This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project
to make the world's books discoverable online.
It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to disco ver.
Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the
publisher to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for
personal, non-commercial purposes.
+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
any where in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web
at |http : //books . google . com/
Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska-
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej.
Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy.
Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie.
Zasady użytkowania
Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki,
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów
komercyjnych.
Prosimy również o:
• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych
Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych
celach prywatnych.
• Nieautomatyzowanie zapytań
Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni.
• Zachowywanie przypisań
Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać.
• Przestrzeganie prawa
W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe.
Informacje o usłudze Google Book Search
Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/
434J
I
1
f
1
fi
I
ii
r
I
k'
-- KIM I CZCM BYŁ --
KOŚCIUSZKO
OPOWIEDZIAŁ TO KRÓTKO I JASNO
dZ! TADEUSZ KORZON C—i
OBRAZKI DODANE I DRUKARNIA OPŁA-
CONA KOSZTEM AUGUSTA IWAŃSKIEGO
WARSZAWA zz== 6(S) KRAKÓW
GEBETHNER I WOLFF ^ G. GEBETHNER I S-KA
f DRUK PIOTRA LASKAUERA I S-KI, NOWY-ŚWIAT41 o 1907
^
PRZEDMOWA.
W roku 1894 na dzień 24 marca, jako stuletnią ro-
cznicę przysięgi w Krakowie, wyszła z druku książka pod
tytułem: „Kościuszko, biografia z dokumentów wysnuta
przez K.'*, a w 1906 roku zaczęli ją sprzedawać księgarze
warszawscy z napisem jia okładce „Wydanie Drugie''
i z zawiadomieniem, że przy tem . wydaniu znajdują się
„Dopełnienia*'. Te Dopełnienia dodają się bezpłatnie ka-
żdemu, kto książkę kupił, ale za książkę trzeba zapłacić
^- 3 rub. 60 kop., ponieważ jest duża, gruba, zawiera 691
stronic, a taką być musiała, ponieważ dawniej opowiadano
i pisano o Kościuszce mnóstwo plotek, które należało wy-
świecić i zastąpić prawdziwemi wiadomościami z pism, od
niego pochodzących lub do niego nadsyłanych. Nie wszy-
scy wszakże czytelnicy mają czas, pieniądze i cierpliwość
^3 do czytania wszelkich wywodów i dowodów w różnych
"^ językach: więc znajdowali się tacy pisarze, którzy wydawali
7 małe książeczki, ale nie zawsze prawdziwe. Jeden z takich
272742
napisał na okładce ,,podług prof. Tadeusza Korzona", wy-
cliwalał mnie w przedmowie i w samem opowiadaniu,
a przecież nie przeczytał całej książki i wiele plotek nie-
bacznie powtórzył.
Otóż ja sam napisałem opowiadanie skrócone, łatwe
do przeczytania i zrozumienia dla każdego. Chociaż tutaj
pominięte są dowody, należy jednak wierzyć i zaufać mnie,
że każdy wyraz w tem opowiadaniu jest prawdziwy. Mo-
głem zamówić obrazy, plany, mapę Polski, zamieszczoną
na końcu książki, podobiznę pisma jednego, portrety Ko-
ściuszki dwa i wydać to wszystko za tanią cenę dla tego,
że na opłacenie wszystkich kosztów pieniądze ofiarował da-
rem, nie pożyczką, dobry obywatel.
Teraz przeto czytelnik tej mniejszej książki niech się
bierze do większej tylko wtedy, jeżeli zechce sprawdzać ja-
kieś wątpliwości, albo jeżeli zapragnie poznać ze wszyst-
kimi szczegółami myśli, czyny i przygody najdobrotliwsze-
go, najwytrwalszego, najmędrszego syna Polski, uwielbiane-
go przez świat cały bohatera naszego.
Tadeusz f^orzon.
Przed rozpoczęciem czytania poprawić piórem na-
stępne pomyllci drulcu:
Stronica:
Wiersz: Wydrukowano:
Być powinno:
a
59
18 i 19 od dołu swe-Cdrzeć
we-sprzeć
i-
103
1 od góry Zaprowadzi
Zaprowadził
a
Tł
2 „ sztychał
sztycha-
.-
171
12 „ ryczarłem
ryczałtem
-
własnem imieniem chrzestnem, Konstanty, ale i ojcowskiem,
Fedorowicz, Wielki Książę za^ś wołał na niego spieszczonem
imieniem: Kostiuszko, niby Kostusiu!
Sam król Zygmunt wyznawał wiarę katolicką, według ob-
rządku rzymskiego czyli łacińskiego tak samo, jak dziad
jego Jagiełło, który, zaślubiwszy królowę polską Jadwigę,
ochrzcił pogańskich Litwinów po katolicku: ale królował
nad ludźmi różnej mowy i wiary w obszernych krajach
Kościuszko. 1
■^
napisał na okładce ,,podIug prof, Tadeusza Korzona", wry-
chwalal mnie w przedmowie i w samem opowiadaniu^
a przecież nie przeczytał całej książki i wiele plotek nie-
bacznie powtórzył.
Otóż ja sam napisałem opowiadanie skrócone, łatw^e
do przeczytania i zrozumienia dla każdego. Chociaż tutaj
por — — -^j^^^i ^ ^_„i^- — ^ ^
że
gle
na
ze
ren
bie
kie;
kin
go,
go
ROZDZIAŁ I szy.
Ród Kościuszków.
Na Rusi Litewskiej, o półczwartej mili od Brześcia
Litewskiego, znajdują się dobra Siechnowicze, gniazdo sta-
rodawnego rodu Kościuszków. Kończy się lat czterysta
od cz^su, kiedy je darował Wielki Książę Litewski a za-
razem Król Polski Zygmunt i szy Mądry swemu dworza-
ninowi i pisarczykowi Konstantemu, synowi Fedora dnia
25 kwietnia 1509 roku.
Był to Rusin, z plemienia Białorusinów, podbitych
niegdyś przez kunigasów, to jest: królów czy książąt litew-
skich. Chrzczony był przez popa podług obrządku gre-
ckiego czyli wschodniego: więc też nazywany był nietylko
własnem imieniem chrzestnem, Konstanty, ale i ojcowskiem,
Fedorowicz, Wielki Książę zaś wołał na niego spieszczonem
imieniem: Kostiuszko, niby Kostusiu!
Sam król Zygmunt wyznawał wiarę katolicką, według ob-
rządku rzymskiego czyli łacińskiego tak samo, jak dziad
jego Jagiełło, który, zaślubiwszy królowę polską Jadwigę,
ochrzcił pogańskich Litwinów po katolicku: ale królował
nad ludźmi różnej mowy i wiary w obszernych krajach
Kościuszko. 1
i dobrym był dla wszystkich swoich poddanych, t. j. dla
Litwinów, Rusinów, Polaków, Niemców, a nawet dla tak
zwanych « niewiernych », właściwie zaś, dla starozakonnych
Żydów i dla wierzących w Mahometa Tatarów. Rusinów
nie odpychał bynajmniej, boć babka jego, czwarta żona
Jagiełły, Zofia czyli Sońka była Rusinka i przyjęła wyzna-
nie rzymsko-katolickie dopiero przed ślubem. Jeżdżąc z je-
dnego do drugiego kraju swego, jak potrzeba wymagała,
król zabierał doradców i pisarzy wszelakich, żeby mógł
wydawać sądy i odpowiedzi na rozmaite proiby lub skar-
gi, przywożone z różnych końców państwa. Najczęściej
przebywał w Krakowie, pięknem, bogatem i obronnem mie-
ście stołecznem Polski. Tam zwykle mieszkała żona jego,
królowa Bona, i chował się syn Zygmunt August. Dopie-
ro w 1540 r. wyprawił go starzejący się ojciec do Wilna
i zdał na niego rządy w całem Wielkiem Księstwie Litew-
skiem. Zamieszkawszy w obszernym dolnym zamku wileń-
skim, Zygmunt August urządził sobie życie tak samo, jak
w Krakowie; pisma wprawdzie wydawał w języku białoru-
skim, ale mówił ze swymi dworzanami i urzędnikami naj-
chętniej po polsku. Więc przyboczni Rusini i Litwini
uczyli się języka polskiego.
Polacy byli wówczas dzielnym, walecznym i oświeco-
nym narodem. Występowali na wojnę w żelaznych heł-
mach, pancerzach lub drucianych koszulach z kopiąn^^
czyli dzidami i z tarczami, na których każdy miał wymalo-
wany swój herb czyli znak rodowy, podobnie jak rycerze
niemieccy, włoscy, francuscy, angielscy. Wozili przy woj-
sku armaty; ustawiali je też na wałach zamków obronnych
i mieli wprawnych w celowanie puszkarzy. Iśc na wojnę
musiał każdy dziedzic majątku ziemskiego, chociażby w gor- 1
szem uzbrojeniu, jeśli dziedzictwo było małe. Zwał się za
to szlachcicem, używał wolności, jeździł na sejmy, zwoływa-
ne przez króla, ale gdyby się nie stawił pod swoją chorą-
gwią, to utraciłby majątek i szlachectwo. Każdy prawie
umiał czytać i pisać; niektórzy znali^ wyższe nauki i oby-
czaje cudzych krajów. Wszak w Krakowie znajdowała się
sławna Akademia, która w wielu miastach zakładała szkoły
niższe, wysyłając swoich uczniów na nauczycieli. Żyli już
i zaczynali drukiem ogłaszać swoje pisma mili poeci: Mi-
kołaj Rej z Nagłowic i Jan Kochanowski, twórca cudnych
pieśni i psalmów, wesoły figlarz we Fraszkach, czuły, roz-
dzierający serca Trenami czyli płaczem żałosnym nad śmier-
cią ukochanego dziecka, poważny w sądzie o sprawach na-
rodowych i o czynach królów.
Nie mieli tego wszystkiego Litwini i Rusini. Otóż
Zygmunt August uczył ich i prowadził do zjednoczenia się
z Polakami. Pracował przez całe swoje panowanie, aż po
latach 28-u zbratał i złączył Wielkie Księstwo Litewskie
z Koroną Polską na sejmie w Liiblinie 1569 r.
Kostiuszko Fedorowicz odszedł ze służby dworskiej
i postąpił na lepsze urzędy: został horodniczym, to jest
burmistrzem albo prezydentem miasta Kamieńca Litewskie-
go, położonego na drodze przejazdów królewskich z Polski
do Litwy, a niedaleko Siechnowicz. Sprawował też urząd
sędziego. Obszar Siechnowicz obejmował 1 1 5 włók. Na
wojnę Kostiuszko obowiązany był stawać we trzy konie, to
jest wyprowadzać trzech jeźdźców na własnym koszcie.
Zygmunt August nazywał go ,,pantem", a więc zaliczał do
rycerstwa na równi ze szlachtą polską. Kostiuszko zape-
wne dostał też herb, zwany „Roch trzeci", używany przez
pewien ród mazurski, kazał wymalować go na tarczy i wy-
rżnąć na pieczęci *). Ożenił się z Anną Holszańską, * rodu
książęcego kobietą, miał dwu synów Iwana i Fedora, któ-
*) Herb Roch tertio składał się z trzech belek (wrębów) coraz dłuższych ku
górze; na trzeciej malowano lilię w czerwonym polu. Tyle na tarczy. Nad tarczą
zaś dodawano hełm z lilią i trzema piórami strusiemi.
rzy po jego śmierci podzielili się Siechnowiczami w 1561
roku, a zwali się Kostiuszkami Siechnowickimi, Odtąd więc
imię chrzestne ich ojca stało sie nazwiskiem rodowem, po-
dobnie jak tp bywało w innych rodach ruskich, które na-
śladowały szlachtę polską.
Zygmunt August połączył już na wieczne czasy Wiel-
kie Księslw^o Litewskie z Koroną Polską: narody Ruski
Litewski, Źmudzki, ziemię Wołyńską i Kijowską z Polaka-
mi jako „wolnych z wolnymi i równych z równymi" w je-
dną i nierozdzielną Rzeczpospolitą. Niedługo potem zszedł
on ze świata (1572) bezdzietny, ostatni król z rodu Jagiełło-
wego, czyli Jagiellońskiego. Szlachta ze wszystkich krajów
tak polskich koronnych, jak Wielkiego Księstwa Litewskie-
go, zjeżdżała się odtąd na sejmy elekcyjne pod Warszawkę
i obierała królów wedle swego upodobapia: najprzód Fran-
cuza, potem Węgra, potem Szweda, Sasów niemieckich
i kilku Polaków. Zbratała się i spokrewniła między sobą;
wojewoda i hetman do towarzysza czyli żołnierza z pod
usarskiej, pancernej czy petyhorskiej chorągwi mówił: „Pa-
nie bracie!" Podobnie wielki pan, magnat, bogacz, senator
zaczynał mowę na sejmiku od wyrazów: „Panowie bracia!"
chociaż widział przed sobą większość z ubogiej szlachty,
chodaczkow^rj, nie mającej butów skórzanych, szaraczkowej^
bo ubranej w samodziałowe sukmany, różniącej się od chło-
pów z pozoru tylko szablą, zawieszoną u boku na rapciach
(to jest sznurach jedwabnych). Powtarzano chętnie kon-
cept jakiegoś dowcipnisia, że „szlachcic na zagrodzie ró-
wny wojewodzie", albo, że może królem zostać. Mógłby
w istocie, gdyby go sejm cały obrał — ale za co? za ja-
kie zasługi? Kto zechce głosować za lada jakim zagono-
wym szlachetką?
Podobały się przecież każdemu takie honory. Więc
i Kościuszkowie rok po roku coraz bardziej polszczyli się.
Po upływie zaledwo 50-ciu lat wnukowie Kościuszki każą
pisać sądowe akty działów majątkowych, umów przedślub-
nych, kupna lub sprzedaży po polsku, rozumie się dlate-
go, że po rusku nie mogli tak dobrze wypowiedzieć życzeń
swoich. Przyjmowali też jedni wiarę unicką, inni rzym-
sko-katolicką. ^
Godne pochwały są te obyczaje i uczucia braterskie,
rozkrzewione. pomiędzy ludźmi różnej mowy i wiary, nale-
żącymi do stanu rycerskiego, czyli do wojska, które po-
winno bronić Rzeczypospolitej od nieprzyjacielskich sąsia-
dów. Należy się za to wdzięczność Zygmuntowi Augusto-
wi, który tak mądrze doprowadził wszystkie podwładne so-
bie narody do Unii, który sprzągł je „sercem i myślami^"
jak powiedział Kochanowski. Ale trzeba było też słuchać
zdrowego rozsądku i nie paplać nfedorzeczności, jakoby
każdy szlachcic miał być królem, a chociażby równym wo-
jewodzie. Wszak na każdym sejmie lub sejmiku łatwo by-
ło przekonać się, że szlachcic szaraczek, zjadłszy kawał sło-
niny lub sera, przyniesiony w torbie, szukał później poży-
wienia przy kuchni jakiego pana magnata, a wróciwszy do
domu, czuł doskwierającą biedę na swoim małym zagonie
i wpraszał się do pańskiego dworu na służbę za dworzani-
na lub ekonoma. Padał w^ówczas do nóg przed wojew^odą,
ściski i całował jego kolana. Na rozkaz wielkiego pana
szlachta szaraczkowa z całych zaścianków i całych okolic rusza-
ła głosować, albo nawet bić się z jego przeciwnikami, nic nie
namyślając się: słusznie czy nie słusznie.
Na sejmach elekcyjnych nie słuchano też zdrowego
rozsądku. Jakże można było obierać na tak wielki i wa-
żny urząd królewski cudzoziemca: Francuza, Węgra, Niem-
ca, który nie rozumiał mowy polskiej, nie umiał dogodzić
prośbom i skargom Polaków, który przez posła swojego
obiecywał troje dziwów, byle go posadzono na tronie pol-
skim i włożono mu koronę złotą z brylantami na głowę
Przyjeżdżało dużo takich posłów z obcycłi krajów; nie ską-
pili oni obietnic w mowacłi swoicli publicznie wygłasza-
nych, a potajemnie zmawiali się z tym lub owym magna-
tem i przekupywali go pieniędzmi, orderami, obiecywanemi
urzędami i starostwami. Sejm elekcyjny stawał się jarmar-
kiem, na którym wszakże sprzedawano nie konie, woły
i cielęta, lecz największy klejnot narodowy i kilka, kilkana-
ście, może kilkadziesiąt lat panowania nad Ojczyzną. Znaj-
dowali się niepoczćiwi magnaci, chciwi bogactw i wywyż-
szenia swego: bałamucili oni, przekupywali, znieprawiali
szlachtę chodaczkową, a nawet i zamożniejszą. Obcy kró-
lowie wdawali się w takie jarmarczne szachrajstwa i wyrzą-
dzali potem wielkie szkody Polsce. Wynikły wielkie wojny
i trwały niemal bez przerwy przez lat sto z górą, aż do
1699 roku. Ratowali Rzeczpospolitą znakomici wodzowie:
Zamojski, Żółkiewski, Chodkiewicz, Koniecpolski, Czarniecki,
Lubomirski, nareszcie Sobieski, który za zwycięztwo chocim-
skie otrzymał od narodu koronę i królował pod imieniem
Jana III.
Zwycięztwa ocaliły wprawdzie Polskę od niewoli cu-
dzoziemskiej, ale nie uchroniły od wyniszczenia, Ludzi
wyginęło więcej, niż się rodziło, miasta były poburzone, pól
mnóstwo leżało odłogiem nie zasianych. Zniechęciła się
nareszcie szlachta do wojen, pochowała pancerze do lamu-
sów (spichlerzów) i trudnić się zaczęła jedynie gospodarką
rolną, przymuszając niewojennych włościan do dawania jak
najwięcej danin i obrabiania pańszczyzną pól dworskich.
Zabawiano się przytem pijatyką, w}'krzykując: „Za króla
Sasa popuszczaj pasa!"
Przeszkadzali takim zabawom sąsiedzi, bo posyłali woj-
ska swoje do Polski, niby do swego własnego kraju, i ży-
wili je kosztem szlachty lub oszukanych magnatów. Kto
wpuszcza wroga do swych wnętrzności, ten gotuje sobie sa-
memu zgon. W 1 764 roku na ostatnim sejmie elekcyjnym
obrany został ulubieniec imperatorowej rosyjskiej Katarzy-
ny 2-ej przy pomocy posła pruskiego. Poniatowski Stanisław
August, a w 1772 posłowie tych monarcłiów oraz cesarzowej
austryackiej Maryi Teresy, przybywszy ze stu tysiącami
wojska, wykonali pierwszy rozbiór Polski.
W tych najsmutniejszych czasach wzrastał jeden z Ko-
ściuszków Siechnowickich Tadeusz, bohater, całą duszą od-
dany sprawie ratowania Polski.
ROZDZIAŁ 2-gi.
Rodzice Tadeusza Kościuszki.
Kościuszków Siechnowickich dużo było na świecie, bo
rozmnażali się obficie w kaźdem pokoleniu, ale nie wielu
mogło dosiedzieć na Siechnowiczach, bo niepodobna było
dzielić 115 włók bez końca pomiędzy dziećmi licznych
ojców. Proszę spojrzeć na rysunek rodowodu ( Numer i).
Kółkami zaznaczeni są mężczyźni, ale tacy tylko, których
imiona wyczytałem w papierach familijnych; kobiet wska-
załem kilka zaledwo w kształcie trójkącików. Ileż to głów
znalazło się już w czwartem pokoleniu tak w linii starszej
jak w młodszej, a Siechnowicze były już podzielone na
Wielkie i Małe i nie złączyły się już nigdy do dziśdnia!
Można było na tych gruntach urządzić kilka folwarków
z dworami szlacheckimi i kilka wsi dla włościan, którzy
rolę folwarczną obrabiali: ależ nie dla 26 dziedziców! Kie-
dy więc podział gruntów byłby niedorzecznością, jeden
z braci osiadał na folwarku, a drudzy brali część swoją
pieniędzmi i szukali gdzieś dalej sposobu do życia; zacho-
dzili też na Wołyń pod Owrucz i w Lubelskie do Sła-
winka pod samym Lublinem. Niektórzy, co zbyt daleko
8
■ZLLl nA«n»j o—.
—
0-
c
l-H
a
^
^
C0
B
g
t-n
N
3
"^ł
•IL
O
1^
<
w
f4
o^
er
<
S
00
3
3
rf.^
N
^
»
ty
3
O
^
N
s
^
p^
W1
o
Kostiuszlco (Konstanty) syn Fedor
żył w latach 1509, 1546
Linia F
o—
2. ^
CA
c
3
(9
O
a
o
o
o.
c
o
^ 2J
o G
EL r ^
0\
i
5*
o
3-
3
O
«
o'
TT
36
o
N
JISJCD S |— O-
9
odeszli naprzykład aż do» Kurlandyi, zaniechali nazwiska
Siechnowickich. Córki były opatrywane zwykle posagiem
i wyprawą „w perłach, dyamentach, rubinach, futrach", za-
pisywaną w tych wyrazach do umów przedślubnych. Na
spłaty i posagi nie wystarczały dochody z gospodarki lia
małych majątkach: więc Kościuszkowie starali się o zarob-
ki na urzędach, posługach, pożyczkach, umowach za-
stawniczych i t. p.
Ot, Ludwik Tadeusz w szóstem pokoleniu, chociaż
miał ojca rzutkiego, kilku urzędami zaszczyconego, i ma-
tkę Barbarę z zamożnego rodu Glewskich, potrzebował tak
pilnie i gwałtownie 23.000 złotych, że musiał sprzedać
dziedziczną część swoją w Siechnowiczach (Małych) stryjowi
Faustynowi Benedyktowi d. 18 marca 1729 r. Ale pie-
niędzy tych użył z korzyścią dla siebie, bo wygrał proces
z księciem Janem Sapiehą, stając w obronie należności
Glewskich i swojej. Sapieha musiał dać mu w zastaw
Mereczowszczyznę czyli Maraczowszczyznę, folwark należący
do swego hrabstwa Kossowskiego, dopóki nie wypłaci mu
długu 30,000 złotych. Tutaj przeto, o mil 14 od rodzin-
nego gniazda *) mieszkał i gospodarował Ludwik Tadeusz
do końca życia; tu wprowadził żonę, Teklę z Ratomskich
i tu rodziły się wszystkie jego dzieci, mianowicie: Anna
w 1 74 1 r., Józef w 1743, Katarzyna w 1744 i najmłodszy,
a dla narodu polskiego najdroższy, sJawny syn; Andrzej
Tadeusz Bonawentura, zwany zawsze jednem tylko środko-
wem imieniem: Tadeusz.
t
Powinniśmy znać dokładnie dzień i rok jego urodze-
nia. Metryka znajduje się w Kossowie, w księdze kościoła
*) Dziś Kossów jest stacyą drogi żelaznej Brzesko-Moskiewskiej w pobliżu mia-
steczka tejże nazwy, Mereczowszczyzna leży o parę wiorst w bok od miasteczka,
a Siechnowicze są przy stacyi Zabince.
10
parafialnego, ale wymienia tylko ' datę chrztu: 1 2 lutego
1746 roku; domyśleć się przecież można, że niemowlę mu-
siało się urodzić wcześniej, kiedy na chrzciny zjechali z dal-
szych stron: Kazimierz Narkuski starosta kuszlicki, który
podawał do chrztu wespół z panią z Protasewiczów Sucho-
dolską, a w drugiej parze Adam Protasewicz podstarości
powiatu pińskiego z panną Anną Suchodolską, pisarzówną
ziemską Słonimską. Chrzcił też nie paroch Kossowa, ale
przybyły z Hoszczewa (pod Słonimem) przeor klasztoru
Dominikanów ksiądz Rajmiind Korsak. O tydzień wcze-
śniej, mianowicie 4 lutego przypada dzień św. Andrzeja
biskupa fezulańskiego. To imię właśnie zapisał ksiądz do
metryki na pierwszem miejscu, a podyktowali rodzice oczy-
wiście dlatego, że chłopak ,, przy niósł" je, czyli, że się uro-
dził w tym dniu 4 lutego *).
Rodzice zawiadamiali i zapraszali na chrzciny nieza-
wodnie najżyczliwsze i najmilsze osoby. Narkuski był po-
winowatym Ludwika Tadeusza przez krew Glewskich. Ma-
tka, Tekla z Ratomskich krewnych w tej okolicy nie miała
zapewne, ponieważ pochodziła ze stron naddnieprzańskich,
z pod miasta Orszy. Była sierotą i wychodziła za mąż z domu
stryjenki swojej. Brat jej Marcin Ratomski, podkomorzy
orszański, wypłacił jej posag w sumie 12,000 złł., ona ras
darowała 10,000 mężowi zapisem sądowym, z którego wy-
piszemy najważniejsze słowa: ,Ja Tekla z Ratomskich Ko-
ściuszkowa Siechnowicka... tym moim nieprzymuszonym,
ani wymożonym, ale dobrowolnym wieczystym zwrotnym
zapisem W. Imć Panu Ludwikowi Kościuszkowi Siechno-
wickiemu, miecznemu województwa brzeskiego, miłemu mał-
*) Ludzie nieuważni gadali i pisali, a nawet w książkach drukowali mylną zu-
pełnie wiadomość, że Tadeusz Kościuszko urodził się 1 2 lutego w Siechnowiczach. Jest
i medal, wybity już po śmierci jego w roku i8i8 przez Franciszka Durand pięknej ro-
boty, z udatnem popiersiem na stronie głównej i z takim błędem w napisie łacińskim.
11
źonkowi memu... doznawszy szczerej i rzetelnej . w małżeń-
skiem pożyciu po miłym małżonku moim przyjaźni i pil-
nego około mnie pieczołowania, niemniej tęj^ uważając, iż
tenże miły małżonek mój... z szczególnej miłości i affektu
ku mnie, dobra swoje Siechnowicze *), tudzież sumę 30,000
tynfów na dobrach Maraczowszczyznię, w powiecie Słonim-
skim leżących lokowaną, przytem dalsze dobra leżące i ru-
chome, i wszelką ruchomość osobliwszym zapisem, mnie...
danym, na przeżycie darował... tedy ja... zawdzięczając świad-
czone dla mnie affekta, a do dalszej nieustannej przyjaźni
małżeńskiej pociągając, wzajemnym sposobem nietylko wy-
żej wymienione dobra... sumę 30,000 tynfów, ruchomość...
niemniej sumy gotowe i sumę moją posagową, sukcesye
wszelkie i cobyśmy kol wiek przy nabyć mogli... odpisuję i,,
darem darując... zrzekam się i nie więcej tylko 2000 złp.
dla obdarowywania i za duszę sobie do wolnej dyspozycyi
zachowuję... Pisań w Maraczowszczyinie".
Ten zapis był sporządzony d. 23 marca I744r., kie-
dy się hodowało już dwoje dzieci, a trzecie miało się uro-
dzie, albo może już urodziło się (nie wiemy tego z pe-
wnością, bo metryka Katarzyny zawiera znów tylko datę
chrztu, 29 grudnia, a chrzest mógł byc przecie opóźniony
chociażby o 9 miesięcy). Dowodzi, że małżonkowie żyli
w najlepszej zgodzie i serdecznej miłości. Kościuszko wa
była gospodarna, mężowi w interesach dopomagała i z lu-
dimi rozsądnie obchodzić się umiała. Jakie to było życie
codzienne powszednie w Mereczowszczyznie, dowiedzieć się-
możemy z listu, który ona pisała do męża, a który przepi-
sujemy w wyjątkach:
„W życiu mem najukochańszy Ludwisieńku i dobro-
dzieju! W sobotę przyjechał Wasilko od Imć Pana Pró-
*) Przy sprzedaży Siechnowic Ludwik Tadeusz zatrzymał dla siebie grunta Po-
lańskie czyli Łojki, ale miał nadzieję odkupić z czasem cały majątek rodowy.
12
szyńskiego; trochę koniowi kazałam odpocząć; wysyłam do
Waszeci, moje serce, listy... Jejmość Pani podczaszyny lite-
wskiej dwa listy posyłam. Imć panowie Guzelfowie nie chcą
procentem kontentować się... ale chcą, gdyby suma oddaną
była i folwark dla siebie... i przedemną uskarżali się, że nie
chcą być więcej w Kossowue... Ja tedy pisałam do Imci
księdza starszego Szmigielskiego... na ten list otrzymałam
(odpowiedź) od Imci Pana Sipiajła, którego list posyłam.
O tem oznajmuję, że Imć pani Łaniewska namiestnikowa
u mnie była i przywiozła pozew Imć Panu Kościuszce Jó-
zefowi... Dość na tem, że pan rejent i ekonom przysięgli,
że będziemy szkodzić tej chorągwi zawsze. Imć Pana Hetmana
list posyłam, Imć Pana Kotuniego, który prosił mnie o orędowni-
ctwo do Waszeci, moje serce, gdyby Wasza jemu pożyczył
trzech tysięcy... JP. Michał Kościuszko był tymi dniami u mnie;
z płaczem prosił, gdybyś Wasza, moje serce, do Imć Pa-
na Fleminga zalecił, albo też do Imć Pana Sosnowskiego,
bo cale dobrej służby niema nigdzie. Zmiłuj się, moje ser-
ce, chciej jego zalecić, bo dzieciuk statku dobrego; mógłby
być u dobrego pana; tylko bądź na niego łaskaw; miej
o nim staranie. Proszę, moje serce, oznajmić, jeżeli
w Brzeskiem jest ksiądz Wołodkowicz? Tobym tam jego
posłała. O co bardzo proszę za panem Michałem, gdybyś
na niego był łaskaw... Wina proszę mnie przysłać; usta-
wicznie mam gości, a takich, co nie można ich tak, zbyć.
Teraz był u mnie pan Bychowiec, potem Imć Pan Brodo-
wski; jeszcze spodziewam się brata mojego z gościem ta-
kże niebywałym. Na zapusty niebardzo miałam gości...
Pomiarkuj się, przysyłaj mnie, bo wstyd do stołu żytnie
krupy. Ryb, jeżeli są, proszę przysłać.
Całuję twoje nóżki; jestem twoja życzliwa żonka i u nóg
sługa. T. Kościuszkowa".
Musiał Ludwik często wyjeżdżać z domu, kiedy miał
interesy pieniężne, sądowe, gospodarcze, a jako szlachcic
13
bywał na sejmikach i chciał mieć poważanie w swojem
województwie Brzeskiem. Już w 1731 wyrobił sobie patent
z podpisem króla Augusta Wtórego na urząd miecznego
czyli miecznika. Byłto właściwie pusty tytuł, bo w owym
czasie n^iecza nosić przed królem nikomu nie zdarzało się,
ale dawał prawo zasiadania pomiędzy urzędnikami woje-
wódzkimi. Odtąd pisał się już Ludwik nie „pisarzewiczem
ziemskim brzeskim'' (po ojcu), ale miecznikiem województwa
Brzeskiego. W roku 1743 był na sejmiku obrany do Try-
bunału Głównego czyli sądu najwyższego w W. Księstwie
Litewskiem: więc dostąpił wysokiej godności. Potem po-
czuł w sobie ducha rycerskiego: więc uprosił hetmana pol-
nego wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego Michała Mas-
salskiego, aby mu dał szarżę rotmistrza pod chorągwią
Pierwszej Straży. Otrzymał więc drugi patent w kilka
miesięcy po chrzcinach najmłodszego syna, mianowicie dnia
9 września 1746 roku. Nareszcie tytułowały go różne
osoby pułkownikiem Buławy Polnej od Przedniej Straży
wojsk W. Ks. Lit. — czy przez grzeczność, czy na mocy
nowego patentu? Nie wiem. . Zresztą wszystkie wojskowe
tytuły w owym czasie nie miały rzeczywistej wartości, bo
Polacy oddawna już wojen zaniechali, a wojska tak mało
utrzymywali, że i najzawziętszy wojownik nie mógłby sto-
czyć porządnej bitwy z jakiemkolwiek wojskiem sąsiedz-
kiem: rosyjskiem, czy niemieckiem, czy tureckiem. Małe cho-
rągwie kawaleryi i regimenty (czyli półki) piechoty zdatne były
tylko do parady przy pogrzebach wielkich panów i przy zja-
zdach. Przed królem wojsko litewskie popisywało się raz
tylko, w 1 744 r. pod Zabłudowem, niby okazale, w rzeczy-
wistości jednakże źle bardzo, bo wielu oficerów występowa-
ło na pożyczanych koniach, obozowało w pożyczonych na-
miotach; hetman wielki, Wiśniowiecki nie przybył z powo-
du choroby, a polny, Radziwiłł, częstując króla, upił się tak,
że ledwo go rycerstwo nie stratowało.
14
Ludwik oczywiście nie mógł dobrego wojska stworzyć,
ani na wojnie okazać męstwa swojego. Zatrudniał się tyl-
ko żywieniem i rozkwaterowywaniem swojej chorągwi. Gło-
wnem zajęciem jego pozostało zawsze załatwianie interesów
pienięźnycłi i gospodarczych. '
Z czasem przyrastało bogactwo jego. Matka, Barbara,
żyjąca do późnego wieku, zagniewała się na jednego z zię-
ciów swoich, Załęskiego, a Ludwikowi synowi darowała
18,000 złł. w 1753 r., zapisane na Mereczowszczyznie i Ni-
wiszczach. Mieszkała ona przy drugim mężu, Marcinie
Kościuszku, w Korsuniach, ale przyjeżdżała w gościnę do
syna, cieszyła się wnukami, bawiła przez święta Wielkano-
cne w 1755 roku. Ciotka 70-letnia Urszula Januszkiewi-
czowa zapisała Ludwikowi Tadeuszowi testamentem w 1750
roku dworek w Brześciu z meblami, naczyniami, szkłem
i róźnemi sprzętami; zarazem poczyniła inne zapisy dla
krewnycb i dla Jezuitów. Ci urządzili przez wdzięczność
okazałe nabożeństwo żałobne, poczem odbyła się uczta
w refektarzu, do której przyczynił się kosztami, również
przez wdzięczność, Ludwik Tadeusz.
Miewał on już pieniądze gotowe do pożyczania nawet
wielkim panom, naprzykład: Michałowi Radziwiłłowi, woje
wodzie wileńskiemu i hetmanowi polnemu 9,000 złł., księciu
Sapieże Piotrowi i synowi jego Janowi różnemi kwotami
na ogół 22,000 złł., bo w 1756 r. zapis zastawniczy na
Mereczow^szczyinie powiększył się do 52,000 złł. Dał pe-
wną sumę Grabowskiemu i wziął od niego zastawem Zdzi-
tów, majątek graniczący z Siechnowiczami.
Tymczasem w 1754 czy na początku 1755 roku
umarł stryj Faustyn Benedykt i syn jego Jan Nepomucen
Kościuszko, potrzebując pieniędzy na obrachunki spadkowe,
chciał odprzedać Ludwikowi Tadeuszowi Siechnowicze za
20,000. Ten zgodził się jak najchętniej i wyliczył do rąk
własnych stryjecznego brata całkowitą sumę, ale- — pożyczo-
15
ną od Berentowej kapitanowej. Widać potrzebną była wy-
płata natychmiastowa, a gotówki w domu nie znalazło
się. Więc prawo przedażne napisane zostało d. ló czerw-
ca 1755 roku na imię małżonków Ludwika i Tekli z Ra-
to mskich Kościuszków, ale w Siechnowiczach osiadła Be-
rentbwa jako zastawniczka do czasu spłacenia owych 20-tu
tysięcy. Termin spłaty oznaczono za trzy lata, na dzi^ń
Św. Jana 1758 roku.
Dnia tego upragnionego nie doczekał się mleczny
województwa Brzeskiego i pułkownik Jego Królewskiej Mo-
ści. Umarł nagle, a przynajmniej niespodziewanie w po-
łowie kwietnia 1758, nie w MereczowszCzyinie, ale w Zdzi-
towie, więc nie w domu, ale w obgezdzie gospodarczym.
Osierocił czworo dzieci niedorosfych; zostawił wdowę je-
szcze młodą, zapewne trzyd^iestokilkuletnią, która złożyła
ostatni dowód swego przywiązania w zarządzeniu licznych
modłów i ofiarowaniu znacznych kosztów, 742 złp. na po-
grzeb. Zgromadziła sześciu księży karmelitów, dwudziestu
prezbiterów, kaznodzieję z Krupczyc, bernardyna ze Słoni-
ma, dziaków unickich ze Zdzitowa i z Wieżek, bractwa ze
Zdzitowa i Siechnowicz; cała okolica aż po Brześć roz-
brzmiewała dzwonami, we wszystkich kościołach dokoła od-
prawiały się msze żałobne, dwa szpitale kobryńskie otrzymały
jałmużnę. W testamencie zapisał Ludwik 1,000 złł. Domini-
kanom w Terespolu, tyleż Bernardynom w Brześciu. Po-
chowany został przy kaplicy siechnowickiej, fundowanej
przez dziada i znanej nam z opisu, ale dziś nie istniejącej,
zniesionej przed 20-tu laty *).
*) Nieuważni ludzie zapisali niedorzeczną plotkę, jakoby umarł nie śmiercią
naturalną, lecz zabitym został przez włokian swoich poddanych w 1768 roku. Napi-
-sał to najprzód Leonard Chod;Sko, mieszkając w Paryżu (w 1859 r.). Później rosyjski
IG
Na wdowę spadły teraz kłopoty wychowania i wypo-
sażenia dzieci, rozmaite sprawy sądowe i gospodarka na
kilku folwarkacli. Dobrała sobie trzechi opiekunów, któ-
rych zatwierdził Sąd Trybunału Głównego W. Księstwa Li-
tewskiego, mianowicie: brata swego starszego, Marcina Ra-
tomskiego, który tytułował się wojskim orszańskim, brata
stryjecznego po nieboszczyku Jana Nepomucena Kościusz-
kę, który był starosrą krzemieńczuckim i obcego Józefa
Prószyńskiego, który się tytułował krajczym województwa
Mińskiego. Ale radziła sama sobie wybornie.
Dla Berentowej miała gotowych na Sw. Jan tylko
5,000 złł., więc przedłużyła jej kontrakt zastawniczy na
rok następny, wypłaciła całą należną sumę 24 czerwca
1759 r. i odebrała Siechnowicze mężowskie. Jednakże
mieszkała jeszcze przez 5 lat w Męreczowszczyznie, bo
musiała pilnować tam swoich należności. Sapieha Jan
starosta gorzdowski miał tyle długów, że całe jego hrab-
stwo Kossowskie poszło na podział pomiędzy wierzycieli,
a potem dostało się Flemingowi, podskarbiemu wielkiemu
litewskiemu, który wszystkich wierzycieli pospłacał z pro-
dziejopis, a wróg Polaków, Kostomarow wymędrkował, że Ludwik Tadeusz był czło-
wiekiem okrutnym dla włościan, że w tym 1768-m roku poruszyła się cała Ukraina
nienawiścią dla «Panów Lachów*, więc i chłopi siechnowiccy zabili swego okrutnego
]Xina; że syn Tadeusz Kościuszko widział, jak ich męczono i tracono za karę. Wszy-
stko to są kłamstwa. Syn Tadeusz nie znajdował się w 1768 r. w stronach rodzin-
nych; ojciec musiał być dobrym panem, kiedy, oddając Berentowej Siechnowicze w za-
staw, wypisał starannie wyrazami, nie liczbami, jakiej robocizny i jakich danin mogła
żądać od włościan, a nie więcej, broń Boże! Największej zaś niedorzeczności nie
wiedzieli Chodźko i Kostomarow, że ten pan był nieboszczykiem od lat lO-ciu,
< w Bogu zeszłym », jak pisano we wszystkich dokumentach. Oddałem do Muzeum
Narodowego w Rapperswylu na przechowanie «Regestr wydanych pieniędzy na dzwo-
nienie, msze święte i różne expensa ś. p. IP. Ludwika Kościuszką... spisany roku
1758 miesiąca Apryla (czyli kwietnia) 18 dnia-*. Znajdują się tu wszystkie wydatki
np. prezbiterowi siechnowickiemu za kondukt ciała złł. 2 groszy 3, dziadowi, co s"edział
l^rzy ciele gr. 13, od robienia trumny stolarzowi złł. 10 gr. 21, od malowania mala-
rzowi złł. 6 gr. 19, kucharzowi za gotowanie obiadu złł. 8, na grzyby, ryby, rodzenki,.
migdały, szafran, cynamon i t. d.
17
centami. Kośc'uszkowa otrzymała naprzód od sądu wy-
dzieloną część .vlereczowszczyzny, a następnie od Fleminga
54,500 złł. d. 23 kwietnia 1764 r. Wówczas ustąpiła z Me-
reczow^szczyzny i przeniosła się na stałe mieszkanie do
Siechnowicz.
Dwór jej stał w pobliżu kaplicy z grobami ojców mę-
żowskicli, od której prowadziła ulica do wrót zamczystych;
dla pieszych służyła do wnijścia furtka z daszkiem. Dzie-
dziniec był oparkaniony sztachetami nowemi, sady i ogro-
dy — żerdziami, pastewnik chróstem. Dom mieszkalny
z gankiem miał po prawej stronie, idąc z sieni, izbę sto-
łową o 4 -eh oknach, z kominkiem i piecem kaflowym zie-
lonym; przy niej pokój o 3 -eh oknach, w ołów oprawnych,
i apteczkę o jednem takiemże oknie; z sionki były drzwi
do sadu i do kuchni, która się usadowiła w samym środ-
ku domu, za sienią wchodową. Na lewo duża izba o 4-ch
oknach (zapewne dla gości) z kominkiem, piecykiem «krzy-
żowym» i piecem z kafli zielonych oraz komora o 2 -eh
oknach. W przystawce mieściły się komórka i piwnica.
Dalej w dziedzińcu piekarnia, spichlerz pod dachem drani-
cowym i świronek z sernikiem; jeszcze dalej 2 spichlerze,
wozownia, gumno o jednych WTOtcich, stodoła o 4-ch dwo-
istych; przy sadzawce browar, słodownia, łaźnia, obora
i chlewy z wrotami. Później Kościuszkowa jeszcze coś bu-
dowała « wedle własnej woli i upodobania ». Przywiozła
rzeczy ruchomych niemało: srebra, 2 rzędy sute (cenione
na 4,000 złł.), 2 rzędy półsute (1,000 ził.), cynę, miedz,
żelazo, bieliznę, pości-le (najmniej 200 ził.), futra różne
jako to: rysie, popielice, króliki i inne. Pańszczyzna i da-
niny szły z 4-ch wiosek: Siechnowicz o 5-ciu chatach v\ło-
ściańskich, Nowosiółek o 3-ch, Stepanek o 7-u i Konoto-
pów o 4-ch, a razem z chat gospodarskich 19-tu.
Córki wydaJa za mąż w ciągu trzech miesięcy: Annę
"^M października 1762 za Piotra Antoniego Estkę, stolnika
Kościuszko. 1
18
smoleńskiego, Katarzynę 23 stycznia 1763 r. za Karola
Żółkowskiego, starostę mokniuńskiego a zarazem sędziego
ziemskiego wołkowyskiego. Dawała posagu po 10,000 złł.
i wyprawę wedle zwyczaju «w perłach, dyamentach, rubi-
nach, futrach ». Zięciowie wydali hojne zapisy na wszyst-
kich dobrach i funduszach swoich « miłym małżonkom».
Synów posyłała do szkoły pijarskiej w Lubieszowie,
gdzie byli umieszczeni w r. 1755 przez ojca, i przebywali
do lata 1760 r. Oporządzała ich «ró.wnie i przezornie»,
ale oni różnili się bardzo charakterem. Gdy nowy król,
Stanisław August (Poniatowski), obrany w 1764 r., przy-
rzekał założyć Szkołę Rycerską czyli Korpus Kadetów dla
młodzieży szlacheckiej i niezwłocznie w 1765 rpku spełnił
to przyrzeczenie, Tadeusz zapragnął wstąpić do tej szkoły.
Matka wyprawiła go do Warszawy, nie żałując kosztu, bo
na tę wyprawę wydała 6,000 złł. Starszy syn, Józef po-
został niby w domu, ale częściej bywał poza domem, je-
żdżąc na sejmiki, ubiegając się o wziętość u szlachty swe-
go w^ojewództwa. Jakoż na sejmiku gromnicznym, 3 lute- j
go 1766 r. został obrany do Trybunału Głównego na
deputata czyU sędziego, ale na częstowanie braci szlachty,
na datki, na podróż do Nowogródka i mieszkanie tam
przez parę miesięcy wydał więcej, niż 6,000 złł. Nie wia -
domo od kogo dostał czczy tytuł oboznego, bo żadnego
obozu nie wytykał. Pieniędzy zawsze mu brakowało; ma-
tka musiała nieraz zapożyczać się na jego potrzeby. Ko-^
chata go bardzo, chociaż nie doznawała od niego odpowie-
dniej wdzięczności. Widać to z jej listu, pisanego 30 kwie-
tnia 1767 r.: «Dziecię moje najmilsze! Nie wiesz o mnie
i nic nie piszesz, jak się mam. Byłam bez nadziei życiaJ
Bóg mię dla was zachował, gdybym wam swojem błogo- '
sławieństwem na tym świecie błogosławiła. Jestem w Brze-
ściu na kuracyi; nie wiem, co maj pokaże».
Miała ona 34,000 złł. pożyczonych Leparskiemu, sę-.
19
dziemu ziemskiemu, na procent 8 od sta, i parę tysięcy
u Grabowskiego; dawniej miała więcej, lecz odbierała
raz po raz na potrzeby kochanego Józefka, aż zafrasowała
się, że tym sposobem zmarnować się może cały ten kapi-
tał. Więc umyśliła kupić zań ziemię.
O kilka staj od jej dworu mieszkał stary bezdzietny
Dawid Kościuszko, podczaszy piński, daleki krewnj^ z pią-
tego pokolenia, ale jej synowie nazywali go zwykle stryjem
on zaś zwał ich synowcami swymi. Mieszkał we dworze
nie źle zabudowanym; gruntów posiadał włók 19 i 27 mor-
gów 400-prętowych, które uprawiali mu poddani chłopi,
mieszkający w 13-tu chatach. Przyzwyczaili się ludzie ten
majątek nazywać Dawidowszczyzną. Sprzedać go Dawid
był skłonny, ale o cenę targował się — bez 40 tysięcy nie
oddawał. Tekla Kościuszkowa umarła przed zakończeniem
interesu. Naturalnie trzeba było dopoźyczyć 4,000 złł.
Akt sprzedaży spisano 20 czerwca 1 768; sumę 40,000 złł.
«w złocie ważnem oddano i odliczono» 17 lipca, a wówczas
właścicielami Dawidowszczyzny stali się bracia Józef i Ta-
deusz łącznie z Siechnowiczami ojcowskiemi. Stary Dawid
wymówił sobie mieszkanie dożywotnie za opłatą 120 złł.
rocznie, a żył jeszcze do roku 1775, nie zawadzając nikomu,
bo Tadeusz przebywał w Warszawie lub zagranicą, a Józef
mógł mieszkać w dawniejszym dworze.
Powinni byli zachować w sercu wdzięczność dla rodzi-
ców swoich, którzy pracą, zabiegli wością, rządnością stwo-
rzyli sporą fortunę o 33 włókach i 32 chatach czyli rodzi-
nach włościańskich, którzy cnotliw^em życiem pozyskali sza-
cunek u ludzi dla siebie i życzliwość dla swej rodziny,
którzy starali się dać im jak najlepsze wychowanie.
20
ROZDZIAŁ 3-ci.
Wychowani e dzieci-
Czytać i pisać uczyły się wszystkie dzieci, tak syno-
wie jak córki, w Mereczowszczyźnie. Kto je uczył? Ojciec,
czy matka, czy wuj ksiądz jezuita, o którym doszły nas nie-
wyraźne wspomnienia, czy jaki nauczyciel, guwerner? Nie
wiadomo. Córki pisać umiały i po polsku, i po francusku,
przynajmniej Anna Estkowa, bo widzieć możemy jej listy,
pisane do brata Tadeusza i do jenerała francuskiego Bo-
napartego: ale wysokich nauk zapewne nie pobierały. Po-
zostając w domu przy matce, wdrożyły się do zajęć
gospodarczych, i do grzeczności szlacheckiej *). Synowie
zaś byli wyprawieni do szkoły.
W Brześciu znajdowała się szkoła przy kollegium
Jezuitów. Chociaż ojciec miał dworek sąsiadujący z tą
szkołą i okazywał całemu zgromadzeniu najżyczliwsze usza-
nowanie: jednakże synów swoich posłał do szkoły, utrzy-
mywanej przez księży Pijarów w Lubieszowie, zapewne dla-
tego, że tam uczono więcej i lepiej zwłaszcza w tym
czasie, kiedy tych szkół pilnował ksiądz Szymon Konar-
ski, najznakomitszy ze wszystkich nauczycieli w Polsce.
