczył na swoje siły, użył zdrady 
Błuda i głodu. Tenże sam Waldemar nie mogąc zdobyć Cher- 
sonu, obiecywał Grekom, że trzy lata stać będzie, wreszcie od- 
cięciem wody zdobył miasto. Raz tylko Swiętosławowi udało się 
szturmem^ kopijem mówi latopis, zdobyć od jednego zamachu 
Perejasław Bułgarski. 

Przed wystąpieniem na wojnę trąbiono. Naturalnie, że w oko- 
licy pustej, mało zaludnionej, pełnej nieprzebytej lasów, błot, 
jezior, rzek, najlepszą drogą dla pochodu zbrojnego była wodna. 
Dlatego zwykle Waregowie tłumy swoje prowadzili rzekami, czy 
to wojna uderzała na Greków, Bułgarów, Jadźwingów, czy na 
Polskę. Nie brano z sobą wtedy koni, wojsko płynęło na łodziach, 
najęta jazda postępowała po nad brzegiem rzeki. Jeżeli wypadło 



Xoin X mSTORJA PIERWOTNA POLSKL ^yj 

lądowe odbywać wjrprawy do ziem, do których nie prowadziły 
órogi wodne, wozili za wojskiem żywność i namioty; niewola zmu- 
szała do tej posługi plemiona. Jeden Świętosław nie potrzebował 
tych zachodów, bo spad pod gołem niebem, siodło położywszy 
pod głowę. W ogólności Russowie nie lubili konnicy,, bo przy- 
zwyczajeni byli pieszo walczyć, jednakże Świętosław z drużyną 
uwija} się prędko, .widocznie więc na koniach. 

Broń była rozmaitą: miecze, kopje, strzały, noże, szable, szczyty 
czyli puklerze nosili zbrojni. Bywały w użyciu i maszyny ciska- 
jące kamienie, jak to Byzantyncy świadczą. Rozwiewały się i cho- 
rągwie, czyli po waregsku stjagi. 

176. ^ndd. Obok wojny zjawia się na ziemiach słowiań- 
ddch pod panowaniem Waregów handel, jako druga charaktery- 
styczna cecha nowego czasu. Wśród grodów starych pojawiali 
się mężowie książęcy i sami książęta, synowie jednego konunga. 
Z nimi były oddziały wojenne, drużyny, które patrzały zysku. 
Wareg tylko w boju co był rycerzem, bez zajęcia orężnego handlo- 
wał, bo zawsze szukał zysku. Tak wielki zresztą był zapał ry- 
cerski jak i kupiecki w#Skandynawach; Carogród o tem wiedział 
doskonale. Żądza zysku i grabieży gnała Warega z ziemi do 
ziemi. Kiedy drużyny osiadły po grodach słowiańskich na sta- 
łe siedliska, musiały handlować, bo czemże zająć się miały? No- 
wogród i Kijów były zawsze głównemi punktami na drodze handlo- 
wej, tylko teraz kiedy obadwa te grody były w ręku Waregów, - 
ożywiła się znakomicie czynność handlowa, bo ją zdobywcy zna- 
komicie popchnęli. Konieczność sama, dobrze zrozumiany inte- 
res najazdu, poprowadził Waregów z Nowogrodu do Kijowa. 
Rozbój morski oddawna praktykowany przyszedł tu na pomoc 
handlowym stosunkom. Wareg zjawiał się nagle na jakim brze- 
gu morskim niby kupiec i rzeczywiście rozpoczynał handel, ale za 
pierwszą lepszą sposobnością przemieniał się w rozbójnika, łupież- 
cę i grabił tych z którymi handlował. Oleg także udawał kupca 
przed Askoldem i Direm. W przysłowie weszło, pospolite było 
to rozbójnictwo. To też w umowach swoich z Olegiem cesarstwo 
byzatyńskie głównie stara się zasłonić przed zuchwaktwem Russów, 
Waregów, których nazywali urzędowo ^osSm. 

Targowiskiem największem dla kupców warcgskich był Ca- 
rogród, {K>tem Perejesław naddunajski, greckie i bułgarskie strony . 



474 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HL 

nad Wołgą. BraK Russowie z północy towary: rnkSd, .vosk 
i futra, a sprzedawszy je na południu, kupowali potudnioi^e, które 
rozwozili po północy po rozrzuconych grodach, wino, owoce, 
złoto, materje, węgierskie srebro i konie. Wieźli także skowanych 
w łańcuchy niewolników. Otóż na co przyszło ludnościom sło- 
wiańskim, boć niewolnicy musieli to być synowie ziemi naszej 
może jacyś obrońcy niezawisłości, może jeńcy z plemion fińskich, 
a najprędzej także jeńcy z wojen normańsldch po Europie; roz- 
bójnicy morscy mogli ich zwozić do Nowogrodu i mieniąc na 
towary greckie. Co do Słowian, wiemy np. że wieszcza Olga 
oddała mężom swoim w niewolę, na rabstwo, zwyciężonych Drewlan. 
A Grecja tak łakoma była- na niewolników. W tej atmosferze 
europejsko-azjatyckiej wszystko to się podobało, co trąciło wscho- 
dem. Konung zwykle daninę swoją sprzedawał za pieniądze Gre- 
kom. Pocóżby ją pobierał? Nie potrzebował tyle miodu i futer 
dla siebie i drużyny, bo każdy mąż jego także myślał sam o so- 
bie; wszystko więc co nadto było, co zostawało od potrzeby^ 
sprzedawało się drogo. Łowy dostarczały również towarów^. Zresztą 
za greckie drobnostki, biedny S ady miczanin, I^zy wiczanin,dobrowol- 
nie lub z musu oddawał to co Waregowie spieniężyć mogli. Za ka- 
żdym razem jak konung powrócił z południa do Kijowa, a było to 
z początkiem wiosny, zaraz część drużyny sadzał na łodzie t po- 
syłał futra Dnieprem do Bulgarji i Grecji. Za Swiętosława kupcy 
russcy w Perejesławiu handlowali z zachodem, to jest z Czechaou 
i z Węgrami. Z drugiej strony narody stepowe dostarczały im 
stad koni, owiec i bydła. 

Chęć zysku pędziła kupców russkich daleko na wschód po 
nieutartych handlowych szlakach. Środek to był wysoko cywili- 
zacyjny, którego przez chciwość używali. Europa z Azją zbliżała 
się na tych granicach. Płynęli na morze Azowslde, wchodńli do 
ujść Donu, płynęli w górę tej rzeki aż do Białej wieży, czyli Sar- 
kelu. Tutaj łódki przewlekali po wązkim przesmyku ziemi aż do 
Wołgi i spuszczali się tą rzeką aż do stolicy chazarskiej Atelu 
(około dzisiejszego Astrachania). I tam głównym przedmiotem 
handlu były futra. W owych okolicach, ze wzrostem bogactw, 
panowanie Haruna-al-Raszyda roznmożyło zbytek: żona Kalifa 
Zobejda pierwsza używała szub podbitych gronostajami lub sobo- 
lami. Prowadzili knpcy i tam niewohiików. Przywozili za to od 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 475 

ibabów Rtissowie drogie kamienie, wyroby złote i srebrne, łań^ 
cuśzki, zausznice, kolczyki, blachy do ozdabiania odzieży i rzę- 
dów na konie, bisior z włókna zielony, w którym szczególnie 
się kochały siewiast^r Russów, tak dalece, że mężowie musieli 
przepłacać te nitki. Sami kupcy lubowali się monetą arabską i za 
swoje towary dla siebie prz3n¥Ozili djrrgemy. Handel był tak oży* 
wiony, ^że wszędzie pełno po grodach znajdowało się tych dyr- 
gem i pokolenie jedno drugiemu je przekazywało.' Ale nie liah- 
dlem jedynie nabywało się tych monet Każda wypntwa zwy- 
dęzka złotem i srebrem opłacała się Russom, z Grecji, z Bulgarji, 
płynęły bogate zasoby, jako podarunek, zapłata albo haracz. 

To wszystko objaśnia okoliczność, jak po całej przestrzeni 
ziemi po których panowali Russowie, tak i w Skandynawji, spo- 
tyka się taka obńtość monet wschodnich. Handlem tego samym 
objaśnić nie można, bo więcej Russowie brali towarów jak ich 
dawali. Wszystko co żyło handlowało pomiędzy Waregami. Sam 
konung był takim kupcem jak inni z natury rzeczy, ale bogatszy 
od innych, bo znaczniejsz)rm obracał materjałem, potężniejsze 
miał środki, najmożniejszym był kupcem, największe robił obroty 
handlowe; jemu z podziału najważniejsza część przypadała towa- 
rów, więc i najwięcej miał zysku. Nieraz pewno i monetą płacił 
drużynie, z której ten i ów zbogaciwszy się powracał do ojczyzny, 
do Skandynawji i dalej na północ uwoził arabskie dyrgemy. Na- 
jętym Waregom na jaką wojnę płacił pospolicie konung srebrem. 

