Skip to main content

Full text of "Kim i czem był Kościuszko"

See other formats


This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project 
to make the world's books discoverable online. 

It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject 
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books 
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to disco ver. 

Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the 
publisher to a library and finally to you. 

Usage guidelines 

Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the 
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to 
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying. 

We also ask that you: 

+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for 
personal, non-commercial purposes. 

+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę 
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the 
use of public domain materials for these purposes and may be able to help. 

+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find 
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it. 

+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just 
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other 
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of 
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner 
any where in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe. 

About Google Book Search 

Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers 
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web 



at |http : //books . google . com/ 




Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska- 
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej. 

Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego 
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego 
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony 
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy. 

Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając 
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie. 

Zasady użytkowania 

Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich 
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych 
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki, 
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów 
komercyjnych. 

Prosimy również o: 

• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych 

Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych 
celach prywatnych. 

• Nieautomatyzowanie zapytań 

Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia 
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest 
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym 
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni. 

• Zachowywanie przypisań 

Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych 
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać. 

• Przestrzeganie prawa 

W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że 
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam 
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a 
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność 
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za 
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe. 

Informacje o usłudze Google Book Search 

Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book 
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst 



tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/ 



434J 



I 



1 



f 



1 



fi 

I 



ii 



r 



I 



k' 



-- KIM I CZCM BYŁ -- 

KOŚCIUSZKO 



OPOWIEDZIAŁ TO KRÓTKO I JASNO 

dZ! TADEUSZ KORZON C—i 



OBRAZKI DODANE I DRUKARNIA OPŁA- 
CONA KOSZTEM AUGUSTA IWAŃSKIEGO 




WARSZAWA zz== 6(S) KRAKÓW 



GEBETHNER I WOLFF ^ G. GEBETHNER I S-KA 

f DRUK PIOTRA LASKAUERA I S-KI, NOWY-ŚWIAT41 o 1907 



^ 



PRZEDMOWA. 



W roku 1894 na dzień 24 marca, jako stuletnią ro- 
cznicę przysięgi w Krakowie, wyszła z druku książka pod 
tytułem: „Kościuszko, biografia z dokumentów wysnuta 
przez K.'*, a w 1906 roku zaczęli ją sprzedawać księgarze 
warszawscy z napisem jia okładce „Wydanie Drugie'' 
i z zawiadomieniem, że przy tem . wydaniu znajdują się 
„Dopełnienia*'. Te Dopełnienia dodają się bezpłatnie ka- 
żdemu, kto książkę kupił, ale za książkę trzeba zapłacić 
^- 3 rub. 60 kop., ponieważ jest duża, gruba, zawiera 691 
stronic, a taką być musiała, ponieważ dawniej opowiadano 
i pisano o Kościuszce mnóstwo plotek, które należało wy- 
świecić i zastąpić prawdziwemi wiadomościami z pism, od 
niego pochodzących lub do niego nadsyłanych. Nie wszy- 
scy wszakże czytelnicy mają czas, pieniądze i cierpliwość 
^3 do czytania wszelkich wywodów i dowodów w różnych 
"^ językach: więc znajdowali się tacy pisarze, którzy wydawali 
7 małe książeczki, ale nie zawsze prawdziwe. Jeden z takich 

272742 



napisał na okładce ,,podług prof. Tadeusza Korzona", wy- 
cliwalał mnie w przedmowie i w samem opowiadaniu, 
a przecież nie przeczytał całej książki i wiele plotek nie- 
bacznie powtórzył. 

Otóż ja sam napisałem opowiadanie skrócone, łatwe 
do przeczytania i zrozumienia dla każdego. Chociaż tutaj 
pominięte są dowody, należy jednak wierzyć i zaufać mnie, 
że każdy wyraz w tem opowiadaniu jest prawdziwy. Mo- 
głem zamówić obrazy, plany, mapę Polski, zamieszczoną 
na końcu książki, podobiznę pisma jednego, portrety Ko- 
ściuszki dwa i wydać to wszystko za tanią cenę dla tego, 
że na opłacenie wszystkich kosztów pieniądze ofiarował da- 
rem, nie pożyczką, dobry obywatel. 

Teraz przeto czytelnik tej mniejszej książki niech się 
bierze do większej tylko wtedy, jeżeli zechce sprawdzać ja- 
kieś wątpliwości, albo jeżeli zapragnie poznać ze wszyst- 
kimi szczegółami myśli, czyny i przygody najdobrotliwsze- 
go, najwytrwalszego, najmędrszego syna Polski, uwielbiane- 
go przez świat cały bohatera naszego. 

Tadeusz f^orzon. 



Przed rozpoczęciem czytania poprawić piórem na- 
stępne pomyllci drulcu: 



Stronica: 


Wiersz: Wydrukowano: 


Być powinno: 


a 


59 


18 i 19 od dołu swe-Cdrzeć 


we-sprzeć 


i- 


103 


1 od góry Zaprowadzi 


Zaprowadził 


a 


Tł 


2 „ sztychał 


sztycha- 


.- 


171 


12 „ ryczarłem 


ryczałtem 


- 



własnem imieniem chrzestnem, Konstanty, ale i ojcowskiem, 
Fedorowicz, Wielki Książę za^ś wołał na niego spieszczonem 
imieniem: Kostiuszko, niby Kostusiu! 

Sam król Zygmunt wyznawał wiarę katolicką, według ob- 
rządku rzymskiego czyli łacińskiego tak samo, jak dziad 
jego Jagiełło, który, zaślubiwszy królowę polską Jadwigę, 
ochrzcił pogańskich Litwinów po katolicku: ale królował 
nad ludźmi różnej mowy i wiary w obszernych krajach 

Kościuszko. 1 



■^ 



napisał na okładce ,,podIug prof, Tadeusza Korzona", wry- 
chwalal mnie w przedmowie i w samem opowiadaniu^ 
a przecież nie przeczytał całej książki i wiele plotek nie- 
bacznie powtórzył. 

Otóż ja sam napisałem opowiadanie skrócone, łatw^e 
do przeczytania i zrozumienia dla każdego. Chociaż tutaj 
por — — -^j^^^i ^ ^_„i^- — ^ ^ 

że 

gle 

na 



ze 
ren 

bie 
kie; 
kin 

go, 
go 




ROZDZIAŁ I szy. 



Ród Kościuszków. 

Na Rusi Litewskiej, o półczwartej mili od Brześcia 
Litewskiego, znajdują się dobra Siechnowicze, gniazdo sta- 
rodawnego rodu Kościuszków. Kończy się lat czterysta 
od cz^su, kiedy je darował Wielki Książę Litewski a za- 
razem Król Polski Zygmunt i szy Mądry swemu dworza- 
ninowi i pisarczykowi Konstantemu, synowi Fedora dnia 
25 kwietnia 1509 roku. 

Był to Rusin, z plemienia Białorusinów, podbitych 
niegdyś przez kunigasów, to jest: królów czy książąt litew- 
skich. Chrzczony był przez popa podług obrządku gre- 
ckiego czyli wschodniego: więc też nazywany był nietylko 
własnem imieniem chrzestnem, Konstanty, ale i ojcowskiem, 
Fedorowicz, Wielki Książę zaś wołał na niego spieszczonem 
imieniem: Kostiuszko, niby Kostusiu! 

Sam król Zygmunt wyznawał wiarę katolicką, według ob- 
rządku rzymskiego czyli łacińskiego tak samo, jak dziad 
jego Jagiełło, który, zaślubiwszy królowę polską Jadwigę, 
ochrzcił pogańskich Litwinów po katolicku: ale królował 
nad ludźmi różnej mowy i wiary w obszernych krajach 

Kościuszko. 1 



i dobrym był dla wszystkich swoich poddanych, t. j. dla 
Litwinów, Rusinów, Polaków, Niemców, a nawet dla tak 
zwanych « niewiernych », właściwie zaś, dla starozakonnych 
Żydów i dla wierzących w Mahometa Tatarów. Rusinów 
nie odpychał bynajmniej, boć babka jego, czwarta żona 
Jagiełły, Zofia czyli Sońka była Rusinka i przyjęła wyzna- 
nie rzymsko-katolickie dopiero przed ślubem. Jeżdżąc z je- 
dnego do drugiego kraju swego, jak potrzeba wymagała, 
król zabierał doradców i pisarzy wszelakich, żeby mógł 
wydawać sądy i odpowiedzi na rozmaite proiby lub skar- 
gi, przywożone z różnych końców państwa. Najczęściej 
przebywał w Krakowie, pięknem, bogatem i obronnem mie- 
ście stołecznem Polski. Tam zwykle mieszkała żona jego, 
królowa Bona, i chował się syn Zygmunt August. Dopie- 
ro w 1540 r. wyprawił go starzejący się ojciec do Wilna 
i zdał na niego rządy w całem Wielkiem Księstwie Litew- 
skiem. Zamieszkawszy w obszernym dolnym zamku wileń- 
skim, Zygmunt August urządził sobie życie tak samo, jak 
w Krakowie; pisma wprawdzie wydawał w języku białoru- 
skim, ale mówił ze swymi dworzanami i urzędnikami naj- 
chętniej po polsku. Więc przyboczni Rusini i Litwini 
uczyli się języka polskiego. 

Polacy byli wówczas dzielnym, walecznym i oświeco- 
nym narodem. Występowali na wojnę w żelaznych heł- 
mach, pancerzach lub drucianych koszulach z kopiąn^^ 
czyli dzidami i z tarczami, na których każdy miał wymalo- 
wany swój herb czyli znak rodowy, podobnie jak rycerze 
niemieccy, włoscy, francuscy, angielscy. Wozili przy woj- 
sku armaty; ustawiali je też na wałach zamków obronnych 
i mieli wprawnych w celowanie puszkarzy. Iśc na wojnę 
musiał każdy dziedzic majątku ziemskiego, chociażby w gor- 1 
szem uzbrojeniu, jeśli dziedzictwo było małe. Zwał się za 
to szlachcicem, używał wolności, jeździł na sejmy, zwoływa- 
ne przez króla, ale gdyby się nie stawił pod swoją chorą- 



gwią, to utraciłby majątek i szlachectwo. Każdy prawie 
umiał czytać i pisać; niektórzy znali^ wyższe nauki i oby- 
czaje cudzych krajów. Wszak w Krakowie znajdowała się 
sławna Akademia, która w wielu miastach zakładała szkoły 
niższe, wysyłając swoich uczniów na nauczycieli. Żyli już 
i zaczynali drukiem ogłaszać swoje pisma mili poeci: Mi- 
kołaj Rej z Nagłowic i Jan Kochanowski, twórca cudnych 
pieśni i psalmów, wesoły figlarz we Fraszkach, czuły, roz- 
dzierający serca Trenami czyli płaczem żałosnym nad śmier- 
cią ukochanego dziecka, poważny w sądzie o sprawach na- 
rodowych i o czynach królów. 

Nie mieli tego wszystkiego Litwini i Rusini. Otóż 
Zygmunt August uczył ich i prowadził do zjednoczenia się 
z Polakami. Pracował przez całe swoje panowanie, aż po 
latach 28-u zbratał i złączył Wielkie Księstwo Litewskie 
z Koroną Polską na sejmie w Liiblinie 1569 r. 

Kostiuszko Fedorowicz odszedł ze służby dworskiej 
i postąpił na lepsze urzędy: został horodniczym, to jest 
burmistrzem albo prezydentem miasta Kamieńca Litewskie- 
go, położonego na drodze przejazdów królewskich z Polski 
do Litwy, a niedaleko Siechnowicz. Sprawował też urząd 
sędziego. Obszar Siechnowicz obejmował 1 1 5 włók. Na 
wojnę Kostiuszko obowiązany był stawać we trzy konie, to 
jest wyprowadzać trzech jeźdźców na własnym koszcie. 
Zygmunt August nazywał go ,,pantem", a więc zaliczał do 
rycerstwa na równi ze szlachtą polską. Kostiuszko zape- 
wne dostał też herb, zwany „Roch trzeci", używany przez 
pewien ród mazurski, kazał wymalować go na tarczy i wy- 
rżnąć na pieczęci *). Ożenił się z Anną Holszańską, * rodu 
książęcego kobietą, miał dwu synów Iwana i Fedora, któ- 



*) Herb Roch tertio składał się z trzech belek (wrębów) coraz dłuższych ku 
górze; na trzeciej malowano lilię w czerwonym polu. Tyle na tarczy. Nad tarczą 
zaś dodawano hełm z lilią i trzema piórami strusiemi. 



rzy po jego śmierci podzielili się Siechnowiczami w 1561 
roku, a zwali się Kostiuszkami Siechnowickimi, Odtąd więc 
imię chrzestne ich ojca stało sie nazwiskiem rodowem, po- 
dobnie jak tp bywało w innych rodach ruskich, które na- 
śladowały szlachtę polską. 

Zygmunt August połączył już na wieczne czasy Wiel- 
kie Księslw^o Litewskie z Koroną Polską: narody Ruski 
Litewski, Źmudzki, ziemię Wołyńską i Kijowską z Polaka- 
mi jako „wolnych z wolnymi i równych z równymi" w je- 
dną i nierozdzielną Rzeczpospolitą. Niedługo potem zszedł 
on ze świata (1572) bezdzietny, ostatni król z rodu Jagiełło- 
wego, czyli Jagiellońskiego. Szlachta ze wszystkich krajów 
tak polskich koronnych, jak Wielkiego Księstwa Litewskie- 
go, zjeżdżała się odtąd na sejmy elekcyjne pod Warszawkę 
i obierała królów wedle swego upodobapia: najprzód Fran- 
cuza, potem Węgra, potem Szweda, Sasów niemieckich 
i kilku Polaków. Zbratała się i spokrewniła między sobą; 
wojewoda i hetman do towarzysza czyli żołnierza z pod 
usarskiej, pancernej czy petyhorskiej chorągwi mówił: „Pa- 
nie bracie!" Podobnie wielki pan, magnat, bogacz, senator 
zaczynał mowę na sejmiku od wyrazów: „Panowie bracia!" 
chociaż widział przed sobą większość z ubogiej szlachty, 
chodaczkow^rj, nie mającej butów skórzanych, szaraczkowej^ 
bo ubranej w samodziałowe sukmany, różniącej się od chło- 
pów z pozoru tylko szablą, zawieszoną u boku na rapciach 
(to jest sznurach jedwabnych). Powtarzano chętnie kon- 
cept jakiegoś dowcipnisia, że „szlachcic na zagrodzie ró- 
wny wojewodzie", albo, że może królem zostać. Mógłby 
w istocie, gdyby go sejm cały obrał — ale za co? za ja- 
kie zasługi? Kto zechce głosować za lada jakim zagono- 
wym szlachetką? 

Podobały się przecież każdemu takie honory. Więc 
i Kościuszkowie rok po roku coraz bardziej polszczyli się. 
Po upływie zaledwo 50-ciu lat wnukowie Kościuszki każą 



pisać sądowe akty działów majątkowych, umów przedślub- 
nych, kupna lub sprzedaży po polsku, rozumie się dlate- 
go, że po rusku nie mogli tak dobrze wypowiedzieć życzeń 
swoich. Przyjmowali też jedni wiarę unicką, inni rzym- 
sko-katolicką. ^ 

Godne pochwały są te obyczaje i uczucia braterskie, 
rozkrzewione. pomiędzy ludźmi różnej mowy i wiary, nale- 
żącymi do stanu rycerskiego, czyli do wojska, które po- 
winno bronić Rzeczypospolitej od nieprzyjacielskich sąsia- 
dów. Należy się za to wdzięczność Zygmuntowi Augusto- 
wi, który tak mądrze doprowadził wszystkie podwładne so- 
bie narody do Unii, który sprzągł je „sercem i myślami^" 
jak powiedział Kochanowski. Ale trzeba było też słuchać 
zdrowego rozsądku i nie paplać nfedorzeczności, jakoby 
każdy szlachcic miał być królem, a chociażby równym wo- 
jewodzie. Wszak na każdym sejmie lub sejmiku łatwo by- 
ło przekonać się, że szlachcic szaraczek, zjadłszy kawał sło- 
niny lub sera, przyniesiony w torbie, szukał później poży- 
wienia przy kuchni jakiego pana magnata, a wróciwszy do 
domu, czuł doskwierającą biedę na swoim małym zagonie 
i wpraszał się do pańskiego dworu na służbę za dworzani- 
na lub ekonoma. Padał w^ówczas do nóg przed wojew^odą, 
ściski i całował jego kolana. Na rozkaz wielkiego pana 
szlachta szaraczkowa z całych zaścianków i całych okolic rusza- 
ła głosować, albo nawet bić się z jego przeciwnikami, nic nie 
namyślając się: słusznie czy nie słusznie. 

Na sejmach elekcyjnych nie słuchano też zdrowego 
rozsądku. Jakże można było obierać na tak wielki i wa- 
żny urząd królewski cudzoziemca: Francuza, Węgra, Niem- 
ca, który nie rozumiał mowy polskiej, nie umiał dogodzić 
prośbom i skargom Polaków, który przez posła swojego 
obiecywał troje dziwów, byle go posadzono na tronie pol- 
skim i włożono mu koronę złotą z brylantami na głowę 



Przyjeżdżało dużo takich posłów z obcycłi krajów; nie ską- 
pili oni obietnic w mowacłi swoicli publicznie wygłasza- 
nych, a potajemnie zmawiali się z tym lub owym magna- 
tem i przekupywali go pieniędzmi, orderami, obiecywanemi 
urzędami i starostwami. Sejm elekcyjny stawał się jarmar- 
kiem, na którym wszakże sprzedawano nie konie, woły 
i cielęta, lecz największy klejnot narodowy i kilka, kilkana- 
ście, może kilkadziesiąt lat panowania nad Ojczyzną. Znaj- 
dowali się niepoczćiwi magnaci, chciwi bogactw i wywyż- 
szenia swego: bałamucili oni, przekupywali, znieprawiali 
szlachtę chodaczkową, a nawet i zamożniejszą. Obcy kró- 
lowie wdawali się w takie jarmarczne szachrajstwa i wyrzą- 
dzali potem wielkie szkody Polsce. Wynikły wielkie wojny 
i trwały niemal bez przerwy przez lat sto z górą, aż do 
1699 roku. Ratowali Rzeczpospolitą znakomici wodzowie: 
Zamojski, Żółkiewski, Chodkiewicz, Koniecpolski, Czarniecki, 
Lubomirski, nareszcie Sobieski, który za zwycięztwo chocim- 
skie otrzymał od narodu koronę i królował pod imieniem 
Jana III. 

Zwycięztwa ocaliły wprawdzie Polskę od niewoli cu- 
dzoziemskiej, ale nie uchroniły od wyniszczenia, Ludzi 
wyginęło więcej, niż się rodziło, miasta były poburzone, pól 
mnóstwo leżało odłogiem nie zasianych. Zniechęciła się 
nareszcie szlachta do wojen, pochowała pancerze do lamu- 
sów (spichlerzów) i trudnić się zaczęła jedynie gospodarką 
rolną, przymuszając niewojennych włościan do dawania jak 
najwięcej danin i obrabiania pańszczyzną pól dworskich. 
Zabawiano się przytem pijatyką, w}'krzykując: „Za króla 
Sasa popuszczaj pasa!" 

Przeszkadzali takim zabawom sąsiedzi, bo posyłali woj- 
ska swoje do Polski, niby do swego własnego kraju, i ży- 
wili je kosztem szlachty lub oszukanych magnatów. Kto 
wpuszcza wroga do swych wnętrzności, ten gotuje sobie sa- 
memu zgon. W 1 764 roku na ostatnim sejmie elekcyjnym 



obrany został ulubieniec imperatorowej rosyjskiej Katarzy- 
ny 2-ej przy pomocy posła pruskiego. Poniatowski Stanisław 
August, a w 1772 posłowie tych monarcłiów oraz cesarzowej 
austryackiej Maryi Teresy, przybywszy ze stu tysiącami 
wojska, wykonali pierwszy rozbiór Polski. 

W tych najsmutniejszych czasach wzrastał jeden z Ko- 
ściuszków Siechnowickich Tadeusz, bohater, całą duszą od- 
dany sprawie ratowania Polski. 



ROZDZIAŁ 2-gi. 



Rodzice Tadeusza Kościuszki. 

Kościuszków Siechnowickich dużo było na świecie, bo 
rozmnażali się obficie w kaźdem pokoleniu, ale nie wielu 
mogło dosiedzieć na Siechnowiczach, bo niepodobna było 
dzielić 115 włók bez końca pomiędzy dziećmi licznych 
ojców. Proszę spojrzeć na rysunek rodowodu ( Numer i). 
Kółkami zaznaczeni są mężczyźni, ale tacy tylko, których 
imiona wyczytałem w papierach familijnych; kobiet wska- 
załem kilka zaledwo w kształcie trójkącików. Ileż to głów 
znalazło się już w czwartem pokoleniu tak w linii starszej 
jak w młodszej, a Siechnowicze były już podzielone na 
Wielkie i Małe i nie złączyły się już nigdy do dziśdnia! 
Można było na tych gruntach urządzić kilka folwarków 
z dworami szlacheckimi i kilka wsi dla włościan, którzy 
rolę folwarczną obrabiali: ależ nie dla 26 dziedziców! Kie- 
dy więc podział gruntów byłby niedorzecznością, jeden 
z braci osiadał na folwarku, a drudzy brali część swoją 
pieniędzmi i szukali gdzieś dalej sposobu do życia; zacho- 
dzili też na Wołyń pod Owrucz i w Lubelskie do Sła- 
winka pod samym Lublinem. Niektórzy, co zbyt daleko 



8 






■ZLLl nA«n»j o—. 




— 


0- 


c 




l-H 


a 


^ 


^ 


C0 


B 


g 




t-n 


N 


3 


"^ł 


•IL 


O 


1^ 




< 




w 














f4 






o^ 




er 


< 




S 


00 




3 


3 




rf.^ 


N 




^ 


» 




ty 






3 






O 






^ 












N 












s 












^ 






p^ 






W1 






o 




















Kostiuszlco (Konstanty) syn Fedor 

żył w latach 1509, 1546 

Linia F 





o— 


2. ^ 



CA 

c 

3 
(9 

O 

a 
o 

o 

o. 
c 

o 



^ 2J 

o G 

EL r ^ 



0\ 

i 

5* 
o 

3- 
3 
O 
« 

o' 

TT 






36 
o 

N 



JISJCD S |— O- 



9 

odeszli naprzykład aż do» Kurlandyi, zaniechali nazwiska 
Siechnowickich. Córki były opatrywane zwykle posagiem 
i wyprawą „w perłach, dyamentach, rubinach, futrach", za- 
pisywaną w tych wyrazach do umów przedślubnych. Na 
spłaty i posagi nie wystarczały dochody z gospodarki lia 
małych majątkach: więc Kościuszkowie starali się o zarob- 
ki na urzędach, posługach, pożyczkach, umowach za- 
stawniczych i t. p. 

Ot, Ludwik Tadeusz w szóstem pokoleniu, chociaż 
miał ojca rzutkiego, kilku urzędami zaszczyconego, i ma- 
tkę Barbarę z zamożnego rodu Glewskich, potrzebował tak 
pilnie i gwałtownie 23.000 złotych, że musiał sprzedać 
dziedziczną część swoją w Siechnowiczach (Małych) stryjowi 
Faustynowi Benedyktowi d. 18 marca 1729 r. Ale pie- 
niędzy tych użył z korzyścią dla siebie, bo wygrał proces 
z księciem Janem Sapiehą, stając w obronie należności 
Glewskich i swojej. Sapieha musiał dać mu w zastaw 
Mereczowszczyznę czyli Maraczowszczyznę, folwark należący 
do swego hrabstwa Kossowskiego, dopóki nie wypłaci mu 
długu 30,000 złotych. Tutaj przeto, o mil 14 od rodzin- 
nego gniazda *) mieszkał i gospodarował Ludwik Tadeusz 
do końca życia; tu wprowadził żonę, Teklę z Ratomskich 
i tu rodziły się wszystkie jego dzieci, mianowicie: Anna 
w 1 74 1 r., Józef w 1743, Katarzyna w 1744 i najmłodszy, 
a dla narodu polskiego najdroższy, sJawny syn; Andrzej 
Tadeusz Bonawentura, zwany zawsze jednem tylko środko- 

wem imieniem: Tadeusz. 

t 

Powinniśmy znać dokładnie dzień i rok jego urodze- 
nia. Metryka znajduje się w Kossowie, w księdze kościoła 



*) Dziś Kossów jest stacyą drogi żelaznej Brzesko-Moskiewskiej w pobliżu mia- 
steczka tejże nazwy, Mereczowszczyzna leży o parę wiorst w bok od miasteczka, 
a Siechnowicze są przy stacyi Zabince. 



10 

parafialnego, ale wymienia tylko ' datę chrztu: 1 2 lutego 
1746 roku; domyśleć się przecież można, że niemowlę mu- 
siało się urodzić wcześniej, kiedy na chrzciny zjechali z dal- 
szych stron: Kazimierz Narkuski starosta kuszlicki, który 
podawał do chrztu wespół z panią z Protasewiczów Sucho- 
dolską, a w drugiej parze Adam Protasewicz podstarości 
powiatu pińskiego z panną Anną Suchodolską, pisarzówną 
ziemską Słonimską. Chrzcił też nie paroch Kossowa, ale 
przybyły z Hoszczewa (pod Słonimem) przeor klasztoru 
Dominikanów ksiądz Rajmiind Korsak. O tydzień wcze- 
śniej, mianowicie 4 lutego przypada dzień św. Andrzeja 
biskupa fezulańskiego. To imię właśnie zapisał ksiądz do 
metryki na pierwszem miejscu, a podyktowali rodzice oczy- 
wiście dlatego, że chłopak ,, przy niósł" je, czyli, że się uro- 
dził w tym dniu 4 lutego *). 

Rodzice zawiadamiali i zapraszali na chrzciny nieza- 
wodnie najżyczliwsze i najmilsze osoby. Narkuski był po- 
winowatym Ludwika Tadeusza przez krew Glewskich. Ma- 
tka, Tekla z Ratomskich krewnych w tej okolicy nie miała 
zapewne, ponieważ pochodziła ze stron naddnieprzańskich, 
z pod miasta Orszy. Była sierotą i wychodziła za mąż z domu 
stryjenki swojej. Brat jej Marcin Ratomski, podkomorzy 
orszański, wypłacił jej posag w sumie 12,000 złł., ona ras 
darowała 10,000 mężowi zapisem sądowym, z którego wy- 
piszemy najważniejsze słowa: ,Ja Tekla z Ratomskich Ko- 
ściuszkowa Siechnowicka... tym moim nieprzymuszonym, 
ani wymożonym, ale dobrowolnym wieczystym zwrotnym 
zapisem W. Imć Panu Ludwikowi Kościuszkowi Siechno- 
wickiemu, miecznemu województwa brzeskiego, miłemu mał- 



*) Ludzie nieuważni gadali i pisali, a nawet w książkach drukowali mylną zu- 
pełnie wiadomość, że Tadeusz Kościuszko urodził się 1 2 lutego w Siechnowiczach. Jest 
i medal, wybity już po śmierci jego w roku i8i8 przez Franciszka Durand pięknej ro- 
boty, z udatnem popiersiem na stronie głównej i z takim błędem w napisie łacińskim. 



11 

źonkowi memu... doznawszy szczerej i rzetelnej . w małżeń- 
skiem pożyciu po miłym małżonku moim przyjaźni i pil- 
nego około mnie pieczołowania, niemniej tęj^ uważając, iż 
tenże miły małżonek mój... z szczególnej miłości i affektu 
ku mnie, dobra swoje Siechnowicze *), tudzież sumę 30,000 
tynfów na dobrach Maraczowszczyznię, w powiecie Słonim- 
skim leżących lokowaną, przytem dalsze dobra leżące i ru- 
chome, i wszelką ruchomość osobliwszym zapisem, mnie... 
danym, na przeżycie darował... tedy ja... zawdzięczając świad- 
czone dla mnie affekta, a do dalszej nieustannej przyjaźni 
małżeńskiej pociągając, wzajemnym sposobem nietylko wy- 
żej wymienione dobra... sumę 30,000 tynfów, ruchomość... 
niemniej sumy gotowe i sumę moją posagową, sukcesye 
wszelkie i cobyśmy kol wiek przy nabyć mogli... odpisuję i,, 
darem darując... zrzekam się i nie więcej tylko 2000 złp. 
dla obdarowywania i za duszę sobie do wolnej dyspozycyi 
zachowuję... Pisań w Maraczowszczyinie". 

Ten zapis był sporządzony d. 23 marca I744r., kie- 
dy się hodowało już dwoje dzieci, a trzecie miało się uro- 
dzie, albo może już urodziło się (nie wiemy tego z pe- 
wnością, bo metryka Katarzyny zawiera znów tylko datę 
chrztu, 29 grudnia, a chrzest mógł byc przecie opóźniony 
chociażby o 9 miesięcy). Dowodzi, że małżonkowie żyli 
w najlepszej zgodzie i serdecznej miłości. Kościuszko wa 
była gospodarna, mężowi w interesach dopomagała i z lu- 
dimi rozsądnie obchodzić się umiała. Jakie to było życie 
codzienne powszednie w Mereczowszczyznie, dowiedzieć się- 
możemy z listu, który ona pisała do męża, a który przepi- 
sujemy w wyjątkach: 

„W życiu mem najukochańszy Ludwisieńku i dobro- 
dzieju! W sobotę przyjechał Wasilko od Imć Pana Pró- 



*) Przy sprzedaży Siechnowic Ludwik Tadeusz zatrzymał dla siebie grunta Po- 
lańskie czyli Łojki, ale miał nadzieję odkupić z czasem cały majątek rodowy. 



12 

szyńskiego; trochę koniowi kazałam odpocząć; wysyłam do 
Waszeci, moje serce, listy... Jejmość Pani podczaszyny lite- 
wskiej dwa listy posyłam. Imć panowie Guzelfowie nie chcą 
procentem kontentować się... ale chcą, gdyby suma oddaną 
była i folwark dla siebie... i przedemną uskarżali się, że nie 
chcą być więcej w Kossowue... Ja tedy pisałam do Imci 
księdza starszego Szmigielskiego... na ten list otrzymałam 
(odpowiedź) od Imci Pana Sipiajła, którego list posyłam. 
O tem oznajmuję, że Imć pani Łaniewska namiestnikowa 
u mnie była i przywiozła pozew Imć Panu Kościuszce Jó- 
zefowi... Dość na tem, że pan rejent i ekonom przysięgli, 
że będziemy szkodzić tej chorągwi zawsze. Imć Pana Hetmana 
list posyłam, Imć Pana Kotuniego, który prosił mnie o orędowni- 
ctwo do Waszeci, moje serce, gdyby Wasza jemu pożyczył 
trzech tysięcy... JP. Michał Kościuszko był tymi dniami u mnie; 
z płaczem prosił, gdybyś Wasza, moje serce, do Imć Pa- 
na Fleminga zalecił, albo też do Imć Pana Sosnowskiego, 
bo cale dobrej służby niema nigdzie. Zmiłuj się, moje ser- 
ce, chciej jego zalecić, bo dzieciuk statku dobrego; mógłby 
być u dobrego pana; tylko bądź na niego łaskaw; miej 
o nim staranie. Proszę, moje serce, oznajmić, jeżeli 
w Brzeskiem jest ksiądz Wołodkowicz? Tobym tam jego 
posłała. O co bardzo proszę za panem Michałem, gdybyś 
na niego był łaskaw... Wina proszę mnie przysłać; usta- 
wicznie mam gości, a takich, co nie można ich tak, zbyć. 
Teraz był u mnie pan Bychowiec, potem Imć Pan Brodo- 
wski; jeszcze spodziewam się brata mojego z gościem ta- 
kże niebywałym. Na zapusty niebardzo miałam gości... 
Pomiarkuj się, przysyłaj mnie, bo wstyd do stołu żytnie 
krupy. Ryb, jeżeli są, proszę przysłać. 

Całuję twoje nóżki; jestem twoja życzliwa żonka i u nóg 
sługa. T. Kościuszkowa". 

Musiał Ludwik często wyjeżdżać z domu, kiedy miał 
interesy pieniężne, sądowe, gospodarcze, a jako szlachcic 



13 

bywał na sejmikach i chciał mieć poważanie w swojem 
województwie Brzeskiem. Już w 1731 wyrobił sobie patent 
z podpisem króla Augusta Wtórego na urząd miecznego 
czyli miecznika. Byłto właściwie pusty tytuł, bo w owym 
czasie n^iecza nosić przed królem nikomu nie zdarzało się, 
ale dawał prawo zasiadania pomiędzy urzędnikami woje- 
wódzkimi. Odtąd pisał się już Ludwik nie „pisarzewiczem 
ziemskim brzeskim'' (po ojcu), ale miecznikiem województwa 
Brzeskiego. W roku 1743 był na sejmiku obrany do Try- 
bunału Głównego czyli sądu najwyższego w W. Księstwie 
Litewskiem: więc dostąpił wysokiej godności. Potem po- 
czuł w sobie ducha rycerskiego: więc uprosił hetmana pol- 
nego wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego Michała Mas- 
salskiego, aby mu dał szarżę rotmistrza pod chorągwią 
Pierwszej Straży. Otrzymał więc drugi patent w kilka 
miesięcy po chrzcinach najmłodszego syna, mianowicie dnia 
9 września 1746 roku. Nareszcie tytułowały go różne 
osoby pułkownikiem Buławy Polnej od Przedniej Straży 
wojsk W. Ks. Lit. — czy przez grzeczność, czy na mocy 
nowego patentu? Nie wiem. . Zresztą wszystkie wojskowe 
tytuły w owym czasie nie miały rzeczywistej wartości, bo 
Polacy oddawna już wojen zaniechali, a wojska tak mało 
utrzymywali, że i najzawziętszy wojownik nie mógłby sto- 
czyć porządnej bitwy z jakiemkolwiek wojskiem sąsiedz- 
kiem: rosyjskiem, czy niemieckiem, czy tureckiem. Małe cho- 
rągwie kawaleryi i regimenty (czyli półki) piechoty zdatne były 
tylko do parady przy pogrzebach wielkich panów i przy zja- 
zdach. Przed królem wojsko litewskie popisywało się raz 
tylko, w 1 744 r. pod Zabłudowem, niby okazale, w rzeczy- 
wistości jednakże źle bardzo, bo wielu oficerów występowa- 
ło na pożyczanych koniach, obozowało w pożyczonych na- 
miotach; hetman wielki, Wiśniowiecki nie przybył z powo- 
du choroby, a polny, Radziwiłł, częstując króla, upił się tak, 
że ledwo go rycerstwo nie stratowało. 



14 

Ludwik oczywiście nie mógł dobrego wojska stworzyć, 
ani na wojnie okazać męstwa swojego. Zatrudniał się tyl- 
ko żywieniem i rozkwaterowywaniem swojej chorągwi. Gło- 
wnem zajęciem jego pozostało zawsze załatwianie interesów 
pienięźnycłi i gospodarczych. ' 

Z czasem przyrastało bogactwo jego. Matka, Barbara, 
żyjąca do późnego wieku, zagniewała się na jednego z zię- 
ciów swoich, Załęskiego, a Ludwikowi synowi darowała 
18,000 złł. w 1753 r., zapisane na Mereczowszczyznie i Ni- 
wiszczach. Mieszkała ona przy drugim mężu, Marcinie 
Kościuszku, w Korsuniach, ale przyjeżdżała w gościnę do 
syna, cieszyła się wnukami, bawiła przez święta Wielkano- 
cne w 1755 roku. Ciotka 70-letnia Urszula Januszkiewi- 
czowa zapisała Ludwikowi Tadeuszowi testamentem w 1750 
roku dworek w Brześciu z meblami, naczyniami, szkłem 
i róźnemi sprzętami; zarazem poczyniła inne zapisy dla 
krewnycb i dla Jezuitów. Ci urządzili przez wdzięczność 
okazałe nabożeństwo żałobne, poczem odbyła się uczta 
w refektarzu, do której przyczynił się kosztami, również 
przez wdzięczność, Ludwik Tadeusz. 

Miewał on już pieniądze gotowe do pożyczania nawet 
wielkim panom, naprzykład: Michałowi Radziwiłłowi, woje 
wodzie wileńskiemu i hetmanowi polnemu 9,000 złł., księciu 
Sapieże Piotrowi i synowi jego Janowi różnemi kwotami 
na ogół 22,000 złł., bo w 1756 r. zapis zastawniczy na 
Mereczow^szczyinie powiększył się do 52,000 złł. Dał pe- 
wną sumę Grabowskiemu i wziął od niego zastawem Zdzi- 
tów, majątek graniczący z Siechnowiczami. 

Tymczasem w 1754 czy na początku 1755 roku 
umarł stryj Faustyn Benedykt i syn jego Jan Nepomucen 
Kościuszko, potrzebując pieniędzy na obrachunki spadkowe, 
chciał odprzedać Ludwikowi Tadeuszowi Siechnowicze za 
20,000. Ten zgodził się jak najchętniej i wyliczył do rąk 
własnych stryjecznego brata całkowitą sumę, ale- — pożyczo- 



15 

ną od Berentowej kapitanowej. Widać potrzebną była wy- 
płata natychmiastowa, a gotówki w domu nie znalazło 
się. Więc prawo przedażne napisane zostało d. ló czerw- 
ca 1755 roku na imię małżonków Ludwika i Tekli z Ra- 
to mskich Kościuszków, ale w Siechnowiczach osiadła Be- 
rentbwa jako zastawniczka do czasu spłacenia owych 20-tu 
tysięcy. Termin spłaty oznaczono za trzy lata, na dzi^ń 
Św. Jana 1758 roku. 

Dnia tego upragnionego nie doczekał się mleczny 
województwa Brzeskiego i pułkownik Jego Królewskiej Mo- 
ści. Umarł nagle, a przynajmniej niespodziewanie w po- 
łowie kwietnia 1758, nie w MereczowszCzyinie, ale w Zdzi- 
towie, więc nie w domu, ale w obgezdzie gospodarczym. 
Osierocił czworo dzieci niedorosfych; zostawił wdowę je- 
szcze młodą, zapewne trzyd^iestokilkuletnią, która złożyła 
ostatni dowód swego przywiązania w zarządzeniu licznych 
modłów i ofiarowaniu znacznych kosztów, 742 złp. na po- 
grzeb. Zgromadziła sześciu księży karmelitów, dwudziestu 
prezbiterów, kaznodzieję z Krupczyc, bernardyna ze Słoni- 
ma, dziaków unickich ze Zdzitowa i z Wieżek, bractwa ze 
Zdzitowa i Siechnowicz; cała okolica aż po Brześć roz- 
brzmiewała dzwonami, we wszystkich kościołach dokoła od- 
prawiały się msze żałobne, dwa szpitale kobryńskie otrzymały 
jałmużnę. W testamencie zapisał Ludwik 1,000 złł. Domini- 
kanom w Terespolu, tyleż Bernardynom w Brześciu. Po- 
chowany został przy kaplicy siechnowickiej, fundowanej 
przez dziada i znanej nam z opisu, ale dziś nie istniejącej, 
zniesionej przed 20-tu laty *). 



*) Nieuważni ludzie zapisali niedorzeczną plotkę, jakoby umarł nie śmiercią 
naturalną, lecz zabitym został przez włokian swoich poddanych w 1768 roku. Napi- 
-sał to najprzód Leonard Chod;Sko, mieszkając w Paryżu (w 1859 r.). Później rosyjski 



IG 

Na wdowę spadły teraz kłopoty wychowania i wypo- 
sażenia dzieci, rozmaite sprawy sądowe i gospodarka na 
kilku folwarkacli. Dobrała sobie trzechi opiekunów, któ- 
rych zatwierdził Sąd Trybunału Głównego W. Księstwa Li- 
tewskiego, mianowicie: brata swego starszego, Marcina Ra- 
tomskiego, który tytułował się wojskim orszańskim, brata 
stryjecznego po nieboszczyku Jana Nepomucena Kościusz- 
kę, który był starosrą krzemieńczuckim i obcego Józefa 
Prószyńskiego, który się tytułował krajczym województwa 
Mińskiego. Ale radziła sama sobie wybornie. 

Dla Berentowej miała gotowych na Sw. Jan tylko 
5,000 złł., więc przedłużyła jej kontrakt zastawniczy na 
rok następny, wypłaciła całą należną sumę 24 czerwca 
1759 r. i odebrała Siechnowicze mężowskie. Jednakże 
mieszkała jeszcze przez 5 lat w Męreczowszczyznie, bo 
musiała pilnować tam swoich należności. Sapieha Jan 
starosta gorzdowski miał tyle długów, że całe jego hrab- 
stwo Kossowskie poszło na podział pomiędzy wierzycieli, 
a potem dostało się Flemingowi, podskarbiemu wielkiemu 
litewskiemu, który wszystkich wierzycieli pospłacał z pro- 



dziejopis, a wróg Polaków, Kostomarow wymędrkował, że Ludwik Tadeusz był czło- 
wiekiem okrutnym dla włościan, że w tym 1768-m roku poruszyła się cała Ukraina 
nienawiścią dla «Panów Lachów*, więc i chłopi siechnowiccy zabili swego okrutnego 
]Xina; że syn Tadeusz Kościuszko widział, jak ich męczono i tracono za karę. Wszy- 
stko to są kłamstwa. Syn Tadeusz nie znajdował się w 1768 r. w stronach rodzin- 
nych; ojciec musiał być dobrym panem, kiedy, oddając Berentowej Siechnowicze w za- 
staw, wypisał starannie wyrazami, nie liczbami, jakiej robocizny i jakich danin mogła 
żądać od włościan, a nie więcej, broń Boże! Największej zaś niedorzeczności nie 
wiedzieli Chodźko i Kostomarow, że ten pan był nieboszczykiem od lat lO-ciu, 
< w Bogu zeszłym », jak pisano we wszystkich dokumentach. Oddałem do Muzeum 
Narodowego w Rapperswylu na przechowanie «Regestr wydanych pieniędzy na dzwo- 
nienie, msze święte i różne expensa ś. p. IP. Ludwika Kościuszką... spisany roku 
1758 miesiąca Apryla (czyli kwietnia) 18 dnia-*. Znajdują się tu wszystkie wydatki 
np. prezbiterowi siechnowickiemu za kondukt ciała złł. 2 groszy 3, dziadowi, co s"edział 
l^rzy ciele gr. 13, od robienia trumny stolarzowi złł. 10 gr. 21, od malowania mala- 
rzowi złł. 6 gr. 19, kucharzowi za gotowanie obiadu złł. 8, na grzyby, ryby, rodzenki,. 
migdały, szafran, cynamon i t. d. 



17 

centami. Kośc'uszkowa otrzymała naprzód od sądu wy- 
dzieloną część .vlereczowszczyzny, a następnie od Fleminga 
54,500 złł. d. 23 kwietnia 1764 r. Wówczas ustąpiła z Me- 
reczow^szczyzny i przeniosła się na stałe mieszkanie do 
Siechnowicz. 

Dwór jej stał w pobliżu kaplicy z grobami ojców mę- 
żowskicli, od której prowadziła ulica do wrót zamczystych; 
dla pieszych służyła do wnijścia furtka z daszkiem. Dzie- 
dziniec był oparkaniony sztachetami nowemi, sady i ogro- 
dy — żerdziami, pastewnik chróstem. Dom mieszkalny 
z gankiem miał po prawej stronie, idąc z sieni, izbę sto- 
łową o 4 -eh oknach, z kominkiem i piecem kaflowym zie- 
lonym; przy niej pokój o 3 -eh oknach, w ołów oprawnych, 
i apteczkę o jednem takiemże oknie; z sionki były drzwi 
do sadu i do kuchni, która się usadowiła w samym środ- 
ku domu, za sienią wchodową. Na lewo duża izba o 4-ch 
oknach (zapewne dla gości) z kominkiem, piecykiem «krzy- 
żowym» i piecem z kafli zielonych oraz komora o 2 -eh 
oknach. W przystawce mieściły się komórka i piwnica. 
Dalej w dziedzińcu piekarnia, spichlerz pod dachem drani- 
cowym i świronek z sernikiem; jeszcze dalej 2 spichlerze, 
wozownia, gumno o jednych WTOtcich, stodoła o 4-ch dwo- 
istych; przy sadzawce browar, słodownia, łaźnia, obora 
i chlewy z wrotami. Później Kościuszkowa jeszcze coś bu- 
dowała « wedle własnej woli i upodobania ». Przywiozła 
rzeczy ruchomych niemało: srebra, 2 rzędy sute (cenione 
na 4,000 złł.), 2 rzędy półsute (1,000 ził.), cynę, miedz, 
żelazo, bieliznę, pości-le (najmniej 200 ził.), futra różne 
jako to: rysie, popielice, króliki i inne. Pańszczyzna i da- 
niny szły z 4-ch wiosek: Siechnowicz o 5-ciu chatach v\ło- 
ściańskich, Nowosiółek o 3-ch, Stepanek o 7-u i Konoto- 
pów o 4-ch, a razem z chat gospodarskich 19-tu. 

Córki wydaJa za mąż w ciągu trzech miesięcy: Annę 
"^M października 1762 za Piotra Antoniego Estkę, stolnika 

Kościuszko. 1 



18 

smoleńskiego, Katarzynę 23 stycznia 1763 r. za Karola 
Żółkowskiego, starostę mokniuńskiego a zarazem sędziego 
ziemskiego wołkowyskiego. Dawała posagu po 10,000 złł. 
i wyprawę wedle zwyczaju «w perłach, dyamentach, rubi- 
nach, futrach ». Zięciowie wydali hojne zapisy na wszyst- 
kich dobrach i funduszach swoich « miłym małżonkom». 

Synów posyłała do szkoły pijarskiej w Lubieszowie, 
gdzie byli umieszczeni w r. 1755 przez ojca, i przebywali 
do lata 1760 r. Oporządzała ich «ró.wnie i przezornie», 
ale oni różnili się bardzo charakterem. Gdy nowy król, 
Stanisław August (Poniatowski), obrany w 1764 r., przy- 
rzekał założyć Szkołę Rycerską czyli Korpus Kadetów dla 
młodzieży szlacheckiej i niezwłocznie w 1765 rpku spełnił 
to przyrzeczenie, Tadeusz zapragnął wstąpić do tej szkoły. 
Matka wyprawiła go do Warszawy, nie żałując kosztu, bo 
na tę wyprawę wydała 6,000 złł. Starszy syn, Józef po- 
został niby w domu, ale częściej bywał poza domem, je- 
żdżąc na sejmiki, ubiegając się o wziętość u szlachty swe- 
go w^ojewództwa. Jakoż na sejmiku gromnicznym, 3 lute- j 
go 1766 r. został obrany do Trybunału Głównego na 
deputata czyU sędziego, ale na częstowanie braci szlachty, 
na datki, na podróż do Nowogródka i mieszkanie tam 
przez parę miesięcy wydał więcej, niż 6,000 złł. Nie wia - 
domo od kogo dostał czczy tytuł oboznego, bo żadnego 
obozu nie wytykał. Pieniędzy zawsze mu brakowało; ma- 
tka musiała nieraz zapożyczać się na jego potrzeby. Ko-^ 
chata go bardzo, chociaż nie doznawała od niego odpowie- 
dniej wdzięczności. Widać to z jej listu, pisanego 30 kwie- 
tnia 1767 r.: «Dziecię moje najmilsze! Nie wiesz o mnie 
i nic nie piszesz, jak się mam. Byłam bez nadziei życiaJ 
Bóg mię dla was zachował, gdybym wam swojem błogo- ' 
sławieństwem na tym świecie błogosławiła. Jestem w Brze- 
ściu na kuracyi; nie wiem, co maj pokaże». 

Miała ona 34,000 złł. pożyczonych Leparskiemu, sę-. 



19 

dziemu ziemskiemu, na procent 8 od sta, i parę tysięcy 
u Grabowskiego; dawniej miała więcej, lecz odbierała 
raz po raz na potrzeby kochanego Józefka, aż zafrasowała 
się, że tym sposobem zmarnować się może cały ten kapi- 
tał. Więc umyśliła kupić zań ziemię. 

O kilka staj od jej dworu mieszkał stary bezdzietny 
Dawid Kościuszko, podczaszy piński, daleki krewnj^ z pią- 
tego pokolenia, ale jej synowie nazywali go zwykle stryjem 
on zaś zwał ich synowcami swymi. Mieszkał we dworze 
nie źle zabudowanym; gruntów posiadał włók 19 i 27 mor- 
gów 400-prętowych, które uprawiali mu poddani chłopi, 
mieszkający w 13-tu chatach. Przyzwyczaili się ludzie ten 
majątek nazywać Dawidowszczyzną. Sprzedać go Dawid 
był skłonny, ale o cenę targował się — bez 40 tysięcy nie 
oddawał. Tekla Kościuszkowa umarła przed zakończeniem 
interesu. Naturalnie trzeba było dopoźyczyć 4,000 złł. 
Akt sprzedaży spisano 20 czerwca 1 768; sumę 40,000 złł. 
«w złocie ważnem oddano i odliczono» 17 lipca, a wówczas 
właścicielami Dawidowszczyzny stali się bracia Józef i Ta- 
deusz łącznie z Siechnowiczami ojcowskiemi. Stary Dawid 
wymówił sobie mieszkanie dożywotnie za opłatą 120 złł. 
rocznie, a żył jeszcze do roku 1775, nie zawadzając nikomu, 
bo Tadeusz przebywał w Warszawie lub zagranicą, a Józef 
mógł mieszkać w dawniejszym dworze. 

Powinni byli zachować w sercu wdzięczność dla rodzi- 
ców swoich, którzy pracą, zabiegli wością, rządnością stwo- 
rzyli sporą fortunę o 33 włókach i 32 chatach czyli rodzi- 
nach włościańskich, którzy cnotliw^em życiem pozyskali sza- 
cunek u ludzi dla siebie i życzliwość dla swej rodziny, 
którzy starali się dać im jak najlepsze wychowanie. 



20 



ROZDZIAŁ 3-ci. 

Wychowani e dzieci- 

Czytać i pisać uczyły się wszystkie dzieci, tak syno- 
wie jak córki, w Mereczowszczyźnie. Kto je uczył? Ojciec, 
czy matka, czy wuj ksiądz jezuita, o którym doszły nas nie- 
wyraźne wspomnienia, czy jaki nauczyciel, guwerner? Nie 
wiadomo. Córki pisać umiały i po polsku, i po francusku, 
przynajmniej Anna Estkowa, bo widzieć możemy jej listy, 
pisane do brata Tadeusza i do jenerała francuskiego Bo- 
napartego: ale wysokich nauk zapewne nie pobierały. Po- 
zostając w domu przy matce, wdrożyły się do zajęć 
gospodarczych, i do grzeczności szlacheckiej *). Synowie 
zaś byli wyprawieni do szkoły. 

W Brześciu znajdowała się szkoła przy kollegium 
Jezuitów. Chociaż ojciec miał dworek sąsiadujący z tą 
szkołą i okazywał całemu zgromadzeniu najżyczliwsze usza- 
nowanie: jednakże synów swoich posłał do szkoły, utrzy- 
mywanej przez księży Pijarów w Lubieszowie, zapewne dla- 
tego, że tam uczono więcej i lepiej zwłaszcza w tym 
czasie, kiedy tych szkół pilnował ksiądz Szymon Konar- 
ski, najznakomitszy ze wszystkich nauczycieli w Polsce. 



