Skip to main content

Full text of "Liberum veto : studyum porównawczo-historyczne"

See other formats


\lK.\i 


WŁADYSŁAW  KONOPCZYŃSKI 


BERUM  YETO 


STUDYUM 
PORÓWNAWCZO  -  HISTORYCZNE 


WydcBC  *  zapomogi  Kasjr  Pomocy  dla 
ocób  pracującyoh  na  polu  oaukowem 
imienia  dra  roed.  Jóaefa  Miaoowskieje. 


''  i ': ' 


KRAKÓW  1918. 

SKŁADY  GŁÓWNE:   S.  A.  KRZYŻANOWSKI  W  KRAKOWIE, 
E.  WENDE  I  SKA  W  WARSZAWIE. 


LIBERUM  VETO 


TEGOŻ  AUTORA: 

Sejm  Grodzieński  1752  roku,  Lwów  1907. 

Polska  w  dobie  Wojny  Siedmioletniej,  2  tomy,  Warszawa  1909-1 K 

Mrok  i  Świt,  studya  historyczne.  Warszawa   1911: 

1.  Z  dziejów  naszej  partyjności.  —  2.  Sejm  Grodzieńsi<i  1752  roku.  — 
3.  Książę  Udalryk  Radziwiłł  (Z  dziejów  naszej  bezpartyjności).  —  4.  Spór 
o  wrota  Morza  Bałtyckiego.  —  5.  Precedens  wywłaszczenia  w  Wielko- 
polsce. —  6.  Stanisław  Konarski,  jako  reformator  polityczny.  —  7.  Sy- 
stem konstytucyjny  Konarskiego 

Geneza  i  ustanowienie  Rady  Nieustającej,  Kraków  1917. 


Dyaryusz  sejmu  z  r.   1748,  Warszawa  1911, 

Dyaryusz  sejmu  z  r.   1746,  Warszawa  1912. 

Dziennik  zdarzeń  w  mieście  Krakowie  w  czasie  Konfederacyi 
Barskiej,  pisany  przez  Wojciecha  Mączeńskiego,    Kraków   1911. 

Z  pamiętnika  konfederatki,  księżnej  Teofili  z  Jabłonowskich  Sa- 
pieżyny,  (1771-3),  Kraków  1914. 

Pamiętniki  króla  Stanisława  Augusta  Poniatowskiego,  tom  !,  War- 
szawa 1915. 

W  PRZYGOTOWANIU: 
Polska  a  Szwecya  1660-1795. 
Dyaryusz  sejmu  r.  1773-5. 
Sprawa  reformy  elekcyi  za  Zygmunta  III,  materyały  i  notatki. 


WŁADYSŁAW  KONOPCZYŃSKI 


LIBERUM  VETO 

STUDYUM 
PORÓWNAWCZO  -  HISTORYCZNE 


Wydane  z  zapomogi  Kasy  Pomocy  dla 
osób  pracujących  na  polu  naukowera 
imienia  dra  med.  Józefa  Mianowskiego. 


KRAKÓW  1918. 

SKŁADY  GŁÓWNE:     S.  A.  KRZYŻANOWSKI  W  KRAKOWIE, 

E.  WENDE  I  SKA  W  WARSZAWIE. 


Krakowska  Drukarnia  Nakładowa  w  Krakowie,  Kopernika  8. 


DO  CZYTELNIKA. 


Pisałem  tę  książkę  dla  ludzi  myślących  i  pragnących  myśleć. 
Przy  tern  dla  ludzi,  którzy  nie  boją  się  patrzeć  w  oczy  prawdzie 
historycznej ,  chociażby  najsmutniejszej.  Ktokolwiek  więc  uważa 
historyę  za  romans  uzasadniony  źródłowo,  kto  szuka  w  niej  tylko 
podniety  dla  swej  wyobraźni  bez  pogłębienia  rozumowego,  ten 
niech  poświęci  swoje  „niepróżnujące  próżnowanie"  innej  lekturze. 
Ludzie  słabej  wiary,  potrzebujący  balsamu  na  swe  obolałe  samo- 
poczucie narodowe,  niech  także  stronią  od  niniejszych  kart ;  znajdą 
oni  krzepiącą  dryakiew  w  innego  rodzaju  literaturze,  która  ma 
swoją  racyę  bytu  i  której  dodatnich  wpływów  wychowawczych  nie 
zamierzam  obniżać. 

Pisałem  bez  żadnej  tendencyi  politycznej  ani  społecznej. 
Temat  jest  zbyt  poważny,  by  się  godziło  zniekształcać  go  i  wyzy- 
skiwać dla  powszednich  celów  publicystycznych.  Czasy  nasze  są 
też  poważne  i  wymagają  trzeźwego  porachunku  z  przeszłością. 
Za  dni  apuchtinowskich  w  Królestwie,  w  chwilach  największego 
ucisku  i  depresyi,  trzeba  było  przedewszystkiem  zwalczać  w  sobie 
przesadny  pesymizm,  pielęgnować  w  sercu  polskiem  cześć  dla  tra- 
dycyi  narodowych.  Ten  cel  w  wysokim  stopniu  osiągnięto.  Dziś 
chodzi  o  co  innego,  chodzi  o  mądrą  budowę  państwa.  Budowni- 
czym nowej  Polski  przystoi  pogląd  na  dzieje  surowy  a  sprawie- 
dliwy, ścisły  a  nieubłagany,  taki  właśnie  pogląd,  jaki  przyświe- 
cał epoce  Sejmu  Czteroletniego  i  Księstwa  Warszawskiego.  Osiąg- 
nąć i  zachować  ten  krytyczny  punkt  widzenia,  było  jedyną  z  góry 
powziętą  dążnością  autora. 


TREŚĆ. 


PRAWO  WIĘKSZOŚCI  NA  ZACHODZIE. 

WSTĘP Str.  1-11 

Kwestya  stosunku  jednostki  do  zgromadzenia  w  dawnej  Polsce  —  1.  Nasze 
stanowisko  —  2.  Poprzednicy  —  3.  Pogląd  stary  i  nowy  na  pochodzenie  „wol- 
nego niepozwalam"  —  3.  Trochę  polemiki  —  4.  Co  znaczy  geneza  czynu  lub 
rzeczy?  —  5.  Przejście  od  negacyi  do  antytezy  reguły  większości  —  7.  Nie- 
zbadana geneza  tej  reguły  na  Zachodzie  —  7.  Ułamkowe  przyczynki  —  8. 
Konieczność  metody  porównawczej  wobec  ubóstwa  źródeł  —  10.  Spodziewane 
skutki  jej  zastosowania  —  11. 

ROZDZIAŁ  I Str.  15-36 

Jeden  rozwój  prawa  większości  czy  szereg  rozwojów?  —  15.  Przepadłe  plony 
mądrości  politycznej  Hellady  i  Romy  —  16.  Samouctwo  ludów  średniowie- 
cznych —  17.  Recepcya  —  wyjątkiem  —  18.  Tradycye  rzymskie  w  organi- 
zacyi  Kościoła.  Sobory  —  19.  Elekcye  papieskie  —  19.  Drugi  wyjątek  :  tra- 
dycye miejskie  —  20.  Punkt  wyjścia  rozwoju  prawa  większości:  nierówność 
uczestników  zebrań  —  22.  Tłum  wiecowy  —  23.  Co  sądzić  o  prawie  jedno- 
myślności na  wiecach  słowiańskich?  —  23.  Opozycya,  jako  grzechy—  24.  Da- 
wne sądy  normandzkie  —  25.  Pierwotne  sądy  przysięgłych  —  26.  Źródło  prawa 
większości  w  przemocy  —  28.  Normatywny  wpływ  praktyki  i  faktu  dokona- 
nego —  29.  Osiem  czynników,  od  których  zależy  postęp  zasady  większości : 
1.  Niwelacya  głosów  —  29.  2.  Odgraniczenie  głosowania  od  dyskusyi  —  30. 
3.  Konsolidacya  grup  wobec  niebezpieczeństwa  zewnętrznego  —  31.  4.  Parcia 
wewnętrzne  —  31.  5.  Trudność  secesyi  —  32.  6.  Podzielność  lub  niepodzielność 
wykonania  uchwał  —  32.  7.  Odrębność  i  siła  władzy  wykonawczej  —  33. 
8.  Pozycya  głosujących  wobec  ich  podwładnych  albo  wobec  mocodawców  —  35. 
Ogólny  schemat  wywodu  prawa  większości  —  36. 

ROZDZIAŁ  i! Str.  37-51 

Anglia.  Tradycye  witcnagcmotów  zatarte  —  38.  Ogniwa  jedności  naro- 
dowej po  podboju  normandzkim  -  39.  Znaczenie  podziału  parlamentu  na  dwie 
izby  —  40.  Bezsilny  opór  pojedynczych  lenników  —  40.  County  Court 
jako  podstawa  reprezcn-tacyi  ziemskiej  —  41.     Królowie  żądają  poselstw  z  szc- 


—     X     — 

rokiem  pełnomocnictwem  —  42.  Si<uteczność  tych  napomnień  —  43.  Man^ 
dat  zbyteczny  dla  silnego  społeczeństwa  —  44.  Jak  łamano  opozycyę  —  44. 
Ocena  głosów  członi<owskicłi  według  „Modus  Tenendl  Parliamentum"  —  45.. 
Co  znaczy  rada  „lepszej"  większości?  —  45.  Zasada  majoryzacyi  uznana  w  wy- 
działacłi  dozorczycłi  —  46.  Świadectwo  Tomasza  Smitha  —  47.  Większości  wy- 
borcze —  47.  Statut  Henryka  VIII  z  r.  1542  —  48.  Fikcya  jednomyślności 
w  Radzie  Tajnej  —  49.  Zjawisko  szczątkowe :  protest  lordowski  —  50.  Przy- 
puszczalne jego  pochodzenie  i  dzisiejsza  forma  —  51. 

ROZDZIAŁ  III Str.  52—68 

Francy  a.  Wczesne  zwycięstwo  zasady  liczebnej  w  samorządzie  gmin  i  na 
wyborach  do  Stanów  —  52.  „Pełny  dwór"  królewski  —  55.  Osobne  roko- 
wania z  poszczególnymi  lennikami  i  osobne  zobowiązania  —  55.  Analogi- 
czne stosunki  w  pierwszych  Stanach  Generalnych  —  56.  Wpływ  legistów  —  56.. 
Odosobnione  klasy  wobec  króla  —  57.  Sztuczny  i  słaby  okręg  wyborczy  —  58. 
Monarchizm  wyzyskuje  i  rozwija  zasadę  większości  —  58.  Stany  rozczłon- 
kowane —  59.  Biada  opornym  —  60.  Reguła  większości  silniejsza,  niż  za- 
sady ugrupowania  pierwiastków  w  Stanach  —  61.  Geometrya  parlamen- 
tarna Walezyuszów  —  62.  Rola  instrukcyi  i  „cahiers"  —  63.  Czy  można 
odwołać  posła  i  cofnąć  jego  wotum  ?  —  64.  Blanchefort  „pokonany  przez  wię- 
kszość głosów"  —  65.  Skutki  mandatu  :  osłabienie  ducha  korporacyjnego  w  Sta- 
nach —  66.  Kwestya  majoryzacyi  między  Stanami  —  67.  Wielki  Ordonans  1357 
roku  —  67.     Zdanie    Bodina  —  68.     Rozbrat    społeczny    kładzie    kres    Stanom 

Generalnym  —  68. 

ROZDZIAŁ  IV Str.  69-8& 

Niemcy.  Chaotyczna  Rzesza  —  69.  Zły  przykład  z  góry  —  70.  Pola  Mar- 
cowo-Majowe  70.  Samorząd  ziemski  i  gminny  —  71.  Die  Folgę  —  72.  Sejm 
niemiecki  za  dynastyi  saskiej  i  frankońskiej  —  73.  Konsolidacya  za  Hohen- 
staufów  —  bez  ugruntowania  rządów  większości  —  74.  Prawo  pięści  i  płynące 
zeń  nauki  —  74.  Walka  o  pełnomocnictwa  —  75.  Czasy  luksemburskie  —  75. 
Mniejszość  broni  się  mandatem  —  75.  Rozprzężenie  w  wieku  XV  —  75.  Za- 
sada większości  zwycięża  za  Habsburgów  —  77.  Podział  głosów  w  sejmie 
Rzeszy.  Itio  in  partes  —  77.  Elekcye  królów  —  78.  Strona  podmiotowa  tego 
aktu  —  78.  Jednostkowa  przysięga  i  hołd  —  79.  Wybory  powtórne  —  79. 
Przejście  od  koncepcyi  subjektywnej  do  objektywnej  przez  stopniowe  zbieranie 
jednogłośnych  wotów  —  80.  Wyodrębnienie  grona  elektorów  umożliwia  rachu- 
nek głosów  i  osłabia  nacisk  zewnętrzny  —  81.  Głosowanie  w  samorządzie 
miejskim  —  82.  Szybki  postęp  majoryzmu  —  83.  Niesforne  sejmy  krajowe: 
Meklemburgia,    Szlezwik  -  Holsztyn   —  84.    Palatynat    —   85.    Palatynat  —  85. 

Śląsk  —  86. 

ROZDZIAŁ  V Str.  87—102 

Związki  państwowe.  Świat  starożytny  —  87.  Fcderacya  I  r  o  k  e- 
zów  —  88.    Niderlandy  przed  reformacyą  —  89.    Uchwały  Stanów  holen- 


-     XI 


derskich  —  90     Partykularyzm   ziemski  i  miejski  w   Belgii  —  91.    Hanza 

—  93.  Trzy  okresy  w  jej  życiu  federacyjnem.  Rozłamy  i  secesye  —  93.  Zwią- 
zek Szwajcarski  —  95.  Wczesne  zwycięstwo  majoryzmu  wewnątrz  kan- 
tonów —  96.  Sejm  związkowy  —  98.  Stypulacye  o  zasadach  głosowań  między 
kantonami  ^  98.  Ingerencya  związku  do  wcwnętrznycłi  spraw  kantonalnycłi  —  98. 
Wzrost  czynników  rozbratu  --  99.  Sprawa  obrony  narodowej  —  99.  Waśń  wy- 
znaniowa • —  100.    Eliminacya    spraw    wyznaniowycłi  z   pod  władzy    większości 

—  101.  Majoryzm  w  odwrocie  —  101.  Ponowna  integracya  Szwajcaryi  w  wieku 
XIX    —    101.    Analogiczny    rozwój    związku    Niemieckiego    i    Stanów 

Zjednoczonych  —  102. 

ROZDZIAŁ  VI Str.  103—123 

Dania.  Wiece  pierwotne  —  103.  Danehof  —  104.  Edykt  Chrystyana  I  —  105. 
Reakcya  sejmikowa  w  wieku  XVII  gubi  sejm  walny  —  105.  Partykularyzm 
i  jednomyślność  w  życiu  publicznem  dawnej  Norwegii  —  106.  Starcia  za- 
sad konserwatywnych  z  nowszym  poglądem  —  106.  Zjazdy  sejmowe  w  wieku 
XVI  i  XVII  —  107.  Szwecya.  Odrębności  ziemskie  zatarte  wśród  walki  o  nie- 
podległość narodową  i  wolność  —  108.  Trzy  kurye  wśród  szlachty  —  108.  Re- 
gulamin Oxenstierny  —  109.  Czy  można  było  zmajoryzować  szlachtę?  —  110. 
Kwestya  mandatu  i  pryncypalatu  —  111.  Węgry.  Skład  sejmu,  instrukcye  — 
112.  Najważniejsze  pytania  ustroju  sejmowego  w  zawieszeniu  —  113.  Major 
et  sanior  pars  w  konflikcie  z  zasadą  kompromisu  —  114.  Co  wiadomo  o  gło- 
sowaniach sejmów  czeskich?  —  115.  Półwysep  pirenejski.  Kortezy  w  Ara- 
gonii,  Katalonii  i  Walencyi  —  116.  Historyczna  paralela  z  Polską  —  117.  Co 
przeoczył  Lelewel?  —  117.  Dissentimiento  według  wykładu  Martela  —  118. 
Ilustracye  z  r.  1350-51  i  z  lat  1410-12  —  119.  „Parlament"  barceloński  gwałci 
mniejszość  —  121.  Upadek  dissentimiento  za  Filipa  II  —  122.  Odrębne  po- 
rządki w  Kastylii  i  Portugalii  —   123. 

ROZDZIAŁ  Vii Str.  124—145 

Wspólne  tło  rozwoju  prawa  większości :  scalanie  państw  europejskich  u  schyłku 
Wieków  Średnich  —  124.  Generalizacya  zasady  większości  —  125.  Teorya 
glossatorów  —  126.  Subtelności  kanonistów  o  „major  et  sanior  pars"  —  126. 
Legiści  —  127.  Zawiązek  pojęcia  praw  jednostki  —  128.  Occam,  Marsyliusz, 
Kuzańczyk  —  130.  Filozofia  po-rcnesansowa  —  131.  Teorya  umowy  pierwotnej. 
Rousseau  —  131.  Utylitaryści :  Helwecyusz.  Bentham  —  132.  Nadużycia  wię- 
kszości rewolucyjnych  —  133.  Rządy  mniejszości  przy  systemie  przedstawiciel- 
skim —  134.  Czy  w  Wiekach  Średnich  mogło  powstać  pojęcie  praw  mniej- 
szości? —  136.  Stosunek  tegoż  do  idei  praw  jednostki —  136.  Prawa  funda- 
mentalne —  137.  Głosy  filozofów  w  obronie  jednostki  przed  wszechwładzą 
ogółu  —  138.  Burkę  wrogiem  majoryzmu  —  139.  Publicyści  liberalni  —  141. 
Obrona  materyalnych  i  formalnych  praw  mniejszości  —  141.  Domieszka  anty- 
demokratyczna —  142.  O  reprezentacyą  mniejszości  -  143.  Program  ,R.  P.*  — 
144.  Parę  słów  o  jego  rodowodzie  —  144.  Agitacya  za  i  przeciw  —  145.  Dla- 
czego Wieki  Średnie  nie  uznawały  przedstawicielstwa  mniejszości?  —  145. 


—     Xli     — 

LIBERUM  VETO  W  POLSCE. 
CZĘŚĆ  I.   GENEZA. 

KOZDZIAŁ  1 , Str.  149—167 

Samorzutność  rozwoju  polskiego  parlamentaryzmu  —  149.  Siły  odśrodkowe 
w  XV  wieku  —  150.  Jednomyślność  na  sejmikach  —  151.  Błędy  Kazimierza 
Jagiellończyka  —  152.  Powstanie  reprezentacyi  państwowej  —  153.  Statut  ra- 
domski —  154.  Nowe  zagadnienia:  kwestya  mandatu  i  sposobu  glosowania  — 
155.  Prąd  centralistyczny  w  odpływie—  156.  Opór  sejmików  przeciwko  uchwa- 
łom sejmów  w  latach  1512-14  —  157.  Taktyka  Zygmunta  I:  groźby,  per- 
swazye  —  158.  Senat  niedostatecznie  popiera  króla — 162.  Pogląd  Zygmunta 
na  instrukcye  —  163.  Prowincyonalizm  tarczą  partykularyzmu  —  164.  Dalsze 
rozłamy  —  165.  Jednomyślność,  jako  zasada  obowiązująca  na  sejmie  —  166. 
Upadek  sejmów-generałów  —  167.  Ponure  horoskopy  w  ostatnich  latach  pano- 
wania Zygmunta  Starego  —  167. 

"ROZDZIAŁ  II Str.  169-182 

Partyjność  wyznaniowa  za  Zygmunta  Augusta  —  169.  Jej  możliwe  następstwa 
nie  wyzyskane  —  170.  Stanowisko  króla  wobec  sejmików  i  izby  poselskiej  — 
171.  Instrukcya  ziemska  w  połowie  XVI  wieku  —  172.  Jej  charakter  i  typy 
—  173.  Odstępstwa  od  litery  mandatu  —  175.  „Pień"  główny  nietknięty  — 
176.  Czego  instrukcya  nie  mogła  przewidzieć?  —  177.  Reprezentacya  w  pier- 
wotnym sensie  tego  wyrazu  —  178.  Jednomyślność  obowiązuje  nadal  —  179. 
W  jaki  sposób  można  było  legalnie  zreformować  sejm? — 180.  Jednomyślność 
pozorna  —  180.  Wyjątkowe  wystąpienia  przeciwko  zasadzie  nemine  contra- 
dicente  —  181.  Faktyczne  rządy  większości  postępowej  w  izbie  —  192.  Bez- 
użyteczność  precedensów  z  czasów  walki  o  egzckucyę  —  182. 

KOZDZIAŁ  III,   .- Str.  184—206 

Pierwsze  wstrząśnienia  podczas  bezkrólewi  —  184.  Sejm  a  sejmiki  za  Bato- 
rego —  185.  Równoległość  obioru  króla  i  sejmowania  —  187.  Pierwsze  elek- 
cye  —  pod  wezwaniem  Ducha  Świętego  —  188.  Projekty  reformy  elekcyi  za 
Zygmunta  Augusta  —  189.  Zasada  viritim  w  rozumieniu  szlachty  i  Zamoy- 
skiego —  190.  Jednomyślność  zwycięża  •—  192.  Wywyższenie  jednostki  w  ar- 
tykule o  wypowiedzeniu  posłuszeństwa  —  193.  Państwo  związane  unią  wol- 
nych dusz  —  194.  „Nic  na  mnie  bezemnie"  —  195.  Dalsza  decentralizacya : 
rządy  sejmikowe  —  195.  Indywidualizacya  wewnątrz  sejmiku  —  197.  Wpływ 
humanizmu,  reformacyi,  unii  z  Litwą  —  198.  Zagęszczone  rozłamy  na  wybo- 
rach —  199.  Utrata  reprezentacyi  w  razie  niedojścia  sejmiku  —  200.  Ustawy 
wyjątkowe  o  obieraniu  posłów  i  deputatów  większością  —  201.  Czy  świadczą 
one  o  postępie?  —  202.  Niezużytkowane  przepisy  z  lat  1578  i  1601  —  202. 
Prawo  większości  w  trybunale  i  innych  sądach  —  203.  Rugi  poselskie  —  203. 
Spór  na  sejmie  1597  r.  —  204.  Zwycięstwo  zasady  sądowniczej  —  205.  De- 
kret a  konsens  —  206.     Generalizacya   i    rozlew    idei  jednomyślności   —   206. 


—    XIII     — 

ROZDZIAŁ  IV Str.  208-220 

Sejm  wzorem  dla  sejmików  —  208.  Emancypacya  posłów  z  pod  wspólnej  dy- 
rektywy całego  województwa  —  209  Sejmiki  relacyjne  —  210.  Jak  powsta- 
wały Yolumina  Legum?  —  211.     Brak    ścisłego    regulaminu  w  izbie  poselskiej 

—  211.  Sprowadzanie  instrukcyi  do  wspólnego  mianownika  —  212.  Wota  se- 
natorskie —  212.  Osłabiony  duch  inicyatywy  w  izbie  poselskiej — 213.  Ucie- 
ranie artykułów  —  214.  Resztki  fakultatywnej  reguły  większości—  215.  Spo- 
sób obierania  marszałka  w  wieku  XVII  —  216.  Głosowania  powtórne  —  218. 
Mówcy  generalni  —  218.  Odbicie  „ucierania  artykułów"  w  redakcyi  ustaw  —  219. 

Nieco  o  psychice  izby  poselskiej  —  220. 

ROZDZIAŁ  V Str.  221-240 

Głosy  publicystów  przeciwko  zasadzie  jednomyślności  —  221.  Dlaczego  nie 
należy  do  nich  Modrzewski?  —  221  Piotr  Skarga  wrogiem  demokracyi  i  par- 
lamentaryzmu —  223.  Stanowisko  królów:  Batorego,  Zygmunta  III,  Włady- 
sława IV  —  224.  .Jan  Zamoyski  —  Zdania  spółczesnego  senatu,  zwłaszcza  bi- 
skupów —  226.  Krytycy  instrukcyi  sejmikowych  —  227.  Ocieski;  „Naprawa 
Rzplitej"  (1573)  —  228.  Uniwersały  królewskie  —  229.  Senat  przeciwny  in- 
strukcyom  —  229.  Świetna  mowa  Ostroroga  (1613)  —  230.  Publicyści  —  231. 
Jeszcze  o  nastroju  izby  poselskiej  —  232.  Zboczenia  wybitnych  parlamentary- 
stów  z  należytej  drogi  —  233.  Brak  czynów  —  234.  Rzadkie  projekty  re- 
formy sejmowej  za  Zygmunta  III  —  234.  Dyskusya  w  r.  1597  —  234.  Inicya- 
tywa  dworu  w  r.  1606  przyczynia  się  do  wybuchu  rokoszu  —  235.  Co  sądzić 
o  roli  Skargi  na  „Pamiętnym  Sejmie"?  —  236.  Projekt  reformy  elekcyi  w  roku 
1631  —  237.    Reakcyjna  reforma,   przygotowywana    na   elekcyi  Władysława  IV 

—  239.  Popularne  półśrodki :  żądanie  obostrzeń  przeciwko  spóźniającym  się 
posłom,  próby  wznowienia  sejmików    prowincyonalnych  w  XVII  wieku  —  240. 

ROZDZIAŁ  VI Str.  242—264 

O  chorobie  sejmowej  —  242.  Dalszy  wzrost  prądów  odśrodkowych  za  Zyg- 
munta III  --  243.  Konflikty  między  instrukcyami  —  243.  Taktyka  niepozwa- 
lania  na  nic  —  244.  Zygzakowata  linia  rozkładu  —  245.  Dwojaka  moralność 
publiczna  —  245.  Zajście  na  sejmie  r.  1627  —  246.  Wrażliwość  izby  na  pro- 
testy wzrasta  —  247.  Tamowanie  czynności  —  248.  Podstawą  jego  —  pojęcie 
jedności  aktu  sejmowego  —  248.  Moment  zamknięcia  przetargu  —  250.  Fakul- 
tatywny przepis  o  terminie  posiedzeń  —  252.  Sceny  końcowe  —  253.  Głos 
wolny  w  opresyi  —  253.  Nadużycia  niezbędne  dla  ocalenia  sejmu  -  254. 
Unormowanie  sprzeciwów  —  255.  W  jakim  momencie  są  one  ważne  ?  —  255. 
Stopniowe  przygotowanie  opinii  szlacheckiej  do  przyjęcia  zasady  liberi  veto  —  256. 
Protestacye  piśmienne  —  257.  Ostatnia  próba  walki  z  niemi  —  258.  Dwór  ustę- 
puje —  259.  Częste  przejawy  a  dziwne  skutki  legalizmu  szlacheckiego  —  259. 
Siciński  —  261.  Uwagi  ogólne  o  pochodzeniu  „wolnego  niepozwalam"  —  262. 
Veto,  jako  wynik  syntezy  zasad  elementarnych  i  późniejszych  zwyczajów  —  263. 
Podmiotowa  i  przedmiotowa  strona  norm  prawnych  —  263.  Przedwczesne  pre- 
tensye  do  zrywania  obrad  —  263.     Poprzednicy  Sicińskiego  —  264. 


XIV 


CZĘŚĆ  II.  ROZKWIT. 

ROZDZIAŁ  I Str.  266—285 

Kto  zakasuje  Sicińskiego?  —  266.  Jego  następcy  aż  do  Olizara  i  Ubysza  włą- 
cznie —  267.  Skutki  zerwania  sejmu  roku  1652  w  życiu  województw  —  268. 
Rozkład  w  prowincyi  Pruskiej  —  269.  Dąbrowski  na  sejmie  grodzieńskim  roku 
1688  —  270.  Nec  plus  ultra  —  271.  Dylemat  Karwickiego  —  272.  Próby  re- 
formy sejmowej  w  wieku  XVII  —  273.  Głosy  poetów  —  273.  Plan  naprawy 
Rzplitej  po  najeździe  szwedzkim  (1658—61)  —  274.  Sprawcy  i  przyczyny  nie- 
powodzenia —  275.  Dobre  chęci  And.  Olszowskiego  —  279.  Program  And. 
Chr.  Załuskiego  (1679)  —  282.  Sobieski  i  spółczesny  mu  senat  wobec  kwestyi  re- 
formy sejmowej  —  283.  Rewolucyjne  zachcianki  Bogusława  Baranowskiego  —  284. 

ROZDZIAŁ  II Str.  286—313 

Czy  liberum  veto  miało  podstawę  w  prawie  pisanem  ?  —  286.  Przepisy  z  lat 
1609,  1632,  1669,  1673,  1679,  1683,  1696,  1717,  1718,  1736  —  287.  Jus  ve- 
■tandi  przy  prawie  —  289.  Opinie  uczonych  prawników  —  290.  Dresner, 
-Zalaszowski  —  290.  Chwałkowski,  Hartknoch,  Lengnicłi  —  291.  Doktrynerzy, 
And.  Maks.  Fredro.  —  291.  Jego  „Fragmenta"  i  późniejsze  pisma  —  292.  Po- 
pularyzacya  doktryny  —  293.  Nasze  określenie  i  konstrukcya  „wolnego  niepo- 
zwalam"  293.  Różne  stopnie  tego  prawa  —  294.  Jednomyślność  w  senacie  — 
295.  Czy  można  skasować  protest?  —  296.  Bezwzględna  moc  veto  —  297.  Po- 
równanie z  konstytucyjnem  veto  monarchy  —  298.  Niezbywalność  suwerenitetu 
jednostki  —  298.  Znamienne  przykłady  z  lat  1669,  1670,  1683  —  299.  Ekstra- 
wagancye  —  300.  Odstępstwa  od  doktryny:  „nic  na  mnie  bezemnie"  —  302. 
Nietykalność  sądów  sejmowych  dla  zrywacza  —  302.  Les  absents  ont  tort  — 
303.  Konfederacye  w  wieku  XVII  —  303.  Elekcya  jednomyślna  ;  jednak  zerwać 
jej  niemożna  —  304.  Prawo  większości  w  konfederacyach  —  305.  Sejmy  pod 
węzłem  —  306..  Dwojaka  synteza  sejmu  i  konfederacyi  —  306.  Czy  można  było 
prawnie  zerwać  konwokacyę?  —  308.  Analiza  taktu,  zaszłego  w  r.  1696  —  310. 

ROZDZIAŁ  111    . Str.  314—334 

Jak  wyglądało  veto  w  praktyce?  —  314.  Sceny  satyryczne  w  Holandyi  i  We- 
necyi  —  314.  Wyidealizowany  obraz  zerwanego  sejmu  w  dramacie  Szyllera  — 
315.  Zakulisowa  rzeczywistość  —  315.  Zeznania  sprawcy  zepsucia  sejmu  roku 
1732  —  317.  Msza,  cynamonka  i  dukaty  —  318.  Niedokończony  wykaz  Si- 
cińskich  w  trzecim  tomie  dzieła  Konarskiego  —  320.  Nasza  rewizya  i  jej 
wyniki  —  321.  Nihil  est  occultum,  quod  non  revelabitur.  Cyfry  statystyczne 
—  330.  Winy  poszczególnych  ziem,  mocarstw  postronnych ,  rodzin  magnac- 
kich —  331.  Skutki  stuletniego  panowania  liberi  veto  wewnątrz  kraju  —  332. 
skutki  zewnętrzne:  klęski  wojenne  i  dyplomatyczne  — 333.  Veto,  jako  wynik 
dobrego  humoru  —  334. 


XY 


l^OZDZIAŁ  IV Str.  336-357 

Uwagi  syntetyczne.  Słaby  wpływ  wolności  pols]<iej  na  zagranicę  —  336.  Prze- 
ciwieństwo między  Europą  a  PoIs!<ą  —  337.  O  cześć  imienia  polsl\icgo  —338. 
Dokąd  sięga  paralelizm  między  Rzplitą  a  Zachodem  ?  —  338.  Veto  a  dissenti- 
miento  —  339.  Trybuni  rzymscy  a  polscy  —  340.  Przeoczona  różnica  i  nicwy- 
snuty  wniosel(  —  341.  Wzrost  absolutyzmu  naoi<oło  —  342.  Anglia  bez  wpływu 
na  Polskę  —  343.  Jakie  siły  utrzymywały  liberum  veto  w  epoce  rozkwitu  ?  — 
^44.  Rola  możnowładztwa  —  344.  Idea  równości  wobec  zasady  jednomyślności 
i  majoryzmu  —  345.  Konserwatyzm  szlachecki  —  346.  Stan  bezwzględnej  sy- 
tości —  347.  Veto  a  charakter  narodowy  Polaków  —  347.  Infiltracya  jednomyśl- 
ności do  kapituł — 348.  „Głos  wolny"  w  wykładni  Mickiewicza  i  Słowackiego 
—  349.  Jaką  wartość  mają  ich  hypotezy  ?  —  351.  Głosy  indywidualistów  —  353. 
Indywidualizm  rozbija  osobowość  —  354.  Brak  wybitnych  mężów  stanu  w  wieku 
XVII  —  354.  Jednostka  roztopiona  w  tłumie  —  355.  Wpływ  vcto  na  cntuzyazm 
rycerstwa  —  355.  i  na  uczuciowe  zespolenie  narodu  —  356. 


CZĘŚĆ  III.    UPADEK. 

ROZDZIAŁ  I Str.   358-371 

Od  złotej  wolności  do  wolności  nowoczesnej  —  358.  Punkt  zwrotny  w  dziejach 
narodu  około  roku  1700  —  359.  Wieniec  swobód  szlacheckich  —  360.  Veto, 
jako  gwarancya  konstytucyjna  —  361.  Jego  odbicie  w  piśmie  „Domina  Pala- 
iii"  —  362.  Stanowisko  historyka  wobec  nieracyonalnych  ideałów  przeszłości  — 
363.  Dostojeństwo  wszelkiej  swobody  -  364.  Ewolucya  zależności  społecznych 
jednostki  w  XVIII  wieku  —  364.  Veto  i  złota  wolność  w  systemie  praw  pod- 
miotowych —  365.  Wolność  bierna  i  czynna  —  366.  Akcenty  sceptycyzmu  na 
przełomie  wieków  —  367.  Jeszcze  o  „Domina  Palatii"  —  367.  Pochwala  swo- 
body „w  błocie"  —  368.  Klęski  —  369.  Koniec  złudzeń  —  369.  Rola  oświaty  — 
369.  Pomieszanie  pojęć  wolności  i  niepodległości  —  370.  Obłęd  partyjny  —  371. 
Opieka  cudzoziemska  nad  złotą  wolnością  —  371.  Brak  wzorów  na  Zachodzie—  371. 

ROZDZIAŁ  II Str.  372—390 

Linia  graniczna  między  planami  reformy  w  wieku  XVII  i  XVIII  —  373.  August 
Mocny  wobec  liberi  veto  —  374.  Niezdolność  Sasów  do  podjęcia  naprawy  sej- 
mowania —  375.  Limita  sejmu,  jej  istota  i  praktyka  —  375.  Pobudki  opozycyi 
—  376.  Skasowanie  limity.  377.  Czartoryscy  i  Potoccy  wobec  sprawy  reformy 
parlamentarnej  —  378.  Projekt  partyi  Leszczyńskiego  z  lat  1734-5  —  379.  Inne 
zamysły  z  czasów  Augusta  III,  —  380,  zwłaszcza  w  latach  1746-9  —  381.  Kon- 
trola cudzoziemska  —  382.  Opór  Austryi  (1749-1752)  —  383.  Stanowisko  repu- 
blikantów  —  384.  Ich  narady  i  projekt  z  r.  1749  —  385.  Pośrednie  zamachy  na 
veto  —  386.  Głosowania  w  organizacyi  zamierzonych  Komisyi  (1746-8)  —  386. 
Starcia  przekonaniowe  w  izbie  poselskiej  —  387.  Poczynania  jednostek  giną  w  od- 
męcie partyjnym  —  387.  Ostatnie  liberum  veto  —  389. 


XVI 


ROZDZIAŁ    III. Str.    391-409 

Vcto  i  prawo  większości  w  świetle  literatury  politycznej  czasów  saskich  i  sta- 
nisławowskich —  391.  Karwicki :  trzy  izby  specyalne,  sejm  gotowy;  ogranicze- 
nia cząstkowe  jednomyślności  —  392.  Jak  przyjęto  myśli  Karwickiego?  —  393. 
Szczuka  —  393.  Rozmowa  Polaka  z  Francuzem  —  39-4.  Debiut  Konarskiego  ^ 
396  „Glos  Wolny,  Wolność  Ubezpieczający"— 396.  Poniatowski  —  397.  Poklate- 
cki,  Garczyński,  Rzewuscy  —  398.  „O  Skutecznym  Rad  Sposobie-'  — 399.  Bieg 
myśli  autora — 399.  Pluralitas  jedyną  deską  ratunku  —  400.  Reakcya:  W.  Rze- 
wuski, Załuski,  Sienicki,  Granowski  i  inni  —  401.  Późniejsze  ustępstwa  Konar- 
skiego —  403.  Krasiński,  Wybicki  —  404.  Głosy  cudzoziemców:  Rousseau'a, 
Mably'ego,  Mercier  de  la  Riviere'a  —  405.  Wielhorski  —  406.  Kołłątaja  „Listy 
Anonima"  i  „Prawo  polityczne"  — 407.  Staszica  „Uwagi"  i  „Przestroga-*  —  408. 
Stanisław  Potocki,  Seweryn  Rzewuski  —  409. 

ROZDZIAŁ    IV Str.    410-427 

Walka  o  reformę  sejmową  za  Stanisława  Augusta.  Początek  jej  na  konwokacyi 
1764  r.  —  410.  Skromne  ulepszenia  —  411.  Figura  judiciaria  —  411.  Intrygi 
przeciwników  naprawy — 412.  Wnioski  Zamoyskiego  i  Wielhorskiego  na  sejmie 
1.  1766  —  413.  Poglądy  konferencyi  króla  z  ministrami  —  414.  Tryumf  reakcyi 
—  41^.  Dążenia  konfederacyi  Radomskiej  —  415  Świadectwo  Repnina  o  sto- 
sunku narodu  do  liberi  veto  —  415.  Podział  ustaw  na  prawa  kardynalne,  mate- 
rye  państwowe  i  ekonomiczne  —  416.  Repnin  pozwala  na  ograniczenie  veto 
wbrew  zdaniu  Prusaka  Benoita  —  417.  Inne  spółczesne  ulepszenia  machiny  par- 
lamentarnej —  418.  Konfederaci  barscy  wobec  złotej  wolności  —  418.  Veto  — 
przyczyną  niedojścia  pacyfikacyi  w  latach  1769-71.  —  419.  Dalsza  opieka  nad 
niem  dworów  sąsiedzkich  —  420.  Reforma  zaniedbana  przez  szefów  Delegacyi 
Traktatowej  1773-5  r.  —  421.  Projekt  Moszczeńskicgo  —  421.  Interpretacya  praw 
większością  głosów  —  423,  Jak  obradowały  sejmy  w  latach  1778-1786?  —  424. 
Hyperkrytycyzm  Sejmu  Czteroletniego  wobec  reguły  większości  —  425.  Zasady 
do  poprawy  formy  rządu  (1789).  Projekt  praw  kardynalnych  1791  r.  —  425.  Prze- 
sadne stosowanie  większości  kwalifikowanej  —  426.  Uchwały  o  instrukcyach 
i  o  sejmie  konstytucyjnym  —  426.  Ustawa  Rządowa  —  427.  Veto  w  ustawo- 
dawstwie Sejmu  Grodzieńskiego  r.  1793  —  427. 

REKAPITULACYA    ' 128-432 

ZAŁĄCZNIKI. 

1.  Manifest  Litwinów  przeciwko  sejmowi  r.    1590 433 

2.  „Sposób  prowadzenia  i  konkludowania  sejmów"  (1632) 435 

3.  Projekt  reformy  sejmu  i  senatu  przybocznego,  omawiany    na    konwoka- 

cyi r.  1660 440 

4.  „Ordinatio    sejmu    clectionis,    także    i    sejmów    ordynaryjnych,    jakoteż 

i  sejmików"  (1734-5) , 448 

5.  Projekt  o  poprawie   praw    (1749) 452 

Skorowidz  osób  i  miejscowości 454 


WSTĘP. 


Kwestya  stosunku  jednostki  do  zgromadzenia  w  dawnej  Polsce.  —  Nasze  stano- 
wisko. Poprzednicy.  Pogląd  stary  i  nowy  na  pochodzenie  „wolnego  niepozwa- 
lam".  Trochę  polemiki.  Co  znaczy  geneza  czynu  lub  rzeczy?  Przejście  od  ne- 
gacyi  do  antytezy  reguły  większości.  Niezbadana  geneza  tej  reguły  na  Zacho- 
dzie. Ułamkowe  przyczynki.  Konieczność  metody  porównawczej  wobec  ubóstwa 
źródeł.  Spodziewane  skutki  jej  zastosowania. 


Cały  tom,  poświęcony  rozpamiętywaniu  tej  smutnej  prawdy 
źe  był  kiedyś  Siciński,  miał  kilku  poprzedników  i  kilkudziesięciu, 
a  nawet  kilkuset  naśladowców,  że  każdy  poseł  miał  u  nas  prawo 
zerwać  sejm,  a  każdy  szlachcic  mógł  zerwać  sejmik,  —  czy  to 
nie  zadużo?  Czy  nie  zawiele  zaszczytu  dla  tego  upiora  z  Upity? 
Czy  da  się  tyle  powiedzieć  o  rzeczacłi,  zdawałoby  się,  już  wy- 
jaśnionycłi  i  przedyskutowanych!  ? 

Nie  dziwilibyśmy  się  wcale,  gdyby  ktoś  powziął  taką  wąt- 
pliwość, jakkolwiek  sami  pozbyliśmy  się  jej  oddawna. 

Zagłębiwszy  się  w  drobiazgowe  badania  archiwalne  nad 
epoką  saską  i  stanisławowską,  napotykaliśmy  liberum  veto,  po- 
woływane lub  praktykowane  w  tak  różnych  okolicznościach,  ko- 
jarzone z  innemi  pojęciami  w  sposób  tak  wieloraki,  że  doprawdy 
nie  naduźyjemy  symbolu,  owszem,  postąpimy  zgodnie  z  szero- 
kiem  przez  szlachtę  ujęciem  i  głębokiem,  wszechstronnem  prze- 
życiem tej  idei,  gdy  pod  nazwę  jej  podciągniemy  całą  kwestyę 
stosunku  jednostki  do  zgromadzenia  w  dawnej  Rzeczypospolite] 
i  całą  kwestyę  tworzenia  woli  zbiorowej. 

Veto  zajmowało  wśród  ogółu  urządzeń  staropolskich  miejsce 
równie  centralne,  jak  reguła  większości  w  życiu  konstytucyjnem 
państw  nowoczesnych.  Zdaniem  Monteskiusza  stanowiło  ono  sam 

1 


—     2     — 

„cel"  (objet)  ustroju  Polski,  skazując  na  niewolę  ogół  w  imię 
nadmiernej  swobody  jednostki.  Zgubiło  państwo  polskie,  nie 
zgubiło  odrębnej  narodowości  ani  cywilizacyi.  Wydawało  się 
największą  naszą  chwałą  w  wieku  XVII,  było  nieszczęściem  i  prze- 
kleństwem w  epoce  odbudowy.  Pogrążyło  cały  kraj  w  anarchii  — 
ale  samo  nie  było  anarchią.  Praktycznie  rzecz  biorąc,  było  sza- 
leństwem, ale  z  tych  szaleństw,  o  których  mówi  stary  Poloniusz : 
„though  this  be  madness,  yet,  there  is  method  in't..." 

I  właśnie  dlatego,  że  miało  swoją  własną  metodę  rozwoju 
dziejowego,  własną  metodę  praktycznego  i  systematycznego  za- 
stosowania, metodę  długoletniego  przez  dwa  wieki  łączenia  się 
z  moralno-politycznem  życiem  narodu:  dlatego  zasługuje  ono  na 
uwagę  badaczów  europejskich.  Zasługuje  na  nie  jeszcze  pod  pe- 
wnym ogólniejszym  kątem  widzenia,  „Głos  wolny",  sam  przez 
się  interesujący,  odzwierciedla  w  swym  rozwoju  odwrotną  stronę 
działania  tych  samych  zależności  przyczynowych,  które  na  innem 
podłożu  doprowadziły  do  tryumfu  zasady  liczebnej. 

To  też  szerokie  granice  zostały  zakreślone  niniejszemu  ba- 
daniu. Postaramy  się  ująć  przedmiot  w  jak  najwszechstronniej- 
szym związku  z  calem  życiem  prawnopolitycznem  i  poniekąd 
nawet  z  życiem  kulturalnem  Starej  Polski,  —  Spróbujemy  ogar- 
nąć go  i  zrozumieć  z  różnych  punktów  widzenia,  ze  szczegól- 
nem  uwzględnieniem  ścisłego  poglądu  prawniczego,  ale  też  z  cią- 
giem pytaniem  o  elementarne,  życiowe  źródła  zasad  i  instytucyi. 

Czas  już  wielki  na  taką  próbę.  Chodzi  wszak  o  historyę 
nielada  „choroby"  —  o  historyę  i  dyagnozę  raka,  co  toczył  siły 
żywotne  społeczeństwa ;  i  właśnie  dlatego,  że  mamy  do  czynienia 
z  rakiem,  z  raną,  z  bolączką,  musimy  przystępować  doń  na  chło- 
dno, bez  domieszek  optymistycznych  lub  pesymistycznych,  z  jak 
najmniejszą  chętką  moralizatorską,  z  jak  najwyłączniejszem  dąże- 
niem, aby  rerum  cognoscere  causas. 

Sto  kilkanaście  lat  upłynęło  od  chwili,  gdy  najgłośniejsza 
z  pamiątek  naszej  przeszłości  dziejowej  natchnęła  Szyllera  do 
świetnej  acz  niewykończonej  kreacyi  dramatycznej  —  sceny  sej- 
mowej w  „Dymitrze",  Stulecie  artystycznej  twórczości,  przed- 
miotowi temu  poświęconej,  zbiegło  się  z  pięćdziesiątą  rocznicą 
pierwszej  próby  jego  naukowego  opracowania  —  w  Dodatku  do 
rozprawy   J.  K.    Plebańskiego  o  projekcie  elekcyi  za  życia  króla 


—     3     — 

Jana  Kazimierza').  Godziło  się  wspomnieć  o  owem  stuleciu,  aby 
zaznaczyć  rozgłos,  jaliim  liberum  veto  od  dawien  dawna  cieszy 
się  u  swoich  i  u  obcych.  O  książce  Plebańskiego  zrobiliśmy 
wzmiankę,  chcąc  oddać  hołd  należny  zasłudze  autora,  pierwszego 
badacza  tej  instytucyi,  i  natychmiast  zastrzedz  się,  iż  na  powta- 
rzaniu poglądów,  względnie  nowych  za  czasów  Hoffmana,  nie 
może  już  dzisiaj  poprzestać  nauka,  stojąca  na  poziomie  badań 
Pawińskiego,  Rembowskiego,  Balzera,  Ulanowskiego,  Kutrzeby. 
Liberum  veto  ma  swoją  historyę,  ale  dotychczas  czeka  na  hi- 
storyka. Bez  luźnych  wzmianek,  notatek  przyczynkowych,  bez 
mniej  lub  więcej  trafnych  spostrzeżeń  nad  niem  nie  obejdzie  się 
żaden  dziejopis  nowoczesnej  Polski.  Ale  też  żaden  długo  nie  usi- 
łował go  badać  wszechstronnie  a  wyczerpująco. 

Tem  śmielej  rozprawiali  o  „głosie  wolnym"  niespecyaliści  — 
moraliści,  filozofowie,  publicyści,  a  za  nimi  dyletanci  wszelkich 
odcieni.  Powołani  i  niepowołani  mówili  i  pisali  nietylko  o  tem, 
na  czem  polega  liberum  veto  i  skąd  się  wzięło,  ale  wyroko- 
wali także  o  jego  wartości,  zasadniczej  słuszności  lub  niesłu- 
szności. Szersze  koła,  karmione  wiedzą  historyczną  ze  starych 
podręczników,  wciąż  jeszcze  uważają  „źrenicę  wolności"  szla- 
checkiej za  prosty  i  konieczny  wynik  obowiązującej  na  sejmach 
zasady  jednomyślności.  Nieliczni  zaś  czytelnicy  nowszej  litera- 
tury polskiego  parlamentaryzmu  widzą  w  liberum  veto  nie- 
mniej konieczny  wypływ  samoistności  sejmików,  której  wyrazem 
była  instrukcya  nakazcza  albo  limitacyjna.  Sejmy  zrywa  nie  po- 
jedynczy poseł,  lecz  pojedynczy  sejmik,  nie  uznający  nad  sobą 
władzy  pozostałych  województw.  Nie  da  się  zaprzeczyć,  że  takie 
tłómaczenie  sprawy,  ugruntowane  przez  Pawińskiego,  a  rozpo- 
wszechnione przez  Karejewa,  głębiej  wnika  w  ewolucyę  naszego 
sejmowania,  niż  dawny  pogląd  popularny.  Wszakże  i  ono  na- 
stręcza niejedną  wątpliwość.  Czyż  mandat  nakazczy  sam  przez 
się,  tj.  bez  względu  na  swą  treść,  mógł  powstrzymać  cały  bieg 
obrad  sejmowych?  Czyż  pod  pretekstem  brakującej  jedno- 
myślności nie  zrywano  w  xviii  wieku  sejmików,  albo  nie  rugo- 
wano posłów,  obranych   „pod  kontradykcyą"  —  aby  ocalić 


1)  Commentatio  historica  de  successoris  dcsignandi  consilio  vivo    loannc 
Casimiro  Polonoriim  rege,  Berlin,  1855. 


sejm?  I  czyż  konsekwentnie  przeprowadzona  zasada  mandatu: 
nie  wyłączała  z  góry  protestów  odosobnionych,  każąc 
jednozgodnie  działać  we  wszystkiem  całej  delegacyi  woje- 
wództwa? Gdyby  zaś  odpowiedź  na  takie  i  tym  podobne  pyta- 
nia odstąpiła  od  utartycti  formuł  książkowycłi,  to  temsamem  mu- 
siałaby wystąpić  na  jaw  icłi  abstrakcyjność,  tj.  niedokładność 
w  odtwarzaniu  rzeczywistycli  przeobrażeń  poglądów  prawnycłi. 

Pierwszą  rewizyę  zagadnienia  podjęliśmy  w  r.  1905,  dru- 
kując w  „Przeglądzie  Historycznym"  artykuł  p.  n.  „Geneza  li- 
berum veto"  1).  Twierdziliśmy  tam,  że  poruszane  niekiedy  py- 
tania „czy  przed  Sicińskim.  byli  Sicińscy?"  albo  „czy  liberum  veto 
istniało  przed  rokiem  1652?"  z  punktu  widzenia  historyi  prawa 
polegają  tylko  na  nieporozumieniu  co  do  terminologii,  i  „że  do- 
tychczas niedoceniano  lub  zapoznawano  niejeden  splot  zależności 
przyczynowej,  warunkujący  kierunek  rozwoju  prawnej  świado- 
mości społeczeństwa  polskiego" ;  że  wyjaśnienie  wpływu  instruk- 
cyi  sejmikowych  na  powstanie  „veto"  stanowi  dopiero  pierwszy 
szczebel  indukcyjnego  dociekania,  którego  zamknięciem  i  koroną 
byłoby  wyjaśnienie  wszystkich  tych  czynników,  bez  jakich  ko- 
nieczny rozwój  „wolnego  głosu"  nie  daje  się  historycznie  po- 
myśleć. Poruszywszy  zagadnienie  szerokie  i  skomplikowane,  pra- 
gnęliśmy ściągnąć  na  nie  uwagi  krytyczne  i  nowe  przyczynki,, 
króreby  przynajmniej  oczyściły  rozprawę  z  nieścisłości,  nieuni- 
knionych na  rozległym,  a  niedość  zbadanym  terenie  faktów, 
i  skorygowały  nasz  sposób  rozumowania.  Niestety,  stało  się  ina- 
czej. Nowych  przyczynków  dorzucono  niewiele.  Zamiast  spro- 
stowań i  polemik  próba  spotkała  się  z  pochwalnym  referatem 
ś.  p.  Aleksandra  Rembowskiego^),  potem  z  korzystnym  naogół 
sądem  prof.  Stanisława  Kutrzeby,  że  wprawdzie  stanowi  ona  cenne 
studyum,  na  źródłowych,  szerokich  podstawach  oparte,  ale  „ge- 
nezy veta  nie  wyjaśnia,  a  to  z  tego  powodu,  iż  autor  niedość 
ściśle  ujął  rozpatrywaną  kwestyę"^^). 

Ogólna  pochwała  profesora  K.  dogadzała  wielce  aspiracyom 
początkującego  autora  „Genezy"  ;  lecz  po  niej  następował  ciężki  za- 


1)  T.  I.  str.  146  i  n. 

2)  Słowo,  czerwiec,  r.  190G. 

3)  Czasopismo  prawnicze  i  cl<onomicznc,    1909. 


—     5     — 

rzut.  Zakrawało  na  to,  że  autor  nie  zdaje  sobie  sprawy  z  toku  wła- 
snej myśli.  Autor  powiedział:  „Wiem,  skąd  się  wzięło  liberum 
veto".  Krytyk  na  to:  „WPan  wiesz  dużo  ciekawych  rzeczy,  tylko 
nie  wiesz,  skąd  pochodzi  veto".  Ze  zdziwieniem  zadawaliśmy 
sobie  pytanie:  czyżby  naprawdę  ściślej  rozumowali  ci,  co  bez 
bliższej  obserwacyi  naszego  sejmowania  za  Zygmuntów  odpo- 
wiadali na  pamięć,  że  veto  zrodziło  się  prosto  ze  statutów  nie- 
szawskich,  czy  też  z  ustawy  Nihil  Novi,  albo  z  instrukcyi  sejmi- 
kowych ?  Na  razie,  coprawda  zarzut  brzmiał  zbyt  ogólnikowo, 
i  możnaby  właściwie  zaczekać,  aż  Szanowny  krytyk  sam  dowie- 
dzie, dlaczego,  zdaniem  jego,  owa  geneza  nie  została  wyjaśniona, 
i  w  czem  autor  zgrzeszył  przeciwko  ścisłości.  Chodzi  nam  je- 
dnak nie  o  formalne  wygranie  procesu  polemicznego,  chodzi 
o  prędkie  poznanie  i  ustalenie  pewnej  prawdy  metodologicznej, 
cliętnie  więc  rozważymy  istotę  nieporozumienia. 

Jeżeli  ktoś  zapowiada  wykrycie  genezy  „wolnego  niepozwa- 
lam",  a  jednak  jej  nie  wykrywa,  to  popełnia  snąć  jeden  z  dwóch 
możliwych  błędów.  Albo  odtwarza  i  przytacza  nie  wszystkie  fakta, 
z  których  wypłynął  wiadomy  rezultat,  albo  też  w  swem  rozumo- 
waniu, powiązawszy  przyczynowo  zebrane  fakta,  nazywa  genezą 
coś,  co  metodycznie  na  taką  nazwę  nie  zasługuje.  Naprzykład, 
genezy  Wielkiej  Wojny  Północnej  nie  wyjaśnia  ten,  kto  przedsta- 
wia tylko  przygotowania  militarne  Sasów,  Duńczyków,  Rosyan, 
-Szwedów.  Odpowiedź  na  pierwszą  interpretacyę  zarzutu  prof.  Ku- 
trzeby odsyłamy  do  wykładu  faktów,  poprzedzających  wypadki 
zrywania  sejmów.  Tam  okaże  się,  czy  artykuł  nasz  ignorował 
pewne  czynniki  decydującej  doniosłości  dla  rozwoju  „wolnego 
głosu".  Tutaj,  zastanawiając  się  nad  problematem  i  metodą,  spy- 
tajmy tylko,  co  wolno  jest  nazwać  genezą  w  procesie  histo- 
rycznym. 

Genezę  czynu,  np.  zamachu  stanu  3  Maja,  wyjaśni  ten, 
kto  wskaże,  kto  i  kiedy,  z  jakich  pobudek  postanowił  wykonać 
ów  zamach.  Genezę  rzeczy,  np.  Konstytucyi  3  Maja,  wyjaśni 
ten,  kto  wskaże  potrzeby,  interesy,  zasady,  pojęcia  krajowe,  wpły- 
wy pojęć  zagranicznych,  jakie  złożyły  się  na  obmyślenie  i  zre- 
dagowanie Ustawy  Rządowej.  Natomiast  genezę  idei  zwyczajo- 
wego prawa  publicznego,  np.  liberum  veto,  można  zbadać  o  tyle 
tylko,   o  ile  się  wskaże,  w  jakim   porządku  i  kiedy   te  lub    owe 


-     6     — 

czynniki   nakierowały   świadomość  prawną   ogółu   ku   takiej   lub 
innej  regulacyi  pewnycłi  stosunków,  w  danym  razie  —  stosunku 
jednostki  do  zgromadzenia  lub  do  społeczności.    Oczywiście  może 
tu    być   mowa  tylko   o   czynnikach    najbliższych,    bezpośrednich, 
a  nie  o  przyczynach    wszystkich  przyczyn.    Jeżeli  np.  okaże  się,, 
że  ustrój  społeczny  wpływa  na  zasady  tworzenia  woli  zbiorowej, 
to  jednak   wykład   pochodzenia    ustroju   społecznego   nie  należy 
bezpośrednio   do   zadań   historyka   liberum    veto,    podobnie   jak 
gleboznawstwo  nie  należy  do  zadań  fizyologii  roślin  ani  też  bo- 
taniki.   Inaczej    pojętej    genezy  liberum   veto,    niż    ją    pojmo- 
wał  autor   artykułu   w    „Przeglądzie   Historycznym"    nikt   chyba 
nigdy  nie  wykryje.    Nikt  nie  odnajdzie  czaszki  swego  protoplasty, 
w  której  pierwszy   raz   zaświtała   świadomość  prawna,   że  wolno 
jest  jednostce  zrywać  zgromadzenia,  a  gdyby  nawet  odnaleziono 
tę   czaszkę,    niktby   nie   uwierzył,    że   przez   to   zbadano  genezę 
„wolnego  niepozwalam".  Nawet  ci,  co  myśleli,  że  Siciński  był  jego 
wynalazcą,  zajrzawszy  do  źródeł,  zmienili  swe  zapatrywanie.  I  ci, 
co  uważali  pierwotnie  Zamoyskiego  za  ojca  idei  elekcyi  viritim,. 
doszli  na  zasadzie  samodzielnych  badań,  że  geneza  tej  idei  tkwiła 
gdzieindziej,  i  że  w  inny  sposób  należy  stawiać  całą  jej  kwestyę. 
Utrzymujemy    więc    niezbicie    ogólny    schemat    traktowania 
przedmiotu,  zastosowany  w  roku  1905,    i  zamierzamy  go  rozwi- 
nąć przez    wzięcie    pod    uwagę    niektórych   czynników    dalszych, 
przenosząc  zarazem  obserwacyę  na  teren   ogólno-europejski.    Do 
takiego  rozszerzenia  badań,  przewidywanego  już  wóv/czas,  przed 
dwunastu  laty,  skłaniają  nas  następujące,  bardzo  proste  rozważania. 
Sądzono  do  niedawna,  że  pierwszy  wypadek  „wolnego  nie- 
pozwalam" zaszedł  w  r,  1652  w  osobie  Sicińskiego.  Rzeczywiście 
instytucya  ta  ukształtowała  się  zupełnie  i  opanowała  umysły  nie 
wcześniej,  jak  w  połowie  XVII  wieku.    Przedtem  jeden  poseł  nie 
mógł  zerwać  sejmu.    Ale  i  przedtem  nie  uznawano  u  nas  rządów 
większości.    Na  Zachodzie  w  początkach    ery  nowożytnej    reguła 
większości   wszędzie    robiła    postępy;    przedtem  był  czas,    kiedy 
jej  nie  uznawano.    Na  początku    tedy   nie    było   nigdzie    rządów 
większości ;  z  czasem    znalazły   się  one  na  całym  świecie,    tylko 
nie  w  Polsce,   gdzie    zrodziło   się   prawo   zrywania   obrad   przez 
jednostkę.    Otóż,  ktokolwiek  nie  uważa  dziejów  Polski  za  istotę 
wszechrzeczy,  a  dziejów  Europy  za  wyjątek  i  anomalię,  musi  si^ 


—     7     — 

zgodzić,  że  podstawowe,  ogólne  znaczenie  ma  historya  wyrabia- 
nia się  zasady  większości,  wyjątek  zaś  stanowi  Polska. 

Do  pewnego  momentu,  właśnie  do  połowy  XVII  wieku, 
zbliżanie  się  naszego  sejmowania  do  „wolnego  niepozwalam" 
identyczne  jest  z  ustalaniem  się  rządów  jednomyślności.  Rządy 
takie  polegają  na  nieuznawaniu,  że  wola  większości  jest  wolą 
ogółu.  Później  przypisuje  się  jednostce  coś  więcej,  niż  prawo 
odrzucania  poszczególnych  propozycyi :  w  ten  sposób  liberum 
veto  zamienia  się  z  prostej  negacyi  w  antytezę  powagi 
większej  liczby. 

O  cóż  można  i  warto  pytać  w  granicach  tamtej  pierwszej 
fazy,  jeżeli  nie  o  to,  dlaczego  rządy  większości  tak  wyjątkowo 
nie  wyrobiły  się  w  naszej  Rzplitej?  Odpowiedź  na  to  byłaby 
gotowa,  gdyby  wiedziano,  dlaczego  wyrobiły  się  one  na  Zacho- 
dzie. Niestety  literatura  prawno-historyczna  całej  Europy  sprawia 
nam  tutaj  zawód.  Pytamy  autorów  dzieł,  dotyczących  wogóle 
ustroju  tego  lub  owego  kraju  :  Hallama,  Gneista,  Stubbsa,  Fuste 
de  Coulanges'a,  Waitza,  Brunnera,  Timona,  Kalouska  —  nie  znaj- 
dujemy nic  albo  prawie  nic.  Gdzieniegdzie  rzucona  mimocho- 
dem notatka,  że  w  pewnemi  zgromadzeniu,  w  pewnym  długim 
okresie,  stanowiono  uchwały  tak  a  tak,  ale  odkiedy  dokładnie 
i  dlaczego,  mało  to  kogo  obchodzi.  O  pochodzeniu  „boskiego 
prawa  ludów",  jeżeli  można  tak  nazwać  z  Herbertem.  Spencerem 
rządy  większości,  nie  napisano  ani  dziesiątej  części  tego,  co  na- 
pisano o  boskiem  prawie  monarchów.  Historycy  milcząco  zdają 
się  odsyłać  całą  sprawę  badaczom  początków  cywilizacyi,  etnolo- 
gom, a  ci  znów,  jak  Spencer,  Maine,  a  u  nas  Witort,  z  większą 
słusznością  pozostawiają  ją  milcząco  historykom.  Sprawa  bowiem 
wcale  nie  jest  przedhistoryczną.  Przekonamy  się  niebawem,  że 
rozstrzygnęła  się  ona  w  Anglii  około  r.  1300,  we  Francyi  w  po- 
łowie XIV  stulecia,  w  Związku  Szwajcarskim  w  drugiej  połowie 
tegoż,  w  Niemczech  przez  wiek  XIV  i  XV, 

Ostatecznie  w  ignorowaniu  tej  ważnej  kwestyi  niema  nic 
tak  bardzo  dziwnego.  Dla  pewnego  typu  umysłów  nie  istnieje, 
ona  zupełnie.  Że  w  zgromadzeniu  decydować  powinna  raczej 
większa  część,  niż  mniejsza,  to  jest  tak  oczywiste,  tak  zdrowe, 
to    jest    elementarna   zdobycz    ludzkiego    praktycznego    rozsad- 


—     8     — 

ku.i)  Ludzkość  nabiera  z  czasem  rozumu,  więc  musiała  się  kiedyś 
i  tego  nauczyć.  „Gdzie  bardziej  i  lepiej  się  wydaje  wolność  pu- 
bliczna?" pytał  Konarski:  „czy  gdzie  według  samej  instynktu 
natury  jeden  lub  mniejsza  liczba  ustępuje  wszystkim,  czy  tam, 
gdzie  muszą  wszyscy  mniejszej  liczbie  lub  jednemu  koniecznie 
ustąpić?  Dziecię  w  kilku  leciech  niechaj  to  rozsądzi". ^j 

Konarski,  jako  reformator,  apelował  słusznie  do  dziecinnej 
inteligencyi  po  roztrzygnięcie  tej  fatalnie  spóźnionej  u  nas  wąt- 
pliwości. Inni  gotowi  powtórzyć  ten  apel  przez  dogmatyzm,  przez 
symplicyzm.  Na  szczęście  są  jeszcze  inne  umysły,  ani  tak  pra- 
ktycznie nastrojone,  ani  tak  dogmatyczne,  umysły,  którycłi  nie 
zaspakaja  powiedzenie,  że  prosta  linia  jest  najkrótszą  drogą  od 
punktu  do  punktu.  Takim  właśnie  umysłom,  nieskorym  do  chwy- 
tania się  najbliższego  pozornego  aksyomatu,  studyum  nasze  nie 
wyda  się  zbytecznem. 

Impuls  do  pytania  o  początki  rządów  większości  płynie 
częściej  z  pewnych' tendencyi  politycznych,  przychylnych  indywi- 
dualizmowi lub  wrogich  mu,  niż  z  czystego  filozoficznego  „zdzi- 
wienia". Rousseau,  gdy  prorokował  ludzkości  zwierzchnictwo  ludu, 
chciał  ugruntować  w  przyszłych  republikach  porządek,  chciał 
uzasadnić  przewagę  większej  liczby,  więc  prędko  załatwił  wąt- 
pliwość, twierdząc,  że  mniejszość  w  pakcie  pierwotnym  formalnie 
zobowiązała  się  do  posłuszeństwa.  Burkę  chciał  obalić  wszystkie 
dowodzenia  Rousseau'a,  więc  zastanowił  się  nad  realnym,  bardzo 
nieidylicznym  początkiem  tamtego  „zobowiązania",  zawartego 
wśród  gwałtu  i  ucisku.  Zmarły  przed  kilku  laty  prof.  Jerzy  Jellinek 
wydał  słynną  broszurę  o  „Prawie  mniejszości",  w  której  zachę- 
cał do  zbadania,  jak  powstały  rządy  większości,  lecz  uznawał  tę 
kwestyę  za  niemożliwą  do  rozwiązania  w  braku  zebranego  mate- 
ryału.  Zarówno  Burkę  jak  Jellinek  mieli  na  oku  cele  prakty- 
czno-polityczne.  Natomiast  bez  żadnej  tendencyi  wypisywał 
już  sto  lat  temu  Jerzy  Sartorius,  historyk  Hanzy,  swoje  spostrze- 
żenia nad  praktyką  głosowań  w  tym  związku.  Bez  tendencyi,  bo 
pochłonięty  inną  polemiką,  przeciw  wyborom  proporcyonalnym, 
ogłaszał  niedawno  prof.  Adolf  Bernatzik  zbadanie  początków  za- 


1)  Por.  słowa  Esmeina,  Elements  de  droit  constitutionnel,  Paryż  1903,  I,  199. 

2)  O  Skutecznym  Rad  Sposobie  II.  §  13,  str.  140. 


—     9     — 

sady  większości  jako  „nadzwyczaj  wdzięczne  przedsięwzięcie".^) 
Przed  nim  jeszcze  Otto  Gierkę  uzbierał  w  swem  pomnikowem 
dziele2)  sporo  przyczynków  do  tejże  kwestyi.  Paul  Yiollet  nie 
waha  się  nazwać  jej  „doniosłą"  i  sam  od  siebie  komunikuje  cie- 
kawe rzeczy  o  praktyce  gmin  wiejskicłi  we  Francyi.  Prof.  Ascłie- 
houg  sumiennie  wykłada  odnośne  przemiany  w  łonie  sejmów 
norweskich.  Prof.  Vogt  zestawia  ważne  fakta  tejże  kategoryi 
z  dziejów  szwajcarskich.  Prof.  Henri  Pirenne  podobne  badania 
prowadzi  nad  funkcyonowaniem  belgijskich  Stanów  Generalnych. 
Inni,  i  mianowicie  częściej  autorowie  specyalnych  drobiazgowych 
monografii,  niż  historycy  całych  ustrojów,  odnotowują  też  nie- 
mało przydatnych  danych,  ale  postępują  naogół  niedość  samo- 
wiednie,  jakgdyby  od  niechcenia,  wcale  nie  pytając  o  analogie 
z  krajów  obcych. 

A  w  tern  właśnie  tkwi  główne  źródło  ich  i  naszej  niewia- 
domości.  Bez  wychylania  się  poza  słup  graniczny  swojej  łiisto- 
ryi  narodowej  żaden  uczony  europejski,  z  wyjątkiem  chyba  Po- 
laka, nie  zgłębi  procesu  wyrabiania  się  zasady  większości. 
Odnieśliśmy  go  do  względnie  wyraźnych  dat  historycznych,  do 
€pok  nieźle  zaopatrzonych  w  źródła.  Tak,  ale  trzeba  zważyć,  że 
źródła  wyjątkowo  niełaskawe  są  na  nasz  problemat.  Łatwo  do- 
myślić się,  dlaczego.  Kronikarz  średniowieczny  radby  widzieć 
naokoło  braterstwo,  zgodę,  jednomyślność;  gdy  jej  nie  widzi,  gdy 
słyszy  o  pogwałceniu  mniejszego  odłamu  przez  większy,  albo 
o  buncie  jednostek  przeciw  ogółowi,  boleje  nad  grzeszną  naturą 
ludzką,  posypuje  głowę  popiołem  i  pisze  o  kłótniach,  a  nie 
-o  głosowaniach,  albo  zgoła  odkłada  pióro,  póki  się  bliźni  nie 
pogodzą.  Protokóły,  dyaryusze,  uchwały  spisuje  się  zwykle  po  to, 
by  stwierdzić  nowopowstałe  zobowiązania,  a  nie  po  to,  aby  upa- 
miętnić, że  ktoś  był  im  przeciwny.  Pisze  się  poprostu  „condu- 
sum\  a  nie  „pluralitate  conclusum",  chociażby  decyzya  nie 
była  jednomyślna ;  a  jeżeli  nią  była,  to  tem  lepiej,  warto  jedno- 
anyślność  zanotować  —  i  historyk  nie  będzie  wiedział,  czy  ta 
jednomyślność  była  niezbędna,  a  jeżeli  nie,  to  odkiedy. 


1)  Das   System   der  Proportionalwahl,  w  Jahrbucli  fiir  Gesetzgebung  etc. 
Schmollera,  1893,  XVIII,  z.  2,  str.  59. 

2)  Das  deutsche  Genossenschaftsrecht. 


—     10     — 

Tem  się  tłómaczy  wielkie  ubóstwo  źródeł  w  zakresie  inte- 
resującego nas  problematu.  Jedyna  rada  na  nie  —  użyć  metody 
porównawczej.  Dawne  to  czasy,  kiedy  Edward  Gans  odbywał 
śmiałą  wędrówkę  myślową  przez  wszystkie  kraje  celem  zbadania 
drogą  porównawczą  ewolucyi  prawa  spadkowego.  Hegelianizm, 
ze  swą  teoryą  jednego  rozwoju  absolutnego  ducha  poprzez  ży- 
woty duchów  narodowych  ośmielał  wówczas  tego  rodzaju  próby, 
podsuwając  umysłom  pokusę  do  stosowania  wszędzie  jednej 
i  tej  samej  psychologii  ogólno-ludzkiej.  Później  skrzydła  metody- 
porównaczej  nieco  omdlały.  Nauczono  się  ostrożności,  ograni- 
czono pole  obserwacyi  wspólnością  charakterów  plemienno-raso- 
wych.  Posunęły  się  naprzód  studya  porównawcze  nad  instytu- 
cyami  ogółu  ludów  germańskich,  słowiańskich,  celtyckich,  w  naj^ 
lepszym  razie  —  aryjskich  lub  mongolskich.  Nie  tutaj  jest  miejsce 
na  rozgraniczanie  korzyści,  jaką  można  sobie  rokować  po  zesta- 
wieniach w  obrębie  jednej  rasy  lub  całej  ludzkości ;  zdaje  się,„ 
że  różnica  polega  tu  na  mniejszym  lub  większym  stopniu  praw- 
dopodobieństwa wysnuwanych  wniosków.  Mamy  wrażenie,  iż  za- 
strzeżenia dzisiejsze  przeciw  zbyt  odległym  analogiom  idą  za- 
daleko,  gdy  chodzi  o  stawianie  hypotez,  a  nie  ostatecznych 
twierdzeń.  I  mamy  stanowcze  przekonanie,  że  zamało  robi  się- 
teraz  na  polu  historyi  porównawczej  urządzeń  konstytucyjnych^ 
Niema  szerzej  ujętych  dziejów  samorządu  stanowego  w  Wiekach 
Średnich,  ani  też  parlamentaryzmu  w  dobie  nowożytnej.  Cenne 
studyum  Rembowskiego  o  „Konfederacyi  i  Rokoszu"  stoi  bodaj 
samotnie  wśród  naszej  i  obcej  literatury. 

My  przez  wyjście  z  ciasnych  ram  polskiej  jedynie  prze^ 
szłości  obiecujemy  sobie  osiągnąć  przy  zgłębianiu  „wolnego  nie- 
pozwalam"  trojaki  zysk.  Popierwsze,  ujawni  się  tą  drogą  jegch 
właściwy  charakter  i  miejsce  w  ogólnym  obrazie ;  powtóre,  uda 
się  sprawdzić  na  polu  szerszej  empiryi  zależności  przyczynowe^ 
wykryte  wśród  spraw  polskich ;  potrzecie,  ujdzie  się  błędnej 
metody  wynajdywania  źródeł  instytucyi  w  duchu  narodu,  jak 
gdyby  ów  duch  był  dyspozycyą  wiadomą  i  stałą.  Przeciwnie,, 
okaże  się,  że  ani  liberum  veto  nie  jest  wyłączną  emanacyą  kul- 
tury polskiej,  ani  też  indywidualizm  nie  ma  w  sobie  niczego 
specyalnie  germańskiego,  jak  to  niektórzy  twierdzili.  Wszystka 
tłómaczy  się  formą  życia  prawnopolitycznego,  naciskiem  sił,  dzia- 


—    11    — 

łających  w  czasie  i  przestrzeni,  a  nie  jakimś  zakrzepłym  chara- 
kterem narodowym.  Raczej  ten  charakter  urobi  się  według  pra- 
ktyk majoryzacyi  lub  „wolnego  niepozwalam",  niż  sam  je  z  gó- 
ry ukształtuje. 

Dziś  literatura  zachodnia  zdaje  się  zapytywać  z  rosnącem 
zaciekawieniem  o  pierwiastkowe  formy  „boskiego  prawa  ludów". 
Przyczynia  się  do  tego  aktualna  kwestya  reprezentacyi  ustosun- 
kowanej. Publicyści  i  czytelnicy  zaczynają  się  dzielić  na  „pro- 
porcyonalistów"  i  „majorystów".  Jeżeli  oni  i  ich  nauczyciele,  hi- 
storycy, wytrwają  w  zaciekawieniu,  jakie  żywią  dla  naszego  te- 
matu, jeżeli  zapragną  wiedzieć  całą  prawdę,  to  życzyć  należy,, 
aby  i  nauka  zachodnia  uznała  wartość  umiejętnego  zestawienia 
porządków  stanowo-konstytucyjnych  różnych  krajów.  Zyskałaby 
ona  na  tem  więcej  niż  my,  bo  znalazłaby  w  dziejach  Rzplitej 
Polskiej  niezatarty  obraz  tych  samych  kompleksów  prawno-spo- 
łecznych,  tych  samych  stosunków  między  ogółem  a  jednostką, 
między  większością  a  mniejszością,  których  kształty  w  dziejach 
Anglii,  Francyi,  Włoch,  a  poniekąd  i  Niemiec,  Hiszpanii,  Skan- 
dynawii, znacznie  już  się  zamgliły  skutkiem  zaginięcia  doku- 
mentów. 

Jakkolwiek  zresztą  praca  niniejsza  i)  jest  wynikiem  obserwa- 
cyi  naprzemian  to  rzeczy  polskich,  to  cudzoziemskich,  budowa 
jej  nie  będzie  polegała  na  wykładzie  wszystkich  po  kolei  zwro- 
tów myśli  badawczej  z  Polski  do  Europy  i  napowrót.  Zaczniemy 
od  zarysu  niektórych  linii  życia  publicznego  na  Zachodzie,  i  to 
mianowicie  od  najogólniejszych,  ostatecznych  spostrzeżeń,  po 
których     dopiero     nastąpi     ich    ilustracya.     Potem,     zachowując 


1)  Znaczna  część  tej  książki  powstała  drogą  rozszerzenia,  pogłębienia 
i  poprawienia  artykułu  o  „Genezie"  ;  odpowiadamy  więc  w  zupełności  za  twier- 
dzenia, wygłoszone  tu  poniżej,  ale  nie  za  poglądy  dawne,  dziś  w  szczegółaclt 
skorygowane. 

Osobom,  które  bądź  za  pomocą  wskazówek  bibliograficznych,  bądź  przez 
użyczenie  materyałów  niedrukowanych,  lub  inaczej  pomogły  nam  w  badaniacłi, 
a  w  szczególności  prof.  P.  Winogradowowi  (w  Oxfordzie)  redaktorowi  J.  Peka- 
fowi  (w  Pradze),  profesorom  St.  Kutrzebie  i  St.  Estreicherowi  oraz  drom  St.  Za- 
chorowskiemu  i  J.  Dąbrowskiemu  (w  Krakowie)  składamy  na  łem  miejscu  ser- 
deczne podziękowanie.  Wdzięczni  będziemy  również  każdemu  z  kolegów  histo- 
ryków, którzy  nadeślą  nam  z  powodu  niniejszej  pracy  krytyczne  uwagi  lub 
dalsze  przyczynki. 


—     12     — 

w  miarę  możności  niejaką  symetryę  rozumowania,  damy  pełniej- 
szy obraz  tych  stron  polskiego  sejmowania,  na  których  osnuła 
się  geneza  liberi  veto.  Wślad  za  genezą  ukaże  się  skończona, 
bujna  praktyka  jego  i  teorya,  po  największym  rozroście  —  zanik 
i  upadek. 


PRAWO   WIĘKSZOŚCI 
NA   ZACHODZIE. 


ROZDZIAŁ  I. 


Jeden  rozwój  prawa  większości  czy  szereg  rozwojów  ?  Przepadle  plony  mą- 
<lrości  politycznej  Hellady  i  Romy.  Samouctwo  ludów  średniowiecznych.  Re- 
"Cepcya  —  wyjątkiem.  Tradycyc  rzymskie  w  organizacyi  Kościoła.  Sobory,  elekcye 
papieskie.  Drugi  wyjątek :  tradycye  miejskie.  Punkt  wyjścia  rozwoju  prawa 
większości :  nierówność  uczestników  zebrań.  Thim  wiecowy.  Co  sądzić  o  prawie 
jednomyślności  na  wiecach  słowiańskich?  Opozycya,  jako  grzech.  Dawne  sądy 
normandzkie.  Pierwotne  sądy  przysięgłych.  Źródło  prawa  większości  w  przemocy. 
Normatywny  wpływ  praktyki  i  faktu  dokonanego.  —  Osiem  czynników,  od  któ- 
rych zależy  postęp  zasady  większości:  1.  Niwelacya  głosów.  2.  Odgraniczenie 
głosowania  od  dyskusyi.  3.  Konsolidacya  grup  wobec  niebezpieczeństwa  ze- 
wnętrznego. 4.  Parcie  wewnętrzne.  5.  Trudność  secesyi.  6.  Podzielność  lub  nie- 
podzielność wykonania  uchwał.  7.  Odrębność  i  siła  władzy  wykonawczej.  8.  Po- 
•zycya  głosujących  wobec  ich  podwładnych  albo  wobec  mocodawców.  Ogólny 
schemat  wywodu  prawa  większości. 


Czy  powinno  się  właściwie  mówić  o  jednym  i  jednolitym 
rozwoju  zasady  większości,  czy  też  o  wielu  odosobnionych  jej 
rozwojach  w  różnych  grupach  społecznych?  Czy  jest  w  dziejach 
ludzkości  taka  ciągłość  uznawania,  lub  choćby  teoretycznego  for- 
mułowania tej  zasady,  i  taka  co  do  niej  wspólność  ogólno-ludzka 
wielkich  przemian  w  wielkich  odstępach  czasu,  któraby  upowa- 
żniała do  pisania  jednej  historyi  zasady  większości?  Ściśle  biorąc, 
niema  ani  takiej  ciągłości,  ani  wspólności.  Zasada  nasza  nie  roz- 
wija się  z  wieku  na  wiek,  naród  narodowi  jej  nie  podaje  na  dal- 
sze doskonalenie.  Co  kraj,  co  lud,  co  typ  zgromadzenia,  to  oso- 
bny proces  rozwojowy  od  początku  do  końca.  Ta  prosta,  oczy- 
wista zasada  liczebna  wykluwa  się  na  obszarze  dziesiątków  stu- 
leci raz  tu,  raz  ówdzie  z  bardzo  skomplikowanych  konjunktur. 
Każde  społeczeństwo  wypracowuje  ją  prawie    niezależnie  od  po- 


—     16     - 

stronnych  przykładów  z  własnych  H  tylko  przeżyć  0.  Nie  byłc> 
i  niema  międzynarodowej  propagandy  praw  „ogółu",  nikt  z  nich 
nie  robi  przedmiotu  eksportu. 

Wiadomo,  jakiem  powszechnem  uznaniem  cieszyła  się  prze- 
ważająca liczba  głosów  u  Greków  i  Rzymian.  Homer,  gdy  wkła- 
dał w  usta  Odyseusza  wzgardliwą  apostrofę :  tv  d'dnt6hno^  xnr 
dvah/.i^,  ovTB  nor'  tv  TToltuo)  iv(ajlOf(io<;  oiir'  kvi  ^ovXfj,  dawał  do  zrozu- 
mienia, że  na  obradach  jedni  ludzie  wchodzą  w  rachubę,  a  inni 
nie,  snąć  więc  zanosi  się  na  znalezienie  większości  wśród  tam- 
tych pierwszych,  miarodajnych  czynników.  W  Sparcie  rządziła 
na  zgromadzeniach  większość  przez  aklamacyę  -).  W  Atenach 
ani  zebranie  ludu,  ani  Areopag,  ani  Dykasteryon,  ani  Heliaja,  ani 
żadne  kollegium  nie  wymagało  powszechnej  zgody,  nie  szanowało- 
protestu  jednostki.  Nawet  zrzeszenia  związkowe,  jak  federacye 
Achejska  i  Etolska  nie  zostawiały  przygłosowanym  delegatom  innej 
satysfakcyi  prócz  opuszczania  miejsca  obrad.  Rzym  doprowadzilr 
nieuznawanie  mniejszej  liczby  do  ostatnich  granic.  W  komicyach 
sposób  stanowienia  uchwał  większością  wypracowany  był  jak  naj- 
drobiazgov/iej  3).  W  Senacie  przewodniczący  zarządzał  rozejście 
się  na  dwie  strony  i  na  oko  oceniał,  która  strona  przeważa ;  wy- 
nik ogłaszał  w  sakramentalnej  formule:  haec  pars  major  videtur^)y 
która  uderzająco  przypomina  wyrażenie  speakera  w  angielskiej 
izbie  gmin  (albo  lorda  kanclerza  w  izbie  wyższej) :  „/  think 
tfiat  the  not  contents  are  morę''.  Imiennych  głosowań  nie  znano 


.  •)  Otto  Gierkę  w  swym  referacie  „Ober  die  Geschichte  des  Majoritats- 
prinzips",  wygłoszonym,  na  III  Międzynarodowym  Kongresie  Historycznym  w  Lon- 
dynie, 4  kwietnia  1903  r.,  a  drukowanym  w  zbiorze  „Essays  in  Legał  History*,. 
Oxford,  312 — 335,  daje  wykład  „der  auf  Grund  des  germanischen  Rechts 
im  Mittelalter  und  in  der  Neuzeit  vollzogenen  Entwicklung",  świadomie  pomi- 
jając świat  starożytny.  Jest  to  doskonała  reasumcya  dawniejszycłi  badań  aiitora,^ 
zawartych  w  „Das  deutsche  Genossenschaftsrecht",  z  niewielu  uzupełnieniami. 
Co  do  stanowiska  G.  należy  jednak  zauważyć,  że  popierwsze,  interesuje  go 
nie  geneza  historyczna  żywej  zasady,  jeno  późniejszy  rozwój  koncepcyi  prawni- 
czej, powtóre,  że  rozwój  nowoczesny  pierwszej  odbywał  się  na  podkładzie  szer- 
szym, niż  ten,  który  obejmowało  prawo  niemieckie. 

2)  Busolt:  Die  griechischen  Staats-  und  Rechtsaltertumer,   103—4. 

3)  Mommsen,  Romisches  Staatsrecht,  III,  369—419. 

4)  Madvig,   Rómische   Yerfassung   nnd    Yerwaltung  I,  317;    Willems,    Le 
senat  de  la  Republiąue  Romaine,  II,  197,  —  obaj  według  Seneki. 


—     17     — 

dokładnych  list  głosów  za  i  przeciw  nie  notowano  —  Sallu- 
styusz  o  dwóch  tylko  takich  listach  wspomina ;  —  wszystko  to 
świadczyło  o  bezwzględnem  unicestwieniu  nawet  samej  indywi- 
dualności członków  przegłosowanych  ').  Prawnik  Scewola,  do- 
radca Marka  Aureliusza,  sformułował  ten  pogląd  krótko  i  wę- 
złowato  :  Qiiod  major  pars  ciiriae  effecit,  pro  eo  habetur,  ac  si 
omnes  egerint.  Podobnie  Ulpian,  doradca  Aleksandra  S'^wera: 
Refertur  ad  universos,  quod  publice  fit  per  majorem  /?.  ,  lem  '^). 
Zasadę  nietylko  utrwalono,  wygłoszono,  ale  i  opracowano  zze- 
wnątrz  :  w  kuryach  miejskich  np.  żądano  do  ważności  uchwał 
obecności  -/a  członków ;^).  Arystoteles  dał  w  swej  „Polityce"  pierw- 
szą i  nieladajaką  próbę  teoretycznego  uzasadnienia  reguły  większej 
liczby.  Szereg  takich  autorytetów,  jak  Perykles,  Tucydydes,  Kse- 
nofont,  Appian,  Dyonizyusz  z  Halikarnasu,  oświadczył  się  za  tą 
regułą,  jako  jedyną  dopuszczalną  w  demokracyi  ^j. 

A  przecież  wszystkie  te  praktyki  i  teorye  świata  klasycznego 
na  nic  się  nie  zdały,  gdy  na  siedliskach  zwyrodniałych  Rzymian 
rozgościły  się  młode  ludy  germańskie,  Ludy  te  musiały  słyszeć 
od  swych  pionierów- rodaków,  kolonistów  lub  najemników,  o  rzym- 
skich sposobach  rządzenia  się,  ale  zwycięzca  nie  zwykł  się  uczyć 
od  zwyciężonego  mądrości  politycznej.  Mógł  sobie  Senat  głoso- 
wać tak  czy  inaczej,  Germanie  sądzili,  że  ich  to  nie  obowiązuje, 
i  zaczęli  od  fundamentów  wznosić  gmachy  swych  państw,  jak 
samoucy,  nie  korzystając  z  cudzych  doświadczeń.  Wśród  walk 
i  szamotań  zaczęły  sobie  ludy  nowożytne  wypracowywać  elemen- 
tarne prawidła  organizacyi  woli  zbiorowej. 

Gdzie  i  kiedy  odbywała  się  owa  praca?  W  wielu  miejscach 
naraz,  i  różnymi  czasy,  w  najprzeróżniejszych  kombinacyach  spo- 
łecznych :  na  wiecach  rycerstwa  germańskiego,  na  elekcyach  kró- 
lów, konwokacyach  kleru,  posiedzeniach  ławników  i  sądów  przy- 
sięgłych, w  radach  nadwornych  królewskich,  radach  miejskich^ 
zgromadzeniach    gmin  i  krajów   samorządnych,  na  wyborach  po- 

1)  Mispoulet,  La  vie  parlementaire  a  Romę,  Paris,  1899,  str.  76. 

2)  Gierkę,  Das  deutsche  Genossenschaftsrecht,  II,  153.  Tenże,  Ober  die 
Geschichte   des   Majoritiitsprinzips,  313. 

3j  Gierkę,  Majoritiitsprinzip,  j.  w, 

*)  Por.  Grocyusza  De  jurę  belli  et  pacis,  ks,  II,  r,  5,  §  17;  Saripolos, 
La  democratic  et  Tćlection  proportionnelle,  I,  199. 

2 


—     18     — 

słów,  elekcyach  papieży,  w  stanach  generalnych  i  prowincyo- 
nalnych,  w  parlamentach  i  kortezach,  sejmach  i  sejmikach,  zgro- 
madzeniach ludowych  i  kongresach  delegatów.  Zdarzały  się  przy- 
kłady okazałe  i  przykłady  niepokaźne;  gdy  poznawano  zwyczaje 
sąsiedzkie,  wnioskowano  czasem  według  analogii :  „skoro  tak  jest 
u  nich,  to  niech  i  u  nas  tak  będzie",  kiedyindziej  a  contrario:  „u  nas 
co  innego".  Czasem  może,  gdy  tego  wymagał  interes,  użyczano  in- 
nym swych  doświadczeń,  narzucano  swoje  obyczaje,  aby  przez  nie 
wywierać  wpływ.  Niekiedy  korzystano  z  cudzych  doświadczeń, 
naśladowano  praktykę  wyższych  ciał  obradujących,  rzadziej  pe- 
wno niższych  :  raczej  samorząd  miejscowy  wzorował  się  na  urzą- 
dzeniach centralnych,  niż  one  na  nim.  Ale  te  wszystkie  kombi- 
nacye  zachodziły  sporadycznie,  wyjątkowo  :  naogół  sprawa  po- 
stępowała naprzód  bez  niczyjego  kierownictwa,  bez  naśladowa- 
nia pouczających  wzorów,  bez  teoretycznego  przygotowania. 
Każde  ciało  obradujące  wypracowywało  sobie  własne  obyczaje 
i  zasady.  Ten  fakt  powszechnego  samouctwa  w  tworzeniu  woli 
zbiorowej  stanowi  prawidło  dominujące.  Recepcya  była  wyjątkiem. 

Łatwo  odgadnąć  z  góry,  że  tradycye  rzymskie  niezupełnie 
zostały  przysypane  rumowiskiem.  Adoptował  je  Kościół  i  wy- 
zyskał znakomicie  dla  wyrobienia  sobie  sprężystej  organizacyi 
zarówno  in  capite  jak  in  membris. 

Zasadniczo  najtrudniejsza  była  sprawa  z  soborami,  jako  in- 
stytucyą,  powołaną  do  wygłaszania  czystych  prawd  dogmatycz- 
nych. Jednak  i  w  tej  dziedzinie  Kościół  się  nie  zawahał.  Nie 
można  było  przecież  czekać,  aż  setki  biskupów  drogą  samej  ar- 
gumentacyi  dojdą  do  jednego  przekonania.  Jakoż  wbrew  tenden- 
cyjnej opinii  Dóllingera,  poczynając  już  od  soboru  Nicejskiego 
(325  r.),  ciągnie  się  szereg  przełamań  opozycyi  mniejszości  w  łonie 
soborów,  czasem  dokonywanych  jawnie,  częściej  z  zachowaniem  po- 
zorów harmonii.  Dziesiątki  biskupów,  reprezentujących  odrębny 
pogląd,  albo  odjeżdżają  z  miejsca  obrad,  czując,  że  ich  protest 
na  sali  nic  nie  wskóra,  albo  tworzą  zjazd  secesyjny,  albo  ugi- 
nają się  pod  presyą  cesarzów  i  przystępują  do  niby-jednomyśl- 
nej  zgody.  Kościół  nabiera  wewnętrznej  spoistości,  nauka  jego 
żłobi  sobie  coraz  głębsze  koryto,  i  przeważający  prąd,  wystę- 
pując stale  w  osobie  identycznej  większości  przekonaniowej, 
zmywa  z  oblicza  ziemi  rozbieżne  próby  nowatorstwa.  Odkąd  pa- 


—     19     — 

pieże  wywyższyli  się  ponad  sobory,  uciiwaly  kollegialne  nie  prze- 
stały jednak  zapadać  według  starego  rzymskiego  obyczaju.  Wiernie 
■wytrwały  przy  tejże  tradycyi  wielkie  sobory  reformatorskie  XV 
wieku  ;  zatroszczyły  się  one  nawet  o  to,  aby  większość  rządziła 
w  nicli  naprawdę,  a  nietylko  z  imienia.  Kiedy  papież  Włocti, 
Jan  XXIII,  spróbował  ratować  swą  władzę  zapomocą  masowej 
kreacyi  uległycłi  prałatów,  w  odpowiedzi  na  to  sobór  Konstan- 
■cyeński  wystawił  zasadę  głosowania  według  narodowości :  nadal 
Niemcy,  Francuzi,  Anglicy  mogli  przegłosowywać  nacyę  włoską 
(później  z  udziałem  piątej  nacyi,  Hiszpanów).  Dodatkowo  otrzy- 
mało szósty  głos  kollegium  kardynalskie.  W  każdej  narodowości 
także  decydowała  większość  członków,  zanim  jednak  jej  wotum 
zostało  obwieszczone,  wolno  było  każdej  jednostce  wyrazić  swój 
pogląd  na  posiedzeniu  plenarnem.  Na  soborze  Bazylejskim  oma- 
wiano sprawy  najpierw  w  czterech  deputacyach ;  jeżeli  wotum 
jednej  deputacyi  odbiegało  od  reszty,  to  wznawiano  obrady  in 
pleno,  ale  i  tam  decydowała  większość  trzech  głosów  kolle- 
gialnych  przeciwko  jednemu.  Sobory  Lateraneński  (1512)  i  Try- 
dencki wróciły  do  średniowiecznego  głosowania  viritim ;  w  tej 
samej  formie,  drogą  forsownej  majoryzacyi,  powziął  ostatnio  so- 
bór Watykański  swoje  przełomowe   uchwały.') 