Pośrednikami tego handlu pomiędzy Europą i Azją byli 
oprócz Russów i Bulgarowie nadwołżańscy, do których z orężem 
w ręku konungowie nieraz dochodzili. Umieli przyswoić sobie 
Bulgarowie tego handlu wyłączność. Mówili Arabom, że północne 
ludy, od których biorą towary, są ludojadami. Bulgarowie po 
futra jeździli Wołgą i Szeksną aż do krajów Wesi, prowadzili tak 
zwany przez Arabów handel niemy, to jest składali towary swoje 
na pewne oznaczone miejsce i oddalali się, a wtedy krajowcy 
obok tamtych swoje kładli, w takim stosunku, w jakim osądzili, 
że można jedne zamieniać na drugie. Wracali Bulgarowie, i Jeżeli 
kontenci byli, przystawali na zamianę i swoje zostawiając brali 
cudze towary; jeżeli nie, oddalali się, nic nie biorąc, i musieli 
krajowcy dodawać coś więcej, póki zgody nie było. Kupcy buł- 
garscy przez ziemie Mordwy dochodzili i do Kijowai Waldemar 



476 DZEELA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom IH. 

zawierał nawet podobno z nimi traktaty handlowe i umiał 5s tego 
ciągnąć nowe dla siebie korzyści, bonauczyłmcwCarogrodzic jak 
zdrierać całe ludności, nakładał opłaty podatkowe od sprrcdaiy 
towarów i dlatego zobowiązywał kupców bułgarskich, żeby nie 
szukali towarów po wsiach u tijunów, ale po grodach, w Utóryć^ 
można było rozciągnąć kontroUę nad handlem. 

177* ^^i^ domowe i towarzy^de. Przed przyjęciem wiary chrześ- 
cjańskiej latopis wspomina o jednym tylko domu kamiennym 
w Kijowie. Był to tak zwany terem książęcy, w którym mieszkał 
sam konung. Musieli go wystawić greccy budowniczowie, bo 
i potem po przyjęciu wiary, mularze i budowniczowie przyjeż- 
dżali do konungów z Grecyi. Od tej chwili zaczyna się M^łaści- 
wie sztuka w Kijowie, powstają wspaniałe cerkwie. 

W teremic książęcym było wiele izb, z nich największa 
nazywała się irydnica^ schodziła się tutaj drużyna dla zabawy, 
a może i starsi dla rady. Terem znaczył to co dworzec. Wszy- 
scy inni mieszkali w zwyczajnych drewnianych domach, w ekoro- 
maci). B^y w nich pokoje ciepłe i. te nazywały się idcani, i zi- 
mne, na lato dobre, te zwały się kletamu Klety łączyły się z sobą 
przez sienie, przechody albo pomosty. Do choromów z przodu 
dorabiały się przysionki albo ganki ze słupów dachem nakryte, 
przez które się wchodziło. W około domu były ogrodzone po- 
dwórza. 

Izba w której spano nazywała się odryna, od starodawnego 
wyrazu odr, łoże. Pod dachem były mieie, to jest zwyczajne na- 
sze góry, poddasza. Dla służby były izby, miodusze, w któcych 
chowano miód, i łaźnie. Oprócz łoża, w izbach znajdowały się 
stoły i ławy. Stół miał wtedy inne znaczenie jak dasiaj i wiele 
zaszczytniejsze. Było to miejsce, na którem konung, książę sia- 
dał. Nestor zawsze pod wyrażeniem dót rozumie tron, staropol- 
ski stdec, Konung siadywał na stole, ztąd i nazwisko późniejsze 
stolicy, stołecznego grodu, to jest zwykłego mieszkania pana. 
Dywanami, kowrami, pokr3rwano ławy i stoty. 

Ubierz się Russowie na ziemiach słowiańskich w tkaniny, 
które sprowadzali z Grecji, lniane, wełniane i jedwabne. Obuwie 
było ze skóry, albo łapcie. Niewiasty nosiły na piersiach ma- • 
Itńkie ozdoby z różnych drogich* i niedrogich metali, według bo- 
gactwa aięża, na ozdobie bq było ogniwo, u którego wisiał. nóż . 



Tom I. HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. 477 

duży; na szyi nosiły niewiasty złote i srebrne łańcuchy, używały 
wiele bisioru zielonego. Nawet i mężczyźni stroili się w te 
niewieście ozdoby, Swictosław, który ubierać się nie lubił, przy 
widzeniu się z Zeiniscesem , był tylko w koszuli, ale w uchu miał 
złoty kolczyk z drpgiemi kamieniami. Zwierzchnią odzież, która 
się zwała korzjig^, zarzucali Russowie na jedno tylko ramię, drugą 
zaś rękę wsuwali w rękaw. 

Na pokarm . używali chleba, mięsa dzikich zwierząt i trzody 
domowej, nawet nie gardzili koniną. Wieprzowinę bardzo lubili, 
toż Waldemar dlatego żydowskiej przyjąć nie chciał wiary, że 
nie pozwalał zakon używać wieprzowiny. Oprócz tego mieli ryby, 
owoce, syry. Z pszenicy, otrąb i owsa robili kisiel, który zwali 
aeif, od wyrazu cedziS, Konungowie mieli osobnych kuchmi^ 
strzów, którzy mięso gotowali w kotłach,, albo je piekli na wę^ 
glach. Pito wino, kwas i miód. 

Po wojnie, wśród spokoju, najserdeczniejszem zajęciem Rus- 
sów były łowy i uczty. Sposoby polowania naturalnie z ojczyzny 
z sobą przynieśli. Polowali psami, jastrzębiami, sokołami, cenili 
bardzo te zwierzęta. 

Obyczaje dzikie Russów uderzają każdego. Zawsze tą chęć 
krwawej zemsty, częste zabójstwa w sprzeczkach i na ucztach 
zawsze ta chytrość, która chce zgubić przeciwnika małym zacho- 
deQ)» stanowią charakter zdobywców. Siła fizyczna jest na pier- 
wszym planie, obok nicj żadnej nie widać siły moralnej. Ta siła 
pokazana w boju, połączona z cliytrością, podnosiła ludzi nie- 
znanych do wysokości o jakiej nie naarzyli, dawała sławę i do- 
statek. W ciągłej walce z własnemj namiętnościami i z gronem 
towarzyszów, Wareg pan ziemi słowiańskiej niczem się nie uła- 
godził, patrzał tylko czy ma siły do przemocy nad słabszym od 
siebie. Z pychą też powiadał Waldemar, że znał potęgę swoją: 
«Z drużyną znajdę sobie złoto i srebro. » W takim stanie rzeczy 
niewiasty ulegały sile jak wszyscy, ale umiały nie r^z sobie ra- 
dzić i dobrze. Latopis sławę Olgi podał do potoain<>ści> że naj- 
mędrszą była z niewiast, jakoż widzieliśmy jak uxoiała się rządzić 
i jak syn jej słuchał. Towarzyszyły nieraz do boju mężom.swoiiji 
niewiasty, brały udział w ucztach, walczyłby na chytrość, woli 
ich tam wiele nie było i być nie mogło. Żony konungów miały 
swoje drużyny i włości. Księżniczki same podług woli wychodziły 



478 DZIEŁA JULJANA BARTO SZEWICZA. Tom ffl . 

za mai, od Rogniedy np. zaleiało iść za Jaropełka czy Walde- 
mara. 

178. ^einoió nietPÓU. Na dawne sioła rozrzuconych rolniczych 
plemion najechała przemoc wojenno-kupiecka i głównie osadziła 
się w grodach, żeby psuć, zarażać słowo. Żadnej w tern dowie 
jedności nie było; przemoc, najazd przyszły w niem stworzyć 
jedność niewoli. Nic wspólnego nie miał dotąd, oprócz pochodze- 
nia, Słowianin ilmeński z Polaninem, Bużanin z Wiatyczanem, 
za panowania Waregów pojęli dopiero wspólność, jedność niewoli. 

Ocz)rwiście byt dawny został w urządzeniach społecznych, 
zwyczajach, bo. odrazu nie mógł skonać pod naciskiem, zresztą 
i nacisku nie było na urządzenia społeczne. W skutku nowych 
stosunków psuło się jedno i drugie, ale pod samym ciężarem wy- 
padków, nie zaś dlat^o, żeby Waregowie do gwałtown^o 
przerabiania plemion na swój ład się brali. Zaprowadzali tylko 
swoje porządki do zawojowanych plemion, żeby się lepiej wśród 
nich z przywłaszczeniem swojem utrzymać, żeby więcg środków 
zjednać sobie do przyszłych łupieżniczych wypraw, chcidi ludzi 
i pieniędzy, ale żq inaczej panować nie chcieli i nie umieli, przeto 
byt ów dawny ostał się i przetrwał burze, które się nad nimi 
srożyły. Jedno i drugie zmieniło się, rzecz została i rozwinęła się 
wspanialej w duchu wolności słowiańskiej. Waregowie też pewno 
od podbitych brali w owym czasie wiele, a pomiędzy innemi ję- 
zyk, bo nie rzucając swojego, musieli mówić i po słowiańsku; 
to jasne. 

Starszyzna radziła jak dawniej po siołach, przewodniczyła 
na zebraniach ludowych, które nazywały się wiedzami. Nie uginała 
się przed zdobywcami. Ale owe starożytne wiecza powoli przeno- 
siły się do grodów, ognisk nowego życia. Konung kiedy miał 
wystąpić na wojnę, ogłaszał o tem narodowi, który zwołano na 
wiecze do grodu, tutaj stanowili wszyscy że ma stać się zadosyć 
woli konunga, ludność po siołach rozrzucona szła na wojnę. Ojciec 
ze starszemi synami opuszczał dom, najmłodszy zostawał według 
zwyczaju dla rodziny. Forma wolności dawna, ale służy już nie- 
woli, księciu, nie zaś potrzebom plemienia. 