*) Pomiędzy szlachtą była we zwyczaju grzeczność w mowie, w tytułowaniu,
w ukłonach. Kościuszkowa podpisywała się w liście do syna: „Pozostaję Waszniość
Pana /.yczliwą Matką", Nawet do swego sługi ekonoma pisała w ten sposób:
„Panie Sikorski. Za dojściem mojej tej karty daj Wasza Imć Panu Rotmistrzo-
wi (Malczewskiemu) dwa szanki owsa brzeskiej miary. Proszę nie przestępować mojej
dyspozycyi wszystkiej i pamiętać, a tego pilnować, com przykazała; na respekta niczyje
nie zasadzać się. Przypomnij, że mój chleb jesz i ja płacę. Jestem
Wmć ^to jest Waszmość) Pana Brata
uniżoną
T. Ko-^ciuszkowa
M. W. B."
21
Lubieszów czyli Nowy Dolsk było to miasteczko
położone nad rz. Strumieniem albo Stochodem, na Pole-
siu, przy gościńcu pocztowj^m, wiodącym z Pińska na
Wołyń do Równego i Łucka. Dziedzicem całych dóbr w tym
czasie (od r. 1754) był Jan Czarniecki, kasztelan wazki,
i tu mieszkał na zamku z rodziną swoją. Kościół wielki
i piękny pod wezwaniem Św. Jana Ewangelisty, murowany
od 1733, był na ukończeniu. Dziedzic fundował w r. 1756
klasztor Kapucynów, rektor święcił kaplicę i pierwszą
mszę w niej odprawił już dnia 4 lutego 1757 r. Była jeszcze
cerkiew unicka. Najwięcej wszakże zajęcia i zarobków dawała
mieszkańcom szkoła, założona dawno, bo w r. 1693 przez księ-
ży Pijarów. Kollegium czyli klasztor ich r. 1730 z muru
postawiony, o dwuch piętrach w czworobok, miał długo-
ści łokci 90, szerokości 60, gontami kryty. W obszernym
dziedzińcu jego ciągnęła się z jednej strony oficyna muro-
wana jednopiętrowa, wjezdną bramą na dwie rozdzielona
części, w której mieściły się: konwikt czyli stancya mie-
szkalna dla uczniów oraz stolarnia, tokarnia, kuźnia, młyn,
deptak, łaźnia, browar piwny i t. d. Oficyna ta ma dłu-
gości 210 ł., szerokości ł. 11. Naprzeciw niej szkoła tak-
że murowana, jednopiętrowa o 5 -u salach, obok której
wznosi się budowa dwupiętrowa ze zbiorami narzędzi do
uczenia fizyki, chemii, matematyki i z książnicą, czyU biblioteką
szkolną. Obie budowy pokryte dachówką. Przed klaszto-
rem rozpościerał się ogród botaniczny z pięknemi alejami
lipowemi, a w nim otanżerye większa i mniejsza, treibhaus,
dwie narożne sklepione baszty — wszystko z muru. Nieo-
podal od klasztoru, nad rz. Stochodem, był ogród owoco-
wy, zwany WeneCyą, cały w kanałach zarybionych, krata-
mi żelaznemi przedzielony od rzeki. Ogród ten, posiada-
jący rzadkie i wyborne różnych drzew owocowych gatunki
i krzewy jagodowe, otoczony był wysokim ostrokółem dę-
bowym. Jeden kanał wychodził bezpośrednio na rzekę, od
22
której oddzielał się bramą kratową; stanowił on przyst^,
w której były utrzymywane czóJna oraz tak zwane tutaj
szuhaleje albo obijaniki... W samem miasteczku posiadał
klasztor kilka placów, a na nich 6 domów, wynajmowanych
zwykle na kwatery uczniów. Uczniowie, zwłaszcza biedniej-
si, mieli też wielką łatwość w najęciu kwatery ze stołem
u mieszkańców miasteczka za bardzo małą opłatą. Ucz-
niowie, przy zapisaniu się do księgi szkolnej, obowiązani
byli składać na ręce prefekta złp. 3 gr. lo ale biedniejsi —
a ci stanowili prawie połowę ogólnej liczby uczniów —
uwalniani byli od tej opłaty. Za te pieniądze prefekt ku-
pował drwa do opalania sal szkolnych, świece w zimowej
porze do tychże sal dawane; dla ubogich — a dobrze uczą-
cych się uczniów — nabywał książki, papier, a często obuwie
nawet. Innej opłaty od uczniów nie było. Kilkunastu
uczniów niezamożnych miało mieszkanie i pożywienie bez-
płatne w bursie z funduszu, darowanego przez książąt Wi-
śniowieckich; mieściła się ta bursa wygodnie w oficynie
klasztornej; miała osobnego dozorcę domowego pod okiem
jednego z nauczycieli.
Nie było tu żadnego roztargnienia dla uczniów. Lu-
dność miasteczka składała się z samych żydów i włościan;
w pałacu kasztelan Czarnecki żył bardzo skromnie, cicho,
spokojnie. W maju tylko zdarzało się większe ożywienie
z powodu praktyki mierniczej, na którą z nauczycielem ge-
ometryi kilka razy wychodzili za miasto uczniowie klas Ą-ey
5-ej i 6-ej, robili pomiar okolicy i rysowali plany. Odby-
wała się też majówka, na którą wychodzili wszyscy uczniowie
z muzyką klasztorną i chorągwiami, w towarzystwie prefe-
kta i nauczycieli, rano, o godzinie 4 lub 5 ordynkiem, z za-
pasem żywności, niesionej i wiezionej do jakiegoś lasu lub i
gaju na cały dzień. Za nimi ciągnął tabor żydów z obwa-
rzankami, piernikami i innemi łakociami. Była to najwięk-
sza a bardzo przyjemna uroczystość studencka.
23
Bracia Kościuszkowie przybyli tu w połowie 1755 ro-
ku. Wpisani zostali do księgi szkolnej z tytułem Wielmo-
żnych panów miecznikowiczów brzeskich*) jako uczniowie
klasy najniższej (Infima) czyli wstępnej. Józef otrzymał po
roku promocyę do klasy następnej, zwanej Gramatyką, ale
Tadeusz był zatrzymany przez rok drugi dlatego zapewne,
że nie umiał tyle co było potrzeba, albo może z powodu
choroby i odtąd szedł oddzielnie od brata przez wszystkie
klasy. Nazywano wówczas klasy nie tak, jak dzisiaj, liczba-
mi I -a, 2-a, 3-a, lecz naukami najwaźniejszemi: Gramatyka,
Syntaksis, Poetyka, Retoryka. Uczono jednakże w każdej
klasie innych jeszcze, prócz głównej nauki, przedmiotów.
Tak, w Gramatyce głównym przedmiotem był język łaciń-
ski, ale uczniowie mieli zadawane ćwiczenia w pisaniu li-
stów i opowiadań po polsku; nadto profesor wykładał im
dzieje Polski, to jest, mówił, co się działo w Polsce za cza-
sów dawniejszych, co czynili Polacy; do rachunków trzeba
było uczyć się arytmetyki. Podobnie w innych klasach
oprócz kształcenia młodzieży w pięknej wymowie i dobrem
pisaniu przez przykłady, wybierane z dzieł znakomitych
łacińskich i polskich, opowiadano dzieje sławnych narodów
z całego świata czyh Historyę Powszechną, wykładano al-
gebrę, geometryę, fizykę, chemię, nauki przyrodnicze; uczo-
no też języków niemieckiego i francuskiego. Przed waka-
cyami 1 760 r. Józef ukończył Retorykę, a 1 7-letni Tade-
usz odbył jeszcze Poetykę: obadwaj jednakże razem wró-
ciU do domu.
Ze wszystkiego, co słyszał i czytał w szkole pijarskiej,
najbardziej podobały się Tadeuszowi czyny Tymoleona
*) Po łacinie: Ma^nificua Dominus, filius Ensiferi Brestensis. Księga ta może
być oglądana w Krakowie w Bibliotece uniwersyteckiej, gdzie przechowuje się pod
liczbą rękopisów 1046. Złożył ją tam po skasowaniu klasztoru Pijarów uczony ksiądz
Antoni Moszyński, proboszcz lubieszowski w 1874 ^»
24
Greka z czasów starożytnych, wojownika dzielnego i obroń-
cy wolności obywatelskiej szczerego. Zwalczył on tyranów:
najprzód w rodzinnem swem mieście Koryncie brata swe-
go n>dzonego Tymofanesa, a potem na wyspie Sycylii
Dyonizyusza, władzcę wielkiego miasta Syrakuz, nare-
szcie Icetasa, który później temźe miastem zawładnął.
Zamek ufortyfikowany, główna siedziba obu tyranów, zo-
stał zburzony, a na oczyszczonym placu Tymoleon pobu-
dować kazał gmachy dla ludu na zgromadzenia wyborcze
i ustawodawcze. Grecy mieli na tejże wyspie jeszcze kil-
kanaście miast mniejszych, które z przerażeniem dowie-
działy się o przysłaniu ogromnego wojska, 70 tysięcznego
z Kartaginy dla podł^ijania ich. Tymoleon mógł zebrać
tylko 5 tysięcy, a jednak wystąpił do boju i tak wielką
chmarę nieprzyjaciół przełamał, pobił, rozpędził. Żeby za-
pobiedz zaburzeniom, wynikającym z niesprawiedliwości
i krzywd ludzkich, obmyślał mądre prawa i podawał je lu-
dowi do rozważenia i ustanowienia. Tadeusz Kościuszko
to najbardziej cenił, że Tymoleon «mógł zwrócić narodowi
odzyskaną wolność, nic z niej nad nią sobie nie biorąc ».
Zdanie takie powtarzał i w podeszłym wieku, rozmawiając
z przyjaciółmi, albo pisząc listy do przyjaciół, zalecając
chrzestnemu synowi swemu (Zeltnerowi), aby wstępował
w ślady Tymoleona. Widać, że to był dla niego wzór
doskonałości, przechowywany w myśli i miłowany sercem
przez całe życie. Niewątpliwie chciał sam dorównać temu
wzorowi, a nie widział sposobności, siedząc przy matce
w Siechnowiczach przez lat pięć.
«Powabiła go chęć i ochota nabycia wiadomości rze-
czy, tudzież wydoskonalenia się w różnych sciencyach» to
jest naukach: więc jak tylko zasłyszał o fundowaniu Kor-
pusu Kadetów przez króla, natychmiast postarał się o przy-
jęcie do tego nowego zakładu wojskowego i naukowego.
Znajomy nieboszczyka ojca, Józef Sosnowski doszedł w tym
25
czasie do wysokich urzędów (pisarza polnego w wojsku
litewskiem i członka Komisyi Wojskowej Wielkiego Księ-
stwa Litewskiego); użyczył on zapewne swojej protekcyi.
Tadeusz został przyjęty do pierwszego kompletu młodzień-
ców i wyjechał do Warszawy pod koniec 1765 roku. Pod
dniem 18 grudnia zapisano go w « Księdze Liście Kade-
tów, wchodzących do Korpusu», pod numerem 7^^, przed
ostatnim, bo nie przyjmowano więcej nad 80-u.
Numer 2.
Koszary Kadeckie czyli Pałac Ka/.imierowski..
(podług dawnego obrazu, znajdującego się u A. Kraushara).
Król przeznaczył na pomieszczenie Korpusu pałac
z kilku murowanertii oficynami, wybudowany przed stu laty,
przez Jana Kazimierza i dlatego zwany Kazimierowskim;
dwupiętrowy, ozdobiony wielkim orłem na kopule (obrazek
Nr 2). Szerokie wschody prowadziły na pierwsze piętro
do sieni, oświetlonej trzema wielkiemi oknami, a następnie
do szeregu sal, z których jedna, środkowa, była większą
i wyższą od wszystkich, bo wsuwała się w drugie piętro
i miała zatem dwa rzędy okien w ścianie tylnej, a przy
ścianach bocznych dwie galerye podparte pięknemi kołu-
26
mnami. Służyła niegdyś do balów królewskicli. Posiadała
też ganek zewnętrzny, z którego przyjemnie było patrzeć
na ogród, spuszczający się ku Wiśle, na nadbrzeżne domy,
na dalekie pola i lasy zawiślne *).
Komendantem Korpusu zamianował król swego wuja
Adama księcia Czartoryskiego, jenerała Ziem podolskicli,
ale sam zwał się szefem czyli głową Korpusu i lubił ubie-
rać się w mundur kadecki. Starszyznę zarządzającą stano-
wili: wice-komendant Fryderyk Moszyński, jenerał Radowski
i pułkownik Elsnic. Uczyli ' oficerowie, metrowie i trzej
księża. Kadeci (uczniowie) byli podzieleni na 4 kompanie
grenadyerskie, 2 dragońskie i i artylerzystów; 20-tu kade-
tów łączono w jedną brygadę.
Każdy przybywający nowicyusz powinien był w dniu
pierwszym prezentować się t. j. przedstawić się komen-
dantowi, wszystkim oficerom, profesorom, metrom i przy-
szłym kolegom swojej kompanii, przeczytać przepisy obo-
wiązków kadeckich i odpowiedzieć na zapytania: czego
się uczył i nauczył? Podług odpowiedzi dyrektor nauk
zapisywał go do stosownej klasy i-ej, 2-ej, 3-ej i t. d.
Nazajutrz odbywało się obleczenie w mundur granatowy
z wielką ceremonią, ale bez broni i przybysz stawał $ię
«nowicyuszem» przyjętym na próbę.
Po roku dopiero, po skończonych egzaminach rada
korpusowa orzekła, którzy nowicyusze są warci być przy-
branymi w mundury kadeckie kompletne granatowe z pon-
sowemi rabatami. Obłóczyny miały się odbywać w nie-
dzielę w kaplicy; koledzy przychodzą w patrontaszach,
*) Dziś nie widać tego pałacu z Krakowskiego Przedmieścia, ponieważ zasłania
go wybudowana pośród dziedzińca kamienica z napisem rosyjskim: ,, Cesarski Uniwer-
sytet. Biblioteka". Wewnątrz niema już najpiękniejszej sali, ponieważ zrobiono z niej
kilka mniejs/,ych. Uczynił to wszystko Apuchtin z myślą, żeby zatrzeć wspomnienia
polskie przeszłych czasów. Kopuła była rozebrana jeszcze w 1824 r. Lud warszawski
nazywał całość dawnych zabudowań Koszarami Kadeckiemi.
27
przy palaszafch i w « długich mundurach » (t. j. ^nie w kurt-
kach czerwonych codziennych), a nowicyusz beż broni. Po
wysłuchaniu uroczystej mszy na klęczkach przez nowicyu-
sza, ksiądz dyrektor duchowny przełoży mu świętość obo-
wiązków względem Ojczyzny; potem już w sali, lub na pla-
cu, brygadyer przed frontem oświadczy prośbę o uzbroje-
nie, weźmie nowicyusza pod lewe ramię, pomocnik bryga-
dyera pod prawe, a gefreyter rozpocznie szereg zapytań:
Czego WaćPan żądasz? Odpowiedz: Byłem tak szczęśliwym,
że mnie osądzono godnym noszenia "munduru korpusowe-
go; stawam teraz z prośbą, żebym był uzbrojony. Pyta-
nie: Czy masz WPan szczere przedsięwzięcie tę broń, któ-
rą odbierzesz, zażywać zawsze na obronę Ojczyzny swojej
i swego honoru? Odpowiedz: Nie inne jest przedsięwzię-
cie moje. Sprezentują broń, zabębnią werbel, a wtedy naj-
starszy oficer przy paszę nowicyuszowi pałasz i poda kara-
bin z odpowiednią przestrogą. Nowo przyjęty zaś kadet
musi mówić: « Przyrzekam braciom moim, zbrojnie zgroma-
dzonym, że postępkami memi ich nie zawstydzę, ani też
nowicyuszom. czekającym na ten zaszczyt, który odbieram
nie dam zgorszenia przez opuszczenie się w nauce lub za-
niedbanie powinności moich». To powiedziawszy weźmie
broń na ramię. Brygadyer zapyta jeszcze: « Obiecujesz mi
WaćPan, że w pamięci będą u niego przyrzeczenia, któreś
tu dał? imieniem Brygady i mojem pytam się o to». Od-
powiedz: « Przyrzekam na honor »■ Potem brygadyer za-
prowadzi go na miejsce wyznaczone, nowoprzyjęty kadet
stanie w szeregu, front zrobi i prezentować będzie broń.
Najstarszy oficer każe wziąć broń na ramię, potem pre-
zentować i każdy brygadyer odprowadzi swoją brygadę.
Wieczorem miała być dawana « uciecha kosztem Korpusu ».
Taka była przysięga kadecka.
Wszystkich klas było 7 dla tych, co wstępowali ma-
jąc 9, 10 lub II lat wieku. Lekcyj odbywano przed obi a-
28
dem 4, od godziny 8-ej do 12-ej, i po obiedzie 3, od 2
do 5 -ej. Uczono łaciny, dziejów Polski, dobrego pisania
po polsku i czytania dzieł , pisarzy polskich, dziejów po-
wszechnych, języków francuskiego i niemieckiego, arytme-
tyki, geometryi z miernictwem, budownictwa, wyższej ma-
tematyki, fizyki, inźynieryi, fortyfikacyi, prawa i gospodar-
stwa narodowego, a te nauki przeplatano lekcyami tańca,
mustrą wojskową, obozoA^aniem.
Kościuszko wchodził, kończąc 19-ty rok życia; miał
już dużo wiadomości, nabytych w szkole pijarskiej: więc
został odrazu przyjęty do klasy 5 -tej, czy 6-tej. Uczył się
pilnie. Wieczorami, kiedy mu się spać chciało, mył się
lub wstawiał nogi do zimnej wody dla orzeźwienia się;
zrana chciał wstawać o godzinie 3-ciej, a nie mógł obudzić
się: w^ięc prosił stróża, aby przechodząc korytarzem do pa-
lenia w piecach, pociągnął za sznurek, tym zaś sznurkiem on
opasy w^ał sobie lewą rękę. Przechowało się do dziś dnia
kilka książek, które do niego należały, bo na okładkach
nadpisywał swoje nazwisko. Przepisał «Pytania z Filozofii
obyczajów» z odpowiedziami, zadawanemi do wyuczenia
się na pamięć. Pytanie i6-te domaga się wyjaśnienia: co
to jest cnota? W odpowiedzi na pytanie 23-cie o mę-
stwie są wymienieni dla przykładu mężni wodzowie polscy:
Tarnowski, Chodkiewicz, Czarniecki. Ostatnia 25-ta odpo-
wiedź nakazuje: «siebie samego zwyciężaj — to największe
zvvycięstwo». Zwyciężał też Kościuszko swoje znużenie
i senliwość.
Wszyscy kadeci obowiązani byli uczyć się « Katechi-
zmu Radeckiego » i przepowiadać wszystkie pytania co so-
bota przed swymi podbrygadyerami, naprzykład: że kadet
powinien mieć miłość Boga, przywiązanie do Religii, po-
winien kochać Ojczyznę swą i jej dobro nadewszystko.
A czy może być kadet bojaźliwym, lub tchórzem? «Na .
29
to nie umiem odpowiedzieć, bo i słowa i rzeczy, które
znaczą, są mi nieznajome».
W innej książce, nazwanej «Historyą Nauk Wyzwolo-
nych » przez Karlankasa, Francuza, a przełożonej na język
polski, Czartoryski dodał od siebie taką odezwę do « zacnej mło-
dzi Korpusu Kadetów: wy tę w najopłakańszym stanie zo-
stającą Ojczyznę waszą powinniście zaludnić obywatelami
gorliwymi o jej sławę... o poprawę rządów jej, żebyście
wy, płód nowy, odmienili starą postać kraju swego. Taki-
mi was chce pielęgnować ten wasz Pan, Ojciec i Dobro-
dzieja to jest król Stanisław August.
Otóż Kościuszko dowiedział się z takich książek
i z opowiadań księcia komendanta oraz niektórych profeso-
rów, że trzeba Polskę wydiwignąć z upadku, poprawić
w niej to, co się zepsuło, pozyskać dla niej poważanie
u postronnych narodów. Pragnął tego całą duszą i uczył
się gorliwie, nie myśląc o własnych swoich interesach.
Matka chorowała, trzeba było zbierać pieniądze na kupno
Dawidowszczyzny, lecz on nie pojechał do Siechnowicz.
Wolał dać bratu Józefowi plenipotencyę (czyli pełnomo-
cnictwo) jak najobszerniejszą, zanadto obszerną, gdyż po-
zwalał Siechnowicze arendować, zastawić, przedać i pienią-
dze wzięte chociażby na swój pożytek obrócić; podobnież
sumę 34,000 u Leparskiego w złocie będącą pozwalał
«jak chcąc szafować, dysponować, dać, darować... jako swo-
ją własność sobie przywłaszczać». Brat przyjeżdżał do
Warszawy, bo plenipotencya była zapisana w księgach
Grodu warszawskiego d. 25 października 1767 roku. Ta-
deusz jest w niej nazwany « Chorążym od Kadetów Kor-
pusu Królewskiego Rzeczypospolitej » .
Taką rangę otrzymał już 20 grudnia 1766 roku za
patentem królewskim, a 5 maja 1768 był pod-brygadye-
rem i, będąc zaliczonym do oficerów, doszedł wkrótce do
wyższej płacy, po 200 złł. na miesiąc, z rangą kapitana.
30
Widocznie zwierzchność uznawała go za odznaczającego
się w naukach, bo znajdujemy przy jego nazwisku na liście
oficerów zapisane noty, źe umie języki niemiecki i francu-
ski, architekturę wojenną i geometry ę; w roku 1769 zaleciła
go królowi jako godnego wysłania za granicę na wydo-
skonalenie się w naukach wojskowych. Król go znał, nie-
raz w^ołał do zapytań, lub do czytania: więc chętnie prze-
znaczył 100 dukatów rocznie na podróż jego zagraniczną
i taką samą sumę dla kolegi jego Orłow^skiego. Z końcem tedy
1769 czy na początku roku 1770 Tadeusz wyjechał z kra-
ju do Francyi.
Bawił długo, przeszło 4 lata — dłużej niż potrzeba było
dla nauki. Prawda, że wydoskonalił się w sztuce inżynier-
skiej, w artyleryi, fortyfikacyi, rysunku: ale na to wystar-
czyłoby mu lat parę. Jeżeli nie wracał, to z tej przy-
czyny, że wówczas król pruski Fryderyk II zmawiał się
z imperatorową Katarzyną i z synem Maryi Teresy Jó-
zefem cesarzem o zabranie Polakom województw pogra-
nicznych; że następnie wojska trzech sąsiednich mocarstw
rozkwaterowały się w Polsce; że trzej posłowie zasiedli
w Warszawie, żeby zmuszać sejm do odstąpienia tych
ziem niby dobrowolnie; że nareszcie wystawiono slupy
graniczne nowe tak, że Polsce ubyło od ściany pruskiej 660,
od austryackiej 1509 i od rosyjskiej 1693 razem przeto
3862 mil kwadratowych, a pozostało 9438 mil takichźe
kwadratowych. Ani król, ani sejm nie okazali męstwa
w obronie swojej Ojczyzny; cudzoziemcy mówili z pogar-
dą o Polakach: więc Kościuszko bolał i wstydził się za swych
rodaków. Wybrał się z powrotem dopiero w 1774 roku,
kiedy przeminęły największe gwałty i sejm zajmował się
wytwarzaniem nowego rządu dla okrojonej pierwszym roz-
biorem Polski. Musiał też wracać dla braku pieniędzy,
gdy nie otrzymał pensyi królewskiej wcale w 1773 roku
i wyczerpywał do ostatka własny fundusz 7,000 złł. wzię-
31
\y od bf^ata przed wyjazdem. Przybył do Siechnowicz
i zaraz, 24 czerwca 1774, przyjął «do rąk własnych » od
Józefa 340 ził.
ROZDZIAŁ 4-ty.
Zawikłania majątkowe i miłość nieszczęśliwa.
Przejeżdżając przez Warszawę, przedstawił się zape-
wne królowi, jako wychowaniec jego, ale nie otrzymał słu-
żby ani w Korpusie Kadetów, ani w wojsku. Zachowywał
rangę kapitana, ale jako czczy tytuł.* Wówczas żeby do-
stać odpowiednią tej randze komendę w jakimkolwiek puł-
ku, trzeba było wyszukać jakiegoś oficera, wychodzącego
ze służby i zapłacić mu za ustępstwo około 1 8,000 złł , bo
wszystkie miejsca oficerskie były kupowane i odprzedawa-
ne za sumę, wyrównywającą czteroletniej płacy skarbowej.
Takiej sumy Kościuszko nie posiadał: więc komendy szu-
kać ftie próbował. I na cóż mu teraz przydać się mogła
nabyta pilną pracą wysoka nauka wojskowa? Jakim spo-
sobem miał wykonywać przysięgę kadecką?
Trzeba było osiąść na wsi i dorobić się pieniędzy na
gospodarce. Dotychczas dziedzictwo dwuch braci nie było
podzielone. Tadeusz, jako młodszy, zgadzał się przyjąć
Dawidowszczyznę, ale należała mu się dopłata z części
większej Siechnowicz. Aliści brat Józef wykręcał się od
wyrównania należności za połowę dziedzictwa i gdy na we-
zwanie sądowe musiał złożyć rachunek ze swych rządów
od dnia śmierci matki, to wypisał tyle różnych kosztów
i procentów, że Tadeusz winien byłby zapłacić 39,132 złł.
9 groszy to jest całą prawie cenę Dawidowszczyzny. Taki
rachunek czyli regestr został podany do sądu grodzkiego
w Brześciu.
32
Józef nie miał czem płacić, ponieważ był zrujnowany.
Za maJe były dla niego Siechnowicze, więc puścił je w dzier-
żawę jakiemuś Koiszewskiemu, a sam wydzierżawił duże
dobra biskupie Tryszyn ze Szpanowiczć.mi i Guzną w okolicy
Brześcia. Doznał tu różnych przeciwności. Poniósł duże straty
przez zamieszanie wojenne, kiedy w Tryszynie kwaterowali
Kozacy i Baszkirowie. Uwolnił się od nich ledwo za protek-
cyą Sosnowskiego, ale niedługo potem został sam wyrzu-
cony z Tryszyna przez służbę metropolity unickiego, który
z biskupem był w jakiemś nieporozumieniu. Józef wyta-
czał procesy, ale coraz bardziej rujnował się i tyle narobił
długów, że dostać nowej pożyczki już nie mógł. Żebyź
przynajmniej był szczerym! Nie śmiałby podaw^ać nacią-
ganych, fałszywych rachunków.
Tak więc Tadeusz nie znalazł w Siechnowiczach ani
gotowego grosza, ani własnego dachu, ani braterskiego ser-
ca. Szukał przytułku aż pod Lublinem w Sławinku u Ja-
na Nepomucena Kościuszki, jednego z dawnych opiekunów
swej małoletności; uprosił go też do polubownego rozsą-
dzenia wszelkich pretensyj brata, założywszy przeciwko ra-
chunkowi manifest zaprzeczający w grodzie brzeskim d. 24
czerwca 1775 r. W tych stronach mieszkały też siostry
przy mężach swoich: Estko dzierżawił od Sapiehów Dor-
holiskę w parafii Wisznickiej, a Żółkowski od Radziwiłła
Kuzawkę nad Bugiem, należącą do dóbr Sławatyckich.
Obie, a szczególniej Anna, okazywały mu dobre serce. Za-
chowało się kilka jej listów. Taki naprzykład: « Kochany
Braciszku. Za przysłane berlacze dziękuje kochanemu Bra-
ciszkowi Dobro(dziejowi). Czy nie można tej łaski mieć
Kochanego Braciszka, ażeby tak będąc blisko, odwiedzić
nas? Całując Kochanego Braciszka pisze się najniższą sługą
B. Estkowa. Mąż mój jak najniżej kłania. Kartkę, którą
miałam od siostrzyczki, a WaćPan ją wziąłeś, proszę mi ją
przysłać».
33
Estko poratował go pożyczką znaczną 150 dukatów,
czyli 2,700 złł. d. 13 stycznia, 1775 roku.
W ' tych trzech domach znajdował Tadeusz ukojenie
zgryzot swoich: więc chętnie je nawiedzał. W przejazdach
ze Sławinka do Dołholiski, prawie na połowie drogi wypa-
dło mu zajechać do Sosnowicy.
Sosnowicę odziedziczył pó sw^oim dalekim krewnym
Józef Sosnowski, Brześcianin, dwukrotnie już wspominany
pisarz polny wojska litewskiego, od roku zaś 1771 zasia-
dający w senacie jako wojewoda Smoleński tytularny (to
jest mający tylko krzesło po dawnych wojewodach, bo wo-
jewództwo to od stu lat z górą było zabrane przez cara
moskiewskiego). Tadeusz zawdzięczał mu swoje przyjęcie
do korpusu Kadetów i życzliwość okazywaną rodzicom
a jako oficer był nawet obowiązany przedstawić się woj-
skowemu dostojnikowi. Więc przyjechał do Sosnowicy, był
grzecznie przyjęty, przedstawiony pani wojewodzinie i upo-
ważniony do częstych odwiedzin. Poznał dwie wojewo-
dzianki dorodne; w jednej z nich Ludwice zakochał się
i ona go pokochała.
Jest waele opowiadań o tej miłości niby od naocznych
świadków, ale w istocie plotkarskich i tak niedorzecznych,
źe ich powtarzać nie warto. Z dowodów pisemnych i pe-
wnych wyrozumieć możemy tyle tylko, że gruchanie ko-
chanków trwać mogło około 5-ciu miesięcy, od maja do
października 1775 roku.
Ze wspomnień późniejszych, z listu samej Ludwiki, pi-
sanego d. 21 maja 1789 w tejże Sosnowicy, dowiadujemy
się mianowicie, że dzień ten był rocznicą pamiętną, albo
pierwszego poznania się, albo pierwszego wyznania miłości,
a miejscem — jakaś altana (le Berceau), która ich ukrywała
przed okiem matki, pani Sosnowskiej; że było dużo innych
miejsc, budzących przyjemne i przykre wspomnienia, ale
przyjemnych więcej daleko; że on rozwinął w niej pierwsze
Kościuszko. •
34
uczucia tkliwe i że jako « filozof* umiał w)^bornie dzień
cały zapełnić. Z tego listu wynurzają się osoby, mniej lub
więcej czynne w tej sprawie: siostra Ludwiki rodzona i dwie
kuzynki: Tekla Sosnowska, bardzo dobra i ładna jeszcze po
14 latach, tudzież «starościanka», niewymieniona z nazwi-
ska, może stara panna rezydentka Karolina Zenowiczówna,
krewna wojewodziny. Wszystkie trzy były przychylne Ko-
ściuszce.
Nic wszakże nie pomogła zakochanej parze ta przy-
chylność. Sosnowski człowiek obrotny i sprytny, ale chci-
wy i bynajmniej nie poczciwy *) dobijał targu ze Stanisła-
v/em Lubomirskim, wojewodą kijowskim, nawpół obłąkanym
utracyuszem, o wygraną od niego w karty Swinogrodczy-
znę. Stanęła pomiędzy nimi ugoda, że Sosnowski wyda
swą córkę. Ludwikę właśnie, za jego syna, Józefa księcia
Lubomirskiego, wyposażonego dużem starostwem Romano-
wskiem na Ukrainie. Czegóż warte były w porównaniu
z fortuną magnacką wszystkie zalety szlachcica bez dachu
własnego, kapitana bez żołdu? Zhardział też Sosnowski zapewne,
gdy w tym czasie 13 września otrzymał z rąk króla patent na
hetmana polnego litewskiego. Więc jak tylko dowiedział
się o romansie, zaraz wyprawił swoją żonę z córkami do
Ratna na Polesie. Kościuszko, przyjechawszy, jak zwykle,
i nie zastawszy pań w domu, mógł się domyśleć, że do-
staje arbuza. Czy usłyszał od samego Sosnowskiego nie-
*) Za młodu, w 1734 r. wojował z Rosyanami, którzy pomagali Augustowi III
w walce ze Stanisławem Leszczyńskim, pobił jeden oddział, zostający pod komendą ja-
kiegoś kniazia, i pieniądze jego zabrał w zdobyczy, a w 1763 brał pieniądze od posła
rosyjskiego, raz 500, drugi raz 1,000 dukatów, od roku zaś 1769 stał się zaufanym słu-
żalcem Repnina, zobowiązawszy się piśmiennem przyrzeczeniem, że we wszystkiem we-
dług jego żądania na przyszłym sejmie postępować będzie. Bez rosyjskiej protekcyi nie
dostałby tytułu wojewody smoleńskiego (177 1). W tym okropnym czasie, kiedy posło-
wie trzecli mocarstw zabierali Polsce tyle ziemi i ludu, Sosnowski zasługiwał się nowe-
mu posłowi rosyjskiemu Sztakelbergowi i dlatego właśnie mógł otizymać od niego roz-
kaz do komend wojskowych rosyjskich, aby nie wybierały obroków z Tryszynu, Szpa-
nowicz i Guzny, a nawet, aby nie stawały tam na kwaterach (i grudnia 1772 r.).
35
grzeczną odprawę? Nie przypuszczam, chociaż plotkarze
powtarzali grubijańskie słowa: « Synogarlice nie dla wróbli,
a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków».
W każdym razie cios był bolesny, tern boleśniejszy,
że godził w znękatie tylu cierpieniami serce- Z ojcowizny
wyrugowany został przez nierządnego brata. Na koszta
sądowe i na wydatki osobiste musiał pożyczać u Estków
150, u Zuzanny Kościuszkówny 120, u drugiego szwagra
' Żółkowskiego, 200 dukatów, lecz temu zmuszony był wy-
, stawić zapis «inekwitacyjny» t. j. upoważniający do « zaje-
chania Siechnowicz», do objęcia ich w natychmiastowe po-
siadanie w razie uchybienia terminu. Pragnął służyć oj-
czyźnie nabytą wiedzą — i oto nie mógł żadnej służby do-
stać. Nasłuchał się okropnych opowiadań o sejmie, za-
kończonym po dwuletniem przewodzeniu przedajnego
niegodziwca Ponińskiego w kwietniu tegoż 1775 roku. Na-
czytał się zapewne gęsto krążących satyr, z których jedna
p. t. «Sen na . jawie » dosadnie wytykała winy dostojników
narodu szlacheckiego. Widział po wsiach rozłożone woj-
ska rosyjskie i niemieckie. Dowiedzieć się musiał, że nad
królem i Rzecząpospolitą polską panuje poseł rosyjski Szta-
kelberg.
Ogarnęła go tak straszna rozpacz, że « nagle » posta-
nowił opuścić Ojczyznę, w której czuł się bezsilnym, spo-
niewieranym i na nędzę skazanym.
« Nagły » wyjazd nie był jednakże tak pośpiesznym, iż-
by wyglądał na ucieczkę. W Sławinku Tadeusz porządko-
wał swoje interesa majątkowe, dyktując d. 9 i 10 paździer-
nika dwa akty w obecności «pieczętarzy» czyli świadków
podpisujących: Jana Nepomucena i Faustyna Kościuszków.
Treść wskazuje, że musiał też być obecnym szwagier, Piotr
Estko, zapewne ze swą żoną, gdyż wymieniani są oboje.
Pierwszy akt jest plenipotencyą dla Estki do przeprowa-
dzenia obrachunku z bratem i działu «wieczystego» dóbr
36
Siechnowicze z pbiniar^rh 'gec)metTyc2fl)*ni, drugi wylicza
zaciiłgnięte świeżo długi u Karola Żółkowskiego 200, u Fa-
ustyna Kościuszki 60, u samego Estki 230, razem 490 du-
katów, liczonych po 18 złp. (a zatem 8,820 złp.) Małżon-
kom Estkom, którzy ciężar tej całej sumy na siebie przy-
jęli, wypuszczał Tadeusz połowę dóbr Siechnowicze w za-
-stawną dwuletnią posesyę, przyczem oświadczył, że z tych
dóbr na sw^oją część obrał « nabytą od W-go Dawida Ko-
ściuszki » t. j. Dawidowszczyznę.
Niebawem zapew^ne wyjechał do Kuzawki już to dla
pożegnania się z Żółkowskimi, już dla ruszenia ztamtąd
wodą w daleką żeglugę, bo wieś ta leżała nad rzeką Bu-
giem. Szwagier mógł wyprawić go łodzią lub na galarze
ze swymi flisakami darmo do Wisły, może nawet do sa-
mego Gdańska, a z Gdańska podróż łatwa była okrętem.
ROZDZIAŁ 5-ty.
Służba w Ameryce-
(1776 — 1783).
Płynął Kościuszko długo- zaplynął daleka — aż do Ame-
ryki. Po co?
Oto, dowiedział się z gazet, że tam zaczyna się wojna
czyli raczej powstanie 13-tu osad przeciwko królowi i par-
lamentowi czyli sejmowi angielskiemu skutkiem lo-letniego
sporu o prawo nakładania podatków i pobierania ceł od
towarów przywożonych. Wysłańcy tych osad, zebrani na
Kongres, związkowy Ameryki Północnej w mieście Filadelfii
w jesieni 1774 roku wydali piękne i wzruszające odezwy
do króla: i do narodu angielskiego przy wyliczeniu Praw
swoich,^ oskarżając ministrów o niesprawiedliwą tyranię; ale
37
gdy się polała krew w starciu ochotników z wojskiem an-
gielskiem w pobliżu miasta Bostonu (pod Lexington 19-go
kwietnia 1775 r.), tenże Kongres postanowił utworzyć woj-
sko Stanów Zjednoczonych i wodzem naczelnym obrał je-
dnomyślnie Jerzego Waszyngtona d. 15 czerwca 1775 r.
Wszystko to musiał wiedzieć Kościuszko przed wyjazdem
ze Sławinka; potem w podróży dowiadywał się o groźnych
uchwałach parlamentu czyli sejmu angielskiego, nakcizują-
cych zaciąg 28,000 ludzi na flotę i 55,000 do armii lądo-
wej dla poskromienia buntowników *).
Anglicy zawsze mało mieli własnego wojska; woleli
wynajmować cudzoziemskich żołnierzy, opłacając ich hojnie.
Kilku książąt niemieckich wynajmowało, a właściwie za-
przedawało rządowi angielskiemu swoich poddanych, żoł-
nierzy i oficerów, całymi batalionami, na ogół 29,875 głów,
Kościuszko, gdyby szukał żołdu dobrego, udałby się do
werbowników angielskich. Tego przecież nie uczynił, lecz
o własnym koszcie, a właściwie za pożyczone od Estki,
Żółkowskiego i Faustyna Kościuszki pieniądze popłynął
przez Ocean Atlantycki, wylądował na brzegu amerykań-
skim w Filadelfii i podał do Kongresu prośbę, aby go
przyjęto do wojska Stanów Zjednoczonych. Prośba ta by-
*) Spór wynikł z tego powodu, że minister angielski Greuyille w 1764 za zgo-
dą sejmu czyli parlamentu chciał wprowadzić w Ameryce podatek stemplowego papieru >
Amerykanie zaś odpowiedzieli, że podatków żaduycb nie przyjmą, ponieważ nie wysy-
łają do sejmu posłów swoich. Inny minister (North) wyrzekł się już dochodu ze stem-
pla, tylko dla utrzymania powagi rządu kazał pobierać cło od herbaty, przywożonej
z Indyj, tak małe, że w ciągu roku całego przyniosłoby tylko 12,000 dla skarbu angiel-
skiego, a nic nie obciążyłoby Amerykanów, ponieważ cena herbaty była odpowiednio
zniżona. Więc nie chodziło tu o pieniąd/.e. Rozumiał to Waszyngton, kiedy napisał
wyraźnie do jednego ze swych przyjaciół takie tłomaczenie: „O co spieramy się? Czy
nie chcemy płacić 3 groszy od funta herbaty, ponieważ podatek ten jest za ciężki? Nie,
spieraliśmy się zawsze tylko o prawo... Sądzę, że parlament angielski nie ma prawa
wsuwać ręki do kieszeni mojej tak samo, jak ja nie mam prawa wsuwać ręki do kiesze-
ni pańskiej... Teraz trzeba albo utrzymać prawa nasze, albo poddać się wszelkim cię-
żarom, jakimi nas zechcą obarczyć, aż przerobią nas przez przyzwyczajenie na niewolni-
ków posłusznych i pogardzanych".
38
ła czytana 31 sierpnia 1776 r. i przekazana Wydziałowi
Wojny do rozpoznania dokładnego. Wydział kazał mu
zrobić plan fortyfikacyi przed miastem w porcie rzecznym,
a przekonawszy się o dobrej jego umiejętności, dał chwa-
lebne zaświadczenie. Wówczas Tadeusz KościuF^ko otrzy-
mał patent na <^Inzyniera w randze pułkownika w Armii
Stanów Zjednoczonych, zaciągnionej ku obronie Wolności
amerykańskiej i odpieraniu wszelkiej wrogiej napaści na tę
Wolność». Podpisali z polecenia Kongresu: prezes tegoż
Jan Hankok i sekretarz Tomson d. 18 października 1776
roku.
Pokazuje się, źe Kościuszko dążył na pole walki
w obcym dalekim kraju nie dla pieniędzy, ani dla popra-
wienia losu, ale z innej jakiejś pobudki. Jeżeli oddawał
się na służbę stronie słabszej przeciwko potężnej i bog-atej
Anglii, to znaczy, źe go serce ciągnęło ku Amerykanom,
że go coś zachwycało w ich sprawie.
Te Stany Zjednoczone czyli oSady amerykańsko-an-
gielskie były podobne do polskich województw, bo rządziły
się i sejmikowały tak samo prawie jak szlachta Korony
i Litwy od czasów Unii Lubelskiej, chociaż nie po szla-
checku. Nie było tam wielkich panów, którzyby żyli w zbyt-
kach bez pracy. Cały lud pracował: w miastach nadbrz<^-
żnych, zarabiając kupiectwem, żeglarstwem, rzemieślniczemi
w^yrobami, opodal zaś od brzegów Oceanu gospodarką rol-
ną wśród puszcz ogromnych, wyrabiając i karczując je dla
wyrobienia roli, a nieraz walcząc z dzikimi czerwonoskóry-
mi Indyanami. Sędziowie i urzędnicy byli obierani; cho-
ciaż byli bardzo szanowani, nie wstydzili się jednakże orać,
kosie, młócić razem z najętymi parobkami. W osadach
południowych, poczynając od Marylandu i Wirginii, pod
gorętszem słońcem zasiewano pola tytoniem, ryżem albo
bawełną. Na takich plantacyach trudno było o najemnika
z powodu nieznośnego upału: więc handlarze sprowadzali
39
- z Afryki czarnych murzynów i sprzedawali ich jak bydło.
' W owym czasie w 1775 roku liczono 500.000 czarnych
' niewolników, zakupionych i napędzanych batem do roboty
t na wszystkich plantacyach. Miał ich i Waszyngton 300 męż-
czyzn, kobiet i dzieci, w majątku swoim Mount Vernon,
1 odziedziczonym po ojcu i powiększonym z posagu bogatej
żony; pochodził ze starodawnego rodu angielskiego i znał
imiona swych przodków od lat pięciuset: mógłby więc po-
równywać się ze szlachcicem polskim, panującym nad pod-
danymi chłopami. Ale każdy dzień jego był pracowity
zarówno, jeśli przebywał w domu czy poza domem. Oprócz
gospodarki trudnił się miernictwem i spędzał tygodnie całe
w puszczach bezdroźnych, wymierzając grunty dla. angiel-
skiego pana, lorda Fairfaks: podczas wojny angielsko-fran
cuskiej prowadził 200 milicyantów z Wirginii, budował for-
teczki nad rzeką Ohio, żeby z poza tej rzeki nie przepu-
szczać nieprzyjaciela, dobrze się sprawił w bitwie jenera-
łów (1755), a do domu wrócił dopiero po trzech latach,
zaszczycony tytułem pułkownika i pubhcznem podziękowa-
niem prezesa na sejmiku wirginijskim. Podobnie wszyscy
pracowali, jak umieli; najzamożniejsze nawet panie i panny
nie rozumiały, jak można żyć bez pracy. Więc wszyscy
biali poczytywali się za równych i wolnych obywateli,
wszyscy byli pochopni do przędsiębierstw i do dzielnej
walki z wszelkiemi przeciwnościami. Chociaż cała ludność
biała składała się zaledwo z 2 milionów osób mężczyzn
i kobiet, starców i dzieci, nie ulękła się przecież walki
\ z Anglią w obronie praw swoich i wolności. Czemużto
\ Polska obronić się nie umiała przy większej liczbie swoje-
I go ludu? Czy Ameryka potrafi lepiej walczyć i jakie wy-
/ najdzie sposoby walczenia? W porównaniu ze staroświec-
j kiemi urządzeniami i obyczajami Europy była ona Świa-
I tem Nowym: Kościuszko pragnął poznać, odkryć ten świat.
I Jak niegdyś Kolumb płynął przez morza nieznane, żeby
40
odkryć jej ziemię, tak on, pierwszy z Polaków, przybył, że-
by odkryć tajemnicę życia jej mieszkańców, którzy wyszli
wprawdzie niegdyś z Europy, lecz urządzali Społeczeństwa
swoje wedle nowych pojęć i zasad. Jakoż na każdym kro-
ku znajdował tu coś do podziwiania i umiłowania.
Gdy wychodził z okrętu na brzeg w porcie Filadelfii,
zaszły już trzy wypadki w^ielkiego znaczenia: j
i) Waszyngton ze świeżo uformowanem wojskiem
powstańczem potrafił wyprzeć Anglików z miasta Bostonu;
7,000 ich wojska lądowego, 4,000 marynarzy i 150 rodzin
amerykańskich, dochowujących wierności królowi angielskie-
mu, odpłynęło do innego miasta (Halifaksu) d. 17 marca
1776 n, a dla upamiętnienia tej chwili szczęśliwiej wybity
został pierwszy medal zwycięstwa. Ależ w razie niepowo-
dzenia taki wódz «buntowników» byłby skazany na śmierć
przez każdy sąd angielski. Narażając głowę swoją, Wa-
szyngton opuszczał wielkie gospodarstwo sw^oje, dom i żo-
nę na cały czas wojny, która przeciągnęła się na 7 lat
z górą, i zrzekł się przyznanej mu przez Kongres pensyi,
po 500 dollarów miesięcznie, zapowiadając, że poda tylko
rachunek wydatków, jakich wymagać będzie utrzymanie
przybocznych jego oficerów. Prawda, że dobra jego i ka-
pitały warte były z 5 milionów złotych polskich; ale pa-
nowie polscy podczas rozbioru takich ofiar, ani trudów nie
ponosili; Poniński, Sosnowski, Poniatowscy brali nawet pie-
niądze od wrogów kraju swojego. ^
2) Sejmik Wirginijski uchwalił między 27 maja a 22
czerwca «Deklaracyę Praw Wirginii» z uznaniem wszelkiej!
wolności dla ludzi nawet pod względem wiary i naboźeń-'
stwa. « Religia może być przepisaną tylko przez ro-"
zum i przekonanie, nigdy zaś przez gwałt i przemoc,
a zatem wszyscy ludzie mają równe prawo do wyznawania
jej wedle wskazówek własnego sumienia; jest przeto wzaje-
mnym obowiązkiem wszystkich, aby świadczyli jedni dru-
41
g-im chrześciańską wyrozumiałość, miłość i miłosierdzie >.
■Dotychczas mieszkańcy Wirginii, po większej części ewan-
gelicy wyznania anglikańskiego, zabraniali katolikom być
nauczycielami w szkołach, nosić strzelby, kupować konie,
stawać w sądach na świadków; sekciarzom, nazywającym
się kwakrami, baptystami, albo, metodystami, nie wolno by-
ło urządzać swoich nabożeństw pod karą więzienia i grzy-
wien. Za nieuszanowanie, okazane osobie duchownej gro-
ziła kara chłosty publicznej z przepraszaniem przez trzy
niedziele w kościele; w razie oporu — chłosta podwójna, a za
trzecim razem chłosta codzienna aż do wymuszenia prze-
prosin. Wszystko to zniosła owa «Deklaracya» i odtąd
w Ameryce wolno jest każdemu być anglikaninem, czy ka-
tolikiem, czy kwakrem, czy jakimkolwiek sekciarzem, byle
nie popełniać przestępstwa przeciwko prawom społecznym.
W Europie zaś wówczas trwały prześladowania różnowier-
ców i w Polsce przed rozbiorem katolicy odmawiali praw
dyssydentom, a nawet porwali się o to do wojny, zwanej
Konfederacyą Barską.
3) Dfiia 4 lipca 1776 r. Kongres postanowił ogłosić
przed całym światem niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Ważny ten akt pisali mądrzy ludzie: Tomasz Jefferson (wy-
mawiać to nazwisko trzeba Dźefiferson), Benjamin Franklin,
wynalazca piorunochronów i Jan i\dams, a podpisali wszy-
scy członkowie, oprócz jednego, Dikinsona, który się nie
llH^zał na kilka wyrazów. Na tego jednego uparciucha
7 nie zważano i zapisano « jednomyślne* postanowienie, cho-
Iciaż brakowało 56-go podpisu. Ogłoszono zaraz ten akt
ludowi z ambon po kościołach i wszystkim brygadom woj-
ska, ustawionym w szyku na placach obozowych, a znaj-
dowały się w nim takie wyrazy: « Uważamy za niezbite
i oczywiste następne prawdy: że wszyscy ludzie stworzeni
zostali równymi sobie; że Stwórca udzielił im pewnych
praw niezbywalnych, w rzędzie których na pierwszem miej-
42
scu postawić należy prawo do życia, do wolności i do po-
szukiwania szczęścia; że, w celu zapewnienia sobie tych
praw, ludzie ustanowili między sobą rządy, których władza
wypływa z woli rządzonych; że dzieje terainiejszego pano-
wania w W. Brytanii są jednym ciągiem niesprawiedliwości
i przywłaszczeń, dążących jawnie do rozciągnienia nad te-
mi osadami nieograniczonej tyranii». Następowało w 28
punktach wyhczenie tych niesprawiedliwości a potem za-
kończenie: « Musimy zatem uledz konieczności, która na-
kazuje nam oderwać się od nich i uważać ich (Brytańczy-
ków) odtąd, jako i resztę rodzaju ludzkiego: zą wrog^ów
w wojnie, za przyjaciół w pokoju. Wskutek tego wszyst-
kiego, my przed.^tawiciele Stanów Zjednoczonych Ameryki,
zgromadzeni na Ogólny Kongres, biorąc na świadka Naj-
wyższego Sędziego, któremu znana jest prawość naszych
zamiarów, ogłaszamy uroczyście w imieniu zbożnego ludu
tych osad, iż te Zjednoczone Osady są i mają prawo
być państwami wolnemi i niepodległemi; że wyzwolone są
z pod posłuszeństwa wszelkiego królowi W. Brytanii; że
jako państwa wolne i niepodległe mają one pełne prawo
prowadzić wojnę, zawierać pokój i przymierza, ustalać han-
del, tudzież przedsiębrać to wszystko, co leży w grani-
cach możności państw niezależnych. Pełni zaś ufności w opiekę
Opatrzności Boskiej, zobowiązujemy się do poparcia niniej-
szego oświadczenia życiem naszem, mieniem i honorem.
Każdy wyraz tego wiekopomnego aktu był dla Koj
ściuszki zupełnie zrozumiałym; chociaż w obcem angiel
skiem brzmieniu, dźwięczał w duszy jego jak rodzinna mo
wa. Wszak Rzeczpospolita polsko-litewska składała się
z kilku dawniejszych państw i z kilku narodów, różnymi,
mówiących językami; złączyli je królowie z rodu Jagiełło-
wego po to, aby mogły używać « wolności, swobód króle-
stwa Polskiego tak jak wszyscy inni obywatele Korony
Polskiej... i z tego mieli się weseHć na wieczne czasy oni
43
i potomkowie ich»; wszak był czas (przed stu kilkudziesię-
ciu laty), źe w sprawach nabożeństwa Polacy przyznawali
różnowiercom takie samo prawo, jak teraz Wirginijczycy.
I znów musiał Kościuszko zamyślać się nad pytaniem:
czemuż ta Rzeczpospolita polsko-litewska stała się póiniej
tak nieszczęśliwą i niemądrą?
Otóż i mógł zauważyć, źe Kongres amerykański nie
zważał na zdanie przeciwne jednego ze swych członków,
Dikinsona, a w Polsce sejmy rozchodziły się i niszczyły
własne swoje uchwały jak tylko jeden poseł krzyknął: «Nie
pozwalam! » (albo po łacinie: «Veto!»). Ten jeden bywał
człowiekiem przekupionym, albo niedorzecznym, narwanym,
obłąkanym: ale dlaczegóż wszyscy inni ulegali jego woli?
Dlaczego cała szlachta uznawała takie pojęcie wolności i to
swojej tylko, wyłącznej, odmawianej innym współziom-
kom?
Wzruszyło go niezawodnie ostateczne postanowienie
obrony niepodległości « życiem, mieniem i honorem ». Cze-
muż takiego ślubu nie wyrzekł sejm polski, kiedy obcyna-
jezdnicy rozkazywali w całym kraju i zabierali sobie tyje
ziemi, ile sami zechcieU?