Jeżeli  koncylia  wszechświatowe  tak  mocno  stanęły  przy 
zasadzie  głosowania  większością,  to  tem  łatwiej  zdobyły  się  na 
podobną  prostolinijność  w  działalności  prawodawczej  synody, 
a  jeszcze  łatwiej  —  kapituły. 

Nie  tak  gładko  natomiast  odbył  się  rozwój  zasad  głosowa- 
nia na  elekcyach  papieży.  —  Główna  trudność  ujawniła  się  tutaj 
nie  w  stronie  zasadniczej,  lecz  w  praktyce,  a  tłómaczą  ją  nie- 
tyle  scysye  między  sprzecznymi  wpływami  duchowieństwa  róż- 
nych krajów  i  narodów,  ile  natarczywa,  długotrwała  ingerencya 
potęg  świeckich.  Najpierw  cesarze  zachodnio  -  rzymscy,  potem 
grabarz  ich  dostojeństwa,  Odoakcr,  po  nim  Teodoryk  Wielki 
chętnie  przyswajali  sobie  rolę  rozjemców,  a  niekażdy  z  nich 
stawał  po  stronie  większości.  Próbował  zapobiedz  temu  papież 
Symmachus  na  synodzie  Rzymskim  499  roku,  gdzie  postanowiono, 
źe  sam    tylko    kler   rzymski    ma   obierać    papieżów   większością, 


I)  Hinschiiis,  System  d.  kałhol.  Kirchenrechts,  III,  343. 377, 393, 424, 432, 466  q. 


-     20     — 

o  ile  zmarły  papież  nie  wyznaczył  sobie  następcy.  Pomimo  to- 
i  w  następnych  wiekach  cesarze  bizantyńscy  zwykli  byli  uznawać 
i  zatwierdzać  tylko  kandydatów,  obranych  jednogłośnie,  a  wyzy- 
skiwali każdą  niezgodę  dla  umocnienia  swego  protektoratu.  De- 
kret Symmacha  pozostawał  przeważnie  martwą  literą,  dopóki 
szczęśliwszy  prawodawca  nie  zagwarantował  lepiej  niezależności 
elekcyi  zarówno  od  cesarzów  niemieckich,  jak  od  szlachty  i  ludu 
rzymskiego.  Prawodawcą  tym  był,  jak  wiadomo,  Hildebrand, 
doradca  Mikołaja  II,  późniejszy  Grzegorz  VII,  Za  jego  to  stara- 
niem synod  Rzymski  r.  1059  proklamował  w^^łączne  prawo  kar- 
dynałów do  obioru  głowy  Kościoła  niezawiśle  od  świeckiego 
wstawiennictwa.  Że  obiór  miał  się  odbywać  większością  głosów,, 
tego  dekret  Mikołaja  dosłownie  nie  powiedział,  ale  o  tern  wów- 
czas nie  mogło  już  być  dwóch  zdań.  Każdy  anty-papież,  każdy 
elekt  mniejszości  z  góry  został  napiętnowany  mianem  „non  papa 
sed  sathanas,  non  apostolicus,  sed  apostaticus". 

Widocznie  jednak  takie  proste  załatwienie  sprawy  wy- 
dało się  potem  niedość  poważnem,  skoro  synod  Lateraneński 
1179  r.  (za  panowania  Aleksandra  III)  podniósł  wymaganie  prze- 
wagi w  braku  zgody  do  ^,'3  głosów  kardynalskich,  grożąc  nawet 
ekskomuniką  wybrańcom  zwykłej  większości,  jako  uzurpatorom. 
Do  przyśpieszenia  formacyi  tej  kwalifikowanej  większości  służyły 
od  r.  1274  znane  przepisy  Grzegorza  X  o  zamykaniu  kardynałów 
w  konklawe.  Chwilowe  odstępstwa  od  nich  zaszły  w  burzliwej 
epoce  Schyzmy  Zachodniej :  raz  wydało  się  Grzegorzowi  XI 
(1378),  że  lepiej  odstąpić  od  większości  kwalifikowanej,  niż  na- 
razić Kościół  na  długie  sieroctwo ;  kiedyindziej  sobór  Konstan- 
cyeński,  wracając  zresztą  do  zasady  Aleksandra  III,  przydał  kar- 
dynałom do  boku  po  sześciu  biskupów  deputowanych  od  każdego 
z  pięciu  wielkich  narodów,  wobec  czego  do  ważności  obioru  była 
wymagana  zgoda  ^3  części  kardynałów  i  ^/s  deputowanych. 
Według  tych  obostrzonych  przepisów  został  wybrany  Marcin  V ; 
potem  instytucya  deputowanych  odpadła,  a  przepisy  z  r.  1179 
i  1274  zachowały  do  dziś  dnia  moc  obowiązującą  '). 

Oprócz  Kościoła  spożytkowały  tradycyę  rzymskiego  głosowa- 
nia miasta  włoskie.  Gotowiśmy  przyznać  im  pod  tym  względem  wy- 


1)  Hinschius,  I,  218.  249—50,  264—5,  271,  275;  III,  382. 


—     21     — 

bitnie  uczniowski  względem  starożytnego  Senatu  i  municypiów 
stosunek.  Gotowiśmy,  dalej,  przypuścić,  że  żywioł  kupiecki,  rozpły- 
wając się  po  świecie,  trafiając  z  Genui,  Pizy  lub  Wenecyi  na  północ 
do  Flandryi,  rozwoził  nasiona  pewnych  poglądów  prawnych,  może 
nawet  skończonych  instytucyi.  Z  Flandryi,  jak  to,  zdaje  się,  nie 
ulega  wątpliwości,  razem  z  całym  typem  samorządu  zawędro- 
wała reguła  większości  do  miast  zachodnio-niemieckich,  może 
i  dalej.  Ale  cudzym  przykładom,  choćby  najbardziej  budującym, 
nie  można  przypisywać  głównej  roli  kształtującej.  Wszak  nikt  nie 
zechce  za  główną  przyczynę  i  źródło  konstytucyi  środkowo-euro- 
pejskich  XIX  wieku  uważać  ustawy  i  praktyki  Anglii,  .Ameryki 
lub  Francyi,  Że  lepiej,  „aby  dwóch,  choćby  i  rozumnych,  dwo- 
maset  ustąpili  rozumnym,  niżeli  żeby  dwóchset  rozumnych  je- 
dnemu lub  dwóm  poddać  się  obligowani  byli" '),  tego  nie  trzeba 
było  się  uczyć  od  zagranicy,  to  każdemu  przechodziło  przez 
myśl.  Kwestya  tylko,  czy  się  zatrzymało,  czy  pomysł  stwardniał 
w  przekonanie,  czy  obcy  wzór  —  jeżeli  już  naprawdę  wyprze- 
dził on  samorodną  twórczość  ideową  —  tylko  zaświecił,  czy 
też  przeważył  wszystkie  siły  nałogu  i  tradycyi  i  pociągnął  daną 
społeczność  ku  sobie.  A  jeżeli  przeważył  i  pociągnął,  to  dla- 
czego? Tego  pytania  nikt  ominąć  nie  zdoła.  Dalej  zaś,  ponie- 
waż widać  powszechnie  w  dziejach,  jak  obcy  wzór  przez  dzie- 
siątki i  setki  lat  nie  wywiera  żadnego  wrażenia,  można  więc  śmiało 
abstrahować  od  niego,  można  najśmielej  zgadywać  na  pewnym 
niewysokim  stopniu  kultury  samorzutną  zdolność  do  spostrze- 
żenia prawa  większości,  i  pytać  już  nadal  tylko,  kiedy  dojrzały 
siły,  które  ze  spostrzeżenia  zrobiły  uznanie,  a  z  uznania  — 
wykonanie. 

Chcąc  zdać  sobie  sprawę  z  procesu  samorodnego  po- 
wstawania idei  większości,  należy  obrać  trafnie  punkt  wyjścia, 
i  ustrzedz  się  jeszcze  paru  uprzedzeń.  Dziś  kwestyę  większej 
lub  mniejszej  liczby  formułuje  się  mniej  więcej  tak :  czy  w  zgro- 
madzeniu o  takiej  a  takiej  kompetencyi  uchwała  obowiązująca 
ogół  zapada  za  zgodą  wszystkich,  czy  też  wystarcza  zgoda  pe- 
wnej części.  W  zaraniu  życia  publicznego  odpowiedzianoby  na 
takie   pytanie :    wola    ogółu    to    wola  wszystkich  jednostek.    Ale 


1)  Konarski,  O  Skutecznym  Rad  Sposobie,  II,  139. 


—     22     — 

jeszcze  przed  taką  odpowiedzią  nznanoby  samo  pytanie  dla  kilku 
powodów  za  niewłaściwe,  niemożliwe,  obce.  Popierwsze,  niema 
jeszcze  wówczas  równych  głosów  do  rachowania,  są  rozmaitej; 
wagi  głosy  indywidualne,  Powtóre,  niema  w  wielu  wypadkach 
ogólnej  kompetencyi,  są  prawa  nabyte  i  przywileje,  z  któremi 
musi  się  liczyć  nawet  najpoważniejszy  zjazd.  Potrzecie  niewiele 
jest  zgromadzeń,  poza  któremi  nie  stałoby  inne  zgromadzenie,, 
król  czy  książę :  to  też  niewiele  jest  decyzyi,  za  któremi  zaraz  na- 
stępowałoby  wykonanie.  Żywioł  stanowy  nietyle  decyduje  zbio- 
rowo, ile  asystuje  w  różnych  formach  :  wyraża  radę,  aprobatę^ 
zgodę,  żądanie,  w  ostateczności  —  uchwałę  warunkową,  zale- 
żną jeszcze  od  królewskiego  veto.  Poczwarte,  świadomość  pra- 
wna nie  odróżnia  jeszcze  zbiorowej  jedności  grupy  od  kilku- 
dziesięciu lub  kilkuset  widomych  osób,  jej  członków. i)  Te  cztery 
restrykcye  należy  pamiętać,  doszukując  się  przejścia  od  przy- 
padkowego unisono  pożądań  do  rzymskiego  „haec  pars  major 
videtur". 

Przyjrzyjmy  się  przez  mgłę  wieków  tamtej  pierwotnej,  przy- 
padkowej jednomyślności.  Przed  nami  pasterska  horda  koczo- 
wnicza z  ustrojem  rodowym,  z  rządem  patryarchalno-teokratycz- 
nym.  Najstarsi  radzą  i  decydują,  ale  i  młodsi,  mniejsi,  nie  są 
w  niektórych  przynajmniej,  najżywotniejszych  sprawach  bez  głosu. 
Lecz  głosy  ich,  choć  liczne,  niewiele  znaczą  wobec  zamożności, 
wpływów,  mądrości  starszyzny,  —  znaczą  tyle,  co  głosy  posia- 
daczy pojedynczych  akcyi  wobec  konsorcyum  kilku  skupniów 
akcyonaryuszów,  reprezentujących  większość  sił.  Niema  tu  mo- 
wy o  równości  głosów,  decyduje  większość  sił  materyalnych, 
moralnych  i  umysłowych.  Głosy  wchodzą  w  rachubę  eh}  ba  do- 
piero wtedy,  kiedy  się  poróżnia  ludzie  .  najmożniejsi.  Podobnie 
można  sobie  wyobrazić  zebranie  osiadłej  wspólnoty  wiejskiej. 
Podobnie,  i  to  już  nietylko  w  drodze  retrospektywnych  przy- 
puszczeń ,  lecz  w  zgodzie  z  pozytywnemi  źródłami,  można 
uprzytomnić  sobie  wiec  rycerski.  Według  Homera  tłum  grecki 
pomrukuje,  szemrze,  jak  fale  morskie;  według  Tacyta  tłum  ger- 
mański wyraża  swą  jednomyślną  zgodę  przez  szczęk   oręża,  fre- 


1)  Por.  Gierkę,  Majoritatsprinzip,  314:  „ebenso  wenig  unterscliicd  man  bci 
der  Yersammlung  die  Gesammteinłieit  von  der  GesaiTimtvic]heit". 


—     23     — 

mitus  armoruni  i)  (normandzkie  vapnatak).  Jeżeli  jednak  znaj- 
dzie się  na  obradach  jakiś  niezadowolony  Achilles,  to  Aga- 
memnon  i  jego  komparsy  niełatwo  go  uciszą.  Witeź,  co  pokona 
pięciu  towarzyszy,  nie  chce  być  rachowanym  na  równi  z  hołotą, 
każe  swą  wolę  ważyć,  a  nie  liczyć,  jest  z  natury  swego  poło- 
żenia i  samopoczucia  pluralistą;  ktokolwiek  też  w  owe  czasy  ujmo- 
wałby realistycznie  stosunek  różnych  czynników  w  życiu  zbioro- 
wem,  nie  odmówiłby  mu  prawa  do  kilku  głosów. 

Słowem,  w  punkcie  wyjścia  dalszego  rozwoju  głosowań  pa- 
nuje fakt  nierówności  i  przypadkowej  zgody  lub  niezgody.  Nie 
panuje  tu  jeszcze  żadna  zasada ;  nie  jest  nią  nawet  jednomyśl- 
ność, bo  decyzyę  może  narzucić  silniejsza  mniejszość,  a  kiedy- 
indziej  poprostu  przechodzi  się  do  porządku  nad  samotnymi  pro- 
testami. Najzupełniej  też  mylnie  suponowano  jakąś  zasadę  jedno- 
myślności u  Słowian  pierwotnych.  Ubijatyki  stronnictw  na  moście 
nowogrodzkim,  o  jakich  wspominają  kroniki  ruskie'-),  są  równie 
dalekie  od  stwierdzania  zasady  jednomyślności,  jak  znany  z  Diet- 
mara  zwyczaj  owych  Lutyków,  co  to,  nie  znosząc  opozycyi,  bili 
kijami  przeciwników,  palili  im  domostwa,  lub  wydzierali  kary 
pieniężne'^).  Gdzie  gwałt  rozstrzyga  kłótnię,  tam  chyba  niepodo- 
bna widzieć  uświęconej    reguły   jednomyślności. 


*i  Germania,  c.  11:  „sin  placuit,  frameas  concutiunt ;  lionoratissimum  as- 
sensus  genus  est  armis  laudare".  Grzegorz  z  Tours  pisze  o  obiorze  Chlodwiga 
przez  Franków  Ripuarskich  (II.  40):  „Vocibusque  simul  et  armorum  plausu  sen- 
tentiam  diicis  firmaverunt''.  Cyt.  u  Gierkego,  Majoritatsprinzip,  314.  Ebbe  Hertz- 
berg,  Grundtraekkene  i  den  aeldste  norske  proces,  15  sq.  — „Yabentaget"  w  do- 
słownem  znaczeniu  praktykowane  jest  jeszcze  w  wieku  Xiii;  zaniechano  go  pod 
wpływem  kleru,  ale  nazwa  utrzymała  się,  jako  przeżytek,  nawet  wtedy,  gdy 
przestano  przybywać  na  wiece  z  bronią. 

-)  Siergiejewicz,  Wiecze  i  Kniaź,  63-9;  autor  przytacza  wypadki  zbrojnego 
oporu  mniejszości  z  lat  1215,  1342,  1384  i  1388;  zastrzega  przytem,  że  przez 
jednomyślność  wiecową  należy  rozumieć  w  wielu  razach  poprostu  taką  większość, 
która  widoczna  jest  bez  ścisłego  obrachunku  głosów.  W  każdym  razie  od  ta- 
kiego traktowania  ofozycyi,  jakie  wyraża  się  w  groźbie :  „aszcze  nie  pojdiet  kto 
s  nami,  sami  potniem,  sami  pobjem",  do  ścisłego  rozumienia  idei  jednomyślno- 
ści —  daleka  droga. 

•'*)  Odnośny  ustęp  Dietmara  (ks.  VI,  r.  18)  brzmi:  „Unanimi  consilio 
ad  placitum  semet  necessaria  discucicntcs,  in  rebus  cfficiendis  omnes  concor- 
dant.  Si  quis  vero  e-\  comprovincialibus  in  placito  hiis  contradicit,  fustibus  ver- 
beratur  et  si  forinsecus  pałam  resistit,  aut  omnia  inccndio  et  continua  dcpreda- 


—     24     — 

Nie  stanon'iąc  atoli  w  najpierwotniejszych  zrzeszeniach  reguły 
prawnej,  jednomyślność  bywa  tam  nieraz  czemś  więcej,  niż  prawem, 
bwa  moralną  koniecznością.  My  dzisiaj  z  bólem  i  żalem  znosimy 
rozłam  przekonaniowy  w  rodzinie,  i  odszczepieńców  uważamy  cza- 
sem za  winowajców.  Cóż  dopiero  sądzić  o  ludach  pierwotnych, 
spojonych  jednym  kultem,  żyjących  całkowicie  pod  wezwaniem 
jednych  bóstw  rodowych.  Zróżniczkowanie  poglądów  stoi  tam  na 
najniższym  szczeblu,  wszelkie  też  chwilowe  rozbraty  usuwa  się 
za  wszelką  cenę.  Podróżnicy  opowiadają,  z  jakim  wysiłkiem  pra- 
cują pierwotne  rody  koczowników  azjatyckich  nad  wydobyciem 
z  siebie  jednozgodnego  ducha :  nic  naturalniejszego,  jak  przypu- 
ścić ten  sam  objaw  słabego  zróżniczkowania  u  innych  plemion 
pierwotnych.  Kto  oświadcza  się  przeciw,  ten  pewno,  będąc  nawet 
przegłosowanym,  nie  zaniecha  oporu.  Kto  przez  swój  opór  roz- 
bija jedność  rodową  lub  gminną,  ten  krzywdzi  całą  grupę.  Kto 
opiera  się  woli  ogółu,  i  opiera  się  skutecznie,  winien  jest  jakby 
zdrady  stanu  i  zasługuje  na  karę.  Gdyby  jego  głos  nic  nie  zna- 
cz\'ł  po  przegłosowaniu,  nie  byłoby  zamachu  na  zbiorowość  i  nie 
byłoby  miejsca  na  karę. 

Możnaby  zgodnie  z  tem  wytłómaczyć  świadectwo  Dietma- 
rowe  o  Lutykach  w  sensie  kary  za  niesolidamość.  Rezygnujemy 
jednak  z  tej  próby,  nie  znajdując  podobnych  pojęć  u  żadnych 
Słowian  i  nie  uważając  za  możliwe  dużo  budować  na  opowiada- 
niu tendencyjnego  wroga  Słowiańszczyzny.  Powyższa  też  inter- 
pretacja x)k"j^snuta  jest  z  innych,  zupełnie  pewnych  faktów,  z  wy- 
rokowania Skandynawów  i  Anglosasów.  Decj^zya  sądowa  wogóle 
wydaje  się  formalnie  procesem  nieunilaiionej  subsumpcyi  pewnego 
wypadku  pod  gotową  normę,  a  nie  swobodnem  tworze- 
niem normy.  W  pierwiastkach  wszakże  życia  publicznego  są- 
downictwo, jak  wiadomo,  stawało  znacznie  bliżej  prawodawstwa, 
gdy  sąd  ludowy  dopiero  w  miarę  nasuwającej  się  praktyki  wy- 
pracowywał przepisy  prawne.  Zwyczajne  sądy  kollegialne  dawnych 
Normandów,  czyli  ludów  p^nocy,  przekazywały  każdą  sprawę 
osobnemu  kompletowi  przysi^łych.  Sędziowie,  głosujący  przeciw 
większości,  ponosili  karę.  Zaco  mianowicie  ?  Za  niedość  pot>ożną 


tione  podit,  aat  in  eomm  presenfia  pro  qnalitate  sna  pecnmae   pers(d\it  qiłaii- 
titatem  debitae",  Bielowski.  Monamenta  Poloiiiae  historica.  I.  279. 


-     25     — 

przysięgę,  za  niedość  pilne  szukanie  promienia  prawdy  sądowej, 
która  musi  zatryumfować,  (stąd  późniejsze  domniemanie,  źe  wy- 
powiada się  ona  ustami  większości),  podobnie,  jak  my  wierzymy 
głęboko  w  nieprzepartą  prędzej  czy  później  moc  prawdy  nau- 
kowej. Tylko,  źe  prawda  domniemana  nie  jest  prawdą,  wykrytą 
ostatecznie :  wyrok  niejednomyślny  nawet  zgoła  nie  jest  wyro- 
kiem, i  niezależnie  od  ukarania  przekornycli  sędziów,  sprawa  musi 
iść  do  innego  kompletu.  W  trakcie  szukania  prawdy  sądowej 
może  dojść  do  pojedynku,  do  próby  gorącego  żelaza,  —  ale 
nieprędko  i  z  widocznym  wstrętem  godzili  się  Skandynawi  na 
zasadę  większości.  Nic  dziwnego :  przez  to  prysnąłby  im  cały 
czar  absolutnej  pewności,  ginąłby  spokój  duszy,  płynący  z  wy- 
krycia prawdy!  Jeszcze  w  doraźnych  ucti wałach  zbiorowych,  lub 
choćby  w  aktach  prawodawczych,  gdzie  wchodzą  w  grę  niezgodne 
interesy,  można  się  naginać,  można  szanować  zgodę  „ogółu" 
w  braku  jednostajnej  zgody  powszechnej.  Ale  wobec  konfliktu 
przekonań  kompromis  byłby  słabością,  i  przodkowie  ibseno- 
wskiego  Branda  bronili  się  przed  nim,  jak  mogli,  traktując  są- 
downictwo oraz  prawodawstwo,  jako  kwestye  sumienia.  Ogólną 
-zasadą  dawnych  Norwegów  było.  że  dopóki  czwarta  część  sę- 
dziów obstaje  przy  swem  odrębnem  zdaniu,  sprawa  musi  przejść 
do  innego  kompletu. 

Najszczegółowiej  rozwinięto  odnośne  przepisy  proceduralne 
w  Islandyi.  Tak  zwana  Lógretta  i),  złożona  z  48—51  członków  (Go- 
den),  a  czynna  podczas  wiecu  (Allting),  ferowała  pierwotnie  swe 
orzeczenia  nie  inaczej,  jak  jednomyślnością;  dotyczyło  to  wszystkich 
wypadków,  gdzie  istniejący  stan  rzeczy  miał  uledz  zmianie  przez 
innowacyę  zasad  albo  przez  nadanie  komuś  łask  i  prerogatyw. 
Nikomu  niewolno  było  pod  karą  pieniężną  wstrzymywać  się  od 
głosu,  i  póki  tylko  dolatywał  choćby  zdaleka  krzyk  oponenta, 
obrady  były  bez  skutku -j.  Do  objaśniania  przepisów  gotowych 
wystarczała  większość  głosów,  z  decydującym  w  razie  równości 
głosem  przewodniczącego    , głosiciela  praw",    obieranego  zresztą 


*)  Maurer,  Vorlesungen  uber  altnordische  Rechtsgeschichte,  IV,  377.  Ebbe 
Hertzberg,  Grundtraekkene,  177:  decyzyę  Logretty  zawsze  zatwierdzał  wyraźnie 
lub  milcząco  wiec    ling). 

*  Dahlmann,  Geschichte  von  Danemark,  II,  81-2.  188  sq.,  210,  218, 
324-5.  —  Maurer,  IV.  344. 


—     26     — 

jednomyt>lnością.  To  nieznaczne  ustępstwo  na  rzecz  powagi  wię- 
kszości było  pierwszem  sprzeniewierzeniem  się  skandynawskiemu 
indywidualizmowi. 

Rzecz  jasna,  2c  porz;\dck  społeczny  musiał  dużo  cierpieć  na 
niedocliodzeniu  wyroków  dla  braku  jednomyślności  wśród  sędziów. 

Nastał  moment,  kiedy  Islandya  zastosowała  u  siebie  wyro- 
kowanie większościi\  głosów  zarówno  w  zwyczajnych  ,świętycłr 
Si\dacli.  jak  w  późniejszych  nadzwyczajnych.  Zanim  wszakże  wy- 
konała odwrót  na  całej  linii,  zajęła  pozycyę  przejściowi^ :  w  niż- 
szych instancyach  kazała  mniejszościom  poniżej  '  4  głosów  pod- 
dawać się,  ale  jeżeli  sijdziów  opornych  było  więcej,  to  proces 
musiał  postąpić  do  instancyi  wyższej.  Tam,  jak  i  w  bezapelacyj- 
nej Lógrerta  '),  rozstrzygała  prosta  przewaga  liczebna.  Za  Islan- 
dya poszła  Norwegia.  Dania  w  procesach  karnych  poradziła  so- 
bie bardzo  oryginalnie,  przerzucając  ciężar  wykrycia  prawdy  są- 
dowej na  oskarżonego :  jeżeli  nie  potępiono  go  jednogłośnie^ 
mógł  on  i  powinien  l")ył  postawić  przed  sądem  dwunastu  odprzy- 
siężników,  którzyby  zań  przysięgli,  i  jeżeli  choć  jeden  z  nicłi 
odmawiał  przysięgi  oczyszczającej,  wyrok  zapadał  -).  Później  i  ter» 
wybieg  okazał  się  szkodliwym,  wprowadzono  mianowanych  sę- 
dziów dożywotnich  obok  dawniejszych,  obieralnych  na  rok  jeden,, 
i  pogodzono  się  z  autorytetem  liczby.  Zresztą  w  Jutlandyi  aż  do 
roku  1284  trwała  walka  o  sposoby  wyrokowania  między  dawnymi 
sądami  i  nowymi"^),  a  sejmy  norweskie,  jak  zobaczymy  niżej, 
jeszcze  w  Xlii  wieku  uporczywie  stały  przy  dawnym  porządku 
rygorystycznym. 

Ta  sama  idea  jednej  bezwzględnej  prawdy  sądowej  pano- 
wała niechybnie  \v  najdawniejszem  Jury  anglosaskich  thainów,  jak 
i  wogóle  w  starożytnych  sądach  przysięgłych.  Według  ustalonego 
dziś  w  nauce  poglądu  przysięgli,  zanim  przybrali  charakter  sę- 
dziów, wyrokujących  o  faktycznej  stronie  sporu,  byli  poprostu 
świadkami.  Pierwotnie  sędzia  koronny,  nie  umiejąc  sobie  dać 
rady  ze  sprzecznemi  zeznaniami,  czuł  zaufanie  do  wielkie]  liczby 

'^  Log  .duńskie  lov,  .<^\vcd;.kic  lag)  zmciy  prau^o:  rett.i  ^s^^fc-edz-kie- 
r  ii  1 1  a)  mogło  xn,iczy<i  albo  s^d^i*.'.  .ill>o  prostować,  r<^lowa<i,  popr.i\viac. 

2)  D.ihlmann,  j.  w.    JÓ;  Maurer,  347  sq. 

3)  Dahimann,  HI,  33-4. 


—     27     - 

i  pozwalał  stronom  dobierać  świadków,  dopóki  nic  osisiRniąta 
całego  tuzina.  Z  czasem  to  wymaganie  przekształciło  sic;  w  przepis 
surowszy:  aby  cały  tuzin  pierwszego  koniplclii  l)ez  sztuczne- 
go kompletowania  wydawał  jedno  orzeczenie ').  Rozumowano 
tak,  ;.c  o  danym  fakcie  albo  się  coj>  wie,  albo  się  nic  wie  nic; 
niewiedzijcy  powinni  iść  za  zdanicin  wiedzących.  Stqd  surowe 
przepisy  o  zamykaniu  przysięgłych  w  jednej  konniacie,  niedo- 
puszczaniu do  nich  żywności,  obwożeniu  w  kolko,  dopóki  nic 
dojd.T  do  zgodnego  werdyktu,  któryby  uspokoił  suiuiniie  sędzie- 
go-). Te  arcyśredniowieczne  praktyki  znikłv,  ale  nie  znikła  do 
dziś  dnia  reguła  jednomyślności  w  s;|d;icli  przysięgłych,  usan- 
kcyonowana  ostatecznie  za  Kdwarda  111  (1327 — 77).  Odepchnięto 
nawet  pokusę,  aby  ignorować  zdanie  jednego  niepoinformo- 
wanego  przeciwko  1 1  poinformowanym.  Pewien  statut  króla 
Aethelreda  (9()8— -1015)  |iozwolił  przestawać  na  zgodzie  -a  gło- 
sów, lecz  zato  obarczał  upartych  kontradyccntów  karą  pieniężn;| 
sześciu  i  pół  grzywien  '):  jeszcze  jeden  przykład  specyficznego 
poghjdu  dawnycii  lu(l()w  na  etyczny  charakter  głosowania.  Mię- 
dzy pierwotiKi  foriuii  wyrokowania  u  Skandynawów  a  statiilem 
Aetlielreda  zacliodzi,  jak  widzimy,  ta  różnica,  że  tam  głos  prze- 
ciwny unieważniał  skutecznie  decyzyę,  ale  też  był  karany,  za- 
sada jednomyślności  stanowiła  więc  jakby  lc;^'('rn  minus  quam 
perjectani;  tutaj,  u  Anglosasów,  głos  oddany  przeciw  '^  w  głosów 
był  i  nieważny  i  karany,  snąć  naruszał  Ic^eni  plus  (/nam  perfectam. 

Stopniowo  takie  „doskonałe"  lub  „niezupełnie  doskonałe" 
normy  okazywały  się  w  życiu  całkiem  niedoskonałemi.  Dziś  s.'\d 
przysięgłycli  tylko  w  Anglii  i  w  Ameryce  wynosi  werdykt  jedno- 
myślny, w  braku  czego  sprawę  odsyła  się  do  imiego  kompletu  ; 
we  Francyi  i  wogólc  na  bidzie  europejskim  wystarcza  odraza 
większość  głosów. 

W  innych  sprawach,  inż  sjidownictwo,  i  w  innycli  społeczeń- 
stwach,  niż  dawne  anglosaskie  i  skandynawskie,  żegnano  się 
z  ideałem  jednomyślności  w  sposót)  mniej  skrupulatny.  Czysta 
teorya    niewiele    miała    tu    do  powiedzenia.  Mogli  s()l)ie  schola- 


I)  Ol),  art.  .Jury"   w  lliicyclupacdia  Hrilaiiiilc.i. 

'^)  Pollock  1  Maitlatul,  llistory  of  Uic  I-nRlIsli  law.  II,  (>2.5     I. 

^)  Licbcriiiadti,  Dic  (icsctzc  der  Aii)4clsacliscii,  I,  '1\2. 


—     28     — 

śtycy  zachodzić  w  głowę,  czy  major  pars  jest  przez  to  samo 
sanior  pars,  czy  też  powinna  ona  inaczej  dowieść  swojej  zdro- 
wotności; mógł  ten  lub  ów  tłómaczyć  głos  ludu,  t.  j.  przewa- 
żnej części,  jako  głos  Boży,  albo  zacłiwalać  wzorowe  porządki 
kościelne  —  wszelkie  takie  operacye  myślowe  stanowiły  tylko 
akompfaniament  ideologiczny  do  głównej  melodyi  przełamującego 
się  w  głębi  poczucia ;  zapomocą  nich  można  było  wśród  walki 
interesów  osładzać  pokonanej  stronie  rezygnacyę.  Same  przez  się 
teorye  nie  przekonałyby  nigdy  ludzi  przegłosowanych,  że  po- 
winni się  poddać,  gdyby  ich  nie  skłaniała  do  tego  niewesoła, 
często  tragiczna  muzyka  życia.  Tembardziej  nie  może  być  mowy 
•o  narzucaniu  szacunku  dla  większości  tysiącom  oponentów 
przez  jakąś  wyższą  siłę  ustawodawczą.  Jedynie  praktyka  mogła 
ich  uczyć  pokory,  z  praktyki  krystalizował  się  zwyczaj,  zwyczaj 
wylewał  się  w  zwyczajowe  prawo  publiczne. 

Pewno,  że  praktyka  ta  wyglądała  niepięknie :  polegała  ona 
na  przekrzykiwaniu,  zahukiwaniu,  często  i  na  biciu  opornych. 
Z  początku  musiała  budzić  chęć  zemsty;  niekiedy  udawał  się 
się  opór  czynny,  ale  sprężystość  jego  po  stronie  słabszej  wyczer- 
pywała się,  i  brała  górę  ta  strona,  która  miała  więcej  sił  w  za- 
pasie. Arystoteles  powiedział  gdzieś,  że  źródłem  władzy  tyrana 
i  większości  jest  jedno  i  to  samo  —  prawo  silniejszego  i).  W  tern 
tkwi  cała  prawda,  ale  rozumieć  ją  należy  zawsze  z  poprawką 
l^ousseau'a :  „Silniejszy  nigdy  nie  jest  dość  silny,  aby  zawsze 
panować,  jeżeti  nie  przekształci  swej  siły  w  prawo,  a  posłuszeń- 
stwa w  obowiązek"  2).  ^tóż  nie  zna  normatywnej  mocy  praktyki 
i  faktu  dokonanego?  Przypadkowi  beati  possidentes  mają  zape- 
wnioną obronę  stanu  posiadania,  niezależnie  od  tego,  czy  są 
prawowitymi  właścicielami,  czy  też  uzurpatorami.  Powód  przed 
sądem  musi  dowieść  swojej  pretensyi,  jeżeli  nie  chce  zostawić 
rzeczy  w  stanie  faktycznym.  Kędy  chodziła  socha  lub  kosa  osa- 
dnika, tam  się  zaczyna  dlań  prawo  własności.  Prawo  państwowe 
i  międzynarodowe  raz  po  raz  budują  swoją  osobliwą  słuszność 
na  faktach  dokonanych.  Jellinek,  który  dobitnie  podkreśla  pra- 
wotwórczą rolę  praktyki,  sprowadza  ją  nawet  do  wspólnego  psy- 


')  Cyt.  u  Bernatzika,  j.  w.,  417. 

2j  Du  Contrat  Social,  ks.  I,  r.  3 :  Du  droit  du  plus  fort. 


—     29     - 

chologicznego  źródła  z  predylekcyą  estetyczną  Europejczyka  da 
europejskich  twarzy  i  z  predylekcyą  poznawczą  dziecka  do 
tej  niby  jedynie  prawdziwej  wersyi,  w  jakiej  usłyszało  bajkę 
po  raz  pierwszy  i).  Z  pewnością  też  nie  było  kwestyi,  o  której 
fakt  dokonany  decydowałby  częściej  i  wyłączniej,  niźli  ta. nasza 
kwestya  liczebnej  przewagi. 

Prawo  większości  jest  normą,  wysnut  z  pre- 
cedensów. 

To,  co  się  stale  powtarza,  jest  normalne,  a  to,  co  jest  nor- 
malne, stanowi  normę.  Wypowiedzieć  ten  fałszywy  soryt  logiczny 
można  jednym  tcłiem ;  przeżyć  go  —  nie  tak  łatwo  i  nie  prędko. 

Trzeba  na  to  szczególniejszego  zbiegu  okoliczności  i  trzeba 
dłuższego  przeciągu  czasu,  aby  gwałt  przybrał  w  oczacłi  gwałco- 
nych! cłiarakter  legalnego  przymusu.  Trzeba  czasu  i  często  po- 
wtarzających się  przejść,  ze  zmianą  osób,  bo  inaczej  nie  będzie 
ogólnej  normy,  tylko  przykłady  ciągłych  krzywd,  zadawanych 
wciąż  tym  samym  ofiarom  przez  tych  samych  krzywdzicieli.  A  da- 
lej, potrzebne  są  specyalne  warunki  do  tego  wdrażania  mniej- 
szości i  jednostek  w  jarzmo  większej  liczby.  Znamy  je  ze  sta- 
rannej, choć  bardzo  niewystarczającej  obserwacyi  dziejów  Anglii, 
Francyi,  Niemiec,  Szwajcaryi,  Hiszpanii,  a  nadewszystko  Polski. 
W  żadnym  prawie  kraju  nie  zadokumentowała  się,  jak  na  dłonie 
rola  wszystkich  naraz  czynników,  ale  te  same  czynniki  po- 
wtarzają się  w  różnych  kombinacyach  w  historyi  różnych  ludów 
bez  względu  na  ich  pokrewieństwo,  zato  w  najściślejszej  zawi- 
słości od  układu  stosunków  publicznych.  Wynikającą  stąd  sumę 
spostrzeżeń  podajemy  niżej  w  formie  ogólnej,  zanim  jeszcze 
zilustrujemy  ją  w  dziejach  poszczególnych  narodów. 

1)  Jak  widzieliśmy,  jeżeli  większość  ma  objąć  rządy  nie- 
tylko  mocą  faktu,  ale  i  z  mocy  uznanego  prawa,  to  musi  ustać 
zwyczaj  ważenia  głosów,  i  nastąpić  początek  ich  liczenia.  Może 
to  stać  się  w  trojaki  sposób.  Albo  decyzya  spraw  zamyka  się 
wyłącznie  w  najgórniejszej  warstwie  potentatów,  którzy  siebie 
uznają  za  mniej  więcej  równych,  resztę  oddalają  zupełnie  od 
głosu.  Albo  poniżej  górnej  warstwy  układa  się  druga,  ewentual- 
nie trzecia,  z  których  każda  uznaje  w  swem  łonie  równość  i  do- 


')  Das  Recht  des  modcrncn  Staates,  cz.  I,  r.  11  :  Staat  und  Rccht. 


-     30     — 

puszcza  obrachunek  głosów.  Zbiorowe  głosy  warstw  złożą  się  na 
postanowienie  całości.  Albo  wreszcie  wszystkie  jednostki  mogą 
uledz  sprowadzaniu  do  wspólnego  mianownika  i  dostarczą  po 
jednym  głosie,  inne  po  dwa,  trzy,  lub  choćby  dziesięć:  innemi 
słowy,  zostaje  wprowadzony  pluralizm.  W  każdym  wypadku  na- 
staje niwelacya  prawno  -  państwowa  do  jednego,  dwóch  lub 
więcej  poziomów.  Dwa  pierwsze  rozwiązania  kwestyi  ujrzymy 
zilustrowane  w  dziejach  Anglii,  Niemiec  i  Szwecyi,  trzecie,  plu- 
ralistyczne, stanowi  wynalazek  najświeższej  doby, 

2)  Przypuśćmy,  że  niwelacya  jednostek  już  się  dokonała. 
Chodzi  o  wyraziste  uprzytomnienie  równym  uczestnikom  głoso- 
wania, że  liczniejsi  byli,  są  i  będą  górą.  Dopóki  dyskusya  i  gło- 
sowanie mieszają  się  w  jedno  zbiorowisko  przemówień  motywo- 
wanych lub  arbitralnych,  tymczasowych  lub  ostatecznych,  trudno 
zdać  sobie  sprawę,  czy  wszyscy  powiedzieli  to  ostatnie  słowo, 
które  stanowi  wotum  w  ścisłym  sensie,  i  czy  przytem  przeparła 
większość  takich  ostatnich  słów,  czy  też  opozycya  potrosze  roz- 
topiła się,  dała  się  przekonać  lub  uprosić  i  przywróciła  uchwale 
pozór  jednomyślności.  Może  się  wydać  paradoksem,  że  wyrazi- 
stość sprzeciwu  pomaga  z  czasem  do  skonsolidowania  się  grupy, 
a  jednak  tak  jest  naprawdę.  Grupa,  która  wypracowuje  sobie 
precedensy  na  korzyść  reguły  większości  lub  przeciwko  niej, 
musi  raz  kiedyś  porachować  się  z  mniejszością.  Obóz  liczniejszy 
musi  pokonać  mniej  liczny  i  przekonać  go  o  jego  słabości.  Zwy- 
cięstwo zamaskowane  nikogo  niczego  nie  nauczy,  precedens  nie- 
uchwytny pozostanie  bałamutnym  i  bezwartościowym.  Wynika 
stąd,  że  jednym  z  warunków  powstania  prawa  większości  jest 
rozgraniczenie  w  porządku  obrad  dyskusyi  od  głosowania. 

Wogóle  wyrobienie  rzeczonej  zasady  i  rozwój  regulaminu 
tak  ściśle  łączą  się  ze  sobą,  że  możnaby  postawić  pytanie,  czy 
sam  regulamin  nie  wykształca  się  dzięki  postępom  majoryzacyi, 
czy  ta  ostatnia  nie  stanowi  tu  momentu  wcześniejszego.  Rzeczy- 
wiście dalszy  rozwój  porządków  sejmowych  może  odbywać  się 
dla  majoryzacyi,  ale  pierwsze  zawiązki  regulaminu  powstają  po- 
prostu  celem  skonstatowania,  kto  czego  chce  ostatecznie,  a  gdzie- 
niegdzie, np.  w  Polsce,  porządek  obrad  określa  się  później 
właśnie  dla  ujawnienia  w  głosowaniu  jednomyślności,  a  nie  wię- 
kszości. 


-     31     — 

3)  Nic  nie  wpaja  ciałom  obradującym  takiej  solidarności 
i  nie  ośmiela  ich  tak  do  tłumienia  w  sobie  pierwiastków  oporu, 
jak  niebezpieczeństwo,  grożące  zzewnątrz.  Może  to  być  niebez- 
pieczeństwo obcego  najazdu,  zagrażające  podbojem  lub  zaborem 
całemu  narodowi,  ale  może  być  niebezpiecznym  wrogiem  i  jeden 
stan  społeczny  dla  drugiego  stanii,  i  król,  dybiący  na  wolność 
całego  ludu.  Wśród  walki  z  wrogiem  zewnętrznym  przycictia  pro- 
wincyonalizm,  wśród  rywalizacyi  z  innymi  stanami  każdy  stan 
ukrywa  wewnątrz  siebie  swe  rozterki,  w  walce  z  despotyzmem 
całe  społeczeństwo  uczy  się  karności.  Konglomeraty  przekształ- 
cają się  w  organizmy,  jednostki  zrzeszają  się,  zamiast  wypadko- 
wej sumy  pożądań  ukazują  się  jednolite  zbiorowe  postano- 
wienia. Zresztą  obok  tendencyi  do  tłumienia  mniejszości  i  utożsa- 
miania większości  z  ogółem,  postępuje  tu  naprzód  inna  sprawa 
równoległa,  a  przecież  całkiem  samoistna.  Gierkę  przedstawił 
przejście  od  jednomyślności  do  majoryzacyi,  jako  proces,  pokry- 
wający się  i  niemal  równoznaczny  z  przejściem  od  aktów  woli 
jednostek,  do  aktów  woli  zbiorowej.  Naprawdę  niema  tu  równo- 
znaczności.  Pierwsze  zjawisko  zazwyczaj  towarzyszy  drugiemu, 
ale  nie  jest  jego  wykładnikiem.  Możliwe  jest  owe  drugie  zjawi- 
sko, t.  j.  zrzeszenie  jednostek  w  ciało  zbiorowe  bez  uznania  po- 
wagi większości.  Przykładem  tego  znów  okaże  się  Polska.  Na- 
szeni  też  zdaniem  oznakę  pochłonięcia  jednostkowych  decyzyi 
przez  decyzyę  zbiorową  tworzy  skrystalizowany  moment  i  akt 
uchwały,  obowiązującej  tak  obecnych  jak  i  nieobecnych.  Gdzie 
nieobecni  nie  są  związani  decyzyą  zgromadzenia,  mniejsza  o  to, 
jak  powziętą,  większością,  czy  jednomyślnością,  tam  wogóle 
niema  woli  ogółu,  każdy  chce  za  siebie.  Mówiąc  językiem  Rous- 
seau'a  bywa  tam  volonte  de  tous,  niema  voionte  generale.  Ale, 
że  do  stworzenia  volonte  generale  wystarcza  zgodny  głos  wię- 
kszej liczby,  to  jest  wynikiem  innego,  osobnego  procesu  rozwo- 
jowego. 

4)  Niemniej  ożywczo,  jak  groźba  zewnętrzna,  działa  na  wię- 
kszości parcie  wewnętrzne  w  łonie  samej  grupy.  Ważną  jest  rze- 
czą, aby  odłam,  zdolny  do  narzucenia  swej  woli  reszcie,  miał 
wspólną  siłę  rozpędową  nietylko  na  dziś  lub  jutro,  ale  i  na  sze- 
reg lat,  aby  nietylko  raz  postawił  na  swojem,  ale  i  nadal  samo- 
wiednie  snuł  przędziwo  swej  ciągłej    woli    zbiorowej.   Tutaj  wy- 


—     32     — 

chodzi  na  jaw  zbawienna  dla  postępów  majoryzacyi  rola  wielkich 
dążeń  religijnych,  politycznych,  ekonomicznych.  Tu  okazuje  się^ 
jak  prądy,  nie  mające  nic  wspólnego  z  konstytucyonalizmem 
i  kwestyą  stosunku  jednostki  do  państwa,  ośmielają,  podniecają 
przeważające  stronnictwa  do  zadania  gwałtu  reszcie,  uczą  je  zrywać 
z  przesądem  jednomyślności  w  imię  wyższej  pobudki,  i  wytwa- 
rzają jeden  po  drugim  przykłady,  na  które  będą  mogły  się  po- 
wołać późniejsze  zgromadzenia,  nawet  nie  ożywione  już  taką 
korporacyjną  namiętnością. 

5)  Pouczający  przymus,  rzecz  prosta,  nie  na  wiele  się  przyda, 
jeżeli  żywioł  niezadowolony  wyciekać  będzie  z  pod  władne] 
dłoni  zwycięzców.  Gdzie  malkontenci  mogą  w  każdej  chwili  ucho- 
dzić w  nieuprawne,  odłogiem  leżące  pustkowia  i  żyć  tam  dale] 
po  swojemu,  tam  społeczeństwo  nie  oswoi  się  z  panowaniem  je- 
dnych interesów  lub  idei  nad  drugimi,  silniejsi  nie  nauczą  się 
panować,  słabsi  nie  nauczą  się  żyć  pod  panowaniem.  Dlatega 
wolno  z  góry  powątpiewać,  czy  reguła  większości  mogła  wyro- 
bić się  gdziekolwiek  przed  ustaleniem  osiadłości  ludów,  póki 
w  którąkolwiek  stronę  zostawało  otwarte  ujście.  Wytworzenie  tej 
reguły  przypadało  dopiero  na  pewne  stadyum  zgęszczenia  ludno- 
ści, w  każdym  kraju  inne  i). 

6)  Nie  bez  wpływu  jest  wreszcie  sama  treść  uchwał,  z  któ- 
rych się  wyrabiają  pierwsze  precedensy  rządów  większości.  Mo- 
żna zauważyć  na  pierwszy  rzut  oka,  nietylko  wśród  ludów  Eu- 
ropy średniowiecznej,  ale  pośród  półdzikich  plemion  Kaukazu^ 
u  takich  Gruzinów,  Mingrelczyków,  a  nawet  gdzieś  w  TonkinieS), 


')  Ze  wszech  miar  warto  przypomnieć  przy  tej  sposobności  głębol<ie  sło- 
wa Szujsliiego,  O  młodszości  naszego  cywilizacyjnego  rozwoju,  Dzieła,  Serya 
II,  t.  VII,  str.  365:  „Ciasnota  życia  wywołuje  l<oniecznie  ostre  wall<i.  Kwestya 
religijna,  polityczna,  społeczna,  rzucona  na  wielką  przestrzeń,  traci  swój  charakter 
ostry  i  zapalny.  Walka  wymaga  porozumienia  się  ludzi  jednych  dążeń,  elektry- 
cznego ich  zetknięcia  się  ze  sobą,  z  którego  wylatuje  iskra  pożarowa.  Z  co- 
dziennego stykania  się  na  małej  przestrzeni  wyrastają  antytezy,  które  powiadają 
sobie:  Albo  ty  albo  ja.  Przeraża  się  niemi  patryarchalny  spokój,  stojący  na  ubo- 
czu, stroni  od  nich  domatorstwo,  a  przecież  są  one  piętnem  społeczeństw  sil- 
nych, o  wyrobionych  przekonaniach,  a  co  za  tem  idzie,  o  wyrobionych  stron- 
nictwach... Stąd  przechwalania  się  dziejami  o  walkach  łagodnych,  o  miękkim 
i  flegmatycznym  przebiegu  zatargów  nie  na  swojem  miejscu". 

2)  A.  H.  Post,  Die  Anfange  des  Staats-  und  Rechtslebens,  116. 


—     33     — 

jak  wcześnie  zapanowuje  zasada  większości  w  wyborach.  Ma  to 
dwojaką  przyczynę.  Popierwsze,  obsadzenie  wakującej  godności 
naczelnej,  zwiaszcza  królewskiej,  jest  rzeczą  nieodzowną,  nie  daje 
się  zawiesić  na  lat  kilka,  aż  ustanie  wewnętrzna  niezgoda.  Po- 
wtóre,  rzadko  kiedy  szerokie  koła  głosujących  jednozgodnie  obwo- 
łują jednego  niekwesiyonowanego  kandydata ;  sprawa  jest  tej 
natury,  że  nie  da  się  rozbić  na  części  dla  dogodzenia  jednym 
i  drugim,  albo  nawet  trzecim.  Tymczasem  w  innych  kwestyach 
decyzya  zapada  według  alternatywy:  albo  zostawić  rzeczy  po  da- 
wnemu, albo  wprowadzić  zmianę.  Otóż,  gdzie  się  otwiera  mno- 
gość alternatyw,  mniej  prawdopodobne  jest  osiągnięcie  jedno- 
myślności i  łatwiej  z  niej  zrezygnować.  Dalej,  gdzie  sprawa  jest 
nieodwłoczna,  tam  trudniej  bywa  mniejszości  upierać  się  przy 
swej  pretensyi  z  ujmą  dla  wspólnego  interesu.  Wreszcie,  gdzie 
czynność  uchwalona  może  być  wykonana  przez  jednych,  a  nie- 
wykonana przez  drugich,  gdzie  ma  ona  charakter  po  dzielny, 
np,  gdy  chodzi  o  zapłatę  podatku,  o  udział  w  wyprawie  wojennej, 
tam  powstaje  największe  niebezpieczeństwo  stworzenia  precedensu 
wrogiego  zasadzie  większości :  jedni  podatek  zapłacą,  drudzy  nie, 
jedni  ruszą  na  wojnę,  inni  zostaną  w  domu.  Uchwała  rozbije 
się  na  mnóstwo  indywidualnych  aktów  woli  i),  zły  przykład  znaj- 
dzie naśladowców  i  w  innych  sprawach,  z  natury  mniej  podle- 
głych dowolnemu  traktowaniu  przez  jednostki  (np.  gdy  będzie 
chodziło  o  uznanie  króla  obranego,  albo  traktatu  ratyfikowa- 
nego niejednomyślnie).  Szkodliwe  znaczenie  aktów  podzielnych 
ujawnia  się  ze  szczególną  oczywistością  w  dziejach  Niemiec 
i   Polski. 

7)  Należy  zauważyć,  że  taki  właśnie  podzielny  charakter 
miewały  najważniejsze  decyzye  sejmów  i  stanów  w  chwilach 
krytycznych,  kiedy  rozstrzygała  się  kwestya,  jak  ma  powstawać 
wola  zbiorowa,  i  jeżeli  często  obywało  się  bez  gorszących  wyni- 
ków, zawdzięczano  to  pewnemu  surogatowi  niepodzielności. 
Czynność  mogła  być  z  natury  podzielną,  byle  niepodzielne  było 
jej  wykonanie.  Wyżej  widzieliśmy,  jak  pożytecznie  oddziały- 


')  Tezner,  Technik  iind  Gcist  des  standisch-monarchischcn  Staatsrechts, 
58,  mówi  w  takim  wypadku  o  „ciner  Siimme  von  Sondcrbcwilligungsaktcn" 
która  „steht  dem  modernen  Gesamtakt  ungieich  niiher,  ais  dem  l\orporations- 
beschluss". 

3 


—     34     — 

wała  na  solidarność  opozycyjnych  zgromadzeń  myśl  o  królu  nie- 
przyjacielu. Niemniej,  a  nawet  bardziej  jeszcze  skłaniał  mniejszość 
do  pokory  silny  król-przyjaciel,  stojący  poza  większością  i).  Gdzie 
władza  wykonawcza  zawczasu  się  skupiła  w  odrębnej,  a  silnej 
prawicy,  gdzie  egzekucya  uchwały  odrazu  wpadała  w  tryby  me- 
chanizmu niezależnego  wykonawstwa,  tam  mniejszościom  opadały 
ręce,  tam  zaokrąglał  się  i  wykańczał  bezpiecznie  precedens  pa- 
nowania przeważnej  liczby.  Monarcha,  czy  to  w  roli  straszaka, 
czy  w  roli  inspiratora  i  sprzymierzeńca  zgromadzeń  parlamentar- 
nych, prawie  zawsze  przyczyniał  się  do  konsolidacyi  przeważają 
cego  obozu,  bo  pod  rządem  jednomyślności  nie  mógł  nic  zrobić 
ani  dla  siebie,  ani  dla  kraju,  a  pod  rządem  większości  mógł  wy- 
zyskiwać uchwały  przychylne,  a  paraliżować  —  za  pomocą  swe- 
go veto  —  uchwały  nieprzyjazne.  Jednomyślność  polska  i  ara- 
gońska są  w  najściślejszym  związku  przyczynowym  z  poniżeniem 
tu  i  tam  władzy  królewskiej. 

8)  Wiele  zawisło  nakonicc  od  siły  pozycyi  osobistej  jedno- 
stek głosujących.  Inaczej  stawia  swą  niezawisłość  ktoś,  kto  widzi 
w  sobie  tylko  członka  grupy,  np.  zgromadzenia  ludowego,  a  ina- 
czej ten,  kto  widzi  siebie  i  czuje  panem  nad  innymi  ludźmi, 
albo  czyimś  delegatem.  Na  zebranie  przynoszą  uczestnicy  pa- 
mięć różnych  praw  i  obowiązków;  i  te  i  tamte  konsolidują  in- 
dywidualność głosujących.  Dwa  zwłaszcza  typowe  powtarzają  się 
tutaj  zjawiska.  Dziedzic  panujący  nad  poddanymi,  albo  suzeren 
(choćby  szaraczkowy),  mający  swych  lenników,  chadzają  w  nim- 
bie quasi- zwierzchnictwa  :  im  się  zdaje,  że  pomiędzy  nimi  a  kró- 
lem jest  tylko  różnica  względna,  ilościowa,  więc  jak  król  nie  za- 
leży od  ogółu  królów,  podobnie  oni  nie  zależą  od  większości 
równych  sobie.  Wogóle  nie  tak  to  łatwo  dowieść  komuś,  że  powi- 
nien iść  razem  z  ogółem,  ale  najtrudniej  wpoić  uległość  ludziom, 
którzy  panują  nad  innymi.  Stąd  powszechnie  obserwowany  fakt, 
że  rycerstwo  o  parę  pokoleń  później  poddaje  się  władzy  większo- 
ści, niż  mieszczaństwo,  nie  mające  z  reguły  poddanych. 

Drugi  typowy  stosunek,  jaki  wchodzi  tu  w  rachubę,  zawiera 
się  w  delegacyi  i  mandacie.  Średniowieczny  członek  zgromadzeń 
stanowych  z  wyboru  nigdzie  (poza  Anglią,  i  to   dopiero  w  póź- 


')  Zauważył  to  już  Siergiejewicz,  j.  w.,  64. 


—     35     — 

niejszych  czasach)  nie  bywał  pełnomocnym  przedstawicielem  ca- 
łego ł<raju  ;  wszędzie  przywoził  ze  sobą  dol^ładne  wskazówki,  na 
co  ma  pozwalać,  czego  żądać,  na  co  nie  pozwalać,  a  co  do  rze- 
czy nieprzewidzianych  powinien  był  zasiągać  zdania  wyborców. 
Opinia  ich  ciążyła  nad  nim  tem  bar-dziej,  albo  też  podniecała  go  tem 
więcej,  im  liczniejsze  było  ciało  wyborcze  i  im  wydatniejszą, 
stalszą  miało  fizyonomię.  Kto  bał  się  porachunku  ze  swy- 
mi mocodawcami  w  razie  złamania  instrukcyi,  i  ten  kto  miał 
od  nich  zapewnione  poparcie  w  kolizyi  ze  zgromadzeniem  sta- 
nowem,  śmiało  rzucał  swe  veto  w  twarz  choćby  najprzeważniej- 
szej  większości. 

Tak  przedstawiają  się  związki  przyczynowe  między  rozwo- 
jem majoryzacyi,  a  różnymi  warunkami,  towarzyszącymi  głosowa- 
niom. Zasługują  one  o  tyle  na  nazwę  praw  społecznych,  że 
każde  z  nich,  wydobyte  drogą  abstrakcyi  ze  splotów  życia,  po- 
wtarza się,  sądząc  ze  źródeł,  regularnie  i  każde  od  wewnątrz 
ma  zrozumiałość  psychologiczną.  Zrozumiałość  to  dość  powsze- 
dnia, prawie  dyletancka,  bez  pretensyi  do  ścisłej  formy  nauko- 
wej, a  i  tamta  regularność  powtórzeń  sprawdzona  w  większości 
wypadków,  nie  na  setkach,  ani  nie  na  dziesiątkach  przykładów.  Bądź 
co  bądź  powyższe  osiem  zależności,  lub  jeżeli  się  tak  komuś  po- 
doba:  „praw",  nie  ustępują  pod  względem  ścisłości  żadnym 
innym  historycznym  wywodom  przyczynowym.  Leżą  na  pograni- 
czu historyi  i  socyologii,  ale  jeszcze  przed  kresem  kompetencyi 
dziejopisarskiej,  boć  każde  rozumowanie  ekonomiczne,  psycholo- 
giczne lub  socyologiczne,  użyte  do  powiązania  jednorazowych 
faktów,  staje  się  własnością  historyi. 

Czytelnik  znajdzie  te  osiem  związków  zilustrowane  poniżej 
w  konkretnych  dziejach  Anglii,  Francyi,  Niemiec,  Szwajcaryi  i  in- 
nych krajów.  Zamiast  schematyzować  te  żywe  dzieje  i  przypo- 
minać co  chwila  ogólny  bieg  naszego  rozumowania,  lepiej  bę- 
dzie wprost  opowiadać  wypadki,  w  nadziei,  że  czytelnik  raczy 
zapamiętać  wyniki  pierwszego  rozdziału.  Natura  stosunków  przy- 
czynowych powinna  sama  przemawiać  z  doboru  zjawisk  konkre- 
tnych. Rozliczne  wpływy  działają  na  postęp  lub  cofanie  się  za- 
sady większości,  bądź  od  początku  do  końca  ewolucyi  parlamen- 
tarnej, bądź  od  początku  do  pewnego  momentu,  bądź  znów  od 
pewnego  momentu  do  końca,  bądź  wreszcie  przez  pewien  okres. 

3^ 


36 


Nie  należy,  oczywiście,  wyobrażać  sobie  ich  akcyi,  skupionej  na; 
jednostkach  lub  grupach  w  jednym  momencie  naraz.  Graficznie 
możnaby  raczej  przedstawić  tę  akcyę  zapomocą  następującej  figury : 


gdzie  w  linii  rozwoju  przekonań  o  prawie  większości  a  —  [i 
w  ciągu  epoki  AB  działają  na  rzecz  tego  prawa  czynniki  fi,  f2,  f4, 
fe,  f?,  a  w  odwrotnym  kierunku  (od  ^  do  «)  działają  czynniki 
wrogie  fs,  fs  i  fs,  przytem  od  momentu  C  dylemat :  większość 
czy  jednomyślność,  dochodzi  do  świadomości  kół  miarodajnych 
i  staje  na  porządku  dyskusyi.  Każdy  czynnik  zaczyna  działać  w  ozna- 
czonym punkcie  chronologicznym,  a  przestaje  w  jednym  z  dal- 
szych punktów,  przeważnie  nawet  daleko  poza  momentem  B,  sta- 
nowiącym datę  wyrobienia  zasady  większości.  Tak  np.  niebez- 
pieczeństwo zewnętrzne,  mocny  monarchizm,  obszerny  zakres 
pełnomocnictw  poselskich,  namiętność  partyjna  w  obozie  wię- 
kszości, spełniwszy  swoją  rolę  w  przełamaniu  zasady  jednomyśl- 
ności, hartują  grupę  panującą  jeszcze  i  w  dalszym  ciągu,  jakkolwiek 
ten  dalszy  wpływ  ich  zasadniczo  nie  należy  już  do  współczyn- 
ników genezy  nowej  zasady.  W  praktyce  rzecz  odbywa  się  nie 
tak  momentalnie :  bywają  wahania,  nawroty,  skoki  zygzakowate 
między  poglądem  starym  i  nowym,  i  taki  stan  przejściowy  trwa 
nieraz  kilka  pokoleń. 

Naiwnością  byłoby  wyobrażać  sobie  powyższe  siły  związków 
przyczynowych,  jakgdyby  moce,  działające  gdzieś  poza  sferą 
ludzkiego  poznania,  w  dziedzinie  bytu  objektywnego :  naliczyli- 
śmy ich  osiem,  bo  z  tylu    stanowisk    udało   się  spojrzeć  na  nie- 


—     37     — 

zgłębioną  rzeczywistość.  Ale  też  nie  należy  się  łudzić,  że  kom- 
plet ośmiu  „czynników"  wyczerpuje  cały  możliwy  pogląd  etyolo- 
giczny  i)  na  prawo  większości  i  jednomyślności.  Możliwe  jest 
wykrycie  innych  przyczyn ;  możliwa  cała  osobna  gałęź  nauki  socy- 
ologłcznej  o  związku  między  rzeczonem  prawem,  a  różnemi 
formami  życia  społecznego.  To  pewna,  że  ilekolwiek  podobnych 
zależności  uda  się  jeszcze  sformułować,  nigdy  etyologia  jako- 
ściowa nie  zaspokoi  w  danej  kwestyi  całego  głodu  wiedzy 
ludzkiej.  Zawsze  będzie  się  wydawało,  że  jedne  wpływy  dzia- 
łają słabo,  inne  potężnie,  zawsze  pozostanie  niezbadaną,  niesły- 
chanie trudną  do  pochwycenia  etyologia  ilościowa,  któraby 
wykazała,  dlaczego  ostatecznie  w  walce  wpływów  przeważyły 
te,  a  nie  tamte.  Ideałem  byłaby  wiedza,  któraby  wyśledziła 
wszystkie  wpływy  i  zmierzyła  ich  natężenie.  Lecz  taka  wiedza 
zasługiwałaby  już    chyba  na  nazwę  nadludzkiej  wszechwiedzy. 


V'  Używamy  tego  terminu  w  braku  innego,  lepszego. 


ROZDZIAŁ  II. 

Anglia.  Tradycye  witenagemotów  zatarte.  Ogniwa  jedności  narodowej  po 
podboju  normandzkim.  Znaczenie  podziału  parlamentu  na  dwie  izby.  Bezsilny 
opór  pojedynczych  lenników.  County  Court,  jako  podstawa  reprezentacyi  ziem- 
skiej. Królowie  żądają  poselstw  z  szerokiem  pełnomocnictwem.  Skuteczność 
tych  napomnień.  Mandat  zbyteczny  dla  silnego  społeczeństwa.  Jak  łamano  opo- 
zycyę?  Ocena  głosów  członkowskich  według  „Morfw5  Tenendi  Parliamentum\ 
Co  znaczy  rada  „lepszej"  większości?  Zasada  majoryzacyi  uznana  w  wydziałach 
nadzorczych.  Świadectwo  Tomasza  Smitha.  Większości  wyborcze.  Statut  Henryka 
VIłI  z  r.  1542.  Fikcya  jednomyślności  w  Radzie  Tajnej.  Zjawisko  szczątkowe.- 
protest  lordowski.  Przypuszczalne   jego  pochodzenie  i  dzisiejsza  forma. 

Skąpo  i  ułamkowo  brzmią  nasze  wiadomości  o  procesie 
kształtowania  się  nowoczesnej  organizacyi  woli  zbiorowej  w  kraju» 
który  z  czasem  użyczyć  miał  swych  doświadczeń  konstytucyjnych 
wszystkim  pięciu  częściom  świata.  Większość  głosów  rządzi  An- 
glią od  niepamiętnych  czasów  ;  że  nie  dzieje  się  to  od  kolebki 
narodowości  angielskiej,  łatwo  zgadnąć,  ale  odkąd  mianowicie, 
nie  widać.  Nie  widać  po  części  dlatego,  że  nieuniknione  momen- 
ty walki  zasad  były  tu  stosunkowo  krótkie  i  bez  nawrotów,  po- 
części,  ponieważ  zaszły  w  odległej  przeszłości.  Może  to  się  stało 
już  na  anglosaskich  witenagemofach  i  shiregemofach  ;  ale  jeżeli 
nawet  tak  było  (o  czem  źródła  nie    świadczą)  i),    to    miecz    nor- 


M  Rudolf  Gneist,  Das  Englische  Parlament  in  tausendjahrigen  Wandelun. 
gen,  Berlin,  1886,  str.  33,  przytacza  aryngę  z  czasów  króla  Wihtraeda  (VII  w.) 
wspominającą  o  „zgodzie  wszystkich",  i  inną  z  XI  wieku,  gdzie  mowa  już  po- 
prostu  o  zgodzie  rad  duchownych  i  świeckich.  Dalej,  str.  42,  z  niesłychaną  przesa- 
dą pisze  o  wpływie  indywidualności  u  Germanów,  dzięki  któremu  jakoby  „bis 
zum  Schluss  des  Mittelalters  von  einer  Stimmzahlung  nach  Majoritaten  oder 
Minoritaten  bel  Wahlen  und  Beschliissen  keine  Redę  ist".  —  Por.  tegoż  autora 
Geschichte  und  heutige  Gestalt  der  englischen  Communałverfassung,  I,  42. 


—     39     — 

mandzki  kazał  umilknąć  tradycyi  dawnych  zgromadzeń  podbitego 
narodu,  i  zgromadzenia  zdobywców  musiały  w  XIII  wieku  same 
sobie  żłobić  nowe  koryto. 

Parlament  Szymona  z  Montfortu  sformował  się  według  wła- 
snej racyi  społeczno-politycznej  i  jął  funkcyonować  stosownie  do 
swojej  własnej  struktury.  Był  o  pięć  wieków  oddalony  od  nowocze- 
snej omnipotencyi  parlamentu  westminsterskiego  i  również  da- 
leki od  owładnięcia  całą  Wielką  Brytanią.  Gromadził  się  ze 
wszystkich  krańców  byłej  heptarchii  Ethelingów :  z  dawnych  kró- 
lestw saskich  Essexu,  Sussexu  i  Wessexu,  z  zasiedlonych  niegdyś 
przez  Anglów  krain,  Mersyi,  Nortumbryi  i  Ost-Anglii,  z  Kentu, 
zapłodnionego  sokami  skandynawskich  Jutów.  Nie  brakłoby  więc 
sił  odśrodkowych  i  byłoby  komu  upomnieć  się  o  partykularną 
odrębność  interesów  ziemskich,  gdyby  nie  to,  że  Wilhelm  Zdo- 
bywca podwójnym  łańcuchem  centralizacyi  sprzągł  od  początku 
swoje  królestwo  :  najpierw,  gdy  wziął  wszystko  w  jednolity  za- 
rząd skarbowo  -  militarny,  powtóre,  gdy  wszystkich  towarzyszy, 
podwładnych  współzdobywców,  baronów  normandzkich,  obdarzo- 
nych strzępkami  gruntów  po  różnych  kątach  kraju,  wtłoczył  pod 
jarzmo  bezpośredniego  swojego  zwierzchnictwa.  Wszystkim  kazał 
sobie  przysięgać,  wszystko  rozkruszył,  wszystko  stasował.  Tem 
raz  na  zawsze  unicestwił  opór  prowincyi  przeciwko  rządowi  cen- 
tralnemu, jakiby  mógł  wyróść  czyto  z  dawnych  korzeni  czy  z  no- 
wych. Naród  jego  spadkobierców  będzie  może  normandzki,  może 
angielski,  ale  będzie  napewno  jeden,  bez  rozłamu  na  siedem 
królestw;  stawać  będzie  przy  królu  lub  przeciw  królowi,  jak  je- 
den mąż,  i  jedną  powszechną  zdobędzie  sobie  reprezentacyę. 

Plantaganeci  ujrzeli  to  scentralizowane  społeczeństwo,  po- 
wstające ramię  przy  ramieniu  w  obronie  swych  swobód.  Bo  też 
o  innym  oporze,  jako  powszechnym,  ogólno  -  narodowym,  dare- 
mnie było  myśleć.  Z  władcą,  który  wyprowadzał  do  Ziemi  Świę- 
tej pięćdziesiąt  tysięcy  rycerstwa,  mogli  walczyć  albo  wszyscy 
naraz  albo  nikt.  Taki  też  widok  przedstawiają  zastępy  tryumfato- 
rów z  pola  pod  Runnimede,  co  pokonali  Jana  bez  Ziemi  i  wy- 
walczyli na  nim  Wielką  Kartę  Swobód  (1215),  —  i  taki  właśnie 
duch  solidarności  napełniał  pierwsze  po  półwieku  zgromadzenia 
stanów. 

Dopiero  późniejsze  parlamenty,  w   chwilach    słabszego   na- 


—     40     — 

pięcia  walki  o  wolność,  mogły  sobie  pozwolić  na  ujawnienie 
sporów  wewnętrznych.  W  jakichże  to  było  warunkacti  ?  W  jakim 
składzie  osobistym  i  w  jakim  układzie  żywiołów  społecznycti 
następowały  pierwsze  starcia  między  obozem  liczniejszym  i  mniej 
licznym?  Można  skonstatować  napewno,  że  pierwsze  mniejszości 
nie  znajdowały  zbiorowego  uzasadnienia  w  żadnej  gotowej  orga- 
nizacyi.  Nie  mogły  go  znaleźć  w  odrębności  prowincyi,  bo  ta 
już  była  zatarta ;  nie  znajdowały  go  i  w  odrębności  stanowej, 
skoro  po  okresie  przejściowym,  trwającym  do  roku  1341,  ustały 
łączne  posiedzenia  baronów  z  rycerzami  łirabstw,  osobne  narady 
ducłiowieństwa  i  mieszczan;  nastąpiło  wówczas  nowe  ugrupo- 
wanie żywiołów,  które  nie  odpowiadało  tak  dobrze  podziałom 
klasow}m,  ale  zato  dogadzało  zgrupowaniu  interesów  ekonomi- 
cznych. Posłowie  rycerstwa  zasiedli  razem  z  przedstawicielami 
miast  i  (do  czasu)  kapituł,  z  którymi  pospołu  woleli  wykupywać 
się  podatkiem  od  zbyt  kosztownych  wypraw  zamorskich,  a  bi- 
skupi, prałaci  i  baronowie,  bezpośredni  lennicy  korony,  wzywani 
do  parlamentu  osobistemi  zaproszeniami  (dziś  powiedzianoby 
może :  wiryliści),  utworzyli  osobną  izbę  wyższą.  Nader  szczęśliwy 
ten  układ,  wiekuistej  dla  Anglii  doniosłości,  uniemożebnil  roz- 
padanie się  przedstawicielstwa  na  dwa  obozy,  z  których  jeden, 
obóz  widocznej  mniejszości,  kwestyonowałby  nadal  powagę  re- 
szty, jako  odrębny  i  niezawisły  stan.  Wielcy  panowie  ujrzeli  się 
w  swojem  dobranem  towarzystwie,  bez  rażących  różnic  społe- 
cznych, łatwo  więc  mogli  się  nauczyć  posłuszeństwa  względem 
swej  własnej  większości;  drobiazg  miał  do  zmajoryzowania  tylko 
opór  mniej  licznego  drobiazgu.  W  braku  zaś  gotowej  organizacyi, 
czy  mogła  siła  oporna  poszczególnych  składników  izb,  choćby 
przypadkiem,  w  przyjaznych  okolicznościach,  stwarzać  w  sumie 
mniejszość  gotową  do  walki  ?  Jak  pod  tym  względem  przedsta- 
wiają się  biskupi  i  baronowie,  osobiście  wzywani  do  izby  lordów, 
i  jak  wybrańcy  ludności  prowincyonalnej  ? 

Pierwsi  stanowią  żywioł,  osłabiony  przez  sztuczne  rozpro- 
szenie dóbr  na  terytoryum  królestwa.  Baronowie,  nie  zgadzający 
się  na  podatki,  mogli  każdy  z  osobna  odmawiać  ich  ustnie  czy 
pisemnie;  „król  w  parlamencie"  sekwestrował  im  zato  dobra,  jako 
krnąbrnym  lennikom,  i  przechodził  do  porządku  dziennego  nad 
opozycyą.  Wyglądało  to  z  postępem  czasu  tak,  jakgdyby  zwycięstwo 


-     41     —  ^ 

odnosił  nie  król,  lecz  sam  parlament,  przy  czem  stu  zwyciężało 
najpierw  jednego,  dwócłi,  potem  trzech,  dziesięciu;  coraz  to  mniej- 
isza  przewaga  wystarczała  do  zdławienia  oporu.  Naprawdę,  przy- 
najmniej w  początkach,  potężny  suz.eren  zwyciężał  moralnie  i  ma- 
teryalnie  wassala.  Precedensy,  wywalczone  przez  monarchizm, 
miały  się  później  obrócić  na  dobro  parlamentaryzmu. 

Inna  rzecz  z  deputowanymi  hrabstw,  kapituł  lub  miast.  Wy- 
braniec, jak  i  każdy  poddany,  winien  królowi  wierność  i  posłu- 
szeństwo;  ale  też  winien  dotrzymać  słowa  swym  wyborcom. 
W  jego  świadomości  prawnej  i  sumieniu  nigdy  nie  zbraknie  mo- 
tywów moralnych  do  opozycył.  W  niektórych,  wyjątkowych  wy- 
padkach dołączy  się  tu  jeszcze  motyw  materyalny,  a  to  miano- 
wicie w  razie,  gdyby  wyborcy  zechcieli  dochodzić  swej  straty  na 
niewiernym  mandataryuszu.  W  ostateczności,  jakkolwiek  i  to 
jest  rzeczą  niezmiernie  rzadką  w  parlamentaryzmie  średniowie- 
cznym, możliwe  jest  wyparcie  się  posła  przez  hrabstwo,  kapitułę 
lub  miasto,  pod  warunkiem  dostarczenia  dowodów,  że  przekro- 
czył on  swe  pełnomocnictwa.  Przy  takiej  formie  możliwy  opór 
■deputowanych  w  zgromadzeniu  stanowem  wybucha  z  większą 
lub  mniejszą  siłą,  zależnie  od  mocy  ducha  korporacyjnego  w  ciele 
wyborczem.  Okrąg  niewielki,  sztucznie  skrojony,  niewiele  ma 
władzy  nad  posłem,  i  ludność  ciąży  w  nim  ku  innym  ośrodkom 
■atrakcyjnym  —  ku  prowincyom,  powiatom  sądowym,  obwodom 
finansowo-administracyjnym.  Przeciwnie,  prowincya  rozległa,  zżyta, 
zwarta,  która  nie  przestaje  być  sobą  poza  chwilami  wyborów, 
-a  ma  wspólne  funkcye  w  zakresie  samorządu,  juryzdykcyi  czy 
ponoszenia  ciężarów  państwowych,  potrafi  odpłacić  niewiernemu 
posłowi  za  złe  włodarstwo,  wiernego  poprze  i  napełni  silnem 
poczuciem  publicznego  posłannictwa. 

Taką  właśnie  dość  silną,  imponującą  jednostkę  wyborczą 
tworzyło  Countv  Court,  to  jest  zgromadzenie  hrabstwa  angiel- 
skiego. Trzeba  to  stwierdzić  naprzekór  ogólnemu  spostrzeżeniu, 
że  przezwyciężenie  partykularyzmu  i  mniejszości  niewiele  koszto- 
wało parlament  angielski.  Zjazd  hrabstwa  —  czytamy  u  miaro- 
dajnego wciąż  jeszcze  W.  Stubbsa  i;  —  „jakkolwiek  nigdy  nie  no- 


')  W.  Stubbs,  Constitutional    History    of    England,   Oxford,    1883  (III  ed.) 
II.   175. 


—     42     — 

sił  w  Anglii  tytułu  „stanów  prowincyonalnycli"  ani  nie  posiadał 
władzy,  jaką  one  miały  na  lądzie,  stanowił  zgromadzenie,  które 
istotnie  wyczerpywało  cały  charakter  stanów",  i  zawierał  wszystkie 
pierwiastki  lokalnego  parlamentu,  wszystkie  członki  ciała  polity- 
cznego w  równie  pełnej  reprezentacyi,  jak  ta,  którą  trzy  stany 
cieszyły  się  później  w  parlamencie  walnym. 

Gdzieindziej  więc  należy  szukać  wytłómaczenia  słabych  wy- 
stąpień opozycyi  przeciw  dominującej  partyi.  Monarchizm,  pra- 
wda, sprzęgał  żelazną  obręczą  zrastający  się  naród  i  chronił  go- 
od  wybryków  partykularyzmu  ziemskiego  i),  dopóki  jedność  naro- 
dowa nie  stężała  do  tego  stopnia,  iż  przestała  się  bać  rozłamów. 
Ten  wzgląd  tłómaczy  nam  sporo,  ale  nie  wszystko :  nie  wyjaśnia 
on,  dlaczego  nikłe  bywały  i  przechodziły  bez  śladu  opozycye, 
które  występowały  po  stronie  królewskiej  wbrew  większo- 
ści opornego  społeczeństwa.  Istota  zagadki  tkwi  w  stosunku 
prawno-politycznym  posłów  do  wyborców  i  do  całego  kraju. 

Królowie,  jako  wyobraziciele  jedności  państwowej,  robili  co 
mogli,  byle  zapewnić  parlamentom  gładki  tok  obrad  i  usunąć 
szkopuł  formalny,  wynikający  z  niedostatecznych  pełnomocnictw 
poselskich.  Wzywali  na  posiedzenia  posłów,  delegatów,  deputo- 
wanych ludności,  ale  nie  nazywali  ich  ani  posłami,  ani  delega- 
tami, ani  deputowanymi :  radzili  poproslu  obierać  „legałeś  et 
discretos  milites  de  comitatibus...  vice  oninlum  et  singulorum 
eomndem  comltatuum"  —  „lojalnych  i  roztropnych  rycerzy 
z  hrabstw...  w  zastępstwie  tycbże  hrabstw  wszystkich  razem^ 
i  każdego  z  osobna",  którzyby  radzili  społem  o  nagłej  po- 
trzebie państwa.  Posługiwali  się  pojęciem  zastępstwa  (vlce)^ 
którego  nie  umieli  jeszcze  nazwać  przedstawicielstwem,  jeszcze 
bowiem  ani  prawo  rzymskie,  ani  praktyka  średniowieczna  nie 
umiały  zastosować  czystego  pojęcia  reprezentacyi  do  wewnętrz- 
nych stosunków  kraju,  chociaż  pojmowano  dobrze,  co  znaczy 
„reprezentacya"  państwa  nazewnątrz.  Prywatne  ograniczone  zle-^ 
cenie  (mandat)  było  w  Anglii,  jak  i  wszędzie,  formą  prawną  peł- 


')  Nie  przeczy  wcale  temu  naszemu  spostrzeżeniu  zdanie  Gneista,  Das: 
Englische  Parlament,  75,  że  przed  utworzeniem  parlamentu  królowie  angielscy,, 
nie  uznając  stanowczego  głosu  Curiae  Regis,  nie  popierali  tam  większości  prze^ 
ciwko  mniejszości. 


—     43     — 

nomocnictw  poselskich.  Przejście  do  późniejszej,  nowoczesne| 
formy  zależało  od  tego,  czy  prędko  mandat  partykularny  ogra- 
niczony stanie  się  mandatem  wciąż  jeszcze  partykularnym^ 
ale   nieograniczonym. 

Pierwsze  znane  listy  zwolawcze  królów  angielskich  (writs 
of  siimmons),  z  lat  1254,  1261,  1264,  nie  poruszały  jeszcze 
kwestyi,  jak  obszerne  pełnomocnictwa  powinni  przywieźć  wy- 
brańcy. Aż  tu  w  roku  1265  Henryk  111,  napotkawszy  zapewne 
nieprzewidzianą  zawadę,  domaga  się,  np.  od  kapituły  jorskiej, 
przysłania  „dwóch  roztropniejszych  współkanoników",  którzyby 
mieli  od  niej  iyice  vestra)  zupełną  moc  do  traktowania  z  kró- 
lem. Edward  1  wyraża  to  samo  żądanie  w  uniwersałach  z  lat 
1282,  1283,  1290,  1294;  przytem  w  liście  do  szeryfa  Nortumbryi 
uzasadnia  swe  życzenie  wyraźną  argumentacyą,  „aby  w  braku 
tego  rodzaju  mocy  powyższa  sprawa  nie  została  bez  załatwienia". 
Podobnie  brzmią  wezwania  na  Model  Parliament  r.  1295,  a  już 
w  r.  1301  i  1303  żądanie  to  obywa  się  bez  motywacyi.  Przytem- 
królowie  najwyraźniej  odróżniają  pełnomocnictwa  przedstawiciel- 
skie od  życzeń  wyborców^  chcą  bowiem  mieć  posłów  „pouczo- 
nych" (instructos),  którzyby  mogli  działać  w  imieniu  narodu 
i  w  myśl  jego  intencyi,  ale  nie  byliby  skrępowani  formalnym  na- 
kazem lub  zakazem  1). 

Same  przez  się  takie  napomnienia  nie  stanowią  nic  wyją- 
tkowego :  wszyscy  monarchowie  europejscy,  którym  zdarzy  się 
zwoływać  swe  stany,  nauczą  się  podobnej  mowy.  Wyjątkowa  j£st 
atoli  szybkość,  z  jaką  parlament  angielski  zrzucił  z  siebie  łupinę 
średniowiecznego  mandatu,  jak  chętnie  usłuchał  co  do  tego  rady 
królewskiej,  i  wyzyskując  ją  na  swoją  korzyść,  zbliżył  się  do  nie- 
ograniczonych pełnomocnictw  od  poszczególnych  okręgów, 
a  od  nich  do  bezwzględnego  przedstawicielstwa  całego  kraju. 
Już  „Modus  Tenendi  Parliamentuni" ,  traktat  z  wieku  XIV,  pi- 
sze, jako  o  rzeczy  ustalonej,  o  „procuratoribus  cleri,  militibus 
comitatuum,  civibus  et  burgensibus,  qui  repraesentant  totam  com- 
munitatem  Angliae'^),  w  przeciwieństwie  do  lordów,  działających 


*)  Stubbs,  Select  Chartcrs  and  oiher  iliiistrations  of  English  constitutional 
history,  Oxford,  1874,  37G-7,  405-G,  411-2,  415,  418,  465,  467-8,  477-8,  481, 
486,  499,  500. 

2)  Tamże,  512, 


—     44     — - 

we  własnem  tylko  imieniu.  Nie  sięga  jeszcze  ta  formuła  ostate- 
cznych granic  późniejszej  fikcyi,  przypisującej  przedstawicielski 
charakter  nawet  izbie  wyższej  ;  może  nie  odpowiada  ona  i  prze- 
ciętnemu poglądowi  ówczesnego  Anglika.  Wogóle  „Modus  Te- 
nendi  Parliamentum"'  jest  rozprawą  teoretyczną,  a  nie  opisem 
nagiej  rzeczywistości.  Bądź  co  bądź,  nowe  pojęcie  powstało,  nie 
zapożyczone  znikąd,  i  godny  znalazło  wyraz.  Narodziło  się,  jako 
owoc  ducha  angielskiego,  żądnego  zupełnej,  nieskrępowanej  od- 
powiedzialności za  własne  losy.  Tylko  naród,  który  umiał  chcieć, 
zdobył  się  na  wolę  zbiorową  i  przez  tę  wolę  zdobywał  sobie 
coraz  pełniejszą  wolność,  naród,  co  nie  bał  się  ryzykownej  gry 
politycznej  i  nie  uciekał  przed  nią  poza  obsłonki  instrukcyi  wy- 
borczych, naród,  co  miał  aż  do  końca  XVII  wieku  załatwiać  prze- 
wlekłe negotium  z  królami,  co  umiał  na  żądania  odpowiadać  żą- 
daniami, co  od  początku  XV  wieku  wziął  na  się  publiczną  ini- 
cyatywę  prawodawczą,  a  nie  poprzestawał  na  zanoszeniu  uniżo- 
nych skarg  i  próśb,  tylko  taki  naród  mógł  stworzyć  dla  świata 
nieocenione  pojęcie  rządów  reprezentacyjnych,  i  jego  „pokorne", 
„biedne"  gminy,  co  niegdyś  w  imię  Boga  i  miłosierdzia  błagały 
królów  o  pomoc  prawodawczą,  odkąd  się  stały  pełnym  głosem 
całego  narodu,  okazały  się  istotnie  „wielce  mądremi,  wielce  sza- 
nownemi,  godnemi  i  rozsądnemi  gminami"  z  czasów  Ryszarda  II 
(1377-99). 

Zanik  mandatów  nakazczych  równał  się  zniszczeniu  jedynej 
formy,  w  jakiej  żywioł  miejscowy  mógł  zasilać  opór  mniejszości 
parlamentarnych.  County  Court,  jeżeli  nawet  miało  coś  do  zarzu- 
cenia uchwałom  powszechnym,  pozostało  bez  głosu.  Śmiało  więc 
i  bez  niczyjej  pomocy  zabrały  się  parlamenty  do  przezwycięża- 
nia w  sobie  opornych  jednostek  i  grup.  Z  majoryzacyą  na  grun- 
cie podatkowym,  zwłaszcza  gdy  przegłosowanym  był  hardy  ry- 
cerz, szło  podobno  zrazu  dość  ciężko.  „Cień  fikcyi  feudalnej" 
powiada  Stubbs,  „jakoby  kontrybuent  składał  dowolną  ofiarę  na 
ulżenie  potrzeb  władcy,  istniał,  zdaje  się,  przez  cały  ten  okres 
(do  czasu  Wielkiej  Karty),  i  teorya,  że  przyrzeczenie  podatku 
zobowiązywało  tylko  jednostkę,  która  je  czyniła,  pomogła  do 
zwiększenia  trudności  finansowych  panowania  Jana  Bez  Ziemi"  ^). 


1)  Constitutional  History,  I,  577,  II,  250—3. 


—     45     — 

Teoryę  tę  łamano  w  parlamencie  przemocą,  do  czasu  szanując 
opór  całych  stanów  społecznych,  —  do  czasu  mianowicie,  gdy 
system  dwuizbowy  zastąpił  dawne  obrady  osobnych  stanów  i  sto- 
pniowo zatarł  w  sobie  ich  wyraz,  t.  j.  stanowe  wota  l<olektywne. 
Prawodawstwo  ogólne  mniej  nastręczało  trudności.  Według  Brac- 
tona  (1216—1272),  autora  traktatu  „De  legibus  et  consuetudinibus 
Regni  Angliae"  „ustawy  angielskie...  aprobowane  za  zgodą  osób» 
które  z  nich  korzystają,  i  potwierdzone  przysięgą  (sacramento) 
królów,  nie  mogą  ulegać  zmianom  bez  wspólnej  rady  i  zgody 
fsine  communi  consilio  et  consensu)  wszystkich  tych,  za  czyją 
radą  i  zgodą  zostały  ogłoszone"  i).  Ta  wspólna  rada  i  zgoda 
przypomina  brzmieniem  „wspólną  radę"  królestwa,  mającą  we- 
dług artykułu  12  Wielkiej  Karty  przyzwalać  na  nowe  pobory  2). 
Nabiera  ona  zrozumialszego  sensu  w  „Modus  Tenendi  Parliamen- 
tuni" .  Artykuł  tegoż  De  auxUio  regis  rozwija  szczegółowo  za- 
sady, według  których  parlament  uchwala  dla  króla  zasiłki  w  ra- 
zie wojny,  pasowania  królewiczów  na  rycerzy,  lub  zamążpójścia 
królewien.  Wówczas  podobno  „trzeba,  aby  się  zgodzili  wszyscy 
(omnes)  parowie  parlamentu".  Zakrawa  to  na  jednomyślność; 
tymczasem  „należy  rozumieć",  wyjaśnia  traktat  sposobem  ogól- 
niejszej formuły  prawodawczej,  „iż  dwaj  rycerze,  przybywa- 
jący do  parlamentu  w  zastępstwie  hrabstwa,  mają  większy 
głos  w  parlamencie  odnośnie  do  przyzwalania  lub  przeczenia^ 
niż  większy  hrabia  Anglii,  i  podobnież  delegaci  (procuratores) 
kleru  jednego  biskupstwa,  o  ile  są  jednomyślni,  większy  mają 
głos  w  parlamencie,  niźli  sam  biskup,  i  to  we  wszystkich  rze- 
czach, na  jakie  parlament  ma  przyzwolić,  odmówić  lub  zdziałać"  •^). 
To  już  jest  wyraźne  zaprzeczenie  wymagania  jednomyślności,  jas- 
ne napomknienie  o  porachunku  głosów,  aczkolwiek  ubrane  je- 
szcze w  dawny  kształt  „ważenia"  tychże:  są  głosy  v.Mększe 
i  mniejsze,  głos  hrabstwa  więcej  znaczy,  niż  głos  hrabiego,  głos 
duchowieństwa  dyecezyalnego  więcej,  niż  głos  biskupa.  W  razie 
zaś  rozbicia  i  słabych  i  silnych  głosów,  nieunikniony  będzie 
porachunek  ich  po  obu  stronach.   Już   się   waży    całe    kategorye 


>)  Stubbs,  II,  247. 

2)  Zanotujmy  tu  jeszcze  chwilowo  decydującą  w  kwcstyi  następstwa  tronu 
w  r.  1216  większość  prałatów  i  baronów,  Gneist,  103. 

3)  Sclect  Charters,  512. 


—     46     — 

głosów,  a  nie  okazy  indywidualne;  w  obrębie  każdej  kategoryi 
można  przypuszczać  decydującą  rolę  większości.  Na  ten  sam 
wniosek  naprowadza  nas  inny  rozdział  traktatu,  De  casibus  et 
judiciis  dijficilibus.  Mowa  tu  o  rozruchach  i  trudnych  kwestyach 
pokoju  lub  wojny  domowej,  agitowanych  wśród  parów  parla- 
mentu (gminom  zawcześnie  jeszcze  mieszać  się  do  takich  rzeczy). 
Król,  przeczytawszy  pisemne  ich  wota,  postąpi  „według  rady  lep- 
szej i  zdrowszej",  „jeżeli  tylko  zgodna  będzie  większa  część 
parlamentu"  ;  gdy  wyłączymy  świadomą  dwuznaczność,  wypada 
melius  et  sanius  consilium  widzieć  właśnie  w  radach  większości, 
lecz  mianowicie  takiej,  w  której  biorą  udział  żywioły  mądrzejsze, 
dostojniejsze.  Według  pomysłu  autora  rozprawy,  choć  pewno  nie 
według  powszechnego  zwyczaju,  ta  sama  grupa  parów  może  w  ra- 
-zie  grożącej  wojny  domowej,  o  ile  nie  dojdzie  do  wyłonienia 
<3bsolutnej  większości,  przelać  swe  prawo  do  majoryzacyi  na  ko- 
mitet, złożony  z  25  dostojników,  z  jej  łona  wybranych.  Owi  25 
mogą  się  pod  tymże  warunkiem  zdać  (condescendere)  na  12,  12 
na  6,  6  na  3,  3  za  pozwoleniem  króla  na  2,  dwaj  na  jednego, 
i  ten  jeden  zadecyduje  w  imieniu  ogółu  parów  i).  Dowolność 
kombinacyi  autora  bije  tu  w  oczy,  ale  zastanawiającą  jest  też 
jego  gotowość  do  uznania  powagi  większości  w  coraz  to  mniej- 
szych kompletach. 

Wcześniejszej  daty,  bo  z  pierwszego  parlamentu,  roku  1264, 
jest  obowiązujące  postanowienie  o  tymczasowym  rządzie  przy 
boku  króla  Henryka  III,  stanowionym  w  pierwszej  linii  przez 
trzech  „elektorów"  albo  „nominatorów",  w  drugiej  przez  dobra- 
nych według  ich  uznania  dziewięciu  konsyliarzy,  których  to  dzie- 
więciu miało  obsadzać  wszystkie  urzędy.  Na  v/ypadek  różnicy 
zdań,  decyduje  w  obu  kollegiach  większość  2/3  głosów,  przy  czem, 
o  ile  nie  utworzy  się  ona  wśród  konsyliarzy,  to  większość  abso- 
lutna nie  będzie  wystarczała,  lecz  decyzya  odejdzie  do  kollegium 
„elektorów"  czyli  „nominatorów"  2).  Takie  precyzyjne  określenie 
sposobu  uchwał  zbiorowych  w  radzie  nadzorczej  i  rządzącej  rzuca 
światło  na  postęp  zasady  większości  wogóle  w  ówczesnem  życiu 
konstytucyjnem  Anglii  —  światło  tem  cenniejsze,  że  wogóle  źró- 
dła mało  go  dają,  a  historycy  mało  interesują  się  tą  sprawą. 

1)  Select  Charters,  506-7. 

2)  Select  Charters.  413. 


