Skip to main content

Full text of "Jan Henryk Dąbrowski .."

See other formats


This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project 
to make the world's books discoverable online. 

It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject 
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books 
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to disco ver. 

Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the 
publisher to a library and finally to you. 

Usage guidelines 

Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the 
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to 
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying. 

We also ask that you: 

+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for 
personal, non-commercial purposes. 

+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę 
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the 
use of public domain materials for these purposes and may be able to help. 

+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find 
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it. 

+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just 
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other 
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of 
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner 
anywhere in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe. 

About Google Book Search 

Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers 
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web 



at |http : //books . google . com/ 




Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska- 
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej. 

Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego 
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego 
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony 
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy. 

Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając 
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie. 

Zasady użytkowania 

Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich 
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych 
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki, 
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów 
komercyjnych. 

Prosimy również o: 

• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych 

Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych 
celach prywatnych. 

• Nieautomatyzowanie zapytań 

Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia 
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest 
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym 
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni. 

• Zachowywanie przypisań 

Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych 
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać. 

• Przestrzeganie prawa 

W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że 
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam 
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a 
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność 
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za 
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe. 

Informacje o usłudze Google Book Search 

Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book 
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst 



tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/ 




-^ ^ -^ + ^ 



1^ 



+ 






+ 









+ 




MONOGRAFIE 

W ZAKRESIE DZIEJÓW NOWOŻYTNYCH 



IV 



MonogPBfiB w zakPB^iB dziejów nowożgtngctj; 

Tom I. Józef Bojasiński: ^^Rządy Tymczasowe w Królestwie Pol 
skiem" (1902). Cena Kor. 2.60. 

Tom II. Maciej Loret: „Między Jena a Tylżą" (1902). Cena Kor. 1.60. 

Tom in. Jan Leszczyński: „Rządy rosyjskie w Kraju Tarnopolskim'' 
(1903). Cena Kor. 2.60. 

Tom IV. Adam Skałkowski: „Jan Henryk Dąbrowski. Część pierw- 
sza. Na schyłku dni Rzpltej". (1904). 

\" ■ 
W przygotowaniu: 

Tom V. Kazimierz Rudnicki: „Biskup Kajetan Sołtyk 1715 - 1788". 

Tom VI. Aleksander Jan Rodkiewicz: „Pierwsza politechnika pol- 
ska 1825—1831". 

Tom VII -VIII. „Korespondencya Józefa ks. Poniatowskiego prze- 
ważnie z Francyą — Correspondance du prince Joseph 
Poniatowski principalement avec la France 1806—1813 



u 



MONOGRAFIE 



W ZAKRESIE 



DZIEJÓW NOWOŻYTNYCH 

WYDAWCA 

SZYMON ASKENAZY 
TOM IV 

JAN HENRYK DĄBROWSKI 

CZĘŚĆ PIERWSZA 

NA SCHYŁKU DNI RZECZYPOSPOLITEJ 
1755- 1795 



PRZEZ 

ADAMA SKAŁKOWSKIEOO 



Jenerale!... dębie dlu^o Litwa nasza 
'Czekała, dłu^o, jak... żydzi Mesyasza... 
<Ciebie prorokowali dawno mi^zy ludem 
•Śpiewaki... ciebie niebo obwieściło cudem... 



KRAKÓW 

SKŁAD GŁÓWNY W KSiąOARNI a GEBETHNERA I SPÓŁKI 

1904 



^5(^Si 



VI 



KRAKÓW. — ItRrK W. L. AKCZrCA 1 iPALKl. 



1- ti'i-'iS . 



PRZEDMOWA. 



W roku przyszłym 1905 mija równo półtora 
stulecia od urodzin Jana Henryka Dąbrowskiego. 
Jednak podziśdzieii nie została naukowo zabezpie- 
czoną drogocenna pamięć jego żywota i pracy 
dziejowej. Sam on zrobił jeszcze w tym względzie 
najwięcej, zostawiając zwięzły opis swej wyprawy 
wielkopolskiej i trudów legionowycli. W dziesię- 
ciolecie po jego zgonie Chodźko Leonard przysłu- 
żył się jego imieniu pięknie odczutem, słabo wy- 
konanem dziełem francuskiem o Legionach polskich 
we Włoszech. W pół wieku po jego zgonie jenerał 
Klemens Kołaczkowski napisał o nim, również 
w języku francuskim, Wspomnienie historyczne, 
wydane niedawno w przekładzie polskim, nacecho- 
wane serdecznym pietyzmem, lecz naogół, oprócz 
paru ciekawszych szczegółów osobistych, nie przed- 
stawiające większej wartości, gdyż bez pomocy źró- 
deł, z osłabionej już pamięci nazbyt późno i po- 
bieżnie kreślone. Jeśli dodać jeszcze ułamki wyda- 
wnicze Raczyńskiego Edwarda i J. I. Kraszewskiego, 



II 



trochę drobnostek okolicznościowych, dorywczych 
relacyi rodzinnych i pamiętnikarskich, byłoby to 
już bodaj wszystko. Oczywiście, jak na naukę pol- 
ską i jak na Dąbrowskiego — zamalo, prawie nic. 
Obowiązek, ciążący na nauce polskiej względem 
Dąl)rowskiego, byl zawczasu odczuty i uświadomiony 
należycie przez pierwsze ciało naukowe polskie, 
warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, świecące 
aż podziśdzień niedościgłym skaźniczym przykła- 
dem mądrej czujności na istotne, żywe, aktualne 
potrzeby wiedzy i społeczeństwa Miało ono zresztą 
wyjątkowe tytuły do troskliwego zajęcia się tą 
właśnie postacią dziejową wielkiego wodza i oby- 
watela. Było wszak najściślej szemi węzłami z nim 
złączone, do swego zaliczało go grona, z jego ręki 
wzięło nieoszacowaną po nim spuściznę historyczną. 
Jeszcze za Księstwa Warszawskiego był ofiarował 
Dąbrowski Towarzystwu rzecz swoją o legionach; 
krótko przed śmiercią przekazał mu co miał naj- 
droższego: wszystką pozostałość przedmiotową i pi- 
semną swej długoletniej służby publicznej. »Moją 
broń i zbrojownię — tak brzmiał jego zapis te- 
stamentowy z czerwca 1817 r. — wszystkie moje 
rękopisma^ dotyczące przedmiotów wojskowych, history- 
cznych^ politycznych i pięknycli nauk, wszystkie plany, 
rysunki, mapy, kopersztychy, portrety, rozmaite do 
tego ściągające się instrumenta, moją całą biblio- 
tekę, wszystką broń i rysztunki jakiegobądź na- 
zwiska, wszystkie armaty, wszystkie starożytne 
ubiory, mój z złotą emalią pałasz, który od Na- 



III 



czelnika Kościuszki w roku 1794 otrzymałem, mój 
żelazny pałasz, który zwykłem nosił, w ogólności 
wszystkie podobne rzeczy, w którymkolwiekbi|dź 
kraju znajdować się mogą, o ile są moją własno- 
ścią, zapisuję świetnemu Towaraystwu Przyjaciół 
Nauk w^ Warszawie, ...przyłączam jednak do tego 
ten warunek, ażeby każdemu Polakowi wolno było 
rzecz tę w mojem zachowaniu oglądać i respective 
czytać^ nie mogą jednak być rozdzielone ani alie- 
nowane, lecz mają pozostać jako własność rzeczo- 
nego Towarzystwa, i zaklinam moicli sukcesorów, 
aby wszystkie te i-zeczy Towarzystwu Pi-zyjaciół 
Nauk oddali*. 

Myśl Dąbrowskiego-ofiarodawcy była prosta 
i jasna. Darował naczelnej instytucyi naukowej 
polskiej dzieje swoje własne, związane nierozłącznie 
z najnow^szemi dziejami kmju. A nie cliował ni- 
czego pod korcem, bo chować nie miał potrzeby, 
bo, przeciwnie, nieodwłoczne rozwidnienie tych 
właśnie przedewszystkiem dziejów najświeższych, 
do których poznania natychmiast każdego zapra- 
szał Polaka, poczytywał za pierwszorzędny czynnik 
oświecenia publicznego, za naglącą potrzebę nau- 
kową i społeczną. Tak też myśl jego pojęło To- 
warzystwo Przyjaciół Nauk. Na posiedzeniu og()l- 
nem w styczniu 1819 r. prezez Stanisław Staszic 
podniósł z naciskiem » potrzebę zbierania troskli- 
wego przez Towarzystwo wszelkich wiadomości... 
do dziejów Narodu naszego należących, szczególniej 
z czasów ostatnich, w których tyle usiłowań czynili 



IV 



Polacy «. Osobno zajęto się sprawą opracowania 
czynów Dąbrowskiego; lecz, niestety, w niestoso- 
wne powierzono ją ręce człowieka, który zawiódł 
zaufanie nietylko Towarzystwa kcz kraju. Przyszła 
potem katastrofa 1831 r. Tym sposobem i myifl 
światła i sam piękny dar Dąbrowskiego zostały 
zaprzepaszczone, a zarazem zobowiązanie, zacią- 
gnięte względem niego przez Towarzystwo Przy- 
jaciół Nauk, nie mogło zostać wypełnione. 

W tym stanie, z krzywdą dla nauki swoj^i^ 
i dla imienia Dąbrowskiego, rzeczy pozostały aź 
do dnia dzisiejszego. Zw^róciliśmy na to uwagę na 
III. Zjeździe historyków polskich w Krakowie 
w 1900 r.: » rzecz nie do wiary — nie mamy po- 
dziśdzień biografii tego nadzwyczajnego człowieka 
Trzeba to powiedzieć: historyografia polska nie 
wypłaciła się ze swego długu względem generała . 
Dąbrowskiego «. Tymczasem podobne zaniedbaaaie : 
musi wydać się obecnie tembardziej rażącem, wo- j 
bec wybitnych postępów uczynionych w tej wla- 1 
4nie dziedzinie historyczno-wojskowej przez nowszą 
produkcyę biograficzną europejską, skupiającą się 
ostatniemi czasy dokoła celniejszych wodzów 'tej 
samej epoki, wobec pięknych źródłowych wyda- 
wnictw i opracowań zagranicznych, poświęconych 
spółczesnym znakomitościom militarnym niemiec- 
kim, francuskim, angielskim, rosyjskim, takim jak: 
Hoche, Davoiit, Macdonald, Bernadotte, Wellington, 
Nelson, Rumiancew, Suworow, Miłoradowioz, Pa- 
skiewicz, Gneisenau, Scharnhorst, Grolman, Boyen, 



arcyksiążę Karol i wielu innych. Naszemu Dąbro- 
wskiemu, który niejednego z nich przewyższał, in- 
nych dorastał jako generał, żadnemu nie usti^po- 
wal jako obywatel swego kraju, należała się od- 
dawna od swoich porówna histoiyogmficzna po- 
sługa. 

Autor pracy niniejszej założył sobie wypełnić 
tę posługę w pewnej pi-zynajmniej, narazić wyko- 
nalnej mierze. W opracowanej obecnie cz(»ńci pierw- 
szej życioiysu przerlstawia nam Dąbrowskiego po- 
czątki, pierwszą, skromniejszą i mniej znaną po- 
łowę życia i trudów, a przeci(» zawierającą w so- 
bie już wszystkie niemal pi-zeslanki faktyczne 
i psychiczne, skąd wyrosnąć miała druga polowa, 
treść najznamienitsza, właściwy punlit ciężlvości 
jego roli dziejowej. Oglądamy obecnie Dąbrowskiego, 
jak wybija się dopiero, nie bez mozołu, nie bez 
poważnych przeszkcM I zewnętrznych i wewnętrznych, 
na to przyszłe swoje posłannictwo przewodnika. 
Oglądamy go nasamprzód w dzieciństwie, w nie- 
jednolitem śi-odowisku rodzinnem, czysto polskiem 
i katolickiem po mieczu, napoly niomieckiem i pro- 
testanckiem po kądzieli. Istniały z tej ostatniej 
strony macierzystej niebezpieczne lozdźwięki poli- 
tyczne, szczególnie drażliwe w (Uvczesnej zamąconej 
dobie dziejowej: spotykało się nazwisko z tej stiony 
na akcie konfederacyi dysydenckiej toruńskiej, do- 
świadczana była groźba od konfederacyi barskiej, 
Ale był zdrowy grunt swojski od strony ojcowskiej, 
była naogół w domu szlachetna atmosfeia moialna, 



VI 



a stąd była podatność do zupełnej, doskonalej 
asymilacyi obcycłi przymieszek, były nawet wszel- 
kie warunki do użyźnienia rdzennego żywiołu pol- 
skiego przez tamte napływowe pierwiastki kultu- 
ralne. Dzięki takim czynnikom, dzięki przede- 
wszystkiem onej iskrze nieśmiertelnej, jaką w du- 
szy swojej na świat przyniósł, uratowany był 
dla przyszłości swojej i kraju Dąbrowski, choć 
tymczasem, nieletnim chłopcem wywieziony do 
Saksonii, tam, na obczyźnie wyrastał na młodzieńca 
i męża. Mógł wydawać się on wtedy jeszcze cią- 
gle napoły Niemcem, układał dla siostry gładki 
wierszyk ślubny niemiecki, i nigdy nawet nie na- 
uczy się już tak swobodnie wj^^slowiać się pisemnie 
po polsku jak po niemiecku, — ale z tej obcej, 
lecz wysokiej kultury wybierał odrazu co najzdro- 
wsze, wszechludzkim jej idealizmem się karmił, 
wzniosłe pismo Schillera na piersi naszał, jednem 
słowem, w szkole duchownej niemieckiej na naj- 
lepszego Polaka się sposobił. A zarazem, jeśli z uro- 
dzenia, z dziedzictwa, po ojcu i dziadzie, żołnierzach 
Leszczyńskiego i Sobieskiego, sam był żołnierzem, 
wcześnie przecie zapragnął być nim z wiedzą, 
z nauką, ożywiony wczesną ambicyą wykształcenia 
się na wodza. Tej technicznej wiedzy militarnej 
szukał wszędzie, czy to kiedy zapraszał się na re- 
wię wrocławską do starego Fryderyka, czy to 
kiedy później czynił starania o asystowanie armii 
rosyjskiej w kampanii tureckiej — (jak młodszy 
od niego Chlopicki, który już wtedy znalazł się 



VII 



pod Oczakowem); — najwięcej zaś i w tym wzglę- 
dzie mógł znowuż nauczyć się w szkole niemiec- 
kiej, najbliższej tradycyi Fryderycyańskich, pod- 
ówczas prym trzymających w sztuce wojskowej. 
Ale ideały, nawet ściśle żołnierskie, już natenczas 
miał piękniejsze i czystsze od Fryderykowych, 
i jeśli nauczycielem spólczesnej techniki militar- 
nej był mu wielki cynik-Prusak, przecież wzorem 
cnoty wojskowej był mu raczej znakomity a szla- 
chetny Francuz, Turenniusz, którego, jak wiadomo, 
aż do końca nawet w drobnostkach, np. w maści 
koni dobieranych pod wierzch, rad byl naślado- 
wać. Czego wszakże nadewszystko było mu po- 
trzeba dla należytego zużytkowania tycli uzdohiień 
wrodzonych i nabytków zawodowych, dla właści- 
wego dopiero rozmachu tęgiej i twórczej jego du- 
szy, to roboty wojennej ze swoim rodzimym pol- 
skim materj^ałem ludzkim i żołnierskim, na rzecz 
sprawy kraju własnego. To też na pierwsze hasło 
podane w kraju pośpieszył oddać się na służbę 
Rzpltej, czyniąc ten ważny krok mocą dojrzałej 
decyzyi dojrzałego 37-letniego człowieka, oddając 
się na służbę całkowitą, dozgonną, na całe ćwierć- 
wiecze, jakie mu jeszcze pozostało do przeżycia. 
Odrazu wszedł tutaj w najtrudniejszą dol)ę kata- 
strof krajowych, sam osobiście w najdrażliwsze do- 
stał się opały, oniemal w nich się zabłąkał i za- 
tracił, ale nietylko zaszczytnie stąd się wydobył, 
lecz odrazu do pierwszego wysunął się szeregu, 
i ze zwalisk Rzpltej wysze<lł w świat z podniesioną 



VIII 

glowĄ, jako jeden z predestynowanych już naczel- 
nych kierowników dalszych losów sprawy publicznej. 
Ten pierwszy okres życia i działalności Dą- 
browskiego był przedmiotem badań autora w mo- 
nografii obecnej. Z tego zadania wypadło autoro1vi 
wywiązać się narazie, jak zaznaczyliśmy, w pewnem 
przymusowem ścieśnieniu, w granicach wykonal- 
ności, istotnie bardzo ścieśnionych przez stan od- 
powiedniego materyalu źródłowego i wynikające 
stąd trudności. Rzecz w tem i w tern była tru- 
dność, że bezpośrednie, najobfitsze i najważniejsze 
materyały źródłowe do biografii Dąbrowskiego, 
tak troskliwie gromadzone za życia przez samego 
generała, narazie nie są wcale do odszukania. 
Były one, jak powiedziano, przekazane ostatnią 
jego wolą warszawskiemu Towarzystwu Przyjaciół 
Nauk. Natychmiast po śmierci Dąbrowskiego wszel- 
kie znajdujące się w mieszkaniu jego w Warsza- 
wie paki i szafy z papierami, mapami i książkami 
przewiezione zostały do biura Namiestnika ks. Za- 
jączka za urzędownem pokwitowaniem. Zauważyć 
należy, że W. Ks. Konstanty trzymał się podów- 
czas stale zasady poddawania starannym oględzi- 
nom spuścizny pośmiertnej tego rodzaju; i podo- 
bnemu przeglądowi były uległy parę lat przedtem 
papiery po zmarłym nagle generale Sokolnickiihi 
Główna jednak pozostałość po Dąbrowskim znajdo- 
wała się w największym porządku w Winnogórze 
i stamtąd wprost, w listopadzie 1818 r., w myśl 
testamentu, doręczona została w całości przez ge- 



IX 



neralową- wdowę Towarzystwu Przyjaciół Nauk. 
Spooscywaly następnie te papiery przez lat kilka- 
naście w rękti Towarzystwa, pod koniec w pałacu 
na Krakowskiem Przedtnieńciu. Po upadku rewo- 
lucyi listopadowej i zwinięciu Towarzystwa, przy 
urzędownem in wen tary zowaniu jego zbiorów oka- 
zał się niespodzianie zupełny brak całego komple- 
ksti dokumentów, stanowiąoycli darowiznę Dą- 
browskiego. Odezwa Komisyi łiządowej spraw we- 
wnętrznych, duchownych i ofiwieccnia publicznego 
» maja I83H r. stwierdza mianowicie, że przy opi- 
sywaniu własności b. Towarzystwa odkryto w sali 
posiedzeń publicznych pod schodami amfiteatru 
ciemną skrytkę, gdzie leżało porozrzucanych 41 
zupełnie pustych futerałów, które, jak się okazało 
z poł(j*onyoh na nich napisów, były mieściły w so- 
bie całość przekazanej l^owarzystwu spuścizny pi- 
semnej po Dąbrowskim, a więc jego korcsponden- 
cyę prawie kompletną w języku polskim i fran- 
cuskim od 171)0 do 1818 r. oraz rozliczne inne 
dokumenty treści wojskowo-politycznej anajpierw- 
szej wagi, raporty, etaty, projekty, memoryafy i t p, 
Musiało tego być bardzo dużo, możo do kilkunastu 
tysięcy sztuk dokumentów jaknajstarannioj zebra- 
nych i ułożonych. Tak przynajmniej pozwala przy- 
puszczać ta część czysto prywatnej spuścizny po 
generale, która, jako nieulegają(^a swego czasu 
wydaniu na rzecz '^^Po warzy stwa, zachowała się 
dotychczas w ręku rodziny. Wszystkie to papiery 
prywatne układane były pierwotnie w największym 



porządku, więc tembardziej przechowywane być 
musiały podobnież i publiczne; numery porządkowe 
listów, odnoszących się do czynności urzędowych, 
oznaczał Dąbrowski wIasnoi*ęcznie atramentem 
czerwonym, a być ich musiało w jednej paczce 
do póltysiąca i więcej, jak świadczy jeden lub 
drugL zapomniany przypadkiem między korespon- 
dencyą rodzinną. Zresztą skądinąd mamy wiado- 
mość, że wszystkie dokumenty treści publicznej 
aż do chwili ponownego powrotu do kraju t j. do 
października 1806 r^ pozostawały na bezpiecznem 
przechowaniu w Medyolanie, skąd sprowadzone 
były w czternastu kufrach do Krakowa dopiero 
w 1814 r. przez wysianego umyślnie w tjTii celu 
zaufanego człowieka, podpułkownika weteranów 
Pflugbeila Archiwum obejmujące papiery 1806 do 
1812 r. kompletowej następnie Dąbrowski spokoj- 
nie w domu^ w Winnogói^ze. Z wyprawy do Moskwy 
i z kampanii saskiej mogło dochować się stosim- 
kowo najmniej, wiele musiało zaginąć w odwrocie; 
a nie ma żadnych stąd uratowanych śladów śród 
dość licznych interceptów, wziętych w pościgu za 
Wielką Armią i przechowa- wanych w archiwum 
Sztabu Głównego w Petersburgu. Znowuż jednak 
za cztery lata ostatnie 1814 — 1818 musiedo zebrać 
się dokumentów spojo, z uwagi na żywy udział 
generała a senatora-wojewody w organizacyi woj* 
ska Królestwa Kongresowego, w pierwszym sejmie, 
i wogóle w rozlicznych sprawach powszechniej- 
szego znaczenia, nie wyłączając nawet pewnego, 



XI 



dość ścisłego zetknięcia z występującą na pole 
działania młodszą generacyą. ł^cno więc można 
wywnioskować, jaki skarb mieściła w sobie ta 
spuścizna, a można też osądzić, jaką niepoweto- 
waną stratę poniosłaby łiistoryografia nowożytna, 
gdyby ta zguba nie miała być nigdy odnalezioną. 
Tymczasem wszakże trudno żywić wielkie na- 
dzieje w tym względzie. Poszukiwania, zarządzone 
natychmiast po wykryciu owych opróżnionych 
futerałów, wiosną 1883 r. przez Namiestnika ks. 
Paskiewicza, były, jak się zdaje, bezowocne. Po- 
dziśdzień niewiadomo, co się właściwie stało z tą 
ogromną spuścizną historyczną jk) Dąbrowskim, 
czy była zawczasu na stronę usunięta po upadku 
rewolucyi, czy uległa zatracie czy wprost zniszcze- 
niu. Staranne poszukiwania, podjęte przez autora 
pracy niniejszej we wszystkich niemal znaczniej- 
szych archiwach w (ialicyi. Poznańskiem, poczęści 
Królestwie, oraz niektórych zbiorach polskich za- 
granicą, pozostały bez rezultatu. Dało się jedynie 
stwierdzić, że niektóre ułamki poszukiwanej całości 
wyłaniają się w różnych miejscach. Tak np. list 
Dąbrowskiego do Kniaziewicza o zorganizowaniu 
legionów ogłoszony był w 1S41 r. w Tygodniku 
literackim poznańskim z objaśnieniem, że pochodzi 
z paczki dokumentów, wydobytej z suchej studni 
w Kaliszu przez kozaków. W rozi)roszonych dziś 
zbiorach Onacewicza, jak wskazuje zachowany ich 
katalog, znajdowało się wiele map opatrzonych 
podpisem Dąbrowskiego i pochodzących z jego 



XII 



spuścizny; stamtąd również pochodzić musiał opis 
wyspy S. Domingo, zachowany w mss. Biblioteki 
Jagiellońskie} w Krakowie. W mss. Biblioteki Pu- 
blicznej w Petersburgu znalazła się pewna ilość 
listów Dąbrowskiego z doby legionowej i ułamki 
z Napoleońskiej. W mss. Biblioteki Polskiej w Pa- 
ryżu odnalazł autor pracy niniejszej memoryal 
Dąbrowskiego z 1812 r., który ogłosił niedawno 
w Przeglądzie historycznym Sztabu Głównego 
francuskiego; a z mss. Biblioteki uniwersytetu war- 
szawskiego pochodzi wyciąg korespondencyi ge- 
nerała, ogłoszonej poniżej w Prisypisach. Wszystko 
to zdaje się wskazywać, że pewna przynajmniej 
część zaginionych zbiorów Dąbrowskiego uległa 
rozproszeniu, lecz nie otwiera jeszcze żadnych kon- 
kretnych widoków na odnalezienie ich całości. 

Wobec takiego stanu rzeczy nasuw^ała się ko- 
nieczność: z jednej strony — niezwlekania dłużej 
z robotą biograficzną o Dąbrowskim; z drugiej — 
zrezygnowania się do zamknięcia jej w granicach 
wykonalnej obecnie pracy tymczasowej, jako pod- 
waliny do dalszycli badań. Robota tem samem 
stawała się i mniej obiecującą i nieskończenie 
mozolniejszą. Trzeba było, w braku zatraconego 
kompletnego i poręcznego materyału, zbierać z ró- 
żnych końców mateiyał skąpy i rozrzucony, pod- 
dawać go tem ostrożniejszej rewizyi, i wysnuwać 
z niego urywający się co chwila źródłowy wątek 
chronologiczny, osobisty i rzeczowy. 

Wywiązując się z tego zadania, autor prze- 



XIII 

prowadził osobiście możliwie wyczerpujące poszu- 
kiwania w Poznaniu (archiwum Towarzystwa Przy- 
jaciół Nauk), Gnieźnie, Środzie (kościelne), Rydzy- 
nie (Sulkowskich), Koszutach (Kosińskich), Nawrae 
(Niegolewskich), Winnogói-ze (Mańkowskich) i Odań- 
sku. W Poznaniu, jeszcze od ś. p. Bogusławy Mań- 
kowskiej, sędziwej córki Dąbrowskiego, miał sobie 
powierzoną do zbadania pi-zechowaną w jej ręku 
spuściznę rodzinną po ojcu-generale. Na dłuższym 
następnie pobycie w Paryżu szczegółowo przeszu- 
kał tameczne ai^chiwa historiques et administrati- 
ves du ministere de la (Uierre, des Affaires etiun- 
g^res i Nationales, oraz Hiblioteki Polskiej, do 
czego doszły też niektóre przyczynki z archiwum 
di Risorgimento w Medyolanie. Zwiedził dalej Mu- 
zeum w Rapperawylu i Hauptstaatsarchiy w Dre- 
źnie. Zbadał zbiory Muzeum Ossolińskich, Dziedu- 
szyckich i Baworowskiego we Lwowie, archiwum 
Czartorysldch, oraz rękopisy Hiblioteki Jagielloń- 
skiej i Akademii Umiejętności w Krakowie, koi-zy- 
stal z rękopisów Biblioteki uniwersyteckiej oiaz 
Krasińskich i Zamojskich w Warszawie, do czego 
doszły niektóre przyczynki z tutejszych rządowych 
archiwów Akt dawnych i Sztabu (Jl<>wnog(). Prze- 
ważna część odpowiednich dokument-) w, jako od- 
noszących się do późniejszej działalności Dąbi^o- 
wskiego, znajdzie miejsce w drugiej części pracy 
niniejszej. 

Oceni każdy rzeczoznawca, wiele trudu złożył 
autor w te swoje poszukiwania a wiele rozważnej 



XIV 

krytyki w ich spożytkowanie naukowe. Oceni za- 
razem każdy czytelnik, wiele w tę pracę włożył 
autor serca, wiele ukochania dla swego bohatera 
i sprawy przez niego wyobrażanej, wiele zarazem 
głębokiego szacunku dla prawdy. Nie masz tu apo- 
logii biograficznej zgoła, jest narracya prosta, 
wszędzie samej prawdy się doszukująca, a tym spo- 
sobem właśnie, jak mniemamy, najlepiej przysłu- 
gująca się wielkiej postaci Dąbrowskiego, który 
bez apologii obyć się może, krytykę najściślejszą 
wytrzyma i godzien jest w świetle samej tylko 
prawdy być ukazywanym swemu narodowi. 

Z dokumentów, obecnie ogłoszonych w Przy- 
pisach^ na wyróżnienie zasługują: załączniki do wy- 
prawy wielkopolskiej 11 września — 26 paździer- 
nika 1794 (7 kwietnia 1795); ranglisty oficerskie, 
listopad 1793 — luty 1794; Rymkiewicza Opisanie 
czynności pod dowództwem Dąbrowskiego; wyciągi 
z papierów Dąbrowskiego i jego korespondencyi 
7 lipca 1772 — 16 września 1796. 

Szymon Askenazy. 



ROZDZIAŁ I. 
Lata dziecięce, wspomnienia rodzinne. 

(17B6— 1766). 



Jan Henryk Dąbrowski urodził się 29 sierpnia 1755 r. 
w Pierzchowcu, wiosce powiatu bocheńskiego ówczesnego 
województwa krakowskiego. W starożytnym kościele 
w Niegowieci trzymali chłopię do chrztu dziad Krystyn 
Lucyan Lettow, podpułkownik gwardyi koronnej, i babka 
Ludwika z Alanów. Przy akcie kościelnym przytomną 
była także siostra matki nowonarodzonego, Aleksandra 
z Lettowów Kępieńska i Marcyan de Źelanka Żeleński. 
Jan Henryk otrzymał pierwsze imię po ojcu i dziadku, 
drugie wziął jako dziedziczne w rodzie matki. Wziął też 
wraz z imionami żywą tradycyę żołnierską. Tradycya ta 
zresztą oprócz kilku bajecznych wspomnień, przywiąza- 
nych zapewne do herbu rodziny «Panna z trąbami», obej- 
mowała zaledwie dwa ostatnie pokolenia, niemniej jednak 
była silna i żywotna. 

Dziad Jan Dąbrowski był jako chorąży chorągwi 
królewskiej pod Wiedniem i brał udział we wszystkich 
późniejszych wojnach Jana HI. W okresie powszechnego 
rozprzężenia kraju, wśród wojen i zamieszek elekcyjnych 

JAM HENRYK DAMOWtU 1 



- 2 — 

za Augusta II, zniszczał majątek rodzinny. Niewielka to 
była fortunka w Trześniowie w województwie lubelskiem: 
pół wsi należało do klasztoru św. Stanisława (Dominika- 
nów) w Lublinie, a na drugiej połowie siedziała drobna 
szlachta. To też wdowa po Janie Dąbrowskim, z domu 
Szymanowska, z trudem mogła kształcić trzech pozosta- 
łych synów u Jezuitów w Lublinie. Dwóch starszych po- 
święciło się stanowi duchownemu, najmłodszy Jan Michał 
(urodzony w Trześniowie 8 września 1718 r.) przechował 
tradycyę żołnierską rychło zgasłego ojca. Kiedy skończył 
szkoły jezuickie w Lublinie, właśnie w chwili wielkiej za- 
wieruchy krajowej, podczas bezkrólewia po Auguście II, 
za poparciem krewniaka czy też tylko imiennika, kawalera 
maltańskiego, Dąbrowskiego, związanego z partyą Stanisła- 
wowską, dostał się na dwór obranego ponownie Leszczyń- 
skiego. Liczył wtedy 16 -ty rok życia, lecz zamiast korzy- 
stać z protekcyi królewskiej, dzielić musiał ciężkie kłopoty 
króla Stanisława, wygnanego z Warszawy i obleganego 
w Gdańsku przez sprzymierzone wojska sasko-rosyjskie. 
Tutaj też w trudnych dniach oblężenia Gdańska zmienić 
musiał strój pazia na mundur kadeta pułku, formowanego 
kosztem francuskim. Oblężenie, rozpoczęte w połowie lu- 
tego 1734 r., trwało aż pod koniec czerwca. Zrazu stali 
pod murami Gdańska sami Rosyanie pod generałem 
Lascym, pod koniec maja nadciągnęło wojsko saskie. Od 
marca kierował oblężeniem marszałek Mtinnich. Gwałto- 
wny szturm, przypuszczony przez Rosyan 9 maja, od- 
parła szczupła załoga polska i mieszczanie gdańscy; ale 
kiedy 27 maja nie udało się wylądować posiłkom francu- 
skim, a w połowie czerwca nadeszła rosyjska ciężka ar- 
tylerya i flota, kapitulacya stała się nieuchronną i zo- 
stała podpisana 27 czerwca. Sasi obsadzili bramę oliwską 
i otrzymali w podziale zdobyczy 903 ludzi i 85 koni ze 
starej gwardyi polskiej. Wśród tych jeńców znajdował się 
także Jan Michał Dąbrowski. Chociaż był dopiero wy- 



- 3 - 

rostkiem, miał żołnierską postawę i został zaciągnięty do 
kirasyerów saskich; ze Stanisławowskiego kadeta został 
tym sposobem żołnierzem Augusta IIL Służył w regimen- 
cie V. Pflugka i wziął udział w kampanii tureckiej na 
Węgrzecłi w latacłi 1737 — 1739, w której uczestniczył 
August ni, w charakterze elektora saskiego, jako sprzy- 
mierzony z cesarzem Karolem VI członek Rzeszy. Korpus 
posiłkowy saski składał się z 8000 żołnierza pod komendą 
generała hr. Sułkowskiego. Kawaleryą dowodził generał- 
porucznik Rutowski, a należały tu 2 pułki dragonów 
i 3 kirasyerów. Kirasyerzy v. Pflugka odznaczyli się 
szczególnie w nieszczęśliwej dla oręża austryackiego bi- 
twie nad Timokiem (28 września 1737 r.\ gdzie walczyli 
na prawem skrzydle, a w niebezpiecznym odwrocie po tej 
bitwie szli w tylnej straży pod wodzą Rutowskiego, odpie- 
rając ostre ataki ścigających Turków. Wówczas to Dą- 
browski zwrócił na siebie uwagę Kawalera Saskiego i uzy- 
skał stopień chorążego. 

Po zawarciu pokoju belgradzkiego wojska saskie 
wróciły do Saksonii w kwietniu r. 1740. Dla Dąbrow- 
skiego, który walczył tutaj pod okiem trzech natural 
nych synów Augusta II, Rutowskiego, Sułkowskiego i Ka- 
walera Saskiego, była ta kampania punktem wyjścia jego 
dalszej karyery wojskowej. Dzięki szczególnie poparciu 
Kawalera Saskiego przeniesiony został do ciężkiej jazdy 
Gardę du Corps i w doborowym tym pułku gwardyjskim 
jako podchorąży odbył pierwszą wojnę śląską przeciw 
Fryderykowi II (1740-1742). Wtedy to, w kampanii 
1741 r. Dąbrowski, w dotychczasowej swej służbie sasko- 
niemieckiej oderwany zupełnie od związku z rodzinną 
bronią polską, znów po dłuższej przerwie spotkał roda- 
ków, tworzących 15 chorągwi nadwornych ułańskich. 
W rzeczy samej, gdy dotychczas brzemię wojny z Fry- 
derykiem ciążyło wyłącznie na Auguście III, jako elektorze 
saskim, obecnie czyniono usilne starania ze strony dworu, 

1* 



- 4 - 

aby samą Rzpltą skłonić do uderzenia na Prusy. Wnet 
jednak chwiejna polityka drezdeńska dokonała zupełnej 
zmiany frontu i, ulegając kuszeniom Fryderyka, z sojuszu 
austryackiego przeciw Prusom przerzuciła się do aliansu 
z królem pruskim przeciw Austryi. Już w roku następ- 
nym armia saska przeszła pod dowództwo Fryderyka II, 
została przez niego podstępnie wprowadzona do Czech 
nieomal na pewne zatracenie i tutaj zaskoczoną została 
przez pokój berliński, zawarty przez Fryderyka z Maryą 
Teresą z obejściem Augusta III. 

Po dwóch już leciech, w drugiej wojnie śląskiej, 
August III i jego niefortunny doradca, 'minister Brtihl, 
znowuż w sojuszu z Austryą, spróbowali raz jeszcze 
wziąć odwet na Fryderyku II. W czasie koncentracyi 
wojsk saskich w r. 1744 przeciw Prusom gwardya ele- 
ktorska pozostała w kraju i dopiero w listopadzie zajęła 
obserwacyjne stanowisko nad granicą czeską; lecz jesz- 
cze przed tym marszem chorąży Dąbrowski wysłany 
został do Polski, gdzie w Marienburger-Werder (od wrze- 
śnia 1744 do lutego 1745 r.) sformowano z 754 ludzi IV 
pułk szwoleżerów, których szefem został młodszy króle 
wicz ks. Albrecht Sasko-Cieszyński. Pułk złożony był 
w przeważnej części z Polaków, a komendant jego, puł- 
kownik von Wilmsdorf-Prebendow, mając wśród ofice- 
rów wielu nieudolnych dworaków, tem wyżej cenił Dą- 
browskiego za jego zdatność i gorliwość służbową i z naj- 
młodszego chorążego posunął go na stopień porucznika. 
Dopiero w- połowie lutego 1745 r. nowy regiment wyru- 
szył do Saksonii i mimo redukcyi wojska, przeprowadzo- 
nej po nieszczęśliwej wojnie, ostał się w całości. Jeszcze 
w r. 1748 był Dąbrowski w Saksonii, wkrótce jednak 
odkwaterowano szwoleżerów na kwatery do Polski do eko- 
nomii niepołomickiej. Wtedy w Sierosławicach, wsi królew- 
skiej nad Wisłą, poznał rodzinę Lettowów i z domu tego 
wziął żonę. 



— 5 - 

Dzierży! wówczas Sieroslawice Krystyn Lucyan 
Lettow, podpułkownik konnej gwardyi królewskiej, w na- 
grodę za wierną w tym pułku służbę, której tradycya 
była w jego rodzie nieprzerwaną. Organizator gwardyi 
koronnej na modłę niemiecką (w r. 1716), hr. Mier miał 
siostrę za Alanem, pułkownikiem gwardyi królewskiej, któ- 
rego zięciowie byli kolejno dowódcami pułku , zwanego 
wówczas mirowskim. Tak więc Hoffman komenderuje 
gwardyą właśnie w r. 1755, a mąż drugiej córki pułkow- 
nika Allana, Lettow w dwa lata później otrzymuje w tymże 
regimencie stopień generalski. I znowu w trzecim pokole 
niu córka Hoffmanów, a wnuczka Alana jest żoną komen- 
danta tegoż pułku gwardyi konnej Góreckiego (1769 r.). 
a syn Lettowa komenderuje tym oddziałem aż do okresu 
Sejmu Czteroletniego. W czwartem pokoleniu Karolina Gó- 
recka jest żoną Gordona, a po śmierci jego zaślubia Dę- 
bickiego, którzy obadwaj byli również pułkownikami gwar- 
dyi. Do czwartego pokolenia należał także Jan Henryk 
Dąbrowski. Stary Lettow był pewny, że i ten członek 
nowy rodziny, jego wnuk i chrześniak, strawi wiek spo- 
kojnie w służbie w gwardyi króla Jegomości i Rzplitej. 
Losy przecie cticiały inaczej, bo, kiedy ten wnuk dorośnie, 
zacłiwieje się nietylko organizacya gwardyi, ale i tron 
królewski i same podstawy Rzplitej. 

Ślub Jana Mictiała Dąbrowskiego i Zofii Maryi Let- 
towówny odbył się w r. 1750. On liczył wtedy lat 32 
życia i 16 służby w armii saskiej, był silnie zbudowany 
i zwracał uwagę swą męską postawą; ona, mimo lat 26, 
dość wątła i skłonna do melancholii. Służba powoły- 
wała często Dąbrowskiego do Warszawy, żona zostawała 
wtedy w domu rodziców. Syn pierworodny zmarł wnet po 
urodzeniu w r. 1751 czy 1752; szczęśliwie chowała się 
natomiast córka, Ludwika-Krystyna (ur. 28 października 
1752 r.). W tym czasie kupił Dąbrowski rangę kapitiina 
w pułku szwoleżerów ks. Albrechta i wziął w swój zarząd 



— 6 - 

utrzymanie kompanii swojej, rozkwaterowanej w War- 
szawie. Aby taniej i łatwiej mieć produkty potrzebne 
dla żołnierzy, postanowiono wziąć w dzierżawę dobra 
królewskie Osiek, folwark należący do starostwa błoń- 
skiego, o 29 wiorst od Warszawy. Dzięki wpływom ro 
dżiny Lettowów u ministra Bruhła, Zofia- Maryu Dąbrow- 
ska uzyskała dzierżawę, opuściła Sieroslawice i zajęła 
się własnem gospodarstwem. Już na początku r. 1754 
wróciła znowu do domu rodziców i tam przyszła na 
świat druga córka, Aleksandra- Józefa. Wtedy starzy 
Lettowowie za pozwoleniem Augusta III, wydanem dnia 
27 września 1754 r. przelali swoje przed ćwierć wiekiem 
nabyte prawa dożywotniego użytkowania królewskiej wsi 
Pierzchowca na rzecz pomnażającej się rodziny córki. Ten 
• przywilej* dożywocia, nie gasnący ze śmiercią jednego 
z małżonków ani ze zmianą panującego, ale obciążony 
zwykłą opłatą kwarty do skarbu królewskiego w Rawie 
i dziesięciny kościelnej, był wianem żony Dąbrowskiego. 
Pierzchowiec był cząstką, wydzieloną z obszernych dóbr 
królewskich Pierzchowa, obejmował zapewne nie wiele 
więcej nad 200 morgów, miał młyn nad potokiem, płyną- 
cym od strony Szczyglowa do Raby, karczmę, kilka za- 
gród, a dochód ogółem wedle lustracyi z r. 1765 równał 
się sumie, odpowiadającej mniej więcej 120 zł. reńskim. 
Grospodarstwem w Pierzchowcu zajęli się Lettowowie i prze- 
nieśli się tutaj z Sierosławic, a Dąbrowscy zatrzymali 
w dzierżawie Osiek. 

Do Pierzchowca zjechała w r. 1755 Dąbrowska, aby, 
będąc przy nadziei, znaleść spokój, jakiego nie miała 
wśród kłopotów gospodarskich w Osieku, i opiekę matki 
i siostry. Tutćij ujrzał światło dzienne Jan Henryk. Dziec- 
kiem zajęła się od pierwszej chwili przedewszystkiem 
Aleksandra Kępieńska, która miała siostrzeńcowi zastąpić 
matkę, już wówczas noszącą zarody śmiertelnej choroby. 
Ojciec nie widział syna pierwej, aż matka przewiozła 



— 7 - 

dzieci do Osieka, lecz nie cieszył się nim długo. Było to 
już w przededniu wojny siedmioletniej. Dnia 28 sierpnia 

1756 r. wojska Fryderyka II przekroczyły granice Sa- 
ksonii, a 17 i 18 października armia saska złożyła broń 
pod Pirną. W dziesięć dni potem (27 października) przy- 
był August III do Warszawy i zajął się wyprawieniem 
swojej tutejszej jazdy saskiej w pomoc wojskom austryac- 
kim. Komendę nad pułkami pozostałymi w Polsce miał 
hr. Nostitz, a pułkiem szwoleżerów ks. Albrechta dowo- 
dził generał-kwatermistrz von Monro. Pożegnał Dąbrowski 
żonę, pełną złych przeczuć i niezdolną pogodzić się z my- 
ślą o długiej rozłące, i ruszył do Krakowa, skąd wycią- 
gnęła saska kawalerya na zimowe leże do węgierskich 
komitatów Neutraer i Trenczyna. W ślad za nim szły 
jednak wieści o coraz pogarszającym się stanie zdrowia 
żony, wrócił więc wnet za urlopem do Osieka. Tutaj za- 
stał już żonę w stanie beznadziejnym. Na krótko tylko 
przerywane, mimo narodzin dzieci (kolejno w latach 1751, 
1752, 4 i 5), prace gospodarskie wyczerpały organizm 
Zofii-Maryi Dąbrowskiej i pozwoliły rozwinąć się chorobie 
piersiowej; dopełnił miary niepokój i rozpacz na wieść 
o wybuchu wojny: aż nareszcie 6 stycznia 1757 r. zmarła 
na ręku męża, przejęta więcej niż kiedykolwiek słuszną 
troską o los nieletnich dzieci. 

Dąbrowski, skoro tylko pochował zwłoki żony na 
cmentarzu kalwińskim kolo Osieka i dzieci powierzył 
opiece krewnych, ruszył do pułku i z nim dzielił zmienne 
koleje długoletniej wojny. Pod Kolinem, dnia 18 czerwca 

1757 r., stał Dąbrowski z pułkiem szwoleżerów i resztą 
jazdy saskiej na prawem skrzydle, które poczęło się co 
fać pod naciskiem wojsk pruskich, prowadzonych przez 
generała Htilsena i hr. Maurycego Anhalt. Kiedy generał 
Ziethen odepchnął także kawaleryę austryacką, spieszącą 
z pomocą, hr. Nostitz poprowadził do ataku saskich 
szwoleżerów. Pułki te, zaciągnięte w znacznej części 



- 8 - 

w Polsce, siedzące na polskich koniach bojowych 1 polską 
dzierżące broń, uniósł- dawny polski zapał. Szelest pro- 
porców trwożył pruskie konie; zepchnięto pruskich ki- 
rasyerów i złamano pruską piechotę. Atak ten rozstrzy 
gnał o losach bitwy, którą marszałek Daun już chciał 
przerwać i uznać za ostatecznie przegraną. W tymże 
roku jednak jeszcze 22 października ponieśli szwoleżero 
wie znaczne straty koło Wrocławia, a 5 grudnia w słyn- 
nej bitwie pod Leuthen pierwsze pchnięcie Fryderyka II 
skierowane było przeciw tym właśnie pułkom. W mroczny, 
wilgotny poranek naprzeciw 3 pułkom szwoleżerów sa- 
skich i 2 huzarów austryackich, stojących w awangardzie 
około Borne, na pół mili przed rozciągniętą na milę 
a płytką linią bojową wojsk ks. Karola Lotarynskiego, 
zaczęły się z mgieł nocnych wynurzać głębokie kolumny 
przedniej straży pruskiej. Hr. Nostitz nie miał dokła- 
dnych instrukcyi, uważał za swój obowiązek starać się 
utrzymać stanowisko, posyłał raz po raz adjutantów z żą- 
daniem pomocy, a tymczasem rozpoczął bitwę przeciwko 
9 batalionom i 45 szwadronom. Kiedy otrzymał donie- 
sienia, odmawiające mu pomocy żądanej, cofać się było 
już za późno, pozostawało tylko zachować sławę zdobytą 
pod Kolinem, iść do ataku i ginąć. 418 ludzi i 2 sztandary 
stracili w tym ataku szwoleżerowie, resztę zepchnięto 
wstecz na szyk austryacki. Jeńców przeprowadzono 
wzdłuż idącej po tryumfy armii pruskiej. Hr. Nostitz 
i Dąbrowski byli wśród wziętych do niewoli, ale gdy 
pierwszy zmarł w dni parę z ran, drugi uwolniony za 
staraniem krewnych, służących w armii pruskiej, wziął 
udział w kampanii lat następnych i dowodził przez pe- 
wien czas pułkiem ułanów. W r. 1758 polskie pułki 
ułańskie walczyły pod Wisternitz i Holitz, a w roku 
następnym 3 szwadrony szwoleżerów szarżowały bata- 
lion pruski pod Friedlandem; tak jedni, jak drudzy 
szli zwykle w awangardzie. W czasie leż zimowych 



z roku 1758 na 1759 w Cieszynie, a z roku 1759 na 1760 
w Saksonii między Stolpen a Neustadt, otrzymał zapewne 
Dąbrowski wiadomości z domu, o dzieciach i śmierci 
Lettowa; wtedy może zajął się wyborem nauczyciela, 
którego miał potem wyprawić dla syna, ale wnet całą 
jego uwagę pochłonęły wznowione działania wojenne. 
W 16 chorągwiach dwu pułków ułańskich podniesiono etat 
do 2000 ludzi, stopień pułkownika uzyskał jednak nie 
Dąbrowski lecz rywalizujący z nim Schiebel. Były 
wtedy oddziały saskie w armii marszałka austryackiego 
Lascy. W lipcu 1760 r. bili się ułani i szwoleżerowie 
koło Bautzen, a pod koniec września maszerowali na 
Berlin i zajęli go na krótko 9 października; w bitwie 
pod Torgawą 3 listopada ponieśli w ogniu znaczne straty 
i w defenzywie, do której się Daun w r. 1761 ograniczył, 
^ mały tylko mieli udział. Rok 1762 przyniósł z sobą nie- 
dostatek, a nawet znaczną porażkę szwoleżerów w BOh- 
misch-Einsiedel z powodu wycieńczenia koni, niezda- 
tnych do męczącej służby przy okryciu granicy czeskiej; 
ułani Schiebela odznaczyli się w atiiku koło Audigast 
i Groitzsch. Leże zimowe wzięto na prawym brzegu 
Łaby koło Fischbach, a na wiosnę r. 1763 wojska saskie 
wróciły do kraju. Z kawaleryi, czynnej w wojnie siedmio- 
letniej, wydzielono 651 ludzi, jako kadry do tworzo- 
nych nowych pułków, a resztę jazdy z wyjątkiem kara- 
binierów odesłano do Polski. Szwoleżerowie i ułani do 
stali się do kraju już w pierwszych miesiącach r. 1763, 
i w kwietniu t. r. konwojowali Augusta III w podróży 
z Warszawy do Drezna; pułki te tworzyły oddzielny pol- 
ski «generalat» pod dowództwem generała Renarda i zo- 
stawały na żołdzie Rzpltej. W tym czasie musiał być 
w Polsce także Michał Dąbrowski i oglądał dzieci po sze- 
ścioletniej rozłące. 

Zatrzymaliśmy się nieco dłużej, z powodu Dąbrow- 
skiego — ojca, na tych mało znanych szczegółach uczę- 



- 10 - 

stnictwa żołnierza polskiego, aczkolwiek tylko pośrednio, 
pod sztandarem sasko elektorskim, w wojnach śląskich, 
a zwłaszcza siedmioletniej. Zdaje się nie ulegać wątpli- 
wości, że Fryderyk II, wielki rzeczoznawca wojenny, 
poznawszy w wielokrotnych dotkliwych doświadczeniach 
podczas tych walk, zwłaszcza pod Kolinem, wysoką war- 
tość bojową żołnierza polskiego, szczególnie w broni ka- 
waleryjskiej, utrwalił się ostatecznie w podwójnem dąże- 
niu swojej polityki względem Rzpltej: do niedopuszczania 
jej do prawidłowej organizacyi jej siły zbrojnej, do zdo- 
bycia natomiast dla Prus, w drodze aneksyi, nowych wiel- 
kich zasobów doskonałego materyału rekruckiego pol- 
skiego. Tym sposobem te luźne, oderwane eksperymenty 
wojenne polsko -pruskie nie pozostały zapewne bez wpływu 
bezpośredniego na późniejszą inicyatywę podziałową króla 
pruskiego. 

Po śmierci matki najstarszą z dzieci Ludwikę i Jana 
Henryka Dąbrowskich wzięła babka do Pierzchowca; 
młodsza Aleksandra chowała się w domu ciotki, Kępień- 
skiej. W r. 1759 zmarł generał Lettow, na pogrzeb 
do Pierzchowca zjechała rodzina i wtedy postanowiono 
obie Dąbrowskie od r. 1760 oddać na pensy ę do War- 
szawy, gdzie opiekować się niemi miał wuj, Ludwik-Hen- 
ryk Lettow, młodszy brat zmarłej ich matki, oficer gwar- 
dyi koronnej. Młode pokolenie męskie, t. j. Henryka Dą- 
browskiego, jego braci ciotecznych Jana i Karola Michała 
Kępieńskich i Krystyna Lettowa, syna Ludwika-Hen- 
ryka, zgodzono się kształcić razem w domu pułkowniko- 
stwa Kępieńskich i zwrócono się do przebywającego wów- 
czas na leżach zimowych w Saksonii Dąbrowskiego 
o wybór i przysłanie nauczyciela. Naukę miał rozpo- 
cząć Henryk dopiero w siódmym roku życia, ale nie- 
wątpliwie do Kuchar i Plechowa, gdzie miał rówieśni- 
ków braci ciotecznych, zawieziono go znacznie wcześniej, 
skoro miał czas tak przywiązać się do tej rodziny, że 



- 11 — 

już w r. 1763 uważał Kępieńskich za swoich rodziców, 
i widząc ojca, powracającego do kraju, z trudnością 
oswajał się z myślą, że «miał innego ojca prócz wuja 
Kępieóskiego i inną matkę prócz ciotki*. Nie czuł brze- 
mienia sieroctwa; uczył się niewielą nie zdołał przyswoić 
sobie języka niemieckiego od pedagoga Sasa; upływały 
mu lata szczęśliwie wśród zabaw wiejskich z nierozłącz- 
nym towarzyszem Janem Kępieńskim, aż wzgląd na naukę 
skłonił ojca do oddania go do szkół i zabrania z sobą do 
Saksonii. 

Michał Dąbrowski przebywał bardzo krótko w kraju. 
W październiku r. 1763 doszły do Polski wieści o śmierci 
Augusta ni; a kiedy w grudniu tegoż roku zmarł elektor 
Fryderyk Krystyn, upadły plany kandydatury saskiej na 
tron polski, wycofano wojska saskie, a szwoleżerowie otrzy- 
mali rozkaz powrotu i przejścia na żołd saski. W połowie 
lutego 1764 r. pułk imienia ks. Albrechta znajdował się 
już na kwaterach w Porsta i został zredukowany na stopę 
pokojową, t. j. z 8 na 4 kompanie. W r. 1766, stojąc na 
kwaterze o mil 7 od Drezna w Hoyerswerdzie, Dąbrowski 
wziął syna do siebie. 

Miał Henryk Dąbrowski lat 11, kiedy opuścił Polskę; 
wróci dopiero w r. 1792 z myślą o pracy dla kraju po 
ćwierćwieczu, spędzonem na obczyźnie. Jakkolwiek mło- 
dość i znaczna część lat męskich, przeżytii w otoczeniu 
niemieckiem, wpłynęła nader silnie na urobienie jego du- 
chowej istoty, przecież wrażenia, które w latach dziecię- 
cych wraziły się w duszę wschodzącą, najbardziej poda- 
tną i czułą na wpływy zewnętrzne, miały niezwykle do- 
niosłe znaczenie w całem jego życiu. 

Rozwinęły się u Henryka Dąbrowskiego w tych la- 
tach bardzo silne uczucia rodzinne. Matki nie znał, 
a raczej znał tylko z opowiadań babki, ciotki i ojca; 
wspomnienia te, przejęte pośrednio, przechowywał jednak 
z religijnem poszanowaniem, nosił obrączkę ślubną zmar- 



- 12 ~ 

lej, starał się w r. 1787 o wydobycie metryki matki, aby 
pamięć o niej przekazać z kolei swoim dzieciom. Melan- 
cholijne usposobienie Zofii-Maryi Dąbrowskiej odziedzi- 
czyła przedewszystkiem najstarsza córka Ludwika, ale 
i u syna, silnego, zdrowego, z postawy przypominającego 
ojca, widoczną jest zwłaszcza w stosunkach rodzinnych 
ogromna czułość, tak odbijająca od całej jego żołnierskiej 
natury. W krwi po matce miał zarazem anglo-saską 
zaciętość, kalwińską surowość w pojęciu obowiązków. 
Krwi tej obcej w żyłach jego płynęło wiele. Wszak 
pradziad Alan i prababka Mierówna, byli to emigranci ze 
Szkocyi, a dziad Lettow, który w dom swój wprowadził 
Alanównę, iluż węzłami związany był z Niemcami, jakby 
z drugą ojczyzną. Od czasów Zygmunta III, gdy część 
tej rodziny wyznania kalwińskiego musiała opuścić 
Litwę, pogrążającą się w okres walki religijnej, i prze- 
nieść się do Pomeranii, tam w Niemczech rozkrzewił 
się, wzrósł w znaczenie i dostatki ród Lettowów, tam 
miał część dóbr swoich, tam osiedział się, spokrewnił, 
a przedewszystkiem tam służył wojskowo. Te związki 
rodzinne przydały się Michałowi Dąbrowskiemu i przy- 
dadzą się Jego synowi jeszcze w przededniu legionów, ale 
wpływ ich w tych latach dziecinnych, kiedy utożsamia 
się narodowość z rodziną, był skądinąd duchowo nie- 
bezpieczny. Wychowywał się Dąbrowski w domach 
starych wojskowych, o ojcu słyszał zawsze w związku 
z opowiadaniami o toczącej się wojnie; wszyscy członko- 
wie rodziny, zjeżdżający do Pierzchowca, Kuchar czy Pie- 
cho wa, nosili mundury; niewątpliwie też i zabawy młodego 
pokolenia miały charakter wojskowy. W tej atmosferze 
życia wojskowego rozwijały się wysokie pojęcia honoru 
i odwagi, ale nie żyła już ta wysoka, jednolita tradycya 
obywatelska, jaką przywiózł z pod Wiednia pod strzechę 
Trześniowa dziad Jan Dąbrowski. Rozwijały się raczej 
pojęcia ideału żołnierza, niezwiązane ściśle z pojęciami 



— 13 — 

obowiązku wobec ojczyzny. Wielu zresztą wówczas Pola- 
ków musiało szukać służby u obcych, nie mając pola do 
działania w wojsku Rzpltej. Zasługi ich wpisano w ru- 
bryki obcej sławy. Wszak sam Michał Dąbrowski bił 
się za obcą sprawę i, gdy jechał z pułkiem szwoleżerów, 
sformowanym w Polsce, poprzez pobojowisko pod Koli- 
nem, słyszał tylko okrzyki: Es leben die Sachsen! To też 
synów trzech rodów, Kępieńskich, Dąbrowskich i Letto- 
wów, w zabawach nie dzieliło pojęcie różnic narodowo 
ściowych, tak ściśle dziś związane z rdzenną istotą du- 
szy, i mieli oni w przyszłości wstąpić do trzech różnych 
armii: polskiej, saskiej i pruskiej. Pojęcie to zarysuje się 
w głowie Dąbrowskiego znacznie później, na obczyźnie, 
i to odrazu jasne, potężne, pełne. Lecz, aby mogło za- 
rysować się takiem właśnie, nie mogło być ono zimne, 
wyrozumowane, odarte z uroków i czarów, nieskoja- 
rzone z uczuciami; musi wyrastać z żywej pamięci serca, 
jeśli ma być płodne w czyny. Owóż wtedy to przydadzą 
się Dąbrowskiemu sielskie wspomnienia lat przeżytych 
wśród pełnej swobody w Pierzchowcu, koło wiekowego 
kościółka w Niegowieci, w Kucharach nad Wisłą i w gó- 
rzystych okolicach Plechowa przy drodze z żyznych 
Proszowic do starożytnej Wiślicy, lat przeżytycli w spo- 
koju, jakby o mil setki od współczesnych niszczących wy- 
padków dziejowych, przeżytych przy ciepłej piersi macie- 
rzystej ziemi polskiej. Wspomnienia te zachowają dla Dą- 
browskiego urok, nigdy i niczem niezatarty aż do zgonu. 
Choć Pierzchowiec przestanie być jego własnością, on 
wszakże przechowuje starannie dokumenty, odnoszące się 
do dziejów tej wsi, po rozwiązaniu legionów pragnie uzy- 
skać od rządu austryackiego pozwolenie odwiedzenia 
miejsc pobytu rodziny matki, a złamany wiekiem i tru- 
dami przedsiębierze jeszcze na krótko przed śmiercią ucią- 
żliwą pielgrzymkę, aby pożegnać się z miejscami, gdzie 
spędził lata dziecięce. 



— 14 — 

Wspomnienia te odegrały ważną rolę. Kiedy kraj za- 
żądał jego powrotu w czasie Sejmu Wielkiego, one dały 
Dąbrowskiemu zdolność odczucia niedoli ojczystej; one 
też tworzyły żyzne podłoże dla rozwoju uczuć, rozbudzo- 
nych przez powstanie kościuszkowskie w niebywałej do- 
tąd sile. 



ROZDZIAŁ n. 
Młodość i pierwsze lata służby wojskowej. 

(1767 — 1779). 



Nie odrazu zerwały się węzły, wiążące dom Dąbrow- 
skich z Polską; działo się to powoli, silą faktów i upły- 
wających lat. 

Michał Dąbrowski nie myślał nigdy o ekspatryacyi; 
służby w wojsku elektorów saskich, od lat 70 naszących 
koronę polską, nie uważał za służbę w wojsku obcem; do- 
wodził pułkiem, zaciągniętym w Polsce, tam w dorzeczu 
Wisły miał nietylko ziemię, ale i najbliższą rodzinę i tylko 
względami troskliwości o wykształcenie syna kierował się, 
kiedy wziął go z Plechowa do Hoyerswerdy. Chciał wy- 
kształcić syna na żołnierza, ale żołnierza polskiego, i jasno 
nawet widział dalszą jego przyszłość w służbie w gwar- 
dyi koronnej pod okiem wuja Lettowa. 

Jedenastoletni Henryk Dąbrowski oddany został głó- 
wnie dla wyuczenia się języka niemieckiego do szkoły 
w Kamentz w Gtómych Łużycach, niedaleko od kwatery 
w Hoyerswerdzią potem uczył się w domu ojca, wreszcie 
kierownictwo nad jego wykształceniem objął pułkownik 
Lestocą, który sam miał syna w równym wieku. 

Wykształcenie to było staranne, przeprowadzone pod 



— 16 - 

okiem rodziny lub osób blizkich, ale nieobszerne i krótkie. 
Wszedł Dąbrowski w życie praktyczne, w szeregi woj- 
skowe, mając zaledwie 15 lat skończonych. Z domu wy- 
niósł wykształcenie elementarne, nauka w Saksonii trwała 
zaledwie lat cztery, a młody Henryk rwał się przede- 
wszystkiem do konia i szabli, skoro tak wcześnie, już 
w r. 1770, oddał go ojciec do pułku. Do roku jedenastego 
życia znał tylko język polski, ale nie znał polskich ksią- 
żek, nie tylko dlatego, że przez cały ten pierwszy okres 
był na wsi, ale dlatego, że w ogóle w Polsce wówczas 
zajmowano się jak najmniej wszelką lekturą. W domu 
Kępieńskich czytać mógł najłatwiej jeszcze przekłady 
biblii. W szkołach i od nauczycieli saskich oprócz języka 
niemieckiego i początków francuskiego, uczył się przede- 
wszystkiem rzeczy, których znajomości domagał się stan 
żołnierski. Wymagania tego zawodu były wówczas bardzo 
nizkie. Dopiero w dziesięć lat później zacznie Dąbrowski 
pracować usilnie nad rozszerzeniem i pogłębieniem swych 
wiadomości i uczyć się będzie pilnie matematyki, inżynie- 
ryi, rysunków topograficznych i taktyki. W latach tych 
pierwszych służby wojskowej panował w armii saskiej 
wszechwładnie system bezmyślnej pedanteryi, mustry 
w sztywnych mundurach, na placach parady, pod kijem. 
Wstąpił Dąbrowski do pułku szwoleżerów imienia ks. Al- 
brechta w randze chorążego, nosił czerwony sztywny 
kaftan o żółtych guzikach, haftowaną, naszywaną kami- 
zelkę i takież spodnie. Polaków znalazł jeszcze zapewne 
wielu wśród towarzyszy broni, ale przy redukcyi armii 
usuwano ile możności cudzoziemców. Zresztą ci ostatni 
sami opuszczali szeregi wobec opłakanych stosunków służ- 
bowych. 

Po wojnie siedmioletniej reorganizacyą armii saskiej 
zajął się Kawaler Saski. Jazdę, która wróciła z Polski 
i przeszła na żołd wycieńczonego skarbu spadkobierców 
Augusta II i III, zmniejszono przez pół, z 8 pozostawiono 



— 17 — 

4 kompanie; konie rozpożyczono chłopom zniszczonym 
wojną, i trzymano w stajniach zaledwie 12 na cały szwa- 
dron. Wprawdzie etat wojska podnosił się od r. 1763 stale, 
ale kiedy w r. 1770 pułki liczyły już normalną ilość żoł- 
nierzy, zredukowano je znowu prawie do połowy dla 
oszczędności. Zmieniły wtedy pułki szwoleżerów mundury 
na takież sztywne i niewygodne, tylko koloru jasnosiwego; 
sprowadzano dla nich zawsze, mimo kosztów, polskie konie. 
Ze względów oszczędnościowych zaprzestano nawet ścią- 
gać pułki z kwater na przeglądy. Nie tu był jeszcze kres 
nieszczęść, jakie raz po raz uderzały w małą armię saską. 
Po redukcyi z 20 września 1770 r. nastąpiła dalsza 
w myśl rozporządzenia z dnia 25 sierpnia 1771 r. Roz- 
dano mnóstwo urlopów, a na miejsca tak opróżnione nie 
zaciągano nowych rekrutów. Odtąd regiment ka walery i 
liczył zaledwie 423 ludzi i 369 koni, a podobnie okrojono 
też etat piechoty i artyleryi. 

W tym czasie Ludwik Henryk Lettow, który nie- 
dawno otoczony pod Krakowem przez konfederatów bar- 
skicłi, przerżnął się z kilku szwadronami i zyskiił wraz 
z zaufaniem królewskiem dowództwo w gwardyi koron- 
nej, doniósł Michałowi Dąbrowskiemu, że ma w swym 
pułku miejsce oficerskie, zachowane dla siostrzeńca. Ru- 
szył tedy w r. 1772 Henryk Dąbrowski z ojcem ku Pol- 
sce, ale dotarł tylko na Śląsk, gdzie spotkał Kępieńskich, 
babkę i siostry, wygnane z ojczyzny przez straszną za- 
wieruchę dziejową. Wypadło rozstiić się z myślą dalszej 
podróży do Warszawy. 

Kiedy na sejmie koronacyjnym warszawskim 1764 r. 
odrzucono projekty Rosyi w sprawie dyssydentów, poseł 
rosyjski Repnin postanowił przeprowadzić uchwały na naj- 
bliższym sejmie r. 1766 i począł organizować ukcyę różnowier- 
ców, celem odzyskania dawnych swobód relij;ijnych. Kraj 
cały ogarnął płomień rozdmuchiwany przez Rosyę, nie mogła 
się też ostać w spokoju rodzina Dąbrowskich. Wszyscy 

JAN HENRYK D^BROmU. 2 



- 18 — 

krewni Henryka Dąbrowskiego po matce należeli do wy- 
znania reformowanego. Pułkownik Kępieński uie chciał 
przykładać ręki do zguby kraju i przeniósł się na Śląsk 
pruski do Pawłowic, leżących między Pszczyną a Ża- 
rami. Wdowa po generale Lettowie, u której w Pierz - 
chowcu pozostawały Dąbrowskie po ukończeniu nauki, 
uwiozla wnuczki do Krakowa. Groza wojny miała je jednak 
dotknąć z blizka. Dnia 21 czerwca 1768 r. ogłoszony zo- 
stał w Krakowie akt konfederacyi i rozpoczęły się krótko- 
trwałe rządy marszałka jej Czarneckiego, który jednak 
jako krewny użyczał swej opieki dzieciom Michała Dą- 
browskiego. Ale wkrótce nadszedł trzeci, najwięcej intere- 
sowany tej zbrojnej dysputy teologicznej uczestnik, gene- 
rał Apraksyn. Ze sklepień kościoła św. Mikołaja poczęły 
się sypać kule na starą, piastowską stolicę, spłonęły przed- 
mieścia Kleparz i Wesoła, a wśród mieszkańców zapano- 
wała trwoga i rozpacz. W nocy z 16 na 17 sierpnia Ro- 
syanie szturmem zdobyli miasto, a choć na ulicach trwała 
jeszcze beznadziejna walka, skończyła się ona ostatecznie 
dla konfederatów śmiercią lub niewolą. Ludwika i Ale- 
ksandra Dąbrowskie niedługo potem uzyskały pozwolenie 
wyjazdu z babką na Śląsk. 

Tak w r. 1772 mieszkańcy Kuchar i Pierzchowca 
znaleźli się znowu razem tuż nad granicą skłócjonej wo- 
jennie Rzpltej, a przecież w miejscu bezpiecznem i spokoj- 
nem. Dla Henryka Dąbrowskiego był to jakby powrót 
do ojczyzny i do słodkich wspomnień wieku dziecięcego. 
Po sześciu latach pobytu wśród obcych, wśród wojsko- 
wych, stosujących w szkole i w służbie pedanteryę i su- 
rowość, jako naczelną regułę, widział teraz znowu swoją 
«drugą matkę», towarzyszkę zabaw z Pierzchowca, siostrę 
Ludwikę, najpierwszą opiekunkę babkę Lettowową i uko- 
chanego « brata » Jana Kępieńskiego. Słyszał na nowo czy- 
stą polską mowę, zwiedzał okolice, związane tradycyą 
i legendą z dawnej Polski dziejami. Niemal, że wracała 



— 19 - 

sielanka lat dawnych, gdyby nie przedzierały się z kraju 
wieści pełne goryczy, odgłosy wielkiej katastrofy krajo- 
wej. Wojska rosyjskie, pruskie i austryackie opanowy- 
wały właśnie w tym czasie nadgraniczne województwa, 
traktaty podziałowe zostały podpisane 5 sierpnia 1772 r., 
zewsząd dochodziły echa rządów Kreczetnikowa, Apra- 
ksyna i Drewicza, biskup kamieniecki Krasiński został 
porwany na samym Śląsku. Polskę pustoszyły zarówno 
wojska regularne jak luźne watahy łupieskie, a wśród 
tego wszystkiego wrzała w najlepsze w całym kraju agi- 
tacya, poprzedzająca sejm podziałowy r. 1773, sejm Po- 
nińskiego i Reytena. Gdyby w 17-letnim Henryku Dąbrow- 
skim nie były nawet w tym czasie rozwinięte spełna 
uczucia miłości ojczyzny, przeżywał on przecież szereg 
wzruszeń, które, choćby oparte li tylko na podstawie przy- 
wiązania rodzinnego, wiodły go przecież bezpośrednio do 
zrozumienia szerszego uczucia miłości kraju ojczystego 
i obawy i troski o jego losy. Wśród wstrząsających grozą 
wypadków była w niebezpieczeństwie śmierci niejedna droga 
mu głowa. Pierzchowiec stał się cząstką nowych posiadlośic 
galicyjsko austryackich. 

Pobyt na Śląsku, niedługi, zamknięty w ścisłych gra- 
nicach urlopu wojskowego, był tem większego znaczenia, 
że rozwiała się nadzieja służby pod własną chorągwią. 
Dąbrowski wrócił do Hoyerswerdy, został mianowany pod- 
porucznikiem niepłatnym i nadkomputowym i przeżył dwa 
złe lata w życiu. Uległ przygnębieniu, jakie ogarnęło woj- 
skowych saskich na widok niemocy finansowej kniju 
i w ślad za tem idącej niemożności wszelkich większych 
reform. «Zredukowano kompanię na 25 koni, oficerowie 
stracili chęć i opuścili się w służbie; o instrukcyi, mu- 
strze i manewrach ani pomyślano*. Z przeglądu w pa- 
ździerniku r. 1774 okazało się w 11 regimentach jazdy 
4435 ludzi i 2197 koni, brakowało zatem 2112 ludzi i 3744 
koni. Stosunki majątkowe Dąbrowskich były opłakane. 



- 20 ~ 

Z Pierzchowca trzeba było zrzec się wszelkich dochodów 
na czas dłuższy, jak w ogóle trzeba było wyrzec się 
myśli rychłego uporządkowania interesów w Polsce. Za- 
rząd gospodarczy własną kompanią przynosił tylko «bar- 
dzo niewiele», tak, że naczelny komendant armii, Kawa- 
ler Saski, imieniem właścicieli kompanii prosił, aby wy- 
znaczono im odpowiednią płacę w miejsce niepewnych 
dochodów administracyi oddziałami. W tych złych warun- 
kach, kiedy Michał Dąbrowski wśród zmartwień zaczął 
podupadać na zdrowiu, syn marnował czas w bezczyn- 
ności i apatyi. Że lata te nie poczyniły jednak szczerb 
głębokich w charakterze Henryka Dąbrowskiego, zawdzię- 
czać należy dobroczynnemu wpływowi sióstr, które pro- 
wadziły dom ojca w Hoyerswerdzie. Przykład « wycho- 
wania, moralności i upodobania w czytaniu książek», jaki 
miał w domu, nagany ostre i wyrzuty młodszej siostry 
Aleksandry i łzy starszej Ludwiki, były przeciwwagą wobec 
rozkładowych wpływów kolegów z kompanii. W domu 
ojca słyszał teraz język polski. Przez lat sześć były po- 
zostawały Dąbrowskie jeszcze w otoczeniu polskiem, kiedy 
Henryk, dzieckiem prawie będąc, znalazł się już wśród 
obcych. To też Ludwika Barner w czterdzieści lat po 
opuszczeniu stron rodzinnych, w r. 1810, będzie mogła po- 
rozumiewać się z bratową, Barbarą z Chłapowskich Dą- 
browską, w języku polskim, kiedy natomiast Henryk Dą- 
browski mimo powrotu do kraju już do śmierci nie odzy- 
ska zupełnej swobody wysłowienia się po polsku. Blizkość 
sióstr pozwoliła mu przynajmniej zachować w pamięci 
duży zapas słów polskich, a przedewszystkiem utrzymać 
żywe wspomnienie kraju. Rolę tę łącznika z przeszłością 
i krajem obejmie w^krótce w znacznej części Karol Michał 
Kępieński, młodszy brat Jana, który wstąpił do pułku 
ks. Albrechta przed r. 1778. 

Stosunki w wojsku saskiem poczęły się około r. 1775 
zmieniać na lepsze. Było to w związku z usilnemi stara- 



21 



niami o podniesienie kraju księcia administratora, królewiczii 
Ksawerego, a zwłaszcza następnie samego elektora Fry- 
deryka Augusta. Na początku r. 1774 zmarł Kawaler 
Saski, długoletni dowódca naczelny armii, od początku 
zaś 1775 r. naczelna komenda pozostawała przy własnej 
osobie elektora. Zamianowano natomiast 4 generalnych 
inspektorów wojskowych, którzy nie tylko załatwiali 
sprawy gospodarcze, lecz rozstrzyirali o komendzie, dyscy- 
plinie i t. p. Szwoleżerowie im. ks. Albrechtii należeli do 
I inspektoratu jazdy generała Bonckendorffa z siedzibą 
w Dreźnie. Na wiosnę w okręgu każdego inspektoratu od- 
bywał się przegląd, a pod jesień manewry. Od 1 stycznia 
1776 r. wchodził w życie zmieniony regulamin ćwiczeń. 
W r. 1776 i 1777 odbyły się przeglądy i większe ćwicze- 
nia piechoty w dwu obozach. 

Dąbrowski jakby odżył. W r. 1774 został miano- 
wany rzeczywistym podporucznikiem z gażą miesięczną 
16 talarów. cSciągniono pułki do kwater sztabowych 
i uczono je... każdy pracował i musiał być czynny». Wtedy 
wykształcił się w służbie zwyczajnej, pozostając zawsze 
jeszcze w dawnej kompanii ojca. Pod koniec r. 1776 prze- 
niesiony został do komendy podpułkownika Któsterleina 
do Straupitz na wschód od Llibben w Dolnych Łużycach. 
Wkrótce zaliczono go do najlepszych podporu(izników i wy- 
komenderowano ze szwadronem, wybranym z całego regi- 
mentu, do obozu pod Strauch na północ od Grossenhain, 
na granicy dzisiejszej od Prus. Było to w r. 1777. Dą- 
browski został wkrótce potem mianowany porucznikiem, 
gdyż opróżniło się wiele miejsc przez dymisye starszych 
wiekiem i niezdolnych do czynnej służby oficerów, i wszedł 
do przybocznej kompanii kapitalna Wallnuss w Wittgenau 
o 4 mile na północ od Budziszyna. 

W życiu rodzinnem Dąbrowskiego zaszły w tymże 
czasie wypadki ważne. Dnia 27 lutego 1775 r. odbył 
się ślub siostry jego Aleksandry z porucznikiem pułku 



- 22 — 

im. ks. Albrechta, Krzysztofem iJarnerem, synem majora 
karabinierów, poprzednika Michała Dąbrowskiego w do- 
wództwie pułkiem szwoleżerów im. ks. Karola i baro- 
nówny Kayserling z Meklemburgii. Gościom weselnym 
rozdano pólarkusik o złoconych brzegach: mieścił się na 
nim wierszyk okolicznościowy, napisany w języku nie- 
mieckim ku uczczeniu młodej pary przez Henryka Dą- 
browskiego. Życzenia w nim zawarte, życzenia długicli 
lat szczęśliwego małżeńskiego pożycia, nie spełniły się; 
już w kwietniu roku następnego zmarła Aleksandra z Dą- 
browskich przy narodzinach córki Ludwiki Barner. Opie- 
kunką sierotki została ciotka Ludwika Dąbrowska, która 
w r. 1777 została drugą żoną Barnera. W roku śmierci 
siostry, jesienią 1776 roku, poznał też i sam Dąbrowski 
przyszłą swą żonę. Odbywały się wtedy koło Neschwitz 
w okolicach Budziszyna manewry dwu regimentów pie- 
choty w obecności elektora, a że była to nowość po dłu- 
gim okresie letargu, zjechał Michał Dąbrowski z rodziną, 
aby im się przyjrzeć. Przy sposobności odwiedzono da- 
wnego przyjaciela, podpułkownika Rackel we wsi Loga. 
Tutaj, wedle słów intercyzy ślubnej z 27 marca 1780 r., 
«za zrządzeniem Bożem czcigodny pan Jan Henryk Dą- 
browski przejął się miłością serdeczną do czcigodnej panny 
Gustawy - Henryki Rackel i wyjawił to, z uszanowaniem 
należnem, zarówno pannie jak także jej wielce szanow- 
nym rodzicom, czcigodnemu panu Leopoldowi Gustawowi 
Rackel, panu na dobrach rycerskich Loga i czcigodnej 
pani Zofii Magdalenie Rackel, z domu Ziegler-Klipphausen, 
i starał się w sposób odpowiedni o ich zezwolenie. Wtedy 
także panienka Rackel po zasiągnięciu rady u swoich ro- 
dziców okazała równą skłonność*. Tylko, że młodzi wy- 
znali sobie prędko miłość i ze Straubitz pisywał już Dą- 
browski potajemnie do ukochanej. « Rodzice wiedzieli 
wprawdzie o wspólnem przywiązaniu, lecz nie rozumieli, 
aby się tak głęboko zakorzeniło*. Dowódzcą Dąbrowskiego 



— 23 — 

był w r. 1777 wuj Gustawy Rackel, a kapitan Wallnuss 
znał dobrze ojca i przywiązany był do całej rodziny mło- 
dego porucznika. Z Wittgenau jeździł też często Dąbrow- 
ski do Logi, o trzy mile oddalonej, i dopiero w przededniu 
wojny r. 1778 musiano się rozstać, «nie bez rozrzewnie- 
nia z obu stron i przysiąg powtórnych wiecznego przy- 
wiązania i stałości*. 

Była to t. zw. wojna sukcesyjna bawarska. Dnia 
30 grudnia 1777 r. zmarł Józef Maksymilian III z linii 
Wittelsbachów elektor bawarski, a natychmiast jego sukce- 
sor, Karol Teodor, książę Dwumostów, zawarł układ, obo- 
wiązujący go do odstąpienia cesarzowi Józefowi II dolnej, 
względnie całej Bawaryi. Na wiadomość o umowie wie- 
deńskiej Fryderyk II zapewnił elektorowi saskiemu, Fry- 
derykowi Augustowi, dziedzictwo po wuju Ba warczy ku. 
Bezpośrednio przedtem na dworze drezdeńskim zapadła 
uchwała co do reformy armii. Z 11 regimentów jazdy 
utworzono 7, przytem jednak podniesiono nieco jej liczbę. 
Tajną konwencyą z 2 kwietnia oddano wojsko saskie 
pod dowództwo naczelne Fryderyka II, a w cztery dni 
później wyszedł do wojska rozkaz skoncentrowania się 
około Drezna. Dnia 1 maja ogłoszono zarządzenia o obro- 
' nie krajowej. Strzeżono obu brzegów Łaby; nad granicą 
czeską w Gottleuba, Giesshlibel i Schandau rozstawiono 
silne posterunki. 

Michał Dąbrowski wziął udział w kampanii jako pod- 
pułkownik, a w ciągu r. 1778 został już w czasie działań 
wojennych pułkownikiem i komendantem szwoleżerów 
im. ks. Karola Kurlandzkiego. Henryk Dąbrowski z puł- 
kiem im. ks. Albrechtii ruszył najpierw ku Dreznu, stam- 
tąd do Pimy i nad granicę. 

Z końcem czerwca zerwane zostały stosunki dyplo- 
matyczne między Wiedniem a Berlinem. Fryderyk II 
główną armię zebrał na Śląsku pruskim. Z drugą armią 
pruską przybył brat królewski, ks. Henryk, z Berlina 



- 24 - 

w okolice Drezna, gdzie 10 lipca złączył się z generałem 
Solmsem, komenderującym wojskiem saskiem, i z masy 
75.000 żołnierzy utworzył cztery korpusy: dwa pruskie 
pod komendą swoją i generała MóUendorfa, saski pod ge- 
nerałem Solmsem i sasko -pruski generała Platena. W chwili 
otwarcia kampanii szwoleżerowie im. ks. Kurlandzkiego 
i Albrechta zostawali pod generał -majorem du Hamel 
i generał -porucznikiem Benckendorffem, dowodzącym całą 
kawaleryą w korpusie generała Solmsa. 

Armia ks. Henryka miała działać 'pb prawym brzegu 
Łaby, przedrzeć się do Czech od północy, od Łużyc Gór- 
nych, i starać się o połączenie z armią działającą od 
strony Śląska. Jednak z obu stron, austryackiej i prusko- 
saskiej, nadzwyczaj miano się na ostrożności, unikano 
walki, ograniczano się na uczonem manewrowaniu, na 
marszach i kontrmarszach. W pierwszem większem star- 
ciu, gdzie uczestniczyli Sasi, koło Rumburga 30 lipca, 
odepchnięto tylną straż austryacką; i tutaj z komendy 
Michała Dąbrowskiego dostał się do niewoli kapitan z 10 
żołnierzami. Najznaczniejsza potyczka miała miejsce koło 
Krombachu, na ogół jednak nie spotkano się nigdzie 
z większym oporem i cała trudność pochodu polegała na 
przezwyciężeniu przeszkód naturalnych na terenie górzy- 
stym. Korpus saski generała Solmsa był 1 sierpnia 
w Warnsdorf, 2 w Waltersdorf i pozostawał dni kilka 
koło Gabel; równocześnie 3 sierpnia generał Bennigsen, 
przy którym byli szwoleżerowie ks. Kurlandzkiego, zajął 
Zittau. 

W początku września zaszły zmiany w korpusie sa- 
skim; generał Solms odkomenderowany został do korpusu 
Platena, a w miejsce jego na lewem skrzydle objął do- 
wództwo generał Bennigsen. Szwoleżerowie sascy pod 
Bennigsenem wraz z korpusem pruskim generała An- 
halt - Bernburg cofnięci zostali ku Łużycom Górnym. 
12 września stali w obozie za Nissą między Eckartsber- 



— 25 — 

j^iem a Wittgendorfem, 17 października zajęli kwatery kolo 
Zittau, a następnie kolo Miip:eln, wreszcie od 17 listopada 
stali w Górach Kruszcowych i Yoigtlandzie. 

Na początku lutego 1779 r. nakazano gotowość do 
marszu z powodu zamierzonego wtargnięcia generała Mól- 
lendorfa do Czech, ale ostatecznie doczekano się 10 marca 
zawieszenia broni, a 12 maja pokoju cieszyńskiego. Szwo- 
leżerowie ks. Albrechta stanęli na kwaterach w Dolnych 
Łużycach w Lubben, Liibenau i Lieberose; Henryk Dą- 
browski z kompanią przyboczną był w Ltibben. 

Udział swój w tej wojnie, nazwanej później «^karto- 
flaną», określa Dąbrowski tak: « Regiment nasz zwiódł 
kilka małych utarczek. Miałem chęć odznaczenia się, lecz 
ani wiadomości, ani dostatecznej okazyi do tego». Wojna 
ta nie była jednak bez znaczenia; pod wpływem zapo- 
znania się z urządzeniami fryderycyańskiemi przeprowa- 
dzono wiele ulepszeń w armii saskiej, a krótkie te dnie 
doświadczeń, zdobytych w niekrwawej kampanii r. 1778, 
nabierają tem większej wagi, że będzie to jedyna prak- 
tyka wojenna aż do pamiętnych dni r. 1794, gdy spa- 
dnie na Dąbrowskiego nierównie cięższa odpowiedzialność 
w obronie Powązek i odwrocie z pod Bydgoszczy. 

Ta pierwsza wojna Henryka Dąbrowskiego była 
ostatnią dla jego ojca. Michał Dąbrowski liczył lat 61; 
duży zapas jego sił wyczerpało 45 lat służby i 5 kam- 
panii; krótko cieszył się domem własnym; w ostatnim 
dziesiątku lat przygniotły go nieszczęścia krajowe i śmierć 
córki, a wśród niewygód marszów w słotnej porze r. 1778 
wzmogły się dawne dolegliwości. Rozchorzał też ciężko 
w czasie leż zimowych r. 1779, musiał pułk opuścić, wy- 
jechał na kuracyę pod opieką syna, 16 kwietnia zrobił 
testament, z dnia na dzień czul się coraz słabszy i zmarł 
28 sierpnia 1779 r. w Dreźnie. Pozostawił pamięć «cno- 
tliwego, poczciwego człowieka i najlepszego w świecie 
ojca*. 



— 26 — 

Obrączkę ślubną po przedwcześnie zgasłej żonie, któ- 
rej dochował wierności przyrzeczonej na łożu śmiertel- 
nera, zdjął teraz syn Henryk z palców zmarłego, aby nie 
rozstać się z nią cłiyba cliwilowo, gdy nad Berezyną 
ugodzi go kula w prawą rękę. Przy śmierci ojca była też 
obecną córka, Ludwika, i wnuczka, które zimę z r. 1778 
na 1779 spędziły w Dreźnie. Dnia 14 września, w obecno- 
ści także Wediga Krzysztofa Barnera, otwarto testament 
zmarłego. 

Podział spadku nastąpił zgodnie z wolą nieboszczyka, 
«nie używając do działów ani sędziego lub adwokata, ani 
pośrednika lub świadków». 20 września 1779 r. podpi- 
sał umowę podziałową Dąbrowski i Barner, jako zastępca 
i opiekun żony i córki. Majątek składał się z Pierz- 
chowca, kapitałów w gotówce i wierzytelnościach, ko- 
sztowności i sprzętów. Otrzymał Dąbrowski na równi 
z siostrą i siostrzenicą 1444 talarów i 14 groszy z go- 
tówki, rzeczy wartości 460 talarów 16 gr., i w wierzy- 
telnościach 14,563 tal. 20 gr.' Nadto miał w przyszłości 
otrzymać jedną trzecią z należących się spadkobiercom 
Michała , Dąbrowskiego 5,506 talarów, których wydoby- 
ciem od wierzycieli miał się zająć Barner i sumy, jaka 
miała przypaść zmarłemu po zamknięciu rachunków kom- 
panii, którą miał w własnym zarządzie gospodarskim. 
Przed podziałem, w myśl ostatniego rozporządzenia zmar- 
łego, oddano synowi część kosztowności i sprzętów i 1000 
dukatów. Tak więc odziedziczył Henryk Dąbrowski ogó- 
łem 19,765 talarów i 2 gr. Był to majątek na owe czasy 
dość znaczny, równał się sumie 100,590 złotych polskich; 
tylko, że przeważna część jego nie mogła być prędko 
zrealizowaną. Chociaż gaża oficerska Dąbrowskiego wy- 
nosiła zaledwie 18 talarów miesięcznie, mógł jednak teraz 
pomyśleć o założeniu swego ogniska domowego, a jako 
dziedzic Pierzchowca po spłaceniu siostry i siostrzenicy, 
musiał udać się do Polski i tam uregulować interesy. 



— 27 — 

Potrzeba wyjazdu była tem większą, że na krótko 
przed śmiercią ojca straci! Dąbrowski babkę Lettowową. 
Ruszył tedy do kraju w ostatnim kwartale r. 1779. Prze- 
bywał w Pierzchowcu u Kępieóskicłi niedługo. Był za 
urlopem, miał w nowym roku założyć dom własny, mnó- 
stwo spraw, łączących się ze spadkiem i blizkim ślubem, 
miał na głowie, spieszył się zatem bardzo. Starał się 
utrzymać Pierzchowiec w swych ręku: było to nie tylko 
wolą ojca, ale i jego samego gorącem życzeniem, zwłasz- 
cza teraz, gdy miejsce to poświęcały groby rodziców jego 
matki. Wkrótce miały się bardziej jeszcze zacieśnić wę- 
zły, łączące go z Saksonią; widoków rychłego powrotu 
do kraju nie było; nie chciał więc tembardziej dokonać 
niejako ostatecznej ekspatryacyi, wyzbywając się jedy- 
nego kawałka ziemi w Polsce. Utrzymać Pierzchowiec 
nie było łatwo z chwilą, gdy rząd austryacki położył na 
nim swą ciężką rękę, jako na dobrach królewskich. Przy 
podziale spadku, oceniono Pierzchowiec na 2500 talarów, 
ale suma ta nie wyrażała całej wartości majątku; wieś 
trzeba było dopiero odkupić od rządu nowego. Nie mógł 
wszakże Dąbrowski osobiście upominać się skutecznie 
o swoje prawa u rządu galicyjskiego, sam siedząc z da- 
leka w Saksonii. Powierzył zatem w tej sprawie zastęp- 
stwo wujowi Kępieńskiemu, który też jako dożywotni po- 
siadacz Pierzchowca, prowadził działania prawne wobec 
władz austryackich i podpisał wreszcie kontrakt kupna 
w r. 1781. 

Z sumy nabywczej 6500 zł. reńskich Guberniuni 
Królestwa Galicyi i Lodomeryi otrzymało po rok 1783 
w trzech ratach sumę 3538 zł. reńskich i 80 krajcarów. 
Spłacał te raty Dąbrowski w miarę, jak wydobywał ka- 
pitały, uwięzione w wierzytelnościach. Kiedy jednak po 
śmierci dożywotnika, wuja Kępieńskiego, w r. 1796 trzeba 
będzie zapłacić odrazu całą resztę ceny kupna, będzie 



— 28 — 

to przechodziło jego możność, i wtedy też nie tylko no- 
minalnie, ale i faktycznie przestanie być właścicielem 
Pierzchowca. Aliści o ekspatryacyi nie będzie już wtedy 
żadnej mowy, gdyż będzie to w momencie objęcia przez 
Dąbrowskiego przewodniego w narodzie stanowiska: w prze- 
dedniu legionów. 



ROZDZIAŁ III. 
Dom własny, służba w gwardyi. 

(1780— 1792). 



Kiedy Dąbrowski opusz.czal dom Kępieńskich, wzii|l 
zapewne błogosławieństwo od ciotki Aleksandry, bo dzień 
zaręczyn i ślubu był już bardzo blizki. 

Augusta Małgorzata Henryka Riickel liczyła wtedy 
rok 23; « wesoła, bardzo skromnych obyczajów, wycłiowana 
do życia domowego i gospodarstwa », była drugą córką 
Gustawa Leopolda Rackel, dawnego podpułkownika kira- 
syerów i Zofii Magdaleny Ziegler-Klipphausen. Rodzina, 
w którą wchodził Dąbrowski, była możną i wpływową. 
Ojciec żony «pochodził z bardzo dawnego domu Dolnych 
Łużyc», matka «z jednej z najmajętniejszych i najpierw- 
szych familii Górnych Łużyc»; siostra starsza Krystyna 
w r. 1779 zaślubiła członka «znanej w Polsce familii kal- 
wińskiej Grabo wskich». Młodszy o dwa lata brat Adolf 
Rackel służył w piechocie saskiej i ceniony był «dla pil- 
ności w służbie, nieskażonego, nieposzlakowanego charak- 
teru i życia». Brat ojca, Henryk Rackel, pułkownik w pułku 
ks. Albrechta, ożeniony z córką ministra skarbu saskiego, 
hr. WaUwitza, wystąpił w r. 1778 ze służby w stopniu 
generała a miał syna, który był podwładnym a potem ko- 



— 30 — 

legą Dąbrowskiego w regimencie szwoleżerów. Z braci 
matki Ziegler-Klipphausen jeden zmarł wcześnie, około 
r. 1770, jako podpułkownik gwardyi przybocznej, drugi 
był podpułkownikiem kirasyerów. 

27 marca 1780 r. we wsi dziedzicznej Loga, w domu 
rodziców, podpisano intercyzę ślubną. Henryka Rackel 
otrzymała tytułem posagu 2000 talarów; na sumę tę zło- 
żył się zapis testamentowy wuja Karola Boguchwała von 
Ziegler 1000 talarów, legat po dziadku pięciuset talarów 
i tejże wysokości część po matce; przez późniejszy zapis 
i spadek po śmierci rodziców wiano urosło do wysokości 
6000 talarów. Zahypotekowano pomienione 2000 talarów 
na dobrach Loga, a wypłacane miały być tylko odsetki 
5^/o na Wielkanoc i na św. Michała. Dąbrowski ze swej 
strony zapewnił żonie na wypadek śmierci 7000 talarów, 
500 tal. jako ^Morgmgabe», procent od 1000 tal. aż do 
śmierci lub powtórnego zamążpójścia, nareszcie zaraz po 
śmierci męża na żałobę 300 talarów, oraz najlepszy powóz, 
konie i uprząż lub 200 talarów gotowizną. Takie szczegó- 
łowe układy, mające wejść w życie dopiero po śmierci 
jednego z małżonków, były rzeczą zwykłą i przyjętą na- 
ówczas w wilię ślubu wojskowego, którego przyszłość za- 
leżała od zmiennych losów wojny. To też panna oświad- 
czyła, «że wszystko to jako dowód poczciwej troski o za- 
bezpieczenie jej osoby przyjmuje z należną wdzięcznością*, 
ale «nigdy nie życzy sobie dożyć chwili zrealizowania tego 
zapisu, — raczej prosi Boga, żeby zechciał odsunąć takie 
zrządzenie jak najdalej*. Dąbrowski miał zastrzeżoną ad- 
ministracyę majątku wedle swej woli i możność rozporzą- 
dzania majątkiem później nabytym. Synów postanowiono 
wychowywać w rzymsko-katolickiej, córki w luterskiej 
wierze. 

Ślub odbył się nazajutrz w Loga. Z rodziny Dąbrow- 
skiego była obecna siostra, szwagier i brat cioteczny Ka- 
rol Michał Kępieński; był też obecny przywiązany zaró- 



— 31 — 

wno do obu rodzin kapitan Wallnuss. Młoda para udała 
się do Ltibben, gdzie stal pułk ks. Albrecłita, a następnie 
jeszcze w tym samym roku do Drezna, skoro za niewątpli- 
wem poparciem rodziny żony Dąbrowski został mianowany 
porucznikiem gwardyi przybocznej. 

W Dreźnie przyszedł na świat syn Jan Michał, pra- 
wdopodobnie w r. 1781, i córka Karolina Zofia Aleksandra 
Henryka, prawdopodobnie w r. 1783. Około r. 1784 zmarł 
podpułkownik Rackel i przestał istnieć w dawnej formie 
dom w Loga. Wdowa Zofia Magdalena Rackel, która dom 
ten prowadziła, wniosła już na d. 3 lipca tegoż roku po- 
danie do sądu o zamianowanie kuratorem jej zięcia J. H. 
Dąbrowskiego w miejsce Dra Bogumiła Hartmanna z Gór- 
litz; sama zresztą wkrótce potem zmarła 20 listopada 
1785 r. w Hoyerswerdzie. Śmierć rodziców żony Dąbrow- 
skiego kazała mu zająć się uporządkowaniem spraw ma 
jątkowych. W r. 1784 d. 13 marca przed «elektorsko-sa- 
skim wyższym królewskim sądem gwardyi* Gustawa Dą- 
browska oświadczyła, że sprzedaje mężowi za sumę 10 ta- 
larów wszystkie posiadane i w przyszłości nabyte •klej- 
noty, złote i srebrne kosztowności, drogie kamienie, perły 
korale, łańcuszki, pierścionki, naszyjniki i naramienniki, 
zegarki i inne ozdoby », również suknie i inne rzeczy. 
Tylko w razie wcześniejszej śmierci męża lub przyjścia 
na świat córki miała znowu stać się właścicielką tych rze- 
czy. Za takąż sumę i na tycli samych warunkach sprze- 
dał równocześnie Dąbrowski swoje rzeczy żonie. Był to 
akt, uzupełniający intercyzę ślubną i nietylko w swej for- 
mie kontraktu kupna i sprzedaży fikcyjny, bo żyła już 
córka Karolina, na rzecz której o dziesięć dni wcześniej 
przejął Dąbrowski zapis 2000 talarów z rąk Karoliny Zofii 
Wilhelminy Poigk. Przyszłość dzieci materyalna zdawała 
się być zapewnioną, gdyż po Magdalenie Rackel, babce 
ich, zostało się 4000 talarów na hypotece dóbr Loga 
i sprzęty wartościowe. W myśl testamentu z 5 listopada 



32 



1785 r. Gustawa Dąbrowska i Boguchwał Adolf Rackel, 
porucznik piechoty, otrzymali po 200 talarów i wspólnie 
pokryli wszelkie długi. Srebrem, porcelaną, meblami, bieli- 
zną i t. d. miało się rodzeństwo samo podzielić, bacząc na 
to, że córka otrzymała już wiele przy wyprawie ślubnej. 

Był też w drezdeńskim dworku Dąbrowskich dosta- 
tek, były klejnoty, złote i srebrne kosztowności, drogie ka- 
mienie, perły i korale, cennych sprzętów przybyło jeszcze 
po śmierci kapitana Wallnussa, wzrastały zbiory przed- 
miotów artystycznych: tylko brakło coi'az więcej cech 
domu polskiego. Syn Henryka Dąbrowskiego wziął imię po 
dziadku i pradziadku, miał ojca chrzestnego w Karolu Kę- 
pieńskim, ale po polsku mówić poprawnie nauczył się do- 
piero bardzo późno, po powrocie do Polski w r. 1806; córka 
Karolina do śmierci nie umiała dobrze wysłowić się w ję 
zyku polskim. Wkrótce i Karol Kępieński opuścił służbę 
saską mimo widoków świetnej karyery, zmuszony do po- 
wrotu do Polski «przez stosunki familijne*; powodem wy- 
jazdu była niewątpliwie wiadomość o chorobie matki Ale- 
ksandry z Lettowów Kępieńskiej, która zmarła w r. 1783. 
Z żywych świadków przeszłości została już tylko siostra 
Ludwika; ona to, tęskniąc za krajem a gorąco przywią- 
zana do brata, miała strzedz i pielęgnować wspomnienia, 
zebrane przed laty w Polsce. 

Przeniesienie do gwardyi i stały pobyt w Dreźnie 
miały wpływ stanowczy na dalsze koleje życia Dąbrow- 
skiego. Przez tych dwanaście lat ukształtowała się w wielu 
kierunkach ostatecznie jego duchowa postać. Tak dla zro- 
zumienia jego życia prywatnego, jego charakteru, jego za 
miłowań i wstrętów, jak dla ocenienia działalności w za- 
wodzie publicznym i wojskowym, poznanie dokładne histo- 
ryi tego okresu przedstawia żywy, a niestety, w braku 
notatek urywającej się w tem miejscu autobiografii, nieda- 
jący się spełna zaspokoić interes. 

Wysoka kultura miasta pełnego zbiorów i pamiątek, 



— 33 — 

zetknięcie się z dworem, opiekującym się tak troskliwie 
dziełami sztuki, oddziaływały silnie na Dąbrowskiego. Tu 
położył podstawy do swych bogatych zbiorów, obejmują- 
cych w przeważnej części wydawnictwa i przedmioty 
z dziedziny wojskowej, ale wchodzące często już w zakres 
sztuki. Kiedy będzie opuszczał Drezno, wartość tych zbio- 
rów będzie już znaczną; kiedy nagląca potrzeba zmusi go 
wziąć z pieniędzy żony i córki sumę 6000 talarów, ubez- 
pieczy ją na całem swem mieniu, własności zien)skiej i ko- 
sztownościach, a «dla większego bezpieczeństwa* odda 
w zastaw także «swoje książki, miedzioryty, mapy i zbiory 
planów*. Zbiory te uzupełniać będzie odtąd troskliwie 
i z niemałym nakładem pieniężnym, i we Włoszech i za 
powrotem do kraju, aż do ostatnich chwil życia. Oddzia- 
ływała silnie na Dąbrowskiego współczesna literatura nie- 
miecka i francuska; ostatnia jednak niewątpliwie dopiero 
znacznie później. Z zaptiłem witał narodziny wielkiej poe- 
zyi niemieckiej i jak na ślub siostry, tiik potem do narze 
czonej pisywać musiał wiersze. Na rysunkach, przedsta- 
wiających go w okresie wojny sukcesyjnej bawarskiej, 
w okresie pobytu w Saskiej Szwajcaryi, wygląda raczej 
na rozmarzonego poetę niż na surowego żołnierza. Nawet 
w późniejszych latach, kiedy włos mu przypruszy siwizna, 
jeszcze nieraz listy, pisane w interesach majątkowych do 
swego przyjaciela adwokata, przeplatać będzie niemieckimi 
rymami. Nie rozstanie się z książkami w obozie, w po- 
chodzie, nawet w ciężkich i krwawych dniach starć 
z Suworowem: o «Historyę wojny trzydziestoletniej* Schil- 
lera zatrzyma się kula nieprzyjacielska w bitwie pod 
Novi. Używając spoczynku w Winnogórze, korzystać 
będzie z przejazdu żony przez Wrocław i Drezno i z po- 
bytu dawnych legionistów we Włoszech, aby sprowa- 
dzać najnowsze wydawnictwa księgarskie. Wykształce- 
nie Dąbrowskiego nie było jednak w tym stopniu, co 
u większości współczesnych, encyklopedystyczne; z całym 

JAI HENRYK 04BI)C»SKL O 



34 



zapałem i niesłabnącą wytrwałością pracował w naukacli, 
związanycli z jego żołnierskim zawodem; inne gałęzie wie- 
dzy zajmowały go przeważnie o tyle tylko, o ile ze sztuką 
wojskową pozostawały w mniej lub więcej ścisłym zwią- 
zku. Zwrot ten do gruntownych studyów dokonał się pod 
wpływem nowego otoczenia w pułku gwardyjskim w sto- 
licy saskiej. 

Przeniesienie do gwardyi, chociaż bez podwyższenia 
stopnia, było wyszczególnieniem, które jeszcze przed laty 
dziesięciu zaznaczone było w ten sposób, że oficerowie 
z Gardę du Corps mieli rangę o jeden stopień wyższą, niż 
w innych pułkach. Od r. 1764 uległa gwardya znacznej 
redukcyi, od r. 1770 zrównano jej oficerów w stopniach 
ze starszyzną innych oddziałów, ale mimo tych zmian, 
podyktowanych względami na skarb wyczerpany, pozostał 
jeszcze sztab liczny i zachował uprzywilejowane stanowi- 
sko dzięki tradycyi i obcowaniu z dworem. Pułkownikiem 
był od r. 1777 hr. Maurycy Bellegarde, wnuk w niepra- 
wej linii Augusta II. «Był to człowiek nadzwyczajny, po- 
siadający duszę wzniosłą i niewyczerpane źródło mocy 
umysłowej, jednem słowem, geniusz obdarzony mnóstwem 
tak wojskowych jako i innych wiadomości, umiejętności 
i talentów; szczególniej zaś odznaczał się głęboką znajo- 
mością wszystkiego, co się tyczy służby kawaleryjskiej ». 
Zatrzymując naczelną komendę w gwardyi, mianowany 
w r. 1786 generałem majorem, a od r. 1788 inspektorem 
całej ka walery i saskiej, położył Bellegarde duże zasługi 
około reorganizacyi tego rodzaju broni. «W krótkim czasie 
przyprowadził gwardyę przyboczną do tego, iż nietylko 
była najlepszym pułkiem jazdy w całej armii saskiej, ale 
nawet wzorem wszystkich innych». Przez swoje znakomite 
przepisy ćwiczeń (die Belłegardeschen Funkie) zwiększył ru- 
chliwość jazdy. «Z czasem wielu bardzo oficerów pruskich^ 
austryackich, hanowerskich, jako też i francuskich przy- 
bywało do Drezna dla przypatrzenia się temu korpusowi^ 



— 35 — 

i przejęli niejedno z jego manewrów, ubioru i adrainistra 
cyl», bo korpus siiski «w istocie mógł służyć za wzór ka- 
żdej kawaleryi, nie tylko pod względem taktyki, ale też 
wewnętrznego porządku w służbie garnizonowej i polnej». 
Sąd ten pełen entuzyazmu wypowiedział Dąbrowski w dzie- 
sięć lat po śmierci hr. Bellegarde'a, gdy sam przejechał 
wzdłuż i wszerz Europę, poznał urządzenia Avojskowe 
wszystkich znaczniejszych państw, gdy miał już 10 lat 
krwawych własnych doświadczeń i czyny Bonapartego 
przed oczami. Można stąd wnioskować, jak wielkiemu przeo- 
brażeniu ulegał bezpośrednio po przybyciu do gwardyi, 
w r. 1780, kiedy «przybył do tego korpusu z wiadomościami 
niedostatecznemi, a mnóstwem przesądów, wystawiając so- 
bie jak i wielu innych, iż nic więcej umieć nie potrzeba 
jak tylko regulamin na pamięć* i kiedy nie sądził nawet, 
«aby inna jakaś książka miała być potrzebną oprócz re 
gulaminu». Hr. Bellegarde starał się w wojsku podtrzymać 
tradycyę szwoleżerów z bitwy pod Kolinem, widział też, 
ile cierpi na tem kawalerya saska, że generałowie i ofice- 
rowie sztabowi są w podeszłym wieku, więc był i^ełen ży- 
czUwości dla Dąbrowskiego, którego «postiić i żywość nie 
zmiernie mu się podobały*. W rozmowach, w które pułko- 
wnik Bellegarde zwłaszcza z młodymi ludźmi zapuszczał 
się przy każdej sposobności, «poznał» Dąbrowski «nieumie 
jętność swoją i zazdrościł kolegom, którzy o książkach 
wojskowych rozmawiać, na wszystko dostiiteczną mogli 
dawać odpowiedź albo stosowne w swojem miejscu czynić 
zapytania*. Obudziła się w Dąbrowskim żywa chęć pracy 
nad sobą, nad zdobyciem wiedzy teoretycznej wojskowej, 
a €znalazł w gwardyi przybocznej oficerów, którzy się już 
za przykładem pułkownika swego byli wykszUilcili i in- 
nym za wzór służyć mogli». «Czując potrzebę mentora, 
któryby nim w tem dobrem przedsięwzięciu kierować 
umiał», udał się 3o rotmistrza Bltichera, oficera, «którego 
pułkownik Bellegarde najwięcej cenił», i z którym «bar- 



— 36 — 

dzo często o dziełach wojskowych rozmawiał*. Był to 
w przeciwieństwie do swego głośnego z czynów i gwałto- 
wności imiennika, feldmarszałka pruskiego, «człowiek nad- 
zwyczajnie pilny i równie cierpliwy», a zwracającemu się 
z prośbą o radę koledze «natychmiast pożyczył z biblio- 
teczki swej kilka książek z dziedziny taktyki» i wyjaśniał 
ustępy trudniejsze do zrozumienia. Za przykładem Blii- 
chera zaczął Dąbrowski uczęszczać na lekcye «matema- 
tyki, inżynieryi, rysunków topograficznych i artyleryi». 
Korzystał z biblioteki, jaką w każdym pułku urządził hr. 
Bellegarde, a wkrótce pomyślał o założeniu własnej. Przez 
dwanaście lat w zupełnym spokoju, w środowisku, podnie- 
cającem go do pracy, « uczył się z usilnością». Rychło też 
wykształcenie jego wojskowe objęło szerokie .kręgi. Grun- 
towną była jego znajomość historyi sztuki wojskowej: zna 
życie sławnych wodzów nawet w szczegółach drobnych, 
powołuje się na przykłady Piotra W., Turenne'a i Czar- 
nieckiego, interesuje się dziejami wojennemi Ksenofonta 
i Cezara, czyta współczesne, peryodyczne wydawnictwa 
militarne. W tym czasie położył podstawy do swego zbioru 
map i planów, który odtąd uzupełniał starannie, korzysta- 
jąc z każdej sposobności, czy to biorąc kilka kart z ratu- 
sza zdobytej Bydgoszczy, czy polecając synowi, zwiedza- 
jącemu Włochy południowe, zakupno brakujących mu 
zdjęć Zannoniego z Neapolu, Malty i Sycylii, czy to prosząc 
adjutanta Haukego o szkic wyspy St. Domingo. Już w r. 1792 
zbiór ten był zapewne najbogatszy, jeśli nie jedyny w ca- 
łej Polsce. Owoce tych mozolnych studyów nad kartami 
geograficznemi zbierać będzie później, kiedy mu działać 
przyjdzie na tak różnym terenie walki w Polsce, Wło- 
szech, Rosyi, Niemczech i Prancyi. 

Jakie było to wykształcenie techniczne w różnych 
swych odgałęzieniach, jakiemi szło drogami i do jakich 
prowadziło militarnych pojęć i przekonań, oznaczyć można 
tylko ogólnie wedle norm, panujących w ówczesnej sztuce 



— 37 - 

wojskowej. Najwyższym wyobrazicieleni tej epoki byl Fry- 
deryk II, i pod dominującym wpływem jego strategii po- 
zostawał zarówno hr. Bellegarde, jak Dąbrowski. Armie 
ówczesne były w stosunku do sil, jakie na plac boju rzuci 
wkrótce Rewolucya i Napoleon, nieliczne, a organizacya 
ich nie opierała się na pierwiastku narodowościowym. We- 
dle instrukcyi r. 1768 armia Fryderyka II składała się 
z 160,000 żołnierzy, wśród których było 90,000 obcokra- 
jowców. Wr. 1742 żądał Fryderyk od komendantów pułków, 
aby starali się do kompanii zaciągać ^/j cudzoziemców; 
nie cofał się król przed poborem w kraju nieprzyjacielskim 
i przed przymusowem wprowadzeniem w szeregi pruskie 
jeńców wojennych. Jedyną spójnią między różnorodnymi 
żywiołami, tworzącymi jedną armię, były żelazne przepisy 
karności wojskowej. Pojęcia honoru wojskowego, przywią- 
zania do kraju starał się obudzić Fryderyk II w gronie 
oficerskiem, ale «co do prostego żołnierza, to koniei^znem 
było, zdaniem jego, aby lękał się więcej swoich zwierzch- 
ników, aniżeli niebezpieczeństw, na które się go wystawia; 
inaczej nigdy nie zdoła się go poprowadzić do szturmu 
wśród ognia 300 ziejących zniszczeniem armat». Siła armii 
XVIII w. polegała na najściślejszej dyscyplinie, a utrzy- 
manie bezwzględnego posłuszeństwa było pierwszem zada- 
niem wodza. Żołnierze tworzyli długie, sztywne linie, które, 
dając ognia, posuwały się naprzód; unikano terenu nie- 
równego, górzystego lub lesistego nie tylko przy wyborze 
pola bitwy, ale także w czasie marszu, aby nie rozluźniać 
szeregów i nie ułatwiać dezercyi. Tyralierka nie dała się 
wcisnąć w ramy taktyki liniowej; nie pozwalano nigdy 
żołnierzowi działać samodzielnie, nie liczono zgohi na jego 
inteligencyę i dobrą wolę, nie dopuszczano myśli o szukaniu 
w walce zasłony. Z wprowadzeniem tak pojętej karności 
łączył się obowiązek jak najstaranniejszego zao[)atrywania 
wojska w żywność. Z chwilą, gdy żołnierz musiałby sam 
pomyśleć o swych potrzebach, uważałby się za uwolnio 



- 38 - 

nego od posłuszeństwa; gJód rozluźnia wszelkie węzły. 
Skoro karność była podstawą organizacyi wojska, a opie- 
rała się na regularnem zaspokojeniu potrzeb żołnierzy, ko- 
niecznem stało się zakładanie magazynów z żywnością. 
Rekwizycye groziły rozprzęgnięciem armii i niedały się 
zastosować w szerszej mierze wobec nieobszernego i nie 
zmieniającego się terenu walki w okresie niekiedy kilkole- 
tnim. W wojnach niderlandzkicłi. Ludwika XIV rozwinął 
się system 5-dniowycłi marszów; wedle niego wojsko nie 
powinno było nigdy oddalać się od swych magazynów jak 
tylko o 5 dni marszu, poczem zatrzymywano się i zakła- 
dano nowe; pośrodku, między armią a magazynem, o dwa 
dni drogi od obozu, urządzano piekarnię; Fryderyk II przez 
ulepszenie służących do transportu zaprzęgów zdołał wy- 
tworzyć system 7, a nawet 9-dniowych marszów. Na takich 
zasadach i wśród takich warunków rozwinęła się stratę 
gia XVIII w. Jako cel wojny nie mogła nielicznym szere- 
gom stawiać zupełnego zniszczenia sił nieprzyjacielskich, 
opanowania stolicy i znacznej części kraju wroga. Przez 
zajęcie korzystnego stanowiska, opanowanie prowincyi 
i twierdz nadgranicznych, utrzymanie kosztem nieprzyja- 
cielskiego kraju swego wojska, przez wyczerpanie zasobów 
finansowych przeciwnika, starano się go zmusić do pokoju 
i ustępstw. Dla osiągnięcia takiego celu nie były nieodzo- 
wne bitwy wielkie i stanowcze. Przeciwnie, teoretycy woj- 
skowi XVIII stulecia, Lloyd i Biilow, uznali nawet za zu- 
pełnie niepotrzebny taki rozlew krwi, a także Fryderyk II 
uważał bitwę, jako środek, do którego uciekać się należy 
tylko w położeniu rozpaczliwem, lub gdy warunki do jej 
stoczenia są niezwykle korzystne, a którym posługują się 
najczęściej generałowie niedołężni, nie umiejący sobie ra- 
dzić inaczej. Otwierało się też szerokie pole dla zastosowa- 
nia różnych skombinowanych manewrów wojennych. Wódz 
musiał się na każdą bitwę z osobna decydować, a decyzya 
byłą u wszystkich duchem słabszych trudna wobec wieł- 



- 39 — 

kości odpowiedzialności i niepewnych, jak zawsze w woj- 
nie, przesłanek. Bez starć roztrzygających starano się za- 
tem przez podstęp i zręczność zapewnić sobie wiele dro- 
bnych korzyści, nie narażając się na niebezpieczeństwo 
klęski. Przezorność, nieufność, podejrzliwość i sztuka taje- 
nia istotnych zamiarów były to wedle pojęć ówczesnych 
cnoty kardynalne generała. Fryderyk II uznawał, że za- 
chodzą niejednokrotnie okoliczności, w których bić się trzeba 
koniecznie, gdy cios stanowczy rozstrzygnąć ma o zawar- 
ciu pokoju, kiedy można napaść nieprzyjaciela nieprzygo- 
towanego, znienacka. Sądził jednak, że atak na armię, zaj- 
mującą stanowiska górzyste, korzystne, usprawiedliwić 
może tylko konieczność ostateczna, usuwająca na bok 
wszelkie reguły; że zresztą w ogólności dobry dowódca 
winien stawiać krok każdy z wyrachowaniem, głębokim 
namysłem, pozostawiając jak najmniej do rozstrzygnięcia 
losowi niepewnych bitew. Temi zasadami przejął się Dą- 
browski w długim okresie gorliwych studyów teoretycznych. 
Tak ceniony przez niego i brany za wzór marszałek Tu- 
renne był jednym z twórców tego systemu strategicznego 
i pierwszy raczej wolał zrzec się korzystnego przedsię- 
wzięcia, niż narazić się na niebezpieczeństwo nieregular- 
nego dostarczania żywności swemu wojsku. System taki 
starej monarchii miał głębokie uzasadnienie w ówczesnej 
organizacyi wojennej i politycznych urządzeniach państwo- 
wych. W jedynej swej praktyce wojeimej w czasie kam- 
panii o sukcesy ę bawarską 1778 1779 r. widział wpraw- 
dzie Dąbrowski właśnie wszystkie strony ujemne systemu 
•metodycznego*, całą bezpłodność tych manewrów, kilko- 
miesięczne w^ahanie się ks. Henryka i bezczynność wojsk, 
stojących naprzeciwko siebie, aż spóźniona pora roku zmu- 
siła je do zaniechania dalszych manifestacyi wojennych; 
ale początkujący oficer był wówczas za młody i niewy- 
kształcony i nie zdawał sobie sprawy z błędów swojej ko- 
mendy naczelnej. Wszak to właśnie po roku 1779 do armii 



- 40 - 

saskiej przeszczepiono wiele urządzeń pruskich. W służbie 
kawaleryjskiej niedostatki urządzeń pruskich nie występo- 
wały wprawdzie tak silnie. Jeszcze po latach kilkunastu, 
Napoleon, ciągnąc pod Jenę, liczył się ze sławą, jaka ota- 
czała jazdę pruską. Zresztą w konnicy saskiej w ramach 
systemu XVIII w. wprowadził hr. Bellegarde niektóre ule- 
pszenia, podnoszące jeszcze sprawność tej broni. Kiedy Dą- 
browski wstępował do armii polskiej, «system metodyczny* 
trwał w pełnej mocy, nienaruszony i niezachwiany jesz- 
cze przez taktykę rewolucyjną, niezłamany jeszcze przez 
wielkie zwycięstwa strategii nowożytnej Napoleona. Bądź 
co bądź jednak, tutaj na gruncie polskim, przy odmiennym 
zgoła od niemieckiego charakterze narodowym, wobec sła- 
bości władz centralnych i praw, uwzględniających w tak 
wysokim stopniu swobody obywatela- żołnierza, w kampa- 
nii r. 1794, powołującej na pole tłum ludu z kosami, 
uzbrajającej mieszczan i wyprowadzającej do walki pospo- 
lite ruszenie, — teorye taktyki i strategii Zachodu musiały 
w głowie Dąbrowskiego uledz poważnym modyfikacyom 
i przystosować się w nader znaczącej mierze do realnych 
potrzeb położenia i doby nowożytnej. 



ROZDZIAŁ IV. 
Powrót do Polski i działalność organizacyjna. 

(1702 — 1793). 



Od czasu pamiętnej uchwały o armii stutysięcznej 
z 2 października 1788 r., poprzez wszystkie obrady Sejmu 
Wielkiego przewijała się troska, aby ta uchwala weszła 
jak najrychlej w życie, skoro od jej wykonania zawisła 
była cała nadzieja lepszej przyszłości. Dla nowo formu- 
jących się kadrów potrzebną była znaczna ilość oficerów, 
a wybór ich trafny miał niezwykle doniosłe znaczenie, 
skoro teraz, w przededniu nieuchronnej wojny, trzeba 
było zasady nowożytnej sztuki wojskowej na grunt polski 
przeszczepić i w nowych tych formach wskrzesić trady- 
cję broni polskiej, tradycyę, przerwaną przed stu laty. 
«Warował» też sejm w grudniu «przy uformowaniu etatu 
wojska uczynić stosowne rozrządzenie względem kadetów 
umieszczenia i oficerów rodaków, z obcych służb do ojczy- 
stej wrócić chcących». Dopiero jednak w październiku 
następnego roku 1789 uchwalono nowy etat wojska Obojga 
narodów, a w lutym 1790 r. zapewniono « rodakom, z służby 
zagranicznej przychodzącym, prawo do trzeciej części pla- 
ców, etatem utworzonych*. Obecni w Warszawie mieli 
zgłosić się natychmiast do Komisyi wojskowej, przedsta- 



-~ 42 — 

wić patenty lub dowody szarży swojej, «okazać przy- 
czynę, dla której z zagranicznej służby odeszli», i zJożyć 
«egzamin zdatności swojej ». «Ci zaś, co nie są przytomni 
w Warszawie, a już wyszli lub jeszcze zostają w aktual- 
nej służbie zagranicznej i już się listami, czy przez przy- 
jaciół zgłosili, że do ojczyzny i służby powrócić pragną, 
mają być w Komisyi Obojga narodów meldowani, naj- 
dalej in spatio sześciu miesięcy ». 23 marca, Zieliński, po- 
seł zakroczymski, żalił się, że «Rzplta dla dotrzymania 
warowanego dobrodziejstwa dla rodaków w zagranicznej 
zostających służbie... dwadzieścia tysięcy wojska ciągiem 
sześciu miesięcy bez dozoru, bez egzercerunku i koniecz- 
nej w sztuce wojskowej znajomości będzie miała, a kraj 
bez zabezpieczenia zostanie*. Żądał zatem poprawy zapa- 
dłej konstytucyi i «upraszał o zalecenie do Komisyi woj- 
skowej, aby, nie zważając na zamierzony 6 -miesięczny 
termin, wydała ordynanse szefom fortragowania oficerów 
bez odwłoki». Marszałek i większość sejmujących nie uwa- 
żała jednak sprawy za tak naglą, skoro sama Komisya 
wojskowa nie przyszła na sejm z żądaniem zmiany w pra- 
wie, zapadłem przed kilkudziesięciu dniami. I chociaż 
Zieliński skarżył się powtórnie, «iżby to było największą 
niesprawiedliwością, największym nieporządkiem, gdyby 
Komisya wojskowa, oczekując na kilka osób, które są za- 
granicą obowiązane służbą i dopiero się namyślać mają, 
czy wrócić do kraju lub nie, całe urządzenie wojska 
wstrzymywała », przecież sejm zatwierdził dawną uchwałę. 
Komisya wojskowa zmian nie żądała, wolała łudzić się 
dłużej nadzieją, że z zewnątrz napłyną siły i przyjdzie 
pomoc, bo zadania jej były ponad możność i położenie 
było rozpaczliwe. 

Otóż wówczas to, w początku 1790 r., rozpoczęto, 
między innemi, z Warszawy starania o pozyskanie Hen- 
ryka Dąbrowskiego ze służby saskiej do polskiej. Sprawę 
tę wziął żywo do serca sam marszałek sejmowy, zacny 



— 43 — 

Stanisław Małachowski. Rokowania z Dąbrowskim toczyły 
się za pośrednictwem generała Karwickiego i pułkownika 
Stryjeńskiego. Dąbrowski, aczkolwiek wstrzymywał się 
jeszcze z ostateczną swoją decyzyą w tej mierze, jednak 
za pośrednictwem rzeczony cłi oficerów starał się o swoicłi 
intencyacli informować Małachowskiego, któremu też 
w końcu marca 1790 r. w liście własnoręcznym serde- 
cznie dziękował za osobiste jego wdanie się i pamięć 
Prócz tego zresztą na miejscu, w Dreźnie, porozumiewał 
się w tej sprawie bezpośrednio z poselstwem polskiem, wy- 
prą wionem od sejmu warszawskiego na dwór elektorski. 
Wykonanie uchwały o armii stutysięcznej natrafiało 
na trudności nie do przezwyciężenia, a sejm niejednokro 
tnie pomnażał je przez niedość rozważne uchwały. Do 
tych nieszczęśliwych postanowień należało podniesienie 
jazdy do 21,862 koni. «Stany widocznie nie brały w ra- 
chubę, że tworzenie jazdy, szczególnie raptowne, jest ogól- 
nie rzeczą niezmiernie trudną, a na sposób przyjęty 
w Polsce przy moralnem zwątleniu żywiołu, z którego się 
formować miała, i panującym systemie organizacyi, jesz- 
cze trudniejszą^. Ostały się, w tej zwłaszcza broni, stare, 
szkodliwe nadużycia. Już od czasów Augusta II wytwo- 
rzyły się w chorągwiach dwa rodzaje towarzyszy: przy- 
tomni i sowici, to jest pachołcy zastępujący nieobecnych, 
brakło zaś w kwaterach i jednych i drugicli; do odjazdu 
od chorągwi nie trzeba było pytać nikogo o pozwolenie. 
«W okres panowania Stanisława Augusta wstąpiła jazda 
autoramentu polskiego w stanie zupełnej dezorganizacyi 
i rozstroju i zostawała jeszcze przez długi czas w tym 
stanie... Oficerami bywali faworyci albo kolligaci, a z to 
warzyszy oprócz namiestnika rezydowało bardzo niewielu... 
Dla starych i niedołężnych towarzyszy chorągwie słu- 
żyły jakby za przytułek dożywotni... Inni znowu towa 
rzysze byli zanadto młodzi i po prostu dzieci od lat 5. . 
Stojący na czele porucznik komenderować nie umiał. 






~ 44 — 

a chorągiew komendy nie rozumiała*. Reformy, przepro- 
wadzone po pierwszym rozbiorze, nie były dostateczne. 
W r. 1776 przetworzono ctiorągwie tiusarskie i pancerne 
w 4 brygady kawaleryi narodowej, ale regulamin, ułożony 
dla nich w r. 1780, wprowadził dwojaki rodzaj uzbroje- 
nia: dla towarzyszy piki, dla szeregowców karabiny, roz- 
mieszczał towarzyszy w skrajnych, szeregowców w śred- 
nich cugach i « przez ten błąd w szyku przyłożył się do 
spaczenia taktyki polskiej ». Nie «było skąd wziąć wy- 
kształconych i ugruntowanych w służbie oficerów i niż- 
szych stopni, kiedy dotąd nikt się niczego nie uczył i nic 
nie umiał, zaczynając nawet od należytego osiodłania ko- 
nia i prawidłowego jeżdżenia... Dla celów, nic wspólnego 
z przeznaczeniem wojska nie mających, odrywano bez 
przerwy pojedynczych ludzi i komendy od ich korpu- 
sów*. Departament wojskowy od r. 1776 do 1788 nie do- 
konał żadnej « poważniejszej czynności, prócz sformowa- 
nia brygad i pułków, wydania regulaminu i rozporządzeń, 
tyczących się formy munduru». Konstytucya z r. 1786 
zastrzegła, że «w kawaleryi narodowej tylko szlachta ro- 
dowita polska być ma», pozwoliła towarzyszom oddalać 
się z chorągwi, zostawiając zastępców, a przez to «poło- 
żyła tamę wszelkiej możności regularnej organizacyi cho- 
rągwi i szwadronów kawaleryi narodowej i porządnego 
szyku na przyszłość i zaprowadziła w wojsku swawolę, 
która potem żadną miarą wykorzenić się nie dała». Sejm 
Czteroletni przystępując do wielkiego dzieła przywrócenia 
krajowi wewnętrznej spoistości i zewnętrznej mocy, nie 
miał pełnej świadomości technicznej potrzeby zrzucenia 
tego jarzma dawnych błędów i grzechów. «Zaślepienie 
swoje posunął tak daleko, że i dragonów, których organi- 
zacya, jako gruntująca się na żywiole ludowym, była naj- 
odpowiedniejszą na owe czasy, przekształcił także na 
wzór jazdy narodowej*. Ostatni błąd rażący dał się na- 
prawić w toku prac organizacyjnych: każda chorągiew 



- 45 — 

wedle rozporządzenia z dnia 12 lutego 1789 miała się 
składać ze 150 ludzi, w połowie towarzyszy, a w polowie 
szeregowców; gdy jednak z pośród pierwszych brakło 
ochotników, przyznać musiano w rok potem ^/^ miejsc 
szeregowcom. W przeciągu lat czterech trwania sejmu 
podniosła się liczba jazdy z 5,638 na 19,047. Rotmistrze, 
zaciągający chorągwie, mieli prawo nominacyi poruczni- 
ków, chorążych, namiestników i podoficerów, ale coraz 
bardziej odczuwać się dawał brak oficerów wyższych, 
oficerów wykształconych, którzyby nie podzielali starych 
przesądów i wad zakorzenionych. Chociaż więc minął ter- 
min wyznaczony przez sejm rodakom, chcącym powrócić 
ze służby obcej do ojczystej, książę Józef Czartoryski, po- 
seł Rzpltej na dworze saskim, prowadząc dalej rokowa- 
nia, nawiązane przez Małachowskiego, nie przestawał na- 
kłaniać Dąbrowskiego, aby rzucił szeregi gwardyi saskiej 
i przeszedł pod ojczyste znaki. Pamiętano też o nim na 
dworze królewskim w Warszawie, gdzie miał najgoręt 
szego poplecznika w osobie wuja, komendanta gwardyi, 
Henryka Lettowa. Stanisław August przywiązywał wiele 
nadziei do pozyskania Dąbrowskiego dla armii polskiej 
i czynił osobiście starania u elektora saskiego «o pozwo- 
lenie przejścia w służbę Ojczyzny własnej ». 

Dąbrowski namyślał się długo i wahał długo. Upły- 
nęło ćwierć wieku od chwili, kiedy pacholęciem opuścił 
Polskę. Tak zżył się ze swem otoczeniem saskiem, że nie- 
jednokrotnie żartobliwie nazywał siebie «starym Sasera». 
Łączył go z tą drugą przybraną ojczyzną i dom ro 
dzinny i związki przyjaźni, i służba wojskowa pod tak 
wysoko cenionym generałem Bellegardem i zii miłowanie 
do życia w wysokiej kulturze drezdeńskiej. Postanowienie 
nie mogło zapaść szybko u człowieka, który zbliżał się 
do czterdziestki, w którego żyłach płynęło wiele krwi 
nie tak zapalnej jak polska, i którego lata pracy nauko- 
wej przyzwyczaiły do głębokiej rozwagi w sądach. Po 



- 46 - 

stanowienie raz ukształtowane było za to męskie, a pó- 
źniej od innycti rozpoczęta służba miała być nierównie 
wy trwalszą, nierównie dłuższą i nierównie w skutki owo- 
cniejszą. 

Myśli o obowiązku powrotu do kraju torowały drogę 
uczucia miłości ziemi rodzinnej, jeszcze nie górujące nad 
innerai, niezahartowane w ogniu kampanii r. 1794, nie- 
wykształcone przez realną pracę obywatelską, raczej 
oparte na wspomnieniach z pierwszej młodości, na trady- 
cyi wziętej po dziadzie, niestrudzonym żołnierzu chorągwi 
Sobieskiego. Ważył tu znacznie wpływ ukochanej siostry, 
Ludwiki, tęskniącej coraz silniej za krajem i czującej się 
wciąż obcą w otoczeniu niemieckiem. Oddziaływała także 
ogólna atmosfera, panująca na dworze Fryderyka Augu- 
sta, zainteresowanie się powszechne reformą wojska i pań- 
stwa polskiego, żywe sympatye będące echem uniesień 
zapału, wywołanego w Polsce przez konstytucyę Trze- 
ciego Maja. Oddziaływały również rozprawy o pojęciu na- 
rodowości, obywatelstwa, powinności wobec ojczyzny, to- 
czące się we Francy i, już gotującej się do śmiertelnej 
walki ze starą Europą. Odzywała się wreszcie w Dąbrow- 
skim co raz rosnąca chęć czynu, zużytkowania nagro- 
madzonej wiedzy dotąd martwej i bez ścisłego związku 
z życiem, wyładowania napiętej energii, zdobycia sławy. 
Dla tych wysokich pragnień nie było pola w cichej Sa- 
ksonii; a jeśh nawet niebawem mały ten kraik i ostrożny 
jego władca mieli wziąć udział w wojnie koalicyjnej 
w myśl praw Rzeszy niemieckiej, to przekonania kazały 
Dąbrowskiemu stanąć po stronie wojsk republikańskich 
francuskich. 

To były motywy naczelne, skłaniające do postano- 
wienia opuszczenia Saksonii. Obok nich zresztą rodziły się 
też inne, mniejszej wagi, które jednak na tem ogólnem 
tle rosnącego poczucia obowiązku powrotu nabierały więk- 
szego znaczenia. Doświadczył Dąbrowski niechęci Schie- 



47 



bela, rywalizującego niegdyś w czasie wojny siedmiole- 
tniej z jego ojcem o dowództwo w pułku ułanów, a mają- 
cego później kierownictwo spraw, należących do « wojsko 
wego departamentu tajnej rady». Umarł wuj żony, zapi 
sując majątek dzieciom legalizowanego późno związku 
Wreszcie wiadomość o śmierci hr. Bellegiirda, która do 
szła z Piemontu do Drezna zapewne jeszcze w pierwszej 
polowie lutego 1792 r., na postanowienie Dąbrowskiego^ 
jeśli jeszcze nie było powzięte, musiała wpłynąć stanów 
czo. Odtąd starał się jak najśpieszniej załatwić sprawy 
odwlekające jego wyjazd. Tymczasem coraz wyraźniej 
zarysowała się groźba nieuchronnej wojny Rzpltej z Ro 
syą. Oczywiście było dlań, jako dla żołnierza i Polaka 
rzeczą honoru znaleźć się w tej chwili na stanowisku 
Jeszcze 6 maja był w Dreźnie pożyczył z pieniędzy, bę 
dących posagiem jego córki, 2,000 t«ilarów, zmuszony nieo 
dzowną potrzebą. Nareszcie wystąpił z gwardyi, pośpie 
sznie załatwił formalności dy misyjne, zostawił dzieci i żonę, 
a sam ruszył do Polski. 

Jednakowoż, mimo cały pośpiech, było już narazie 
zapóźno. Wypadki potoczyły się w tempie nadspodziewa- 
nie, fatalnie szybkiem. Dnia 14 lipca 1792 r. wpisany zo- 
stał Dąbrowski do I brygady wielkopolskiej w randze 
wicebrygadyera. Wszelako cały ten korpus, tworzący re- 
zerwę, nie miał już udziału w kampanii. Było to naza- 
jutrz po zajęciu przez cofającą się armię polską stanowisk 
nad Bugiem. 18 lipca ks. Józef Poniatowski zaczął ustę- 
pować przed Tormasowem, a równocześnie Kościuszko 
walczył pod Dubienką. Poprzez szeregi wojska nurtować 
poczęły wieści o zdradzie króla. Jakoż 23 lipca Stanisław 
August podpisał akces do konfederacyi targowickiej. Wojna 
w obronie konstytucyi Trzeciego Maja była skończona. 

Dąbrowski razem z brygadą otrzymał rozkaz cofnię- 
cia się z pod Warszawy do Wielkopolski. W Gnieźnie 
1 września pożyczył od Madalińskiego 200 czerwonych 



- 48 - 

złotych, « które na dzień 20 maja 1793 r. oddać obo wią- 
zał się», wziął krótki urlop i pospieszył do Drezna po 
żonę i dzieci. 15 września był w Dreźnie, 16 wziął od 
żony 4,000 talarów z pieniędzy po rodzicach, 17 zakoń- 
czył proces z Agopsiewiczem o konie dostarczane dla 
jazdy saskiej, o których dostawę zawarł był kontrakt 
w imieniu hr. Bellegarde'a w październiku roku ubiegłego, 
i wkrótce potem pośpieszył z powrotem do kraju. Nie bez 
wzruszenia opuszczał ostatecznie wygodną siedzibę dre- 
zdeńską i żegnał starych saskich przyjaciół, ale przy całej 
trosce o przyszłość niepewną po wojnie przegranej miał 
pocieszającą świadomość, że otwiera się przed nim nie- 
skończenie szersze i nieskończenie więcej warte ukocha- 
nia pole do czynu. Małgorzata Gustawa z Rackelów Dą- 
browska opuszczała Drezno silniej jeszcze wzruszona, za- 
jęta wciąż dziećmi i kłopotami gospodarstwa patrzała 
z żalem na wygasłe ognisko domowe, żegnała swoją ojczy- 
znę wśród złych wróżb, mając komornika w domu; nie 
przeczuwała jednak, że i w jej życiu nastaje nowy okres, 
tak niepodobny do lat ubiegłych, bolesny okres tułaczki, 
trwogi i niedostatku. 

Rok pierwszy pobytu w Polsce upłynął Dąbrowskiemu 
na pracy organizacyjnej, od połowy lipca 1792 r. aż do 
sejmu grodzieńskiego. Dywizyą wielkopolską dowodził od 
kwietnia 1791 r. generał porucznik Arnold Byszewski, po 
usunięciu się Malczewskiego wskutek podeszłego wieku, 
a I brygadą po Mioduskim od 14 lipca 1792 r. komende- 
rował Antoni Madaliński. Do tej brygady przyszedł Dą- 
browski «bez zapewnienia sobie przyzwoitej rangi», i rze- 
czywiście «przekładał ten szanowny oficer interes swego 
narodu nad interes własny*. Wistocie nie tylko ze względu 
na fachowe wykształcenie, którem przewyższał wszystkich 
wodzów ówczesnych armii polskiej, ale wprost ze względu 
na zasługi i rangę w wojsku saskiem, miał prawo do sto- 
pnia wyższego, bo wszak np. Józef Wodzicki, opuszczając 



- 49 - 

służbę w Saksonii jako porucznik, byl wszedł w służbę 
Rzpltej za brygadyera w r. 1766. Pozornie czterykroć od 
dawniejszego wyższe wynagrodzenie w sumie 8,000 zip. 
rocznie nie zabezpieczało przyszłości rodziny Dąbrow- 
skiego; skarb Rzpltej odwoływał się do ofiarności obywa- 
telskiej, a Dąbrowski, niewątpliwie dla dokompletowunia 
brygady, pożyczył pieniądze, będące własnością jego żony 
i córki. Mimo podrzędnego stanowiska i mimo ograniczo- 
nych środków finansowych, praca Dąbrowskiego w szta- 
bie dywizyi wielkopolskiej mogła jednak przynieść obfite 
owoce. Mimo licznych zmian na lepsze, jakie poczynił 
Sejm Wielki, zbierając wiele smutnych doświadczeń w okre- 
sie swych paroletnich rządów, gdy szeregowców wyjęto 
z pod władzy towarzyszy i poddano bezpośrednio pod ko- 
mendę podoficerów, gdy w r. 1790 ułożono dla Komisyi 
wojskowej nowy regulamin, gdy wedle prawa «o sposo- 
bieniu oficerów naszych do wiadomości wojennych* z r. 1791 
miano wysyłać wojskowych dla przyjrzenia się manewrom 
zagranicznym i zaczęto urządzać obozy instrukcyjne, gdy 
wreszcie w wilię stanowczej rozprawy z Rosyą w kwie- 
tniu 1792 r. pozwolono dopełniać chorągwie szeregowcami 
za pomocą werbunku, — pozostało jeszcze niezmiernie wiele 
do zrobienia, aby nadać nowoutworzonej armii polskiej 
wewnętrzną spoistość, wprowadzić do niej ład, karność 
i znajomość rzemiosła wojennego. Zwłaszcza brygada 
pierwsza kawaleryi narodowej, która nie przeszła krótkiej 
szkoły wojny r. 1792, wymagała znacznego nakładu pracy 
i doświadczonego kierownictwa. W czerwcu 1792 r. liczyła 
1748 ludzi w dwunastu chorągwiach, biorących nazwy od 
nieczynnych w rzeczywistości rotmistrzów. W sierpniu 
1791 r. lustrował ją pisarz polny Kazimierz Rzewuski 
«z sercem napełnionem żalem». cPanowie porucznicy, nie- 
posłuszni ordynansom wydanym, nie trzymając ani sche- 
matów do likwidacyi, ani nacyonałów, potrafiają zabała- 
mucić fundusze, ukrywać przychód i odchód głów, tak 

JAM HENRYK DĄBROWSKI. 4 



- 50 — 

w tej mierze są mało doglądani od majorów i od sztabu. 
Tak oficerowie, jak namiestnicy i towarzysze, odjechawszy 
od komendy swojej, meldują się chorymi i w raportach 
za chorych są podawani, a tymczasem albo biegają po 
kraju, albo swoich pilnują interesów. Co do porządku, to 
brygada żadnego w tej mierze układu niema; co do sub- 
ordynacyi, ta jest jej obcą». Z lustrowanych czterech 
szwadronów żaden ani wystąpić podług przepisu, ani uszy- 
kować się do parady, ni do boju, ani nawet odmaszero- 
wać cugami nie potrafił; oficerowie komenderować, ani 
nawet pierwszych słów, w przepisie musztry dla kawaleryi 
położonych, nie umieli. Major Łaszczyński «nic więcej, jak 
maszerować nie potrafił», nie umiał «nawet użyć słów 
przepisanych do komenderowania, nie potrafiłby był ko- 
mendy swojej uszykować, gdyby nie użył do pomocy na- 
miestnika Karskiego, który był unteroficerem w gwardyi 
pieszej koronnej », «a gdy front odmienić chciał, opacznie 
zakomenderował cugami w prawo i w lewo, w tył, i za- 
czem tak się komenda pomieszała, iż czasu półgodzinnego 
potrzeba było, by dywizyę do szyku przyprowadzić*. 
Przed egzaminami oficerowie udawali chorobę. Kwitł han- 
del końmi tak szkodliwy, że « ledwo ^e lub ^f^ część każ- 
dego szwadronu koni jest zdolna; niektórzy towarzysze 
w lustracyach na pożyczanych koniach występowali, a fu- 
raż, nie trzymając koni, pobierali*. W roku 1791 «bryga- 
dyerowie dywizyi wielkopolskiej obowiązków swoich peł- 
nić nie mogą z przyczyny innych zatrudnień lub nie 
umieją z niedołęstwa*. W r. 1792 brakło również ludzi, 
którzyby zdolni byli do przeprowadzenia gruntownej re- 
formy. Byszewski nie miał żadnych kwalifikacyi na wy- 
soki swój urząd, a Madaliński, wyniesiony w czasie obrad 
sejmowych z porucznika na dowódcę brygady, miał za 
sobą lat 24 służby, ale służby polskiej, w której nie mógł 
się nic nauczyć i «w niedostatku edukacyi wojskowej był 
tylko żołnierzem fortuny*. 



— 51 - 

Ciężar pracy spoczął na barkach Dąbrowskiego. Po- 
mocników znalazł kilku wśród niższych oficerów, którym 
służba zagraniczna, lub w pułkach polskich gwardyi, dała 
potrzebne wykształcenie. Był major Fabian Gordon z gwar- 
dyi przybocznej koronnej, a porucznik Piotrowski z kor- 
pusu kadetów; porucznik Ludwik Kiełczewski miał do- 
świadczenie 17 lat służby pruskiej, a podporucznik Ale- 
ksander Dzimiński, zanim wszedł pod chorągwie narodowe, 
dosłużył się najpierw w wojsku pruskiem, potem we fran- 
cuskiem stopnia porucznika. Pod biegłą ręką Dąbrowskiego 
nawet major Łaszczyóski zmienił się w nieświetnego, ale 
pożytecznego w r. 1794 oficera, a porucznik Robert Kam- 
penhausen, jeszcze niedawno «wcale niezdolny do służby*, 
nieposłuszny, lubo wielekroć karany przecież niepoprawny, 
którego «chorągiew w najwyższym nieporządku, a towa- 
rzysze i szeregowi przez nieregularną wypłatę żołdu po 
wielekroć pokrzywdzeni* przez nieuczciwość komenderu- 
jących, jednakowoż potrafił pod nowym wodzem mężnie 
opierać się wkraczającym w roku 1793 wojskom pruskim. 
Musiał Dąbrowski znacznie obniżyć swoje wymagania co 
do karności i porządku, zmieniać i przystosowywać for- 
mułki taktyczne; miał do czynienia z odmiennym mate- 
ryałem i czasu brakło, aby marzyć o wyćwiczeniu bry- 
gady wielkopolskiej na wzór starych żołnierzy pruskich 
i saskich. Bądź co bądź, osiągnął pewne dodatnie rezul- 
taty. Po jego kilkomiesięcznej pracy nie jest to już ta 
dawna ka walery a, której «broń, zapobiegając, żeby się nie 
zatraciła, trzebaby odesłać do zbrojowni krajowej*. W roku 
1793 «przy zręcznem wykonywaniu rozkazów* ta sama 
jazda nie da się wyprzeć z Gniezna wojskom generała 
Amaudrtitza i spędzać będzie huzarów, zawieszających orły 
pruskie nad Pilicą; później jeszcze nie będzie «się sama 
redukować* i nie wykruszy się jak brygada Biernackiego, 
zanim jeszcze weszły w życie prawa sejmu grodzień- 
skiego o zmniejszeniu siły zbrojnej; a w roku 1794, ona 



1 



— 52 — 

to pierwsza podniesie sztandar powstania, wykona swój 
wielki marsz z Ostrołęki wśród przeważnych sił rosyjskicłi 
i pruskicłi; kadry jej pozostaną silne nawet w cłiwili, gdy 
po klęsce maciejowickiej, w marszu do Radoszyc, opusz- 
czona będzie przez dawnego swego brygadyera Madaliń- 
skiego, i dotrwa aż do samej katastrofy kapitulacyjnej. 

W tej przygotowawczej pracy czysto wojskowej nie 
dał się wstrzymać Dąbrowski przez postępy, jakie w kraju 
robiła Targowica i armia rosyjska. 

Nie sądził Dąbrowski, aby położenie kraju było roz- 
paczliwe, i aby kilkotygodniowa kampania r. 1792 miała 
zakończyć byt polityczny Polski. Owszem, wierzył, że 
armia polska użytą będzie w najbliższej przyszłości, że 
będzie walczyła z powodzeniem; « wprawdzie dowodzili nią 
generałowie i oficerowie niedoświadczeni, lecz im nie bra- 
kowało ani odwagi, ani miłości ojczyzny, ani dobrej woli, 
ani wreszcie geniuszu militarnego, tak naturalnego Pola- 
kom ». Jako żołnierz nie pochwalał taktyki stronnictwa 
konstytucyi Trzeciego Maja, które, ograniczając się do 
protestacyi, kraj opuściło. Nie należał do tej «liczby gene- 
rałów i oficerów^, mających sposób utrzymania życia», któ- 
rzy podali się do dymisyi; należał do tej «reszty, która 
była zmuszoną poddać się okolicznościom*. W Wielkopol- 
sce zawiązywały się tymczasem konfederacye targowickle 
nie bez oporu i bardzo wolno, skoro stronnicy Targowicy 
nie mieli tam dostatecznego poparcia wojsk obcych. Jedna- 
kowoż już z końcem r. 1792 lub w początkach r. 1793 
Dąbrowski musiał złożyć przysięgę na wierność zwycię- 
skiej partyi, gdyż w połowie listopada r. 1792 wyznaczono 
«po raz ostatni» termin dwumiesięczny dla dopełnienia 
tego aktu. Niewątpliwie troska o «sposób utrzymania ży- 
cia* rodziny miała wpływ znaczny na postanowienia Dą- 
browskiego w tych pierwszych miesiącach pobytu w Polsce. 
Wszelako wytrwać na stanowisku uważał on zarówno za 
swój obowiązek publiczny, daleki był od myśli sprzenie- 



— 53 — 

wierzenia się idei przewodniej całej pracy Sejmu Wiel- 
kiego, nie czul się zgolą związany nową przysięgą i go- 
tów był każdej chwili podjąć na nowo oręż w obronie 
zwyciężonej sprawy. Nie zoryentowal się w ciągu tych 
kilkunastu tygodni w polityce stronnictw polskk^h, ale 
jako żołnierz miał przed oczami jasny obowiązek obrony 
ziem Rzpltej, a właśnie od granicy zachodniej poczęło za- 
grażać niebezpieczeństwo, niezasłonione już dłużej żadną 
mgłą jakichkolwiek układów, pertraktjicyi, nieporozumień, 
lecz przeciwnie, całkiem wyraźne, co do skutków swych 
niewątpliwe. Prusacy z tej strony już zabierali się do 
wtargnięcia w granice wielkopolskie. Dąbrowski, który 
właśnie w powrocie z Saksonii przejeżdżał przez teryto- 
ryum pruskie, wpłynął niewątpliwie na Byszewskie^o, aby 
w raportach podniósł całą grozę przygotowań do inwazyi 
wojsk pruskich, wczorajszego pruskiego sprzymierzeńca 
narodu polskiego. Po zamknięciu działalności Komisyi woj- 
skowej przez delegatów konfederacyi Uirgowickiej 20 sier- 
pnia 1792 r. aż do utworzenia nowej komisyi w dniu 
5 kwietnia 1793 r., komendę miał w sweni ręku Szczęsny 
Potocki. Obrońca urządzeń staroszlacheckich nie czuł się 
na siłach, aby stawie* czoło nowym, tym razem z zewnątrz 
zagrażającym niebezpieczeństwom. W odpowiedzi na ra- 
port Byszewskiego, doręczony mu 5 grudnia w Grodnie, 
zapewnił Potocki zaniepokojonych żołnierzy wielkopolskich, 
«że Rzplta jest stale w nierozerwanej przyjaźni i związkach 
z sąsiedniemi potencyami, i że nie tylko naruszenia po 
koju pożądanego nie ma żadnego podobieństwa, ale i owszem 
kroki roztropne skonfederowanej Rzpltej zmocjnią te trwa- 
jące związki*. Niebawem w odpowiedzi na wręczoną 
16 stycznia 1793 r. notę posła pruskiego Buclioltza, zapo- 
wiadającą otwarcie pruskie zamiary okupacyjne, a two- 
rzącą naturalne dopełnienie ukazu cesarzowej Katarzyny 
z 19 grudnia r. z. o rozbiorze Polski, wydal Potocki 20 styc/.nia 
ku uspokojeniu zatrwożonej Rzpltej ordynans na ściąi^ine- 



- 54 - 

nie urlopowanych oficerów i przygotowanie rekwizytów 
wojennych, zaś jeszcze 27 stycznia kazał naczelnikowi 
arsenału warszawskiego, Konarskiemu, wysiać 20 armat 
batalionowych do dywizyi wielkopolskiej. Ale na tern wy- 
czerpała się ostatecznie energia skonsternowanego mar- 
szałka Targowicy. Już dnia następnego, 28, na wiadomość 
o wtargnięciu wojsk pruskich do Torunia pospieszył Po- 
tocki z rozkazem, aby Byszewski «w przypadku niemoż- 
ności cofał się do Łowicza na regiment Działyńskiego», 
zaś w 48 godzin później ogłosił obwieszczenie «o zdaniu 
komendy Rzewuskiemu hetmanowi*. 