Przyszło konungom przesiedlać całe ludności i w tem nie 
radzili się już wiecza. Na północy 1 w ogóle wśród północnych 
ludzi czuli się swobodniejsi, dla bezpieczeństwa więc własnego 



Tom L HISTORYA PIERWOTNA POLSKL 



479 



i zasłony ziemi od stepowych ludów, przepędzali ich na południe. 
Waldemar wielki na tej drodze organizator, do wszystkich grodów 
które zbudował od stepów na granicy Polan, spędził Słowian z nad 
nmenu, Krzywiczan, Wiatyczan i Czudzi. «Źle, że mało gro- 
dów okdto Kijowa» rzekł i jednocześnie kiedy na jego rozkaz 
wznosiły się nowe grody wojenne nad Dziesną, Trubeźą, Sułą 
i Stugną, mężowie drużynnicy wybierali z północnych ludów co 
i^aleczniejszych ludzi, i przesiedlali ich na południe. Ludy odda- 
lone zapoznawały się z sobą. Była i tutaj jedność niewoli. 

Grody nowym duchem zarażały społeczeństwo. Siedzieli 
w nich gęsto Waregowie, rządzili i handlowali. Bogactwo podo- 
ba się, zachęca do przedsięwzięć i niebezpieczeństw. W Nowo- 
grodzie ruch handlowy był znaczny nawet przed pojawieniem się 
Waregów. Musiał się pod ich rządami znacznie rozwinąć. To 
pewna, że kupcy nowogrodzcy z futrami, z towarami greckiemi 
i ze Wschodu, pokazywali się coraz częściej wśród braci pomor- 
skich na Bałtyku. Kijów, jako matka grodów ruskich bystro się 
podniósł, bo stał się składowem miejscem towarów, miejscem 
handlu pomiędzy północną a południową Europą. W innych 
mniejszych i świeżych grodach, ludność słowiańska z różnych stron 
spędzona, wyrwana z ognisk domowych, zapominała łatwo pa- 
tryarchalności. Kupcy z obcych narodów tam zachodzili i obu- 
dzali chęć do zarobku. Nowy podział wojenny ludzi na dziesiątki 
i setki mieszał wszystkich, zacierał także stare pojęcia z domów 
wyniesione. PrzestaK się ludzie przywiązywać do miejsca. Jeżeli 
wszystkich, nawet płacących tylko daninę zmuszali konungowie 
cwozić powozy*, to jest w pewne oznaczone miejsca składać da- 
niny, cóż mówić o tych ludziach, którzy już dobrowolnie się po- 
ruszali za obcemi widokanai zysku? Nawet najspokojniejsze ple- 
miona wzięły się do pracy, z której miały korzyści. Waregowie 
potrzebowali wiele łodzi na swoje wyprawy. Otóż po całej prze- 
strzeni nad Dnieprem, lub w okolicy jezior północnych, pracują 
cieśle nad wyrobieniem łodzi i w znacznej części sprowadzają je 
na wiosnę do Kijowa. Robota idzie na pośpiech. Russowie sami 
wiedzą jakie im łodzie dogodne, od wieków je sami budowali, 
kiedy potrzebowali się puszczać na morze. Nie dogodziliby im 
ani Słowianie, ani Krzywiczanie, którzy dlatego szkielety same 
budują, a już w żagle i w maszty przysposabiają szkielety sami 

Historja pierwotna Polski T. L 60 



480 ZIELA JULJANA BARTOSZEWICZA. TomllL 

Waregowie. Z początku więc tylko idzie o same łodzie;, ale 
wkrótce rozwija się myśl raz rzucona. Wkrótce, przemysł we- 
wnętrzny ożywia się, dwa odwieczne grody Nowogród i Kijów 
wiążą się z sobą w solidarnej spółce handlowej. 

Konung i podbici stają naprzeciw siebie, oko w oko. Wszy- 
stko ślepo woli konunga uległo. Oprócz drużyny i mężów, ksią- 
żęcych ludzi, podbici są smerdLami, Techniczne to nazwisko. Je- 
dność niewoli narzuciła różnym plemionom jedność nazwiska nie- 
narodowego, ale oznaczającego stan podległości, niewoli. Wszystko 
co panuje waregskie jest, wszystko co słucha, smerdowslde. Dla 
odróżnienia od męża, człowiek prosty nazywa się ludin. Rolnictwo, 
najwięcej narodowe zatrudnienie plemion, poniżone, bo konungo- 
wie daleko mniej cenią ziemian sielskich jak mieszczan w grodach. 
Kiedy np. dzielono zdobycz wojenną pomiędzy uczestników wy- 
prawy, starszyzna sielska, starostowie dostali od konunga po 10 
grzywien, tyleż co każdy Nowogrodzianin, a smerd prosty po 
grzywnie. Smerdy byli to względnie wolni ludzie, posiadacze 
ziemi, ale nie wolni względem konunga. Mieli jednak dla pomocy 
w pracy zakupniów albo najmitów; którzy ich obowiązywali do 
pewnego czasu. Jeżeli się zdarzyło że taki najmit uciekł przed 
terminem, zamieniał się w oieZ, w obelnego chłopa, i tracił wol- 
ność. Był to również wpływ skandynawskich pojęć, War^owie 
sadzali niewolników po ziemiach, ludy całe pozbawiali wolności, 
więc i różne stopnie oznaczali niewoli. 

Na pozór zdaje się że jest państwo, lub że przynajmniej 
wszystko się ma ku temu, żeby z różnych pierwiastków tutaj na 
wschodzie jedno wielkie skleiło się słowiańskie państwo. Burza 
waregska całą ziemię przewróciła. Ale nie, wprawdzie przy huku 
broni, przy hałasie wypraw książęcych nie słychać słowiańskiej 
pieśni, wszelako pieśń żyje i rozbudzi się za następców Walde- 
mara. Ustanie jedność niewoli, rozerwie się moc waregska. 

179. "Cerkiap. Wpływ Byzantu jednością cerkwi i wiary miał 
skupić te wszystkie plemiona po nadllmenem i Dnieprem. Z By- 
zantu weszło światło prawdziwe ale przyćmione, które na wszelką 
wolność kładło nacisk cesarski i patryarszy. Nawrócenie ludów 
zamieniło się więc w rękach konunga w narzędzie, którem stwier- 
dzać się miała jedność niewolL 



Tom I. raSTORJA PIERWOTNA POLSKI. 48 1 

Ale nawracanie szło tępo, nawet wbrew rozkazom konunga 
Waldemara, W Kijowie przyjęło sie łatwo chrześcjaństwo i bliskie 
wszelkiego rodzaju stosunki z Grecją, dawno już do zmiany wiary 
usposobiły Polan, Kijów widział Olgę i chrześcjaństwo nawet za 
dzikiego Swiętosława, 'kwitnęło w stolicy zarówno pomiędzy Wa- 
regami jak i bracią słowiańską; chrześcjaństwo to za Waldemara 
wydało nawet z łona swojego męczenników. Wpływy Byzantu 
oddawna na te plemiona działały. Jeszcze za czasów Olega pa- 
tryarchowie w strony kijowskie sięgali, jeżeli nie prawem, to przy- 
najmniej pretensją. Wyliczając swoje biskupstwa, ruskie, tak je 
nazywali, kładli w szeregu jako sześćdziesiąte. Było to biskupstwo 
in partibus, bo nie miało ani pasterza, ani cerkwi katedralnej, ledwie 
co może było nawróconych wyznawców i to skrytych, ale prawo 
kanoniczne, które tak święcie zachowywało się na zachodzie, dla 
wschodu było martwe, forma starczyła za wszystko. Teraz poli- 
tyka religijna Byzantu tryumfowała. 

W Kijowie zatem, na co zapewne wiele wpływała i bojaźń 
straszna przed konungiem dzikim, okrutnym, ukrzepiała się wiara. 
Powierzchowność także znaczyła wiele dla ludu polańskiego, pro- 
stego, szlachetnego ludu, Jctóry tak łatwo wszelkim wpływom ule- 
gał. Więc wspaniałość chrześcjańskiego obrządku uderzała zmy- 
sły. Pojawił się w stolicy Michał, metropolita grek, którego wysłał 
do państw Waldemarowych patryarcha carogrodzki Michał Chry- 
zoberg, dawne in partibus biskupstwo podniósłszy na osobną 
metropolję, w niezawodnej nadziei, że powstanie mnóstwo cerkwi 
i dyecezyj w nowo -nawróconych krajach. Zupełnie inaczej jak 
na zachodzie. W Niemczech, w Czechach, w Polsce stawały naj- 
przód pojedyncze kościoły, potem biskupstwa, wreszcie metropolję, 
to pokazywało kolejny wzrost wiary; u Greków inaczej: stawało 
biskupstwo kiedy cerkwi nie było, metropolję kiedy nie było 
biskupstw. W ślad za metropolitą wzniosła się cerkiew Dziesiatyn- 
na w. r. 989, i później tak wiele innych cerkwi, że za Dytmara 
Kijów słynął aż w Niemczech nietylko liczbą, ale i wspaniałością 
swoich domów Bożych. Miał przybyć Michał do Kijowa w r. 
990 i podobno przeżyć Waldemara. Ale uderza, że obok niego 
zjawia się jednocześnie drugi metropolita, Lew czy Leoncjusz, 
także grek, który mieszkał w Perejesławiu i nazywał się pereje- 
sławskim i ruskim. Lata są tak poplątane względem tych dwóch 



482 DZIHLA JULJANA BARTOSZEWIGJA. Tom m. 

metropolitów, że nic pewnego ani o czasie ich duchown^o urzę- 
dowania, ani o śmierci powiedzieć nie można. Są niektóra co 
mówią, że Leoncjusz po Michale nastąpił. Ale to pewna, że byli 
obadwaj obok siebie, a później za Waldemara występuje trzed 
jeszcze Jan metropolita grek, ten pewno już następca Leon- 
cjusza. Zdaje się, że nasyłali patryarchowie ciągle metropolitów 
do kraju, jakby się obawiali, żeby im się państwo ruskie z pod 
władzy nie wyśliznęło. 