-     47     — 

Stubbs  wspomina  o  przezwyciężonym  w  r,  1220  oporze 
łirabstwa  Yorku  przeciw  uchwale  podatkowej  i  o  podobnym  wy- 
padku w  Worcester  z  r.  1295  i).  Innych  śladów  zwycięstwa  nowej 
organizacyi  woli  zbiorowej  niema.  Wygląda,  jakby  sprawa  doj- 
rzewała w  cichości ;  „fikcya  feudalna"  osobistych  zobowiązań 
i  traktatów  między  suzerenem  i  lennikiem  nieznacznie  zamierała, 
i  sam  bystry  John  Fortescue  (w  XV  w.),  nie  zaszczyca  tego  pro- 
cesu swą  uwagą.  Późno,  po  dobrze  ustalonej  w  życiu  zasadzie 
nastawał  moment,  kiedy  dla  ostatecznego  usunięcia  wątpliwości, 
wypisywano  ją  w  ustawach.  Taki  charakter  ostatecznej  kodyfika- 
cyi  ma,  naszem  zdaniem,  statut  Henryka  VI  z  r.  1430,  nakazu- 
jący, aby  w  wyborach  hrabstw  majeur  nonibre  soit  retourne.  Za- 
wiązywała się  wówczas  organizacya  partyjna,  i  wśród  jej  walk 
nietylko  uznano  za  potrzebne  skodyfikować  zwyczaj,  ale  i  w  uni- 
wersałach zaczął  rząd  zalecać  szeryfom,  aby  meldowali  jako 
obranego  tego  jedynie  kandydata,  który  zebrał  liczniejsze  głosy  2). 
Nareszcie  w  r,  1576  sir  Tomasz  Smith,  opisując  „77?^  common- 
wealtfi  of  EngLand  and  tfie  manner  of  government  thereof'  wy- 
łuszcza  szczegółowo,  jak  to  wygląda  w  praktyce  „najwyższa 
absolutna  władza"  nad  Anglią,  sprawowana  przez  parlament :  jak 
się  urządza  głosowanie  w  obu  izbacti,  co  robi  kanclerz,  co  se- 
kretarz, jak  decyduje  większość  ustnych  wotów  (yea,  no)  lub 
większość  przez  rozejście  się  na  strony,  zawsze  jednak  tylko 
większość  członków  obecnych,  a  nie  wszystkich,  uprawnionych 
do  głosu  3),  —  niby  to  drobiazg,  niby  subtelność  regulaminowa, 
a  przecież  w  tej  różnicy  wyraża    się  cała  odległość  między  pier- 


1)  Stubbs,  I,  215. 

2)  Gncist,  165-7,  197.  Saripolos,  La  dćmocratic  et  rćlection  proportion- 
nelle,  I,  21,  zgodnie  z  Jellinkiem,  a  nie  bez  zacytowania  powagi  Blackstonc'a, 
pisze,  iż  na  wyborach  angielskich  czysta  zasada  większości  nic  jest  uznana, 
ponieważ  głosowania  się  nie  urządza  i  obiór  jest  uważany  za  jednomyślny, 
jeżeli  niema  współzawodnictwa  kandydatów.  Możnaby  się  z  tern  zgodzić,  gdyby 
przez  większość  rozumiano  koniecznie  większość  absolutną,  a  nic  względną:  taki 
bowiem  milczący  obiór  bez  konkurcncyi  (nemine  contradicente)  może  się  sprze- 
ciwiać w  niektórych   wypadkach   życzeniom   przeważnej   części   obywateli. 

3)  Stubbs,  III,  467-74.  Już  „Modus  tcnendi  parliamcntum"  pisał  w  tym 
samym  duchu:  „Dum  tamen  omnes  praemuniti  fuerint  per  rationabiles  sum- 
monitiones  parliamenti,  niliilominus  censetur  esse  plenum",  Sciect  Charters,  508. 
•Dotyczy  to  nietylko  jednostek,  ale  i  całych  stanów  (gradus). 


—     48     — 

wotnem  sumowaniem  odosobnionych  prywatnych  zobowiązał?^ 
a  nowoczesnem  głosowaniem  korporacyjnem.  Odtąd,  t.  j.  od 
chwili  ustalenia  zasad,  wypisanych  przez  Smitha,  kwestya,  czy 
większość  dorosłych  Anglików  ma  faktycznie  decydować  o  spra- 
wach królestwa,  zbliża  się  do  pozytywnego  rozwiązania  dro- 
gą pośrednią,  przez  demokratyzacyę  prawa  wyborczego,  przez 
rozciągnięcie  go  prędzej  czy  później  na  kobiety  i  przez  podpo- 
rządkowanie izby  lordów  uchwałom  gmin.  Potrosze  wyrobiły  się 
w  praktyce  normy,  które  nadały  majoryzacyi  parlamentarnej  wy- 
raziste kontury.  Przez  długi  czas  tylko  w  izbie  wyższej  stwier- 
dzano przewagę  jednej  ze  stron  przez  głosowanie  imienne  ;  gminy 
wyrażały  swe  przyzwolenie  wspólnym  głosem,  podobnym  do  akla- 
macyi.  W  razie  wątpliwości  następowała  itio  in  partes,  pierwo- 
tnie w  ten  sposób,  źe  osobno  stawała  szlachta,  a  osobno  mie- 
szczanie, później  na  sposób  rzymski,  t.  j.  głosujący  z  a  stawali  na- 
przeciwko głosujących  przeciw.  Podobno  dopiero  od  połowy 
XVI  w,  zaczęto  pod  wpływem  zwyczajów  kościelnych  ściśle  racho- 
wać wota  gmin,  oczywiście  tylko  w  delikatniejszych  wypadkach  i). 
Smith  wypisał  skończone  i  odtąd  niezmienne  prawidła  pro- 
cedury parlamentarnej,  ale  pewno  nie  spostrzegł,  że  mógł  wyra- 
zić jeszcze  ogólniejszą  zasadę  wszystkich  zbiorowych  uchwał  an- 
gielskich owego  czasu  :  prawodawczych,  samorządowych,  korpora- 
cyjnych, elekcyjnych.  Reguła  większości  dobiegła  jeszcze  przed 
nim  do  swego  szczytowego  punktu  w  statucie  z  r.  1542  (33 
Henry  VIII,  eh.  27).  Stwierdzona  tu  ona  została,  jako  właściwość 
integralna  conimon  law,  więc  niby  większa  przesłanka,  obowią- 
zująca we  wszystkich  wypadkach,  jakie  podpadają  pod  pojęcie 
głosowań  według  prawa  pospolitego.  Nadal  —  stanowi  ów  akt  — 
nieważne  będą,  bo  niezgodne  z  common  law,  wszelkie  zastrzeże- 
nia testamentowe  lub  inne  zapisodawców  lub  fundatorów,  któ- 
rzyby,  zakładając  szpitale,  kościoły  i  t.  p.,  dyktowali  radom  za- 
rządzającym warunek  jednomyślności  przy  dysponowaniu  zapi- 
sem, a  nie  zadawalali  się  decyzyami  większości.  Przysięgi  na  za- 
chowywanie takich  warunków  mają  być  karane    grzywną    5    fun- 


1)  Hatschek,  Englischcs  Staatsrecht,  1,  406-7  w.  61,  który  podaje  tę  wia- 
domość, popełnia  oprócz  błędu  cłironologicznego  (Marya  panowała  w  wieku  XVI 
a  nie  XVII),  błąd  rzeczowy,  gdy  utożsamia  początek  ucłiwalania  większością 
z  początkiem  racłiowania  głosów. 


-      49     - 

tów,  w  połowie  na  rzecz  króla,  w  połowie  dla  delatora  i).  Stoso- 
wanie przepisu  niewielką  ma  tu  dziejową  wagę,  ale  stwierdzanie 
tak  ogólnego  principium  wydaje  się  czemś  wyjątkowem  w  prawo- 
dawstwach  Europy.  Nie  słychać  o  żadnej  innej  tak  ogólnej  sankcyi 
reguły  większości,  jak  owa  angielska  henrycyańska.  Jeżeli  więc  po- 
minąć pewne  przeżytki  pierwotnej  praktyki  gdzieś  w  zaściankacłi 
gromady  gminnej  (t.  zw.  courts  leet)'^),  to  od  XVI  wieku  można 
uważać  jednomyślność  za  skazaną  na  zupełną  banicyę  z  brytań- 
skiego  prawa  obowiązującego.  Wola  większości  będzie  w  życiu 
angielskiem,  jak  w  formule  Ulpiana,  wolą  ogółu. 

Nie  byliby  zresztą  Anglicy  Anglikami,  gdyby  nie  pozosta- 
wili z  prastarej  reguły  pierwotnej  pewnego  szczątku,  chociażby 
w  kształcie  fikcyi  lub  teatralnego,  archaistycznego  przeżytku  3), 
Bez  odwiecznej  patyny  źle  wyglądałby  gmach  ich  konstytucyi ! 
Fikcyę  zachowała  sobie  Tajna  Rada  królewska,  która  zresztą 
sama  stanowi  dziś  niewiele  więcej  nad  fikcyę.  Przeżytek  za- 
konserwował się  w  izbie  lordów. 

Rada  Tajna,  czyli  urzędownie  „Król  w  Radzie",  jako  instan- 
cya  apelacyjna  w  sprawach  sądowych  kolonialnych,  oraz  tych, 
gdzie  stronami  są  osoby  duchowne,  admirałicya  albo  waryaci, 
powinna  wyrażać  nie  „opinie  indywidualne",  jak  głosujący  lordo- 
wie, lecz  „rady  dla  korony",  nie  może  więc  ujawniać  różnicy 
zdań,  i  lubo  naprawdę  głosuje  większością,  nie  przyjmuje  do 
protokółu  i  nie  ogłasza  treści  ani  liczby  głosów  przeciwnych.  Tak 
zadecydowały  pochodzące  jeszcze  z  czasów  Karola  I  „Orders  to 
be  observed  in  assemblies  of  Council"  (1627),  a  za  królowej  Wi- 


')  Uchwalono  to  na  sesyi  parlamentu,  zaczętej  w  Westminsterzc  15  sty- 
cznia 1542  r.,  ob.  Statutes  of  the  Realni,  III,  867.  Blackstone,  Commentarics  of 
the  laws  of  England,  ed.  1769,  ks.  I,  r.  19,  str.  478,  komentuje  ową  ustawę  w  tea 
sposób,  że  Henryk  VIII  w  klauzulach  o  jednomyślności  znajdował  zbyt  wielką 
przeszkodę  w  swem  dążeniu  do  owładnięcia  dobrami  zakonów.  Hatschek,  Eng- 
lisches  Staatsrecht,  I,  55,  zaznacza,  że  zasada  tego  statutu  obowiązywała  jeszcze 
za  Jakóba  I  tylko  obywateli  krajowych,  a  nic  cudzoziemców,  zamieszkałych 
w  Anglii. 

2)  Hatschek,  j.  w. 

3)  Wobec  przytoczonego  wyżej,  str.  47,  statutu  Henryka  VI,  nie  zaliczamy 
do  takich  przeżytków  obioru  członka  parlamentu  „nemine  contradicente" :  cią- 
głość tradycyi  oczywiście  została  tu  przecięta. 

4 


-     50     - 

ktoryi  (1878)  nowy  „Order   in    Council"    zatwierdził    ową    fikcyę 
jednomyślności  i). 

W  izbie  lordów  praktykuje  się  coś  wręcz  przeciwnego,  co 
jednak  też  daleko  odbiega  od  henrycyańskiej  reguły  common  Law. 
Jeżeli  radcy  tajni  udają  przed  królem  i  światem,  że  nie  uznają 
innych  uchwał,  krom  jednomyślnych,  to  lordowie  zachowują  po- 
zór, jakoby  uznawali  i  święcie  szanowali  „wohie  niepozwalam" 
każdego  swego  kolegi.  Od  niepamiętnych  czasów  istnieje  prawo, 
pozwalające  każdemu  członkowi  izby  wyższej  we  właściwym  ter- 
minie zanieść  protest  do  dziennika  (Journal)  jej  posiedzeń  prze- 
ciw decyzyi  większości.  W  r.  1721  unormowano  tę  praktykę,  prze- 
pisując jej  czas  do  godziny  drugiej  nazajutrz  po  zapadłej  uchwale ; 
przedtem  niewolno  oponentowi  pożegnać  izby  ;  można  podawać 
swe  motywy  lub  nie  podawać,  akcedujący  współoponenci  mogą 
dawać  przy  swych  podpisach  przeróżne  zastrzeżenia  (salwy)  2). 
W,  Stubbs  i  L.  Owen  Pikę,  historyk  izby  lordów,  zgadzają  się, 
że  chociaż  protesty,  wciągane  do  dziennika,  datują  się  dopiero 
od  czasów  Henryka  VIII  (bo  przedtem  lordowie  nie  prowadzili 
osobnego  dyaryusza),  i  chociaż  praktyka  ta  rozwinęła  się  na  do- 
bre dopiero  od  czasów  Stuartów,  to  jednak  u  stne  sprzeciwy  się- 
gają znacznie  wcześniejszej  doby.  Pikę  za  pierwszy  przykład 
tego  uważa  protest  kanclerza  (Roberta  Bourchiera),  podskarbiego 
(S.  R.  Parninga)  oraz  kilku  sędziów  z  czasów  Edwarda  III  (1327 
do  1377).  Stubbs  posuwa  się  dalej,  bo  nietylko  cytuje  protesty 
pojedynczych  biskupów,  jako  pierwsze  znane  precedensy,  ale  na- 
wiązuje węzeł  logiczny  z  tą  epoką,  kiedy  „baron  odmawiał  po- 
słuszeństwa prawodawstwu,  na  które  osobiście  się  nie  zgodził". 
Wszelkie  prawdopodobieństwo  przemawia,  zdaje  się,  za  po- 
wyższym poglądem  ;  można  się  zastrzedz  najwyżej,  że  upatrując 
związek  między  protestem  barona  feudalnego  i  protestem  dzisiej- 


')  W.  Anson,  Law  and  custom  of  the  Constitution,  II,  442-4,  448. 

2)  W.  Anson,  j.  w.,  I,  206.  Stubbs,  Constitutional  History,  III,  489,  Nr. 
773.  Lukę  Owen  Pikę,  Constitutional  History  of  the  House  of  Lords,  London 
1894,  245-6.  Szczegóły  formalistycznc  u  T.  Erskine  May'a,  A  treatise  upon  the 
law,  privileges,  proceedings  and  usage  of  parliainent,  221-3.  Warto  zanotować, 
iż  w  izbie  wyższej  równość  głosów  „semper  praesumitur  pro  negante",  z  wyjąt- 
kiem spraw  sądowych,  w  których  równa  się  ona  potwierdzeniu  wyroku  niższej 
instancyi;  May,  215. 


—     51     — 

szego  lorda,  mamy  na  myśli  tylko  ciągłość  elementarnych  poglą- 
dów społeczeństwa  na  to,  co  słuszne  lub  niesłuszne,  bez  wzglądu 
na  zanik,  lub  chwilowe  odnawianie  się  przepisów  prawa  obowią- 
zującego, która  to  ciągłość  rozwoju  pojęciowego  niezawsze  cho- 
dzi w  parze  z  poglądem  przeważającym  i  stosowanym  w  pra- 
ktyce. Protest  para  znaczył  zapewne  kiedyś  tyle,  co  ustna  od- 
mowa nieuświęconych  zwyczajem  podatków,  na  mocy  której  po- 
borcy powinni  byli  przy  egzekucyi  omijać  jego  posiadłości.  Te- 
raz w  praktyce  nie  znaczy  on  nic,  jest  pustą  manifestacyą,  jednym 
z  ostatnich  honorowych  przywilejów  lorda.  Na  coś  podobnego  mo- 
głaby sobie  pozwolić  i  izba  gmin  w  drodze  wewnętrznego  zarzą- 
dzenia (by  standing  order),  nie  uciekając  się  do  formalnego  aktu 
prawodawczego.  Ale  jej  na  tern  nie  zależy.  Vota  separata  i  ma- 
nifesty oczyszczające,  rzecz  prosta,  nie  podnoszą  powagi  grona, 
przeciwko  któremu  wychodzą;  nic  dziwnego,  że  gminom  nie  za- 
leży na  równouprawnieniu  pod  tym  względem  z  lordami.  Jedy- 
nie podczas  obrad  nieformalnych  (in  coniittee)  sześciu  lub  więcej 
członków  mniejszości  może  domagać  się  zanotowania  swych  na- 
zwisk 1).  Ostatni  raz  za  naszej  pamięci  lord  Rosebery  ogłosił 
sensacyjny  manifest  d.  10.  sierpnia  1911  r.  pri^eciwko  Parliament- 
Actowi  Asquitha,  który  to  akt  odbierał  dobrze  urodzonym  prawo- 
dawcom prawo  stawania  napoprzek  woli  większości  ludu.  Szla- 
chetny lord  nie  mógł,  doprawdy,  konsekwentniej  użyć  swego  pa- 
pierowego liberum  veto. 

')  May,  j.  w. 


4'- 


ROZDZIAŁ  III. 

F  r  a  n  c  y  a.  Wczesne  zwycięstwo  zasady  liczebnej  w  samorządzie  gmin  i  n* 
wyboracti  do  Stanów.  „Pełny  dwór"  królewski.  Osobne  rokowania  z  poszcze- 
gólnymi lennikami  i  osobne  zobowiązania.  Analogiczne  stosunki  w  pierwszych 
Stanach  Generalnych.  Wpływ  legistów.  Odosobnione  klasy  wobec  króla.  Sztu- 
czny i  słaby  okręg  wyborczy.  Monarchizm  wyzyskuje  i  rozwija  zasadę  większości, 
-Stany  rozczłonkowane.  Biada  opornym.  Reguła  większości  silniejsza,  niż  zasady 
.ugrupowania  pierwiastków  w  Stanach.  Geometrya  parlamentarna  Walezyuszów. 
Rola  instrukcyi  i  „cahiers''.  Czy  można  odwołać  posła  i  cofnąć  jego  wotum  ? 
Blanchefort  „pokonany  przez  większość  głosów".  Skutki  mandatu:  osłabienie 
ducha  korporacyjnego  w  Stanach.  Kwestya  majoryzacyi  między  Stanami.  Wielki 
Ordonans  1357  roku.    Zdanie  Bodina.    Rozbrat   społeczny   kładzie  kres    Stanom 

Generalnym. 

Jeżeli  w  życiu  publicznem  Anglii,  sądząc  ze  statutu  henry- 
-cyanskiego,  zasadę  większości  najpotężniej  wypracowywał  i  sze- 
rzył parlament,  to  we  Francyi  kto  wie  czy  nie  wcześniej  zdo- 
była ona  bezwzględne  uznanie  na  innem  polu.  Poza  sferą  admi- 
nistracyi  kościelnej,  w  której  z  zupełną  pewnością  wolno  zgady- 
wać wczesne  ugruntowanie  zasady  liczebnej,  trzy  były  we  Fran- 
cyi główne  punkta  zastosowania  głosowań:  samorząd  gminny 
i  miejski,  zgromadzenia  wyborcze  do  Stanów  Generalnych  lub 
prowincyonalnych  i  same  Stany,  powołane  do  uchwał  finanso- 
wych, prawodawczych  oraz  innych,  natury  wewnętrzno  -  techni- 
cznej. Nie  widać  wszakże,  aby  nowa  zasada  przodowała  w  Sta- 
nach i  promieniowała  stamtąd  na  stosunki  samorządowe  po  pro- 
wincyach. 

Miasta  zdobyły  się  na  nią  jeżeli  nie  wcześniej,  to  w  każ- 
dym razie  nie  później,  niż  centralne  zgromadzenia  stanowe. 
W  XI  i  XII  wieku,  jak  utrzymuje  Yiollet,  któremu  najcenniejsze 
o  tern  zawdzięczamy  informacye,  panowała  jeszcze  w  komunach 


—     53     — 

reguła  jednomyślności.  Dopiero  w  stuleciu  XIII  nowatorzy,  w  ich 
liczbie  Beaumanoir,  zaczynają  zwalczać  tę  myśl  pierwotną.  Nie 
występują  jednak  radykalnie :  kiedy  zgadzają  się  na  majoryzacyę, 
to  nie  na  byle  jaką,  lecz  z  uwzględnieniem  także  wagi  głosów, 
mianowicie  cłicą  ją  wprowadzić  jednocześnie  z  niwelacyą  ku  gó- 
rze cenzusu  głosowania.  Sam  zresztą  Beaumanoir  waha  się:  raz 
chciałby,  aby  żądano  większości  kwalifikowanej  -/^  głosów,  kie- 
dyindziej  akceptuje  większość  bezwzględną  jednego  ponad  połowę 
(la  greigneur  part),  o  ile  uczestnicy  uchwały  są  równi,  lecz  woli 
„saniorem  partem'',  t.  j.  mądrzejszą  mniejszość,  gdy  ta  obejmuje 
żywioły  zamożniejsze,  „les  plus  notables  de  la  ville".  Bogaci  bo- 
wiem interesują  się  sprawą  publiczną,  ubodzy  pragną  tylko  sa- 
mym sobie  dogodzić.  Kiedy  ostatecznie  ustala  się  major  pars 
w  gminach  francuskich,  trudno  dociec.  Jako  osobliwość  zano- 
tujmy, że  jeszcze  wielki  Colbert  mniemał,  iż  pobory  na  cele  do- 
broczynne lub  dekoracyjne  powinny  być  uchwalane  jednogłośnie  '). 
Bądź  co  bądź,  zdała  od  wpływu  tego  rodzaju  osobistych  zapa- 
trywań ministrów  zasada  przeważnej  liczby  zatryumfowała  bez- 
względnie, i  to  nietylko  w  łonie  poszczególnych  grup  głosują- 
cych, lecz  niekiedy  i  między  grupami.  Tak  przynajmniej  było 
w  sąsiedniej  Belgii,  w  mieście  Dinant,  gdzie  wota  dwóch  ordynków 
miejskich  (sieultes),  majoryzowały  trzeci  głos  kollegialny,  i  ten 
nie  znajdował  innej  obrony  poza  obstrukcyą,  t.  j,  zwlekał  z  osta- 
teczną decyzyą,  póki  się  nie  uda  wytargować  od  jednego  z  rywali 
znośnego  kompromisu  -). 

Stosunkowo  łatwe  zwycięstwo  odniosły,  zdaje  się,  nowe 
zwyczaje  w  dziedzinie  obioru  deputowanych.  Nie  słychać  nigdzie 
i  nigdy  o  udaremnieniu  wyborów  przez  opór  jakichś  nielicznych 
malkontentów.  Rzecz  to  całkiem  zrozumiała  :  każdej  gminie,  ka- 
pitule, czy  okręgowi  wyborczemu  zależało  na  posiadaniu  swego 
rzecznika  w  Stanach,  i  zależało  tern  mocniej,  im  zaciętsze  było 
współzawodnictwo  z  innemi    okolicami  lub  klasami  społecznemi. 


')  ViolIct,  Histoire  des  institutions  politiąucs  et  administratiycs  de  la  Fran- 
ce, III,  27,  108.  Glasson,  Histoire  du  droit  et  des  institutions  de  la  France,  Pa- 
ris,  1891,  V,  88,  przytacza  przykład  iicliwaly  większości  w  mieście  Senlis. 

2)  H.  Pirenne,  Histoire  de  la  constitiition  de  la  ville  de  Dinant  au  Moyen 
Age  (Universitć  de  Gand,  Recueil  des  travaiix  piiblićs  par  la  Faciiltć  dc  Pliilo- 
sophie  et  Lettres,   1888),  str.  51. 


—     54     — 

Ten  interes  realny  kazał  zapominać  o  starych  skrupułach  i  zwy- 
czajach, jakie  kiedykolwiek  i  gdziekolwiek  pokutowały.  Zdarzało 
się  w  stanach  bearneńskich,  że  w  okręgu,  złożonym  z  trzecłi 
dolin,  jedna  (Ossan),  próbowała  na  wyborach  udaremniać  waż- 
ność uchwał,  forsowanych  przez  dwie  inne  (Aspe  i  Baretous). 
Ponieważ  zaś,  według  miejscowego  prawa  publicznego,  wchodziły 
w  rachubę  tylko  jednozgodne  głosy  okręgów,  więc  taka  fronda 
groziła  zupełnem  unicestwieniem  przedstawiennictwa  danej  ziem.i. 
Tu  zatem,  jak  pewno  nieraz  i  gdzieindziej  w  analogicznych  sy- 
tuacyach,  strony  robiły  sobie  wzajemne  ustępstwa:  zdanie  dwóch 
dolin  podawano,  niby  głos  całego  obwodu,  a  zdanie  trzeciej 
doliny,  przegłosowanej,  jako  prywatne  votum  separatum  ^). 

Wszelako  i  to,  co  praktykowali  u  siebie  mieszczanie,  i  spo- 
sób obioru  delegatów  lepszego  nawet  stanu,  wszystko  to  słabych 
jeszcze  dostarczało  indukcyi.  Dopiero  w  Stanach  Generalnych 
miała  się  rozegrać  walka  dawnych  zasad  głosowania  z  nowemi, 
i  to  zależnie  od  ostatecznej  wypadkowej  różnych  sił  dośrodko- 
wych  i  odśrodkowych,  działających  w  państwie. 

Najpierw  miało  się  tu  znacząco  zadokumentować  przejście 
od  doby  Merowingów  i  Karolingów  do  późniejszej  stanowości,. 
jaka  daje  się  już  skombinować  z  ustrojem  nowożytnym.  Pewna 
ciągłość  tradycyi  dostrzegalna  jest  niezaprzeczenie  między  wie- 
kiem VII  i  XVII.  Francya  nie  przeżyła  takiego  pogrzebu  dawnega 
rządu,  jaki  Normandowie  sprawili  w  królestwie  Ethelingów.  Mamy 
na  początku  zgromadzenie  rycerstwa  frankońskiego,  uderzająco, 
podobne  do  prastarych  wieców  germańskich  Tacyta.  Bez  apro- 
baty takiego  zgromadzenia,  książę  germański,  jak  i  późniejszy 
król  frankoński,  nie  śmie  stanowić  o  ważnych  kwestyach  pań- 
stwowych ;  mniej  ważne  też  powinien  omówić  ze  starszyzną.  Lud 
wyraża  swą  zgodę  okrzykiem  unisono  albo  chrzęstem  uderzanych 
jeden  o  drugi  oręży ;  pomruk  niezadowolenia  oznacza  niezgodę. 
O  sposobach  załatwiania  sporu  z  mniejszością  nic  nie  wiadomo. 
Ten  sam  odwieczny  porządek,  przypominający  czasy  homeryckie, 
panuje  w  zgromadzeniach  rycerzy  frankońskich  na  Polu  Marco- 
wem,  przy  uchwalaniu  kapitularzy  2). 

')  Lćon  Cadier,  Les  Etats  de  Bearn  dcpuis  leurs  origincs  jusąifau  com- 
mencement  du  XVI  siecle,  268. 

2)  YioUet,    III,  179.    Tak    samo,    trzykrotnym    jcdnozgodnym    okrzykiem  : 


-     55     — 

Z  postępem  czasu  i  nierówności  społeczne],  w  miarę  pię- 
trzenia się  szczebli  feudalnycli  jednych  nad  drugimi,  dość  pro- 
ste jest  przejście  od  tamtychi  zgromadzeń  do  Coiir  pleniere  pier- 
wotnej właściwej  Francyi.  Król  Kapetyng  jest  wielorako  związany 
z  baronami,  daleko  mu  do  bezwzględnego  nad  nimi  panowania  ; 
ilekroć  też  chce  wydać  ordonans,  musi  się  porozumieć  z  ludźmi, 
sprawującymi  w  swych  włościach  niezawisłe  poniekąd  rządy, 
i  niezobowiązanymi  do  żadnych  nadzwyczajnych  świadczeń  ;  tem- 
bardziej,  gdy  potrzebuje  nadzwyczajnej  pomocy  pieniężnej,  musi 
z  każdym  z  osobna  uzupełnić  dawne  zobowiązania,  okupić  zysk 
pewnemi  ustępstwy.  Powiadamy:  z  każdym  z  osobna,  bo  poza 
dworem  feudałowie  nie  mają  innego  łącznika,  nie  są  składnikami 
żadnej   „woli  zbiorowej". 

W  takich  warunkach  ordonans  czy  też  pobór  będzie  wyni- 
kiem układu  ze  wszystkimi  lennikami,  albo  z  taką  ich  częścią, 
która  ma  pozory  ogółu.  „Tutaj  —  pisze  Achilles  Luchaire  — 
jak  i  we  wszystkich  zgromadzeniach  średniowiecznych,  zasada 
głosowania  większością,  która  wydaje  się  nam  dziś  jedynie  ra- 
cyonalną,  bardzo  rzadko  znajduje  zastosowanie.  W  owej  epoce 
nie  liczy  się  głosów,  lecz  się  je  waży".  Najmożniejsi  wypowia- 
dają swe  zdania,  inni  aklamują.  Większość  drugorzędnych,  czy 
mniejsza  liczba  pierwszorzędnych  panów,  jednakową  daje  pod- 
stawę do  przewidywania,  iż  ogół  usłucha  zamierzonego  rozpo- 
rządzenia. Kto  brał  udział  w  obradach,  temsamem  przyjął  do 
wiadomości  uchwałę  i  powinien  ją  szanować.  Niekiedy  obecni 
przysięgają  na  ewangelię  lub  na  relikwie .  świętych,  że  zmuszą 
opornych  do  posłuszeństwa  nowemu  prawu  ').  Wszystko  to  świad- 
czy o  braku  wszelkich  reguł  tworzenia  woli  zbiorowej:  nie  obo- 
wiązuje ani  jednomyślność,  ani  większość,  ani  pewien  określony 
dobór  głosów,  wyjątkowo  ważkich,  skutek  zależy  od  przypadko- 
wej  konfiguracyi  sił. 

Przeistoczenie  kuryi  baronów  w  Stany  Generalne  przypada 
na  czas  szybko  postępującej  prawidłowości  w  życiu  państwowem. 
Od  czasów  Filipa  III  (1270-85)  do  Filipa  VI  Walezyusza  (1328 
do  1350),  poczucie  ładu  prawnego  nie  ścierpi  już  takiego  stanu, 

„Laudamus,  volumus,  fiat"  !  wielcy  i  mali,    uno  ore  consentientes,  obierają  na 
króla  Filipa  I  (1060),  ibidem,  II,  48. 

')  Manuel  des  institutions  francaises,  Paris,  1892,  251-2. 


—     56     — 

w  którym  niewiadomo,  kto  i  jak  decyduje  o  sprawach  wzmocnio- 
nej i  zbliżającej  się  do  jednolitości  monarchii.  Punkt  wyjścia 
w  tem  klarowaniu  się  samowiedzy  prawnej,  oczywiście,  mało  się 
różni  od  końcowego  stadyum  poprzedniego  okresu.  Pierwsze 
Stany,  to  zjazdy  delegatów  pewnych  klas  prawno  -  społecznych, 
lub  pewnych  prowincyi,  okolic,  na  pertraktacye  z  królem  według 
formuły  :  do  ut  des.  Zamiast  uchwał  zbiorowych  mamy  tu  raczej 
stypulacye  między  królem  i  wiernymi  poddanymi.  Pełnomocnicy 
stanowi  —  z  władzą  dość  ograniczoną,  naprzekór  upomnieniom 
królewskim  —  mogą  traktować  każdy  osobno.  Dobrze,  jeżeli  zdo- 
będą się  na  solidarność  klasową;  jeszcze  lepiej,  ale  to  się  już 
zdarza  bardzo  rzadko,  jeżeli  podadzą  sobie  ręce  poprzez  prze- 
gródki klas.  Kto  może,  wyłamuje  się  z  pod  większości,  przychyl- 
nej królowi ;  kto  chce  lub  musi,  opuszcza  większość  opozycyjną 
i  dogadza  monarsze.  Naprzykład,  w  r,  1345  po  zapadłej  uchwale, 
odrzucającej  podatki,  poszczególni  panowie  i  miasta  zobowią- 
zują się  wobec  króla  zapłacić  je,  a  nieco  przedtem,  w  r.  1314, 
sławetny  Stefan  Barbette,  mieszczanin  paryski,  podczas  sesyi  nie 
czeka  na  dyskusyę,  nie  ogląda  się  na  towarzyszy,  lecz  przyrzeka 
imieniem  stolicy  płacić  zasiłek  pieniężny  zamiast  5łużby  wojsko- 
wej. Uchwała  ogólna  nie  dochodzi  do  skutku,  lecz  pan  Barbette 
zostaje  związany  swojem,  że  tak  powiemy,  liberum  concedo  ^). 
Podobne  odosobnione  pertraktacye  poszczególnych  panów  lub 
miast,  widać  w  prowincyi  Limousin  jeszcze  w  r.  1419^).  Nie 
znaczy  to,  żeby  zasada  większości  nie  przemawiała  do  umysłów 
ogółu.  Nietylko  ona,  ale  cała  teorya  większości  czeka  gotowa 
na  zastosowanie  w  Stanach,  podobnie  jak  doczekała  się  jej  prze- 
ważnie w  życiu  kościelnem,  miejskiem  i  na  wyborach.  Kanoniści 
i  legiści,  postglossatorzy  i  komentatorzy,  jak  zobaczymy  niżej, 
rozpisali  się  o  niej  szeroko  i  po  swojemu  subtelnie.  Większość 
zresztą  ma  wszędzie  powagę  moralną,  ma  po  swojej  stronie  do- 


1)  Callery,  Histoirc  de  Torigine  des  pouvoirs  et  des  attributions  des  Ełats 
de  1355,  38-41.  Sam  Filip  Piękny  po  gładkim  przebiegu  pierwszych  Stanów 
Generalnych  ma  jednak  poważne  wątpliwości,  czy  kraj  nszanuje  uchwały  o  za- 
mianie służby  wojskowej  na  opłaty,  i  rozsyłając  delegatów,  którzyby  dopilnowali 
wykonania  jej  w  lennacli,  każe  tłómaczyć  opornym  jej  korzyści. 

-)  Antoine  Thomas,  Les  Etats  Proviticiaux  de  la  France  centrale  sous 
Charles  VII,  1879,  I,  50-1. 


—    57     - 

mniemanie  Bożego  objawienia;  więc  też  np,  rada  miasta  Nimes 
w  r.  1359,  zamiast  obrać  samodzielne  stanowisko,  zdaje  się  na 
decyzyę  „zdrowszej",  t.  j.  większej,  części  deputowanych  prowin- 
cyi  na  sesyi  w  Montpellier '). 

Wszelkie  autorytety  moralne  i  teorye  czekały  na  walną 
kampanię  królewskości  z  żywiołami  społecznymi.  Wypadła 
ta  kampania  tak,  że  po  wszystkie  czasy  może  ona  stanowić  przy- 
kład, jak  wpływa  sprężysta  władza  monarsza  na  obyczaje  i  pra- 
widła postępowania  zgromadzeń.  „La  cour  pleniere"  i  pierwsze 
zjazdy  stanowe,  pomimo  niejednokrotnego  rozszczepiania  się  na 
nich  pertraktacyi  króla  ze  stanami,  stworzyły  koniec  końcem  po- 
jęcie wspólnej  uchwały,  względnie,  wspólnej  umowy  króla  z  na- 
rodem, t.  j.  z  trzema  stanami.  Naród,  t.  j.  suma  trzech  stanów, 
akceptował  nowe  ciężary,  o  ile  król  uwalniał  go  od  pewnych 
krzywd  lub  nadawał  pewne  wolności.  Jednostki,  grupy  zrzeszyły 
się  na  wezwanie  królewskie  w  stany,  stany  zsumowały  się  w  na- 
ród. Otwarła  się  kwestya,  jaką  formę  przybiorą  zbiorowe  zobo- 
wiązania stanów  z  koroną.  Rozstrzygnięcie  zawisło  przedewszy- 
stkiem  od  faktu,  że  kler,  rycerstwo  i  mieszczaństwo  francuskie 
nie  przeszły  przez  tak  ciężką  szkołę,  jak  Anglia  za  Plantagene- 
tów,  nie  nauczyły  się  solidarności,  miewały  zawsze  chętkę  do 
negocyacyi  odosobnionych,  a  król  Filip,  Karol,  czy  też  Ludwik 
Walezyusz  nie  pragnął  nic  lepszego  :  wśród  izolowanych  ukła- 
dów z  trzema  partnerami  dwór  bywał  górą,  bo  mógł  wybierać. 
Nie  wypuścił  też  z  rąk  rzeczywistej  władzy  prawodawczej,  nie 
odstąpił  społeczeństwu  takiej  inicyatywy,  jaką  Anglicy  zdobyli 
sobie  od  początku  XV  wieku.  Francuzi  nie  dorośli  przez  cały 
czas  istnienia  Stanów  Generalnych  do  zbiorowych  czynów  naro- 
dowych bez  udziału  króla. 

Lecz  nietylko  brak  zgody  w  żywiole  stanowym  wychodził 
na  zysk  króla.  Rozumując  podobnie,  jak  nad  stosunkami  angiel- 
skimi, spytajmy  o  podstawy  misyi  deputowanych  do  Stanów 
Oeneralnych,  a  ujrzymy  nieuniknioną  ich  słabość.  Cała  Francya 
-dzieliła  się  pod  względem  parlamentarnym  na  „pays  d'etats'*, 
uposażone  w  prawo    odbywania  własnych    stanów  prowincyonal- 


')  „Cum  potestate  finandi  proiit  sanior  pars  communitatiim  linguae  occi- 
tanae  finabiint**,  Just  Paqiiet,  Institutions  provinciales,  communalcs  et  corpora- 
4ives,  1835. 


-     58     - 

nych,  i  „pays  d'elections",  które  prawa  tego  nie  miały.  Królowie 
domyślili  się,  że  bezpieczniej  będzie  tu  i  tam  przeprowadzać 
wybory  do  Stanów  Generalnych  poza  Stanami  prowincyonalnymi 
w  dowolnie  zakreślonych  okręgach.  Chodziło  im  o  to,  aby  żaden 
deputowany  nie  posłował  w  swem  przekonaniu  od  ciała  samo- 
rządnego, na  podobieństwo  polskich  posłów  sejmikowych  ;  każ- 
dego miała  obierać  ludność,  doraźnie  ściągnięta  w  okręg  admini- 
stracyjny, baillage  lub  senechaussee.  W  większości  wypadków 
monarchizm  stawiał  na  swojem,  bardzo  rzadko  dopuszczając 
kompromis,  który  polegał  na  tem,  że  część  posłów  bywała  od  Sta- 
nów prowincyonalnych,  a  część  od  baillages  i).  W  takich  warun- 
kach czyż  mógł  wyrabiać  się  wśród  wyborców  i  wybrańców  ducłi 
wytrwałej  opozycyi  przeciw  królowi  w  obronie  praw  partykular- 
nej zbiorowości  ?  Prowincye  zachowywały  wspomnienia  minionej 
niezawisłości,  to  też  starano  się  im  odebrać  historyczną  indywidual- 
ność wraz  z  odrębnym  głosem  prowincyonalnym  w  ogólnem  zgro- 
madzeniu Stanów.  Okręgi  nie  miały  wspomnień  ani  indywidual- 
ności, więc  im  właśnie  nadano  głos.  Co  więcej,  prowincyonalizm 
i  klasowość,  zwalczane  przez  rząd  królewski,  same  mimo- 
woli  rywalizowały  ze  sobą :  jeżeli  pewna  klasa  chciała  silnie 
stanąć  przeciw  królowi,  to  musiała  zacierać  w  sobie  rozłamy  pro- 
wincyonalne,  a  gdy  pewna  dzielnica  usiłowała  stanąć  okoniem 
przeciw  centralizmowi,  musiała  dążyć  do  wywyższenia  się  ponad 
klasowość.  W  dodatku  wybuchła  i  przeszła  wśród  niezmiejnie 
pouczających  dla  społeczeństwa  doświadczeń  wielka  Wojna  Stu- 
letnia. W  jej  krytycznych  naprężeniach  naród  zrósł  się  moralnie 
w  jedną  całość,  prowincye  upadły  nisko  w  porównaniu  z  monar- 
chią Walezyuszów,  a  monarcha,  jako  zwycięzca  Anglików  i  wyo- 
braziciel  jedności  narodowej,  wysoko  wyrósł  ponad  klasy  oraz 
prowincye,  i  położył  ciężką  rękę  na  ich  samorządzie, 

Monarchizm  francuski  zachował  swobodę  zwoływania  Stanów, 
kiedy  mu  się  spodoba:  mógł  wybierać  chwile  przychylnych  nastro- 
jów, omijać  momenty  wzburzonego  niezadowolenia,  mógł  stroić 
się  za  przykładem  Filipa  Pięknego  w  autorytet  większości  naro- 
dowej. Zachował  i  rozszerzył  w  porównaniu    z    r.  1302,  pomimo- 


')  Esmein,    Cours  elementaire  d'histoire  de  droit  francais,    I  wyd.,    1892». 
484-5,  cyt.  Mayera  Des  Etats  Generaux  et  autres  assemblees  nationales,  VII  425. 


-     59     — 

chwilowej  przegranej  za  Jana  Dobrego  (1355—7),  obszerne  swoje 
atrybucye  finansowe,  które  go  uwalniały  od  potrzeby  ubiegania 
się  o  względy  stanów.  Ustrzegł  w  swycti  rękacli  nietykalną  prero- 
gatywę prawodawczą,  i  dlatego  też,  kiedy  nastała  krytyczna 
chwila  roku  1576,  gdy  prąd  wolnościowy  „monarchomachów" 
porywał  niemniej  katolików  jak  hugonotów,  i  wszystkie  trzy 
zgromadzone  Stany  w  Blois  uznały,  że  jednozgodne  ich  dezyde- 
raty powinny  obowiązywać  króla  i),  —  Henrykowie  przetrwali  ten 
kryzys,  i  późniejszym  zgromadzeniom  kazali  się  prosić  o  prawo- 
dawstwo, podobnie  jak  ongi.  Krótko  mówiąc,  jeżeli  w  Anglii  nie 
było  miejsca  na  zahartowanie  mniejszości  przeciwko  ogółowi, 
bo  wszyscy  musieli  być  solidarni,  to  we  Francyi  królowie  nie 
dali  jej  krzepnąć  przeciw  sobie,  bo  od  czasu  do  czasu  potrzebo- 
wali dla  swej  własnej  powagi  niekwestyonowanych  orzeczeń  wię- 
kszości. 

Sam  partykularyzm  ziemski  dziwną  drogą  odwracał  się  we 
Francyi  przeciw  ugruntowaniu  terytoryalizmu  w  ogólnym  ustroju 
stanowym.  Aby  zrozumiałej  to  wyłuszczyć,  sięgnijmy  najprzód  po 
porównanie  z  życia  polskiego.  U  nas  Kazimierz  Jagiellończyk, 
jak  zobaczymy  niżej,  za  czasów  wojny  pruskiej  i  węgierskiej, 
apelując  od  sejmu  walnego  do  „generałów"  prowincyonalnych, 
przyjmując  ofiary  od  jakiego  tylko  mógł  sejmiku,  choćby  od  zwy- 
kłego ziemskiego,  ośmielał  dążenia  odśrodkowe  ziem.  Stawiał  może 
chwilowo  na  swojem,  robił  politykę  dynastyczną,  lecz  bez  ża- 
dnego zysku  dla  zasady  monarchicznej,  a  z  niewątpliwym  uszczerb- 
kiem centralizacyi  państwowej.  Inaczej  królowie  francuscy.  Gdy 
oni  przewidywali  silny  opór  w  zgromadzeniu  generalnem,  to  „roz- 
drabniali" Stany  według  prowincyi  (Etats  fractionnes),  alba 
wprost  uciekali  się  do  ofiarności  Stanów  prowincyonalnych  i  tędy 
wymijali,  uprzedzali  zwycięstwo  opozycyi,  nie  osłabiając  swej 
wyższej  nad  wątpliwość  władzy  zwoływania  Stanów  Generalnych 
i  niezwoływania  prowincyonalnych  ').    Jagiellończyk    rozdrabniał, 


')  Picot,  Histoirc  des  ttats  GenL'raux,  III,  20. 

~\  Zdarzyło  się  w  r.  1428,  że  czterech  deputowanych  Stanów  prowincyi 
Rouergue  wprost  odmówiło  udziału  w  posiedzeniu  Stanów  Gcnerainycli,  zwoła- 
nych do  Chinon,  twierdząc,  że  zwylili  radzić  tylko  u  siebie,  i  król  musiał  im 
w  tern  dogodzić.  Ale  też  było  to  w  r.  1428,  w  najtrudniejszym  momencie  woj- 
ny z  Anglią.  Ob.  artykuł  Thomasa  w  Annales  du  iMidi,   1892,  Nr.  13. 


-     60     — 

bo  musiał  —  oni  rozdrabniali,  bo  im  tak  było  wygodniej.  Co 
w  ręku  słabego  Jagiellończyka  stawało  się  mimowolnym  taranem  do 
rozbicia  jedności  państwowej,  to  samo  służyło  silnemu  Walezyu- 
szowi  do  nieugiętego  spełniania  własnych  zadań  centralistycznych. 

Pozbawione  ciągłości  i  wyszkolenia,  nie  dopuszczane  do 
głosu  niekiedy  przez  pół  wieku  bez  przerwy,  Stany  Generalne 
stały  się  też  przeważnie  miękkim,  podatnym  materyałem  dla  kró- 
lów do  wszelkich  operacyi  i  wyraźnie  dojrzewały  do  absolutyzmu  ^). 
Monarchizm  rósł  w  siłę,  środki  i  mądrość.  Stany,  raz  tylko,  w  r. 
1484,  zdobywszy  się  na  program  i  ustrój  ogólno-narodowy,  tudzież 
na  wygłoszenie  przez  usta  Filipa  Pot  idei  zwierzchnictwa  ludu  ^), 
staczały  się  potem  w  dół  wśród  zajadłej  kłótni  wewnętrznej. 
Walezyusz  z  suzerena  stawał  się  suwerenem  ;  członkowie  izb  nie 
umieli  wchłonąć  w  siebie  roli  piastunów  zwierzchnictwa,  pozosta- 
wali w  zasadzie  raczej  posłusznymi  poddanymi.  A  do  poddanych 
można  było  zawsze  mówić  po  pańsku.  Król  Jan  Dobry  słał 
komisarzy  do  Stanów  normandzkich  z  taką  instrukcyą,  aby 
w  razie  ukazania  się  na  sesyach  ludzi  przeciwnych,  opornych, 
niezgodnych,  odsyłali  ich  razem  z  ich  argumentami,  odpowie- 
dziami i  wszystkiemi  okolicznościami  sprawy  przed  oblicze  króla- 
sędziego  ^).  Niem.a  co  wątpić,  że  krnąbrny  poddany,  czy  też  wa- 
sal, wolał  unikać  takiego  zaproszenia. 

Zważmy  jeszcze  naturalną  potrzebę  solidarności  między 
członkami  jednego  stanu  wśród  wytężonej  rywalizacyi  z  innymi 
stanami  o  nowe  prawa  i  korzyści,  albo  o  uniknięcie  szkód,  a  bę- 
dziemy mieli  przed  sobą  całkowity  poczet  czynników,  które  zło- 


•)  Octave  Tixier,  Les  theories  constitutionnelles  ou  de  la  sonverainete  aux 
Etats  Generaux  de  1484,  124-5. 

2)  Picot,  j.  w.,  I,  351  sq. :  tym  razem  trzy  stany  społem  obierały  deputo- 
wanych. Ob.  też  tom  II  passim  ;  Yiollet,  III,  230. 

3)  Alfred  Coville,  Les  Etats  de  Normandie,  leiirs  origines  et  leur  deve- 
loppement  au  XIV  siecle,  Paryż  1894,  355-6 ;  oto  słowa  instrukcyi  dla  komisa- 
rzy :  „Si  vero,  quod  absit,  ipsorum  aliąuem  vel  aliąuos  łiujusmodi  tam  pro  lau- 
dabili  ac  pro  necessario  nostre  intentionis  proposito  inveneritis  dissentire,  im- 
pedimentum  facere  aut  aliter  ąuolibet  obviare,  ipsum  vel  ipsos,  de  ąuibus  vobis 
Yldebitur,  expedire  ad  certos  et  competentes  coram  nobis,  ubicumąue  fuerimus, 
super  premissis  comparituros  personaliter  adjornetis,  de  nominibus  adjornatorum, 
responsionibus  eorum  ac  aliis  circumstanciis  et  dierum  assignationibus  nos  per 
vestras  litteras  plenius  certificare  curantes". 


—     61     — 

żyły  się  na  przezwyciężenie  w  Stanach  francuskich  owej  jedno- 
myślności, jaka  wypływała  z  pierwotnej  ich  budowy  indywiduali- 
stycznej. Monarchizm  odegrał  wśród  tych  czynników  rolę  praw- 
dziwie królewską,  wszechwładną.  On  stworzył  francuskie  rządy 
większości,  ukuł  z  nich  dla  siebie  narzędzie,  i  o  ile  wiadomo, 
nie  próbował  ich  dezorganizować  nawet  w  rzadkich  momentach, 
kiedy  większość  czyniła  mu  wstręty.  Filip  Piękny  zrobił  szczę- 
śliwy początek,  osiągając  w  r.  1302  prawie  zupełną  jednomyśl- 
ność Stanów  przeciw  papieżowi  ') ;  później  taka  sama  prawie-je- 
dnomyślność  przysłużyła  się  do  zgnębienia  Templaryuszów.  Oręż 
prawa  większości  zaostrzał  się,  hartował,  nabierał  mocy  do  ła- 
mania z  czasem  silniejszych  nawet  opozycyi,  a  nietylko  odoso- 
bnionych jednostek.  Ostatni  dobitny  odgłos  zaprzeczenia  woli 
większości  dochodzi  nas  z  r.  1356,  kiedy  Pikardya  i  Normandya 
oparły  się  poborowi  podatków,  uchwalonych  bez  ich  udziału 
prze^  „większość  osób  trzech  Stanów",  i  zaprotestowały  z  zupeł- 
nem  powodzeniem  przeciw  wszelkim  nowym  decyzyom  tychże"'^). 
Zaraz  w  tymże  roku  1356,  osiemdziesięciu  deputowanych  za  ini- 
cyatywą  Roberta  le  Coq'a  sprzysięgło  się  na  zachowanie  sekretu 
obrad  i  na  to,  aby  skłonić  zgromadzenie  generalne  do  aprobaty 
i  wykonania  decyzyi  większości  ^).  Naturalnie,  pozostała  nadal 
we  Francyi  bez  normy  i  pozostaje  wszędzie  bez  wyjścia  taka 
sytuacya,  kiedy  niepodobna  przejść  od  większości  względnej 
(np.  Vi  o  głosów  contra  ^/lo  i  ^/lo)  do  bezwzględnej.  Tak  stało  się 
np.  na  sesyi  orleańskiej  r.  1560,  kiedy  8  prowincyi  uchwaliło 
wspólne  „cahier"  do  podania  dworowi  w  100  artykułach,  9  innych 
zredagowało  inne  „cahier"  w  55  artykułach,  10  jeszcze  innych  — 
76  artykułów,  a  nadto  jeszcze  niektórzy  ze  szlachty  wybierali  się 
podać  królowi  zażalenia  osobne  ^)  Na  takie  rozbicie  głosów  nie 
było  i  niema  rady. 


>)  Hervieu,  Recherches  sur  les  prcmicrs  Elats  Gćnórau.K  etc.  Paris  1879. 
Glasson,  Histoire  du  droit  et  des  institutions  de  la  France,  Paris  1893,  V,  445, 
por.  Bibliotheąue  de  TEcole  de  Cliartes,  I,  1860,  str.  22. 

2)  Picot,  I,  40-1. 

3)  Arthur  Desjardins,  Etats  Gćneraux,  1355-1614,  Paris  1871.  Wogóle,  we- 
dług Picota,  I,  82,  za  panowania  Jana  „une  majoritć  dc  deputes  ardcnts  au 
bien  public"  wytrwale  przeprowadza  swe  uchwały. 

4 1  Picot,  II,  211-2. 


-     62     — 

Zato,  gdziekolwiek  można  było  zastosować  prawo  większo- 
ści absolutnej,  stosowano  je  nieugięcie  i,  jakby  na  dowód,  że 
jest  ono  mocniejsze,  niż  wiele  innych  reguł,  naginano  do  niego 
bez  ceremonii  inne  zasady  życia  parlamentarnego,  byle  w  zmie- 
nionych warunkach  wygnieść  tern  twardem  narzędziem  z  mięk- 
kiego zgromadzenia  pożądany  rezultat.  W  żadnym  kraju  król  nie 
gospodarował  tak  samowolnie  wśród  wybrańców  ludu,  nie  prze- 
sadzał ich  tak  i  nie  grupował  według  swego  zachcenia,  jak  we 
Francyi ').  Obradowano  i  głosowano  według  prowincyi,  według 
biur,  według  okręgów  wyborczych,  najrzadziej,  i  to  tylko  w  dro- 
bnych kwestyacli  porządku  dziennego,  według  osób  (par  tetes)  ; 
ten  ostatni  sposób  głosowania,  przy  ustalonych  wyborach  z  listy, 
wydawał  się  niezgodnym  z  istotą  mandatu  poselskiego.  Jak- 
kolwiek zresztą  zasiadano  i  głosowano,  działo  się  to  zawsze  we- 
dług nakazu  rządu,  a  nie  według  ustalonego  zwyczaju.  Lichym 
przedstawicielom  interesów  stanowych  było  wszystko  jedno,  jak 
ich  posadzą,  byle  nienadto  obciążano  ich  podatkami.  Deputowa- 
nych z  r.  1484  np.,  przybyłych  z  potrójnym  mandatem  od  wy- 
borców wszystkich  stanów,  podzielono  na  sześć  biur  terytoryal- 
nycłi ;  przewodniczący  próbował  wyzyskać  na  rzecz  opozycyi  gło- 
sowanie „par  bailloges",  przez  co  przewagę  zdobyłyby  sekcye 
paryska  i  Langue  d'Oil ;  cztery  inne  sekcye  zgodnie  z  życzeniem 
dworu  odrzuciły  ten  projekt;  ta  sama  większość  nie  pozwoliła 
podać  królowi  dezyderatów  (cahier)  rozumniejszej  mniejszości  2). 
Roku  1560  w  Orleans  widzimy  znów  głosowanie  według  stanów-); 
w  r.  1576  król  zleca  jednemu  z  posłów,  Piotrowi  de  Blanchefort, 
aby  szlachta  zasiadła  „par  gouvernenients"' :  zleceniu  staje  się  za- 
dość. Duchowieństwo  miało  ochotę  ugrupować  się  według  pro- 
wincyi metropolitalnych,  ale,  jak  zwykle,  ustąpiło.  Jeden  z  mie- 
szczan, którzy  siedzieli  znów  według  okręgów  wyborczych,  Piotr 
Belin,  upomniał  się  o  oznaczenie  raz  na  zawsze  normalnego  trybu 
zasiadania:  skutku  nie  osiągnął.  Znakomity  Bodin,  jeden  z  kory- 
feuszów tego  zgromadzenia,    po  głosowaniu  w  sprawie  pacyfika- 


^)  Tixier,  j.  w.,  przytacza  przykłady  walki  o  większość  przez  grupowanie, 
wspomina  i  o  innych  sposobach   pośredniego  nacisku  dworu  na    wynik  uchwał. 

2)  Picot,  I,  357. 

3)  Picot,  II,  191.    Edmund  Charleviile,    Les  Etats  Generaux  de  1576,  Pa- 
«ryż  1901,  str.  126. 


—     63     — 

cyi,  gdzie  zwyciężyli  wrogowie  tolerancyi,  zwracał  uwagę,  jak 
niesłuszne  jest  ugrupowanie  par  gouvernements :  przegłosowana 
szlachta  z  Guyenny  miałaby  przy  osobistem  wotowaniu  17  kre- 
sek, a  zwycięzcy  prowansalczycy  tylko  dwie.  Zbyteczna  dodawać, 
że  król  Henryk  III  nie  usłuchał  Bodina  i  wolał  nadal  stosować 
swoją  niezrównaną  geometryę  parlamentarną.  Nieco  później,  gdy 
wciąż  jeszcze  nie  udawało  się  wydobyć  środków  na  zbrojną  pacy- 
fikacyę  wewnętrzną,  t.  j.  na  wojnę  don.ową,  dwór  forsował  wy- 
znaczenie ku  temu  delegacyi  z  60  osób,  w  której  stan  trzeci 
byłby  o  połowę  słabiej  reprezentowany,  niż  dwa  wyższe  stany. 
Świadczyło  to,  źe  w  oczach  rządu  nawet  równość  konstytucyjna 
trzech  stanów  ulega  zakwestyonowaniu ;  interes  wiary  świętej 
kazał  dla  uśmierzenia  różnowierców  preparować  sztuczną  wię- 
kszość w  delegacyi,  na  którą  spłynąć  miał  cały  autorytet  Sta- 
nów. To  już  trąciło  zupełnem  naruszeniem  kardynalnej  zasady  ró- 
wnowagi społecznej.  Tym  razem  też  ostrzeżenia  Bodina  odniosły 
tryumf,  i  nawet  niesłuszne  ugrupowanie  par  gouvernements  nie 
uchroniło  od  upadku  sprawy  funduszów  na  wojnę  domową  '). 

Śledziliśmy  kształtowanie  się  nowożytnych  prawideł  tworze- 
nia woli  zbiorowej  w  obrębie  stanów  od  początku  aż  do  krań- 
cowego punktu,  bo  aż  do  tego  stadyum,  kiedy  zasada  większo- 
ści okazała  się  twardszą,  niż  wiele  innych  zasad,  i  —  rzecz  szcze- 
gólna —  ani  razu  nie  przyszło  mówić  o  instrukcyach  ziemskich. 
Jakgdyby  we  Francyi  veto  poselskie  nie  znajdowało  nigdy  i  ni- 
gdzie tej  swojej  rzekomej  „kolebki",  tej  niewątpliwej,  owszem, 
dla  siebie  podpory.  Owóż  przeciwnie.  Francya  była  klasycznym 
krajem  cahiers  i  doleances,  a  Stany  Generalne  były  naj  podatniej - 
szym  terenem  do  stosowania  mandatu  imperatywno  limitacyjnego : 
tylko,  że  z  pomocą  królewską,  umiano  tam  na  drodze  do  osią- 
gnięcia woli  ogólnej  wyminąć,  odwrócić  w  bok  jego  działanie. 

W  pierwszej  polowie  XIV  wieku  zdarzało  się  nieraz,  że 
poszczególni  deputowani,  a  niekiedy  całe  stany  (np.  kler  i  mie- 
szczanie w  r.  1321,  mieszczanie  sami  w  r.  1351)  odnosiły  sprawę 
projektowanych  podatków  do  wyborców  -).  Zjawisko  to,  właściwe 


')  Picot,  III,  26  sq,  39,  55,  63  sq. 

2)  Picot,  I,  29,  32;  Yioilet,  III,  198-9;  Esmein,  j.  w.,  476,  zdaniem  naszem 
trochę  zbyt  ogólnikowo  twierdzi,  że    „tout   le   systeme  des  ćlcctions  aux    Etats 


—     64     — 

nietylko  Francyi,  ale  wszystkim  krajom,  gdzie  funkcyonowały 
zgromadzenia  stanowe.  Przykłady  takie  nie  znikają  i  później^ 
aczkolwiek  apel  do  wyborców  traci  na  skuteczności.  Stosunek 
między  zjazdem  a  żywiołami  wyborczymi  zawsze  układa  się  we- 
dług typu  mandatu,  nie  przekształca  się  w  pełnomocną  reprezen- 
tacyę  całego  kraju,  jak  w  Anglii,  ale  też  nie  przeprowadza  w  pra- 
ktyce ostatnich  konsekwencyi  mandatu.  Deputowany  przywozi  ze 
sobą  zwykle  instrukcyę  prywatną  i  publiczny  cahier ;  pierwsza 
dyktuje  sposób  postępowania,  drugi  —  cel  do  osiągnięcia.  Je- 
szcze podczas  posiedzeń  Stanów  w  Blois  deputowani  kleru  za- 
czynają uzasadniać  swe  żądania  v/yznaniowe  w  ten  sposób : 
„Wszystkie  nasze  zlecenia  (procurations),  stanowiące  fundament 
naszych  układów  (negociation),  wyraźnie  każą  nam  żądać  jednego 
tylko  nabożeństwa  i  odbierają  nam  możność  zgadzania  się  wprost 
lub  pośrednio  na  coś  innego"  ').  Zmieniły  się  jednak  czasy,  i  zmie- 
nił się  duch  takiej  litery  prawa  :  za  Henryka  Walezyusza  więcej  tkwi 
w  powyższych  słowach  polityki,  mniej  dogmatu  prawnego,  niż 
przed  wiekami.  Mandat  jest  punktem  wyjścia  przetargów, 
a  nie  ostatniem  słowem  woli  wyborczej.  Bodin  umiał  go 
cytować,  gdy  mu  to  było  dogodnem,  ale  umiał  też  dla  racyi  takty- 
cznych „akomodować  się"  do  zdrowszych  opinii.  Przeciwnicy  także 
umieli  mu  zarzucić,  że  domaga  się  tego  lub  owego  bez  instrukcyi. 
Uważniejsze  zastanowienie  się  nad  charakterem  ograniczo- 
nych pełnomocnictw  poselskich  wytłómaczy  nam  sekret  ich  bez- 
silności przeciw  majoryzacyi.  Według  utartego  poglądu  mandat 
nakazczy  w  sprawach  publicznych,  podobnie  jak  wszelki  mandat 
w  prawie  cywilnem,  dopuszcza,  po  pierwsze,  możność  sądownego 
dochodzenia  szkód  i  strat  na  niewiernym  pośle;  powtóre,  upo- 
ważnia wyborców  do  wyparcia  się  posła  (desaveu).  Co  do  pierw- 
szej zasady,  p.  Edmund  Charleville  znajduje  ją  podczas  sesyi 
1576  r.,  „jasno  stwierdzoną  samą  przez  się  i  przez  konsekwen- 
cye  z  niej  wynikające".  Nie  przytacza  zresztą  na  to  żadnych  bez- 
pośrednich dowodów  źródłowych,  przyznaje,  owszem,  że  niema 
przykładu  sądownego  ścigania   deputowanych.   Możnaby   spytać, 


Generaux,  tel  qu'il  se  developpa,  ne  fut  lui-meme  au  fond  qu'une  application 
du  contrat  de  mandat".  Niżej  będzie  mowa  o  pewnych  odstępstwach  od  kon- 
strukcyi  takiej  umowy. 

')  Charleville,  j.  w.,  str.  70  sq. 


—     65     — 

czy  w  takim  razie  i  inne  oznaki,  świadczące  o  istnieniu  rzeczonej 
zasady,  np.  świadectwo  posła  o  grożącej  mu  odpowiedzialności, 
nie  są  taktycznym  jedynie  wykrętem,  aby  się  wymówić  od  zgody 
na  podatek.  Wnioskowanie  zaś  tegoż  autora  z  konsckwencyi  nie 
wydaje  się  ścisłem.  Były  próby  ze  strony  wyborców  zaprzecze- 
nia Bodinowi  kompetencyi  do  oświadczenia  się  za  pokojem  reli- 
gijnym i  odebrania  mu  pełnomocnictwa;  on  sam  kwestyonował 
ową  zaczepkę  wyborczą  tylko  ze  strony  formalnej,  zwracając 
uwagę,  że  nie  wszyscy  wyborcy  chcą  mu  odebrać  mandat.  Rada 
królewska  uwzględniła  to  i  uznała  w  danym  razie  odwołanie  za 
nieważne').  Przypuśćmy,  że  naprawdę  przeważało  wówczas 
w  Blois  zdanie,  iż  można  odwołać  nieposłusznego  posła:  z  pe- 
wnością jednak  nawet  odwołanie  nie  unieważniałoby  oddanych  już 
przezeń  głosów,  chociażby  wbrew  intencyi  mocodawców,  a  tylko 
takie  wsteczne  działanie  protestów  stałoby  na  przeszkodzie  rzą- 
dom większości.  Znane  są  tylko  dwa  przykłady  zupełnego  wy- 
parcia się  przez  wyborców  zarazem  i  posła  i  uchwały  w  la- 
tach 1357  i  1382,  a  więc  o  dwa  stulecia  wcześniej^);  skoro  zaś 
niema  ich  więcej,  a  mandaty  rzadko  dawały  się  zupełnie  zhar- 
monizować z  narzucanemi  uchwałami,  musiał  normalny  pogląd 
biedź  w  innym  kierunku.  Decyzye  króla  i  stanów  były  ważne, 
chociażby  wyborcy  byli  im  przeciwni,  jeżeli  tylko  posłowie  gło- 
sowali na  własną  odpowiedzialność  za  wnioskami. 

Rozumieli  to  różni  deputowani  opozycyjni,  naprzykład,  na 
sesyi  roku  1576,  i  choć  protestowali  raz  po  raz  ustnie  lub  piś- 
miennie przeciw  decyzyom  większości  katolickiej,  chociaż  żądali 
zaprotokołowania  protestów  albo  osobnych  dezyderatów  (cahiers 
particuliers)  —  na  co  przewodniczący  replikował  pytaniem,  zali 
mają  upoważnienie  do  stawiania  takiego  oporu  —  ale  zebrań  nie 
zrywali  i  zerwać  nie  mogli  ^).  Jeden  z  wybitniejszych  oponentów 
Piotr  de  Blanchefort,  oznajmia  imieniem  prowincyi  Nivernais,  iż 
kazano  mu  obstawać  przy  edykcie  pacyfikacyjnym,  on  jednak 
uznaje  się  „pokonanym  przez  większość  głosów",  tylko  żąda  za- 


1)  Les  Etats  Gćnćraux  de  157(5,  86  sq. 

2)  Yiollct,  III,  198.  Mayer,  VII,  378-9:  w  r.  1382  „les  dćputćs  de  la  pro- 
vince  de  Sens  outrcpassercnt  Icurs  pouvoirs  et  fiirent  dćsavoues  par  icurs  coin- 
mettants  qui  ne  payerent  point  le  subsidc  accorde". 

3)  Picot,  III,  28  sq. 

5 


—     66     — 

protokołowania  swego  wotum.  Skutki  zaprotokołowania  nie  da- 
wały się  zupełnie  jasno  przewidzieć.  Blanctiefort,  jako  „poko- 
nany", nie  kwestyonował  sam  ważności  ucłiwał,  cłiciał  tylko  oczy- 
ścić się  przed  bracią.  Inna  rzecz,  czy  wyborcy  nie  zeclicieliby 
ignorować  ucłiwały,  przeciwnej  icłi  życzeniom.  Wobec  tej  niepe- 
wności prezydyum  Stanów  odmówiło  Blancłiefortowi  żądanego 
poświadczenia.  Podobna  odmowa  spotyka  takież  żądanie  dwócłi 
grup  opozycyjnych!  w  roku   1614^). 

Nie  znaczy  to,  żeby  mandat  wogóle  był  bezsilny :  znaczył 
on  dużo  i  regulował  stanowczo  zobowiązania  posła  wobec  wy- 
borców, ale  nie  mógł  stawać  wpoprzek  większości.  Przeciwko 
niej  wszelki  apel  do  mandatu  bywał  tylko  manifestacyą,  jak  np. 
w  r.  1593  na  posiedzeniu  Stanów  Ligi  Katolickiej,  kiedy  naj- 
śmielszy rzecznik  umiarkowanego  obozu,  Du  Vair,  zaoponował 
w  imię  niepodległości  narodowej  przeciw  projektowanemu  przez 
księcia  Mayenne  wezwaniu  na  tron  arcyksięcia  Habsburga.  Du 
Vair  wyszedł  z  sali  na  czele  stronników,  argumentując,  że  depu- 
towani z  Isle  de  France  nie  mają  dostatecznycłi  pełnomocnictw  do 
takiej  sprawy.  Oczywiście,  sesyi  nie  zerwał  i  nie  obiecywał  so- 
bie tego.  Całkiem  inaczej  było,  kiedy  przewaga  liczebna  była  po 
stronie  mandatów  opozycyjnych :  w  Blois  roku  1588  stan  trzeci 
oświadczył  królowej,  że  mu  się  nie  godzi  zdradzać  wyborców, 
łamiąc  Jeur  plus  imperieux  mandat''  ^). 

Nie  zabiła  też  instrukcya  we  Francyi  rządów  większości, 
ale  niemniej  wywarła  na  życiu  parlamentarnem  swój  zabójczy 
skutek:  przytłumiła  w  wybrańcacti  ludu  poczucie  odpowiedzial- 
ności wobec  całego  narodu,  sparaliżowała  obronę  Stanów  Ge- 
neralnych przed  zwycięskim  pochodem  absolutyzmu.  Sama  do- 
trwała do  r.  1789;  ozwała  się  wówczas  gromkiem  echem  pamię- 
tnych cahiers  po  całej  Francyi,  ale  w  zestawieniu  z  pociągają- 
cym angielskim  wzorem  reprezentacyi  okazała  się  anachronizmem. 
Uległa  też  miażdżącej  krytyce  takich  parlamentarystów,  jak 
Talleyrand,  Biaurat,  Lally  Tollendal,  Barere  (7—8  czerwca  1789), 
i  znalazła  koniec    w    uchwale   Konstytuanty  z  d.    8  lipca  t.  r.  ^). 


1)  Picot,  IV,  216,  por.  V,  146. 

2)  Picot,  III,  400;  IV,  93. 

3)  Ob.  Hćlie,  Les  constitutions  modernes,  24-5. 


—     67     — 

W  bliskim  związku  z  wyrobieniem  zasady  większości  stoi 
mna  kwestya  francuskiego  prawa  państwowego  z  epoki  rządów 
stanowo-monarciiicznych.  Było  to  jedną  z  najsłabszych  stron  da- 
wnej francuskiej  maszyny  parlamentarnej,  że  cokolwiek  podawano 
królowi  w  cahiers  z  mniejszą  lub  większą  stanowczością  i  naci- 
skiem, wyrażało  wolę  jednej  klasy  społecznej,  albo  też  działają- 
cych  osobno  dwóch  lub  trzech  klas,  nigdy  zaś  nie  brzmiało  całą 
pełnią  głosu  narodowego.  Widoczna  większość  narodu  francu- 
skiego wtedy  tylko  stawała  oko  w  oko  z  królem,  gdy  składały 
się  na  nią  trzy  większości  poszczególnych  klas;  ale  i  wówczas 
łatwo  powstawała  pokusa  do  rozbicia  jej  przez  zakulisowe  per- 
traktacye  z  jednym  stanem.  W  burzliwym  okresie  rewolucyi  mie- 
szczańskiej 1355  —  7  r.  stan  trzeci,  czując  swoją  wyższość  licze- 
bną nad  każdym  z  dwóch  stanów  uprzywilejowanych,  zaczął  dą- 
żyć do  zabezpieczenia  się  przed  majoryzacyą  z  ich  strony.  Czte- 
rokrotnie podawali  deputowani  miejscy  królowi  do  sankcyi 
w  Wielkim  Ordonansie  (art.  1,  5,  6,  27)  zasadę,  stale  odtąd  sza- 
nowaną, iż  decyzye  zjazdów  generalnych  stanowione  być  mają 
jednomyślnością  trzech  stanów  '). 

Gdyby  mieszczaństwo  poczuło  jeszcze  wyraźniejszą  prze- 
wagę, uparłoby  się  może  przy  bezwzględnej  majoryzacyi  przez 
osobiste  głosy  poselskie.  Taki  duch  panował  istotnie  wśród  mie- 
szczan Langwedocyi  w  r.  1552  :  kiedy  duchowieństwo  i  szlachta 
domagały  się  spisania  swego  odrębnego  wotum  (inaczej  bowiem 
„les  ungs  seroient  opprimes  des  autres  contrę  kur  debvoir''),  trzeci 
stan  nie  wahał  się  replikować,  że  taki  tryb  wotowania  narusza 
„porządek  i  formę  po  wszystkie  czasy  tu  zachowywaną"  -). 

W  Bearn  rzecz  miała  się  odwrotnie.  Tam  duchowieństwo 
razem  z  baronami  i  drobną  szlachtą  tworzyło  „Wielkie  Ciało"  ; 
drugą  izbę  napełniało  mieszczaństwo.  Jeżeli  te  dwa  zgromadze- 
nia dochodziły  do  niezgodnych  postanowień,  to  projekt  pierw- 
szego, „Wielkiego",  szedł  razem  z  motywacyą  pod  rozwagę  dru- 
giego; potem  wracał,  skąd  wyszedł,    i    to  się  powtarzało,  podo- 


1)  Picot,  I,  99  sq. 

-)  Paul  Dognon,  Les  institiitions  politiąucs  et  administratives  du  pays 
de  Langucdoc,  266-7.  Cytując  to  miejsce,  Andrć  Marchadier,  Les  Etats  Gene- 
raux  sous  Charles  VII,  Bordeaux  1904,  datuje  glosowanie  „a  la  majoritć  des 
personnes  fćodalcs"  w  Langwedocyi  już  od  połowy  XV  wieku. 

5* 


—     68     — 

bnie,  jak  między  lordami  i  gminami,  dopóki  nie  nastała  zgoda. 
Jeżeli  natomiast  rozłam  zachodził  w  samem  „Wielkiem  Ciele",, 
naprzykład,  między  szlachtą  z  jednej  strony,  a  klerem  i  mie- 
szczaństwem, działającymi  zgodnie,  z  drugiej,  to  również  o  majo- 
ryzacyi  nie  mogło  być  mowy.  Szlachta  miała  swoje  zbiorowe 
veto  przeciwko  wszystkim  decyzyom  nawet  wtedy,  kiedy  walczyła 
z  najbliższymi  kolegami.  Ona  też  tylko  z  pomocą  stanu  trzeciego 
mogła  w  zasadzie  zadać  gwałt  duchowieństwu,  jakkolwiek  kró- 
lowa w  takim  przypadku  (1506  r.)  wolała  nie  przyjmować  daru, 
uchwalonego  przez  Stany  wbrew  klerowi,  niż  stwarzać  precedens, 
szkodliwy  dla  tego  ostatniego  ')• 

W  Stanach  atoli  Generalnych  francuskich,  nie  mając  zape- 
wnionej nietylko  całkowitej  przewagi,  ale  i  równowagi  wobec 
kleru  i  szlachty,  burżuazya  stawała  od  początku  do  końca  przy 
zasadzie  niezawisłości  każdego  stanu.  Bodin  autorytatywnie  do- 
wodził w  zgromadzeniu  1576  roku,  i  podobnie  pisał  w  „Sześciu 
księgach  o  Rzeczypospolitej",  jako  we  wszystkich  królestwach 
chrześcijańskich  panuje  stary  zwyczaj,  że  dwa  stany  nic  nie  mogą 
uchwalić  przeciwko  trzeciemu.  Dobrą  chwilę  wybrał  mądry  poli- 
tyk, bo  właśnie  wówczas  duchowieństwo  wyjątkowo  przychylnie 
było  nastrojone  dla  jego  teoryi  z  obawy,  iż  żywioł  świecki  mógł- 
by zwalić  na  nie  dwoma  głosami  niepomierne  brzemię  podatkowej. 

Słowem,  zasada  liczebna,  propagowana  we  Francyi  przez 
rząd  królewski,  przez  duchowieństwo  i  legistów,  chętnie  przyjęta 
przez  mieszczaństwo,  a  narzucona  raczej  z  góry  rycerstwu,  opa- 
nowała życie  publiczne  każdego  zosobna  stanu,  lecz  cofnęła  się 
przed  niezawisłością  stanów  i  rozbieżnością  ich  tendencyi.  Nieza- 
wisłość ta  i  rozbieżność  obróciły  w  utopię  ową  jednomyślność, 
pod  warunkiem  której,  według  zapatrywań  popularnych  w  roku 
1576,  uchwała  reprezentacyi  obowiązywałaby  króla  ;  one  też  po 
upływie  jednego  pokolenia  (1614)  podcięły  korzeń  samej  insty- 
tucyi  Stanów  Generalnych. 


1)  Cadier,  j.  w.,  270. 

2)  Picot,  111,  65  sq. ;  V,  149.  Por.  Miyer,  VI,  394-401. 


ROZDZIAŁ  IV. 

"Niemcy.  Chaotyczna  Rzesza.  Zly  przykład  z  góry.  Pola  Marcowo  -  Majowe. 
Samorząd  ziemski  i  gminny.  Die  Folgę.  Sejm  niemiecki  za  dynasłyi  saskiej 
i  frankońskiej.  Konsolidacya  za  Hohenstaufów  —  bez  ugruntowania  rządów  wię- 
kszości. Prawo  pięści  i  płynące  zeń  nauki.  Walka  o  pełnomocnictwa.  Czasy  lu- 
ksemburskie. Mniejszość  broni  się  mandatem.  Rozprzężenie  w  wieku  XV.  Za- 
sada większości  zwycięża  za  Habsburgów.  Podział  głosów  w  sejmie  Rzeszy. 
Itio  in  partes.  Elekcye  królów.  Strona  podmiotowa  tego  aktu.  Jednostkowa 
przysięga  i  hołd.  Wybory  powtórne.  Przejście  od  koncepcyi  subjektywnej  do 
objektywnej  przez  stopniowe  zbieranie  jednogłośnych  wotów.  Wyodrębnienie 
grona  elektorów  umożliwia  rachunek  głosów  i  osłabia  nacisk  zewnętrzny.  Gło- 
sowanie w  samorządzie  miejskim.  Szybki  postęp  majoryzmu.  Niesforne  sejmy 
krajowe  :  Meklemburgia,  Szlezwik-Holsztyn,  Palatynat,  Śląsk. 

Monotonną  skargę  na  brak  materyału  źródłowego  tudzież 
opracowań  konstrukcyjnych  naszej  kwestyi  trzeba  znów  powtó- 
rzyć przed  rozważaniem  jej  w  dziedzinie  niemieckiej,  pomimo 
gotowości,  z  jaką  umysł  germański  wyszukuje  w  przeszłości 
swego  narodu  objawy  przypisywanego  sobie  indywidualizmu. 
Niemcy  zrobili  dużo  celem  wyjaśnienia  początków  rządów  wię- 
kszości —  ale  odkrycia  ich  są  w  słabym  stosunku  do  ogromu 
komplikacyi,  jaką  nastręcza  odnośnie  do  tego  zagadnienia  bez- 
ładna ich  Rzesza.  Święte  Cesarstwo  Rzymskie  niemieckiego  na- 
rodu, to  ani  państwo  jednolite,  ani  związek  stanów :  jest  to  zle- 
pek grup  różnego  kalibru  i  układu.  Są  w  nim  głosowania  elekcyjne, 
prawodawcze,  skarbowe,  sądowe ;  są  głosowania  w  sejmie  po- 
wszechnym i  w  sejmach  stanowych  poszczególnych  krajów,  roz- 
winięte są  różne  formy  samorządu  ;  jest  ciągła  walka  centralizmu 
z  decentralizacyą  i  częste  sukcesy  tej  ostatniej,  ciągłe  skupienia 
i  ciągle    rozluźnienia.    Racyonalistyczny,  przynajmniej    od   końca 


—     70     — 

Wieków  Średnich,  nastrój  umysłów  wobec  nader  irracyonalnej  rze- 
czywistości; wcześnie  gotowe  teorye  o  major  et  sanior  pars,  pra- 
ktyka chwiejna  do  najpóźniejszych  dni.  Nigdzie  też  nie  jest  tak 
wskazaną,  jak  przy  badaniu  parlamentaryzmu  stanowego  Niemiec, 
ustawiczna  pamięć  o  tych  trzech  prawdach,  że  w  pierwocinach 
formacyi  woli  zbiorowej  niema  ani  momentalnych  stanowych  gło- 
sowań, ani  wolnej  bez  szranek  sfery  działania  legislatury,  ani  też 
niema  —  w  większości  wypadków  —  ostatecznych  uchwał  co  do 
pewnych  kwestyi  bez  odsyłania  ich  pod  sankcyę  jedynowładcy. 
Zdarzają  się  raczej  stopniowe  układy  celem  ściągania  wotów  na 
jedną  osobę  lub  jedną  czynność,  sfera  prawodawstwa  i  zbiorowej 
administracyi  bywa  bardzo  ograniczo:ia  przez  udzielność  lub 
przywileje  uczestników;  ponad  zgromadzeniem  stoi  przeważnie 
cesarz,  król,  książę,  niezbędny  i  właściwy  prawodawca  i  rozka- 
zodawca. Nie  da  się  zaprzeczyć  nigdzie,  ani  w  Anglii,  ani  we 
Francyi,  ani  w  Niemczech,  że  raczej  sejm  lub  parlament  bywa 
wzorem  dla  samorządów,  sejmików,  gmin,  niż  naodwrót.  Aliści 
przykład  sejmowy  działa  w  Niemczech  właśnie  na  szkodę  reguły 
większości  :  prędzej  ona  dojrzewa  we  wszystkich  innych  zastoso- 
waniach, niż  w  najwyższym  organie  Rzeszy.  Pozatem  zgady- 
wać można  różne  wypadki  wzorowania  się  i  zapożyczania  zasad 
między  różnego  typu  zgromadzeniami,  ale  kierunku  ich  i  siły 
wymierzyć  dotychczas  ani  w  przybliżeniu  nie  sposób. 

Najdawniejsze  obrady  Niemców,  te  o  których  pisze  Tacyt, 
stanowią  wspólną  pamiątkę  i  dobytek  ich  oraz  Francuzów.  Z  obrad 
tych,  jak  i  z  późniejszych  Pól  Marcowo-Majowych  Merowingów 
i  Karolingów,  nie  dolatuje  nas  żaden  odgłos  regularnej  dyskusyi. 
Słychać  tylko  znany  szczęk  broni  (fremitus  armorum),  potrząsa- 
nej lub  uderzanej  na  znak  zgody,  albo  też  pomruk,  v/yraz  nie- 
zadowolenia. Niekiedy  poprzedzają  te  odgłosy  odosobnione  prze- 
mówienia starszyzny.  Według  kronikarza  Hinkmara,  który  bodaj, 
że  wiedział  o  Polach  Majowych  więcej,  niż  one  same  o  sobie 
wiedziały,  starszyzna  zjeżdżała  się  za  Karola  Wielkiego  dla  urzą- 
dzenia narady  (propter  concilium  ordinandiim),  ludzie  zaś  mniejsi 
dla  przyjęcia  tejże  rady,  niekiedy  zaś  dla  traktowania  o  niej  i  po- 
twierdzenia jej  —  nie  własną  mocą,  lecz  tylko  swem  rozumieniem 
i  zdaniem,  (minores  propter  idem  concilium  suscipiendum  et  in- 
terdum  pariter  tractandum  et  non  ex  potestate,  sed  ex  proprio 


—     71     — 

mentis  intellectii  vel  sententia  confirmandum)  ')  Że  te  pochrząsty 
i  pomruki  są  jednomyślne  -),  i  źe  tylko  takie  znaczą  coś  dla  króla, 
łatwo  zmiarkować,  znając  naturę  podobnych  zebrań  pierwotnego 
rycerstwa  w  różnych  krajach. 

Rozpadniecie  się  monarchii  Karola  Wielkiego  i  wystąpienie 
nowych,  nawet  coraz  to  nowszych  państewek  w  Niemczech,  wy- 
twarza w  dobie  dynastyi  saskiej  wielki  chaos  na  zgromadzeniach. 
Zamiast  jednostajnych  „Pól"  rycerskich  mamy  tu  już  sejm  z  naj- 
wydatniejszą funkcyą  sądową,  jakkolwiek  wyroki  sądowe,  uchwały 
poHtyczno-wojenne  i  ustawy  zlewają  się  jeszcze  w  jedną  splątaną, 
nieokreśloną  masę.  Niewiadomo,  o  ile  zdanie  większości  sejmo- 
wej, t.  j.  większości  wasali  owych  czasów,  obowiązuje  króla  w  ja- 
kiejkolwiek materyi.  Nasz  Mieszko  II  np,  został  w  r.  1015  uwol- 
niony po  paru  latach  zakładnictwa,  pomimo,  że  ogromna  wię- 
kszość z  arcybiskupem  magdeburskim  Geronem  wypowiedziała 
się  przeciw  temu,  i  nie  było  z  tego  powodu  głośnych  krzyków 
na  despotyzm  cesarski.  W  każdym  razie  wyodrębniają  się  na 
przyszłe  czasy  dwa  szlaki  rozwoju.  Osobno  wypada  śledzić  spo- 
soby stanowienia  uchwał  za  życia  króla  w  sprawach  administra- 
cyjno -  prawodawczych,  mniej  lub  więcej  dających  się  odłożyć, 
osobno  zaś  nieodwłoczne  elekcye  królów  podczas  interregnów. 
Tak  na  sejmy,  jak  na  elekcye  zjeżdża  żywioł  społeczny,  który 
stopniowo  wdraża  się  w  samorządzie  miejscowym  do  pewnych 
reguł  obradowania,  przywozi  poczucie  tych  reguł  na  punkt  cen- 
tralny Rzeszy,  ale  też  odwozi  stamtąd  do  dzielnic  mniej  budu- 
jące sugestye  sejmowe. 

Ów  samorząd,  rozumiany  tu  w  najszerszym  sensie,  jako 
udział  w  funkcyach  publicznych,  administracyjnych  lub  sądowych 
samego  społeczeństwa,  rozwijał  się  poza  miastami  w  związkach 
ziemskich  (Markgenossenschaften)   i    gminach    wiejskich  (Bauer- 


•)  Zocpfl,  Rcchtsgeschichtc,  II,  2,  115;  Yiollct,  I,  202,  204;  Sickcl,  Die 
MeroYingische  Volksversammlung,  Mittciliingen  d.  Inst.  fiir  Oestcrr.  Gcschichts- 
forschung,  1888,  str.  298. 

2)  Podobnie  w  rzecz)  pospolitej  Gotlnndzkicj  o  landtingach  często  sły- 
chać:  „so  sind  alle  Manncr  iibcrcingckommcn",  Hegel,  Stadt  und  Gcineinde 
der  germanischen  Yolkcr  im  Mittclaltcr,  I,  301  ;  wnet  zresztą  po  zaprowadzeniu 
chrześcijaństwa  tamtejsze  sądy  kollegialne  przyjęły  w  swych  orzeczeniach  o  pra- 
wie obowiąziijącem  regułę  większości. 


—     72     — 

schaften).  Tutaj,  że  użyjemy  słów  Gierkego,  członkowie  zrzesze- 
nia „stanowili  uctiwały  zawsze  jednomyślnie,  a  obwoływali  je- 
dnogłośnie. Że  decyzye,  krzywdzące  osobne  prawa  poszczegól- 
nycti  członków,  wymagały  ich  zgody,  to  rzecz  zrozumiała ;  atoli 
nieraz  zaliczano  do  nicłi  również,  z  punktu  widzenia  dawnej 
wspólnej  własności  ziemskiej,  przyjęcie  nowycłi  członków,  upra- 
wnionycii  do  udziału,  i  wszelkie  rozporządzanie  wspólnym  grun- 
tem (AUmende)  albo  dochodami  z  niego  na  korzyść  niestowa- 
rzyszonych,  W  takich  zatem  wypadkach  przyznawano  każdemu 
stowarzyszonemu  prawo  sprzeciwu,  wygasające  dopiero  po  upływie 
roku  i  jednego  dnia,  jeżeli  się  interesowany  z  niem  nie  odezwał". 
Zresztą  i  wówczas,  kiedy  chodziło  o  wykonanie  praw  zbiorowości 
albo  o  wspólne  dobro,  o  wskazanie  prawa  albo  prawodawstwo, 
o  obiór  przełożonego  albo  urzędnika,  potrzebny  był  akt  zgro- 
madzenia bez  wewnętrznego  rozłamu.  Jeżeli  większość  odnosiła 
przewagę,  to  tylko  de  Jacto,  nie  de  Jurę.  Dopiero  w  wieku  Xni 
zaczęła  w  gminach  przebijać  zasada  nowożytna,  pokrewna  zna- 
nym lormułom  Ulpiana  i  Scewoli.  Pierwszy  wypowiedział  się  za 
nią  Sachsenspiegel  (około  r.  1230);  po  nim  regułę  większości 
rozciągnął  Schwabenspiegel  (około  r.  1260—70)  również  na  gminy 
miejskie.  Była  jednak  głęboka  różnica  między  jasnem,  bezwzglę- 
dnem  stawianiem  kwestyi  przez  prawników  rzymskich,  a  roz- 
strzyganiem jej  przez  Germanów.  Ci  ostatni,  w  danym  razie  rze- 
czywiście wierni  zasadom  indywidualizmu,  nie  przechodzili  do 
porządku  nad  tern,  co  się  działo  w  duszy  przegłosowanych,  ale 
żądali  od  nich  przystąpienia  do  większości  celem  stworzenia  woli 
jednomyślnej.  Takie  zobowiązanie  do  zaniechania  oporu  nazy- 
wało się  Folgę,  coLlaudatio  communis  quae  volga  dicitur,  jak  po- 
wiada pewne  orzeczenie  (Weistum)  z  r.  1340  ').  Sama  „folga"  sta- 


^)  Gierkę,  Majoritatsprinzip,  318-9,  Genossenschaftsrecht,  II,  482-3.  Mait- 
land,  Domes  Day  Book  and  beyond,  350,  przytacza  artykuł  De  migrantibus 
ustawy  salickiej,  według  którego  przybysz  musiał  opuścić  wioskę,  jeżeli  prze- 
ciwko niemu  zaoponował  choćby  jeden  z  jej  członków.  (Por.  Waitz,  Das  alte 
Recht  der  Salischen  Franken,  253-4).  Winogradów,  The  growth  of  the  Manor, 
260  n.  20,  słusznie  ostrzega  przed  wysnuwaniem  z  tego  artykułu  wniosków 
o  szczególnym  germańskim  indywidualizmie,  jak  to  czynili  Pollock  i  Maitland, 
History  of  the  English  Law,  1,  612,  gdyż  ściśle  biorąc,  w  danym  wypadku 
niema  mowy  o  uchwale  zbiorowej  (conventumj. 


—     73     — 

nowiła  już  z  czasem  nie  akt  wolny,  lecz  obowiązek  prze- 
głosowanych ;  zanim  jednak  nabrała  takiego  charakteru,  zdarzało 
się,  że  ławnicy  w  przysiędze  obiecywali  trzymać  się  tej  zasady 
przez  cały  czas  urzędowania. 

Za  panowania  dynastyi  saskiej  i  frankońskiej  sejmy  Rzeszy 
nie  znają  innych  ważnych  uchwał  prócz  jednomyślnych  —  przy- 
najmniej w  zakresie  wypraw  wojennych  lub  wewnętrznego  lądu 
i  bezpieczeństwa  (Landfrieden)  ').  Są  to  w  gruncie  rzeczy  raczej 
traktaty  zbiorowe,  jednozgodnie  zawierane,  czasem  stwierdzane 
przysięgą,  niekiedy  z  podnoszeniem  rąk.  Atoli  wymaganie  jedno- 
myślności w  rzeczach,  którym  każdy  mógł  się  sprzeciwić,  nie 
świadczyło  wcale  o  wymaganiu  jej  w  innych  sprawach,  gdzie  wy- 
konanie decyzyi  zawisło  od  wyobraziciela  całości  Rzeszy.  Hen- 
ryk IV  w  Moguncyi  r.  1098  wyłączył  od  następstwa  tronu  syna 
Konrada,  naprzekór  opinii  wielu  panów  ^).  Sam  sposób  wybady- 
wania  wspólnej  opinii  przez  „szukanie  i  wynajdywanie  wyroku" 
(Urteil  Fragen,  Finden  iind  Folgen)  prowadził  do  wyjścia  poza 
aklamacyę,  otwierał  drogę  odczuciu,  że  opinia  ta  składa  się  z  po- 
glądów indywidualnych  :  trudno  już  było  ominąć  pytanie,  co  po- 
cząć w  razie  niezgodnych  głosów,  i  gdyby  się  kończyło  na  tak 
prostem  stawianiu  kwestyi,  niedługo  czekanoby  na  jej  rozwiąza- 
nie, tembardziej,  że  większość  z  góry  zjednana,  z  politycznych 
pobudek  przychylała  się  do  woli  króla,  albo  też  on  nawzajem 
do  niej.  Częściej  zdarzało  się  to  pierwsze,  bo  na  opór  łatwiej 
się  zdobyć  za  oczami  króla,  na  osobnej  naradzie,  niż  pod  jego 
prezydyum,  gdy  każdy  z  osobna  pytany  jest  o  wotum.  Wszelako 
sprawa  nie  była  tak  prosta.  Rozbijała  się  ona  na  dwa  zagadnienia : 
popierwsze,  czy  król  powinien  iść  za  większością  głosów,  czy 
dopiero  za  jednomyślnością?  To  nie  było  zdecydowanem.  Po- 
wtóre,  czy  należy  bezwarunkowo  słuchać  decyzyi  króla  tak  lub 
inaczej  powziętej  ?  Na  to  twierdząca  odpowiedź  była  wyryta  na 
dnie  duszy  każdego  Niemca,  dla  którego  cesarstwo  i  niemczyzna 
nie  były  pustym  dźwiękiem.  Zapewne  znaczył  tu  coś  i  delika- 
tny wzgląd  taktyczny :  co  właściwie  ma  być  uchwalone  większo- 


')  Guba,    Der  deutsclie    Rcichstag  in   den   Jahrcn   911-1125   (Historische 
Studien,  XII),    63-8. 

2)  Guba,  j.  w.,  69  sq. 


—     74     — 

ścią  lub  jednoinyślnością,  trtrzymanie  stanu  istniejącego  czy  też 
zmiana,  i  do  jakiej  kategoryi  ma  być  zaliczona  dana  kwestya? 
Czy  nie  wyglądało,  naprzykład,  uwolnienie  Mieszka  wbrew  wię- 
kszości głosów,  jako  skutek  braku  jednomyślnej  zgody  na  |ego 
zatrzymanie? 