Zanim nadeszły do Wielkopolski te ostatnie rozkazy, 
uprawniające do odwrotu, polało się tam nieco krwi, cho- 
ciaż zbyt mało, aby pertraktacyom petersbursko-berlińskim 
przeciwstawić przynajmniej pozory siły i zdolności do 
obrony. Prostym obowiązkiem nie ustępowania z poste- 
runku bez rozkazu i spełnienia powinności żołnierza, nie 
oglądając się na wyniki układów dyplomatycznych, nie- 
wielu potrafiło się przejąć i niewielu umiało użyć broni. 
W zagrożonych województwach stało około 6200 żołnierza 
polskiego: I brygada kawaleryi narodowej Madalióskiego 
w gnieźnieńskiem i kaliskiem wzdłuż Warty i II brygada 
Biernackiego w kaliskiem i sieradzkiem, tudzież piechota 
po miastach, VI pułk pod pułkownikiem Szyrerem we Wscho- 
wie, I pod Kurcyuszem w Kaliszu, IX Gordona w Pozna- 
niu i VIII Zawiszy w Łowiczu. Wojska pruskie, wkracza- 
jące pod generałami Moellendorffem i Danckelmannem, 
nie spotkały się nigdzie z silniejszym oporem. Rozbrojono 
trochę kawaleryi polskiej w Sierakowie, n 27 stycznia 
w Kargowej przyszło do krwawego, ale bezładnego star- 
cia. Jedynie Dąbrowski, «mając w Gnieźnie przy sobie 
dwa tylko szwadrony komendy poruczników Kampenhau- 
sena i Zabłockiego, z tymi oficerami pełnymi miłości ojczy- 
zny mężnie stanąwszy, dwom batalionom pieszym i dwom 
szwadronom huzarów pod komendą generała de Amotritz 



- 55 — 

(Amaudrtitz), nie zważając na wystawione przeciw sobie 
armaty, wyprzeć się z miasta nie dal i tam utrzymawszy swój 
garnizon, przez piechotę w rynku opasawszy kawaleryę, pod 
bronią i strażą, przy zręcznem wykonywaniu rozkazów, 
a stąd skutecznej wspomnianych swoich subaiternów po- 
mocy, przed dni dwa dopóty został, dopokąd od komende- 
rującego dywizyą do odmaszerowania nie odebrał ordy- 
nansu*. Rozkaz byl już w drodze z Grodna do Pyzdr, 
a stąd, jako z głównej kwatery wielkopolskiej, rozesłany 
został do poszczególnych komend. 8 lutego zaczęły się 
wojska polskie cofać i zajęły stanowiska od Łęczycy i Ło- 
wicza wzdłuż Bzury aż do Sochaczewa i Kapinosa; główna 
kwatera pomieszczoną została w Łowiczu. 

W nowych kwaterach żołnierzy wielkopolskich umy- 
sły były silnie wzburzone. Dochodziły wieści, że wojska 
pruskie miały zamiar otoczyć dywizyę i zmusić ją do 
wnijścia w służbę pruską, że dwór rosyjski niechętnem 
patrzy okiem na to wkroczenie Prusiików i sam król pisał 
do generała Byszewskiego, aby się miał na baczności prze- 
ciw jakiemu niespodziewanemu podejściu ze strony wojsk 
pruskich. Wtedy też jeden Dąbrowski starał się swoje 
otoczenie bezradne i sparaliżowane poczuciem bezsilności 
natchnąć dziwnie śmiałą, niemal zuchwałą inicyatywą. 
Opracował on mianowicie plan, wedle którego należało 
przerzucić spiesznie dywizyę całą pod Warszawę, zająć 
arsenał, iść potem przeciw Prusakom i zaczepić ich. 
Trzeba było wprzód w tym celu porozumieć się z garni- 
zoiiem polskim w Warszawie, który prócz dostatecznej 
artyleryi, liczył około 4,000 ludzi. Siły rosyjskie w War- 
szawie obliczał Dąbrowski na 3,000 głów i mniemał, że 
jeśli armia polska «działać będzie tylko przeciw Prusakom, 
Rosyanie patrzeć na to będą z zalożonenii rękami*. W ra- 
zie niepowodzenia, gdyby Prusacy zbyt silnie naciskać 
mieli, «proponował, aby wówczas rozmaitymi wojennymi 
manewrami i różnemi drogami przerzucić się do Gdańska 



- 56 - 

i tara oczekiwać pomocy Prancyi, o której opowiadali 
nadzwyczajne rzeczy». «Ten projekt udzielił kapitanowi 
Fiszerowi, zasłużonemu, pełnemu patryotyzmu i talentów 
wojskowych oficerowi*, który uznał ów pomysł za wyko- 
nalny. Trzeba jednak było koniecznie pozyskać dla tych 
planów Byszewskiego, który też istotnie przyzwolił chę- 
tnie na ten projekt, gdy mu go dostępnie wyjaśniono, i gdy 
mu dano do zrozumienia, że ma on na celu atak przeciw 
Prusakom. Jednakowoż Byszewski, który był winien cale 
swe wyniesienie, królowi, nie chciał niczego przedsiębrać 
bez jego poprzedniego przyzwolenia, a przynajmniej bez 
aprobaty swego szwagra Gorzeńskiego, generała adjutanta 
królewskiego. Fiszer, zapalony do myśli Dąbrowskiego, 
wziął na siebie obowiązek mówić w tej mierze z jednym 
i drugim, nie żądając od Byszewskiego nic więcej, jak 
jego listu, w którymby prosił obydwóch, aby dali wiarę 
ustnym wyłuszczeniom oddawcy. W czasie, gdy Fiszer 
udał się w tym zamiarze do Warszawy, Dąbrowski po- 
trafił skłonić Byszewskiego do zbliżenia się przynajmniej 
o dzień marszu pod Warszawę, aby być w stanie zająć 
odrazu stolicę i zaopatrzyć się w niej szybko w artyleryę, 
broń, amunicyę. Wskutek tego, kwatera główna wraz 
z IX pułkiem piechoty zajęła Grodzisk, inne pułki piesze 
stanęły w Błoniu, Nadarzynie i Grójcu, brygada jazdy 
Madalińskiego na prawem skrzydle koło Kapinosa, a bry- 
gada Biernackiego na lewem, w okolicy Tarczyna. By- 
szewski, dla wytłomaczenia się z tego marszu, przesłał do 
Warszawy raport, iż tak był party przez Prusaków, że, j 
nie mając artyleryi i amunicyi, był zmuszony zbliżyć się 1 
do stolicy, i że tutaj oczekiwać będzie wsparcia z arse- I 
nału i od załogi warszawskiej, aby mógł zająć napowrót 
swoją dawną pozycyę. W rzeczywistości dywizya jego 
była już całkiem gotowa wnijść trzema kolumnami do 
Warszawy, celem zajęcia arsenału, a tymczasem garni- 
zon polski miał utrzymać wojsko rosyjskie w nieczynnoścl 



- 57 - 

Podczas tych przygotowań, Fiszer, stanąwszy w Warsza- 
wie, wyjaśnił powody swego przybycia wielu oficerom za- 
łogi stołecznej; wszyscy przysięgli wykonać plan Dąbrow- 
skiego i połączyć się z dywizyą wielkopolską dla dalszych 
wspólnych działań. Co się tyczy króla i Gor żeńskiego, to 
ci, wysłuchawszy przedstawień Fiszera, wprawdzie nie 
oponowali się jawnie, ale też nie wiązali się zgoła, unika- 
jąc skompromitowania się, i najpewniej całą sprawę od- 
dali pod rozpoznanie komendantowi rosyjskiemu, genera- 
łowi Igelstromowi. Nagle Gor żeński przybył do Grójca 
i po rozmowie z generałem Byszewskim skłonił go bez- 
warunkowo do porzucenia zamierzanego przedsięwzięcia. 
Równocześnie Igelstrom kazał przed Wolą zatoczyć bate- 
ryę z dwudziestu armat i wzmocnił natychmiast garnizon 
rosyjski w stolicy. Plan upadł, upierać się przy nim dłu- 
żej nie było sposobu. 

Rozważając to pierwsze na większą skalę wystąpie- 
nie Dąbrowskiego, odnajdujemy w nim już whiściwy mu 
wysoki polot obywatelski i żołnierski, lecz dostrzegamy 
zarazem znamiona brakującego mu jeszcze wyrobienia. 
Wyznaczając uczenie na mapach plan ak(»«yi zamierzanej, 
spełnił Dąbrowski wedle zasad strategii Fryderyka II 
•główne zadanie generała^; oznaczył najważniejsze pozy- 
cye, obliczył przeszkody i trudności, ale nie znał dokła- 
dnie szachownicy, pionków i oficerów, z którymi zamie- 
rzał rozpocząć grę, w której każde fałszywe posunięcie 
groziło Rzpltej upadkiem. Akcya wojskowa wiązała się 
ściśle z polityką narodu. Wśród gmatwaniny stosunków 
krajowych i tłoczących się wypadków, Dąbrowski szedł 
jeszcze jakby po omacku, a jeśli optymistyczne było jego 
obrachowanie sił rosyjskich i nadzieja co do ich nieezyn- 
ności, to już zgoła czczą iluzyą była myśl o popchnięciu 
do śmiałej akcyi takiego Byszewskiego, niezdolnego pojąć, 
z kim się właściwie miano bić, albo Gorzeńskiego, który 
przed kupieniem szarży był sobie dosługującym się ka- 



- 58 - 

ryery i majątku podkomorzym poznańskim, albo wreszcie 
samego króla, który w warunkach nierównie pomyślniej- 
szych nie zdobył się na odwagę i wytrwałość w obronie 
praw powierzonego mu narodu. Był ten plan Dąbrowskiego 
w założeniu słuszny, był podjęciem na nowo gorących ży- 
czeń Poniatowskiego i Kościuszki, tylko że walka miaJa 
rozpocząć się od innego frontu. Był nawet w założeniu 
trafnie pojęty, skoro zmierzał do rozdzielenia i poróżnienia 
przemożnych sąsiadów, a skądinąd znów był zgodny z no- 
wemi kombinacyami stronnictwa patryotycznego, szukają- 
cego oparcia z kolei we Francyi, której można było wy- 
świadczyć dużą przysługę odciągnięciem sił pruskich z nad 
Renu. Błędy w wykonaniu planu wynikły z fatalności dzie- 
jowej, że Dąbrowski rozpoczął swą działalność już po 
przegranej kampanii, gdy kraj opuściły wszystkie naj- 
dzielniejsze jednostki. Stąd zaś znowu wynikał ten błąd 
zasadniczy, że rachuba musiała oprzeć się także o żywioły 
niepodatne, które też zawieść musiały. Tak ostatecznie 
i sam plan, przedsięwzięcie niepospolite, ale ułamkowe, 
nie powszechno-narodowe, ugrzązłszy na samym wstępie, 
zawiódł w zupełności. Podobnie też, a dla powodów ponie- 
kąd pokrewnych, miały niebawem nie powieść się i dal- 
sze usiłowania, jakie wnet z innej znowu strony, na inny 
sposób podejmował Dąbrowski, zawsze w przekonaniu, że 
nie można spokojnie i bez oporu oczekiwać wyniku osta- 
tecznych, podziałowych układów berlińsko - petersburskich. 
Byszewski, po odkryciu i chybieniu projektu uderze- 
nia na stolicę, odebrał rozkaz udania się ze swoją dywi- 
zyą w województwo sandomierskie. Założył kwaterę główną 
w Konskiem, rozdzielając swe wojska, a głównie jazdę lo- 
kując ponad Pilicą aż do Koniecpola; piechotę umieścił 
w Końgkiem, Radoszycach, Małogoszczy i Okrze, opierając 
swoje lewe skrzydło o część dywizyi małopolskiej, stoją- 
cej garnizonem w województwie krakowskiem i sando- 
mierskiem pod rozkazami generała Wodzickiego, który 



— 59 — 

miał swoją kwaterę główną w Krakowie. Dywizya mało- 
polska składała się z pułku imienia Wodziekiego i trze- 
ciego pułku piechoty, liczącycli około 2,000 ludzi, z pewnej 
liczby dział na zamku krakowskim i z trzeciej brygady 
kawaleryi narodowej Jaźwińskiego; druga część tej dywi 
zyi tworzyła, wraz z gwardyą królewską, załogę war- 
szawską i była rozłożoną po województwie mazowieckiem. 
Niepokój, a nawet przerażenie ogarniało umysły wojska 
dywizyi wielko- i małopolskiej wobec niepewności losu 
własnego i ojczyzny. Rozchodziło się mnóstwo niepokoją- 
cych wieści: «że Prusy, których wojsko stało naprzeciw, 
mają projekt uderzyć niespodzianie i rozbroić żołnierzy 
wielkopolskich, że 15,000 Austryaków, zbierających się 
pod Bochnią, ma zamiar wpaść do województwa krakow- 
skiego w celu rozbrojenia dywizyi małopolskiej, że Ro- 
syanie, działając w zgodzie z nimi, mają się przeprawić 
przez Wisłę i wziąć nam tył, jak to zrobili z dywizyami 
ukraińską i podolską ». 

Było więc niezbędną potrzebą w położeniu tak nie- 
jasnem i niebezpiecznem, aby obiedwie dywizye mogły się 
z sobą porozumiewać nie tylko «przez prosti^ korespon- 
dencyę» i «utrzymać najściślejszy sekret tego wzajemnego 
znoszenia się z sobą». Dąbrowski wyjechał w tym celu 
w krakowskie pod pozorem odwiedzenia krewnych; jeszcze 
1 czerwca 1793 roku był w Przysusze, gdzie zwrócił Ma- 
dalińskiemu 100 czerw, zł., jako i)ołowę swego długu; ale 
4 czerwca znajdował się już w Knikowie. Porozumienie 
z Wodzickim ułatwił nie tylko rozgłos, jaki towarzyszył 
•patryoty zmówi i szlachetności* komendanta krakowskiego, 
ale także jego wykształcenie, nie tiik obszerne, jak Dą- 
browskiego, lecz zdobyte również w służbie saskiej. •Przy- 
rzekli sobie nawzajem najuroczyściej, że ich dywizye będą 
się bronić*, omówili szczegółowo niebezpieczeństwa zagra- 
żające i wreszcie po długich rozprawach i różnych pro- 
jektach zatrzymali się nad planem zgromadzenia całej 



— 60 - 

armii polskiej w okolice Krakowa i przerżnięcia się z nią 
do Prancyi. Radzono się w tyra celu kart geograficznych 
i umyślono pokierować marsz na Śląsk, Morawy, Bawa- 
ryę nad Ren ku Strasburgowi i Landa u. Każdy marsz 
obliczono dokładnie, «przeszkody nie wchodziły zbyt w ra- 
chubę», liczono na silną wolę i wytrwałość żołnierza, 
liczono na zapał, jaki w wojsku obudzić mogła myśl wiel- 
kiego pochodu nad Ren, zespolenia sprawy polskiej ze «sprawą 
ludów» i ocalenia reprezentacyi narodowej. Nad dywizyami 
miał objąć dowództwo na razie Wodzicki, który też przy- 
jął na siebie obowiązek prosić Kościuszkę, aby stanął na 
czele, a «obu marszałków sejmu i wszystkich posłów, aby 
przybyli do armii ». Chodziło głównie o znalezienie środ- 
ków zgromadzenia największej liczby rozrzuconych od- 
działów wojska polskiego. Dywizye wielkopolska i mało- 
polska w sile 10,000 mogły się zgromadzić w dniach czte- 
rech w obozie, który Wodzicki kazał wytknąć w okolicy 
Modlnicy i Bronowie nad Rudawką. Armię litewską, liczącą 
15,000 ludzi, wraz z warszawską resztą dywizyi małopol- 
skiej i gwardyą królewską około 8,000 ludzi liczącą, zde- 
cydowano się z musu zostawić własnym siłom i środkom 
dla wspólnego połączenia się, gdyż pierwsza była zbyt 
oddalona, a druga otoczona zbyt ściśle wojskiem rosyj- 
skiem i pruskiem. Pułki rozkwaterowane na Wołyniu i Po- 
dolu, liczące około 20,000 ludzi, miały się przerzucić nagle 
marszami forsownymi nad Wisłę około Sandomierza, a dy- 
wizye zebrane pod komendą Wodzickiego, miały im nieść 
pomoc, rzucając się do Galicyi, którą ledwie 4,000 Austrya- 
ków zajmowało. Stąd to mianowicie marsz ku Renowi miał 
się natychmiast rozpocząć po połączeniu się ogólnem woj- 
ska. Spodziewano się, że wojska pruskie, jako nadto od 
tego punktu oddalone, nie będą mogły stawić przeszkody 
w przejściu przez Śląsk, a austryackie były zajęte nad 
Renem; gdyby część wojsk walczących przeciw Prancyi 
zwróciła się przeciw armii polskiej, podniosłoby to w oczach 



- 61 - 

rządu francuskiego wartość pomocy polskiej. Wykonanie 
planu musiało nastąpić natychmiast, korzystając z najlep- 
szej pory roku. To też Dąbrowski wrócił wkrótce potem 
do Końskich, a korzystając z przerażenia Byszewskiego, 
lękającego się każdej chwili być rozbrojonym przez Ro- 
syan i Prusaków, cradził mu dla tem pewniejszego zabez- 
pieczenia się przeciw podobnemu podejściu przenieść swe 
wojsko wedle dyzlokacyi, którą ułożył wprzód z Wo- 
dzickim, a która tak zbliżała ku sobie dwie dywizye, iż 
w przeciągu dni trzech mogły zająć i okopać obóz pro- 
jektowany*. Byszewski, tym razem nie wUijemniczony 
w istotne zamiary Dąbrowskiego, usłuchał jej^o rady i po- 
lecił wykonać nową dyzlokacyę koncentrującą, lecz jedno- 
cześnie zdał do Warszawy raport o tym ruchu genera- 
łowi Ożarowskiemu, dowodzącemu naczelnie całą armią 
w nieobecności wielkiego hetmana koronnego. W Warsza- 
wie jednak widocznie dorozumiano się odrazu niebezpiecz- 
nych ewentualności, ukrytych w tej nowej dyzlokacyi. 
Ożarowski niezwłocznie posłał Byszewskiemu i Wodzickiemu 
rozkaz, aby natychmiast zajęli z wojskiem dawne rozrzu- 
cone stanowiska. Tak więc obie dywizye zostały po daw- 
nemu rozmyślnie rozerwane. O wykonaniu myśli Dąbrow- 
skiego wobec takich warunków nie mogło być mowy. 
Wtórny plan jego tym sposobem znowu wpadł w wodę. 
W kilka miesięcy później wojsko i naród zerwą się 
do czynu; do tego potrzeba było jednak, aby na czele 
stanął wódz otoczony już aureolą miłości ludu polskiego, 
aby świadomość nieszczęść i hańby narodowej przeniknęła 
do warstw głębszych, i aby zrobiono konieczne przygoto- 
wania przez działalność przedwstępną, ogarniającą obszerny 
teren przyszłej walki. Dąbrowski nie miał już udziału 
w pracach przygotowawczych do powstania r. 1794. Ce- 
chą charakterystyczną jego planu z r. 1793 było zwątpie- 
nie w możność dalszej walki orężnej na ziemiach Polski 
wobec zgodnego współdziałania dworu berlińskiego i pe- 



— 62 — 

tersburskiego. Droga, jaką teraz obrał w pracy dla kraju, 
łącząc w swej duszy takie zwątpienie z niewyczerpanem 
pragnieniem służby dla dobra publicznego, praktycznego 
umniejszenia w miarę możności zła tymczasowego, prak- 
tycznego ratowania w miarę możności istniejących zadat- 
ków na przyszłość, droga ta, w poczciwej obrana myśli, 
lecz skutkiem takiego połączenia sprzecznych pierwiast- 
ków kierowniczych, ślizka, ułudna, w końcu zgoła nie do 
przebycia, wiodła go w fatalnem następstwie między sze- 
regi ludzi Targowicy i sejmu grodzieńskiego. 



ROZDZIAŁ V. 
Dąbrowski wobec dzieła sejmu grodzieńskiego. 



Rzewuski, któremu Szczęsny Potocki był zdał ko- 
mendę na widok szeregów pruskich, zalewających Wiel- 
kopolskę, sam również z kolei pozbył się kłopotu i odpo- 
wiedzialności, wyjechał w kwietniu r. 1793 zagranicę i po- 
stradał buławę hetmańską. Komisya wojskowa urzędowała 
od kwietnia tegoż roku pod przewodnictwem kasztelana 
radomskiego, Suchodolskiego, Jana Dzierzbickiego lub rot- 
mistrza Eosielskiego, ale starała się tylko o zaspokojenie 
części zaległości w żołdzie wojska, gdyż oczywiście o po- 
rządnej administracyi nie mogło być mowy wobec dykta- 
tury ambasadora rosyjskiego Sieversa i chaosu wykony- 
wanej w najlepsze akcyi rozbiorowej. Główne zwierzchni- 
ctwo nad armią objął Ożarowski, który z komendanta gar- 
nizonu warszawskiego zaawansował raptownie już w czer- 
wcu 1793 r. w Grodnie na regimentarstwo, a wkrótce po- 
tem na hetmaństwo koronne. Głownem zadaniem tych wo- 
dzów było dyzlokowanie wojska w ten sposób, iżby każdy 
oddział polski był otoczony przemożnemi siłami nieprzyja 
cielą, oraz aby nie miał pod ręką ani artyleryi ani nawet 
amunicyi. Wojsko było tak rozlokowane, że jeden szwa- 
dron zgromadzić było ciężko. Zapowiedziana przez konfe- 
deracyę targowicką i wskrzeszoną Radę Nieustającą re- 






— 64 — 

dukcya wojska weszła na porządek obrad ostatniego sejmu, 
który od połowy czerwca dzierżył zwierzcłinictwo nad po- 
wszechnością władz administracyjnycłi. 

Dnia 9 sierpnia wyznaczył sejm grodzieński komisyę 
«celem zapłaty i uproporcyonowania wojska w porozumie- 
niu i wedle akt łietmanów i regimentarzy*. Zasiedli w niej 
z senatu z Małopolski przewodniczący, biskup chełmski, 
Skarszewski, z Wielkopolski Oborski, kasztelan ciecha- 
nowski, i z W. Ks. Litewskiego Suchodolski, kasztelan smo- 
leński, tudzież posłowie Podhorski wołyński, Stoiński lubel- 
ski, Rokossowski bełski, Krasnodębski liwski, Młodzianow- 
ski różański, Mikorski wyszogrodzki, Narbutt lidzki, Huto- 
rowicz oszmiański i Kozakowski kowieński. W administra- 
cyi wojskowej panował najwyższy nieład. Ożarowski 
oświadczył wobec komisyi sejmowej, że komendy mu nikt 
urzędownie nie zdał, i wysłał dopiero ordynans, zalecający 
brygadom i pułkom sporządzić «listy starszeństwa i zasług 
oficerów». Sejm równocześnie radził «w materyi wojska*. 
W tym to czasie na ręce marszałka Pułaskiego i Józefa 
Rokitnickiego, posła płockiego a rotmistrza IX chorągwi 
I brygady wielkopolskiej, przesłał Dąbrowski memoryał 
o organizacyi armii, gdzie «wskazał takowy przez siebie 
wynaleziony środek, przez który zmniejszony na kawaleryę 
expens na jednej brygadzie oszczędzi skarbu 222,764 złt 
gr. 21, a na 600 głowach 74,254 złt. gr. 27, całkowite za- 
chowując szarże sztaby oberoficerom». Na sesyi sejmowej 
z 13 sierpnia Rokitnicki «takowe listy w oryginałach czy- 
tał*, postawił wniosek, aby autor projektu, «zawołany 
przez JW. regimentarza ordynansem, tak zbawiennej i uży- 
tecznej dla kraju swej pracy oddał tej, dla której to uczy- 
nił, Ojczyźnie zysk i plony*, i żądał, aby dlań «najpierw- 
szy wakans był zapewniony ». Ożarowski zalecał jednak, 
«aby, nie decydując materyi w szczegółach, zostawić do 
ogólnego układu deputacyi przed 1 września wyznaczyć 
się koniecznie powinnej, gdzie i IP. Dąbrowski wezwany 



- 65 - 

zostanie*. Skutkiem takiej opinii regimentarskiej sprawa 
została usaniętą z dyskusyi. Dopiero 28 września ustano- 
wiono « komisy ę do lustracyi i likwidacyi wojska cum po- 
testate deciswa^ z 12 osób, która zebrać się miała w War- 
szawie 15 listopada 1793 r. Miało się udać trzecłi komisa- 
rzy do każdej z 3 dywizyi, a trzecli pozostałycli obrado- 
wać stale w Warszawie. Komplet składało dwóch cywil- 
nych i jeden wojskowy, a decyzye miały zapadać większo- 
ścią głosów. Eonstytucya orzekła zarazem, że «komisarze 
przybiorą do informacyi swojej świadomego tak wojskowej 
jako i skarbowej organizacyi subalterna, któren ciągle tej 
komisyi pilnować obowiązanym będzie». Nominował król 
na ten urząd z pośród cywilnych osób senatorów: woje- 
wodę lubelskiego Hryniewieckiego i kasztelana czerskiego 
Sobolewskiego, z posłów: Jankowskiego sandomierskiego, 
Grzegorzewskiego płockiego, Plichtę sochaczewskiego, szam- 
belana Mikołaja Piaskowskiego i sekretarza sejmowego, 
Jeziorkowskiego, a z wojskowych: generałów -majorów Ci- 
chockiego i Raczyńskiego, tudzież Gordona, pułkownika 
regimentu pieszego szefostwa Raczyńskiego. Jeszcze w cza- 
sie trwania sejmu wojewoda lubelski wymówił się od pia- 
stowania funkcyi komisarskiej i ustąpił miejsca kasztela- 
nowi łęczyckiemu. Lipskiemu; przedłużono też termin ze- 
brania się komisyi na dzień 15 grudnia. Już miały się 
obrady sejmu nieszczęsnego ku schyłkowi, gdy do Grodna 
przybył Dąbrowski. W liście starszeństwa i zasług ofice- 
rów jego brygady, sporządzonej w listopadzie t r., wpi- 
sano w rubryce wicebrygadyera pod jego nazwiskiem, że 
^komenderowany znajduje się w Grodnie i tam osobiście 
tiumaczyć się będzie». Był z nim porucznik Kampenhau- 
seu, którego towarzysze oskarżali potem, że «do Grodna 
na sejm pojechawszy, intrygi czynił i podającemu projekt 
redukcyi wojska i etatu był pomocą i prze wodnic twem». 
Był także «komenderowany do Grodna* porucznik Maciej 
Zabłocki, pomocnik Dąbrowskiego przy obronie Gniezna. 

JAN HENRYK O^BROWU. 5 



1 



- 66 ~ 

Przedstawiał niewątpliwie Dąbrowski plany swoje człon- 
kom mającej się zebrać Komisyi wojskowej oraz uczciw- 
szym posłom i przekonał wielu o ich pożyteczności. To 
też na trzy dni przed zamknięciem sejmu, 20 listopada, 
Karski, poseł płocki, wymownie polecił « względom W. Ł 
Mości i Prześwietnym skonfederowanym Stanom* Dąbrow- 
skiego, Kampenhausena i Zabłockiego, przypomniał ich 
«baczność i determinacyę w tymto czasie, na same wspo- 
mnienie smutnym, gdy wojska pruskie w polskie wkro- 
czyły granice» i «śmiało dopraszał się, aby ci mężowie 
przy nowem urządzeniu wojska miejsce swoje zabezpie- 
czone mieli». Król ze swego miejsca także popierał ten 
wniosek. «I ja, mówił, jestem za zasługą, aby nie była za- 
tartą. Winienem to świadectwo IP. Dąbrowskiemu, iż przez 
lat kilka czyniłem staranie, aby z służby saskiej, w któ- 
rej był zalecony, mógł przejść do nas, lecz nieszczęśliwe 
okoliczności gdy mu ani zdolności ani chęci dać dowodu 
nie dozwoliły, słuszna jest przychylić się do projektu, aby 
wymierzono sprawiedliwość, przez którąby nie został za- 
tarty i dalszej czynienia wysługi miał zręczność, o co, 
jako o najprzyzwoitszą rzecz usilnie proszę». 

«Takowy projekt powtórnie przeczytany trzykrotnym 
odgłosem jednomyślności w prawo zamieniony został», 
a w dniu następnym, w czwartek 21 listopada przed 
aktami ziemiańskimi powiatu grodzieńskiego stanął osobi- 
ście Jan Nepomucen Jeziorkowski, sekretarz sejmu skon- 
federowanego i podał ad acta konstytucyę p. t: Zapewnie- 
nie placów wojskowych dla ur. Dąbrowskiego i innych. 
Dogorywający sejm jeszcze 23 listopada powrócił do gro- . 
źnej sprawy redukcyi wojska, wyznaczył nowe «osoby do 
Komisyi wojskowej koronnej do hetmana przydane* i te- 
goż dnia ustąpił władzy najwyższej Radzie Nieustającej. , 
16 grudnia w Warszawie Ożarowski, jako hetman otwo- 
rzył pierwsze posiedzenie ostatniej Komisyi wojskowej; za- ^ 
jęli w niej miejsca delegaci sejmowi Tomasz Aleksandro- , 



' 



— 67 — 

wicz wojewoda podlaski, Kajetan Miączyński pisarz polny 
koronny, a zarazem nowokreowany general-porucznik, Ar- 
nold Byszewski generał-lejtnant przy boku J. K. Mości, 
Ignacy Łada-Łobarzewski poseł czernichowski i Jan Au- 
gust Cichocki generał-major i komendant garnizonu war- 
szawskiego, a obok nich Jan Dąbrowski, wicebrygadyer 
kawaleryi narodowej. 

Trwało tymczasem w kraju, zwłaszcza w niektórych 
kołach wojskowych utajone a rosnące coraz wrzenie umy- 
słów na widok roboty grodzieńskiej wogóle, zaś w szcze- 
gólności pod wpływem zapowiedzi redukcyi wojska, zagra- 
żającej bezpośrednio ostateczną ruiną sile zbrojnej krajo- 
wej i nędznym resztkom bytu państwowego. Rozpoczęła 
się też i rozwijała na całym niemal obszarze ziem Rzpltej, 
sięgając aż na Wołyń, tajna robota organizacyjna, kiero- 
wana z za granicy, z Drezna i Lipska, gdzie usadowili się 
najcelniejsi przywódcy Sejmu Czteroletniego. Rzecz pro- 
wadzona była w Warszawie z ostrożnością największą 
pod czujnem okiem wielkorządcy rosyjskiego, generała 
Igelstroma, a przy ogólnym braku zaufania dla własnych 
nawet spólrodaków, co było nieuniknionym skutkiem roz- 
kładowej działalności targowickiej. Z członków Komisyi 
wojskowej warszawskiej generał Cichocki należał zape- 
wne do związku, gotującego powstanie, i dlatego zaraz po 
dniach kwietniowych 1794 r. mógł wejść do rewolucyj- 
nego komisaryatu wojennego. Nie tak Dąbrowski; on mo- 
zolił się szczerze na sesyach w pałacu Krasińskich i pracę 
w Komisyi godził ze swem sumieniem obywatelskiem. Nie 
wierzył w możność podjęcia walki na nowo w danych 
warunkach z nadzieją powodzenia. Zapał w kraju dla kon- 
stytucyi Trzeciego Maja okazał się niedość głęboko ugrun- 
towany, organizacye obywatelskie, wytworzone w tym 
okresie, wobec swej krótkotrwałości nie mogły przynieść 
wszystkich spodziewanych owoców, naczelnicy stronnictwa 
patry etycznego usunęli się z kraju, armię nawet wedle 



skromnej skali wymagań ks. Józefa «ledwo można było 
wojskiem nazwać*, a chociaż był w niej materyał na zna- 
komitego żołnierza, w znacznej części wcieloną została 
w szeregi rosyjskie. Niektóre oddziały popadły w zupełne 
rozprzężenie, wywołane przez długotrwałą niepewność 
przyszłych losów, inne, rozbite na drobne komendy, strze- 
żone były przez wojska imperatorowej i króla pruskiego. 
Okazało się zaś równocześnie, że mocarstwa sąsiedzkie 
porozumiały się i działać będą zgodnie, by zgnieść w za- 
rodku wszelki opór, a stronnicy Targowicy znaleźli jesz- 
cze dość jednostek, aby akty rozbiorowe przyodziać w szatę 
uchwał sejmowych. Destrukcyjność pracy naczelników 
stronnictwa staroszlacheckiego nie wystąpiła od razu 
w całej nagości. Polityk tej miary, co Kołłątaj, łudził się 
jeszcze pod koniec września 1792 r. co do istotnej grozy 
położenia. Nawet Kościuszko «z duszy i serca żądał*, aby 
go «kto świadomy interesów, mógł jeszcze oświecić, gdyż 
zostaje w nocnej ciemności*, ale też ostrożnie i z honorem 
usunął się od dalszej służby, zrzekł się swego stopnia ge- 
neralskiego i płacy wysokiej, a «nie chciał wchodzić 
w czynności niewiadome, obawiał się, aby chociaż indirecłe 
nie przyłożył się do nieszczęścia krajowego*. Rychło je- 
dnak stało się jasnem, że ze zwycięstwem Targowicy roz- 
sypuje się w gruzy cała praca zbawcza ostatniego poko- 
lenia, a z nią i gmach Rzpltej. Jeśli Dąbrowski nie oryen- 
tował się zrazu w położeniu, to na widok wkraczających 
kolumn pruskich zrozumiał, że bronić się trzeba, że nie 
ma już nic do stracenia, że pozostały szmat ziemi zawa- 
lony rumowiskiem, pozbawiony powietrza i słońca, nie ma 
żadnych warunków do samodzielnego życia i rozwoju. 
Plany jego ówczesne spełzły jednak na niczem, a rozprzę- 
żenie robiło w całym kraju i w każdej dziedzinie z dniem 
każdym zastraszające postępy. Wtedy przynajmniej z ogól- 
nego upadku zapragnął uratować kadry armii polskiej 
i zachować je dla lepszej przyszłości, która może nie była 



— 69 - 

tak daleka wobec coraz żywiej płonącej wojny u granic 
Prancyi. 

Konfederacya targowicka rozwiązała się 27 lipca, 
ustępując miejsca Radzie Nieustającej. Wprawdzie i w Ra- 
dzie Nieustającej zasiedli ludzie tego samego pokroju, co 
w Radzie konfederackiej i sejmie grodzieńskim. Jednako- 
woż pamiętać potrzeba, jaki zwrot, jaki niemal odruchowy 
opór nawet śród tych uczestników obrad grodzieńskich 
wywołało wyniesienie na stół sejmowy nowych aktów po- 
działowych. To też Dąbrowski nie tracił nadziei, że potrafi 
nawet takich ludzi nagiąć do wymagań interesu publicz- 
nego i, pracując obok nich, wywrzeć w szczególności 
wpływ stanowczy i zbawienny na możliwie jak najmniej 
szkodliwe wykonanie uchwał sejmowych o redukcyi woj- 
ska. W tej grze niebezpiecznej mógł Dąbrowski łacno 
stracić swoją cześć obywatelską i stać się narzędziem nie- 
świadomem w ręku wrogów, ale miał też pewne szanse 
wygranej. Przez tradycyjną w rodzinie służbę w gwardyi, 
przez długoletni pobyt na dworze drezdeńskim, przez głę- 
boko wpojone pojęcia o posłuszeństwie dla władzy i przez 
osobistą życzliwość króla, zbliżył się nadto ku otoczeniu 
Stanisława Augusta, gdy przeciwnie, wojskowych i parla- 
mentarnych przewódców stronnictwa pa try o tycznego Sej- 
mu Wielkiego nie zastał już i nie poznał przy robocie. 
Wyrachowanie jego nie było jednak bezpodstawne, kiedy, 
korzystając z rysujących się niekiedy ostrych przeci- 
wieństw między interesem pruskim a rosyjskim, chciał 
użyć niejednokrotnie do pracy dla kraju pożytecznej ludzi 
zaprzedanych i bezecnych. 

Sprawa redukcyi armii była nietylko polityczną, ale 
zarazem ekonomiczną i wojskową. Po wykreśleniu nowych 
kordonów granicznych, zmniejszenie liczby wojska było 
konieczne: Dąbrowski pragnął klęskę tę przez szereg 
oszczędności uczynić jak najmniejszą i Zćichować siły naj- 
lepsze. Miał też nadzieję przy reorganizacyi pułków dzięki 



- 70 - 

olbrzymiej wyższości, jaką dawało mu jego wykształcenie 
fachowe, uzyskać wpływ przeważny na członków Komi- 
sy! i przeprowadzić szereg ulepszeń organizacyjnych. Na- 
wet zanim wszedł do Komisy i wojskowej, liczył, że zdoła 
przeprzeć swoje projekty, już to biorąc za członków rze- 
czywistych ciężar pracy na swoje barki i podsuwając go- 
towe plany, już to jako przydany «do informacyi komisa- 
rzy świadomy tak wojskowej jako i skarbowej organiza- 
cyi subaltern, który ciągle tej komisyi pilnować obowią- 
zanym będzie», już to wreszcie przez wpływy osobiste na 
pojedynczych członków. Z trzech wojskowych, którym 
zrazu powierzono f unkcye delegatów, jednym był Cichocki, 
a drugim pułkownik Karol Gordon. Ten ostatni był to czło- 
wiek pilny, obeznany z pracą kancelaryjną, z długoletniem 
doświadczeniem slużbowem, żywiący trochę żalu, że «przy 
tak znacznej aukcyi wojska» nie awansował, lecz musiał 
«przy zasługach dokupywać się stopniów», gdy «awanse 
zostały innym i wcale nawet nie wojskowym konfero- 
wane i ci teraz nim mają prawo władać», ale żołnierz 
dzielny, który «w potrzebie Rzpltej pod Zieleńcami czynił 
swoją powinność, czego ślad trupów ległych utwierdza*, 
i który później 28 sierpnia 1794 bronić będzie Powązek 
i nie odstąpi regimentu, «chociaż tak ciężko raniony, że 
mówić nie mógł». Kiedy 16 grudnia zebrała się Komlsya 
w nowym, ostatecznym składzie, było w niej tylko 5 
członków (oprócz hetmana), a wśród tych Cichocki, tak więc 
szósty głos Dąbrowskiego, chociaż niewyznaczonego kon- 
stytucyą sejmową, mógł ważyć wiele, gdyż wobec zupeł- 
nej nieudolności Byszewskiego i Miączyńskiego, wiadomo- 
ści fachowe i zdatność robocza delegacyi były małe. 

W czasie trwania sejmu grodzieńskiego liczyła armia 
polska 36 do 37 tysięcy, z czego przypadało na Koronę 
9,478 jazdy i 13,855 piechoty, a na Litwę 5,553 kawale- 
rzystów i 7,195 pieszych. Konstytucya, zapadła w Grodnią 
redukowała siłę zbrojną do 18,000, t. j. 10,110 dla Korony, 



— 71 — 

a 7,690 dla Litwy. Rada Nieustająca poszła o krok dalej 
i 4 marca 1794 r. oznaczyła ilość żołnierza koronnego na 
8,865, litewskiego na 6,584. Komisya wojskowa w planie, 
przyjętym na sesyi z 19 lutego 1794 r., umieściła cyfrę 
jeszcze niższą 8,429, t. j. w piechocie 4,840, w kawaleryi 
3,123, w artyleryi i inżynieryi 435, w sztabie general- 
nym 31. Jakie było wtedy zdanie Dąbrowskiego w szcze- 
gółach i jak sobie przedstawiał organizacyę armii polskiej 
w przyszłości, oznaczyć dziś dokładnie niepodobna; na se- 
syach Komisyi zresztą zgoła nioodsłaniał swych prawdzi- 
wych zamiarów. Widocznie jednak chciał w zreformowa- 
I nej armii widzieć jedynie zawiązek przyszłej, nierównie 
silniejszej, a szeregi jej uczynić zdolnemi do wchłonięcia 
nowych zaciągów i dlatego starał się utrzymać jak naj- 
wyższą liczbę oficerów, których brak unicestwił w znacz- 
nej części zabiegi Sejmu Wielkiego około utworzenia stu- 
tysięcznego wojska. I tak brygada Madalińskiego, w któ- 
rej ilość głów już w czasie sejmu grodzieńskiego, przez 
naturalne rozprzężenie częściowe spadła z 1675 na 1439, 
a miała uledz silnej jeszcze redukcyi, traciła wprawdzie 
stopnie audytora i 2 adjutantów, ale zatrzymywała, prócz 
brygadyera i wicebrygadyera, 3 majorów, kiedy natomiast 
liczba poruczników, podporuczników i chorążych została 
nawet podniesioną z 12 na 13, tak, że redukcya w korpu- 
sie oficerskim stawała się tylko nominalną. Zdaje się zaś 
nie ulegać wątpliwości, że taki względny rozkład reduk- 
cyjny zawdzięczała ta właśnie brygada przedewszystkiem 
wpływom Dąbrowskiego. 

Nie opuszczał więc rąk Dąbrowski i niezawodnie nie- 
jedną myśl pożyteczną przeprowadził kontrabandą przez 
Komisyę. Jednakowoż takie ułamkowe powodzenia nie mo- 
gły długo przesłaniać przed przenikliwem jego okiem roz- 
paczliwego położenia ogólnego. Wszelkie, choćby naj znacz- 
niejsze wysiłki, paraliżowane były przez czujną silę wyż- 
szą, zmierzającą świadomie i systematycznie do zupełnego 



— 72 - 

rozbrojenia kraju. To też coraz wyraźniej uwydatniała się 
próżność wszystkich zabiegów Dąbrowskiego, a rola jego 
stawała się raczej rolą grabarza niż reformatora armii 
polskiej. Hetmani wraz z Komisyą wojskową koronną 
obwieścili wojsku ordynansem ogólnym 17 grudnia 1793 r. 
«o reasumpcyi swej jurysdykcyi», a w parę dni potem 
upoważnili generałów do wydawania dymisyi zgłaszają- 
cym się, byle tylko pozostało w każdej chorągwi 8 towa- 
rzyszów, bo «gdy oddawna władze wojskowe nieustannemi 
żądaniami towarzystwa kawaleryi narodowej, chcących 
abszejtów, są obsylane, Komisya wojskowa do uskutecznie- 
nia takowych ich żądań teraz stosowną upatruje porę». 
Igelstrom domagał się gwałtownie natychmiastowego zmniej- 
szenia liczby wojska, chociaż brakło pieniędzy na opłatę 
zaległego żołdu i miesięcznej pensyi tym oficerom lub sze- 
regowcom, którzy mieli być odprawieni. Nawet etat nowy 
nie był jeszcze w szczegółach udecydowany na sejmie 
grodzieńskim i Rada Nieustająca musiała dopiero tę pracę 
ukończyć. Komendant rosyjski postawił jednak na swojem: 
21 lutego 1794 r. Rada Nieustająca nakazała nieodwłocz- 
nie przyprowadzić do skutku redukcyę i oznaczyła ter- 
min ukończenia takowej na 15 marca «z rygorem na sze- 
fów». Komisya wojskowa rozsyłała do poszczególnych od- 
działów ekstrakt rezolucyi o redukcyi i podawała instruk- 
cyę do reformy wraz z załączeniem «abszytów dla zredu- 
kowanych». W marcu doszły do rąk Komisyi «listy star- 
szeństwa i zasług», które zaczęto sporządzać jeszcze we- 
dle ordynansu Ożarowskiego w listopadzie 1793 r. Bry- 
gada II wielkopolska załączyła swą listę przy raporcie za 
miesiąc luty 1794 r. i odesłała dopiero 27 marca; wykazy 
od kawaleryi narodowej, formującej II brygadę dywizyi 
wielkopolskiej, zostały wyprawione z Pińczowa 9 marca, 
a od jej dwu szwadronów (XXXVIII i XL) z Orli 18 tm., 
od pułku I kawaleryi lekkiej im. królowej (Karwickiego) 
z Beresteczka, od pułku III konnego buławy polnej koron- 



— 73 — 

nej z Kowla 16 marca, od pułku IV przedniej straży ks. 
Wirtemberskiego, zagarniętego w znacznej części przez 
Rosyę, od pułku V przedniej straży szefostwa ks. Józefa 
Lubomirskiego z Wiszniowca 24 marca, i dalej od cho- 
rągwi węgierskiej buławy wielkiej koronnej z Bereziec, 
oraz od takiejże chorągwi buławy polnej koronnej 15 marca, 
od regimentu gwardyi koronnej, od korpusu artyieryi ko- 
ronnej, korpusu inżynierów 10 marca i w tymże dniu od 
kompanii pontonierów, od regimentu pieszego II pod imie- 
niem królewicza szefostwa Wodzickiego i regimentu I pie- 
szego z Radoszyc szefostwa Puławskiego generał-inspektora 
dywizyi wielkopolskiej. Brygada Madalińskiego odesłała 
listę starszeństwa swoich oficerów wcześniej nieco, 28 lu- 
tego. W niektórych komendach świadoma dążność naczel- 
nie dowodzących do zdezorganizowania szeregów, im po- 
wierzonych, przyniosła rezultaty szybkie i zastraszające. 
W n brygadzie kawaleryi narodowej dywizyi wielkopol- 
skiej Byszewski, Biernacki, Miączyński, Ożarowski i inni 
udzielili tyle urlopów na czas nieokreślony, że zostało tylko 
5 poruczników, 5 podporuczników i 2 chorążych z całej 
starszyzny. Komisya wojskowa ustanowiła osobne podko- 
misye do rozpuszczania nadetatowych, mimo oporu stawio- 
nego przez Madalińskiego wysyłała jeszcze i w drugiej 
połowie marca 1794 r. dalsze rozkazy, przeprowadziła 
częściową redukcyę i dopiero 11 kwietnia zamknęła swoje 
czynności. Dąbrowski w ostatnich pracach Komisyi nie miał 
już udziału; opuścił Warszawę z chwilą, gdy do stolicy 
dotarła wieść o wymarszu brygady jego z Ostrołęki. 

Z wieścią o ruszeniu brygady Madalińskiego «przybył 
z tejże brygady oficer Kampenhausen, uwolniony ale o mało 
nierozstrzelany, iż nie chciał przystąpić do przysięgi po- 
wstańczej* i mógł tyle tylko opowiedzieć, «że cyfry kró- 
lewskie . pozrzucano, do patentów strzelano i one szarpano, 
oraz wicebrygadyerem drugiego z obioru ogłoszono na 
miejsce Dąbrowskiego, zasiadającego w Komisyi wojsko- 



— 74 — 

wej koronnej*. Usunięto z szeregów w tej doniosłej chwili 
również i kilku innych oficerów, których uważano za lu- 
dzi niegodnych zaufania a nawet zdrajców. Mianował Ma- 
daliński nowych przełożonych w miejsce majora Łaszczyń- 
skiego, przebywającego wówczas za urlopem w Warsza- 
wie, « wiedząc o tem, że chęć i determinacya jego dalekie 
były od łączenia się z brygadą», na opróżniony «plac» po- 
rucznikowski po Zabłockim, który « właściwie chorobą zło- 
żony w Warszawie pozostał, lecz nie przyjeżdżał do ko- 
mendy i żadnego o sobie nie uczynił zgłoszenia», oraz na 
stanowisko Strzebińskiego, podporucznika, gdy ten « wy ko- 
menderowany do Warszawy, przyjazd swój do brygady 
wstrzymał*. Duczymiński, porucznik, wykonał przysięgę 
i ruszył z brygadą, lecz «dla jakowychś zachorowawszy 
przyczyn, usilnie o abszejt starał się i jako nie mający 
chęci służenia», natychmiast dymisyę otrzymał. Za «przy- 
naglaniem sztabsoficerów i subalternów», wyznaczył Ma- 
daliński «sztandrecht», który Kampenhausena «zupełnie za 
infamisa ogłosił i od koleżeństwa wojskowego odłączonym 
być uznał*, a to dlatego, że «do Grodna na sejm poje- 
chawszy, intrygi czynił i podającemu projekt redukcyi 
wojska i etatu był pomocą i przewodnictwem i wszystko 
w protekcyi Igelstroma zadufanie ogJaszał». Tenże sąd wo- 
jenny skazał na obwieszenie porucznika Kiełczewskiego, 
ponieważ «wraz z częścią pieniędzy batalionowych dezer- 
terował» i Bielamowskiego, namiestnika, który uszedł, po- 
ciągnąwszy za sobą oddany mu pod komendę szwadron, 
oraz kolegów Kąckiego i Ulatowskiego. Musiał też i na 
Dąbrowskiego zapaść wyrok, a nie mogli go tam inaczej 
osądzić, jak na infamię i śmierć. 

Dąbrowski, obcy mową i zwyczajem, nie cieszył się 
sympatyą i popularnością w swej brygadzie. Żołnierz, nie- 
wyrobiony, do karności nienawykły, a dotknięty do ży- 
wego ciężkiem doświadczeniem kampanii 1792 r., nie uzna- 
wał potrzeby licznych, za wzorem niemieckim wprowadza- 



- 75 - 

nych reform, a natomiast podniecony widokiem roboty tar- 
gowickiej, żywił uzasadnioną nieufność do naczelnego do- 
wództwa armii, zwłaszcza zaś do Koraisyi wojskowej war- 
szaw'skiej i jej pomocników w dziele redukcyjnem. Korpus 
oficerski w brygadzie na ogół również nie lubił niezna- 
nego i mało przystępnego przybysza z Saksonii, ambitnego 
i surowego pół-Niemca, dobijającego się karyery, za jakiego 
uważano Dąbrowskiego. Bezpośredni jego podwładny, ma- 
jor Łaszczyński, chociaż «nic więcej, jak maszerować, nie 
potrafił », przecież uważał, że mimo swoich 28 lat służby, 
zaczętej jeszcze w r. 1764 w stopniu towarzysza chorągwi 
pancernej, został pokrzywdzony w awansie «przez Dąbrow- 
skiego, który z boku wziął wicebrygadyerstwo w pierw- 
szej brygadzie*. Bezpośredni zwierzchnik, Madaliński, był 
żołnierzem starej daty; sam mawiał o sobie: «ja, gdzie 
chcecie, żołnierza wprowadzę, ale nie ręczę, czy go wy- 
prowadzić potrafię*; Dąbrowskiego nazywał Niemcem, od- 
czuwał boleśnie swoją niższość wobec tego saskiego ofi- 
cera, wyszkolonego taktyka, uczonego znawcy teoryi woj- 
skowej. Nie te względy osobiste kierowały jednak sądem, 
który pozbawiał Dąbrowskiego stopnia i czci i pozwalał 
go bezkarnie zabić. Wyrok zapadł zaocznie, bez przesłu- 
chania oskarżonego, ale takie skrócone postępowanie są- 
dowe było usprawiedliwione w czasie wojennym i jedynie 
w tym wypadku możliwe, a sędziowie działali w dobrej 
wierze i z czystem sumieniem. Chociaż Dąbrowski przy- 
był późno do brygady, znane przecież były jego wybitne 
zdolności, gruntowne wykształcenie i gorliwa, nie bez ofiar 
materyalnych, praca organizacyjna. Jednakowoż, koniec 
końcem, dzielny opór stawiony przez niego Prusakom 
w Gnieźnie był epizodem bez jakichkolwiek ważnych na- 
stępstw, a plany podjęcia wojny przeciw wojskom zagar- 
niającym Wielkopolskę i projekt marszu nad Ren, nie tylko 
zniszczały w samych zaczątkach, ale nie były nawet 
znane jak tylko kilku wybitniejszym jednostkom. Kiedy 



- 76 - 

natomiast w lipcu 1793 r. Kapostas i Dzialyński tworzyli 
«związek» ludzi, na których oparł się następnie Kościuszko, 
wzywając naród do ' walki, Dąbrowski wówczas właśnie 
gotował memoryaly na sejm grodzieński. Gdy widziano go 
wśród tych ludzi, obłożonych jakby klątwą, pogardą po- 
wszechną, pracującego nad ułożeniem nowego etatu woj- 
ska, rozumiano w armii, że on został jednym z inicyato- 
rów nienawistnej redukcyi wojska. Swoje zamiary rato- 
wania kadrów armii polskiej musiał Dąbrowski ukryć głę- 
boko, jeśli miał zasłużyć sobie na ufność Ożarowskiego, 
Igelstroma i innych, zwłaszcza, gdy tu u góry słyszano 
coś przecież o jego niedawnych próbach wznowienia wojny. 
Nawet ci, którzy domyślali się istotnych motywów pomocy, 
niesionej kolejno Komisyi wojskowej w Grodnie i Warsza- 
wie, musieli tę działalność potępić jako błędną. Jeśli wśród 
postanowień Komisyi mogły być przemycane jakieś zarzą- 
dzenia, dotyczące istotnej reformy wojska, to ogół z tych 
rąk przyjąłby je z najwyższą nieufnością. Stamtąd wszak 
zadawano najcięższe ciosy najpiękniejszym nadziejom, ja- 
kie naród przywiązywał do swej siły zbrojnej, stamtąd 
wychodziły w tysiącach egzemplarzy €abszejty», skazujące 
na nędzę tysiące osiwiałego pod chorągwią żołnierza. 

Ogół uważał Dąbrowskiego za narzędzie powolne 
w ręku Sieversa, Igelstroma i Ożarowskiego, za deklaro- 
wanego przeniewiercę, którego też oczywiście wystrzegano 
się pilnie i którego ani myślano wprowadzić w szeregi or- 
ganizacyi przedpowstańczej. Umysł krytyczny, logicznie 
obliczający szanse powodzenia, nie zespolony jeszcze cał- 
kowicie z duchem narodu, nie zrozumiałby potrzeby rewo- 
lucyi, która zdaniem jego nie mogła « prawie inaczej za- 
kończyć* się, jak klęską, i którą mógł nawet w rozgory- 
czeniu «głupstwem» nazwać. Mając przed oczyma całą 
nadzwyczajną, niezrównaną służbę Dąbrowskiego w obro- 
nie narodu, służbę długą, bo aż do śmierci, ofiarną i krwawą, 
bo wśród ran, niedostatku i upokorzeń, uwolniłaby go dziś 



— 77 — 

historya od zarzutu zdrady narodowej, gdyby nawet pra- 
wdą było, że starał się zgnieść wszczynające się powsta- 
nie. Aliści zarzut to niewątpliwie nieprawdziwy i niesłusz- 
nie krzywdzący czyste imię Dąbrowskiego. Taki zarzut 
zrodził się istotnie i miał pewne pozory słuszności. Zda- 
niem Giedroycia, cDąbrowski przed zaczęciem rewolucył 
zdradzał Madalińskiego i doniósł o wszystkiem Ożarow- 
skiemu, w którego kancelaryi list ten znaleziono. Podej- 
rzenia takie szerzyły się zarówno wśród żołnierzy bry- 
gady, jak i wśród ludności warszawskiej; usprawiedliwiało 
je pozornie i nagłe przerzucenie się Dąbrowskiego ze stron- 
nictwa patryotycznego między członków Targowicy i jego 
stopień wicebrygadyerski pod Madalińskim, i fakt niewąt- 
pliwy, że do Eomisyi wojskowej, do Rady Nieustającej, do 
Ożarowskiego i Igelstroma doszły wczesne ostrzeżenia 
o niebezpiecznem wrzeniu w I brygadzie dywizyi wielko- 
polskiej. Przestróg tycłi wszakże, o ile nie były nadesłane 
przez zwyczajnych szpiegów, udzielić mogli oficerowie bry- 
gady, czy to Kampenhauzen, «który zawsze oddzielnego 
był zdania od kolegów swoicli i, mimo najmniejszego oka- 
zania dowodu chęci zezwalania na czynione układy, owszem 
względnie docieczenia tych różne czynił podstrzegania 
i nadto wróciwszy się do Warszawy, pierwszy krok do 
Igelstroma wstępu uczynił swego», czy to Strzebiński, 
który « wiadomy całego układu wy komenderowany do War- 
szawy przyjazd swój do brygady wstrzymał», czy to Ła- 
szczy ński, który «w czasie ruszenia brygady za urlaubem 
do Warszawy wyjechał», a którego «chęć i determinacya 
dalekie były od łączenia się z brygadą*. ByJo też kilku 
innych w brygadzie, jak Kiełczewski, Duczymiński i Bie- 
lamowski, opornych, tworzących jakby partyę opozycyjną, 
których skupił potem pod swoją komendę Dąbrowski. Sam 
jednak Dąbrowski w plan powstania nie był wtajemni- 
czony, bo albo byłby pokierował akcyą przygotowawczą, 
albo potrafiłby zdusić płomień w zarzewiu. 



— 78 — 

Po nadejściu do Warszawy pierwszej wiadomości 
o wymarszu Madalińskiego, Dąbrowski natychmiast dnia 
17 marca 1794 został wy komenderowany z łona Komisyi 
wojskowej do Ostrołęki dla powstrzymania brygady i po- 
wzięcia stosownych uspokajających zarządzeń. Sam jeszcze 
wtedy najwidoczniej nie oryentował się zgoła w położeniu. 
Wykonał dane sobie polecenia, spóźnione szwadrony za- 
trzymał i wziął pod swoją komendę. W pełnem zaufaniu 
jeszcze 23 marca wydała Komisya ordynans, aby ludzi, 
konie i rekwizyta, zabrane przez rosyjskiego brygadyera 
Bagrejewa, wysianego przez Igelstroma na zniesienie od- 
działu Madalińskiego, odebrał Dąbrowski; jeszcze 7 kwie- 
tnia kazano mu, aby komendę nazywał własnem imieniem, 
ponieważ Prusacy, słysząc nazwisko Madalińskiego, zaraz 
atakowali jego żołnierzy. Do organizującego się z tych re- 
sztek przyszłego pułku Mazurów przyprowadził swój szwa- 
dron Bielamowski. Weszli tu Duczymiński i Więckowski, 
porucznicy, a także, po powstaniu Warszawy, trzej ofice- 
rowie z brygady Madalińskiego, aresztowani w stolicy na 
rozkaz Komisyi wojskowej, prawdopodobnie chory Zabłocki, 
tudzież Łaszczyński i Strzebiński, na których w tym ra- 
zie nie mogłoby już ciążyć nawet najlżejsze podejrzenie 
denuncyacyi. Po powstaniu Warszawy dopiero zdecydował 
się ostatecznie Dąbrowski złączyć swą szczupłą komendę 
z siłami zrywającego się do walki narodu. 

Opuszczając Warszawę z końcem marca, Dąbrowski 
zyskał większą swobodę, lecz decyzyi jeszcze nie powziął. 
Pozostawiony na uboczu, czekał na dalsze wypadki, orga- 
nizował szczątki swej brygady, niewątpliwie wysyłał ra- 
porty do uznawanej zawsze jeszcze za władzę zwierzchnią 
Komisyi wojskowej, ale równocześnie nadsłuchiwał bacznie 
i wytężał myśl, aby znaleźć drogę zaciemnioną, zagubiona 
tak jasną dawniej drogę pracy dla dobra ojczystego. 

Jechał do Ostrołęki już z silnie zachwianą wiarą, 
w trafność obranych przez siebie środków; część wojska 



— 79 — 

była w zupelnem rozprzężeniu, putki zaś silniej zorgani- 
zowane, które pragnął utrzymać jako kadry przyszłej ar- 
mii, przez opór zbrojny narażały się na pewną zgubę. Je- 
śli pochód Madalińskiego ku południowym województwom 
był wstępem do nowej, krwawej, beznadziejnej wojny, to 
cata praca w Komisy i wojskowej i wszystkie dalsze z nią 
związane plany były bezowocne i musiały mu być poczy- 
tane za zakałę raczej, niż zasługę. Z drugiej znów strony, 
pominięty przez organizacyę przedpowstańczą, wykluczony 
z niej, nie powiadomiony o jej rozmiarach, celach i wido- 
kach, a już z góry, od pierwszej chwili wybuchu, ogło- 
szony za zdrajcę i pozbawiony stopnia, nie mógł biedź na 
przełaj do dawnych towarzyszy i starać się powstrzymać 
ich lub z nimi współdziałać. Jak inni członkowie Komisyi, 
łudził się może z początku nadzieją, że opór, stawiony 
przez I brygadę wielkopolską, pozostanie odosobniony 
i zgaśnie po pierwszej niepomyślnej utarczce. Może nawet 
wiadomość, przedzierająca się z Krakowa o wypadkach, 
zaszłych tam w pamiętnym dniu 24 marca i głucha wieść 
o bitwie racławickiej nie odsłoniły mu jeszcze w zupełno- 
ści, jak powszechną i głęboko ugruntowaną była rozpo- 
częta insurekcya. Tak prędko wszak skończyła się nieda- 
wna kampania w obronie konstytucyi Trzeciego Maja, pod- 
pisano i przypieczętowano traktaty drugiego rozbioru, nie 
było widać żadnych poważnych przygotowań do podjęcia 
na nowo akcyi zbrojnej. Zdawało się, że i emigracya spo- 
kojnie czekać będzie na pomyślniejszy jakiś zbieg okolicz- 
ności, zapewniający pomoc mocarstw europejskich. Wszak 
jeszcze na początku 1794 r. Zajączek, Kołłątaj i Kościu- 
szko, mając przed oczami wyniki dotyczasowej, kilkomie- 
słęcznej pracy około zorganizowania «związku» rewolu- 
cyjnego, godzili się na to, że «na tak błahych, jak dotąd 
podstawach nie można budować », «że przedsiębrane środki 
nie były dostatecznymi*. Dopiero powstanie Warszawy 
przecięło wszelkie dalsze wahania. Był Dąbrowski podów- 



— 80 - 

czas niedaleko od Tykocina, skąd posuwał się do stolicy. 
Jeśli widok pomnika Czarnieckiego, wzniesionego tutaj 
przez niegodnego spadkobiercę wielkiego wodza, przez dzie- 
dzica starostwa tykocińskiego i wielkiej buławy, Jana Kle- 
mensa Branickiego, nie natchnął go lepszą wiarę w nie- 
spożyte siły narodu, jeśli nie uniósł go powszechny zapał, 
jeśli w promieniach wiosennego słońca nie rozwiały się 
krwawe widziadła przyszłych klęsk, to zrozumiał przy- 
najmniej w tem miejscu i w tej chwili przyszły wódz le- 
gionów, że odkąd nie ma już wyboru dla niego jako Po- 
laka, jak tylko między rolą obrońców Częstochowy i kon- 
federatów tyszowieckich a rolą sprzedawczyków szwedz- 
kich. Tylko rozwinięciem wszystkich sił można było osło- 
nić kraj przed następstwami odwetu, którego obawa jak 
cień wlokła się w ślad za uniesieniami radości po pierw- 
szym wysiłku i pierwszem powodzeniu. 

Na wiadomość o powstaniu Warszawy, « wszystkie 
oddzielne komendy polskie wyruszyły z miejsc swoich; wi- 
cebrygadyer Dąbrowski z Zambrowa, major Szyszkowski, 
mający pod sobą część fizylierów z Siedlec, brygada Oża- 
rowskiego i druga część fizylierów pod pułkownikiem Ki- 
jeńskim ze Stanisławowa przyciągnęli na Pragę». Przyby- 
cie Dąbrowskiego poprzedził raport, donoszący, jako «mię- 
dzy Tykocinem a Zambrowem zabrał sześć wozów Rosya- 
nom z pieniędzmi i płótnem, tudzież jednego oficera i lu- 
dzi dziesięciu ». Ocenił widocznie Dąbrowski niebezpieczeń- 
stwo, jakie mu groziło po wyroku dawnych towarzyszów 
broni, otoczonych teraz aureolą pierwszych insurgentów, 
i starał się porozumieć z rządem rewolucyjnym. Obwieszcze- 
nie jego pierwszej utarczki z wojskiem rosyjskiem w 1 nr. 
•Gazety Wolnej Warszawskiej* z 26 kwietnia, miało może 
na celu przejednanie opinii ludu, wrogo usposobionego dla 
byłego członka Komisyi wojskowej. Nieuchronna i blizka 
była jednak kara za winę nierozważnego współdziałania 
z wykonawcami uchwał Targowicy i sejmu grodzieńskiego. 



— 81 — 

Dnia 28 kwietnia ściągnęły do stolicy brygada Oża- 
rowskiego, reszta regimentu fizylierów i komendy dwie 
Dąbrowskiego. Szli żołnierze łączyć się z powstaniem, nie 
oglądając się już na swoich dowódzców. Mimo zagarnięcia 
konwoju rosyjskiego pod Tykocinem, nie miał Dąbrowski 
ufności u pozostałych przy nim żołnierzy, tak, że Michał 
Starzeński, starosta brański, który przewodził wtedy w pod- 
laskiem, mógł go «zabrać», przed Radą Zastępczą Tymcza- 
sową «oskarżyć jako nieprzyjaznego powstaniu*, a jego 
«oficerów Duczymińskiego i Więckowskiego i>rawic niele- 
dwo w łańcuszkach przyprowadzić ». Nazajutrz 29 przy- 
wiedziono obwinionych wśród tłumu, wołającego «zdrada» 
i gotowego spełnić na nich natychmiast wyrok śmierci. 
Sprawa miała się toczyć przed wydziałem wojskowym 
powstańczej Rady Zastępczej, w skład którego wchodzili 
Mokronowski, Węgierski, Wybicki, Horain, Makarowicz 
i Tykiel. W krytycznej chwili Wybicki «przemówił śmiało 
do tłumu, że, chcąc pokonać nieprzyjaciela, trzeba szano- 
wać wojskowych, że na jednostronne zaskarżenie nie mo- 
żna oficera z talentem i charakterem potępiać; niech Sta- 
rzeński złoży skargi dowody a jutro wyda departament 
wyrok sprawiedliwy*. Prezes departamentu wojskowego, 
generał Mokronowski, zalecił Dąbrowskiemu, «aby się na 
dzień jutrzejszy stawił». Wybicki «calą noc zaprzątnął się 
szczerze tą sprawą i, znalazłszy ją jak najlepszą na stronę 
Dąbrowskiego, wygotował rezolucyę, która go niewinnym 
i wielce użytecznym do służby krajowej ogłosiła^. 30 kwie- 
tnia «stanęli do słuchania wyroku Starzeński i Dąbrowski 
i gmin, co go otaczał*. «Z powagą i godnością oglosił» 
Wybicki « zdanie departamentu wojskowego, ocalające ho- 
nor i obywatelstwo Dąbrowskiemu ». W protokóle swych 
czynności zapisała Rada Zastępcza w rubryce tego dnia, 
że «oddała usprawiedliwienie Janowi Dąbrowskiemu wice- 
brygadyerowi». 

Nie pobudką utylitarną, nie myślą o potrzebie ocale- 

J«a HENRYK OIBRCWSKI a 



82 



nia «oficera z talentami* kierował się Wybicki w bezsen- 
nej nocy z 29 na 30 kwietnia. Poprzez wszystkie najcięż- 
sze oskarżenia, mimo wyroku zapadłego w Ostrołęce i ra- 
portów Dąbrowskiego, znalezionych chociażby w aktach 
Komisyi wojskowej, musiał Wybicki dostrzedz myśl oby- 
watelską i chęó służenia krajowi, chociaż na błędnej dro- 
dze. Na tem wysokiem stanowisku poszanowania szlache- 
tnej intencyi stanął także Kościuszko, kiedy za jego zbli- 
żeniem się pod Warszawę przyszło mu zająć się tą sprawą. 
Jakkolwiek Mokronowski otrzymał polecenie, aby usunął 
» wszystkich tych oficerów, którzy się w dzień sławy i cnoty 
obywatelskiej nie pokazali na placu bitwy i na miejscach 
swoich z korpusami swymi nie znajdowali się», jednak Dą- 
browski utrzymał się na stanowisku, a nawet niektórych 
oficerów, zbiegłych z brygady Madalińskiego, opieką swą 
osłonił i «z ostatniego ratował ucisku». «Zamilkł Starzeń- 
ski i gmin uwiedziony »; starcie pod Tykocinem musiało 
na razie wystarczyć opinii jako usprawiedliwienie; nie 
ogłaszano innych motywów wyroku departamentu wojsko- 
wego, ażeby nie zaogniać bolesnej, świeżej rany. Dąbrow- 
ski ruszył w pole i stamtąd miał przesłać dowody, jak 
pragnął i mógł być ojczyźnie użyteczny. 

Zdawało się, że sprawa została zamkniętą, skoro lu- 
dzie, stojący na czele ówczesnego społeczeństwa i cieszący 
się całem jego zaufaniem, mając dostęp do wszystkich do- 
kumentów, uznali Dąbrowskiego wolnym od zarzutu zdra- 
dzieckiej działalności na zgubę kraju. Zdawało się, że 
oskarżenia winny umilknąć wobec walki stoczonej wnet na 
wałach Warszawy w dniu 28 sierpnia, wobec niebawnej 
wyprawy wielkopolskiej, wreszcie wobec stworzenia legio- 
nów. Stało się przecież inaczej, wprost naopak. A miano- 
wicie, w miarę im wyżej wznosił się Dąbrowski w zasłu- 
dze, tem uparciej piętrzyła zawiść coraz nowe zarzuty, 
a wszystkie najniedorzeczniejsze oszczerstwa próbowały 
oprze 3 się na tej jeiyaej realnej podstawie, jaką było 



— 83 — 

mylne, źle obliczone, ale nigdzie w treści i w intencyi ani 
występne, ani karygodne stanowisko Dąbrowskiego wobec 
dzieła sejmu grodzieńskiego. Więc na tej podstawie sta- 
rano się przypisać mu szereg przestępstw kryminalnych, 
a radykalni politycy emigracyjni próbowali całą jego dzia- 
łalność w Wielkopolsce i legionach przedstawić jako jedno, 
nieprzerwane pasmo zdrady. Podawane też będą odtąd 
przeciw niemu «niezliczone» meraoryaly do rządu francu- 
skiego, a po krwawych walkach ze zdobywcą Pragi, sto- 
czonych na odległym terenie Włoch północnych, zbierane 
będą nawet podpisy wśród polskiej emigracyi, aby okry- 
temu ranami wodzowi legionów odebrać komendę. Będą 
czynione próby przeszkodzenia reorganizacyi legionu wło- 
skiego w r. 1799 i próby podburzania żołnierzy przeciw 
wodzowi. Miano zdrajcy brzmieć będzie jeszcze długo 
w uszach Dąbrowskiego; raz jego właśni legioniści skrzy- 
żują przed nim bagnety. W r. 1806 ucichli nareszcie na- 
wet najzuchwalsi z potwarców, ale przecież i dalej, cho- 
ciaż mniej widocznie, przesuwają się gorzkie wspomnienia 
r. 1793, gdzieś oddalonem echem brzmią zawsze, ilekroć 
stary żołnierz zepchnięty zostaje na plan dalszy przez 
mniej godnych i mniej zasłużonych, obijają się aż o ściany 
cichego dworku winnogórskiego, i jeszcze nad trumną Dą- 
browskiego odezwą się przez usta «przyjaciela». 



6* 



ROZDZIAŁ VL 
Obrona Warszawy. 



Zrazu w pierwszym okresie powstania 1794 r. miał 
Dąbrowski ciasne pole działania; pierwsze, małoznaczne 
pod względem militarnym potyczki, w których uczestni- 
czył, ważne są o tyle tylko, że stopniowo rozpraszały 
nieufność, żywioną do jego osoby przez wielu. 

Do końca maja 1794 r. w okresie, kiedy Kościuszko 
organizował siłę zbrojną pod Połańcem, w Warszawie cMo- 
kronowski (jako komendant księstwa mazowieckiego) samo- 
dzielnie prawie komenderował garnizonem, kompletował 
dawne, organizował nowe korpusy, kierował działaniami 
wojennemi w okolicach, założył obóz pod Błoniem od strony 
zachodniej, wysłał generała Cichockiego nad rzekę Narew 
od północy, nareszcie wyprawił Haumana przeciwko Ro- 
syanom na południe». «Miejsce Haumana w strzeżeniu Pi- 
licy zastąpił wicebrygadyer Dąbrowski. Obóz jego naprzód 
był w Grójcu (20 maja), potem posunął się do Gostomii 
(26 maja). Pod Grójcem schwytał 9 huzarów pruskich 
i podoficera, których odesłano do Warszawy ». W dziesięć 
dni później, 30 maja, z obozu pod Gostomią doniósł «o mo- 
cnej pozycyi korpusu swego i najdoskonalszem na wszel- 
kie zdarzenia zabezpieczeniu się. Uwiadomił takoż o szczęśli- 
wem zawsze powodzeniu się w akcyach, jakie dotąd za- 



- 85 - 

szły, a najpóźniejszem, że na dniu 28 patrol posiany, gdy 
nieco od moskiewskich kozaków został ściśnięty za ode- 
branym od naszycli sukursem nietylko, że się bez straty 
uwolnił, ale nadto ośmiu kozaków ubiwszy, 4 konie z pod 
tychże złapał i bydła sztuk 5u0 odebrał, które natych- 
miast właścicielom zwrócone zostało». 

Kiedy po bitwie pod Szczekocinami (6 czerwca) Ko- 
ściuszko posunął się ku Warszawie i stiinął nad Pilicą 
(w Warce 21, w Goszczynie 27, w Grójcu 28 czerwca), wraz 
i dla Dąbrowskiego otwarło się szersze pole zasługi. Chciał 
Naczelnik pod hasłem obrony całości granic Rzpltej sku- 
pić wszystkich ludzi dobrej woli; roztrząsnął zarzuty, pod- 
niesione przeciwko dawnemu członkowi Komisyi wojsko- 
wej, i starał się rozproszyć żywioną dla jego osoby nie- 
ufność, której sam nie podzielał, usposobiony przychylnie 
dla Dąbrowskiego i przez krewnych jego w krakowskiem, 
i mając nadto pewne dowody Ziicności jego zamiarów 
w dobrem świadectwie Wodzickiego i Fiszera. Po klęsce 
szczekocińskiej, przegranej pod Chełmem i poddaniu Kra- 
kowa, po zgonie Wodzickiego i Grochowskiego, kapitulacyi 
Wieniawskiego i dymisyi Wedelstetta, czuł boleśniej niż 
kiedykolwiek brak rąk pomocnych do rozpoczętej pracy. 
Ocenił też odrazu zdolności Dąbrowskiego, mianował go 
generał-majorem i wyznaczył mu stanowisko na prawem 
skrzydle armii, koncentrującej się około stolicy, w Błoniu, 
pod generałem Mokronowskim. Składała się Ui część woj- 
ska z garnizonu warszawskiego i nowych oddziałów, nad 
których zorganizowaniem gorączkowo pracował Dąbrow- 
ski. Rychło też stało się widocznem, że wśród obrońców 
Warszawy on będzie jedną z sił głównych, że będzie na- 
leżał do doborowej garstki, tworzącej mózg armii polskiej. 
Mokronowski kierował się jego radą w pracach forty- 
fikacyjnych około Warszawy i w działaniach pod Bło- 
niem. Trzymał Dąbrowskiego następnie Kościuszko przy 
sobie w obozie pod Mokotowem i miał w nim niewątpliwie 



86 



dzielną pomoc w wytężonej pracy od 13 do 26 lipca przy 
pociągnięciu linii szańców przed Czerniakowem, Sielcami, 
Królikarnią, Mokotowem, Wyględowem i Czystem. 

Gdy Grochowski legł na pobojowisku szczekocińskiem, 
jeden tylko Dąbrowski znał armię pruską, tyle sławioną 
armię wielkiego Fryderyka, która prowadzona przez sa- 
mego króla Fryderyka -Wilhelma II, świeżego sprzymie- 
rzeńca Rzpltej, miała teraz żelazną obręczą otoczyć bijące 
jeszcze serce Polski. W wielu bardzo kwestyach strate- 
gicznych musiało też zdanie Dąbrowskiego ważyć najsil- 
niej w otoczeniu Naczelnika, a wpływ jego zwiększył się 
jeszcze, kiedy w praktyce, w ogniu pierwszych znaczniej- 
szych potyczek, okazał wybitne przymioty wodza, chociaż 
zresztą, jak dla wielu z jego żołnierzy, tak i dla niego 
samego, była poniekąd nowością ta wojna wielka i krwawa. 

W sierpniu kierował Dąbrowski obroną w obozie pod 
Czerniakowem i stąd wykonał dwa wielkie rekonesanse 
przeciwko stanowiskom, zajętym przez armię rosyjską. 
1 sierpnia o 3 rano atakował i spędził nieprzyjaciela z po- 
zycyi w Augustowie i Zawadach, parł go przed sobą aż 
za Wilanów, gdzie spalił znaczny magazyn siana, i wy- 
eotal się następnie w największym porządku. Równie wcze- 
snym rankiem w dniu 16 sierpnia natarł na posterunki 
nieprzyjacielskie i byłby je zniósł zupełnie, «gdyby kawa- 
lerya z prawego skrzydła nie pośpieszyła się z atakiem», 
nie czekając na uderzenie innego oddziału jazdy od frontu. 
I tym razem żołnierze polscy posunęli się aż za Wilanów, 
«gdzie nieprzyjaciel znacznych dostał posiłków i Wilanów 
znowu opanował». Pułkownik Burzyński z lewego skrzy- 
dła awansował na Kępę Zawadzką i tam znaczny maga- 
zyn nieprzyjacielski, nie mogąc zabrać, spalił. W roku 
tym nie stoczył już Dąbrowski żadnej większej potyczki 
z wojskiem rosyjskiem. «W niedzielę, dnia 17 sierpnia 
prócz kilku wystrzałów z armat, uciszony był przez dzień 
cały nieprzyjaciel » i dopiero z północy na poniedziałek 



— 87 — 

po dżdżu obfitym dało się dyszeć w obozie pod Czemia- 
kowem «od godziny 1 ku wsi Szczęśliwicom i Rakowcu 
blizko przez dwie godziny mocne ucieranie się naszych 
z nieprzyjacioly przy odzywaniu się niekiedy armat i tę- 
gim dawaniu ognia z ręcznej strzelby ». To generał Poniń- 
ski kazał grenadyerom krakowskim atakować bateryę ro- 
syjską w Zbarzu, gdy równocześnie major Biegański ucie- 
rał się z posterunkami osłaniającymi prawe skrzydło Pru- 
saków. Już w dniacłi najbliższych jednak punkt ciężkości 
obrony przesunął się na prawe skrzydło, i tam też został 
odkomenderowany Dąbrowski. Kościuszko, który wyszcze- 
gólniał go coraz więcej, powierzył mu dowództwo nad od- 
działem, okrywającym Marymont i Powązki, gdy tam na 
trudnych posterunkach ważyły się losy Warszawy, a wraz 
i powstania. 

Pracami oblężniczemi wojsk pruskich, po usunięciu 
pułkownika Freunda, kierowali: major artyleryi Pontanus, 
kapitan sztabu generalnego v. Brodowski i z korpusu in- 
żynierów kapitan Reibnitz. W sztabie generalnym pruskim 
zwolna torowało sobie drogę zdanie, że popełniono błąd, 
zwracając głównie siły przeciwko szańcom na Woli, że 
należało natomiast przypuścić stanowczy atak od strony 
Wawrzyszewa, Powązek i Marymontu. Było to zdanie 
przedewszystkiem Brodowskiego, który w osobnym memo- 
ryale wykazywał potrzebę przyśpieszenia szturmu i to od 
strony północno wschodniej, gdzie można było uderzyć na 
obóz Poniatowskiego przeważnemi siłami i zdobyć odrazu 
miasto, albo przynajmniej uzupełnić niedomkniętą tutaj 
linię oblężniczą i uzyskać pierwszorzędną drogę transpor- 
tową na Wiśle. Planu tego nie przyjęło otoczenie króla 
Fryderyka -Wilhelma II, bo chciano wpierw doczekać się 
zamówionych transportów artyleryi. Tymczasem Kościuszko 
przedłużył linię fortyfikacyjną ku Wiśle przez cegielnię 
i ogród Powązek poza wiatraki Marymontu i kazał wznieść 
«wysokie baterye» na Skalszczyźnie, dwie reduty koło 



— 88 - 

domu Parysa i trzy reduty na t. z. Szwedzkich Górach. 
Poniatowski objął po Mokronowskim komendę z tej strony, 
posunął znacznie forpoczty swoje naprzód, obsadził Wa- 
wrzyszew i Młociny, patrolował do Łomny i Babic, a w nocy 
14 sierpnia atakował Górce dla rekonesansu/Lewe skrzy- 
dło pruskie było zagrożone, a północny kraniec przekopu 
pod Wolą narażony na strzały z Gór Szwedzkich. Oce- 
niono teraz słuszność uwag Brodowskiego w kwaterze 
Fryderyka Wilhelma: w nocy z 8 na 9 sierpnia przedłu- 
żono przekop, zakrzywiając go odpowiednio i zabezpiecza- 
jąc redutą o 8 działach; od 11 do 18 dla obrony obozu 
wzniesiono forty; a kiedy 19 tegoż miesiąca nadeszły z Wro- 
cławia moździerze 50 funtowe w liczbie 14, tudzież 6 armat 
12 funtowych i 22 haubic 10-funtowych, rozpoczęto dzia- 
łania przeciw polskim bateryom na Górach Szwedzkich. 
Na północ od Gorców zrobiono w nocy z 22 na 23 prze- 
kop i umieszczono tu moździerze i działa największego 
wagomiaru. Ogień, rozpoczęty dnia 23 sierpnia, wykazał 
mylnośó obliczeń, kule nie donosiły do polskich stanowisk. 
W nocy z 24 na 25 spędzono placówki powstańcze, posu- 
nięto się jeszcze naprzód od 600—1000 metrów i usypano 
nowe baterye; polska artylerya starała się przeszkodzić 
tym przygotowaniom, ale 26 sierpnia udało się Prusakom 
zatoczyć działa. W dniu tym rozpoczęto zaraz stanowcze 
ataki z tem większą nadzieją pomyślnego skutku, że w obo- 
zie polskim nie doceniono całej grozy położenia. 

«N. Naczelnik spodziewając się, że król pruski od 
Woli, gdzie jego największe siły zgromadzone zostały i raz 
wraz nowe awansowano baterye, zamysł swój uskutecznić 
zechce, mając najbliższą drogę do wykonaniii tego, —- 
równie w tych stronach okopy, w których generał Zają- 
czek komenderował, mocniejszymi czynić kazał najlep- 
szym żołnierzem. Ta pozycya była centralna wojsk pol- 
skich, a temsamem wyciągnęła większej usilności i prze- 
zorności w jej bronieniu*. Natomiast, «na prawem skrzy- 



- 89 - 

dle... stał tylko korpus blizko z 4000 ludzi złożony pod 
komendą księcia Józefa Poniatowskiego w następujących 
pryncypalnych pozycyach: w Powązkach, w Marymoncie 
i w Bielanach; generał Poniatowski kwaterą stał w Po- 
wązkach, w których (wraz) z Marymontem sam directe 
komenderował, powierzając zupełnie obronę Bielan i lewy 
brzeg Wisły generałowi Rymkiewiczowi, podówczas jeszcze 
podpułkownikiem będącemu*. Wyższych oficerów, mimo 
skoncentrowania całego wojska koronnego, tak mało było 
w obronie Warszawy, że skoro «Madaliński, Dąbrowski, 
Kamiński, Poniński na lewem skrzydle naprzeciwko obozu 
wojsk rosyjskich pod komendą zostawali N. Naczelnika, 
a Hauman, Ożarowski i Wyszkowski — pod Zajączkiem, 
książę Poniatowski żadnego nie miał; tylko był przy nim 
książę Eustachy Sanguszko, który, będąc aktualnym bry- 
gadyerem wojsk rosyjskich, jako poczciwy Polak, za wo- 
luntaryusza w tym korpusie służąc, bardziej pełnił po- 
winności generała przez patryotyzm, jak z obowiązku*. 

«Gdy(by) generał Poniatowski w objętych pozycyach, 
które prócz kunsztu, sama natura broniła, całą swoją był 
lokował siłę, tylko strzelców i wybór kawaleryi awanso- 
wawszy z lekkiemi armatami pod dom Parysa i w inne 
miejsca, tym sposobem ubezpieczywszy miejsca przed fron- 
tem dla czuwania na każdy krok nieprzyjacielski, wstrzy- 
mania pierwszych jego zapędów, — byłby tym sposobem 
linię swoją bez znużenia wojska uczynił bezpieczną i nie- 
przełamaną. Na nieszczęście wysunął się z ciągłej i obron- 
nej linii prawie na półćwierci mili i nieuważnie porozsta- 
wiał wojsko z armatami w różnych miejscach bez pewnej 
komunikacyi, jako to pod domem Parysa, w starych ba- 
teryach nazwanych Szwedzkiemi i pod Wawrzyszewem, 
w obawie zapewne, ażeby się król pruski przez objęcie 
tych miejsc nie nadto zbliżył, jak się stało przez wzięcie 
Woli. Lecz jak ta nie decydowała o losie Warszawy, tak 
Wawrzyszew i Szwedzkie baterye, jak się pokazało, jeszcze 



~ 90 - 

mniej; owszem, całe bezpieczeństwo na tem zawisło, aby 
baterye i siła zbrojna jak najbardziej były koncentrowane, 
albowiem ten, który z nieproporcyonalną siłą wiele miejsc 
chce obronić, zazwyczaj broni mało lub nic wcale». 

«Król pruski dowiedziawszy się przez rekognoskowa- 
nie i szpiegów z pewnością (o) tylu błędach taktycznych, 
a jeszcze przez pewnego kapitana Stamirowskiego o wszy- 
stkiem uwiadomiony, który w tym właśnie czasie obje- 
chawszy pierwej wszystkie baterye (wstyd wspomnieć, że 
się tak niesłychane nieprzyzwoitości w regularnym obozie 
dziać mogły), przeszedł na stronę nieprzyjaciół, umiał 
z tych ks. Poniatowskiego błędów profitować». 

« Dzień 26 sierpnia był dla Polaków dniem trwogi 
i powszechnego zamieszania, albowiem tego dnia ze świ- 
tem król pruski za przewodnictwem zdrajcy Stamirow- 
skiego razem atakował wszystkie stanowiska korpusu ge- 
nerała Poniatowskiego, zdobył baterye Szwedzkie z 8 arma- 
tami bez wystrzału i opanował prawie bez obrony Wa- 
wrzyszew, z którego miejsca ledwie uprowadzona artyle- 
rya, zostawiwszy tam i tu wszystkie namioty, wozy amu- 
nicyjne i inne. Awansował potem za nieporządnie wszę- 
dzie uchodzącymi, wziął dom Parysa z bateryami, rzuca- 
jąc nakoniec postrach już w całym obozie i wśród War- 
szawy. Tylko generał Rymkiewicz jeszcze trzymał się 
w Bielanach i chociaż kilka przysłano ordynansów, aby 
się także cofnął, (ażeby nie) być oderzniętym od strony 
Marymontu, gdzie kozacy moskiewscy i kawalerya pru- 
ska już mocno flankowali, generał Rymkiewicz, znając 
ważność tego posterunku, a nie widząc jeszcze takiego 
niebezpieczeństwa, jakie mu wystawić chciano, nie szedł 
jak tylko za roztropnością złączoną z determinacyą i ocalił 
to miejsce. Wierzyć należy, (że) gdyby nie nadzwyczajna 
N. Naczelnika czułość i przezorność, toby Prusacy w tym 
dniu tak wzięli Warszawę, iżby N. Naczelnik w swym 
obozie o tem nie wiedział. Ledwie za przybyciem jego 



— 91 — 

mógł być porządek przywrócony. Łatwo wtedy już wstrzy- 
mano dalsze Prusaków awansowanie, którzy kontenci na 
teraz z tych odniesionych korzyści, starali się tylko przy 
nich pozostać; jakoż utrzymali się». 

General G5tz, który prowadził pułk Hollwede na 
Góry szwedzkie, zajął następnie Wawrzyszew i posuwał 
się w kierunku Marymontu, wstrzymał dalszy pościg, 
skoro spostrz^ł, że szeregi jego rozluźniły się zupełnie. 
Pruski żołnierz, który «bez wystrzału* mimo silnego ognia 
bateryi szedł naprzód i zepchnął polską piechotę, tracił 
swą siłę i zdolność bojową, gdy rozprysły się wyciągnięte 
linie, gdy nie czuwało nad nim groźne oko przełożonego, 
gdy pozostawiony był własnej inicyatywie. Generał Pol- 
litz równocześnie opanował bateryę przy domie Parysa. 
Zabitych 1 rannych liczono w wojsku pruskiem 150; straty 
te poniósł głównie pułk Hollwede od dziiU ustawionych na 
Górach Szwedzkich, opór na innych miejscach był bardzo 
słaby. Linia wojsk Fryderyka Wilhelma wyciągnęła się 
aż na zachód od Wawrzyszewa; komendę na prawem 
skrzydle miał generał Pollitz, na lewem Gótz; obracano 
zdobyte działa przeciw Powązkom i Skalszczyznie, a w nocy 
z 27 na 28 sierpnia zatoczono ciężkie baterye, mające 
otworzyć drogę do ostatniego szturmu. Pomimo jednak sta- 
rannych przygotowań i wbrew wszelkim nadziejom, żoł- 
nierz pruski nie wkroczył w dniu następnym w okopy 
Warszawy; każdą piędź ziemi musiał krwawo zdobywać, 
a choć krwi nie szczędził, przecież nie zdołał się posunąć 
naprzód. Było to następstwem zmian, jakie zaszły w pol- 
skim obozie. 

Poniatowski, « znużony pracą i tylu niepomyślne- 
ściami nękany, słysząc do tego zewsząd narzekania i ty- 
siączne zarzuty, usunął się do Warszawy i zachorował*. 
Komendę po nim objął Dąbrowski. 

Od tej chwili, pod nową, sprężystą komendą Dąbrow- 
skiego, «zaraz inna okazała się postać rzeczy: wojsko, ufność 



- 92 ~ 

mające w tym doświadczonym wodzu, odzyskuje swoją 
odwagę i wszystko do karbów powraca przyzwoitych*. 

«Ten generał (Dąbrowski) przewidując, że król pruski 
koniecznie dalej zechce zwycięskie swoje pomknąć kroki, 
ubezpieczywszy się według reguł taktyki, czeka w zupeł- 
nej gotowości z deterniinacyą ginąć (raczej), niżeli ustąpić? 
wpajając te prawdziwie republikańskie sentymenta nie tak 
słowami, jak własnym przykładem, swoim podkomendnym... 
Dzień 27 jeszcze zeszedł na obustronnych przygotowa- 
niach, gdyż 28 miał być dla obu wojsk udecydowanym. 
Nadszedł, lecz tak straszny jak nigdy- Równo z dniem, 
tak wojsko moskiewskie, jako i pruskie, widzieć się dały 
uszykowane do boju, a zaraz z wszystkich bateryi grano 
z armat. Moskale czynili niektóre poruszenia, grożąc ata- 
kiem obozowi N. Naczelnika, od Woli także maik zrobili 
Prusacy uderzyć na generała Zajączka, gdy tymczasem 
cała ich siła razem napadła wszystkie pozycye korpusu 
generała Dąbrowskiego. Żwawo nacierano na generała 
Rymkiewicza, który mężnie bronił cały front lasu bielań- 
skiego i brzeg Wisły, lecz nierównie żwawszy był atak 
na Powązkach, gdzie generał Dąbrowski na czele wojsk 
swoich przewodniczył*. 

«0 trzeciej godzinie z rana atakował nieprzyjaciel 
całą linię, największa jednak forsa była na las powązkow- 
ski i na bateryę między domem Parysa a Powązkami*. 
Ogień artyleryi pruskiej skierowany był głównie na t. zw. 
wysokie baterye polskie na Skalszczyznie, a trzy szańce 
usypane dla ich obrony zdobyły grenadyerskie bataliony 
Anhalt i Bonin. Tyle jednak tylko zyskało wojsko pruskie 
w tym dniu krwawym. Po trzykroć wprawdzie «udało się 
królowi pruskiemu przewyższając daleko siłą i nie uwa- 
żając na żadną stratę oficerów swoich i wojska generaJa 
Dąbrowskiego z lasku powązkowskiego i z samych Po- 
wązek wyparować, (ale) za każdą rażą był przymuszony 
do odwrotu». 



- 93 - 

«W tym chwalebnym dniu» sam Naczelnik prowa- 
dził municypalność warszawską do ataku na żelazne 
kadry piechoty pruskiej. «Brygada Kołyski dokazywała 
cudów; rzadki przykład, aby kawaleryą atakować bate- 
rye, ona to czyniła, z szablą w ręku odzyskuje opano- 
wane już przez Prusaków niektóre baterye polskie i przy 
nich się utrzymuje^. Poległ w tym ataku wicebrygadyer 
Dunikowski. Spokojnie, « wśród najtęższego ognia », szedł 
major Fiszer z częścią gwardyi pieszej i regimentu pierw- 
szego na jedną z bateryi pruskich. Podpułkownik regi- 
mentu imienia Działyńskich, Mycielski, zdobył dwie bate- 
rye i zaszczytną bliznę. Pułkiem 9-tym dowodził waleczny 
Gordon, i «chociaż tak ciężko raniony, że mówić nie mógł, 
regimentu przecież nie odstępował i przez znaki bryga- 
dyera Kołyskę o potrzebie innego komendanta uwiado- 
mił». W jednym z ataków kawaleryi narodowej otrzymał 
śmiertelną ranę Antoni Kołłątaj, nieustraszonego męstwa 
i wielkich nadziei młodzieniec. Około godziny 7 wieczo- 
rem, gdy wojsko polskie zabierało się do jadła i spoczynku, 
atakowali znowu Prusacy «całą siłą», ale zostali odparci. 
*I tak ten dzień, który cały trwał w ogniu, zupełnie zatarł 
plamę, orężowi polskiemu w dniu 26 zadaną». 

Wśród zasłużonych, których nazwiska starano się 
utrwalić we wdzięcznej pamięci, znaleźli się w tym dniu 
ludzie wszystkich klas i stopni społecznych. Legł akade- 
mik Bielewicz, dziesiętnik, «który dawniej ludowi zdaniem 
i radą przewodniczył*, a w owej «akcyi prowadził go 
śmiało na baterye nieprzyjacielskie*. Odznaczyli się 
obywatele warszawscy Traugutt i Majewski. Niedawno od 
czci odsądzony major Kampenhausen, komenderujący bry- 
gadą 7 kawaleryi Dąbrowskiego, pokazał, wedle świadectwa 
Rymkiewicza, «czego dokazać może determinacya kawa- 
lerzysty polskiego, gdy tylko sobie wystawi, iż najemnik 
pruski nie włada, tylko jak machina*. Strzelec Jurkiewicz 



— 94 — 

z hałasem i impetem «rzucił się z parowu na nieprzyja- 
ciela i swoim przykładem zactięcił drugicłi kolego w». 

Najcięższa jednak odpowiedzialność w tym dniu go- 
rącym spoczywała niewątpliwie na barkach Dąbrowskiego 
i jemu główną też trzeba przypisać zasługę. Zaraz na placu 
boju wręczył Naczelnik jemu pierwszemu obrączkę z na- 
pisem: « Ojczyzna obrońcy swemu ». Z tą chwilą wystąpił 
Dąbrowski na szeroką widownię dziejową; zyskując osta- 
tecznie pełną ufność ówczesnego kierownika sprawy pol- 
skiej, a przedewszystkiem zaufanie żołnierza polskiego, 
odrazu utorował sobie wielką drogę, wiodącą go już wprost 
do Wielkopolski, do Włoch, do Księstwa Warszawskiego. 

Skutki uporczywej walki, stoczonej 28 sierpnia, były 
nader doniosłe i objawiły się już w dniach najbliższych. 
W obozie pruskim zaczęto się obawiać, że wszystkie dal- 
sze zabiegi będą daremne i koniecznie przyjdzie odstąpić 
od oblężenia, natomiast wśród wojsk polskich okalających 
wieńcem Warszawę wzmogła się ufność w siły powstania. 
«N. Naczelnik, mając się dotychczas tylko odpornie przez 
słabość sił swoich w porównaniu z nieprzyjacielskiemi, po 
tak wielkiej stracie króla pruskiego w dniu 28, już się 
mógł odważyć na kroki zaczepne». Była to strata prze- 
dewszystkiem moralna. Rannych i zabitych liczyli sobie 
Prusacy niewiele więcej nad 400, wśród których 5 pole- 
głych i 11 okaleczonych oficerów, musiała jednak silną 
być dezercya. W miarę jak rósł duch żołnierza polskiego^ 
żołnierz pruski słabł w oporze; z chwilą gdy wśród ofice- 
rów zachwiała się wiara w pewne zwycięstwo, musiały 
rozluźnić się nieco węzły karności, nadającej nieprzeparta 
moc armii pruskiej mimo różnorodności i niepewności ży- 
wiołów w skład jej wchodzących. 

Zaraz w dniu następnym po bitwie, stoczonej na sta- 
nowiskach przy Powązkach, 29 sierpnia, oddział polski 
który Prusacy obliczali na 400 głów, przypuścił atak na 
lewe skrzydło przekopu pod Wolą, ale odparty zosti^ 



- 95 - 

przez batalion pruski KlinkowstrOma. W następnej wy- 
cieczce 31 sierpnia odzyskał żołnierz polski część straco- 
nego przed pięciu dniami Wawrzyszewa. «Generał Rym- 
kiewicz, odebrawszy od N. Naczelnika ustne zlecenia ude- 
rzył z 30 na 31 na brzezinę warszawską, z której loko- 
wany batalion strzelców pruskich wypędził ze stratą zna- 
czną aż za Wawrzyszew i ich tu założony atakował obóz. 
Trwała bitwa długo i byłby go zniósł, gdyby kawalerya 
nie chybiła dyspozycyi tego generała». Wedle relacyi pru- 
skich o temże starciu, wojsko polskie, opanowawszy szańce 
przy folwarku powązkowskim, posunęło się dalej kolo le- 
wego skrzydła odzyskanych stanowisk, aby atakować nie- 
przyjaciela od tyłu. Jazda pruska utrzymująca tu poste- 
runki, uciekła w popłochu, ale pułk dragonów Franken- 
berga, wsparty salwami drugiego batalionu Anhalta, wy- 
trzymał «nadzwyczaj silnie prowadzone* szarże kawaleryi 
polskiej. W nocy z 31 sierpnia na 1 września zaniepokoili 
Polacy prawe skrzydło wojsk rosyjskich i pruskie linie 
na Woli, a nawet te drobne poruszenia wywierały duży 
wpływ przygnębiający w kwaterach sztabu pruskiego. Na 
2 września gotował Fryderyk Wilhelm nowy szturm. 
W trzech kolumnach o 4 ej z rana miało wojsko atako- 
wać Powązki, Marymont i Czyste; już zawezwano Rosyan 
do współdziałania; ale wieczorem 1 września cofnięto wy- 
dane już rozkazy i postanowiono przerwać oblężenie. 
Ostrożny generał-porucznik Schwerin, przedstawił królowi, 
jak wielka jest liczba chorych w obozie, wystawionym na 
słoty jesienne, jak daje się odczuwać brak żywności i amu- 
iiicyi, jak wreszcie, nawet w razie opanowania Warszawy, 
osłabionemu żołnierzowi pruskiemu groziłby los garnizonu 
Igelstroma. 

Na j walnie jszym jednak argumentem, który skłonił 

Fryderyka Wilhelma II do małodusznego odwrotu z pod 

Warszawy, był wybuch powstania na tyłach wojsk jego, 

- w prowincyach polskich, zagarniętych w drugim podziale* 



— 96 - 

Niedługo można było lekceważyć dorywczy i szalony 
«bunt» wielkopolski i łudzić się nadzieją łatwego i rychłego 
stłumienia zarzewia powstańczego przez miejscowe garni- 
zony pruskie. Trzeba było coraz to nowe oddziały wysy- 
łać do «Prus Południowych». Lekceważenie i złudzenia za- 
mieniły się wnet na najżywszy niepokój, odkąd na tamto 
słabe zarzewie dmuchnął pełną piersią twardy obrońca 
Powązek, odkąd Dąbrowski, uprzedzając odwrót oblega- 
jących stolicę Prusaków, natychmiast jednym skokiem 
z pod wałów warszawskich wybrał się w zbrojne odwie- 
dziny do domu pruskich gości Warszawy, wybrał się na 
wyprawę do Wielkopolski. 



ROZDZIAŁ VIL 
Wyprawa do Wielkopolski. 



Od pierwszej chwili, gdy w Krakowie ogłoszony zo- 
stał akt powstania, «czuła Wielkopolska swój obowiązek, 
lecz mając na łono swe wtłoczone wojsko pruskie, nie 
była w stanie na niem zbierać wiernych swych syn6w». 
Dopiero, kiedy po bitwie racławickiej ruszył Fryderyk 
Wilhelm z pomocą Rosy i, « wy ciągnienie tem zdarzeniem 
wielkiej części wojsk pruskich z Wielkopolski ułatwiło 
pierwsze kroki Wielkopolanów do nieznacznego w domach 
prywatnych zjechania się i wspólnego porozumienia^. 

12 czerwca 1794 r. po przegranej pod Szczekocinami 
Rada Najwyższa ogłosiła odezwę Kościuszki, wzywającą 
Wielkopolan do broni; mogły też teraz województwa za- 
chodnie przyłączyć się do insurekcyi, skoro król pruski 
z jednej strony, pod Warszawę ściągał zewsząd siły swoje, 
których część znaczną zobowiązany był, z drugiej znów 
strony, złączyć z wojskiem koalicyjnem walczącem z Fran- 
cyą nad Renem. W ten sposób ogołocił prawie zupełnie 
z wojsk Wielkopolskę, tylko tu i ówdzie w glówniejszych 
miastach i stanowiskach zostawiwszy słabe garnizony. 

Do oblężonej Warszawy przez puszczę kampinoską 
^przykrymi manowcami » dostali się delegaci obywatelstwa 
wielkopolskiego, starosta Niemojewski i szambelan Mosko- 

JAN lENRYK DąUOWSKI. 7 



— 98 - 

rzewski. Po trzydniowej konferencyi wysłańcy Wielkopo- 
lan ruszyli z powrotem, uwożąc z sobą instrukcye, listy 
i odezwy Naczelnika. W pierwszej polowie sierpnia widać 
w całej dzielnicy pruskiej silne wrzenie umysłów. Ruch 
zbrojny był przecież na ogół słaby bardzo. Płomień «buntu» 
wybuchnął tu i ówdzie, przecież gasł szybko, nie wsparty 
siłą regularnego żołnierza. «Póki Warszawa w oblężeniu, 
posłać piechotę z artyleryą, o którą Wielkopolanom naj- 
więcej szło, było rzeczą niepodobną, gdyż tysiącznym wy- 
stawiona niebezpieczeństwom, łatwo być mogła zniszczona, 
nimby była doszła swego celu, a detaszować kawaleryi 
było mniej potrzebną, bowiem każdy Polak rodzi się do 
tego rzemiosła. Nie zostawało tedy N. Naczelnikowi, jak 
tylko pisać do najpierwszych obywatelów, zaklinając na 
miłość Boga i Ojczyzny do wytrwania w raz przedsięwzię- 
tem dziele mimo tysiącznych trudności i niebezpieczeństw, 
z któremi mają i mieć będą do walczenia, aby nie trą- 
ciwszy czasu, którego zwłoka byłaby najfatalniejszą dla 
wszystkich, upatrzywszy sposobność... wziąwszy się za 
ręce jako bracia..., razem po różnych miejscach zrobili 
powstanie, zaręczając imieniem swojem i całego narodu, 
że najmniejsza ubliżona nie będzie pomoc, że przy naj- 
pierwszej okazyi, która się tylko okaże i koniecznie oka- 
zać musi zaraz po powstaniu, przyśpieszy sam wybór 
wojska z najlepszymi generałami w posiłkach^. 

Wszelkie jednak próby przedarcia się przez kordon 
wojsk prusko- rosyjskich, okalających Warszawę, okazały 
się daremne. Przedsięwzięcie było niezmiernie trudne, a po- 
mnażała jeszcze trudności nieudolność wodzów polskicłu 

Napróżno starano się przełamać linię wojsk Deni- 
sowa, od strony południowej na Wilanów i Piaseczno. «Da 
uskutecznienia tego komenderowany był generał Poniński 
z wyborem wojska, zwłaszcza gdy się sam na to ofiaro- 
wał. Lecz ten, ani się postarawszy o dobrych przewodni- 
ków, nie zainformowawszy się należycie o położeniu miejsc^ 



— 99 — 

które miał przechodzić, ani sam pierwej rekognoskując 
nieprzyjaciela, ślepo się puścił wśród ciemnej nocy na las, 
chybit miejsca, na które się miał przebrać, i trafił na ba- 
teryą i piechotę, które mu nie mało zgubiwszy ludzi przy- 
musiły go nakoniec do nieporządnego cofnienia się. I tak 
pierwszy układ ze stratą blizko 100 koni i tyleż najlep- 
szego żołnierza, spełzł na niczem». 

O wiele więcej nadziei powodzenia rokowały usiłowa- 
nia wzniecenia powstania w prowincyach, leżących na 
północ od stolicy. Generał pruski SchOnfeldt nie miał dość 
wojska, aby zarfonić całą długą linię Narwi. Często też 
ze strony polskiej ponawiane były próby przebycia Narwi, 
pod Karniewkiem, Lubienicą, Kaszycami, Pułtuskiem, Ró- 
żanem, Rzewniami i Słońskiem. Tylko w dwu ostiitnich 
miejscowościach odniesiono pewne korzyści. Wszystkie 
ataki wojska polskiego były wykonywane na jedną mo- 
dłę: na brzegu rzeki ustawiała się piechota, a pod jej 
ogniem usiłowała przedrzeć się jazda na brzeg przeciwle- 
gły. Strzały piechoty polskiej alarmowały sąsiednie poste- 
runki pruskie, punkt zagrożony zostawał natychmiast 
wzmocniony i wszelkie dalsze próby przebycia koryta 
rzecznego były bezowocne. 

Nie tak częste były ataki na dywizyę generała 
Wolky, strażującą od Zakroczymia do Zegrza, chociaż te 
właśnie oddziały tworzyły ogniwo między resztą wojsk kor- 
pusu SchOnfeldta a armią okalającą Warszawę i chociaż 
przerwać ten związek leżało przedewszystkiem w interesie 
oblężonych. Jedyna poważna próba w tym kierunku przed- 
sięwzięta przez Madalińskiego spełzła bezowocnie. Po przej- 
ściu Narwi miał on również starać się o przebycie Wisły 
i wprost ruszyć do Wielkopolski. 24 sierpnia istotnie usi- 
łowano przekroczyć Narew między Dębem a Zegrzem, 
wedle raportów oruskich, w czterech miejscach pod Orze- 
chowem, Jachronką, Rynią i Arciechowem, ale natrafiono 
na tak silny opór, że Madaliński nakazał odwrót. 



- 100 — 

Zupełnem powodzeniem uwieńczony był jedynie re- 
konensans, który mniej więcej koło polowy sierpnia popro- 
wadził porucznik Błelamowski. W czterdzieści koni z Dą- 
browskiego pułku mazurów pomknął «cicłiyra nader mar- 
szem » przez wieś Buraków ku lasom puszczy kampino- 
skiej, zaczynającym się wówczas o milę za Warszawą, 
szedł mil sześć manowcami zawsze w kierunku zachodnim 
i wynurzył się z boru dopiero nad samą Bzurą. Rozno- 
sząc trwogę wśród urzędników pruskich, zabierając kasy ? 
po pocztach, akcyzach i składach solnych, opanowawszy ^ 
nawet transport pieniędzy wiezionych do obozu dla wy- '^ 
płaty żołdu, grasując wszerz i wzdłuż na mil wiele, do- f 
tarł po Gąbin i Włocławek. Po kilku dniach cofnął się je- '^ 
dnak tą samą drogą do Warszawy, widząc, że będzie mu- ^ 
siał uledz w pierwszem starciu z oddziałem wysłanym ^ 
w pościg za nim z obozu pruskiego i że jego garstka dziel- * 
nych ochotników nie może być istotną pomocą dla orga- ^ 
nizować się mającej siły zbrojnej wielkopolskiej. Nie był 
atoli ten śmiały rekonesans bez skutków doniosłych. Był '^ 
on niejako wstępem do wyprawy wielkopolskiej Dąbrow- 
skiego. Przywiózł Bielamowski dokładne i pewne wiado- = 
mości o ogołoceniu stron tamtejszych z komend pruskich, i 
wzniecił w obozie Fryderyka Wilhelma silne zaniepokoję- f 
nie o tyły armii oblegającej Warszawę, podsunął wreszcie ii 
myśl zniszczenia transportu amunicyi, który miano w Gm- Ł 
dziądzu spławić Wisłą. ^• 

Napad Mniewskiego, kasztelana brzeskiego, na załogę )ir 
pruską w Włocławku i zatopienie transportu, konwojowa- ^i 
nego z Grudziądza w dniach 20—22 sierpnia, było to ha- ^ 
sło do żywszego ruchu w Wielkopolsce, a zarazem pierw- ą\ 
sza zasługa Wielkopolan w wojnie tego roku. Zrazu wia- 1^ 
domości groźne o przecięciu komunikacyi natchnęły Fry-4r 
deryka Wilhelma nową energią, chciał skończyć wojn^ ^ 
zanimby dał się czuć w obozie brak żywności i amunicyŁ .^^ 
Kiedy jednak w dniu 28 sierpnia Dąbrowski odparł wszyst-^ 



- 101 - 

kie ataki na pozycye przy Powązkach, zwątpienie poczęło 
się wkradać do kwater królewskiclL 29 sierpnia wysiano 
pułkownika Szśkely'ego dla rozbicia gromadzącycłi się 
koło Gniezna powstańców, 1 września wyprawiono jeszcze 
generała-majora Schwerina, a w nocy z 5 na 6 września 
zawieszono oblężenie Warszawy. Ognie straży utrzymy- 
wano bez przerwy, ale już o 10 wieczorem 5 września 
zgromadzono bagaże za obozem, uszykowano wozy w dwie 
kolumny i wyprawiono drogą na Falenty i Michałowice 
na południe i zachód. Wraz ściągnięto i ciężkie działa od- 
syłając je na Raszyn do Rawy. General Amaudrtttz po- 
szedł wzdłuż Wisły do Zakroczymia, aby wzmocnić kor- 
pus SchOnfeldta. Generał Pollitz pospieszył nad Pilicę. 
6 września o 4 godzinie i minut 15 wyruszyli generałowie 
Frankenberg i Elsner, pierwszy przez Błonie drogą na So- 
chaczew ku Bzurze, drugi na Mszczonów w kierunku po- 
łudnlowo-zachodnim, aby zdusić wszczynający się ruch 
między Wartą a granicą Śląska. W f)ól godziny później 
ruszyła główna armia w dwu kolumnach pod generałem 
Bonin i następcą tronu i w półmroku dnia jesiennego w po- 
nurem milczeniu (Kaczęta się posuwać drogą wiodącą do 
fiaszyna. Warszawa była wolna. 

Gdy minęło pierwsze radosne uniesienie, przekonano 
się, że położenie nie przestało być w najwyższym stopniu 
groźne. Na lewym brzegu Wisły wojska pruskie «trzymały 
Warszawę tak dobrze jak w blokadzie*. Łańcuch pruskich 
posterunków ciągnął się po lewym brzegu Bzury aż do 
jej ujścia i po prawym brzegu Pilicy, gdzie także Rosyanie 
marsz swój obrócili, a linię między Bzurą a Pilicą, wzdłuż 
Bawkiy od Łowicza do Rawy zamknęła główna armia pru- 
ska skoncentrowana w warownym obozie w Chrzonowi- 
cacłu Na prawym brzegu Wisły kolumna nadnarwiań- 
ska osłaniała wprawdzie Warszawę przed generałem Pa- 
vratem, ale armia litewska po upadku Wilna w dniu 
U sierpnia coraz słabiej opierała się naciskowi wojsk ro- 



— 102 — 

syjskich pod Knorringiem i Zubowem, Repninem, Derfel- 
denem i Diwowem. Pod koniec sierpnia już «rozlega się 
odgłos o ciągnącym Suworowie». 

O dalszej kampanii, o losie powstania i narodu roz- 
strzygnęły wypadki, które rozegrały się po prawym brzegu 
Wisły. Z tej strony padły ciosy śmiertelne pod Krupczy- 
cami i Brześciem, na polach Maciejowic i na krwią prze- 
siąkniętych okopach Pragi. Ciosy te zadała broń jednego 
tylko ze sprzymierzeńców, drugi nie brał udziału w tych 
brzemiennych w następstwa wypadkach. Stała się rzecz 
dziwna: mimo wezwań Suworowa, mimo rozkazów Fryde- 
ryka Wilhelma, obawiającego się, aby dostojna aliantka, 
Katarzyna II, nie zarzuciła mu w czynnościach nad Wi- 
słą złej wiary, jak to można było wnioskować z obłudnego 
postępowania wojsk jego nad Renem w wojnie koalicyjnej 
z Prancyą, — potężna armia pruska licząca 37 batalio- 
nów piechoty i 63 szwadronów jazdy na samym lewym 
brzegu Wisły, otoczona nieprzygasłą jeszcze aureolą zwy- 
cięstw Fryderyka II i prowadzona przez wodzów odwołu- 
jących się z lubością do wspomnień z okresu wojny sie- 
dmioletniej, pozostała nieczynną przez cały wrzesień, pa- 
ździernik i część listopada, aż do końca walk roku 1794 
Raczej jednak można powiedzieć, że była czynną, tylko 
wszystkie swe siły skierowała do obrony własnych stano- 
wisk; opróżniła województwo sandomierskie i krakowskie, 
czyniła starania, aby wzmocnić się, stawiając na stopie 
wojennej nieużyte jeszcze, rezerwowe bataliony, a wresz- 
cie wśród ciągłych niepowodzeń i obaw zwróciła się o po- 
moc do króla, który, przerywając poczdamskie wczasy, po- 
stanowił sam spieszyć na zagrożone stanowisko i ratować 
swoje wschodnie prowincye i swoją wierną armię, powo- 
łał pod broń gwardyę i słał przodem nowe pułki pod ge- 
nerałem Mansteinem. 

To unieruchomienie polowy sił nieprzyjacielskich w dłu- 
gim, przeszło dwumiesięcznym rozstrzygającym okresie 



— 103 — 

było znakomitą zasługą Dąbrowskiego, było zasługą jego 
niepospolitej głowy. W swojej wyprawie do Wielkopolski 
nie znalazł w powstaniach wojewódzkich dość silnej i trwa- 
łej pomocy; kierownicy ówcześni sprawy narodowej nie 
mogli albo nie umieli wesprzeć jego działań wojennych. 
W tej nierównej walce, w tej grze hazardownej miał Dą- 
browski jednego tylko sprzymierzeńca, który towarzyszył 
mu wytrwale w marszu nad Bzurę i w odwrocie ku sto- 
licy i aż do kapitulacyi radoszyckiej, a tym sprzymie- 
rzeńcem było niedołęstwo dowódzców armii pruskiej. 

Aby poznać, jak się tworzyły w 1794 r. powstania 
wojewódzkie w dzielnicy pruskiej, jaki byl ich początek, 
jaka siła bojowa, jakie napięcie umysłów Wielkopolan, 
kto brał udział w ruchu zbrojnym, kto mu sprzyjał a kto 
go zwalczał otwarcie lub skrycie, wystarczy przyjrzeć 
się insurekcyi w jednym okręgu, a potem tylko uogólnić 
nasuwające się wnioskL Obserwować możemy w ten spo- 
sób zblizka i szczegółowo powiat wieluński i ostrzeszowski 
skrawek ziemi, leżący na pograniczu dzisiejszego Księstwa 
Poznańskiego a Śląska. Kładziemy tutaj, w nawiasie, ścisłe 
wskazówki, dotyczące tego jednego epizodu powstańczego, 
będącego poniekąd typowym dla całości tamtejszych usi- 
łowań insurekcyjnych pod rządem pruskim, na których 
miał oprzeć się Dąbrowski w swojej pierwszej wyprawie 
do Wielkopolski pod hasłem Kościuszkowskiem, a na któ- 
rych zresztą i później jeszcze, po kilkunastu leciech, śród 
zmienionych warunków zewnętrznych, wypadnie mu oprzeć 
swoją ponowioną akcyę wielkopolską pod sztandarem Na- 
poleońskim. 

W strony wieluńskie przyniósł nasamprzód odezwy 
Kościuszki obywatel Konopnicki, głównym zaś przewódzcą 
był, wedle zeznań złożonych następnie w śledztwie, Psar- 
ski, pan możny, podkomorzy wieluński, który w pierwszem 
uniesieniu nie wahał się narazić na niebezpieczeństwo swej 
siwej głowy i dóbr złożonych z Miszniowa, Kuźnicy, Wito- 



— 104 — 

wieka, Kunowa, Tunii i starostwa tyczyńskiego. 26 sierp- 
nia 1794 r. przybył do Wielunia z synami, zięciem Cie- 
mniewskim i służbą, zatrzymał się w gospodzie i przy- 
zwawszy urzędnika sądowego, kazał mu wpisać do ksiąg 
grodzkich akt powstania. Mimo gróźb nie zdołał wy- 
módz na władzy dopełnienia tej formalności prawnej, ode- 
brał jednak od magistratu i urzędników przysięgę na wier- 
ność dla sprawy narodowej i tegoż dnia jeszcze udał się 
do wsi Naramic, aby skłonić Józefa Stokowskiego do obję- 
cia dowództwa nad powstaniem okręgu. Syna Mikołaja 
wysłał do Opajowic, wsi obywatela Topolskiego, gdzie 
w dniu tym zebrała się licznie szlachta, z wezwaniem 
pod broń. Dygnitarz wojewódzki, kasztelan Karśnicki 
udziału odmówił, ale przecież nazajutrz do Wielunia przy- 
było wielu ze szlachty konno i zbrojno. W gromadzie otu- 
cha wstępowała w serca, jakoż w dniu tym 27 sierpnia 
ogłoszono w myśl odezwy Kościuszki powstanie w powie- 
cie wieluńskim i ostrzeszowskim, Stokowskiego obrano ge- 
nerałem i zaprzysiężone komisyę dla spraw cywilnych 
i kryminalnych. Na czele nowej władzy stanęli Psarski, 
Ciemnie wski i Wierzylecki i wezwali okoliczne miasta 
i wsie do wyprawienia deputacyi z akcesami do powsta- 
nia. Wedle dalszych rozkazów miała ludność sąsiednich 
gmin zbroić się, utrzymywać straże, mieć zawsze goto- 
wych posłańców konnych, przysposabiać piki i kosy, po- 
wbijać tyki dla szybkiego przesyłania sygnałów w razie 
alarmu, wydać podatki komisaryatowi i rzeczy, którychby 
zażądał naczelnik siły zbrojnej Stokowski, wedle asygna- 
cyi, zatrzymywać transporty i pocztę pruską, nie dozwa- 
lać na przewóz prywatnej lub nieprzyjacielskiej aniunicyi 
i dostawiać przed sąd kryminalny szpiegów i osoby po- 
dejrzane. Po kościółkach urządzano nabożeństwa za po- 
myślność walki, a księża odczytywali z kazalnic uni- 
wersały i starali się wyjaśnić ludowi doniosłe znaczenie 
chwili. Żydzi mieli legitymować się w podróży paszpor- 



- 106 - 

tami dla uniknięcia zarzutu szpiegostwa; starsi, rabini, za- 
stępcy rabinów, nauczyciele zjawić się winni byli w Wielu- 
niu. Zadaniem glównem było stworzenie sity zbrojnej. 
29 i 30 sierpnia wezwała komisya Michała Jerlicza, da- 
wnego pułkownika wojsk polskich, aieby pod rygorem kar 
kryminalnych zajął się formowaniem wojska powstańczego 
z dezerterów, kantonistów i strzelców, zażądała wysłania 
do Wielunia potrzebnych rzemieślników z okolicy, jakoto: 
kowali, ślusarzy, siodlarzy, rymarzy, piekarzy, stolarzy, 
krawców, szewców, kuśnierzy i t. d. Żydzi z Działoszyna 
otrzymali rozkaz dostarczyć za opłatą do komisaryatu 
prochu, kul, ołowiu i broni. Po całym okręgu wieluńskim 
i ostrzeszowskim rozesłane były wezwania z datą 15 sier- 
pnia i z podpisem generała Józefa Stokowskiego, aby cała 
szlachta stawiła się zbrojno; ci, którzy przybyć nie mogli, 
mieli wysłać zastępców, a nadto miano dostawić rekruta 
z wszystkich dóbr szlacheckich, z każdych 5 domów po 
jednym, z dóbr królewskich i ducłiownych w tym samym 
stosunku po dwóch. Do poblizkiego Grabowa wcześniej 
jeszcze, w dniu 23 czy 24 sierpnia gromada powstańców 
pod wodzą Kazimierza Madalińskiego i Jabłkowskiego 
wniosła zarzewie «buntu», odebrała przysięgę od magi- 
stratu i mieszczan i zabrała pieniądze rządowe; w kilka 
dni później actus insurrecŁionis Grabowa wpisany został do 
ksiąg grodowych os t rzeszowskich. Z Kępna wezwał 
Psarski 12 osób do Ostrzeszowa, zaprzysiągł je i wyzna- 
czył z nich po 4 do komisyi dobrego porządku i do sądu 
kryminalnego. W Bobrowie zachęcał miieszczan do powsta- 
nia, jednego z nich mianował prezesem komisyi cywilnej, 
ustanowił sąd kryminalny, nakazał wreszcie pobór po- 
dwójnego podymnego i «ofiary». 

Chociaż rząd pruski nie posiadał w okolicy żadnej 
siły zbrojnej, którąby mógł zdusić wystrzelające to tu, to 
tam płomienie, przecież gasły one wkrótce, ruch słabł, 
wysiłki poczęte w pierwszej chwili zapału marniały bez- 



— 106 ~ 

owocnie, twórcy i pierwsi żołnierze ingurekcyi nie byli 
zdolni do długotrwałych poświęceń. Palkownik Jerlicz wró- 
cił do domu w okolice Działoszyna i dopiero później dd 
się skłonić do wzięcia udziału w powstaniu. Stokowski, po 
kilku dniach, dla hraku żywności rozpuścił nowo-zaciężne 
szeregi. Najgorliwszy Psarski, prezes komisyi cywilnej, 
usuaąt się rychło do swej wsi Bobro wnika. Przecież raz 
jeszcze ruch się ożywił. Członkowie komisyi powstańczej 
i kilku wojskowych, ratując sprawę, przybyli do Bobrow- 
nika i tu radzili nad sposobami przywrócenia karności wśród 
rozprzęgającej się siły zbrojnej wojewódzkiej. Obrano za- 
stępcą komendanta Koryckiego, starego oficera wojsk pol- 
skich, Psarski pośpieszył do Ostrzeszowa, aby umocnić 
wątpiących i obojętnych zagrzać do czynu, a Stokowskiego 
wezwał do usprawiedliwienia swego postępowania. Po zre- 
organizowaniu siły zbrojnej urządzono wyprawę do Kępna 
9 października i zabrano tam cały zapas soli (t. j. 2081 
półbeczek złożonych w tamtejszym magazynie), aby roz- 
przedać je tanio ludności okolicznej. Złączył się następnie 
Korycki z pułkownikiem Lenartowiczem, dowódzcą powsta- 
nia w sieradzkiem i pod naczelną komendą Stokowskiego 
wyprawiono się kolejno do miasteczek Bolesławicza i Wie- 
ruszowa i dóbr Opatowa. Psarski nie odstępował w tym 
czasie wojska, zajmując się organizacyą cywilną miejsco- 
wości opanowanych, odbierał przysięgi na wierność, a w do- 
brach hr. Maltzahna zmniejszył do połowy służebności pod- 
dańcze, zagroził karami surowym oficyalistom i nakazał 
pobór rekrutów i dostawy żywności. Z obozu w Węglo wi- 
cach postanowiono wysłać wezwania do udziału w powsta- 
niu do 8 pogranicznych miasteczek śląskich, do Między- 
borza, Rychtala, Byczyny, Wołczyna, Oleśnicy, Bralina, 
Namysłowa i Sycowa. Przez chłopa doręczono te odezwy 
właścicielowi śląskiej, pogranicznej wioski Ligotty, Wie- 
wiórskiemu, ten jednak złożył pisma nie rozpieczętowane 
u radcy krajowego Teichmanna w Wartenbergu. 



— 107 — 

Koniec był już bliski, a od samego początku wiele 
stanów żywiło nieufność głęboką w powodzenie ruchu. 
Żydzi nie kwapili się z dostawą amunicyi i broni. Kiedy 
raz powstańcy oddalili się z Wielunia i zostawili jedynie 
kosynierów na straży, burmistrz Olszanowski odprawił 
chłopów precz do domu, a broń ich kazał zniszczyć pa- 
chołkom miejskim. Dopiero Psarski, powróciwszy, zgromił 
burmistrza i zagroził mu szubienicą, ale sam wkrótce opu- 
ścił siłę zbrojną i raz już tylko wystąpił, aby 12 listopada 
podpisać uniwersał wzywający do wytrwania w powstaniu. 
Było to już podzwonne insurekcyi wielkopolskiej. Oddziały 
powstańcze, o ile nie złączyły się z wojskiem regularnem, 
rozproszyły się dawniej jeszcze. Wkraczające wojska pru- 
skie nie natrafiły na żaden opór, tylko zawiści sąsiedzkie, 
wzajemne oskarżenia i trwożliwa uprzejmość dla oficerów 
przypominały niedaleką przeszłość. 

Wracając od powyższych nawiasowych uwag epizo- 
dycznych do ogólnego tła insurekcyi wielkopolskiej 1794 r., 
pozostaje nam tylko stwierdzić, że w całkiem analogicz- 
nych, oniemal w identycznych formach przejawiał się 
ruch powstańczy i w innych województwach tamecznych. 
Szlachtę i księży uważał rząd pruski za swych głównych 
wrogów. Miasta były silnie zniemczone. Lud nie poruszył 
się w masie, przecież na ogół sprzyjał insurekcyi, gdyż 
w popieranym przez rząd koloniście widział heretyka 
i groźnego, uprzywilejowanego wydziercę ziemi, użyźnionej 
potem tyłu zgasłych pokoleń; w zagarniętych przez rząd 
dobrach królewskich i duchownyc^h oficyalistći, Niemiec, 
zaczynał już swą okrutną gospodarkę, która miału w lat 
kilka wzbogacić ubogich niedawno przybyszów, a zepchnąć 
w nędzę i poniewierkę polskiego kmiecia. Siła liczebna 
i sprawność wojenna milicyi wojewódzkich były zbyt niskie, 
aby można było marzyć o stawieniu czoła liniowym woj- 
skom pruskim, zrazu jednak w prowincyuch tych nie było 
więcej jak 8000 żołnierza; tworzącego załogi po znaczniej- 



- 108 - 

szych miastach, i insurekcya mogła się rozprzestrzeniać 
swobodnie. Szkody dla armii pruskiej, oblegającej War- 
szawę, wynikły stąd znaczne; przecięto komunikacyę bez- 
pośrednią z prowincyami tworzącemi rdzeń królestwa, 
utrudniono transporty, ubezwładniono władze cywilne na 
dużej przestrzeni. Główne punkty, jak Poznań, Łęczyca, 
Częstochowa, Piotrków i t. d., pozostały w ręku Prusaków, 
ale wrzenie było silne; w tak drogim dla korony pruskiej 
Gdańsku, przyszło do zaburzeń pod wodzą ucznia gimnazyal- 
nego Bartholdi'ego. Przecież przeceniono może niebezpie- 
czeństwo w obozie Fryderyka Wilhelma; rozchodziły się 
pogłoski o groźnych siłach, jakiemi rozporządzają woje- 
wództwa, a tymczasem Wielkopolanie nie zdołali nawet 
skoncentrować powstań poszczególnych ziem, aby oprzeć 
się skutecznie niewielkim oddziałom, jakie szły przeciwko 
nim z Pomorza, ze Śląska i z obozu pod Warszawą. 
W okręgu Noteci przewodził Grudziński, na Kujawach 
Mniewski, w kaliskiem województwie Skórzewski, w po- 
znańskiem Niemojewski, w sieradzkiem Lenartowicz, 
w gnieżnieńskiem Lipski, w ziemi wieluńskiej i woje- 
wództwie łęczyckiem Stokowski; porozumiano się, aby 
wszystkie siły złączyć koło Gniezna, ale przecież plan 
ten unicestwiły niechęci i spory osobiste czy też brak 
zdolności do kierowania ruchem u naczelników; i około 
pierwszej stolicy rodzącego się państwa polskiego w ostat- 
nią godzinę jego bytu politycznego stanęło ku obronie za- 
ledwo coś 1300 ludzi z kaliskiego i poznańskiego pod 
Niemojewskim. W takich warunkach trzeba było unikać 
starć, aby nieokazać rzeczywistej słabości. I tak, gdy puł- 
kownik Diether z jednym batalionem i 3 szwadronami ru- 
szył 2 września z Poznania do Gniezna, powstańcy cofnęli 
się do Słupczy. Został się tylko jeden posterunek, zapo- 
mniany przy klasztorze franciszkańskim. Składało go 30 
włościan, nie ustąpili przecież bez rozkazu i połowa ich 
padła u stóp starej, wiek XV przypominającej wieży kia- 



— 109 — 

sztornej i kolo koteiótka, uświęcoD^o relikwiami błogosła- 
wionej Jolanty. Ludzie i święci opuścili ich w tej walce; 
broń zdobytą, kosy i piki, zabrali Prusacy i przewieźli do 
Poznania; na wzgórku zostały tylko ciała z przedśmiertnym 
gniewem i zaciętością w zgasłych oczach, aż w noc pó- 
źną z płaczem i lamentem przyszły je zabrać osierocone 
matki i żony. 

Pułkownik Dossow, który z końcem sierpnia ze Ślą- 
ska pomaszerował na Rawicz i Zduny do Kalisza dla 
osłony tamtejszych magazynów, po drodze rozpraszał dro- 
bne oddziały ruchawki wielkopolskiej. Od południa szedł 
także major Bonin dla strzeżenia składów w Sieradzu 
i Kaliszu. Z Pomorza przybył pułk kirasyerów imienia 
ks. Ludwika wirtemberskiego. 28 sierpnia generał Man- 
Stein, który prowadził dia garnizonów w Wielkopolsce 
posiłki ze Wschowy i Lissy, atakowany był koło Kościana 
przez jazdę powstańczą, ukrywającą się w lesie, nie po- 
niósł jednak strat znaczniejszych. 

Jeśli siły zbrojne pruskie przeciw insurekcyi wielko- 
polskiej były niewielkie, zwłaszcza, że przestrzeń objęta 
ruchem była bardzo znaczna, tem gwałtowniejsze groźby 
miotały władze cywilne pruskie w imieniu króla. Każdy 
schwytany z bronią miał być natychmiast rozstrzelany lub 
powieszony. Dostojnicy świeccy i duchowni biorący udział 
w powstaniu podlegają karze śmierci na szubienicy lub 
dożywotniego więzienia, a dobra ich konfiskuje rząd. Osoby 
podejrzane obojej płci zostaną uwięzione i konwojowane 
do jednej z twierdz. Każdy, ktoby jednemu z powstańców 
użyczył schronienia w domu swoim, sUwiony przed naj- 
bliższą komendą wojskową, pokryje wszelkie szkody, jakie 
stąd państwo poniosło, i ulegnie najdotkliwszym karom 
cielesnym. Wszystkie le wyroki zapadać miały bez zacho- 
wania jakichkolwiek formalności prawnych, bez przepro- 
wadzenia śledztwa w sposób ustawą przepisany. Na oścież 
otwarto wrota najniższym instynktom urzędników i woj- 



- 110 - 

skowych pruskich. Wedle niepodejrzanego chyba, bo nie- 
mieckiego świadectwa, pułkownik Szókely, wyprawiony 
z rozkazem rozbicia konfederacyi wojewódzkich, «władzy 
mu udzielonej używał do bezwstydnego łupiestwa i zgrozę 
wzbudzających gwałtów, ...zniżał się do najpodlejszych 
kłamstw i oszustw, kradł poprostu po kościołach i klaszto- 
rach, gdzie tylko mógł coś znaleść». 

cOkrutnik* Szókely wyruszył z obozu pod Warszawą 
29 sierpnia z batalionem piechoty (Hinrichs) i 3 szwadro- 
nami jazdy (Trenck, Czettritz, Wtirtemberg) drogą na So- 
chaczew, Gąbin, Gostynin i Włocławek. Ciągnął jak «bu- 
rza», pustosząc i niszcząc okoliczne dwory i sioła; tylko 
pod Włocławkiem' napotkał opór znaczniejszy. Za po- 
wstańcami, ustępującymi na zachód, wyprawił 8 września 
z obozu swego pod Włocławkiem oddziały kawaleryi. Czuł 
się jednak słabym wobec koncentrujących się pod Inowro- 
cławiem sił wojewódzkich i obsadziwszy kompanią piechoty 
Włocławek, pomaszerował pod Bydgoszcz i rozłożył się 
obozem od południowej strony, aby osłonić bogate maga- 
zyny królewskie w tem mieście i w niezbyt odległym To- 
runiu. 

Tymczasem ciągnęły w głąb Wielkopolski nowe za- 
stępy wojsk pruskich. Generał major Schwerin z dwoma 
batalionami z pułku Kunheim i z dwoma szwadronami 
szedł już 1 września z pod Warszawy do Kalisza. 

Z chwilą zaś gdy armia Fryderyka Wilhelma po- 
częła się cofać z pod okopów^ stolicy, położenie Wielkopo- 
lan stawało się wprost rozpaczliwe. Głównym motywem 
zaprzestania prac oblężniczych była chęć zgniecenia na- 
tychmiast powstania w województwach wielkopolskich. 
Generał Frankenberg poszedł wprost ku Bzurze a Elsner 
na lewy brzeg Warty; główne siły pruskie zatrzymały się 
aż do 9 września w Raszynie, ale następnie rozpoczęły 
dalszy odwrót zbliżając się ku zbuntowanym prowincyom. 

Do Warszawy «w tym czasie powtórnie przybyli do 



— 111 - 

N. Naczelnika wysiani od Wielkopolanów obywatele, Hoff- 
man i Buchowski, z prośbą, aby.^ im przyśpieszona była 
pomoc obiecana». Dokładał też Naczelnik «wszystkich usil- 
ności w podaniu pomocnej ręki* tym, którzy cw ciężkiem 
oblężeniu Warszawy z hazardem życia i majątków oręż 
podnieśli*. « Wiele wojska posłać nie mógł, gdyż wiedział 
dobrze, że wkrótce mieć będzie do czynienia z Moskwą, 
która coraz świeższe odbierając posiłki z Inflant, Białej Ro- 
syi i Ukrainy, zechce znowu stanąć na placu bitwy. Chciał 
więc w osobie komenderującego generała ten nagrodzić 
niedostatek*. Wybrał na dowódzcę wyprawy Dąbrowskiego, 
ile że Wielkopolanie najusilniej tego żądali. 

Dyaryusz wyprawy wielkopolskiej prowadził sam Dą- 
browski; tutaj zatem wystarczy podkreślić niektóre tylko 
momenty w działalności armii polskiej i jej wodza, oraz 
uzupełnić je przedstawieniem równoczesnych poruszeń 
wojsk pruskich. 

Dnia 9 września pod Młocinami stal już «w zupełnej 
gotowości do marszu* korpus przeznaczony na wyprawę 
do Wielkopolski. Była to brygada Rzewuskiego, licząca 
500 koni i Dąbrowskiego w sile 400 koni; piechoty 400 
ludzi czwartego pułku, 600 trzynastego i 100 strzelców 
Sokolnickiego, « których jenerał Rymkiewicz z samej ocho- 
czej młodzieży warszawskiej erygował»; dział sześć trzech- 
funtowych i tyleż sześcio-funtowych. W czasie marszu 
z Kamienny przyłączył się Madaliński w 600 koni swo- 
jej brygady, tudzież 400 rekrutów regimentu pierwszego 
z 4 armatami. Razem 3100 ludzi lub niewiele więcej. 

Jakość tego «regularnego» żołnierza była nader ró- 
żnolita. Jazda była naogół nierównie lepsza; brygada Ma- 
dalińskiego złożyła już dowody znakomitej sprężystości; 
brygada Dąbrowskiego, chociaż zorganizowana dopiero 
w czasie oblężenia Warszawy mogła już oddać znaczne 
usługi. Nie tak piechota; szeregi jej byty wypełnione 
w znacznej części kosynierami i «naprawdę to tylko 13 



— 112 — 

regiment składał się z żołnierzy, którzy umieli się obcho- 
dzić z bronią palną, dwa inne liczyły zaledwie 200 ludzi, 
którzy umieli nabijać i strzelać». Przy kadrach tak sła- 
bych rekrutowanie musiało się odbywać bardzo ostrożnie. 
Niemniej po skończonej wyprawie 31 października liczył 
korpus 4590 żołnierzy. Część powstań, a mianowicie pie- 
chota, przeszła w szeregi żołnierza regularnego. Główne 
jednak siły konfederacyi wielkopolskiej, złączone z dywizyą 
Dąbrowskiego 24 września w Słupcy, zatrzymały organi- 
zacyę oddzielną, tworząc pułki lekkiej jazdy. Nie 15,000, 
jak żywiono wygórowane nadzieje w Warszawie, ale 4OO0 
insurgentów przybyło na miejsce zborne. Była to (w •/J 
kawalerya, «lubo na dobrych koniach, lecz żle uzbrojona...* 
«Piękny i tkliwy formowali widok wojewodowie, kasztela- 
nowie i innych dostojeństw i wielu orderów kawalerowie, 
jako wodzowie swych województw... Widać było sam kwiat 
młodości obok zgrzybiałych starców... Czysty zapał miło 
ści ojczyzny znać było w każdem ich poruszeniu...* Nie- 
mniej organizacya tej siły zbrojnej była nader trudną. 
Siła korpusu nominalnie podniosła się do 8000, ale co naj- 
mniej */4 jej trzeba było dopiero uczyć elementarnych pra- 
wideł służby polowej. 

I chociaż ustawicznie w marszu, chociaż w obliczu 
tak przeważnych sił nieprzyjacielskich, pod doświadczoną, 
troskliwą ręką Dąbrowskiego było to możliwe. 

«Chcąc tak liczną i piękną kawaleryę usposobić do 
odbywania wszystkich powinności obozowych, nauczać 
prawideł ostrożności, przezorności, roztropności w pełnie- 
niu służby polowej, ile razy użyć wypadło kawaleryi na 
patrole, pikiety, detaszowania, zawsze przyłączył do niej 
połowę lub trzecią część z powstań wielkopolskich; tym 
sposobem wkrótce przyszli do tej regularności i dyscy- 
pliny, iż częstokroć użyci być mogli sami jedni do wszel- 
kich ekspedycyi». Przy pierwszem większem starciu, pod 
Łabiszynem, jeszcze niektóre szwadrony nie umiały do- 



— 113 — 

trzymać placu; część brygady Rzewuskiego zupełnie nie 
wzięła udziału w bitwie; lewe skrzydło brygady Dąbrow- 
skiego cofnęło się przed natarciem pruskicłi łiuzarów; on 
sam znajdował się w niebezpieczeństwie. Ale zwycięstwo 
już było po jego stronie. Jego młody żołnierz, atakowany 
« wśród ciemnej nocy, niespodzianie*, nie rozproszył się 
i 3 kompanie XIII regimentu prawie godzinę st£^y pod ogniem. 
«Czy nieprzyjaciel był blizko, czy najwięcej oddalony, tak 
w marszu, jak w obozie, — równy panował porządek, ró- 
wna ostrożność...* « Karność, dyscyplina, która, chociaż 
jest duszą służby, mało co w wojsku polskiem, właśnie 
w kawaleryi narodowej, podówczas znaną była», wdrażana 
była forsownie twardą ręką Dąbrowskiego w umysły żoł- 
nierzy; «najmniejsze wykroczenia przecuwko służbie nie uszły 
bezkarnie*. «Nie widziano nigdy, ażeby w marszu, prze- 
chodząc przez wsie lub miasteczka, ktokolwiek miał z miej- 
sca wystąpić, jak się praktykowało w innych korpusach, 
gdzie oficerowie nie opuszczając żadnego dworu, aby nie 
wstępować, dali gorszący przykład swoim podkomendnym; 
stąd poszło, że w przechodach częstokroć całe bataliony, 
jak szarańcza, rozsypywały się po chałupach, krzywdząc 
biednego wieśniaka, nieraz wymierzając na nim wszystkie 
niegodziwości dzikiego nieprzyjaciela*. Dąbrowski, którego 
oczy przywykły do tak niezmiernie pracowicie wyuczo- 
nych manewrów gwardyi saskiej, «z radością* spoglądał 
na kolumnę swego wojska, maszerującą w równym po- 
rządku w dzień i w nocy, okrytą ze wszystkich stron, 
której flankierzy rozciągali się na pól mili i dalej. Wraz 
z powodzeniem, «przywiązanie i zaufanie do wodza rosły 
z dniem każdym. Pod sam koniec kampanii ten korpus, 
bez jrfaszczów i butów, bez namiotów, wystawiony na za- 
wieruchy i chłody zbliżającej się zimy, zatrzyma najdłu- 
żej spoistość wewnętrzną i zdolność bojową. Będzie to naj- 
pierwszy korpus w całej armii. 

Nie zakreślał sobie pierwotnie Dąbrowski dalekich 

JAM HENRYK D4BRCW8KI ti 



— 114 — 

projektów u wstępu wyprawy do Wielkopolski. Ograniczył 
się do wskazania sposobów przedarcia się przez linię wojsk 
pruskich. Chciał nad Wartą złączyć się z powstaniami 
województw, a potem operować stosownie do okoliczności. 
Miał też pozostawioną zupełną swobodę działania, miał 
«z powierzonem sobie wojskiem dążyć do Wielkopolski 
drogą i sposobami, które roztropność i talenta jego wskażą 
za najlepsze i najdogodniejsze*. Kościuszko pisał do niego 
niejednokrotnie: «spuszczam się zupełnie na Ciebie, bo do- 
wiodłeś tylekroć męstwem i talentami Twymi, że losy do- 
bra publicznego powierzyć Ci można ». Udzielał mu jedy- 
nie rad ogólnikowych, aby «postępować jak najśpieszniej 
tak dla ratowania jak wzmocnienia najprędszego powsta- 
jących braci naszych, jakoteż dla niedania czasu nieprzy- 
jacielowi do wzmocnienia się i ściągania korpusów... dla- 
czego... w przypadkach piechotę podwozić wózkami*, aby 
♦utrzymywać jak największą komunikacyę z korpusem 
głównym i jego dywizyami i jak najczęściej i najostrożniej 
dawać raporty o obrotach swoich». «W jednym tylko 
przypadku», brzmiał rozkaz wyraźnie, «gdybyś postrzegł, 
że Prusacy silnie ku Warszawie awansują, ciągnąć bę- 
dziesz za nimi zachowując komunikacyę z korpusem 
moim*. Rozkaz ten, dany przez Kościuszkę 21 września, 
spełniony nie został, gdyż Dąbrowski, otoczony przez siły 
przeważne, postanowił odwrót na wieść o obsadzeniu Bzury 
przez wojska pruskie, nie oglądając się na następstwa, ja- 
kie stąd mogły wyniknąć dla stolicy. Ta zupełna sa- 
modzielność, pozostawiona przez Naczelnika korpusowi ma- 
newrującemu nad Wartą i Notecią, była kardynalnym wa- 
runkiem powodzenia, była konieczną wobec niemożności 
obrachowania zarówno poruszeń wojsk nieprzyjacielskich 
jak układu stosunków w województwach objętych kordo- 
nem pruskim. 

Chociaż Dąbrowski miał działać niezależnie od ope* 
racyi na innych terenach walki, przecież potrzebował po- 



— 115 - 

parcia ze strony głównej armii. W drodze ku Bzurze do 
magał się, aby generał Bronikowski, « zasłonił lewy brzeg 
Wisły od Zakroczymia aż do Wyszogrodu » przed stojącem 
z drugiej strony wojskiem generała Scłiónfeldta i aby «ko- 
menda druga zaraz do Błonia szła i starała się posunąć 
ku Szymanowu i Pawłowicom, demonstrując nieprzyjacie- 
lowi, jakoby chciała przejść Bzurę pod Łowiczem lub So- 
chaczewem*. 12 września nie prędzej ruszy ze wsi Dębiny 
aż «za nadejściem korpusu generała Bronikowskiego i obję- 
ciem posterunków nadbrzeżnych Wisły*. Kiedy czyni przy- 
gotowania do przekroczenia Bzury, to «zawsze w tej pe- 
wnej nadziei, iż Madaliński swoje operacye ku Sochacze- 
wowi i Łowiczowi czynić będzie*. Przeszedłszy Bzurę, miał 
przed sobą korpus generała majora Schwerina, po lewej 
ręce przeważną część armii pruskiej ściągniętej z pod 
Warszawy, a po prawej pułkownika Szekelego; równo- 
cześnie istniało zawsze groźne niebezpieczeństwo, że Pru- 
sacy stojący na prawym brzegu Wisły przeprawią się 
między Wyszogrodem i Płockiem i uderzą z prawej flanki 
i z tyłu na dywizyę wielkopolską. W tych warunkach 
<od komunikacyi z Warszawą zawisł los korpusu generała 
Dąbrowskiego i pomyślny skutek dalszych jego obrotów* 
i dlatego to «nie było raportu, w którymby nie miał naj- 
mocniej przełożyć, aby ta wszelkimi sposobami utrzy- 
mana była* a «niemniej konieczną i nieodbitą zawsze do- 
wodził być potrzebą korpusy mieć obserwacyjne między 
Sochaczewem i Łowiczem dla wstrzymania w tych miej- 
scach wojsk pruskich, aby mu tylu nie wzięto, a War- 
szawa łatwiej i lepiej zasłoniona została z tej strony*. Naj- 
wyższy Naczelnik aż nadto poznał wartość tych kroków, 
dlatego ks. Poniatowski ze znacznym korpusem komende- 
rowany został nad Bzurę dla uskutecznienia tak jednego 
jak i drugiego. A jednak, mimo tych rozporządzeń, tro- 
ska ustawiczna i niepokój, by korpus wielkopolski nie zo- 
p I stał odcięty, przygniatały wciąż Dąbrowskiego i zaprzątały 



- 116 - 

myśl Kościuszki. Utrzymanie związku było tern trudniej- 
sze, że nie mógł być ułożony naprzód plan operacyi; nie- 
bezpieczeństwo stawało się tem większe, im dalej posuwała 
się dywizya w głąb Wielkopolski. Stąd ciągłe zapytania 
Kościuszki przesyłane przez kuryerów: «daj myśl jaką 
i w jaki sposób chcesz mieć komunikacyę». Dąbrowski 
czuł całą wagę sprawy. Chociaż «niepdbita potrzeba wy- 
ciągała jak najprędsze awansowanie*, chociaż «odebrał 
wiadomość, że kolumna generała-majora Schwerina cią- 
gnie w Kaliskie dla atakowania niektórych powstań nad 
Wartą » — sam jednak mimo to wszystko zatrzymał się nad 
Bzurą zaraz 13 września i czekał «z utęsknieniem* 3 dni 
na piechotę Bronikowskiego i awangardę Poniatowskiego. 
Opuszczając linią Bzury 16 września, żądał, «ażeby Naj- 
wyższy Naczelnik także korpus ku Sochaczewa i Łowi- 
czowi posłał, któryby utrzymywał w miejscu wojsko pru- 
skie i tyłu nam brać nie dozwolił, bez czego będziemy 
albo odcięci od Warszawy, albo żadnej z nią komunika- 
cyi mieć nie będziemy mogli, bo ta koraunikacya, która 
z Warszawą aż do Kamionna być ma, nie jest dość mo- 
cna i nigdy się utrzymać nie może; jeżeli zaś komenda 
ku Sochaczewowi i Łowiczowi dobrze rozstawi posterunki, 
natenczas można już do Koła komunikacyą utrzymać*. 
Tegoż dnia przypominał Bronikowskiemu, żeby w Kamion- 
nej stanął posterunek « najsilniejszy lecz oraz z największą 
ostrożnością*. I znowu w dwa dni później powtarzał w ra- 
porcie, «iż dla utrzymania komunikacyi między mną a War- 
szawą i wsparcia mojej ekspedycyi wypadłoby jeden kor- 
pus obserwacyjny od Kapinosa do Kamionny nad Bzurą 
rozciągnąć i stamtąd się do Gąbina posunąć, drugi od Bło- 
nia ku Sochaczewu i Łowiczowi, inaczej cała siła nieprzy- 
jacielska na mnie spadnie i powstanie obywateli wielko- 
polskich zniszczyć może»; zarazem przedstawił myśl, «iż, 
gdyby korpus pruski z nad Narwi za mną posunąć się 
miał, nasz tam stojący postępować za nim równie powi- 



— 117 — 

nien, aby mi w tył nie wpadt». 19 września w Kłodawie 
«z troskliwością czeka wiadomości od N. Naczelnika, czy 
jaki korpus wykomenderowany został ku Sochaczewu 
i Łowiczowi*. Potem w Gnieźnie dawał ustne zalecenie 
obywatelowi Miaskowskiemu wysianemu do Warszawy, 
«by korpus nasz pod Gąbinem stal, niepozwalając nad 
Wartą i Bzurą nieprzyjacielowi się rozciągnąć*. Po wzię- 
ciu Bydgoszczy raz jeszcze przez majora Molskiego do- 
niósł, że «korpus do Gostynia jest bardzo potrzebny*, że 
wtedy mógłby «tu przez zimę zostać, bez tego zaś mu- 
siałby ku Warszawie cofać się». Tej, tak usilnie żądanej, 
koniecznej pomocy nie doznał przecie. W rzeczywistości 
pozycye polskie nad Bzurą były już stracone oddawna. 
W nocy z 23 na 24 września wieść o cofnięciu się wojsk 
ks. Poniatowskiego* z Kamienny doszła do obozu pruskiego 
w Potokach. Nie chciano jej zrazu dać wiary, niemniej 
przecie pułkownik Koppern ruszył natychmiast do Kamionny 
i bez oporu opanował brzeg rzeki, a w dniach najbliż- 
szych stanowiska te obwarowano wedle planów kapitana 
V. Brodowskiego. Tak zatrzaśnięto wrota, przez które wszedł 
Dąbrowski do Wielkopolski. Sztab generalny berliński był 
już spokojny co do ostatecznych wyników kampanii. 
W Warszawie natomiast po klęs(»e Sierakowskiego cała 
uwaga skierowaną została na niebezpieczeństwo grożące 
od wschodu. A tymczasem dywizya wielkopolska szła 
wciąż naprzód. 27 września była w Gnieźnie, nocą z 28 
na 29 odparła Szćkelego pod Łabiszynem, 2 października 
zdobyła Bydgoszcz i z kolei gotowała się do ataku na To- 
ruń; marzono nawet o odzyskaniu Poznania i Gdańska. 
Lepiej jednak powiadomieni o ogólnym biegu wypadków, 
swoi i obcy, współrodacy i wrogowie, jedni z boleścią, dru- 
dzy z zadowoleniem uważali już wtedy ten tak śmiało 
rzucony naprzód korpus za mfant perdu. 