*) Pomiędzy szlachtą była we zwyczaju grzeczność w mowie, w tytułowaniu, 
w ukłonach. Kościuszkowa podpisywała się w liście do syna: „Pozostaję Waszniość 
Pana /.yczliwą Matką", Nawet do swego sługi ekonoma pisała w ten sposób: 

„Panie Sikorski. Za dojściem mojej tej karty daj Wasza Imć Panu Rotmistrzo- 
wi (Malczewskiemu) dwa szanki owsa brzeskiej miary. Proszę nie przestępować mojej 
dyspozycyi wszystkiej i pamiętać, a tego pilnować, com przykazała; na respekta niczyje 
nie zasadzać się. Przypomnij, że mój chleb jesz i ja płacę. Jestem 
Wmć ^to jest Waszmość) Pana Brata 
uniżoną 

T. Ko-^ciuszkowa 
M. W. B." 



21 

Lubieszów czyli Nowy Dolsk było to miasteczko 
położone nad rz. Strumieniem albo Stochodem, na Pole- 
siu, przy gościńcu pocztowj^m, wiodącym z Pińska na 
Wołyń do Równego i Łucka. Dziedzicem całych dóbr w tym 
czasie (od r. 1754) był Jan Czarniecki, kasztelan wazki, 
i tu mieszkał na zamku z rodziną swoją. Kościół wielki 
i piękny pod wezwaniem Św. Jana Ewangelisty, murowany 
od 1733, był na ukończeniu. Dziedzic fundował w r. 1756 
klasztor Kapucynów, rektor święcił kaplicę i pierwszą 
mszę w niej odprawił już dnia 4 lutego 1757 r. Była jeszcze 
cerkiew unicka. Najwięcej wszakże zajęcia i zarobków dawała 
mieszkańcom szkoła, założona dawno, bo w r. 1693 przez księ- 
ży Pijarów. Kollegium czyli klasztor ich r. 1730 z muru 
postawiony, o dwuch piętrach w czworobok, miał długo- 
ści łokci 90, szerokości 60, gontami kryty. W obszernym 
dziedzińcu jego ciągnęła się z jednej strony oficyna muro- 
wana jednopiętrowa, wjezdną bramą na dwie rozdzielona 
części, w której mieściły się: konwikt czyli stancya mie- 
szkalna dla uczniów oraz stolarnia, tokarnia, kuźnia, młyn, 
deptak, łaźnia, browar piwny i t. d. Oficyna ta ma dłu- 
gości 210 ł., szerokości ł. 11. Naprzeciw niej szkoła tak- 
że murowana, jednopiętrowa o 5 -u salach, obok której 
wznosi się budowa dwupiętrowa ze zbiorami narzędzi do 
uczenia fizyki, chemii, matematyki i z książnicą, czyU biblioteką 
szkolną. Obie budowy pokryte dachówką. Przed klaszto- 
rem rozpościerał się ogród botaniczny z pięknemi alejami 
lipowemi, a w nim otanżerye większa i mniejsza, treibhaus, 
dwie narożne sklepione baszty — wszystko z muru. Nieo- 
podal od klasztoru, nad rz. Stochodem, był ogród owoco- 
wy, zwany WeneCyą, cały w kanałach zarybionych, krata- 
mi żelaznemi przedzielony od rzeki. Ogród ten, posiada- 
jący rzadkie i wyborne różnych drzew owocowych gatunki 
i krzewy jagodowe, otoczony był wysokim ostrokółem dę- 
bowym. Jeden kanał wychodził bezpośrednio na rzekę, od 



22 

której oddzielał się bramą kratową; stanowił on przyst^, 
w której były utrzymywane czóJna oraz tak zwane tutaj 
szuhaleje albo obijaniki... W samem miasteczku posiadał 
klasztor kilka placów, a na nich 6 domów, wynajmowanych 
zwykle na kwatery uczniów. Uczniowie, zwłaszcza biedniej- 
si, mieli też wielką łatwość w najęciu kwatery ze stołem 
u mieszkańców miasteczka za bardzo małą opłatą. Ucz- 
niowie, przy zapisaniu się do księgi szkolnej, obowiązani 
byli składać na ręce prefekta złp. 3 gr. lo ale biedniejsi — 
a ci stanowili prawie połowę ogólnej liczby uczniów — 
uwalniani byli od tej opłaty. Za te pieniądze prefekt ku- 
pował drwa do opalania sal szkolnych, świece w zimowej 
porze do tychże sal dawane; dla ubogich — a dobrze uczą- 
cych się uczniów — nabywał książki, papier, a często obuwie 
nawet. Innej opłaty od uczniów nie było. Kilkunastu 
uczniów niezamożnych miało mieszkanie i pożywienie bez- 
płatne w bursie z funduszu, darowanego przez książąt Wi- 
śniowieckich; mieściła się ta bursa wygodnie w oficynie 
klasztornej; miała osobnego dozorcę domowego pod okiem 
jednego z nauczycieli. 

Nie było tu żadnego roztargnienia dla uczniów. Lu- 
dność miasteczka składała się z samych żydów i włościan; 
w pałacu kasztelan Czarnecki żył bardzo skromnie, cicho, 
spokojnie. W maju tylko zdarzało się większe ożywienie 
z powodu praktyki mierniczej, na którą z nauczycielem ge- 
ometryi kilka razy wychodzili za miasto uczniowie klas Ą-ey 
5-ej i 6-ej, robili pomiar okolicy i rysowali plany. Odby- 
wała się też majówka, na którą wychodzili wszyscy uczniowie 
z muzyką klasztorną i chorągwiami, w towarzystwie prefe- 
kta i nauczycieli, rano, o godzinie 4 lub 5 ordynkiem, z za- 
pasem żywności, niesionej i wiezionej do jakiegoś lasu lub i 
gaju na cały dzień. Za nimi ciągnął tabor żydów z obwa- 
rzankami, piernikami i innemi łakociami. Była to najwięk- 
sza a bardzo przyjemna uroczystość studencka. 



23 

Bracia Kościuszkowie przybyli tu w połowie 1755 ro- 
ku. Wpisani zostali do księgi szkolnej z tytułem Wielmo- 
żnych panów miecznikowiczów brzeskich*) jako uczniowie 
klasy najniższej (Infima) czyli wstępnej. Józef otrzymał po 
roku promocyę do klasy następnej, zwanej Gramatyką, ale 
Tadeusz był zatrzymany przez rok drugi dlatego zapewne, 
że nie umiał tyle co było potrzeba, albo może z powodu 
choroby i odtąd szedł oddzielnie od brata przez wszystkie 
klasy. Nazywano wówczas klasy nie tak, jak dzisiaj, liczba- 
mi I -a, 2-a, 3-a, lecz naukami najwaźniejszemi: Gramatyka, 
Syntaksis, Poetyka, Retoryka. Uczono jednakże w każdej 
klasie innych jeszcze, prócz głównej nauki, przedmiotów. 
Tak, w Gramatyce głównym przedmiotem był język łaciń- 
ski, ale uczniowie mieli zadawane ćwiczenia w pisaniu li- 
stów i opowiadań po polsku; nadto profesor wykładał im 
dzieje Polski, to jest, mówił, co się działo w Polsce za cza- 
sów dawniejszych, co czynili Polacy; do rachunków trzeba 
było uczyć się arytmetyki. Podobnie w innych klasach 
oprócz kształcenia młodzieży w pięknej wymowie i dobrem 
pisaniu przez przykłady, wybierane z dzieł znakomitych 
łacińskich i polskich, opowiadano dzieje sławnych narodów 
z całego świata czyh Historyę Powszechną, wykładano al- 
gebrę, geometryę, fizykę, chemię, nauki przyrodnicze; uczo- 
no też języków niemieckiego i francuskiego. Przed waka- 
cyami 1 760 r. Józef ukończył Retorykę, a 1 7-letni Tade- 
usz odbył jeszcze Poetykę: obadwaj jednakże razem wró- 
ciU do domu. 

Ze wszystkiego, co słyszał i czytał w szkole pijarskiej, 
najbardziej podobały się Tadeuszowi czyny Tymoleona 



*) Po łacinie: Ma^nificua Dominus, filius Ensiferi Brestensis. Księga ta może 
być oglądana w Krakowie w Bibliotece uniwersyteckiej, gdzie przechowuje się pod 
liczbą rękopisów 1046. Złożył ją tam po skasowaniu klasztoru Pijarów uczony ksiądz 
Antoni Moszyński, proboszcz lubieszowski w 1874 ^» 



24 

Greka z czasów starożytnych, wojownika dzielnego i obroń- 
cy wolności obywatelskiej szczerego. Zwalczył on tyranów: 
najprzód w rodzinnem swem mieście Koryncie brata swe- 
go n>dzonego Tymofanesa, a potem na wyspie Sycylii 
Dyonizyusza, władzcę wielkiego miasta Syrakuz, nare- 
szcie Icetasa, który później temźe miastem zawładnął. 
Zamek ufortyfikowany, główna siedziba obu tyranów, zo- 
stał zburzony, a na oczyszczonym placu Tymoleon pobu- 
dować kazał gmachy dla ludu na zgromadzenia wyborcze 
i ustawodawcze. Grecy mieli na tejże wyspie jeszcze kil- 
kanaście miast mniejszych, które z przerażeniem dowie- 
działy się o przysłaniu ogromnego wojska, 70 tysięcznego 
z Kartaginy dla podł^ijania ich. Tymoleon mógł zebrać 
tylko 5 tysięcy, a jednak wystąpił do boju i tak wielką 
chmarę nieprzyjaciół przełamał, pobił, rozpędził. Żeby za- 
pobiedz zaburzeniom, wynikającym z niesprawiedliwości 
i krzywd ludzkich, obmyślał mądre prawa i podawał je lu- 
dowi do rozważenia i ustanowienia. Tadeusz Kościuszko 
to najbardziej cenił, że Tymoleon «mógł zwrócić narodowi 
odzyskaną wolność, nic z niej nad nią sobie nie biorąc ». 
Zdanie takie powtarzał i w podeszłym wieku, rozmawiając 
z przyjaciółmi, albo pisząc listy do przyjaciół, zalecając 
chrzestnemu synowi swemu (Zeltnerowi), aby wstępował 
w ślady Tymoleona. Widać, że to był dla niego wzór 
doskonałości, przechowywany w myśli i miłowany sercem 
przez całe życie. Niewątpliwie chciał sam dorównać temu 
wzorowi, a nie widział sposobności, siedząc przy matce 
w Siechnowiczach przez lat pięć. 

«Powabiła go chęć i ochota nabycia wiadomości rze- 
czy, tudzież wydoskonalenia się w różnych sciencyach» to 
jest naukach: więc jak tylko zasłyszał o fundowaniu Kor- 
pusu Kadetów przez króla, natychmiast postarał się o przy- 
jęcie do tego nowego zakładu wojskowego i naukowego. 
Znajomy nieboszczyka ojca, Józef Sosnowski doszedł w tym 



25 



czasie do wysokich urzędów (pisarza polnego w wojsku 
litewskiem i członka Komisyi Wojskowej Wielkiego Księ- 
stwa Litewskiego); użyczył on zapewne swojej protekcyi. 
Tadeusz został przyjęty do pierwszego kompletu młodzień- 
ców i wyjechał do Warszawy pod koniec 1765 roku. Pod 
dniem 18 grudnia zapisano go w « Księdze Liście Kade- 
tów, wchodzących do Korpusu», pod numerem 7^^, przed 
ostatnim, bo nie przyjmowano więcej nad 80-u. 

Numer 2. 




Koszary Kadeckie czyli Pałac Ka/.imierowski.. 
(podług dawnego obrazu, znajdującego się u A. Kraushara). 

Król przeznaczył na pomieszczenie Korpusu pałac 
z kilku murowanertii oficynami, wybudowany przed stu laty, 
przez Jana Kazimierza i dlatego zwany Kazimierowskim; 
dwupiętrowy, ozdobiony wielkim orłem na kopule (obrazek 
Nr 2). Szerokie wschody prowadziły na pierwsze piętro 
do sieni, oświetlonej trzema wielkiemi oknami, a następnie 
do szeregu sal, z których jedna, środkowa, była większą 
i wyższą od wszystkich, bo wsuwała się w drugie piętro 
i miała zatem dwa rzędy okien w ścianie tylnej, a przy 
ścianach bocznych dwie galerye podparte pięknemi kołu- 



26 

mnami. Służyła niegdyś do balów królewskicli. Posiadała 
też ganek zewnętrzny, z którego przyjemnie było patrzeć 
na ogród, spuszczający się ku Wiśle, na nadbrzeżne domy, 
na dalekie pola i lasy zawiślne *). 

Komendantem Korpusu zamianował król swego wuja 
Adama księcia Czartoryskiego, jenerała Ziem podolskicli, 
ale sam zwał się szefem czyli głową Korpusu i lubił ubie- 
rać się w mundur kadecki. Starszyznę zarządzającą stano- 
wili: wice-komendant Fryderyk Moszyński, jenerał Radowski 
i pułkownik Elsnic. Uczyli ' oficerowie, metrowie i trzej 
księża. Kadeci (uczniowie) byli podzieleni na 4 kompanie 
grenadyerskie, 2 dragońskie i i artylerzystów; 20-tu kade- 
tów łączono w jedną brygadę. 

Każdy przybywający nowicyusz powinien był w dniu 
pierwszym prezentować się t. j. przedstawić się komen- 
dantowi, wszystkim oficerom, profesorom, metrom i przy- 
szłym kolegom swojej kompanii, przeczytać przepisy obo- 
wiązków kadeckich i odpowiedzieć na zapytania: czego 
się uczył i nauczył? Podług odpowiedzi dyrektor nauk 
zapisywał go do stosownej klasy i-ej, 2-ej, 3-ej i t. d. 
Nazajutrz odbywało się obleczenie w mundur granatowy 
z wielką ceremonią, ale bez broni i przybysz stawał $ię 
«nowicyuszem» przyjętym na próbę. 

Po roku dopiero, po skończonych egzaminach rada 
korpusowa orzekła, którzy nowicyusze są warci być przy- 
branymi w mundury kadeckie kompletne granatowe z pon- 
sowemi rabatami. Obłóczyny miały się odbywać w nie- 
dzielę w kaplicy; koledzy przychodzą w patrontaszach, 



*) Dziś nie widać tego pałacu z Krakowskiego Przedmieścia, ponieważ zasłania 
go wybudowana pośród dziedzińca kamienica z napisem rosyjskim: ,, Cesarski Uniwer- 
sytet. Biblioteka". Wewnątrz niema już najpiękniejszej sali, ponieważ zrobiono z niej 
kilka mniejs/,ych. Uczynił to wszystko Apuchtin z myślą, żeby zatrzeć wspomnienia 
polskie przeszłych czasów. Kopuła była rozebrana jeszcze w 1824 r. Lud warszawski 
nazywał całość dawnych zabudowań Koszarami Kadeckiemi. 



27 

przy palaszafch i w « długich mundurach » (t. j. ^nie w kurt- 
kach czerwonych codziennych), a nowicyusz beż broni. Po 
wysłuchaniu uroczystej mszy na klęczkach przez nowicyu- 
sza, ksiądz dyrektor duchowny przełoży mu świętość obo- 
wiązków względem Ojczyzny; potem już w sali, lub na pla- 
cu, brygadyer przed frontem oświadczy prośbę o uzbroje- 
nie, weźmie nowicyusza pod lewe ramię, pomocnik bryga- 
dyera pod prawe, a gefreyter rozpocznie szereg zapytań: 
Czego WaćPan żądasz? Odpowiedz: Byłem tak szczęśliwym, 
że mnie osądzono godnym noszenia "munduru korpusowe- 
go; stawam teraz z prośbą, żebym był uzbrojony. Pyta- 
nie: Czy masz WPan szczere przedsięwzięcie tę broń, któ- 
rą odbierzesz, zażywać zawsze na obronę Ojczyzny swojej 
i swego honoru? Odpowiedz: Nie inne jest przedsięwzię- 
cie moje. Sprezentują broń, zabębnią werbel, a wtedy naj- 
starszy oficer przy paszę nowicyuszowi pałasz i poda kara- 
bin z odpowiednią przestrogą. Nowo przyjęty zaś kadet 
musi mówić: « Przyrzekam braciom moim, zbrojnie zgroma- 
dzonym, że postępkami memi ich nie zawstydzę, ani też 
nowicyuszom. czekającym na ten zaszczyt, który odbieram 
nie dam zgorszenia przez opuszczenie się w nauce lub za- 
niedbanie powinności moich». To powiedziawszy weźmie 
broń na ramię. Brygadyer zapyta jeszcze: « Obiecujesz mi 
WaćPan, że w pamięci będą u niego przyrzeczenia, któreś 
tu dał? imieniem Brygady i mojem pytam się o to». Od- 
powiedz: « Przyrzekam na honor »■ Potem brygadyer za- 
prowadzi go na miejsce wyznaczone, nowoprzyjęty kadet 
stanie w szeregu, front zrobi i prezentować będzie broń. 
Najstarszy oficer każe wziąć broń na ramię, potem pre- 
zentować i każdy brygadyer odprowadzi swoją brygadę. 
Wieczorem miała być dawana « uciecha kosztem Korpusu ». 

Taka była przysięga kadecka. 

Wszystkich klas było 7 dla tych, co wstępowali ma- 
jąc 9, 10 lub II lat wieku. Lekcyj odbywano przed obi a- 



28 

dem 4, od godziny 8-ej do 12-ej, i po obiedzie 3, od 2 
do 5 -ej. Uczono łaciny, dziejów Polski, dobrego pisania 
po polsku i czytania dzieł , pisarzy polskich, dziejów po- 
wszechnych, języków francuskiego i niemieckiego, arytme- 
tyki, geometryi z miernictwem, budownictwa, wyższej ma- 
tematyki, fizyki, inźynieryi, fortyfikacyi, prawa i gospodar- 
stwa narodowego, a te nauki przeplatano lekcyami tańca, 
mustrą wojskową, obozoA^aniem. 

Kościuszko wchodził, kończąc 19-ty rok życia; miał 
już dużo wiadomości, nabytych w szkole pijarskiej: więc 
został odrazu przyjęty do klasy 5 -tej, czy 6-tej. Uczył się 
pilnie. Wieczorami, kiedy mu się spać chciało, mył się 
lub wstawiał nogi do zimnej wody dla orzeźwienia się; 
zrana chciał wstawać o godzinie 3-ciej, a nie mógł obudzić 
się: w^ięc prosił stróża, aby przechodząc korytarzem do pa- 
lenia w piecach, pociągnął za sznurek, tym zaś sznurkiem on 
opasy w^ał sobie lewą rękę. Przechowało się do dziś dnia 
kilka książek, które do niego należały, bo na okładkach 
nadpisywał swoje nazwisko. Przepisał «Pytania z Filozofii 
obyczajów» z odpowiedziami, zadawanemi do wyuczenia 
się na pamięć. Pytanie i6-te domaga się wyjaśnienia: co 
to jest cnota? W odpowiedzi na pytanie 23-cie o mę- 
stwie są wymienieni dla przykładu mężni wodzowie polscy: 
Tarnowski, Chodkiewicz, Czarniecki. Ostatnia 25-ta odpo- 
wiedź nakazuje: «siebie samego zwyciężaj — to największe 
zvvycięstwo». Zwyciężał też Kościuszko swoje znużenie 
i senliwość. 

Wszyscy kadeci obowiązani byli uczyć się « Katechi- 
zmu Radeckiego » i przepowiadać wszystkie pytania co so- 
bota przed swymi podbrygadyerami, naprzykład: że kadet 
powinien mieć miłość Boga, przywiązanie do Religii, po- 
winien kochać Ojczyznę swą i jej dobro nadewszystko. 
A czy może być kadet bojaźliwym, lub tchórzem? «Na . 



29 

to nie umiem odpowiedzieć, bo i słowa i rzeczy, które 
znaczą, są mi nieznajome». 

W innej książce, nazwanej «Historyą Nauk Wyzwolo- 
nych » przez Karlankasa, Francuza, a przełożonej na język 
polski, Czartoryski dodał od siebie taką odezwę do « zacnej mło- 
dzi Korpusu Kadetów: wy tę w najopłakańszym stanie zo- 
stającą Ojczyznę waszą powinniście zaludnić obywatelami 
gorliwymi o jej sławę... o poprawę rządów jej, żebyście 
wy, płód nowy, odmienili starą postać kraju swego. Taki- 
mi was chce pielęgnować ten wasz Pan, Ojciec i Dobro- 
dzieja to jest król Stanisław August. 

Otóż Kościuszko dowiedział się z takich książek 
i z opowiadań księcia komendanta oraz niektórych profeso- 
rów, że trzeba Polskę wydiwignąć z upadku, poprawić 
w niej to, co się zepsuło, pozyskać dla niej poważanie 
u postronnych narodów. Pragnął tego całą duszą i uczył 
się gorliwie, nie myśląc o własnych swoich interesach. 
Matka chorowała, trzeba było zbierać pieniądze na kupno 
Dawidowszczyzny, lecz on nie pojechał do Siechnowicz. 
Wolał dać bratu Józefowi plenipotencyę (czyli pełnomo- 
cnictwo) jak najobszerniejszą, zanadto obszerną, gdyż po- 
zwalał Siechnowicze arendować, zastawić, przedać i pienią- 
dze wzięte chociażby na swój pożytek obrócić; podobnież 
sumę 34,000 u Leparskiego w złocie będącą pozwalał 
«jak chcąc szafować, dysponować, dać, darować... jako swo- 
ją własność sobie przywłaszczać». Brat przyjeżdżał do 
Warszawy, bo plenipotencya była zapisana w księgach 
Grodu warszawskiego d. 25 października 1767 roku. Ta- 
deusz jest w niej nazwany « Chorążym od Kadetów Kor- 
pusu Królewskiego Rzeczypospolitej » . 

Taką rangę otrzymał już 20 grudnia 1766 roku za 
patentem królewskim, a 5 maja 1768 był pod-brygadye- 
rem i, będąc zaliczonym do oficerów, doszedł wkrótce do 
wyższej płacy, po 200 złł. na miesiąc, z rangą kapitana. 



30 

Widocznie zwierzchność uznawała go za odznaczającego 
się w naukach, bo znajdujemy przy jego nazwisku na liście 
oficerów zapisane noty, źe umie języki niemiecki i francu- 
ski, architekturę wojenną i geometry ę; w roku 1769 zaleciła 
go królowi jako godnego wysłania za granicę na wydo- 
skonalenie się w naukach wojskowych. Król go znał, nie- 
raz w^ołał do zapytań, lub do czytania: więc chętnie prze- 
znaczył 100 dukatów rocznie na podróż jego zagraniczną 
i taką samą sumę dla kolegi jego Orłow^skiego. Z końcem tedy 
1769 czy na początku roku 1770 Tadeusz wyjechał z kra- 
ju do Francyi. 

Bawił długo, przeszło 4 lata — dłużej niż potrzeba było 
dla nauki. Prawda, że wydoskonalił się w sztuce inżynier- 
skiej, w artyleryi, fortyfikacyi, rysunku: ale na to wystar- 
czyłoby mu lat parę. Jeżeli nie wracał, to z tej przy- 
czyny, że wówczas król pruski Fryderyk II zmawiał się 
z imperatorową Katarzyną i z synem Maryi Teresy Jó- 
zefem cesarzem o zabranie Polakom województw pogra- 
nicznych; że następnie wojska trzech sąsiednich mocarstw 
rozkwaterowały się w Polsce; że trzej posłowie zasiedli 
w Warszawie, żeby zmuszać sejm do odstąpienia tych 
ziem niby dobrowolnie; że nareszcie wystawiono slupy 
graniczne nowe tak, że Polsce ubyło od ściany pruskiej 660, 
od austryackiej 1509 i od rosyjskiej 1693 razem przeto 
3862 mil kwadratowych, a pozostało 9438 mil takichźe 
kwadratowych. Ani król, ani sejm nie okazali męstwa 
w obronie swojej Ojczyzny; cudzoziemcy mówili z pogar- 
dą o Polakach: więc Kościuszko bolał i wstydził się za swych 
rodaków. Wybrał się z powrotem dopiero w 1774 roku, 
kiedy przeminęły największe gwałty i sejm zajmował się 
wytwarzaniem nowego rządu dla okrojonej pierwszym roz- 
biorem Polski. Musiał też wracać dla braku pieniędzy, 
gdy nie otrzymał pensyi królewskiej wcale w 1773 roku 
i wyczerpywał do ostatka własny fundusz 7,000 złł. wzię- 



31 

\y od bf^ata przed wyjazdem. Przybył do Siechnowicz 
i zaraz, 24 czerwca 1774, przyjął «do rąk własnych » od 
Józefa 340 ził. 



ROZDZIAŁ 4-ty. 

Zawikłania majątkowe i miłość nieszczęśliwa. 

Przejeżdżając przez Warszawę, przedstawił się zape- 
wne królowi, jako wychowaniec jego, ale nie otrzymał słu- 
żby ani w Korpusie Kadetów, ani w wojsku. Zachowywał 
rangę kapitana, ale jako czczy tytuł.* Wówczas żeby do- 
stać odpowiednią tej randze komendę w jakimkolwiek puł- 
ku, trzeba było wyszukać jakiegoś oficera, wychodzącego 
ze służby i zapłacić mu za ustępstwo około 1 8,000 złł , bo 
wszystkie miejsca oficerskie były kupowane i odprzedawa- 
ne za sumę, wyrównywającą czteroletniej płacy skarbowej. 
Takiej sumy Kościuszko nie posiadał: więc komendy szu- 
kać ftie próbował. I na cóż mu teraz przydać się mogła 
nabyta pilną pracą wysoka nauka wojskowa? Jakim spo- 
sobem miał wykonywać przysięgę kadecką? 

Trzeba było osiąść na wsi i dorobić się pieniędzy na 
gospodarce. Dotychczas dziedzictwo dwuch braci nie było 
podzielone. Tadeusz, jako młodszy, zgadzał się przyjąć 
Dawidowszczyznę, ale należała mu się dopłata z części 
większej Siechnowicz. Aliści brat Józef wykręcał się od 
wyrównania należności za połowę dziedzictwa i gdy na we- 
zwanie sądowe musiał złożyć rachunek ze swych rządów 
od dnia śmierci matki, to wypisał tyle różnych kosztów 
i procentów, że Tadeusz winien byłby zapłacić 39,132 złł. 
9 groszy to jest całą prawie cenę Dawidowszczyzny. Taki 
rachunek czyli regestr został podany do sądu grodzkiego 
w Brześciu. 



32 

Józef nie miał czem płacić, ponieważ był zrujnowany. 
Za maJe były dla niego Siechnowicze, więc puścił je w dzier- 
żawę jakiemuś Koiszewskiemu, a sam wydzierżawił duże 
dobra biskupie Tryszyn ze Szpanowiczć.mi i Guzną w okolicy 
Brześcia. Doznał tu różnych przeciwności. Poniósł duże straty 
przez zamieszanie wojenne, kiedy w Tryszynie kwaterowali 
Kozacy i Baszkirowie. Uwolnił się od nich ledwo za protek- 
cyą Sosnowskiego, ale niedługo potem został sam wyrzu- 
cony z Tryszyna przez służbę metropolity unickiego, który 
z biskupem był w jakiemś nieporozumieniu. Józef wyta- 
czał procesy, ale coraz bardziej rujnował się i tyle narobił 
długów, że dostać nowej pożyczki już nie mógł. Żebyź 
przynajmniej był szczerym! Nie śmiałby podaw^ać nacią- 
ganych, fałszywych rachunków. 

Tak więc Tadeusz nie znalazł w Siechnowiczach ani 
gotowego grosza, ani własnego dachu, ani braterskiego ser- 
ca. Szukał przytułku aż pod Lublinem w Sławinku u Ja- 
na Nepomucena Kościuszki, jednego z dawnych opiekunów 
swej małoletności; uprosił go też do polubownego rozsą- 
dzenia wszelkich pretensyj brata, założywszy przeciwko ra- 
chunkowi manifest zaprzeczający w grodzie brzeskim d. 24 
czerwca 1775 r. W tych stronach mieszkały też siostry 
przy mężach swoich: Estko dzierżawił od Sapiehów Dor- 
holiskę w parafii Wisznickiej, a Żółkowski od Radziwiłła 
Kuzawkę nad Bugiem, należącą do dóbr Sławatyckich. 
Obie, a szczególniej Anna, okazywały mu dobre serce. Za- 
chowało się kilka jej listów. Taki naprzykład: « Kochany 
Braciszku. Za przysłane berlacze dziękuje kochanemu Bra- 
ciszkowi Dobro(dziejowi). Czy nie można tej łaski mieć 
Kochanego Braciszka, ażeby tak będąc blisko, odwiedzić 
nas? Całując Kochanego Braciszka pisze się najniższą sługą 
B. Estkowa. Mąż mój jak najniżej kłania. Kartkę, którą 
miałam od siostrzyczki, a WaćPan ją wziąłeś, proszę mi ją 
przysłać». 



33 

Estko poratował go pożyczką znaczną 150 dukatów, 
czyli 2,700 złł. d. 13 stycznia, 1775 roku. 

W ' tych trzech domach znajdował Tadeusz ukojenie 
zgryzot swoich: więc chętnie je nawiedzał. W przejazdach 
ze Sławinka do Dołholiski, prawie na połowie drogi wypa- 
dło mu zajechać do Sosnowicy. 

Sosnowicę odziedziczył pó sw^oim dalekim krewnym 
Józef Sosnowski, Brześcianin, dwukrotnie już wspominany 
pisarz polny wojska litewskiego, od roku zaś 1771 zasia- 
dający w senacie jako wojewoda Smoleński tytularny (to 
jest mający tylko krzesło po dawnych wojewodach, bo wo- 
jewództwo to od stu lat z górą było zabrane przez cara 
moskiewskiego). Tadeusz zawdzięczał mu swoje przyjęcie 
do korpusu Kadetów i życzliwość okazywaną rodzicom 
a jako oficer był nawet obowiązany przedstawić się woj- 
skowemu dostojnikowi. Więc przyjechał do Sosnowicy, był 
grzecznie przyjęty, przedstawiony pani wojewodzinie i upo- 
ważniony do częstych odwiedzin. Poznał dwie wojewo- 
dzianki dorodne; w jednej z nich Ludwice zakochał się 
i ona go pokochała. 

Jest waele opowiadań o tej miłości niby od naocznych 
świadków, ale w istocie plotkarskich i tak niedorzecznych, 
źe ich powtarzać nie warto. Z dowodów pisemnych i pe- 
wnych wyrozumieć możemy tyle tylko, że gruchanie ko- 
chanków trwać mogło około 5-ciu miesięcy, od maja do 
października 1775 roku. 

Ze wspomnień późniejszych, z listu samej Ludwiki, pi- 
sanego d. 21 maja 1789 w tejże Sosnowicy, dowiadujemy 
się mianowicie, że dzień ten był rocznicą pamiętną, albo 
pierwszego poznania się, albo pierwszego wyznania miłości, 
a miejscem — jakaś altana (le Berceau), która ich ukrywała 
przed okiem matki, pani Sosnowskiej; że było dużo innych 
miejsc, budzących przyjemne i przykre wspomnienia, ale 
przyjemnych więcej daleko; że on rozwinął w niej pierwsze 

Kościuszko. • 



34 

uczucia tkliwe i że jako « filozof* umiał w)^bornie dzień 
cały zapełnić. Z tego listu wynurzają się osoby, mniej lub 
więcej czynne w tej sprawie: siostra Ludwiki rodzona i dwie 
kuzynki: Tekla Sosnowska, bardzo dobra i ładna jeszcze po 
14 latach, tudzież «starościanka», niewymieniona z nazwi- 
ska, może stara panna rezydentka Karolina Zenowiczówna, 
krewna wojewodziny. Wszystkie trzy były przychylne Ko- 
ściuszce. 

Nic wszakże nie pomogła zakochanej parze ta przy- 
chylność. Sosnowski człowiek obrotny i sprytny, ale chci- 
wy i bynajmniej nie poczciwy *) dobijał targu ze Stanisła- 
v/em Lubomirskim, wojewodą kijowskim, nawpół obłąkanym 
utracyuszem, o wygraną od niego w karty Swinogrodczy- 
znę. Stanęła pomiędzy nimi ugoda, że Sosnowski wyda 
swą córkę. Ludwikę właśnie, za jego syna, Józefa księcia 
Lubomirskiego, wyposażonego dużem starostwem Romano- 
wskiem na Ukrainie. Czegóż warte były w porównaniu 
z fortuną magnacką wszystkie zalety szlachcica bez dachu 
własnego, kapitana bez żołdu? Zhardział też Sosnowski zapewne, 
gdy w tym czasie 13 września otrzymał z rąk króla patent na 
hetmana polnego litewskiego. Więc jak tylko dowiedział 
się o romansie, zaraz wyprawił swoją żonę z córkami do 
Ratna na Polesie. Kościuszko, przyjechawszy, jak zwykle, 
i nie zastawszy pań w domu, mógł się domyśleć, że do- 
staje arbuza. Czy usłyszał od samego Sosnowskiego nie- 



*) Za młodu, w 1734 r. wojował z Rosyanami, którzy pomagali Augustowi III 
w walce ze Stanisławem Leszczyńskim, pobił jeden oddział, zostający pod komendą ja- 
kiegoś kniazia, i pieniądze jego zabrał w zdobyczy, a w 1763 brał pieniądze od posła 
rosyjskiego, raz 500, drugi raz 1,000 dukatów, od roku zaś 1769 stał się zaufanym słu- 
żalcem Repnina, zobowiązawszy się piśmiennem przyrzeczeniem, że we wszystkiem we- 
dług jego żądania na przyszłym sejmie postępować będzie. Bez rosyjskiej protekcyi nie 
dostałby tytułu wojewody smoleńskiego (177 1). W tym okropnym czasie, kiedy posło- 
wie trzecli mocarstw zabierali Polsce tyle ziemi i ludu, Sosnowski zasługiwał się nowe- 
mu posłowi rosyjskiemu Sztakelbergowi i dlatego właśnie mógł otizymać od niego roz- 
kaz do komend wojskowych rosyjskich, aby nie wybierały obroków z Tryszynu, Szpa- 
nowicz i Guzny, a nawet, aby nie stawały tam na kwaterach (i grudnia 1772 r.). 



35 

grzeczną odprawę? Nie przypuszczam, chociaż plotkarze 
powtarzali grubijańskie słowa: « Synogarlice nie dla wróbli, 
a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków». 

W każdym razie cios był bolesny, tern boleśniejszy, 
że godził w znękatie tylu cierpieniami serce- Z ojcowizny 
wyrugowany został przez nierządnego brata. Na koszta 
sądowe i na wydatki osobiste musiał pożyczać u Estków 
150, u Zuzanny Kościuszkówny 120, u drugiego szwagra 
' Żółkowskiego, 200 dukatów, lecz temu zmuszony był wy- 
, stawić zapis «inekwitacyjny» t. j. upoważniający do « zaje- 
chania Siechnowicz», do objęcia ich w natychmiastowe po- 
siadanie w razie uchybienia terminu. Pragnął służyć oj- 
czyźnie nabytą wiedzą — i oto nie mógł żadnej służby do- 
stać. Nasłuchał się okropnych opowiadań o sejmie, za- 
kończonym po dwuletniem przewodzeniu przedajnego 
niegodziwca Ponińskiego w kwietniu tegoż 1775 roku. Na- 
czytał się zapewne gęsto krążących satyr, z których jedna 
p. t. «Sen na . jawie » dosadnie wytykała winy dostojników 
narodu szlacheckiego. Widział po wsiach rozłożone woj- 
ska rosyjskie i niemieckie. Dowiedzieć się musiał, że nad 
królem i Rzecząpospolitą polską panuje poseł rosyjski Szta- 
kelberg. 

Ogarnęła go tak straszna rozpacz, że « nagle » posta- 
nowił opuścić Ojczyznę, w której czuł się bezsilnym, spo- 
niewieranym i na nędzę skazanym. 

« Nagły » wyjazd nie był jednakże tak pośpiesznym, iż- 
by wyglądał na ucieczkę. W Sławinku Tadeusz porządko- 
wał swoje interesa majątkowe, dyktując d. 9 i 10 paździer- 
nika dwa akty w obecności «pieczętarzy» czyli świadków 
podpisujących: Jana Nepomucena i Faustyna Kościuszków. 
Treść wskazuje, że musiał też być obecnym szwagier, Piotr 
Estko, zapewne ze swą żoną, gdyż wymieniani są oboje. 
Pierwszy akt jest plenipotencyą dla Estki do przeprowa- 
dzenia obrachunku z bratem i działu «wieczystego» dóbr 



36 

Siechnowicze z pbiniar^rh 'gec)metTyc2fl)*ni, drugi wylicza 
zaciiłgnięte świeżo długi u Karola Żółkowskiego 200, u Fa- 
ustyna Kościuszki 60, u samego Estki 230, razem 490 du- 
katów, liczonych po 18 złp. (a zatem 8,820 złp.) Małżon- 
kom Estkom, którzy ciężar tej całej sumy na siebie przy- 
jęli, wypuszczał Tadeusz połowę dóbr Siechnowicze w za- 
-stawną dwuletnią posesyę, przyczem oświadczył, że z tych 
dóbr na sw^oją część obrał « nabytą od W-go Dawida Ko- 
ściuszki » t. j. Dawidowszczyznę. 

Niebawem zapew^ne wyjechał do Kuzawki już to dla 
pożegnania się z Żółkowskimi, już dla ruszenia ztamtąd 
wodą w daleką żeglugę, bo wieś ta leżała nad rzeką Bu- 
giem. Szwagier mógł wyprawić go łodzią lub na galarze 
ze swymi flisakami darmo do Wisły, może nawet do sa- 
mego Gdańska, a z Gdańska podróż łatwa była okrętem. 



ROZDZIAŁ 5-ty. 

Służba w Ameryce- 

(1776 — 1783). 

Płynął Kościuszko długo- zaplynął daleka — aż do Ame- 
ryki. Po co? 

Oto, dowiedział się z gazet, że tam zaczyna się wojna 
czyli raczej powstanie 13-tu osad przeciwko królowi i par- 
lamentowi czyli sejmowi angielskiemu skutkiem lo-letniego 
sporu o prawo nakładania podatków i pobierania ceł od 
towarów przywożonych. Wysłańcy tych osad, zebrani na 
Kongres, związkowy Ameryki Północnej w mieście Filadelfii 
w jesieni 1774 roku wydali piękne i wzruszające odezwy 
do króla: i do narodu angielskiego przy wyliczeniu Praw 
swoich,^ oskarżając ministrów o niesprawiedliwą tyranię; ale 



37 

gdy się polała krew w starciu ochotników z wojskiem an- 
gielskiem w pobliżu miasta Bostonu (pod Lexington 19-go 
kwietnia 1775 r.), tenże Kongres postanowił utworzyć woj- 
sko Stanów Zjednoczonych i wodzem naczelnym obrał je- 
dnomyślnie Jerzego Waszyngtona d. 15 czerwca 1775 r. 
Wszystko to musiał wiedzieć Kościuszko przed wyjazdem 
ze Sławinka; potem w podróży dowiadywał się o groźnych 
uchwałach parlamentu czyli sejmu angielskiego, nakcizują- 
cych zaciąg 28,000 ludzi na flotę i 55,000 do armii lądo- 
wej dla poskromienia buntowników *). 

Anglicy zawsze mało mieli własnego wojska; woleli 
wynajmować cudzoziemskich żołnierzy, opłacając ich hojnie. 
Kilku książąt niemieckich wynajmowało, a właściwie za- 
przedawało rządowi angielskiemu swoich poddanych, żoł- 
nierzy i oficerów, całymi batalionami, na ogół 29,875 głów, 
Kościuszko, gdyby szukał żołdu dobrego, udałby się do 
werbowników angielskich. Tego przecież nie uczynił, lecz 
o własnym koszcie, a właściwie za pożyczone od Estki, 
Żółkowskiego i Faustyna Kościuszki pieniądze popłynął 
przez Ocean Atlantycki, wylądował na brzegu amerykań- 
skim w Filadelfii i podał do Kongresu prośbę, aby go 
przyjęto do wojska Stanów Zjednoczonych. Prośba ta by- 



*) Spór wynikł z tego powodu, że minister angielski Greuyille w 1764 za zgo- 
dą sejmu czyli parlamentu chciał wprowadzić w Ameryce podatek stemplowego papieru > 
Amerykanie zaś odpowiedzieli, że podatków żaduycb nie przyjmą, ponieważ nie wysy- 
łają do sejmu posłów swoich. Inny minister (North) wyrzekł się już dochodu ze stem- 
pla, tylko dla utrzymania powagi rządu kazał pobierać cło od herbaty, przywożonej 
z Indyj, tak małe, że w ciągu roku całego przyniosłoby tylko 12,000 dla skarbu angiel- 
skiego, a nic nie obciążyłoby Amerykanów, ponieważ cena herbaty była odpowiednio 
zniżona. Więc nie chodziło tu o pieniąd/.e. Rozumiał to Waszyngton, kiedy napisał 
wyraźnie do jednego ze swych przyjaciół takie tłomaczenie: „O co spieramy się? Czy 
nie chcemy płacić 3 groszy od funta herbaty, ponieważ podatek ten jest za ciężki? Nie, 
spieraliśmy się zawsze tylko o prawo... Sądzę, że parlament angielski nie ma prawa 
wsuwać ręki do kieszeni mojej tak samo, jak ja nie mam prawa wsuwać ręki do kiesze- 
ni pańskiej... Teraz trzeba albo utrzymać prawa nasze, albo poddać się wszelkim cię- 
żarom, jakimi nas zechcą obarczyć, aż przerobią nas przez przyzwyczajenie na niewolni- 
ków posłusznych i pogardzanych". 



38 

ła czytana 31 sierpnia 1776 r. i przekazana Wydziałowi 
Wojny do rozpoznania dokładnego. Wydział kazał mu 
zrobić plan fortyfikacyi przed miastem w porcie rzecznym, 
a przekonawszy się o dobrej jego umiejętności, dał chwa- 
lebne zaświadczenie. Wówczas Tadeusz KościuF^ko otrzy- 
mał patent na <^Inzyniera w randze pułkownika w Armii 
Stanów Zjednoczonych, zaciągnionej ku obronie Wolności 
amerykańskiej i odpieraniu wszelkiej wrogiej napaści na tę 
Wolność». Podpisali z polecenia Kongresu: prezes tegoż 
Jan Hankok i sekretarz Tomson d. 18 października 1776 
roku. 

Pokazuje się, źe Kościuszko dążył na pole walki 
w obcym dalekim kraju nie dla pieniędzy, ani dla popra- 
wienia losu, ale z innej jakiejś pobudki. Jeżeli oddawał 
się na służbę stronie słabszej przeciwko potężnej i bog-atej 
Anglii, to znaczy, źe go serce ciągnęło ku Amerykanom, 
że go coś zachwycało w ich sprawie. 

Te Stany Zjednoczone czyli oSady amerykańsko-an- 
gielskie były podobne do polskich województw, bo rządziły 
się i sejmikowały tak samo prawie jak szlachta Korony 
i Litwy od czasów Unii Lubelskiej, chociaż nie po szla- 
checku. Nie było tam wielkich panów, którzyby żyli w zbyt- 
kach bez pracy. Cały lud pracował: w miastach nadbrz<^- 
żnych, zarabiając kupiectwem, żeglarstwem, rzemieślniczemi 
w^yrobami, opodal zaś od brzegów Oceanu gospodarką rol- 
ną wśród puszcz ogromnych, wyrabiając i karczując je dla 
wyrobienia roli, a nieraz walcząc z dzikimi czerwonoskóry- 
mi Indyanami. Sędziowie i urzędnicy byli obierani; cho- 
ciaż byli bardzo szanowani, nie wstydzili się jednakże orać, 
kosie, młócić razem z najętymi parobkami. W osadach 
południowych, poczynając od Marylandu i Wirginii, pod 
gorętszem słońcem zasiewano pola tytoniem, ryżem albo 
bawełną. Na takich plantacyach trudno było o najemnika 
z powodu nieznośnego upału: więc handlarze sprowadzali 



39 

- z Afryki czarnych murzynów i sprzedawali ich jak bydło. 
' W owym czasie w 1775 roku liczono 500.000 czarnych 
' niewolników, zakupionych i napędzanych batem do roboty 
t na wszystkich plantacyach. Miał ich i Waszyngton 300 męż- 
czyzn, kobiet i dzieci, w majątku swoim Mount Vernon, 
1 odziedziczonym po ojcu i powiększonym z posagu bogatej 
żony; pochodził ze starodawnego rodu angielskiego i znał 
imiona swych przodków od lat pięciuset: mógłby więc po- 
równywać się ze szlachcicem polskim, panującym nad pod- 
danymi chłopami. Ale każdy dzień jego był pracowity 
zarówno, jeśli przebywał w domu czy poza domem. Oprócz 
gospodarki trudnił się miernictwem i spędzał tygodnie całe 
w puszczach bezdroźnych, wymierzając grunty dla. angiel- 
skiego pana, lorda Fairfaks: podczas wojny angielsko-fran 
cuskiej prowadził 200 milicyantów z Wirginii, budował for- 
teczki nad rzeką Ohio, żeby z poza tej rzeki nie przepu- 
szczać nieprzyjaciela, dobrze się sprawił w bitwie jenera- 
łów (1755), a do domu wrócił dopiero po trzech latach, 
zaszczycony tytułem pułkownika i pubhcznem podziękowa- 
niem prezesa na sejmiku wirginijskim. Podobnie wszyscy 
pracowali, jak umieli; najzamożniejsze nawet panie i panny 
nie rozumiały, jak można żyć bez pracy. Więc wszyscy 
biali poczytywali się za równych i wolnych obywateli, 
wszyscy byli pochopni do przędsiębierstw i do dzielnej 
walki z wszelkiemi przeciwnościami. Chociaż cała ludność 
biała składała się zaledwo z 2 milionów osób mężczyzn 
i kobiet, starców i dzieci, nie ulękła się przecież walki 
\ z Anglią w obronie praw swoich i wolności. Czemużto 
\ Polska obronić się nie umiała przy większej liczbie swoje- 
I go ludu? Czy Ameryka potrafi lepiej walczyć i jakie wy- 
/ najdzie sposoby walczenia? W porównaniu ze staroświec- 
j kiemi urządzeniami i obyczajami Europy była ona Świa- 
I tem Nowym: Kościuszko pragnął poznać, odkryć ten świat. 
I Jak niegdyś Kolumb płynął przez morza nieznane, żeby 



40 

odkryć jej ziemię, tak on, pierwszy z Polaków, przybył, że- 
by odkryć tajemnicę życia jej mieszkańców, którzy wyszli 
wprawdzie niegdyś z Europy, lecz urządzali Społeczeństwa 
swoje wedle nowych pojęć i zasad. Jakoż na każdym kro- 
ku znajdował tu coś do podziwiania i umiłowania. 

Gdy wychodził z okrętu na brzeg w porcie Filadelfii, 
zaszły już trzy wypadki w^ielkiego znaczenia: j 

i) Waszyngton ze świeżo uformowanem wojskiem 
powstańczem potrafił wyprzeć Anglików z miasta Bostonu; 
7,000 ich wojska lądowego, 4,000 marynarzy i 150 rodzin 
amerykańskich, dochowujących wierności królowi angielskie- 
mu, odpłynęło do innego miasta (Halifaksu) d. 17 marca 
1776 n, a dla upamiętnienia tej chwili szczęśliwiej wybity 
został pierwszy medal zwycięstwa. Ależ w razie niepowo- 
dzenia taki wódz «buntowników» byłby skazany na śmierć 
przez każdy sąd angielski. Narażając głowę swoją, Wa- 
szyngton opuszczał wielkie gospodarstwo sw^oje, dom i żo- 
nę na cały czas wojny, która przeciągnęła się na 7 lat 
z górą, i zrzekł się przyznanej mu przez Kongres pensyi, 
po 500 dollarów miesięcznie, zapowiadając, że poda tylko 
rachunek wydatków, jakich wymagać będzie utrzymanie 
przybocznych jego oficerów. Prawda, że dobra jego i ka- 
pitały warte były z 5 milionów złotych polskich; ale pa- 
nowie polscy podczas rozbioru takich ofiar, ani trudów nie 
ponosili; Poniński, Sosnowski, Poniatowscy brali nawet pie- 
niądze od wrogów kraju swojego. ^ 

2) Sejmik Wirginijski uchwalił między 27 maja a 22 
czerwca «Deklaracyę Praw Wirginii» z uznaniem wszelkiej! 
wolności dla ludzi nawet pod względem wiary i naboźeń-' 
stwa. « Religia może być przepisaną tylko przez ro-" 
zum i przekonanie, nigdy zaś przez gwałt i przemoc, 
a zatem wszyscy ludzie mają równe prawo do wyznawania 
jej wedle wskazówek własnego sumienia; jest przeto wzaje- 
mnym obowiązkiem wszystkich, aby świadczyli jedni dru- 



41 

g-im chrześciańską wyrozumiałość, miłość i miłosierdzie >. 
■Dotychczas mieszkańcy Wirginii, po większej części ewan- 
gelicy wyznania anglikańskiego, zabraniali katolikom być 
nauczycielami w szkołach, nosić strzelby, kupować konie, 
stawać w sądach na świadków; sekciarzom, nazywającym 
się kwakrami, baptystami, albo, metodystami, nie wolno by- 
ło urządzać swoich nabożeństw pod karą więzienia i grzy- 
wien. Za nieuszanowanie, okazane osobie duchownej gro- 
ziła kara chłosty publicznej z przepraszaniem przez trzy 
niedziele w kościele; w razie oporu — chłosta podwójna, a za 
trzecim razem chłosta codzienna aż do wymuszenia prze- 
prosin. Wszystko to zniosła owa «Deklaracya» i odtąd 
w Ameryce wolno jest każdemu być anglikaninem, czy ka- 
tolikiem, czy kwakrem, czy jakimkolwiek sekciarzem, byle 
nie popełniać przestępstwa przeciwko prawom społecznym. 
W Europie zaś wówczas trwały prześladowania różnowier- 
ców i w Polsce przed rozbiorem katolicy odmawiali praw 
dyssydentom, a nawet porwali się o to do wojny, zwanej 
Konfederacyą Barską. 

3) Dfiia 4 lipca 1776 r. Kongres postanowił ogłosić 
przed całym światem niepodległość Stanów Zjednoczonych. 
Ważny ten akt pisali mądrzy ludzie: Tomasz Jefferson (wy- 
mawiać to nazwisko trzeba Dźefiferson), Benjamin Franklin, 
wynalazca piorunochronów i Jan i\dams, a podpisali wszy- 
scy członkowie, oprócz jednego, Dikinsona, który się nie 
llH^zał na kilka wyrazów. Na tego jednego uparciucha 
7 nie zważano i zapisano « jednomyślne* postanowienie, cho- 
Iciaż brakowało 56-go podpisu. Ogłoszono zaraz ten akt 
ludowi z ambon po kościołach i wszystkim brygadom woj- 
ska, ustawionym w szyku na placach obozowych, a znaj- 
dowały się w nim takie wyrazy: « Uważamy za niezbite 
i oczywiste następne prawdy: że wszyscy ludzie stworzeni 
zostali równymi sobie; że Stwórca udzielił im pewnych 
praw niezbywalnych, w rzędzie których na pierwszem miej- 



42 

scu postawić należy prawo do życia, do wolności i do po- 
szukiwania szczęścia; że, w celu zapewnienia sobie tych 
praw, ludzie ustanowili między sobą rządy, których władza 
wypływa z woli rządzonych; że dzieje terainiejszego pano- 
wania w W. Brytanii są jednym ciągiem niesprawiedliwości 
i przywłaszczeń, dążących jawnie do rozciągnienia nad te- 
mi osadami nieograniczonej tyranii». Następowało w 28 
punktach wyhczenie tych niesprawiedliwości a potem za- 
kończenie: « Musimy zatem uledz konieczności, która na- 
kazuje nam oderwać się od nich i uważać ich (Brytańczy- 
ków) odtąd, jako i resztę rodzaju ludzkiego: zą wrog^ów 
w wojnie, za przyjaciół w pokoju. Wskutek tego wszyst- 
kiego, my przed.^tawiciele Stanów Zjednoczonych Ameryki, 
zgromadzeni na Ogólny Kongres, biorąc na świadka Naj- 
wyższego Sędziego, któremu znana jest prawość naszych 
zamiarów, ogłaszamy uroczyście w imieniu zbożnego ludu 
tych osad, iż te Zjednoczone Osady są i mają prawo 
być państwami wolnemi i niepodległemi; że wyzwolone są 
z pod posłuszeństwa wszelkiego królowi W. Brytanii; że 
jako państwa wolne i niepodległe mają one pełne prawo 
prowadzić wojnę, zawierać pokój i przymierza, ustalać han- 
del, tudzież przedsiębrać to wszystko, co leży w grani- 
cach możności państw niezależnych. Pełni zaś ufności w opiekę 
Opatrzności Boskiej, zobowiązujemy się do poparcia niniej- 
szego oświadczenia życiem naszem, mieniem i honorem. 

Każdy wyraz tego wiekopomnego aktu był dla Koj 
ściuszki zupełnie zrozumiałym; chociaż w obcem angiel 
skiem brzmieniu, dźwięczał w duszy jego jak rodzinna mo 
wa. Wszak Rzeczpospolita polsko-litewska składała się 
z kilku dawniejszych państw i z kilku narodów, różnymi, 
mówiących językami; złączyli je królowie z rodu Jagiełło- 
wego po to, aby mogły używać « wolności, swobód króle- 
stwa Polskiego tak jak wszyscy inni obywatele Korony 
Polskiej... i z tego mieli się weseHć na wieczne czasy oni 



43 

i potomkowie ich»; wszak był czas (przed stu kilkudziesię- 
ciu laty), źe w sprawach nabożeństwa Polacy przyznawali 
różnowiercom takie samo prawo, jak teraz Wirginijczycy. 

I znów musiał Kościuszko zamyślać się nad pytaniem: 
czemuż ta Rzeczpospolita polsko-litewska stała się póiniej 
tak nieszczęśliwą i niemądrą? 

Otóż i mógł zauważyć, źe Kongres amerykański nie 
zważał na zdanie przeciwne jednego ze swych członków, 
Dikinsona, a w Polsce sejmy rozchodziły się i niszczyły 
własne swoje uchwały jak tylko jeden poseł krzyknął: «Nie 
pozwalam! » (albo po łacinie: «Veto!»). Ten jeden bywał 
człowiekiem przekupionym, albo niedorzecznym, narwanym, 
obłąkanym: ale dlaczegóż wszyscy inni ulegali jego woli? 
Dlaczego cała szlachta uznawała takie pojęcie wolności i to 
swojej tylko, wyłącznej, odmawianej innym współziom- 
kom? 