To w Kijowie, ale wszędzie po za stolicą rozwijało się chrze- 
ścjaństwo tępo. Biskupstwa się mnożą. Pod Kijowem w polanskim 
kraju jest biskup białogrodzki, na Wołyniu włodzimierski, u Sie- 
wierzan czemiechowski. Widzimy, że w stronach południowych, 
które z Kijowem codzienne mają stosunki, chrześcjaństwo więcej 
się przyjmuje. Polanie, Drewlanie, Siewierzanie dojrzeli dla pra- 
wdy. Ale u Knywiczan ciemno i dopiero na wysokiej północy 
świeci jasno biskupstwo i. krzyż w Nowogrodzie, chociaż wiara 
tam przemocą zaszczepiona. Po za słowiańszczyzną jeden tylko 
biskup we wschodnich posiadłościach konunga, w Rostowie. Tu 
idzie najuporniej, bo lud fiński, w ciemnościach błędów swoich 
zagłębiony, żadnego niema pojęcia o wyższem życiu. Dlat^o 
pierwsi dwaj biskupi rostowscy uciekać muszą przed nienawiścią 
bałwochwalców, i dopiero trzeci, porzuciwszy starych, do dzieci 
się wziął, żeby ich wiary nauczać i ledwie coś tym sposobem 
wskórał. Wzdłuż Oki aż do jej ujścia panuje grube najdziksze 
przesądne bałwochwalstwo, w którem rej wodzą starzy kapłani, 
czarownicy, gotowi w czasie głodu zabijać stare kobiety za to, że 
w ciałach swoich ukrywały to co zjeść można było. Synowie Wal- 
demara siłą zaprowadzali tam chrześcjaństwo. 

Gwałtem też robiło się wszystko, i dziwna, ten sjrstemat 
panuje przez wieki, widocznie do działania na innej drodze nie 
chcieli], nie umieli się przyzwyczaić Waregowie. Chrzcił się Kijów 
bo konung tak kazał, zaprow^adzało się chrześcjaństwo przez po- 
rs^wanie i uczenie dziecL Tak robił konimg w Kijowie i w ogóle 
w ziemiach polańskiego wpływu, tak robił .trzeci biskup rostowski 
w Fińszczyznie. 

Waldemar miał radzić z biskupami nietylko w sprawach 
cerkwi, ale i w świeckich, publicznych. Być to mogło. Nowy 
chrześcjanin lękał się tych ludzi, którzy bezpośredmo z nieznanym 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKL 483 

mu Bogiem mieli najbliższy stosunek, z Bogiem, któiy miał przed sobą 
i za sobą wieczność. Był to po prostu strach nowo- nawróconego. 
Wiele mówiono o prawach dla cerkwi, jakie Waldemar nadał. Jedni 
wierzyli w te prawa, drudzy je odrzucali, inni jeszcze utrzymywali, 
że to grecki nomokanon zastosowany był niepotrzebnie dla Rusi. 
Niema powodu odrzucać prawtych, bo biskupi musieli pamiętać o sobie 
i swoich, i trudno im było nie korzystać z dobrego usposobienia ko- 
nunga, wszakże wytitomaczyć mu mogli łatwo, że samo przyjęcie 
wiary pociąga za sobą kościelne prawodawstwo. W prawach tych 
biskupi zostawiali sobie władzę wtrącania się do spraw rodzin- 
nych, podtrzymywali świętość władzy rodzicielskiej, sakramentu 
małżeństwa itd. Takich artykułów nie było w prawach ducho- 
wnych w Grecyi, bo tam były stare obyczaje, cywilizacya kilku- 
nastu wieków, kodeksa praw cywilnych. 

Ale pomimo tego, ci biskupi greccy w państwie Waldema- 
rowem czy nie chcieli, czy nie umieli zabezpieczyć praw swojej 
cerkwi. Może jedno i drugie. Przychodzili z ziemi, w której wła- 
dza cesarska rozstrzygała przemocą spory dogmatyczne; przycho- 
dzili do ziemi, w której potężny konung, szalony lubieżnik, samo- 
władny pan zaprowadzał pomiędzy ludami jedność niewoli. Co tu 
robić? Umysł grecki już dawno się przyzwyczaił wybierać pomię- 
dzy potęgą Bożą a ludzką. Kłaniał się temu co było dotykalne, 
co mu zdawało się bliższe, to jest majestatowi ziemskiej władzy. 
Były wyjątki i tjmii to właśnie świętymi ludźmi trzymała się 
chrześciańska moralność w Grecyi, bo zresztą cały pień był ze- 
psuty, każdy myślał o sobie. Otóż i są bisl^pi greccy .nad Dnie- 
prem i Oką. Zdaje się na pierwszy rzut oka, że jest hierarchja, 
bo jest metropolita jeden i nawet drugi, są biskupi. Tymczasem 
jak wszystko stanęło zaimprowizowane, tak wszystko jest bez 
podstawy i zależy od łaski, od kaprysu konunga. ilnaczcj to się 
robi w Europie, w cywilizacyi rzymskiej. Tam staje fundacya, 
zaraz ją uświęcają nadania, d3rplomata, pieczęci. Tam prawo ko- 
ścielne wyższe nad wszystkie inne, bierze fundację w opiekę i nikt 
jej dotknąć nie może bez klątwy, bez kary kościoła. Dlatego 
biskupstwa wynoszą się i stają jakby świeczniki wśród ludzkości, 
rozrzucają ciągle równe światło, $ame niepożyte jak granitowe 
kolumny, świecą wiekom i pokoleniom. Gdzież co podobnego za 
Waldemara w jego państwie? Zdaje się jakby cieszyli się biskupi, 



484 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom UL 

że są biskupami; aby im było tylko dobrze, aby nie utracili raz 
pozyskanej władzy, która od łaski zależy, o nic się więcej nic 
troszczą. Dlatego proszą Waldemara o nadanie nomokanonu^ żeby 
mogli działać na owieczki swe, bo konung w ręce im wydał swoje 
narody, ale za to nie śmieją wymagać od samego konunga ofiar 
wielkich, niech co zrobi za to z własnej woli, ze strachu, ale nie 
z chrześcjańskiej powinności. Dlatego wszystkie te biskupstwa, 
któreśmy wyliczyli, są i nie są. Wola konunga kieruje cerkwią. 
Niema biskupstw pewnych, niema stolic, pasterze błądzą. Dziś tu 
jutro tam, dziś perejasławski jutro kijowski. Stan taki rzecay 
utrwala się, a biskupi ruskiego państwa ciągle błądzą z miejsca 
na miejsce. Są miejsca, w których biskupstwo pokazuje się i znika« 
i znowu potem pokazuje się i znowu znika. Gdyby biskupstw było tyle 
ile później zjawi się stolic, nazwbk biskupich, byłby kraj cały 
w rękach duchowieństwa, a nie jest tak, bo kraj i biskupi sa 
w rękach konunga. Oto do czego doprowadził systemat cerkie- 
wny zaprowadzony przez Waldemara do krajów, które jednjrm 
wyrazem Rusią nazwał. 

Jest to więc cerkiew, ale nie cerkiew, jest hierarchja, a me 
hierarchja, jest ciągły przypływ i odpływ, nic pewnego, stałego. 
Cały chaos pojęć bizantyńskich wkroczył do nas i w dziwniejszy 
splątał się obłąd, bo pomącony samowolą waregską. Sam konung 
chrześcjaństwa swego i nowych stosunków, w które wstąpił, nie 
pojmował. 

Grecja jeszcze była wtedy katolicką, jeszcze rzymską. Pa- 
tryarcha Michał Chryzoberg, który do Kijowa przysłał pierwszego 
metropolitę, trzymał się w jedności z kościołem. Sam metropolita 
pochowany w pieczarach kijowskich jest uznany przez kościół za 
świętego. Toż Olga była święta, toż i Waldemar chociaż dzild, 
toż i później synowie jego Hleb i Borys. Ciemno, ale ten stosu- 
nek swój do kościoła powszechnego umiał pojmować Waldemar, 
bo mu to może zacniejsi biskupi wytłómaczyli, że nie bezpośre- 
dnio wprawdzie, ale tylko przez związek z Grecją, wiąże się nowa 
cerkiew, metropolja z Rzymem, jako opoką św. Piotra. Nawet 
i tłomaczyć sobie tego w żaden inny sposób nie można, boć pa- 
pież był w przekonaniu wszystkich następcą Piotra świętego, 
^ nowonawróceni dowiadywali się o tern podówczas tak jak o pra- 
wdach innych wiary i miłoścL To pewna, że z powodu tych 



Tom L IltSTORJA PIERWOTNA POLSKL 485 

objaśnieńy jakie pozyskał konung, zawiązał jakieś stosunki z Rzy- 
mem. Ale już wtedy Chryzoberga na stolicy patryarszej nie było. 
Zaraz więc od tajnego odszczepieńca, a jawnego katolika patry- 
archy, przyszła do konunga przestroga, żeby porzucił takie stosunki ; 
i tu następowała nienawiść grecka, która uciekała się do potwarzy, że 
papieże są niemoralni, że zdradzili świętą sprawę kościoła, bo od niej 
odstąpili. Co myślał Waldemar? niewiadomo, ale ciemny prędzej po- 
wierzył swoim nauczycielom jak cudzym, grekom jak łacinnikom. 
Mógłże te sprawy sam osądzić? Nie złaź to wola i prosta niegodziwość 
grecka, żeby ciemnemu człowiekowi dawać do rozsądzenia te 
wysokie dogmatyczne sprawy, których nic a nic nie rozumiał? 
Waldemar nie wiedział co robić. Później i Otton III przysłał do 
niego misjonarzem Brunona. Udało się Brunonowi znaleźć kółko 
pobożnych wyznawców w Kijowie. I zaraz biskup Grek zaczął 
niegodziwe zabiegi u konunga i pracy samej przeszkodził. ^) 

Cóż więc jest kościół chrześcjański na tak zwanej Waldemaro- 
wej Rusi? W rękach Mieczysława, Bolesława mógł być potężnem 
narzędziem ku spojeniu ludów siłą i okolicznościami połączonych 
w państwo. W rękach Waldemara mnożył tylko zamęt i niepe- 
wność we wszystkiem. Ludy nie wiedziały gdzie naprawdę ogni- 
sko ich chrześcjańskiego życia, gdzie ich pasterze, którzy pojawiali 
się i znikali. Ale Polsce Waldemar wyrządził najokropniejszą 
krzywdę mimowoli, że ludy swoje rzucił w objęcia Byzantu. Braci 
rozróżnił od braci nie czcią jednego Boga, ale obrządkiem, co 
u prostych ludzi jednoznaczne jest z wiarą. W miarę tego jak 
się rozwijało chrześcjaństwo w południowych stronach, krzywda 
ta pokazywała się ogromniejszą. Byli więc Polanie łacińscy i Po- 
lanic greccy. 