Jednakowoż tak smutna definicya miała się nie spraw- 
dzić a zawarta w niej fatalna przepowiednia nie ziścić. 



- 118 - 

<cStracony posterunek* miał zostać uratowany w całości. 
Ponawiane po wielekroć rozkazy Fryderyka Wilłielma, 
aby oddziały Madalińskiego i Dąbrowskiego «w pień wy- 
ciąć», miały pozostać na zawsze niewypełnionem pobożnem 
życzeniem. Dąbrowski wyprowadził w całości powierzoną 
sobie komendę z Wielkopolski, a wraz i około 500 jeńców; 
co więcej, nie stracił ani jednego z 400 wozów, na któ- 
rych wiózł zdobycz wojenną. To zupełne powodzenie osią- 
gnął w znacznej części dzięki błędom, popełnionym przez 
dowódzców pruskich, ale przedewszystkiem dzięki intuicyi, 
z jaką cudownie umiał przystosować swą głęboką wiedzę 
militarną do warunków, wśród których przyszło mu działać. 

Co prawda, strategia XVni wieku nie przewidywała 
kampanii prowadzonej w tych warunkach, co w Wielko- 
polsce w r. 1794. Najwyższy jej prawodawca, Fryderyk II, 
mówi jedynie o wojnie defenzywnej, prowadzonej prze- 
ciwko nieprzyjacielowi dwakroć silniejszemu, i przyznaje, 
że położenie generała komenderującego jest w tym wypadku 
«ciężkie i niemiłe*, że «musi on swoją sprawność, czuj- 
ność, przytomność umysłu i o ile możności także swoje 
zdolności zdwoić, ażeby wyjść z honorem*. Tem szaco- 
wniejsze jednak były niektóre przepisy tej strategii dla wo- 
dza, który posiadał zaledwie jedną piątą sił przeciwnika, — 
więc zastosowanie w jak najszerszym zakresie omijających 
manewrów wojennych, więc unikanie bitwy bez ważnych 
powodów i bez pewności korzyści nadzwyczajnych, więc 
zapoznawanie się z terenem walki w najdrobniejszych 
szczegółach, więc wieczna nieufność i baczność nawet 
wobec pobitego nieprzyjaciela, więc dbałość o drobne a cią 
głe korzyści, aby sumą ich zastąpić rezultaty, osiągane 
w stanowczych starciach z wielkiem niebezpieczeństwem 
nawet przy równości sił walczących. 

Do jak najściślejszego przestrzegania wskazań naj- 
większej ostrożności musiała Dąbrowskiego skłaniać sama 
jakość żołnierza, którym rozporządzał. Był to żołnierz młody, 



- 119 — 

który w znacznej części w ogniu jeszcze nie był, z bronią 
obchodzić się nie umiat lub jej nawet nie posiadał. Była 
to w przeważnej części kawalerya, która napadnięta z nie- 
naćka, atakowana w nocy, z zasadzki, silniejszego oporu 
stawić nie może, nawet jeśli składa się z żołnierzy z wojną 
obytych. Z tym rodzajem broni nie mógł Dąbrowski ma- 
rzyć o wojnie w wielkim stylu, ograniczał się raczej do 
partyzantki, ale prowadził ją tak, że wszystkie drobne 
akcye wiążą się z sobą i zmierzają do wspólnego celu. 
Miał zawsze w myśli przytomną kartę teatru wojny, pa- 
miętał o każdym posterunku; jak «chytry lis», zawsze bo- 
gaty w pomysły i podstępy, nie tracił zimnej krwi w naj- 
krytyczniejszem położeniu, a zarazem nie upajał się nigdy 
powodzeniem; hypnotyzował najczęściej przeciwnika swą 
rzekomą siłą, a własnym żołnierzom wiewał ufność w sie- 
bie, zaprawiając do rzemiosła w drobnych potyczkach. 

•Dąbrowski przez przezorność i roztropność azardo- 
wać nie chciał. To tylko miał awantażem, co mu żadnej 
lub wcale małą przynieść mogło stratę, a nieprzyjacielowi 
znaczną klęskę: inna każda korzyść, która kosztowała 
drogą krew Polaka, była w oczach jego zgubą dla kraju. 
Dlatego od pierwszego wstępu do Wielkopolski, zwłaszcza 
wiedząc, że z nieprzyjacielem nierównie przewyższającym 
mieć będzie do czynienia, który nawet szukać z nim ze- 
chce bitwy, — przez dobrze udysponowane marsze, przez 
umiejętność w obraniu tęgich pozycyi, przez sztuczne ma- 
newrowania i taktyczne sposoby ukrywania swych zamia- 
rów, unikał wszelkiej bitwy generalnej, zręcznie tylko 
znosząc komendy, patrole, posterunki, obejmując wszelkie 
króla pruskiego składy i magazyny... Oprócz znacznych 
komend kawaleryi, które zawsze, czy korpus stanął obo- 
zem, czy w marszu się znajdował, detaszowane były czę- 
stokroć mil kilka na bok dla zasłonienia i ukrywania 
prawdziwego celu objekcyi kolumny, w całym przeciągu 
tej wyprawy generał Dąbrowski i tę jeszcze tak potrzebną 



120 



zachował przezorność, źe nigdy nie wydał rozkazów do 
marszu z wyrażeniem drogi lub miejsca, a zatem nikt 
wiedzieć nie mógł, dokąd maszerować miano. Dopiero wten- 
czas, kiedy kolumny w zupełnej już stały gotowości, ko- 
mendanci onych odbierali od generała Dąbrowskiego marsz- 
rutę przewodników, a oficer od inżynierów z kwatermi- 
strzami i furyerami nie pierwej pod mocną eskortą był 
komenderowany dla oznaczenia obozu, jak z pół drogi, za 
którymi zazwyczaj, dochodząc już tego miejsca, wybiegali 
sam Dąbrowski lub Rymkiewicz dla zweryfikowania. Ła- 
two to można było uczynić, gdyż magazyny ze wszyst- 
kimi zapasami tuż szły za korpusem ». 

Zdolność tajenia prawdziwych swych zamiarów, tak 
ceniona przez Fryderyka II, że domagał się jej przede- 
wszystkiem od swoich generałów, rozwijał Dąbrowski z zu- 
pełnem powodzeniem od pierwszych chwil aż do schyłku 
wyprawy wielkopolskiej. 

Idąc nad Bzurę, ukrywał zręcznie marsz korpusu; 
wysiał przodem Rymkiewicza, który obsadził lewy brzeg 
strzelcami, starając się utrzymać Prusaków w mniemaniu, 
«że krok ten nic więcej znaczyć nie może, jak tylko ase- 
kuracyę taką, jaką sami trzymają». Kiedy przechodził 
Bzurę, równocześnie z jego polecenia został wykonany fał- 
szywy atak w okolicach Sochaczewa i Łowicza, aby tam 
zwrócić uwagę nieprzyjaciela. Po zniesieniu posterunków 
pruskich nad Bzurą, cofnął się na brzeg prawy, aby wy- 
wołać przypuszczenie, że przeszedł rzekę tylko dla opa- 
nowania magazynów. Wreszcie posunął się naprzód roz- 
puszczając wieść, że korpus liczy 6000 regularnego żołnie- 
rza. Madalióski szedł na lewem skrzydle ponad Sochacze- 
wem i Łowiczem, na prawem Bielamowski nad Wid!ą,. 
a straż przednia równie szeroko zapuszczała zagony. 
Pierwszy napotkany korpus pruski generała-majora Schwe- 
rina nie śmiał atakować wojsk Dąbrowskiego i cofał się 
z pod Koła ku Pyzdrom, by zasłonić Kalisz lub Poznań. 



- 121 — 

Za nim w ślad podążał w awangardzie porucznik Biela- 
mowski do Konina, do Pyzdr, do Poznania. 26 września 
Dąbrowski stanął obozem pod Gnieznem i rozłożył szeroko 
kawaleryę powstań wielkopolskich, by «linia tak potężnie 
się rozciągała, że trzeba było wierzyć, iż ten korpus wy- 
nosi do dwudziestu kilku tysięcy, w którem mniemaniu 
nawet nieprzyjaciel zawsze utrzymywany był aż do końca 
wyprawy*. Dalej «cala myśl i chęć generała Dąbrowskiego 
była, aby szczęśliwie przejść rzekę Noteć (nad którą stały 
mocne posterunki pruskie asekurowane całym korpusem 
Szekelego) i tak się postawić, aby Szćkely nie wiedział, 
czy jego lub Bydgoszcz albo Toruń atakować miano. 
W tym widoku posiany był porucznik Bielamowski w 200 
koni do alarmowania Poznania i wrażenia t^im będącemu 
nieprzyjacielowi, że to... przednia straż maszerującego kor- 
pusu. Druga komenda kawaleryi, złożona z 100 strzelców 
z dwiema armatkami pod dowództwem generała Madaliń- 
skiego, udać się miała na Trzemeszno w okolice Inowro- 
cławia dla ściągnięcia na siebie całej nieprzyjacielskiej 
atencyi, aby (nie mógł) zgadnąć a tem samem przez deta- 
szowanie znaczną lub całą swą silą przeszkodzić przejścia 
Noteci samemu korpusowi. Trzecia komenda z Wielkopo- 
łanów ix)d ich generałem Lipskim naznaczona była do Bar- 
cina znieść tam posterunek pruski ». Atak Szekelego 
z 29 na 30 września przyspieszył tempo wypadków. Dy- 
wizya wielkopolska odrzuciła nieprzyjaciela, ruszyła za 
nim do Bydgoszczy i tu stoczyła najkrwawszą w ciągu 
całej wyprawy bitwę, biorąc miasto szturmem. Z pod To- 
runia, za przybyciem pułkownika Ledivarego, Dąbrow- 
ski musiał cofać się do Bydgoszczy, a stąd ustępować da- 
lej na wiadomość o przecięciu komunikacyi z Warszawą 
i zamierzonej koncentracyi korpusów pruskich. Nieprzyja- 
cielskie oddziały, stojące wtedy pod Toruniem, były o dwa 
marsze bliżej Bzury. Przez fałszywe ataki, wykonywane 
przez strzelców i kawaleryę pod Sokolnickim, który zrazu 



— 122 — 

trzymał się na przedmieściach Torunia, potem opasał ści- 
śle Podgórze, osadę leżącą naprzeciw tego miasta na le- 
wym brzegu Wisły, gdzie znajdował się jedyny most, 
udało się jednak obezwładnić korpus pruski od 12 do 18 
października. W końcu, w krytycznym czasie między 21 
a 23, utrzymywał Dąbrowski tak długo naczelnego wodza 
armii pruskiej, generała-porucznika Schwerina, w niepe- 
wności, którą drogę obierze, że przez szereg godzin mógł 
spokojnie przeprawiać się z całym taborem pod Mistrze- 
wicami i po drugiej stronie Bzury pod Brochowem zająć 
obronną pozycyę. 

W ciągu całej wyprawy wpływały nadzwyczaj ko- 
rzystnie na operacye wojenne Dąbrowskiego dwie oko 
liczności tak ważne, że bez ich współdziałania, przy wszyst- 
kich nawet jego zdolnościach i przy całem niedołęstwie ge- 
nerałów pruskich, czekała go prędzej lub później niechybna 
klęska. Jakkolwiek Wielkopolska nie zdołała wystawić 
znacznej siły zbrojnej, przecież cała objęta była pożarem 
«buntu», cała czulą «po polsku», była gotową do ofiar i po- 
święceń. Równie ważne było obudzenie się w narodzie du- 
cha rycerskiego. Pod okiem Dąbrowskiego, na równinach 
wielkopolskich tworzyły się kadry nowożytnej jazdy pol- 
skiej. Wszystkie prawie sukcesy osiągnięte były przez zna- 
komite poruszenia kawaleryi. Taki marsz Bielamowskiego 
w 200 koni na Poznań, zepchnięcie do miasta całego kor- 
pusu generała majora Schwerina i zatrzymanie go przez 
trzy dni jakby w oblężeniu, zasługuje na trwałe wspomnie- 
nie. Tutaj nad Bzurą i pod murami Torunia odprawił swą 
pierwszą służbę Sokolnicki, przyszły dowódzca nieśmiertel- 
nej jazdy naszej z r. 1813. Madaliński prowadził poszcze- 
gólne ataki ze staropolską fantazyą. Czynnym był Rym- 
kiewicz, żołnierz godny sprawy, której poświęcił swe życie. 

Natomiast inna okoliczność wpływała na czynności 
korpusu wielkopolskiego ujemnie: były to objawy dawnego 
nierządu. Nie w każdym wypadku i nie w każdym czasie 



- 123 - 

mógł Dąbrowski liczyć na zupełne posłuszeństwo żołnierza. 
Miał nacselną komendę, «moc rozkazywania i dawania 
swycłi ordynansów wszystkim generałom wojewódzkim 
i wszystkim jakiejkolwiekbądż rangi oficerom siły zbroj- 
nej wielkopolskiej*. Przecież nie była to władza całkowita 
w takim stopniu, jak całkowitą była odpowiedzialność. 
W umysłach żołnieny istniała świadomość, że władza ko- 
menderującego nie jest ani jedyną ani najwyższą. Przed- 
stawicielem władzy cywilnej, pełnomocnikiem Rady Naj- 
wyższej Narodowej był Józef Wybicki. Nawet tak wysoko 
ceniący karność Rymkiewicz, nie będąc pewny, czy zdoła 
przekonać Dąbrowskiego o możliwości i potrzebie wzięcia 
szturmem Bydgoszczy, chciał to osiągnąć przez Wybic- 
kiego i pisał do niego: «Zaklinam Cię na miłość Ojczyzny, 
abyś zapomniał na ten raz, że jego (Dąbrowskiego) jesteś 
przyjacielem, a użył mocy prawa, powierzonego sobie od 
narodu, jako jego pełnomocnik do nakłonienia go do tego 
tak potrzebnego kroku... jeżeli już innych nie znajdziesz 
środków*. Wybicki jednak nie zapomniał o przyjaźni 
i ufności, jaką miał dla Dąbrowskiego, ani na chwilę i osła- 
niał go powagą swego nieskażonego imienia; tak więc jego 
władza nie paraliżowała swobody ruchów korpusu a jego 
obecność była dobroczynną. Byl w korpusie także Mada- 
liński, rangą generała-lejtnanta starszy, dawny zwierzch- 
nik i sędzia Dąbrowskiego. Po staremu dowodził on zawsze 
tylko swoją brygadą. W chwili szlachetnego uniesienia 
w Kamiennie 14 września nie przyjął komendy naczelnej 
nad dy wizyą wielkopolską, uznając i zdolności Dąbrowskiego 
i jego patryotyzm. Wysyłał jednak oddzielne raporty, za- 
chował także prawo wydania pewnej ilości patentów na 
wysokie stopnie wojskowe. Uznawał to wyjątkowe stano- 
wisko Dąbrowski i pisał do Kościuszki, że będzie z Mada- 
lińskira wszystko «wspólnie urządzać*. Powody, dla których 
nie chciał atakować Poznania, przedłożył « radzie*, złożo- 
nej z Madalińskiego, Rymkiewicza i Wybickiego. Nie zdo- 



— 124 - 

łat wszakże przeszkodzić wytworzeniu się w łonie kor- 
pusu «partyi» Madalińskiego; wkrótce wybuchła nawet 
jawna opozycya przeciw jego sposobowi prowadzenia kam- 
panii. 

«Plan Dąbrowskiego był zostać się złączonemi siłami 
w Bydgoszczy i utrzymać się przez zimę między Wisłą^ 
Brdą i Notecią, detaszować swoją licznąj kawałeryę na 
wszystkie strony jak najdalej dla czuwania na każdy krok 
nieprzyjacielski; do tego z każdego powstania, ile okolicz- 
ności pozwolą, posłać znaczne komendy do swoich woje- 
wództw, ziem i powiatów dla powiększenia sił, wybierania 
podatków i alarmowania wszędzie nieprzyjaciela; pomagać 
do powstania w tych miejscach, gdzie jeszcze nie mogło 
być uskutecznione; zakładać w Bydgoszczy i Inowrocła- 
wiu magazyny, kompletować stare regimenta, brygady, 
nowe formować, coby się wszystko stać mogło bez ucie- 
miężenia obywatelów z samych amtów króla pruskiego, 
które w tych stronach są bardzo liczne; wojsko umundu- 
rować, mustrować, aby na przyszłą kampanię z większą 
działać energią i pożytkiem dla kraju ». 

Na Toruń Dąbrowski iść nie chciał. Wśród wciąż ro- 
snących obaw o utrzymanie komunikacyi z Warszawą, 
mając o kilka marszów za sobą korpusy pruskie, przepra- 
wiać się z garścią regularnego żołnierza na drugi brzeg 
Wisły i przypuszczać szturm do miasta, opasanego wyso- 
kim murem, basztami i redutami, przy dość licznym gar- 
nizonie i z kilkunastu sztukami armat i możdzieży, uważał 
za błąd ciężki. Inne było wszelako życzenie powszechne. 

«Gotowały się umysły na pognębienie Dąbrowskiego* ► 
«Podli ludzie» rozsiewali «wyuzdanej złości potwarze...- 
mówiono, że nie dość jest czynnym i wcale nie ma deter- 
minacyi, przez co nietylko wszystkie wojenne operacye 
żółwim idą krokiem, lecz jeszcze wiele bywa opuszczo- 
nych, że Bydgoszcz nigdy nie byłaby wziętą, gdyby nie 
refleksye i namowy Rymkiewicza, że i teraz od dnia do 



— 125 - 

daia odciąga się iść pod Toruń, dając garnizonowi czas do 
wzmocnienia się». Madaliński «naktoni{ ucha na piekielne 
fakcye... dalej przyłączyła się zazdrość, że imię Dąbrow- 
skiego słynie, a jego ledwie wspomniane bywa, i już uroił 
sobie prawo najwyższej komendy*. Ponieważ zaś czul, «że 
tak wielką machiną dyrygować w oczach daleko liczniej- 
szego nieprzyjaciela nie jest w stanie», chciał pozyskać 
sobie Rymkiewicza, aby ten faktyczną objął komendę. 
Oburzył się Rymkiewicz i gorzkie czynił Madalińskiemu 
wyrzuty, przypominając mu dawniejsze chwalebne posta- 
nowienie. Wtedy «fakcyoniści... radzili utworzyć komisyę 
wojskową, złożoną z generałów brygadyerów, któraby od- 
tąd rządziła*. Dąbrowski rozżalił się na wiadomość, że go 
tym sposobem bez winy od komendy odsądzić chciano, za- 
słonił się ordynansem Kościuszki, który jemu oddawał na- 
czelne dowództwo, gotów byl zawsze przyjąć radę, ale nie 
mógł pozwolić na formalną komisyę, słusznie upatrując 
w takim obrocie rzeczy pewną zgubę powierzonego sobie 
korpusu. 

Wszczął się spór zacięty, odżyła dawna nienawiść. 
«Zawziętość doszła już do tego stopnia, że Madaliński 
z brygadą swoją i niektóremi powstaniami odłączyć się 
chciał*. Zabiegi Rymkiewicza, Wybickiego, Mniewskiego 
i Skórzewskiego zddały przywrócić przynajmniej pozorną 
zgodę. Burzył się jeszcze Madaliński w odwrocie ku Bzu- 
rze; kiedy dochodził go odgłos salw, jakiemi wojsko pru- 
skie, stojące pod Toruniem, święciło wiadomość o bitwie 
maciejowickiej, sądził, że to ks. Poniatowski ostrzeliwał tę 
twierdzę. Były to ostatnie złudzenia radosne w tym roku 
klęsk i upadku. Wobec grozy położenia ucichły na chwilę 
swary, oczy i serca żołnierzy zwróciły się znów bez po- 
działu ku Dąbrowskiemu. 

Z licznych korpusów pruskich, biorących udział w kam- 
panii r. 1794, jedynie najsłabszy pod wodzą pułkownika de 
Szekely starł się wręcz z dywizyą Dąbrowskiego. Inne krą- 



— 126 — 

żyły tylko około wojsk wielkopolskicłi, czekając na cłiwilę 
sposobną, by rzucić się na łatwą zdobycz. Ta ctiwila je 
dnak nie nadeszła. Tak zatem działalność obu wojsk nie- 
przyjacielskich można rozważać prawie że odrębnie. 

18 września o 5 godzinie rano opuścił Fryderyk Wil- 
helm warowny obóz w Chrzonowicach. Zapadła już słotna 
jesień. W tym roku już trudno było zdobyć laury wojenne. 
Król zniechęcony opuszczał brzegi Wisły, jak niedawno 
przedtem linię Renu, zostawił jednak na wschodnim terę 
nie walki 64 bataliony piechoty i 130 szwadronów jazdy. 
Na prawnym brzegu Wisły stał Favrat i Briineck; pierw- 
szy zastąpił od 23 września Schónfeldta w komendzie nad 
wojskiem, rozłożonem około Wyszogrodu i Zakroczymia 
i wzdłuż Narwi, drugi dowodził korpusem w Prusiech 
wschodnich. Na lewym brzegu komendę naczelną objął 
generał Karol Fryderyk Wilhelm hrabia Schwerin. 

Schwerin liczył wtedy lat 54, a w tem z górą 40 wier- 
nej służby w armii pruskiej. Z dumą nazywał się uczniem 
Fryderyka II. Był zaledwie wyrostkiem, kiedy wybuchła 
wojna siedmioletnia. Jako adjutant znalazł się przy boku 
króla, ale ranny pod Zorndorfem w r. 1758, dostał się do 
niewoli rosyjskiej, pozostawał w niej aż do r. 1760, a po- 
tem w r. 1762 znowu udał się do Rosyi jako poseł na dwór 
Piotra III. Wojna siedmioletnia dobiegała końca. Schwerin 
wrócił do armii i na placu manewrów zdobywał sławę, 
stopnie i zaszczyty, rangę generała-porucznika, szefa pułku, 
naczelnego inspektora piechoty okręgu Prus Zachodnich, 
gubernatora Torunia, kawalera orderu Orła czerwonego 
i Zakonu maltańskiego. Obecnie powołany został znowuż 
do wielkiej akcyi wojennej. Po odjeździe Fryderyka Wil- 
helma otrzymał armię liczebnie równą tej, z jaką 
ongi jego mistrz i protektor odniósł zwycięstwo pod Leu- 
then. Siłę jej całkiem dokładnie oznaczyć trudno, gdyż 
wobec smutnego wyniku kampanii zapewniano, że bata- 
liony liczyły nie więcej jak 400 do 500 żołnierzy, a szwa- 



— 127 — 

drony 50 do 60, niekiedy tylko 30 koni. Powodem tak opła- 
kanego stanu były choroby, zagnieżdżające się w obozie, 
i brak paszy w kraju, długą wojną wyniszczonym; konie 
słabe padały wśród dróg rozmokłych a szpitałe w Łowi- 
czu i Piotrkowie nie mogły pomieścić chorych. Liczyła 
przecież ta armia od samego początku kampanii w każdym 
razie więcej niż 20,000 łudzi (czy też 28,900), miała natu 
ralną pomoc i oparcie w garnizonach, które w sile 8 ty- 
sięcy żołnierza zajmowały wszystkie znaczniejsze miasta 
prowincyi polskich, objętych kordonem pruskim, miała 
Dadto za sobą Śląsk bogaty i najeżony twierdzami, miała 
znakomicie zorganizowaną administracyę wojskową, bogate 
magazyny w Piotrkowie, Rawie i Łowiczu. Za nadej 
ściem posiłków liczba żołnierza pruskiego w tych stro- 
nach podniesie się ^do 36 tysięcy, (czy też 39,9(X)) wedle 
obliczeń skąpych bardzo historyków pruskich. Zajmowały 
wojska pruskie linię Bzury, Rawki i Pilicy. W centralnej 
pozycyi w Chrzonowicach, o 3 mile od Pilicy a o 6 od 
Bzury, w dniu 18 września znajdowało się z całej armii, ścią 
gniętej z pod okopów Warszawy, tylko 12 batalionów mu- 
szkieterów, 10 szwadronów dragonów, tyleż huzarów, 2 ba- 
terye 12-funtowe, 1 sześciofuntowa i jedna polowa. Resztii 
sił była rozrzucona na szerokim terenie, walką objętym, 
w 6 korpusach pod wodzą generałów-ma jerów Prankenberga, 
Pollitza, Lattorffa, Schwerina i Elsnera oraz pułkownika 
de Szekely. Frankenbei^ bronił przejścia Bzury od Łowi- 
cza do Kamienny, a miał pod sobą 6 batalionów muszkie- 
terów, 5 szwadronów dragonów, a nadto 120 żołnierzy 
jezdnych, wybranych z pośród huzarów i dragonów pod 
2 oficerami, i jedną bateryę ciężką, sześciofuntowa. Pollitz 
strzegł linii Pilicy i stał w Sandomierskiem wzdłuż tej 
rzeki od Nowego Miasta aż do jej ujścia w Wisłę z 6 bata- 
lionami muszkieterów, z których 3 było na stopie pokojo- 
wej, z jednym batalionem fizylierów, z czterema szwadro- 
nami huzarów i jedną ciężką 6 funtową bateryą. Bardziej 



- 128 - 

na południe, koło Opatowa, Lattorff obsadził ziemię sando- 
mierską dwoma batalionami muszkieterów i jednym fizy- 
lierów, które wszystkie były niezmobilizowane; natomiast 
szeroko mógł rozstawiać placówki konne, gdyż miał 1891 
kirasyerów (imienia von Dallwig, GOrtz, Manstein i Mendgen). 
Korpus generała-majora Sctiwerina, złożony z 2 batalionów 
muszkieterów, na stopie pokojowej i 4 szwadronów huza- 
rów z dwoma działami polowemi, operował koło Kalisza. 
Słabszy oddział Elsnera manewrował koło Leszna; liczył 
on tylko batalion fizylierów i 3 szwadrony huzarów. Puł- 
kownik de Szókely w tejże sile, tylko z dwoma jeszcze 
działami polowemi, czynny był w okolicach Inowrocławia. 

Instrukcyą królewską z 16 września miał sobie Schwe- 
rin zlecone utrzymać linię Bzury i Pilicy i baczyć na uspo- 
kojenie Prus Południowych. Cała trudność zadania pole- 
gała na dość znacznej rozciągłości kordonu, który musiał 
być z tego powodu dość słaby, ale Fryderyk Wilhelm li- 
czył na pomoc wojsk rosyjskich Persena nad Pilicą. Spo- 
dziewał się zapewne, że Schwerin łatwiej od innych potrafi 
utrzymać dobre stosunki z armią rosyjską i przy jej po- 
parciu nietylko ogłodzić Warszawę, lecz oraz skutecznie 
bronić nowych nabytków Prus przed podwójnym wrogiem, 
przed walczącym o całość granic Rzplitej wojskiem repu- 
blikańskiem i przed współzawodniczącym w poszukiwania 
zdobyczy dworem austryackim. Nie było w instrukcyi 
mowy o zniszczeniu korpusu Dąbrowskiego, który, sforso- 
wawszy przejście Bzury 13 września, nie posuwał się da- 
lej przez 3 dni i zdawał się ograniczać całą swą działal- 
ność do opanowania magazynu w Kamiennie. 

Wkrótce jednak nadeszła wieść o dalszym pochodzie 
Dąbrowskiego w głąb Wielkopolski. Z tą chwilą instruk- 
cyą królewska stawała się niewystarczającą. Król przedal 
% drogi nowe rozkazy i rady i układał w Berlinie nowe 
plany, Schwerin starał się te polecenia królewskie przy- 
jstosować wedle zmieniającego się wciąż układu stosunków, 



^ 



ii 






— 129 — 

kombinował znowu inne plany i przesyłał je pojedynczym 
korpusom. Tymczasem komunikacya stawała się coraz tru- 
dniejszą: z Berlinem już tylko utrzymała się na Często- 
chowę i poprzez Śląsk; z wnętrzem Wielkopolski przery- 
waną była chwilami zupełnie; drogi stawały się nie do 
przebycia, pełno na nich uwijało się insurgentów. Stąd do- 
wódzcy oddzielnych oddziałów pruskich odbierali rozkazy 
późno, nie mogąc sami udzielać informacyi dokładnych 
i dość częstych o swoich poruszeniach, i działając na wła- 
sną rękę, słabo, niedołężnie, bojaźliwie, bez jakiegokolwiek 
związku i planu ogólnego. 

Na wiadomość o marszu Dąbrowskiego pierwszą my- 
ślą zarówno Schwerina jak króla było wzmocnić kordon 
nad Bzurą, aby nie przepuścić dalszych sił regularnych 
polskich, spieszących z pomocą powstaniom wielkopolskim. 
W chwili ataku miał generał Prankenberg powierzone sobie 
wojsko w następujących pozycyach: batalion Hollwede, 
2 kompanie pułku JungSchwerina i pól szwadronu w Łę- 
czycy, batalion grenadyerów Prankenberga w Łowiczu, 
batalion Hollwede w Sochaczewie, I i II batalion Pranken- 
berga i U batalion Hollwede tudzież przeważną część ka- 
waleryi, trzy szwadrony Brticknera, w obozie w Potokach, 
u ujścia Rawki do Bzury, oraz drobne posterunki jak: 
V Chroślinie, o 13 kim. na zachód od Łowicza, 20 kawa- 
lerzystów z oficerem; w Kąpinie nad Bzurą mały oddział 
złożony z oficera, 29 pieszych i 15 jeźdźców, po 40 pie- 
szych i 20 konnych pod dowództwem oficera w Kozłowie 
Szlacheckim i Stupim; a dalej wzdłuż Bzury aż do jej uj* 
ścia drobne komendy z piechoty i jazdy, jakoto w Żuko- 
wie, Mistrzewicach, Witkowicach i Kamionnie już nad samą 
Wisłą, w których to dwu ostatnich miejscowościach 30 hu- 
zarów i po 30 pieszych z oficerem. Te siły teraz wzmo- 
cniono. Chociaż Schwerin, mimo doniesień o olbrzymiej po- 
tędze «Madalińskiego», nie szacował jej wyżej nad 6000 re- 
gularnego żołnierza z 16 działami, zaraz jednak po odjeż- 

JAN HENRYK C^BROWSKI. O 



- 130 — 

dzie króla, wczesnym rankiem 18 września, wyprawił nad 
Bzurę pułk piechoty (Jung Schwerin), a wobec nowych żą- 
dań pomocy, wyprawił dnia następnego jeszcze trzy szwa- 
drony huzarów Wtirtemberga i 2 dragonów Prittwitza, tu 
dzież dwa działa polowe, pod pułkownikiem Usedoniem. 
Z korpusem, liczącym 9 batalionów, 12 szwadronów i 2 ar- 
maty, winien był generał Prankenberg odzyskać Kamionnc 
lub przynajmniej wedle wskazówek kapitana Brodowskiego 
zająć stanowisko tak silne, by nie dopuścić dalszych wojsk 
do Wielkopolski, opatrzyć w silne załogi Łowicz i Socha- 
czew, i w porozumieniu z Szekelym i generałem majorem 
Schwerinem iść na Dąbrowskiego, wziąć go w trzy ognie 
i zniszczyć w bitwie lub wrzucić do Wisły. Te pierwsze 
rozporządzenia potwierdził król z drogi, z Wrocławia, gdzie 
22 września dopadł go kuryer z raportem o pochodzie «Ma- 
dalińskiego», i przydał jeszcze nowe, kazał usunąć od ko- 
mendy Prankenberga i zastąpić go przez generała- majora 
Klinckowstroma, zamknąć szczelnie linię Bzury i za wszelką 
cenę odebrać Kamionnę. Polecił nadto Schwerinowi ściągnąć 
z nad Pilicy za porozumieniem z wojskiem rosyjskiem 3 ba- 
taliony Riitsa z korpusu PoUitza, wziąć z obozu w Chrzo- 
nowicach możliwie największą ilość żołnierza, samemu sta- 
nąć na czele, odebrać szturmem Kamionnę, a potem atakować 
z tyłu dywizyę polską współdziałającą z powstańcami. 

Inaczej już jednak oceniano w tej chwili sytuacyę 
w obozie w Chrzonowicach. Wiedziano tam już o szybkim 
marszu dywizyi Dąbrowskiego w trzech kolumnach. Komu- 
nikacya z oddziałami gonerala-majora Schwerina, Elsnera, 
Szekelego i z Poznaniem została przecięta. Naprzeciw 
wojsk pruskich wysunęły się nowe korpusy polskie, a co 
do ich siły krążyły i znajdowały wiarę najrozmaitsze po» 
głoski. Koło Kamionny stanęli «Poniatowski i Zajączek» 
w 4000. W Kaskach, wśród lasów, o dwie mile na zachód 
od Błonia, patrole pruskie wyśledziły armię 5 tysięczną^ 
która może rzucić się na Łowicz lub Sochaczew. Żydzi 



— 131 - 

donieśli, że inny korpus polski w sile 3 do 4 tysięcy obo- 
zuje kolo Nadarzyna; przednia straż jego z 500 koni, wy- 
sunąwszy się o 5 mil aż do Mszczonowa, a prowadzona 
przez tamtejszych obywateli lasami, dociera pod samo 
Chrzonowice i niesłychanie utrudnia służbę patrolową. Stiiry 
Schw^erin każe Frankenbergowi zaniechać myśli ataku na 
Kamienne, skupić siły w oczekiwaniu dalszych wypadków 
i jednym batalionem wzmocnić załogę Łęczycy. Boi się 
jednak złożyć w tem mieście amunicyę i artyleryę, ścią- 
gniętą z pod Warszawy, i transportuje ją z Rawy do 
Piotrkowa. W oczach jego « położenie jest bardzo kryty 
czne i z dniem każdym staje się coraz krytyczniejsze*. 
Nie czuje się on w możności utrzymać w karba(*h prowin 
cye PYus Południowych, a zarazem zachować wszystkie 
ziemie świeżo zajęte. Jako «sługa wierny królewski i pa- 
tryota pruski*, nie widzi ratunku jak tylko w cofnięciu 
wojsk z sandomierskiego i krakowskieji^o lub też w szyb- 
kiem wzmocnieniu armii przez korpusy nowe. 

Ta mgła trwożliwego pesymizmu otaczała odtąd usta- 
wicznie obóz generała Schwerina, nie pozwalając mu doj- 
rzeć ani w ciągu kampanii, ani nawet długo po jej ukoń- 
czeniu, rzeczywistego położenia, które oczywiście nie było 
wcale tak strasznem. 

Zaraz z początku jesiennego okresu kampanii r. 1794 
(23 września) zaszedł fakt, który powinien był przekonać 
komenderującego naczelnie armią pruską, że jeśli naw^et 
nieprzyjaciel stojący przed nim jest rzeczywiście tak silny, 
jakim wydał się przerażonym oczom kupców żydowskich 
z Nadarzyna, Mszczonowa czy Kamionny, to nie jest wszakże 
zbyt groźny z powodu niedołęstwa polskiego sztabu gene- 
ralnego. Zdawało się rzeczywiście, że albo brakło yr War- 
szawie wszelkiego planu w działaniach albo brakło ofice- 
rów znających służbę. Korpus Poniatowskiego, opuszcza- 
1 jąc Kamienne, wydawał na stracenie dy wizyę Dąbrowskiego, 
I która zaledwie przed 10 dniami przez tę szczelinę^ wysunęła 
I 9* 



- 132 - 

się do Wielkopolski. Bez rozlewu krwi odzyskali Prusacy 
utracone stanowiska. — Obronę utrudniała im zawsze lesi- 
stość okolicy. Od Wawrzyszewa aż po prawy brzeg Bzury 
ciągnął się pas boru, sześć mil wzdłuż a trzy wszerz, 
a po drugiej stronie tej rzeki szły znowu lasy, ciągle nad 
samym korytem Wisły, przez mil cztery aż po Gąbin, nie 
wiele głębsze jak na milę, ale pełne bagien i wertepów. 
Skrawek ziemi po obu brzegach Bzury niezarośnięty lasem 
miał zaledwie milę rozpięcia. Licząc się z możliwością na- 
głego ataku, usypano tu teraz dwie reduty i odkomende- 
rowano dwa bataliony piechoty imienia Prankenberga, 
2 szwadrony jazdy i dwa działa. W żywność zaopatry- 
wano Kamionnę z prawego brzegu Wisły z Wyszogrodu, 
skąd też w razie niebezpieczeństwa miał spieszyć z po 
mocą pułkownik Larisch w 3V2 kompanii Amaudriitza 
i Pfuhla i uderzyć na atakującego nieprzyjaciela z lewego 
skrzydła lub tyłu. Sochaczew, leżący o trzy mile w górę 
Bzury, po prawym jej brzegu, u ujścia Utraty, otrzymał 
załogi dwa bataliony, a nadto ufortyfikowano tamtejszy 
zamek i cmentarz i usypano redutę, aby dostatecznie okryć 
znaczny magazyn. Obsadzono też Bolimów, leżący jeszcze 
o 3 mile dalej w kierunku południowo-zachodnim nad Ra- 
wką. W obozie w Potokach zostały trzy bataliony i sześć 
szwadronów, które miały pospieszyć w razie potrzeby na 
punkt najbardziej zagrożony. 

Tak więc, aby uzyskać pewność zniszczenia korpusu, 
niebacznie wpuszczonego do Wielkopolski, wzmocniono 
straż nad Bzurą kosztem innych stanowisk. Pogodził się 
z tą koniecznością król i 27 września wysłał z Poczdamu 
pozwolenie na użycie całego korpusu PoUitza przeciwko 
insurgentom «Prus Południowych*, opuszczając zupełnie 
linię Pilicy, zdaną teraz wojskom rosyjskim. 

Wszystkie te jednak zarządzenia ochronne nad Bzurą, 
ani raport o odzyskaniu Kamionny, ani równie radosna no- 
wina o porażeniu Sierakowskiego przez Suworowa, nie zdo- 



- 133 - 

laly przywrócić Schwerinowi równowagi umysłu i zaufa- 
nia w sobie, skoro z głębi Wielkopolski po długiem, sze* 
snastodniowem milczeniu, nareszcie 4 października poczęły 
nadchodzić wieści o korpusach, wystanych tam dla zgnie- 
cenia ruchu powstańczego, a wieści wprost fatalne. 

Dawnemu adjutantowi i ulubieńcowi ks. Henryka 
pruskiego, generalowi-majorowi Schwerinowi, zrazu sprzy- 
jało szczęście. Szedł on z Łowicza ku Warcie przez Gą- 
bin, Gostynin, Izbice, Sempolno. 14 września stanąJ pod Ko- 
ninem, skąd wyprawił dwa szwadrony przeciw kosynie- 
rom, zbierającym się w dużej liczbie w okolicy Koła; małą 
tą siłą odniósł znaczny sukces, wziął 80 niewolnika i dwa 
działka. 16 września atakował z powodzeniem powstanie 
województwa brzeskiego pod Mniewskini, odebrał Konin 
i miał zamiar iść w pościgu do Koła. Już jednak tutaj za- 
częły dochodzić go słuchy o wkroczeniu polskich wojsk 
regularnych, więc natychmiast ustępując im z drogi, obró- 
cił marsz przez Tuliszów i Stawiszyn do Kalisza, gdzie był 
wielki magazyn, a tylko 1^2 batalionu załogi. Po trzech 
dniach, 23 września, wychylił się przecież z Kalisza, ru- 
szył drogą na Raszków przeciw kupom powstańczym koło 
Dobberschtitz (Dobrogoszczyc?), ale znowu się cofnął do Ka- 
lisza 25 września. Po dalszych dwu dniach, gdy obawy 
o to miasto powtórnie okazały się płonne, urządził znowu 
wyprawę na insurgentów do Konina. Tutaj jednak poin- 
formował się, że Dąbrowski stoi w Słupcy, a kosynierowie 
w Pyzdrach, więc przed możliwym aUikiem od frontu i le- 
wego skrzydła uchylił się zawczasu i pociągnął znowu do 
Kalisza, gdzie zdążył na ostatni września, i w dniach na- 
stępnych ograniczył się przezornie do « zbierania wiadomo- 
ści o nieprzyjacielu ». Raz jeszcze ruszył w pole 2 paździer- 
nika i przez Piesze wo, Jarocin, Książ, Śrem i Kórnik po- 
dążył do Poznania, gdzie już od 9 października, mimo 
wszelkich wezwań ze strony wodza naczelnei^o, pozostał 



— 134 — 

prawie aż do końca kampanii, aż do utraty komendy i ho- 
noru wojskowego. 

Elsner był ze swoim «latającym» korpusem 15 wrze- 
śnia w Rogoźnie i porozumiewał się co do wspólnej akcyi 
z pułkownikiem Dossowem, który stał w Widawie; 17 ru- 
szył do Sieradza, « oczyścił* lasy z powstańców, przekro- 
czył Wartę i drogą na Kalisz zmierzał do Leszna. Z jego 
towarzyszy Dossow został kolo Sieradza, aby przy pomocy 
garnizonu łęczyckiego zniszczyć oddział kilkuset insurgen- 
tów, przeprawiających się przez Wartę koło Uniejowa. 
Manstein w pierwszej połowie września operował bezpłod- 
nie przeciwko watahom konfederackim w lesistej okolicy 
między Dolskiem a Śremem, potem 21 ruszył do Mosiny, 
aby działać wspólnie z komendantem Poznania, pułkowni- 
kiem Diethersem, nad Wartą. Ten jednak wobec sympatyi 
dla rewolucyi, tlejących w mieście, nie chciał stąd żadnych 
sił wyprowadzać, zanim nadejdą mu posiłki z Międzyrzeca: 
batalion Cronsatza z oddziałami strzelców i kawaleryi. Tak 
więc generał Manstein zdecydował się iść sam na Gosty- 
nin kombinując swoje manewry z poruszeniami Elsnera. 
W Pońcu, w drodze do Leszna, 27 września, otrzymał El- 
sner wiadomość o marszu Mansteina na Gostynin i wezwa- 
nie do ruszenia ku Jarocinowi, aby wesprzeć uplanowany 
atak Schwerina na powstańców koło Konina i odciąć woj- 
skom polskim odwrót ku Śląskowi. Ale w tymże dniu oba- 
dwaj, Elsner i Manstein, otrzymali alarmujące depesze 
o pochodzie Dąbrowskiego na Poznań, dokąd też natych- 
miast pospieszyli w gwałtownych marszach z pomocą; 
pierwszy z nich zdążył 1 października, drugi nazajutrz. 
Za przybyciem jeszcze Schwerina ilość zebranego żołnie- 
rza pruskiego w stolicy Wielkopolski podniosła się do 6 
batalionów i 20 szwadronów, — a całą tę tak znaczną, do- 
borową siłę trzymał jak na uwięzi przez szereg dni Bie- 
lamowski ze swą komendą lekkiej kawaleryi, która liczyła 
zrazu tylko 200 koni, a w miarę wybierania rekruta 



— 136 — 

u schyłku kampanii urosła do 600. Wspierało tego śmia- 
łego partyzanta tylko imię Dąbrowskiego, mocno widać 
deprymujące dowódzców pruskich. W pierwszej trwodze 
zebrani w Poznaniu generałowie nie śmieli nawet wysyłać 
rekonesansów; gdy zaś następnie nieco ochłoną, gdy prze- 
konają się, że przed nimi nie stoi bynajmniej Dąbrowski 
z całą swą pot^ą, wtedy równocześnie dojdzie od północy 
odgłos zwycięstw korpusu wielkopolskiego i znów ślepy 
strach paraliżować będzie ich czynności. Będą to miano- 
wicie echa porażki Szćkolego i upadku Bydgoszczy. 

Jan Fryderyk Szćkely, lumen mundi et belli, był od 
Dąbrowskiego starszy wiekiem i stużbą. Węgier z rodu, 
wstąpił do wojska pruskiego jeszcze w czasie wojny sie- 
dmioletniej, w r. 1758, licząc wtedy lat 19. Po dziesięciu 
latach, w roku 1769, dosłużył się rangi rotmistrza i szefa 
szwadronu w siódmym pułku huzarów. Podobnie jak Dą- 
browski, brał on udział w wojnie sukcesyjnej bawarskiej, 
tylko że był wtedy nierównie znaczniejszą osobistością od 
odprawiającego swe pierwsze służby porucznika saskiego. 
W starciu pod Brix, 5 lutego 1779 r., prowadził awan- 
gardę pruską, wpadł na tyły austryackiego pułku drago- 
nów imienia Lobkowitza i zdobył order pour le mśńte. Po- 
tem w czasie pokoju, znowu po latach dziesięciu, w r. 1790 
dosłużył się stopnia pułkownikowskiego w regimencie pru- 
skim imienia Małachowskiego (Malachowsky), w dwa lata 
później przemianowanym na imię v. Trencka. Przekroczył 
już pięćdziesiątkę, gdy nowa kampania polska miała znisz- 
czyć jego karyerę i jego sławę znakomitego dowódzcy 
lekkiej jazdy. Brutal wobec podwładnych, cynik w poży- 
ciu obozowem, zdzierca okrutny i prześhidowca słabych, 
nieuk i pyszałek, znalazł łaskę na dworze Fryderyka Wil- 
helma przez swe maniery lokaja i koncepty błazna. W r. 1792 
wezwał go król nad Ren, niezadowolony z działalności in- 
nych komendantów. W oczach ludzi, znających się na woj- 
nie, już wtedy Szekely stracił szacunek, gdy nie przyszedł 



1 



— 136 -. 

z pomocą podwładnemu swemu &auvainowi, oblężonemu 
przez Francuzów w zameczku Goldenfels. Był jednak 
zawsze w faworacłi u króla, towarzyszył mu następnie 
w obozie pod Warszawą, i miał sobie obecnie powierzoną 
misyę stłumienia ruchu, wszczynającego się na tyłach ar- 
mii pruskiej. W Sochaczewie, u wstępu do swojej rozbójni- 
czej wyprawy, ogłosił Szókely 30 sierpnia 1794 r. odezwę 
do zbuntowanych Wielkopolan, która jako zapowiedź okru- 
cieństw musiała obudzić nie postrach ale poczucie honoru, 
poczucie potrzeby samoobrony, we wszystkich męskich du- 
szach. 13 września pobił powstańców z kujawskiego i sie- 
radzkiego pod Rynarzewem, zabezpieczył przez to Byd- 
goszcz i szedł aż do Inowrocławia na flance cofającego się 
oddziału Mniewskiego, który po przegranej zdążał drogą 
na Szubin i Kcynię do Konina, aby złączyć się z powsta- 
niami województw kaliskiego, łęczyckiego, poznańskiego 
i ziemi gostyńskiej pod Niemojewskim. Tymczasem nade- 
szły wojska regularne polskie. Zniesiony został posterunek 
pruski w Barcinie. Daremną była uporna, piękna obrona 
klasztoru łabiszyńskiego przez komendanta Beyera. Nie 
powiódł się Szćkelyemu nocny atak z 29 na 30 września. 
Cofał się do Bydgoszczy, a w tym odwrocie gęsto zbiegał 
mu żołnierz z rozluźnionych szeregów. Mimo rad starego, 
szanownego pułkownika Wittego, nie obsadził góry domi- 
nującej nad miastem. Kiedy w południe 1 października 
Rymkiewicz nadciągnął z kawaleryą, mógł swobodnie opa- 
nować te wzgórza i utrzymać się na nich, aż dnia nastę- 
pnego wczesnym rankiem nadążył sam Dąbrowski. Byd- 
goszczy bronił batalion zakładowy (dópóf owy) Pircha, kom- 
pania weteranów Storcka i kompania Hinrichsa. Szókely 
natomiast z korpusem swoim stał nieczynny za miastem; 
spóźniona próba kontrataku nie udała mu się, przez most 
ostrzeliwany przez artyleryę polską nie zdołał przeprowa- 
dzić swoich żołnierzy, i sam wreszcie padł ugodzony w nogę 
kulą armatnią. 



— 137 — 

Wrażenie, wywarte przez zdobycie Bydgoszczy, było 
silne w całych Prusiecłi 2^ctiodnicb. Zdawało się Prusa- 
kom, że już stracony Grudziądz i Toruń, a nawet Gdańsk 
w niebezpieczeństwie, chociaż miał załogę z 6 batalionów 
pułków Raumera i Mansteina, 2 zakładów batalionowych 
(dópóts), batalionu artyleryi i szwadronu dragonów. Żoł- 
nierz pruski, stojący tu garnizonem, był zaciągnięty w tych 
prowincyach, dawniej polskich, a na wieść o powodzeniach 
broni polskiej budziło się na nowo przygasłe uczucie przy- 
wiązania ku Rzpitej. 

Teraz Schwerin, nie wahając się ani chwili, skrócił 
spiesznie swą linię obronną i wycofał z Sandomierskiego 
cały korpus generała PoUitza. W ten sposób zdołał wypra- 
wić w głąb zbuntowanych prowincyi dwie nowe ekspedy- 
cye. 2 października pomaszerował do Torunia z odsieczą 
pułkownik Ledivary z pułkiem piechoty imienia ks. Anhalt, 
trzema szwadronami huzarów i dwoma działami polowerai 
i haubicami; w Łęczycy przyłączył się do tego korpusu 
drugi batalion pułku v. HoUwede. 8 października z Wol- 
borza ruszał drugi korpus, złożony z dwu batalionów Pfaua, 
z batalionu Thiela, z 3 szwadronów huzarów, z kilku hau- 
bicami; generał Pollitz, desygnowany na komendantii, ścią 
gał na oznaczony punkt zborny swoje szeroko porozsta- 
wiane oddziały, a z dworów szlacłieckich zabierał przy 
tej okazyi wszystkie konie dla artyleryi, oficerów i wozów 
prowiantowych. Szedł on w drogę daleką przez Lutomierz, 
Szadek, potem wzdłuż Warty przez Koło i Konin do Gnie- 
zna, gdziekolwiek zaś udałoby się doścignąć nieprzyjaciela, 
miał zniszczyć go, wedle mądrego plan kooperacyi ułożonego 
wprzódy ze Schwerinem młodszym, Elsnerem i Szekelym. 

I tych kroków jednak nie uważał jeszcze za dosta- 
teczne wystraszony i stropiony stary Schw(M'in. Prosił króla 
o wydanie do Prus Zachodnich na osłonięcie Gdańska no- 
wych korpusów z Berlina lub Szczecina. Tymczasem zaś 
mobilizował batalion Schultza i części pułków imienia sw^ego 



) 



— 138 — 

i Lichnowskiego, a konie bral poterau z krakowskiego 
i sandomierskiego, chociaż dostrzegał u ludności łupionej 
głuchą nienawiść. Generałowi Lattorffowi dał 4 paździer- 
nika rozkaz cofnięcia się za Nidę, a nawet, w czterj dni 
później, zupełnego opróżnienia ziemi sandomierskiej. Do tej 
ostateczności skłoniły go w znacznej części raporty od ge- 
nerała- porucznika Lichnowskiego z Radomska i od urzędu 
skarbowego pruskiego z Piotrkowa o burzących się umy- 
słach szlachty tamtejszej. Chciał też z tej strony wysłać 
nieco żołnierza w głąb Wielkopolski, a mianowicie posu- 
nąć Lichnowskiego w okolice Wielunia i Sieradza. Lat- 
torffowe dwa bataliony piechoty pułku swego imienia i ba- 
talion Schultza tudzież 3 pułki kirasyerów, których mobi- 
lizacya była na ukończeniu, rozłożył od Zitena(?), Koniec- 
pola, Pilicy, u źródeł rzeki tej nazwy, Skały, aż ku Kra- 
kowu. Sam został nadal w obozie w Chrzonowicach. Uwagę 
jego przykuwały zmienne ruchy wojsk polskich, stojących 
naprzeciw; istoty tych ciągłych zmian nie umiał sobie wy- 
tłómaczyć; nie wiązał ich w przyczynowy związek z klę- 
ską Sierakowskiego i przeprawą Fersena na prawy brzeg 
Wisły; zdawało mu się, że, oddalając się z częścią sił 
w głąb Wielkopolski, wyda na łup przeważnym masom 
wojsk polskich Częstochowę i Piotrków. 

Owóż wszystkie te nieuzasadnione obawy komendę 
rującego wodza, cała ta jego akcya, oparta na przecenieniu 
sił przeciwnika a niedocenieniu własnych, wysnuta z nie- 
rzetelnych, przyjętych na wiarę przesłanek, znalazła sank- 
cyę w wojskowym gabinecie królewskim. Fryderyk Wil- 
helm na podstawie raportów, odbieranych bezpośrednio od 
niektórych komendantÓAr, podnosił cyfrę żołnierzy Dąbrow- 
skiego w zdobytej Bydgoszczy do 15,000. Bezczynność ge- 
nerałów-majorów Schwerina i Elsnera tłómaczył król sła- 
bością ich korpusów. Wierzył, że Poznań jest w niebezpie- 
czeństwie. Z Poczdamu, co prawda, ogarniał Fryderyk Wil- 
helm szerszy widnokrąg polityczny. Wnioskował słusznie, 



- 139 - 

że wśród armii polskiej pod Warszawą musi panować kon- 
stemacya wobec postępów Suworowa, że tam na wschód 
zwrócone zostaną wszystkie siły polskie, że linia wojsk 
wysuniętjxh naprzeciw armii pruskiej jest płytka, że Dą- 
browski może już zamyśla o odwrocie. Ale nawet król 
pruski i jego poczdamscy doradcy wojskowi widzieli w pod- 
jeździe Bielamowskiego potęgę, której poddać nie zdołają 
trzej generałowie zamknięci w Poznaniu. Za radą królew- 
ską miał więc Schwerin, idąc ze swym korpusem do Wiel- 
kopolski, znieść najpierw ten fikcyjny korpus operujący 
około stolicy prowincyi, a potem dopiero wzdłuż Wisły 
ścigać Dąbrowskiego. Zdaniem Fryderyka Wilhelma także 
Gdańsk był istotnie zagrożony. Aby zasilić nowym żołnie- 
rzem armię, działającą na wschodnim terenie, nakazał 
król mobilizacyę dwóch pułków piechoty z garnizonu szcze- 
cińskiego (Pirch) i berlińskiego (Braun), dwóch pułków ja 
zdy gwardyi stojącej w Poczdamie i żandarmeryi z Ber 
lina, oraz jednej bateryi dział sześciofuntowych. Generał 
raajor Byern sformował tę nową dywizyę 11 października, 
a 17 stanął z nią już w Landsbergu nad Wartą, skąd ru- 
szył do Piły. Co więcej, byle tylko ocalić Toruń, u^otów 
był król przyjąć nawet projekt generała Pavrata, t. j. 
opuścić linię Narwi i tamtejszym korpusem okryć zagro- 
żone miasto. Jeśliby nawet ta smutna ostateczność dała 
się uniknąć, jeśliby stary Schwerin zdążył z odsieczą, to 
i w takim szczęśliwym wypadku postanowiono wprzód prze- 
transportować ciężką artyleryę do fortec śląskich, bo 
w Piotrkowie nie byłaby dość bezpieczną. Dopiero w miarę 
coraz to nowych doniesień o coraz to nowych powodzeniach 
broni rosyjskiej, poczynał król zwolna nabierać otuchy 
i pocieszać się, że po zniweczeniu korpusu Dąbrow^skiego 
i Madalińskiego jeszcze będzie czas pchnąć 10 batalionów 
piechoty i kawaleryę nad Pilicę i w sandomierskie, aby 
wspólnie z Suworowem pracować nad oglodzenioni War- 
szawy, zamknąwszy ją na nowo ścisłym kordonem. 






— 140 — 

W tym czasie okazały się trwale dobroczynne skutki 
wyprawy Dąbrowskiego. 11 października, z obawy o los 
urzędników pruskich, wziętych w niewolę w Bydgoszczy, 
podpisał Fryderyk Wilhelm w Berlinie edykt, którym za- 
powiadał powrót stosunków prawnych. «Aby odjąć rewo- 
lucyi najsilniejsze podpory: żądzę zemsty za krewnych 
ukaranych bez prawem gwarantowanego przesłuchania, nie- 
nawiść religijną i narodową», rozkazał król ogłosić najmi- 
lościwiej, że insurgenci nie będą już karani bez zbadania 
ich winy, że będą tylko zamknięci w miejscu bezpiecznem 
a potem sądzeni zgodnie z prawem przed władzą cywilną, 
że w^szyscy bez różnicy będą mieli zapewnioną wolność 
sumienia, równość wobec praw i ciężarów podatkowych 
i Jagodną, sprawiedliwą, słodką, ojcowską opiekę rządu 
pruskiego. 

W samą porę wydane zostało to rozporządzenie. Już 
w dniach najbliższych ta gwarancya głównych praw oby- 
watelskich będzie dla tych prowincyi jedyną, chociaż tylko 
dość nikłą, osłoną przed brutalnością zwycięzców. Wszak 
było to już nazajutrz po maciejowickim pogromie. 

8 października otrzymał Schwerin wiadomość o prze- 
prawie Fersena i szczegóły o bitwie pod Krupczycami 
i Brześciem Litewskim, a 13 października w południe, 
wprost z pod Maciejowic, świadek naoczny klęski, przybył 
do obozu w Chrzonowicach porucznik von Heiligenstadt. 
Wysłany z listami do Suworowa i Fersena, był on przy- 
tomny bitwie i nie kończąc misyi, wiózł z powrotem armii 
pruskiej i królowi wielką nowinę. 

Stary Schwerin nie mógł zrozumieć dziejowej donio- 
słości chwili; nie znając narodowego charakteru przeciw- 
nika, nie mógł też wiedzieć, że z tą chwilą Polacy «jakby 
omdleli», jakby «nie mieli więcej duszy do czynności». Spo- 
dziewał się tylko, że Dąbrowski będzie się teraz cofał, 
i całą jego uwagę pochłonęła myśl o środkach stawienia 
zapory w powrotnej drodze tak szkodnemu, tak nieuchwyt- 



- 141 — 

nemu, tak zawsze fortunnemu wrogowi, który jeszcze w od- 
wrocie, zdato się, ugryźć może i, idąc na północ lub po- 
ładnie, wziąć szturmem Gdańsk albo Łowicz. 

Z Warszawy tymczasem zaczęły dochodzić wieści 
o panującym tam nieładzie, rozprzężeniu i rozpaczy. Fry- 
deryk Wilhelm z Berlina przysłał wezwania, przyna«cla- 
jące do energicznej akcyi. Trzeba było odzyskać wszystkie 
pozycye w krakowskiem i sandomierskiem, przez które 
to województwa z biegiem Wisły miała iś<'* z magazynów 
pruskich amunicya i żywność dla armii Suworowa i do 
których to ziem nie chciano żadną miarą dopuścić Austrya- 
ków. Trzeba było porozumieć się co do współdziałania 
z generałami rosyjskimi, u nawet próbowa<\ czyby War- 
szawa z obawy przed okrążającymi Pragę Rosyanami nie 
chciała zdać się na łaskę Fryderyka Wilhelma. W tym 
zaś ważnym celu należało podsunąć się z kilkoma bata- 
lionami pod okopy stolicy polskiej. I nietylko król pruski 
wciąż powtarzał z naciskiem ten program, ale i Suworow 
raz po raz wzywał do marszu na Warszawę « nawykłych 
do zwycięstw żcJnierzy* pruskic^h. W tej decydującej ci) wili 
pozostawał jednak Schwerin wciąż nieczynny, nie ośmielił 
się podjąć działań zaczepnych przeciw korpusowi pod Bło- 
niem. Zajął się przedewszystkiem przeciwnikiem, którego 
miał na tylach armii swojej i to «nierównie więcej*, niż 
tym, który stał przed jego frontem. Czekał, aż zgaśnie po- 
żar buntu w Wielkopolsce i zniszcjzeje dywizya Dąbrow- 
skiego. Za wszystkie niepowodzenia, za wszystkie upoko- 
rzenia, doznane w ciągu kampanii r. 1794, raial zaphuuć 
swą głową ten zuchwały, a tak przebiegły i szczęśhwy 
dowódzca, główny przeciwnik w tej wojnie, teraz naresz- 
cie z dniem każdym zbliżający się ku zgubie pewnej. Król 
z «utęsknieniem*, Schwerin z niecierpliwą niespokojnośc^ą 
czekał tego dnia odwetu. Ale kiedy i z której strony miał 
ten moment upragniony nadejść, to było wciąż jeszcze 
niełatwą do rozstrzygnięcia zagadką. 



— 142 - 

Trzy były drogi, któremi mógł się cofać korpus wiel- 
kopolski: pierwsza dawna przez Bzurę, którą wyszedł 
z pod Warszawy; druga przez Wartę na Wieluń i Sie- 
radz, między Radomskiem a Częstochową i przez Sando- 
mierskie; trzecia wreszcie po prawym brzegu Wisły, wy- 
magająca przeprawienia się powyżej Torunia i przerżnię- 
cia się przez korpus Favrata nad Narwią. Dąbrowski co- 
fał się pierwszą drogą, nietylko dlatego, że była najkrót- 
szą i najdogodniejszą przy tak olbrzymim taborze, ale 
także, i to przedewszystkiem, dlatego, że tędy miała być 
utrzymywana komunikacya z Warszawą i że obowiązkiem 
kardynalnym sztabu generalnego polskiego było zachować 
ją bezwarunkowo, a jeśliby została raz straconą, odzyskać 
za wszelką cenę. Schwerin natomiast przewidywał i goto- 
wał się równocześnie na « wszystkie, jakie tylko były mo- 
żliwe, poruszenia nieprzyjaciela*, a więc nawet liczył się 
poważnie z polskiem przedsięwzięciem szturmu do murów 
Gdańska. 

Pierwotnie przypuszczał Schwerin, że odwrót nastąpi 
po prawym brzegu Wisły, więc w planie jego było wzmo- 
cnić korpus Fayrata i jemu przekazać zaszczyt wycięcia 
dy wizyi Dąbrowskiego. Tegoż zdania był z początku także 
król i zapewne jego berlińska świta wojskowa. Wkrótce 
jednak stało się jasnem, że wypadki rozegrają się po le- 
wej stronie Wisły. Tyle tylko mówiły raporty albo mało 
co więcej. Doniesienia były w najwyższym stopniu niepe- 
wne. Służba wywiadowcza pruska była wprost bajecznie 
niedołężna. Do końca w yprawy wielkopolskiej ani Schwe 
rin ani król nie wiedzieli, kto ją właściwie prowadzi i jaka 
jest jej siła istotna. Długo same tylko nazwisko Madaliń- 
skiego powtarza się w raportach niemieckich. Później dopiero 
znacznie wyłania się nazwisko Dąbrowskiego. W końcu Za- 
borowski, wyrasta na jednego z głównych przewódców po- 
wstań wojewódzkich. Jeszcze 16 października, na tydzień 
przed końcem wyprawy, Schwerin nie umiał nic powiedzieć 



- 143 - 

o sile przeciwnika i tylko powtarzał pogłoski, jakoby pod 
Toruniem Dąbrowski st*il w 6,000, a Madaliński między 
Kcynią a Łabiszynem coś także z 6 czy 8 tysiącami. Zda- 
wało się wprawdzie generałowi pruskiemu, że silą ta jest 
przesadzona i że ze wszystkich raportów da się wysnuć 
wniosek pewny, redukujący ilość żołnierza regularnego, 
który przeszedł Bzurę, do 6,000, resztę zaś do prostej zbie 
raniny ludu gwałtem ruszonego z domów. Jednak w ostat- 
uiej chwili przed zamierzonem stiirciem znowu wierzyć 
poczynał Schwerin, że ma przed sobą 10,000 wojska linio- 
wego. Nie wiedziano też dokładnie, gdzie się obraca ten 
wielotysięczny korpus i jego olbrzymi tabor pełen zdoby- 
czy. Tylko raporty komendanta Torunia Hundtii i kroczą- 
cego w ślad za Dąbrowskim Ledivarego niialy większą 
wartość, ale iść musiały daleką drogą na Płock i Wyszo- 
gród; również dalekie zakreślając kolo, na Częstochowę 
i Piotrków, szły doniesienia od generałów- majorów S<?hwe- 
rina i PoUitza, a były nietylko spóźnione ale zupełnie błę- 
dne w oznaczeniu ruchów nieprzyjaciela. Sam, przez pa- 
trole swoje, nie umiał Scliweriii zdobyć żadnych dokład- 
nych wiadomości. Szpiegów pewnych dosUić nie mógł; 
u wszystkich warstw pod wpływem doznanych nieszczęść 
podniosło się poczucie obowiązku wobec kraju. Drobne, 
o luźnej bardzo organizacyi oddziały powstiińcze, przy po- 
parciu, jakiego im udzielał każdy szlaclicic i każdy chłop, 
znakomicie niweczyły lub utrudniały wszelkie zabiegi re- 
konesansów pruskich. Wychodziły patrole z obozu Scliwe 
rina w sile 60 do 100 ludzi, ale prowadzone słabo nie miały 
serca, aby dotrzeć tak daleko, jak wymagała potrzeba zdo- 
bycia pewnych wiadomości. Gromada insurgentów, licząca 
może 50, może 100 koni, krążyła w lasacli koło Gąbina 
i Gostynina, chwytała szpiegów pruskicli, wystraszała pru- 
skie podjazdy i nie pozwalała, by przed cofającą się ko- 
lumną wojsk polskich biegły wieści o jej odwrocie. 

13 października rozpoczął Dąbrowski marsz powrotny 



— 144 — 

na Bydgoszcz, a 16 wypoczywał kolo Gniewkowa. Stary 
Schwerin jeszcze 16 października, na podstawie oderwa- 
nych od rzeczywistości korabinacyi, wnioskował, że rejte- 
rada nastąpi po prawym brzegu Wisty. Dopiero w dniu 
następnym dowiedział się o przybyciu Dąbrowskiego do 
Bydgoszczy i gotować się zaczął do nieuchronnego starcia. 
Wszystko starał się przewidzieć, niczego nie chcąc podać 
w niebezpieczeństwo. Z Rawy przeniósł magazyn do Piotr- 
kowa, skąd znowu transportować kazał ciężką artyleryę 
oblężniczą do twierdz śląskich, aby mieć wolne ręce i nie 
rozdzielać swych sił na liczne załogi. 3 bataliony i 5 szwa- 
dronów z ciężką bateryą ustawił za rzeczką Rawką w ten 
sposób, ażeby mogły na każde stanowisko, czy to do Ło- 
wicza czy to do Piotrkowa, zdążyć w, godzinę potrzeby. 
Raporty, odbierane codziennie z Torunia i od korpusów 
« latający ch», miały rozstrzygnąć, dokąd mu wypadnie iść 
naprzeciw wroga z głównym korpusem. Było pod jego bez- 
pośrednią komendą jeszcze 7 batalionów i 12 szwadronów, 
dwie baterye ciężkie i artylerya polowa. Nie była to prze- 
cież cała potęga, którą chciał «zdusić» dywizyę Dąbrow- 
skiego. W bitwie, gdyby wypadła w blizkości Bzury, udział 
miał wziąć także korpus Klinckowstróma, a dalej pułko- 
wnik Lediyary, idący w ślad za nieprzyjacielem od Toru- 
nia oraz oddziały PoUitza i Schwerina młodszego, które 
złączyć się miały 19 października w Kole. Tak skombino- 
wane siły, na krótkiej linii między Kamionna a Sochacze- 
wem, wynosiłyby co najmniej 15,000 t. j. 24 batalionów 
i 34 szwadronów, a nadto miałyby potężną artyleryę, zło- 
żoną z dział i haubic różnego wagomiaru. Ten sztuczny 
plan koncentracyi wojsk nie powiódł się w zupełności. 
6 batalionów i 7 szwadronów braknie na stanowiskach 
23 października nad Bzurą. To generał-major Schwerin 
zostanie w Poznaniu pomimo wszelkich naglących wezwań 
i pociągnie jeszcze ku sobie generała PoUitza, aby podzie- 
lić się z nim swemi trwożnemi przeczuciami i unierucho- 



— 145 — 

raić oba korpusy. Jeden tylko z czterech generałów, El- 
sner, wyszedł 21 października z Poznania; byio to już za- 
późno, a nie szedł on zresztą nad Bzurę, tylko do Kiecka 
na północ od Gniezna. Nawet jednak gdy zjednoczenie kor- 
pusów nie powiodło się, mieli Schwerin, Klinckowstróm 
i Ledivary ogromną przewagę nad « znużoną garstką^ żoł- 
nierzy polskich. 

Usiłowano wprawdzie równocześnie i Dąbrowskiemu 
przyjść z pomocą ze strony polskiej. Wszelako próby, 
przedsięwzięte w tym kierunku na rozkaz naczelnie ko- 
menderującego Zajączka, zdawały się racjzej pewniejszą 
czynić zgubę, skoro na dni 5 naprzód oznaczyły dokładnie 
punkt, w którym dywizya wielkopolska będzie usiłowała 
przedrzeć się przez Bzurę. 

19 października z nastaniem dnia ks. Józef aUikowat 
Kamienne, a Kołysko Sochaczew. Atiki zostiily odparte a huk 
dział zbudził z drzemki dowódzców pruskich i przypo- 
mniał im, że stanowczy moment się zbliża, W dniu tym 
Klinckowstróm, nie wiedząc zresztą nic więcej, jak tylko, 
że gdzieś strzelają, ruszył z obozu w Potokach i doUirł 
do Sochaczewa, następnie trzy mile dalej do Karaionny, 
przywrócił komunikacyę między tymi dwoimi punktami 
głównymi i rozłożył się tegoż samego dnia jeszcze obo- 
zem pod Sochaczewem. 20 października wrócił do Potoków 
i tylko w myśl otrzymanej instrukcyi wysłał batalion gre- 
nadyerów imienia Prankenberga do Karaionny, przybierając 
sobie natomiast 6 kompanii pułku hrabiego Schwerina 
z Łowicza, gdzie już nadeszły nowe oddziały. Uwiado- 
miony o wypadkach Schwerin wyprawił natychmiast z po- 
mocą dwa bataliony pułku Klinckowstroraa tak, aby już 
20 rankiem stanęły w Łowiczu, sam zaś z resztą sił zde- 
cydował się opuścić nareszcie Chrzonowice i zbliżyć się 
do właściwego terenu walki. Wydał jeszcze ostatnie pole- 
cenia: trzy bataliony Bonina, pięć szwadronów Biebersteina 
i jeden Trencka odesłał za Riiwkę w okolice Rawy, bata- 

J4II HENRYK O^BRCWSKI ^Q 






— 146 — 

lion Pfaua i 2 szwadrony z pułku Biebersteina przydał do 
załogi Piotrkowa; czekał na namioty i armaty, na ludzi 
wysłanycli do magazynów, na oddziały z Białej i Żdżar; 
pomaszerował nakoniec z trzema batalionami Riitsa, z ba- 
talionem grenadyerów Klinckowstróma i batalionem fizy- 
lerów Pelleta, z 3 szwadronami Prittwitza, 6 Trencka 
i 2 Wurtemberga i artyleryą, 20 października w okolico 
Skierniewic, a dnia następnego do Łowicza. Tutaj wybiegi 
naprzeciw generał Klinckowstróm, aby porozumieć się co 
do następnych działań. Nie było nad czem radzić. Ataki 
na Sochaczew i Kamionnę miały widocznie na celu w tera 
miejscu utorować przeprawę dywizyi Dąbrowskiego. Wzięty 
do niewoli adjutant ks. Poniatowskiego zeznał także, że 
z Warszawy przyszedł rozkaz za wszelką cenę opanować 
te dwa stanowiska i otworzyć na tej linii komunikacyę 
przez Bzurę. Tam, między Sochaczewem a Kamionna, 
a nawet wprost w pośrodku, w Mistrzewicach, gdzie był 
bród najdogodniejszy, trzeba było poprostu czekać na prze- 
ciwnika i tutaj to w ostatniej godzinie tej wyprawy zadać 
mu cios straszliwy, odebrać mu wszystkie korzyści i całą 
zdobytą sławę. Tylko wahać się dłużej nie było wolno bez- 
karnie. Korpus wielkopolski stał w Gąbinie o mil cztery 
od Bzury i zanurzał się właśnie w lasy, ciągnące się aż 
do samej rzeki. 

Schwerin przecież zawsze jeszcze niezupełnie wierzył, 
aby nieprzyjaciel był już w Gąbinie. Zdawało mu się, że 
Dąbrowski może obrać dalszą drogę przez Orłów i Sobotę 
lub na Łowicz. Postanowił tedy sam iść środkowym szla- 
kiem na Kiernozię i Osmolin, aby wedle okoliczności i po- 
trzeby przerzucić się potem na prawo lub na lewo i ata- 
kować przeciwnika w pochodzie, czy to skieruje się na 
wschód czy też na południe, ku Bzurze czy ku Rawce 
pod Bolimowem. 22 października rozłożyli się Prusacy 
w okolicach Kiernozii, kiedy korpus wielkopolski obozował 
w Iłowie. 



— 147 - 

Odległość między obu wojskami wynosiła mało co 
więcej j^ik milę. Dąbrowski mógł widzieć szeroko rozrzu- 
cone ognie, przy których żołnierz pruski gotował strawę 
i rozgrzewał członki, zmęczone trzydniowym z pod Chrzo- 
nowie marszem. Zrazu mniemał, że to spoczywa kawaie- 
rya Madalińskiego, który od tej strony osłaniać miał ko- 
lumnę polską i tak przestronnie zatoc*zonym obozem ma- 
skuje swą słabość; ale wnet straż polska podkradła się pod 
same ogniska i naocznie zrekognoskowała nieprzyjaciela. 
Patrol złożony z oficerów, wysłany ku Kiernozii oznaczył 
silę korpusu Schwerina na blizko 8,000. Pochwycona pi- 
kieta i dwu dezerterów zeznało, że korpus ten i>omasze- 
ruje nazajutrz do Gąbina lub Iłowa. Położenie dywizyi 
wielkopolskiej było groźne niul wyraz. O pólnoc»y ruszono 
dalej ku Bzurze. Wozy ze zdobyczą zdano samej kawale- 
ryi tylnej straży. W Iłowie zostawiono tylko posterunek, 
który miał idące z tylu oddziały kierować na Kaniionnę 
i rozszerzać pogłoskę, że na to stanowisko przypuszczony 
będzie główny atiik. Madaliński miał cofać się na Socha- 
czew i zagrozić temu miastu szturmen). Wśród wysokiego 
napięcia nerwów, w niespokojnem oczekiwaniu stanow- 
czego starcia, posuwała się kolumna wojsk powstiińczycli 
drogą z Iłowa ku Mistrzewicom, ale leśnej ciszy w tę zi- 
mną noc jesienną nie zamącił żaden podjazd pruski. Gdy 
rankiem 23 października czoło dywizyi wysuwać się po- 
częło z boru, był jeszcze mrok, cliociaż godzina była już 
prawie siódma. Gęsta, wilgotna mgła okryła łożysko Bzury 
i sąsiednie pola. Od południa o milę dochodził iiuk dział: 
to Kołysko atakował Sochaczew nieszczęśliwie ale z upartą 
odwagą. W Mistrzewicach jednak było całkiem spokojnie. 
Coraz nowe oddziały przechodziły na drugą stronę Bzury 
i zajmowały pozycyę na wzgórku pod wiatrakiem brochow- 
skim; coraz nowe wozy zjeżdżały w koryto rzeczne, 
a ostatnie ładunki przeszły koło czwartej popołudniu. Już 
od dwóch godzin nie dolatywały odgłosy walki przy forty- 

10* 



— 148 - 

fikacyach Sochaczewa; dzień się kończył i zapadał zmrok 
wczesny. Wieczorem nadciągnął Madaliński wraz z strażą 
tylną; już wśród zupełnych ciemności przybyła zapóżniona 
komenda powstania łęczyckiego. Ze wszech stron sygnali- 
zowano nieprzyjaciela, ale noc z 23 na 24 zbiegła bez 
alarmu. 

Zabrakło animuszu w tym dniu dowódzcom pruskim. 
Klinckowstróm na głuchy łoskot kul armatnich ruszył 
wprawdzie z obozu w Potokach, ale nie doszedł nawet do 
Sochaczewa, zatrzymał się w drodze i stał w niepewności 
i trwodze, by nie zetknąć się z wrogiem, groźnym dlań 
tyleż przez wykazaną inteligencyę, ile domniemaną siłę. 
I Schwerin nie zakłócił niczem 9-cio godzinnej przeprawy 
korpusu wielkopolskiego. Kiedy odpoczywał w obozie 
pod Kiernozią w nocy z 22 na 23 października, przybył 
szpieg z doniesieniem o wyruszeniu Dąbrowskiego z Gą- 
bina 22, w południe w kierunku wschodnim ku Bzurze. 
Zrozumiał teraz naczelnie komenderujący wojskiem pru- 
skiem, że posuwa się równolegle z nieprzyjacielem tylko 
w kierunku wprost przeciwnym. Nie było już po co iść do 
Iłowa, tem mniej zaś do Gąbina. Trzeba było ostatnim 
tchem biedź ku Bzurze. Stary Schwerin jednak posunął 
się nazajutrz 23 października nie więcej jak o półtorej mili 
do Kocierzewa i tu stał przez całą resztę dnia, chociaż 
do Mistrzewic miał już tylko dwie mile marszu. Ludzie 
i konie byli zmęczeni, ale inny jeszcze, o wiele głębiej 
tkwiący powód przykuwał go do miejsca. Zawiodła część 
kombinacyi zmierzających do skoncentrowania sił na tę 
chwilę stanowczą, zamknięcia ze wszech stron dywizyi 
polskiej i zmuszenia jej do złożenia broni prawie bez bi- 
twy, przez sam zręczny manewr. Teraz zaś pozostawał 
jedynie bój wręcz z przeciwnikiem, którego sił nie znał, 
ani rodzaju broni ani strategii. A walka otwarta była 
nadto najbardziej w ówczesnym systemie sztuki wojennej 
wzgardzonym środkiem wybrnięcia z trudnego położenia, 



— 149 — 

do jakiego zwykli uciekać się nieudolni dowódzcy. Cala 
niezmierzona odpowiedzialność za tak niepewny zawsze 
wynik starcia spadała na generała komenderującego. Nie 
miał on wytyczonej jasnej drogi postępowania: szukać bi- 
twy i tylko starać się dobrze ją poprowadzić. Przeciwnie^ 
teraz dopiero na kilka godzin przed walką roztrząsał 
wszystkie argumenty, które mogły jej odradzać. Liczbę 
niepewnych przesłanek pomnażały wszystkie jego dawne 
winy. Szacował wojsko polskie regularne na 10,000, wy- 
stawiał sobie ogrom nieszczęść złączonych z przegraną, 
wzrost nowy ruchu powstańczego, niebezpieczeństwo za- 
grażające wszystkim magazynom i załogom pobliskich 
miast niedość silnie obwarowanych, prawdopodobieństwo 
utraty prowincyi wielkopolskich. Jego słaba głowa ugięła 
się pod ciężarem tych obaw i trosk. O 5-tej popołudniu 
tegoż dnia, 23 października, przybył do Kocierzowa Kiin- 
ckowstróm, doniósł o ataku na Sochaczew i wysoce pra- 
wdopodobnem równoczesnem przeprawieniu się Dąbrow- 
skiego. Stary Schwerin udał, że nie wierzy temu przy- 
puszczeniu; może zresztą naprawdę nie wierzył, jak się 
długo wiary nie daje nieszczęściu; może chciał ratować 
pozory i zmniejszyć odpowiedzialność, a może rzeczywiście 
Da chwilę odżyła w nim energia i chęć czynu i zaufanie 
w siły swego żołnierza. Postanowił iść z Kocierzowa przez 
Rybno do Sochaczewa, tu złączyć się z wojskiem Klin- 
ckowstróma i razem pomaszerować do Mistrzewic i Witko- 
wie. Jeśli miał nadzieję zaskoczyć korpus wielkopolski 
w czasie przeprawy, to złożył tylko dowody dużej naiwno- 
ści, ale krok ten mógł być łatwo pierwszym do przenie- 
sienia walki poza smugę płytkiej Bzury. 24 o 8-mej rano 
stanął Schwerin przy Mistrzewicach i kazał bić z dział. 
Drobne posterunki polskie po lewym brzegu rzeki cofnęły się, 
po prawym natomiast linia wojsk rozwinęła się, by prze 
szkadzać Prusakom w przebrnięciu Bzury; armaty polskie 
zaczęły odpowiadać; wozy ze zdobyczą i jeńców odesłał 



— 150 — 

Dąbrowski czemprędzej przez puszczę kampinoską do 
Warszawy. Wkrótce jednak Schwerin zaprzestał ognia 
działowego i pozwolił żołnierzom odpoczywać; ruchu za- 
czepnego nie podjął, chociaż tego dnia pod wieczór ściągnął 
do Witkowie pułkownik Ledivary, który nazajutrz także 
kazał witać artyleryi przeciwnika, straconego z oczu od i 
dni czterech, od 21 października. 

Dnia 26 października, wrócił Schwerin do Łowicza, 
aby stamtąd tłumić powstania w Wielkopolsce i oddziały- 
wać na Warszawę. Wymówił się na razie od współdzia- 
łania z Suworowem, obawiał się być atakowanym przez 
powstańców w czasie pochodu ku stolicy nadwiślańskiej. 
Pożar insurekcyi nie zgasł jeszcze na tyłach wojsk pru- 
skich, tylko część nieregularnej siły zbrojnej wielkopol- 
skiej przeszła Bzurę wespół z Dąbrowskim. 25 paździer- 
nika kawalerya konfederatów napadła na Włocławek, na- 
stępnej nocy opanowała Bobrownik, pełno było powstań- 
ców po lasach, znów ukazały się zbrojne gromady w Sie- 
radzkiem i Łęczyckiem. Drogi były niepewne, przez dni 
siedm od 20 października nie nadchodziły wiadomości od 
generała Pollitza. Co gorsza nieprzyjaciel stojący przed 
Schwerinem począł się wzmacniać z widocznym zamia- 
rem przedarcia się znowu przez kordon pruski. Potwier- 
dził to rekonesans przedsięwzięty przez pułkownika Ledi- 
yarego ku Błoniu. Sygnalizowano cztery korpusy nie- 
przyjacielskie: pięciotysięczny ks. Józefa koło Brochowa, 
czterotysięczny z pontonami o 1^2 i^ili dalej na wschód, 
mniejszy Kołyski koto Trojanowa tuż koło Sochaczewa 
i takiż koło Błonia, wystany tam świeżo z Warszawy. 
I znowu myśl, że jeden z tych oddziałów znajdzie sposób 
wkroczenia do Wielkopolski i wzmocnienia konfederacyi 
wojewódzkich, płoszyła sen z powiek komendanta wojsk 
pruskich. Wypracował on nowy plan, przez który mógł 
współdziałać z Suworowem «najskuteczniej około zmusze- 
nia Warszawy do poddania się i około ukończenia wojny». 



— 151 — 

11 lub 12 listopada miat ten plan wejść w życie. Wedle tej 
nowej kombinacyi Pollitz obsadzał przejście między Gąbi- 
nem a Iłowem, jako to, przez które nieprzyjaciel przejść 
musi. General-major Schwerin, który 30 października był 
w Kole, obrał kwatery wewnątrz Wielkopolski nad Wartą 
aż po Szadek i komunikował się z dywizyą Pollitza; Byrn 
który 23 był w Czarnkowie, 25 w Rogoźnie a 27 posunął 
się przez Kiszkowo w okolice Gniezna, miał zająć Wło- 
cławek i lewem skrzydłem oprzeć się o Wisłę, prawie roz- 
ciągając ku Warcie, aby zakryć Poznań, Gniezno i To- 
ruń, — a sam Schwerin pospieszył do Skierniewic celem 
obrony okolic od Łowicza do Rawy. Właśnie jednak 
kiedy te pozycye zostały zajęte, 12 listopada przybył ge- 
nerał Pavrat i objął komendę. Młodszy Schwerin został 
uwięziony, starszy odesłany na gubernatorstwo do Toru- 
nia. Nie na dawne wszakże stanowisko ale do dóbr 
swoich usunął się z goryczą i żalem i żądał wyto(rzenia 
mu śledztwa. Nie mógł dopatrzeć się winy w swem po- 
stępowaniu, chociaż widział fabilne jego następstwa: 
austryackie posterunki w Opatowie i wzdłuż Wisły, Ro- 
syan na Pradze i w Warszawie, a wśród sztabu armii pru- 
skiej głębokie oburzenie upokorzonej miłości własnej. Naj- 
tęższego miał przeciwnika w tej wojnie; tę wysoką miarę 
przykładał do całej armii polskiej i do całego sztabu nie- 
przyjacielskiego. Dlatego nie podjął energicznej akcyi za- 
czepnej, chociaż dla wszystkich stało się jasnem, że ruszto- 
wania organizacyi powstańczej podtrzymujące jeszcze na 
krótko stary gmach Rzpltej walą się i że to już wybiła 
godzina «upadku domu». Pułkownik Hinrichs z Grudzią- 
dza w kilkuset ludzi przywracał pruskie rządy w całej 
okolicy, a już 25 października zajął na nowo Byd<coszcz; 
dezercya w szeregach polskich wojsk regularnych przy- 
brała rozmiary wprost olbrzymie; 1 listopada w dolinie 
Narwi w Pionkach cały korpus Grabowskiego poddał się 
księciu Anhalt; gorzała Praga; dywizya ks. Józefa rzucała 



— 152 — 

broń. Ale mimo wszystkich tych znaków tak blizkiego już 
końca główna armia pruska pozostała nieczynna, ubez- 
władniona męską postawą korpusu wielkopolskiego. 

Kiedy w kilka miesięcy potem Dąbrowski porządko- 
wał wspomnienia z tego okresu, spisywał je i działalność 
swoją oddawał pod sąd publiczny, słusznie domagał się, 
aby wyprawę wielkopolską rozważać pod względem woj- 
skowym i moralnym niezależnie od ostatecznego wyniku 
całej kampanii roku 1794. Ten oddział spełnił swoją po- 
winność. Przez dni czterdzieści działał zawsze szczęśliwie 
przeciw po wielekroć silniejszej liczebnie, a cieszącej się 
sławą pierwszej w świecie, armii pruskiej. Przeszedł mil 
sto, przeprawiał się przez Bzurę, Wartę, Noteć i Wisłę, 
zawsze w obliczu przeważnego nieprzyjaciela. Nie mógł 
marzyć o zniszczeniu po tylekroć ilościowo i jakościowo 
mocniejszego wroga, musiał nawet unikać z nim walki, 
ale niemniej zajął wszystkie jego siły i wespół z obywa- 
telstwem wielkopolskiem udźwignął cały prawie ciężar 
wojny na lewym brzegu Wisły. Miała też wyprawa ta do- 
niosłe skutki dla sprawy polskiej i nawet zaważyła w po- 
lityce europejskiej. Osłabiła stanowisko króla pruskiego 
w pertraktacyach podziałowych, wydarła mu część ziemi 
w sandomierskiem i krakowskiem, odstręczyJa go do re- 
szty od wojny równoczesnej nad Renem, okazała jawnie, 
że «niezwyciężona» armia Fryderyka II ma niedołężnych 
dowódzców, i zachwiała jej w tradycyi przekazaną sławę 
na lat dwanaście przed wielkim jenajskim pogromem. Pro- 
wadzona wedle starego systemu stojącej już u progu śmierci 
strategii XVIII stulecia kampania wielkopolska 1794 r. 
po raz pierwszy dowiodła tak namacalnie i z tej strony 
wschodniej wielką prawdę, równocześnie dowiedzioną od 
strony zachodniej w kampaniach szampańskiej i nadreń- 
skiej: a mianowicie, że ponad najwytrawniejszą rutyną bie- 
rze zawsze górę ofiarny duch obywatelski i zapał dla do- 
brej sprawy. Była także wyprawa wielkopolska znakomitą 



~ 153 — 

szkolą dla nowego żołnierza i doskonalą próbą szybkiej 
organizacyi wojskowej kraju. Wreszcie « położy la kamień 
węgielny Dąbrowskiego sławy ». Kiedy w Paryżu ważyć 
się będą przeróżne projekty forraacyi legionów, jemu tylko 
da posłuch rząd francuski, pamiętny, że jemu w przewa- 
żnej części zawdzięcza rzeczywistą usługę, oddaną wr. 1794, 
w walce z Fryderykiem Wilhelmem. Wtedy też zdobył 
zaufanie żołnierzy i na jego to głos rozproszona drużyna 
zbiegnie się znowu pod dalekiem, włoskiem niebem. 



ROZDZIAŁ yni. 

Upadek insurekcyi. 



Kiedy, 12 października, dotarła do Warszawy wieść 
o klęsce maciejowickiej, nastały dni rozpaczy i zupełnego 
upadku ducha. Byli podobno tacy, co postradali zmysły, wielu 
chorych zmogła gorączka febryczna, inni szli przez ulice 
z obłąkanym wzrokiem, załamując ręce, bijąc głową o mur, 
inni biegli aż pod Jeziorne, ażeby Naczelnika odbijać. 
Rada Najwyższa Narodowa, zebrana na sesyi nadzwyczaj- 
nej, « pierwsze momenta łzom nad losem żałosnym obrońcy 
wolności i ojczyzny poświęciła ». W odezwach mówiono 
wprawdzie o obowiązku prowadzenia dalszej walki z wy- 
tężoną energią, z przytomną w sercu postacią duchową 
Naczelnika, z jego niezwruszonem poświęceniem i z jego 
mocną wiarą, — ale ogół uważał pogrom na polach Ma- 
ciejowic za koniec insurekcyi i wszelkie dalsze wysiłki za 
daremne. » Nieszczęście Kościuszki zatamowało zapęd re- 
wolucyi i wstrzymało powstanie innych prowincyi... Może 
to jest najpiękniejszy i oraz najtkliwszy hołd, oddany wy- 
sokiej cnocie, jaki tylko mamy w dziejach świata. O-odne 
czucie moralnego narodu, godny szacunek Kościuszki. Ale 
jest to hańbą rodaków, iż z upadkiem jednego człowieka, 
zdaje się, jakby omdleli Polacy, i tylko wyglądają jaki 
ich koniec «. 



- 155 - 

Bilo się jeszcze wojsko, ale, dotknięte niewiarą w osta- 
teczny wynik swych wysiłków, bilo się odtąd słabo i co- 
raz słabiej. Jeden korpus powstańczy pobity został przy 
przeprawie nad Narwią przez generała pruskiego Gtin- 
thera, a drugi złożył broń w Ostrołęce 24 października, 
otoczony przez korpus ks, Holstein-Becka. Dywizya litew- 
ska Meyena straciła wszystkie armaty i większą część 
żołnierza w walce z Suworowem 27 października pod Ko- 
byłką. Odległość, dzieląca jeszcze armię rosyjską od brze- 
gów Wisły, zmniejszała się z przerażającą szybkością; 
w tym ostatnim dniu nowej klęski wynosiła ona już tylko 
dwie mile. Z Suworowem, postępującym naprzód forso- 
wnymi marszami, już zdążył połączyć się Fersen. Równo- 
cześnie Derfelden 27 stanął w Popowie nad Bugiem, 29 już 
był w Nieporęcie. W Warszawie podniosły głowę partye 
ugodowe, kupców miejskich tudzież wielkich właścicieli 
i dworska: pierwsza chciała kapitulować przed wojskiem 
pruskiem, druga przed rosyjskiem. Radykalne stronnictwa 
uważały, że nadszedł odpowiedni moment do wykonania 
wewnętrznego przewrotu społecznego i pozbycia się szla- 
chty. Większość ludności, zgromadzonej w stolicy, czuła 
jednak przedewszystkiem potrzebę obrony przed niebezpie- 
czeństwem zewnętrznem, tak bardzo już bliskiem. War- 
sztaty były czynne mimo braku pieniędzy na opłatę ro- 
botników; sypano długą linię szańców Pragi z lotnego 
piasku, z trudem ogromnym ale bez rozumnego planu; bu- 
dowano baterye pływające na Wiśle i koszary podziemne; 
zbrojono milicye miejskie. Wytężano resztki energii raczej 
już tylko odruchowo, dla uchylenia bezpośredniej groźby wzię- 
cia stolicy, z samozachowawczego niejako instynktu, w bier- 
nem niejako poczuciu, ale brakło już narodowi inicyatywy 
czynnej, bo brakło zapału, wiary w przyszłość, przedsię- 
biorczej odwagi, płodnej rodzicielki wielkich czynów. Naj- 
dzielniejsi z tych ludzi potrafią pięknie zginąć, gdyż 
sprawę swą uważają «za najpiękniejszą i najsławniejszą. 



— 156 — 

jaką naród miał do bronienia »; inni pójdą do więzienia^ 
aby nie dopełnić czczej formalności wyrzeczenia się na 
przyszłość walki; inni przeniosą gorzki chleb wygnania 
nad życie magnackie ^v dobrach wróconych przez zwy- 
cięscę, łaskawego dla uległych; ale zaledwie garść nieli- 
czna wybrańców zdobędzie się na dalsze wytrwanie aż do 
ostatka i zrozumie, że bierność, opuszczenie rąk w nie- 
szczęściu nie przejedna wrogich sił losu. 

Nowy Naczelnik, Tomasz Wawrzecki, nie był bynaj- 
mniej jednym z takich wybranych nowożytnych ludzi 
czynu. Zacny patryota, znany ze swej działalności na sej- 
mie konstytucyjnym, twórca komisyi porządkowych, w śmia- 
łej partyzanckiej wyprawie zdobywca Libawy, ale «wie- 
dzą nie przekraczający sfery umysłowej ziemianina litew- 
skiego», bez elementarnych wiadomości wojskowych, wy- 
maganych od przeciętnego oficera sztabowego, «z płaczem* 
przyjął na słabe swe barki ciężar ogromny najwyższego 
przewodnictwa narodu. Obiór dokonany został już 12 pa- 
ździernika, a dopiero w dni cztery później przez nowo- 
kreowanego przyjęty. Na tem stanowisku Wawrzecki «nie 
zniszczył nic, ani honoru nie splamil», ale prócz czci nie 
zdołał niczego przekazać krajowi na dalsze życia koleje, 
ani skrawka ziemi, ani jakiejkolwiek reprezentacyi naro- 
dowej lub gwarancyi praw obywatelskich, ani jednego 
pułku. Niemoc i niedołęstwo wodza znajdują wprawdzie 
poniekąd usprawiedliwienie w wielkości katastrofy dziejo- 
wej, łamiącej nierównie wyższych ludzi. Wszak nawet 
Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj w tym momencie kry- 
tycznym «opuścili w tej burzy ręce». Niemniej jednak fa- 
talne skutki takiego wyboru nie dały długo na siebie cze- 
kać. Nie stolica i szmat ziemi najbliższy, nie Rada Naj- 
wyższa Narodowa, tylko armia reprezentowała w tej 
chwili naród i była najwyższem wcieleniem jego intere- 
sów. Tymczasem nowy wódz narodu musiał zacząć od 
tego, że siebie odsunął od komendy nad wojskiem, zdał ją 



— 157 - 

na Zajączka w obozie pod Pragą, a w najważniejszych 
sprawach dalszego działania rozstrzygała rada wojenna, 
instytucya zbiorowa, zdejmująca zatem z jednostek ciężkie 
brzemię odpowiedzialności za niefortunność powziętych 
uchwal, a zarazem za należyte ich wykonanie, instytucya, 
która, wedle słów znakomitego wodza, będąc nieprzydatną 
do zwycięstwa, jest przewyborną do kapitulacyi. 

Na taką to radę wojenną i w takiej to chwili we- 
zwany został Dąbrowski do Warszawy. Więc 25 paździer- 
nika zaprowadził dywizyę wielkopolską na nową pozycyę, 
obraną umiejętnie w odległości niespełna tysiąca kroków 
za Bzurą, oddał komendę Rymkiewiczowi i odjechał do 
stolicy. 

Wyprzedził go tam Wybicki, zdał raport o pomyślnej 
wyprawie wielkopolskiej i o «blizkim powrocie generała 
Dąbrowskiego zapewnił*. «Ale to wszystko było przyję- 
tem, jako w owym pożarze, ^dzie sie każdy krzątał bez 
zmysłów, i pewnych do ocalenia siebie nie przedsiębiorąc 
środków*. 

Dąbrowski zrozumiał od dawna, że w działaniach wo- 
jennych powstańczych brak rozsądnej myśli przewodniej. 
Starał się najpierw ocalić powierzony mu korpus i zmie- 
rzał do tego celu drogą, jaką uznawał za jedynie doł)rą, 
nie troszcząc się zbytnio o wolę sztabu generalnego, ukła 
dającego w Warszawie niewykonalne plany. Pomnażał 
wprawdzie przez to ze swojej strony anarchię powszechną, 
ale zachował dla Rzpltej przeszło 4500 żołnierza i bogatą 
zdobycz z wyprawy wielkopolskiej. Sam sobie dal rozkaz 
odwrotu, nie wierzył już zapewnieniom odzyskania komu- 
nikacyi nad Bzurą przez korpus Poniatowskiego i Koły- 
ski, odmówił ks. Józefowi współdziałania w tyle ryzyko- 
wnym ataku na Kamienne. Pod Brochowem 24 i)ażdziernika 
otrzymał rozkaz szturmować znowu do Kamionny i So 
chaczewa i oczyścić Bzurę z wojsk nieprzyjacielskich; 
a nawet dla porozumienia się co do tej wspólnej akcyi 



f 



— 158 - 

już przybył osobiście do obozu ks. Poniatowski. Widział 
jednak Dąbrowski jasno niepodobieństwo walki wręcz 
z przeraożnemi silami połączonych pruskich korpusów pod 
generalem-porucznikiem Schwerinem i żadnych też kro- 
ków nie poczynił do odzyskania linii Bzury. Przyrzekł na- 
tomiast wypracować inny plan akcyi. Potrzebę jego czuł 
tem wyraźniej, że wraz z ordynansem, wzywającym go 
do Warszawy, otrzymał jeszcze jeden i to ogólny projekt 
operacyi. Wedle tych ostatnich postanowień, nadzwyczaj 
dowolnych, jakby improwizowanych bez żadnego liczenia 
się z rzeczywistością, miał generał Mokronowski zatrzy- 
mać Rosyan, Grabowski zdobyć Pułtusk, Giedroyć i Jaż- 
wiński Wyszogród, i wtedy z kolei Dąbrowski winien był 
odzyskać Kamionnę, a Poniatowski Sochaczew. Przewidywał 
przecie łacno Dąbrowski, jak skończyć się musi ten śmiały 
atak podjęty na wszystkich frontach przy wciąż słabną- 
cych siłach. Nie mógł nie brać na uwagę, że Rosyanie 
muszą podsunąć się wkrótce pod samą Pragę i że wtedy 
Grabowski odcięty od Warszawy będzie zmuszony do zło- 
żenia broni. Wobec podobnych ewentualności, wyrzekając 
się tamtego projektu, spróbował na własną, rękę wykre- 
ślić inne praktyczniejsze koleje dla nowej kampanii zi- 
mowej. 

Udział swój w wypadkach, rozgrywających się w pierw- 
szej połowie listopada r. 1794 na przestrzeni między War- 
szawą a Małogoszczą, przedstawił Dąbrowski w pamiętni- 
kach o insurekcyi. Jest to najdokładniejszy i najwiarogo 
dniejszy dyaryusz ostatnich chwil istnienia armii polskiej. 
Wystarczy, jeśli tę relacyę streścimy tutaj w paru zda- 
niach. 

Praga i Warszawa, zdaniem Dąbrowskiego, obronić 
się nie mogły. Walka na dwóch frontach, z Rosyą i Pru- 
sami, musiała się skończyć niechybną i zupełną klęską. 
Radził więc, aby losów kraju, istnienia armii i reprezen- 
tacyi krajowej nie wiązać z utrzymaniem stolicy. Doma- 



— 159 - 

gal się, aby złączyć z wojskiem Radę Najwyższą i osobę 
królewską, opróżnić Warszawę i następnie, wyprzedzając 
co najmniej o 8 dni marszu armię rosyjską, przenieść ope- 
racye na teren między Odrą a Wartą. Wojska pruskie, 
naciskane z dwu stron, przez powstańców wielkopolskich 
i przez całą armię polską, uszczuplone przez choroby i de 
zercyę, zagrożone odcięciem dowozów żywności cofnęłyby 
się za Odrę lub przynajmniej za Wartę. Posuwanie się 
wojsk Suworowa poza Warszawę byłoby nadzwyczaj tru- 
dne i powolne wobec ogołocenia kraju z wszelkich środ- 
ków żywności. Tak więc możnaby było przetrwać zimę, 
zyskać szereg miesięcy, a tymczasem, być może, doczekać 
się interwencyi Prancyi czy też poróżnienia mocarstw 
ościennych. Wysunął też Dąbrowski dawny swój plan mar- 
szu przez Śląsk, Morawy, Czechy, Bawaryc^* i Szwabię do 
Landau lub przez Szwajcaryę nad Ren dla złączenia się 
z korpusami Republiki francuskiej. Ten drugi projekt, 
wcale nie tak fantastyczny, jakby się zdawało na pierw- 
szy rzut oka, oparty na dokładnem obliczeniu marszów 
i wytknięciu na kartach geograficznych drogi poprzez 
kraje, ogołocone z siły zbrojnej cesarza i Rzeszy, popierał 
Dąbrowski zwłaszcza po upadku Pragi, gdy w wojsku 
polskiem osłabła tak odwaga i karność, że poprostu już 
bić się nie chciało. W każdym razie skoncentrowanie 
wszystkich sił i zasobów, złączenie reprezentacyi narodo- 
wej z armią dawało możność prowadzenia układów z nie- 
jaką nadzieją uzyskania pewnej gwarancyi co do przy- 
szłości Rzpltej. 

Nic z tego nie zrobiono. « Naczelnik z całą Radą 
w największem pomieszaniu* nie zdobył się na żaden krok 
stanowczy. 29 października już słyszano huk dział Suwo- 
rowa ostrzeliwającego Pragę, a w tymże dniu Wawrzecki 
podpisał rozkaz dla dywizyi Dąbrowskiego i Giedroycia 
maszerowania ku Rawie dla obserwowania Prusaków. Było 
tego razem 8,000 żołnierza i 33 dział. Korpus Dąbrów- 



) 



- 160 - 

skiego, złożony w znacznej części z jazdy, nie mógł byó 
w całości użyty do obrony okopów, był to też żołnierz 
bardzo jeszcze w służbie młody, ale trzymany w karbach, 
niezdemoralizowany żadną porażką i pełen zaufania w swoje 
siły. Dywizya Giedroycia liczyła 2,000 regularnej piectioty, 
obdartej i zmęczonej po długim marszu z krańców Żmu- 
dzi, ale która mogłaby po paru dniach odpoczynku bić się 
na Pradze, zamiast wykonywać dalsze bezcelowe marsze. 
Rozkaz Wawrzeckiego oddalał zarazem Dąbrowskiego, 
któremu, chociażby tylko przez pamięć na obronę Pową- 
zek, wypadało powierzyć najmocniej zagrożone stanowiska 
oblężnicze. Co prawda, on sam je uważał za stracone i nie 
kwapił się pewnie do objęcia komendy najwyższej w tych 
warunkach, ale uległby ostatecznie wezwaniu i, jeśliby na- 
wet nie ocalił Pragi, zmniejszyłby zapewne rozmiary klę- 
ski. Sama jego obecność w Warszawie, przyzwyczajonej 
ostatnimi czasy w dniach smutku i żałoby odbierać od 
dywizyi wielkopolskiej wiadomości napełniające otuchą, 
podniosłaby ducha załogi i obywateli stolicy. W każdym 
razie niedorzecznością było oderwanie tak poważnej części 
sił obronnych przeciw spokojnie stojącym wojskom pru- 
skim, w tej samej chwili, gdy inny, nierównie groźniejszy 
przeciwnik był już pod miastem w promieniu strzału dzia- 
łowego. Tym to sposobem stało się, że w dniu fatalnym 
4 listopada ośm tysięcy żołnierza polskiego z najzdolniej- 
szym wodzem stało bezczynnie o ośm mil od Warszawy, 
spało i grzało się po chatach Starej Wsi i siół przyległych, 
kiedy równocześnie ośm tysięcy jego braci u schyłku zi- 
mnej nocy listopadowej ginęło w bezładnej, beznadziejnej 
obronie podczas szturmu Pragi. 

Katastrofa praska wywarła piorunujące wrażenie na 
ogólny nastrój ludności, wojska i komendy polskiej. Naraz 
prysły resztki tęgości, nawet subordynacyi, zapanował na ca- 
łej linii rozkład powszechny i nieuleczalny. Nawet najmęż- 



- 161 - 

niejsi zwątpili zupełnie; wysunęły się na światło dzienne 
gdzieś w zakamarkacłi duszy ukryte najniższe in- 
stynkty; upadły serca i ślepa trwoga opanowała głowy. 
Opuszczone przez komendantów korpusy, brygady, pułki, 
kompanie i szwadrony poprostu rzucały broń. Każdy szu- 
kał ocalenia, nie troszcząc się o drugich ani o losy kniju. 
Na marne szedł cały dorobek tylu wysiłków energii, tylu 
poświęceń z okresu tworzenia siły zbrojnej insurekcyi. 
W takich to najopłakańszych warunkach nastąpiła fakty- 
czna kapitulacya radoszycka, która zwyciężonym nie za- 
bezpieczała w rzeczywistości żadnych praw, nie zape- 
wniała żadnych rękojmi, nie czyniła żadnych nadziei i nie 
zostawiała żadnych złudzeń. Do ostatka wytrwali przy 
narodowych znakach insurgenci wielkopolscy pod genera- 
łem Skórzewskim i dwie brygady, zorgani/.owane przez 
Dąbrowskiego, nowo uformowana w okresie oblężenia War- 
szawy, oraz dawna imienia Madalińskiego. Z wielkich pla- 
nów, ogarniających szerokie horyzonty, pozostał jeden, dy- 
ktowany już tylko przez ambicyę żołnierską: nie poddać 
się, przejść granicę galicyjską, broń zakopać lub spalić. 
I ten pomysł zresztą nie dał się wykonać. Trzeba było iść 
pod eskortą rosyjską do Warszawy, stanąć przed zdobywcą 
Pragi i wyrzec się przez deklaracyę pisemną wszelkiej 
na przyszłość walki z Rosyą i jej aliantami. 

Piętrzono później niejednokrotnie zarzuty przeciw 
postępowaniu Dąbrowskiego w tych ostatnich miesiącach 
istnienia Rzpltej. Padły one nietylko z ust okrytych pianą 
nienawiści, ze strony zapomnianycli dzisiaj małych ludzi, 
pchanych niską namiętnością do walki bratobójczej; pod 
nieśli je także ludzie na pozór najpowolańsi, współucze- 
stnicy ostatnich bezowocnych wysiłków na drodze z War- 
s/^awy do Radoszyc. Pierwsi, wytężając głos, aby icli sły 
szeli swoi i obcy, wołali: ^Dąbrowski był stroniiikicMu Tar- 
gowicy i sejmu grodzieńskiego... Zbrodnie jego sa powsze- 
chnie znane i mieszczą się w aktach naszej rewolucyi. 

JAN HENRYK DĄBROWSKI. 11 



— 162 — 

Miecz sprawiedliwości podniósł się na jego głowę, winną 
od samego początku, ale chytre ręce schroniły go przed 
zemstą narodową... Wysłany na pomoc powstańcom Wiel- 
kopolski, których liczba wzrastała do 15,000 żołnierzy, za- 
miast zwiększyć tę liczbę, rozprószył ją... Przeszedłszy do 
kierownictwa różnych niedobitków naszej armii, które po 
wzięciu Pragi przenosiły jeszcze 20,000 ludzi i park 113 
dział, przez 8 dni, nie spotkawszy nieprzyjaciela, potra- 
fił je zniszczyć. Przyrzekał odprowadzić nasze wojsko do 
granic Francyi, a sprzedał je werbownikom Austryakó\\' 
i Prus... Oddał się w Radoszycach w ręce kozaków i wkrótce 
potem widziano go czołgającego się u nóg barbarzyńcy Suwo- 
rowa i całującego jego ręce. ...Nasi najlepsi obrońcy, którzy 
ocaleli w bojach, jedni wygnani i tułacze, drudzy uwięzieni 
wSyberyi, Petersburgu, Ołomuńcu, Wrocławiu i innych twier- 
dzach, na rusztowaniach odpokutowali... Wówczas Dąbrow- 
ski żył spokojnie». Inni oskarżyciele tej samej kategoryi, 
główni kierownicy w tej walce oszczerczej, noszący na- 
zwiska znane w dziejach piśmiennictwa i cenzury, jak 
Dmuchowski i Szaniawski, kryli się w cieniu, ale stamtąd 
z niemniejszym jadem «przypominali koniec tragedyi w Koń 
skich i Radoszycach* i «ścislą z Suworowem przyjaźń*. 
Co więcej, na postępowanie Dąbrowskiego żalił się ponie- 
kąd nawet sam Wawrzecki wobec władz śledczych w Pe- 
tersburgu. Wreszcie przed inny sąd, najwyższy w opinii 
narodu, przed Kościuszkę, ciężką skargę na Dąbrowskiego 
później jeszcze wytoczył Giedroyć. Niedoszły ten wódz 
legionów pisał do Naczelnika, wróconego rodakom z wię- 
zienia i z zamorskiej podróży: «Alboli może chciałbyś po- 
jednoczyć z Dąbrowskim, który w Drzewicy na ostatnią 
hańbę imienia polskiego chciał przejść z resztą wojska 
i z armatami do Prusaków, który w Końskich zabrał Wa- 
wrzeckiemu ostatki uwięzionych z Warszawy pieniędzy 
i byłby z nimi szczęśliwie sam posunął, gdyby go nie 
miano na oku, który po wzięciu nas w Radoszycach nai- 



— 163 — 

grawal się z naszego nieszczęścia, a jak on nazywał, głu- 
pstwa, który obiegł Rosyan, Prusaków, ofiarując im swoje 
talenta i usługi, a zostawszy wzgardzonym, dopiero udał 
się do patryotyzmu i znalazł swoich czcicielów?> 

W rzeczy samej, pomimo tylu, tak stanowczych za- 
zarzutów nikczemnej zdrady, ba, nawet kradzieży gro- 
sza publicznego, znalazł Dąbrowski « swoich czcicielów». 
Zaufaniem darzyli go ci, co wyobrażali naówczas sumienie 
narodowe, Kościuszko i Wybicki, Kniaziewicz i Fiszer. 
Około jego osoby skupili się najszlachetniejsi i najtęźsi 
przedstawiciele sprawy narodowej, jakkolwiek dla nikogo 
z nich nie były tajemnicą tamte oskarży cielskie glosy nie 
nawiści osobistej i stronniczej. 

O źródłach tej śmiertelnej nienawiści, żywionej przez 
skrajną partyę emigracyjną ku Dąbrowskiemu, wypadnie 
pomówić przy rozważeniu historyi legionów i tajnych 
związków patryotycznych, pracujących w kraju po trze- 
cim rozbiorze. Tutaj można ograniczyć się do uwagi, że 
forma tych zarzutów, ich ślepa bezwzględność, niezawiśle 
od pobudek wewnętrznych, wynikających z obostrzenia się 
stosunków stronniczych w kraju pod wpływem reakcyi 
przeciw Targowicy, była też w pewnej mierze uwarunkowana 
przez duszną, przesiąkła opar§,mi krwi atmosferę emigra- 
cyjną na gorącym, rewolucyjnym bruku paryskim. Dawne 
grodzieńskie i warszawskie przeciwieństwa partyjne i in- 
dywidualne musiały jeszcze niesłychanie obostrzyć się 
w tej atmosferze, na uliczce św. Honoryusza, w sąsiedz- 
twie i pod wpływem taktyki jakobinów paryskich. Nie 
ulega też wątpliwości, że najcięższe przeciw Dąbrowskiemu 
oskarżenia były głoszone przez tutejszych, paryskich jego 
pogromców ze świadomą złą wiarą. Wpływ ich obliczony 
był przedewszystkiem na umysły członków rządu fran- 
cuskiego i Konwencyi, nieświadomych spraw polskich. 
Miotano zresztą potwarze przeciwko wszystkim najzasłu- 
żeńszym ludziom. «Napisano paszkwil na Barssa, atako- 

11* 



— 164 — 

wano listami Kościuszkę*. Kniaziewiczowi « wieczną wypo- 
wiedzieli wojnę». Dąbrowski, zwłaszcza odkąd stanął na 
czele legionów, byl z natury rzeczy narażony na zawiści 
i gniewy najzawziętsze. 

Dziś, po upłynionych stu latach z górą, liczyć się 
trzeba na seryo tylko z zarzutami jednego człowieka i je- 
dnemu tylko z oskarżycieli odpowiedzieć; winno się to jego 
dobrej wierze. Tem zeznaniem, mającem wagę istotnego 
świadectwa historycznego, jest opowiadanie Wawrzeckiego. 
Ogłoszone jedynie w tlómaczeniu rosyjskiem i już z tego 
powodu często niedość jasne, wysnute ze wspomnień, nie- 
ścisłe w cyfrach, niewiele stosunkowo przydaje ono pozy- 
tywnych szczegółów do kroniki tych samych dni, spisanej 
przez Dąbrowskiego i popartej szeregiem dokumentów. 
Przecież, pomimo błędów albo raczej właśnie z powodu 
błędnej oceny faktów, ważne są zwierzenia człowieka, 
w którego słabe ręce zdany był kierunek najwyższy 
sprawy narodowej w okresie krytycznym, wyzyskanym 
najobficiej na niekorzyść obywatelskiego i wojskowego ho- 
noru Dąbrowskiego. 

W zeznaniu Wawrzeckiego chodzi tu w szczególności 
o koniec owego okresu, pomiędzy szturmem Pragi a kapi- 
tulacyą w Radoszycach. Już. wtedy porzucali sztandary Po- 
niatowski, Zajączek, Wyszkow^ski, Mokronowski, Kołysko, 
Madaliński i inni; żołnierzy, opuszczonych przez wodzów, 
ogarniał strach paniczny; rozpoczynała się tłumna dezercya; 
listy królewskie, zawarte w nich obietnice amnestyi w za- 
mian za natychmiastowe złożenie broni oraz groźby kar 
najsroższych za wszelkie przedłużenie oporu, szerzyły zu- 
pełną dezorganizacyę; łańcuch wojsk rosyjskich, pruskich 
i austryackich zaciskał się około szczątków armii polskiej. 
Jeden tylko Dąbrowski, ile sądzić możemy, trzymając nie- 
zachwiane kadry dywizyi wielkopolskiej, nie stracił po 
kapitulacyi Warszawy przytomności, odwagi i energii. 
Wysłał emisary uszów do pojedynczych korpusów, aby przy- 



— 165 — 

spieszyć koncentracyę armii, wykreślał plan marszu ku 
województwom południowym i zabezpieczył jedyną pozo- 
stałą drogę odwrotu. Tymczasem jednak nawet do Mało- 
goszczy nie zdołano doprowadzić wojsk polskich, gdyż już 
o kilka mil za Warszawą z wielu korpusów zostało się 
zaledwo po kilkuset ludzi, tak dalece, że idącym od towa- 
rzyszów duchem anarchii zarażony został pod koniec także 
nietknięty dotychczas korpus wielkopolski. Nocami zry- 
wały się do ucieczki całe oddziały, żołnierze, wysyłani na 
patrole i straże, nie wracali do obozu; stawiani na warcie 
przy parku artyleryi, odcinali konie od armat, aby łacniej 
ratować się ucieczką; rekonesanse nietylko przechodziły 
do kozaków, idących krok w krok za śmiertelnie ranioną 
armią, ale niekiedy zwracały się nawet przeciwko dawnym 
towarzyszom broni, którzy pozostali jeszcze wierni obo- 
wiązkowi. Ale, gdyby nawet « haniebne rozejście się» wojska 
nie zniweczyło wszelkiej myśli o jakiejkolwiek akcyi, plany 
przedarcia się ku brzegom Renu nie dałyby się urzeczy- 
wistnić wobec braku jedności i zgody w sztabie polskim. 
Wawrzecki przyjął wprawdzie w zasadzie plany Dą- 
browskiego, a wydając rozkazy dzienne musiał i w szcze- 
gółach iść za jego radą. Jednakowoż czynił on to z głę- 
boką nieufnością. Miał Dąbrowski wielu zawistnych, a ich 
opinie i błąkające się wciąż echa rzekomej dawnej jego 
zdrady, brzmiały wciąż około nowego Naczelnika. Na ra- 
dzie wojennej był wykazywał Dąbrowski niedorzeczność 
obrony Pragi z punktu widzenia militarnego; a zdanie to, 
zapowiedź nieszczęścia, słuchane było z niechęcią przez 
ludzi, łudzących się wciąż jeszcze co do istotnej grozy po- 
łożenia. Nie zastosował się też Dąbrowski do rozkazów, 
wzywających go z pod Gostomii ku Tarczynowi czy też 
do Grójca. Powody przedstawił jasno. Nie chciał odbierać 
korpusowi swemu nadziei rozpoczęcia nowej kampanii 
w Wielkopolsce, ani wystawiać go na demoralizujące 
wpływy zbiegów z Warszawy, zaś przedewszystkiem oba- 



— 166 — 

wiał się być odciętym od Pilicy. Wawrzecki jednak dopa- 
trywał się innych pobudek w tem postępowaniu. Otrzymał 
on mianowicie ostrzeżenie, że generał Dąbrowski zamierza 
przejść do służby pruskiej z korpusem swoim i Madaliń- 
skiego. To podejrzenie mąciło odtąd Wawrzeckiemu sąd 
o wypadkach. Z niedowierzaniem przyjmował rady Dą- 
browskiego, każdy krok jego gotów był tłómaczyć sobie 
fałszywie. Czynił mu gorzkie wymówki, gdy z kolei ko- 
niecznością rzeczy dezorganizacya poczynała objawiać się 
nawet w korpusie wielkopolskim. Z nieufnością patrzył na 
warty z brygady Dąbrowskiego, zaciągnięte około dział, 
przywiezionych z Warszawy a opuszczonych przez żoł- 
nierzy Giedroycia. Głównie zaś lękał się zbliżenia ku woj- 
skom pruskim, aby rzekomy interesowny zamiar kapitu- 
lacyi w ręce Prusaków nie został dopełniony. — W rzeczy 
samej, zmienne co chwila okoliczności zdawały się w pe- 
wnej mierze gruntować takie podejrzenie i prowadzić do 
podobnego rozwiązania. 

Dąbrowski, który aż do 19 listopada trwał przy pla- 
nie marszu do Francyi, lecz nie miał nigdy pewności, czy 
myśl tę urzeczywistnić mu pozwolą we właściwym czasie 
i sposobie i czy okaże się ona jeszcze wykonalną, rozwa 
żać też muvsiał na wszelki przypadek również i najgorszą 
ewentualność kapitulacyi przed wojskiem pruskiem i kwe- 
styę tę podnosił kilkakrotnie. O kapitulacyi mówiło się 
w obozie polskim z każdym dniem coraz więcej i coraz 
głośniej; szemrał żołnierz, że bezczynność lub rozpacz Na- 
czelnika chce zeń zrobić bezużyteczną krwawą ofiarę. 
Wkrótce dały się wprost słyszeć w szeregach buntowni- 
cze nawoływania: oto wojsku gotują zgubę, każdy powi- 
nien myśleć o swojem bezpieczeństwie i umykać, póki mo- 
żna unieść zdrową głowę; korpus ks. Józefa rozprószył 
się; niemasz już więcej sił ani widoków; wszystko skłania 
się ku nieuchronnej zgubie. Wawrzecki sam prowadził 
z kwaterą rosyjską układy kapitulacyjne za pośrednictwem 



- 167 — 

Stanisława Augusta, przez wysyłanego do Warszawy ge- 
nerała Gorzeńskiego; a tymczasem setki i tysiące żołnie- 
rza kapitulowało na własną rękę. Ostatecznie rzec można, 
że kampania faktycznie jeszcze przed formalną kapitula- 
cyą skończyła się powszechnem złożeniem broni; tylko od- 
było się to w tak fatalnycłi warunkach, że strona prze- 
ciwna mogła łacno pozbyć się dopełnienia obietnicy amne- 
styi powszecłinej. Nie podobna więc zgolą potępić zasiidni- 
C/.0 stłirań Dąbrowskiego, dotyczących układów kapitula- 
eyjnych z generałami pruskimi; można tylko rozstrząsać 
kwestyę, czy te starania były przez nie^o prowadzone 
bezinteresownie, uczciwie, z uwzględnieniem wyższych wy- 
magań sprawy narodu i wojska, oraz z zachowaniem lo- 
jalności wobec człowieka, który prawnie powierzoną miał 
sobie władzę najwyższą. Jakkolwiek na ówczesne działa- 
nia Dąbrowskiego patrzał Naczelnik wzrokiem zaostrzo- 
nym przez nieufność, jakkolwiek był gotów tlómaczyć so- 
bie zlą wolą wszystkie szczegóły jego postępowania, np. 
nawet taką drobnostkę, jak przed wymarszem z Opoczna 
zastanie Dąbrowskiego zmęizonego w łóżku, - jednako- 
woż nie podał żadnego poważnego faktu, któryby mógł 
istotnie ubliżać czci twórcy legionów. Wprawdzie na ogół 
w zeznaniu petersburskiem Wawrzeckiego przebija nie- 
wątpliwie pewna gorycz do przywódzcy korpusu wielko- 
polskiego, lecz taki nastrój relacyi, spisanej w więzieniu 
petersburskiem, wydaje się psychologicznie dość zrozumia- 
łym u człowieka, złamanego nieszczęściem, którego bolały 
nawet drobne przeciwności. Jeżeli bolesna była dla na- 
stępcy Kościuszki wszelka myśl o złożeniu broni, to prze- 
dewszystkiem nieznośne było przypuszczenie, że trzeba ją 
będzie oddać właśnie temu wiarołomnemu sojusznikowi 
pruskiemu, który w tej wojnie sam nie był ani razu zwy- 
cięzcą. Zdawało się Wawrzeckiemu, że tylko układy z Ro- 
syą mogą jeszcze zabezpieczyć jakąś cząstkę dawnej nie 
podległości. Dąbrowski, przeciwnie, sądził, że Suworow 



- 168 - 

pragnie armię polską tylko rozprószyć i w nicość obrócić. 
Przez pertraktacye z generałem Schwerinem miał nadzieję 
uzyskać amnestyę dla powstańców wielkopolskich. Z upad- 
kiem powstania, jak z jego wybuchem, związanych było 
tysiące spraw prywatnych, a przedewszystkiem związany 
był los wojskowych, z których wielu postarzało się w słu- 
żbie i których teraz czekała nędza. Generał Kleist wręcz 
zapytywał, pod jakimi warunkami wielkopolski korpus 
wojsk regularnych przeszedłby w służbę Fryderyka Wil 
helma. Można też było zapewne uzyskać dla wszystkich 
oficerów miejsca, odpowiadające ich randze, albo wyna- 
grodzenie dla tych, którzyby służyć dalej nie chcieli. Ze 
względów politycznych ta kombinacya skądinąd jeszcze 
przedstawiała niektóre zalety praktyczne. W wojnie 1794 r. 
przedewszystkiem Wielkopolan można było podciągnąć pod 
miano « buntowników*; oni też byli bez wyjątku zagrożeni 
represaliami i o nich też należało troskać się na seryo. 
Z drugiej strony, skupienie żołnierza polskiego pod sztan- 
darem pruskim mogło uchodzić także za złe stosunkowo 
najmniejsze. Wszak wkrótce, po zawarciu w Bazylei po- 
koju między Fryderykiem Wilhelmem a Republiką fran- 
cuską, oczy patryotów polskich znowuż zwrócą się z na- 
dzieją w kierunku stolicy Hohenzollernów. Zdaniem tej 
samej partyi radykalnej, która równocześnie w pamfletach 
obnosić będzie imię Dąbrowskiego, jako usiłującego pod 
Radoszycami zdradziecko zaprzedać armię polską królowi 
pruskiemu, wszelkie kombinacye polityczne, zmierzające 
do odbudowania Polski, mogły podówczas znaleść poparcie 
jedynie ze strony Francyi, Turcyi i Prus. W tych zapa- 
trywaniach utwierdzać będzie emigracyę polską sam rząd 
francuski. Niebawem w Paryżu niejednokrotnie oświadczy 
wychodźcom polskim Dyrektoryat francuski z całą sta- 
nowczością, że czynnie poprze sprawę polską tylko w tym 
razie, jeśli podejmie ją jedno z państw, które wzięły udział 
w ostatnim rozbiorze. Całkiem podobne warunki postawi 



— 169 — 

równocześnie Porta C^ńskiemu, posłującemu w Stambule. 
Oczywistą zaś było rzeczą, że owem państwem rozbiorę 
wem, mającem wznowić kwestyę polską, mogły być tylko 
Prusy, skoro dwór wiedeński i petersburski trwały w woj- 
nie zaciętej z królobójczą Republiką francuską. W samych 
Prusach wreszcie wnet podniesie głowę stronnictwo poli- 
tyczne z bratem Fryderyka II, ks. Henrykiem, na czele, 
które głośno mówić będzie o potrzebie częściowego odro- 
bienia dzieła rozbiorowego i utworzenia z Polski w intere- 
sie samychże Prus zapory ochronnej przeciwko rosnącej 
potędze rosyjskiej. Co więcej, ewentualność wojny pomię- 
dzy mocarstwami, składającemi trój przy mierze, stanie się 
wcale bliską i namacalną, gdyż z samej natury rzeczy 
pokój bazylejski pomiędzy Prancyą a Prusiimi ciążyć bę 
dzie ustawicznie do przekształcenia się na sojusz prusko- 
francuski. Śród podobnych warunków już niezadługo, 
w marcu 1796 r., wypadnie Dąbrowskiemu pod protekcyą 
francuską złożyć w Berlinie formalny plan wywołania 
w Polsce, pod tajnym protektoratem pruskim, nowej re- 
wolucyi, której ostrze zwróciłoby się przeciw Rosy i i Au- 
stryi. I później jeszcze, w latach następnych, już pośrodku 
ery napoleońskiej, ks. Antoni Radziwiłł nosić się będzie 
z popieranym przez wybitnych Prusaków planem zorga- 
nizowania legionów polskich przy armii pruskiej. Zapewne: 
zawiodły zupełnie wszystkie te rachuby, nie przyszło iii- 
g:dy do współdziałania broni polskiej z pruską; i sam Dą- 
browski ostatecznie wolał, że się rozbiły negocyacye z ^e 
ueralem Kleistem, zapoczątkowane na drodze do Radoszyc! : 
mimo to jednak w samej zasadzie stwierdzić można, że 
aa razie, w ówczesnej chwili krytycznej, u schyłku kani 
panii r. 1794, takie usiłowania ncgocyatorskie miały, obok 
innych widoków, swoją właściwą racyę bytu, że były 
bądź co bądź usprawiedliwione rozumną troską o istotne 
iateresy kraju. 

Do niniejszych swoich rokowań z komendą pruską 



^ 170 — 

zmierzał Dąbrowski drogą prostą i jawną. Nic w tern 
wszystkiem nie było jakiejś zarzucanej mu potajemnej in 
trygi, kryjącej się przed światłem dziennem. Przyzwycza- 
jony używać stale podstępu w strategii, a niekiedy także 
w polityce i w życiu prywatnem, nie poniżył się przecież 
teraz do szukania jakichś krętych ścieżek; zbyt silnie od- 
czuwał doniosłość chwili, zbyt wysokie miał mniemanie 
o swej przyszłej roli dziejowej i zbyt gorzkie doświadcze- 
nia zdobył w początkach insurekcyi roku 1794, aby miał 
lekceważyć opinię publiczną, imając się rzeczy tak ważnej 
i drażliwej. Daia 12 listopada późnym wieczorem, już po 
wyprawieniu Gorzeńskiego do Warszawy celem omówienia 
punktów kapitulacyi przed wojskiem rosyjskiem, dyskuto- 
wano żywo w obozie polskim w Drzewicy nad odpowie 
dzią na wspomnione pismo Kleista. Dąbrowski przemawiał 
za układami; przeciwnego zdania byli Wawrzecki i pre 
zydent Zakrzewski. Koniec końcem do kwatery pruskiej 
wysłano odpowiedź wymijającą. Kwestya nie była jednak 
zamknięta ostatecznie. W obozie nikt prawie nie spał, roz- 
prawiano dalej, a przywódzcy powstań wielkopolskich pro- 
sili Dąbrowskiego usilnie, aby sprawy ich nie porzucał. 
Świtało już, kiedy Dąbrowski a wraz i Rymkiewicz, tak 
szanowany nawet przez najzagorzalszych członków rady 
kalnego odłamu emigracyi, udali się do Wawrzeckiego, 
aby skłonić go do pozwolenia na rozmowę z generałem 
Kleistem. Przedstawiali mu korzyści, będące do uzyskania 
ze strony pruskiej dla szczątków wojska i dla tylu współ 
rodaków, pod postacią zachowania rang oraz amnestyi. 
Sam Dąbrowski, aby go nie posądzono o działanie z egoi- 
stycznych pobudek, o rachubę na pozyskanie wysokiego 
stopnia w armii pruskiej, oświadczył z góry, że sam do 
służby pruskiej nie wstąpi. Nie dał się atoli przekonać 
Wawrzecki i pozostał nieugięty. Tymczasem znowuż, pod- 
czas marszu 15 listopada nadeszły ponowne wezwania do 
układów, wystosowane przez generała Klocha, stojącego 



- 171 - 

na forpocztach pruskich w Radoszycach. Dąbrowski zno- 
wuż starał się przekonać Naczelnika, że gubi powstańców 
pruskich i wojsko; sami Wielkopolanie prośbą i płaczem 
popierali te starania. I jeszcze raz te^oi dnia, po przyby- 
ciu do Radoszyc, Dąbrowski domagał się rozpoczę(.*ia ne- 
gocyacyi z armią pruską. 

16 listopada o 8 rano miano iść z Radoszyc dalej, 
z obawy, aby przed przybyciem Gorzeńskiego z odpowio- 
dzią Suworowa resztki wojska polskiego nie zostały roz- 
brojone przez Denisowa. Nadjechał Gorzeński i przywiózł 
tylko dawne twarde warunki, t. j. ainnestyę dla tych wy- 
łącznie, którzy złożą broń, i żadnych innych gwaranc^yi 
co do przyszłych losów kraju. Tymczasem korpus Jaźwiń- 
skiego, zaatakowany przez kozaków i strzelców losyjskich. 
poddał się bez wystrzału. Wtedy to miał Dąbrowski w obec- 
ności czterech generałów i wielu innych osób prosić Na- 
czelnika, aby napisał do Denisowa, że sprawa skońc^zona, 
i że wojsko polskie aż do podpisania kapitulacyi zostiinie 
w Radoszycach. Tak przynajmniej Wawrzecki ostateczne 
wezwanie do poddania się wkłada w usta Dąbrowskiego, 
który wszakże potem jeszcze uchodził z ostatnimi pułkami 
ku granicy galicyjskiej. Dąbrowski opowiada rzecz ina- 
czej. Po zawarciu zawieszenia broni z generałem Deniscj 
wem, około 12 w południe pojechał z Rymkiewiczem do 
kawaleryi, która z powodu fałszywego rozkazu posunęła 
się naprzód aż do Łopuszna, skąd dopiero za rozkazem 
Naczelnika nawrócono ją do Radoszyc. Powrotu domagał 
się Wawrzecki, w obawie, że Rosyanie skorzystają z pre- 
tekstu, aby nie dotrzymać punktów ugody. Wszak cel 
główny był już osiągnięty: armia polska przestała istnieć. 
Kiedy z kwatery rosyjskiej do obozu polskiego przybył 
Chitrow z reklamacyami i żalami, że mimo kapitulacyi 
wojsko idzie traktem do Krakowa, widział już tylko 40 lu- 
dzi z piechoty IV pułku litew^skiego i 200 kaw^alerzystów\ 
Wprawdzie nadejdą do Radoszyc tegoż dnia jeszcze Wiel- 



- 172 — 

kopolanie pod zacnym Skórzewskim, ale kapitulować będą 
musieli oddzielnie przed wojskiem pruskiem; zaś do oto- 
czenia ostatnich dwóch brygad jazdy, przyprowadzonych 
nazajutrz przez Dąbrowskiego, wystarczyłoby wysunąć 
dwa pułki kozaków. Nie potrzebowano się już zbytnio li- 
czyć z obietnicami. 18 listopada o 8 rano zjechał do Ra 
doszyc generał Denisów i zawezwał do Warszawy do 
kwatery głównej rosyjskiej pięciu pozostałych generałów: 
Wawrzeckiego, Dąbrowskiego, Giedroycia, Niesiołowskiego 
i Giełguda. 22 listopada o 6 rano ostatni przywódzcy woj- 
skowi powstania stanęli przed Suworowem i zostali we- 
zwani, dla okupienia wolności osobistej, do podpisania uro- 
czystego wyrzeczenia się wszelkiej walki z Rosyą i jej 
aliantami. Odmówił swego podpisu Wawrzecki, protestując 
w ten sposób przeciwko naruszeniu warunków ugody, 
która, jeśli nie prawnie, to faktycznie, była fikcyjną od 
chwili, gdy jedna ze stron, prowadzących układy, uzy- 
skała tak ogromną przewagę fizyczną. Odmówił podpisu 
Wawrzecki w wysokiem poczuciu godności, przelanej na 
jego osobę po klęsce maciejowickiej, a poniekąd także 
w myśli zaprzeczenia niedotrzymanej kapitulacyi. Była to 
ostatnia przysługa, jaką mógł oddać krajowi. W rzeczy 
samej, choć parokrotnie jeszcze wypłynie na widownię, 
stanie się to jedynie w roli drugorzędnej, a nawet nieza- 
wsze w duchu całkiem pożądanym. Jego główna, nieświe- 
tna ale niepokalana służba dla kraju tutaj, po upadku in- 
surekcyi, miała swój kres. 

Inaczej zupełnie rzecz się miała z Dąbrowskim. Nie 
kończył on, lecz dopiero zaczynał właściwą pracę swego 
życia. Zachować honor a zarazem wolność osobistą, t. j. 
moralną i materyalną możność służenia nadal sprawie, 
było rzeczą niezmiernie trudną wśród nadzwyczajnej gma- 
twaniny zdarzeń. Wahał się też, sam sobie przekładał 
i ważył Dąbrowski swoje kroki dalsze w tej ciężkiej po- 
trzebie, niejednokrotnie zmieniał zdanie i taktykę wśród 



— 173 — 

wciąż zmieniających się okoliczności. W nocy z 16 na 
17 listopada w Łopusznie jeszcze zamyślał dotrzeć do gra- 
nicy galicyjskiej z pozostałą kawaleryą, broń spalić lub 
zakopać, pieniądze kasy obozowej podzielić i rozejść się 
w świat Kiedy jednak przyjechał generał Niesiołowski 
z rozkazem i zaklęciami Naczelnika, Dąbrowski post^ino 
wił wrócić. Był bezsilny wobec wielkości katastrofy, a nie 
chciał brać na swe sumienie odpowiedzialności zu niepo- 
słuszeństwo wobec zgodnie przez naród obranego wodza. 
Mógł ratować przynajmniej swoją osobę, skoro nie wierzył 
w dotrzymanie punktów kardynalnych amnestyi, jak to 
starali się uczynić Zakrzewski, Rymkiewicz i inni, ale tru- 
dno mu było opuścić żołnierzy, wiernych mu aż do końca, 
którzy bez niego żadną miarą nie chcieli wracać do obozu. 
Jadąc z Łopuszna do Radoszyc, nie łudził się co do przy- 
szłości; nocując w jednej kwaterze z Wawrzeckim, czynił 
Naczelnikowi wyrzuty, że go umyślnie dlatego zawrócił, 
aby i on dostał się do niewoli. 

W drodze do Warszawy nie odjęto generałom polskim 
pałaszów, a po przybyciu do stolicy wohio było każdemu 
stanąć, gdzie mu się podobało. Gazety doniosły nawet, że 
«generałowie i oficerowie polskich insurgentów, którzy się 
poddali i dawną swoją przysięgę potwierdzili, bardzo la 
Skawie od grafa feldmarszałka Suworowa i innych rosyj- 
skich generałów są traktowani*. Dąbrowski przedewszyst- 
kiem cieszył się faworami zwycięzców. Obecny wówczas 
w Warszawie Gorzeński pisał do Wybickiego, «że generał 
w wielkich był łaskach u Suworowa» i «że, gdył)y chciał, 
byłby w tym samym stopniu przyjęty w wojsku rosyj- 
skiemu, ale go dochodzi wieść, « jakoby generał przekładał 
służbę niemiecką*. Stanisław August w liście do elektora 
saskiego w połowie grudnia 1794 r. także wspomina! o te ni, 
jaki szacunek zyskał sobie Dąbrowski «nietylko swoich 
współrodaków, lecz nawet tycłi, przeciw którym walczył 
tak walecznie i umiejętnie, iż mu w wojsku pruskiem ofia- 



- 174 — 

rowano stopień, który tu posiadał, a generałowie rosyjscy 
z tych samych powodów gotowi byli względem niego zro- 
bić osobliwszy wyjątek, okazując mu przytem najżyczliwsze 
przyjęcie». Opowiadano sobie nawet, jakoby cSuworow sa- 
dzał go u siebie wyżej niż generałów pruskich: on wasz 
zwycięzca, mówił do nich, należy mu się pierwszeństwo>>. 
To pierwszeństwo Dąbrowskiego zresztą byli uznali sami 
generałowie pruscy, Schwerin, Kleist, czy Kloch, kiedy 
z nim jednym tylko chcieli prowadzić poprzednie rokowa 
nia. — Co prawda, miotano nań także ze strony pruskiej 
dotkliwe oszczerstwa, oskarżano go o rzekome nadużycia 
^v czasie wyprawy wielkopolskiej, do tego stopnia, że dla 
swej obrony ogłaszać musiał listy otwarte w pismach pol- 
skich i niemieckich. 

Tymczasem siedząc bezczynnie w Warszawie, Dą- 
browski czuł się i był w istocie więźniem, pomimo wszel- 
kich pozorów przyjaźni, okazywanej mu przez generali- 
cyę rosyjską i pruską. «Otrzymał pozwolenie mieszkania 
w -Warszawie, starał się otrzymać paszporta rosyjski 
i pruski w celu opuszczenia nieszczęśliwej swej ojczyzny, 
lecz mimo wstawiania się Suworowa i innych rosyjskich 
generałów, którzy mu zapewniali swoją protekcyę i ota- 
czali swoją przyjaźnią, nie mógł dopiąć celu swego żąda- 
nia i wcale nie otrzymał pozwolenia na swe oddalenie. 
Wszakże czynił wszystko, co tylko było w jego mocy, 
aby się dowiedzieć, dokąd się udali jego współrodacy, któ 
rzy kraj opuścili*. Najwybitniejsi z nich i najruchliwsi 
znajdowali się już wtedy w Paryżu i zawiązali tam sto 
sunki bezpośrednie z rządem republikańskim francuskim. 
Gotował się i Dąbrowski na wyjazd do Prancyi, postano 
wiony pewnie jeszcze w drodze z Radoszyc do Łopuszna. 
Kiedy w polowie grudnia 1794 r. Stanisław August we 
zwał go do siebie i zapytał, co dalej zamierza z sobą czy 
nić, generał odpowiedział: «że nie myśli wcale przestać 
być użytecznym swej ojczyźnie, że ma zamiar w tych 



— 175 - 

ividokach udać się kiedyś do Paryża, a tymczasem pragnie 
ńą udać do Saksonii*. Nie łatwo to jednak było wykona «'» 
\ na nic się nie zdało poparcie fikcyjnego już wtedy króla 
Xie wiele też pomogła nierównie możniejsza protekcya Su 
worowa, jeśli nawet była szczera. W ręku wojsk sprzy 
mierzonych był najzdolniejszy wódz narodu, wczoraj do- 
piero pokonanego. Zatrzymać go w swej mocy, przynaj- 
mniej dopóty, póki nie nastąpi zupełne porozumienie co do 
ostatecznego podziału Rzpitej, było oczywiście rzeczą naj 
bezpieczniejszą. Dobrze było trzymać go w ręku; lepiej 
jeszcze byłoby pozyskać go do własnej służby, zwłaszcza 
gdyby wybuchnąć miał zatarg podziałowy na spornym te- 
renie Polski, co podówczas, wobec natarczywych żądań 
pruskich, wobec targu o Kraków, nie było bynajmniej wy- 
lączonem.— Su worów, własną metodą osiągnąwszy pomyślne 
dla imperatorowej rezultaty w kampanii r. 1794, może naj 
bezinteresowniej okazywał «przyjażń» Dąbrowskiemu; za 
miłowany był bowiem w rzeczach sztuki wojskowej, a mógł 
także przy tej okazyi dokuczyć znienawidzonym przez 
siebie Prusakom, z taką pychą obnoszącym sławę swej 
niezwyciężonej armii. 

W tym to czasie, w maju 1795 r., zebrał się w Ber 
linie sąd wojenny pod przewodnictwem generała Rohdicha, 
celem zawyrokowania, w jakiej mierze odpowiedzialność 
za nieszczęśliwy dla Prus wynik kampanii polskiej 1794 r 
spadała na generała hr. Schwerina. Po szczególe wem zba- 
daniu wydany został wyrok, skazujący Schwerina, nieda 
wną chlubę armii fryderycyaiiskiej, inspektora piechoty, 
kawalera orderów, na utratę pułku, złożenie gubernator 
stwa Torunia i na rok więzienia w twierdzy, a to za sze- 
reg błędów strategicznych, popełnionych ze szkodą stanu 
posiadania króla i honoru broni pruskiej. Rozgłośny ten 
wyrok zwrócił znowu uwagę powszechną na głównego 
sprawcę sromotnej kompromitacyi wojskowej pruskiej, na 
Dąbrowskiego. Ten początkujący generał, który przed dwo- 



- 176 - 

ma dopiero laty był opuścił małą armię saską w randze 
Icapitana, naraz z taką łatwością poradził sobie ze starym^ 
wytrawnym generałem szkoły fryderycyańskiej, rozporzą- 
dzającym siłą dziesięćkroć przeważającą, roztrącił strażu- 
jące oddziały pruskie, przeszedł wzdłuż i wszerz nowona- 
byte pruskie prowincye, wniósł pocłiodnię powstania tak 
daleko, że łuna uderzyła niemal o szyby rezydencyi pocz- 
damskiej, zagarnął zdobycz milionową, a w końcu pomi- 
mo wszystkich przeciwności, pomimo Maciejowic, pomimo 
utraty linii Bzury, wycofał się nietknięty. Suworow zajmo- 
wał się żywo opowiadaniami o wyprawie wielkopolskiej, 
interesował się śledztwem, jakie przeciw Schwerinowi na 
własne jego żądanie prowadził w Królewcu generał Briin- 
neck, i, w miarę jak sprawa zbliżała się ku rozstrzygnię- 
ciu, a tem samem rosły gniewy skompromitowanych szta- 
bowców pruskich, starał się osłonić Dąbrowskiego przed ich 
mściwością.— Pierwszy odruch zemsty Fryderyka Wilhelma 
wyraził się sposobem dość brutalnym. 23 marca 1795 r. 
przez swego przedstawiciela w Warszawie, Tarracha, za- ; 
żądał król pruski od rządu rosyjskiego, aby zniewolił Dą- f 
browskiego do niezwłocznego zwrócenia zdobyczy z wy- } 
prawy do Wielkopolski, którą zagarnął dla siebie, a na - 
którą złożyć się miały srebra stołowe, porcelana i inne f 
prywatne efekta królewskie, przechowywane w Bydgoszczy ♦-" 
i Pordoniu. 7 kwietnia wysłał Dąbrowski odpowiedź do 
pism krajowych i zagranicznych. Głęboko dotknięty cnotą 
króla pruskiego, napisaną w wyrazach, ubliżających ho- 
norowi wojskowego i delikatności uczciwego człowieka*, 
oświadczył, że «poczytałby sobie za hańbę zajmować się 
własnym zyskiem, jako przeciwnym powołaniu swojemu, 
nie brał więc ani porcelany ani sreber ani żadnych rzeczy, 
któreby się do użytku wojennego nie przydały, sobie nic 
nie przywłaszczył, chociaż miał prawo zabrać wszystko 
i mniej łagodnie obejść się z tem miastem, gdy przed sztur- '' 
mem wzywał do poddania się pułkownika de Szekely*. 



ł 



— 177 — 

Powołał na świadków mieszkańców miasta Bydgoszczy 
i żądał być «wyłączonym od amnestyi, gdyby choć w naj- 
mniejszej rzeczy pokazała się na nim podłość jaka, niego- 
dna uczciwego żołnierza*. Zastrzegł się tylko, że «nie może 
też być wim'onym o drobniejsze wykroczenia, jeśli jakie 
w Fordonie i okolicach Bydgoszczy przez małe komendy 
popełnione były, co gdyby wówczas jemu doniesione było, 
miałby sobie za powinność uczynić każdemu nieodwłoczną 
sprawiedliwość*. Z jak nieczystego źródła wypłynęły te 
urzędowe pruskie napaści na cześć Dąbrowskiego, dowo- 
dem negatywnym, ale bardzo wymownym, są zeznania sa- 
mego naczelnie komenderującego Schwerina i jego kore- 
spondencya z królem z czasu trwania kampanii, gdzie 
niema żadnej wzmianki o jakichkolwiek nadużyciach, po- 
pełnionych przez wojsko polskie i jego dowódzcę. Rychło 
też bardzo zmieni ton sam Fryderyk Wilhelm i czynić bę- 
dzie wszelkie zabiegi, aby tego rzekomego bezczelnego łu- 
pieżcę, «rewolucyjnego» Dąbrowskiego, wciągnąć w szeregi 
obrońców swego tronu i państwa. 