Wzruszyło go niezawodnie ostateczne postanowienie 
obrony niepodległości « życiem, mieniem i honorem ». Cze- 
muż takiego ślubu nie wyrzekł sejm polski, kiedy obcyna- 
jezdnicy rozkazywali w całym kraju i zabierali sobie tyje 
ziemi, ile sami zechcieU? 

Więc Kościuszko serdecznie przywiązał się do Ame- 
rykanów i służył im gorliwie dla własnej nauki. 



Wydział Wojny polecił Kościuszce spoinie z Francu- 
zem inżynierem Romondem wykonać roboty fortyfikacyjne 
podług sporządzonego przez nich planu. Pensye wyzna- 
czono im po 60 dolarów na miesiąc i dano zaliczkę za 
dwa miesiące z góry (5 grudnia 1766). Zaczęło się zaraz 
wbijanie ostrych palisad w korycie rzeki Delaware o 3 
mile poniżej Filadelfii na zakręcie około miejscowości, zwa- 
nej Billynge (dziś miasteczka Billingsport), i sypanie szań- 
ców na brzegu z rowami, parapetami, kazamatami, baterya- 



44 

mi. blady tych fortyfikacyi są widoczne jeszcze dzisiaj. 
Komendantem Filadelfii był jenerał Putnam; za urlopem 
z powodu choroby bawił drugi jenerał, Horacyusz Gates 
(wymawiaj: G^s). Kościuszko poznał się z nimi i z^^-skał 
dobrą u nich opinię. Zasłyszał o nim i Waszyngton, lea 
niedokładnie; nie znał jeszcze ani nazwiska, ani narodowo- 
ści jego. Wówczas zmuszony był cofnąć się przed Ang-likami 
z Nowega Yorku za rzekę Delaware i obozować w lesie 
z garstką «obdartusów», zachęcając ich do znoszenia zim- 
na i wszelakiego niedostatku. Kongres, widząc jego słabe 
siły i niedostateczną jeszcze obronność Filadelfii, wyniósł 
się 1 2 grudnia do Baltimory; ale powrócił w styczniu, gdy 
Waszyngton odniósł dwa nadzwyczajne zwycięztwa: pod 
miastem Trenton (25 grudnia i 776) i pod Princeton (3 sty- 
cznia 1777). 

Kościuszko, zajęty przy robotach fortyfikacyjnych, 
mógł ze słyszenia tylko wiedzieć o tych walkach i o nie- 
zmiernej trudności przeprowadzania pięknych myśli w czyn, 
w twardą rzeczywistość. Kongres pozwolił Waszyngtono- 
wi zaciągnąć 104 bataliony piechoty, 3,000 lekkiej jazdy, 
3 półki artyleryi i korpus inżynierów, werbować na 3- let- 
nie kapitulacye, ofiarując każdemu żołnierzowi po 20 dola- 
rów na rękę i po 100 akrów gruntu po ukończeniu wojny; 
uchwałą z d. 27 grudnia 1776 nadał nawet władzę nieo- 
graniczoną wojskową wodzowi na 6 miesięcy: ale pieniędzy 
nie dał, bo nie miał prawa nakładania podatków. Wypu- 
szczał tylko « bilety kontynentalne na okaziciela », czyli pie- 
niądze papierowe, ale kupcy i dostawcy żywności lub 
odzieży przyjmowali je niechętnie i w nizkiej cenie. Z te- 
go powodu Waszyngton nie zdołał uformować wielkiej ar- 
mii. Latem 1777 r. miał zaledwo 11,000 żołnierza i prze- 
grał dwie bitwy. 

Tymczasem Anglicy uplanowali drugi najazd, z Kanady, 
żeby go odciąć od Stanów Północnych, opanowując rzekę 



■u 



45 

t-I\:icison na całej długości. Dowiedziawszy się o tern Kon- 
gres zalecił utworzenie «armii północnej ». z tamecznych mi- 
li cy i i powierzył dowództwo d. 25 marca 1777 r. Hora- 
cyiiszowi Gates. Trzeba było najprzód zabezpieczyć dwa 
jeziora, przez które rzeka przepływała. Amerykanie utrzy- 
mywali tam łodzie i posiadali fortecę Ticonderoga (wyma- 
wiaj: Tajkonde^oga), uzbrojoną 200 armatami. Udając się 
tam, Gates zabrał Kościuszkę i użył go do zbadania stanu 
tej fortecy, a ponieważ panuje nad nią góra, zwana Głową 
Cukru, więc zażądał od niego udania, czy na tę górę moźli- 
wem jest wprowadzenie dział wielkiego wagomiaru. Ko- 
ściuszko złożył raport z wnioskami, że jest możliwem urzą- 
dzenie drogi i splantowanie szczytu i że baterya na splan- 
towanym szczycie zabezpieczy forty, most łączący je 
i przystań dla statków. 

Innego zdania był generał Schuyler, zamieszkały nie- 
daleko w Albany, bogaty właściciel tartaków — i postawił 
na swojem. Po odjeździe Gates'a skierował całą siłę robo- 
czą 120 ludzi na umocnienie nizkich okolic Ticonderogi 
podług planu inżeniera półk. Baldwina. Zesłany na oglę- 
dziny adjutant Gatesa Wilkenson zganił te roboty i zażądał 
przysłania Kościuszki «na miłość Boga jak można najprę- 
dzej ». 

Ale straconego czasu niepodobna już było powetować. 
IV czerwcu rozpoczęli swoją robotę Anglicy z dwu krań- 
^ ców Krainy Wyżyn od południa i od północy. Z Nowe- 
go Yorku ruszył w górę rzeki Hudson generał Klinton, 
lecz zatrzymała pochód jego forteczka Montgomery, którą 
:musiał oblegać. Z Kanady wkroczył generał Burgoyne 
Tia czele 7,000 wyborowego żołnierza i 400 Indyan czer- 
wonoskórych. Urządził on rychło wjazd na Cukrową Gło- 
wę od północnego jej stoku, zatoczył armaty na szczycie 
i zmusił tem komendanta Ticonderogi (5 lipca) do ratowa- 
nia się ucieczką aż ku ujściu rzeki Mohawk do Hudsonu, 



46 

na wyspę Van Szaik. Tu dopiero mógł służyć Ameryka- 
nom Kościuszko obwarowaniem ich obozu (ukończonem 22 
lipca;. Zaznał z nimi biedy, kiedy sypiał z Wilkensonem 
pod jego kołdrą, nie mając własnej. 

Wielkie oburzenie powstało na komendanta utraconej 
Ticonderogi i na gen. Schuyler'a. Kongres kazał ich staA^^ić 
przed sądem wojennym, Gates'owi zaś polecił (3 sierpnia) 
jechać dla objęcia dowództwa, dodając mu do pomocy jen. 
Arnolda, przedsiębiorczego i zręcznego dowódcę milicyi 
dwu najbliższych Stanów. Nadesłał też posiłki od swego 
wojska «kontynęntalnego» Waszyngton i tym sposobem 
utworzyła się na prawdę « armia północna* w liczbie 
13,000 głów. 

Gates zwinął zaraz (19 sierpnia) obóz Van Szaik i ru- 
szył na spotkanie Burooyne'a. Przodem wysłał pułkowni- 
ków^ Kościuszkę i Hay'a dla upatrzenia dogodnej pozycyi 
na prawym t. j. zachodnim brzegu rz. Hudson, wyższym, 
górzystym. 

Obrał Kościuszko, a potem po inżyniersku ufortyfiko- 
wał wzgórza Bemus'a (Behmus's Heights) w pobliżu wioski, 
zwanej indyjskiem mianem: Saratoga (właściwie: Saraghoga). 
Dziś zjeżdża tu latem po 50,000 gości kąpielowych, prze- 
ważnie z modnego świata, dla używania kąpieli leczni- 
czych; przyjmują ich liczne, olbrzymie i nader okazałe 
hotele. W r. 1777 na poblizkiej górze stała jedna tylko 
karczma niejakiego Bemus'a czy Bemis'a, który szynkował 
dobre trunki i sprzedawał wonny tytuń. Góra, jego imie- 
niem nazwana, ciągnie się równolegle prawie do rzeki 
i pozostawia niewielką przestrzeń dla jedynej drogi, pro- 
wadzącej od jezior na południe. 

Na wierzchołku góry była urządzona baterya półno- 
cna; od niej poprowadzone były szańce w kierunku wscho- 
dnim do kanału, potem w kierunku południowym do rzeki 
i kończyły się drugą bateryą, panującą nad doliną lewego 



47 



Numer 3. 



rzegu rzeki. Przed frontem owych szańców płynęła rze- 
zka Mili Krik; był na niej most niewielki; dla zagrodze- 
ńa przejścia w tem miejscu, wzniesiono drugą linię oko- 
pów z bateryami. Po pierwszej bitwie Kościuszko dodał 
eszcze redutę na zachodniem skrzydle, na wzgórku nieco 
niższym od góry Behmus'a. 

Dla lepszego zrozumienia proszę rozpatrzeć się w dwu 
rysunkach, z których jeden (Numer 3) jest przeróbką pla- 
nu, przechowanego w papierach Gatesa, a drugi (Numer 
4) był zrobiony przez samego Kościuszkę dla Estków. 

Zapora z tych fortyfikacyj była tak silną i skuteczną, 
że Burgoype nietylko przekroczyć jej nie był w stanie, ale 
miał przerwane stosunki listowne 
z generałem Klintonem, który do- 
bywał fortu Montgomery, nad tą 
samą rzeką Hudsonem zbudowa- 
nego. Marsz wojska angielskiego 
odbywał się powolnie z powodu 
zasiek, rozmaitych przeszkód i wal- 
ki z milicyantami amerykańskimi. 
Dwa oddziały wysłane po żywność, 
zostały zniesione, a strata w tych 
walkach wynosiła do 1,000 głów. 

Opuścili BurgOyn'a Indyanie i ka- Plan Saratogi, narysowany przez 

nadyjscy sprzymierzeńcy. Gdy na- dziejopisa Lossinga. 

^ reszcie dotarł do obozu głównego 
pod Saratogą i przypuścił atak do niego 19 września, 
wszystkie wysilenia okazały się daremnemi. Druga bitwa 
dnia 7 października z wielką zaciętością toczona, wypadła 
także niepomyślnie. Stał w swoim ufortyfikowanym obo- 
zie jeszcze przez dni kilka, oczekując na przybycie Klin- 
ton^a, aż wreszcie rozpoczął odwrót; lecz w ślad za nim 
ruszył Arnold i ścigał go bez wytchnienia, a żywności po- 
zostawało zaledwo na 6 dni. Musiał tedy Burgoyne 




48 



Nr. 4. 







Stan forty fikacyj i obozów pod Saratogą, narysowany przez samego Kościuszkę. 



49 

E>ocidać się jenerałom amerykańskim w niewolę; dnia 17 
października odbyło się złożenie broni całego korpusu, 
zmniejszonego do liczby 5,791 głów. 

Chlubną była skwapliwość, z jaką milicye biegły do 
obozu Gatesa; sławnym stał się Arnold: ale odpierać wy- 
ćwiczone wojsko i wykształconego, dzielnego jenerała an- 
gielskiego można było tylko na dobrze ufortyfikowanej po- 
zycyi. Przyznawał to Gates, powiadając że w obecnym 
wypadku najwięcej znaczyły pagórki i lasy, które młody 
kiżynier polski umiał zręcznie wybrać pod mój obóz. 
I w^ urzędowem doniesieniu, przesłanem Kongresowi, napi- 
sał wyrcLŹnie, że pułkownik Kościuszko wybrał i oszańco- 
wał pozycyę". 

Zwycięstwo to wydało bardzo ważne i pożyteczne dla 
Amerykanów skutki, bo król francuski zaraz po otrzyma- 
niu wiadomości (16 grudnia) oświadczył, że chce uznać ich 
za naród niepodległy, nie żądając za to żadnego wynagro- 
dzenia, kładąc tylko warunek (wcale nie uciążliwy i ow- 
szem, przyjemny), żeby nigdy nie wracali do poddaństwa 
Anglii. Na takiej też podstawie został ułożony traktat 
przymierza dnia 6 lutego 1778 roku i obrażeni Anglicy 
wypowiedzieli loojną królowi franeuskiemu, a ten posłał Ame- 
rykanom pieniądze, flotę i 5,000 wojska swojego do po- 
mocy. 

Tak więc los posłużył skromnemu Litwinowi, że imię 
jego związało się z wypadkiem chlubnym i wielce korzy- 
stnym dla sprawy Stanów Zjednoczonych. Zwrócił też na 
niego uwagę Waszyngton w swoim obozie i napisał do 
prezesa Kongresu d. 10 listopada 1777 roku: „Według 
otrzymanych przezemnie doniesień inżynier armii północnej 
(zdaje mi się, że się nazywa Kościuszko) jest człowiekiem 
uczonym i godnym. ...Zasługuje on bardzo, aby go mieć 
na pamięci". 

Nie miał go jednakże na pamięci sam Waszyngton — 

K08€iH82k«. "^ 



50 



} 



a to skutkiem prz3^kro,4cip jakich doznał nie od nieg^o \%prai^ 
dzie, lecz od jego zwierzchnika, jenerała Gates, Nie p 
szczęściła się wojna Waszyngtonowi wówczas: pobił ^ 
dwukrotnie jenerał angielski Howe i zajął Filadelfię. Zn^-* 
leili sie z tego powodu pomiędzy członkami Kongfresu ta- 
cy, którzy radzili odebrać dow^ództwo naczelne Waszyngto- 
nowi i dac je Gatesowi, Do tego nie przyszło wprawdzicr 
ale Waszyngton zraził się do Gatesa, a zatem i dla Ko- 
ściuszki, jakn pod\v]adneL;o mu oficera, nie miał takiei 
życzliwościj jak dla swojej „rodziny w^ojskowej*', to jest dl:^ 
oficerów swojego sztabu głów^nego, towarzyszy swoich tru 
dów^ i utrapień. Zresztą nie widział go dotychczas nn 
oczy, a miał u siebie w obozie innego inżyniera, Francu- 
za DiuportaiL Tego zamianował naczelnym inżynierem 
armii, awansował z pułkownika na brygadyera i wprowa- 
dził do rady wojennej, chociaż od Kościuszki Diuportail 
był młodszy służbą o g miesięcy i zasług szczególnych 
nie wyświadczył. Podobnej życzliwości doznawał wysławio- 
ny za KonfederaC3n Barskiej Polak, Kazimierz Pułaski, któ- 
ry prz}^był 20 sierpnia 1777 roku do głównego obozu: 
otrzymał od razu rangę brygadyera, był tytułowany „hra- 
bią", dostał komendę nad oddziałem wojska, a chociaż nie 
umiał rozmówić się z nikim po angielsku, chociaż poróżnił 
się prędko z oficerami amerykańskimi i chciał wojować sa- 
modzielnie z jazdą, uzbrojoną na sposób polski, dogadzał 
Waszynj^ton wszystkim jego żądaniom i usprawiedliwiał 
przed Kongresem wszelkie jego wybryki, wychw^alając jego 
waleczność i poświęcenie dla sprawy wolności. 



Po zniszczeniu wyprawy Burgoyna zapanował spoko 
na północy. Myślano jednakże o zabezpieczeniu tej krainy 
fortyfikacyami od jakiegoś nowego napadu w przyszłości. 



i 



51 

Na początku stycznia 1778 roku komisya, złożona 
z jenerałów Putnama 1 Jakóba Klintona oraz gubernatora 
Klintona, oglądała okolicę dla wybrania najstosowniejszego 
miejsca pod główną twierdzę i wybrała wysoko sterczącą 
s>kałQ West- Point; lecz inżynier francuski Radiere zaprze- 
czał takiemu wyborowi, z wielkiem uporem dowodząc, że 
iitosowniejszym byłby Fort Klinton. Spór był przedłożony 
Radzie i Zgromadzeniu Stanu Nowy-York; nowa delega- 
cya roztrząsała wszystkie zarzuty przez trzy dni, oglądała 
^.nów brzegi i ostatecznie wydała decyzyę pod d. 13 sty 
<:znia przeciwko Radiśrowi, że fortyfikowanym ma być 
\Vest>Point. 

Roboty powierzono Kościuszce. Przyjechał on d. 26 
marca, a we dwa dni objął komendę nad armią północną 
i dozór ogólny nad fortyfikacyami Wyżyn jenerał Dougall 
Bardzo rychło, bo już d. 13 kwietnia jenerał ten napisał 
^e „pan Kościuszko, zdaniem tych, którzy oglądali roboty 
w West-Point, ma więcej praktyki od pułkownika Radiśre 
i sposób jego obchodzenia się z ludźmi jest przyjemniejszy^ 
niż teg^o ostatniego; to właśnie skłoniło jen. Parsons'a i gu^ 
bernatora Klinton'a do żądania, aby pierwszy (t. j. Kościu- 
szko) mógł dalej prowadzić roboty w West-Point". Wa- 
szyngton, wydając swoje zarządzenia wykonawcze, pod d. 
22 kwietnia przesłał następną decyzyę: „Ponieważ pułko- 
wnik Radiśre i pułkownik Kościuszko nigdy nie zgodzą 
się na jedno, więc sądzę, że lepiej będzie kazać Radió- 
re'owi, żeby wracał tem bardziej, że, jak pan powiadasz 
Kościuszko lepiej się nadaje do charakteru i ducha ludu 
naszego". 

Pracował tu Kościuszko półtrzecia roku i „nadał for- 
tecy taką siłę, iż odstraszyła nieprzyjaciela od wszelkiej 
próby opanowania „krainy Wyżyn", jak świadczył jenerał 
amerykański Armstrong. Zbudował mianowicie cytadelę 
na skale, mającej 90 łokci wysokości, z koszarami na 600 



52 \ 

liidzi i usypał wały wysokie na 14, a grube na 21 stóp.i 
Kad cytadelą wznosi się wyższa jeszcze góra, na którgj 
wierzchołku urządzony był fort Putnam. Ku południowi j 
na pagórkach zbudowane były jeszcze trzy forty i baterya I 
na drugim brzegu; przez rzekę zaś Hudson był przecią- 
gnięty olbrzymi łańcuch z ogniw żelaznych, mających po 
łokciu długości i ważących po 140 funtów. Dziś fortyfi- 
kacye te zniszczćJy przez zaniedbanie, bo są niepotrzebne 
Miasto West-Point słynie tylko Akademią Wojskową, zało- 
żoną w 1802, ale jest zachowany ogród Kościuszki i po- 
stawiony, przez uczniów tej Akademii w 1830 r. pomnik 
na uczczenie jego umiejętności (Nr. 5). 

Tutaj Kościuszko miał sposobność zbliżenia się do 
Waszyngtona, kiedy ten przesunął swoje działania wojenne 
łia północ, a 1779 roku przez 6 miesięcy miał główną 
kwaterę w samem West Point. Można było podziwiać re- 
publikańską prostotę naczelnego wodza. Oto jak on opi- 
sywał obiady Swoje w liście d. 16 sierpnia 1779 r. pisa- 
nym do przyjaciela: „Co się na moim stole zwykle po- 
daje? Od czasu przybycia naszego do tego błogosławio- 
nego miejsca (do West-Point) zwykle szynka, a czasem ło- 
patka wieprzowa zajmowała jeden koniec stołu; kawał pie- 
czeni mieścił się na drugim końcu, a półmisek fasoli lub 
jarzyn, w niewidzialnej prawie ilości, przyozdabiał środek* 
Jeżeli kucharz chce się koniecznie popisać, mamy nadto 
jeszcze dw^a pasztety z wołowiny lub dwie misy raków* 
Każda z nich stawia się z obu stron środkowego półmi- 
ska i tym sposobem przestrzeń między półmiskami, docho* 
dząca niemal do 20-tu stóp, zmniejsza się do połowy... 
Jeżeli te panie (zaproszone na obiad) zadowolą się podo- 
bną ucztą i zgodzą się jeść na talerzach, które były nie- 
gdyś blaszanemi, ale dziś już są żelazne (zmiana powstała 
jednak nie wskutek czyszczenia), bardzo rad będę ujrzeć 
je u siebie". 



53 

Jeżeli taką była; zastawa stołu u naczelnego wodza 
i zamożnego właściciela dóbr ziemskicłi, to cóż mógł ja- 
dać ubogi pułkownik inżynieryi, nie należący do jego Szta- 
bu, czyli t. zw. „rodziny wojskowej'' (family)? Dochodzą 

Numer 5. 




Pomoik Tadeusza Kościuszki wystawiony w West- Point przez uczniów 
Akademii Wojskowej. Fotografia była zdjęta w 1874 roku przez Broni- 
sława Jaworskiego. 



tias tylko wieści, że mieszkał u niejakiej wdowy Warren 
i — o dziwy! ze swego skromnego żołdu zasilał jeńców 
angielskich. 

Były to ciężkie czasy. Cała armia amerykańska liczyła 



54 



1 



zaledwo 1 2,000 głów i cierpiała wielki niedostatek. Zda- 
rzało się, że pr^ez dwa dni w obozie nie wydawano wcale 
żywności, bo dostawcy bydła i mąki nie clicieli przyjmo-i 
wać papierowych pieniędzy, lub dawali za 100 dollarów 
tyle co warte było i doUara w złocie. Byli wprawdzie 
i Anglicy słabsi teraz, gdy musieli odesłać flotę przeciwko 
Francuzom i Hiszpanom, ale obrotny jenerał ich Henryk 
Klinton wyruszył z Nowego Yorku do Stanów południo- 
wych, licząc na pomoc wielu plantatorów, którzy kłócili się 
z republikanami. Już tedy w końcu 1778 r. wysłany przez 
niego korpus wojska opanował i ufortyfikował miasto Sa- 
vannah. Pułaski łącznie z Jenerałem amerykańskim Lin- 
kolnem chciał je odebrać, lecz kula armatnia powaliła go, 
gdy się zapędził ze swą konnicą pomiędzy baterye (9 pa- 
ździernika 1779). Ważne miasto portowe Charleston (wy- 
mawiaj: Czarlston) poddało się po 6-tygodniowem oblęże- 
niu Klintonowi. Inny jenerał angielski (Tarletone) plądro- 
wał bezkarnie po całej Karolinie. Trzeba było wysiać woj- 
sko na ratunek tych krain. 

Kongres polecił to zadanie jenerałowi Gates, który za- 
wsze cenił Kościuszkę wysoko i zaprosił go do wyprawy 
swojej. Cenił go i Waszyngton, otrzymując : zawsze po- 
chlebne o nim zdania od wszystkich jego zwierzchników, 
od Diuportaila szczególnie: ale znał go tylko z raportów, 
dawał mu swoje rozkazy na piśmie, nie dostrzegał zalet 
charakteru, bo Kościuszko był małomówny, skromny i do 
ubiegania się o łaskę wodza nie zdolny. Zdarzyło się raz, 
że od robót fortecznych zabrano robotników do jakiejś 
„szczególnej i czasowej posługi" bez uprzedniego zawiado- 
mienia. Kościuszko doznał przykrego uczucia i napisał 
do Waszyngtona prośbę aby mu wolno było przenieść się 
do wojska, idącego na południe. Waszyngton odpowiedział 
listem, datowanym 3 sierpnia 1780 n, w którym tłómaczył 
się z popełnionej niegrzeczności i przyzwolenia udzielał 



55 

V następnych wyrazach: „Armia pokidniowa, skutkiem uję- 
:ia w niewołę jenerała Diuportail tudzież innych panów te- 
50 fachu, nie posiada inżyniera, a gdy Pan wyrażasz, jak 
się zdaje, życzenie udać się tam raczej, niż pozostawać 
w West-Point, w-ięc ja, jeśU Pan wolisz to, niż obecne swo-. 
)e przeznaczenie, nie będę miał nic przeciwko Pańskiemu 
przeniesieniu". Na to odpisał zaraz (4 sierpnia) Kościu- 
szko „Wybór, jaki raczyłeś mi pozostawić, Ekscelencyo, 
w liście wczorajszym, jest wielką łaską, a ponieważ wykon* 
czenie robót na tym placu w ciągu niniejszego roku wśród 
obecnych okoliczności jest, zdaniem mojem, niemożliwe: 
wolę przeto udać się na południe, niż tutaj pozostawać na- 
dal. Upraszam o zaszczycenie mnie rozkazami i hstem 
rekomendacyjnym do Wydziału Wojny, gdyż będę przeje- 
żdżał przez Filadelfię. Będę służył Waszej Ekscelencyi za 
kilka dni, żeby złożyć należne uszanowanie". 

Niebawem wyjechał z West-Point jako mianowany 
świeżo inżynier naczelny armii południowej, ale nie zdą- 
żył jeszcze przebyć długiej drogi przez Filadelfię, gdy 
Gates stoczył tak nieszczęśliwie bitwę z Anglikami pod 
Camden (czytaj: Kemden) 16 sierpnia 1780 roku, że zo- 
stał usunięty od dowództwa na dwa lata wyrokiem sądu 
wojennego, a więc zamiast przyjaciela Kościuszko dostał 
zrządzeniem losu zwierzchnika nieznanego, jednego z riaj- 
zaufańszych współpracowników Waszyngtona. Był to jene- 
L- rał Greene (czytaj: Grjfn). Przyjechał on do swej głównej 
kwatery 2 grudnia 1780 r. z planem prowadzenia „małej 
wojny" czyli partyzantki, bo zastał zaledwo 2397 żołnierza,, 
po większej części milicyantów. Zaraz, 8 grudnia, dał Ko- 
ściuszce niełatwe do wykonania polecenie: przejechać 20 — 
^0 mil wzdłuż rzeki Pedee (czytaj Pidi) dla wyszukania 
\ dobrych pozycyi i przepraw, sporządzić mapę kraju, zba- 
I dać naturę gruntu, zły lub dobry gatunek wody do picia, 
\ ilość produktów w posiadaniu gospodarzy, liczbę młynów 






50 



1 



Środki komunłkacyi i t. d. Kościuszko zrobił pomiary 
i zebrał tak dokładne wiadomości w ciągu miesiąca, źe 
raportowi jego przyznawano „wielki wpływ na przebieg 
wyprawy". W połowie stycznia 1781 r. zabrał się do bu- 
dowania mostołodzi, czyli pontonów, które miały być wo- 
żone za wojskiem dla umoźebnienia przepraw przez liczne 
i szerokie rzeki, przecinające tę krainę o ludności rzadkiej, 
niepewnego albo wrogiego usposobienia, i mieszanej, bt) 
złożonej z Anglików, Francuzów, Irlandczyków i niewolni" 
ków-murźynów. 

Greene rozpoczął działania swoje od wysłania Morga- 
na z tysiącem ludzi przeciwko słynnemu Tarletonowi. Mor- 
gan odniósł zwycięztwo 17 stycznia 1781, zabrał 500 jeń- 
ca i znaczne zapasy broni, amunicyi, żywności. Żeby się po- 
mścić tej straty, ruszył drugi jenerał angielski lord Comwallis 
(wymawiaj: Kornuollis) marszem forsownym i dogonił cofające- 
go się Greenea nad rzeką Yadkin (2 lutego), ale w nocy- 
potrafił Kościuszko przeprawić na swych mostołodziach całe 
wojsko, gdy Anglicy stracili dwa dni na wyszukanie brodu- 
Podobną przysługę wyświadczył Greenowi pod Irvins Fer- 
ry nad rzeką Dan (13 lutego). Wszystkie bagaże, działa, 
zapasy żywności zostały uratowane, pomimo gorącego po- 
ścigu nieprzyjacielskiego. Zniechęcony Kornwallis poszedł 
ku morzu, a Greene przeprawił się napowrót, powiększy- 
wszy swą siłę milicyami do 5,000 głów. Kościuszkę przy- 
w^cłał do oblężenia forteczki Ninety Six (to znaczy: Dzie- 
więćdziesiąt sześć, bo na tyle mil oddaloną była od gra- 
nicznej twierdzy Prince George). Kościuszko przybył 21 
maja i razem z jenerałem robił oględziny, jeżdżąc dokoła 
pod gęstym deszczem, który osłaniał ich od celności strza- 
łów. 

Miasteczko małe, o kilkunastu domach, było opasane 
wałem i fosą, a nadto bronione przez dwie fortyfikacye: 
po lewej stronie szaniec gwiaździsty o 16 -tu wysuniętych 



f 



57 

kątach, po prawej — silny lort z dwoma wewnątrz blokhau- 
zami, otoczony ostrokołem (Stockade fort), ale zasilający 
się wodą ze strumienia, opodal płynącego. Wszystkie ba- 
terye i szańce były połączone drogą zakrytą (Numer 6). 
Załog-a składała się z 600 ludzi; komendant jej, stary żoł- 
nierz, Niemiec Kruger odrzucił wezwanie do podda- 
nia się. 

Obóz amerykański umieścił się w lesie o pół mili anr 
gielskiej. Kościuszko usypał w nocy 26 maja dwie flesze 
w odległości 240 yardów (= i wiorsta i 83 sążnie) od 
szańca gwiaździstego. Zaraz z rana nieprzyjaciel zrobił 
wycieczkę, prowadzoną przez porucznika Roney, wyparł ro- 
botników z flesz przy pomocy ognia działowego i karabi- 
nowego i zabrał narzędzia saperów, za- 
nim pomoc dostateczna nadbiegła. Na- 
stępnej nocy wystawił Kościuszko dwie 
baterye umocnione kłodami o 100 yar- 
dów dalej i otworzył przekopy, kieru- 
jąc j6 od strony północnej ku Gwia- 
idzie, a po kilku dniach były już go- 
towe' dwa rowy zygzakowate z bate- 
ryami, wysokiemi na 20 stóp, a zatem górującemi nad wa- 
łami twierdzy. Oblężeni jednak podnieśli poziom swo- 
ich wałów, nakładłszy worów z piaskiem. Grunt był nie- 
zwykle twardy, robota ciężka, a prowadzona pośpiesznie 
. dniem i nocą, na trzy zmiany robotników. Zmęczeni mili- 
cyanci wirginijscy chcieli wypowiedzieć służbę, ponieważ 
upłynął termin ich obowiązkowej służby. Kościuszko nie 
zaprzeczał im słuszności, ale trafnemi słowy potrafił zachę- 
cić ich do wytrwania. Pracą dzienną i nocną na trzy 
zmiany wykończył trzeci rów 14 czerwca, najbliższy, z no- 
wą bateryą, ztąd przysunął się zygzakiem na 3 łokcie do 
fosy, zbudował dwie wieże z grubych kłód dla strzelców 
i założył beczkę prochu w podziemnym lochu czyli minie. 




58 



1 



Do przechodzenia przez fosę przygotował iaszyny, czyli 
pęki gałęzi. 

Można było już spróbować zdobywania Gwiazdy sztur- 
mem. 1 8 czerwca Greene poprowadził żołnierzy swoich 
do fosy. Mina wybucłiła, narzucano faszsyn, ale niepodobna 
było wgramolić się na wał, przykryty worami z piaskiem. 
Zaczęto ściągać te wory hakami; tymczasem komendant 
fortecy Kruger uderzył z boku na szturmujących żołnie- 
rzy. Ci walczyli bagnetami przez lo minut, ale potem 
pouciekali, nie słuchając swoich oficerów. Lepszych zuchów 
miał dowódca przyprowadzonej przed kilku dniami partyi 
Lee (czytaj: Li) i dostał się do środka ostrokołu w dru- 
gim forcie, lecz Greene musiał go odwołać i ogólny od- 
wrót otrąbić, ponieważ dowiedział się, że nadchodzi jenerał 
angielski lord Rawdon z 1700 ludźmi piechoty i 150 je 
idźcami na odsiecz. 

Nie winien był inżynier, że oficerowie nie wdrożyli 
swoich żołnierzy do wytrwałej w^aleczności. Przyznawali tez 
Amerykanie, że „pułkownik Kościuszko, młody i dystyngo- 
wany szlachcic z Polski, kierując robotami oblężniczemi, 
posuwał je z takim pośpiechem przy pilności i wytrwałości, 
że lubo grunt był nadzwyczajnie twardy i miejscowość 
w najwyższym stopniu niedogodna, ukończył jednak trzecią 
linię 1 4 czerwca". Jestto zdanie naocznego świadka, a pó- 
źniejszego dziejopisa tej wojny, Ramsay'a. Greene pisał 
też o Kościuszce z gorącemi pochwałami, zaliczając go do 
„najużyteczniejszych i najmilsz}ch towarzyszów broni... z nt- 
czem niezrównanej gorliwości... czujności, staranności... Bar- 
dzo się też wyróżniał bezprzykładną skromnością i zupełną 
nieświadomością tego, że dokonał czegoś niezwykłego. Ni- 
gdy nie objawiał żądań, albo pretensyi dla siebie samego; 
nigdy nie pominął sposobności odznaczenia i zalecenia cu- 
dzych zasług". 

W dalszym ciągu partyzanckiej wojny Kościuszko, nie 



i 



5^ 

mając robót inżynierskich do wykonywania, stał się ofice- 
rem polowym i prowadził zwykle jakiś oddział do boju^ 
lub na zwiady. W bitwie pod Eutau Springs w po- 
bliżu Charlestonu, zrazu zwycięzkiej, a w końcu przegranej 
z powodu niesforności partyzantów, ocalił życie Anglikom 
40 szeregowcom jeńcom i jednemu oficerowi, których roz*. 
juszeni Amerykanie zamordować chcieli (S września). 

W roku następnym wódz angielski, lord Cornwallis 
(czytaj: KornuoUis) usadowił się z 7,600 ludźmi w York- 
town czyli w Grodzie Yorka nad zatoką Chesapeake (czy- 
taj: Czyzapik) i ztąd wysyłał oddziały wojska swego na pu- 
stoszenie okolicznych Stanów^, a szczególnie Wirginii. W ma- 
jątku Waszyngtona Mount Wernon spalono dom, zniszczona 
plantacye, zabrano murzynów. 

Nie dlatego majątku, ale dla zwalczenia ostatniej siły 
lądowej Anglików przedsięwziął sam Waszyngton wypra- 
.wę na południe, jak tylko Francuzi zgodzili się ^^^^^^^ 
fdp^ee go korp usem 5-tysięcznym jenerała Rochąmbeau 
(wymawiaj: Roszamboo) i okrętami dwu , admirałów floty. 
Szybko i zręcznie odbył marsz z nad rzeki Hudson, a mia- 
ąc w połączeniu z Francuzami 18,000 żołnierza i wielkie 
armaty okrętowe, rozpoczął oblężenie Yorklownu 25 wrze^ 
śnią; d. 9 października ozwaly się dwie wielkie baterye^ 
amerykańska i francuska; ogień ze stu dział był tak silny 
że psuł wszystkie niemal armaty angielskie i zmiatał cb 
.^_ sługujących je żołnierzy. Lord chciał wymknąć się wodą^ 
ale nie przepuściła go flota francuska. Pozbawiony wszel- 
kiego ratunku złożył broń i oddał cały swój korpus w nie^ 
wolę d. 19 października 1781 r. 

Był to cios stanowczy. Dowcipkujący zwykle minister 
angielski, lord North zawołał, rozkrzyżowawszy ręce: „Bo* 
że, więc już wszytko skończone!" Flegmatyczny krÓl Je* 
rzy III zapomniał napisać na depeszy, o której godzinie 
i minucie otrzymał ją, co było znakiem nadzwyczajnego 



^ 



«0 



wzruszenia. Parlament d. 22 lutego 1782 r. uchwalił prośbę 
o zaniechanie wojny. Zaczęły się więc niezwłocznie ukła- 
dy pokojowe. 

Greene nie miał udziału w oblężeniu Yorktownu: znaj- 
dował się wówczas nad rzeką Santee w odległości około 
^o-ciu mil. Dowiedział się radosnej nowiny 30 paździer- 
nika i nie omieszkał ogłosić jej w obozie swoim salwami 
jbroni palnej oraz okrzykami tryumfalnemi. 

Rok 1782 zeszedł na układach o pokój, które toczyły 
«ię w Europie. Greene uwijał się koło Charlestonu, trapiąc 
podjazdami komendanta angielskiego Leslie. Kościuszko 
łiieraz uderzał na wysłane z miasta oddziały po drzewo 
lub furaż; robił też okopy. Zyskał pochwały tak jenerała 
jak podwładnych oficerów i chlubne polecenie wnijścia 
'<io miasta po ustąpieniu Anglików. .Dnia 14 grudnia 1782 
# godzinie 1 1 -ej wjechał tedy do Charlestonu najpierw Ko- 
-ściuszko, a Greene o 3-ej, prowadząc gubernatora i człon- 
ków zgromadzenia sejmikowego do ratusza. Przed zaclio- 
dem słońca wyszła z portu flota angielska, około 300 żag-li 
Kcząca. 

Na tem zakończyły się działania wojenne; wojsko je- 
dnakże musiało pozostawać pod wfedzą Waszyngtona do- 
póki Anglicy nie wykonają wszystkich w^arunków pokoju 
tak względem Amerykanów, jakoteź względem ich protek- 
torów: Francuzów, Hiszpanów, Holendrów-. Więc Kościu- 
szko z Greenem przemaszerowali z górą 160 mil na po- 
wrót do obozu, zatoczonego nad rzeką Hudson pod mia- 
-steczkiem Newburg (wymawiaj: Niuberg). Niektórzy ofi- 
cerowie przewidywali, że wkrótce, z nastaniem pokoju bę- 
dą odprawieni ze służby i utracą sposób do życia. Na- 
radzali się tedy, zbierając się kupami, układali prośbę 
do Kongresu, inni zaś chcieli, żeby Waszyngton pozostał 
zawsze ich wodzem, albo żeby się królem ogłosił. Nie 
ugodził się Waszyngton na przywłaszczenie sobie władzy 



61 

iaiepravi'nej i dał oficerom dobrą naukę uczciwości, ale pro- 
śbę ich polecił gorąco Kongresowi i wyjednał taką uchwa- 
lę, że każdy żołnierz otrzyma przy odprawieniu ze służby- 
pensy ę 4-miesięczną, a każdy oficer 5 -letnią i rangę pod- 
wyższoną o jeden stopień; wedle tej rangi otrzyma też od- 
powiedni obszar gruntu. 

Kościuszce należała się przeto ranga jenerała-bryga- 
dyera aż nadto zasłużona, kiedy w ciągu lat 7-u pozo^ 
stawał wciąż pułkownikiem. Za rekomendacyą ministra 
wojny i Waszyngtona Kongres rozkazał d. 13 październi- 
ka 1783 wydać mu szczególny patent i oświadczyć „wy- 
sokie uznanie dla jego długich, wiernych i cennych wielce: 
zasług". 

Anglicy oddali Amerykanom miasto Nowy York d^ 
25 listopada, a 20 grudnia 1783 r. po uregulowaniu wszyst- 
kich rachunków stanął Waszyngton przed Kongresem, zło- 
żył komendę naczelna, wypowiedział pochwałę wojska, ser- 
decznie pożegnał się ze wszystkimi i oświadczył, że usuwa, 
się od wszelkich urzędów publicznych. Odjechał d,o swe- 
go dworu w Mount Wernon i zabrał się do zaniedbanej*- 
przez lat tyle gospodarki. 



I Kościuszko mógłby osiąść na gospodarce w Ame- 
ryce: miał przecież wydzielony duży kawał ziemi. Ale 
w duszy jego ozwał się pociąg do Ojczyzny. Gdy opuścił 
ją w rozpaczy, niechętnie pisywał listy, tak, że w kraju nic 
prawie o nim nie wiedziano i Czartoryski w końcu 1778L 
roku kazał zasięgnąć o nim wiadomości od posła amery-^ 
kańskiego w Paryżu. Od roku 1780 wszakże zaczął pi^ 
sywać i odpisywać do Juliana Ursyna Niemcewicza. Do- 
wiedział się tedy Kościuszko czy od niego, czy z lista 



,«2 

"Samej Ludwiki (pisanego 5 maja 1781), źe ojciec zmusił 
ją do zamąźpójścia za Józefa księcia Lubomirskiego, że ona 
jednak przechowuje niezmienną i dozgonną miłość dla ode- 
pchniętego przez nich oblubieńca. 

Kościuszko uznał tę sprawę sercową za ukończoną 
Sprawę majątkow^ą naprawił, bo gdyby nic nie pozostało 
z Siechnowicz, wystarczyłby mu na życie fundusz, -przy- 
;znany do wypłaty w Ameryce, w sumie 12,280 dolarów. 
Na razie fundusz ten me był wypłacony z powodu braku 
pieniędzy w skarbie nieuporządkowanym jeszcze, ale wyda* 
no mu świadectwo na pobór procentów po 6 od sta w Pa- 
r\'żu. Czyniło to 736 dolarów^ rocznego dochodu cz3ii 
przeszło 6,000 złp. Więc można było mieszkać w Polsce, 
służyć Polsce, nie żądając naw^et od Polski chleba po- 
wszedniego... 

Wsiadł Kościuszko w Nowym Yorku na okręt w lip- 
cu 1784 r. i popłynął do Francyi, a stamtąd dostał się 
w swoje rodzinne strony, zapewne pod koniec tegoż lub na 
początku 1785 roku. 

Przyjechał z głową uzdrowioną od obłędu szlachty pol- 
skiej, mędrszy znajomością sztuki zwyciężania potęgi więk- 
szej siłami słabszemi, mężny i do bohaterstwa wdrożony. 



ROZDZIAŁ 6-tv. 



W Siechnowiczach. ^ 

Domyśleć się łatwo, źe najpierw zajechał do Dołholl- 
ski, do kochanej siostry Anny i poczciwego jej męża Pio- 
tra Estków. Wszak przed wyjazdem od Ameryki dał im 



J 



63 

pcłnomocnitwo czyli plenipotencyę do załatwienia swoich 
kłopotliwych interesów; teraz przekonał się znowu o ich 
dobroci i przywiązaniu. Pan Piotr doskonale zakończył 
.proces działowy, spłacił całkowitą należytość brata Józefa, 
26,474 złł. według obrachunku sędziów polubownych 
w 1777 r., potem w 1782 r. wypłacił szwagrowi Żółkow- 
skiemu dług Tadeusza 200 dukatów, zaspokoił innych wie- 
rzycieli: więc uratował Siechnowicze - Dawidowszczyznę od 
rozszarpania i oddał ją w dziedziczne władanie bez obli- 
czania, ile dopłacił z własnej kieszeni. Tym sposobem ,Je- 
nerał wojsk amerykańskich" po tylu wędrówkach i przygo- 
dach mógł osiąść na gospodarce rolniczej, zostać ziemiani- 
nem województwa Brzeskiego. 

Majątek ten był opisany przy kupnie w 1768 w^ spo- 
sób następujący: 

Wjeżdżając do dworu, wrota z furtką na trzech słu- 
pach, gontami pokryte, na biegunach z antabą i zaczepką 
żelazną. Budynek mieszkalny, do którego wchodząc z sie- 
ni, po prawej ręce drzwi do izby, a w niej okien trzy 
w ołów oprawne z zawiaskami i haczykami, okiennic trzy, 
z swornikami z środka do zamykania; piec kaflowy biały, 
częścią do komory idący, komin na izbę, drugi do wyj- 
ścia dymu z pieca, z cegły, kantem wyprowadzony na 
dach. Z tej izby drzwi do komory o jednem oknie, w ołów 
oprawnem. Z tej komor}^ drzwi do bokowej; tu okno 
w ołów oprawne i okiennica. Piec kaflowy zielony z bla- 
• chą żelazną w kominie murowanym. Z tejże bokówki drzwi 
dwoje: jedne do sieni, drugie do komory przeciwnej izby 
Naprzeciwko pierwszej' izby, wchodząc do sieni, po lewej 
ręce izba, w niej okien cztery w ołów oprawne. Komin 
murowany na izbę z blachą, przy nim komin do pieca, 
.a pieca niema. Z tej izby komora, w niej okno jedno 
w ołów oprawne. Pułap i podłoga wszędzie z tarcic, dach 
gontami pobity, na rogach tego dachu karczochy blaszane. 



64 

Dom ten istnieje, lecz przebudowany i nieco powięk-l 
szony. Ściany wszakże wewnętrzne pozostały dawne, przy 
było tylko parę pokojów. Naturalnie okna nie są ^Ar ołów 
oprawne, okiennice są malowane, całość przybrała ^vygląd 
nowoczesny. 

Wyszedłszy z tego budynku, po prawej ręce budynek 
folwarczny; sieni dwie, w nich kuchnia na czterech dupach. 
Przy niej izba o czterech oknach, w drzewo oprawnych, 
z okiennicami. Piec kaflowy zielony, bokiem do komory 
idący, kominek przy piecu, kantem nad dach wyprowa- 
dzony, Z izby drzwi do komory. Przez sień piekarnia: 
w tej — ławy wokoło, okienek małych trzy szklanych, w drze- 
wo oprawnych; piec do pieczenia chleba i kominek z ce- 
gły. Komora z okienkiem jednem. Drzwi, w tył budynku 
idące. Dach gontami pobity. Z podwórza przy piekarni 
chlewki. Przy tych chlewkach świronek stary, dach słomą 
pokryty. Przez dziedziniec • - spichlerz. Pułapy i podłoga 
z tarcic. Zasiek duży, żasieczków cztery. Przy tym spi- 
chlerzu serniczek na słupach z balas, z drzwiczkami, g"on- 
tami pobity. Dalej idąc, po lewej ręce — browar, przy 
browarae słodownia. Dach dranicami pokryty. Przy bro- 
warze studnia i chlewek. Dalej idąc, przy ulicy w gaj 
idącej, — chlew, z chróstu pleciony. Przy nim chlew du- 
ży z dwojgiem wrót, nowo zbudowany, słomą pokryty. Wo- 
zownia, chlewki dwa, stajnia gościnna, z chróstu pleciona, 
druga stajnia z drzewa. Masztarnia z pioriu przeorynami. 
Naprzeciw budynku mieszkalnego, prosto idąc przez dzie- 
dziniec, stodoła wielka na siedmiu parach soch dębowych 
z tokiem, z czterema wrotami, domykającemi się jedne na- 
przeciw drugich. Dziedziniec po większej części oparka- 
niony sztachetami, reszta zaś żerdziami. Ogrody przez po- 
łowę ogrodzone żerdziami, a przez połów; chróstem. Za 
ogrodami w gaju olchowym dwie suć .awki — zjedna od dru- 
giej opodal. 



\ 



65 



'■, . 


c ♦ 


Grunta 


Pań- 
szczy- 
zna 


Sprzę- 
gaj 


O 


M 
^ 


1 


8 


Pie- 
niądze 


Powinność p>oddańcza 






«> 


d 




















1 


9> 

o 


1 


•8. 


2 


§ 


1 


0Q 


Sztul 


[i 




J 


Kondrat Salej Wójt 


3 


'U 


V4 


2 


2 


2 


5 




2 




5 


5 


2 


Hryć Maxyniuk Białozoryk 


3 


V. 


•A 


2 


2 


1 


4 




2 




5 


5 


2 


Matchwej Maxymuk Biało- 




























zoryk 


1 


•A 


V. 


2 


2 


2 


3 




2 




5 


2 


16 


Hryć Salejuk 


2 


•A 


V8 


2 


2 


— 


2 




2 




5 


2 


16 


Maxym Salejuk 


2 


% 


V, 


2 


2 


— 


3 




2 




5 


2 


16 


Semen Salejuk 


2 


V. 


'A 


2 


2 


1 


1 




2 




5 


5 


2 


Michał Omelaniuk 


2 


V4 


•/, 


2 


2 


— 


2 




2 




5 


2 


16 


Iwan Matwiejuk 


2 


'1. 


V. 


2 


2 




2 




2 




5 


2 


16 


Chwedor Maksymuk 


2 


V4 


V, 


2 


2 




2 




2 




5 


2 


16 


Klim Saliweniuk 


— 


'U 


— 


2 


2 




2 




2 




5 


— 


— 


Stepan Harasimuk Salej 


4 


V4 


V. 


2 


2 




2 




2 




5 


2 


16 


Lawryn Niczyperuk 


4 


V4 


V4 


2 


2 




6 




2 




5 


5 


2 


Andrzej Salej (ten wyszedł 




























z pięciu synami) 


— 


— 




— 


— 


-- 


— 


— 


— 


— • 


— 


— 


— 



Oprócz wyżej wyrażonej pańszczyzny, ciż poddani stró- 
żę kolejno odbywać powinni dzień i noc, do tego gwałt do 
żniwa, póki się pożnie. W końcu tej wsi karczma przy 
gościńcu, z izbą, sieńmi, komorą, browarem, przy nim chlew- 
kiem, studnią, śłodownią i ze stodołą, do której to karczmy 
należy ćwierć gruntu z sianożęcią. 

Dwór Dawida wystarczał Tadeuszowi przy skromnym 
trybie życia. W dużym pokoju na prawo z sieni znajdo- 
wały się: stół ordynaryjny stary, kilka stołków drewnianych 
i staroświecka szafa kredensowa; z niego druga izba prze- 
pierzona dzieliła się na pokoik sypialny i garderobę; w sy- 
pialni stało łóżko na środku i przy niem stolik niewielki, 

5 



Itościuszko. 



66 



1 



na którym książki, kałamarz i papier; do podawania kawy 
taca, ręką samego jenerała z jabłoni toczona. Gosj>odar- 
stwem kobiecem zarządzała stara „ciotka" (Zuzanna Kościu- 
szkówna); służba składała się z dwu osób: lokaja i furmana. 
Z listów, do siostry Anny pisanych, dowiadujemy sie, że 
Kościuszko chciał sprowadzić stolarza za umową roczną: 
„dam jemu loo złt, a nareszcie 150", zapytywał: czy nie 
można dostać od niej ze dwanaście stołków. Posyłał pod- 
wody po krzesła i kanapy. Widać ztąd, że meblował po- 
kój bawialny, który musiał znajdować się na lew^o od sieni, 
jak dzisiaj. W ogrodzie owocowym Kościuszko urządził 
istniejący do dziś dnia „labirynt" z leszczyny: ścieżka waz- 
ka kręci się między gęstemi ścianami zieleni w tylu zagię- 
ciach, że można kilkanaście minut chodzić na małej sto- 
sunkowo przestrzeni, nie widząc nic poza temi ścianami. 
Zasadził też wielkie drzewa po obu stronach szerokiej alei. 

Gospodarstwem rolnem zajmował się starannie. Kaza/ 
pilnować, żeby uprawa ziemi była dobra; siał jęczmień 
i owies wcześnie. Sprowcwizał trawę angielską, ponieważ 
zwykła litewska wydawała za mało siana. Nawet i prze- 
mysłem powiększał swoją intratę, bo wyrabiał sery holen- 
derskie. 

Pomimo takiej pracowitości w zarobkowaniu i oszczęd- 
ności w wydatkowaniu nie miał dostatku na pieniądze. 
Cały swój dochód obliczył zaledwo na 992 złł. rocznie. 
Któżby dziś poprzestał na takim procencie od 40-tu tysię- 
cy, zapłaconych za Dawidowszczyznę przed 2 o -tu laty? Jak 
to wytłómaczyć? 

Oto z listów, jakie pisywał Kościuszko do swej siostry 
dowiadujemy się, że robociznę męzką zmniejszył do dwu 
dni w tygodniu czyli do połowy, a kobiecą skasował zu- 
pełnie. Dawniejsza była dość słabą, jak osądzi każdy, ro- 
zejrzawszy się w zamieszczonej powyżej tabeli: więc zmniej- 
szona nie mogła wystarczyć do należytego obrobienia pól 



J 



67 

Iworskicb, a zastąpić sochy, kosy i cepa chłopskiego płu- 
giem parowym, kosiarką, żniwiarką, młocarnią poruszaną 
za pomocą lokomobili, Kościuszko nie mógł, ponieważ ma- 
szyn takich nie było jeszcze nigdzie na świecie. Sam so- 
bie przeto wyrządzał szkodę, a dla czego? Niewątpliwie 
przez litość nad chłopami swymi poddanymi niezwykłą, 
nadzwyczajną, przywiezioną z Ameryki. Przypomnijmy so- 
bie, ze spędził lat parę w Stanach południowych, gdzie 
napatrzył się na ciężką pracę i okropną niewolę murzynów 
Tam już marzył o wyzwoleniu tych czarnych nędzarzy. 
Osiadłszy w Siechnowiczach wśród „białych" wśród swoich 
współziomków i współrodaków, czyż mógł dręczyć Hryciów, 
Michałków, Maksy mów, jak plantator amerykański swoich 
murzynów? Z pewnością nie pozwalał nawet ekonomowi 
napędzać ich do roboty bizunem, chociaż robili leniwie 
Powiadał on, że trzeba mieć wzgląd na ubogich i oświecać 
niewiadomość ich, prowadząc do dobr}xh obyczajów. „Sło- 
wo — poddany powinno być przeklęte w oświeconych na- 
rodach". Chciałby uczynić zupełnie wolnymi wszystkich 
chłopów, lecz widział „przeszkodę w rządzie . krajowym", 
którego, jako człowiek skromny, wywracać ani podkopywać 
nie śmiał. Więc żądał od gospodarzy, posiadających po 
IG niorgów 400-prętowych jego ziemi ornej, tyle tylko ro- 
boty, żeby pola i łąki dworskie nie leżały odłogiem. Czę- 
sto jednakże odczuwał niedostatek. Poszukiwał arendy, to 
— jest jakiegoś cudzego majątku do wzięcia w dzierżawę, ale 
liie znajdował, a gdyby znalazł, nie więcej by zapewne za- 
robił. Pisywał do Estkowej: „Siostrzyczko, zmiłuj się, 
przysyłaj mi pieniędzy, bo mam wielką potrzebę. O aren- 
dę się staram i już mam napiętą; nie wiem jeszcze, jeżeli 
nie jest droga, bo i na to uważać potrzeba, a potem żeby 
w blizkości was była. Pieniędzy! Zmiłuj się. Bywaj zdro- 
wa!" Musiał ostatecznie pożyczać: od Jana Nepomucena 
Kościuszki 30 dukatów (1788) i od Millera, lekarza w Brze- 



68 I 

ściu różnemi czasy od listopada 1789 r. 240 dukatów czym 
4320 dł. I 

Dziwny jakiś przypadek zrządził, że nie doszła g"0 ami 
jedna rata należnego procentu z Ameryki. Warszawscyl 
bankierzy nie mieli rachunków ze Stanami Zjednoczonymi;! 
z Londynu poseł amerykański wysłał całkow^itą należność] 
aż po dzień i stycznia 1 789 roku do Lipska, lecz jego 
przekaz nie był wysłany dalej i gdzieś ugrzązł. Upłynęło 
też parę lat, zanim Amerykanie zgodzili się obrać Prezyden- 
ta jednego dla wszystkich Stanów oraz posłów i senatorów da 
nowego Kongresu. Spłatę długów Kongres zlecił Bankowi 
Narodowemu, ale ten został dopiero otwarty d. 8 lutego i 791 
roku, kiedy Kościuszko nie siedział już w Sieclinowi- 
czach. 