Za  Hohenstaufów  sprawa,  jeżeli  nie  cofnęła  się  wstecz,  to 
i  niewiele  postąpiła  naprzód.  Wyjaśniło  się  dość  stanowczo  na 
tle  rozłamu  partyjnego,  że  do  rozpisania  wyprawy  wojennej  Rze- 
szy potrzebna  jest  zgoda  wszystkich  książąt-lenników.  Skonsolido- 
wano się  i  oswojono  o  tyle  z  pojęciem  woli  zbiorowej,  że  opi- 
nia sejmu  cesarstwa  obowiązywała  i  nieobecnych),  cliociaż  nie 
obowiązywała  przeciwnychi.  Pierwszym,  t.  j.  nieobecnym,  król- 
cesarz  komunikował  ją  do  wykonania.  Ale  któż  mógł  zmusić  do- 
posłuszeństwa  pyszne  Welfy,  Askańczyki  czy  Wittelsbacłiy,  Lwy 
i  Niedźwiedzie?  Gdy  oni  się  uparli,  lepiej  bywało  pocichu  skwi- 
tować z  zamiaru,  niż  kompromitować  się  bezsilnością  '). 

Okres  „prawa  pięści"  (1254—73)  nauczył  Niemców  lepiej 
cenić  porządek  prawnopaństwowy.  Na  sejmacłi  zarysowuje  się 
odtąd  wyraźniejszy  regulamin.  Stanowi  się  uchwały  wciąż  w  po- 
rządku sądowego  „szukania  wyroku",  z  załamaniem  w  dwóch  sta- 
dyach  :  najpierw  rozstrzyga  się  pytanie  zasadnicze,  potem  kwe- 
styę  zastosowania  zasady  w  danym  wypadku.  Dzieje  się  to  nie- 
raz z  poklaskiem  gromady  {^applaudente  consensu'\  „appLaudente 
caterva"),  nieraz  notuje  się  postanowienia,  zapadłe  jednomyślno- 
ścią, ale  tuż  obok  inne,  bez  takiej  kwalifikacyi,  więc  snąć  nieje- 
dnomyśhie.  Nie  używa  się  wyrażenia  „pliiralitate  votorum",  bo 
to  zakrawałoby  już  na  samowiedne  i  niemal  doktrynerskie  prze- 
ciwstawianie nowego  poglądu  dawnemu.  Pluralitas  posuwała  się 
naprzód,  ale  pocichu.  Że  robiła  postępy,  i  że  chaotyczna  jedno- 
myślność odchodziła  w  mgły  przeszłości,  widać  to  choćby  z  usta- 
lonego od  czasów  Ludwika  Wittelsbacha  zwyczaju  głosowania 
według  stanów-):  ugrupowanie  głosów  wtedy  tylko  ma  życiowe 
znaczenie,  kiedy  ustaje  żądanie  jednomyślności. 


1)  Carl  Wackcr,    Der  Reichstag  unter  den  Hohenstaufen  (Historische  Stu- 
dien,  VI),  64  sq. 

2)  Ehrenberg,  Der  deutsche  Reichstag  iii  den  Jahren  1273-1378    (Histori- 
sche Studien,  IX)  57-8. 


-     75     — 

W  miarę  uzwyczajnieniB  -sejmów  wkrada  się  na  nie  zwykła 
w  Wiekach  Średnich  przeszkoda  —  mandat  limitacyjny.  Z  peł- 
nomocnictwami przyjeżdżają  nietylko  wybrańcy  zbiorowości,  że 
tak  powiemy,  deputowani,  ale  również  ajenci  książąt,  niby  posłowie 
państw  udzielnych.  I  ci  i  tamci  umieją  zasłaniać  się  w  potrzebie 
brakiem  upoważnienia.  Czynią  to  pewno  dość  często,  bo  ■^/s  czę- 
ści uniwersałów  zwoławczych  z  pierwszego  wieku  po  bezkróle- 
wiu (1273  —  1378)  przypominają  potrzebę  dostatecznego  umoco- 
wywania posłów  ^).  Świadczy  to  o  ówczesnych  sejmach  zarazem 
ujemnie  i  dodatnio.  Ujemnie,  bo  centralizm  stawał  widać  do 
trudnego  boju  z  upartą,  nieprzełamaną  siłą  legalnego  p  a  rtyk  u- 
1  a  ryz  mu.  Dodatnio,  bo  jeżeli  opozycya  ucieka  się  do  takiego 
wykrętu,  to  znaczy,  że  przy  zmienionych  poglądach  na  wartość 
praktyczną  jednomyślności  nie  ufa  w  skuteczność  bezpośre- 
dnich protestów:  boi  się  przegłosowania  i  dlatego  wyciąga 
z  zanadrza  niedostateczne  insłrukcye.  Ponieważ  wprost  wygrać 
nieniożna,  więc  się  stosuje  rodzaj  ekscepcyi.  Zwłaszcza  lata  cesa- 
rza Zygmunta  Luksemburczyka  obfitują  w  takie  mimowolne 
stwierdzenia  postępów  reguły  większości.  W  r.  1423  elektorowie 
nadreńscy  udaremniają  sejm  wiedeński  oświadczeniem,  iż  Sas 
i  Brandenburczyk  stawili  się  nań  bez  pełnomocnictw  z  ich  strony. 
W  Presburgu  (1429)  elektorov/ie  moguncki  i  brandenburski  skła- 
niają kolegów  do  oświadczenia,  że  nie  mają  dostatecznych  in- 
strukcyi,  a  gdy  posłowie  miejscy  wyrywają  się,  że  oni,  owszem, 
mają  dostateczne  pełnomocnictwa,  powstaje  na  nich  powszechne 
oburzenie.  Taką  samą  uboczną  drogę  obiera  opozycya  nawet,  gdy 
ma  za  sobą  większość  i  niezły  tytuł  prawny  do  oporu  (w  danym 
razie  —  odbywanie  sejmu  za  granicami  Rzeszy).  Bywają  takie  sejmy, 
na  które  przyjeżdża  tylko  dwóch  elektorów,  od  innych  niema 
ani  posła.  W  r.  1431  we  Frankfurcie  żaden  z  posłów  nie  ma  wy- 
starczającego mandatu  2).  Reprezentacya  stanowa  w  dziwnych  wi- 
kła się  sprzecznościach.  Jeżeli  jeden  uczestnik  sejmu  albo  obóz 
mniej    liczny   zasłania   się   brakiem    kompetencyi,    to   temsamem 


1)  Ehrenberg,  j.  w.,  21. 

2)  Heinrich  Wendt,  Der  deiitsche  Rcichstag  iinłer  Konig  Sicgmund  bis 
zum  Ende  der  Reichskriege  gegen  die  Hussiten,  1410-1-431,  (Untersuchungcii 
zur  deutschen  Staats-  und  Rechtsgescliiclite,  hrsg.  v.  O.  Gierkc)  30-8,  58-9. 


—     76     — 

'daje  do  zrozumienia,  źe  nie  miałby  innej  obrony  przed  majory- 
zacyą.  Ale  gdy  taką  niekompetencyę  zadaje  sobie  większość,  to 
zaiste  nie  stwierdza  tern  poczucia  swej  siły  i  władzy  wobec  ma- 
jestatu. 

Bo  też  trudno  o  coś  bardziej  ciiwiejnego,  jak  ówczesne  prawo 
publiczne  Rzeszy  Niemieckiej.  Scłiróder  ')  i  Gierkę  ^)  zgadzają 
się,  że  reguła  większej  liczby  obowiązywała  tam  najwcześniej  od 
końca  XIII  wieku.  Najpóźniejszego  terminu  wskazać  nie  podobna. 
Jeszcze  w  r.  1467  Norymberga  i  reprezentowane  przez  nią  mia- 
sta nie  chcą  iść  z  większością,  i  stan  miejski,  cłioć  stosunkowo 
najkarniejszy,  nie  może  dojść  do  zgody  w  sprawie  pokoju  i  bez- 
pieczeństwa (Landfrieden)  ^).  Nie  podnoszą  takie  kłótnie  powagi 
miast  na  sejmie;  to  też  za  Zygmunta  głos  ich  zasadniczo  nic  nie 
znaczy,  o  ile  wotum  książęce  wypada  po  myśli  króla.  W  pra- 
ktyce wówczas  dopiero  zaczynają  się  targi  o  akces  poszczegól- 
nych miast,  te  lub  owe  miasta  wypraszają  sobie  termin  do  na- 
mysłu, ozem  pośrednio  stwarzają  prezumpcyę,  że  jednak  —  ule- 
gły zmajoryzowaniu.  A  cóż  dopiero  mówić  o  anarchicznym,  roz- 
hukanym stanie  książęco- pańskim  ! 

Reguła  większej  liczby  dobrze  jest  znana  w  Niemczech 
i  bywa  stosowana  nieraz  przez  wiek  XIV  i  XV;  wszakże  zbyt 
często  żąda  się  z  niej  wyjątków,  zbyt  często  imperyum  rozkłada 
się  w  luźną  Rzeszę,  albo  raczej  naodwrót,  zbyt  rzadko  Rzesza 
skupia  się  w  jednolite  imperyum.  Gdzie  rządzi  reguła  liczby, 
tam  wszystko  musi  być  ściśle  ilościowo  ustosunkowane ;  gdzie 
jej  niema,  możliwe  są  takie  wahania,  jak  właśnie  w  Niemczech, 
gdzie  jeszcze  pod  koniec  Wieków  Średnich  nie  ustalono,  czy 
księstewko,  rozpadające  się  na  części  drogą  dziedziczenia,  zacho- 
wuje jeden  głos  w  sejmie,  czy  też  zdobywa  tyle  głosów,  na  ile 
rozpadło  się  działek  ^).  Mało  kto  wierzy  w  racyę  bytu  sejmu 
Rzeszy,  i  w  powagę  jego  większości.  Taki,  naprzykład,  cesarz 
Fryderyk  III  Habsburg  sam  usiłuje  dezorganizować  większość  na 


1)  Deutsche  Rechtsgeschichte,  572  ;  autor  uznaje,  że  z  początku  wchodzą 
w  grę  tylko  głosy  możniejszych  książąt. 

2)  Majoritatsprinzip,  316. 

3)  Rudolf  Bemmann,  Zur  Geschichte  des  Reichstages  im  XV  Jahrhundert, 
Leipziger  Historische  Abhandiungen  Nr  7.   1907,  str.  20. 

*)  Zoepfl,  Rechtsgeschichte,  II,  cz.  2,  142. 


—     77     - 

sejmie  frankfurckim  r.  1486  przez  ściąganie  odosobnionych  wo- 
tów przychylnych  ^).  Maksymilian  przeciwnie,  próbuje  za  cenę 
uznania  przewagi  większości  we  wszystkich  głosowaniach  wywal- 
czyć sobie  niezależną  władzę  wykonawczą  i  wojskową,  przed- 
kłada sejmowi  norymberskiemu  w  r.  1491  ułożony  w  tym  du- 
chu projekt  wielkiej  doniosłości,  lecz  napotyka  opór  książąt, 
zwłaszcza  Bawaryi^).  Konsolidacya  sejmu  pod  rządami  większości 
nie  udaje  się,  i  jeszcze  przez  cały  wiek  XVI  oraz  XVII  rządy  te 
w  zakresie  podatkowania  napotykają  powątpiewanie  i  opór.  Dą- 
żenia centralistyczne  i  regulacyjne  Habsburgów  osiągnęły  ten 
przynajmniej  skutek,  że  za  Karola  V  zasada  większości  we 
wszystkich  sprawach,  prócz  wyznaniowych,  zdobyła  uznanie  ;  ce- 
lem prawidłowego  jej  zastosowania  w  poszczególnych  kollegiach 
sejmu  (elektorów,  książąt  i  miast)  ustalono  w  wieku  XVII  liczbę 
głosów  każdego  z  nich,  a  mianowicie  w  kollegium  książąt  usta- 
nowiono 94  głosy  wirylne  i  6  kuryalnych,  na  które  składali  się 
hrabiowie;  z  ogólnej  sumy  100  głosów  książęcych,  przyznano 
duchowieństwu  37  głosów,  a  świeckim  panom  63,  przytem  kato- 
likom 53,  protestantom  47.  Miasta  podzielono  na  ławę  reńską 
z  14  głosami  i  szwabską  z  37.  Zapobieżono  raz  na  zawsze  ma- 
joryzacyi  wyznań,  przez  podział  sejmu  na  Corpus  CathoUcorum 
i  Corpus  Evangelicorum,  które  w  każdej  sprawie  wyznaniowej 
obradować  miały  osobno  (itio  in  partes)  ^).  Naśladowano  pod  tym 
względem,  jak  zobaczymy  niżej,  przykład  Szwajcaryi  •*), 

Wszystko  zdawało  się  uporządkowanem,  tylko  nie  było  ładu 
w  fundamentach  równowagi  politycznej  Rzeszy  :  podobnie  jak  król 
francuski  zapomocą  zasady  większości  mieszał  i  mącił  żywioły 
społeczne  pod  swojem  berłem,  tak  samo  Fryderyk  II  pruski  po- 
trafi z  najgorszą  wiarą  żądać  w  r.  1751  przed  elekcyą  vivente  rege 
króla  rzymskiego  bądź  jednomyślnej  uchwały  elektorów, 
bądź  zwyczajnej  uchwały  wszystkich  książąt  co  do  kwestyi 
przedwstępnej,  czy  elekcya  taka  wogóle  jest  potrzebna  ^). 


1)  Fritz  Hartung,  Dic  Reichsreform  von    1485   bis   1495,  ihr  Yerlauf  and 
ihr  Wesen,  Historische  Yierteljahrschrift,  XVi,  1913,  str.  32. 

2)  Hartung,  j.  w.,  48. 

3)  Zoepfl,  j.  w.,  198,  212-4. 
*)  Ob.  rozdział  V. 

5)  Por.  nasz  Sejm  Grodzieński  r.  1752,  str.  16. 


—     78     — 

Czas  cofnąć  się  do  początkowych  stadyów  innej  gałęzi  glo- 
-sowań  Rzeszy  —  w  sprawach  obioru  panującego.  Gałęź  ta  roz- 
wijała się  osobno,  a  jednal<;  w  niewątpliwym,  nieuchwytnym  zwią- 
zliu  ze  zwykłem  sejmowaniem,  wyprzedzając  je  pod  względem 
cwolucyi  większości.  Trudno  było  nie  uledz  sugestyi,  że  elekcya 
to  także  sejm,  więc  mogłaby  sejmom  służyć  za  wzór. 

Wybory,  jak  już  nieraz  zaznaczaliśmy,  należą  do  spraw  nieod- 
Avłocznych,  a  obiór  głowy  państwa  jest  dla  wszystkich  społeczeństw 
koniecznością  życiową.  Muszą  one  doprowadzać  do  wspólnej 
uchwały,  i  dlatego  zgromadzenia  wyborcze  nie  bywają  cierpliwe 
wobec  oporu  mniejszości.  Ogólna  ta  prawda  wszakże,  jak  każda 
prawda  historyczna,  ma  wartość  tylko  w  związku  z  pewną  prze- 
mijającą budową  społeczną.  Przy  bliższej  obserwacyi  pierwszych 
clekcyi  niemieckich,  v/idzi  się  obok  przedmiotowego  zna- 
czenia ich  dla  całego  państwa  szczególne  znaczenie  podmioto- 
w  e  dla  wyborców,  i  to  podmiotowe  oblicze  przez  pewien  czas  zasła- 
nia stronę  objektywną.  W  epoce  rozkwitu  pojęć  feudalnych  do  koń- 
ca wieku  XIII,  a  zwłaszcza  podczas  walki  cesarstwa  z  papiestwem 
elekcya  króla  rzymskiego  określała  nietylko  dalszy  stosunek  na- 
rodu do  władcy,  ale  też,  w  języku  pojęć  feudalistycznych,  stosu- 
nek między  suzerenem  i  lennikiem.  Gdy  ten  ostatni  pogląd  opa- 
nowywał umysły,  obiór  konstruował  się  w  świadomości  prawnej 
na  podobieństwo  zbiorowej  komendacyi,  zbiorowego  oddania  się 
wyborców  pod  opiekę  i  zwierzchnictwo  suzerena.  Mówimy  :  zbio- 
rowego, ale  wcale  niekoniecznie  powszechnego.  Wyborca  nie- 
tyle  uczestniczył  tu  w  ustanowieniu  władzy  zbiorowej,  ile  obie- 
rał sobie  pana  i  władcę.  Z  łacińska  możnaby  to  nazwać  raczej 
optio  niż  electio.  Jedni  wyborcy  poddawali  się  w  ten  sposób  je- 
dnemu kandydatowi,  drudzy  innemu,  i  subjektywnie  rzecz  była 
zakończona.  Doskonale  wyraża  tę  czynność  pewien  kronikarz: 
„landgraf,  naganiwszy  króla  swego  Ottona,  zobowiązał  się  przy- 
sięgą i  hołdem  królowi  Filipowi"  (Lantgravlus  reprobato  rege 
suo  Ottone  Philippo  regi  se  juramento  et  hominio  obligavit)^). 
Landgraf  przeszedł  tu   od   jednego   niewątpliwego  króla  do  dru- 


*)  Karl  Rodenberg,  Ober  wiederholte  deutsche  Kónigswahlen  im  XIII 
Jahrhundert  (Untersuchungen  zur  dcutschen  Staats-  und  Rechtsgeschichte,  hrsg. 
V.  O.  Gierkę),  51-55 ;  autor  przytacza  zresztą  sporo  przykładów  chwilowego 
słabego  przebłysku  reguły  większości  na  elekcyach. 


—     79     — 

^iego,  i  odtąd  nazywał  swoim  królem  tego  ostatniego.  Kto  obie- 
rał l<róla,  zostawał  przez  hołd  i  przysięgę  jego  poddanym  ;  l<to 
trzymał  się  na  uboczu  albo  był  obiorowi  przeciwny,  niema  wo- 
bec elekta  żadnych  zobowiązań.  Juramentum  i  hominiuni  są  to 
dwa  akty  odrębne  i  samoistne.  Za  Merowingów  i  Karolingów 
przysięgał  każdy  wolny  mężczyzna,  później  sprawy  się  skompli- 
kowały: zróżnicowała  się  hierarchia  feudalna  i  protektorowie  jęli 
przysięgać  za  niższych.  Niepoparty  przysięgą,  akt  obioru  ma 
tylko  znaczenie  moralne,  a  nie  rełigijno-prawne.  Zasada  większo- 
ści czy  też  jednomyślności  nic  do  tego  nie  ma  :  zachodzi  tylko 
subjektywne  uznanie  nad  sobą  wybrańca,  chociażby  obranego 
niejednomyślnie,  choćby  nawet  przez  mniejszość.  Następstwem 
tego  jest  praktyka  powtórnych  obiorów,  które  możnaby  nazwać 
akcesem  opornycłi  lub  neutralnych  żywiołów  nie  do  istniejących 
Już  uchwał,  lecz  do  zawartych  już  indywidualnych  umów.  Z  pun- 
ktu widzenia  konstrukcyi  feudalnej  jest  to  uzupełnienie  rzeczy 
niezupełnej ;  z  punktu  widzenia  prawnopaństwowego  —  to  po- 
prawa rzeczy  wadliwej,  zupełnie  w  sensie  pretendowanej  cza- 
sem w  Polsce  poprawy  elekcyi.  Rozwinęła  się  ta  praktyka 
w  Niemczech  za  dynastyi  Salickiej  i  za  Hohenstaufów  tak  dalece, 
źe  nietylko  kwestyonowano  słabe  akty  elekcyjne  jakiegoś  Filipa, 
Ottona  Welfa,  czy  Wilhelma  Orańskiego,  ale  i  po  takich  zwy- 
cięskich elekcyach,  jak  Fryderyka  II  w  r.  1196,  Konrada  IV  w  r. 
1237,  ściągano  brakujące  głosy  do  kompletu  ').  Przezorna  poli- 
tyka i  przesąd  feudalny  podawały  sobie  w  tern  rękę. 

Lecz  równolegle  z  temi  wyobrażeniami  wzrastały,  aż  w  pe- 
wnej chwili  wydobyły  się  na  wierzch  inne,  dla  których  Rzesza 
stanowić  miała  jedno  państwo,  jeden  naród.  Te  opierały  się 
o  brzemienny  w  skutki  precedens  elekcyi  Arnulfa  w  r.  887  na 
króla  całych  Niemiec 2).  Nie  wygasały  one  później  ani  na 
chwilę,  jeno  przez  różne  zboczenia  i  zaćmienia  przedzierały  się 
do  zupełnego  tryumfu  w  Złotej  Bulli  Karola  IV  (1356).  Którę- 
dyż  można  było  przejść  od  opcyi,  ąuasi-komendacyi,  do  zbioro- 
wego aktu  woli  narodu  niemieckiego,  od  subjektywizmu  epoki 
feudalnej  do  objektywizmu  rządów  nowożytnych  ?  Oczywiście  — 


*j  Rodenbcrg,  j.  w.,  52-3. 
2)  Rodenbcrg,  j.  w,,  56-7. 


—     80     — 

przez  zasadę  jednomyślności.  Jeżeli  Niemcy  są  sumą  jednostek 
feudalnych,  to  królem  Niemiec  jest  ten,  kto  ściągnął  na  siebie  od- 
razu  lub  stopniowo  sumę  wszystkich  hołdów  i  przysięg.  Kto  tej 
sumy  nie  ściągnął,  nie  może  być  królem  całości.  Objawem  ta- 
kiego rozumienia  rzeczy  jest  np.  fakt  z  roku  1252,  kiedy  pewna 
liczba  miast  nie  chciała  uznawać  Wilhelma  Orańskiego,  ponie- 
waż go  nie  obierali  Sas  i  Brandenburczyk  ^).  Powtórne  elekcye 
zmierzały  właśnie  okólną  drogą  do  stworzenia  takiej  jednomyśl- 
ności, któraby  starczyła  za  dokonany  odrazu  obiór  jednozgodny  : 
w  nich  jednomyślny  obiór  rozciągał  się  na  szereg  miesięcy  lub 
lat.  Było  to  coś  analogicznego  do  Etats  fractionnes,  tylko  po- 
dobniejsze  do  przymusowych  pertraktacyi  naszego  nieboraka  Ja- 
giellończyka z  sejmikami  ziemskimi. 

W  miarę  tego,  jak  gruntuje  się  przekonanie,  że  jedność 
paiistwowa  źle  wychodzi  na  przestrzeganiu  jednomyślności,  bo 
nawet  obierający  uczą  się  wątpić  o  legalnej  władzy  swego  kan- 
dydata, nie  uznawanego  przez  innych,  stopniowo  w  elekcyach 
toruje  sobie  drogę  reguła  przeważnej  liczby.  Ale  dużo  brakuje 
zrazu  do  uświęcenia  jej  w  prawie  zwyczajowem  niekształtnej 
Rzeszy.  Średniowieczne  prawo  publiczne  nie  jest,  jak  ongi  rzym- 
skie, „spisanym  rozumem":  czystej  konsekwencyi  niema  tu  co 
szukać.  Zamiast  niej  rządzi  częstokroć  duch  kompromisu.  W  chwili 
obioru  Rudolfa  I-iabsburga  lub  Adolfa  z  Nassau,  rzeczy  stoją 
tak,  że  żaden  wyborca  nie  posiada  absolutnego  veto,  i  na  każ- 
dego może  się  znaleźć  przymus.  Z  drugiej  strony,  nikt  nie  śmiał- 
by wówczas  przeczyć,  że  człowiek  swobodny  tym  tylko  podlega 
obowiązkom,  które  dobrowolnie  przyjął  na  siebie:  nic  na  mnie  be- 
zemnie.  I  koniec  końcem,  decydowały  fakty  dokonane :  królem 
zostawał  ten,  kto  miał  za  sobą  poważną,  nie  ladajaką  większość, 
lub  ten,  kto  chwytał  w  silne  ręce  insygnia  koronne.  To  mogło 
trwać,  póki  świadomość  prawna  nie  zbrzydziła  sobie  sprzeczno- 
ści i  niekonsekwencyi  panującego  bezładu.  Jak  wiemy,  przy  je- 
dnomyślności łatwiej  obstawać  ustnie,  niż  piśmiennie.  Verba  vo- 
lant,  scripta  manent,  więc  skryptom  nie  przystoi  wygląd  irracyo- 
nalny.  Skoro  więc  już  pisać,  to  warto  było  pisać  tylko  racyonalną 
regułę  większości,    a    nie   żadną  inną.    Lecz    tutaj  właśnie  wkra- 


')  Rodenberg,  j.  w.,  55. 


—  si- 
czą i  występuje  na  jaw  znane  nam  niezbędne  domniemanie  każ- 
dego obrachunku  większości:  źe  głosy  raciiowane  są  równe. 
Wittelsbach,  Luksemburczyk,  Habsburg,  nie  mogli  uchodzić  za 
równych  lada  hrabiemu,  lada  baronov/i.  Więc  możni  świata 
tego,  którzy  czuli  w  sobie  moc  miarodajną,  podali  sobie  ręce 
i  postarali  się  wyodrębnić  z  szarej  masy.  Prawo  wyborcze  Rze- 
szy uległo  arystokratyzacyi,  przy  zupełnem  upośledzeniu  dro- 
biazgu. Stało  się  to  po  upadKu  Hohenstaufów,  po  okresie  prawa 
pięści  i  po  śmiałem  wyzyskaniu  tego  okresu  przez  wielkich  ar- 
cybiskupów i  herzogów  na  swoją  partykularną  korzyść.  Jeszcze 
przed  Złotą  Bullą,  na  zjeździe  elektorów  w  Rense  15  lipca  1338 
roku,  najwybitniejsi  wassale  Cesarstwa  Rzymskiego,  chcąc  zabez- 
pieczyć nadal  wolność  elekcyi  przed  ingerencyą  papieża  Jana 
XXII  zobowiązali  się  do  uznawania  za  króla  każdego  wy- 
brańca większości  ').  Rzecz  charakterystyczna,  jak  ów  akt  obrony 
niezawisłości  niemieckiej  od  Rzymu  dokonał  się  w  sposób,  który 
nauczyłby  wielu  rzeczy  późniejszych  Polaków,  dążących  do  unie- 
zależnienia Rzplitej  od  Rosyi.  Najpierw  reformę  wprowadza 
samozwańczy  związek,  Kurverein,  w  Rense,  istna  konfedera- 
cya  magnacka ;  potem,  8  sierpnia,  uchwała  jej  przeistacza  się  na 
zjeździe  Rzeszy  we  Frankfurcie  w  normalną  ustawę  państwową. 
Owa  Constitutio  Ludouici  Bavari  de  jurę  et  exceUentia  Imperii 
precyzuje  sprawę  w  tym  sensie,  że  nadal  każdy  wybraniec  ele- 
ktorów, nie  czekając  na  koronacyę  przez  papieża,  będzie  pełno- 
władnym  królem  niemieckim^).  Złota  Bulla  r.  1356  przyjęła  go- 
tową zasadę  większości  z  ustawy  Ludwikowej  i  określiła  tylko 
dokładnie  a  definitywnie  poczet  uprawnionych  do  głosu  książąt 
(Moguncya,  Trewir,  Kolonia,  Bawarya,  Saksonia,  Czechy,  Bran- 
denburgia). 

Wyodrębnienie  kollegium  wielkicłi  kurfiirsfów  i  uświęcenie 
w  niem  zasady  większości,  te  dwa  procesy  równoległe  i  ściśle  sko- 
jarzone, odbyły  się  w  interesie  jedności  i  niepodległości  Niemiec^ 
a  wbrew   interesowi   kościelnemu.    Mógł   sobie   genialny    papież 


')  Gierkę,  Majoritatsprinzip,  316,  pomija  ten  ważny  moment,  ale  wspo- 
mina (315)  zasadę,  stwierdzoną  już  w  r.  1281,  że  zgoda  większości  elektorów 
potrzebna  jest  do  uprawnienia  aktów,  którymi  król  odstępuje  jakąś  własność 
królestwa.    (Cyt.  Mon.  Gcrm.,  Const.  111,  290). 

2)  Zoepfl,  j.  w.,  II,  cz.  2,  178. 

6 


-     82     - 

Innocenty  III  w  roli  arbitra  między  Welfem  i  Staufem  orzekać 
1203  r.  na  korzyść  pierwszego  i  pisać  do  arcybiskupa  kolońskiego 
źe  on,  papież,  obdarza  tylko  swą  łaską  wybrańca  większości  nie- 
mieckiej ;  mógł  tę  samą  zasadę  większości  podnosić  w  piśmie 
do  lombardczyków  (11  grudnia  t.  r.) ;  poglądy  takie,  zapożyczone 
z  organizacyi  kościelnej,  powinny  były  właściwie  w  interesie  supre- 
macyi  papieskiej  pozostać  tajemnicą  dla  Niemiec  ^).  Ale  też  trzeba 
pamiętać,  że  ten,  kto  ich  Niemcom  użyczał,  był  Innocentym  III, 
który  u  szczytu  chwały  mógł  sobie  zamarzyć  właśnie  o  opanowaniu 
świata  niemieckiego  za  pośrednictwem  niemieckiej  większości. 
O  ile  następcy  jego  uwodzili  się  takąż  nadzieją  i  popierali  po 
bezkrólewiu  wyodrębnienie  elektorów,  to  temsamem  gotowali 
grunt  pod  majoryzacyę  wcale  nie  v/  duchu  potrzeb  Kościoła, 
i  srodze  przeliczyli  się  w  rachubach. 

Pozostają  do  rozpatrzenia  jeszcze  dwie  ważne  sfery  głoso- 
wań niemieckich  i  uchwał:  samorząd  miejski  i  stanowo-krajowy. 
Miasta  nie  sprawiają  nam  żadnej  niespodzianki  po  tern,  co  się 
już  rzekło  o  miastach  francuskich.  Razem  z  wielu  innemi  cechami 
organizacyi  zapożyczyły  miasta  Rzeszy  z  sąsiedniej  Flandryi  i  z  kra- 
jów, dziś  zwanych  Holandyą,  rządy  większości,  tak  niezbędne  dla 
dobrej  gospodarki  i,  co  za  tem  idzie,  dobrobytu  2).  Recepcya  ta 
nie  ulega  wątpliwości,  i  na  skonstatowaniu  jej  można  poprzestać, 
nie  podnosząc  jeszcze  raz  różnic,  zachodzących  między  psychiką 


')  Ludwig  Quidde,  Die  Entstehung  des  Kurfiirstencollcgiums,  Frankfurt 
a.  M.,  1884,  71,  83,  w  polemice  z  Ottonem  Harnacliiem,  Das  Kurfiirstencolle- 
gium  bis  zur  Mitte  des  XIV  Jahrhts,  który  przypisuje  Innocentemu  chęć  pro- 
pagandy większości  w  interesie  kościelnym,  twierdzi,  że  papież  dla  innych  po- 
wodów zaleca  lombardczykom  króla  Ottona,  a  nie  dlatego,  iż  większość  uprawnio- 
nych wyborców  później,  opuściwszy  stronę  Filipa,  „convenerunt  in  Ottonem". 
Autor  sądzi,  że  Innocenty  raczej  przychylał  się  tu  do  poglądu  niemieckiego, 
przytacza  jednak  słowa  z  listu  do  arcybiskupa  kolońskiego,  przemawiające  raczej 
za  tezą  Harnacka.  My  sądzimy,  że  uznanie  dla  opinii  większości  było  w  zgodzie 
i  z  przekonaniem  prawnem  papieża,  i  z  jego  śmiałą  nadzieją  objęcia  Niemiec 
w  protektorat. 

2)  Carl  Hegel,  Stadt  und  Gemeinde  der  germanischen  Yólker  im  Mittel- 
alter,  Lipsk  1891,  II,  178 :  Matylda  portugalska,  wdowa  po  Filipie,  hrabim  Flan- 
dryi, nadała  Gandawie  w  r.  1192  kartę,  zaczynającą  się  od  słów:  „Divinum  est 
et  omni  humanae  rationi  consentaneum"  (scil. :  wzajemne  szanowanie  władz 
i  swobód) ;  w  myśl  tej  idei  przewodniej  rządy  nad  miastem  sprawować  miało 
większością  głosów  13  ławników. 


—     83     — 

mieszczanina,   wciągniętego  w  organizacyę    el^onomiczną,  a  psy- 
chiką „indywidualisty",  pana  feudalnego. 

W  rozwoju  miejskich  rządów  większości  widać,  obok  cią- 
głego poczucia  solidarności  gospodarczej,  pewne  momenty  narzu- 
cania tej  reguły  z  góry.  Arcybiskup  Konrad  upoważnia  w  r.  1232 
miasto  Kolonię  do  zarządzenia  u  siebie  poboru  pieniężnego  na  pe- 
wne potrzeby  gospodarskie  wedle  uznania  „ławników,  rady  i  in- 
nych rozsądnych  mieszczan  albo  większości  tychże  ').  Wygląda 
to,  jakby  większość  oktrojowana.  Rada  znów,  mając  na  wzglę- 
dzie ład  społeczny,  upoważnia  cechy  do  rządzenia  się  większo- 
ścią (mit  denie  meisten  parte)  lub  nawet  ściśle  określoną  większo- 
ścią kwalifikowaną  w  przyjmowaniu  nowych  członków  ^).  Kom- 
promisowa ordynacya  wormacka  z  r.  1233,  ułożona  po  walce 
między  biskupem  i  mieszczanami,  ustanowiła  ogólną  liczbę  ra- 
dnych w  magistracie  piętnastu,  w  tem  9  mieszczan  i  6  szlachty: 
łatwo  zgadnąć,  że  przewidywała  liczenie,  a  nie  ważenie  głosów, 
i  że  mieszczanie  wywalczyli  sobie  przewagę  liczebną.  Zresztą 
artykuł  11  wyraźnie  wprowadza  tu  zasadę  głosowania  większo- 
ścią nad  kwestyą  składania  hołdu  biskupowi,  i  nie  widać  ani 
ze  stylizacyi  ani  z  kontekstu,  żeby  ten  przepis  rozumiano  w  spo- 
sób zwężony^).  Związek  Wormacyi,  Spiry  i  Moguncyi  z  r.  1293 
zapowiedział,  że  krzywda  jednego  z  tych  miast,  stwierdzona  przysięgą 
przez  radę  „albo  większość  rady",  stanowić  będzie  dla  sprzymie- 
rzeńców casus  foederis^).  Te  wyrazy  :  „albo  większość"  wskazują, 
że  byli  jeszcze  niedomyślni,  dla  których  takie  omówienia  wpisy- 
wano, ale  to  nie  osłabia  faktu,  że  w  oczach  ogółu  większość 
znaczyła  już  wówczas  w  samorządzie  tyle,  co  całość.  W  Wiedniu 
znaleziono  (1340)  na  wątpiące  i  wichrzące  duchy  w  radzie  we- 
wnętrznej miejskiej  inny  środek,  skuteczniejszy  niż  litera  prawa: 
specyalną  karę  za  nieuleganie  woli  większości  ^). 

•)  Hcgel,  Yerfassungsgeschichtc  von  Cóln  im  Mittelalter,  Lipsk  1877,  CXVI. 

2)  Hegei.  i.  w.,  CCI— CC1V. 

3)  Wilhelm  Arnold,  Yerfassung  der  deutschen  Freisladte  im  Ansciiluss 
an  die  Yerfassungsgeschichtc  der  Stadt  Worms,  30-33. 

*)  Ibidem,  lló;  por.  369,  ui<ład  arcybiskupa  mogunckicgo  z  miastami 
Wormacyą,  Spirą  i  Frankfurtem. 

^)  Heinrich  Schustcr,  Die  Bedeutung  des  mittelalterlichen  Wiener  Stadt- 
rechts  fiir  die  deutsche  Rechtsgeschichtc  (Atti  del  Congresso  internationalc  delie 
scienzc  storiche,  Roma,  1903,  IX,  70-1. 

6* 


—     84     — 

Z  określonością,  ładem,  prostotą  samorządu  miejskiego  ja- 
skrawo kontrastuje  ciiaos  i  zapóźniony  nierząd  spraw  sejmo- 
wych w  poszczególnych  państewkach,  W  takiej  Bawaryi,  Sakso- 
nii, Wirtembergii  partykularyzm  bawarski,  saski  ani  szwabski  nie 
zawadza  sejmom,  przeciwnie  nawet,  im  chętniejsze  są  księsUva  do- 
przeciwstawiania  się  całej  Rzeszy,  tem  więcej  musi  im  zależeć  na 
spójności  wewnętrznej.  Pomimo  to  i  zlanie  się  jednostek  w  je- 
dno ciało  i  uznanie  powagi  dominującej  liczby  następuje  wśród 
szlachty  sejmowej  późno,  bodaj  że  aż  na  początku  ery  nowoży- 
tnej ')•  Odnoszenie  spraw  do  wyborców,  osobne  pertraktacye  z  ku- 
ryami  lub  miastami,  są  tu  na  porządku  dziennym  2).  W  najle- 
pszym razie,  jak  to  było  w  Holsztynie  i  Szlezwiku  w  XVII  stu- 
leciu, wytaczano  spory  o  to,  które  kategorye  spraw  mogą  być 
rozstrzygane  „/7£r  majora"",  a  które  nie.  Miasta  np.,  będące 
w  mniejszości,  nie  chciały  poddać  takim  decyzyom  swoich  przy- 
wilejów, i  waśń  stanowa  ustała  dopiero  w  r,  1677  —  razem  z  ży- 
ciem zgromadzeń  stanowych  ^).  Naogół  zresztą  żywioł  miejski, 
silny  w  sejmach  materyalnie  i  moralnie,  często  wpływał  budu- 
jąco na  dobrze  urodzone  rycerstwo.  —  W  Meklemburgii  książę,  uzy- 
skawszy w  r.  1489  i  1500—1  od  trzech  stanów  (duchowieństwa, 
Manncn  i  mieszczan)  subsydya  (t.  zw.  Bede),  przechodzi  nad 
oporem  Rostoku  do  porządku  dziennego.  Niema  tu  „wolnego 
niepozwalam",  ale  niema  i  wyraźnie  sformułowanej  zasady  wię- 
kszości ;  wśród  niedokształconych  form  sejmowania  książę,  gdy 
chce,  ucieka  się  do  zgromadzeń  lokalnych,  jakgdyby  naśladując 
Etats  fractionnes^).  Sposób  to,  jak  wiadomo,  obosieczny  i  w  kra- 
jach o  słabej  władzy  monarszej    groźny    dla   centralizmu ;  szczę- 


1)  Unger,  Geschichte  der  deutschen  Landstande,  II,  147,  ogólnikowa 
tylko  pisze,  że  w  jednycli  krajacli  stany  obradowały  razem,  w  innych  osobno ; 
w  tym  ostatnim  wypadku  niekiedy  rozstrzygała  większość  kur\'i,  ale  była  to 
kwestya  sporna.  W  Prusiech,  jak  pisze  Toeppen,  Standische  Yerfassung  in  Preus- 
sen,  321,  niejeden  sejm  rozchodził  się  wśród  niezgody  kurj-i;  w  Brandenburgii 
Joachim  II  próbował  w  r.  1540  sforsować  opór  biskupów  głosami  szlachty  i  mie- 
szczan, ob.  Below,  Territorium  und  Stadt,  238. 

2)  Below,  240. 

3)  Ipsen,  Die  alten  Landtage  der  Herzogthumer  Schleswig-Holstein  von 
1588-1675.  40-43. 

*)  Carl  Hegel,  Geschichie  der  meklemburgischen  Landstande  bis  zum 
Jahr  1555,  109-113. 


—     85     — 

ściem  dla  Meklemburgii,  rząd  książęcy,  czego  nie  dokonał  prze- 
mocą, umiał  nadrobić  sprytem :  podatki  bezpośrednie  zastępo- 
wał pośrednimi,  na  którycti  ściąganie  mniejszości  terytoryalne 
nie  miały  żadnego  wpływu  ').  W  Brandenburgii,  zdaje  się,  wy- 
starczyła przemoc:  już  Albrecłit  Acliilles  w  roku  1473  zmusił  do 
pokory  niezadowoloną  mniejszość  Stanów  Starej  Marchii  2), 
i  następcy  umieli  spożytkować  ten  precedens. 

Nie  tak  szczęśliwi  byli  Wittelsbachowie  w  Palatynacie.  Spół- 
cześni  Karolowi  V  elektorowie- palatynł  Ludwik  V  (1508 — 1544) 
i  Fryderyk  II  (1544 — 59)  nie  zdołali  wyjść  poza  spory  i  targi 
z  poszczególnemi  grupami  poddanycłi  ^).  W  zgromadzeniu  stano- 
wem  Górnego  Palatynatu,  jak  wszędzie,  zasada  liczebna  dość 
wcześnie  zdobyła  panowanie  wśród  ducłiowieństwa  i  mieszczan  ; 
szlacłita  zastosowała  się  do  niej  i  wysnuła  należyte  konsekwen- 
cye  dopiero  w  pierwszej  połowie  XVI  stulecia.  Na  sesyi  1539 
roku  uznano  za  właściwe  przeprowadzić  osobne  rokowania  z  temi 
kołami  rycerstwa,  które  nie  przysłały  pełnomocnictw;  wówczas 
radcy  palatyna  przypomnieli  zwyczaj  (Gehrauch)  ziemski,  że  uchwała 
większości  obowiązuje  nawet  nieobecnych.  Nikt  nie  przeciwsta- 
wił tym  poglądom  postulatu  jednomyślności,  opozycya  też  obsta- 
wała głównie  przy  starem,  indywidualistycznem  traktowaniu  rokowań 
sejmowych,  w  duchu  osobnych  zobowiązań  każdego  głosującego 
względem  władcy.  Przestarzały  ten  pogląd  udało  się  usunąć  w  r. 
1545:  ustalono  dla  całego  kraju  obowiązujący  charakter  uchwał 
sejmowych,  powołując  się  przytem  na  tradycyę  krajową,  jakkol- 
wiek ta  sięgała  podobno  tylko...  do  r.  1544^). 

Na  zakończenie  kilka  słów  o  bliskim  nam  etnograficznie, 
choć  mocno  zniemczonym  Śląsku.  Partykularyzm,  pstrokacizna 
i  rozbrat  są  tu  jeszcze  w  XVII  wieku  zjawiskiem  dominującem, 
pomimo    wszelkich    usiłowań    unifikacyjnych    Habsburgów.    Brak 


1)  Spangenberg,    Vom  Lehnstaat    zum  Standestaat,  142,  za  Heglem,  109. 

-  Spangenberg,  tamże,  za  Droysenem,  Geschichte  der  preussischen  Po- 
lilik,  II,  cz.  1,  480-1. 

3  Eberhard  Gothein,  Die  Landstande  der  Pfalz,  Zeitschrift  fur  die  Ge- 
schichte des  Oberrheins,  XLII,  2,  cyt.  u  Spangenberga. 

')  Franz  .Muhlbauer,  Die  oberpfalzischen  Landstande  und  ihr  Einfluss 
auf  das  Steuensesen,  besonders  das  Ungeld,  (Archivalische  Zeitschrift,  Neue 
Folgę,  \r.  12     ^tr.  1.-.-41. 


—     86     — 

pełnomocnictw,  powrót  do  braci  z  pustemi  rękoma  (Zuriick-  und 
Hintersichbringen)  na  każdym  kroku,  zwłaszcza  wśród  mieszczan ; 
nie  gardzi  tym  sposobem  nawet  oświecone,  dworskim  wpływom 
podległe  duchowieństwo;  szlachta,  zjeżdżająca  na  sejmy  ogólne 
śląskie  oraz  sejmiki  ziemskie  vlritim,  nieraz  przygania  innym 
stanom  z  powodu  takiego  nadużycia  mandatu,  ale  i  ona 
czasem  „smoli",  jeżeli  wyjątkowo  wyręcza  się  posłami,  a  chce 
odmówić  podatku.  Ogólno- śląska  ustawa  pokoju  wewnętrznego 
(Landfrieden)  z  r.  1512  obwieściła  wszędzie  rządy  większości. 
Pomimo  to,  jak  widać  z  praktyki  księstwa  Świdnicko-Jaworskiego^ 
predylekcya  do  jednomyślności  odzywała  się  jeszcze  późno 
w  XVII  wieku.  Głosowano  ustnie;  od  r.  1607  rząd  stosował,  zwła- 
szcza przy  wyborze  urzędników,  kartki.  Sam  zresztą  rząd  habs- 
burski znalazł  się  w  kłopocie,  gdy  większość  przeszła  w  ręce 
protestantów :  czasem  władze  unieważniały  wybory,  byle  przefor- 
sować kandydatów  katolików.  Z  innych  księstw,  Opole,  Racibórz 
i  Opawa  głosowały  w  drugiej  połowie  XVII  wieku  większością, 
według  czterech  kuryi  (kleru,  panów,  szlachty  i  mieszczan).  Nieco 
inaczej  grupowały  się  stany  wrocławskie  i  głogowskie,  gdzie  stan 
urzędniczy  oddawał  osobne  wotum  (i  to  w  dodatku  votum  con- 
clusivum).  Wszędzie  na  zjazdach  lokalnych  panował,  bądź  co 
bądź,  niemiecki  typ  obradowania.  Zato  na  sejmikach  generalnych, 
gdy  zjechało  się  200  lub  300  szlachty,  ginął  wszelki  zachodni 
porządek:  obrady  szły  „vlntini  w  największej  konfuzyi,  z  krzy- 
kiem, krótko  mówiąc,  morę  polonico"  '). 


')  Słowa  starosty  głogowskiego  Herbersteina,  użyte  w  raporcie  do  cesa- 
rza z  r.  1682,  ob.  Ct-oon,  Die  landstandische  Yerfassung  in  Schweidnitz  -  Jauer. 
Codex  dłplomaticus  Silesiae,  XXVII,  88-91. 


ROZDZIAŁ  V. 

Związki  państwowe.  Świat  starożytny.  —  Federacya  I  r  o  k  e  z  ó  w.  —Ni- 
derlandy przed  reformacyą.  Uchwały  Stanów  holenderskich. —  Partykularyzm 
ziemski  i  miejski  w  Belgii.  —  Hanza.  Trzy  okresy  w  jej  życiu  fedcracyj- 
nem.  Rozłamy  i  secesye. —  Związek  Szwajcarski.  Wczesne  zwycięstwo  ma- 
joryzmu  wewnątrz  kantonów.  Sejm  związkowy.  Stypulacye  o  zasadach  głosowań 
między  kantonami.  Ingerencya  związku  do  wewnętrznych  spraw  kantonalnych. 
Wzrost  czynników  rozbratu.  Sprawa  obrony  narodowej.  Waśń  wyznaniowa.  Eli- 
minacya  spraw  wyznanionych  z  pod  władzy  większości.  Majoryzm  w  odwrocie. 
Ponowna  integracya  Szwajcaryi  w  wieku  XIX.  —  Analogiczny  rozwój  Związku 
Niemieckiego    i    Stanów    Zjednoczonych. 

Szczególna  uwaga,  zwłaszcza  ze  względu  na  potoczne  sądy  ^) 
o  „kongresywnym"  ustroju  Polski,  należy  się  rozwojowi  prawa 
większości  w  federacyach. 

Wspólnym  objawem  we  wszystkich  tego  typu  połączeniach 
państwowych  jest  to,  że  spójność  związku  i  spójność  jego  składo- 
wych części  nie  potęgują  się  nawzajem,  lecz  w  mniej  lub  więcej 
widoczny  sposób  osłabiają.  Państwa,  kantony,  stany,  łącząc  się 
dla  pewnych  celów,  zachowują  pragnienie  bytu  odrębnego  i  akcen- 
tują je  tem  śmielej,  im  bardziej  każde  czuje  się  sobą.  Centralizm 
stanu  jest  siłą  decentralistyczną  w  stosunku  do  związku  stanów. 
Tak  przynajmniej  jest  w  czasach  nowożytnych,  gdzie  związki 
prawnopaństwowe  obejmują  przeważnie  całe  prowincye,  państew- 
ka (np.  w  Szwajcaryi,  Holandyi,  Stanach  Zjednoczonych),  a  nie 
starożytnego    typu  niepodległe    miasta    [nókti^). 

Wysoki  stopień  kultury  Hellenów  wyraził  się  w  dokładności 
i  przejrzystości  form  nawet  tak  złożonych  tworów,  jak  federacye 
polityczne.  Już  amfiktyonia  Delficka  uregulowała  wewnątrz  siebie 


')  Najwięcej  może  przyczynił  się  do  ich  rozpowszechnienia  Karejcw,  Za- 
rys historyczny  sejmu  polskiego,  rozdział  I. 


przedstawicielstwo  poszczególnych  12  ludów  (po  2  głosy  od 
każdego)  i  uznała  ważność  decyzyi  nawet  względnej  większości  ^). 
Ściślejszą  jeszcze  centralizacyę  urzeczywistniły  związki  morskie 
Delijsko-Attyckie  -).  Achejczycy  wiedzieli  też,  po  co  się  łączą  w  pa- 
miętną ligę  Arata,  i  czego  należy  się  zawczasu  zrzec,  jeżeli  owa 
liga  ma  mieć  jakiś  sens.  Przełamali  u  siebie  opór  części  prze- 
ciwko całości,  pozwolili  przedstawicielom  przegłosowanych  miast 
na  znak  protestu  opuszczać  salę  kongresu,  ale  nie  dopuścili  do 
buntów  partykularnych.  Czy  tak  samo  postępował  związek  Etol- 
ski,  niewiadomo  ^).  Mniej  wykształcony  związek  Etruski  uznawał, 
zdaje  się,  tylko  powagę  jednomyślności,  albo  przynajmniej  bar- 
dzo przeważnej  większości,  więc  też  pękł  pod  naciskiem  siły 
słabszej,  niż  ta,  co  po  kolei  ujarzmiła    Macedonię  i  Grecyę^), 

Zanim  przejdziemy  od  porządków  antycznych  do  nowoczes- 
nych europejskich,  warto  mimochodem  spojrzeć  na  formacye  związ- 
kowe ludów  amerykańskich,  chronologicznie  zbliżone  do  nowożytnej 
Holandyi  lub  Szwajcaryi,  ale  rozwojowo  współrzędne  raczej  ze 
światem  starożytnym,  i  to  niższego  typu.  Związek  Azteków  w  Me- 
ksyku, jak  go  opisuje  Morgan  ^),  wydaje  się  zdała  czemś  podo- 
bnem  do  państwa  Etrusków,  bo  stosuje  jednomyślność  nawet 
przy  obiorze  wodza  i  jego  rady  przybocznej  przez  starców,  ka- 
płanów i  wodzów  podrzędnych.  Znacznie  wyraziściej  i  szerzej 
przeprowadzili  to  samo  wymaganie  Irokezi  na  wszystkich  szcze- 
blach swej  budowli  państwowo-plemiennej  (od  XV  do  XVIII  w. 
naszej  ery).  W  ich  radzie  związkowej  każde  plemię,  lubo  zło- 
żone z  różnych  rodów,  podawało  jeden  głos  przez  usta  swego 
sachema,  i  każde  mogło  zanieść  formalne  veto  przeciw  uchwałom 
czterech  innych.  Wewnątrz  plemion  taksamo  jednomyślnie  głoso- 
wały poszczególne  klasy  w  osobie  swoich  starszych.  Jednomyślność 
panowała  także  na  walnych  zgromadzeniach  narodu.  Szczególny 
system  kuryalny  utrzymywał  równowagę  między  rodami.  Upartych 


1)  Ob.  artykuł  Cauera  o  amfiktyoniach  w  Real-Lexicon  Pauly'ego,  t.  I. 

2)  Busolt,  Die  griechlschen  Staats-  und  Rechtsaltertiimer,  321,  334. 

^j  Marcel  Dubois,  Les  ligues  etolienne  et  acheenne,  Parls,  1885  (Biblio- 
theąue  des  ecoles  francaises  d'Athenes  et  de  Romę,  zeszyt  40,  str.  141-2.  Bu- 
solt, 358. 

*)  Lc  Fur,  L'Etat  federal  et  la  Confederation  d'Etats,  43. 

•5)  Społeczeństwo  pierwotne,  cz.  II,  rozdz.  5  i  8. 


—     89     - 

oponentów  można  było  zmiękczać  tylko  naciskiem  moralnym. 
Cały  ten  ustrój,  wykończony  w  drobnych  szczegółach),  z  pewno- 
ścią nie  zasługiwał  na  nazwę  anarchii;  cóż  kiedy  zabezpieczał 
lepiej  wewnętrzną  nietykalność  plemion  i  klas,  niż  odporność  ' 
związku  wobec  zagranicy.  Wobec  wojny  o  niepodległość  Stanów 
Zjednoczonych  Irokezi  nie  zdobyli  się  na  jednolitą  postawę: 
każde  plemię  wystąpiło  na  własną  rękę,  i  wszystkie  niebawem 
poczuły  nad  sobą  ciężką  dłoń  białych  zdobywców. 

Że  daleki  naród  czerwonoskóry  nie  mógł  czerpać  z  doświad- 
czeń federacyi  klasycznych,  to  rzecz  jasna;  Holendrzy  mogli  ko- 
rzystać z  nich  obficie,  a  jednak  woleli  iść  za  popędem  żywioło- 
wych prądów  społecznych,  niż  za  głosem  mądrości  historycznej. 
Jedna  narodowość  o  wysokiej  kulturze,  o  jednym  języku  i  jednej 
wierze  nie  zdobyła  się  przez  kilka  wieków  na  przezwyciężenie 
aspiracyi  prowincyonalnych  do  samodzielności,  stworzyła  dzieło 
niedoskonałe,  niekonsekwentne,  niedokształcone.  Dopóki  książę 
burgundzki,  Filip  Dobry,  nie  powołał  Stanów  niderlandzkich 
(w  szerokim  sensie  tego  wyrazu,  obejmującym  też  dawniejszą 
Belgię)  na  wspólne  posiedzenia  (1463),  każda  prowincya  żyła 
życiem  odrębnem,  nie  uznawała  innych  łączników  z  sąsiadami, 
prócz  umów  doraźnych,  i  wewnątrz  siebie  pozostawiała  szeroką 
autonomię  związkom  drobniejszym.  Właściwa  np.  prowincya  Ho- 
landya  liczyła  w  sobie  trzy  stany :  duchowieństwo,  szlachtę  i  mie- 
szczan, ale  gdy  kler  w  epoce  reformacyi  usunął  się  na  bok  i  znikł, 
reszta  stanów  ugrupowała  się  w  sposób  napół  terytoryalny,  na- 
pół  klasowy.  Miasta  Amsterdam,  Lejda,  Dordrecht,  Gouda  i  Haar- 
lem  miały  po  jednym  głosie,  szlachta  zaś  w  imieniu  miast  mniej- 
szych oraz  całej  ludności  rolniczej  zgłaszała  wotum  siódme,  naj- 
poważniejsze i  zwykle  decydujące,  gdyż  poza  niem  kryła  się  naj- 
większa siła  ekonomiczno  -  podatkowa.  Zresztą  nikt  tam  nikogo 
nie  przegłosowy  wał ;  wielki  przywilej,  nadany  Holandyi  w  r.  1477, 
zabezpieczał  każde  miasto  od  narzucania  podatków.  Regułę  wię- 
kszości zastępowała  jednomyślność  moralna  ')•  Gdy  tej  zabrakło 
wśród  wojny  religijnej,  rozeszły  się  koleje  losów  katolickiej  i  pro- 
testanckiej części  Niderlandów,  i  każda  część  stanęła  wobec  po- 
trzeby ściślejszego  uregulowania  sposobu  stanowienia  uchwał. 


1)  Rachfahl,  Williclin  von  Oranicn  iind  der  niederlandische  Aufstand,  I,  526. 


—     90     — 

Dwanaście  miast  dało  się  zjednoczyć  Wilhelmowi  Orań- 
skiemu  w  alians  dordrechcki  pod  jednym  wodzem  naczelnym 
(1572).  Z  tego  sojuszu  powstał  po  siedmiu  latach  związek  pań- 
stwowy siedmiu  prowincyi,  znany  pod  nazwą  Unii  Utrechckiej 
(1579).  Wszelako  luźna  ta  unia  nie  zdołała  zatrzeć  ani  wielkiej 
rozmaitości  miejscowych  ustrojów,  ani  sprzeczności  między  inte- 
resami prowincyi  nadmorskich  i  lądowych.  Podczas  układów 
o  unię  potężna  Holandya  zaproponowała,  aby  każda  prowincya 
dostała  liczbę  głosów  proporcyonalną  do  swego  wkładu  pienię- 
żnego. Zgodnie  z  tem  we  wszystkich  sprawach,  n  i  e  dotyczących 
wojny,  pokoju,  traktatów  albo  poborów,  Holandya  podawała  2 
głosy,  Geldrya,  Zelandya  i  Fryzya  po  jednym,  Utrecht  i  Overijs- 
sel  razem  jeden  głos,  Groninga,  Drente  i  Lingen  też  razem  je- 
den głos;  decydowała  większość.  Do  rozstrzygania  owej  reszty 
ekscypowanych  kwestyi  wymagana  była  według  artykułu  9  unii 
jednomyślność.  We  wszystkich  pozatem  regułacyach  stosunku  je- 
dnostki do  całości  zapanowało  prawo  większej  liczby.  A  stosu- 
nek to  był  bardzo  skomplikowany.  Stany  prowincyonalne  obsy- 
łały  Stany  Generalne  dowolną  liczbą  delegatów,  którzy  jednak 
rozporządzali  określoną  z  góry  liczbą  głosów.  Każde  Stany  pro- 
wincyonalne składały  się  z  kilku  lub  kilkunastu  „kollegiów% 
a  więc  Holandya  miała  ich  19,  w  tem  jedno  szlacheckie,  reszta 
mieszczańskie,  Geldrya  14  (jedno  szlacheckie),  Zelandya  6,  Ut- 
recht 5  (po  jednem  od  szlachty  i  od  duchowieństwa),  Fryzya  12 
(jedno  szlacheckie),  Overijssel  4  (podobnież),  Groninga  jedno  ')• 
Razem  Rzeczpospolita  składała  się  niejako  z  66  sejmików,  połą- 
czonych w  7  prowincyi.  Osobną  reprezentacyę  interesów  prowin- 
cyonalnych  stanowiła  jeszcze  Rada  Stanu,  która  pośredniczyła 
między  Stanami  prowincyonalnymi  i  Generalnymi,  czuwając  przez 
odnośnych  radców  nad  nietykalnością  praw  każdej  prowincyi'^). 
Wykonanie  uchwał  związkowych  należało  przeważnie  do  władz 
miejscowych  ^).    Instrukcye    nakazczo-zakazcze,    odwoływanie   się 


')  Robert  Friiin,  Geschiedenis  der  Staatsinstellingen  in  Nederland  tot 
den  val  der  Republiek  uitgegeyen  door  Dr.  H.  T.  Colenbrander,  Haga,  1901, 
str.  182. 

2)  Konarski,  O  skutecznym  rad  sposobie,  IV,  116  sq.,  cytuje  De  Reala, 
Science  du  gouvernement,  II,  sekcya  6. 

3)  Le  Fur,  j.  w.  79  ;  J.  P.  Błock,  Geschichte  der  Niederlande,  II,  520. 


—     91     — 

do  Stanów  prowincyonalnych,  odmowa  i  uzupełnianie  pełnomoc- 
nictw ^),  wszystko  to  należało  do  zwykłej  sceneryi  podobnych 
zgromadzeń.  Łatwo  zgadnąć,  ile  tam  było  tarcia  i  nawet  zgrzytu 
w  niedoskonałym  mecłianizmie  tylu  kółeczek.  Zasady  jednomyśl- 
ności nie  zniesiono;  jeszcze  w  r.  1680  samo  miasto  Amsterdam, 
jako  jedno  z  kollegiów  Holandyi,  przeszkodziło  przymierzu  Rzpli- 
tej  z  Hiszpanią  przeciwko  Francyi.  Ale  ileż  wyjątków  z  tej  za- 
sady wymusiła  rzeczywistość!  Pokój  dwunastoletni  1609  r.  sta- 
nął wbrew  opozycyi  Zelandyi,  pokój  monasterski  r.  1648  — 
wbrew  woli  Zelandyi  i  Utrecłitu  ^),  Przy  zawarciu  wielkiego 
aliansu  w  Hadze  roku  1701,  jak  również  w  r.  1717  przy  podpi- 
saniu przymierza  z  Francyą  i  Anglią,  znowu  zignorowano  opór 
Zelandyi.  Aukcya  wojska  r.  1741  ucłiwalona  bez  względu  na 
opór  Groningi,  posiłki  posłane  dla  Austryi  w  r.  1743,  niebacząc 
na  protest  aż  trzech  prowincyi,  Geldryi,  Utrechtu  i  Groningi^) 
i  t.  d.  Wyjątki  te,  podyktowane  przez  instynkt  samozachowawczy,, 
nie  sparaliżowały  jednak  samej  praktyki  odosobnionych  prote- 
stów (,,de  zaak  aanzien").  Skutek  rozbratu  domowego  był  ten, 
że  wielmożne  Stany  nie  wytrzymały  w  r.  1795  nacisku  jednolitej, 
scentralizowanej  nacyi  francuskiej. 

Byłoby  rzeczą  ze  wszech  miar  pouczającą  zestawić  równo- 
legle rządy  sejmikowe  holenderskie  z  podobnymi  rządami  Belgii. 
Początki  były  tu,  jak  wiemy,  pokrewne  i  nawet  wspólne.  To  samo 
rozdrobnienie,  ten  sam  duch  niezależności  w  każdej  prowincyi, 
w  każdem  mieście  i  każdej  klasie  miejskiej,  Stany  brabanckie  za- 
siadały w  trzech  grupach  :  duchowieństwo  było  reprezentowane 
przez  opatów  12  klasztorów  ;  szlachta  dzieliła  się  na  dwie  war- 
stwy —  panów  chorągwianych  i  rycerstwo  niższe.  Od  czterech 
głównych  miast :  Brukselli,  Lowanium,  Antwerpii  i  Hertogenbosch 
zjeżdżało  na  sesyę  trzynastu  posłów,  po  trzech  od  każdego, 
(z  Lowanium  —  czterech),  obranych  i  umocowanych  od  poszcze- 
gólnych „członków",  tj.  ordynków  miejskich  ;  zwykle  posłami 
tymi    byli    pierwszy    burmistrz,    pensyonarz    i    pierwszy    ławnik 

W  zasadzie  nie  można  było  zmajoryzować  nietylko  poje- 
dynczego miasta,  ale  i  pojedynczego  „członka" ;  najuparciej  bro- 

1)  Blok,  IV,  536. 

2)  Fruin,  j.  w.  183;  Blok,  IV,  536. 
3j  Konarski  za  De  Realem,  j.  w. 


—     92     — 

nili  swej  wolności  rzemieślnicy.  Stopniowo  jednak  rząd  książęcy, 
względnie  królewski,  wynalazł  formę  prawną  do  przełamywania 
oporu  „członków".  Nazywało  się  to  „zagarnięciem",  czy  też  raczej 
„podchwyceniem"  (vervangen)  opozycyi  we  wspólnej  uchwale. 
Namiestnik  ze  względu  na  pilną  potrzebę  pospolitą  prosił  Stany 
prowincyonalne  o  rozciągnięcie  decyzyi  na  członka  głosującego 
przeciw;  temu  ostatniemu  pozostawiano  dwa  tygodnie  czasu 
na  dobrowolny  akces.  Jeżeli  Stany  odmawiały,  to  rząd  „ogarniał" 
•czasem  opozycyę  na  własną  rękę.  Z  całemi  miastami  sprawa 
była  trudniejsza;  bądź  co  bądź  w  r.  1555  udało  się  tą  drogą  za 
zgodą  innych  Stanów  zmajoryzować  Bruksellę  i  Lowanium,  a  w  r. 
1556  Bruksellę  i  Hertogenbosch.  Nie  tak  dobrze  znane  są  sto- 
sunki Flandryi  i  innych  dzielnic  ;  przypuszczalnie  układały  się 
one  analogicznie  ^). 

O  późniejszych  zgromadzeniach  Stanów  t.  zw.  Niderlandów 
Hiszpańskich,  tj.  Belgii,  wiadomo  niewiele  więcej  ponadto,  że  za- 
sada większości  dopiero  przy  silnem  poparciu  Habsburgów  za- 
częła tam  w  XVI  wieku  rugować  pierwotną  jednomyślność;  gdzie- 
kolwiek zresztą  ta  ostatnia  wspierała  się  dodatkowo  na  manda- 
cie prowincyonalnym  albo  lokalnym,  szczególnie  gdy  chodziło 
o  podatki,  walka  bywała  ciężka,  i  zaściankowi  autonomfści  je- 
szcze w  XVIII  wieku  borykali  się  z  postępami  majoryzacyi  ^).  Linia 
frontu  społecznego  wygięła  się  wśród  tej  walki.  Były  prowincye, 
„w  których  Stany  deliberowały  wspólnie  w  jednej  izbie  i  gdzie 
wotowaly  nie  stanami  (par  ordre),  ale  indywidualnie  (par  tcte)"; 
tam  „prosta  większość  decydowała  o  podatkach  i  pomocy,  zaró- 
wno jak  i  o  innych  sprawach.  Nadmienić  jednakże  wypada,  że 
w  większości  belgijskich  prowincyi  uchwalanie  subsydyów  po- 
trzebowało zgody  wszystkich  stanów,  i  to  nawet  tam,  gdzie 
w  podrzędniejszych  sprawach  dwa  stany  uchwalały  z  siłą  obo- 
wiązującą dla  trzeciego.  W  prowincyi  Luxemburgu  istniał  zwy- 
czaj odrębny  i  jeszcze  oryginalniejszy  od  innych,  większość  bo- 
wiem dwóch  stanów  przeciw  jednemu  decydowała  nawet  w  spra- 


1)  Rachfalil,  !,  527,  534,  540,  550. 

'-)  Według  informacyi,  łaskawie  dostarczonej  nam  przez  profesora  H.  Pi- 
renne  (w  liście  z  d.  29  czerwca  1913  r.),  który  przed  wybuchem  wojny  badał 
interesujące  nas  zagadnienie  na  gruncie  belgijskim. 


—     93     - 

wach  subsydyów ;  jeśli  każdy  ze  stanów  uchwalił  odmienną 
ogólną  kwolę  pomocy  dla  panującego,  wówczas  sumowano  wszy- 
stkie kwoty,  następnie  otrzymaną  cyfrę  dzielono  przez  trzy,  tj. 
ilość  stanów  (on  tiercait),  i  w  ten  sposób  otrzymana  liczba  sta- 
nowiła przeciętną  pomoc,  uchwaloną  przez  Stany"  i). 

Posuńmy  się  dalej  na  wschód.  Potężna  Hanza  Niemiecka 
nie  miała  przez  długi  czas  zbyt  groźnych  sąsiadów,  więc  rozparł- 
szy się  po  wszystkich  w\brzeżach  mórz  północnych,  poniekąd  aż 
za  La  Manche,  i  sięgnąwszy  korzeniami  w  głąb  lądów,  wytrzy- 
mała szereg  wojen  i  przetrwała  cztery  stulecia.  Nie  naszą  jest 
rzeczą  dociekać  tu  wszelkich  przyczyn  jej  długowieczności.  To 
pewna,  że  nie  zawdzięczała  jej  sprężystemu  i  racyonalnemu  ustro- 
jowi. Cały  związek  składał  się  z  miast  dobrze  zagospodarowa- 
nych i  dobrze  rozumiejących  swe  interesy.  Przewodnia  reguła 
większości,  mocno  ugruntowana  w  samorządzie  skonfederowa- 
nych  miast  -),  utrudniała  pochłonięcie  ich  przez  żywioł  centrali- 
styczny. W  dodatku  związek  dzielił  się  na  trzy 3)  dzielnice  (Drittel). 
Pierwsza  obejmowała  Lubekę,  miasta  saskie  i  wendyjskie,  druga 
miasta  westfalskie  i  pruskie,  trzecia  Gotland,  Inflanty  i  Szwecyę. 
Były  te  dzielnice,  nakształt  trzech  polskich  prowincyi,  tak  rozle- 
głe i  samoistne,  że  jeżeli  można  było  zbiorową  siłą  przełamać 
opór  jakiejś  Bremy  lub  Hamburga,  to  o  poskromieniu  całej  dziel- 
nicy nie  mogło  być  mowy.  Pełno  też  w  prawie  publicznem  Hanzy 
sprzeczności,  nieprawidłowości,  wyjątków,  pełno  zmagań  się,  roz- 
luźnień i  sprężeń.  Toczy  się  ciągła  walka  autonomii  z  centrali- 
zmem, walka  reguły  większości  z  wolnem  „niepozwalam"  po- 
szczególnych miast. 

Zdawało  się  już  pod  koniec  pierwszego  okresu,  jaki,  we- 
dług Sartoriusa,  ciągnie  się  do  r.  1370,  że  decyzya  przeważnej 
liczby  miast  obowiązuje  wszystkie.  Zażądano  uznania  tej  zasady 
nawet  od  przewodniczącej  w  związku  Lubeki,  gdy  ta  nie  chciała 
spełnić  nakazanej  sobie  okupacyi  wyspy  Bornholm,  którą  Szwe- 
cya  oddała  w  zastaw  Hanzie  podczas  wojny  z  Danią  (1363).  Cóż 
kiedy  zaraz  w  następnym  roku  na  kongresie  delegatów  w  Kolonii 


•)  Rembowski,    Konfedcracya  i  rokosz,   112-3,   cytuje  Poiillcta  Les  consti- 
tutions  nationalcs  bclges,  147-8. 

2)  Por.  F.  W.  Bartho!d'a,  Geschiclitc  der  deutschen  Hansa,  III,  25. 

3)  Od  XV  wieku  —  cztery. 


-     94     - 

uchwała  co  do  wojny  z  Waldemarem  III  duńskim  nie  może  dojść 
do  skutku.  Miasta  wznawiają  na  tym  zjeździe  konfederacyę,  ali- 
ści nawet  zatwierdzenie  tej  podstawowej  uchwały  spotyka  gdzie- 
niegdzie trudności.  Żaden  wyrok  nie  zdoła  nic  przeciwko  wię- 
kszym miastom.  Tegoż  roku  miasta  pruskie  ekscypują  sobie  za- 
padłą uchwałę  o  wyprawie  wojennej  i  zamiast  niej  chcą  służyć 
samym  tylko  funtcollem  ^). 

Kiedy  w  roku  1368  wznowiono  spór  z  Danią,  Hamburg, 
Brema  i  Kolonia  nie  chcą  słyszeć  o  czynnym  udziale  w  wojnie. 
Dwa  pierwsze  miasta  zgadzają  się  później  płacić  kontyngens  pie- 
niężny, ale  Kolonia  pospołu  z  miastami,  położonemi  nad  Siider- 
see,  trzyma  się  zupełnie  na  uboczu  ^). 

Następny  okres,  1370  —  1495,  zaczyna  się  od  gwałtownych 
kataklizmów,  zarówno  w  łonie  niektórych  miast  hanzeatyckich 
(Lubeka  1403—9),  jak  pomiędzy  niemi.  Dochodzi  chwilowo  w  r. 
1412  do  utworzenia  rekonfederacyi  (Gegenhansa)  z  Hamburgiem 
na  czele;  następuje  nowe  pojednanie  w  postaci  nowej  konfede- 
racyi  powszechnej  w  r.  1418 '^),  Politycy  związkowi  robią,  co 
mogą,  aby  uratować  całość  od  nierządu.  Wypisują  w  statutach 
z  r.  1375  i  1417  zasadę,  że  to,  co  uchwala  zdrowa  większość  na 
kongresie  (majora  sana  in  fiansae  conventu  vota),  ma  być  apro- 
bowane i  wykonywane  przez  wszystkie  członki  obecne  lub  nie- 
obecne. Powtarzają  to  samo  w  r.  1470'*),  przepisują  głosowanie 
na  kongresach  w  porządku  krzeseł,  bez  uprzednich  narad  dziel- 
nicowych. W  trzecim  okresie,  t.  j.  w  wieku  XVI,  układają  sta- 
tuty, według  których  przynajmniej  sprawy  kantorów  związko- 
wych zagranicą  oraz  wspólnych  przywilejów  handlowych  mia- 
łyby podlegać  uchwałom  większości.  Ale  i  to  ograniczenie  nie 
skutkuje.  Daremnie  przewodnicząca  Lubeka  nawołuje  w  uniwer- 
sałach do  przysyłania  delegatów  na  kongresy  z  zupełną,  dosta- 
teczną mocą.  Coraz  to  ktoś  z  jakiegoś  kongresu  odwozi  uchwałę 


1)  Georg  Sartorius,  Geschichte  des  Hansa-Bundes,  Getynga  1802,  I,  121 
sq.  Barthold,  j.  w.,  datuje  początek  władzy  związku  nad  poszczególnemi  mia- 
stami od  drugiej  połowy  XIII  wieku. 

2)  Sartorius,  j.  w. 

3)  Barthold,  j.  w.  III,  25,  33,  44. 

4)  Sartorius,  II,  82-3.  Znacznie  pobieżniej  traktuje  tę  stronę  ustroju  Hanzy 
Daenell,  Die  Bliitezeit  der  deutschen  Hanse  (1906),  II,  318. 


-      95     - 

-ad  referendum  do  braci.  Z  obowiązkowej  aprobaty  uchwał 
kongresowych  przez  miasta,  wymaganej  w  statucie  r.  1417,  po- 
zostaje niebawem  jedynie  ewentualność  aprobaty:  niektóre 
późniejsze  konfederacye  żądają  już  tylko  od  większych  miast, 
aby  swym  wpływem  wyjednały  ratyfikacyę  uchwał  u  sąsiednich 
miast  mniejszych.  Niektóre  statuty  godzą  się  i  na  taki  kompro- 
mis, żeby  ważniejsze  sprawy  decydować  jednomyślnie,  a  mniej 
ważne  —  większością.  Jeszcze  zgoda  takich  potentatów,  jak  Ham- 
burg, Brema,  Lubeka,  Kolonia,  umiała  postawić  na  swojem,  ale 
gdy  one  się  pokłóciły,  to  na  chwilę  rozprzęgała  się  cała  federacya. 
Ostatecznie  ta  niekarność,  wynikła  z  braku  związkowej  władzy 
wykonawczej,  i  to  ciągłe  marudztwo  z  parokrotną  reasumpcyą 
tychsamych  spraw,  z  zasięganiem  pełnomocnictw  —  ,,abscheu- 
liche  Sitte"  według  Sartoriusa  —  zgubiło  Hanzę  po  wojnie  Trzy- 
dziestoletniej. Trudno  nie  dojrzeć  w  jej  rozgardyaszu  autonomi- 
cznym, nacechowanym  prowincyonalizmem  i  partykularyzmem, 
•dziwnych  analogii  z  Rzecząpospolitą  Polską, 

Całkiem  odmienne  i  jedyne  w  swoim  rodzaju  zjawisko  sta- 
nowi związek  szwajcarski  (Eidgenossenschaft).  Bez  przesady  mo- 
żna powiedzieć,  że  prawnopaństwowe  h  xul  nur  tworzy  centralną 
kwestyę  dziejową  Szwajcaryi.  Przez  nieznane  i  niedostępne  dla  całej 
Europy  przejścia,  po  omacku,  bez  naśladowania  wzorów  obcych 
i  bez  łamania  praktyki  w  imię  doktryny,  zmierzał  wolny  lud 
szwajcarski  do  rozwiązania  zagadnień,  jak  godzić  prawa  jednostki 
z  interesem  całości,  jak  uszanować  niezawisłość  gmin  społecz- 
nych, a  jednak  spajać  je  w  obronną  całość.  Nic  drogocenniej- 
szego  dla  ludzkości,  jak  te  próby  młodych  kantonów  góralskich 
lub  mieszczańskich,  w  których  na  każdym  kroku  staje  przed  su- 
mieniem człowieczem  problemat  nie  do  usunięcia:  kto  ma  ustąpić: 
ogół  czy  jednostka,  więksość  czy  mniejszość? 

Z  idealną  wyrazistością  ujawnia  się  tutaj  wpływ  kształtujący 
niemal  wszystkich  tych  czynników,  od  których  zależy  nagroma- 
dzenie precedensów,  przychylnych  lub  wrogich  rządom  przewa- 
żnej liczby.  Równość  obywatelska  umożliwiała  wszędzie  powsta- 
wanie poglądu,  że  w  demokracyi  więcej  należy  się  dwóm  ludziom, 
niż  jednemu ;  nikt  nie  stawał  przeciwko  gminie,  wsparty  o  swoje 
niby  -  udzielne  panowanie  nad  chłopami.  Moment  decyzyi  zbio- 
rowej i  sposób  głosowania  ustaliły  się  wcześnie.  Starogermańskich 


—     96     — 

metod  uderzania  w  broń,  aklamacyi,  pomruku  nie  znano  w  Szwa- 
caryi;  głosowano  przez  „Handmehr",  podnosząc  ręce  do  góry  i). 
Już  w  XVI  wieku  wyrobiły  się  nawet  demagogiczne  maniery  pod- 
niecania lub  nawet  teroryzowania  głosującycłi  okrzykiem  ;  „Hdnd 
uf,  Hebe  Landliit !"  —  maniery,  słusznie  potępiane  przez  Bodina 
i  z  czasem  zakazane  przez  prawo-).  Zewnętrzne  niebezpieczeń- 
stwa w  wieku  XIV  i  XV  zmuszały  lud  w  sposób  nader  oczy- 
wisty do  solidarności.  Ruch  reformacyjny  wieku  XVI  doprowadził 
w  wielu  kantonach  do  zupełnego  opanowania  i  zgnębienia  mniej- 
szości, wyjątkowo  w  niektórych,  przy  silnem  napięciu,  a  przy 
względnej  równowadze  sił,  kazał  szukać  innego  wyjścia  poza  ma- 
joryzacyą.  Znaczna  gęstość  zaludnienia  zniewalała  do  podziału 
gruntów,  nie  dając  jednak  możności  przyy/iązanym  do  swych  hal 
gazdom  uciekania  przed  majoryzacyą  w  cudze  kraje.  To  wszy- 
stko znakomicie  konsolidowało  gminę  szwajcarską  (Landsgerneide) 
na  wewnątrz.  Zato  trzy  pozostałe  znane  nam  czynniki  zwracały 
się  przeciwko  takiej  konsolidacyi  całego  związku  (Eidgenossen- 
schaft).  Zobaczymy  poniżej  wypadki  kwesty  ono  wania  przez  kan- 
tony aż  do  najpóźniejszych  czasów  tych  uchwał  związkowych 
treści  militarnej,  którym  można  się  było  oprzeć  na  miej- 
scu;  zauważymy  skutki  braku  egzekutywy  innej,  prócz  kan- 
tonalnej ;  ujrzymy  zwykłą  w  federacyach,  choć  stosunkowo  rzadką 
w  Szwajcaryi,  bezsilność  zgromadzenia  związkowego  wobec  na- 
kazów terytoryałnych  ^j. 

Wspólne  umiłowanie  równości  i  niepodległości,  niechęć  pod- 
dania się  Leopoldom  austryackim  czy  też  Karolom  burgundzkim 
stwarzała  dla  Szwajcarów  w  epoce  walki  o  byt  związkowy  wspólną 
wzniosłą  sprawę,  wobec  której  malał  wszelki  interes  lokalny.  Ale 
taki  interes  powszedni  trwalszy  był,  niż  niebezpieczeństwo  ze- 
wnętrzne ;  bieda  nie  chciała  się  pozwolić  eksploatować  cudzemu 
bogactwu,  żądała  dla  siebie  wyjątków  i  ulg  z  pod  powszechnego 
ciężaru.  Różność  pochodzenia  i  mowy  z  pewnością  nie  sprzęgała 
kantonów  w  jeden  naród,  łańcuchy  górskie  przerzynały  całą  zie- 


')  Heinrich  Ryffel,    Dle  schweizerischen  Landsgemeinden,    Ziirich,    1904. 

2)  Blumer,  Staats-  und  Rechtsgeschichte  der  schweizerischen  Demokratien, 
I,  cz.  I,  107. 

3)  Gierkę,    Das  deutsche  Genossenschaftsrecht,  I,  533,   o  .heimbringen". 


—     97     — 

mię  rubieżami  —  w  wielu  miejscach  nie  do  przebycia.  W  czasach, 
kiedy  naród  szwajcarski  wypracowywał  sobie  współżycie  części 
i  całości,  nie  był  on  jeszcze  dzisiejszym,  historycznie  spojonym 
narodem  :  miał  się  nim  stać  dopiero  wśród  mnóstwa  konfliktów 
wewnętrznych  między  interesami  ogólnymi  i  specyalnymi. 

Ze  względu  na  kwestyę  formowania  się  wyrazu  woli  zbiorowej 
dzieje  Szwajcaryi  dają  się  podzielić  na  trzy  okresy.  Do  począt- 
ków wieku  XVI  trwa  okres  integracyi  (scalania) ;  potem,  do  czasów 
Rewolucyi  Francuskiej  —  okres  dezintegracyi  ').  Powstanie  Rze- 
czypospolitej Helweckiej  wprowadza  nowy  okres  integracyi  na 
tle  demokratycznego  centralizmu.  Reguła  większości  wyrabia  się 
w  pierwszym  okresie,  zwęża  swe  zastosowanie  w  drugim,  roz- 
szerza się  i  prze  do  ostatnich  granic  w  trzecim. 

Z  początku  czyni  ona  postępy  zarówno  w  zgromadzeniu 
ludowem  kantonainem,  jak  w  federacyi.  Tkwi  u  podłoża  już 
pierwszych  sprzysiężeń  najstarszych  kantonów  leśnych.  Konsty- 
tucya  Glarusu  (Landessatzung)  z  r.  1387  wygłasza,  jako  naczelną 
normę  państwa  ludowego,  że  mniejszość  musi  ustępować  wię- 
kszości ^).  Słychać  o  pewnem  pozornem  odstępstwie  od  tej  normy 
w  kantonie  Uri,  gdzie  każdy  gazda  (Talmann)  interesowany  mógł 
sam  jeden  przeszkodzić  {erwehren)  sprzedaży  wspólnych  grun- 
tów (Allmendland) ;  ale  to  znaczyło  właściwie  tylko,  że  ogół  nie 
ma  prawa  nikogo  przemocą  wywłaszczać  ze  wspólnego  mienia^ 
i  wcale  nie  uchybiało  powadze  woli  zbiorowej  poza  obrębem 
najświętszych  praw  indywidualnych.  Sąsiedzi  ze  Schwyzu  w  igno- 
rowaniu opozycyi  zaszli  tak  daleko,  ze  nieraz  poprzestawali  na 
obrachunku  głosów  dwóch  gromad  względnie  największych,  nie 
dbając  o  głosy  rozbite ;  niektórym  obywatelom  kazano  wstrzymy- 
wać się  od  głosu,  gdy  w  grę  wchodziły  interesy  ich  krewnych  % 
Większość  we  wszystkich  kantonach  opanowywała  wszystkie  gło- 
sowania: co  do  wojny  lub  pokoju,  co  do  zawierania  traktatów,, 
stanowienia  praw,  zarządzania  wspólnym  majątkiem  i  pomnaża- 
nia go  przez  pobory,  a  tembardziej    na    wyborach  i  w  sądowni- 


1)  Bluntschli,  Gescliichtc  des  scliweizerischcn  Bundesstaatsreclitcs,  I^ 
406  sq.  zbyt  schematycznie,  bez  uwzględnienia  różnicy  czasów  usiłuje  skonstru- 
ować, według  różnycłi  kategoryi  spraw,  prawidła  rządów  większości  w  Szwajcaryi. 

^)  Blumer,  I,  270;  ponowiono  ten  przepis  w  r.   1448. 

3)  Ryffel,  j.  w.  108  sq. 

7 


-     98     — 

ctwie  ').  Szybko  tężała  i  wspólność  federalna.  Kanton  Glarus 
w  chwili  przystąpienia  do  związku  (w  r.  1352)  musiał  obiecać, 
że  podda  się  orzeczeniom  ogółu  w  sporach.  W  późniejszych  tra- 
ktatach z  Fryburgiem,  Solurą,  Bazyleą,  Szafuzą,  Appenzell  zawa- 
rowano,  że  nowo  przystępujące  te  kantony  będą  mogły  wchodzić 
w  osobne  przymierza  nie  inaczej,  jak  za  zgodą  większości  kan- 
tonów -).  Zbliżano  się  potrosze  do  zupełnego  na  wszystkie  sprawy 
rozciągnięcia  tejże  reguły  głosowania,  a  niemałe  pod  tym  wzglę- 
dem znaczenie  wychowawcze  miała  gospodarka  federalna  w  t. 
zw.  „gemeine  Herrschaften",  tj.  we  wspólnych  posiadłościach  ca- 
łej Rzeszy  Szwajcarskiej.  W  sprawach  o  nabywanie  lub  zastaw 
tego  rodzaju  włości  zapanowało  już  w  r.  1415  przekonanie,  „das 
da  der  minder  teil  dem  nieren  volgen  sol  ane  alle  widerred"  ^). 
Zrzeszony  i  krzepnący  z  postępem  tej  gospodarki  sejm  związkowy, 
czyli  kongres  (Tagsatzung),  zaczął  interweniować  między  par- 
tyami  wewnątrz  poszczególnych  kantonów ;  w  Nidwalden  już 
w  r.  1385  kongres  skasował  niesłuszny  wyrok  gminy  i  zastrzegł 
sobie  takież  prawo  nadal,  gdyby  miejscowa  ludność  okazała  się 
„zu  krank"  do  sądzenia.  Podobna  interwencya  w  obronie  mniej- 
szości nastąpiła  w  r.  1404  w  Zugu,  później  w  r.  1588  i  1597 
w  Appenzell,  1721  i  1722  w  pewnej  miejscowości  kantonu  Gla- 
rus, w  1732  w  Appenzell  Ausserrhoden,  ale  tym  razem  wyjątkowo 
bezskutecznie'*).  Coprawda,  niedoświadczeni  centraliści  pozwalali 
sobie  czasem  na  regulowanie  wewnątrz  kantonów  spraw,  które 
i  dziś  jeszcze  uchodzą  za  naturalną  przynależność  autonomii,  jako 
to  policyi  obyczajów  i  zbytku  ^).  Próbę  ogniową  musiała  jednak 
przejść  zasada  większej  liczby  w  dziedzinie  wspólnej  obrony 
związkowej  i  wspólnej  czynnej  akcyi  nazewnątrz.  Tu  też  niedo- 
syć  było  okazać  kilka  razy  jednozgodność,  trzeba  było  przetrwać, 
przezwyciężyć  rozłam.  Dopiero  po  tej  próbie    miało   się   okazać, 


>)  Gierkę,  I,  520. 

2)  Prof.  G.  Vogt,  Yereinbarung  und  Mehrheitsprinzip  im  Schweizerbunde, 
Zeitschrift  fiir  schweizeriche  Gesetzgebung  und  Rechtspflege,  I  Bd. 

3)  Vogt,  j.  w.,  2-3. 

4)  Ryffel,  j.  w..  39. 

s)  Vogt,  j.  w.,  4.  O  kwestyę,  co  należy  do  władz  związkowych,  a  co  do 
miejscowych,  jak  przypomina  Bluntschli,  408,  wybuchła  w  wieku  XV  t.  zw. 
wojna  zurychska. 


1 


—     99     — 

czy  prawo  konstytucyjne  Szwajcaryi  nie  pozostanie,  przynajmniej 
w  pewnym  zakresie,  kompleksem  czasowych  konkordatów  natury 
międzynarodowej.  Tak  zwany  List  Księży  (Pfajfenbrief)  z  r.  1370 
nie  został  przyjęty  przez  Bern  i  Glarus.  Doszła  do  skutku  uchwała 
o  obronie  narodowej  z  r.  1393  (Sempacherbrief).  Później  udał 
się  układ,  zawarty  w  miejscowości  Stanz  (Stanzer  Yerkommnis) 
1481  ;  Ziirich  domagał  się  w  r.  1416  uznania  władzy  większo- 
ści w  głosowaniach  nad  wyprawą  wojenną,  a  pewien  akt  badeń- 
ski  z  r.  1460  próbował  już  ogólnie  zaliczyć  tę  władzę  do  stałych 
tradycyi  (Harkomen)  ^)  narodu  szwajcarskiego. 

Aż  tu  po  świetnych  zwycięstwach  nad  Karolem  Śmiałym 
nastaje  zwrot  na  gorsze.  Szwajcarzy  zaczynają  się  imać  służby 
kondotyerskiej,  wdają  się  w  politykę  międzynarodową,  i  ta  po- 
lityka potrosze  szczerbi  ich  własną  karność  wewnętrzną.  W  tym 
samym  pamiętnym  roku  1515,  kiedy  sejm  związkowy  spróbował 
wszystkim  |^nadal  mniejszościom  nakazać  uległość  w  sprawach, 
interesujących  cześć  i  dobrobyt  związku  2),  spadła  na  Szwajcaryę 
z  rąk  Franciszka  I  klęska  pod  Marignano,  i  pod  tym  ciosem 
o  mało  się  nie  rozpadł  związek  na  dwie  osobne  konfederacye, 
jedną  z  8  kantonów  po  stronie  Francyi,  drugą  z  5  przy  cesarzu 
i  papieżu.  Jest  to  wyraźny  krok  wstecz  i  fatalny  na  przyszłość 
precedens,  tern  fatalniejszy,  że  wkrótce  zacznie  rozszczepiać  Szwaj- 
caryę waśń  religijna. 

Wśród  osłabionego  poczucia  braterstwa  idea  solidarności 
w  obronie  czci  i  dobrobytu  całości  staje  się  conajwyżej  drogo- 
wskazem moralnym,  czcigodnym  testamentem  lepszej  przeszłości, 
a  nie  przepisem  konstytucyjnym.  Wielka  ustawa  obrony  narodo- 
wej (Defensionale)  z  r.  1669—74,  uchwalona  przez  większość 
kongresu,  zostaje  obalona  przez  sejmiki  ziemskie;  podobna  usta- 
wa z  r.  1688  natrafia  też  na  opozycyę  małych  kantonów,  i  jeszcze 
w  r.  1792,  na  kilka  lat  przed  krytyczną  przeprawą  z  Francyą, 
malutki  Schwyz,  wysyłając  swój  kontyngens,  zakłada  salwę,  że 
ustawa  o  obronie  właściwie  go  nie  obowiązuje  i  nadal  obowią- 
zywać nie  będzie  3). 


')  Vogt:  j.  w.,  4. 

2)  Vogt,  j.  w.;  Bluntschli,  j.  w.,  409;  Gierkę,  I,  533. 

3)  Vogt,  j.  w..  6-7. 

7* 


—     100     - 

Dzieje  się  to  pod  ubocznym  wpływem  powszechnego  prze- 
konania, że  większość  delegatów  kantonalnych  nie  ma  autorytetu, 
bo  nie  ma  za  sobą  większości  obywateli :  Szwajcarya  po  wieku 
XVI  jest  już  krajem  przeważnie  protestanckim,  aczkolwiek  kan- 
tony katolickie  liczebnie  przeważają.  Do  tej  dysproporcyi  przy- 
łączają się  zaraźliwe  przykłady  rozłamów  domowych  w  kanto- 
nach i  ogólnego  nawet  rozłamu  w  kongresie.  Rozdwojenia,  se- 
cesye  mnożą  się  jedne  po  drugich. 

Nikt  nie  mógł  z  góry  przepowiedzieć  wystąpienia  Zwingli- 
ego  i  Kalwina,  to  też  żadna  ustawa  nie  określiła  zawczasu  kom- 
petencyi  uchwał  ogólnych  w  sferze  wyznaniowej ;  kierowano  się 
w  nich  z  początku  bezpośredniem  poczuciem  słuszności  lub  na- 
miętnością religijną,  potem  zaczęła  się  potrosze  skraplać  pewna 
tradycya.  Najbardziej  pouczające  przewroty  zaszły  w  Appenzell 
i  Glarus,  Pierwszy  z  tych  kantonów  rozwiązał  sprawę  w  sposób 
dość  prosty:  rozciął  swój  węzeł  gordyjski  na  dwie  połowy.  W  roku 
1596  część  katolicka,  mniejsza,  przystąpiła  do  osobnego  związku 
kantonów  pod  przewodem  Hiszpanii ;  następnego  roku  odbyło 
się  ostatnie  zgromadzenie  ziemskie,  na  którem  protestanci  na  po- 
żegnanie zabrali  wszystkie  urzędy.  Rada  związkowa  spróbowała 
spór  załagodzić,  ale  osobne  zgromadzenia  ludowe  obu  wyznań 
oświadczyły  się  za  podziałem  kraju.  Sąd  rozjemczy  dokonał  8-go 
września  rozgraniczenia,  i  odtąd  istnieje  katolicki  Appenzell- 
Innerrhoden  obok  protestanckiego  Ausserrhoden  ').  W  Glarus  do- 
szło do  innego  rozwiązania.  Idąc  za  wzorem  kantonu  Unterwal- 
den,  który  do  połowy  XIV  wieku  miał  dwa  sejmiki,  glaryjczycy 
już  w  latach  1528  i  1532  podzielili  się  na  dwa  zgromadzenia, 
katolickie  i  reformowane.  Ugoda  z  r.  1532  zapobiegła  rozbratowi, 
ale  nie  nazawsze.  W  roku  1562  znany  dziejopis  Tschudi  ujrzał 
się  zniewolonym  do  zaproponowania  obioru  kuryalnego  urzędni- 
ków, w  ten  sposób,  aby  kurya  katolicka  obierała  ich  połowę. 
Spełniło  się  to  życzenie  dopiero  w  drodze  układu  roku  1623.  Po 
sześćdziesięciu  latach  zastosowano  taki  sam  kompromis  do 
rady  zarządzającej  i  sądów.  Glarus  otrzymał  obok  wspólnego 
zgromadzenia  osobne  sejmiki  protestanckie  i  katolickie  do  spraw 
wyznaniowych. 


1)  Ryffel,  j.  w.,  24;  Blumer,  II  cz.  I,  66  sq. 