W rzeczy samej, obcym a nawet swoim zdawać się 
mogło naówczas, że obrońca Powązek i zdobywca Byd- 
goszczy zmieni w istocie skromny mundur narodowy na 
świetny uniform cudzoziemski. Ku tej pochyłości popychały 
Dąbrowskiego silne czynniki, rządzące sprężyny ludzkiej 
działalności: rozpacz, bieda i ambicya. Śmierć polityczną 
utożsamiano wówczas ze śmiercią fizyczną, upadek państwa 
ze zgonem narodu. I upłynie lat kilka, zanim słuszniejsze 
pojęcia utorują sobie drogę wśród pokolenia, oszołomionego 
wielkością katastrofy r. 1794. Niedostatek zagrażał rodzi- 
nie Dąbrowskiego; nie dorobił się on majątku wśród po- 
wszechnej ruiny kraju: karabela, ofiarowana mu w darze 
honorowym po opanowaniu Bydgoszczy, ileż razy znajdzie 
się w zastawie, aby zaspokoić najpierwsze potrzeby. A ró- 
wnocześnie temu oficerowi, kończącemu dopiero czterdzie- 
stkę, który kilkanaście miesięcy temu był kapitanem, po- 

JAN HENRYK DĄBROWSKI. 1 9 



- 178 - 

tern wicebrygadyerem, i który insurekcyjną szarżę gene- 
ralską piastować mógł zaledwo przez kilka tygodni, ofia- 
rowywano obecnie w pierwszorzędnej armii europejskiej 
stopień generała-porucznika, wraz z najpochlebniejszemi 
obietnicami dalszej, świetnej karyery. Pokusa zdawała się 
być silną. Zaniepokojony Wybicki pisał w tym czasie do 
Dąbrowskiego z Paryża, « zaklinając go, aby w żadną słu- 
żbę obcą nie wcliodził». Obawy te wszakże okazały się płonne. 
Wśród oficerów upadłej Rzpltej nie było pod tym wzglę 
dem różnicy zdań: «nikt nie miał na widoku interesu oso- 
bistego, lecz wszyscy ożywieni byli jedynem pragnieniem 
pracowania i poświęcenia się dla sprawy; ofiary, które 
proponowały dwory współdzielące się, zostały jednozgodnie 
odepchnięte*. Oparł się pokusom i Dąbrowski. Rok 1794 
pozostawiał na ludziach tej epoki niezatarte piętno. Nie 
znaczy to, żeby ta wojna dopiero zrobiła z Dąbrowskiego 
Polaka. Polakiem był i na obczyźnie, a praca jego w la- 
tach 1792 i 1793 nie była to praca kondotyera lecz oby- 
watela, odczuwającego boleśnie niedolę ojczystą. Inna rzecz, 
że ten krótki okres czasu od kwietnia do listopada r. 1794 
miał w jego życiu, jak w życiu całego kraju, znaczenie 
przełomowe. Rozwinął wtedy Dąbrowski i uświadomił sobie 
własne siły, dał je poznać innym, przedewszystkiem zaś, 
razem z cudzoziemcami, nauczył się szanować siły swego 
narodu i wierzyć w jego przyszłość. Ta bezwładna dotych- 
czas, wzgardzona przez wielkie militarne potęgi sąsiedz 
kie, Rzplta okazała nagle cudowną moc żywotną. W ciągu 
tych kilku miesięcy r. 1794, bez żadnej pomocy obcej pod- 
niosła armię do 100,000 z górą, dość długo opierała się 
dwu najpierwszym w Europie mocarstwom militarnym. 
Jeśli w warunkach najniepomyślniejszych dokonano tak 
wiele, jaką koleją potoczyłyby się wypadki, gdyby ruch 
oprzeć się mógł o należycie wyrobione kadry armii wła- 
snej i znaleść pomoc we Prancyi rewolucyjnej oraz w je- 
dnej z ościennych monarchii, działającej w imię szerzej 



- 179 — 

pojętego interesu politycznego? Taka myśl przewodnia 
przyświecała odtąd całej dalszej robocie zagranicznej or- 
ganizatora legionów. Jego przekonania i uczucia pod wpły- 
wem świeżego doświadczenia i takiej myśli uległy grun 
townej reformie. Inna była miłość, przekazana w wątłej 
i rwącej się trądy cy i, prawie że teoretycznie wysnuta ze 
wspomnień dzieciństwa i historyi współczesnych wydarzeń 
krajowych, a inna — wyrosła na okopach Powązek i wśród 
trudów wyprawy wielkopolskiej. 

Przeciągał się tymczasem przymusowy i niekoniecz- 
nie miły pobyt w zajętej przez nieprzyjaciela Warszawie. 
Dąbrowski wysiadywał tutaj, napozór spokojny, zajęty do- 
prowadzeniem do równowagi zdrowia nadwerężonego w ciągu 
kampanii, porządkowaniem wspomnień o wyprawie do 
Wielkopolski i o upadku insurekcyi, studyami naukowemi 
i regulowaniem złych interesów majątkowych. W rzeczy- 
wistości jednak pochłaniała go głównie myśl, jak wydobyć 
się z Warszawy. Manewrował zręcznie, nie odrzucał z miej- 
sca ani « przyjacielskich* propozycyj rosyjskich, ani po- 
nętnych obietnic pruskich. Rozumiał dobrze fikcyjność ka- 
pitulacyi radoszyckiej i bynajmniej nie czuł się pewnym 
swojej wolności osobistej. Stało się to zresztą całkiem ja- 
snem od chwili, gdy Suworow zażądał podpisania zobowią- 
zań « nigdy więcej przeciw Rosy i i jej aliantom nie wojo- 
wać*, w zamian za pozwolenie wyjazdu bez żadnego ogra- 
niczenia. Gorzeński, który za pośrednictwem króla był pro- 
wadził układy o kapitulacyę, napisał memoryał, wykazu- 
jący nieprawność tego żądania, i odwołał się nawet w tej 
mierze do interwencyi osobistej Stanisława Augusta. Inni 
generałowie także zrazu się opierali. Dąbrowski «byl tylko 
jeden, który się rewersować chciał*. Czuł zapewne całą 
bolesną śmieszność rozpoczynania dyskusyi o kwestyach, 
wkraczających w zakres etyki, w takiej chwili i z takimi 
ludźmi. Obydwie strony, jakkolwiek dla różnych pobudek, 
gotowe były pominąć te zobowiązania przy pierwszej do- 

12* 



- 180 - 

brej okazyi. Formalnie rewers, wystawiony Suworowowi, 
przestał obowiązywać bardzo rychło, gdyż strona przeci- 
wna nie brała go od początku zbyt seryo i znowu warun 
ków nie dotrzyraała. Odmówiono Dąbrowskiemu paszportu 
na wyjazd za granicę. Bezczynny dalej czekać musiał, aż 
Prusacy zajęli z kolei Warszawę, i z nimi rozpoczynać 
pertraktacye, to wysuwając myśl odnowienia przymierza 
Rzpltej z Fryderykiem Wilhelmem, to znowu zapowiada- 
jąc swój powrót do Saksonii i do spokojnej karyery w dre 
zdeńskim pułku gwardyjskim. Nie należy mniemać, jakoby 
układy z Suworowem i ministeryum berlińskiem wyma- 
gały jakiejś poniżającej uległości, skruchy, korzenia się. 
Zabezpieczało Dąbrowskiego przedtem nietylko samo wy- 
sokie uznanie dla jego talentów; nietylko on, dowódzca, 
ale nawet jakiś tam prosty szeregowiec, kaleka i nędzarz, 
miał pewną, chociaż w radoszyckiej umowie niezapisaną, 
gwarancyę czci osobistej. Ostatnie wypadki «wraziły w Eu- 
ropie dla Polaków szacunek. Nieprzyjaciele nigdy narodu 
tyle nie poważali ». 

Nie dostrzegał jednak Dąbrowski, jaką w przyszłości 
przyniosą mu szkodę te uprawnione dyplomatyczne za 
biegi, czynione przez niego u nowych Warszawy i Polski 
panów. A miały one zaszkodzić istotnie nietylko jemu oso- 
biście, lecz samej sprawie, którą teraz, dziwną rzeczy ko- 
leją, ten człowiek, z wyglądu, mowy, a nawet wielu rysów 
charakteru tak mało przypominający Polaka, miał repre 
zentować w najcięższym okresie tułactwa. Z czasu pobytu 
Dąbrowskiego w rosyjsko pruskiej Warszawie długo czer- 
pać będą materyał twórcy emigracyjnych przeciw niemu 
paszkwilów. Jeszcze w końcu r. 1798 kasztelan Mniewski, 
przewodniczący półurzędowej reprezentacyi polskiej w Pa- 
ryżu, na wiadomość o objęciu przez Suworowa naczelnej 
komendy nad wojskiem rosyjskiem, podążającem do Włoch, 
pisać będzie do Dyrektoryatu francuskiego z ostrzeżeniem, 
aby śledzić na każdym kroku zachowanie się dowódzcy 



- 181 — 

legionów polskich wobec jego dawnego przyjaciela i pro- 
tektora, zdobywcy Pragi. Inni, gorliwsi jeszcze, Chadżkie- 
wicz z Maliszewskim, zbierać będą podpisy na «petycyę 
patryotyczną* o odsądzenie Dąbrowskiego od dowództwa. 
Aż dopiero dojdą dokładniejsze wieści o krwawych nad 
Trebbią zapasach i nieco przynajmniej uciszą kalumnię. 
Ale nie potrzeba było dopiero tej krwi, aby zmyć skazę 
tych osobliwych posądzeń. Ludzie, stojący wówczas u steru 
spraw polskich, mieli w ręku dowody dawniejsze, sięga- 
jące samychźe dni pobytu warszawskiego 1795 r., które 
kazały inną przyłożyć miarę do postępowania Dąbrow- 
skiego w tym czasie. Już wtedy mianowicie, z Warszawy, 
zajętej przez wojska rosyjskie i pruskie, rozpoczął on 
pierwsze starania około organizacyi legionów. 

Myśl o stworzeniu siły zbrojnej polskiej poza grani- 
cami kraju dla prowadzenia dalej, pod opieką Francyi 
rewolucyjnej, dzieła r. 1794, była własnością Dąbrowskiego, 
była naturalnym owocem jego równie śmiałego i lotnego, 
jak trzeźwego i praktycznego ducha. Nie była zaś ona 
oczywiście właśnie u niego, u swego twórcy, objawem ja- 
kiejś «odziedziczonej po przodkach choroby umysłowej », 
już dla tej prostej przyczyny, że nie łączyło go bynaj- 
mniej tak ścisłe psychiczne powinowactwo z polskiera oto- 
czeniem 1 jego polityczną tradycyą. Nie był też «mania- 
kiem» ten tak praktyczny, tak realnie patrzący na świat 
żołnierz. Ku owej myśli legionowej, mającej wyprowadzić 
z kraju na długie lata, a często na śmierć, tyle tysięcy 
dzielnych jednostek, nie popychały go jedynie same spe- 
kulacye polityczne, wyczekiwania zatargów wojennych 
pomiędzy państwami podziałowemi. Zresztą, nawet takie 
oczekiwania, podzielane przez Dąbrowskiego, nie były wcale 
wytworem specyficznej polskiej fantazyi ani też zgoła bez- 
podstawne, gdyż przez jakiś czas były jak najpoważniej 
brane w rachubę przez same trzy gabinety rozbiorowe 
i stanowiły moment doniosły w ogólnej europejskiej sytua- 



- 182 - 

cyi politycznej. Co jednak główna, inne jeszcze istniały 
motywy podjęcia idei legionowej, wzięte z bezpośredniej, 
trafnej obserwacyi nagich faktów. Stosunki w kraju świeżo 
podzielonym układały się wtedy w ten sposób, że nie było 
tam na razie żadnego pola do działalności obywatelskiej; 
nie umiałoby, nie mogłoby przynajmniej znaleść go poko- 
lenie ówczesne, wychowane w zgoła odmiennej atmosferze 
urządzeń Rzpltej. U przeważnej części tych ludzi zrzecze- 
nie się walki bezpośredniej, orężnej, równało się abdyka 
cyi na wszystkich punktach; a byłoby nawet anachroni- 
zmem żądać od nich pojęć innych w ówczesnej przedstu- 
letniej dobie. Spostrzeżenia te nie nasuwały się może cał- 
kiem jasno Dąbrowskiemu, który zawsze był jeszcze tro- 
chę obcy swemu społeczeństwu. Nasuwały się mu nato- 
miast inne, bardziej bezpośrednie a niemniej dotkliwe, zaś 
dla żołnierza decydujące. Zdaniem wybitnych wojskowych, 
kierowników ruchu 1794 r., kardynalną przyczyną niepo- 
wodzeń był fakt, że z całej przeszło stutysięcznej siły 
zbrojnej liczyć można było tylko na dawnych żołnierzy. 
Czynna siła bojowa redukowała się w większości wypad- 
ków do 22 czy 24,000. Kadry armii polskiej okazały się za 
słabe, aby wchłonąć .ogromny napływ sił nowych, niewy- 
robionych. W drodze do Radoszyc stopniały tymczasem 
i te resztki kadrów regularnych. A nie wracali ci żołnie- 
rze pod ojczyste strzechy. Nie mo^ła się zachować zdol- 
ność bojowa Rzpltej niejako w stanie utajonym w oczeki- 
waniu, co przyszłość niepewna przyniesie. Ani też nie mo- 
gła znaleść sobie korzystnego ujścia w życiu codziennem, 
we wpływie zbawiennym na otoczenie, moralna siła zdo- 
byta przez uczestników ostatniej kampanii. Parandier, agent 
francuski, wydelegowany dla spraw polskich, donosił swe- 
mu rządowi w grudniu r. 1795, że przeszło 30,000 żołnie- 
rzy kościuszkowskich wcielonych zostało w szeregi armii 
dworów zjednoczonych. Z 15,000, którzy wzięci zostali do 
niewoli przez Rosyan, tylko ^/s wróciła do domów; dziesięć 



— 183 - 

tysięcy ludzi najtęższych przeszło w służbę tego mocar- 
stwa. Z 35,000, którycli miał pod swoją wodzą Wawrzecki, 
20,000 przeszło granicę galicyjską; tu przebrano ich w mun- 
dury austryackie i wysłano nad Ren przeciw Francyi. 
Prusacy z jeńców wojennych i przez werbowników pozy- 
skali około 3,000 szeregowców. Tę stratę olbrzymią trzeba 
było powetować. W najbliższym, już rozpoczętym okresie 
nieprzerwanych wojen, więcej niż kiedykolwiek, ten tylko 
naród coś znaczył w społeczności europejskiej, który mógł 
rozwinąć wielką siłę bojową. Należało zachować i pomno- 
żyć dorobek r. 1794 i stworzyć podstawy do działalności 
na przyszłość. — Najbardziej surowy i pesymistyczny sędzia 
urządzeń Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego 
przyznać musi, że już dzieło traktatów tylżyckich czy też 
wiedeńskich z lipca 1807 i maja 1815 r., było krokiem 
najprzód w życiu społeczeństwa, było formalnem niejako 
odwołaniem śmierci prawnej, ogłoszonej przez uroczyste 
akty ze stycznia i października 1795 r. Tak rychłe pod- 
niesienie się stało się możliwem tylko dzięki urobieniu się 
nowego typu Polaka, żołnierza oby watela, i tylko dzięki 
niezwykłej wojskowej i moralnej wartości kadrów wskrze- 
szonej armii. Złożyła się na taki wynik ofiarna praca wielu 
ludzi: aliści, jak samo poczęcie dzieła wyłoniło się bez- 
pośrednio z tradycyi 1794 r., tak jego należyte zrealizo- 
wanie i cała następna ewolucya wsparły się na jasnej 
myśli twórczej i sprawnym czynie organizacyjnym Jana 
Henryka Dąbrowskiego. 



PISMA DĄBROWSKIEGO. 



Monografie. T. IV. 



Wiersz weselny 1775. 

Zu der 

am 27. Februar 1775 glucklich yollzogenen 

voQ Bamer- und von Dombrowski^schen Yermahlung, 

wollte dem yergniigten Brautpaare 

briiderliche und aufrichtige Ergebenheit bczeigen der Fraulein Braut 

Bnider »). 

Ey, beste Schwester, ey wie fein 

Kanst Du im Lieben Dich verstellenl 

So triigt uns oftermals der Schein, 

Wenn wir Ton was ein Urtheil fallen. 

Kein Mensch ve rmuthee, so wie Du Dich betragen, 

Dass langst Dein Brautigam Dein Herz dayon getragen. 

Allein die MSdchen sind nun so, 

Geheimnissyoll in Liebessachen; 

Brennt gleich ihr Herze lichterloh, 

8o wissen sie es schon zu machen, 

Dass man es ^chwerlich merkt; denn in dergleichen Fallen, 

Weiss nur ein Madchen sich am besten zu yerstellen. 

Du sahest Deinen Brautigam 

Das erstemal yor sieben Jahrcn, 

Alf* er in Pohlen zu Dir kam; 

Und doch musst es kein Mensch erfahren, 

Dass Du Rchon diesen Tag der Liebe Macht empfunden, 

Nur, leiderl hattest Du iłm nur noch wenig Stunden. 



*) Dresden, godruckt in der Churfiirstl. Hofbuchdruckerey. 



— 188 — 

Denn dieser Tag bestimmte Dich 

Zu einem doppelt bittem Schmerze; 

EmpfinduDgsYoll bezeigte sich 

Dein immer edel denkend Herze, 

Da Du den Abschiedskuss dem Vater solltest geben; 

Dein Brautgam konnte kaum den Thranen wiederstreben. 

Auch Er zog mit dem Vater fort 

Du konntest erstlich naeh vier Jahren 

Mit Deinem Vater an den Ort, 

Wo er sich damals aufhielt, fahren. 

Ein steter Umgang Het Diet seinen Werth erkennen, 

Du aber wolltest Ihm zum Schein nur Freundschaft gpnnen. 

Dinę wahrer Sinn blieb łmmerdar 

Yerborgen, so, wie Dein Bezeigen; 

Obschon Dein Herz Ihm eigen war, 

Bchien sichs doch nie zu Ihm zu neigen. 

Ein jeder andrer ward zum Schein Ihm yorgezogen, 

Und 80 ward jedermann recht schlau von Dir betrogen. 

Doch heimlich seufztest Du vor ihn; 

Die Stunden wurden Dir zu Tagen, 

Wenn Dein Greliebter nicht erschien; 

Denn Dich vergniigte sein Betragen. 

Er war stets ehrfurchtsvoll, st^ts treu in seiner Liebe, 

Erwartete sein Gliick, und von Dir gleiche Triebe* 

Drey Jahre flossen so vorbey, 
Bey Dir verstellt, bey Ihm voll Hoffen, 
Dann krdnteBt Du e^t 8d[ne lYeu, 
Und zeigtest Ihm Dein Herz ganz offeo, 
Dass es von Anfang an Ihm einzig zugehoret, 
.Und dass die ganze Zeit Yerstełlung Ihn beihćŃrefc. 

Nun kanst Du Deine Zartlichkeit 

Ihm ganz und unyerstellt bezeigen, 

Du bist Yon allem Zwang befreyt, 

Und darfst die Liebe nicht yerschweigen, . 

Die Du Ihm langst geschenkt, Du bist mit Ihm verbunden, 

Und Ihr habt Beyderseits, was Ihr begehrt, gefuAdeik. 



— 189 — 

Wie scłidn wird ESaer filustand wjm, 

Wie racend jeder Tag ▼erg<AeD I 

E^nst spat wird noch der Tag Each freun, 

An dem Ihr Each saerat gesehen; 

Denn gleiche Zartlichkeit and gleich geainnte Triebe 

Sind wohl das starkste Band der chelichen liebe, 

So sey denn Euer ESiettand 

Elu Master wohlgerathner Ehen, 

Die Yorsicht 8ch&tse dieeee Band, 

So soli Each alles gliicklich gehen, 

Und Eaem Enkeln einst darch Euch bewicden wcrden, 

Es sey der ESiestand dn Himmel aaf der Erden. 

Trzy rewersy 1784, 1792*). 

I. 

Demnaoh die Hochwohlgeborene Frau Fnui Karolina Sophia Wil- 
mine yerwittibte Kanzlerin Yon Poigk gebohme von BodoTia diejcnigen 
ń tauaend Thaler, welohe Dieeelbe yermdge zwcicr Ce^sioncn de datis 
ilpurgis 1777 und Walpurgis 1770, in der Qaalitect anbezahltor Kaafg- 
der aus dem Rittergate Loga za fordem gchabt, mir dato ferncrwcit ce- 
3t and ia deuen dariiber aasgestellten beydenOessionsarkundcn, dass Ihr 
sothane 2000 Thlr. baar ausgezahlet hiitte, ąaittirend ł)ckannt hat, sel- 
e aber die Yaluta yor sothane 2000 Thlr. yon mir nicht angenommen, 
dem solche aas freyen Willcn and aas bcsondcren gnadigen Wohlwol- 
theils meiner anmiindigen Tochter Karolincn Sophicn Alezandrcn Hcn- 
ten, theils denenjenigen Tdchtem, so mir Gott aus meiner dermahlen 
tehenden Ehe femer geben móchte, geschencket and gceignct, sich jc- 
:h die Zinsen yon sothanen 2000 Thlr. aaf Lcbenszeit yorbehalten and 
s ich dcshalb besondem Reyers aasstellcn solle, bedangcn hat. Wann 
denn sothane Schenckang in yuterlichcn Ge wal t obemanter meiner 
!hter und im ^ahmen dererjenigen Tochter, so mir Gott mit meiner lie- 
i Ehęgenossin gebohmen yon Backel annoch gcben mć^chte, mit gchor- 
isten Dank acceptiret Ais yorreseryire mich hiedurch und yerspreche 
it dieses fiir mich und meijie Erbcn nicht nur der frau Kanzlerin 
i Poigk Gnaden, solange Sie Gott bei Leben erhalten wird und welches 



*) Autografy. Zbiory rodzinne a. p. Bogusławy Mańkowskiej, cór- 
Dąbrowskiego. 



— 190 — 

• 

nach meinen Wiinschen bis ins spateste Alter geschehen mogę, die Zinaen 
von denen geschenckten 2000 Tblr. halbjahrig richtig abzufuhren, sondem 
auch das Capital meinen Tochtem, 80viel mir deren aus instehender Ehe 
gebohren werden mochten, zu conseryiren, solchea sicher unter sie zu ver- 
theilen und der von der Frau ICanzlerin von Poigk Gnad. geausserten In- 
tention gemass zu deren Ausstattung oder sonstigen Veraorgung zu verwen- 
den. Alles treulich sonder Befehrde. Zu Urkund dessen habe diesen Re- 
ver8 wohlbedachtig ausgestellt und eigenhandig vollzogen. 
Gre^chehen Dresden den 3-ten Mart. 1784. 

Johann Heinrich z Panną Dąbrowski, 
Pr. Lieut. der Gardę du Corps. 

Dass ich diese 2000 Thlr. empfangen, und selbige zu meiner unmn- 
ganglicher Nothdurft verbraucht, bescheinige hiermit; zur Wiederbezahlung 
selbiger aber verpfande mein samtliches Haab und Gut, es bestehe in Griin- 
den, Meubles oder Gold, Silber und anderen Geschirren, zu mehrerer 8i- 
cherheit aber dieaer meiner Schuld verpfande iiberdem .meine Biicher, Ku- 
pferstiche, Land-Carten imd Plan-Samlungen; zu Urkunde dessen habe 
diesen Revers wohlbedachtig ausgestellt und eigenhandig vollzogen. 

Geschehen zu Dresden den 6-ten May 1792. 

Johann Heinrich z Panną Dąbrowski, 
Rittmeister der Gardę du Corps. 

II. 

Endes unterschriebener bescheinigt hierdurch dass er von seiner 
G«mahlin Gustav^ Margarethe Henriettę von Dąbrowski geb. von Rackel 
von ihren eingebrachten miitterlichen Yermogen Vier Tausend Thlr. Sachs, 
schreibe 4000 Thlr. Sachs, erborget; dieses zu Bezahlung seiner Schulden, 
zur Befreyung seiner in Verhaf t genommenen Meubles und zur Eąuipirung 
seiner in pohlnischen Dienste angewendet — er verpfandet daher dieser sei- 
ner Gemahlin alles sein Hab und Gut, beweglich und unbeweglich; beson- 
ders aber alle seine Eąuipag^, Silber und Goldene etc. Geschirre, Biicher, 
Kupferstiche, Land-Carten und Piane, kurz alle seine Meubles, die von die- 
sem ihm von seiner Frau erborgten Gelde theiis ausgelost, theils gekauft 
worden ist. Zu Urkunde dessen habe diesen Revers und Schuldver8chrei- 
bung wohlbedachtig ausgestellt und eigenhandig vollzogen. 

Geschehen Dresden den 1 6-ten September 1792. 

Johann Heinrich Dąbrowski, 
Vice-Brigad. der Pohln. Nation.-Caval. 



— 191 - 
in. 

Rewers od W. Dąbrowskiego dany. 
Biorę od W. Madalińskiego, Brygadyera^ czerwonych złotych dwie- 
ście, Nro. 200 czerw, zi,, które na dzień 20 Maja 1798 R. oddać obowią- 
zuję się. 

Dan w Gnieźnie 1. VII-bris 1792 R. 

Jan Dąbrowski, Vice-Brygad *). 

Do Stanisława Małachowskiego **), 

La reconnaissance la plus respectueuse est rhommagn que j^offre 
k Yotre Excellence des bont^ si inattendues et de Tintćr^t tout particulier 
qu'Elle daigne prendre k Youloir am^liorer mon sort; j*en suis vivement 
penetrś. 

Comme je sais Yotre Exoellence surcharge d'afraires, et qu'une co- 
respondance de ma part pour cette raison ne laisserait de Timportuner, jo 
traiterais plus h. longue cette affaire, trop intcrcssante pour la negliger, avec 
le gćnćral Karwicki et le colonel Stryieuski, par la yoie des ąuels je tache* 
rai de me conseirer les/bonnes graces de Yotre Excellence et de Tinformar 
de mes intentions. En attendant je lui renouyelle Ta-^surcuce des senti- 
ments les plus distengu^ avec lesąucls je fais de m(} dire de Yotre 
Excellence le tr^ humble et tr^ obćissant serviteur. 

Dresde le 20-me de mars 1790. 

Jean Dąbrowski, 
Capit des Gard. du Corps dc TP^lect de Saxe. 

Do Stanisława Augusta ***). 
Najjaśniejszy Królu, Panie Mój Miłościwy! Rozkaz Waszej Królew- 
skiej Mości Pana Mego Miłościwego względem uplacowania IPana Bronetta 
w brygadzie jak najskwapliwiej radbym dopełnić, gdybym do tego zysk^ 
jakową zręczność, nie mając jednakże żadnej dotąd brygady ani korpusu 
swego oprócz zebranych od brygady Madalińskiego, gdzie więcej nad po- 



*) Rewers na papierze stemplowym 3-złotowym, pisany widocznie 
ręką Madalińskiego; tylko podpis wlasnor. Dąbrowskiego. Na tymże arku- 
szu znajduje się inskrypcya: „In vim wyrażonej sumy odbieram dnia dzi- 
siejsz^o, to jest I-go czerwca roku bieżącego 1793, czerw. złot. 100, dto. 
sto, na co się podpisuję. Działo się w Przysusze roku i dnia jak wyżej. 
A. Madaliński Bot.*. Zwrot rewersu nastąpił jk) spłaceniu reszty długu, 
w późniejszym czasie. 

**) Autogiaf. Archiwum Ordynacyi hr. Krasińskich, papiery Stani- 
sława Małachowskiego. 

***) Nadpis ręką Stanisława Augusta: „odebrałem 21 Junii 1794**. 
Tekst listu obcą ręką: tylko podpis Dąbrowskiego. Zbiory Akademii Umie- 
jętności w Krakowie, taka: KEmcelarya Stanisława Augusta z r. 1794. 



- 192 - 

trzebę nawet oficerów znajduje się, nie jestem więc w stanie do uplacowania 
IPanu Bronnettowi dopomożenia. 

Żałuję mocno i ubolewam, że dla przełożonej przyczyny dopełnić roz- 
kazu WKMości nie mogę, ile obowiązany zawsze a nadto Waszej Królew- 
skiej Mości Pana Mego Miłościwege wierny poddany 

Dąbrowski, yice-brygadyer. 

Raporty do Kościicszki 179Ł 

Nowa Wieś 22 maja 1794 *). 
Donoszę, ii Antoni Gladyszewski, pułkownik pikinierów, za moim 
rozkazem, z komendą złożoną z 46 głów kawaleryi narodowej, 1 8 z pułku 
mego i 54 mazurów konnych poszedł do wsi Dankowa ścigając kozaków 
rabujących, lecz gdy tam onych nie zastał, tylko ślady nadzwyczajnego ra- 
bunku, udał się dalej od wsi do wsi za śladem pędzonego inwentarza aż do 
miasta Białej, gdzie powziął wiadomość o przepędzeniu gromady owiec i kil- 
kuset sztuk bydła godziną przed przybyciem jego; udał się więc na- 
tychmiast ku granicy pruskiej i znalazłszy wszystko przeprowadzone za 
orły pruskie, nie omieszkał posunąć się głębiej, jakoż doścignąwszy ucho- 
dzących z łupem kozaków we wsi Eosławicach, całą zdobycz odbił kozaków 
30 zabił, koni 20 z pod tychże dostał, a bydła odebranego sztuk 1000 przy- 
prowadziwszy do miasta Białej, właścicielom ukrzywdzonym zwrócił. Sam 
napowrót cofnął się nie utraciwszy żadnego człowieka prócz konia jednio, 
który w nagłym marszu podmazurem padł. Kawalerya i pikinierzy przy 
tej akcyi będący, do kilku tysięcy złt. przy zabitych kozakach zyskali etc 

Jan Henryk Dąbrowski. 

Raporty z roku 1794, 

2 sierpnia t*). 
Atakowałem o godzinie 3-ciej zrana flankę nieprzyjacielską tak 
z przodu jak i z flanku; opanowałem Augustów i wyspę Zawadzką. Pędzi- 
łem nieprzyjaciela przed sobą aż za Wilanów, gdziem się dla rekognosko- 
wania lokował. Jakem tamtą pozycyą dość poznał, cofałem się do wyspy 
Zawadzkiej i Augustowa, które obydwa miejsca obsadziłem 200 piechoty, 
I 6-fimtową, I 3-funtową armatą i 4 szwadronami kawaleryi. Dla protego- 
wania tej pozycyi postawiłem w folwarku czerniakowskim I 6-funtową, 
I 3-funtową, I haubicę z 50 piechoty, do której jeszcze dzisiaj batalion ko- 
synierów przyłączam. Mogę powiedzieć, że w rejteradzie ten odemnie użyty 
korpus większy porządek, jakby w nacieraniu utrzymał. Nieprzyjaciel się 



*) Gazeta wolna warszawska, 1794 nr. 9. 
*♦) Korrespondent krajowy i zagraniczny 1794, p. 1419. 



— 198 — 

bftrdio łHronił i na ostatka amuity 12-faiitowe prtyprowacbdl. W tych dwóch 
oboEach, z których ja go wypędził^n mam dość znaczną zdobycz w ływno- 
ki i rozmaitych polowych rekwizytach: zapaliłem mu znaczny magazyn f»ia- 
na i słomy pod Wilanowem. Kaniem wyupę Zawadzką przez strzelców 
przepatrzyć, którzy się dotąd nie powrócili. Moi ludzie zdobyli 18 koni od 
kozaków z całymi ekwipaiamL Dwie^e z manicypalno^i z prawej strony 
rzeki przeprawili się do tej wyspy, i kiedy się nie mylę, pod komendą majo- 
ra Latour, którzy się prawdziwą gorliwością dla Ojczyzny sakryfikowali 
i toż nieprzyjaciela ścigali. Oficerowie, jak i wszyscy łotnierze, z największą 
gorliwością powinność swoje pełnili. Vice-brygadyer ob. Hussarzewski we 
wszystkich okazyach starał się dystyngować. I w tej dnigiej akcyi muszę 
majorowi Czaki oddać sprawiedliwość, ie swoją radą, gorliwością i znajomo- 
ścią elużhj do szczęśliwego dla nas boju bardzo wiele dopomógł. 
Dan 2 sierpnia w obozie pod Gzemiakowcm. 

Dąbrowski, g. m. 

Z obozu pod Czerniak© wem, IG sierpnia *). 
Dziś o godzinie 3 zrana atakowałem posterunki nieprzyjacielskie. 
Spędziłem je aż za Wilanów, gdzie nieprzyjaciel znacznych dostał posiłków 
i Wilanów znowu opanował. Cały ich posterunek byłby zniesiony, gdyby 
kawalerya moja z prawego skrzydła nie pospieszyła się z atakiem. Uderzyła 
bowiem na nieprzyjaciela nie czekając na tę kawalerya, która z frontu ata- 
kować go miała. Dystyngował się porucznik Jasiński, który mężnie wpadł 
na piechotę, dwa razy bagnetem pchnięty. Pod Hussarze wskim, vice-bry- 
gadyerem, koń mocno raniony i trębacz przy boku jego zginął; prócz tego 
dwa konie jeszcze nam zabito. Nieprzyjaciel do 20 strzelców na placu zo- 
stawił. Pułkownik Burzyński z lewego skrzydła niego awansował na kępę 
Zawadzką i tam znaczny magazyn nieprzyjacielski, nie mogąc zabrać, spalił 

28 sierpnia **). 
O trzeciej godzinie zrana atakował nieprzyjaciel całą moją linią. Naj- 
większa jednak forsa była na las powązkowski i na bateryą między domem 



♦) Ibid., p. 1491. 

**) „Do tej akcyi 28 sierpnia zdarzonej należy dodać owe słowa, które 
czytając raport generała Dąbrowskiego, N. Naczelnik rzekł. „A ja wiem 
nadto, ie w tym dniu Sokolnicki i Węgierski pułkownikowie i Krasicki ma- 
jor od huzarów zaduiyli na to, aby publiczności imiona ich podane były 
jako walecznych rycerzy, którzy do sławy dnia tego przyłożyli się**. Cały 
ten ,.excerpt z raportu gener^da Dąbrowskiego o akcyi dnia 28 sierpnia 
1794* podany w Korr. Kraj. i zagr. nie jest oczywiście sprawozdaniem woj- 
skowem o stoczonej bitwie, lecz przeróbką wyszła z ręki redaktorów pisma 
i opinii, raczej ku podniesieniu serc niż dla zachowania w pamięci istot- 
nych szczegółów stoczonej świeżo walki. 



— 194 — 

Parysa a Powązkami. Kawalerya pruska chciała wziąść lewą flankę, ale ją 
odparł brygadyer Kołysko, wielu trupem położył i kilkunastu zabrał nie- 
wolników. Tenże brygadyer wpadł na bateryą nieprzyjacielską i wielką zar 
dał im klęskę, ale ta wiele nas kosztuje, kiedyśmy stracili w tern miejsca 
walecznego vice-brygadyera Dunikowskiego. Major Zwizda dwa konie miidt 
pod sobą ubite. Major Fiszer doprowadził część gwardyi pieszej koronnej 
i regimentu pierwszego, która przechodząc most w kolumnie wśród najtęż- 
szego ognia rozwijać się musiała; dopełniła to przecież w największym po- 
rządką i bateryą opanowała. Mycielski podpułkownik dwie baterye obj^ 
i wtenczas raniony. Szczególniej się dystyngwował podporucznik Cymbo- 
wski od artyleryi, major Fiwzer, major Tyszko od gwardyi, kapitan Eóżycki 
od regimentu I-go, brygada pińska i pułk 3-ci, którego podpułkownik Pod- 
horodyński w kilkadziesiąt koni podsunął się chcąc zabrać armaty, ale tyl- 
ko wóz amunicyjny mógł spalić. Strzelcy pod komendą Rymkiewicza pod- 
pułkownika od północy do południa w ustawicznym byli ogniu. Okrywał 
ich pułk 7 -my kawaleryi narodowej g. m. Dąbrowskiego. O pierwszej po 
pc^udniu rzucili się na atakujących strzelców i kawalerya nieprzyjacielską. 
Wszędzie się cofać musieli Prusacy; za nadejściem piechoty dopiero nasi 
ustąpili, wprzódy jednak tenże pułk 7 wozów z amunicyą spalił Prusakom. 
Kapitan Milewski, sztabskapitan Biało wiejski, podporucznik Zaleski, sierżan- 
ci Wojciechowski i Zieliński, oberstrzelec Kotowski, strzelec Jurkiewicz, fe- 
jerwerk Jerowski, oberbombardyer Bartnicki, major Kampenhauzen, komen- 
derujący wtenczas pułkiem 7-mym, major Zabłocki, porucznicy DąbrowsL 
i Bielamowski, towarzysz Grodzicki, widoczne męstwa swego dali dowody. 
O siódmej wieczór znowu nas atakowano, bez najmniejszej jednak dla nas 
straty. Nie mogę ubliżyć pochwał pułkownikowi Piotrowskiemu, rotmi- 
strzowi Skwarskiemu i Karskiemu od wolonterów, majorowi Górskiemu, 
Stukiunkierowi Trzaskowskiemu i Ziobrzyckiemu od artyleryi. Nie znajdę 
dosyć pochwał dla regimentu 9-go z walecznym Gordonem, który chociaż 
tak ciężko raniony, że mówić nie mógł, regimentu przecież nie odstępował 
i przez znaki brygadyera Kołyskę o potrzebie innego komendanta uwiado- 
mił. Kapitan Hroniecki dowodził im później. Kapitan Kałdowski, poru- 
cznik Jungę i Grabski, jednem słowem wszyscy oficerowie i żołnierze szcze- 
gólniejszej warci zalety. W jednym z ataków kawaleryi naszej na bateryi 
nieprzyjacielskiej Antoni Kołłątay, nieustraszonego męstwa i wielkich na- 
dzieji młodzieniec, zabiwszy ręką własną kilku nieprzyjaciół, postrzelony zo- 
stał i nazajutrz z odniesionej rany życia dokonał.... Kiedym dystyngwują- 
cym się wojskowym należytą odwadze ich oddał sprawiedliwość, winienem 
ją także przyznać w oczach publiczności dzielnym obywatelom miasta War- 
szawy. Pobudzeni odwagą, miłością Ojczyzny, gorliwością o swobody.... 
zachęcani przez godnego swego prezydenta nie tylko, że z pilnością odby- 
wają okopowe straże, ale w czasie boju wielka z nich liczba wychodzi, cią- 



— 195 — 

rnie przez największe niebezpieczeńistwo, atakuje nieprzyjaciela i potężnie go 
promi. N. Naczelnik tak dys tyngwu jącym się oficerom, jako te2 i z muni- 
jypalnych obyw. Trauguttowi i Majewskiemu, kapitanom municypalnym, 
1^ rozmaite podarunki na pamiątkę ich męstwa. O wpół do ósmej wszyst- 
ko ucichło. Z naszej strony 4 oficerów zabitych, 5 ranionych i 60 żołnierzy 
:ak zabitych jako rannych. Nieprzyjaciel do 900 ludzi stracił; jeden oficer, 
)0 żołnierzy i 40 koni w niewolą nam się dostało. 

Dzień 28, pełen chwały dla waleczności ludu polskiego i znacznej 
straty nieprzyjaciół, mi^ jeszcze przykłady osobistego bohaterstwa. — Je- 
leń obywatel warszawski raniony mocno w piersi, prowadzony do wozu, na- 
izedł na artylerzystę jęczącego, któremu kula armatnia urwała nogę. Przy- 
stąpiwszy, zacz^ go ściskać i całować. Zachęcał, aby stale znosił cieq)ienia 
Ha Ojczyzny, które, jak mniemam, obydwu o śmierć przyprawią. Godni ci 
ludzie są, aby z imienia publiczności znani byli. Obywatel Bielewicz, aka- 
iemik dziesiętnik, który dawniej ludowi zdaniem i radą przewodniczył, 
«7 akcyi prowadził go śmiało na batcrye nieprzyjacielskie i wtedy zginął. 



Wyprawa do Wielkopolski *). 



Po odstąpieniu od oblężenia War8za¥ry wojsk praskich i rosyjskich 
odebrałem w dniu 9 VII-bra ordynans Naczelnika Kościuszki, ażebym na- 
tychmiast z powierzonem mi wojskiem, przeszedłszy w najdogodniejszem 
miejscu rzekę Bzurę, wkraczał do Wielkopolski, tam, dączywszy się z ze- 
branymi tejże prowincyi korpusami, odebrał najwyższą nad nimi komendę 
i starał się, jak najusilniej, gnębić, wypędzać z najechanej i przywłaszczonej 
sobie ziemi, nieprzyjaciela. Co w tym sposobie uskuteczniłem. 



•) ^[Niniejszy pamiętniczek Dąbrowskiego ogłoszony zostsl w roku 
1796 p. t. Beytrag zur Gesehichie der pohlnischen Revolution im 
Jnhre 1794. Aus einem pohlnischen Manuscripłe. (Frankfurt und 
Leipzig). Hr. Edward Raczyński dyaryusz ten przetłomaczył i, wraz z do- 
łączoną autobiografią Dąbrowski^o, odszukaną w papierach rodziny gene- 
rała, ogłosił p. t. Wyprawa generała Jana Henryka Dąbrowskiego 
do Wielkiej Polski w r. 1794 przez niego samego opisana, z jedną 
mapą, tudzież wyjątek z autobiografii jego.,, (w Poznaniu, nakład^n 
księgarzy Szerków, 1839). To pierwsze wydanie polskie wyczerpało się ry- 
chło w handlu; już w r. 1845 „dzido to w bardzo niewielu już tylko rękach 
może się znajdować, ponieważ niepodobna dostać go w księgarniach ani 
w publicznych bibliotekach*. Nie było jednakże po dzisdzień wydania no- 
wego ani niemieckiego oryginału, ani polskiego przekładu. Ukazał się nato- 
miast w druku nowy przekład, dziwną rzeczy koleją, niemiecki. Porucznik 
gwardyi pruskiej, Erckert, związany osobistą zażyłością z synem generała, 
Bronisławem Dąbrowskim, sam zresztą przejęty sympatyami polskiemi, któ- 
re wówczas, w piatem dziesięcioleciu z. w., nierzadkie były u oświeconych 
Prusaków, zwrócił uwagę na to pismo Dąbrowskiego, stwierdził ujawnioną 
przez niego „bereits in diesem Feldzug eben sowohl Einsicht, Entschlossen- 
heit uiid Tiichtigkeit, ais noblen Sinn und unerschiitterliche Treue fiir sein 
Vaterland" i uznał za potrzebne ponowne wydanie relacyi Dąbrowski^o, 
„um auch Nichtpolcn und besonders Militairs diese ausfiihrliche, einfache, 
die Yerhaltnisse treu und klar darstelleade Beschreibuog des Dąbrów- 



- 197 — 

Fned wbrocienicm do Wielkopolski pfifWff^Ucm Bzurę pomiędijSo- 
cbaesewem a Wiiłą^ pofiteunki pnukit tam roadągnioiie aaiosłein, gdaie 
2 oficerów i 80 gemejnów w niewolę sabnlem. Licsne mefiesyii j soli, mąki, 
owsa, wpadły w nasze ręoO) a których jedne w Pieczyskach anajdujące się 
przy mocnej niepnyjacieia obronie adobyte przez niebaczność, spalone 
zostały. 

Generał Madalińskiy który w 600 tylko koni brygady swojej za mną 
ruszył, maszerował na mojej lewej flance ku Sochaczewu, Łowiczowi i Łę- 



ski 'schen Feidzugs und Ausgangs der ganzen polnischen Reyolution zu- 
ganglicłi zu machen*. W tym cehi» nie wiedząc jednak widocznie o pier- 
wotnej edycyi niemieckie], ogłosił on, nakładem Raczyńskiego, nowy własny 
przekład p. t. Feldzug des Generals Johann Heinrich Dąbrowski 
nach Grosspolen, ais Beitrae zur Geschichte der polnischen Revolutiou 
im Jahre 1794 von ihm selhst beschrieben. Aus der polnischen Bearbcitung 
des Giufen Eduard Raczyński ins Deutsche (ibersctzt durch von Erckert J., 
lieutenant im 2-ten Garde-Regiment zu Fuss. Ncbst einer Kart(» von Gross- 
Polen. Berlin, 1845. In Commission bei E. S. Mittler). I»tniał przecież 
od początku i tekst polski Wyprawy. Przechowała się o nim tiadycya. 
Baczyński w przedmowie do swego tiomaczenia pisał: , Podobną jest rzeczą 
do prawdy, źe generał Dąbrowsn posiadał i polski przekład Wyprawy. 
Zapewniano nas bowiem, iż rękopis taki znajdował się w zbiorze generała 
Kosińskiego, przypisany jemu przez autora*. Papiery po Kosińskim w czę^ 
8ci zostały ^oione w Rapperswylu, w części w zoiorach Poznańskiego To- 
warzystwa Przyjadół Nauk, a drobna jedynie ich cząstka znajduje się jesz- 
cze w ręku rodziny w Koezutach (koło Środy). Jednakowoż, ani w Poznań- 
skiem, ani w Szwajcaiyi wspomnianych pamiętników Dąbrowski^o nie mo- 
^ismy odszuliać. Przed łaty szukał ich ks. kanonik Polkowski, Słyszał 
ooś o tem Kraseewski, który też zanotował w swych Trzech Rozbiorach, 
te ks. Polkowski posiadał rękopisy urzędowych raportów Dąbrowskiego. 
Córka generała, s. p. Bogusława z Dąbrowskich Wiankowska, otrzymała 
wprost od ks. Polkowskiego wiadomość o znalezieniu w bibliotece hr. Skó- 
Tzewskiego w Czeniiejowie I i II poszytu ms., opisującego kampanię Ko- 
ściuszkowską i Wielkopolską. Ale ks. kanonik zmarł, zanim przystąpił do 
osłoszenia swych badan nad Życiem Dąbrowskiego, rękopisy jego gdzieś za- 
dęły w Krakowie, a wraz zaginął też pożyczony przezeń ms. biblioteki czer- 
mąewski^. ^i^zany przez nas obecnie tekst Wyprawy wyjęty jest 
z Mnzenm X A. OEartoryskich w Krakowie z rękopisu, który w inwenta- 
rzu nosi nr. 967 i tytuł JPlsma różne. Rewolucya 1794*. Jest to odpis, 
kaligraficznie sporządaony, w którym brak kilku stronic końcowych. Luka, 
stąd powstała, wypełnioną została w części z ms. Biblioteki Ossolińskich we 
Lwowie nr. 485, gdzie znalazła się również kopia jednego z listów Dąbrow- 
sldego, zamykając^o zbiór znaczników. Inne raporty porównane zostały 
z praechowanymi w Bibliotece Baworowskich we Lwowie, a wplecionymi 
tam w ms., zawierający wspomnienia jednego z wybitnych uczestników walk 
r. 1794 (prawdopodobnie Rymkiewicza) oraz z rękopisem {Archiwum Ordy- 
nacjri Zamoyskich w Warszawie nr. 811, pochodzącym od pułkownika 
Michała Trębickiego, lecz poczęści tylko jego ręką pisanym, pod tytułem 
^Wyprawa wojenna do Pruss Gla Dombrowskiego w R-u 1794 czasu woyny 



— 198 — 

czycy, na prawej ponad Wisłą część brygady mojej, ja zas z korpusem na 
Gąbin, Kłodawę ku Poznaniowi, mając przed sobą general-majora Schwai- 
na, po lewej stronie generał-lejtnanta Schwerina, a po prawej pułkownika 
Szćkely, wówczas z korpusem swoim w Inowrocławiu stojącego. 

W czasie tego marszu dowiedziałem się, iź nad Wartą pomiędzy Ko- 
łem a Koninem napadł gen. Schwerin na część powstania wielkopolskiego, 
a że z piechotą i armatami ich atakował, przymusił w porządnej rejteradzie 
opuścić te miejsca. Jeden tylko wprawdzie marsz dla złączenia się z nimi 



Insurrekcyiney z oryginalnych pism Gła Dombrowskiego w czasie oblężenia 
Warszawy od woyska pruskiego i rossyiskiego pod dowództwem Króla pru- 
ski^o Fryderyka Wilhelma II*. Są to zebrane starannie załączniki do 
właściwego pamiętnika Dąbrowskiego. Na czele znajduje się ręką Trębickie- 
go krótka wstępna „Notta", zaś na końcu, jego również ręką, dopisek: „na 
tym się kończy Źumal Gen. Dombrowskiego działań woiennych z Prusa- 
kami**, wraz z wiadomością o zachowaniu się Dąbrowskiego przy upadku 
insurekcyi. W tym ms. znalazły się w odpisie niektóre ważne załączniki za 
okres od 12 do 26 października 1794, których brak zupełnie w wyżwymie- 
nionych mss., i które umieszczamy poniżej na właściwem miejscu cłu'onolo- 
gicznem. Po za tem, obok głównego tekstu ms. Czartoryskich, zaznacza- 
my główniejsze waryanty rzeczonych mss. 0(ssoliń8kich), B(aworow8kich) 
i Z(amoyskich). 

Tekst, obecnie przez nas ofiarowany, stanowi tym sposobem niezbędne 
dopełnienie jed3niego z pośród trzech dotychczas ogłoszonych (1796, 1839, 
1845), mając^o cl^rakter oryginału, t. j. pierwotnego tekstu Beytragu z 1796 
roku. Prawdopodobnie obadwa teksty powstały równocześnie, w ten sposób, 
że Dąbrowski, nie władający dość swobodnie polszczyzną, swoje uwagi narra- 
cyjne spisywał po niemiecku na podstawie mianych przed oczyma raportów 
i ordynansów polskich, a ktoś inny pod jego okiem tamtą narracyę tłoma- 
czył na język polski. Znamiennym rysem tego, ogłaszanego tutaj tekstu 
polskiego, jest, że Dąbrowski przemawia tu wprost w pierwszej osobie, kiedy 
natomiast w Beytragu ukrywał się za osobę jakiegoś świadomego rzeczy bez- 
imiennego oficera. Ten rys zdaje się przemawiać za pierwotnością tekstu 
polskiego, przeznaczonego zapewne do archiwum domowego, nie do druku. 
Zapewne, mógłby też Dąbrowski w latach późniejszych dokonać przekładu 
pokkiego, ale dziwnem byłoby, gdyby w takim razie nie uzupdnił ani spro- 
stował kilku niepewnych lub zgoła błędnych wiadomości (np. o losach Za- 
krzewskiego) albo nie zmienił sądu o wielu ludziach (Mniewski, Giedroyć), 
skoro w wielu innych miejscach wprowadził odstąpienia od tekstu Bey- 
tragu. Te odstąpienia zresztą w niektórych ważnydi momentach (np. roz- 
dział pieniędzy pod Badoszycami, stosunek do Suworowa) przemawiać się 
zdają za większą jeszcze wiarogodnością tekstu polskiego. Co jednak prze- 
dewszystkiem niniejszemu tekstowi nadaje cechę źródła pierwszorzędnego, to 
zbiór załączników, znajdujących się tu w pierwotnem oryginalnem brzmieniu 
polskiem, kiedy natomiast w Beytragu te doniosłe dokumenty przeważnie 
podane były tylko w streszczeniu, niektóre tylko tłomaczone w całości, a i te 
drukowane z błędami, niektórych zaś brak tam zupdtnie]. 



— 199 — 

do Kola uczynić miałem, lecz dla tern prędszego dania im sukursu, wrodzi- 
łem 300 piechoty na powózki z armatami i pod komendą gen. Rymkiewicza 
do K61& posłałem, o czem już prawie napierający tam Schwerin uwiadomio- 
ny, bez jednego wystrzału oba te opuścił miejsca i ku Poznaniowi cofnął się; 
gdzie złączywszy się z tą częicią powstania, przeszedłem pod Kołem i K*oni- 
nem Wartę. 

W Słupcy, 4 mile od Gniezna, 8 od Poznania, złączyli się zemną gen. 
Madaliński, część brygady mojej, poznańskie, kaliskie i gnieźnieńskie |X)- 
wstanie. Zregulo watem ile możności ten korpus, w którym wojewodowie, 
kasztelanowie, innych dostojeństw i wielu orderów kawalerowie, niemogąc 
wszyscy pierwsz^o posiadać stopnia, w szeregu tow^ysza — a raczej nie- 
ustraszonego wolnego żołnierza — pełnili powinność. 

Powstanie wielkopolskie ledwo 4000 ludzi nieregularnych miało; ka- 
walerya lubo na dobrych koniach, lecz źle uzbrojona była. Miałem więc 
przeszło 6000 ludzi, a Madaliński 600 koni brygady swojej; nie zaś 18.000 
prócz Madaliński^i;o, jak gazety głosiły. 

Po takowej organizacyi maszerowałem na 3 kolumnach do Gniezna, 
stamtąd wysłałem 200 koni brygady mojej ku Poznaniowi dla zrobienia 
myśli nieprzyjacielowi, iż Poznaii atakować będę i 3 dni pro w tom utrzymy- 
wałem mniemaniu, ale mając nie więcej jak 2400 ludzi regularnych, nii(Hlzy 
którymi 1400 tylko piechoty liczyłem i 10 sztuk armat małego kalibru, 
z przyzwoitą pomyślnością niemogłem atakować Poznania. 

Stu strzelców z 2 armatami dałem gen. Madalińskiemu, który szedł 
na Trzemeszno, Barcin nad Notecią. Ja zaś z korpusem na I^biszyn w celu 
spotkania pułk. de Szókely w Bydgoszczy lub Inowrocławiu. 

Gen. Madaliński pierwszy doszedł Łabiszyna, ])ostenmek nieprzyja- 
cielski tam będący zniósł, jako też i w Barcinie; w tych obydwóch miejscach 
2 oficerów i 40 gemejnów w niewolę zabrał. 

Po tak nagłym marszu stanąwszy w Łabiszynie, chciałem s|)ocząć 
i tym końcem w mieście i na przedmieściu powstania rozlokowałem, a ol>óz 
po drugiej stronie miasta roriożyłem. W nocy około 12-tej godziny napadł 
nas niespodzianie de Szókely. Atak swój od armat rozpoczął, a, ile wiado- 
my doskonale pozycyi, zyskiwał z początku dogodne miejsce, gdzie ja w 300 
koni brygady mojej, wpadłszy na piechotę nieprzyjacielską, tak ją zmięsza- 
ł«n, że niemogąc się oprzeć kawaleryi mojej, która proporce w trupach zo- 
stawiała, zaczęła się rejterować; tym więc sposobem otworzyłem miejsce szy- 
kującej się z armatami piechocie mojej, gdzie ledwo na 30 kroków gdy 
przysdo do ręcznego ognia, a niektórzy bagnetami sie koląc, spędzili z zy- 
Rkownej pozycyi nieprzyjaciela i do nagłej rejterady przymusili. Zostawił 
nieprzyjaciel na placu 1 oficera i 23 gemejnów, wiele bardzo rannych ludzi 
i ubitych koni. 



— 200 — 

Pułkownik Hinrichs mocDO byl ranny, a pod pułk. de Ssćkdy koś 
ubity. Z naszej strony 7 zabitydi, 9 rannych i blisko 30 koni bagnetami 
skłutycli liczyliśmy, z których 10 wcale zdatne do użycia słaźby nie były. 
Największa strata majora Jarząbkowskiego, regimentu 13-go, który z dy- 
stynkcyą pełniąc powinność swoją, ranny, umarL 

W największym pospiechu rej terował się nieprzyjaciel ku BydgOBatczy, 
na którego ściganie, dla zbyt ciemnej nocy, nie modern ryzykować idnie- 
rza mego, ale nazajutrz równo ze dniem w 800 koni kawaleryi wysłałem za 
nim gen. Rymkiewicza, który już go dojść nie mógł w marszu, ale na mięjBcn 
w Bydgoszczy zastał i o tem mi raport uczyniL Ci^y dzień odpocsąwaiy, 
pomaszerowałem na całą noc do Bydgoszczy, miasta 4 mile od ŁałHSiyna 
odległego. 

Kano o godzinie 6-tej stanąłem uszykowany pod Bydgoszczą, a po 
kilkakrotnym wystrzale z armat posłałem do miasta z propozycyą kapitula- 
cyi, gdzie po danej nieprzyzwoitej odpowiedzi pułk. de Szćkely, pół moją* 
piechoty do szturmu miasta posł^em, drugą w rezerwie zostawiwszy. Blisko 
2 godzin mężnie bronił się garnizon bydgoski, po którym ujjynionym czasie 
ujrzeliśmy się panami miasta. Pułkownik de Szókely, ranny kulą armatnią 
w lewą nogę, dostał nam się w niewolę wraz z dwa razy rannym piJk. Wit- 
tem; niemniej jeden major, 18 oficerów, 20 unteroficerów, 372 gemejnów. Na 
placu legło 100, rannych 50. Z naszej strony 23 zabitych, 30 rannych. Po 
tamtej stronic miasta stał korpus nieprzyjacielski pułk. de Szókely, ale gdy 
ujrzał napierających republikanów do miasta, umykał spiesznie do Grudzią- 
dza, gdzie Wisłę przebył. 

Bydgoszcz jest miasto całkiem murowane; Brda, płynąc przezeń, dzieli 
go na dwie części, niema więc dogodniejszego przejścia Brdy, jak 2 mosty 
w mieście znajdujące się, przez które gen. Madaliński z brygadą swoją i Rze- 
wuskiego przeszedłszy, ścigał uciekającego nieprzyjaciela, ale nie mogąc go 
już dojść, powrócił, wiele przyprowadziwszy brańca. 

Ofiarując kapitulacyę, kazałem był powiedzieć pułk. de Szćkely, że, 
jeżeli nie podda miasta, przymuszony będę użyć jego sposobu, to jest ara- 
buję i spalę; przeciwnie, nie dotrzymałem moj^o słowa. 

Udałem się do miasta; domy znalazłem pozamykane. Obojej ptei 
mieszkaiicy niezmierny czynili krzyk i narzekanie, prosząc o życie i miło- 
sierdzie; w tym razie dały się słyszeć z niektórych domów wystrzały, te ka- 
załem natychmiast pootwierać z ostrzeżeniem, że, jeżeli będzie który dom 
zamknięty, rabunkowi podpadnie. Żołnierze kontenci ze zwycięstwa, nie my- 
śleli o rabimku, co mnie najwięcej cieszyło. 

Upewnieni o swem bezpieczeństwie obywatele, wychodząc z domów, 
częstowali żdtnierzy naszych; ażeby jednakowoż z przyczyny uczęstowania 
nie zdarzyły się jakowe przestępstwa, na pierwszy dany z rozkazu mego do 
wymarszu odgłos, w zwykłym stan(2li porządku, i tak na prawym 1 



- 201 — 

Brdy rozłożyłem obóz, 300 ludzi z rezerwy na garnizon przeinaczywaiy 
Pułk. de Szćkely, w bliskiej moetu ulicy między innymi rannymi i zabitymi 
leląc, najprzód przez kosyniera, a potem majora Zabłockiej proponującego 
poddanie miasta był poznany; poznał go nawzajem de Szókely i proaił 
o przebaczenie i życie. ^Oboje byłbyś otrzymał, nie prosząc o nie*" odpowie- 
dział mu i mimo wszystkich okrucieństw, które w tamecznej dopełniał oko- 
licy, i nieprzyzwoitej odpowiedzi majorowi Zabłockiemu, zaprowadzony zo- 
stał do pobliskiego domu i przyzwoicie opatrzony. 

Odwiedziłem wszystkich niewolników, szczególniej pułk. de Szókely, 
który życzył sobie widzieć się zemną. Widzeniem mojem był mocno poru- 
szony, bojąc się o życie i wyrządzenie jakowej krzywdy; prosił mię o pienią- 
dze, które mu dtdem, czerw. zł. 54. Powtórnie, bym się z nim mógł widzieć, 
żąd^, chwalił moje obchodzenie się tak z obywatelami jako T wojskowymi, 
darował mi 6 koni jezdnych, których ani odebrałem ani Ri<^* u sukcesorów 
upominałem, przestrzegał, bym się dalej nie posuwał, ponieważ korpus z Po- 
morza i Brandeburgii na zniesienie mię maszerować miał. Wezwany doktór 
nie tuszył mu dalszego życia, i tak 4 -go dnia umarł, przy asystencyi jedne- 
go batalionu i trzykrotnym wystrzale z armat |)ochowany został. 

Będąc panem części Noteci i Wisły, od Świecia aż do Tokar naprze* 
ciwko Płocka, gdzie podług umowy z Naczelnikiem Kościuszką korpus Xcia 
gener. Poniatowskiego do Gąbina posunąć sic miał i konumikacyę zemną 
utrzymywać, skąd dla pomyślniejszej operacyi mojej znaczne otrzymywać 
miałem posiłki, myślałem o wzięciu Torunia, a dla pewniejszego układu po- 
sterunki z kawaleryi w Świeciu, Nakle, Żuiinie, Łabiszynie i Inowrocławiu 
rozstawiłem, a do Włodawka pół brygady mojej dla obscrwacyi nieprzyja- 
ciela, w Poznaniu będącego, wysłałem; te posterunki 4 niilc na okół Byd- 
goszczy odle^^e miałem, ale pomniejsze przed sobą miały komendy, pewien 
więc byłem, iż 4 dniami wprzódy o wymarszu skąd na mnie nieprzyjaciela 
uwiadomiony będę, do czego przejmowane poczty, sztaf(?ty, oraz szpiedzy po- 
mocni mi byli. 

Toruń, leżąc przy prawym brzegu Wisły, stąd tylko łatwy jest do 
atakowanii^ kazałem przeto^wszystkie statki i ludzi do przewozu zdatnych 
spędzić i tak w 2 kolumnach pod Fordoniem i Solcem przebyłem Wisłę. 

Pod wieczór S-go dnia marszu mego stanąłem obozem o milę od To- 
runia, abym równo z dniem rozpoczął atak. Dla większego bezpieczeństwa 
posłałem na lewy brzeg Wisły do Podgórza komendę z strzelców i kawale- 
ryi złożoną, która po tamtej stronie pilnowała. Gdy już wszystko w goto- 
wości było, pewną odebrałem wiadomość, że sukurs Toruniowi nadciągnął. 
Nie mogłem się wprawdzie pomyślności spodziewać, bo siła moja, dla pozo- 
stałego garnizonu w Bydgoszczy i straży niewolników zmniejt*zona, nie wię- 
cej 1000 głów wynosiła, w nieodmiennej atoli bodąc myśli, przeprawionym 
przez Wisłę komendom około Grudziądza, Chełma i Chełmży nad Drwęcą 
Monografie. T. JV. 



— 202 — 

trąźyć kazałem, gdzie jedna komenda moja oficera i 30 huzarów Wirtan- 
berga w niewolę zabrała; tak tedy i z drugiej strony Wisły pewny będąc, 
nie mogłem sobie inaczej wnosić, jak tylko, że t Płocka korpus do Tonmia 
nadszedł, a że byłem mycli układów pewien, nie przestałem myśleć o ataka 
Torunia. Aliżci w tym razie dał się słyszeć ręczny ogień, ku prawej rozcią- 
gający się stronife. Po dostatrcznem uważaniu był to na drugiej strome Wi- 
sły, a przez raporty uwiadomiono, że z Łowicza czyli Łęczycy korpus pod 
komendą pułk. Ledivarego nadciągnąwszy, około Podgórza naprzeciw Toru- 
nia stanął i moje tam znajdujące się komendy napadłszy, część ich zajął, 
a reszta się do Solca zrejterowała. W tymsamym nieledwie czasie odebra- 
łem raport z Włocławka, że korpus z Poznania maszeruje i że posterunki 

ok(rfo Łabiszyna rej terują się. 

♦ 

To wszystko przymusiło mnie ataku Torunia zaniechać i znowu przez 
Wisłę do Bydgoszczy powrócić. Dla bezpieczeństwa przeprawy natychmiast 
200 piechoty z 4 armatami i 400 kawaleryi posłałem przez Wisłę pod Solec, 
by po tamtej stronie aż do Torunia obserwowali nieprzyjaciela, a z tej stro- 
ny do alarmowania Torunia 200 strzelców i Madaliński^o brygadę wyda- 
łem i z tej przyczyny korpus nieprzyjacielski, na Podgórzu stojący, w zna- 
cznej części prz(iz most do Torunia w^»zedł. Ja zaś w tym razie podobnym 
pierwszemu sposobem powróciłem do Bydgoszczy, rozkazawszy pozostałym 
komendom ciągnąć się za mną i w nocy Wisłę pod Fordoniem przebyć. Nie- 
przyjaciel opieszale pzedł za nami i nie straciłem żadnego człowieka, lecz 
5 dni, które, na niepotrzebnych zeszły marszach, ledwo na potem o moment 
złego nie sprawiły skutku. W Bydgoszczy dowiedziałem się o utracie ko- 
munikacyi z Warszawą, o pobiciu i wzięciu w niewolę Naczelnika, o wy- 
marszu z Poznania na zniesienie mnie, Schwerina i Elsnera, o zbliżającym 
się korpusie z Pomorza i Brandenburgii, o wymarszu z okolic Rawy gen. 
Schwerina dla oddzielenia mnie od Bzury. 

Po tylu odebranych wiadomościach nie miałem wprawdzie ochoty 
opuścić pozycyę moją, bo nie mogłem się nigdy tego f^podżiewać, iżby kor- 
pus Xcia Poniatowskiego od Bzury odsunąć się«miało, a tern nmiej po wzię- 
ciu Naczelnika. 

Od komend moich z Łabiszyna, Pakości, Strzelna odebrałem raporty 
o wymarszu nieprzyjaciela z Poznania, na którego wstrzymanie 400 koni 
brygady mojej pod komendą Bielaraowskiego, majora, w okolice Gniezna 
wysłałem, który w marszu będącego nieprzyjaciela w Koninie zastał, a ten 
rozumiejąc, iż to jest awangarda korpusu mego, ku Poznaniowi, około Śrema 
i Pyzdr przez Wartę cofnął się. 

Po odebraniu takowej wiadomości od Bielaraowskiego, sądziłem za 
najdogodniejszy sposób opuścić na czas niejaki Bydgoszcz i tak się posta- 
wić, aby mi Ledivary z Podgórza łącznie z garnizonem toruńskim w tył 



j 



— 203 — 

nie wszedł, ile że geo. SchweriD przeszedłszy Wartę, całkiem mnie od War- 
szawy oderznąc mógł. 

Przybyły kuryer z Warszawy zapewnił mnie, iż wszystkie komiinika- 
cye przecięte, źe Xźe Poniatowski opuścił Bzurę, a nieprzyjaciel mocno się 
w Kamionnej i Sochaczewie szańcuje i wzmacnia. Naczelnik pisał mi o po- 
rażeniu Sierakowskiego nad Bugiem przez Moskali i ku Wiśle zbliżać mi 
się [polecił]. Nie wiedział jeszcze o porażeniu i wzięciu pułk. de Szćkely, 
myśląc, iż około Poznania jesteoL 

Aby więc Lediyary z Torunia między Wisłą, Notecią lub Warfą nie 
postawił się, nim go dwoma dniami upnuKlzić miałem, posłałem w tym celu 
brygadę Madalińskiego z 200 strzelcami w las ku Podgórzowi, aby tenże 
w około obsadzili tak, iżby nikt przejść nie mógł. 

Po przyjściu wszystkich posterunków do Inowrocławia, mosty znaj- 
dujące się na Noteci popalić kazałem. Część kawaleryi zostawiwszy w Byd- 
goszczy z kolunmą, ruszyłem nadchodzącego dnia do Kaczkowa, w równej 
linii z Toruniem, zabrawszy niewolników, których liczba przeszło 400 wyno- 
siła^ blisko 200 prowiantowych i polowych wozów, skład sukna na 4000 lu- 
dzi wynoszący i wiele innych rekwizytów wojskowych, co niezmierny czyniło 
bagaż. W marszu będąc, stojącego w Podgórzu nieprzyjaciela strzelcom 
i kawaleryi atakować kazałem; ten myśląc, iż przez cały korpus mój atako- 
wany, w części wszedł do Torunia, a w drugiej pod miastem się postawił. 
Tak atoli złudziwszy pułk. Ledivary'<^o, drugiego dnia marszu mego, bez 
najmniejszej przeszkody, ujrzałem się być o 3 mile od Włocławka, blisko 
Wisły, do dwóch dni przednie moje straże pod Bydgoszczą i Toruniem zo- 
stawiwszy; tak albowiem oszukany Ledivary, już nie śmiał tylnych moich 
straży zaczepiać. 

W tym marszu dał się armatni i ręczny ogień słyszeć, zastanowiło to 
niepomału, by strzelcy moi pod Podgórzem będący tak dalece się z nie- 
przyjacielem nie wdali; posłałem przeto do Podgórza w celu powzięcia wia- 
domości, skąd zaraportowano, iż przyczyny nie wiedzą; dopiero dezerter upe- 
wnił, iż z przyczyny pojmam'a Naczelnika przez Moskali i pobicia korjmsu 
jego strzelano, co i szpieg, powróciwszy z Torunia, potwierdził. Nic mnie 
atoli nie odwracało od mego zamiaru w nadziei, iż te niepomyślne nowiny 
potwierdzone nie będą. 

Przybył do Włodawka Mofóki, major brygady mojej, którego to po 
wzięciu Bydgoszczy kuryerem do Warszawy wysłałem, ten potwierdził na- 
der smutną dla mnie wiadomość, przywiózł mi patent gener.-lejtnanta i pię- 
kny bardzo pałasz za szczęśliwą czynność. 

W tym nieledwie czasie stanął obywatel Miaskowski kuryerem z pod 
Gniezna do Warszawy wysłany, który, przedzierając się przez wszystkie po- 
sterunki nieprzyjacielskie, potwierdził wszystko i dokładną przywiózł wiado- 
mość o mocnem czuwaniu nieprzyjaciela na mnie. 



— 204 - 

i)tl(*1)rali>m ckI łUdy Najwyissej i obranego tymczasowego komcB- 
ilniiia \vnj-.k pMicr.-h^jtn. Zajączka proklaiiiacyij do wojaka, która natrdk- 
luia-t ])r/y ł)«'ffhi o^to^zona była. 

Wyslaloni iiit'zwliK*ziiie na odwrót tegoi obywatela Miaakowskiego, 
świat łi^^u czlii wirku, do Warszawy z Ufltnein doniesieniem połotaiia niegp, 
w jirziriu^u za^ ti-iri» cziu^u uiaszerowatem do (rabina, a Madalińaki, kt6n» 
mu dHlini lHn) strzflrów, na GoHtyiK Szczawin do Kiernozi. Stanąway 
\\- (inlMiiic. du-ialnn czckar na siikurH lub zrobienie komunikacyi pns 
Hziin.' i p<>tt>iu iidfrzyr na lANliyary^e^ i znowu do Wielkopolski &ię wci- 
snąr. Wysiałem mi-tcne patrole, te upewniły nmie o blinko stojącym me- 
przyjacielu. 

.Mada liński «)knto Ślet<ina wziął 10 ludzi w niewolę. Patrol z mojq 
brygady ])r/y prowadził porucznika Lindenau z regimentu piechoty Franken- 
berpt. ktt^y. st«)ja,(' w Kamionnej, wysłany był dla spędzenia robotnika; kió> 
tko ni^)wia.(*. ł>yloni w około otoczony 4 razy liczniejszym odemnie nifl- 
przyjjM-ifloin. 

N*yiimii. ])nłk. powi^tania wielkopolskiego powrócił z wiadomcadą, ił 
Xia>' ^^on. Pniiiatow^ki atakował Kamionnę i Sochaczew, ale bezakuteczm 
oraz przy wiń/l na pi.^^mic, iż Xiąż<.' "^^ ordynans, nie zważając na stratę ła- 
dzi, koiiit-c/nii' Hzurę z nii*pr/yjaciela oczyścić. Piszem do Xięcia, ii w ia^ 
iliii s{M)sul> iii<])r/yjaoi<>Ia. Bzurę otaczającego, zaczepiać nie mogę, bon- 
w^zihl od nirjirzyjariela otKrzonym będąc, prócz tego wiele niewolnika i ba- j 
^^aż duży pn)wadza.<*, wystawiłbym [się na niebezpieczeństwo] stracie^ \ 
w dwń<-h i)owuo zostaja.c ogniach. 

'In Itył uinnicut. w którym mimowoli przejść potrzeba było Binr^ 
opUM-ii- \VicIk(>p()l>kr', wi<'lc tamże pozostałych komend lekkiej kawaloTi, 
w zuac/rnj czcńfi brygady moj>'j w komendzie Bielamowskiego majora bę- 
tLłCł-j. ktńra już przrz korpus I^ivary'ego była oderznięta. 

Tu dla iłi<'ok]i/ania nieprzyjncieiowi mego pomieszania i ukrycia car 
myslu, wysłałam kcjuiendy: do Tokar naprzeciw Płocka majora Duczymin* 
skiego. na])rzeci\v pułk. ]A'divary'(^go porucznika Dąbrowski^o; do Mada- 
lińskic^ro napisah lu, aby Kiernozio obstawił mocnO| dol^ patrol pod kth 
menda porucznika Goszczyńskiego wysiałem, a do Sochaczewa majon 
()l)n'l>skic<ro. W tak zuaczncui licznych komend rozesłaniu sam ledwo bei 
kawaicryi nie zostidem, pewien atoli byłem, iż w Iłowie, 3 mile od Gąbina, 
bezpiecznie stanąć mogę. z teni przedsięwzięciem, jeżeli Bzurę mocno obata- 
wioną, znajdę, na jeden nieprzyjacielski korpus napaść. 

j^tanąwszy w Iłowie, odebrałem od wykomenderowanych raporty, ił 
w .sw(>j«*m stanęli miejscu. 

Z Kiernozi, milę oil Iłowa. jłOWTÓcił szpieg i wyznał, iż korpus nie- 
przyjacielski z >iouO złożony, z Rftwy jwd komendą g.-L Schwerina, stanął 
obozem i na llńw maszerować ma; wyHłauy tamżo patrol meldował, iż gen. 



— 205 — 

Mftdalińskiego Die zastał, ponieważ po tamtej Ktronie nieprzyjaciel oboanjo. 
W tym samym czasie słyszano na okol ucierającą się kawaleryą. 

W nocy o 12-tej godzinie z wszelką przezornością mszyłem z Iłowa, 
swiadomiwszy gen. Madalińskiego i wszystkie uboczne straże; rano o godzi- 
nie 7-mej przeszedłem Bzurę, miejscem nieprzyjacielowi niewiadomem, mię- 
diy Sochaczewem i Kamionna, w którym to czasie Xiąźę gen. Poniatowski 
Sochaczew atakował. Popoludnin o godzinie 4-tej wszystko się przeprawiło, 
i najmniejszej nie straciwszy rzeczy. 

Następującego dnia atakował mnie nieprzyjaciel armatami z tamtej 
■ttony rzeki, któremu odpowiada<^ kazałem, lecz s obydwóch stron nada- 
remna szkoda prochu i kul była. 

Że jednak nieprzyjaciel o sile moskiewskiej wiedział i może z tej stro- 
ny Warszawę atakować zamyślał, o tysiąc kroków za Brochowem zysko- 
wniejsze wzi^em miejsce i tam się okopałem, mocnemi komendami Bzurę 
obstawiwszy, co wszystko tamowało przejście. 

Po wyprawieniu niewolników i zdobyczy do Warszawy, mocncm usta- 
wieniu obozu mego, zdawszy komendę doświadczonemu g.-m. Rymkiewiczo- 
in, wyjech^em do Warszawy. 

Oddać winienem sprawiedliwość wojsku tak regularnemu, jako i po- 
wstaniom wojewódzkim, w komendzie mojej będącym, w których jawnie się 
^ okazało, iż męstwo, cnota, miłość ojczyzny, zaufanie w swoich dowódzcach 
i przyzwoity ku nim szacunek znalazły w nich miejsce. Nie uwodzili się 
nmatą, nie ubiegali aa rabunkiem, sławy tylko w zwycięstwie jednem 
«akalL 

Los nieprzyjacielskich niewolników ile możności starałem się słodzić* 
JFani Łedebur, córka de Szókely'ego nie przypisze zapewne tę nieprzyjemną 
dla siebie podróż, do Warszawy odprawioną, niechęci mojej; w tym razie nie 
mogłem jej dać pomocy, ponieważ była zastawem dam naszych, którym pułk. 
de Saćkely, ojciec jęj, wraz z innymi obywatelami wielkopolskimi i ducho* 
fttymi, 0romotn«^ śmierci dał uczuć wyobrażenie, w ten sposób meldując 
bólowi swemu: „Iż, gdybym nie miał względu na oflcyalistów pruskich, 
V ręku Polaków znajdujących się, którychby podobnyż los spotkać mógł, 
Jażł^m ich był z półtuzina wywieszał*. 

Głoszono, co i Gazeta twierdzić miała, jakoby dobra de Szókely po 
trabowaniu na aukcyę przedanc być miały, cukier z bydgoskiej cukierni na 
dobro kraju obrócony i tym podobne nieprzyzwoitości, — wszystko to było 
oczywistym fałszem, bo chociaż nie mogąc na wszystko mieć oka, wysa- 
dzcny na to pełnomocnik Wybicki, znany ze swego charakteru i cywilności 
mąż, przyzwoite dawał na to baczenie. 

60,000 złtp. nałożonej kontry bueyi w Bydgoszczy, prócz tego, by 
w różnych wypadkach 200,000 złtp. do kasy mojej wojennej w[^ynąć nie 
miało, zabrane magazyny w Kamionnej, Pieczyskach, Tokarach, Bydgoszczy 






— 206 - 

i Nakle, to jest oczywistą zdobyczą, nie największą mem zdaniem przyno- 
szącą krzywdę królowi pruskiemu; żadnej atoli budowli ni żadnej śluzy pię- 
knego kan^u na Brdzie i Noteci ani spalono, ani też zniszczono. 

Nad portret Fryderyka II, w swojej wielkości, z ratusza bydgoskiego 
i kilku kart geograficznych, nic mi się więcej z Prus w zdobyczy nie do- 
stało. Wszyscy wasale pruscy i oficyanci, jakiegokolwiek bądź stanu, znali 
to zapewne, iż stardem się łagodnym być im nieprzyjacielem, czego różni 
w różnych przypadkach doznali. 

Pruscy chorzy żołnierze z felczerami w pieniądze opatrzonymi w mia- 
stach znajdowali się, którym, by jakowe nie trafiły się przypadki, straż moją 
zostawiłem, co, przeczyć nie mogę, nawzajem moim czynione było. 



(ZAŁĄCZNIKI*). 



Eaport powinny. 
Stanąłem wczorajszego dnia pod wsią Dębina zwaną naprzeciw Za- 
kroczymia; powracające patrole i szpiegi zapewniają, iż nieprzyjaciela aż do 
brzegu Bzury żadnego nie ma, a z tamtej zaś strony tejże rzeki od Socha- 
czewa do jej ujścia w Wisłę wszędzie są rozłożone komendy, które ten brzeg 
zasłaniają, a dla czynienia trudności jej przejścia brony pozarzucali, które 
patrol mój dostrzegł. Pełnomocnik Wybicki zapewnił mnie, iż generał Bro- 
nikowski do Kazunia maszeruje, zapewne dlatego, aby zasłonił lewy brzeg 



*) „Tadeusz Kościuszko, Najwyższy Naczelnik siły zbrojnej naro- 
dowej: Daję ordynans g.-m. Dąbrowskiemu, aby z powierzonem sobie woj- 
skiem dąży] do Wielkopolski drogą i sposol)arai, które mu roztropność i ta- 
lenta jego wskażą za najlepsze i najdogodniejsze. Starać się będzie łączyć 
jak najrychlej z zebranymi tejże prowincyi korpusami, obejmie nad nimi 
najwyższą komendę i będzie miał moc rozkazywania i dawania swych ordy- 
nansów wszystkim generałom wojewódzkim i wszystkim jakiejkolwiekbądź 
rangi oficerom siły zbrojnej wielkopolskiej do obracania komend swych tam, 
gdzie uzna tego potrzebę, znosić się będzie z rządem cywilnym względem 
uprowidowania i opatrzenia w wszystkie potrzeby wojska narodowego. 
Użyje wszystkich sił swoich do gnębienia nieprzyjaciela i wypędzenia go 
z krajów najechanych, do zabierania kas i magazynów, słowem do jak naj- 
większego szkodzenia i znoszenia nieprzyjaciela; starać się będzie utrzymy- 
wać jak najwiękv^zą komunikacyą z korpusem głównym i jego dywizyami 
i jak najczęściej i najostroźniej dawać będzie raporty o obrotach swoich. Co 
wszystko gorliwości obywatelskiej i talentowi jego polecam z zapewnieniem 
największej narodu wdzięczności. Dan w obozie pod Mokotowem d. Vll-bri8 
Koku 1794. T. Kościuszko". 



- 207 - 

Wisły od Zakroczymia aż do Wyszogrodu w zamiarze, aby nieprzyjaciel 
z tej strony przeprawić się nie mógł i nmie tylu nie brał. Zapewnił mnie 
także, źe komenda druga zaraz do Błonia idzie; zamiar tej inny być nie mo- 
że, jak się posunąć ku Szymanowu i Pawłowicom, demonstrując nieprzyja- 
cielowi, jakoby chciał Bzurę przejść pod Łowiczem lub Sochaczewem. W ta- 
kiem rozłożeniu komend spodziewam się przejść Bzurę pomiędzy Sochacze- 
wem a Wisłą i stamtąd ku Gostyniowi posunąć się; jak tylko gen. Broni- 
kowski tu stanie i posterunki moje ponad Wisłą będące obejmie, poszlę g.-m. 
Rymkiewicza ze wszystkimi strzelcami, 2-ma armatami i brygadą moją 
przez las kapinoski do Bzury, ażeby tam przeprawę zabezpieczył i ułatwił, 
ja zaś z korpusem równo ze dniem za nim ruszę. 11 VII-bris 1794 Koku. 

Dąbrowski *). 

Raport powinny. 
Melduję Najwyższemu Naczelnikowi, żem dziś stanął w Kromowie 
wieczorem, nad samą Bzurą, a jutro przeprawię się obronną ręką i ku Gąbi- 
nowi ile możności posunę się, zawsze w tej pewnej nadziei, iż Madaliński 
swoje operacye ku Sochaczewu i Łowiczowi czynić będzie. Ponieważ między 
temi dwoma miejscami w Kozłowie około 60(X) z 20 armatami obozować ma^ 
gdyby tedy Madaliński tam się pokazid, łatwoby mi ł)yło ten obóz atako- 
wać lub go z pozycyi ruszyć; a ponieważ gen. Bronikowski z znacznym kor- 
pusem nieczynny będzie, upraszałbym, aby się zemną łączył, a to dlatego, 
bym łatwiej i pewniej dokonał operacyi mnie powierzonej w Wielkopolsce. 
Proszę o jak najprędszą rezolucyę przez kuryera wysłanego. 12 VII-bris 
1794 R. 1). Dąbrowski. 

Raport powinny. 
Melduję Najwyższemu Naczelnikowi, iż dziś w trzech kolumnach 
I»rzeszedłem Bzurę, w Kamionnej atakowidem posterunek pruski i zał)rałem 
w niewolę, jak już meldowałem, jednego oficera, 2 unteroficerów, 40 gemej- 
nów. Pułkownik Sokolnicki przy tym ataku dystyngwow^ się. W Wi- 
Uokowicach atakowała kolumna tamtejszy posterunek i wpadłszy na bateryę 
pruską, wzięli w niewolę 1 oficera, 1 unteroficera, 1 dobosza i 30 gemejnów; 
więcej 100 ludzi w tych obydwóch atakach zginęło mężnie się broniąc; tych 
wszystkich niewolników zdrowych prócz rannych odesłano przez komendę 



*) „Odpowiedź N. Naczelnika: „G^^neralel Co Ci Wybicki, pełno- 
mocnik powiedział, wszystko prawda, jutro rano wysyłam na Błonie ku gra- 
nicy pruskiej Madalińskięgo; oddaję Twojej roztropności, talentom, znajomo- 
ści i patryotyzmowi cały układ przechodu. Ściskam Ciebie. II YH-bris 
1794 R. T. Kościuszko". 



*) Ms. Z.: z Kromowa. 



— 208 ^ 

do generała Bronikowskiego. W tym ataku dystyngwowali się majorowie 
Szwykowski z regimentu 13-go, Obrębski z brygady Bzewuskiego* W Ka» 
mionnie znalazłem bardzo wielkie magazyny owsa, mąki, soli. Inwentarza 
zaś jeszeze opisanego niemam, — co można, katę zabierać, ale nie mogąc 
mieć fur do przesłania reszty do Warszawy, zostawiam dozorowi gen. Bro- 
nikowskiego, który do mnie ma być przyłączony i czeka ordynansu, ja za^ 
pomaszeruję dalej, lecz, jak widzę, zewsząd siły na mnie skupiać się zeehcą, 
a powstania kujawskie i łęczyckie nie mają być tak liczne, jak mówiono, bo 
po części już rozproszone; przecież nie myślę, jak tylko dopełniać rozkazy 
Naczelnika i nie patrzę na trudności, które w dalszym marszu prz^lądam, 
tylko idę, gdzie mnie powinność prowadzi, w dopełnieniu jej ścisłem zalda- 
dając sobie całą mą sławę i szczęście. 13 Yll-bris 1794 R. *). 

Gen. Dąbrowski. 

Raport powinny. 
Melduję Najwyższemu Naczelnikowi, iż dnia 18-go •) dalej nie poma- 
szerowałem z przyczyny, iż się piechota i kawalerya nieprzyjacielska na mo- 
jem lewem skrzydle pokaztda, aż ku wieczorowi ucierając się rozpędziłem tę 
dywizyę 3 zabiwszy a jednego wziąwszy w niewolę i jednego zdobywszy ko- 
nia; Yrieczorem wysłałem komendę do Pieczysk, gdzie był posterunek 
nieprzyjacielski i znaczny magazyn; wykomcnderowani po północy stanęli; 
nieprzyjaciel uwiadomiony już będąc o mnie, przygotowany czekał, mocno 
i długo się bronił, nie straciłem jednak jak 2 ludzi; niepnsyjadel w nocy 
ucieczką się ratował, zostawiwszy 15-stu na płaca i 1 rannego unteroficera. 
W czacie utarczki już się były składy zapaliły, a nie będąc w stanie wynie* 



•) Odpowiedź N. Naczelnika: „Winszuję Oi, Generale, 2 serca po- 
myślności oręża polskiego pod Twojem wództwem, zawszem ftię tego spo- 
dziewał po Twoich talentach, odwadze i waleczności wolnego żołnierza. 
Chciej oświadczyć wdzięczność moją IchMC. oficerom i żc^erzom, którzy 
się dystyngowali, za najpierwszą okazyą przyszłe im znaki wdzięczności na- 
rodu. Gen. Bronikowski niech idzie dalej z Tobą, Generale, odei^ławszy 
tylko J:awaleryą, bez której się obejść może złączywszy się z Twoim korpu- 
sem. Ściskam Cię, mój Generale, serdecznie i życzę, by zwycięstwo nie od* 
stępowało nigdy gener^ów polskich. 14 VII-bris 1794 R. T. Kościuszko*'. 

Druga odpowiedź N. Naczelnika: „Generał Bronikowski ma ordy- 
nans złączenia się z WPanem; uwiadamiaj mię, Generale, o wszystkich roz- 
rządzeniach swoich, które Ci obserwacye militarne i roztropność wskaże 
względem komunikacyi, zabezpieczenia transportów i obwarowania Bzury, 
i daj swoją obserwacyą co do naszej strony, gdzieby komendę postawić tak 
dla obserwacyi jako obwarowania dalszych transportów ku nam. 14 VTI-briB 
1794 R. T. Kościuszko". 



•) Ibid.: w Kamionnej. 
^} Ibid.: wczorajszego. 



— 209 — 

sienią ani użycia tych magasynów, WBzystkie spalone zostały. Największa 
szkoda kasy, która 60,000 iłtp. wynosić miała, i ta w o^ciiiu spłonęła, oprócz 
co tylko wykomendoowani nieco pomiędzy siebie w zdobyczy rozebrali 
a komenderujący mój oficer *) wydobył z ognia zltp. 3864, które do kasy 
wojskowej. oddal. Wczoraj takoi wstrzymałem się, gdzie gen. Madaliuski 
złączył się zemną, a nie mając jak tylko dobro publiczne w zamiarze, chcia- 
łem mu komendę oddać, ale on tej ofiary przyjąć nie chciał, a wii.^c wspólnie 
urządzać będziemy. Dziś czekam na piechotę gen. Bronikowskiego, która 
jak padejdzie, zaraz wy maszeruję do Gąbina w nadziei mocnej, ie ekspedy- 
cya nasza kończyć się będzie z satysfakcyą Najwyższego Naczelnika i do- 
hr&n. łoraju, a komunikacya między mną i Naji>7Ższym Naczelnikiem, aby 
utrzymywaną być mogła, mocno upraszam. W Kamiennej 15 VII-bris 
1794 E. Gen. Dąbrowski. 

Raport powinny. 
Jui Najwyższy Naczelnik z raportu gen. Madalińskiego dowie hw, dla- 
czego korpusy nam powierzone nie mogły aż do Wielkopolski posunąć się, 
chociaż pewno wiemy, iż część wojska nieprzyjacielskiego idzie na Koło 
i Radziejów naszych atakować; żeby nas był gen. Bronikowski nie zawiódł, 
tobysmy mogli byli nieprzyjacielowi tył brać, przez co by on zapewne ata- 
kować Kola nie mÓgł. Operacya nasza tak tedy jc^st złożona, że korpus cały 
jutro do Gąbina idzie, gen. Madaliński zaś z kawaleryą ku Sochaczewu 
i Łowiczowi, aby nieprzyjaciel rozumiał, że te obydwa miejsca od nas ata- 
łcowane będą. Z Gąbina pójdę do Głaznowa, miejsca pocztowego, leżącego 
między Kutnem i Kłodawą, gdzie się gen. Madaliński zemną łączyć będzie. 
Z Głaznowa do Koła, gdzie albo nieprzyjaciela atakować albo się z naszymi 
łączyć będziemy, od skutku zaś tej wyprawy dccydowany będzie didszy nasz 
marsz i stanowiska. Zapewne w tym marszu całe wojsko od I^)wicza aż do 
Sochacsewa na lewej stronie Bzury stojące i które najwięcej 6000 wynosi 
ścigać nas będzie, aby mogło nas pomiędzy korpusem swoim, gen. Schwe- 
rina *) i pułk. de Szókely zamknąć. Byłoby moją myślą, ażeby Najwyższy 
Naczelnik także korpus ku Bochaczewu i Łowiczowi posłał, któryby utrzy- 
mywał w mi^scu wojsko pruskie i tyłu nam brać nie dozwolił, bez czego 
będziemy albo odcięci od Warszawy albo żadnej z nią komunikacyi mieć 
nie będziemy mogli, bo ta komunikacya, która z Warszaw}^ aż do Kamionna 
być ma, nie jest dość mocna i nigdy się utrzymać nie może, jeżeli zaś ko- 
menda wysłana ku Bochaczewu i Łowiczowi dobrze rozstawi posterunki, na- 
tenczas można już do K(Aa, komimikacyę utrzymać. Cały ten korpus od 
daje się losowi i względom N. Naczelnika. 16 Yll-bris 1794 R. w Ka- 
mionnej. Gen. DąbrowskL 



*) [Poructnik Dąbrowski]. 
*) [młodssego]. 



— 210 ^ 

Do generała Bronikowskiego. 
Spóźnienie wyprawy piechoty zrobiło tę dyfFerencyę, że dzisiaj pod 
Gąbinem być nie mogę, gdziebym nieprzyjaciela, który naszych w Kujawach 
ściga, mógł wstrzymać. Mógłby był Generał zamiast o 11 -tej godzinie, 
o 3-ciej piechotę wysłać, ile że dosyć wcześnie tak ordynans Najwyższego 
Naczelnika jako też uwiadomienie odemnie odebrałeś; byłaby ta piechota za 
miast dziś o godzinie 2-giej z północy, wczoraj o godzinie 2-giej z południa 
nie tak znużona stanąć mogła. Co do planu czynności mojej uczyniłem ra- 
port N. Naczelnikowi, co zaś do utrzymywania między nami kuryerów 
i posterunków, musiałby najsilniejszy tu w Kamionnej być, lecz oraz z naj- 
większą ostrożnością, ponieważ ja jutro rano stąd do Gąbina maszeruję i tam 
dalej. 16 VII-bris 1794. Gen. Dąbrowski*). 

Eaport powinny. 
Odebrałem od N. Naczelnika o godzinie 9-tej wieczorem uwiadomie- 
nie o zbliżającej się nowej koliunnie nieprzyjaciela ku Wyszogrodowi. Już 
o tern przestrzeźony zostałem tak dalece, że ku Czerwińsku nowa kolumna 
ciągnie. Nie odmienia to jednak mego planu, który na dniu dzisiejszym 
miałem honor N. Naczelnikowi przesłać, jakoż o godzinie 11 -tej dziś przed 
północą ruszam do Koła ratować związek Wielkopolski, który jest atakowa- 
ny. Nie mogę jak powtórzyć N. Naczelnikowi, iż dla utrzymania komunia 
kacyi między mną a Warszawą i wsparcia mojej ekspedycyi wypadłoby je- 
den korpus obserwacyjny od Kapinosa do Kamionna nad Bzurą rozciągnąć 



*) Kościuszko do Dąbrowskiego: „Uwiadamiam Ciebie, Generale, iż 
z pod Narwi ruszyli się Prusacy ku Wyszogrodowi, nie ze wszystkiem, ale 
w znacznej jednak części; strzeż się, a daj myśl jaką i w jaki sposób chcesz 
mieć komunikacyą. 16 Yll-bris 1794 E. T. Kościuszko". 

„Mój Generale! Mocno się cieszę z powodzeń Twoich; znając {ńlność, 
talenta i gorliwość Twoją, nie mogłem się spodziewać tylko pomyślności. 
W ekspedycyi Twojej zechcesz postępować, Generale, jak najspieszniej tak 
dla ratowania jak wzmocnienia najprędszego powstających braci naszych, ja- 
koteż dla uiedania czasu nieprzyjacielowi do wzmocnienia się i ściągania 
korpusów, dlaczego rozumiałbym, iż w przypadkach możesz piechotę p(5wo- 
zić wózkami, a przy znacznej liczbie kawaleryi, jaką masz teraz, łatwo mo- 
żesz nieprzyjaciela schodzić i mordować. — Dystyngwującym się oficerom 
posyłam obrączki, to jest Sokolnickiemu pułk. Nr. 47, majorowi Szwykow- 
skiemu Nr. 50, majorowi Obrębskiemu Nr. 52. Względem fortragów nade- 
szlij one, skoro podpułkownik tu przytomny poda one; oświadcz wdzięczność 
moją kapitanowi Reklekowskiemu za prace i starania jego. — Chciej mi myśl 
swoją otworzyć, w jaki sposób życzysz sobie, by komunikacyą zemną była 
utrzymaną.— General, Poniński zabrał na Wiśle Prusakom 6 galar nałado- 
wanych owsem. — Ściskam Cię, mój Generale, serdecznie. — Pierścionek 
uważam za najwyższą dystynkcyą, a zatem, jeżeli który z nich nie tak się 
dystyngował, aby wart byt pierścionka, wole przysłać zegarek lub taba- 
kierkę. 16 VII-bris 1794 R. ' T. Kościuszko". 



i stamtąd się do Gąbina posunąć, drugi od Błonia ku Sochaczewu i Łowi- 
czowi, inaczej cala siła nieprzyjadelska na mnie spadnie i powstanie obywa- 
teli wielkopolskich zniszczyć moie. Pozwoli jeszcze N. Naczelnik myśl moją 
przełożyć, iż gdyby korpus pruski z pod Narwy za nmą posunąć się miał, 
nasz tam stojący postępować za nim równie powinien, aby mi w tyl nie 
wpadł. 18 VII-bris 1794. Dąbrowski 

Raport powinny. 
Melduję N. Naczelnikowi, iż, lubo nieprzyjaciel naokół nas otacza, 
podług planu mego maszeruję. Na dniu wczorajszym wysłana odenmie ko- 
menda ponad Wisłą opanowała magazyny nieprzyjacielskie w Tokarach, 
szczególnie w soli, której nie mogąc wynieść, pozwoliłem ludziom rozbierać, 
a mając nadzieję, że się przy tym kraju utrzymamy, spodziewam się, iż na 
pożytek publiczny wynijdzie. Pieniędzy zal)ra)em (K)00 złtp., które do kasy 
wojennej ^aWo calculo wziąłem. Nieprzyjaciel zdaje się chronić ze mną 
spotkania; nie wiem, co dziś będzie, jutro spodziewam się stanąć na miejscu 
załoźonem i złączyć się z dobrze myślącymi obywatelami. Generał Madaliii- 
ski, który na lewem mojem skrzydle maszeruje, szedł ponad Sochaczrwo, — 
na jego rekognoskowanie nawet patrolu nic wysłano; dziś idzie ponad iMwi- 
ozem, — nie wiem, co wypadnie. Jutro mamy się łączyć i dalszych 0[)era- 
cyi stosownie do woli N. Naczelnika plan egzekwować. Tenże gen. Mada- 
liński przejął pocztę idącą z Łowicza, nic mogę powierzyć listów wicie inte- 
resujących, które chciałbym, aby były drukowane. Przyłączani, co naj- 
szcz^lniejszego de Szókely pisze do króla, że insurgentów {x>Iapa] i byłby 
ich z pół tuzina wywieszał, ale się wstrzymuje przez wzgląd na zostających 
w ręku Polaków oficyalistów pruskich, aby tych równic co niopodpadło, 
a zaczem postawił ich tylko pod szubienicą i do fortecy odesłał, których 
znaleziona lista przyłącza się, ile zaś można z jego listu dociec, to tylko do- 
brzyńskich i kujawskich rozproszył i stoi w Inowr<x»ławiu. .Tost list od ko- 
mendanta z Gdańska, gdzie dla objawiającego się *) ducha rowolucyi musiał 
obywatelom broń zabrać. Król pisze, że dziś z Eawy wyjeżdża i 2G-go tego 
nuesiąca będzie w Poczdamie. Dziś przejąłem sztafetę, w której król podaje 
plan forty fikacyi Łęczycy, daje na to 12,000 duk. Wojsko w komendzie 
mojej •) będące z największą ochotą znosi wszelkie trudy marszu jak naj- 
prędszego, czekając spotkania się z nieprzyjacielem ^), 18 VIl-bris 171M R. 

Dąbrowski *). 

•) List pułk. de Pzókely do króla pruskiep:o: „Najjaśniejszy, Naj- 
potężniejszy Królu i Paniel Z najgłębszem uszanowaniem składani u nóg 
WKMosci przyłączającą się listę zaaresztowanych między 13-tym tego mic- 



*) Ms. z. [zamiast: objawiającego si(;]: dla obawy. 

■^ Ibid.: Oficerowie jakotei gemejni korpusu mego. 

•) Ms. B.: w marszu w Sochaczewie Kościelnym iJ-tii zrana. 



— 212 ~ 

Raport powinny. 
Melduję N. Naczelnikowi, źe Bzurę, której się tyle lękaliśmy, prze- 
szedłszy, ufam, iż jutro równie szczęśliwie przejdę Wartę pod K(rfem, gdzie 
już mam komendę, która się z Mniewskim gen. -majorem powstania kujaw- 
skiego zla.czyla; dziś złączyłem się z gen. Madalińskim, który wczoraj w Kut- 
nie Prusaków pobił, gdzie legło na placu U-stu, w niewolę wziętych 6-cia, 
reszta ucieczką się ratowała. Patrol mój zniósł patrol pruski, jednio pod- 
chorążego i 4 oficyantów zabrał. Ordynans dałem Mniewskiemu i innym 
generałom ziemiańskim, aby do mnie dla ułożenia operacyi przybywali do 
Koła, gdzie ich komendy niedaleko stoją, prócz Skórzewski^o i Niemojew- 
skiego, którzy pod Kaliszem stoją, a na których Schwerin idzie. Plan z gen. 
Madalińskim ułożyliśmy: Schwerina ze wszystkich stron atakować i z tam- 



siąca a dniem dzisiejszym hersztów konfederackich. Kazałem wystawić szu- 
bienicę i kazałem im wszystkim całą śmierci trwogę wytrzymać, jutro zaś 
odsyłam ich do fortecy. Gdyby nie tyle oficyantów w Wielkopolsce po- 
łapanych w ich było ręku i na którychby natychmiast prawa odwetu użyli, 
jużbym ich był z pół tuzina powywiesza. Poprzysięgam WKMości w naj- 
głębszem uszanowaniu, że gdyby ojciec lub brat mój własny w tym spisku 
się znajdował, i imbym nie przebaczył, ponieważ dop^ienie obowiązków 
moich i zadosyć uczynienie rozkazom WKMości za rzecz największą poczy- 
tuję. Juzem adjutantowi, WKMości doniósł, dlaczego ich tak długo pozo- 
rem traktatu zabawiłem, póki insurekcya w Dobrzyńskiem zupełnie przytłu- 
mioną nie została; uczyniłem zaś to dlatego, że wtedy podzielony nadto do 
atakowania ich byłem słaby; utrzymałem ich tym sposobem w nieczynnosci, 
a skutek okazał, że to się dla dobra WKMości stało, mianowicie, że wtedy 
jeszcze żadnego w Bydgoszczy nie było garnizonu. Wyratowałem więc tym 
sposobem WKMości magazyny, remiza, kasy i wszystme dykasterya, a przy- 
czyna, dla której przy pierwszym moim raporcie nic o tern nie aonosiłem, 
była ta, żem się lękał, żeby list mój przejęty a zamysł odkryty nie został. 
Spodziewam się po łasce WKMości, że niełaską swoją nie zechcesz mnie uka- 
rać. W całym ciągu 40-to letniej służby mojej postępowałem z największą 
wiernością i gorliwością i do ostatniego tchu mego sposobu postępowania 
nieod mienię. Donieść jeszcze z największą uniżonoscią WKMosci winienem, 
żem do dykasteryów napisał, posyłając im listę dóbr insurgentów, aby przez 
sekwestracyą intrat kasy WKMości zapomódz moęły. Zostaję do zgonu 
z najgłębszem uszanowaniem WKMości najwierniejszym i najuniżenszym 
poddanym, de Szókely** *). 

„Lista zaaresztowanych od 13-go do 16-go września w samym Ino« 
Wrocławiu i okolicy miasta tego: 1-szy hrabia Stanisław Dąmbski. 2gi rot- 
mistrz kawaleryi narodowej Kownacki. 3-ci Potocki *). 4-ty kasztelan Bo- 
gatko za uzbrojenie syna swego do insurekcyL 5-ty Sapliński •). 6-ty to- 
warzysz Korczelski. Kanonicy: Osiński*), Wochelski, Ostrowski, Złot- 



*) Ms. Z.: w obozie pod Inowrocławiem 16 VII-bra. 

*) Ms. B.: rotm. k. nar. 

') Ibid.: porucznik. 

*j Ibid.: Kuzon [prócz wymienionych 6]. 



— 213 — 

tymi się łączyć. Lipski ma być al ku Bydgosfczy »). Mniewski wyparty 
zx^Ui przed kilku duiami s Konina, a gdyby dju« jeszcze o nas w Kole 
zapewnieni nie aoatali, byll^ się zupełnie związek rozazedl. Te to skutki 
nieszczęśliwe spóinicmego manzu piechoty z komendy Bronikowakiego. 
Przypominam N. Naczdnikowi, ie mogę mieć komunikacyę z podpułkowni- 
kiem Pódhorodyńskim *). Z troekliwoecią czekam wiadomości od N. Naczel- 
nika, czy jaki koq)U8 wykomenderowany został ku Sochaczewu i Łowiczowi,. 
gdzie równie jak i w Łęczycy małe są korpusy nieprzyjacielskie. W Kłoda- 
wie 19 VII-bri8 1794 E. Dąbrowski •;. 



nicki, Zinda, proboszcz Piotr Osińsku Damy insureentów: ksAztelanowa 
I^socka, Mikorska hrabina, siostra Mikorskioj, Si>odzicwani ńv dziś 
jeszcze kilku panów dostać. W obozie pod lnown.K'lawiem dnia !<> Yll-bris 
1794 R. de Szekely\ 

List króla do pułk. de Szćkely: «Mój kochany pułk. dc iSzćkelyl (ode- 
brałem Wa«'Z raport 14-go tego miesiąca i nos^tanowilem nast<j)ujncą Wam 
nań odpowiedź. Oo się tyczy znajomego f«nrragfina i jogo .V<*iu wsiwSiników, 
trzeba ich wszystkich doPiotrkowa transportować* i rządowi dla inkwizycyi 
i dekretu podać. Donieście też o tern komendantowi t^nińskiemu i we- 
źmiecie przed się potrzebne środki. Dobrzeście uczynili odsyłajnc wj*zelką 
broń i piki do Grudziądza, powinniście dalej postęi)Ować, wszystkich roz- 
brajać, bronić się i zabezpieczać, Kow(>rsalia w^zy^tkich przez Was mia- 
nowanych miast i cyrkułów dobre są wprawdzie, lecz doświadczenie nau- 
czyło, ie się na takie zapewnienia spuszczać nie można, dlatego powinni- 
ście zawsze zachować przyzwoitą ostrożność. 

Jeżeli przez trwogę śmierci, którąście aresztowane kobiety nabawili, 
tego dokażecie, że wiellropolska insun»kcya broń swą w Wasze rc<*e złoży, 
bardzo mi to miło będzie. Wszelako wdawajcie mi tak mało, jak tylko 
będzie można, w obietnice i układy i jak tyllco skutek obiecywania Wa- 
szego nie odpowie, zaraz powinniście bez zwłoki instriikcyc Was74 dopeł- 
nić. Co się tyczy posiłku w kawaleryi, którego żądacie* uznacie, że go 
stąd detaszować nie inoiemy. Dla wzmocnienia wi(H* Wan powinińśrie m- 
bie komunikacyę z Poznaniem otworzyć, w którym przypadku pułk. Die- 
thert wszelką Wam da pomoc. Wszystkie Wasze raporta doszły regular- 
nie Waszego przywiązanego króla. W Piotrkowie, d. 18 września 1794. 

Fr. Wilhelm-. 

•) Raport następująca przesłany generałowi Dąbrowskiemu: ^Staną- 
łem w Kole i ^erał Mniewski z swojem powstaniem w pół do 12-tej. 
W tym momencie dowiadujemy się, że Schw<'rin z korpusom swoim ciągnie 
do Konina na Brudzew do Koła i tylko stąd o małą milkę znajduje się. 
Uczynię, co będę mógł dla utrzymania tego tak ważnego miejsca. Przyspie- 
szaj. 20 VIl-bri8 1794 w Kole. F. Rymkiewicz**. 

Kościuszko do Dąbrowskiego: ^List Twój, kochany Generale z obozu 
pod Kłodawą i pomyślności, o których mi donosisz, osla'lzają nam smutek, 
którym porażka dywizyi Sierakowskiego ogarnęła serca nasze. We wszyst- 
kich dalszych obrotach spuszczam się zujH'łni»' na Ciebie, bo dowiodłeś tyle- 



*) Ms. B.: O inszych powstaniach jeszcze niewiom, gdsie się obracają. 
*) ibid.: przez Kamionnę z Warszawą. 



- 214 — 

Baport powinny. 

Melduję N. Naczelnikowi, iż wczoraj tu przyraaszerowałem. W Słup- 
cy złączyłem się z wojskiem powstałych województw: poznańskiego, kali- 
skiego, gnieźnieńskiego, łęczyckiego, kujawskiego. Siły ich udeterminować 
nie można. Wiele jest obywateli, którzy do domów wracają. Względem 
żywności i furażu, ile w tym pierwiastkowym nieporządku, znajduję trudno- 
ści. Nieprzyjaciel po przejściu mojem Warty zaczął brać inną dyrekcyą 
i komend wojewódzkich nie ściga. Schwerin zda się zmierzać ku Pozna- 
niowi; Szćkely stoi jeszcze w Inowrocławiu i zapewne za moim marszem do 
Torunia się obróci '); czynić wszystkie moje starania będę, abym Najw. Na- 
czelnika dopełnił rozkazy. Wysłany z ekspedycyą obywatel Miaskowski 
znany publiczności, więcej opowie N. Naczelnikowi. 26 *) Yll-bris w Gnie- 
źnie. Dąbrowski. 

Ustne miał zlecenie: 

Aby mi kilka armat 12-to funtowych, takoż haubic, więcej piechoty, 
oraz i papierowych pieniędzy nadesłano; niemniej, by korpus nasz pod Gą- 
binem stał, nie pozwalając nad Wartą i Bzurą nieprzyjacielowi się rozciągać. 
Raport powinny. 

Melduję N. Naczelnikowi, iż wychodząc z Gniezna, tak starałem się 
marsz dy^'izyi mojej urządzić, aby nieprzyjaciel zamiaru mego zgadnąć nie 
mógł. Wysłałem alarmować Poznań, i to tak *) uskutecznił porucznik Bie- 
lamowski w 200 koni brygady mojej, iż pod samemi był bramami. Nieprzy- 
jaciel ukrył się w mieście i okopach i^) komendy przeciw niemu wysłid*) 
w przekonaniu zapewne, iż to była straż przednia mego korpusu. Druga 



kroć męstwem i talentami Twymi, że losy dobra publicznego powierzyć Ci 
można. Staraj się zachęcać do męstwa, utwierdzać w stałości obywateU 
wielkopolskich. Wojsko zaś nieprzyjacielskie nieprzestawaj nużyć i mordo- 
wać kawabryą naszą. Wypędzaj nieprzyjaciół jak możesz, z najechanej 
i przywłaszczonej ziemi. W jednym tylko przypadku, gdybyś postrzegł, że 
Prusacy silnie ku Warszawie awansują, ciągnąć będziesz za nimi, zachowu- 
jąc komunikacyę z korpusem moim. Względem żony i syna Twego bądź 
najspokojniejszym; napisz do niej, by we wszystkich potrzebach udawała się do 
mnie, ja będę jej bankierem a Twoim dozgonnym przyjacielem. Co do planu 
Twego atakowania Schwerina mocno przychylam się, gdyż ta rzecz wznosi 
większy zapał, a pewien jestem, że pobijesz. Madalińskiemu kłaniaj; o co 
prosi nie zaniedbam. Ściskam Was obydwóch. 21 «) VII-bris 1794 K. 

T. Kościuszko**. 



*) Ms. B.: lub Bydgoszczy chronić się zechce. 

«) Ms. Z.: 28. 

') Ibid.: dobrze. 

•) Ibid.: a nawet. 

•) Ms. B.: nawet komendy przeciw nie wysiali. 

•) Ms. Z.:27. 



— 215 — 

komenda wysda, jakobym maBserował atakować Inowrocław, a terosamoni 
cel mój byJ przejść szczęśliwie rzekę Noteć pod f^bi^zynom, jako tt** 2f» 
Yll-bris przeszedłem i tak się postawiłem, aby pułkownik dv Szćkoly nii* 
wiedział, czy chcę jego czy Bydgoszcz ') atakować. Gen. ^ladaliński, który 
na prawem skrzydle maszerował, pierwej doszedł Łabiszyna, atakował yio- 
stenmek nieprzyjacielski, który, w części zebrawszy most na cmentarz refor- 
matów, zrejterowat się. Posłał, żeby się poddał, n gdy pra|>ozycyą 0<lr7ucil. 
strzelcy i niektórzy z piechoty przez mur wdarli się, 2 uł)ili, 1 oficera i is 
gemejnów w niewolę zabrali *)• Z naszej strony rannych został pułk. I^-sz- 
czyński z powstania kaliskiego i jeden towarzysz *). Tr7<*cia kolumna szin 
pod komendą gen. Lipskiego na Barcin, posterunek tam IwHląi-y zniosła, 
i oficera i 22 ^) gemejnów w niewolę wziąwszy; n^szta rozproszona została. 
Mam teraz w niewoli oficerów 6, gemejnów G3, oficyantów H ». — Przenoco- 
wawszy w Łabiszynie, miałem okład wpaść do Bydjfoszczy, Ma<la1iński 
tymczasem de Szćkelego miał obserwować, ale pułk. dv Szćkely, o którym 
miałem ^), ie się osobiście znajdował w Fonloniu, nagłym marszem ruszył 
o godzinie 1-szej z południa z Inowrocławia i o godzinit^ 12-tej w n«K'y obóz 
mój rozłożony za miastem zaczął atakować. Atak roziK)czął od armat tak. 
iż kule sięgały w miasto; dc Szókely zaufał t4'j iK)zy<*yi. której miał wiado- 
mość i spodziewał się może niegotowych nas i w mif^ścio rozlokowanych za- 
stać. Marsz swój prosto kierował na górę na moje low<' skrzydło >) alu- 
mnie tam zastał z komendą z regimentu 13-g() i cziściami bryjrad Rzewu- 
skiego i mojej. Nieprzyjaciel z taką natarczywością awansował na górę. iż 
o 30 ledwo kroków do broni ręcznej przyszło, a niektórzy bagnetami się ka- 
leczyli. Brygada moja z taką odwaga, wpadła na pi<'chotę, iż pr(>iM)rc<' 
w trupach zostawiała i dopiero ') rejt<'rować się zaczęła ^). l^^-chcita regi- 
mentu Bielamowski^o jak najmężniej stanęła i blisko godzinę trwający plu- 
tonowy ogień wytrzym^ pod komendą podpułkownika Mchowskiego, kt^)- 
ry się wraz z kapitanem Grzegorzewskim dystyngwował; tych wz^lędcun 
Najwyższego Naczelnika polecam, jako też obywatela Dziewanowskicgo 
z powstania kujawskiego, pod ten czas przy mnie znajdującego się, i poru- 
cznika Dąbrowskiego, brygady mojej, którzy obydwa od niewoli mnie rato- 
wali, ponieważ już ledwo uszedłem tąk nieprzyjacielskiej kawaleryi. Kaza- 
łem potem bić z armat, poczem nieprzyjaciel, jak jeńey i dezerterowie po- 
wiadali, zacz^ się zaraz rejterować, ale noc ciemna ucieczkę jego zakryła. 



*) Ibid.: jego lub Bydgosr/^z czy Toruń. 

■) Ibid. i Z.: reszta wcześniej ucieczką sit; ratowała. 

*) ^Is. B.: nadto 3 strzelców. 

•) Ibid. I Z.: 4. 

») Ibid.: raport. 

*) Ibid.: za miastem. 

') Ibid.: piechota. 

*) Bis. Z.: gdy z boku kawalerya wpadła. 



— 216 — 

a ja na jego ściganie eksponować ioYnierza mego nie mogłem. Skoro dnieó 
zaczęło, wysiałem za nim komendę, która odwrót tylko dogaaiida i dowie- 
działem się, że de Szókely marsz swój obrócił do Bydgoszczy. Nieprzyja- 
ciel zostawił na placu 23 i bardzo wiele rannych nawet po drogach ^) anij- 
dowano. Wszyscy powracający zapewniali, że 12 wozów ciężko rannych 
wieziono; jeden oficer zabity i ciężko ranny pułkownik Hinrichs, de 8zć* 
kelego koń ubity. Z różnych stron dowiedziałem się, iż wiele bardio M- 
nierzy po okolicach rozproszyło się i dezercya znaczna była. Z naazej stro- 
ny 6 zabitych z regimentu 13-go i 2 unteroficerów. Największa strata ma- 
jora Jarząbkowskiego ^) tegoż regimentu, któren z dyatynkcyą pdniąc po- 
winność swoje, dziś z rany tu umarł. Z mojej brygady I zabity, 9 rannych 
i wiele koni bagnetami pokaleczonych. Pod majorem Zabłockim, adjutan- 
tem moim, konia zabito. Kule rzęsiste armatnie jednego tylko cdowidut 
pod miastem raniły. Linia cała tak uszykowana została, iż najmniaj rażo- 
na ') nie była. Marsz pułk. de Szókelego do Bydgoszczy zatrzymał tu mój 
marsz dnia wczorajszego; nie chciałbym eksponować w takiej odl^łoóoi żdt- 
nierza i amunicyi, wypierając *) nieprzyjaciela z okopów i dobywając mia- 
sta; tym końcem wysłałem na obserwacyę w 800 ^) koni gener, Bymkiewi- 
cza, od którego gdy zapewniony zostałem, że góry opanował, w tym momen- 
cie tam ruszam z nadzieją dobycia miasta. Dnia 29 Yll-bris «) 1794 '). 

Dąbrowski. 

Kozkaz na dzień 30 Yll-brłs 1794 w Łabiszynie 
Dwieście ^) koni brygady Madalińskiego pod komendą majora Urba- 
nowskiego, 200 ^) koni brygady Rzewuskiego pod komendą majora Obręb- 
skiego, pułk cały ^^) Garczyńskiego *^), ta cala kawalerya zgromadzi się 
dziś "; o godzinie 4-tej ") pod tę górę gdzie nocy dzisiejszej był atak i cze- 
kać tam będzie na rozkaz gen. Rymkiewicza. 

Także maszerują natychmiast: 50 koni z brygady moje] do Woło- 
wie ^*) i patrolują gęsto do Żnina, Rynarzewa i Strzyźek **). 50 koni po- 
wstania kaliskiego do Kaczko wa i Gniewkowa, skąd patrolują do Podgórza 



*) Ms. Z.: drodze w czasie ucieczki jeg^r. 
*) Ibid.: Jarzembowskiego. 
') Ibid.: ruszoną. 

•) Ibid.: być w potrzebie wypierania. 
») Ms. B.: 400. 
«) Ibid.: 1 Ylll-bris. 
') Ms. Z.: w Łabiszynie. 
«) Ms. B.: 100. 
») Ibid.: 100. 

**') Ibid.: lekki, wielkopolski. 

*■) Ibid.: A5 konnych strzelców pułku Moskorzewskiego. 
»«) Ibid.: jutro. 
"i Ibid. i Z.: zrana. 
•*) Ms. Z.: Wałkowic. 
'») Ibid.: Strzelna. 
"■•) Ibid.: Wałkowic. 



— 217 — 

k i Inowrocławia. óO koni powstania jfoznańskicgo ilo Rynarzowo, aby pa- 
trolowali do Nakla, Żnina i Woldowa »). 

Komenda pułk. Sokolnickiego ^) maszeruje do S(»lca, zostawi poste- 
runek w Subracku ») i w Nowej Wsi, akud wysyła patrole do Podjr^»rza 
i Gniewkowa. Te wszystkie' komendy zgromadzają się jkkI kla-^ztoreni, gdzie 
odemnie dalsza instrukcyc oilbiorą. I)ał>^C)W^ki *). 



*) Rymkiewicz do Dąbrowskiejro: ^RajKirt. ^Vymasyl•rowaw^zy |)0 
5-tej zrana z Łabiszyna, w marszu żadnyoli przrszkud nir do/nałeui ^i pro- 
stym traktem do Bydgoszczy: o pól mili (hI miasta już mnie huzarzy alar- 
mowali; gdy ich nienajwiec«?j było, iK)suwalem si<' dalej i rnzpnł^zywszy ieh, 
stanąłem wkrótce pod pamem miastem. Cala stnuia od miasta jot wolna; 
postawiłem na górach, pod któremi leży miasto '*), widcty i sam Inkowalt-m 
sie z kawaleryą pod borem tak, ź*' każdy w supo/ycyi bye musi. /,«• jest j>rzy 
ranie piechota, a nie tylko widzie*'* można w miasto, ale i rozmawiae. Most 
zrzucony, bramy zamknięte, opasano jest mia-^to murem, al«? niezbyt wyso- 
kim i staiym; z domów, do których przypada mur, można wejś<' w niia.-to. 
Sz^kely stoi na tamtej stronie wody za miastt-m i to nieblisko, w lesie, o pa- 
rę tysięcy kroków ckI miasta •). Niemcy wybiegali z mia>ta do mnie, mó- 
wiąc, źe w mieście jest piirhoty niezupełnie :> batali(»ny i to garnizonowej. 
Słyszałem od niektórych, kr wojsko sjKjdzii-wa się od Torunia J^chwrrina 
na sukurs, lecz tenm inni przeczą i ja sam nie wiłTzę. W Hartod/iejach 
jpst prom a drugi w Sicrsku, gdzie pierwszy ka/ałem wzia_e na naszą stro- 
nę i pilnować go, — Jiartodzieje są w prawej nrc pól ćwierci mili od mia- 
stu, a Sior.-ko milę. Postawiwszy na górach armaty, mam w ręku niojmi 
miasto, które zapewne nie dopuści f^ię rujnować, i sjKjdziewam się, że przy- 
musi pułkownika de Szekely i garnizon do c<»i'ni»!nia się*. Armaty maja_ 
mieć 4, tak w mieście jako i w obozie. (Idyby była cIum- polowa nnsz<'g() 
korpusu })rzyszła pod Bydgoszcz, jużby było zaj)ewn(' w naszych ręku. Im) 
wcale zastaliśmy ich w niegotownści. Teraz zaś nas widząc już prawi*- p<)d 
mnranii, spodziewać się trzeba, że wszystkich dołożą staranności il»' mo^.no- 
ści oprzeć się. Jeżeli gen. l)ąl)rowski trwa w swoich przed ięwzięcinch, 
gdzieindziej marsz swój obrócić, muszę jutro stąd ruszyć, gdyż beż furażu 
i żywności, o co tu dużo trudno, niewytrzyinałbym. >Iagazyny 2 w Byd- 
goszczy są. Czekam rezołucyi jak najprędszej i dalszych (lenerala rozka- 
zów. Dnia 1 VIII-bris ') 171)4. V. Rymkiewicz g.-m.". 

List gen. Rymkiewicza do pełnomocnika Wybickiego'*): „(rdzie idzie 
o dobro publiczne, a jeszcze tak wielkie, do tego j>ewne, jak jest dobywanie 
Bydgoszczy, tak wszelkie związki przyjaźni ustąpi*' powinny. Nie spodzie- 



') Ibid. i B.: Sokołowskiego. 

•) Ms. Z : :rzahnłckii. 

'i Ms. B.: aż do Stryczok [Strzyżek|. Tu ZDStawiwszy r>0 koni dhi asrkuracyi, ko- 
munikacyi i patrolowania, natychmiast i)oinas7<'r(>wał<'m «lal«'j. 

*) Ibid.: — Kdył)y Szókely był stanął na tych j,'óra<li, anibyśujy mogli iK)myśleć 
o wzięciu tego miasta — . 

*) Ilnd.: Widzę na moje oczy zbicniiacych iiamioty i jak cały biijraż rusza ku 
Grudziądzowi. 

' *) Ibid.: o godzinie 11-toj po jiólnocy. 

■) Ibid. 

«) Ibid. 
Monocrafio. T. IV. 



Do Rymkiewicza*). 

Kochany Generale! Cnota i talenta Twoje kaią mi wierzyć o Sz§- 
kelym i Bydgoszczy. Buwnym tchnąć duchem jak Ty, nie mogę, jak przy- 
chylić fiię do Twe^o plann, którego ^zekucya, ile mnie pierwej zdawała aą 
być trudną, zuchwałą i niebezpieczną, tern ją teraz uznaję łatwą, potrzebną, 
użyteczną. kif:Kly .«ą opanowane jrór>*. Ja w tym momencie z korpusem 
Htąd ruiizani na f-ałą noc i niezawodnie jutro rano z tobą się złącze. Gdy 
(A opauowanyrh g/jr zawisł cały lc»s tej ekspedycyi, staraj się więc różnymi 
Hf>f;sobami utrzyniar- przy nich, a rozpoznawszy jak najdokładniej wszystkie 
fKjzyryf.-. które, za przybyciem moji'm objąwszy artyleryą, prędkie i pewne 
przyspieszyłyby poddanie .-it' mia-^ta. Ściskam Cię serdecznie. Dnia I-go 
Viri-bris po południu o ."i-tej w I^biszynie. Gen. Dąbrowski. 

Rozkaz 1 VIII-bris 1704 o godzinie 3-ciej po południu 
w Łabiszynie. 

Pm przorzytaniu tejro rozkazu cały korpus rusza prócz 1 batalionu 
rejrimf-ntu l-p», który w mieście stoi pod komendą majora Fiszera, 2 trzech- 
funtowych armat, strzelców jx)znańf»kich, którzy w klasztorze zostają, 50 
koni bry^rady Madalińskiego, óO koni brygady Rzewuskiego, 50 brygady 
Dąbrow.-kif^^o, 50 koni iKn\>tania kaliskiego, 50 powstania poznańskiego, 
óO gnieźniori-kip^ro, p(id komendą majora Obrębskicgo. Zostanie się także 
ealy ba^^aż. lazaret, arosztanci i komisoryat, wszystko to pod komendą już 
sif .'!ość dystyn<rwuja/'cgo podpułkownika Mchowskiego, regimentu 13-gO' 



wałbym i-ie, ażeby po ])rzeczytaniu mego raportu gen. Dąbrowski na mo- 
ni(;nt luógl odciaj^na.c się z przyspieszeniem do mnie z korpusem, jednakże 
L^dyby to tak Ijyć mogło: zaklinam Cię na miłość Ojczyzny, abyś zapomniid 
na* ten raz, że jego jcstfj.ś przyjacielem, a użył mocy prawa powierzonego so* 
l)ie od narodu jako jego pełnomocnik do nakłonienia go do tego tak potr ze- 
bnego kroku. Tyczynie to możesz tern śmielej, jeżeli już innych nie znaj- 
dziesz środków, im pewniej Ci zaręczyć mogę, że Bydgoszcz będzie na!<zą. 
Dnia 1 VIIl-bris 1794 R. o godzinie 1 I-tej po północy pod Bydgoszczą. 

G. Rymkiewicz''. 
Wy]>icki do Rymkiewicza ^j: „Po przeczytaniu listu Twego, Generale, 
pel(Ti ukontentowania, żu Bydgoszcz bodzie naszą, natychmiast udałem sie 
do I)a_ł)n)w<kiego z determinacyą poty go nie odstąpić, póki korpusowi nie 
wydany będzie rozkaz do marszu. Radość moja tem była większa, kiedy 
gen. Dąbrowskiego za odebraniem raportu Twego już zastałem do tego kro- 
ku zupełnie udysponowanego. Spodziewamy się ^viec pewnie jutro z dniem 
z Tobą się złączyć i najserdeczniej Cię uściskać. Twój na zawsze Wybicki. 
Dnia 1 Ylll-bris o r)-tej po południu w Łabiszynie". 



') Ms. Ii. 
*) Ihid. 



— 219 — 

Każdy korpus zostawi przy swoieh ba^^aiach kilku ludzi do pilnowa- 
nia onych. 

Wszystkie siekiery i łopatki, co się tylko znajdują w korpusie, mają 
być kosynierom rozdane i z sobą wzięte, to za.-?, co są przy strzelcach, mają 
być bryczką i dobremi końmi przed awangardą prowadzone, która formuje 
się w następującym porządku: 

Kompania strzelców Sokolnickie^o. Dwie trzy-funtowc armaty. Bry- 
gada Madalińskicfro. Dwie 6-funtowe armaty. Jł^len batalion rejcimentu I-go 
Pod komendą gon. Niemojcwskiogo. 

Korpus zaś w następującym porziidku: 

Brjgada Rzewuskiego. Brj*gada Dąbrowskiego. Dwie ()-funtowe 
armaty. Jeden batalion regimentu 13-go. Dwir r»-funtowe armaty. Drugi 
batalion regimentu I3-go. Dwie 8-funtowe armaty. .Itnlen batalion regi- 
mentu I-go. Kom€»ndy powstania jMiznańskiego, kalinki^go, gnieźnieńskie- 
go, kujawskiego. 

Aryergardę formują: 

Dwie 3-funtowe armaty. Strzelcy Sokolniekiego i>o<i komendą puł- 
kownika Sokoinickiogo. 

Kawaleryą prawego skrzydła komenderuje gen. Skórzewski, piec^hotą 
całą gen. ^Iniowski, kawaleryą lcweg(> skrzyilla gen. Lipski. Ten cały kor- 
pus zgromadzi się pod Uj górę, gdzie był dnia onegdaj-^zego atak. Każdy 
korpus jeden koło drugiego stanie w komendzie M, drog<; na lewej ręce wol- 
ną zostawiwszy, i czekać będzie dalszego mego rozkazu. P<Klpulkownik 
Mchowski wysyła gęsto jMitrolu do Żnina, Hareina, Pakości, (łniewkowa. 

Raport po w inny -). 

W tym momencie dobyłem Bydgoszcz sztnrm<»m. Szekely, gdy do 
niego posłałem, aby się poddał, głupim mię nazwał i majora Zabłockiego 
chciid zastrzelić. W szturmie Szekely śmiertelnie raniony; zwyciężywszy 
go, z największą ludzkością z nim się olwliodzę. Jak wielo jest zabitych 
i ranionych i kto najlepiej dy^tyngwował się, wszystko to później opiszę. 
Z tych liczby jest oddawca rajwrtu major Molski, któremu Naczt.'lnik da 
wiarę, cokolwiek on o szczegółach tej akeyi i innycli nkolieznościaeh oiwwie. 
Niewolników mamy 300. Kosynierzy wielkopolscy najszczególniej się dy- 
styngwowali. Dnia 2 VIlI-bris. (icn. Dąbrowski. 

Ustne zalecenie 
przez majora Molskiego kuryerem do Warszawy ])0 wzięciu Bydgoszczy 
wysłanego: 



M Ms. Z.: kolumnie. 
•) Ms. B. 



— 220 — 

Korpus do Gostynia jest bardzo potrzebny, aby komunikacyę mię- 
dzy *) Warszawą utrzymywał, do transportowania rzeczy i rekwizytów woj- 
skowych, które kilkanaście milionów wartości wynoszą, jako i do transpor- 
towania więcej jak 400 niewolnika. Gdyby ten korpus w Gostyniu fctaJ, la- 
twoby mi było dalej się posunąć i tu przez zimę zostać, rekrutować i mun- 
durować, bez tego zaś musiałbym ku Warszawie cofać się. Bo gdy Pru- 
sacy między mną a Warszawą się postawią, to mi żywności zabraknie i przy 
cofaniu ryzykowałbym, ze wszech stron będąc atakowanym, wszystkie 
awantaże, w ciągu kampanii zdobyte, utracić. Dan w Bydgoszczy 3-ga 
Ylll-bris 1794 E. 

Raport gen. Dąbrowskiego o wzięciu Bydgoszczy. 

Posyłam N. Naczelnikowi raport obszerny o wzięciu miasta Byd- 
goszczy i zupełnem rozproszeniu korpusu pułk. de Szćkely. 

Juzem majora Molskiego do N. Naczelnika z krótkim przei^łał ra- 
portem, oraz z zaleceniem, aby Mu ustnie przełożył, czego do dalszych 
operacyi konieczna wymaga potrzeba. Uczyniłem to dlatego, żem w tera- 
źniejszych okolicznościach papierowi niczego powierzać nie chciał. AVybra- 
łem zatem takiego oficera, którego oby\vatelstwu, talentom i gorliwości 
wszystko powierzyć można było. 

Po odebraniu przyłączającego się raportu gen. Rymkiewicza, dałem 
natycluniast rozkaz do marszu 2). Wieczorem wprzód jeszcze zgromadził 
się korpus o godzinie 8-mej dnia I-go października na miejscu przeznaczo- 
nem, a o 9-tej już kolumna była w pełnym marszu. Awangarda równo ze 
świtem przy strzeleckim domu pod Bydgoszczą stanęła, oczekując korpusn, 
który, dla ciemnej nocy i wywróconych stąd niektórych amunicyjnych wo- 
zów, nieco się był spóźnił. Gdy już wszystko na miejscu stanęło, komen- 
derowałem natychmiast generała Niemojewskiego z przednią strażą, aby 
wzdłuż lasu w prawo skrycie się ciągnął i Bartodzieje osadził. Resztę zaś 
brygady mojej z 2-ma trzyfuntowemi armatami posłałem na lewo ku Wiel- 
kim i Małym Wilczycom; obydwom zaś detaszerunkom dałem rozkaz każ- 
den nieprzyjaciela obserwować obrót i niedopuścić mu przejścia kanału 
i rzeki Brdy; korpusem awansowałem w dwóch liniach; na wszystkich skrzy- 
dłach piechoty była jazda. Kawalerya gen. Rymkiewicza weszła w linię. 
Cała artylerya do pierwszej. Aryergarda formi>wała niby rezerwę i przy do- 
mu strzeleckim została. 

W tym porządku batalii awansował korpus aż do wzgórka ';, gdzie 
krzyż jest wystawiony. Piechocie i kawaleryi kazałem się zatrzymać, arty- 



*) Ms. Z.: mną a. 

") Ibid.: ku Bydgoszczy. 

') Ibid.: przed Bydgoszczą b<idącego. 



— 221 — 

leryo zas następującym sposobem podzieliłem *): Dwi«» 6-funti>\vi» nrmnty tak 
ustawiłem, żeby się cmentarz żydowpki w lewo został i *t'by na iii«*przyjn- 
eielską mogły strzelać artyleryę, kt<'>ra na tamtej stnMiie Bnly hit; znaj- 
dowała. 

Dwie 6-funtowe armaty zasłaniały eraentarz żydowiski na prawo 
i strychowały bramę. 

Dwie 6-funtowe armaty stały na prawej stronie drop. z I^])iszyna do 
Bydgoszczy idącej, i strzelały do miasta. 

Dwie 6-funtowe armaty nakoniin: tak ustawione zostały, że Nakiel- 
ską bramę i U^ część mi&sta strj-chowały. 

Artylerya nasza, ch(x;iaż mocno strzelała, mało jt^lnak jej ogień doka- 
zywał, nieprzyjacielskie kule r^)wnie mało nas niziły. Podczas kanonady 
uszykował się w porządku batalii korpus pułkownika de Szekcly, który j)0- 
dlug raportu gen. Rymkiewicza na tamtej str«>nie rzeki stał i zdał się pod 
lasem w lewo ciągnąć tak, jak gdyby na prawym Hanku naszym coś cbciał 
przedsięwziąć. Komendorował(>m natychmiast ankrrganlę all)o rezerwę, 
aźoby najkrótszą drogą do Sierska masz* •nawala i mi«Hlzy tą wsią a liiirtło- 
dziejami uszykowała się; tym snkursem wzmocniona została komenda Nic- 
mojewtfkiego, kt«')remu strzeżenia Brdy jx»wicTZ4)ne było. 

Ponieważ się nieprzyjaciel kanonadą o<lstraszać nie dawał od obrony 
miasta, a my też także amunicyi iisne nie chcieli, wysłałem adjutanta moje- 
go, majora Zabłockiego, ażeby miasto do ixKldania się wi»zwał, a pułkowni- 
kowi de Szćkely oświadczyć, iż jeżeli nam Bydgoszcz sztnrmem wziąć 
przyjdzie, postąpię sobie podłng jego zwyczaju, zrabuję i spalę. 

Wrócił się major Zabłocki i doniósł, że gt) pułk. de Szekely jak naj- 
nieprzyzwoiciej przyjął i przeciw wszystkim wojennym obrządkom postępu- 
jąc, to mu powiedział: ,że albo ja sam rozum straciłem albo że rozumiem, 
że on go stracił, takiig po nim wymagając rzeczy; /.r wi^slzitr bym powinien, 
iź mam z sławnym de Szćkely do czynienia, który wszę-dzic Francuzów po- 
bił". Nakoniec to jeszcze dodał samemu majorowi Zabłockiemu, że jeżeli 
natychmiast z miasta nie wyjdzie, w łeb mu strzelić każe. Na taką rezolu- 
cyę na odwet szturmem tylko odpowiedzieć można i ten się nast<,'pującym 
uskutecznił sposobem. Pienv8zy batalion 13-go regim(?ntu z j(idną armatą 
pod komendą pułk. Burzeńskiego atakował bramę od Łabiszyna. 2-gi ba- 
talion t€goż regimentu z góry prosto ku rafinery i masztTowal, gdzie 200 
piechoty nieprzyjacielskiej stało; tym konu^nderował major Szwykowski. 
Pierwszy batalion 4-go regimentu z jedną armatą atakował l)ramę Nakiel- 
ską, temu przewodził gen. Rymkiewicz. Nakoniec 1-szy l)atalion regimentu 
I-go maszerował naprzód, chcąc niby mię^lzy ł^abiszyńską a Nakielską bra- 



mnie podane były. 



'> Ms. B.: w takie miejsca, któro po światłem rokognoskowaniu jcen. Rymkiewicza 
lanp hvłv. 



— 222 "- 

mą do miasta wkroczyć. Wszyfltkie ataki w jednymźe czasie uskuteczniły 
się, a chociaż się nieprzyjaciel dobrze bronił, udał się jednak atak na rafine- 
ryą, ponieważ tam żadnej bramy do wyrąbania nie było, i tego ataku skut- 
kiem było, że, jak tylko się nieprzyjaciel z wszystkicli stron napieranym 
i otoczonym ujrzał, albo przez most ucieczką się ratował albo poddać się 
musiał. 

Artylerya nieprzyjacielska chciała coś jeszcze przeciwko miastu czy- 
nić, ale nasza czynności, czas i ochotę już odjęła. 

Korpus pułk. de Szókely awansował wprawdzie ku miastu, ale jak 
tylko spostrzegli, żeśmy już jego panami i że gen. Madaliński z swoją 
i Rzewuskiego brygadą przez most maszeruje, rzucił się do ucieczki, zrej- 
terowawszy się do lasu, gdzie od gen. Madalińskiego aż do Fordonia ści- 
gany był i wiele brańców utracił. 

Strzelcy nasi, którzy między Bartłodziejami i Sierskiem stali, prze- 
szli także Brdę do Fordonia. Fori)oczty zaś nasze tego dnia rozciągnęły 
się do Dąbrówki na Teino *) aż do Oszelna «) i Palisza ') nad Wisłą. 

Dostało nam się w niewolę dwóch pułkowników, 1 major, 18 sub- 
alternów, 20 unteroficerów, 372 gemejnów. Utracił nieprzj^jaciel w zabi- 
tych 100, rannych 50. My zostawiliśmy na placu 25. Rannych mamy 
30. Pułkownik de Sz<5kely, który przed półtory godziną tak bardzo się 
odgrażał, wystrzałem armatnim w lewą nogę został ranny i na bruku 
w bliskiej mostu ulicy między iimymi rannymi i zabitymi leżał, wołając 
naszych żołnierzy na pomoc*, lecz gdy się niektórzy dla podniesienia go 
nachylili, poznał go kosynier jeden i zawołał: „to jest de Szókely, który 
nas palił i plądrował". Wszyscy się zaraz na niego rzucili, gdy na ten 
traf *) nadjechał major Zabłocki z komendą, tentosam z którym się de Sz^- 
kely przy wezwaniu miasta źle był obszedł. Poznał go wpraw^dzie de 
Szćkely i prosił go o przebaczenie i życie. „Oboje byłbyś otrzymał, nie 
prosząc o nie**, odpowiedział mu, rozkazawszy go do pobliskiego domu za- 
nieść i przyzwoicie opatrzyć. 

Gdy więc żołnierze nasi panami miasta się stali, w pienvszym mo- 
mencie wszystko w ich było władzy ^), ale, jak mało tej naturalnej naru- 
szali mocy, niepodobna opisać. Nie trzeba ich było od ekscesów wstrzy- 
mać. Obywatela nie splądrowali ani też skrzywdzili. A żołnierz nieprzy- 
jacielski, co się był poddał, zupełnie był życia swego pewny. Widziano 
nawet st-arych żołnierzy, wstrzymujących kosynierów, aby do domów nie 
wchodzili, by nawet nie mówiono, że chcą rabować. 



*) rwtelnoj. 

') [Osielsk o 8 kim. na północ- wschód od Bydgoszczy, o 7 kim. od Fordonia 
i Wisły]. 

') [Pałcz, 3 kim. na północ od Fordonia]. 

*) Ms. Z.: szcsęściem. 

*) Ibid.: tak życie jako i majątek obywateli miasta. 



— 223 — 

Wielu mieszkańców po^-yohodzito z domów, ez<.'f«tując naszy<»li »), Iwz 
większa część płaciła to, co dobrowolnie ofiarowant* hylo. 

Na pierwszy a|)el zgromadzili eię r}*c<?rze nasi do swych szf'P';rów, 
ciesząc się z tego, iż przełożonym swoim oka/^r imifrli, jak wi«-lr kt«'tn'n 
brańca przyprowadził, bmni lub {lutmntaszów zdobył. 

Z ix)czątki! obawiali się micszkań<'y. <loii»y ii-li były iM>zaiuykanc. 
ale te zaraz j)ootwi«'nir kazałem, li«> nim się wszystk(» |MMldnł(>. }.ły-/nno 
z niektórych domów wystrzały. Mówiono mi. /«• się i nbywatrlr pr/i-ł-iw 
nam byli uzbroili, ale i)onieważ ł>y to złr u\'ur^ mo^do skutki, cala ti; rzifz 
puściłem w ni<'j)ami<r. 

Pierwszy batalion n-g. 1-jro został ganiizonnn w miiśrii', mły zsw 
koqms stanaj obozem na wzjrórku, mię-dzy b-śnictw^ni a Bydpłsz«-zii znaj- 
dującym się. 

Ustanowiona komisya, na której czele znany z zdatn»Kri swojej jh«I- 
Domocnik \Vyl)icki znajduje się, z^it rudnia się ułożeniem szezr^róIm-L^o ra- 
portu wszystkich majrazynów w mieście znalezionych. 

Tenże pełnomcK-nik wydał natychmiast edfzwę, zaiM-wniająeą obywa- 
telom życie i własnoś«' i ż<» tylko to w rekwi/ycyę wzięte będzie, «•<» y*>{ 
krj)lewskie<ro, a zaś i)rywatne każde^ro <lo1>n» szanowane ln^dzie. (idy się 
już wszystko us]K)k(»iło, nawinlziłem pułk. d«' Szekely, któn-^^ro nic doś<' 
Mpokoić nie njogło: jiełen był trw<»jri, aby się na nim nie niszczono i ja- 
'. kiej krzywdy nie wyrziidzono; za]M-wniłem p». że sjMikojny być może i że 
\ rtarać >ię będziemy los jej^ jak najwięcM-j sltnlzić. I*ro:-il o kilku lekarzy, 
: o bię^dzA i j»ieniądze, w cz/^m jep) żiidania zasiM)kojone z« stały. Wielu 
bardzo przychodziło jro nawi4*d7.ać, między którymi znajdowali się tacy, 
których de Szekely zu]X'łnie zniszczył, b-ł-z widzjic jro w tak niesz<-zę'śli- 
wym stanie, litowali się tylko nad nim. zap<mnnają<' o swycb szk<Mla<'h. 
Miidzy innymi przyszedł także pnlny ze wszs<'h miar uwiell>ienia jrenend 
Mnicwski, w której^o d(miu przcnl rewolm-ya zawsze przebywa! de Szćkfly, 
będąc wielkim przyjacielem jejro, a po rewolu<*yi najpierwej dom jetro prz«'Z 
ni^ zrabowany i cały majątek zniszczony został, któri'p» ply wcłnKlzji<e- 
go spostrzcfrł, zemdlał, a przysze<lłszy do siebie, żałosnym zawołał ^losmi: 
r^ch Mniewskil* Cnotliwy ten Tolak temi mu odiMmi^^ilzial słowy: «i'o 
Bię mojej osoby tyczy, daruję ci wszystko, ale jeżeli <'hcesz być sjH>kt>jnyni, 
oddaj zlupioną własność tym, którym cały sposób (Kljął<'«i d«» ży<-ia**. Tu 
de Pzćkely oświadczył, że ze mną i Mniewskim sam >!•• cłn-e rozmówić* 
a ^^y wszyscy ustąjali, powiedział nam, że wszystkie jcp> bapiżc w Gru- 
dziądzu się znajdują, żebyśmy wcale dalej się ni<' posuwali, bo maszeruje 
korpus z Pomorza i Brandenł)urjrii, który się z nim la<'zyć miał. Na znak 
pm-jaźni. darował mi O *) koni j<'zdnych. którycli ani <Hlebralem. ani się 

'i Ms. z.: po przyjacielsku. 
•; Ibid.: najlepszy di. 



— 224 — 

upominałem u sukcesorów. Jak tylko gen. Madaliński z wyprawy swej 
powrócił, opowiedział mu de Sz^kely toż samo. 

Poszedłem ix)tem odwiedzić dnigiego w niewolę wziętego pułkowni- 
ka i innych oficerów. Pułkownik Wittcn, stary i szanowTiy żołnierz, dwa 
razy jest ranny w piersi i mówić prawie nie może. Prócz tego jest jeszcze 
6,ciu oficerów i 50 ludzi ciężko rannych. 

Uczyniłem wszelkie rozi)orzł)dzenia, aby ranni obydwóch wojsk na- 
leżycie opatrzeni zostali, a brańcom wojennym ludzkość i uszanowanie 
okazane było. Z raportu tego ujrzy N. Naczelnik, jak sobie pod komen- 
dą moją republikanie i)ostępują i że się na narodową wdzięczność zasługi- 
wać starają. Gdy wszyscy powinności swojej dopełnili, gdy się z odwagą 
i honorem potykali i nieprzyjaciela pokonać starali się, niepodobna mi więc 
o szczególniej dystyngwującycli się nadmienić, wszyscy równie byli odwa- 
żni, chęcią osiągnienia chwały zajęci, szukali odważnie zwycięstwa lub 
śmierci, pienvsze znaleźli, drugiego się nie lękali. 

Zawsze mężjiy geu. Madaliński i w tej okazyi nieomieszkał dobry 
dać z siebie przykład naszemu żołnierzowi. Gdy kawalerya podczas ka- 
nonady i szturmu zupełnie nieczynna była, tak był niecierpliwy, że się ko- 
niecznie pod ogniem nieprzyjacielskiej artyleryi przez' Brdę przeprawić 
chciał, ledwom go w tej odwadze wstrzymać mógł, obawiając się, by ogień 
nieprzyjacielskiej artyleryi mu nie szkodził; poszedł ^NTeszcie do ^) armat 
i poty z nich osobiście strzelał, póki nieprzyjacielskich do wstrzymania 
nie przywiódł. Gdy od niejakiego czasu żadnej od N. Naczelnika niemam 
wiadomości, boję się więc, aby nad Bzurą lub koło Gąbina komimikacyi 
nam nie przecięto. Nic więcej w teraźniejszym raporcie o dalszych ope- 
racyach moich nie wspomnę, wstrzymując się aż do powrotu dwóch prze- 
zemnie wysłanych kuryerów, Miaskowskiego i Molskiego. Dan w Byd- 
goszczy dnia 4 października 1794. Gen. Dąbrowski. 

Daję ordynans porucznikowi Bielamowskiemu, ażeby zaraz z swoją 
komendą maszerował tam, gdzie kolumna gen. *) Schwerina znajduje się. 
Na jego obroty największą baczność mieć ma, żadnej zaczepki bez zysku 
nie zacznie i rozgłosi, że wojsko nasze okolice tutejsze opuszcza i gener. 
Schwerina atakować ma. Sam zaś szpiegów jak najdalej po wszystkich 
stronach rozeszle i mnie o wszystkiem jak najspieszniej uwiadomić ma. 
Jeżeli się okazya zdarzy, ażeby sobie mógł korpus strzelców formować 
bardzobym sobie życzył*). W Bydgoszczy d. 5 VIII-bris 1794 K 

Dąbrowski. 

«) Ms. Z.: dwóch. 

") Ms. B.: gen.-maj. 

') Ibid.: gdyż z nich najlepsza służba i przy kawaleryi są najpożyteczaiejszyml. 



- 225 — 

Daję ordynans pen. Lipskiemu, a*eby on natychmiajit z ralą ko- 
mendą 8woją przez Wisłr przeszedł, ku Chełmu i Gnulzia/lzowi pntn>lował 
i pdzie nieprzyjaciel ei«* pokaże, a piła jejro nio)^, H-I^ar uie zanitKlha: 
wszystkich jratunków statki z ludźmi potrz('ł>nymi do przewozu sjmkIzi 
i pod komendą swoją zatrzyma, 8zpiop'»w do Grudziądza i Torunia wynzle« 
dowie się o obrotach i sile nieprzyjaciela i irnic jak naj<*zości«*j raporty 
przeszłe. W Bydjroizczy 5 VIII-briB 1704. I)ąl)rowski. 

Daję *) ordynans pułkown. Wyganowskiemn. aiohy w 3'H) koni 
związku poznańskieji:o wkroczył w ix)wiat walirki, tam uskutc<'znił i)owsta- 
nie, kantonistow i konie zwłaszcza zamków królowslcich wybierał, jako te* 
furaż i żywność, na ol)roty nieprzyjacielskie miał ł)acznośe, je;ro wszi^lzie 
ścijrał i mnie cz<\sto raportował. Dnia '> Ylll-bris w IU-<lpM7.czy. 

(Jen. I)ąbn)wski. 

Daję ordynans pułkown. Sieroszewskiemu, al)y w Nakle i okolica(*łi 
tamecznych nieprzyjaciela ścigał ') fury i żywnośr spł-ilzal. W Bydjrt^^izezy 
5VIII-bris 1794.' (i.-n. l)abrow>ki. 

Daje ordynans porlpułkown. ^Ichowskiemu, aż»l)y on naty«'bmiast 
2 piechotą, strzelcann*, artyleryą i kawaleryą •) tak jak ze wszystkimi nie- 
wolnikami maszerował jak najspieszniej do Szulca nad Wisłą; tam rozlo- 
kowawszy się, patrole ku Toruniowi i (Juiewkowu wyszle; s|MKlził'wam się, 
ie ku Gniewkowu na tamt<; stronę kawaleryą nasza przeszła *), z któni ko- 
munikacyą utrzymywać ma; do Torunia i w okolicr ^zpi^•^ńw wyszle i mnie 
raport o wszystkiem jak najdokładniej i najspioznicj przeszh'; starać się* 
l)ędzie oraz, aby jak najwięH-ej «itatk6w i ludzi do tego użytecznych spło- 
dzić *). W Bydgoszczy 5 VlII-bris 1704. Dąbrowski. 

Daję ordynans porucznikowi ^loszczy liskiem u, ażeby on z resztą ka- 
waleryi •) w Łabiszynie się 7X)stał, tam ku Żninowi. Wołowi<*om, Inowrocla- 
wowi często patrolował i o obrotach nieprzyjacielski<*h mnie jak nnj<'zęściej 
raportował. W Bydgoszczy d. 5 YlIT-bris R. 1704. Dąbrowski. 



*) Ms. B. 

*) Ibid.: patrole wysiał ai do SzoldsmiUili' i Jjikcz«'wa, wsrolki** statki ral»nil, skła- 
dv opanował, przy czostem raportowaniu dokładni*' inni*' onyih nK'''Sti-:i przrsłał. 

•) Ibid.: 60 koimi. 

•) Ibid.: gdyż gon. Mniewski ma ordynans kiini<'n<l»: postawir w rodni^rzii. a z ro- 
sztą pod Szulcem przeprawić sit: d)a obsiTwowania nirpr/yjaci.-la na taintrj stronio ai 
pod Taruń. 

») Ibid.: utrzymując z gen. Mniewskim komunikacyt', w każdym przypadku go 
asekurować. 

•) Ibid.: oprócz 50 koni, które poniasz«'rują z Mchow.skini do Szulca. 