Nie upominał się u nikogo o przyśpieszenie wypłata 
chociaż przyjeżdżało do Europy kilku dobrych znajomych 
Amerykanów, którzy pisywali do niego z oświadczeniam 
szczerej przyjaźni. Do niedostatku przyzwyczaił się na 
wojnie, a długi nie dokuczały mu, ponieważ wszyscy oka- 
zywali mu wielki szacunek — swoi i obcy. 

Nierządny brat Józef wyznał winy swoje względem? 
niego popełnione aktem formalnym, podpisanym własno- 
ręcznie i przez świadkó\v w Dołholisce w 1786 r. Stracił 
on wszystko do ostatniego grosza, dostawał datki od po- 
czciwej Anny Estkowej, tułał się nie mając własnego kąt<t 
i umarł w 1789 roku. Jego dwór dostał się szwagrowi.. 
Żółkowskiemu i tę część Siechnowicz lud miejscowy do- 
dziś dnia nazywa Źółkowszczyzną (Żowkiwszczyna). Mając 
tak blizko siostrę Katarzynę, Kościuszko nie potrzebował 
do niej pisywać listów, ale zmarła ona w 1789 roku, a wte- 
dy jej mąż i dzieci powywlekali jakicś dawne pretensye 
z rachunków Józefa, czem uprzykrzali się jenerałowi. Bar- 
dzo przyjemne sąsiedztwo znalazło się o miedzę w Siech- 
uiczach Wielkich, które kupił książę Adam Czartoryski,. 



-L 




69 

L W dzierżawie zastawnej trzymał od niego Michał Zaleski, 
vc>jslci W. Księstwa Litewskiego '^). Był to wymowny adwo- 
kcstlL, znany nietylko w sądach, ale i na sejmach, obierany 
do załatwiania kilku spraw krajowych ważnych i zawiłych: 
i?vicc nie zabrakło ciekawych przedmiotów do rozmowy 
Y. nim. Miał też miłą żonę, którą Kościuszko zawsze wy- 
chwalał: „Przykładem jest ona dla tysiąca. To nie w War- 
szawie obaczyc. A w jakim miesiącu rodził się wojski, 
Dobrodziej? Tobym mógł się odważyć i ja żenić się, jeśli 
^v tym samym moje urodziny były. Proszę nie byc za- 
zdrosnym, że ja w niebytności jego całuję w rączki panią 
kilka razy". Innemu przyjacielowi pisał na imieniny: „Ży- 
czę ci dobrej żonki, pół kopy dzieci, dobrego zawsze są- 
siada i nie mieć nigdy procesów". Domyślać się możemy, 
ze tego życzył i sobie samemu. 

Zdawałoby się, że nie trudno mu było wynaleźć żon- 
kę jeśU nie w pańskich, to w szlacheckich domach, a na- 
wiedził ich dużo, bo lubił towarzystwo i robił dość dalekie 
rozjazdy. Bywał w Puławach (nad Wisłą) u dawnego swe- 
go komendata, księcia Adama Czartoryskiego, jenerała ziem 
podolskich, swego bardzo życzliwego opiekuna, żyjącego 
wielkim dworem, u księżny Krystyny z Sanguszków Sapie- 
żynej, w szlacheckich domach województwa Wileńskiego, 
w Nowogródzkiem u Niesiołowskiego wojewody; zapewne 
spotykał się tam z Wereszczakową, która została później 
^__ matką „Maryli", upamiętnionej przez Mickiewicza, a której 
siostra była zamężną za ciotecznym bratem Kościuszki, Ra- 
fałem Zatęskim. Przyjechawszy do jakiegoś szlacheckiego 
domu, gdzie się znajdowała młodzież, zachęcał do zabaw 
takich, jak gotowalnia, cenzurowany, mruczek i sam brał 
w nich udział. Był bardzo grzeczny, kłaniający się, pełen 



•) Wojski był to taki urzędnik, co podczas wojny opiekował się rodzinami 
pozostałemi w domach rycerzy wojujących. 



70 ] 

prostoty. Szczególnie dla pań i panien okazywał usłuźnośc 
czułość, uwielbienie, a jednak nie usłuchał rad Lndniki 
z Sosnowskich księżny Lubomirskiej, która pisywała de 
niego listy z zapewnieniem o niezmiennych uczuciach przy- 
wiązania i namawiała, żeby się ożenił z jej kuzynką. 

Odciągały go od małżeńskich zamiarów rozni^yślania 
o losie Ojczjzny, podniecane przez rozmowy i książki wów- 
czas drukowane. 

Polacy zaczynali rozumieć, że się ile rządzili, Jciedy 
dopuścili do utraty tylu ziem i ludzi swoich, kiedy w po- 
zostałym kraju utrzymywać musieli półki rosyjskie, widzieć 
po miastach rosyjskie odwachy i szyldwachy, udawać się 
o protekcyę do posła imperatorowej rosyjskiej czyli amba- 
sadora, przebywającego w Warszawie. Jedni szukali ms^drej 
rady u sławnych Francuzów; drudzy urządzali lepszą nau- 
kę w szkołach; inni zakładali fabryki, lub ułatwiali mie- 
szczanom zajęcia handlowe dla wydobycia się z nędzy po- 
w^szechnej; aź na sejmie 1784 roku, d. 3 listopada, oz wał 
się poseł krakowski Aleksander Linowski ze zdaniem, żę 
Polska mieć powinna sto tysięcy własnego wojska, żeby 
w^olność swoją odzyskać mogła. 

W roku 1785 wyszła z druku książka, napisana ogni- 
ście przez Stanisława Staszyca, pod napisem „Uwagi nad 
życiem Jana Zamojskiego", ale rzeczywiście zawierającą 
uwagi nad przebudowaniem Polski. Jego miasto rodzinne 
Piła, zwane dzisiaj Schneidemiihle, zabrane było przez: 
króla pruskiego, a zatem podpadło pod rząd niemiecki^ 
on zaś po długich podróżach zagranicznych przyjął obo- 
wiązki nauczyciela dzieci u Zamoyskiego Andrzeja, ordy- 
nata, który zrzekł się urzędu kanclerza wielkiego koronne- 
go, żeby nie podpisywać i nie pieczętować dokumentów 
haniebnych. W domu tego zacnego obywatela Staszyc 
namyślał się nad pytaniem: czy niemasz dla reszty Polski 
ratunku? Oburzał się na niedbalstwo, na „nieczułość'* Po- 



71 

lalców, źe czekali „z oziębłością" niewoli, siedząc na najob- 
fitszej ziemi i licząc się na kilkanaście milionów ludzi. 
AVykr2ykiwał, źe jak świat światem nie było jeszcze tak 
Avielkiego ludu, któryby ginął bez ratowania się: „czyliż to 
ohydne miejsce Polacy zastąpią?" Pouczał, jak należy ko- 
chać Ojczyznę, pamiętając, źe „miłość Ojczyzny nie kończy 
się śmiercią" to jest że trzeba za życia tak pracować, aby 
pozostawić coś pożytecznego dla dzieci i dla dalszych po- 
tomków. Sposób ratowania Polski odkrył, porównywając jej 
tron królewski, jej skarb, wojsko, sądy, wychowanie, rolni- 
ctwo, przemysł mieszczański i t. d. z państwami innemi 
potęźnemi. Wyrachował, że „z lekkiem podatków pomno- 
żeniem łatwo 100,000 wojskii utrzymaćby można". Radził 
żeby sejm skonfederowany uSunął straszne „nie pozwalam" 
(to jest Liberum Veto) i żeby nakazał stanowić prawa większo- 
ścią głosów, a nie jednomyślnością fałszywą; żeby uprzątnął 
wszystkie przeszkody do działania; żeby skasow^ał elekcye kró- 
lów i żeby zaprowadził dziedziczne królowanie z ojca na syna. 
Książkę tę czytano pilnie po całym kraju; dwudziestu 
z górą czytelników napisało i drukiem ogłosiło swoje zda- 
nie o tych lub owych radach Staszyca w książkach lub 
małych książeczkach. Kiedy przyszedł czas zebrania się 
sejmu w Warszawie, to w Izbie Poselskiej znalazło się du- 
żo takich czytelników, którzy chcieli Polskę ratować przez 
poprawę urządzeń i oto sejm ów, nazwany Wielkim, dnia 
20 października 1788 roku uchwalił trzykrotnym jedno- 
"^ myślnym okrzykiem, że wojsko, liczące obecnie 18,000 
ma być powiększone do 100,000 żołnierza. 

Kościuszko czytał książki takie i dowiedział się o tej 
ważnej uchwale. Rozprawiał z sąsiadem swoim Zaleskim, 
o ile ten bywał w domu, a zapewne i z innemi osobami. 
Pisał nawet swoje uwagi podług tego, co widział w Ameiy- 
ce. Wielkie wojsko mogło przygnębić obywateli, jeśliby 
, kilku jenerałów uczyniło zmowę do rozkazywania im, do 



Iż 

wyciągania od nich danin przemocą. Dowodził zatem, że 
obywatele dla ochrony wolności swojej powinni zaprow^^adzić 
milicyc. Po wszystkich województwach, ziemiach, powiatach 
(powinny być w gotowości) jeden półk pieszy i drugi ka- 
waleryi. Oficerowie powinni być obierani na sejmikach. 
Każdy żołnierz powinien mieć wydanych sobie kilkadzie- 
siąt ładunków i nosić mundur województwa. Półk szykować 
się ma we dwa szeregi: w pierwszym szlachta, w dru- 
gim żołnierze z mieszczan i chłopów. Egzercerunek zasa- 
dzać się ma na najniezbędniejszych obrotach i czynnościach: 
W lewo, w prawo, zachodź! Gotuj! Cel! Pal! 

Nie powziął wszakże Kościuszko ^niechęci do wojska 
liniowego^ świeżo uchwalonego. Owszem, oświadczył chęć 
wstąpienia do niego i sejmik brzeski polecił posłom swoim, 
aby przemówili za nim na sejmie. Ludwika z Sosno- 
wskich księżna Lubomirska pisała za nim do króla; wy- 
chwalali go też Czartoryski i Moszyński, komendant i wi- 
cekomendant Korpusu Kadetów, oraz inni mówcy w Izbie 
sejmowej. Więc i października 1789 król vStanisław Au- 
gust z tronu zamianował go jenerałem-majorem wojska 
koronnego. Brak pieniędzy nie stawał teraz na zawadzie, 
ponieważ tworzono teraz place nowe, których od nikogo 
nie trzeba było odkupować. Owszem, Kościuszko mógł odtąd 
żyć w dostatku, pobierając pensy i ze skarbu 12,000 ził. 
na rok. 

Rządząca wojskiem Komisya Wojskowa Obojga Naro- 
dów ustanowiła podział wszystkich pólków piechoty i jazdy 
między 12-tu jenerałów brygady, ci zaś parami, to jest 
po dwuch mieli słuchać sw^oich jenerał-lejtenantów, komen- 
derujących dywizyami. Kościuszce wyznaczyła brygadę 
z dywizyi Wielkopolskiej, rozłożoną na kwaterach koto 
Włocławka i kazała mu objąć służbę w dniu i lutego 
1790 roku. Chociaż wolałby służyć w wojsku litewskienii 



A 



73 

jako obywatel W. Księstwa Litewskiego, jednakże znając 
obowiązek posłuszeństwa, wybrał się w drogę jak najpo- 
-śpieszniej. Siecłinowicz swoich nie oglądał już nigdy 
^v życiu. 



ROZDZIAŁ 7-my. 



Jeneralska służba w wojsku koronnem. 

Przyjechawszy do Włocławska, zameldował się swoje- 
TTiu zwierzchnikowi jenerał-lejlenantowi Karolowi Malczew- 
skiemu i zabrał się do pracy raźnie, sumiennie, skromnie. 
Raporty i rozkazy swoje pisywał, a czasem i przepisywał 
tią czysto sam własnoręcznie, bo nie miał zdatnego adju- 
tanta. 

Wzywał oficerów do stawienia się, zarządzał ćwiczenia 
czyli egzercerunek, prowadził rachunki, ściągnął w końcu 
marca raporty od batalionów i szwadronów, a w kwietniu od- 
bywał lustracyę czyli oględziny, objeżdżając wszystkie od- 
działy na ich kwaterach. 

Nadeszła wkrótce chwila radosna dla stronnict\ya pa- 
tryotycznego w łonie sejmu — d. 29 marca 1790 r. Król 
pruski Fryderyk Wilhelm II zawarł z Polską przymierze 
na stopie równości z obowiązkiem wzajemnego posiłkowa- 
nia się w wojnach odpornych: Prusak 14-u tysiącami pie- 
choty i 4-ma kawaleryi, Polska 4 -ma piechoty i 8-ma ty- 
siącami jazdy, przytem proporcyonalną ilością dział. Za- 
snuwano plan wojny z Austryą w celu odebrania Galicyi 
na rzecz Polski, bo Austrya spoinie z Rosyą toczyła woj- 
nę z Turcyą. Kościuszko został przeniesiony do dywizyi 
Małopolskiej, posuwanej ku granicom Austryi. Wyjechał 



74 ^ 

Wtedy z niemiłego sobie Włocławka. Zsitrzymal się w War- 
szawie. Był powołany do jakichś narad w Komisy i Woj- 
skowej i d. i8 czerwca znajdow^ał się na posiedzeniu tej 
Komisyi. 

Teraz miał sposobność zetknąć się z kilku członkami 
sejmu: Niemcewiczem, bardzo czynnym w Izbie Poselskiej 
mówcą i ulubionym autorem sztuk teatralnych, z Ignacym 
Potockim, marszałkiem w. litewskim, i z Hugonem Koiła- 
tajem, podkanclerzym koronnym. Ten ostatni wyraził -w li- 
ście swe uwielbienie, szacunek i przywiązanie do Jego 
Osoby. 

Od końca czerwca przez lipiec i sierpień przebywał 
Kościuszko w Lublinie jako „Jenerał-Major w Dywizyi Ma- 
łopolskiej Komenderujący", utrzymywał od wachy przy bra- 
mach miejskich, uczył oficerów i podoficerów obchodzenia 
się z przyjezdnymi wedle przepisów służby garnizonowej, 
zalecał półkownikom „pod odpowiedzią ścisłą, ażeby... hand« 
griff (to jest: rękoczyny) był przerobiony z ludźmi, szarźe- 
runek także w nacieraniu i w cofaniu, atak bagnetowy^ 
uformowanie kolumny i jej rozwinienie różnym sposobem, 
odmieniając co tydzień, czworogran także dwojakim sposo- 
bem, aby raz sekcyami zachodzić, drugi raz cugami z ufor- 
mowaniem linii należycie prostej i to wszystko podług re- 
gulaminu nowego". Żądał kilkudziesięciu funtów prochu 
„na egzercerunek z ogniem (to jest ze strzelaniem). Chciał- 
bym z batalionem kilka razy mieć artyleryę do przyzwy- 
czajenia onych" (żołnierzy). Zjeżdżał wyznaczony od sejmu 
na lustracyę pisarz polny Franciszek Rzewuski; znalazł on 
„dywizyę" w tak dobrym porządku, że Komisya Wojskowa 
wyraziła Kościuszce podziękę za wzorową staranność o jej 
utrzymanie i wyćwiczenie. 

Rozchwiały się wszakże projekty w^ojenne i dywizya 
Małopolska miała przygotować się do „długiego marsi^u'' 
— na Wołyń, Podole i Ukrainę „dla zabezpieczenia granic'' 



Xunier 7 -my. 




TADEUSZ KOŚCIUSZKO 

ly był Jenerat-Majorera w wojsku Koronnem (podług obrazu olejnego, który 
mldtsik do hr. ZaJuskiegp, a leraz należy do doktora AVł. Krajewskiego). 



I 



TH 

Cościuszko nie omieszkał poczynić stosownych starań o żyw- 
lość, obroki, o mundur zimowy i ułożył porządek mar- 
^zw dla swoich trzech batalionów, 8-u szwadronów kawale- 
ryi narodowej, półku przedniej straży i dla artyleryi z amuni- 
cyą,. Wymarsz zaczął się 30 sierpnia; on sam wyruszyć 
o "kilka dni później przez Dubienkę do Międzyboża, mia- 
steczka Czartoryskich, gdzie kwatera jego mieściła się długo — 
do końca lipca 1791 r. Ztąd przedsiębrał częste i dalekie- 
rozjazdy. Zbliżając się do Kamieńca, pdezwaj; się do da- 
Avnego kolegi z Korpusu Kadetów i przyjaciela Orłowskie- 
go, komendanta tej fortecy. Odpowiedział mu on d. 3 gru- 
dnia 1790 temi słowy: „Serdecznie kochany przyjacielut' 
Od wszystkich słyszę, że parę godzin na miejscu nie do- 
siedzisz i jak Tatar się tylko włóczysz, nigdzie miejsca nie- 
zagrzawszy. Ja to jednak pochwalam. Znać, że chcesz ko- 
mendę swoją w karności i regularności służby utrzymywać^ 
Przew^iduję ja jeszcze we włóczeniu się twojem inną przy- 
czynę, z którą się przedemną wydałeś... Piszesz mi niby 
o żonkę, jeźelibym tu jej dla Ciebie nie widział. Widzę, że- 
Ci pilno... Wiesz, że dla komendanta fortecy rzadka bywa 
zdobycz: komendatów polowych się o to pytać trzeba...'*"' 
Domysł: „pilno ci" był trafny. Kościuszko pragnął życia 
rodzinnego, a doliczał się 45-u lat wieku. 

I oto, ucieszył go przelotny uśmiech losu. W Mię- 
dzybożu właśnie bawili^ dla kuracyi państwo Żurowscy 
^ z i8-letnią córką Teklusią; mieszkali w tak małej odległo- 
ści od kwatery Kościuszki, że z okien mogli siebie wzaje- 
mnie widywać. Poznali się łatwo. Raz panna zauważyła 
wychodzącego zbyt prędko oficera i napisała z wymówką, 
do jenerała: dla czego niegrzecznie obchodzi się ze swymi* 
podwładnymi? Kościuszko usprawiedliwiał się,, że pokazy- 
wał oficerowi, jak pisać należy kwity na pieniądze „ale się 
z nim pięknie i grzecznie przywitałem; a że wyszedł pręd- 
' ko zapewne dlatego, że widział wiele papierów, nieskończo- 



78 

tiych przezemnie". Tak się zaczęła bliższa znajomość, a po- 
tem pisywanie czułych listów, w których pan jenerał ujawnił 
<:ałą słodycz i delikatność swego charakteru. Panila odpo- 
wiadała wzajemnością tak dalece, że padła do nóg ojcu. 
Avyznając przywiązanie do Kościuszki. Matka jej i krewna. 
Tekla Orlewska sprzyjały mu jawnie. Ale ojciec „powie - 
<iział coś dotkliwego" a Kościuszce zaczął okazywać twar^ 
niełaskawą. Dla czego? Podobno uważał go ^a nierówne- 
go sobie fortuną ^^ — jako właściciel dwu wsi, jednej na Po 
dołu, a drugiej w Galicyi, chociaż te nie przynosiły mu. 
zapewne 12 -tu tysięcy złł., jakie pobierał jenerał-major 
Przyplątały się jeszcze jakieś obawy, „podejrzenia", plotki 
o porywaniu Ludwiki Sosnowskiej. Kościuszko zapewniał 
że ma „dziedzictwem wieś i sam ją trzyma" i plotkom 
zaprzeczał, ale nie zdołał przekonać zacietrzewionego szlach - 
cica. Przestał w^ięc przychodzić do mieszkania Żurowskich; 
potem, od września 1791 roku wy maszerował ze swą bry- 
gadą dalej, pod Bracław, potem kwaterował w Niemirowie, 
nareszcie obrażony listem, „na którego wspomnienie krew 
się wzburza", wysłał do matki „odpis najłagodniejszy, bo jest 
mężem twoim, a ojcem mojej Teklusi" i pożegnał ich na 
zawsze. Po raz drugi w życiu tracił ukochane osoby przez 
dziwactwa złych ojców i pozostał bezżennym. 



Przez cały czas od 6 października 1788 sejm praco - 
w^ał nad uchwaleniem lepszych praw, a nie zdążywszy ukoń- 
czyć zupełnej przebudowy urządzeń Polski, zażądał od na- 
rodu, aby w jesieni 1 790 roku, obierając nowych posłów, 
upoważnił dawnych do pozostania w Izbie Poselskiej i wspól- 
nego z nowymi radzenia. Jakoż sejmiki odbyte we wszyst- 
kich województwach i 5 listopada zgodziły się na to i sejm 



r 



79 



bze\cszta.łcił się ze zwyczajnego dwuletniego na Czteroletnia 
,Wa.ny także Wielkim, ponieważ, gdy Izba Poselska łączyła 
ite z Senatem przy podwojonej liczbie posłów, zbierało się 
^^ głosowania około 500 osób i ponieważ zgromadzenie to 
dolcony\v^ało wielkiego dzieła dla dobra narodu. Pamiętnym 
szczególnie stał się dzień Trzeciego Maja 1791 roku, kiedy 
czytano Ustawą Rządową czyli Konstytucyę przy natłoku ró- 
żny cli ludzi w Izbie, na schodach, w podwórzach i na placu 
ilainlcowym. Przez kilka godzin trwał spór, ale wieczorem 
o 7 -ej godzinie zaprzysięgli ją król, senatorowie, posłowie, 
oprócz 13-tu opornych. Ustawa ta przyjmowała chłopów- 
-włościan ,,pod opiekę praw i rządu krajowego*'; nakazy- 
"wała rządowi, aby strzegł umów dobrowolnych, jakie zawrą 
AYłościanie z dziedzicami, i nadań, otrzymywanych od dzie- 
-dziców; nadawała szlachectwo tym z mieszczan, którzy za- 
służyli się Ojczyźnie w wojsku, na urzędach cywilnych lub 
-w przemyśle; ustanawiała sejm „gotowy" na każde wezwa- 
nie w razie potrzeby; znosiła Liberum Veto czyli zrywa- 
nie sejmów pojedynczym głosom jakiegoś posła; zapowia- 
4iała, że po śmierci Stanisława Augusta królować będzie 
•%N Polsce F>yderyk August Sas, a po nim jego potomstwo. 
Otóż ten ostatni punkt podrażnił kilku magnatów 
i szlachciców staroświeckiego sposobu myślenia. Narzekali 
oni, że złotą wolność swoją utracą, ieśli króla obierać nie 
będą mogli po dawnemu na sejmach elekcyjnych; że Pol- 
_ .-ska przestanie być wolną Rzecząpospolitą czyli Republiką. 
'Nazywali siebie sami republikanami, obrońcami wolności. 
Nie martwiło ich poniżenie, okrojenie i uciemiężanie Polski: 
przez przemożnych sąsiadów cudzoziemców; zagorzały szlach- 
cic Suchorzewski wykrzykiwał, jak warjat, w Izbie sejmowej. 
.,Nie chcę być Polakiem, jeżeli mam być' niewolnikiem. 
Gdyby kajdany na Polaków wkładać miano przez sukcesyę 
(t. j. królowanie dziedziczne), a inaczej niemożna ich było zrzucić, 
jak być Prusakiem, Moskalem lub Austryakiem — będę nim.'* 



80 

W dniu Trzecim Maja nagadał on bluinierstw wszelakich 
i oświadczył się nieprzyjacielem .Polski. Hetman wielki ko- 
ronny Ksawery Branicki obłudnie wykonał przysięgę na 
wierność Ustawie Rządowej, ale był ożeniony z Rosyanką, 
ulubienicą imperatorowej Katarzyny, sam siebie nazywał 
Rosyaninem i oczekiwał tylko na Sposobność, żeby poje- 
chać do Petersburga. Seweryn Rzewuski, hetman polny 
koronny, brał pensyę hetmańską, ale przesiadywał za gra- 
nicą, poszukiwał protekcyi cudzoziemskiej i przysłał z Wie- 
dnia drukowaną książeczkę, w której ganił zniesienie sej- 
mów elekcyjnych, dowodząc, że nic nie szkodzi plądrow^a- 
nie wojsk podczas elekcyi i palenie wiosek, ponieważ Pol- 
ska posiada dosyć lasów do odbudowania chat spalonych. Szczę- 
sny Potocki, jenerał artyleryi, nic nie potrafiłby sam napi- 
sać, bo rozumu miał maluczko w głowie, ale posiadał^ogro- 
mne dobra na Podolu i Ukrainie, a nadymał się pychą 
i wyobrażał sobie, że stanie się wielkim człowiekiem zsl 
protekcyą imperatorowej Katarzyny, która przysłała mu 
epolety brylantowe. Tacy oto ludzie zamierzyli obalić no- 
wą Ustawę Rządową* 

Czy przystanie do nich Kościuszko, przejęty pojęcia- 
mi republikańskiemi od lat młodocianych, uwielbiający Ty- 
moleona i Amerykanów?^ 

O, nie! Jak tylko otrzymał w Międzybożu rozkaz 
z Komisyi Wojskowej odebrania przysięgi od oficerów na. 
wierność ustawie Trzeciego Maja, zwołał wnet brygada 
swoją, sam przysięgę wykonał i z zapałem kazał wszystkim 
wykonać. Zachowały się podpisy jego i oficerów z pieczę^ 
ciami herbowemi. Dowiedziawszy się, że Zaleski, dawny 
sąsiad i przyjaciel, jest przeciwnego zdania, napisał do nie- 
go z Niemirojva długi list, z którego wyjmujemy tylko na- 
stępnych kilka wierszy: „Jak wiadome są talenta Jaśnie Wiel- 
możnego Pana Dobrodzieja, rozsądek, dowcip i znajomość 
powszechna praw^ tak życzyłbym, abyś był pomocą Ojczy- 



81 

źnie swojej. Wiele mógłbyś dać światła do Ustawy Rz^du 
teraźniejszego... Do celu jednego powinniśmy się zjedno- 
czyć: wydobyć Ojczyznę naszą z pod przemocy obcych, 
z upodlenia i zniszczenia imienia nawet Polaków. Wierz 
mnie, że zawsze jednakowo myślę, zawsze oddycham du- 
chem wolnego obywatela republikanta i gdy rząd nasz zró- 
wna się z rządem angielskim, dopiero dzwonić zacznę na 
baczność każdemu współobywatelowi... Niech powszechna 
tylko będzie edukacya (to jtst nauka szkolna)... Od nas 
samych zależy poprawa rządu, ód obyczajów naszych. 
A gdy podli będziemy, chciwi, interesowani, nie dbający 1 

o kraj swój: słusznie, abyśmy potem mieli kajdany na szy- I 

jach — i tego warci będziemy.*' i 

Dla takich to powodów Kościuszko wyrzekał się swo- 
ich marzeń o Rzeczypospohtej bez króla i chciał służyć 
królowi nawet dziedzicznemu. A służbę swoją pełnił gor- 
liwie. Okazało się to pod Bracławiem na wielkich mane- 
wrach czyU ćwiczeniach urządzonych dla 15.000 wojska, 
Zatoczono tam obozy z namiotów^; wyprowadzano bataliony 
piechoty, szwadrony jazdy i artyleryę z armatami jakby 
do boju jedne przeciwko drugim; jenerałowie komenderowali — 
i takie zabawy trwały przez wrzesień aż do 12 jpaidzier- 
nika 1791 roku. Jako jenerał-lejtenant komenderował na- 
czelnie bratanek królewski książę Józef Poniatowski. Po tych 
ćwiczeniach, odjeżdżając do Warszawy, zrobił swoim zastęp- 
cą Kościuszkę. Wkrótce 27 grudnia wysłał do niego list 
bardzo grzeczny z zawiadomieniem przyjemnem, że sejm, 
wysłuchawszy sprawozdań Rzewuskiego, jednomyślną uchwa- 
łą wyznaczył nagrodę pieniężną trzem jenerałom: Kościusz- 
ce, Orłowskiemu i Brodowskiemu w sumie ogólnej 60.000 
złł. Pomiędzy tymi trzema najpierwszym niewątpliwie był 
Kościuszko, skoro jemu powierzoną została komenda dwuch 
dywizyj, Bracławskiej i Kijowskiej. 



Kościuszko. 



82 

Tymczasem zbliżała się już nie udana, ale prawdziwa] 
wojna o dzieło Sejmu Wielkiego, o Ustawę Trzeciego Ma- 
ja. Turecki sułtan Selim nie miał już siły wojować dlużei 
z Imperatorową Katarzyną: więc wysłał swoich urzędników 
do miasta mołdawskiego Jass na układy o warunki pokoju 
z* urzędnikiem rosyjskim, Bezborodką. Powinni byli Polacy 
przewidywać, źe Katarzyna zemści się na nich, gdy wojska 
jej będą wracały z Turcyi przez Dniestr, płynący z pol- 
skiego kraju. 

Król polski Stanisław August Poniatowski, który ^a 
młodu był kochankiem Katarzyny i jej wojsku, pieniądzom, 
pismom, sprzymierzeńcom zawdzięczał swój obiór na osta- 
tniej elekeyi, nie chciał przewidywać niebezpieczeństwa, nie 
domyślał się nawet, że. ją obraził i że obraza nie była mu 
zapomniana. Lekkomyślną ufność swoją przelał w bratan- 
ka księcia Józefa, gdy ten przyjechał do Warszawy. Lek- 
ceważy U obadwaj zatrważające doniesienia Kościuszki, który 
czuwał nad ruchami nieprzyjaciół przezornie i mądrze. Jak 
tylko dowiedział się, że Szczęsny Potocki i Seweryn Rze- 
wuski przyjechali do Jass, zaraz odgadł, że chcą tam sta- 
rać się o pomoc półków rosyjskich do zwalczenia swoich 
rodaków, Polaków, co się wyrzekli elekeyi królów. Koś- 
ciuszko wysyłał tajemnie swoich oficerów do Jass na zwia- 
dy — trzech jednego po drugim, w ciągu miesiąca grudnia 
I 791 roku. 

Pokój pomiędzy Turcyą i Rosyą został podpisany ^4^ 
9 stycznia 1792; znajdowali się przytem Potocki i Rzewu- 
ski przy boku Bezborodki bez żadnej potrzeby i ku zadzi- 
wieniu Turków, bo ani podpisywać, ani gadać nic nie mo- 
gli; ale wyrażali przez to radość swoją, która miała się 
w ciągu jednego roku zamienić na smutek i hańbę tak 
dla nich, jak dla kraju całego. Z Jass pojechali do Peters- 
burga, objeżdżając drogą okólną granicę polską. Przybyli 
tam na początku marca, a w kilka dni po nich przyjechał 



83 

e Warszawy Ksawery Branłcki za pozwoleniem króla Sta- 
nisława Augusta. Wszyscy trzej układali z ministrami ro- 
syjskiemi plan i manifest Konfederaoyi Wolnych, mającej 
ogłosić się d. 3 maja wedle rosyjskiego kalendarza a 14 
maja wedle naszej rachuby tego samego 1792 rokM w Tar- 
<foivi(nf^ miasteczku naleźącem do Szczęsnego Potockiego. 

Kościuszko nie mógł śledzić tych konszachtów jako 
jenerał dywizyami Bracławską i Kijowską komenderujący, 
ale "baczył na ruchy wracających z Turcyi wojsk rosyj- 
skich. Zauważył, że zmierzają do trzech punktów na gra- 
nicy polskiej i znowu trafnie przewidział, że półki polskie 
nie ^vstrzymają jednocześnie trzech dywizyj nieprzyjaciel- 
skich, „z których każda tak mocną była, jak wojsko pol- 
skie całe." Więc już od stycznia 1792 słał do Warszawy 
sztafetami to jest przez gońców pocztowych zawiadomienia 
i rady: ale bez skutku. W Komisyi Wojskowej rządzili 
przeważnie cywilni ziemianie, mało z wojskowością obezna- 
ni; do układania planu wojny wzywali oni jenerałów, ale 
tak umiejętnego i gorliwego, jak był Kościuszko, nie mieli: 
więc nie zaradzili rozsypaniu wojsk Koronnego, i Wielkie- 
go Księstwa Litewskiego na drobne dywizye i nie poczy- 
nili wczas przygotowań wojennych. A liczba obu armij 
Koronnej i Litewskiej była doprowadzona zaledw^o do 
57.000; dowództwo nad dywizyami sprawowali czterej jene- 
rałowie lejtenanci; komendę zaś naczelną nad nimi wszyst- 
^ _ kimi miał za zgodą sejmu król Stanisław August, któr}^ 
umiał strzelać tylko do zwierzyny na polowaniu, a wojen- 
nego prochu nigdy nie wąchał. Znał się na urządzaniu 
widowisk i, gdy zbliżała się rocznica Trzeciego Maja, za- 
mierzył obchodzić ją świetnie nabożeństwem w kościele Ś-go 
Krzyża, procesyą za miasto pod pałac Łazienkowski i po- 
łożeniem kamienia węgielnego pod kościół Opatrzności pa- 
miątkowy. Na ten obchód zatrzymał on jenerałów-lejte- 



84 

nantów komenderujących nie dla czego innego, jak dla 
warzyszenia swojej osobie w procesyi. 

Tymczasem wojska rosyjskie stały już wielkiem półk< 
lem przy samej granicy w liczbie ogólnej 96.000 pod ko-| 
mendą dwuch wodzów: Kreczetnikowa, który miał prowa- 
dzić 32.000 trzema drogami do W. Księstwa Litewskieg^o^] 
i Kachowskiego, który 64 -ma tysiącami czterema drog-ami 
od strony południowej i wschodniej obowiązany był oto- 
czyć, obsaczyć i zabrać do niewoli dywizye nasze koron- 
ne, Imperatorowa Katarzyna kazała im rozpocząć prze- 
chodzenie przez granicę d. 18 maja 1792 i tegoż samegi-o 
dnia jej poseł, Bułhakow, podał w Warszawie ministrowie 
podkanclerzemu litewskiemu Joachimowi Chreptowiczowi, Avy- 
powiedzenie wojny. 

Sejm wydał wtedy odezwy do narodu o zapłaceniu 
podatków powiększonych i składaniu datków dobrowolnych 
do skarbon, nakazał doprowadzenie wojska do stu tysięcy 
oraz przyjmowanie ochotników i zabieranie żołnierzy na- 
dwornych od magnatów, zdał na króla Stanisława Augusta 
wszystkie sprawy wojenne, odbył ostatnie sw^oje posiedzenie 
d. 29 maja, obradując aż do godziny 4-ej zrana 30-^0 
maja, i odroczył się do czasu, kiedy marszałkowie sejmowi 
uznają potrzebę powołania senatorów i posłów napowrót 
do Warszawy. 

Wszystko to było spóźnione i nietrafne. Wszak pojr^ 
datki i rekruta będzie zabierał nieprzyjaciel ze wszystkich 
okolic, jakie zajmie, a król nie wojenny i wcale nie boha- 
terski będzie wysyłał do jenerałów niedorzeczne rozkazy. 
Jakoż nie zagrzewał ich do walczenia o zwycięztwo, lecz 
nakazywał im wciąż rejteradę, czyli cofanie się od granic 
do środka kraju, żeby on sam mógł siedzieć bezpiecznie 
w swoich pokojach złocistych i jadać smaczne objady, przy-r 
rządzane przez sławnego kucharza Tremo. Co gorsza, nie 



85 

^vvyprawił z Warszawy posła rosyjskiego Bułhakowa i nie prze- 
szkadzał mu w wysyłaniu lub odbieraniu listów, tak że wo- 
dzowie rosyjscy mog^li za jego pośrednictwem odbierać po- 
trzebne Im wiadomości. 

Całej wojny opowiadać tu nie będziemy, bo pilnować 
powinniśmy tylko działań Kościuszki. 

Obydwie dywizye, Bracławska i Kijowska, które przez 
^imę zostawały pod jego komendą, liczyły tylko 1 7.086 
głów. Oddał je wraz z pieniędzmi i papierami księciu Jó- 
-zefowi Poniatowskiemu, po powrocie jego z Warszawy d. 1 3 
maja; pojechał do swojej brygady, liczącej tylko 3097 głów, 
a. rozkwaterowanej po wsiach na pograniczu wołyńsko-kijow- 
skiem. Przysłano mu rozkazy względem zebrania jej do je- 
dnego obozu zaledwo 17 i 18 maja, a pieniądze potrzebne, 
300 dukatów, przywiózł mu oficer 21 maja. Kościuszko po- 
jechał do Żytomierza dla umówienia się z urzędnikami Ko- 
misyi Cywilno- Wojskowej, dokąd mają wysyłać żywność dla 
ludzi i koni, wysłał dwuch najrozsądniejszych swoich ofice- 
rów, porucznika Kniaziewicza i podporucznika Fiszera, na 
oglądanie dogodnych miejscowości i gdy wrócili do niego 
z raportem, kazał 2 2 maja wytykać obóz w Klinie między 
rzeczkami Kicanką i Hujwą, o 2 mile od Berdyczowa. Ale 
zabrakło już czasu, bo tegoż dnia o godzinie i-ej po południu 
Rosyanie w największej cichości, zwinąwszy w momencie 
obóz przed Wasilkowem, odbili rogatkę graniczną przy wsi 
Motowidłówce i wysłali na stronę polską majora z tręba- 
czem. Rotmistrz Żychliński od pułku 5 -go, widząc to, ufor- 
mował swoich 50 ludzi przed rogatką i wysłał naprzeciwko 
nim swojego trębacza, pytając śię: co za wojsko i za czyjem 
przyzwoleniem wkracza? Na co major rosyjski oddał ma- 
nifest, od Bułhakowa podpisany, a Żychliński, przeczytaw- 
szy, usunął się ze swoją komendą i ruszył do Białocerkwi. 
Kościuszko otrzymał o tem raport od półkownika Piotrów- 



86 

skiego o 7-ej rano d. 23 maja i zaraz wysłał gońca 
Poniatowskiego. 

Miał takich doniesień książę Józef po kilka cociziennie 
od wszystkich swoich komend, które od granicy uchodzić 
musiały ze stratami przed nawałą nieprzyjaciela. Zrozumiał, 
że podzielonemi siłami walczyć nie można: więc kazał 
wszystkim jenerałom -majorom iść na spotkanie z nim sa- 
mym. Nie przyjął wszakże rady, nadesłanej przez Koś- 
ciuszkę, że „trzebaby nam jedną najprzód zbić kolumnę 
nieprzyjacielską, nim się wszystkie złączą." Odpow^iedział, 
źe nie ma jeszcze dość wojsk odwodowych i dla tego teraz 
nacierania przedsięwziąć nie może. 

Kościuszko zebrał całą swoją brygadę wieczorem 25 
maja pod Pohreby szczam i, ale, dowiedziawszy się, że ten 
rosyjski korpus Lewanidowa składa się z 12-tu tysięcy lu- 
dzi i że od południa nadchodzi drugi korpus Derfeldena, 
ruszył zaraz dalej. Maszerował całą noc i cały dzień. Da- 
wał wypoczynek trzy razy i dla tego „marudnych nie miał."' 
Wysłani przodem Kniaziewicz i Fiszer wytknęli zawczasu 
obóz pod Przyłuką, ale zatrzymać się i tu nie było można, 
ponieważ przybiegł goniec od księcia Józefa z rozkazem 
dalszego marszu. Pod Ulanowem nastąpiło nareszcie połącze- 
nie wszystkich sił i wojsko wypoczywało przez cały dzień 28 
maja, a potem doszło do Lubaru, gdzie obozowało na rozle- 
głej równinie przez dwa tygodnie (patrz na mapie Polski). 

Książę Józef Poniatowski był młodym, 29-letnim, pię- 
knym, odważnym i szlachetnym człowiekiem, ale dużo mu 
brakow^ało, żeby dobrym być wodzem. Służąc poprzednia 
w armii austryackiej, widział początek wojny tureckiej nie- 
szczęśliwy i przy pierwszym szturmie do twierdzy nadgra- 
nicznej Sabaczu, d. 24 kwietnia 1788 r., otrzymał tak cię- 
żką ranę w udo, że musiał długo leżeć w szpitalu. W na- 
.-grodę okazanej waleczności dostał od cesarza Józefa II ran- 
gę półkownika, ale całego pólku nie miał pod swoją ko- ^ 



87 

inendą, kiedy na wezwanie Stryja swego, Stanisława Au- 
gusta, przeniósł się do wojska polskiego i odrazu miano- 
wany został jenerałem. Teraz wypadło mu potykać się. 
z prawdziwymi i doświadczeńszymi jenerałami armii rosyj- 
skiej, którzy o cztery lata dłużej od niego wojowali z Tur- 
kami i zYiycięźali, którzy mieli przepisany plan i cel obro- 
tów wojennych, którzy prowadzili półki dobrze uporządko- 
wane i zwycięstwami upojone. Marnując czas pod Luba- 
rem, pisał książę Józef otwarcie do króla: „Dokąd się obró- 
cić? Nie wiem". Król jeszcze bardziej nie w^iedział. Mo- 
źnaby, zdaje się, pytać o zdanie i słuchać rad Kościuszki, 
ale książę Józef był za wielkim panem, żeby się poufalić 
z drobnym szlachcicem, a miał milszego przyjaciela, współ- 
towarzysza ze służby austryackiej, Michała Wielhorskiego. 
Dostrzegł on wreszcie, że wódz rosyjski chce obejść 
go z dwuch stron i odciąć od miasta Połonnego, w któ- 
rem przygotowane były ogromne magazyny żywności i obro- 
ków; więc pośpiesznie zwinął obozy i cofać się zaczął. Prze- 
szedł pomyślnie dzięki Kościuszce, który zabawił Lewani- 
dową pod Czartoryją zręcznymi manewrami. Ale tabor, 
idący pod osłoną brygady Wielhorskiego, napadnięty przez 
trzech jenerałów rosyjskich w przejściu przez bagno pod 
Boruszkowcami, stracił 7 armat, kasę półku 13 -go piecho- 
ty, 200 żołnierzy szeregowych i 9 oficerów zabitych (15 
czerwca). Po uciążliwym i długim marszu weszło już ra- 
zem wojsko polskie do Połonnego, ale nie mogło tu pozo- 
stać, ponieważ rozpoczęte a nie wykończone roboty forteczne 
nie dawały mu osłony. Książę Józef nakazał dalszą rejte- 
radę, nie zdążywszy wywieźć żywności z magazynów. Ko- 
ściuszko z komendą swoją, powiększoną do 5,000 ludzi, 
szedł zwykle z tyłu, zawsze gotów odpierać następującego 
nieprzyjaciela. Zaszła pomyślniejsza dla Polaków bitiva pod 
Zieleńcami (18 czerwca). Usłyszawszy strzały armatnie 
Kościuszko ,,czynił największy pośpiech", . ale zbliżył się do 



90 

pola bitwy, kiedy rosyjski jenerał Morkow już uchodził 
Wziąć go do niewoli nie udało się, ponieważ nie podobna] 
było przejść przez błoto po groblach, ostrzeliwanych przez 
jego 1 6 armat.' Poniatowski zaś nie ścigał, lecz o godzinie 
6-ej wieczorem ruszył w przeciw^ną stronę, pod Zasław, 
gdzie połączył się z jenerałem lejtenantem księciem Lubo- 
mirskim Michałem, mającym pod swymi rozkazami ci^rwi- 
zyę wołyńską 4,635. głów liczącą. Zwiększone wojsko pol- 
skie wypoczęło, potem zajęło dobrą pozycyę pod Ostro- 
giem. Tu Poniatowski ozdobił piersi Kościuszki, Wielhor- 
skiego, Mokronowskiego, podpółkowników Grochowski eg^o 
i Haumana, tudzież majora Łaźnińskiego orderami Walecz- 
* ności Wojskowej (Virtuti Mili tar i), nadesłanymi od 
Króla. 

Byłto order nowy, w kształcie krzyża pięknie wyro- 
biony podług wzoru, obmyślonego przez samego Stanisła- 
wa Augusta, ale też był jedyną i ostatnią pamiątką jeg-o 
wojennych pomysłów. Daremnie bowiem oczekiwało wojsko 
przybycia jego do obozu; daremnie wyznaczeni przez Ko- 
misyę Wojskową oficerow^ie werbowali nowe półki i bata- 
liony ochotników; daremnie zbierała się szlachta w kilku 
województwach, żeby gotować pospolite ruszenie; daremnie 
mieszczanie warszawscy chodzili na wartę, żeby zastąpić 
żołnierzy potrzebnych do służby polowej: tchórzliwy i roz- 
pieszczony Stanisław August napisał 22 czerwca list do im- 
peratorowej Katarzyny, a do księcia Józefa wysłał rozkaz 
układania się z wodzem rosyjskim Kachowskim o zawie- 
szenie broni na miesiąc, to jest do czasu ^otrzymania odpo- 
wiedzi od imperatorowej. 

Ale Kachowskij odmówił układów i przyszedł pod m. 
Ostróg, żeby natrzeć na niego 25 czerwca wieczorem. 
Opanował dwa mosty, lecz trzeciego zdobyć nie mógł, po- 
nieważ artylerya polska silnie prażyła i zmiatała jego pie- 
chotę. Nazajutrz tedy urządzał silne baterye z 54 armat 



91 

i sz3^kował wojska swoje do obejścia linii polskiej z boku^ 
IKsiąźę Józet w^ytrzymał do godziny 12 -tej w nocy; potem 
-Zgromadził wszystkich jenerałów na radę wojenną, która, 
zdecydowała retyradę z powodu braku ładunków do armat: 
i żywności dla ludzi. O 2-ej zrana 27 czerwca wojsko ru- 
szyło drogą na Dubno. Kościuszko nie miał udziału anŁ« 
w potyczkach, ani w radzie w^ojennej, ponieważ był posta-^ 
wiony o milę od Ostroga, pod Korowcem, i złączył się 
z księciem Józefem już w marszu. On nie doznawał nie- 
dostatku, owszem zapewniał, że „wsie naokoło były napeł-^ 
nione chlebem, mąką, sianem i owsem". Szedł teraz w stras- 
zy przedniej, potem znów z tyłu, odpierając nieprzyjaciela,. 
Książę Józef zaświadczył w raporcie z dnia 29 czerwca, że 
„ten jenerał był bardzo użyteczny nietylko przez swoje 
męstwo, ale i przez szczególną roztropność". 

Pod Dubnem zatrzymało się wojsko przez kilka dni' 
dla zaopatrzenia się w proch, kule, sukno i żywność, ale 
magazyny były ile urządzone i podwód brakowało: wi^c 
niewiele zdołano wywieźć. Nie czekając na Rosyan, ksią- 
żę Józef zarządził maszerow^anie do rzeki Buga, która miała 
stać się główną linią obronną, ponieważ rozłożyło się na 
lewym jej brzegu wojsko litewskie 13,500 głów pod ko- 
mendą Michała Zabiełły i zbliżyła się ku niemu wysłana z pod 
Warszawy dywizya jenerał-lejtenanta Byszewskiego, licząca 
prawie 6 tysięcy (5824) ludzi. 

Przejście przez most pod Bindugą odbyło się dnia 

8-go lipca pomyślnie — znowu dzięki zarządzeniom Ko- 
ściuszki, 

Nie pochwalał on planu ułożonego w ten sposób, że 
wojsko koronne miało rozciągnąć się od Dubienki aż do- 
Opalina dla zetknięcia się z wojskiem litewskim. „Ośm mil 
bronić rzeki wszędzie przechodniej dla małej wody była 
rzecz niepodobna 15-tu tysiącami ludzi do boju (gotowy- 
, mi) przeciw wojsku więcej jak 40,000 liczącemu". Ale nie 



S2 

powinno było podpadać żadnej wątpliwości to, że najsilniej' 
uderzy nieprzyjaciel na dywizyę Kościuszki, żeby zaj^ć tył 
-armii polskiej i ogarnąć ją w koło. Trzeba było \v tera 
miejscu, pod Dubienką (patrz na mapie N-r 8, str. 88 i 8g) 
największą część wojska skupić, a inne półki ustawiać 
Av odległości niewielkiej, iżby mogły pośpieszyć na pomoc. 
Książę Józef uwag tych nie usłuchał i swoją główną kwa- 
terę założył w Swirżu o półtrzeciej mili od Dubienki, po- 
-siłków nie przygotował i nie powiększył dywizyi Kości u- 
--szki, która liczyła już mało co ponad 4 tysiące, a daleko 
tiie dociągała do 5-ciu tysięcy żołnierza. Polecił mu 
AYSzakże pilnować przeprawy, spaliwszy znajdujący się 
tam most na Bugu i zarządziwszy usypanie kilku szariców 
ma brzegu. 

Rzeczywiście Kachowskij skierował dwa największe 
:swe korpusy na Dubienkę, a dalszemi drogami wysłał Xor- 
tnasowa na Dorohusk i Lewanidowa przez Polesie na 
Opalin. 

Kościuszko, zbadawszy gruntownie położenie miejsca, 
Tiznał niemożliwość przeszkadzania przeprawie, poniewai' 
AV przypadku cofania się miałby jedną tylko groblę do 
przejścia, którą nieprzyjaciel mógł strychować z wystawio- 
nych na swoim brzegu armat. Obrał więc pozycyę o pół mili 
AYStecz między wsią Uchanką i granicą austryack^, umo- 
cnił ją bateryami i fleszami, czyli szańcami, zatoczył szczu- 
płą swą artyleryę (2 działa 1 2-funtowe, 6 dział ó-funtowych 
i 2 haubice), ustawił umiejętnie swoje 4 tysiące głów we 
<iwie linie i nie ruszył się z placu, gdy Kachowskij prze- 
prawiał się w dwu miejscach pod Kładniowem, o pół-mili 
powyżej Dubienki, z „wielkiem hukiem armat", d. 1 7 lipca. 
Dopiero nazajutrz, 18 lipca o godzinie 5 po południu, ba- 
terye polskie rozpoczęły żwawą strzelaninę przeciwko zbli* 
:źającym się kolumnom Sałtykow^ i Pustowałowa; ale nie- 
przyjaciel wystawił wkrótce trzy potężniejsze baterye: o ^0, 



95 

o 12, o 24 działach polowych (razem 56) i poparł natarcier 
batalionów całymi półkami. Wyprowadził cały korpus^ 
jener^ła-lejtenanta Dunina i połowę korpusu jenerała-łejte- 
nanta Kutuzowa, występujące w sile 19,000 żołnierza. Ko- 
ściuszko zauważył, że konnica rosyjska przedziera się przer 
las austryacki, a zatem zagraża mu oskrzydleniem. Po- 
siłków nie otrzymał od księcia Józefa: więc kazał wywo- 
zić działa swoje z bateryi. W teni na czele półku Eli- 
zawetgradzkiego strzelców konnych wypadł z lasu walecz- 
ny półkownik Palembach: szarżował trzy razy i padł za- 
bity. Jegry wdzierali się na trzy rozbrojone szańce, lec^ 
rozproszył ich szarżą jazdy brygadyer Wielowiejski. Ten- 
odznaczył się nietylko walecznością, ale i przezornością^. 
\>o jego kawalerzyści mieli przy siodłach postronki, więc 
podprzęgli swoje konie na miejsce postrzelanych artylerycz- 
nych i uratowali działa, oprócz jednej haubicy zepsu^ 
tej i dwuch armat w błocie zagrzęzłych. Zhańbiła się 
ucieczką tylko kawalerya narodowa Biernackiego, która na- 
wet wcale udziału w bitwie nie miała; świetnie zaś popisał 
się Kniaziewicz ze swoim batalionem Fizylierów, uformo- 
wanym w czworogran, bo na przestrzeni wiorst 12 -tu aż: 
do wsi Roztoki osłaniał odwrót, odpierając ponawiane pa 
kilkakroć natarcia. 