Więc Kościuszko serdecznie przywiązał się do Ame-
rykanów i służył im gorliwie dla własnej nauki.
Wydział Wojny polecił Kościuszce spoinie z Francu-
zem inżynierem Romondem wykonać roboty fortyfikacyjne
podług sporządzonego przez nich planu. Pensye wyzna-
czono im po 60 dolarów na miesiąc i dano zaliczkę za
dwa miesiące z góry (5 grudnia 1766). Zaczęło się zaraz
wbijanie ostrych palisad w korycie rzeki Delaware o 3
mile poniżej Filadelfii na zakręcie około miejscowości, zwa-
nej Billynge (dziś miasteczka Billingsport), i sypanie szań-
ców na brzegu z rowami, parapetami, kazamatami, baterya-
44
mi. blady tych fortyfikacyi są widoczne jeszcze dzisiaj.
Komendantem Filadelfii był jenerał Putnam; za urlopem
z powodu choroby bawił drugi jenerał, Horacyusz Gates
(wymawiaj: G^s). Kościuszko poznał się z nimi i z^^-skał
dobrą u nich opinię. Zasłyszał o nim i Waszyngton, lea
niedokładnie; nie znał jeszcze ani nazwiska, ani narodowo-
ści jego. Wówczas zmuszony był cofnąć się przed Ang-likami
z Nowega Yorku za rzekę Delaware i obozować w lesie
z garstką «obdartusów», zachęcając ich do znoszenia zim-
na i wszelakiego niedostatku. Kongres, widząc jego słabe
siły i niedostateczną jeszcze obronność Filadelfii, wyniósł
się 1 2 grudnia do Baltimory; ale powrócił w styczniu, gdy
Waszyngton odniósł dwa nadzwyczajne zwycięztwa: pod
miastem Trenton (25 grudnia i 776) i pod Princeton (3 sty-
cznia 1777).
Kościuszko, zajęty przy robotach fortyfikacyjnych,
mógł ze słyszenia tylko wiedzieć o tych walkach i o nie-
zmiernej trudności przeprowadzania pięknych myśli w czyn,
w twardą rzeczywistość. Kongres pozwolił Waszyngtono-
wi zaciągnąć 104 bataliony piechoty, 3,000 lekkiej jazdy,
3 półki artyleryi i korpus inżynierów, werbować na 3- let-
nie kapitulacye, ofiarując każdemu żołnierzowi po 20 dola-
rów na rękę i po 100 akrów gruntu po ukończeniu wojny;
uchwałą z d. 27 grudnia 1776 nadał nawet władzę nieo-
graniczoną wojskową wodzowi na 6 miesięcy: ale pieniędzy
nie dał, bo nie miał prawa nakładania podatków. Wypu-
szczał tylko « bilety kontynentalne na okaziciela », czyli pie-
niądze papierowe, ale kupcy i dostawcy żywności lub
odzieży przyjmowali je niechętnie i w nizkiej cenie. Z te-
go powodu Waszyngton nie zdołał uformować wielkiej ar-
mii. Latem 1777 r. miał zaledwo 11,000 żołnierza i prze-
grał dwie bitwy.
Tymczasem Anglicy uplanowali drugi najazd, z Kanady,
żeby go odciąć od Stanów Północnych, opanowując rzekę
■u
45
t-I\:icison na całej długości. Dowiedziawszy się o tern Kon-
gres zalecił utworzenie «armii północnej ». z tamecznych mi-
li cy i i powierzył dowództwo d. 25 marca 1777 r. Hora-
cyiiszowi Gates. Trzeba było najprzód zabezpieczyć dwa
jeziora, przez które rzeka przepływała. Amerykanie utrzy-
mywali tam łodzie i posiadali fortecę Ticonderoga (wyma-
wiaj: Tajkonde^oga), uzbrojoną 200 armatami. Udając się
tam, Gates zabrał Kościuszkę i użył go do zbadania stanu
tej fortecy, a ponieważ panuje nad nią góra, zwana Głową
Cukru, więc zażądał od niego udania, czy na tę górę moźli-
wem jest wprowadzenie dział wielkiego wagomiaru. Ko-
ściuszko złożył raport z wnioskami, że jest możliwem urzą-
dzenie drogi i splantowanie szczytu i że baterya na splan-
towanym szczycie zabezpieczy forty, most łączący je
i przystań dla statków.
Innego zdania był generał Schuyler, zamieszkały nie-
daleko w Albany, bogaty właściciel tartaków — i postawił
na swojem. Po odjeździe Gates'a skierował całą siłę robo-
czą 120 ludzi na umocnienie nizkich okolic Ticonderogi
podług planu inżeniera półk. Baldwina. Zesłany na oglę-
dziny adjutant Gatesa Wilkenson zganił te roboty i zażądał
przysłania Kościuszki «na miłość Boga jak można najprę-
dzej ».
Ale straconego czasu niepodobna już było powetować.
IV czerwcu rozpoczęli swoją robotę Anglicy z dwu krań-
^ ców Krainy Wyżyn od południa i od północy. Z Nowe-
go Yorku ruszył w górę rzeki Hudson generał Klinton,
lecz zatrzymała pochód jego forteczka Montgomery, którą
:musiał oblegać. Z Kanady wkroczył generał Burgoyne
Tia czele 7,000 wyborowego żołnierza i 400 Indyan czer-
wonoskórych. Urządził on rychło wjazd na Cukrową Gło-
wę od północnego jej stoku, zatoczył armaty na szczycie
i zmusił tem komendanta Ticonderogi (5 lipca) do ratowa-
nia się ucieczką aż ku ujściu rzeki Mohawk do Hudsonu,
46
na wyspę Van Szaik. Tu dopiero mógł służyć Ameryka-
nom Kościuszko obwarowaniem ich obozu (ukończonem 22
lipca;. Zaznał z nimi biedy, kiedy sypiał z Wilkensonem
pod jego kołdrą, nie mając własnej.
Wielkie oburzenie powstało na komendanta utraconej
Ticonderogi i na gen. Schuyler'a. Kongres kazał ich staA^^ić
przed sądem wojennym, Gates'owi zaś polecił (3 sierpnia)
jechać dla objęcia dowództwa, dodając mu do pomocy jen.
Arnolda, przedsiębiorczego i zręcznego dowódcę milicyi
dwu najbliższych Stanów. Nadesłał też posiłki od swego
wojska «kontynęntalnego» Waszyngton i tym sposobem
utworzyła się na prawdę « armia północna* w liczbie
13,000 głów.
Gates zwinął zaraz (19 sierpnia) obóz Van Szaik i ru-
szył na spotkanie Burooyne'a. Przodem wysłał pułkowni-
ków^ Kościuszkę i Hay'a dla upatrzenia dogodnej pozycyi
na prawym t. j. zachodnim brzegu rz. Hudson, wyższym,
górzystym.
Obrał Kościuszko, a potem po inżyniersku ufortyfiko-
wał wzgórza Bemus'a (Behmus's Heights) w pobliżu wioski,
zwanej indyjskiem mianem: Saratoga (właściwie: Saraghoga).
Dziś zjeżdża tu latem po 50,000 gości kąpielowych, prze-
ważnie z modnego świata, dla używania kąpieli leczni-
czych; przyjmują ich liczne, olbrzymie i nader okazałe
hotele. W r. 1777 na poblizkiej górze stała jedna tylko
karczma niejakiego Bemus'a czy Bemis'a, który szynkował
dobre trunki i sprzedawał wonny tytuń. Góra, jego imie-
niem nazwana, ciągnie się równolegle prawie do rzeki
i pozostawia niewielką przestrzeń dla jedynej drogi, pro-
wadzącej od jezior na południe.
Na wierzchołku góry była urządzona baterya półno-
cna; od niej poprowadzone były szańce w kierunku wscho-
dnim do kanału, potem w kierunku południowym do rzeki
i kończyły się drugą bateryą, panującą nad doliną lewego
47
Numer 3.
rzegu rzeki. Przed frontem owych szańców płynęła rze-
zka Mili Krik; był na niej most niewielki; dla zagrodze-
ńa przejścia w tem miejscu, wzniesiono drugą linię oko-
pów z bateryami. Po pierwszej bitwie Kościuszko dodał
eszcze redutę na zachodniem skrzydle, na wzgórku nieco
niższym od góry Behmus'a.
Dla lepszego zrozumienia proszę rozpatrzeć się w dwu
rysunkach, z których jeden (Numer 3) jest przeróbką pla-
nu, przechowanego w papierach Gatesa, a drugi (Numer
4) był zrobiony przez samego Kościuszkę dla Estków.
Zapora z tych fortyfikacyj była tak silną i skuteczną,
że Burgoype nietylko przekroczyć jej nie był w stanie, ale
miał przerwane stosunki listowne
z generałem Klintonem, który do-
bywał fortu Montgomery, nad tą
samą rzeką Hudsonem zbudowa-
nego. Marsz wojska angielskiego
odbywał się powolnie z powodu
zasiek, rozmaitych przeszkód i wal-
ki z milicyantami amerykańskimi.
Dwa oddziały wysłane po żywność,
zostały zniesione, a strata w tych
walkach wynosiła do 1,000 głów.
Opuścili BurgOyn'a Indyanie i ka- Plan Saratogi, narysowany przez
nadyjscy sprzymierzeńcy. Gdy na- dziejopisa Lossinga.
^ reszcie dotarł do obozu głównego
pod Saratogą i przypuścił atak do niego 19 września,
wszystkie wysilenia okazały się daremnemi. Druga bitwa
dnia 7 października z wielką zaciętością toczona, wypadła
także niepomyślnie. Stał w swoim ufortyfikowanym obo-
zie jeszcze przez dni kilka, oczekując na przybycie Klin-
ton^a, aż wreszcie rozpoczął odwrót; lecz w ślad za nim
ruszył Arnold i ścigał go bez wytchnienia, a żywności po-
zostawało zaledwo na 6 dni. Musiał tedy Burgoyne
48
Nr. 4.
Stan forty fikacyj i obozów pod Saratogą, narysowany przez samego Kościuszkę.
49
E>ocidać się jenerałom amerykańskim w niewolę; dnia 17
października odbyło się złożenie broni całego korpusu,
zmniejszonego do liczby 5,791 głów.
Chlubną była skwapliwość, z jaką milicye biegły do
obozu Gatesa; sławnym stał się Arnold: ale odpierać wy-
ćwiczone wojsko i wykształconego, dzielnego jenerała an-
gielskiego można było tylko na dobrze ufortyfikowanej po-
zycyi. Przyznawał to Gates, powiadając że w obecnym
wypadku najwięcej znaczyły pagórki i lasy, które młody
kiżynier polski umiał zręcznie wybrać pod mój obóz.
I w^ urzędowem doniesieniu, przesłanem Kongresowi, napi-
sał wyrcLŹnie, że pułkownik Kościuszko wybrał i oszańco-
wał pozycyę".
Zwycięstwo to wydało bardzo ważne i pożyteczne dla
Amerykanów skutki, bo król francuski zaraz po otrzyma-
niu wiadomości (16 grudnia) oświadczył, że chce uznać ich
za naród niepodległy, nie żądając za to żadnego wynagro-
dzenia, kładąc tylko warunek (wcale nie uciążliwy i ow-
szem, przyjemny), żeby nigdy nie wracali do poddaństwa
Anglii. Na takiej też podstawie został ułożony traktat
przymierza dnia 6 lutego 1778 roku i obrażeni Anglicy
wypowiedzieli loojną królowi franeuskiemu, a ten posłał Ame-
rykanom pieniądze, flotę i 5,000 wojska swojego do po-
mocy.
Tak więc los posłużył skromnemu Litwinowi, że imię
jego związało się z wypadkiem chlubnym i wielce korzy-
stnym dla sprawy Stanów Zjednoczonych. Zwrócił też na
niego uwagę Waszyngton w swoim obozie i napisał do
prezesa Kongresu d. 10 listopada 1777 roku: „Według
otrzymanych przezemnie doniesień inżynier armii północnej
(zdaje mi się, że się nazywa Kościuszko) jest człowiekiem
uczonym i godnym. ...Zasługuje on bardzo, aby go mieć
na pamięci".
Nie miał go jednakże na pamięci sam Waszyngton —
K08€iH82k«. "^
50
}
a to skutkiem prz3^kro,4cip jakich doznał nie od nieg^o \%prai^
dzie, lecz od jego zwierzchnika, jenerała Gates, Nie p
szczęściła się wojna Waszyngtonowi wówczas: pobił ^
dwukrotnie jenerał angielski Howe i zajął Filadelfię. Zn^-*
leili sie z tego powodu pomiędzy członkami Kongfresu ta-
cy, którzy radzili odebrać dow^ództwo naczelne Waszyngto-
nowi i dac je Gatesowi, Do tego nie przyszło wprawdzicr
ale Waszyngton zraził się do Gatesa, a zatem i dla Ko-
ściuszki, jakn pod\v]adneL;o mu oficera, nie miał takiei
życzliwościj jak dla swojej „rodziny w^ojskowej*', to jest dl:^
oficerów swojego sztabu głów^nego, towarzyszy swoich tru
dów^ i utrapień. Zresztą nie widział go dotychczas nn
oczy, a miał u siebie w obozie innego inżyniera, Francu-
za DiuportaiL Tego zamianował naczelnym inżynierem
armii, awansował z pułkownika na brygadyera i wprowa-
dził do rady wojennej, chociaż od Kościuszki Diuportail
był młodszy służbą o g miesięcy i zasług szczególnych
nie wyświadczył. Podobnej życzliwości doznawał wysławio-
ny za KonfederaC3n Barskiej Polak, Kazimierz Pułaski, któ-
ry prz}^był 20 sierpnia 1777 roku do głównego obozu:
otrzymał od razu rangę brygadyera, był tytułowany „hra-
bią", dostał komendę nad oddziałem wojska, a chociaż nie
umiał rozmówić się z nikim po angielsku, chociaż poróżnił
się prędko z oficerami amerykańskimi i chciał wojować sa-
modzielnie z jazdą, uzbrojoną na sposób polski, dogadzał
Waszynj^ton wszystkim jego żądaniom i usprawiedliwiał
przed Kongresem wszelkie jego wybryki, wychw^alając jego
waleczność i poświęcenie dla sprawy wolności.
Po zniszczeniu wyprawy Burgoyna zapanował spoko
na północy. Myślano jednakże o zabezpieczeniu tej krainy
fortyfikacyami od jakiegoś nowego napadu w przyszłości.
i
51
Na początku stycznia 1778 roku komisya, złożona
z jenerałów Putnama 1 Jakóba Klintona oraz gubernatora
Klintona, oglądała okolicę dla wybrania najstosowniejszego
miejsca pod główną twierdzę i wybrała wysoko sterczącą
s>kałQ West- Point; lecz inżynier francuski Radiere zaprze-
czał takiemu wyborowi, z wielkiem uporem dowodząc, że
iitosowniejszym byłby Fort Klinton. Spór był przedłożony
Radzie i Zgromadzeniu Stanu Nowy-York; nowa delega-
cya roztrząsała wszystkie zarzuty przez trzy dni, oglądała
^.nów brzegi i ostatecznie wydała decyzyę pod d. 13 sty
<:znia przeciwko Radiśrowi, że fortyfikowanym ma być
\Vest>Point.
Roboty powierzono Kościuszce. Przyjechał on d. 26
marca, a we dwa dni objął komendę nad armią północną
i dozór ogólny nad fortyfikacyami Wyżyn jenerał Dougall
Bardzo rychło, bo już d. 13 kwietnia jenerał ten napisał
^e „pan Kościuszko, zdaniem tych, którzy oglądali roboty
w West-Point, ma więcej praktyki od pułkownika Radiśre
i sposób jego obchodzenia się z ludźmi jest przyjemniejszy^
niż teg^o ostatniego; to właśnie skłoniło jen. Parsons'a i gu^
bernatora Klinton'a do żądania, aby pierwszy (t. j. Kościu-
szko) mógł dalej prowadzić roboty w West-Point". Wa-
szyngton, wydając swoje zarządzenia wykonawcze, pod d.
22 kwietnia przesłał następną decyzyę: „Ponieważ pułko-
wnik Radiśre i pułkownik Kościuszko nigdy nie zgodzą
się na jedno, więc sądzę, że lepiej będzie kazać Radió-
re'owi, żeby wracał tem bardziej, że, jak pan powiadasz
Kościuszko lepiej się nadaje do charakteru i ducha ludu
naszego".
Pracował tu Kościuszko półtrzecia roku i „nadał for-
tecy taką siłę, iż odstraszyła nieprzyjaciela od wszelkiej
próby opanowania „krainy Wyżyn", jak świadczył jenerał
amerykański Armstrong. Zbudował mianowicie cytadelę
na skale, mającej 90 łokci wysokości, z koszarami na 600
52 \
liidzi i usypał wały wysokie na 14, a grube na 21 stóp.i
Kad cytadelą wznosi się wyższa jeszcze góra, na którgj
wierzchołku urządzony był fort Putnam. Ku południowi j
na pagórkach zbudowane były jeszcze trzy forty i baterya I
na drugim brzegu; przez rzekę zaś Hudson był przecią-
gnięty olbrzymi łańcuch z ogniw żelaznych, mających po
łokciu długości i ważących po 140 funtów. Dziś fortyfi-
kacye te zniszczćJy przez zaniedbanie, bo są niepotrzebne
Miasto West-Point słynie tylko Akademią Wojskową, zało-
żoną w 1802, ale jest zachowany ogród Kościuszki i po-
stawiony, przez uczniów tej Akademii w 1830 r. pomnik
na uczczenie jego umiejętności (Nr. 5).
Tutaj Kościuszko miał sposobność zbliżenia się do
Waszyngtona, kiedy ten przesunął swoje działania wojenne
łia północ, a 1779 roku przez 6 miesięcy miał główną
kwaterę w samem West Point. Można było podziwiać re-
publikańską prostotę naczelnego wodza. Oto jak on opi-
sywał obiady Swoje w liście d. 16 sierpnia 1779 r. pisa-
nym do przyjaciela: „Co się na moim stole zwykle po-
daje? Od czasu przybycia naszego do tego błogosławio-
nego miejsca (do West-Point) zwykle szynka, a czasem ło-
patka wieprzowa zajmowała jeden koniec stołu; kawał pie-
czeni mieścił się na drugim końcu, a półmisek fasoli lub
jarzyn, w niewidzialnej prawie ilości, przyozdabiał środek*
Jeżeli kucharz chce się koniecznie popisać, mamy nadto
jeszcze dw^a pasztety z wołowiny lub dwie misy raków*
Każda z nich stawia się z obu stron środkowego półmi-
ska i tym sposobem przestrzeń między półmiskami, docho*
dząca niemal do 20-tu stóp, zmniejsza się do połowy...
Jeżeli te panie (zaproszone na obiad) zadowolą się podo-
bną ucztą i zgodzą się jeść na talerzach, które były nie-
gdyś blaszanemi, ale dziś już są żelazne (zmiana powstała
jednak nie wskutek czyszczenia), bardzo rad będę ujrzeć
je u siebie".
53
Jeżeli taką była; zastawa stołu u naczelnego wodza
i zamożnego właściciela dóbr ziemskicłi, to cóż mógł ja-
dać ubogi pułkownik inżynieryi, nie należący do jego Szta-
bu, czyli t. zw. „rodziny wojskowej'' (family)? Dochodzą
Numer 5.
Pomoik Tadeusza Kościuszki wystawiony w West- Point przez uczniów
Akademii Wojskowej. Fotografia była zdjęta w 1874 roku przez Broni-
sława Jaworskiego.
tias tylko wieści, że mieszkał u niejakiej wdowy Warren
i — o dziwy! ze swego skromnego żołdu zasilał jeńców
angielskich.
Były to ciężkie czasy. Cała armia amerykańska liczyła
54
1
zaledwo 1 2,000 głów i cierpiała wielki niedostatek. Zda-
rzało się, że pr^ez dwa dni w obozie nie wydawano wcale
żywności, bo dostawcy bydła i mąki nie clicieli przyjmo-i
wać papierowych pieniędzy, lub dawali za 100 dollarów
tyle co warte było i doUara w złocie. Byli wprawdzie
i Anglicy słabsi teraz, gdy musieli odesłać flotę przeciwko
Francuzom i Hiszpanom, ale obrotny jenerał ich Henryk
Klinton wyruszył z Nowego Yorku do Stanów południo-
wych, licząc na pomoc wielu plantatorów, którzy kłócili się
z republikanami. Już tedy w końcu 1778 r. wysłany przez
niego korpus wojska opanował i ufortyfikował miasto Sa-
vannah. Pułaski łącznie z Jenerałem amerykańskim Lin-
kolnem chciał je odebrać, lecz kula armatnia powaliła go,
gdy się zapędził ze swą konnicą pomiędzy baterye (9 pa-
ździernika 1779). Ważne miasto portowe Charleston (wy-
mawiaj: Czarlston) poddało się po 6-tygodniowem oblęże-
niu Klintonowi. Inny jenerał angielski (Tarletone) plądro-
wał bezkarnie po całej Karolinie. Trzeba było wysiać woj-
sko na ratunek tych krain.
Kongres polecił to zadanie jenerałowi Gates, który za-
wsze cenił Kościuszkę wysoko i zaprosił go do wyprawy
swojej. Cenił go i Waszyngton, otrzymując : zawsze po-
chlebne o nim zdania od wszystkich jego zwierzchników,
od Diuportaila szczególnie: ale znał go tylko z raportów,
dawał mu swoje rozkazy na piśmie, nie dostrzegał zalet
charakteru, bo Kościuszko był małomówny, skromny i do
ubiegania się o łaskę wodza nie zdolny. Zdarzyło się raz,
że od robót fortecznych zabrano robotników do jakiejś
„szczególnej i czasowej posługi" bez uprzedniego zawiado-
mienia. Kościuszko doznał przykrego uczucia i napisał
do Waszyngtona prośbę aby mu wolno było przenieść się
do wojska, idącego na południe. Waszyngton odpowiedział
listem, datowanym 3 sierpnia 1780 n, w którym tłómaczył
się z popełnionej niegrzeczności i przyzwolenia udzielał
55
V następnych wyrazach: „Armia pokidniowa, skutkiem uję-
:ia w niewołę jenerała Diuportail tudzież innych panów te-
50 fachu, nie posiada inżyniera, a gdy Pan wyrażasz, jak
się zdaje, życzenie udać się tam raczej, niż pozostawać
w West-Point, w-ięc ja, jeśU Pan wolisz to, niż obecne swo-.
)e przeznaczenie, nie będę miał nic przeciwko Pańskiemu
przeniesieniu". Na to odpisał zaraz (4 sierpnia) Kościu-
szko „Wybór, jaki raczyłeś mi pozostawić, Ekscelencyo,
w liście wczorajszym, jest wielką łaską, a ponieważ wykon*
czenie robót na tym placu w ciągu niniejszego roku wśród
obecnych okoliczności jest, zdaniem mojem, niemożliwe:
wolę przeto udać się na południe, niż tutaj pozostawać na-
dal. Upraszam o zaszczycenie mnie rozkazami i hstem
rekomendacyjnym do Wydziału Wojny, gdyż będę przeje-
żdżał przez Filadelfię. Będę służył Waszej Ekscelencyi za
kilka dni, żeby złożyć należne uszanowanie".
Niebawem wyjechał z West-Point jako mianowany
świeżo inżynier naczelny armii południowej, ale nie zdą-
żył jeszcze przebyć długiej drogi przez Filadelfię, gdy
Gates stoczył tak nieszczęśliwie bitwę z Anglikami pod
Camden (czytaj: Kemden) 16 sierpnia 1780 roku, że zo-
stał usunięty od dowództwa na dwa lata wyrokiem sądu
wojennego, a więc zamiast przyjaciela Kościuszko dostał
zrządzeniem losu zwierzchnika nieznanego, jednego z riaj-
zaufańszych współpracowników Waszyngtona. Był to jene-
L- rał Greene (czytaj: Grjfn). Przyjechał on do swej głównej
kwatery 2 grudnia 1780 r. z planem prowadzenia „małej
wojny" czyli partyzantki, bo zastał zaledwo 2397 żołnierza,,
po większej części milicyantów. Zaraz, 8 grudnia, dał Ko-
ściuszce niełatwe do wykonania polecenie: przejechać 20 —
^0 mil wzdłuż rzeki Pedee (czytaj Pidi) dla wyszukania
\ dobrych pozycyi i przepraw, sporządzić mapę kraju, zba-
I dać naturę gruntu, zły lub dobry gatunek wody do picia,
\ ilość produktów w posiadaniu gospodarzy, liczbę młynów
50
1
Środki komunłkacyi i t. d. Kościuszko zrobił pomiary
i zebrał tak dokładne wiadomości w ciągu miesiąca, źe
raportowi jego przyznawano „wielki wpływ na przebieg
wyprawy". W połowie stycznia 1781 r. zabrał się do bu-
dowania mostołodzi, czyli pontonów, które miały być wo-
żone za wojskiem dla umoźebnienia przepraw przez liczne
i szerokie rzeki, przecinające tę krainę o ludności rzadkiej,
niepewnego albo wrogiego usposobienia, i mieszanej, bt)
złożonej z Anglików, Francuzów, Irlandczyków i niewolni"
ków-murźynów.
Greene rozpoczął działania swoje od wysłania Morga-
na z tysiącem ludzi przeciwko słynnemu Tarletonowi. Mor-
gan odniósł zwycięztwo 17 stycznia 1781, zabrał 500 jeń-
ca i znaczne zapasy broni, amunicyi, żywności. Żeby się po-
mścić tej straty, ruszył drugi jenerał angielski lord Comwallis
(wymawiaj: Kornuollis) marszem forsownym i dogonił cofające-
go się Greenea nad rzeką Yadkin (2 lutego), ale w nocy-
potrafił Kościuszko przeprawić na swych mostołodziach całe
wojsko, gdy Anglicy stracili dwa dni na wyszukanie brodu-
Podobną przysługę wyświadczył Greenowi pod Irvins Fer-
ry nad rzeką Dan (13 lutego). Wszystkie bagaże, działa,
zapasy żywności zostały uratowane, pomimo gorącego po-
ścigu nieprzyjacielskiego. Zniechęcony Kornwallis poszedł
ku morzu, a Greene przeprawił się napowrót, powiększy-
wszy swą siłę milicyami do 5,000 głów. Kościuszkę przy-
w^cłał do oblężenia forteczki Ninety Six (to znaczy: Dzie-
więćdziesiąt sześć, bo na tyle mil oddaloną była od gra-
nicznej twierdzy Prince George). Kościuszko przybył 21
maja i razem z jenerałem robił oględziny, jeżdżąc dokoła
pod gęstym deszczem, który osłaniał ich od celności strza-
łów.
Miasteczko małe, o kilkunastu domach, było opasane
wałem i fosą, a nadto bronione przez dwie fortyfikacye:
po lewej stronie szaniec gwiaździsty o 16 -tu wysuniętych
f
57
kątach, po prawej — silny lort z dwoma wewnątrz blokhau-
zami, otoczony ostrokołem (Stockade fort), ale zasilający
się wodą ze strumienia, opodal płynącego. Wszystkie ba-
terye i szańce były połączone drogą zakrytą (Numer 6).
Załog-a składała się z 600 ludzi; komendant jej, stary żoł-
nierz, Niemiec Kruger odrzucił wezwanie do podda-
nia się.
Obóz amerykański umieścił się w lesie o pół mili anr
gielskiej. Kościuszko usypał w nocy 26 maja dwie flesze
w odległości 240 yardów (= i wiorsta i 83 sążnie) od
szańca gwiaździstego. Zaraz z rana nieprzyjaciel zrobił
wycieczkę, prowadzoną przez porucznika Roney, wyparł ro-
botników z flesz przy pomocy ognia działowego i karabi-
nowego i zabrał narzędzia saperów, za-
nim pomoc dostateczna nadbiegła. Na-
stępnej nocy wystawił Kościuszko dwie
baterye umocnione kłodami o 100 yar-
dów dalej i otworzył przekopy, kieru-
jąc j6 od strony północnej ku Gwia-
idzie, a po kilku dniach były już go-
towe' dwa rowy zygzakowate z bate-
ryami, wysokiemi na 20 stóp, a zatem górującemi nad wa-
łami twierdzy. Oblężeni jednak podnieśli poziom swo-
ich wałów, nakładłszy worów z piaskiem. Grunt był nie-
zwykle twardy, robota ciężka, a prowadzona pośpiesznie
. dniem i nocą, na trzy zmiany robotników. Zmęczeni mili-
cyanci wirginijscy chcieli wypowiedzieć służbę, ponieważ
upłynął termin ich obowiązkowej służby. Kościuszko nie
zaprzeczał im słuszności, ale trafnemi słowy potrafił zachę-
cić ich do wytrwania. Pracą dzienną i nocną na trzy
zmiany wykończył trzeci rów 14 czerwca, najbliższy, z no-
wą bateryą, ztąd przysunął się zygzakiem na 3 łokcie do
fosy, zbudował dwie wieże z grubych kłód dla strzelców
i założył beczkę prochu w podziemnym lochu czyli minie.
58
1
Do przechodzenia przez fosę przygotował iaszyny, czyli
pęki gałęzi.
Można było już spróbować zdobywania Gwiazdy sztur-
mem. 1 8 czerwca Greene poprowadził żołnierzy swoich
do fosy. Mina wybucłiła, narzucano faszsyn, ale niepodobna
było wgramolić się na wał, przykryty worami z piaskiem.
Zaczęto ściągać te wory hakami; tymczasem komendant
fortecy Kruger uderzył z boku na szturmujących żołnie-
rzy. Ci walczyli bagnetami przez lo minut, ale potem
pouciekali, nie słuchając swoich oficerów. Lepszych zuchów
miał dowódca przyprowadzonej przed kilku dniami partyi
Lee (czytaj: Li) i dostał się do środka ostrokołu w dru-
gim forcie, lecz Greene musiał go odwołać i ogólny od-
wrót otrąbić, ponieważ dowiedział się, że nadchodzi jenerał
angielski lord Rawdon z 1700 ludźmi piechoty i 150 je
idźcami na odsiecz.
Nie winien był inżynier, że oficerowie nie wdrożyli
swoich żołnierzy do wytrwałej w^aleczności. Przyznawali tez
Amerykanie, że „pułkownik Kościuszko, młody i dystyngo-
wany szlachcic z Polski, kierując robotami oblężniczemi,
posuwał je z takim pośpiechem przy pilności i wytrwałości,
że lubo grunt był nadzwyczajnie twardy i miejscowość
w najwyższym stopniu niedogodna, ukończył jednak trzecią
linię 1 4 czerwca". Jestto zdanie naocznego świadka, a pó-
źniejszego dziejopisa tej wojny, Ramsay'a. Greene pisał
też o Kościuszce z gorącemi pochwałami, zaliczając go do
„najużyteczniejszych i najmilsz}ch towarzyszów broni... z nt-
czem niezrównanej gorliwości... czujności, staranności... Bar-
dzo się też wyróżniał bezprzykładną skromnością i zupełną
nieświadomością tego, że dokonał czegoś niezwykłego. Ni-
gdy nie objawiał żądań, albo pretensyi dla siebie samego;
nigdy nie pominął sposobności odznaczenia i zalecenia cu-
dzych zasług".
W dalszym ciągu partyzanckiej wojny Kościuszko, nie
i
5^
mając robót inżynierskich do wykonywania, stał się ofice-
rem polowym i prowadził zwykle jakiś oddział do boju^
lub na zwiady. W bitwie pod Eutau Springs w po-
bliżu Charlestonu, zrazu zwycięzkiej, a w końcu przegranej
z powodu niesforności partyzantów, ocalił życie Anglikom
40 szeregowcom jeńcom i jednemu oficerowi, których roz*.
juszeni Amerykanie zamordować chcieli (S września).
W roku następnym wódz angielski, lord Cornwallis
(czytaj: KornuoUis) usadowił się z 7,600 ludźmi w York-
town czyli w Grodzie Yorka nad zatoką Chesapeake (czy-
taj: Czyzapik) i ztąd wysyłał oddziały wojska swego na pu-
stoszenie okolicznych Stanów^, a szczególnie Wirginii. W ma-
jątku Waszyngtona Mount Wernon spalono dom, zniszczona
plantacye, zabrano murzynów.
Nie dlatego majątku, ale dla zwalczenia ostatniej siły
lądowej Anglików przedsięwziął sam Waszyngton wypra-
.wę na południe, jak tylko Francuzi zgodzili się ^^^^^^^
fdp^ee go korp usem 5-tysięcznym jenerała Rochąmbeau
(wymawiaj: Roszamboo) i okrętami dwu , admirałów floty.
Szybko i zręcznie odbył marsz z nad rzeki Hudson, a mia-
ąc w połączeniu z Francuzami 18,000 żołnierza i wielkie
armaty okrętowe, rozpoczął oblężenie Yorklownu 25 wrze^
śnią; d. 9 października ozwaly się dwie wielkie baterye^
amerykańska i francuska; ogień ze stu dział był tak silny
że psuł wszystkie niemal armaty angielskie i zmiatał cb
.^_ sługujących je żołnierzy. Lord chciał wymknąć się wodą^
ale nie przepuściła go flota francuska. Pozbawiony wszel-
kiego ratunku złożył broń i oddał cały swój korpus w nie^
wolę d. 19 października 1781 r.
Był to cios stanowczy. Dowcipkujący zwykle minister
angielski, lord North zawołał, rozkrzyżowawszy ręce: „Bo*
że, więc już wszytko skończone!" Flegmatyczny krÓl Je*
rzy III zapomniał napisać na depeszy, o której godzinie
i minucie otrzymał ją, co było znakiem nadzwyczajnego
^
«0
wzruszenia. Parlament d. 22 lutego 1782 r. uchwalił prośbę
o zaniechanie wojny. Zaczęły się więc niezwłocznie ukła-
dy pokojowe.
Greene nie miał udziału w oblężeniu Yorktownu: znaj-
dował się wówczas nad rzeką Santee w odległości około
^o-ciu mil. Dowiedział się radosnej nowiny 30 paździer-
nika i nie omieszkał ogłosić jej w obozie swoim salwami
jbroni palnej oraz okrzykami tryumfalnemi.
Rok 1782 zeszedł na układach o pokój, które toczyły
«ię w Europie. Greene uwijał się koło Charlestonu, trapiąc
podjazdami komendanta angielskiego Leslie. Kościuszko
łiieraz uderzał na wysłane z miasta oddziały po drzewo
lub furaż; robił też okopy. Zyskał pochwały tak jenerała
jak podwładnych oficerów i chlubne polecenie wnijścia
'<io miasta po ustąpieniu Anglików. .Dnia 14 grudnia 1782
# godzinie 1 1 -ej wjechał tedy do Charlestonu najpierw Ko-
-ściuszko, a Greene o 3-ej, prowadząc gubernatora i człon-
ków zgromadzenia sejmikowego do ratusza. Przed zaclio-
dem słońca wyszła z portu flota angielska, około 300 żag-li
Kcząca.
Na tem zakończyły się działania wojenne; wojsko je-
dnakże musiało pozostawać pod wfedzą Waszyngtona do-
póki Anglicy nie wykonają wszystkich w^arunków pokoju
tak względem Amerykanów, jakoteź względem ich protek-
torów: Francuzów, Hiszpanów, Holendrów-. Więc Kościu-
szko z Greenem przemaszerowali z górą 160 mil na po-
wrót do obozu, zatoczonego nad rzeką Hudson pod mia-
-steczkiem Newburg (wymawiaj: Niuberg). Niektórzy ofi-
cerowie przewidywali, że wkrótce, z nastaniem pokoju bę-
dą odprawieni ze służby i utracą sposób do życia. Na-
radzali się tedy, zbierając się kupami, układali prośbę
do Kongresu, inni zaś chcieli, żeby Waszyngton pozostał
zawsze ich wodzem, albo żeby się królem ogłosił. Nie
ugodził się Waszyngton na przywłaszczenie sobie władzy
61
iaiepravi'nej i dał oficerom dobrą naukę uczciwości, ale pro-
śbę ich polecił gorąco Kongresowi i wyjednał taką uchwa-
lę, że każdy żołnierz otrzyma przy odprawieniu ze służby-
pensy ę 4-miesięczną, a każdy oficer 5 -letnią i rangę pod-
wyższoną o jeden stopień; wedle tej rangi otrzyma też od-
powiedni obszar gruntu.
Kościuszce należała się przeto ranga jenerała-bryga-
dyera aż nadto zasłużona, kiedy w ciągu lat 7-u pozo^
stawał wciąż pułkownikiem. Za rekomendacyą ministra
wojny i Waszyngtona Kongres rozkazał d. 13 październi-
ka 1783 wydać mu szczególny patent i oświadczyć „wy-
sokie uznanie dla jego długich, wiernych i cennych wielce:
zasług".
Anglicy oddali Amerykanom miasto Nowy York d^
25 listopada, a 20 grudnia 1783 r. po uregulowaniu wszyst-
kich rachunków stanął Waszyngton przed Kongresem, zło-
żył komendę naczelna, wypowiedział pochwałę wojska, ser-
decznie pożegnał się ze wszystkimi i oświadczył, że usuwa,
się od wszelkich urzędów publicznych. Odjechał d,o swe-
go dworu w Mount Wernon i zabrał się do zaniedbanej*-
przez lat tyle gospodarki.
I Kościuszko mógłby osiąść na gospodarce w Ame-
ryce: miał przecież wydzielony duży kawał ziemi. Ale
w duszy jego ozwał się pociąg do Ojczyzny. Gdy opuścił
ją w rozpaczy, niechętnie pisywał listy, tak, że w kraju nic
prawie o nim nie wiedziano i Czartoryski w końcu 1778L
roku kazał zasięgnąć o nim wiadomości od posła amery-^
kańskiego w Paryżu. Od roku 1780 wszakże zaczął pi^
sywać i odpisywać do Juliana Ursyna Niemcewicza. Do-
wiedział się tedy Kościuszko czy od niego, czy z lista
,«2
"Samej Ludwiki (pisanego 5 maja 1781), źe ojciec zmusił
ją do zamąźpójścia za Józefa księcia Lubomirskiego, że ona
jednak przechowuje niezmienną i dozgonną miłość dla ode-
pchniętego przez nich oblubieńca.
Kościuszko uznał tę sprawę sercową za ukończoną
Sprawę majątkow^ą naprawił, bo gdyby nic nie pozostało
z Siechnowicz, wystarczyłby mu na życie fundusz, -przy-
;znany do wypłaty w Ameryce, w sumie 12,280 dolarów.
Na razie fundusz ten me był wypłacony z powodu braku
pieniędzy w skarbie nieuporządkowanym jeszcze, ale wyda*
no mu świadectwo na pobór procentów po 6 od sta w Pa-
r\'żu. Czyniło to 736 dolarów^ rocznego dochodu cz3ii
przeszło 6,000 złp. Więc można było mieszkać w Polsce,
służyć Polsce, nie żądając naw^et od Polski chleba po-
wszedniego...
Wsiadł Kościuszko w Nowym Yorku na okręt w lip-
cu 1784 r. i popłynął do Francyi, a stamtąd dostał się
w swoje rodzinne strony, zapewne pod koniec tegoż lub na
początku 1785 roku.
Przyjechał z głową uzdrowioną od obłędu szlachty pol-
skiej, mędrszy znajomością sztuki zwyciężania potęgi więk-
szej siłami słabszemi, mężny i do bohaterstwa wdrożony.
ROZDZIAŁ 6-tv.
W Siechnowiczach. ^
Domyśleć się łatwo, źe najpierw zajechał do Dołholl-
ski, do kochanej siostry Anny i poczciwego jej męża Pio-
tra Estków. Wszak przed wyjazdem od Ameryki dał im
J
63
pcłnomocnitwo czyli plenipotencyę do załatwienia swoich
kłopotliwych interesów; teraz przekonał się znowu o ich
dobroci i przywiązaniu. Pan Piotr doskonale zakończył
.proces działowy, spłacił całkowitą należytość brata Józefa,
26,474 złł. według obrachunku sędziów polubownych
w 1777 r., potem w 1782 r. wypłacił szwagrowi Żółkow-
skiemu dług Tadeusza 200 dukatów, zaspokoił innych wie-
rzycieli: więc uratował Siechnowicze - Dawidowszczyznę od
rozszarpania i oddał ją w dziedziczne władanie bez obli-
czania, ile dopłacił z własnej kieszeni. Tym sposobem ,Je-
nerał wojsk amerykańskich" po tylu wędrówkach i przygo-
dach mógł osiąść na gospodarce rolniczej, zostać ziemiani-
nem województwa Brzeskiego.
Majątek ten był opisany przy kupnie w 1768 w^ spo-
sób następujący:
Wjeżdżając do dworu, wrota z furtką na trzech słu-
pach, gontami pokryte, na biegunach z antabą i zaczepką
żelazną. Budynek mieszkalny, do którego wchodząc z sie-
ni, po prawej ręce drzwi do izby, a w niej okien trzy
w ołów oprawne z zawiaskami i haczykami, okiennic trzy,
z swornikami z środka do zamykania; piec kaflowy biały,
częścią do komory idący, komin na izbę, drugi do wyj-
ścia dymu z pieca, z cegły, kantem wyprowadzony na
dach. Z tej izby drzwi do komory o jednem oknie, w ołów
oprawnem. Z tej komor}^ drzwi do bokowej; tu okno
w ołów oprawne i okiennica. Piec kaflowy zielony z bla-
• chą żelazną w kominie murowanym. Z tejże bokówki drzwi
dwoje: jedne do sieni, drugie do komory przeciwnej izby
Naprzeciwko pierwszej' izby, wchodząc do sieni, po lewej
ręce izba, w niej okien cztery w ołów oprawne. Komin
murowany na izbę z blachą, przy nim komin do pieca,
.a pieca niema. Z tej izby komora, w niej okno jedno
w ołów oprawne. Pułap i podłoga wszędzie z tarcic, dach
gontami pobity, na rogach tego dachu karczochy blaszane.
64
Dom ten istnieje, lecz przebudowany i nieco powięk-l
szony. Ściany wszakże wewnętrzne pozostały dawne, przy
było tylko parę pokojów. Naturalnie okna nie są ^Ar ołów
oprawne, okiennice są malowane, całość przybrała ^vygląd
nowoczesny.
Wyszedłszy z tego budynku, po prawej ręce budynek
folwarczny; sieni dwie, w nich kuchnia na czterech dupach.
Przy niej izba o czterech oknach, w drzewo oprawnych,
z okiennicami. Piec kaflowy zielony, bokiem do komory
idący, kominek przy piecu, kantem nad dach wyprowa-
dzony, Z izby drzwi do komory. Przez sień piekarnia:
w tej — ławy wokoło, okienek małych trzy szklanych, w drze-
wo oprawnych; piec do pieczenia chleba i kominek z ce-
gły. Komora z okienkiem jednem. Drzwi, w tył budynku
idące. Dach gontami pobity. Z podwórza przy piekarni
chlewki. Przy tych chlewkach świronek stary, dach słomą
pokryty. Przez dziedziniec • - spichlerz. Pułapy i podłoga
z tarcic. Zasiek duży, żasieczków cztery. Przy tym spi-
chlerzu serniczek na słupach z balas, z drzwiczkami, g"on-
tami pobity. Dalej idąc, po lewej ręce — browar, przy
browarae słodownia. Dach dranicami pokryty. Przy bro-
warze studnia i chlewek. Dalej idąc, przy ulicy w gaj
idącej, — chlew, z chróstu pleciony. Przy nim chlew du-
ży z dwojgiem wrót, nowo zbudowany, słomą pokryty. Wo-
zownia, chlewki dwa, stajnia gościnna, z chróstu pleciona,
druga stajnia z drzewa. Masztarnia z pioriu przeorynami.
Naprzeciw budynku mieszkalnego, prosto idąc przez dzie-
dziniec, stodoła wielka na siedmiu parach soch dębowych
z tokiem, z czterema wrotami, domykającemi się jedne na-
przeciw drugich. Dziedziniec po większej części oparka-
niony sztachetami, reszta zaś żerdziami. Ogrody przez po-
łowę ogrodzone żerdziami, a przez połów; chróstem. Za
ogrodami w gaju olchowym dwie suć .awki — zjedna od dru-
giej opodal.
\
65
'■, .
c ♦
Grunta
Pań-
szczy-
zna
Sprzę-
gaj
O
M
^
1
8
Pie-
niądze
Powinność p>oddańcza
«>
d
1
9>
o
1
•8.
2
§
1
0Q
Sztul
[i
J
Kondrat Salej Wójt
3
'U
V4
2
2
2
5
2
5
5
2
Hryć Maxyniuk Białozoryk
3
V.
•A
2
2
1
4
2
5
5
2
Matchwej Maxymuk Biało-
zoryk
1
•A
V.
2
2
2
3
2
5
2
16
Hryć Salejuk
2
•A
V8
2
2
—
2
2
5
2
16
Maxym Salejuk
2
%
V,
2
2
—
3
2
5
2
16
Semen Salejuk
2
V.
'A
2
2
1
1
2
5
5
2
Michał Omelaniuk
2
V4
•/,
2
2
—
2
2
5
2
16
Iwan Matwiejuk
2
'1.
V.
2
2
2
2
5
2
16
Chwedor Maksymuk
2
V4
V,
2
2
2
2
5
2
16
Klim Saliweniuk
—
'U
—
2
2
2
2
5
—
—
Stepan Harasimuk Salej
4
V4
V.
2
2
2
2
5
2
16
Lawryn Niczyperuk
4
V4
V4
2
2
6
2
5
5
2
Andrzej Salej (ten wyszedł
z pięciu synami)
—
—
—
—
--
—
—
—
— •
—
—
—
Oprócz wyżej wyrażonej pańszczyzny, ciż poddani stró-
żę kolejno odbywać powinni dzień i noc, do tego gwałt do
żniwa, póki się pożnie. W końcu tej wsi karczma przy
gościńcu, z izbą, sieńmi, komorą, browarem, przy nim chlew-
kiem, studnią, śłodownią i ze stodołą, do której to karczmy
należy ćwierć gruntu z sianożęcią.
Dwór Dawida wystarczał Tadeuszowi przy skromnym
trybie życia. W dużym pokoju na prawo z sieni znajdo-
wały się: stół ordynaryjny stary, kilka stołków drewnianych
i staroświecka szafa kredensowa; z niego druga izba prze-
pierzona dzieliła się na pokoik sypialny i garderobę; w sy-
pialni stało łóżko na środku i przy niem stolik niewielki,
5
Itościuszko.
66
1
na którym książki, kałamarz i papier; do podawania kawy
taca, ręką samego jenerała z jabłoni toczona. Gosj>odar-
stwem kobiecem zarządzała stara „ciotka" (Zuzanna Kościu-
szkówna); służba składała się z dwu osób: lokaja i furmana.
Z listów, do siostry Anny pisanych, dowiadujemy sie, że
Kościuszko chciał sprowadzić stolarza za umową roczną:
„dam jemu loo złt, a nareszcie 150", zapytywał: czy nie
można dostać od niej ze dwanaście stołków. Posyłał pod-
wody po krzesła i kanapy. Widać ztąd, że meblował po-
kój bawialny, który musiał znajdować się na lew^o od sieni,
jak dzisiaj. W ogrodzie owocowym Kościuszko urządził
istniejący do dziś dnia „labirynt" z leszczyny: ścieżka waz-
ka kręci się między gęstemi ścianami zieleni w tylu zagię-
ciach, że można kilkanaście minut chodzić na małej sto-
sunkowo przestrzeni, nie widząc nic poza temi ścianami.
Zasadził też wielkie drzewa po obu stronach szerokiej alei.
Gospodarstwem rolnem zajmował się starannie. Kaza/
pilnować, żeby uprawa ziemi była dobra; siał jęczmień
i owies wcześnie. Sprowcwizał trawę angielską, ponieważ
zwykła litewska wydawała za mało siana. Nawet i prze-
mysłem powiększał swoją intratę, bo wyrabiał sery holen-
derskie.
Pomimo takiej pracowitości w zarobkowaniu i oszczęd-
ności w wydatkowaniu nie miał dostatku na pieniądze.
Cały swój dochód obliczył zaledwo na 992 złł. rocznie.
Któżby dziś poprzestał na takim procencie od 40-tu tysię-
cy, zapłaconych za Dawidowszczyznę przed 2 o -tu laty? Jak
to wytłómaczyć?
Oto z listów, jakie pisywał Kościuszko do swej siostry
dowiadujemy się, że robociznę męzką zmniejszył do dwu
dni w tygodniu czyli do połowy, a kobiecą skasował zu-
pełnie. Dawniejsza była dość słabą, jak osądzi każdy, ro-
zejrzawszy się w zamieszczonej powyżej tabeli: więc zmniej-
szona nie mogła wystarczyć do należytego obrobienia pól
J
67
Iworskicb, a zastąpić sochy, kosy i cepa chłopskiego płu-
giem parowym, kosiarką, żniwiarką, młocarnią poruszaną
za pomocą lokomobili, Kościuszko nie mógł, ponieważ ma-
szyn takich nie było jeszcze nigdzie na świecie. Sam so-
bie przeto wyrządzał szkodę, a dla czego? Niewątpliwie
przez litość nad chłopami swymi poddanymi niezwykłą,
nadzwyczajną, przywiezioną z Ameryki. Przypomnijmy so-
bie, ze spędził lat parę w Stanach południowych, gdzie
napatrzył się na ciężką pracę i okropną niewolę murzynów
Tam już marzył o wyzwoleniu tych czarnych nędzarzy.
Osiadłszy w Siechnowiczach wśród „białych" wśród swoich
współziomków i współrodaków, czyż mógł dręczyć Hryciów,
Michałków, Maksy mów, jak plantator amerykański swoich
murzynów? Z pewnością nie pozwalał nawet ekonomowi
napędzać ich do roboty bizunem, chociaż robili leniwie
Powiadał on, że trzeba mieć wzgląd na ubogich i oświecać
niewiadomość ich, prowadząc do dobr}xh obyczajów. „Sło-
wo — poddany powinno być przeklęte w oświeconych na-
rodach". Chciałby uczynić zupełnie wolnymi wszystkich
chłopów, lecz widział „przeszkodę w rządzie . krajowym",
którego, jako człowiek skromny, wywracać ani podkopywać
nie śmiał. Więc żądał od gospodarzy, posiadających po
IG niorgów 400-prętowych jego ziemi ornej, tyle tylko ro-
boty, żeby pola i łąki dworskie nie leżały odłogiem. Czę-
sto jednakże odczuwał niedostatek. Poszukiwał arendy, to
— jest jakiegoś cudzego majątku do wzięcia w dzierżawę, ale
liie znajdował, a gdyby znalazł, nie więcej by zapewne za-
robił. Pisywał do Estkowej: „Siostrzyczko, zmiłuj się,
przysyłaj mi pieniędzy, bo mam wielką potrzebę. O aren-
dę się staram i już mam napiętą; nie wiem jeszcze, jeżeli
nie jest droga, bo i na to uważać potrzeba, a potem żeby
w blizkości was była. Pieniędzy! Zmiłuj się. Bywaj zdro-
wa!" Musiał ostatecznie pożyczać: od Jana Nepomucena
Kościuszki 30 dukatów (1788) i od Millera, lekarza w Brze-
68 I
ściu różnemi czasy od listopada 1789 r. 240 dukatów czym
4320 dł. I
Dziwny jakiś przypadek zrządził, że nie doszła g"0 ami
jedna rata należnego procentu z Ameryki. Warszawscyl
bankierzy nie mieli rachunków ze Stanami Zjednoczonymi;!
z Londynu poseł amerykański wysłał całkow^itą należność]
aż po dzień i stycznia 1 789 roku do Lipska, lecz jego
przekaz nie był wysłany dalej i gdzieś ugrzązł. Upłynęło
też parę lat, zanim Amerykanie zgodzili się obrać Prezyden-
ta jednego dla wszystkich Stanów oraz posłów i senatorów da
nowego Kongresu. Spłatę długów Kongres zlecił Bankowi
Narodowemu, ale ten został dopiero otwarty d. 8 lutego i 791
roku, kiedy Kościuszko nie siedział już w Sieclinowi-
czach.