— 226 — 

Daje ordynans gen. Mniewskiemu, ażeby on z całą komendą swoją 
kawaleryi przez Wisłę się przeprawi! pod Szulcem ^) stamtąd ku Tonmiowi 
patrolował, komendę jedne pod Panadzawą postawił, zaś w Podgórzu drugą 
na obserwowanie mostu toruńskiego, i w potrzebie go spalić kazać, w sa- 
mym Szulcu będzie komenda piechoty naszej. Pod Fordoniem przejdzie 
gen. liipski, z którym się razem znosić ma. Wszystkie tak od patrolów ja- 
ko i szpiegów powzięte o nieprzyjacielu wiadomości donosić mi ma. Wszys- 
tkie statki do przewozu jako xeż i ludzi do tego użytecznych spędzi, podwo- 
dy i furaż na tamte strono ^) zabierze. AV Bydgoszczy 5 VIII-bris 1794 R. 

Dąbrowski. 

Daję ordynans wicebrygadyerowi Leszczyńskiemu, aby resztę bry- 
gady mojej w pogotowiu miał do marszu, aby za danym sobie ordynansem 
do Świecia maszerował i tam w czynnościach swoich z obywatelem AVybic- 
kini, pełnomocnikiem, znosił się, jak najczęściej mnie o czynnościach swoich 
i nieprzyjacielskich raportował, statki zatrzymywał, fur jak najwięcej i ży- 
wności sptKizal. W Bydgoszczy 5 VIII-bris 1794. Dąbrowski. 

Daję ordynans pułkown. Sokołowskiemu, aby, czyli będąc w marsza 
czyli już przeprawił się pod Fordoniem, natychmiast maszerował do wsi 
Czarnowy ') naprzeciwko Szulca i tam oczekiwał dalszego ordynansu gen. 
Mnicwskiego lub tego, któren mu będzie nadesłany. Statków i ludzi zdat- 
nych do przewozu jak najwięcej spędzi oraz podwód i żywności wszelkiego 
gatunku. Karność największa zaleca się. W Bydgoszczy 5 VIII-bris 1794. 

Gen. Dąbrowski. 

Szanowny Generale Mniewskil Spodziewam się, że dziś jeszcze do- 
staniesz przewozy do przeprawienia Twojej kawaleryi na tamte stronę. Statki 
te przy sobie zatrzymasz. Komenda kawaleryi z 50 koni złożona, która jest 
przy podpułkowniku Mchowskim, jeżeli z regularnego wojska, może iść do 
Podgórza albo w to miejsce, skąd Toruń najlepiej obserwow^any być może> 
aby z tej strony od Gniewkowa, Służewa i Kaciążek nie mógł nieprzyjaciel 
Torunia wzmocnić. Patrole na tamtej stronie Wisły muszą być liczne, aże- 
by mogły do Torunia bez żadnej straty dotrzeć i Toruń często alar- 
mować. Jeżeli chcesz jaki majak zrobić, możesz część piechoty na tamte stro- 
nę posłać. Żywność i furaż wszelkiego gatunku potrzeba z tamtej strony 
w najlepszym porządku sprowadzić, konie zaś, które się wezmą, jeżeli nie 
z amtów królewskich tylko od oby^vateli, muszą być na nie kwity dawane^ 



') Ms. B.: Solcem. 

■) Ibid.: tamtej stronie. 

«) [Czarnowo na prawym brzegu Wisły o 2'/, mili ponixej Torunia]. 



— 227 — 

a właściciel też do wydziału zaprzępi dostawie jłowinien, ^lzi<' zaplat«.' <4l- 
bierze. Proszę Cię, mój Generale, na przyjaźń naszą i nu wszy**tkie ol>o- 
wiązti, aby komendy Twoje jak nnjlajrodniej bu: z Wł*zy>tkinii olMJiiid/ily 
i żadnych krzywd nie czyniły, (idy mani kilka wiadom«»^('i, żr prz4'z Kuja- 
wy wojsko pruskie maszonije, przeto j)roszę Cie, ni/»j (ft-norah', iił»y«i jak" tK» 
swojego województwa wysyłał kogłi |M'wnep> i znajomego di»ł)rz«' dla wywii*- 
dzenia się o obrotach nieprzyjacieUkirh. Pułkownik Sokołowski, ^ly nie- 
przyjaciel na niego natrze, może ?łię usuwać ku gi-n. Lip**kiriuu i tam z nim 
skomponowaną na Chełmno zrobić eksjjedycyę, gtlyż w Swii-^MU jł-st nasza 
komenda. Życzyłbym, żeby całą dnikarnię z ludźmi zał)ral. Tu u nas do- 
syć spokojnie. W Bydgoszczy 7 VIII-bris 171M. l>ąbrow>ki. 

Szanowny Generale Mniewskil Szcśćdzi4'siąt strz<'Irów jmhI k<.)mondą 
obywatela Ra8zewskieg<>, {Kiwstunia |Hiznaiiski«'gn. jako trż cała kawahTyą. 
która jest z brygady ^Iadaliń>»ki4'go w T\v(»j«'j koiniii<lzic, wyszlij natych- 
miast do Inowrocławia, gdzir już zastana komnidę g<n. Ma<lalinskicgo albo 
na nią zaczekają; resztę strzelców Sokoliiicki<'g»» dobrzeliy l»yło. abyś jjrzc- 
prawił na tamte stronę Wisły dla zasłonienia rejterady ») Twojej kawaleryi 
na tamtej stronie b<_*dącej; Sokołowski, pułkownik, łainuch zrohi -) z ko- 
mendą gen. Lij»skiego. (Jdy teniz jesteście przez strzeh-ów Sokoiniekii-go ') 
asekurowani, trzeba, aby były ^vy^łane liczne i>atrolc dla przerzni«.-cia ni<'- 
przyjacielowi komunikacyi mięnlzy Grudziądzem a Toruniem. Ostrożność 
zacliować największa od Torunia znhK-ani, aby nieprzyjaciel z Poznania-*) ja- 
kich nie posłał ixx?ztów. Pod Bydg(>szczą S VIll-bris 17t»l. 

(ien. Dabrewski. 



Do majora Bielamowskiego! Xa szj)iegów spuszcza*' sie zawsze^ nic 
można, dlatego życzę, aby 2 lub ;J wysłać tak, aby jinlen o drugim nie wie- 
dział i zawsze za nimi patrol, któryby w to nn*<'jsce dotarł, posłać; staraj się 
okonie i rekrutów, tylko bez uciemiężenia obywatelów i to za kwitami. Szu- 
kaj sposobności, abyśmy z amtów królewskich pieniądze mięt- nu>gli, tylko 
to w porządku i bez uciążliwości, bo słyszałem, że obywatelów uciemiężasz 
i krzywdzisz, co surowo zakazuję i niechcę. Uniw«Tsały do powstania przy- 
szłe ja najprędzej, tymczasem powiwlz obywatelom, iż większa dla nich sła- 
wa i zaszczyt, gdy, nie czekając na uniwersały, łączyć się z nami lx:dą, 
a dosyć jest dla nich regularny żołnierz w Bydgoszczy zachęcenieu) i pewiio- 



*) Ms. B.: w przypadku i-ojtenuly. 

*i Ibid.: łącznie z komendą ^cn' Lipskiop) niech coś zroM. 

') Ms. Z.: i poznańskich. 

•) Ibid. i B.: do Torunia. 



— 228 — 

ścią. Dla tego uniwersały nie są doslane, bo drukami nie mamy, tylko ko- 
piować muszę. W Bydgoszczy 8 Ylll-bris 1794. Gen. Dąbrowski*). 

Daję ordynans gener. Lipskiemu, ażeby natychmiast, wziąwszy strzel- 
ców Sokolnickiego pod swoją komendę, przeszedł na tamte stronę i tak się 
z nimi lokował, aby nieprzyjaciel nie mógł szkodzić przeprawie wojska na- 
szego; za którymi przeprawi się komenda powstania gnieźnieńskiego, regi- 
ment 13-ty, 6 armat i brygada Madalińskiego, które natychmiast wysłane 
będą; kiedy wszystko przeprawi się, maszeruje cały korpus pod Czamowę, 
gdzie już korpus gen. Mnicwskiego znajdować się będzie i tam oczeldwać 
moich rozkazów. W Bydgoszczy 9 Ylll-bris. Dąbrowski **). 



*) „Raport: Melduję, iż podjazd, złożony z 200 piechoty z 2 armatami 
i kilkudzicsiąt kawaler>'i nicprzyjacuelskiej, napadł na pułk. Sokołowskiego 
rano; bronił się ile możnijśei tak dalece, iż do armatniego ognia przyszło, na- 
koniec rojterować się musiał blisko ćwierć mili i stracił luźne konie i furaże 
zgromadzone, a co najprzykrzcj, rotmistrza Słuskiogo i namiestnika Thuli- 
bowskiego, bardzo .słusznych obywateli, jeden prócz tego blesserowany, a ci 
albo wzięci lub też zabici — nie jest pewno. Sukursu żadnego nie miał, 
bom ja przez Wisłę nie miał czem przewieść, widzieli jednak z tej strony 
na«ii, jak się mężnie bronił i porządnie rej tero wał. Opanowawszy jedne górę, 
która leży za Czarnowem ku Ostromęcku, już dalej Prusaków nie puscO, 
którzy się cofnęli za Czarnów do Skłodzewa i tam jeszcze bawią. Przyszedł 
kapitan z strzelcami obywatela pułkownika Sokolnickiego już po utarczce 
i zasłania przeprawę tych strzelców, których stąd wysyłam, lecz to najgo- 
rzej, że nie chce bawić, składając się, że nie ma ordynansu; posłałem teraz 
do niego z rekwizycyą, aby nieodstępował, dopokąd od najwyższej komendy 
nie przyjdzie rezolucya. W obozie pod Szulcem 8 VIII-bris 1794 Roki 

Mniewski, gen.-major". 

„Raport: Melduję Obywatelowi Generałowi, iż okolice Chełnma i Gru- 
dziądza 8 patrol owalem. Wczorajszej nocy byłem atakowany przez patrol 
pruski złożony z 60 huzarów; ten rozproszyłem, zabrawszy w niewolę jedne- 
go oficera, 13 geniejnów i 3 ubitych. Z mojej strony niemam tylko 2 ran- 
nych i jednego konia zabitego; tych wszystkich do głównego aresztu i laza- 
retu jutro posyłam. Upraszam Obywatela Generała o rozkaz, co dalej mam 
robić, gdyż mam niezawodną wiadomość, iż nia wypaść z Torunia komenda 
piechoty ^) i kawaleryi na atakowanie komend po za WLsłą stojących. Ja 
nie mam kawal*^ryi jak 120 koni, a w tyle o żadnej także asekuracyi nie 
wiem; w pr/.ypadku więc ataku, któryby siły moje przechodził, jak mam 
urobić? W Grudziądzu garnizon niewielki, gdyż już dawniej do Torunia coś 
wyciągnęło. Chciej Obywatelu Generale mieć wzgląd na znużonych ludzi 
i konie, a onych z patrolu zluzować rozkaż. W marszu 8 VIII-bris 1794. 

Lipski, gen. -major**. 

**) „Raport: Powtórny raport czynię, że pruskie wojsko maszeruje do 
Torunia; stanęło na noc dziś w Służewie, ja się cofnąłem do Strzelna, gdzie 
stanąwszy — przy maszerował z komendą pułk. Dąbrowski i z nim Stanisław 



*) Ms. B.: z armatami. 



— 229 — 

Rozkaz dnia 9 Ylll-bris 1794 w Bydgoszczy. 

Regiment 4-ty, 4 annaty 6-funtowe, brygada Rzi^wuskiego, masze- 
raje natychmiast do Solca, gdzie oczekiwać b<Klzie rozkazów gen. Mnio- 
wskiogo. 

Regiment 13-ty, brygada Mndaliiiskiego, 4 armaty O-funtowe i dwie 
3-fnntowe, maszerują najbliższą drogą do Fonlonia, gdzie się p(xlłiig rozka- 
zn gener. Lipskiego przeprawiać będą. 

Cały ekwipaż prócz kociołków tu się zostnć ma i szwadrony obywa- 
telsifie, prócz tych obywateli, którzy komisaryatem zatrudniają się. 

Pułk Gorzeńrłkiego maszeruje do Szulca i)od komendą gener. Skó- 
rzewskiego, gdzie się podług rozkazu gen. Mniewskiego przrprawiać będzii?. 

Tu w garnizonie zostaje się regiment 1-szy, piechota powitania ku- 
jawskiego, pułk Garczyńekiego i dwie .'5-funtowe armaty ikkI komendą puł- 
kownika Mojaczewskiego. 

Major Szwykowski zostaje tu i dozór nad wszystkimi niewolnikami 
mieć będzie. Każdy korpus weźmie połowę swych felczerów z sobii, którzy 
przy korpusach zawsze znajdov;ać się będą. 

Regimenty mają po ładunki posłać do kla-^ł/toru Ii<rnartlynów i Kar- 
melitów, a gdy się wszystko na tamte stronę przeprawi, wyda się Ordre de 
bataille. 

[Rapor t|. 

Wysłany z obozu z |)od Przysieka obywatel Sokolnieki, powstania 
poznańskiego, kuryerem do Warszawy, miał ustne zalecenie Najwyższemu 
Naczelnikowi następujący raport uczynić: 

Naprzód po zniesieniu dywizyi Szćkelyego, który wzięty w niewole 
wraz z drugim pułkownikiem, 8 oficerami i 372 gcm(»jnami, i po opanowa- 
niu miasta Bydgoszczy, generał Dąbrowski wraz z j>cłnonu)cnikiem Wybic- 
kim, zrobiwszy powstanie w tern mieście, przysięgę od obywateli odebrawszy, 
komisyę porządkową ustanowili, a rzi^dców miasta wolnemu wyborowi zo- 
stawili, po którego dopełnieniu ofiarę od miasta przyjęto 00,000 złip. Zwo- 



Krajewski z komendy Mniewskiego, który *) złapał szpiega z listem do- 
Schwerina i udał się z nim do mojej komendy. Ja kazawszy tłumaczyć so- 
bie ten list, źe jest JWPanu potrzebny, spiesznie go odsyłam, a t-am jutro 
naprzeciw Schwerina będę się zbliżtił, abym mógł poniiarkować, gdzie po- 
maszeruje, czyli ku Bydgoszczy czyli też stanit* ku Poznaniu. Pułkownik 
Ledivary komenderuje tym korpusem; jak szpieg liczy, ma być w tej ko- 
mendzie r^iment grafa Anhalta, jeden batalion Hollwedc, siedem szwatlro- 
nów huzarów Wiirtemberga. Anuat ile j(st, dokładnie nic wie, co zaś hau- 
bic, pewno dwie. W Strzelnie, 10 lX-bris, Koku 171)4. 

Stanisław JUclnmowski". 



') Ms. B.: będą« od niego poHłany w brzrskic i kujawskie na szpiegowanie. 



— 230 — 

lana by^a zarazem kamera, przeszło 80 osób składająca, dbi złożenia rege- 
strów i tych zaprzysiężenia, wiele jest pieniędzy, których nie więcej jak 
24,000 złtp. znaleziono. Po ich odebraniu gen. Dąbrowski wraz z pdno- 
mocnikiem oświadczyli wszystkim oficyalistom kameralnym, iż są w areszcie, 
składając im listy tak królewskie jako i de Szt^kelyego. jak wiele ma naszych 
współbraci i jak się z nimi tyrańsko obchodzą; biorą się dlatego w areszt, 
aby byli zastawnikami naszych współbraci, lecz odebrali razem oświadcze- 
nie, iż ludzkość względem nich zachowana będzie, a tej zaraz doświadczyli. 

Komisy a porządkowa odebrała rozkaz objęcia znacznego magazynu 
soli, żelaza, sukna, płótna, siodeł, których przeszło 6^30, półszorków, wozów 
blisko 200 i innych ix)trzeb; zatrudniała się wyszukaniem broni, której prze- 
szło 000 sztuk kalibrowej znaleziono, prochu, ołowiu dość znacznie. 

Po urządzeniu zwyż wspomnianych dykaster}'ów gen. Dąbrowski wy- 
komenderowat korpusy w kilka miejsc, w głąbsz dalszego kordonu. A na- 
przód pułk. Sieroszewskiego do Nakla, który płynących z Berlina 13 stat- 
ków zabrał z solą, żelazem, sukna w różnych kolorach do 15,000 łokci, baj 
tyJeź, płótna kilka set sztuk. jx)ńczoch par SOOO, ołowiu da<e znacznie i in- 
nych potrzeb do ubioru żołnierza służących, czego wszystkiego uczynił zaraz 
transport do Bydgoszczy. 

Drugi korpus pod komendą obywatela Lipskiego, gen.-maj. wojew. 
gnieźnieńskiego, komenderowano do Chełmży; tam zastawszy znaczny nie- 
przyjacielski patrol, ten rozproszył, zabrawszy 17 jeńców z 1 oficerem, a o 
na placu zostawiwszy, bez straty z swojej strony. 

Trzeci korjjus przy obywatelu p^nomocniku Wybickim, który w po- 
wiat świecki, w województwie pomorskiem leżący, udał się, powstanie zrobił 
komisyę urządził, ofiary od obywateli odebrał. 

Czwarty korpus, w 300 koni powstania poznańskiego pod komendą 
pułk. Wyganowskiego, wysiano do powiatu wałeckiego dla zrobienia tam 
powstania i ^vybierania rekrutów. 

Piąty korpus, pod komendą pułkownika Sokobiickiego, wysłany do 
miasta Fordonia dla objęcia tego miejsca i opanowania brzegów Wisły aź do 
Solca. Gdy to już było dopełnione, gen. Dąbrowski wymaszerował z Byd- 
goszczy; zostawił dla asekuracyi więźniów, komisyi i bagażów batalion pie- 
choty i pułk kawaleryi; z resztą wojska przeprawił się pod Solcem przez 
Wisłę dnia 10-go, a stanął obozem 11 -go pod Przysieku. Tam dopiero ode- 
brał 3 raporty, które go od atakowania Torunia zwróciły, pierwszy o prze- 
cięciu komunikacyi z Warszawą, drugi o nadeszłym znacznym korpusie, do 
4000 wynosząc^^n, pod komendą Schwerina, trzeci przez przejęcie ekspedy- 
cyi pruskiej, w której był układ, ażeby armię gen. Dąbrowskiego na okol 
otoczyć, do czego miejsce, w którem stała armia, stosowne do ich układa 
było; przedsięwziął więc gen. Dąbrowski to miejsce opuścić, przeprawiwszy 
się napo wrót przez Wisłę pod Solcem, a dla ukrycia swego planu alarmo- 



— 231 — 

wać kazał Toruń, do którego o ćwieit* roili wyrfal z korpuj^oiii małym puł- 
kowniłui Sokolnickicgo, a tymoza-oem annia pię ])rz<'prnwiata. 

Plan jest więc pen. Dąbrowskiego opuścić tamte 8 trony i rzną/* .się 
brzegiem Wisły nad Włocławek ku Gąbinowi, jrdzic ma nic zatrzymać. 

Wysłał mnie więc dla uwiadomienia o y%o plan ił*, z żaidanicm, abym 
mógł wyjednać korpus przynajmniej 2(X)0 i>i«rhoty, plyż na kawalrryi nie 
zbywa, i kilka sztuk armat, a ta kolumna otworzywszy wraz z je p» kolumną 
tommiikaeyę Warszawy, za złączeniem się z nią pit-rwszy i)lan do]»yfia To- 
runia i posuwania się w kraj dziedziczny króla ])ruHkiego z największa, ła- 
twością wy JM?! nić obowiązuje się *;. 

It o z k az M. 

Rejriment 4-ty, dwie O- funtowi* armaty i dwir :i-fuiit<»w«" i<lą natych- 
miast pod Solec, Jadzie się przez Wi-łę przeprawią. Haziiii z ni«nii idzie ka- 
pitan Białowiejski z kompanią ^trzl■lcMW Siłkolnirkie^rn i ealf pi.w>tani«' ka- 
liskie. Piochote ulokuje kapitan Hofman =). Strzelcy pćij<Ią naprzód w bok 
ku Podgórzowi; szwadron obywatelski powstania kali>kiep) jM.uia>zeruje do 
wrii »). Koszta zaś kawalcrj-i z powstania kaliskiej) jM'ijłl/ir ') ku INłdjiórzt)- 
wi, która na wszy^tkie kn>ki nieprzyja<-iilskie uuaAać ma i tam zl.iczy się 
ze strzelcami komendy generała ^ludalińskiłgo ■'). 



*) Tloniaczenie listu pułk. L(."<livarego do gen. -maj. Sehwerina: „Ko- 
menderowany jc>tem z dość znacznym kMrpu>«'nj od gen.-lejin. gniła Scliwe- 
rina do ścigania korpusu nieprzyjacielskił'gł» jukI k<»m«nd:i gen.-lrjln. l)ą- 
browskicgo i łączni(; z Wl^.Pobr. ten k«»rpiis n»zpro>zy('- i |Młlłi(-; pnłs/e t»'<ly 
o opcracyi swojej jak najprędzej mnie uwiadomić i g<i/ii' >i<- /Un/.yć może- 
my, a ponieważ słyszałem, że J)aJ)rł.>wski maszernj«' «lo Tormiia, śpio/ę się 
przez nagłe? marsze ocalić to miasto. 7 Vlll-bn> li-ii 17U4''). Lł^łliNary**. 

„Kai)t)rt: Podług ordynansu stanąłem (» godzinie S-nuj na ]»rzedmie- 
ściacłi toruńskim i chełmskim i wieś ^lokre zająłem, zaalarmowalt m, z rę- 
cznej broni nieco ognia było, lecz bez najmniejszej >zk«Kly; dalej jak ling da. 
Larum w mieście uderzono, i na Dybowie, dokąd wczoraj z Włocławka zbio 
dzony przyszedł żołnierz pruski z uwiadomieniem, iż I armaty maja.. Na 
mostach przeprawiają się do Torunia różne wozy z tJimtej strony i wojska. 
Ja na przedmieściu stoję do tego momentu spokojnie, od armaty żadnego 



*) Ibid.: Ordyiwins ackrotny majorowi I'okl<;k<»\i>ki(.'niu. 

*) Ms. Z.: Ihiufman. Ms. B.; od indzynitTów... w nm-jscu ubroimnn, któni zosta - 
▼ać ł)odzie pod bronią, pńki cały nieprzł-prawi sir kcupus. 

') Ibid.: »Slrz««lcy mają by«' jiod asokur.irya_ SiWinliumi oliywatcl>ki«'^o z ])(>ws tanin 
kaliskiep;o, awansowani w bór ku P<MlK«'»rz<)wi. 

•) Ibid.: patrolować brdzi** r«'>/:nł'nn traktami aż jhkI roupnzc. 

*» Ibid.: "\Vszys1ki(i komcnily. ktim- tylko z<i>taly na b-wym brzofni Wisły od Szulca 
ai do Podjcórza, major Pokb^kowski zabierze pod >\voja dy^pozyiyt- i onyili użyje wodług 
okoliczności. W oboeio pod Przysicką 12 VI!I-bris. l)ąbrowski. 

•) Ibid.: w Brześciu Kujawskim. 



) 



— 232 — 

Daję ordynans gen. Lipskiemu, ażeby natychmikst z komendą swoją 
maszerował do Ostromecka, gdzie od Chełmna i Chełmży obserwować ma 
obroty nieprzyjacielskie, asekurować będzie razem komendę Sokołowskiego, 
stojącą w Chełmży; do Chełmna zaś poszle znaczny patrol. Pułkownikowi 
Sokołowskiemu wyda ordynans, aby .się w jak największej miał ostrożności 
i w przypadku atakowania go ma się rejterować do Ostromecka. Pod Przy- 
sieką, 12 Ylll-bris 1794. 

Zalecam niniejszym moim ordynansem pułkownikowi Mojaczewskie- 
mu, aby jak największą zachował ostrożność, patrole wysłał do Wałdownicy 
i natychmiast ostrzegł pułkownika Wyganowskiego w Łabiszynie stojącego, 
aby on od Nowej Wsi i Wałdownicy częste posyłał patrole, i ordynans ten 
kopiałem pułkownikowi Wyganowskiemu przesyle. Pod Przysieką 12 
VIII-bris 1794. 

Zalecam ordynansem moim gen. Kruszyńskiemu, generałowi woje- 
wództwa pomorskiego, aby natychmiast z komendą całą powstania poma- 
szerował do Bydgoszczy, dokąd i vice-brygadyer Łaszczyński z swoją ko- 
mendą pomaszeruje. Pod Przysieką, 12 VIII-bris 1794. 

Do Sieraszewskiego pułkownika: „Masz natychmiast całą komendę 
swoją ściągnąć, abyś za pierwszym ordynansem maszerować mógł tam, gdzit; 
Ci zalecono będzie. Taltz, faktorowi, możesz dać tyle soli, aby mogło być 
zapłacone podług umowy ze Zmichowskim, albowiem na zapłacenie jemu 
pieniędzy dać nie mogę. Ostrożność jak największą i przesyłanie mi rapor- 
tów zalecam. Pod Przysieką, 12 VIII-bris 1794 *). 



nie miałem wystrzału. Rzewuskiego jeszcze nie mam brygady. 3 idących 
po wódkę do wsi Prusaków zabrałem ^). 12 Ylll-bris 1794. 

Sokolnicki*. 
*) „Raport: Melduję J W Panu, że szpieg mój, który Schwerina pil- 
nował, dnia dzisiejszego powrócił; jak tylko wyszedł Schwerin z Kalisza, tak 
o czynnościach jego wiadomość JWPanu czynię: naprzód zrabował Zyr- 
kuw a) i wsie przyległe Maiszew, Panienkę i starostwo śremskie,. potem po- 
szedł do Kurnika, tam wziąwszy pastora w Poznaniu stanął. Dono- 
szę JWPanu, iż komenda wyszła z Poznania i maszerowała ku miastecz- 
ku Kłecku, gdzie i mnie wypadło w tamte stronę maszerować, taż komenda 
pruska cofnęła się nazad do miasta Murowanej Gośliny i ja się cofnąłem da j 
miasteczka Rogowa; obydwa siebie baliśmy się, jednakowoż posłałem szpie- 
ga ku Skokom, Rogoźnu i Murowanej Goślinie, aby się tam Schwerin nie * 
przekradł, lecz jeszcze nie powrócił. W Gnieźnie niemasz nikogo tak, ja- • 



') Ibid.: których do najwyższej komendy odsyłam. 
•) [Żerków] . 



— 233 — 



Do gen. Madalińskiego w Ftirduiiic ritojąii-p-. 

Mój pian jest taki, ażebyś z swojiibir^radą do Solni muf^zmiwal i tam 
objął komendo, a podzodl na Podgórze Toniń alannować i ataknwa<'. a ilo 
możności, kiedy by nieprzyjaciel do Torunia ńiv cofał, most ti|mlić. a {»> tej 
ekspedycyi w boru pod rodjcórzeni nie ukryć. dru^ie^i> zaś tlnia do Raciążka 
maszerować i tam dalej do Włocławka, ja zaś z n-sztą woj-*ku uiil^zitujc na 
Raczków, gdzie jutro nocować myślę. ])OJutrz<* do Kuntrka i tak dal«'j do 
Włocławka. Ja posyłam do Nakla, Labi.<zyna i Strzelna, ^dzif Biilaniow- 
«ki stoi, i każę wszystkie moety otl Nakła aż il«» Kni>zwiry spjUić: pJyby 
nam to się udało, jako i Tobie pod Toruniem, nii> mógłby ani puni/on to- 
ruński ani Schwerin w marszu szkodzić: proszr Ci«: na niil(»ś(' naszli, abyś 
mi kawalerj^ę wszystka, wyjąwszy brygadę Twoja, tu pr/ysłal wraz z strzel- 
cami. ix)nieważ żadnej placówki wystawić nic nH»gł;, ply^. tylko JMlm .szwa- 
dron kawaleryi tu mam. Swojt^ br\*gałl«_' możesz |)oslar pr/fz Hnl«; dn Snl- 
ca. Statki pod Fordoniem i Szulcem trzfba wszystkie poj»>uć. Życzy lliy ni. 
bym się gdzie jeszcze z Tobą widziir mógł. lii Ylllbri^ ITiM. 

Rozkaz na dzień 14 Vlll-l»ris 17l«Mi. 

Jutro o godzinie 5-tej zrana ma być ]>ity F»rgn<lrning, :i o O-tcj 
generał-marsz. 

Garnizon bydgoski wraz z aresztantami przt-d godzina «l-ta wviiia>zc- 
raje do obozu. 

Cały bagaż ma dziś staną/* za oIhiziiu w }N»rza,dkii. 

Jutro w obozie porziulek marszu będzir wyzna<'7.<»ny. Korjuisy. kińre 
na jutro jeszcze nio wzięły chleba, mięsa, snli, wódki, maja natyrliinia>i dla 
odebrania udać .się do wydziału żywnosei i ez«'kać <ln|(ńki nie o(ll>inra. ]»nd 



iw Koninie, Pyzdrach, Kole; wykoniendiTowab-in ilziś }<-<ln<'go ofi<"''ra z !{«.) 
ludźmi na spalenie mostu w Pnkości, a sam |M.nia>z<ruję do Slonińw i Kru- 
szwicy i będę czekał, aż szpiegi z \)od Poznania i Murowanej (Jośiiny wrócą 
się; za powrotem ich podług rozkazu .1 WPana mosty na M(tntwa<-li i K< •In- 
dzie jak i przewóz na Kruszwicy z dynnun puszezi;. jłiliiakżc. gdyl»y SrJiwe- 
rin z Poznania jeszcze nic ru.szyl, mógłbym ^ię z uprzMtnięiiriu iyrh ninsiów 
wstrzymać, a tylko stałbym nad ni<Mni, ni** naruszajaj- j«*<limk rozkazów 
JWPana. U Prusaków jestem w reputaeyi, że w awangardzie elmdzi; jnzcd 
kolumną J WPana, dlatego nuiie się Imiju, gdyż myślą że zawdy kolumna 
za mną idzie; patrole do Pobiedzisk zawsze ehodza, a d«» (Inirzna przystą- 
pić boją sie. Polajanie słodko przyjah-iu, j«Mlnak inni.' t»i)ywatrle więcej 
chwalą, niż pułkownika de Szćkely. (zckain rozkazu . I Witana. l--go 
yill-bris 1794. r^^taiiislaw Uiclaniowski, ni. k. n." 



*) Ms. Z.: w Bydgoszczy. 
Monografie. T. IV 



— 234 — 

najsurowszą komendanta odpowiedzią. Kawalerya na dwa dni, a artylerya 
na 3 dni ma odebrać furaż *). 

Do pułkownika Sokołowskiego^). 

Przez cały dzień jutrzejszy w obozie ^) utrzymuj się i marsz mój tak 
zabezpieczaj, aby żaden pruski patrol od Torunia do Baciążka 1 Służewa nie 
mógł mnie obserwować. Ja jutro posterunek w Raciążku i Służewie mieć 
będę, który Ci w Twoich czynnościach pomocny będzie. Co się tyczy wody 
i furażu dla kawaleryi, spodziewam się, że gdy część na lewej stronie w Nie- 
szawie, druga na prawej w Rudach i Czerniewicach furaźować będzie. 
Osiemnastego znuia możesz posterunek objąć od Łoczyna aż do Pieczysk^ 
a potem do wyznaczonego miejsca podług potrzeby, wygodnie się zbliżać. 
16 VIII-bris 1794. 



*) „Raport: Melduję gen. komenderującemu, iż stanąłem dość wcze- 
śnie nad Zieloną Wodą. Pozycya cała w mojej jest dyspozycyi; jak tylko 
ludzie zjedzą, natychmiast ruszam i spodziewam się przed północą nieprzy- 
jaciela ze wszystkich stron alarmować, może sic uda i s^^ędzić. Nieśmiałość 
jego jest do zadziwienia, jak mam z indykacyi, to żaden patrol ich śmiało 
nie dotarł nad tę mizerną rzeczkę. Pierwsza kompania i dwa szwadrony tu 
stąd prosto ruszą do Zazdrości, gdy tymczasem reszta przyjdzie podług mo- 
żności pozycyi, którą zaraz do koła objeżdżam. O sile dostatecznie nic pe- 
wnego powiedzieć nie mogę; wysyłam natychmiast patrol do Wojczek, drugi 
przez Heydcbcrg do Dąbkowa, trzeci do Zazdrości, który dotrze aż do Stac- 
wegen, i to nie końcem alarmowania, lecz szczególnie dla powzięcia wiado- 
mości o sile i obrotach nieprzyjaciela, co stad wyniknie spieszno doniosę. 
W Jurkier Młynie 15 VIIl-bris 1794. " M. Sokolnicki, pułk." 

„Raport: Dnia dzisiejszego o godzinie 5-tej popołudniu powrócił ma- 
jor Grochowski, pod Świecie dla wywiedzenia się o nieprzyjacielu wysłany; 
tę powziął wiadomość najdokładniejszą, że na dnin wczorajszym przyniasze- 
rowało do Świecia 300 lekkiej piechoty i 2 szwadrony huzarów, w Cihelmie 
zaś ma być do 2000 infanteryi, która, jak mam pewne zameldowane, mai 
się przeprawiać około Fordonia na tę stronę Wisły. Bagaż mój cały poda 
eskortą piechoty wyprawiłem zaraz w nocy ku Kaczkowu pod komę nd 
podpułkownika Kilińskiego, sam zaś z kawalerya zostanę tak długo w Byd; 
goszczy, aż dostanę najpewniejszą wiadomość o zbliżającym się nieprzyja- 
cielu; tej co godzina spodziewam się, gdyż patrol od 30 koni dziś o godzinie- 
10-tej zrana posłany, jeszcze nie^ powrócił; na dniu wczorajszym posłany 
unter-oficer z 4 szeregowemi do Świecia z listem do komisy i odemnie powró- 
cił nazad nie oddawszy go, gdyż o milę od Świecia napotkał wedety nieprzy- 
jacielskie, jeżeli tedy w tak znacznej liczbie nieprzyjaciel na mnie awansować 
będzie, umyśliłem mosty w Bydgoszczy zerwać i ku Kaczkowu obrócić rej- 
teradę, gdzie dalszego oczekiwać będę rozkazu ^). 16 Ylll-bris 1794 R. 

Kruszyński, gen.-maj." 

') Ibid.: Sokołnickiogo. 

*) Ibid.; w boru, 

') Ibid.: dan w Bydgoszczy. 



— 235 — 

Do pułkownika Sokolnickiefro. 
Ponieważ już się zrejterowaleś do <ini<wkown. wirct-j illa żywnt»Mi 
ifuraźa, jak dJa nieprzyjaciela, przeto p<>s»ylam Ci. co mani; jMisylani Ci 
także jeden szwadron bryjrady mojoj, kt/iry natychniiiunt |)oszlij do l^łiiżcwa. 
gdzie już major KamiH'nhanzen stoi. do kr^^rrjro przyłączani oniynans. l>aj 
ordynans komendantowi tejro szwadronu, aby zr Shiiowa {)<>slal patrol do 
Kuchni i na inne drojri do Toninia idą<t\ Ty 7.a>i z kawalcrya, patn)luj do 
Zielonej Wody, dokąd ja także ntąd patrol wysyłam, o ktńrym sw/>j |»atr(»l 
uwiadomić musisz, (idy Twoja wyp<x»znic k«»m«'nda i lMjdzi«*sz mó^rl o kil- 
kanaście kroków rozpoznać człowieka, masz znowu awansowa<* i dawnicjszi*- 
mu zadosyć czynić ordynant'Owi, a potfm sir cotać* do rzeki ł-,nnczyny. Cz«'- 
kam o najmniejpzem zdarzeniu ra]>ort u. ^lale patroli,' do Jak ul )-k ii j Karczmy 
i Sudorfa wysłać możesz. Pod Kaczkowcm l<i VlII-]»ris 17!M. 

Do pułkownika Sok oł o ws k i «• jro »j. 
Mć>j Pułkowniku! jutro mai«z si«' rotać ku Włocławkowi, marszu Ci 
nie przepi.<?ujc, ton Tobie samemu do woli oddaji;, hv7. i»ro>zv, abyś ludzi ni«' 
stracił; nie trzeba się bić z nieprzyjacielem. tylkt> iM)rza<liii«* ku Wlo<'lawku 
się cofać; do grodzi ny 11-tej zrana jutro w Służ«\vic i Karią/ku b<Mlą >tać 
nasze komendy, które na noc ruszji do ?^i«'rszckowa i I^łwkowa. W Ku- 
nccku 17 Yllf-bris 171M. 

Do {generała S k ó r z c w s k i «• ^^ y. 

Szanowny (łeneralel Ma^z z komenda Tw(»ja dnia jutrzrj-ze^ro łłop»- 
dziny 11-tej do południa w Służewie i liariążku si*- w^trzyiiuu'-, a |M»triii po- 
maszerujesz do Siołkowa, jrdzie zano<'UJ i dalszrj czrkaj dyspnzycyi; «lziś 
jeszcze poszlij patrole w te miejsca, ^rdzic wczoraj |m wylałoś w Wilkostowi«- 
stoi pułk. Wyjranowski, z którym komuuikacya. utrzymywa<- niożtsz i przy- 
łączony do niego odeszlij ordynans; jutro z Stołkowa ka^. patrolowcu' na 
prawej ręce ku Bobrownikom, a na l<'w<'j do Lowknwic, jidzie pułk. Wypi- 
nowski stać będzie. Szwadron z bryjrady mojrj ]»rzyszlij mnie tu na >s-ma, 
godzinę, gdyż mam mało kawaleryi. Statki, promy i wszrlkic prz«'Wozy, 
jakie się tylko na tej stronie znajdują, z sobą zal)i«rz i każ w<'(lą ]»ro\va<lzić. 
W Kunecku 17 VIII-])ris 1794 *). 



*) „Raport: Dnia dzisi«'jszcp) o jrodzinij- 7)-\*j stanąwszy w Kata- 
jach pod Gostyninem, łącznic z p-n. Kru.-zyri^^kini i j»iilk. Si<Ta>zcwskini, 
na dwie części podzieleni, donoszę Szanownemu ( )l)ywat«'lł»\vi (Jenerałowi, 
ż dnia wczorajszego pod Łowicczkiem byłem atakowany od tej kolumny 
nieprzyjaciela, która stała w Służewie, ()«rień trwał ^^odzin dwie; i>ie<]iota 



*) Idip.: Sokolniekicgo. 



— 236 — 

Do generała Madalińskiego. 
Zdaje się, jakoby o zabraniu 1.000 niewolnika w Kamionnej i wzię- 
ciu 2 armat przez nasze wojska w yochaczewie fałszywa wiadomość przez 
kuryera z Warszawy do mnie jadącego skomponowana była. Albowiem 
wczoraj w wieczór był tu pruski patrol z Kamiona. Ja, stanąwszy w Gą- 
binie, wysłałem do Łowicza i Sochaczewa szpiegów, sądzę, że i General 



nieprzyjacielska żywo awansowała i granaty puszczała, lecz źe mnie las za- 
słaniał, nie straciłem tylko jednego konia i ]eden człowiek ranny; z nieprzy- 
jaciół padło 5; zostawiłem ich o milę od Brześcia, lecz niewiem, czyli dalej 
awansują. Teraz się dopraszam o pewny trakt, byśmy mogli z korpusem 
Pańskim mieć nieprzerwaną komunikacyą. W Ratajach 20 yill-bris 1794. 

Wyganowski, pułk.** 

[Kościuszko do Dąbrowskiego ^)\: „Cieszę się, Generale, z serca z zwy- 
cięstwa Twego, a imieniem Narodu winszuję Ci go, nim Ojczyzna okaże Ci 
za to wdzięczność swoją, przyjmij odomnie dziś karabelę złotą, którą dla 
pewności kazałem złożyć u Żony Twojej. Postępuj dalej, Generale, w po- 
większaniu Twej chwały i rozszerzaniu granic Rzplitej. Oficerom i wojsku 
oświadcz wdzięczność moją za jego odwagę i przy^^^ązanie do Ojczyzny; cała 
publiczność wysławia Was i uwielbia, a ja Cię ściskam sercem przyjaźni 
i szacunku pelneni. 8 Października 1794. T. Kościuszko*. 

[Zajączek do Dąbrowskiego]: „Generale! mieliśmy nieszczęście prze- 
grać batalię pod Maciejowicami. Naczehiik nasz ukochany, trzy razy ranio- 
ny, dostał się w niewolę. Rada podług aktu powstania nominowała na 
miejsce jego Tomasza Wawrzeckiego, a mnie tymczasową dała komendę. 
Nie sposób jest w tym momencie zadecydować plan dalszych naszych ope- 
racyi wojennych, przeto nic tą rażą nie piszę o tem Generałowi, lecz skoro 
przedsięweźmiemy co, to doniosę. Teraz zaś, ostrzegłs^ generała o niesz- 
częściach naszych, oddaję jego gorliwości i roztropności mi znanej dalsze 
jego kroki i postępowania wojenne. 

l^roszę jak najczęściej o wszystkiem nas uwiadamiać. Zajączek*. 

„Rada X. Narodowa do wojska R. Plitej: Nader smutnym i bole- 
snym przypadkiem^ wskazanym przez wolę Opatrzności, chcącej doświad- 
czać stałości naszej i okazać może, iż losy narodów nie od ludzi szczegól- 
nych lubo najszacowniejszych, lecz od związku powszechnego i jedności 
wszystkich zależą; stało się, iż Tadeusz Kościuszko, N. Naczelnik, dostał się 
w ręce nieprzyjaciół. Czułość rady N. Narodowej jest wielka, lecz przysię- 
gła zbawić wolność lub paść z jej upadkiem. Stosownie zatem do aktu po- 
wstania Narodu, w Krakowie 24 marca uczynionego, nominowała Naczel- 
nikiem obywatela Tomasza Wawrzeckiego g. Ij. i radcę w Radzie N. Naro- 
dowej, którego obywatelskie i rycerskie przymioty wszystkim dostatecznie 
są znane. Do tego więc Naczelnika raporty swoje czynić i jego ordynaii- 
som posłusznemi dywizye wojsk R. P. będą". 

„Mężni Rycerze, dotąd za wolność odważnie walczący, dzielcie razem 
z Nami smutek i nadzieje nasze; wśród żalu powszechnego Ojczyzna Wam 
zostaje, tej bronić' do zgonu przyrzekliście, a żadne zdarzenia nie będą mo- 
gły zwątlić odwagi tych, co raz przysięgali zwyciężyć lub zginąć. Bada 
Najwyższa Narodowa, przekonana o gorliwości i męstwie wojsk R. P. 



') Por. wyżł.'j str. 40: raport powinny Dąbrowskiego, 4 października o włdędu 
Bydgoszczy. 



— 237 — 

tamże swoich. Patrol z 200 koni wysłałem do Kamiona i Witkowie, 
przytem posiałem obywatela Miaskowskiego do księcia Józefa, który 
w Dębinie stać ma, z oświadczeniem, żo 23 z rana Kamionnę atakować 
będę, aby on także z swej strony attakował. Sadze wi«,»c, aby (ronerał ju- 
tro jak najraniej, t j. 22, poszedł z komenda swoją do Kiernozi, skądby Lo- 

pod komendą obywatela g. 1. I)ąb^ow^kiego btjdącydi, zlfca Mu niniejszą 
rezolucve przy betelu nie odwiecznie ogłosit'. Dan w Warszawie na sesvi 
RadyŃ.N. 12 paźd. 1704. 

Tad. Dembowski prezyd«JącyTomasz Czech R. N. N. sekretarz'*. 

„Rada Najwyższa Narodowa ') na miejsct? obywatela Tadeusza Ko- 
ściuszki w akcyi 10 października najnieszczęśliwszeni zdarzeniem w niewolę 
wziętego obywatela Tomasza Wawrzeckiego (t. I^. z m<K'y aktu jK>wsta- 
nia naczelnikiem siły zbrojnej ogłasza, nim zaś ten zacznie inlnić f»bowiązki 
swoje wedle tegoż aktu, obywatela Zajączka (t. L. komendantem wojsk 
Rzplitej deklaruje i jemu do posłuszeństwa wszystkich kc»niendantów woj- 
skowych obowiązu-e. Dan w Warszawie na sesyi Rady dnia 12 października 
1794. Tadeusz Dembowski prezydujący. Tomasz Czł^ch Rady Najwyższej 
Narodowej sekretarz*. 

[Wawrzecki do Dąbrowskiego]: szanowny Cien(»ralel Uwiadomiony już 
jesteś przez G. L. Zajączka «» nieo<l żałowanej utracie Najwyższego Naczelnika 
naszego. Ja, wezwany do objęcia miejsca jego, spieszę ci oświadczy <', ge- 
nerale, i cnotliwemu twemu kohnlze, (i. Madalińskiemu, iż, ufny waszemu 
światłu, wa<»zej cnocie i m(,»stwu, w teni najwięcej zakładam chluby, że z wa- 
mi dzielić mogę prace i starania o dźwignienic ojczyzny. Wspierajcie jak 
najdzielniej powstanie Wielkopolski, a w-twa ])rzeskiego kujawskiego nie 
opuszczaj żadną miarą. Książę Józef ma ordynans przejśe koni<'cznie 
Bzurę, a Grabowski Nare^ i utrzymywać mc w Płockiem; z nimi obydwoma 
znos się i komunikacyą utrzymywać zalecam. Dan w Warszawie, dnia 17 
Mll-bra 1794 roku. 'Tomasz Wawrzecki** 

[Madaliiiski do Dąbrowskiego |: „Obywatelu generale Irjtnancie! Ro- 
zumiem, że ekspedycyę w dniu wczorajszym ochrmnie odeł)raleś, w której 
, doniosłem o Kamieniu, że to miasto jest wolne nd nieprzyjaciela, czep) po- 
wodem komenda nasza, sciiigając się do nas, która, pobiwszy niei)rzyjaciela, 
2 niemałem jeńców dostaniem. Sadziłbym przeto, aby z na**z4i komendą 
podciągać się, a gdzie się tylko nicj»rzyjaciel znajdzie, nie dać mu spoczyn- 
ku i większej forsy mocnienia się. Komendy pułkownika Wyganowskiego, 
Sieroszewskiego i G. Kniszyńskiego już tu do mni<* przyniaszcrowaly. 
Skórzewski G. idzie do Kowala; brygada moja nic nadeszła. Od Wa- 
wrzeckiego, naczelnika, jest do JW-o Pana posłany kurycr Świecki; (k1 tego, 
co masz, chciej mi komunikować. Wysłałem patrol z 100 koni złożony 
ku Kowalowie ponieważ głoszii, że tam stanąć miała jakaś komenda pruska. 
Jak więc teraz dysponować się będziesz, czekam uwiadomienia, abym ja 
mógł swoje determinować zamiary, o których mu równie (l«>ni()sę. Spo- 
dziewam się, że dzisiaj stanie brygada moja i pułkownik Soknlnicki, dla 
tych przysposobiłem furażu i wiktmiłu próez wódki, której nie mam. Je- 
żeli możesz tej co udzielić, to uczyń, komendy te, o ktć»ryeh (l(»nioslom, za- 
dysponuj, jak mu się zdawać będzie. Ja dziś posyłam do Kntkowskiego 
i Zaborowskiego, aby się zenmą łączyli. Przytem ściskani cię sor(l(>cznic. 

M Tc i wszystkie następn*' dokumenty do 20 paz'l/ifrnik:\ wlacznio z Ms. Z. iz wy 
jątkieiu pierwszego pisma do Madnliń-^ki* ^ro. jl' paźd.. <ił>. iiiź«'j . 



— 238 — 

wicz i Sochaczew mógłby obserwować, a w przypadku, gdyby nieprzyjaciel 
chciał posuwać sio ku Kaiuionnie, aby Groneral w tym razie taką uczyni 
mu dywersya, wpadłszy nui z cala silą swoją w flankę i w tył, aby swoje- 
go nie doszedł zamiaru i przed sit^wzit^Kjia. Upraszam Generała o uwiado- 
mienie mię jutro z Kiernozi o swoich czynnościach, jako też i obrotach nie- 
przyjacielskich. 21. VIII-bra. 1794 roku*). ■ 

Dan w Gostyninie, 21 Ylll-bra 1794 roku. iMadaliński G. L^'. 

*) [Madalinski do I)aJ)row.'ikiego|: „Szanowny Generale. Chciałem 
dnia dzisiejszego dociągnąć do Kiernozi, lecz tam już Prusaki stoją i jak 
mam z wiadomości najpewniejszych, iż mają 8 armat, 7 kompanii piechoty 
i 8 szwadronów jazdy. Ja stoję o milę od Kiernozi, bez ogniów nawet 
alarmować będę, aby ich nużyć. Od powracającego towarzysza z pod Go^ 
stynia mam wiadomość, że o '/a ii^Jli od Gostynina po tamtej stronie byli 
Prusacy i bryczkę Skarbka zabrali. Czyń Generale swoją rzecz, jak widzisz 
najlepiej, a staraj sięo])anować Bzurę dla ocalenia naszego własnego. To za- 
branie bryczki było jeszcze w południe, w takim więc przypadku w^idząc się 
być prawie ze wszystkich stron otoczonym, nie wypada mi inaczej, jak 
tylko cofać sie ku Iłowu. Dan pod Wolą Pacyilską 21. VIII-bra 1794. 
A. Madalinski". 

[Wawrzecki do Dąbrowskiego]: „Generale. Ponieważ kuryer dnia 18. 
praesentis rano stąd wysiany do Gen. z ekspedycją jeszcze nie powrócił, na- 
bawia mię niespokojnością, przeto posyłam drugiego z duplikatą tego, com 
przez niego pisał. Uwiadamiam przytem Gen., iż na dniu 19. praesentis ks. 
Poniatowski dosyć pomyślnie Sochaczew i Kamienne atakowi, wziął 40 
niewolnika z 1 oficerem, zdobył wiele broni, liderwerków, koni i bagażów. 
Dziś jeszcze słyszana była kanonada, która decydować ma zupinie opano- 
wanie Sochaczewa. Wszelkiej usilności dołożę, abyśmy byli panami tych 
dwu posterunków, będziesz więc Gen. miał z nami komunikacyę, a ks. Jó- 
zef znosić się z nim będzie. Chciej z nim i Jerzym Grabowskim GL., który 
równie dnia 19. praesentis przeszedł Narwie z całym korpusem pod Ostro- 
łęka., brać najprędzej i ciągłą utrzymywać komunikacją. Uwiadamiaj mię 
o miejscu, gdzie się znajdujesz i o stanie, w jakim jesteś obciążony cięża- 
rem obowiązków, które na mnie spadły. Poleciłem się Bogu, polecam się 
twojej przyjaźni i sercu, zapisując dla twych znakomitych i dzielnych czy- 
nów najwyższy szacunek. Chciej Gen. Madaliiiskiego uściskać odemnie; naj- 
serdeczniej kochałem go w kolegowaniu, jak szacownego w sercu przyja- 
ciela. Czułem jego zawsze czyste obywatelstwo, a teraz wielbię i poważam 
tyle chwalebnych męstwa i waleczności dowodów; nadto szacuję to wyższe 
nad wszystko, bo zdobia.ce charakter i honor czyniące, stosowanie się do 
twojej komendy, ani wątpię, że serca, ścisłą dla ojczyzny połączone gorli- 
wością, zawsze b<Kla zjednoczone. Dan w Warszawie, dnia 21. VIII-bra 
1794. Wawrzecki". 

[Poniatowski do Dąbrowskiego]: „Raport. Na dniu 19 tego miesiąca, 
atakowałem razem Kamienne, Witkowice i Sochaczew. Układem moim 
było, aby w ten moment, kiedy przeprawiłem się do Kamionny przez bród 
pod samą wsią będący, pułkownik Podhorodeński, przeszedłszy Bzurę pod 
Witko wicami, atakował góry kamiońskie z prawego ich skrzydła. Od- 
dzielna komenda przeznaczona była do zagarnienia witkowickiego po.«»terun- 
ku, a podpułkownik Sierpiński, przeszedłszy rzekę przy ujściu jej w Wisłę 
w bok lewy Kamionny na lewą flankę wpadł obozu pruskiego. 



- 239 — 

[Do Madali ń skiogop)- 
Dnia wczorajszego o godzinie ósmej wieozńr pisałem przez nmjora 
Białowiejskiego myśl moją, gdziern Cię, generale, prosił na wszystkie <)1m>- 
wiązki, abyś do Kiernozi maszerował, tam gdy stanic^sz, raez mnie awerto- 
watS gdzie ja ci moją całą czynnoś<' względem ataku Kamionny opiszę, te- 
raz tego jeszcze czynić nie mogę, gdyż prócz jednego szpit^ga żailen jeszcze 
nie pof^rócil patrol. Ja popołudniu stąd do llowa ruszam. I). 2'2 VIlI-l>ra 
1794 w obozie pod Grabinem. Dąbrowski g. k. 

Do generała M a d a 1 i ń s k i e g o. 
Już odebrałem wiadomośt* od księcia Józefa, który stoi na tamtej 
stronie Bzury, mam z nim łącznie atakowm* Kamionnę, która dobrze oko- 
pana być ma. Pod wsią Mistrzowicarai jest dobra pr/ei)rawa. przez któni 
cały bagaż na tamte stronę przeprawić cheę. Potrzeba wii**', aby (ienerał 
z korpusem swoim jak najspieszniej ihkI Mistrzewiee nui-izerował, gdzie 
przeprawę bagażów i niewolników asekurować niożei-z, jak-- teź sukurs, 
któryby z Łowicza do Kamionny szedł, wstrzymać*. Dziś moje flankiery 
ucierały się z Prusakami. Atak jutro od rana o ginlz. \ ma być roz)K>- 



Układ ten po części udał się. Posterunek witknwicki zujM^lnie wpadł 
nam w ręce. Kamionnę w kilku minutach o])anownIeni, {K><i«ize<Iłszy ją 
tak cicho, że na kolumnę, już w brĆKl wchtKlziiea, szyldwach dopiero zawo- 
łał, ale pułkownik Podhorodeński oMąkany przez przewi^hiików, destyna- 
cyi swojej nie dopełnił i wcale podczas ataku mego nie {>okazał si»> Prze- 
szedłszy Kamionnę, chciałem fiójsć na góry, ale musiałem przestać' na re- 
kognoskowaniu ich tylko. Pozyca nie była dostatc<'zna <lo wziiria z tej 
strony. Gróry bateryami wzmocnione i okolicy całej j)anująee ł»krywają wii^ 
strzałami, dobrze bardzo rozdysponowanemi, a baterye na wysokim Wi- 
sły brz^u od Wyszogroda enfiliiją rzeki przej)rawę i ł)ija prawą 
flankę zbliżającego się do gór wojska. Dwie flesze na prawym skrzydle 
już od nas zabrane były i piechota z nieh sjwdzonn. Je^'libvś t^ly, (ie- 
nerale, mógł posterunek Kamionny ubieilz tak sekretnie, abyś stał sie pa- 
nem tych fleszów, gdyż przez ten sposób nieprzyjaciel z tyłu prawie byłl)y 
wzięty i możnaby się pomyślnego sjKMlziewać >kutku, ja łłiorę na siebie 
odebranie Witkowie i Sochaczewa, ab.' przeciwko górom Kamionny denion- 
stracyę tylko uczynić będę mógł w stanie prór-z wsi samej, któni tak^.e we- 
zmę. Odebrawszy Witkowice, stanę się panem wszystkich kcununikacyi Ka- 
mionny z Łowiczem. Półtora mego batalionu będzie mogło pój>ć- d«) sztur- 
mowania gór. Armat 6 fun. dwie, '^ fun. trzy, użyję do ataku Kamionny, 
z których jedna musi przeszkadzać przeprawie posiłków pruskich, a zza 
Wisły z kępy, od Wyszogroda podczas ataku mego tentowanej, Soeliaezew 

w tym czasie atakowanym będzie przez 2 ł)ataliony jłieclułty z bry<ra(bi 

Do Kamionny pułk 3 z kawaleryi b<_'dzi(? wysłany wzdłuż brzegu Wisły, 
każę w tym samym czasie udawać powyżej Wyszogroda tentacyę przepra- 
wienia się przez Wisłę dla zwrócenia ich atencyi w tamta stronę. Jeżeli 
już nie będę mógł, Grcnerale, na ten list odebrać od ciebie odjK)wiiM:lzi, tedy 

*) z papierów generała Sokolnickic-ro. 



— 240 — 

częty; trzeba o tym czasie generfJowi być w Mistrzewicach Ja na całą noc 
idę pod Kamionnę. Dan w Iłowie, 22. VIII-bra 1794 roku. *) 

Do Najwyższego Naczelnika T. Wawrzeckiego. 
W tym momencie odebrałem od Najwyższego Naczelnika ordynans, 
do którego jak najskuteczniejszego przyspieszenia, nie znając dosyć dobrze 
pozycyi tutejszej, natychmiast na rekognoskowanie wyjeżdżam i jutro łącznie 
z księciem Józefem zadosyć uczynię ordynansowi. D. 24. VlII-bra 
1794 roku. 

Raport powinny. 

Do uskutecznienia ordynansu N. Naczelnika wyjechałem rekognosko- 

wać pozycyę. W tym samym czasie pokazały się kolumny nieprzyjacielskie, 

jedna w Witkowicach, druga w Mistrzewicach, trzecia naprzeciw Brochowa, 

które zaraz z armat do moich posterunków zaczęły palić. Ja naprzeciw ich 

atak ten dzisiejszy nocy uskutecznię, t. j. o godzinie 1 z północy. Dan 
w obozie pod Łazami dnia 22. VIII-bra. 1794 roku. Józef książę Poniatowski". 

*) [Wawrzecki do Dąbrowskiego]: „Szanowny Generale. Nie odbierając 
dotąd wiadomości o obrotach twoich, szanowny generale, i nie widząc Bzu- 
ry oczyszczonej, a zatem połączonej pewnej z korpusem księcia Józefa ko- 
munikacyi, w ciężkiej i troskliwej zostawałem nicspokojności o korpus^ 
w dzielnym i chwalebnie skutecznym rządzie twoim będący. Wczora przy- 
był obywatel Miaskowski, dziś raport twój przyniósł ukojenie stroskanemu 
memu sercu. Wysłałem przez noc kuryerem księcia Eustachego ^) do księcia 
Józefa Poniatowskiego, uwiadomiłem Generała L. Jerzego Grabowskiego 
o wspólności kroków Twoich na Kamionnę z księciem Józefem, z za- 
leceniem, aby znajdować się i)od Ostrołęką przywodził i wypędzał 

Prusaków z Pułtuska. Do brygady Biernackiego posłałem G. M. Oża- 
rowskiego, aby od Mszczonowa czynił waszym krokom pomoc, tudzież 
do Jaźwiiiskiego posłany jest rozkaz, aby wszędzie posterunki pruskie w je- 
dnymźe czasie alarmował. Skoroś się zbliżył, szanowny Generale, i czynisz, 
wszystko, powinienem się spodziewać, co względem wyparcia Prusaków, za- 
burzających pomyślność naszych zamiarów. Jak tylko wzięcie Kamionny 
nastąpi, natychmiast ułatwi sie wszystko, i oni sami cofać się muszą, wów- 
czas chciej, zacny Generale, zostawiwszy instrukcyę i rozporządzenie, na czas- 
tu zjechać, potrzebuję światła do planty pewnej, ile w tak spóźnionej porze 
od Twojego patryotyzmu i wielkiej umiejętności, niosąc hołd Twoim przymio^ 
tom, ojczyzny własnej dogadzam potrzebie. Ponawiam tę prośbę i z naj- 
wyższym na zawsze jestem przywiązaniem i szacunkiem. D. 23. VI[l-bra 
roku. 1794. T. Wawrzecki". 

„Tomasz Wawrzecki, najwyższy siły zbrojnej narodowej Naczelnik: 
Rzecz powszechna zwłoki ani exkuzy nie cierpi. DfJem ordynans 
księciu Józefowi Poniatowskiemu opanowania koniecznie Kamionny, 
nie zważając na żadne straty. Zalecam również Generałowi L. Dąbrow- 
skiemu, aby skombinowawszy z nim dopełnił w tem wyraźnej mej woli. 
Fałszywemi atakami zatrudniony Sochaczew nie da nieprzyjacielowi zręcz. 
ności sukursowania Kamionny. Otwarty ordynans do generała Madaliń 



•) [Sanguszkę]. 



— 241 — 

wystawiłem moje bataliony z armatami i kilka ^rodzin trwała z obu 9troiT 
kanonada, która żadnej mi nie uczyniła szkody prócz jednejro zabitojro 
i dwu rannych. Wysłałem znaczno patrole na lewa. n'ko do So<'haczcwa, 
na zasłonienie Bzury wszystkich przepraw. Pułkownik Sokolnicki, który 
jednym z tych posterunków komenderował, czyni uii rajwrt przyłjiczony 

nieprzyjacielskiej kolumnie, którą na swoje oczy widział. Ta kolumna 
jest zapewne generała Schwerina, którj* z Piotrkowa wyszedł i mnie od 
Warszawy wczoraj oderznąć zamyślał, i ten, jak mi sio spodziewać' nnleiy, 
między Sochaczewem i Kamionna stanął dla dania sukursu swoim poste- 
niakom. W tym momencie dowiaduję się, że w Wilkowicach okupuje się 
nieprzyjaciel, którego czynnościom przeszkodzić ch<'iałem, lecz, że si«* loko- 
wał na górze, a ja stać muszę na dole, wirr mu szkmizić mujemi armatami 
nie mogłem. Nieprzyjaciel IG funt. armatami do nas strz«*lał. Jji C funt. 
odpowiadałem. Z tego W8zy8tki^!:o i z tej |H»zycyi N. Naczelnik zobaczy, że 
ciężko teraz atakować Kamionnę. Ile że ja wiv?cej nie mog«: rachować pie- 
choty, jak 2,000. Melduję takoż, że się u mnie furaż i żywność kończy; 
cały ten raport czynię w przytomności ksit^cia .Józefa Poniatowskiego, gene- 
rała Madalińskiego. 

Porządek marszu kolumny nieprzyjacielskiej mii^lzy Kamionna i So- 
chaczewem taki: Awangardai Szpica z 1 szwadronu huzarów i 1 kompanii 
filzylierów. Item jeden szwadron huzarów i 1 batalion infiinteryi. Korpus: 

1 armata, 1 batalion, 2 armaty, 1 batalion, I armata, 1 batalion. :\ armaty, 
1 bataUon, 1 armata, 2 bataliony, 2 armaty oddalone na sto lul) 'JOO kro- 
ków, 1 armata, 2 szwadrony dragonów, 2 bryczki duże ładowne, 2 armaty 
1 batalion, 1 armata, 3 szwadrony dragonów, 1 batalion, 2 armaty, i) wo- 
zów amunicyjnych, 8 podwód czyli wózków małych, 2 bryki duże, li] bry- 
czek czyli podwód, 1 armata, 1 batalion, 5 szwadronów dragonów, 1 kom- 
panja fizylierów i 1 szwadron huzarów zamykał. Poboczne straże- z le- 
wej strony nad Bzurą 2 kompanie fizylierów, 2 szwadrony huzarów, licząc 
100 flankierów ponad lasem; z prawej flanki około 1 kompanii fizylierów 
i tyleż szwadronów huzarów. Ari/ert/arda: Z furażt.Tu: 1 szwa<lron hu- 
zarów, który stsd uszykowany pod most(?m przez naszych rozrzuconym i ru- 
szył o 2,000 kroków za kolumną, 1 kompania piechoty została przy moście 
i 14 huzarów, także pod Mistrzewicami zostało nieco fizylierów i kilkuna- 
stu huzarów, w Witkowicach został 1 batalion pieclioty, który podobno 



skiego przyłączam, (jreneral Dąbrowski ma mu gn prz.słać z stosowncmi 
uwagami i inforraacyą do uskutecznienia zalwnnej operacyi. Wykonanie tego 
ordynansu seryo zalecam. Dan w Warszawie, d. 2:5. Ylll-bra. 17t)l r. 

T. Wawrzecki". 

[Wawrzecki do Dąbrowskiego]: Co wczoraj ksiccin Poniatowskiemu 
na raport odpowiedziałem, to i Tobie, (ienerale, j>owtarzam. Niepodobicń- 



— 242 ~ 

tam się okopuje i kilkadziesiąt huzarów. In summa więc całej siły nie- 
przyjacielskiej w tej kolumnie pokazuje się 10 batalionów piechoty, 17 ar- 
mat, 10 szwadronów dragonów, około 12 szwadronów huzarów i 6 kom- 
panii fizylierów. Rskognoskowano z góry pod Stodukowem d. 24. VIII-bra 
1794 roku. 

Raport powinny. 
Melduję N. Naczelnikowi, że dzisiejszej nocy Ledivary z korpusem 
«woim, który szedł za mną od Torunia, pod Witkowicami stanął. Od 
ostatniego mojego raportu żadnej w niczem odmiany niema. Posłałem na 
tamtą stronę Bzury patrole, które dotąd nie powróciły. Szpiegów tu do- 
brych dostać nie mogę; prosiłbym N. Naczelnika o przysłanie z Warszawy 
ludzi takich, którychbym mógł użyć na szpiegów. Ponieważ ja stoję między 
Sochaczewem a Wisłą, w takiej pozycyi, że zasłaniam Warszawę i nieprzyja- 
ciel mnie z trudnością atakować może, zaczynam się więc okopywać, 
z których okopów tak offcnsive jako i deffensive dalej operować mogę. 
Rozkaz N. Naczelnika przyjechania do Warszawy jutro uskutecznię, albo- 
wiem dzisiaj obszerniej rozpoznać zechcę pozycyą. Przy komendzie zosta- 
wię generała Rymkiewicza, ze zdatności i umiejętności wszystkim znajome- 
go, który największym korpusem mógłby komenderować. O żywność i fu- 
raż upraszam N. Naczelnika, albowiem już dzisiaj wszystkiego mi zbrakło, 
przymuszony jestem brać ze stodół. Dan w obozie pod Brochowem, d. 26. 
Ylllbra 1794. 

Odpowiedź generała Dąbrowskiego^). 
Mając sobie komunikowaną od rządu rosyjskiego notę króla JlMści 
pruskiego *), napisaną w wyrazach ubliżających honorowi wojskowego i de- 



«two wzięcia Sochaczewa i Kamionny dla mocnego sukursu, któren tym po- 
sterunkom Schwerin przyprowadził, nie może być inaczej uprzątnione, jak przez 
atakowanie i pobicie jego kolumny; jakie do tego nam zostają środki, znaj- 
dziesz, generale, w przyłączonych kopiach ordynansów, wydanych do genera- 
łów Giedroycia, Grabowskiego i Mokrouowskiego. Kolumna Giedroycia, 
złączona z korpusem Jaźwińskiego, wynosić będzie do 9.000 dobrego wojska. 
Nie będzie on mógł prędzej atakować Wyszogrodu, jak na d. 27 pra^sentis, 
więc przezjutro alarmuj, generale, wspólnie z księciem Józefem Sochaczew 
i Kamionne, a gdy Giedroyć opanuje Wyszogród, natenczas całą siłą pomie- 
nione dwa posterunki atakować. Nie wystawiam ci, generale, pobudek, dla 
których z tego się plan ten powinien być egzekwowanym, bo »am dobrze 
43zujesz, jak wiele na tem zależy. Dan 25. VIII-bra. 1794. T. Wawrzecki". 
*) Tlómaczenie listu króla pruskiego do JP. Tarracha pisanego: » Do- 
wiaduję się z doniesień wiary godnych, że polski eksgenerał Dąbrowski za- 



') Ms. o. 



— 248 — 

kataości uczciwego criowieka — niżej, podpinany śmiało wzywa mieszkań- 
)W miasta Bydgoszczy jako też i oficerów pruskich wówczas w niewolę 
ojmanycłi, z jaką ludzkością i moderacyą postąpił sobie z wyrzeczonem 
dastem, choć szturmem zdobytem, niedozwalając żadnej czynić krzywdy 
niezwłoczną oddając sprawiedliwość w wszystkich zażaleniach, które do 
jgo wiadomości doszły. 

Niżej podpisany poczytałby sobie za hańbę zajmować się własnym 
yrskiem, jako przeciwnym powołaniu swojemu; nie brał więc ani porcelany 
ni sreber stołowych króla JMści pruskiego ani żadnych rzeczy, któreby się 
o użytku wojennego nie przydały, sobie niczego nie przywłaszczył i nie 
ybrał jak tylko 5-tą część nałożonej na miasto kontrybucyi, to jest wszyst- 
iego 60,000 zlt. poU. na zapłatę wojska dywizyi swojej, oraz sukna, wozy, 
aprzęgi i tem podobne efekta, które prawem wojen nem wzięte do ma- 
azynu generalnego warszawskiego złożone zostały. Jedyna zdobycz oso- 
ista, do której się niżej podpisany przyznać może, jest to portret Fryde- 
yka II i niektóre karty geograficzne z ratusza wzięte, godne i nader po- 
wabne objekta dla duszy żołnierza; wszakże miał prawo zabrać wszystko 
mniej łagodnie obejść się z tem miastem, gdy przed szturmem wzywał do 
oddania się pułkownika de Szókely, Krok ten niżej podpisanego jużby 
►ył wystarczający do zasłonienia go od wszelkich wymówek, gdyby nawet 
ik był uczynił, jak mu zarzuca wzwyż wzmieniona nota. Niemoże też być 
inionym o drobniejsze wykroczenia, jeśli jakie w Fordonie i okolicach Byd- 
oszezy przez małe komendy popełnione były, co gdyby, wówczas jemu do- 
iesione było, miałby sobie za powinność *) uczynić każdemu nieodwłoczną 
prawiedliwość i jako tego dał dowód w Bydgoszczy przez surowe przy- 
łady kilka ukaranych wojskowych, którzy w tym rodzaju zawinili. 



•żył mieszkanie swoje w Warszawie, gdzie zostaje w zupełnem i spokoj- 
em posiadaniu sreber stołowych, porcelan i innych efektów, które złupił 
Bydgoszczy i Fordonie podczas wkroczenia swego do Prus Zachodnich* 
ochlebiam sobie, iż do otrzymania satysfakcyi w tej okoliczności od rządu 
)syJ8kiego dosyć będzie zastanowić uwagę jego nad tak gorszącą bezczelno- 
3ią; przeto rozŁazuję WPanu, iżbyś się udał tak do feldmarszałka Suworo- 
ra jako i do generała Buxhovdena 2) z prośbą, aby rewolucyjny Dąbrów- 
ki był zniewolony do zwrócenia niezwłocznie zdobyczy, którą sobie przy- 
płaszczył. Czekam uwiadomienia przez najbliższy raport WPana. W Ber- 
inie 23 marca 1795. Fryderyk Wilhelm. 

Finckenstein. Alvensleben. 
Do JP. Tarracha w Warszawie". 



*) Dotychczas wedl. m'.. O. Nr. H'); odtąd wed l. ms, Cz., gdzie brak poprzedzają- 
cych str. 65—77. 

*) [Policmajstra wojennego Warszawy]. 



244 



Stwierdzają assercyc niżej podpisanego po skończonej już wojnie 
ciągle odbierane, nader przyjemne dla poczciwego człowieka, oswiadczeoia 
wdzięczności wielu godnych osób i mieszkańców Bydgoszczy, których listy 
zbijają zaniesione przeciw niemu zaskarżenia, a które okażę JP. hrabi de 
Suworow Rymnickiemu. Jakkolwiek bądź, gdyby choć w najnmiejszej 
rzeczy iK)kazała się na nim podłość jaka niegodna uczciwego źołnierai, 
niech bodzie wyłączony od amncstyi i protekcyi, którą N. Imperatorowi 
zaszczycać raczy miasto tutejsze i w niem znajdujące się wojskowe osoby 
a której niżej podpisany dotąd używał. 

Warszawa 7-go ni-ca kwietnia 1795 roku. 

Jan Dąbrowski ge. lieu. J. K. Mci i R. P.P. 



[Pamiętnik o końcu insurckcyi.] 



Lubo Rada Najwyfc*za wielka iia^rnulo wyznaczyła była korpusowi 
femu, kt/)ryby rzeko Bzuro z nieprzyjaciela iR*zyścić i WirlkopoUk*; otwo- 
rzyć zdolal, inne wcale przedflirwziąć trzrba l)yłn środki, uiżrli prosto ni(?- 
przyjacicla nad Bzurą rozłożonego atakować, jogo łmwioni pi'zyrya zaj«.'la 1x1 
Kamionny do łowicza przez korpusy gfiior. Irjtii. S«hwrrina, gon. maj«»ra 
Schworina, Elsnera, pułkownika Ii<!<livan'«r«), a ujulto r/)wnił' sztuki jak na- 
tury dziełeui wzmocniona, nie mogła l)y<' przoz na** skutecznie atakowana. 

Korpus Xiocia Józefa Poniatowski* 'gn do cztero<'h tysiiM-y głów wy- 
nosił, w dywizyi mojej było 4,500 przy przejśriu Hzury, siły więc te, <'łio- 
ciaźby połączone, nie dorównywały j(»szc7^' sile ni(*przyja<'iela. 

Będąc w Warszawie przypuszczony ł)yłeni do llady Wojenn*'], a gdy 
naprzód w niej mówiono o Pragi obronie, i>ł)ni«'waż już <'ałe wojsko 
litewskie do okopów tego przedmieścia weszł<;, zdanie nioji^ ]>ylo, 
ażeby Warszawo i Pragę (opuścić i z całą siłą Rze<*zy Tosj^olitoj przy licz- 
nej artyleryi wkroczyć do Wielkopolski; Praga i Warszawa nie byłyby sie na 
żadne wystawiły niebezpieczeństwo, magistrat ]K>wiern mógł był kapitulo- 
wać, a król i Rada Najwyższa powinni byli ła_czy«' si<' z wnjskiem. To zda- 
nie moje nie wielu się podobało i tylko nań generałowie Moknjn(nvski i (or- 
łowski zgodzili się, inni zaś za złe mi to mieli, żem i>ołożenie nitsze mnie- 
mał tak być niebezpiecznem. 

Aby jednak znowu do Wielkopolski wkroczy/' i Bzurę oczyścić, uło- 
żyłem plan następujący i oddałem go Naczelnikowi; byt to sikjsó]) jedyny 
podzielić siły nieprzyjaciela i nat<Miezas ze wszystkich stron go atakować; 
już nie siłą naszą, lecz sztuką można Bzurę opanować. Wszystkie w Wiel- 
kopolsce pozostałe korjnisy wzmacniały się niezmiernie; major brygady mo- 
jej Biclamowski już miał do OOo koni, kor^nis obywateli łęczyckich, sie- 
radzkich i kujawskich do 8,000 głów wynosił. Nieprzyjaciel więc wpadłby 



246 



był i)oniiodzy dwa ognie i latwoby mu było wszelką komunikacyę i wszyBt- 
kę żjrwność odciąć; zima była na wstępie, dezercya i nieukontentowanie 
w wojsku pruskiem coraz bardziej sie pomnażały: słowem, przekonany je- 
stem, iżby wojska pruskie, jeżeli nie za Odrę, to przynajmniej za Wartę byłyby 
się cofnęły, mianowicie gdyby się była Warszawa podług zdania mego opu* 
ściła; Rosyanie, gdyby też i za nami iść chcieli, nie mogliby byli tak prędko 
przejść Wisły, nie znaleźliby byli żywności, którąby za sobą dowozić mu- 
sieli, lecz wiadomo, jak to jest rzeczą uciążliwą. Wojsko więc nasze byłoby 
zawsze od rosyjskiego ośmiu dniami oddalone, choćby też to ostatnie za Bzu- 
rę i Pilicę przeprawiać się dążyło. Plan mój był takowy: 

„Korpus Xcia Józefa Poniatowskiego luzuje korpus gener. Dąbrow- 
skiego tak, że ten ostatni równie ze świtem do Błonia ruszyć będzie mógł. 

„Brygady er Kołysko posuwa posterunki swoje z Błonia ku Sochacze- 
wu i Łowiczowi tak, żeby najzupełniej marsz gener. Dąbrowskiego ukrył. 

„Generał Ożarowski kolo Mszczonowa stojący równie swoim posterun- 
kom każe się tak posunąć, żeby z brygadyerem Kołyską miał komunikacyę; 
tym sposobem marsz gener. Dąbrowskiego aż do Rawy jak najdoskonalej 
nieprzyjacielowi zostałby ukryty. 

„Brygadyer Kołysko wysyłać będzie często patrole ku Sochaczewa 
Bolimowu i Łowiczowi, gener. Ożarowski ku Skierniewicom, Nowemu 
Dworowi, Białej i Nowemu Miastu, a gdzie patrole dostatecznymi nie będą, 
tam użyje szpiegów, aby o każdym nieprzyjaciela obrocie generałów Ponia- 
towskiego i Dąbrowskiego uwiadomić; obydwaj komendanci tak gen. Oża- 
rowski jako i brygadyer Kołysko powinni natychmiast w Błoniu, Grójcu 
i Tarczynie na 6,000 ludzi i koni żywności nakazać. 

,,W jednymże czasie, kiedy gen. Dąbrowski z korpusem z Brochowa 
ruszy, detaszeruje tenże gen. Lipskiego, powstaniem gnieźnieńskiem ko- 
menderującego, z cala siłą wielkopolską na tamte stronę Bzury. Gener. 
Lipski starać się będzie wszelką komunikacyę z Sochaczewem, Łowiczem 
i Kamionna nieprzyjacielowi odciąć i żadnego, ile gdzie mógł, dowozu ży- 
wności z Wielkopolski nie dopuszczać, powinien wszelkiej bitwy z nieprzyja- 
cielem unikać, gdyż przeznaczeniem jego jest, aby nieprzyjaciel głodem był 
zmuszony opuścić Bzurę; dla wzmocnienia swojej komendy może się ze 
wszystkimi pozostałymi korpusami w Wielkiej Polsce łączyć, a mianowicie 
z Bielamowskim, majorem brygady mojej, i połączonemi siłami jak najbar- 
dziej nieprzyjacielowi szkodzić, zaś gdyby ten nadto nań napierał, wtenczas 
do wdztwa sieradzkiego udać się powinien. 

,, Generał Dąbrowski idzie z korpusem swoim na Błonie do Starej 
Wsi, gdzie korpus gen. Giedroycia pod swoją bierze komendę, i tak wzmo- 
cniony wchodzi do wdztwa łęczyckiego i sieradzkiego i łączy się jeszcze z gen. 
Ożarowskim. To wkroczenie przymusi zapewne nieprzyjaciela do oderwa- 
nia części sil swoich nad Bzurą przeciw gen. Dąbrowskiemu, a natenczas 



— 247 — 

gen. Poniatowski będzie mógł skntccznio, gdyby mu więcej armat 12 funt^ 
i piechoty dodano, nieprzyjaciela w Sochaczewie i Kamionnie atakować. 

„Generał Madaliński równic wkracza do wdztwa sieradzkiego z kawa- 
leryą swoją i rozprzestrzenia się aż w Wieluńskie. 

„Brygadyer Jaźwiński idzie w 3,000 ludzi od Wisły za gener. Dą- 
browskim i z nim się złączyć Ułjiłuje. Tym sposobem nieprzyjaciel bylhy 
przymuszony podzielić swe siły, aiteby mu tylu i flanków nie odjrto, i po- 
dług wszelkiego podobieństwa opuściłby l)ez wydania bitwy l*iotrków, Ło- 
wicz i Łęczycę; natenczasby gen. Dąbrowski z koq)Usem swoim do ir>,(MX) 
wzrosłym, liczną artyleryą opatrzonym, mógł się aż pod Kalisz jwsunąć 
i między Odrą i Wartą działać, część onego detasz<TOwawszy mi«Klzy Wartą 
i Notecią. Gen. Poniatowski złączony z bryg. Kołyską łatwo natenczas ku 
Bydgoszczy mógłby postąpić.** 

Dla uskutecznienia tego planu, który Niu*zelnikowi i)odałem, miałem 
jeszcze, co się korpusu mego tyczyło, nfwtrpuju.cc uwagi: 

„1-mo. Aby mi natycluniast na cały mój korpus namioty dano. gdyż 
przy teraźniejszej przykrej porze roku żt)lnierz \kx\ golem nirbem leżet'* nie 
może, a kantonować z wojskiem naszem jesz<ze nirbczpicrzno. 'i-do Korpus 
ten powinien być w buty, płaszcze i brakująrc jeszcze mundury opatrzony, 
na co sukna i skóry z Bydgoszczy przystawiłem. :>-tio. Potrz<'])UJę kilka 
amiat 12 funt. i granatników, gdyż bez nich nieprzyjaciela z miast i szań- 
ców wypędzić bym nie mógł, w pontony także opatrzonym być powinienem, 
abym w razie, gdyby mi nieprzyjaciel na rz(?kaeh (których do prze]>yeia mam 
wiele) mosty i brody rujnował, one mógł gdziek(»lwiek pr/ebywać, do czego 
potrzebuję kilku biegłych oficerów i ludzi. 

Podany w Warszawie d. 27. Vni-bral794 r.'* 

Co do mnie, chciałem wprawdzie nad Jizurą pozostać, a Xźe gen. Po- 
niatowski powinien był udać się na miejsea, gdzie weilłiig ])lanu ja iść mia- 
łem, ale wspomniany generał wymówił sie nieznajomością p^jzycyi, moim 
zaś zamiarem w pozostaniu się nad Bzurą było. iż chciałeni uzyskać eza.s, 
w którymbym korpus mój mógł ubrać i oneinuż daćodpoezae.ato teni spra- 
wiedliwiej, że korpus Xcia od o])lężenia Warszawy ({(►stateczną miał pon* 
ubrania się, wypoczęcia i wytresowania rekrutów, co wszystko nie tak sie 
działo z moim korpusem, który w tym czasie sto niil uszedłszy, nieprzyja- 
ciela przeil oczyma miał; wykotnendero wałem wie<! z każdego reginn*ntu 
oficerów z wozami dla przywiezienia mi z Warszawy iKDlrzebnyeh na zi- 
mową kampanię rekwizytów. 

Dnia 29 października 1794 (»de])rałem poininio tych wszystkich prze- 
szkód następujący rozkaz, który jKjdłjig planu dany być miał. wydałem 
więc natychmiast podobnyż rozkaz gen. Rymkiewiczowi, ażeby w iiajkrót- 



— 248 — 

«zym czasie ściągnął z korpusem do Błonia, dokąd też i sam zaraz ną 
udałem *). 

Gdy ten rozkaz wieczorem odebrałem, nie mogłem go tak prędko 
wykonać. Brochów leży o 7 mil od Warszawy, gen. Poniatowski bUI 
o półtorej raili za moim korpusem, nim więc moją wziął pozycyęi moje objął 
posterunki, dzień cały przeszedł, i generał Rymkiewicz nie ruszył z Brocho- 
wa aż 31 VIII-bris, tegoż dnia przymaszerował do Błonia, gdzie moją dy- 
wizyę następującym rozlokowałem sposobem i zaraz do marszu nazajutrz 
dałem rozkaz: 

W Błoniu 31. VIII-bra. 

„Wszystkie wojewódzkie powstania kantonują w Radzikowie, Wit- 
kach i Łazniewie; regiment 13-ty w Kopytowie i Rokitnie. Ten r^iment 
weźmie z sobą 6 armat, całą amunicyą rezerwową i bagaże; te tak być usta- 
wione powinny, aby korpusowi, gdy tenże jutro do Nadarzyna maszerować 
będzie, nie zawadzały. Regiment 4- ty kan tonować będzie na przedmieściu 
warszawskiem w tamecznych giminach i karczmach. Regiment 1-szy ze 
strzelcami i 6 armatami kantonuje na przedmieściu łowickiem. Brygada 
Rzewuskiego osadza Bieniewice i Żaby, komenda mojej brygady Hruścin ') 
i Kołowiec. 

,, Główna kwatera jest na Błoniu na poczcie, gdzie natychmiast ordy- 
nansowi oficerowie od każdego pułku stawić się mają, 

„Po żywność posyła każdy korpus do Utraty, gdzie się już porucznik 
Łądzki z magazynem znajduje. Żaden oficer, żaden powóz nie powinien 
oprócz generalnego sTtabu w mieście się znajdować, lecz przeciwnie każdy 
przy swoim korpusie pozostać ma. 

,,W przypadku alarmu zgromadza się cały korpus, aby się prawe 
skrzydło o Szwedzki Szaniec oparło, lewe o Rokitno, piechota cała stawa 
na prawem, jazda na lewem, milicye wdzkie formują się drugą linią za pie- 



*) Rizkaz Naczelnika: „Daję ordynans Dąbrowskiemu, gen. lejtn., aby 
jutro równo ze dniem, to jest skoro Xźe gen. lejtn. Poniatowski nadciągnie 
z dywizyą pod Brochów, wymaszerował pod Starą Wieś i, złączywszy się 
z dywizyą gen. Giedroycia, Rawę Łowicz objął j^i tam dalszych czekał rozka- 
zów, gen. Lipskiego z ])Owstanieni wielkopolskim użyje stosownie do obro- 
tów wojska pruskiego. Nikomu, Generale, oddalać się z obozu nie pozwolisz, 
a któryby z oficerów bez urlopu się oddalił i w czasie parolu na swojem nie 
znajdował się miejscu, takowy ma być kasowanym. Żadna rekwizycya 
względem potrzeb wojskowych inaczej nie może być podawana, jako przez 
generałów dywizyami komenderujących; takowe rekwizycye do Rady Wo- 
jennej zanoszone być mają, która wyegzaminowawszy je do wydziałów 
w Radzie asygnacye przeszłe. W Warszawie 29 VIIi-bris. 1794. 

Tomasz Wawrzecki" 

^) [Chruślin-wedle mapy gen. Chrzanowskiego; wszystkie te miejsco- 
wości leżą w okolicy Błonia, obok wielkiego traktu z Warszawy]. 



— 249 — 

chotą, regiment 13-ty obejmie jedną kompanią z dwoma 64cio funt. arma- 
tami Szaniec Szwedzki. 

,,KorpQs, któryby napadnięty być miał, powinien się mężnie bronić 
wprzód, niż z swego miejsca ustąpi, aieby innym dać czas zgromadzenia 
«ię na miejscu ulożonem. Kawalerya natychmiast przed sobą i między 
8wymi kantonami wystawi placówki i iańcuch wedet. 

„Jutro rano o godzinie 7-6J zgromadza się cały koq)us \x)d Utratę 
frontem do mostu, a tyłem do miasta, drogę na lewą rękę wolną zoi)tawi- 
wszy. Ecgiment 13-ty zostaje na swojem miejscu i je«t w gotowości do 
marszu, aby zaraz, jak tylko kolumna przez Rokitno przejdzie z nią się złą- 
czyć mógł. Bagaż idzie za korpusem. Porucznik Dąbrowski z resztą bry- 
gady mojej natychmiast maszeruje do Nadarzyna i sp<Hlza tyle furażów 
i żywności, ile tylko będzie mógł". 

W Błoniu otrzymałem od gen. Giedroycia następujący raport *). 

Podług dzienn^ro raportu korpus mój dnia tego wynosił 4,590 ludzi 
8-6 funt. armat i 8—3 funt. 

Według podanego planu miałem był gen. Lii^kicgo z i>o wstaniem 
wielkopolskiem za Bzurę wysłać, ale gen. Lipskiego ani innych wdzkich ge- 
nerałów, pułkowników i komendantów nie było w obozie, nic miałom więc 
nikogo, któregobym za Bzurę mógł komenderował' i który byłby w stanic 
wykonania danych sobie rozkazów; jeden tylko gen. Skórzewski z iwwsta- 
nia kaliskiego był przytomny, ale słabość zdrowia jego sprzeciwiła się do- 
brej woli, a gdy ja też nie w najlepszcm znajdowałem się zdrowiu, nie mo- 
głem się obejść bez gen. Rymkiewicza. 

D. 1. IX-bri8 mszyłem z korpusem moim do Nadarzyna, gdzie tenże 
podług wygody i ostrożności po pobliź^zych rozlokowałem wioskach. Tu 
odebrałem od komisaryatu wojennego, zaniia«»t do marszu koniecznie mi jk)- 
trzebnych rekwizytów, nic nie znaczącą odpowiedź, mianowicie dlatego, żem 
nie całą listę rzeczy potrzebnych, ale szczególnych podpisał korpusów; po- 
dobne pismo odebrałem od Naczelnika z tym dodatkiem, abym (kI komisary- 
atu niezło wprzód nie żądał, pókibym potrzeb korpusów nie wy(;^zamino- 
wał. Na co odpisałem w ten sposób: 



*) ,, Stanąłem dnia wczorajszego w Tarczynie. Wdzięczen ci jestem, że 
mnie do dalszego nie naglisz mar^rzu, gdyż konie warszawską wizytą tak 
mam znużone, że nie mam już nadziei, ażeby do pierwszego stanu ix)wrócić 
mogły. Pełnomocnik Wybicki wybiegł do Grójca i iKDsłal stamtąd obywa- 
teli ku Rawie i Nowemu Dworowi dla powzię<'ia dokładnej wiadomości 
o obrotach i sile w tamtych miejscach nieprzyjaciela; jutro tu powróci. Od 
Góry mamy wiadomość, że kozacy z tamtej strony Wisły posunęli sio ku 
Pradze. Z Tarczyna 31. VIII-bris 94. Giedroyc". 

Monografie. T. iV. 



— 250 — 

-Wczoraj odebrałem od Wydziału potrzeb wojskowych odpowiedź na 
żądanie przeżeranie uczynione w Warszawie, z której doczjrtuję się, że Wy- 
dział to wszystko, o co pisałem, wydać nie obiecuje i bez mego podpisu spe- 
cyfikacyów nic wydać nie chce, a zatem najmocniejsze niosę prośby do Wy- 
działu potrzeb wojskowycłi, aby raczył tym oficerom, którzy od korpusu, 
mego już znajdują się w Warszawie i czekają na odebranie rekwizytów, bez 
podpisu mego wydać raczył to, o co przez osobne specyfikacye rekvdrowae 
będą; ja z osobnym podpisem nadeszlę Wydziałowi bezpieczeństwa kwit na 
odebrane rek wizyta, albowiem teraz w marszu nie wiedząc, co Wydział wy- 
dać może i co oficerowie będący w Warszawie odbiorą, specyfikacyi czyK 
kwitu przesłać nie mogę. Ponawiam jeszcze raz prośbę moją o wydanie 
jak najprędzej i załatwienie moich oficerów, bez czego ta ważna czynność 
(do której z korpusem moim przeznaczony jestem) żadną miarą rozpoczętą 
być nie może. W Nadarzynie d. 2. IX-bri8. 94''. 

Od gen. Giedroycia w Tarczynie odebrałem następujący raport*). 

Dnia 2-go IX-bris maszerowałem do Tarczyna, gdziem zwyczajnym 
sposobem korpus mój rozlokował i następujący dałem Naczelnikowi 
raport: 

„Dziś tu przy maszerowałem, jeszcze ani pontonów ani ciężkiej nie 
mam artyleryi, ani żadnych żądanych odemnie rekwizytów; korpus mój,, 
który w ustawicznym był marszu i tyle zdobyczy do Warszawy przysłał, 
nie zasłużył sobie zapewne, aby dlatego tak był opuszczony i zaniedbany; 
mówię to, ponieważ jeden jest, któremu wszystkiego brakuje. 

^Spodziewam sio pomimo wszelkich przei»zkód z/ączyć się jutro 
z gen. Giedroyciem i następnie do dalszych przystąpić operacyi, ale bez 
tego wszystkiego com żądał, nierozumieni, aby mi się udać mogło. Dan 
w Tarczynie d. 2. IX-bris 1794**. 

Dnia tego przyjechał do mnie gen. lejtn. Gorzeński, ażeby choć byt 
starszym generałem, podemną w moim służył korpusie, przywiózł z sobą 
wiadomość o postępowaniu wojsk rosyjskich ku Pradze i że podobno gen^ 
Fersen pod Górą Wisło przejść zamyśla. 

Od gen. Giedroycia odebrałem raport **). 



*) „Komunikowałem zaraz rek wizy cyę Twoją komisarzowi Kościelskie-^ 
mu od Wydziału żywności do dywizyi mojej przydanemu, aby na przybycie 
dywizyi Twojej zrobił potrzebny zapas. Daj Boże Tobie lepsze, niż mam 
szczęście, bo garścią zboża kilkanaście dzielić musim koni; z Tarczyna wy- 
ruszyć nie mogłem bez Twojej woli, jutro rano wymaszerujemy do Odrzy- 
wołka, a pojutrze do Starej Wsi, gdzie dalszych Twoich czekać będę 
rozkazów. D. 1. IX-bris 94 w Tarczynie. Giedroyć**. 

*•) „Dla niewygodnego w Odrzywołku miejsca na obóz,razźe wody nie- 
ma, drugie że cała żywność zlokowana w Grójcu, pod tenże Grójec podcią- 



— 251 — 

D. 3-go IX-bri8 roszylem z korpusem moim na Grójec do Starej Wsi, 
gdzie korpus gen. Giedrojda między Belskiem i Starą Wsią. obozował. Ja 
rozlokowałem mój korpus po wioskach pobliższych, posiałem natychmiast 
posterunki i patrole do Btędowa, Białej, Mogielnicy i ^fszczonowa. Dałem 
gen. Ożarowskiemu ordynans być w protowości do marszu i miei' się na 
baczności. D. 4-go chciałem odpocząć, a 5-go na Rawę do Wielkopolski 
wkroczyć i wszędzie szukać nieprzyjaciela. 

Korpus gen. Giedroycia zawierał 2,000 głów piechoty regularnej, 
1,000 strzelców i kosynierów, 700 jazdy; ten korpus prowadził z eoba 3 
granatniki 8-funt., 6 armat 6 funt. 18-3 funt. 

Złączywszy się z tą dywizyą, miałem korpus z 8/00 ludzi i 33 nnnat 
złożony, nie licząc gen. Ożarowskiego, który w 1,000 jazdy stał pod 
Mszczonowem i którego, kiedybym chciał, do siebie ściajrnąć mogłem. 

Korpus gen. Gieilroycia jeszcze Imrdzioj odarty byl niż mój, piecho- 
ta ze wszystkiem znużona, jazda zupc»łnie nieużytrczna. artylerya z zlyni 
zaprzęgiem; to wszystko jednak dziwne nie było. gdy korpus trn od naj- 
odleglejszych granic Żmudzi zawsze czynnie aż dctad maszerował. 

Dywizya moja była rzeźwa i zdrowa, cieszyła się (hyr) wzmocnioną. 
Piechota, chociaż wi)rawdzie do połowy była nieodzinna, zdrowa i wesoła 
karmiła się nadzieją, że to, co jej brakowało, z Warszawy sprowadzone bę- 
dzie. Jazda miała dobre konie i posijidnła wewnętrzmi służbę jak najdo- 
skonalej. Artylerya moja miała dobry zaprząg i dobrzi* była usłużona; 
major Małachowski przodkował jej. Słowem, gdybym to. com od komisory- 
ata żądał, mógł był odebnu', nicby natenczas korpusowi mojemu ni(^ brako- 
wało i byłby zapewne najmustrowniejszy i najlepiej odziany, bo byl 
jedyny, który w całej kampanii żadnej oil nieprzyjacieia nieponiósł klęski. 

Oficerowie czuli sprawiedliwie, iż się jwdczas kani])anii czegoś nau- 
czyli, że rzemiosło swoje lepiej poznali; już ^ię na wysłanych na komen- 
deranki lub detaszcrunki zupełnie spuszczać można było; dalecy ])yli od 
wszystkich ekscesów, baczni, oftroźni, przekonani oraz, że nic gadanie lecz 
czynność żołnierza w fkspedycyach jakichkolwiek rzecz losu stanowi. 

Miałem bardzo dobrych strzelców, których godny gen. Rymkiewicz, 
dawniejszy ich podpułkownik, wyćwiczył i wymustrował. Pułkownik So- 
kolnicki, młody, czynny i gorliwy oficer, komenderował ninji. Milieye 
wdzkie formowały się prędko, osobliwie pułk Wyganowskiego pułk., pod 
swym dobrym i wiadomym wodzem poznawały nakoniec że subordynacya 
i porządek pierwszemi stanu żołnierskiego są sprężynami; ekscesy teżzmniej- 



pąłem; do Starej Wsi posłałem sto koni dla przygotowania żywności i za- 
raz dla tamtych bezpieczeństwa jeszcze 200 wvszle. W Grójcu d. 2. lX-bris 
94. Giedroyć** 



— 252 — 

szały się i już na forpoczty i patrole bardzo dobrze użyć ich można było; 
na końcu już żadnej innej kawaleryi nie potrzebowałem dla okrycia obozu 
jak milicyi; regularnie Rtawiałem ją w linii albo nią piechotę okrywałem, 
tak o niej byłem zupełnie upewniony, że się napaść nie da, jako i o piecho- 
cie, że natychmiast pod bronią stanie. 

Najwięcej maszerowałem w dwóch kolunmach, 4 i 5 mil na dzi^, 
jak naj porządniej, boz zaittanowienia się, mieszania i łamania linii; żaden żoł- 
nierz nie występował już więcej z porządku, kazałem często się zatrzymy- 
wać, ażeby ludzie spocząć i, jeżeli można było, orzeźwić się mogli; kawE- 
lerya i strzelcy formowali straż przednią, tylną i boczną; ukontentowanie 
było widzieć kolumnę postępującą, okrytą i z wszech stron strzeżoną przez 
f lankierów, którzy się na pól mili, nmiej lub więcej, podług potrzeby rozcią- 
gali. Byłem czasem przymuszony maszerować nocą, a i wtedy jak we dnie, 
po zachowanym zupełnie porządku, pewny byłem. 

Taki był korpus mój: dzięlri wszystkim w nim służącym oficerom za 
ich pracę, starania i rozwagę, wszystkim żołnierzom za ich posłuszeństwo. 
Dzięki szczególniej znajdującemu się przy korpusie moim gen. Eymkiewi- 
czowi, który mi nie tylko w pracy mojej pomocą był, ale Tnawet często 
przodkowa!. Dzięki obydwom adjutantom moim, majorom Zabłockiemu 
i Molskiemu za ich okazane dla mnie przywiązanie i doświadczone przy- 
krości. Wspomnieć jeszcze powinienem niektórych oficerów, osobhwie 
z brygady mojej majorów Bielamowskiego i Duczymińskiego, poruczników 
Zabłockiego i Chrząstowskiego, mężów, którzy z wytrzymałą stałością za- 
wsze powinności swojej dopełnili, mnie w dobrych i złych razach nie opu- 
ścili, wszystko zemną cierpliwie znieśli i do samego końca przyjaciółmi my- 
mi zostali, nie tak, jak inni podło myślący, którzy tak długo i poty mi 
nadskakiwali, dopóki im być mogłem użyteczny. Wyznać atoli muszę, że 
z tych ostatnich znam tylko dwóch, których imiona nie są godne być 
umieszczone w niniejszym dzienniku. 

Nad wieczór d. 3. IX-bris odebrałem następującą od Naczelnika od- 
powiedź. *) 



*) „Oficerów, którzy tu byli przysłani po rekwizyta, odesłałem napo- 
wrót nie dla tego, ażebym odmówił zadosyć [uczynić] żądaniom, ale żeby 
raz wniść w porządek, który sobie Bada Wojenna przepisała. Wyegzami- 
nuj wprzód Generale, stosownie do ordynansu, w rckwizycye korpusów wej- 
rzyj, żeby się tylko o tyle dopominały, ile im istotnie potrzeba, a jak rekwi- 
zycyą podpiszesz, nieodwłooznie wszystko wydać każę, i niech już ten po- 
rządek na zawsze zachowany będzie. Względem pontonów już Ci Rada 
Wojenna odpowiedziała, iż Xże Poniatowski ma G, które Ci tymczasem słu- 
żyć mogą; zarekwirujesz więc o nie na mocy tej odpowiedzi do Xcia gen. 
Poniatowskiego, wszakże jeszcze rzek wielkich do przebycia przed sobą nie 
masz; będą pontony, gdy tego potrzeba będzie. Nie dopuszczam tej myśli 



— 253 — 

Wprzódbym się spodziewał śmierci, niż takowej odpowiedzi, — bez 
namiotów, bez mundurów, botów i płaszczów 'zimową zacziu* kompanię 
i pod golem niebem (dla niektórych widzi mi sie). Jai*?. nadzieja żołnierzy 
moich, że potrzebne rekwizyta z Warszawy dostaną, zniknęła; widzieli 
oni wykomenderowanych po nie oficerów pr/iżno powracaja.cy<*h, słyszeli 
skarżących [się] na niepotrzebne bawienie się w Warszawie i wydatki, sły- 
szeli opisujących nędzę tameczną i jak trudno było coki .Iwiekbądź z komi- 
soryatu dostać, to wszystko zniei*ht.»calo ludzi i umniejszało ufność w dowo- 
dzących nimi. 

D. 4. IX-bri8 odpoczywałem; wszystkie patroN- i posterunki raiK»rto- 
wjdy, że nigdzie nieprzyjaciela niewidzialy, szpinizy zaś dali wiad«»niość. że 
nieprzyjaciel wzdłuż Eawki od Rawy w Nowym Dworze i Skierniewicach 
miał swoje komendy i żenajm(>cnirjsza w Nowym Dworze okopała sit.* była. 
Chciałem się więc pokazać niby, że nieprzyjaciela wzdłuż Kawki eluę ata- 
kować; gen. Ożarowskiego miałem na Rawę j)rzcz Mszczonów dotłbJzerowae, 
aby tam jego uwagę ściągnął; lekki korpus od dwóch ty^ięey ludzi miał 
pod Nowem Miastem pójść przez l*ilieę, a po<l Sulejowern znowu się na tę 
stronę przeprawić i na Piotrków uderzyć pod dowództwem gen. Rymkiewi- 
cza. Ja z korpusem chciałem iść na Inowłodz. Wolborz do Piotrkowa. 
Gen. Kleist z słabym korpusem stał pod Jezusowa. Wohi na prawym brze- 
gu Pilicy, generał Favrat w Piotrkowie, ale tAni nie byli w takiej, jak ja 
sile. Mały jeszcze korpus kawalcry i miał Rawę od Lulnn-hni napastować, 
a mój major Bielamowski, który byl w okoliiy rjaz<lu. miał nieprzyjaciela 
od Łowicza obser^'ować, sieradzkie zaś i wieluńskie i>owstania obserwowały 
go od Częstochowy. 

Pomimo niepomyślnej odpowiedzi wz;rlę<lein ^a/lanyeb cłleiiinie re- 
kwizytów byłem jeszcze dobrej nadziei i j)ostanowiłem sobie mój korpus 
kosztem nieprzyjaciela opatrzyć, (»bj<rliałeni moje kantonowe kwattTy. Tru- 
dzie moi rozlokowani byli po dużych wsiach, mieli dostatkiem jedzenia 
i napoju, czas zaczynał być piękny, — słowem dobry mirli spoczynek, dobrze 
i ciepło wyspać się mogli. 

Przednia straż już była ruszyła, gdy kury er z Warszawy od Naczel- 
nika nadbiegł z wiadomością o dobyciu Pratn i z ordynansem, aby jak naj- 
prędzej gen. Giedroyć do Warszawy spieszył; ten jrenerał ruszył zaraz i)0- 
południa, ja się w moich kantonowycb zostałem kwaterach, a tym sposo- 
bem cała ekspedycya do Wielkopolski w niwecz <U: oł)róciła. Żadnym 



aby podobne zawady miały opóźniać opcracyc iia-^zc; z tern wszy>tkicni 
obawa najmniejszej zwłoki nies]K^kojnym mnie rzyni. Rób. (Hiierale, co 
masz do wykonania; egzekucya nniiTodzi nicdiistatek. na nirj w>zystk() zale- 
ży i tej oi Ciebie żądam. W Warszawie d. -. IK-l)ris 04. Wawrzc( ki". 



I 



— 254 — 

więc sposobem nie mogłem się zostać w Małej Wsi; nie była to pozycya, 
w którejby się utrzymać można było; nie miałem żywności; żeby mnie zaś 
generałowie pruscy Favrat i Kleist od Piiicy nie oderznęb*, gdzie już maga- 
zyn miałem założony, pomaszerowałem więc dn. 5. do Gostomii nad Pi- 
licą, o małą milę od Nowego Miasta. Tu wprawdzie napolu stanąć musia- 
łem, zaczem kazałem tyle, ile można było, porobić szałasów, opatrzywszy lu- 
dzi moich w słomę, i tern musieli się kontentować, a że naprzód postępo- 
wali nie tracili serca. Stałem zaś tym sposobem: 

Regiment 1-szy, 4-ty stal w linii; lewe skrzydło oparłem o Grostomią, 
prawe o Tomczyce; na prawem stała brygada Rzewuskiego, na lewem pułk 
Sieroszewskiego z powstania poznańskiego, przed prawem skrzydłem na gó- 
rującej wysokości stal batalion jeden z 4 armatami 6 f., regiment 13 i pułk 
Gurzyńskiego z poznańskiego j,owstania pod komendą mężnego pułkownika 
Burzyńskiego reg. 13. O ćwierć mili od prawego skrzydła obozu wTom- 
czycach nad Pilicą stały dwie kompanie z 13 reg. z dwoma armatami 
i pułk Wyganowskiego z poznań, powstania. Tu kazałem natychmiast nad 
Pilicą most zrobić. W lesie mogielnickim stało powstanie łęczyckie pod 
swoim pułk. Krysą Dąbrowskim, w lesie błędowskim powstanie gostyń- 
skie pod swoim pułk. Kazimierzem Dąbrowskim; w Brzostowicy przed fron- 
tem obozu stało 200 koni z brygady mojej pod komendą majora Duczymiń- 
skiego. W Nowem Mieście stała reszta milicyi wielkopolskich, dwie kom- 
panie regimentu liz dwoma armatami i strzelcy Sokolnickiego pod ko- 
mendą gen. Skórzewskiego. Na Pilicy pod Nowem Miastem kazałem zro- 
bić dwa mosty i natychmiast wysłałem detaszerunki na tamte stronę rzeki, 
jako tez ku Inowłodzowi i Żdzarora. 

Obóz mój był prawdziwie z natury mocny; trudno go było atakować, 
a dla uczynionych urządzeń niespodziewanie nań napaść było niepodobno. 
W samym marszu odebrałem od Naczelnika ekspedycyą, w której mi doniósł 
o zawarte j dla Warszawy kapitulacyi i razem, że gen. Giedroyć do War- 
szawy z korpusem swoim ma spieszyć, ja zaś żebym do Tarczyna się 
cofnął. 

Z Gostomii raportowałem mu uczynione przezemnie urządzenia i jak 
niebezpiecznie było dla dalszych operacyi, gdybym midi Pilicę opuścić, i że 
żołnierze moi zupełnie zniechęceni zostaną, gdyby powracać mieli, osobliwie 
w taką stronę, gdzie już nie mieliby żywności. Uczyniłem zaraz rozrzą- 
dzenia, żeby ją sprowadzić,— jako za pomocą pełnom. Linowskiego wnet do- 
prowadzoną została. Ludziom niczego nie brakowało, jak [tylko] czasem 
chleba, ale zresztą na wódce, mięsie, krupach wcale niezbywało. Naznaczy- 
łem każdemu korpusowi jedno lub dwa miasteczka, których w tych okoli- 
cach jest wiele, gdzieby ludzi wykomenderować mogli dla zrobienia mun- 
durów z zabytku sukna i płótna w Bydgoszczy. 



— 255 — 

Trzeci^o dnia oboEOwaDUi mego pod Got^tomią dało sio już zu|)elnie 
uczuć korpusowi memu nieszczęście Pragi i Wawzawy. Przyj(»żdżali do 
obozu generałowie, oficerowie, żołnierze z obydwócli micjV*c, wnieśli z sobą 
trwogę, bojaźń, opowiadając tysiąc baśni o okrucicństwacłi Rosyan. Z po- 
czątku kazałem takich ludzi aresztować i surowo się z nimi obcłiodziłoui, 
ale nakoniec tak ich wiele było, że liczba aresztowanych przi* wyższy la 
strzegących. Szukałem wszelkich s[K)sobów. ażebym niuj korpus od tej za- 
razy zachował, i nie znalazłem innego nad zaręczenie, że go za 3 dni do 
Wielkopolski zaprowadzę. Naczelnikowi o teni wszystkiem prawie codzieii 
dawałem raport z zapytaniem, jak się dalej sprawować, nie odebrałem je 
dnak żadnej odpowiedzi, a gdy mi ta w tak krytycznych cza^iaeh była bar- 
dzo potrzebna, i oraz dla powzięcia pewniejsz<'j o tern w^łzystkiem wiadomo- 
ści, wysłałem gen. Gorzeńskiego do Warszawy, który mi w najkrótszym cza- 
sie powrócić obiecał. W jednym czasie wystałem zaufanych oficerów do 
wszystkich korpusów, aby się przez nich d()wi<xlzi(v, co też mic^nlzy tylu 
bajkami prawdziwego było i dla wysleilzenia opinii wszystkich tych korpu- 
sów. Tymczasem na nikogo tak się nie mogłem spuścić jak na gen. Gie- 
droycia, męża (pełnego patryotyzmu, cnoty i odwagi; (k1 ni<»go pierwszą od- 
powiedź odebrałem na moje zapytanie przez tak wielu oficerów i kurycTÓw 
przesyłane. Osnowa jego była następująca. *) 

Eozkaz dany od Naczelnika, abym się cofnął do (irójcal)ył na- 
stępujący. **) 



*) ,,Popołudniu już nikt dotąd nie łM>kazuj(5 sic z Warszawy, posła- 
łem dwóch kuryerów i gen. Łaźniiiski pr/ed moimi wysłał; żjiden jeszcze nie 
powraca; nieszca^ie moje, że nic kawaleryi nic mam dla wysłania patmlu 
i dowiedzenia się, co to ma znaczyć? Wiem, że ł)ył rozkaz, aby nikogo n'\v 
wypuszczano z Warszawy, ale kuryer hyć by jmwinien. Nic (nlsuwaj się 
daleko, a most każ mieć gotowy na Pilicy; p<xlobn(), że los mój z Tobą dzielić 
potrzeba będzie. Z Tarczyna Giedroyć". 

**) „Kapitulacya miasta Warszawy z gen. rosyjskim zakończona 
z zabezpieczeniem wszystkich obywat^di i i(di maja^tków. Amiisticium mię- 
dzy wojskiem rosyjskiem i Rzeczy PosiM)litej do dnia 11. praes. pr/eciiignię- 
to dla wyprowadzenia armat i amunicyi. Prusacy dziś pod Zakroczy- 
miem przeprawili się; niech sobie idą na Warszawę i rozmówią się z Moska- 
lami, tymczasem kolumnygen. Giedroycia, gen. maj. Kamicnitrkiego i Wysz- 
kowskiego, tudzież i ja zresztą wojska w Warszawił* i okolicach rozłożonego, 
ściągamy się do Tarczyna, a Ożarowski i Kołysko krążąc ku ^Fszczonowu 
komunikacyę z dywizyą Twoją utrzymują, z która, trzeba, abyś kn Grójcu 
ciągnął, — na to, żebyśmy wszyscy w kupie się znajdowali, a stamtąd dalsze 
układy i plany przedsięweźniemy. Wszystkich zaś wojskowych pieszych 
i konnych, których nierozsądna trwojra po opanowaniu Pragi i AN^arszawy 
ku Twoim stronom zapędziła, zbieraj, formuj i pod kuni(.'n(lą Twoja, łącz. 
Liberadzki także odebrał rozkaz iść przez Kozienice. Wszystko pójdzie do- 
brze, ale na to trzeba, by nas nieprzyjaciele w kupie widzieli. Ostrzeź także 



— 256 — 

Na ten rozkaz odpisałem Naczelnikowi w ten sposób: 

» Odebrałem od Naj. Naczelnika stan rzeczy przez Dąbrowskiego, po- 
racznika inżyn., a razem zalecenie, abym z kolumną moją do Grójca masze- 
rował; za powinność moją sądzę dać tlómaczenie, dlaczego w tym momen- 
cie tego rozkazu egzekwować nie mogę i z tej przyczyny imaysln^o wysyłam 
kury era. 1-mo. Wojsko pod komendą moją, w nadziei, że na nieprzyjaciela 
pójdziemy, dotąd utrzymywane, rozproszyłoby się, gdyby widziało, że się ku 
Warszawie cofamy. 2-do. Marsz mój do Grójca odkryłby całą Pilicę, którą 
do tego czasu zasłaniam, a której obydwóch brzegów panem jestem; gdy- 
bym jo zaś opuścił, pewny jestem, żeby zaraz od nieprzyjaciela opanowane 
były, a przez to stracilibyśmy wszelką komunikacyą i żywność, którą z San- 
domierskiego i Krakowskiego dotąd sprowadzano, nadto mielibyśmy potem 
największą trudność i stratę ludzi — oczyścić ją i przebyć, a zatem stoję te- 
raz w asckuracyi wszystkim korpusom do Tarczyna maszerującym. 3-tio. 
Żadną miarą tyle furażu i żywności nie można sprowadzić do Grójca, ile 
ich Najw. Naczelnik wymaga, albowiem w tej okolicy żadnych fur niema 
ani założonych magazynów, z którychby razem wszystko dostawiać można^ 
O woli jednak Najw. Naczelnika wprowadzenia pod Grójec żywności i fu- 
rażu doniosłem Dąbrowskiemu komisarzowi 4-to. Dziś był u nmie komisarz 
Wydziału żywności, który mnie pytał, gdzie magazyny założone być mają, 
spodziewając się, że po wzięciu Warszawy nasze operacye nad Pilicę czynić 
będzi(?niy. Powiedziałem mu, aby w Przysusze, Przytyku, Jedlińsku i Ka- 
domiu założył i tam kaszy, chleba i mąki najwięcej przysposobił, o co także 
do pełnomocnika w Radomiu będącego pisałem, a zatem jako żołnierz i oby- 
watel odważam się Najw. Naczelnikowi, znając dobrze tutejszą pozycyę i po- 
łożenie nieprzyjaciela następujący podać projekt. 

,,Po wzięciu Warszawy nic nam innego nie pozostaje, jak utrzymać 
się w Sandomierskiem i Krakowskiem, a stamtąd operacye rozwodzić w Sie- 
radzkiem i daloj w Wielkopolsce. Dla uskutecznienia tego zamiaru musiał- 
by gon. Madaliński z kawaleryą swoją i 200 strzelcami iść do Inowłodza, 
tam przejść Pilicę i nad samą tą rzeką zasłaniać korpus mój, który pod No- 
wem Miastem Pilicę przebywszy na Drzewicę, Końskie i Małagoszcz ku 
Krakowu uda się. 

„Korpus Xcia gen. Poniatowskiego powinienby później dniem jednym 
za mną maszerować i mój korpus asekurować; bagaże i ciężka artylerya po- 
winnyby się pod Tomczycami przez Pilicę przeprawić i iść na Przysuchę^ 



oby w. Dobrakowskiego, komisarza żywności, któremu zlecisz furaż i żyw- 
ność w Grójcu przygotować na 25,000 głów i 10,000 koni; takoż powiedz, iż 
cyrkulaeya dalsza, tudzież walor biletów i zaręczeń skarbowych, w kapitu- 
laeyi z gen. rosyjskim na dalszy czas zawarowane. 7. IX-bris94. 

Wawrzecki". 



- 257 — 

ydlowicc i Chęciny, kolumna zaś z wojaka war^zaw^kiep) i Ciirdroyria 
Dźona na Warkę Jedlińsko, liżę do Chęcin. Do usknto<*znioniH tego za- 
lani momentu jednego tracić nie można, bo najniniojftza zwłoka grozi nnin 
ijwiększem niebezpieczeństwom i zatrudnieniem o<l nieprzyjaciela. Z przo- 
:ej korespondencyi (wiem), że do Piotrkowa nieprzyjaciel siły pwoje ściajr.i. 
seba więc, abym jak najspieszniej mógł być pod Opocznem dla okazania, 
myślę o Piotrkowie. W Gkwtomii d. 8. IX-brirt. 94." 

Dniem pierwej do gen. Kołyski następujący piratem list: 
„Stanąłem z korput<em moim pod wsią Gostomią. Żadnej dotąd pc- 
lej nie mam wiadomości; posłałem kilku kurycrów do naczelnika; 2aden 
e powraca i żadnej takoż od dni kilku nie o<1bioram wiadomości ni rozka- 
i; co mnie w największą wprawia niesjKikojność. Posyłam umyślnie do 
iebie, Generale; racz być w największej ostrożności i jrotowości do marszu; 
:ukaj ze mną komunikacyi, abyś mógł za najpiorwszcm pr/ozcmnir lub na- 
^.elnika uwiadomieniem złączyć się i ws|)ólnie dzi«?lić los z nami. Obowią- 
uję Cię, Generale, na wszystkie obowiązki, uwiadom o tcm jrcn. Ożarów- 
kiego i korpus Xcia Poniatowskiego i zachty ich do wsi>ólnogo z nami 
zynienia. Ściskam Cię serd<«znio i czekam niecierpliwie od Ciebie odjM)- 
riedzi. W Gostomii 7. IX-bris. 04.« 

Oficer z tym listem posłany, powróciwszy, oświadczył, iż gen. Koly- 
ko swój korpus opuścił. 

Już tedy gen. Gieilroyć z Warszawy iM)wnM'ił dla złączenia sic ze 
nną. Korpus jego atoli był w Warszawie niesłycłianyrn iłostrachem i nie- 
X)rzi\dkicm zarażony, znacznemi kupami pierzchał, tak dalwe, że ply do^ 
unie doszedł, więcej nad 5(10 nie było. W Warszawie* dowie<lział się na- 
Lzelnik, źe w korj>uwe nad Bzurą b<Mlącym wielka się w<'zęta fermentacya. 
Xźe gen. Poniatowski od kilku dni zachorowawszy, z woli Naczelnika udał 
«ię do Warszawy, oddał komendę niedoświadczonenui i zaufania nieniajace- 
mu gen. Kamienieckiemu. Raz w tym korpusie mówiono, żo Naczelnik od- 
dał komendę królowi, znowu że ją król Na<'zelnikowi odebrał, także, że cale 
wojsko zodtało rozproszone, all)o, że się Kossyan ixK.Ulało; słowem, był to 
najstraszniejszy niq)or74dek. SztabsofioTOwie i su])alterni wy<lali list 
okólny z swoimi podpisami, którego jedynym eeleiu było pomnożyć i iM)ka- 
zać nieukontentowanie, nieposłuszeństwo i nicjzgodę. Część ieli chciała być 
pod komendą króla, część pod naczelnikiem; jwlni chcieli iść do Warszawy, 
drudzy łąrzyć się ze mną. Dla zapobież(»nia temu wysłał Naczelnik jzi^n. 
Niesiołowskiego, który ten korpus niir.ł wziąść jmkI swoja_ komendę i do mnie 
przyprowadzić. Udał on się wprawdzie na miejsce samo, al(^ bezskutecz- 
nie. Komendanci i pułkownicy regimentów iH)rzucili swych żołnierzy, żoł- 
nierze swoje szeregi i każdy poszedł, gdzie mu się po<iobalo. Armat v i pon- 
tony dostały się później w ręce Prusaków. l)o])rz<' niyśhicy oficcrowif? korpu- 
su tego narzekali najwi«K?ej na Hc^lnlowskiejro, ^war. kor. pi(H?hoty pułko- 



! 



— 258 — 

TVDika, i Tolkmita, majora reg. 9-go, którzy najpierwszą mieli być sprężyną 
tego zamieszania, ile nie mając ehęci dalszego wojowania i z tej przyczyny, 
"wzmieniony pułkownik udać się miał do Łowicza dla kapitulacyi z Pru- 
sakami. 

Br}'gadyer Kołysko, gen. Wyszkowski opuścili swoje korpusy bez 
pozwolenia naczelnika; te zaś potem same się rozeszły; ta jest a nie inna 
przyczyna nieszczęśliwej wojny naszej końca, bo gdyby wojsko nasze w ku- 
pie znajdowało się, latwoby nam przez zimę było operować. 

Do smutnych okoliczności, w których się znajdowjJem, tę jeszcze 
Aviadomość otrzymfJem, że Austryacy Radomia panami; o czem nantępujący 
Naczelnikowi uczyniłem raport: 

„Z wiadomości, które odbieram w tym momencie przez komendero- 
wanego odemnie oficera do Radomia z ordynansem do pełnomocnika Lino- 
wskięgo względem przystawienia dla wojska żywności i furażu, dowiaduję się, 
-że wojska austryackie do Radomia wkroczyły i w okolicach Radomia już się 
znajdują; ten oficer widział na swoje oczy forpoczty austryackie i zapewnio- 
no gu, iż komisya tamtejsza rozproszona. W takowem położeniu rzeczy 
uznać musi Najw. Naczelnik, iż położenie moje codzień, co moment jest gor- 
iłze i potrzebuję wsparcia, gdyż spodziewać się powinienem że i Prusacy z Ea- 
y\y, z Łowicza, Piotrkowa na nas pójdą, żywność zaś i furaże z okolic Ba- 
dom ia spodziewane chybią zapewne; przekonany jestem jako poczciwy czło- 
wiek i dobry Polak o tem, co mnie i każdemu z nas czynić należy, dlatego 
oznajmiam Naczelnikowi, że przerżnąć się gdziekolwiek jestem detenni- 
nowany; podług wszelkich kalkulacyi przymuszony jestem jutro wyruszyć 
z obozem za Pilicę, starać się jednak koniecznie będę zostawić asekuracyą 
mostów na Pilicy, jednego pod Tomczycami, ń dwóch pod Nowem Miastem, 
dla uskutecznienia przejścia komend za mną idących. Stąd Naczelnik 
przekonać się powinien, iż marsz swej kolumny, za mną idącej, przyspieszyć 
trzeba, aby oderżniętą nie została. W Gostomii 9. lX-bris 94.** 

Tymczasem przybyli do obozu Naczelnik z Zakrzewskim, prezyden- 
tem, i innymi z Warszawy; gen. Giedroyć z gen. Gidgudem, gen. Niesio- 
łowski sam tylko, jak sic już wyżej rzekło, wszyscy zaś inni generałowie 
i oficerowie porzucili swoje korpusy i komendy. Gen. Madaliński przybył 
wprawdzie z komendą swoją do Białobrzegów, o milę za moim obozem, 
i sam do mnie przyjechał, znajdowawszy się wprzód osobiście na Pradze, 
gdy okopy przedmieścia tego opanowane były, lecz zamiast wzbudzenia mę 
stwa -nie mówił o niczem, jak tylko o zdradzie i rozpaczy; nakoniec ten to 
zawsze dobrze myślący Polak, złudzonym zostawszy od ludzi podłych, wy- 
,stawiających mu niebezpieczeństwo osoby jego, spisku jakowegoś miano, 
opuścił wojsko równie, jak generałowie Zajączek, Mokronowski, Wyszkow- 
ski, Kołysko i Ożarowski; wszyscy ci, co rewolucyę zaczęli, nie chcieli do 
jej końca dotrwać, zostawiając nas samych własnemu losowi. 



— 259 — 

Powróci! w tym czasie z WielkopoL^ki major Bielauiowski w ()0<J koni 
brygady mojej; nadszedł takie z Warszawy wielki transport artyleryi, ale 
z wolowym zaprzęgiem, bez amunieyi, bez lu^lug, tak dalece, żv Hic widr 
sztuk po drodze pozostać musiało; wszelka skrz(?tiiOHÓ w celu zapobieżenia 
temu niedostatkowi była nadaremna. Brygada moja dała 40 kuni |X)d ar- 
maty, i inne korpusy kawaleryi tożsamo czyniły, lecz gdy wszystkiego, 
a mianowicie żywności niestawać zaczynało, w.szystku było l)ozskuteczno; ty- 
siące układano projektów, — wszystkie miały za cel ojczyzni* i wojsko rato- 
wać, reprezentacyę narodową zachować, lecz codzieu nowo nastawały tru- 
dności, codzień niebezpieczeństwo dobrej choci stawiało za]K»ry. Od 
wszystkich albowiem korpusów odbierał Naczelnik raporty, źe ich komen- 
danci opuszczają i że się ludzie rozchodzą. 

Jedna jeszcze była dywizya brygadyera Jaźwińskicgo. która Wisły 
między Warką i Kozienicami strzegła, a która tiikżo do nas na J(>iliińsko 
i Przysuchę ciągnęła; wkrótce też usłyszeliśmy, że kozacy w Przyhyszcwie 
i Warce pokazują się. 

Po opuszczeniu przez gen. Madaliiiskiego brygady własii<.»j zła.czyla 
ona się ze mną; powierzyłem jej prawego skrzydła ukrycie. 

Prusacy zachowali się bardzo si)okojnii* w swoich postiTunkach 
i wszystkie ich patrole ustępowały przed naszymi. Liicz gdy już Kosyanie 
od Grójca i Warki pokazywać się zaczoli, Austryacy zaś w Kadoniiu maga- 
zyn i całą żywność zabrali, nie zostawało nam nic wi(_»ci'j, jak tylko w Kra- 
kowskie spieszno maszerować i stamtąd dalej o[)erowa<'; w tym c(4ii nastę- 
pujący od Naczelnika wydany został rozkaz pud (lost om ia_ 11. IX-bris 
1794.*) 



*) „jMajor Bielamowriki dnia dzisiejszego natychmiast przejdzie Pilice 
pod Nowem Miastem i pomaszeruje do Drzewicy dla rekognoskowania 
nieprzyjaciela. Brygadyer Gordon z Hrygadą Madalińskiego, z 200 strzel- 
cami, dwoma kompaniami reg. 13. i z 4-ma armatami 8 funt. pomaszeruje 
również za Pilicę na Osse, zostawiając Drzewicę na lewo, do Opoczna 
i Bialaczewa, gdzie nieprzyjaciela od Żarnowa i Pilicy obserwować będzie. 

Cały korpus o 6-tej z rana jutro rusza, przejdzit' Pilice pod Słowem 
Miastem i stanie obozem pod Drzewicą. Pułkownik Wyganowski o tej sa- 
mej godzinie, w której korpus Pilicę pod Nowem Miastem przejdzie, wzią- 
wszy jednętrzech funtową armatę pod Tomczycarai przeprawi się i do 
Drzewicy pomaszeruje tak, żeby korpusu lewe skrzydłu okrywa); slrzedz 
wę będzie, ażeby sic do traktu wielkiego z Nowego Miasta do Drzewicy 
idącego nio przybliżał i dopiero stanie, gdy Drzewicę spostrzeże, i zaraz mi 
o tern zaraportuje. Brygadyer Jaźwiński j)rzejdzie na Przytyk i Przysuchę. 
Dywizya gen. lejtn. Dąbrowskiego pójdzie naprzód, za nią wielki park arty- 
leryi, potem korpus gen. lejt. Giedroycia; te kolumnę przeprowadzi gen. 
Dąbrowski przez most, co po lewej jc?t stronie. Bagaże pt')jdą mostem na 



— 260 — 

12. IX-bri8 ruszyliśmy wprawdzie, ale w jakim nieporządku trudno 
opisać; mar^z zostol do skutku przyprowadzony, bagaże, park artyleryi, 
piechota, jazda, tak się wszystko zmieszało, że po przejściu Pilicy cały kor- 
pus zastanowić się musiał, ażeby do pierwszego wrócić się porządku. Bry- 
gada Biernackiego łączyła się też z nami, jako i część brygady Kołyski 
przezeń opuszczonej. 

Marsz nasz trwał bardzo długo, czas był strasznie przykry, konie 
parkowe wcalo iść już nie mogły i znowu wiele armat musieliśmy zostawić 
pomimo, że 20 koni z brygady mojej na nowo dałem. Nad wieczór przy- 
maszerowała dywizya moja do Drzewicy; rozkwaterowałem ją po mieście 
i pobliższych wioskach, wyjąwszy regiment 4ty, który dla górującej pozy- 
cyi pod golem niebem zostać musiał. Park i komenda gen. Giedrojcia do- 
piero nazajutrz ściągnęły; miejsce ich obozowania było na wzgórku, przed 
Drzewicą ku Nowemu Miastu leżącym. 

W pół drogi od Nowego [ Miasta w Odrzywole przybył oficer od 
gen. Niesiołowskiego, który się był w Nowem Mieście został i tamże przy- 
słanego oficera od gen. Suworowa zatrzymał; oficer ten proponowanej kapi- 
tulacyi następujące przywiózł punkty: 

1-mo Powszechna amnestya. 2-do. Keszta wojska będzie rozpusz- 
czona. 3-tio. Każdemu własność zapewniona będzie. 4-to. Oficerowie, su- 
balterni, gemajni dostaną paszporty od swoich komendantów; wyżsi dopiero 
oficerowie za rosyjskimi paszportami będą się mogli tam udać, gdzie im się 
podobać będzie. 5-to. Oficerowie i towarzystwo broń swoją zachowają; ge- 
majni zaś przed wy komenderowanym rosyjskim oficerem złożyć są powinni 
6-to. Armaty i broń nazad do Warszawy sprowadzone i w arsenale złożo- 
ne będą. 7-mo. Wszystkie znajdujące się pieniądze rozdane będą między 
oficerów i żołnierzy, a mianowicie między artylerzystów, którzy armaty na- 
zad do Warszawy odprowadzą. 

Naczelnik odpowiedział, iż w Drzewicy dopiero na to da swoją rezo- 
lucyę; ponieważ te punkty do nikogo adresowane i bez koperty przysłane zo- 
stały, następujący do króla Naczelnik napisał list. *) 



prawej stronie będącym; każdy regiment może z sobą wozy z kociołkami 
i żywnością prowadzić. Tak mój marsz ułożę, żebym pozajutro był w Koń- 
skich, major Bielamowski w Radoszycach, bryg. Gordon w Białaczowie, 
bryg. .faźwiński w Gowarczowie, a gen. Giedrojć w Opocznie. Wszystkie 
detaszerow ane korpusy codziennie przeszłą mi raporty z doniesieniem, jak 
stoją, jak daleko od głównej kolumny, jak daleko od nieprzyjaciela, i ra- 
zem mi doniofcją o wszystkich obrotach jego. Dan w głównej mojej kwaterze. 

Wawrzecki." 
*) „Posyłam WKMści punkty, które JP. Suworow do wojska przesłał, 
a ponieważ tak ja jako i Rada Najwyższa już WKMści uprosiliśmy, ażebyś 



— 261 — 

Z listem tym został posiany do króla gen. GorzeiiHki. 

Tegoż wieczora przybył do obozu, przed wyjazdem jenzeze gen. Go- 
Tzeńskiego, trębacz pruski z listem do mnie następującym. *) 

Jak tylko list ten odebrałem, dla którego mnie samemu mldania 
trębacz jak najsolenniejsze miał rozkazy, zaraz go Naczelnikowi w przytom- 
ności wszystkich generałów przeczytałem i przetlómaczyłem. 

Po wielu sporach udecydowano, ażebym niżej położona dal od{K)- 
wiedź, lecz żeby mi w czasie nie wymawiano, żem z nieprzyjacielskimi ge- 
nendami korespondował i żeby mnie do odpowiedzi za to nicpociagano, żem 
nie podług każd^o, lecz podług własnej mej myśli oflpowiedź na list ułożył, 
prosiłem Naczelnika, ażeby sie sam pod projektt*m odiK>wiedzi jKKlpisał. 
(rdy więc napisany został, wszystkim go przytomnym przeczytał i przetłó- 
maczyl gen. maj. Rymkiewicz. 

Otóż jego osnowa: 

„Łiist JWPD. odebrałem. Ważniw*'* rzeczy wymaga porozumie- 
nia się z niektóremi osobami, hcr. których wpływu niebezpiecznemby 
dla mnie było cokolwiekbąuź prz^Klsięwziąc; wkróttH» si>4Mlziewam sio 
JWPD. o stanie rzeczy dokładnie uwiadomić". „Z« toolą i triedsą 
moją da tę odpowiedź gen. lejmant Dąbrowski, Dan pod Drzewi- 
cą d. l2. IK-bris. 94. Tomasz Wmr.rzecki:' 

CMy już żadnej dla na** nie l)yło nadziei, gdynniy ze wszystkich 
stron od Moskali, Prusaków i Austr\'aków byli otoczeni, gdy żołnierze nasi, 
mianowicie piechota dla tysiącznych przyczyn bić się nie chciała ani mogła. 



z gen. rosyjskim o to traktował, iżby WKMści, narcnlu i wojska Ioh ])yl za- 
bezpieczony, pewien jestem, że zechcesz tern wszyslkiem skutecznie się za- 
trudnić, ponieważ punkty proponowane bynajmniej o t<'m wszystkieiu nic 
wspominają. Wawrzecki.** 

*) „Odmieniona postać rzeczy, szczególny szacunek dla .JWWCPD. 
od dawna i jako od żołnierza powinny i to obwieszczenie, co niegdyś pod War- 
szawą wydane było, a którego autentyczność jest mi znajoma, s^mi powodem 
pisma tego ionegoż przez trębacza przesłania, którego tak często okazanej 
J\\"\VCPD sprawiedliwości i prawu narodów ufajjic przesyłam, zapytując 
się JWWCPI) jak najpokomiej względ<;m tego wszystkiego, com wyżej jx)- 
wiedzial, czyli i pod jakimi warunkami zechcesz z regularnem swciu woj- 
skiem do Króla JM. pruskiego armii wejść i przystać, albo mnie all>o ko- 
menderującego gen. hrab. Schwerina o swoich żądaniacli łaskawie, clioćby 
też przez tego samego trębacza, uwiadomić, pewnym IkkIjic, że podług zna- 
jomego mi gen. Schwerina dla osoby JWPD. szacunku natychmiast 
tenże zupełnie rzecz zadecyduje. 

„JWPD. będziesz przekonany, że tu sama czysta ])rawda przema- 
wia, nie zaś mego własnego oezpieczeństwa j)Otrzeba, ]>onieważ wiesz dosko- 
nale, że przez znajdujące się już i jeszcze przybyć mające wojska plan mój 
tak je^łt pe\vny, jak szczery szacunek, z którym mam honor być. D. 1 1 
IX-bris 94. DeKIeist. Króla prus. gen. major.'" 



— 262 — 

gdy wojskoj straciło ochotę, gdy przez tak wielu emisarynszów było zara- 
żone, (bo i re?zta kolumny gen. Giedroycia rozeszła się była), mojem więc 
zdaniom było na list gen. Kleista następującymi odpowiedzieć punktami: 

1-mo Powszechna amnestya w Wielkopolsce. 2-do. Wszystkich ofi- 
cerów podług ich patentów umieścić. 8-tio. Oficerom służyć niechcącym 4- 
[letnią gażę wypłacić. 

Wielkopolanom projekt ten podobał się, gdy jednak Naczelnik z pre- 
zydentem temu sio sprzeciwili, wcale się przy zdaniu mojem nie upierałem. 
Większa część Wiclkopolanów obróciła się do mnie prosząc mnie, abym 
projektu nie opuszczał. Wniosłem go więc znowu i dodałem, że chociaż 
wątpię, iżby w teraźniejszem, krytycznem położeniu rozumiano, że dlatego 
projektu mojego nic odstępuję, iż dla siebie przyzwoitego miejsca i utrzyma- 
nia spodziewać się mogę, jednakowoż na honor mój wszystkich zapewniam, 
że jak tylko król pruski na te zgodzi się punkty, zaraz dymisyę moją we- 
zmę, a gdy mi los osobisty nie dozwolił sposobu utrzymania się i familii, 
spodziewam się, że mi Wielkopolanie do czasu, w którym znowu mógłbym 
swojemu krajowi służyć, 6,000 złt. pol. na rok nie odmówią. 

Przyjęto wprawdzie moje oświadczenie dość dobrze, lecz Naczelnik 
ważne miał przyczyny nie aprobowania zdania mojego, a teraz kontent je- 
stem, że się nie utrzymało, chociaż Wielkopolanie wiele cierpieć muszą. 

Czyli Naczelnik pruskiego generała propozycyę i odpowiedź moją 
królowi komunikował, nie wiem. 

D. 13. od rana odebrał Naczelnik od brygadyera Jaźwin skiego raporty 
iż kolumna jego ku Końskim maszeruje, jednakowoż oficerowie i żołnierze 
po części się rozchodzą. 

Ja tegoż dnia z Końskich od Bielamowskiego odebrałem raport, że 
korpus pruski pod komendą gen. Kleista pod Wielką Wolą obozuje. 

Brygadyer Gordon zamiast maszerowania na Białaczów dla obserwo- 
wania nieprzyjaciela ku Pilicy poszedł do Zameczku milę od Opoczna, nie 
miał ochoty zbliżenia się do nieprzyjaciela pod Białaczów i wdania się z nim» 
raportował mi tylko, ż(i słyszał, iż korpus od 3,000 pruskiego wojska stoi 
pod Wielką Wolą. 

Wprzód jeszcze, niżem był Warszawę porzucił można było widzieć, 
że się Praga i Warszawa utrzymać nie mogły i że, jeżeli nie ściągniemy 
wojska, które na obronę tych dwóch miejsc przeznaczone było i do 10,000 
głów wynosiło, nie będziemy nawet w stanie skutecznego z resztą siły zbroj- 
nej przeciwko Prusakom działania. 

Dla ocalenia więc Ojczyzny, albo raczej narodowej wojsku Naczelnika 
i Radzie reprezentacyi, innego nie było sposobu nad przystąpienie, a to 
w najkrótszym czasie, do wykonania dzieła, które(go) ogromność olbrzymią 
się być zdawała, w sposób następujący: aby z resztą wojska uczynić obrót, 
akoby się na Piotrków do Wielkopolski wkroczyć chciało, w samej zaś rze- 



— 2Ó3 — 

CZY między Krakowem i Częstochową przerżnąć się do Śląnka, a stamtąd na 
Morawę, Czechy, Bawaryą, Szwabią prosto aż na Landaii allK) toż na 
Szwajcaryą ku Eenowi. Marsz nadzwyczajny byłby wprawdzie tysiącznym 
wystawiony przeszkodom, lecz czegóż rozpacz, odwaga i stała nic /dola wy- 
konać determinacya. 

W Śląsku, Morawach i innych krajach, któn' przebyć mieliśmy, 
wojsk żadnych nie było, żywności fas jkkI dostatkiem l)ylil»yśniy znaleźli. 

Trzeba było natychmiast tylu, ilu tylko można było, r/iżneini droga- 
mi wysłać do Francyi emisaryuszów, którzyby konwencyą narodową o na- 
3zem przedsięwzięciu uwiadomili. Chociażby też i korpus, jaki od Kenu 
przeciwko nam był wysłany; Francuziby zaraz, jrdzieby korpus ten wyszwlł, 
skuteczniej i silniej operować mogli. My moglibyśmy j^-szeze nii«r 20,000 
ludzi, artyleryą bardzo znaczną. Mieliśmy jeszcze j)ieniądze, jmj>irry 
a w braku tych powinnibyśmy znalesi* względy i iM)trz('bny kredyt. 

Komunikowałem tę myśl moją jh) wzi^^ciu Pragi jcnzeze w Starej 
Wsi gen. Giedroyciowi, gdy tenże odebrał rozkaz spieszyć lui ponnK* War- 
szawie, a dla przekonania jego, że, niż jeszcze to miasto i><)rzuciłeiu, już ten 
ułożyłem projekt, pokazałem mu najhipsze karty i plany tych krajów, ]>v/ez 
które nam ma^szerowć przypadało; prosiłcjm go, aby z Niu-zi-lnikicm o ten» 
pomówił; jakoż G-go IX-bris następujący «Ki gen. (Jitnlroycia odebralr^nj 
bilet. *) 

Jak tylko Naczelnik z Warszawy do mnie do (Jostomii przybył, za- 
raz wyznaczeni zostali emisaryusze i pierwszym dniom obozowania nasz<*gi» 
towarzyszyły nadzieja i wesołość. 

Lecz, iż wojsko tak niespodziewanym si)<)sobem przeciw Ojczyźnie 
i obowiązkom swoim postąpiło, prz<'widzi(r tego nic można liylo. 

Gdy się to atoli już było stało, gdy njszta wojska, która sił* przy nas 
zofitała, ustawnie o tom słyszała, że Moskale z tymi, co sic im poddali, ła- 
skawie się obchodzą i wszystkie im obii.-cują i)oźytki, tych zaś, którzy się 
poddać wzbraniają, mają dręczyć, krótk«j mówiąc, ci ludzie wszyt-tkicniu 
uwierzyli i to łudzenie za rzecz pewniejszą mieli niż to, czego j)o stałości 
swojej spodziewać się mogli. 

Wszyscy poczciwi i dobrze myślący znaleźli sit; dopiero w najprzy- 
krzejszym stanie. Nie wiedzieliśmy co począć; podtlać sic w myśli naszej 
nie postało. Żołnierze nasi bić się więcej nic chcieli. Zima już prawi(^ 
była nadeszła. Wszechstronnie byliśmy otoczeni Aufetryakami, M(>skalami 
i Prusakami; piechota i artyler}'a zdążyć nic mogły; żywności i za pieniądze 
dostać nie można było, a tym sposobem zostaliśmy sic (w) najokropniejszej 
sytuacyi. 



*) „Projekt Twój będzie uskuteczniony, miej tylko wszystko na po- 
gotowiu, mianowicie mosty i nieodległe komendy. (liedroyć/' 



— 264 — 

Dnia 13 IX-bra w Drzewicy przyszli do mnie popc^adniu wszyscy 
sztabsoficerowie od picKjhoty korpusu mego zapytując się mnie po przyja- 
cielsku, cośmy przedsięwziąć postanowili. Słyszeliśmy, mówili, jui raz, 
źe się Prusakom, drugi raz Moskalom i znowu Austryakom poddamy; pe- 
^ym jednak jesteśmy, że wodzowie nasi niczego takiego nie postanowią, coby 
-całego korpusu szkodą być miało, — przyszliśmy więc z ufnością do Ciebie, 
Generale, ażebyśmy się o losie naszym zabezpieczyli, — i prosty nawet żoł- 
nierz chce wiedzieć, co z nim będzie, bo inaczej posłusznym być przesta- 
nie. — Wysłuchałem to wszystko z najżywszem serca mego udręczeniem, 
oso bliwie, gdym czuł, źe nie brak winnej subordynacyi, nie brak męstwa, 
nie brak dobrej woli, [lecz] nakoniec^ moralna i fizyczna nędza kroku t^ 
stały się przyczyną. Odpowiedziałem im następującym sposobem: 

„Przekonany jestem, że każdy, co mnie zna i ze mną walczył, wie, 
jak dalece przywiązany jestem do mojej Ojczyzny, do wojska i do korpusu, 
z którym bezustannie niebezpieczeństwa i każdy dzieliłem niedostatek, mo- 
gę więc moim honorem zaręczyć, źe najostatniejszy będę, który ojczyznę, 
wojsko i was porzucę, że tak szanowny Naczelnik jako i ja nigdy się ani 
Moskalom ani Prusakom ani Austryakom poddać nie myślimy, źe nako- 
niec takie przedsięweźmiemy środki i tam pójdziemy, gdzie reszta wojska 
ocaloną i reprezentacya narodowa utrzymaną byćby mogła.** 

Naczelnik na samą tę nadjechał scenę i wszystkich o tem zapewnił; 
ten mąż poczciwy i szacowany patryota czule był poruszony widząc tak bli- 
ski koniec Ojczyzny, której jedyną był nadzieją i podporą. 

Kozeszli się oficerowie zapewniwszy nas, że nas nigdy nic opuszczą; 
domyślali się byli marszu do Francyi; odpowiedź moja w tem nmiemaniu 
zupełnie ich utwierdziła. 

Pod wieczór odebrałem od porucznika Bogurskiego następujący 
raport. *) 



*) „Melduję generałowi komenderującemu, iż będąc wy komenderowa- 
nym do zabrania pozostałych w drodze tak armat jako i amunicyi i dosta- 
wienia tych do Opoczna, oneż transportuję. Między Odrzywołem i Nowc«n 
Miastem atakowali kozacy i jegry konne mój konwój, lecz komenda moja, 
choć tylko z 50 koni brygady generała złożona jest, mężny dała odpór nie- 
przyjacielowi, który, gdy się z czasem bardziej wzmacniał, posłałem do koni 
brygady Kołyski w Odrzywołku stojącego po sukurs, a tymczasem w boru 
zrobiłem zasadzkę tak, że nieprzyjaciel siły mojej nie poznawszy bał się na 
mnie nacierać,— wspomniany zaś komendant zamiast nadesłania mi sukur- 
su odpowiedział mi, iż tu nie jest czas bić się z Moskalami, i w tym czasie 
przeszedł z swoją komendą do nich i namawiał ludzi moich, lecz ciż mężnie 
mu odpowiedziawszy, że milej im jest co do nogi zginąć, niżeli rozkazom 
komendy zadosyć nie uczynić, tem bardziej dali poznać, że całą siłą bro- 



— 265 — 

Było to ostatnie a, iż tak powiem. męiiK^ !*i)otkanie Aą z nieprzyja- 
cielem; za którego to oiicerai iotnierzy przykładem, jrdyby wszywy odrodni, 
ile myśląey poszli byli, je#zczeby obiecywać sobie można dalszii t»gzysten- 
cyą. Oddać wprawdzie należy sprawiedliwtiść toj br>'pi(lzi(\ wzorem dla in- 
DYch będącej; bo chociaż nowo będąc eryjrowaną (to jest od cza«*ii |)0W9ta- 
nia narodu), tyle dala dowodów stałości i niostwa swejro, jak w żadnych 
innych (prócz brygady Madalińskiego) nic okazało sio. Takich potrzeba 
nam było mieć żołnierzy, a zapewne ujrzelibyśmy się zwycięzcami. 

Po przeczytaniu tego raportu był marsz ułoż^jny do Końskich 
i w czasie tego marszu pozostały tak armaty jako i wozy, które dalej tran- 
sportowane być nic mogły, aby one popauto i ]K>zakopywaiio, a ponieważ 
już z korpusu gen. Giedroycia niewiele egzystowało, wysłani ]>yli strzelcy So- 
kolnickiego i 200 ludzi brygady Biernackiego, tak dla dania pomocy, jc- 
ieli będzie potrzeba porucznikowi Bogur»<kiomu, jako też dla a*«okurowania, 
aby nieprzyjaciel na bagaże nie napadł. 

D. 14-tego o godzinie 3 nadł»dniem ru>zył olx'>z, jrdzi«» przez noc 
atraszna była dezercya. Marsz ten w dosyć dobr}'m znajdował się jwrząd- 
ku i o ósmej godzinie z rana stanęliśmy w ( )iK)cznic, gdzio wypocziiwszy 
dalej maszerować mieliśmy. Piechota stała w obozio ixk1 miastem, a kawa- 
lerja po najbliższych wioskach rozlokowała się. Był to ostatni marsz kor- 
pusu mego koniec całemu wojsku przynoszący, nitomal jwlnak ton marsz 
zastraszył pruskiego gen. Kleista, któr}' olwzując pod Wiolka, Wola za zbli- 
żeniem się naszem do Opoczna <*ofnął się nagle za Pilicę, Moskale zaś po- 
mału na naszą ary ergardę nastęi)owali. Tego dnia, jak tyl kośmy do Opo- 
czna weszli, przybył do mnie z tam<»cznych stron |)ewien obywatel od pru- 
skiego majora Klocha, przysłany dla rozmówienia się z«» mna. na forpocz- 
tach względem wzmiankowanego pisma gen. Kleista. Obywatelowi tomu 
kazałem zaczekać i raportowałem Naczelnikowi, przy którym właśnie ^-tedy 
wojewódzcy znajdowali się generałowie. IMccrydowano wit»c, że do fnrpiK*z- 
tów pojadę dla dowiedzenia sic, co też nam pi>żytei'zncg«» zaproponują,. 

Zapewniłem Naczelnika, że dla uskutecznienia jogo rozkazu i zado- 
syć uczynienia żądaniom nieszczęśliwych współziomków moich [>ospieszę, 
leez oiiiz proszę o dodanie mi sztabsoficera z wielko|>olskiego powstania, 
któryby niemiecki posiadał jcz}'k i był świadkiem rozmowy naszej. Wy- 
znaczony mi zatem do towarzyszenia był pułk. Gorzeński, kasztelan ka- 



ilie Ojczyznę są determinowani i żaden za jego pr/ykłjuleni nio i)o.szctll, 
a chociaż nieprzyjaciel po złączeniu się pomienionog«> komendanta bardziej 
iliawał się nacierać, taki mu odprtr dałem, że żadnegozysku ze mnie niema. 
Stoję teraz z moją komendą mUnlzy Odrzywołem i Drzewica., gdzie ocze- 
kuję dalszego rozkazu. Dan 18. IX-bris 04. jwd Odrzywołem. 

Hogurski Porucznik.** 

Monografie. T. IV. 



— 266 — 

mieDskiy lecz gdy żadnej nie miałem ochoty korpus mój wojska r^olanego 
poddać Prusakom, powiedziałem, że jedynie i szczególnie względem nien- 
częsliwych obywateli wielkopolskich traktować nam zależało, wapomniaoft* 
mu obywatelowi powiedziałem, żeby mi od pruskiego majora Klocha zape> 
wnienie z sobą przywiózł, iż bezpieczny będę na forpocztach pruskich, a n* 
zem zapewniłem go także na piśmie, iżby się niczego od naszych placówek 
nie obawiał. 

W samo południe przybył kuryer z Warszawy z naittepującą do 
mnie ekspedycyą. *) 

Na tę ekspedycyę królowi nie odpisałem, czyli zaś i jałcą Naczdnik 
z prezydentem Zakrzewskim dali rezolucyą nie wiem. To rzecz pewna, le 
kuryer jeszcze większą bojaźnią i strachem tak oficerów jako i żołniozy 
przeraził. 