—     101     - 

Analogiczną  drogą  cała  Szwajcarya  obok  wspólnego  sejmu 
związkowego  (Tagsatziing)  wytworzyła  osobne  kongresy  delega- 
tów katolickich  (z  udziałem  m.  i.  Glarusu  katolickiego)  i  osobne 
protestanckie  (z  udziałem  Glarusu  protestanckiego)  '). 

Trudno  było  wynaleźć  w  czasacii  tępicielskiej  nietolerancyi 
naturalniejsze  wyjście  z  kłopotu.  Ten  proces  dezintegracyi  był 
całkiem  naturalny  i  zdrowy.  Szkoda  tylko,  że  towarzyszyło  mu 
osłabienie  zbiorowości  we  wszystkicii  kierunkach.  Przewodniczący 
(Yorort)  Ziirich  reprezentował  tylko  unię  nazewnątrz,  ale  przy- 
musu wywierać  nie  mógł  -)•  Rządy  większości  cofały  się  na  ca- 
łej linii,  miejsce  ich  zajmowały  kompromisy  polubowne.  Kantony 
reformowane :  Ziirich,  Bern,  Bazylea,  Szafuza,  protestancki  Gla- 
rus  i  Appenzell-Ausserhoden  od  pierwszej  chwili,  gdy  ujawniła 
się  granica  zdobyczy  nowych  wyznań,  zaczęły  za  przewodem 
Ziirichu  przemawiać  przeciw  majoryzacyi  w  sprawach  religijnych 
(1528).  Ugoda,  zawarta  w  r.  1632,  przeprowadziła  ten  pogląd 
odnośnie  do  kwestyi  wyznaniowych  we  wspólnych  posiadłościach. 
Trzeci  pokój  krajowy,  1656  r.,  potwierdził  go  ogólnie  i  rozszerzył 
zasadę  polubowności  nawet  na  kwestyę  przedwstępną :  czy  dana 
sprawa  ma  charakter  wyznaniowy,  czy  też  polityczny  lub  gospo- 
darczy. O  to  rozszerzenie  toczył  się  spór  dalej  aż  do  roku  1712, 
kiedy  przy  czwartej  pacyfikacyi  wprowadzono  zasadę  kompro- 
misu do  całej  wogóle  administracyi  wspólnych  terytoryów  ^). 

Tak  wyparta  została  majoryzacya  z  dziedziny  religijnej,  ze 
wspólnej  gospodarki  w  dobrach  związkowych,  raz  po  raz  wy- 
pierana była  z  dziedziny  finansów,  wojskowości  i  poniekąd  na- 
wet polityki  zagranicznej,  —  i  tak  przetrwała  proces  dziejowy 
między  całością  i  częściami  do  chwili  gwałtownego  utworzenia 
pod  naciskiem  Francyi  jednolitej  Rzeczypospolitej  Helweckiej 
(1798)  z  jednym  dyrektoryatem  wykonawczym  i  jednym,  dwu- 
izbowym organem  prawodawczym.  Z  upadkiem  wpływów  francu- 
skich zasady  unitarystyczne  1798  r.  runęły.  Szwajcarya  wyszła 
z  Kongresu  Wiedeńskiego  znów,  jako  luźna  federacya  różnoro- 
dnych stanów  demokratycznych,  arystokratycznych  i  plutokraty- 
cznych,  z  udzielnością  zebrań  gminnych    i   rad   miejskich,  z  sej- 

»)  Ryffel,  j.  w. ;  Blumer,  II,  cz.  I,  30  sq.,  47,  52,  55. 
3j  Bluntschli,  j.  w.,  410-1. 
3)  Vogt,  j,  w.,  5-6. 


—     102     — 

mem,  podobniejszym  do  zjazdu  międzynarodowego,  niż  do  par- 
lamentu, z  jednomyślnością  i  instrukcyami,  z  praktyką  brania 
spornych  spraw  ad  referendum,  ad  instniendum  lub  ad  ratifican- 
dum.  Dopiero  wielki  ruch  demokratyczny  XIX  wieku  poprowadził 
na  nowo  rzeszę  helwecką  przez  Sonderbund  i  wojnę  domową 
1847  r.  na  gościniec  rozwoju  w  duchu  centralistycznym. 

Podobny  proces  scalenia  przeżyły  równocześnie  Niemcy, 
przechodząc  od  Związku  Niemieckiego  (der  Deutsche  Bund,  1815 
do  1867),  przez  Związek  Północno-Niemiecki  (1867 — 1870),  już 
centralistyczny,  ale  jeszcze  nie  ogólny,  —  do  formy  dzisiejszego 
państwa  związkowego.  Łańcuch  podobnych  ewolucyi  z  pewnością 
nie  jest  jeszcze  zamknięty.  Ze  wszystkich  ludów,  które  im  pod- 
legły, najgłębiej  i  najżywiej  przemyśleli  swój  problemat  Ame- 
rykanie północni.  Stało  się  to  w  kilka  lat  po  wojnie  o  niepodle- 
głość w  pamiętnych  rozprawach  czerwcowych  konwencyi  r.  1787; 
program  niezależności  małych  stanów  starł  się  wówczas  z  dokt- 
ryną centralistyczną  wirginijską  (Randolpha),  veto  partykularne 
w  walce  z  projektowanem  veto  centralnej  legislatywy  o  mało  nie 
rozniosło  związku  wyzwolonych  stanów,  aż  wreszcie,  poświęcając 
cząstki  dla  całości,  zawarto  znany  szczęśliwy  kompromis  konsty- 
tucyjny, który  do  dziś  dnia  zapewnia  stanom  autonomię  i  przed- 
stawiennictwo  w  senacie,  narodowi  —  równomierny  udział  w  izbie 
reprezentantów,  całemu  zaś  państwu  związkowemu  —  jednolitość. 

Historya  tych  przeobrażeń  jest  bogata  i  długa,  ale  już  nie  tak 
oryginalna,  jak  przedstawione  przez  nas  w  krótkości  przemiany 
rządów  europejskich.  Zasługuje  też  ona  pewno  na  gruntowne 
studya,  ale  nie  na  tern  miejscu.  W  Ameryce,  jak  i  we  współcze- 
snych dziejach  Szwajcaryi  oraz  Niemiec,  chodzi  o  rozciągnię- 
cie na  stosunki  związkowe  zasady  większości,  oddawna  dojrza- 
łej, uznanej  i  wypraktykowanej  w  innych  sferach,  a  nie  o  jej 
pierwiastkowe  wypracowanie.  Wszędzie  tam  świadomość 
prawodawcza  rozporządza  od  początku  ogromem  wiedzy  history- 
cznej i  prawniczej,  powtarza  w  sobie  fragmenty  cudzych  dziejów, 
aplikuje  te  lub  inne  typy  rozwiązań,  ale  ich  nie  stwarza  samo- 
dzielnie. Zamiast  więc  wstępować  w  ślady  tych  wtórnych,  skom- 
plikowanych procesów,  wróćmy  jeszcze  na  stary  ląd  europejski, 
aby  tam  szukać  dalszych  ilustracyi  do  głównego  przedmiotu  na- 
szych badań.  


ROZDZIAŁ  VI. 

Dania.  Wiece  pierwotne.  Danehof.  Edykt  Chrystyana  I.  Reakcya  sejmikowa 
w  wieku  XVII  gubi  sejm  walny.  —  Partykularyzm  i  jednomyślność  w  życiu 
pubiicznem  dawnej  Norwegii.  Starcia  zasad  konserwatywnych  z  nowszym 
poglądem.  Zjazdy  sejmowe  w  wieku  XVI  i  XVII.  —  Szwecya.  Odrębności 
ziemskie  zatarte  wśród  walki  o  niepodległość  narodową  i  wolność.  Trzy  kuryc 
wśród  szlachty.  Regulamin  Oxenstierny.  Kompromisy.  Czy  można  było  zmajo- 
ryzować  szlachtę?  Kwestya  mandatu  i  pryncypalatu.  —  Węgry.  Skład  sejmu 
instrukcye.  Najważniejsze  pytania  ustroju  sejmowego  w  zawieszeniu.  Major  et 
sanior  pars  w  konflikcie  z  zasadą  kompromisu.  —  Co  wiadomo  o  głosowaniach 
sejmów  czeskich?  —  Półwysep  pirenejski.  Kortezy  w  Aragonii,  Katalonii 
i  Walencyi.  Historyczna  paralela  z  Polską.  Co  przeoczył  Lelewel  ?  Dissenti- 
miento  według  wykładu  Martela.  Ilustracye  z  r.  1350-51  i  z  lat  1410-12.  „Parla- 
ment" barceloński  gwałci  mniejszość.  Upadek  dissentimiento  za  Filipa  II, 
Odrębne  porządki  w  Kastylii  i  PortugaHi. 

Skandynawskie  ustroje  samorządne  naogół  wielce  się  różnią 
od  wszystkich  wyżej  opisanych,  więc  i  o  tworzeniu  w  nich  uchwał 
nie  można  mówić,  nie  poinformowawszy  czytelnika  o  miejsco- 
wych typach  zgromadzeń  ludowych.  Cały  świat  skandynawski 
z  punktu  widzenia  interesującej  nas  sprawy,  jak  i  z  wielu  innych 
względów,  rozpada  się  na  dwie  grupy  zjawisk,  duńsko-norweską 
i  szwedzką. 

Na  starożytne  „tingi",  czyli  wiece  duńskie  (dosłownie: 
roki)  schodziła  się  wszystka  wolna  ludność  dorosła  płci  męskiej, 
i  to  zarówno  na  wiece  prowincyonalne  (ziemskie,  landsting),  jak 
gminne  (herredsting).  Ile  było  tingów,  tyle  ognisk  twórczości 
ustawodawczej,  jakkolwiek  właściwie  tylko  zgromadzenia  ziem- 
skie miały  władzę  prawodawczą,  z  dodatkiem  zastrzeżonej  zna- 
cznej części  sądownictwa.  Jeżeli  na  herredstingach  nie  docho- 
dziło do  zgody,  to  wątpliwa   sprawa   szła  na  rozpatrzenie  wiecu 


—     104     — 

wyższej  kategoryi.  Jak  osiągano  tam  zgodną  decyzyę,  ściśle  i  ka- 
tegorycznie orzec  trudno,  ale  wyobrazić  sobie  rzecz  można  z  dużą 
miarą  prawdopodobieństwa.  Tingi  były  to  zgromadzenia  bardzo 
prymitywne.  Za  pułap  służył  błękitny  firmament,  za  fotele  — 
deski,  ułożone  w  czworobok  na  wielkicłi  kamieniach.  Rej  wodziła 
zbiorowo  starszyzna,  „mężowie  roztropni,  przezorni  i  biegli  w  pra- 
wie". Decydowali  obywatele,  siedzący  na  ławacłi ;  reszta  mogła 
najwyżej  szczęknąć  orężem  na  znak  aprobaty  (vapnatak),  który 
to  gest  przypuszczalnie  znaczył  tyle,  co  przysięga  na  wykonanie 
uchwały.  Nikt,  rzecz  prosta,  nie  rachował  głosów ;  poprostu  auto- 
rytatywniejsza  część  zebrania,  porozumiawszy  się  co  do  istoty 
sporu,  narzucała  swój  pogląd  pospólstwu.  Co  do  sądownictwa 
i  ściśle  związanego  z  niem  orzecznictwa,  które  pierwotnie  zastę- 
powało twórczość  prawodawczą,  wcześnie  wytworzyły  się  w  Danii 
i  Norwegii  znane  nam  reguły  indywidualistyczne,  wrogie  majo- 
ryzacyi  i). 

Epoka  wielkich  Waldemarów  (1157—1241)  przyniosła  tę  no- 
wość, ze  ponad  prowincye  wzbiło  się  państwo  duńskie,  z  jedną 
władzą  prawodawczą  i  jednym  skarbem.  Wnet  jednak  po  krót- 
kim wzroście  powagi  monarchicznej  stany  uprzywilejowane  wzięły 
górę  nad  tronem  i  krajem.  Różne  bywały  odtąd  zgromadzenia. 
Na  „Danehof  zjeżdżało  się  możnowładztwo;  w  Radzie  Stanu 
(Rigsraadet)  zasiadali  dostojnicy,  powołani  przez  króla ;  tu  i  tam 
zgromadzeni  występowali  poniekąd,  jako  wyobraziciele  interesów 
stanowych.  Landstingi  zeszły  w  cień ;  nie  wszystkie  jednak  ich 
atrybucye  dały  się  przenieść  na  szlachecki  Danehof.  Dla  utrzy- 
mania kontaktu  z  łnnemi  klasami  musiano  pozwolić  na  nadzwy- 
czajne zgromadzenia  Stanów;  w  tych  znów  po  ustąpieniu  du- 
chowieństwa (w  dobie  reformacyi)  i  chłopów  (na  początku  XVII 
wieku)  pozostali  mieszczanie  jedynym  czynnikiem  składowym 
obok  klasy  wyższej,  zróżnicowanej  na  magnatów  i  szlachtę.  Nor- 
malnym, peryodycznym  sejmem  był  do  r.  1413  Danehof,  później 
również  szlachecki  Herredag-).  W  połowie  XV  wieku  reguła 
większości   zapanowała  w  głosowaniach    politycznych.    Wyraźnie 


1)  Por.  wyżej,  str.  25-6. 

2)  P.    J.   Jórgensen,    Forelaesninger    over   den    danske   Retshłstorie,    18, 
161  sq.,  297  sq. 


—     105     — 

wypisał  ją  Chrystyan  I  w  edykcie  (Haandfaestning)  1448  roku 
odnośnie  do  Rady  Stanu,  bez  której  przyzwolenia,  wyrażonego 
przeważną  liczbą  głosów,  zobowiązał  się  nawet  nic  nie  stanowić 
o  państwie.  Prawdopodobnie  około  tegoż  czasu  przyswoił  sobie 
pożyteczną  nowość  sejm  szlactiecki,  ale  tylko  dla  spraw  polity- 
czno-administracyjnych, nie  finansowycti. 

Ctiarakter  zastępczy  Rady  wobec  Stanów  spotęgował  się,  od- 
kiedy  Fryderyk  III  (1648  —  1670)  dał  sobie  podyktować  prawidło, 
że  w  razie  gwałcenia  praw  przez  króla  Rada  może  rządzić  sama, 
nie  oglądając  się  na  niego.  Temsamem  na  wszystkie  stosunki 
administracyjne  poza  sesyą  stanów  rozciągnięta  została  powaga 
większości  radzieckiej,  Ale  i  ta  przemiana  nie  starła  indywidua- 
listycznego ducha  we  właściwych  stanach.  Tam  panowie  i  szla- 
chta mniej  więcej  do  r.  1638  obradowali  viritim,  mieszczanie  — 
przez  posły.  Mandat  nakazczy  regulował  działalność  wybrańców. 
Kto  nie  podpisał  przyzwolenia  na  podatki,  odmawiał  ich  płace- 
nia. Żadna  liczba  nie  miała  władzy  nad  przywilejem  i  majątkiem 
jednostki.  Wróciły  zjazdy  ziemskie  (Sjellandyi,  Lolandyi,  Fionii, 
Jutlandyi  i  Skonii),  a  wróciły  nie  poto,  aby  utwierdzać  siły  cen- 
tralistyczne. Zaszedł  charakterystyczny  konflikt  w  r.  1646  między 
ofiarną  większością  a  opozycyą  ziemską:  szlachta  sjellandzka 
i  lolandzka  próbowała  głosić,  że  kilku  głosujących  przeciw  nie 
powinno  nadwerężać  uchwały  ogółu.  Wszakże  rozumne  te  słowa 
nietylko  nie  znalazły  oddźwięku  na  innych  sejmikach,  ale  owszem, 
opór  przeciw  podatkom  zagłuszył  je  wkrótce  (1647)  w  samej 
Sjellandyi  -). 

Państwo  źle  na  tem  wyszło.  Nastąpił  najazd  szwedzki,  ka- 
tastrofa r.  1658,  po  niej  zaprowadzenie  dziedzicznej,  absolutnej 
monarchii  na  gruzach  życia  stanowego. 

O  najdawniejszych  wiecach  norweskich  wiadomo  wię- 
cej, niż  o  duńskich.  Tutaj  bez  uciekania  się  do  hypotez  i  analo- 
gii, wyraźnie  dostrzedz  można  dwie  zasady  obrad  ludowych : 
partykularyzm  i  jednomyślność.    Góry  i  wody  podzieliły  kraj  na 


»)  Tamże,  304. 

h  Tamże,  305-13.  Kr.  Erslev,  Aktstykker  og  Oplysninger  til  Rigsraadcts 
og  Staendemodernes  Historie  i  Kristiern  IV's  Tid.  111,  591-5.  Por.  Ascliehoug 
Statsforfatningen  i  Norge  og  Danmark  indtil  1814,  I,  444. 


—     106    — 

trzy  prowincye  (Sonden-,  Vesten-  i  Nordenfjeld),  odpowiednio  do 
których  podzieliło  się  i  prawodawstwo.  Wszelkie  uctiwały  da- 
wnych tingów  nosiły  nazwę  wyroków  {dom),  bo  też  według  nie- 
zróżnicowanych  pojęć  epoki  chodziło  zawsze  nie  o  tworzenie  lub 
stosowanie,  lecz  o  znalezienie  gotowego  prawa.  Dlatego  formy 
zbiorowego  prawodawstwa  nie  różniły  się  od  form  zbiorowego 
orzecznictwa  sądowego.  Zarówno  przepisy  t.  zw.  Gulathlngslov, 
jak  i  Frostathingslov,  i  inne  z  r.  1280,  wspierają  się  na  poglą- 
dzie, że  prawomocny  wyrok  wymaga  jednomyślności  głosów.  Do 
ustawodawstwa  Magnusa  Lagabótera  (1263 — 1280)  wkradły  się 
już  wahania :  raz  słychać,  że  obowiązywać  ma  wyrok  sądu  miej- 
skiego, na  który  zgodzili  się  wszyscy  sędziowie,  ławnicy,  etc. ; 
w  braku  zgody  następuje  jedyna  i  ostatnia  apelacya  do  sądu 
królewskiego;  gdzieindziej  w  tymże  wypadku  pozostawia  się  de- 
cyzyę  sędziemu  i  tym  asesorom,  którzy  podzielają  jego  zdanie.  Za- 
sady konserwatywne  odzywają  się  jeszcze  w  r.  1384,  co  jednak 
nie  znaczy,  aby  zgromadzenia  niezgodne  kończyły  się  bezowo- 
cnie. Częściej  pewno  zakrzykiwano  odosobnionych  przeciwników, 
albo  oponent  opuszczał  z  protestem  zjazd,  który  nadal  cieszył 
się  jednomyślnością.  W  jaskrawem,  a  bardzo  zrozumiałem  prze- 
ciwieństwie do  uchwał  sądowych  i  prawodawczych  (a  tembar- 
dziej  pewno  finansowych),  obiór  króla  już  według  regulaminu 
z  r,  1164  mógł  się  odbywać  większością^). 

Bliżej  znane  są  nowożytne  sejmy  norweskie  z  wieku  XVII, 
tj.  już  z  czasów  duńskiego  protektoratu,  pozorowanego  Unią 
Kalmarską.  Znaczenie  ich  polityczne  było  niewielkie.  Król  decy- 
dował, czy  ma  się  odbyć  sejm  walny,  czy  też  sejmiki  prowin- 
cyonalne,  W  pierwszych  uczestniczyła  szlachta  (czasem  przez  za- 
stępców), biskupi  oraz  wybrańcy  kleru,  posłowie  chłopscy.  Zja- 
zdy prowincyonalne  obsyłane  były  liczniej,  niż  ogólne.  Układ 
geograficzny  kraju  w  szczególny  sposób  wpływał  na  przebieg 
obrad.  Wszystko  odbywało  się  w  pośpiechu.  Delegat  królewski 
wygłaszał  propozycyę,  to  jest  żądał  podatków,  ale  odpowiedź 
stanów  rozbijała  się  na  szereg  obietnic  i  układów,  zawieranych 
w  miarę  nadjeżdżania  uczestników.  Szlachta  z  reguły  dawała  je- 
dną odpowiedź,  duchowieństwo  kilka  lub  kilkanaście,  od  każdego 


')  Aschehoug,  j,  w.  65-6.  Hertzberg,  177. 


—     107     — 

biskupstwa  lub  kapituły,  a  czasem  nawet  od  każdej  kolegiaty 
osobno,  miasta  również  wotowały  w  rozsypce.  Jeżeli  delegat  kró- 
lewski nie  był  zadowolony  z  wyniku,  to  pertraktował  dalej,  póki 
nie  uzbierał  wiązanki  przychylnych  rezolucyi,  poczem  król  apro- 
bował wyniki.  „Jeśli  spytamy,  czy  większość  w  łonie  każdego 
stanu  w  jakimkolwiek  wypadku  wiązała  mniejszość,  to,  jak  wy- 
nika już  poniekąd  z  powyższego  przedstawienia,  odpowiedź  brzmi 
stanowczo  przecząco.  Nawet  kiedy  dawano  rezolucyę  wspólną, 
nikt  nie  był  zobowiązany  do  udziału  w  niej.  Kto  się  nie  zgadzał, 
mógł  wnieść  osobne  zastrzeżenie,  albo  zupełnie  odstrychnąć  się 
od  innych  i  złożyć  oświadczenie  osobiste.  Dotyczyło  to  zarówno 
szlachty,  która  zawsze  występowała  zbiorowo,  jak  i  pozostałych 
-stanów".  Inne  pytanie,  czy  wola  obecnych  obowiązywała  nie- 
obecnych ;  prawnie  nie  obowiązywała,  faktycznie  owszem,  to  też 
w  rezolucyach  nieraz  wyrażano  nadzieję,  a  później  nawet  żądanie, 
-aby  nieobecni  przystąpili  do  spełniania  uchwały.  Bez  takiego  na- 
x:isku  na  resztę  swych  członków  żaden  stan  nie  mógł  wyjednać  wza- 
inian  od  króla  spełnienia  swych  żądań.  Przezorniejsi  posłowie  (np. 
w  r.  1643)  certowali  się,  póki  mogli,  mówiąc,  że  dadzą  tyle,  ile 
inni  współbracia.  Co  się  tyczy  pełnomocnictw  poselskich,  te,  wo- 
bec wielkich  odległości  między  stolicą  a  okręgiem  wyborczym, 
bywały  dość  rozległe,  i  łączyły  się  czasem  po  kilka  w  ręku  je- 
dnej osoby.  Raz  naruszone,  nie  mogły  służyć  za  pozór  do  od- 
mowy ze  strony  wyborców,  i  to  nawet  w  tak  ważnej  sprawie, 
jak  ustanowienie  dziedziczności  tronu  w  r.  1661  ^). 

Trzeci  naród  skandynawski,  Szwedzi,  przeżywali  swe  do- 
świadczenia parlamentarne  nieco  później,  niż  ich  pobratymcy ;  skut- 
kiem tego,  z  jednej  strony,  mogli  korzystać  z  mądrości  cudzej,  z  dru- 
giej, sama  ta  nauka  odbywała  się  przeważnie  w  naszych  oczach, 
a  nie  gdzieś  w  bezkresnej  dali.  Budowa  społeczna  narodu  ł  ze- 
wnętrzne warunki  polityczne  złożyły  się  tu  na  pomyślny  rozwój 
parlamentaryzmu.  Legły  wprawdzie  u  podstawy  wspomnienia  da- 
leko sięgającej  odrębności  ziemskiej :  w  Wiekach  Średnich  prawo- 


')  Aschehoug,  j.  w.,  455.  Johnsen,  De  norske  stacndcr...  1517-1661,  Vi- 
denskabs  Selskabets  Skrifter,  II,  Hist.  Filos.  Klasse,  1906,  N.  5,  342-5.  Raz  jeden 
mieszkańcy  Marstrandu  próbowali  wymówić  się  tera,  że  poseł  ich  obiecał  rzą- 
dowi więcej  okrętów,  niż  miał  prawo ;  niewiele  jednak  wytargowali  u  namiest- 
4iika  (1647). 


-     108     - 

dawstwo  i  rząd  były  odrębne  w  różnych  .dzielnicach,  i  dynastya 
Wazów  od  r.  1527  musiała  je  dopiero  ściągać  forsownie  do  cen- 
trum. Lecz  wytężona  walka  z  Danią  zmusiła  królestwo  do  kon- 
centracyi  sił;  w  jej  ogniu  ukuli  sobie  Wazowie  hartowną  wła- 
dzę monarszą;  wobec  tych  dynastów  żywioły,  miłujące  starą 
wolność  szwedzką,  musiały  trzymać  się  solidarnie  i  przezwycię- 
żać w  sobie  zapędy  odśrodkowe.  Cały  naród  obronił  swą  niepo- 
dległość, więc  też  cały,  w  osobie  wszystkich  czterech  klas,  ducho- 
wieństwa, szlachty,  mieszczan  i  chłopów,  zajął  miejsce  w  sejmie, 
a  wiemy,  jak  wpływa  rywalizacya  klas  na  ich  wewnętrzną  spój- 
ność, i  jak  dalece  brak  rywalizacyi  rozluźnia  tę  ostatnią.  Niedość 
na  tern,  w  łonie  każdego  stanu  rozwinęły  się  znaczne  różnice. 
Z  pośród  kleru  próbowali  się  chwilami  biskupi  wyodrębnić  w  oso- 
bną grupę.  Szlachta  w  okresie  rozkwitu  parlamentaryzmu  dzie- 
liła się,  a  poniekąd  nawet  sztucznie  została  podzielona  (dla  za- 
bezpieczenia interesów  możnowładczych)  na  trzy  „klasy",  tj.  ku- 
rye,  mniej  więcej  odpowiednio  do  dawniejszego  podziału  na 
„panów"  (hrabiów  i  baronów),  rycerzy  i  „swennów"  ^).  Każda 
klasa,  pomimo  nieróv/ności  liczebnej,  miała  podawać  jedno 
wspólne  wotum.  Takie  zróżniczkowanie  według  majątku  i  dosto- 
jeństwa musiało  ułatwiać  ewolucyę  prawa  większości,  ponieważ 
żywioły,  którym  ciężko  byłoby  się  poddać  majoryzacyi  przez, 
szaraczków,  mogły  uniknąć  tego  losu  inną  drogą  ;  reszta  zniwe- 
lowana dawała  się  łatwiej  policzyć,  i  porachunek  między  wię- 
kszością a  mniejszością  przeistaczał  się  w  kwestyę  międzyku- 
ryalną. 

Aż  do  roku  1626  obywał  się  sejm  szwedzki  bez  piśmien- 
nego regulaminu.  Jeszcze  w  okresie  walki  Zygmunta  z  Karolenn 
Sudermańskim  zdarzały  się  takie  anomalie,  jak  powoływanie  na 
obrady  oprócz  właściwych  stanów,  posłów  od  wojska,  sędziów 
ziemskich,  wójtów;  ustawa  z  roku  1617  wyraźnie  kładła  obok 
czterech  innych  stanów  senat  tudzież  korpus  oficerski  (Krlgs- 
befdlet)  -).  Posiedzenia  bywały  chaotyczne,  publiczne ;  mąciła  je 
i     krępowała     obecność    ciekawych     ajentów     cudzoziemskich '). 


')  Hildebrand,  Svenska  statsfórfattningens  historiska  utveckling,  324. 

2)  Lagerroth,  Frihetstldens  fórfattning,  186. 

^)  Steyern,   Bidrag  till  svcnska  riksdagens  historia    1600-1650,    str.   47-9- 


—     109     — 

Dwór  jednak  dbał  o  porządek  i  umiał  gospodarować.  Wobec  prób 
udaremniania  ucliwał  Karol  IX  traktował  opornychi  i  secesyoni- 
stów  wprost,  jako  wiarołomnych  wrogów'),  a  Gustaw  Adolf  z  kan- 
clerzem Oxenstierną  wypracowali  w  roku  1626  staranny  regula- 
min, obejmujący  zarówno  kwestye  techniczne,  jak  zasadnicze  -). 
Wtedy  to  przesądzona  została  wątpliwość,  czy  sejm  ma  się  gru- 
pować według  okręgów  wyborczych,  czy  też  według  stanów  ^). 
Wtedy  postanowiono,  że  i  w  obrębie  „klas"  szlacheckich,  i  mię- 
dzy klasami,  obowiązywać  ma  większość  wotów  ^),  Co  do  innych 
stanów,  nie  wypisano  tej  zasady  czarno  na  białem,  ale  nie  są- 
dzimy, aby  pozostały  one  bardzo  w  tyle  poza  rycerstwem,  zwykle 
trudnem  do  ujęcia  w  karby  '^).  Przeciwnie,  właśnie  protokół  „rycer- 
stwa i  szlachty",  chociaż  nie  notuje  w  owych  czasach  ostrych 
starć  między  opozycyą  a  większością,  ale  też  nie  wspomina  o  licze- 
niu głosów.  Mówcy  „głosowali",  t.  j.  przemawiali  kolejno,  jak 
i  u  nas,  zarazem  argumentując  i  oświadczając  się  za  lub  prze- 
ciw ;  pisarze  brali  te  głosy  do  protokółu,  przewodniczący  formu- 
łował zdanie  przeważające  *^).  Coś  podobnego  musiało  się  dziać 
i  w  innych  izbach.  Wiadomo  napewno,  że  duchowieństwo  wolo- 
wato według  kolegiat,  mieszczanie  według  miast,  chłopi  w  pó- 
źniejszych czasach  —  według  ziem  (Landskaper).  Takie  ugru- 
powanie nastąpiło  nie  bez  celu;  świadczy  ono,  że  przed  niem 
powstała  kwestya  rachunku  głosów,  że  ustalono  jednostkę  wotu^ 
jącą,  celem  oparcia  na  niej  większości ;  gdyby  obowiązywać  miała 
jednomyślność,  obeszłoby  się  bez  podobnego  grupowania.  Inna 
rzecz,  że  starano  się  nie  doprowadzać  do  jaskrawych  manifesta- 
cyi  przewagi  jednego  obozu  nad  drugim,  i  gdzie  tylko  można 
było,    „wyrównywano"    poglądy.    Kompromis,    uwieńczony  obie- 


1)  Lagerroth,  189. 

-)  Edćn,  Giistaf  Adolfs  Rlksdagsordning. 

3)  Hjiirnc,  Vara  standsriksdagar,  Svcnsk  Tidskrift,  1875,  str.  559. 

^)  Yalcntin,  Frihctstidcns  riddarlms,  13  n.  I. 

•')  Stcycrn,  j.  w.;  Oxcnsticrna  w  pamiętnej  mowie  na  sejmie  1617  r.» 
ostro  krytykując  chaotyczność  posiedzeń,  spóźnianie  się  posłów,  niedyskrecyę 
wobec  cudzoziemców,  przyznawał,  że  ducłiowieństwo  stanowiło  wyjątek,  a  mi&- 
szczanom,  jako  niższemu  stanowi,  nie  cliciał  się  dziwić;  wkrótce,  zdaje  siC^ 
nie  miał  już  powodu  do  tnkicj  pobłażliwości.  ■  -* 

0)  Edćn,  20. 


—     110     — 

tnicą  poparcia  uchwały,  wydawał  się  czemś  lepszem,  niż  for- 
malne przegłosowanie  ').  Riksdagsordning  Oxenstierny  zalecał 
głosowanie  kartkami,  ale  tylko  na  wyborach. 

Czasem  najwyższa  klasa  szlachty  występowała,  choć  bez- 
skutecznie, z  pretensyą,  żeby  jej  niższe  klasy  nie  majoryzowały  ^). 
Czasem  przewodniczący,  landtmarskalk,  stawał  po  stronie  zda- 
nia mniejszości,  jeżeli  dogadzało  ono  lepiej  królowi  i  potrzebom 
publicznym,  i  próbował  skłonić  ku  niemu  resztę^).  Czasem  gra 
namiętności  wykrzywiała  zasady,  usiłując  je  nagiąć  do  siebie. 
Widzieć  to  można  było  w  roku  1680  podczas  walki  o  redukcyę 
królewszczyzn.  Nieliczni  zrazu  zwolennicy  tego  zarządzenia,  bojąc 
się  przegłosowania,  głosili,  że  w  rzeczach,  dotyczących  majestatu 
królewskiego  i  państwa,  prawo  nie  pozwala  głosować,  że  tu  ko- 
nieczne jest  zjednoczenie  umysłów  (fórena  sig).  Przeciwnicy  za- 
cytowali im  regulamin  z  roku  1626.  Zwolennicy  replikowali,  że 
w  sprawie  redukcyi  zbyt  wielu  głosujących  jest  interesowanych 
osobiście.  Turnus  jednak  się  odbył  i  przyniósł  dość  niespodziany 
rezultat :  dwie  klasy  przeciwko  jednej  przyjęły  redukcyę.  Teraz 
obóz  regalistyczny  chwycił  się  z  kolei  regulaminu,  a  szlachcie 
opozycyjnej  nie  pozostało  nic  innego,  jak  tłómaczyć  wynik,  niby 
jakieś  „votum  deUberativum",  po  którem  dopiero  ma  nastąpić 
uchwała  stanowcza  '^).  Rzecz  prosta,  wybieg  ten  niewiele  pomógł. 
Wota  całych  klas  wywalczyły  sobie  zupełną  powagę  wobec  poszcze- 
gólnych uczestników,  jaki  na  zewnątrz,  wobec  klas  równoległych. 

Nie  tak  definitywny  charakter  miało  wspólne  wotum  całej 
izby  szlacheckiej.  Stanowiło  ono  dopiero  podstawę  dla  rokowań 
na  piśmie  z  innymi  stanami  i  mogło  uledz  cofnięciu.  Regulamin 
izby  rozstrzygał,  co  ma  nastąpić  w  razie  niezgody  trzech  klas 
szlacheckich  ^),   ale  żadne   prawo    nie   kazało    wyraźnie   jednemu 


')  Beckman,  Bidrag  till  svenska   riksdagens   historia     1650-80,    str.  26-7. 
3)  Yalentin,  j.  w. 

3)  Lagerroth,  193. 

4)  Yalentin,  14. 

5)  Absolutną  przewagę  liczebną  miałaby  w  razie  wspólnego  głosowania 
Wąsa  trzecia;  była  ona  jednak  o  tyle  lojalna  i  skromna,  że  kiedy  raz  w  r.  1664 
policzono  głosy  szlacheckie  razem  i  większość  wypadła  po  jej  myśli,  sama  ona 
oświadczyła,  że  nie  zamierza  narzucać  swej  decyzyi  dwom  wyższym  klasom  : 
Beckman,  24. 


—    111    — 

stanowi,  zwłaszcza  szlachcie,  poddawać  się  przewadze  współza- 
wodników. Królom  nie  zależało  na  przekształceniu  sejmu  stano- 
wego w  jednolity  organ  zwierzchnictwa  ludu,  skłonny  do  bez- 
względnej majoryzacyi.  Przeciwnie,  Gustaw  Adolf  miał  respekt 
przed  szlachtą,  to  też  nietylko  w  jej  własnem  łonie  zabezpie- 
czył interesy  wielkich  panów  zapomocą  podziału  na  kurye,  ale 
i  nazewnątrz  podniósł  skutecznie  jej  powagę,  każąc  osobno  ra- 
chować wotum  szlacheckie,  osobno  wotum  rycerskie  i  osobno 
wotum  ciała  oficerskiego  (krlgsbefdlet)  :  w  ten  sposób  trzy  głosy 
stawały  przeciwko  trzem  pozostałym,  mieszczańskiemu,  ducho- 
wnemu i  chłopskiemu.  Później  wybitny  mąż  stanu,  Jan  Gyllen- 
stierna,  (w  drugiej  połowie  XVII  wieku)  popierał  taki  porządek 
rzeczy,  przypominając,  że  i  w  sądzie  ławników  (ndmnd)  przed- 
stawiciele rządu  oraz  ludu  równoważą  się  nawzajem.  Można 
było  nawet  słyszeć  głosy,  że  siła  władzy  (vis  imperii)  tkwi 
w  szlachcie,  a  tylko  obraz  (imago)  w  innych  stanach  '). 
Mimo  to  osobne  wota  oficerskie  i  żołnierskie  zniesiono.  Po 
upadku  samowładztwa,  w  tak  zwanym  okresie  wolnościowym 
(1718 — 1772),  prawo  większości  doczekało  się  w  Szwecyi  najszer- 
szego zastosowania  w  sejmach,  wydziałach,  komisyach,  z  dwoma 
jedynie  wyjątkami :  nie  wzięło  w  praktyce  góry  nad  solidarną 
wolą  stanu  szlacheckiego,  a  w  teoryi  nie  mogło  się  też  rozcią- 
gać wogóle  na  przywileje  stanów  i  na  konstytucyę  „wolnościową" 
państwa  2). 

Zaznaczmy  jeszcze,  zanim  się  rozstaniemy  ze  Szwecyą,  dwa 
szczególne  zjawiska,  towarzyszące  tam  zwycięskiemu  postępowi 
zasady  liczebnej.  Oto,  z  jednej  strony,  uporządkowaniu  głoso- 
wań nie  przeszkodziły  żywe  aż  do  końca  XVII  wieku  echa  tery- 
toryalizmu,  z  drugiej,  podobnie  jak  we  Francyi,  naprzekór  utar- 
tym sądom  o  związku  między  instrukcyą  poselską,  a  „wolnem 
niepozwalam",  mandat  nakazczy  nie  stracił  w  Szwecyi  powagi 
aż  do  połowy  wieku  XVIII.  Reminiscencye  tych  czasów,  kiedy 
prawa  i  podatki  uchwalano  na  zjazdach  ziemskich,  żyły  jeszcze 
za  panowania  Gustawa  Adolfa ;  po  jego  śmierci  Regeringsform 
1634    r.    musiała    wyraźnie    przepisać,    że    przeciwko    zapadłym 


•)  Lagerroth,  190. 
2)  Lagerroth,  462. 


—     112     — 

uchwałom  nikt  niema  „nic  do  powiedzenia".  Jednak  i  potem 
sejmiki  stanowe  w  poszczególnycii  dzielnicach  (Idnar)  próbowały 
coś  „mówić"  o  tych  materyach ;  skasowano  je  w  „Addytamencie" 
do  konstytucyi  z  r.  1660,  mimo  to  z  czasem  nawet  autokrata 
Karol  XI  uznał  za  właściwe  wrócić  do  zwoływania  ich  ^).  Co  się 
tyczy  mandatu,  to  jeszcze  w  latach  1614—1660  księża  obstawali 
przy  prawach  braci  pozostałych  w  domu,  podobnie  mieszczanie 
w  r.  1627,  chłopi  w  1660  2).  Wzmogła  się  walka  o  charakter  peł- 
nomocnictw poselskich  w  dobie  wolnościowej ;  wykoncypowano 
wtedy  całą  teoryę  „pryncypalatu",  zaczęto  rozróżniać  „stany  wy- 
bierające" i  „stany  wybrane".  Doszło  nawet  do  próby  odwołania 
przez  mieszczan  stokholmskich  mandatu  jednego  z  deputowa- 
nych ;  koniec  końcem  przecież  obrońców  „pryncypalatu"  wybor- 
czego pokonano  (1744),  i  potępiono  takie  tłómaczenie  konsty- 
tucyi, któreby  groziło  podkopaniem  rządów  przedstawicielskich  3). 

Indywidualizm  normandzki,  który  w  Danii  i  Norwegii  tak 
długo  podnosił  głowę  przeciwko  panowaniu  liczby,  dał  się  osta- 
tecznie w  Szwecyi  w  ramach  równowagi  stanowej  i  współzawo- 
dnictwa klas  przed  tronem  przystosować  do  ogólnej  idei  równości, 
w  świetle  której  dwóch  więcej  znaczy,  niż  jeden. 

Inny  indywidualizm,  inaczej  skrystalizowany,  choć  może 
mniej  czysty  w  swej  głębinie,  w  luźniejszych  ramach  organiza- 
cyi  społecznej,  mniej  ogarnięty  rywalizacyą  stanową,  nie  dał  się 
tak  umiarkować.  Mamy  na  myśli  Węgry  z  ich  wielmożną  ma- 
gnateryą,  ich  starodawną  konstytucyą  i  odwieczną  tendencyą  ko- 
mitatów do  niezawisłości,  ich  bujnym  temperamentem  rycerskim, 
ich  imperatywnym  charakterem  politycznym.  Buta,  rycerskość, 
umiłowanie  wolności,  prowadzące  niekiedy  do  wybryków  anar- 
chistycznych, stanowiły  według  utartego  mniemania  zwykłą  szatę 
nastrojową  sejmów  węgierskich.  Niestety,  o  ich  formie  konsty- 
tucyjnej wiadomo  stosunkowo  niewiele.  Sejm  składał  się  z  dwóch 
izb,  czyli  ław:  „magnackiej"  i  „stanowej";  każda  z  nich  zawie- 
rała po  dwa  żywioły:  pierwsza  panów  duchownych  i  świeckich, 
druga  posłów  od  komitatów  i  wolnych  miast.  Komitaty  zdobyły 


1)  Boethius,  Artykuł:  „Riksdag"  w  Nordisk  Familiebok  XXIII,  330-1. 
')  Hildebrand,  379. 

')  Tamże,  457  sq. ;    Lagerroth,  334    sq. ;    Stavenow,    Geschichte   Schwe- 
dens,  225-6. 


—     113     — 

się  na  tyle  samoistności,  źe  historyografia  nie  odmówiła  im  na- 
zwy „małych  rzeczypospolitycłi  z  organizacyą  na  wskroś  szla- 
checką"  '),  Najpóźniej  od  r.  1435  weszły  w  zwyczaj  instrukcye 
komitatowe  dla  posłów  na  sejmy.  Jeżeli  instrukcya  pewnej  sprawy 
nie  przewidywała,  poseł  musiał  odwoływać  się  do  wyborców, 
litórym  też  składał  po  upływie  czynności  relacyę  ustną  albo  pi- 
śmienną. Jeżeli  odważył  się  głosować  wbrew  instrukcyi,  to  ko- 
mitat mógł  go  odwołać,  ale  nie  mógł  zakwestyonować  ważności 
wyniku  głosowania  2). 

Są  to  wszystko,  jak  widzimy,  typowe  objawy  parlamentary- 
zmu, wyrosłego  na  gruncie  samorządu  stanów.  Że  nie  sprzyjały 
one  wyrobieniu  reguły  większości,  o  tem  wiemy  z  poprzednicli 
rozdziałów.  Istotnie  co  do  tej  trudnej  kwestyi,  jak  głosowano, 
i  odkiedy  mianowicie  ?  wałiają  się  zdania  autorów  węgierskicli. 
Najnowszy  specyalista,  Kereszy,  dopatruje  się  głosowania  wię- 
kszością, cliociaż  przytacza  też  prawa  z  r.  1550  i  1556,  świad- 
czące raczej  o  regule  jednomyślności  ^).  Timon  mówi,  że  sanior 
pars  uchodziła  za  major  pars ''),  zaś  starszej  daty  prawnik,  Vi- 
rozsil  ^),  dobitnie  zaprzeczywszy  istnieniu  na  sejmach  węgierskich 
„wolnego  niepozwalam",  przytacza  jednak  szczegóły,  które  by- 
najmniej nie  upoważniają  nas  do  przeciwstawiania  sejmów  wę- 
gierskich polskim  w  tym  sensie,  jakoby  pierwsze  przybrały  wyż- 
szą technikę  obrad  wraz  z  ideą  majoryzmu.  Już  sam  zewnętrzny 
widok  tych  zgromadzeń  nie  wzbudza  podziwu :  górnolotne  dy- 
sputy bez  końca,  tyrady,  frazesy  zagłuszają  argumentacyę,  pre- 
sye  i  kompromisy  zamiast  głosowań,  aklamacye  i  „konklamacye", 
i  to  wszystko  nietylko  gdzieś  w  pomroce  dziejów,  ale  nawet 
w  wieku  XVII,   XVIII.    Inaczej    też  być  nie  mogło  w  zgromadze- 


')  Pić,  Der  nationalc  Kampf  gegen  das  ungarische  Staatsrecht,  241,  cyt. 
u  Rembowskiego,  Konfederacya  i  Rokosz,  77. 

'^)  Dlatego  to,  pomimo  wprowadzenia  instrukcyi  w  r.  1435,  właśnie  ówcze- 
sne uchwały  posługują  się  w  preambulu  zwrotem:  „...dc  praelatorum  et  baro- 
num  nostrorum  nec  non  nobilium  regni  nostri,  totum  corpus  ejusdem  regni  cum 
plena  facultate  absentium  repraesentantium,  unanimi  voto,  consilio,  delibcratione 
et  conscnsu',  Timon,  Ungarische  Ycrfassungs-  und  Rechtsgeschichte,  608. 

3)  Dr.  Kćreszy  Zoltan,  Rendi  orszaggyiiićseink  tanacskozasi  módja.  Spra- 
wozdanie Wyż.  Szkoły  Prawa  w  Koszycach  za  r.  1906,  str.  28—9. 

4)  Ungarische  Yerfassungs-  und  Rechtsgeschichte,  637-8. 

5)  Das  Staatsrecht  des  Konigrcichs  Ungarn,  III,  50  s. 

8 


—     114     — 

niu,  co  do  którego  budowy  najważniejsze  pytania  stały  wiekami 
otworem.  Toż  jeszcze  przez  cały  wiek  XVII  nie  było  zdecydowa- 
nem,  czy  na  ucłiwały  składać  się  mają  głosy  wirylne,  czy  też 
kuryalne  czterech  głównycłi  pierwiastków,  zasładającycłi  w  „ła- 
wach". Przeważała  zasada  kuryalna,  i  w  obrębie  niej  torował  so- 
bie drogę  majoryzm  ;  ze  zgorszeniem  odepchnięto  np.  w  r.  1647 
przypuszczenie,  jakoby  kontradykcya  jednego  stanu  mogła  się 
utrzymać,  Ale  obie  te  zasady,  kuryalna  i  liczebna,  walczyły  wciąż 
z  prądami  przeciwnymi.  Dlatego  to  jeszcze  w  r.  1687  prosiły 
wyższe  stany  .króla  o  niemnożenie  liczby  wolnych  miast,  gdyż 
inaczej  stan  czwarty  zdobędzie  bezwzględną  przewagę  ').  Co  się 
zaś  tyczy  roli  większości,  to  największy  autorytet  starej  doktryny 
konstytucyjnej,  Werbóczy  (za  Ludwika  Jagiellończyka),  twierdził, 
jakoby  decyzya  należała  do  major  et  sanior  pars"^).  Formuła  to 
jak  zobaczymy  niżej,  bardzo  wieloznaczna,  zależnie  od  tego,  kto 
ją  wygłaszał.  Że  nie  oznaczała  ona  na  Węgrzech  poprostu  wię- 
kszości, widać  z  całego  trybu  obrad  sejmowych ;  z  drugiej 
strony,  frazesy  ustaw  1556  r.  o  jednomyślności  nie  dowodziłyby 
jeszcze  bezwzględnego  stosowania  tego  prawidła  i  świadczyłyby 
tylko  o  chwilowej  solidarności  głosujących,  gdyby  nie  inne  oznaki, 
stanowczo  sprzeczne  z  ideą  majoryzmu.  Jeżeli  mianowicie  ustawa 
r.  1495  wspomina  zdanie  „zdrowszej  części",  aby  zaraz  potem 
zażądać  unionem  et  concordiam,  jeżeli  bywali  teoretycy,  którym 
się  przy  różnicy  zdań  podobały  tylko  przyjacielskie  układy  (sola 
amicabilis  transactio)^),  jeżeli  skądinąd  wiadomo  o  uchwałach, 
przepartych  przez  mniejszość,  to  z  tego  wszystkiego  widać  tylko 
faktyczne  rządy  pewnych  silnych  grup,  którym  od 
czasu  do  czasu  dogadzała  specyalnie  spreparowana  dok- 
tryna większości.  Z  ich  punktu  widzenia  rządzić  powinna  była 
albo  sanior  pars,  to  znaczy  one  same,  albo  major  et  sanior  pars, 
to  jest  one  w  towarzystwie  liczniejszych  klientów,  ale  w  żadnym 
razie  nie  bylejaka  większość  demokratyczna.  Z  czystym  majory- 
zmem  nie  pogodził  się  sejm  węgierski  nawet  w  początkach  XIX 
wieku.  Od  zrywania  obrad  uchronił  Madyarów  instynkt  państwowy, 


1)  Yirozsil,  III,  53. 

2)  Cyt.  u  Kereszy'ego,  59. 

3)  Yirozsil,  III,  52,  nota  v. 


—     115     — 

ale  za  wzór  racyonalnych  prawideł  nie  mógł  uchodzić  nigdzie 
■ów  sejm  peszteński,  którego  nierząd  nawet  w  Polsce  stał  się 
przysłowiowym  i). 

Jeszcze  mniej  wyjaśnień  udało  nam  się  zdobyć  co  do  roz- 
woju głosowań  w  sejmach  czeskich.  Podkład  tu  wspólny  z  Pol- 
ską, słowiański,  ale  ustrój  społeczny  zbliżony  raczej  do  niemie- 
ckiego, więc  i  formy  parlamentarne  raczej  germańskie.  Sejmy 
"wszystkich  typów,  ziemskie,  krajowe  i  walne,  od  czasów  wojen 
husyckich  przybrały  kształt  k  u  r  y  a  1  n  y  ;  zresztą  pierwotne  sejmy 
walne  do  XIV  wieku  przez  to  szczególnie  zasługują  na  uwagę,  że 
miały  układ  terytoryalny,  według  krajów,  i  żadna  delegacya 
krajowa,  bez  względu  na  swą  liczebność,  nie  dawała  się  innym 
delegacyom  przegłosować  '^).  Podobnie  późniejsze  kurye  stanowe 
dawały  każda  wspólne  wotum,  i  do  uchwały  sejmowej  konieczna 
była  zgoda  wszystkich  trzech  kuryi :  magnatów,  szlachty  jakoteż 
mieszczan.  Zwłaszcza  stan  mieszczański,  jako  najsilniejszy  czyn- 
nik finansowy,  nie  miał  zwyczaju  ustępować  dwóm  innym  sta- 
nom ;  na  Morawach,  mógł  on  tern  skuteczniej  bronić  swego  stano- 
wiska, że  zasiadał  (do  r.  1627)  razem  z  prałatami^).  Łatwiej 
było  pokonać  np.  szlachcie,  panom  i  mieszczanom  odosobnioną 
opozycyę  kleru,  skąd  też  rodziła  się  teorya,  że  na  Morawach 
większość  trzech  stanów  decyduje  przeciw  czwartemu^).  Obrady 
sejmu  walnego  podobne  były  do  rokowań :  stan  pański  przesy- 
łał swoją  odpowiedź  na  propozycye  szlachcie,  szlachta  swoją  — 
mieszczanom  '').  W  łonie  każdej  kuryi  decydowała  podobno  zwykle 
większość,  ale  jakie  i  kiedy  bywały  wyjątki,  niewiadomo.  Do- 
piero po  r.  1627,  tj.  po  „Obnovenem  Zfizeni'u",  narzucił  Ferdy- 
nand II  Czechom  nową  ordynacyę,  która  dla  celów  germaniza- 
cyjnych  zniosła  osobny  głos  kuryalny  miejski  i  skazała  miasta 
na  bezwzględną  majoryzacyę  ze  strony  szlachty  ^j. 

')  „Ob  lenta  consilia,  privata  commoda,  occulta  odia  perit  Hungaria, 
■cayeat  sibi  Polonia"  —  motto  Karwlckicgo,  De  ordinanda  Rcpublica. 

2)  Kalousek,  Ćeske  slatni  pravo,  128. 

^)  Kamcnićek,  Archiv  Ćcsky,  X,  243 

■>)  Kamenićck,  Zemske  snemy  a  sjczdy  moravske,  I,  6,  widzi  w  tcm  na- 
wet regułę  ogólną,  chociaż  przytacza  zastrzeżenia  stanu  czwartego,  tj.  mieszczan. 

•■')  Kalousek,  305 ;  Stransky  w  Respublica  Bojema,  ks.  XIII,  nic  nie  mówi 
o  sposobie  głosowania  w  kuryach. 

6)  Według  listownej  informacyi  prof.  J.  Pekara. 

8* 


-     116     — 

Może  dalsze  badania  uczonych  węgierskich  i  czeskich  umo- 
żliwią bardziej  pouczające  zestawienie  sejmowania  polskiego 
z  praktyką  sejmową  tych  dwóch  sąsiednich  z  nami  ludów.  Na 
razie,  trzeba  przyznać,  plon  porównania  jest  dość  szczupły. 

Ktokolwiek  zato  sięgnie  po  analogię  ze  stosunkami  polskimi 
aż  na  daleki  półwysep  pirenejski,  ten  napotka  rzeczy  uderzająco 
nam  bliskie,  wprost  niespodziane.  Wprawdzie  nie  na  obszarze 
całego  półwyspu  bynajmniej.  Kastylia,  Leon,  Portugalia,  a  zdaje 
się,  i  Nawarra  nie  wykażą  pod  tym  względem  nic  nadzwyczaj- 
nego, chyba  nadzwyczajną  odrębność  w  porównaniu  z  resztą  Hi- 
szpanii, a  pokrewieństwo  co  do  form  parlamentaryzmu  już  raczej 
z  Francyą.  Chodzi  właśnie  o  ową  resztę  :  o  Aragonie,  Katalonię 
i  Walencyę.  W  całej  oczywistości  okaże  się  tu  jeszcze  raz  nicość 
takiej  metody  rozumowania  przyczynowego,  które  sięga  odrazu 
do  „charakteru  narodowego",  traktując  tenże,  jako  skończoną, 
jednostajną  całość  na  całym  obszarze  etnograficzno-językowym. 
W  odległej  epoce,  o  której  mowa,  na  nic  nam  się  nie  zda  mnie- 
many charakter  narodowy  Hiszpanów.  Przydałoby  się  natomiast 
uwzględnienie  odrębnych  warunków  rozwoju  politycznego,  tudzież 
odrębnej  kultury  społecznej,  —  i  dopiero  gdy  te  czynniki  po- 
wiedzą swoje  słowo,  stanie  się  charakter  późniejszego  narodu 
hiszpańskiego  z  wielkiej  niewiadomej  czemś  określonem  i  zda- 
tnem  do  spożytkowania  przy  analizie  przyczyn. 

Cóż,  kiedy  znane  nam  historye  kortezów  dalekie  są  od 
ujęcia  psychiczno-społecznej  strony  ich  rozwoju.  Historyografia 
hiszpańska,  o  ile  do  niej  można  dotrzeć  z  Krakowa  lub  Warsza- 
wy, pomimo  całej  swej  obfitości,  nie  wyjaśnia  dostatecznie  przy- 
godnemu badaczowi  niespecyaliście  podstawowych  różnic,  jakie 
wywołały  kontrast  między  kortezami  Kastylii  i  Aragonii,  Nikt, 
zdaje  się,  nie  dokonał  dziejowego  przekroju  głosowań  stanowych 
tu  i  tam.  Wypadnie  przeto  zaokrąglać  swą  mizerną  wiedzę  o  spra- 
wach kortezów  przez  podsuwanie  gotowego  schematu  związków 
przyczynowych,  przez  domysły,  przyczepione  mniej  lub  więcej 
mocno  do  pewnych  faktów,  należących  do  końcowego  stadyum 
rozwoju.  Zato  przynajmniej  te  fakta  będą  oryginalne,  uderza- 
jące i  bardziej  wymowne,  niż  wszystko,  co  nam  wiadomo  o  gło- 
sowaniach Anglików,  Francuzów  i  Niemców. 


—     117     — 

Kortezy  aragońskie  składały  się  z  trzecłi  stanów  (brazos 
lub  estamentos) :  duchiowego  (brazo  ecclesiastico),  panów  (no- 
bles,  dawniej :  ricos  hombres),  rycerstwa  (cabalieros  i  hijosdalgo, 
dawniej  ^  infanzones)  tudzież  gmin  miejskichi  (universidades). 
W  Katalonii  i  Walencyi  były  tylko  stany  ducłiowny,  wojskowy 
(miUtar)  i  miejski,  czyli  „królewski"  (real)  i).  Wszystkie  trzy 
kraje  uporczywie  zachowywały  odrębność  i  osobne  zgromadze- 
nia, pomimo  dążenia  Aragonii  do  ściągnięcia  ku  sobie  stanów 
Katalonii  i  Walencyi.  Zresztą  w  tych  wypadkach,  kiedy  to  ścią- 
gnięcie udawało  się,  każda  prowincya  obradowała  osobno,  jak 
nasze  sesye  prowincyonalne  2) ;  łączono  się  dopiero  przy  uroczy- 
stej konkluzyi  obrad  w  obecności  króla  —  znów  na  podobień- 
stwo naszych  konkluzyi  w  senacie.  Wszystkie  trzy  kraje  broniły 
też  zazdrośnie  swych  odrębnych,  nawskróś  partykularnych  przy- 
wilejów ziemskich  (fueros),  i  wszystkie  trzy  miały  doprawdy 
czego  bronić,  bo  przywileje  ich  były  „tak  wielkie,  jakich  nigdy 
nie  miało  żadne  królestwo"  ^).  Żadne  —  z  wyjątkiem  Polski, 
z  którą  niepodobna  nie  snuć,  za  śladem  Lelewela,  ścisłej  para- 
leli, kiedy  się  rozpatruje  zasady  i  praktyki  kortezów  i  sejmów. 
Rzecz  osobliwa,  że  genialny  historyk  w  swem  zestawieniu  dzie- 
jów Polski  i  Hiszpanii  od  XVI  do  XVIII  wieku,  pominął  objawy 
życia  parlamentarnego  —  najcharakterystyczniejsze.  Z  całą  czcią 
<ila  znakomitej  jego  próby,  niech  nam  wolno  będzie  wysnuć  stąd 
naukę  dla  wszystkich  na  przyszłość  paralelistów.  Jeżeli  ktoś  chce 
przez  zestawienie  zbliżać  się  do  istoty  rzeczy,  do  samego  pod- 
łoża dziejów  i  jego  przyczynowych  wiązań,  a  nietylko  szkicować 
odcienie  i  kontrasty,  to  powinien  porównywać  współrzędne 
stadya  rozwoju  kulturalnego,  a  nie  współczesne  epoki 
chronologiczne.  Z  Polską  XVI  wieku  można  było  i  należało  ze- 
stawiać znacznie  wcześniejsze  momenty  życia  starej  Hiszpanii. 

O  wyniosłej  szlachcie  aragońskiej  zachowało  się  podanie, 
jakoby  przemawiała  ona  do  swych  królów  takim  językiem :  „My, 
z  których   każdy   pojedynczo   tyle   znaczy,   co  Ty,    a  którzy  złą- 


')  Schafer,  Geschichte  Spaniens,  III,  214  sq.  Altamira  y  Crevea,  Historia 
de  Espańa  y  de  la  civilisacion  espańola,  I,  4G9,  477,  II,  144. 

2)  Blancas,  Modo  de  proceder  en  las  Cortes  de  Aragon,  5  ;  Schafer,  j.  w. 

3)  Słowa  Hieronima  MartcIa,  ob.  niżej. 


—     118     — 

czeni,  więcej  znaczymy  od  Ciebie,  robimy  Cię  królem,  o  ile  sza- 
nować będziesz  nasze  prawa:  jak  nie,  to  nie"  ').  W  tem  poda- 
niu tyle  jest  podobno  prawdy,  co  w  rzekomym  frazesie  Ludwika 
XIV:  „I'  Etat,  ćest  moi"'.  Ogólny  charakter  stosunku  prawno-pań- 
stwowego  uchwycony  i  tu  i  tam  dość  wiernie.  Se  non  e  vero^ 
e  ben  trovato.  Wolność  polityczna  napełniała  piersi  Aragończy- 
ków  dumą;  jej  echo  brzmi  jeszcze  pełnym  tonem  w  XIX  wieku  we 
wspomnieniach  dziejowych  poety  BalagueraS).  Panowie  i  szla- 
chta przodowali  w  walce  o  fueros,  a  dawali  odczuć  swą  moc 
bardziej  królowi,  niż  miastom,  z  któremi  umieli  w  potrzebie  się 
łączyć,  i  których  wcale  nie  poniżyli  tak,  jak  szlachta  polska  swój 
stan  trzeci.  Co  przypuszczalnie  zdobyło  rycerstwo,  to  chwyciły 
w  swe  ręce  miasta ;  cała  prowincya  Katalonia  stawała  na  szańcu 
swych  swobód  przeciw  królowi  lub  innym  prowincyom.  Wszy- 
scy używali  i  nadużywali  perły  swobód  narodowych,  zwanych  po 
hiszpańsku  dlssentimiento,  a  po  naszemu  —  liberum  veto^). 
Niecił  nam  o  niej  opowie  autentyczny  historyograf  aragoński 
z  XVI!  wieku,  Geronimo  Martel  ^). 

„W  izbach  stanowych  (bracos)  praktykuje  się  wiele  sposo- 
bów sprzeciwu,  lecz  wszystkie  one  sprowadzają  się  do  jednego 
z  trzech  rodzajów :  pierwszy  ma  miejsce  wtedy,  gdy  ktoś  nie 
zgadza  się  na  pewną  sprawę,  nie  pozwalając  na  jej  traktowanie  ; 
taki  sprzeciw  ma  moc  zakłócającą  jedynie  względem  danej  sprawy, 
o  wszystkich  innych  rzeczach  można  traktować  i  konkludować. 
Drugi  rodzaj  zachodzi  wówczas,  gdy  ktoś  powiada :  nie  pozwa- 
lam na  wszystkie  sprawy,  o  jakich  się  traktuje,  lub  będzie  się 
traktowało,  dopóki  nie  zostanie  zrobione  to  a  to...".  Z  takiemi 
słowy  oponent  opuszcza  izbę  i  nie   wraca,    aż  zgromadzenie  do- 


')  „Os  hacemos  nuestro  Rey  constanto  que  guardarei  nuestros  fiieros.  si 
no,  no!"  Taką  rotę  podano  jakoby  przy  wstąpieniu  na  tron  Alfonsowi  V  (1416), 
Schlosser,  Dzieje  Powszechne,  IX,  333  nota. 

2)  Instituciones  y  reyes  de  Aragon. 

3)  Asso,  Historia  de  la  economia  politica  de  Aragon,  38:  „Esta  amplitud 
de  dissentimientos  era  un  privilegio  perjudicial  y  mai  entendido,  semejante  al 
Librum  veto  de  las  Dietas  de  Polonia,  que  ha  merceido  justamente  la  censura 
de  los  Politicos",  cytowane  u  Schafera,  j.  w.,  236. 

*)  Forma  de  celebrar  Cortes  en  Aragon  por  Geronimo  Mnrtel,  chronista 
del  reyno  de  Aragon,  Cap  LX:  Quienes  y  como  pucden  hazer  dissentimientos^ 
Str.  81  sq. 


—     119     — 

godzi  jego  żądaniu.  „Trzeci  rodzaj,  najsilniejszy,  bywa  wtedy,  gdy 
następują  sprzeciwy  bez  podania  racyi,  oparte  poprostu  na  czy- 
jejś woli,  a  ogarniające  wszystkie  obecne  i  przyszłe  czynności 
kortezów ;  taki  sprzeciw  bezwzględnie  uniemożliwia  wszelkiego 
rodzaju  czynności  z  wyjątkiem  sądowniczych".  Sprawy  sądowe 
rozstrzygano  nawet  w  Aragonii  większością,  chociaż  były  zama- 
chy, aby  i  na  nie  rzucić  straszne  dissentimiento.  O  zatamowaniu 
obrad  (t.  zw.  estar  el  braco  parado)  sekretarz  zgromadzenia  za- 
wiadamiał sekretaryaty  innych  izb,  poczem  martwota  ogarniała 
całe  kortezy,  i  panowała  w  nich  przez  cały  rok,  o  ile  kontradycent 
nie  otworzył  narowo  ust  kolegom.  Znacznie  rzadziej,  niż  w  po- 
szczególnych izbach,  rozlegało  się  dissentimiento  przy  uroczystej 
konkluzyi  kortezów,  w  obliczu  Majestatu  i  wszystkich  Stanów; 
bądź  co  bądź  i  tam  miało  ono  zupełną  moc  prawną. 

Tak  wygląda  dziwna  instytucya  aragońsko-katalońska,  rzekł- 
byś, rodzona  siostra  „wolnego  głosu"  szlacheckiego,  w  świetle 
wykładów  Martela  i  Blancasa.  Przeglądając  akta  i  dyaryusze  tam- 
tejszych kortezów,  wyczuwa  się  owo  powinowactwo  jeszcze  wy- 
raźniej. Historyk  polski  czuje  się  tu,  jak  w  domu,  jak  w  Piotr- 
kowie, Warszawie  lub  Grodnie.  Oto  na  obrady  w  Perpignan  r. 
1350  przyjeżdżają  niektórzy  „procuratores  vel  actores"  bez  ża- 
dnych pełnomocnictw  (minime  potestatem  habentes)  i).  Uchwały, 
o  ile  dochodzą  do  skutku,  to  zapadają  jednomyślnie  ^),  neniine 
discrepante  (u  nas:  neniine  contradicente).  Pełnomocnictwa  może 
nie  brzmią  tak  beznadziejnie  na  każdym  kroku,  jak  nasze  „niepo- 
zwalanie  na  nic"  ;  zato  wyszczególnia  się  wszystkie  formy  współ- 
działania lub  przeciwdziałania  posła  na  sejmie.  Raz  wyborcy  upo- 
ważniają go  „do  stawienia  się,  uczestnictwa...,  traktowania,  wyra- 
żenia zgody  i  ustępstw...  z  najzupełniejszą  mocą  i  władzą, 
w  szczególności  do  wyręczania  się  jednym  lub  kilku  zastępcami" 
(ad  comparendum  et  interessendum...  et  ad  tractanduni,  consen- 
tiendum  et  concedendum...  cum  plenissima  facultate,  potestate  et 
specialiter  substituendi  ad  predicta  uniim  aut  plures  procurato- 


')  Cortes  de  los  antiguos  reynos  de  Aragon  y  de  Yalcncia  y  principado 
de  Cataluńa.  Cortes  de  Cataluńa,  Madrid  1896,  I,  343. 

2)  Por.  Don  Jose  Maria  Antequera,  Historia  dc  la  legislacion  espańola, 
Madrid,  1890,  III,  309,  318-9. 


—     120     ~ 

res)  i  przyrzekają  przyjąć  oraz  zatwierdzić  (ratum,  gratum  et 
flrmum  habere)  wszystko,  co  uczyni  delegat.  Kiedyindziej,  w  na- 
stroju bardziej  opozycyjnym,  nie  bez  zastrzeżeń,  miasto  Gerunda 
wysyła  deputowanego  ad  praesentandum  se...  et  ad  interessendum... 
tractandum  et  ordinanduni...  et  ad  consentiendum.,.  et  ad  dissen- 
tiendum  ipsis  tractatis  et  ordinationibus...  et  ad  protestandum". 
Inne  miasto  przewiduje  tylko  kontradykcyę  w  razie  potrzeby  (si 
opus  fuerit,  contradicendum).  A  gdy  już  dojdzie  do  kontradykcyi, 
to  się  ją  wprawdzie  wygłasza  ze  wszelkim  szacunkiem  (loguendo 
cum  omni  reverentia  et  honore),  ale-  nie  na  żarty,  bo  mówi  się 
odrazu  o  nieważności  kortezów  i  wszystkich  ich  przyszłych  uchwał 
(de  nullitate  curiae  et  omnium  quae  in  ea  fient  et  tractabuntur), 
zaznaczając,  że  dalsze  uchwały  i  obrady  nie  mogą  w  niczem 
szkodzić  stronie  protestującej,  U  nas  powiedzianoby  krócej :  „de 
nullitate"  sejmu,  lecz  to  z  pretensyą  do  unieważnienia  obrad  nie- 
tylko  wobec  siebie,  ale  w  stosunku  do  całej  Rzeczypospolitej. 
U  nas  protestowało  się  zwięźle :  contra  totum  actum  ;  Kataloń- 
czycy  bardziej  wielosłownie  głoszą  nieważność  („eorum  quae 
acta  sunt  et  fuerunt  et  quae  amodo  fient  et  agentur")  i),  Jeżeli 
jednomyślność  nie  jest  zupełna,  to  nie  zagłusza  się  choćby  i  odoso- 
bnionego oponenta,  tylko  notuje  się  zgodę  wszystkich  unanimi- 
ter  excepto^)  N.  N.,  poczem  następują  długie  spory  i  certacye; 
niekiedy  nastaje  porozumienie  (se  accordó...),  ale  częściej  koń- 
czy się  na  niczem  (ningun  resultado)  ^). 

Jeżeli  nawet  obecność  króla  nie  zamykała  wolnych  ust  Kata- 
lończykom,  to  tem  goręcej  wybuchały  południowe  animusze 
w  stanie  bezpańskim,  podczas  bezkrólewia.  Zajrzyjmy,  naprzy- 
kład,  do  sali  kortezÓw  w  Barcelonie  roku  1410.  Rzecz  dzieje  się 
po  śmierci  króla  Marcina  Starszego,  podczas  bezkrólewia,  które 
trwało  dwa  lata,  a  zakończyło  się  obiorem  infanta  Ferdynanda. 
Zgromadzenie  bez  króla  nazywa  się  parlamento,  a  nie  las 
Cortes.  Syndyk  miasta  Tortosy,  Jakób  Granell,  pospołu  z  syndy- 
kami Barcelony,    Perpignan  i  Figuery   wnoszą   zastrzeżenie,   aby 


1)  Cortes,  j.  w,  565,  581,  672. 

2)  Tamże,  t.  II,  197,  200. 

3)  Colleccion  de  documentos  ineditos  del  Archivo  General  de  la  Corona 
de  Aragon,  publicado  de  real  order  por  el  archivero  mayor  D.  Prospero  de  Bo- 
farull  y  Mascaro,  II,  291  i  passim. 


—     121     ~ 

parlament,  odbyty  w  Barcelonie,  nie  przyniósł  ujmy  ich  przywi- 
lejom, zwyczajom  i  wolnościom.  Popiera  icii  pan  Roger  Bernard 
de  Pallars.  Wszyscy  razem  dobitnie  „nie  pozwalają,  sprzeciwiają 
się  i  jeszcze  raz  oponują,  protestując  przeciwko  ważności  wszy- 
stkich razem  aktów  i  czynów,  oraz  każdego  z  osobna"  (dissen- 
tint  e  contrastant  e  encora  opposantse...  protestant  de  nulLitad 
de  tots  et  sengles  actes  et  fahedors).  Powiadają  ci  panowie,  że 
za  nimi  stoją  magnaci,  baronowie,  szlachta  —  ni  mniej  ni  wię- 
cej tylko  „la  major  part  e  pur  sana".  Inny  jednakże  mówca 
stwierdza,  że  przeniesienie  obrad  z  Montblanch  do  Barcelony  — 
krzywda  mniejsza,  niż  naruszenie  alternaty  warszawsko-grodzień- 
skiej  —  nastąpiło  za  zgodą  „de  la  major  part  de  barons,  no- 
bles  et  carallers",  tudzież  miast  królewskich,  obecnych  w  Mont- 
blanch. Widocznie  w  krzyku  opozycyi  jest  trochę  warcholstwa, 
skoro  taki  Granell  powołuje  się  nietylko  na  opór  Tortosy,  lecz 
i  na  ewentualny  opór  innych  miast  katalońskich,  któreby  doń 
przystąpiły,  a  które  jednak  jakoś  nie  przystępują.  Niektóre  wszak- 
że objawy  pozostawiają  wrażenie,  że  rozkiełznana  wolność  ara- 
gońska nie  dorównywa  wyrafinowanej  wolności  polskiej.  Słów  har- 
dych i  nieustępliwych  dużo :  malkontent  „contrastat  e  contradit" 
wyrzuca  z  siebie  „contradiccions  e  protestacions".  Ale  na  wszelki 
wypadek  oponenci  zbroją  się  także  w  pozór  przewagi  liczebnej, 
motywują  swój  brak  zgody  w  imię  słuszności  i  różnych  racyi  pra- 
wnych, a  nie  w  imię  swego  widzimisię,  wdają  się  z  większością 
w  długie  piśmienne  repliki  i  dupliki.  Opozycye  wiszą  w  powie- 
trzu, i  sekretarz  z  urzędu  przypomina  je  na  końcu  każdej  sesyi, 
lecz  ostatecznie,  może  dlatego  właśnie,  że  chwila  jest  wyjątkowo 
niebezpieczna  dla  bezgłowego  państwa,  parlament  barceloński,  na 
podobieństwo  naszej  konwokacyi  1764  roku,  roztrząsnąwszy  argu- 
mentacyę  przeciwników,  ogłasza  ją  za  niewiążącą  się  w  jedną  ca- 
łość, niedorzeczną,  nader  impertynencką  (mai  texida,  inepta  e  fort 
impertlnent).  Jest  coprawda,  o  tyle  skrupulatny,  że  wyznacza  ko- 
misyę  rozjemczą  (arbitros),  która  zadecyduje  o  ważności  obrad 
większością  głosów  i  przedłoży  swe  wnioski  parlamentowi  razem 
z  paru  odrębnemi  opiniami. 

Ten  sam  spór  ciągnie  się  jeszcze  w  następnym  roku  w  Bar- 
celonie. Wciąż  jednak  silna  większość  odpycha  kontradykcye 
Pallarsa  i  towarzyszy,    nie  dlatego    wprawdzie,    że   pochodzą   od 


—     122     — 

niewielu  osób,  ale  ponieważ  konlradykcya  jest  „irraclonable"  zda- 
niem uczonych  prawników  (doctors,  juristes).  Postanawia  tedy 
kroczyć  naprzód  (procehir  en  avant),  wysadza  pełnomocny  komi- 
tet wykonawczy  z  18  osób  celem  urządzenia  „generał  parlamen- 
to" ;  ten  ostatni,  zgromadziwszy  się  w  Tortosie  16  sierpnia  1411 
r.,  tak  samo  przebojem  idzie  przez  liczne  dissentimientos  do  wy- 
znaczenia komisyi  rządzącej  z  24  osób,  z  prawem  decydowania 
większością  głosów  '). 

Widocznie  ścierają  się  tu  ze  źrenicą  wolności  katalońskie| 
nowe  poglądy,  bardziej  racyonalne.  Pomimo  zwycięstwa  w  da- 
nym momencie  całości  nad  częścią,  paralela  tiistoryczna  między 
Polską  i  Hiszpanią  nigdzie  nie  może  być  chyba  ściślejszą,  jak 
w  kłótniach  sejmowych,  i  obejmuje  wszystkie  ich  przejawy  aż  do 
powtarzającej  się  tu  i  tam  groźby  biblijnej :  „Omne  regnum  di- 
VLSum  inter  se  desolabitur!"  Zdaje  się  nawet,  że  epoka  wyuzda- 
nych sprzeciwów  w  Aragonii,  podobnie  jak  u  nas,  nastąpiła  spo- 
sobem reakcyi  po  chwilach  przewagi  zdrowszych  zasad:  toć  już 
w  roku  1283  zjazd  barceloński,  podobnie  jak  to  czyniły  nieraz 
spółczesne  kortezy  w  Kastylii,  żądał  od  królów,  aby  szli  w  pra- 
wodawstwie za  zdaniem  „większej  i  zdrowszej  części"  -).  Do- 
piero potem  dumne  izby  schodzą  na  manowce.  Równoległy  bieg 
wypadków  doprowadza  kortezy  i  naszą  izbę  poselską  do  martwego 
punktu,  skąd  niema  wyjścia.  Nagle,  na  samym  końcu,  urywa  się 
ta  równoległość  w  sposób,  trochę  kompromitujący  sympatye  gmi- 
nowładcze  paralelisty  Lelewela :  my,  jako  państwo,  giniemy,  Fi- 
lip II,  wsparty  na  berle  swego  autokratyzmu,  przeprowadza  na 
sesyi  w  Tarragonie  roku  1592  kasatę  hardego  dissentimiento^). 
Wolny  głos  aragoński  ginie,  ale  pokonany  nie  przez  wolę  zbio- 
rową Hiszpanii :  ginie  razem  z  całą  wolnością  polityczną,  poko- 
nany przez  monarchizm  z  Bożej  łaski ''). 

1)  Colleccion,  j.  w.,  I,  224-6,  233-4,  243,  251-3,  269  sq.,  343;  11,  132-3, 
138,  239,  241,  291,  565  sq. 

2)  Altamira  y  Crevea,  11,  144. 

3)  Schafer,  j.  w.,  III,  245  ;  Martel,  82.  U  Gierkego,  Majoritatsprinzip,  316,. 
omyłka  druku  :  1292. 

*)  Jakby  zapowiedź  tego  zwycięstwa  królewskości  słychać  już  w  replice 
Alfonsa  111,  danej  sejmowi  w  Huesca  1286  r. :  król  odmówił  ustanowienia  obie- 
ralnego przez  kortezy  ministeryum,  ponieważ  one  żądały  tego  niejedno- 
myślnie,  Schvarcz,  Montesąuieu  u.  die  Yerantwortlichkeit  der  Ratę,  53. 


—     123     — 

Ma  się  rozumieć,  ilustracya,  choćby  najdrobiazgowsza,  nie 
zastąpi  gruntownego  wywodu  genetycznego.  Nas  nie  stać  na  taki 
wywód  poza  terenem  Rzplitej  Polskiej ;  rzeczą  historyków  hi- 
szpańskich będzie  go  stworzyć,  o  ile  uznają  samo  zagadnienie  organi- 
zacyi  woli  zbiorowej  za  dosyć  ważne,  i  o  ile  starczy  im  po  temu 
źródeł.  Paralela  dwóch  ludów  tak  odległych,  jak  my  i  Aragoń- 
czycy,  nie  może  jeszcze  dziś  sięgać  głęboko.  Podkreślić  tu  tylko 
warto  jeszcze  raz,  jak  zbytecznem  bywa  powinowactwo  krwi  mię- 
dzy społeczeństwami  do  powstawania  łudząco  podobnych  ustro- 
jów :  ani  w  południowej  Francył,  wśród  najbliższych  kuzynów 
szlachty  katalońskiej,  ani  w  Kastylii  i  Leonie  '),  wśród  jej  braci,  nie 
słychać  o  żadnem  dissentimiento :  słychać  je  dopiero  aż  nad  Wi- 
słą. Nieco  na  zachód  kortezy  portugalskie  dochodzą  w  wieku 
XVII  do  kulminacyjnego,  rzadko  gdzie  potem  osiągniętego  sto- 
pnia rządów  większości,  bo  rozciągają  tę  zasadę  nietylko  na  gło- 
sowanie wewnątrz  stanów,  ale  i  na  tworzenie  wspólnej  woli  po- 
między stanami  ^). 


')  Colmeiro.  De  la  constitucion  y  del  gobierno  de  los  reinos  de  Leon 
y  Castilla,  Madrid,  1855,  str.  336,  nie  zajmuje  się  zupełnie  kwestyą  większością 
wspomina  tylko  o  odwoływaniu  się  posłów  do  wyborców. 

2)  Yisconde  de  Santarem,  Memories  para  a  historia  e  theoria  des  Cortes 
Geraes,..em  Portugal,  Lisbon,  1827  ;  str.  38-9  :  „As  votacoes  no  braco  da  nobreza 
erao  por  majoria  absoluta"  (cytowany  przykład  z  roku  1697) ;  w  innycłi  stanach 
taki  tryumf  bezwzględnej  większości  musiał  nastąpić  wcześniej.  W  r.  1668  za- 
padł dekret,  „que  ąuando  os  3  bracos  naa  estavao  concordes,  se  segueria  es 
dois  que  o  estavao"  (król  szedł  za  zdaniem  tych  dwóch  stanów,  które  były 
zgodne). 


ROZDZIAŁ  VII. 

Wspólne  tło  rozwoju  prawa  większości:  scalanie  państw  europejskich  u  schyłku 
"Wieków  Średnich.  Generalizacya  zasady  większości.  Teorya  glossatorów.  Subtel- 
ności kanonistów  o  „major  et  sanior  pars".  Legiści.  Zawiązek  pojęcia  praw 
jednostki.  Occam,  Maisyliusz,  Kuzańczyk.  Filozofia  po-renesansowa.  Teorya  umo- 
wy pierwotnej.  Rousseau.  Utylitaryści :  Helwecyusz,  Bentham.  Nadużycia  wię- 
kszości rewolucyjnych.  Rządy  mniejszości  przy  systemie  przedstawicielskim.  Czy 
"W  Wiekach  Średnich  mogło  powstać  pojęcie  praw  mniejszości?  Stosunek 
tegoż  do  idei  praw  jednostki.  Prawa  fundamentalne.  Glosy  filozofów  w  obronie 
jednostki  przed  wszechwładzą  ogółu.  Burkę  wrogiem  majoryzmu.  Publicyści  li- 
beralni. Obrona  materyalnych  i  formalnych  praw  mniejszości.  Domieszka  anty- 
demokratyczna. O  reprezentacyę  mniejszości.  Program  ,,R.  P.".  Parę  słów  o  jego 
rodowodzie.  Agitacya  za  i  przeciw.  Dlaczego  Wieki  Średnie  nie  uznawały  przed- 
stawicielstwa mniejszości? 

Obok  całej  rozmaitości  rozwoju  stosunków  publicznych 
w  Anglii,  Francyi,  Niemczech,  Holandyi,  Szwajcaryi,  Skandyna- 
wii, Hiszpanii,  jaka  się  ujawniła  w  powyższych  rozdziałach,  je- 
dno od  Wieków  Średnich  do  Nowożytnych  rozciąga  się  zjawisko 
ogólne  i  powszechne  —  zjawisko  całkowania  się  społeczeństw 
i  państw.  Z  państewek  lepią  się  mocarstwa,  decyzya  spraw  prze- 
chodzi z  peryferyi  do  ośrodków.  Bezpośrednim  objawem  scala- 
nia jest  ściągnięcie  odosobnionych  aktów  woli  jednostek  do  pe- 
wnych miejsc  i  momentów  wspólnych  obrad,  których  wynik 
obowiązuje  całość,  nie  wyłączając  osób,  wstrzymujących 
się  od  głosu  lub  nieobecnych.  Pośrednio  towarzyszy  integra- 
cyi  rozpowszechnienie  prawa  większości.  Wszędzie  niemal  zorga- 
nizowana wola  zbiorowa,  pochłonąwszy  wolę  i  prawo  jednostek, 
składa  zdobytą  władzę  u  stóp  swego  pana  i  pogromcy,  monar- 
chy z  Bożej  Łaski,  lub  jego  spadkobiercy,  monarchy  „oświeco- 
nego". Czy  warto  było  przebywać  ciężki  proces  generacyjny^  aby 


—     125     - 

wydać  na  świat  martwe  niemowlę,  większość  niby  rządzącą,  a  bez- 
silną, niezdolną  do  życia  ?  Bez  wielkiej  nieścisłości  można  orzec, 
źe  naogół  wolność  publiczna  dłużej  przetrwała  tam,  gdzie  tryumf 
majoryzmu    uległ   opóźnieniu,  i  gdzie  do  ostatka  prywatny  przy- 
wilej krwistych  arystokratów   przeważał  nad  niedokrwistem,  cłiu- 
dem  zwierzchnictwem  państwa,  niż  np.  we  Francyi  i  w  Niemczech. 
Tak  mówiły  pozory.    Ale  bo  też    pozorna    tylko    tożsamość 
istniała  między  aktem  głosowania  stanów   francuskich,    a   głoso- 
waniem gentry,    zadomowionej  w  Westminsterze.    W  wieku  XVII 
większości  lądowe  zbyt   wiele    zawdzięczały   opiece   królewskiej. 
Wypielęgnowane    w    demoralizującem    cieple   dworu    i    urzędów 
centralnych,   powołane   niby    do   sprawowania    własnych  rządów, 
w  istocie  więcej  służyły   swym  panom,   niż  sobie.    W  Anglii  za- 
sada ich  była  wypisana  w  zwojach  mózgowycłi  każdego  obywa- 
tela ;  na  lądzie  konserwowała  ją  biurokracya.    Większość   angiel- 
ska, ta  z  czasów  Długiego  Parlamentu    i    Commonwealth,   wypa- 
liła  się  w  tyglu    rozhukanej    walki    narodu  o  wszystko,    wyrosła 
i  zaafirmowała  się  z  własnej  mocy,   i    tę    swoją  afirmacyę  da  za 
przykład  innym  ludom,  gdy  przyjdzie  na  nie   czas.  Z   postępem 
powszechnego   scalania    reguła    większej    liczby   rozlewa   się   po 
Europie  zachodniej    tak   niepowstrzymanie,    że    można    wziąć  jej 
pochód  zdobywczy  za  propagandę   jednej  wspólnej  sprawy,  jak- 
gdyby  sucha  formułka  cyfrowa   naprawdę    porywała   ludzi  podo- 
bnie, jak  ich  porywa  idea  wolności  prasy,    zgromadzeń    czy   też 
handlu.  Oczywiście  cyfry  nie  wstrząsają  mózgów.  Poprostu  w  set- 
kach   środowisk    dojrzewało    poczucie    wspólnoty    i    przybierało 
w  formie  majoryzacyi  jedno  i  to  samo  znamię  dojrzałości. 

Zarazem  jednak  w  umysłach  europejskich  ta  idea  arytmety- 
czna przebywała  pewną  szczególną  zmianę.  Ponad  przegródkami  lo- 
kalno-narodowemi  powstawała  ogólna  teorya  uchwał  zbiorowych, 
podobnie  jak  powstawały  teorye  rządów  mcnarchicznych.  Rozwój 
zasady  prawnej  był  w  gruncie  rzeczy  zawsze  samorzutny, 
cudzy  wzór  jej  nie  obowiązywał.  Rozwój  t  e  o  r  y  i  musiał  z  natury 
rzeczy  wybiegać  poza  szranki  danego  zrzeszenia :  kto  teorety- 
cznie próbował  uzasadnić  prawa  całości  lub  części,  ten  pisał  nie 
o  jednem  zgromadzeniu,  lecz  o  wszystkich  zgromadzeniach 
pewnego  typu,  Teorya  snuła  ponad  przepisami  różnych  konsty- 
tucyi  i  ustaw  wspólną  tkankę  przekonań,    które    następnie    spły- 


—     126     — 

wały  z  jej  ksiąg  do  umysłów  praktycznycli,  jako  natrtjtne  suge- 
stye,  jako  ogólne  już,  abstrakcyjne  „prawo  większości",  a  nie 
prawo  większości  angielsko-gminnej,  francusko-stanowej,  gnieź- 
nieńsko-kapitulnej,  krakowsko-rajcowskiej  i  t.  d. 

Pierwszy  krok  ku  takiej  generalizacyi  idei  większości  po- 
-stawili  scholastycy  glossatorowie,  Bulgarus,  Pillius  i  inni. 
Nawiązując  do  Ulpiana  lub  Scewoli,  choć  niedość  jasno  odróżnia- 
jąc uchwały  korporacyjne  od  zgody  np.  przypadkowych  współ- 
właścicieli, postawili  oni  za  przykładem  Rzymian  regułę  wię- 
kszości, jako  fictionem  jiirls:  prawo,  nie  mogąc  inaczej  załatwić 
sporów,  uznaje  wprost  wolę  większej  części  za  wolę  całości.  Spre- 
cyzowano rzecz  w  tym  duchu,  że  zaczęto  żądać  przy  głosowaniu 
obecności  23  ogółu  członków ;  zastrzeżono  się  przeciw  wkraczaniu 
większości  do  sfery  praw  i  swobód  jednostek.  Uznano  później 
(Hugolinus)  rządy  większości  również  w  zgromadzeniach  przed- 
stawicielskich ')• 

Kanon  iści  wcześnie  dostrzegli  w  zasadzie  przeważnej  li- 
czby szczególną  właściwość  prawa  korporacyjnego.  Damazy  Czech 
(około  r.  1210)  i  w  sto  lat  po  nim  florentyńczyk  Johannes  An- 
dreae,  zwany  ,.fons  et  tuba  juris",  ogłaszali  nawet  za  nieważne 
przepisy  praw  zwyczajowych,  któreby  zasady  tej  jeszcze  nie  uzna- 
wały. W  przypadkowych  zjednoczeniach  osób,  gdzie  mnogość 
działa,  jako  suma  jednostek,  plures  ut  singuli,  naprzykład,  na  wiecu 
ulicznym,  wymaga  się,  zdaniem  tej  szkoły,  zgody  powszechnej. 
W  stałym  zaś  stosunku  korporacyjnym,  gdzie  wielu  wotuje  spo- 
łem (plures  ut  Collegium),  czego  chce  większość,  tego  chce  i  ca- 
łość; tę  dystynkćyę  przeprowadzili  już  postglossatorowie.  Da- 
wniejsi kanoniści  skłaniali  się  do  poglądu  niemieckiego,  że  uja- 
wnienie większości  służy  tylko  do  stworzenia  jednomyśl- 
ności. Późniejsi,  jak  Wincenty  z  Beauvais  i  papież  Innocenty  IV, 
przyjęli  rzymskie  ujęcie  fikcyi.  „Per  plures  melius  veritas  in- 
cuiritur",  przez  większą  liczbę  lepiej  wnika  się  w  prawdę,  pisał 
zresztą  Innocenty  na  uboczne  poparcie  swej  doktryny.  Skoro  zaś 
cała  zasada  polega  na  fikcyi  prawnej,  to  już  poza  większością 
nikt  inny  nie  może   przemawiać   w   imieniu   ogółu.    Gdyby  wię- 


1)  Gierkę,    Das  dcutsche  Genossenschaftsrecht,   III,  220  sq. ;    cały  dalszy 
wykład  o  teoryach  średniowiecznych  wzięty  jest  z  tej  znakomitej  pracy. 


-      Yll     - 

kszość  przez  niemoralność  lub  nieposłuszeństwo  straciła  głos,  re- 
szta pozostałaby  zbiorowiskiem  prywatnych  jednostek. 

Wśród  uczonycłi  zapanowuje  atoli  pogląd,  że  powaga  li- 
czniejszej strony  zależy  nietylko  od  jej  ilości,  ale  i  od  jakości. 
Zaczyna  się  żądać,  aby  major  pars  była  zarazem  zdrowszą,  sa- 
nior,  t.  j.  rozumniejszą,  cnotliwszą,  sprawiedliwszą.  Znaleźli  się 
nawet  tacy,  jak  Henryk  z  Seguzyi  (Hostiensis)  zwany  „pater  ca- 
noniim,  monarcha  juris"  '),  Cataldinus  de  Boncampagnis,  którzy 
uczyli,  że  mniejszość,  wybitnie  wyższa  pod  względem  intelektu- 
alnym lub  moralnym,  przez  to  samo  nazywa  się  większością, 
i  rozciągali  swe  ryzykowne  twierdzenia  nawet  na  wybory.  Pewne 
echo  tej  doktryny  mąciło  nawet  porządek  elekcyi  papieskich 
w  wieku  XII.  Replikowano  dość  trzeźwo,  że  po  stronie  większej 
liczby  leży  domniemanie  racyi.  Ostatecznie  przeważyło  zda- 
nie, że  władać  powinna  większość,  ale  nie  bylejaka,  lecz  właśnie 
„zdrowsza"  na  umyśle.  Przed  obliczem  wyższego  sędziego  (su- 
perior) nawet  jednostka  może  podać  w  wątpliwość  powagę  intele- 
ktualną lub  moralną  (sanioritatem)  reszty  zgromadzenia  i  obalić 
jej  uchwałę,  jeżeli  „superior"  uzna  to  za  słuszne.  Wszelkie  też 
prawidła  stosowania  idei  większości  na  wyborach,  wypracowane 
przez  kanonistów,  mają  tylko  służyć  za  dyrektywę  dla  wyższego 
sędziego.  Na  wynik  wyboru  składać  się  mają  liczba  (numerus), 
powaga  {auctoritas),  zasługa  {meritum)  i  gorliwość  (zelus)  zaró- 
wno wyborców  jak  kandydatów,  rozmaicie  szacowane  i  porówny- 
wane. Powstawały  dalsze  kontrowersye  nad  zestawianiem  tych 
zalet,  okazywało  się  nawet,  że  większość  kryteryów,  naprzykład 
liczba,  zasługi  i  gorliwość  kandydata  razem  wzięte,  biorą  górę 
nad  „powagą"  przeciwnika.  Niektórzy,  unikając  gmatwaniny,  zale- 
cali, aby  uznawać  za  ważny  wybór  większością  kwalifiko- 
waną ^3,  już  bez  względu  na  jakość  głosów  wyborczych.  Je- 
żeli poza  życiem  korporacyjnem  obowiązuje  gdzieś  wię- 
kszość; to  może  ona  być  nawet  względną ;  w  towarzystwach  może 
być  mowa  tylko  o  większości  bezwzględnej.  Większość  może 
przysięgać  za  wszystkich  i  odbierać  przysięgi.  Medytowano  i  nad  tern, 
czy  ktoś  może  głosować  na  samego  siebie,  i  nad  tern,  co  począć, 
gdy  razem  głosuje  kilka  grup,  albo  jedna  z  dodatkiem  nieczłon- 


»)  Gierkę,  325  sq. 


—     128     — 

ków.  Subtelnie  zaznaczono,  że  większość  reprezentuje  wszystkicb 
członków  i  dopiero  przez  nicłi  wyobraża  całość:  więc  odmawiana 
jej  prawa  sięgania  ponad  kompetencyę  wszystkicli,  kazano  nawet 
zadawalać  się  pewną  częścią  tej  kompetencyi  i). 