Książę Poniatowski cofnął się przed mniejszą, 9-ty-r 
sieczną Siłą Tormasowa (połową korpusu Kutuzowa) i od- 
wołał dywizyę Wielhorskiego z drogi, do której zmierzał 
Lewanidow. Plan obrony Bugu był tedy zupełnie chybio- 
ny. Połączenie ustępujących oddziałów nastąpiło dopiera 
w Piaskach pod Lublinem (nie dochodząc 3 mile do tego 
miasta). 

Kachowskij przeniósł swój namiot pod wieś Uchankę^ 
żeby nocować na zdobytej pozycyi i rozpisywał się szeroka 
o zwycięztwie swojem. 
ł Mimo to rozniosło się natychmiast imię Kościuszki 



1)4 

w kraju i za granicą jako dzielnego, umiejętnego, wladają- 
•cego eercami żołnierzy jenerała. O zaciętości boju świad- 
czyła ogromna liczba poległych, 900 ludzi, a więc piąta 
część, przy małej liczbie jeńca (91 ludzi wedle lachow- 
skiego). Odwrót porządnie wykonany, bez zamieszania 
i strat, przy tak wielkiej różnicy sił bojowych, zaćmiewał 
sławę zwycięzcy. Stanisław August chlubił się „naszym 
wyśmienitym Kościuszką", awansował go na jenerał-lejte- 
tan^a i dał mu szefostwo półku 4 -go Buławy Polnej. Dla 
ubogiego dziedzica Siechnowicz 40.000 złł. rocznej płacy 
równało się wygranej wielkiego losu; pamiętnym móg-ł się 
stać dla niego dzień 6 sierpnia, kiedy mu wyliczono odra- 
zu one płace za kwartał czerwcowy 13.796 razem z pie- 
niędzmi stołowemi i furażowemi na 26 koni. 

Atoli jedną tylko tę ratę pobrał Kościuszko, bo na- 
stępnych wyrzekł się dobrowolnie pod wrażeniem bolesnych 
dla jego serca wypadków. 

Grdy połączone znów trzy dywizye armii koronnej 
obozowały w pobliżu Puław, oczekując na ukończenie mo- 
stu, żeby przejść za Wisłę, gruchnęła wieść, że król Sta- 
nisław August zakończył wojnę i przystąpił do konfedera- 
tów Targowickich, którzy, jadąc z tyłu za wojskami rosyj- 
skiemi, ustanawiali sw^oich urzędników, a zakazywali posłu- 
szeństwa rządowi z dnia Trzeciego Maja. Poruszył się cały 
obóz. Oficerowie zaniepokojeni, oburzeni, zbiegli się tłumnie 
do wodza swojego i zaklinali go, aby dalej wojował, oai 
zaś jemu tylko posłuszni będą. Książę Józef oburzył się 
również i natychmiast napisał „wspólnie z towarzyszami'* 
raport do swego stryja z przestrogą, że ^.podłość zniżenia 
się aż do zdrajców ojczyzny byłaby grobem naszym". Z ra- 
portem tym wyprawił do Warszawy przyjaciół swoich, je- 
nerała Wielhorskiego i brygadyera Mokronoskiego, żeby 
starali się odwieść króla od hańby, grożąc buntem wojska. 
W drodze atoli rozminął się z nimi goniec, wiozący po- 



95 

:wier<izenie okropnej wieści i rozkaz natychmiastowego za- 
niechania kroków wojennych. Bo spodlony do szpiku ko- 
ści ten nieszczęsny i niegodny ostatni król polski, otrzy- 
mawszy d. 23 lipca odpowiedz od imperatorowej Katarzy- 
ny taką, jakiej spodziewać się należało, zawiadomił zaraz 
posła jej Bułhakowa, że do Konfederacyi Targowickiej 
przystąpi, i zapytywał nawet, czy się podobają słowa, w ja- 
kich to przystąpienie swoje (czyli akces) wyrazić na piśmie 
zamierza. Nazajutrz zebrał ministrów, marszałków sejmo- 
wych i dwuch braci swoich na radę; nakłamał przód nimi, 
że niema pieniędzy i prochu i że idą na Polaków wojska 
pruskie, wmawiał, że ocali kraj uległością względem żądań 
imperatorowej: tym sposobem uzyskał większość 8 głosów 
przeciw 4-em, zezwalającą na akces czyli przystąpienie. 
Więc podpisał niezwłocznie 24 lipca. Wielhorski i Mo- 
kronoski przybyli po tem wszyStkiem i nic wskórać nie 
mogli. Dowiedzieli . się tylko, że marszałkowie sejmowi 
i niektórzy ministrowie, co głosowali z większością, wyje- 
chali z Warszawy, opuszczając kraj i dążąc za granicę. 
Stanisław August obełgiwał też Wielhorskiego, i Mokrono- 
skiego w najczulszych wyrazach, ze Szlochaniem, zaklinał 
ich z padaniem na kolana, aby .uśmierzyli wojsko, a księ- 
ciu Józefowi, którego nazywał kochanym Pepi, przypominał 
i obiecywał swoje dobrodziejstwa, zapowiadał, że nie prze- 
żyje niewdzięczności jego. 

Uśmierzył też wojsko książę Józef, nie śmiąc prowa- 
dzić vvojny na własną odpowiedzialność, wbrew woli króla, 
a bez rozkazu od sejmu lub chociażby od marszałków 
sejmowych, ale razem z 220 oficerami wysłał prośbę o dy- 
misyę, czyli uwolnienie ze służby. Wówczas też Kościusz- 
ko podyktował i podpisał następującą „notę" do Najjaśniej- 
szego Pana: „Gdy zmiana okoliczności krajowych byłaby 
przeciwną pierwiastkowej mojej przysiędze i wewnętrznemu 
I przekonaniu, mam honor przeto upraszać Waszą Królewską 



96 

Mość o łaskawe podpisanie mi dymisyi. Dan w obozie 
pod Sieciechowem d. 30 Julii 1792". 

Wojsko koronne znajdowało się już na drugim brzegfii 
Wisły, przeszedłszy po moście, ustawionym przez półko- 
wnika inżenieryi Sierakowskiego pod Puław^ami. Kościusz- 
ko bywał w owych dniach u księstwa Czartoryskich, którzy 
go przyjmowali serdecznie. Gdy następnie przyjechał do 
Warszawy, przyjął jeszcze od króla przepisy o rozesłaniu 
wojsk na kwatery, jeździł do Koziennic (8 i 9 sierpnia) 
i do Radomia (12 sierpnia) dla wydania odpowiednich za- 
rządzeń, wezwał Wielowiejskiego do objęcia komendy, po- 
czem przesłał prośbę o urlop na 6 miesięcy i powrócił do 
Warszawy. Tu ze zmartwienia zachorował na żółtaczkę. 
Mieszkał w pałacu Błękitnym Czartoryskich. Obawiając się, 
aby chociaż ubocznie nie przyłożyć się do nieszczęścia kra- 
jow^ego", przyglądał się uważnie czynności nowego rządu: 
ale przekonał się, że nic dobrego dla kraju spodziewać się 
nie można: więc postanowił ostatecznie wziąć dymisyę i wy- 
jechać za granicę. 

Napisał wówczas do Czartoryskiej: „Niech księżna 
będzie przekonaną o mojem sercu, umyśle, obywatelstwie^ 
o przywiązaniu i wdzięczności dla niej. Wierny byłem 
Ojczyźnie, biłem się za nią i sto razy (na) śmierć bym po- 
świecił (się) dla niej. już, zdaje się, koniec usług moicK 
dla niej przychodzi: może ta sukienka (mundur wojskowy), 
którą noszę, cechą hańby będzie. Zrzucę zawczasu j^ 
i pałasz złożę w grobie do dalszych czasów pomyślniej- "^ 
szych, a sam, utyskując na los, schronię się od świata 
złośliwego i niecnothwego". 

Odesłał do Estkowej swoje konie, rzeczy i papiery,, 
przypuszczając, że może zimą powrócić, albo prędzej; 
w miesiąc potem, wyzdrowiawszy już, czułym listem po- 
żegnał kochaną siostrę Annę, gospodynię swoją Zuzannę 
i Faustyna, gospodarującego w Siechnowiczach, wszystkie 



97 

zaś swoje rachunki załatwił zrzeczeniem się dziedzictwa 
Siechnowicz na rzecz Estkowej i jej synów „pod warunkiem 
jednak: aby Zuzannę i Faustyna aż do śmierci z wygodą 
zachować, ażeby gospodarze w całej wsi z każdego domu 
nie robili więcej jak tylko dwa dni męzkiej pańszczyzny, 
zaś kobiecej wcale nie. Żeby w inszym kraju, gdzieby 
mógł rząd zabezpieczyć wolę moją, zapewniebym wolnym 
ich uczynił, ale w tym potrzeba to zrobić, co można pe- 
wnie, ażeby można ulżyć ludzkości cokolwiek... Kłaniam 
i Stanisławowi, twemu synowi; niech dzieciom dobrą da 
,edukacyę republikancką z cnotami sprawiedliwości, uczci- 
wości i honoru". 

Wyjechał 20 października, mając około i.ooo duka- 
tów całego fundusza O tyle jednak był teraz bogatszym, 
wjiiż przed 8-u laty, że zyskał sławę w bojach nabytą i wiel- 
Iki szacunek u ludzi wszystkich stronnictw i stanowisk, za- 
' równo w pańskich pałacach, jak w chłopskiej chacie i w żoł- 
nierskim namiocie, zarówno Ignacego, jak Szczęsnego Po- 
Ntockich. Doszła go też wiadomość, że w Paryżu Zgroma- 
[ dżenie Prawodawcze, czyli sejm francuski, uchwałą z d. 26 
sierpnia 1792, nadało mu „tytuł obywatela Francyi". 



ROZDZIAŁ 8-my. 



Trzecia wędrówka za granicą. 

Po wyjeździe z Warszawy Kościuszko spędził jesz- 
cze parę miesięcy w Galicyi, a więc na ziemi polskiej, cho- 
ciaż zabranej przez Austryaków, wśród serc życzliwych: 
w Sieniawie, Lwowie i Zamościu. 

•W dniu imienin jego, 28 października, księżna Czar- 

Kościuszko. 7 






^ -^^ 

98 

toryska urządziła mu wzruszające powinszowanie: kazała 
przywieźć gałęzi z dębów, sadzonycłi ręką króla Jana III 
w Wysocku; córki: Marya księżna Wirtemberska i Zofia, 
późniejsza Zamoyska, podały mu wieniec razem z jakimiś 
„wierszami"; przy obiedzie wszystkie damy były ubrane 
w bieli i wstążkach błękitnych z czarnem; potea^ wszyscy 
się wzięli za ręce i śpiewali drugie wiersze, Morskiego. 

Z Sieniawy księżna urządziła wycieczkę do Lwowa, do 
której należeli: Kościuszko, pani Mierowa, Rzewuski i Szy- 
manowski, Przedstawiał się Kościuszko Austryakom: g*u- 
bernatorowi, hrabiemu Brigido, i komenderującemu jene- 
rałowi (Wurmserowi?) i odwiedzał wiele polskich domów, 
ale przedewszystkiem Kossakowską z Potockich, kasztela- 
nową kamieńską, która chciała mu darować na przyszły 
Ś-ty Jan dobra, przynoszące rocznie 20.000 złł. intraty. Pi- 
\ sano o tern w dziennikach. Kościuszko nie przyjął tego I 

daru. Skończyło się na tem, że Kossakowska dała mu las- ' 
kę na pamiątkę: Inni panowie zapraszali go na uczty dla 
okazania swego szacunku. J 

Nie podobało się to policyi austryackiej, a jeszcze 
bardziej chodzenie tłumów za nim, jak tylko pokazał się na^ 
ulicy. Jako człowiek skromny on sam chciał uniknąć ta- 
kich objawów^ czci dla sw^ej osoby: więc 17 listopada wy 
jechał do Zamościa. 

Mieszkała tam wdowa po zmarłym niedawno zacnym 
kanclerzu Jędrzeju Zamoyskim, hrabina Konstancya z książąt 
I Czartoryskich; przyjęła go ona z serdeczną życzliwością, a sy- 

nowie, Aleksander i Stanisław, oraz córka Anna, późniejsza 
księżna Aleksandrowa Sapieżyna, powzięli^ gorące uwielbienie 
dla „jenerała filozofa", który ,jSłużył sprawie ludzkości uci- 
śnionej'', pociągał wszystkich ku sobie skromnością i pro- 
stotą, ukrywając głębokie swoje wiadomości, a znał „jedną 
tylko namiętność": — miłość Ojczyzny. Nieraz odzywał się 
z ubolewaniem: „Czemuż Bóstwo nie pozwoliło ^ człowiekowi 



99 

umierać za Ojczyznę dwa razy?" Ale ten miły pobyt w Za- 
mościu trwał tylko przez jeden tydzień, albowiem 5 grudnia 
przyszedł rozkaz od komenderującego w Galicji jenerała 
Wurmsera, że Kościuszko ma opuścić kraje cesarskie w cią- 
j^u 24-ch godzin pod dozorem oficera. Napisał też zaraz: 

„Jutro wyjeżdżam z Zamościa, utrącając łaskawą gospo- 
dynię (kanclerzy nę) i kompanię miłą.'* .,Udetermino wałem 
sie jechać za granicę... do Lipska, a stamtąd nie wiem gdzie? 
ISIoże do Anglii... Żal mi rzucić kochaną Polskę, przyja- 
ciół i (tyle) serc dla mnie łaskawych". 

Wjechawszy w kraj polski, musiał wystrzegać się spo- 
tkania z oddziałami wojska rosyjskiego, ponieważ otrzymał 
ostrzeżenie życzliwe, że mają rozkaz schwytać go. Przybył 
jednak pomyślnie do Krakowa, bawił tu dni kilka, pisał do 
księżny Czartoryskiej 12 -go i 13 -go grudnia pod przybra- 
nem nazwiskiem „T. Bieda"; ostatnią noc spędził bezsennie 
^1 na smutnych rozmyślaniach: więc ze zbolałem sercem pusz- 
ta czał się znów, po raz trzeci, na wędrówkę po obcych kra- 
jach. W dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia 1792 r. 
przyjechał do Lipska. 



■1 



'\ 



W Lipsku i Dreźnie, miastach niemieckich, saskich, na- 
leżących do Fryderyka Augusta, któremu Sejm Wielki, 
ofiarował koronę polską (obacz ^str. 79), zamieszkali Igna- 
cy Potocki, Hugo Kołłątaj, twórcy Ustawy Rządowej Trze- 
ciego Maja, i wiele innych osób, które tej Ustawy broniły, 
a po 24- m lipca wyjechały z Polski, żeby uchronić się od 
zemsty imperatorowej Katarzyny i konfederatów Targowi- 
czan. Tu nadchodziły częste a coraz okropniejsze wiado- 
mości o niszczeniu wojska narodowego, skarbu, czasopism 
najlepszych i o prześladowaniach rozmaitych, nakazywanych 
przez Szczęsnego Potockiego, Ksawerego Branickiego, Szy- 



& 



100 



1 



mona Kossakowskiego, o panowaniu jenerałów rosyjskich, 
o gotującym się powtórnym podziale Polski między Ro- 
syan i Prusaków. Z drugiej zaś strony, od Zachodu, 
z Francyi, dowiadywali się wychodźcy polscy o Rewolucyi 
czyli o przewrocie dawnych jej urządzeń, o wtrąceniu króla 
francuskiego Ludwika Szesnastego z żoną, dzieómi i siostrą 
do więzienia, o wojnie, wydanej przez cesarza austryackie- 
go i przez króla pruskiego w obronie owych więiniów 
i o porażkach,' zadanych im przez Francuzów. Dnia 21 
września 1792 sejm francuski, zwany Konwencyą Narodo- 
wą, zniósł całkiem tron odwieczny królów swoich i ustano- 
wił Rzeczpospolitą bezkrólewską, a d. 6 listopada wódz na- 
czelny jej wojsk Dumouriez (wymawiaj: Diumuriee) pobił 
Austryaków, wkroczył do ich kraju niderlandzkiego, zwa- 
nego też Belgią, i zajmował miasta jedno po drugiem, za- 
powiadając mieszkańcom, że Francuzi są ich przyjaciółmi 
braćmi, że ich wyzwalają z pod panowania cesarskiego, że 
pragną widzieć wolnym cały naród belgijski. Bo też sejm 
francuski poprzedni (zwany Zgromadzeniem Prawodawczem) 
ogłosił uchwałą z d. 26 sierpnia braterstwo wszystkich lu- 
dów, lecz królom ogłaszał wojnę, jako ciemięzcom i wro- 
gom wolności. 

Imperatorowa Katarzyna znienawidziła za to Francyę. 
Ponieważ w Warszawie przebywał poseł francuski: więc ka- 
zała Targowiczanom, żeby go wypędzili. Jakoż 1 1 pai- 
dziemika 1792 poseł ten (Descorches, wymawiaj: Dekorsz) 
musiał, wyjechać ze swymi urzędnikami i służbą. Rozgnie- 
wany, oburzony obrócił drogę swoją na Lipsk, rozmówił - 
się tam z Ignacym Potockim i Kołłątajem, zapewnił, że 
rząd francuski nie uzna Konfederacyi Targowickiej i po 
przyjeździe do Paryża namówił ministra do rozpoczęcia 
z nimi układów o pomoc wzajemną. Naradzali się oni 
właśnie: kogo i z czem wyprawić na te układy, kiedy przy- 
jechał Kościuszko. Ten chętnie podjął się poselstwa, spo- 



101 

d ziewając się, że dobrze będzie przyjęty, gdy sejm francuski 
niedawno nadał mu godność obywatela honorowego. Wy- 
jechał tedy z Lipska w połowie stycznia 1793 i stan^ 
w Paryxu w połowie lutego z pismem zapęwniającem, że Po- 
lacy powstaną i wojnę rozpoczną na nowo, jeżeli Francya 
pożyczy im 30 milionów złotych na zastaw dóbr królew- 
skich i jeżeli poduszczy przeciwko Rosyanom sąsiadów ich 
Szwedów i Turków. 

Tymczasem w Pazyźu Konwencya Narodowa (czyli 
sejm) osądziła swego byłego króla Ludwika na karę śmier- 
ci i dnia 21 stycznia 1793 r. odbyła się okropna egzeku- 
cya na placu przed ogrodem pałacowym: przy huku bę- 
bnów, kaci przywiązali dostojnego skazańca do deski, a cię- 
żkie i ostre żelazo, osadzone między dwoma wysokiemi słu- 
pami, spadając szybko za pociągnięciem sznura, zwane gi- 
lotyną, ucięło mu głowę. Widziały to tłum)'' ludu i sze- 
regi wojska, ustawione przy wylotach wszystkich ulic. 

Gdy opowiadania i opisy rozniosły się po Fraftcyi i po 
krajach zagranicznych, wybuchło oburzenie na „królobój- 
ców". Monarchowie jeden po drugim przysyłali wypowie- 
dzenie wojny; w kilku miastach i wielu wsiach francuskich 
wypowiadano posłuszeństwo Konwencyi Narodowej i ogła- 
szano królem 8-letniego królewicza Ludwika Siedemnaste- 
go; jenerał Dumouriez zaczął zmawiać się z Austryakami, 
żeby Konwćncyę rozpędzie, ale ogłoszony zdrajcą i zagro- 
żony wystrzałami od własnych żołnierzy, uciekł za granicę; 
w samej Konwencyi rozźarli się straszną nienawiścią posło- 
wie, zasiadający na górnych ławkach i dla tego zwani Górą, 
do umiarkowańszych Żyrondystów, którzy pragnęli brater- 
''twa ludów a potępiali gwałt i morderstwo. 

Kościuszko trafił na taki straszny czas powszechnego 
•Yzburzenia, wpadł niby do kotła z ukropem. Francuzi 
myśleli już wszyscy nie o wyzwoleniu innych ludów, lecz 
o własnym ratunku, o zwyciężaniu t}'lu nieprzyjaciół. Zna- 



102 

czniejsi z Źyrondystów, gdy im przedstawiano Kościuszkę, 
żądali, żeby on wstąpił do wojska francuskiego; potem ga- 
dali o sprzymierzeniu Turków i Szwedów z Polakami, ale 
zrobić tego nie mogli; milionów nie pożyczyli, a 2 czerwca 
zostali wtrąceni do więzienia przez Górnych swoich wrog^ów, 
którzy potrafili sprowadzić pod salę Konwencyi tysiąc hoły- 
szów, uzbrojonych pikami, flintami, armatami i wygrażają- 
cych zuchwale śmiercią całemu sejmowi, jeśli nie wyda oskar- 
żonych. Uwięziony został i ów minister (Lebrun), który żą- 
dał od Polaków poselstwa. Domyśleć się łatwo było, że na 
uwięzionych gotują się wyroki śmierci; więc młoda dzie- 
wczyna Karolina Corday (czytaj: Kordee), czując w sercu po- 
litowanie dla nich, zabiła podszczuwacza i przywódcę owych 
tłumów, Marata. Wtedy znów Górni rozsrożyli się jeszcze 
bardziej i wybrali do rządów takich ludzi, którzy chcieli po- 
konywać wszystkich przeciw^ników grozą czyli terrorem, to 
jest: ucinaniem głowy gilotyną każdemu oskarżonemu albo 
podejrzanemu o zdradę i bunt, rozstrzeliwaniem całych gro- 
mad w zbuntowanych miastach i wsiach, burzeniem domów 
i wiosek, niszczeniem zbóż na polach, wypędzaniem star- 
ców, kobiet i dzieci ze swych okolic i tym podobnemi okro- 
pnościami. 

Cóż mógł uzyskać dla Polski Kościuszko wśród takie- 
go zamętu? Kiedy Źyrondyści obiecywali, że Turcya uła- 
twi wychodźcom polskim zbieranie się do kupy i przedo- 
stanie się do rzeki Dniestru, oświadczył, że chętnie popro- 
wadzi chociażby mały oddział żołnierzy do Polski; ależ 
obietnice te obróciły się w niwecz. Z szaleńcami Górnymi 
nie chciał ani gadać, ani widzieć się, bo terror ich budził 
odrazę w jego dobrem, litościwem i miłującem sercu. Więc 
rozpamiętywał wszystkie niepowodzenia i błędy, pisząc pa- 
miętnik nieszczęśliwej wojny Polaków z Rosyanami z roku 
zeszłego, umocnił się w przekonaniu, że w ostatniej chwili 
„były jeszcze sposoby zbicia wojska rosyjskiego'' i pocieszał 






103 

się nadzieją, że te się znajdą w przyszłości. Zaprowadzi^ 
go Mostowski do sławnego rysownika portretów i sztychał^ 
rza Chrótien: Kościuszko, zamawiając u niego swój portret- 
kazał 01 dołu wypisać modlitewkę do Pana Boga taką: 
' „Pozwól raz jeszcze bić się za Ojczyznę/' Potem, d. i 7 
maja, taki portret na białym papierze odbity, wysłał do 
ordynatorowej Zamoyskiej przy liście i w kopercie zapie- 
czętowanej nie zwykłą jego łierbową pieczęcią, ale nową, 
umyślnie wyrżniętą; przedstawia ta pieczęć kobietę wyso- 
ką, pochyloną i opartą na kotwicy okrętowej, to znaczy, że 
Polska żyje nadzieją. 

Przebywał w Paryżu dłużej, niż zamierzał, jeszcze przez 
lipiec, wyczekując pomyślniejszych okoliczności, ale widział 
wzrastający z dniem każdym terroryzm; więc nareszcie wy- 
jechał oburzony. Otrzymał ostrzeżenie, że niebezpiecznieby 
było jechać do Anglii. Nie było też po co jechać do Szwe- 
oyi. Wrócił tedy do Lipska; tu znaleźli go około i -go 
września (1793) Aloe i Walichnowski, wysłani z Warszawy 
z Walonem do niego poselstwem. Opowiedzieli mu oni, że 
w ciągu lata bankier warszawski, mieszczanin Jędrzej Ka- 
postas i szlachcic bogaty, szef 10 półku piechoty, Ignacy 
Działy ński tworzyli ,^zwiąxet' tajemny, żeby ratować Polskę 
■ od rozbioru, wymuszanego wówczas przemocą na sejmie, 
w Grodnie. 

Biegali od nich wysłańcy na Litwę, na Wołyń dozna- 
nych obywateli, a szczególnie do wojskowych. Niebawem 
zaczęli się zjeżdżać do Warszawy oficerowie i cywilni dla 
porozumienia się. Schadzki odbywały się nocą. Uznano 
potrzebę obrania naczelnika; jednomyślny wybór padł na 
; Kościuszkę. 

Kościuszko zgodził się i zabrał się żwawo do działa- 
nia. Obmyślił spoinie z Ignacym Potockim w Lipsku plan 
powstania w ogólnych zarysach i udzielił takowy, przejeż- 
% dżając przez Drezno, Kołłątajowi, który tu zamieszkał po 



104 

powrocie z kuraćyi na wodach czeskich. „Dla uchronienia 
się nieszczęśliwych wypadków rewolucyi francuskiej — pisze 
Kołłątaj — zgodziliśmy się, źe insurrekcya w Polsce powin- 
na być pod władzą jednego człowieka, któryby pozy- 
skał powszechne zaufanie. Cały naród wskazywał do tego 
Kościuszkę: on tedy, wezwany, takowe podawał kondycye 
ażeby powstanie z całym rządem rewolucyjnym było zu- 
pełnie wojskowe'*. To znaczy, źe nie chciał wzruszać spo- 
sobem francuzkim fundamentów społeczeństwa polskiego, że 
nie chciał obalać Ustawy Trzeciego Maja. 

Przypominając sobie z dawniejszej służby swojej w Ame- 
ryce wszelkie sposoby, jakimi Stany Zjednoczone wywal- 
czyły zwycięstwo i niepodległość, starał się przystosować, 
je do Polski i dał następną naukę: „W kaźdem wojewódz- 
twie, ziemi i powiecie jeden obywatel podejmie się być je- 
nerał-majorem, który zbierać będzie sekretnie ludzi do po- 
wstania z wolnością wybrania sobie oficerów w miarę na- 
dziei zebrania ludzi. Takowy jenerał-major postara się wcze- 
śnie o przysposobienie kos, pik, broni jakiegokolwiekbądz 
kalibru, o przysposobienie sucharów przynajmniej na dzie- 
sięć dni; powinien dowiedzieć się o sile nieprzyjacielskiej 
w swem województwie lub powiecie; powinien przez swych 
dobranych oficerów z jak największą ostrożnością przyspo- 
sobić lud do powstania (spoinie) z właścicielami i o tern 
wszystkiem raport przesyłać". 

Rozpisał tyle listów, ile było w Polsce województw 
i^ dołączając do każdego powyższą naukę, dał je Wali- 
chnowskiemu i Aloemu, żeby rozdawali tym, którzy do 
działania gotowość oświadczą. Co się zaś tyczy w^ojśko- 
wych, napisał Kościuszko do wszystkich półkowników i sze- 
fów, zalecając im, aby zdali mu raport o gotowości na 
dzień- i6 marca 1794 roku. W tym raporcie każda ko- 
menda winna była donieść o sile nieprzyjacielskiej w swej 
okolicy, o gotowości jenerał-majora do powstania, o przy- 



105 

sposobieniu żywności i czekać na miejscu ordynansu czyli 
rozkazu do ruszenia. 

Niebawem pojechał sam w towarzystwie jenerała Za- 
jączka ku granicy polskiej; spotkali go wysłani z Warsza- 
wy adwokat Barss, i dwaj, których nazwiska nie są wiado- 
me. Kościuszko zasięgnął od nich pewnych wiadomości 
udzielił im swoich zaleceń dnia 1 1 września 1 793 r., po- 
czem zatrzymał się pokryjomu w okolicach Krakowa, a Za- 
jączek pod przybranem nazwiskiem ruszył do Warszawy 
na zwiady. Zabawił tam dni sześć i, wróciwszy pomyślnie, 
złożył następne sprawozdanie: źe członkami związku re- 
wolucyjnego były „osoby bardzo gorliwe, ale zbytecznym 
unoszące się zapałem i nie dosyć dzielnych środków uży- 
wające; źe powstanie włościan wcale jeszcze przygotowanem 
nie było; źe w wojsku tylko Madaliński, Działyński i nie- 
którzy niższej rangi oficerowie do związku należeli; źe cała 
siła rewolucyjna wynosiła 4 lub 5 tysięcy wojska po ró- 
żnych garnizonach rozstawionego, a i to nawet z wielką 
trudnością i z pomocą nadzwyczajnej tylko zręczności zgro- 
madzonem być mogło, gdy wojska nieprzyjacielskie, w ró- 
żnych miejscach obozujące, czuwały na każde poruszenie 
Polaków^*. 

Kościuszko uznał, że „na tak błahych, jak dotąd, pod- 
stawach nie można budować; że smutnie byłoby lekko i nie- 
rozmyślnie zacząć, by upaść". 

Polecił jednakże Zajączkowi, aby się nie oddalał z War- 
szawy i aby kierował- czynnościami dobrych obywateli ku 
zamierzonemu celowi. Sam nie mógł przebywać dłużej na 
ziemi polskiej, bo zanadto był znany z imienia i twarzy, 
żeby go czujność szpiegów nieprzyjacielskich nie wytropiła. 
Nie wrócił też do Lipska przez ostrożność, żeby nie ścią- 
gnąć podejrzeń na Ignacego Potockiego i tamecznych wy- 
chodźców. Więc wyjechał aż do Włoch. 

W Grodnie sejm obradował do d. 23 listopada i 793 



106 

roku. Ostatnłemi czynnościami jego, a raczej władającego 
nim rosyjskiego ambasadora Siversa, były opisy rządu no- 
wego i siły wojskowej, okrojonej proporcyonalnie do mało- 
ści kraju^ jaki miał tworzyć Polskę * podług traktatów dru- 
giego rozbioru. Wojska, stojące poza nową linią granicz- 
ną, zostały wcielone do armii rosyjskiej; te zaś, które k^va- 
terowały w granicach pozostałej Polski, miały być zmniej- 
szone do liczby io,iio głów koronne i 7,6go litewskie. 
Po powTocie króla do Warszawy przybył wkrótce baron 
Igelstrom, wódz armii rosyjskiej, z tytułem ambasadora. 
Utworzona d. 1 6 grudnia nowa (ostatnia) Komisya Wojsko- 
wa pod prezydencyą nowego hetmana Piotra Ożarowskieg-o 
zmniejszyła etat obu wojsk jeszcze bardziej, bo do liczby 
15,449 głów na Koronę i Litwę razem. Na żądanie Ig"el- 
stroma Rada Nieustająca rozkazała 21 -go lutego 1794 "^' 
tychmiast' wykonać zmniejszenie, nie później jak do d. 15 
marca; ostrzegała przytem szefów, że każdemu zatrzymane- 
mu dłużej oficerowi i żołnierzowi płacić będą musieli żołd 
z własnej kieszeni. 

Wykonanie zdawało się łatwem, gdy wojsko polskie 
było rozproszone małemi oddziałami, pozbawione armat 
i ładunków, które kazano odesłać do arsenału warszawskie- 
go; wojsko zaś rosyjskie obsadziło trzy główne trakty, pro- 
wadzące do Warszawy, a w samej Warszaw^ie Igelstrom 
skupił prawie 8,000 (dokładniej: 7,948 głów; doborowego 
żołnierza i zatoczył armaty na ulicach. Nadto, urządzi- 
wszy policyę na sposób rosyjski, otrzymywał niektóre wia- 
domości o działaniach związku i kazał chwytać lub do 
Rosyi wywozić obywateli podejrzanych. 

W takieni położeniu Związek Warszawski, zebrawszy 
•podpisy od niektórych oficerów, wysłał do Włoch za Ko- 
ściuszką Jelskiego od cywilnych, a Guszkowskiego od woj- 
skowych, ręcząc, iż wszystko jest przygotowane, ostrzegając 
nadto, że gdy nie zjedzie, wojsko rozpuszczone zostanie, 



f 



107 



najlepsi oficerowie rozejdą się i nie będzie można niczego 
więcej dokonać. Kościuszko dobadał się wprawdzie, że 
plan jego nie był wykonany i zaklinał icłi, aby wykonali 
koniecznie: wszelako obiecał zjechać do Drezna w końcu 
luteg-o. 

Jelski otrzymał rozkład wojsk rosyjskich i pruskich od 
Kapostasa, lecz, zdjęty obawą, zniszczył te papiery w drodze 
i treść ich powtórzył z pamięci. Wręczył Kościuszce 200 
czy 300 dukatów. Zaopatrzony od niego w list wierzytel- 
ny razem z kolegą był w Dreźnie, otrzymał tam polecenie 
wstrzymać zapał związkowych aż ku końcowi marca i po^ 
wrócił do Warszawy. Tu związek pracował nie dość ostro- 
żnie i nie systematycznie. Planu i teraz nie wykonał, ale 
• do Saksonii słał naglące przełożenia przez Maruszewskiego,. 
j potem przez Mejera i Jeżowskiego. Kościuszko zjechał na 
f czas oznaczony; przed nim tedy w hotelu „Polskim" sta- 
wili, się: Prozor Karol, oboźny w. ks. lit., i Gliszczyński 
z Wielkopolski (20 lutego i 794 r.). 

Podobno, padłszy na kolana, błagali oni, aby jechał 
L do Polski objąć dowództwo; z natarczyw^em wezwaniem 
' przybiegł pośpiesznie od jenerała Wodzickiego oficer Gau- 
dzicki. Nadto Linowski z Wiednia listownie przez goń- 
ca ostrzegał, że wojsko będzie zredukowane i arsenał za- 
brany: więc, jeśli ma być powstanie, to niema chwili do 
1 stracenia. Wreszcie nadeszły wiadomości o wywiezieniu 
do Rosyi kilku członków Związku na Litwie, oraz Ignacego 
I Działyńskiego z majątku żony jego na Wołyniu; Kapostas 
j^ uciekł z Warszawy szczęśliwym trafem, że ostrzegł go mło- 
[ dy Moszyński, dowiedziawszy się sekretu od swego stryja^ 
j rządzącego policyą. 

' Kościuszko przekonał się, że trzeba albo zaczynać 

walkę zaraz, albo postradać zastęp najdzielniejszych ludzi, 

jakich naród wówczas posiadał, i resztki tego wojska, które 

y Sejm Czteroletni stworzył, a wojna 1792 roku przyuczyła 



108 



1 



*do obrotów wojennych i do waleczności patryotycznej. Lek- 
komyślnym' nie był nigdy, nawet w młodym wieku: ale 
uznał, że dla Polski niema już innego ratunku prócz ^val- 
ki powstańczej pod hasłem: „Śmierć lub zwycicstu'or' 
Więc postanowił nie czekać terminu, wyznaczoneg"o na 
przyjmowanie raportów z województw, odbył ostatnie nara- 
dy z Ignacym Potockim, zabrał napisane przez niego ode- 
zwy do narodu i ogłoszenia, i wyjechał tajemnie, be^ ża- 
dnego orszaku do Polski w pierwszej połowie marca. 



ROZDZIAŁ 9-ty. 

Kościuszko najwyższym naczelnikiem. 

Dążył Kościuszko do Krakowa, lecz wjechać tam nie 
tnógł, bo komendant polski, jenerał Wodzicki, mając tyl- 
ko po jednym zmniejszonym batalionie piechoty z dwóch 
regimentów czyli półków, Numer 2 (jego własnego szefostwa) 
i Numer 3 (szefostwa Czapskiego), nie chciał zaczepiać załogi 
rosyjskiej, która składała się z półbatalionu piechoty, szwadro- 
nu dragonów^ smoleńskich, 3 o -tu kozaków dońskich i 2 dział 
polowych pod dowództwem podpółkownika Łykoszyna. 
Trzeba więc było czynić przygotowania z ukrycia. Opo- 
wiadają ludzie, źe pierwszem mieszkaniem, albo raczej schro- 
nieniem dla Kościuszki była stodoła w Tyńcu, pod sław- 
nym prastarym klasztorem na górze widocznej z Krakowa 
w stronie południowo-zachodniej. Ale takie opowiadania 
upamiętniają chyba jakiś jeden ostatni nocleg; dni kilka zaś, 
a może i parę tygodni, spędził Kościuszko zapewne w jednym 
z folwarków opactwa Hebdowskiego, Brzesku Nowem, na- 



r 



109 



leżącym do księży Norbertanów, bo opactwo samo należa- 
ło do Kołłątaja, a przeor Norbertanów ksiądz Biegański 
i. był jego przyjacielem. Sekret był tak dobrze zachowany,. 
; że I my do dziś dnia dokładnie dowiedzieć się nie mo- 
5 żerny: co i jak robił wówczas. Kościuszko? Musimy zga- 
i dywać wiele szczegółów na domysł. 

Kiedy się zaczęło zmniejszanie (tak zwana: redukcya) 
liczby ludzi w l>atalionach i szwadronach, jenerał Wodzi- 
cki usłuchał niby rozkazu i nadliczbowych żołnierzy od- 
prawił, ale cichaczem kazał im powiedzieć, że będą od 
niego dostawali strawne i że mają pozostać w pewnych 
wioskach w okolicy Radomia. Komisy a Wojskowa z za- 
dowoleniem przyjęła jego raport i przedłużyła mu (24 
marca) komendę nad całą dywizyą dla ukończenia tejże 
pracy w innych oddziałach, nie domyślając się jego sto- 
sunków z Kościuszką; Igelstrom zaś, polegając na jego 
pozornem posłuszeństwie, dał rozkaz Lykoszynowi wyjść 
z Krakowa w pole dla działania przeciwko nieposłu- 
sznym. 

Już bowiem 12 marca Madaliński zebrał w Ostrołęce 
, większą część (700 koni) swojej brygady i ruszył z nią 
f niespodzianie wzdłuż nowej granicy pruskiej w kierunku 
\ południowym. Nie dogoniły go rosyjskie oddziały: bryga- 
dyera Bahrejewa, majora Nieczajewa, podpółkownika Goła- 
czewa; powstrzymały tylko od ruszenia parę spóźnionych 
szwadronów, nad którymi komendę objął (17 marca) wy- 
słany z komisyi Wojskowej brygadyer polski Jan Henryk 
Dąbrowski. Natomiast Zborowski, rotmistrz polskiego pól- 
ku konnego Wirtemberga, podprowadził dwa szwadrony da 
Madalińskiego, nie słuchając rosyjskich rozkazów. Igelstron> 
kazał Komisyi Wojskowej wydąć groine wyroki na obu. 
tych „buntowników i burzycieli spokój ności publicznej"; że- 
by zaś urządzić skuteczną na nich obławę, sprowadzał wiek- 
^ sze siły z dalszych kwater: więc najprzód jenerała Torma^^ 



110 



1 



Sowa, zaraz potem jerterała Rachmanowa, podpółkownika 
Ekespaara, jenerała Denisowa aż z Wołynia i nares;zcie 
podpółkownika Łykoszyna. Ten wy maszerował zrana 23 
marca i oto ńiebavCem o południu mógł przyjechać do Kra- 
ł:owa Kościuszko bez w^alki i bez żadnej przeszkody. Za- 
jecliał do pałacu Wodzickiego przy Kapucynach za Szew- 
ską furtką. 



„Akt powstania obyw^ateli województwa Krakowskiego^^ 
napisany był v/ Lipsku i Kościuszko miał go w^ kieszeni: 
trzeba było tylko wydrukować w kilku tysiącach sztuk. Po- 
rslano też zaraz do drukarni z datą „23 Marca 1794 r. 
w Zamku". Drukarze uwinęli się prędko, ale nia tak prędko, 
iżby przed wieczorem można było zebrać obywateli do wy- 
słuchania i podpisania tego aktu. Więc Kościuszko, nara- 
-dziwszy się z Wodzickim i kilku dobranemi osobami, odłoź)'ł 
ogłoszenie do jutra, a miejsce zebrania zgodził się zmienić 
na Rynek główny, gdzie stała wówczas wielka i wysoka 
kamienica — Ratusz miasta Krakowa. Drukarni kazano 
przerobić niektóre wyrazy; Kościuszko tymczasem, nie po- 
kazując się na mieście, wydał rozporządzenie dla obu ba- 
talionów polskich i dla strażników granicznych z zalece- 
niem, aby czem nie podrażnili Austryaków, których pano- 
Avanie zaczynało się tuż za Wisłą, na dzisiejszem przedmie- 
ściu Podgórzu. Przenocował w pokoju nad bramą muro- 
waną w kształcie baszty i zachowaną do dziś dnia na 
pamiątkę. 

Bo też pamiętnym w dziejach narodu polskiego był 
dzień 24 marca 1794 roku! 

Prezydent miasta Lichocki, mieszczanin bojazliwy, 
chociaż nadęty próżnością, zapisał w swoim pamiętniku 
opowiadanie swojej służącej, że widziała, jak przy bramach 



111 

staiiciy warty z batalionu Czapskiego i nikomu nie pozwa- 
lają wychodzić, ale wchodzących do miasta wpuszczają. Po- 
tem adjutant Biegański przyniósł mu rozkaz w imieniu je- 
nerała Wodzickiego zwołania urzędników miejskich i wszyst- 
kiego ludu, aby się zebrał przed ratusz najdalej za godzi- 
nę. Nareszcie kapitan Wasilewski zawołał go wprost przed 
Kościuszkę w grzecznych wyrazach. 

!Po namyśle i naradzie ze swymi towarzyszami na ra- 
tuszu poszedł pan prezydent w towarzystwie trzech rad- 
nych. Nasłuchał się bardzo niegrzecznych wyrzutów od 
Wodzickiego, ale Kościuszko, ująwszy go za pas, rzekł: 
„Mospanie prezydencie! Nie wchodzę ja w to, jaki Wać- 
pan byłeś względem Moskali, ale spodziewam się, że i dla 
mnie będziesz grzecznym. A jakże? Kazałeś WaćPan ob^ 
chodzić urzędnikvSw i lud, aby stawali przed Ratuszem?" 
Lichocki odpowiedział: „Tak". Wtedy Kościuszko kazał 
mu iść przed* sobą na ratusz. 

Na rynku uformował się w paradzie batalion regi- 
mentu (to jest półku pieszego) 2 -go szefostwa Wodzickie- 
go. Już ta parada wystarczyła do zgromadzenia tłumu ze 
wszystkich bliższych i dalszych ulic. Na schodach ratu- 
sza (dziś nieistniejącego) i w sali posiedzeń magistratu 
zrobił się taki tłok obywateli, młodzieży, nawet dam, że 
Lichocki do „przyzwoitego sobie" miejsca, czyli fotelu pre- 
zydenckiego docisnąć się nie mógł. 

Z bramy pałacu Wodzickiego wyszedł Kościuszko z or- 
szakiem, w którym z tak zwanych w Polsce „wielkich lu- 
dzi" znajdował się jedyny senator i to pomniejszy, tak 
zwany drążkowy, kasztelan Czechowski, Stefan Dembowski. 
Przeszedłszy paręset kroków krótką ulicą św. Anny, stanął 
na tem miejscu, gdzie teraz jest włożona w bruk tafla ka- 
mienna z napisem pamiątkowym. 

Grdy się obejrzał dokoła, zauważył, niewątpliwie z za- 
i dowoleniem, że w tłumie znajdowało się wiele osób, które 



112 



miały na piersiach wstęgi z wyszytemi napisami: j, Wolność 
lub śmierć", albo za „Kraków i Ojczyznę", albo „Vivat Ko- 
ściuszko". Zaraz Aleksander Linowski, który byl dawniej 
postem na sejmie Wielkim, czytał, a jenerał Wodzicki, ofi- 
cerowie i każdy żołnierz powtarzali za nim takie słowa: 
„Ja przysięgam, że będę wierny Narodowi Polskiemu i po- 
słuszny Tadeuszowi Kościuszce, Naczelnikowi Najwyższemu, 
wezwanemu od tegoż Narodu dla bronienia wolności, swo- 
bód i niepodległości Ojczyzny. Tak mi Boże dopomóż 
i niewinna męka Syna Jego!" 

Wzajemnie Kościuszko zaprzysiągł, że powierzonej so- 
bie władzy „na niczyj prywatny ucisk nie użyje, lecz jedy- 
nie jej dla obrony całości granic, odzyskania samoioładności 
Narodu i ugruntowanej powszechnej wolności używać bę- 
dzie". Potem udał się z Wodzickim i wielu oficerami na 
ratusz. Miał mowę, wzywając do walki w obronie Ojczy- 
zny wszystkich jakiegokolwiek stanu ludzi: szlachtę, miesz- 
czan, chłopów i żydów, W tern dziele ofiarował swoją 
usługę, nie żądając od nikogo przysięgi, bo ten interes jest 
wspólnym interesem tak moim, jak WaćPanów". W końcu 
kazał Linowskiemu przeczytać akt powstania, w którym wy- 
mienione były krzywdy, zrządzone Polsce świeżo przez dwa 
sąsiedzkie mocarstwa, to jest przez Rosyę i Prusy, i winy 
zdrajców, to jest Targowićzan; następnie wyrażone było „nie- 
złomne przedsięwzięcie zginąć i zagrzebać się w ruinack 
własnego kraju, albo oswobodzić ziemię ojczystą od dra- 
pieżnej przemocy i haniebnego jarzma... nie oszczędzać 
wszelkich ofiar i sposobów, jakich tylko święta miłość wol- 
ności dostarczyć zdoła ludziom, powstającym w rozpaczy 
na jej obronę"; nareszcie opisany był rząd, jaki ma się 
utworzyć niezwłocznie, mianowicie: że Kościuszko będzie 
Najwyższym i jedynym Naczelnikiem i rządcą całego po- 
wstania; że on złoży Najwyższą Radę Narodową z osób, 
którym sam ^aufa; że dp wykonania rozkazów jego będzie 



1 




113 

r ustanowiona Komisya Porządkowa Województwa Krakow- 
I skiego; że Rada urządzi Sąd kryminalny na zbrodniarzy, 
którzyby szkodzili Narodowi i świętemu celowi powsta- 
nia i t. d. 

Po przeczytaniu „wielki stał się ż radości łoskot i ró- 
żne wołania'\ Żukowski, patron czyli adwokat miejski, żądał, iż- 
by portret Stanisława Augusta został wyrzucony z izby 
magistratu; odzywało się z pochwałą takiego żądania kilka 
głosów, lecz icli nie usłucłiano. Potem wszyscy obecni 
kładli swoje podpisy pod aktem, a gdy miejsca zabrakło, 
to na arkuszach białego papieru, które przyszyte być miały. 
Podpisał się "też i Lichocki wystraszony, niezadowolony, 
sfukany. 

I oto Kościuszko otrzymał teraz od obywateli woje- 
wództwa Krakowskiego władzę większą, niż ta, jaką. posia- 
dali królowie polscy: nietylko pogardzany słusznie Stanisław 
August, ale i wszyscy dawniejsi od czasów Jagiełły, nie 
wyłączając najlepszych i najdzielniejszych, Władysława 4-go 
i Jana 3-ego, Sobieskiego. Przez długie wieki szlachta, 
obierając królów na sejmach elekcyjnych, opisywała ich 
I władzę tak, aby nie mogli ująć jej swobód, wygód i do- 
I statków, a teraz 24 marca ludzie wszelkiego stanu, jacy 
\ tylko znaleźli się na rynku, jacy weszli pieszo lub wjechali 
do miasta przez bramy po wschodzie słońca,* zatwierdzali 
ochoczo, bez żadnych układów i targów, elekcyę Kościu- 
szki, odbytą nie w okopie na Woli, nie tłumnie i hucznie, 
ale gdzieś na nocnej schadzce, w jednym z nieznanych 
nam domów Warszawy, w ukryciu przed szpiegami Igel- 
stroma, wodza rosyjskiego, przez ludzi, którzy zataili swo- 
ie nazwiska i liczbę, ale żarliwie miłowali Ojczyznę. Wszy- 
:y rozumieli albo przeczuwali, że Kościuszko najlepiej po- 
afi ratować Polskt^, ponieważ obmyślał sposoby ratowania 
?j i w Ameryce, i w Europie, i nad książkami naukowe- 
k ni, i w marszach, 1 w bitwach, a nigdy własnej korzyści 

^ Kościuszko. ° 



114 

nie szukał, owszem niósł pracę i życie w chętnej ofierze 
Narodowi swemu, gotów nawet „sto razy* dla niego 
umieraó. 

Obywatele krakowscy, nie wychodząc jeszcze z ratu- 
sza, postanowili, że i) do półków liniowych dadzą rekm- 
ta z ludzi mających 1 8 do 28 lat wieku, ile będzie po- 
trzeba 2) płacić będą podatek, jakiego nigdy dawniej nie 
było — postępowy, czyli coraz większy, im więcej kto po- 
siada majątku, a mianowicie: 10 od sta zapłaci ten, kto 
ma więcej nad 1,000 zH. dochodu; 20 od sta, kto ma po- 
nad 2,000; 30 kto ma 10,000; 40 od sta, czyli prawie po- 
łowę ten, kto miewa ponad 50,000 złł. rocznie; żydzi za- 
płacą swoje pogłówne całoroczne 3) dostarczać będą pod- 
wód, koni, robotnika, zboża na zsypkę do mai^azynów woj- 
skowych. Oprócz tego kazali przyjmować i do ksiąg za- 
pisywać ofiary dobrowolne, jakie ktokolwiek złożyć zechće. 
Z ksiąg dowiadujemy się, że złożono w ciągu kilku tygo- 
dni pieniędzmi 2,230 złł., broni rozmaitej na 41,000 złł., 
sreber i klejnotów na 21,000; koni 64, bydła sztuk 15^ 
płótna, siana, owsa, mąki, wódki na 9,000 ził,, a razem 
wszystkiego, najmniej licząc, na t 00,000 złł. 



„Po zakończonych takowych podpisach rozeszli się 
wszyscy do domów spokojnie". Ale Kościuszko nie zaznał 
już spokoju ńa ziemi polskiej. Pod datą 24 marca wydać 
i rozesłać musiał liczne a ważne pisma: odezwę do wojska 
polskiego i litewskiego, odezwę „do obywatełów całego 
kraju", odezwę „do duchowieństwa polskiego'', odezwę do 
kobiet polskich „ozdoby rodzaju ludzkiego", wszystkie da- 
towane po wojskowemu w Głównej Kwaterze w Krakowie, 
wreszcie list do Webera, kapitana i komendanta pogranicz- 



V 



. I 



115 

nycH krajów Jego Cesarsko-Królewskiej Mości (w Galicyi), 
z zapewnieniem, że „już na dniu 23 marca 1794 zalecił 
wszystkim swoim komendantom i urzędnikom ceł, aby gra- 
nicę państw cesarskich szanowali'*. Trzeba było oświadczyć 
' to poszanowanie Austryi, która w drugim rozbiorze Polski 
nie uczestniczyła, a władała przedmieściem zawiślanem Kra- 
kowa, Podgórzem. Dość było przecie do czynienia, jeśli 
sie v^'y powiadało wojnę dwom mocarstwom: Rosy i i Pru- 
som, 

Nazajutrz 25 marca Lichocki otrzymał znowu rozkaz 
obesłania magistratu i stawienia się przed Kościuszką, ale 
fuź nie u Wodzickiego, tylko w kamienicy „Szarej" Żeleń- 
skiego, kasztelana bieckiego. Zastał tam różnych obywateli. 
Kościuszko b}'ł ,,przymknięty" w pokoju z Linowskim, 
a gdy wyszedł, zapytywał: kogoby najlepiej było przezna- 
czyć na komisarzy porządkowych? Potem wszyscy „hur- 
mą'' poszli do kościoła Panny Maryi dla wysłuchania mszy 
Św. przed wielkim ołtarzem, a z kościoła na ratusz. Li- 
nowski przeczytał Urządzenie Komisyi Porządkowej Cywil- 
no -Wojskowej Województwa Krakowskiego i nazwiska 20-tu 
komisarzy, którzy niezwłocznie zabrali się do swej pracowi- 
tej i ważnej czynności, zasiadłszy w miejskiej kamienicy 
,,pod Wagą''. 

Kościuszko wysyłał w różne strony na wywiady 
i w różnych interesach tak wiele osób, że biedny Lichocki 
nie mógł „połknąć kawałka chleba'' i wyspać się w nocy 
gdyż musiał wydawać ustawicznie paszporty. Używane by- 
ły różne sposoby ukrywania powierzanych listów np. w po- 
duszeczce na szpilki miał przewieźć młody oficer listy do 
Potulickiego Michała w Poznańskiem. Pracowała w kilku 
pokojach kancelarya pod kierunkiem Aleksandra Linowskie- 
go, który tym sposobem stał się niby ministrem sekreta- 
rzem stanu w nowym rządzie. Sam Kościuszko przyjmo- 
^ wał licznych interesantów od godziny 6-ej rano. 