O pier^^szej popołudniu przybyło kilku oficerów z obozu infanteiyi 
i donieśli, że major Mojaczewski swój regiment zbuntowawszy zdeboezoirtf 
go temi słowy: Idźcie, gdzie chcecie, tu nic więcej niemaaz do czynienit. 
Ten człowiek podłoinyślny pierwszcm zaiste stał się narzędziem dezoigft- 
nizac^i w moim korpusie. 

Wszystkie inne regimenty piechoty, artyleryi, strzelcy poszli za tym 
niegodziwym przykładem zostawiając broń, armaty i do domów się rozcho- 
dząc. Chciałem jeszcze na prędce wziąć 12 armat do kawaleryi dla ufor- 
mowania z nich artyleryi konnej i przedsięwzięcia marszu do granic fnm- 
cuskich. Naczelnik przychyhł się do tego, udałem się więc do poruczniki 
artyleryi Górskiego, ale zamiast doznania jego pomocy był mi jeszcze nt 
przeszkodzie tak, że, niżeli się spostrzegłem, już nikogo ani u armat ani 'i 
u wozów amimlcyjnych nie było ni też koDia żadnego. Większa część żol- ^; 
uierzy płakała narzekając na swoich oficerów; zgiełk i hałas był nadzwy* -^ 
czajny. Słowem nie chcę drugi raz w życiu mojem podobnemu rozprosie- \^ 
niu być przytomnym. j: 



*) „W Warszawie d. 13. IX-bris 1764. 

„Mści Panie Generale Dąbrowskil Jeżeli WCP. wiesz, gdzie się znaj- 
duje JP. naczelnik Wawrzecki i JP. Zakrzewski, chciej któremu z nidi 
przesłać inkludowany list, którego kopią umyślnie łączę, abyś WCP. wie- 
dział contenta onego, ponieważ wiadomość onych jest WCPanu samemA 
i przytomnym WCP. potrzebna. Co wyraziwszy wszelkich WCP. od Bogi 
życzę pomyślności. 

„Które korpusy oddzielne nie zaraz korzystały z dyspozycyi JP. gea 
en chef Su worów, ktiSrą opisaną widzisz WCP. w tych listadi, tym przy- 
trafiły się przypadki przykre, że byli krwawo rozbici, tam gdzie idi 
przeciwny żołnierz spotkał. Nalega na mnie JP. gean, Suworow, abya 

o tern dał wiedzieć co rychlej WCPanom, abyście podobnemu nieś- "*^ 

nie podpadli. Stanisław August król.' 



— 267 - 

Już prawie nic więcej czynić nie moina było.— Mieliśmy wprawdzie 
,000 jazdy, po której jednak niewiele 8podziewać się moina było; cu- 
jcszcze i to nazwać można, źesmy z nią po ucieczce infanteryi po- 
ttie do Końekich przymaszerowali. W manzu złączy iis^my się (z) 1,000 
powstania sieradzkiego i wieluńskiego, które w Wielkopolsce pod ko* 
dą generała Lipskiego, Stokowskiego i Lenartowicza zostawiłem. 

Zostaliśmy się przez noc w Ko/iskich. Kawalerya nasza była bry- 
mi po mieście, a pułki wojewódzkie po wsiach rozkwaterowane z rozka- 
aby równo ze dniem nazajutrz na drodze z Końskich do Radoszyc 
3J w porządku batalii stanęły dla przedsięwzięcia dalszego marszu. 

Dnia 15 z rana zaczęła się kawalerya na postanowionem miejscu 
madzać. Generał Rymkiewicz stanął na czele brygady Rzewuskiego 
emackiego, ażeby je na przeznaczone doprowadził miejsce, sądząc, że do 
o szczególniej były przywiązane, ale te dwie brygady nie były warte tak 
lego wodza, nie poszły za nim i rozproszyły j<ię. Nie mieliśmy przeto 
brygadę Madalińskiego i moją i wszy-^tkie wielkopol^4kie powstania pod 
lendą gincrała Skórzewskiego. Wszyscy oficerowie obydwóch brygad 
mi święte zaręczenie, iż wierności swojej dla Ojczyzny do ostatniego 
lowają momentu; z mojej strony też o temsamem postanowieniu ich za- 
nilem i, jak koniec okaże, danego sobie dotrzymaliśmy .słowa. 

Tu przybył do nas z kolumną swoją brygadyer Jaźwinski; mało już 
ł piechoty i artyleryi, prócz jeszcze nieznacznej części swojej brygady 
le nic kawaleryi. 

W tym marszu jcszcześmy wiele armat zakopali, anmnicyi popsuli, 
nimo tych nieszczęśliwych zdarzeń przymaszerowaliśmy jednak do Ra- 
Eyc, gdzie się na drugiej stronie miasta moja kawalerya rozlokowała, ku 
iskim zaś korpus Jaźwińskiego został rozkwaterowanym. Podczas mar- 
jeszcze przybył do mnie obywatel od majora Klocha przysłany z nastę- 
icem pismem. ♦) 

Pokazałem ten bilet Naczelnikowi, lecz udecydowane zostało już się 
wdawać z Prusakami. 

Opuszczeni od wszystkich, reszta wojska, w ostatniej desperacyi, bez 
elkiego sposobu dalszego utrzymania się, czekaliśmy w Radoszycach od- 
iedzi króla przez generała Oorzeń^kiego. Tymczasem, by nas Moskale, 
:zy od dni kilku, osobliwie z korpusu generała Denisowa, mocniej na- 



•) „Okaziciel niniejszego pisma ma moje słowo honoru, iż bez niebez- 
zeństwa w 24 godzin może przejść wszystkie posterunki pruskie innej na 
ystkie zapytania nie dając odpowiedzi prócz, że chce mówić z majorem 
chem. To zaręczenie w imię Króla Jmci pruskiego. W Radoszycach 
lX-bri8 04. Major KJoch komenderujący forpocztami.*' 



— 268 — 

pierali, zupełnie nie otoczyli, rozkazano więc, ażeby się cala kawalerya kolo 
V8i Grodziska zgromadziła i nazajutrz dnia 16. do Małogoszczą maszero* 
wała, major zaś Biolamowski z mojej brygady powinien był iść tegoż samer 
go dnia do Łopuszna i nazajutrz posterunki pruskie ze świtem od Mało- 
goszczą odeprzeć. 

Dnia 10. o godzinie 8-oj z rana zgromadziła się cała kawalerya na- 
sza, to jest, jakom już powiedział, brygada Madaliuskiego, moja i wszyst- 
kie milicye wielkopolskie, na przeznaczonem miejscu. Aliści generał (jO- 
rzeński z odpowiedzią króla i Suworowa przybył z Warszawy; nic w niej 
pocicft^zającego nie było, gdyż generał Suworow od punktów swoich nie od- 
stępował. Zaczęła się natychmiast rada, bardzo wiele mówiono, dysputo- 
wano, lecz na nic się nie decydowano. Wtem kozacy i strzelcy nieprzyja- 
cielscy korpus brygadyera Jaźwińskiego nagle napadli i atakowali. Kor- 
pus ten bez żadnego poddał się wystrzału i przeszedł do nieprzyjaciela zo- 
stawiając mu broń i armaty. Podczas bitwy posłał Naczelnik oficera do gc^ 
nerała Denisowa proponując mu zawieszenie broni z przyczyny, że się ne- 
gocyacya z generałem Suworo'wem zaczęła była; gen. Denisów przyjął pro- 
pozycyą i cofnął wojska swoje; nasze niestety tak jak śnieg na słońcu top- 
niało, bo z korpusu Jaźwińskiego bardzo mała część przy nas została. 

Dnia tego pełen rozpaczy wsiadłem na konia w celu odwiedzenia ka- 
waleryi mojej z generałem Kymkiewiczem, udaję się do niej, lecz jej w kwate- 
rach nie znajduję. Fałszywy rozkaz ruszył ją był dalej i ledwom ją,do- 
gnał w Łopusznie. Tu się zatrzymawszy rozkwaterowałem po wsiach oko- 
licznych; po drodze natrafiłem na bagaże i wozy, między nimi było ich 
dwa z pieniędzmi, kazałem się im w Łopusznie zatrzymać i brygadzie mo- 
jej do strzeżenia oddałem. Od Bielamowskiego odebrałem raport, że tenże 
posterunki pruskie z Małogoszczą wypędził. 

yiewiem dotychczas, co i czyli Naczelnik królowi i Suworowowi od- 
pisał i czyli jaką przyjął kapitulacyą. 

Z Łopuszna raportowałem, co się stało z kawalerya i że ją do dal- 
szych jego rozkazów zatrzymałem. Naczelnik mi odpisał zaklinając mnie, 
ażebym znowu wrócił, gdyż inaczej wcaleby jeden tylko w Radoszycach 
został. 

Rozkazałem natychmiast brygadzie Madalińskiego, ażeby nazad do 
Radoszyc maszerowała, lecz ta wypełnić takowe zlecenia nie chciała, mówiąc 
że mnie nie chce opuścić i na krok mnie nie odstąpi, choćby też nie wiedzieć 
com z nią zrobił. Żadnego innego korpusu nie miałem, Bielamowski był 
w 600 koni w Małogoszczu. reszta mojej brygady była na placówkach i na 
straży przy kasie, nie mogłem tedy jak generała Skórzewskiego z milicyami 
tejże nocy do Radoszyc posłać, a ten godny mąż z zacnymi ludźmi po- 
szedł nieodmownie. 

W największej rozpaczy nie wiedząc cO przedsięwziąć, jednak ^ sta- 



— 369 — 

Jej zawsze determinacyi niepoddania aiv i niez łożenia broni c-hcialom 
£ obydwoma brygadami tak blizko, jak tylkoby można było, do pranie 
GaUcyi przybb*źyć sio, tam broń złożyć do kupy i Bpalić, a pienindzo n>zda- 
wBzy między oficerów i żołnierzy wszystkich rozpronzyć. 

Z tą myślą noc całą przebyłem, ażeby ją nazajutrz zaraz <1o skutku 
przyprowadzić, gdy kurycr od Naczelnika ui»tnie i iia piśmie przywi<')zł 
z^eobą rozkaz, ażebym go nie opuszczał i z lsawaler>*ą moja nazad *\v, \vr<Vił, 
gdyżby inaczej Moj*kalc zawieszenie broni podnieśli. Chciałem aż do ontat- 
ka być posłusznym władzy mojej, tak tedy opuściłem mój projekt i <loczo- 
kawszy się Bielamowskiego pomaszerowałem 17. IXhris na iKlwrót do Ra- 
poszyć, gdzie już nikogo nie zastałem, jak naczelnika, generałów (liedn tycia. 
Niesiołowskiego, Giełguda, oraz prezydenta Zakrzewskiej. Ze mna przy- 
Ijył generał Rymkiewicz, wszystkich innych zaś nie było. Wszyj^iko u na** 
tak było w rozpaczy i ogłuszeniu, że wcale jeden do drnjrił-^ro nic przemówił. 

Tu dowiedziałem się, że wicebrygadyer Ła^*zczy^ski z l)r>'jra(lowi| 
kasą do 30,000 złt. wynoszącą haniebnie ueiokł. Dnii-m ]>irrwej w przy- 
tomności wszystkich sztabsoficerów pł»wie«łziałeni nm. ażrlty r*ięteu)i pie- 
niędzmi wraz podzielił. CJo do subalteniów, o tych powit-działm), że już o nich 
mieć będę staranie. Ten człowiek niegodziwy i niebarzny, acz jro z ostat- 
niego ratowałem ucisku, haniebnie brygadę moją opuścił. 

Dnia 18. IX-bri« o godzinie ósmej z rana przybył do na- niesjM)dzia- 
nie generał Denifow z kilku jeszcze «)fi<'crami i oświadczył nam. żr iiui roz- 
kaz od generała Suworowa Fobie dany zaproszenia nas wszystkich <lo War- 
.ezawy, ponieważ nas lenżc widzieć pragnął. 

Tak niespodziewane zapowiedzenie, jakl>y piorunem przeraziło na<<, 
osobliwie zaś mnie, któremu nadzwyczajne być m«' Złiawalo. Zapytał się 
Naczelnik, czylibyśmy jeńcami byłi? Hynajnirnej, <Ml|Mmirdział Denisów, 
graf Su worów tylko chce WCPań«*two pozna<'. 

Trzeba nam było jeszcze dzielić picnia<lze, które z Łopuszna wróci- 
łem; dwie nam do tego Denisów naznaczył godziny. Mitli^my tlo 120,0<>0, 
ir srebrze samem najwięcej i wiele też w papi«»raclj. Z i)oczatkn dzieliła 
one ustanowiona «xlemnie komisy a, lecz gdy nak(»ni(ctak wirlebyło nacisku, 
» komisya wystarczyć nie mogła, reszta rozbitą została na łup najchciw- 
fisym. Uratowałem jeszcze z beczki {Vmm) zlt. i |K)ilzi«liłoni one miedzy 
wiernie służących aż do końca. Z brygady mojej każ<ly w proporcyi coś 
I dostał, gemajn złt. O, oficer zaś po<lług swej ran-ri. Wszyscy byli kontcnci 
ł prócz jednego tylko, któremu wydawało (sic), iż go ukrzywtlzono, i który 
dotąd nie chce jednemu koledze) dług słuszny oddać, adresuje p) do tych 
pieniędzy, których mu podług jego widzinii>ię nie doliczono. IJrygada Ma- 
daliński^o miała w kasie swojej do ;{.(MM), któn-nii się także podzieliła. Za- 
raz potem rozeszły się obydwie wiernie do końca służące Ojczyźnie )»ryga- 
dy, w niczeni już jej użytecznemi być niemoga.ce. 



— 270 - 

Niech Opatrzność pobłogosławi cnotliwym oficerom i żołnierze a, 
którzy te składali korpusy, i innym oficerom i żołnierzom, i niech im po- 
zwoli tej się doczekać chwili, gdzieby znowu swym współobywatelom do- 
świadczonej cnoty dawać mogli dowody, a niech to moje życzenie znakomi- 
tym słusznie im winnej wdzięczności stanie się zakładem. 

Generał Skórzewski ze wszystkiemi milicyami w pruski poszedł kor- 
don, a co się z tymi godnymi stało obywatelami, dokładnie nie jestem 
uwiadomiony. 

Taki więc był koniec rewolucyi naszej. Otoczeni od Moskali, Pru- 
saków i cesarskich nie mogliśmy prawie inaczej zakończyć. Przekonany 
atoli jestem, że gdyby wszyscy generałowie nasi aż [do ostatka] wiernie 
w swoich obowiązków pełnieniu W7trwali byli, a nic tak bezwzględnie 
wnętrzności swej Ojczyzny rozdarli, zapewnebyśmy się pi zez zimę i dalej 
w Wielkopolsce i Prusach utrzymali. 

Zostaliśmy więc pod konwojem zaprow^adzeni do Warszawy, który 
atoli honorową wartą nazywano, ile że nam pałaszów nie odjęto. 

Generał Rymkiewicz, prezydent Zakrzewski udali się do Galicyi. 
Nas było pięciu, to jest naczelnik Wawrzecki, Giedroyć, gen. lejtnant, gene- 
rałowie majorowie Niesiołowski, Giełgud i ja. Grdyśmy do Warszawy 
przybyli, wolno nam było stanąć, gdzie się podobało, a o godzinie 6 z rana 
zaprowadzono nas do generała en chef Suworowa. Skorośmy przed nim 
stanęli, pytał się nas, jako się zowiemy, oświadczył oraz, że, jeśli sic bę- 
dziem rewersować, iż nigdy więcej przeciw Moskwie i jego aliantom wojo- 
wać nie będziemy, wolno nam będzie udać się t«m, gdzie tylko żądać bę- 
dziemy, w przeciwnym zaś przypadku, że do Petersburga zaprowadzeni 
zostaniemy. 

Byłem tylko jeden, który się rewersować chciałem, inni zaś z Na- 
czelnikiem uczynić tego nie chcieli, nakoniec jednak namyślili się prócz Na- 
czelnika, który, dla wzbronienia się swego, do Petersburga transportowany 
został. 



PRZYPISY I ŹRÓDŁA. 



(Str. 1). Do historyi rodu najwięcej wiadomości \H)da\ '/.ychYwaki 
w Złotej księdze szlachty polskiej, III. Jest tam nader «cz<*p')łowag('nraln- 
gia Dąbrowpikich, herbn własnego, od samych pofTJitków w. XV, a autor 
powołuje sio na dokumenty dostarczone niu przez D-ra K«j*trzyńskie^o i na 
i^rlasne badania, przeprowadzone w Wiiinogórze. Papiery rodzinne jM)daję 
IV całości lub w wyjątkach: nie mówią one je<lnak zgoła o czasach wcze- 
śniejszych jak XVIII w. Przeglądnąłem zapiski D-ra Kętrzyń>kii'jro robione 
do pracy: O narodowości polskiej w I*ruł.ach Zacho<lnich za czasów Krzy- 
żackich — i przekonałem się, *o nrywają airua |M)łowic w. XVI, i nic mówią 
nic o odgsdczieniu lubelskiem. Wobec* tego wywcnly Złotej księgi muszę 
uważać jedynie za hypoteze, nastręczająca, hardzo iH)wa^-no wątpliwości. 

Główne źródło do ]K)znania stosunków nwlzinnych Dąbrnwskie- 
go, jego autobiografia, tłumaczona i wydaną przez I?aczyiiskieg«», mó- 
wi tylko o ojcu Janie Michale dokładnie, o dziadku ws{)omina zale<lwie 
jako o żołnierzu z pod Wiednia, z innych członków rodu wymienia tylko 
jakiegoś kawalera maltańskiego z czasów króla Leszczy ńskicfro i opata 
oliwskiego Kazimierza Benedykta (170;{— 1722). W Trzcśniowie koło Lu- 
blina, skąd miał pochodzić dziad Jan Da,browski, pełnn jest drobnej szlach- 
ty tejro nazwiska. Próby moje zbadania akt kościelnych pozostały bozo- 
wocne.[\V herbarzach herb, nazwany przez heraldyków „Djibrowski**,])rzcd- 
stawia „w polu czenvonem pannę w białej szacie z rozpuszczonym warko- 
czem i koroną złotą na głowie, dmącą we dwie trąl)y złote na prawo i lewo 
tarczy. W szczycie hełmu panna podobnież ubrana między dwiema zlotc- 
ińi trąbami i tych się rękami trzymająca". Nazywany bywa ten lierb tak- 
że „Virgo violatA* i -Panna z trąbami". Legendowe podanie Żych- 
hlióskiego o powstaniu herbu nie pf>wtarza się w innych herbarzach; 
jest w nich natomiast mowa o licznych Dąbrowskich z XV, XVI 
i XVII w., którzy z odznaczeniem sługiwali zbrojnie Rzpltej. Zaszczytne 
t€ wzmianki, odnoszące się widocznie do innej, starożytnej gałęzi Dabrow- 
ikich, godne są uwagi z tego tylko względu, że otlczytywał je także sam 
Henryk Dąbrowski w Heraldyce Wojciecha Win<'entego Wichidka, wyda- 



— 274 — 

nej w Warszawie w r. 1795; w tomie IV, ogłoszonym w r. 1796, mówił autor 
o „starożytnym domu Dąbrowskicłi** w związku z osobą Jana Henryka, 
wsławioną już przez kampanię r. 1794. Dąbrowsld należał w r. 1795 do 
prenumeratorów tego łierbarza, być może podał kilka wiadomości o sobie 
i ojcu swoim do tego wydawnictwa, ale w r.l802, kiedy pisał autobiografię 
dla dzieci, pominął milczeniem opowieści heraldyków. Może nigdy nie za- 
liczał siebie do tego starożytnego rodu i w społeczeństwie, które zrzucało 
dopiero formy staroszlacheckie, okoliczność ta była mu może pewną zawadą, 
kiedy miał kierować sprawą narodową czyto w r. 1806, czy 1809, czy 
1813 — 5. Być może zresztą, że republikańskie jego przekonania nie zachęcały 
go do szukania sankcyi swych zasług realnych, potem i krwią zdobytych, 
przez podejrzane wywody genealogiczne, wiążące go z możnym w Pru- 
siech rodem Dąbrowskich z wieków średnich. W czasach aiłodszych, 
kiedy te drażliwe kwestye nie były jeszcze przezeń dojrzale rozważone, 
na aktach z r. 1784 i 1792 podpisał sio Johann Heinrich z Panną Dąbrow- 
ski i wycisnął pieczęć Virgo violata. Zauważyć w końcu należy, że obroń- 
ca starożytności rodu Henryka Dąbrowskiego, autor Złotej księgi, niefortun- 
nie dziada wodza legionistów nazywa Janem Stanisławem a przez to wysta- 
wia na niebezpieczeństwo swoją teoryę związku między linią lubelską 
a i)ruską. Wedle ekstraktu legitymacyjnego u Pawliszczewa, Herbarz 
rodzin szlacheckich Królestwa Polskiego (Warszawa 1853) I, 148 są. 
„tymsamyra herbem pieczętują się również Dąbrowscy pochodzący od Stani- 
sława, którego nagradzając za waleczność i męstwo Jan III Sobieski, król 
polski, w roku 1676 do godności szlacheckiej wyniósł**. Konstytucya z tego 
roku, Vol. leg. V (ed. pet.) 200, Nobilitacye osób od Wielm. Hetmanów 
koronnych zaleconych brzmi: „Przychęcając ludzi rycerskich ad bene me- 
rendum de Republica.... Stanisława Dąbrowskiego.... do klejnotu szlache- 
ctwa polskiego, praw, wolności i wszystkich prerogatyw wjKoronie i W. X, L. 
słynących cumprole utriusąue sexu8 przypuszczamy i przywileje z kancela- 
ryi naszej wydane authoritate conventus praesentis aprobujemy.** Jednak 
w dwa lata później w Deklaracyi o nowej szlachcie czytamy; „Ponieważ na 
sejmie felicis coronationis nostrae in yolumen siła ad praerogatiyam nobili- 
tarem inyoluto nomine ludzi różnych weszło, o czem wielm. marszałek na- 
dworny koronny, a na on czas marszałek poselski doskonałą Nam dał in- 
formacyą, przeto insistendo konstytucyi sejmu przeszłego takich de nomine 
ei cognomine deklarujemy, jako to.... Stanisława Dąbrowskiego....; tedy 
tych wszystkich legę praesenti pro incapacibus tituli et praerogatiyae nobi- 
litaris deklarujemy i żeby titulum et dignitatem nobilitarem zażywać nie 
ważyli się sub poena infamiae et confiscationis bonorum ad cuiusyis instan- 
tiam w trybunale koronnym decernenda legę praesenti rozkazujany." 
Wśród suffragiów zgodnie na Augusta II danych między Warszawą 
a Wolą 27 czerwca i przy poparciu wolnej elekcyi jego 28 t. m. wła- 



•►> 



i'ó — 



snemi elektoróir rękami lub putkowaików i roŁmUtrzów podpi-Muych wi- 
dnieje nazwisko jakiegoś Stanisława Dabrowskiej^o z woicwói/.twA 
lubelskiego. Tutaj atoli złuważjć należy, że, wobec rozprz<*żenia kontroli 
szlachectwa w tych czadach, owa deklaracya odwołująca 107S r. uiogłu oso- 
bom przez nią dotkniętym nic przeszkodzić w faktyoznnn użytkowaniu 
z poprzedniego przywileju, a tern mniej ich potomkom. Wobec tych okolicz- 
ności, oraz wobec braku innego wierzy telnt»go wywoilu, nasuwa sio przeto 
dość prawdopodobne przypuszczenie, że ów nobilitowany w Ifiro r. (a więc 
przedtem nie szlachcic) Stanisław Dąbrowski byl protoplastą Jana łicnryka. 
OJdyby to przypuszczenie w przyszłości zostało zamieniono w pewność 
i gdyby tym sposobem zostało ostatiK^znie wykazane, że rodzina twóroy le- 
gionów w XVII w. nieznana orała zagony w Tr/e^niowio, ai do chwili, kie- 
dy Jan Stanisław Dąbrowski w wojnach Sobie-łkiep) wywió<lł ją na >zer^ze 
pole działania, w takim razie nie potrzebaby uciekać sie do teoryi o anglo- 
saskiej (|>o kądzieli) krwi w żyłach Jana Henryka l)4bn>w."»kiego, aby wy- 
tłumaczyć żelazną wytrwałość i chłopską wytrzymałość w jog.) pracy dla 
kraju. Dla rozwoju duchowego Dąbrowskiego miała znaczenie w każ<lym 
razie jedynie tradycya dwu ostatnich pokoleń, 

Ze zbiorów s. p. Bogusławy z Dąbrowskich Mańkowskiej wyjęte są 
przytoczone poniżej akty: 

Metryka matki Dąbrowskiego: „Anno Domini ITJł dio In. Januarii 
baptisata estin ccclesiaevangelicareformataercligiuni<4 filiolaMagnifici Lu- 
oii de Lettaw, majoris rcgimontis equostris Serenis simi Regis Poloniae, et 
Ludovicae de domo Alonow J^cttawowa conjug. legitim. Nomina in sa- 
cro lavacro indita: Sophia, Maria, (yonpatres: generosus Alexan(lor Ross, 
Henricus de Lettaw ot gcnerosus P>-kstaetlt, generosa Anna Monrowa, l''li- 
zabetha de Lottawowa et Jadwiga Rosiłowa, I). T. < ). M. iKMiodieat oninijre. 
na benedictione. Baptizans: Jozephus Miłocki, protune pastor ec<l<"łiap 
reformatac viatovits. Ad reąuisitionem Magnifici Juhannis Henrici de 
Dombrowski, capitanei regimentis (K|uestris Sereni-jsimi Principis ac Kle- 
ctoris Saxoniae, haec metrica exccri)ta c>t de libris ecelesiao viat(>vitons. 
Quod manus raea subscriptiono f.igilloquo opposito tostor. Dahain Via- 
toyitij. Die 30. Jan. A® 1787. Andreas Horzyniowski, pa-* tor ccclosiae 
viatov.* 

Patent pułkownikowski Krystyna L- Lottowa: „Augn>tiift Tertius.... 
Bignificamus.... Quia Nos habent^s raiionem nieritoruin (Jonerosi (Jhri- 
stiani Lucij de Licttow Colooolli in Kxercitu Regni et Vien (Joionclli in 
Regiminc EquG8tri Gvardiae Nostrae, vulgo Liib-Roginient, Nobis ot Rei- 
pnblicae, multis in occasionibus. indefesso studio et conatu praestitorum, 
taciendam e^se dui;imus, ut eidem Munua Colonelli in liocoe Regiinine Kque- 
stri Gvardiae Nostrae, Yulgo Leib-Regiment, actuali.s daremus et conferro- 



— 276 — 

mns, uti qiiidem danins et conferrimu«, praeseDtibuH Literis Nostris, 

Datuni Varsaviae Die XXV- ta Meneis May Anno Domini MDCCLVIL 
Begni vero Ncstri XXIV. Anno. Augustiis Rex...** 

Patent generalski K. L. Lettowa: ,,Significamus praesentibus... Quia 
Nos conimendatani et perspectam habentes eximiam in re Militari inda- 
striani, capacilatem et expcrientam longo usu et appiicatione, tum apud 
p]xterot», Inni in Serritijs Xo?tns et Eeipublicae a plurimis annis per om- 
nes Militarium officiorum gradus acqui8itam Generosi Christiani Lucii de 
I^ottow Colonolli in Regimine Gvardiae Nostrae Eąueatris £xercitus Reg- 
ni, voIente?qne virtntom Ejns, et probatam erga Nos fidem, Regijs Nostris 
prosr(|ui favoribus, et ad ulteiius benenjerendi studium eo magis allicere, 
faciendnni esse duximu.t, ut Ipsi Officium Generalis Majoris in Exercitu 
Eąuestri Regni daromns et conferremus.... Datum Var8aviac Diell-da Men- 
sir» Junij Anno Domini ^rDCCLVII. Regni vero Nostri XXIV an- 
no Angustns Rex...** 

\a aktach powyższych dopisał Jan Michał Dąbrowski: „To iest 
Pulkownikowski Patent Oica Zony moiey Lettawa" i ^To iest General- 
Maiorowski Patent Oica Żony moioy Lettawa.* 

W r. 1S09 po skończonej kampanii Dąbrowski odwiedził swoje 
miejsce rodzinne. Stary kościół w Niego wieci pogorzał w r. 1761 i wznosił 
się tam wówczas nowy drewniany kościółek poświęcony w pierwszym roku 
sejmu czteroletniego. Dąbrowski przeglądał księgi metryk zachowane mi- 
mo pożaru od r. 1717 i, spostrzegłszy w nich brak jego aktu chrztu, za po- 
wrotem do Krakowa lukę tę zapełnił przez odpowiednią deklaracyą w ak- 
tach konsystorskich: 

„Anno Domini millcsinio octingentesimo nono die Mercurij octava 
mcnsis noYcmbris. Coram officio actisąue praesentibus consistorii episcopalis 
CracoYiensis comparens personaliter Illustrissimus Dominus Joannes Henri- 
cus Dąbrowski, generalis divisionis cxercitus Polon. Ducatus Var8avienRi8, va- 
riorum ordinum cques, exposuit in libro baptisatorum eoclesiae parochialis 
Niegoviccnsis circa sui lavationem sacro fonte baptismatis errore omissam 
cssc adnotationem suorum parentum nec non patrinorum ac assistentium, 
qucm dofectum cupiens suppleri Magnificum Dominum Marcianum Vite- 
lium de Zelanka Żeleński, exercitus Polon, colonellum, qua suo baptismo 
assistentem ac oculatum testem pro edenda declaratione nominum et co- 
gnominum suorum parentum, tum patiinorum ac assistentium admitti defee- 
tumquo tunc in libris baptisatorum praefatae ecclesiae parochialis Niego* 
YJccnsis sanari postulavit, qui Magnificus Dominus Marcianns VitelliD8 de 
Zelanka Żeleński ad perpetuam rei memoriam declaravit snpradictum Illn- 
strissimum Joannem Henricum Dąbrowski esse filium Illustrium Magnifi- 
corum D.D. Joannis Michaelis Dąbrowski et Sophiae de Lettow Dąbrów- 



— 277 — 

:^ka legitiinorum i*oiiiu};um, l>onortini PhtzcIiowun* hrnilmn. {uitriiuH vrr<) 
iliius fuisse MagoificoH Christian iim lii^ttuw ft LiuioYiniiii <1«- A Inn 1^'ttow, 
a^itftentes autom fio ^larciaiiuiu Yitellium Żeleński «t Majruitiram Airk^^an- 
<lram dc Lettow Kempińska, ar so in maior«>m .-uai- nfN';rnitioiii-' fiiliin his 
in actiA Hubserip^it Marciauus YitoUiur* di.* Żolanka ii«'Irn-ki inaini propria''. 
(Str. 6).Przy wiązanie niewątpliwi • Dąhrowskit-^o du irj wioki tlńiiiue/Y 
ftięmiłemi wspomnieniami wyni<a(ionemi ztyeh iniłJsiMHwii-eimyłhdiftń -iiniiT- 
cią dziada y^en, Lettowa w r. 17i>9 i Uihki w r. ITTi*. Iiiv-Jn«- jf-i zapatry- 
wanie nie tylko dawnych przjfrodnych l»iujrraf«'»\v Ił. l)al>row*kifU'»U»r'''**^ 
Raczyńtikinij, jakoby rierzchowi^* by I *rniazd<>m nnlii !>., al«- lakżr zda nit* 
wj-powiedziane w h^lownikn ^eo«rraficznym. jakoI»y wir> ta króiew^-ka 
^wTaz ze t<tarostweni krzeczowskirm nalctata do .lana Klcnif^n^a liranirkir- 
go, hetmana, aż do 1777 r.". P-erzehowift- w riajru XVII i XVIII w. zmie- 
niał czf^to dzierżyeieli, jak teg(» dowodził dokumenty /najduja('«' ^ir w ivku 
rodziny ś. p. B.zl>. M. W r. I«i82 ^ffria >ecMinda iii <Ta-tiiH» firiar -an« ii Ln- 
cae EYangelistae** wydała kanei*Ian' u knMrwsku Stanisławuwi l*i«'2l')\\>ki«-iuu 
i Eleonorze, luałżonkom. .uti bonorum N-mruin nj^aliinn villar I'ii>r/rliowi«t' 
in palatinatu eraeovien4i sitfjriun t«'nutarij^' ruzkaz aljy -lawili >ii- łi>ol>iM-ii* 
przi-d tjądeoa asesoDłkim królewskim ..ad in-«tantiani Virtoriiii Wł-n-^zizyń- 
!«ki... Corporis Chri8ti eanonieorum re^rularinm Ca^iniiria* :i'I ('ra(«»viam 
.sitae praepofłiti huo dietiquc eonvrntUh n«'ininr ariori*...** O^kar^mo jk*- 
mienionyeh dzierżawców ^<iuia yo.* multiiii^r* aniicahilitir jh r... a»fi»niM n- 
qiiisiti existente8 dmmam manipularnn oinnis oniiii it si-niini^ ♦•k arvi> et 
araturis praedialibuH at<tue hortulanornm «'iu-«lfni Yillar Nrai- ł*iiTz<lin- 
wiec... pro aimiB tenutae retontum extrad«Tr non vnlti^ ft ni-u-ati^". 
Wr. 17U0 (26 kwił*t^ August lIiK>zwnIit ówc/.«-.ii\mi <l»M\v<)tiiiiii |Hi-ia«Ia- 
czom Pierzehowca urodź. Hieronimowi i .Iatlwi<l/ł- t wikow^kini |n/«la«' •'Wf 
prawa na rziH-z ur. Andrzeja Kotkiwskiin^^o, ale iiDwy iial»>\\«a łl(»/y\vtMia 
już w trzy lata potem (1-4 \\\ictL l7o:i) uzyrikujc w Liihlinit* w v/.n^\f m^jium 
nadzw. królewskie upoważnienie: ^ut pos^it «'l val«'ai di- oniiii <t iiitł-j-ro 
iure »uo adyitalieio, quod illi j*up«T Yilhun Pierzrhnwiif... in palatiiiatu «ra- 
coyientłi dLstrictu ciricieikti sitam słTvit vi coniptit, (•♦•«l«re illudipu? iii pn- 
.soiiam generosi fiogu^Uu de Rudottowice Kotkowski <:M|rn- <t transtrrre". 
W r. 1720 je«t Pieczchowiee w r<:ku Kazimierza i Katarzyny /aiorskicli, 
małżonków, którzy odstąpili swoje prawa d«)ży\votni(';ro użytkowania (1<) 
sierp.) Stanistawowijdo Hr/ezie Kn!a**oekinnu, majorowi, i /"lii ii' .Ian«mici', 
małżonkom. W tenże samsposól) za zrzwnlmit^m króhw-^ki^in w \V--iliowir 
19 czerwca r. 1728 podpinanem ^UussiK-ki, Tli«sanr. Crar. Mmj-h- .-nl» rc^i- 
mine GYardiae Eąucstrił*" oddal Pirrzcliowirr w re«-r ^<in')^orurn Christiani 
Lucij de Lettow Capi tani et LmloYieac Alianowa «onjuir»un •. Akt ton z-- 
stal zapisany ,,in castro eracoYiensi iViia mmmukIu anti- F. Trar-imtationis 
B. V. Mariao proxima 172S". <.)diad przi-z rwirn- wieku zjińra ijozo.-tawal 



— 278 — 

Pierzc]ir>wif.>c w |)osiaclaniu T^ettowiW aź do chwili ofiarowania fso córce 
i zi<_»ci()wi. 

Dąbr owakiego Przywilej. 

^AiifcustuH Tcrtiiif*... Signifiramus*. consensiese Nos et permi- 
kIksc, c(mRrntin><{ur ot i)ormittere Gcnerosis Christiano de Lettow 
Vic<f-( V)lon«'lIo in Kegiiiiinr (.Fuardiae Noetrae Ek^uestiis et Ludoylcae con- 
Horti <>iiis, I(><ritimis ooiiju^ibiis, ut pos^int et valeant de onmi et iotegro 
jiir<> Huo advitaiitio, ({ikmI ipsis super yiHam Pierzchowiec in palatioata 
Cra<*f)vionHi nita 111 K«Tvit (>tcompetit,(*edere,iiiudqueinper8ona8 OeneroBomm 
Joaiiiiiri Micha*4i8 Doinbniwski Capitani in Kegimine Eąuestri Serenitłsimi 
I*rinnpirt Ail)crti Filij Nfwtri, et Mariae Sophiae de Lettow Conjugum, plena- 
ri<^ traiwfcrre ot transfuiidere. (^ua(> ({iiidem ces^io, jurisąue transfusio, poetea- 
qi!ani coraiii actis ({iiibiiHvis aiithenticis Regni facta et recognita fuorit, 
'Sini c»a!ii ratam ctgratarn, firmam que ac de juro validam habituri sumw*, uti 
eani, (juao })raevi()h()Cccconsonsu Nostro peragetur. Vigore cujas cesóonis, 
jnriKcjuo traiirtfusionis, ac praesenti?? consensus Nostri, praedictam Yiilam, 
cum oiniiibuH aodiiicijs... iidein Gcncrosi Joannes Michaei Dombrowski et 
Maria So})hia do I/Cttow Conjup;es, ambo ot in solidum tenebnnt, habebnnt, 
ot ]H)ssi(Iebunt, vol uno vita functo, altor eorum superstes tenebit, habebit 
etiKwsidebit ad oxtrerna vita(i suae tempera... Datum Yarsayiae die XXVII. 
nioiiHin S(;pU!iiibrirt Anno Domini MDCCLIY. Regni vero Nostri XXI. 
Anno. Auj^ustuK Rox...** 

(Str. 14 s((.). Wiadomości, podane w autobiografii, zostały uzupełnio- 
no poprawione na iK)drttawio dokumentów rodzinnych oraz według Schuster^ 
Franko, (i(^(hioht(.' der sachsischen Armee, 3 t. (Leipz. 1885). Szwoleżerzy 
j>o iM>wrocio z Poinki (1764) i redukcyi mieli na przyszłość przepisa- 
ny otat normalny, wodle którego było 8 kompanii, a w każdej: ka- 
pitan, jK>ruoznik, „Fiihrer^', 2 wachmistrzów, 1 chorąży (Fahnenjun- 
kor), 1 f uryor i 75 pzoregowców. Płace miesięczne wynosiły: pułkownik ja- 
yrjy— 117 talarów, podpułkownik— 73, rotmistrz i kapitan— 27 '/a, porucznik 
(Pron)iorlioutonant) - 18, podporucznik (Souslieutenant)— 16. Skutkiem ty- 
lolctnioj konrtyj^toncyi wojsk saskich w Polsce niewątpliwie w wielu pułkach 
P(>la('y htfliiowili znaczny procent. Etaty stwierdzają za rok 1766 w jeździe 
na 4810 ludzi— nioSasów 924. Są tu już wliczeni oficerowie w liczbie 336, 
z których 118 c^udzozioniców. W r. 1768 z 5880 kawalerzystów było 1215 
nickrajowców. Konie dla szwoleżerów zakupywano w Samborze i sprowa- 
dzano i)rzoz Wogry drogą na Munkaez; konie szły zatem 115—120 mil 
i kosztowały po 60 talarów. 

(Sstr. 17). liyć może, że nietrafnie określiłem pewne miejscowości 
wedlo map. i Słownika froogr.W szczególności zauważyć należy, że Pala¥nce, 
podane przez Dąbrowski(»go jako miejsce schronienia się rodziny matki przed 



— 279 — 

prześladowaniamii wojną 1768— 1772. nie istnieją; zdecydowałem »vi przyjąć, 
że były to Pawłowice na zachód od Pszczyny a na południe od Źar (Pless— Soh- 
ran). Znajduje się w tej miejscowości zamek, któn* w latach 1560—1810 
należał do zakonu maltańskiego; być może, że w czasie |K>bytu w Pawłowi- 
cach usłyszał Dąbrowski opowiadania o krewnym ojca rycerzu maltań- 
skim, które później powtarzając dzieciom swoim w autobiografii, niezgodnie 
z historyą po?nązat z osobą prymasa Podoskiego. 

(Str. 25). Treść testamentu Michała Dąbrowskiego, sporządzonego 10 
kwietn. 1779, w mieszkaniu TEstocą w Dreźnie, Frohngasse, była nastc»pują- 
ca: Cała jego własność podzielona zostaje na trzy równe części mi«?dzy sy- 
na, córkę i wnuczkę: a) Pierzchowiec oceniono wraz z całym inwentarzem 
na 15,000 złp. czyli 2,500 talarów. Na mocy osobnc^go kontraktu Lu- 
dwika Krystyna z Dąbrowskich Bamerowa i Ludwika Erncł?tyna, córka 
Aleksandiy Zofii Józefy, Bamerówna otrzymują po 833 '/i tal. którą to su- 
mę wyjJacil im Henryk Dąbrowski, zatrzymując na własność Pierzchowiec. 
h) Kapitał w gotówce po wypłaceniu p<xiwójnoj jH^nsyi dwom służącym 
i pokryciu kosztów pogrzebu wynosił 6,006 tal. 10 gr., do czi»go dołączono 
jeszcze sumę zwróconą przez starostt^ łukow8ki<»go Dłuskiego. Zanim przy- 
stąpiono do podziału całej tej kwoty 8,0r)2 tul. 16 gr., zgodnie z ostatnią 
wolą zmarłego wypłacono Henr\'kowi Dąbrowskiemu 1,000 dukatów czyli 
2,833 talarów 8 gr., tudzież dwa legaty dla służących t. j. 500 tala- 
rów Janowi Wojciechowi Ijaszkiewi<»zowi i żonie j«^, a 100 tala- 
rów dla Grottlieba Winklera. Do pozostałej sumy 4,619 t. 8 gr. (xljęto dla 
wyrównania działów 285 t. 14 gr., a z pozostałych 4,333 1. 18 gr. wykrojono 
trzy działy po 1,444 t. 14 gr. c). Z kosztowności i si)rzętów oddzielono 
najpierw rzeczy przeznaczone przez ojca dla syna, wi<,»c złotą obrączkę \xy 
matce zdjętą z rąk zmarłego, złoty zegarek z łańcuszkiem, laskę ze złotą 
rączką, srebrną szpadę, całą broń „und was zum Sterbepfordc ge- 
horen". Oceniono następnie wartość sprzętów, kosztowności i t. p. na 
1,382 tal., tak że na każdego ze spadkobierców przypadły rzeczy war- 
tości 460 tal. 16 gr. d) Wierzytelności wynosiły 47,009 tal. 20 gr. Kapitał 
ten obciążcmy został rentą dla Laszkiewicza, a dalej wedle rozporządzenia 
testamentowego wspólnie miano egzekwować sumy u Dłuskiego, Goltza, 
Pillerskiego i Kayserlinga, wynoszące razem 5,500 tal.; wyraźnie też było 
postanowione, że 861 dukatów od starosty łukowskiego Dłuskiego ma wydo- 
być Bamer. Do podziału wzięto zatem tylko wierzytelności nominalnej 
wartości 41,563 tal. 20 gr., a każdy z sukcesorów otrzymał 14,193 tal. 4 gr. 
Z wierzytelności dostały się Henrykowi Dąbrowskiemu następujące: u p. 
Stauden w Górnych Łuźycach, za doliczeniem odsetków,— 0935 t. 20 gr.; 
u pułkownika Kępieńskiego 4 wierzytelności, składające wraz z procen- 
tem — 2,754 t. 4 gr.; u braci Streita— 394 t.; u kapitana Wallnuss— 100 t.; 
u dworzanina Goetz— 2,000 t.; u barona Houwald— 1,500 t.: u p. Runckcl — 



— 280 — 

500 t.: razem 14, 184 t. ę;r. 4 Do sumy tej dła wyrównania działu doj^acono mi 
9 tal. 4 gr. 

(Str. 20). 1 kwietnia 1779 zmarła w Pierzchowcu wdowa po:gL*- 
neralo Lettowio. Wtedy, a być może jeszcze w okresie pierwsz^o rozlńoru^ 
przelano nominalnie prawa dożywocia na Pierzchowca na pułkownika Kę^ 
pieriskiego. Wynikiem porozumienia się w r. 1779 był wyjazd Kępieńskięgo 
do Lwowa celem zaku})na Pierzchowca. W kontrakcie podpisanym 10 
stycznia 1781, nie wymieniano już wcale nazwiska Dąbrowskich. W za- 
stępstwie Ciubernium krajowef>:o ji:alicyj«»kiego komisarz królewski hr. Bri- 
jrido sprzedaje liudwikowi Kępieńskiemu krulewszczyznę Pierzcliowiee. Do- 
żywotnim |)osiadaczem uznany jest w kontrakcie Kępieiiski; wartość Pierz- 
chowca oznaczono wedle lustracyi z r. 176.^, kapitalizując po 5% ^^ 
5921 giiklenów reńskich 20 krcjcarów, do kt.órej kupujący dołożył jeszcze 
578 g. r. 40 kr. Z calcj sumy kupna zapłacić miał Kępieński w trzecłi ratach 
z 5°^, sumę 578 g. 40 kr. i i)ołowę wartości dóbr wedle lustracyi, 
t. j. 2,9t)G g. 40 kr. Resztę ceny kupna 2,960 g. 40 k. zahypotekowal rząd 
na Pierzchowcu na pierwszcm miejs^iu; płatną stawała sie ta suma z chwilą 
śmierci dotywotnika, i dopóty rząd nie miał prawa upominać sie 
o odsetki, ji:dyż zostały one przyznane jako odszkodowanie dla Ludwika 
Kępieiiskief!:o posiadacza prawa dożywocia. Z chwilą zapłacenia trzeciej ra- 
ty w r. 1783 Picrzchowiec stawał się własnością Kępieńskięgo. 

(Str. 31) Rewersem, wystawionym w Lilbben 28 grudnia 1787., kapi- 
tan Adolf Fryderyk Klosterlcin poręczy! Dąbrowskiemu, że pokr>'je preten- 
sye, Jiależne mu od kompanii, jako spadkobiercy kapitana Walnuss. 

(Str. 30 8(1.) Friedrich d. Gr.,D. General -Principia vom Kriege; Clau-; 
.sewitz, Vom Kriege, i t. d. (Militar. Klassiker, hrsg. v. Mar^); Del- 
briick, Hist.-polit. Aufsiitzo, 111: Uber d. Unterschied d. Strategie Fried- 
riclis u. Napoleons. 

(Str. 40 sq.) Vol. leg. IX; Dziennik czynności sejmu głównego 1790; 
Kuszewski, Suimuaryusz czynności konf. glney targowi^kiey kor.; Zlńór 
niów^ seymu extraord. r. 1793: głosy Rokitnickiego 13 sierp, i Karskiego 20; 
listop.; Dąbrowski, Pamiętnik wojskowy legionów; Korzon, Dzi^e węwn.,. 
VI; K. Górski, Hist. jazdy polskiej; ms. Bibl. Ossolińskich nr. 1812. 

(Str. 47). W Registraturze w Dreźnie 17 września 1792 r. adwokat 
Jan Gotthclf Miillcr, zastępca prawny handlarza koni, Ormianina Walerya- 
na Agx)p-'»iewicza, zażądał położenia sekwestru na majątku Dąbrowskiego; 
składając rewers na 1,000 dukatów, który 15 października 1791 r. wystawił 
Dąbrowski, jako rotmistrz pod komendą gen. Bellegarde, za konie, które; 
miały być dostawione. Zastępca prawny Dąbrowskiego Dr. Karol Wil-: 
hełm Ehrenfried Ebelt udowodni! wobec komisyi sądowej, że jego klient nie. 
mógł zawrzeć tej umowy we w^łasnem imieniu, gdyż wedle przepisu z 5 
kwietnia 1783 roku zaciągnięcie długu służbowego przez oficera bez uwia-.^ 
domienia przełożonego nie może mieć miejsca. Pierwsza rata 333 dukatów 



— 281 — 

ma być płatna po dostawie koni w cią^ru r. 1792.; nie zoAtalo jednak wyka- 
zane, że dostawa była dokonana. Oskartyciel może poszukiwać 6wej nalcźy- 
t06ci tylko u masy spadkowej po jzen. Bellegarde. Celem uproszczenia post*;- 
powania Dąbrowski, który za krótkim urlofiem przybył do Drezna 1.') 
września 1792 r., aby zabrać rodzino ofiarowuje 333 dnkat^tw jako kaucyt; 
aż do chwili wypłaty całej należylości przez sukcesorów Belle)rarde'a. Po tej 
deklaracyi Agopsiewicz cofnął żądanie sekwestru i zniszczy! n»wiTs Dą- 
browskiego. 

(Str. 49). Oorganizacyi armii Sejmu Wielkiego pisał Zającz«'k, Pamięt- 
nik Poznań, 186230 sq.: ,,Zpomi«<lzy osób do rangi g<*nerał6w wy wyższonycli 
bardzo mało było takich, którzyby w jakiej 1 tyli kampanii, a ani jednego, któ- 
ryby kiedy wojskiem jakiem dowodził... Godnoś<'i wojskowe za pieniądze ku- 
powanemi były. Niecłiajże sobie teraz kjiżdy wystawi cały korpus oficerów, 
żadnego wyobrażenia służby wojennej niema jacy eh i nagle |M»stawi<uiych na 
czele kom{>anii, regimentów z świeżo zaciągu ion< 'go ludu złożtmych. Jakże 
ludzie tacy, nie iMKiąc sami w sztuce wojennej ewirzonymi, ujogłi dol)rze żoł- 
nierza usposobić?... Zbywało na osobach mogących zu>tąpi('' ludzi, których- 
by koniecznie oddalić wypadało... kupione rangi uważano za rzcezywistii 
i szanowną własność. Musiano wię*c cierpiet' ludzi niezdatnych, a co gorsza, 
musiano ich podług stopniów starszeństwa na wyż-t/e miejsca {)osuwae. 
A tak komisarze wojskowi, generałowie, ofieen>wie i żołnierze wszyscy byli 
sobie piłdobnymi przez nieznajomość slużi)y, intrzaidku i brak doświad- 
czenia". 

(Str. r>2). Dla wojskowej gos})odarki Targ »wiey w wigilie zalewu 
Wielkopolski przez wojska pruskie charakterystyczna jest uchwala, zijpadla 
prawdopodobnie 1 września 1792 r. w Szacku, a skromnie pomieszczona 
w dopisku do Sumaryusza p. t. „Dozwolenie ur. general-leutnantoni, dy wi 
zyami komenderującym, sprzedania koni, tak (tarkowych, jako i |>od bata- 
lionowe armaty ftkupionych**. 

(Str 53). Dekłaracya podziałowa pru-jka podpisana w Berlinie (i 
stycznia 1793; wn^izona przez Buchholtza w Warszawie 16 stycznia; odpowiedź 
kanclerza Małachowskiego 23 styczn.; 3 lutego ogl. w (ł rod nie: Protesta- 
tion de la Sór^nissime Republiquc eonfederee de Pologne eontn^ Tentret' 
violente des troupes prussiennes sur son territoire (druk). Trwożliwa dwu- 
znaczność ordynansów, jwsyłanych komendom wieIkMj>olskim przez general- 
ność targowicką, odgrażającą się w Grodnie na wkraczających do dalekiej 
Wielkopolski Prusaków, unicestwiała faktycznie wszelki o|x'>r; na tę taktykę 
dwoznacscną rzuca należyte światło choćby taki jeden, śród wielu innych, 
ciekawy szczegół: hetman Rzewuski głośno nakazał Częstochowie bronić się 
uparcie przeciw oblegającym Prusakom, ale Ożarowski zawczasu posłał 

Monografie T. lY. 



— 282 — 

Igelstromowi ostrzeżenie, źe załoga częstochowska chce się wzmocnić i pizy- 
gotować do obrony, Sybel, Zeitalt. d. Reyolut (ed. 1854), II, 216. 

(Str. 56). Wedle wlasnor. Dziennika Fiszera (ms., w zbiorach pry- 
watnych w Warszawie), jeździł Dąbrowski 20 lutego 1793 do Warszawy do 
Ożarowskiego, znowu 22 rano z uwiadomieniem o ruchu wojska, a 23 w no- 
cy o jedenastej wrócił z nową dyslokacyą. 

(Str. 58). Reszty wierzytelności z sumy, pożyczonej 1 września 1792, 
nie odebrał już za żynia Madaliiiski. Po upadku insurekcyi.i w dobie le- 
gionów znalazł się Dąbrowski w opłakancm położeniu materyalnem; u[^y- 
nic bez mała ćwierć wieku, zanim spłaci dłużnych jeszcze 100 czerw, złt, 
o czem świadczy urzedowne, na papierze stemplowym, pokwitowflnie poniż- 
sze: „Niżej podpii»ani, jako to ja Ignacy Sosnowski, mecenas przy Sądzie Naj- 
wyższym Królestwa Polskiego, w imieniu mojej żony Józefy z Madaliń- 
skich i jako pełnomocnik innych konsukcesorów z mocy plenipotencyi 
urzędowej dnia 13 marca r. b. udzielonej czyniący, niemniej ja Marcelina 
Wiktorya, dwóch imion, Madalińska, odebrawszy na dniu dzisiejszym z rąk 
W. Jana Z Wierzchowskiego, mecenasa, jako pełnomocnika JW. Jana Hen- 
ryka Dąbrowskiego... sumę 1 ,800 zip. do dokumentu pod dniem 1 wrze- 
śnia 1792 r. wreszcie należącą, kw^i tu jemy w imieniu wszystkich sukcesorów 
niniejszem JW. gt^nerała Dąbrowskiego jak najsolenniej i na dowód zupeł- 
nej satypfakcyi dokument oryginalny zwracamy. Dan w Warszawie d. 28 
kwietnia 1816 r. Ignacy Sosnowski, mecena«», imieniem moim, mojej żony 
i za innych konsukcesorów. Marcyanna Madalińska". 

(Str. 61 s.v) Korcsp. kraj. i zagr. 1793 r. Nr. 67, 96; Zbiór mów 
1. c; Pamiętnik warsz., 1810, 309; Wybicki, Pamięt.; Korzon 1. c; K., Koś- 
ciuszko; Kwart. Hist., XI, XII; Przewód, nauk. i liter., XXX; Alkar, Bon- 
neau; Konst. sejmu grodzieu., nis. nr. 982 Muzeum XX Czartoryskich; Ko- 
łaczkowski, J. H. D. (Kraków 1901). 

(Str. 64). Wypis z ksiąg ziemiańskich powiatu grodzieńskiego: , Przed 
aktami ziemiańskiemi powiatu grodzieńskiego stanąwszy osobiście W. J. 
Pan Jan Nepomucyn Jeziorkowski, sekretarz Sejmu skonfederowane- 
go, konstytucyę niżej piszącą się pod tytułem: Zapewnienie placów 
wojskowych dla ur. Dąbrowskiego i innych — ad acta podał, której 
wyrazy takowe: „Zapewnienie placów wojskowych dla ur. Dąbrow- 
skiego i innych. My Król za zgodą sejmujących 8konfedeit)wanych 
Rzeczypospolitej Stanów mając Nam zasługi urodzonych Jana Dą- 
browski^o, wicebrygadyera z saskiej do służby własnego narodu sprowa- 
dzonego, Roberta Kampenhauzena, Macieja Zabłockiego, poruczników kaw. 
nar. bryg. I. wielk., zalecone, w przypadku t«go korpusu zwinięcia w te- 
raźniejszej kraju sytuacyi: tychże miejsca i rangi w korpusach kawaleryi 
przy nowem urządzeniu ustanowić się mianych zachowujemy, a w własnej 



— 283 — 

brygadzie, jeżeli ta choć zuiniejszoaa w swojej zostanie cgzystoncyi, pirr- 

w^ze zdarzone awanse, z stopnia ich przypailajiice, zalH>zpie<'zAiuy-' (nis. nr. 

082 Muz. XX. Czartoryskich). 

(Str. 68). Skład ostatniej Komi:«yi wojskowej i jej biura \^k\b\ Calen- 

drier historique dc la Cour de Polognc poiir Tannee 17S)4 avH- le <'alen(lner 

civique ou 14p;endc hi8tonqiie et poHtupie de ee Royaanif jnir rKv«Hiue dc 

Varmie (Varsovie-Dufour): 

^"La Comniisision doGiierrełl Var8ovie: Pierre|d'AIeiintaru Ożarowski. 

grand gćnćral de la couronne; ScYerin Rzewu^^ki, jr/n. de eanip de la cour. 
CDintnissaircs: Thomas^ Alexandrowic/, judatin dc r«»<lla;hie; Arnaud Hy- 
i^zewski, g^nćral lieutcnant de rarm<V ile la iM)un)iine; Cajctan Miaezyński, 
notaire de camp de la couronms Cich<A"ki, ^en.-nuij. de larniA' de la t<»u- 
ronne; Dąbrowski, vice - bripadier dc la eaval. iiat.; Lobarzcwski. 
Ix?s officiers subaltcrmes: notain> Pierro Kngaliński, ei)l«>nel daiis i*ar- 
mśe de la couronne; rej^ent Jean I^mni-t; jren»'ral-auditeur Jean (irirz, 
colonel dans Tannće dv la couronne; n'jr**»t dfl la raisse Ijrnace Ośnialow- 
ski; secrśtaire Jean Krusinowski; arehivi>te Adam Xia_ż(>iM»lski; pro<'nreur- 
gen. judic. Stanislas Dworakowski. 

Comniission de (Jnerre a YilnaiSinmn Ko-i.-akowski. grand p'neral 
de Lithuanie; Jos<?ph Zabielto, gćn»'ral do cajiip dr Lithuani*'; Stra- 
szewicz, eastcllan d'l"'pitt. Coinuiissaires: Kadlubieki, colunf'!; Jnui Ne- 
pomucen Horain, fil.s du palatin dc IJrz^-śr on Lithuanie; Joseph Dzie- 
koń-»ki; Bialopiotrowicz, ei-dcvant notaire dc eainp de Lithuanie; Sta- 
nislas Manuzzi fils du starosto d'OpcHk. I^'s officiers sid)alternos: n<>taire 
Joseph Jasiński, capitaincdc la cavaleric nationalc; r»';i*'"f Antoiuc Tiebi- 
cki, lieutcnant dc la cav. nat. de Lithuanie; geiuTal-aiuliteur Antoinc Łuka- 
szewicz, lieutcnant colonel dans rarnićc de Lithuanie; gen«Tal-a(ljutant 
Thomas Daniiwki, lieutcnant cok)nel de rarniec de Lithuanie. 

.Jacy to byli ludzie, z kt<>rynii tn knlegowal, lego pewno nie wiedział 
dokładnie Dąbrowski, ze stosunkami nicolnzuany, -a tlziś dość o teni wiado- 
mo f ob. zwłaszcza u Korzona 1. c). Rzewuski, wyjechawszy w kwiet. 1703 
pjstradal godność hetmańską dejun^a komisarsku de faet«'; {)raw(lopn(lobnic 
jednak w żadnym razie nic mieszał sic do pracKoniisyi, skoro, piastując naj- 
wyższy urząd wojskowy od r. 1770, ani ,,dnia j^^lnego Rzplitej nie slużyl", 
chociaż w tym czasie wybrał za l)nl:iw«' l,2i)S,(H;<.» zlj)., j)osiadał dwa regi- 
menta i starostwo kowcl&kic czyniące lOi),<)(jo intraty. Ożarowski, prz<'kup- 
ny, ożeniony z kochanką Stackelberga, byl prostym >luga_ Igelstroua. 
fx>barzew8ki, był to major wojsk r«>>yjskicli, który na sejmie grodzieńskim 
pDdawał wniosek o otlstiipienic Rosyi zi<Mn, zaźadanycli w r. \~iK). Alexan- 
drowicz, szambelan, wojcwoila podlaski, założyciel Szkoły oryentalnej 
w Stambule, był przodewszystkieni „dobrym krzykaczem' a ..pieniądze 



— 284 — 

j 

uważał za jedyne swebo^^yszcze**. Kajetan Miączyński, pisarz polny koronóy, ^ 
generaWejtnant, grał namiętnie, stąd wiecznie obdlużony i „gotów na wszyst- T. 
ko**. W kłopotach pienięźnycli bywał również faworyt królewski Arnold T 
By szewski, przecież szkodliwym mógł być głównie przez swoje kompletne ' 
nieuctwo w rzeczach wojskowych. Tym sposol)em w Komisyi warsza^yski^ ., 
mógł Dąbrowski liczyć na jednego tylko pomocnika: był nim Cichocki , 
Ożywiony uczuciom patryotyeznem, zdolny, gorliwy, doświadczony pracow- 
nik, od r. 1790 zasiadał w Komisoryacie dla potrzeb wojska, w 1792 r. 
w Deputacyi dla ułożenia regulaminu służbowego; był zaś pomocnikiem tera 
cenniejszym, że posiadał wpływ na Ożarowskiego i zaufanie ulgelstroma. A or- 
gany wykonawcze, biuro, odziedziczyła ostatnia Komisya Wojskowa po wydzia- 
le wojny Sejmu Wielkiego, złożone z ludzi porządnych, skoro wytrwali na 
swych stanowiskach także w dobie rewolucyjnej r. 1794. Por. też raport Bar- 
ssa do Dosforgce^a, 8 inarca 1794, Przewód. 1. c, 552. 

(Str. 71 S4.) List bez podpisu do Szymona Kossakowskiego z Warsza- 
wy IG marca 1794 (ms.Bibl. Raczyńskich w Poznaniu nr. 9). Raport zdany Na- 
czelnikowi przez Madaliiiskiego, 19 lipca 1794 (ms. Ossol. nr. 2289): ^Specy- 
fikacya oficerów przy komendzie generała Dąbrowskiego pozostałych z bry- 
gady gen. leitn.Madalińskiogo: Łiszczyński major, wcza^ie ruszenia bryga- 
dy za urlaubem do Warszawy wyjechał, wiedząc o tern, że chęć i determinacya 
jego dalekie były od łączenia się z brygadą, pomijając okoliczności inne 
przez dyskrecyę, innego z zdatności i słuszności fortragowałem. Ten zaś 
w nowym komplecie gnała Dąbrowskiego, gdy tego pozyszcze fortrag, 
umieszczonym być może. Strzobiiiski [Strubiński], podporucznik, wiadomy 
całego układu, wykomcnderowany do Warszawy, gdy przyjazd 'swój do bry- 
gady nie wiem dla jakowych wstrzymał przyczyn, nie mogąc szwa- 
dronu mieć bez oficerów, a doczekać się przyjazdu nie mogąc, inne- ■ 
go fortragowałem. Zabłocki, porucznik, właściv^ie chorobą złożony w War- ^ 
szawie pozostał, lecz że nie przyjeżdżał do komendy i żadnego o so- • 
bii nie uczynił zgłoszenia, z tej przyczyny dał mi powód innego " 
na miejsce jego rekomendowania, lecz jeżeli ma chęć w brygadzie •- 
zostawania mojej, dla tego jeszcze plac obmyślę. Duczymiński, ■ 
porucznik wykonał przysięgę i ru-^zył z brygadą, lecz dla jakowych- ' 
ciś zachorowawszy przyczyn, usilnie o abszejt starał się, i temu ; 
jako nie mającemu chęci służenia akordowałem tenże; teraz dopie- ^^ 
ro po powstaniu Warszawy napowrót do komendy gnała Dąbrowskiego 
wszedł w służbę. Kampenhauzen, porucznik, który zawsze oddzielnego był ^ 
zdania od kolegów swoich i mimo najmniejszBgo okazania dowodu cb«;i - 
zezwalania na czynione układy owszem względnie docieczenia tych różne 
czynił podstrzegania. Do Grodna na Sejm pojechawszy intrygi czynił, '^ 
i podającemu projekt redukcyi wojska i etatu był pomocą i przewód- ^ 
nictwem. Każ ly krok jego zgoła przez kolegów uważany nie był zgodny 



— 285 — 

z ich myślenia spoi<obeiii owszem w^zyHtk«> w prt)tokryi Ip'l>trtmia za- 
dufanie ogłaszał. Te, mówio, powody były przy«'zynłł sziuł>M>ficfnłni 
i subalternom przynaglenia mię df) wyznaczenia sztaiKlnt-htu, któ- 
reo oncgo zu])elnic za infamisa (nrł<Hil i ikI knioitoństwa woj- 
skowego odłączonym ł)yć uznał. Nadtn, wróci w-.zy się do War- 
szawy, pierwszy krok do Igel!<tn>roa wsf«»pu uczynił swogo. Rzłizy ołi- 
cerł5w po konsystencyach poukrywane gwałtem zabierał, nie wiem za czyim 
onlynansem, o co i teraz zachodził pretensye, i ten krok oznacza, '>.v nio 
miał myśli tąc/cnia sio z brygadą, aie owszt*m /.y«'zenia zai;rinienia tej/c, 
gdy innej na miejsce tej czyniaie r<'krut wydawane onlynnnsc żnłni«rz»»ni 
}x»zostałym, aby do O5troł«.'ki do włnś»-iw'j komendy stawali, wyciu nlziły. 
Tcjro umieszczanie w wojsku woli Najwyższego Na«-zelnika zostawiam, 
lecz aby nie w brygadzie mej komendy, o to naJi)okorniej>ze składam 
prośby. Bielamowski, który był namiestnikiem a komenda szwadronu 
przy nim zostawała, cały szwadron zabrawszy, z tym dczertemwal, w-jhi- 
mnionym sztandrechtem na powie-^zenif skaziuiy. Złączeni z tym Kacki, 
Ulatowski, namiestnicy, i inni czyli wsłnżlńe ;r<izickolwiek zostawać maja, 
woli Najwyższego Naczelnika zostawiam. Kiełczew^ki, porucznik, majo- 
rowskii czyniący służlM_\ «xl komendy wraz z <-z«''^ci;i pimiędzy batalion**- 
wych dozerterowawszy Bztandreehtem na ol>wie-zcni«' iletcrminowany. 1). 
19 lipca 1794 w olK»zie jmmI Mokotowem*'. 

Ms. nr. 181:^ Bibl. Ossol. skłania się z 2(> /c-zytów, z których 2r> jh)- 
ilaje stany służbowe ofic<TÓw w«)jsk kon>nnyrb tak jak >i«' pr/.»'<l>tawiały 
w zimie z r. 1793 na r. 1794 (listopad— marze/ »; za-^ 2»>-ty, p.t. ..ł{an;f-Lista 
Officycrów Woyska Litewskił^go o<l cza'łu ł{cwi)Iueyi mku 171M za-*zlcy", 
zawiera jeno .sam spis wojskowych W. X. Ij. Imz dat >lużi»o\vyiIi. Wyka- 
zy te siK>rządzonc zostały wedle „list star>/i'ństwa i /a-luu:'. przysłanych 
podług prawa sejmu gnulzieńskiegn, a za ordynan-em ( )żar(>w-kiogo, i.d jm*- 
"zczególnych pułków do Komisyi Wojskowej. }M)wolancj do i)rzcpr() wadze- 
nia „reformy" t. j. redukeyi wojska Kzpitcj. Najwyź>i ranga. «»l»ccni przy 
pułku oficerowie zapisywali wedle przedstawionych im patentów i ustnych 
zeznań główne momenty z życia wojsk<>wego swoich >ul»altcrnów; tworzono 
też w tym celu osobne komisye; whosnoręcznym podpisom ^stwierdzali wia- 
rygodność tych stanów służby przytomni w kwatcrz*' chora.żowie. i)odi)0- 
nicznicy, porucznicy, rotmistrze i t. <1. \a ostatnio] str. ms. widniała syg- 
natura: „Concordat cum originali, Aug. Nałęcz (iórzeński. gen. lejtn." 
Ogłaszamy stąd poniżej w całości „rang-list»;'' lnygady Madalińskic^ro; z in- 
nych w>'pisujemy te tylko nazwiska, którr zaznaczyły >ię wyraźniej w in- 
surekcyi 1794 r., tych zwla«?zcza oficerów, którzy na wicM- o wybuchu pow- 
stania, często mimo ()iK)ru przełożonych, odprowadzili >wojc komendy do 
Naczelnika. Niewielu tylko ludzi i niewiclr rc^inuniów nic utonęło w za- 
ix)mnieniu, jak bryjrad-i Man-icta, czynna po. 1 Ka<;:iuic;uiii. jak pułk Wo- 



— 286 — 

dzickiego, co w dniu 24 marca stał na rynkii krakowskim i dotrwd dff 
końca, jak pułk Dzialynskiego, co legł pod Maciejowicami, jak jazda Ka- 
mieńskiego, co osłoniła odwrót z pod Szczekocin; kilka nazwisk zabłyśnie 
jeszcze w dobie napoleońskiej: ogromna przecie większość komendantów a^ 
mii insurekcyjnej, jak stary Michał Zawisza, Krystyan Godfryd Deybd, 
Gordon, Szuszkowski, Szyrer, Grochowski i in. czuli już brzemię lat; kam- 
pania r. 1794 była dla nich ostatnią. W tym też momencie, na który 
przecież złożyła się w |X5wnej mierze cała ich przeszłość, warto zapewne 
ustalić odi>owiednic naJi>n>słfizo dane biograficzne: 



Ban gLista Sztabs y Oberofficy«*ró\v Kawalery 

Narodowcy Brygady Pierwi*zey Dywizyi Wiol- 

k o p o 1 8 k i e y d. 28 M-c a L u t i' g o 17 9 4« R u. 

Liftta Starszeństwa y ZaHłiig Sztahs y Ob*' r-O f f;i c y e- 
rów BrygadyPierwBzey W i cl ko-P«»lKk i ey podł iig P^a- 
w a B c y m u t e r a ź n i e y s z i* g o za ( ) r d y ii a n s o in J W. O ż a* 
rowskiego Rogi men tarza 01 nr go W. Kor. spisana, 
d... M-c a IX-bra ITOS®: 



*) w DIS. M dwie litty: I. obuemicjun iiodajp stan hrygndy w listopadzio r. 170:ł., If. 
będącm właściwie Ulko scatawienlem wyników spiiii, podnji> iiiiiiiDy jiÓjCnicjsjM* w brygiidzie 
ał 4o pierwssych dni lutego r. 1794; smiany u*, jak równici iiewnouzupelDicnia i sjiireczno- 
śd, wynikające z iK>r6wnania obu Hat. tutaj znKnaciono xoHtały w nawiasach. 



— 288 



Rangi, imiuiui 
i nor.-.itka. 



0<I jak (lawnogo cnuii stuiy 
V wojsku Kz|>U«*j, ]irxox jakii' 
Ktopni<> przi-cłlodził i jak dlu- 
Ko w kaitłym z nich tlużyl? 



Nic służąc V wojsku, 
ra jakie wazedl saaiu- 
gi, czyli opladl lub 
ilamio wzial sŁopioń? 



I 

Brytjadycr An- Od r. 1 7(58. Przyszedłem na 
toni Madalińsk i I towarzysza, tym byłem bt: 

kilka, zostałem namiestnikiem' 

li w tej randze także lat kilka! 

|b^dąc, poszedłem na porucz-! 
nika. 

I 



I 



Czy me wzl^d 

jakiego stopnis li 

ty. niepraedslg 

wtórnie bezopl 

nie wszedł o 

stopień? 



Porucznikostw 
piłem cłiorążei 
chowskiemu, ; 
wziąłem du 
Majorostwo 
1 1789) bez O] 
wicebrygadyę 
(8 Lipca 179 
na złp. 3! 
Brygady ę da 
Lipca r 



Wiccbry^ja- "(Przyszedł do brygady 14 lip- 
dyer Jan Dą-! ca 1792).*) 

browski. I 



Major 1 Mi-, Od roku 17()-1 za towarzysza; Darmo wziąłem plac tc- 



chał haszczyń-| 
ski. 



chorągwi pancernej. 



warzyski w chorągwi 

czwartej roku 1778 dnia 

1. wrześ. 



Poruczniko! 
szwadronie 4 
piłem d. 4 list 
r. Gdym wyszt 
jora, nic za i 
nie wzią 



*) Z ms. Bibl. uniw. warsz. 5. 6/35 wiadomo, że 8 czerwca otrzymał dym 
saskiego (datowaną w Piilnitz), a 28 czerwca patent na podpułkownika w wojs 



— 280 — 



zagnnicsejj 
fmewasedl.l 
Jngo Bluiyl I 
JBknagn- I 
lem, w ja- 
nndieija- 
BM na to 
l owody? 



I 



W| jakiej landzc 
do wojak Raccay- 

poepolitej jest 
P«yJętycayopła- 
dl rangę lub ona 

darmo wziął? 



Ciy praca 1 

prŃcfwko prowu i spra- 

wi«>dllwoici nlf> jeitt po- 

kraywdaonyni pracz k**^o 

i w jakim Hp<»Holiii-? 



<ttlzic i jakie 

zasługi oknzat 

w fłotrzohic 

Racu(]rpuN|io- 

Iit.j? 



! ADNOTAr^YA 



Nie zdarzyła 
sic |łora chęci 
odpowiadająca. 



i [14 lipca 1792 
I awansował na wi- 
cebr)-gadycra |. 



wolun- 
:em w 
?j służbie 
ccy 26. 



Komendero- 
wany znajduje 
się w (irodnie 
i Mni osobiście 
tłónwczyć się 
będzie. 



Towarzyszem przy- 
jęty byłem do woj- 
ska Rzplitej. 



Gdy nowy ctotu tworzony Nic zdarzyła 
został podług starszeństwa się pora cłięci 
poniczników '2-1, awanso- (>diM)wia<lająca. 
wałem na majora dnia 2' 
listopada 178!) r. Pt)- 
krzywdzony zostałem dwa 
razy w randze wicebryga- 
dyerskiej. 1-szy raz j)rzo/. 
.\V-o Mączyńskicj;<), klóry 
będąc niłodszyni poruczni- 
;kiem podług patentu, wziął 
'wicebrygadyę w 2-giej bry- 
! gadzie. Drugi raz przez 
jW-o Dąbrowskiego, któ- 
ry z ł>oku wziął wicc- 
bryijadyerstwo w 1-ej br>'- 
gadzie. Będąc dwoi>5cie 
pokrzywdzonym w awan- 
sie, proszę o względy naj- 
wyższej władzy, abym nie 
był krzywdzony, ile że 
najstarszym jestem majo- 
rem w calem wojsku kor.' 
w kawaleryi. 



— 290 — 



Major 2 Fabian 
Gordon. 



W lejb regim. gwardyi kon- 
nej koron, od roku 1766 ka- 
detem, podcborążym, nako- 
niec chorążym od Ru 1760. 



Major 3 Win- 
centy Leśnie- 
wicz. 

Kwatermistrz 
Błażej Wolski. 



[Od 1783]. Służy w tej bry- 
gadzie towarzyszem lat 4. 
Przytomny. Kwatermistrzem 
lat 4. 
i porucznika 9 stycz. 1 790j» 



Audytor Józef 
Więckowski, 



Adjutant 1 Fi 
lip Frankow- 
ski (podporucz- 
nik 2). 

Adjutant 2 Ma- 
ciej Moraczew- 
ski. 



Porucznik 1 

Antoni Zie- 

mięcki. 



Adjutantem w tejże bry- 
gadzie od roku 1777. 



Po Kinarłym i 
poniczniku S 
porucznikiem o 
1782 [1 wrz 



Kupił plac towarzyski 
i kwatermistrzostwo, 



[Od 1784]. Służył towarzy- 
szem przytomnym lat 4, audy- 
torem także lat 4. 
[porucznikiem od 9 lut. 1790]. 



[Od 22 stycz. 1 790. Był daw- 
niej w mnym korpusie]. 



Służy od r. 1792. Adjutantem 
z rangą cborąską. 



Służy lat 25 za towarzysza. 



I 



Porucznik 2 [5] 
Józef Wielo- 
wieyski. 



Z sowitego (1 mar. 1789) to- 
warzysza na porucznika; był 
miesięcy 36, a 19 poruczni- 
kiem (3 kwiet. 1792). 



Kupił plac towarzyski 
i audytorstwo. 



Kupił adjutanstwo za 
duk. 500. 



Chorąstwo kupił r. 1779. 

Podporucznikostwo bez 

opłaty 1789. Poruczni 

kostwo 1790 zapłacił. 

Za porucznikostwo dał 
złp. 26,000. 



Nie. 



Nie. 



Nie. 



Chorąstwo i p< 
kostwo opl 



Nie. 



291 



Nie. 



Nie. 



Nie. 



był w woj 
rosyjskiem 
4 podporu- 
znikiem. 

Nie. 



Nie. 



Majorem od r. 1 789 
(9 listop.); nie za- 
płaciłem. Za poru- 
cznikostwo nic nie 
wziąłem; w szwa- 
dronie po moim 
postąpieniu towa • 
rzysze inclusive bez 
opłaty awansowali. 



Został kwatermi- 
strzem z rangą cho- 
rąską w kawaleryi, 
kapitańską w regi- 
mencie podług da- 
wnego etatu, zapła- 
cił złp. 9,200. 



Między 24 majorami w 
Koronie 8 -my z góry by- 
łem, dotąd w tej randze 
zostaję. 



Zostawszy kwatermistrzem 
za dawnego prawa z ran- 
gą chorąską, ile mając 
prawo awansowania, wie- 
le stopniów w tej bryga- 
dzie niższej rangi z krzyw- 
dą moją wzięli. 



Nie wydarzyła 
się pora chęci 
odpowiadająca. 



Nie wydarzyła 
się pora chęci 
odpowiadająca. 



Chory w domu 
[skreślony]. 



I 



Został audytorem | Zostawszy audytorem za! D-o 



z rangą chorąską 
w kawaleryi, kapi- 
tańską w regimen- 
cie podług dawne- 
go etatu zapłacił 
zip. 10,000. 



etatu dawnego, z rangą! 
ut supra, miał prawo awan 
sowania, wiele jednak niż 
szej rangi z krzywdą moją 
stopnie wyższe wzięli, 



I 



Z zagranicznej służ- 
by podporuczni- 
kiem za rangę adju- 
tan5kądałduk.500. 

W pierwszej rubry- 
ce. 



W pierwszej rubry- 
ce. 



Nie. 



Nie. 



Nie. 



Nie ^vy darzyła 
się pora chęci 
odpowiadająca, 



Do 



Do 



— 292 — 



Porucznik 3 [8] 

Ludwik Kieł- 

czewski. 



Porucznik 4 

Stanisław Zie- 

lonacki. 

Porucznik 5 [3] 
Jan Chmielew- 
ski. 



Porucznik 6 
Marcin Molski, 



Porucznik? [2| 

Jerzy Wanię w - 

ski. 



Porucznik 8 

Tomasz Zabo- 

krzycki. 



Porucznik 9 
Michał Dzie- 
rżanowski. 



Miesięcy 1(3. Prosto przyszedł Darmo te obydwa stop- 
na podporucznika do szwadro-! nie otrzymał, 

nu 6-go bez opłaty (If) lipca; 
1702). i 



Od Ru 1775 (1 marca) lat (3 Za namiestnikostwo duk. 
towarzyszem, 4 namiestnikiem,; 100, za cliorąstwo złp. 
4 chorążym (1 lut. 1780) i 4.' (),400. 

lat także porucznikiem (ll| 
paźdz. 1789;. 

[Porucznikiem 12 lip. 1792!, 



Od roku 1760 (1 marca). Z to- Za oba stopnie zapłacił, 
warzysza chorążym 1780, [li 
wrześ. 17781 porucznikiem 
1789 (12 sierp.). j 



Nie. 



Za namiestnikostwo 
wziął duk. 18. 



Z towarzysza od Ru 1770.' 
Tym lat 14. Namiestnikiem 
rok 1. Chorążym lat 4, mie- 
sięcy 10. Podporucznikiem 
miesięcy 2. Porucznikiem lat 4. 

Z towarzysza od Ru 1778, 
chorążym Ru 1784 (14 maja). 
Porucznikiem został Ru 178(5 

(17 mar.) 
fO-ym porucznikiem został mia 
nowany 24 paźdz. 1793 Józef 
Mostowski, który był w bry- 
gadzie towarzyszem od r. 1700 
a namiestnikiem lat 13]. 



Porucznik 10 Z kadeta korpusu kadetów 
[1] Michał Pio- Ru 1787 do brygady na cho- 
trowski. rążego, (1788), na porucznika 
k. n. w roku 1789 awanso- 
wałem. 



Podporucznikostwo 
opłacił. 



Chorąski sprzedał. 



Wszystkie stopnie o- 
płacił, tylko podporu- 
jcznikostwo odprzedał 
j kupując poruczniko- 
stwo. 



Za oba stopnie zapłacił. Oba stopnie opłaciw- 
,'szy, za żaden nic nii 
1 wziął dotadi 



Opłacił. 



Nie. 



2915 



pruskleni W podporuczniko- 

)jsku lat 17 wskicj bez opłaty 

l poniczni- i teraz bez opłaty 

ki cm. awansował na ])0- 

rucznika (V\ 

pa;?d/. 17l»3ł. 



Xi..- 



]>.(> 



l'rK»|Miwany 
|skri*śIonvl. 



Nic. 



Ni- 



Ni'- w \ dar /y la 



j-'ł\v;.u!;ij.UM 



I*i/y kanc-Iaryi 
). k. Mci/naj- 

dujf sii; 
url'»p(łw:iiiy| 



Nic. 



Za cłiorąstwo złp. 

1 1,400. Za poruc7- 

nikostwo złp. 

18,000 

W pierwszej rubrj-- 
cc. 



. I'(>nunic> w/ulijdłłw pn- J)-( 

kr/.ywd/ony pr/c/- wclm- 
d/ącycłi hv/. zasług tylko 
za pioni;id/r. 

Ni.-. ])-i 



|-.krcślni'.y |. 



Nie. j Towarzyszem był W >to|)niii maj<»r<»w>kiin 

lat(j. Za cłiorąstwo prze/ W. I. c mi i c wic/a te- 

; dał zip. H,500» za raz majora, a pr/cdtcin 

poiucznikostwo 'młodszi'j»o poruc/nika hy- 

złp. Kł.OOO. łcm skrzywdzonym hc^d^c 

I ja najst.irs/yni. 



U-o 



I Majorem w 
miej. sec Lcśnic- 
wicza 12 li.st. 

I7i»:i|. 



Nie. I Jak w pierwszych 

rubrykach. 



Ni'.' 



Nic wyilar/yła (urlopowany) 
sit^ jUłia chęci 
odpowiadaji^ca. 



— 294 — 



Porucznik 1 1 [Przyszedł do brygady 1789 

[7 1 Maciej Za- Towarzyszem miesięcy 2, na- 

błocki. .miestnikiem rok, lÓ czerw. 

jl790 podporucznikiem, 14 

I lip. 1792 porucznikiem]. 

Porucznik l2[4j; Od roku 178G [I marca] służy 

Robert Kam- w tej bryjjad^ie za towarzysza 

penbauzen miesięcy 29, a 1 6 cborążym [ I T 

(Kopenbausen);wrześ. 1788|» porucznikiem 



Towarzyski stopień 
opłacił. 



Cborąski odpr; 



i lat 4 (19 grud. 1789). 
Podporucznik li Służy rok 5-ty, wsTedł prosto 
Alexander Dzi-' z zagranicznej służby, 
miński. 



Podporucznikowstwo 
kupił w Ru 1789. 



Podporucznik2 (W brygadzie od 1 mar. 1788) 



[5] Jan Nepo 
mucyn Micha- 
łowski. 



[czy też lat 12 ale w innym 
pułku I Towarzyszem miesięcy 
l;32, namiestnikiem 8 [13], 
[podporucznikiem miesięcy 19 
l(od ;l kwiet. 1792). Chorą- 
żym był miesięcy 12 (22 lut. 
1791). 



Podporucznika 
[7 J Ignacy Skó- 
rze wsk i. 



Towarzyszem przytomnym [od 
15 czerw. 1776.] lat 13, na- 
miestnikiem rok 1, chorą 
żymlat 3 (od 10 grud. 1790) 
[podpór, od IG paźdz. 1793.] 



Podporuczn:k4 Od r. 1757 towarzyszem, w Dał za chorąstwo cztero- 
[ 1 ] Jan Ługów- roku 1 779 [4 wrześ.] chorążym, letnią gażę; w nowym 



Wziął chorąs 
: wchodząc w słu2 
■ opłaty. 



Kupił w Ru 1789 

chorąstwo i podporucz- 

nikostwo zapłacił. 



ski. 



w r. 1789 [15 marca] podpo- 
rucznikiem, a zawsze krzyw- 
dzony 



etacie został podporucz- 
nikiem. 



Chorąstwo pr 



Nie. 



Nie. 



— 296 — 



He. 



Nie. 



sku pru-i Wchodząc do woj- 
iłużył lat ska Rcplitej wziął 
francu- chorąstwo bez o- 
r, z oby- 1 płaty. 

w}-S2edł| 
nikiem. 



W roku 17a"5'«a.j 

ciągnął się za to- : 

warzysza. 



• Komendero- 
wany doGrod- 



Nic. 



Nie. 



Nic wyd^irzyla; 
się pora chęci 
odpowiadająca.! 



I skreślony I . 



Nic. 



Do 



Żadnej rangi nie I 
opłacił. I 



Nie. 



Wszedł towarzy- Przez J W. Skórzewskiego, 

szem, chorąstwo jrotmistrza (pokrzywdzo- 

kupiłi podporucz- |ny). Po postąpieniu W-o 

nikiem został w |iiaszczyńskiego na ma- 

nowym etacie, jora należał mi się sto- 

Ipień porucznika, a JW. 

rotmistrz z szwadronu 1 

.namiestnika fortragował na 

|{X)rucznika, to jest W. Zie- 

|ionackiego. Rotmistrza za 

to grzywnami skarali, a ja 

milczeć musiałem. 



Nic wydarzyła, 
się pora chęci' 
odpowiadająca.! 

D-o i 



— 296 



Podporucznikó 
Józef Goltz. 



PodporucznikG 
vacat. 

Podporucznik? 

|3| Stefan Slru- 

biński. 



PodporucznikS 

F"elicyan Zabo- 

kizycki. 



Za namiestnikostwo dał. 

18. duk. Za podporuczni-' 

kostwo nic dał nic. 



Podponicznik9 

Michał Miedu' 

ski. 



Od Ru 17Sl>, iat 8 towarzy- Za namiestnikostwo dał. Nie. 

szcm, !J namiestnikiem, a 4 la- 
la podporucznikiem 

[w nowym etacie (8) został 1 6 
paidz, 1793 Borowski]. 

R. 1784 (1 mar.) został to- Służył ciągle w szwa-. Podporuczni 

warzyszem, namiestnikiem r. dronie towarzyszem. Za wziął bez op 

17S7, chorążym w r. 1789 namiestnikostwo i cho- siycz. 17( 

[12 sierp.] rąstwo zapłacił. 



W wojsku od roku 1778 (1 Plac towarzyski, namie- Wszystkie st 
mar.) Był towarzyszem lat 8, stnikowski i podporucz- płacił prócz c 



namiestnikiem lat 3, chorążym 
miesięcy 2, (od 1 lut. 1789) 
podporucznikiem lat 2 mie- 
sięcy 10 (od 15 mar. 1790j 
[11-ym porucznikiem 20 grud. 
1793|. 

Towarzyszem od roku 1778; 

awansował na chorąstwo 1786 

na podporucznika 1789. 



'nikowski opłacił, zaś cho 
rąstwo darmo wziął. 



go, który odpr 
pując pod poru 
ski. 



Służyłem towarzyszem. Za chorąstwi 
za żadną raugę nie za- sowsdem się 
płaciłem, tylko chorąską 
rewersowatem się zapła- 
cić. 



Podporucznik (Od 15 mar. 1789). Z towa- Chorąską darmo; podpo- 

10 [4] Jakób rzysza na namiestnika (m. 10 rucznikostwo opłacił. 
Woyciechow- d. 11), przynowym zaciągu cho-j 

ski. rąstwo darmo wziął (11 lut.' 

1791). Podporucznikostwoku-, 

pił 1791 (7 lut.). ! 

Podporucznik jW r. 1775 (od 1 wrześ.). Był^Z sowitego towarzystwa 

1 1 [6] Stanisław towarzyszem przytomnym (lat! zostałem przytomnym 
Obertyński. 10 i 9 mieś.), 1786 namiestni-| 

kienF(lat 2 m. 1), 1788 cho ' 

rążym (30 lip.), 1792 podpo 

rucznikiem (14 lip.). 



Nie 



Bez opłaty sl 
dnego nie m 
powtórnie sć 



297 



Nie. 



Nie. 



Nie. 



Nic. 



Nie. 



Wszedł w shiibę 
towarzyszem, cho- 
rąstwo i namiestni- 
kostwo opłacił, zaś 

podporuczniko- 
stwo wziął darmo. 

' Z stanu obywatel- 
skiego wszedł w 
wojsko Rzplitej, ■ 
op>łactwszy plac to- 
warzyski. 



Służyłem towarzy- 
szem, żadnej rangi 
nie opłaciłem. 



Towarzyszem był. 
Chorąstwo darmo, 
podporucznikostwo I 
opłacił. I 



Nie. 



1 )-<» |»krc!lk»ny|. 



I)-o I 



Nie. 



Nir wydat/yłii 
s\'i pi Ta cb«;ti 
Oiipowi..d:ij.iCa . 



Nie. 



Nio. 



l>-<) . |sKrt'śij>ny]. 



!).(. 



I 



Nie. ! Towarzyszem zo- Byłem ski/ywd/ony »»(! 

; stałem, za namie- rotniistr/a Suchor/.i-wskii'- 

stnikostwo dałem go w podporuc/cń. iwif. 

złp. 4,000, za cho- którin podłiij^ prawa c/.wo- 

I rąstwo złp. 7,0<X). . rjirlnią jja^a /a|>lacił. 

Podporuczniko- i 
j stwo darmo, lecz 
I chorąstwo moje 
przedali i do pod- , 
poniczeństwa j^rzy- 
lączyli. 



I 
Mouo^'n^fi^• T. IV. 



— 298 — 



Podporucznik Od r. 1 
12 Fabian Ko-|mies. 21 



szutski. 



rS" towarzyszem Towarzyszem bez opłaty 
namiestnikiem 



podporucznikiem lat 4. 



[10. podporucznikiem zostałj 
13 listop. 1793 Klemens Kar- 
ski, który przyszedł do bry- 
gady 28 lut. 1789; towarzy- 
szem był m. 3dni 10; namie- 
stnikiem lat 4 m. 5 d. 13]. 

[13-ym podporucznikiem Xa- 
wery Czyżewski, który w bry- 
gadzie jest od 1 mar. 17JS9, to- 
Iwarzyszem m Sh ^ iiamitstni- 
Ikiem lat 4, cborąiyhi został 12 
'list. 1793 a podpór. 8 lut. 1794] 



Cliorąży 1 An- [W brygadzie od 1780, towa- 
toni Brzechwa, rzyszem lat 4, namiestnikiem 
6, chorążym od 20 stycz. 
1790, podporucznikiem 12 1 
jlistup. 1793, 12-ym poruczni- 
j kiem 8 lut. 1794]. 

Chorąży 2 [4]: Towa rzyszem był miesięcy 36, 
Alexander Ma-|[5 lat.] (w bryg. od 1 mar. 



Wszedł w służbę na na- 
miestnika f?]. 



Jako miał bez opbtf 
towarzyski i namiest- 
nikowski ^itopicń)^ fd- 
stąpił bc^ c piaty pod 
pHiniczeński bez opłaty 
miaayl wziąwszy gatę 
4-1etniąH pod!xł SLq 
dym^syc. 



daliń!>ki. 



Chorąży 3 |7] 
Kajetan Ma- 
jewski. 

Chorąży 4 [1] 

Antoni Suli- 

mirski. 

Choią^y 5 Jó- 
zef Załuskow- 

ski. 



1785), namiestnikiem także 

(lat 2 >, chorążym miesięcy 1 9 

(od 3 kw. 1792). 

(Od 178(3). Od roku 1789 to- 
warzyszem lat 2 [5], namiest- 
nikiem miesięcy 18, [lat 2], cho- 
rążym od 6 paźdz. 1793. 

(Chorążym został 29 grudnia 
1789). 

Od r. 1783 (1 mar.) Ist () to- 
warzyszem, 2 namiestnikiem 
i 2 lata chorążym (od 8 paźdz. 
' 1791). 

12 podporucznikiem od 15 
listop. 1793). 



Chorąstwo zapłacił. 



Chorąstwo bez opłaty. 



Bez opłaty. 



Chorąstwo kupił w r, 
1790 (^Ostyozh 



Nic. 



Xie. 



Nie. 



- 'Jim — 



Xie. 



Xio 



Nic 



(skrcilony]. 



Ni" /iLir/yhi 
()J|iii\vi.iil,ij.ica. 



D-o 



W ranJ/o namie- 
stnika. 



I) .. 



W roku ITKTł za- 
ciągnął si(,* za tci- 
I \varzvś/-«. 



W roku \:s\) za- 
ciągnął się za to- 
warzysza 



N*i.-. 



Nic. 



!)-.> 



D-o 



Cliory >v tlonui 
; s\voi»n. 



— 800 - 



Chorąży 6 12]'0d r. 1774 (1 mnr.) lat 12 
Jan Dąbek I towarzyszcni, 4 namiestnikiem, 
(Dobek). i3 lata chorążym (od 17 lut. 
"l79(». 



Bez opłaty. 



Nie. 



Chorąży 7 Ka-j\V r. 1779 (w bryg od 1 Służył towarzyszem, za| Chorąstwo opłacił, 
zimicrz Brzo-iwrzcś. 1781) był towarzy- namiestnikostwo nie dał 
zowski. jszem, awansował na namic-' nic, chorąstwo opłacił. 
;stnika r. 1789, został chorą- 
I żym (22 stycz.) 1790 Ru. : 
'[11-ym podporucznikiem 14' 
list. 1793]. I 



Chorąży SIgna-. Od rolcu 1775 l)ył sowitym Namiestnikostwo darmo,, Żadnego stopnia bez 
cy Rudnicki. |lat 14, namiestnikiem rok 1,| chorąstwo opłacił. joplaly nie wziął prócz 
chorążym lat 3. I namiestnikowskiego, 

' który odprzedał, kupu 

jąc chorąstwo. 

Chorąży 9 Je- Od r. 1784 (15 lut.) towa- Był towarzyszem, potem Ciągle zostaję w służ- 



rzy D uczy miń- 
ski. 



rzyszem (lat f), mieś. 4), na- namiestnikiem, chorą- 
miestnilciem od r. 1789 (rok' stwo zapłacił, 

mieś. 2. dni 21), chorążym 
od r. 1790(21 sierp.). ; 
[10 porucznikiem został 13 
pażdz. 1793]. 



Chorąży 10 [3]iZ kadeta r. 1790 na chorąże- 
Andrzej Pio-igo w korpusie kadetów, r. 
trowski. 1791 (2() stycz.) na chorąże- 
go ko walery i narodowej. 



( )pjacił. 



Chorąży 11 [5] (W bryg. od 178()). Towa- Z sowitego towarzysza 
Stanisław Mai-, rzyszem lat 5, namiestnikiem zosiałem przytomnym, 
czcwski. imiesiecy 15, chorq?vm także 
i (od 14 lip. 1792\ 



bie Rzeczypospolitej; 
chorąstwo zapłacił 



Nie. 



Bez opłaty stopnia ża- 
dnego nie wziąłem. 



301 — 



Nic. Będąc chorsiżym skr/yw- D-n 

Ozony przez Widni. yu>\- 
skici^o, klf'*ry /a turtraf*ii-ni 
W -o (iarc/yńskie^d w z i. ił 
za audytora pod(K>nicznika, 
|x> postąpieniu U^n/. nu 

{H)rucznika !ikr/yMilzon\ 

pr/cz W tt Kii-łc/«-UNki«-' 

yo / zagranic/m-j >łu>ł)y na 

podporucznika za ri>/k:i/*ni 

J. K. Mci. 

Nie. WszctU w sUiżbt; 1'onńnio w/|;l^di'iw (Li^nui- l)-ii 

towarzys/cni. cim- ści słiitiiv i n*wir'»u iLinc- 

rąstwłi starszemu ){o mi (KiJP.Striibiił-^kii^", 

:i-m:i (latami .') nu- |XMl|Kłr>.:Ł-/nikn, j:ik'> nif 

mie&tnikowi opłn- miał pii-rws/i-ńsiwa pr/i:- 

cił /łp. *), IS(J. dcmną brać, i <1 ti^i » j* si. ni 

tkr/ywd/iiny. I"ł:n ih* r.-.- 

stwd kupił, piKlporuc/i.i- 

ko^tWii M a ii.!|:i.i». 

Nie. Z st.inu iiltYMatcl- N:«'. M-n i i .. i 

skłcp^ \vs/L*di dl) I . I 

wdjska l<iłrzy|H>- 
spiililfj. 



Nio. Za chorąstwo tlał Ni»-. 

/.łp, :.'Jnu. 



Nie. W rand/e cii(na>.e- N:-. h- 

po w korpusie ka- 
detów; stopień te- 
ra iniejs/y i>j)łan). 

Nie. . Towarzyszem przy. _ Ni-. D- i 

tomnyni zostałom, 

za namicstniko.stwo 

dałem duk. Iim), /a 

chorąstwo duk. 



302 — 



Chorąży 12 Od r. 1781 w bryg. (od 1 mar. Towarzyski zapłaciłem. D.nł za cborąsf 

Franciszek Łę- 1783) towarzyszem lat 9, [lat 9,000, odprze 

piekl 7, m. 1] chorążym (od 1 tożza zip. 7,*20(. 

kwict. 17iK)) lat3 miesięcy 7.: podporuczuikc 

[Janłlempicki]. [O jiodporucznikiem od 28 czworoletnią 

I pa/dz. 17!»31 



[W nowym etacie: 8. chorą>-ym Jakób Daleszynski, w hry^. 
od 28 lut. 17S9, towarzyszem rok m. 3, namiestnikiem 

lat 3 m. 5, chorążym od 28 paźd/. 1703. 
[9. chorążym Tomasz Piasecki, w bryg. od I wr/e^. 1790, 
towarzyszem rf)k, namiestnikiem m. 1 1, chorążym od 14 

listop. 1793. 
[10. chorążym Józef Ostrowski, w brj-g, od 17 grud. 17S3, 
towarzyszem lat (i, namiestnikiem lat 4, chorążym od 1(3 

listop. 1798. 
[11. chorążym Jan Katowski, w bryg. od 1 mar. 1778, to- 
warzyszem lat 11, namiestnikiem Int 4, chorążym od 20 

grud. 1793. 
[12. Antoni Prusinowski, w bryg. od 1 mar. 1789, towa- 
rzyszem m. 8 dni 8, namiestnikiem lat 4 m. 3, chorażvm od 

8 hu. 1794. 
[13. chorąży vacat]. 



Stimmt mit dem Original 
Bniscmcister v. Sokulski. 



303 — 



Jest pokrzywdionym. gdj7 I>-o 

J\V. generał Lipski, na- 
^wczas roimisirz, w roku 
1789 J. P. Kos/u(Kkief^. 
inłods/trgo towar/ ys/a, na 
nainiestiiika r(trir.i;:'>u;i). 



{potip.) A nu III i Madaliiiski W. K. N. 

Midiał / Werlma I^K/c/jn^K: !i.:iji'r. 
Fa. <iordoii nujor. 
M. Dzierzaimwski p t. 
M. Piotrowski pnr. 
Ant. Nifczuja Ziiinit^cki |i«". 
Jan (?hir.iflr\v}«ki p«»r, 
I.uduik Kifłc/twski per. 



— 304 — 

Lista II bryjcady kawaleryi narodowej dywizyi wielkopolskiej ko- 
mendy Biernackiego została spisana 15 listop. 1793, potem przy raporcie 
za luty 1794 przyłączona, następnie „w zamiarze ukończenia reformy 13 
marca 1794 z Włodzimierza odesłana'', w końcu ostatecznie zredagowana 
27 mar. 1794. W tej ostatniej formie podpisał ją porucznik Krasnosielski. 
Urlopowani byli: brygadyer, wicebrygadyer, 3 majorowie, rotmistrz służbo- 
wy, G poruczników, 3 podporuczników, 9 chorążych, kwatermistrz i audy- 
tor. Wedle now(»go etatu zostawali jako „oznaczeni do służby": bryga- 
dyer, wicebrygadyer, major, 6 poruczników, 6 chorążych, adjutant, kwater- 
mistrz, i audytor. ,, Oznaczeni do reformy**: 2 majorów, ó poruczników, 4 
podporuczników, fJ chorążych i adjutanl; należało się im J 92400 zltp. 

Lista brygady kaw. nar. II dywizyi małopolskiej spisana 20 listop. 
1793 w Pińczowie, odesłana 9 mar. 1794 z Pińczowa. Wykazano: 3 majorów, 
11 poruczników, 12 podporuczników, 12 chorążych, kwatermistrz, audytor 
i 2 adjutantów. W garnizonie warszawskim było 20 listop. z tej brygady: 2 
poruczników, 2 podi)oruczników i chorąży. W czasie reformy kilku było 
„niezdatnych wcale", kilku żądało spłaty za czteroletnią gażę, inni prze- 
trzymali urlop przez rok. Brygadyer Adam Walewski na 
urlopie za granica. Wicebrygadyer Ludwik Manget dosłużył 
pic stopniami: w gwardyi konnej koronnej lat 19 oficerem, chorążym od 
11 kwiet. 1770 do 20 listop. 1772, porucznikiem do 1 mar. 1780, kapitanem 
do O listop. 1789, majorem w kawaleryi do 8 sierp 1792, wicebry gady erem 
rok miesięcy trzy od 8 kwiet. 1792; zagranicą nie służył, wszedł do wojska 
Rzplitej w randze chorążego; przy fortragowaniu przeciw prawu i spra- 
wiedliwością nie był dotąd jelcze pokrzywdzony. Prócz dopełnionej powin- 
ności żadnej innej zasługi; do służby. Prezydującym w komisyi do redukcyi 
wyznaczonej. I major Piotr Jaźwiński wszystkie stopnie zapłacił: 
od I mar. 1778 towarzyszem, 13 mar. 1780 kwatermistrzem brygadowym. 
17. kwiet. 1784 chorążym z zachowaniem starszeństwa patentu, 16 wrze ś* 
1789 porucznikiem, 29 sierp. (29 kwiet. 1793) majorem; jakie tylko znako- 
mitsze w ciągu służby wynikały powinności, do tych wszystkich używany 
był, a one dopełniając, żadnej od wyższości nic miał nagany; dt) służby zosta- 
je i)odług reformy. Asystentem w komisyi dla redukcyi. III major 
Aleksander Roź niecki w gwardyi konnej koronnej od. kadeta 
na chorążego lat 2, w kawaleryi naród, adjutantem lat 3 miesięcy 
10 od 1. grud. 1789, majorem od 12. paźd. 1793; za majorostwo z adju- 
tanta zapłacił zip. 8,066, g. 20; nic pokrzywdzony; pełnił powinności; 
reformowany na szarży poruczeńskiej; za reformowany stopień przy- 
padnie mu zlt. 12,400; lat nie ma wysłużonych ale za rangę majorowska 
zapłacił i w dalszej służbie zostaje (nad komplet). 

Lista brygady JW. Ożarowskiego kaw. nar. odesłana została „w za- 
miarze ukończenia reformy" 18 mar. 1794 z Orli. Wykazano w sztabie 



— 3or> — 

iTźszyin: brygad ycra, wicebrygadyern i ii majon^w, w śriHlniin: kwatrr- 
oistrza, audytcnra i 2 mijutantiW, w rboni^rwiach: U ponic/.ink^tn*. \) pt^l))!)- 
roczników, lo cborąiyeh i naiiiKStnika. Nic sa na li^M^it' iiiiii«-J!«/i*j iiiniiN/.- 
oeni jako dotaszowoni na Pra^ Mwadronniiii: 2 iiorncxiii<*v, 'J pMljionic/- 
oicy i 2 chorążowie. Udzielnie nadotJana była listu stAr-ixeii.>«twA i /ai^hip nficr- 
lóir szwadronu XXXVIII i XXXX dni^i«*j łiryjrndy kaw. imr.dywizyi ninln- 
j)olskiej; (z 10b'st. 1793,) w każdym x lyrbcddzialów był |Miriif/iiik, |m mI |m mu/ - 
nik i chorąży. Wiccbryjcadyer Józef K z r w u k k i przyszrtlł «lii ki»r|m- 
*u I mar. 1758; data patentu nn st4)p:('ń teraźniejszy is p:iźd. I7;ł:{: */ar/«- 
zapłacił; zr>staje na 8woim plaen. I major A n t n n i II ii s > a r z i- \\ - k i 
przyszedł do korpusu I. mar. 17H<). na f*inpH'ii trra/.(iii*js/y |»f»?i!iipil ."i. «/ir. 
1792; shiżył w wojsku c<*!«ari»kił»m lat r», w frwnniyi pii-szcj litiwskifj hu ;i: 
i^zarzę zai)łacił; zostaje na swoim plaeu. 1 1 mnjor K d w a r d < ) ł» r <■ ł» -< k i 
przyszedł do korpusu 1 mar. 177S, majon>m lOwrzi-ś. I7l»:i: zł^taji- w k«i:n- 
ple<'ie wojska na płaey ]M>ruezeiiski('j; za r«'formiiwniiy ^titpirn ])r/y|i:i>]i]ir 
mu 12,4(;K).; szarz«» zn|>łacił. 

Lista gwardyi konnej koronm*) spijana Vk listup. 17*ł:{ wykn/atn: 
pułkownika. |XNlpułkownika, 2 maji»rńw. s kapi(»ii^>w. s ]Hiriii'/iiikń\v. 
S choniżych, kwatermiMrza i «»b<'raudyinra. iMiłkownik D y <i n i / y V n- 
DJatowski l'.i. mar. ]76r) kadetrm. 1. ^ierp. IT^Ti |MMlrhor:!/yin. 'J7. 
paźd. 1 7łi7 chorążym. 8. cz-rw. 1771 |M)rni'znikii'ni, Mi. umr. \7ii\ */.riil»-- 
kapicanorn, 1. mar. 17S'2 kapitanem z koini»ania. 1. pa/>l. 17!M nuijiirt-iii. 
2ł). ezer. 17^)2 pułkownikiem; naehorąMwo łii-z opłaty awansował, zu i»«»- 
ruczeństwo datzłp. OtH), za ^ztabskapitmic /aj ):.(-!l Iłi-o, ya cłi- niiiii w 
1S,00C». za majorstwo 20,(K)(), za pułkownik* istwn Hi/hh). Majnr I a<) |t:i< - 
sens komenderujący rejrimcnteni Jan U o t t tn a n <m1 r. 177- w- 
wrześniu kadetem, 17). czer. 1773 iH»diłn»ra^yni, Iii. >tyrz. 177.') <Iiiir.M/yni 
i adjutantcni, V]. mar. 177G porucznikiem i adjuiantcin. 2r>. lut. 17v; 
sztabskapitanem, 30 sierp. 171K) kapitanem z knmpiinja, ł kwiet. 17i»J nia- 
J3.-em. K-ipitaa t!? t a n i m ł a w K ') s m o w s k i ) orl paźtlzii-rnika 1 7>^<'> ka- 
detem, od stycznia 1778 pcKlchoni/.ym. 1. mar. 17SJ ehora^yni. :i. ^tyiz. 
1781 porucznikiem, 1. grud. nSDsztab.-^knpitaneni, JU. lip. I7'JJ kapitJiinin 
z kompania; na chorąstwo bł-z opłaty awan-łowal, /a iMUMe/.en-łwo zip. J/Jso, 
za sztabskapitan ią 4,180, zaehnrąeiew IS.oiK). 

Chorągiew węgierska Buławy w. kor. spi-^ana 17 li-Jt. 171K', w \\i- 
reźcach wykazała: rotmistrza. pr>rucznika i ehora/.e«ro. 

Lista od pułku I kaw. lekkiej jiu. Królowej s/j-foslwa Karwirlciejr ) 
gen.-maj. spisana 27. listop. 179;J w lierest<'(zkii. Wykazani: szef. 2 pułkow- 
ników Cza urlopem), 2 majorów, kwatermistrz, auclytor, adjutaiit. S ri)t- 
mistrzów (5 za urlop<Mu), 8 poruczników, s clmrążych. ..(\) <1() kate^nryi 
I gdzie? i jakie? kto? okazał zasluiri w pnir/.«-ł»i'' łJzplittj w o-rólnn-^ci ])ulk 

*j Autor Pamiętnika (II wyd. u Żuj)arj-kie^o Poznań IM)7). 



— 306 — 

(;a?7 i w szczególności każdcn w iiim zostający odwołuje się do opinii pu- 
blicznej i komenderujących generałów, tę tylko sam sobie śmiało oddać 
może sprawiedliwość, że bez przerwy był zaw««ze wiernym swojej ojczyźnie 
i i)ełnił powinności ślepo, gdzie honor żołnierza prowadził'*. Pułkownik An- 
d r z e j Wielowieyski od r. 1761 przyszedł, awansował na chorążego 
1762, na porucznika 1771, na rotmistrza 1780, na majora 1790, na puł- 
kownika 1793; za rangę chorąską< poruczeńską i rotmistrzowską z szwa- 
dronem zapłacił zip. 14,000. 

Li^^tA pułku III konnego Buławy polnej kor. podana została w listo- 
padzie 1793. odesłana ze sztabskwatery w Kowlu 16. mar. 1794. Szef Rze- 
wuski absens, pułkownik również nieobecny od 6. kwiet. 1793; wykazani: 
podpułkownik, 2 majorów, 8 rotmi-.trzóvs, 8 poruczników, 9 chorążych, pułko- 
wy kwatermistrz i audyt«)r. Zredukowano rotmistrzów na płacę poruczni- 
ków, poruczników na gażę chorążych, <*.horążych usunięto, kwatermistrz 
i audytor zoslah', kapelan skreślony. Suma należna zreformowanym i zre- 
dukowanym 04,400. W liście jest rubryka: od którego cza^u bez urlopu absen- 
tiije f-ię. Podpułkownik Michał Zagórski 1 maja 1773 do służby, ka- 
detem miesięcy dziesięć, untcroficerem 7, chorążym rok, rotmistrzem lat 11 
miesięcy dziesięi^ majorem lat dwa mieij. 3, podpułkownikiem lat 4 mieś. 1. 
[od 91istop. 1789]; suma Ut 20 m. 7; każdy stopień opłacił, także ranga pod- 
pulkownikowska 42,CX)0 kosztuje; podług reformy w korpusie zostaje; nale- 
ży mu się stopień z płacą pułkownika. 

Lista pułku IV przedniej straży szefostwa ks. WiJrtem berga spisa- 
na 10 listop. 1793. „Sztabsoficerów niniejszego pułku nie wyraża się, gdyż 
szef JO. Xże Wirtomberski jeszcze podczas kampanii przeszłorocz- 
nej wyjechał zagranicę i żadnego do pułku nie czym zgłoszenia. Puł- 
kownik Andrzej Dobraczyński będąc wykomenderowany z ni- 
niejszym pułkiem w Ukrainę, tam woj -ku ros. przysiągł i umarł. Pod- 
pułkownik Xże Adam Czartoryski po przeszlorocznej kampanii 
z dymi^yą za granicę wyjechał. I major Marcin Siemiątkowski 
w zakordonowanym kraju przysiągł i w f-łużbę ros. po-zedł; II major 
W e d o 1 s z t e 1 1 z opłatą czteroletniej gaży z niniejszego pułku przeszedł! 
do wojsk W. X. Lit." Wykazano: 5 rotmistrzów (2 nieoljecnych), 5 porucz- 
ników (3 nieob.) i chorąży. „Oficerów niniejszego pułku więcej niemasz, 
gdyż rotmistrzów 3..., poruczników 3..., chorążych 3..., jeden audytor.^ ci wszy- 
scy, będący na Ukrainie, z pułkiem p) zakordowaniu kraju na wierno4ć 
Naj. Imperatorowej... przysięgli i w służbę rosyjską poszli; innych zaś przy- 
tomnych niemasz.** III rotmistrz IgnacyZborowski „wr. 1780 przy- 
stał do regimentu gwardyi konnej koronnej; do r. 1787 przez stopnie zwy- 
kle z gemejna, unteroficerskie, t. j. furyera, podchorążego awansował na cho- 
rążego; w tym roku z patentem por uczni kowskim z woli Najjaśniejszego 
r«na poszedł na adjutanta du niniejszego pułku; w r. 1792 awansował ua 



— 307 — 

flztabsrotini-itrza; rotml^trzowstwo zapłacił; (adjutant każdy za .szczegól- 
ne swojo prace wydu^je rangę wyższą ł)ez opłaty, lecz Xiąże Wirtcmber- 
pki zos»taw£!zy szefem, nie znając j&szczo konduity oficerów i nie widząc ich, 
z boku i bez oj^aty umieścił rotmistrza Wierzbickiego...; wszędzie i bez no- 
ty w ciąga swej służby wykonywał obowiązki, znajdował się w kampanii 
litewskiej w komendzie Szymona Zabiclły, pa której kompanii z szczegól- 
niejszem zaświadczeniem tegoż Zabielły do korpusu swego powrócił; oraz 
będąc w zakordonowanym przez Kosyę kraju mimo wszelkich deklaracyi 
i zadawanych przykrości przez wojsko ro-«. dla dotrzymania wierności ojczy- 
źnie swojej z 4 szwadronami do tejże powrócił**. 

Li«ta pułku V przedniej straży wojska kor. szefostwa X. Józefa Lu- 
bomirskiego spisana 30. listop 1793, odesłana 24 mar. 1794 z Włodzimierza. 
Wykazani: szef, pułkownik podpullcownik, 2 majorów, 4 rotmistrzów, 5 
sztabsrot mistrzów, 10 poruczników, 8 chorążych, kwatermistrz i au«iytor. 
^ Jego zasłusri dla Rzpltej są następujące: 1-mo. W r. 1 783, gdy niejaki na- 
zwiskiem Fedejow mający znaczne korpus z dobranych od siebie ludzi 
przedsięwziął wsławić się wyniszczeniom województwa kijowskiego, a naj- 
więcej Polesia naddnieprskiego przez wykoczowy wanio poddanych Rzpltej 
z icli dobytkiem całym, podówczas dwieście ludzi z tego pułku wykonien- 
derowanych nie tylko że w skrytych Polesia miejscach szkodliwą dla kraju 
bandę wyśledziły, ale nadto tęż bandę wraz z jej hersztem na tamtą stronę 
Dniepru uchodzić przymusiły. 2-do. W roku 1784 i 1785, gdy zaraźliwa 
dżumy choroba wkradłszy się od granic tureckich do wio?ek i miasteczek 
nadgranicznych Rzpltej, całemu województwu bracławskiemu smutnem 
groziła spiLstoszeniem, pułk tenże i pod ów czas za danym sobie ordy- 
nanscm był sam jeden destynowanym do tych wstrzymania zapędów tej 
szerzącej Vię zarazy. Jakoż azardem życia, dokładną przezornością i czu- 
łymi dla kraju w tak nieszczęśliwym razie obowiązkami żołnierza był szczę- 
śliwy, że przez wymienioną swoją gorliwość skuteczną w tern dla mieszkań- 
cW Rzpltej dopełnił posługę. 3-tio. Od r. 1784 do r. 1701 cią- 
gle przez lat 7 okrywając suchą granico Pobereża od strony stepów chaii- 
skieb, w ustawicznych zostawał utarczkach z beszlejami, czyniącymi swe 
wycieczki do zaboru różnych dobytków u mieszkańców nadgranicznych 
Rzpltej a osobliwie w czasie wojny tureckiej z Rosyą w każdej pra- 
wie nocy czuwającym być musiał, ponieważ kupy tychże beszlejów czy 
raczej włóczęgów co raz gromadniejsze i w broń opatrzone ukazywać sie 
zaczęły przed wszystkimi tego pułku posterunkami, tak dalece, że nieraz 
dla ubezpieczenia tej granicy potrzeba było komendom pułkowym z azar- 
dem i trudem wyśiedzać onych w głębi stepów chańskich i znalezione ich 
bandy z częstą, stratą żołnierza rozpraszać; a w r. 1788 przez mnogie ich 
w nocy wpadnienie na lukę, Kossy zwaną, i na której chorąży Jaszewski 
z dwudziestu podkomendncmi dopełniał powinność nadgraniczną, tenże 



— :508 — 

:*am oficer, nie mojrąc nadzwyczajnej ich liczbie z szczupłą komendą f^woją 
dać odporu, tamże w obronie rzeczonej luki z kilkunastu podkomendnymi 
swymi utraci! życie. 4-to. W roku teraźniejszym 1703, przy zakordonowa- 
niu od Rosy i, lubo tenże pułk na swojej konsystencyi przez większą połową 
zajętym został, bo w pięciu szwadronacli swoich, okazał jednak i w tym 
przypadku stałość wiary winnej dla Rzpltej, kiedy z liczby 675 głów 
zakordonowanych i pomimo przygotowane na ich ułudzenie obietnice 
nie utracił przecież ze swych ludzi więcej jak sto kilkadziesiąt, którzy, tą nie- 
spodziewaną dla kraju naszego okolicznością zostawszy zmieszani lub przez 
inne może trudności do sztabu swego dostać się nie mogąc, w zakordonowa- 
nym kraju pozostać musieli. Na ostatek tenże pułk i stąd sądzi się być 
doniieszczającym po wymiar względów Rzpltej dla siebie, iż przez 
zaprowadzoną w nim karność żołnierza i zawsze chętne ustaw krajowych 
wykonywanie gdziekolwiek tylko konsy-^tował lub za ordynansami trans- 
marsze odbywał, nikt na niego z obywatelów dotąd żadnej skargi nie za- 
niósł*. Pułkownik Ignacy Kamieński ^po dokończonej w korpusie ka- 
detów siedmioletniej applikacyi wszedł do tego pułku dnia 1 wrześ. [I mar, ?) 
1777 prosto na chorążego; służył chorążym lat 2 m. 1, porucznikiem lat 6 
m. 4, rotmistrzem lat 4, majorem lat 1, po<lpułkownikiem lat 2 m. 7, pul* 
kownikiem m. 3, (od 18 sierpnia 1793) stopień chorąski wziął bez opłaty; 
postępując dalej na porucznika dopłacił złt. 2750, za szwadron 12,50(>, sto- 
pień majorowy bezpłatnie, dopodpułkownikostwa dopłacił 7,000, pułkowni- 
kiem został bez opłaty— suma zlt. 22,250**. I major Antoni Sobecki 
od 1. wrześ. 1775 towarzy.-izem m. 3, namiestnikiem lat 3, chorążym lat 8, 
lK)racznikiem-adjutantem lat 8 m. 8, sztabowym rotmistrzem lu. 3, majo- 
rem I. 2 m. 9, ogółem służby lat 18 miesięcy 8. za chorąstwo zapłacił 
4,800, do porucznikostwa dopłacił 2,000, do sztabrotmistrzosfwa 800, 
do majorstwa t),000, za szwadron 14,000, ogółem złtp. 27,600; pokrzyw- 
dzony w awansie przez podpułkownika Baranowskiego. 

I regimont pieszy szefostwa Puławskiego. Lista, spisana 9. listop. 
1793 a odesłana 9 marca 1794 z Radzynia, podaje stany tłuźby: pułko- 
wnika, podpułkownika, 2 majorów, O kapitanów, 9 poruczników, 9 pod- 
poruczników, 8 chorążych, kapitana-kwatermistrza i kapitana-audytonu 
Podpułkownik Jan Grochowski, z wojska króla pruskiego, przeszedł- 
szy wszystkie stopnie unteroficerskie dosłużył się rangi sztabskapitańskiej, 
służąc lat 25, skąd wziął dymisyę; przyjęty prosto na majora bez ojJaty 
7. kwiet. 1790, awansował na majora z kompanią 15. czerw. 1790, na pod- 
pułkownika 15. czerw. 1791; za kompanią opłacił złp. 4,000, za podpułkowni- 
kostwo zip. 5,000; za ordynansem Xcia Józefa Poniatowskifgo, g.l., strzegł 
granic Jlzpltej nad Dniestrem z batalionem na Wołoszczyźnie przez 7 mie- 
sięcy, gdzie i wojna z Rosyą rozpoczęta została i kontynuowana do Du- 
bienki. Major Stanisław 31o j a c z e w s k i, będąc wprzód lat dwa 



- 309 — 

W pułku karabinierów gwardyi lit. kor., awansował na porucznika 29. 
wrzos. 1778 [1. wrześ. 1777 ?]; kapitanem z kompaniąll [1 ?] listop. 
178S, majorem 15 [16 ?). czerw. 1791; za poruoznikostwo złp. 6,000, za ka- 
pitaństwo z kompanią 10,000, za niajorstwo zip. 15,000; wiernie i bez żad- 
nej noty służąc. Porucznik S t a n i s I a w F i s z e r na kadeta 1 wrześ. 1775, 
na podchorążego 8 maja 1780, na chorążego 24 lipca 1788, na podpo- 
rucznika 29 kwiet. 1790, na porucznika U sierp. 1792; za chorąstwo za- 
płaci! zip. 4,000, za podporuczeństwo 800. 

II regment pieszy kor. im. Królewicza szefostwa Wodzickiego spi- 
sywał swą listę starszeństwa oficerów już 25 paźd. 1793 w Miechowie, 
ukończy! 10 listop. 1793. Byl tam: szef, pułkownik, podpułkownik, 2 majo- 
rów, 3 kapitanów z kompanią, 3 sztabskapitanów, 9 poruczników, 9 pod- 
poruczników,8 chorążych, kapitan-kwatermistrzi kapitan-audy tor. „Gdy Naij. 
Bzpita siły wojskowe zwiększyć postanowiła i najprzód w r. 1789 pierwszy 
zaciąg rekrutów a potem w r. 1790 uformowanie dwóch batalionów w ka- 
żdym regimencie pieszym nowym etatem nakazała, regiment ten, jeden 
z najdawniejszych Najj. Rzpltej, przy wspólnych staraniach, pracy i gorli- 
wości szefa i korpusu oficerów najpierwci dokompletowany, umundurowany, 
w rynsztunek wszelki i w dwie armaty 3 funt. z dwoma wozami amunicyo- 
nalnemi (które Ichm. oficerowie własnym kosztem na potrzebo Rzplitej 
ofiarowali) opatrzony, najpierwszy w dwóch batalionach zupełnych, wymu- 
strowanych i do manewrów usposobionych, w roku 1 791 wystąpił do obozu 
pod Gołąb i służbę obozową z zupełną aprobacyą Xięcia Wiirtemberskie- 
go, na ten czas generała-lejtnanta komenderującego, pełnił, jak tego dowo- 
dzi ordynans Prześwietnej Komisyi Wojskowej w dywizyi publikowany po 
rozniściu się z obozu, z oświadczeniem ukontentowania szczególniej nad tym 
regimentem, jako najlepiej od Xięcia Wiirtemberskiego tej magistraturze 
zaleconym". Szef JózefWodzicki w wojsku saskiem lat sześć i z pre- 
mierporucznika na kapitana za opłatą chorągwi w służbę polską wszedł we 
wrześniu 1766 do korpusu kadetów za brygadyera; kupił kompanię w regimen- 
cie gwardyi lit. i w tym rejmencie był lat 6; przy boku JKMci gnał-adju- 
tantem łat 9; szefem regimentu drugiego od 5 lutego 1782, a generałem- 
majorem od r. 1790; wszędzie powinności swojej zadosyć uczynił, od żad- 
nej nigdy się nie wymawiając; zaświadczenie zaś najpewniejsze od zwierz- 
chności mojej powzięte być może; wysłużywszy lat 28, doprasza się naj- 
wyższej zwierzchności o uwolnienie ze służby, oraz o względność za tyle lat 
strawionych z utratą zdrowia i majątku. Major I Konstanty Luko 
oi 1. łut. 1754, był kadetem rok, podchorążym lat 2, został chorążym 7 
maja 1757, adjutantem 1 lip. 17G0, porucznikiem 5 maja 1765, sztabskapi- 
tanem 11 lipca 1778, z kompanią 13 paźd. 1783, majorem 5 grud. 1788, słu- 
żąc kadetem, podchorążym i chorążym nad komplet lat 1, opłacił rangę cho- 
rą.ska; jako kadet zapłacił za chorąstwo zip. 1,800, sztabskapitanie zip. 1,000, 



310 



7a kompanię zip. 4,000, za majorstwo 500; zasługi okazał w Piotrkowie 19. 
mar. 1769 przeciwko konfederatom, w Elblągu 12. wrzcs. 1772 przeciw- 
ko Prusakom, w kampanii w Litwie 1792 r; odwołuje się do noty względem 
dyrnisyi 12. kwiet.a. c. podanej: ., kończę lat 40 ciągłej służby w tymże re- 
gimencie; na funkcji adjutaota lat 19 pracowałem we wszystkich akcyach 
i marszach, które tylko miał regiment, znajdowałem gię; w r. 1769 pod- 
C7.as akcyi z konfederatami w Piotrkowic zabrany miałem cały mój ekwi- 
paź; obowiązki moje zawsze pilnie i z aprobacyą zwierzchności mojej (do 
której świadectwa odwołuję się) wypełniałem. Powtarzam i teraz prośbę 
moją o zapłacenie mi rangi jako i o względy za prace i zasługi ciągłe, oraz 
strawione lata i pod tą kondycyą o dymisyę melduję się, 25. paźd. 1793". 
Major lIJan Kalkodr. 1755 w gwardyi pieszej lit., gdzie był kadetem 
i unteroficerem lat 7 m. 2; został chorążym 17. wrześ. 1762, i abszejtował 
się; do regimentu wstąpił porucznikiem i kwatermistrzem 20. maja 1767; 
.sztabskapitanem 10 sierp. 1778, z kompanią 22. grud. 1783, majorem 10. 
kwiet. 1790; służy lat 38 miesięcy 5; rangę chorąską bez opłaty zyskał, za 
sztabskapitanie zapłacił ztp. 800, za kompanię 4,000; od 1790 lustrował 
starostwa kłobuckie i brzeźnieckie, w tymże roku likwidował i lustrował 
pułk przedniej straży W. X. L. szefostwa Kirkura, pułkownika, z apro- 
bacyą P. Kom. skarbu kor.;był w kampanii w Litwie 1792; chce służyć. 

III regiment pieszy polowy szefostwa Czapskiego podał listę star- 
szeństwa na konsystencyi w Krakowie 10. mar. 1794 a dnia następnego spe- 
cyfikacyę redukowanych oficerów od batalionu pierwszego konsystującego 
w Krakowie. Pisano w Kielcach w miejscu agitującej sio komisyi (U. marca. 
Pułkownik Jaroszewski, stary żołnierz, pozostający w korpusie od 18. 
lipca 1 746, prezydował w tej komisyi. Szef Mikołaj Czapski [w korpu- 
sie od 30. grud. 1773] bawił za urlopem w Warszawie. Byli w regimencie: 
podpułkownik (Adam K c z e w s k i od r. 1763), 2 majorów, 3 kapitanów 
z kompanią, 3 sztabskapitanów, 8 poruczników, 2 adjutantów, 8 podporuczni- 
ków, 8 chorążych i auditor; miejsce Kwatermistrza było nieobsadzone. 

iV pułk piechoty Buławy W. kor. szefostwa Fr. Xawerego Branic- 
kiego sporządził spis swej starszyny 15. list. 1793 w Lubomli. Prócz szefa 
wyliczono tam pułkownika, podpułkownika, 2 majorów, 6 kapitanów z kom- 
p^mią [w tem 1 vacat], 10 poruczników, 8 podporuczników, 8 chorążych, 
kapltana-kwatermistrza i kapitana-auditora. II kapitan z kompanią Wa- 
Icryan Poklękowski od dnia 1. paźd. 1774 służy w wojsku Rzeczy- 
lx)spolitej lat 19 miesiąc 1. „ Był gemejną rok 1 mieś. 2., unteroficerem miesi<j- 
cy 10, chorążym lat 4, porucznikiem lat 9, kapitanem lat 4 i miesiąc 1. Dosłu- 
giwając się z gcmejny wszystkie rangi swoje opłacił. Jest przyjęty na kade- 
ta, za chorąst wo zapłacił złp. 4,000, za porucznikostwo 2,000, za kompanią 
zJp. 10.000... Jest pokrzywdzony wraz z Korzeniewskim, kapitanem, gdy 
Ostrowicki, najmłodszy kapitan, bez żadnych szczególnych talentów uprze- 



— 311 - 

dzil EasluźeńszYch w awansie na rangę majora a to z dyt:}>ozjcyi Branickic- 
go, hetmana, szefa regimentu, któren składając buławę miał przywiać z za- 
granicy, o której C08 podobnego słyszeliśmy... Podczas kampanii pod Zie- 
leńcami będąc z batalionem uszykowany przeciwko linii nieprzyjacielskiej 
komenderował lewem skrzydłem, w któreni od armaty kilku lejrUzy ludzi 
zaczęło to skrzydło w tył się cofać, lecz za usilnoscią tegoż wraz z Wales- 
kim, por., wrócone zostało, dając odpór nieprzyjacielowi, dopóki przez inny 
batalion zluzowanym nic został...*' 

V regiment fizylierów kor. przystał kilka oddzielnych list, z garnizo- 
nu warezawskiego 3. list. 1793 i aż z Białego Stoku 4 list. 1793 i 16. mar. 
1794. Ogółem wykazano, prócz szefa Szczęsnego Potockiego, 1 podpułkowni- 
ka, 2 majorów, 5 kapitanów, 8 poruczniJsów, 2 poruczników-adjutantów, 8 
podporuczników, 8 chorążych, kwatermistrza i audi torą. „W całym ciągu 
słażby naszej wszystkie powinności, jakich Icraj potrzcl)Ował i do których 
komenderowani byliśmy, każdy pełnił, jak poczciwemu i honor kochające- 
mu żołnierzowi przynależało.'' Major Antoni S z u s z k o w s k i 3 750 
wszedł do regimentu na kadeta, 1701 na chorą^.cgo, 17(57 na porucznika, 
1777 na sztabskapitana, 1781 na kapitana z chorągwią, 30. mar. 1790 na 
majora awansował; wogóle służył lat 34 miesiąc 1. Zapłacił za rangi nie- 
które złp. pol. 9,000. »W czasie w j prawy wojennej w dywizyi Kościuszki 
komenderował batalionem 1-wszym regimentu fizylierów. W batalii pod 
Dubienką w zasłanianiu rejterady przez korpus rosyjski bodąc atakowany 
nioprzcstannio wprzeciągu mil 2 przez godzin 6 w porządku przyzwoitym 
batalion doprowadził ze stratą tylko jednego fizyliera i 4 kanonierów. Tę 
akcyą Kościuszko przy parolu w swojej dywizyi ogłosił, a raport Kościusz- 
ki w całym korpusie Xże Poniatowski ogłosić rozkazał, za którego reko- 
mendacyą został zaszczycony od Najj. Pana orderem wojskowym. ,, Po- 
zostaje w komplecie jako kapitan z płacą kapitańską. Za reformowany 
stopień opłaty przypadnie mu 12,000 złp. Major Jan Fontana 
w korpusie art. kor. od r. 1769, na kapitana do regimentu iizyłierów 1'8. 
sier. 1775, kapitanem lat 14 m. 2 d. 18, majorem od 16. list. 1789. Pozo- 
staje w komplecie. Porucznik KarolKniaziewicz w korpusie kade- 
tów własnym kosztom od roku 1774 do roku 1776, w artyleryi kor. kano- 
nierem i unteroficerem od r. 1776 do r. 1780. chorążym u fizylierów od 18 
Jipca 1780, na porucznika 8 stycznia 1787. Zapłacił czteroletnią gażę za 
chorąstwo, a powtórnie awansując takoż za porucznikostwo czteroletnią ga- 
żę. Ze względów sprawiedliwych zaszczycony orderem wojskowym. Pozo- 
staje w komplecie. Porucznik F e I i x D a a z k i e w i c z od 16 (17). wrześ. 
1774, żołnierzem r. 1 m. 2, furyerem 1. 7 m. 10, chorążym 1. 6, porucznikiem 
od 27. list. 1789. Pozostaje w komplecie. II porucznik Xawery Króli- 
ków s k i od 1. sierp. 1767 żołnierzem lat 4 m. 4. kapralem lat 4, sicr- 
i^antem 1. 10 m. 4, chorążym lat 3 m. 9, porucznikiem od 19. grud. 1789 



— 312 — 

1. 3. m. JO. Zapłacił za choiąstwo i porucznikostwo zip. 6,000. Pozostaje 
w komplecie. 

VI regiment pieszy łanowy szefostwa Stan. Ożarowskiego spisał lis^ę 
C. list. ] 793 w Pilicy, podał na końcu lutego z Zawichostu, odesłał w za- 
miarze ukończenia reformy Koraisyi Wojskowej w marcu 1794 z Zawicho- 
stu. Byli tam: szef, pułkownik, ix)dpułkownik, 2 majorów, 6 kapitanów, 10 
poruczników (wtem 2 adjutantów), 8 podporuczników, 8 chorążych, kwater- 
mistrz, audytor i felczer. Pułkownik Maciej S z y r e r, gdy X. August 
Sułkowski dla zkomplelowania regimentu z Kamieńca Podolskiego do Wiel- 
kopolski przymaszerować mając za werbował ludzi, służył jako kadet mie- 
sięcy 4, jako podchorąży m. 5 i został porucznikiem w tymsamym roku 
1769. Został zabrany do konfederacyi. Adjutantem generalskim miesięcy 
84, sztabskapitanem |1. listop. 1775] m. 3 dni 9, kapitanem z kompanią m. 
42 d. 21, majorem (31. lip. 1779) m. 47 d. 17, podpułkownikiem (23 sierp. 
1783 r.) m. 70 d.7, pułkownikiem [13. czerw. 1789] m. 52 d. 6. Przy kan- 
celaryi Branickiego het. kor. zażywany do pisania regulaminu, w niemiec- 
kim i francuskim języku, który po tym został przetłumaczony. Zapłacił za 
rangi 36,000. Gdy nastąpił 1, 2 i 3-ci zaciąg wystawił w tak krótkim 
czasie pierwszy batalion z pomocą Ichm. kolegów wtenczas przytomnych, 
że r. 1790 ponad granicą cesarską wymaszerował z tymże batalionem, póź- 
niej na Wołyń i nad granicę moskiewską, gdzie kilka miesięcy w niebytnoś- 
ci Czapskiego g. m. brygadą komenderował, oraz pod czas kampanii wszę- 
dzie z tymże batalionem był przytomny czyniąc służbę generalską, gdy ko- 
lej przyszła, z nadwerężeniem zdrowia. 

VII regiment pieszy szefostwa Miączyńskiego podał listę starszeń- 
stwa korpusu oficerskiego z Łęczycy 1. lut. 1794. Zapisani: szef , pułkownik, 
podpułkownik, 2 majorów, 6 kapitanów, 10 poruczników, 8 podporuczni- 
ków, 8 chorążych, kwatermistrz i kapitan-audytor. Pułkownik Michał 
Zawisza przystał do regimentu 1. lip. 1742, kadetem i nnteroficerem lat 
8, awansowfil na chorążego 1. lip. 1750, na porucznika 1. lip. 1755, na kapi- 
tana 1. czerw. 1758, na majora 1. paźd. 1775, na podpułkownika 1. maja 

1776, na pułkownika 8 maja 1788, podług reformy zostaje w komplecie. 
I major Kajetan Hebdowski przyszedł do regimentu jako chorąży 
1 wrzcś. 1772, porucznikiem został 1 wrześ. 1775, kapitanem 1 maja 

1777, majorem 1 stycz. 1790; zostaje podług reformy jako major i star- 
szy, awansował na ten stopień z nowego etatu darmo. VII chorąży W a- 
wrzynicc Woyciechowski wszedł do regimentu 15. stycz. 1789, ka- 
detem i untcroficerem lat 4 m. 7., na stopień teraźniejszy 24. sierp. 1793. 

Regiment pieszy ostrogski (XIII w czasie insurekcyi) szefostwa Mi- 
chała Lubomirskiego sporządził listo w listopadzie 1793 i wykazał: szefa, 
pułkownika, podpulkov.'nika, 2 majorów, kwatermistrza, 2 adjutantów, () 
kapitanów, 6 poruczników, 8 podporuczników, 8 chorążych i audytora. Pul- 



31« 



kowDik Stefan Granovr8ki(xIr. 1 7G7 przez lat <> zostawał w korpu- 
sie kadetów jako podbrygadyer.w którym zostając utiebmł |)ati*iit na ka|>itana 
% kompanią od Gran owakiego, wdy raw kifp) a pierw4zrji;(» tep) n^imentu 
BzeCa, a to 1. lut. r. 176S i w calem woJKku forsztoluwaiiy był dnia te^iż, 
majorem zoetal podług patentu JKMri 30. kwi«.*t. 1777, |»odpulkownikieni 2. 
grud. 1783, pułkownikiem 18. lip. 1792; wi*zystkio rangi zaiplacil pnVz 
połkowniczej; przyjęty w randzt* kapitana przed ufi)rmo\vani«Mii rt^gimentu, 
którą gdy pod bytność jego za granicą kto inny otrzynml. za |M>wrot(>ni 
zapłacił Xciu Ponióskiemu byw^zeruu szefowi togo n-gtii za li-ibkonipanio 
złp 18,000, za majorstwo Korytowskifuiu zip. IJ.O^H), za ]NMlpiłł':£uw- 
Dikostwo złp. 4,000; w czasie przcszłororznij kampanii pr/fz «'/.łŁs wszystek 
od początku aż do końca komendenijac ri*gini<'ntoin ]hhI koninida Xcia 
Józefa Poniatowskiego, odwołuje się do z»świa<li-zinia togn/. c/yli pilnie 
i jak honor kochającemu BztabiH>ficcn»wi przynal«'źy. przez i-ała kampanię 
sprawi] się. Podpułkownik Tomasz lUi r z y ń s k i w n-ginniK-io Hu lawy 
w. onteroficerem miesięcy 96. w dragonii untrnjfinriMu ni. sl. c-honi^ym 
i porucznikiem m. 144, w mgimoncic pieszym n>m>;;>kim ih1 r. liT."!, kapi- 
tanem z kompanią m. 10(), majorem ni. 103, (hm I pułkownikiem ni Hj; slu;^y 
więc w woj$«ku Rzpltej lat 45 i m. U; każda rangf <m1 chorażc^ro ai do 
majora płacił wo wszystkich regimentaeli: /.a kompanię i niaj)rstwo zapłacił 
złp. 30,000; podpułkownikostwo wziął daniu >; bywa) (Nikrzywdzony 
¥ innych regimentach, z kU^rycli się już ali-łzytował, le*-/. żr zakwit owal, to 
pretensji żadnej nic ma; w tymic za> n^ginienfic >prawit w kompanii 
swojej za własne pieniądze utraccmą w czasie kani|Muiii bniń, kiłerwerk, 
który to ezpens w czasie lustracyi nie j^-si i)rzyjęty; U-da*' wachmistrzem, 
wysłany za hajdamakami^ był plejzorDwany: p(Klcza.<*/es/.ł«>jkain{muii powtór- 
nie plejaerowany pod Zieleńcami; {kkI Drohużkimi w ciągu tejże kampanii 
na detaszowanej będąc komendzie i w ciągu ataku prztz godzin 5 stracił 
tylko 2 ludzi z komendy swojej, w nagroilc czego dostał o<l Najj. Pana krzy- 
żyk z patentem drukowanym. Kapitan .) ó z e f S z w c y k o w s k,-i mi 1 . lip. 
1771 do 1. wrzes. 1771 kadetem, od 1. wrześ. 1 771 do 1». li-^t. 1 77') ijodchorażym, 
od9. list. 1775 do 10. sierp. 1780ehorążvm wpułku pieszym gronadyerów lit., 
wyszedł z abszcjtem poruczcńskim, zaś «m1 J4. list')p. 1783 do 30. mar. 
1790 był w wojsku lit. stanowniczym z rangą kapitańską, w regimencie 
ostrogskim od 1790 kapitanem z kompanią; pr/y^/edł z zagranicznej służ- 
by, w której zostawał od 30 wrześ. 1780 do .U. grud. r. 1783 w pruskim 
regimencie Bośniaków w randze cliorążegu; kapitanie z kompanią darmo 
wziął; nie jest pokrzywdzony; wszędzie sprawował >ię tak, jak obowiązki 
powołane kazały. Kapitan Teodor D o Im- s k i w korpusii* artyleryi 
kor. kanonierem m. 2, bombardyerem m. 24; wr<'g. pieszym ostrogskim od r. 
1778 unteroficerem m. 10, chorążym Is. }M)rucznikiem 80, sztabskapita- 
nem 44; od chorążego aż do sztabskapitana zapłacił złt. 8,<K>); ni(^ był po- 

Monografie. T. JV. 






— 314 — 

krzywdzony; od czasu kampanii zaczętej aż do armistycyum bywit we 
wszystkich akcyach i pod Drohużką, przez tydzień był na oddzielnej aź do 
ataku pikiecie. Kapitan Prokop Mchowski od r. 1776 kadeMm 
m. 4, podchorążym m. 2. chorążym m. 84, porucznikiem m. 31, kwatermial' 
rzem 84, sztabskapitanem 18, kapitanem z kompanią 17; wszedł za ręko* 
mendacyą szefa; ranga każda opłacona; kompanię darmo dostał; żadnij 
w awansie nie miał krzywdy! w czasie kampanii wszystkie usługi, do któ- 
rych był użyty pilnie dopdniał. Sztabskapitan Stanisław Jarzą Il- 
kowski w regimencie pieszym ostrogskim od r. 1775 kadetem, m. 11, ka- 
pralem m. 19, sierżantem m. 42, chorążym m. 32, porucznikiem m. 108, 
sztabskapitanem m. 17, ogółem lat 18 m. 8; za chorąstwo i poruczeństwo 
zapłacił złp 6,000, sztabskapitanie bezpłatnie wziął; nie służył w zagranici- 
nem wojsku; nie jest pokrzywdzony; w czasie zeszłej kampanii powinnoJó 
dopełniał. Porucznik Jan Grzegorzewski w regimencie dragoiui 
gen. Kozłowskiego kadetem m. 6, furyerem m. 12, podchorążym m. 8, 
w reg. pieszym ostrogskim od r. 1779 podchorążym m. 43, chorążym m. 
29, porucznikiem ra. 119, ogółem w służbie lat 17 m. 1; za chorąstwo 
i porucznikostwo zapłacił zip. 6,C00; w czasie zeszłej kampanii powinnoś 
dopełniał. 

IX regiment pieszy szefostwa Filipa Raczyńskiego spisał listę S.listop. 
1793, podał z Kaźmierza 25. lut 1794, odesłał 13. mar. 1794 z Kaźmiersa, 
wykazał: pułkownika, podpułkownika, 2 majorów, 4 kapitanów, 9 pomcs- 
ników (w tera 2 adjut.), 8 podporuczników, 7 chorążych, kwatermistna 
i audytora. Pułkownik Karol Gordon w wojsku Rzpltej od 1. 
lip. 1766; przy swojej aplikacyi do stanu żołnierskiego wszystkie stop- 
nie opłacił; w randze chorąskiej wszedł; chorążym [od 1. lip. 1766] lat 4, 
m. 3, porucznikiem 1. czerw. 1770, kapitanem 11. mar. 1776, major^n 13. 
majal782, podpułkownikiem 6. kwiet. 1788, pułkownikiem 12. paźd. 1791; 
komenderowany 12. list. 1793 do Warszawy na lustracyę korpusu od Ko- 
misy! Wojskowej; zapłacił za chorąstwo złp. 4,000, za poruczeństwo 2,000, 
sztabskapitanie 2,000, do chor^stwa dopłacił 8,000, za majorostwo 12,000, 
podpułkownikostwo 4,000, pułkownikostwo 4,000; „przy tak znacznej aukcji 
wojska podchlebiałem sobie awansować, ile że przy zasługach dokupywałem się 
stopniów, lecz że awanse zostały innym i wcale nawet nie wojskowym kcm- 
ferowane i ci teraz mną mają prawo władać, mam to za pokrzywdzenie, bo 
lubo nie jestem najstarszym pułkownikiem, lecz przy zachowanym star- 
szeństw porządku byłbym korzystał; starunek mój pełnić obowiązki, czego 
świadectwa są w aktach kancelaryiPrzes. Kom. Wojskowej, a będąc w komea- 
dńe Xcla Poniatowskiego z batalionem I-m, któren miałem honor [wziąć pod] 
komendę na Ukrainie i Wołyniu, wraz z korem[corps] i całym batalionem w po- 
trzebie Rzpltej pod Zieleńcami czyniłem moją powinność, czego ślad trupOw 
ległych utwierdza". I porucznik-adjutant JanKrzyckiod r. 1784 d. 28 



— 315 — 

wrzes. kadetem w wojsku Rzpltej; awansował przez stopnie na chorążego 
29. wrześn. 1787, na porucznika 18. maja 1788; za chorąstwo zapłacił złp, 
4,000, za porucznikostwo 2,000; chętnie pełnił rozkazy sobie dane; od 23 
[listop. ?] 1793 komenderowany przy boku szefa z rozkazu tegoż; doprasza 
o swoją dymisyę, co zaświadcza pułkownik; za reformowany stopień mu 
przypadnie 6,000. Porucznik Józef Junga od r. 1788 [1. maja 1778?] 
awansował przez stopnie na chorążego 1. maja 1790, na podporucznika 24. 
wrzes. 1790, na porucznika 13. kwiet. 1792; za porucznikowską rangę za- 
pŁacil złp. 2,000; na Ukrainie będąc pod komendą J. Poniatowskiego, we 
wszystkich był akcyach. 

X regiment piechoty Działy ńskiego u schyłku r. 1793 miał szefa, 
pułkownika, podpułkownika, 2 majorów, 5 kapitanów, 9 poruczników, 8 
podporuczników, 8 chorążych, kapitana-kwatermistrza i kapitana-audytora. 
8zef Ignacy Działyńskiod dzieciństwa towarzyszem kawaleryi na- 
rodowej w chorągwi Xiążęcia Jabłonowskiego kasztelana krakowskiego, 
rotmistrzem kaw. nar. 21. list. 1780, szefem regimentu 23. grud. 1788; 
tak rotmistrzostwo jako i szefostwo kupił; rotmistrzostwo przedał, a ża- 
dnego stopnia bez opłaty nie wziął; był z regimentem w kampanii ostat- 
niej, czyniąc zawsze powinności genertda. Pułkownik Filip Hauman 
do regimentu XII wszedł na porucznika w maju 1775, awansował na 
sztabskapitana 11, paźd. 1777, na kapitana z kompanią 25 maja 1782., na 
podpułkownika 13 stycznia 1790, na pułkownika do regimentu X-go 9. 
paźd. 1793; poruczeństwo bezpłatnie odebrtd, lecz spłacając z boku wnisć mają- 
cego sztabskapitana z regimentu spieczonego szefa Czapskiego, zapłacił złtp. 
2,000, za sztabskapitanie osobno 2,000 złp., za kompanie i wozową porcyę do- 
jrfacił 8,000 złp., za podpułkownikostwo wraz ze stopniem majorowskim złp. 
16,000, pułkownikostwo bez opłaty; w ostatniej kampanii szczęśliwie 
wytrzymał batalię pod Zieleńcami, za którą konferowany miał order wo- 
jenny; mijając przypadkowe zdarzenia, jako to pod Ostrogiem i Włodzi- 
mierzem, pod Dubienką formalną odbył batalię pomyślnie, gdy już w tyle 
liniów wojska narodowego pułk Palembacha będący zbiwszy, do cofnienia 
się przymusili w zagarniętym kordonie przez wojska rosyjskie nie uwolniony 
od przysięgi swej ojczyzny, obcej służby przyjąć nie chciał; w czasie tej 
rewolucyi [1792] przez wojska ros. dom jego z całem zabudowaniem 
w Połonnem zrujnowany, cały majątek w tymże złożony, jako to 5 kuf- 
rów z bielizną, sukniami i futrami, mobiliami, strzelbą różną, z mnerai 
rzeczami zabrany został. I major Wojciech GreffenodO. grud. 
J776 służy lat 16 m. 11; był kadetem r. Im. 1, furyerem m. 7, podcho- 
rążym m. 8, chorążym 1. 4. m. 8, porucznikiem 1. 6 m. 3, sztabskapita- 
nem r. 1 m. 4, jest majorem 1. 2 m. 4; przyszedł na kadeta, za chorą- 
stwo zai^acił złp. 4,000, za porucznikostwo 2,000, sztabskapitanie wziął 
darmo przy aukcyi, za majorstwo i kompanię dopłacił 16,000; był w kam- 



— 316 — 

panii i podług danych sobie rozkazów obowiązki wykonywał. II major 
Józef Zaydlic od 1. mar.l77b służy lat 17 ra. 8; przyszedł na kade- 
ta; był kadetem m. 2, i)odchorąźym m. 2., chorążym lat 5, porucznikiem 
1. 4 m. 11, sztabskapitanem 1. 5 m. 7, jest majorem rok i 10 m.; chorą- 
stwo wziął bez o^aty; za porucznikostwo za^^acił 2,000, za sztabskapitanie 
2,000, za majorstwo z kompanią 24,000; był w kampanii, podług danych so- 
bie r.łzkazów obowiązki wykonywał. I kapitan Erazm Mycielski od 1 
listop. 1770 służy lat 17 m. l;był kadetem r. 1, furyerem m. 6, podcho- 
rążym 1. 4 ra. 8, chorążym 1. 3 m. 8; transferowany z regimentu szefostwa 
Malczewskiego z rozkazu J.K.Mci 13. maja 178(5 jako chorąży do niniejsze- 
go regimentu z zachowaniem starszeństwa, był porucznikiem 1. 2 m. 4, jest 
kapitanem z kompanią 1. 4 m. 11; ma szczególniejszą na piśmie rekomen- 
dacyę szefa, iż chronił przytonmością swoją lewe skrzydło bateryi od nie- 
przyjaciela pod Krzemieńcem; przez lat 5 pełnił służbę adjutanta przy dy- 
wizyi wielkopolskiej za ordynansem Departamentu Woj-łkowego. 