Po  subtelnościacłi  kanonistów  leg  iści  niewiele  już  mogli 
dodać  do  teoryi  rządów  większości.  Zachowali  wiadomą  rzymską 
fikcyę,  odróżniali  onines  ut  universos,  t.  j.  jednoczesne  gło- 
sosowanie  członków  na  zgromadzeniu  od  stopniowego  zbie- 
rania głosów,  gdzie  wypowiadają  się  omnes  ut  singull;  skoja- 
rzyli tę  pierwszą  formę  z  istotą  korporacyi ;  pododawali  niektóre 
wymagania  formalistyczne,  np.  prawidłowe  zwołanie  zgromadzenia. 
Uznali  w  interesie  ładu  praktycznego  absolutną  większość  obe- 
cnych za  wystarczającą  przy  quorum  ^h,  napastowali  dość  śmiało 
prawa  nieobecnych.  Swoją  drogą  i  w  ich  obozie  nie  brakło  pisarzy, 
którzy  gotowi  byli  kwestyonować  każdą  decyzyę,  jeżeli  przeciwka 
niej  mniejszość  zacytuje  coś  rozumnego  (aliguid  ratio nabiłeś). 
W  późniejszych  czasach  (po  Bartholusie,  t  1357)  spierano  się 
o  to,  czy  statut  lub  zwyczaj  mogą  ograniczać  władzę  większości. 
Do  najzawziętszych,  jakby  dziś  powiedziano,  majorystów,  na- 
leżeli Jan  z  Anagni  (j  1457)  i  Mikołaj  Panormitanus.  Zgodzona 
się,  że  mniejszość  to  zbiór  luźnych  jednostek,  i  taka  luźna  grupa 
nigdy  nie  stanie  się  wyobrazicielką  ogółu,  chociażby  wszyscy 
po  kolei  do  niej  przystąpili.  Tylko  kardynał  Alexandrinus,  Pa- 
normitanus i  Antoni  de  Butrio  usiłowali  wtrącić  tu  jeszcze  jedną 
fikcyę:  jeżeli  prawo  uznało  liczniejszy  odłam  za  całość,  to 
czemużby  mniejszość  po  odpadnięciu  większości  (np.  wyklętej) 
nie  miała  wstąpić  w  jej  prawa ?^) 

Rzecz  jednakowoż  znamienna,  pewna  reakcya  zaczyna  się 
manifestować  w  doktrynach  późniejszych  legistów  przeciwko  nad- 
użyciu fikcyi  Ulpiana.  Niektórzy  z  nich  zaczynają  podnosić  nie- 
tykalne dla  zgromadzeń  prawa  jednostki,  jura  singulorum,  przy- 
znają im  prawo  veto  przeciwko  wywłaszczeniu,  przeciw  dopusz- 
czaniu do  głosu  osób  obcych,  przeciw  pogwałceniu  równości, 
przeciw  majoryzacyi    w  sprawach,  raz    już  przesądzonych   jedrio- 


1)  Gierkę,  322  sq.,  337. 

2)  Gierkę,  391. 

3)  Gierkę,  471. 


—     129     — 

myślnie.  Zaczyna  się  sprawdzać,  czy  dany  akt  należy  do  kompe- 
tencyi  (jest  pertinens)  zbiorowości,  czy  też  nie  (impertinens), 
czy  większość  nie  nadużywa  swej  mocy  przez  jakiś  kaprys,  bez 
względu  na  cel  stowarzyszenia.  Zato,  w  przeciwieństwie  do  ka- 
nonistów,  ignoruje  się  już  często  jakość  głosujących,  ich  dosto- 
jeństwo i  powagę,  odsyła  się  kryteryum  moralno-umysłowe  do 
samych  tylko  spraw  kościelnych.  Kardynał  Alexandrinus  tłómaczy 
to  tem,  że  w  stosunkach  świeckich  panuje  ,,rigor  juris", 
w  świetle  którego  wszyscy  są  równi,  natomiast  kanony  liczą  się 
ze  słusznością  i  dlatego  właśnie  oceniają  wewnętrzną  wartość 
głosów  ^). 

Zdumiewająca  bywała  nieraz  staranność  i  finezya  tej  za- 
pomnianej, wzgardzonej  myśli  scholastycznej.  Dziś  nikt  nie  za- 
stanawia się  tak  rzetelnie  nad  kwestyą  „boskiego  prawa  ludów". 
Bo  też  dziś  jest  już  po  rozstrzygnięciu,  a  wówczas,  w  wieku  XII, 
XIII,  XIV,  XV  wszędzie  naokoło  ważył  się  spór  całości  i  części, 
jednostki  i  państwa.  W  ten  żywy  spór  zapuszczała  się  ostra, 
wyćwiczona  myśl  jurystów  scholastyków.  Starano  się  przewidzieć 
wszystkie  możliwości  i  pochwycić  je  w  klubę  ścisłego  rozumo- 
wania, które  doprawdy,  zmierzywszy  odległość  wieków  i  kultury, 
nie  przynosi  hańby  myśli  średniowiecznej,  nawet  w  zestawieniu 
z  dzisiejszą  ,,formalno-logiczną"  szkołą  prawa  państwowego. 
Pamiętano  różnicę  cywilistów  między  istotnymi  i  nieistotnymi 
warunkami  aktu  {essentialia  oraz  accidentalia  negotii)  i  obok  niej 
rozwijano  zaraz  szczegółową  teoryę  o  nieważnych  tudzież  wa- 
dliwych uchwałach  korporacyjnych,  z  których  pierwsze  nie  dadzą 
się  naprawić  nawet  przez  jednomyślny  akces,  drugie  obo- 
wiązują pod  warunkiem  późniejszego  zatwierdzenia 2). 
Gdyby  teorye  te  czytano  w  Polsce  XVIII  wieku,  wiedzianoby,  co 
sądzić  o  legalności  rządów  dwóch  Augustów,  źle  obranych,  lecz 
potem  powszechnie  uznanych. 

Najważniejszym  wynikiem  prac  glossatorów,  kanonistów,  le- 
gistów  nad  temi  zagadnieniami  było  rozciągnięcie  doktryny  korpo- 
racyjnej na  wszystkie  objawy  uchwał  publicznych.  Baldus,  Antoni 
de    Butrio,   Fra  Francesco   Piazza   (Platea),   Panormitanus  i  inni 


»)  Gierkę.  472-5. 
2)  Gierkę,  478. 


-     130     — 

ograniczyli  stosowanie  reguły  większości  do  dziedziny  stowa- 
rzyszeni), nie  przewidując,  jakie  myśli  podsunie  kiedyś  ta 
doktryna  ludziom  nowożytnym  na  temat  pochodzenia  społeczeństw. 
Ale  już  i  w  Wiekach  Średnich  śmiało  przemówiła  skłonność  do 
upatrywania  korporacyi  wszędzie,  gdzie  się  głosuje  większo- 
ścią ;  a  od  tej  koncepcyi  do  hypotezy  milczącej  zgody  ludów  na 
stan  obecny,  lub  nawet  do  hypotezy  umowy  pierwotnej, 
niedaleka  droga. 

Jakoż  Occam  i  Antonius  Rosellus  próbują  oprzeć  ideę  mo- 
narchii powszechnej  na  domniemanej  niegdyś  woli  większości 
ludzi^).  Jednocześnie  wychowanek  tradycyi  lombardzkich  rzeczy- 
pospolitych,  defensor  pacis  Marsyliusz  z  Padwy,  propaguje  bez 
ogródki  konsekwentny  demokratyczny  republikanizm :  dowodzi, 
że  prawodawstwo  powinni  sprawować  ci,  którzy  najlepiej  znają 
potrzeby  ludu,  a  więc  sam  lud,  i  ci,  którzy  najchętniej  wykonywać 
będą  swe  uchwały,  więc  znowuź  lud;  że  zaś  nie  można  pogo- 
dzić pragnień  wszystkich  ludzi  dobrych  i  złych,  władać  powinna 
zatem  valentior  pars,  która  zarazem  jest  częścią  społecznie  lepszą, 
bo  zależy  jej  na  utrzymaniu  całości"^).  W  podobny  sposób  rozu- 
miał Mikołaj  Kuzańczyk  swoją  „konkordancyę"  ogólną  obywateli, 
źródło  wszelkiej  władzy  legalnej.  Idea  większości  uogólniła  się 
do  ostatnich  granic  i  zaczynała  żądać  uznania  swej  powagi  od 
monarchów  ^).  Nie  pozostawiła  nietkniętego  samowładztwa  nawet 
w  sferze  duchownej :  przez  ruch  koncylłarny  zaatakowała  papieża. 
Lecz  w  swej  ekspansyi  na  pergaminie  wciąż  wlokła  za  sobą  pasmo 
wątpliwości  i  ograniczeń.  Zwłaszcza  żądanie  wyższej  cnoty  lub 
rozumu  osłabiało  w  oczach  niektórych  teoretyków,  np.  Kuzańczyka, 
powagę  większości  soborowej  w  kwestyach  wiary,  a  myśl  o  pra- 
wach jednostek  {jura  singulorum)  odezwała  się  nawet  na  soborze 
Bazylejskim,  gdy  z  pewnej  strony  żądano,  aby  przeniesienie  obrad 
na  inne  miejsce  zależało  od  zgody  wszystkich  członków  ^). 

Porenesansowa  filozofia  prawa  i  państwa  więcej  włożyła  wy- 
siłku w  uzasadnienie  rządów  większości,  niż  w  ich  określenie 


O  Gierkę,  474. 

2)  Gierkę,  571. 

3)  Cziczerin,  Istoria  politiczeskich  uczenij,  I,  233  ;  Gierkę,  533. 

4)  Gierkę,  580. 

5)  Gierkę,  600. 


—     131     — 

i  zastosowanie.  Nie  poprzestając  na  prostej  fikcyi  prawnej,  szu- 
kano tego  uzasadnienia  bądź  w  oderwanem  prawie  naturalnem, 
bądź  w  rozważaniach  etycznych  i).  Hugo  Grocyusz  (1583 — 1645) 
pierwszy  wytłómaczył  ważność  zasady  liczebnej  tern,  że  kiedyś, 
przy  jednomyślnem  zawarciu  przez  ludzi  „umowy  społecznej", 
obiecano  sobie  raz  na  zawsze  szanować  t^  zasadę.  Musi  przecież 
istnieć  jakiś  rozumny  sposób  załatwiania  spraw  wspólnych,  więc 
niech  się  lepiej  dzieje  wola  większości  niż  mniejszości  2).  Każdy 
.przecież  —  perswadował  Locke  —  kto  pragnie,  aby  społeczeń- 
stwo istniało,  musi  mu  życzyć  zdolności  do  działania;  żadne 
ciało,  a  więc  i  ciało  społeczne,  nie  może  się  obejść  bez  jednej 
siły  kierowniczej:  więc  i  rozum  i  natura  przemawiają  za  autory- 
tetem liczby.  Pufendorf  i  Daries,  jak  przystało  na  spadkobierców 
dawnych  Germanów,  żądali  na  tej  zasadzie,  aby  przegłosowani 
formalnie  zobowiązywali  się  do  posłuszeństwa.  Jakiś  Ickstadt, 
Germanin  bardziej  nowoczesny,  argumentował,  że  gdzie  żaden 
wyższy  rozum  nie  rozstrzyga,  po  czyjej  stronie  jest  racya,  tam 
decyduje  wyższa  siła.  Te  same  śpiewki  na  różne  nuty  powta- 
rzali Ulryk  Huber,  Thomasius,  Nettelbladt,  Achenwall,  Wolff  ^). 
Wszystkich  atoli  zakasował  śmiałością  wywodów  Jan  Jakób 
Rousseau,  według  którego  umowa  społeczna  nietylko  raz  naza- 
wsze  wyzuła  wszelkie  mniejszości  z  prawa  do  protestu  i  oporu, 
ale  też  nikt  nie  może  się  nawet  skarżyć  na  gwałt:  „Obywatel 
zgadza  się  na  wszystkie  ustawy,  nawet  na  te,  które  przechodzą 
wbrew  niemu,  i  na  te,  które  go  karzą,  gdy  śmie  jedną  z  nich 
pogwałcić.  Stałą  wolą  wszystkich  członków  państwa  jest  wola 
powszechna  :  przez  nią  są  oni  obywatelami,  są  wolnymi  ludźmi. 
Kiedy  się  wnosi  ustawę  na  zgromadzenie  ludowe,  to  ściśle  bio- 
rąc, nie  zadaje  się  pytania,  czy  członkowie  pochwalają  propozy- 
cyę  lub  ją  odrzucają,  a  tylko,  czy  jest  ona  zgodna  z  wolą  po- 
wszechną, t.  j.  z  ich  wolą;  każdy,  oddając  głos,  wypowiada  o  tem 
swe  zdanie,  i  z  obliczenia  głosów  wysnuwa  się  oświadczenie  woli 


')  Nie  należy  do  tej  grupy  Bodin,  który  bez  żadnycli  skrupułów  ety- 
cznych ani  zastrzeżeń  głosił  władzę  większości  nad  mniejszością,  De  Repubiica 
libri  sex,  ks.  II,  r.  7;  por.  Saripolos  I,  203-4. 

2)  De  jurę  belli  et  pacis,  ks.  II.  r.  5,  §  17. 

3)  Gierkę,  Majoritatsprinzip,  329,  i  przytoczona  tamże  literatura  ;  tegoż  Jo- 
lianncs  Altłiusius,  rozdział  ii ;  Saripolos,  I,  205-14. 


-     132     — 

powszechnej.  Skoro  wi^c  bierze  górę  zdanie  przeciwne  mojemu^ 
dowodem  to  tylko,  żem  się  pomylił,  i  że  to,  co  wziąłem  za  wolę 
powszecriną,  nie  było  nią.  Gdyby  moje  zdanie  prywatne  przewa- 
żyło, zrobiłbym  nie  to,  czego  cłiciałem  i  wówczas  nie  był- 
bym wolnym"  ').  Aksyomatem  było  dla  Rousseau'a  żądanie  prawa 
powszeciinego  i  równego ;  jedyne  pewne  źródło  równycłi  praw 
widział  on  w  głosowaniu  powszecłinem,  genezę  jego  teorety- 
cznie postulował  w  kształcie  umowy  pierwotnej,  bez  ta- 
kiego bowiem  teoretycznego  postulatu,  prawo  nie  miałoby  dlań 
sensu,  podobnie  jak  nie  miałoby  go  dla  Kanta  prawo  moralne 
bez  wolności  woli,  nieśmiertelności  duszy  i  żywego  Boga.  Że 
nie  uważał  cłiwilowego  pożądania  jednostki  przegłosowanej  za 
jej  ostateczny,  najgłębszy  akt  woli,  to  jeszcze  nie  było  może 
zbyt  wielkim  sofizmatem  :  sofizmat  tkwił  w  przypisywaniu  zwy- 
cięskiemu obozowi  głębszego  traktowania  kwestyi,  niżby  to  czy- 
niła opozycya. 

Wiadomo,  czem  stał  się  każdy  frazes  filozofa  genewskiego 
dla  jego  uczniów  z  Konstytuanty  i  Konwencyi ;  jeżeli  się  zaś  zna- 
leźli między  nimi  tacy,  co  kładli  między  bajki  umowę  pierwotną,, 
to  ci  mieli  w  pogotowiu  na  obronę  praw  większości  inną  argu- 
mentacyę,  mniej  uroczystą,  ale  za  to  nierównie  szczerszą.  Sceptyk 
Helvetius,  sensualista  i  utylitarysta,  wyłożył  ją  w  księdze  „De 
1'Iiomme":  wszystkie  pobudki  sprowadził  tu  do  wspólnego  pier- 
wiastku „interesu",  i  mniemał,  że  temsamem  ugruntował  wyższość 
liczniejszych  interesów  nad  mniej  licznymi. 

Później  tę  samą  prostą  myśl  obracał  na  wszystkie  strony 
i  przeżuwał  ojciec  właściwego  utylitaryzmu,  Jeremiasz  Bentham. 
Ten  w  drugim  okresie  swej  działalności  pisarskiej,  już  jako  sta- 
nowczy demokrata  i  radykał,  rozwijał  swą  ulubioną  zasadę  „ma- 
ksymacyi  szczęścia"  czyli  jak  największego  uszczęśliwiania  jak 
największej  liczby  ludzi  2).  Metodą  jego  rozumowania  dochodzi  się 
do  wniosku,  że  dwaj  ludzie  mają  dwa  razy  więcej  prawa  do 
opieki  ustawowej,  niż  jeden,  trzej  trzy  razy  więcej  itd.  Skoro  tak 
jest,  to  odpowiedź  na  pytanie  Sieyesa  i  Priestley'a,  czy  mniejszość 


1)  Du  Contrat  Social,  ks.  IV,  r.  2  :  Des  suffrages. 

^)  ,lt  is  the  greatest  happiness  of  the  greatest  number,  thatisthe  meas- 
ure  of  right  and  wrong",  cyt.  Cziczerin  w  Istorii  politiczeskich  uczenij,  111,  272. 


—     133     — 

ma  mieć  pierwszeństwo  przed  większością,  albo  interes  kilku  osób 
przed  interesem  wszystkich,  nie  może  wypaść  inaczej,  niż  ją  dali 
ci  dwaj  pisarze,  t.  j.  na  korzyść  większości  lub  wszystkich.  Ben- 
tham  twierdzi,  że  zbliżając  się  do  takiego  rozwiązania,  ściśle 
przestrzegał  prawideł  logiki,  uwzględniał  politykę  i  etykę,  ale 
przedewszystkiem  szedł  za  najściślejszą  z  nauk  —  arytmetyką. 
Właściwiej  byłoby  powiedzieć,  że  arytmetyka  pochłonęła  u  niego 
wszystkie  względy  logiczne,  polityczne  i  moralne. 

Co  Rousseau  i  Helvetius,  każdy  po  swojemu,  wpajali  umysłom 
zawczasu,  i  co  Bentham  ubierał  w  pozory  racyonalne  po  skończo- 
nym fakcie,  to  Rewolucya  wcielała  w  życie,  ilustrowała  w  jaskra- 
wych obrazach.  Konstytuanta  na  wniosek  Rabaut  Saint-Etienne'a, 
po  wysłuchaniu  przychylnych  głosów  Desmeuniersa,  Lanjuinais, 
Targeta,  Mirabeau,  postanowiła  29  lipca  1789  roku  rozstrzygać 
wszystkie,  nawet  najzawilsze  kwestye  konstytucyjne  bezwzględną 
większością.  Ujrzano  wśród  dziwnego  republikańskiego  nabożeń- 
stwa pierwsze  próbki  boskiego  prawa  ludów,  poparte  „nqyade'ą" 
„mitraillade'ą",  i  zapoznano  się  z  nieprzewidzianym  sensem 
życiowym  onego  prawa.  Przedtem  z  angielskich  przykładów  XVIII 
wieku  ten  lub  ów  czerpał  obawę,  czy  obozy  liczniejsze  godne 
są  już  dlatego  samego  sprawowania  rządów,  czy  nie  składają  się 
one  czasem  z  niewielkiego  odłamu  ludzi,  naprawdę  intereso- 
wanych daną  sprawą  ustawodawczą,  tudzież  z  długiego  ogona 
ludzi  poprostu  interesownych,  służalczych  maruderów, 
karyerowiczów,  snobów.  Teraz  ujrzano  niespodziane  widowisko: 
władzę  nad  narodem  francuskim  objęła  Konwencya  (1792),  zgro- 
madzenie, obrane  przez  jeden  odłam,  wcale  nie  najliczniejszy, 
ale  karny  i  pełen  zapału ;  w  tem  zgromadzeniu  rządzili  nie 
przedstawiciele  przeciętnych  poglądów  całości,  lecz  ludzie  naj- 
krańcowsi.  Kamil  Desmoulins  powątpiewał,  czy  w  r.  1789  było 
"we  Francyi  dziesięciu  republikanów.  Lecz  tych  „dziesięciu"  po- 
ciągnęło za  sobą  setki,  setki  tysiące  i  miliony,  aż  Francya  przed 
upływem  czterech  lat  ujrzała  się  rzecząpospolitą.  Odsłoniła  się 
pierwszy  raz  natura  zgromadzeń  rewolucyjnych,  pokrewna  zresztą 
naturze  reakcyi,  a  polegająca  na  tem,  że  i  tu  i  tam  nieliczni  wo- 
dzowie ruchu,  zdążającego  naprzód  lub  wstecz,  ciągną  za  sobą 
opinię  i  rządzą  sami  pod  płaszczem  większości.  Oprócz  interesu 
zabiera  głos    przekonanie  i  namiętność,    przodownicy  rozbudzają 


-     134     — 

w  masach  coraz  to  krańcowsze  skłonności.  Większość,  która 
zawsze  zawiera  w  sobie  możność  odcłiyleń  w  prawo  lub  w  lewo^ 
okazuje  się  w  takich  chwilach  żywiołem,  a  nie  sternikiem,  instru- 
mentem, a  nie  grajkiem.  Le  mieux  est  1'ennemi  du  bien,  więc  ca 
czerwieńsze  albo  co  czarniejsze,  to  lepsze.  W  toku  XIX  stulecia 
namnożyło  się  podobnych  doświadczeń  niemało.  Gdziekolwiek 
chodzi  o  zwycięstwo  postępu  lub  reakcyi,  izba,  obrana,  dajmy  na 
to,  większością  ^s  głosów  postępowców,  uchwala  niejedną  no- 
wość większością  głosów  radykalnych,  choćby  nawet  kwalifiko- 
waną większością  -/s,  narzuca  więc  krajowi  wolę  mniejszości 
radykalnej,  bo  V3X -73  =  ^/9.  Większość  wyborcza  tak  się- 
zaostrza  w  gronie  wybrańców,  że  przeistacza  się  w  mniejszość. 
Z  czasem  statystyka  parlamentarna  dostarczyła  innych  je- 
szcze niespodzianek  :  zważywszy,  że  od  głosowania  wstrzymuje 
się  zwykle  25— 50Vo  wyborców,  i  że  znaczny  procent  głosów  bywa 
dla  powodów  formalnych  unieważniany,  dochodzi  się  do  wnio- 
sku, że  parlamenty  reprezentują  zwykle  myślącą,  czujną  i  ener- 
giczną mniejszość,  gdy  tymczasem  ogromna  reszta  bywa  pozba- 
wiona przedstawicielstwa.  Jeżeli  tak  dobrane  ciało  uchwala  po- 
tem prawa  absolutną  przewagą  głosów,  to  prawa  te  stają  się 
często  wyrazem  woli  nieznacznej  tylko  mniejszości,  która  we- 
dług obliczeń  matematycznych  mało  co  przewyższa  Ys  część  oby- 
wateli ^),  Nie  koniec  na  tem.  Teorye  mówiły  o  jak  największem 
dogadzaniu  interesom  czy  też  szczęśliwości  największej  liczby 
ludzi.  Należałoby  przypuszczać,  że  w  każdem  głosowaniu  spo- 
tyka się  absolutna  większość  pragnących  zmiany  lub  utrzymania 
status  quo  z  absolutną  mniejszością  przeciwną.  Każda  sprawa 
jest  dla  każdego  obywatela  pożądaną,  albo  też  niepożądaną : 
tertium  non  datur.  Tak  byłoby  w  rzeczy  samej,  gdyby  każdy 
rozumiał  i  odczuwał  związek  swej  istoty  ze  wszystkimi  przeja- 
wami życia.  Tymczasem  dodatnie  lub  ujemne  znaczenie  mnóstwa 
kwestyi  publicznych  stoi  poza  progiem  świadomości  ogromnego 
odłamu  opinii.  Naprawdę  też  jednolity  obóz  postępowy  i  jedno- 
lity obóz  zachowawczy  znane  były  do  niedawna  tylko  w  Anglii^ 


')  Balicki,  Parlamentaryzm,  11,  86-94:  Rządy  mniejszości  przy  głosowaniu 
powszechnem.  B.  Winiars]<i,  Reforma  wyborcza  i  przedstawicielstwo  ustosunko- 
wane we  Francyi,  Themis  Polska,  11,  z.  1,  str.  20-158. 


—     135     - 

a  za  naszych  dni  już  i  tam  jednolity  program  postępowy  prze- 
stał być  oczywistym.  Zamiast  dwóch  takich  obozów  widać  grupy 
sprzymierzone:  podają  sobie  ręce  ludzie,  potrzebujący  fiome-rule' u, 
z  ludźmi,  pragnącymi  ubezpieczeń  społecznych,  z  przeciwnikami 
taryfy  celnej,  i  z  innymi  jeszcze,  co  chcieliby  widzieć  zeświec- 
czone szkolnictwo,  odpaństwowiony  anglikanizm  w  Walii,  dopu- 
szczone do  parlamentu  kobiety.  Z  połączenia  różnych  mniejszości 
powstaje  blok  postępowy  (lub  w  innych  warunkach,  ale  to  bywa 
rzadziej  możliwe,  zachowawczy),  który  z  interesów  drobnych  fra- 
kcyi  lepi  mniemany,  sztuczny  interes  większości  absolutnej 
i  przeciwstawia  go  prawdziwemu  interesowi  żywiołu, 
nie  należącego  do  koalicyi,  który  jednak  w  różnych  kwestyach 
może  mieć  więcej  zwolenników,  niż  poszczególne  frakcye  skoali- 
zowane.  Tak  bywa  v/  głosowaniach,  naprzykład,  parlamentu  nie- 
mieckiego, skierowanych  przeciw  centrowcom  lub  socyalistom, 
tak  samo  bywa  dziś  wszędzie,  bo  żywo  odczute  interesy  wspólne 
obejmują  przeważnie  odłamy  mniejsze,  niż  połowa  społeczeństwa. 
O  ileż  dopiero  komplikuje  się  sprawa,  gdy  bloki  wyborcze  wy- 
krzywiają odzwierciedlenie  opinii  w  izbach  jeszcze  przed  głoso- 
waniem !  Rousseau,  jako  przeciwnik  fakcyi  i  związków,  ba  nawet 
przeciwnik  przedstawicielstwa,  nie  dopuściłby  do  takich  wykrzy- 
wień —  ale  już  dzisiaj  nikt  go  nie  usłucha. 

Te  dwie  plamy  na  słońcu  parlamentaryzmu  :  z  jednej  strony 
gwałty  większości  nad  mniejszościami,  z  drugiej  zacieśnienie 
grup  rządzących  do  rozmiaru  nieznacznych  mniejszości  i  dyspro- 
porcya  między  liczbą  głosów  parlamentarnych,  a  rozlaniem  inte- 
resów społecznych,  wywoływały  i  wywołują  w  najnowszej  dobie 
dwojaką  reakcyę  przeciwko  prawu  większości.  Jednym  chodzi 
o  przeprowadzanie  zasady,  że  większość  nie  ma  absolutnej  wła- 
dzy nad  mniejszością,  inni,  nie  kwestyonując  zasad  Rousseau'a, 
Helwecyusza,  Benthama,  pragnęliby  tylko  zabezpieczyć  się  prze- 
ciwko fałszywemu  ich  stosowaniu.  Pierwszy  prąd  zmierza  do 
afirmacyi  i  obrony  materyalnego  prawa  mniejszości,  drugi  do 
zapewnienia  jej  proporcyonalnego  przedstawiennictwa.  Postaramy 
się  w  krótkich  słowach,  bez  pretensył  do  wyczerpania  przedmiotu, 
omówić  oba  te  zwroty  nowoczesnej  świadomości  prawnej  na 
tle  powszechnej  ewolucyi,  omawianej  w  poprzednich  rozdziałach. 

Szukając  pierwszych  przebłysków  idei  prawa  mniejszości,  na- 


-     136     — 

leży  postępować  z  ostrożnym  zmysłem  historycznym.  Guizot  zgrze- 
szył na  tym  punkcie,  gdy  twierdził,  że  w  Stanacłi  Generalnych 
francuskich  niedopuszczalność  majoryzacyi  jednego  stanu  przez 
dwa  inne  „służyła  do  tego,  aby  większość  nie  mogła  ciemiężyć 
mniejszości,  pod  jakiemkolwiek  występującej  imieniem"  ')•  A  Pi- 
cot  zgrzeszył  podwójnie,  bo  pod  adresem  dorosłych  czytelników, 
a  nie  pod  adresem  swych  wnucząt,  jak  Guizot,  pisał,  że  owa  za- 
sada „jeden  tylko  miała  cel"  —  uświęcenie  prawa  (różnych)  mniej- 
szości 2).  Żadna  inna  mniejszość  oprócz  całego  stanu  społecznego, 
nie  mogła  wówczas  we  Francyi  żądać  dla  siebie  respektu,  i  o  tern 
należy  pamiętać,  jeżeli  się  nie  chce  popełniać  anachronizmu.  Nawet 
tak  ścisły  myśliciel,  jak  Jellinek,  pełen  zresztą  świadomości,  że  ope- 
ruje na  gruncie  niezbadanym,  niedość  stanowczo  odgranicza  hi- 
storyczny początek  praw  mniejszości  od  zjawisk  podobnych,  a  je- 
dnak odmiennych. 

Średniowiecze  pojęcia  tego  nie  znało.  Mogło  ono  powstać 
dopiero  po  zupełnem  zwycięstwie,  ustaleniu  się  i...  naprzykrzeniu  się 
prawa  większości,  a  to  stało  się  dorobkiem  czasów  nowszych.  Kto 
w  Wiekach  Średnich  oponował  przeciwko  przeważnej  liczbie,  czynił 
to  w  imię  swego  prawnego  stanu  posiadania  albo  też  w  imię  swego 
interesu.  Taki  oponent  jakgdyby  mówił  do  wrogiego  ogółu  :  „jestem 
samym  sobą,  a  nie  waszą  częścią,  neguję  waszą  władzę,  bo  mam 
taki  oto  przywilej,  i  nasze  wspólne  decyzye  nie  mogą  tykać  mo- 
jego przywileju  i  immunitetu".  Co  innego  zachodzi,  gdy  ktoś 
zmajoryzowany  powiada  do  zgromadzenia:  „neguję  waszą  wła- 
dzę, bo  każdy  człowiek  jest  w  tej  dziedzinie  wolny,  i  nasze 
wspólne  decyzye  nie  mogą  wkraczać  do  sfery  naszych  powszech- 
nych praw  indywidualnych".  Tak  przemawia  głos  prawa  jedno- 
stki nowożytnej,  wyzwolonej.  A  jeszcze  co  innego  widzimy,  gdy 
osoba,  przeciwna  zapadłej  uchwale,  powiada :  „nie  kwestyonuję, 
że  moglibyśmy  legalnie  zdecydować  społem  tę  sprawę,  ale  nie 
jestem  sam  jeden,  wchodzę  w  skład  takiej  a  takiej  mniejszości, 
więc  itd.".  Poczem,  jeżeli  niezadowolona  mniejszość  osiągnęła 
ustawowy  procent  (np.  25  lub  33),  może  nastąpić  albo  zupełna  ne- 
gacya  uchwały,  albo  żądanie  zawieszenia  decyzyi  do  powtórnego 


1)  Histoire  de  France,  racontee  a  ses  petits  enfants,  II,  32. 

2)  Histoire  des  Etats  Generaux,  I,  99. 


-     137     — 

głosowania.  Tutaj  dopiero  zgłasza  swoje  tytuły  prawo  mniej- 
szości. 

Opozycya  z  powołaniem  się  na  własne,  osobiste  tytuły,  jest 
objawem  średniowiecznym.  Opozycyę  w  imię  praw  jednostki  sta- 
rali się  umotywować  filizofowie  prawa  natury  —  ci  sami,  którzy 
fundowali  rządy  większości  na  umowie  pierwotnej.  Opozycyę 
w  imię  praw  mniejszości  najśmielej  wygłosił  Edmund  Burkę, 
a  rozpowszechniła  się  ona  dopiero  w  wieku  XIX.  Nie  zawadzi 
przyjrzeć  się  bliżej  tym  dwóm  ostatnim  rodzajom  reakcyi  pi^ze- 
ciwko  gospodarce  większej  liczby  i  rozgraniczyć  je  dokładnie. 

Dla  filozofów  prawa  przyrodzonego  w  XVII  i  XVIII  stuleciu 
granice  powinnego  posłuszeństwa  mniejszości  gruntowały  się  na 
tern  samem  uprawnieniu,  które  za  sobą  miały  rządy  większości, 
a  które  naogół  przyjmowano,  jako  warunkowe  i  wcale  nie  bez- 
względne. Wśród  pożogi  wojen  religijnych  we  Francyi  monarcho- 
machowie  pierwsi  wystąpili  na  spotkanie  królewskiego  despoty- 
zmu z  koncepcyą  niewzruszonych  „praw  fundamentalnych"  czyli 
zasadniczych.  Koncepcyą  ta  przyjęła  się,  bo  trafiła  do  przekona- 
nia nietylko  ludom,  ale  i  królom.  Zapożyczyli  ją  wnet  i  Jakób  I 
angielski  na  dobro  swej  prerogatywy,  i  mężowie  stanu,  twórcy 
pokoju  westfalskiego^).  Nie  spodziewano  się  może,  iż. ostatecznie 
skwapliwiej  przyswoją  sobie  nowe  pojęcie  obrońcy  swobód  lu- 
dowych, niż  ich  nieprzyjaciele.  Pod  wpływem  gminowładczych 
przekonań  purytanów  i  independentów,  pod  żywem  jeszcze  wspo- 
mnieniem ich  covenant'ów  i  „umowy  ludowej"  (Agreement  of  the 
People,  1647J,  przyjmowano  tem  skwapliwiej  hypotezę  umowy 
pierwotnej,  mocą  której  ludzie,  przechodząc  ze  stanu  dzikości 
i  chaosu  w  stan  ładu  i  uspołecznienia,  dobrowolnie  zrzekają 
się  części  swej  niezależności  na  rzecz  państwa  i  rządu. 

Trzebaż  się  było  tylko  zdecydować,  jaka  to  była  część  i  jaki 
charakter  zrzeczenia.  Tu  głosy  się  rozstrzeliły.  Nielitościwy  Hob- 
bes  przyznawał,  że  akces  do  społeczeństwa  można  w  każdej 
chwili  cofnąć,  ale  temsamem  dany  osobnik  wróci  do  stanu  walki 
"wszystkich  przeciwko  wszystkim,  i  oczywiście  padnie  jej  ofiarą. 
Pufendorf  przytakiwał  Hobbesowi.  Rousseau,  jeszcze  bezwzglę- 
dniejszy,  kazał    jednostce    całą   wolność   bezpowrotnie    oddawać 


")  Jellinek,  Prawo  mnic;szości,  str.  7. 


—     138    — 

społeczeństwu  i  nie  dopuszczał  żadnycłi  recesów,  jakkolwiek  wła- 
śnie z  jego  woluntarystycznej  podstawy  dawał  się  wysnuć  wnio- 
sek przeciwny :  jeżeli  wola  obywateli  „ne  se  represente  pas",  to 
i  w  inny  sposób  nie  może  ona  uledz  zatarciu.  Zato  Locke  i  Wolff, 
idąc  może  za  natchnieniem  Spinozy,  uznawali  nietykalność  pe- 
wnych pi*aw  indywidualnych,  nie  dających  się  skasować  bez  je- 
dnomyślnego przyzwolenia  stron  interesowanych.  Poczciwy  Szwaj- 
car, Emeryk  Yattel,  pozwalał  malkontentom  uchodzić  przed  de- 
spotyzmem większości  —  na  emigracyę.  Podobnym  paszportem 
darzył  ich  Wilhelm  v.  Humboldt,  który  też  kładł  władzy  pań- 
stwowej jak  najciaśniejsze  szranki.  Beccaria  także  windykował,  ca 
mógł,  na  rzecz  wolnej  jednostki,  i  tą  właśnie  drogą  uzasadniać 
bezprawność  kary  śmierci.  W  podobnym  duchu  pisali  we  Fran- 
cy! uczeń  Rousseau'a  Sieyes,  w  Niemczech  dwaj  Schlózerowie^ 
poniekąd  nawet  wielki  Kant ').  Najśmielej  przecież  przemówił 
w  obronie  majoryzowanych  obywateli  górny  indywidualista  Fi- 
chte:  w  wykładzie  „Prawa  przyrodzonego"  bronił  on  prawa  je- 
dnostek do  secesyi  z  państwa  bez  utraty  majątku,  jak  niemnie| 
zresztą  i  prawa  większości  do  tworzenia  państwa  w  państwie,  re- 
dukował zasadniczo  wszelką  zbiorowość  do  sumy  poszczególnycłi 
członków,  i  żądał  takich  kwalifikowanych  większości  (np.  '/s  gło- 
sów), któreby  możliwie  zbliżały  się  do  jednomyślności '). 

Wszystkie  te  furtki  otwierano  jednak  m.niejszościom  tylko 
na  papierze,  i  były  one  naprawdę  niczem  w  porównaniu  z  tra- 
giczną rzeczywistością,  jaką  zademonstrowali  światu  rewolucyoni- 
ści,  uczniowie  Rousseau'a,  razem  z  nim  wierzący  w  całkowite 
przelanie  wolności  na  naród,  a  głusi  na  jego  własne,  jakby  mi- 
mowolne ustępstwo,  że  „rezultat  głosowania  powinien  tembar- 
dziej  zbliżać  się  do  jednomyślności,  im  ważniejsze  są  rozprawy". 
Nadużycia  ich  wywołały  wreszcie  głośny  protest  po  drugiej  stro- 
nie La  Manche'u.  Człowiek,  który  umiał  odczuć  różnoraką  nie- 
dolę ludzką,  bo  i  niedolę  polską  i  irlandzką,  i  ból  indusa,  i  ból 
murzyna,  Edmund  Burkę,  w  „Rozmyślaniach  nad  Rewolucyą  Fran- 
cuską", a  bardziej  jeszcze  w  „Apelacyi  od  nowych  whigów  do- 
starych"  (1791),  poddał  rząd  liczby  nad  liczbą  rozkładowej  kry- 
tyce  realistycznej. 

1)  Gierkę,  Althusius,  116-9. 
2j  Werkc,  Auswahl,  11,  182  sq. 


—     139     — 

„Słyszymy  dużo",  pisał  w  Apelacyi,  „od  ludzi,  którzy  śmia- 
łości swych  twierdzeń  nie  zaczerpnęli  z  głębokiej  myśli,  o  omni- 
potencyi  większości  wśród  takiego  rozkładu  społeczeństwa,  ja- 
kie miało  miejsce  we  Francyi.  Ależ  wśród  tak  rozkiełznanycłi 
ludzi  nie  może  być  niczego  nakształt  większości  lub  mniej- 
szości, ani  nie  może  być  władzy  w  ręku  jednej  osoby  nad  drugą. 
Władza  prawowita  większości  musi  się  gruntować  na  dwócb 
przypuszczeniach  :  jedno  dotyczyłoby  zrzeszenia,  dokonanego  je- 
dnomyślnie, drugie  —  jednomyślnej  zgody  na  to,  że  akt  czystej 
większości  clioćby  jednego  głosu  ma  uchodzić  wobec  swoich 
i  obcycłi  za  akt  całości.  Rzeczy  zwyczajne  tak  mało  nas  ude- 
rzają, że  uważamy  tę  ideę  decyzyi  większością  jakby  za  prawa 
naszej  pierwotnej  natury.  Lecz  taka  konstrukcyjna  całość,  zamknięta 
tylko  w  pewnej  części,  jest  jedną  z  najgwałtowniejszych  fikcyi 
prawa  pozytywnego.  Poza  społeczeństwem  obywatelskiem  natura 
nic  o  niej  nie  wie  i  bez  długiej  tresury  nie  sposób  zmusić  do 
poddania  się  jej  nawet  ludzi,  wdrożonych  do  porządku  oby- 
watelskiego. Umysł  daleko  chętniej  przystaje  na  postępek  je- 
dnego człowieka  lub  kilku,  działających  za  powszechnem  zle- 
ceniem dla  państwa,  niżeli  na  głosowanie  zwycięskiej  większo- 
ści, gdzie  każdy  uczestniczy  osobiście  w  rozprawie.  Ten  spo- 
sób decyzyi,  gdzie  wole  bywają  w  przybliżeniu  równe,  gdzie 
zależnie  od  okoliczności  mniejsza  liczba  bywa  całkowicie  pa 
jednej  stronie,  a  po  drugiej  poniekąd  sama  tylko  napastnicza 
żądza,  to  wszystko  musi  być  wynikiem  bardzo  osobliwej,  spe- 
cyalnej  konwencyi,  którą  później  umocniły  długie  nawyknienie 
do  posłuszeństwa,  pewien  rodzaj  karności  w  społeczeństwie  i  silna 
ręka,  obleczona  trwałą  i  ciągłą  władzą".  Zacytowawszy  dale} 
jednomyślność  angielskiego  jury  i  dawnego  sejmu  polskiego, 
jako  porządki,  o  wiele  zgodniejsze  z  naturą  rzeczy,  wraca  autor 
do  ataku  na  Francyę :  „Jeżeli  ludzie  rozwiązują  swe  starodawne 
zrzeszenie  dla  odrodzenia  społeczeństwa,  to  w  takim  stanie  rzeczy 
każdy  ma  prawo,  jeżeli  zechce,  zostać  nadal  jednostką.  Wszelka 
wielość  jednostek,  jaka  tylko  potrafi  zgodzić  się  co  do  tego,  ma 
niewątpliwe  prawo  do  ukształtowania  się  w  osobne  i  całkiem 
niezawisłe  państwo.  Ale  gdy  ktoś  zostaje  zmuszony  do  obco- 
wania z  kimś  innym,  to  mamy  tu  do  czynienia  z  podbojem, 
a  nie  z  umową".  „Ani  we    Francyi  ani    w   Anglii    żadna  umowa 


—     140     -- 

pierwotna  ani  też  późniejsza  formalnie  ani  też  milcząco  nie  usta- 
nowiła tego,  aby  większość  ludzi,  policzonych  według  głów,  two- 
rzyła czynny  lud.  Widzę  wtem  lównie  rudo  polityki  i  użyteczności, 
jak  prawa,  gdy  ktoś  wprowadza  zasadę,  że  większość  ludzi,  liczona 
według  głów,  ma  być  uważana  za  lud,  i  że  wola  jej,  jako  takiej, 
ma  być  prawem".  Nie  numero  plures  powinni  rządzić,  lecz  virtute 
majores  —  zapędza  się  polemista  i  kończy:  „Liczby  w  państwie 
zawsze   się    uwzględnia,    ale   uwzględnia   się    nietylko    liczby"^). 

Burkę  pisał  z  partyjną  zajadłością,  usiłował  cofnąć  rozwój 
stosunków  parlamentarnych  do  średniowiecznego  stanu  rzeczy, 
kiedy  ważono  głosy,  a  nie  liczono.  Szukał  nowej  formy  prawnej 
zamiast  dawnej,  na  którą  burzyło  się  jego  poczucie,  ale  jej  nie 
znajdował.  Jak  widzieliśmy,  nie  wymijał  wroga  lecz  bił  weń  prosto 
z  przodu.  Nie  żądał  ekscepcyi  dla  pewnego  noli  me  tangere 
praw  indywidualnych,  tylko  podważał  urok  samej  znienawidzo- 
nej zasady  liczby.  To  właśnie  odgradzało  go  od  teoretyków, 
którzy  pisali  o  ograniczeniu  praw  ogółu  w  imię  praw  jednostki, 
i  spokrewniało  go  z  późniejszymi  rzecznikami  praw  mniejszości. 
Tamci,  że  tak  powiemy,  indywidualiści,  mieli  w  myśli  rejestrzyk 
praw  fundamentalnych  i  odrzucali  niejednozgodne  nad  niemi 
głosowania.  Burkę  i  jego  uczniowie,  że  ich  tak  nazwiemy,  mino- 
ryści,  odrzucali  rezultat  przegłosowania,  jako  niedość  imponujący, 
chociażby  chodziło  o  interesy  błahe,  nie  objęte  żadną  dekla- 
racyą  praw. 

Rozgłos  kampanii,  wytoczonej  przez  Burke'a  rewolucyonistom 
francuskim  był,  jak  wiadomo,  ogromny  i  echa  jej  donośne.  Bez 
nieścisłości  też  można  datować  od  chwili  jego  wystąpienia  wzrost 
powszechnego  poczucia  zarówno  praw  jednostki,  jak  i  mniejszości. 
Dzieje  tej  reakcyi  rozegrały  się  przed  oczyma  ostatnich  kilku 
pokoleń  i  znalazły  w  osobie  Saripolosa  wybitnego  odtwórcę ; 
mają  też  olbrzymią,  z  dnia  na  dzień  rosnącą  literaturę.  Jakkolwiek 
nie  należą  one  do  właściwego  programu  naszych  dociekań,  nie 
od  rzeczy  będzie  wskazać  główne  odnogi  prądu  tej  odwrotnej 
fali.  Odróżniamy  ich  trzy. 

Przedewszystkiem  głos  Burke'a,  poparty  wspomnieniem  nad- 
użyć rewolucyonistów,  pobudził  nowoczesnych  liberałów  do  czyn- 


>j  Works,  t.  VI,  str.  211-7. 


—     141      — 

nej  agitacyi  pod  hasłem  praw  jednostki.  Najwcześniej,  nie 
solidaryzując  się  zresztą  bynajmniej  z  napaściami  zacofańców  na 
inne  teorye  genewskiego  filozofa,  zaoponował  przeciwko  despo- 
tyzmowi ogółu  Benjamin  Constanti).  Sekundowali  mu  później 
we  Francyi  Laboulaye,^)  Dupont  White,^)  w  Niemczech  Rotteck,'') 
w  Anglii,  z  największym  może  autorytetem,  Herbert  Spencer,'') 
stanowczy  przeciwnik  wszech-ingerencyi  państwa.  Obrona  swobód 
obywatelskich  pod  piórem  tych  publicystów  wyzbyła  się  teore- 
tycznej suchości,  jaką  miały  wywody  Kantów,  Fichtów  i  Hum- 
boldtów; natrafiła  przytem  na  dojrzalszy  grunt  i  żywo  przemó- 
wiła do  przekonań  partyi  politycznych.  Czy  w  rezultacie  wywal- 
czyła dużo,  ocenić  naogół  trudno.  Duch  kollektywizmu  nie  dał 
się  zepclinąć  do  defenzywy ;  sprzymierzona  z  nim  demokracya 
żądała  coraz  to  troskliwszej  opieki  państwa  nad  interesami  klas 
wydziedziczonych,  i  prawodawstwo  wszystkich  krajów  spłaciło 
dań  tym  ideom.  Pozostał,  bądź  co  bądź,  widomy  ślad  roboty 
liberałów  w  coraz  to  grubszych  zeszytach  nowoczesnych  konsty- 
tucyi,  tudzież  w  przyznanem  tu  i  ówdzie  (jak  w  Stanach  Zjedno- 
czonych, Szwajcaryi,  Norwegii)  prawie  sądów  do  ogłaszania  za 
nieważne  ustaw,  gwałcących  wolność  jednostki. 

Osobno  zszeregowali  się  rzecznicy  ściśle  pojętych  praw 
mniejszości.  Republikanie  z  za  oceanu  pierwsi  wydobyli  sami 
z  siebie  wewnętrzny  hamulec  na  większość.  Już  konstytucya 
Rhode  Island  z  r.  1842  zażądała  skupienia  ^ó  głosów  dla  wa- 
żności zmiany  ustroju  zasadniczego ;  potem  w  konstytucyach 
różnych  Stanów  i  nawet  w  organizacyi  Kongresu  poczęto  ogra- 
niczać uzurpacye  liczby  zapomocą  różnych  tam  pośrednich  lub 
bezpośrednich.  Do  ograniczeń  bezpośrednich  należą  przepisy 
o  większościach  kwalifikowanych,  zwłaszcza  przy  rewizyi  konsty- 
tucyi,  oraz  takie  proste  wyjątki  arytmetyczne,  jak  znany  przepis, 
niedopuszczający  zmiany  ustroju  Państwa  Niemieckiego  wbrew 
głosom  17  przedstawicieli  Prus  w  Radzie  Związkowej.  Pośrednia 


')  Cours  de  politiąue  constitutionnelle  I,  275  sq. 

2)  L'Etat  et  ses  limites,  Paryż  1865. 

3)  L'individu  et  TEtat,  Paryż  1865. 

*)  System  des  Yernunftsrechts,  1840. 

6)  Jednostka  wobec  państwa  (przekład  polski)  r.  IV. 


—     142     — 

godziły   w    supremacyę   większej    liczby    podziały    wyborców  na 
kurye,  a  parlamentów  —  na  izby. 

Dość  uprzytomnić  sobie  te  dwie  ostatnie  pośrednie  metody 
tamowania  większości,  aby  zauważyć,  że  pod  płaszcz  liberalnego 
hasła,  „precz  z  majoryzacyą",  kryły  się  często  i  kryją  ciągle  siły 
antydemokratyczne  lub  konserwatywne,  i  że  pobudki  tej  agitacyi 
bywały  znacznie  mniej  czyste,    niż   te,  które    ożywiały  Benjamin 
■Constanta  albo    Laboulaye'a.    Wszak    przed   półwiekiem    amery- 
kanin  John    Calhoun    użył   całej  wymowy  i  stworzył  całą  teoryę 
■o  podstawowej    nierówności   ludzkiej,  o  skłonności  człowieka  do 
wywierania  ucisku,  o  prawie  veto,  przysługującem  każdej  grupie 
interesów,  wreszcie  o  pożądanem    zastąpieniu  uchwał  zbiorowych 
kompromisami,    a   wszystko    po   to   tylko,    aby  zakwestyonować 
prawo   Stanów   Północnych    do  skasowania   niewolnictwa  na  Po- 
łudniu').   Podobnie  zmarły  profesor  Jerzy  Jellinek  poczuł  w  sobie 
zapał  do  walki   z  despotyzmem    większości,   kiedy  ujrzał  za  mi- 
nisteryum  Kazimierza  Badeniego  zwartą  koalicyą  słowiańską,  wal- 
czącą o  równouprawnienie  z  mniej  licznymi  Germanami.  Znako- 
mity prawnik  posunął  się  wówczas  w  naukowo-publicystycznych 
wywodach    tak  daleko,  że   gotów   był  rozbić  Austryę  na  Corpus 
Germanorum  i  Corpus  Slavorum,  byle  uratować  przywileje  Niem- 
ców  przed   przewidywanym    „uciskiem"    słowiańskim.    Piekielna 
obstrukcya  wygrywała   akompaniament  do  tej  melodyi ;  niejeden 
dziki     szowinista    walczył    pięścią    o    tę    samą    ideę,    za    którą 
kruszył  pióro  Jellinek.  Zupełnie  tak  samo  u  nas  praktyk  Siciński 
miał    za    sobą    teoretyka    w    Andrzeju    Maksymilianie    Fredrze. 
Uczony  radca  tajny,  profesor  dr.  Otto   von    Gierkę    też   nie  bez 
praktycznej    racyi   odrzucił    „atomistyczne"    teorye   szkoły  prawa 
naturalnego,  razem    z    jej    uzasadnieniem    uniwersalnego    prawa 
większości.  Na  ich  miejsce  zbudował  profesor  teoryę  „organiczno- 
historyczną",  według  której  liczba  sama  przez  się  nie  nadaje  się 
na  regulator   stosunków   wewnętrznych    w  państwie ;  oprócz  niej 
konieczne  są   inne   regulatory,  i  dopiero    zorganizowana    według 
nich,  należycie  ściśnięta  większość,    może  działać   w  danych  wa- 
runkach historycznych,  jako  organ  zbiorowości:  wcale  głębokie 


')  Ob.  Edward  G.  Elliott,  Die  Staatslehre  John  G.  Galhouns  (Staats-  und 
Yólkerrechtliche  Abhandlungen,  t.  IV  z.  2,  str.  28-35. 


—     143     — 

słowa  i  wcale  umiejętnie  dobrane,  bo  dopiero  pod  icii  puklerzem 
znajdzie  bezpieczny  kącik  sędziwa  pruska  ordynacya  wyborcza 
ze  swemi  kuryami  majątkowemi,  obliczona  na  przewagę  junkierstwa 
i  plutokracyi. 

Obok  tych  dwóch,  niejednakowo  czystych  strumieni  myśli 
toczy  się  szerokim  nurtem  propaganda  praw  mniejszości  na  wy- 
borach. Zmierza  ona  nie  do  ograniczenia  rządów  przeważnej 
liczby,  lecz  do  zabezpieczenia  najistotniejszej  treści  tej  zasady 
.przed  uzurpacyą  ze  strony  większości  pozornych.  W  pewnej 
mierze  służyły  już  do  tego  celu  sposoby,  wypróbowane  dawniej; 
ustanawianie  silnego  guorum,  jako  warunku  ważności  posiedzeń, 
głosowania  parokrotne,  czasem  na  paru  kadencyach  izby  z  dłuż- 
szą przerwą.  Nawet  veto  zawieszające  prezydentów  republik  i  veto 
izby  lordów  w  Anglii  uchodziły  za  narzędzia,  mające  powścią- 
gać lekkomyślne  zapędy  zgromadzeń:  każdy  przyzna,  że  wyższą 
powagę  ma  stateczna  wola  takiej  większości,  która  przetrwała 
i  veto,  i  ewentualnie  nowe  wybory,  niż  przypadkowa  decyzya 
tłumu,  porwanego  frazesami  paru  trybunów.  Ale  to  wszystko  nie 
wystarczało.  Od  roku  1832,  a  więc  od  daty  pierwszej  reformy 
parlamentarnej,  odkąd  zrównanie  przedstawicielstwa  weszło  w  An- 
glii na  dobrą  drogę,  rozległy  się  pierwsze  nawoływania  do  za- 
gwarantowania reprezentacyi  mniejszościom.  Zrazu  chodziło  o  no- 
wość stosunkowo  skromną:  aby  poglądy  żywiołów,  przegłosowa- 
nych na  wyborach,  miały  wyobrazicieli  w  izbie  gmin.  Temu  wy- 
maganiu czyniła  częściowo  zadość  druga  reforma  wyborcza,  lorda 
Russella,  dzięki  której  znaczna  część  Anglii  od  r.  1867  do  1884 
miała  okręgi  trzy  mandatowe  (three-cornered  constitaencies),  z  je- 
dnym mandatem,  pozostawionym  dla  mniejszości.  Wynaleziono 
dwa  najprostsze  sposoby  zabezpieczenia  tych  ostatnich  —  głoso- 
wanie ograniczone,  gdzie  wyborca  podaje  mniejszą  liczbę  kan- 
dydatów, niż  jest  do  obsadzenia  miejsc  w  danym  okręgu,  i  gło- 
sowanie skupione,  przy  którem  wyborca  wymienia  tyle  nazwisk, 
ile  jest  mandatów,  ale  może  je  wszystkie  skupić  na  jednym  kan- 
dydacie. 

Wkrótce  atoli  i  ten  system  uległ  w  teoryi  radykalnej  po- 
prawce. Jeżeli  słusznem  jest  wogóle  dać  głos  mniejszościom,  to 
jeszcze  słuszniej  będzie  rozłożyć  pełnomocnictwa  poselskie  tak, 
-aby   każda   grupa    przekonaniowa   lub    inna,    o    ile    rozporządza 


—     144     — 

w  całym  kraju  choćby  taką  liczbą  głosów,  jaka  przeciętnie  obsa- 
dza jeden  mandat,  otrzymała  w  izbie  parlamentarnej  odpowie- 
dnią do  swej  siły  liczbę  przedstawicieli.  Politycy  z  pod  znaku 
R.  P,  (representaiion  proportionneLle)  dochodzą  tedy  w  swych 
konsekwencyach  do  połączenia  całego  kraju  w  jeden  okręg  wy- 
borczy, gdzie  najbardziej  rozproszone  stronnictwa  mogłyby  się 
składać  na  jednego  lub  paru  posłów.  Proporcyonaliści  zwykle 
wywodzą  swój  ród  od  hrabiego  Mirabeau  ;  zresztą  Saripolos  do- 
wodził (1899),  że  obóz  jego  również  słusznie  mógłby  uważać  za 
ojca  księdza  Sieyesa,  zgodnego  w  danej  kwestyi  z  opinią  całego 
przedrewolucyjnego  Paiyźa,  ale  że  właściwie  praszczurem  R.  P. 
był  Grek,  Dyonizyusz  z  Halikarnassu. 

Rzeczywiście,  wszyscy  ci  prekursorzy  proporcyonalizmu  pra- 
gnęli widzieć  w  zgromadzeniach  narodowych  odzwierciedlone 
wszystkie  odcienie  opinii  publicznej  w  duchu  dzisiejszej  formuły: 
„la  representation  a  tous,  la  decision  a  la  majorite".  Tylko  że 
ani  Dyonizyusz  nie  myślał  o  właściwej  reprezentacyi,  ani  też 
Mirabeau  i  Sieyes  nie  wysnuli  ze  swych  ogólnych  wskazań  całega 
praktycznego  morału.  Przeciwnie,  Mirabeau  niedwuznacznie  pisał 
się  na  system  jednomandatowy  (scrutin  d' arrondissement),  wyklu- 
czający przedstawiennictwo  mniejszości,  i  nie  pomyślał  o  tem^ 
jak  pogodzić  ów  system  z  dezyderatem  —  aby  izba  poselska 
tworzyła  rodzaj  mapy  opinii  publicznej.  Współcześnie  dwaj  ma- 
tematycy, Borda  i  Condorcet,  za  pomocą  bystrej  analizy  wykryli^ 
do  jakich  zboczeń  prowadzi  na  wyborach  zwykły  system  majory- 
styczny').  Dopiero  wnukowie  owej  generacyi  wypracowali  technikę 
tego  rodzaju  kartografii :  obmyślili  recepty,  znane  pod  nazwą 
ilorazu  wyborczego  i  przenoszenia  głosów  z  kandydata  na  kan- 
dydata w  ramach  tejże  partyi.  Rozwinęła  się  gorąca  polemika 
za  i  przeciw  R.  P.  Wystąpili  w  szranki  najwybitniejsi  teoretycy 
prawa  konstytucyjnego,  historycy,  politycy:  za  proporcyonalizmem 
oświadczyli  się  :  w  Anglii  Hare,  Mili,  w  Szwajcaryi  Naville,  we 
Francyi  Considerant,  Louis  Blanc,  Laboulaye,  Boutmy,  Anatol 
Leroy  Beaulieu,  Picot,  Dareste,  Charles  Benoist;  przeciwko  —  za  dru- 
giego Cesarstwa  Duvergier  de  Hauranne,  za  naszych  dni  Esmein, 
Ducrocą,  Fouillee.    Zwolennicy  podnosili  przeważnie  wymagania 


')  Winiarski,  j.  w.,  65  sq. 


-      145     - 

słuszności,  przeciwnicy  wysuwali  trudności  techniczne  przedsta- 
wicielstwa ustosunkowanego,  w  rzeczy  samej  dość  znaczne.  Na 
tern  się  wszakże  nie  kończyło.  Zamiast  spierać  się  o  nagą  słu- 
szność albo  obracać  w  kółko  „matematyczne"  metody  Bentłiama, 
sięgali  polemiści  do  wyższych  probierzy,  w  sferę  socyologii  i  naj- 
ogóhiiejszej  polityki  narodowej,  traktując  proporcyonalność  oraz 
jej  przeciwieństwo,  jako  czynniki,  tak  czy  inaczej  działające  na 
spotęgowanie  i  uszlachetnienie  społeczeństwa. 

Kto  miał  dotychczas  słuszność,  nie  naszą  jest  rzeczą  rozsą- 
dzać. Widocznie  jednak  argumenty  nowatorów  lepiej  trafiały  w  cel, 
skoro  propaganda  w  ciągu  dwóch  pokoleń  podbiła  całkowicie 
albo  częściowo  szereg  państw  i  krajów :  Belgię,  Szwajcaryę,  Gre- 
cyę,  Brazylię,  Costa  Ric'ę,  Tasmanię  i  in.,  wydzierając  z  pod  wła- 
dzy bezwzględnych  większości  różne  sfery  stosunków  —  wybory 
parlamentarne,  municypalne,  komisyjne  i  t.  p.  Najuporczywiej 
trzymają  się  dawnej  rutyny  klasyczne  kraje  parlamentarne,  An- 
glia i  Francya,  oraz  wogóle  kraje  romańskie ;  ale  też  w  Anglii 
i  Francyi  dzięki  intensywnym  starciom  teoretyków  najwięcej 
uczyniono  dla  teoretycznego  wyjaśnienia  problematu,  podczas 
gdy  mniejsze  kraje,  o  mniej  zakorzenionych  zasadach  właściwego 
parlamentaryzmu,  dostarczały  ze  swego  życia  pouczających 
eksperymentów. 

Zamknijmy  ten  szkic  spółczesnej  kampanii  antymajorysty- 
cznej  jednem  zastrzeżeniem  ogólnem.  Sądząc  z  pozorów,  ewolu- 
cya  form  tworzenia  woli  zbiorowej,  odbywszy  wędrówkę  od  je- 
dnomyślności do  powszechnej  majoryzacyi,  cofa  się  teraz  na  da- 
wne szlaki.  Naprawdę  tak  nie  jest.  Konkretna  przeszłość  nie 
wraca.  Uznanie  materyalnych  praw  mniejszości,  jak  wyżej 
zaznaczono,  nie  było  odgłosem  żadnych  poglądów  średniowie- 
cznych, bo  też  samo  nie  mogło  pierwotnie  powstać  w  średnio- 
wieczu. Podobnież  formalna  obrona  mniejszości  na  wyborach, 
ściśle  rzecz  biorąc,  nie  może  się  powołać  na  żaden  pierwowzór 
średniowieczny,  przynajmniej  nie  w  Europie  Zachodniej.  W  czasach, 
kiedy  nie  znano  wogóle  dzisiejszego  pojęcia  reprezentacyi,  nie 
mogło  być  mowy  o  reprezentacyi  mniejszości,  ani  tem  mniej  przed- 
stawicielstwa proporcyonalnego.  Mandat  stanowy  pochodził  zawsze 
od  istniejącej  jakiejś  zbiorowości,  a  nie  od  wykrojonej  do- 
wolnie   liczby    ludzi;    zawsze    dawała   go   jakaś  communitas : 

10 


—     146     — 

hrabstwo,  baillage,  miasto,  ziemia,  kapituła,  gmina  lub  coś  po- 
dobnego ^).  Rzecz  jasna,  iż  żadna  taka  zbiorowość  nie  mogła  to- 
lerować w  swem  wnętrzu  osobnego  mandatu  od  ludzi,  którzyby 
poprostu  występowali  z  pretensyą :  „jest  nas  mniej,  niż  was,  więc 
żądamy  osobnego  przedstawiennictwa".  Żadne  też  zgromadzenie 
poselskie  nie  uznałoby  ludzi,  przychodzących  nie  od  gotowej 
grupy  społecznej,  lecz  tylko  od  jakiejś  secesyi.  Jeżeli  zdarzały  się 
takie  wypadki,  jak  owe  kompromisy  dwóch  dolin  z  trzecią 
w  kraju  Bearn^),  to  mniejszość  albo  była  z  góry  ukonstytuowana 
w  osobną  całość,  albo  poprzestawała  na  zakomunikowaniu  swych 
życzeń  sposobem  prywatnym. 

Cała  też  opowiedziana  w  powyższych  rozdziałach  historya 
głosowań  potwierdza  wniosek  ogólny,  że  chociaż  prawo 
mniejszości  zasadniczo  nie  pokrywa  się  z  pra- 
wem jednostki,  ani  też  praktycznie  nie  rozciąga 
się  do  tych  samych  granic,  do  których  sięga  to 
ostatnie,  to  jednak  mogło  ono  zyskać  obywatel- 
stwo w  dzisiejszym  zespole  pojęć  prawnopubli- 
cznych  dopiero  na  gruncie  uznania  własnego, 
absolutnego  waloru  jednostki  w  społeczeństwie 
i  jej  uprawnionej  sfery  bytu. 


')  Por.  zgodny  z  tern  pogląd  Saripolosa,  I,  105. 
2)  Ob.  wyżej,  str.  54. 


LIBERUM    VETO 
W    POLSCE. 


10' 


CZESC  I.  GENEZA. 


iROZDZlAŁ  1. 

SaiBorriutDość   nMnTOju   polskiego   parłainentaiyznm,    SBt   ©dspcidkovf   V    X\^ 

■wietu.  JedncttDTślność  - "  ,--  —  >---  '^  ;  -  ■ "  -  rimieriifl  JagieDaDczTka.  PcTTsia- 
irie   rejsrezentscAi    nar:-  :  .    N^^e    zapadni erri s  -    t-B-e5;T}a 

mandat::  :>?'-.■  ■     .  .'TT 

przed'»ko  :;r:  -.  :    .-  ■  /    ^  c^     ^  ^J-. 

pers-a-azye.  Seaat  niedostatecznie  popiera  króla.  Pc^iad  Zygmimia  na  instmknre, 
Promi-DOkonalinTi  tarcza  pam-tnlaryxniu.    Dalsze  rozłamy.    Je-dnamystność,  jako 
zasada  c»bo"»i^rując-a  na  sejmie.    Upadek  sejmÓ¥"-§enerałóv.    Ponure  horoskopy 
^  ostatnich  lata  di  panorama  Ij-ofnnrnta  Starega. 

Pariamentaryzm  polski,  na  wielka  zakrojony  miaTę,  ogarnął 
szybko  takie  przestrzenie,  źe  granic  icfa  nie  mógł  król  dosięirn^ć 
ani  mieczem,  ani  okiem  dusz}\  '"'""  :~  :-ztva.  rozler:  ^^r  ~i2 
przeciętne  państewko  stanowo-m:  .  -e  Enropy  ^  . -_  ej, 
tworzyły  jego  poifioźe  teryłoiyalne.  Stuletnia  działalność  sejmików 
rozwinęła  w  społeczeństwadi  ziemskidi  ta-;  -  :■> 

nomiczne,    dała   im    możność   tak   wsisc..;. >..      .....cii 

samorządu  na  tle  tradycyjnej  odrębności,  że  nagiąć  i  skierować 
ów  samorząd  na  drogę  bezpiecznego  rozwój  n  konst>tncyinego, 
potrafiłby  chyba  monarcha  o  pierwszorzędnej  eneir'  ""■:  r"~ryi 
i   doświadczenia,   opanem    na   obserwacyi   długo";  .ki 

parlamentarnej.  Pierwszych  dwóch  zalet  Jagiellonowie  XV  wiekn 
nie  posiadali :  ostatniej  nie  mogli  mieć  ani  oni,  ani  nikt  w  ów- 
czesnej Europie.  To  też  sainowiednej,  wytrz>TD*nej  polityki  sej- 
mowej nie  prowadziła  władza  królewska  o  nas  aż  do  pocrątkn 
XVI  wieku.  Zarówno  samorząd  ziemski,  jak  i  centralny,  w  brakn 


—     150    — 

świadomego  kierownictwa  dworsl^iego,  sam  z  siebie  wysnuwah 
wskazówki  życiowe  na  przyszłość.  Posuwał  się  naprzód  poomacku^ 
nie  widząc  takich  wzorów  do  naśladowania,  jakich  nie  zbrakło 
później  dumnej  ze  swego,  t.  j.  właściwie  z  cudzego,  bo  angiel- 
skiego konstytucyonalizmu  Europie  lądowej.  A  gdy  u  rozstajnych 
dróg  pobłądził,  gdy  mądrość  domowa  okazała  się  zawodną,  nie 
mógł  wydobyć  się  z  dantejskiego  boru,  nie  sprzeniewierzając  się 
całej  przeszłości,  całemu  światu  pojęć  i  wartości,  w  które  dotąd 
wierzył  i  chciał  wierzyć. 

Na  błąd  zanosiło  się  od  najdawniejszych  czasów.  Z  zesta- 
wienia ogólnych  naszych  spostrzeżeń  nad  rozwojem  reguły  więk- 
szości z  praktyką  polskiego  życia  stanowego  wypływa  wniosek,, 
że  od  XV  wieku  wszystkie  dane  sprzysięgły  się  po  kolei  na  to, 
aby   utrudnić  u  nas  i  spaczyć   zdrowy  rozwój    parlamentaryzmu. 

Zachód  przestał  grozić  zmorą  krzyżactwa  (1410),  granice 
pruskie,  brandenburskie,  śląskie,  węgierskie  zyskały  wymarzone 
niemal  bezpieczeństwo  ;  więc  jedność  stawała  się  mniej  konieczną. 
Niebezpieczeństwa   wrócą,   gdy  będzie   już   zapóźno  na  jedność. 

Wschód  stał  otworem  dla  wychodztwa  i  kolonizacyi  malkon- 
tentów ;  zamknie  się  poniekąd  —  jednocześnie  z  zamknięciem, 
uszu  społeczeństwa  na  głos  prawodawczej  racyi  stanu. 

Monarchizm  traci  jedną  po  drugiej  najcenniejsze  swe  pre- 
rogatywy, bo  już  nie  tylko  prawo  nakładania  nowych  poborów 
(1374),  ale  i  prawo  ściągania  przez  organa  administracyi  kró- 
lewskiej podatków,  uchwalonych  przez  szlachtę,  (od  czasu  usta- 
nowienia poborców  ziemskich),  i  prawo  stanowienia  nowych 
ustaw,  dotyczących  poszczególnych  ziem,  i  prawo  zwoływania  na 
własną  rękę  pospolitego  ruszenia  (1454). 

Myśl  stanu  rycerskiego  pochłonięta  przez  zadania  gospodarczo- 
cywilizacyjne ;  zadania  te  zaostrzają  może  antagonizm  względem  sił 
zewnętrznych  —  króla,  hierarchii  kościelnej,  mieszczan  i  chłopów, 
ale  nie  prowadzą  do  różniczkowania  wewnętrznego,  które  dopiero 
umożliwia  jasne  postawienie  kwestyi  :  „wy  musicie  ustąpić  nam, 
bo  nas  jest  więcej".  Zresztą  i  tamte  obce  potęgi  przestają  być 
stopniowo  potęgami.  Tanim  kosztem,  głównie  w  nagrodę  za  paro- 
krotne odstąpienie  sztandaru  państwowego  (1422,  1454),  zdobywa 
szlachta  cenne  przywileje,  a  wślad  za  nimi  —  istną  wszech- 
władzę, istny  monopol  prawodawczy. 


—     151     — 

Tymczasem  zdała  od  rządowych  wpływów,  niepostrzeżenie 
dla  bacznego  dziejopisarza  Długosza,  kiełkuje  i  urasta  w  bujne 
drzewa  ziemski  samorząd  sejmikowy').  Księgi  ziemskie,  grodzkie 
notują  już  szeregi  uchwał,  przyswaja  je  sobie  pamięć  pokoleń, 
każda  zaś  uchwała,  jak  zwykle  w  grupie  niezróżniczkowanej  — 
bratersko  jednomyślna.  Obradujący  podkreślają  jednomyślność 
w  aryngach  swych  protokołów,  a  czynią  to  nie  dla  zaznaczenia,  że 
inne  postanowienia  nie  byłyby  ważne  —  przecież  prałaci,  stołecznicy 
musieli  się  już  spotkać  ze  scholastycznemi  teoryami  o  „major  et 
sanior  pars",  a  pewno  słyszeli  i  o  głosowaniach  rzymskiego  senatu 
oraz  komicyów:  wszak  kapituły  polskie  umiały  spożytkowywać  tamte 
teorye  i  reminiscencye  na  rzecz  zasady  większości  nie  gorzej,  niż 
towarzyszki  ich  na  zachodzie  -).  W  XV  wieku  chodzi  raczej  o  na- 
danie uchwale  większej  powagi  wobec  tych,  których  ona  obo- 
wiązuje, oraz  tych,  co  radziby  ją  naruszyć,  króla  i  duchowieństwa. 
Nie  upamiętnia  się  zatem  faktu,  że  przeciw  pewnym  uchwałom 
była  opozycya,  owszem,  podkreśla  się  skwapliwie  każdy  prze- 
jaw solidarności.  I  oto  warstwa  na  warstwie  układają  się  na  dnie 
dusz  szlacheckich  precedensy,  które  później,  przy  pierwszem  starciu 
z  odmiennym  poglądem,  narzucą  im  apodyktycznie  słynną  una- 
nimitas,   już    jako    prawną    regułę    obowiązującą^),    a  narzucą  ją 


1)  Pawinski,  Sejmiki  ziemskie :  Analecta  Nr.  XXIX,  XXXVII,  XL,  XLI, 
XCIX,  CXI,  CXIV,  CXV,  CLV.  CLXXXIV  i  in. ;  Lewicki:  Codex  epistolaris  sae- 
culi  XV,  t.  II  n".  170,  III  n".  1  i  in.  Długosz  XI,  472,  XII,  17  i  t.  d.  —  Por. 
A.  Prochaska,  Geneza  i  rozwój  parlamentaryzmu  za  pierwszych  Jagiellonów. 
(Rozpr.  wydz.  hist.  fil.  Akad.  Um.  XXXVIII)  str.  39  ods.  Wyjątkowo  może  gdzie- 
niegdzie taki  frazes,  jak  „omnes  unanimiter,  nullo  dissentiente",  wyraża  poczu- 
cie piszących,  że  w  razie  czyjegoś  sprzeciwu,  uchwała  byłaby  niezupełnie  ważna. 

2)  Zasada  głosowania  większością,  stwierdzona  p.  Zachorowskiego,  Rozwój 
i  ustrój  kapituł  polskich,  167,  wystarcza  do  uznania  przytoczonego  tamże  przy- 
kładu  jednomyślności  za  przypadkowy  fakt,  a  nie  za   wyraz  prawa. 

■^1  Przypominać  z  powodu  sprawy  głosowania  na  sejmie  jednomyślność 
uchwał  na  wiecach  starosłowiańskich  (u  Lutyków,  Nowogrodzian,  Kijowian)  jak. 
to  czyni  Karcjew,  91,  jest  rzeczą  zbyteczną.  Nie  sądzimy,  aby  w  XV  wieku  żyły 
w  umysłacli  sejmujących  Polaków  jakieś  echa  porządków  prasłowiańskich.  Zresztą 
wypadki,  zanotowane  przez  Dietmara,  i  inne,  przytaczane  przez  Siergicjcwicza : 
Wiecze  i  kniaź,  63-G9,  podobnie  jak  nieliczne  przykłady  uchwał  większością 
głosów  w  XV  wieku  iPawiński,  j.  w.  31  za  Długoszem  IV,  548;  por.  też  Ko- 
narskiego, O  skutecznym  rad  sposobie,  t.  11,  §  2),  stoją  jeszcze  poza  prawem 
i  bezprawiem.   Por.  wyżej,  str.  23. 


—     152     — 

tern  łatwiej,  że  w  ciągu  wieku  XV  posłowie  od  łcapituł,  wdrożeni 
do  rzymskiego  głosowania,  przestaną  potrosze  bywać  na  sejmi- 
kacłi,  a  przedstawiciele  miast,  rugowani  w  XVI  wieku  z  sej- 
mów, przestaną  świecić  sziacłicie  przykładem  uległości. 

Nadcłiodzącłiwile  energicznego  czynu  —  trzynastoletnia  walka 
o  ujście  Wisły,  siedmioletnia  —  o  dzierżawy  czeskie,  węgierskie. 
Chwilę  tę  spotyka  Polska  nie  w  skupieniu,  lecz  w  rozbiciu  na 
dwie  prowincye,  Małopolskę  i  Wielkopolskę,  których  rozbieżne 
interesy  polityczne  i  łiandlowe  przez  całe  wieki  jeszcze  parali- 
żować będą  akcyę  sejmów.  W  takich  to  warunkach  młodociany 
parlamentaryzm  przeżywa  pierwsze  potężne  wzruszenia,  jakie  na 
calem  dalszem  życiu  młodego  jestestwa  zwykły  wytłaczać  nieza- 
tarte piętno.  Niemal  rokrocznie  powtarzają  się  uchwały  pobo- 
rowe, nieco  rzadziej  wotuje  szlachta  za  pospolitem  ruszeniem ; 
w  obu  wypadkach  sama  natura  uchwalonego  aktu  daje  ujście 
separatystycznym  skłonnościom  ziem.  Sejmy  walne  niejednokro- 
tnie biorą  pobory  do  braci  i).  Król  w  krytycznem  położeniu,  za- 
grożony buntem  własnych  żołnierzy,  robi  co  może,  wyzyskuje 
dualizm  prowincyonalny  dla  celów  akcyi  wojennej  i  dyploma- 
tycznej, żebrze  na  sejmikach  o  zasiłki,  gotów  przyjąć  chociażby 
ofiarę  partykularną,  byle  postawić  na  swojem.  Osiąga  połowiczny 
sukces  w  walce  o  brzegi  Bałtyku,  osiąga  sukces  problematyczny 
i  przelotny  w  Czechach  i  na  Węgrzech.  Zato  w  Polsce,  odwo- 
łując się  od  sejmu  do  sejmików  dla  przeprowadzania  swych  za- 
miarów-), nie   ratuje   monarchizmu,    a  zaprzepaszcza    centralizm. 

')  Piotrkowski  1455  r.,  piotrkowski  1457,  korczyński  generał  1457,  sejmy 
1472  i  1478,  ob.  Pawiński,  j.  w.  83,  86,   138-9. 

2)  Bobrzyński,  Dzieje  Polski  w  zarysie,  wyd.  II,  Warszawa  1880,  1,  296-7, 
na  jednej  stronicy  broni  Kazimierza  przed  oskarżeniem  Szujskiego  o  szerzenie 
partykularyzmu,  a  obok  na  drugiej  pisze:  „Ilekroć  jednak  posłowie  szlachty  na 
sejm- taki  zebrani  niedość  powolnymi  się  okazywali,  ilekroć  podszeptom  panów 
dali  się  zbałamucić,  zaraz  odwoływał  się  król  do  sejmików  i  na  nich  zamiar 
swój  przeprowadzał.  Sejm  bowiem  nad  sejmikami  żadnej  jeszcze  nie  osięgnął 
przewagi".  Kto  potrafi  pogodzić  te  poglądy?  Zdaniem  autora,  byle  szlachta  po- 
czuła w  królu  opiekuna  i  poddała  się  jego  woli,  wszystko  pójdzie  jak  najlepiej. 
Gdyby  nie  częste  dotychczas  powoływanie  się  naszycli  liistoryków  na  poglądy 
Bobrzyńskiego,  możnaby  od  cłiwili  wyjścia  „Sejmików  ziemskich"  Pawińskiego 
przejść  do  porządku  nad  fantastycznym  obrazem  „łamania"  średniowiecznego 
ustroju  przez  Jagiellończyka. 


—     153     — 

Działa  niby  tak  samo,  jak  ów  król  francuski,  co  „frakcyonował" 
swoje  stany,  lecz  skutki  są  odmienne.  Kazimierz  zostawia  póź- 
niejszym wiekom  szeregi  aktów  udzielności  ziemskiej,  zostawia  zie- 
miom obietnicę  niestanowienia  nowych  „instytucyi"  czy  też  ,,konsty- 
tucyi"  i  niezwoływania  pospolitego  ruszenia  bez  zgody  sejmików 
partykularnych  (1454),  zostawia  potomkom  zly  przykład  ścigania 
dynastycznych  mirażów  z  zaniedbaniem  budowy  wewnętrznej. 
Składa  niepierwsze  i  nieostatnie  w  dziejach  świadectwo,  że  można 
chwilowo  stawiać  na  swojem,  rąbiąc  gałąź,  na  której  się  siedzi, 
ale  że  co  innego  jest  polityka  upartej,  silnej  ręki,  a  co  innego 
polityka  przezornej  i  silnej  głowy. 

Jeżeli  też  partykularyzm  ziemski  nie  przeszkodził  pod  ko- 
niec XV  wieku  utworzeniu  t.  zw.  generałów  i  sejmów  walnych,  to 
najmniejsza  w  tem  zasługa  Jagiellończyka.  Nie  on,  lecz  właśnie 
szlachta  dość  wcześnie  zrozumiała  wśród  tych  przetargów  po- 
trzebę solidarnych  wystąpień  przeciw  żądaniom  królewskim.  Sejmy 
prowincyonalne  już  od  r.  1464  uzależniały  swą  zgodę  na  po- 
datki od  przyzwolenia  drugiej  prowincyi.  Z  nadzwyczajną  też 
stopniowością,  a  równolegle  z  rozbudzeniem  w  narodzie  szla- 
checkim poczucia  jedności  klasowej,  dokonywa  się  pod  koniec 
panowania  Kazimierza  Jagiellończyka  wielkie  ulepszenie  techni- 
czne machiny  parlamentarnej.  Dla  osiągnięcia  pożądanej  soli- 
darności rzesze,  sejmikujące  w  Korczynie  i  w  Kole,  zaczynają 
się  porozumiewać  ze  sobą  przez  posły ;  udział  osobisty  staje  się 
coraz  uciążliwszym  dla  ubogiej  braci.  Już  nietylko  prowincye 
(jak  w  r.  1459,  1465,  1468,  1469)  ale  i  województwa  (kaliskie 
w  roku  1485)  posługują  się  wysłannikami.  W  r.  1489  zjazd  kolski 
znosi  się  z  korczyńskim  za  pośrednictwem  14  posłowi),  Odkiedy 
ukonstytuował  się  ostatecznie  piotrkowski  Model  Parliament 
1493  roku,  złożony  z  króla,  senatu  i  posłów  ziemskich,  odtąd 
też  sfery  rządzące  musiały  rozstrzygnąć  niezwłocznie  cały  szereg 
nowych    zagadnień,    niezmiernie    trudnych    dla  samokształcącego 


')  Pawiński,  j.  w.,  str.  98,.  106,  Ul,  147,  153.  —  Dowodów  Pawińskicgo 
przeciw  uznawaniu  sejmu  1468  r.  za  pierwszy,  złożony  z  posłów  wojcwódzkicłi, 
nie  obaliły  ani  argumcntacya  Ant.  Procliaski,  Geneza  i  rozwój  parlamentaryzmu, 
j.  w.,  str.  170-6,  ani  milczący  powrót  do  dawnego  poglądu  Fr.  Piekosińskicgo. 
Wiece,  sejmiki,  sejmy  i  przywileje  ziemskie  w  Polsce  wieków  średnicłi.  Rozpr. 
łiist.  fil.  Akad.  XXXIX. 


—     154     — 

się  społeczeństwa.  Jedno  z  nich,  najgłówniejsze,  zbył  wielozna- 
czną, jak  głos  wyroczni,  formułą  statut  radomski  1505  roku  r 
„Odtąd  na  potomne  czasy  nic  nowego  stanowionem  być  nie  ma 
przez  nas  i  naszych  następców  bez  wspólnego  zezwolenia  sena- 
torów i  posłów  ziemskich,  coby  było  z  ujmą  i  ku  uciąźeniu  rzeczy- 
pospolitej,  oraz  ze  szkodą  i  krzywdą  czyjąśkolwiek,  tudzież  zmie- 
rzało ku  zmianie  prawa  ogólnego  i  wohiości  publicznej  '). 

Ten  tekst  ustawodawczy,  tylokrotnie  komentowany  przez 
mówców  sejmowych,  dziejopisów  dawniejszych  i  nowszych,  tekst 
ganiony  za  niedokładność  i  brak  przewidywania  kolizyj,  to  znów 
sławiony  za  roztropną  dyskrecyę  w  pomijaniu  drażliwych  pytań^)v 
ze  swem  lakonłcznem  ,,wspólnem  zezwoleniem"  —  jest  dla  nas 
przedewszysłkiem  wiernem  odbiciem  mętnej  myśli  prawnopaństwo- 
wej  owego  pokolenia.  Nadto  jest  on  zapowiedzią  całej  dal- 
szej historyi  polskiego  parlamentaryzmu,  w  której  wszystko  sta- 
nowiły składające   się  na   życie   polityczne    siły  żywiołowe,  oko- 


')  Jak  wiadomo  sposób  rozumienia  ustawy  radomskiej  wywołał  10  lat 
temu  wielką  polemikę  między  prof.  Balzerem  i  prof.  Kutrzebą.  Pierwszy,  zgo- 
dnie naogół  z  wykładnią  Pawińskiego,  zwalczał  nowy  pogląd  p.  Kutrzeby,  przy- 
pisujący statutowi  „tylko  takie  znaczenie,  że  niewolno  naruszać  przywilejów 
podmiotowych  szlacłity  bez  jej  zgody".  Co  do  nas,  przyłączamy  się  do  prze- 
konywujących wywodów  Balzera,  dodając  na  poparcie  jego  poglądu  jeszcze  na- 
stępującą uwagę.  Chodzi  o  stopień  skrępowania  władzy  monarszej;  jeżeli  wyrazy 
et...  que  tłumaczyć  dokładnie,  to  król  stracił  tylko  swobodę  wprowadzania  no- 
wości, mających  naraz  wszystkie  trzy  kwalifikacye :  zmianę  ustroju,  naruszenie 
wolności  publicznej,  szkodę  publiczną  i  szkodę  prywatną.  W  takim  razie  nie 
straciłby  prawie  nic,  a  właściwie  wróciłby  do  władzy  absolutniejszej,  niż  miał 
przed  statutem  niessawskim.  Cała  niejasność  płynie  z  wadliwej  stylizacyi:  na- 
pisano et...  que  zamiast  vel.  Konstytucya  Nihil  Novi  zabroniła  monarsze  zmie- 
niania bez  zgody  rad  i  posłów  nietylko  tego,  coby  zmieniało  „jus  commune" 
oraz  „publicam  libertatem"  na  szkodę  i  krzywdę  każdego  (właściwie:  czyją- 
kolwiek,  cujuslibet,  a  nie  cujusąue)  ku  naruszeniu  i  uciąźeniu  „rei  publicae% 
ale  i  tych  nowości,  któreby  posiadały  jedną  lub  dwie  powyższe  kwalifikacye^ 
Sprawa  ta  o  tyle  dotyczy  genezy  „wolnego  niepozwalam",  że  przyjmując  główną 
tezę  Kutrzeby  (o  podmiotowym  tylko,  szlacheckim  cłiarakterze  juris  communisj, 
należałoby  w  wieku  XVI  zgadywać  u  prawodawców  sejmowych  jeszcze  więcej 
poczucia  prywaty  i  osobistej  niezawisłości,  niż  my  to  uczynimy  poniżej.  — 
Ob.  Kwartalnik  Historyczny  1906,  str.  52  sq.,  1907,  str.  232  sq. 

-)  Bobrzvński,    Sejmy  polskie  za  Jana  Olbrachta  i  Aleksandra,    Ateneum, 
1876,  II,  347. 


—     155     — 

liczności  zewnętrzne,  najróżnorodniejsze  konKretne  potrzeby,  je- 
dnem  słowem  —  praktyka,  a  prawie  nic  nie  znaczyła  samowie- 
dna,  przewidująca  twórczość,  krystalizująca  się  w  teoryi,  w  za- 
sadach i  instytucyacłi. 

Sejm  Aleksandra  był  białą  kartą,  tabuLa  rasa,  odnośnie  do 
wielu  zagadnień  parlamentaryzmu  i),  a  przedewszystkiem  odnośnie 
do  tych,  które  streszczały  w  sobie  problemat  zbiorowy  władzy 
naczelnej,  polityczne  fV  y.al  nar. 

Nasuwały  się  mianowicie  takie  dwa  pytania. 

Najpierw,  skoro  wymagana,  jest  zgoda  trzech  pierwiastków, 
to  w  jaki  sposób  ma  ona  powstawać  w  łonie  zbiorowych  ciał 
senatu  i  izby  poselskiej  ?  Na  zasadach  jednomyślności,  czy  wię- 
kszości głosów? 

Następnie,  czy  posłowie  ziemscy  wchłoną  w  siebie  wolę 
wyborców,  czyli  też  dadzą  się  skrępować  ich  nakazem  ?  Czy  będą 
przedstawicielami  w  istotnem  znaczeniu  tego  wyrazu,  czy  też 
niemymi  wysłańcami,  odnoszącymi  instrukcye  ziemskie  na  sejm, 
i  z  sejmu  do  ziem  z  powrotem  ? 

Od  rozstrzygnięcia  tej  ostatniej  alternatywy  w  znacznej  mie- 
rze zależało  rozwiązanie  pierwszej.  Bo  w  społeczeństwie,  które 
jeszcze  ze  zbiorowych  uchwał  w  zwykłych  gromadach  nie  zdą- 
żyło wysnuć  jedynie  praktycznej  zasady  większości,  a  weszło  już 
w  skomplikowane  stadyum  życia  reprezentancyjnego,  wielokro- 
tnie mnożyły  się  trudności  powstania  tej  zasady.  Żadna  jej  nie 
usprawiedliwiała  logika,  więc  tylko  praktyka  życiowa  mogła  ją 
zlegalizować.  Jeżeli  też  nie  zawsze  prawdopodobna  była  uległość- 
mniejszości  uczestników  zjazdu  ziemskiego,  niezależnych  od  ża- 
dnych wyborców,  to  o  ileż  trudniej  było  pogodzić  się  z  uchwałą  prze- 
ciwnego stronnictwa  posłowi,  który  miał  za  sobą  poparcie  tysiąca 


')  Nie  sądzimy,  aby  z  poglądem  tym  sprzeczny  był,  pomimo  wszelkicii 
pozorów,  pogląd  Balzera,  Państwo  Polskie  w  XIV  i  XVI  w.,  Kwart.  Hist.  1907, 
290-1  :  „Cokolwiek  później  w  tych  kierunkach  aż  do  reform  stanisławowskich, 
przedewszystkiem  do  wielkiej  reformy  sejmu  czteroletniego  działo  się,  a  choćby 
nawet  zmieniało  na  powierzchni  w  dziejach  naszego  ustroju,  to  korzeniami 
swymi  tkwi  w  ustawie  radomskiej ;  w  pierwszym  rzędzie  wszystko,  co  dotyczy 
samej  organizacyi  sejmu,  z  jedynym  chyba  (z  ważniejszych  zjawisk)  wyjątkiem : 
zasady  jednomyślności  i  „liberum  veto"  etc.  Wystarcza  nam  podkreślić  wyraz, 
„korzeniami",  aby  wykazać  zgodność  poglądów. 


—     156     — 

szabel  —  a  kiedyindzicj  czuł  je    może    na    swym  karku  w  razie 
złamania  wierności ! 

Przeszłość  otwierała  widoki  niepomyślne  dla  postępów  idei 
reprezentancyi.  Głęboko  zakorzeniony  partykularyzm  ziemski  za 
dni  Kazimierzowycłi  rozpływał  się  w  prowincyonalnym  dualizmie. 
Ale  ziemski  sejmik  starszym  był  od  prowincyonalnego  „generała"; 
ziemię  (terra)  sprzęgały  silniejsze  i  liczniejsze  ogniwa,  niż  pro- 
wincyę.  Tkwiły  bowiem  w  ziemiach  Korony  polskiej  tak  żywo- 
tne zarody  samoistnego,  indywidualnego  bytu,  że  tylko  czasowa 
rozbieżność  interesów  Wielkiej  i  Małej  Polski  podczas  wojny 
pruskiej  oraz  rozkwitu  kolonizacyi  Rusi  i  Podola,  stanowiła  sku- 
teczną przeciwwagę  dążności  decentralizacyjnycłi.  Prąd  dualisty- 
czny musiał  osłabnąć,  gdy  kołonizacya  stawała  się  faktem  doko- 
nanym, a  opanowanie  Krymu,  Kilii  i  Białogrodu  przez  Osmanów 
przecięło  liandel  czarnomorski  i  skierowało  ruch  gospodarczy  Ma- 
łopolski przeważnie  ku  Bałtykowi.  Drugą  przeciwwagą  ziemskiego 
indywidualizmu  było  poczucie  łączności  stanowej  wśród  szlachty, 
które  narowili  z  potrzebą  szybkiego  porozumiewania  się  z  mo- 
narchą doprowadziło  do  zjednoczenia  zebrań  prowincyonalnych 
w  jedno  zgromadzenie  walne.  Sądząc  ze  wszystkich  oznak,  po- 
czucie to  po  wielkiem  przesileniu  za  Olbrachta  i  Aleksandra  zna- 
lazło się  w  odpływie.  Przez  lat  kilkanaście  nie  słychać,  aby  cały 
stan  szlachecki  zgodne  stawiał  koronie  postulaty  i  zdobywał  je 
za  cenę  zgodnie  uchwalonych  podatków. 

Przeciwnie,  spotykamy  objawy  odwrotnej  tendencyi.  Tem- 
samem  brały  górę  kierunki  odśrodkowe,  i  one  to  ukształtowały 
na  swoją  modłę  stosunek  posłów  poszczególnych  ziem  do  cało- 
ści królestwa.  Podstawą  udziału  w  sejmie  reprezentowanej  grupy 
jest  ziemia,  historycznie  zrośnięta  całość  odrębna  ;  z  tej  to  żywo- 
tnej gleby  mandat  poselski  czerpie  niespożyte  siły  i  w  obliczu 
państwa  energiczniej  przejawia  swą  powagę,  niż  odpowiedni  wy- 
raz woli  wyborczej  we  francuskim  baillage. 

Za  Jana  Olbrachta  stan  szlachecki,  świadom  swej  siły  i  so- 
lidarności, uważał  snąć  za  zbyteczne  krępować  wolę  pełnomocni- 
ków i  przeszkadzać  im  w  wyzyskaniu  skutków  ubóstwa  skarbu. 
Posłom  na  sejm  1496   r.    udzielił    zupełnej    mocy  stanowienia  i). 