116 

Zatrudniał się głównie zarządzeniami wojskowemi- Jak 
tylko zorganizowała się Komisya Porządkowa Cywilno^ 
Wojskowa województwa krakowskiego, zaraz otrzymała od 
niego rozkazy i tegoż dnia wydała list okólny do obywa- 
telów. Miała być trojaka siła zbrojna: I. reknd dymotrpy 
jeden piecliur z 5 ciu dymów (potem jeden jeździec z 50 
dymów), uzbrojony karabinem albo piką 1 1 stóp dlug^ 
i z siekierą; miały się tworzyć z takich rekrutów bataliony 
wojska liniowego, chociaż dla braku mundurów mieli być 
ubrani po wieśniacku i zaopatrzeni w czapkę, koszul dwie^ 
buty dobre, płachtę, czyli grube prześcieradło z dwóch 
brytów. II. miiicya z reszty mieszkańców w wieku 18^ — 
28 lat, powoływana do stawienia się pod bronią za szcze- 
gólnymi rozkazami N. Naczelnika i III. pospolite rnszefiie 
wszystkich pozostałych w domu mężczyzn od j8 do 40 
lat w^ieku, obowiązane uzbroić się, czem można, i ćwiczyć 
się co niedziela w obrotach żołnierskich. Z biegiem wy- 
padków ustalił się zw}czaj, że rekrut znalazł się pod roz- 
kazami wojska regularnego, dwie zaś inne klasy były pro- 
wadzone przez jenerałów ziemiańskich; lecz pospolite rusze- 
nie b}ło powoływane o ile można na czas najkrótszy i to 
wyłącznie do pomocy wojsku w obronie własnego woje- 
wództwa. 



Najpilniejszą wszakże sprawą b)ło ratowanie komend 
rozproszonych wojska od nadciągających zewsząd Rosyan: 
więc I kwietnia wyszedł Kościuszko z Krakowa, wiodąc 
oba bataliony załogi i znalezione w uboj^im arsenale kra- 
kowskim armaty: 4 strzelające kulami 6-funtovvemi i 6 
małych trzyfuntówek; nadto Wodzicki dodał 2 batalionowe 
trzyfuntówki, które udało mu się ukryr przed Komisyą 
Wojskową warszawską. 



117 

Pierwszy obóz był zatoczony o 2 mile od miasta pod 
wsią LuBorzycą. Tu przybyli: Madaliński, Manźet ze swy- 
mi szwadronami kawaleryi narodowej, 2 szwadrony ułanów 
z półku Wirtemberga, przyprowadzone przez rotmistrza 
Zborowskiego, regiment 6-tv oieszy szefostwa Ożarowskie- 
go, przychodzący z Sandomierza z półkownikiem swoim 
Szyrerem w składzie całych 2 batalionów, i .jeszcze i bata- 
lion nie wiadomo, jakiego r^^gimentu: 2 -go czy 3 -go. Tym 
sposobem skupiło się 5 batalionów piechoty i 22 szwadro- 
ny jazdy, liczbą na ogół około 4,000 głów. 

Ta mała armia posunęła się 3 -go kwietnia o milkę 
dalej — do wsi Koniuszy. Tu Jan Śląski, członek Komi- 
S3'i Porządkowej Cywilno-Wojskowej, przyprowadził rekruta 
dymowego czyli chłopów ze wsi okolicznych 2,000. 
I Jednocześnie zmierzał ku Krakowu rosyjski jen. Deni- 

} sow; przodem wysłany przez niego jen. Tormasow Stanął 
■' w nocy na górze Kościejowej, wznoszącej się ponad wsią 
kościelną Racłaivicam% odległą od Koniuszy o 3 mile. Gdy 
" tę przestrzeń przeszedł Kościuszko d. 4 kwietnia, przednia 

straż jego spotkała się z kozakami; zatrzymał się więc 
i uszykował na polu wsi Dziemierzyc prawe skrzydło swo- 
jego wojska, powierzając dow^ództwo jego Madalińskiemu, 
a na lewo od krętej i górzystej drogi na polu, naleźącem 
do Markocic, postawił drugie skrzydło pod komendą Za- 
jączka. Milicyę chłopską ukrył z tyłu na przeciwnym sto- 
ku wzgórza. Sam stanął w środku. Usypał dwie baterye 
na przodzie (obacz na planie numer 9). 

Obie strony długo przypatrywały się nieruchomie. 
Nareszcie zniecierpliwił się Tormasow i, nie doczekawszy 
się nadejścia kolumny zwierzchnika swojego jen. Denisowa, 
rozpoczął atak o godz. 3-ej na oba skrzydła polskie. 

Najpierw skierowała się ku lewemu skrzydłu polskie- 
mu przez las piechota i artylerya rosyjska, lecz armaty 
Zajączka powstrzymały ją ogniem szybkim i dobrze mię- 



118 

dzy gałęzie celowanym. Cofnęła się więc, ale zaraz skie- 
rowała się przeciwko środkowi. Tu znów Kościuszko przy- f 
witał ją gradem kul, z 6-ciu armat oraz ogniem strzelców 
i dwuch kompanij regimentu 2-go, na krawędzi lasu po- 
stawionych. Była to kolumna Tormasowa. 

Tymczasem przed Zajączkiem na polu, naleźącem do J 
dóbr Markocice, ukazała się druga kolumna rosyjska. J*od- 
półkownik Pustowałow, znany chlubnie z bite>v pod Zie- 
leńcami i Dubienką, prowadził jegrów z korpusu Rach- 
manowa i jedną armatę. Przed nim wybiegł z kozakami 
swymi major Denisów, a gdy mu się nie udała szarża na 
jazdę polską, przybył w posiłku półkownik Muromcew z hu- 
zarami. Wywiązała się walka uporczywa. Na pomoc Za- 
jączkowi przyprowadził swoją jazdę Madaliński i obadwaj 
szarżowali trzy razy, chwilowo spychali Rosyan, lecz Pusto- 
wałow odzyskał utracone pole. 

Najpóźniej, bo około godziny 6-ej, ukazał się jen. De- 
nisów z największą, trzecią kolumną przed prawem skrzy- 
dłem polskiem. Spostrzegłszy to, Kościuszko posłał adju- 
tanta po Madalińskiego z zawiadomieniem i rozkazem po- 
wrotu na swoje dawne miejsce, celem przygotowania się; 
na odparcie nowego nieprzyjaciela. 

Środkowa kolumna, Tormasowa, wydostawała się już 
z niebezpiecznego parowu i zaczynała się formować pod 
osłoną dział swoich na polu przed górą zwaną „Zamczy^ 
skiem". Tę chwilę w lot pochwycił Kościuszko do ude- 
rzenia na nią pierwej, niż zbliży się kolumna Denisowa, 
Natychmiast poczynił następujące rozporządzenia: jedna 
kompania regimentu 6-go zostanie w miejscu i stanowić 
ma punkt zebrania się na przypadek odparcia ataku; jedna 
kompania 2-go regimentu i jazda wezmą stanowisko po le- 
wej stronie, żeby wzbraniać nieprzyjacielowi połączenia się 
z kolumną (Pustowałowa), walczącą za lasem; w razie zaś 
odparcia — osłaniać cofanie się swoich do miejsca zborne- 

1 



J2^ 



119 

g-o; do ataku pójdą: brygadyer Manźet, ale nie z brygadą 
swoją, lecz z dwiema kompaniami 3-go regimentu, żeby 
uderzyć bagnetami na piechotę nieprzyjacielską (Tormaso- 
wa); milicya krakowska, uzbrojona w kosy, żeby zdobyć 
bateryc rosyjską, i kapitan Nidecki z dwiema kompaniami 
regimentu 6-go, żeby posiłkować kosynierów. 

Wydaw^szy te krótkie a trafne rozkazy, Kościuszko po- 
skocz3'ł poza pagórek do gromady chłopów Krakusów i za- 
wołał: „Zabrać mi, chłopcy, te armaty! Bóg i Ojczyzna! 
Naprzód wiara!" Ruszyli natychmiast pędem „z krzykiem 
przerażającym^' i biegnąc, nawoływali się wciąż: „Szymku, 
Maćku, Bartku — a dalej!" Towarzyszył im konno Ko- 
ściuszko, zagrzewając słowem i machaniem. Zdobyli naprzód 
trzy armaty 1 2 -funtowe; potem ścianą uderzyli na grena- 
dyerów rosyjskich, w czem dopomógł im pół-batalion swy- 
mi bagnetami. Wkrótce napełnili trupami rów wielki 
1 długi, wzdłuż lasu ciągnący się. Zabrali jeszcze 5 armat 
większych i 3 mniejsze. Nie rozumiejąc wyrazu: Pardon! 
na śmierć bili, a potem trupy obdzierali. 

Z właściwą sobie skromnością Kościuszko opowiedział 
to natarcie następującemi słowy w raporcie swoim do Na- 
rodu: „Poszliśmy z frontu naszego z milicyą, dniem pier- 
wej z rekruta dymowego do obozu przybyłą, z dwiema 
kompaniami 3-go i z dwiema 6-go regimentu na nieprzy- 
'jaciela i nie daliśmy więcej czasu bateryom jego, tylko dwa 
z kartaczami wyzionąć na nas ognie, bo wTaz piki, kosy 
i bagnety złamały piechotę, opanowały armaty i zniosły tę 
kolumnę tak, że w ucieczce broń i patrontasze rzucał nie- 
przyjaciel". 

Szło do ataku 320, padło podczas biegu tylko 13-tu 
chłopów. Pierwszy skoczył na bateryę i czapką swą przy- 
krył zapał armaty Wojtek Bartos, gospodarz ze wsi Rzę- 
dowic, poddany starosty A. kniazia Szujskiego. Kościuszko 
fc zrobił go za to chorążym, nazwał Wojciechem Głowackim, 



ON 

U 

B 





122 

a gromadę towarzyszów jego, rekrutów•kosynierów^ zaszczy- 
cił tytułem: Regimentu Grenadyerów Krakowskich. 

Młodzi ochotnicy w jakie sto koni puściH się w po- 
goń za uciekającymi. Zdobyli sztandar, lecz nic v\'ięcej' 
dokazać nie mogli, a ponieważ popędzili bez rozkazu: więc 
otrzymali od N. Naczelnika naganę zb powrotem, Ola do-' 
konania rozsypki oddzielił Zajączek część swojej konnic3^ 

Pogromu tego nie widział Pustowałow, walczący za 
lasem. Nie czekając, aż oficerowie zdołają przywrócić po- 
rządek w pomieszanych nagłością uderzenia oddziałach^ 
Kościuszko zebrał resztę kompanii, które jeszcze nie były . 
w ogniu, i pośpieszył z niemi na lewe skrzydło. Niezado- 
wolony, że tu piechota „bawiła się plutonowym ogniem", 
tracąc dużo ludzi, wziął on dwie najbliżej stojące kompa- 
nie, poprowadził je do ataku na bagnety i złamał odra/Ai 
szyk nieprzyjaciela. Widząc to. Zajączek rozkazał majoro- 
wi 2 -go regimentu Lukke uderzyć całą piechotą, co tenże 
wykonał świetnie, ująwszy karabin w rękę i postępując na 
czele. Batalion rosyjski bronił się uporczywie, ale też po- 
kłuto go i posiekano z kretesem. 'Waleczny Pustowałow 
poległ, okryty trzynastu ranami. Ostatnia, 12-ta armata 
dostała się w ręce Polaków. Niewiadomo gdzie i jakim 
sposobem wzięty został w niewolę półkownik od huzarów^ 
Muromcew. Kozak Denisów widział cwałujący górą jakiś 
oddział konnicy, ale też i gramolących się na górę żołnie- 
rzy Tormasowa: więc zemknął zręcznie z półkiem swoim. 

Trzecia kolumna rosyjska, lewa, nie dotarła do Ma- 
dalińskiego, ostrzeliwała go tylko z dział swoich, aż w koń- 
cu na widok uciekających grenadyerów Tormasowa uformo- 
wała się w czworograny i zabrała się do odwrotu. Jene- 
rał Denisów wygadał się później przed synowceni swoim, 
kozakiem, że ,,wojsko jego zalękło się, tenl bardziej, że nie- 
ma żadnej nadziei otrzymania posiłków, o czem wszyscy 




MO^ Xf «tiK% 



Si>ortr*iSTr5r7 -^c*:^ V^ <^'' 



(Orjg;^^ ;««r »-:s*t/vs»s 



^ > '^>^', ^.f^y^. 



/^^' > *-^'' *" ». jf . , 




Sportretowany przez gen. Kniaziewicza 
(Oryginał jest własnością P, Zpfji Kosseckiej). 



^ 



Zakł. Fotochcm. B. Wierzbicki i S-ka, Warsiawa. 



k 





II 



125 

:eregowi wiedzą". Ściągnął na siebie naganę zwierzchno- 
i swojej. 

Bitwa przeciągnęła się do godziny 8-mej. Kości po- 
dłych bywały niedawno jeszcze wyorywane w różnych 
niejscach na polu; w kierunku linii bojowej istnieją cztery 
ńelkie mogiły a piąta zaznaczała się na mapach dawniej- 
szych. Stratę swoją obliczał Kościuszko na loo zabitych 
i tyleż rannych; rosyjską — Zajączek zbyt oględnie podaje 
Da 400 trupów; w samym . tylko batalionie Pusto wałowa 
Dylo 895 ludzi, a niewiele ich ujść mogło. Jeńców niewielu 
wzięto: jednego półkownika (Muromcewa), 3 niższych ofice- 
rów i 18 szeregowych, bo „żywość potyczki nie dała cnasu 
pardonowania zapalonemu żołnierzowi''. Najcenniejszą zdo- 
byczą było 1 2 dział wielkiego i mniejszego wagomiaru z za- 
przęgami i amunicyą, 

O zmroku wieczornym, gdy już nie pozostało ani je- 
dnego oddziału nieprzyjacielskiego na pobojowisku, zgro- 
madzeni dokoła zwycięskiego wodza wojownicy powtó- 
rzyli wzniesiony przez niego okrzyk: „Vivat naród! Vivat 
wolność!" dodając od siebie: „Vivat Kościuszko!" On też 
wzajemnie dał chlubne przed narodem świadectwo ,, nie- 
zmordowanej waleczności" żołnierza, pogardzie życia ocho- 
tników z młodzieży „pierwszy raz bitwę widzącej", odzna- 
f czeniu się jenerałów Zajączka i Madalińskiego, brygadyera; 
Manżeta i majora Lukke, a dla upamiętnienia chwalebnej' 
waleczności Krakusów przywdział ich sukmanę i nosił ją 
ciągle zamiast munduru. Przemilczał tylko o swojej za- 
. słudze. (Obacz portret jego kolorowy). 

Dla armii rosyjskiej bitwa ta nie miała poważnego 
znaczenia tak pod względem strat w ludziach, jako też: 
swobody ruchów wzajemnych. Zeszło wprawdzie kilka ty- 
godni na ściąganiu komend posiłkowych, ale na początku, 
maja jenerał Denisów wznowił działania zaczepne. Kościu- 
szko jednakże osiągnął ze zwycięztwa ogromne korzyścią 



i. 



126 

Jego raport do narodu z opisem bitwy sprawiał wszę 
wstrząsające wrażenie. Regimenty i szwadrony polskie, r 
kwaterow^ane między Wisłą a Bugiem, nielctóre nawet z 
^a kordonu rosyjskiego aż do Owrucza, wyłamawszy 
X posłuszeństw^a Komisyi Wojskowej i wyznaczonym przer 
nią jenerałom, podążyły do niego łącząc sie z podpółko- 
A\'nikiem Grochowskim i poddając się pod jego dowództwo. 
Województwa Cliełmskie, Lubelskie, Sandomierskie przystę- 
powały do aktu krakowskiego, wysadzały Komisy e Porząd- 
kowe Cywilno-Wojskow-e i poddawały się zarządzeniom je- J 
neraJów ziemiańskicłi. Z Warszawy wódz i ambasador 
^osyjski Igelstrom po 38-godzinnej w^alce z wojskiem pol- j 
skiem i ludem 17—18 kwietnia, ranny, wyszedł do obozu 
pruskiego pod Powązkami, a następnie do Łowicza, g-dzie 
zebrał 7000 żołnierza i stał bezczynnie. W Wilnie jenerał 
rosyjski Arseńjew został wzięty do niewoli 22 kwietnia 
przez półkownika inżyniera Jasińskiego. Tym sposobe/n 
Kościuszko mógł korzystać z kilku tygodni spokoju, zbli- 
żył się napowrót do Krakowa i obozował pod Bosutowem; 
potem posuwał się brzegiem Wisły, żeby dostawać żywno- 
ści, ocliotników i ofiary; kładł się obozem pod Igołomią^ 
Winiarami, nareszcie pod Połańcem. Kompletował on cią- 
gle dawne bataliony i formował now^e podług etatu loo^ty- 
siecznego, ucłiw^alonego przez sejm Czteroletni, ale brako- 
wało broni palnej, której niepodobna było sprowadzić z za- I 
granicy, ani wyrobić w^ dostatecznej ilości w krajowych 
warsztatach. Chwalono powszechnie porządek wzorowy, 
utrzymywany w jego obozie; w^szędzie odbywała się mu- 
stra, ależ nie tak rychło można było przerobić chłopa-rekru- 
ta na żołnierza regularnego! Zdarzało się więc, że na 
uszykowanie swoich niezgrabiaszów w linię potrzebował 
Kościuszko dwu godzin, gdy Rosyanie uformowali się w cią- 
gu kwadransa. 



127 

Oprócz wojskowych domagały się od Kościuszki szyb- 
ego załatwienia sprawy cywilne. Los włościan obchodził 
o najźy wiej, ale było bardzo trudno poprawić ich los natych- 
iast wśród wojny bez zrujnowania gospodarstwa w całym 
raju i bez pokrzywdzenia dziedziców, którzy musieli płacić 
większone podatki i tyle różnych ciężarów ponosić. Przy- 
em Kościuszko nie mógł nawet wydawać ustaw prawnych, 
vieczystych, bo nie był sejmem i otrzymał władzę wpraw^dzie 
jogromnij, ale tylko wojenną. Mając to wszystko w pamię- 
ci, obmyślił następne sposoby: 

I- Wysłał z obozu pod Winiar^ami (wsią w pobliżu 
miasta Nowego Korczyna) dnia 2 maja 1794 uniwersał 
czyli rozkaz powszechny do wszystkich dziedziców, pose- 
sorów i rządców, aby każdemu rekrutowi do wojska idącemu 
był darowany przynajmniej jeden dzień w tygodniu pań- 
szczyzny, a gromadom, wezwanym do pospolitego ruszenia 
czyli obławy na nieprzyjaciela, aby dane było zwolnienie 
od robocizny przez czas bytności ich w obozie z najtroskliw- 
szą opieką nad pozostałemi wdowami, żonami, dziećmi 
i kobietami. 

II. Dnia 7 maja z obozu pod Połańcem wydał dru- 
gi, obszerniejszy „Uniwersał urządzający powinności grun- 
towe włościan i zapewniający dla nich skuteczną opieką rzą- 
dow^ą, bezpieczeństwo własności i sprawiedliw^ości". Wszyst- 
kie Komisye Porządkowe Cywilno-Wojskowe miały: 

i) „Ogłosić ludowi, iż podług prawda zostaje pod 
opieką rządu krajowego. 

2) Że osoba wszelkiego włościanina jest wolna i że 
mu wolno przenieść się, gdzie chce, byleby oświadczył 
Komisyi Porządkowej swego województwa, gdzie się prze- 
nosi, i byleby długi winne oraz podatki krajowe opłacił. 

3) Że lud ma ulżenie w robociznach tak, iż ten, któ- 
ry robi dni 5 lub 6 w tygodniu, ma mieć dwa dni opuszczo- 
ne w tygodniu; który robił dni 3 lub 4 w tygodniu, ma mieć 



\ 




128 

opuszczony dzień jeden; kto robił 2 dni, ma mieć opu: 
czony dzień jeden. Kto robił w tygodniu dzień jeden, 
teraz robić w dwóch tygodniacłi dzień jeden. Do te 
kto robił pańszczyznę we dwoje, mają być opuszczane dni 
po dwoje. Kto robił pojedynczo, mają mu dni być opusi^cza- 
ne pojedynczo. Takowe opuszczenie trwać będzie przez 
czas insurekcyi (czyli powstania), póki w czasie władzaa 
prawodawcza stałego w tej mierze urządzenia nie uczyni 

4) Zwierzclmości miejscowe starać się będą, aby 
tycłi, którzy zostają w wojsku Rzeczypospolitej, g-ospo^ 
darstwo nie upadało i żeby ziemia, która jest źródłem bo- 
gactw naszycłi, odłogiem nie leżała; do czego równie dwo- 
ry, jako i grom.ady przykładać się powinny^ 

5) Od tycli, którzy wezwani będą na pospolite rus2:c- 
nie, póki tylko zostawać będą pod bronią, pańszczyzna 
przez ten czas nie będzie wyciągana, lecz dopiero rozpo- 
cznie się od powrotu ich do domu. 

6) Własność posiadanego gruntu z obowiązkami, do 
niego przywiązanemi, podług wyżej wyrażonej ulgi, nie mo- 
że być od dziedzica żadnemu włościaninowi odjęta, chyba- 
by się wprzód o to przed dozorcą miejscowym rozprawił 
i dowiódł, że włościanin obowiązkom swym zadosyć nie czyni. 

7) Któryby podstarości, ekonom lub komisarz wykra- 
czał przeciw niniejszemu urządzeniu i czvniłby jakie ucią- 
żliwości ludowi, taki ma być wzięty, prz^i Komisyą sta- 
wiony i do sądu kryminalnego oddany. 

8) Gdyby dziedzice (czego się nie spodziewał) naka- 
zywali lub popełniali podobne uciski, jako przeciwne celo- 
wi powstania, do odpowiedzi pociągnięci będą. 

9) Wzajemnie lud wiejski, doznając spra wiedli włości 
i dobroci rządu, powinien gorliwie pozostałe dni pańszczy- 
zny odbywać, zwierzchności swojej być posłusznym, go- 
spodarstw^a pilnować, role dobrze uprawiać i zasiewać. 
A gdy takowa ulga czyniona jest dla włościan z pobudek 



129 

nku Ojczyzny i właściciele przez miłość Ojczyzny cłięt- 
ją przyjmują: przeto włościanie nie mają się wymawiać 
najmów, potrzebnycłi dworom za przyzwoitą zapłatą. 

I o) Dla łatwiejszego dopilnowania porządku i zape- 
enia się o skutku tycli zleceń, podzielą Komisye Po- 
rądkowe Województwa albo Ziemie, lub Powiaty swoje na 
)xory tak, ażeby każdy dozór tysiąc, a najwięcej tysiąc 
wieście gospodarzy mieszkańców obejmował. Nadadzą 
rm dozorom nazwiska od głównej wsi lub miasteczka 
w takim zamkną je okręgu, żeby łatwe posyłki być 
logly. 

ii) w każdym " dozorze wyznaczą dozorcę^ człowieka 
datnego i poczciwego, który będzie odbierał skargi od lu- 
lu w jego uciskach i od dworu w przypadkach nieposłu- 
>zeństw^a lub niesforności ludu. Powinnością jego będzie: 
rozsądzać spory, a gdyby strony nie były kontente, do 
Komisyi Porządkowej je odsyłać. 

I 2) Dobrodziejstwo rządu w ulżeniu ludowi ciężarów 
zachęcić go powinno bardziej jeSzcze do pracy, do rolni- 
ctwa, do obrony Ojczyzny. Gdyby więc hultaje jacy, na 
2łe używając dobroci i sprawiedliwości rządu, odwodzili lud 
od pracy, buntowali przeciwko dziedzicom, odmawiali od 
obrony Ojczyzny, Komisye Porządkowe w swoich Woje- 
wództwach i Powiatach pilnie na to mieć będą oko i na- 
tychmiast takowych hultajów łapać rozkażą i do Sądu Kry- 
minalnego oddadzą. Niemniej Komisye Porządkowe czu- 
wać mają nad włóczęgami, którzyby w tym czasie domy 
porzucali i pa kraju włóczyli się. Wszystkich takowych 
ludzi chwytać i do Wydziału Bezpieczeństwa, w każdej 
Komisyi będącego, oddawać trzeba, a po zrobionym egza- 
minie, gdy się tułaczami i próżniakami okażą, do robót pu- 
blicznych używać. 

13) Duchowni, najbliżsi ludu nauczyciele, powinni mu 
przekładać, jakie ma obowiązki dla Ojczyzny, która się 

Kościuszko. ^ 



130 

prawdziwą matką względem niego okazuje, Ciź ducho 
oświecać lud powinni: że, pracując pilnie około sw 
roli i dworskiej, równie miłą czyni Ojczyźnie ofiarę, jak t 
który ją orężem od zdzierstw i rabunków żołnierstwa nu 
przyjacielskiego zasłania; że, pełniąc powinność względei 
dworów, zwłaszcza tak sfolgowaną przez niniejsze urządź* 
nie, nic innego nie czyni, tylko winny dług wypłaca dzie 
dzicom, od których grunta trzyma. 

14) Duchowni obojga obrządków niniejsze urządzi 
nie ogłaszać będą z ambon po kościołach i cerkwiach cią 
gle przez niedziel cztery; prócz tego Komisye Porządków 
z grona swego, lub obywatelów gorliwych o dobro Ojczy 
zny, wyznaczą osoby, które objeżdżać będą gromady p( 
wsiach i parafiach i onym toż urządzenie głośno czyta( 
z zachęceniem ich, aby, wdzięczni tak wielkiego 'dobro 
dziejstwa Rzeczypospolitej, szczerą ochotą w jej obronie 
wypłacali się. Dan w obozie pod Połańcem d. 7 maja 
1 794 r. Tadeusz Kościuszko". 

Tego samego dnia wydał odezwę do popów i mni- 
chów nie-unitów, trzymających się wyznania greckiego. 
Przemawiał do nich jako do braci i współrodaków, zapo- 
wiadał im wolność odprawiania swego nabożeństwa i „opa- 
trzenie przyzwoite kapłanów". W tydzień potem doniesio- 
no mu, że do powstania przyłączają się Brześcianie i Ko- 
brynianie, najbliżsi jego „spółrodacy" i sąsiedzi z pod Sie- 
chnowicz, że obrali sobie Komisyę Porządkową i że 
w liczbie obranych komisarzy zamieścili 8 osób wyznania 
greckiego. Pochwalił ich za to Kościuszko w odezwie, 
wysłanej 15 maja z tegoż obozu. 

„Wybór od was uczyniony... okazuje, jak z duchem 
obywatelstwa zdrową politykę łączyć umiecie. Stara^ ;e 
się, aby drugie powiaty, gdzie się dosyć ludu te o 
wyznania znajduje, naśladowały przezorność waszą, Ti n 
sposobem lud, w imię wiary greckiej od Moskwy zwodzor r, 



131 

o Ojczyzny przywiążecie. Będzie on życzliwszy swoim 
akom, gdy obaczy, że z nim po bratersku postępują, 
e go obok kładą i że mu do pierwszych magistratur, ja- 
o współobywatelom, wstęp otwierają. Zapewnijcie wszyst- 
icli grecko-oryentalnych imieniem mojem, że wszelkie swo- 
^body, któremi wolność pozwala cieszyć się ludziom, będą 
mieć spoinie z nami, i że Konsystorz ich z całą władzą, 
podług praw^ sejmu konstytucyjnego, jest powrócony. Nie* 
chaj \iżyją tego wpływu, który mieć mogą do ludu swego 
wyznania na przekonanie ich, że my, walcząc o wolność, 
tcsz^ystkieh ^^iemi naszej mieszkaficów vsxcxeślnvi6 pragmemy*\ 
Nareszcie pojawił się znowu Denisów, spalił kilkana- 
ście wsi, podsuwał się pod Połaniec dwa razy (12 i 17 
maja), lecz został odparty i po kilku dniach znikł, a Ko- 
ściuszko ruszył w stronę Jędrzejowa, zajmując się wciąż 
m tworzeniem wojska i rządu. 

Długo, bo aż do dnia 2 1 maja ociągał się Kościusz-* 
ko z mianowaniem członków do Rady Najwyiszej Narodo- 
tvej dla tego, że oczekiwał potwierdzenia aktu krakowskie- 
go „od większej części narodu", jeśli nie od całej Polski 
i Litwy. Zamianował 8-miu radców do 8-miu wydziałów 
i 32 zastępców, którzy mogli być wysyłani na prowincyę, 
ale na sesyach głosowali i z kolei prezy dowali bez żadnej 
różnicy. Na tej liście znaleźli się obok szlachty mieszcza- 
nie, kupcy i rzemieślnicy, jak bankier Kapostas i szewc Ki- 
liński, zrobiony już półkownikiem, i obok kilku księży ka- 
tolickich, nieunita ks. Saba Palmowski, prezes Konsystorza 
grecko-oryentalnego. 

Wszystko to wytłomaczył Kościuszko w odezwie tego 

-"^mego dnia wydanej „do Obywatelów Polski i Litwy", 

:órą zakończył następnemi słowy: „Spodziewam się, że nie- 

/Iko teraz, ale kiedy, da Bóg, uwolniwszy Ojczyznę ż nie- 

)rzyjaciół, rźućę miecz mój pod nogi Narodowi, nikt mnie 

3 przestąpienie granic władzy powierzonej nie obwini'** 



132 

W liście do księżny Czartoryskiej podobnie wypowiad 
nadzieję, ze będzie mógł „rzucić broń w izbie sejmowej 
a potem chciałby do śmierci „bawić się ogródkiem". 

Wprowadzić te rozkazy w wykonanie mieli Ignacy 
Potocki i ksiądz Hugo Kołłątaj, Przyjechali też do War- 
szawy 2Ą. maja witani radośnie od ludu. 

Tak uprawnił Kościuszko przed całym Narodem swój 
tytuł i swoje rządy. Uznanie otrzymał nawet od króla, 
obranego przed 30-tu laty na Woli. Stanisław August, 
mieszkający w trwodze na zamku warszawskim, napisał do 
jiiego list z oświadczeniem, że „władnym i znaczącym ina- 
czej być nie pragnie, tylko wtedy i tyle, jak on z naro- 
dem osądzi"; nadmieniał przytem o chęci swojej uczestni- 
czenia w pracach Najwyższej Rady Narodowej. Kościusz- 
ko nie zamierzał ucinać mu głowy, jak Francuzi Ludwiko- 
wi i6-mu, owszem, grzecznie odpisał mu dnia 20 maja 
z obozu pod Sieczkowem, że „zna wierne Tronowi uszano- 
wanie, lecz nie jest mocen nominować osobę JKMości do 
składu Rady Najwyższej"; zalecił wszakże oddzielnie, aby 
ta Rada zdawała mu „sprawę z celnych swych czynów 
i aby opatrywała" jego potrzeby. Kończył tak: „Składając 
WKMości dzięki za życzenia, mej osoby tyczące się^ 
oświadczam, iż pomyślność WKMości od pomyślności Oj- 
czyzny w mem sercu i umyśle nie oddzielam i głębokie 
uszanowanie WKMości zaręczam". 

W tydzień potem (27 maja) stanął przed Kościuszką 
(w obozie pod Jędrzejowem) książę Józef Poniatowski z pro- 
śbą, aby go przyjął do wojska, jako ochotnika. Przyjął go 
swego byłego zwierzchnika, i powierzył mu wkrótce komen- 
dę nad znaczną dywizyą. 

W okolicy Jędrzejowa przyszły do Kościuszki 5 regi- 1 

mentów piechoty, liczące 4,415 głów i 1,993 jeidiców j 

z kawaleryi narodowej i dwu półków Przedniej Straży^ | 

^ więc razem 6,408 ludzi. Przyprowadził ich Grochowskie J 



133 

i)rzepra>viwszy się szczęśliwie przez Wisłę; otrzymał za to 
rangą „j e nerał- majora komenderującego". 

Tak więc Kościuszko miał teraz pod ręką 10,000 re- 
gularnego żołnierza, oprócz nowobrańców i mógł posyłać 
rozkazy do Warszawy i Wilna, na Mazowsze i do Litwy, 
a zatem całemu, nie zagarniętemu przez Rosyan wojsku* 
Jeszcze trzy brygady kawaleryi przebijały się do niego 
z Wołynia i Podola. Przez kwiecień i maj powstanie roz- 
* szerzyło się na cały ten kraj, jaki pozostał Polsce po dru^ 
g^im rozbiorze. Był to skutek zwycięztwą Racławickiego 
i odezw Kościuszki. 



f 



Tego wszakże nie wiedział dokładnie Kościuszko, co 
mu gotują nieprzyjaciele: Rosyanie i Prusacy. 

Doniesiono mu, źe z Wołynia idzie jenerał rosyjski 
Derfelden ze świeżym 6-tysięcznym korpusem. Przeciwko 
niemu wysłał zaraz jenerała Zajączka, dając mu 1,000 lu- 
dzi ze swego obozu i komendę nad oddziałami, przybyły^ 
mi zza Buga oraz wysłanymi z Warszawy — razem nad 
6,000 żołnierza. Pozwolił też powołać pospolite ruszenie 
z województwa Lubelskiego i z Ziemi Chełmskiej, liczone 
na 8,000 włościan. 

Pruski jenerał Fawrat wkroczył do województwa Kra- 
kowskiego trzema kolumnami, maszerującemi w odstępach 
200 kroków z huzarami i strzelcami na przedzie, a kiry- 
syerami w tylnej straży, uderzył na obóz pospolitego ru- 
szenia pod Skałą 1 7 maja, pojmał jednego ułana, zabił je- 
dnego kosyniera, ale nie ścigał uchodzących powstańców, 
nie doszedł do Krakowa, lecz wrócił do Żarnowca. Dla 
czego? Można było domyślać się rozmaicie, ale nikt nie 
powiedział Kościuszce, że jest oczekiwany przyjazd samego 
króla pruskiego Fryderyka Wilhelma 2 -go z Berlina. 

Podobnież w sekrecie trzymany był rozkaz, że Deni- 



134 

sow ma iść na połączenie się z Prusakami, Jakoż posz 
szybkim marszem i stanął pod Szczekocinami Kościuszki 
postanowił stoczyć z nim bitwę, ale nie wiedziała ze da 
Żarnowca przyjecliał już król pruski. 

Około południa 5 czerwca zaczęły nadchodzić wojskri 
polskie. Kościuszko ustawiał je na w^zgórzu przed i?vsianii 
Rawką i Hebdziem (patrz na planie Numer 1 1 i popraw 
pomylony napis wsi Wiwta na prawdziwy: Wywla), Było ' 
we wszystkich półkach żołnierzy dawnych 9,138 piechoty 
(w 14 batalionach) i konnicy (w 39 szwadronach); do teg:o 
przybyło nowozacięźnych przy piechocie bez broni palnej^ 
uzbrojonych tylko w kosy, albo piki 3,529, batalion Gre- 
nadyerów krakowskich, uformowany po bitwie Racławickiej, 
i batalion Grenadyerów Sandomierskich, który bitwy je- 
szcze żadnej nie widział; obydwa te bataliony nie miały 
również broni palnej: więc liczba kosynierów i pikinieróv\.' 
dochodziła do 5.500 ludzi, a razem z żołnierzami całe 
wojsko polskie liczyło prawie 14,500 głów. Armat razem 
ze zdobytemi rosyjskiemi było 24. Ustawianie w szyku 
bojowym przeciągnęło się do wieczora. Za błotami, w od- 
ległości około 5-ciu wiorst, pod miasteczkiem Szczekocina- 
mi widział Kościuszko Rosyan, lecz z powodu zapadającej 
ciemności odłożył bitwę do poranku „w najmilszej nadziei 
zwycięstwa". Miejsce było dla Polaków dogodne, a liczba 
przewyższała rosyjską, bo Denisów miał przewagę tylko 
w artyleryi (armat 60), żołnierza zaś mało co więcej nad 
9,000. 

Ale jego oboźny jenerał Pistor wypatrzył przez lune- 
tę, jak się szykowało wojsko polskie, wyrysował na papie- 
rze plan cały i popędził wieczorem w skok do Żarnowca 
po Prusaków. Król Fryderyk Wilhelm chętnie go wys 
chał i rozkazał półkom swoim, aby wymaszerowały o £ 
dżinie i-ej po północy. A było w jego półkach leki 
rachując, 17,500 głów i armat 64. Toć oba wojska, jcL. 



135 

polą^czą, przewyższą dwukrotnie lik żołnierza polskiego 
em z Icosynierami, a ich artylerya będzie 5 razy po- 
cźnieiszą. od polskiej. 

Słorice jasne dnia 6 czerwca odsłoniło przed oczyma 
olakÓAV widok niespodziewany. Jenerał Wodzicki, wyje- 
chawszy przed front na pagórek, przypatrywał się pocho- 
dowi przez lunetę. Zdziwiła go mnogość postępującego 
wojska. „To niepodobna — zawołał — aby Denisów miał ta- 
kie siły; chyba mię oczy mylą, ale ja przecież poznaję 
Prusaków. Patrz, kapitanie — zwracając się do Usielskie- 
go ta długa linia piechoty, to Prusacy, a jest ich wie- 
ce) niż batalion, chociaż Naczelnik upiera się, że z Mo- 
skalami jest jeden tylko batalion Prusaków". Wtem ozwały 
się armaty pruskiej przedniej kolumny; za czwartym wy* 
strzałem kula urwała głowę Wodzickiemu, a kapitana Usiel- 
skiego przecięła na dwoje. 

Przekonał się też Kościuszko o swej pomyłce i tak 
opowiadał Narodowi w raporcie: „Z daleka ogień z wiel- 
kich armat sypano na linie nasze, któremu baterya nasza na 
lewem skrzydle odpowiadała z największym skutkiem. Dwu- 
dziestocztero-funtowe armaty pruskie długo nas przenosiły; 
nasze nie miały próżnego wystrzału. Wkrótce zaczął się 
ogień ogromny ze wszystkich stron, który dowodził wiel- 
kiej liczby wielkich dział nieprzyjacielskich. Postępował 
nieprzyjaciel, poprzedzany (tym) rzęsistym ogniem". 

A, postępował! O godzinie 12-tej batalion fizylierów 
pruskich wypierdl z Wywły posterunek polskiej piechoty 
z dwiema armatami i Fryderyk Wilhelm kazał rozwijają- 
cym się batalionom swoim pierwszej linii posunąć się ku 
lewemu skrzydłu Kościuszki. Aliści uprzedziła je atakiem 
iechota polska: kosynierzy Krakusi ze swym półkowni- 
J iem Krzyckim ruszyli wielkim pędem i zbHźyli się na 

5 kroków do nieprzyjaciela, regiment zaś drugi, po śmier- 
:i Wodzickiego prowadzony przez walecznego majora 



j 




\%xó'v\xc»\Aja^ 



KS^Potj^afo Rosjan poS Su^tkoaiuum, 

a a. Pirufafa Polaków 

B B Pole^ajute' wojskt> ntyjmki, prushut pr^e^ 
dufdjub 6* Ojrwca o godninuB' ^ ^ c rruia^ 
prumufk, pTTjj djtmit. strouuuków 

C C Marsv rot pntsk, wofska. pod. f^xyhysi£W 



£to^^xOT/?i7y^r^A!7ir'SS3Cr!^^j!?7vSBt3r^^C^ 



iLE MdTjL ifftyjAa^ ras pr-ujki^o kiŁ p&t.ifiyt. 
F F Ihi^a owan^ard^t' watrxtf pod ftukimt- «<ł 



G G AUak Pt^nkś^ 



<) 
i 




MJru. 

fortów pruskim, '^^ 

1/KU, lewe, iknj^dtc 
OM. Polaków, o ntalo 
{a ban kiUui sxwa • 
'■adlcL.a. Dtnisom i4 



stmadronów ros^j/dck 
1 I KjtscuLStkc postnjBffiszjf cób^iO^Ąpn rt^ 

kawalo^y\ cofa, nDo|a^^ rt^ulanut, pitdiot^ 

4/0 k k Ł ocizhuK ruitnrcLa. t chloptunj^ 

nxbrojoiuf»u w katsy 
JJ AaaA, kjtoHiliiyi. rostfjskc pnuha odpartif 

prtju. kitssyiueróm pobkuh. 
K R KawaJtrya. pnuia. aMnkufe. nufrrKjna.rŁBŁiv 



X. fytu i unusi/i po do odmrotu fVtuka, 
ptrckotn ohchodzi tme- skrufdlo h>lakam 
a rostf/sJfa sihue udcrut na, prauife/ 
uji. shrx.ydTn KoscLa^zJto cofri' ilA , 
wofsko J^o idxt» m %rótoe » rouypkĄ, 
Brygada, tyiio San^ustkL 1 T, utstoMut 
odiorot t ocKraiuoy pomsta^cóto od 
utpetn^o aiLTAjOcenia 



138 

Lukke „z największą odwagą, zmieszał piechotę pruską, 
wpadł na armaty, jedną z nich skutecznie zagwoździł, kilka 
zaś, nie mając gwoździ, piaskiem zasypać usiłował". Zach- 
wiały się i zmieszały mianowicie dwa bataliony pruskie 
von Klinkowstr6m'a. Król podobno osobiście uporządkował^ 
jeden z tych batalionów, czem zachęcony drugi wrócih 
znów do walki z lepszem powodzeniem, gdyż w polskich 
szeregach padł jenerał Grochowski i przebiegła pogłoska 
fałszywa o śmierci Kościuszki. Nadto oskrzydlił je regiment 
dragonii Bibersteina. 

Los bitwy atoli nie był jeszcze rozstrzygnięty. Rosya- 
nie przyzostaJi na 500 kroków poza Prusakami: więc utwo- 
rzyła się w linjach duża przerwa, której Fryderyk Wilhelm 
nie zdołał dość prędko zapełnić batalionami drugiej linii. 
Kościuszko skorzysta z chwili i zaatakował kraniec lewego 
skrzydła pruskiego. Na pomoc przybiegła konnica pruska 
i 14 szwadronów rosyjskich. Spotkał je Krzycki i odparł 
kosami swoich grenadyerów krakowskich; w tej walce poległ 
Wojtek Bartos, mianowany chorążym Głowackim. 

Ale tymczasem nadbiegły opóźnione bataliony i ze- 
szlusowały się linie nieprzyjacielskie, i oskrzydlać zaczęły 
krótszą linię polską. Jeden batalion regimentu 3-go, szefo- 
stwa Czapskiego, pierzchnął. Daremnie regiment i-szy „go- 
dny dawnego swego komendanta, jen. Grochowskiego, 
dzielnie, z niewzruszoną stałością w każdej okazyi znajdują- 
cy się, i w tej do ostatniego znosił przewyższającą siłę**. 
Ranieni zostali jenerałowie Granowski i Poniński; padł koń 
pod Kościuszką. Odwrót stał się koniecznym. 

Gdy jazda pruska ukazała się aż pod wsią Rawką 
1 zagroziła tyłom w^ojska polskiego, wypadło cofać się w kie- 
runku północno-wschodnim na Małogoszcz. Jedne oddziały 
przechodziły przez wieś Hebdzie, inne wprost przez las, 
który stał się wyborną osłoną dla rozbitej piechoty. Chlub- 
nie spełniła przytem powinność swoją konnica polska. Ma- 



130 

daliński otrzymał ranę przy odparciu szarży rosyjskiej, ale 
brygadę jego połączył ze swoim półkiem 5-ym jenerał Ka- 
mieński i zarobił sobie na zaszczytną pocłiwałę Najwyższe- 
g^o Naczelnika. Jeszcze większą sławę i wdzięczność zjed- 
nał sobie Sanguszko, bo z pozostałymi w porządku 6oa 
kawalerzystami wytrwał aż do wieczora między wioską Heb- 
dzie a lasem dla osłaniania rozbitków. Z sześciu jenerałów 
tylko on i Kamieński wyszli cało. Kościuszko był tak 
zmartwiony, że po skończonej już prawie bitwae jeździł obo- 
jętnie w prawo czy w lewo na wilczatym podjezdku, bez 
dobytego pałasza, w ciemnej czujce, gdy huzary nieprzyja- 
cielscy harcowali na pplu. Wziął go Sanguszko za uczci- 
wego kapelana wojskowego, ale zbliżywszy się poznał w nim 
Kościuszkę. Na pierwsze odezwanie się usłyszał od niego 
odpowiedź: „Chcę być ubitym''. Wtedy porwał go za rę- 
kaw i pociągnął do kołowrotu wioski Hebdzia, za którą by* 
ły przeprawione nasze niedobitki, „W ściśnieniu się we wro- 
tach trzymałem go silnie, bo mi się wyrywał'*. Wtedy wpa- 
dła między nich kula armatnia, która Kościuszkę raniła 
w nogę i zabiła konia. Sanguszko przesadził go na swego* 
Kościuszko snadz otrzeźwił się; zdał Sanguszce „sprawę do 
ukończenia" i pojechał dac się opatrzyć. 

Nazajutrz, 7 czerwca, z pod Małogoszczą wysłał już 
energiczną odezwę do Rady Najwyższej Narodowej, zale- 
cając „natężenie republikańskiego męstwa" i nakazanie po- 
spolitego ruszenia. Stratę swoją oznaczył na tysiąc ludzi, za* 
bitych i rannych, oraz 8 armat; uznawał ją za „mniej zna- 
czną co do liczby", ależ czuł, chociaż nie powiedział otwar* 
cie, że dotkliwszą jest, niż strata, poniesiona pod Dubienką^ 
kiedy polegli tacy jenerałowie, jak Wodzicki i Grochowski. 
Nie wspomniał, też o zabranych do niewoli 500 żołnie- 
rzach, po większej części rannych. 

Nie koniec na tem. Wkrótce spadły na niego dwie 
nowe klęski. 






140 

Zajączek przegrał bitwę z rosyjskim korpusem Derfel- 
<iena 8 czerwca pod Chełmem i uchodził ku Wiśle, pozosta- 
wiając bez obrony całe województwo Lubelskie. Za to zbun- 
towali się przeciwko niemu trzej podkomendni jenerałowie 
i obrali sobie brygadyera Wyszkowskiego na dowódcę. 

Pruski jenerał Elsner przyszedł pod Kraków, a półkow- 
nik Wieniawski, będący wówczas komendantem miasta, pod- 
dał się bez walki 15 czerwca. Prusacy zajęli tedy staro- 
dawną stolicę Polski i zabrali korony, brylanty, perły, 
przechowywane pod 7-miu kluczami w skarbcu koronnym na 
zamku. 

Kościuszko nie mógł się teraz utrzymać w wojewódz- 
twie Krakowskiem; był obsaczany obławą przez wojska nie- 
przyjacielskie, a pomocy nie otrzymywał od nikogo, ani od 
Turków, ani od Francuzów, którzy nie chcieli nawet słu- 
chać jego posła, Franciszka Barss'a. 

W tym okropnym stanie rzeczy okazał Kościuszko 
wielką wytrwałość i niezłomną moc ducha. Porządkował 
swoich rozbitków wśród nieustannych marszów; 10 czerwca, 
zatrzymawszy się na trzydniówkę w Kielcach, wydał drugi 
raport do Narodu ze szczegółowym opisem bitwy szczeko- 
cińskiej i z w^ezwaniem do męstwa, a nadto do całej Siły 
Zbrojnej Narodowej wysłał rozkaz ogólny, aby wszyscy ko- 
mendanci korpusów wojska czy to liniowego, czy powstań- 
czego, jeśli stoją nad granicą, wkraczali do posiadłości pru- 
skich lub rosyjskich i dopomagali mieszkańcom do powsta- 
nia. Przemilczał jeszcze i teraz o Austryi, nie wiedząc, że 
cesarz Franciszek wraca z Belgii do swej stolicy, żeby po- 
pierać jak najpilniej planu trzeciego rozbioru Polski oraz 
żeby wojska swoje wprowadzić do województw Lubelskiego i 

i Chełmskiego. Na Wieniawskiego kazał Kościuszko ogłosić ; 

wyrok sądu w^ojennego skazujący go na powieszenie (tylko ; 

w portrecie jakonieobecnego). Zajączka utrzymał przy ko- i 

mendzie, a nieposłusznych mu jenerałów (pomiędzy który- j 






141 

mi znajdował się Hauman, dzielny dowódca regimentu lo-ga 
Działyńczyków) nie karał, lecz upokorzył pozostawiając w daw- 
nej zależności; dy wizyę jego przyw^ołał ku sobie i sam poszedł 
na spotkanie aź ku Wiśle, do Warki (19 — 21 czerwca). 
Mimo tej dość dalekiej wycieczki zdążył jeszcze wykonać 
zręczny obrót, za pomocą którego wyprzedził Prusaków 
i Rosyan, dążących ku Warszawie. Zająwszy Gołków i Pia- 
seczno, kazał Zajączkowi, aby tu przyprowadził dywizye 
swoją z nad Pilicy. 

Warszaica była dla Kościuszki bardzo ważną podsta- 
wą czynności wojennej: wszak miała w swych domach sta 
tysięcy ludu, który od dwuch miesięcy sypał okopy i ocho- 
czo szedł do wojska, lub do milicyi, a co najważniejsza, po- 
siadała Arsenał, w którym przechowywały się armaty, kara- 
biny, szable i ładunki. 

Ale pierwszy odgłos, jaki go doszedł z tego ruchliwe- 
go miasta, był przykry, obrażający dla jego władzy. Z po- 
wodu pogłosek, jakoby Kraków został poddany Prusakom 
przez zdradę, pospólstwo, podburzone przez zapaleńca Ko- 
nopkę, zaczęło się dobijać do pałacu Bryla, gdzie siedzieli 
pojmani Targowiczanie, i do innych więzień, ustawiając 
zarazem 7 szubienic na kilku ulicach. Nazajutrz, nie docze- 
kawszy się sądu, tłum d. 28-go czerwca wyciągnął z wie* 
zień Massalskiego, biskupa wileńskiego, Czetwertyńskiego, ka- 
sztelana przemyskiego, Boskampa-Lasopolskiego, kilkakrot- 
nie o zdradę oskarżonego, Roguskiego instygatora spraw 
powstańczych. Piątkę i Grabowskiego o szpiegostwo obwi- 
nionych, niesłusznie podejrzanego Wulfersa i niewinnego 
• całkiem urzędnika jurysdykcyi marszałkowskiej Majewskiego 
i wszystkich powiesił. Zakrzewski zdążył ocalić tylko Mo- 
szyńskiego, marszałka wielkiego, co Igielstromowi gorliwie 
służył do wyławiania'patryotów. 

Rada Najwyższa wydała tegoż dnia odezwę z łagodną 




142 

'wymówką i z obietnicą, że „będzie sprawiedliwość \\ymie- 
rzona o ile można najprędzej'*. 

Wcale inaczej przemówił nazajutrz d. 29 czerwca Ko- 
>iciuszko z obozu pod Gołkowem: „Kiedy wszystkie trudy 
i starania moje natężone są ku odparciu nieprzyjaciela, 
wieść mnie dochodzi, iż straszniejszy na obce wojsko nie- 
przyjaciel grozi nam i wnętrzności nasze rozdziera. To, co 
^ię stało na dniu wczorajszym w Warszawie, napełniło ser- 
ce moje goryczą i smutkiem. Chęć ukarania winowajców 
była dobrą, ale czemuż ukarani bez wyroku sądu? Czemu 
zgwałcona praw powaga i świętość? Czemu ten, co imie- 
niem ich był do was wysłany, skrzywdzony i pokryty ra- 
nami? Czemu urzędnik publiczny niewinny wraz z obwinio- 
nymi haniebnie z życia wyzuty?... Skoro obroty wojenne 
dozwolą mi oddalić się na moment od powierzonej mi po- 
winności, stanę wśród was. Może widok żołnierza, który ży- 
cie swoje codziennie dla was naraża, będzie wam miły; ale 
chcę, ażeby żaden smutek, na twarzy mojej wyryty, nie ska- 
ził tej chwili... Wiedzcie, że kto prawom posłusznym być nie 
chce, ten nie wart wolności. Dla tego więc... ganiać opóź- 
nienie sprawiedliwości dla więźniów krajowych, zalecam Ra- 
dzie Najwyższej, by ta nieodwłocznie zaleciła Sądowi Krymi- 
nalnemu zatrudniać się nieustannie sądzeniem więzionych, 
karaniem winnych i uwolnieniem niewinnych. A tak dopeł- 
niając tego, czego sprawiedliwość publiczna wyciąga, zaka- 
zuję jak najsurowiej Ludowi, dla dobra i zbawienia jego, 
-wszelkich odtąd nieporządnych rozruchów, gwałcenia wie- 
-zień, imania osób i karania ich śmiercią... Kto nie idzie do 
Rządu drogą należytą, jest buntownikiem, burzycielem spo- 
Icojności publicznej i jako taki karany być powinien.M Wy, 
których gorąca odwaga chce być czynną dla Ojczyzny,.. 
przybywajcie... do obozu mego". 