Nie upominał się u nikogo o przyśpieszenie wypłata
chociaż przyjeżdżało do Europy kilku dobrych znajomych
Amerykanów, którzy pisywali do niego z oświadczeniam
szczerej przyjaźni. Do niedostatku przyzwyczaił się na
wojnie, a długi nie dokuczały mu, ponieważ wszyscy oka-
zywali mu wielki szacunek — swoi i obcy.
Nierządny brat Józef wyznał winy swoje względem?
niego popełnione aktem formalnym, podpisanym własno-
ręcznie i przez świadkó\v w Dołholisce w 1786 r. Stracił
on wszystko do ostatniego grosza, dostawał datki od po-
czciwej Anny Estkowej, tułał się nie mając własnego kąt<t
i umarł w 1789 roku. Jego dwór dostał się szwagrowi..
Żółkowskiemu i tę część Siechnowicz lud miejscowy do-
dziś dnia nazywa Źółkowszczyzną (Żowkiwszczyna). Mając
tak blizko siostrę Katarzynę, Kościuszko nie potrzebował
do niej pisywać listów, ale zmarła ona w 1789 roku, a wte-
dy jej mąż i dzieci powywlekali jakicś dawne pretensye
z rachunków Józefa, czem uprzykrzali się jenerałowi. Bar-
dzo przyjemne sąsiedztwo znalazło się o miedzę w Siech-
uiczach Wielkich, które kupił książę Adam Czartoryski,.
-L
69
L W dzierżawie zastawnej trzymał od niego Michał Zaleski,
vc>jslci W. Księstwa Litewskiego '^). Był to wymowny adwo-
kcstlL, znany nietylko w sądach, ale i na sejmach, obierany
do załatwiania kilku spraw krajowych ważnych i zawiłych:
i?vicc nie zabrakło ciekawych przedmiotów do rozmowy
Y. nim. Miał też miłą żonę, którą Kościuszko zawsze wy-
chwalał: „Przykładem jest ona dla tysiąca. To nie w War-
szawie obaczyc. A w jakim miesiącu rodził się wojski,
Dobrodziej? Tobym mógł się odważyć i ja żenić się, jeśli
^v tym samym moje urodziny były. Proszę nie byc za-
zdrosnym, że ja w niebytności jego całuję w rączki panią
kilka razy". Innemu przyjacielowi pisał na imieniny: „Ży-
czę ci dobrej żonki, pół kopy dzieci, dobrego zawsze są-
siada i nie mieć nigdy procesów". Domyślać się możemy,
ze tego życzył i sobie samemu.
Zdawałoby się, że nie trudno mu było wynaleźć żon-
kę jeśU nie w pańskich, to w szlacheckich domach, a na-
wiedził ich dużo, bo lubił towarzystwo i robił dość dalekie
rozjazdy. Bywał w Puławach (nad Wisłą) u dawnego swe-
go komendata, księcia Adama Czartoryskiego, jenerała ziem
podolskich, swego bardzo życzliwego opiekuna, żyjącego
wielkim dworem, u księżny Krystyny z Sanguszków Sapie-
żynej, w szlacheckich domach województwa Wileńskiego,
w Nowogródzkiem u Niesiołowskiego wojewody; zapewne
spotykał się tam z Wereszczakową, która została później
^__ matką „Maryli", upamiętnionej przez Mickiewicza, a której
siostra była zamężną za ciotecznym bratem Kościuszki, Ra-
fałem Zatęskim. Przyjechawszy do jakiegoś szlacheckiego
domu, gdzie się znajdowała młodzież, zachęcał do zabaw
takich, jak gotowalnia, cenzurowany, mruczek i sam brał
w nich udział. Był bardzo grzeczny, kłaniający się, pełen
•) Wojski był to taki urzędnik, co podczas wojny opiekował się rodzinami
pozostałemi w domach rycerzy wojujących.
70 ]
prostoty. Szczególnie dla pań i panien okazywał usłuźnośc
czułość, uwielbienie, a jednak nie usłuchał rad Lndniki
z Sosnowskich księżny Lubomirskiej, która pisywała de
niego listy z zapewnieniem o niezmiennych uczuciach przy-
wiązania i namawiała, żeby się ożenił z jej kuzynką.
Odciągały go od małżeńskich zamiarów rozni^yślania
o losie Ojczjzny, podniecane przez rozmowy i książki wów-
czas drukowane.
Polacy zaczynali rozumieć, że się ile rządzili, Jciedy
dopuścili do utraty tylu ziem i ludzi swoich, kiedy w po-
zostałym kraju utrzymywać musieli półki rosyjskie, widzieć
po miastach rosyjskie odwachy i szyldwachy, udawać się
o protekcyę do posła imperatorowej rosyjskiej czyli amba-
sadora, przebywającego w Warszawie. Jedni szukali ms^drej
rady u sławnych Francuzów; drudzy urządzali lepszą nau-
kę w szkołach; inni zakładali fabryki, lub ułatwiali mie-
szczanom zajęcia handlowe dla wydobycia się z nędzy po-
w^szechnej; aź na sejmie 1784 roku, d. 3 listopada, oz wał
się poseł krakowski Aleksander Linowski ze zdaniem, żę
Polska mieć powinna sto tysięcy własnego wojska, żeby
w^olność swoją odzyskać mogła.
W roku 1785 wyszła z druku książka, napisana ogni-
ście przez Stanisława Staszyca, pod napisem „Uwagi nad
życiem Jana Zamojskiego", ale rzeczywiście zawierającą
uwagi nad przebudowaniem Polski. Jego miasto rodzinne
Piła, zwane dzisiaj Schneidemiihle, zabrane było przez:
króla pruskiego, a zatem podpadło pod rząd niemiecki^
on zaś po długich podróżach zagranicznych przyjął obo-
wiązki nauczyciela dzieci u Zamoyskiego Andrzeja, ordy-
nata, który zrzekł się urzędu kanclerza wielkiego koronne-
go, żeby nie podpisywać i nie pieczętować dokumentów
haniebnych. W domu tego zacnego obywatela Staszyc
namyślał się nad pytaniem: czy niemasz dla reszty Polski
ratunku? Oburzał się na niedbalstwo, na „nieczułość'* Po-
71
lalców, źe czekali „z oziębłością" niewoli, siedząc na najob-
fitszej ziemi i licząc się na kilkanaście milionów ludzi.
AVykr2ykiwał, źe jak świat światem nie było jeszcze tak
Avielkiego ludu, któryby ginął bez ratowania się: „czyliż to
ohydne miejsce Polacy zastąpią?" Pouczał, jak należy ko-
chać Ojczyznę, pamiętając, źe „miłość Ojczyzny nie kończy
się śmiercią" to jest że trzeba za życia tak pracować, aby
pozostawić coś pożytecznego dla dzieci i dla dalszych po-
tomków. Sposób ratowania Polski odkrył, porównywając jej
tron królewski, jej skarb, wojsko, sądy, wychowanie, rolni-
ctwo, przemysł mieszczański i t. d. z państwami innemi
potęźnemi. Wyrachował, że „z lekkiem podatków pomno-
żeniem łatwo 100,000 wojskii utrzymaćby można". Radził
żeby sejm skonfederowany uSunął straszne „nie pozwalam"
(to jest Liberum Veto) i żeby nakazał stanowić prawa większo-
ścią głosów, a nie jednomyślnością fałszywą; żeby uprzątnął
wszystkie przeszkody do działania; żeby skasow^ał elekcye kró-
lów i żeby zaprowadził dziedziczne królowanie z ojca na syna.
Książkę tę czytano pilnie po całym kraju; dwudziestu
z górą czytelników napisało i drukiem ogłosiło swoje zda-
nie o tych lub owych radach Staszyca w książkach lub
małych książeczkach. Kiedy przyszedł czas zebrania się
sejmu w Warszawie, to w Izbie Poselskiej znalazło się du-
żo takich czytelników, którzy chcieli Polskę ratować przez
poprawę urządzeń i oto sejm ów, nazwany Wielkim, dnia
20 października 1788 roku uchwalił trzykrotnym jedno-
"^ myślnym okrzykiem, że wojsko, liczące obecnie 18,000
ma być powiększone do 100,000 żołnierza.
Kościuszko czytał książki takie i dowiedział się o tej
ważnej uchwale. Rozprawiał z sąsiadem swoim Zaleskim,
o ile ten bywał w domu, a zapewne i z innemi osobami.
Pisał nawet swoje uwagi podług tego, co widział w Ameiy-
ce. Wielkie wojsko mogło przygnębić obywateli, jeśliby
, kilku jenerałów uczyniło zmowę do rozkazywania im, do
Iż
wyciągania od nich danin przemocą. Dowodził zatem, że
obywatele dla ochrony wolności swojej powinni zaprow^^adzić
milicyc. Po wszystkich województwach, ziemiach, powiatach
(powinny być w gotowości) jeden półk pieszy i drugi ka-
waleryi. Oficerowie powinni być obierani na sejmikach.
Każdy żołnierz powinien mieć wydanych sobie kilkadzie-
siąt ładunków i nosić mundur województwa. Półk szykować
się ma we dwa szeregi: w pierwszym szlachta, w dru-
gim żołnierze z mieszczan i chłopów. Egzercerunek zasa-
dzać się ma na najniezbędniejszych obrotach i czynnościach:
W lewo, w prawo, zachodź! Gotuj! Cel! Pal!
Nie powziął wszakże Kościuszko ^niechęci do wojska
liniowego^ świeżo uchwalonego. Owszem, oświadczył chęć
wstąpienia do niego i sejmik brzeski polecił posłom swoim,
aby przemówili za nim na sejmie. Ludwika z Sosno-
wskich księżna Lubomirska pisała za nim do króla; wy-
chwalali go też Czartoryski i Moszyński, komendant i wi-
cekomendant Korpusu Kadetów, oraz inni mówcy w Izbie
sejmowej. Więc i października 1789 król vStanisław Au-
gust z tronu zamianował go jenerałem-majorem wojska
koronnego. Brak pieniędzy nie stawał teraz na zawadzie,
ponieważ tworzono teraz place nowe, których od nikogo
nie trzeba było odkupować. Owszem, Kościuszko mógł odtąd
żyć w dostatku, pobierając pensy i ze skarbu 12,000 ził.
na rok.
Rządząca wojskiem Komisya Wojskowa Obojga Naro-
dów ustanowiła podział wszystkich pólków piechoty i jazdy
między 12-tu jenerałów brygady, ci zaś parami, to jest
po dwuch mieli słuchać sw^oich jenerał-lejtenantów, komen-
derujących dywizyami. Kościuszce wyznaczyła brygadę
z dywizyi Wielkopolskiej, rozłożoną na kwaterach koto
Włocławka i kazała mu objąć służbę w dniu i lutego
1790 roku. Chociaż wolałby służyć w wojsku litewskienii
A
73
jako obywatel W. Księstwa Litewskiego, jednakże znając
obowiązek posłuszeństwa, wybrał się w drogę jak najpo-
-śpieszniej. Siecłinowicz swoich nie oglądał już nigdy
^v życiu.
ROZDZIAŁ 7-my.
Jeneralska służba w wojsku koronnem.
Przyjechawszy do Włocławska, zameldował się swoje-
TTiu zwierzchnikowi jenerał-lejlenantowi Karolowi Malczew-
skiemu i zabrał się do pracy raźnie, sumiennie, skromnie.
Raporty i rozkazy swoje pisywał, a czasem i przepisywał
tią czysto sam własnoręcznie, bo nie miał zdatnego adju-
tanta.
Wzywał oficerów do stawienia się, zarządzał ćwiczenia
czyli egzercerunek, prowadził rachunki, ściągnął w końcu
marca raporty od batalionów i szwadronów, a w kwietniu od-
bywał lustracyę czyli oględziny, objeżdżając wszystkie od-
działy na ich kwaterach.
Nadeszła wkrótce chwila radosna dla stronnict\ya pa-
tryotycznego w łonie sejmu — d. 29 marca 1790 r. Król
pruski Fryderyk Wilhelm II zawarł z Polską przymierze
na stopie równości z obowiązkiem wzajemnego posiłkowa-
nia się w wojnach odpornych: Prusak 14-u tysiącami pie-
choty i 4-ma kawaleryi, Polska 4 -ma piechoty i 8-ma ty-
siącami jazdy, przytem proporcyonalną ilością dział. Za-
snuwano plan wojny z Austryą w celu odebrania Galicyi
na rzecz Polski, bo Austrya spoinie z Rosyą toczyła woj-
nę z Turcyą. Kościuszko został przeniesiony do dywizyi
Małopolskiej, posuwanej ku granicom Austryi. Wyjechał
74 ^
Wtedy z niemiłego sobie Włocławka. Zsitrzymal się w War-
szawie. Był powołany do jakichś narad w Komisy i Woj-
skowej i d. i8 czerwca znajdow^ał się na posiedzeniu tej
Komisyi.
Teraz miał sposobność zetknąć się z kilku członkami
sejmu: Niemcewiczem, bardzo czynnym w Izbie Poselskiej
mówcą i ulubionym autorem sztuk teatralnych, z Ignacym
Potockim, marszałkiem w. litewskim, i z Hugonem Koiła-
tajem, podkanclerzym koronnym. Ten ostatni wyraził -w li-
ście swe uwielbienie, szacunek i przywiązanie do Jego
Osoby.
Od końca czerwca przez lipiec i sierpień przebywał
Kościuszko w Lublinie jako „Jenerał-Major w Dywizyi Ma-
łopolskiej Komenderujący", utrzymywał od wachy przy bra-
mach miejskich, uczył oficerów i podoficerów obchodzenia
się z przyjezdnymi wedle przepisów służby garnizonowej,
zalecał półkownikom „pod odpowiedzią ścisłą, ażeby... hand«
griff (to jest: rękoczyny) był przerobiony z ludźmi, szarźe-
runek także w nacieraniu i w cofaniu, atak bagnetowy^
uformowanie kolumny i jej rozwinienie różnym sposobem,
odmieniając co tydzień, czworogran także dwojakim sposo-
bem, aby raz sekcyami zachodzić, drugi raz cugami z ufor-
mowaniem linii należycie prostej i to wszystko podług re-
gulaminu nowego". Żądał kilkudziesięciu funtów prochu
„na egzercerunek z ogniem (to jest ze strzelaniem). Chciał-
bym z batalionem kilka razy mieć artyleryę do przyzwy-
czajenia onych" (żołnierzy). Zjeżdżał wyznaczony od sejmu
na lustracyę pisarz polny Franciszek Rzewuski; znalazł on
„dywizyę" w tak dobrym porządku, że Komisya Wojskowa
wyraziła Kościuszce podziękę za wzorową staranność o jej
utrzymanie i wyćwiczenie.
Rozchwiały się wszakże projekty w^ojenne i dywizya
Małopolska miała przygotować się do „długiego marsi^u''
— na Wołyń, Podole i Ukrainę „dla zabezpieczenia granic''
Xunier 7 -my.
TADEUSZ KOŚCIUSZKO
ly był Jenerat-Majorera w wojsku Koronnem (podług obrazu olejnego, który
mldtsik do hr. ZaJuskiegp, a leraz należy do doktora AVł. Krajewskiego).
I
TH
Cościuszko nie omieszkał poczynić stosownych starań o żyw-
lość, obroki, o mundur zimowy i ułożył porządek mar-
^zw dla swoich trzech batalionów, 8-u szwadronów kawale-
ryi narodowej, półku przedniej straży i dla artyleryi z amuni-
cyą,. Wymarsz zaczął się 30 sierpnia; on sam wyruszyć
o "kilka dni później przez Dubienkę do Międzyboża, mia-
steczka Czartoryskich, gdzie kwatera jego mieściła się długo —
do końca lipca 1791 r. Ztąd przedsiębrał częste i dalekie-
rozjazdy. Zbliżając się do Kamieńca, pdezwaj; się do da-
Avnego kolegi z Korpusu Kadetów i przyjaciela Orłowskie-
go, komendanta tej fortecy. Odpowiedział mu on d. 3 gru-
dnia 1790 temi słowy: „Serdecznie kochany przyjacielut'
Od wszystkich słyszę, że parę godzin na miejscu nie do-
siedzisz i jak Tatar się tylko włóczysz, nigdzie miejsca nie-
zagrzawszy. Ja to jednak pochwalam. Znać, że chcesz ko-
mendę swoją w karności i regularności służby utrzymywać^
Przew^iduję ja jeszcze we włóczeniu się twojem inną przy-
czynę, z którą się przedemną wydałeś... Piszesz mi niby
o żonkę, jeźelibym tu jej dla Ciebie nie widział. Widzę, że-
Ci pilno... Wiesz, że dla komendanta fortecy rzadka bywa
zdobycz: komendatów polowych się o to pytać trzeba...'*"'
Domysł: „pilno ci" był trafny. Kościuszko pragnął życia
rodzinnego, a doliczał się 45-u lat wieku.
I oto, ucieszył go przelotny uśmiech losu. W Mię-
dzybożu właśnie bawili^ dla kuracyi państwo Żurowscy
^ z i8-letnią córką Teklusią; mieszkali w tak małej odległo-
ści od kwatery Kościuszki, że z okien mogli siebie wzaje-
mnie widywać. Poznali się łatwo. Raz panna zauważyła
wychodzącego zbyt prędko oficera i napisała z wymówką,
do jenerała: dla czego niegrzecznie obchodzi się ze swymi*
podwładnymi? Kościuszko usprawiedliwiał się,, że pokazy-
wał oficerowi, jak pisać należy kwity na pieniądze „ale się
z nim pięknie i grzecznie przywitałem; a że wyszedł pręd-
' ko zapewne dlatego, że widział wiele papierów, nieskończo-
78
tiych przezemnie". Tak się zaczęła bliższa znajomość, a po-
tem pisywanie czułych listów, w których pan jenerał ujawnił
<:ałą słodycz i delikatność swego charakteru. Panila odpo-
wiadała wzajemnością tak dalece, że padła do nóg ojcu.
Avyznając przywiązanie do Kościuszki. Matka jej i krewna.
Tekla Orlewska sprzyjały mu jawnie. Ale ojciec „powie -
<iział coś dotkliwego" a Kościuszce zaczął okazywać twar^
niełaskawą. Dla czego? Podobno uważał go ^a nierówne-
go sobie fortuną ^^ — jako właściciel dwu wsi, jednej na Po
dołu, a drugiej w Galicyi, chociaż te nie przynosiły mu.
zapewne 12 -tu tysięcy złł., jakie pobierał jenerał-major
Przyplątały się jeszcze jakieś obawy, „podejrzenia", plotki
o porywaniu Ludwiki Sosnowskiej. Kościuszko zapewniał
że ma „dziedzictwem wieś i sam ją trzyma" i plotkom
zaprzeczał, ale nie zdołał przekonać zacietrzewionego szlach -
cica. Przestał w^ięc przychodzić do mieszkania Żurowskich;
potem, od września 1791 roku wy maszerował ze swą bry-
gadą dalej, pod Bracław, potem kwaterował w Niemirowie,
nareszcie obrażony listem, „na którego wspomnienie krew
się wzburza", wysłał do matki „odpis najłagodniejszy, bo jest
mężem twoim, a ojcem mojej Teklusi" i pożegnał ich na
zawsze. Po raz drugi w życiu tracił ukochane osoby przez
dziwactwa złych ojców i pozostał bezżennym.
Przez cały czas od 6 października 1788 sejm praco -
w^ał nad uchwaleniem lepszych praw, a nie zdążywszy ukoń-
czyć zupełnej przebudowy urządzeń Polski, zażądał od na-
rodu, aby w jesieni 1 790 roku, obierając nowych posłów,
upoważnił dawnych do pozostania w Izbie Poselskiej i wspól-
nego z nowymi radzenia. Jakoż sejmiki odbyte we wszyst-
kich województwach i 5 listopada zgodziły się na to i sejm
r
79
bze\cszta.łcił się ze zwyczajnego dwuletniego na Czteroletnia
,Wa.ny także Wielkim, ponieważ, gdy Izba Poselska łączyła
ite z Senatem przy podwojonej liczbie posłów, zbierało się
^^ głosowania około 500 osób i ponieważ zgromadzenie to
dolcony\v^ało wielkiego dzieła dla dobra narodu. Pamiętnym
szczególnie stał się dzień Trzeciego Maja 1791 roku, kiedy
czytano Ustawą Rządową czyli Konstytucyę przy natłoku ró-
żny cli ludzi w Izbie, na schodach, w podwórzach i na placu
ilainlcowym. Przez kilka godzin trwał spór, ale wieczorem
o 7 -ej godzinie zaprzysięgli ją król, senatorowie, posłowie,
oprócz 13-tu opornych. Ustawa ta przyjmowała chłopów-
-włościan ,,pod opiekę praw i rządu krajowego*'; nakazy-
"wała rządowi, aby strzegł umów dobrowolnych, jakie zawrą
AYłościanie z dziedzicami, i nadań, otrzymywanych od dzie-
-dziców; nadawała szlachectwo tym z mieszczan, którzy za-
służyli się Ojczyźnie w wojsku, na urzędach cywilnych lub
-w przemyśle; ustanawiała sejm „gotowy" na każde wezwa-
nie w razie potrzeby; znosiła Liberum Veto czyli zrywa-
nie sejmów pojedynczym głosom jakiegoś posła; zapowia-
4iała, że po śmierci Stanisława Augusta królować będzie
•%N Polsce F>yderyk August Sas, a po nim jego potomstwo.
Otóż ten ostatni punkt podrażnił kilku magnatów
i szlachciców staroświeckiego sposobu myślenia. Narzekali
oni, że złotą wolność swoją utracą, ieśli króla obierać nie
będą mogli po dawnemu na sejmach elekcyjnych; że Pol-
_ .-ska przestanie być wolną Rzecząpospolitą czyli Republiką.
'Nazywali siebie sami republikanami, obrońcami wolności.
Nie martwiło ich poniżenie, okrojenie i uciemiężanie Polski:
przez przemożnych sąsiadów cudzoziemców; zagorzały szlach-
cic Suchorzewski wykrzykiwał, jak warjat, w Izbie sejmowej.
.,Nie chcę być Polakiem, jeżeli mam być' niewolnikiem.
Gdyby kajdany na Polaków wkładać miano przez sukcesyę
(t. j. królowanie dziedziczne), a inaczej niemożna ich było zrzucić,
jak być Prusakiem, Moskalem lub Austryakiem — będę nim.'*
80
W dniu Trzecim Maja nagadał on bluinierstw wszelakich
i oświadczył się nieprzyjacielem .Polski. Hetman wielki ko-
ronny Ksawery Branicki obłudnie wykonał przysięgę na
wierność Ustawie Rządowej, ale był ożeniony z Rosyanką,
ulubienicą imperatorowej Katarzyny, sam siebie nazywał
Rosyaninem i oczekiwał tylko na Sposobność, żeby poje-
chać do Petersburga. Seweryn Rzewuski, hetman polny
koronny, brał pensyę hetmańską, ale przesiadywał za gra-
nicą, poszukiwał protekcyi cudzoziemskiej i przysłał z Wie-
dnia drukowaną książeczkę, w której ganił zniesienie sej-
mów elekcyjnych, dowodząc, że nic nie szkodzi plądrow^a-
nie wojsk podczas elekcyi i palenie wiosek, ponieważ Pol-
ska posiada dosyć lasów do odbudowania chat spalonych. Szczę-
sny Potocki, jenerał artyleryi, nic nie potrafiłby sam napi-
sać, bo rozumu miał maluczko w głowie, ale posiadał^ogro-
mne dobra na Podolu i Ukrainie, a nadymał się pychą
i wyobrażał sobie, że stanie się wielkim człowiekiem zsl
protekcyą imperatorowej Katarzyny, która przysłała mu
epolety brylantowe. Tacy oto ludzie zamierzyli obalić no-
wą Ustawę Rządową*
Czy przystanie do nich Kościuszko, przejęty pojęcia-
mi republikańskiemi od lat młodocianych, uwielbiający Ty-
moleona i Amerykanów?^
O, nie! Jak tylko otrzymał w Międzybożu rozkaz
z Komisyi Wojskowej odebrania przysięgi od oficerów na.
wierność ustawie Trzeciego Maja, zwołał wnet brygada
swoją, sam przysięgę wykonał i z zapałem kazał wszystkim
wykonać. Zachowały się podpisy jego i oficerów z pieczę^
ciami herbowemi. Dowiedziawszy się, że Zaleski, dawny
sąsiad i przyjaciel, jest przeciwnego zdania, napisał do nie-
go z Niemirojva długi list, z którego wyjmujemy tylko na-
stępnych kilka wierszy: „Jak wiadome są talenta Jaśnie Wiel-
możnego Pana Dobrodzieja, rozsądek, dowcip i znajomość
powszechna praw^ tak życzyłbym, abyś był pomocą Ojczy-
81
źnie swojej. Wiele mógłbyś dać światła do Ustawy Rz^du
teraźniejszego... Do celu jednego powinniśmy się zjedno-
czyć: wydobyć Ojczyznę naszą z pod przemocy obcych,
z upodlenia i zniszczenia imienia nawet Polaków. Wierz
mnie, że zawsze jednakowo myślę, zawsze oddycham du-
chem wolnego obywatela republikanta i gdy rząd nasz zró-
wna się z rządem angielskim, dopiero dzwonić zacznę na
baczność każdemu współobywatelowi... Niech powszechna
tylko będzie edukacya (to jtst nauka szkolna)... Od nas
samych zależy poprawa rządu, ód obyczajów naszych.
A gdy podli będziemy, chciwi, interesowani, nie dbający 1
o kraj swój: słusznie, abyśmy potem mieli kajdany na szy- I
jach — i tego warci będziemy.*' i
Dla takich to powodów Kościuszko wyrzekał się swo-
ich marzeń o Rzeczypospohtej bez króla i chciał służyć
królowi nawet dziedzicznemu. A służbę swoją pełnił gor-
liwie. Okazało się to pod Bracławiem na wielkich mane-
wrach czyU ćwiczeniach urządzonych dla 15.000 wojska,
Zatoczono tam obozy z namiotów^; wyprowadzano bataliony
piechoty, szwadrony jazdy i artyleryę z armatami jakby
do boju jedne przeciwko drugim; jenerałowie komenderowali —
i takie zabawy trwały przez wrzesień aż do 12 jpaidzier-
nika 1791 roku. Jako jenerał-lejtenant komenderował na-
czelnie bratanek królewski książę Józef Poniatowski. Po tych
ćwiczeniach, odjeżdżając do Warszawy, zrobił swoim zastęp-
cą Kościuszkę. Wkrótce 27 grudnia wysłał do niego list
bardzo grzeczny z zawiadomieniem przyjemnem, że sejm,
wysłuchawszy sprawozdań Rzewuskiego, jednomyślną uchwa-
łą wyznaczył nagrodę pieniężną trzem jenerałom: Kościusz-
ce, Orłowskiemu i Brodowskiemu w sumie ogólnej 60.000
złł. Pomiędzy tymi trzema najpierwszym niewątpliwie był
Kościuszko, skoro jemu powierzoną została komenda dwuch
dywizyj, Bracławskiej i Kijowskiej.
Kościuszko.
82
Tymczasem zbliżała się już nie udana, ale prawdziwa]
wojna o dzieło Sejmu Wielkiego, o Ustawę Trzeciego Ma-
ja. Turecki sułtan Selim nie miał już siły wojować dlużei
z Imperatorową Katarzyną: więc wysłał swoich urzędników
do miasta mołdawskiego Jass na układy o warunki pokoju
z* urzędnikiem rosyjskim, Bezborodką. Powinni byli Polacy
przewidywać, źe Katarzyna zemści się na nich, gdy wojska
jej będą wracały z Turcyi przez Dniestr, płynący z pol-
skiego kraju.
Król polski Stanisław August Poniatowski, który ^a
młodu był kochankiem Katarzyny i jej wojsku, pieniądzom,
pismom, sprzymierzeńcom zawdzięczał swój obiór na osta-
tniej elekeyi, nie chciał przewidywać niebezpieczeństwa, nie
domyślał się nawet, że. ją obraził i że obraza nie była mu
zapomniana. Lekkomyślną ufność swoją przelał w bratan-
ka księcia Józefa, gdy ten przyjechał do Warszawy. Lek-
ceważy U obadwaj zatrważające doniesienia Kościuszki, który
czuwał nad ruchami nieprzyjaciół przezornie i mądrze. Jak
tylko dowiedział się, że Szczęsny Potocki i Seweryn Rze-
wuski przyjechali do Jass, zaraz odgadł, że chcą tam sta-
rać się o pomoc półków rosyjskich do zwalczenia swoich
rodaków, Polaków, co się wyrzekli elekeyi królów. Koś-
ciuszko wysyłał tajemnie swoich oficerów do Jass na zwia-
dy — trzech jednego po drugim, w ciągu miesiąca grudnia
I 791 roku.
Pokój pomiędzy Turcyą i Rosyą został podpisany ^4^
9 stycznia 1792; znajdowali się przytem Potocki i Rzewu-
ski przy boku Bezborodki bez żadnej potrzeby i ku zadzi-
wieniu Turków, bo ani podpisywać, ani gadać nic nie mo-
gli; ale wyrażali przez to radość swoją, która miała się
w ciągu jednego roku zamienić na smutek i hańbę tak
dla nich, jak dla kraju całego. Z Jass pojechali do Peters-
burga, objeżdżając drogą okólną granicę polską. Przybyli
tam na początku marca, a w kilka dni po nich przyjechał
83
e Warszawy Ksawery Branłcki za pozwoleniem króla Sta-
nisława Augusta. Wszyscy trzej układali z ministrami ro-
syjskiemi plan i manifest Konfederaoyi Wolnych, mającej
ogłosić się d. 3 maja wedle rosyjskiego kalendarza a 14
maja wedle naszej rachuby tego samego 1792 rokM w Tar-
<foivi(nf^ miasteczku naleźącem do Szczęsnego Potockiego.
Kościuszko nie mógł śledzić tych konszachtów jako
jenerał dywizyami Bracławską i Kijowską komenderujący,
ale "baczył na ruchy wracających z Turcyi wojsk rosyj-
skich. Zauważył, że zmierzają do trzech punktów na gra-
nicy polskiej i znowu trafnie przewidział, że półki polskie
nie ^vstrzymają jednocześnie trzech dywizyj nieprzyjaciel-
skich, „z których każda tak mocną była, jak wojsko pol-
skie całe." Więc już od stycznia 1792 słał do Warszawy
sztafetami to jest przez gońców pocztowych zawiadomienia
i rady: ale bez skutku. W Komisyi Wojskowej rządzili
przeważnie cywilni ziemianie, mało z wojskowością obezna-
ni; do układania planu wojny wzywali oni jenerałów, ale
tak umiejętnego i gorliwego, jak był Kościuszko, nie mieli:
więc nie zaradzili rozsypaniu wojsk Koronnego, i Wielkie-
go Księstwa Litewskiego na drobne dywizye i nie poczy-
nili wczas przygotowań wojennych. A liczba obu armij
Koronnej i Litewskiej była doprowadzona zaledw^o do
57.000; dowództwo nad dywizyami sprawowali czterej jene-
rałowie lejtenanci; komendę zaś naczelną nad nimi wszyst-
^ _ kimi miał za zgodą sejmu król Stanisław August, któr}^
umiał strzelać tylko do zwierzyny na polowaniu, a wojen-
nego prochu nigdy nie wąchał. Znał się na urządzaniu
widowisk i, gdy zbliżała się rocznica Trzeciego Maja, za-
mierzył obchodzić ją świetnie nabożeństwem w kościele Ś-go
Krzyża, procesyą za miasto pod pałac Łazienkowski i po-
łożeniem kamienia węgielnego pod kościół Opatrzności pa-
miątkowy. Na ten obchód zatrzymał on jenerałów-lejte-
84
nantów komenderujących nie dla czego innego, jak dla
warzyszenia swojej osobie w procesyi.
Tymczasem wojska rosyjskie stały już wielkiem półk<
lem przy samej granicy w liczbie ogólnej 96.000 pod ko-|
mendą dwuch wodzów: Kreczetnikowa, który miał prowa-
dzić 32.000 trzema drogami do W. Księstwa Litewskieg^o^]
i Kachowskiego, który 64 -ma tysiącami czterema drog-ami
od strony południowej i wschodniej obowiązany był oto-
czyć, obsaczyć i zabrać do niewoli dywizye nasze koron-
ne, Imperatorowa Katarzyna kazała im rozpocząć prze-
chodzenie przez granicę d. 18 maja 1792 i tegoż samegi-o
dnia jej poseł, Bułhakow, podał w Warszawie ministrowie
podkanclerzemu litewskiemu Joachimowi Chreptowiczowi, Avy-
powiedzenie wojny.
Sejm wydał wtedy odezwy do narodu o zapłaceniu
podatków powiększonych i składaniu datków dobrowolnych
do skarbon, nakazał doprowadzenie wojska do stu tysięcy
oraz przyjmowanie ochotników i zabieranie żołnierzy na-
dwornych od magnatów, zdał na króla Stanisława Augusta
wszystkie sprawy wojenne, odbył ostatnie sw^oje posiedzenie
d. 29 maja, obradując aż do godziny 4-ej zrana 30-^0
maja, i odroczył się do czasu, kiedy marszałkowie sejmowi
uznają potrzebę powołania senatorów i posłów napowrót
do Warszawy.
Wszystko to było spóźnione i nietrafne. Wszak pojr^
datki i rekruta będzie zabierał nieprzyjaciel ze wszystkich
okolic, jakie zajmie, a król nie wojenny i wcale nie boha-
terski będzie wysyłał do jenerałów niedorzeczne rozkazy.
Jakoż nie zagrzewał ich do walczenia o zwycięztwo, lecz
nakazywał im wciąż rejteradę, czyli cofanie się od granic
do środka kraju, żeby on sam mógł siedzieć bezpiecznie
w swoich pokojach złocistych i jadać smaczne objady, przy-r
rządzane przez sławnego kucharza Tremo. Co gorsza, nie
85
^vvyprawił z Warszawy posła rosyjskiego Bułhakowa i nie prze-
szkadzał mu w wysyłaniu lub odbieraniu listów, tak że wo-
dzowie rosyjscy mog^li za jego pośrednictwem odbierać po-
trzebne Im wiadomości.
Całej wojny opowiadać tu nie będziemy, bo pilnować
powinniśmy tylko działań Kościuszki.
Obydwie dywizye, Bracławska i Kijowska, które przez
^imę zostawały pod jego komendą, liczyły tylko 1 7.086
głów. Oddał je wraz z pieniędzmi i papierami księciu Jó-
-zefowi Poniatowskiemu, po powrocie jego z Warszawy d. 1 3
maja; pojechał do swojej brygady, liczącej tylko 3097 głów,
a. rozkwaterowanej po wsiach na pograniczu wołyńsko-kijow-
skiem. Przysłano mu rozkazy względem zebrania jej do je-
dnego obozu zaledwo 17 i 18 maja, a pieniądze potrzebne,
300 dukatów, przywiózł mu oficer 21 maja. Kościuszko po-
jechał do Żytomierza dla umówienia się z urzędnikami Ko-
misyi Cywilno- Wojskowej, dokąd mają wysyłać żywność dla
ludzi i koni, wysłał dwuch najrozsądniejszych swoich ofice-
rów, porucznika Kniaziewicza i podporucznika Fiszera, na
oglądanie dogodnych miejscowości i gdy wrócili do niego
z raportem, kazał 2 2 maja wytykać obóz w Klinie między
rzeczkami Kicanką i Hujwą, o 2 mile od Berdyczowa. Ale
zabrakło już czasu, bo tegoż dnia o godzinie i-ej po południu
Rosyanie w największej cichości, zwinąwszy w momencie
obóz przed Wasilkowem, odbili rogatkę graniczną przy wsi
Motowidłówce i wysłali na stronę polską majora z tręba-
czem. Rotmistrz Żychliński od pułku 5 -go, widząc to, ufor-
mował swoich 50 ludzi przed rogatką i wysłał naprzeciwko
nim swojego trębacza, pytając śię: co za wojsko i za czyjem
przyzwoleniem wkracza? Na co major rosyjski oddał ma-
nifest, od Bułhakowa podpisany, a Żychliński, przeczytaw-
szy, usunął się ze swoją komendą i ruszył do Białocerkwi.
Kościuszko otrzymał o tem raport od półkownika Piotrów-
86
skiego o 7-ej rano d. 23 maja i zaraz wysłał gońca
Poniatowskiego.
Miał takich doniesień książę Józef po kilka cociziennie
od wszystkich swoich komend, które od granicy uchodzić
musiały ze stratami przed nawałą nieprzyjaciela. Zrozumiał,
że podzielonemi siłami walczyć nie można: więc kazał
wszystkim jenerałom -majorom iść na spotkanie z nim sa-
mym. Nie przyjął wszakże rady, nadesłanej przez Koś-
ciuszkę, że „trzebaby nam jedną najprzód zbić kolumnę
nieprzyjacielską, nim się wszystkie złączą." Odpow^iedział,
źe nie ma jeszcze dość wojsk odwodowych i dla tego teraz
nacierania przedsięwziąć nie może.
Kościuszko zebrał całą swoją brygadę wieczorem 25
maja pod Pohreby szczam i, ale, dowiedziawszy się, że ten
rosyjski korpus Lewanidowa składa się z 12-tu tysięcy lu-
dzi i że od południa nadchodzi drugi korpus Derfeldena,
ruszył zaraz dalej. Maszerował całą noc i cały dzień. Da-
wał wypoczynek trzy razy i dla tego „marudnych nie miał."'
Wysłani przodem Kniaziewicz i Fiszer wytknęli zawczasu
obóz pod Przyłuką, ale zatrzymać się i tu nie było można,
ponieważ przybiegł goniec od księcia Józefa z rozkazem
dalszego marszu. Pod Ulanowem nastąpiło nareszcie połącze-
nie wszystkich sił i wojsko wypoczywało przez cały dzień 28
maja, a potem doszło do Lubaru, gdzie obozowało na rozle-
głej równinie przez dwa tygodnie (patrz na mapie Polski).
Książę Józef Poniatowski był młodym, 29-letnim, pię-
knym, odważnym i szlachetnym człowiekiem, ale dużo mu
brakow^ało, żeby dobrym być wodzem. Służąc poprzednia
w armii austryackiej, widział początek wojny tureckiej nie-
szczęśliwy i przy pierwszym szturmie do twierdzy nadgra-
nicznej Sabaczu, d. 24 kwietnia 1788 r., otrzymał tak cię-
żką ranę w udo, że musiał długo leżeć w szpitalu. W na-
.-grodę okazanej waleczności dostał od cesarza Józefa II ran-
gę półkownika, ale całego pólku nie miał pod swoją ko- ^
87
inendą, kiedy na wezwanie Stryja swego, Stanisława Au-
gusta, przeniósł się do wojska polskiego i odrazu miano-
wany został jenerałem. Teraz wypadło mu potykać się.
z prawdziwymi i doświadczeńszymi jenerałami armii rosyj-
skiej, którzy o cztery lata dłużej od niego wojowali z Tur-
kami i zYiycięźali, którzy mieli przepisany plan i cel obro-
tów wojennych, którzy prowadzili półki dobrze uporządko-
wane i zwycięstwami upojone. Marnując czas pod Luba-
rem, pisał książę Józef otwarcie do króla: „Dokąd się obró-
cić? Nie wiem". Król jeszcze bardziej nie w^iedział. Mo-
źnaby, zdaje się, pytać o zdanie i słuchać rad Kościuszki,
ale książę Józef był za wielkim panem, żeby się poufalić
z drobnym szlachcicem, a miał milszego przyjaciela, współ-
towarzysza ze służby austryackiej, Michała Wielhorskiego.
Dostrzegł on wreszcie, że wódz rosyjski chce obejść
go z dwuch stron i odciąć od miasta Połonnego, w któ-
rem przygotowane były ogromne magazyny żywności i obro-
ków; więc pośpiesznie zwinął obozy i cofać się zaczął. Prze-
szedł pomyślnie dzięki Kościuszce, który zabawił Lewani-
dową pod Czartoryją zręcznymi manewrami. Ale tabor,
idący pod osłoną brygady Wielhorskiego, napadnięty przez
trzech jenerałów rosyjskich w przejściu przez bagno pod
Boruszkowcami, stracił 7 armat, kasę półku 13 -go piecho-
ty, 200 żołnierzy szeregowych i 9 oficerów zabitych (15
czerwca). Po uciążliwym i długim marszu weszło już ra-
zem wojsko polskie do Połonnego, ale nie mogło tu pozo-
stać, ponieważ rozpoczęte a nie wykończone roboty forteczne
nie dawały mu osłony. Książę Józef nakazał dalszą rejte-
radę, nie zdążywszy wywieźć żywności z magazynów. Ko-
ściuszko z komendą swoją, powiększoną do 5,000 ludzi,
szedł zwykle z tyłu, zawsze gotów odpierać następującego
nieprzyjaciela. Zaszła pomyślniejsza dla Polaków bitiva pod
Zieleńcami (18 czerwca). Usłyszawszy strzały armatnie
Kościuszko ,,czynił największy pośpiech", . ale zbliżył się do
90
pola bitwy, kiedy rosyjski jenerał Morkow już uchodził
Wziąć go do niewoli nie udało się, ponieważ nie podobna]
było przejść przez błoto po groblach, ostrzeliwanych przez
jego 1 6 armat.' Poniatowski zaś nie ścigał, lecz o godzinie
6-ej wieczorem ruszył w przeciw^ną stronę, pod Zasław,
gdzie połączył się z jenerałem lejtenantem księciem Lubo-
mirskim Michałem, mającym pod swymi rozkazami ci^rwi-
zyę wołyńską 4,635. głów liczącą. Zwiększone wojsko pol-
skie wypoczęło, potem zajęło dobrą pozycyę pod Ostro-
giem. Tu Poniatowski ozdobił piersi Kościuszki, Wielhor-
skiego, Mokronowskiego, podpółkowników Grochowski eg^o
i Haumana, tudzież majora Łaźnińskiego orderami Walecz-
* ności Wojskowej (Virtuti Mili tar i), nadesłanymi od
Króla.
Byłto order nowy, w kształcie krzyża pięknie wyro-
biony podług wzoru, obmyślonego przez samego Stanisła-
wa Augusta, ale też był jedyną i ostatnią pamiątką jeg-o
wojennych pomysłów. Daremnie bowiem oczekiwało wojsko
przybycia jego do obozu; daremnie wyznaczeni przez Ko-
misyę Wojskową oficerow^ie werbowali nowe półki i bata-
liony ochotników; daremnie zbierała się szlachta w kilku
województwach, żeby gotować pospolite ruszenie; daremnie
mieszczanie warszawscy chodzili na wartę, żeby zastąpić
żołnierzy potrzebnych do służby polowej: tchórzliwy i roz-
pieszczony Stanisław August napisał 22 czerwca list do im-
peratorowej Katarzyny, a do księcia Józefa wysłał rozkaz
układania się z wodzem rosyjskim Kachowskim o zawie-
szenie broni na miesiąc, to jest do czasu ^otrzymania odpo-
wiedzi od imperatorowej.
Ale Kachowskij odmówił układów i przyszedł pod m.
Ostróg, żeby natrzeć na niego 25 czerwca wieczorem.
Opanował dwa mosty, lecz trzeciego zdobyć nie mógł, po-
nieważ artylerya polska silnie prażyła i zmiatała jego pie-
chotę. Nazajutrz tedy urządzał silne baterye z 54 armat
91
i sz3^kował wojska swoje do obejścia linii polskiej z boku^
IKsiąźę Józet w^ytrzymał do godziny 12 -tej w nocy; potem
-Zgromadził wszystkich jenerałów na radę wojenną, która,
zdecydowała retyradę z powodu braku ładunków do armat:
i żywności dla ludzi. O 2-ej zrana 27 czerwca wojsko ru-
szyło drogą na Dubno. Kościuszko nie miał udziału anŁ«
w potyczkach, ani w radzie w^ojennej, ponieważ był posta-^
wiony o milę od Ostroga, pod Korowcem, i złączył się
z księciem Józefem już w marszu. On nie doznawał nie-
dostatku, owszem zapewniał, że „wsie naokoło były napeł-^
nione chlebem, mąką, sianem i owsem". Szedł teraz w stras-
zy przedniej, potem znów z tyłu, odpierając nieprzyjaciela,.
Książę Józef zaświadczył w raporcie z dnia 29 czerwca, że
„ten jenerał był bardzo użyteczny nietylko przez swoje
męstwo, ale i przez szczególną roztropność".
Pod Dubnem zatrzymało się wojsko przez kilka dni'
dla zaopatrzenia się w proch, kule, sukno i żywność, ale
magazyny były ile urządzone i podwód brakowało: wi^c
niewiele zdołano wywieźć. Nie czekając na Rosyan, ksią-
żę Józef zarządził maszerow^anie do rzeki Buga, która miała
stać się główną linią obronną, ponieważ rozłożyło się na
lewym jej brzegu wojsko litewskie 13,500 głów pod ko-
mendą Michała Zabiełły i zbliżyła się ku niemu wysłana z pod
Warszawy dywizya jenerał-lejtenanta Byszewskiego, licząca
prawie 6 tysięcy (5824) ludzi.
Przejście przez most pod Bindugą odbyło się dnia
8-go lipca pomyślnie — znowu dzięki zarządzeniom Ko-
ściuszki,
Nie pochwalał on planu ułożonego w ten sposób, że
wojsko koronne miało rozciągnąć się od Dubienki aż do-
Opalina dla zetknięcia się z wojskiem litewskim. „Ośm mil
bronić rzeki wszędzie przechodniej dla małej wody była
rzecz niepodobna 15-tu tysiącami ludzi do boju (gotowy-
, mi) przeciw wojsku więcej jak 40,000 liczącemu". Ale nie
S2
powinno było podpadać żadnej wątpliwości to, że najsilniej'
uderzy nieprzyjaciel na dywizyę Kościuszki, żeby zaj^ć tył
-armii polskiej i ogarnąć ją w koło. Trzeba było \v tera
miejscu, pod Dubienką (patrz na mapie N-r 8, str. 88 i 8g)
największą część wojska skupić, a inne półki ustawiać
Av odległości niewielkiej, iżby mogły pośpieszyć na pomoc.
Książę Józef uwag tych nie usłuchał i swoją główną kwa-
terę założył w Swirżu o półtrzeciej mili od Dubienki, po-
-siłków nie przygotował i nie powiększył dywizyi Kości u-
--szki, która liczyła już mało co ponad 4 tysiące, a daleko
tiie dociągała do 5-ciu tysięcy żołnierza. Polecił mu
AYSzakże pilnować przeprawy, spaliwszy znajdujący się
tam most na Bugu i zarządziwszy usypanie kilku szariców
ma brzegu.
Rzeczywiście Kachowskij skierował dwa największe
:swe korpusy na Dubienkę, a dalszemi drogami wysłał Xor-
tnasowa na Dorohusk i Lewanidowa przez Polesie na
Opalin.
Kościuszko, zbadawszy gruntownie położenie miejsca,
Tiznał niemożliwość przeszkadzania przeprawie, poniewai'
AV przypadku cofania się miałby jedną tylko groblę do
przejścia, którą nieprzyjaciel mógł strychować z wystawio-
nych na swoim brzegu armat. Obrał więc pozycyę o pół mili
AYStecz między wsią Uchanką i granicą austryack^, umo-
cnił ją bateryami i fleszami, czyli szańcami, zatoczył szczu-
płą swą artyleryę (2 działa 1 2-funtowe, 6 dział ó-funtowych
i 2 haubice), ustawił umiejętnie swoje 4 tysiące głów we
<iwie linie i nie ruszył się z placu, gdy Kachowskij prze-
prawiał się w dwu miejscach pod Kładniowem, o pół-mili
powyżej Dubienki, z „wielkiem hukiem armat", d. 1 7 lipca.
Dopiero nazajutrz, 18 lipca o godzinie 5 po południu, ba-
terye polskie rozpoczęły żwawą strzelaninę przeciwko zbli*
:źającym się kolumnom Sałtykow^ i Pustowałowa; ale nie-
przyjaciel wystawił wkrótce trzy potężniejsze baterye: o ^0,
95
o 12, o 24 działach polowych (razem 56) i poparł natarcier
batalionów całymi półkami. Wyprowadził cały korpus^
jener^ła-lejtenanta Dunina i połowę korpusu jenerała-łejte-
nanta Kutuzowa, występujące w sile 19,000 żołnierza. Ko-
ściuszko zauważył, że konnica rosyjska przedziera się przer
las austryacki, a zatem zagraża mu oskrzydleniem. Po-
siłków nie otrzymał od księcia Józefa: więc kazał wywo-
zić działa swoje z bateryi. W teni na czele półku Eli-
zawetgradzkiego strzelców konnych wypadł z lasu walecz-
ny półkownik Palembach: szarżował trzy razy i padł za-
bity. Jegry wdzierali się na trzy rozbrojone szańce, lec^
rozproszył ich szarżą jazdy brygadyer Wielowiejski. Ten-
odznaczył się nietylko walecznością, ale i przezornością^.
\>o jego kawalerzyści mieli przy siodłach postronki, więc
podprzęgli swoje konie na miejsce postrzelanych artylerycz-
nych i uratowali działa, oprócz jednej haubicy zepsu^
tej i dwuch armat w błocie zagrzęzłych. Zhańbiła się
ucieczką tylko kawalerya narodowa Biernackiego, która na-
wet wcale udziału w bitwie nie miała; świetnie zaś popisał
się Kniaziewicz ze swoim batalionem Fizylierów, uformo-
wanym w czworogran, bo na przestrzeni wiorst 12 -tu aż:
do wsi Roztoki osłaniał odwrót, odpierając ponawiane pa
kilkakroć natarcia.
Książę Poniatowski cofnął się przed mniejszą, 9-ty-r
sieczną Siłą Tormasowa (połową korpusu Kutuzowa) i od-
wołał dywizyę Wielhorskiego z drogi, do której zmierzał
Lewanidow. Plan obrony Bugu był tedy zupełnie chybio-
ny. Połączenie ustępujących oddziałów nastąpiło dopiera
w Piaskach pod Lublinem (nie dochodząc 3 mile do tego
miasta).