^) Nestor Wilmow^ki, T. L str. 92, 106. 107. w Pohiom sobranii nisskich la- 
topisiej. Tatyszczew T. II. str. 78. Makary: Istoija chrystjatistwa w Rassii str, 

542—343. 



486 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. Tom HŁ 



VII. ŚMIERĆ MIECZYSŁAWA. 



1 80. "potęga "polski. Syt lat i zasług mógł już Mieczysław 
w grób się z ojcami położyć. Życie jego nie upłynęło darmo 
i z pociechą pewnie spoglądał na owoc prac swoich na Polskę. 

Polska przeszła już daleko swoje stare granice; za przewo- 
dem Piastów, którzy narodową stanęli dynastją, ludom i zie- 
miom nadawała swoje nazwisko, już historyczne w Europie. Od 
Drwęcy sięgała na południe po za Pilicę aż w strony krakow- 
skie, od Odry po Wieprz i Bug, tu na wschodnio-południowej 
ziemi granice jej nieco były ściśnięte od Waregów-Russów. 
Na północ miała Polska Pomorzan i Mazurów, ludy jesze po- 
gańskie od wschodu dziką Jaćwież litewską i panowanie Rus- 
sów za Bugiem, od południa miała także od niedawna Russów 
i Czechów w Krakowie, od zachodu Czechów i cesarstwo nie- 
mieckie. Ale w tych granicach, jakkolwiek i tak obszernych 
na młode państwo, nie skrywała się cała potęga Polski. Moralna 
jej siła nierównie szersze zakreśliła granice. Świeżo ujarzmione 
przez Russów grody lechickie czekały chwili wybawienia i hasło 
Piastów zanosiły aż pod Karpaty, toż Kraków chociaż tyla wspo- 
mnień związany z plemionami szczepu morawskiego, ciągnął do 
Polski za Chrobacją i Szląskiem, bo do tych ziem należał krwią 
i sercem. Chrześcjańskie oddawna już plemiona po nad Łabą 
za lada chwilę gotowe były podnieść chorągiew wolności, żeby 
się z bracią nadwiślańską połączyć. I Mieczysław do tej świętej 
wojny przygotowywał już umysły swojemi za Odrę wyprawamL 
Tu wpływ moralny Polski tern był większy, że cesarze ani się 
domyślali niebezpieczeństwa. 

Mieczysław też mądrze oparł państwo swoje o potęgę nie- 
miecką, był w sojuszu z cesarstwem, składał część rzeszy cłu^e* 
ścjańskiej. Płynęła ztąd wprawdzie jego pewna zależność i świecka 
i duchowna. Z króla zostawszy księciem, «przyjacielem» cesarstwa 
nawpół z drugimi pany i książęty nietylko niemieckimi ale i sło- 
wiańskimi, uznawał za głowę swoją cesarza. Mając jedno tylko 
biskupstwo w swoim kraju, stanowił tylko cząstkę kościoła nie- 



Tom L inSTORJA PIERWOTNA POLSKL 487 

mieckiegOy ogniwo jedno metropolji magdeburgsldej. Ale i ksłaże 
czeski i obotryccy uznawali po nad sobą cesarza, uznawali go 
zmuszeni do tego orężem. Czeskiemu ledwie za Mieczysława się udało 
otrzymać biskupstwo pragskie, jako jedno ogniwo więcej kościoła 
rzezeńskiego. Mieczysław dobrowolnie za głowę uznał cesarza 
i nim jeszcze stanął po stronie kościoła rzymskiego, miał już bi- 
skupstwo. Wpływ to wszystko miało przeważny na stosunki między- 
narodowe. Pomorskie po nad Labą kraje uważali Niemcy za 
cząstkę swojego państwa, z księciem czeskim obchodzili się du- 
mnie, bo oprócz Bolesława Okrutnego, wszyscy Przemysławowicze 
z wielki em uwielbieniem byli zawsze dla cesarzów, szukali ich łaski. 
Tymczasem Mieczysława, jak widzieliśmy, sami cesarze sza- 
nowali. 

Pokłóciło to naszego wielkiego męża narodowego z Czecha- 
mi. Chciał Mieczy^aw utrzymać dobre z nimi stosunki, dowo- 
dem czego chrzest z Pragi i małżeństwo z Dąbrówką, bratanie 
się narodowe i rycerskie, wspólne wyprawy. Ale może zazdrość 
pomyślności Polsce zepsuła te przyjazne uczucia wzajemności 
i przyszło nawet do wojny między Polską a Czechami, która osta- 
tnie prawie chwile życia Mieczysława zajęła. Książę czeski zna- 
lazł i w tej wojnie sprzymierzeńców aź w dalekiej północy, po- 
między Lutyczanami. Dla Polski z tej strony zagrażał od współ- 
braci srogi na przyszłość nieprzyjaciel. Mieczysław na spół z Niem- 
cami bił wyłomy w tem upartem pogaństwie, które go za to 
wzięło za zdrajcę narodowości i starej wiary naddziadów. Nadła- 
bańscy, że już chrześcjanie, z przekonania sprzyjali Mieczysławo- 
wi, Pomorzanie go nienawidzili, że Niemiec ich jeszcze nie zmógł. 
Nie doszli do tego rozumu, że kupić się im trzeba było pod 
clirześcjańską chorągwią polską i dlatego w nielogicznej nienawiści 
z Czechami się łączyli, chociaż książęta tej czeskiej ziemi nietylko 
że byli chrześcjanami, a więc w ich pojęciu zdrajcami narodowo- 
ści ale na prawdę zbyt narażali sprawy słowiańszczyzny przez 
nędzne schlebianie i wierność cesarstwu; jeżeli się kiedy bunto- 
wali przeciw potędze co ich uciskała, to tak samo jak i inni 
książęta Rzeszy, bawarski, saski itd. Tego Lutycze rozeznać nie 
mogli, bo ludzie ciemni pojmują to co im bezpośrednio dolega. 
Czesi byli dalsi, więc przyjaciele wobec potęgi księcia polskiego. 

Historia pierwotna Polski T. L ^^ 



488 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA Tom HI. 

Miał więc Mieczysław nieprzyjaciół tylko w Russach, w Cze- 
chach i w północnem pogaństwie. Niebezpieczeństwo groziło Polsce 
jedynie od Russów. Z bojów z Czechami i z pogaństwem po- 
morskiem wychodziła Polska zwycięzko i z tej strony, jeszcze 
broniła jej potęga cesarzów, ale od wschodu południowego nie- 
przyjaciel ciągle podrywał granice dawne Polski. W ciągu wieku 
jednego strasznie się wzmogła potęga Russów. Każdy konung był 
zaborcą. Kiedy się w grodach czerwieńskich osadowiła ta moc, 
nie należało wątpić, że zechce się dalej posuwać. Jakoż kronikarz 
powiada , że następcy Mieczysława zaraz po jego śmierci za- 
bezpieczali się przed wojną, która groziła od strony Ware- 
gów. Nie było tam właściwie wojny, ale położenie stan rze- 
czy był niespokojny , groźny , wojenny, groził nowym zabo- 
rem. Nie staczały hufy bitew na tych pograniczach, ale lada 
co i lada chwila mógł tam się rozpłomienić pożat* wojenny. 

Mieczysław umiał się zabezpieczyć przed nagłą burzą. Cią- 
gła przyjaźń z cesarstwem była zbawieniem dla młodego państn^a, 
którego losami kierował. Związki z Węgrami wzmocnione przez 
małżeństwo Gejzy z Biełoknehinią, dawały księciu polskiemu na 
południu silnego sprzymierzeńca. Odcinali go teraz Russowie, 
właśnie powód dla następcy Mieczysławowego ażeby dotrzeć do 
Karpat. Wpływ i sława dzielnego Piasta daleko sięgały nawet 
za morze. Wydawał córki swoje za rycerzy normańskich, jedne 
za Jomswikinga, drugą za króla duńskiego; Haralda i Kanuta 
wnuków Mieczysławowych, synów króla Sweina, nazywa Dytmar 
•rodem jaszczurczym*. ') Dzielni ci książęta zdobywali królestwo 
angielskie w Wielkiej Brytanji. 