Słowa te zostały poparte czynami: weszły niezwłocznie: 
brygada Jaźwińskiego i 200. koni, część pułku Przedniej Stra- 




143 

±Y I-go i część piechoty z kilku regimentów, razem 4000 
ludzi dla utrzymywania porządku w mieście, otwarto Sąd 
Najwyższy Kryminalny a ten d. 24 lipca skazał na śmierć 
.,szubieniczną" 7 -u winowajców, którzy wieszali i zrabowali 
powieszonych; ukarano też śmiercią dwóch szpiegów (Fergu- 
sona i żyda Heymana); upoważniony przez Kościuszkę szewc- 
pułkownik Kiliński wybrał jednej nocy 6000 próżniaków 
i wysłał do obozu, a we trzy dni póiniej zaczął werbować je- 
szcze do swego 20 go regimentu 716 szeregowych. Odtąd 
i nie ponowiły się już rozruchy uliczne. 

I Trudniejsza była sprawa z wojskami nieprzyjacielskie- 

mi, które ciągnęły kilku drogami. Większą armię, pruską, 
prowadził król Fryderyk Wilhelm, a mniejszą, rosyjską, no- 
wy wódz, jenerał lejtenant Fersen, bo imperatorowa Kata- 
rzyna, zagniewawszy się na Igelstroma, odwołała go z Pol- 
ski, posyłając księcia Repnina na wodza naczelnego. Fersen 
objął dowództwo tylko nad korpusem, zebranym w Łowi- 
czu, i nad Denisowem. 

Prusacy ukazali się 7 lipca pod Błoniem. Tu stał jene- 
rał Mokronoski z tymi półkami, które zwyciężyły i wy- 
pędziły Igelstroma z Warszawy (18 kwietnia). Odparł on 
dzielnie pruskiego jenerała Elsnera o dwie dobre mile na- 
zad. Kościuszko, żeby nie być odciętym od Warszawy, 
' przesunął swój obóz d. 8 lipca pod Służewiec, 

i Dnia 9 lipca rozwinęła się walka w kilku miejscach 

[ na długiej, kilkumilowej linii. O świcie wyruszył z Błonia 

Mokronoski i atakował Prusaków, ale Kościuszko kazał mu 
cofnąć się pod Warszawę, bo chciał mieć go pod ręką dla 
złączenia z nadchodzącemi innemi wojskami swojemi. 

Do Oołkowa przybył ze swą dywizyą Zajączek. Tu za- 
biegli mu drogę Rosyanie, mianowicie Denisów. Wypadło 
stoczyć bitwę. Front polski rozciągnął się od rzeczki Jezior- 
ki do lasu; komendę objęli: na lewem skrzydle Wyszkowski; 
^ w środku Haumann, na prawem Rzewuski. Strzelanina za- 

I 



\ 



1 

1 



144 

częla się o godzinie i-ej, o 5-ej zaś po południu szarżowa- 
ła jazda rosyjska, lecz poniosła bezskuteczne straty od kosy- 
nierów, którzy płatali jezdica razem z koniem. Odparte by- 
ły również natarcia piechoty. Regimenty 7, 9 i i o-ty stały 
niewzruszenie pod ogniem, zachęcane czasem nadsyłanemi 
pozdrowieniami w imieniu Naczelnika. Walka przeciągnęła 
się do godziny lo-tej w nocy wśród gęstej kurzawy, a na- 
zajutrz wznowiła się o wschodzie słońca. Artylerya celniej 
razie mogła przy czystem powietrzu poranka, zrządziła teź 
znaczne szkody. O godzinie wpół do piątej król pruski spró- 
bował atakować Kościuszkę pod Raszynem, naprawił roz- 
rzucony most na rzeczułce Rnowie i posunął przodujące 
swoje: 4 bataliony, 10 szwadronów, 8 dział artyleryi konnej; 
zostały one odparte i zostawiły 1 5 trupów w lesie, lecz Ko- 
ściuszko zauważył, iż był tylko drażnionym od nieprzyjacie- 
la, a największe siły obrócone widział przeciwko Zajączko- 
wi. W istocie o godzinie 6-tej ukazała się pod Gołkowem 
druga linia rosyjska, i wtedy oprócz ataku na wieś, ruszy- 
ły kolumny do przeskrzydlenia z obu stron; kozacy ponad 
rzeczką przekradali się, żeby tył zająć. Gdy nadto zaczął 
nieprzyjaciel obsadzać górkę za rzeką, Zajączek kazał za- 
trąbić o godzinie 71/^ do marszu. Kniaziewicz czworoboka- 
mi piechoty i Wyszkowski brygadą swoją wybornie osłaniali 
postępującą ku Woli w porządku kolumnę. Zetknął się z nią 
wkrótce Kościuszko i cały swój korpus odprowadził ku 
okopom Warszawy. Zatrzymał się pod Królikarnią, skąd 
przesłał zawiadomienie do Rady Najwyższej Narodowej z po- 
chwałami dla Zajączka, Haumana, Mokronoskiego, Koły- 
ski za waleczne ich czyny przy odpieraniu wojsk nieprzy- 
jacielskich. Kończył słowami otuchy: „Wszędzie potężne ra 
mię Boga Zastępów wspierać zdaje się sprawę ludu, tak 
długo uciskanego niewinnie. Nie przestawajmy wznosić mo- 
dłów naszych do niego, a da nam ducha ufności, jedności 



j 



r 



, 145 

f i męstwa i krwawe boje nasze chwalebnem i szczęśllwem 
uwieńczy zwycięstwem". 

Nazajutrz, 1 1 lipca, późnym wieczorem, połączył się 
z Prusakami rosyjski jenerał FerSen; pod Raszynem 12 -go 
obie armie wypoczywały, a 13 -go posuwały się pod War- 
szawę. Skoro je dostrzeżono, wnet ozwały się wystrzały na 
■ trwogę z okopów i strzeliła armata, na placu Zamkowym, 
pod Zygmuntem ustawiona. Tysiące ludzi' zbrojnych, miesz- 
I czan warszawskich, wyszły do okopów i tam porządnie wy- 
; znaczone sobie miejsca zajęły. Kościuszko objeżdżał i wyra- 
i żal najżywsze zadowolenie. Ta zbrojna siła stała przez cały 
dzień i przez noc. Piwowarzy raczyli ją obficie piwem, za 
które zapłaty nie przyjęli. Sprzymierzeńcze wojska tymcza- 
sem rozchodziły się na dwie strony: Rosyanie w prawo pod 
Służewo, Prusacy w lewo pod Opalin. 

Zaczynało się oblężenie (patrz na planie Numer 1 2). 
Półkolem, długiem na 4 mile, rozstawiano wojska i ar- 
maty, ale tylko na lewym brzegu Wisły. Fryderyk Wilhelm 
założył swoją główną kwaterę najpierw w Opatowie, po dwu 
tygodniach we dworze zwanym Włochy; Fersen usadowił się 
w Wilanowie, w pałacu, wybudowanym niegdyś przez kró- 
la Jana III-go. Na prawym brzegu Wisły przedmieście Pra- 
ga stało otworem, ale o 3 mile w dół, tam, gdzie rzeki Na- 
rew i Bug zlewają się z Wisłą, zaczynały się stanowiska 
wojsk pruskich nadgranicznych: w Zakroczymiu, w Modlinie, 
i^- Zegrzu, Serocku i dalej wzdłuż^ rzeki Narwi. Naprzeciwko 
(• nich stały na straży oddziały niewielkie wojska polskiego 
regularnego, wysłane z Warszawy, i powstańcy z okolicz- 
nych powiatów pod komendą swoich jenerałów ziemiań- 
skich. Odbywały się w tej stronie potyczki; wystrzały armat- 
nie słyszano nieraz w Warszawie: jednakże nie zdołali Pru- 
sacy ani razu dojść do Pragi, a Latem nie mogli zatrzymy- 
wać lub zabierać furmanek, dowożących żywność od strony 
wschodniej i południowej. 

Kościuszko. 10 






146 

Tak więc głód nie zagrażał mieszkańcom, ale czy zdo- 
ła Kościuszko obronić ich od ognia i bagnetów, bo miał 
zaledwo 23,000 żołnierzy razem z kosynierami i niespełna 
200 dział wszelkiego gatunku, połączone zaś armie nieprzy- 
jacielskie liczyły co najmniej 4 1,000 dobrze uzbrojonej pie- 
choty i jazdy oraz dział 235? Przytem fortyfikacye nieby- 
ły jeszcze wykończone. 

Szczęściem Fryderyk Wilhelm strawił dwa tygodnie ; 
prawie na robotach przygotowawczych: kazał przysposabia<5 
faszyny, kosze i oczekiwał na przywiezienie z najbliższej 
swojej tortecy (Grudziądza) armat ciężkich oblężniczych. 
Z tego czasu skorzystał Kościuszko, żeby usypać szańce 
i baterye. Sam uczył: gdzie sypać należy. Jeżdżąc konno, 
zakreślał linie i kąty tak trafnie, jak gdyby chodził z miarą 
w ręku. Wysyłając rozkazy do jenerałów, dawał im rysunki, 
robione piórem na prędce, ale wyraźnie, bo umiał dobrze 
rysować i doskonałym był inżynierem. Jak tylko zrobiono 
rowy i nasypy, kazał zaciągać armaty. Tych wszakże miał 
za mało, chociaż była w Warszawi e, ludwisarnia czyli fa- 
bryka, na której półkownik artyleryi Szubalski napędzał ro- 
botników do lania nowych dział we dnie i w nocy. Niektó- ^ 
re baterye nie dostały ani jednej, na kilku ustawiono małe 
3 -funtowe armatki, tak zwane batalionowe, ponieważ powin- 
ny były jeździć przy batalionach piechoty; nie znalazło się 
w Arsenale ani jednego moździerza 50-funtowego, a Pru- 
sacy mieli takich moździerzy 23. Do celowania i strzelania 
wprawnych żołnierzy artylerzystów było tylko 412, koni tyl- 
ko 47: więc trzeba było posyłać do bateryj zaprzęgi z koni 
miejskich do pomocy. 

I ludzi wojskowych było za mało do odpierania na- 
padów, oczekiwanych tu lub ówdzie na tak wielkiej prze- 
strzeni: więc do pomocy im iść mieli zawsze mieszczanie 
w liczbie około 9-ciu tysięcy. Zarządzał obrany przez nich 
samych i bardzo kochany prezydent miasta Ignacy Za- 



} 



? 



1 



147 

krzewski, dawniejszy poseł sejmowy, szlachcic bogaty, mają- 
cy dobra za Wisłą. Dbał on o to, żeby mieszczanie, wysyła- 
ni do okopów i bateryj, mieli co jeść: więc kazał napiec chle- 
ba i w worach odwozić do rogatek Jerozolimskich, Moko- 
to^wskich, Czerniakowskich. 

Wojskowym komendantem miasta Warszawy i całego 
Księstwa Mazowieckiego zrobił Kościuszko jenerała Orłow- 
skiego, dobrego towarzysza swego z korpusu Kadetów 
i z pierwszej podróży zagranicznej. 

Dla wojsk polowych przy okopach urządził trzy obo- 
zy: i) w jednym umieścił dywizyę Mokronoskiego, a gdy wy- 
słał tego jenerała na Litwę, komendę po nim dał księciu 
Józefowi Poniatowskiemu 2) w drugim, środkowym, na 
Czystem, sprawował dowództwo Zajączek 3) w trzecim, na 
Mokotowie komenderował i przebywał sam. Znajdował się 
tam wygodny pałac Lubomirskich, ale Kościuszko mieszkał 
w swoim namiocie polowym razem ze swą kancelaryą. 
Dawniej, wedle słów Sanguszki, Kościuszko „żył powie- 
trzem*'; teraz przecie miewał „dostateczne obiady" ze sta- 
rem winem węgierskiem i kawą, którą lubił w różnych 
sposobach przyrządzenia, „gorącą, zimną i zmarzłą". Ota- 
czało go mnóstwo oficerów, a przed otrzymaniem rozka- 
zów dziennych jadali oni tutaj śniadanie. Oprócz kucharza 
i lokaja Jana, znalazł się Jakiś murzyn do usługi. Przez 
cały ciąg oblężenia N. Naczelnik ani razu się nie rozbierał, 
zawsze gotów skoczyć na koń we dnie, czy w nocy. Do 
pisania odezw miał zawsze przy sobie Juljana Niemcewi- 
cza (po odprawieniu Linowskiego, w Jędrzejowie), ale woj- 
skowe rozkazy pisywał własnoręcznie. Przechowała się też 
do dziś dnia moc listów i kartek jego, aż podziw bierze, jak 
mu starczyło sił i czasu na taką pracę. Wszak musiał troszczyć 
się nietylko o obronę od nieprzyjaciela na lewym brzegu 
Wisły, ale też o obronę Narwi, o korpus Derfeldena, któ- 
ry poszedł na Litwę, o Wilno i nareszcie o prawy brzeg 



148 

Wisły, gdyż i lipca wszedł z Galicyi austryacki jenerał 
i chociaż nie zaczepiał wojsk polskich, ale zajął część woje- 
wództwa Lubelskiego, 

Król pruski rozpoczął walkę 27 lipca napadem na 
wieś Wolę. Huzaryjego uderzyli na czatę polską o świcie, 
potem nadchodziły bataliony piechoty i opanowały wieś; 
wojska Zajączka nie mogły jej odzyskać, chociaż biły się 
do godziny 9 wieczorem, kiedy lunął deszcz i zerwał się 
wicher. Prusacy zaczęli nazajutrz robie przekopy na pier- 
wszą linię oblężniczą. W nocy Kościuszko kazał zapalić ku- 
lami ognistenąi poblizką wieś Szczęśliwice i robotników wy- 
płoszył. 31 lipca o 7 z rana król kazał puszczać bomby, 
ale te nie dolatywały do miasta; pokazało się, że inżynier 
pruski ile obliczył odległość. 

Poprawiono przekopy i ponowiono próbę dnia i sier- 
pnia wieczorem. Wyrzucono ze wszystkich bateryj mnóstwo 
kul ognistych, bomb i granatów; leciały one aż poza rogat- 
ki, lecz nie zapaliły ani jednego domu, tylko zabiły kilku 
ludzi. Żołnierz polski stał w cichości pod deszczem ulew- 
nym z obłoków i ognistym z bateryj; wreszcie uderzyły 
działa polskie w tę stronę, skąd najwięcej widziano ognia. 
Tą odpowiedź zakończyła strzelaninę. 

Fryderyk Wilhelm uczuł niby litość nad miastem i na- 
pisał list do Stanisława Augusta, doradzając kapitulacyę; 
podobnie jen. hrabia Szweryn zawezwał komendanta Orłów- i 
skiego do poddania się. Naturalnie, oba listy odniesiono 
dnia 2 sierpnia do Kościuszki, który odpowiedział, że „mia- 
sto Warszawa nie jest w przypadku potrzeby poddania się'*. 
Stanisław August w swojej odpowiedzi odmawiał również, 
ale dodał kilka słów o uczuciach ludzkości. 

Dnia 3 sierpnia szła strzelanina na całej linii. Prusacy 
bombardowali o południu przez półtora godziny z większym 
skutkiem, bo jeden domek spalili. Polska zaś baterya zapa- '\ 
liła wieś Wolę, dzięki Wrońskiemu porucznikowi, poiniej ^ 






149 



wsławionemu filozofowi, który dobrze wycelował armatę. Ko- 

I ściuszko dał mu za to zegarek złoty z łańcuszkiem w upomiil- 

I ku. Ponieważ nie miał orderów do rozdawania w nagrodę 

I waleczności, więc zaczął obdarowywać zasłużonych jenera- 

f łów i oficerów klejnotami, nadsyłanymi w ofierze, a potem 

I obrączkami numerowanemi. 

I Inżynier pruski (major Pontanus) przekonał króla, że 

trzeba zaczekać na dwie zamówione przesyłki armat, a tym 
czasem Kościuszko przedłużył swoją linię obronną i urzą- 
dził wysokie baterye na Skalszczyinie. 

Z Rosjanami staczano pomniejsze potyczki. 
Nadeszły Prusakom oczekiwane armaty 19 sierpnia 
i przybyły trzy świeże bataliony piechoty. Tejże nocy ka- 
zał król założyć drugą linię oblężniczą o 300 kroków przed 
Gorcami. Zatoczono 36 dużych dział. I znowu zaszła po- 
myłka, w obliczeniu odległości: haubice nie sięgały do pol- 
skich bateryj. Dopiero w nocy z 25-go na 26-ty urządzo- 
no cztery baterye o kroków 800 bliżej ku Górom 
Szwedzkim. 

Teraz miały się zacząć ataki stanowcze. 
Dnia 26-go sierpnia o 3-ej z rana baterye pruskie skie- 
rowały silny ogień na szańce polskie przy cegielni powąz- 
kowskiej dla odwrócenia uwagi od kolumn szturmowych. 
Jedna uderzyła o 4-ej z rana na Szwedzkie Góry i na 
Wawrzyszew. Pomimo rzęsistych salw kartaczowych wy- 
parła piechotę polską. Poniatowski nadbiegł z kawaleryą 
i usiłował napędzić nieprzyjaciela ku wilczym dołom, lecz 
nie mógł złamać pólku dragonów Frankenberga i ledwie wy- 
starczał na osłanianie odwrotu. Uderzył teź drugi jenerał 
pruski 4-ma batalionami na baterye przy domie Parysa 
i zdobył ją. Stracili Polacy 8 armat, i wszystkie swoje sta- 
nowiska aż do Powązek i Marymoritu. Gdyby król pruski 
.-- poparł szturmujące kolumny świeżemi siłami, możliwemby 
S^ było wkroczenie od tej strony do miasta. Poniatowski w ra- 

I 



150 

porcie swoim oskarżył podpółkownika Wiesiołowskiego i pod- 
porucznika Aignera,* który komenderował bateryą przy de- 
mie Parysa, lecz na siebie samego też ściągnął liczne za- 
rzuty. Powiadano, że tej nocy nie znajdował się w obozie, 
że pojechał w odwiedziny do jakiejś kochanki. (Wiesiołow- 
ski później sztandrechtowym sądem został skazany na mie- 
siąc więzienia w łańcuszkach, podporucznik Aigner na utratę 
rangiy 

Wawrzyszew i Góry Szwedzkie zostały wcielone do linii 
fortyfikacyjnej pruskiej; baterye zostały obrócone przeciwko 
Polakom. Dzień następny upłynął spokojnie. 

W nocy z 27-go na 2 8 -my sierpnia zrobiony był prze- 
kop pod folwarkiem powązkowskim do ostrzeliwania odleg- 
łych o 1 000 kroków wysokich bateryj polskich. O świcie roz- 
poczęło się natarcie na te baterye zrazu skuteczne: trzy 
szańce zdobyli Prusacy, naw^et z borku powązkowskiego 
wyparli Polaków i zapalili kilka domów. Ale obozem ma- 
rymonckim komenderował w zastępstwie Poniatowskiego 
dzielny Dąbrowski, już na jenerała-majora wyniesiony. Za- 
rządził odebranie lasku, a w tej chwili ukazał się Kościusz- 
ko ze Swoją piechotą. Natychmiast Prusacy zostali wyrzu- 
ceni, a brygadyer Kołysko ostro natarł na liczniejszą kawa- 
leryę pruską, która lew^emu skrzydłu zagrażała. 

Powtórnie uderzyły 4 bataliony i sześć szwadronów na 
Powązki, a nadto inna kolumna szła na Bielany, Młociny 
i Marymont. ,,W tym czasie przysłałeś mi Najwyższy Na- 
czelniku — pisze w swoim raporcie Dąbrowski — przez adju- 
tanta swego, majora Fiszera, 200 ludzi gwardyi pieszej pod 
komendą majora Tyszki, także 200 ludzi z regimentu i-go 
pod komendą kapitana Różyckiego; ta piechota musiała 
kolumną przez most przejść i pod ogniem nieprzyjaciel- 
skim rozwinąć się, co w największym porządku uskuteczni- 
ła; nieprzyjaciel cof-iąc się musiał z góry do góry, a pie- 
chota nasza baterye opanowała/' 



V 



? 



151 

Na prawem skrzydłe pod Marymontem sprawił się 
tak dobrze podpółkownik i komendant batalionu strzelców 
Rymkiewicz, że został zaraz nagrodzony rangą jenerała; 
walka toczyła się przeważnie w parowach, poczynając od 
brzegu Wisły. 

Około godziny 7-mej, kiedy wojsko, które od rana ani ja- 
dła, ani piło, zaczęło odpoczywać, nieprzyjaciel przypuścił 
nowy atak „całą siłą", lecz znowu został odparty. 

Fryderyk Wilhelm zamierzał przypuścić szturm walny 
I września, i wydał już stosowne zarządzenia, ale na dzień 
przedtem, 3 1 sierpnia przed świtem Polacy uderzyli piecho- 
tą i jazdą na Wawrzyszew i po dwugodzinnej bitwie wy- 
parli Prusaków. Ta wycieczka popsuła im szyki. W obo- 
zie ich skarżono się na niedostatek żywności i na zwięk- 
szanie się liczby chorych. Większy jeszcze frasunek przy- 
był Fryderykowi Wilhelmowi, gdy zaczęły nadchodzić do- 
niesienia, że powstanie robi się w jego królestwie, miano- 
wicie w Wielkopolsce, zabranej przed rokiem przy drugim 
rozbiorze Polski. Powstawały jeden za drugim wszystkie 
powiaty; stały tam tylko po miastach małe załogi wojsko- 
we: więc powstańcy zabierali je do niewoH. Jeden z do- 
wódców, Mniewski, dawniejszy kasztelan kujawski, dowie- 
dziawszy się, że Wisłą płynie 1 1 galarów z prochem i ku- 
lami pod strażą oficera i 30 -tu żołnierzy, poszedł na Spo- 
tkanie ze swymi stu Strzelcami, zabił 1 3 tu żołnierzy, 
a wtedy reszta straży oddała się w niewolę i cały trans- 
port pruski został zabrany przez powstańców. 

2 takiemi nowinami przybyło d. 3 września poselstwo 
od Wielkopolan w^szyStkich do Kościuszki; on jednakże, 
chociaż z radością ogłosił to mieszkańcom warszawskim, 
ostrzegał ich, że nieprzyjaciel może przyśpieszyć wszelkie 
wysilenia swej „zaciekłej i mściwej dumy". Więc 4 -go wrze- 
śnia napisał do prezydenta miasta taką kartkę: „Zakrzeski 
kochany! Dziś przededniem zapewne będziemy atakowani' 



PLAN BITWY ] 
vA6żonj laytfą 

«4 




154 

a zatem proszę i zaklinam na miłość Ojczyzny, aby poło- 
^ wa obywateli dziś szła do linii, a gdy będą atakować (Pru- 
sacy), aby wszyscy wyszli". 

Ale Fryderyk Wilhelm nie myślał już o szturmie. 
Kazał strzelać wciąż z armat, a tymczasem robił spieszne 
przygotowania do odwrotu. O zmroku d. 5 września zaczę- 
to zwozić ciężkie działa oblężnicze i wywozić je końmi 
chłopskimi; o 4-tej zrana 6 września ruszyła cała armia 
pruska do Raszyna, a król odjechał wprost do swego Ber- 
lina; jenerał Fersen wymaszerował też z Rosyanami drogą 
na Piaseczno. Warszawa dowiedziała się z „Gazety Rzą- 
dowej", że wolną już jest od oblęzpuia. 

Rada Najwyższa Narodowa chciała obchodzić tak pa- 
miętne zdarzenie ,,uroczystością jakową" i prosiła Kościu- 
szkę, żeby raczył przybyć na ten obchód radosny, lecz on 
odpowiedział odmownie. „Cieszę się, pisał, zarówno z ka- 
żdym dobrym obywatelem z oswobodzenia stolicy od wojsk 
nieprzyjacielskich; przypisuje to tylko Opatrzności (Boskiej), 
męstwu żołnierza polskiego, gorliwości i odwadze obywate- 
lów warszawskich, staraniom rządu. Zostawuję zupełnie do 
woli Najwyższej Rady Narodowej, w jaki sposób i kiedy 
życzy obchodzić to zdarzenie? Zatrudnienia moje nie do- 
zwalają mi przyjemności być z wami, godni mężowie. 
Śmiem ufać, że ten Bóg, który stolicę uwolnił, uwolni i Oj- 
czyznę. Wtenczas już jako obywatel, nie jak urzędnik, 
dzięki składać I powszechną ze wszystkimi radość dzielić 
będę". 

Tak w grzecznych wyrazach wytłomaczył, że nie czas 
jeszcze urządzać tryumf. I Rada żadnego obchodu nie 
urządziła. Kościuszko zaś zakończył ten dzień, kładąc się 
spać rozebrany po raz pierwszy od kilku miesięcy. 






^j 



155 

Prze2 kilka dni czuł się przecież o tyle swobodnym, że 
miał czas na odwiedzenie Rady Najwyższej Narodowej 
w jej sali w pałacu Raczyńskich i podczas posiedzenia, 1 1 
września. Prezydował w tym tygodniu „obywatel" Xiądz 
Franciszek Dmochowski. Ten więc „obywatel prezy dujący", 
oświadczywszy imieniem Rady najżywsze z przybycia jego 
ukontentowanie, doniósł razem, jakiemi sprawami Rada 
w ten moment zatrudnia się, mianowicie sposobami „przy- 
śpieszenia gotowych pieniędzy". 

Trudna to była sprawa. Skąd wziąć gotowych pie- 
niędzy, jeżeli do skarbu wchodzi mniej podatków, bo z ka- 
żdym dniem powiększa się liczba zniszczonych przez wojnę 
majątków? Jakież to spustoszenie pozostawało po przejściu 
każdego korpusu rosyjskiego: Denisowa, ^Derfeldena, Ferse- 
na! „Pięćdziesiąt wsi zapalonych w promieniu koło 3 do 
4-ch mil jaśniało i dymiło jak tyleż wulkanów" — opowia- 
da to świadek naoczny odwrotu Fersena, Michał Starzeński. 
Rujnowani dziedzice nie mieli z czego płacie poborcom 
i prosiU o ulgę lub odroczenie terminów. 

Możnaby ratować się pożyczką, gdyby się znaleźli bo- 
gacze w innych krajach, którzyby zechcieli dac kilka mi- 
lionów rządowi powstańczemu. Ale nie znaleźli się tacy 
i próżno byłoby ich szukać, kiedy Francuzi nic nie dali 
samemu Kościuszce ani w roku zeszłym, ani teraz. Ban- 
kierzy warszawscy potraciU swoje wielkie kapitały i nie 
mogli własnych długów popłacić. Najmniej bogaty, ale po- 
mysłowy i gorliwy bankier Kapostas doradził wybijanie 
pieniędzy papierowych takich, jakiemi teraz nam płacą lu- 
dzie za pszenicę, za bydło, za masło, za ziemię i za w^szel- 
kie posługi. Rada Najwyższa Narodowa pozwoHła mu 
drukować tak nazwane Bilety Skarbowe na różne ceny, ja- 
ko to: na 1,000, na 500, na 100, na 50, na 25 i 5 zło- 
tych polskich, a potem drobniejsze Bilety Zdawkowe na i 
złoty, na 20, na 10 i na 5 groszy. Kapostas nadrukował 



166 

dużo w różnych kolorach z rozmaitymi znakami, ogółem 
na I o milionów złotych i wypuszczał, poczynając od i6 
sierpnia, ale kupcy, rzemieślnicy i robotnicy przyjmować 
ich nie chcieli dlatego, że nie mogli wymieniać ich w ra- 
zie potrzeby na srebrne lub złote pieniądze w żadnej ka- 
sie skarbowej. Przyjmowali tylko ludzie zamożni, jeżeli 
mogli czekać na wymianę kiedyś później, po ukończeniu 
wojny. 

A wojsko potrzebowało botów, płaszczów, kożuchów 
przy nadchodzącej zimie, prochu, kul, broni codziennie.' 
Gdy nie było czem płacić dostawców i robotników, rząd 
zabierał srebra z kościołów, pozostawiając tylko niezbędne 
dla nabożeństwa kielichy, lichtarze i monstrancye, zabierał 
kiry sukienne, zdejmować kazał miedź z dachów na pała- 
cach i na zamku królewskim. 

Kościuszko rozsyłał na wszystkie strony i do najdal- 
szych ziem polskich odezwy do obywateli, zaklęcia w imię 
miłości Ojczyzny, rozkazy do jenerałów i tyle zyskał po- 
słuszeństwa u wszystkich, źe w wojsku liniowem w dawnych 
półkach i w nowoutworzonych komendach liczba ludzi do- 
chodziła do 100,000 — tylko że niedostatecznie uzbrojonych, 
a gdy policzymy pospolite ruszenia, powoływane ze wsi na 
czas krótki, to się pokaże, iż wychodziło do walki z bro- 
nią wszelaką 150,000 ludzi. 

Ale nie wszyscy umieli dobrze wykonywać swoją ro- 
botę. Nie udawało się Kościuszce znaleźć dobrego wo- 
dza dla Litwy, chociaż tam i żołnierz, i lud był bardzo 
ochoczy. Szczególnie na Żmudzi powstańcy byli tak od- 
ważni, że się bili z przechodzącemi oddziałami Rosyan, że 
wkroczyli do Księstwa Kurlandzkiego, i opanowali nad- 
morskie miasto Libawę, a w tej wyprawie prowadził ich 
szlachcic nie wojskowy, były poseł sejmu Wielkiego, Waw- 
rzecki. Cóż? Kiedy przysłany do komenderowania całem 
wojskiem litewskiem jenerał Widhorski zasiadł bezczynnie 



157 

w obozie o parę mil od Wilna i nie chciał ani musztro- 
wać, ani w porządku utrzymać swych półków, i nareszcie 
zażądał uwolnienia siebie, uskarżając się na ranę, którą da- 
wniej niegdyś otrzymał. Na prawdę zawstydził się tego, że 
nie przyszedł do Wilna, kiedy podwładni jego jenerałowie 
odparli atak rosyjskiego wojska (19-go hpca). Zastąpił go 
tymczasowo jenerał Chlewiński, jeszcze gorszy, bo gdy Ro- 
syanie przyszli po raz drugi, nie potrafił obronić Wilna, 
które zostało stracone 1 1 sierpnia. Byłato strata bardzo 
ciężka dla Kościuszki, a tem boleśniejsza, że wyprawił był 
zawczasu Mokronoskiego, który tak dzielnie kierował walką 
z Igelstromem w Warszawie i z Prusakami pod Błoniem, 
I oto Mokronoski, jadąc zbyt powolnie, spotkał wojsko li- 
tewskie, już uchodzące z pod Wilna w nieładzie; objął 
wprawdzie nad niem dowództwo, ale nie zdołał go upo- 
rządkować, bo zasłabł na zdrowiu. Na Żmudzi, ani w Kur- 
landyi nie mogli też utrzymać się powstańcy i ciągnęli pod 
Grodno w podobnym nieładzie. 

Na Litwę wysłana była jeszcze doborowa 5-tysięczna 
dywizya pod dowództwem Sierakowskiego w ślad za rosyj- 
skim jenerałem Derfeldenem. Sierakowski był dobrym in- 
żynierem, ale nie doświadczonym jenerałem polowym. Zmar- 
nował parę miesięcy na ostrożnych marszach i nie zniós 
ani jednego oddziału rosyjskiego. Tymczasem imperatoro- 
wa Katarzyna kazała Suworowowi, najżwawszemu, najzawzięt- 
szemu i najumiejętniejszemu z pomiędzy wszystkich jene- 
rałów rosyjskich, wyprowadzić świeże wojska, rozłożone do- 
tychczas na Podolu i Wołyniu. Suworów, zebrawszy 14,000 
ludzi i 60 dział, biegł szybko, przedzierając się przez ba- 
gna poleskie, do województwa Brzeskiego. 

Takie wypadki i tak zatrważające doniesienia tłumiły 
radość z wyzwolenia Warszawy. I to wyzwolenie zresztą 
nie było zupełne, bo król pruski przed wyjazdem zostawił 
rozkazy wojskom swoim, aby opasywały Warszawę szer- 



r 



158 

szem półkolem, zajmując brzegi rzek Bzury, Pilicy i Raw- 
ki. Przewidywać też należało, że Fersen po ustąpieniu 
z Wilanowa zechce gdzieś dalej przeprawić się przez Wi- 
słę na brzeg prawy, żeby połączyć się z Suworowem. 



Tym wszystkim niebezpieczeństwom Kościuszko mu- 
siał zaradzić. Czynił więc następne zarządzenia: 

1. Przeciwko Prusakom posunął do Bzury dywizyę 
księcia Józefa Poniatowskiego około 8,000 ludzi liczącą, 
a na pomoc Wielkopolanom posłał Dąbrowskiego z 3 -ma 
tysiącami wojska liniowego. 

2. Dla wzbraniania Fersenowi przeprawy przez Wi- 
słę wysłał 3,500 ludzi pod dowództwem jenerała Poniń- 
skiego. 

3. Dla wzmocnienia wojska litewskiego kazał jenera- 
łowi lejtenantowi Jasińskiemu zebrać wszystkie oddziały, 
jakie znajdowały się pomiędzy Narwią i Niemnem, i utwo- 
rzyć z nich dywizyę 2-gą litewską. ^ 

4. Dla wzmocnienia dywizyi Sierakowskiego wysłał 
z Warszawy 15 września dzielny regiment lo-ty Dzialyń- 
czyków i 320 powstańców Brzeskich pod dowództwem je- i 
nerała majora Kniaziewicza, a 1 9 września sam W3^jechał ' 
za nimi, przewidując, że tam wypadnie stoczyć najpierwej 
bitwę. 

Stało się to za późno. Sierakowski iuż 15 września 
wyruszył na spotkanie Suworowa, który, przebiegłszy mil 
80 w ciągu dni 16, stanął w Kobryniu. O milę od tego 
miasta i o półtory od Siechnowicz, pod Krupczycami, 17 
września zaszła pierwsza bitwa; Sierakowski musiał cofnąć 
się spiesznie za Brześć do Terespola, a 19-go rani u tko zo- 
stał powtórnie atakowany i pobity okropnie, bo stracił wię- '| 

J 



159 

cej niż połowę swoich ludzi (2,645) ^ ws7.ystkie armaty (28) 
zaprzężone w konie z królewskiej stajni. 

Kościuszko dowiedział się o tej klęsce w Siedlcach, 
więc wrócił do Warszawy, żeby wyprawić posiłki dla Sie- 
rakowskiego: kilka batalionów piechoty i 14 dział. Do 
Mokronoskiego wysłał rozkazy, jak ma się kierować 
w marszu swoim, a w kilka dni potem wyjechał pocztą 
w towarzystwie jednego Niemcewicza, sekretarza swego, 
drogą, nawiedzaną już przez kozaków, do Grodna. Obej- 
rzawszy wojsko litewskie, okazał mu największe niezadowo- 
lenie, kazał używać najsurowszych kar (zastrzegając jednak- 
że dla siebie zatwierdzanie wyroków śmierci) i napisaną 
własnoręcznie odezwą 30 września groził żołnierzom za 
tchórzostwo w boju kartaczowaniem z armat, które będą 
ustawiane z tyłu. Zaledwo wrócił do swej kwatery głównej , 
t j. do namiotu w Mokotowie, gdy nadeszła najgorsza ze 
wszystkich przewidywanych nowina: że Fersen przeprawia 
się przez Wisłę. Kościuszko uznał natychmiast, że należy 
go żnieśc, zepchnąć do Wisły, inaczej bowiem Warszawa 
miałaby przeciętą jedną z głównych dróg zasilania się ży- 
wnością i byłaby narażoną na atak połączonych dwu wojsk 
rosyjskich. 

Wieczór 5-go października spędził Kościuszko u Za- 
krzewskiego, prezydenta miasta, rozmawiając po raz osta- 
tni z najbliższymi współpracownikami Swymi: Ignacym Po- 
tockim, Kołłątajem, Zajączkiem, któremu oddał w zastęp- 
stwie komendę obozu głównego w Mokotowie i wszystkich 
korpusów pod Warszawą. Zapowiedział im, że stoczy bi- 
twę i że „armia" Sierakowskiego, skoro się połączy z nią 
korpus Ponińskiego, będzie do 14,000 mocną. Nazajutrz 
o godzinie 5 -ej zrana, wziąwszy z sobą Niemcewicza, wy- 
jechał konno z Mokotowa i, pędząc wciąż galopem, zmie- 
niając konie chłopskie z siodłami bez strzemion, z uidzie- 
^ nicami bez mundsztuków, stanął o godzinie 5-tej wieczo- 

f 



160 

rem w Okrzei u Sierakowskiego. Znalazł się tu jen. Po- 
niński, który ani jednym wystrzałem nie przeszkodził Fer- 
senowi w ustawianiu mostu w okolicy Kozienic i wprowa- 
dzaniu pólków rosyjskicłi do obozu pod Tyrzynem, ale 
żądał teraz rozkazów^ Po naradzie kazano mu stać w obron - 
nem położeniu nad Wieprzem i czekać wezwania do boju, 
gdyż nie można było wtedy przewidzieć, w jakim punkcie 
nastąpi spotkanie z Fersenem, Nastąpiło pod Maciejowt- 
camiy gdy mała armia Kościuszki, która dosięgała tylko 7 
tysięcy głów (przy ubytku ludzi skutkiem pośpiesznych mar- 
szów oraz braku paszy dla koni w późnej jesieni), weszła 
9-go października na pagórki między wsią Oronne a Zam- 
kiem (dzisiejszem Podzamczem) w dobrach maciejowickich 
ordynatowej Zamoyskiej. Ujrzano w niedalekiej odległości 
obóz rosyjski, szeroko rozciągnięty nad Wisłą. Tu więc 
musiała się odbyć walka stanowcza (patrz na planie nu- 
mer f3). 

Po obejrzeniu pozycyi Kościuszko wskazał stanowiska 
wszystkim oddziałom; powierzył komendę lewego skrzydła^ 
pod Oronnem, Kniaziewiczowi, środka Sierakowskiemu, pra- 
wego skrzydła, pod Zamkiem, Kamieńskiemu; kazał uSypać kil- 
ka szańców i ustawić armaty, których było razem z batalio- 
nowemi 21. Zapadająca noc nie pozwoliła ukończyć robo- 
ty fortyfikacyjnej; żołnierze mieli spędzić ją pod bronią. 
Kościuszko wszedł do zamku, w^ysłał rozkaz do Ponińskie- 
go, zjadł wieczerzę i położył się w ubraniu. O godz. lYa 
po półhocy obudził Niemcewicza, kazał mu napisać drugi 
rozkaz, zalecający Ponińskiemu „największą pilność w mar- 
szu" do Tyrzyna i posłać przez gońca. 

Tymczasem Fersen, zawiadomiony przez rozjazdy ko- 
zackie o zbliżaniu się Polaków, poczynił już przygotowania 
do ataku całą siłą swoją. O zmroku wysłał jenerała De- 
nisowa z 5-u tysiącami i lo-u armatami w prawo na wieś 
Oronne; jego wystrzały miały być sygnałem dla innych 



161 

korpusów, ustawionych we dwie linie na przestrzeni blizko 
półmilowej od brzegu Wisły. Stały one w szeregach bez 
ogni, z bronią u nogi. Armaty Denisowa huknęły o kwa- 
drans przed 5 -tą, dnia lo października, i wnet wszystkie 
szeregi ruszyły naprzód. 

Walka zrazu ogniowa, potem na bagnety trwała do 
godziny i-ej. Poniński nie przyszedł pod Tyrzyn i nie 
uderzył na tyły wojsk rosyjskich*): więc Fersen mógł 
użyć zapasowych wojsk hr. Tołstoja do oskrzydlenia z dru- 
giej strony. Oba bataliony muszkieterskie Działyńczyków 
legły co do nogi, nie ustąpiwszy kroku. Wśród zamętu 
i rzezi Kościuszko usiłował uformować czworobok, ale uka- 
zanie się konnicy nieprzyjacielskiej poza zamkiem sprawiło 
ostateczny popłoch. Jedni rzucali broń i padali na ziemię, 
wołając pardonu; drudzy uciekali na rozległą równinę. Go- 
nił zbiegów Kościuszko, lecz świta jego rozpierzchła się, 
koń padł, a 5-ciu jeźdźców oskoczyło go między opłotka- 
mi wsi Krępa. Trzy cięcia w głowę, rany na piersiach 
i biodrze pozbawiły go przytomności. Krwią zbroczonego 
śmiertelną bladością powleczonego przynieśli kozacy na pi- 
kach do zamku. Wszyscy jenerałowie, brygadyer Kopeć, 
sekretarz- poeta Niemcewicz ranni dostali się do niewoli 
oraz 2,000 żołnierzy. 



•) Poszedł w innym kierunku, na Korytnicę, odległą o milę od pola bitwy; 
przyszedł tam o godz. 3-ciej, kiedy ustała już strzelanina, którą słyszał podczas swe- 
go marszu. Wytłómaczył się jednak przed sądem wojskowym i nie był uznany za 
zdrajcę. Pozostał na nim tylko zarzut: dlaczego nie kierował się według liuku dział? 

Kościuszko, 11 



162 



ROZDZIAŁ lo-ty. 



Dwuletnia niewola i dwudziestoletnie 
tułactwo. 

Zrana, po wschodzie słońca, d. ii października 1794 
roku otworzył oczy Kościuszko, jakby z ciężkiego budząc- 
się letargu i, widząc leżącego przy sobie na słomie Niem- 
cewicza, zapytał: „Co to znaczy? Gdzież jesteśmy?" — „Nie- 
stety! jesteśmy ranni, jeńcami Moskali; jestem przy tobie 
i nie opuszczę cię" — była odpowiedź. — „Jaka pociecha 
w nieszczęściu mieć tak wiernego przyjaciela" — rzekł je- 
szcze i łzy mu nabiegły do oczu. 

O godzinie 10- tej przyszedł jenerał Fersen i rozma- 
wiał uprzejmie po niemiecku; za tłómacza służył Niemce- 
wicz, ponieważ Kościuszko nie władał niemieckim, ani ro- 
syjskim językiem. „Ubolewam nad stanem waszym — po- 
wiadał — ale taki jest los nasz, ludzi wojennych". O po- 
łudniu trzykrotne wystrzały ze wszystkich karabinów i dział 
wstrząsnęły silnym hukiem powietrze: odprawiano dzięk- 
czynne modły (molebien) za zwycięstwo. Niemcewicz lewą 
ręką napisał kilka słów do Zajączka i do wojewodziny Zy- 
bergowej z prośbą o przysłanie służących i rzeczy. Goniec 
pobiegł z tymi listami do Warszawy. 

Niezmierną żałość uczuł lud warszawski, gdy się do- 
wiedział nieszczęsnej nowiny. Tłum kilkutysięczny biegł 
aż pod Jeziorne żeby odbić Kościuszkę; drugi tłum chciał 
mordować jeńców rosyjskich, których liczba dochodziła do 
2,000. Rada Najwyższa Narodowa powstrzymała te zapę- 
dy, a rozsądniej wyraziła swoją boleść: pierwsze chwile 
po otrzymaniu wiadomości od gońca „łzom poświęciła"; na 



163 

temże posiedzeniu 12 -go października obrała następcę To- 
masza Wawrzeckiego; do Kościuszki wysłała list czuły 
i 4.000 dukatów czyli 76,000 złł. na jego osobiste potrze- 
by; kazała zawiesić portret jego w sali posiedzeń, a w za- 
mianę jego osoby ofiarowała jenerałowi_Fersenowi oddanie 
wszystkich jeńców rosyjskich. Na taką zamianę Fersen nie 
i zg"odził się i pomaszerował do Suworowa, który zaraz wy- 
■ ruszył z Brześcia i zaprosił Prusaków do wspólnego ude- 
rzenia na Warszawę. Rada Najwyższa Narodowa kazała 
sypać spiesznie okopy na Pradze, budować baterye pływa- 
jące na Wiśle i koszary podziemne, powtarzała wiernie ha- 
sło Kościuszki (śmierć lub zwycięstwo!), pracowała gorliwie, 
ale nie znajdowała dość umiejętnych ludzi i dość czasu do 
wykonania rozkazów. Okopów nie wykończono, a długość 
ich „na dobrą milę" wymagała 45,000 żołnierza do obro- 
ny. Tymczasem Wawrzecki, chociaż sprowadził wszystkie 
A\^ojska koronne i litewskie, mógł postawić na Pradze tylko 
13,637 iu(jzi ,, gotowych do powinności", resztę zaś trzymał 
na lewym brzegu Wisły przeciwko Prusakom. Był on za- 
cnym, światłym i oddanym Ojczyźnie ziemianinem, ale da- 
wniej w wojsku żadnem nie sługiwał; więc komenderować 
nie umiał. Gdy Suworow, połączywszy się z Derfeldenem 
i Fersenem, powiększył swoją siłę do 30,000 żołnierza przy 
86 armatach; gdy przysposobił w swoim obozie faszyny, 
drabiny i wszelkie przyrządy do szturmu; gdy, podzieliwszy 
wojska swoje na siedm kolumn, kazał ruszyć ze wszystkich 
stron po ciemku o godzinie 3-ej zrana dnia 4 listopada: to 
armaty polskie nie dały ani jednego wystrzału i piechota 
nie zdołała zepchnąć wdzierającego się na waty nieprzyja- 
ciela. Nastąpiła wówCzas przerażająca „rzez Pragi": ulice 
place i brzeg Wisły pokryły się trupami nietylko wojsko- 
wych, ale i nieuzbrojonych mieszkańców, nawet kobiet 
i dzieci. Artylerya rosyjska zburzyła most na Wiśle i za- 
t^ częła ostrzeliwać Warszawę. Nie było już ratunku. Ignacy 



164 

Potocki z pełnomocnikami magistratu przybył do Suworo- 
wa o północy na układy o poddanie miasta. Wawrzecki 
nie cliciał złożyć broni i poprowadził pozostałe na lewym 
brzegu wojska drogą krakowską, ale ścigany przez Prusa- 
ków i Rosyan, opuszczony przez wiasnycli żołnierzy skut- 
kiem głodu, zimna i chorób, został ujęty w niewolę d. 19 
listopada 1 794 r. Taki był koniec powstania. 

W Petersburgu posłowie pruski i austryacki <Uugo 
umawiali się z ministrami imperatorowej Katarzyny o roz- 
biór trzeci i ostateczny ziem polskich; wreszcie zgodzili się 
na podpisanie traktatu d. 24 października 1795 roku; Sta- 
nisław August, przewieziony z Zamku warszawskiego do 
Grodna pod straż Repnina, podpisał zrzeczenie się tronu 
d. 25 listopada, w 31-ą rocznicę swojej koronacyi: więc 
Polakom nie pozostawiono ani piędzi ziemi, ani imienia 
narodowego, ani żadnego śladu istnienia ich królestwa 
i Rzeczypospolitej. 



Kościuszko, wsadzony 1 2 października 1 794 r. do po^ 
wozu razem z doktorem, był wieziony przy taborze pod 
strażą oddziału konnicy. Szeroka rana jego na głowie po 
kilku dniach zaczęła się goić, lecz noga lewa stała się bez- 
władną. Trzeba go było wynosić i wnosić na rękach. 
Mimo to strzegło go wciąż, nie spuszczając z oka, czterech 
oficerów i żołnierze. Rada Najwyższa Narodowa wysłała 
doktora wojsk polskich (Menio), lecz pozwolono mu zaba- 
wić tylko dzień jeden, opatrzyć rany, zostawić szarpie, ban- 
daże i książki do czytania. 

Fersen, otrzymawszy rozkaz połączenia się z Suworo- 
wem, zlecił jenerałowi Chruszczowowi prowadzenie wszyst- 
kich jeńców do Rosyi. Dla Kościuszki dojmującym był 



^ 

I 



165 

widok pędzonych 2,000 żołnierzy jego i 200 oficerów: dał 
im połowę nadesłanej przez Radę sumy, to jest 2,000 du- 
katów. Powolnie, bo nie wyprzedzając piechoty Chruszczo- 
wa, prowadzony był na Wołyń, do Zasławia, gdzie nadeszła 
go "bolesna wiadomość o zdobyciu Pragi i gdzie oddzielo- 
no go od wszystkich jeńców, żeby wieić pośpiesznie — dokąd? 
Nie powiadano mu. Ta pośpieszna podróż sprawiała Ko- 
ściixszce dolegliwsze cierpienia od ran, gdy dowodzący 
strażą major Titow budził gó o 4 -tej zrana, a prowadził 
drogą daleką dokoła polskiej granicy przez kilka tygodni. 
Zaledwo 10 grudnia przywieziono go do Petersburga, do 
fortecy Petropawłowskiej i wniesiono do mieszkania komen- 
danta. Chwilowo tylko, zdaleka ujrzał Niemcewicza i ad- 
jwtanta swego Fiszera, prowadzonych do innej sali. 

Otóż upłynęło dwa miesiące od dnia bitwy maciejo- 
wickiej, a zaczęły się dwa lata niewoli w więzieniu. Jakże 
ciężkich doświadczał udręczeń! Pomimo choroby dwa ra- 
zy był zapytywany przez prokuratora Samójłowa i musiał 
pisać odpowiedzi: kto mu dopomagał i posługiwał do po- 
wstania? Kto dawał pieniądze? Skąd pochodziła władza 
jego jako Najwyższego Naczelnika? i tak dalej. Domyślał 
się, że w kazamatach tej samej fortecy, albo w Syberyi 
siedzą jego podwładni, jego towarzysze trudów i przyjaciele: 
każde słowo nieuważne mogło im zaszkodzić, a kłamać 
Kościuszko nie umiał i nie powinien był, chociażby przez 
poi^zanowanie dla swego urzędu. Odpisywał tedy praw- 
dziwie, ale bardzo krótko. 

Cierpliwością i dobrocią obudził podziw w duszach 
dozorców, a nawet i wrogów swoich. Z czasem Impera- 
torowa Katarzyna łagodziła coraz bardziej swój sąd o nim 
i przepisy więzienne. Pisała 30 września 1795 ^-y ^e jest 
,, łagodny jak baranek'', a ponieważ jest bardzo chory, więc 
umieściła go w domu Stegelmana, gdzie jest ogródek do 
przechadzki. Potem przeniosła go do pałacu Orłowa i ka- 



166 

zała otoczyć wszelkiemi wygodami: zwrócono mu służących 
z mokotowskiej kwatery (murzyna lokaja i kucharza Jana), 
wożono po ogrodzie na fotelu, dano do rozporządzenia na- 
wet powóz, w którym wolno było wyjeżdżać na miasto 
w towarzystwie urzędnika. Lekarz nadworny, Anglik Ro- 
gerson zapewnia, że imperatorowa wielce go szacowała 
i dwa razy przed śmiercią swoją naradzała się nad uwol- 
nieniem jego i nad okazaniem mu względów szczególnych; 
stwierdza pr^.ytem Smutny stan jego zdrowia: „Siły teg-o 
poczciwego człowieka są prawie wyczerpane skutkiem dłu- 
gich cierpień.,. Tracę nadzieję uleczenia go: tyle wycier- 
piał na ciele i duszy, że ciało jego jest zrujnowane zupeł- 
nie i siła nerwów — czego się obawiam — zniszczona nie- 
powrotnie". 

Nie wykonała jednakże Katarzyna II swego zamiaru 
przed zgonem, który nastąpił d. 6 (17) listopada 1796 r. 
Ale dziewiątego dnia potem, t. j. 15 (26) listopada, jej 
następca, cesarz Paweł I, za]echav\szy przed pałac Orłowa ze 
starszym swym synem Aleksandrem i z licznym orszakiem, 
wszedł do pokoju Kościuszki i rzekł: „Przyszedłem, mój 
jenerale, abym ci wolność przywrócił". Wrażenie tych 
słów było tak silne, że Kościuszko nie zdołał zdobyć się 
na odpowiedz. Widząc takie pomieszanie, cesarz usiadł 
obok niego i dobrotliwie zawiązał dłuższą rozmowę. Ko- 
ściuszko, przyszedłszy do przytomności, wypowiedział swą 
„najczulszą wdzięczność i najwyższy szacunek'' dla „\vyż- 
szego nad zaszczyt tronu" władcy, ale zaraz ubolewać 
zaczął nad losem ojczyzny, który obchodził go bar- 
dziej, niż los własny. Cesarz przypominał z historyi 
przykłady upadku państw kilku, a Kościuszko przekonywał 
go, że Polska nie upadła tak, jak tamte, lecz podzieloną 
została wówczas, kiedy do rządnej wolności przyjść chciała, 
kiedy tyle cnót i poświęcenia w ostatńiem powstaniu wy- 
dała. Wszak cudzego nie pożądała i sąsiadom krzywdy 



1 



\ 



167 

nie wyrządzała. ,jNie może być żaden naród skłonniejszy 
do uczynienia dobrze każdemu, jak naród polski, kiedy tyl- 
ko sam swoją wolę czynić może". Cesarz nie uraził się 
taką obroną Polski, owszem, na zakończenie rzekł ze wzru- 
szeniem: „Dałeś mi do myślenia: mówiłeś do serca mego... 
Jeśli masz co żądać, mów śmiało i zwiera się jako przyja- 
cielowi, bo jestem prawdziwym przyjacielem WaśćPana 
i chcę, abyś wzajemnie był moim". 