Kachowskij przeniósł swój namiot pod wieś Uchankę^
żeby nocować na zdobytej pozycyi i rozpisywał się szeroka
o zwycięztwie swojem.
ł Mimo to rozniosło się natychmiast imię Kościuszki
1)4
w kraju i za granicą jako dzielnego, umiejętnego, wladają-
•cego eercami żołnierzy jenerała. O zaciętości boju świad-
czyła ogromna liczba poległych, 900 ludzi, a więc piąta
część, przy małej liczbie jeńca (91 ludzi wedle lachow-
skiego). Odwrót porządnie wykonany, bez zamieszania
i strat, przy tak wielkiej różnicy sił bojowych, zaćmiewał
sławę zwycięzcy. Stanisław August chlubił się „naszym
wyśmienitym Kościuszką", awansował go na jenerał-lejte-
tan^a i dał mu szefostwo półku 4 -go Buławy Polnej. Dla
ubogiego dziedzica Siechnowicz 40.000 złł. rocznej płacy
równało się wygranej wielkiego losu; pamiętnym móg-ł się
stać dla niego dzień 6 sierpnia, kiedy mu wyliczono odra-
zu one płace za kwartał czerwcowy 13.796 razem z pie-
niędzmi stołowemi i furażowemi na 26 koni.
Atoli jedną tylko tę ratę pobrał Kościuszko, bo na-
stępnych wyrzekł się dobrowolnie pod wrażeniem bolesnych
dla jego serca wypadków.
Grdy połączone znów trzy dywizye armii koronnej
obozowały w pobliżu Puław, oczekując na ukończenie mo-
stu, żeby przejść za Wisłę, gruchnęła wieść, że król Sta-
nisław August zakończył wojnę i przystąpił do konfedera-
tów Targowickich, którzy, jadąc z tyłu za wojskami rosyj-
skiemi, ustanawiali sw^oich urzędników, a zakazywali posłu-
szeństwa rządowi z dnia Trzeciego Maja. Poruszył się cały
obóz. Oficerowie zaniepokojeni, oburzeni, zbiegli się tłumnie
do wodza swojego i zaklinali go, aby dalej wojował, oai
zaś jemu tylko posłuszni będą. Książę Józef oburzył się
również i natychmiast napisał „wspólnie z towarzyszami'*
raport do swego stryja z przestrogą, że ^.podłość zniżenia
się aż do zdrajców ojczyzny byłaby grobem naszym". Z ra-
portem tym wyprawił do Warszawy przyjaciół swoich, je-
nerała Wielhorskiego i brygadyera Mokronoskiego, żeby
starali się odwieść króla od hańby, grożąc buntem wojska.
W drodze atoli rozminął się z nimi goniec, wiozący po-
95
:wier<izenie okropnej wieści i rozkaz natychmiastowego za-
niechania kroków wojennych. Bo spodlony do szpiku ko-
ści ten nieszczęsny i niegodny ostatni król polski, otrzy-
mawszy d. 23 lipca odpowiedz od imperatorowej Katarzy-
ny taką, jakiej spodziewać się należało, zawiadomił zaraz
posła jej Bułhakowa, że do Konfederacyi Targowickiej
przystąpi, i zapytywał nawet, czy się podobają słowa, w ja-
kich to przystąpienie swoje (czyli akces) wyrazić na piśmie
zamierza. Nazajutrz zebrał ministrów, marszałków sejmo-
wych i dwuch braci swoich na radę; nakłamał przód nimi,
że niema pieniędzy i prochu i że idą na Polaków wojska
pruskie, wmawiał, że ocali kraj uległością względem żądań
imperatorowej: tym sposobem uzyskał większość 8 głosów
przeciw 4-em, zezwalającą na akces czyli przystąpienie.
Więc podpisał niezwłocznie 24 lipca. Wielhorski i Mo-
kronoski przybyli po tem wszyStkiem i nic wskórać nie
mogli. Dowiedzieli . się tylko, że marszałkowie sejmowi
i niektórzy ministrowie, co głosowali z większością, wyje-
chali z Warszawy, opuszczając kraj i dążąc za granicę.
Stanisław August obełgiwał też Wielhorskiego, i Mokrono-
skiego w najczulszych wyrazach, ze Szlochaniem, zaklinał
ich z padaniem na kolana, aby .uśmierzyli wojsko, a księ-
ciu Józefowi, którego nazywał kochanym Pepi, przypominał
i obiecywał swoje dobrodziejstwa, zapowiadał, że nie prze-
żyje niewdzięczności jego.
Uśmierzył też wojsko książę Józef, nie śmiąc prowa-
dzić vvojny na własną odpowiedzialność, wbrew woli króla,
a bez rozkazu od sejmu lub chociażby od marszałków
sejmowych, ale razem z 220 oficerami wysłał prośbę o dy-
misyę, czyli uwolnienie ze służby. Wówczas też Kościusz-
ko podyktował i podpisał następującą „notę" do Najjaśniej-
szego Pana: „Gdy zmiana okoliczności krajowych byłaby
przeciwną pierwiastkowej mojej przysiędze i wewnętrznemu
I przekonaniu, mam honor przeto upraszać Waszą Królewską
96
Mość o łaskawe podpisanie mi dymisyi. Dan w obozie
pod Sieciechowem d. 30 Julii 1792".
Wojsko koronne znajdowało się już na drugim brzegfii
Wisły, przeszedłszy po moście, ustawionym przez półko-
wnika inżenieryi Sierakowskiego pod Puław^ami. Kościusz-
ko bywał w owych dniach u księstwa Czartoryskich, którzy
go przyjmowali serdecznie. Gdy następnie przyjechał do
Warszawy, przyjął jeszcze od króla przepisy o rozesłaniu
wojsk na kwatery, jeździł do Koziennic (8 i 9 sierpnia)
i do Radomia (12 sierpnia) dla wydania odpowiednich za-
rządzeń, wezwał Wielowiejskiego do objęcia komendy, po-
czem przesłał prośbę o urlop na 6 miesięcy i powrócił do
Warszawy. Tu ze zmartwienia zachorował na żółtaczkę.
Mieszkał w pałacu Błękitnym Czartoryskich. Obawiając się,
aby chociaż ubocznie nie przyłożyć się do nieszczęścia kra-
jow^ego", przyglądał się uważnie czynności nowego rządu:
ale przekonał się, że nic dobrego dla kraju spodziewać się
nie można: więc postanowił ostatecznie wziąć dymisyę i wy-
jechać za granicę.
Napisał wówczas do Czartoryskiej: „Niech księżna
będzie przekonaną o mojem sercu, umyśle, obywatelstwie^
o przywiązaniu i wdzięczności dla niej. Wierny byłem
Ojczyźnie, biłem się za nią i sto razy (na) śmierć bym po-
świecił (się) dla niej. już, zdaje się, koniec usług moicK
dla niej przychodzi: może ta sukienka (mundur wojskowy),
którą noszę, cechą hańby będzie. Zrzucę zawczasu j^
i pałasz złożę w grobie do dalszych czasów pomyślniej- "^
szych, a sam, utyskując na los, schronię się od świata
złośliwego i niecnothwego".
Odesłał do Estkowej swoje konie, rzeczy i papiery,,
przypuszczając, że może zimą powrócić, albo prędzej;
w miesiąc potem, wyzdrowiawszy już, czułym listem po-
żegnał kochaną siostrę Annę, gospodynię swoją Zuzannę
i Faustyna, gospodarującego w Siechnowiczach, wszystkie
97
zaś swoje rachunki załatwił zrzeczeniem się dziedzictwa
Siechnowicz na rzecz Estkowej i jej synów „pod warunkiem
jednak: aby Zuzannę i Faustyna aż do śmierci z wygodą
zachować, ażeby gospodarze w całej wsi z każdego domu
nie robili więcej jak tylko dwa dni męzkiej pańszczyzny,
zaś kobiecej wcale nie. Żeby w inszym kraju, gdzieby
mógł rząd zabezpieczyć wolę moją, zapewniebym wolnym
ich uczynił, ale w tym potrzeba to zrobić, co można pe-
wnie, ażeby można ulżyć ludzkości cokolwiek... Kłaniam
i Stanisławowi, twemu synowi; niech dzieciom dobrą da
,edukacyę republikancką z cnotami sprawiedliwości, uczci-
wości i honoru".
Wyjechał 20 października, mając około i.ooo duka-
tów całego fundusza O tyle jednak był teraz bogatszym,
wjiiż przed 8-u laty, że zyskał sławę w bojach nabytą i wiel-
Iki szacunek u ludzi wszystkich stronnictw i stanowisk, za-
' równo w pańskich pałacach, jak w chłopskiej chacie i w żoł-
nierskim namiocie, zarówno Ignacego, jak Szczęsnego Po-
Ntockich. Doszła go też wiadomość, że w Paryżu Zgroma-
[ dżenie Prawodawcze, czyli sejm francuski, uchwałą z d. 26
sierpnia 1792, nadało mu „tytuł obywatela Francyi".
ROZDZIAŁ 8-my.
Trzecia wędrówka za granicą.
Po wyjeździe z Warszawy Kościuszko spędził jesz-
cze parę miesięcy w Galicyi, a więc na ziemi polskiej, cho-
ciaż zabranej przez Austryaków, wśród serc życzliwych:
w Sieniawie, Lwowie i Zamościu.
•W dniu imienin jego, 28 października, księżna Czar-
Kościuszko. 7
^ -^^
98
toryska urządziła mu wzruszające powinszowanie: kazała
przywieźć gałęzi z dębów, sadzonycłi ręką króla Jana III
w Wysocku; córki: Marya księżna Wirtemberska i Zofia,
późniejsza Zamoyska, podały mu wieniec razem z jakimiś
„wierszami"; przy obiedzie wszystkie damy były ubrane
w bieli i wstążkach błękitnych z czarnem; potea^ wszyscy
się wzięli za ręce i śpiewali drugie wiersze, Morskiego.
Z Sieniawy księżna urządziła wycieczkę do Lwowa, do
której należeli: Kościuszko, pani Mierowa, Rzewuski i Szy-
manowski, Przedstawiał się Kościuszko Austryakom: g*u-
bernatorowi, hrabiemu Brigido, i komenderującemu jene-
rałowi (Wurmserowi?) i odwiedzał wiele polskich domów,
ale przedewszystkiem Kossakowską z Potockich, kasztela-
nową kamieńską, która chciała mu darować na przyszły
Ś-ty Jan dobra, przynoszące rocznie 20.000 złł. intraty. Pi-
\ sano o tern w dziennikach. Kościuszko nie przyjął tego I
daru. Skończyło się na tem, że Kossakowska dała mu las- '
kę na pamiątkę: Inni panowie zapraszali go na uczty dla
okazania swego szacunku. J
Nie podobało się to policyi austryackiej, a jeszcze
bardziej chodzenie tłumów za nim, jak tylko pokazał się na^
ulicy. Jako człowiek skromny on sam chciał uniknąć ta-
kich objawów^ czci dla sw^ej osoby: więc 17 listopada wy
jechał do Zamościa.
Mieszkała tam wdowa po zmarłym niedawno zacnym
kanclerzu Jędrzeju Zamoyskim, hrabina Konstancya z książąt
I Czartoryskich; przyjęła go ona z serdeczną życzliwością, a sy-
nowie, Aleksander i Stanisław, oraz córka Anna, późniejsza
księżna Aleksandrowa Sapieżyna, powzięli^ gorące uwielbienie
dla „jenerała filozofa", który ,jSłużył sprawie ludzkości uci-
śnionej'', pociągał wszystkich ku sobie skromnością i pro-
stotą, ukrywając głębokie swoje wiadomości, a znał „jedną
tylko namiętność": — miłość Ojczyzny. Nieraz odzywał się
z ubolewaniem: „Czemuż Bóstwo nie pozwoliło ^ człowiekowi
99
umierać za Ojczyznę dwa razy?" Ale ten miły pobyt w Za-
mościu trwał tylko przez jeden tydzień, albowiem 5 grudnia
przyszedł rozkaz od komenderującego w Galicji jenerała
Wurmsera, że Kościuszko ma opuścić kraje cesarskie w cią-
j^u 24-ch godzin pod dozorem oficera. Napisał też zaraz:
„Jutro wyjeżdżam z Zamościa, utrącając łaskawą gospo-
dynię (kanclerzy nę) i kompanię miłą.'* .,Udetermino wałem
sie jechać za granicę... do Lipska, a stamtąd nie wiem gdzie?
ISIoże do Anglii... Żal mi rzucić kochaną Polskę, przyja-
ciół i (tyle) serc dla mnie łaskawych".
Wjechawszy w kraj polski, musiał wystrzegać się spo-
tkania z oddziałami wojska rosyjskiego, ponieważ otrzymał
ostrzeżenie życzliwe, że mają rozkaz schwytać go. Przybył
jednak pomyślnie do Krakowa, bawił tu dni kilka, pisał do
księżny Czartoryskiej 12 -go i 13 -go grudnia pod przybra-
nem nazwiskiem „T. Bieda"; ostatnią noc spędził bezsennie
^1 na smutnych rozmyślaniach: więc ze zbolałem sercem pusz-
ta czał się znów, po raz trzeci, na wędrówkę po obcych kra-
jach. W dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia 1792 r.
przyjechał do Lipska.
■1
'\
W Lipsku i Dreźnie, miastach niemieckich, saskich, na-
leżących do Fryderyka Augusta, któremu Sejm Wielki,
ofiarował koronę polską (obacz ^str. 79), zamieszkali Igna-
cy Potocki, Hugo Kołłątaj, twórcy Ustawy Rządowej Trze-
ciego Maja, i wiele innych osób, które tej Ustawy broniły,
a po 24- m lipca wyjechały z Polski, żeby uchronić się od
zemsty imperatorowej Katarzyny i konfederatów Targowi-
czan. Tu nadchodziły częste a coraz okropniejsze wiado-
mości o niszczeniu wojska narodowego, skarbu, czasopism
najlepszych i o prześladowaniach rozmaitych, nakazywanych
przez Szczęsnego Potockiego, Ksawerego Branickiego, Szy-
&
100
1
mona Kossakowskiego, o panowaniu jenerałów rosyjskich,
o gotującym się powtórnym podziale Polski między Ro-
syan i Prusaków. Z drugiej zaś strony, od Zachodu,
z Francyi, dowiadywali się wychodźcy polscy o Rewolucyi
czyli o przewrocie dawnych jej urządzeń, o wtrąceniu króla
francuskiego Ludwika Szesnastego z żoną, dzieómi i siostrą
do więzienia, o wojnie, wydanej przez cesarza austryackie-
go i przez króla pruskiego w obronie owych więiniów
i o porażkach,' zadanych im przez Francuzów. Dnia 21
września 1792 sejm francuski, zwany Konwencyą Narodo-
wą, zniósł całkiem tron odwieczny królów swoich i ustano-
wił Rzeczpospolitą bezkrólewską, a d. 6 listopada wódz na-
czelny jej wojsk Dumouriez (wymawiaj: Diumuriee) pobił
Austryaków, wkroczył do ich kraju niderlandzkiego, zwa-
nego też Belgią, i zajmował miasta jedno po drugiem, za-
powiadając mieszkańcom, że Francuzi są ich przyjaciółmi
braćmi, że ich wyzwalają z pod panowania cesarskiego, że
pragną widzieć wolnym cały naród belgijski. Bo też sejm
francuski poprzedni (zwany Zgromadzeniem Prawodawczem)
ogłosił uchwałą z d. 26 sierpnia braterstwo wszystkich lu-
dów, lecz królom ogłaszał wojnę, jako ciemięzcom i wro-
gom wolności.
Imperatorowa Katarzyna znienawidziła za to Francyę.
Ponieważ w Warszawie przebywał poseł francuski: więc ka-
zała Targowiczanom, żeby go wypędzili. Jakoż 1 1 pai-
dziemika 1792 poseł ten (Descorches, wymawiaj: Dekorsz)
musiał, wyjechać ze swymi urzędnikami i służbą. Rozgnie-
wany, oburzony obrócił drogę swoją na Lipsk, rozmówił -
się tam z Ignacym Potockim i Kołłątajem, zapewnił, że
rząd francuski nie uzna Konfederacyi Targowickiej i po
przyjeździe do Paryża namówił ministra do rozpoczęcia
z nimi układów o pomoc wzajemną. Naradzali się oni
właśnie: kogo i z czem wyprawić na te układy, kiedy przy-
jechał Kościuszko. Ten chętnie podjął się poselstwa, spo-
101
d ziewając się, że dobrze będzie przyjęty, gdy sejm francuski
niedawno nadał mu godność obywatela honorowego. Wy-
jechał tedy z Lipska w połowie stycznia 1793 i stan^
w Paryxu w połowie lutego z pismem zapęwniającem, że Po-
lacy powstaną i wojnę rozpoczną na nowo, jeżeli Francya
pożyczy im 30 milionów złotych na zastaw dóbr królew-
skich i jeżeli poduszczy przeciwko Rosyanom sąsiadów ich
Szwedów i Turków.
Tymczasem w Pazyźu Konwencya Narodowa (czyli
sejm) osądziła swego byłego króla Ludwika na karę śmier-
ci i dnia 21 stycznia 1793 r. odbyła się okropna egzeku-
cya na placu przed ogrodem pałacowym: przy huku bę-
bnów, kaci przywiązali dostojnego skazańca do deski, a cię-
żkie i ostre żelazo, osadzone między dwoma wysokiemi słu-
pami, spadając szybko za pociągnięciem sznura, zwane gi-
lotyną, ucięło mu głowę. Widziały to tłum)'' ludu i sze-
regi wojska, ustawione przy wylotach wszystkich ulic.
Gdy opowiadania i opisy rozniosły się po Fraftcyi i po
krajach zagranicznych, wybuchło oburzenie na „królobój-
ców". Monarchowie jeden po drugim przysyłali wypowie-
dzenie wojny; w kilku miastach i wielu wsiach francuskich
wypowiadano posłuszeństwo Konwencyi Narodowej i ogła-
szano królem 8-letniego królewicza Ludwika Siedemnaste-
go; jenerał Dumouriez zaczął zmawiać się z Austryakami,
żeby Konwćncyę rozpędzie, ale ogłoszony zdrajcą i zagro-
żony wystrzałami od własnych żołnierzy, uciekł za granicę;
w samej Konwencyi rozźarli się straszną nienawiścią posło-
wie, zasiadający na górnych ławkach i dla tego zwani Górą,
do umiarkowańszych Żyrondystów, którzy pragnęli brater-
''twa ludów a potępiali gwałt i morderstwo.
Kościuszko trafił na taki straszny czas powszechnego
•Yzburzenia, wpadł niby do kotła z ukropem. Francuzi
myśleli już wszyscy nie o wyzwoleniu innych ludów, lecz
o własnym ratunku, o zwyciężaniu t}'lu nieprzyjaciół. Zna-
102
czniejsi z Źyrondystów, gdy im przedstawiano Kościuszkę,
żądali, żeby on wstąpił do wojska francuskiego; potem ga-
dali o sprzymierzeniu Turków i Szwedów z Polakami, ale
zrobić tego nie mogli; milionów nie pożyczyli, a 2 czerwca
zostali wtrąceni do więzienia przez Górnych swoich wrog^ów,
którzy potrafili sprowadzić pod salę Konwencyi tysiąc hoły-
szów, uzbrojonych pikami, flintami, armatami i wygrażają-
cych zuchwale śmiercią całemu sejmowi, jeśli nie wyda oskar-
żonych. Uwięziony został i ów minister (Lebrun), który żą-
dał od Polaków poselstwa. Domyśleć się łatwo było, że na
uwięzionych gotują się wyroki śmierci; więc młoda dzie-
wczyna Karolina Corday (czytaj: Kordee), czując w sercu po-
litowanie dla nich, zabiła podszczuwacza i przywódcę owych
tłumów, Marata. Wtedy znów Górni rozsrożyli się jeszcze
bardziej i wybrali do rządów takich ludzi, którzy chcieli po-
konywać wszystkich przeciw^ników grozą czyli terrorem, to
jest: ucinaniem głowy gilotyną każdemu oskarżonemu albo
podejrzanemu o zdradę i bunt, rozstrzeliwaniem całych gro-
mad w zbuntowanych miastach i wsiach, burzeniem domów
i wiosek, niszczeniem zbóż na polach, wypędzaniem star-
ców, kobiet i dzieci ze swych okolic i tym podobnemi okro-
pnościami.
Cóż mógł uzyskać dla Polski Kościuszko wśród takie-
go zamętu? Kiedy Źyrondyści obiecywali, że Turcya uła-
twi wychodźcom polskim zbieranie się do kupy i przedo-
stanie się do rzeki Dniestru, oświadczył, że chętnie popro-
wadzi chociażby mały oddział żołnierzy do Polski; ależ
obietnice te obróciły się w niwecz. Z szaleńcami Górnymi
nie chciał ani gadać, ani widzieć się, bo terror ich budził
odrazę w jego dobrem, litościwem i miłującem sercu. Więc
rozpamiętywał wszystkie niepowodzenia i błędy, pisząc pa-
miętnik nieszczęśliwej wojny Polaków z Rosyanami z roku
zeszłego, umocnił się w przekonaniu, że w ostatniej chwili
„były jeszcze sposoby zbicia wojska rosyjskiego'' i pocieszał
103
się nadzieją, że te się znajdą w przyszłości. Zaprowadzi^
go Mostowski do sławnego rysownika portretów i sztychał^
rza Chrótien: Kościuszko, zamawiając u niego swój portret-
kazał 01 dołu wypisać modlitewkę do Pana Boga taką:
' „Pozwól raz jeszcze bić się za Ojczyznę/' Potem, d. i 7
maja, taki portret na białym papierze odbity, wysłał do
ordynatorowej Zamoyskiej przy liście i w kopercie zapie-
czętowanej nie zwykłą jego łierbową pieczęcią, ale nową,
umyślnie wyrżniętą; przedstawia ta pieczęć kobietę wyso-
ką, pochyloną i opartą na kotwicy okrętowej, to znaczy, że
Polska żyje nadzieją.
Przebywał w Paryżu dłużej, niż zamierzał, jeszcze przez
lipiec, wyczekując pomyślniejszych okoliczności, ale widział
wzrastający z dniem każdym terroryzm; więc nareszcie wy-
jechał oburzony. Otrzymał ostrzeżenie, że niebezpiecznieby
było jechać do Anglii. Nie było też po co jechać do Szwe-
oyi. Wrócił tedy do Lipska; tu znaleźli go około i -go
września (1793) Aloe i Walichnowski, wysłani z Warszawy
z Walonem do niego poselstwem. Opowiedzieli mu oni, że
w ciągu lata bankier warszawski, mieszczanin Jędrzej Ka-
postas i szlachcic bogaty, szef 10 półku piechoty, Ignacy
Działy ński tworzyli ,^zwiąxet' tajemny, żeby ratować Polskę
■ od rozbioru, wymuszanego wówczas przemocą na sejmie,
w Grodnie.
Biegali od nich wysłańcy na Litwę, na Wołyń dozna-
nych obywateli, a szczególnie do wojskowych. Niebawem
zaczęli się zjeżdżać do Warszawy oficerowie i cywilni dla
porozumienia się. Schadzki odbywały się nocą. Uznano
potrzebę obrania naczelnika; jednomyślny wybór padł na
; Kościuszkę.
Kościuszko zgodził się i zabrał się żwawo do działa-
nia. Obmyślił spoinie z Ignacym Potockim w Lipsku plan
powstania w ogólnych zarysach i udzielił takowy, przejeż-
% dżając przez Drezno, Kołłątajowi, który tu zamieszkał po
104
powrocie z kuraćyi na wodach czeskich. „Dla uchronienia
się nieszczęśliwych wypadków rewolucyi francuskiej — pisze
Kołłątaj — zgodziliśmy się, źe insurrekcya w Polsce powin-
na być pod władzą jednego człowieka, któryby pozy-
skał powszechne zaufanie. Cały naród wskazywał do tego
Kościuszkę: on tedy, wezwany, takowe podawał kondycye
ażeby powstanie z całym rządem rewolucyjnym było zu-
pełnie wojskowe'*. To znaczy, źe nie chciał wzruszać spo-
sobem francuzkim fundamentów społeczeństwa polskiego, że
nie chciał obalać Ustawy Trzeciego Maja.
Przypominając sobie z dawniejszej służby swojej w Ame-
ryce wszelkie sposoby, jakimi Stany Zjednoczone wywal-
czyły zwycięstwo i niepodległość, starał się przystosować,
je do Polski i dał następną naukę: „W kaźdem wojewódz-
twie, ziemi i powiecie jeden obywatel podejmie się być je-
nerał-majorem, który zbierać będzie sekretnie ludzi do po-
wstania z wolnością wybrania sobie oficerów w miarę na-
dziei zebrania ludzi. Takowy jenerał-major postara się wcze-
śnie o przysposobienie kos, pik, broni jakiegokolwiekbądz
kalibru, o przysposobienie sucharów przynajmniej na dzie-
sięć dni; powinien dowiedzieć się o sile nieprzyjacielskiej
w swem województwie lub powiecie; powinien przez swych
dobranych oficerów z jak największą ostrożnością przyspo-
sobić lud do powstania (spoinie) z właścicielami i o tern
wszystkiem raport przesyłać".
Rozpisał tyle listów, ile było w Polsce województw
i^ dołączając do każdego powyższą naukę, dał je Wali-
chnowskiemu i Aloemu, żeby rozdawali tym, którzy do
działania gotowość oświadczą. Co się zaś tyczy w^ojśko-
wych, napisał Kościuszko do wszystkich półkowników i sze-
fów, zalecając im, aby zdali mu raport o gotowości na
dzień- i6 marca 1794 roku. W tym raporcie każda ko-
menda winna była donieść o sile nieprzyjacielskiej w swej
okolicy, o gotowości jenerał-majora do powstania, o przy-
105
sposobieniu żywności i czekać na miejscu ordynansu czyli
rozkazu do ruszenia.
Niebawem pojechał sam w towarzystwie jenerała Za-
jączka ku granicy polskiej; spotkali go wysłani z Warsza-
wy adwokat Barss, i dwaj, których nazwiska nie są wiado-
me. Kościuszko zasięgnął od nich pewnych wiadomości
udzielił im swoich zaleceń dnia 1 1 września 1 793 r., po-
czem zatrzymał się pokryjomu w okolicach Krakowa, a Za-
jączek pod przybranem nazwiskiem ruszył do Warszawy
na zwiady. Zabawił tam dni sześć i, wróciwszy pomyślnie,
złożył następne sprawozdanie: źe członkami związku re-
wolucyjnego były „osoby bardzo gorliwe, ale zbytecznym
unoszące się zapałem i nie dosyć dzielnych środków uży-
wające; źe powstanie włościan wcale jeszcze przygotowanem
nie było; źe w wojsku tylko Madaliński, Działyński i nie-
którzy niższej rangi oficerowie do związku należeli; źe cała
siła rewolucyjna wynosiła 4 lub 5 tysięcy wojska po ró-
żnych garnizonach rozstawionego, a i to nawet z wielką
trudnością i z pomocą nadzwyczajnej tylko zręczności zgro-
madzonem być mogło, gdy wojska nieprzyjacielskie, w ró-
żnych miejscach obozujące, czuwały na każde poruszenie
Polaków^*.
Kościuszko uznał, że „na tak błahych, jak dotąd, pod-
stawach nie można budować; że smutnie byłoby lekko i nie-
rozmyślnie zacząć, by upaść".
Polecił jednakże Zajączkowi, aby się nie oddalał z War-
szawy i aby kierował- czynnościami dobrych obywateli ku
zamierzonemu celowi. Sam nie mógł przebywać dłużej na
ziemi polskiej, bo zanadto był znany z imienia i twarzy,
żeby go czujność szpiegów nieprzyjacielskich nie wytropiła.
Nie wrócił też do Lipska przez ostrożność, żeby nie ścią-
gnąć podejrzeń na Ignacego Potockiego i tamecznych wy-
chodźców. Więc wyjechał aż do Włoch.
W Grodnie sejm obradował do d. 23 listopada i 793
106
roku. Ostatnłemi czynnościami jego, a raczej władającego
nim rosyjskiego ambasadora Siversa, były opisy rządu no-
wego i siły wojskowej, okrojonej proporcyonalnie do mało-
ści kraju^ jaki miał tworzyć Polskę * podług traktatów dru-
giego rozbioru. Wojska, stojące poza nową linią granicz-
ną, zostały wcielone do armii rosyjskiej; te zaś, które k^va-
terowały w granicach pozostałej Polski, miały być zmniej-
szone do liczby io,iio głów koronne i 7,6go litewskie.
Po powTocie króla do Warszawy przybył wkrótce baron
Igelstrom, wódz armii rosyjskiej, z tytułem ambasadora.
Utworzona d. 1 6 grudnia nowa (ostatnia) Komisya Wojsko-
wa pod prezydencyą nowego hetmana Piotra Ożarowskieg-o
zmniejszyła etat obu wojsk jeszcze bardziej, bo do liczby
15,449 głów na Koronę i Litwę razem. Na żądanie Ig"el-
stroma Rada Nieustająca rozkazała 21 -go lutego 1794 "^'
tychmiast' wykonać zmniejszenie, nie później jak do d. 15
marca; ostrzegała przytem szefów, że każdemu zatrzymane-
mu dłużej oficerowi i żołnierzowi płacić będą musieli żołd
z własnej kieszeni.
Wykonanie zdawało się łatwem, gdy wojsko polskie
było rozproszone małemi oddziałami, pozbawione armat
i ładunków, które kazano odesłać do arsenału warszawskie-
go; wojsko zaś rosyjskie obsadziło trzy główne trakty, pro-
wadzące do Warszawy, a w samej Warszaw^ie Igelstrom
skupił prawie 8,000 (dokładniej: 7,948 głów; doborowego
żołnierza i zatoczył armaty na ulicach. Nadto, urządzi-
wszy policyę na sposób rosyjski, otrzymywał niektóre wia-
domości o działaniach związku i kazał chwytać lub do
Rosyi wywozić obywateli podejrzanych.
W takieni położeniu Związek Warszawski, zebrawszy
•podpisy od niektórych oficerów, wysłał do Włoch za Ko-
ściuszką Jelskiego od cywilnych, a Guszkowskiego od woj-
skowych, ręcząc, iż wszystko jest przygotowane, ostrzegając
nadto, że gdy nie zjedzie, wojsko rozpuszczone zostanie,
f
107
najlepsi oficerowie rozejdą się i nie będzie można niczego
więcej dokonać. Kościuszko dobadał się wprawdzie, że
plan jego nie był wykonany i zaklinał icłi, aby wykonali
koniecznie: wszelako obiecał zjechać do Drezna w końcu
luteg-o.
Jelski otrzymał rozkład wojsk rosyjskich i pruskich od
Kapostasa, lecz, zdjęty obawą, zniszczył te papiery w drodze
i treść ich powtórzył z pamięci. Wręczył Kościuszce 200
czy 300 dukatów. Zaopatrzony od niego w list wierzytel-
ny razem z kolegą był w Dreźnie, otrzymał tam polecenie
wstrzymać zapał związkowych aż ku końcowi marca i po^
wrócił do Warszawy. Tu związek pracował nie dość ostro-
żnie i nie systematycznie. Planu i teraz nie wykonał, ale
• do Saksonii słał naglące przełożenia przez Maruszewskiego,.
j potem przez Mejera i Jeżowskiego. Kościuszko zjechał na
f czas oznaczony; przed nim tedy w hotelu „Polskim" sta-
wili, się: Prozor Karol, oboźny w. ks. lit., i Gliszczyński
z Wielkopolski (20 lutego i 794 r.).
Podobno, padłszy na kolana, błagali oni, aby jechał
L do Polski objąć dowództwo; z natarczyw^em wezwaniem
' przybiegł pośpiesznie od jenerała Wodzickiego oficer Gau-
dzicki. Nadto Linowski z Wiednia listownie przez goń-
ca ostrzegał, że wojsko będzie zredukowane i arsenał za-
brany: więc, jeśli ma być powstanie, to niema chwili do
1 stracenia. Wreszcie nadeszły wiadomości o wywiezieniu
do Rosyi kilku członków Związku na Litwie, oraz Ignacego
I Działyńskiego z majątku żony jego na Wołyniu; Kapostas
j^ uciekł z Warszawy szczęśliwym trafem, że ostrzegł go mło-
[ dy Moszyński, dowiedziawszy się sekretu od swego stryja^
j rządzącego policyą.
' Kościuszko przekonał się, że trzeba albo zaczynać
walkę zaraz, albo postradać zastęp najdzielniejszych ludzi,
jakich naród wówczas posiadał, i resztki tego wojska, które
y Sejm Czteroletni stworzył, a wojna 1792 roku przyuczyła
108
1
*do obrotów wojennych i do waleczności patryotycznej. Lek-
komyślnym' nie był nigdy, nawet w młodym wieku: ale
uznał, że dla Polski niema już innego ratunku prócz ^val-
ki powstańczej pod hasłem: „Śmierć lub zwycicstu'or'
Więc postanowił nie czekać terminu, wyznaczoneg"o na
przyjmowanie raportów z województw, odbył ostatnie nara-
dy z Ignacym Potockim, zabrał napisane przez niego ode-
zwy do narodu i ogłoszenia, i wyjechał tajemnie, be^ ża-
dnego orszaku do Polski w pierwszej połowie marca.
ROZDZIAŁ 9-ty.
Kościuszko najwyższym naczelnikiem.
Dążył Kościuszko do Krakowa, lecz wjechać tam nie
tnógł, bo komendant polski, jenerał Wodzicki, mając tyl-
ko po jednym zmniejszonym batalionie piechoty z dwóch
regimentów czyli półków, Numer 2 (jego własnego szefostwa)
i Numer 3 (szefostwa Czapskiego), nie chciał zaczepiać załogi
rosyjskiej, która składała się z półbatalionu piechoty, szwadro-
nu dragonów^ smoleńskich, 3 o -tu kozaków dońskich i 2 dział
polowych pod dowództwem podpółkownika Łykoszyna.
Trzeba więc było czynić przygotowania z ukrycia. Opo-
wiadają ludzie, źe pierwszem mieszkaniem, albo raczej schro-
nieniem dla Kościuszki była stodoła w Tyńcu, pod sław-
nym prastarym klasztorem na górze widocznej z Krakowa
w stronie południowo-zachodniej. Ale takie opowiadania
upamiętniają chyba jakiś jeden ostatni nocleg; dni kilka zaś,
a może i parę tygodni, spędził Kościuszko zapewne w jednym
z folwarków opactwa Hebdowskiego, Brzesku Nowem, na-
r
109
leżącym do księży Norbertanów, bo opactwo samo należa-
ło do Kołłątaja, a przeor Norbertanów ksiądz Biegański
i. był jego przyjacielem. Sekret był tak dobrze zachowany,.
; że I my do dziś dnia dokładnie dowiedzieć się nie mo-
5 żerny: co i jak robił wówczas. Kościuszko? Musimy zga-
i dywać wiele szczegółów na domysł.
Kiedy się zaczęło zmniejszanie (tak zwana: redukcya)
liczby ludzi w l>atalionach i szwadronach, jenerał Wodzi-
cki usłuchał niby rozkazu i nadliczbowych żołnierzy od-
prawił, ale cichaczem kazał im powiedzieć, że będą od
niego dostawali strawne i że mają pozostać w pewnych
wioskach w okolicy Radomia. Komisy a Wojskowa z za-
dowoleniem przyjęła jego raport i przedłużyła mu (24
marca) komendę nad całą dywizyą dla ukończenia tejże
pracy w innych oddziałach, nie domyślając się jego sto-
sunków z Kościuszką; Igelstrom zaś, polegając na jego
pozornem posłuszeństwie, dał rozkaz Lykoszynowi wyjść
z Krakowa w pole dla działania przeciwko nieposłu-
sznym.
Już bowiem 12 marca Madaliński zebrał w Ostrołęce
, większą część (700 koni) swojej brygady i ruszył z nią
f niespodzianie wzdłuż nowej granicy pruskiej w kierunku
\ południowym. Nie dogoniły go rosyjskie oddziały: bryga-
dyera Bahrejewa, majora Nieczajewa, podpółkownika Goła-
czewa; powstrzymały tylko od ruszenia parę spóźnionych
szwadronów, nad którymi komendę objął (17 marca) wy-
słany z komisyi Wojskowej brygadyer polski Jan Henryk
Dąbrowski. Natomiast Zborowski, rotmistrz polskiego pól-
ku konnego Wirtemberga, podprowadził dwa szwadrony da
Madalińskiego, nie słuchając rosyjskich rozkazów. Igelstron>
kazał Komisyi Wojskowej wydąć groine wyroki na obu.
tych „buntowników i burzycieli spokój ności publicznej"; że-
by zaś urządzić skuteczną na nich obławę, sprowadzał wiek-
^ sze siły z dalszych kwater: więc najprzód jenerała Torma^^
110
1
Sowa, zaraz potem jerterała Rachmanowa, podpółkownika
Ekespaara, jenerała Denisowa aż z Wołynia i nares;zcie
podpółkownika Łykoszyna. Ten wy maszerował zrana 23
marca i oto ńiebavCem o południu mógł przyjechać do Kra-
ł:owa Kościuszko bez w^alki i bez żadnej przeszkody. Za-
jecliał do pałacu Wodzickiego przy Kapucynach za Szew-
ską furtką.
„Akt powstania obyw^ateli województwa Krakowskiego^^
napisany był v/ Lipsku i Kościuszko miał go w^ kieszeni:
trzeba było tylko wydrukować w kilku tysiącach sztuk. Po-
rslano też zaraz do drukarni z datą „23 Marca 1794 r.
w Zamku". Drukarze uwinęli się prędko, ale nia tak prędko,
iżby przed wieczorem można było zebrać obywateli do wy-
słuchania i podpisania tego aktu. Więc Kościuszko, nara-
-dziwszy się z Wodzickim i kilku dobranemi osobami, odłoź)'ł
ogłoszenie do jutra, a miejsce zebrania zgodził się zmienić
na Rynek główny, gdzie stała wówczas wielka i wysoka
kamienica — Ratusz miasta Krakowa. Drukarni kazano
przerobić niektóre wyrazy; Kościuszko tymczasem, nie po-
kazując się na mieście, wydał rozporządzenie dla obu ba-
talionów polskich i dla strażników granicznych z zalece-
niem, aby czem nie podrażnili Austryaków, których pano-
Avanie zaczynało się tuż za Wisłą, na dzisiejszem przedmie-
ściu Podgórzu. Przenocował w pokoju nad bramą muro-
waną w kształcie baszty i zachowaną do dziś dnia na
pamiątkę.
Bo też pamiętnym w dziejach narodu polskiego był
dzień 24 marca 1794 roku!
Prezydent miasta Lichocki, mieszczanin bojazliwy,
chociaż nadęty próżnością, zapisał w swoim pamiętniku
opowiadanie swojej służącej, że widziała, jak przy bramach
111
staiiciy warty z batalionu Czapskiego i nikomu nie pozwa-
lają wychodzić, ale wchodzących do miasta wpuszczają. Po-
tem adjutant Biegański przyniósł mu rozkaz w imieniu je-
nerała Wodzickiego zwołania urzędników miejskich i wszyst-
kiego ludu, aby się zebrał przed ratusz najdalej za godzi-
nę. Nareszcie kapitan Wasilewski zawołał go wprost przed
Kościuszkę w grzecznych wyrazach.
!Po namyśle i naradzie ze swymi towarzyszami na ra-
tuszu poszedł pan prezydent w towarzystwie trzech rad-
nych. Nasłuchał się bardzo niegrzecznych wyrzutów od
Wodzickiego, ale Kościuszko, ująwszy go za pas, rzekł:
„Mospanie prezydencie! Nie wchodzę ja w to, jaki Wać-
pan byłeś względem Moskali, ale spodziewam się, że i dla
mnie będziesz grzecznym. A jakże? Kazałeś WaćPan ob^
chodzić urzędnikvSw i lud, aby stawali przed Ratuszem?"
Lichocki odpowiedział: „Tak". Wtedy Kościuszko kazał
mu iść przed* sobą na ratusz.
Na rynku uformował się w paradzie batalion regi-
mentu (to jest półku pieszego) 2 -go szefostwa Wodzickie-
go. Już ta parada wystarczyła do zgromadzenia tłumu ze
wszystkich bliższych i dalszych ulic. Na schodach ratu-
sza (dziś nieistniejącego) i w sali posiedzeń magistratu
zrobił się taki tłok obywateli, młodzieży, nawet dam, że
Lichocki do „przyzwoitego sobie" miejsca, czyli fotelu pre-
zydenckiego docisnąć się nie mógł.
Z bramy pałacu Wodzickiego wyszedł Kościuszko z or-
szakiem, w którym z tak zwanych w Polsce „wielkich lu-
dzi" znajdował się jedyny senator i to pomniejszy, tak
zwany drążkowy, kasztelan Czechowski, Stefan Dembowski.
Przeszedłszy paręset kroków krótką ulicą św. Anny, stanął
na tem miejscu, gdzie teraz jest włożona w bruk tafla ka-
mienna z napisem pamiątkowym.
Grdy się obejrzał dokoła, zauważył, niewątpliwie z za-
i dowoleniem, że w tłumie znajdowało się wiele osób, które
112
miały na piersiach wstęgi z wyszytemi napisami: j, Wolność
lub śmierć", albo za „Kraków i Ojczyznę", albo „Vivat Ko-
ściuszko". Zaraz Aleksander Linowski, który byl dawniej
postem na sejmie Wielkim, czytał, a jenerał Wodzicki, ofi-
cerowie i każdy żołnierz powtarzali za nim takie słowa:
„Ja przysięgam, że będę wierny Narodowi Polskiemu i po-
słuszny Tadeuszowi Kościuszce, Naczelnikowi Najwyższemu,
wezwanemu od tegoż Narodu dla bronienia wolności, swo-
bód i niepodległości Ojczyzny. Tak mi Boże dopomóż
i niewinna męka Syna Jego!"
Wzajemnie Kościuszko zaprzysiągł, że powierzonej so-
bie władzy „na niczyj prywatny ucisk nie użyje, lecz jedy-
nie jej dla obrony całości granic, odzyskania samoioładności
Narodu i ugruntowanej powszechnej wolności używać bę-
dzie". Potem udał się z Wodzickim i wielu oficerami na
ratusz. Miał mowę, wzywając do walki w obronie Ojczy-
zny wszystkich jakiegokolwiek stanu ludzi: szlachtę, miesz-
czan, chłopów i żydów, W tern dziele ofiarował swoją
usługę, nie żądając od nikogo przysięgi, bo ten interes jest
wspólnym interesem tak moim, jak WaćPanów". W końcu
kazał Linowskiemu przeczytać akt powstania, w którym wy-
mienione były krzywdy, zrządzone Polsce świeżo przez dwa
sąsiedzkie mocarstwa, to jest przez Rosyę i Prusy, i winy
zdrajców, to jest Targowićzan; następnie wyrażone było „nie-
złomne przedsięwzięcie zginąć i zagrzebać się w ruinack
własnego kraju, albo oswobodzić ziemię ojczystą od dra-
pieżnej przemocy i haniebnego jarzma... nie oszczędzać
wszelkich ofiar i sposobów, jakich tylko święta miłość wol-
ności dostarczyć zdoła ludziom, powstającym w rozpaczy
na jej obronę"; nareszcie opisany był rząd, jaki ma się
utworzyć niezwłocznie, mianowicie: że Kościuszko będzie
Najwyższym i jedynym Naczelnikiem i rządcą całego po-
wstania; że on złoży Najwyższą Radę Narodową z osób,
którym sam ^aufa; że dp wykonania rozkazów jego będzie
1
113
r ustanowiona Komisya Porządkowa Województwa Krakow-
I skiego; że Rada urządzi Sąd kryminalny na zbrodniarzy,
którzyby szkodzili Narodowi i świętemu celowi powsta-
nia i t. d.
Po przeczytaniu „wielki stał się ż radości łoskot i ró-
żne wołania'\ Żukowski, patron czyli adwokat miejski, żądał, iż-
by portret Stanisława Augusta został wyrzucony z izby
magistratu; odzywało się z pochwałą takiego żądania kilka
głosów, lecz icli nie usłucłiano. Potem wszyscy obecni
kładli swoje podpisy pod aktem, a gdy miejsca zabrakło,
to na arkuszach białego papieru, które przyszyte być miały.
Podpisał się "też i Lichocki wystraszony, niezadowolony,
sfukany.
I oto Kościuszko otrzymał teraz od obywateli woje-
wództwa Krakowskiego władzę większą, niż ta, jaką. posia-
dali królowie polscy: nietylko pogardzany słusznie Stanisław
August, ale i wszyscy dawniejsi od czasów Jagiełły, nie
wyłączając najlepszych i najdzielniejszych, Władysława 4-go
i Jana 3-ego, Sobieskiego. Przez długie wieki szlachta,
obierając królów na sejmach elekcyjnych, opisywała ich
I władzę tak, aby nie mogli ująć jej swobód, wygód i do-
I statków, a teraz 24 marca ludzie wszelkiego stanu, jacy
\ tylko znaleźli się na rynku, jacy weszli pieszo lub wjechali
do miasta przez bramy po wschodzie słońca,* zatwierdzali
ochoczo, bez żadnych układów i targów, elekcyę Kościu-
szki, odbytą nie w okopie na Woli, nie tłumnie i hucznie,
ale gdzieś na nocnej schadzce, w jednym z nieznanych
nam domów Warszawy, w ukryciu przed szpiegami Igel-
stroma, wodza rosyjskiego, przez ludzi, którzy zataili swo-
ie nazwiska i liczbę, ale żarliwie miłowali Ojczyznę. Wszy-
:y rozumieli albo przeczuwali, że Kościuszko najlepiej po-
afi ratować Polskt^, ponieważ obmyślał sposoby ratowania
?j i w Ameryce, i w Europie, i nad książkami naukowe-
k ni, i w marszach, 1 w bitwach, a nigdy własnej korzyści
^ Kościuszko. °
114
nie szukał, owszem niósł pracę i życie w chętnej ofierze
Narodowi swemu, gotów nawet „sto razy* dla niego
umieraó.
Obywatele krakowscy, nie wychodząc jeszcze z ratu-
sza, postanowili, że i) do półków liniowych dadzą rekm-
ta z ludzi mających 1 8 do 28 lat wieku, ile będzie po-
trzeba 2) płacić będą podatek, jakiego nigdy dawniej nie
było — postępowy, czyli coraz większy, im więcej kto po-
siada majątku, a mianowicie: 10 od sta zapłaci ten, kto
ma więcej nad 1,000 zH. dochodu; 20 od sta, kto ma po-
nad 2,000; 30 kto ma 10,000; 40 od sta, czyli prawie po-
łowę ten, kto miewa ponad 50,000 złł. rocznie; żydzi za-
płacą swoje pogłówne całoroczne 3) dostarczać będą pod-
wód, koni, robotnika, zboża na zsypkę do mai^azynów woj-
skowych. Oprócz tego kazali przyjmować i do ksiąg za-
pisywać ofiary dobrowolne, jakie ktokolwiek złożyć zechće.
Z ksiąg dowiadujemy się, że złożono w ciągu kilku tygo-
dni pieniędzmi 2,230 złł., broni rozmaitej na 41,000 złł.,
sreber i klejnotów na 21,000; koni 64, bydła sztuk 15^
płótna, siana, owsa, mąki, wódki na 9,000 ził,, a razem
wszystkiego, najmniej licząc, na t 00,000 złł.
„Po zakończonych takowych podpisach rozeszli się
wszyscy do domów spokojnie". Ale Kościuszko nie zaznał
już spokoju ńa ziemi polskiej. Pod datą 24 marca wydać
i rozesłać musiał liczne a ważne pisma: odezwę do wojska
polskiego i litewskiego, odezwę „do obywatełów całego
kraju", odezwę „do duchowieństwa polskiego'', odezwę do
kobiet polskich „ozdoby rodzaju ludzkiego", wszystkie da-
towane po wojskowemu w Głównej Kwaterze w Krakowie,
wreszcie list do Webera, kapitana i komendanta pogranicz-
V
. I
115
nycH krajów Jego Cesarsko-Królewskiej Mości (w Galicyi),
z zapewnieniem, że „już na dniu 23 marca 1794 zalecił
wszystkim swoim komendantom i urzędnikom ceł, aby gra-
nicę państw cesarskich szanowali'*. Trzeba było oświadczyć
' to poszanowanie Austryi, która w drugim rozbiorze Polski
nie uczestniczyła, a władała przedmieściem zawiślanem Kra-
kowa, Podgórzem. Dość było przecie do czynienia, jeśli
sie v^'y powiadało wojnę dwom mocarstwom: Rosy i i Pru-
som,
Nazajutrz 25 marca Lichocki otrzymał znowu rozkaz
obesłania magistratu i stawienia się przed Kościuszką, ale
fuź nie u Wodzickiego, tylko w kamienicy „Szarej" Żeleń-
skiego, kasztelana bieckiego. Zastał tam różnych obywateli.
Kościuszko b}'ł ,,przymknięty" w pokoju z Linowskim,
a gdy wyszedł, zapytywał: kogoby najlepiej było przezna-
czyć na komisarzy porządkowych? Potem wszyscy „hur-
mą'' poszli do kościoła Panny Maryi dla wysłuchania mszy
Św. przed wielkim ołtarzem, a z kościoła na ratusz. Li-
nowski przeczytał Urządzenie Komisyi Porządkowej Cywil-
no -Wojskowej Województwa Krakowskiego i nazwiska 20-tu
komisarzy, którzy niezwłocznie zabrali się do swej pracowi-
tej i ważnej czynności, zasiadłszy w miejskiej kamienicy
,,pod Wagą''.
Kościuszko wysyłał w różne strony na wywiady
i w różnych interesach tak wiele osób, że biedny Lichocki
nie mógł „połknąć kawałka chleba'' i wyspać się w nocy
gdyż musiał wydawać ustawicznie paszporty. Używane by-
ły różne sposoby ukrywania powierzanych listów np. w po-
duszeczce na szpilki miał przewieźć młody oficer listy do
Potulickiego Michała w Poznańskiem. Pracowała w kilku
pokojach kancelarya pod kierunkiem Aleksandra Linowskie-
go, który tym sposobem stał się niby ministrem sekreta-
rzem stanu w nowym rządzie. Sam Kościuszko przyjmo-
^ wał licznych interesantów od godziny 6-ej rano.