Ta potęga Mieszka, której nabył książę rozumnem postępo- 
powaniem i czynami wojennemi, uderzała wyobraźnię Niemców. 
Nazywali go dawniej rex, królem, ale kiedy przez stosunki bliż- 
sze majestat ten zbladł nieco, nic nie ustali Niemcy w uwielbie- 
niach swoich dla Mieczysława. W ich ustach «amicus imperato- 
ris», przyjaciel cesarski, był już pochw^ą niepoślednią, o żadnym 
z książąt rzeszy podwładnych jako książęta i komesy państwa, 
tego nie powiedzieli, bo stawić obok siebie dwóch wielkości, ce- 
sarskiej i cudzej nie mogli. Dytmar nazywa Mieczysława «sła- 



») Dpmafiyn a8. 



Tom I. fflSTORJA PIERWOTNA POLSKL ' 489 

wnymn. Nie znajduje dosyć słów do porównania, barw do wy- 
cieniowania charakterów, kiedy stawia tego ojca, który z Nie- 
mcami tak dobrze wychodził, obok następcy syna, który wydał 
Niemcom wojnę na śmierć. Wielki, budował na wielkości swo- 
jego ojca. 

181. prnieri. Dźwignąwszy Polskę tak wysoko, winien był 
jeszcze Mieczysław przed rozstaniem się z nią na wieki, to- 
rować jej drogę złotą ku przyszłym świetnym przeznaczeniom. 
Ale rzecz szczególna, umysł ten potężny stracił w ostatniej chwili 
poczucie konieczności; nieumyślnie wprawdzie, ale chci^ jakby 
wstrgrmać logiczny rozwój państwa Piastów, przez rozporządze- 
nie mające na celu podział władzy. Sam przecie doświadczył 
jak wygodnie jest kierować siłą skupioną, jędrnego, świeżego ludu. 

Miał z dwóch małżeństw chrześcjańskich Mieczysław dużo 
dzieci, oprócz tego dwie córki, które poszły za mąż za Norman- 
nów, mogły nawet rodzić się w pogaństwie. Dąbrówka powiła 
mu dwóch synów. Oda trzech. Najstarszy syn, prawdziwy orzeł, 
genjalny myślą, Bolesław, jeszcze za życia ojca wsławił się w bo- 
jach. Dytmar mówi o nim i o Dąbrówce: « wydała na świat 
matka cnotliwa, syna daleko od siebie odrodnego, a wielu zagu- 
bę matek*. Jest to aluzja do przyszłych wojen z Niemcami. 
Dąbrówka tego syna przezwała Bolesławem, od. imienia swego 
brata. Dytmar zawczasu rzuca cień potępienia na tę młodzień- 
czą postać, na tron, że Bolesław « objawił pierwszą złość ukrjrtą 
przeciw matce własnej, wywarł srogość na dziedzinę swą całą ^). 
Ale jest to więcej wymowne powiedzenie Dytmara, obrachowane, 
uprzedzające, niż prawda, bo posądzenia swego niczem •D3rtmar 
nie usprawiedliwia. Nie mógł kronikarz niemiecki przepuścić 
bez zarzutu nawet dzieciństwa Bolesławowego, kiedy potem nie 
znajdował dosyć słów silnych, aby go czernić i znieważać. Tym- 
czasem Bolesław urodzony w r. 967, dziesięcioletnim był kiedy 
już utracił matkę, i ze «złością ukrytą* nie mógł przeciw niej 
występować. W dobie śmierci ojcowskiej był to młodzian 25cio 
letni, pełen nadziei, bo zdolny, przedsiębierczy, rozumny. 
Wfadybój, młodszy jego brat z Dąbrówki, więcej ku złemu jak 
ku dobremu był skłonny, charakter słaby mógł służyć widokom 



O Dytmar, IV. 35. 



490 . DZIEŁA JUL JANA BARTOSZEWICZA. Tom DI. 

starszego brata. Z Ody miał książę polski trzech synów, małe 
dzieci, bo najstarszy mógł mieć najwięcej lat 14, to jest Mieszka, 
Świętopełka i drugiego Bolesława. Państwo swoje chciał umiera- 
jący książe^rzekazać wszystkim pięciu synom. 

Co go spowodowało do takich rozporządzeń? Nic pewniej 
jak przywiązanie do drugiej żony i jej dzieci. Z niepierwszej mło- 
dości Dąbrówką małżeństwo więcej było polityczne, Odę sobie 
sam wybrał Mieczysław, ujrzawszy ją pewnie w c^m blasku 
niewieściej piękności, przypadkiem w jednej z mnogich wypraw 
swoich na Niemce, dla niej zgwałcił to samo prawo kościoła, pod 
panowanie którego dobrowolnie się poddał. Oda pędziła wiek 
w wielkiej uczciwości aż do zgonu męża. Niosła dobro wszystkim 
z któremi ją wspólność wiązała rodzinna, i ztąd miała miłość 
wszystkich «ż któremi przebywała*.. Mieczysław widocznie się 
bał, żeby ta żona jego, dobra, przywiązana, nie poszła na ponie- 
wierkę po jego śmierci i z miłości dla niej postanowił podzielić 
państwo. Nie dowierzał najstarszemu synowi, dlatego chciał ją 
przeciw jego przyszłym zamachom zabezpieczyć. Postawił obok 
niej dwóch mężów doświadczonych i wiernych Odilena i Pribu- 
woja. 

Rozporządziwszy tak umierał Mieczysław strawiony wiekiem 
i gorączką* mówi DytmarT Wiek nie ^^yi tak podeszły. Mógł 
książę mieć lat około lat 62 — 63. Ale gorączka, w której śmierć 
przeczuwał, mogła być powodem do testamentowych rozporzą- 
dzeń. Z radością pewnie spoglądał na orszak u łoża śmiertelnego 
księży łacińskich, którzy kościelne pieśni śpiewali. Z tą nową 
wiarą, z tymi kapłanami nowe życie splunęło w państwo, wielka 
przyszłość. Mieczysław dobrego dokonał dzieła i umierał spokoj- 
ny o kraj i o dzieci. Śmierć jego nastąpiła 25 maja 992 roku, 
«dziesiątego od wstąpienia na tron Ottona III» (?) mówi kronikarz 
niemiecki. 

182. ^yp(dzcnic H)iy z potomsttpem. HóUslatp jedynmfładccL 
*lPoUld. Bolesławowi rozporządzenia ojca się nie podoba. Mąż 
wielki czuł, że stoletnie przeszło usiłowania Piastów, że prace ojca 
pójdą w poniewierkę przez rozerwanie ^ę państwa. Postanowił 
rzecz naprawić «z lisią chytrością», jak mówi Dj^tmar. 

•Usunął z przed oczu prawo i godzi wość wszelką, aby tylko 
bez podziału władzy mógł panować». Tajne jego zdsnysty wy- 



Tom L mSTORJA PIERWOTNA POLSKL 49 1 

szły na jaw nie zaraz, ale potem cokolwiek, «po niejakim czasie*, 
widać w tajenmicy obmyśli zamiary. Mógł spodziewać się opo- 
ru z różnych stron, od macochy i od narodu. Odę wszyscy ko- 
chali, położenie jej i dzieci sierot budziło spółczucie. Plemiona 
lechickie w państwo jedno ujęte, szukały wolności, nie mogły być 
za przywłaszczycidem, ale Bolesław odważył się na wsz3^tko. 
Sprawa przyszłego jedynowładztwa, jeżeli mu się uda ją.przepro* 
wadzić, będzie kamieniem probierczym jego potęgi. 

Kiedy Bolesław chciał wydalić «po niejakim czasie* Odę 
i jej S3mów, w państwie polskiem .wybuchła domowa wojna. 
Starszyzna narodowa stając po stronie młodszych braci Bolesła- 
wa, niezawodnie własnemi kieruje się widokami, nadzieją odzy- 
skania swobody. Działał na nią i przykład sąsiednich Niemiec. 
Dukowie, komesowie mieli swobody wielkie, władza panujących 
była słaba, tron osierocony w zasadzie, chociaż dziedziczny ze 
zwyczaju. Nic w Polsce Piasta nie było jeszcze podobnego do 
społecznych urządzeń niemieckich, nic wyrobionego, st^ego; po- 
psuło się wszystko dawne, nie stanęło nowe, a kiedy już Polsce 
na wzór niemiecki urabiać się przyszło, starszyzna lgnęła do urzą- 
dzeń, jakie nawet wśród braci lechickiej nad Łabą widziała. Roz- 
dzielenie Polski na części nie byłoby to toż samo co kiedyś roz- 
dzielanie państwa niemieckiego na księstwa bawarskie i saskie? 
Odilen i Pribuwoj, możni panowie w kraju, nic chcicliż pewnego 
rodzaju niepodległości od Bolesława? Miała się Polska podzielić 
na drobne kraje i ustanowić rzeszę lechickich państw. Oda i jej 
stronnicy liczyli na dawne wspomnienia plemion, które wyłamać 
się mogły z pod władzy i posłuszeństwa jednemu plemieniu pol- 
skiemu. W najgorszym razie opór Bolesława świadczył, że star- 
szyzna zapomnieć nie chciała najwyższych «woich praw zwierzchno- 
ści, broniła wolnego obierania swoich panów. 

Zamieszkom domowym towarzyszyły straszne niebezpieczeń- 
stwa od sąsiadów. Zaćmił się historyczny widnokrąg Polski w cza- 
sach śmierci Mieczysława. Czesi wzmocnili się w Krakowie i pewno 
nawet porobili jakie zdobycze nowe w Chrobacyi. Ruś waregska po- 
sunęła się wprzódy nieco aż'pod Przemyśl; taco za życia Mieczysława 
»groziła wielką wojną,» teraz spadła na równiny Polski. Być może,- 
owo wmieszanie się Czechów i Waregów do spraw cudzych, nie 



AQ2 DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZ > Tom IIL 

było prosta chęcią obłowu, ale źe szli wezwani przez stronnictwo 
Odilena i Pribuwoja. Sprawa rozstrzygała się w ziemiacli połu- 
dniowycli, krakowskich, za Pilicą, w Chrobacyi. Spodziewał się 
cesarz niemiecki Otton Bolesława z hołdem, ale kiedy widział że 

• • ■ - ■ « 

książę zajęty jest wojną z Waregami, nie miał mu tego za złe» 
Nawet rodzony brat Bolesława Władybój podobno wiązał się 
Z Czechami. 