Vol.  Legum.  I,  255:  ,cum  praelatis,  baronibus,  nobilibus,  terrarumąiie 


—     157     — 

Sejm  Aleksandra  jeszcze  szczyci  się  przedstawicielstwem  Rzeczy- 
pospolitej, ale  już  wtedy  widoczna  wśród  szlachty  chęć  ograni- 
czania władzy  poselskiej  stać  musiała  przed  oczyma  króla,  jak 
widmo,  grożące  pomyśhiemu  przebiegowi  obrad :  nie  „na  wszelki 
wypadek",  lecz  chyba  nauczony  doświadczeniem,  żądał  Aleksan- 
der w  uniwersałach,  zwołujących  sejm  1503  r.,  przysyłania  posłów 
z  zupełną  swobodą  decyzyi  ').  Niebawem  ujawnia  się  i  wzrasta 
duch  odrębności  terytoryalnej.  Wielkopolska  już  na  radomskim 
sejmie  1505  r.  z  powodu  wniosku  podatkowego  wystąpiła  opor- 
nie przeciwko  królowi  i  Małopolsce  -).  W  następnym  roku,  nie 
dbając  o  grożący  Rusi  najazd  tatarski,  Wielkopolanie  uchylają  się 
zupełnie  od  udziału  w  sejmie  lubelskim  '').  A  kiedy  Zygmunt  I, 
nie  poprzestając  na  środkach  doraźnych,  przełożył  narodowi  w  uni- 
wersałach (grudniowych)  1511  r.,  potrzebę  zwiększonego  podatku 
na  systematyczną  obronę  kresów  żołnierzem  zaciężnym,  sejm 
krakowski,  dla  braku  posłów  kaliskich,"  poznańskich  i  sieradzkich, 
nie  może  nic  postanowić.  Król  musi  znowu  kołatać  do  sejmików 
wielkopolskich,  wyznacza  im  zjazd  generalny  w  Kole  i  tam  do- 
piero przeprowadza  uchwałę,  nie  dotyczącą  zupełnie  Małopolski. 
Na  listopadowy  sejm  piotrkowski  1512  r.,  pomimo  napominań 
królewskich.  Wielkopolska  przysyła  mandataryuszów  z  ograniczoną 
władzą.  Zygmunt  apeluje  ponownie  do  sejmów  prowincyonalnych 
(poznańskiego  i  korczyńskiego),  które  uchwalają  osobno  i  nie 
bez  pewnych  różnic  znaną  ustawę  o  obronie  państwa  kosztem  5 
kolejno  po  sobie  następujących  dzielnic.  Nadomiar  złego,  szla- 
chta krakowska,  na  którą  pierwsza  kolej  wypadła,  gromadzi  się 
na  sejmik  proszowski  i  protestuje  przeciwko  wspólnej  uchwale  obu 
prowincyi.  W  następnym  roku  (1514)  na  sejmie  piotrkowskim 
sprawa  szczegółowego  uregulowania  obrony  wzbudza  wśród  obra- 
dujących pewną  niezgodę,  ale  ostatecznie  wszyscy  zdobywają  się 
na  uchwałę  jednomyślną.  Tymczasem  zjeżdżającą  się  do  Krakowa 
na  popis  szlachtę  wichrzyciele  jacyś  odwodzą  od  posłuszeństwa 
i  wysyłają  Taszyckiego  do  króla  na  Litwę    z    protestem    przeciw 


nuntiis...    corpiis    ejusdem    Rcgni  cum  plena  laciiltatc    abscntiiim    rcpracscntari 
tibus". 

')  Pawiński,  j.  w.,  Analccta,  n".   192,  193. 

2)  Wapowski,  Kronika  w  Scriptores  rerum  polonicanim  t.  II,  str.  58. 

■i)  Pawiński,  j.  w.,  223    wcdliig  Miechowity). 


—     158     — 

decyzyi  sejmowej,   jako   zapadłej  wbrew  woli  województwa  kra- 
kowskiego'). 

Pierwszy  wybryk    samowoli    spotkał   Zygmunt    oburzeniem, 
groźbami  i  —  obietnicą  pobłażliwości  dla  tych  winowajców,  któ- 
rzy wrócą  do  obowiązku.  Że  poza  zwykłą  jagiellońską   łagodno- 
ścią (solita  clementia  nostra)  kryły  się  tutaj  inne,  głębsze  pobu- 
dki, widać  to  z  orędzia,   jakiem  król  odpowiedział  krakowianom 
na  poselstwo  Taszyckiego.  Wszak  opozycya  całej  niemal  połowy 
królestwa  (jak  w  latacłi  1505—6),  a  choćby  paru  województw  lub 
jednego,    nie  jest  już  zwykłą  bezkarnością   ani    bezrządem,    lecz 
zdradza  łamanie  się  niezgodnych  przekonań  prawnopolitycznych. 
Niełatwo  mieszkańcom  dawnych  księstw   udzielnych,  a  w  ich  li- 
czbie i  tej  dzielnicy,  co  niegdyś  uchodziła  za  Regnum  Poloniae, 
przejść  do  przekonania,  że  te  ziemie,  zarówno  wielkie,  jak  małe, 
są  tylko  podziałami  administracyjnymi   i    okręgami   wyborczymi. 
Orędzie  do  szlachty  krakowskiej    z    d.  18  lipca  1514  r.  liczy  się 
z  lym  faktem  i  wykłada  obałamuconemu  pospólstwu  przewodnie 
zasady  konstytucyjne  z  taką   dokładnością   i    powagą,   jaką   nie- 
każda  ustawa  sejmowa  mogła  się  poszczycić.    „Sejm    walny   na- 
kładno  przez  J,  Królewską  Mość,  przez   rady  imci  i  przez  posły 
wszytkiej    Korony  i  tudzież   przez    inne   panięta  a  dobre  ludzie, 
którzy  nań  przyjeżdżają,  się  zbiera   i   kosztowny   nakład  bierze ; 
na    którym    pracownie,    pilnie,   ważnie,     obacznie    i    rozmyślnie, 
a  z  jednostajną  wszytkich  wolą  bywa  radzono,  a  cokolwiek  bywa 
na  nim  uchwalono,  to  zawżdy  mocnie  a  nieporusznie  się  zacho- 
wywa,   ani   żadnej    odmiany   ani    poprawy   przeciw  takiemu  sej- 
mowi być  może,  ależ  by   za   jaką   wieliką    a   słuszną   przyczyną 
takowyż  walny  sjem  co  odmienić  abo  poprawić  chciał"  ^).  Godząc 
się  z  niezaprzeczonym  faktem,  król  przyznaje,  że  sprawa  obrony 
została  na  walnym  sejmie  tylko  „namówiona",  a  dopiero  na  zjaz- 
dach poznańskim  i  nowomiejskim  „zamkniona"  :  nagłość  potrzeby 
kazała  raz  jeszcze  wrócić   do  dwoistej  formy  sejmowania,  ale  to 


')  O  wypadkach  1512-14  r.  Acta  Tomiciana  t.  II,  7,  40-1,  120,  143-7, 
151-2,  174-5,  209  i  nast. ;  III,  14,  47,  50,  52,  130  i  in.  Por.  Blumenstock  A., 
Plany  reform  skarbowo-wojskowych,  Przew.  nauk  lit.  1888;  Corpus  Juris  Polo- 
nici,  III,  269,  293. 

-)  Acta  Tom.  III,  132  i  nast. 


—     159     — 

tylko  techniczna    szata   jednej  w  zasadzie  władzy  prawodawczej, 
której  przekorny  sejmik  nie  ma  prawa  się  opierać. 

Sfery  kierujące,  zgrupowane  przy  królu,  mają  tedy  gotową 
odpowiedź  na  pytania:  jaki  jest  organ  władzy  naczelnej,  kto  go 
może  wprawiać  w  rucii,  z  jakicti  pierwiastków  składa  się  ten  or- 
gan, i  wreszcie,  jak  zapadają  w  nim  uchwały  ostateczne.  Autory- 
tet słów  monarszycłi  uznaje  urzędownie  jednomyślność  w  stano- 
wieniu ucliwał,  która  też  odzwierciedla  się  w  preambułach  i  tek- 
ście wielu  spółczesnych  konstytucyi  ').  Atoli  cały  szereg  wypad- 
ków dowodzi,  że  aprobowanej  przez  koła  dworskie  teoryi  sej- 
mowej odległe  ziemie  bądź  nie  uznają,  bądź  też  przyjmują  ją 
mniej  lub  więcej  opornie.  W  r.  1521  izba  nie  chce  przystąpić  do 
obrad,  czekając,  aż  Wielkopolanie  po  niedoszłym  sejmiku  wy- 
kłócą się  z  Łukaszem  Górką  i  na  ponownym  sejmiku  obiorą 
nareszcie  posłów;  na  tymże  sejmie  w  początkach  roku  1522 
posłowie  wielkopolscy  Gostyński  i  Iweński  zasłaniają  się  bra- 
.kiem  pełnomocnictw,  i  Zygmunt  rad  nierad  odwołuje  się  do 
wyborców,  t.  j,  najpierw  do  sejmików  ziemskich,  potem  do  ge- 
nerałów w  Wiszni,  Korczynie  i  Kole.  W  rok  potem  na  burzliwym 
sejmie  piotrkowskim  prowincye  występują  wobec  siebie,  jak  dwa 
wrogie  obozy,  Wielkopolanie  znów  upierają  się  przy  instrukcyach 
otrzymanych  od  braci.  „Dekreta"  sejmu  1526  r,  dopiero  po  za- 
twierdzeniu przez  szlachtę  poznańską  i  kaliską  mają  zyskać  moc 
powszechnie  obowiązującą.  W  r.  1528  król  znów  namawiać  bę- 
•dzie  mazurów,  Wielkopolan  (dwa  województwa),  sandomierzan 
i  kujawian  do  przyjęcia  gotowych  już  postanowień  sejmowych...-). 

Był  to  niebezpieczny,  rozkładowy  prąd  decentralizacyjny. 
Rozstrzygała  się  kwestya  poważna,  jedna  z  najkrytyczniejszych 
kwestył  naszych  dziejów:  kto  przeważy  —  sejm  czy  sejmiki? 


3)  Jednomyślność  w  ustawach,  ob.  Pawiński,  j.  w.,  str.  182;  Vol.  Leg.  I 
•292,  294,  360,  503,  511,  541  i  in. ;  Tomiciana  III,  n".  XLVIII;  IX,  6,  Xl,  7  i  in. 
Że  osobiście  uznawał  Zygmunt  potrzebę  i  możliwość  stanowienia  większością,  do- 
wodem słowa  legacyi  na  sejmiki  poscjmowe  1528  i  1538  r. :  „Dccrevissc  Mtcm 
Suam  cum  universo  senatu  et  majori  parte  nuntiorum  terrcstrium  nonnullas 
■contributiones",  Tomic.  X,  107;  XVIII,  31  (Ms.  Bibl.  Ord.  Krasińskich). 

2)  Tomiciana  VL  7,  10,  15,  16,  341-3;  VIII,  19,  33;  X,  100-2,  100-7,  Por. 
•Corpus  Juris  Polonici,  HI,  645,  IV,  210. 


—     160     — 

Znaczenie  jej  Zygmunt  zrozumiał  lepiej,  niż  wszyscy  po- 
przednicy i  niejeden  z  następców.  W  polityce  sejmowej,  niezbyt 
zresztą  bogatej  w  pomysły  twórcze,  zdobył  się  na  myśl  konse- 
kwentną, ale  wśród  nawału  zewnętrznych  trudności  i  wobec  braku 
poparcia  senatu,  zabrakło  mu  konsekwencyi  woli.  Od  samego 
początku  panowania  zwalczał,  jak  mógł,  mandat  nakazczy.  Każdy 
niemal  wolumin  Tomicianów  zaczyna  się  od  listów  zwoławczych, 
w  których  Zygmunt  domaga  się  od  szlachty  przysyłania  posłów 
z  zupełną  (plena),  jaknajzupełniejszą  (plenissima),  nieograniczoną 
(non  limitata)  mocą  stanowienia  ^).  Aby  dopiąć  tego  celu,  ze 
szczególnym  naciskiem  zaleca  większym  i  mniejszym  senatorom 
uczestniczyć  w  sejmikach  i  kierować  nimi,  strofuje  i  karze  za 
absenteizm  ^).  Po  każdym  sejmie,  skażonym  przez  protest  woje- 
wództwa albo  brak  pełnomocnictw,  przekłada  szlachcie,  że  ze 
skrępowanych  instrukcyami  posłów  Rzplta  żadnej  nie  ma  korzyści 
w  potrzebie,  że  limitata  potestas  zakłóca  porządek,  odsłania 
przed  sąsiadami  wewnętrzną  niemoc  państwa,  sprowadza  klęski 
wojenne  i  dyplomatyczne.  Wysyłanie  na  sejm  przedstawi- 
cieli z  nieograniczoną  władzą  stara  się  przedstawić,  jako  akt  win- 
nego względem  króla  posłuszeństwa,  akt  uświęcony  już  starym 
zwyczajem'^);  wspomina  o  srogim  gniewie,  jakim  uparta  opozy- 
cya  napełnia  nietylko  J.  K.  Mość,  ale  wszystkie  stany  Rzpltej. 
Hetmanowi,  wojewodzie  i  staroście  krakowskiemu,  kasztelanowi 
wojnickiemu  przyrzeka  pomoc  królewskiego  ramienia  wyko- 
nawczego, każe  szukać  sprawców  nieposłuszeństwa*). 

Jest  ojcowska  pieczołowitość,  jest  majestat,  jest  odczucie 
odpowiedzialności  dziejowej  w  tych  gniewach  Zygmunta,  ale  to- 
warzyszy im,  niestety,  poczucie  zupełnej  niemocy.  Król  czuł  swą 
słabość  i  wiedział,  komu  ją  zawdzięcza:  toż  od  samego  początku 
panowania    skarżył    się    na    bezwzględną    swobodę    szlachty,  na 


1)  Np.  1510-1,  108  i  dalsze:  II,  5,  7,  40—1,  151  ;  III,  18;  IV,  250,  252 
i  t.  d.  Z  późniejszych  uniwersałów:  1530  r.  Teka  Naruszewicza  XLV;  Tomic. 
XIII,  XIV,  XV;  Teka  Narusz.  LIII  i  t.  d.  iMss.  Bibl.  Czart.)  Dobry  skutek 
osiągnięto  w  roku  1507,  1511,  1518,  ob.  Corpus  Juris  Polonici,  III,  20,  31, 
150,  350. 

2)  Np.  Erazma  Ciołka  w  r.  1513,  Acta  Tomic,  11,  172. 

3)  Tomic.  X,  107;  XVIIi,  31. 

4)  Tomic.  II,  234. 


—     161     — 

skrępowanie  władzy  monarszej  w  r.  1422,  1454,  1505  „bezrozu- 
mnemi  ustawami  i  plebiscytami" i).  Wiedział  Kazimierzowie  aż 
nazbyt  dobrze,  co  sądzić  o  rzekomem  „łamaniu  przywilejów  sta- 
nów" przez  ojca.  Pojmował,  że  społeczność  ziemska  w  kraju, 
rządzącym  się  zwyczajowem  prawem  publicznem,  jest  we  własnem 
przekonaniu  jedyną  autoryzowaną  tłómaczką  tego  prawa,  że  in- 
strukcye  sejmikowe  mają  zupełną  powagę  obowiązującą  przez  to 
samo,  iż  rycerstwo  za  takie  je  uważa.  Żadna  władza  nie  może 
icłi  ucliylić;  najwyżej  —  złamać.  Zmiażdżyć  orężem  opozycyę 
ziemską,  przeprowadzić  zamacłi  stanu,  a  może  i  wojnę  domową, 
pokarać  winnych  kołem,  turnią,  —  takby  postąpił  może  Tudor, 
Habsburg,  ale  to  byłoby  nie  po  jagiellońsku,  i  przedsięwzięciu 
takiemu  naród  odmówiłby  poparcia. 

Lecz  może  uda  się  uczynić  mandat  nakazczy  przesta- 
rzałym, nie  używając  go.  Więc  król  w  moralnej  sile  przeko- 
nania złożył  całą  swą  nadzieję ;  manifesty  i  orędzia  uczynił  środ- 
kiem wychowawczego  wpływu  na  naród.  Nakłaniając  posejmowe 
zjazdy  do  przyjęcia  wziętych  ad  referendum  postanowień,  starał 
się  systematycznie  przekonać  województwa,  że  ostateczna  uchwała 
zapada  w  Piotrkowie,  a  nie  w  Kole,  bo  rzeczą  sejmu  walnego 
jest  reformować  prawodawstwo,  i  sama  naturalna  siła  rzeczy 
zmusza  niewczesną  opozycyę  do  aprobowania  tego,  co  już  zo- 
stało „namówione"  i  „zamknięte". 

Wszelako,  działając,  jako  polityk  praktyczny,  jako  pasterz, 
wciąż  odpowiedzialny  za  bezpieczeństwo  strzeżonego  stada,  nie- 
jednokrotnie musiał  odstępować  od  wcielenia  w  czyn  zasad  gło- 
szonych. W  r.  1513  poprzestał  na  uzyskaniu  zgody  sejmów  pro- 
wincyonalnych,  w  r.  1523 -)  i  1538^)  postrachem  wici  zwalczał 
opór  poszczególnych  sejmików.     Kiedy  zaś  Jagiellończyk  troskał 


1)  Tomiciana  II,  70,  Zygmunt  do  J.  Łaskiego  :  15  kwietnia  1512  r.  „Yidemus 
jam  omniiim  nostrum  mało,  ąuidnam  commodi  absoluta  hec  libertas  regno  af- 
ferat,  previdimus  prediximusque  longe  antę  malum  hoc,  sed  fides  nobis  łiabita 
non  est...  Unde  mercmur  esse  cxcusati  apud  Deum  et  homincs,  cum  Icgibus 
et  plebiscitis  insanis  alligati  nihil  ex  usu  et  dignitatc  rcgni  facerc  possemus". 
Z.  do  Mik.  Firleja  17  kwietnia  :  „...Imperandi  modum  nobis  prescriptum  transgredi 
non  datur,  cum  legibus  Reipubiice  noxiis  manus  alligatas  habemus". 

2j  Tomic.  VI,  11. 

3)  Bielski,  Kronika,  str.  1072. 

11 


—     162     - 

się  o  rozwielmożnienie  społeczności  szlacheckich  ^),  o  groźny,  nie- 
przeparty ich  pochód  przeciw  kmieciom,  mieszczanom,  a  nawet 
przeciw  władzy  centralnej,  to  niewielu,  zdaje  się,  liczył  współ- 
pracowników, tą  samą  troską  opanowanych.  Wytrawni  i  wytworni 
dyplomaci,  Szydłowieccy  i  Tomiccy,  że  zamilczymy  o  różnych 
„gamratach"  —  w  rozumieniu  i  umiłowaniu  wewnętrznycii  po- 
trzeb państwa  nie  dorastali  miary  praojców,  ustawodawców  wi- 
ślickich. Nie  widać  śladu  w  ich  czynach  lub  pismach,  któryby 
świadczył  o  zrozumieniu  powagi  momentu  dziejowego,  nie  widać 
w  redakcyi  ustaw  dbałości  o  przeprowadzenie  racyonalnych  za- 
sad władzy  prawodawczej.  Frazes  humanistyczny  panuje  nad 
myślą  prawniczą.  Aby  się  o  tern  przekonać,  dość  przejrzeć  aryngi 
konstytucyi  zygmuntowskich,  gdzie  pełno  niepotrzebnie  podkre- 
ślonej unanimitatis,  dziwna  mieszanina  consilii  i  consensus,  wi- 
docznie dużo  wahań,  modulacyi,  —  wszędzie  słabsze  zastanowienie 
nad  wagą  słów,  niż  to,  do  którego  przyzwyczaiły  nas  dokumenty 
średniowieczne-).     Duch    obywatelski   nie   stał    wyżej,    niż  duch 


')  Tomic,  VI,  201  :  „Nobis  ea  res  visa  est  semper  perniciosissima,  ąiiod 
nostri  consiliarii  suis  mutiiis  simultatibus  et  rebus  privatis  prospicientes  majorem 
in  dies  auctoritatem  communitatis  in  consilium  Republice  invexerunt"  etc. 

2)  Oto  przytoczona  z  Corpus  Jiiris  Polonie!  wiązanka  preambulów  i  innych 
formuł,  wyrażających  uchwały  sejmowe  od  r.  1506  do  1526:  R.  1507;  cum  uni- 
yersis  praelatis,  baronibus,  consiliariis  et  terrarum  nuntiis...  unanimi  omnium 
voto  instituimus  laudavimusque  (t.  II,  str.  40).  Tegoż  rol<u  :  cum  praelatis  spi- 
ritualibus  et  saecularibus  baronibus  et  nobilibus  ac  terrarum  civitatumque  nun- 
tiis... decrevimus  et  laudavimus  communi  consilio  (46).  Dalej  :  unanimi  voto 
et  consilio  consiliariorum  nostrorum  status  utriusąue  ac  terrarum  omnium  nun- 
tiorum  constitutus  et  laudatus  (modus  defensionis)  (52).  R.  1510:  Cum  consilia- 
riis nostris  ac  terrarum  nuntiis...  ąuasdam  constitutiones  omnium.  unanimi  con- 
sensu  fecimus  (119).  R.  1511:  communi  omnium  tam  spiritualium  quam  saecula- 
rium  consiliariorum  et  nuntiorum  terrestrium...  consensu  (145).  T.  r. :  Censcntibus 
itaąue  unanimiter  omnibus  constitutum  est  (169).  R.  1513  zapowiadana  kodyfi- 
kacya  praw  cum  omnium  CDnscnsu  (262).  R.  1513  w  Poznaniu  i  Korczynie  un- 
animi omnium  voluntate  et  consilio  conclusum  est  (280).  T.  r.  w  Piotrkowie : 
voto  omnium  communi  et  concordi  constitutum  atąue  laudatum  esse.  R.  1514: 
praelati  et  barones  ac  nuntii  terrestres...  ordinaverunt  et  concluserunt  unanimi- 
ter (300).  Dalej  nieco:  ex  unanimi  voto  consiliariorum  et  nuntiorum  terrestrium 
totius  Regni  (303);  omnium  consensu  cautum  et  decretum  est  (319).  R.  1518: 
communi  omnium...  voto  et  concordi  voluntate  (382).  R.  1519  :  de  consilio  et 
unanimi  voto  praedictorum...  consiliariorum  approbanda,  ratificanda  et  confir- 
manda  duximus  (bez  wzmianki  o  posłach)  (383).  R.  1520:  w  Toruniu  de  omnium 


—     163     — 

prawniczy.  Po  radach  koronnych  spodziewał  się  król  dobroczyn- 
nego wpływu  na  naród,  rozumnej  i  jednodusznej  pomocy,  i  z  go- 
ryczą musiał  wyznać  z  biegiem  czasu,  że  one  to  wzajemną  waśnią 
i  intrygami  doprowadziły  gmin  szlachecki  do  niebywałej  przed- 
tem, szkodliwej  potęgi.  Senator  maczał  ręce  w  kampanii  wybor- 
czej, ale  częstokroć  nie  dla  opatrywania  potrzeb  państwa,  ani 
tem  mniej  dla  szerzenia  idei  konstytucyjnych,  lecz  tylko  w  tym 
celu,  aby  za  pomocą  posłusznych,  układnych  (ducibiles,  tracta- 
biles)  posłów  kopać  dołki  pod  kolegą  —  biskupem  lub  kan- 
clerzem. 

W  miarę  wzmagania  się  sv/arów  możnowładczych,  mieszają- 
cych się  w  jeden  rozdźwięczny  zgiełk  z  hałaśliwem  początkowa- 
niem gminu,  coraz  częściej  przypominać  musi  Zygmunt  szlachcie, 
aby  przysyłała  nie  intrygantów,  jeno  posłów  poważnych,  gorli- 
wych i  szlachetnych.  Wreszcie,  pod  koniec  roku  1522,  wyraźnie 
zaczyna  się  chwiać  w  zaufaniu  do  senatu  ;  żąda  w  uniwersałach, 
aby  sejmiki,  przysyłając  posłów  z  nieograniczoną  władzą,  dawały 
im  spisane  i  zapieczętowane  wskazówki  co  do  postępowania  na 
sejmie  i  w  ten  sposób  chroniły  ich  przed  korupcyą  i  zgorsze- 
niem ').  Więc  zwolennik  i  obrońca  niezawisłej  repre.zentacyi  jest 
poniekąd  wynalazcą  instrukcyi  piśmiennych,  szuka  w  nich  wyjścia 
z  zamętu  i  kabały,  bo  sama  sumienność  posłów  nie  wystarcza... 
W  rozumieniu  króla,  instrukcya  taka  nie  wyłącza  możności  nie- 
ograniczonego   pełnomocnictwa ;    pogląd    zasadniczo    arcysłuszny 


consiliariorum...  ac  nuntiorum...  consilio  et  consensu  statuimiis  et  decernimus 
(567) ;  w  Bj-dgoszczy  t.  r. :  communi  ornnium  consilio  et  assensu  (592) ;  dalej 
poprostu  assensu  (604);  dalej  communi  ornnium...  consilio  (612).  R.  1523  Gusta- 
wie procesowej  :  de  unanimi  baronum  nostrorum  consilio  pariter  et  assensu 
nuntiorum  terrarum  (IV,  56).  R.  1525  communi  omnium...  voto  et  concordi  vo- 
luntate  (130).  R.  1526  de  consilio  et  consensu  omnium  consiliariorum. .  ac  nun- 
tiorum (192);  dalej  jednak  wydana  kaucya  poznańczykom  i  kallszanom  prop- 
terea  quod  sufficicntem  facultatcm  non  habebant  (210). 

')  Tomic.  VI,  199:  .Dla  których  to  rzeczy  uradzenia  i  postanowienia  na 
tym  to  sejmie  walnym  przyszłem  abyście  obrali  posly  z  mocą  zupcłn;],  którym 
abyście  dali  spisane  i  zapieczętowane  ty  to  rzeczy,  to  jest  żądości  albo  potrzeby 
tak  wasze,  jako  Rzeczypospolitej ;  mówię  spisane  i  zapieczętowane,  bo  zwykli 
czasem  posłowie  na  sejmy  posłani,  wymyślać  i  czynić  wiele  rzeczy  wedle  ich 
samych  widzenia,  która  rzecz  nicgdy  czyni  trudność  niemałą  i  hamowanie 
inem  sprawom  barzo  więtszym..." 

11* 


—     164     - 

i,  jak  widzieliśmy,  z  powodzeniem  propagowany  swego  czasu 
w  Anglii  O,  ale  nie  przewidział  Zygmunt,  że  instrukcyę,  formułu- 
jącą artykuły  żądań  wojewódzkich,  szlacłita  utożsami  z  mandatem 
nakazczym,  którym  zamknie  sejmowi  drogę  do  dalszego  rozwoju! 

Takie  działanie  z  góry  musiało  chybić  celu.  Zdecydowały 
sprawę  prądy,  idące  z  dołu.  Sejm  walny  od  pierwszych  lat  rzą- 
dów Zygmunta  zdradza  postępowy  rozkład  wewnętrzny.  Więcej 
ducha  korporacyjnego,  jedności  psychicznej  w  kierujących  kołach, 
a  spoiłyby  się  silniej  prowincyonalne  kollegia  wybrańców.  Cóż, 
kiedy  ta  jedna,  główna,  wszechnarodowa  jaźń,  zlokalizowana 
w  otoczeniu  króla,  nie  umie  ogarnąć  różnorodnych  potrzeb  i  właści- 
wości organizmu  społecznego!  O  politycznym  programie  parla- 
mentarnym nie  może  być  mowy.  Akta  polityki  zewnętrznej  w  To- 
micianach  przewyższają  o  wiele  liczbą  zabytki  rządów  domowych  ; 
podobnież  w  myśli  króla  i  lepszej  części  jego  otoczenia  cele 
polityczne  leżały  głównie  na  kresach  i  zagranicą ;  kraj  miał  da- 
wać środki.  Wzrok  kierowników  narodu  wytężony  bądź  na  sprawy 
zagraniczne,  bądź  na  najogólniejsze  potrzeby  codzienne  Rzpltej, 
w  zakątki  życia  ziemskiego  nie  sięga  —  i  życie  to  pędzi  na  bez- 
droża. 

Na  sejm  styczniowy  piotrkowski  1533  r.,  dwa  województwa 
wielkopolskie  zupełnie  nie  przysłały  posłów,  a  posłowie  sando- 
mierscy, łęczyccy,  kujawscy,  lubelscy  i  płoccy  przybyli  z  manda- 
tem, aby  nic  nie  stanowić  w  nieobecności  poznańczyków  i  kali- 
szan.  Pozostałe  województwa  (krakowskie,  sieradzkie,  bełzkie, 
rawskie,  Ruś,  Podole  i  Mazowsze)  zgodziły  się  [na  żądany  po- 
datek pod  warunkiem,  że  zatwierdzą  go  sejmik  opatowski  i  sej- 
mik-generał  kolski.  Z  trudnością  udało  się  senatorom  wymódz 
na  sejmikach  „zadośćuczynienie  woli  J.  K.  Mci  i  uchwale  sejmu 
walnego";  „co  złym  przykładem  na  potomne  czasy  zostało,  t.  j., 
aby  takie  sejmiki  sejmu  poprawować  miały''  —  pisze  Bielski-). 
W  rok  potem  na  sejmie  piotrkowskim  „nie  można  było  o  niczem 
traktować  ani  decydować  zgodnie  z  życzeniem  króla,  bo  posłowie 
niektórych  ziem  nie  mieli  zleceń  co  do  tego,  jak  w  jakich  spra- 


')  Ob.  wyżej,  r.  II,  str.  43. 

2)  Wapowski,  j.  w.,  str.  243-4,  i  za  nim  Bielski,  j.  w.,  str.  1058-9,  przed- 
stawiają wypadki  te  niedokładnie.  Por.  Tomiciana  XIV  (Bibl.  Czart.  270). 


-     165     - 

wach  postępować^)".  W  roku  1535  Wielkopolanie  zasłaniają  się 
znowu  brakiem  instrukcyi,  małopolanie  przyjmują  pobór  pod  wa- 
runkiem zatwierdzenia  przez  zjazdy  generalne-).  Na  sejm  kra- 
kowski 1536—7  r.  poznańczycy  przywożą  instrukcyę,  przeciwną 
wszelkim  ofiarom  na  potrzeby  publiczne,  tchnącą,  pomimo  wy- 
cieczek antyklerykalnych,  zaślepionym  konserwatyzmem  szla- 
checkim-^); sejm  rozbija  się  o  sprawę  rozdawnictwa  urzędów. 
Na  burzliwym  sejmie  piotrkowskim  1538  r.  (18  stycznia  do  12 
marca)  król  „uchwalił  z  całym  senatem  i  większą  częścią  posłów 
pewne  pobory  pieniężne",  ale  dla  ziem :  poznańskiej,  sando- 
mierskiej, łęczyckiej,  brzeskiej  i  płockiej  musiał  z  powodu  „za- 
mierzonej mocy"  ich  delegatów  złożyć  sejmiki  posejmowe.  W  uni- 
wersale do  opozycyi  powtarzał  dosłownie  te  same,  co  w  r,  1528, 
nauki  polityczne  i  jednocześnie  wyznawał,  że  gdyby  nie  jego 
łagodność  oraz  mądre  perswazye  panów  rad,  ów  walny  sejm 
wypadłoby  zaraz  rozwiązać  i  rozjechać  się  z  Piotrkowa,  nic  nie 
sprawiwszy  "*).  Do  tak  wymownych  faktów  jeden  tylko  dodamy  ko- 
mentarz :  opozyćya  sejmików  pod  koniec  rządów  Zygmunta  Starego 
powoduje  się  już  nietylko  konkretnemi  dążeniami  życiowemi.  Jeżeli 
dwór  ma  swoje  tendencye  reformatorskie  i  próbuje  za  pomocą  no- 
wej stylizacyi  myśli  statutu  radomskiego  o  ,,communi  consensu"  ^) 


1)  Tomiciana  XV  (Bibl.  Czart.  272). 

2)  Szujski,  Dzieje  Polski,  II,  221. 

3)  Artykuł  pierwszy  tej  najdawniejszej  znanej  nam  instrukcyi  opiewa  :  „Aby 
korrektury  praw,  które  są  wolnościom  pospolitym  bardzo  szkodliwe,  tak  jako 
są  na  sejmie  piotrkowskim  skazane  i  w  niwecz  obrócone,  aby  żadna  dalej 
o  nich  wzmianka  nie  była,  a  gdyż  w  poselstwie  KJM.  o  nich  wzmianka  uczy- 
niona, jakoby  prawa  skończone  nie  były,  czego  obawiać  się  trzeba,  aby  ich 
wznawiać  nie  chciano,  ku  niczezwoleniu  szlachty  pospolitej  i  prawa  pospolitego 
ku  któremu  niczezwoleniu  iżeśmy  przyv/iedzcni  byli :  —  przeto  aby  posłowie  w  ża- 
dną rzecz  nie  wstępowali,  ani  wstępować  śmieli,  aż  K-JM.  potwierdzi  skazanie 
tych  to  korrcktur,  podług  listów  na  tymto  sejmie  piotrkowskim  przez  pany 
ichmć  dane.  Bo  mamy  prawa  stare  i  wolności,  przy  których  stoimy  i  stać  chce- 
my, i  te,  a  nie  inne,  KJM.  młody  powinien  poprzysiądz.  A  tak  panowie  posłowie 
nie  raczcie  inaczej  działać,  ani  w  żadną  inną  rzecz  wstępować,  lecz  to  odzier- 
żawszy,  bo  na  tym  wszystka  rzecz  pospolita  zależy".  Tomiciana  XVII  (Bibl. 
Czart.  273). 

4)  Tomiciana  XVIII  (Ms.  Bibl.  Ord.  Kras.)  s.  31. 

5)  Vol.  Leg.  1,  526:  Prawo  w  r.  1538  „De  novis  constitutionibus :  Con- 
stitutioncs  novas   nonnisi    cum  consiliariorum  et  nuntiorum    terrarum    consensu 


—     166     - 

otworzyć  sobie  na  nowo  drogę  do  zaprowadzenia  większości 
głosów,  to  i  szlachta  ma  już  także  swoją  teoryę  jednomyślności 
i  wystrzega  się  procedensów,  któreby  mogły  nadszarpnąć 
jej  powagę.  Nawet  tak  błahej  stosunkowo  rzeczy,  jak  ustale- 
nia miejsca  kanclerzów  w  senacie,  nie  chcą  posłowie  uznać 
za  przesądzoną  bez  zezwolenia  wszystkich').  Inne  konstytucye 
1540  r.  zapadły  bez  jednostajnej  zgody  izby  poselskiej  w  wa- 
runkach, których  bliżej  nie  znamy;  szlachta  przez  szereg  lat 
nie  może,  o  tem  zapomnieć  żąda  ich  skasowania  jeszcze  na 
sejmach  1546  i  1547/8  r.2). 

Sprawa  przegrana  —  z  najmniejszym  udziałem  osobistej  winy 
króla  Zygmunta,  a  pod  przemożnym  naciskiem  głównych  mo- 
mentów nieodwołalnej  przeszłości:  aktów  koszyckich,  czerwiń- 
skich, nieszawskich,  piotrkowskich,  radomskich,  ale  nadewszystko 
nieszawskich.  Raz  jeszcze  stwierdzić  tu  wypada,  że  w  starciu 
z  prądem  odśrodkowym  centralizm  miał  u  nas  wszystkie  dane 
przeciw  sobie.  W  momencie  przesilenia,  w  dobie  ustawy  radom- 
skiej, staje  z  nim  do  boju  nie  ziemia  — atom,  lecz  molekuła  — 
prowincya.  1  wnet  potem  parlamentaryzm  prowincyonalny,  zwy- 
cięski nad  sejmem  walnym,  spełniwszy  swe  fatalne  posłannictwo 
dziejowe,  chyli  się  do  upadku.  Egoizm  ziemski  pod  tarczą  wiel- 
kopolskiej opozycyi  uniknął  bezpośredniego  zetknięcia  się  z  wal- 
nym sejmem  narodu,  —  i  wnet  rozbijać  zaczyna  jedność  prowin- 
cyonalną.  Na  co  w  r.  1505  i  6  pozwoliła  sobie  Wielkopolska,  to 
w  r.  1513  uczyni  poduszczony  przez  „szatana,  siewcę  kąkolu", 
sejmik  proszowski,  w  r.  1526  odosobniona  szlachta  poznańska; 
w  r.  1528  i  później  opozycya  wybucha  w  kilku  naraz  punktach 
Korony.  Instrukcya  ziemska  stopniowo  przestaje  się  przystoso- 
wywać   do    ogólnych    postulatów   prowincyi.    Sejm-generał    traci 


secundum  statutum  Alexandri  Regis  faciemus".  Ogólnikową  tę  formułę  próbował 
wyzyskać  na  sejmie  1597  r.  Tylicki,  biskup  chełmiński,  zwolennik  głosowania 
większością. 

^)  Vol.  Leg.  I,  561  :  „quia  tum  nonnulli  nuntii  terrarum  asserebant  nego- 
tium  hoc  delatum  esse  ad  nos  consiliariosąue  nostros  absąue  omnl  nuiitiorum 
unanimi  consensu",  więc  posłowie  domagali  się  :  „ut  hac  de  re  absąue  illorum 
consensu  niliil  perpetui  statueretur".  Por.  artykuł  Balzera,  Kwart.  Hist,  1907,  242. 

2)  Tomiciana  XXIII  i  XXIV  (Bibl.  Czart.  286-7).  Por.  Platera,  Zbiór  pa- 
miętników, t.  I,  str.  168,  oraz  Pamiętnik  warszawski  1819,  XIII,  294. 


—     167     — 

grunt  pod  sobą;  udzielne  zwierzchnictwo  zmierza  do  rozlania 
się  odrazu  na  kilkanaście  tłumnie  sejmikujących  społeczności. 
Charakterystycznym  procesu  tego  objawem  jest  żądanie  posłów 
na  sejmach  1533  i  34  r.,  aby  generały  zawsze  poprzedzały  sejm 
walny.  Tak  uderzająco  sprzeczne  żądanie  z  praktyką  najbliższej 
zaraz  przyszłości!  Toż  na  zjazd  główny  kolski  d.  19  paździer- 
nika 1536  r.  stawili  się:  jeden  poseł  łęczycki  i  jeden  brzesko- 
kujawski  1).  Prowincyonalizm  długo  szkodził  jedności  państwowej, 
i  szkodził  dwojako,  bo  w  chwilach  konfliktów  osłaniał  drobniej- 
sze rozłamy,  a  w  chwilach  kompromisów  budził  zawodne  na- 
dzieje, że  w  Kole  i  w  Korczynie  jakoś  potrosze  zbliżą  się  ży- 
czenia szlacheckie  do  pożądanego  unisono:  teraz  upada  on,  zwy- 
ciężony nie  przez  siły  dośrodkowe,  lecz  przez  destrukcyjną  in- 
dywidualizacyę  sejmików.  Po  upływie  następnego  pokolenia  za- 
rażą się  destrukcyą  same  województwa,  znowu  bez  żadnej  korzy- 
ści dla  władzy  ogólno-państwowej. 

Nazewnątrz  rozkwit,  świetność,  blask,  bogactwo,  hołd  i  cześć 
Polsce  zewsząd  naokoło  —  a  w  sobie  smutek  i  niepokój  zaczyna 
wstrząsać  sercem.  Pierwszy  wielki  cień  smutku  przelatuje  po  zło- 
togłowiach i  brokatach  przepysznej  epoki  zygmuntowskiej.  Ręce 
drętwieją,  głowy  się  chylą.  Stańczyk  ciężkie  spojrzenie  zapuścił" 
w  dal  —  dusza  mu  pęka...  „Robimy  raczej  wszystko  inne,  niż  to, 
czego  chwila  bieżąca  wymaga",  utyskuje  Stanisław  Górski  w  liście 
do  Klemensa  Janickiego  (jesienią  1538  r=):  „żadnych  dobrych,  ża- 
dnych zbawiennych  powziąć  nie  możemy  planów.  Wymarli  tamci 
mądrzy  senatorowie,  przewodnictwo  w  Rzeczypospolitej  dostało 
się  poczęści  głupim,  poczęści  tym,  co  goniąc  za  prywatą,  pota- 
kują jeno  królowi,  anie  myślą  o  wieczności  Rzeczypospolitej.  Gzem 
jest  nasza  Rzplta,  jeśli  nie  stekiem  intryg,  knowań,  krzywoprzy- 
sięstwa i  występnych  frymarków?  —  o  czem  innem  nie  wspomnę, 
to  tylko  powiem,  że  nie  ostoimy  się  cało,  jeżeli  nadal,  tak  jak 
dotąd,  na  łeb  spadać  będziemy.  Wiele  jest  u  nas  zastarzałego  zła, 

1)  Tomiciana  XIV  i  XV  (Bib).  Czart.  270  i  272);  o  zjeździe  kolskim 
1536  r.  Tomic.  XVI  (Bibi.  Czart.  275).  Senatorowie  zgromadzeni  w  Kole  3  lu- 
tego 1547  r.  proszą  listownie  króla,  „ut  eum  conventum  communem  tcrrarum 
Majoris  Poloniae  Colensem,  qui  quasi  ideam  et  formam  generalis  representabat, 
in  pristinam  authoritatem  et  vetercm  morem  reducere  dignetur".  Plater,  j.  w., 
I,  155-7. 


—     168     — 

od  którego  cierpi  królestwo,  ale  już  najzgubniejszem  dla  króle- 
stwa to  zło,  co  ukazało  się  niedawno.  Wszyscy  to  widzą,  widzą, 
co  trzeba  zrobić,  a  przecież  do  naprawy  rąk  przyłożyć  nie  cłicą. 
Los  pędzi  nas  ku  zginieniu'*... 

Szczęściem,  wypadków,  poprzedzających  Wojnę  Kokoszą 
i  następujących  po  niej,  które  tak  czarną  a  bliską  przyszłość 
zdają  się  rokować  parlamentaryzmowi,  nie  można  przypisywać 
w  głównej  części  rozpowszechnieniu  obłędnych  zasad  politycz- 
nych. Zbyt  wiele  tam  jeszcze  namiętnej  nienawiści  chwili,  mia- 
zmatów  przejściowego  bezrządu,  aby  po  wyzwoleniu  się  szlachty 
z  pod  wpływów  lichego  możnowładztwa,  nie  miały  zaświtać  dla 
sejmu  pomyślniejsze  lata.  Z  rozłamów  sejmikowych,  podwójnych 
wyborów,  z  niedopuszczania  senatorów  do  głosu  na  wyborach 
i  z  wrogich  wystąpień  przeciw  klerowi  wyłoni  się  ożywczy  prąd 
demokratyczny  i  reformacyjny.  Niesforne  krzyki  zespolą  się  w  har- 
monijny chór,  zastępy  poselskie  z  Krakowa,  Poznania  i  Rusi,  to 
dotychczas  „zmienne  pospólstwo"  —  (jak  je  nazywał  Górski),  zsze- 
regują  się  pod  sztandarem  wspólnym,  na  którym  wypisane  bę- 
dzie hasło:  egzekucya  praw.  Żywiołowy  indywidualizm  ziem  ze- 
tknie się  i  zetrze  z  prądem  centralistycznym,  reprezentowanym 
przez  dojrzałe,  świadome  swych  celów  stronnictwo. 


ROZDZIAŁ  II. 

Partyjność  wyznaniowa  za  Zygmunta  Augusta.  Jej  możliwe  następstwa  nie  wy- 
zyskane. Stanowisko  kióia  wobec  sejmików  i  izby  poselskiej.  Instrukcya  ziem- 
ska w  polowie  XVI  wieku.  Jej  charakter  i  typy.  Odstępstwa  od  litery  mandatu. 
,Pień"  główny  nietknięty.  Czego  instrukcya  nie  mogła  przewidzieć?  Reprezen- 
tacya  w  pierwotnym  sensie  tego  wyrazu.  Jednomyślność  obowiązuje  nadal. 
W  jaki  sposób  można  było  legalnie  zreformować  sejm  ?  Jednomyślność  pozorna. 
Wyjątkowe  wystąpienia  przeciwko  zasadzie  „nemine  contradicente" .  Faktyczne 
rządy   większości    postępowej  w  izbie.    Bezużyteczność   precedensów   z  czasów 

walki  o  egzekucyę. 

Przesilenie  reformacyjne  po  raz  pierwszy  zaszczepiło  na  pol- 
skim gruncie  sejmowym  właściwą  partyjność.  Niezbędna  w  każ- 
dej szerszej,  programowej  akcyi  politycznej,  dla  Polski  mogła 
ona  z  dwóch  przyczyn  stać  się  zbawienną.  Większości  dawała 
możność  skupienia  się,  załiartowania  już  nie  na  konflikt  jednora- 
zowy, lecz  na  długotrwałą  walkę,  absorbującą  całe  pokolenia. 
Wpajać  musiała  przeświadczenie,  że  stałego  rozbratu  stronni- 
czego nie  usuną  chwilowe  kompromisy,  zawierane  dla  konwen- 
cyonalnej  jednomyślności.  W  takim  ogniu  nawet  zaskrzepły  ustrój 
państwowy  dałby  się  przetopić  w  inne,  lepiej  do  wytężonego  ży- 
cia przystosowane  formy.  Większości  parlamentarne,  zwłaszcza 
w  chwilach  krytycznych,  po  jednem  zwycięstwie  śmielej  kroczą 
do  drugiego,  po  drugiem  do  trzeciego;  dążąc  do  wytkniętego  celu, 
nie  liczą  się  z  regułami  ani  z  przesądami  konstytucyjnymi, 
a  biada  takim  przesądom,  jeżeli  w  ich  imię  odezwie  się  opozy- 
cya !  —  Z  drugiej  strony,  prawdziwy  żywioł  partyjny,  t.  j.  dąże- 
nie do  celów  ogólno-państwowych    zapomocą   pewnych    określo- 


-     170     — 

nych  środków,  dezorganizowało  opozycyę,  rozszczepiając  spoiste^ 
obronne  w  swej  wyłączności  ziemie  i  powiaty  na  cząstki,  które 
swej  odrębności  nie  mogły  upozorować  żadnym  przywilejem  ani 
tradycyą.  Więc  i  poseł,  obrany  przez  większość,  niezależnie  od 
tego,  czy  mniejszość  poprzestanie  na  manifeście,  czy  obierze  po- 
słów od  siebie,  nabierał  w  oczacti  ludzi,  nie  obytycłi  z  zasadą 
większości,  charakteru  posła  od  jednostek,  a  instrukcya  jego  tra- 
ciła swój  udzielny,  władny  cłiarakter.  Co  więcej,  można  się  była 
spodziewać  wznowienia  solidarności  pomiędzy  posłem  i  wybor- 
cami, większej  ufności  tych  ostatnich  w  stałość  przekonań  pierw- 
szych :  mandat  mógł  stać  się  bezużytecznym,  a  nawet  szkodli- 
wym dla  korzystania  z  chwilowych  konjuktur. 

Aby  jednakże  wszystkie  te  możliwe  błogie  następstwa  zi- 
ściły się  w  sejmie  walnym,  potrzeba  było  na  to  pewnego  korzy- 
stnego układu  sił  walczących,  jakiego  mianowicie,  trudno  nam 
zdała  orzekać.  Dziś  można  sobie  najwyżej  wyobrazić,  którędy  te 
lub  owe  czynniki  wywołałyby  owe  następstwa,  ale  z  jaką  siłą 
miałyby  działać  —  daremne  pytanie.  Potrzeba  było  w  każdym 
razie  przytomnego  i  stanowczego  zachowania  się  dworu.  Zygmunt 
August  nie  wyzwolił  ukrytych  in  potentia  w  społeczeństwie  skłon- 
ności politycznych.  Nie  złączył  swej  sprawy  ze  sprawą  przeważ- 
nego stronnictwa,  nie  wyzyskał  przesilenia  na  korzyść  konstytu- 
cyonalizmu.  Że  cofnął  się  przed  zerwaniem  z  Rzymem  i  majory- 
zacyą  katolików,  bynajmniej  nie  chcemy  go  za  to  sądzić,  ani  też 
zastanawiać  się  nad  niehistorycznem  pytaniem  :  jak  powinien  był 
uczynić.  Sąd  moralny  nad  pracownikami  dziejowymi  powinien 
być  jednolity,  a  ogarniać  powinien  całość  ich  pragnień,  myśli 
i  czynów.  Zresztą  nawet  wtedy,  gdy  odpowiada  on  wszystkim 
wymaganiom,  ma  prawo  towarzyszyć  właściwie  tylko  dziejom 
politycznym,  a  nie  historyi  ustroju.  Doszukując  się  atoli 
przyczynowych  wiązań  ewolucyi  zasad  państwowych^ 
niepodobna  nie  stwierdzić  nagiego  faktu,  że  na  tern  polu  osta- 
tni Jagiellończyk  nie  zrobił  wszystkiego  tego,  co  mógł  zrobić. 
Przyswoiwszy  sobie  rozumny  pogląd  nowoczesny  ojca  na  rolę 
reprezentanta,  uważał  za  konieczne  godzić  prawną  jego  niezależ' 
ność  z  polityczną  odpowiedzialnością  przed  wyborcami.  Z  nie- 
mniejszą  też,  jak  ojciec,  wytrwałością,  domagał  się  Zygmunt 
August  w  uniwersałach  i  w  listach  na  sejmiki   udzielania  posłom 


—     171     — 

sejmowym  pełnomocnictw  nieograniczonych  ').  Motywował  nawet 
żądanie  to  w  sposób  podobny,  nietylito  polityczną  szkodliwością 
mandatów,  ale  i  utartym  zwyczajem  (juxta  morem  receptum... 
cum  plena  et  non  Iłmitata  potestate). 

Wszelako,  uważając  posłów  za  żywioł  młodszy  i  pośledniej- 
szy w  porównaniu  z  senatem,  powołany  ,, niedawno"  tylko  „dla 
opatrywania  pokojem  granic  koronnych"  2)  i  traktując  sejmowanie 
jako  narzędzie,  a  nie  jako  cel  polityki,  dopuszczał  się  i  on  także 
niekiedy  zboczeń  z  obranej  drogi.  Ten  „biegły,  a  włoskiej  szkoły 
polityk",  jak  go  nazywa  Szujski,  subtelnem  sprowadzaniem 
instrukcyi  do  niedorzeczności  w  manifeście  posejmowym  1549  r. 
nie  trafił  do  przekonania  szlachcie,  natomiast  wprost  mijał  się 
z  zadaniem,  gdy  w  początkach  panowania  próbował  rządzić  bez 
izby  poselskiej,  gdy  po  sejmie  1555  r.  oskarżał  posłów  przed 
sejmikami  o  działanie  na  własną  rękę  wbrew  otrzymanym  zlece- 
niom, czem  w  dodatku  wcale  niepożądany  wywołał  skutek  3); 
gdy  ku  wielkiemu  rozdrażnieniu  sejmików  próbował  w  uniwer- 
sałach 1565  r.  ograniczyć  inicyatywę  izby  poselskiej,  zamiast  pra- 
cować nad  jej  zdrowym,  normalnym  rozwojem  "*).  Jeszcze  ważniej- 
szym był  negatywny  wynik  ogólnego  kierunku  jego  polityki. 
Większość  nie  doznawała  ani  pobudzającej  zachęty  od  króla,  ant 
poparcia  jego  wykonawczego  ramienia.  A  taką  zachętą  byłoby 
niewątpliwie  demonstracyjne  uwzględnianie  żądań  większości 
w  tych  wypadkach,  gdy  izba,  nie  mogąc  się  zgodzić  na  jedno 
orzeczenie,  komunikowała  królowi  dwa  przeciwne  sobie  wnioski^ 
bądź  zdając  nań  decyzyę,  bądź  prosząc  o  pozwolenie  wysłucha- 
nia głosów  senatorskich.   Znikąd  też  izba  nie  otrzymywała  świa- 


')  Por.  uniwersały  na  sejm  1548  r.,  Szujski.  Dyaryusze  sejmowe  (Script. 
rer.  Pol.  I)  str.  283  ;  1553,  tamże,  303 — 4  :  ccrtaąuc  mandata  dent  nuntiis... 
et  luculentam  atąue  non  limitatam  potestatem,  1554  i  58  (w  niewydanych  Te- 
kach A.  Pawińskicgo) ;  1562,  Źródłopisma  do  dziejów  Unii,  II,  161  ;  1563,. 
Mencken,  Sigismundi  Aug.  Epistolae,  str.  370-380;  1568,  Źródłopisma  III,  2; 
Kojałowicz,  Dniewnik  lublinskago  sejma,  639 ;  —  1572,  Akta  podkancl.  Fr. 
Krasińskiego  t.  111,  445-67.  Krytyka  „zamierzonej  władzy"  w  manifeście  wyda- 
nym po  sejmie  1548  r.  Script.  rerum  Pol.  1,  267.  Por.  też  Czackiego  O  polskich 
i  litewskich  prawach,  str.  252-3. 

2)  Dzienniki  sejmów  walnych  koronnych   1555  i   1558  r.,  str.  69. 

3)  Dzienniki,  j.  w.,  str.  94. 

*)  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego  1565  r.,  str.  19,  21. 


-     172     — 

tłych,  poważnych  wskazówek  co  do  praw  przyrodzonych  więk- 
szości. 

Senat,  złożony  w  znacznej  części  z  biskupów  i  katolików 
świeckich,  rzecz  prosta,  nie  popierał  w  imię  idei  konstytucyjnej 
stronnictwa,  które  zwalczało  najbliższe  i  najważniejsze  jego  inte- 
resy. Energiczniej  przemawiać  będą  przeciw  jednomyślności  nie- 
którzy senatorowie  za  Batorego  i  Zygmunta  III  —  kiedy  już 
będzie  zapóźno,  ponieważ  ster  polityki  przejdzie  w  izbie  posel- 
skiej do  obozu  katolickiego,  któremu  po  okresie  egzekucyjnym 
conajmniej  niezręcznie  byłoby  bronić  praw  większości. 

A  sama  izba  poselska,  pomijając  już  to,  że  składała  się 
z  ludzi,  wyszkolonych  w  chaotycznej  praktyce  sejmikowej,  nie 
mogła  nie  widzieć  rzeczy  dla  każdego  oczywistej,  że  jej  więk- 
szość protestancka  ma  za  sobą  w  kraju  katolickim  wcale  znikomą 
mniejszość.  Stosunki  ułożyły  się  tedy  u  nas  podobnie  jak  w  Szwaj- 
caryi  i  z  podobnym  skutkiem  :  tam  katolicka  większość  kongresu 
nie  imponowała  reformowanej  większości  ludu,  u  -nas  obóz  Lesz- 
czyńskich, Sienickich,  Rejów  nie  zaimponuje  krociom  prawo- 
wiernej braci  po  województwach, 

Po  tych  uwagach  zrozumialszemi  stają  się  dzieje  ówczesne 
dwóch  idei  prawnych,  streszczających  w  sobie  problemat  władzy 
naczelnej  —  zasady  reprezentacyi  i  zasady  większości. 

Instrukcya  poselska  (,,mandatum",  „zwierzenie",  „porucze- 
nie",  „poruczeństwo",  a  najczęściej  „rozkazanie")  jest  przez  całe 
ćwierćwiecze  rządów  Augustowych  bezwzględnie  szanowanym 
nakazem,  który  sejmik  daje  posłowi  niemal  jurę  publico,  z  tytułu 
swej  władzy.  Nakśzowi  temu  nawet  rozkaz  królewski  uchybić  nie 
może,  i  zazwyczaj  żadne  perswazye,  groźby  ani  prośby  nie  zdołają 
odwieść  posła  od  jego  wykonywania.  Tak  apodyktycznie  brzmi 
„rozkazanie"  w  ustach  mówców  pierwszego  zaraz  sejmu  piotr- 
kowskiego. Gdy  król,  broniąc  swego  małżeństwa  z  Barbarą,  za- 
słania się  niemożebnością  złamania  ślubów  kościelnych,  posłowie 
odpowiadają:  „tak  też  u  nas  impossibile  co  innego  czynić,  aniż 
co  nam  bracia  nasi  poruczyli".  —  „Pan  uczynić  nie  chce,  — 
posłom  się  nie  godzi  odstąpić  od  tego,  co  im  rozkazano",  — 
przytakuje  w  senacie  Marcin  Zborowski  ^).  Zresztą  sankcya  zleceń 


')  Dyaryusze  sejmowe  j.  w.,  str.  233. 


—     173     — 

wojewódzkich  w  słowach  posłów  przebrzmiewa  dość  niewyraźnie. 
Nieltiedy  słychać  w  niej  groźbę :  „Natośmy  przyjechali,  abyśmy 
już  w  skutku  samą  rzecz  do  braciej  swej  odnieśli,  bo  nas  poto 
posłali,  a  w  nic  innego  wstępować  mimo  to  zagrozili"  —  mówi 
Rafał  Leszczyński  na  sejmie  1562  r.  ^).  „Jakoż  na  powiatowych 
sejmiech  posłowie  obrani  być  mają,  gdyż  żądny  na  swoją  szkodę 
przyjąć  tego  na  się  nie  będzie  chciał?"  —  pyta  jeden  z  mówców 
sejmu  1555  r. -). 

Ale  ta  szkoda,  te  niemiłe  następstwa,  jakiemi  wyborcy  grożą 
swym  delegatom,  nigdy  prawie  nie  przybierały  w  Polsce  postaci 
odpowiedzialności  karnej,  ani  nawet  pieniężnej.  Za  naruszenie 
takich  zleceń  nikt  nie  myślał  pociągać  winnego  posła  przed  sąd ; 
sama  też  powaga  instrukcyi  płynie  jakgdyby  z  innego  prawa, 
niż  to,  na  którego  straży  stoją  sędzia  i  podsędek.  Była  to  więc 
w  istocie  odpowiedzialność  tylko  polityczna,  a  nie  sądowa.  To 
też  obowiązek  pilnowania  instrukcyi  funduje  się  przeważnie  na 
honorze  szlacheckim  i  uczciwości,  a  nie  na  jakiejś  sankcyi 
prawnej  ^).  Litwini  np.,  wysyłając  ze  zjazdu  wileńskiego  pełno- 
mocników na  sejm  1562 — 3  r.  „mianowitemi  słowy",  dali  im 
„poruczenie,  prosząc  ich  przez  wiarę  i  powinna  ku  ojczyźnie 
miłość,  poprzysięgając,  aby  wedle  tego  poruczenia  się  sprawo- 
wali i  z  niego  nie  występowali"  '*). 

Pod  względem  formy  przejawu  woli  wyborczej,  można  za 
Zygmunta  Augusta,  jak  i  później,  rozróżniać  cztery  zasadnicze 
typy  pełnomocnictw.  1)  Pełnomocnictwo,  udzielające  nieogra- 
niczonej władzy  stanowienia  —  zjawisko  znacznie 
rzadsze  już,  niż  w  okresie  poprzedzającym.  Takiej  władzy  użyczają 
za  staraniem  biskupa  Zebrzydowskiego  sejmiki  kujawskie  swym 
posłom    na  sejmy  1547  i   1548  r.'');    zupełną    władzę    przypisuje 


')  Źródlopisma  t.  II,  6. 

2)  Dzienniki  sejmów  1555  i  1558  r.,  118. 

3)  Tomiciana  XIV  (Bibl.  Czart.  720) :  na  sejmie  r.  1533  posłowie  proszą,  aby 
pp.  rady  nie  zmuszali  ich  do  tego,  czego   „salvo  honore  praestare  non  possent". 

4)  Źródłopisma,  II,  172.  Por.  też  tamże  str.  280;  Dzienniki  s.  1555  i  1558 
r.,  str.  71.  Jedyną  wzmianką  o  „pieni"  t.  j.  o  karze  pieniężnej  za  przekroczenie 
instrukcyi,  znaleźliśmy  w  manifeście  przeciwsejmowym  Litwinów  z  r.  1590 
(ob.  Załączniki  Nr.  1). 

5)  Listy  Andrzeja  Zebrzydowskiego  (Acta  historica  t.  I)  n"   162,  str.  402. 


—     174     - 

-sobie  wiekopomny  sejm  lubelski  1568—9  r.  i).  Ziemia  zakro- 
czymska z  chwalebną  uległością  stale  dogadzała  w  tym  względzie 
życzeniom  królewskim-),  2)  Wyraźny  nakaz  wyjednania 
u  króla  lub  sejmu  pewnych  ustępstw,  żądanych  przez  społeczność 
wojewódzką  albo  ziemską  —  dość  często  spotykana  forma,  której 
przykładami  są  instrukcye  z  1548  r.,  żądające  unieważnienia  ślubu 
z  Radziwiłłówną  i  potwierdzenia  przywilejów,  instrukcye  oświę- 
cimskie na  sejm  1562  r.,  instrukcya  krakowska  na  sejm  Unii  ^). 
3)  Wyraźny  zakaz  przyzwalania  na  pewne  wnioski  lub  na- 
wet wdawania  się  w  ich  dyskusyę,  —  dotyczący  najczęściej  ma- 
teryi  podatkowej.  Ziemie  ruskie  i  podolskie  posłom  swym  na 
sejm  warszawski  1563  r.  kazały  „nie  pozwalać"  nawet  na  konsty- 
tucye  przeszłego  sejmu-*);  prusacy  w  r.  1568  bezwarunkowo 
zabraniają  posłom  wdawać  się  w  jakiekolwiek  rozprawy ;  wszystkie 
kwestye  każą  odnosić  do  siebie  z  powrotem'^).  4)  Najczęściej  wszakże 
typ  trzeci  łączy  się  z  drugim,  tworząc  instrukcye  warunkowo- 
limitacyjną.  Na  sejmie  w  r.  1552  posłowie  o  niczem  gadać 
nie  chcieli,  bo  mieli  w  instrukcyach  powiedziane,  aby  nie  przystępo- 
wali do  żadnej  materyi,  póki  sejm  sądów  biskupich  nie  uchyli^). 
Na  sejmie  piotrkowskim  r.  1565  krakowianie  zapowiadają,  że  na- 
wet na  egzekucyę  nie  pozwolą,  dopóki  unia  nie  weźmie  skutku  '). 


1)  Vol.  Leg.  II,  745,  754,  759,  768-780.  Wiadomość  o  nieograniczonej 
władzy  posłów  na  tym  sejmie,  jak  i  w  innycli  wypadłcacłi,  należałoby  przyjąć 
z  dobrodziejstwem  inwentarza.  Może  tu  zacłiodzić  coraz  częstsze  w  późniejszycłi 
czasachi  nieporozumienie.  Już  o  posłacłi  wielkopolsliicłi  1536  r.  donosił  emisa- 
ryusz  królewski  Opalcnicki  Zygmuntowi,  że  dana  im  jest  „plena  facultas  (Bibl. 
Czart.  275).  Instrukcye  pruska  i  krakowska  na  sejm  lubelski  r.  1569  wcale  nic  na- 
dają posłom  zupełnej  władzy :  nieporozumienie  polega  na  tem,  że  frazes  plena 
potestas,  podnoszący  urok  delegata,  nieraz  pojmowano  z  prezumpcyą :  do  wy- 
konania zawartycłi  w  instrukcyi  zleceń. 

2)  Ob.  lauda  tejże  ziemi  (z  lat  1558,  62,  3,  4,  7,  70,  6)  o  obiorze  po- 
słów („Electio  nunciorum")  w  Tekach  Pawińskiego. 

3)  Kojałowicz,  j.  w.  645;  Scriptores  r.  pol.  I,  253;  Źródłopisma,  II,  31. 
Na  zasadzie  wzmianek  w  dyaryuszach  niepodobna  twierdzić  z  całą  pewnością, 
czy  owe  instrukcye  nie  zawierały  przepisów  limitacyjnycłi,  stawianycłi  warun- 
kowo albo  kategorycznie. 

4)  Źródłopisma,  II,  212. 

5)  Kojałowicz,  j.  w.,  213  i  nast. 

6)  Szujski,  Dzieje  Polski,  II,  264. 

'')  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego  1565  r.,  68. 


—     175     - 

Zakres  swobody  działania  każdego  posła  zależał  oczywiście 
od  ścisłości  i  dokładności  granic,  jakie  mu  szlachta  wyznaczyła 
w  instrukcyi.  Jakoż  liczne  przykłady  dowodzą,  że  w  ważnych 
chwilach  posłom  nie  zbywało  na  chęci  pozbycia  się  uciążliwych 
zobowiązań.  Instrukcye  łamano  i  wymijano  za  pomocą  wykrętnej 
interpretacyi  zarówno  dla  celów  państwowych,  jak  i  dla  pokątnych 
celów  prywatnych.  Niedarmo  snąć  radził  Andrzej  Zebrzydowski 
królowej  Bonie  zapytać  w  uniwersałach  szlachtę,  czy  z  jej  woli 
posłowie  czynili  królowej  wielkie  przykrości  na  sejmie  1546  rj). 
Na  sejmie  piotrkowskim  1562  r.  posłowie  chełmińscy,  jak  utrzy- 
mywał ich  wojewoda  Działyński  „mimo  poruczenia  swe,  w  co 
innego  się  wdają...  i  pokazać  tego  nie  mogą,  żeby  im  to  było 
poruczono"  -).  Podobnież  posłowie  ruscy  i  podolscy  na  sejmie 
piotrkowskim  1558  9  r.  pomimo,  źe  „sie  im  rozkazali  bracia  ich 
w  niwecz  nie  wdawać,  ażby  była  pierwej  obrona  namówiona,  ale 
oni,  folgując  sprawom  pospolitym  i  obietnicy  posłów  drugich 
opuścili  to  aż  do  tego  czasu"  ^).  Posłów  krakowskich  na  sejmie 
1565  r.  izba  ośmiela  do  odstępstwa  od  litery  mandatu,  cytując 
przykład  poprzedniego  sejmu  (parczowskiego),  kiedy  to  posłowie 
„mimo  opisanie  swe,  wdawali  się  w  sprawy  im  nie  należące, 
bo  i  okazowanie  odłożyli  i  na  sławę  królowi  dozwolili,  aby 
trzech  kroć  sto  tysięcy  złotych  na  dobra  królewskie  zastawą 
nabył"  ■»). 

Nieraz  wszakże  zdarzało  się,  źe  izba  wśród  trudnej,  naprę- 
żonej pracy  nad  reformą  napotykała  na  swej  drodze  fatalną 
zawadę,  odosobnioną  instrukcye  jakiejś  ziemi,  i  pojmując,  że 
opozycya  ma  zupełną  moralną  słuszność,  że  na  jej  miejscu  każdy 
inny  poseł  tak  samo  powinienby  postąpić,  —  opuszczała  bezradnie 
ręce  i  w  kłopocie  udawała  się  na  „górę"  do  senatu,  po  radę, 
„Co  dalej  czynić,  Prussowie  iż  nie  zasiedli?"  zapytuje  izba  21 
marca  1569  r.  •^).  A  gdy  Litwini  na  sejmie  1570  r.  odmawiali 
udziału  w  obradach,    póki  Stany  nie  uradzą  obrony,  koło  posel- 


1)  Listy  Andrzeja  Zebrzydowskiego,  n".  101. 

'-)  Źródlopisma,  II,  86. 

3)  Dzienniki  sejmów  walnych  1555  i  58  r.,  str.  293. 

'•j  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego,  str.  83. 

^)  Kojałowicz,  j.  w.,  227. 


—     176     — 

skie  znowu  śle  do  senatu  prośbę,  „żebyście    WM.    radzić  raczyli 
a  ten  pień  z  drogi  zwalili"  '). 

I  pień  sterczał  nietknięty,  bo  korzenie  jego  głębiej  wryły 
się  już  w  prawną  świadomość  ogółu,  niż  żeby  go  wyrwać  mogła 
najlepsza  nawet  a  samotna  wola  królewska.  Jeżeli  czyjej  winie, 
to  brakowi  poparcia  ze  strony  senatu  przypisać  musimy  tę  nie- 
moc posłów  w  łamaniu  przesądów,  przyniesionych  z  sejmików. 
Ludzie,  którzy,  jak  kanclerz  Ocieski,  jak  kardynał  Hozyusz  2),  ro- 
zumieli racyonalność  nowoczesnej  idei  reprezentacyi,  a  nie  sta- 
rali się  oświecić  w  tej  sprawie  najlepszej  części  społeczeństwa, 
podobnie  jak  Zygmunt  August,  nie  zrobili  dla  uratowania  pol- 
skiego parlamentaryzmu  tego,  co  mogli  byli  zrobić.  Nie  poparty 
znikąd  w  przełomowej  chwili,  umysł  parlamentarysty  brnął  da- 
lej, grzązł  coraz  głębiej  w  błędnych  zasadach,  uważał  instrukcyę 
za  swą  broń  przed  królem  i  opinią  ogółu.  Nawet  w  sprawach, 
wyraźnie  przez  sejmik  nie  zakazanych,  chętnie  interpretował  mil- 
czenie wyborców  w  sposób  restrykcyjny,  jako  zakaz  wdawania 
się  w  rzeczy  nieprzewidziane.  Nieznany  polemista-komentator 
manifestu  posejmowego  Zygmunta  Augusta  z  r.  1548  twierdzi: 
„taka  jest  natura  każdego  posła  (nuntii),  że  o  nic  innego  więcej 
nie  ma  się  starać,  krom  zleceń  otrzymanych  od  osoby,  która  go 
wysyła"  ^).  Podobnież  na  sejmie  1565  r.  Fr.  Rusocki,  kaszt,  na- 
kielski,  tak  motywował  swój  odosobniony  protest:  „bo  mu  o  tem 
mówić  nie  poruczono"  *)^  Tu  zresztą  ważną  grał  rolę  chara- 
kter materyi,  stającej  na  porządku  dziennym :  poseł  bywał  bar- 
dziej skorym  do  kroków  samodzielnych,  gdy  wynik  ich  szlachcie 
rokował  korzyści,  a  jemu  samemu  wdzięczność  pozostałej  braci, 
niźli  wtedy,  gdy  chodziło  o  ofiarę  na  rzecz  rządu  królewskiego. 


1)  Szujski,  Dyaryusze  sejmowe,  119. 

2)  Ob.  radę  jego  w  Stanislai  Hosii  epistolae,  II,  20. 
^)  Scriptores  rer.  pol.,  I,  268. 

4)  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego  1565  r.,  str.  285.  —  Warto  zestawić 
z  opornym  nastrojem  instrukcyi  szlacheckich  zgodliwsze  nieco  usposobienie 
mieszczan.  „Instrukcyę  Krakowa  —  pisze  Rymar,  Udział  Krakowa  w  sejmach 
i  sejmikach  Rzplitej,  218,  wzorowały  się  na  ziemskich,  lecz  nie  krępowały  tak, 
jak  tamte,  wolności  postępowania  posłów.  Ze  strony  miasta  domagano  się,  aby 
posłowie  trzymali  się  treści  instrukcyi,  i  mamy  świadectwo,  że  ci  powoływali 
.się  na  skrępowanie  ich  działalności   brzmieniem    instrukcyi,    jednak    dodawano 


—     177     — 

Z  takiego  stosunku  posłów  do  instrukcyi  wypływają  ważne 
wnioski,  dotyczące  sposobu  stanowienia  uchwał.  Mandat  nakaz- 
czy  potężnie  musiał  oddziaływać  na  porządek  i  zasady  głosowa- 
nia, ale  nie  przesądzał  o  nich  całkowicie.  Przede- 
wszystkiem,  w  tycłi  materyach  natury  prawodawczej,  które  sej- 
miki pozostawiały  do  uznania  posłów,  lub  których  formalnie  nie 
wyjęły  z  pod  ich  kompetencyi,  izba  poselska  mogła  decydować 
wbrew  pojedynczym  głosom  lub  mniejszości,  a  na  ich  opozycyę 
mogła  replikować  słowy  Działyńskiego,  „iż  pokazać  tego  nie 
mogą,  aby  im  to  było  poruczone".  O  stanowisku,  z  którego  w  ta- 
kich razach  spoglądano  na  milczenie  instrukcyi,  decydował  duch 
inicyatywy  i  przedsiębiorczości,  panujący  w  przeważnem  stron- 
nictwie. 

Powtóre,  przy  rozwiązywaniu  tak  złożonych  zadań,  jak  egze- 
kucya  królewszczyzn,  reforma  sądowa  i  kościelna,  a  zwłaszcza 
unia  z  Litwą,  żaden  sejmik  nie  mógł  przewidzieć  i  podyktować 
posłom  całej  taktyki  parlamentarnej.  Otóż  w  tych  porządkowych 
raczej,  niż  prawodawczych  materyach,  mogła  izba  decydować 
i  niejednogłośnie.  Mogła  —  w  tem  znaczeniu,  że  nie  sprzeciwiał 
się  jej  sposobowi  głosowania  nakaz  ziemski.  Do  tej  kategoryi 
należy  obiór  marszałka,  wyznaczanie  różnych  komisyi,  redagowa- 
nie przy  rokowaniach  memoryałów,  przedwstępnych  ceduł,  regu- 
lowanie różnych  szczegółów  okolicznościowych,  układanie  po- 
rządku dziennego. 

Potrzecie  —  tutaj  musimy  jeszcze  raz  sprostować  dość 
utarte  nieporozumienie,  —  najsurowszy  nawet  mandat  limitacyjny 
sam  przez  się  nie  wyłącza  rządów  większości,  chociażby  nieabso- 
lutnej.  Wyborcy,  jak  to  widzieliśmy  już  na  przykładzie  Francyi  ^), 
krępują  swymi  nakazami  wolę  posłów  głosujących,  lecz  żadnej 
nie  mają  władzy  nad  izbą  obradującą.  Jeżeli  tylko  wystarczająca 
liczba  mandataryuszów  upoważniona  jest,  albo  ma  dość  odwagi, 
aby  powziąć  pewną  uchwałę,  i  potrafi  wprowadzić  ją  w  czyn,  to 
opozycya  może  upomnieć  się  o  swoje  prawa  nietykalne,  ale  nie 
o  pogwałcenie    instrukcyi  tworzących  ją  województw.    Z    drugiej 


zawsze,  że  dbałość  o  dobro  miasta,  a  zarazem  chęć  shiżenia    temu  wskaże    im 
drogę,  którą  w  danym  wypadku  obrać  wypadnie". 
1)  Ob.  wyżej,  str.  G4. 

12 


—     178     — 

zaś  strony,  jeżeli  w  gronie  obradującycii  delegatów  mniejszość 
wbrew  odebranym  zleceniom  uzna  za  ważną  decyzyę  większości, 
to  takie  sprzeniewierzenie  się  nie  osłabia  powagi  uchwały  zbio- 
rowej. O  sejmikach  można  powiedzieć  językiem  znanej  broszury 
z  r.  1573,  że  wcale  nie  „preskrybowały"  bezpośrednio  sejmowi, 
„reprezentującemu  ciało  Rzpltej"  ').  Że  pogląd  taki  tkwił  na  dnie 
całego  systematu  rządów  sejmowych,  dowodem  właśnie  owe 
prośby,  pogróżki,  zaklęcia,  obietnice  i  przysięgi,  zobowiązujące 
posłów  do  wierności ;  dowodem  sam  rozpaczliwy  opór  uczciwych, 
lecz  niewyrobionych  politycznie  posłów,  i  bezowocność  wszelkich 
spóźnionych  protestów;  dowodem  wreszcie  ścisłe  indagacye  ze 
strony  wyborców  na  sejmikach  relacyjnych,  czy  przypadkiem  poseł 
nie  pozwolił  na  jakąś  nowość,  nieprzewidzianą  w  instrukcyi  ^). 
Pocóż  tyle  zachodu  i  obaw,  jeżeli  poseł  ma  być  tylko  „kartelu- 
szem",  na  którym  wypisane  są  życzenia  jego  mocodawców?  Toż 
wystarczało  udowodnić  złamanie  instrukcyi  i  odmówić  wykonania 
uchwały.  —  Rdzeń  aktu  poselskiego  leży  w  votum  sejmowem, 
w  iście  przestawicielskim  akcie  przyzwolenia  na  pewien 
wniosek  lub  odmowy  w  imieniu  wyborców^).  Dlatego  to  pru- 
sacy na  sejmie  piotrkowskim  1562/3  r.  tak  uporczywie  obstają 
przy  swem  poruczeństwie,  a  protestacyę  swoją  motywują:  ,,byle 
tylko  mogło  dojść  do  wiadomości  wszystkich  stanów  i  mieszkań- 
ców tamtych  ziem,  żeśmy  w  niczem  nie  przekroczyli  granicy 
naszej  instrukcyi  i  mandatów,  jak  przystało  człowiekowi  dbałemu 
o  swoją  wiarę  i  honor"  ^).  Dlatego  szlachta  ruska  każe  swym  posłom 
na  sejm  warszawski  1563  r.  zaprotestować  przeciw  konstytucyom 
zeszłorocznym  nie  na  zasadzie  ówczesnej  instrukcyi,  lecz  „allegu- 
jąc  to,  iż  posłowie   ich    przeszłego   sejmu...    nie    zezwalali  na  tę 


')  Naprawa  Rzeczypospolitej  do  elekcyi  nowego  króla,  Kraków  (Turowski, 
1859,  str.  22);  por.  niżej,  str.  228. 

2)  Ob.  dyaryusz  sejmiku  proszowskiego  2-3  marca  1573  r.  u  Noailles'a, 
Henri  de  Yalois,  III,  266-74.  Sprawozdanie  posłów  krakowskich  z  konwokacyi 
u  Kutrzeby,  Lauda  krakowskie  I,  31  sq. 

3)  Totius  nobilitatis  vice,  Listy  Zebrzydowskiego,  n'\  165  (por.  wyżej, 
str.  43,  słowa  króla  angielskiego  :  „vłce  vestra").  Rzecz  charakterystyczna,  jak 
pojmuje  reprezentacyę  Solikowski  w  broszurze.  Rozsądek  o  sprawach  elekcyi 
przeszłej  (1573) :  „Na  sejmie  stanowić  się  na  absentes  może,  bo  posłowie  repre- 
sentant  personas  omnium,    ale   na  elekcyi  nic  okrom  tego,  na  co  jest  elekcya". 

4)  Źródłopisma,  t.  11,  str.  85. 


—     179     — 

konstylucyę  około  danin  i  oświadczali  się,  że  na  nie  nie 
zezwalali  ').  I  później  jeszcze  anarchiczny  zjazd  średzkł  z  dnia 
3  lipca  1590  r.,  uchylając  konstytucyę  o  pogłównem,  nie  może 
się  obejść  bez  przypomnienia,  że  przeciw  niej  protestowano  na 
samym  sejmie ').  Podobnie  argumentuje  sejmik  proszowski  27 
stycznia  1597  r.^). 

Dopiero  w  skojarzeniu  z  dominującą  zasadą  jednomyślności 
stawała  się  instrukcya  grotem,  godzącym  faktycznie  i  po- 
średnio w  swobodę  decyzyi  samego  zgromadzenia,  gdyż  zwią- 
zany przez  nią  poseł  wiedział,  że  może  paraliżować  jednozgodną 
wolę  pozostałej  izby,  a  pojmując  nadto,  czego  po  nim  spodzie- 
wają się  bracia,  chętnie  korzystał  ze  swych  prerogatyw.  Stąd 
zaś  wynika,  że  przejście  od  jednomyślnych  uchwał  do  głosowa- 
nia większością  byłoby  na  drodze  legalnej  możebnem  w  tym 
razie,  gdyby  sejm  osobną  jednomyślną  uchwałą,  chociażby  wbrew 
instrukcyom,  zarządził  ów  radykalny  przełom  ustrojowy.  Czyby 
kraj  na  to  pozwolił,  to  inne  pytanie;  ale  w  walce  żywiołu  ziem- 
skiego z  ogólnopaństwowym,  jakaby  wtedy  nastąpiła,  bogini 
Temida  sprzyjałaby  temu  ostatniemu.  W  razie  zaś  zamachu  stanu, 
1  j.,  gdyby  reformę  głosowania  usiłowano  wprowadzić  wbrew 
głosom  pełnomocnej  nawet  opozycyi,  w  obliczu  prawa  mieliby 
słuszność  obrońcy  jednomyślności. 


1)  Tamże,  str.  212. 

2j  Zdaniem  Wielkopolan,  uchwala  o  pogłównem  zapadła  „nad  wolą  i  po- 
zwolenie nas^e",  przytem  „po  ekspirowaniu  czasu  sejmowego,  konstytucyą 
opisanego"  ;...  „niemniej  się  przypatrzywszy  prołestacyom  posłów  ziemskicli  tak 
swych,  jako  i  inszych  województw  przeciw  temu  pogłównemu  i  konstytucyom 
sejmowym,  a  chcąc,  aby  co  za  nłespólnym  i  niezgodnym  zezwoleniem  jest 
uczyniono,  effektu  swego  nie  brało,  by  za  prawo  jakie  rozumiane  nie  było",  kon- 
fedcracya  ogłasza  nieważność  uchwał  sejmowych,  zobowiązuje  się  zbrojne 
wystąpić  przeciw  starostom,  surrogatorom  ich,  egzekwującym  pogłówne  i  pozy- 
wającym szlachtę  i  t.  d.  Konfederacya  województw  wielkopolskich  z  10  sierpnia 
1590  r.,  Ms  107  Bibl.  Jagiellońskiej.  I  rokoszanin  Stabrowski,  kaszt,  parnawski, 
powiadał  na  zjeździe  stężyckim  9  czerwca  1606  r. :  „poseł  nasz  mimo  to,  co  nam 
miał  sprawić  na  sejmie,  przyniósł  nam  uniwersał  poborowy,  na  któryśmy,  po- 
nieważ contra  jura  et  constitutiones  sejm  zawarto  i  głosy  posłów  oprymowane, 
i  wiele  województw  przeciw  temu  się  protestowało,  nic  pozwoliliśmy",  Rem- 
bowski, Rokosz  Zebrzydowskiego,  str.  7.  Por.  też  ówczesną  argumcntacyę  Kra- 
kowian, Sobieski.  Pamiętny  Sejm,  224. 

3;  Barwiński,  Dyaryusze  sejmowe  r.   1597,  str.  380. 

12* 


—     180     — 

Nie  nadwerężona  za  Zygmunta  Starego,  pierwotna  jedno- 
myślność w  następnym  ol<resie  uchodzi  też  nietylko  za  najlepszy 
sposób  zaakcentowania  niewzruszonej  powagi  decyzyi,  za  gwa- 
rancyę  posłuszeństwa  wszystkich  osób,  mogących  protestować, 
a  nie  protestujących,  lecz  i  za  obowiązującą  regułę  prawną. 
Świadczą  ■  tem  opinie  mówców  sejmowych,  aryngi  konstytucył 
i  liczne  w  praktyce  współczesnej  przykłady  nieuznawania  przez 
opozycyę  postanowień  większości.  „W.  K.  Mość  wiedzieć  ra- 
czysz", —  przemawiał  do  króla  na  sejmie  1570  r.  rzecznik  nowo- 
powstającej większości  katolickiej,  kasztelan  lędzki,  —  „iż  gdy 
stany,  zwłaszcza  posłowie  wszyscy,  na  co  się  nie  zgodzą,  że  to 
za  konstytucyę  pisano  być  nie  ma"  ').  Na  sejmie  lubelskim  czę- 
stokroć „konkluzya  nie  mogła  być,  bo  byli  różni  posłowie" ; 
„pan  marszałek  poselski  nie  konkludował,  bo  niezgoda  była"  ^). 
Czasem,  choć  rzadko,  rozlegało  się  mocne  „nie -pozwalam"  nawet 
z  ust  senatorskich^).  Na  posiedzeniu  dnia  15  czerwca  izba  zna- 
czną większością  decyduje  się  posłać  do  króla  i  senatu  delega- 
tów, którzyby  przełożyli,  że  Król  JMć  i  panowie  napróżno  czas 
tracą,  paktując  z  Litwinami.  Mniejszość  jednak,  a  nawet  nie- 
którzy z  większości,  nie  uznają  powagi  tej  nietaktownej  konklu- 
zyi  marszałkowskiej,  i  całe  przedsięwzięcie  kończy  się  kompro- 
mitacyą  izby^). 

Ponieważ  zaś  w  owej  epoce  współzawodnictwa  z  senatem 
rozdwojenie  mogło  być  dla  koła  poselskiego  nader  niebez- 
piecznem,  przeto  wszelkie  nieporozumienia  załatwiano  i  łago- 
dzono już  w  izbie.  O  ile  nie  udało  się  przełamać  uporu  oponenta, 
starano  się  o  jednomyślność  sztuczną,  pozorną.  Za  zgodą  mniej- 
szości przedstawiano  senatowi  wszystkie  decyzye  jako  jedno- 
myślne, pod  warunkiem,  że  w  chwili  zamknięcia  obrad  każdemu 
wolno  będzie  jeszcze  wystąpić  z  protestem.  Poseł  Drohojowski 
tak  mówił  do  senatu  na  sejmie  1565  roku  (posiedzenie  z  dnia 
27  lutego):  „Do  uszu  J.  Królewskiej  Mości  nic  się  nie  przynosi 
od  nas,  na  cobyśmy  pierwej  wszyscy  jednozgodnie  nie  zwolili, 
i  tej  różności  pilnie   między  sobą  przestrzegamy,  tak  iż  gdzieby 


1)  Szujski,  Dyaryusze,  str.  117. 

2)  Kojałowicz,  j.  w.,  238,  249-50. 

3)  Tamże,  str.  405-29. 


-      181     — 

się  co  komu  nie  podobało,  bądź  to  jednemu  województwu,  bądź 
części  której  nakoniec,  wolno  jest  jednej  osobie  po  niepozwolenie 
tu  przed  Jego  Król.  Mcią  się  opowiedzieć,  nam  pierwej  certa 
ratione  przełożywszy,  jakoteż  się  to  wielekroć  trafiało"  ')• 

Te  same  względy,  narówni  zresztą  ze  zwykłym  zdrowym 
rozsądkiem,  podsuwały  niekiedy  posłom  pomysły  radykalniejsze. 
Nie  śmiano  wprawdzie  formalnie  proponować  wprowadzenia  za- 
sady większości,  ale  otwarcie  potępiano  krańcowe  objawy  teoryi 
neniine  contradicente.  Na  sesyi  dnia  8  lutego  1563  r.  dają  się 
słyszeć  w  izbie  zdania,  iż  „to  jest  nie  dobrze,  aby  dwa  albo 
trzej  za  uporem  swym  przewodzić  mieli,  tak  i  to  nie  dobra,  aby 
też  dwa  albo  trzej,  oponowawszy  się,  mieli  co  przekazować, 
nac  się  inni  wszyscy  zgodzą,  by  też  najlepszego  co  było"  2)  — 
uwaga  nadzwyczaj  trafna,  gdyż  wypowiada  często  zapominaną 
prawdę,  iż  liberum  veto  jest  niemniej  despotyczną  tyranią 
w  ducliu  konserwatywnym,  jak  samowładny  monarchizm  —  pod 
każdym  względem.  Z  górą  pół  roku  trwający  sejm  lubelski,  mo- 
ment najściślejszego  zespolenia  króla  z  senatem  i  posłami  ziem- 
skimi, zaznaczył  się  niejednem  zarówno  słownem,  jak  i  czynnem 
wystąpieniem  przeciw  nałogowi  jednomyślności.  Ów  niefortunny 
pomysł  wysłania  deputacyi  do  króla  i  senatu  v/  sprawie  układów 
z  Litwą  dał  powód  posłowi  sieradzkiemu,  Przerębskiemu,  do 
energicznego  upomnienia  się  o  słuszne  prawa  większości:  „Iż 
jeden  contrarium  dzierży  przeciwko  nam  wszystkim  województwom 
przedniejszym,  tedy  my  nie  cłicemy,  aby  na  jednym  stanęło"  ^). 
Dnia  28  lutego  izba  postanawia  iść  słuchać  wotów  senatorskich 
wbrew  głosom  posłów  ruskich ;  d.  28  marca  po  dyskusyi  nad 
kwestyą,  czy  posyłać  do  króla  po  przywilej  kontumacyjny 
o  unii  —  „wszystkie  województwa  zwoliły  posłać,  jeno  kawalec 
mazowieckiego  „nie  słać".  Wszakoż  „conclusiim  od  wszystkich 
posłać  i  posłano"  ■*).  Dnia  21  czerwca  odbywa  się  głosowanie 
nad  tem.  czy  pozwolić  na  pieczęć  litewską  pod  przywilejem  unii; 


')  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego,  str.  167.  Na  sejmie  r.  1606  cała  izba 
poselska  decyduje  się  iść  na  górę  popierać  grawamina,  które  wytoczyły  właści- 
wie frakcye  różnowiercza  i  rokoszańska,  Sobieski,  Pamiętny  Sejm  105,  111. 

2)  Źródłopisma  do  dziejów  Unii,  II,  83. 

3)  Kojałowicz,  j.  w.,  427-8. 
*)  Tamże,  118,  232. 


—     182     — 

większość  z  krakowianami  na  czele  jest  przeciwna,  i  Walenty 
Orzechowski  woła  do  marszałka  Potworowskiego:  „Nie  oglądaj 
się  WM.  na  contraria  vota,  ale  idźmy  z  tem  zgodnie,  nie  pozwa- 
lając jeszcze"  ').  I  decyzya  większości  zwycięża.  Nierównie  do- 
nioślejszym był  inny  precedens  z  r.  1553,  kiedy  mimo  protestów 
i  odjazdu  z  sejmu  frakcyi  Hieronima  Ossolińskiego,  liczącej  15 
posłów,  reszta  (około  100)  zawotowała  żądane  podatki-).  Ale 
wypadki  takie  ginęły  bez  śladu  w  powodzi  innycłi,  co  albo 
utrwalały  w  pamięci  narodu  skuteczność  protestów  mniejszości, 
albo,  co  gorsza,  wpajały  przekonanie,  że  z  sympatyczną  zasadą 
jednomyślności  „od  biedy"  żyć  można,  bo  koniec  końcem  opo- 
nenci dadzą  się  uprosić. 

Że  w  dobie  walki  o  naprawę  Rzpltej  faktycznie  rządy  chwi- 
lami sprawowała  większość,  nie  ulega  wątpliwości^).  Ale  od  fakty- 
cznych rządów  do  ugruntowania  zasady,  na  której  mogłyby  one 
być  oparte,  daleka  droga :  przytem  jakaż  korzyść  z  faktycznej 
predominacyi  ówczesnych  postępowców,  gdy  po  każdcm  głoso- 
waniu, wyraźnie  wykazującem  przewagę  ich  stronnictwa,  zaczy- 
nały się  gorszące  prośby,  perswazye,  powtórne  głosowania,  obli- 
czone na  to,  aby  opozycya  ustąpiła  „dobrowolnie"  ?  Nie  oglądać 
się  na  przeciwne  głosy  —  to  była  jedyna  droga  do  uzdrowienia 
sejmu;  i  tej  drogi  właśnie  unikano  za  wszelką  cenę.  Zasady 
większości  nietylko  nie  przyjęły  sprawy  porządkowe,  podatniejsze 
na  jej  zastosowanie,  ale  same  nawet  uległy  kształtującemu  wpły- 
wowi idei  nemine  contradicente,  panującej  przy  głosowaniu  pra- 
wodawczem.  Wciskająca  się  do  Polski  z  Zachodu  zasada  większości 


')  Tamże,  459. 

2)  Szujski,  Dyaryusze,  str.  77  (List  króla  do  Radziwiłła  z  30  marca). 

3)  Dostrzegł  to  już  Bobrzynski,  Dzieje  Polski,  wyd.  II,  1880,  t.  II,  str. 
94 ;  zapewne  w  związku  z  tem  jego  spotrzeżeniem  jest  praca  na  ten  temat 
Karola  Windakiewicza,  złożona  w  rękopisie  do  Biblioteki  Czartoryskicli.  Zresztą 
z  luźnych  objawów,  zanotowanych  przez  dyaryusze,  a  przez  nas  podanych  wy- 
żej, autor  „Dziejów  Polski"  wywnioskował  z  właściwą  sobie  lotnością  :  „Pra- 
gnęła izba  poselska  1)  utrwalić  swą  zupełną  przewagę  nad  sejmikami  i  zdobyć 
sobie  nieograniczone  ze  strony  szlachty  pełnomocnictwo,  2)  utrzymać  w  swoim 
obrębie  głosowanie  większością,  które  faktycznie  się  wyrobiło"  i  t.  d.  Również 
nie  wiadomo,  na  jakiej  podstawie  p.  B.  pisze  (str.  175),  że  zasada  jednomyśl- 
ności ostatecznie  utrwaliła  się  w  roku  1589. 


—     183     — 

głosów  nie  zdołała  przebić  ')  elastycznej  logiki  sejmującego  grona. 
Przyswoi  ją  sobie  tylko  —  niewiadomo  dokładnie  kiedy,  ale  na- 
pewno  już  od  początku  XVII  wieku  -)  —  pasorzytna  organizacya 
związku  konfederacyjnego,  której  rola  w  historyi  naszego  parla- 
mentaryzmu, prosta  a  doniosła,  zredukuje  się  do  pogłębienia 
dwóch  popularnycii  złudzeń.  Poco  reformować  sejm,  wyrzekać 
się  efektownej  jednomyślności,  skoro  nawet  w  trudnym  do  przy- 
puszczenia wypadku,  że  opozycya  nie  da  się  zmiękczyć,  pozo- 
staje niezawodna  korektywa  —  braterski  węzeł  konfederacyi  ?  — 
Z  tym  politycznym  morałem  złączy  się  inny,  natury  prawnej : 
ponieważ  konfederacya  przeciwstawia  się  całemu  normalnemu 
ustrojowi  władz  państwowych,  więc  i  specyficzna  jej  właściwość, 
głosowanie  większością,  jako  zasada  nienormalna,  nie  może  mieć 
miejsca  poza  obrębem  konfederacyi. 

')  Cały  nasz  wykład  tej  kwestyi  uszedł  w  swoim  czasie  uwagi  prof.  St. 
Estreicłiera ;  jedynie  ta  okoliczność  tłómaczy  nam  możliwość  jego  polemiki 
z  prof.  Kutrzebą  w  Czasopiśmie  prawniczem  i  ekonomicznem,  VI,  400-9. 

2)  Por.  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  251. 


ROZDZIAŁ  III. 