116
Zatrudniał się głównie zarządzeniami wojskowemi- Jak
tylko zorganizowała się Komisya Porządkowa Cywilno^
Wojskowa województwa krakowskiego, zaraz otrzymała od
niego rozkazy i tegoż dnia wydała list okólny do obywa-
telów. Miała być trojaka siła zbrojna: I. reknd dymotrpy
jeden piecliur z 5 ciu dymów (potem jeden jeździec z 50
dymów), uzbrojony karabinem albo piką 1 1 stóp dlug^
i z siekierą; miały się tworzyć z takich rekrutów bataliony
wojska liniowego, chociaż dla braku mundurów mieli być
ubrani po wieśniacku i zaopatrzeni w czapkę, koszul dwie^
buty dobre, płachtę, czyli grube prześcieradło z dwóch
brytów. II. miiicya z reszty mieszkańców w wieku 18^ —
28 lat, powoływana do stawienia się pod bronią za szcze-
gólnymi rozkazami N. Naczelnika i III. pospolite rnszefiie
wszystkich pozostałych w domu mężczyzn od j8 do 40
lat w^ieku, obowiązane uzbroić się, czem można, i ćwiczyć
się co niedziela w obrotach żołnierskich. Z biegiem wy-
padków ustalił się zw}czaj, że rekrut znalazł się pod roz-
kazami wojska regularnego, dwie zaś inne klasy były pro-
wadzone przez jenerałów ziemiańskich; lecz pospolite rusze-
nie b}ło powoływane o ile można na czas najkrótszy i to
wyłącznie do pomocy wojsku w obronie własnego woje-
wództwa.
Najpilniejszą wszakże sprawą b)ło ratowanie komend
rozproszonych wojska od nadciągających zewsząd Rosyan:
więc I kwietnia wyszedł Kościuszko z Krakowa, wiodąc
oba bataliony załogi i znalezione w uboj^im arsenale kra-
kowskim armaty: 4 strzelające kulami 6-funtovvemi i 6
małych trzyfuntówek; nadto Wodzicki dodał 2 batalionowe
trzyfuntówki, które udało mu się ukryr przed Komisyą
Wojskową warszawską.
117
Pierwszy obóz był zatoczony o 2 mile od miasta pod
wsią LuBorzycą. Tu przybyli: Madaliński, Manźet ze swy-
mi szwadronami kawaleryi narodowej, 2 szwadrony ułanów
z półku Wirtemberga, przyprowadzone przez rotmistrza
Zborowskiego, regiment 6-tv oieszy szefostwa Ożarowskie-
go, przychodzący z Sandomierza z półkownikiem swoim
Szyrerem w składzie całych 2 batalionów, i .jeszcze i bata-
lion nie wiadomo, jakiego r^^gimentu: 2 -go czy 3 -go. Tym
sposobem skupiło się 5 batalionów piechoty i 22 szwadro-
ny jazdy, liczbą na ogół około 4,000 głów.
Ta mała armia posunęła się 3 -go kwietnia o milkę
dalej — do wsi Koniuszy. Tu Jan Śląski, członek Komi-
S3'i Porządkowej Cywilno-Wojskowej, przyprowadził rekruta
dymowego czyli chłopów ze wsi okolicznych 2,000.
I Jednocześnie zmierzał ku Krakowu rosyjski jen. Deni-
} sow; przodem wysłany przez niego jen. Tormasow Stanął
■' w nocy na górze Kościejowej, wznoszącej się ponad wsią
kościelną Racłaivicam% odległą od Koniuszy o 3 mile. Gdy
" tę przestrzeń przeszedł Kościuszko d. 4 kwietnia, przednia
straż jego spotkała się z kozakami; zatrzymał się więc
i uszykował na polu wsi Dziemierzyc prawe skrzydło swo-
jego wojska, powierzając dow^ództwo jego Madalińskiemu,
a na lewo od krętej i górzystej drogi na polu, naleźącem
do Markocic, postawił drugie skrzydło pod komendą Za-
jączka. Milicyę chłopską ukrył z tyłu na przeciwnym sto-
ku wzgórza. Sam stanął w środku. Usypał dwie baterye
na przodzie (obacz na planie numer 9).
Obie strony długo przypatrywały się nieruchomie.
Nareszcie zniecierpliwił się Tormasow i, nie doczekawszy
się nadejścia kolumny zwierzchnika swojego jen. Denisowa,
rozpoczął atak o godz. 3-ej na oba skrzydła polskie.
Najpierw skierowała się ku lewemu skrzydłu polskie-
mu przez las piechota i artylerya rosyjska, lecz armaty
Zajączka powstrzymały ją ogniem szybkim i dobrze mię-
118
dzy gałęzie celowanym. Cofnęła się więc, ale zaraz skie-
rowała się przeciwko środkowi. Tu znów Kościuszko przy- f
witał ją gradem kul, z 6-ciu armat oraz ogniem strzelców
i dwuch kompanij regimentu 2-go, na krawędzi lasu po-
stawionych. Była to kolumna Tormasowa.
Tymczasem przed Zajączkiem na polu, naleźącem do J
dóbr Markocice, ukazała się druga kolumna rosyjska. J*od-
półkownik Pustowałow, znany chlubnie z bite>v pod Zie-
leńcami i Dubienką, prowadził jegrów z korpusu Rach-
manowa i jedną armatę. Przed nim wybiegł z kozakami
swymi major Denisów, a gdy mu się nie udała szarża na
jazdę polską, przybył w posiłku półkownik Muromcew z hu-
zarami. Wywiązała się walka uporczywa. Na pomoc Za-
jączkowi przyprowadził swoją jazdę Madaliński i obadwaj
szarżowali trzy razy, chwilowo spychali Rosyan, lecz Pusto-
wałow odzyskał utracone pole.
Najpóźniej, bo około godziny 6-ej, ukazał się jen. De-
nisów z największą, trzecią kolumną przed prawem skrzy-
dłem polskiem. Spostrzegłszy to, Kościuszko posłał adju-
tanta po Madalińskiego z zawiadomieniem i rozkazem po-
wrotu na swoje dawne miejsce, celem przygotowania się;
na odparcie nowego nieprzyjaciela.
Środkowa kolumna, Tormasowa, wydostawała się już
z niebezpiecznego parowu i zaczynała się formować pod
osłoną dział swoich na polu przed górą zwaną „Zamczy^
skiem". Tę chwilę w lot pochwycił Kościuszko do ude-
rzenia na nią pierwej, niż zbliży się kolumna Denisowa,
Natychmiast poczynił następujące rozporządzenia: jedna
kompania regimentu 6-go zostanie w miejscu i stanowić
ma punkt zebrania się na przypadek odparcia ataku; jedna
kompania 2-go regimentu i jazda wezmą stanowisko po le-
wej stronie, żeby wzbraniać nieprzyjacielowi połączenia się
z kolumną (Pustowałowa), walczącą za lasem; w razie zaś
odparcia — osłaniać cofanie się swoich do miejsca zborne-
1
J2^
119
g-o; do ataku pójdą: brygadyer Manźet, ale nie z brygadą
swoją, lecz z dwiema kompaniami 3-go regimentu, żeby
uderzyć bagnetami na piechotę nieprzyjacielską (Tormaso-
wa); milicya krakowska, uzbrojona w kosy, żeby zdobyć
bateryc rosyjską, i kapitan Nidecki z dwiema kompaniami
regimentu 6-go, żeby posiłkować kosynierów.
Wydaw^szy te krótkie a trafne rozkazy, Kościuszko po-
skocz3'ł poza pagórek do gromady chłopów Krakusów i za-
wołał: „Zabrać mi, chłopcy, te armaty! Bóg i Ojczyzna!
Naprzód wiara!" Ruszyli natychmiast pędem „z krzykiem
przerażającym^' i biegnąc, nawoływali się wciąż: „Szymku,
Maćku, Bartku — a dalej!" Towarzyszył im konno Ko-
ściuszko, zagrzewając słowem i machaniem. Zdobyli naprzód
trzy armaty 1 2 -funtowe; potem ścianą uderzyli na grena-
dyerów rosyjskich, w czem dopomógł im pół-batalion swy-
mi bagnetami. Wkrótce napełnili trupami rów wielki
1 długi, wzdłuż lasu ciągnący się. Zabrali jeszcze 5 armat
większych i 3 mniejsze. Nie rozumiejąc wyrazu: Pardon!
na śmierć bili, a potem trupy obdzierali.
Z właściwą sobie skromnością Kościuszko opowiedział
to natarcie następującemi słowy w raporcie swoim do Na-
rodu: „Poszliśmy z frontu naszego z milicyą, dniem pier-
wej z rekruta dymowego do obozu przybyłą, z dwiema
kompaniami 3-go i z dwiema 6-go regimentu na nieprzy-
'jaciela i nie daliśmy więcej czasu bateryom jego, tylko dwa
z kartaczami wyzionąć na nas ognie, bo wTaz piki, kosy
i bagnety złamały piechotę, opanowały armaty i zniosły tę
kolumnę tak, że w ucieczce broń i patrontasze rzucał nie-
przyjaciel".
Szło do ataku 320, padło podczas biegu tylko 13-tu
chłopów. Pierwszy skoczył na bateryę i czapką swą przy-
krył zapał armaty Wojtek Bartos, gospodarz ze wsi Rzę-
dowic, poddany starosty A. kniazia Szujskiego. Kościuszko
fc zrobił go za to chorążym, nazwał Wojciechem Głowackim,
ON
U
B
122
a gromadę towarzyszów jego, rekrutów•kosynierów^ zaszczy-
cił tytułem: Regimentu Grenadyerów Krakowskich.
Młodzi ochotnicy w jakie sto koni puściH się w po-
goń za uciekającymi. Zdobyli sztandar, lecz nic v\'ięcej'
dokazać nie mogli, a ponieważ popędzili bez rozkazu: więc
otrzymali od N. Naczelnika naganę zb powrotem, Ola do-'
konania rozsypki oddzielił Zajączek część swojej konnic3^
Pogromu tego nie widział Pustowałow, walczący za
lasem. Nie czekając, aż oficerowie zdołają przywrócić po-
rządek w pomieszanych nagłością uderzenia oddziałach^
Kościuszko zebrał resztę kompanii, które jeszcze nie były .
w ogniu, i pośpieszył z niemi na lewe skrzydło. Niezado-
wolony, że tu piechota „bawiła się plutonowym ogniem",
tracąc dużo ludzi, wziął on dwie najbliżej stojące kompa-
nie, poprowadził je do ataku na bagnety i złamał odra/Ai
szyk nieprzyjaciela. Widząc to. Zajączek rozkazał majoro-
wi 2 -go regimentu Lukke uderzyć całą piechotą, co tenże
wykonał świetnie, ująwszy karabin w rękę i postępując na
czele. Batalion rosyjski bronił się uporczywie, ale też po-
kłuto go i posiekano z kretesem. 'Waleczny Pustowałow
poległ, okryty trzynastu ranami. Ostatnia, 12-ta armata
dostała się w ręce Polaków. Niewiadomo gdzie i jakim
sposobem wzięty został w niewolę półkownik od huzarów^
Muromcew. Kozak Denisów widział cwałujący górą jakiś
oddział konnicy, ale też i gramolących się na górę żołnie-
rzy Tormasowa: więc zemknął zręcznie z półkiem swoim.
Trzecia kolumna rosyjska, lewa, nie dotarła do Ma-
dalińskiego, ostrzeliwała go tylko z dział swoich, aż w koń-
cu na widok uciekających grenadyerów Tormasowa uformo-
wała się w czworograny i zabrała się do odwrotu. Jene-
rał Denisów wygadał się później przed synowceni swoim,
kozakiem, że ,,wojsko jego zalękło się, tenl bardziej, że nie-
ma żadnej nadziei otrzymania posiłków, o czem wszyscy
MO^ Xf «tiK%
Si>ortr*iSTr5r7 -^c*:^ V^ <^''
(Orjg;^^ ;««r »-:s*t/vs»s
^ > '^>^', ^.f^y^.
/^^' > *-^'' *" ». jf . ,
Sportretowany przez gen. Kniaziewicza
(Oryginał jest własnością P, Zpfji Kosseckiej).
^
Zakł. Fotochcm. B. Wierzbicki i S-ka, Warsiawa.
k
II
125
:eregowi wiedzą". Ściągnął na siebie naganę zwierzchno-
i swojej.
Bitwa przeciągnęła się do godziny 8-mej. Kości po-
dłych bywały niedawno jeszcze wyorywane w różnych
niejscach na polu; w kierunku linii bojowej istnieją cztery
ńelkie mogiły a piąta zaznaczała się na mapach dawniej-
szych. Stratę swoją obliczał Kościuszko na loo zabitych
i tyleż rannych; rosyjską — Zajączek zbyt oględnie podaje
Da 400 trupów; w samym . tylko batalionie Pusto wałowa
Dylo 895 ludzi, a niewiele ich ujść mogło. Jeńców niewielu
wzięto: jednego półkownika (Muromcewa), 3 niższych ofice-
rów i 18 szeregowych, bo „żywość potyczki nie dała cnasu
pardonowania zapalonemu żołnierzowi''. Najcenniejszą zdo-
byczą było 1 2 dział wielkiego i mniejszego wagomiaru z za-
przęgami i amunicyą,
O zmroku wieczornym, gdy już nie pozostało ani je-
dnego oddziału nieprzyjacielskiego na pobojowisku, zgro-
madzeni dokoła zwycięskiego wodza wojownicy powtó-
rzyli wzniesiony przez niego okrzyk: „Vivat naród! Vivat
wolność!" dodając od siebie: „Vivat Kościuszko!" On też
wzajemnie dał chlubne przed narodem świadectwo ,, nie-
zmordowanej waleczności" żołnierza, pogardzie życia ocho-
tników z młodzieży „pierwszy raz bitwę widzącej", odzna-
f czeniu się jenerałów Zajączka i Madalińskiego, brygadyera;
Manżeta i majora Lukke, a dla upamiętnienia chwalebnej'
waleczności Krakusów przywdział ich sukmanę i nosił ją
ciągle zamiast munduru. Przemilczał tylko o swojej za-
. słudze. (Obacz portret jego kolorowy).
Dla armii rosyjskiej bitwa ta nie miała poważnego
znaczenia tak pod względem strat w ludziach, jako też:
swobody ruchów wzajemnych. Zeszło wprawdzie kilka ty-
godni na ściąganiu komend posiłkowych, ale na początku,
maja jenerał Denisów wznowił działania zaczepne. Kościu-
szko jednakże osiągnął ze zwycięztwa ogromne korzyścią
i.
126
Jego raport do narodu z opisem bitwy sprawiał wszę
wstrząsające wrażenie. Regimenty i szwadrony polskie, r
kwaterow^ane między Wisłą a Bugiem, nielctóre nawet z
^a kordonu rosyjskiego aż do Owrucza, wyłamawszy
X posłuszeństw^a Komisyi Wojskowej i wyznaczonym przer
nią jenerałom, podążyły do niego łącząc sie z podpółko-
A\'nikiem Grochowskim i poddając się pod jego dowództwo.
Województwa Cliełmskie, Lubelskie, Sandomierskie przystę-
powały do aktu krakowskiego, wysadzały Komisy e Porząd-
kowe Cywilno-Wojskow-e i poddawały się zarządzeniom je- J
neraJów ziemiańskicłi. Z Warszawy wódz i ambasador
^osyjski Igelstrom po 38-godzinnej w^alce z wojskiem pol- j
skiem i ludem 17—18 kwietnia, ranny, wyszedł do obozu
pruskiego pod Powązkami, a następnie do Łowicza, g-dzie
zebrał 7000 żołnierza i stał bezczynnie. W Wilnie jenerał
rosyjski Arseńjew został wzięty do niewoli 22 kwietnia
przez półkownika inżyniera Jasińskiego. Tym sposobe/n
Kościuszko mógł korzystać z kilku tygodni spokoju, zbli-
żył się napowrót do Krakowa i obozował pod Bosutowem;
potem posuwał się brzegiem Wisły, żeby dostawać żywno-
ści, ocliotników i ofiary; kładł się obozem pod Igołomią^
Winiarami, nareszcie pod Połańcem. Kompletował on cią-
gle dawne bataliony i formował now^e podług etatu loo^ty-
siecznego, ucłiw^alonego przez sejm Czteroletni, ale brako-
wało broni palnej, której niepodobna było sprowadzić z za- I
granicy, ani wyrobić w^ dostatecznej ilości w krajowych
warsztatach. Chwalono powszechnie porządek wzorowy,
utrzymywany w jego obozie; w^szędzie odbywała się mu-
stra, ależ nie tak rychło można było przerobić chłopa-rekru-
ta na żołnierza regularnego! Zdarzało się więc, że na
uszykowanie swoich niezgrabiaszów w linię potrzebował
Kościuszko dwu godzin, gdy Rosyanie uformowali się w cią-
gu kwadransa.
127
Oprócz wojskowych domagały się od Kościuszki szyb-
ego załatwienia sprawy cywilne. Los włościan obchodził
o najźy wiej, ale było bardzo trudno poprawić ich los natych-
iast wśród wojny bez zrujnowania gospodarstwa w całym
raju i bez pokrzywdzenia dziedziców, którzy musieli płacić
większone podatki i tyle różnych ciężarów ponosić. Przy-
em Kościuszko nie mógł nawet wydawać ustaw prawnych,
vieczystych, bo nie był sejmem i otrzymał władzę wpraw^dzie
jogromnij, ale tylko wojenną. Mając to wszystko w pamię-
ci, obmyślił następne sposoby:
I- Wysłał z obozu pod Winiar^ami (wsią w pobliżu
miasta Nowego Korczyna) dnia 2 maja 1794 uniwersał
czyli rozkaz powszechny do wszystkich dziedziców, pose-
sorów i rządców, aby każdemu rekrutowi do wojska idącemu
był darowany przynajmniej jeden dzień w tygodniu pań-
szczyzny, a gromadom, wezwanym do pospolitego ruszenia
czyli obławy na nieprzyjaciela, aby dane było zwolnienie
od robocizny przez czas bytności ich w obozie z najtroskliw-
szą opieką nad pozostałemi wdowami, żonami, dziećmi
i kobietami.
II. Dnia 7 maja z obozu pod Połańcem wydał dru-
gi, obszerniejszy „Uniwersał urządzający powinności grun-
towe włościan i zapewniający dla nich skuteczną opieką rzą-
dow^ą, bezpieczeństwo własności i sprawiedliw^ości". Wszyst-
kie Komisye Porządkowe Cywilno-Wojskowe miały:
i) „Ogłosić ludowi, iż podług prawda zostaje pod
opieką rządu krajowego.
2) Że osoba wszelkiego włościanina jest wolna i że
mu wolno przenieść się, gdzie chce, byleby oświadczył
Komisyi Porządkowej swego województwa, gdzie się prze-
nosi, i byleby długi winne oraz podatki krajowe opłacił.
3) Że lud ma ulżenie w robociznach tak, iż ten, któ-
ry robi dni 5 lub 6 w tygodniu, ma mieć dwa dni opuszczo-
ne w tygodniu; który robił dni 3 lub 4 w tygodniu, ma mieć
\
128
opuszczony dzień jeden; kto robił 2 dni, ma mieć opu:
czony dzień jeden. Kto robił w tygodniu dzień jeden,
teraz robić w dwóch tygodniacłi dzień jeden. Do te
kto robił pańszczyznę we dwoje, mają być opuszczane dni
po dwoje. Kto robił pojedynczo, mają mu dni być opusi^cza-
ne pojedynczo. Takowe opuszczenie trwać będzie przez
czas insurekcyi (czyli powstania), póki w czasie władzaa
prawodawcza stałego w tej mierze urządzenia nie uczyni
4) Zwierzclmości miejscowe starać się będą, aby
tycłi, którzy zostają w wojsku Rzeczypospolitej, g-ospo^
darstwo nie upadało i żeby ziemia, która jest źródłem bo-
gactw naszycłi, odłogiem nie leżała; do czego równie dwo-
ry, jako i grom.ady przykładać się powinny^
5) Od tycli, którzy wezwani będą na pospolite rus2:c-
nie, póki tylko zostawać będą pod bronią, pańszczyzna
przez ten czas nie będzie wyciągana, lecz dopiero rozpo-
cznie się od powrotu ich do domu.
6) Własność posiadanego gruntu z obowiązkami, do
niego przywiązanemi, podług wyżej wyrażonej ulgi, nie mo-
że być od dziedzica żadnemu włościaninowi odjęta, chyba-
by się wprzód o to przed dozorcą miejscowym rozprawił
i dowiódł, że włościanin obowiązkom swym zadosyć nie czyni.
7) Któryby podstarości, ekonom lub komisarz wykra-
czał przeciw niniejszemu urządzeniu i czvniłby jakie ucią-
żliwości ludowi, taki ma być wzięty, prz^i Komisyą sta-
wiony i do sądu kryminalnego oddany.
8) Gdyby dziedzice (czego się nie spodziewał) naka-
zywali lub popełniali podobne uciski, jako przeciwne celo-
wi powstania, do odpowiedzi pociągnięci będą.
9) Wzajemnie lud wiejski, doznając spra wiedli włości
i dobroci rządu, powinien gorliwie pozostałe dni pańszczy-
zny odbywać, zwierzchności swojej być posłusznym, go-
spodarstw^a pilnować, role dobrze uprawiać i zasiewać.
A gdy takowa ulga czyniona jest dla włościan z pobudek
129
nku Ojczyzny i właściciele przez miłość Ojczyzny cłięt-
ją przyjmują: przeto włościanie nie mają się wymawiać
najmów, potrzebnycłi dworom za przyzwoitą zapłatą.
I o) Dla łatwiejszego dopilnowania porządku i zape-
enia się o skutku tycli zleceń, podzielą Komisye Po-
rądkowe Województwa albo Ziemie, lub Powiaty swoje na
)xory tak, ażeby każdy dozór tysiąc, a najwięcej tysiąc
wieście gospodarzy mieszkańców obejmował. Nadadzą
rm dozorom nazwiska od głównej wsi lub miasteczka
w takim zamkną je okręgu, żeby łatwe posyłki być
logly.
ii) w każdym " dozorze wyznaczą dozorcę^ człowieka
datnego i poczciwego, który będzie odbierał skargi od lu-
lu w jego uciskach i od dworu w przypadkach nieposłu-
>zeństw^a lub niesforności ludu. Powinnością jego będzie:
rozsądzać spory, a gdyby strony nie były kontente, do
Komisyi Porządkowej je odsyłać.
I 2) Dobrodziejstwo rządu w ulżeniu ludowi ciężarów
zachęcić go powinno bardziej jeSzcze do pracy, do rolni-
ctwa, do obrony Ojczyzny. Gdyby więc hultaje jacy, na
2łe używając dobroci i sprawiedliwości rządu, odwodzili lud
od pracy, buntowali przeciwko dziedzicom, odmawiali od
obrony Ojczyzny, Komisye Porządkowe w swoich Woje-
wództwach i Powiatach pilnie na to mieć będą oko i na-
tychmiast takowych hultajów łapać rozkażą i do Sądu Kry-
minalnego oddadzą. Niemniej Komisye Porządkowe czu-
wać mają nad włóczęgami, którzyby w tym czasie domy
porzucali i pa kraju włóczyli się. Wszystkich takowych
ludzi chwytać i do Wydziału Bezpieczeństwa, w każdej
Komisyi będącego, oddawać trzeba, a po zrobionym egza-
minie, gdy się tułaczami i próżniakami okażą, do robót pu-
blicznych używać.
13) Duchowni, najbliżsi ludu nauczyciele, powinni mu
przekładać, jakie ma obowiązki dla Ojczyzny, która się
Kościuszko. ^
130
prawdziwą matką względem niego okazuje, Ciź ducho
oświecać lud powinni: że, pracując pilnie około sw
roli i dworskiej, równie miłą czyni Ojczyźnie ofiarę, jak t
który ją orężem od zdzierstw i rabunków żołnierstwa nu
przyjacielskiego zasłania; że, pełniąc powinność względei
dworów, zwłaszcza tak sfolgowaną przez niniejsze urządź*
nie, nic innego nie czyni, tylko winny dług wypłaca dzie
dzicom, od których grunta trzyma.
14) Duchowni obojga obrządków niniejsze urządzi
nie ogłaszać będą z ambon po kościołach i cerkwiach cią
gle przez niedziel cztery; prócz tego Komisye Porządków
z grona swego, lub obywatelów gorliwych o dobro Ojczy
zny, wyznaczą osoby, które objeżdżać będą gromady p(
wsiach i parafiach i onym toż urządzenie głośno czyta(
z zachęceniem ich, aby, wdzięczni tak wielkiego 'dobro
dziejstwa Rzeczypospolitej, szczerą ochotą w jej obronie
wypłacali się. Dan w obozie pod Połańcem d. 7 maja
1 794 r. Tadeusz Kościuszko".
Tego samego dnia wydał odezwę do popów i mni-
chów nie-unitów, trzymających się wyznania greckiego.
Przemawiał do nich jako do braci i współrodaków, zapo-
wiadał im wolność odprawiania swego nabożeństwa i „opa-
trzenie przyzwoite kapłanów". W tydzień potem doniesio-
no mu, że do powstania przyłączają się Brześcianie i Ko-
brynianie, najbliżsi jego „spółrodacy" i sąsiedzi z pod Sie-
chnowicz, że obrali sobie Komisyę Porządkową i że
w liczbie obranych komisarzy zamieścili 8 osób wyznania
greckiego. Pochwalił ich za to Kościuszko w odezwie,
wysłanej 15 maja z tegoż obozu.
„Wybór od was uczyniony... okazuje, jak z duchem
obywatelstwa zdrową politykę łączyć umiecie. Stara^ ;e
się, aby drugie powiaty, gdzie się dosyć ludu te o
wyznania znajduje, naśladowały przezorność waszą, Ti n
sposobem lud, w imię wiary greckiej od Moskwy zwodzor r,
131
o Ojczyzny przywiążecie. Będzie on życzliwszy swoim
akom, gdy obaczy, że z nim po bratersku postępują,
e go obok kładą i że mu do pierwszych magistratur, ja-
o współobywatelom, wstęp otwierają. Zapewnijcie wszyst-
icli grecko-oryentalnych imieniem mojem, że wszelkie swo-
^body, któremi wolność pozwala cieszyć się ludziom, będą
mieć spoinie z nami, i że Konsystorz ich z całą władzą,
podług praw^ sejmu konstytucyjnego, jest powrócony. Nie*
chaj \iżyją tego wpływu, który mieć mogą do ludu swego
wyznania na przekonanie ich, że my, walcząc o wolność,
tcsz^ystkieh ^^iemi naszej mieszkaficów vsxcxeślnvi6 pragmemy*\
Nareszcie pojawił się znowu Denisów, spalił kilkana-
ście wsi, podsuwał się pod Połaniec dwa razy (12 i 17
maja), lecz został odparty i po kilku dniach znikł, a Ko-
ściuszko ruszył w stronę Jędrzejowa, zajmując się wciąż
m tworzeniem wojska i rządu.
Długo, bo aż do dnia 2 1 maja ociągał się Kościusz-*
ko z mianowaniem członków do Rady Najwyiszej Narodo-
tvej dla tego, że oczekiwał potwierdzenia aktu krakowskie-
go „od większej części narodu", jeśli nie od całej Polski
i Litwy. Zamianował 8-miu radców do 8-miu wydziałów
i 32 zastępców, którzy mogli być wysyłani na prowincyę,
ale na sesyach głosowali i z kolei prezy dowali bez żadnej
różnicy. Na tej liście znaleźli się obok szlachty mieszcza-
nie, kupcy i rzemieślnicy, jak bankier Kapostas i szewc Ki-
liński, zrobiony już półkownikiem, i obok kilku księży ka-
tolickich, nieunita ks. Saba Palmowski, prezes Konsystorza
grecko-oryentalnego.
Wszystko to wytłomaczył Kościuszko w odezwie tego
-"^mego dnia wydanej „do Obywatelów Polski i Litwy",
:órą zakończył następnemi słowy: „Spodziewam się, że nie-
/Iko teraz, ale kiedy, da Bóg, uwolniwszy Ojczyznę ż nie-
)rzyjaciół, rźućę miecz mój pod nogi Narodowi, nikt mnie
3 przestąpienie granic władzy powierzonej nie obwini'**
132
W liście do księżny Czartoryskiej podobnie wypowiad
nadzieję, ze będzie mógł „rzucić broń w izbie sejmowej
a potem chciałby do śmierci „bawić się ogródkiem".
Wprowadzić te rozkazy w wykonanie mieli Ignacy
Potocki i ksiądz Hugo Kołłątaj, Przyjechali też do War-
szawy 2Ą. maja witani radośnie od ludu.
Tak uprawnił Kościuszko przed całym Narodem swój
tytuł i swoje rządy. Uznanie otrzymał nawet od króla,
obranego przed 30-tu laty na Woli. Stanisław August,
mieszkający w trwodze na zamku warszawskim, napisał do
jiiego list z oświadczeniem, że „władnym i znaczącym ina-
czej być nie pragnie, tylko wtedy i tyle, jak on z naro-
dem osądzi"; nadmieniał przytem o chęci swojej uczestni-
czenia w pracach Najwyższej Rady Narodowej. Kościusz-
ko nie zamierzał ucinać mu głowy, jak Francuzi Ludwiko-
wi i6-mu, owszem, grzecznie odpisał mu dnia 20 maja
z obozu pod Sieczkowem, że „zna wierne Tronowi uszano-
wanie, lecz nie jest mocen nominować osobę JKMości do
składu Rady Najwyższej"; zalecił wszakże oddzielnie, aby
ta Rada zdawała mu „sprawę z celnych swych czynów
i aby opatrywała" jego potrzeby. Kończył tak: „Składając
WKMości dzięki za życzenia, mej osoby tyczące się^
oświadczam, iż pomyślność WKMości od pomyślności Oj-
czyzny w mem sercu i umyśle nie oddzielam i głębokie
uszanowanie WKMości zaręczam".
W tydzień potem (27 maja) stanął przed Kościuszką
(w obozie pod Jędrzejowem) książę Józef Poniatowski z pro-
śbą, aby go przyjął do wojska, jako ochotnika. Przyjął go
swego byłego zwierzchnika, i powierzył mu wkrótce komen-
dę nad znaczną dywizyą.
W okolicy Jędrzejowa przyszły do Kościuszki 5 regi- 1
mentów piechoty, liczące 4,415 głów i 1,993 jeidiców j
z kawaleryi narodowej i dwu półków Przedniej Straży^ |
^ więc razem 6,408 ludzi. Przyprowadził ich Grochowskie J
133
i)rzepra>viwszy się szczęśliwie przez Wisłę; otrzymał za to
rangą „j e nerał- majora komenderującego".
Tak więc Kościuszko miał teraz pod ręką 10,000 re-
gularnego żołnierza, oprócz nowobrańców i mógł posyłać
rozkazy do Warszawy i Wilna, na Mazowsze i do Litwy,
a zatem całemu, nie zagarniętemu przez Rosyan wojsku*
Jeszcze trzy brygady kawaleryi przebijały się do niego
z Wołynia i Podola. Przez kwiecień i maj powstanie roz-
* szerzyło się na cały ten kraj, jaki pozostał Polsce po dru^
g^im rozbiorze. Był to skutek zwycięztwą Racławickiego
i odezw Kościuszki.
f
Tego wszakże nie wiedział dokładnie Kościuszko, co
mu gotują nieprzyjaciele: Rosyanie i Prusacy.
Doniesiono mu, źe z Wołynia idzie jenerał rosyjski
Derfelden ze świeżym 6-tysięcznym korpusem. Przeciwko
niemu wysłał zaraz jenerała Zajączka, dając mu 1,000 lu-
dzi ze swego obozu i komendę nad oddziałami, przybyły^
mi zza Buga oraz wysłanymi z Warszawy — razem nad
6,000 żołnierza. Pozwolił też powołać pospolite ruszenie
z województwa Lubelskiego i z Ziemi Chełmskiej, liczone
na 8,000 włościan.
Pruski jenerał Fawrat wkroczył do województwa Kra-
kowskiego trzema kolumnami, maszerującemi w odstępach
200 kroków z huzarami i strzelcami na przedzie, a kiry-
syerami w tylnej straży, uderzył na obóz pospolitego ru-
szenia pod Skałą 1 7 maja, pojmał jednego ułana, zabił je-
dnego kosyniera, ale nie ścigał uchodzących powstańców,
nie doszedł do Krakowa, lecz wrócił do Żarnowca. Dla
czego? Można było domyślać się rozmaicie, ale nikt nie
powiedział Kościuszce, że jest oczekiwany przyjazd samego
króla pruskiego Fryderyka Wilhelma 2 -go z Berlina.
Podobnież w sekrecie trzymany był rozkaz, że Deni-
134
sow ma iść na połączenie się z Prusakami, Jakoż posz
szybkim marszem i stanął pod Szczekocinami Kościuszki
postanowił stoczyć z nim bitwę, ale nie wiedziała ze da
Żarnowca przyjecliał już król pruski.
Około południa 5 czerwca zaczęły nadchodzić wojskri
polskie. Kościuszko ustawiał je na w^zgórzu przed i?vsianii
Rawką i Hebdziem (patrz na planie Numer 1 1 i popraw
pomylony napis wsi Wiwta na prawdziwy: Wywla), Było '
we wszystkich półkach żołnierzy dawnych 9,138 piechoty
(w 14 batalionach) i konnicy (w 39 szwadronach); do teg:o
przybyło nowozacięźnych przy piechocie bez broni palnej^
uzbrojonych tylko w kosy, albo piki 3,529, batalion Gre-
nadyerów krakowskich, uformowany po bitwie Racławickiej,
i batalion Grenadyerów Sandomierskich, który bitwy je-
szcze żadnej nie widział; obydwa te bataliony nie miały
również broni palnej: więc liczba kosynierów i pikinieróv\.'
dochodziła do 5.500 ludzi, a razem z żołnierzami całe
wojsko polskie liczyło prawie 14,500 głów. Armat razem
ze zdobytemi rosyjskiemi było 24. Ustawianie w szyku
bojowym przeciągnęło się do wieczora. Za błotami, w od-
ległości około 5-ciu wiorst, pod miasteczkiem Szczekocina-
mi widział Kościuszko Rosyan, lecz z powodu zapadającej
ciemności odłożył bitwę do poranku „w najmilszej nadziei
zwycięstwa". Miejsce było dla Polaków dogodne, a liczba
przewyższała rosyjską, bo Denisów miał przewagę tylko
w artyleryi (armat 60), żołnierza zaś mało co więcej nad
9,000.
Ale jego oboźny jenerał Pistor wypatrzył przez lune-
tę, jak się szykowało wojsko polskie, wyrysował na papie-
rze plan cały i popędził wieczorem w skok do Żarnowca
po Prusaków. Król Fryderyk Wilhelm chętnie go wys
chał i rozkazał półkom swoim, aby wymaszerowały o £
dżinie i-ej po północy. A było w jego półkach leki
rachując, 17,500 głów i armat 64. Toć oba wojska, jcL.
135
polą^czą, przewyższą dwukrotnie lik żołnierza polskiego
em z Icosynierami, a ich artylerya będzie 5 razy po-
cźnieiszą. od polskiej.
Słorice jasne dnia 6 czerwca odsłoniło przed oczyma
olakÓAV widok niespodziewany. Jenerał Wodzicki, wyje-
chawszy przed front na pagórek, przypatrywał się pocho-
dowi przez lunetę. Zdziwiła go mnogość postępującego
wojska. „To niepodobna — zawołał — aby Denisów miał ta-
kie siły; chyba mię oczy mylą, ale ja przecież poznaję
Prusaków. Patrz, kapitanie — zwracając się do Usielskie-
go ta długa linia piechoty, to Prusacy, a jest ich wie-
ce) niż batalion, chociaż Naczelnik upiera się, że z Mo-
skalami jest jeden tylko batalion Prusaków". Wtem ozwały
się armaty pruskiej przedniej kolumny; za czwartym wy*
strzałem kula urwała głowę Wodzickiemu, a kapitana Usiel-
skiego przecięła na dwoje.
Przekonał się też Kościuszko o swej pomyłce i tak
opowiadał Narodowi w raporcie: „Z daleka ogień z wiel-
kich armat sypano na linie nasze, któremu baterya nasza na
lewem skrzydle odpowiadała z największym skutkiem. Dwu-
dziestocztero-funtowe armaty pruskie długo nas przenosiły;
nasze nie miały próżnego wystrzału. Wkrótce zaczął się
ogień ogromny ze wszystkich stron, który dowodził wiel-
kiej liczby wielkich dział nieprzyjacielskich. Postępował
nieprzyjaciel, poprzedzany (tym) rzęsistym ogniem".
A, postępował! O godzinie 12-tej batalion fizylierów
pruskich wypierdl z Wywły posterunek polskiej piechoty
z dwiema armatami i Fryderyk Wilhelm kazał rozwijają-
cym się batalionom swoim pierwszej linii posunąć się ku
lewemu skrzydłu Kościuszki. Aliści uprzedziła je atakiem
iechota polska: kosynierzy Krakusi ze swym półkowni-
J iem Krzyckim ruszyli wielkim pędem i zbHźyli się na
5 kroków do nieprzyjaciela, regiment zaś drugi, po śmier-
:i Wodzickiego prowadzony przez walecznego majora
j
\%xó'v\xc»\Aja^
KS^Potj^afo Rosjan poS Su^tkoaiuum,
a a. Pirufafa Polaków
B B Pole^ajute' wojskt> ntyjmki, prushut pr^e^
dufdjub 6* Ojrwca o godninuB' ^ ^ c rruia^
prumufk, pTTjj djtmit. strouuuków
C C Marsv rot pntsk, wofska. pod. f^xyhysi£W
£to^^xOT/?i7y^r^A!7ir'SS3Cr!^^j!?7vSBt3r^^C^
iLE MdTjL ifftyjAa^ ras pr-ujki^o kiŁ p&t.ifiyt.
F F Ihi^a owan^ard^t' watrxtf pod ftukimt- «<ł
G G AUak Pt^nkś^
<)
i
MJru.
fortów pruskim, '^^
1/KU, lewe, iknj^dtc
OM. Polaków, o ntalo
{a ban kiUui sxwa •
'■adlcL.a. Dtnisom i4
stmadronów ros^j/dck
1 I KjtscuLStkc postnjBffiszjf cób^iO^Ąpn rt^
kawalo^y\ cofa, nDo|a^^ rt^ulanut, pitdiot^
4/0 k k Ł ocizhuK ruitnrcLa. t chloptunj^
nxbrojoiuf»u w katsy
JJ AaaA, kjtoHiliiyi. rostfjskc pnuha odpartif
prtju. kitssyiueróm pobkuh.
K R KawaJtrya. pnuia. aMnkufe. nufrrKjna.rŁBŁiv
X. fytu i unusi/i po do odmrotu fVtuka,
ptrckotn ohchodzi tme- skrufdlo h>lakam
a rostf/sJfa sihue udcrut na, prauife/
uji. shrx.ydTn KoscLa^zJto cofri' ilA ,
wofsko J^o idxt» m %rótoe » rouypkĄ,
Brygada, tyiio San^ustkL 1 T, utstoMut
odiorot t ocKraiuoy pomsta^cóto od
utpetn^o aiLTAjOcenia
138
Lukke „z największą odwagą, zmieszał piechotę pruską,
wpadł na armaty, jedną z nich skutecznie zagwoździł, kilka
zaś, nie mając gwoździ, piaskiem zasypać usiłował". Zach-
wiały się i zmieszały mianowicie dwa bataliony pruskie
von Klinkowstr6m'a. Król podobno osobiście uporządkował^
jeden z tych batalionów, czem zachęcony drugi wrócih
znów do walki z lepszem powodzeniem, gdyż w polskich
szeregach padł jenerał Grochowski i przebiegła pogłoska
fałszywa o śmierci Kościuszki. Nadto oskrzydlił je regiment
dragonii Bibersteina.
Los bitwy atoli nie był jeszcze rozstrzygnięty. Rosya-
nie przyzostaJi na 500 kroków poza Prusakami: więc utwo-
rzyła się w linjach duża przerwa, której Fryderyk Wilhelm
nie zdołał dość prędko zapełnić batalionami drugiej linii.
Kościuszko skorzysta z chwili i zaatakował kraniec lewego
skrzydła pruskiego. Na pomoc przybiegła konnica pruska
i 14 szwadronów rosyjskich. Spotkał je Krzycki i odparł
kosami swoich grenadyerów krakowskich; w tej walce poległ
Wojtek Bartos, mianowany chorążym Głowackim.
Ale tymczasem nadbiegły opóźnione bataliony i ze-
szlusowały się linie nieprzyjacielskie, i oskrzydlać zaczęły
krótszą linię polską. Jeden batalion regimentu 3-go, szefo-
stwa Czapskiego, pierzchnął. Daremnie regiment i-szy „go-
dny dawnego swego komendanta, jen. Grochowskiego,
dzielnie, z niewzruszoną stałością w każdej okazyi znajdują-
cy się, i w tej do ostatniego znosił przewyższającą siłę**.
Ranieni zostali jenerałowie Granowski i Poniński; padł koń
pod Kościuszką. Odwrót stał się koniecznym.
Gdy jazda pruska ukazała się aż pod wsią Rawką
1 zagroziła tyłom w^ojska polskiego, wypadło cofać się w kie-
runku północno-wschodnim na Małogoszcz. Jedne oddziały
przechodziły przez wieś Hebdzie, inne wprost przez las,
który stał się wyborną osłoną dla rozbitej piechoty. Chlub-
nie spełniła przytem powinność swoją konnica polska. Ma-
130
daliński otrzymał ranę przy odparciu szarży rosyjskiej, ale
brygadę jego połączył ze swoim półkiem 5-ym jenerał Ka-
mieński i zarobił sobie na zaszczytną pocłiwałę Najwyższe-
g^o Naczelnika. Jeszcze większą sławę i wdzięczność zjed-
nał sobie Sanguszko, bo z pozostałymi w porządku 6oa
kawalerzystami wytrwał aż do wieczora między wioską Heb-
dzie a lasem dla osłaniania rozbitków. Z sześciu jenerałów
tylko on i Kamieński wyszli cało. Kościuszko był tak
zmartwiony, że po skończonej już prawie bitwae jeździł obo-
jętnie w prawo czy w lewo na wilczatym podjezdku, bez
dobytego pałasza, w ciemnej czujce, gdy huzary nieprzyja-
cielscy harcowali na pplu. Wziął go Sanguszko za uczci-
wego kapelana wojskowego, ale zbliżywszy się poznał w nim
Kościuszkę. Na pierwsze odezwanie się usłyszał od niego
odpowiedź: „Chcę być ubitym''. Wtedy porwał go za rę-
kaw i pociągnął do kołowrotu wioski Hebdzia, za którą by*
ły przeprawione nasze niedobitki, „W ściśnieniu się we wro-
tach trzymałem go silnie, bo mi się wyrywał'*. Wtedy wpa-
dła między nich kula armatnia, która Kościuszkę raniła
w nogę i zabiła konia. Sanguszko przesadził go na swego*
Kościuszko snadz otrzeźwił się; zdał Sanguszce „sprawę do
ukończenia" i pojechał dac się opatrzyć.
Nazajutrz, 7 czerwca, z pod Małogoszczą wysłał już
energiczną odezwę do Rady Najwyższej Narodowej, zale-
cając „natężenie republikańskiego męstwa" i nakazanie po-
spolitego ruszenia. Stratę swoją oznaczył na tysiąc ludzi, za*
bitych i rannych, oraz 8 armat; uznawał ją za „mniej zna-
czną co do liczby", ależ czuł, chociaż nie powiedział otwar*
cie, że dotkliwszą jest, niż strata, poniesiona pod Dubienką^
kiedy polegli tacy jenerałowie, jak Wodzicki i Grochowski.
Nie wspomniał, też o zabranych do niewoli 500 żołnie-
rzach, po większej części rannych.
Nie koniec na tem. Wkrótce spadły na niego dwie
nowe klęski.
140
Zajączek przegrał bitwę z rosyjskim korpusem Derfel-
<iena 8 czerwca pod Chełmem i uchodził ku Wiśle, pozosta-
wiając bez obrony całe województwo Lubelskie. Za to zbun-
towali się przeciwko niemu trzej podkomendni jenerałowie
i obrali sobie brygadyera Wyszkowskiego na dowódcę.
Pruski jenerał Elsner przyszedł pod Kraków, a półkow-
nik Wieniawski, będący wówczas komendantem miasta, pod-
dał się bez walki 15 czerwca. Prusacy zajęli tedy staro-
dawną stolicę Polski i zabrali korony, brylanty, perły,
przechowywane pod 7-miu kluczami w skarbcu koronnym na
zamku.
Kościuszko nie mógł się teraz utrzymać w wojewódz-
twie Krakowskiem; był obsaczany obławą przez wojska nie-
przyjacielskie, a pomocy nie otrzymywał od nikogo, ani od
Turków, ani od Francuzów, którzy nie chcieli nawet słu-
chać jego posła, Franciszka Barss'a.
W tym okropnym stanie rzeczy okazał Kościuszko
wielką wytrwałość i niezłomną moc ducha. Porządkował
swoich rozbitków wśród nieustannych marszów; 10 czerwca,
zatrzymawszy się na trzydniówkę w Kielcach, wydał drugi
raport do Narodu ze szczegółowym opisem bitwy szczeko-
cińskiej i z w^ezwaniem do męstwa, a nadto do całej Siły
Zbrojnej Narodowej wysłał rozkaz ogólny, aby wszyscy ko-
mendanci korpusów wojska czy to liniowego, czy powstań-
czego, jeśli stoją nad granicą, wkraczali do posiadłości pru-
skich lub rosyjskich i dopomagali mieszkańcom do powsta-
nia. Przemilczał jeszcze i teraz o Austryi, nie wiedząc, że
cesarz Franciszek wraca z Belgii do swej stolicy, żeby po-
pierać jak najpilniej planu trzeciego rozbioru Polski oraz
żeby wojska swoje wprowadzić do województw Lubelskiego i
i Chełmskiego. Na Wieniawskiego kazał Kościuszko ogłosić ;
wyrok sądu w^ojennego skazujący go na powieszenie (tylko ;
w portrecie jakonieobecnego). Zajączka utrzymał przy ko- i
mendzie, a nieposłusznych mu jenerałów (pomiędzy który- j
141
mi znajdował się Hauman, dzielny dowódca regimentu lo-ga
Działyńczyków) nie karał, lecz upokorzył pozostawiając w daw-
nej zależności; dy wizyę jego przyw^ołał ku sobie i sam poszedł
na spotkanie aź ku Wiśle, do Warki (19 — 21 czerwca).
Mimo tej dość dalekiej wycieczki zdążył jeszcze wykonać
zręczny obrót, za pomocą którego wyprzedził Prusaków
i Rosyan, dążących ku Warszawie. Zająwszy Gołków i Pia-
seczno, kazał Zajączkowi, aby tu przyprowadził dywizye
swoją z nad Pilicy.
Warszaica była dla Kościuszki bardzo ważną podsta-
wą czynności wojennej: wszak miała w swych domach sta
tysięcy ludu, który od dwuch miesięcy sypał okopy i ocho-
czo szedł do wojska, lub do milicyi, a co najważniejsza, po-
siadała Arsenał, w którym przechowywały się armaty, kara-
biny, szable i ładunki.
Ale pierwszy odgłos, jaki go doszedł z tego ruchliwe-
go miasta, był przykry, obrażający dla jego władzy. Z po-
wodu pogłosek, jakoby Kraków został poddany Prusakom
przez zdradę, pospólstwo, podburzone przez zapaleńca Ko-
nopkę, zaczęło się dobijać do pałacu Bryla, gdzie siedzieli
pojmani Targowiczanie, i do innych więzień, ustawiając
zarazem 7 szubienic na kilku ulicach. Nazajutrz, nie docze-
kawszy się sądu, tłum d. 28-go czerwca wyciągnął z wie*
zień Massalskiego, biskupa wileńskiego, Czetwertyńskiego, ka-
sztelana przemyskiego, Boskampa-Lasopolskiego, kilkakrot-
nie o zdradę oskarżonego, Roguskiego instygatora spraw
powstańczych. Piątkę i Grabowskiego o szpiegostwo obwi-
nionych, niesłusznie podejrzanego Wulfersa i niewinnego
• całkiem urzędnika jurysdykcyi marszałkowskiej Majewskiego
i wszystkich powiesił. Zakrzewski zdążył ocalić tylko Mo-
szyńskiego, marszałka wielkiego, co Igielstromowi gorliwie
służył do wyławiania'patryotów.
Rada Najwyższa wydała tegoż dnia odezwę z łagodną
142
'wymówką i z obietnicą, że „będzie sprawiedliwość \\ymie-
rzona o ile można najprędzej'*.
Wcale inaczej przemówił nazajutrz d. 29 czerwca Ko-
>iciuszko z obozu pod Gołkowem: „Kiedy wszystkie trudy
i starania moje natężone są ku odparciu nieprzyjaciela,
wieść mnie dochodzi, iż straszniejszy na obce wojsko nie-
przyjaciel grozi nam i wnętrzności nasze rozdziera. To, co
^ię stało na dniu wczorajszym w Warszawie, napełniło ser-
ce moje goryczą i smutkiem. Chęć ukarania winowajców
była dobrą, ale czemuż ukarani bez wyroku sądu? Czemu
zgwałcona praw powaga i świętość? Czemu ten, co imie-
niem ich był do was wysłany, skrzywdzony i pokryty ra-
nami? Czemu urzędnik publiczny niewinny wraz z obwinio-
nymi haniebnie z życia wyzuty?... Skoro obroty wojenne
dozwolą mi oddalić się na moment od powierzonej mi po-
winności, stanę wśród was. Może widok żołnierza, który ży-
cie swoje codziennie dla was naraża, będzie wam miły; ale
chcę, ażeby żaden smutek, na twarzy mojej wyryty, nie ska-
ził tej chwili... Wiedzcie, że kto prawom posłusznym być nie
chce, ten nie wart wolności. Dla tego więc... ganiać opóź-
nienie sprawiedliwości dla więźniów krajowych, zalecam Ra-
dzie Najwyższej, by ta nieodwłocznie zaleciła Sądowi Krymi-
nalnemu zatrudniać się nieustannie sądzeniem więzionych,
karaniem winnych i uwolnieniem niewinnych. A tak dopeł-
niając tego, czego sprawiedliwość publiczna wyciąga, zaka-
zuję jak najsurowiej Ludowi, dla dobra i zbawienia jego,
-wszelkich odtąd nieporządnych rozruchów, gwałcenia wie-
-zień, imania osób i karania ich śmiercią... Kto nie idzie do
Rządu drogą należytą, jest buntownikiem, burzycielem spo-
Icojności publicznej i jako taki karany być powinien.M Wy,
których gorąca odwaga chce być czynną dla Ojczyzny,..
przybywajcie... do obozu mego".
Słowa te zostały poparte czynami: weszły niezwłocznie:
brygada Jaźwińskiego i 200. koni, część pułku Przedniej Stra-
143
±Y I-go i część piechoty z kilku regimentów, razem 4000
ludzi dla utrzymywania porządku w mieście, otwarto Sąd
Najwyższy Kryminalny a ten d. 24 lipca skazał na śmierć
.,szubieniczną" 7 -u winowajców, którzy wieszali i zrabowali
powieszonych; ukarano też śmiercią dwóch szpiegów (Fergu-
sona i żyda Heymana); upoważniony przez Kościuszkę szewc-
pułkownik Kiliński wybrał jednej nocy 6000 próżniaków
i wysłał do obozu, a we trzy dni póiniej zaczął werbować je-
szcze do swego 20 go regimentu 716 szeregowych. Odtąd
i nie ponowiły się już rozruchy uliczne.