Artylcrya koronna wedle wykazów z 10. li-^top., 27 i końca grud. 1793, 
z stycznia, lutego, marca i 25. mar. 1794 liczyła w swych kadrach pułkowni- 
ka (II pułk. Konarski zmarł), podpułkownika, 2 majorów, 4 kapitanów, kwa- 
termistrza, 4 sztabskapitanów, oberzengwarta, 2 audytorów, 9 poruczników, 
15 podporuczników (w tem 2 adj.), 2zeugwartów, 10 sztukjunkrów. Pułkow- 
nik KrystyanGotfrydDeybel deHammerau 26. lut. 1740 zo- 
stał kadetem, 1750 do Saksonii dla nauki artylerycznej uojiejętności, gdzie 
zalecony ministrowi Briihlowi i feldmarszałkowi Rutowskiemu służbę jako 
unt<roficer tam odprawiał do r. 1753, artyleryi nakładem Augusta III 
nauczył się i jako kadet artyleryi koronnej za rekomendacyą przełożonych 
artyleryi saskiej i metrów na sztukjunkra w r. 1753 [18. lut] postąpił; za- 
wsze w wojsku kor. a to w korpusie artyleryi kor. służył i z samych zasług 
tylko, przez stopnie idąc, bez krzywdy czyjej i bez zapłaty awansował 13. 
stycz. 1757 na porucznika, 1. sierp. 1760 na kapitana artyleryi litewskiej, 
będąc od gen. art. hr. Briihla jako adjutant generalski oddany Potockiemu^ 
gen. art. lit., zawsze w artyleryi koronnej zostając, 8. maja 1761 na kapitana 
artyleryi koronnej bez kompanii, ar. 1767 podług ustawy 1766 erygował kom- 
panię; będąc komenderowany do Kamieńca, w r. 1772 awansował na majo- 
ra, w r.l775 [26. grud.] na podpułkownika, 2. stycz. 1786 został pułkowni- 
kiem po śmierci gen.-lejtn. de Witte; tylko dla ćwiczenia się w służbie do 
artyleryi saskiej pod kompanię kapitana Hillera oddany, w artyleryi kor. 
zawsze zostawał, oprócz że w r. 1756 jako woluntaryusz w siedmioletniei 
wojnie w saskiej artylery i zna |do wał się; stopnie przez zasługi tylko mojekrwa- 
we, nikomu krzywdy nie czyniąc, odebrał; użyty był w kancelaryi hetmana 
Józefa Potockiego i Rybińskiego , generała art. kor., u Taucha gen.-mai. 
art. kor., u ojca majora art. kor., przy boku Henryka Briihla, w r. 175S 
po zabraniu wojsk sac^kich przez Prusaków komenderowany był do wojdka 



— 317 

rosyjskiego; wraz z JP. Zboińskim, gen.-maj. art. kor., komenderowa- 
ny przy boku Eustachego Potockiego, gen. art. lit., postawił cekauz w Li- 
twie, amunicye i armaty przygotował, po śmierci Augusta III wodą do 
Malborga z całą amunicyą i aparatem wojennym z cekauzu warszawskiego 
komenderowany był; w r. 1766 przy próbowaniu armat skaleczył twarz 
przez roztrzasnienie onych; w r. 1767 komenderowany był do Kamieńca, 
kompanię erygował, fortecę reparował; podczas rozruchów krajowych noc 
i dzień pocztę swoją w Kamieńcu pilnował; 1775—1790 dozór kasy głównej 
art. kor., batalionu fizylierów, korpusu inżynierów, inwalidów, subsidii 
charitatiyi, lud wisami, szkoły, fabryki broni etc. bez najmniejszej nagany 
i nagrody trzymał; podług nowej ustawy kasę 1790, a 1791 archiwum ar- 
tyleryi przez niego ułożone i utrzymane, od r. 1775 do 1791, zdał, a w nie- 
bytnosci gla art. kor. często komendę ghią art. z niemałym expensem swo- 
im powierzoną miał: „Aż do śmierci ile moje zdążą siły w tej służbie art. 
zostać pragnę. A gdy w r. 1790 podług prawa... podany byłem na genera- 
ła majora art. kor,... dopraszam o tę rangę w nagrodę wiernych 54-letnich 
zasług.... oraz aby synowiec mój, jedynak po mnie z tegoż imienia zostają- 
cy.... mógł dostąpić edukacyi.., przez co imię Deyblów zaszczycone zo- 
stanie". Podpułkownik Ludwik Dobrski dnia 1. sierp. 1767 wszedł 
w służbę na kadeta, 1. maja 1768 na oberbombardyera awansował, 8. wrześ- 
1769 na fajerwerka, 2. sierp. 1770 na oberfajerwerka; 22. wrześ. 1772 ode- 
hrsA patent na sztukjunkra, 5. grud. 1775 na podporucznika, 5. kwiet. 1778 
na porucznika, 2. stycz. 1786 na oberzeugwarta zrangą kapitańską, 31. maja 
1786 na kapitana z kompanią, 19. czerw. 1792 na majora, 18. sierp. 1793 
na podpułkownika; służąc lat 27 z zasług przez stopnie awansował, a w tu- 
rze awansu swego rangę porucznika i kompanie opłacił; w r. 1792 w lutym 
powróciwszy komenderowany z lustracyi brygady I-szej ki^w. nar. wojska 
kor., dostał ordynans pierwszych dni maja przyjścia z komendą w Olborzu 
konsystującą do Warszawy a 29 maja wyszedł z Warszawy na kampanię 
do dywizyi Xcia Michała Lubomirskiego, w której dywizyi armaty polo- 
we przed zieleniecką potyczką do batalionów pooddzielawszy, sześciofunto- 
we przy sobie mając, w marszu z Zasławia nazad pod Międzyrzeczem ko- 
ło Ostroga w akcyi był; potem do dywizyi Xcia J. Poniatowskiego włączo- 
ny, został od Kościuszki, generała, wzięty w komendę; pod tymże artyleryą 
komenderował; po akcyi pod Dubienką w nagrodę azardu distinctorium 
wojskowem został zaszczycony i do tego reskrypt Naj. Pana z podpisem 
ma sobie dany; lecz potem z rozkazu najwyższej władzy to distincto- 
rium nosić zabroniono i u komendy złożyć nakazano; za powrotem z kam- 
panii na konsystencyi w Warszawie zostawiony, teraz komenderuje korpu- 
sem. Major Józef Górski wszedł do korpusu artyleryi kor. na ka- 
noniera 9. li8top.l763, awansował na bombardyera 8. mar. 1765, na fajer- 
werka 1. mar. 1767, na oberfajerwerka 1. maja 1771, na sztukjunkra 



— 318 " I 

7. sierp. 1773, na podporucznika 7. wraeś. 1775, na porucznika 7. wtEtiU -^ 
1779, na kapitana z kompanią 1. kwiet.1786, na majora 19. czerw. 179fiSf ^ 
sztukjunkerstwo wziął darmo, poruczeństwo i kapitanie z kompanią zaplsr ie 
cii, majorstwo wziął darmo; będąc jeszcze oberfajerwerkiem, w r. 1772^ iju 
był wykomenderowany z JW. Wittem, teraźniejszym generałem roeyjddtt* -jei 
a naó wczas majorem artyleryi kor., na kampanię do wojska rosyjskiei^ • ; 
z Turkiem prowadzącego wojnę; był wysłany od Witta do Krymu jmes c 
Czarne Morze na okręcie wojennym rosyjskim, którym komenderowaH |i 
premier Konigsberg a second Arnold, kapitanowie; plany miejsc wszeUddi, ,3 
gdzie tylko znajdował się, jako to plan Czarnego Morza z wymiarem fortec ;; 
krymskich t. j. Kaffy, Jenikale, Kierczy, Taganroku i całego Krymu piay- , 
wiózł; też plany do Komisyi Wojskowej przez Witta były oddane; kampanię' ^ 
1792 odbył w korpusie Byszewskiego; w teraźniejszym roku stojąc z ko- 
mendą w Szarogrodzie w województwie podolskiem miesięcy 6, tamże przes .. 
wojsko rosyjskie był dezarmowany, do aresztu wzięty, przymuszany do ^ 
przysięgi, której z podkomendnymi oficerami nie wykonał i powrócił z ni- 
mi do kraju, straciwszy własną kompauię opłaconą;w czasie rewoiucyi knr . 
jowej w latach 1768—69—70 zimą i latem na bateryach przy kamienieckifij 
fortecy; póki zdrowie służy, dalsze usługi dla Rzeczypospohtej ofiamje. 
Kapitan Karol Szubalski wszedł do regimentu artyleryi koronnej n» 
kanoniera 5. sierp. [5. kwiet. ?] 1773, awansował na bombardyera 1. paid. 
1774, na oberbombardyera 14. grud. 1775, na wicefajerwerka 20. maja 1776, 
na aktualnego 29. grud. 1777, na sztukjunkra 8. mar. 1779, na podpo- ^ 
mcznika 12. lut. 1782, na porucznika 2. stycz. 178(5, na oberzeugwart* 20. 
stycz, 1790, na sztabskapitana 30. stycz. 1790, na kapitana z kompanią 
19. paźd. 1791; zapłacił rangi sztukjunkrowską, podporuczeńską i kom* . 
panie, 5. czerw. 1793 fortragowany na majora z prawa starszeństwa, ^ 
ominął go wszakże awans, bo otrzymał go Miroslawski na mocy sancitom 
z 13. sierp.1793; Komisya Wojskowa swym wyrokiem nakazuje skrzywdzo- 
nemu zapłacenie czteroletniej gaży i starszeństwo przed krzywdzącym Sta- ^ 
ny Najj. potwierdziły; za patentem na profesora artyleryi Briihla, genera* 
ła artyleryi kor., sprawiał ten urząd; w ostatniej kampanii był wykomen* 
derowany z [bateryą do obozu litewskiego; znajduje się za urlopem w Grod- 
nie; przysłał stosownie do prawa swego podanie. Porucznik Kazimiers 
Małachowski wszedł na kanoniera 29. listop. 1784, awansował na bom- 
bardyera 9. listop. 1786, na oberbombardyera 27. paźd. 1787, na wicefa- 
erwerkera 27. stycz. 1789, na sztukjunkra 20. stycz.1790, na podporuczni- 
ka 19. czerw. 1792; opłacił stopień podporuczeński; był w kampanii z regl- 
raentem szefostwa Wodzickiego w korpusie litewskim, pełniąc zawsze ro«r 
kazy sobie dane; komenderowany z komendą w Krakowie przy batalionie 
Wodzickiego; zostaje w nowym etacie reformowany na płacę podporuczni- 
ka; za reformowany stopień przypadnie mu złtp. 615. Podporucznik Frań-, 
ci szek Plewiński wszedł do służby korpusu 1 7. wrześ. (17 stycz.) 178^ 



319 — 

awansował na bombardyera 30. czerw. 1784, na oberbombardyera 1. kwiet. 
1786, na wicefeuerwcrka 21. maja 1789, na wiceoberfeuerwerka 8, stycz. 
1790, na sztukjunkra 21. maja 1790, na podporucznika 19. czerw 1792; 
był w randze podcłiorąźego w garnizonie częstochowskim, gdzie służył lat 
5; przyjęty na kanoniera, idąc stopniami, wysłużył rangę podporucznika 
bez optaty; od r. 1786 wykomenderowany jest do dozoru fabryk wojen- 
nycłi,^do lania amunicyi etc., przy których nauczenia ludzi w tej sztuce naj- 
większej dokładał staranności, którą fabrykę, gdy Najj. Pan w r. 1787 oglą- 
dał, za pilność przyobiecał mu pierwszy awans, przecież takowy awans 
go nie doszedł aż dopiero za przypadającym turem; komenderowany do la- 
nia amunicyi w Samsonowie, stosownie do prawa przysłał swoje poda- 
nie. Podporucznik Adam Aigner wszedł do korpusu artyleryi na ka- 
deta 13. paźd. 1784, abszejtował się 1 wrześ. 1788, wszedł powtórnie przy 
aukcyi wojska na podporucznika 21. maja 1790; wziął stopień podporu- 
czeń»ki darmo; ciąg całej kampanii 1792 był dla niego jedyną porą do dy- 
styngowania się; jakoż nie ubliżono mu tej sposobności, w której każdy 
miał satysfakcyę pokazać się; dopełniając przeto powinności swojej, za do- 
wód odwagi i mężne wystawienie się, dosttd medal, który za wydanym 
uniwersi^em konfederacyi targowickiej złożył komendzie. Podporucznik 
Hilary Kras i ń ski wszedł do korpusu 14. grud. 1789, awansował 
na bombardyera 11. stycz. 1790, na sztukjunkra 30. stycz. 1790, na pod- 
porucznika 13. czerw. 1792; stopień sztukjunkrowski opłacił; był komen- 
derowany na Ukrainę do obozu Xięcia Józefa Poniatowskiego; urlopowany 
od komendanta artyleryi do swoich rodziców do 1. stycz. 1794. Podpo- 
rucznik Antoni Hoffman wszedł do korpusu 18. lipca 1784, awan- 
sował na wicebombardyera 1 kwiet. 1786, na wiceoberbombardyera 12. stycz. 
1788, na aktualnego 31. czerw. 1789, na wicefeuerwcrka 26. grud. 1789, na 
wiceoberfeuerwerka 26. styez. 1790, na sztukjunkra 31. mar. 1790, na pod- 
porucznika 19. czerw. 1792; awansował stopniami bez opłaty; był w kam- 
panii z regimentem szefostwa Wodzickiego w korpusie lit., pelm*ąc zawsze 
dane sobie rozkazy; komenderowany z komendą w Krakowie (przy kompanii 
pułk. Deybla). Podporucznik Antoni Kloss wszedł na kanoniera 18. 
maja 1778, awansował na bombardyera 6. lut. 1781, na oberbombardyera 
13. czerw. 1784, na feuerwerka 14. maja 1789, na oberfajerwerka 29. 
stycz. 1790, na sztukjunkra 19, paźdz. 1791, na podporucznika-adjutanta 
19. czerw. 1792; sztukjimkrostwo opłacił; rangę te dotąd opłaca, a inni 
z boku przy aukcyi wojska darmo rangi zyskali i starszeństwo, to pokrzyw- 
dzenie zdziałali przez fawor dla innych JW. Teodor i Stanisław Kostka 
Potoccy, na ten czas generał-majorowie artyleryi; był w kampanii pod ko- 
mendą Byszewskiego; wykomenderowany na Ukrainę, zabrany będąc przez 
wojsko rosyjskie z kompaniami, odrzuciwszy wszystkie deklaracye, wytrzy- 
mawszy areszt trzy niedzielny, dochowując wierności zaprzysiężonej królo- 



— 320 — 

wi i Rzpltej, do korpusu powróci J. Sztukjunker Stanisław B ączko w- 
8 k i przyszedł na kanoniera 19. czerw. 1790, awansował na bombardyera 
1. lip. 1790, na furyera 19. lip 1790, na sztukjiinkra 19. czerw. 1792; sto- 
pień sztukjunkrowdki otrzymał bez oi^aty; w czasie kampanii p^il obo- 
wiązki adjutanta przy boku Xcia Sapiehy, gła art., za'«tępowal często 
miejsce audytora, był na komendzie, dopełniając powinności. Sztukjunker 
Antoni Górski wszedł na kadeta 30. paźd. 1789, awansował na wice- 
bombardyera 2. lip.l 790, na oberbombardyera 5. paźd. 1790, na wice-feuer- 
werka 3. lut. 1791,na sztukjnnkra 19. lip. [czerw.] 1792; stopień sztukjan- 
krowaki otrzymał bez opłaty; był w obozie Byszewskiego generała- 
lejtnanta; po skończonej kampanii komenderowany z kompanią na Ukra- 
inę, tam był zabrany przez wojsko rosyjskie; przysięgi nie dokonał, dodio- 
wując wierności powrócił do kraju do komendy; podług reformy z kompletu 
spada, za stopień oplńty przypadnie złp. 1274; zostaje do służby, jwddając 
się podług prawa pod subordynacyę. 

Korpus inżynieryi szefostwa Stan. Szczęsnego Potockiego. Przytom- 
ni 10. mar. 1794: pułkownik, podpułkownik, 4 kapitanów, 6 poruczników 
i 6 podporuczników. Pułkownik Karol Sierakowski, przeniesiony 
z korpusu kadetów do korpusu inżynierów 19. list. 1789. Kadetem w kor- 
pusie był lat 3, postąpił na chorążego i podbrygadyera u kadetów 2. wrzes. 
1773, na kapitana i podbrygadyera 17. paźd. 1775, na brygadyera i kapitana 
1. czerw. 1778, na majora i brygadyera 8. wrześ. 1783, na pułkownika 19 
listop. 1789. Podpułkownik Stan is ław Zawadzki wstąpił do korpu- 
su jako major 31. maja 1777, postąpił na stopień teraźniejszy 4 grud. 
1789. Kapitan Józef H iż wszedł do artyleryi 17. czerw. 1774, przenie- 
siony na unteroficera do inżynierów 14. grnd. 1775, postąpił na chorążego 
24. lut. 1777, na porucznika 22. mar, 1782, na kapitana 25. maja 1790. 

Kompania pontonierów, wedle list zr. 1793, z 2. stycz.1794 i 10. mar. 
1794, ułożonych przez Sierakowskiego, miała kapitana, porucznika i podpo- 
rucznika. . 

Garnizon częstochowski spisany 7. listop. 1793 przedstawił 11 mar* 
1794 listę redukowanych unteroficerów sztabowych, doboszów, gemejnów, 
sporządzoną przez komisyę, z regimentu III-o pieszego do reformy korpusu 
wysadzoną w Krakowie. Nacyonał zredukowanych jest z 14 mar. 1794, 
Za komisyę podpisani: Kczewski, podpułkownik, Kriegstein, major, Źóraw- 
ski, kapitan, Smoleński, kapitan, Józef Kręćki, kapitan i audytor, oraz miej- 
sce kwatermistrza zastępujący. Pozostawało z garnizonu: major, kapitan, 
2 poruczników, podporucznik i chorąży. Redukowanych było 76 ge- 
mejnów, 1 fajerwerk, 1 bombardyer, 4 kanonierów, 1 sierżant, 5 kaprali, 1 
felczer i 3 doboszów. Za marzec wypłacono im lenung w wysokości 1,256 
zip. 25 gr. Żołnierze niektórzy zostawali „bez sposobu dalszego życia" 
i siedzieli ,w Krakowie końcem zyskania służby", większość wracała do 



— 321 — 

profesyi, do gospoiar^twa. do krewnych, przł-wainir do ('z«"4ti u -lin wy. ai-zt"^!* 
do Warszawy. 

(Str. 81). Sprawa oskarżenia Dąbniwskii-^oprzi i lsta*i-iiii 1:1 zii-t al :i ^Ińwnii* 
DA podstawie Pamiętników* Wy bicki<'go. II,6:{— <i<i jnko n-laryi iiajU^z-^tnm- 
niejszej i najwiarog:odnioJ!<zej w tej »łprawi«?. W ni<-wyd. francii^kii-łi raiiii«;tiii- 
kach oskarżyciela, Michata Starzeńf^kicyro. w t. II rvkopimi. (w zbinrafh rfMlr.i- 
ny hr. Starzeńskieh w Knrowicarh znalazło j.ii' pan; iilanikowyi-h u-i.-pńw. 
fliających widocznie naceIuiiRprawirdliwii'nici>skar;^yrirUkifjrn!i paiiiii-inika- 
na:relacyę tę jednak, która gdzieindziej ł)ęd/i«>o^|of(7(»na, tutaj wypaillii |Miini- 
nąć.nie dlat^co.żeobciątojHCadla I)al>rowi«kii'iro,alc (Ilati';ro. /<• Itanl/.n liala- 
mntna, sklecona z luźnych. faNzywio datowanyi'h liypofi^ryi-znyiOi i»'-</lak. 
gawęd i domysłów, bez podania jakichkolwiek M-i^lf^prccyzowaiiyi-h fakińw. 
Co się tycze i^aniego nie*lopUHZCz«*nia l)al»row?»kiiyo d" łiriraiiizaryi przod- 
powstańczej, jest to okoliczność łatwo zn.t/.ii miała. 1><' dioiin PzinlyńskicLn 
na Lesznie „pod ^ finkom i* ' prói*z Madalinskifiro. Oapskii-L'". Nii"«inłn\v- 
skiego mato kto z wyższych woji*kł»wych n«-7,i"*zc-zał na srhaiłzki. |M)r. Ihi- 
biecki, Karol Prozor (Kraków 181*7). NiiKlnim-izr/jMiiiMlo -ipi^kii zir^hi ji-^z- 
cze nie podawało w watpIiwoiJć czyjcjr«iś patryntyzmu. Tak pr/idsiawia 
sytoacyę raport Zajączka z końca r. 17!ł3. zdany ICi>śrin'*7«'i'. Zajarzfk, 
Pam. Ted. Żupaiiskic^o. Poznań. lSłi2ł, 71. Co si«;tycz«- wruL-^iiLnizał-luiwania 
się ludności warszaw:*kiej, tłoniarzy ji* dnstati-c/.nii' siaiinwl^ko i <*harakiiT 
nieznanego jej wtedy Da.browsłkifj^o. jak«)li'ż sama p-yrlii»lnL:i:ł tłuinn 
w chwili burzy i niebezpieczeństwa. Wiadomo, |xmI jak faNzywym kalł-m 
widzenia patrzał na ludzi i wypadki taki Zajączek, a 11 io tnidno st.tii wy- 
wnioskować, jakie sądy opaczm^ nwlzir "^ii; mii-iały w ^Iowa(*li prostycli żoł- 
nierzy i nieświadomych arkanów politycznyi-h mii-zkjińrńw Stan-L^ł Mia- 
sta lub zaułków na Pradze. Wi<'li- ze zdań, w któm-h Tainc zamknął 
prawa przejawów inr»tynkłów ma*». dalohy sr»» tn żywn-ni zas!o>«i\vał', z tym 
jeszcze dodatkiem, że nad Warszawą zawiali • nirl>czpi<vzrńsi\vn z«-\vn<;trz!H' 
nieskończenie bliższe i proźiiiejszc niż na<! spół<'z«'<nym Paryż^Mn. Tł» też 
wynikną! stąd nastrój odpowiedni stł»liry, (m1 bijający si«» banlzo wyraźnie 
w relacyach spółczesnych, np. w Pamiętnikach Odi-K-kiejro: ^Mnie tylko 
uderzył niepokój i nieufność', jakie tu dziś panowały, zaim-t. który całą st(»- 
licę obejmował. Po wszystkich ulicach ix'ln«» hylo wojska lininwcp), cią- 
gnącego z działami, przy lontach zapalonych, irawicdzi piścia^ancj w jakirś 
szeregi pod chorągwiami swych cechów, nziłrojoncj w oręż wszelkiego ro- 
dzaju, w różnobarwnych i łatanych strojach, z j>iórami kni>łoni( mi i «resiomi 
kurzemi i kaczcmi, z kitami włosów końskich na czapkach dla nadania so- 
bie marsowej postawy. Thmiy przewalały się z miejsca na miejsce, wy- 
krzykując różne hasła, klórc ja. przejeżdżając z moim żnłnierzeni ulice, mu- 
siałem powtarzać, co piersi wydołały. żeby rno by(' przytrzymanym**. 
A i w dniach następnych chociaż przebrany odpowi«^lnio ,,w kurtce muni- 



— 322 — 

cypalnej, z kitą u czapki, ustroiwszy się wedle mody, przy paJasza zawie- ** 
szonym na bandolierze, z pistoletami w tasaku" i chociaż „dla bezpiecseń^ '• 
stwa zawsze z kartą'^ jaką mu Kada Najwyższa wydała, przecież Ochodd, '^ 
wysłaniec Wodzickiego, nieinaczej przedostawał się przez miasto, jak tylko * 
„posłusznie powtarzając hasła okrzykiwane" . Nie trudno oczywiście było wzba- ^ 
dzić podejrzenia wśród tego tłumu a nawet w zamieszani u głowąnałożyć komuś; -' 
co jak Dąbrowski, jaskrawo odbijał od otoczenia współrodaków mową, zachowa- ' 
niem się, przekon aniami. Grdy zatem z rzeczonych powodów na daleki plan usu- ' 
niemy i sąd ludu warszawskiego i sąd ludzi formujących związek przedpowstań-* -* 
czy, dopiero w należytem świetle przedstawi się krótki proces Dąbrowski^o '• 
z r. 1794. W końcu wspomnieć jeszcze należy o dwóch ubocznych 
sądach o postępowaniu Dąbrowskiego w początkach r. 1794. Jeden bezi- 
mienny a stąd małej wagi, jestto krytyka Listu Jana Woytyńskiego 
w mss.Bibl. w Rappersw. (o samym tym liście por. niżej): „Cette lettre (t. j^ 
Woytyńskiego) imprimóe, contenant 15 pages in 8^ maiori, servit de rópon- 
se a la lettre que Dombrowski adressa a George Grabowski, gónóral polo- 
nais, en datę du 25 niyóse an VI de la r6publiquo francaise, et dans laquel- 
le Dombrowski se plaignit de quelques propos injurieux sur lui et les 16- 
gions polonaise^ proclamós par Grabowski. Cet ócrit lut compos^ par plu- 
sieurs individus ennemis acharnes de Dombrowski; le style et les espres-- 
sions sont des plus vóhómentes. Le nom de Jean Woytyński, Polonais, eet ^ 
supposó. L'impartialitó d'historien doit rejeter les injures; ils furent la sui- ? 
te naturelle de Tefferyescense da^ passions enflammóes par les grands mai* s 
heurs au milieu desquels la Pologne tomba, je m'attacherai par condó^ ? 
quent a extraire les faits qui paraissent 6tre positifs... En 1794... Dombrowski i 
au lieu de se joindre k Madaliński le dónonca au dópartement militaire t 
composó des traitres dćvouós totalement a la Russie ce que 1'auteur de la 
lettre (Woytyński) prouve par le protocole secret du Conseil Permanent 
Cette assertion appuyóe sur les sources indiquees ci-dessus ne peut 6tre 
revoquóe en doute; raais ii est connu aussi que Dombrowski en faisant sa 
dónonciation au d^partement militaire ne cherchait que le prótexte d'^tre 
autorisó par ce mśme dópartement et par Tambassadeur russe de pouYoir ^ 
d'autant plus facilement et sans aucun empechemeut se róunir aux patriotes 
insurges..." Rozbiór ten krytyczny Listu Woytyńskiego, raczej logiczny nii 
historyczny, jestto jakieś bardzo spóźnione echo walk emigracyjnych. Nie- 
równie bliżej wypadków r. 1794 stał Amilkar Kosiński, który w Mrówce 
poznaiiskiej r. 1821 („Uwagi nad pismem w Tygodniku Polskim Wanda 
umieszczonem pod napisem: Wspomnienia Legionów Polskich**), chcąc 
udowodnić, że »grubą jest omyłką, jakoby w czasie sejmu grodzieński^o 
generałowie Dąbrowski, Byszewski, Wodzicki i inni mieli zamiar zgrcHna- 
dzić wojsko pod Kraków i stamtąd udać się z niem do Francyi**, przypom- 
niał, „że Dąbrowski był wtenczas tylko vice-brygadyerem i należał do ko- 



— 323 — 

misy! wyznaczonej od konfederacyi targowickiej do zmniejszenia narodo- 
wego wojska i tę powinność, bolesną dla obywatela, jak żołnierz wypd^niać 
maRial^. Mniejsza, że w obu tych pismach przedstawienie rzeczy jest nie- 
dokładne i błędne. Kosiński w r. 1794 był młodym, niedoświadczonym 
człowiekiem bez znaczenia i nie wiele co wiedział [por. list Kosińskiego do 
Dąbrowskiego z 8 grudnia 1808, w mss. poznańskiego Tow. P. N.]; idzie tylko 
o ton ogólny, w jakim przemawiał o tych zdarzeniach z odległości ćwierćwie- 
cza. Mężny ale nie dorastający głową do wielkich zadań, wiecznie trujący się nie- 
zaspokojoną ambicyą żołnierską, stary ten legionista raczej może retrospek- 
tywnej rywalizacyi dawnych sięgającej czasów, niż potrzebie rzeczywistej czynił 
zadość, kiedy nad otwartą trumną jednego z najwięlrazych ludzi Polski po- 
rozbiorowej, wobec publiczności przeważnie już nieświadomej czasów Koś-> 
duszko wskich, w sposób dosyć dwuznaczny bronił czystości zamia- 
rów dawnego uczestnika prac potępionej, ostatniej Komisyi Wojskowej, 
por. Amilkar Kosiński we Włoszech, wstęp. ^ W owym pamiętnym czasie, 
kiedy przepełniona obelg narodowych miara wznieciła szlachetnej 
w kraju pożar rozpaczy, Dąbrowski, niedawno z obcej służby na 
głos ojczyzny do narodowych przeszedłszy pułków, w nie znajomem 
dla siebie znajdował się położeniu, kiedy Madalińskiego brygada, 
w której stopień zajmował wicebrygadyera, najpierwsza podniosła cho- 
rągwie powstania. Na obcej wychowany ziemi, napojony zasadami rządu 
ustawom republikańskim przeciwnego, przyuczony do posłuszeństwa woj- 
skowej karności, Dąbrowski nie pojmował tych obywatelskich i wojskowych 
związków sprzymierzenia, jakie w kraju wolnym upoważniały prawa albo 
dawne zwyczaje. W tak trudnej okoliczności głos przekonania jedyneni 
jest prawidłem dla człowieka honoru; Dąbrowski, jemu posłuszny, jeżeli 
zbłądził, ten błąd nosił cecho szlachetnej duszy". Oczywiście ponad ten 
głos spóźniony postawić należy raczej współczesną opinię poważniejszych 
wiekiem i rozumem od Kosińskiego istotnych twórców powstania, którzy 
sami z wielkim niepokojem, bo z wielkiem poczuciem odpowiedzialności, byli 
przystępowali do dzieła. Barss w sierpniu 1793 roku mówił do jednego 
z członków Towarzystwa patryotycznego, przygotowującego wybuch insurek- 
cyi w Warszawie: ^Żaden naród... nie zainteresuje się nami, jeżeli nie ujrzy 
nas dźwigających się własną siłą... Lecz sprawdźmy przedewszystkiem za- 
soby nasze... Gdyż wreszcie, jeżeli plany nasze nam się nie powiodą, te sa- 
me narody, któreby mogły nami się zainteresować, obwinia nas o lekko- 
myślność, o szaleństwo. Doprowadzilibyśmy ojczyznę naszą do sroższej 
jeszcze i okropniejszej niewoli i dostarczyhbyśmy Prusakom i Rosyanom 
pretekstu do rozbrojenia wojsk naszych, po większej części już rozproszo- 
nych i do dokonania ostatecznego rozbioru naszej ojczyzny". Jedynie 
w świetle tych konsyderacyi spółczesnych, nie zaś tanich sądów ex post, 
wolno i należy oceniać zachowanie się Dąbrowskiego. W Bibliotece potu- 



— 324 — 

rzyckiej (Dzieduszyckich) we Lwowie, w IX tece Gołębiowskiego znajdują 
się „sumaryusze różnych papierów przez deputacye rewizyjną złożone w kan- 
celaryi Wydziału bezpieczeństwa 28 sierpnia 1794.** Z tych regestów wyni* 
ka, że wśród rzeczoaych papierów z lat 1793 — 4 nie było żadnego listu ani 
ani od ani do Dąbrowskiego, O jego działalności mogła być natomiast mo- 
wa w sprawozdaniach z sesyi Komisy i Wojskowej, którychto protokc^ów 
było 36 a wśród nich dwa sekretne z 22 i 29 marca 1794 r. 

(Str. 81). Ani słowa więcej nie podają o tym sądzie Gazeta Wolna 
Warszawska z dnia 13 maja 1794 w rubryce: „Czynności Rady Zastęp- 
czej tymczasowej pod Naczelnictwem Tadeusza Kościuszki* i nr. 37 Korre* 
spondenta narodowego i zagranicznego z 10 maja. 

(Str. 83 sq.). Do r. 1793 i początków 1794 odnoszą się prawie 
wszystkie paszkwile, o ile nie są jedynie zbiorowiskiem zwykłych obelg. Ta 
należy przedewszystkiem: List Jana Woytyńskiego Polaka do generała 
Dąbrowskiego komenderującega legiony polskie", w Warszawie 1 marca 
1798 (ed. franc. p. t. Lettre de Jean Woytyński, Polonais, au gónóral 
Dąbrowski commandant les l^gions polonaises, Var80vie, 1-er mars. 1798, 
znaleźliśmy w drukach ulotnych Bibl. wRappersw.), Sobieszczański w Encykl. 
powsz. zapewnia, że autorem był Ksawery Franciszek Dmochowski, 
a broszura wydana została w Paryżu 1798 r. i tegoż roku przedrukowana. 
Twierdzenie to znajduje poparcie nietylko w fakcie, że Dmochowski należał 
dopartyi skrajnej emigracyi, przeciwnej Dąbrowskiemu, ale także w literackiej 
formie broszury i powołanych tamże dowodach prawdy. Autor opiera 
się rzekomo na „aktach sejmu grodzieńskiego roztrząsanych przez depa- 
tacyę indygacyjną" (str. 9.), na „sekretnym protokole Rady Nieustającej* 
(str. 10.) i na świadectwie Madalińskiego, Mniewskiego i Rymkiewicza. 
Do takiego aparatu naukowego, do źródeł niewątpliwie pierwszorzędnej 
wartości historycznej mógł się odwoływać Dmochowski, skoro 21 maja 1794: 
otrzymał nominacyę na członka-zaatępcę Rady Najwyższej Narodowej. 
W rzeczywistości jednak te dowody rzekome są zwyczajnem fałszerstwem. 
Okazuje sie mianowicie z zestawienia tekstów, że autor, „Jan Woytyński*, 
układając swój „list", miał przed oczyma jedynie paszkwil Neymana ipo- 
prostu na swój sposób go parafrazował. Ten to pierwotny paszkwil Ney- 
manowski jako pierwowzór przytaczamy poniżej (z opuszczeniem kilka 
wierszy wstępu treści czysto formalnej) wedle wycinku z ówczesnych pism 
francuskich, przechowanego w mss. XX. Czart. nr. 3929: 

SurDombrowski. 
...„Dorabrowski k peine arrivó dans notre pays fut partisan de Tar- 
gowica et de la di^te de Grodno, de ces autoritós usurpatrices et libertici-' 
des, qui ont concu et sanctionnó le dómembrement de notre patrie; insti* 
gateur de la suppression de Tarmóe polonaise; instrument de Sieyers, am- 



— 325 — 

bas^adear de Russie; ii fut encore d^nonciateur du brave Madaliński, son 
coaimandant, qui le premier a lev6 Tótendard de l'insurrection. Et que Ton 
ne pense pas, que ce soit Tenyle, la haine ou la calomnie, qui attribuent 
h. Dombrowski de semblables forfaits, ils sont de notorićtó publique et 
contenas dans les actes de notre r($volution. Le glaive de la justice fut 
levó sur sa t^te coupable d^ son commencement; mais des mains perfides *) 
Tont soustrait k la yengeance nationale et Tont mis a la t^^e de nos armćes. 
Alors ii a fourni sa carri^re avec la m^me perfidie. Envoyś par le gene- 
rał Kościuszko au secours de^ insurgśs de la Grandę Pologue, dont le nom- 
bre s'ćlevait h, quinze mille combattauts, au lieu de chercher k augmcnter 
laur nombre ii les a dispersśs. Quelque temps apr^s parvenu k diriger 
les diifórents dóbris de notre arm^e, qui apr^s la prise de Prague surpa^sait 
encore vingt mille hommes et un parć de cent treize pi^es de canon, en 
moins de huit jours sans rencontrer Tennemi ii asutoutan^antir; ii promet- 
tait de conduire nos armśes aux fronti^res de la France et ii les a yendues 
anx recTuteurs des Autrichiens et de la Prusse. Cest apr^s avoir contribuś 
ainsi k Tan^antissement de notre r^Yolution qu^il s^est remis entre les mams 
des Cosaque8 k Radoszyce et bientot apr^s on Ta vu ramper seryilement auz 
pieds du barbare Souvorow et baiser ses mains fumantes encore d u sang 
de nos malheureux patriotes ógorg^s. S'^tant souyenu depuis, qu'il avait 
des droits aux ćgards des Prussiens, auxquels ii facilita ia r^occupation de 
la Grandę Pologne dont ii a d^truit l'insurrection, ii 8'est rendu k Berlin 
avec Pintention d^entrer au seryice du roi de Prusse; mais les partisans de 
nos enyahisseurs lui ayant prescrit une autre destination, ii est accouru 
a Paris et ensuite en Italie. Sont-ce les exploit8 militaires de Dombrowski 
ou ses grands talents, que rlcompensaient nos enrabisseurs? Ce prćtendu 
h^ros 8e battit-il jamais avec Souvorow? Par son campement dśfectueux 
ne f ut-il pas surpris k Łabiszyn par Szókely, od ii a manqu^ perdre toute 
son armóe? Ne fuyait-il pas devant un autre gónśral prussien Schwerin 
qui comptait k peine la moitić de combattants en proportion de ceux que 
contenait sa diyision? D'ailleurs nos ennemia n'śtaient ni magnanimes ni 
gĆQĆreux, ils ne rdcompensaient que la perfidie et la trahison; nos meilleurs 
et les plus vertueux dófenseurs ^chappós aux combats les uns errants et fu- 
gitifs, les autres emprisonnes en Sibśrie, Pćtersbourg, Olmutz, Breslau et 
dans d'autres forteresses, ou sur les ćcbafauds, expiaient leur dóvouement 
patriotique. Dombrowski yivait alors tranquillement au milieu de nos 
tyrans assassins. Que ses partisans expliquent, comme bon ii leur semble- 
ra^ cette complaisance; qu'ils le soutiennent encore, qu'ils aident k compri- 
mer les scntiments rópublicains des patriotes polonais, qu'ils se glorifient 



*) Wybicki? 



— 326 — 

d'^tre ses complices *) et que les antrcs par lenr silence **) le laissent dans im ' 

poste, od ii DO manąue pas de trahir les int^róts de la libertó gćnórald 6l ,' 

celui de notre patrie: pour les patriotes polonais quile connaissent, oetto ^ 

complaisance et les fayeurs de nos ennemis ne sont pas une ^nigm^ aoief -' 

le signalent-ils continuellement comme rinstrument et le vii suf^t da ^ 
nos oppresseura. 11 se peut bien qu'un autre Sokolnicki, colonel des dmą- 

seurs, h^ros de Drewica, od 11 a conduit, non pas contrę, mais aux BasiNBB - 
sa petite division et qui, deux jours apr^s, fiit envoy6 par Dombrowski en 
nćgociateur aupr^s du g^nćral russe Denisów pour stipuler Tan^ntissement 
de nos armdes et qui apr^s cette capitulatioo criminelle demanda et obtiat 
le grade de gćnóral-major des armćes de la Pologne, dont 11 a signć la de* 

struction la yeiJle, r^ponde k un quidam patriotę par des invective»; qu^ ^ 

sache que les invectives et les d^clamations vagues ne sont pas des rćpoiweB ^ 

k une dśnonciation fond^ sur des faits positits communiqu^s depuis long ': 

temps par plusieurs patriotes au gouyernement et k une foule de respectable» Q 

r^publicains. ' 

Neyman, patriotę polonais rólugi^, colonel dans Tarmóe insurg^ de 'i 

la Pologne". ^ 

Paris, 28 messidor, an VII. 
„Un lachę qui n'a pas osó signer ni Tapologie d'un traltre, tel ąue 
Dombrowski, ni les imputations, qu'il dirige contrę moi, dans son artide "^ 
communiqu^ dans plusieurs journaux, od ii voudrait persuader, que ce sont ' 
les partisans dea Austro-Russes, qui par la dśnonciation de Dombrowski ' 
couvert, h ce qu*il dit, de blessures, t^chent de parvenir k la destruction des 
lógions, m'oblige de rópondre, non pour me justifier kunarticle, qui n'ćtaiit 
pas sign^ ne peut nullement m'intóresser person nellement, mais pour faire 
voir, que la justification du gśn^ral Dombrowski ne peut Stre dietce, que 
par la perfidie ou par Tayeuglement. La conscience et la conviction m'ont 
imposó Tobligation de dćma8quer Dombrowsky et de le dónoncer pour un 
partisan des Russea. Jeune encore, aprśs avoir contribuó de toutes mes 
f orces k relever Tinsurrection dans mon pays, envoy^ par mes compatriotes 
aupr^3 du courageux Kościuszko, alord assieg^ k Varsovie, pour lui annon- 
cer que nous ayions bris^ nos chaines et pour obtenir des secours, j^ai 
trayersó Tennemi pour y parvenir et mon dóvouement m'a valu le grade de 
colonel. Cest dans ce grade que je suis entr^ dans la division envoy^ aa 
secours des insurgós de la Grandę Pologne, oii j'ai vu toutes les actions per- 
iides de Dombrowski, mais la confiance, qu'on męttait en lui, m^ayait łtdt 



*) Kniaziewicz? 
•*) Kościuszko? 



— 327 — 

croire, que Dombrowski ne saurait de noaveau trahir nos intóróts; je no 
suis reyenu de mon erreur que plusieurs jours ayant d^arriyer k Radoszyce, 
oH Dombrowski s'e8t liyró aux cosaques. L'imprimś sur Dombrowski 
dćtaille des crimes; plusieurs patriotea polonais, ies plus respectables, les ont 
d^noncćs au gouyemement et aux g^nćraux rśpublicains k plusieurs repri- 
ses et depuis bien longtemps je Tayais sign^ et imprimć et je persiste a de- 
mander justice et renyoi des armóes de ce bas yalet de Sou worów, de ce 
complice des artisans de notre destruction. 

Neyman, patriotę polonais r^fugi^, rue de Grenelle-Honor^, n. 18.*' 

(Str. 84 są.) Por. Pamiętnik Warszawski (1810), 318; Koresp. nar. 
i zagr. (1794), 929, 1419, 1491, 1514, 1611; Gazeta Wol Warsz., (1794) 
157; Korzon, Kościuszko, 386 sq.; Knoll, Der Feldzug gegen den polnischen 
Aufstand im Jahre 1794, Ztschrft. d. hist. Gresellchaft. f. d. Proyinz Po- 
sen (1898) i w osobnej odbitce. Z mss. głównie zostało zużytkowane: ^Rze- 
telne i dokładne Opisanie czynności Wojsk Rzpltcj pod dowództwem Gnrła 
Dąbrowskiego w czasie wkroczenia do Wielkopolski i przejścia na powrót 
Bzury: z przyłączeniem ordynansów, rapportów i listów naywayżnieyszych 
etc. Doprowadzone aż do zupdnego rozwiązania się woysk". Dalej na 
karcie tytułowej motto: ^Mihi Galba, Otto, Yitellius, nec beneficio nec in- 
juria cogniti. Tacit. Hist. Lib. II. § 1.* i data: „Roku 1795". Rękopis 
ten znajduje się w Bibliotece im. Baworowskich we Lwowie i jest kopią ory- 
ginałUy którego końca kopista nie znalazł i którego kilka kart jest zachowa- 
nych, aby w przyszłości po piśmie poznać autora. Dawny właściciel ręko- 
pisu dopisał: ^Wspomina! mi pewien, że tę ręlacyę miał pisać gnrał. Rym- 
kiewicz". Nie brak miejsc w tekście „Opisania", popierających to przypusz- 
czenie; uwydatnione są wszędzie zasługi Rymkiewicza i przytoczone jego 
listy. Rękopis ten znany był Wóycickiemu, który otrzymał go od autora 
Wspomnień zgonu zasłużonych Polaków, Eu.^tachego Marylskiego, i, po- 
dając krótki życiorys Rymkiewicza, ogłosił *>tąd ustęp, opowiadający dzieje 
oblężenia Warszawy w r. 1794, Cment. Powązk., II, 189 sq. 

(Str. 85.) Gaz. W. W., 1254, wypis z listu Wybickiego do N. Rady, 
10 lipca o godz. 9 zrana: „Oby w. generał nasz Mokronowski, naradziwszy 
się z obyw. generałami Xclem Józefem Poniatowskim i Dąbrowskim, posta- 
nowił otwartym bojem uderzyć na nieprzyjaciela w obozie*. 

(Str. 86). Koresp., 1444, 9 sierp.: „Przed kilką dniami ofiarował 
(Naczelnik) generałowi Dąbrow.-^kiemu tabakierę złotą". 

(Str. 97 8q.) Do wyprawy do Wielkopolski, jako kontrpartya do 
Pamiętnika Dąbrowskiego uwzględnione zostało nasaraprzód pismo obrończe 
samego generała hr. Schwerina, ogł, w Lipsku 1799 p. t.: Wahre und mit 
Akten-Stiicken belegte Darstellung der Veranlassung auf welche ich nach 
43 Dienstiahren aus dem Konigl. Preuss. Militardienste entlassen worden 
bin; von... Brandenbui^ischen rothen Adler-und St. Johanniter-Malthe- 



— 328 — 

OrdeDs-Ritter, ehenjaligeni Konigl. Preuss. Geoeral-Lieutenant, Chef eines 
Infanterie-RcgiinenU, Gouverneur von Thorn iind General- Inspecteiir der 
Infaoterie in We^lpreussen. Inny tytuł tej książki, liczącej 20 str. wstę- 
pu i 205 str. dokumentów, przedstawionych w śledztwie sądowi wojskowe- 
mu, brzmi: Muster fiir Stabs-OfficiereRapports zumaohen,von einemSchii- 
ier Friedrichs II. Dwa plany załączone przez autora ważne są dlatego, że 
pozwalają zoryentować j*ię jak wyglądał teren wypadków wyprawy wielko- 
polskiej, a w szczególności lesiste okolice nad Bzurą. Nieznaną jest mi od- 
powiedź na broszurę Schwerina ogloszoila w Berlinie w r. 1799 przez j^o 
dawnego podkomendnego, generała Klinkowstroma p. t.: Berichtungen 
einiger Angaben, welche in dem Buche... (Schwerina) enthalten sind. Rów- 
nocześnie i następca Schwerina w naczelnej komendzie, Andrzej Franc. Favrat 
ogłosił: Beytriige zur Gi?schichte der pohiischen Feldziige von 1794—1796, 
ais Antwort aut die von dem General-Lieutenant Grafen v. Schwerin ihm 
gcmachten offcntlichen Beschuldigungen. Aus dem franzosischen Manu- 
script des Herm Yerfassers ubersetzt. Mit eiuer Charte. (Berlin 1799). 
General Favrat dowodził na prawym brzegu Wisły i nad Narwią; czynności 
jego podkomendnych generałów illustruje mapka okolic między Wisłą 
a Narwią, jako terenu walk 30 wrześ. — 10 listop. 1794; komendę nad woj- 
skiem pruskiem działającem na lewym brzegu Wisły, w Wielkopolsce i prze- 
ciw W^arszawie. otrzymał on dopiero 12 listop. w Wyszogrodzie, zatem jut 
w okresie agonii armii insurekcyjnej, i skoncentrowawszy sie w Skierniewicach, 
ruszył skąd w 18 batalionów i 25 szwadronów 17 listop. ku Końskim, już 
19 t. m. pertraktował w Piotrkowie z przysłanym od powstań wielkopol- 
skich oficerem o warunki amnestyi, poczem, jak zapewnia, w ciągu najbliż- 
szych dni ośmiu, przeszło 15000 \!) insurgentów wróciło do Prus Południo- 
wych a kilkuset oficerów zgłosiło się do Piotrkowa po paszporty, co dozwo- 
liło mu spokojnie rozłożyć wojsko w Krakowskiem i Sandomierskiem, a sa- 
memu udać się do Poznania C20 stycz. 1795), ograniczając całą swą akcyę 
do rozpędzania małych zbrojnych oddziałów. Tak więc książka Fayrata 
we wszystkich trzech częściach (I. od ISkwiet. do połowy lipca 1794, II. 29 
wrześ— 10 listop., III. 10 listop. 1794—18 lipc. 1796; opowiada wypadki odda- 
lone w miejscu i czasie od wyprawy Dąbrowskiego; jednak część ogłoszo- 
nych tu korespondencyi dotyczy zdarzeń rozgrywających się w Wielłcopol- 
sce między 13 wrześ. a 23 paźd. 1794 i jest cennym przyczynkiem do do- 
kumentów ogłojizonych przez Schwerina. Są tu listy, odbierane prza 
Favrata od Fryderyka- Wilhelma (z kwietnia, września, października i listo- 
pada 1794), od Schwerina (z paźdz. i listop.) raporty gen. Giinthera, Wol- 
kego, Amotritza, Biebersteina, Hundta (z Torunia), Ledivarego iin. Coaą ' 
tycze książki Treskowa, Der Feldzug der Preussen im Jahre 1794, Beitrag 
zur Geschichte des polnischen Revolutionskriege8 (Berlin 1837), zużytkowa- 
nej przez Korzona, to została ona przeważnie pozostawiona na stronie dl& 



( 



:)29 



tq^ powodu, źe opartą jest wyłącznie prawie na pamiętniku Dąbrowskiego 
oraz piśmie Schwerina, do których odwoływaliśmy się wprost. Inne pomniejsze 
przyczynki do historyi r. 1794 (prócz Knolla) znajdują się w Ztschrftd. h. 
Oea. f. d. Pr. Posen: Priimers, G^fangennałime preussicłier Beamtenim 
Insorrektionskriege des Jahres 1794 i Griinhagen, Eine siidpreussische 
Kriegslieferung von 1794. 

(Str. 99). Jaki był prawdziwy przebieg usiłowań przedarcia kordo- 
nu wojsk rosyjskich i pruskich, trudno stwierdzić dokładnie wobec sprzecznoś- 
ci, zachodzącej między raportami polskimi a pruskimi. Trudno niejednokrot- 
nie przypuścić, źe obie strony mówią o tym samym wypadku. W tekście pra- 
cy nie było potrzeby opisywać szczegółowo tych epizodów z okresu oblęże- 
nia Warszawy; tutaj przytaczam wyjątki z dzieł, z których korzystałem, 
zaznaczając zarazem, o ile zasługują na zaufanie. Najwięcej powagi ma 
zawsze Dąbrowskiego Bpytrag, nietylko ze względu na osobę piszącego i je- 
go 8cif»ły sposób wyrażania się, ale także ze względu na ogłoszenie tych 
uwag już w r. 1796. a przez to poddanie ich kontroli współuczestników wy- 
padków. Rymkiewicza Opisanie opowiada wiele szczegółów z uderzającą 
szczerością i tak, jak może opowiedzieć jedynie człowiek, który na to pa- 
trzał, panuje tu jednak zupełne pomieszanie chronologii zdarzeń. Pewne 
sprzeczności z opowiadaniem Dąbrowskiego należy wytłumaczyć tem, źe 
bardzo często musiano nie wiedzieć na jednem skrzydło armii broniącej 
Warszawy, co się dzieje na drugiem. Knoll w swoim Feldzug korzystał 
z aktów rządowych w Poznaniu i sztabu generalnego w Berlinie, lecz śmierć 
przeszkodziła mu wykończyć i poprawić pracę; zresztą nie znał wcale odpo- 
wiedniej literatury polskiej i popełnił też takie błędy faktyczne jak np. po- 
danie siły „brygady* Madalińskiego w chwili ruszenia z Ostrołęki na 12,000 
ludzi. 

Pierwsza już trudność wynika w oznaczeniu chwili wyprawy Biela- 
mowHkiego, Ponińskiego i Madalińskiego. Ostatnia wedle raportów prus- 
kich miała miejsce 24 sierpnia. Wedle Dąbrowskiego pierwszym był re 
konesans Bielamowskiego, potem nastąpiły wyprawy Madalińskiego od 
północy i południa, nad Narew i Wisłę, a ostatnią była wycieczka Poniń- 
ski^o. Rymkiewicz odwraca ten porządek, nie podaje żadnej daty ale sta- 
ra się logicznie powiązać wypadki. Wedle Knolla w wyprawie Madaliń- 
skiego nad Narew wzięło udział 4 bataliony piechoty i 1800 kawaleryi. 
Tylko pojedynczym jeźdźcom udało się przebyć rzekę. Straty polskie 
miały się równać 400—700 ludzi. Ze strony pruskiej bili się huzarzy Wol- 
k^o i części regimentu im. Favrata. Pod Dębem i Jachronką stała pie- 
chota, po kompanii. Silniej obsadzone było Zegrze i Serock. Por. z tem 
odmienną relacyę Dąbrowskiego, ob. też Treskow, 182 — 4. Rymkiewicz 
w Opisaniu przedstawia wyprawę Ponińskiego tak, jak podaliśmy w tekście, 
a dalsze wydarzenia opowiada żywo i barwnie: „Generał Madaliński patrząc 
Monografie T. IV 21 



- 330 — 

Da skrwawione tą nieszczęśliwą wyprawą Naczelnika serce, tę nieB?awę 
oręia polskiego chcłłc nieco zatrzeć, profil najusilniej, aby mu z brygadą 
ego pozwolono było w innej stronie lepszego szczęścia próbować, zaręczając 
naj uroczyściej, że, jeśli sio zamysł jego nie uda, przynajmniej na żadną 
stratę się nie narazi. Po teni uczynionem zapewnieniu znalazł plan jego, 
według którego po przejściu Narwi miał równie starać się o przejście Wisły 
i w Wielkopolsce uskutecznić powstanie, u Naczelnika zupełne zatwierdze- 
nie.— Ten zacny mjtż, sekretnie puściwszy się w pochód, przeszedł powyżej 
Zegrza bjstrą Narew, gromił wszędzie posterunki nadbrzeżne pruskie, wpa- 
dał na ich forpoczty, które rozpędził, i rzucił się na sam obóz pruski, poło- 
żywszy nie mato trupa, a z swoich nie utraciwszy nad kilkunastu zabitych 
i rannych. Zdziwił się ten waleczny generał nadspodziewanie, gdy zastał 
nierównie większa silę nieprzyjacielską, jak był od szpiegów zawiado- 
miony. Nie będąc dobrze pewnym wsparcia od obywateli mieszkających 
pomiędzy Narwią i Wisłą, chciał jeszcze niepewny hazard w przejściu Wi- 
sły przedsiewziąść, lecz postrzeżony od Prusaków będących w większej sile 
i wszędzie ścigany obawiał się zaufać niepewnemu losowi wojny, który licz- 
ne nawet wojska nieraz już zawiódł. Roztropność zatem doradziła mu 
najskuteczniej przejść napowrót Narew i wrócić się do obozu. — Mimo prze- 
szkód, które po dwa razy udaremniły zamysły, Naczelnik nie tracąc na- 
dziei ułożył próbować jeszcze szczęścia od strony Młocin. Okolica ta naj- 
bardziej zdawała się sprzyjać temu przedsięwzięciu przez bliski las łomżyń- 
ski łączący się z kampinoskim, gdzie żadnej nie było piechoty nieprzyjaciel- 
skiej ani bateryi, lecz Prusacy mocny tylko formowali łańcuch z kawaleryi 
czyniąc do tego gęst€ patrole. W tym widoku Naczelnik przyjechawszy na 
prawe skrzydło annii umówił się z generałem Rymkiewiczem (który najle- 
piej o pozycyach, sile i obrotach nieprzyjacielskich mógł wiedzieć, gdyż 
w tych stronach dowodził) względem środków, które niechybnie służyć 
miały do uskutecznienia ułożonego planu. Po skończonej umowie Naczel- 
nik, znalazłszy wszystko dogodne zupełnie zamysłowi, spuścił się na grła 
Rymkiewicza, który już nieraz zdolności swojej w taktyce niewątpliwe dał 
dowody. 

„Miał w komendzie swej do 300 Mazurów, którzy Ha własnych ko- 
niach i o swoim ubiorze służąc dobrowolną z siebie czynili ofiarę Rzpltej .. 
Zacne Mazury, na nikczemnych koniach w lichej nader odzieży, uzbrojeni 
tylko piką i zaledwie dziesiąty mając pistolet lub szablinę, chętnie się do 
tej ekspedycyi poświęcili: nowy dowód, że nie powierzchowna postać, nie 
mundur ani wybór oręża, lecz serce i odwaga czyni żołnierzem. Właśnie 
mieli oni i takiego dowódzcę, porucznika Bielamowskiego, który godzien był 
stanąć na czele tych determinowanych ludzi. Naczelnik, dowiadując się 
przez generała Rymkiewicza o szlachetnych chęciach tego oddziału, z uczu- 
cia i rozrzewnienia zapłakał, a nie chcąc bez tego w tak obojętnym razie 



I 



~ 331 — 

regularnego ryzykować żołnierza, chętnie mu ich pozwolił z tą jednak kon- 
<Jycyą, aby porucznik Bielamowpki z sobą tylko wziął sam wybór ludzi 
i koni, dawszy prócz piki każdemu po parze pistoletów i szablę, z przyrze- 
czeniem, że ta ich czynność u Rzpltej nie zostanie bez względów.— Cała po- 
myślność tej ekspedycyi na tem zawisła, aby orężem w ręku spędziwszy wi- 
dety i pikiety pruskie otworzyć drogę, którą por. Bielamowski z komendą 
swoją bez wiedzy nieprzyjaciela mógł wkroczyć w las, a potem manowcami 
szybkim usunąwszy się pędem przechodzić Bzurę, co dopełniw«»zy zręcznie 
się pokazując w różnych miejscach wpadać na składy, komory pruskie 
wszędzie rzucając bojaźń i postrach, święte zachowawszy prawa ludzkości, 
więc tylko za prawami wojny. Generał Rymkiewicz z wieczora wszystko 
należycie urządziwszy, a nadewszystko ubezpieczywszy dostatecznie tył 
i flankę lewą eksponowane dwom małym obozom pruskim, z których jeden 
8ta2 pod Wawrzyszewem, drugi między górami za Wólką, po północy ci- 
chym nader marszem awansował za Młociny ku wsi Buraków zwanej a sy- 
tuowanej nad samą Wisłą prawie o pół mil od obozu tegoż generała. Od 
tej wsi, gdzie zawsze sta2a pikieta pruska do 60 koni, ciągnął się nierozer- 
wany łańcuch kawaleryi, mając też za sobą wspomniany las łomżański, aż 
do głównego ich obozu. Tu to było miejsce, gdzie zamiar miał być usku- 
teczniony, dokąd generał Rymkiowicz na czele kolumny strzelców swoich 
i nieco regularnej kawaleryi marsz swój obrócił. W pewnej odległości za- 
trzymawszy się z powodu jeszcze bardzo ciemnej nocy, równo ze świtem 
kontynuował swó] marsz i, kiedy już spodziewał się przywitać Prusaków 
i im dać poznać moc oręża polskiego, z zadumieniem i z równem ukonten- 
towaniem znajduje Buraków opuszczony i całą okolicę odkrytą. I tak pu- 
ściwszy czemprędzej porucznika Bielamowskiego z komendą swoją wrócił 
się bez najmniejszej przeszkody do obozu tym porządkiem, z jakim wyszedł. 
Trzeba wiedzieć, że Prusacy chcąc tegoż samego dnia wraz ze świtem ata- 
kować znowu generała Zajączka, w nadziei skutku tak pomyślnego jak 
pierwszą rażą pod Wolą, jeszcze z wieczora na ten koniec całą swoją kawa- 
leryą, nie przewidując równego na siebie zamachu ze strony Polaków, ścią- 
gnęli. Tem to zdarzeniem stało się, że bez rozlewu krwi tyle razy udarem- 
niona, a tak pożądana ekspedycya zupełnie ułatwioną została. Porucznik 
Bielamowski, mając w komendzie swojej dwóch ludzi dobrze wiadomych ca- 
łej tej okolicy, manowcami przeszedł lasy nie będąc widzianym i nie oparł 
się tegoż dnia aż za Bzurą zrobiwszy siedem mil marszu. Na drugi dzień 
równo ze świtem wpadł do Kiernozyi, stamtąd do Gombina, dalej do Go- 
stynia, skąd niósł postrach do okolic Łowicza i Kawy grasując na kilka- 
naście mil wzdłuż i wszerz w tyle obozu pruskiego. Nie tylko mu się udało 
wszędzie miejscowe zabrać kasy skarbowe po pocztach, akcyzach i składach 
solnych, lecz co większa znaczna nawet kasa wojenna, którą w ośmiu becz- 
kach na czterokonnym wozie pod konwojem oficera i kilku gemejnów 



— 332 — 

w tym właśnie czasie z Poznania transportowano do obozu na źold dla ar- 
mii, wpadła tej komendzie w ręce i porucznik Bielamowski tak wielkiej 
zdobyczy nie mając gdzie złożyć rezolwował się na ostatek za pomocą 
dwóch wiernych podkomendnych dla zachowania sekretu w lesie kapinow- 
skim do czasu ją zakopać, co tak zręcznie uczynił, że Prusacy mimo naj- 
większej pracy miejpca tego znale;?ć nie mogli. 

^Niemcy, mianowicie oficyalisci, rozpierzchnęli się po wszystkich 
stronach, uchodząc przed tak groźnym w ich oczach nieprzyjacielem, wszę- 
dzie rzucając bojaźń i udając przerażeni strachem tę małą komendkę za 
największy korpus. 

„Doszła wnet ta wieść do obozu króla pruskiego z potwierdzeniem 
od uciekających furażyerów, których porucznik Bielamowuki po wielu 
miejscach i traktach częścią zabrał, częścią rozpędził. Pierwszy więc 
skutek tak malej wyprawy, jak wiele zatrwożył Prusaków, nierównie wię- 
cej ubezpieczył Naczelnika wszystkie układy, albowiem król pruski znaczną 
część wojnka z obozu swego detaszerować musiał (zaraz na drugi dzień po 
odebraniu tych fatalnych wiadomości), złożoną z kawaleryi, piechoty, na- 
wet artyleryi, która pod komendą pułkownika Szókelejio, sławnego armii 
pruskiej partyzanta w czasie wojny francuskiej..., a sławniejszego jeszcze 
przez zdzierstwa twoje i okrucieństwa, marsz rozpoczęła. Pułkownik Szć- 
kely jak najmocniejsze miał zlecenia po oczyszczeniu... wszystkich tiiiejsc 
od napadów por. Bielamowskiego w dalszą puścić się drogę w głąb Wielko- 
polski, skąd już miał pewne doniesienia o umysłach tej prowincyi burzących 
się i gotujących na podniesienie oręża dla zrzucenia jarzma niewoli a odzy- 
skania wydartej wolności. Por. Bielamowski przez szpiegów uwiadomiony, 
że Szókely ze znacznym naprzeciwko niego ciągnie korpusem, nie mając 
jak tylko garstkę w porównaniu z nieprzyjacielem kawaleryi i to nieregu- 
larnej choć determinowanej, dwa tylko miał środki do salwowania się: albo 
nazad wrócić się pod Warszawę albo do Wielkopolski uchodzić i tam ile 
możności zrobić powstanie. Drugi sposób zdawał mu się trudniejszym 
i niebezpieczniejszym do wykonania, nie mając ani piechoty ani artyleryi; 
idąc za daną mu instrukcyą nie chciał przeto mniej uważnym krokiem oby- 
wateli wielkopolskich wystawić na prześladowanie i ostatnią zgubę, któm 
przez nagłe nadciagnienie korpusu Szćkelego nastąpiłaby nieuchronnie, 
a zatem wolał... sam tylko z siebie czynić ofiarę puszczając się na azard 
dla powrócenia pod Warszawę, niż prowincyą poddać losom wątpliwym. 

„Uwiadomiwszy niektórych patryotów wielkopolskich o pewnym za- 
miarze marszu pułkownika Szćkelego z niemałym korpusem, otworzył 
także myśl N. Naczelnika, jak się w tak gwałtownym razie sam miał spra- 
wować i co im czynić zostaje. Po takowem więc rozporządzeniu, które 
przepisy i roztropność przedsięwziąć kazały, porucznik Bielamowski puś- 
cił się znowu lasami i manowcami na powrót, a wśród ciemnej nocy powy- 



— 33a — 

iej Bankowa przersnąwszy itię przi*z pikiety pruitkio i 7juilarmuw;iwi>7.y ct- 
If prawie obóz Dieprzyjaciel^ki, cztcnrh lylko luilzi w ri:i;;ii tfj fks]MNlyi'yi, 
MnA 6 dni trwała, strariwAzj. 8Z<'ZiMłiwiL' ])r/.ybyl do penrrain Ryiukicn-i- 
faoboza. 

,N. Naczelnik od dezerterów p^u^kich. vtt dzii-ii ini kilku przyrli- - 
diących, jak się tylko dowitidziat o detaszuwaniii z wh <»ł>«ł/.ii /.f znuc/.iiyin 
korpusem pułk. Szćkety'ego, nit^malą ^taŁd ii<'/iił riidoM-, wiiiz:ii- pr/f/. len 
wymuszony krok króla priiskiegi> w o^lubieiiiu iiniiii |H) c/v^ń iyv/.iuu\ 
dwoje uskutecznione, nigdy jednak nic niń^ł ukry<' nl)awy U7.<rl«;dtiii konuii- 
dy wysłanego porucznika i troskliwości u los WirlkoiNilanńw. a /.atnii ukon- 
tentowanie jego było tern wi<;ki*z«', kittly gtiirral liyinki«'wif/ doniósł (o; 
sioęsliwym powrof^ie z k<imcndą, ^aiu«'guż fN»'4law.-/y do /dania sprawy i/.) 
oynnosci wykonanych. 

,N. Naczelnik z relacyi por. ł?irlanM»w>kii'^o -taii \VirlkojHilan«'»\v 
malazł zbyt krytycznym prznz nudcia^^niculr wojsk prii*kii'h, ahy na mo- 
ment odciąipiąe do przyHpicHzcnia brotlków na |M)lfps/rnif ich lusii. ale cóż 
kiedy to w tym czasie niu w skutecznej |M)niocy. lit-z tylko w |N)chlt.'l>ny('h 
nadziejach luogly być wyritawiont*. Albowimi pńki \Var>/.awa w ol)l<;/onin 
po^iać piechotę z arryłerya, o która \Virlkop.>laiioiii najwii;c«'j >/.lo, było 
neczą niepodobnii, gdyż tyniącznym wystawa na nirltczpict/eń^twoni łatwo 
być mogta zniszczona, a nawet zniesiona, niriil>y była do^/la <tlii swego, 
a detaszerować kawałeryę było mniej iNiirzebna, bowiem ka/dy INilak n>dzi 
się do tego rzemiosła. Nie zostawało tedy N. Naezrlnikitwi jak tylko pisai- 
do najpierwszych obywatelów, którydi fiewien był patryotyzmii i zaufania. 
zaklinając ua miłość ]k)ga i Ojezyzny dt) wytrwania wraz w prze«Uicw/ietem 
dziele mimo tysiącznych trudności i nicU'Z|ii«-e/<'n>tw, z któn.'mi maja i iniiH.* 
będą do walczenia, aby nio straciw>zy czasu, któret:o /wloką l>ylaby najła- 
lalniej^^zą dla wszyr»tkich, U]mtrzywszy s]N)soł>iin<^i- nkolie/no>eia stosowna. 
wziąwszy się za m^e jako bracia... razem po różnyih miejscach /rol)iii (n)w- 
etanie, zaręczając imieniem swojum i eilcp) narodu. 2e im najumiej^za ubh- 
tona nie l>ędzie pomoc, że przy najpierwszej oka/y i, która sit* tylko okaż*- 
i koniecznie okazać się mu !<i zaraz ])o [)ow>taniu, przyspieszy sam wył>ór 
wojska z najlepszymi generałami w po-^itkach. Właśnie te listy N. Naczel- 
nika nadedzł}' w tym czasie, kieily S/ekely byl wkn>ezył do Wielkojwlski. 
Wstęp jego do tej prowincyi był uaksztalt gwałtownej burzy, która wszyst- 
ko, co tylko po drodze znajduje, wywraca i pusto^zy. Jedną ręka. jcrożiic 
mieczem^ drugą pustoszeniem, jak furya. przeleciał województwa, aż nadto 
częste okropnoścu zostawi ają<* ślady, prowadził namiętności swoich zai)ędy 
ai do dzikości, zgolą nic7<em okrucieństwa sw<>p) nie znając granic. Nikt 
nie byl wolnym [od] jego i podkomendnych złośliwych napaści; czy kto 
wiedział i wpływał na te czynności, które służyły i s<lużyć miały do i)0Wiłta- 
nia tej prowincyi, czy w obojętności się trzymał i do niczego należeć: nie 



334 



chcia], czy nareszcie ich własnym był partyzantem, wszystko było jedno: 
każdy bez różnicy stanu, kondycyi i płci mniej lub więcej zajadłości padł 
ofiarą. Nie mogąc znaleźć winy szli za pozorami tam nawet, gdzie żadnych 
nie było, aby tylko wyzuć obywatelów z ich majątków: stąd poszło, że ten 
był częstokroć w nich oczach winniejszym, u którego lepsze spodziewali się 
znaleźć łupy... Wielkopolska w krótkim przeciągu (czasu) po wielu miej- 
scach dziką stała się pustynią. Dwory obywatelskie były po większej czę- 
ści puste, drzwi w nich powyłamywane, okna wybite, piece powywracane, 
wszystkie meble, nawet podłogi i sufity popsute i porąbane na sztuki... Nie 
na tych pustoszeniach był koniec. Nie dosyć, że wszelkie bogate sprzęty 
i meble, których ogień lub żelazo nie popsuły, zabrano i wywożono, jeszcze 
wszystkie stada, wszystkie trzody rozmaitych bydląt zewsząd spędzono 
i odesłano w granice Śląska, tak dalece, że mieszkańcy nie mając czem upra- 
wiać ziemię najżyźniejsze niwy zostawili odłogiem... Nikt tu już nie był 
bezpieczny w własnym nawet domu, każdy musiał myśleć o schronieniu się 
od tak bezwzględnego i wściekłego nieprzyjaciela. Ale gdzie? Po wsiach 
i miastach równe niebezpieczeństwo, równa zguba, a tak nie było w tym 
czasie miejsca przytulenia, jak tylko między zwierzętami w dzikich i prawie 
niedostępnych lasach, w których najsłuszniejsi obywatele z żonami i dzieć- 
mi błąkający się z miejsca na miejsce wystawieni byli na wszystkie niewy- 
gody i nędze. Lecz niemasz złego, aby na dobro nie wysrio. Wielkopo- 
lanie takimi gwałtownymi krokami króla pruskiego ze wszystki^o wyzuci 
nie widząc żadnych środków ułagodzenia tak srogiego nieprzyjaciela, któ- 
rego żelazne berło dotykało zarówno winnych i niewinnych, a w tej okrop- 
nej sytuacyi nie przewidując nawet końca swoich cierpień przeszli wnet 
z największej niecierpliwości do najwyższej rozpaczy. I tak zjechawszy się 
w pewnym lesie po wspólnej umowie naznaczywszy czas i porę dobyli oręża, 
k^rego zamach gdy sio po wielu miejscach dał uczuć słabym załogom miej- 
scowym i małym komendom od Szókelego w różne strony detaszowanym^ 
zaraz niektóre powiaty^ ziemie i całe województwa oczyszczone zostały od 
tak srodze grasującego nieprzyjaciela" . 

(Str. 99). O walkach nad Narwią por. także Erinnerungen d. Feld- 
marchalls v. Boyen (Leipzig, 1889), I. Autor Opisania podaje następujące 
szczegóły o zatopieniu transportu amunicyi w Włocławku: ^Wiadomo, że 
wszelkie gatunki potrzeb wojennych i amunicyi nieprzyjaciel tylko mieć 
mógł z fortecy Grudziądza, skąd mu wszystkiego statkami Wisłą spławia* 
nymi dostarczano aż do zbytku. Szło więc o to, aby temu dowozowi poło- 
żyć tamę, któraby sprawić mogła niedostatek amunicyi, a stąd wynikłaby 
niemożność dalszego popierania oblężenia. Do przedsięwzięcia tak wielkie- 
go dzi^a tylko Wieikopolanie skutecznie podać mogli ręce. Podali je clięt- 
nie upatrując pory, któraby ich zamiar pomyślnym skutkiem uwieńczyć 
mogła. Niedługo na takową czekali, gdyż właśnie w tym czasie pewną od 



— 335 — 

szpiegów otrzymali wiadomotu*, że Prusacy Da trzynastu galarach przy uia- 
lym konwoju prowadzą pod War8zawę niezmierną liczbt^ bomb, kul, pro- 
chów, płócien i innych potrzeb wojennych. Mniewski. kasztelan brzeski, 
mąt pełen patryotyzmu i odwagi, mając wif»oej zręczności do tej ważnej ek- 
spedycyi przez położenie dóbr swoich blisko Włocławka nad Wisłą, gdzie 
stał oficer praski z 20 kilku ż^jtnierzami na załodze i gdzie wszystkie tran- 
sporty dla nabrania żywności do dalszej drogi przylądowywać zwykły by- 
ły, chętnie się poświęcił dla tej publi<'zncj posługi. Miał więc dwojako do 
czynienia: naprzód trzeba było znieść załojr«,', a dopiero iwteni (mogło na- 
stąpić^ zwalczenie konwoju transportowego i zał>ranie samego transportu. 
Na ten koniec zgromadził skrycie wiernych swoich domowników i poufa- 
łych przyjaciół, a umiarkowawszy stosowna, porę w 30 koni szczę^śliwie 
uskutecznił jedno i drugie. Oficer w mieście Włocławku z swym garnizonem, 
mając dwóch zabitych a trzech rannych, wzięty był w niewolę, a ixxlobne- 
muź loBOwi podpadł zaraz i drugi z komendą swoją od transiwrtu**. Por 
z tera Treskow, 171. 

(Str. 101). O zawieszeniu oblężenia Wari^za wy szczegóły u Knolla; por. 
z tem krótką a głęboką uwagę Dąbrowskiego. Rymkiewicz nw. mówi z tym 
spokojemi znajomością fachową, ale zanotowan<' przezeń szczegóły są bardzo 
prawdopodobne: „Pierwszego września (?^='>) grł. Rymkiewicz znowu od N. 
Naczelnika odebrał ordynans na drugi dzień ob<')z króla prut^kiego pod Wa- 
wTzyazewem atakować. Ten generał z wieczora wszystkie do tego kroku 
uczyniwszy dyspozycye w pewności |K)myślnego skutku po północy wyma- 
azerował z pod Bielan i uszykował się do boju, aby równo ze świtem awan- 
sować; awansuje, lecz tylko znajduje pikiety i widety pruskie zostawione 
dla ukrywania i zasłonienia rejtorującej armii. Po małej utarczce rozpf^dza 
ich i natychmiast komenderuje dwie brygady Kołyski i Kopcia, które do- 
pędziwszy jej tylną straż nacierają, a zabrawszy niemało niewolników i róż- 
nych wozów z rekwizytami obozowemi, z wielą innemi rzeczami, z bielizną 
królewską, wracają się szczęśliwie do obozu. Straż obozowa ze strony 
nieprzyjaci^ tak mocno była utrzymywana, jak zawsze, nikt nie mógł wie- 
dzieć, że ich obóz już z północy był ruszył. Dopiero o tem dowiedział się 
N. Naczelnik i Warszawa od g. Rymkiewicza, napt^łniwszy tą pomyślną 
i dawno pożądaną wiadomością wszystkich. Rejterada ich tak była spieszna, 
te po drodze zostawiali chorych, a w Błoniu znaczny magazyn różnego 
zboża, który dla Warszawy, gdzie się już okazał niedostatek chleba, naj- 
większym był slcarbem. Zaraz posłano liczne patrole na obserwacye nie- 
przyjaciół**. 

(Str. 103.) Wichtigc Beitriige und Actenstii?ke zur Geschichte des 
Aufstandes in Polen im Jahre 1794, welcher die giinzliche Theilung dieses 
Bdches zur Folgę hatte, nebst dessen spiiteren ( ieschichte biszum Wioner- 
Congresse. Ein Nachtrag zu den Denkwiirdijrkciteiu iibcr Polon von dem 



— 336 — 

Grafen M. v. OgiBski. Mit Anmerkuiigen des Herausgebers, I^pzig 1831, 
Wolbrechfsche Buchhoiidlung. (W Bibliotece im. Ossolińskich nr. 
50351.). Kzekomy związek z pamiętnikami Ogińskiego zaznaczony zostd 
chyba ze względów na interes księgarski. Broszura ta jest streszczeniem 
i rozbiorem aktu oskarżenia przeciw Psariikiemu, jako organizatorowi pow- 
stania w okręgu wieluńskim i si\siednich. 

(Str. 107). Ibid.: „Die wioder einriickenden preussischen Trappen 
waren erstaunt, einige cntflohene Parteihaupter abgerechnet, alles wieder 
bei ihrer f riedlichen Bt^schaf tigung zu finden. Nur die schouen Poiinnen 
empfiengeu die Deutsccn schmoUend. Die Manner dagegen so freundlich, 
as ware nichts vorgefallen, und kaum hatte man andiestattgehabte Insur- 
rektion geglaubt, w^nn nicht einer gegen den andern mit Denunciationen 
aufgetreten ware, um sich den Sieger geneigt z u machen." 

(Str. 107 sq.). O losach insurekcyi wielkopolskiej przed wkroczeniem 
dy wizyi Dąbrowskiego dotychczas jedyne prawie wiadomości pochodziły ze 
źródeł niemieckich. Krótka relacya o tych wypadkach, spisana przez jednego 
z podkomendnych generała Niemojewskiego, przechowała się w Bibliotece 
Muzeum nar. w Rapperswylu: „Dotąd piszący historyę o rewolucyi w roku 
1794 przypisywali powstanie wielkopolskie Madalińskiemu, Dąbrowskiemu 
lub Mniewskiemu, a żyjemy w takim czasie, że im fałszu zadać nie można 
i pomyslniejszych czekać trzeba wypadków, w których wolno będzie bez 
obawy wystawienia się na prześladowanie odkryć prawdę; każdy z tych 
trzech mężów tyle się ojczyźnie w roku 1794 zasłużył, że krzywdziłoby ich 
przyznawać hn cudze dzieło. Tak Madaliński jak Dąbrowski znajdowali się 
w okopach pod Warszawą wtenczas, kiedyśmy w Wielkopolsce wzięli się do 
broni, aby Warszawę od nieprzyjaciela oswobodzić, którą król pruski oso- 
biście w 40,000 własnego i 10,000 rosyjskiego wojska oblegał. Byłoby 
rzeczą niepodobną, ażeby pomiędzy taką armią generałowie ci mogli się byli 
w kilka tysięcy ludzi przerżnąć dla zrobienia powstania. Przysłał ich wpraw- 
dzie Naczelnik Kościuszko nam na pomoc, lecz przybyli wtenczas, kiedy- 
śmy się już bez ich pomocy byli obejść mogli; to jest wyruszyli z pod War- 
szawy dopiero kiedy król pruski dowiedziawszy się i to dosyć późno (bo 
długi czas przed nim tajono), że w tyle armii jego całe prowincye wielkopol- 
skie powstanie podniosły i przecięły mu komunikacyę tak z krajem jako też 
i stolicą państwa jego. Wypadkiem tym nieprzewidzianym monarcha pru- 
ski mocno przerażony, ile że mu też i na amimicyach potrzebnych do pro- 
wadzenia dalszego oblężenia zbyw^alo, a te których się co chwila przybycia 
spodziewał na Wiśle pod Włocławkiem przez generała Mniewskiego dowo- 
dzącego powstaniem kujawskiem zabrane i zbywające od naszej potrzeby 
zatopione zostały. Takiem ciągiem niepowodzeniem monarcha pruski znę- 
kany wydaje rozkaz do odstąpienia od oblężenia Warszawy; sam pod mocną 
eskortą wyruszył do Berlina. Przejazd króla pruskiego przez przywłaszczo- 



— :«7 — 

ne sobie prowincje byt bardzo nieb<*ziiit-cziiy: Wh/iiizii* ^ii; >iiuły kii]»y iii- 
iurgentów i niewiele* brakowało, aby ^ię iu<»inin'hn wn ni*- doota) w iii>h- 
powstańców. Wszakże Stokowski, ^eiifral ix>WKtHniii tc<*zyi-ki«>p>. dowitil/.ia- 
nuj się, Iec*z późno, iż król pruski do ]MińHtwa Kwogo iirlKMlzi. iidal sii; ni 
nim w pogoD. M;igal ^ ciągle i ledwie, iv go uw ujal. /a <•(» piteiii. iii>- 
baczny zawierzywszy gt*neralnej niniicstyi ply dd d<»iuił sw«*p» |M)wriM-il, 
E rozkazu kr('>Ia pruskiego iij<:ty nn dożywotnie wic/imie <!<» eie^.kitli rnlNM 
skazany zo^tai... Insurekcya wielkopolska niewiele bitew lic/y, bn -tae/a- 
nw tych z ludźmi źle uzbrojonymi. di» i-wic/j-u wojsko wyr li iiiew|irawiiyiiti 
było niepodobnem, wszakże wzięliśmy >]*' d<> broni w tym jfilynic /ainiar/i', 
aby w tyle alannowm* armią priir<ką stoliee obl<'piJHea i aby pr/.«-eia<* komu- 
nikacyą między krajem pruskim a Derliiieni i tym s)N»-.oiMiii króla pni^ki<>- 
go znaglie do odstąpienia <h1 oł)l«,'żenin Wars/awy i tt*p» tł'ż |M»w«taiiif wiel- 
kopolskie dokazalo. Nie można jitlnakże w /.n|M Inej zostawai- było nii- 
czymioeci, wypadało kiedy niekiedy <l"l)ry.i> polir/.y\\!«zy ^wojr i nie- 
przyjaciela siiy napadae na nieb. l»y iiioiir^mtńw ]N)/.iiah. 1 tak 
Lipski, generał p<.>W8tania ^rnicźnieńskicp'. iider/yl na L^anii/oii w (inio- 
inie stojący, który ]K)nunio dził*bn'j obrony w nuwoir zabrał. Skó- 
rzew>4ki, ^nerat iKjwstania kaliskiego. ]nmI Konimni i Kaliszem zna- 
czne nad Prusakami odniósł korzyści. Mni<'w>ki, ^^rn<Tał ]N)wstania kn- 
jawskiego, oprócz amunieyi, któni rriisakoni na Wiśle zal>rat, kilka rnz> 
mocno ich pobił, (renerał major Nieniojewrki Józł>t {mhI Kościamiu napadł 
na generała Manstein'a; ten (jak (n1 przejete^ro dowiislziałcm ^it• knryera) 
szedł ze Śląska na pomocr gmerałowi L^itricbs. ) który >ię w Poznaniu ok-- 
pd. Zamiarem ich było otoczye p-nerała Nieniojrwskiep) i zabra**- w nie- 
wolę. General Nienłojewski sprzeciwił sit- temu połączeniu wziaws/.y kil- 
kaset młodzieży szlacheckiej, samyeli orłiolników wprawdzie, od dni kilku 
dopiero uzbrojonych lecz miłością ojczyzny przcjjiycb, z nimi wyruszył 
na przeciwko generałowi Manstein d<» Kościana, plzir wsiN)inniany ^viw- 
rał zapewne lekceważąc powstańeów z wojskowością nieolN^.nanycb. a wię- 
cej jeszcze nie spodziewając się, aż<'byśmy >i<_* pokusili jej:o zaczj*pic, ^woje 
przednie czaty wystawił parę set kroków przed bramami miasta, placówki; 
w samej bramie. Kejment zaś pitknej jazdy, przy którym si«' sam gen<'ral 
znajdował, w rynku i po uli<"ach rozstawił: przybywszy powstańcy jmkI mia- 
sto niezmierna zaczęła pailać ulewa (lo>zczu wraz z -radem i dlatep> m()ż(> 
nieprzyjaciel niepostrzegt nas prędzej, aż dopiero jak zaczęliśmy icli kłuć 
i rąbać; w okamgnieniu ich czaty i [dacówka zniesiona, została. Wpadłem 
natychmiast do Kościana, lecz generał Mamstcin posłyszawszy wystrzały nic 
czekał powstańców, lecz pospieszył dla złączenia sit; z dwoma batalionami 



*) T. j. pułkownikowi Dicllur. 



^ 338 — 

piechoty, które za miastem obozowały. I tak powstańcom nie pozostawało 
jak gonić i rąbać po ulicach tych, co nie zdążyli dosiąść koni. — Strata nie- 
przyjacieła w ludziach i koniach była znaczna, lecz korzystać z niej i ścigać 
nieprzyjaciela nie można było, boby była powstańców piechota i armaty za- 
trzymały. Owszem generał Niemojewski spodziewał się, że się Manstein 
zawrócić zechce, i dlatego cofnąwszy się jak największą ostrożność zacho- 
wał, by na nieprzygotowanych do przyjęcia go nie napadł, lecz Manstdn 
o tern wcale, jak się pokazało, nie myślał, jeszcze tej samej nocy zrejterował 
się, bo go wieść od nas puszczona doszła, że generał Niemojewski w 6,000 
powstańców do Śląska spieszy, by tam wolność ogłjsićl To wszystko tyle 
zdołało przerazić. Mansteina że się jak najspieszniej do Śląska cofnął 
wysiawszy oficera z depeszą do generała w Poznaniu dowodzącego (która 
nam się w ręce dostała), że będąc od szalonych i dzikich buntowników na- 
padnięty w przemagającej sile widział potrzebę cofnięcia się. Od tej chwili 
nieprzyjaciel przestał nas niepokoić i zostawił nam czas do organizowania 
pułków i ćwiczenia się w obrotach wojennych. Generał Niemojewski nie 
ufając jednak, by nieczynność taka ze strony nieprzyjaciela długotrwała 
być mogła, na wszystkie strony częste i mocne wysyłał podjazdy, a tak 
utrzymując się przez przeszło niedziel sześć doczekał się nakoniec przybycia 
z pod Warszawy generałów Dąbrowskiego i Madalińskiego z kilkotysiącz- 
nym korpusem wojska liniowego i może to ich przybycie do Wielkopolski 
dało powód gazeciarzom, że ci generałowie powstanie zrobili. — Jak tyjko ge- 
nerał Dąbrowski stanął w Gnieźnie,— dowiedziawszy się, że generał Niemo- 
jewski pod Kcynią obozuje, skąd Prusaków wypędził i miasteczko to 
z wielkim magazynem soli zajął, przysłał mu rozkaz przymaszerowania 
z powstaniami do Gniezna. Gdzie przybywszy generał Niemojewski miał 
sobie pokazany rozkaz Naczelnika Kościuszki, którym generał Dąbrowski 
z korpusem swoim szedł na pomoc powstańcom wielkopolskim, i z rozkazu 
tegoż Naczelnika powstanie wielkopolskie szło pod rozkazy generała Dą- 
browskiego. Niemniej generał Dąbrowski w imieniu Naczelnika Kościuszki 
ogłosił generałowi Niemojewskiemu „wdzięczność narodu za na«^ze chwaleb- 
ne powstanie i wytrwałość** i doręczył Niemojewskiemu wtenczas pierścień 
„Ojczyzna obrońcy swemu". Generał Dąbrowski po połączeniu korpusu 
swego z powstaniami wielkopolskiemi wymaszerował ku Łabiszynowi. Do- 
wództwo całej awangardy oddał generałowi Niemojewskiemu... Dymisya wy- 
dana generałowi Niemojewskiemu świadczy, iż w bitwie pod Łabiszynem 
dowodził i że się przyczynił do wzięcia szturmem Bydgoszczy... Po przegra- 
nej pod Pragą generał Niemojewski otrzymał rozkaz od Naczelnika Wa- 
wrzeckiego bronienia mostu i przeprawy od Pragi, których bronił, jak 
świadczy jego dymisya aż do podpisania kapitulacyi Warszawy.* 

„Accćdant aux dćsirs ducitoyen Joseph Niemojewski, genćral-major 
de Tinsurrection des palatinats de la Grandę Pologne, j^atteste que ie dit 



— ;{39 — 

dtojen Joseph Niemojewi<ki d*v»t pretM '11 1^ h la t<M«' <los oitnył-ns armes dt* 
laGflinde Polognc, lor^ de lenr vertneu!«e infiurrertion, vt a fidMoment \^t- 
iMr^ dans 1e z^le et Tamour ponr la jmtrio, jtiisciirA rinstant (li>ni(''niorabli' 
(nć)de la dissolution desarm^ dc la n'*publiqu('. Kn faitjl(*quoi jo si^nt* lo 
pn^nt certificat, et y fai^ appo^erW M'i>aux do runi«*n. Donn*'' a Kado>»zy- 
cele 17 novemhre 1794. Thomas Wawrzcyki." 

,In l^nterduchungAsachen widor den ehcnialigen Stan>-»t<Mi vou Szroin 
Joseph Yon Niemojewski, erkennen wir FriiHlrich Wilhelm. Konig von 
Preossen, den ergang:encn Actcn gemiiss, hierniit fiir Recht, das!« Inoulpat 
ak ein Haupt- Anfiihrer der Insurroction inSiid-Prfns.-ion undals oin Haupt- 
rebeUe mit dem Yerlust und mit der Confisi*ati<»n słines p^sjimnitm Ver- 
mogens, weshalb es l)ei dera ConfiMcationHerkenntnis yoni 20 Fehniar 17iM) 
i«eiD Bewenden bohalt, zu bestrafen und im Fali tler Wił'derlM'trotnn>r »iit 
lebenswieńger FeAtungsstrafe zu biOaiiprn, auch die rntersut-hunjrs- 
koeteu zu tragen, verbund(*u von Kochtswf^cn. Tost-n d. 1. Miirz 171)7. 
kgl. Sitdpr. Regienmg, von Stendor*'. 

O działaniach insurekcyjnyoh w Wirlk<»pols<r przł-d zawie-łZfnirm 
oblężenia Wawzawy pomieszczał k(>ros|M»nd<n(y«' Dziennik patryotycznyeh 
pohtyków we Lwowie. Jakkolwiek wszystkie prawie wiadonu^ści 8woje 
zwykł czerpać z pism obcych (wiedeńskich), prze<Me^. o tych wypadka<'h 
mógł lepiej być poinformowany. W J6 14 z Ui kwietnia 171M umi«'śeił apel 
następujący: jeżeli kto z czytolnik^)W Dziennika fX'wne jakowe miał wia- 
domości ściągające się do teraźniejszej) stanu Polski, te^o prosiemy, ał)y 
ich przez IPana Onyszkiewicza, Towarzystwa naszego |K'łn(»mo(iiika w do- 
roie Starzewskich naprzeciw Bernardy n^)w mieszkajaeegn, la<«kawie udzie- 
lić raczył, iżby w Dzienniku dla uwiadomienia Publiczności umici^ze^one 
bydź mogły". Jakoż warto pozbierać stą<l wiadomości o [)owstaniu wi<'l- 
kopolakiem, chociażby dla porównania z informiu7ami, jakie równocześnie 
odbierała publiczność niemiecka przez ^^iidpreussi8cbe Zoitung, podanemi 
przez Priimersa, Zt. d. hi«t. G. f. d. Pr. Posen, XII (181)7): Dzienn. patr. 
pol., }6 136, z Warszawy 6 wrześ. 1794: ^1). 3 t. m. i)opołudniu przybyli 
do Naczelnika wysłani od Wieikoiwdanów obywatele Hoyman (Hofman) 
i Buchowski z doniesieniem o uskutc^cznionem powstaniu w dniach 21 i 22 
sierpnia w województwach kaliskiem, gnieźnieńskiem, sieradzkit^m, tudzież 
w ziemiach gostyńskiej i wieluńskiej. Z Wrocławka województwa kujaw- 
skiego nadeszła także wiadomość; że tani nasi amunicye pruskie na ló ga- 
lerach do Warszawy dążące zabrali, a zostawiwszy 30 lasztów prochu na 
swą potrzebę, drugą połowę wraz z całym transportem bomb i kul w Wiśle 
zatopili, podobnież zabrali tamże kilka łyżew płócien. W miejscach owych, 
gdzie powstanie nastąpiło, Prusacy częścią wyrżnięci, częścią rozi)ędzeni zo- 



— 340 — 

stali*) >Ł 138 z Wrocławia 29 sierp.: „W Pruaiech Południowych wcz^y 
się niepokoje. D. 25 dywizya uzbrojonych Polaków, przyszła do Rawicza 
i tamże kasy królewskie i magazyny zabrała. W Łęczyckiem i Poznań- 
skiem podobneż jest powi^tanie, główne siedlisko insurekcyi jest między 
Poznaniem i Lissą czyli I^eśnem, a że kurs poczty jest zatamowany, dla 
tego tu żadnych dokładnych o zdarzeniach w owych stronach mieć jeszcze 
nie można wiadomości"- J6 143: „O powstania w Wielkiej Polsce można 
pewnie powiedzieć, że d. 22 sierpnia w Kościanach zgromadziło się obywa- 
telstwo i tam akt powstania był podpisany, tam obrano pewną liczbę ofi- 
cerów komenderować mających wojsko pospolitego ruszenia, między którem 
starosta sremski Niemojewski jenerałem poznańskiego województwa obra- 
nym został. Ten więc z swą dywizyą pomaszerował zaraz do Śremu, 
gdzie zabrał pruskie magazyny i wywiózł. Insze zaś dywizye opanowi^y 
Gniezno, Brześć, Wrocławek i inne miasta w Wielkiej Polsce*. )6 14() 
z Torunia, 3 wrzes.: „Przed kilku dniami głoszono tu, że Polacy po uczy- 
nionym w Kościanach akcie powstania przedsięwzięli marsz do Brombergu, 
że Łowicz, Piotrków, Poznań etc. już opanowali i że ku Toruniowi się zbli- 
żają. Pewne jednak wiadomości są następujące. Polacy opanowali Gnie- 
zno o mil 6 od Brombergu olległe, tameczny garnizon wzięli w niewolę, 
kasy zabrali, orły pruskie pozrzucali, a oficyalistów pobrali w areszt. Po- 
dobnież wzięli miasto Brześć w województwie kujawskiem o siedem mil 
stąd, na drodze od nas do Warszawy leżące. Z Brześcia pomaszerowali do 
Wrocławka o siedem mil stąd i opanowali to miasto, którego garnizon ile 
możności się bronił. Porucznik Marwits z wiełu gemejnami tam polegli, 
a reszta wojska poszła w niewolę. W tem mieście zabrali także Polacy 
kasy królewskie. Tegoż samego cz&su znajdowało się tam wiele statków 
z prochem i amunicyą, które z Graudenz do armii pod Warszawą Wisłą 
prowadzono. Przy tym tran^^porcie mały tylko znajdował się konwój z ofi- 
cerem od Lautau. Polacy zabrali cały transport i częścią zostawili dla 
siebie, częścią wrzucili w Wisłę. Niemieckich szyprów odprawiono, pol- 
skich zaś zostawiono. Potem ruszyli do Nieszawy trzy mile od Torunia, 
a przy zbliżeniu się ich, garnizon tego miasta wymaszerował do tutejszego 



*) Informacye te nie są ścisłe; Koresp. warszawski J6 73, 1659, za- 
notował w rubryce Czynności Bady Najwyższej: „D. 5 wrześ. zwołana zo- 
stała sesya extraordynaryjna z rana z powodu odebranego li«łtu od N. Na- 
czelnika z doniesieniem o powstaniu województw wielkopolskich; po którego 
przeczytaniu Rada udała się do kościoła na złożenie dzięków Bogu i wia- 
domość tę publiczności przy odgłosie trąb ogłosić zaleciła'*. O ataku 
Mniewskiego na Brześć Kujawski 20 sierp, i na Włocławek tudzież Da 
porucznika Lettowa prowadzącego transport z Grudziądza por. Treskow, 
172, gdzie mowa o 800 (I) powstańcach, towarzyszących rzekomo Mniew- 
skiemu; Rymkiewicz mówi o 30. 



— H41 — 

miasta. O zbliżeniu »\o dal^zcm kii nniii nio inaniy jrszfzf wiiiil<>iiit)Mi, to 
tylko wiemy, że p«.ł wsiach pobli^kirh nakaznli pm>«tawi:u' linl/i i jr- t«»wai' 
dla wojska kwatery. Siła Polaków w t«i okniiry iiif iia<lt>> ma l>Vf'- /ti:i'v.na 
i tylko z kilku tysięcy kawałem, a kilkuset infaiitrryi !*ii- nin *>kln<l:ii'-. |h.- 
więkifza sił^ jednak przez uzbrr>j«'nił' po^fuMstwa. W <Miii'/nii\ Hr/.»'ściii. 
Wroctawku i Ni<'.*zawie przy»it;j:aly niajriłłtraty i "łiywatłli- na wiiTiUKi' 
Bptej. Po tfj stronie Wił*ly jeszcze i^w^tanii- jawnie ni.* \vylini-liinl«» IiiIn) 
Wfzywy bez najmniejszi'} oliawy z tiMii nii; «»świ:nlr/nja. -iktyi jin/iisu** iiuł^iia, 
ie W9zy9cj do powstania ną p»towynii. W powiifjp niiH-kiin 7 mil ^\m\ 
wStrzebiie znieśli Polary znajtliijąn' «łii.' Hywi/yr uiłj«ska pni^kifizn i kn-y 
pozabierali a razi^m Zakrz^wskif^^n -tiir-iti- ra<l/H'jnw^kir.j^o za! uli. 
podobnież t^raz znajdiijii sit; Pnlafy w <ffiiiliiry n 7 mil >ta<i. 
w Koronowie 'i mile orl Hr<inił>or^n i iiawi-t jn^ w Ihii^.nwic -:t:ł>! wir 
31 mile <Ki Broniberga i nawet ju* w Sln^»wii» -ita*! n .'. mili- na 
diodze do Warszawy. Przi-z kn'lrWfłkirp» jMw/iimiL^n nryiłlnika. kt^»- 
ry tedy do jrWwnej kwatiTy kn'>liw-kił j pr/yji/jl/ał. łlnwiMlzii-li-^my 
eię, ie Polacy w wielkiej liczbie około lN>/.iiaiiia -^it- iika/.iija a hilto iranii/on 
tameczny, jeżeli zwłaszcza bitlzio wznuN-iiiony iMlpńr im iławar łi<il/ii\ jni- 
nakże jest i tam wielu przychylnych iM^wtaiiin. Tu w ri>rniiiu /iiah /jmn) 
niedawno na przł^dniiewMU w <lninii narożnym iHMlrziu-fUiy i»tr|,.n^ iim/p tak- 
że na znak jaki ołużyr mający. Płihicy wzirll Sirrałlz, l-H*/iin. ł milf ud 
Pdznania na pranicy sląskifj. W I/»sziiio. >.v obywatili- |m» wirkozcj czi-ści 
Niemcy sie opierali i Imtnili miasta, dlntr^ro wi«*lii ^yrii- ?* traciło. INiw-^ta- 
nie, jak gtoi^zą pow»ze«'hnic, co<!zioniii<- większy a wii'k<zy wzro-«t liiirzi'. 
Duchowieństwo mocno się do t«»jr«» przy<*zynia i w-zy-tkio <xlrz\vy iii-iir>:rn- 
tów z ambon publikując lud zachęca i iink tania, samo zaś ^i,. w«' w-zy<t- 
kiem powitaniu powoduje. W Hrzi^ścm i w Hailzirjowif INilacy sy]iia szań- 
ce. Odebrali pr>dobnież o mil 1:5 stad Jidlrjrl.- mia-to KNMJawę. W <iiii«'ź- 
nie odprawuje sic sfcromadzcnictłbywatfNtwa banlzo lirzni**.* i J6 ITil* z Po- 
znania 8 wrzos: ^Insurgenci w nndycłi korimsat-h p^ pn-wim-yi ssi rozstrzy- 
gnieni, z jednego dworu przechodził do dni^ricpi. namawiają jiosscsnnW do 
łączenia się z sobą i do dania n-k nitów z swyrb jm u 1< lanych, zabierają 
wszędzie kasy królewskie, biorą w areszt ołiryalistów. zabij-raja k<»nie j>ocz- 
towe i tak niebezpiecznemi czynią (lr»»^n pnl)li<'zn(», iv j»rawie cahi k<Mnuni- 
kacya przeciętą jest. między Knaczniej<*zemi miastami tij prowincyi. Jak 
tylko się dowiedzieli, że l*nisacy d. 5 opuś<'ili <łniezno. natyrhnnast przy- 
szli znowu do tego miasta, tu atoli nie tykali bynajmniej żadnych rucho- 



•) Wszystkie te inłormaeye niewątpliwie z niemi<*ekieir<» wyplynoty 
źródła; na szczegółach zgoła i)oletra('- nie można, ale prawdziwy jest koloryt 
tła. O trwodze panującej w lV)znaniu wśród nr/edników pruskich zebra- 
nych w kościele św. Marcina podaj*' źródłowa, współczesną wiadomość 
Prumers, 1. c. 40 sq. 



- 342 ~ 

mości oficyalistów pruskich, locz przez miasto udali sie do Czerniawy dóbr 
jcneraia Lipskiego, jadzie swój założyli obóz. Członki komisyi gnieźnień- 
pkicj byty następujące: (Toźyinirski (?), kasztcUn, byl prezydującym, które- 
go potem wyrzucono, jako podejrzanego. Rooiłowski (?), Józef Zakrzewski, 
Piotr Kaliszewski, kanonicy Łoga i Skiewski (?;; pułkownik Twar- 
dowski; graf Woltowicz (?); predykanci protcstantcy: Bothe, Schocken, 
Koch i Hanke. Kanonik Murzynowski, który potem został wyrzucony 
mieszczanie gnieźnieńscy Gostomski i Kłosowski, tudzież kilku włościan. 
Naczehiikieni siły zbrojnej jest Lipski, pułkownikiem Rogoziński, a jego 
l)rttt podpułkownikiem. Potem przybył do nich pułkownik Wolski, oficer 
doświadczenie posiadający w sztuo^ wojennej, który natychmiast przemienił 
pfizycyę insurgcntów przy (Jnieźnie na miejscu niesposobnem założoną. 
Duchowieństwo bardzo gorliwie i czynnie do insurekcyi się przykłada, 
a osol)liwic klasztory. Dowodem tego jest klasztor Wągrowiecki, który 
sam 100 pikami i kosami uzbrojonych chłopów do Gniezna przystawił. 
Z Torunia 13 wr/cś.: „D. C t. m. publikowany był przez tutejsz^o ko- 
mendanta Hundt dany przywilej tutejszym mieszkańcom w obozie dnia 
2 września od króla podpisany, mocą którego uwalniają się od rekrutowa- 
nia wszyscy. Wojska pruskie są koło Wroclawka, wielu obywatelów po- 
brano w areszt. Insurgenci obozują w Radziejowie, których naczelnika 
wezwał pułkownik Szókely do poddania się pod warunkiem, iź jeśliby był 
na potyczce złapany, życie mu nie miało być darowane." )6 184, z War- 
szawy, 14 paźdz. (Excerpt listu z Gniezna, zamykającego w sobie okolicz- 
ności powstania wielkopolskiego): „Czytając w pismach publicznych mylne 
po większej części doniesienia o powstaniu wielkopolskiem dokładniejszą 
o niom wiadomość jako od początku insurekcyi jej działaniofn przytonmy 
udzielani. Obywatele wielkopolscy z uczuciem radości powzięli byli wia- 
domość o insurekcyi krakowskiej. Mimo największej ostrożności rządu 
znaleźli sposobność umówienia się o środkach złączenia się. Jakoż po 
kilkakrotnych zjazdach do domów prywatnych dnia 21 sierpnia obywatele 
województwa poznańskiego licznie się zgromadziwszy przedsięwzięli jedno- 
myślnie wszyscy już dłużej nie odwlekać powstania, owszem tenże zjazd 
za początek związku swego mieć postanowili. Przytomni w ów czas byli 
obywatele Rogaliński, Niomojewski, Gliszczyński, Miaskowski etc. etc. 
W szczupłej jednak jeszcze jednak będąc liczbie zaczepiać nie mogli 
nieprzyjaciela, wszędzie prawie w pobliskości komendy swe mająca. 
Pierwszy swój obóz założyli pod Śremem, gdzie magazyn pruski do 100,000 
zł. wartujący zabrali. Dopiero d. 24 t. m. zebrawszy siły zbrojnej do 
600 głów stanęli pod Gąbinem, tam spisali formalny akces do insurekcyi 
krakowskiej, osoby do komisyi porządkowej i sądu kryminalnego wybrali. 
Poczem akt cały w kole obozowem był przeczytany i przysięgi na posłu- 
szeństwo władzom krajowym przez insurekcyą postawionym wykonane 



— 343 — 

zostały. W niedostatku zaś kasy publicznej każdy na początkowe po- 
grzeby powstania złożył ofiarę, ja ką mu w/iwczas złożyć niożnośr dozwa- 
lała. Z pod Gąbina siła zbrojna udnly się do Szniigla, gdzie mieszkańcy 
mimo związku języka i wyznania, któro ich łączyć z nieprzyjacielem zda- 
wały się, ogłoszenie powstania najchętniej przyjęli i broń jaką mieć kto 
mógł złożyli. Stamtąd poszli do Kacad niedaleko Kościany^ gdzie doszła 
ich wiadomość, że do Kościany Prusacy w liczbie 40) piechoty i 200 jazdy 
z komendy generała Mansteina przybyli i na dwie cz«»ści rozdzielili się, 
jedna stała w samem mieście, druga na goś<*ińcu. Na tę uderzyć nasi 
determinowali się; jakoż nasze pikinier}' w liczbie 12() wpadli na nich z ta- 
kim impetem, że zaraz szyki karabinierom i jegroin połamali, ludzi 30 ubili 
i cały ekwipaż jenerała Mansteina zabrali, ale postrzegając, że silniejszy 
sukurs pruski z armatami nadchodzi pod wieś Mchy n'jterowali się. Woj- 
sko też insurekcyjne dotąd z samych strzelców, [>ikinierów i kosynierów 
złożone z przybywających coraz ochotników wzrastać poczęło i dopiero 
w Słupcy z korpusem generał-lieut. Madalint*kiego się złączyło. W woje- 
wództwie sieradzkiem za namową ob. Ignact»go Błeszyńskiego, starosty 
brodnickiego, zjechawszy się do domu jego w Zlaczewit* uchwaliliśmy 
zbrojny zjazd na miejsce o pół mili od ^?ieradza w lesie w celu uderzenia 
na komendę pruską w tem mieście konsystującą. Ci, którzy żadnej broni 
nie mieli, szyny żelaza na kształt pałaszów rozklepać kazali, a tak wszyscy 
do powstania pierwiastkowego należący zbrojni na miejscu uinówionem 
stanęli. Mieszkańcy miasta Sieradza weszli z nami w porozumienie, roz- 
stawili dla pewności naszej sekretne piki<'ty, a jedna z nich strzeliła do 
Żyda dającego znać o zbliżeniu się naszeni. rderzyliśniy natychmiast 
o godzinie 1 po północy na Prusaków, którzy się w ratuszu bronili, lecz 
utraciwszy 4, po godzinnem strzelaniu z ręcznej broni, poddać się nam 
musieli; liczba ich 42 gemejnów, 3 unteroficerów i 1 kapitan. Z naszych 
ani zabitego ani rannego nie było żadnego. W magazynie zdobyliśmy 
2500 korcy owsa, 1000 korcy żyta, 8(j() beczek soli, a w kasie TOO talarów. 
W dniu tym akt powstania do archiwu'n oddany i ogłoszony został. 
Obywatele Lipski i Zbijewa-ki generałami korpusu naszego obrani, a Ost- 
rowski rot mistrzem, który zebrawszy pierwej 20 ludzi z nami się złą- 
czył. Odebrawszy przysięgę od żołnierzy pruskich, jako więcej przeciw 
Polsce wojować nie będą, odesłaliśmy ich z przyzwoitą ludzkością^ wraz 
z oficyalistami królewskimi ku granicy śląskiej. D. O wrzos, komenda 
nasza ruszyła ku Łęczycy w zamiarze^ atakowania stojącego tam gar- 
nizonu, lecz dla powiększenia siły nieprzyjaciół wstrzymać sio musiała. 
W tymże czasie rezerwa 50 głów zostawiona w {Sieradzu rejtorować 
się musiała przed nadchodzącym korpusem pułkownika Bonina; ten zrabo- 
wał całe miasto i ruszył ku Piotrkowu, a odebrawszy sukurs 150 piechoty 
i 800 jazdy obrócił marsz na Sieradz ku Kaliszowi; obywatele całego 



— :)44 — 

województwa jedni z wszystkiego nawet z inwentarza ogołoceni, a dmdzy 
jako to: Karśnicki, kasztelan wieluński, Bąkowski, Bartochowski etc do 
Nissy fortecy śląskiej w kajdanach są zaprowadzeni. Prusacy pastwili się 
nawet nad «itabą picia, tak żonę obywatela Koźmińskie, rotmistrza 
korpusu naszego, i (lątkiewiczównę pannę zamordowali, a Krakowską pała- 
szami zrąbali. Złożyli obywatele w ofierze, co tylko mieli w pieniądzach, płót- 
nach, furażach i broni wszelakiego gatunku. W tymże czasie powstało 
także województwo kaliskie, w Pyzdrach uzbrojeni obywatele w liczbie 
1200 małe komendy pruskie ścigali i znosili. Skórzewski, j. m. kaliski, 
w Kole zniósł ze wszystkim 150 huzarów pruskich, z Kutna tam od 
dywizyi pułkownika Sz^kel^o przybyłych. Województwo gnieźnieńskie 
|X)W8tało w (Inieźnie, lecz tu dla nadeszłego silnego nieprzyjacielskiego 
korpusu nie można się było długo utrzymywać. Przy zabranym magazynie 
pruskim postawiono 2 kosynierów i oraz ich nauczono, że nikogo pusz- 
czać, nikomu ustępować nie mają, i że przeciwko nieprzyjacielowi bronić 
powinni, chociażby i życie utracić mieli. W tem za niespodziewanem nadej- 
ściem Prusaków nasi tak spiesznie musieli uchodzić, że owych dwóch 
z warty ściągnąć czasu nawet nie było. Zastali ich wiec Prusacy na miej- 
scu i zaraz im ustąpić kazali, ale ci powiedzieli, że nie ustąpią, póki im ko- 
menda polska nio każe, a gdy ich gwałtem odpychać chciano, bronili się 
mężnie swemi kosami poty, póki od ognia kilku razy do nich dan^o na 
placu nie legli.** *) 

rStr. 107). Do historyi nadużyć biurokracyi pruskiej w ziemiach 
polskich pierwsze obfite wiadomości podał Held, Feuerbrande; por. uwagi 
Rankego, Denkwiirdigkeiten des Staat-^kanzlers Fiirsten von Hardenbei^ 
III, 369 — 370: „dass man anfangs zum Theil den Auswurf der Dienerschaft 
dahin schickte.* 

(8tr, 110). O Szćkelym Boy en, I, 68: „Jetzt sich selbst iiberiasseo 
benutzte er seinen Auttrag zum schamlosen Pliindem und abscheulicher 
(lewaltthatigkeit. Bald erpresste er von einer Grattin durch das Vorgdi)eo, 
dass er den Befehl habe, ihren Mann todtschiessen zu lassen, bald yon 
„Aiteren unter dem Yorwande, dass er ihre Sohne miisse hangen lassen^be- 
trachtliche 8ummen oder ihre Kostbarkeiten, wobei er sich durch die nie- 
drigsten Liigen und Bertriigereien herabwiirdigte. Er stahl buchstablich in 
Kirchen und Klostem, wo er nur etwas finden konnte, und schlug dadarch 
der Hache des Konigs, der Ehre des preussischen Namens tiefe, schmertz- 
liche Wunden." 



*) Tylko ten ostatni list z Gniezna, który szedł drogą na Warszawę 
nosi znamiona dokumentu poważnego, jako relacya półurzędowa. O starcia 
pod klasztorem franciszkańskim w Gnieźnie uznaliśmy za wiarogodną re- 
lacyę podaną przez Knolla. Opowiadanie polskie tchnie fan^ą. 



— 345 — 

(Str. 111). Siła korpusu poclana weille Dąhrow^kit^^o. Rymkiewicz 
azicaje ją wyżej nieco, podając zresztą, cyfry tylko w przybiiżciiiii: ^cala 
piechota, rachując nawet kosynierów tio tych regimentów przyłączonych, 
które nie były w komplecie, nie wynosiła do 2,000 gtów. Kawaicryi było: 
nowo formowana bry^cada generała Dąbrowskiego i brygatla Rzewuskiego 
^w do 1,000**; Madaliiiski niial przyprowadzit* -SiA) koni; z korpusu grla 
Bronikowskiego Dąbrowski spodziewał sii^* « przy najmniej mi<v do 2,000 lu- 
da*, ale ^ledwie dostał jeden batalion rog. I-go i 100 strzelców, co uczyni 
1,000. Pozwolono mu było wyłirać na pomoc, jakich sam zechce generałów 
z wyłączeniem grła Rymkiewicza, którogo sobie ksią^^> Józef Poniatowski po 
objęciu znowu komendy nad oddzielnym korpusem u N. Naczelnika wypro- 
sił (co z różnych przyczyn lepiej byłoby się stało), tegoż N. Naczelnik, jak 
się sam oświadczył, chciał zatrzymać dla innych widoków. Alt> cóż? kiedy 
generał Dąbrowski nie chciał żadnego, jak tylko (Rymkiewicza) z oświadcze- 
niem nawet nieprzyjęcia inaczi.^j komendy, co w lN>lsce, żal przenika serce, 
zawsze uchodziło bezkarnie, i tak zyskawszy zaraz, zaczęto, ile że czas nie 
cierpiał zwłoki, wszelkie czynić, przygotowania do tej tak potrzebnej eks|K»- 
dycyi.* 

(Str. 112). O powstaniach wielkopolskich jnmIujc Rymkiewicz jeszcze 
następujące szczegóły: „21 (wrześj D. roztoczył ol/>z iM)d Słui)cami, 4 mile 
od Gniezna a (3 od Poznania. 22 przybyły ])Owstania województwa poznań- 
skiego, kaliskiego, gnieźnieńskiego i łęczycki(>go. Picrhoty mało co mieli; 
oprócz 300 strzelców z bronią dobni mnglo być jeszczt? blisku ÓOO po więk- 
szej części z pikami i kosami. Kawaleryi było około 4,000, lubo na dobrych 
koniach, lecz źle uzbrojonej, a tak całe (K^wstanie wielkopolskie ledwie wy- 
nosiło 5,000 ludzi nieregularnych... 2ii i 24 pracowano około zrcgulowania 
tej zbrojnej siły wielkopolskiej, j(Hlnak nic w tej mierzić nie przedsięwzięto 
bez wspólnego naradzenia bię. ( ? cnerałowie, a za przykładem onych wszy- 
scy oficerowie wojsk liniowych starali się w każdem zdarzeniu braterskiem 
obcowaniem przekonać Wielkopolanów, że nie chcą innej nad nimi preroga- 
tywy nad tę, którą z obowiązku i powołania na placu bitwy mięt* powinni, 
zasłaniając piersiami swemi drogie życie tyłu zacnych o])ywatelów, którzy 
idaniem i radą znowu być mogą podporą swej ojczyzny; w każdym zaś in- 
nym stanie rzeczy uważali się jak bracia jednej matki, nic znali żadnej róż- 
nicy, tylko cnoty i występku, a miłość, jedność, braterstwo wojsko liniowe 
ze zbrojnymi Wielkopolanami tak ścisłym węzłem spoiło, że jednoin zdawali 
się być ciałem, jedną duszą. Organizacyadlatego bez najmniejszej sprzeczki 
wzięła pomyślny skutek. Strzi.'lców })rzyłączono do batalionów a inną pie- 
chotę rozdzielono po regimentacli. Z kawaleryi formowano lekkie pułki, 
a z obywatelskich synów i z samych oby watelów składano szwadrony. Ge- 
nerałowie, Mniewski kujaws»ki a Skórzewski kaliski, chca.c jak najlepiej 
urządzić powstania swych wojew<xlztw, prosili o zdatnych sztab?of icerów ; 

Monografie T, IV. 



346 



nieodmówiono. Majorowie brygady Dąbrowskiego Kampenhausen i Da- 
czy miński przydani im byli do wspólnej pracy." 

(Str. 113 sq.). Cytaty w tekście z Rymkiewicza. Tamże: „G. Dąbrow- 
ski jak w posiedzeniach miły, słodki, każdemu przystępny, tak w obowiąz- 
kach wojskowych byl groźny i surowy. Bez względu na krewnych i przy- 
jaciół, nawet na własnego syna (dopiero mając^o lat 14, który w brygadzie 
jego zostawał w randze towarzysza, wązystkie stopniowi temu odpowiadające 
odbywać musiał powinności), najmniejsze wykroczenia przeciwko służbie nie 
uszły bezkarnie. Z natury nie cierpiąc pochlebców, żadnych nie miał fawo- 
rytów, a będąc bez uprzedzenia (ile ułomność ludzka pozwala) swych na- 
miętności,— sprawiedliwość wolny z tych powodów mając bieg, każdemu ró- 
wno wymierzana była. Jeżeli złe postępki umiał gromić, wiedział także jak 
dobre nagradzać, dając nienagannem swcm życiem cnocie wzrost i znaczenia 
Stąd przywiązanie i zaufanie u wojska były nieograniczone... Ta miłość i uf- 
ność w wojsku, ta karność w korpusie jego nie tak słowy jak własnym 
przykładem w podkr mendnych wpajana, ta regularność służby ugruntowa- 
na na prawidłach przezorności i roztropności, przewodniczące wszystkim 
jego czynnościom najpierwszą być mogły, jakoż i były rękojmią we wszelkich 
przedsięwzięciach zawsze pomyślnego skutku; i dziwować się nie trzeba, 
że Szćkely, który wśród ciemnej nocy niespodzianie go atakował, mógł być 
pobitym, albowiem Dąbrowski, jak wszędzie, tak i tu pod Łabiszynem w tej 
stał gotowości, jak gdyby wiedział, że miał być atakowanym, chociaż naj- 
mniejszego nie było podobieństwa.* Początek wyprawy, przebrnięcie Bzury 
i następne dni stracone nad jej brzegami opisuje dalej dość dokładnie 
„Dziewiątego września korpus cały z pod Młocin pomaszerował 4 mile do 
wsi Dębina, gdzie stanął obozem. Zabezpieczono zaraz lewy brz^ Wisły 
strzelcami, aby się nieprzyjaciel od Zakroczymia i Wyszogrodu nie mógł 
przeprawić na naszą stronę, a patrole wysłano aż do samej Bzury. Te jako 
i szpiegi powracający zapewnili, że nigdzie niemasz nieprzyjaciela na pra- 
wym brzegu tej rzeki, lecz na lewym wciąż komendy stoją od Sochaczewa 
aż do jej ujścia we Wisłę. Genend Dąbrowski właśnie w tej pozycyi zamy- 
ślał płytką przebrnąć Bzurę; słuszną miał obawę, ażeby Prusacy, spostrzegł- 
szy jego zamiar, w tych stronach nie wzmocnili się i na silnej nie stanęli 
przeszkodzie i rzeczą koniecznie sądził więc potrzebną wstrzymać pię z swo- 
jem przedsięwzięciem, póki N. Naczelnik jeden maiy korpus wykomenderu- 
je dla ubezpieczenia lew^o brzegu Wisty, a drugi mocniejszy w okolice Ło- 
wicza i Sochaczewa, któryby demonstrował nieprzyjacielowi, że tu przecho- 
dzić ma Bzurę. Właśnie wtenczas kiedy g. D. te swoje myśli przez kurye- 
ra komunikować chciał N. Naczelnikowi, przyjechał z Warszawy szambe- 
lan Wybicki, mąż pełen patryotyzmu i wielkich talentów, aby jako p^no- 
mocnik Rady przy jego zostawał korpusie, z zapewnieniem, że N, Naczdnik 
te dwa korpusy, które mu ułatwić mogą pomyślny przechód Bzury, jui wy- 



— 347 — 

komenderował... Za nadejściem korpasii ^. Bronikowskiejro i objęciem po- 
eteranków nadbrzeżnych Wi»lv grł. D. po rannym żołnierskim obieduie 
dnia 12 ruszył z Dębiny i po 3 milach marszu wlei-zorem stanął pod wsią 
Eromów zwaną obozem, w zakącie, który w tcm miejwu czyni ujści(* Bzu- 
ry w Wisłę, mając naprzeciwko w rAwnem położeniu, o małą ćwien' mili 
wieś Kamion, gdzie już komenda pruska, 80 ludzi z oficerem, stała. Gem»- 
rał Rymkiewicz, który z Dębiny był wyraaszerował z awangardą jeszcze 
przededniera, wcześnie stanąwszy w Kmniowie, zaraz zamknął lewy brzeg 
Bzury Btrzelcami, dając swojemi dyspozycyami Prusakom do porozumienia, 
że krok ten nic więcej znaczyć nie może, jak tylko asekuracyę taką, jaką 
sami trzymają, ukrywając tym sposobem marsz kolumny i lokowanie się 
korpusu obozem. Od Sochaczewa wciąż \x) lewym brzegu Bzury aż do Wi- 
sły między posterunkami pruskimi najznaczniojsze były w Kamionnem 
i Witkowicach. Dnia 13 równo z dniem komenderowano dwa szwadrony 
dla opasania opodal wsi Kamionna, którą w tym samym czasie pułk. Hokol- 
nicki ze strzelcami, przebrnąwszy Bzurę, atakował z frontu. Prusacy ucho- 
dząc przed ich natarczywością porządnie się rejlerowali do i)lebanii; ta 
mocno będąc oparkaniona długo im służyła za obronę i n'e pierwej się pod- 
dali, aż za wystrzelaniem amunicyi. nie małą liczbę mając ubitych i ran- 
nych. Tym sposobem i druga komenda złożona z dwóch kompanii piechoty 
i dwóch szwadronów kawaleryi pod'przewodnictwem majora Szweykowskiego 
we wsi Witkowicach sytuowana, także nad Bzurą, w równej odległości od 
Sochaczewa i Wisły, postępowała mimo tęgiego bronienia się; Prusacy stra- 
ciwszy kilkudziesiąt ludzi poddać się musieli. W Kamionnie wielki znale- 
źliśmy magazyn, w którym było więcej jak 2,(XK) fas mąki, różnego z\x)ia. 
przeszło 1,000 korcy, a soli do 5,000 l)eczek. (Uważał D.) być swoim obo- 
wiązkiem jak najtroskiiwiej o transport tego się starać, ale cóż kiedy jego 
goriiwoBĆ pomimo najwyższych usiłowań była niepodobna. Nieprzyjaciel 
albowiem zawsze się w znacznych patrolach snując podwody, zwłaszcza idą- 
ce z dalszych miejsc, przejmował. Do czego g. I), na wy szukanie innych roz- 
syłać i rozrzucać komendy po okolicach nie mógł. Z tern wszystkiem jednak 
do kilkuset fur mąki i soli wysłano do Warszawy, pisano oraz do Zakrzew- 
ski^o, prezydenta miasta, aby ile możności fur nadesłał. Na ostatek, aby 
nie byc w smutnym wypadku palenia, ogł()szona została wolność zabierania, 
kto co może. Przycliodził najwięcej pieszo zrabowany i ogłodzony lud nio- 
sąc ręce do Boga za tę korzyść z przybycia braci swoich... Pomknęła się je- 
dna komenda do Pieczysk nad Wisłę, gdzie mocny posterunek lubo już 
o zwycięskim naszym orężu uwiadomiony i przygotowany w obronie stawa- 
jący, rozproszony i zniesiony został. Z 13 na 14 po północy była ta potycz- 
ka... 14 zbliżył (się) grł. Madaliński z brygadą swoją. Grł. D. o tern dowie- 
dziawszy się pisze do niego, iż lubo komenderujący idzie chętnie pod jego 
komendę, aby tylko publiczny int(Tcs był ratowany. Zbiega grł. Madaliń- 



— 348 — 

ski do grła Dąbrowskiego , dają sobie usciBkanie braterijkie, odmawia git 
]VIadaiiń8ki przyjęcia komendy, dają sobie rękę i słowo honoru, że łącznie 
służyć będą ojczyźnie. Prywata żadna w tycli dwóch cnotliwych sercach per- 
skich nie miała miejsca...Do tego momentu Prusacy nie wiedzieli o zamiar >' 
rze wkroczenia do Wielkopolski, zdawało im się, że grł: D. Bzurę przeszedł p. 
dla opanowania magazynów. Utwierdzili się jeszcze bardziej w tern mnie* j^ 
maniu, kiedy po spaleniu jednego a zabraniu drugiego grł. D. zaraz wrócił |^i 
napowrót i na jej prawym brzegu stanął obozem. Właśnie w tym widdm ^ 
uczyniony ten manewr, aby nieprzyjaciela w tej myśli zostawić, nim nar "■ 
dejść mogła piechota, którą grł. Bronikowski według odebranego jeszcze d& c 
dniu 14 ordynansu N. Naczelnika natychmiast powinien był dosta « 
wić... Opóźnienie wyprawy piechoty nie może być grłowi Broni- r- 
kowskiemu darowane, gdyż z tej jego opieszałości wstrzymany marsK i^ 
grła Dąbrowskiego pociągnął za sobą niemałą Wielkopolanów klęskę... Nie- ^ 
przyjaciel różnymi sposobami rozjątrzał Holendrów nad Wisłą osiadłych, ^ 
chcąc przez to wojnę domową rozpalić, współbraci naszych na nas obródó. |i 
Śmiał nawet wmówić w nich, że my, gorejąc fanatyzmem i okrucieństwy, na i" 
ich wytępienie broń wzięliśmy; to przymusiło pełnomocnika Wybickiego V 
wydać proklamacyę, wystawując gruby ffUsz tej piekielnej potwarzy, a łoi- .: 
nierz polski braterskiem postępowaniem dowodząc wszędzie pokój ludowi, ^ 
okazał jasno, że tylko wojny z despotą pragnie *)... D. 19 (wrzes.) zrobiwsiy ji 
4 mile marszu, stanął obozem pod Kłodawą. Tu się g. Madaliński z nami f 
złączył, który w Kutnie pobiwszy Prusaków, położył na placu 11 a6 wzil|t I 
w niewolę. Miody Schwerin odebrawszy Kujawianom Konin, poraziwszy t 
ich część poszedł do Koła za rejterującymi się. Mniewski generał tego pOWr ■ 
stania, dowiadując się w tern miejscu, że kolumna wojsk regularnych pod k 
Kamionnem przeszedłszy Bzurę już wkroczyła do Wielkopolski i ku niemv . ■ 
maszeruje, wysłał naprzeciw niej z najmocniejszą prośbą o przyspieszenie 'j 
pomocy obywatela Hoffmana. Już ciemny był wieczór, a żołnierz długim j 

*) Wtedy to może rozrzucano karteczki, z których jedna przechor ł 
wała się w archiwum Czartoryskich ms. nr. 967; 

„Bracia Prusacy! Polacy idą 
Was ratować, Wolność Wam ogła- 
szać, Podatki które tak wielkie 
opłacacie Królowi Pruskiemu, nisz- 
czyć, i źadney Wam krzywdy nie 
czynić; Rząd Naywyż^zy Polski to 
wszystko assekuruie świetnie do- 
trzymać. ** 

Wszelkie nawet drobne wykroczenia żołnierza karał Dąbrowski suro- 
wo. Względem jeńców zachowano wszystkie reguły honoru, rannym okfl^- 
wano wiele miłosierdzia. O „strenge Mannszucht" mówią też źródła niemfee^ 
kie, por. Priimers 1. c-Treskow 219 






„Ihr Briider Preussen, die Poll- 
len kommen euch retten, die Frai- 
heit euch ankiindigen, <He grossett 
Abgaben,die ihr zahlet, demSS^Jj 
nig von Preussen zernichten, fceir; 
ne Schaden euch nicht zu thoan; ^^ 
die hochste Regierung in PolileiL "" 
das alles heilig versichert.* ; ^ 

ri: 

3 



— 349 — 

i ciężkim ziiuiony marMEem. z tych wię<' {Kjwodów g. 1 >a,łtruwski nie mógł 
dalej awaDsowae. ile mając jeszcze do Kola trzy mile dro^i: pii^ai tylko przez 
tegoż obywatela do g. Mniewskiegoz zalcefiiiem, ażeby Kola nie opui»zezat* 
i że się jutro z nimi zapewne złączy. W nie<loi>tatku fortecy trzt^ba było 
miejsca przynajmniej z natury obninnego, w któr^niby g. l>ąbnłWł*ki 1k*z- 
piecznie mógł założyć magazyny, zostawić niepotrzebny bagaż i rhor}Th. 
Upewniano go nieraz, że to miasteczko do tych widoków je}*t najsposobniej- 
ue; dlatego życzył najmocniej, aby nie było iitra^tme. 2t) rano pr/ybył oii 
g. Mniewflkiego znowu po:*łaniee dominzae, że Schwerin winlhig |H»wnych 
powieści szpiegów z piechotą i arniatauii spiesznie na niego maszeruje, że 
za naleganiem powstań przynuiszony był opuście Kol<» i ku Kłodawie rej- 
temje się. Generał Dąbrowski uczyniwszy nawet kilka marszów forso- 
wnych dla uprzedzenia w Kole nieprzyjaciela, nie mógł jak z żalem patrztH* 
na opuszczone to miejsce, a widza<' niemożność ruszyć tak prędko z cniym 
korpusem, jak okoliczności wymagały, chwycił się nidy grla Rymkiewicza, 
aby strzelców wsadziwszy na iKKlwody z dwoma armatami i nieco dobrej 
kawaleryi komenderować. Stało się: z tym małym oddziałem puścił się 
w marsz i zwrócił g. Mniewskił'go z |H)wstani('m i przybył d«» Koła, kiedy 
jeszcze Prusacy byli o mile. (ien<Tał Rymkiewicz objąwszy kawaleryą 
i strzelcami najzyskowniejsze |)Ozyeye, ukrywszy armaty, które strychowac* 
mogły most na Wancie i jeden bnnl łatwy do przt-chodu. })ownym był, że 
nim nadejdzie korpus potrafi wstrzymać wszelkie S<*hwerin'a usiłowania. 
W tej gotowości czekając na zbliżenie się nie[)rzyjaeiela dowia(luj«> się, że 
Schweriiiy jak tylko uwiadomiony został o przy])y<-iudo Koła woj^^k liniowych 
z irmatami i w zamiarze bronienia go. natychmiast | ruszył | do ISzdr dla 
asłonienia magazynu tam złożonego, żeby z t<'go .uiejsea uważając obroty 
wojsk polskich mógł je uprzedzić do Kalisza lub Poznania 4lla wzmocnienia 
tamecznych garnizonów, dokąd s]NKlziewał się, iv |K^wnie marsz swój przed- 
sięwziąć zechcą... Już był wieczór, kiedy g. Dąbrowski w Kole stanął z kor- 
pusem aprobując wszystkie kroki, które g. Rymkiewicz uczynił w obroni«i- 
niu tego miasteczka, gdyby się nieprzyjaciel (Mlważyl napastować. 19 pier- 
wszy byl rasztach [Rasttag] nie tak dla od|)oezynku żołnierzy, którzy mi- 
mo (że) w nieustannych marszach g<»towi byli i nawet życzyli sobie awan- 
Rowae dalej, jako bardziej (dla) rozpoznania miejsca, które być miało dla 
całego korpusu składem; dla uwiadomienia z&4 wszystkich powstań, ażeby 
się na 22 pod Słupcami zebrały niezawodnie, dokąd 21 sam przybyć miał 
I korpusem, wzięto na ten koniec z powstania kujawskiego osoby dobrze 
wiadome położenia kraju i na których w tem s(»krctnem urządzeniu można 
było polegać, nie dawszy jak tylko zlecenia ustne, ażeby nieprzyjaciel, 
gdyby który nieszczęściem miał wpaść w jego ręce, planu złączenia sic nie 
wykrył. Koło leży w równinie między błotami: do tego Warta dzieląca się 
na dwa ramiona okrywa je zupełnie i tylko przez dwa mosty wejść można 



— 350 — 

do miasta. Gdyby ze strony Kłodawy ciągnących się pasmo gór nie dominowaio 
temu miejscu, byłoby do»yć obronne. Ta okoliczność zm'weczyla wszystkkiŁ 
zamiar forty fi kowania go dla składów i tylko zostawiono ciężko choiydi 
(w) domu wygodnym kosztem miasta wystawionym na lazaret wojsk per- 
skich dawniej konsystujących. Tegoż dnia por. Bielamowski w 300 koni 
komenderowany został na rekognoskowanie nieprzyjaciela. Tenże doniód, 
że za zbliżeniem się jego do Konina aryergarda nieprzyjacielska to miejsce 
opuściła, które natychmiast [swoją objął komendą, i że Schwerin obozuje 
pod Pyzdrami. 20. korpus przeszedłszy powtórnie pod Koninem Wartę 
stanął za miastem na trakcie pyzdrskim obozem. Tu znaleźliśmy kilku- 
dziesięciu chorych i plejzerowanych Prusaków pod dozorem jednego woj- 
skowego felczera i kilku inwalidów. Republikanie zapomnieli w ten mo- 
ment, że ci biedni są i>odlem żoldactwem okrutnego Wilhelma, patrzdi 
na nich jako na braci swoich, a dowiedziawszy sio, że wsparcia potrzebują, 
zrobili składkę na kilkadziesiąt czerw, złotych. Gen. Dąbrowski zalecił 
najsurowiej miastu, aby pomocnej we wszystkich potrzebach nie ubliżało 
ręki... Por. Bielamowski za nadejściem korpusu znowu poszedł za nie- 
przyjacielem. Zręcznie umiał w okolicach Pyzdr pokazywać się; opanowa- 
wszy bowiem 'góry i pagórki rozstawiał widety demonstrując nieprzyjacie- 
lowi, ze korpus tu stanie obozem. Schwerin obawiając sie być atakowar 
nym, a sądząc z dyrekcyi marszu zamiar nasz wzięcia Poznania, w nocy 
opuścił Pyzdry zostawiwszy znaczną część magazynów, których znać czasu 
nie miał uwieść lub zapalić, spiesznym marszem ciągnął pod Poznań dla 
wzmocnienia pułk. Ditrichta [Diether] z niemałym tsm stojącego garnizo- 
nem. Prusacy jeszcze bardziej utwierdzili się w tem mniemaniu, kiedj 
21. Dąbrowski roztoczył obóz pod Słupcami 4 mile od Gniezna a 6. od 
Poznania... 26. korpus pomaszerował do Gniezna i tego dnia blisko miasta 
stanął obozem .. Dzień 27. poświęcony był na podziękowanie Bogu za 
wsparcie wszechmocną ręką swą pomyślności i sławy w tej prowincyi oręża 
polskiego. Ta uroczystość była jedna z najokazalszych i najtkliwszych, 
które kiedy widziano. Całe miasto było w paradzie zgromadzone pod 
swemi chorągwiami, a korpus w porządku batalii uszykowany stał pod 
bronią G. Dąbrowski ze sztabem swoim i pierwszych rang oficerami, z na- 
czelnikami powstań i ich przedniejszymi obywatelami przyszedłszy do ka- 
tedralnego kości<^a przywitani byli od kapituły w asystencyi licznego 
kleru; odprawiła się zaraz msza wielka przy wdzięcznej muzyce, po której 
skończonej miał mowę wyborną i do aktu tego stosowną obywatel..., jaka 
naczelnik powstania tego województwa. Przysięgano jeszcze raz żyć wolnym 
albo umierać. Ta przysięga nawet od niedołężnej młodzieży, zgrzybiałych 
starców i płci delikatnej z entuzyazmem powtarzana nie mogła jak być 
czułą i do łez poruszającą: dano sobie na dowód tej szlachetnej determina- 
cyi wzajemnie ręce, braterskiem pocałowaniem utwierdziwszy te cnotliwe 



— 351 — 

serca i rozuniue zaimły. G. Dąbrowłtki za|»ro^il ]x>t«*iii \v^zy>tkich na żo)- 
nienki obiad, gdzie z przyzwoitą it^imblikanom rkroiimością hawioim ni^ 
tż do wieczora. Po czupistrachu każdy {Niszedl na nwoje n)iejK'e dla przy- 
gotowania się d«) marszu równu z dniem mająoogo na*it:łpió.... 28. r('>wno 
z dniem w&zy^^cj ruszyli w naznarzone uiicJKii. a za nimi {Nimaszerowal 
oraz korpus cały |>roBtym traktem do LAbi^zyna. ^lzi«* zaniiariMn było 
ii. Dąbrowi^kiego przeji^ć Notet* i Mtanąr obozem dla satożfiiia daUzych 
{diouw operacyi Bwojej. Po trzei*bmilowym marszu to^roż dnia korpus 
rozłożył się |>od CTą<*awą, a drugiego dnia przi^l wieczorem stanął w Ła- 
biszynie. Fo okropnych ]x>gróżkach kMn pruskiego.... ;;dzieśmy tylko 
ińi, obywatele i po8|iól8two z nieHmiAłi>!k'ia. wpniwdzie na nas patrzali. 
czytać jcKlnak w ich twarzach można było radośr i wesolf oświadczenie 
łączenia się z nami. W Mniej rzeczy siła zbrojna wielk()|M)lskA coraz Itar- 
dziej powiękeizała się, a przez dobrowolne ofiary żolniiT/ opływał w do- 
statku i prawie zbytkach, (t. Maiialiński znfznir |M)kazuji(c sit* w stro- 
nach iDOwrocławia pod tern mia^^tein stojący ob('>/. >zr*k('ly'i'go niemałi*go 
nabawiał strachu, zwłaszcza gdyż ))odówcxas sam S/i''kt>ly znajdował się 
w Fordonie o O mil drugi. Tymczosmi iMMipulkownik liinn'*hs natych- 
miast do niego |X)stawszy z ra]>ort('m. a <^ciagnąws/.y zrwszud siły nifzego 
ze swej strony nie zaniedlial do dania niiKMifp) o|H)ru, «r4lyt>y. jak nie 
spodziewa), miał być atakowanym. .Madaliiiski widziir swój zann'ar usku- 
teczniony przez przygotowanie si<: Prusaków do ł)oju ^zodł |N>tcm lewym 
brzegiem Noteci izłączyłsię z Li)Mkinii{U. |>od Harcin<*ni. ;;dzic zniósU/y ko- 
mendę pruską pierwej doszedł I^biszyna, niż korpus przyniaszcruwał. Tu \x)- 
sterunek nieprzyjacielski stał najm«K*nicJi>od komenda ł»or. Bauera. (Heyera) 
który w rejteradzie, opanowawszy cmentarz wysoko opasany na górz(^ bę- 
dący, z rusztowania za murem wystawion«'go jeszc/e dłup» i u]K)rezywic 
bronit się przeciwko wszelkim atakom, (i. Madaliiiski. nie cheac ryzyko- 
wać żołnierza, rozkazał kilka razy dawać ognia z armaty, wttnlyż strzelcy 
wdarłszy się już na mur reszty dokończyli. W tych dwóch małych oka- 
zyach prócz zabitych dostało si«_' nam w niewola; 2 ofie(TÓw, 3 unterofiee- 
rów i 40 gemejnów. Z naszi^j strony mieliśmy rannych :> strzelców, jed- 
nego towarzysza Stan. Grabowskiego i obywatela I^^szczyńskiego z po- 
wstania kaliskiego. Ten zacny ma.^ z żadnej powinności, szczególnie |)owo- 
dowany cnotą i męstwem, zacht^cajac strzelców do buju wystrzałem n-cz- 
nym ugodzony został tak szkodliwie, że 3. dnia umarł nfiara swej ojczy- 
zny; umarł, lecz pamięcr jego żyje w sercach i>oezciwych Polaków... Sze- 
kcly, odebrawszy w Fordoniu wiadomość o zbliżaniu się Polaków, jak 
piorun przyleciid do kor|)U8u swego. Mając ich silę wystawiona z kilkuset 
tylko strzelców regularnych a resztę z swawolnej kupy buntowniczych 
Wielkopolanów (tak tych cnotliwych ludzi złośliwie zwykł był nazywać), 
przy kilku żelaznych wiwatowych armatach, z dumą i pogardą, (zi którą 



— 352 — 

zwykł zawsze z Polakami postępować, nie dawszy czasu lepiej poznać 
swego przeciwnika, rusza z pod Inowrocławia z korpusem i przybywa 
z 29. na 30. w nocy o godzinie 2, w okolice Łabiszyna... Szćkely pręd-. 
kim i raptownym marszem z piechotą obrócił się do góry nazwanej Kio- 
sterberg i z łatwością opanował, gdyż na niej Polacy tylko mieli posteru- 
nek z kilkunastu piechoty i ka walery i. G. Dąbrowski, który w tych stro- 
nach komenderował, w 300 koni brygady swojej z nastawionymi propor- 
cami wpadłszy na piechoto nieprzyjacielką tak ją zmieszał, te nie mogąc 
się oprzeć kawaleryi jego rozpierzchać się zaczęła. Szczęściem dla Szóke- 
ly'ego, że w tym momencie kilka szwadronów huzarów przybyło na po- 
moc; ci jak mu dali czas formować piechotę znowu swoje, tak byli po- 
wodem kawaleryi polskiej (zapewne z obawy, aby nie była oderznięta) do 
cofnienia się. G. Dąbrowski, chcąc koniecznie Szćkely'ego zupełnie z tej 
zyskownej pozycyi spędzić, awansować kazał piechocie, którą miał na 
swojem lewem skrzydle. Ogień plutonowy ciągły z obu stron trwał blisko 
godziny i nie pierwej się nieprzyjaciel miał ku zupełnej rejteradzie, aż 
kiedy brygada Rzewuskiego wpadłszy z boku zagroziła wzięciem flanki 
i tyłu, a trafne zewsząd wystrzały armat mocno go razić zaczęły... Szó- 
kely po tej nieszczęśliwej akcyi w krytycznera znajdował się położeniu 
w niepewności, w którą udać się stronę, czy wrócić się do Inowrocławia, 
gdzie zostawił pod słabą obroną cały prawie bagaż korpusu i znaczne de- 
pozyty ździerstwa i łupiestwa swojego, czy maszerować do Bydgoszczy 
dla wzmocnienia tam będącego garnizonu, w której król pruski ua kilka 
milionów wartujące miał składy różnych rekwizytów wojennych. Spodzie- 
wając się i prawie pewnym będąc, że Polacy zechcą natychmiast dalej 
zwycięskie pomknąć kroki i całą swoją siłę obrócić na Bydgoszcz dla opa- 
nowania tego tak ważnego miejsca, przedsięwziął ich uprzedzić i przygo- 
tować się na wszelkie przypadki dla udaremnienia ich zamiaru, posławszy 
jednak wprzódy do Inowrocławia, aby pozostała komenda ze wszystkiem, 
co może zabrać, niezwłocznie przeniosła (się) do Torunia....... Bydgoszcz, po 

niemiecku Bromberg, leży na prawym brzegu rzeki Brdy, która o pól 
mili niżej wpada do Wisły, a wyżej na kilka mil szeroko rzniętym ka- 
nałem złączona jest z Notecią wpadaiącą w Wartę, a ta w Odrę. Przez 
komunikacyą tylu rzek znacznie rozciąga swój handel, przeto jest miastem 
dość bogatem i ludnem, a przez mnogość pięknych skarbów, budowli i fa- 
bryk ozdobnem i porządnem. Od strony Grudziądza okrywa je Brda 
i tylko po zwodzonym moście wchodzić można do miasta, od Łabiszyna 
zaś ciągłym opasana jest murem i nie masz innego wejścia, tylko dwoma 
mocnemi bramami. Tym sposobem naturą i sztuką wzmocnione byłoby 
dosyć obronnem, lecz góra z tej strony paralelnie z Brdą wzdłuż ponad 
samemi murami ciągnąca się tak wysoko, że je zupełnie zakrywa, — czyni 
to piękne miasto slabem i najłatwiejszem do wzięcia. Gdyby sie Sz4kely 



- 353 — 

na tej górze postawił, jak mu radził pułk. Witte, koiiieiiHant jrarnizoDU. 
byłby tym Bpoeobem zupełnie ocalił piobio i Bydgoszcz. Nic witHlzieć dla 
jakich powodów nie zostawiwszy najraniej»</ego |Ni8terunku oprócz 
tilkudziesięciu huzarów, z całym korpusem przeniósł się za Bnlę i na 
trakcie gmdziąskim ulokował sią w krzakach dla a^ekuracyi. (t. Dąbrow- 
ski mając połoiteoie Bydgoszczy nnjdokłudnicj przez Wiclkopolanów opi- 
sane, a rozumiejąc, ie 8zćkely z«])ewne ol>óz hwóJ rozło^.yt wzdłuż tej p^iry 
myśleć jnż nie chciał odebrać one. W tyra albowiem przypiidku miałby 
z nieprzyjacielem do czynienia dwojako, - naprzód z samym Szćkcly'm. 
»by go z tej góry wyparować, a dopiero z garnizonem, który miał n»z- 
kaz bronić Bię do upadłego. Kazcm dwie akcye / licznym dość nieprzyja- 
cielem, do tego uporczywym, (nie) obBzedlyby nic bez znacznej straty 
piechoty, a najbardziej amunicyi. Któż mógł zaręczyć, że j». Dąbrowski... 
dopnie zamiaru swego, z tych powodów... Nie niófrl si«* puścić na hazanl 
chciał więc pomaszerować do Inowrocławia i znieść tam komendę od Sze- 
kely'ego przy różnych składach zostawionii, a stamtąd stosować się do 
wypaść mogących okoliczności. Wielko|)olanie, najl>ardziej (M^łnomocnik 
Wybicki, za ślepym idąc zapałem, a widząc wszystkie usiłowania swoj<; 
refleksyami i taktycznymi dowodami zbite, przyszeillszy do g. Rymkiewi- 
cza, który w korpusie równą jak ^. Dąbrowski, a większą prawic u Wicl- 
kopolanów miał miłość i zaufanie, z żalem mu odkrył intencyę g. Dąbrow- 
skiego maszerowania nic do Bydgoszczy lecz do Inowrocławia, (i. Hyni- 
luewicz, mimo słabości zdrowia swego te^^o dnia, udał sie natychmiast do 
Dąbrowskiego wystawiając mu ważność i |)OtrzelN' dobywania Hydfroszezy, 
którą na jedną tylko supozycye opuście nie należy. Radził więc roztro- 
pn^o sztabsoficera z dostateczną detanzować kawaleryą ku Rydgoszezy 
dla dowiedzenia się o istocie prawdy, dodając, że, jeżel i ^óra jost przez 
nieprzyjaciela opanowaną, nie inożt* jak przechylić się do jego planu, aby 
maszerować do Inowrocławia, lecz jeż(>li słabo opatrzona lub nic wcale, 
obstawać będzie przy Bydgoszczy w nadziei, że g. Dąl)rowski jak zawsze 
go zwykł słuchać, tak wtenczas rada jego przyjęta b<,>dzie, ile zasadzona na 
najpewniejszych widokach wielkiej pomyślności szczęścia publicznego. Dą- 
browski braterskiem ucałowaniem twierdząc tę opinią g. Rymkiewicza, 
nie miał co dodać, jak tylko pr(»8lM.% aby się sam raczył poświęcić na tak 
interesujące i ważne rekognoskowanie. (ł. Rymkiewicz nie wymówił się 
bynajmniej..." 

Pod Bydgoszczą Rymkiewicz « wyprawiwszy adjutanta z raportem 
i listem do Wybickiego, wrócił sie na górę dla obscTwowania dalszych 
nieprzyjacielskich kroków. Ku wieczorowi postrzępi wielkie czóino nała- 
dowane pakami, kuframi, które pod małym konwojem ciągnięto ponad 
lewym brzegiem Rrdy ku Wiśle. (J. Rymkiewicz, myśląc, że to być może 
kasa królewska, którą Niemcy mysią uprowadzić, natychmiast spieszyć 



— 354 — 

kazał 25 konnym strzelcom i od okopUka żydowskiego podkradać się na 
przedmicHcie. Ci z wybornymi sztućcami, a z profesyi będ4C strzelcami, 
rozsypawszy się pomiędzy budynkami, tak zręcznie ognia dawali, że wnet 
czółno pozbawione komendy i robotników płynąc samo dostało się na 
nasz brzog. l'o wzięciu Bydgoszczy kiedy g. Madaliński odemknąć kazał 
kufry i beczki, tylko w nich znalesć miano dokumenta i akta Prus Po- 
łudniowych, które na ratuszu zostały złożone.— Nadeszła doc straszna dla 
Prusaków i Polaków. Sz^kely pewnie się spodziewał, że w tej Polacy szturm 
przypuszczą, a g. Rymkiewicz słuszną miał obawę, ażeby go nieprzyjaciel, 
jak się dowie, że tylko z jedną przyszedł kawaleryą, nie przymusił do cof- 
nięcia. Z tjcb przyczyn z obydwóch stron podwojona została pilność i przy- 
gotowań ie się na wszelkie przypadki [Po zdobyciu Bydgoszczy] Szćkely 

widząc niebezpieczeństwo miasta, uczyniwszy w swym obozie dyspozycye do 
awansu, przybiegł rozkazując nabić armaty kartaczami, postawić w bra- 
mach i do ostatniego bronić stanowisko. Lecz tu jemu oznaczony byl ko- 
niec. Na moście dawszy te i inne rozkazy swoim adjutantom, wstrzymując 
całą kompanię uciekajłicą, — kula armatnia ubiła pod nim konia, samemu 
lewą zgruchotawszy nogę. Prusacy mimo wszelkich zabiegów nie mogli go 
uwieść, albowiem Polacy już będąc panami miasta, wszędzie ścigali ucie- 
kających i tak się został między ubitymi i rannymi. Grdyby g. Dąbrowski 
w tym momencie był awansował liczną swą kawaleryą, ani noga nieprzy- 
jacielska nie byłaby uszła; wcale nierychło g. Madaliński z brygadą swoją 
i Rzewuskiego udał się za uchodzącymi; przyprowadzał wprawdzie dosyć 
jeszcze niewolników, niemała jednak część korpusu Szekely^ego z armatami 
szczęśliwie się ratowała do Grudziądza. Ta opieszałość i nieprzezomosć 
Dąbrowskiego zasłużyłaby na wielką naganę, gdyby inne piękne dzieła za 
nim nie mówiły... Mimo tak chwalebnie odniesionego zwycięstwa, mimo 
tysiącznych korzyści, które już miano i jeszcze nadal spodziewano się: 
Dąbrowski i inni generałowie serca napełnione mieli goryczą. Zastanawia- 
jąc się nad przeciągiem czasu, jak od Najwyższego Naczelnika, zgoła od 
nikogo żadnych nie mieli wiadomości, obawiali się stąd słusznie, ażeby 
nad Bzurą lub koło Gostynia przejęta nie była komunikacya, coby naj- 
fatalniejsze za sobą pociągnąć mogło skutki... Na drugi dzień po wzięciu 
Bydgoszczy zatrudniono się ułożeniem inwentarza wszystkich magazynów 
i składów. Pełnomocnik zaś Wybicki wydi^ proklamacyę, zaręczającą 
wszystkim obywatelom bezpieczeństwo osób i majątków, że to tylko bę- 
dzie wzięte w rekwizycyę, co jest skarbowego. Dla lepszego porządku rzeczy 
i prędszego ułatwienia najpewniejszych potrzeb wojskowych obywatele 
wielkopolscy chętnie ofiarowali swe prace, i tak formowano departamenta 
żywności, furażów; złożona także została komisya porządkowa, sądowa i za- 
wiadująca kasami. 