Trzy lata trwała zamieszka. Bolesław odniósł tryumf* ?.WftI« 
demarem sprawę z^atwił nawet podobno bez bitwy, bo zdaje 
się, że Pieczeniegów na niego podburzył, zagrożony król Rusków 
granic z pod przemyśla nie ^naruszywszy, pozostawił Polskę w po- 
koju. Władybój pogodził się z bratem. Starszyzna uległa. Odile- 
nowi i Pribuwojowi kazał Bolesław oczy wyłupić. Kara to nie 
była tak okropna w owym czasie; w Czechach, u Wąreg^w, po 
innych ziemiach karano winnych oślepieniem. Jeżeli kogo chciano 
pozbawić nadziei potomstwa, inny był sposób kalectwa. Dziki 
obyczaj wieku, dzikie środki. Ale lżejsze zawsze to były kaiy, 
jak zadanie śmierci; cóż bowiem przeszkadzało potężnemu ^wy- 
cięzc^ karać nieprzyjaciół pozbawieniem życia ? Wyłupieniem oczu 
rozbrajano jjrzeciwnika, zabezpieczano się przeciw jego ^napaści, 
bo wtrącaiio go w niedołęstwo. Oda .z synami pos^a na wygna- 
nie. Tak w;sry;stko stało się ,według woli Bolesława, Przywłaszcze- 
nie dawniej zezwoleniem igniin uprawnione, teraz się utrzymało 
powagą jecinego męża, który się wszystkim, całcn^u państwu na- 
rzucić. Mąż nie cierpiący wjęzów wpli, więc się nie oglądał na 
starszyznę^ działał po swojemu, jak pan wszechwładny. Wiecowa 
żywioł coraz się więcej zacieraj. Polska znalazła swego dyktatonu 
Nie uszłoby to przywłaszczenie mężowi nie tak ogromnych zdol- 
ności. Ale Bolesławowi wielkiemu uchodziły te wielkie nadużycia. 

Oda z synami zbiegła aż do >Rzymu, z nieahęcią dla pa- 
sierba, który Ją poświęcał na tułactwo. Umiano z tego kor^stać, 
być może też, że i Oda sama szukała jakiego do zemsty powodu* 
Trafił się jej w Rzymie doradzca, « sędzia Dagon,i» podobno to 
będzie Tagino, prawa ręka Wówczas Wolfganga biskupa ratysboń- 
skiego, ów mniemany jego następca w godności, później zaś ar- 
cybłskup magdeburgsld po Gizilerze. Dagon poradził Odzie, żeby 
praw swoich do kraju polskiego ustąpiła stolicy apostolskiej. 



Tom L HISTORJA PIERWOTNA POLSKI. " 493 

Świętopełk juz wtedy nie żył, i przy Odzie dwóch tylko synów 
było, Mieczysław i Bolesław, który świeżo wstąpiwszy do zakonu 
kamedułów św. Romualda w Toskanji, przybrał zakonne imię 
Lambefta. Oda za zgodą tych synów kazała sporządzić akt, który 
jeżeli nie odbierał władzy i panowania przywłaścicielowi, dawał 
prawo stolicy apostolskiej do upomin; nia się o Polskę. Nie miano 
tam w akcie żadnego względu na Bolesława, bo byłaby mu chociaż 
z podziału przypadła^ jaka cząstka kraju, Oda zaś z synami całe pań- 
stwo męża oddaje stolicy apostolskiej na własność. Ale nie umieli 
nazwać tego kraju, bo i rzeczywiście nie wiadomo jak się zwał 
Mieczysław i jak syn jego Chrobry. Byli oni książętami polskimi, 
dynastja ich z Polski wyszła, ale panowała nad Kujawianami, 
Łęczycami, Mazurami, Szlązanami, Chrobatami, narody te siłą 
trzymała w jedności potęga Piastów. Było to państwo polskie, 
ale dlatego tylko że Polanie je utworzyli, że ludy zawojowali. 
Nie szło za tem, żeby się te ludy same polskiemi, Polanami na- 
zywały, owszem musiał być wstręt do tego nazwiska, póki się 
w ogólno-narodowe nie zamieniło. Oda z synami nie mogła więc 
darować Polski, boby tylko przez to ziemię czysto polską, pra- 
wdziwie polską darowała, to jest te ziemie, które najprędzej 
w podziale Chrobremu przypadły. Tworząca się ojczyzna nie miała 
jeszcze nazwiska, każdy mógł ją po swojemu nazywać. Toż i Ruś 
była głównie w Kijowie, w stolicy grodów ruskich, grody były 
Rusią, ale nie kraje, chociaż wszędzie panowali Waregowie; 
wszystko było świeże, nawet nazwiska u młodych społeczności. 
Oda po swojemu więc państwo Bolesławowe nazywa. Zdaje się 
jej, że od stolicy najwłaściwiej będzie to całe królestwo nazwać 
gnieźnieńskiem, a raczej wiedząc że Gnieznu, że księciu panują- 
cemu w Gnieźnie uległy plemiona, stolicy apostolskiej nadaje to 
jedno miasto w całości, to jest ze wszystkiemi jego przyległo- 
ściami, które wylicza, od długiego morza brzegiem aż do Pruss 
i potem do miejsca zwanego Russ i brzegiem tej Rusi aż do Kra- 
kowa, do rzeki Odry, ztąd do Alemury jakiejś, do ziemi Milczan, 
a potem już Odrą i ziemią granica aż do Gniezna. Darowizna 
to z czasów późniejszych, więc obejmuje i niektóre inne ziemie 
zdobyte już przez Bolesława. W akcie tym Dago nazwany sędzią^ 



494. DZIEŁA JULJANA BARTOSZEWICZA. TomlU. 

zastępcą dzieciom Mieczysławowym ojca. Oda zaś zowie się se- 
natorową, senatrixy bo jak nazwisko ziemi, tak i godność ksią* 
żęca polska nie miał pewnych ustalonych oznak tytułów. *)• 



*) Tekst oryginalny tego zapisu je^t u Wst^u Bielowskiego str. $14. 



KOKIEC TOMU PIERWSZEGO. 



PODZIAŁ TREŚCI 

tomu pierwszego. 



stroiiA 

Od wydawcy V 

Kaięgt pUrwsza. I. Rozsiedlenie sfę Słowiańszczyzny w Europie i 

§. 2. Ojczyzna naddunajska 2 

« 3. Wychodftwo z nad Dunaju — 

« 4. Rdzenna ziemia pod Karpatami .... 3 

« 5. Ludy niemieckie. Ermanarik 4 

« 6. Czasy Attylli i Jornandesa 5 

« 7. Słowianie 6 

« 8. Rozsiedlenie się Słowian w VI wieku . . 8 

« 9. Lechowie 9 

« 10. Pr^d słowiański ku zachodowi, na północ 

i południe n 

« II. Pr^d słowiański ku wschodowi .... 12 

« 12. Prqd słowiański na Grecję ^4 

« 13. Bulgarja '5 

Jl. Cywilizacja Słowian '7 

« 14. Charakter plemienia, słowo jego .... — 
« 15. Byt domowy. Mcztwo, czyny wojenne, go- 

/ ścinność '^ 

« 16. Rzj^d patryarchalny. Władza . . ; . . 21 

« 17. Wiara słowiańska . ; 24 

Pierwsze centralizacje słowiańskie. Karol wielki 

I Karlowingowie ^9 

« 18. Awarowie • 



* 



49Ó 



« tę* Samo i Czesi 55 

« 20. Najazdy Karola W. na Słowiańszczyzoc 

Koniec Awarów • 36 

, c 21. Cesarstwo zachodnio -rzymskie. Znaczenie 

cesarstwa 5S 

« 22. SysŁeniat Karola Wielkiego ..... 41 

c 23. Karol Wielki, cesarz 44 

« 24. Upadek monarchji Karola Wielkiego . . 4S 

IV. Ceiitralizacle morawskie. Państwo Mojmira i 

Rościsława 5/ 

§. 25. Książęta morawscy. Mojmir — 

« 26. Rastyc, Raścisław 54 

« 27. Wiara chrześcjańska 58 

V. Cyryl I Metody 64 

€ 28. Tessalonika, dwa kwiaty licznej woni . . — 

c 29. Prace apostolskie Cyrylla 67 

c 30. Apostolstwo wśród Bułgarów 69 

€ 31. Apostolstwo wśród Morawy. Cyrylica , . 71 

« 32. Jedneść kościołów słowianskicb z Rzymem 7S 

« 33. Ilierarchja słowiańska ..:.... 79 

VI. Epopeja morawska 81 

{. 34. Chwilowy upadek: niewola Świętopełka i 

Metodego ,..•• — 

« 35. Chrzest Czechów 83 

« 36. Szczęśliwa wojna, królestwo wielkiej Morawy 8$ 

« 37. Nowe zajścia z biskupami niemieckimi o wiarę 87 

< 38. Ustanowienie stanowcze kościoła i hierar- 

chji Morawskiej 89 

c 39. Co to jest słowiański obrządek ? Pismo święte 90 

« 40. Kirylica i Głagolica 94 

< 41. Trzecia podróż Metodego do Rzymu . . 95 
« 42. Wojny o Austiję. Wyprawa pobożna na Wy- 

szewita do Wiślicy 97 

« 43. Śmierć Metodego ...,..,.. 100 

c 44. Zamysły Arnulfa względem Morawy . . loi 

« 45. Madziarowie 102 

« 46. Ostatnie boje' i śmierć Świętopełka . -: . 104. 