I Trudniejsza była sprawa z wojskami nieprzyjacielskie-
mi, które ciągnęły kilku drogami. Większą armię, pruską,
prowadził król Fryderyk Wilhelm, a mniejszą, rosyjską, no-
wy wódz, jenerał lejtenant Fersen, bo imperatorowa Kata-
rzyna, zagniewawszy się na Igelstroma, odwołała go z Pol-
ski, posyłając księcia Repnina na wodza naczelnego. Fersen
objął dowództwo tylko nad korpusem, zebranym w Łowi-
czu, i nad Denisowem.
Prusacy ukazali się 7 lipca pod Błoniem. Tu stał jene-
rał Mokronoski z tymi półkami, które zwyciężyły i wy-
pędziły Igelstroma z Warszawy (18 kwietnia). Odparł on
dzielnie pruskiego jenerała Elsnera o dwie dobre mile na-
zad. Kościuszko, żeby nie być odciętym od Warszawy,
' przesunął swój obóz d. 8 lipca pod Służewiec,
i Dnia 9 lipca rozwinęła się walka w kilku miejscach
[ na długiej, kilkumilowej linii. O świcie wyruszył z Błonia
Mokronoski i atakował Prusaków, ale Kościuszko kazał mu
cofnąć się pod Warszawę, bo chciał mieć go pod ręką dla
złączenia z nadchodzącemi innemi wojskami swojemi.
Do Oołkowa przybył ze swą dywizyą Zajączek. Tu za-
biegli mu drogę Rosyanie, mianowicie Denisów. Wypadło
stoczyć bitwę. Front polski rozciągnął się od rzeczki Jezior-
ki do lasu; komendę objęli: na lewem skrzydle Wyszkowski;
^ w środku Haumann, na prawem Rzewuski. Strzelanina za-
I
\
1
1
144
częla się o godzinie i-ej, o 5-ej zaś po południu szarżowa-
ła jazda rosyjska, lecz poniosła bezskuteczne straty od kosy-
nierów, którzy płatali jezdica razem z koniem. Odparte by-
ły również natarcia piechoty. Regimenty 7, 9 i i o-ty stały
niewzruszenie pod ogniem, zachęcane czasem nadsyłanemi
pozdrowieniami w imieniu Naczelnika. Walka przeciągnęła
się do godziny lo-tej w nocy wśród gęstej kurzawy, a na-
zajutrz wznowiła się o wschodzie słońca. Artylerya celniej
razie mogła przy czystem powietrzu poranka, zrządziła teź
znaczne szkody. O godzinie wpół do piątej król pruski spró-
bował atakować Kościuszkę pod Raszynem, naprawił roz-
rzucony most na rzeczułce Rnowie i posunął przodujące
swoje: 4 bataliony, 10 szwadronów, 8 dział artyleryi konnej;
zostały one odparte i zostawiły 1 5 trupów w lesie, lecz Ko-
ściuszko zauważył, iż był tylko drażnionym od nieprzyjacie-
la, a największe siły obrócone widział przeciwko Zajączko-
wi. W istocie o godzinie 6-tej ukazała się pod Gołkowem
druga linia rosyjska, i wtedy oprócz ataku na wieś, ruszy-
ły kolumny do przeskrzydlenia z obu stron; kozacy ponad
rzeczką przekradali się, żeby tył zająć. Gdy nadto zaczął
nieprzyjaciel obsadzać górkę za rzeką, Zajączek kazał za-
trąbić o godzinie 71/^ do marszu. Kniaziewicz czworoboka-
mi piechoty i Wyszkowski brygadą swoją wybornie osłaniali
postępującą ku Woli w porządku kolumnę. Zetknął się z nią
wkrótce Kościuszko i cały swój korpus odprowadził ku
okopom Warszawy. Zatrzymał się pod Królikarnią, skąd
przesłał zawiadomienie do Rady Najwyższej Narodowej z po-
chwałami dla Zajączka, Haumana, Mokronoskiego, Koły-
ski za waleczne ich czyny przy odpieraniu wojsk nieprzy-
jacielskich. Kończył słowami otuchy: „Wszędzie potężne ra
mię Boga Zastępów wspierać zdaje się sprawę ludu, tak
długo uciskanego niewinnie. Nie przestawajmy wznosić mo-
dłów naszych do niego, a da nam ducha ufności, jedności
j
r
, 145
f i męstwa i krwawe boje nasze chwalebnem i szczęśllwem
uwieńczy zwycięstwem".
Nazajutrz, 1 1 lipca, późnym wieczorem, połączył się
z Prusakami rosyjski jenerał FerSen; pod Raszynem 12 -go
obie armie wypoczywały, a 13 -go posuwały się pod War-
szawę. Skoro je dostrzeżono, wnet ozwały się wystrzały na
■ trwogę z okopów i strzeliła armata, na placu Zamkowym,
pod Zygmuntem ustawiona. Tysiące ludzi' zbrojnych, miesz-
I czan warszawskich, wyszły do okopów i tam porządnie wy-
; znaczone sobie miejsca zajęły. Kościuszko objeżdżał i wyra-
i żal najżywsze zadowolenie. Ta zbrojna siła stała przez cały
dzień i przez noc. Piwowarzy raczyli ją obficie piwem, za
które zapłaty nie przyjęli. Sprzymierzeńcze wojska tymcza-
sem rozchodziły się na dwie strony: Rosyanie w prawo pod
Służewo, Prusacy w lewo pod Opalin.
Zaczynało się oblężenie (patrz na planie Numer 1 2).
Półkolem, długiem na 4 mile, rozstawiano wojska i ar-
maty, ale tylko na lewym brzegu Wisły. Fryderyk Wilhelm
założył swoją główną kwaterę najpierw w Opatowie, po dwu
tygodniach we dworze zwanym Włochy; Fersen usadowił się
w Wilanowie, w pałacu, wybudowanym niegdyś przez kró-
la Jana III-go. Na prawym brzegu Wisły przedmieście Pra-
ga stało otworem, ale o 3 mile w dół, tam, gdzie rzeki Na-
rew i Bug zlewają się z Wisłą, zaczynały się stanowiska
wojsk pruskich nadgranicznych: w Zakroczymiu, w Modlinie,
i^- Zegrzu, Serocku i dalej wzdłuż^ rzeki Narwi. Naprzeciwko
(• nich stały na straży oddziały niewielkie wojska polskiego
regularnego, wysłane z Warszawy, i powstańcy z okolicz-
nych powiatów pod komendą swoich jenerałów ziemiań-
skich. Odbywały się w tej stronie potyczki; wystrzały armat-
nie słyszano nieraz w Warszawie: jednakże nie zdołali Pru-
sacy ani razu dojść do Pragi, a Latem nie mogli zatrzymy-
wać lub zabierać furmanek, dowożących żywność od strony
wschodniej i południowej.
Kościuszko. 10
146
Tak więc głód nie zagrażał mieszkańcom, ale czy zdo-
ła Kościuszko obronić ich od ognia i bagnetów, bo miał
zaledwo 23,000 żołnierzy razem z kosynierami i niespełna
200 dział wszelkiego gatunku, połączone zaś armie nieprzy-
jacielskie liczyły co najmniej 4 1,000 dobrze uzbrojonej pie-
choty i jazdy oraz dział 235? Przytem fortyfikacye nieby-
ły jeszcze wykończone.
Szczęściem Fryderyk Wilhelm strawił dwa tygodnie ;
prawie na robotach przygotowawczych: kazał przysposabia<5
faszyny, kosze i oczekiwał na przywiezienie z najbliższej
swojej tortecy (Grudziądza) armat ciężkich oblężniczych.
Z tego czasu skorzystał Kościuszko, żeby usypać szańce
i baterye. Sam uczył: gdzie sypać należy. Jeżdżąc konno,
zakreślał linie i kąty tak trafnie, jak gdyby chodził z miarą
w ręku. Wysyłając rozkazy do jenerałów, dawał im rysunki,
robione piórem na prędce, ale wyraźnie, bo umiał dobrze
rysować i doskonałym był inżynierem. Jak tylko zrobiono
rowy i nasypy, kazał zaciągać armaty. Tych wszakże miał
za mało, chociaż była w Warszawi e, ludwisarnia czyli fa-
bryka, na której półkownik artyleryi Szubalski napędzał ro-
botników do lania nowych dział we dnie i w nocy. Niektó- ^
re baterye nie dostały ani jednej, na kilku ustawiono małe
3 -funtowe armatki, tak zwane batalionowe, ponieważ powin-
ny były jeździć przy batalionach piechoty; nie znalazło się
w Arsenale ani jednego moździerza 50-funtowego, a Pru-
sacy mieli takich moździerzy 23. Do celowania i strzelania
wprawnych żołnierzy artylerzystów było tylko 412, koni tyl-
ko 47: więc trzeba było posyłać do bateryj zaprzęgi z koni
miejskich do pomocy.
I ludzi wojskowych było za mało do odpierania na-
padów, oczekiwanych tu lub ówdzie na tak wielkiej prze-
strzeni: więc do pomocy im iść mieli zawsze mieszczanie
w liczbie około 9-ciu tysięcy. Zarządzał obrany przez nich
samych i bardzo kochany prezydent miasta Ignacy Za-
}
?
1
147
krzewski, dawniejszy poseł sejmowy, szlachcic bogaty, mają-
cy dobra za Wisłą. Dbał on o to, żeby mieszczanie, wysyła-
ni do okopów i bateryj, mieli co jeść: więc kazał napiec chle-
ba i w worach odwozić do rogatek Jerozolimskich, Moko-
to^wskich, Czerniakowskich.
Wojskowym komendantem miasta Warszawy i całego
Księstwa Mazowieckiego zrobił Kościuszko jenerała Orłow-
skiego, dobrego towarzysza swego z korpusu Kadetów
i z pierwszej podróży zagranicznej.
Dla wojsk polowych przy okopach urządził trzy obo-
zy: i) w jednym umieścił dywizyę Mokronoskiego, a gdy wy-
słał tego jenerała na Litwę, komendę po nim dał księciu
Józefowi Poniatowskiemu 2) w drugim, środkowym, na
Czystem, sprawował dowództwo Zajączek 3) w trzecim, na
Mokotowie komenderował i przebywał sam. Znajdował się
tam wygodny pałac Lubomirskich, ale Kościuszko mieszkał
w swoim namiocie polowym razem ze swą kancelaryą.
Dawniej, wedle słów Sanguszki, Kościuszko „żył powie-
trzem*'; teraz przecie miewał „dostateczne obiady" ze sta-
rem winem węgierskiem i kawą, którą lubił w różnych
sposobach przyrządzenia, „gorącą, zimną i zmarzłą". Ota-
czało go mnóstwo oficerów, a przed otrzymaniem rozka-
zów dziennych jadali oni tutaj śniadanie. Oprócz kucharza
i lokaja Jana, znalazł się Jakiś murzyn do usługi. Przez
cały ciąg oblężenia N. Naczelnik ani razu się nie rozbierał,
zawsze gotów skoczyć na koń we dnie, czy w nocy. Do
pisania odezw miał zawsze przy sobie Juljana Niemcewi-
cza (po odprawieniu Linowskiego, w Jędrzejowie), ale woj-
skowe rozkazy pisywał własnoręcznie. Przechowała się też
do dziś dnia moc listów i kartek jego, aż podziw bierze, jak
mu starczyło sił i czasu na taką pracę. Wszak musiał troszczyć
się nietylko o obronę od nieprzyjaciela na lewym brzegu
Wisły, ale też o obronę Narwi, o korpus Derfeldena, któ-
ry poszedł na Litwę, o Wilno i nareszcie o prawy brzeg
148
Wisły, gdyż i lipca wszedł z Galicyi austryacki jenerał
i chociaż nie zaczepiał wojsk polskich, ale zajął część woje-
wództwa Lubelskiego,
Król pruski rozpoczął walkę 27 lipca napadem na
wieś Wolę. Huzaryjego uderzyli na czatę polską o świcie,
potem nadchodziły bataliony piechoty i opanowały wieś;
wojska Zajączka nie mogły jej odzyskać, chociaż biły się
do godziny 9 wieczorem, kiedy lunął deszcz i zerwał się
wicher. Prusacy zaczęli nazajutrz robie przekopy na pier-
wszą linię oblężniczą. W nocy Kościuszko kazał zapalić ku-
lami ognistenąi poblizką wieś Szczęśliwice i robotników wy-
płoszył. 31 lipca o 7 z rana król kazał puszczać bomby,
ale te nie dolatywały do miasta; pokazało się, że inżynier
pruski ile obliczył odległość.
Poprawiono przekopy i ponowiono próbę dnia i sier-
pnia wieczorem. Wyrzucono ze wszystkich bateryj mnóstwo
kul ognistych, bomb i granatów; leciały one aż poza rogat-
ki, lecz nie zapaliły ani jednego domu, tylko zabiły kilku
ludzi. Żołnierz polski stał w cichości pod deszczem ulew-
nym z obłoków i ognistym z bateryj; wreszcie uderzyły
działa polskie w tę stronę, skąd najwięcej widziano ognia.
Tą odpowiedź zakończyła strzelaninę.
Fryderyk Wilhelm uczuł niby litość nad miastem i na-
pisał list do Stanisława Augusta, doradzając kapitulacyę;
podobnie jen. hrabia Szweryn zawezwał komendanta Orłów- i
skiego do poddania się. Naturalnie, oba listy odniesiono
dnia 2 sierpnia do Kościuszki, który odpowiedział, że „mia-
sto Warszawa nie jest w przypadku potrzeby poddania się'*.
Stanisław August w swojej odpowiedzi odmawiał również,
ale dodał kilka słów o uczuciach ludzkości.
Dnia 3 sierpnia szła strzelanina na całej linii. Prusacy
bombardowali o południu przez półtora godziny z większym
skutkiem, bo jeden domek spalili. Polska zaś baterya zapa- '\
liła wieś Wolę, dzięki Wrońskiemu porucznikowi, poiniej ^
149
wsławionemu filozofowi, który dobrze wycelował armatę. Ko-
I ściuszko dał mu za to zegarek złoty z łańcuszkiem w upomiil-
I ku. Ponieważ nie miał orderów do rozdawania w nagrodę
I waleczności, więc zaczął obdarowywać zasłużonych jenera-
f łów i oficerów klejnotami, nadsyłanymi w ofierze, a potem
I obrączkami numerowanemi.
I Inżynier pruski (major Pontanus) przekonał króla, że
trzeba zaczekać na dwie zamówione przesyłki armat, a tym
czasem Kościuszko przedłużył swoją linię obronną i urzą-
dził wysokie baterye na Skalszczyinie.
Z Rosjanami staczano pomniejsze potyczki.
Nadeszły Prusakom oczekiwane armaty 19 sierpnia
i przybyły trzy świeże bataliony piechoty. Tejże nocy ka-
zał król założyć drugą linię oblężniczą o 300 kroków przed
Gorcami. Zatoczono 36 dużych dział. I znowu zaszła po-
myłka, w obliczeniu odległości: haubice nie sięgały do pol-
skich bateryj. Dopiero w nocy z 25-go na 26-ty urządzo-
no cztery baterye o kroków 800 bliżej ku Górom
Szwedzkim.
Teraz miały się zacząć ataki stanowcze.
Dnia 26-go sierpnia o 3-ej z rana baterye pruskie skie-
rowały silny ogień na szańce polskie przy cegielni powąz-
kowskiej dla odwrócenia uwagi od kolumn szturmowych.
Jedna uderzyła o 4-ej z rana na Szwedzkie Góry i na
Wawrzyszew. Pomimo rzęsistych salw kartaczowych wy-
parła piechotę polską. Poniatowski nadbiegł z kawaleryą
i usiłował napędzić nieprzyjaciela ku wilczym dołom, lecz
nie mógł złamać pólku dragonów Frankenberga i ledwie wy-
starczał na osłanianie odwrotu. Uderzył teź drugi jenerał
pruski 4-ma batalionami na baterye przy domie Parysa
i zdobył ją. Stracili Polacy 8 armat, i wszystkie swoje sta-
nowiska aż do Powązek i Marymoritu. Gdyby król pruski
.-- poparł szturmujące kolumny świeżemi siłami, możliwemby
S^ było wkroczenie od tej strony do miasta. Poniatowski w ra-
I
150
porcie swoim oskarżył podpółkownika Wiesiołowskiego i pod-
porucznika Aignera,* który komenderował bateryą przy de-
mie Parysa, lecz na siebie samego też ściągnął liczne za-
rzuty. Powiadano, że tej nocy nie znajdował się w obozie,
że pojechał w odwiedziny do jakiejś kochanki. (Wiesiołow-
ski później sztandrechtowym sądem został skazany na mie-
siąc więzienia w łańcuszkach, podporucznik Aigner na utratę
rangiy
Wawrzyszew i Góry Szwedzkie zostały wcielone do linii
fortyfikacyjnej pruskiej; baterye zostały obrócone przeciwko
Polakom. Dzień następny upłynął spokojnie.
W nocy z 27-go na 2 8 -my sierpnia zrobiony był prze-
kop pod folwarkiem powązkowskim do ostrzeliwania odleg-
łych o 1 000 kroków wysokich bateryj polskich. O świcie roz-
poczęło się natarcie na te baterye zrazu skuteczne: trzy
szańce zdobyli Prusacy, naw^et z borku powązkowskiego
wyparli Polaków i zapalili kilka domów. Ale obozem ma-
rymonckim komenderował w zastępstwie Poniatowskiego
dzielny Dąbrowski, już na jenerała-majora wyniesiony. Za-
rządził odebranie lasku, a w tej chwili ukazał się Kościusz-
ko ze Swoją piechotą. Natychmiast Prusacy zostali wyrzu-
ceni, a brygadyer Kołysko ostro natarł na liczniejszą kawa-
leryę pruską, która lew^emu skrzydłu zagrażała.
Powtórnie uderzyły 4 bataliony i sześć szwadronów na
Powązki, a nadto inna kolumna szła na Bielany, Młociny
i Marymont. ,,W tym czasie przysłałeś mi Najwyższy Na-
czelniku — pisze w swoim raporcie Dąbrowski — przez adju-
tanta swego, majora Fiszera, 200 ludzi gwardyi pieszej pod
komendą majora Tyszki, także 200 ludzi z regimentu i-go
pod komendą kapitana Różyckiego; ta piechota musiała
kolumną przez most przejść i pod ogniem nieprzyjaciel-
skim rozwinąć się, co w największym porządku uskuteczni-
ła; nieprzyjaciel cof-iąc się musiał z góry do góry, a pie-
chota nasza baterye opanowała/'
V
?
151
Na prawem skrzydłe pod Marymontem sprawił się
tak dobrze podpółkownik i komendant batalionu strzelców
Rymkiewicz, że został zaraz nagrodzony rangą jenerała;
walka toczyła się przeważnie w parowach, poczynając od
brzegu Wisły.
Około godziny 7-mej, kiedy wojsko, które od rana ani ja-
dła, ani piło, zaczęło odpoczywać, nieprzyjaciel przypuścił
nowy atak „całą siłą", lecz znowu został odparty.
Fryderyk Wilhelm zamierzał przypuścić szturm walny
I września, i wydał już stosowne zarządzenia, ale na dzień
przedtem, 3 1 sierpnia przed świtem Polacy uderzyli piecho-
tą i jazdą na Wawrzyszew i po dwugodzinnej bitwie wy-
parli Prusaków. Ta wycieczka popsuła im szyki. W obo-
zie ich skarżono się na niedostatek żywności i na zwięk-
szanie się liczby chorych. Większy jeszcze frasunek przy-
był Fryderykowi Wilhelmowi, gdy zaczęły nadchodzić do-
niesienia, że powstanie robi się w jego królestwie, miano-
wicie w Wielkopolsce, zabranej przed rokiem przy drugim
rozbiorze Polski. Powstawały jeden za drugim wszystkie
powiaty; stały tam tylko po miastach małe załogi wojsko-
we: więc powstańcy zabierali je do niewoH. Jeden z do-
wódców, Mniewski, dawniejszy kasztelan kujawski, dowie-
dziawszy się, że Wisłą płynie 1 1 galarów z prochem i ku-
lami pod strażą oficera i 30 -tu żołnierzy, poszedł na Spo-
tkanie ze swymi stu Strzelcami, zabił 1 3 tu żołnierzy,
a wtedy reszta straży oddała się w niewolę i cały trans-
port pruski został zabrany przez powstańców.
2 takiemi nowinami przybyło d. 3 września poselstwo
od Wielkopolan w^szyStkich do Kościuszki; on jednakże,
chociaż z radością ogłosił to mieszkańcom warszawskim,
ostrzegał ich, że nieprzyjaciel może przyśpieszyć wszelkie
wysilenia swej „zaciekłej i mściwej dumy". Więc 4 -go wrze-
śnia napisał do prezydenta miasta taką kartkę: „Zakrzeski
kochany! Dziś przededniem zapewne będziemy atakowani'
PLAN BITWY ]
vA6żonj laytfą
«4
154
a zatem proszę i zaklinam na miłość Ojczyzny, aby poło-
^ wa obywateli dziś szła do linii, a gdy będą atakować (Pru-
sacy), aby wszyscy wyszli".
Ale Fryderyk Wilhelm nie myślał już o szturmie.
Kazał strzelać wciąż z armat, a tymczasem robił spieszne
przygotowania do odwrotu. O zmroku d. 5 września zaczę-
to zwozić ciężkie działa oblężnicze i wywozić je końmi
chłopskimi; o 4-tej zrana 6 września ruszyła cała armia
pruska do Raszyna, a król odjechał wprost do swego Ber-
lina; jenerał Fersen wymaszerował też z Rosyanami drogą
na Piaseczno. Warszawa dowiedziała się z „Gazety Rzą-
dowej", że wolną już jest od oblęzpuia.
Rada Najwyższa Narodowa chciała obchodzić tak pa-
miętne zdarzenie ,,uroczystością jakową" i prosiła Kościu-
szkę, żeby raczył przybyć na ten obchód radosny, lecz on
odpowiedział odmownie. „Cieszę się, pisał, zarówno z ka-
żdym dobrym obywatelem z oswobodzenia stolicy od wojsk
nieprzyjacielskich; przypisuje to tylko Opatrzności (Boskiej),
męstwu żołnierza polskiego, gorliwości i odwadze obywate-
lów warszawskich, staraniom rządu. Zostawuję zupełnie do
woli Najwyższej Rady Narodowej, w jaki sposób i kiedy
życzy obchodzić to zdarzenie? Zatrudnienia moje nie do-
zwalają mi przyjemności być z wami, godni mężowie.
Śmiem ufać, że ten Bóg, który stolicę uwolnił, uwolni i Oj-
czyznę. Wtenczas już jako obywatel, nie jak urzędnik,
dzięki składać I powszechną ze wszystkimi radość dzielić
będę".
Tak w grzecznych wyrazach wytłomaczył, że nie czas
jeszcze urządzać tryumf. I Rada żadnego obchodu nie
urządziła. Kościuszko zaś zakończył ten dzień, kładąc się
spać rozebrany po raz pierwszy od kilku miesięcy.
^j
155
Prze2 kilka dni czuł się przecież o tyle swobodnym, że
miał czas na odwiedzenie Rady Najwyższej Narodowej
w jej sali w pałacu Raczyńskich i podczas posiedzenia, 1 1
września. Prezydował w tym tygodniu „obywatel" Xiądz
Franciszek Dmochowski. Ten więc „obywatel prezy dujący",
oświadczywszy imieniem Rady najżywsze z przybycia jego
ukontentowanie, doniósł razem, jakiemi sprawami Rada
w ten moment zatrudnia się, mianowicie sposobami „przy-
śpieszenia gotowych pieniędzy".
Trudna to była sprawa. Skąd wziąć gotowych pie-
niędzy, jeżeli do skarbu wchodzi mniej podatków, bo z ka-
żdym dniem powiększa się liczba zniszczonych przez wojnę
majątków? Jakież to spustoszenie pozostawało po przejściu
każdego korpusu rosyjskiego: Denisowa, ^Derfeldena, Ferse-
na! „Pięćdziesiąt wsi zapalonych w promieniu koło 3 do
4-ch mil jaśniało i dymiło jak tyleż wulkanów" — opowia-
da to świadek naoczny odwrotu Fersena, Michał Starzeński.
Rujnowani dziedzice nie mieli z czego płacie poborcom
i prosiU o ulgę lub odroczenie terminów.
Możnaby ratować się pożyczką, gdyby się znaleźli bo-
gacze w innych krajach, którzyby zechcieli dac kilka mi-
lionów rządowi powstańczemu. Ale nie znaleźli się tacy
i próżno byłoby ich szukać, kiedy Francuzi nic nie dali
samemu Kościuszce ani w roku zeszłym, ani teraz. Ban-
kierzy warszawscy potraciU swoje wielkie kapitały i nie
mogli własnych długów popłacić. Najmniej bogaty, ale po-
mysłowy i gorliwy bankier Kapostas doradził wybijanie
pieniędzy papierowych takich, jakiemi teraz nam płacą lu-
dzie za pszenicę, za bydło, za masło, za ziemię i za w^szel-
kie posługi. Rada Najwyższa Narodowa pozwoHła mu
drukować tak nazwane Bilety Skarbowe na różne ceny, ja-
ko to: na 1,000, na 500, na 100, na 50, na 25 i 5 zło-
tych polskich, a potem drobniejsze Bilety Zdawkowe na i
złoty, na 20, na 10 i na 5 groszy. Kapostas nadrukował
166
dużo w różnych kolorach z rozmaitymi znakami, ogółem
na I o milionów złotych i wypuszczał, poczynając od i6
sierpnia, ale kupcy, rzemieślnicy i robotnicy przyjmować
ich nie chcieli dlatego, że nie mogli wymieniać ich w ra-
zie potrzeby na srebrne lub złote pieniądze w żadnej ka-
sie skarbowej. Przyjmowali tylko ludzie zamożni, jeżeli
mogli czekać na wymianę kiedyś później, po ukończeniu
wojny.
A wojsko potrzebowało botów, płaszczów, kożuchów
przy nadchodzącej zimie, prochu, kul, broni codziennie.'
Gdy nie było czem płacić dostawców i robotników, rząd
zabierał srebra z kościołów, pozostawiając tylko niezbędne
dla nabożeństwa kielichy, lichtarze i monstrancye, zabierał
kiry sukienne, zdejmować kazał miedź z dachów na pała-
cach i na zamku królewskim.
Kościuszko rozsyłał na wszystkie strony i do najdal-
szych ziem polskich odezwy do obywateli, zaklęcia w imię
miłości Ojczyzny, rozkazy do jenerałów i tyle zyskał po-
słuszeństwa u wszystkich, źe w wojsku liniowem w dawnych
półkach i w nowoutworzonych komendach liczba ludzi do-
chodziła do 100,000 — tylko że niedostatecznie uzbrojonych,
a gdy policzymy pospolite ruszenia, powoływane ze wsi na
czas krótki, to się pokaże, iż wychodziło do walki z bro-
nią wszelaką 150,000 ludzi.
Ale nie wszyscy umieli dobrze wykonywać swoją ro-
botę. Nie udawało się Kościuszce znaleźć dobrego wo-
dza dla Litwy, chociaż tam i żołnierz, i lud był bardzo
ochoczy. Szczególnie na Żmudzi powstańcy byli tak od-
ważni, że się bili z przechodzącemi oddziałami Rosyan, że
wkroczyli do Księstwa Kurlandzkiego, i opanowali nad-
morskie miasto Libawę, a w tej wyprawie prowadził ich
szlachcic nie wojskowy, były poseł sejmu Wielkiego, Waw-
rzecki. Cóż? Kiedy przysłany do komenderowania całem
wojskiem litewskiem jenerał Widhorski zasiadł bezczynnie
157
w obozie o parę mil od Wilna i nie chciał ani musztro-
wać, ani w porządku utrzymać swych półków, i nareszcie
zażądał uwolnienia siebie, uskarżając się na ranę, którą da-
wniej niegdyś otrzymał. Na prawdę zawstydził się tego, że
nie przyszedł do Wilna, kiedy podwładni jego jenerałowie
odparli atak rosyjskiego wojska (19-go hpca). Zastąpił go
tymczasowo jenerał Chlewiński, jeszcze gorszy, bo gdy Ro-
syanie przyszli po raz drugi, nie potrafił obronić Wilna,
które zostało stracone 1 1 sierpnia. Byłato strata bardzo
ciężka dla Kościuszki, a tem boleśniejsza, że wyprawił był
zawczasu Mokronoskiego, który tak dzielnie kierował walką
z Igelstromem w Warszawie i z Prusakami pod Błoniem,
I oto Mokronoski, jadąc zbyt powolnie, spotkał wojsko li-
tewskie, już uchodzące z pod Wilna w nieładzie; objął
wprawdzie nad niem dowództwo, ale nie zdołał go upo-
rządkować, bo zasłabł na zdrowiu. Na Żmudzi, ani w Kur-
landyi nie mogli też utrzymać się powstańcy i ciągnęli pod
Grodno w podobnym nieładzie.
Na Litwę wysłana była jeszcze doborowa 5-tysięczna
dywizya pod dowództwem Sierakowskiego w ślad za rosyj-
skim jenerałem Derfeldenem. Sierakowski był dobrym in-
żynierem, ale nie doświadczonym jenerałem polowym. Zmar-
nował parę miesięcy na ostrożnych marszach i nie zniós
ani jednego oddziału rosyjskiego. Tymczasem imperatoro-
wa Katarzyna kazała Suworowowi, najżwawszemu, najzawzięt-
szemu i najumiejętniejszemu z pomiędzy wszystkich jene-
rałów rosyjskich, wyprowadzić świeże wojska, rozłożone do-
tychczas na Podolu i Wołyniu. Suworów, zebrawszy 14,000
ludzi i 60 dział, biegł szybko, przedzierając się przez ba-
gna poleskie, do województwa Brzeskiego.
Takie wypadki i tak zatrważające doniesienia tłumiły
radość z wyzwolenia Warszawy. I to wyzwolenie zresztą
nie było zupełne, bo król pruski przed wyjazdem zostawił
rozkazy wojskom swoim, aby opasywały Warszawę szer-
r
158
szem półkolem, zajmując brzegi rzek Bzury, Pilicy i Raw-
ki. Przewidywać też należało, że Fersen po ustąpieniu
z Wilanowa zechce gdzieś dalej przeprawić się przez Wi-
słę na brzeg prawy, żeby połączyć się z Suworowem.
Tym wszystkim niebezpieczeństwom Kościuszko mu-
siał zaradzić. Czynił więc następne zarządzenia:
1. Przeciwko Prusakom posunął do Bzury dywizyę
księcia Józefa Poniatowskiego około 8,000 ludzi liczącą,
a na pomoc Wielkopolanom posłał Dąbrowskiego z 3 -ma
tysiącami wojska liniowego.
2. Dla wzbraniania Fersenowi przeprawy przez Wi-
słę wysłał 3,500 ludzi pod dowództwem jenerała Poniń-
skiego.
3. Dla wzmocnienia wojska litewskiego kazał jenera-
łowi lejtenantowi Jasińskiemu zebrać wszystkie oddziały,
jakie znajdowały się pomiędzy Narwią i Niemnem, i utwo-
rzyć z nich dywizyę 2-gą litewską. ^
4. Dla wzmocnienia dywizyi Sierakowskiego wysłał
z Warszawy 15 września dzielny regiment lo-ty Dzialyń-
czyków i 320 powstańców Brzeskich pod dowództwem je- i
nerała majora Kniaziewicza, a 1 9 września sam W3^jechał '
za nimi, przewidując, że tam wypadnie stoczyć najpierwej
bitwę.
Stało się to za późno. Sierakowski iuż 15 września
wyruszył na spotkanie Suworowa, który, przebiegłszy mil
80 w ciągu dni 16, stanął w Kobryniu. O milę od tego
miasta i o półtory od Siechnowicz, pod Krupczycami, 17
września zaszła pierwsza bitwa; Sierakowski musiał cofnąć
się spiesznie za Brześć do Terespola, a 19-go rani u tko zo-
stał powtórnie atakowany i pobity okropnie, bo stracił wię- '|
J
159
cej niż połowę swoich ludzi (2,645) ^ ws7.ystkie armaty (28)
zaprzężone w konie z królewskiej stajni.
Kościuszko dowiedział się o tej klęsce w Siedlcach,
więc wrócił do Warszawy, żeby wyprawić posiłki dla Sie-
rakowskiego: kilka batalionów piechoty i 14 dział. Do
Mokronoskiego wysłał rozkazy, jak ma się kierować
w marszu swoim, a w kilka dni potem wyjechał pocztą
w towarzystwie jednego Niemcewicza, sekretarza swego,
drogą, nawiedzaną już przez kozaków, do Grodna. Obej-
rzawszy wojsko litewskie, okazał mu największe niezadowo-
lenie, kazał używać najsurowszych kar (zastrzegając jednak-
że dla siebie zatwierdzanie wyroków śmierci) i napisaną
własnoręcznie odezwą 30 września groził żołnierzom za
tchórzostwo w boju kartaczowaniem z armat, które będą
ustawiane z tyłu. Zaledwo wrócił do swej kwatery głównej ,
t j. do namiotu w Mokotowie, gdy nadeszła najgorsza ze
wszystkich przewidywanych nowina: że Fersen przeprawia
się przez Wisłę. Kościuszko uznał natychmiast, że należy
go żnieśc, zepchnąć do Wisły, inaczej bowiem Warszawa
miałaby przeciętą jedną z głównych dróg zasilania się ży-
wnością i byłaby narażoną na atak połączonych dwu wojsk
rosyjskich.
Wieczór 5-go października spędził Kościuszko u Za-
krzewskiego, prezydenta miasta, rozmawiając po raz osta-
tni z najbliższymi współpracownikami Swymi: Ignacym Po-
tockim, Kołłątajem, Zajączkiem, któremu oddał w zastęp-
stwie komendę obozu głównego w Mokotowie i wszystkich
korpusów pod Warszawą. Zapowiedział im, że stoczy bi-
twę i że „armia" Sierakowskiego, skoro się połączy z nią
korpus Ponińskiego, będzie do 14,000 mocną. Nazajutrz
o godzinie 5 -ej zrana, wziąwszy z sobą Niemcewicza, wy-
jechał konno z Mokotowa i, pędząc wciąż galopem, zmie-
niając konie chłopskie z siodłami bez strzemion, z uidzie-
^ nicami bez mundsztuków, stanął o godzinie 5-tej wieczo-
f
160
rem w Okrzei u Sierakowskiego. Znalazł się tu jen. Po-
niński, który ani jednym wystrzałem nie przeszkodził Fer-
senowi w ustawianiu mostu w okolicy Kozienic i wprowa-
dzaniu pólków rosyjskicłi do obozu pod Tyrzynem, ale
żądał teraz rozkazów^ Po naradzie kazano mu stać w obron -
nem położeniu nad Wieprzem i czekać wezwania do boju,
gdyż nie można było wtedy przewidzieć, w jakim punkcie
nastąpi spotkanie z Fersenem, Nastąpiło pod Maciejowt-
camiy gdy mała armia Kościuszki, która dosięgała tylko 7
tysięcy głów (przy ubytku ludzi skutkiem pośpiesznych mar-
szów oraz braku paszy dla koni w późnej jesieni), weszła
9-go października na pagórki między wsią Oronne a Zam-
kiem (dzisiejszem Podzamczem) w dobrach maciejowickich
ordynatowej Zamoyskiej. Ujrzano w niedalekiej odległości
obóz rosyjski, szeroko rozciągnięty nad Wisłą. Tu więc
musiała się odbyć walka stanowcza (patrz na planie nu-
mer f3).
Po obejrzeniu pozycyi Kościuszko wskazał stanowiska
wszystkim oddziałom; powierzył komendę lewego skrzydła^
pod Oronnem, Kniaziewiczowi, środka Sierakowskiemu, pra-
wego skrzydła, pod Zamkiem, Kamieńskiemu; kazał uSypać kil-
ka szańców i ustawić armaty, których było razem z batalio-
nowemi 21. Zapadająca noc nie pozwoliła ukończyć robo-
ty fortyfikacyjnej; żołnierze mieli spędzić ją pod bronią.
Kościuszko wszedł do zamku, w^ysłał rozkaz do Ponińskie-
go, zjadł wieczerzę i położył się w ubraniu. O godz. lYa
po półhocy obudził Niemcewicza, kazał mu napisać drugi
rozkaz, zalecający Ponińskiemu „największą pilność w mar-
szu" do Tyrzyna i posłać przez gońca.
Tymczasem Fersen, zawiadomiony przez rozjazdy ko-
zackie o zbliżaniu się Polaków, poczynił już przygotowania
do ataku całą siłą swoją. O zmroku wysłał jenerała De-
nisowa z 5-u tysiącami i lo-u armatami w prawo na wieś
Oronne; jego wystrzały miały być sygnałem dla innych
161
korpusów, ustawionych we dwie linie na przestrzeni blizko
półmilowej od brzegu Wisły. Stały one w szeregach bez
ogni, z bronią u nogi. Armaty Denisowa huknęły o kwa-
drans przed 5 -tą, dnia lo października, i wnet wszystkie
szeregi ruszyły naprzód.
Walka zrazu ogniowa, potem na bagnety trwała do
godziny i-ej. Poniński nie przyszedł pod Tyrzyn i nie
uderzył na tyły wojsk rosyjskich*): więc Fersen mógł
użyć zapasowych wojsk hr. Tołstoja do oskrzydlenia z dru-
giej strony. Oba bataliony muszkieterskie Działyńczyków
legły co do nogi, nie ustąpiwszy kroku. Wśród zamętu
i rzezi Kościuszko usiłował uformować czworobok, ale uka-
zanie się konnicy nieprzyjacielskiej poza zamkiem sprawiło
ostateczny popłoch. Jedni rzucali broń i padali na ziemię,
wołając pardonu; drudzy uciekali na rozległą równinę. Go-
nił zbiegów Kościuszko, lecz świta jego rozpierzchła się,
koń padł, a 5-ciu jeźdźców oskoczyło go między opłotka-
mi wsi Krępa. Trzy cięcia w głowę, rany na piersiach
i biodrze pozbawiły go przytomności. Krwią zbroczonego
śmiertelną bladością powleczonego przynieśli kozacy na pi-
kach do zamku. Wszyscy jenerałowie, brygadyer Kopeć,
sekretarz- poeta Niemcewicz ranni dostali się do niewoli
oraz 2,000 żołnierzy.
•) Poszedł w innym kierunku, na Korytnicę, odległą o milę od pola bitwy;
przyszedł tam o godz. 3-ciej, kiedy ustała już strzelanina, którą słyszał podczas swe-
go marszu. Wytłómaczył się jednak przed sądem wojskowym i nie był uznany za
zdrajcę. Pozostał na nim tylko zarzut: dlaczego nie kierował się według liuku dział?
Kościuszko, 11
162
ROZDZIAŁ lo-ty.
Dwuletnia niewola i dwudziestoletnie
tułactwo.
Zrana, po wschodzie słońca, d. ii października 1794
roku otworzył oczy Kościuszko, jakby z ciężkiego budząc-
się letargu i, widząc leżącego przy sobie na słomie Niem-
cewicza, zapytał: „Co to znaczy? Gdzież jesteśmy?" — „Nie-
stety! jesteśmy ranni, jeńcami Moskali; jestem przy tobie
i nie opuszczę cię" — była odpowiedź. — „Jaka pociecha
w nieszczęściu mieć tak wiernego przyjaciela" — rzekł je-
szcze i łzy mu nabiegły do oczu.
O godzinie 10- tej przyszedł jenerał Fersen i rozma-
wiał uprzejmie po niemiecku; za tłómacza służył Niemce-
wicz, ponieważ Kościuszko nie władał niemieckim, ani ro-
syjskim językiem. „Ubolewam nad stanem waszym — po-
wiadał — ale taki jest los nasz, ludzi wojennych". O po-
łudniu trzykrotne wystrzały ze wszystkich karabinów i dział
wstrząsnęły silnym hukiem powietrze: odprawiano dzięk-
czynne modły (molebien) za zwycięstwo. Niemcewicz lewą
ręką napisał kilka słów do Zajączka i do wojewodziny Zy-
bergowej z prośbą o przysłanie służących i rzeczy. Goniec
pobiegł z tymi listami do Warszawy.
Niezmierną żałość uczuł lud warszawski, gdy się do-
wiedział nieszczęsnej nowiny. Tłum kilkutysięczny biegł
aż pod Jeziorne żeby odbić Kościuszkę; drugi tłum chciał
mordować jeńców rosyjskich, których liczba dochodziła do
2,000. Rada Najwyższa Narodowa powstrzymała te zapę-
dy, a rozsądniej wyraziła swoją boleść: pierwsze chwile
po otrzymaniu wiadomości od gońca „łzom poświęciła"; na
163
temże posiedzeniu 12 -go października obrała następcę To-
masza Wawrzeckiego; do Kościuszki wysłała list czuły
i 4.000 dukatów czyli 76,000 złł. na jego osobiste potrze-
by; kazała zawiesić portret jego w sali posiedzeń, a w za-
mianę jego osoby ofiarowała jenerałowi_Fersenowi oddanie
wszystkich jeńców rosyjskich. Na taką zamianę Fersen nie
i zg"odził się i pomaszerował do Suworowa, który zaraz wy-
■ ruszył z Brześcia i zaprosił Prusaków do wspólnego ude-
rzenia na Warszawę. Rada Najwyższa Narodowa kazała
sypać spiesznie okopy na Pradze, budować baterye pływa-
jące na Wiśle i koszary podziemne, powtarzała wiernie ha-
sło Kościuszki (śmierć lub zwycięstwo!), pracowała gorliwie,
ale nie znajdowała dość umiejętnych ludzi i dość czasu do
wykonania rozkazów. Okopów nie wykończono, a długość
ich „na dobrą milę" wymagała 45,000 żołnierza do obro-
ny. Tymczasem Wawrzecki, chociaż sprowadził wszystkie
A\^ojska koronne i litewskie, mógł postawić na Pradze tylko
13,637 iu(jzi ,, gotowych do powinności", resztę zaś trzymał
na lewym brzegu Wisły przeciwko Prusakom. Był on za-
cnym, światłym i oddanym Ojczyźnie ziemianinem, ale da-
wniej w wojsku żadnem nie sługiwał; więc komenderować
nie umiał. Gdy Suworow, połączywszy się z Derfeldenem
i Fersenem, powiększył swoją siłę do 30,000 żołnierza przy
86 armatach; gdy przysposobił w swoim obozie faszyny,
drabiny i wszelkie przyrządy do szturmu; gdy, podzieliwszy
wojska swoje na siedm kolumn, kazał ruszyć ze wszystkich
stron po ciemku o godzinie 3-ej zrana dnia 4 listopada: to
armaty polskie nie dały ani jednego wystrzału i piechota
nie zdołała zepchnąć wdzierającego się na waty nieprzyja-
ciela. Nastąpiła wówCzas przerażająca „rzez Pragi": ulice
place i brzeg Wisły pokryły się trupami nietylko wojsko-
wych, ale i nieuzbrojonych mieszkańców, nawet kobiet
i dzieci. Artylerya rosyjska zburzyła most na Wiśle i za-
t^ częła ostrzeliwać Warszawę. Nie było już ratunku. Ignacy
164
Potocki z pełnomocnikami magistratu przybył do Suworo-
wa o północy na układy o poddanie miasta. Wawrzecki
nie cliciał złożyć broni i poprowadził pozostałe na lewym
brzegu wojska drogą krakowską, ale ścigany przez Prusa-
ków i Rosyan, opuszczony przez wiasnycli żołnierzy skut-
kiem głodu, zimna i chorób, został ujęty w niewolę d. 19
listopada 1 794 r. Taki był koniec powstania.
W Petersburgu posłowie pruski i austryacki <Uugo
umawiali się z ministrami imperatorowej Katarzyny o roz-
biór trzeci i ostateczny ziem polskich; wreszcie zgodzili się
na podpisanie traktatu d. 24 października 1795 roku; Sta-
nisław August, przewieziony z Zamku warszawskiego do
Grodna pod straż Repnina, podpisał zrzeczenie się tronu
d. 25 listopada, w 31-ą rocznicę swojej koronacyi: więc
Polakom nie pozostawiono ani piędzi ziemi, ani imienia
narodowego, ani żadnego śladu istnienia ich królestwa
i Rzeczypospolitej.
Kościuszko, wsadzony 1 2 października 1 794 r. do po^
wozu razem z doktorem, był wieziony przy taborze pod
strażą oddziału konnicy. Szeroka rana jego na głowie po
kilku dniach zaczęła się goić, lecz noga lewa stała się bez-
władną. Trzeba go było wynosić i wnosić na rękach.
Mimo to strzegło go wciąż, nie spuszczając z oka, czterech
oficerów i żołnierze. Rada Najwyższa Narodowa wysłała
doktora wojsk polskich (Menio), lecz pozwolono mu zaba-
wić tylko dzień jeden, opatrzyć rany, zostawić szarpie, ban-
daże i książki do czytania.
Fersen, otrzymawszy rozkaz połączenia się z Suworo-
wem, zlecił jenerałowi Chruszczowowi prowadzenie wszyst-
kich jeńców do Rosyi. Dla Kościuszki dojmującym był
^
I
165
widok pędzonych 2,000 żołnierzy jego i 200 oficerów: dał
im połowę nadesłanej przez Radę sumy, to jest 2,000 du-
katów. Powolnie, bo nie wyprzedzając piechoty Chruszczo-
wa, prowadzony był na Wołyń, do Zasławia, gdzie nadeszła
go "bolesna wiadomość o zdobyciu Pragi i gdzie oddzielo-
no go od wszystkich jeńców, żeby wieić pośpiesznie — dokąd?
Nie powiadano mu. Ta pośpieszna podróż sprawiała Ko-
ściixszce dolegliwsze cierpienia od ran, gdy dowodzący
strażą major Titow budził gó o 4 -tej zrana, a prowadził
drogą daleką dokoła polskiej granicy przez kilka tygodni.
Zaledwo 10 grudnia przywieziono go do Petersburga, do
fortecy Petropawłowskiej i wniesiono do mieszkania komen-
danta. Chwilowo tylko, zdaleka ujrzał Niemcewicza i ad-
jwtanta swego Fiszera, prowadzonych do innej sali.
Otóż upłynęło dwa miesiące od dnia bitwy maciejo-
wickiej, a zaczęły się dwa lata niewoli w więzieniu. Jakże
ciężkich doświadczał udręczeń! Pomimo choroby dwa ra-
zy był zapytywany przez prokuratora Samójłowa i musiał
pisać odpowiedzi: kto mu dopomagał i posługiwał do po-
wstania? Kto dawał pieniądze? Skąd pochodziła władza
jego jako Najwyższego Naczelnika? i tak dalej. Domyślał
się, że w kazamatach tej samej fortecy, albo w Syberyi
siedzą jego podwładni, jego towarzysze trudów i przyjaciele:
każde słowo nieuważne mogło im zaszkodzić, a kłamać
Kościuszko nie umiał i nie powinien był, chociażby przez
poi^zanowanie dla swego urzędu. Odpisywał tedy praw-
dziwie, ale bardzo krótko.
Cierpliwością i dobrocią obudził podziw w duszach
dozorców, a nawet i wrogów swoich. Z czasem Impera-
torowa Katarzyna łagodziła coraz bardziej swój sąd o nim
i przepisy więzienne. Pisała 30 września 1795 ^-y ^e jest
,, łagodny jak baranek'', a ponieważ jest bardzo chory, więc
umieściła go w domu Stegelmana, gdzie jest ogródek do
przechadzki. Potem przeniosła go do pałacu Orłowa i ka-
166
zała otoczyć wszelkiemi wygodami: zwrócono mu służących
z mokotowskiej kwatery (murzyna lokaja i kucharza Jana),
wożono po ogrodzie na fotelu, dano do rozporządzenia na-
wet powóz, w którym wolno było wyjeżdżać na miasto
w towarzystwie urzędnika. Lekarz nadworny, Anglik Ro-
gerson zapewnia, że imperatorowa wielce go szacowała
i dwa razy przed śmiercią swoją naradzała się nad uwol-
nieniem jego i nad okazaniem mu względów szczególnych;
stwierdza pr^.ytem Smutny stan jego zdrowia: „Siły teg-o
poczciwego człowieka są prawie wyczerpane skutkiem dłu-
gich cierpień.,. Tracę nadzieję uleczenia go: tyle wycier-
piał na ciele i duszy, że ciało jego jest zrujnowane zupeł-
nie i siła nerwów — czego się obawiam — zniszczona nie-
powrotnie".
Nie wykonała jednakże Katarzyna II swego zamiaru
przed zgonem, który nastąpił d. 6 (17) listopada 1796 r.
Ale dziewiątego dnia potem, t. j. 15 (26) listopada, jej
następca, cesarz Paweł I, za]echav\szy przed pałac Orłowa ze
starszym swym synem Aleksandrem i z licznym orszakiem,
wszedł do pokoju Kościuszki i rzekł: „Przyszedłem, mój
jenerale, abym ci wolność przywrócił". Wrażenie tych
słów było tak silne, że Kościuszko nie zdołał zdobyć się
na odpowiedz. Widząc takie pomieszanie, cesarz usiadł
obok niego i dobrotliwie zawiązał dłuższą rozmowę. Ko-
ściuszko, przyszedłszy do przytomności, wypowiedział swą
„najczulszą wdzięczność i najwyższy szacunek'' dla „\vyż-
szego nad zaszczyt tronu" władcy, ale zaraz ubolewać
zaczął nad losem ojczyzny, który obchodził go bar-
dziej, niż los własny. Cesarz przypominał z historyi
przykłady upadku państw kilku, a Kościuszko przekonywał
go, że Polska nie upadła tak, jak tamte, lecz podzieloną
została wówczas, kiedy do rządnej wolności przyjść chciała,
kiedy tyle cnót i poświęcenia w ostatńiem powstaniu wy-
dała. Wszak cudzego nie pożądała i sąsiadom krzywdy
1
\
167
nie wyrządzała. ,jNie może być żaden naród skłonniejszy
do uczynienia dobrze każdemu, jak naród polski, kiedy tyl-
ko sam swoją wolę czynić może". Cesarz nie uraził się
taką obroną Polski, owszem, na zakończenie rzekł ze wzru-
szeniem: „Dałeś mi do myślenia: mówiłeś do serca mego...
Jeśli masz co żądać, mów śmiało i zwiera się jako przyja-
cielowi, bo jestem prawdziwym przyjacielem WaśćPana
i chcę, abyś wzajemnie był moim".