„Tegoż dnia wszystkie insygnia króla pruskiego odjęte zostały 



— SiM - 

Z Ogłoszeniem współziomkom dania wr^zelkioj pomocy do iKlzy^kania wol- 
ności. Odebrana była od miasta przysięga; wybór osób do rządzenia im 
zostawiwszy, wszystkie zaM osoby do dawnego rządu nale/4CŁ% jako za 
r^ojmię więzionych naszych współbraci, arcsztowancmi zostały, dając im 
jednak pozwolenie czynienia odezwy do króla, ażeby ich uwolnił przez 
awoloienie wolnych ludzi... Pułkownik dc Szt*kcly, widząc się być coraz 
słabszym, prosił o doktora i księdza i pieniinlzy; wszystko stało nię według 
jego żądania. Trzeciego dnia znowu najusilniej prosić kazał do .^iebio gon. 
Dąbrowskiego. Znaleźliśmy go w zamierzaniu i w niespokojnosciach; od- 
dawszy się rozpaczy zdawał się, że dłużej przeiyć nie chciał wstydu i hań- 
by w rękach zwycięskich Polaków. Już prawie śmił-rtelny, a jeszcze roz- 
siewać usiłował kłamstwa i fałsze, jakoby prócz innych jeszcze dwa kor- 
pusy z Brandenburgii i Pomeranii na nas maszerują, wystawiając stąd 
pczepaść, w którą nieuchronnie wpadniemy, gdybyśmy awansować chcieli. 
Badzit więc gen. Dąbrowskiemu, pod zasłoną przyjaźni i wdzięczności 
ukrywając najczarniejszą obłudę i podstęp, zawczasu umykać, a jego dla 
wyleczenia zostawić w Bydgoszczy, obiecując dać rewers, iż przeciwko Po. 
Itkom w tej wojnie służyć nio będzie... 

-Widząc, że ostrzeżenia jego względem nadciagnui* mających kor- 
pusów z Brandenburgii i Pomeranii najmniejszego nie uczyniły na Pola- 
kadi wrażenia, a słysząc, że już w Bydgoszczy gos]>odarować zaczęli, jak 
(we) własnym kraju, co większa, że jeszcze znaczne wykomenderowane są 
ditaszementa wgtąb Pomeranii aż nad granicę prowincyi Neumark, że 

V województwie pomorskiem już uskuteczniono powstanie i że korpus go- 
hije-się iść pod Toruń, tak żywo ptzejęty został temi wiadomościami, iż 

V rozpaczy odrywając bandaże, żadnego nie chcąc ratunku, przyspieszył 
Me śmierć dnia 6-go, który przy asystencyi jednego batalionu i trzykrot- 
vpxk strzale z armat pochowany został... Porażka korpusu Szekelego 
i wzięcie Bydgoszczy nabawiły najbardziej Toruń bojaźni podobnego losu. 
Oarnizon w tern mieście nie składał się jak (z) 1200 głów, armat było 
9 tylko, małego kalibru, część większa mieszkańaów sprzyjała Polakom; 
it|d postrach był powszechny. Wierzyć należy, że gdyby g. Dąbrowski 

na drugi dzień po opanowaniu Bydgoszczy ruszył i staną! pod To- 
, to miasto byłoby się poddało albo z latwcśeią mocą oręża wzięte. 
Opóźnienie się jego dało czas komendantowi do łlundt na przygotowanie 
tię do silniejszej obrony, a staremu Schwerin'owi do nadesłania sukursu... 
W tym czasie powracający pewny słuszny obywatel województwa pomor- 
ikiego z Gdańska, którego tu imię roztropność zamilczci' każe, zaręczał 
g. Dąbrowskiemu o stałej przychylności mieszkańców tego miasta ku Rze- 
czypospolitej, a śmiertelnej nienawiści dla rządu pruskiego: że powszechna 
panuje radość z utworzonej w Polsce rewolucyi, jakoteż z powstań pro- 



— 35(5 — 

wincyi wielkopoNkich, dodając, ie tylko oczekują pomyśiniejszej pory do 
wzięcia Rię do broni na odzyskanie odwiecznych swych swobód. Tern bardziej 
przekonaliśmy się o pewności tej prawdy, gdyż przejęte przez nas listy 
komendanta pruskiego świeżo z Gdańska do króla pisane o zaszłej w tern 
portowcm mieście fermentacyi, ze nawet z tego powodu wszelka broń oby- 
watelom jest wzięta. Ze złożonej więc rady wypadło, aby natychmiast 
znowu wymiar, emisaryuszów do (rdaiiska dla utrzymania w nim ducha 
niepodległości i wolności i zaręczenia imieniem narodu wszelkiej pomocy; 
jakoż na dowód tego zaraz 5. dnia komenderowano zręczne komendy ka- 
waleryi dla wkroczenia do Pomeranii... Chcąc na ten raz ulegać powszech- 
nemu życzeniu, aby iść pod Toruń, wszelkie do tego kroku przedsięwzięte 
zostały środki... Posterunki w Szwetzu, Nakle, Żninie, Łabiszynie, Ino- 
wrocławiu, Podgórzu i Chełmie, 4 do 6 mil naokoło Bydgoszczy zostawi- 
wiszy, z których każdy przed sobą jeszcze miał pomniejsze komendy,— 
pewien był g. Dąbrowski, iż 4 dniami wprzódy o zbliżeniu się nieprzyja- 
ciela uwiadomionym będzie; do czego przejmowane poczty, sztafety, szpiegi 
nie mało pomogły... Gen. Lipski w raporcie swoim prosząc o zluzowanie 
siebie przez inną komendę, zapewne sądzić musiał swą prośbę być dosta- 
teczną do wrócenia bez wyraźnego na to ordynansu, kiedy się mógł na 
ten krok odważyć i arbitralnie nazad stanąć w Fordonie całkiem opu- 
szczając prawy brzpg Wisły w tym czasie, kiedy powinien być najlepiej 
strzeżonym i obserwowanym z powodu już przeprawić się mających ko- 
lumn. Rzecz pewna, gdyby Prusacy byli lokowali komendę choć z jedną 
tylko armatą naprzeciw Fordon ia, a drugą naprzeciw Szulca byliby tym 
zamachem zniweczyli cały układ Polaków, zwłaszcza kiedy g. Dąbrowski 
idąc bardziej za przymusem, jak przekonaniem, tylko zdawał się szukać 
pretekstów do wstrzymania tej wyprawy. Zdziwić się trzeba, dlacz^o 
Prusacy najmniejszego nie zrobili podobieństwa dla przeszkodzenia prze- 
prawie wojsk polskich. Zdaje się, — właśnie tego życzyli — pewnymi, będąc, 
że sukurs przyspieszy, który nie tylko Toruń ubezpieczyć (zdoła), lecz 
nawet o znaczną klęskę (Polaków) przyprawić. Dzień 9 (paźdz.) nazna- 
czony był do marszu... Major Bielamowski dnia tego raportem doniósł 
o zbliżeniu sie nieprzyjaciela, przyłączając przejęty autentyczny list pułk. 
Ledivary*ego do g. majora Schwerm*a, w którym wystawia konieczną 
potrzebę najpręd^^zego złączenia się i przyspieszania Toruniowi pomocy... 
G. Dąbrowski chcąc uprzedzić nieprzyjaciela i spodziewając się dobyć To- 
runia, nim ten miastu miał przyjść na sukurs, przyspieszyć kazał marsz 
kolumn, udawszy się sam do Szulca, dozór drugiej kolumny i przeprawę 
pod Fordoniem powierzywszy g. Rymkiewiczowi. Przez niedostatek pro- 
mów, szczupłość ouych, nieustanne słoty i moc wiatrów, które w tym cza- 
sie panowały, niemało generałowie doświadczyli przeszkód w przeprawienia 
się przez Wisłę. G. Rymkiewicz mając trzy mile marszu więcej, jak gen. 



( 



— 357 — 

Dąbrowski, mimo najdokładniejszej pilności dopiero na drugi dzień w nocy 
ściągnął do Czarnowa, a nie zastawszy g. Dąbrowskiego, który z powodu 
lepszej pozycyi awansował o milę, widział się w konieczności po małym 
odpoczynku wśród ciemnej nocy tenże (marsz) kontynuować. Ale równo 
z dniem złączywszy się z kolumną g. Dąbrowski^o mimo trudów, któ- 
rych w przeciągu dwóch dni i dwóch nocy najbardziej kolumna g. Rym- 
kiewicza doznawała, korpus pomaszerował dalej stanąwszy obozem tylko 
o lekką milę od Torunia. Tej nocy przybyło do obozu naszło trzech 
Francuzów, którzy walcząc za swą ojczyznę w pewnej akcyi dostawszy się 
w niewolę pruską, z wielu innymi przymuszeni byli przyjąć służbę. Z azar- 
dem życia wykradłszy się z fortecy, dla sprawy wolności chętnie przewo- 
dniczyli atakom. Skoro świtać zaczęło, zaraz komenderowano pułk. Sokol- 
nickiego z batalionem strzelców dla opanowania przedmieści, a liczna ka- 
walerya okrążyła opodal miasto dla przecięcia wszelkiej komiuiikacyi. Po 
najścislejszem rekognoskowaniu pozycyi Torunia i okolic, skonfrontowa- 
wszy różne doniesienia do tej ekspedycyi złożone, uczyniono dyspozycye do 
szturmu, który następującej nocy dwoma godzinami przcdedniem miał być 
przypuszczony. 

„Gdy się każdy cieszył nadzieją pewnego skutku, g. Dąbrowski 
odbiera raport, że korpus pułk. Ledivar^o stanął na Podgórzu i że 
znajdujące się tam komendy na^^ze po żwawej i silnej utarczce cofnąć się 
musiały przed nierównie przemagającym nieprzyjacielem do Szulca. Ledwie 
co ten raport przeczytano, aliści nadchodzi drugi od pułk. Sokolnickiego. 
Przez nadciągnienie sukursu nieprzyjacielskiego, wynoszącego do 4.000 lu- 
dzi, wszystkie nadzieje spełzły i nie zostało już myśleć, jak tylko o rejtera- 
dzie dla złączenia się z rozstawionymi na lewym brzegu Wisły detaszernn- 
kami i zabezpieczenia Bydgoszczy: Zaiste stan g. Dąbrowskiego w tym ra- 
zie był krytyczny i łatwo całe wojsko jego mogło być przyprawione o osta- 
jnią zgubę. Szczęściem, że pułk. Lediyary nie umiał manewrować i korzy- 
stać z błędów Dąbrowskiego. Po co mu było ciągnąć pod Toruń? Prawda, 
że przez ten krok ocalił miasto, lecz gdyby był prosto i spieszno poma- 
szerował do Bydgoszczy, byłoby się tożsamo stało, albowiem gen. Dąbrow- 
ski w tym bi^u okoliczności ani na moment już nie mógł zostać na tamtej 
Stronie Wisły. Będąc panem lewego brzegu, do tego mogąc łatwo wystrza- 
łami armatniemi zepsuć przewozowe statki, które Polacy tylko w dwóch 
miejscach mieli, pod Szulcem byłby jeszcze wszelkie usiłowania g. Dąbrow- 
skiego dla przejścia nazad Wisły uczynił niepodobne. I tak Lediyary od- 
dawszy gen. Dąbrowskiego od Bydgoszczy, od połowy niemal korpusu 
sw^o, co gorsza od Wielkopolski, byłby odzyskał Bydgoszcz królowi pru- 
skiemu, tak interesujące (miasto), ze wszystkimi składami i magazynami 
jego, które podówczas jeszcze znajdowały się w całości; byłby zabrał garni- 
zon ledwo złożony z 600 starych żołnierzy, reszta « rekrutów i nieco pie- 



- ;jr)8 — 

<*boty wielkopolskiej, tylko uzbrojonej kosami, bez regularnej kawaleryi, 
który zatem nie byl w stanie obronić miasto, mając jeszcze do pilnowania 
więcej 500 niewolników; byłby mógł onych uzbroió i zaraz powiększyć 
swój korpus; wszystkie bagaże całego korpusu tak partykularne jako też 
skarbow(^ byłyby wpadły w jego ręce; znaczne komendy detaszowane w ró- 
żne a odlegle strony, jakoto wicebrygadyer Łaszczyński w 600 koni 
w 8zwetzu, pułkownik Sieroj»zewski w 200 koni w Nakle, pułk. Wyganow- 
ski w 300 koni w powiecie wałeckim, major Bielamowski w 300 koni w Ła- 
biszynie, komenda brygady Madalińskiego w 100 koni u Inowrocławia, do 
300 koni w Podgórzu i Szulcu, byłyby odcięte od głównego korpusu, 
a tomsamem, bez piechoty i armat, łatwo być mogły rozbite i rozproszone. 
Słowem I>edivary byłby tym uważnym krokiem bez straty i wydawania 
nawet bitwy zupełny uczynił koniec rewolucyi wielkopolskiej, a tem bardziej 
złączywszy się zo Schwerinem, byłby tę prowincyą znowu dla króla swego 
całkiem odzyskał; g. Dąbrowski zaś straciwszy tym sposobem znaczną 
część korpusu swego, po większej części kawaleryi, która mu zawsze była 
najużytcczniejszą, oddzielony Wisłą od Wielkopolski, z którą komunikację 
odzyskać rzeczą już prawie będąc niepodobną, w niedostatku żywności, 
bez pomocy, bez żadnej nawet nadziei, nie miałby innego środka ratowania 
się, jak tylko rejteradę ku Pradze; lecz i tak nie byłby uszedł zguby swojej, 
gdyż generałowie pruscy Giinther i Elsner prócz znacznych garnizonów 
w Płocku, w Wyszogrodzie i w Zakroczymiu jeszcze korpusami swojwni 
najmocniej prawy brzeg Narwi obwarowany trzymali od początku aż do 
ujścia tej rzeki w Wisłę. 

„Tak to częstokroć opieszałość i nieprzezornosć komenderujących 
generałów lub uchybienie najmniejszego kalkulu taktyczn^o w jednym 
momencie sprawić może klęskę i upadek wojska: stąd wybór komendan- 
tów nie może się czynić nigdy nadto troskliwie, kiedy w ich rękach jest 
szczęście i nieszczęście sprawy publicznej. Grdyby Dąbrowski, jakom wy- 
żej nadmienił, zaraz na drugi dzień po wzięciu Bydgoszczy był poszedł 
pod Toruń, to miasto nigdy nie uszłoby rąk Polaków. Opóźnienie jego 
dało czas nieprzyjacielowi nadesłać sukursa i tylko co samego z wojskiem 
nie naraziło na niebezpieczeństwo stracenia wszystkiego. To jest jMcrwszy 
błąd tego generała, Kiedy dochodziły wiadomości jedne po drugich, co wię- 
ksza, kiedy już miał w rękach oryginalny list Ledivarego jasno dowo- 
dzący zamiarów nieprzyjacielskich, czemuż zaraz nie zaniechał tg ekspe- 
dycyi? która już nie mogła być, jak tylko bezskuteczną i fatalną; czemu! 
się nie trzymał własnego przekonania i światła swego? które zawsze czyn- 
nościom jego przewodniczyły; czemu dał się powodować sentymentom cu- 
dzym? na co życzeniom ludzi mało wiedzących a idących tylko za śle- 
pym zapałem ul^ać? czemu się nie uzbroił zamiast nikczemnej powol- 
ności męstwem i odwagą godną wielkich ludzi? zbijając oczywistynu, tak- 



— :j:)9 — 

tycznymi dowodami urojenia i chiiinTyrziir uklndy l^Iów zap»rznłył*li: 
oemoż z&waze BtuirhaJHC grla Kyinkiewieza i tiT:i/ nic --/jhW /u nni.i. /a 
idaniem tegoż? aby udawaó tylk<» wyprawi.* |i)ii Ttirun tiln iitr/y niania 
nieprzyjaciela w tern mnieinaniii. a tynu-ził<«i>in «krycii- kniici-niPiwnw-^/y 
flly i>wojc najrle stanąć liapntfciw I/fiiYaronin nim sir ni^i-jl zlaf/y.- 
2 młodym Sch wen nem. wydając mu bitwi-. kt^raby 7a|H'wni' była i:a 
Mronę Polaków wypadła z tryumtcMn? zwln^zc/a kifiiy ihiliko Utlar Iw/. 
niejazynii. jeszcze kaidy nż do gcnipjna ]ialal (>;riii«>m 7.i'ni^i,\ i chi-iwy l<yl 
knri nieprzyjacielskiej, toj krwi zbriHbiiczi-j. kińra lyli- wytu zyla niiwin- 
nej. Dopiero tak okryty nowymi Inurami ]hi nprzatnii-nin ii-j jiilyn<-j iia- 
doei, którą Tnrnń w tym czaHii- tylko miii' miml:! <ila ni-ait nia sw<i:i», ^!n- 
nąwRzy prze<l bramami miasta tr^jn. wirrzy/- nuli-/y. /' bpz iHl|Młni byłby 
cnego zo2%tat panem. Ucbylonir tylu kriłkńw ili-w.ii/.i ilni;:i«i:it lił.'lii, 
ktńiy grlowi Dąbrowskiemu śminlo wyr/iHiuiy byi' nu t/r. IlLiil/ii ;•. 
Dąbrowski, lecz nicrAwnie wi«,*pej pułk. LłMii\ar\: ii*n -i*; ni» ji./nal. aż 
poniewczasie na korzyściach, któn* tak niarnii- ••piiM-it. ij^iiy tainirn /ara/. 
poznawał niebezpieczoiwtwo, w kt<^>rfni zi»*iawal. Ni«- zu-tałn «:. l»alM"W- 
f^kiemu, jak tylko rejtcrowai* sii;, czi-m pr<il/.i-j ^taną>- na l>\\yin br/f^ru 
Wisły, lecz trzeba było w>zr?lkif'j przczi.rnu-ii. aliy ti przt- l-i»w/ii;(if 
przed nieprzyjacielem ukrywać, gdyż w pr/.iTł\\n>in ra/i-- najpirs/.* /a -i- 
bą pociągnąć mogło skutki. W tym widiikii |> i-tain) nrdynaii- piilk. 
Sokolnickierau, ażeby na (>|)anowaii«'ni przi-z nii-nit pr/filniii-^iiii -tr/vl- 
ców swoich ku wieczorowi zgnlmadziw^zy dn ^zip-^mw ral\ Itatali' u trzy- 
mał w gotowości do dal0Z«'j dyjifMizyoyi, starając -•ii; n zdatm- lin >/tiiiiitn 
drabiny, gdyż te, które znajdowały sii* przy kurpu-ił-. tylki» -a w\-iari/a- 
jącemi dla piechoty. AwanHowam-j kawah-ryi /!•■(■• mt- hyli) r/i-^io i ziiar/- 
ne około miasta czynić |»atrolt\ a tlopicrn |hi /arhcnl/ic >ti»ri(-a na na/na- 
€a)nych miejscach również zbierać fir do ■»\vyili layLMil f/rkajac ilal-zych 
rozkazów. Korpus cały stanął pod l)n>nia. a lUMlzicliw^zy ^n na rń/ni' k<>- 
Inomy. nadano każdej dostatctrznych ładiinkńw, przydano rołiM/.ych ko- 
mend z faszynami i drabinami, wyhicrano z oLNii^tcj niloii/ji-ży och.iniknw 
pzewodniczyć mających atakom, naznaczono rezerwy. Słowi in nie nie zo- 
itato opuszczone, coby nie wydawało pewny sztnrni nocy na^tepnjaeej; nie 
baz tego, ażeby czujny nieprzyjaciel nie miał r-ie dowiedzieć o pr/y^otowa- 
I Biach Polaków, ile że tego właśnie chciano. Skail wiiiać l>yio od ro«]':/)rza 
I pnez most z korpuMU Lcdivareg.i ciairnące sie nsiawicznie łiaL:a^e. ])rowa- 
il dzooe armaty i maszerującego żołnier/a. I.cdivary lak byt tej nocy pewnym 
I utnrmu, te ledwie w Podgórzu <lla a-^eknn»waiiia nio-tn zoMavviw!«zy cześć 
I wojfiksL z całym korpusem pr/Ąsze<U na pomne 'r>irnniowi. Ten to był ino- 
I ment, którego Dąbrowski użył do żalu z pieczeń i a i nlatwicnia swej rejiora- 
dy. Komenderowano sekretnym ordynanseni majora r«łklrkowskii'go z re- 
gimentem 4-yin z 4 armatami, z jedna kompania stizcleów i j>owsianiem 



— 360 - 

kaliskiem dla pl-zeprawienia się najspieszniej do Szulca i zostawania tam - 
pod bronią; g. Lipskiego z komendą swoją posłano do Ostromecka na ob- 
f^erwowanie obrot4Sw nieprzyjacMelskich od Grudziądza i Chełma, które pne- 
szkodzić mogły przeprawom do Fordonia; pułk. Mojaczewskiemu zaś żale- ' 
cone było w Bydgoszczy zachować największą ostrożność.'^ 

Tu urywa się ,, rzetelne i dokładne opisanie*^ w ms. Baworowskich 
we Lwowie. Sąd autora o wypadkach jest sądem „c:dowieka zimno rzeczy • 
rozbierającego, pełnego wiadomości, a szczególnie zdrowego rozsądku, nie- 
ustraszonej odwagi,'' jakim był Rymkiewicz wedle świadectwa współczes- 
nych. Dalecy od wdawania się w krytykę szczegółową jego wywodów, któ- 
re roztrząsnąć winien człowiek z wykształceniem wojskowem, ograniczymy 
sio do sprostowania kilku przesłanek: 

Umierający w rozpaczy Szćkely nie kłamiU. Rzeczywiście wobec, 
grozy utraty Torunia i (Mańska z głębi państwa pruskiego wyruszyły no- 
we korpusy (gen. Byern). Kiedy Rymkiewicz każe Dąbrowskiemu zniszczyć 
jazdą cofający się korpus Szćkely'ego i zaraz na.drugidzieńiść pod Toruń, to 
zdaje się, zbyt wysoko szacuje sprawność dy wizyi wielkopolskiej. O innych 
mówiąc żołnierzach, o armiach Napoleona i Fryderyka II, uważa prof. 
Delbruck pościg po bitwie za trudne, pełne nadzwyczajnego wysiłku dzie- 
ło: „Die Verfolgung unmittelbar nach der Schlacht ist, wiedie Erfahrung 
allor Zeiten lehrt, das schwerste was es giebt. Soldat wie Feldherr sind 
matt; ebenso sehr von der voraufgegangenen ungeheuren Anspannung^ 
wie in dem nunmehr platzgreifenden Gefiihl der Erlósung". Co prawdft' 
w szturmie do Bydgoszczy nie brała bezpośrednio udziału jazda nie można 
nią było dobywać Torunia, ale można było atakować resztki garnizonu i od- 
dział stojący za miastem. Uwzględnić jednak należy zamieszanie, jakie pow- 
stało w Bydgoszczy po jej zdobyciu, walczono jeszcze na ulicach, z okien- 
niektórych domów strzelano i w tej chwili trzeba było przez natłoczone' 
ulice miasta prowadzić kawaleryę na most łączący brz^ Brdy; niedał^tf 
za miastem zaczynał się las, który był naturalną osłoną dla nciekająeof 
pruskiej piechoty. Niejedno wreszcie trzeba złożyć na karb „systemu nie^ 
todycznego", którego Dąbrowski był dzieckiem a który krępował akcy^ ; 
śmiałą tysiącem ostrożności, co nieraz śmiałym partyzantom wielkopól- *i 
skim zdały sio „tchórzostwem •'. Ale dlaczego szedł Dąbrowski ha Tomń^ * 
mając na tyłach korpus Ledivarego? Być może, że tylko za tę cenę móg) > 
przytłumić zarzewie buntu we własnym obozie. W każdym razie myli ai^ s 
Rymkiewicz, kiedy przypuszcza, że Dąbrowski wydając dyspozycye da' --k 
marszu 9 września miał już w ręku list Ledivar^o do Schwerina awięe fH 
plan złączenia tych korpusów dla przyspieszenia odsieczy Toruniowi.*' Lui :>^ 
ten przesłał Bielamowski dopiero z raportem datowanym w Strzelnie lik. i 
października. Strzelno jest od Bydgoszczy odległe o mii 7 w linii po- v.\ 
wietrznej, a o 66 kim. jadąc traktem na Inowrocław. Towarzysz z chorąg-- -fj 



- 361 — 

wi Bielamowskiego, który wiózł ten raport, zbtądzil, spóźnił ^ir o dzień 
cal^ i dopiero w nocy z 11. na 12. pafdzieniika lii«t don^^czył, a wio<* równo- 
cześnie z nadciągnięciem Lpdiyarogo piid Toiiiń do Podgórza. Raport 
Bielamow^kiego z 10. października był drugi z koloi. Kit*dy był pierwszy 
wysłany i jaka była jego treść w szczegi^lłach, nie wiemy. 8 października Dą- 
browaki. pisząc do Bielaniowskiego, zm-zyim list od ftlów: „na szpiejrów 
spoflzczać się zawsze nie można"; może witn: ])ierwK/y raiN)rt o zbliżaniu 
się korpusu Ledivaregt) polegał właśnie na takich donienieniach, któro ja- 
ko złowróżbne nie były prz)'jotc z zn|)i'lną wiara w o)x)zie i>od Hyd^i>z- 
czą. To pewna: nigdy Dąbrowski nic ruszyłby 1». października gotować sir do 
niebezpiecznej przeprawy przez Wisłę i prób^jwać ataku na T(»ruii. gdy- 
by wiedział, że o 5 mil od tego miasta. |>od Hrześ<*i(>m Kujawskim, jul 
7 września stał korpus pruski dążący .,w nagłych marszach*' prostym 
traktem na północ z odsieczą. I to tern bardziej zaniechałby planu sztur- 
mu na Tornń, że ,4dąc bardziej za pr/yniuscm, jak przekonaniem, tylko 
zdawał się szukać pretekstów do wstrzymania tf*j wyprawy''. Oczywiste 
błędy w oznaczeniu dat, jakie sic wciąż s|K)tyka w Opisaniu, są powodem, 
że tradno oszacować siłę argumentów autora, który prztrioż był świad- 
kiem naocznym wyprawy, zapaniii^tał wicie szczegółów, a w (Kłonieniu 
wypadków zdawał się mieć tylko dwie wytyczne: prawdę i dobro kraju. 
Inny uczestnik wyprawy, Wybicki,,, nic wio czyli Dąbrowski dość umiał 
cenić zapal republikailski... może, żo mu był ()b<'y, a może też, jako żoł- 
nierz od dzieciństwa regularny, nic mógł sie oswoić* z tą zbieraniną, któ- 
rą zapał miłości ojczyzny uzbroił w różną broń i kosy**. Ta łogodnio 
w ustach przyjaciela brzmiąca przygana zmienia hię w paszkwilach emi- 
gracyjnych w zarzut zdrady. „Wysłany przez generała Kościuszką na jk)- 
moc powstańcom Wielkopolski, któr>'ch liczba wzrastała do 15,000 żołnie- 
rzy, zamiast zwiększyć tę liczbę, rozproszył ją" głosił o Dąbrowskim w fran- 
cuskich gazetach Neyman „i)atryota*'. Niewątpliwie Dąbrowski główne na- 
daeje pokładał w regularnym żołnierzu; wojna ludowa r. 1794 była dla nie- 
go więcej niż dla kogokolwiek w Polsce rzeczą niezwykłą; z lekką ironią 
nieniz wyraża się o dygnitarzach wojskowych wojcwódzkidi i ich pomysłach 
wojennych; jednak cenił materyał żołnierski powstań wielkopolskich, 
i ostatecznie liczba insurgentów przy jego korpusie przez cały czas wypra- 
wy utrzymywała się na wysokości około 4,0(Mi głów. Pewien scoptytyzm 
co do ostatecznych wyników kampanii, tkwiący zawsze w Dąbrowskim, 
móg) oddziaływać niekorzystnie na obywateli wielkopolskich. Nie przeko- 
nał go Wybicki powołując sią na przykład AVaszyngtona, który „tak prze- 
cie rozpoczi^ wojnę i Amerykę oswobodził." Zresztą ta nieufność Dąbrow- 
ski^o i obawa, aby „zbieranina* ludzi różnego wieku, stanu i broni nie by- 
ła mu w jego wykombinowanych manewrach raczej zawadą niż pomocą, 
nie była całkiem bezzasadną z fachowego punktu widzenia, por. Dziennik 

Monografie T. IV. 



— 362 

Kopcia, Berlin 1868, 40: „A że sprawa pod Chamem przekoniUa, ile 
wielka liczba kosynierów, nie oswojonego z wojną ludu, była na przeszko- 
dzie działaniu regularnej piechoty, przeto generał Zajączek kazawszy onych 
powoli rozpuszczać, zostawił tylko oddział tej broni, który rzetehiie w sto- 
sunku siły regularnej wzięty mógł być użytym w bitwie." 

(Str. 118). Dla należytego zrozumienia taktyki i strategii Dąbrow- 
skiego podczas wyprawy wielkopolskiej, konieczną jest rzeczą rozczy tanie 
się w będących dla niego z wielu względów wyrocznią naukach Fryderyka 
II, spisanych przez króla słynnych General-Principia vom Kriege (Von 
denen Talents welche ein General haben mus^): „Man erfordert von einem 
General, dass er dissimuló seyn und zugleich naturel scheinen soli, gelinde 
und strenge, beatiindig misstrauisch und jederzeit tranquile,.. discret. von 
tiefer Einsicht, der vonallem instruiret ist.der nichts vom dem was er zuthun 
hat vergisset, und niemalseineSache vor dieandere thut,derdiekleine detaiis, 
welche so sehrmit dengrossen Sachen verkniipfet8eyn, nicht negligiret, noch 
solche ais zu geringe vor ihn ansiehet... Wenn man die grossten avantagen 
liber den Feind gehabt hat, alsdann muss man gegen solchen Feind am al- 
lermifistrauisehten seyn... Aus eben der Absicht gibtman zuweilen seine or- 
dres und dispositiones nicht eher aus ais gantz spate und den Abend vor- 
her, wenn man solche exequiren will. (Betrachtungen iiber die Feldzugspla- 
ne) Man muss vor Allem die Natur des Landes, in welches man den Krięghi- 
neintragen will, ins Auge fassen. Hiitet Euch wohl, Euch mit unbestimmteo 
Ideen iiber diese Sachen zu begniigen... Eine Armee ist niemals wenigł»r 
zum Schlagen geeignet, ais unmittelbar nach einem Siege. Ne livrez pas ba- 
taille pour vaincre Tennemi seulement, mais pour exócuter les suites de vo- 
tre projet, qui se serait trouvó arr^tó h moins de cette dócision." 

(Str. 121.) Rymkiewicz: „Wszyscy mniemali; że g. Dąbrowi^ki pro- 
sto pójdzie ku Poznaniowi dla wzięcia lej stolicy wielkopolskiej, lecz rada» 
z grłów Madalińskiego, Rymkiewicza i pełnomocnika Wybickiego złożona, 
poszła za zdaniem Dąbrowskiego, aby maszerować do Gniezna. Aż nadto 
wiele gruntownych do tego powodów. Naprzód: prócz licznego garnizonu, 
którym Poznań zaraz z początku insurekcyi był opatrzony pod komendą 
pułk. Dietrichta, jeszcze g. Schwerin z całym swoim korpusem lokował się 
w okopach tego miasta, a tak przez złączenie się Schwerina z Dietrichtem 
w Poznaniu nawet wielkiej siły polskiej Prusakom obawiać się nie należało. 
Powtóre: mimo tej obrony wojska wszystkie przyzwoite do ocalenia środki 
były przedsięwzięte; nie tylko bowiem na pagórku Ś-go Marcina przed bra- 
mą wrocławską fortyfikacye poruszone (?) zostały, ale jeszcze przed bramą 
brumską na pagórku wysypano ogromną redutę na temsamem miejscu, na 
którcm przed 24 (laty) Moskale się byli o-łzańcowali. Po trzecie: chociaż kor- 
pus Dąbrowskiego, za złączeniem się siły zbrojnej wielkopolskiej i brygady 
Madalińskiego w tym czasie wynoszący do 8,000, niemal dwa razy liczniej- 
szy był co do ogółu głów, gdyż skombinowane siły pruskie w obronie Po- 



363 



znania stawające nie więcej mieć mogły jak do 5,000, lecz jak korpus pol- 
ski składał się większą połową (I) z kawaleryi, która w dobywaniu nie 
mogła być czynną, tak pruski mało co miał onej i prawie całkiem złożony 
był z dobrej piecłioty, a zatem w tym widoku przewaga zawsze była przy 
Prusakach. Po czwarte: armat było wprawdzie 16 sztuk w korpusie gen. 
Dąbrowski^o, lecz wszystkie małego kalibru, a temsamem nieużyteczne do 
wspierania szturmujących, od czego jednak po większej części zawisł cały 
skutek pomyślności. Po piąte: pozycya pułk. de Szśkely pod Inowrocła- 
wiem, jako centralna między Toruniem i Poznaniem, oprócz zasłonienia 
Bydgoszczy jeszcze poznać dała, że szczególnie wzięta była dla obserwowa- 
nia kroków wojsk polskich, które gdyby się tu lub tam udać chciały, spo- 
dziewać się należało, że i on w te strony marsz swój przedsięwziąć 
zechce: tym sposobem łatwoby nam wziął tył, coby było rów- 
nie niebezpiecznem jako i szkodliwem. Naostatek: pozwalam, że Poznań 
przez waleczne wojsko polskie byłby wzięty, to się jednak stać nie mogło 
bez znacznej straty amunicyi i piechoty. G. Dąbrowski więc pozbawiony tej 
siły, od której najwięcej zawisł los korpusu jego i całej prowincyi, a nie 
mogąc znikąd mieć jak tylko z Warszawy, co trudne i prawie niepodobne 
jnż było, gdyż przez nieczynność i opieszałość g. Poniatowskiego Prusacy 
wszelką już komunikacyę zamknęli; byłby siebie tym sposobem na oczywi- 
stą wystawił zgubę... Starego zwłaszcza i doświadczonego żołnierza trzeba 
było w tym czasie bardziej oszczędzać, jak kiedykolwiek. Z wyżej wspom- 
nianych więc przyczyn g. Dąbrowski z przyzwoitą pomyślnością nigdy Po- 
znania atakować nie mógł, marsz zaś jego do Gniezna niemałe za sobą 
miał korzyści, albowiem nietylko z tego miejf^ca zagrożone razem były 
trzy ważne i najwięcej Prusaków interesujące mia-^ta Poznań, Toruń i Byd- 
goszcz, lecz jeszcze korpusom S^hwerina i Szćkelego przecięta komuni- 
kacya. Do tego krokiem tym znacznie wzmocnione i powiększone być 
mogło powstanie w. gnieźnieńskiego, w którem Prusacy aż dotąd grasując 
na silnej stali przeszkodzie do porządnego formowania się.*' 

(Str. 122). Kniaziewicz, Czy Polacy mogą się wybić na niepodległ., 
pisze o wyprawie do Wielkopolski: „Nikt tej oczywistej nie zaprzeczy 
prawdzie, iż gdyby Ukraina powstała była jak Wielkopolska, wojska ro- 
syjskie cofaćby się musiały lub dzielić na części, a tym sposobem gdy 
osłabiały, łatwo nam się było z nich oswobodzić. Korpusy wysłane p )d ko- 
mendą generała Dąbrowskiego nie miały więcej w sobie nad 3,000 ludzi. 
Trzeba było przymiotów do ich prowadzenia, ale talenta wyższe od Ture- 
niusza i Cezara nie mogłyby były nigdy oswobodzić od zguby tej garści 
żołnierza przeciw tak mnogim nieprzyjacielom. Lecz Prusacy przez powsta- 
nie zajęci w całym kraju insurgentami, wszędzie alarmowani, pilnować się 
w każdym kącie musieli, posyłać wszędzie wojsko, gdzie się poka- 
zało kilku zbrojnych Polaków; tym sposobem nużeni, na wszystkie strojy 



— 364 — 

rozerwani, zaszkodzić nie mogli korpusowi jenerała Dąbrowskiego; i owszem 
on odniósł nad nimi korzyść.*' 

(Str. 124.) Rymkiewicz: „G. Dąbrowski nie miał iść pod Toruń dla na- 
stępujących przyczyn: 1) utrzymywał konieczną potrzebą mieć pewną komnni- 
kacyą z Warszawą, żeby jeden korpus stał między nim i tern miastem 
w Gostynia, gdyż w przeciwnym razie nie tylko myśleć o więcej zdobyczy 
nie można, lecz nawet trudno i niepodobna utrzymać się przy tych, co już 
mamy. 2) Zgadzał się z ordynansem N. Naczelnika, który mu kazał 
mieć korpus zawsze w gotowości do powrotu pod Warszawę, gdyby wojsko 
pruskie znowu zbliżyć się miało ku tej stolicy, co dotychczas wielkiem było 
podobieństwem, gdyż generał-lejtnant Schwerin z większą częścią armii 
swojej zawsze trzymał się między Łowiczem i Rawą. 3) Toruń daleko jest 
mocniejszy, jak Bydgoszcz, opasany wyższym murem, basztami, redutami, 
przy dość licznym garnizonie i z kilkunastoma sztukami armat i moździe- 
rzy; opatrzony jest dostatecznie w żywność i amunicyą, panem będąc obyd- 
wóch brzegów Wisły przez most stojący pod samem miastem; leży w rów- 
ninie broniąc zewsząd przystępu. 4) Zostawić trzeba było w Bydgoszczy na 
garnizon i strzeżenie więcej 500 niewolników przynajmniej 1,000 piechoty 
i kilka armat, a zatem przez tak znaczne umniejszenie najlepszego żcrfnierza 
i najpotrzebniejszego do szturmu znacznie byłby osłabionym. 5) W przy- 
padku, gdyby się nie udało wziąć Toruń, mając w rejteradzie za sobą tak 
wielką rzekę, jak jest Wisła, na której mostu niemasz, lecz przeprawić 
się przychodzi lichymi promami i statkami, za nacieraniem mocnem nieprzy? 
jaciela korpus wystawiony jest na zgubę i wszystko jego utracenie. 6) Spo- 
dziewać się należy, że Prusacy uwiadomieni o wzięciu Bydgoszczy zapewne 
ochronić zechcą Toruń od podobnego losu przez przysposobienie sukursów. 
7) Nieprzyjaciel widząc, że Polacy są pod Toruniem, może przyspieszyć 
marsz do Bydgoszczy i w tym czasie odzyskać to miasto; jeszcze więcej: po 
lewym brzegu Wisły ulokowawszy się łatwo może zabronić przeprawy, 
a tym sposobem oderznie g. Dąbrowskiego od Wielkopolski." 

(Str. 125.) Z ms. Biblioteki im. Baworowskich wyjęty został opia 
buntu w obozie pod Bydgoszczą: „Dzień 4 oktobra był dniem zamieszania 
przez pasye między sobą, przemówienie się grłów Madalińskiego z Dąbrow- 
skim, które wnet przyszło do grubych zarzutów, a stąd do największej 
niezgody. Trzeba wiedzieć, że Dąbrowski w czasie sejmu konstytucyjnego, po- 
wracając na odgłos prawa z obcej do służby krajowej, umieszczony zoatał 
w brygadzie Madalińskiego, w której był aż do czasu rewolucyi w randze 
wicebrygadyera. Znając doskonale służbę kawaleryjską, całkiem się przy- 
łożył, żeby brygadę do najlepszego przywieść stanu, najbardziej wprowadza- 
jąc karność i dyscyplinę, która, chociaż jest duszą służby , mało co w wojsku 
polskiem, właśnie w kawaleryi narodowej, podówczas znaną była. Madaliń- 



— :MJ5 — 

słd idąc za starymi zwyczajaiul, a pelcn l)cdi|0 prze^iidów, iadiiych nic 
chcift] cierpieć nowoikri czyli odiuiaii, inajuc oiu* za zinyc<ly lueniieckie. 
Stąd między nimi zawAze panowała niecht^i i nionawiść. liowolucya dopiiTo 
ich pogodziła, jakom pienrej nadmienił, wystawująo sprawiedliwie krok 
Mzdalińskicgo za heroizm, ktÓRMi matu ma przykładów, idąc pod komendę 
g. Dąbrowskiego. Jedność ta trwała nicdłu^. Pewna i>owa^a, którą 
iohle Dąbrowski dać umiał wpajając w podkc>nH.'ndnych Itoja/ń i uszaiio. 
Iranie, ostre jego obyczaje i surowe sio ol>eJMio z opieszałymi, a t«*m bardziej 
£ wykraczającymi przeciwko słuibie i dobremu por7ądkowi, wnctgou lekko 
myRlnej młodzieży i uprzedzonych starców czyniły nienawistnym: gdyż 
przeciwnie Madaliński przez pos{)olitowaiiie sic i nierząd i>owickszyl liczhc 
pochlebców, którzy go zawHze otaczali. Człowieka, który ma serca grunt 
dobry, sposób postępowania i myślenia prosty, będąc ]>oufalyni i otwartym, 
wylanym dla każdego, łatwo intrygami zwirść niopi, przeciągnąć na swą 
istrone. Madaliński, zawsze {>oczcłwyy zapomniał w tym monu>ncic, co wi- 
nien swej Ojczyuiie, kiedy nakłonił ucha na piekielne fakcye i mógł 
się odważyć na rozdwojenie umysłów. Zbrojna sita wielkopolska, ścisłym 
dotąd węzłem miłości i jedności spojona, stała >it' duchem party i. Inaczej 
sądzić nie można, jak tylko, że sic okM*a wkradać musiała intryga, chcąc 
I^zez niezgody zaćmić korpusu tego sławę i jego zwycięskie nadal wstrzy- 
mać kroki. Dobrze myśh|cy łatwo się o tej prawdzie przekonał, kiedy się 
zastanawia} nad osobami składającemi Madaliński(>go świtę*: byli w tej licz- 
bie tacy, którzy z najzagorzalszych party»iiitów ruidu jtruskiego udawali pa- 
tryotów. Madaliński, któr>' się zdawał nie inie<'' miłości własnej, okazał ją 
w tym czasie aż nadto; dalej przyłączyła się zazdrość, że imię Dąbrowskie- 
go słynie, a jego ledwie wspomniane bywa, i już uroił sobie prawo najwyż- 
szej komendy, która mu się należy, jako wyższej rangi generałowi, jako 
pierwszemu do powstahia narodowego. Chcąc tej i)retensyi więcej je -łzcze 
awagi dodawać i wziętości, |)odli ludzie rozsiewać musieli na Dąbrowskiego 
wyuzdanej złości potwarze; mówiono: że niedość 3«?st czynnym i wcale nie 
ma determinacyi, przez co nie tylko wszy>tkio wojenne ojx?racye żółwim 
idą krokiem, lecz jeszcze wiele bywa opuszczonych, że Hydgoszcz nigdy nic 
byłaby wziętą, która tyle stanowi dla dobra publicznego, gdyby nie reflek- 
?ye i namowy g. Rymkiewicza, że i teraz od dnia do dnia odciąga się iść pod 
Toruń, dając garnizonowi czas do wynujcnieiiia się. CJdy się tak z jednej stro- 
ny umysły gotowały na jwgnębienie g. Dąbro\sskirgo i zakłócenie publicznej 
spokojności, większa część z drugiej strony statecznie mu sprzyjała i wierną 
została Bwoim obowiązkom. Jeżeli Madaliński przez ninbit i chęć sławy 
życzył stanąć na czele siły zbrojnej wielkopolskiej, wyznać jednak zawsze 
musiał, źe tak wielką machiną dyrygować w oczach daleko liczniejszego nie- 
przyjaciela nie jest w stanie, a zatem całą ()l)rócił uwagę na Rymkiewicza, 
żeby sobie go pozyskać, który pod jego imieniem miał komenderować. Ten 



— 366 - 

generał, cierpliwością zmordowany, już nie mógł znieść dłużej ducha fakcyi; 

uzbrojony czystym patryotyzmem, powstał z energią republikańską przy- . 

pomi nająć g. Madalińskiemu jego chwalebne czyny, którymi postępował do ;. 

powstania narodowego, zasłużywszy sobie na wieczną chwałę, a wystawująe :^ 

teraz przepaść, którą gotuje dobrej sławie, podając wielkość imienia swego (ji 

na pogardę, otworzył mu oczy względem tych skutków, których z rozdwo- >^ 

jenia koniecznie spodziewać się należy, a stąd jaka nadal czeka odpowie- ^i 

dzialność; przywodził mu zaufanie, które N. Naczelnik i naród cały pokifr* .^ 

dał w cnocie i talentach g. Dąbrowskiego, na które umiał zasługiwać się „ 

i dotychczas zasługuje, że nigdy nie należy brać rzeczy powierzchowrae^ .j 

a gruntownie ją wziąwszy każdy wyznać musi (jeżeli nie patrzy okiem za- ^ 

wistnem), że wart jest stopnia tego, któren posiada; dowodził, że roztrop- ^ 

ność i przezorność, któremi czynności g. Dąbrowbkiego są oznaczone, tylko ,, 

mogą być wzięte przez złość za tchórzostwo i opieszałość, a zatem zaklindi ^ 

Madalińskiego na miłość Ojczyzny zaniechać w tym czasie wszelkich party- ^ 

kulamych uraz wspólnie pracując dla dobra publicznego. Tu fakcyoniśd, ^ 

widząc gen. Kymkiewicza tak stałego w powinnościach swoich, radzili utwo- ^ 
rzyć komisyę wojskowe, złożoną z generałów brygadyerów, któraby odtąd 

rządziła. W tym celu Madaliński, przyszedłszy do Dąbrowskiego, zaczął ten . 

projekt podawać, który od dobrze myślących nigdy nie mógł być przyjętym. ^ 
G. Dąbrowski, zażalony. że go tym sposobem bez winy odsądzić chciano, 

składał się ordynansem N. Naczelnika, którym mu directe najwyższa po- . 

wierzona jest komenda, przeciwiąc się z tego powodu wszelkim nowościom, ^ 

jako pociągnąć za sobą mogącym najgorsze skutki, dowodził, że dotąd nic ^ 

nie czynił bez wspólnego naradzenia się z nimi, z genenrfem Rymkiewiczem ' 

i pełnomocnikiem Wybickim, że zawsze z chęcią słuchać, leCz na formalną ^ 
komisyą wojskową z miejsca swego pozwolić nie może, że w tym razie skła- 
da komendę i do niczego należeć nie chce; w zapale swoim wyrzucał Mada- 
lińskiemu chciwość komenderowania, a nie mogąc w tem dopiąć celu am- 
bitnych swych zamysłów, tworzyć usiłuje komisyą, aby w niej objąwszy 
prezydencyą swoje poosadzał kreatury. Albowiem Madaliński, mając od N. 
Naczelnika kilka blankietów na patent dla nagrodzenia prawdziwie za- 
służonych i dystyngwujących się, zdradził to zaufanie i krzywdził widu 

słusznych oficerów, kreując jednego brygadyera i dwóch generałów z ludzi " 

cywilnych bez zasługi, zdatności i doświadczenia; tacy mieli zasiadać w ko- . 
misyi i rządzić wojskami? Te i z drugiej strony uczynione zarzuty powiek- 

szyły jeszcze bardziej między temi dwoma osobami powziętą z dawna niena- - 

wiść. Zawziętość doszła już do tego stopnia, że Madaliński z brygadą swoją ^^ 

i niektóremi powstaniami odłączyć chciał się od g. Dąbrowskiego. G. Bym- -r 

kiewicz mimo związków przyjaźni, które miał tak z jednym jak z drugim f 

idąc za przekonaniom, jasno dał poznać, że sekret, będąc duszą wszystkich '^ 

czynności, w tak wielkim składzie osób, w jakim ma być komisyą, nigdy '.; 



— 367 — 

ntrzymać się nie może, że jeioli przez ukrywanie zamiarów dotychczas nad 
iicEuiejszym nieprzyjacielem mielii^niy przewagc:koniecznio ta upaśi' musi 
i przynieś sgabę. Kiedy pierwej każdy plan, każda czynno8<* wojskowa ma 
pnejsć przez deliberacyę z decyzyą. przez co i czas sic traci, z które- 
można by}o korzystać, i latw(» nieprzyjaciel przy licznycli szpiegach i par- 
tyzantach swoich, którzy nas otaczają, o wszystkioni może być uwiadomio- 
nymu Łącznie z tym generałem pełnomocnik Wybicki, generałowie Mniew- 
8ki, Skórzewski nżyli całej wymowy i rozumu do ułagodzenia tak srodze 
między sobą walczących umysłów. Długo jeszcze trwał s])ór, naostatc*k Ma- 
daliński dał się przekonać i przystąpił do ugody, przez któni chot' tylko 
powierzchownie wróciła się znowu harmonia, przyjaźń, jednośt* i miłość." 
Wybicki, Pam. (Poznań, 1840), II, 100Hq.:.,Zajątrzyłasii' bylaranaMa- 
dalińskiego, jenerała, gdy przybywszy z Sochaczewa do Kaniionny zobaczył na- 
czelne dowództwo w ręku Dąbrowskiego, który nitnlawno temu był jego jiod- 
komendnym i źle widzianym. Przeglądałem w tej niezgodzie smutne dla spra- 
wy publicznej wypadki: przy pierw<«zem sic zatem widzeniu Madalińskiego 
z Dąbrowskim, tak wystawiłem potrzeb.* ich jednośi*! dla dobra wspólnej 
naszej matki, iż rozcznlony Madaliński ucałował Dąbrowskiego i rzekł: 
dioć starszy jenerał, idę pod twoje rozkazy... Wie nielto tylko, z jaką pracą 
otrzymywałem aż do końea zgodę niii.><]/.y tymi jenerałami!... Dąbrowski 
w młodości w szkole wojskowej saskiej wy<*howany, gdzie sIj' wszystko pod 
pewnemi prawami żołnierskiej karności działo.' nie miał dość wyobrażenia 
o tej popularności, którą trzeba uzyskać i któn»j niekiedy uledz w republi- 
kanizmie wypada". Por. niektóre zarzuty czynione Madalińskiemu w ła- 
godnej formie przez samego Dąbrowskiego w ji*go Pamit^tn. 

Zamykając rys czynności dywizyi Dąbrowskiego, pozwalamy sobie 
odnotować parę jeszcze luźnych szczegółów z niemi związanych: 

Józef hr. Grabowski, w latach l.si:{/4 adjutant przy kwaterze ci»sar- 
skiej, pisał o pierwszych wrażeniach niłodnści, niss. < )!*soliń8kich nr. 4198: 
„Piimiętam zapał kraju podczas insurekeyi 1704 r. i wbiły mi się w pamięć 
wystrzały z małych armatek wiwatowych, które przy stawianiu ^ałki wy- 
dlacanęj na kościele w. P. i odgłosach , .niech żyje Kościuszko, Dąbrowski, 
Madaliński, król z narodem i konstytueya :> maja*' huczno się odzywały. 
Moja matka później dwie z tych armatek większego kalibru iK)3łała genera- 
łowi Dąbrowskiemu i takowe może aw do zwyci<'stwa pixl Łabiszynem... 
przyczyniły. Wiem, że drugie dwie w r. 1800 jirzcsłano zostały do Pozna- 
nia na ręce organizatora }K>wstania krajowego... Wybickiego i na moście po- 
znańskim wystawione były ku obronie od napadu austryackiego wojska.** 

Antoni Kruszyński, general-niajor insurekcyjny na Pomorzu w roku 
1794, miał z tych czasów różne żule do Dąbrowskiego, które przygnębiony 
wielu niepowodzeniami wywodził jeszcze w ostatnich latach istnienia Księ- 
stwa Warszawskiego. Brulion jego listu do Dąbrosvskiogo w mss. Archiwum 



— 368 — 

Czartoryskich nr. 3296: „Wiadomo JW. Generałowi, źe w roku 1794 
zokazyi JW. Clenerala (żeś mnie nie przestrzegł o tem, ie rejtemjeaz się 
z woJRkiem, a mnie wydawałeś kontr-ordynans) zostałem nieszczęśliwym 
i tułaczem świata; bo gdyby mi to było wiadomo te pieniądze, które się do« 
stały do rąk JW. Generała, jako komendanta, byłbym sobie zatrzymał za - 
mój majątek skonfi.^kowaDy przez rząd pruski. Małą kwotę złp. 1,C00, któ- 
rą dla brygad JW. Generała wyliczyłem, na które do dziś dnia mam re- 
wers, odebrać nie mogłem**. Dodać należy, ie Dąbrowski d. 20 grud. 1794 
w Warszawie wystawił Kruszyńskiemu świadectwo na jego stopień gene- 
ral-majora wydany mu przez Kościuszkę. 

Pomyślne wieści, nadchodzące z Wielkopolski, same tylko jedne po 
klęsce maciejowickięj służyły rządowi powstańczemu do podtrzymania resz- 
tek wiary w przyszłość u mieszkańców stolicy, wojska i dworów obcych 
sprawie polskiej przychylnych. Ignacy Potocki pisał 10 paźd, 1794 do Ko- 
chanowskiego (do Kopenhagi): ,,Lepublic de notre capitale aćprouYÓ avant- 
hier la joie la plus vive h. la nouvelle de la yictoire remportóe sur les Pms- 
siens par Ie g-al Dąbrowski;'' 17 paźd.: „Si d'uae part qaelque óy^nement 
nous afflige, il est contrebalancć d'un autre cótó par des rapports conso- 
lants. Ce8 jours-ci des deputćs de la terre de Wieluń nous ont annonoó 
d'avoir accćdć k Tacte d'insurrection gćnćrale et pris les armes pour la li- 
berie et ind^pendance commune. Nous apprenons encore que les Pnissiena 
ont ćvacue Ie palatinat de Sendomir et de Cracovie et que les habitants de 
ces proyinces dćbarassćii de Tennemi demandaient quelque appui pour pon- 
Yoir renouyeler leur insurrectioo. Les Prussiens ont aussi quittó en grandę 
partie les bords de la Narew. II est probable qu'ils yeuillent se rassembl^ 
pour t^cher d^arr^ter les progr^ du g-al Dąbrowski. Malgró leurs efforts 
nous comptons yoir bientót la communication 6tablie entre ce gónóral et la 
capitale**; 31 paźd.: „La jonction des gnaux Dąbrowski et Madaliński avec 
Ie p-ce Poniatowski s^ótant effectuće ces jours-ci pr^s de la riyifere de Bzu- 
ra, il y a tout lieu de croire que les opórations de guerre s'y feront avec ri- 
gueur et actiyitć; Ie public de Varsovie a eu Ie plaisir de voir arriyer Ie 
transport considórable de prisonnicrs prussiens, ainsi que du butin fait sur 
Tennemi h. Taffaire de Bromberg et consistant en qualitć de chariots char- 
gćs de toile, cuirs, draps etc. Le cort^ge źiit prćcedć de plasieures Yoitures 
garnies d'officier8 de conseillers." 

(Str. 127 8q.) Treskow, obliczając siły pruskie-na lewym brzegu Wi- 
sły na początku i końcu wyprawy Dąbrowskiego, podaje cyfry jak najniż- 
sze., biorąc je z dziełka Schweriaa, opuszczając tu i owdzie całe oddziałki 
(120 kawalerzystów przy korpusie Frankenberga), a jednak dochodzi 
w konkluzyi do sumy znacznie wyższej od podanej przez nas w tekście we- 
dle oryginalnej Darstellung Schwerina, oraz zarysu KnoUa. A przecież ma 
Treskow skłonność ze szkodą dla prawdy raczej nie doceniać liczebnej siły 



— 369 — 

armii praskiej, por. uwagę K(orzona), Kościuszko, 387, o korpusie 
Schonfeldta. Więc cyfry podane w tekście możnaby znacznie jeszcze podwyż- 
szyć. Dodać tu należy, że w obliczeniach Treskowa uderza nieprawdopodob- 
nie niski szacunek liczebności kadrów pruskich, co odpowiadałoby zape- 
wnieniu Schweriua, że bataliony oitłabione przez trudy obozowe po zawie- 
szeniu oblężenia Warszawy liczyły zaledwie 4—500 ludzi, a szwadrony 50 — 
60 koni, po odjeździe zaś króla w październiku i listopadzie kilka batalio- 
nów nie miało więcej jak po 300 żołnierzy a kilka szwadronów tylko po 30 
koni w służbie. Jednak podobne zapewnienia muszą budzić niejedną powa- 
żną wątpliwość. Nasamprzód, wojska pruskie na lewym brzegu Wisły (z wy- 
jątkiem oddziała Szókelego tudzież załogi Bydgoszczy, Kamionna i Sochacze- 
wa) nie stoczyły w tym okresie żadnej bitwy a choćby większej utarczki, były 
zaopatrywano w żywność i przybory wszelkie z bogatych magazynów Śląska 
i większych miast Wielkopolski, a liczba chorych mimo niepogody nie wzra- 
stała (Schwerin do króla 26. wrzj Zresztą, jeśli nawet kilka batalionów i szwa- 
dronów było istotnie tak nieprawdopodobnie słabych, dlaczegóż te właśnie 
najsłabsze wysłano przeciw dywizyi Dąbrowskiego a inne silniejsze trzyma- 
no jak najdalej od właściwego terenu walk rozstrzygających? W istocie, kor- 
pus gen. Byerna, spieszący z pomocą, dać miał tylko 6 batalionów i 8 szwa- 
dronów, liczył jednak 5,000 ludzi; batalion liczony jest tu w sile 700 głów 
szwadron 100 koni. Podobnież np. gen. Mansteia koło Kiecka miał aż 
1,500 ludzi w jednym batalionie i 5 szwadronach; gen. Lattorff, obserwują- 
cy Austryaków w Krakowskiem i Sandomierskiem, miał aż 4,000 żołnierzy 
w 3 batalionaah i 15 szwadronach. Przeciwnie, najbardziej zagrożony Sze- 
kely liczył tylko 600 ludzi w 1 bat. i 3 szwadronach, a sam Schwerin, idąc 
na walną z Dąbrowskim rozprawę w 6 batalionach i 11 szwadronach— naj- 
wyżej 2,500 żołnierzy, tak że nawet, w połączeniu z Ledivarym (4 bat. 3 
8zw.=2,200) i Klinkowstromem (10 bat. 10 szw.=4,500) wolał nie próbować 
szczęścia i nie wdawać się w bitwę. 

(Str. 155). O robotach fortyfikacyjnych na Pradze znaleźliśmy cie 
kawy raport z maja r. 1796. Pisał wtedy do Dyrektoryatu Wykonawczego 
Barró, który z terenu wojny turecko-rosyjskiej wracał przez Warszawę, 
anosząc głowę przed represaliami, jakie groziły wówczas poddanym Francyi 
rewolucyjnej, mćmoire sur la Pologne (Arch. du min. des aff. ótrang^res, 
Pologne, supplćm): 

Hambourg, ce 30 florćal Pan IV. [19 maja 1796]. 

^... Je fis plusieures promenades aux environs de Varsovie pour exa- 
miner les moyens de dćfense dont ou avait fait usage. Je trouvai assez 
bonnes les dispositions faites du cótó de la Grandę Pologne lorsąue les 
Prussiens faisaient le si^ge, mais tr^s mauvaises a Prague, od Ton avait 
travailló k une simple ligne immense, qui renfermait mSme un bois (qu'on 
aurait di1 abattre en niyelant le terrain un peu ćlevć) et pour la dćfense de 



— 370 — 

laquelle ii fallait au moins ud corps de yingt mitle hommes et qaatre cent 
pi^es d'artillerie, au lieu qu*il n'y en avait que cent vingt trois, et enyiron 
cinq mille hommes; sans avoir m^me fortifić deux isles dur la Yistule, qiii 
auraient compl^tement couvert les flance ou ailes des retranchements. II ue 
fallait pour cela que deux petit«8 batteries. On nćgligea aussi de raser les Mti- 
roentsdujuif Schmul, ^pargnant par Ik le plus grand ennemi dt?8 patriotes 
polonais. Ainsi le pompeux rapport de Souvoroff, en disant que les Russes 
ayaient emport<^, la bayonnete au bout du fusil des retranchements formi- 
dables k double ligne, est d'une faussetś notoire. Peut-^tre ii approche plus 
de la \6ńt6 lordqu'il fait monter la pertę des Polonais k douze mille; mais 
cela doit s'cntcndre en y comprenant femmes et enfants, car seulement de 
ces demiers on en trouya sept de massacr^s dans unc seule maison. QaaDt 
k la pertę des Russes ii la fait monter k quatre cent cinquante trois. Mais 
je sais k quoi m'en tenir, moi qui ai ^tć (avec horreur et honte je m'en rap- 
pele) t^moin oculairedu massacre d^Ismail oil les Russes perdirent presąae 
huit mille hommes, quoique le rapport deHouyoroff disait dixhuit cent. Ce 
qui m'amusa et qui yous amusera sans doute c^est que lorsque je fus exa- 
miner les ouyrages, je fus accompagn<^ par un ofticier du gćnie qui le plan 
k la roain ayait la complaisance de m*ezpliquer le tout tr^s minutieuse- 
ment." 

(Str. 156). Obrona Pragi wypadła tak nieszczęśliwie nietylko dlatego, 
źe przygotowania były niedostateczne, że Wawrzecki był „małego w sztuce 
wojennej doświadczenia" a nawet, „lubo wielkiego rozsądku człowiek", al- 
kiem na tych rzeczach się nie znał, że komendant Zajączek zaprzątał sobie 
głowę troską, aby „partya patryotów*' nie była „od rojalistów Moskalom na 
rzeź wydaną", ale przedewszystkiem może dlat^o, źe upadły serca w stoli- 
cy a podnieść ich nie można było fanfarą słów górnych. Daremnie Rada 
Najwyższa pod adresem Wielkopolan, ale i wszystkich wołała (16 paźd.): 
,,... Kościuszko... był śmiertelny..., mogliżeście przywiązywać cały obrót re- 
wolucyi i powstania do jednej osoby... Trwajcie w duchu jedności, sprawa... 
jeszcze nie upadła." Daremnie woM Wawrzecki „do narodu i wojska** (30 
paźd.): „Męstwo wzniosło narody... Słabość ducha zagładziła imię narodów... 
Zniesieniem twórcy maż się niszczyć dzieło?... Czy na moment tylko ożywił 
w nas ducha, który chciał mieć nieśmiertelnym? .. Podwójmy męstwo i od- 
wagę". Gdyż prawie równocześnie, nawołując do wzmocnienia okopów Pragi, 
musiał wyznać: ,,z żalem dowiaduje się N. Naczelnik, iż do tej roboty nie 
bierzecie się obywatele z taką gorliwością, jak należy", zaś 29 paźd. zmu- 
szony był zalecić „obyw. Orłowskiemu g. lejtn., ażeby ogłosić kazał i suro- 
wo zalecił wszystkim oficerom i jakimkolwiekbąJź wojskowym tułającym 
się po Warszawie zejść się na Pragę pojutrze o godzinie 9 z rana, a tam 
g. lejt. Zajączkowi zameldować się, który ich podzieli i destynacyą wska- 
że." (Z odpisów Chodźki w Rapperswylu). Taki smutny był stan stolicy, 






— 371 

tnpionej nadto widmem ^oda (por. Treskow, 300 8q.), kt/>ra to okoliczność 
pnwdopodobnie dodatkowo skłoniła Wawrzeckiego do Bamobójczego kroka, 
jakim było odesłanie korpusu Dąbrowskiego i Giedroycia w przededniu 
rootrzYgającego starda z Suworowem. Te wszystkie względy bral w rachu- 
bę Dąbrowski, kiedy podjął jedyny rozsądny plan opuszczenia Warszawy 
i przeniesienia punktu ciężkości wojny do Wielkopolski. Ws]iomina o tcm 
pułkownik Michał Trębicki w swoich ,,Adn()tacyach'' do rkp. Wyprawy 
(ma. Bibl. Zamoyskich): y,W ostatnich dniach oktobra g. l)ąbnnvt«ki przy- 
był do Warszawy na radę wojenną, która nię odbyła w domu nowego Na- 
oelnika Wawrzeckiego, na której ja byłem przytomnym, (r. Dąbrowski 
i wiela innych generałów dowodzili, ie w stanie rozpaczy, w jakim się kraj 
podówczas znajdował, przy zalaniu Polski przez wojska rosyjskie, pruskie 
i anstryackie [nie pozostaje] jak tylko zebrawszy w jeilną masę wojska pol- 
akie wraz z litewskiem, zgromadziwszy co tylko moina |K>dw/)d z żywnością 
i wojennymi zapasami przedzierać się aż do Renu, gdzie armia francuska 
tiyumfowała. Druga strona, na której czele był ^-1. Zajączek, ubóstwiany 
Die tak z talentów wojennych, jak z swej i>opularności i zdatności do pro- 
wadzenia wielkich intryg, instynktowany od członków liady Najwyższej, 
którym się chciało burmistrzować, wniósł projekt bronienia Warszawy 
i okopania się na Pradze. Wiadomo, czoni skończyło się bronienie okopów 
Da piasłni usypanych z nielicznem i znużonem wojskiem litewskiem." 

(Str. 159). Suworow, będąc jeszcze na prawym brzegu Wisły, musiał 
oglądać się na pomoc pruską, bez której nio mógłby się tak szybko naprzód 
ka Warszawie posuwać. Gdyby tej pomocy nie stało, marsz Rosyan w po- 
seiga za armią polską Wawrzeckiego^ by łby bardzo trudny. Sami Prusacy 
nie byli zbyt groźni, (por. instr. Fryderyka Wilhelma dla Schwerina z Pocz- 
damu, 13. października' 1794 r.,) i naw(>t po bitwie maciojowickiej i odwrocie Dą- 
browskiego nie podjęliby akcyi zaczepnej, przynajmniej poty, póki komen- 
da naczelna 8ix)czywała w roku b^chwerina. Wykazuje to jasno korespon- 
deucya z tych dni między kwaterą główną pruską a Berlinem. D. 2 listopada 
z Łowicza donosi Schwerin królowi, że nieprzyjaciel naprzeciw stojący 
wzmacnia się ustawicznie. Nie może wioc iść na Warszawę, trudno mu na- 
wet w zop^nosci osłonić Wielkopolskę. „Indessen kann ich aller meiner 
Anfmerksamkeit und aussersten Yigilance ohngeachtct nicht dafiir repondi- 
icn, ob er [der Feindwojsko regularne polskiej nicht irgendwo ein Loch 
za seinem Durchgang finden sollte, wolchos boi dor so grossen Deiencelinie 
kaam zu yerhiiten. Die Insurroction in dtT Provinz ist aiich noch keines- 
wegs gedampft, yielmehr ist selbigo nach den von allen Orten eingegangc- 
nen Rapports an manchen Orten schwiicher und hin und wioder zunehmen- 
der." Proponował gen. Favratowi marsz n:i Warszawę, ale i nad Narwią 
wzmacnia się nieprzyjaciel. „Ich habc daher dem General v. Suwaroff die 
Cooperation gegen Warschau zwar nicht ganz abjreschriebon, donnoch aber 



372 



goaussert, dass ich solche nicht eher unterDehmen koune, bis ich sowohl 
durch gute Fortschritte im Inuem der Provinz, ais auch durch die Bewe- 
guDgen des vor mir stehenden Feindes dazu in Stand gesetzt wiirde/^ Na- 
zajutrz po upadku Pragi, 5 listopada zŁowicza przesyła plan rozlokowania 
wojsk na zimę, ułożony tak, aby absolutnie przeszkodzić ks. Józefowi lub 
jakiemukolwiek innemu korpusowi wtargnąć do Wielkopolski/Generał Pollitz 
obsadza przejście między Gąbinem a Iłowem, jako zagrożone najbardziej 
w razie nowej inwazyi. Generał-major Schwerin zostaje wewnątrz Wielko- 
polski, prawem skrzydłem rozciągnie się nad Wartą, oprze je o Szadek 
i w tem miejscu komunikować się będzie z korpusem gen. Pollitza. Gene- 
ral Byern, prowadzący nowe siły, ma opanować Włocławek a lewem skrzy- 
dłem oprzeć sie o Wisłę; prawe jego skrzydło posunie się ku Warcie i osło- 
ni częściowo Poznań, Gniezno i Toruń. Pozycye te będą zajęte 11. lub. 12. 
listopada. Wtedy sam Schwerin uda się do Skierniewic i okryje okoh*ce od 
Łowicza do Rawy. W ten spo.sób zamknie Warszawę i zmusi głodem do 
kapitulacyi. I linia blokady szła z Kamionna wzdłuż Bzury i Rawki aż do 
Rawy i dalej wzdłuż Pilicy, ile możności, aż do ffej ujścia; II. od Wisły do 
Warty utworzona była przez wojska Pollitza i genen^a- majora Schwerina 
III. była pociągnięta przez korpus Byerna. od Wisły tak, aby zamknąć 
drogi wiodące do Poznania, Gniezna i Torunia. To jest zdaniem ge- 
nerała Schwerina „die zwe^skmassig^te Art um zur Erreichung der 
Ubergabe von Warschau und zur Beendigung der ganzen Sache mei- 
nerseits zu cooperiren." Nie idzie na Warszawę, bo kraj t«k wyssany, że 
trudno o dostawę żywności. „Der. Gen. v. Lattorf meldet mir unterm 
2- ten dieses aus Staszów, dass er seine Yorposten soviel wie moglidi pous- 
sirt hatte, es waren aber bei seiner Ankunft Opatów und die Posten 
langs der Weichsel schon von den Ósterreichern besetzt gewesen, dagegen 
aber wiirde er alle die von letzteren nicht besetzten Órter sogleich einneh- 
men. Die Desertion der feindlichen Truppen nimmt so ausserordentlich 
zu, dass fast tiiglich 10 bis 20 Mann heriiber kommen, die einstimmig Noth 
und Mangel an allem ais den Grund ihrer Desertion angeben.^' Raport ten 
nie był jeszcze zamknięty, kiedy nadeszła wiadomość o upadku Pragu 
Schwerin wtedy dopiero wezwfd Favrata'do posunięcia się pod Warszawę 
albo pożyczenia mu w tym celu 3 lub 4 batalionów. Było to już bardzo ła- 
two uskutecznić, gdyż osłaniający dotychczas stolicę korpus ks. Józefa rzucił 
broń haniebnie. U listopada, zawsze jeszcze z Łowicza, donosił Schwerin 
o sukce3ach generała Klinkow8trom'a, idącego przez Sochaczew, i Franken- 
berga wysłanego z Łowicza, w pogoń za rozpraszającym się nieprzyjacielem. 
Oddziały te liczyły po 4 bataliony i 5 szwadronów. Schwytano 57 oficerów 
i przeszło 300 żołnierzy; wzięto 4 porzucone armaty. Można było powiedzieć, 
że „e^istirt der auf dieser Seite gestandene Feind grosstentheils nicht 
mehr... Das einzige, was nunmehr mit Aufmerksamkeit zu betrachten ist. 



I 



— 373 — 

ut das nnterm General Dąhrowski in das Sandoniirnche ^^ezogcnc C^orps, wel- 
dies Ordre hat, in SiidpreuBscn durchzubrrchrn, zu ravagiren und zn vt»r- 
heeren/* Z czasów powrotnego przejścia Bzury przez korpus Dąbrowc-kiego 
mamy współczesną relacyę (z 2 listopada 1704 r. Ms. biblioteki potnrzyc- 
kiej, teka X Gołębiowskiego), która wymownie świadczy o wyczerpaniu za- 
sobów okolicy leżącej w promieniu Warj»zawy, a przeto i o konieczności 
przesunięcia działań wojennych w inne województwa. J(>«t to liRt z Borzę- 
cina (kolo Brochowa) tych dóbr dzierżawcy Szajowpkiepo, pelnoniocnika 
Najw. Rady Nar. w ziemi sochaczewskiej i |>o wiecie nii^zczoaowskim, który 
^.zostawiwszy opiece Opatrzności żonę z drobnemi dziećmi, zapomniawszy 
o rządzie gospodarskim dzierżaw kontraktami zajctych... udał się na niejaki 
czas do obozu X-cia Józefa Poniatowskiego" i tam ,, czynił wszelką pomoc 
wojsku, opatrywał z własnych... składów potrzeby jego, dostawiał mu wia- 
domych przewodników, emisaryuszi»m rządowym zapewnia! przeprawy przez 
Bzurę, a końmi i ludźmi ułatwiał ich przeznaczenia". Pisał do swej naj- 
wyższej zwierzchności: „Przytomny byłem dwojakiej wyprawie rycerstwa 
naszego za Bzurę, skąd powróciwszy do Brochowa zastałem cały obóz go- 
Derała Dąbrowskiego szczęśliwie przez Whpomniann rzekę przeprawiony 
i na polach brochowskich rozjKwtarty. Na szczc^ście zastało to wojsko 
w Brochowie główny skład furażu, do 200 korcy owsa, z okładem (>()0 wo- 
zów siana wynoszący, a do komisoryatu Xcia generała Poniatowskiego 
odcmnie przeznaczony; lecznagłynatłokkilkunastu ty si<'cy ludzi koni i baga- 
żów, nie zachowując ani ładu w zabieraniu ani miary w pasieniu, wnet wy- 
próżni! wszystkie składy i wziął 8i«> następnie do otwierania stodół i z nich 
zboża w snopie wyprzątania. CJorzej jrszcze działo sio w artykule żywno- 
ści. Wojsko liczne, niespodziewanie w jednem miejecu rozłożone, nie mogło 
znaiefć głównego i prędkiego dla siebie i)ożywienia. Natychmiast spichrze 
i SfHżamie dworskie, komory rolnicze zostały do szczętu ogołocone. Pozo- 
stałe od srogiego moru szczupłe zabytki bydła, nie wyłączając nawet sprzę- 
iajnęgOy zagarnione na rzeź do obozu; ogroily i doły z warzywa zupełnie 
wypróżnione; płoty i ogrodzenia wszystkie popalone, a przez rozstawienie 
obozu na wszystkich siewach sama nawet nadzieja przyszłego urodzaju jr st 
odjęta. Pola dworskie w znacznej części nie są dosiane, bo mór bydła, 
zniszczenie koni transportami wojskowymi, zajęcie od kilku tygodni całej 
robocizny ku potrzebie obozów, a nakoniec niedostatek nasienia, ix)ciągnę- 
ło za sobą konieczne roli, siewów i całego gospodarstwa opuszczenie. Niżeli 
ogień armatny nieprzyjacielski zrujnował wiatraki l)rochowskie, zabrano 
z nich zmelony słód na piwo i surowiec na gorzałkę, a tym sposobem kilku 
nieuważnych ludzi pozbawili całe wojsko potrzebnej wygody. Karczmy 
i gościńce próżno stać muszą, już nawet obywatel nie jest niocen opatrzeć 
własne awojc pierwsze potrzeby, gdy komendy z <)l)()zu brochowskicgo aż 
do okolic Warszawy tak srodze zniszczonych docierając, za dyspozycyami 



— 374 — 

komisoryatu, co tylko gdzie mogły, dla wojska zabierirfy... Tyle... nauczy-ć ^ 
lem się pod krótką bytność moją w obozie generała Dąbrowskiego, że obe- -i* 
cny przy nimkomisoryat nie jest dosyć mocen utrzymywać rzeczy w nale-* f' 
żytej klul>(e, a żołnierz znaglony niedostatkiem pozwala sobie samowolnydi; ''? 
postępków, od których ani obywatel ani włościanin nie ma skutecznego Mc - '^ 
bezpieczenia... Wojsko liczną jazdą opatrzone, w ciasnym obrębie wycieńczo* *' 
nej już ziemi zawarte, bez zapasów żywności, bez porządnego onych zaną- - 
dzenia, nie może nie przyspieszyć zgubnych skutków... Każdy upływają<^ 
moment zbliża ostatnie wyniszczenie obywatelów i dopełnienie miary iu^ p 
sku powszechnego. Potrzebna jest organizacya komisoryatów wojskowyd^, 
żeby te porządnego przychodu i rozchodu prowiantów i furażów, z zacho^ I*: 
waniem największej ekonomii, pod najściślejszą odpowiedzialnością pihMK Vi 
wały, a obywatelów i włościan od samowolnych napadów i urywczych wyw !* 
dzierstw żołnierskich skutecznie zasłaniały. Potrzebne jest ponowienie sratK' ," 
wy eh rozkazów do wojska, żeby zachowując nienaruszoną karność, każdego T 
żołnierza, a dopieroż republikanina zdobiącą, nie przydawało do cierpienia 1^ 
rolnikowi dość już z innych miar nieszczęśliwemu. Potrzebne jest uprząż \' 
nienie z obozów ludzi i koni do służby nienależących, którzy rozbiegając się ^ 
na wszystkie strony największe broją bezprawia, a nawet kradzieże. Potrze- ^ 
bne są jak na j pilniej magazyny, bez których (jakożkolwiek wojska naaze ^ 
dalej się rozwiną) ani obozy potrzebnego dostarczenia ani mieszkańcy zno* - 
śnego losu mieć nie mogą. Potrzebne nakoniec sądziłbym wyznaczenie ko*-" 
misyi oddzielnej, któraby w krzywdy obywatelskie wejrzała, oneż rozpozm^ 
ła, a należycie usprawiedliwione po nagrodę do skarbu publiczn^o odesłała^ 
Jest bowiem rzeczą aż nadto pewną, że w tłumie obozowym obywatel tni» ^ 
cąc swoje produkta nie może nawet zyskać kwitów, któreby służyć mu mo-t 
gły do upomnienia się o satisfakcyą. Tak się stało w kluczu brochowskim^ ' 
gdzie komenda generała Dąbrowskiego całe stodoły z niemłóconęgo zboiś "^ 
wyprzątnęła, kilkanaście stogów siana dworowi i gromadom do szczętu po* 
zabierała, wiele innych produktów zagarnęła, a na to wszystko kwitów i%» 
danych odmówiła. Potrzebne jest naostatek zalecenie komendantom woj* ' 
skowym i komisarzom prowiantowym, żeby w rozkładzie prowiantów i fu- 
rażów sprawiedliwą zachowali proporcyą a najbardziej pamiętali na siewy, ! i^ 
na zachowanie nasienia i na dożywienie ludzi do nowego... '' W odezwie do 
obywatelów ziemi sochaczewskiej i powiatu mszczonowskiego, wydan^ ' 
w Brochowie 31 października, podnosi również tę „największą okropność ^ | 
ostatniego nas ogłodzenia" przez „ciasne ograniczenie siły zbrojnej naiodo* | 
wej" ,,ohydnym łańcuchem przez nieprzyjaciela w ziemi sochaczewskiej «»•'' n 
stawionym". Wzywał do zasilenia obozu Dąbrowskiego w Brochowie żyw- 
nością, furażem i rekrutem. Za korzec sieczki miano płacić z kasy wydzia-' 
łowej po złotemu, a za pud siana po złotych dwa. Kantonistów miał odbi»» 
rać generał Bielicki, a podatki kwitował Maciej Badowski. Do dwu tygodni 



— 375 — 

-. mporządi^nia te miały wej^ć w iycie, ale wypadki potoczyły sii> w nierównit> 
f prędszym, niszczącym biegu. 

I (Str. 161 pq) Liflt otwarty Ncymana, przytoczi»ny w tekście fraiu*iis • 

' sb'm a którego przekład wzi(.*ty jei«t z (V.a:*ii, 1S77 r. H3 li^<tOI)ada 8q., 
dnikowany by I spólcześnie w Journal di^^ honmn^s libros i wyszedł w ostnb- 
iq' odbitce. Lu*t Giedroycia zachowany jeMt w Hibliot4><-e im. I^iworow^kich 
we Lwowie. Inne cytaty wzic^te z Lint^w znakom i ty cli Polaków wyjaśniają- 
cydk bistoryę l^onów połMkich (Kraków 18,^1 1. Tc spory emigracyjne bę- 
dą omówione obszerniej w II czcMci pracy ni nifjszcj; tam t«;ż znajdą po- 
■iewrzenie w porządku chronolofricznym te dokumenty, które udało się 
odszakać do wyjaśnienia tak mało znanej, a tak ])rxykrcj „dyplomaiycznej'' 
łustoiyi legii. Eozwaźając Htanowiako, jakie zajmował Dąbrowski w War- 
Miwie od końca r. 1704 do początków 179<), pamiętać trxeł)a, źcjego wzglę- 
dna wolność OrtObitfta OfNcrala się nie tylko na umowie radoi^zyckiej, ale i na 
tnif że dwory sprzymierzone robiły ])ewne różnice mi«,*<]zy żołnierzami in- 
Burekcyjnymi, uważając za ^buntowników'* przc^lewszystkicm tych, którzy 
pochodzili z części Polski objętych przez I i II rozluór, iN)r. Dziennik Kop- 
cia, 70. 

Str. 175). Wyniki śledztwa oj^ło-łił Taran w Iłerlinie 25 marca 179,") 
nko. Wyrok sądu wojskowego, w kt<')ryin zasiatlat słynny }M')/nicj feldmar- 
sałek Boyen, podał powody, dlaczego uznano SchwcTinu winnym wynti^p- 
ku sprzeciwienia się woli królewHkicj ze szkodi^ korony i niesławą broni 
frankiej. Stwierdzono tu, że Schwerin winien był wywiązać sie z 3 gtów- 
ifdi zadaót 1) stłumić powstanie i, co się z tem łączyło nierozerwalnie, 
lUKccyć korpus Dąbrowskiego; 2) zatrzymać w Sandomierskiem i Kra- 
bwtkian jak najwięcej terenu; li) łącznio z Kosyanami starać się zdobyć 
Warszawę. Naipewiiiejszym środkiem zgnieci^nia ruchu wiclkoiK)Iskiogo było 
%ibicie dywizyi Dąbrowskiego. Schw(>rin o};i;rani(*zył się do wystania od- 
btlów za kolumną wojsk regularnych poNkich, a sam pozostał w Chr/o- 
Knricach. Powinien zaś był łącznie z Klinkowstromem wspierać korpusy 
Wyprawione w głąb Wielkopolski, utrzymać z nimi ciągłą komunikacyę, 
W ten sposób wiedzieć zawsze, co się d/icje wewnątrz kraju, i dzięki tomu 
wreBzcie módz opuścić nawet swoją ])0zycyą centralną na krótki czas i zbli- 
iye się do wojsk powstańczych wici kopoN kich. i:{. pa/dziornika dowiinlział 
ńę o bitwie pod Maciejowicami. To był moment decydujący. Trz(?t)a było 
pc^czeniu z Klinkowstromem atakować korpusy stojące naprzeciw 
w Błoniu i Nadarzynie i pod ks. .lózofom, ai)y niemitni z ich strony przesz- 
k6d w walce z cofającym się Dąbrowskim. Wobi^c postępów wojsk rosyj- 
ikich można było być pewnym, że korpus wielkopolski cofa się drogą naj- 
krótszą ku Warszawie. ^Auf jeden Fal! war bei diesen Urastiinden oine 
iMi Łowicz genommene Stellung hinroichcnd, und der Feind, dom iibordem 
der Transport und die Bedeckung seiner auf yicJon tausend Wajren mit 



I 



— 376 — 

sich fuhrenden Beutc seincn Marsch ausserst beschwerlich machen masste, 
konote nicht cntgeheo, er niochto bei Sochaczew oder Łęczyca vorbei gehen 
wollen. Der intermediaire Marsch nach Kiernozia uod Oemalin verdarb 
aber alle8, und in diesem Marach liegt offenbar die so gliicklich ausgefalle- 
ne I^^hapade des (renerals voa Madaliński und von Dąbrowski." Zasiania 
8ie Schwerin brakiem inforniacyi o kierunku raarszu nieprzyjaciela, choć mieć 
je było jego obowiązkiem. Obawa przed korpusami stojącymi naprzeciw 
nieuzasadniona wobec zwycięstw Rosyan. Powstanie Wielkopolan po wyco- 
faniu się wojsk regularnych miało sit> ku schyłkowi. Po odwrocie Dąbrow- 
skiego za Bzurę, Schwerin, wzywany przez króla i Suworowa do marszu na 
Warszawę, w połączeniu z korpusami Klinckowstroma i Ledivarego mógł 
się odważyć na wszystko. Jeszcze 25. i 2G. paździemikamożna było podjąć ak- 
cyę energiczną, skoro 25. ruszyć miał Suworow na Pragę. Schwerio nie 
wniknął dostatecznie w zamiary króla i nie pojął dokładnie politycznego 
znaczenia kampanii. „Unentschlossenheit, Ungeiibtheit in der Benutzung 
Yortheilhafter Ereignisse, Yerlegenheit bei Ergreifung zweckmassiger Maes- 
regeln und eine gcwissse Gleichgiiltigkeit in Ansehung des Erfolgs des gan- 
zen Feldzuges scheinen diesc Unthatigkeit, und die dadurch entstande- 
nen betruchtiiclicn Fehler herbeigefiihrt zu haben. Uberall zeigt sich eine 
gewisse Abneigung zu ołfensivon Unternehmungen.besonders aber g^en ei- 
ne Cooperation mit den Russen." 

(Str. 17()). Odpowiedź Dąbrowskiego na oskarżenia pruskie krążyła 
w licznych, podpisem generała uwierzytelnionych, kopiach, z których jedna 
znajduje się w mss. Biblioteki im. Ossolińskich nr. 485. Eeplikę tę podała 
Hamburger Zoitung w Xr. 72. z r. 1795. Dziennik patr. polit we Lwowie 
zajął się tą sprawą w Nr. 120 z 28 maja 1795. Sokolnicki, który wówczas 
był więziony w Petersburgu, napisał 23 maja 1795 obszerny list do Sa- 
mojłowa, prokuratora generalnego, z wyjaśnieniami co do rzekomych 
nadużyć popełnionych w czasie wyprawy do Wielkopolski: tak w Bydgosz- 
czy, jak w Fordoniu nic dopuścił Sokolnicki do jakichkolwiek gwałtów lob 
rabunku; porcelanę, o której mówi Fryderyk Wilhelm w swojej odezwie, 
starał się zabezpieczyć jyydając odpowiednie poręczenie naczelnikowi komo- 
ry celnej w Fordoniu, p. Brzozie; rozumie się, jak zawsze w czasie wojny, 
popełniane były nadużycia przez maroderów i watahy rozbójnicze, jakie 
tworzą się zawsze, gdy tylko zaświta nadzieja bezkarnego zadowolenia in* 
stynktów antispołecznych. Dzienn. patr. polit. Nr. 197—8, 26 listop. prze- 
drukował z Wiener Zeitung korespondencyę datowaną z Poznania 3 listop. 
1794, w której jest trochę szczegółów o zamieszkach panujących jeszcze 
w Wielkopolsce: ,, Włóczą się tłuszcze uzbrojonych wszędzie w okolicach 
Słupców, Sieradza, Kali.sza i Rawy, od którego czasu armia tara się nie 
znajduje, którzy się wprawdzie insurgentami zowią, ale zapewneby za to- 



— 377 — 

wtrzyezów od Dąbrowskiego i MadalińHkiego uznani nic byli, ci bowiem 
okazali wpzędzic szanowność prywatnych majątków." 

(Str. 181). W Archives admini^tratiye:^ dc laguerre w Arch. min. woj- 
ny w Paryżu, w niebogatej zreszui t<vzccN |)OŚwi«}c«»nej Dąbrowi^kicmu, 
meśel się oskarżenie zredagowane przez .Mniowskiego, 1 brumaire an VII 
|22 paźd. 1798J. List ten, dla natychmiaMtowogo zł)adaniii zarzut*") w, prze- 
flJany został przez Dyrektoryat ministrowi wojny, a z kol:;i dostał się takte 
w ręce naczelnego, wodza armii włoskiej. Dokument ten wraz z innymi ogło- 
szony będzie w II części pracy niniejszej. O zal)i»*jraeh Chadźkiewicza i Ma- 
liszewskiego, aby dowództwo legii oddju- w innonre, donosi Hars;»w listach do 
WybickiegozS.i 11. thermidora [2! i 2'J li|>.|. VII, <);rł. w List. znak.. Polaków. 

(Str. 182). Tak mniej wiirej prze<l««tawia wypadki r. 171M je<len 
z emigrantów [Zajączek?], kttSrego f)pinii zasii-irał rząd fran<'iiski w spra- 
wach organizacyi legionów, Arehiws du mini-*t«Te dr laGuorre, i)lika aktów 
odnoszących się do L^gions poloaaises od chwili przyjęcia ich w służbę 
francuską. 

(Str. 183). Parandier au citoyeri niinistre (l(?s rtlation^ exU'ri<Mire4 
(Arch. nation. AF; III 7G) .Berlin 21 trimaire an IV [12 grud. 17J)5|.rai 
eu d'une voie surę les details les plii> circon-^taiifies sur h?-* debris de larmee. 
II en r^.sultequcdequinzemillel*olonai< «|iif»l<'- Ka-łsł'^ fircMit pri^onniers, les 
deux tiers ontóte incorp<.>re^ <lans Ir-iunurM-^ru-^ses <'t <pra peine letroisi^me 
est retourn^dans«osfoyers;quedetnMitpein(i niille hommes 4uocoiuniandait 
legćn^ralisfime Wawrzecki, aj)resla dćfaitede KoAcius/.ku et la deroute qui 
fat misę dans cetto armee par Li diyision (^ue eominandait le priuce Joseph 
Poniatowski, neveu du roi, vin«rt mill<' roloiiais pa^sćrenten (iallicie, y fu- 
rent incorpor^*s dans les arniefs autri<*hieiines et enyoye-* .sur le Rhin ou 
raaployes aux charrois de rarnn'e. II est a ()])serv(;r quo le princo Ponia- 
towski e-łt actuellement a Vienne accueilli et distingue par lenipereur. Les 
Prussiens onteu, soit par les prisoiuiicrs qii'ils o:it fait pjiidant la giKirro, 
80it par des recrues, environ truis niille homm-s seulemeiit; ainsi j)ar la 
Beule d^faite des armóes polonai.ses, trente trois mil|e homiues ont i)assu 
aa 8ervice des trois pui-^sauees'*. 

Kładziemy na zakońezenie dokument wagi pierwszorzędnej a środ- 
kujący pomiędzy pismem od samego I )abro\vski<'iro po rhodzącem a postron- 
nym źródłowym przyczynkiem, .festto ms. Bibl. Tui w. warszaw, nr. 5. 0/35, 
będący częściowym regestem papierów Dąbrowskiego. Sporządził go zape- 
wne ktoś z podkomendnych gfjncrala, prawdopo.loljnie w pierwszych dniach 
października 1794 r., wypisując dwa tytuły, z których żaden ściśle treści 
rękopismu nie określa: .,Extrakty korcspondericyi, rozkazów, Rap[)ortów. 
Z Roku 1793, 1794 i z każdego miesiąca*' tudzież „Zbiór korespondencyi' 
projektów, planów z Roku 17i)()— 17'J2— 170.).'' Ten spis Dąbrowski póź- 
niej poprawiał i uzupełniał własnoręcznie, w miarę jak załączał do zbiór 

Monogiafie. T. IV 



— 378 - 

nowe dokumenty; dopisywał swoje uwmgi między wierszami lub na końca 
odnośnej tłtronnicy. Xie jest tu zgolą uwzględniona korespondencya Dą- 
browskiego z okresu wyprawy do Widkopolski (13. wneh, — 23. paźd.) 
i marszu do Radoszyc, gdyi weszła ona w ramy pamiętników o insurekcyL 
Natomiast na końcu księgi, obejmującej „ekstrakty'', zarege^trował sam Dą- 
browski dokumenty, będące pamiątką rodzinną lub tei dotyczące jego i oj- 
ca stużby w armii saskiej. Ustępy a nawet poezcz^lne wyrazy wpisane 
ręką generała, podane kursywą, ogł. zostały z zachowaniem oryginalnej 
pisowni: 



[Uzupełnienie Sir. 46]. Stanisław August do ks. Józefa Ponia- 
towskiego. (Zte zbiorów Franciszka Paszkowskiego.) Yarsoyie 14 juin 
1792 ,J1 y a un Polonais nommó Dąbrowski, qui nent de ąuittor en 
Saxe sa płace de major de cavaierie dans la ąuelle ii s'ótait fait estimer si 
g^nćralement que depuis longtemps je dósirai le ravoir. I laenfin obtenu 
sun congć, qu'on Iuin*a accordć qu'avec bien de regret en Saxe, et ii yient 
d'arriver ici. Mandez moi si yous pouvez lui donner une place. Je le crois 
digne d'un grade plus ćlevć. Le gónórai Gk)rzeński vous donnę un plan 
par ^rit.^'; 29 juin 1792: „Tego Dąbrowskiego, któr^ośmy z saskiej 
służby tak usilnie wyciągnęli, ja koniecznie i dla słowności mojej i dla war- 
tości własnej tego oficera koniecznie obersztlejtnantem utrzymać mussę. 
Dla niego tedy chciałbym mieć zachowane miejsce po postąpieniu którego 
z zastuźouych podpułkowników na miejsce Wielowiejski^o. Więc niech to 
jeszcze zostanie w zawieszeniu aż chyba wtedy tem rozdysponujemy, jeśli 
mi się tu uda zrobić go wicebrygadyerem na miejsce Mioduskiego'*; 
80 juin 1792: „la brigade de Mioduski, j'esp^re, deviendra bientdt 
cellle de Dąbrowski le Saxon sous le nom de Madaliński''; 5 jui- 
Uet 1792; „Du moment que j' aurai enfin mis ce Dąbrowski de 
Saxe comme major dans la brigade que Mioduski ya quitter, j'esp^e qae 
cette brigade devieudra meilleure. Sur les 1,300 cheyaux dont elle est com- 
posće ii y en a 360 de blt;ssćs par les mauyaises solles. Cest une maladie 
gćn^rale k ce que je Yois dans notre cayalerie.*^ 



— 379 — 



I 

o 
Id 

I** 

I 

s 
s 

a 



o 
ifl 

o 
Pi 

Q 

Pi 

•H 

A 
N 

te 

•H 



i ^ 
«) a. 



09 
O 

q ą> 



4) 












•o os 



08 to to ^ 

»-9 ^ *N "łH 






•Vi 



O 

•o 
Ci 



00 






00 '^ 



5..S. 



•- i3 "^ ^ 

»c S .2 -2 

o Sn. "^ "O 

Co O, O O 



4) 

■g 

09 



00 



00 



»0 ( 












-o 
00 
.00 

*s 

•o 
«J 'W 



00 

"I 



Q> CV5 "^ 



łN. "» "NO Hi" 

s -^ "^ ^ 



*o to CV5 <5> 
>!}< "^ »o to 
t> t> t> i> 



O 



^ 






>* 00 

« 2: 



.0 



o 

Sn 

-O 



^ 






4 












00 n2 00 






'.a 

05 



O 



c^ t* rN. 00 

t> t> t* t> 

t> t* t> t> 

"*N *s *-* >-* 



i> ^ »o I Oi 

i2? a 5J s a 



380 — 



.0) 

00 



-ii 

00 



4l 




1 






1 








^ 




"S 


1- 




« g 




t^ 




a: 


^ 




s 




a> 




2> < 


•S 


i:: 




1^ 






•a 


2^ 


•§■§ 


sil 




1 
C 

S 


■Jo « 


-Ho 


.09 

1 






*« Cs 






53 "^ 









?5 ^ 



05 



ci 

^5 



^ o l< 









o 

o 

Cd 



O 
N 
GO 

M 

N 
O 

TUJ 
O 

O 

>^ 

M 
Cd 

O) 

M 



-3 

os 

s 



00 



6C -*r 



B 

a) 



o 

M 

'o 



rt ^ 

O ^ 
-^ t 



-i! 

O 

-O 



Ci' 



t 



^ 

ń 



o 



•^ 

^ 

^ 



00 ^ 

^ o 

i: ś5 

C* Et 
Q O 

\ W 



00 






•to 

ct 

fil 

cL S .. 
"^ -^ ^ 

^ W ►-^ 






Sf 



o 
S5 "« 



^ f S' 

O 

9 «3 ^ 
o OJ o 

III 

ii s- 



M 

co 

•§ I 
II 

OD •§ 
« '^ 

S N 
•N JO 

« a 






§ a 









00 



^ 5 

Q KI 









03 

% 



- w 



-^ C^:i <N (M c^a 

Ci o Ci 05 Oi 

t* i> iN. r- !> 



381 — 



o: 



& 



o 



c 



1 tś: 






ci 



li 



2. 






^ o 

(2 



1^ 

"i « 
I fe 

o « -łJ ^ 
Q fi ^ 



o w 






.1 i^E- 

•I' sf^l 



2l» 


s 




c8 


E 


N 




H e5 


'*3 


h* 


J 




s? 


c 


V. 




r, Ł 


'3 


.-§ 


es 




2 


1 


'= 




9 ^ 


•^ 




*5 




2 

i 


1 


5 




pruska 


5 


g;2 


o 




o 


Xi 


7; 




.2 ^ 


's 


o «. 


ci 




T3 


U< 


N* 




— 


o 


n 


2 

1 




-2 




'i 


.2 


1*^ 


1 


11 


i 


1 


K 

'T 


^* 


S 

ŚŹ 




1 

Ci 


o 5 




CS 


J 


1 

"r 

^ 


•N 

t 




2i s 


1 

c 

5^ 






-* j! '^ 

I § « 



c^i5^ 



C N -/. Ł 

^ O AB ci 

O « Tc Sff 






^^ s 



e 
•^ 



-o 












00 

łl 



^ 00 



co 



08 






00 w »- 'M rt 



O' -ST <Ł 



o; O) ^ 



^1 

s £ 
2 o 



es es 

i S 

t S 
5^ 



^ 'bo 



e? 03 



I a 



o 5 "^ H 



O « 

^ a 

N ^ 

o - 

.Si ^ 

13 c 



c s 

c -S 

eS o 

S 2 



& 



S 3 






£ Sc 



i i 

^ o 
P 

O d 

t a. 



ci 

5 Ł 



I §.§-8^ 



o oc 

° 2 



-3 


^ 


1 


Ł 




is 


c 


ef 




^ 


!5 


c 




eS 


a> 


J3 


'i 


1 


•^ 



a.-^ 



^ os 

^ i 
II 

O 



^ a 

-^ 

la 

OJ 
^ O 



5 — 

a" 'S 
"N 

M 'I 

.2. ^ 

'O 

a a 

CD o 

ci o 






?3 



- 382 — 





52 'o) ^J^ ^ 

3 :a ^ 2 g 

co OD M •« & 

"o P ^ O 

•g ^ .sr a "" 



% s -r ° 



Q S S 



3 

O) 

illl 

5 i? JE «> 

fi fi t3HS3 



o. 



Xf 






OD 1*5 






a 



os > «d 

PQ nj S 



Prf C 



.2 
2 









o 



o 

c 






«5^!is<£r^ 



.al" 



CS 

1 



O--^ 






no 
o 



"i 



383 




= f5 2 g, 



li " 



lilii ||e^ 



§ I -i . 



3._-2 



ii 



i4 •« 









8 



a 



3 o 



g-g 



■3 g fc" 
i li 



:a 



S 



g 



— 384 — 




a< c; 



is 



03 ^ 






CS 

2:3 

N ef S 

'^ I '5 



:3 -S .2 

^ 03 ^ rt 
^ '5 "^ ' - 






sj^S 



^ 
^ 



O 

5 ^5 >fe >» 

N o (^ N 

ń2^ń 



:^ ^ ^ 



U^ 



i- -f ro 

C3 



^ 








03 5 


2 






}-l 


i 


i2» 


i 

O 


e 
''i 




QS 


Q 


o 


"^ 
-^ 


Sr o 

'■%'■% 

£ 2 


c8 








-a x> 


^ 








a* a* 


^ § 


"5c: 


§ 




Gfi 


,5 2 


.^ 


s 


;. 


^^' 


,o 


p, 




g- £• 


< Ph 


t< 


o 












o o 










s s 










^ ^ 




fi 






Tg 

11 

^ Ol 


-^ co 




ir: 


O TM 

00 


T< •* 



— 38:) 



08 



~ :- X 






os 

*5 

2 'o* 'O 



o CS 



Ń ja .c:,^ = 



es ,3 *" 
S c -^ , 

08 g. 
'^ cS bo 

w Q 



N o 

es ^ 

i I 



ci o 

£•§. 
II 



5 
^ c 



5 t 

a--S S" 
•«" Ł"^ 

s§ ••' 

s f « 

O i, ^ 

-*« SI* ^ 
^ -^ SC 

« C^ i o 

^ ?^ -^ 



a * ar' 



iii 

i II 

o ^ 5* 
tx >. s 

sit 

•s I I 

Ś Ł *5 
c ^ 3 
"?. S = 

n S o 

5c = -^ 
i. § "t 

J "7 ^ o 

■^ r '^ 

O « 1. = 

^ :* *^ "ic 

^ "c 3 r 

^ ?► 3S 






Ł^^ 



^ 5 
o 3 

S.I 






S 08 ^- 

s C 44 -* ? 5 

*« fe ai " 5- 



<^. S Sc -r C< ^ • — 

s .:£ -. ^ ^ 



2 



s 

&< 



C3 



I 



1^' 



:^!ł 



(5 1^ 






a 



cc 



« 2 Sr* c8 ^ 



c 
'U 



t^. 


J4 


^ 


^a 


*5 


.^ 




w 


*>* 



CS 






C8 
S 



.t i- .^ 

^w -«^ s^ 



n 



2$ 






r3 
a 

c 

o 

s 



c 
c 
o 



^ z^ 



— 386 — 





9 - 

>» a 

I- 

2 M 






N Rt 55 







00 



o 

CD 



CL 
O 



03 



O 
O 



o 




N 




OD 




P 






»o 


*s 


F 


w 


Q 




oS 




^ 


^ 


-2* 


1 


1 



^O 







08 

i 



08 

li 



*5 



^Sr3 



a 




— 387 




3 




^ 


e 


S 


1 





•ó 


^ 




*— » 


a? 


1 

Q 

1 


il 





08 



« 

I 



a 



a 
A. 



Q 



.a 

s 

bo 



1 

p 



s. 



§ 

2 = i! 
fc ^ 15 

i N fi 



388 — 



o 

no 



o 






■=■2^ 



•2 I 



« I 
bC O 

i-i 

P^ Im 

&§ 

3 i: 



a 

o 



O 



c 
o 



.5 CS 

a a 



o 



1 


0« 

a 


§b 


*a 


<*^ 


N 


>-l 




o 




& 


S 


« 





-I 

n 

CS c 

^ 2 

I- 



.S o 

, 57 cs 

5 ^ S 

oo r> N 

S ^ Ł 

*c h2 -S 

E a P 

43 a 2 



t" bo 

Ts « a 
« ? s 



f. 
^ 






o 






o 

£ 

p 





os 




a 




N 


08 




a 


a 


o 


o 


-b 


*q 


-2 


o 



os 

o 

^3 



&S 



« « -S •« 



•Np S^ 



3 "^ 

o 



03 

■g 

N 

O 

Ol 






a « 



c s 



O) 



a I 

O ^ 
bC « 

^ 9 

•r-» 00 

li 

s 2 « 

^ O) o 



53 .-• 

bo N 
.- O 

o o 



i a 



S « r 
S ^. ^- 



^ O ^ 






£ w)^ 



s « 



□ 
bO 



cn 



o CS 



4i< 



S! 






O _ 
cfl o 



o 
bO 

o o w 

g •« a 
OJ- 2 -^ 

>> 0) CS 

5^ cq »R 
os 0} 22 

S W) g 

p § ^ 

o i^t 



OD oS 

C M 

o ^ 

N 

S 08 

5 « 



es ^ 



CS ^ 

"Ti ^ 
CS as* 

S3-N 



•5* a 

§ o 

,5 CU 

5r! bo 

fl S 

V eS 

bO s 



^ 



O 

a 
o 



o 
O -d 



o 

p 

2 2 



O 

o 



2 3 2 



UJ 



os -73 



^ £ 5 

oS o « 

o N o ^ © S 

o 08 ^ o o cS 

s ^ s s ^ 



00 



389 - 



3 



N 



O 

'a 



s 






-gŁ 






y -r* 



i 

o 
o 

-a 

9 






es 



c7 ae 



^ 

o 



2* -* lO 



► a! 



Sc 



s 7 

o . 

1:3 

Oh P 



.2, 08* 

5 C 



I 2 



Si 

fi - 
0; c 

>» CS 

co > 



9 

-« o 






3 o o 

**" 'n •'^* 



^ ^ 



es o; 

3 X 



= 5 ^ 






Ec 

o 



rr o 



^ •? ^ T 
^ I . * if 

^ w -N 



« .« •" ii Ł rt os" ^:^ 
5 «'*2?':3-=-^«! 2'H 



<i^ « rf 



s A' r 



^ -9. 



es 
S 



^3-' 



a 2 



M <«» S r* 



C -NI 






eS o 
Ec o- 



lit' E 



CS C. -5 

■3 C U 

3 C - 

.i* *N ^ 

X 'O Ł' 

c >. *^ 

O CS ^* 

^ J4 ^ 

c; « a? 



s « = 



08 -^ 

I * 

^ X 






CS :? 
C '^ 

bo-5* 



3 o 






08 ^ 
C C 



os ^ 



;£ 5 






»- ,i4 



c al 

* 3 



S-S 

CS s 

^ o 



,i« o 

2:= 



.^ OD 

C 3 
08 >« 

c25 



08 



O 



1 
a 





'Jć 







^ 






^ 






^ 




^ 






ui5 


M 




1 




00 






X 






X 






•/> 




■$. 






X 


tg. 






E? 


nś 




^ 






!f 







(C 


^ 


i? 




-^ 


•? 


^ 






























t. 







^ 


c 









Ig 


a 




jrf 


c 






C 






c 


's- 








3 




08 


c 


2 







2 






2 






2 


ś 


2 




3 


2 


2 


3 


1 

s 




5 


-g 
S 


Tis 












-5 






^5 


,14 


2 


hm 

08 




M 


1 































^ . 








i 




































08 


•«-> 

'Ó 




08 






cS 







cS 




cS 


CS 


§ 


08 


08 




s 


1 


^ 




ec 






^ 






5: 




EP 






^ 


^ 




•« 





08 






08 






a 






c5 




Ci 


if 


CS 


08 




■9 


M 


^a 







N 





* 


N 




CS 


N 




s 


CJ 


N 


Si 






U 


cc 


a 




CC 






X 






X 




'Łl 


>» 




X 


nc 




^ 


*» 


tm 






^ 


*s 


os 


^ 




es 


»M 




£ 


^ 


s 


t; 


£ 




.1 


s 


09 


'6 




Ji 


55 


u 


OS 

> 





ki 


^C3 




^CS 


1— t 


oe 


^03 




-rfj 


I^ 






^ 


^-' 


>• 


•73 


^-^ 


I^ 




*^ 


s 


h*!" 


1^ 


^ 














































































O 



— 390 — 



53 -S 


1 


a ^ 


o 


.2 ^ 


tfi 


ai 


§, 


9 O 




tS« 


1 


al 


i 



s 




o 
a 

I 



O 

c 

s 
ł/J 



.^ o 

00 p 

S J3 

^1 



3 



o S 



£ .M 



I 



o cc 

S W ^ 



£ 



o 
a 

2 

I 



O 

o 

I 



-3 g 






e9 
08 



4 S S^ S 

P ^ o ^ ^ 



I 






(U 

'O 

o 



08 08 

08 08 

u fra N 

o cc GQ 

^ & S 



«8 
08 



08 

i 



li 



o »-^ 










t3« 5 



J! :3 - ^ -3 

I I if i S 

. .55 -*< 2 . 

I a .^ -§ § 

o *qp :r" .o o 

MC ^ S M 






•3- 
s 



o 



o 

c 

I- 



s i 

I-I 



3 o 

<^a 



2 

2 



Cu 



-8 



^ a ^ 



^1 



et 
et 

N 

I 



08 

-a 



Sil 

O M ^ 

ts3 m O 



flj 2 -^ "? -? 
"^ « TJ 'd 'O 

a ^ 



a, 



et 

s 



co 00 
OJ (M 



co 



2 

o 
03 



— 392 — 



i-^.i 



U 

■M s 

— < o 



= ^ ?- rt 



h3 



^ "" ^ C O 



s j: ^ Ci- 



5^^. 






S-S 

a. _- 



2 a 

O cS 



^ o o c 



ii 



GS 



C3 '^ 

rr — ( 



0Q ^ 



,:4 

o 



a 



.2 

E 

5:! 






-s 



Si 



o; 

a 

•A f' >^* 

.Si fe -fi 

co o; "^ 

. 'cJ ^ -- 



S o 

C 1^ 



13 > 



o 2 

"S .2 
2 g 



C5 1:3 



es N 
■fi 5* 

O s: 



CS 

£■? 

fcC ^ 









^ 2 o 



ait3 

X o 

>> Cu 

a ^ 



»- S^n 
p, bO 



c3 O) ó 

£ *S s 

2 N o 

III 
« * _2 






C3 O 



C C3 



^ G śi c 



es 

S i^ ^ 

^ •« -g 

g I S 



S * a 



a 



o )4 



-S-S 



•^ a 

*S -2* "N 

rs &• te 
" <u .. 

2 O C8 

^ 08 

C N ^ 

S-S a 



S *« 

% a 

o ^^ 



o 



c;?.s .2 



O) 


^ 


s 


a 


CV3 


a. 




O 


§) 




'ra 


M 


-* 


00 


'5 


•^ 


•« 


® 


U 




•N 


0) 


^ 




B 


(« 


.2? 


& 


00 


*S 


Ś^ 


^ 



K 

& 

O 
-O 






U e8 

S s 



p4 f3 w-s: f2Q;2q « H 



es śs 



O 



S ^ 



-^ -^ 'X 



08 

1 






^5 
1^ 



S P 



£•>! 



^5^ i: 






08 ^- 



08 



O 



O 

cc 



O 



'^ ^ P 



U5 O 



Od 

t> C; rt 

I E.^ 

i-i 

£1^ 



-o 

CM 






^ 

^ 



o 



393 — 




- 394 




j o « g 
S :S ^ JS 



1^ 



et 

._ Ii 

§ - •§ ^ 

►^ s sr * 

. o? Ti 
M ^ O u 

li' s 
Ii gś 

'O M O O 

S3 N eS 

g P-. c ._ 

^ S g.8 




^5!i« 



o 



^ s^ 



1 




1? 


1 


Ul 




W M W 




^ 








^ 






^ 


^ 






3 

p 


es 










I S 

p ^ M % 
Oh o a o 



•s 



lig"! 



et 



I 



es eS eS 

^ ^ i 

>« es es e8 

a M N S 

S £ £ £ 

*§ »^ »? h? 



5c 



!> X c: O 

r- r-( r-l <M 



CO IN- 00 

(M OJ CN3 



^ 




c 8 


^ c 


1 isl 
% S S 8 ^ 
1 -ó -^ -1 >. 


SiS 




^ :3 « 


c2 W 



c 



o "> o "^ 

tad Ćiu M £ 



Se 
S 



'i -§ 



i 



*5 S "^ 

Q OD ^1 

^ £ P 






2 2 



.2 o 2 



c 
o 









^ ^ 3^1 



i 



- 396 — 







2 






■^ 








g 1 




£ 
S 






30 




oc 




o :: 




•e 








o 








s 
o 






si 








. z pod Warszawi 
dobra narodowe 








4 


I-I 




1 


.1 




11, 




g 






.2 

O 

8 

•i* 


•S' ? £ 
e 7 C5 


3 0*=^ 




2 S? 

II 


1 


es 
S 

ID 


II 


1 §•§■ 

^'^ -2 *! 


Mars 

asz d 

n Gen. 


5!J 


1^ 
f 


,5 

1 


1 

C 


1^ 

N a» 


1S 


•I 




Opisanie 

Polski 

Asifjnaci 


o 


II 


a 

i 


1 


II 

§1 




i. 2. --o 


o 
















■B^ . 


21 




o 






M 






lii 


00 




1 2 






aa 




■^ 


§§§■ 


C *5 








s 




g 


t e . 












1 








Q 


















b 










N ^ 




S 


<2 




^ 










08 


», •« 


0? 




^ 






It 




oc 


S 2 S 


•I 




li 

i 

1 






II 




a 

1 


•I- -5. 


Ci 06 




'Tf »r5 






<M C»3 




Oi 


3:s- 


•^ 














^ 


«o ;o 5© 
















Oi 


Oi Ci =i 


^ 
















t^ t^ t^ 

•^ >«i -^ 



I 
I 



•§ 

2 

o; 

a 



INDEKS. 



vicz 48, 280-1. 

U9. 

12. 

Henryka 12. 

Sasko-(.'i*'szyiiflki 4, 5, 
5, 20-25, 29, 31, 278. 
irowicz fi7, 283. 387. 
^2. 

>ben 243. 

iitz ( Amotritz) 51, 54—5, 
132, 328. 
hr. 7. 

ks. 92, 95, 137, 229. 
Bt*riibur«»: 24. 
vn 18, 19. 
318. 
, II. 2, 3, 16, 34, 43, 274, 

;III. 3, 4, 6. 7, 9, 11, 1(>, 
-6, 278, 31(>-7, 379. 

Jki 374. 
•w 74. 
wicz 380. 
wski 308. 

Aleksandra-Józefa 6, 10, 
20, 22, 187, 279. 
Krzysztof Wedi^ 22, 20, 
279*. 



Bam«»r Ludwika Ernestyna 22, 
279. 

Harne.r Ludwika -Krystyna 6, 10, 
12, 18, 20, 42, *26[ 32, 46, 
279. 

Barre 369. 

liarsR 163, 284, 323, 377. 

i^rtholdi 108. 

Bartnicki 194. 

Bartochowski 344. 

I^czkowski 320. 

Bjikowski 344. 

R('c;ilt 395. 

IJ('liepird(»34-37, 40, 45, 47, 48. 
280. 379, 380. 

BencktMidorf 21, 24. 

BfyiT iBaucT.i 136, 351. 

Białopiotrowicz 283. 

Białowicjski 194, 231, 239. 

Biol>erst(Mn 145, 155, 328. 

Bi<*;j:ań8ki 87. 

Bielamowski 74, 77— 8, ponicznik 
10<), 120. 122, 134, 139, 194, 
202, 204, 214. 224, 227, 229, 
233, 245, 246, 252-3, 259, 
260, 262, 268-9, 285, 329- 
333, 350, 356, 358, 360-1, 
385, 393. 

Bielewicz 93, 195. 



— 398 — 



Bielicki ^en. 374. 

Bielicki 389. 

Biernacki 51, 54, 56, 240, 260, 

265, 267, 304. 
Bliicher 35—6. 
Błeszyński 343. 
Bogatko 212. 
Bogurski 264—5. 
Bonin gen. 92, 101, 145. 
Bonin major 109, pułkownik 343. 
Bonneau 282. 
Bonnet 283. 
Borowski 296. 
Borzymski 275. 
Bothe 342. 
Boyen 334, 344, 375. 
Branicki Franciszek - Ksawery 

310-2. 
Branicki Jan-Klemens 80, 277. 
Braun 136. 
Brigido 280. 

Brodowski 87—8, 117, 130. 
Bronikowski 115, 116, 206—10, 

213, 345, 347-8. 
Brunet (Bronnett) 191—2, 391. 
Binickner 129. 

Briihl Alojzy- Fryderyk 318. 
Briihl Henryk 4, 6, 316. 
Brtinneck 126, 176. 
Brzechwa 298. 
Brzoza 376. 
Brzozowski 300. 
Buchholtz 53, 281, 392. 
Buchowski 111, 339. 
Burzyński 86, 193, 221, 254, 313, 

393. 
Buxh(')vden 243. 
Billów 38. 
Byszewski 48, 50, 53—58, 61, 

67. 70, 73, 283-4, 318—320, 

322, 382—5. 
Byrn 139, 151, 360, 369, 372. 



Cavan 375. 

Chadźkiewicz 181, 377. 
Charchowski 381. 
Chitrowo 171. 

Chevalier de Saxe 3, 16, 2( 
Chmielewski 385. 
Chmielewski Jan 292. 303. 
Chodźko Leonard 370. 
Chrzanowski 248, 381. 
Chrząstowski 252 
achocki 65, 67, 70, 84, 28 

392. 
Ciemniewski 104, 
Clausewitz 280. 
Cronsatz 134. 
Cymborski 194. 
Czaki 193. 
Czanecki 379. 

Czapski 310, 312, 315, 321. 
Czarniecki 36, 80, 379. 
Czarnocki 18. 
Czarnowski 389. 
Czartor^^ski Adam Jerzy 3 
Czartoryski Józef 45. 
Czech 237. 
Czyżewski 298. 
Ćwikowsc}' Hieronim, Jad 

277. 

Daleszyński 302. 
Dallwig 128. 
Damięcki 283. 
Danckelmann 54. 
Daszkiewicz 211. 
Daun 8, 9. 
Dąbek (Dobek) 300. 
Dąbrowscy 6, 13, 15, 17, U 

^273, 280. 
Dąbrowska Barbara, (drug^ 

na) 20. 
Dąbrowska Gustawa-Małgoi 
Henryka (pierwsza żons 



399 



2.% 29-32, 48, 189, 190, 

browska Karolina- Zofia Ale- 
ksandra -Henryka (córka) 31, 
:-i2. 189. 

browska Zofia-Marya (matka) 
:>-7, 12, 275-G, 278 
browska z Szymanowskich 

babka) 2. 

browski Bronisław (syn) 19<). 
browski Jan (dziad) 1, 2, 12, 
•273. 

browski Stanisław (pradziad?) 
274 - 5. 

t>rowski Jan-Micłiał (ojciec) 
2—13, 15, 17, 18, 20, 22-26, 
273, 27G, 278-9, 379. 
browski Jan-Micłiał (syn) 30, 
194, 204, 209, 215, 249. 
tbrowski Kazimicrz-Benedykt 

273. 
browski Kazimierz, pułko- 
wnik po w. <iost., 254. 
browski Ivrysa , pułkownik, 
254. 

browski (Michał?), kawah'r 
maltański, 2. 

browski, porucz. inźynieryi, 
25G. 

browski, pułkownik, 228. 
mbski 212. 
Ibruck 280, 360. 
mbowski 237. 

nisow 98, 171-2, 267-9, 326. 
rfelden 102, 155. 
sforgucs 284. 
ybel 286, 316—7, 319. 
;bicki 5, 395. 
ether (Diethers, Diethert, Die- 

tricht) 108, 134, 213, 337, 

350, 362. 
iwow 102. 



Dłuski 279. 

Dmochowski 162, 324. 

Dobraczyński 306. 

Dobrakowski 256. 

Dobrski Ludwik 317. 

Dobrski Teodor 313. 

Dobrzycki 389—90. 

Dossow 109, 134. 

Drewicz 19. 

Dubiecki 321. 

Duczymiński 74, 77-8, 81, 204, 

252, 254, 284, 300, 346, 386. 
Dufour 283. 

Dunikowski Sebastyan 93, 194. 
Dworakowski 283. 
Działyński 54, 76, 93, 286, 315, 

321. 
Dzieduszycki 396. 
Dziekoński 283. 
Dzierżanowski 292, 303, 385. 
Dzierzbicki 63. 
Dziewanowski 215. 
Dzimiński 51, 294. 

Ebelt 280. 

Eckstaedt 275. 

Elsner 101, 110, 128, 130, 134, 

137, 145, 202, 245, 358. 
Erckert 196-7. 

Favrat 101, 126, 139, 151, 253, 
254, 328-9, 371-2, 386, 396. 

Fedejow 307. 

Fersen 125, 135, 137, 151, 250. 

Finckenstein 243. 

Fiszer, maj. (Wilh.?), 93, 194, 218. 

Fiszer Stanisław, 56—7, 85, 163, 
282, 309, 395. 

Fontana 311. 

Frankę 278. 

Frankenberg 95, 101, 110, 127, 
129-32, 145, 204, 368, 372. 



- 400 



Frankowski 290. 

Freund 87. 

Fryderyk II. 3, 4, 7, 8, 10, 23, 
37-9, 57, 86, 102, 118, 120, 
126, 152, 169, 206, 243, 280, 
328, 360, 362, 379. 

Fryderyk- August Saski 21, 23, 
46, 379—80. 

Fryderyk-Krystyn Saski 11. 

Fryderyk- Wilhelm II. 86—8, 95, 
97, 100, 102, 108, 110, 118, 
126, 128, 138-41, 153, 168, 
176—7, 180, 198 , 213, 243, 
328, 339, 371, 376. 

Gadomski 382. 
Garczyński 216, 229, 301. 
Gauvain 136. 
Gątkiewiczówna 344. 
Giedroyć 77, 158—9, 162, 172, 

198, 242, 246, 248-51, 253-5, 

257-60, 262-3, 265, 269, 

270, 371, 375. 
Giełgud 172, 258, 269, 270. 
Gliszczyński 342. 
Gładyszewski 192, 390—1. 
Goetz 279. 
Goltz 279. 
Goltz Józef 296. 
Gordon 5. 
Gordon Fabian 51, 259, 260, 262, 

290, 303, 382-4. 
Gordon Karol 54, 65, 70, 93, 194, 

286, 314. 
Górecka Karolina 5. 
Górecki 5. 
Gorzeński August 56—7, 167, 

170—1, 173, 229, 250, 254—5, 

260, 267—8, 285, 378. 
Gorzeński Makary 265. 
Gostomski 342. 
Gozimirski (Gożymirski) 342. 



Gortz 128. 
G5tz 91. 

Górski Antoni 320. 
Górski Jozef 194, 317. 
Górski Konstanty 280. 
Górski, porucznik, 266. 
Grabowscy 29. 
Grabowska Krystyna 29. 
Grabowski Jerzy 151, 158, 237 

240, 242, 322. 
Grabowski Józef 367. 
Grabowski Stanisław 351. 
Grabski 194. 

Granowski Kazimierz 313. 
Grano wski Stefan 313. 
Grecz 283. 
Greffen 315. 

Grochowski 85—6, 234, 286, i 
Grodzicki 194. 
Grudziński 108. 
Griinhagen 329. 
Grzegorzewski Jan, kapitan, 

314. 
Grzegorzewski, poseł płocki 
Grzybowski 389, 390. 
Glinther, gen. pr., 155, 328, 

386-7. 

Hamel du 24. 
Hanke 342. 
Hardenberg 344. 
Hartmann 31. 
Hauke 3G. 

Hauman 84, 89, 315, 388— 9( 
Hebdów ski Kajetan, major, ; 
Hebdowski, pułkownik, 257. 
Heiligenstadt 140. 
Held 344. 

Henryk Pruski 23, 39, 133, 1 
Hiller 316. 

Hinrichs 110, 136, 151, 200, i 
351. 



401 — 



320. ! 

fmann, komendant gwardyi 
poronnej, 5. 

fniann (Hofman, Hoyman), 
»bywat^l, 111, 339, 3^. | 

fman (Hauf man), kapitan, 231. 
fman Antoni 319. 
fman Jan 305. 
Iwecie 91, 129, 137, 229. 
?teiii-Beck 155. 
ain Jan-Nepomucyn 283. 
aiii Jan 81. 
iwaid 279. 
niecki 194. 
niewiecki łJf). 
idt 143, 328, 342, 355. 
sarzewski 193, 305 (major), 
orowlcz 64. 
s<*n 7. 



I.^rom 57, ł»7, 72, 74, 76—8, 
Ku 2«2— 5, 388-9. 
ński 388. 



(kowski 105. 

onowski 315. 

Kazimierz 379. 
kowski (55. 

III. 1, 46, 274. 
iszkiewicz 394. 
ichowski 288. 
iszewski 310. 
;ąbkowski (Jarz(»mbow8ki) 
KK), 216, 314. 
ński Józef 283. 
liski, porucznik, 193. 
newski 307. 

wiński 59, 158, 171, 240, 242, 
247, 259-61, 267-8, 304. 
licz 105. 
Dwski 194. 



Jeziorkowski 65—6, 282. 
Józef II. 23. 

Józef Maksymilian III. Bawar- 
ski 23. 
Junga (Jungę) 194, 315. 
Jurkiewicz 93, 194. 

Kadlubicki 283. 

Kaliszewski 342. 

Kalk 310. 

Kałdowski 194. 

Kamieniecki 255, 257. 

KamlcD^kf 8f), 286, 308. 

KnujpenhiiufteTi (Kopenhausen) 

51, 54, 65-6, 73-4, 77, 93, 

194, 2.^5, 282, 284, 294, 346. 
Kapostas 76. 
Karczewski 387. 
Karol VI. 3. 

Karol Sasko -Kurlandzki 22—4. 
Karol IjOtaryngski ks. 8. 
Karol -Teodor ks. Dwumostów 23. 
Karski, porucznik 290. 
Karski, rotmistrz 194. 
Karski Antoni 66, ggo, 385. 
Karski Klemens 50, 298. 
Karśnicki 104, 344. 
Karwicki 43, 72, 191, 305. 
Katarzyna II. 53, 102. 
Katowski 302. 
Kayserling 22, 279. 
Kącki 74, 285. 
Kczewski 310, 320. 
Kępieńscy 13, 16, 17, 27, 29. 
Kępieńska Aleksandra 1, 6, 10, 

28, 32, 277. 
Kępieński Jan 10, 11, 18, 20. 
Kępieński Karol-Mlchał 10, 20, 

* 30, 32, 380. 
Kępieński Ludwik, pułkownik, 

11, 18, 27, 279, 280. 
Kętrzyński 273. 



— 402 — 



Kiciński 390. 

Kielczewski 51, 74, 77. 285, 292, 

301, 303. 
Kijeński 80. 
Kiliński 234. 
Kirkor Micljat 310. 
Klinckowstrom, 95, 130, 144-6, 

148-9, 328, 369, 372, 375—6. 
Kleist 168-70, 174, 253-4, 261, 

262, 265. 
Kloch 170, 174, 265-7. 
Kloss 319. 

KloBterlein Adolf- Fryderyk 280. 
Klosterleins 21. 
KJosowBki 342. 
Kniaziewicz 163—4, 311, 326, 

363. 
Knoll 327, 329, 335, 344, 368. 
Klnorring 102. 
Koch 342. 
Kochanowski 368. 
Kołłątaj Antoni 93, 194. 
Kołłątaj Hugo 68, 79, 156. 
Kołysko 93, 145, 147, 150, 157, 

164, 194, 246—7. 255. 257-8, 

260, 264, 335. 
Konarski 54, 316. 
Konopnicki 103. 
Kopeć 335, 361, 375. 
Koppeiu 1 17 
KorczeUki 212. 
Korycki 106. 
Korytowski 313. 
Korytowski 383. 
Korzeniewski Aleksander 310. 
Korzon 280, 282—3, 327—8, 

369. 
Kosielski 63. 

Kosiński Amilkar 197, 322—3. 
Kosmowski 305. 
Kossakowski Szymon 283 — 4. 
Kossowski 382. 



Koszutski 298, 303. 

Kościelski 250. 

Kościuszko 47, 58, 60, 68, 
79, 82, 84—6, 87, 97, 103- 
114, 116, 123,125,154,162- 
167, 192, 196, 206—8, 2 
213-4, 236-7, 311, 317, 3\ 
324-6, 336, 338, 361, 367- 
370, 377, 386, 392—6. 

Kotkowki Andrzej 277. 

Kotkowski Bogusław z Rud 
to wic 277. 

Kotowski 194. 

Kownacki 212. 

kozakowski 64. 

Kozłowski 314. 

Koźmiński 344. 

Konigsberg 318. 

Krajewski 229. 

Krasicki 193. 

Krasiński Adam 19. 

Krasiński Hilary 319. 

Krasnodebski 64. 

Kra sn osie la ki 304. 

Kraszewski J. I. 197. 

Krakowska 344. 

Kreczetnikow 19. 

Kretkowski 237. 

Kręćki 320. 

Kriegstein Karol 320. 

Królikowski 311. 

Krusinowski 283. 

Kruszyński 232, 234-5, 237. 3< 
368. 

Krzycki 314, 394. 

Ksawery Saski 21. 

Kurcyusz Karol 54. 

Kuszewski 280. 

Kuzon 212. 

Larisch 132. 
Lascy Piotr 2. 



- 403 



ly Friinc. Maur. 9. 

K'ka 21b. 

:kiewicz 279. 

►ur 193. 

orf 127, 138, L><)9, 372. 

^bur 205. 

ivary 121, 137, 143-5, 150. 

102-4, 2l>0, 231, 242, 245, 

;2>i, 3.ir» -61. 369, 37ł>. 

łrtowicz 106, 108, 2r>7. 

:ocq 15, 279. 

zczyński 215, 351. 

zczyński Stanisław, 2, 273. 

iiiewicz 290, 298. 

o w (por. pr.) 340. 

OH' Henryk 275. 

;o\v Krystyn 11. 

o\v Krystyn- Lucy an 1, 5, 9, 

0. 12, 18, 275-8, 280. 

ow Ludwik-Honryk 5, 10, 

5, 17, 45. 

owowa Elżbieta 275. 

owowa Ludwika z Alanów 

18, 27, 275, 277-8. 
>wowie 4, 6, 12, 13, 278. 
radzki 255. 
lowsky 138. 
e-nau 204. 
wski 254, 258. 
w i, gen. 303. 

d, gen. ziem. 108, 121, 213, 
15, 219, 225-30, 232, 246, 
18—9, 2G7, 337, 342-3, ;351, 
->(>, 360. 

rvi Tadeusz, kaszt, lecz., 65. 
d 38. 

vOwitz 135. 
i 342. 

omirski Jerzy 379. 
omirski Józef 73, 307. 
omirski Michał 312, 317, 884. 
owidzki 387. 



Lucke 309. 
Ludwik XIV. li!^. 

Łjiszczyński .50 -1, 74—5, 77—8, 
22<), 232, 269, 284, 2>i8, 295, 
303, 858, 385. 

Laźniński 255. 

Łłidzki 248. 

ł^Jpicki .802. 

Łobarzewski Lada 67, 283. 

Ługowski 294. 

Łukaszewicz 283. 

Madaiińska 282. 

Madaliiiski Aleks. l98. 

Madaiiński Antoni 47—8, 50, 52 
.54, 5<;, 59, 71, 73-5, 77—9, 
82, 8:., 91>, 111, 115, 120—5, 
129, 130, 139, 142—3, 147-8, 
161, 164, 166, 191, 197, 199, 
200, 202-5, 207, 209, 211—2, 
214-6,218-9,222, 224, 227-9. 
231, 233, 236—9, 241, 247, 
256, 258-9, 265, 267-9, 282, 
284-5, 288, 303, 321-5, 329, 
336,338, 343, 345, 347—8, 351, 
354, 358, 362, 364-8. 376—8, 
381-2, 384, 392, 394—5. 

Madaiiński Kazimierz 105. 

Majewski 93, 195. 

Majewski Kajetan 298, 382. 

Makarowicz 81. 

Malczewski Józef, 8zt»f, 48. 316. 

Malczewski Stanisław, 300. 

Maliszewski 181, 377. 

Maitzahn 106. 

Małachowski Jan 281. 

Małachowski Kazimierz 251, 318. 

Małachowski Stanisław 43, 45. 
191, 880. 

MalachowskY 135. 



- 404 - 



Manget 285, 304. 

Manstein 102, 109, 128, 134, 

137, 337—8, 343, 369. 
Manuzzi 283. 

Mańkowska 189, 197, 275, 277. 
Marśes 280. 
Marwitz 340. 
Marylski 327. 
Mączyński 289. 
Mchowski 215, 218—9, 225—6, 

314. 
Mengden 128. 
Meyen 155. 
Miaskowski 117, 203-4, 224, 237, 

240, 242. 
Miączyński 67, 70, 73, 283—4, 

312. 
Michałowski 294. 
Mieduski 296. 
Mier 5. 
Mikorska 213. 
Mikorski 64. 
Milewski 194. 
Miłocki 275. 
Mioduski 48, 378. 
Mirosławski 318. 
Młodzianowski 64. 
Mniewski 100, 108, 125, 133, 136, 

180, 198, 210, 212-3, 219, 

223, 225—9, 324, 335—7, 340, 

345, 348-9, 367, 377. 
Mojaczewski 229, 232, 266, 308, 

360. 
Mokronowski 81—2, 84—5, 88, 

158, 164, 242, 245, 258, 327, 

386—92. 
Molski 117, 203, 219, 220, 224, 

252, 292, 301, 390. 
Monro 7. 
Monrowa 275. 
^loraczewski 290. 
Moskorzewski 98, 216. 



Mostowski 292. 

Moszcz\'ń8ki 204, 225. 

MoUendorf 24—5, 54, 382—: 

Murzynowski 242. 

Miiller 280. 

Miinnich 2. 

Mycielski 93, 194, 316, 394. 

Napoleon Bonaparte 35, 37, 

280, 360. 
Narbutt 64. 
Neyman 204, 324, 326—7, 

375. 
Niemojewski 97, 108, 136, 

219—21, 336-40, 342. 
Niesiołowski 172-3,257—8, 

269, 270, 321. 
Nostitz 7-8. 

Obertyński 296. 

Oborski 64. 

Obrębski 204, 208, 210, 216, 

305. 
Ochocki 321—2. 
Odrowąż 391. 
Ogiński 169, 336. 
Olszanowski 107. 
Olszewski 390. 
Onyszkiewicz 339. 
Orłowski 245, 370, 392, 394. 
Osiński 212. 
Osiński Piotr 213. 
Ośmiałowski 390-1. 
Ośniałowski 288. 
Ossowski 383. 
Ostrowicki 310. 
Ostrowski Józef, chor., 302. 
Ostrowski, kanonik 212. 
Ostrowski, rotm., 343. 
Ożarowski Kajetan 89, 240, : 

251, 253, 255, 257—8, (Stj 

sław, szef) 312. 



- 405 - 



larowski Piotr Alcantara 61, 
ł53— 4, 66, 72, 76—7, 281-5, 
287, 386— 7,(bry^da)80, 304. 

ilembach 315. 

iraudier 182, 377. 

iszkowski 378. 

iwliszczew 274. 

filet 146. 

fau 137, 146. 

flu-k 3. 

fuhl 1.32. 

uis4-cki 302. 

iaskowski 65. 

i«'g:łowska 277. 

le^rlowski 277. 

iotr III. 126. 

*iotrowski Andrzej 300. 

•iotrowski Michał 51, 292, 303. 

iotrowski, pułkownik 194. 

Illerski 279. 

Irch 136, 139. 

*iat«'n 24. 

lewiński 318. 

lichta 65. 

odhorodouski 194, 213, 2:^—9. 

odhorski 64. 

odoski 279. 

oi<:k de Rodewiz 31, 189, 190. 

oklękowski 210, 231, 310, 359. 

olkowski 197. 

ollitz 91, 101, 127, 130, 132, 137, 
143-4, 150—1, 372. 

oncet 380. 

oniatowski Dyonizy 305. 

oniatowski Józef 87 — 91, 
115-7, 125, 130-1, 145-6, 
1.50—1, 157—8, 164, 166, 
"201-5, 237-42, 245-8, 252, 
256—7, 308, 311, 313, 314-5, 
317, 319, 327, 345, 363, 368, 
37l>-3, 375, 377-8, 394. 



Poniński Adam 19. 

Poniński Adam, gen., 83, 8^i,89, 

98, 210, 329. 
Poniński Kalikst 313. 
PontanuB 87. 
Potkański 385. 
Potocki 212. 

Potocki Eustacłiy 316—7. 
Potocki Igrnacy 156, 368. 
Potocki Józef 316. 
Potocki Stiinisła w- Kostka 319. 
Potocki Szczęsny -Stanisław 53, 

54, 63, 311, 32a 
Potocki Teodor 319. 
Prittwitz 130, 146. 
Proliowski(?) 384. 
Prusinowski 302. 
Priiiners 329, 339, 341, 348. 
Przybyszewski 382— a 
Psarski Mikołaj 104. 
Psarski, podkom. wieluń., 103—7 

336. 
Pułaski 64, 73, 308. 

Rackel Adolf 29, 32. 

Rackel Henryk 29. 

Rack(4 Leopold-Gustaw 22, 29, 

31. 
Rackel Zofia- Magdalena, z domu 

Ziegler- Klipphausem 22, 29, 

31. 
Raczkowski 381. 
Raczyński Edward 196—7, 273, 

277. 
Raczyński Filip 65, 314. 
Raczyński (Kazimierz?) 386. 
Radziwiłł 169. 
Rankę 344. 
Raszewski 227. 
Raunier 137. 
Reibnitz 87. 
Remibne 381. 



— 406 ~ 



Renard 9. 

Repnin 17, 102. 

Reyten 19. 

Rociłowski (?) 342. 

Rogaliński 342. 

Rogaliński Piotr 283. 

Rogoziński 342. 

Rohdich 175. 

Rokitnicki 64. 

Rokossowski 64. 

Ross 275. 

Rossowa 275. 

Rożniecki 304. 

Różycki 194. 

Rudnicki 300. 

Runckel 279. 

Russocka 277. 

Russocki 277. 

Rutowski 3, 316. 

Riiits 130, 146. 

Rybiński 316. 

Rymkiewicz 89, 90, 92—3, 95, 
111, 120, 122—5, 136, 157, 
170-1, 173, 194, 199, 200, 205, 
207, 213, 216—8, 220-1, 242, 
247—9, 251—3, 261, 267-70, 
324, 327, 329-31, 333, 335, 
340, 345—7, 349, 353-4, 356, 
359, 360, 362, 364-6, 394—5. 

Ryszkowski 385. 

Rzewuski Józef 305; brygada: 
111, 113, 200, 208, 215—6, 
218-9, 222, 229, 232, 248, 
254, 267, 345, 352, 35i, 357. 

Rzewuski Kazimierz 49. 

Rzewuski Seweryn 54, 63, 281, 
283. 

Rzewuski, szef, 306. 

Samojłow 376. 
Sanguszko 89. 
Sapieha 320. 



Sapliński 212. 

Sauveplane 392. 

Schiebel 9, 47. 

Schiller 33. 

Schmul 370. 

Schocken 342. 

Schónfeldt 99, 101, 126, 369. 

Schultz 137—8. 

Schuster 278. 

Schwerin hr. Karol-Fryderyk- 
Wilhelm, gen. lejtn., 95. 122, 
126, 128-31, 133, 137, 139- 
51, 158, 168, 174—7, 198, 202, 
204, 230-1, 241—2, 245, 261, 
325, 327—9, 355, 364, 368-9, 
371-2, 375-6, 383-4. 

Schwerin , gener.— maj. , 101, 
110, 115-6, 120,1 22, 127— 
30, 133-4, 137—8, 144, 151, 
198—9, 202-3, 209, 212-4, 
217, 224, 229, 231-3, 245, 
348—50, 356, 358—60, 362—63, 
372. 

Siemiątkowski 306. 

Siemiński 395. 

Sierakowski 117, 132, 138, 203, 
213, 320. 

Sieroszewski (Sieraszewski) 225, 
230, 232, 235, 237, 254, 
258. 

Sierpiński 238. 

Sievers 63, 76, 324. 

Skarbek 238. 

Skarszewski 64. 

Skąpski 382. 

Skiwski 342. 

Skórzewski Ignacy 294, (?) 382, 
383, 385. 

Skórzewski Józef, star. giiieżn., 
295. 

Skórzewski Paweł 108, 125, 161, 
172, 212, 219, 229, 235, 237, 



— 407 - 



249, 254, 267-8, 270, 387, 
344—5, 367. 

Skórze w ski Zygmunt z Czernie- 
jewa 197. 

Skwarski 194. 

Słnski 228. 

Słuzewski 386. 

Smoleński 320. 

Sobecki 308- 

Sobolewski 65. 

Sobieszczański 324. 

Sokolnicki 229. 

Sokolnicki iMichał 111, 121—2, 
193, 207, 210, 217, 219, 227, 
228, 230-2, 234-5, 237, 239, 
241, 251, 264, 265, 326, 347, 
357, 359, 376. 

Sokołowski 381, 383. 

Sokołowski, pułkownik, (217), 226, 
227—8, 232, 234—5. 

Sokulski 302, 

Solms 24. 

Sosnowska Józefa 282* 

Sosnowski Ignacy 282. 

Stackelberg 283. 

Stamirowski 90. 

Stanisław August 43, 40, 47, 69, 
167, 173—4, 191, 266, 378. 

Starzeński 81—2, 321. 

Starzewscy 329. 

Stauden 279. 

Stender 339. 

Stoiński 64. 

Stokowski 104—6, 108, 267, 337. 

Storck 136. 

Straszewicz 283. 

Streit 279. 

Strubiński (Strzebiński) 74, 77, 
78, 284, 296, 301, 390. 

Stryjeński 43, 191, 380. 

Suchodolski Antoni 64. 

Suchodolski Wojciech G3. 



Suchorzewski 297. 

Sulimirski Antoni 298. 

Sulkowski August 312. 

Sułkowski hr. Aleks. Józef 8. 

Suworow-Rymnieki 33, 102, 132, 
139-41,' 150, 155, 159, 162, 
167, 171-6, 180, 180, 19ą 
243 -4, 260, 266, 268, 270, 325, 
327, 370-1, 376. 

Sybel 282. 

Szajowski 373. 

Szaniawski 162. 

Szśkcly 101, 110, 115, 117, 121, 
125, 127—8, 130, 135—7, 176, 
198-201, 203,205, 209, 211— 
19,221-4,229, 230, 233, 243, 
H25, 332-4, 342, 344, 346, 
351-5, 360, 363, 369. 

Szlaski 381. 

Szubalski 318. 

Szuszkowski (Szyszkowski) 80, 
286, 311. 

Szymanowski 390—1. 

Szyror 54, 286, 312. 

Szweykowski (Szwykowski) 208, 
210, 221, 229, 313, 347, 395. 

Świecki (?) 237. 

Taine 321. 
Taltz 232. 

Tarrach 176, 242—3. 
Tauch 316. 
Teichmann 106. 
Thiel 137. 
Thulibowski 228. 
Tolkmit Zygmunt 258. 
Topolski 104. 
Torniasow 47. 
Traugutt 93, 195. 
Trenck 135, 145, 382, 392. 
Treskow 328—9, 335, 340, 348, 
368-9, 371. 



— 408 - 



Trębicki Antoni 283. 
Trębicki Michał 197-8, 371. 
Ti^zaskowski 194. 
Turenne 36, 39, 363. 
Twardowski 381, 383. 
Twardowski, pułk. ziem. 342. 
Tykiel 81. 
Tyszko 194. 

Ulatowski 74, 285. 
Urbanowski 216, 381, 383. 
Usedom 130. 

Walewski Adam 304. 

Walewski Zygmunt 311. 

Wallwitz 29. 

Walnuss 21, 23, 31-2, 279, 280. 

Waniewski 292. 

Wasliington 361. 

Wawrzecki 156, 160, 162, 164, 
165—7, 170 - 3, 183, 236—8, 
240-2, 248, 253, 256, 260—1, 
266, 270, 339, 370-1, 377. 

Wedelsztett 85, 306. 

Wereszczyński 277. 

Węgierski 81, 185. 

Wielądek 273. 

Wielowieyski Andrzej 306, 378. 

Wielowieyski Józef 290, 383. 

Wieniawski 85. 

Wierzbicki 307. 

Wierzylecki 104. 

Wiewiórski 106. 

Więckowski 78, 81, 290, 391. 

Wilmsdorf-Prebendow 4. 

Winkler 279. 

Witkowski 383. 

Witte, gen. lejtn. art., 316. 

Witte, gen. ros., 318. 

Witte, pułk. pr., 136, 200, 224, 
353. 



Woclielski 212. 

Wodzicki 48, 58-61, 73, 85, 286, 

309, 318-9, 322, 384. 
Wojciecliowski 194. 
Wolcky 99, 328—9. 
Wolski Błażej 290, (?) 387, 390. 
Wolski, pułk., 342. 
Woltowicz(?) 342. 
Woyciecliowski Jakób 296. 
Woyciecłiowski Wawrzyniec 312. 
Woyczyński 391. 
Woytyński (pseud.) 322, 324. 
Wóycicki 327. 
Wtirtemberg ks. (Wirtemberski) 

Fryd.-Ludwik-Aleks. 73, 306, 

307, 309. 
Wirtemberg, pułk. pr., 130, 146, 

202, 229. 
Wybicki 81—2, 123, 125, 157, 

1U3, 173, 178, 205—7, 217-8, 

223, 226, 230, 249, 282, 321, 

325, 327, 346, 348, 353—4, 

361-2, 366-7, 377. 
Wyganowski 225, 230, 232, 235— 

37, 251, 254, 259, 358, 396. 
Wyszkowski 89, 164, 255, 258, 

395. 

Xiążopolski 283. 

Zabiełło Józef 283. 

Zabiełło Szymon 307. 

Zabłocki Maciej 54, 65—6, 74, 

78, 194, 201, 216, 219, 221—2, 

252, 282, 284, 294. 
Zabłocki, por., 252. 
Zabokrzycki Felicyan 296. 
Zabokrzycki Tomasz 292. 
Zaborowski 142, 237. 
Zagórski 306. 
Zajączek 79, 88—9, 92, 130, 145, 



— 409 - 



157, 164, 204, 236-7, 258, 
281, 321, a31, 362, 370—1, 
377, 394—5. 
irze^rski 341. 

ri rze w sk i Ig^nacy W yssoj^rota 
170. 17^3, 198. 258, 26<)-70, 
347, 387, 389. 
krzewski Józef 342. 
kski 194. 
łuskowski 298. 
nnoni 36. 
t orscy 277. 
wadzki 320. 
iwisza 54, 28t>, 312. 
lydlic 316. 
joiuski 317, 343. 
)orow8ki 30t). 
p;rler-Klipphau8«*ii 30. 



Zieliński, po84>ł, 42. 
Zieliński, sierżiiiit, 194. 
Zieloiiacki Stanisław 292, 295, 

(?; 384. 
Zifiiiiecki 290, 303. 
Zi*»tlit»n 7. 
Zinda 213. 
Ziobrzycki 194. 
Złotnicki 213. 
Zubow 102. 
Zwierzchowski 282. 
Zwizda 194. 
Zyjrmunt III. 12. 

Źtlcński 1, 276-7. 
Źmichowski 232. 
Zórawski 320. 
ŹYchliński 273. 







ERRATA. 






Str, 


loierae 


aamiast: 




czytaj. 


80 


4 


wielkiej buławy 




buławy 


151 


34 


w Pionkach 




w Piankach 




35 


Anhalt 




Hol Stein 


155 


4 


Gtinthera 




Biebersteina 




5 


w Ostrołęce 24 października 


w Piankach 1 li- 










stopada 


207 


30 


Witłokowicacli 




w Witków icach 


210 


38 


Reklekowskiemu 




Poklękowskiemu 


215 


27 


Bielamowskiego 




trzynastego 


236 


nota 


str. 40 




str. 219 




» 


4 października 




2 października 


256 


19 


Dąbrowskiemu 




Dobrakowskiemu 




Na str. 216 


ostatni przypis ") odnosi 


się 


do str. 217, gdzie 



należy odpowiednio zmienić numeracyę glossy. 



TREŚĆ. 



Str. 

Przedmowa • I 

Rozdział I Latii tlzi«*cięc(*, wspomnienia rodzinne ( 1755— 176C) 1 

II Młodość i pierwsze latii służby wojskowej (1767 — 
1779) 15 

III Dom własny, służba w gwardyi (1780—1792) . . 29 
» IV Powrót do Polski i działalność organizacyjna 

(1792-1793) . . .\ . 41 

V Dąbrowski wol)ec dzieła sejmu g:rodzieńskiego . . 63 

» VI Obrona Warszawy • .... -84 

VII Wyprawa do Wielkopolski 97 

VIII Upadek insurekcyi 154 

Pisma Dąbrowskiego 185 

Przypisy i źródła • 271 

Indeks 397 



O^tffyji - 3( 




OENERAL BOOKBINDING CO. 

'iiiiiiA 013 fi cno o 

qUAUTV CONTROL MARK