Przy następnych odwiedzinach Paweł I, usłyszawszy 
prośbę o wyzwolenie wszystkich jeńców, wspomniał o wiel- 
kim oporze ministrów, którzy „sądzą ich za zbyt niebez- 
piecznych'*. „Chcesz-że ręczyć za nich?" zapytał. Kościu- 
szko odpowiedział, że nie może dać słowa wprzódy, nim 
się nie rozmówi z Ignacym Potockim. Otrzymał więc po- 
zwolenie na rozmowę z nim w twierdzy Petropawłowskiej, 
a następnie wyzwolenie wszystkich — nie tylko uwięzionych 
w Petersburgu, ale i 1 2,000 wojskowych, zesłanych na Sy- 
bir. Ukaz był ogłoszony 29 listopada starego stylu 1796 
roku. Dla siebie Kościuszko uprosił pozwolenie wyjazdu 
do Ameryki. 

Było to wielkie, nieoczekiwane, nieoszacowane dobro- 
dziejstwo. . 

Ale Paweł dodał jeszcze jedno. Darował 1000 „dusz" 
czyli majątek w Rosyi z tyluż chłopami. Kościuszkę dar 
ten przeraził, bo na cóż przydałby się jemu ów tysiąc pod- 
danych czyli niewolnych rosyjskich chłopów, kiedy on miał 
mieszkać w Ameryce i czuł wstręt do wszelkiej niewoli? 
kiedy się zrzekł własnego majątku, Siechnowicz? Ministro- 
wie powiedzieli, że za ten dar trzeba zaprzysiądz wierne 
poddaństwo Cesarzowi. Czyż po to walczył Kościuszko, 
żeby zostać poddanym rosyjskim? Czy dla tego przyjął 
od narodu polskiego godność Najwyższego Naczelnika, że- 
by ją wydać obcemu samowładcy? Uczuł wtedy w sercu 
ból sroższy, niż na ciele od ran maciejowickich. Ale mi- 



I 



168 

nistrowie przemawiali do niego „okrutnie" i „przewrotnie"; 
odmowa jego zaszkodziłaby wszystkim jeńcom. Dla urato- 
wania 1 2 -tu tysięcy żołnierzy polskich i najmilszych towa- 
rzyszy broni Kościuszko zrobił najtrudniejszą ofiarę z prze- 
konań swoich, wymówił słowa przysięgi wiemopoddańczej 
i podpisał podany mu dokument. Wymówił się jednak od 
przyjęcia dóbr, prosząc, aby ich wartość zamienioną była 
na pieniądze. Ale i pieniędzy, w sumie 60,000 rubli, nie 
wziął do rąk swoich i wypłacono je oficerowi Udomowi 
który miał przeprowadzać go w podróży. 

Na tem jeszcze nie zamknęła się hojność cesarza. Ko- 
ściuszko otrzymał 12,000 rubli, pyszną karetę,, umyślnie 
zbudowaną do leżenia, sobolowe futro, czapkę, boty futrza- 
ne, kuchnię podróżną i bieliznę stołową. Za tyle łask i do- 
broci zapragnął podziękować na pożegnaniu. Gdy przybył 
do pałacu Zimowego, d. 18 grudnia, w mundurze amery- 
kańskim (z białemi wyłogami), znalazł przed schodami cze- 
kające na siebie krzesło o dwu kołach. Przez długi szereg 
komnat gwardziści przyboczni zatoczyli go do pokoju sy- 
pialnego, w którym Cesarz przyjął go jak najlaskawiej, bez 
ceremoniału urzędowego, w gronie rodziny swojej. Cesa- 
rzowa dała mu warsztat tokarski, ceniony na 1,000 rubli, 
i zbiór portretów rzeźbionych całej rodziny. Wielcy ksią- 
żęta i wielkie księżniczki żądali uprzejmie, aby często do 
nich pisywał. Aleksander całował go. Kościuszko ofiaro- 
wał cesarzowej tabakierkę swojego wyrobu. 

Nazajutrz po tem pożegnaniu Kościuszko wyjechał z Pe- 
tersburga w towarzystwie Niemcewicza, który wyrzekł się 
odwiedzenia własnego domu i krewnych na prośbę jego 
i młodego, silnego oficera Libiszewskiego, który ofiarował 
się dobrowolnie do przenoszenia z powozu, lub na sofę 
w pokoju. Jechali też dawni słudzy: murzyn i Jan, któ- 
rych odprawił dopiero w Szwecyi. 



169 

Pokazało się teraz, że cały świat znał i czcił Ko- 
ściuszkę. 

Cała podróż przez Finlandyę, Szwecyę, Anglię aż do 
Filadelfii była istnym tryumfem najskromniejszego i naj- 
mniej szczęśliwego z wojowników. W kaźdem mieście, jak tyl- 
ko w gazetach ukazała się wiadomość o przyjeździe, powsta- 
wał ruch niezwykły. Mnóstwo osób spieszyło z wizytami, 
stowarzyszenia występowały z festynami i darami pamiątko- 
wem!, poeci czcili wierszami, artyści wysilali się na sposo- 
by podpatrzenia rysów do portretowania. Kościuszko przyj- 
mował wizyty i zaprosiny, poczynając od Abo, gdzie znajdo- 
wał się na koncercie Towarzystwa Muzycznego; w Sztok- 
holmie odmówił tylko widzenia się z królem Gustawem 
IV-ym, chociażby pokryjomu w pałacyku wiejskim. W An- 
glii otav.zały i przeprowadzały go tłumy mieszkańców miej- 
skich i wiejskich; komenderujący w Bristolu pułkownik Tho- 
mas wysyłał codziennie muzykę wojskową do przygrywa- 
nia przed jego mieszkaniem. Gdy niesiono go w lektyce 
na brzeg rzeki Avon, otaczali go oficerowie angielscy 
w wielkich mundurach i hełmach, towarzyszył konsul ame- 
rykański Elias Yanderhorst (dawny znajomy z południowej 
Karoliny) na czele gromady wielbicieli. Okręt „Adriana" 
przystroił się we flagi Rzeczypospolitej Amerykańskiej. Od- 
pływającego Kościuszkę żegnano kapeluszami, chustkami. 
Aż do Królewskiej Drogi na rzece Sewernie, przez całą 
^ długość Awonu każda skała i przylądek Św. Wincentego mie- 
! ściły widzów, którzy wykrzykiwali gorące: „bywaj zdrów!" 

„farewell'*). Od pięknych will nadbrzeżnych przypływały wciąż 
łodzie z kwiatami i owocami. 

-„Adriana" zawinęła do portu Filadelfii dnia 1 8 sierpnia 
1797 r. Natychmiast H. A. Heins, prezes Towarzystwa Emi- 
grantów poczynił zarządzenia stosowne. Do okrętu podpłynął 
bat, na którym znajdowało się przy wiosłach ośmiu kapitanów 

{okrętowych; sam Heins złożył życzenia w imieniu obywa- 



170 

tell, za których wolność gość przybywający walczył nie- 
gdyś mężnie, narażając Swe życie. Na to powitanie odpo- 
wiedział Kościuszko po francusku, gdyż stracił łatwość wpa- 
dania mową angielską: „Uważam Amerykę jako drugą mo- 
ją ojczyznę i czuję się być nader szczęśliwym, gdy do 
niej powracam'*. Na krześle zniesiono go na bat. Załoga 
okrętowa pożegnała trzykrotnem: „Niech żyje Kościuszko!", 
a lud wtórzył na brzegu. Skoro bat przybił do lądu, wnie- 
siono Kościuszkę do karety, którą wnet otoczyły tłumy. 
Wyprzęźono konie i wśród nieustających wiwatów Filadel- 
fijczycy ciągnęli go aż do zajętego dlań mieszkania przy 
ulicy Czwartej. 

Żyło jeszcze dużo dawnych znajomych. Wszyscy witali 
go osobiście, albo przez listy. Zapraszali do swych domów. 
Znakomity lekarz, doktór Ruśh (czytaj: Rosz) radził mu wy- 
brać się w odwiedziny, żeby na czas jakiś wyjechać z Fila- 
delfii, ponieważ tam wybuchła zarailiwa choroba, zwana żół- 
tą febrą. Wybrał się więc Kościuszko 30 sierpnia w po- 
dróż trzechmiesięczną z Niemcewiczem i służącym Stani- 
sławem Dąbrowskim; oficer zaś Libiszewski, jako już nie- 
potrzebny a ładnie grający na flecie, wstąpił do orkiestry 
czyli kapeli muzykantów przy teatrze. 

Przyjemną była ta podróż. W mieście Nowym Brun- 
świku zaprosił jenerał White (wymawiaj: Uajt) Kościusz- 
kę do swego domu, a pani jenerałow^a i siostra jej opie- 
kowały się nim z największą troskliwością. Starzy przyja- 
ciele byli przed 14 laty przyjęci do Towarzystwa Cyncy- 
natów; teraz zamienili sobie oznaki czyli ordery tego To- 
warzystwa. 9 -go września Kościuszko pojechał do swego 
dawnego zwierzchnika, jenerała Gates (czytaj Gets), zamie- 
szkałego pod Nowym Jorkiem. Przyjęty serdecznie spędził 
w jego domu ze trzy tygodnie, a w drodze powrotnej ba- 
wił u White'a sześć tygodni. W dzień leżał na sofie, ro- 



171 

zmawiał z domowymi i z licznie przychodzącymi gośćmi, 
rysował, malował, za gościnność wypłacał się podarkami. 

Myślał przytem 012 tysiącach rubli, przyjętych od 
cesarza Pawła. Przykro mu było żyć z daru, opłaconego 
przysięgą poddańczą, niewolniczą: chciał tedy zwrócić tę 
summę, jak tylko znajdą się inne pieniądze. Należała mu 
' się wypłata ze skarbu amerykańskiego przyznanej w 1784 
roku sumy 12,280 dolarów i procentów od niej za lat 
wiele. Chociaż zaginął mu dowód, jednakże Kongres czyli 
sejm amerykański wysłuchał chętnie przemowy jednego 
ze swych członków (Dawsona) d. 22 grudnia 1797 r., ka- 
zał zrobić obrachunek należności i po rozejrzeniu się w do- 
kumentach przyznał do wypłacenia ryczajfłem 18,940 do- 
larów, to jest, prawie 155,000 złł. polskich. Teraz Kościusz- 
ko miał już dostateczny fundusz do zwrotu 12,000 rubli, 
czyli 72,000 złł. 

Powrócił on do Filadelfii 29 listopada 1797 r. i przez 
oszczędność wynajął małe mieszkanko o dwu pokojach, 
z których jeden był nieopalany; Niemcewicz, nie mogąc w nim 
pisać, biegał w dzień po znajomych na mieście, a wracał 
tylko na noc, żeby się przespać. Kościuszko w swoim po- 
koiku mógł przyjąć nie więcej nad cztery osoby. Jednakże 
odwiedzało go nieustannie mnóstwo osób przez ciekawość 
i przez uszanowanie, najwięcej młodych panien. Wieczorami 
przychodzili nieraz trzej książęta z rodu królów trancus- 
kich, wychodźcy ze swego kraju. Jeden z nich, Ludwik Fi- 
lip został z czasem, po 32 latach, królem francuskim. Dłu- 
gie rozmowy miał Kościusko z Jefferson'em (wymawiaj; 
Dżefersonem), wsławionym dawniej, w 1776 r., za napisa- 
nie pięknemi słowy ogłoszenia niepodległości Stanów Zjed- 
noczonych, a teraz sprawującym urząd wysoki wiceprezy- 
denta czyli zastępcy naczelnika wszystkich Stanów, Zgadza- 
li się oni doskonale w sądzie o wypadkach i zaprz3^jaźnili się. 
1^ Kościuszko namalował portret z podpisem: „Tomasz Jeffer- 



) 



172 

son, filozof, patryota i przyjaciel*'. Do najgorętszych prz)''- 
jaciół należał też jenerał Armstrong; nie mógł on przyje- 
chać do Filadelfii, bo mieszkał daleko, ale pisał do znajo- 
mych, że dla Kościuszki Amerykanie powinni „usłać łoże 
różami"; upatrzył w swoich stronach nad rzeką Hudson 
dobry folwark do kupienia dla niego. Obiecał mu Ko- 
ściuszko, że obejrzy folwark, gdy pojedzie do kąpieli Sara- 
togi na wiosnę. 

Nadaremnie wszakże oczekiwał Armstrong przybycia 
jego. Kościuszko niespodzianie opuścił Amerykę wolną, 
przyjaciół, a nawet Niemcewicza i wyjechał tajemnie z Fi- 
ladelfii o godzinie 4-ej z rana d. 5 maja 1798 roku, nie 
powiedziawszy nikomu: dokąd i dla czego? 

Zamierzał jechać do Francyi najprzód, a ztamtąd do 
Włoch i do Polski dla wypędzenia z niej Austryaków, 
a może i wszystkich jej władców, dla wyzwolenia jej z pod 
obcego panowania, dla odbudowania dawnej niepodległej 
Rzeczypospolitej Folsko-Litewskiej. Przeżył on półczwarta 
roku bez żadnej nadziei i obierał sobie Amerykę za dru- 
gą Ojczyznę, ale 26 marca 1798 roku otrzymał listy ja- 
kieś z Europy. Czytając je, drżał ze wzruszenia, aż zerwał 
się z kanapy i stanął na obu nogach; zawołał wprawdzie 
służącego, żeby mu dopomógł wrócić na kanapę: ale uczuł 
się już uzdrowionym. Dusza jego ożywiła się nadzieją, dowie- 
dział się bowiem teraz dopiero, że wielu oficerów i urzęd- 
ników jego 'z czasów powstania, wyszedłszy z ujarzmionej 
Polski za granicę, pozyskało opiekę rządu francuskiego, 
i Jan Henryk Dąbrowski, mianowany w 1 794 jenerał-lejte- 
nantem za świetną wyprawę przeciwko Prusakom do Wiel- 
kopolski, utworzył już Legion wojska polskiego we Wło- 
szech, w tak zwanej Rzeczypospolitej Cisalpińskiej, zawarł 
z rządem tamecznym umowę (17 listopada 1797) korzyst- 
ną i zaszczytną, spodziewał się, że niedługo zdarzy się Po- 
lakom sposobność maszerowania do Polski i wzywał Ko- 






173 

ścdiiszkę, jako Najwyższego Naczelnika, do objęcia ko- 
mendy 

Z radością, z siłami cudownie przez tę radość odzy- 
skanemi Kościuszko zaczął wybierać się do podróży. Na- 
radzał się z Jeffersonem, bo nie łatwo było wówczas pły- 
^lg^ć przez ocean do Francyi, kiedy Francuzi wciąż wojo- 
wali ze wszystkiemi prawie państwami i z panującymi na 
morzacłi Anglikami. Dla przyjaźni Jefferson popełnił oSzu- 
kaństwo, bo prosił posła francuskiego o paszport dla jakie- 
goś wymyślonego Tomasza Kan berga, ręcząc, że ten jedzie 
w prywatnych swoich sprawach i nie ma żadnych stosun- 
ków z któremkolwiek mocarstwem wojującem. Paszport ta- 
ki dał on Kościuszce, a potem wynajął dla niego okręt 
dogodny, przyjechał po niego w nocy powozem krytym 
i odwiózł za micisto do ustronnego portu w miasteczku 
New CaFtle (czytaj: Niu Kasi). Tego wszystkiego nie mógł 
Kościuszko rozgadać przed kimkolwiek, bo naraziłby Jefferso- 
na na wstyd i na oskarżenia przeciwników; nie mógł też 
zabrać Niemcewicza, który pozostał w Ameryce rozżalony. 
Przed wyjazdem wręczył Kościuszko Jeffersonowi doku- 
ment, którym przeznaczał swoją „własność w Stanach Zje- 
dnoczonych*', to jest wydzielony od rządu grunt, na wyku- 
pywanie murzynów z niewoli i na założenie szkoły dla 
nich. 



Niezwykle prędko, bo dnia 28 czerwca 1708 r., przy- 
płynął do Bajonny i zaraz odrzucił nazwisko przybrane, 
wyjawiając rzeczywiste. Więc urzędnicy złożyli mu powi- 
talną wizytę i oddali honory wojskowe. Przypadło wówczas 
jakieś święto rolnictwa, na którem chłopi zamieniali swe ry- 
dle i pługi z żołnierzami, biorąc broń od nich. Kościuszko 



174 

był zaproszony i posadzony po prawicy przewodnicząceg-o, 
na miejscu honorowem. Przypatrywał się z ciekawością 
i rzekł z cicha: „Tak byłoby. i w Polsce, gdyby los nie 
zdradził nas!" Gdy przeczytano mu wyjątek z nowego dzie- 
ła o powstaniu polskiem, zaprzeczył wypowiedzianemu 
w niem zdaniu, jakoby włościanie polscy nie byli jeszcze go- 
dni wolności. „Oby wszyscy Polacy — zawołał — bili się tak 
jak ci biedacy, którzy, mając za całą broń kosy, rzucali się 
na półki nieprzyjaciół". 

Wyjechawszy z Bajonny końmi, przybył do Paryża 
przed 14-m lipca. Zamieszkał u Bafssa, który pozostawał 
tu od 1794 roku jako poseł rządu powstańczego. Nie- 
zwłocznie wysłane zostały listy lub odezwy do jenerałów, 
oficerów i żołnierzy, znajdujących się już nie w jednym, ale 
w dwuch „Legionach Polskich Posiłkowych Rzeczypospolitej 
Cisalpłńskiej" jakoteż do zwierzchności, zwanej Dyrektorya- 
tem Wykonawczym tej Rzeczypospolitej. Wszyscy wyraża- 
li w swoich odpowiedziach najżywszą radość z przybycia 
Najwyższego Naczelnika w nadziei, że pod jego dowódz- 
twem pójdą do Polski. Przyjechał adjutant jenerała Dą- 
browskiego kapitan Tremo, żeby ustnie opowiedzieć Ko- 
ściuszce wszystkie wiadomości o Legionach. Wybicki Józef, 
który towarzyszył Dąbrowskiemu a był wprawny do pisania 
odezw, listów, wierszy, przysłał najgorętsze powitanie i uwiel- 
bienie dla „cnotliwego męża'', dla „zbawcy Ojczyzny", Ko- 
ściuszko zaś prosił go o napisanie pieśni, któraby wzbudza- 
ła zapał w sercach żołnierzy. Jakoż napisał Wybicki (na 
początku I 799 roku) śpiewaną do dziś dnia pieśń: „Jeszcze 
Polska nie zginęła Póki my żyjemy!'* 

Przyjemnie było Kościuszce otrzymywać takie oświad- 
czenia i zapewnienia od swoich, a niemniej go cieszyły 
wówczas dowody życzliwości Francuzów i Włochów. Oto, 
naprzykład zwierzchność Rzeczypospolitej Cisalpińskiej od- 
powiedziała pismem następującem, które podajemy w po- 



175 

dobiźnie (Numer 14 zmniejszony nieco) i tłomaczymy z ję- 
zyka francuskiego na polski: 

Medyołan dnia 26 miesiąca Winobrania, roku 7-go 
Republikańskiego. 

W imieniu Rzeczypospolitej Cisalpińskiej, jedynej i nie- 
podzielnej. 

Dyrektoryat Wykonawczy 
do Jenerała Kościuszki. 
Obywatelu Jenerale! 

Imię Twoje, list Twój, waleczny Jenerale, wzbudził 
w sercach naszych takie wzruszenie, którego niepodobna 
wypowiedzieć, chociaż czujemy je. Polecasz nam swoich ro- 
daków, towarzyszów Twoich nieszczęść przesławnych. Otóż 
dowiedz się, że wszyscy godni są i dzisiaj Ciebie mieć 
swoim wodzem; poznasz przeto, Jak tkliwe uczucia żywimy 
dla nich. Bądi też pewien, że, broniąc naszej wolności, go- 
tują się oni do bronienia z czasem wolności Polski, ponie- 
waż Ojczyzna ich, obywatelu Jenerale, nie umarła: oddy- 
cha ona w Kościuszce, schroniła się w Tobie, jest wszędzie 
tam, gdzie Ty się znajdujesz. 

Tymczasem będą oni zawsze naszemi dziećmi, naszymi 
braćmi, ponieważ otacza ich w oczach naszych wielkość Two- 
ich nieszczęść, a Twoje cnoty nie były znieważone ich po- 
stępkami, 
r Przyjm, obywatelu Jenerale, szczere zapewnienia czułe- 

I go naszego poważania z nadzieją, że ujrzymy cię kiedyś 

i na właściwem miejscu wśród wypadków, jakie się gotują 
w Europie. 

Prezydent Dyrektoryatu Wykonawczego. 
Adelasio. 

Przez Dyrektoryat Wykonawczy 
Sekretarz Jeneralny 

Araucos. 



^f>tri 



Numer 14. 




((2?^ Cyfw^ ł^M^ yt^t^u^ua^ć^*- {^g/:a^in0ec^ uh^ eó ^^uu€/Mił(u> 

l^tre rUnriJ twfrc /etfre UJrZC^e yC/l^ral, eumru'/ t^a/is noj cat^J tme t(fU enwHałt <fu 'on. 
pn/t />rrn /n jełiłir.rrutus ru>r? paa icrprimer rOiUS tunu renuńmartoe^ i>tf^ pah*iofćj Itj córnpnorionJ 
(ie.vai i//ttAtżre.i maJJifMint c/t A/en jac/i4Ji dane au''t/,i jrw/" f-ncttrr- toitA ihefftej <)e> voud ayo<i* a /ettr 
te te V()HS r('nnnitfr-x nar rr/afir,* fejiOrci Jp/ifu'nenj auonotu (rtft4/i£łit tou4 « lenr fyiU't}r>.-^ 
,^i.unrx^l'(H/J (Htjji iru' cfi Jepni^ant iu>ł/e n/icrće iu jc ttetintiitp/rparfj a t}e/tnh^ fficoi^ 
ttn jołu- /ft /i/ffife itó/onitauio , orrr /aifpnfne ^ C /toyen. yfłierct(^u.'ejttnajtmottii-e//cre<f0Lr& 
dan<i Jl(hiCly(UJ):/tO; r.Mc'^:i'e.iCen^t(r nvcc 'l^OUJ : t'U(^ rit najlłotit,vtt/7^(>UyS ^ff-i 

O/? arfc/Khur- i/,t de.ronC ttHciiHtrj rioj rat^tui ,et tioj rre.trjvfiiycatte fet mai/att ^t3 
vo.i i/i/orĄuttej /cut en^itonne f'ou.i cc -nihf yeuxS^etvoi9 uerftunc jt>nt ptH/it ftaĄl<4X drtttJ /euv 
/wn/Lc ccHiduitC' 

^Jiarrcz CitOUón.^CnCrCf/^ Icj łTdJtir^rfj ,fiticfre<i Je iwfT-ł Uftlire ejHme an/er łeapopf 
tie> Votiii -ootr auefijuc. j(wr rrpreruh^c -niTifis pface Aitij /ej amn^d M'e.ł.ł,CłnCłiA,iyH't»fi utfnt^Łf 
prepnrcr (^cma / Oafojbt^ ^ ^^ 

J^ ure^idćłit da ^orectoii r cMc^jtif 

Uf ąjecrt/atra Oe.'/tSAoa/ 



177 

Czegóż więcej można było żądać od cudzoziemców? 
W Paryżu doznawał też poważania i zaufania u wszystkicłi 
urzędników. Minister wojny, wydając ucztę d. 1 5 lipca (z po- 
wodu zdobycia wyspy Malty), zaprosił Kościuszkę i przy 
stole biesiadnym wychylono kielichy j^za walecznych Pola- 
ków, którzy w Ojczyźnie swojej bronili świętej sprawy wol- 
ności i za nieustraszonego ich jenerała". Gdy Kościuszko 
odsyłał 12,000 rubli cesarzowi Pawłowi d. 4 sierpnia 1798 
przy liście, oskarżającym jego ministrów o „zachowanie i^ię 
okrutne'-, o „gwałt i przewrotność", pozwolono ten list ogło- 
sić w gazecie rządow^ej, chociaż łatwo było przewidzieć, że 
cesarz rozgniewa się. Jakoż nazwał Kościuszkę zdrajcą 
i pieniądze kazał odesłać — złożono je u bankiera Anglika 
Baringa w Londynie; tymczasem jenerał gubernator książę 
Repnin kazał przez trzy niedziele czytać we wszystkich ko- 
ściołach parafialnych ogłoszenie „wszystkim Litewskim mie- 
szkańcom"; żeby łapali Kościuszkę, jak tylko pokaże się 
w granicach rosyjskich, i :żeby odstawili go do najbliższej ko 
mendy wojskowej. 

Kościuszko nie dbał o tę groźbę, bo nie miał zamia- 
ru jechać do Rosyi, lub na Litwę: ale zaczął się frasować 
innemi myślami. Rozpatrzywszy się uważnie w dostarczo- 
nych mu wiadomościach, przekonał się, że Polacy w Le- 
gionach dostali cudzą broń, mają mundury z cudzego suk- 
^ na i jedzą cudzy chleb: więc muszą słuchać chlebodawców 
swoich, jak słuchał niegdyś matki jego Sikorski. ^) Miłe i czu- 
łe słowa Dyrektoryatu Cisalpińskiego nie miały wagi, ponie- 
waż ta Rzeczpospolita nie była naprawdę wolną^ niepodległą 
Rzecząpospolitą, lecz krainą podbitą, zdobytą przez wodza 
francuskiego Napoleona Bonaparte, rządzoną podług woli 
Francuzów. Naród francuski dokazał wielkich czynów, kie- 



') Proszę przypomnieć list Kościuszko wej do ekonoma, wydrukowany na str. 20. 
Kościuszko. !■*- 



178 

dy przeciwko armiom najezdniczym wystawił milion swoich 
wojaków, którzy obronili ziemię francuską i zwyciężyli wszyst- 
kich nieprzyjaciół (oprócz jednej Anglii). Atoli zasmako- 
wawszy w zwycięstwach, Francuzi pozajmowali wszystkie są- 
siedzkie pomniejsze kraje. W tych krajach zaprowadzali 
rząd podobny do własnego francuskiego i ogłaszali wolność 
wcale nierzetelną, bo w rzeczywistości panowali, wybierali dla 
siebie ogromne pieniądze, rabowali kosztowności, żądali wojsk 
posiłkowych. Więc Legiony Polskie razem z Cisalpińskiemi 
iść musiały na rozkaz wodzów francuskich do Rzymu, a po- 
tem aż do Neapolu, na południo\yy kraniec Włoch. 

O! Sługą Francy i Kościuszko być nie mógł: więc nie 
pojechał do Włoch, nie przyjął jawnie dowództwa nad Le- 
gionami, chociaż przyjmował od nich raporty i ułatwiał po- 
trzeby rodaków u rządu francuskiego. 

^ Świtała jeszcze nadzieja nowej wojny Francuzów z Au- 
stryą i Rosyą; zdawało się, że Polacy, walcząc przy armiach 
francuskich, będą mogli dostać się do Polski. Więc Kościusz- 
ko już 25 sierpnia 1798 r. podał rządowi francuskiemu pi- 
smo, żądające powiększenia Legionów we Włoszech, a 29 
października drugie pismo, żądające utworzenia nowego Le- 
gionu, Naddunajskiego przy armii Reńskiej, mającej iść do 
Niemiec. Rząd francuski zgodził się, dał broń, konie, mun- 
dury i płacę: ale o marszu do Polski ani słówkiem nie 
wspomniał i zaprowadził cały porządek służbowy dla Pola- 
ków w języku francuskim, podług przepisów francuskich. 
Dla Kościuszki wyznaczył pensję roczną 18,000 fran- 
ków czyłi 27,000 złł. polskich (19 marca 1799), lecz o^ tej 
pensyi nie tknął i dowództwa nie przyjął, bo jako najwyższy 
naczelnik narodu polskiego mógł dobyć szabli tylko pod 
własną narodową polską chorągwią w marszu ku granicom 
Polski. Zalecił Kniaziewicza na dowódcę nowego Naddunaj- 
skiego Legionu. 

Rzeczywiście, wojna wybuchła, krwawa, dla Frań- 



179 

cyi bardzo niebezpieczna z powodu wielu przegranych bi- 
tew w 1 799 roku. Obydwa Legiony polskie we Włoszech służy- 
ły wodzom francuskim mężnie, walecznie i gęsto zaścielały 
pobojowiska trupami swoimi. Kościuszko podał jeszcze jedno 
pismo do Dyrektorów francuskich d. lo września 1799, 
przypominające im, że dawniej, wedle umowy z Rzecząpo- 
litą, Cisalpińską Legiony Polskie posiłkowe miały „pracow^ać 
nafl przywróceniem niepodległości krajowi swojemu." Nie 
chcą one być wojskiem najemniczem. Upraszał przeto Dyrek- 
torów, aby „raczyli ukazać jakiś promyk nadziei*' przez 
ogłoszenie, że Polacy odzyskają przy pomocy Francy i cho- 
ciaż te części swojego kraju, które znajdują się pod pano- 
• A?vaniem Austryi i Rosyi. Nie otrzymał na to pismo żadnej 
odpowiedzi. 

Sami Francuzi byli niezadowoleni z rządu Dyrektorów 
swoich, więc gdy jenerał Napoleon Bonaparte powrócił nie- 
spodzianie z Egiptu, dopomogli mu do rozpędzenia Dyre- 
ktorów i do przemiany ich rządu na rząd trzech konsulów, 
między którymi on stał się Pierwszym Konsulem, głównym, 
rozkazującym. Kościuszko domyślał się, że on udajertylko 
przywiązanie do w^olności i do Rzeczypospolitej francuskiej, 
bo wcale nie jest.tak skromny jak Waszyngton, który, speł- 
niwszy służbę wodza i prezydenta Stanów Zjednoczonych 
w Ameryce, wrócił do swego dworu wiejskiego i trudnił się 
gospodarką. Napoleon Bonaparte był nadzwyczajnie bystry, 
obrotfiy, śmiały, rozumny, ale nie poczciwy i nienasycony 
w żądzy panowania nad ludźmi. Wśród wojny niebezpiecz- 
nej nie zaniedbał wyzyskać na swoją korzyść tęsknoty Po- 
laków za wolną Ojczyzną i wabił ich miłemi a niewyraine- 
mi słówkami. 

Na żądanie oficerów swoich jenerał Dąbrowski przyje- 
:hał do Paryża i przedstawił osobiście Bonapartemu prośbę 
D powiększenie liczby wojska polskiego, o połączenie wszyst- 
kich oddziałów i — opatrzenie żołdem ze skarbu francuskie- 



18Q 

go. Otrzymał odpowiedź pomyślną z grzecznym dodatkiem: 
„Powiedz swoim walecznym, że zawsze są mi na myśli, źe 
na nich liczę, źe oceniam ich poświęcenie dla sprawy, któ- 
rej bronimy, i że zawsze będę ich przyjacielem i kolegą''. 
Dąbrowski pojechał zaraz do Marsylii i żwawo porządkował 
nadsyłane sobie oddziały jeńców^ lub ochotników. Ńa wiosnę 
1 800 r. Legiony znów pracowały w północnych Włoszech, 
przyczyniły się więc do ułatwienia sławnej 30-dniowej wy 
prawy Bonapartego, zakończonej zwycięstwem pod Maren- 
go d. I '4 czerwca 1800 r., ale po tem zwycięstwie kiedy Dą- 
browski 7 lipca 1800 r. prosił o wysłanie Polaków przez 
kraje austryackie do Galicyi, to nie otrzymał żadnej odpowie- 
dzi. Kościuszko nie otrzymał również ani słówka na swoją pro- 
śbę, przesłaną konsulowi, aby pozwolił zebrać w jedną kupę 
rozproszone komendy polskie. 

A jednak biegli wciąż Polacy z kraju swojego ujarzmio 
nego pod sztandary Legionów tak, źe na początku roku 1801 
liczba ogólna żołnierzy Dąbrowskiego we Włoszech i Knia- 
ziewicza nad Dunajem doszła do 15,000 głów. Kościuszko 
wszakże usuwał się już od rozmów z urzędnikami francuski- 
mi w sprawie Polski; pisywał tylko w sprawach prywatnych, 
oficerskich. 

Przeczucie jego było trafne. Kiedy po wojnie spisy wano 
warunki pokoju wLunewilu 26 stycznia 1801 roku, pokazało 
się, że francuski pełnomocnik nie upominał się wcale o od- 
danie Polakom ich ziemi, ale nawet przyjął żądanie austry- 
ackie, żeby wypędzać ich, jak tylko zamyślą coś szkodliwego 
dla Austryi. Zaraz potem Napoleon Bonaparte kazał legio- 
nistom iść z Niemiec do Włoch, gdzie rozsyłał ich po róż- 
nych fortecach i miastach. Kniaziewicz z wielu oficerami po- 
rzucili taką służbę i pojechali do domów swofch w dzielni- 
cy rosyjskiej. Dużo jednak pozostało nie mających swego 
majątku. Takich większość, mianowicie 5647 ludzi, Napole- 
on wsadzić kazał na okręty i wysłać na wojnę z murzynami 



181 

w Ameryce na wyspie . San Domingo. Tam wyginęli prawie 
wszyscy od żółtej lebry, albo w walce z murzynami i strasz- 
ny mi ich psami. Wróciło do Europy niespełna 400 ludzi. 

Martwił się Kościuszko takim losem Polaków i Polski. 
Skarżył się na bóle głowy, stał się milczącym, zamknął się 
w sobie, nie wdawał się w żadne rozprawy polityczne; często 
można było widzieć łzęwjego oku,ale niepodobna było]dowie- 
clzieć się, co ją wyciskało. Zpomiędzy Francuzów najdłużej by- 
wał u Lebrun'a, drugiego konsula. Ten pewnego razu w li- 
cznem towarzystwie rzekł: „Czy wiesz, jenerale, że pierwszy 
konsul mówił o tobie?" Kościuszko odpowiedział na to. „Ja 
nie mówię nigdy o nim" i przestał bywać. W krotce minister 
policyi, Fuszee (Fouchć), ostrzegł go przyjaźnie, że „śledzą 
go osoby znakomite, których nigdyby nie posądził, że są szpie- 
gami." 

Wśród takich okoliczności Kościuszko zaprzyjaźnił się 
z dwoma braćmi Zeltnerami, Szwajcarami: Piotrem Józefem? 
ministrem pełnomocnym Związku Szwajcarskiego, i Francisz- 
kiem Ksawerym, kupcem oraz wójtem Solury. Do pierwsze- 
go z nich przeniósł się na mieszkanie w r. 1801. Wyjeżdżał 
na lato do jego wiejskiej posiadłości Berville, o mil ośm od 
Paryża; wkrótce stale tu zamieszkał, upatrzywszy nieco po- 
dobieństwa do krajobrazu polskiego. 

A Bonaparte stał się wkrótce mocarzem niezmiernie 
potężnym: ukoronował się w Paryżu na cesarza Francuzów 
i kazał nazywać siebie Napoleonem I-ynp (1804 r.),w Medyo- 
lanie włożył sławną koronę lombardzką i kazał nazywać 
siebie królem Włoskim (1805), potem poprowadził „wielką 
armię*' do Austryi i odniósł zwycięstwo nie tylko nad cesa- 
rzem austryackim Franciszkiem, ale i nad sprzymierzeńcem 
jego cesarzem rosyjskim Aleksandrem pod Austerlic czyli 
Sławkowem w rocznicę swojej koronacyi (2 grudnia 1805). 
W roku następnym (1806) wydał wojnę królowi pruskiemu; 
w jednym dniu 14 października zniósł całą armię jego pod 



182 

Jena i Auersztet, poczem wszedł jako zwycięzca do mia- 
sta Berlina, stolicy jego. Ztąd umyślił uderzyć na cesarza 
Aleksandra, który trzymał swe wojska w Polsce, żeby 
ratować Prusaków. 

Otóż teraz pomyślał sobie Napoleon, że będzie dla 
niego wielką dogodnością, jeżeli naród polski da wojskom 
francuskim żywność i podwody, jeśli wystawi półki swo- 
je, jak wystawiał poprzednio Legiony we Włoszech 
i w Niemczech. W tej myśli napisał 3 listopada 1806 
roku z 'Berlina do ministra swego Fuszee (Fouchć), aby 
w}'prawił Kościuszkę ze wszystkimi Polakami, jacy przy 
nim znajdować się będą, ale w najściślejszej tajemnicy i pod 
przybranem nazwiskiem. Fuszee przybył osobiście do 
Berville, ale w odpowiedzi na swą wyniosłą przemowę 
usłyszał od Kościuszki zapytanie: „Co Jego Cesarska 
Mość zamierza uczynić dla Polski za jej pomoc?'' Zgor- 
szony minister zagroził, że cesarz „może rozkazać, abyś 
mu towarzyszył gdziekolwiek bądź, może robić wszelki 
użytek z usług pańskich, a ja nie widzę nic dobrego ani 
dla pana, ani dla ziomków pańskich w opieraniu się życze- 
niom mojego wielkiego i najdostojniejszego władcy*' — „Eks- 
celencyo, (odpowiedział z godnością Kościuszko) racz za- 
pewnić Jego Cesarską Mość, że doskonale rozumiem sta- 
nowisko swoje; przebywam obecnie w krajach Jego Ce- 
sarskiej Mości, a zatem uważam się obecnie za podda- 
nego. Jego Cesarska Mość może rozrządzać mną wedle 
swej woli, może wlec mnie za sobą, lecz wątpię, żeby 
w takim razie naród mój świadczył mu jakiekolwiek usługi*^ 

Nie spodziewał się, że spotka go zawód najdotkliwszy. 
Tego samego dnia 3 -go listopada Dąbrowski i Wybicki, 
którzy go za naczelnika narodu dotychczas uznawali i wy- 
znawah, wydali już ozezwę do Polaków, aby się uzbrajali 
dla Napoleona, od którego żadnego zobowiązania ani otrzy- 
mali, ani żądali. Zamieścili obietnicę lekkomyślną, że „Ko- 



183 

ściuszko, wezwany przez Wielkiego Napoleona, wkrótce 
przemówi do was z jego woli", nie zasięgnęli wszakże bez- 
pośrednich rozkazów, lub wskazówek i nie cofnęli się, gdy 
Kościuszko nie przybył. JJ)ąbrowski, Zajączek, książę Jó- 
zef Poniatowski zbierali pośpiesznie ochotników i rekrutów, 
tworzyli trzy legiony, z których później robiono dywizye, 
brygady, półki; Warszawa powitała wkraczających Francu- 
zów z uniesieniem, a Napoleona samego jako zbawcę 
i wskrzesiciela Polski (20 grudnia 1806 r.). 

Napoleon, zawierając pokój z Aleksandrem i Fryde- 
rykiem Wilhelmem, dał Polakom cząstkę dawnego ich kra- 
ju pod nazwą Księstwa Warszawskiego, ale sam na niej 
panował. Nie osiągnęli tedy Polacy tego, co dla nich wy- 
walczyć chciał Kościuszko, to jest: całości, wolności i nie- 
podległości. Dawali ogromne podatki, obroki, dostawy dla 
Francuzów, wystawiali dużo wojska, które wychodziło na 
wojny nieustanne Napoleona do różnych krajów, aż na dru- 
gi koniec Europy, do Hiszpanii, a potem z nim razem do 
Rosyi. Popadli znów w niewolę, tylko już dobrowolnie, 
łudząc się nadzieją, że ten wojownik zwycięzca, tei} „bóg 
wojny", ten Wielki Napoleon da im całą dawną Polskę. 

Cóż miał czynić Kościuszko, kiedy naród zaślepiony za- 
pomniał o nim. Najwyższym swoim Naczelniku, mądrym, 
walecznym, całą duszą jemu oddanym? Nie mógł ogłosić 
żadnej odezwy swojej, ponieważ żadna gazeta polska, ani 
zagraniczna nie śmiałaby wydrukować. Chciał wyjechać do 
Szv/ajcaryi, lecz odmówiono mu paszportu. Był więźniem 
prawie. Więc w Berwilu zabawiał się uprawą ogródka, 
tokarstwem i wyrabianiem drewnianych chodaków. 

Aliści przyszedł kres na potęgę Napoleona. Jego 

, wielka armia'^, złożona z wojsk całej Europy, wyginęła od 

irozu i bitew w odwrocie z pod Moskwy 1812 roku. 

najdowało się w niej przeszło 100,000 Polaków, a wróciło 

3 Warszawy ledwo 6,000. Wzięto znowu rekruta, po- 



I 



184 

ściągano załogi i książę Józef Poniatowski zehrdl w 1813 
roku 22.000 żołnierza. Wyprowadził tę ostatnią siłę naro- 
dową do Niemiec na ^użbę Napoleonowi, który potrafił 
jeszcze wyciągnąć z Francyi 130,000 niepełnoletnicłi nowo- 
zaciężnycli. W strasznej trzydniowej „bitwie narodów" pod 
Lipskiem złączone armie monarchów rosyjskiego, austrya- 
ckiego i pruskiego pokonały „boga wojny"; książę Józef 
odd^ mu życie jako marszałek francuski, niedobitki zaś 
wojska polskiego towarzyszyły mu do Francyi w rozpaczli- 
wych jego walkach 18 14 roku aż do tego dnia, kiedy zmu- 
szony był zrzec się tronu i dać się odprowadzić na wyspę 
Elbę. Dąbrowski poraniony nie zdołał już sprawować do- 
wództwa nad garstką polskich ułanów, Krakusów i piechoty 
Nadwiślańskiej, liczączą zaledwo 4.750 głów *). 

Do Paryża weszli trzej tryumfujący monarchowie. Je- 
den z nich, najpotężniejszy, Aleksander I przypomniał so- 
bie (sam, bo któżby śmiał mu przypomnieć?), że tu mie- 
szka Kościuszko. Rozkazał oficerom polskim, aby mu -złożyli 
winne uszanowanie. 

Kościuszko uczuł głębokie wzruszenie, ale też domyślił 
się niewątpliwie, że będzie z nim mowa o Polsce. 

I cóż tu mówić? Jakiem prawem? 

Był skasowanym, zapomnianym jej Naczelnikiem, tu- 
łaczem. Był wzgardzonym wodzem, ponieważ wojsko księ- 
stwa Warszawskiego nie okazało mu arii posłuszeństwa, ani 
uszanowania, a przychodzący obecnie oficerowie byli wła- 
ściwie jeńcami wojennymi. Był niepłatnym sługą narodu, 
bo z czegóżby przeżył tych lat kilkanaście, gdyby mu wdzięcz- 
niejsza Ameryka nie wypłaciła dawniejszych zasług? 

Ale Kościuszko w żadne targi z Polską nie wchodził. 
Zwał ją Ojczyzną swoją i jej zawsze całą swą istność od^ 



*) Znajdowały się inne jeszcze oddziały wojska polskiego, około 35,000 ludzi, 
ale rozproszone po różnych cudzych krajach. 



185 

dawał. Bez długiego przeto namysłu napisał list do cesa- 
rza Aleksandra z Berwilu d. 9 kwietnia 18 14 r., prosząc, 
aby raczył dać przebaczenie ogólne dla wszystkich Pola- 
ków, wyzwolić włościan w ciągu lat lo-u i ogłosić się kró- 
lem polskim z konstytucyą zbliżoną do angielskiej. ,.JeźeH 
prośby moje .będą wysłuchane, przyjdę osobiście, lubo cho- 
ry, paść do nóg Waszej Cesarskiej Mości dla podziękowa- 
nia Mu i złożenia hołdu pierwszy, jako mojemu monarsze'*. 
Nie doczekawszy się odpowiedzi, przyjechał do Paryża 
i prosił o posłuchanie. Był przyjęty z otwartemi ramiona- 
mi i otrzymał ustne zapewnienia najlepszych chęci dla Pol- 
ski, a potem pismo datowane 3 maja 1814 w takich wy- 
razach: „Najdroższe Twoje życzenia będą spełnione. Przy 
pomocy Wszechmocnegci spodziewam śię dokonać odro- 
dzenia walecznego i szanownego narodu, do którego nale- 
żysz... Polacy odzyskają ojczyznę swoją, imię swoje*^ 
• Księstwo Warszawskie oraz wszystkie królestwa, zało- 

żone przez Napoleona dla jego braci sióstr i ulubieńców 
miały być rozebrane po zgodnej naradzie zwycięzców 
w Wiedniu. Zaczęły się więc na tak zwanym Kongresie 
Wiedeńskim układy ministrów od 8-miu państw. Pomiędzy 
nimi nie było ministra ani polskiego, ani warszawskiego, 
chociaż najzawziętsze spory toczyły się o ziemię i o dusze 
polskie. Z tych sporów wynikło nie odbudowanie dawnej 
Polski, ale nowy jej podział pomiędzy trzy państwa roz- 
biorcze z tą jednak różnicą, że część większą Księstwa 
Warszawskiego dostał cesarz Aleksander z tytułem Króla 
Polskiego, zatrzymując Litwę, Wołyń, Podole i Ukrainę 
jako gubernie, należące do cesarstwa Rosyjskiego. Chcąc 
ytłómaczyć Kościuszce, dla czego nie spełnił obietnic pa- 
yrskich, wezwał go do głównej kwatery wojsk swoich, Brau- 
au. Droga była daleka przez Francyę, Szwajcaryę, Ba- 
aryę; przejazd był utrudniany: jednakże staruszek biało- 
łosy, opuściwszy Berwil d. 3 maja 181 5 r., przybył do 



186 

Braunau 2 5 -go maja. We dwa dni potem nadjechał ce- 
sarz, Kościuszkę uściskał, zaprowadził, do pokoju pocztmi- 
strza i przez minut 1 5 opowiadał mu, jak wielkie przeszko- 
dy od innycłi monarchów napotkał do odbudowania dawnej 
Polski. Zauważywszy, że nie przekona Kościuszki, polecił 
mu wysłuchać objaśnień dobrego Polaka a swego przyja- 
ciela, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Pojechał więc 
Kościuszko do Wiednia, rozmawiał długo, napisał do cesa- 
rza Aleksandra d. 10 czerwca 181 5 list z podziękowaniem 
za dobrodziejstwa gotowane dla narodu polskiego, ale bła- 
gał o jedno słówko zapewnienia, że Litwa zostanie z cza- 
sem przyłączona do nowego Królestwa Polskiego. Czekał 
dwa tygodnie, a gdy nie otrzymał pożądanej odpowiedzi, 
postanowił pędzić dalej życie tułacze w cudzych krajach. 
Czartoryskiemu wytłómaczył listownie powody z zupdną 
otwartością: że poświęcał życie całemu narodowi, ale nie 
tej małej cząstce, którą nazwano *) Królestwem Polskiem; 
że Polacy byliby szczęśliwymi być pod rządem tak wiel- 
kiego monarchy Aleksandra pospołu z Rosyanami i żywiliby 
dla nich przyjaźń stateczną, gdyby im zwrócono kraj do 
Dźwiny i Dniepru. Wszak „wedle słów świętych samego 
cesarza" Królestwo Polskie miało się składać z 11 lub 10 \ 
milionów ludzi; mały zaś kraj ze szczupłą garstką ludności 
nigdy nie zdoła obronić się chytrości, przewadze i prze- . 

mocy Rosyan i teraz już, z samego początku, Rosyanie po- 
siadają pomiędzy naszymi pierwsze miejsca rządowe. Ob- 
winiał jednakże nie cesarza, lecz Rosyan, ministrów jego^ 
o niedotrzymanie obietnic. „Jemu (Wielkiemu Aleksandro- 
wi) ja aż do śmierci mieć będę wdzięczność za wznowienie 
imienia polskiego: chociaż w szczupłych obrębach uczyni 
się dobrze Polakom. Niech Opatrzność kieruje wami, a ja 
jadę do Szwajcar, nie mogąc zdatnie usłużyć Ojczyźnie^ 

Jakoż wyjechał z Wiednia, podróżował przez parę - 

*) i do dziś dnia nazywają je tak samo Polacy, a Rosyanie lubią nazywać .-I 

„Krajem Przywiślańskim", albo ,,Prrywi^liniem'S "^ 



187 

miesięcy, wreszcie osiadł w Solurze (Soleure, Solothurn) 
w pokoju, wynajętym u Franciszka Ksawerego Zeltnera. Zna- 
Icizł tu najtroskliwszą opiekę i cześć najgłębszą. Znało go 
i czciło miasto całe, miłe, ale niewielkie (około 4,000 lud- 
ności). Odwiedzali cudzoziemcy i przyjezdni rodacy; za- 
stępowali mu drogę ubodzy, gdy wyjeżdżał na spacer w po- 
woziku lub konno, mając zawsze drobne pieniądze do roz- 
dawania. 

Przepowiednia jego co do przemocy Rosyan nad Po- 
lakami sprawdziła się rychło, gdy w Warszawie osiadł brat 
cesarza Aleksandra, wielki książę cesarzewicz Konstanty 
Pawłowicz. Ale ministrowie, urzędnicy, jenerałowie polscy 
nie zrozumieli tego, że Kościuszko widział jaśniej od nich 
los i potrzeby narodu, że z trudów, nauk, ran, bólów ca- 
łego życia wydobył jedyny sposób ratowania .Ojczy- 
zny, że słusznie nazywał siebie teraz „jedynym (na świe- 
cie) prawdziwym Polakiem*' to jest wolnym i niepodległym 
nawet Aleksandrowi, bo mieszkając w Szwajcaryi, która 
była rzeczpospolitą, nie miał nad sobą ani króla, ani ce- 
sarza. 

Wstyd mi powiedzieć, że przy dostojnej osobie Naj- 
wyższego Naczelnika nie było ani jednego Polaka, kiedy 
zapadł w chorobę śmiertelną d. i października 1817 r. 
Podyktował i podpisał testament 10 października. 

Zachowywał zupełną przytomność umysłu, mimo wzra- 
stającej gorączki i osłabienia pulsu. Kazał włożyć swoją 
szablę do trumny, a pamiątkę po Sobieskim, ofiarowaną 
mu przez Legionistów włoskich, zwrócić Narodowi. Mówił 
o Ojczyźnie — zawsze z miłością, wygłaszał jakieś przepo- 
wiednie o przyszłości Polski, czego obcy słuchacze nie ro- 
zumieli, a więc powtórzyć nie zdołali. Nareszcie 15 pa- 
ździernika o godz. lo-tej wieczorem zabrakło mu głosu; 
spojrzał ze słodkim uśmiechem na stojącą u nóg Emilkę 
Zeltnerównę, podał jedną rękę Zeltnerowi, drugą Zeltnerowej, 
uścisnął, opadł na poduszki i — skonał. 



i 



SPIS RZECZY. 



Przedmowa. SŁr, 

Rozdział i -szy. Ród Kościuszków i 

^ 2-gi. Rodzice Tadeusza Kościuszki 7 

„ 3 -ci. Wychowanie 20 

^ 4-ty. Zawikłania majątkowe i miłość nieszczęśliwa 31 

„ 5-ty. Służba w Ameryce 36 

„ 6-ty. W Siechnowiczacłł 62 

„ 7 -my. Jeneralska służba w wojsku koronnem . . . 73 

„ 8-my. Trzecia wędrówka za granicą 97 

„ 9-ty. Kościuszko Najwyższym Naczelnikiem. . .110 
„ lo-ty. Dwuletnia niewola i 20-letnie tułactwo . .162 



Spis obrazków, objaśniających rzecz 

Numer i. Rysunek rodowodu Kościuszków 8 

„ 2. Koszary Kadeckie czyli pałac Kazimiero wski . . 2^ 
^ 3. Plan Saratogi, narysowany przez Lossinga ... 47 
„ 4. Plan Saratogi, narysowany przez samego Kościu- 
szkę 48 

„ 5. Pomnik Kościuszki, wystawiony w West-Point . 53 

„ 6. Plan forteczki 96 czyli Ninety Six . . . . . . ^-j 

„ 7. Portret Kościuszki, gdy był Jenerał-Majorem . . 75 

„ 8. Mapa obrony linii Buga i bitwy pod Dubienką . . 88 

„ 9. Plan bitwy pod Racławicami 120 

„ 10. Widok bitwy pod Racławicami 123 

Kościuszko sportretowany przez Kniazie wicza 125 

Numer u. Plan bitwy pod Rawką czyli Szczekocinami. . . i36 
„ 12. Plan oblężenia Warszawy przy stronicy . . . .145 

„ 13. Plan bitwy pod Maciejowicami 152 

„ 14. Pismo Dyrektoryatu Cisalpińskiego 176 

Mapa Polski zmniejszonej przez rozbiory i-szy i 2-gi. 






R 



POLSKA zn.n.tjflon« /!««! BołŁ.or^ PIERWSZY 07 



o n. e 



B a. ł t y t k Te 



4^\ 



y ^ 



OF 



pi ^ 



s^' 



; t 



t 



i"^1^^6rtt«bi^«b. 



.. — ^.^ 






4- 









-^ł . •K«rytn.Ł« 



-O 



rf^ 



^ /I 



I ^ _,-^IarnoWleł. Pł-łan i cc /--' Vy,' 

K/rakowo ^i^^-^ . 



07 f (>7"^j 



Objainienit: 

-•— granice ttr\af/iCLJ(^' 
ce fitfwsLy rothihr, 

tjfarwtt oiriacaOij^- 

CC iruąi róihióf. 




f