Przy następnych odwiedzinach Paweł I, usłyszawszy
prośbę o wyzwolenie wszystkich jeńców, wspomniał o wiel-
kim oporze ministrów, którzy „sądzą ich za zbyt niebez-
piecznych'*. „Chcesz-że ręczyć za nich?" zapytał. Kościu-
szko odpowiedział, że nie może dać słowa wprzódy, nim
się nie rozmówi z Ignacym Potockim. Otrzymał więc po-
zwolenie na rozmowę z nim w twierdzy Petropawłowskiej,
a następnie wyzwolenie wszystkich — nie tylko uwięzionych
w Petersburgu, ale i 1 2,000 wojskowych, zesłanych na Sy-
bir. Ukaz był ogłoszony 29 listopada starego stylu 1796
roku. Dla siebie Kościuszko uprosił pozwolenie wyjazdu
do Ameryki.
Było to wielkie, nieoczekiwane, nieoszacowane dobro-
dziejstwo. .
Ale Paweł dodał jeszcze jedno. Darował 1000 „dusz"
czyli majątek w Rosyi z tyluż chłopami. Kościuszkę dar
ten przeraził, bo na cóż przydałby się jemu ów tysiąc pod-
danych czyli niewolnych rosyjskich chłopów, kiedy on miał
mieszkać w Ameryce i czuł wstręt do wszelkiej niewoli?
kiedy się zrzekł własnego majątku, Siechnowicz? Ministro-
wie powiedzieli, że za ten dar trzeba zaprzysiądz wierne
poddaństwo Cesarzowi. Czyż po to walczył Kościuszko,
żeby zostać poddanym rosyjskim? Czy dla tego przyjął
od narodu polskiego godność Najwyższego Naczelnika, że-
by ją wydać obcemu samowładcy? Uczuł wtedy w sercu
ból sroższy, niż na ciele od ran maciejowickich. Ale mi-
I
168
nistrowie przemawiali do niego „okrutnie" i „przewrotnie";
odmowa jego zaszkodziłaby wszystkim jeńcom. Dla urato-
wania 1 2 -tu tysięcy żołnierzy polskich i najmilszych towa-
rzyszy broni Kościuszko zrobił najtrudniejszą ofiarę z prze-
konań swoich, wymówił słowa przysięgi wiemopoddańczej
i podpisał podany mu dokument. Wymówił się jednak od
przyjęcia dóbr, prosząc, aby ich wartość zamienioną była
na pieniądze. Ale i pieniędzy, w sumie 60,000 rubli, nie
wziął do rąk swoich i wypłacono je oficerowi Udomowi
który miał przeprowadzać go w podróży.
Na tem jeszcze nie zamknęła się hojność cesarza. Ko-
ściuszko otrzymał 12,000 rubli, pyszną karetę,, umyślnie
zbudowaną do leżenia, sobolowe futro, czapkę, boty futrza-
ne, kuchnię podróżną i bieliznę stołową. Za tyle łask i do-
broci zapragnął podziękować na pożegnaniu. Gdy przybył
do pałacu Zimowego, d. 18 grudnia, w mundurze amery-
kańskim (z białemi wyłogami), znalazł przed schodami cze-
kające na siebie krzesło o dwu kołach. Przez długi szereg
komnat gwardziści przyboczni zatoczyli go do pokoju sy-
pialnego, w którym Cesarz przyjął go jak najlaskawiej, bez
ceremoniału urzędowego, w gronie rodziny swojej. Cesa-
rzowa dała mu warsztat tokarski, ceniony na 1,000 rubli,
i zbiór portretów rzeźbionych całej rodziny. Wielcy ksią-
żęta i wielkie księżniczki żądali uprzejmie, aby często do
nich pisywał. Aleksander całował go. Kościuszko ofiaro-
wał cesarzowej tabakierkę swojego wyrobu.
Nazajutrz po tem pożegnaniu Kościuszko wyjechał z Pe-
tersburga w towarzystwie Niemcewicza, który wyrzekł się
odwiedzenia własnego domu i krewnych na prośbę jego
i młodego, silnego oficera Libiszewskiego, który ofiarował
się dobrowolnie do przenoszenia z powozu, lub na sofę
w pokoju. Jechali też dawni słudzy: murzyn i Jan, któ-
rych odprawił dopiero w Szwecyi.
169
Pokazało się teraz, że cały świat znał i czcił Ko-
ściuszkę.
Cała podróż przez Finlandyę, Szwecyę, Anglię aż do
Filadelfii była istnym tryumfem najskromniejszego i naj-
mniej szczęśliwego z wojowników. W kaźdem mieście, jak tyl-
ko w gazetach ukazała się wiadomość o przyjeździe, powsta-
wał ruch niezwykły. Mnóstwo osób spieszyło z wizytami,
stowarzyszenia występowały z festynami i darami pamiątko-
wem!, poeci czcili wierszami, artyści wysilali się na sposo-
by podpatrzenia rysów do portretowania. Kościuszko przyj-
mował wizyty i zaprosiny, poczynając od Abo, gdzie znajdo-
wał się na koncercie Towarzystwa Muzycznego; w Sztok-
holmie odmówił tylko widzenia się z królem Gustawem
IV-ym, chociażby pokryjomu w pałacyku wiejskim. W An-
glii otav.zały i przeprowadzały go tłumy mieszkańców miej-
skich i wiejskich; komenderujący w Bristolu pułkownik Tho-
mas wysyłał codziennie muzykę wojskową do przygrywa-
nia przed jego mieszkaniem. Gdy niesiono go w lektyce
na brzeg rzeki Avon, otaczali go oficerowie angielscy
w wielkich mundurach i hełmach, towarzyszył konsul ame-
rykański Elias Yanderhorst (dawny znajomy z południowej
Karoliny) na czele gromady wielbicieli. Okręt „Adriana"
przystroił się we flagi Rzeczypospolitej Amerykańskiej. Od-
pływającego Kościuszkę żegnano kapeluszami, chustkami.
Aż do Królewskiej Drogi na rzece Sewernie, przez całą
^ długość Awonu każda skała i przylądek Św. Wincentego mie-
! ściły widzów, którzy wykrzykiwali gorące: „bywaj zdrów!"
„farewell'*). Od pięknych will nadbrzeżnych przypływały wciąż
łodzie z kwiatami i owocami.
-„Adriana" zawinęła do portu Filadelfii dnia 1 8 sierpnia
1797 r. Natychmiast H. A. Heins, prezes Towarzystwa Emi-
grantów poczynił zarządzenia stosowne. Do okrętu podpłynął
bat, na którym znajdowało się przy wiosłach ośmiu kapitanów
{okrętowych; sam Heins złożył życzenia w imieniu obywa-
170
tell, za których wolność gość przybywający walczył nie-
gdyś mężnie, narażając Swe życie. Na to powitanie odpo-
wiedział Kościuszko po francusku, gdyż stracił łatwość wpa-
dania mową angielską: „Uważam Amerykę jako drugą mo-
ją ojczyznę i czuję się być nader szczęśliwym, gdy do
niej powracam'*. Na krześle zniesiono go na bat. Załoga
okrętowa pożegnała trzykrotnem: „Niech żyje Kościuszko!",
a lud wtórzył na brzegu. Skoro bat przybił do lądu, wnie-
siono Kościuszkę do karety, którą wnet otoczyły tłumy.
Wyprzęźono konie i wśród nieustających wiwatów Filadel-
fijczycy ciągnęli go aż do zajętego dlań mieszkania przy
ulicy Czwartej.
Żyło jeszcze dużo dawnych znajomych. Wszyscy witali
go osobiście, albo przez listy. Zapraszali do swych domów.
Znakomity lekarz, doktór Ruśh (czytaj: Rosz) radził mu wy-
brać się w odwiedziny, żeby na czas jakiś wyjechać z Fila-
delfii, ponieważ tam wybuchła zarailiwa choroba, zwana żół-
tą febrą. Wybrał się więc Kościuszko 30 sierpnia w po-
dróż trzechmiesięczną z Niemcewiczem i służącym Stani-
sławem Dąbrowskim; oficer zaś Libiszewski, jako już nie-
potrzebny a ładnie grający na flecie, wstąpił do orkiestry
czyli kapeli muzykantów przy teatrze.
Przyjemną była ta podróż. W mieście Nowym Brun-
świku zaprosił jenerał White (wymawiaj: Uajt) Kościusz-
kę do swego domu, a pani jenerałow^a i siostra jej opie-
kowały się nim z największą troskliwością. Starzy przyja-
ciele byli przed 14 laty przyjęci do Towarzystwa Cyncy-
natów; teraz zamienili sobie oznaki czyli ordery tego To-
warzystwa. 9 -go września Kościuszko pojechał do swego
dawnego zwierzchnika, jenerała Gates (czytaj Gets), zamie-
szkałego pod Nowym Jorkiem. Przyjęty serdecznie spędził
w jego domu ze trzy tygodnie, a w drodze powrotnej ba-
wił u White'a sześć tygodni. W dzień leżał na sofie, ro-
171
zmawiał z domowymi i z licznie przychodzącymi gośćmi,
rysował, malował, za gościnność wypłacał się podarkami.
Myślał przytem 012 tysiącach rubli, przyjętych od
cesarza Pawła. Przykro mu było żyć z daru, opłaconego
przysięgą poddańczą, niewolniczą: chciał tedy zwrócić tę
summę, jak tylko znajdą się inne pieniądze. Należała mu
' się wypłata ze skarbu amerykańskiego przyznanej w 1784
roku sumy 12,280 dolarów i procentów od niej za lat
wiele. Chociaż zaginął mu dowód, jednakże Kongres czyli
sejm amerykański wysłuchał chętnie przemowy jednego
ze swych członków (Dawsona) d. 22 grudnia 1797 r., ka-
zał zrobić obrachunek należności i po rozejrzeniu się w do-
kumentach przyznał do wypłacenia ryczajfłem 18,940 do-
larów, to jest, prawie 155,000 złł. polskich. Teraz Kościusz-
ko miał już dostateczny fundusz do zwrotu 12,000 rubli,
czyli 72,000 złł.
Powrócił on do Filadelfii 29 listopada 1797 r. i przez
oszczędność wynajął małe mieszkanko o dwu pokojach,
z których jeden był nieopalany; Niemcewicz, nie mogąc w nim
pisać, biegał w dzień po znajomych na mieście, a wracał
tylko na noc, żeby się przespać. Kościuszko w swoim po-
koiku mógł przyjąć nie więcej nad cztery osoby. Jednakże
odwiedzało go nieustannie mnóstwo osób przez ciekawość
i przez uszanowanie, najwięcej młodych panien. Wieczorami
przychodzili nieraz trzej książęta z rodu królów trancus-
kich, wychodźcy ze swego kraju. Jeden z nich, Ludwik Fi-
lip został z czasem, po 32 latach, królem francuskim. Dłu-
gie rozmowy miał Kościusko z Jefferson'em (wymawiaj;
Dżefersonem), wsławionym dawniej, w 1776 r., za napisa-
nie pięknemi słowy ogłoszenia niepodległości Stanów Zjed-
noczonych, a teraz sprawującym urząd wysoki wiceprezy-
denta czyli zastępcy naczelnika wszystkich Stanów, Zgadza-
li się oni doskonale w sądzie o wypadkach i zaprz3^jaźnili się.
1^ Kościuszko namalował portret z podpisem: „Tomasz Jeffer-
)
172
son, filozof, patryota i przyjaciel*'. Do najgorętszych prz)''-
jaciół należał też jenerał Armstrong; nie mógł on przyje-
chać do Filadelfii, bo mieszkał daleko, ale pisał do znajo-
mych, że dla Kościuszki Amerykanie powinni „usłać łoże
różami"; upatrzył w swoich stronach nad rzeką Hudson
dobry folwark do kupienia dla niego. Obiecał mu Ko-
ściuszko, że obejrzy folwark, gdy pojedzie do kąpieli Sara-
togi na wiosnę.
Nadaremnie wszakże oczekiwał Armstrong przybycia
jego. Kościuszko niespodzianie opuścił Amerykę wolną,
przyjaciół, a nawet Niemcewicza i wyjechał tajemnie z Fi-
ladelfii o godzinie 4-ej z rana d. 5 maja 1798 roku, nie
powiedziawszy nikomu: dokąd i dla czego?
Zamierzał jechać do Francyi najprzód, a ztamtąd do
Włoch i do Polski dla wypędzenia z niej Austryaków,
a może i wszystkich jej władców, dla wyzwolenia jej z pod
obcego panowania, dla odbudowania dawnej niepodległej
Rzeczypospolitej Folsko-Litewskiej. Przeżył on półczwarta
roku bez żadnej nadziei i obierał sobie Amerykę za dru-
gą Ojczyznę, ale 26 marca 1798 roku otrzymał listy ja-
kieś z Europy. Czytając je, drżał ze wzruszenia, aż zerwał
się z kanapy i stanął na obu nogach; zawołał wprawdzie
służącego, żeby mu dopomógł wrócić na kanapę: ale uczuł
się już uzdrowionym. Dusza jego ożywiła się nadzieją, dowie-
dział się bowiem teraz dopiero, że wielu oficerów i urzęd-
ników jego 'z czasów powstania, wyszedłszy z ujarzmionej
Polski za granicę, pozyskało opiekę rządu francuskiego,
i Jan Henryk Dąbrowski, mianowany w 1 794 jenerał-lejte-
nantem za świetną wyprawę przeciwko Prusakom do Wiel-
kopolski, utworzył już Legion wojska polskiego we Wło-
szech, w tak zwanej Rzeczypospolitej Cisalpińskiej, zawarł
z rządem tamecznym umowę (17 listopada 1797) korzyst-
ną i zaszczytną, spodziewał się, że niedługo zdarzy się Po-
lakom sposobność maszerowania do Polski i wzywał Ko-
173
ścdiiszkę, jako Najwyższego Naczelnika, do objęcia ko-
mendy
Z radością, z siłami cudownie przez tę radość odzy-
skanemi Kościuszko zaczął wybierać się do podróży. Na-
radzał się z Jeffersonem, bo nie łatwo było wówczas pły-
^lg^ć przez ocean do Francyi, kiedy Francuzi wciąż wojo-
wali ze wszystkiemi prawie państwami i z panującymi na
morzacłi Anglikami. Dla przyjaźni Jefferson popełnił oSzu-
kaństwo, bo prosił posła francuskiego o paszport dla jakie-
goś wymyślonego Tomasza Kan berga, ręcząc, że ten jedzie
w prywatnych swoich sprawach i nie ma żadnych stosun-
ków z któremkolwiek mocarstwem wojującem. Paszport ta-
ki dał on Kościuszce, a potem wynajął dla niego okręt
dogodny, przyjechał po niego w nocy powozem krytym
i odwiózł za micisto do ustronnego portu w miasteczku
New CaFtle (czytaj: Niu Kasi). Tego wszystkiego nie mógł
Kościuszko rozgadać przed kimkolwiek, bo naraziłby Jefferso-
na na wstyd i na oskarżenia przeciwników; nie mógł też
zabrać Niemcewicza, który pozostał w Ameryce rozżalony.
Przed wyjazdem wręczył Kościuszko Jeffersonowi doku-
ment, którym przeznaczał swoją „własność w Stanach Zje-
dnoczonych*', to jest wydzielony od rządu grunt, na wyku-
pywanie murzynów z niewoli i na założenie szkoły dla
nich.
Niezwykle prędko, bo dnia 28 czerwca 1708 r., przy-
płynął do Bajonny i zaraz odrzucił nazwisko przybrane,
wyjawiając rzeczywiste. Więc urzędnicy złożyli mu powi-
talną wizytę i oddali honory wojskowe. Przypadło wówczas
jakieś święto rolnictwa, na którem chłopi zamieniali swe ry-
dle i pługi z żołnierzami, biorąc broń od nich. Kościuszko
174
był zaproszony i posadzony po prawicy przewodnicząceg-o,
na miejscu honorowem. Przypatrywał się z ciekawością
i rzekł z cicha: „Tak byłoby. i w Polsce, gdyby los nie
zdradził nas!" Gdy przeczytano mu wyjątek z nowego dzie-
ła o powstaniu polskiem, zaprzeczył wypowiedzianemu
w niem zdaniu, jakoby włościanie polscy nie byli jeszcze go-
dni wolności. „Oby wszyscy Polacy — zawołał — bili się tak
jak ci biedacy, którzy, mając za całą broń kosy, rzucali się
na półki nieprzyjaciół".
Wyjechawszy z Bajonny końmi, przybył do Paryża
przed 14-m lipca. Zamieszkał u Bafssa, który pozostawał
tu od 1794 roku jako poseł rządu powstańczego. Nie-
zwłocznie wysłane zostały listy lub odezwy do jenerałów,
oficerów i żołnierzy, znajdujących się już nie w jednym, ale
w dwuch „Legionach Polskich Posiłkowych Rzeczypospolitej
Cisalpłńskiej" jakoteż do zwierzchności, zwanej Dyrektorya-
tem Wykonawczym tej Rzeczypospolitej. Wszyscy wyraża-
li w swoich odpowiedziach najżywszą radość z przybycia
Najwyższego Naczelnika w nadziei, że pod jego dowódz-
twem pójdą do Polski. Przyjechał adjutant jenerała Dą-
browskiego kapitan Tremo, żeby ustnie opowiedzieć Ko-
ściuszce wszystkie wiadomości o Legionach. Wybicki Józef,
który towarzyszył Dąbrowskiemu a był wprawny do pisania
odezw, listów, wierszy, przysłał najgorętsze powitanie i uwiel-
bienie dla „cnotliwego męża'', dla „zbawcy Ojczyzny", Ko-
ściuszko zaś prosił go o napisanie pieśni, któraby wzbudza-
ła zapał w sercach żołnierzy. Jakoż napisał Wybicki (na
początku I 799 roku) śpiewaną do dziś dnia pieśń: „Jeszcze
Polska nie zginęła Póki my żyjemy!'*
Przyjemnie było Kościuszce otrzymywać takie oświad-
czenia i zapewnienia od swoich, a niemniej go cieszyły
wówczas dowody życzliwości Francuzów i Włochów. Oto,
naprzykład zwierzchność Rzeczypospolitej Cisalpińskiej od-
powiedziała pismem następującem, które podajemy w po-
175
dobiźnie (Numer 14 zmniejszony nieco) i tłomaczymy z ję-
zyka francuskiego na polski:
Medyołan dnia 26 miesiąca Winobrania, roku 7-go
Republikańskiego.
W imieniu Rzeczypospolitej Cisalpińskiej, jedynej i nie-
podzielnej.
Dyrektoryat Wykonawczy
do Jenerała Kościuszki.
Obywatelu Jenerale!
Imię Twoje, list Twój, waleczny Jenerale, wzbudził
w sercach naszych takie wzruszenie, którego niepodobna
wypowiedzieć, chociaż czujemy je. Polecasz nam swoich ro-
daków, towarzyszów Twoich nieszczęść przesławnych. Otóż
dowiedz się, że wszyscy godni są i dzisiaj Ciebie mieć
swoim wodzem; poznasz przeto, Jak tkliwe uczucia żywimy
dla nich. Bądi też pewien, że, broniąc naszej wolności, go-
tują się oni do bronienia z czasem wolności Polski, ponie-
waż Ojczyzna ich, obywatelu Jenerale, nie umarła: oddy-
cha ona w Kościuszce, schroniła się w Tobie, jest wszędzie
tam, gdzie Ty się znajdujesz.
Tymczasem będą oni zawsze naszemi dziećmi, naszymi
braćmi, ponieważ otacza ich w oczach naszych wielkość Two-
ich nieszczęść, a Twoje cnoty nie były znieważone ich po-
stępkami,
r Przyjm, obywatelu Jenerale, szczere zapewnienia czułe-
I go naszego poważania z nadzieją, że ujrzymy cię kiedyś
i na właściwem miejscu wśród wypadków, jakie się gotują
w Europie.
Prezydent Dyrektoryatu Wykonawczego.
Adelasio.
Przez Dyrektoryat Wykonawczy
Sekretarz Jeneralny
Araucos.
^f>tri
Numer 14.
((2?^ Cyfw^ ł^M^ yt^t^u^ua^ć^*- {^g/:a^in0ec^ uh^ eó ^^uu€/Mił(u>
l^tre rUnriJ twfrc /etfre UJrZC^e yC/l^ral, eumru'/ t^a/is noj cat^J tme t(fU enwHałt <fu 'on.
pn/t />rrn /n jełiłir.rrutus ru>r? paa icrprimer rOiUS tunu renuńmartoe^ i>tf^ pah*iofćj Itj córnpnorionJ
(ie.vai i//ttAtżre.i maJJifMint c/t A/en jac/i4Ji dane au''t/,i jrw/" f-ncttrr- toitA ihefftej <)e> voud ayo<i* a /ettr
te te V()HS r('nnnitfr-x nar rr/afir,* fejiOrci Jp/ifu'nenj auonotu (rtft4/i£łit tou4 « lenr fyiU't}r>.-^
,^i.unrx^l'(H/J (Htjji iru' cfi Jepni^ant iu>ł/e n/icrće iu jc ttetintiitp/rparfj a t}e/tnh^ fficoi^
ttn jołu- /ft /i/ffife itó/onitauio , orrr /aifpnfne ^ C /toyen. yfłierct(^u.'ejttnajtmottii-e//cre<f0Lr&
dan<i Jl(hiCly(UJ):/tO; r.Mc'^:i'e.iCen^t(r nvcc 'l^OUJ : t'U(^ rit najlłotit,vtt/7^(>UyS ^ff-i
O/? arfc/Khur- i/,t de.ronC ttHciiHtrj rioj rat^tui ,et tioj rre.trjvfiiycatte fet mai/att ^t3
vo.i i/i/orĄuttej /cut en^itonne f'ou.i cc -nihf yeuxS^etvoi9 uerftunc jt>nt ptH/it ftaĄl<4X drtttJ /euv
/wn/Lc ccHiduitC'
^Jiarrcz CitOUón.^CnCrCf/^ Icj łTdJtir^rfj ,fiticfre<i Je iwfT-ł Uftlire ejHme an/er łeapopf
tie> Votiii -ootr auefijuc. j(wr rrpreruh^c -niTifis pface Aitij /ej amn^d M'e.ł.ł,CłnCłiA,iyH't»fi utfnt^Łf
prepnrcr (^cma / Oafojbt^ ^ ^^
J^ ure^idćłit da ^orectoii r cMc^jtif
Uf ąjecrt/atra Oe.'/tSAoa/
177
Czegóż więcej można było żądać od cudzoziemców?
W Paryżu doznawał też poważania i zaufania u wszystkicłi
urzędników. Minister wojny, wydając ucztę d. 1 5 lipca (z po-
wodu zdobycia wyspy Malty), zaprosił Kościuszkę i przy
stole biesiadnym wychylono kielichy j^za walecznych Pola-
ków, którzy w Ojczyźnie swojej bronili świętej sprawy wol-
ności i za nieustraszonego ich jenerała". Gdy Kościuszko
odsyłał 12,000 rubli cesarzowi Pawłowi d. 4 sierpnia 1798
przy liście, oskarżającym jego ministrów o „zachowanie i^ię
okrutne'-, o „gwałt i przewrotność", pozwolono ten list ogło-
sić w gazecie rządow^ej, chociaż łatwo było przewidzieć, że
cesarz rozgniewa się. Jakoż nazwał Kościuszkę zdrajcą
i pieniądze kazał odesłać — złożono je u bankiera Anglika
Baringa w Londynie; tymczasem jenerał gubernator książę
Repnin kazał przez trzy niedziele czytać we wszystkich ko-
ściołach parafialnych ogłoszenie „wszystkim Litewskim mie-
szkańcom"; żeby łapali Kościuszkę, jak tylko pokaże się
w granicach rosyjskich, i :żeby odstawili go do najbliższej ko
mendy wojskowej.
Kościuszko nie dbał o tę groźbę, bo nie miał zamia-
ru jechać do Rosyi, lub na Litwę: ale zaczął się frasować
innemi myślami. Rozpatrzywszy się uważnie w dostarczo-
nych mu wiadomościach, przekonał się, że Polacy w Le-
gionach dostali cudzą broń, mają mundury z cudzego suk-
^ na i jedzą cudzy chleb: więc muszą słuchać chlebodawców
swoich, jak słuchał niegdyś matki jego Sikorski. ^) Miłe i czu-
łe słowa Dyrektoryatu Cisalpińskiego nie miały wagi, ponie-
waż ta Rzeczpospolita nie była naprawdę wolną^ niepodległą
Rzecząpospolitą, lecz krainą podbitą, zdobytą przez wodza
francuskiego Napoleona Bonaparte, rządzoną podług woli
Francuzów. Naród francuski dokazał wielkich czynów, kie-
') Proszę przypomnieć list Kościuszko wej do ekonoma, wydrukowany na str. 20.
Kościuszko. !■*-
178
dy przeciwko armiom najezdniczym wystawił milion swoich
wojaków, którzy obronili ziemię francuską i zwyciężyli wszyst-
kich nieprzyjaciół (oprócz jednej Anglii). Atoli zasmako-
wawszy w zwycięstwach, Francuzi pozajmowali wszystkie są-
siedzkie pomniejsze kraje. W tych krajach zaprowadzali
rząd podobny do własnego francuskiego i ogłaszali wolność
wcale nierzetelną, bo w rzeczywistości panowali, wybierali dla
siebie ogromne pieniądze, rabowali kosztowności, żądali wojsk
posiłkowych. Więc Legiony Polskie razem z Cisalpińskiemi
iść musiały na rozkaz wodzów francuskich do Rzymu, a po-
tem aż do Neapolu, na południo\yy kraniec Włoch.
O! Sługą Francy i Kościuszko być nie mógł: więc nie
pojechał do Włoch, nie przyjął jawnie dowództwa nad Le-
gionami, chociaż przyjmował od nich raporty i ułatwiał po-
trzeby rodaków u rządu francuskiego.
^ Świtała jeszcze nadzieja nowej wojny Francuzów z Au-
stryą i Rosyą; zdawało się, że Polacy, walcząc przy armiach
francuskich, będą mogli dostać się do Polski. Więc Kościusz-
ko już 25 sierpnia 1798 r. podał rządowi francuskiemu pi-
smo, żądające powiększenia Legionów we Włoszech, a 29
października drugie pismo, żądające utworzenia nowego Le-
gionu, Naddunajskiego przy armii Reńskiej, mającej iść do
Niemiec. Rząd francuski zgodził się, dał broń, konie, mun-
dury i płacę: ale o marszu do Polski ani słówkiem nie
wspomniał i zaprowadził cały porządek służbowy dla Pola-
ków w języku francuskim, podług przepisów francuskich.
Dla Kościuszki wyznaczył pensję roczną 18,000 fran-
ków czyłi 27,000 złł. polskich (19 marca 1799), lecz o^ tej
pensyi nie tknął i dowództwa nie przyjął, bo jako najwyższy
naczelnik narodu polskiego mógł dobyć szabli tylko pod
własną narodową polską chorągwią w marszu ku granicom
Polski. Zalecił Kniaziewicza na dowódcę nowego Naddunaj-
skiego Legionu.
Rzeczywiście, wojna wybuchła, krwawa, dla Frań-
179
cyi bardzo niebezpieczna z powodu wielu przegranych bi-
tew w 1 799 roku. Obydwa Legiony polskie we Włoszech służy-
ły wodzom francuskim mężnie, walecznie i gęsto zaścielały
pobojowiska trupami swoimi. Kościuszko podał jeszcze jedno
pismo do Dyrektorów francuskich d. lo września 1799,
przypominające im, że dawniej, wedle umowy z Rzecząpo-
litą, Cisalpińską Legiony Polskie posiłkowe miały „pracow^ać
nafl przywróceniem niepodległości krajowi swojemu." Nie
chcą one być wojskiem najemniczem. Upraszał przeto Dyrek-
torów, aby „raczyli ukazać jakiś promyk nadziei*' przez
ogłoszenie, że Polacy odzyskają przy pomocy Francy i cho-
ciaż te części swojego kraju, które znajdują się pod pano-
• A?vaniem Austryi i Rosyi. Nie otrzymał na to pismo żadnej
odpowiedzi.
Sami Francuzi byli niezadowoleni z rządu Dyrektorów
swoich, więc gdy jenerał Napoleon Bonaparte powrócił nie-
spodzianie z Egiptu, dopomogli mu do rozpędzenia Dyre-
ktorów i do przemiany ich rządu na rząd trzech konsulów,
między którymi on stał się Pierwszym Konsulem, głównym,
rozkazującym. Kościuszko domyślał się, że on udajertylko
przywiązanie do w^olności i do Rzeczypospolitej francuskiej,
bo wcale nie jest.tak skromny jak Waszyngton, który, speł-
niwszy służbę wodza i prezydenta Stanów Zjednoczonych
w Ameryce, wrócił do swego dworu wiejskiego i trudnił się
gospodarką. Napoleon Bonaparte był nadzwyczajnie bystry,
obrotfiy, śmiały, rozumny, ale nie poczciwy i nienasycony
w żądzy panowania nad ludźmi. Wśród wojny niebezpiecz-
nej nie zaniedbał wyzyskać na swoją korzyść tęsknoty Po-
laków za wolną Ojczyzną i wabił ich miłemi a niewyraine-
mi słówkami.
Na żądanie oficerów swoich jenerał Dąbrowski przyje-
:hał do Paryża i przedstawił osobiście Bonapartemu prośbę
D powiększenie liczby wojska polskiego, o połączenie wszyst-
kich oddziałów i — opatrzenie żołdem ze skarbu francuskie-
18Q
go. Otrzymał odpowiedź pomyślną z grzecznym dodatkiem:
„Powiedz swoim walecznym, że zawsze są mi na myśli, źe
na nich liczę, źe oceniam ich poświęcenie dla sprawy, któ-
rej bronimy, i że zawsze będę ich przyjacielem i kolegą''.
Dąbrowski pojechał zaraz do Marsylii i żwawo porządkował
nadsyłane sobie oddziały jeńców^ lub ochotników. Ńa wiosnę
1 800 r. Legiony znów pracowały w północnych Włoszech,
przyczyniły się więc do ułatwienia sławnej 30-dniowej wy
prawy Bonapartego, zakończonej zwycięstwem pod Maren-
go d. I '4 czerwca 1800 r., ale po tem zwycięstwie kiedy Dą-
browski 7 lipca 1800 r. prosił o wysłanie Polaków przez
kraje austryackie do Galicyi, to nie otrzymał żadnej odpowie-
dzi. Kościuszko nie otrzymał również ani słówka na swoją pro-
śbę, przesłaną konsulowi, aby pozwolił zebrać w jedną kupę
rozproszone komendy polskie.
A jednak biegli wciąż Polacy z kraju swojego ujarzmio
nego pod sztandary Legionów tak, źe na początku roku 1801
liczba ogólna żołnierzy Dąbrowskiego we Włoszech i Knia-
ziewicza nad Dunajem doszła do 15,000 głów. Kościuszko
wszakże usuwał się już od rozmów z urzędnikami francuski-
mi w sprawie Polski; pisywał tylko w sprawach prywatnych,
oficerskich.
Przeczucie jego było trafne. Kiedy po wojnie spisy wano
warunki pokoju wLunewilu 26 stycznia 1801 roku, pokazało
się, że francuski pełnomocnik nie upominał się wcale o od-
danie Polakom ich ziemi, ale nawet przyjął żądanie austry-
ackie, żeby wypędzać ich, jak tylko zamyślą coś szkodliwego
dla Austryi. Zaraz potem Napoleon Bonaparte kazał legio-
nistom iść z Niemiec do Włoch, gdzie rozsyłał ich po róż-
nych fortecach i miastach. Kniaziewicz z wielu oficerami po-
rzucili taką służbę i pojechali do domów swofch w dzielni-
cy rosyjskiej. Dużo jednak pozostało nie mających swego
majątku. Takich większość, mianowicie 5647 ludzi, Napole-
on wsadzić kazał na okręty i wysłać na wojnę z murzynami
181
w Ameryce na wyspie . San Domingo. Tam wyginęli prawie
wszyscy od żółtej lebry, albo w walce z murzynami i strasz-
ny mi ich psami. Wróciło do Europy niespełna 400 ludzi.
Martwił się Kościuszko takim losem Polaków i Polski.
Skarżył się na bóle głowy, stał się milczącym, zamknął się
w sobie, nie wdawał się w żadne rozprawy polityczne; często
można było widzieć łzęwjego oku,ale niepodobna było]dowie-
clzieć się, co ją wyciskało. Zpomiędzy Francuzów najdłużej by-
wał u Lebrun'a, drugiego konsula. Ten pewnego razu w li-
cznem towarzystwie rzekł: „Czy wiesz, jenerale, że pierwszy
konsul mówił o tobie?" Kościuszko odpowiedział na to. „Ja
nie mówię nigdy o nim" i przestał bywać. W krotce minister
policyi, Fuszee (Fouchć), ostrzegł go przyjaźnie, że „śledzą
go osoby znakomite, których nigdyby nie posądził, że są szpie-
gami."
Wśród takich okoliczności Kościuszko zaprzyjaźnił się
z dwoma braćmi Zeltnerami, Szwajcarami: Piotrem Józefem?
ministrem pełnomocnym Związku Szwajcarskiego, i Francisz-
kiem Ksawerym, kupcem oraz wójtem Solury. Do pierwsze-
go z nich przeniósł się na mieszkanie w r. 1801. Wyjeżdżał
na lato do jego wiejskiej posiadłości Berville, o mil ośm od
Paryża; wkrótce stale tu zamieszkał, upatrzywszy nieco po-
dobieństwa do krajobrazu polskiego.
A Bonaparte stał się wkrótce mocarzem niezmiernie
potężnym: ukoronował się w Paryżu na cesarza Francuzów
i kazał nazywać siebie Napoleonem I-ynp (1804 r.),w Medyo-
lanie włożył sławną koronę lombardzką i kazał nazywać
siebie królem Włoskim (1805), potem poprowadził „wielką
armię*' do Austryi i odniósł zwycięstwo nie tylko nad cesa-
rzem austryackim Franciszkiem, ale i nad sprzymierzeńcem
jego cesarzem rosyjskim Aleksandrem pod Austerlic czyli
Sławkowem w rocznicę swojej koronacyi (2 grudnia 1805).
W roku następnym (1806) wydał wojnę królowi pruskiemu;
w jednym dniu 14 października zniósł całą armię jego pod
182
Jena i Auersztet, poczem wszedł jako zwycięzca do mia-
sta Berlina, stolicy jego. Ztąd umyślił uderzyć na cesarza
Aleksandra, który trzymał swe wojska w Polsce, żeby
ratować Prusaków.
Otóż teraz pomyślał sobie Napoleon, że będzie dla
niego wielką dogodnością, jeżeli naród polski da wojskom
francuskim żywność i podwody, jeśli wystawi półki swo-
je, jak wystawiał poprzednio Legiony we Włoszech
i w Niemczech. W tej myśli napisał 3 listopada 1806
roku z 'Berlina do ministra swego Fuszee (Fouchć), aby
w}'prawił Kościuszkę ze wszystkimi Polakami, jacy przy
nim znajdować się będą, ale w najściślejszej tajemnicy i pod
przybranem nazwiskiem. Fuszee przybył osobiście do
Berville, ale w odpowiedzi na swą wyniosłą przemowę
usłyszał od Kościuszki zapytanie: „Co Jego Cesarska
Mość zamierza uczynić dla Polski za jej pomoc?'' Zgor-
szony minister zagroził, że cesarz „może rozkazać, abyś
mu towarzyszył gdziekolwiek bądź, może robić wszelki
użytek z usług pańskich, a ja nie widzę nic dobrego ani
dla pana, ani dla ziomków pańskich w opieraniu się życze-
niom mojego wielkiego i najdostojniejszego władcy*' — „Eks-
celencyo, (odpowiedział z godnością Kościuszko) racz za-
pewnić Jego Cesarską Mość, że doskonale rozumiem sta-
nowisko swoje; przebywam obecnie w krajach Jego Ce-
sarskiej Mości, a zatem uważam się obecnie za podda-
nego. Jego Cesarska Mość może rozrządzać mną wedle
swej woli, może wlec mnie za sobą, lecz wątpię, żeby
w takim razie naród mój świadczył mu jakiekolwiek usługi*^
Nie spodziewał się, że spotka go zawód najdotkliwszy.
Tego samego dnia 3 -go listopada Dąbrowski i Wybicki,
którzy go za naczelnika narodu dotychczas uznawali i wy-
znawah, wydali już ozezwę do Polaków, aby się uzbrajali
dla Napoleona, od którego żadnego zobowiązania ani otrzy-
mali, ani żądali. Zamieścili obietnicę lekkomyślną, że „Ko-
183
ściuszko, wezwany przez Wielkiego Napoleona, wkrótce
przemówi do was z jego woli", nie zasięgnęli wszakże bez-
pośrednich rozkazów, lub wskazówek i nie cofnęli się, gdy
Kościuszko nie przybył. JJ)ąbrowski, Zajączek, książę Jó-
zef Poniatowski zbierali pośpiesznie ochotników i rekrutów,
tworzyli trzy legiony, z których później robiono dywizye,
brygady, półki; Warszawa powitała wkraczających Francu-
zów z uniesieniem, a Napoleona samego jako zbawcę
i wskrzesiciela Polski (20 grudnia 1806 r.).
Napoleon, zawierając pokój z Aleksandrem i Fryde-
rykiem Wilhelmem, dał Polakom cząstkę dawnego ich kra-
ju pod nazwą Księstwa Warszawskiego, ale sam na niej
panował. Nie osiągnęli tedy Polacy tego, co dla nich wy-
walczyć chciał Kościuszko, to jest: całości, wolności i nie-
podległości. Dawali ogromne podatki, obroki, dostawy dla
Francuzów, wystawiali dużo wojska, które wychodziło na
wojny nieustanne Napoleona do różnych krajów, aż na dru-
gi koniec Europy, do Hiszpanii, a potem z nim razem do
Rosyi. Popadli znów w niewolę, tylko już dobrowolnie,
łudząc się nadzieją, że ten wojownik zwycięzca, tei} „bóg
wojny", ten Wielki Napoleon da im całą dawną Polskę.
Cóż miał czynić Kościuszko, kiedy naród zaślepiony za-
pomniał o nim. Najwyższym swoim Naczelniku, mądrym,
walecznym, całą duszą jemu oddanym? Nie mógł ogłosić
żadnej odezwy swojej, ponieważ żadna gazeta polska, ani
zagraniczna nie śmiałaby wydrukować. Chciał wyjechać do
Szv/ajcaryi, lecz odmówiono mu paszportu. Był więźniem
prawie. Więc w Berwilu zabawiał się uprawą ogródka,
tokarstwem i wyrabianiem drewnianych chodaków.
Aliści przyszedł kres na potęgę Napoleona. Jego
, wielka armia'^, złożona z wojsk całej Europy, wyginęła od
irozu i bitew w odwrocie z pod Moskwy 1812 roku.
najdowało się w niej przeszło 100,000 Polaków, a wróciło
3 Warszawy ledwo 6,000. Wzięto znowu rekruta, po-
I
184
ściągano załogi i książę Józef Poniatowski zehrdl w 1813
roku 22.000 żołnierza. Wyprowadził tę ostatnią siłę naro-
dową do Niemiec na ^użbę Napoleonowi, który potrafił
jeszcze wyciągnąć z Francyi 130,000 niepełnoletnicłi nowo-
zaciężnycli. W strasznej trzydniowej „bitwie narodów" pod
Lipskiem złączone armie monarchów rosyjskiego, austrya-
ckiego i pruskiego pokonały „boga wojny"; książę Józef
odd^ mu życie jako marszałek francuski, niedobitki zaś
wojska polskiego towarzyszyły mu do Francyi w rozpaczli-
wych jego walkach 18 14 roku aż do tego dnia, kiedy zmu-
szony był zrzec się tronu i dać się odprowadzić na wyspę
Elbę. Dąbrowski poraniony nie zdołał już sprawować do-
wództwa nad garstką polskich ułanów, Krakusów i piechoty
Nadwiślańskiej, liczączą zaledwo 4.750 głów *).
Do Paryża weszli trzej tryumfujący monarchowie. Je-
den z nich, najpotężniejszy, Aleksander I przypomniał so-
bie (sam, bo któżby śmiał mu przypomnieć?), że tu mie-
szka Kościuszko. Rozkazał oficerom polskim, aby mu -złożyli
winne uszanowanie.
Kościuszko uczuł głębokie wzruszenie, ale też domyślił
się niewątpliwie, że będzie z nim mowa o Polsce.
I cóż tu mówić? Jakiem prawem?
Był skasowanym, zapomnianym jej Naczelnikiem, tu-
łaczem. Był wzgardzonym wodzem, ponieważ wojsko księ-
stwa Warszawskiego nie okazało mu arii posłuszeństwa, ani
uszanowania, a przychodzący obecnie oficerowie byli wła-
ściwie jeńcami wojennymi. Był niepłatnym sługą narodu,
bo z czegóżby przeżył tych lat kilkanaście, gdyby mu wdzięcz-
niejsza Ameryka nie wypłaciła dawniejszych zasług?
Ale Kościuszko w żadne targi z Polską nie wchodził.
Zwał ją Ojczyzną swoją i jej zawsze całą swą istność od^
*) Znajdowały się inne jeszcze oddziały wojska polskiego, około 35,000 ludzi,
ale rozproszone po różnych cudzych krajach.
185
dawał. Bez długiego przeto namysłu napisał list do cesa-
rza Aleksandra z Berwilu d. 9 kwietnia 18 14 r., prosząc,
aby raczył dać przebaczenie ogólne dla wszystkich Pola-
ków, wyzwolić włościan w ciągu lat lo-u i ogłosić się kró-
lem polskim z konstytucyą zbliżoną do angielskiej. ,.JeźeH
prośby moje .będą wysłuchane, przyjdę osobiście, lubo cho-
ry, paść do nóg Waszej Cesarskiej Mości dla podziękowa-
nia Mu i złożenia hołdu pierwszy, jako mojemu monarsze'*.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, przyjechał do Paryża
i prosił o posłuchanie. Był przyjęty z otwartemi ramiona-
mi i otrzymał ustne zapewnienia najlepszych chęci dla Pol-
ski, a potem pismo datowane 3 maja 1814 w takich wy-
razach: „Najdroższe Twoje życzenia będą spełnione. Przy
pomocy Wszechmocnegci spodziewam śię dokonać odro-
dzenia walecznego i szanownego narodu, do którego nale-
żysz... Polacy odzyskają ojczyznę swoją, imię swoje*^
• Księstwo Warszawskie oraz wszystkie królestwa, zało-
żone przez Napoleona dla jego braci sióstr i ulubieńców
miały być rozebrane po zgodnej naradzie zwycięzców
w Wiedniu. Zaczęły się więc na tak zwanym Kongresie
Wiedeńskim układy ministrów od 8-miu państw. Pomiędzy
nimi nie było ministra ani polskiego, ani warszawskiego,
chociaż najzawziętsze spory toczyły się o ziemię i o dusze
polskie. Z tych sporów wynikło nie odbudowanie dawnej
Polski, ale nowy jej podział pomiędzy trzy państwa roz-
biorcze z tą jednak różnicą, że część większą Księstwa
Warszawskiego dostał cesarz Aleksander z tytułem Króla
Polskiego, zatrzymując Litwę, Wołyń, Podole i Ukrainę
jako gubernie, należące do cesarstwa Rosyjskiego. Chcąc
ytłómaczyć Kościuszce, dla czego nie spełnił obietnic pa-
yrskich, wezwał go do głównej kwatery wojsk swoich, Brau-
au. Droga była daleka przez Francyę, Szwajcaryę, Ba-
aryę; przejazd był utrudniany: jednakże staruszek biało-
łosy, opuściwszy Berwil d. 3 maja 181 5 r., przybył do
186
Braunau 2 5 -go maja. We dwa dni potem nadjechał ce-
sarz, Kościuszkę uściskał, zaprowadził, do pokoju pocztmi-
strza i przez minut 1 5 opowiadał mu, jak wielkie przeszko-
dy od innycłi monarchów napotkał do odbudowania dawnej
Polski. Zauważywszy, że nie przekona Kościuszki, polecił
mu wysłuchać objaśnień dobrego Polaka a swego przyja-
ciela, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Pojechał więc
Kościuszko do Wiednia, rozmawiał długo, napisał do cesa-
rza Aleksandra d. 10 czerwca 181 5 list z podziękowaniem
za dobrodziejstwa gotowane dla narodu polskiego, ale bła-
gał o jedno słówko zapewnienia, że Litwa zostanie z cza-
sem przyłączona do nowego Królestwa Polskiego. Czekał
dwa tygodnie, a gdy nie otrzymał pożądanej odpowiedzi,
postanowił pędzić dalej życie tułacze w cudzych krajach.
Czartoryskiemu wytłómaczył listownie powody z zupdną
otwartością: że poświęcał życie całemu narodowi, ale nie
tej małej cząstce, którą nazwano *) Królestwem Polskiem;
że Polacy byliby szczęśliwymi być pod rządem tak wiel-
kiego monarchy Aleksandra pospołu z Rosyanami i żywiliby
dla nich przyjaźń stateczną, gdyby im zwrócono kraj do
Dźwiny i Dniepru. Wszak „wedle słów świętych samego
cesarza" Królestwo Polskie miało się składać z 11 lub 10 \
milionów ludzi; mały zaś kraj ze szczupłą garstką ludności
nigdy nie zdoła obronić się chytrości, przewadze i prze- .
mocy Rosyan i teraz już, z samego początku, Rosyanie po-
siadają pomiędzy naszymi pierwsze miejsca rządowe. Ob-
winiał jednakże nie cesarza, lecz Rosyan, ministrów jego^
o niedotrzymanie obietnic. „Jemu (Wielkiemu Aleksandro-
wi) ja aż do śmierci mieć będę wdzięczność za wznowienie
imienia polskiego: chociaż w szczupłych obrębach uczyni
się dobrze Polakom. Niech Opatrzność kieruje wami, a ja
jadę do Szwajcar, nie mogąc zdatnie usłużyć Ojczyźnie^
Jakoż wyjechał z Wiednia, podróżował przez parę -
*) i do dziś dnia nazywają je tak samo Polacy, a Rosyanie lubią nazywać .-I
„Krajem Przywiślańskim", albo ,,Prrywi^liniem'S "^
187
miesięcy, wreszcie osiadł w Solurze (Soleure, Solothurn)
w pokoju, wynajętym u Franciszka Ksawerego Zeltnera. Zna-
Icizł tu najtroskliwszą opiekę i cześć najgłębszą. Znało go
i czciło miasto całe, miłe, ale niewielkie (około 4,000 lud-
ności). Odwiedzali cudzoziemcy i przyjezdni rodacy; za-
stępowali mu drogę ubodzy, gdy wyjeżdżał na spacer w po-
woziku lub konno, mając zawsze drobne pieniądze do roz-
dawania.
Przepowiednia jego co do przemocy Rosyan nad Po-
lakami sprawdziła się rychło, gdy w Warszawie osiadł brat
cesarza Aleksandra, wielki książę cesarzewicz Konstanty
Pawłowicz. Ale ministrowie, urzędnicy, jenerałowie polscy
nie zrozumieli tego, że Kościuszko widział jaśniej od nich
los i potrzeby narodu, że z trudów, nauk, ran, bólów ca-
łego życia wydobył jedyny sposób ratowania .Ojczy-
zny, że słusznie nazywał siebie teraz „jedynym (na świe-
cie) prawdziwym Polakiem*' to jest wolnym i niepodległym
nawet Aleksandrowi, bo mieszkając w Szwajcaryi, która
była rzeczpospolitą, nie miał nad sobą ani króla, ani ce-
sarza.
Wstyd mi powiedzieć, że przy dostojnej osobie Naj-
wyższego Naczelnika nie było ani jednego Polaka, kiedy
zapadł w chorobę śmiertelną d. i października 1817 r.
Podyktował i podpisał testament 10 października.
Zachowywał zupełną przytomność umysłu, mimo wzra-
stającej gorączki i osłabienia pulsu. Kazał włożyć swoją
szablę do trumny, a pamiątkę po Sobieskim, ofiarowaną
mu przez Legionistów włoskich, zwrócić Narodowi. Mówił
o Ojczyźnie — zawsze z miłością, wygłaszał jakieś przepo-
wiednie o przyszłości Polski, czego obcy słuchacze nie ro-
zumieli, a więc powtórzyć nie zdołali. Nareszcie 15 pa-
ździernika o godz. lo-tej wieczorem zabrakło mu głosu;
spojrzał ze słodkim uśmiechem na stojącą u nóg Emilkę
Zeltnerównę, podał jedną rękę Zeltnerowi, drugą Zeltnerowej,
uścisnął, opadł na poduszki i — skonał.
i
SPIS RZECZY.
Przedmowa. SŁr,
Rozdział i -szy. Ród Kościuszków i
^ 2-gi. Rodzice Tadeusza Kościuszki 7
„ 3 -ci. Wychowanie 20
^ 4-ty. Zawikłania majątkowe i miłość nieszczęśliwa 31
„ 5-ty. Służba w Ameryce 36
„ 6-ty. W Siechnowiczacłł 62
„ 7 -my. Jeneralska służba w wojsku koronnem . . . 73
„ 8-my. Trzecia wędrówka za granicą 97
„ 9-ty. Kościuszko Najwyższym Naczelnikiem. . .110
„ lo-ty. Dwuletnia niewola i 20-letnie tułactwo . .162
Spis obrazków, objaśniających rzecz
Numer i. Rysunek rodowodu Kościuszków 8
„ 2. Koszary Kadeckie czyli pałac Kazimiero wski . . 2^
^ 3. Plan Saratogi, narysowany przez Lossinga ... 47
„ 4. Plan Saratogi, narysowany przez samego Kościu-
szkę 48
„ 5. Pomnik Kościuszki, wystawiony w West-Point . 53
„ 6. Plan forteczki 96 czyli Ninety Six . . . . . . ^-j
„ 7. Portret Kościuszki, gdy był Jenerał-Majorem . . 75
„ 8. Mapa obrony linii Buga i bitwy pod Dubienką . . 88
„ 9. Plan bitwy pod Racławicami 120
„ 10. Widok bitwy pod Racławicami 123
Kościuszko sportretowany przez Kniazie wicza 125
Numer u. Plan bitwy pod Rawką czyli Szczekocinami. . . i36
„ 12. Plan oblężenia Warszawy przy stronicy . . . .145
„ 13. Plan bitwy pod Maciejowicami 152
„ 14. Pismo Dyrektoryatu Cisalpińskiego 176
Mapa Polski zmniejszonej przez rozbiory i-szy i 2-gi.
R
POLSKA zn.n.tjflon« /!««! BołŁ.or^ PIERWSZY 07
o n. e
B a. ł t y t k Te
4^\
y ^
OF
pi ^
s^'
; t
t
i"^1^^6rtt«bi^«b.
.. — ^.^
4-
-^ł . •K«rytn.Ł«
-O
rf^
^ /I
I ^ _,-^IarnoWleł. Pł-łan i cc /--' Vy,'
K/rakowo ^i^^-^ .
07 f (>7"^j
Objainienit:
-•— granice ttr\af/iCLJ(^'
ce fitfwsLy rothihr,
tjfarwtt oiriacaOij^-
CC iruąi róihióf.
f