* 47. Upadek państwa wielkiej Morawy ... 106 

« 48. Sprawy religijne .109 

KslffE drilfa, Wi«k IX 1 Z. Zorza Polski 114 

Jeografla Słowiańszczyzny przed samem nastaniem 

Polslil. I. Pogląid ogólny 122 

{. 49. Szczepy słowiańskie. Na których ziemiach 

ma się rozwijać życie Polski — 



497 



stronai 

II. Szciep lechicki . . . . , 122 

§. 50. Lecha, lechici — 

« 51. Winulska Słowiańszczyzna 126 

« 52» Obotryci ; 130 

« 53. Lutycze 131 

« 54. Południowe ludy nadłabańskieg^o Pomorza 133 

« 55. Wincta 134 

« 56. Wyspy Rugja, Arkona i Swantewit . . . 138 

<r 57. Słowiańszczyzna połabska ...... 143 

«r 58. Ojczyzna nadwiślańska I^echów .... 145 

« 59. Polanie 147 

« 60. Warta, Gopłó i Kruiwica 149 

« 61. Pomorzanie 152 

« 62. Kujawianie 154 

<r 63. Łęczycanie, Łęczanie 155 

«r 64. Mazowsze, Mazury 156 

« 65. Dzieje bajeczne Polan i znaczenie ick we- 
wnętrzne 157 

III. Szczep chrobaoki 161 

J. 66. Pogląd ogólny — 

« 67. Dzieje bajeczne Chrobacyi Białej . , . 164 

« 68. Szlązanie 166 

« 69. Chrobacja Czerwona, Czerwieńskie grody 167 

«c 70. Dulęby, Bużanie i Łuczanie, z nich Woły nianie 172 

IV. Ludy nad Bugiem, nad Dnieprem, nad Dźwina . 173 

§.71. Pogląd ogólny — 

« 72. Ludności naddniestizańskie: Ty wercy i Uglicze 177 

« 73. Polanie — 

« 74. Drewlanie . • 180 

« 75. Dregowiczanie 181 

« 76. Siewierzanie . 182 

« 77. Krzywiczanie - 183 

« 78. Radymiczanie i Wiatyczanie . . ^. . . 184 

« 79. Słowianie 186 

V. Szczep morawski 1S8 

§. 80. Czechy jako pozostałość morawskiego państwa — 

« 81. Święty Wacław 191 

« 82. Bolesław Okrutny 193 

VI. Szczep bulgaraki 195 

§. 83. ^ycie religijne w Bulgaiji — 

« 84. Synowie cara Borysa, Symeon .... 197 

« 85. Złoty wiek Bolgarji 199 

« 86. Upadek Bulgarji ••••••••• 20S 



498 

strona 

Sąisiedzi Słowiańsiczyiny 205 

§. 87. Sąsiedztwo, w ogóle — 

I. Plemię litewskie 208 

§. 88. Losy plemienia — 

ff 89. Rozwój plemienia 310 

« 9U. Bałwochwalstwo litewskie 211 

€ 91, Wcjdawutis i Bruten ....... 132 

« 92. Palemon 21$ 

« 93. Cywilizacja plemion litewskich .... 217 

II. Plemię fliisicie 220 

§. 94. Ogrom plemienia — 

« 95. Podział plemienia 221 

III. Narody stepowe 223 

§. 96. Historja Chazarów. Panowanie ich nad Sło- 
wianami — 

« 97. Wewnętrzne dzieje Chazarów . . . . 225 

« 98. Pieczy ngi, Połowcy 227 

IV. Nieprzyjaciel północny 231 

§. 99. Normannowie, ludzie północni .... — 

« 100. Waregowie 235 

« loi. Pierwszy itały zabór ziemi słowiańskiej przez 

Waregów. Ruryk. Państwo nowogrodzkie 238 

« 102. Drugie państwo kijowskie Waregów . . 242 

« 1 03. Oleg. Grody ruskie 245 

« 104. Stosunki państw wareg. do Polski. Igor i Olga 250 

« 105. Swiętosław f . . . • 254 

« 106. Cztery państwa waregskie 256 

V. Madziarowie 258 

5. 107. Osadowienie się madziaruw w Panuonji , — 

« 108. Skutki osadowieniasi^ mad/iarów w Pannonji 261 

« 109. Władzcy madziarscy po Arpadzie . . . 264 

Sftlęga trzeoU. Wystąpienie Polski 266 

I. Streszczenie dziejów polskich — 

§. 1 10. Położenie polityczne Słowiańszczyzny w X w. — 

<riii. Potrzeba Polski 271 

«II2. Walka Polski, jej imię ..,,.*. 275 

II. Sąsiad niemiecki 277 

§.113. Cesarstwo w Niemczech, nowa dynastja . — 

«II4. Henryk Ptasznik, założyciel miast . . . 287 

« 1 1 5. Jus militare, prawo rycerskie .... 288 

«il6. Podboje w Słowiańszczyźnie 291 

«ii7. System rządzenia w podbitej Słowiańszczyźnie 295 

f 118. Margrabst\fa 296 

«ii9, Otton I cesarz . . . , 299 



» 



499 



strona 

§. I20. Herman Billing i margrabia Gero . . . 304 

« 1 2 1 . Wichman i Egbcrt . . • . ... 307 

« 1 22. Biskupstwa dla Słowiańszczyzny .... 309 

III. Dynastja Piastów 3H 

§. 123, Wielka zmiana wśród Polan. Ziemowit . — 

«I24. Leszek, syn Ziemowita ...... 318 

« 125. Ziemomysł 320 

IV. Mieczysław ohrześcjanin 323 

§.126. Potomstwo Zieraomysłowe — 

• 127. Pierwsza wojna z Niemcami r. 958 . . 325 

* 128. Skutki wojny, Ruhia i Jordan biskup . . 327 

« 129. Ostatnie sprawy Gerona 329 

« 130. Chrzest Mieczysława 331 

«I3I. Dąbrówka 333 

«I32. Kościół polski, jego niezależność od Niemiec 335 

« 133. Metropoljil magdeburgska i jej sufraganje 338 
«I34. Stanowisko Mieczysława do margrabiów 

cesarskich 341 

« 135. Wojna z Wichmanem 346 

«I36. Wojna z Odonem 347 

« 137. Biskupstwo pragskie 349 

« 138. Otton II cesarz 351 

<ri39. Stosunki na dalekiej północy. Jomswikingi 

i Harald Blaatand * . 352 

« 140, Mściwoj Billug i jego synowie . . . . 356 

«I4I. Glziler arcybiskupem magdeburgskim . . 358 

« 142. Ogólne powstanie Lechów nad Łab% i morzem 36U 

<c 143. śmierć Dąbrówki, margrabianka Oda . . 363 

« 144. Bitwa nad rzeką Tongerą i skutki powstania 366 

« 145. Walka Ottona III z Henrykiem bawarskim 368 
« 146. Wyprawy Mieczysława z cesarzem przeciw 

pogaństwu ............ 370 

« 147. Wojna z Bolesławem czeskim . . . . 372 

« 148. Upadek Broniborza i wolność .... 376 

Niebezpieozeństwa Poisld od waregów 377 

« 149. Jak utrzymał się przy władzy w Kijowie 

konung Waldemar — 

« 1 50. Dzikie panowanie i charakter dziejowy ko- 

nunga Waldeipara • • • 379 

«rx5i. Zdobycze Waldemara ...;... 383 

« 152. Sprawa o grody czerwieńskie . . • . 385 

«X53. Chrzest w Kijowie , 388 

« 154. Chrzest w Nowogrodzie i w innych stronach 

pftństwa •••••• 391 



500 



strona. 

§. 155. Waldemar jako chrze^cjanin 394 

« 156. Skutki przyjęcia przez Wald«nara wiary 

z Grecji 396 

VI. Trzy światy obok oieble 399 

§•157- Pogląd ogólny — 

a) Społeczność niemiecka 403 

5. 158. Tło obraza, religijność epoki .... — 

« 159. Przesady wieku 410 

«r 160. Barbarzyństwa wieku 413 

« 161. Dytmar 419 

« 162. Cesarz i jego dwór 425 

«r 163. świat lenny duchowny ...... 430 

« 164*. Komesowie 433 

« 165. Lenności • . 436 

b) Społeczność lechicka 441 

5. 166. Tło obrazu, cechy główne — 

« 167. Sioło, opole, grody 443 

« 168. Własność ziemi 446 

« 169. Rycerstwo, szlachta 447 

« 170. Książe, król 453 

< 171* Stan rzeczy na ziemiach słowiańskich za- 
wojowanych * . . . . 456 

c) Społeczność nadDnieprem, Drwiną i jeziorem Ilmenem 461 

J. 172. Pogląd ogólny — 

« 173. Konung i jego drużyna 463 

« 174. Rząd konungów 466 

« 175. Wojna 470 

« 176. Handel 473 

« 177! Życie domowe i towarzyskie 476 

« 178. Jednoić niewoli 478 

« 179. Cerkiew 480 

Vii. śmierć Mleczyoława 486 

1. 180. Potęga Polski — 

« 181. Śmierć 489 

« 182. Wypędzenie Ody z potomstwem. Bolesław 

jedynowładcą • • . 490