Pierwsze  wstrząśnienia  podczas  bezkrólewi.  Sejm  a  sejmil<i  za  Batorego.  Równo- 
ległość obioru  króla  i  sejmowania.  Pierwsze  elekcye  —  pod  wezwaniem  Ducha 
Świętego.  Projekty  reformy  elekcyi  za  Zygmunta  Augusta.  Zasada  viritim  w  ro- 
zumieniu szlachty  i  Zamoyskiego.  Jednomyślność  zwycięża.  Wywyższenie  je- 
dnostki w  artykule  o  wypowiedzeniu  posłuszeństwa.  Państwo  związane  unią 
wolnych  dusz.  „Nic  na  mnie  bezemnie".  Dalsza  decentralizacya :  rządy  sejmi- 
kowe. Indywidualizacya  wewnątrz  sejmiku.  Wpływ  humanizmu,  reformacyi, 
unii  z  Litwą.  Zagęszczone  rozłamy  na  wyborach.  Utrata  reprezentacyi  w  razie 
niedojścia  sejmiku.  Ustawy  wyjątkowe  o  obieraniu  posłów  i  deputatów  wię- 
kszością. Czy  świadczą  one  o  postępie?  Niezużytkowane  przepisy  z  lat  1578 
i  1601.  Prawo  większości  w  trybunale  i  innych  sądach.  Rugi  poselskie.  Spór 
na  sejmie  1597  r.  Zwycięstwo  zasady  sądowniczej.  Dekret  a  konsens.  Genera- 
lizacya  i  rozlew  idei  jednomyślności. 

„Rzeczpospolita  każda,  jak  okręt  na  wodzie,  wiatrem  albo 
fortuną  i  żeglarzów  umiejętnością  stoi,  a  dwiema  rzeczami  gi- 
nie —  ciszą  morską  i  burzą"  ')  —  są  słowa  bezimiennego  sta- 
tysty z  czasów  Walezyusza.  Głęboką  prawdę  tego  spostrzeżenia 
w  całej  nagości  okazać  miała  era,  otwierająca  się  po  wygaśnię- 
ciu Jagiellonów. 

Kryzys  reformacyjny  mijał;  niewyzyskane  marnowały  się 
korzyści,  jakie  parlamentaryzm  mógł  sobie  po  nim  obiecywać. 
Z  dwóch  klęsk  żywiołowycti,  od  których  giną  rzeczypospolite 
i  okręty,  pierwsze  zwaliły  się  na  Polskę  —  burze.  Trzykrotny 
orkan  bezkrólewia  nadwątlił  i  rozluźnił  wiązania  nowopowstającej, 
a  tak  dalekiej  od  wykończenia,  budowli  władz  publicznych. 


')  Malacia  et  tempestate:  Pokazanie  błędów  i  naprawa  ich  w  Rzplitej 
naszej  hoc  interregno,  gdy  już  potem  czasu  nie  będzie,  Plater,  Zbiór  pamiętni- 
ków, II,  46. 


—     185     - 

Po  trzeciem  starciu  stronnictw,  którego  głównymi  momen- 
tami była  śmierć  Samuela  Zborowskiego,  skazanie  jego  braci, 
zwycięstwo  elekcyjne  „Czarnych"  zamojszczyków  nad  „Białym" 
obozem  Zborowskich,  oraz  pogrom  tego  ostatniego  pod  Byczyną, 
już  nie  ucichły  fermenty,  nie  rozprężyły  się  na  dobre  namiętno- 
ści partyjne.  Horyzont  zaciągał  się  ze  wszystkich  stron  chmu- 
rami nastrojów  inkwizycyjnych,  „nienawiści  teologicznych",  pro- 
testanckich apetytów  na  dobra  kościelne,  jezuickich  krucyat  prze- 
ciwróżnowierczych,  i  zemst  prywatnych,  i  dyabelskich  zamachów 
rozbójniczych  na  wszelki  porządek  prawny.  Ciągnęły  chmury  co- 
raz czarniejsze,  przelewały  się  za  brzegi  Rzeczypospolitej,  aż  za- 
grzmiał i  lunął  na  kraj  pierwszy  krwawy  deszcz,  rokosz  Zebrzy- 
dowskiego... 

Kto  i  na  kim  miał  wówczas  budować  państwowość  nowo- 
żytną ?  Ta  część  bojowników  reformy,  która,  poza  sprawą  egzekucyi 
dóbr,  unarodowienia  kościoła  oraz  unii  z  Litwą,  zdolna  była  do 
wytworzenia  zasad  zdrowego  parlamentaryzmu,  zawsze  stanowiła 
niewielki  procent  ogółu  szlachty,  ale  przywodząc  wciąż  jednym 
i  tym  samym  szerzej  rozlanym  rzeszom,  mogłaby  przypuszczal- 
nie pozyskać  je  dla  swej  ideologii  prawnopaństwowej,  gdyby 
sama  przejęła  się  nią  należycie,  i  gdyby  owe  rzesze  nie  uległy 
rozproszeniu.  Stało  się  atoli  przeciwnie.  Zespół  zwolenników  re- 
formy państwowo-kościelnej  rozstroił  się  i  przekształcił,  nawet  na 
sejmach,  w  widomą  mniejszość;  znikła  tożsamość  związku  par- 
tyjnego między  ludźmi,  którzy  wyznawali  poszczególne  hasła 
przebudowy.  Przyszłość  przeszła  w  ręce  kół  katolickich.  Refor- 
miści,  zwyciężeni  podczas  pierwszego  bezkrólewia,  nie  wyrzekli 
się  w  stosownej  chwili  wspólności  z  bezrządną  opozycyą  Kazi- 
mierskich, Pękosławskich,  Czarnkowskich.  Stefan  Batory,  król  pra- 
wdziwy i  niemalowany,  jakiego  im  dawniej  było  potrzeba,  trzy- 
mał raczej  z  katolikami,  a  zawcześnie  zszedł  do  grobu,  aby  so- 
jusz nowego  panującego  stronnictwa  z  koroną  mógł  przynieść 
zbawcze  owoce. 

Na  sejmach  za  Batorego  parokrotnie  widzimy  dość  zwartą 
większość,  niezdolną  wprawdzie  do  narzucenia  swej  woli  opor- 
nym, ale  wywierającą  na  nich  silny  nacisk  i  ożywioną  rzetelnym 
duchem  naprawy.  Inicyatywa  jej  pozostawiła  ślad  widoczny  w  dziele 
reformy  sądowej  i  unormowania  zjazdów  elekcyjnych  ;  lecz  pierw- 


—     186     — 

szą  utrudniły,  a  ostatnie  całkiem  uniemożliwiły  pierwiastki  anar- 
ciiii,  wyrastające  na  gruncie  rozkładu  dotycłiczasowycli  prądów 
„egzekucyjnych".  Myśl  reformy  ogólnej  upadła,  a  tymczasem  życie 
utrzymało  ciągłość  linii  swego  bezkształnego  rozwoju.  Wojny 
gdańska  i  moskiewska  wymagały  przedewszystkiem  utworzenia 
pełnego  skarbu  i  silnej  armii;  temu  celowi  król-wojownik  —  słu- 
sznie czy  niesłusznie  —  parę  razy  poświęcił  poprawność  form  kon- 
stytucyjnych). Kiedy  sejm  toruński  1577  r.  odmówił  niezbędnych 
ofiar,  Stefan  odwołał  się  do  sejmików  generalnych),  nie  bacząc 
na  to,  że  podsycał  tem  nietylko  prowincyonalizm  koronny,  ale 
i  separatyzm  litewski  ').  W  tych  zjazdach,  jak  niemniej  i  w  póź- 
niejszych sejmikach  posejmowych  1578  r. -),  w  upartej  opozycyi 
trzech  województw  na  sejmie  r.  1581  ^)  i  szczupłej  garstki  wichrzy- 
cieli w  r.  1582  oraz  1585"^),  partykularyzm  ziemski  zamanifesto- 
wał swą  tężyznę  nawet  wobec  takiego  króla,  co  nie  znosił,  aby 
mu  ktoś  rozkazywał.  Pozostała  pamięć  nowego  odstępstwa  od 
idei  prawidłowego  parlamentaryzmu,  i  skutków  tego  odstępstwa  — 
może  chwilowo  nawet  usprawiedliwionego  ^)  —  nie  powetował 
żaden  energiczny  akt  sanacyi  sejmu;  a  wątpić  można,  czy  Stefan 
w  swym  zapale  do  wojny  tureckiej  dokonałby  podobnego  aktu, 
gdyby  nawet  nie  umarł  przedwcześnie.  Tak  czy  inaczej,  w  dzie- 
jach sejmowania  rządy  Batorego  są  tylko  epizodycznym  przebły- 
skiem lepszego  naogół  ducha  na  tle  niepowstrzymanego  roz- 
kładu machiny  państwowej,  jaki  zainaugurowało  już  pierwsze  in- 
terregnum. 


1)  Bielski,  Kronika,  1407-8;  —  Acta  Stephani  regis  (Acta  historica,  XI), 
str.  67;  Vol.  Leg.  II,  950-1. 

-)  Akta  histor}'czne  do  panowania  Stefana  Batorego,  wyd.  Janicki, 
17 — 98  passim. 

3;  Acta  Stephani  regis,  Akta  sejmu  wal.  warsz.  1581,  str.  285—339. 

*)  Scriptores  rerum  polonicarum,  t.  XVIII,  Dyarj-usze  sejmowe  r.  1585, 
fragment  dyaryusza  sejmu  1582  r.,  str.  337—40. 

^)  Wedhig  odpowiedzi  Stefana,  danej  posłom  generalu  korczyńskiego 
z  pod  Gdańska  20  czerwca  1577  r.,  „uczynię!  to  J.  K.  M.  nie  temere,  ale  za 
radą  ichmciów,  nie  in  degorationem  sejmów  walnych  i  nie  żeby  bel  J.  K.  M. 
nieradny  sejm  miał,  ale  że  to  na  J.  K.  M.  i  panach  radach  gwałt  i  niestawanie 
czasu  do  zabiegania  tak  nagłym  rzeczam  wycisnęło",  Kutrzeba,  Lauda  krakow- 
skie, I,  77.  Instrukcya  16  kwietnia  1578  znów  wypomina  królowi  tę  niepra- 
widłowość, tamże  84. 


-     187     - 

Trzy  bezkrólewia,  jedno  bezładniejsze  od  drugiego,  trzy 
elekcye,  coraz  burzliwsze,  niszcząco  oddziałały  na  krystalizacyę 
zdrowycii  poglądów  konstytucyjnych. 

Chaotyczne,  jak  w  dobie  przedjagiellońskiej,  obrady  tłumów^ 
mnogość  cenzurujących  się  nawzajem  zjazdów  o  wątpliwej  kom- 
petencyi  i  powadze,  szeregi  uchwał  fałszywie  „jednomyślnych",, 
bo  ignorujących  po-konfederacku  przejawy  oporu  i  secesyi  ')  — 
wszystko  to  nie  mogło  pozostać  bez  szkodliwego  wpływu  na 
parlamentaryzm.  Ale  nie  koniec  na  tem.  Przebieg  samych  ele- 
kcyi  musiał  tu  też  zaważyć  na  szali.  Jako  akt  wybitnie  ludowład- 
czy,  stojący  na  jednym  poziomie  z  ustawodawstwem,  obiór 
króla  dopuszczał  te  same,  co  ono,  domniemania,  ucieleśniał  nie- 
jedną równoległą  ideę  elementarną.  Podnosiliśmy  tę  równoległość 
elekcyi  i  sejmowania  już  poprzednio,  zwłaszcza  w  przeglądzie 
dziejów  sejmów  niemieckich,  jeszcze  mocniej  musimy  ją  uwyda- 
tnić na  gruncie  polskim. 

Pierwotne  kształty  wypowiadania  się  woli  ogółu  były  po- 
dobne w  obu  funkcyach,  prawodawczej  i  wyborczej.  Zdarzało  się 
na  sejmach  liczniejszemu  stronnictwu  przezwyciężać  mniejsze 
odłamy;  zupełnie  tak  samo,  na  zjeździe  krakowskim  roku 
1385  zwolennicy  Wilhelma,  Opolczyka  i  Ziemowita  mazowie- 
ckiego, przegłosowani,  przylgnęli  do  zwycięskiego  odłamu  stron- 
ników Jagiełłowych.  „Podobnie  na  zjeździe  piotrkowskim  z  roku 
1446  mniejszość,  w  tem  przeważnie  senatorowie  duchowni,  od- 
dała swe  głosy  Fryderykowi  brandenburskiemu,  większość,  i  to 
znaczna,  a  silna  poparciem  tłumów,  głosowała  za  Bolesławem 
mazowieckim.  Skoro  wynik  stał  się  wiadomy,  cofnęli  się  pozo- 
stający w  mniejszości  biskupi  i  zgodzili  na  Bolesława,  umożli- 
wiając jego  jednomyślny  obiór"  -).    Senat,  który  miał  pierwszeń- 


1)  Na  elekcyi  1587  r.  w  kole  Zborowskich  —  na  pytanie,  czy  wszyscy 
chcą  mianowania  króla?  odpowiedziano:  wszyscy,  ale  starosta  kruszwicki  Adam 
Baliński  prosił,  „aby  tego  nie  czynili  nad  wolę  wielu  ludzi...  Potem  począł  się 
świadczyć  i  niemało  innych  (których  niewidać  było  dla  zmierzchnienia),  —  że 
dajecie  nam  pana  na  szyje  nasze".  Na  co  im  odpowiedział  marszałek  Zborow- 
ski: „Idźcież  precz,  chcecieli,  a  nie  przeszkadzajcie  nam",  Bielski,  str.    1587. 

2)  T.  Silnicki,  Prawo  elekcyi  królów  w  dobie  jagiellońskiej,  102-4,  (Stu- 
dya  nad  prawem  polskiem,  pod  redakcyą  O.  Balzera  t.  V),  cyt.  Długosza,  XII» 
453;  XIV,  18-20;  XIII,  545. 


—     1S8     — 

5t\vo  giosu  i  prawo  przedkładania  swej  konkluzyi  tłumowi  wy- 
borców szlacheckicli  tudzież  g:arstce  miejskicłi,  nie  umiał  w  r. 
1434  na  zjeździe  koronacyjnym  Władysława  przezwyciężyć  i  uci- 
szyć trzecłi  warcliołów,  i  musiał  pozostawić  tłumowi  wybór  mię- 
dzy swera  zdaniem  a  zdaniem  kontradycentów ;  tłum  tym  razem 
stanął  przy  senacie.  Gdybyź  tak  zawsze  ogół  polski  stawał  przy 
większej  liczbie  swycłi  reprezentantów !  Dużo  do  tego  brako- 
wało. Świadomość  prawna  narodu  zapamiętała  sobie  końcowy 
wynik,  jednomyślność,  a  zapomniała  ukorzenie  się  mniejszości 
przed  większością.  Wspomnienie  jednomyślności,  odświeżone 
przez  zgodną  elekcyę  Olbrachta,  znalazło  w  następnem  bezkró- 
lewiu stanowczy  wyraz  prawny :  pierwszy  znany  Modus  eligendi 
regis,  z  r.  1501,  dyktuje  kierownikom  obioru  na  wypadek,  ,gdy 
wszyscy  zgodnie  przystaną  na  jednego  pana*,  uroczystą  formułę 
proklamacyi  wybrańca,  wskazanego  natchnieniem  Ducha  Świę- 
tego ^inspirame  Spiritus  almi  gratia  votis  voluntatibus  ąffectio- 
nibus  desideriisgue  unanimibus  neminegue  ex  nobis  cooperante 
Spirirus  ejusdem  gratia  a  votis  et  voluntatibus  unanimibus  discre- 
pante'^  ^). 

Takie  kontury  przybrała  pierwotnie  zgoda  elekcyjna,  kiedy  par- 
lamentaryzm nasz  dopiero  powstawał.  Od  jasności  wejrzenia  później- 
szych, humanistycznych  pokoleń  zależał  nietylko  los  elekcyi,  ale 
i  sejmów.  Gdyby  czyjaś  umiejętna  dłoń  zdołała  unormować  nale- 
życie technikę  elekcyi,  sejm  zapożyczyłby  może  od  zjazdu  elek- 
cyjnego pomysły  regulaminowe  w  granicach  analogii,  jaką  do- 
puszczały niektóre  czynności.  Byłyby  to  zapewne  pomysły  znacznie 
rozsądniejsze,  niż  te,  na  jakie  dotąd  zdobyła  się  izba  poselska. 
Pojmowali  ludzie  nawet  raniej  trzeźwi,  że  surowe  przestrzeganie 
instrukcyi  wobec  jawnych  i  tajemnych  zabiegów  kandydackich 
byłoby  na  zjeździe  elekcyjnym  rzeczą  nieziszczalną :  projekt  pra- 
wodawczy w  razie  niezgody  zleceń  wojewódzkich  można  było 
odrzucić  lub  odłożyć  na  później,  ale  elekcyi  naród  nie  odwa- 
żyłby  się  ani  odrzucać   ani  odkładać-).   Takie   reguły  parlamen- 


1)  Ó.  Balzer,  Modu.s;  eligendi  regis  z  początku  XVI  wieku,  18,  w  Księdze 
Pamiątkowej  ku  uczczeniu  250-tej  rocznicy  założenia  Uniwersytetu  Lwowskiego. 
Dosłownie  te  same  wyrazy  sakramentalne  powtórzone  są  w  dekrecie  elekcyi  Zy- 
gmunta I,  Corpus  Jur.  Pol.,  III,  13. 

2)  Na    elekcyi    14    sierpnia    1587   r.,  w  kole    antykonwokacyjnem,    gdy 


—     189     — 

tarne,  jak  jednomyślność  na  wyborach  poselskich,  jednomyślny 
tryb  układania  instrukcyi,  jednomyślne  głosowanie  na  sejmie,  nie 
dawały  się  praktycznie  pogodzić  ze  sobą  nawet  w  czasach  spo- 
kojnych, a  cóż  dopiero  w  krytycznym  stanie  sieroctwa  Rzpltej. 
Wówczas  ukryta  ich  niewspółistność  powinna  była  wyjść,  jak 
szydło  z  worka,  i  musiało  chyba  coś  pęknćjć  —  albo  zasada 
jednoty  dusz,  albo  powaga  instrukcyi.  Dlatego  to  projekt  porządku 
elekcyi,  zredagowany  na  sejmie  1558-9  r.,  zalecał,  aby  nazwiska 
kandydatów,  obranych  przez  województwa,  posłowie  odwozili  na 
sejm  w  instrukcyach  opieczętowanych,  wszelako  by  wolno  było 
posłom  odstępować  tych  kandydatów,  którzy  w  innych  ziemiach 
nie  znajdą  poparcia.  Takąż,  warunkową  swobodę  głosu,  nadawa- 
posłom,  wysyłanym  na  elekcyę,  drugi  „Modus  eli^endi  re^is",  po- 
dany na  sejmie  1572  r,  ').  I  z  zasadą  większości  łatwiejby  się 
też  pogodziła  szlachta  —  na  elekcyi,  gdzie  decyzya,  wyłączająca 
prawną  możność  rozdwojenia,  nie  dotykała  kieszeni  głosujących, 
a  o  jednomyślności  nawet  Polakom  trudno  było  marzyć''^;.  Tru- 
dność wreszcie  zgromadzenia  na  jednem  polu  stu  tysięcy  wy- 
borców narzucała  nieodbitą  potrzebę  conajmniej  podziału  koła 
rycerskiego  na  grupy  wojewódzkie,  jeżeli  nie  przysyłania 
suffragiów  przez  deputowanych.  Jakoż  zjazdy  elekcyjne:  pierwszy 
i  trzeci  przyjęły  podział  na  województwa,  a  z  tych  ostatnich  nie- 
które głosowały  nietylko  przez  deputowanych,  ale  nawet  przez 
pełnomocników. 

Niemniej  wiadomą  jest  rzeczą,  że  projekty  1559  i  1572  r. 
pozostały  w  sferze  pobożnych  życzeń,  i  do  zaprowadzenia  repre- 
zentacyjnego głosowania  na  elekcyi  nigdy  nie  doszło.  Naprzekór 


Orzelski  i  podstarości  koniński  poruszyli  myśl,  aby  zaprotestować  przeciw 
uchwale  kola  Zborowskich,  „pp.  senatorowie  i  rycerstwo  wszystko  insze  secus 
rozumieli,  iż  protestacya  przeciwko  nominatowi  gotowemu  nie  ratuje  nas,  bo 
sroga  rzecz...  królewska :  jednego  groźbą,  drugiego  obietnicą,  niektóre  wzięciem 
starostw  będą  odciągać  etc".  Dyaryusze  sejmowe,  r.  1587  (Scriptores  rerum  po- 
lonicarum  XI),  95. 

')  Szujski,  Opowiadania  i  roztrząsania  historyczne,  1882.  ,^eszcze  o  ele- 
kcyi w  epoce  Jagiellonów",  str.  322-3,  329-32.  —  Lubomirscy,  Dzienniki  sej- 
mów wal.  kor.  1555  i  1558-9,  str.  192, 

2)  Por.  niżej  '^str.  238;  zdanie  Jakóba  Sobieskiego  na  sejmiku  wiszen- 
skim  1632  r. 


—     190     — 

niezbyt  legalnemu  precedensowi  z  roku  1529,  kiedy  Zygmunt 
Stary  przeforsował  z  Tomickim  obiór  następcy  na  zwyczajnym 
sejmie,  utrzymała  się  nadal  zasada  osobistego  udziału  w  elekcyi 
wszystkicti  uprawnionych  członków  Rzplitej  i).  Rzeczone  projekty 
wywołały  właśnie  burzę  po  śmierci  ostatniego  Jagiellona.  Elekcya 
przez  posły,  zapowiadana  jeszcze  uniwersałem  senatorskim, 
w  Kaskach  1  listopada  1572  r.,  poto  tylko  stanęła  na  porządku 
dziennym,  aby  z  niego  zlecieć  za  silnym  podmuchem  opinii. 
Zwalili  ją  najpierw  magnaci'^)  Zborowski,  Firlej,  Słupecki  w  na- 
dziei, że  tłum  rycerstwa  najlepiej  się  przysłuży  senatowi ;  przy- 
łożył ręki  i  podał  hasło  vintim,  kiedy  już  rzecz  była  niemal 
przesądzona,  Zamoyski  —  prawdziwy  w  tym  momencie  „trybun 
ludu",  ale  tylko  w  sensie  formuły:  „Je  suis  Leur  chef,  donc  je 
dois  Les  suivre". 

Ale  nawet  zastosowanie  zasady  wirylnej,  tak  jak  ją  pojmo- 
wał Zamoyski,  mogło  przyczynić  się  do  uzdrowienia  opinii  ogółu. 
Zarówno  stronnikom  „Gaweiiskiego",  jak  i  tym,  co  gardłowali 
za  „Rdcstem",  chodziło  jeszcze  wówczas  nietyle  o  możność  oso- 

M  Mówiąc:  „utrzymała  się",  rozumiemy  razem  z  Silnickim,  49,  nietylko 
ciągłość  zasady  od  roliu  1538,  ale  i  od  1530,  i  dalej  jeszcze,  od  poprzednich 
elei<cyi  jagiellońskich,  odbywanych  z  udziałem  gminu  szlacheckiego,  lub  wy- 
jątkowo z  udziałem  posłów.  Swoją  drogą  precedens  z  r.  1529  stanowił  dla  króla 
nielada  tytuł  prawny  ;  dla  Habsburga  wystarczałby  on  zupełnie,  Jagiellończyk 
wyzbył  się  go  już  po  roku.  Dystynkcya  Silnickiego  między  „obszerniejszem" 
i  „ściślejszem''  znaczeniem  wyrazu  viritim  wydaje  się  nam  zbyteczną  i  źle 
sformułowaną:  pomiędzy  rokiem  1501  czy  też  1538,  kiedy  uznawano  prawo 
każdego  szlachcica  do  osobistego  udziału  w  obiorze  króla  (chociażby  przez  akła- 
macyę),  a  rokiem  1573,  kiedy  uczestnicy  zaczynają  dyskutować  i  osobno  głos 
zabierać,  niema  różnicy  zasad,  jest  tylko  różnica  wyrobienia  politycznego,  po- 
dobna do  tej,  jaka  tymczasem  pod  wpływem  humanizmu,  reformacyi  i  walki 
szlachty  z  senatem  rozwinęła  się  na  sejmikach.  Co  do  wyrazów  vox  i  votum, 
(por.  tamże,  101),  nigdzie  i  nigdy  nie  znajdujemy  między  nimi  rzeczowej  ró- 
żnicy, połączenie  ich  stanowi  zwykłe  retoryczne  „hendiadys". 

2)  Sobieski,  j.  w.,  31  sq  ,  47  sq. ;  zresztą  przytoczone  wyjątki  z  tekstu 
uniwersału  Zborowskiego  wcale  nie  uzasadniają  twierdzenia  autora,  ja- 
koby „wojewoda  zaznacza  —  rzecz  znamienna  —  że  nie  większość,  ale  jcdno- 
zgodność  roztrzygać  będzie  na  elekcyi !"  Słusznie  natomiast  traktuje  p.  S.  fra- 
zesy Zamoyskiego  o  „jednostajnem"  sercu  lub  umyśle,  jako  komunały  bez 
głębszego  znaczenia  (106  n');  w  takich  zwrotach,  jak  i  w  mowie  cytowanej 
przez  Heidensteina,  Rerum,  22,  jednomyślność  oznacza  tylko  stan  umysłów  po 
skończonem  głosowaniu,  a  nie  sam  tryb  głosowania. 


—     191     — 

tistego  wygłaszania  veto  przeciwko  niemiłej  l<andydaturze,  ile 
o  osobisty  udział  w  zjeździe,  chociaż  i  to  nie  przeszkodziło 
trzem  województwom  na  drugiej  elekcyi  upoważnić  Zamoyskiego 
do  głosowania  w  icli  imieniu.  Tłum  cliciał,  że  tak  powiemy, 
uzmysłowić  sobie  i  innym  wspólne  pełnowładztwo  szlacheckie. 
Starosta  bełzki  pojmował  elckcyą  viritim  nieco  głębiej.  Jemu 
zależało  na  tem,  „aby  żaden  szlachcic  nie  był  upośledzon"  przy 
tworzeniu  najwyższej  woli  zbiorowej  w  akcie  elekcyjnym,  a  więc 
na  zrównaniu  głosów  szlacheckich  z  senatorskimi  i  przytłoczeniu 
tych  drugich  mnogością  pierwszych. 

W  liście  do  Jakóba  Herburta,  pisanym  w  listopadzie  1572  r. 
przed  sejmikiem  bełzkim,  oświadczył  się  przeciw  elekcyi  przez 
przedstawicieli  i  zalecał  sposób  głosowania,  „jako  wojnie  słu- 
żymy, t.  j.  per  palatinatus"  ')•  Jak  rozumiał  tę  formułę,  widać 
z  instrukcyi,  którą,  obrany  posłem  na  konwokacyę,  sam  podykto- 
wał swoim  mocodawcom :  miał  domagać  się  takiego  sposobu 
elekcyi  „abyśmy  w  województwach  swoich  stali  i  wotowali,  i  na- 
przód każde  województwo  z  osobna  zgodziło  się  na  jedno, 
a  potem  wszystkie  województwa  żeby  się  zniosły,  i  żeby  ten 
panem  był,  na  którego  nie  raożeli  być,  aby  wszystkie  woje- 
wództwa, tedy  wżdy  dwie  albo  trzy  części  ich  przeciwko  jednej 
zgodziły  się"  -).  A  w  wielkiej  mowie,  wygłoszonej  na  drugiej 
elekcyi  18  grudnia  1575  r.,  nie  żądał  już  nawet  większości  kwa- 
lifikowanej :  „Wybieramy  króla  każdy  osobiście,  nikt  też  u  nas 
żadnego  rządu  nie  uznaje,  jeżeli  mu  się  sam  dobrowolnie  nie 
poddał,  a  przynajmniej  nie  głosował,  kiedy  większość  innego 
króla  wybrała"  ^).  Był  to  więc  system,  zbliżony  do  projektu  1559 
roku,  a  miał  tę  wielką  zaletę,  że  mógł  nauczyć  opozycyę  podda- 
wania się  przeważnej  liczbie,  przekonać  ogół,  że  nie  tak  strasz- 
nem  jest  panowanie  liczby,  jak  je  malowali  doktrynerzy  teoryi 
nemlne  contradicente^). 

Nie  znaczy  to  jeszcze,  żeby  elekcya  viritim  wprost  „usunęła 
z  placu"  „zasadę  liberum  veto",  które  rzekomo  „nic  mogło  istnieć 


')  Archiwum  Jana  Zamojskiego,  t.  I,  str.  14-6. 
'■^j  Tamże,  str.  442-5. 

3)  Hcidcnstcin  K.,  Dzieje  Polski  I,  215.  Niceo  dalej,    str.  216.    „Szlachta 
■wszystka  broń  nosi,  to  też  wszystka  głosować  powinna".  Por.  oryginał,  87-8. 


-     192     - 

w  czasie  bezkrólewia,  odbywającego  się  pod  węzłem  konfede- 
racyi"'):  wiadomo  przecie,  że  jednomyślność  i  zjazd  powszechny 
doskonale  prosperowały  później  obok  siebie  przez  dwa  stulecia, 
i  że  bez  względu  na  węzeł  konfederacyi  każdy  wyborca  odzy- 
skiwał z  chwilą  głosowania  na  króla  całkowitą  wolność  pozwalania 
lub  protestacyi,  skąd  też  wynikły  znowu  rozłamy  między  Zy- 
gmuntem III  i  dwoma  Sasami,  a  ich  kontrkandydatami.  W  każdym 
jednak  razie  wobec  kilkunastu  tysięcy  współgłosujących,  żadna 
jasna  głowa,  nieskrępowana  niczyim  mandatem,  nie  mogła  sobie 
wyobrazić,  że  tam  nikt  nikomu  nie  ulega,  nikt  nikogo  nie  prze- 
głosowuje. 

Niestety,  jasnych  głów  zabrakło.  Na  pierwszej  zaraz  konwo- 
kacyi  utonął  gdzieś  wniosek  Zamoyskiego  i  bełżan  o  głosowaniu 
większością  ^).  Mętna  ideologia  pogodziła  rzeczy  niemożliwe,  nie- 
przetrawione.  Gadano  dużo  o  wyższości  racyi  nad  cyfrą ;  kto 
niezupełnie  wierzył  w  utopię,  szukał  zbawienia  w  losowaniu, 
byle  nie  w  porządku,  uznanym  wówczas  przez  całą  prawie 
Europę.  Mniejsza  o  jakiegoś  tam  Dobrogosta  Potworowskiego, 
co  głosił  jednomyślność  na  zjeździe  kolskim  w  grudniu  1575  r. : 
ale  ten  sam  postulat  stawiał  biskup  Karnkowski  ^),  ten  sam  pry- 
mas Uchański,  głuchy  na  perswazye  nuncyusza  Laureo,  że  jedno- 
myślność dobra  jest  tylko  w  rzeczypospolitej  Platona'*),  i  wszystkie 
stany,  pisząc  do  arcyksięcia  Maksymiliana  3  listopada  1587  r. 
wykładały  mu  taką  samą  doktrynę  '^).  Partye  obeszły  się  z  pod- 
stawowym problematem  wszelkiego  życia  zbiorowego,  jak  z  pierw- 
szą lepszą  formułką  agitacyjną:  póki  jednomyślność  służyła  do 
podkopania  konfederacyi  sandomierskiej,  szermowali  nią  katolicy, 
kiedy  zwyciężył  liczniejszymi  głosami  Walezyusz,  podnieśli  tę 
samą  broń  protestanci*^). 

Nie  dziw,  że  z  takiej  elekcyi,  jaka  w  praktyce  miała  miej- 
sce,  to   jest,    łączącej    konwencyonalną  jednomyślność    z    zasadą 


1)  Jak  twierdzi  Sobieski,  Trybun  Ludu,  175. 

2)  Sobieski,  126. 

3)  Orzelski,  Interregnorum  librł  octo,  497,  524. 

*)  Wierzbowski,  Vinc.  Laureo,  292,  297,  por.  Sobieski,  175. 

^)  „Scripta  lex  apud  nos  exstat,  qua  disertc  constitutum  est  non  nomina- 
tione  cujusąuam  aut  renuntiatione,  sed  omnium  unanimi  consensu  reges  apud 
nos  fieri",  Mencken,  Sigismundi  Augusti  Epistolae,  635. 


—     193     - 

viritim,  zgubne,  zatruwające  dla  reprezentacyi  narodowej  wypły- 
nęły nauki.  W  rzeczywistości  odpadła  druga  połowa  przytoczo- 
nej dopiero  co  teoryi  Zamoysl<iego.  Pozostał  w  powszectinem 
przekonaniu  aksyomat :  „nikt  u  nas  żadnego  rządu  nie  uznaje, 
jeżeli  mu  się  sam  dobrowolnie  nie  poddał".  . 

Jednostka  stanęła  na  takiej  wyżynie,  że  między  sobą  i  rzą- 
dem nie  uznawała  innycli  więzów,  jak  tylko  oparte  na  umowie. 
Utopijna  jednota  wolnycłi  dusz  tkwiła  już,  niby  racyonalna  prezum- 
pcya,  w  elerrientach  dawnego  prawa  sejmowego,  które  cticiało 
tworzyć  ustawy  z  jednomyślnej  zgody  jednomyślnie  uchwalonych 
instrukcyi :  teraz  pogląd  ów  z  półświadomych  dziedzin  przedo- 
stawał się  do  dogmatów  codziennego  życia,  przedzierzgał  się 
w  żywą  rzeczywistość.  Wydarł  się  na  wierzch,  wyzwał  przeciwnik! 
i  zwyciężył.  Więcej  nawet  —  bo  zrealizowany  w  akcie  elekcyi,  osią- 
gnął zarazem  jakby  procesualną  rękojmię  wykonania  w  artykule 
de  non  praestanda  oboedientia.  Aby  zerwać  z  rządem,  wstrząsnąć 
całem  państwem,  oprzeć  się  całemu  narodowi,  nie  potrzebował 
do  tego  malkontent  niczyjej  zgodnej  uchwały :  rota  henrycyań- 
ska  zwalniała  poszczególnych  poddanych  od  posłuszeństwa,  je- 
żeli ich  zdaniem  król  sprzeniewierza  się  przysiędze  korona- 
cyjnej ').  Do  tej  przysięgi  Batory  dodał  ograniczającą  ją  interpre- 
tacyę :  poddanych  miało  odtąd  zwalniać  od  posłuszeństwa  tylko 
rzeczywiste,  rozmyślne  pogwałcenie  paktów  konwentów,  uznane 
za  takie  przez  senat  i  „inne  stany",  i  to  dopiero  wówczas,  gdy 
upomnienie  króla  przez  senat  i  stany  pozostanie  bezowocnem  ^). 
Zygmunt  III  konstytucyami  1607  i  1609  r.  ustanowił  aż  trzy  in- 
stancye  organów  upominających.  Według  konstytucyi  1607  r, 
pierwszym  takim  organem  miał  być  prymas  (sam  albo  z  udzia- 
łem innych  senatorów),  wezwany  przez  szlachcica  za  pośredni- 
ctwem senatora ;  drugim  —  narada  prymasa  z  senatorami ;  trze- 
cim —  Stany  Rzpltej.  Ustawa  r.  1609  zdemokratyzowała  instan- 
cye  upominające  i  uszeregowała  w  takim  porządku :  najpierw  se- 
nator (na  żądanie  jakiegokolwiek  szlachcica),  potem  sejmik  przed- 
sejmowy,  nakoniec   wszystkie  stany  ^).    Ale   zanim    to   nastąpiło, 


»)  Vol.  Leg.  II,  864. 

2)  Voi.  Leg.  II,  921-3,  por.  Rembowskiego  Konfedcracya  i  rokosz,  wyd.  II, 
str.  321. 

»)  Voi.  Leg.  Ii,  1636-7.  1660-1. 

13 


—     194     — 

o  klauzuli  Stefanowej  zapomniano,  wrócił  do  pierwotnego  zna- 
czenia zaprzysiężony  przez  samego  Zygmunta  artykuł  lienrycyań- 
ski  '),  i  wśród  niekwestyonowanego  panowania  idei  z  1573  r. 
wyrosło  całe  pokolenie,  które  wydało  z  siebie  niejednego  Sta- 
dnickiego —  aż  rokosz  Zebrzydowskiego  uwieńczył  dzieło  anarcłiii. 
Czegóż  po  tycłi  trzecłi  elekcyach  nie  mogła  sobie  obiecy- 
wać ladajaka  mniejszość,,  frakcya,  nawet  jednostka,  gdy  na  tro- 
nie widziano  dwócłi  królów,  z  którycłi  jeden,  Batory,  jak  przy- 
znaje sam  Heidenstein,  „raczej  śmiałością  jednego  stronnictwa, 
niż  powagą  senatu  i  ogólną  zgodą,  królem  obrany  został"  ^),  — 
drugiego,  Zygmunta  III,  w  pośpiechu  proklamował  prymas  na  żą- 
danie niewielkiej  grupy  wyborców  3),  a  obaj  dopiero  po  prokla- 
macyi  zyskali  naprawdę  liczniejszycłi,  niż  współzawodnicy,  stron- 
ników ?  Jakiej  władzy  wobec  wszystkicti  stanów  nie  mógł  sobie 
przypisać  byle  obywatel,  a  dopieroż  poseł,  gdy  własnoręcznie 
mógł  stargać  węzły  kontraktu,  zawartego  z  głową  rządu?  Po 
trzecłi  pierwszycłi  bezkrólewiacti  w  ostrzejszych,  niż  kiedykolwiek, 
konturach  zarysowała  się  przed  oczyma  opinii  publicznej  budowa 
władzy  naczelnej,  spojona  cementem  niestałej  unii  dusz,  oparta 
na  samym  tylko  patryotyzmie.  Ze  zdwojoną  siłą  zawładnął  umy- 
słami politykującej  szlachty  niedosiężny,  krańcowo  indywiduali- 
styczny ideał —  powszechna  zgoda  niezawisłych  jednostek.  Twórcy 
unii  lubelskiej  pragnęli  takiego  zjednoczenia  dwóch  narodów,  aby 
Polska  i  Litwa  utworzyły  ,, jedno  nierozdzielne,  jednostajne  ciało, 
aby  był  jeden  ród,  jeden  lud,  jedno  braterstwo,  aby  była  jedna 
rada,  jedna  myśl,  jedna  wola  niepodzielna",  „iinum  et  indivisum 
ac  indifferens  corpus,  ut  sit  una  gens,  uniis  populus,  una  frater- 
nltas.  Ut  sit  ununi  consilium,  una  mens,  una  voluntas  indivisa''  "*). 
Gdybyż  tej  jednej  woli  niepodzielnej  nie  rozumiano  zarazem  ina- 
czej, w  sensie  jednomyślności  elekcyjnej  i  sejmowej  !  Gdyby 
śmielej  oderwano  się  od  woli  fizycznej  tłumów  i  uwierzono  w  je- 


1)  Vol.  Leg.  II,  1096:  „imo  ipso  facto  eos  ab  omni  fide,  obedientia 
Regi  debita  liberos  facio,  absolutionemąue  nullam  ab  hoc  meo  juramento 
a  quoquam  pętam,  neąue  ultro  oblatam  suscipiam". 

2)  Rerum,  92. 

3)  Bielski,  j.  w.,  1579;  zresztą  na  pozorach  jednomyślności  nie 
zbywało. 

4)  Źródłopisma  do  dziejów  Unii,  II,  319. 


—     195     — 

dną  wolę  wyższej,  zbiorowej  osoby  moralnej !  Marzyć  o  jednej 
woli  niepodzielnej  w  państwie  o  najniezgodniejszych  interesach 
prowincyi  —  czyż  to  nie  było  zawiele,  gdy  każda  konstytucya 
sejmowa  była  owocem  uporczywej  walki  z  indywidualnością  ja- 
kiegoś sejmiku  albo  posła,  gdy  pojedynczy  sejmik  na  zgodę  zdo- 
być się  nie  umiał?  —  Oddawna  już  mówiono  w  Polsce  „nic  na 
nas  bez  nas" ;  powtarzano  to  samo  aż  do  znudzenia  i  przed 
Batorym  i  po  nim.  Ale  odtąd  przeciętny  bene  natus  et  possessio- 
natus,  gdy  wymawiał  ten  frazes,  myślał  o  czem  innem.  Myślał 
skrycie :  nic  na  mnie  bezemnie')- 

Skutki  tryumfu  powyższych  zasad  popłynęły  dwoistem  ko- 
rytem w  jednym  kierunku.  Dawały  znać  o  sobie  jednocześnie 
na  sejmikach  i  na  sejmie.  Tu  i  tam  emancypowały  jednostkę 
z  więzów  zbiorowości,  część  z  pod  władzy  całości. 

Sejmiki  pojagiellońskie  w  szybkim  postępie  zdobywają  nowe 
atrybucye  kosztem  sejmu  walnego '').  Województwa  organizują 
się  w  niezależne,  wystarczające  sobie  całości.  Decentralizacya 
ogarnia  skarb  pospolity :  ukazują  się  instytucye  szafarzy,  po- 
borców ziemskich,  później  cały  system  podatków  wojewódzkich, 
jako  to :  czopowe,  szelężne  i  t.  d. ;  w  sferze  wojskowości  odpo- 
wiadają tym  tworom  ruszenia  wojewódzkie^),  chorągwie  milicyi; 
w  sądownictwie  —  sądy  kapturowe  podczas  bezkrólewia.  Posłowie 
na  sejmach  raz  po  raz  biorą  pobory  do  braci:  w  r.  1590  czynią 
to  województwa  poznańskie  i  kaliskie'*),  w  r.  1593  cała  Litwa, 
Prusy  i  niektóre  ziemie  koronne''),  w  r.  1595  uniwersał  poborowy 
składa  sejmiki  posejmowe  dla  zatwierdzenia  podatków  w  woje- 
wództwach :  poznańskiem,  kaliskiem,  łęczyckiem,  ziemiach :  do- 
brzyńskiej, sochaczewskiej  i  gostyńskiej  *'), 


1)  Z  całą  szczerością  wyznał  tę  zasadę  Janusz  Radziwiłł  na  sejmie  1G46 
r.,  gdy  piętnował  cgzorbitancye,  „l<tóre  znaszają  wolność  naszą,  na  tycli  dwócti 
Icolumnacli  wspartą :  Neminem  captiyabimus  nisi  jurę  victum  ;  na  drugiej :  Nitiil 
de  me  sine  mc",  A.  St.  Radziwiłł,  Pamiętnil<i,  II,  225. 

-)  Pawiński,  Rządy  sejmil<owc,  cz.  II. 

3)  Pawiński,  Rządy  sejmikowe,  str.  274,  281. 

•*)  Tamże,  str.  348. 

5)  Vol.  Leg.  II,  1411. 

6)  Vol.  Leg.  II,  1427;  Bielski,  str.  1722. 

13* 


—     195     — 

Jeżeli  nie  uporał  się  z  takimi  objawami  Batory,  to  nie  po- 
radzi już  na  nie  ani  Zygmunt  III,  ani  niczyja  mądrość,  ani  żadna 
moc.  Gdyby  król  dla  idei  centralizmu  nie  zgodził  się  na  uzu- 
pełniające pertraktacye  po  województwach,  to  ogołociłby  skarb, 
a  dogodziłby  tylko  warcłiolstwu,  któremu  zależało  właśnie  na 
tem,  aby  nie  dopuścić  do  poboru  ani  na  sejmie  ani  na  sejmi- 
kacli  ').  Pozostawał  krok  jeden  do  przeistoczenia  uchiwał  zbioro- 
wych  sejmu  o  podatkacłi  w  dobrowolną  składkę  województw, 
i  krok  ten  niebawem  zrobiono.  Od  początku  XYII  wieku  wcłiodzą 
w  zwyczaj  rozróżnione  deklaracye  województw :  jedne  z  nicłi 
wotują  pobór  całkowicie,  inne  biorą  go  całkowicie  albo  częściowo 
na  sejmiki  -).  Jeżeli  przytem  większość  na  sejmie  pozwala,  to 
propozycya  zwraca  się  dodatkowo  do  tych  ziem,  których  posłowie 
robili  zastrzeżenia,  a  czasem  może  i  tych,  które  odmawiały  bez- 
względnie; jeżeli  zaś  takiej  większości  niema,  albo  większość 
odmawia  bezwarunkowo  już  w  izbie,  to  referendum  nie  dochodzi 
do  skutku  2).  Zdarza  się,  że  samozwańcze  zjazdy  posejmowe,  jak 
średzki  i  kolski  w  r.  1590,  depcą  uchwały  najwyższego  organu 
prawodawczego'*).  Nie  ulega  wątpliwości,  że  są  to  zjazdy  nie- 
legalne, ale  opozycya,  pojmując  po  swojemu  interes  publiczny, 
widzi  w  nich  nieodbitą  potrzebę,  a  według  słów  Mikołaja  Zebrzy- 
dowskiego, „na  potrzebę  prawa  niemasz"  ^).  Ostatecznie  „aucto- 
ritas  sejmików"  wtłacza  się  w  umysłach  na  pierwsze  miejsce 
przed  „powagą  sejmu"  ^). 


^)  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  str.  241.  Trudno  zrozumieć,  dlaczego  autor 
zadaje  kłamstwo  Zygmuntowi  III,  (232)  z  powodu  jego  apelu  do  sejmików 
w  r.  1606,  skoro  nietylko  jawne  ale  i  tajne  relacye  Blanque'a  przyznają,  że 
siedem  województw  wzięło  wówczas  pobory  na  sejmiki  relacyjne.  Wątpliwość, 
czy  malkotenci  nie  przeszkodzą  poborowi,  musiała  zawsze  towarzyszyć  takiej 
apelacyi,  bo  inaczej  nie  byłoby  o  co  pytać  „braci*. 

2)  Ob.  uniwersały  poborowe  z  lat  1607,  1609,  1611,  1613  (dwa),  1616, 
1618  etc.  w  Vol.  Leg.  II,  1655,  1693  ;  III,  63,  234,  265,  319,  344  i  t.  d. 

3)  Tak  rozbiły  się  usiłowania  dworu  na  sejmie  r.  1597,  ob.  Barwiński, 
Dyaryusze,  118,  164. 

4)  Pawiński,  351  ;  Bielski,  1666 ;  Ms.  Bibl.  Jag.  107. 

5)  Ob,  mowę  jego  8  sierpnia  1592  r.  w  Proszowicach,  u  Barwińskiego, 
Dyaryusze,  166. 

6)  Ob.  słowa  szlachty  wielkopolskiej,  skierowane  do  Zygmunta  III  w  pa- 
ździerniku 1596  r.,  Barwiński,  Dyaryusze,  339. 


—     197     — 

Zuniowana  Rzeczpospolita,  mająca  ucieleśniać  ideał  „niepo- 
dzielnej woli",  z  pozorów  zaczyna  przypominać  związek  stanów, 
-ale  w  istocie  jest  państwem,  źe  tak  powiemy,  „do  niczego  nie- 
podobnem",  mieszaniną  zasad  unitarnych  z  federacyjnemi,  z  któ- 
rych żadne  nie  są  należycie  pojęte  i  ugruntowane. 

Aliści  województwo,  tak  obronne  i  odporne,  gdy  chodzi 
o  zwalczanie  centralistycznych  zachcianek  sejmu,  o  poparcie  od- 
osobnionych na  nim  mniejszości,  zdradza  wewnątrz  wzmożoną 
wrażliwość  na  pomruk  nielicznych  nawet  malkontentów.  Znamy 
parę  wypadków  rozdwojenia  w  łonie  sejmiku  za  Zygmunta  Sta- 
rego. W  r.  153G  na  sejmiku  średzkim  osobno  obierają  posłów 
panowie,  osobno  szlachta');  na  sejm  piotrkowski  r.  1538  przy- 
byli „z  zajątrzonemi  sercami"  podwójni  posłowie,  obrani  osobno 
od  szlachty  i  od  możnowładztwa  we  wszystkich  województwach; 
jedni  drugim  nie  chcieli  ustąpić  i  ostatecznie  wszyscy  zostali 
dopuszczeni  do  obrad  -).  Za  Zygmunta  Augusta  nastąpiła  wido- 
czna poprawa :  znany  nam  jest  jeden  tylko  przykład  rozbicia  — 
w  prowincyi  pruskiej  w  r.  1563'^). 

Ale  była  to  poprawa  powierzchowna.  Sejmik  pozostał  w  grun- 
cie rzeczy  arytmetyczną  sumą  wolnych  obywateli ;  prawidłowe 
głosowania  mniej  jeszcze  rozwinęły  się  na  nim,  niż  w  izbie  po- 
selskiej, uczestnicy  spóźniający  się  mogli  dorzucać  swe  głosy  do 
uchwał,  dopóki  zgromadzenie  się  nie  rozeszło.  Schodzą  godziny, 
schodzą  dni  „na  swarze  i  uporze",  ,,bo  żaden  od  swego  przed- 
sięwzięcia żadnemi  racyami  ani  też  perswazyami"  nie  daje  się 
odwieść  ^).  Rozwój  utknął  gdzieś  na  drodze  między  omnes  ut 
singuli  a  omnes  ut  universi.  Regulaminu  innego  poza  pierwotnym, 
zwyczajowym  niema. 

Tymczasem  ludzie  się  zmienili  od  czasów  Kazimierza  Ja- 
giellończyka. Górne  warstwy  skąpały  się  w  strumieniach  odro- 
dzenia i  reformacyi,  a  wiadomo,  choćby  z  dzieła  Burckhardta, 
co  znaczyła  taka  kąpiel.   „W  Średnich  Wiekach  oba  kierunki  sa- 


')  Tomiciana  XVII,  Ms  Bibl.  Czart.  275. 

2)  Bielski,  1079,  Tomiciana  XVIII,  Ms.  Bibl.  Ord.  Kras. 

3)  Źródłopisma,  II,  244. 

■•)  Noailles,  j.  w.,  266,  274  ;  por.  też  Dyaryusz  sejmiku  proszowskiego 
przedsejmowego  roku  1584,  wyd.  Józef  Sicmieński,  Przegl.  Hist.  1912,  t.  15, 
317 — 22;  przedrukował  St.  Kutrzeba,  Lauda  krakowskie,  1,  105 — 13. 


-     198     — 

mowiedzy,  z  których  jeden  zwrócony  jest  na  świat,  a  drugi  na 
życie  wewnętrzne  człowieka,  marzące  i  napół  senne,  spoczywały 
pod  wspólną  zasłoną.  Zasłona  owa  utkana  była  z  wiary,  dziecię- 
cej prostoty  i  obłędu,  człowiek  uznawał  siebie  jako  rasę,  naród, 
stronnictwo,  korporacyę,  rodzinę  albo  jakąkolwiek  inną  formę 
społeczeństwa"').  Jeżeli,  dodajmy,  przez  tamtą  zasłonę  średnio- 
wieczną przedzierał  się  rycerski  indywidualizm  germański  albo 
słabszy  znacznie  słowiański,  to  siłą,  pchającą  go  naprzód,  była  ra- 
czej dzika  wola,  niż  odrębna  samowiedza  kulturalna.  Dopiero  „we 
Włoszech  najwcześniej  ulotniła  się  ta  zasłona,  w  pełni  życia  po- 
wstał element  subjektywny :  człowiek  staje  się  duchową  jednostką 
i  uznaje  się  jako  taką.  Tak  samo  powstał  niegdyś  Grek  wobec 
barbarzyńca.   Arab   wobec  innych    azyatyckich  szczepów". 

Owóż,  jeżeli  humanizm  wszędzie  wyzwalał  myślącą  jedno- 
stkę z  powijaków  kolektywizmu,  a  reformacya  przenosiła  owe 
wyzwoliny  w  sferę  wiary  i  czynu,  to  niepodobna  przypuścić,  aby 
i  w  Polsce  szara  communitas  nie  rozbłysła  za  Zygmuntów  bar- 
wnymi kolorami  tęczy.  Dworzanin  polski,  humanista,  uświado- 
miwszy sobie  lepiej  własne  ja,  przeciwstawił  je  innym  jedno- 
stkom nietylko,  jako  członek  pewnego  wyznania  lub  partyi,  ale 
i  jako  człowiek-szlachcic;  przytem  z  pewnością  nie  nabrał  re- 
spektu wobec  gromady.  Uomo  singolare,  uomo  unico  zjechał  na 
sejmik  przedelekcyjny,  obrzucił  wzgardliwem  okiem  ciżbę  domo- 
rosłych wyborców,  dotknął  dłonią  rękojeści  szabli  i  w  cyceroń- 
skiej  mowie  zaakcentował  swoje  zdanie  odrębne.  Z  innej  strony 
wkroczył  w  tę  samą  ciżbę  zawiedziony  kalwin  czy  protestant; 
osobno  zaczęła  rajcować  garść  optymatów,  zasilona  żywiołem 
litewsko-ruskim  od  czasu  przyłączenia  Wołynia  i  Kijowszczyzny, 
a  reprezentująca  tyleż  ziemi,  jeżeli  nie  więcej,  ile  miał  cały  sej- 
mik razem  wzięty.  Równość  społeczna  i  wspólność  przekonań 
znikły  do  reszty,  a  utrzymała  się  równość  przed  prawem  i  teorya 
jednomyślności. 

Następstwa  nie  dały  długo  na  siebie  czekać.  Przed  koro- 
nacyą  Henryka  w  ziemi  dobrzyńskiej  partye  sejmikują  już  osobno, 
przytem  jedna  wyznacza  pełnomocników  z  zupełną  władzą,  druga 
daje  swym  posłom  instrukcye ;    w  Wiźnie  też   odbywają  się  dwa 


1)  Kultura  Odrodzenia,  I,  118. 


—     199     — 

sejmiki  i  każdy  osobno  obiera  posłów  ').  Województwo  wołyńskie 
ma  na  sejmie  1585  r.  zdwojony  komplet  posłów,  „bo  tam  było 
na  sejmiku  rozerwanie,  sześć  było  obranycłi  od  ślachty,  a  sześć 
od  panów"  -).  Podobne  scysye  rodzą  się  niezawodnie  wszędzie 
wokoło,  ale  udaje  się  zacierać  je  w  zarodku.  Wyjątkowo  raz 
jeden  załatwiła  szlacłita  liwska  swój  spór  w  sposób  dziwnie  no- 
woczesny, godny  XIX  wieku:  obrała  w  r.  1542  dwócłi  posłów 
od  większości  i  jednego  od  mniejszości  ^).  Zwykle  kompromis 
przybierał  zresztą  postać  jednomyślności  bez  zastrzeżeń.  Tak  np. 
krakowianie  na  sejmiku  7  —  10  listopada  1584  roku  po  długicti 
łiukachi  i  tumultach  zdecydowali  się  obrać  kandydatów  z  obu 
walczących  partyi  ^).  Gdzie  opór  był  słabszy,  tam  go  poprostu 
ignorowano,  np.  w  Sądowej  Wiszni  8  maja  1587  r.  ^).  Zdarzały  się 
i  kompromisy  nielegalne,  kiedy  stronnictwa,  dogadzając  sobie 
nawzajem,  obierały  więcej  posłów  niż  było  wolno ;  tak  postąpiła 
ziemia  przemyska  w  r,   1593"). 

Od  czasu  trzeciego  bezkrólewia,  na  krwawem  tle  sprawy 
Zborowskich,  rozłamy  zagęszczają  się  coraz  bardziej.  Śledzić  je 
można  dokładnie  na  terenie  paru  województw.  W  Krakowskiem 
pierwszy  rozłam  zachodzi  w  roku  1589  "*);  potem  na  sejmiku  15 
lutego  1590  r.  każda   partya  obiera   po  sześciu   posłów  i  spisuje 


^)  Orzelski,  Interregnorum  libri  octo,   195. 

2)  Czuczynski,  Dyaryusze  sejmowe  r.  1585,  38. 

•^)  Akta  gród.  liw.  ks.  4,  f.  30,  feria  6  d.  S.  Thomae  Cantuarianensis,  in 
conventu  particulari  a.  D.  1542.  Electio  nuntiorum :  „Generosus  Stanislaus  Ada- 
mowski  livensis  et  camcnecensis  capitaneus  cum  caeteris  dominis  in  actu 
contentis  ac  cum  majore  parte  nobilitatis  tocius  voces  suas  dederunt  ac  in  nun- 
tios  ad  conventionem  terrestrem  varsovienscm  generosos  et  nobiles  Stanislaum 
Kałuski  vexilliferum  livensem  et  Stanislaum  Ossowieński  (?)  elegerunt  et  ex 
parte  minore  nobilitatis  super  nobilem  Alexium  Cieciszewski  voces  suas  dede- 
runt" (Odpis  w  Tekach  Pawińskiego). 

■1)  Czuczynski,  Dyaryusze,  359.  Żaden  z  wydawców  dziennika  sejmiko- 
wego, ani  Siemieński  ani  Kutrzeba,  nic  zwrócił  uwagi  na  to,  że  w  Proszowicach 
doszło  jednak  do  spisania  podwójnych  instrukcyi. 

'>)  Prochaska,  Akta  grodzkie  i  ziemskie,  XX. 

^>  Prochaska,  Akta  grodzkie  i  ziemskie  t.  XX,  str.  XVI.  Zdarzały  się  po- 
dobne obiory  ponad  liczbę  i  na  zgromadzeniach  wyborczych  mieszczan,  np. 
w  Krakowie  w  r.  1533;  tam  jednak  obierano  większości;},  i  dopiero  równość 
głosów  skłoniła  krakowian  do  przekroczenia  normy,  Rymar,  211. 

')  Orzelski,  (Dziejopisowie  krajowi),  tom  wstępny,  89. 


—     200     — 

dla  nich  osobne  instrukcye ') ;  22  sierpnia  1592  mniejszość  rega- 
listyczna,  nie  uzyskawszy  miejsca  dla  swoich  trzech  kandydatów, 
zakłada  protest  przeciwko  przemocy  większości  malkontentów  ^). 
W  kwietniu  r.  1593  krakowianie  dwa  razy  obierają  posłów,  i  za 
każdym  razem  nad  komplet,  po  12^);  województwo  wołyńskie 
także  śle  do  Warszawy  posłów  podwójnych.  Po  sejmie  r.  1595 
sejmik  proszowski  nie  mogąc  się  zdobyć  na  zgodny  obiór  sza- 
farza, pozostawia  wybór  królowi^).  W  r.  1596  sejmiki  znów  są 
niezgodne,  zwłaszcza  ruski,  na  którym  „posłów  na  zamiar  obrano"; 
przeciwko  legalności  obioru  dwóch  Stadnickich,  Broniewskiego, 
Herburta  mniejszość  zanosi  manifest  do  grodu  lwowskiego  ^). 
To  samo  powtarza  się  z  wielkim  hałasem  w  roku  1597*^). 

Na  podobne  objawy  nie  mogła  szlachta  patrzeć  obojętnie. 
Wszak  zerwanie  sejmiku  nietylko  wnosiło  czasowy  nieład  do 
najbliższych  każdemu  spraw  domowych,  ale  groziło  pozbawieniem 
reprezentacyi  w  sejmie  ').  A  straty  tej  nie  mogło  powetować  zło- 
żenie sejmiku  posejmowego,  gdyż  odosobniona  opozycya  prze- 
ciwko zapadłej  już  uchwale  zakrawała  na  gotową  dysmembracyę, 
budziła  odruch  niechęci  w  opinii  i  prawie  zawsze  milkła  pod 
naciskiem  zgody  powszechnej.  Próbowali  np.  krakowianie  w  roku 
1591  obstawać  przy  nieważności  ustaw  zeszłorocznych,  uchwa- 
lonych po  unieważnieniu  wyborów  proszowskich  ^);  próbowała 
szlachta  ruska  w  r.  1604  (28  grudnia)  zastrzedz  sobie  nieważność 
wszystkiego,  co  sejm  uchwali,  w  razie  wyrugowania  jej  posłów^), 
ale  to  wszystko  nie  na  wiele  się  zdało.  Sejm  walny  miał  przy- 
najmniej o  tyle  już  wyrobioną  budowę  korporacyjną,  że  stosował 
do  siebie  zawsze  regułę :  les  absents  ont  tort. 


*)  Kutrzeba,  Lauda  krakowskie,  I,  136-53. 

2)  Tamże,  181  ;  Barwiński  178-80,  206,  234. 

3)  Łubieński,  Droga  do  Szwecyi  1593  r.  (Dziejopisowie  Krajowi),  26, 
Bielski,  Kronika,  1691-2. 

4)  Bielski,  1724. 

'")  Bielski,  1749.  Dyaryusz  sejmu  1596  r.  (fragm.  w  Ms.  Bibl.  Czart.  96) 
Barwiński,  Kartka  z  dziejów  sejmowania  w  Polsce,  Kwart.  Hist.  1897,  II ; 
Prochaska,  Akta  grodzkie  i  ziemskie,  XX,  97  sq. 

6j  Barwiński,  Dyaryusze  sejmowe  r.  1597,  str.  3,  5  sq. 

■*)  Łubieński,  j.  w.,  o  sejmie  1593  r. 

8)  Kutrzeba,  Lauda,  Instrukcya  12  marca  1591  r. 

^)  Prochaska,  j.  w.,  110. 


—     201     — 

Dla  uniknięcia  tej  ewentualności  różne  województwa  decy- 
dowały się  ustanawiać  u  siebie  obiór  większością  posłów  i  de- 
putatów trybunalskicłi.  Demokratyczne  Mazowsze  zastosowało  tę 
nowość  najwcześniej  i  najszerzej,  bo  także  przy  obiorze  urzę- 
dników ziemskicłi  oraz  marszałków  sejmikowycłi  (1598)  i).  Ziemiań- 
stwo  krakowskie,  narażone  na  gorące  utarczki  wewnętrzne,  poszło 
za  tym  przykładem  po  dłuższej  walce,  w  r.  1611-^);  rzecz  zna- 
mienna, że  póki  tam  przewagę  miała  opozycya,  nasiąknięta  du- 
chem Zborówskichi,  nie  próbowała  ona  inaczej  walczyć  z  mniej- 
szością, jak  przemocą;  dopiero  obóz  dworski  zaczął  od  r.  1593 
stosować  ścisły  obrachiunek  głosów,  na  razie  bez  p.owodzenia  ^), 
aż  dopiero  po  latacłi  osiemnastu  europejski  porządek  wyborów 
zwyciężył.  Jednocześnie  przyjęły  go  województwo  sieradzkie, 
ziemie  wieluńska  i  cliełmska ;  w  r.  1613  województwa  kijowskie, 
płockie,  malborskie,  pomorskie,  powiat  mielnicki  jakoteż  cała 
Litwa,  w  r.  1631  całe  Podlasie  "*).  Przeważna  większość  natomiast 
pozostała  przy  starym  trybie  wyborów  neniine  contradlcente, 
i  obostrzyła  go  z  wielką  szkodą  dla  swego  przedstawicielstwa. 
Rwanie  sejmików,  sporadyczne  za  Zygmunta  IIP),  staje  się  za 
jego  następcy,  pomimo  braku  większycłi  wstrząśnień,  zjawiskiem 
powszedniem.  Otwórzmy  tylko  pamiętnik  Albrecłita  Stanisława 
Radziwiłła,    a   zobaczymy   zaraz,   jak   w    r.    1637   sejmiki    przed 


•)  Vol.  Leg.  11,  1467. 

2)  Vol.  Leg.  III,  11. 

'^)  Rejestr  głosów,  podanych  wówczas  na  kandydatów,  ogłoszony  w  Lau- 
dacłi  St.  Kutrzeby,  194  (por.  też  197),  jest  śladem  jednego  z  tych  na  razie  bez- 
skutecznych głosowań  :  instrukcya  kwietniowa  była  też  tylko  jedną  z  dwóch 
rozróżnionycli  instrukcyi,  uchwalonych  wtedy  przez  krakowian.  Instrukcya  z  d. 
16  grudnia  1604  r.,  tamże  str.  255,  proponuje  jako  ogólną  regułę  postępowa- 
nia głosowanie  , .przez  baloty"  z  pośród  3  kandydatów  od  każdego  powiatu. 

4)  Vol.  Leg.  III,  174,  182,  184,  199,  697. 

^)  Przykłady:  w  r.  1623  rozbił  się  sejmik  malborski  (Teka  Narusz.  115), 
Lengnich,  Jus  Publicum  Prussiae  Polonae,  116,  w  1630  płocki  (Teka  Narusz. 
127),  w  1631  pruski  dwukrotnie  (tamże),  w  1632  pruski  i  łomżyński  (Teka 
Narusz  124).  Stan.  Łubieński  biskup  płocki  pisał  we  wrześniu  1630  r.  do  Ni- 
szczyckicgo  kasztelana  sierpskiego :  ..Wprawdzie  to  nie  nowina,  że  niezgodne 
posły,  niezgodne  artykuły  z  różnych  województw  posyłano  przedtym  na  sejm 
ale  ledwo  który  sejm  był  przez  tego:  niezgodnym  kazano  do  domu,  nowych 
sejmików  nie  składając,  boby  to  była  summa  indignitas  Króla  Jmci  contcmptam 
semel  legationem  suam  iterarc"  (Teka  Naruszewicza  127). 


—     202     — 

sejmem  dwuniedzielnym  w  wielu  miejscach  uległy  zerwaniu^ 
Przedsejmowe  sejmiki  9  lipca  1641  r.  „insze  doszły,  insze  po^ 
niektórych  miejscach  zerwane  i  do  krwi  rozlania  przyszło".  Dnia 
11  kwietnia  1647  r.  „wiele  sejmików  się  zerwało,  łucki  trwał 
aż  do  siódmego  dnia"  '). 

Zaznaczyć  tu  należy,  że  konstytucye,  pozwalające  niektórym 
województwom  obierać  deputatów  trybunalskich  większością  gło- 
sów, jakkolwiek  przynoszą  zaszczyt  szlachcie,  która  się  o  nie 
wystarała,  wcale  nie  świadczą  o  ogólnym  postępie  zdrowych 
zasad  konstytucyjnych.  Przeciwnie,  tem  wyraźniej  odbija  się  na 
ich  tle  rozpowszechnienie  doktryny  jednomyślności  na  obszarze 
wszystkich  ziem,  które  ową  reformę  uznawały  za  zbyteczną. 
Tymczasem  elekcyę  deputatów  większością  głosów  przyjmowały 
milcząco  dla  całej  Polski  już  konstytucye  r.  1578  i  1589.  Pierwsza 
ustawa  o  trybunałach  stanowiła  w  tyt.  I  §  4:  „Żaden  z  elektów 
powtórc  na  sądy  nie  ma  być  obran  do  lat  czterech,  oprócz  tego 
gdzieby  się  w  którem  województwie  na  tegoż  wszyscy  nemine 
contradicente  zgodzili,  a  iżby  się  tego  podjął,  uprosili"  -j.  Rzecz 
jasna,  iż  przepis  ten,  dopuszczający  w  drodze  wyjątku  obiór  po- 
wtórny tej  samej  osoby  przed  upływem  czterolecia,  uznawał  za 
wyjątkowy  warunek  nie  ceremonialne  „uproszenie"  (boć  nikt 
wbrew  własnej  woli  nie  mógł  zostać  deputatem,  i  „upraszano*^ 
wszystkich  kandydatów),  lecz  zgodę  powszechną  nemine- 
contradicente.  Przy  dobrych  chęciach  można  było  znaleźć  i  taką 
ustawę,  która  sankcyonowała  obiór  niejednomyślny  posłów.  Mia- 
nowicie artykuł  108  konstytucyi  1601  r.  „o  obieraniu  posłów"- 
brzmi :  „Ktokolwiek  będzie  miał  sprawę  sądową  na  sejm  nie- 
zmyśloną,  ani  krótko  przed  sejmem  intentowaną,  a  z  kontra-- 
dykcyą  o  to  będzie  na  sejmiku  swym  posłem  obran,  ten  wedle 
starego  prawa  między  posły  miejsca  mieć  nie  będzie,  i  od  po- 
selstwa odstrychniony  być  ma"  ^).  Stąd  prosty  wniosek,  że  kontra- 
dykcya,  motywowana  inaczej,  niekoniecznie  wystarcza  do  obalenia 


')  Wyd.  Raczyńskiego  I,  343,  II,  37,  248. 

2)  Vol.  Leg.  II,  963,  1393. 

3)  Vol.  Leg.  II,  1523-4.  Po  głośnej  kłótni  w  województwie  ruskiem  na 
sejmie  1597  r.  projektował  dwór  przeprowadzić  zasadę,  że  „electio  posłów  ma 
być  jako  deputatów  na  trybunał",  i  w  tych  słowacli  odpowiedział  na  petita 
koronne.  Sejm  jednak  rozszedł  się  bezowocnie. 


—     203     — 

wyboru,  a  wcale  nie  umotywowana  nie  ma  żadnej  mocy.  Istotnie 
szereg  przykładów  z  czasów  Zygmunta  III  świadczy,  że  pomimo- 
faktycznego  rozbijania  sejmików  przez  niezadowolone  mniej- 
szości, ktokolwiek  chciał  na  własną  rękę  unieważnić  obiór  posła, 
musiał  mu  zadać  proces,  banicyę,  nadużycie  wyborcze,  a  nie 
samo  tylko  swoje  osobiste  ^niepozwalam"  ^). 

Niewątpliwym  błędem  władzy  królewskiej  było  to,  że  mając 
jeszcze  wówczas  duży  wpływ  na  tłómaczenie  ustaw,  nie  starała 
się  wyzyskać  zawczasu  tak  cennych  tekstów  prawodawczych. 
W  miarę  bowiem  zwłoki  rzecz  stawała  się  coraz  trudniejszą. 
Jeżeli  powyższe  rozumienie  poprawnem  było  przed  rokiem  1589, 
to  od  chwili  wydania  pierwszej  specyaln  ej  ustawy  o  obiorze 
deputatów,  posłów  etc.  większością,  za  ogólną  normę- 
dla  całego  państwa  musiała  uchodzić  jednomyślność.  A  prze^ 
cięż  na  tej  placówce  walka  z  jednomyślnością  była  łatwiejsza,  niż 
gdzieindziej.  O  legalności  wyborów  deputackich  decydował  sędzia 
ziemski  powiatu  piotrkowskiego  przy  reasumpcyi ;  wykonanie 
dekretów  też  spoczywało  całkowicie  w  rękach  organów  królewskich, 
można  więc  chyba  było  uchronić  myśl  konstytucyi  1578  r.  przed 
spaczeniem  w  praktyce.  Trybunał  szlachta  uważała  za  pierwszy 
„klejnot  miłych  wolności  naszych"  ^),  za  instytucyę  nieocenioną 
i  niezbędną ;  sama  troskliwie  wypielęgnowała  dlań  regułę  więk- 
szości, której  odmawiała  sejmom,  i  przez  cały  czas  jego  istnienia 
pozostawiła  ją  nietkniętą  w  elekcyi  marszałka,  zarówno  jak 
i  w  ferowaniu  dekretów.  Zresztą  wyrokowanie  większością  w  spo- 
rach sądowych  ustaliło  się  w  Polsce  na  całej  linii  i  nie  do- 
puszczało wyjątków.  Oprócz  trybunałów  ogarnęło  ono  wszelkie 
sądy  kollegialne,  np.  nadzwyczajne  kapturowe^),  i  nawet  juryz- 
dykcyę  izby  poselskiej  nad  jej  członkami.  Jedynie  dzięki  temu 
mogła  izba  sprawować  kontrolę  nad  legalnością  wyborów. 

Jeszcze  w  r.  1538  sporom  o  nielegalne  wybory  pbłożył  kres 
sam  Zygmunt  Stary ;  tymczasem  za  Walezyusza  i  Batorego  izba 
sprawuje  władzę  rugu,  jak  swe  niezaprzeczone  prawo :  usuwa  na 


1)  Ob.  np.  Prochaska,  XX,  110,  159,  331. 

2)  Słowa  instrukcyi  płockiej  na  sejm  r.  1597,  Barwiński  357. 

•^)  Ob.  np.  laudiim  proszowskie  15  listopada  1574,  Kutrzeba,  Landa, 
47.  Ordynacya  sądów  województwa  ruskiego  3  czerwca  1632  r.,  art.  10.,  Pro- 
chaska, XX,  324. 


—     204     — 

sejmie  koronacyjnym  1574  r.  nieprawnie  obranych  posłów  do- 
brzyńskich i  wiskiego  posła  Woronieckiego') ;  na  sejmie  1585  r. 
ruguje  wołyńskich  posłów,  obranych  przez  panów  ^),  Chociaż  pod- 
legający rugom  poseł  stawał  pod  laską  marszałkowską,  jako  za- 
wieszony w  funkcyi,  i  nie  mógł  być  sędzią  we  własnej  spra- 
wie, jednomyślności  niepodobna  było  żądać  przy  stanowieniu 
wyroku,  gdyż  porozumienie  paru  posłów  obezwładniałoby 
całą  izbę. 

Dyabeł  Stadnicki  i  jego  towarzysze  oświadczyli  wprawdzie 
na  sejmie  1596  r.:  „Nas  koło  poselskie  tu  na  sejmie  sądzić  nie 
może,  ale  tylko  bracia  doma,  którym  prawo  pospolite  kazało  się  spra- 
wować" ^).  Trzebaż  było  rozciąć  raz  na  zawsze  tę  kapitalną  wątpliwość, 
zwłaszcza  gdy  partya  Stadnickich  w  następnym  roku  w  podobny 
sposób  zamąciła  najpierw  sejmik  wiszyński,  a  potem  sejm.  Zje- 
chało na  otwarcie  izby  z  jednej  strony  sześciu  posłów  rzekomo 
„szlacheckich",  z  Dyabłem  łańcuckim  na  czele,  z  drugiej  sześciu 
innych,  których  tamci  nazywali  senatorskimi  albo  żołnierskimi, 
ponieważ  obiór  ich  przeprowadzili  senatorowie  pod  osłoną  woj- 
skowych. Spór  przeciągnął  się  od  zagajenia  obrad  (10  lutego) 
aż  do  trzeciego  tygodnia.  Brakowało  zrazu  wodza  posłów  senator- 
skich, referendarza  Drohojowskiego,  więc  koledzy  prosili  o  zwłokę. 
Izba  jak  najsłuszniej  odmówiła,  podając  siedem  racyi ;  „naprzód, 
że  jest  tu  termin  ostateczny  (peremptorius  terminus),  przeto  się  po- 
winien każdy  poseł  stawić,  druga,  że  jeżeli  spóźniający  się  se- 
nator nie  dostaje  głosu,  to  tembardziej  poseł ;  trzecia,  że  się  tu 
ma  upatrować  nie  wzgląd  na  osobę,  (non  ratio  personae),  ale 
wzgląd  (ratio)  Rzplitej.  Czwarta  dla  konsekwencyi  (seguelae), 
aby  napotym  drugi,  wpół  sejmu  przyjechawszy,  rzeczy  postano- 
wionych nie  turbował.  Piąta,  że  sprawa  prywatna  nie  może  uchy- 
biać ogólnej  (particulańtas  non  derogat  generalitati).  Szósta,  nic- 
pięknie  (indecoriim)  by  było  tak  zacnemu  kołu  jednej  osoby 
czekać.  Siódma,  że  więcej  powagi  (plus  autoritatis)  koło  posel- 
skie nosi  na  sobie,  niż  jedna  osoba".  Wygłosiwszy  tyle  pięknych 
sentencyi  i  usunąwszy  obie   strony  na   bok,   przystąpiła   izba  do 


1)  Orzelski,  Interregnorum  184,  189,  195. 

2)  Czuczyński,  Dyaryusze,  str.  38. 

3)  Teka  Narusz.  96. 


—     205     - 

wyrokowania.  Tu  jednak  opuściła  ją  stanowczość.  Najliczniejszy 
odłam  sympatyzował  ze  Stadnickimi  i  żądał  oddalenia  ich  prze- 
ciwników, jako  sprawców  gwałtu  żołnierskiego  na  sejmiku.  Inni, 
rzekomo  „zwyczajem  dawnym  tak  koła  poselskiego  jako  i  try- 
bunału", stawiali  i  Panu  Bogu  świeczkę  i  dyabłu  ogarek,  t.  j. 
dopuszczali  po  trzecłi  posłów  z  każdej  strony.  Trzecia  frakcya, 
widocznie  dworska,  wolała  posłów  „żołnierskicli",  ponieważ  icli 
instrukcya  uwzględniała  interes  państwowy,  obronę  granic.  Reszta,, 
zapatrując  się  na  przykład  województwa  wołyńskiego,  które  po- 
lubownie załatwiło  swe  spory,  głosowała  za  usunięciem  wszyst- 
kich! pretendentów,  dopóki  się  nie  zgodzą  na  sześciu. 

Absolutnej  większości  nie  miał  jednak  żaden  wniosek, 
a  dwór  cłiciał  się  pozbyć  Stadnickicłi  za  wszelką  cenę.  Niespo- 
dzianie zgodziła  się  izba  unieważnić  wybór  obu  kompletów, 
przyjmując  zresztą  do  wiadomości  instrukcye  ruskie.  Przed  takim 
wyrokiem  ukorzył  się  Drohojowski,  natomiast  Dyabeł  z  Łańcuta 
wybuchnął  gniewem  i  zagroził  protestacyą  przeciw  całemu  sej- 
mowi. Tu  jeszcze  bardziej  zachwiała  się  izba.  Jedni  zaczęli  za- 
praszać po  trzech  posłów  z  każdej  strony,  drudzy  —  chociażby 
wszystkich  dwunastu.  Stadniccy  już  przystawali  na  kompromis, 
byle  wcisnąć  do  izby  połowę  swoich  przyjaciół,  ale  teraz  strona 
dworska  twardo  stanęła  przy  zapadłej  uchwale:  tożby  „na  potem 
żadne  postanowienia  koła  tego  ważne  nie  były,  że  na  trybunale 
pluralitas  concludit  ergo  et  hic,  że  się  już  JKMci  o  tem  dało 
znać,...  że  protestacye  jednego  województwa  zgody  wszech  innych 
targać  nie  mogą,  że  ten  jest  dawny  przykład,  zgodziwszy  się, 
na  górę  odsyłać".  Na  to  Stanisław  Czarnkowski,  stary  weteran 
sejmowy,  wystąpił  z  twierdzeniem,  że  „tu  nie  był  dekret,  ale  kon- 
sens".  Ostatecznie,  o  ile  wiadomo,  decyzya  izby  utrzymała  się, 
Stadnicki  odjechał  z  protestem,  a  sejm  upłynął  bezowocnie  z  po- 
wodu innych  jeszcze  trudności.  Zwycięstwo  zasady  sądowej  było 
wątpliwe').  Ale  z  jednej  strony,  ludzie  złej  wiary  i  woli  nie  mo- 
gli przemawiać  w  imieniu  opinii  publicznej,  z  drugiej  zaś,  koło 
poselskie  rychło  zrozumiało,  że  jeżeli  prawa  rugu  nie  zatrzyma 
w  swych  rękach,  to  albo  sejm  przedzierzgnie  się  w  kupę  samo- 


1)  Barwiński,  Dyaryusze  sejmowe    r.  1597,    3-15,    87-92,    149,    159,    182, 
426-8,  437-8,  457-8. 


—     206     — 

zwańczych  pseudo-posłów,  i  każdy  będzie  wołał,  jak  krakowianin 
Acłiacy  Jordan  w  r.  1592:  „Mnie  na  wota  puszczać  nie  będziesz!"'), 
póki  nie  spęka  się  sejm,  albo  też  król  będzie  mógł  w  jawnej 
Toli  sędziego  i  tajemnej  —  oskarżyciela  usuwać  najniebezpie- 
•czniejszych  oponentów.  Objąwszy  tedy  sądownictwo  nad  posta- 
wionymi pod  laską  posłami,  poczęła  sprawować  je  według  zasad 
jedynie  możliwych,  t.  j.  praktykowanych  w  trybunale.  Jakoż  wię- 
kszością 37  głosów  przeciwko  3  oddala  izba  27  października 
1627  r.  skargę  księdza  Starczewskiego  na  posła  Janowskiego-); 
większością  54  przeciw  20  —  ruguje  Ogińskiego  i  Bychowca  na 
sejmie  1647  r.  ^). 

Przykłady  takie  dałyby  się  z  pewnością  znacznie  pomno- 
żyć^). Ale  nie  o  ich  częstość  tutaj  chodzi.  Rdzeń  rzeczy  tkwi 
w  wielkiem,  rozlewnem  zjawisku  generalizacyi  poglądów  na 
sposób  tworzenia  uchwał  zbiorowych.  Jedno  i  to  samo  społe- 
czeństwo doszło  równocześnie  do  przekonania,  że  akt  zmiany 
porządku  istniejącego,  np.  laudum  albo  konstytucya  sejmowa, 
akt  czysto  woluntarny,  wymaga  jednomyślności,  tymczasem  do 
aktu  sądowniczego,  skrępowanego  gotową  regułą,  dokonanym 
faktem  i  bezwzględną  logiką,  wystarcza  większość  głosów.  Jeżeli 
w  jakimś  wypadku  takie  pojęcie  „konsensu"  albo  „dekretu"  nie 
ma  narzucić  się  z  góry  obradującej  grupie,  to  należy  wyjątek 
specyalnie  jakoś  uzasadnić.  Jest  to  pogląd  wręcz  przeciwny  no- 
wożytnemu poglądowi  całej  Europy,  gdzie  przez  uchwałę  zbio- 
rową nauczono  się  rozumieć  uchwałę  większości,  dopóki  w  po- 
szczególnych wypadkach  nie  uzasadniono  tak  czy  inaczej  wyją- 
tku ;  pogląd,  dodajmy,  najprzeciwniejszy  przekonaniom  angielskim, 
według  których  właśnie  akt  wymiaru  sprawiedliwości  powinien 
tnieć  za  sobą  zgodę  powszechną. 

Czy  do  takiej  generalizacyi  dojść  musiało  ?  Czy  była  w  Pol- 
sce taka  siła  ludzka,  któraby,  przenikając  całą  grozę  położenia, 
mogła  powstrzymać  rozlew  pojęcia    „konsensu"  ?   Jeżeli   była  — 


1)  Barwiński,  Dyaryusze  i  akta  sejmowe  z  r.  1592,  207. 

2)  Dyaryusz    tego    sejmu,    przez   Moskorzewskiego  pisany,    w  Ms.  Bibl. 
Jag.  102. 

3)  Radziwiłł,  j.  w.,  II,  250. 

*)  Np.  na  sejmie  1678  r.  Karczewskiego  chor.  lidzkiego  oddalono,  dwóch 
innych  przyjęto  35  głosami  przeciwko  18.  Ms.  Bibl.  Czart.  409. 


—     207     — 

czego  nikt  z  matematyczną  ścisłością  nie  dowiedzie,  —  to  po- 
winna była  podjąć  walkę  eksterminacyjną  z  zarazą  jednomyślno- 
ści na  wszystkich  polacłi,  i  nie  ustępować  nigdzie,  choćby  za 
cenę  rozlewu  krwi.  Bo  czarodziejską,  zachłanną  swą  moc  za- 
wdzięczał „głos  wolny"  właśnie  temu,  że  nikt  nie  „kontradyko- 
wał"  rozciąganiu  idei  jednomyślności  w  życiu  i  w  teoryi  na  co- 
raz to  nowe  stosunki  ^).  Opanowawszy  pewną  dziedzinę,  przerzu- 
cała się  ona  zaraz  na  sąsiedni  teren  pojęciowy  albo  geograficzny. 
Każdy  precedens  —  a  były  ich  tysiące  —  zwiększał  ciężar  lawiny. 
Stłoczone  myśli  i  namiętności,  jak  to  zwykle  bywa  w  tłumach, 
stwarzały  wspólną  siłę,  wyższą  nad  sumę  sił  poszczególnych  je- 
dnostek. Coraz  tradniej  było  następującym  po  sobie  pokoleniom 
oswajać  się  z  przewagą  większej  liczby.  Zarówno  fanatycy,  jak 
trzeźwi  statyści  widzieli,  że  to  święte  tabu  nakształt  jakiejś  pol- 
skiej prawdy  objawionej  w  tryumfalnym  pochodzie  zagarnia  je- 
■dne  po  drugich  obszary  życia,  i  czyni  to  w  taki  sposób,  że  Pol- 
ska —  rządem  czy  nierządem  —  bądź  co  bądź,  jakoś  stoi, 
i  niedość  na  tem,  stoi  dumna,  wolna,  szanowna,  strojna  wawrzy- 
nem Byczyny  i  Kirchholmu,  Kłuszyna  i  Chocimia!... 

Któż  wobec  tego    śmiał   przeczyć    boskiemu  głosowi  ludu  ? 

')  Wyjątkowo  rozumnie  zastrzegła  sobie  szlachta  rusi<a  w  laudum  10  sty- 
cznia 1647  r. :  „Iż  unanimi  consensu  panów  poborców  ziemie  przemyskiej  i  sa- 
noci\iej  na  teraźniejszym  sejmiku  obraliśmy,  warujemy  to  sobie,  aby  in  poste- 
rum  pluralitate  głosów  wolno  nam  było  inszych  obierać,  ani  to  pro  praejudicato 
ma  haberi",  Prochaska,  XX,  502. 


ROZDZIAŁ  IV. 

Sejm  wzorem  dla  sejmików.  Emancypacya  posłów  z  pod  wspólnej  dyrektywy 
całego  województwa.  Sejmiki  relacyjne.  Jak  powstawały  Yolumina  Legum? 
Brak  ścisłego  regulaminu  w  izbie  poselskiej.  Sprowadzanie  instrukcyi  do  wspól- 
nego mianownika.  Wota  senatorskie.  Osłabiony  ducłi  inicyatywy  w  izbie  posel- 
skiej. Ucieranie  artykułów.  Resztki  fakultatywnej  reguły  większości.  Sposób 
obierania  marszałka  w  wieku  WII.  Głosowania  powtórne.  Mówcy  generalni. 
Odbicie    „ucierania    artykułów"    w    redakcyi    ustaw.     Nieco  o   psycłiice    izby 

poselskiej. 

Wejdźmy  jednak  głębiej  do  izby  poselskiej.  Wsłuchajmy  się 
w  rozgwar  bezładnycłi  debat,  zbadajmy  w  świetle  praktyki  nie- 
które zwyczaje  i  obyczaje  postępowania  legislatywy.  W  jej  atmo- 
sferze, na  podłożu  jej  nawyknień,  uświęconych  milczeniem  pisa- 
nego prawa,  kształci  się  i  krystalizuje  wolny  głos  szlachecki. 
Liberum  veto  jest  dziecięciem  sejmu,  nie  sejmików.  Jeżeli  mowa 
o  funkcyach  społeczno-politycznych,  o  treści  prawodawstwa,  sejm 
czerpał  oczywiście  soki  żywotne  z  sejmików.  Zgodzilibyśmy  się 
nawet  nazwać  sejmiki,  jak  chcą  niektórzy,  „embryonami"  albo 
„komórkami"  sejmu,  o  ile  na  budowę  tego  ostatniego  wpływały 
poczęści  zaściankowe  poglądy  i  wyobrażenia,  przywożone  do 
izby  poselskiej  z  województw.  Ale  ponad  tymi  elementami  wy- 
rasta dopiero  na  sejmie  kwiat  ideologii  parlamentarnej  szlacłicica 
polskiego,  liberum  veto  sejmowe ;  z  tego  nasienia  dopiero  po- 
tem wyrośnie  veto  sejmikowe.  To  też  dopiero  ten,  kto  pozna 
comitia,  zrozumie  należycie  comitiola,  jak  nazywano  czasem  sej- 
miki, niby  sejmy  w  miniaturze. 

Jednomyślna  elekcya  króla  viritim  nie  omieszkała  i  tutaj 
wywrzeć  swego  wpływu.  W  miarę  tego,  jak  prawdą  stawało  się 
zapatrywanie,  że   wola   zbiorowa   narodu   tworzy   się  z  harmonii 


—     209     — 

pragnień  poszczególnych  obywateli,  już  i  na  sejmach  instrukcya 
nie  mogła  utrzymać  w  rygorze  delegatów  swego  województwa. 
Rozbicie  jedności  wojewódzkiej  na  sejmie  napotykamy  wpraw- 
dzie bardzo  wcześnie.  Już  za  Zygmunta  Starego  słychać  o  sa- 
modzieinem  poczynaniu  pojedynczych  posłów,  np.  Spławskich 
na  sejmie  1545  r.,  i  o  wyłamywaniu  się  ich  z  pod  woli  woje- 
wództwa ')...  W  dobie  walki  o  naprawę  Rzplitej,  pomimo  karno- 
ści, cechującej  naogół  izbę  poselską,  rozłam,  wytworzony  przez 
reformacyę  w  województwach  i  powiatach,  jaskrawo  niekiedy  wy- 
stępuje na  jaw,  np.  w  odosobnionym  proteście  Rusockiego  na 
sejmie  piotrkowskim  r.  1565 -).  Sejm  lubelski  głosuje  zawsze 
podług  województw,  ale  wota  poszczególnych  posłów  jednej 
ziemi  są  nieraz  rozstrzelone;  dotyczy  to  zresztą  przeważnie  gło- 
sowań w  kwestyach  porządkowych  i  taktycznych  ^).  Częstokroć 
rozprzęga  się  spójnia  wojewódzka  podczas  bezkrólewi.  Jeżeli 
na  zjeździe  elekcyjnym  głosują  województwa,  ma  to  na  celu 
tylko  ułatwienie  dyskusyi  oraz  ostatecznego  obrachunku  suffra- 
giów,  nie  zaś  wytworzenie  jednolitych  uchwał  wojewódzkich ; 
nieraz  dają  się  słyszeć  vota  separata  poszczególnych  wyborców, 
np.  województwo  lubelskie  głosuje  d.  21  listopada  1575  r.  za 
Piastem,  „wyjąwszy  dwóch  tylko",  plocczanie  podobnież  — 
„wyjąwszy  kilka  osób"  ^).  Podczas  głosowania  nad  ogłoszeniem 
bezkrólewia  d.  31  sierpnia  1574  r.  część  posłów  bełzkich,  powo- 
łując się  na  mandaty,  wotuje  przeciw  bezkrólewiu,  a  część  za 
bezkrólewiem^).  Na  sejmie  koronacyjnym  4  marca  1576  r.  sprawa 
odroczenia  koronacyi  wywołuje  podział  zdań  wśród  posłów  płoc- 
kich, mazowieckich,  rawskich,  podlaskich,  kujawskich,  łęczyckich, 
sieradzkich,  sandomierskich*^).  Takież  rozdwojenie  widzimy  na 
sejmach  1582  i  1585  r.  ').  Późniejsze  przykłady  zbyt  są  liczne, 
aby  je  warto  było  wyszczególniać.  Osłabienie  jedności  delegacyi 
ziemskiej  na  sejmie  sprowadzało    tylko  dezorganizacyjne   skutki» 


')  Listy  Zebrzydowskiego,  No  38. 

2)  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego,  285. 

3)  Kojalowicz,  j.  w.,  str.  30,  42,  131,  144,  197,  225,  232  i  in. 
•*)  Orzciski,  j.  w.,  434. 

5)  Orzeiski,  j.  w.,  248-52. 
^)  Orzciski,  j.  w.,  587  sq. 
')  Dyaryiisze  sejmowe  r.  1585,  str.  217,  337. 

14 


—     210     — 

zaostrzało  opozycyę  jednostek,  ale  nie  miało  żadnych  następstw 
dodatnicłi.  To,  co  sprzęgało  wybrańców  jednego  województwa 
w  oporze  przeciwko  pozostałym  posłom  —  icłi  rola,  jako 
mandataryuszów  ziemskicli  —  pozostawało  nietkniętem.  Uczono 
się  przytem  patrzeć  przez  szpary  na  nadużycia  poselskie,  bo  izba, 
szanując  delikatnie  honor  kolegi-oponenta,  rzadko  domagała  się 
odeń  okazywania  instrukcyi  ^). 

Środka  zaś  do  usunięcia  nadużyć  szukano  w  jak  najściślej- 
szem  ograniczaniu  pełnomocnictw  poselskich.  Nie  zmniejsza  się 
wprawdzie  zastęp  odosobnionych  przeciwników  mandatu  nakaz- 
czego,  ale  składają  go  przeważnie  senatorowie  i  publicyści,  gdy 
tymczasem  izba  dość  rzadko  zdobywa  się  nawet  na  umiarkowaną 
naganę  sejmikowego  despotyzmu -).  Bielski  opowiada,  jakie  swary 
powstały  na  sejmie  elekcyjnym  1587  r.,  kiedy  posłowie  uchwa- 
lili to  i  owo  wbrew  instrukcyom  ^).  Nawet  tak  zasłużony  i  wy- 
trawny parlamentarysta,  jak  Swiętosław  Orzelski,  nie  ustrzegł 
się  dwukrotnie  ostrych  wyrzutów  ze  strony  wyborców  za  prze- 
kroczenie instrukcyi  (w  r.  1590  i  1597)"^).  Tu  i  ówdzie  sejmiki 
żądają  od  posłów  złożenia  przysięgi  na  wykonanie  instrukcyi  — 
według  Łebińskiego,  pierwszy  raz  miało  to  miejsce  w  Opatowie 
1612  roku  ^).  Konstytucya  1589  r.  (art.  43)  stanowi,  że  nadal 
„dawać  sprawę  mają  posłowie,  z  każdego  sejmu  przyjechawszy, 
[to]  co  sprawili  na  przeszłym  sejmie  przed  bracią,  na  elekcyej 
tej,  gdy  deputaty  na  trybunał  obierać  będą"  *'),  a  sejm  1591  r., 
składając  w  osiem  niedziel  po  pożegnaniu  króla  sejmiki  rela- 
cyjne „dla  dania  liczby  przez  posły  braciej,  dla  obierania  po- 
borców i  deputowanych  szafarzów",  uważa  za  stosowne  warować 


')  Na  sejmie  warszawskim  1563  r.  (29  listopada)  posłowie  prosili  króla, 
„aby  wiarę  dawał  każdym  ich  powieściom,  a  do  tego  nie  przywodził,  żeby  się 
oni  poruczeństwa  swego  sprawować  mieli",  Zródłopisma,  t.  II,  str.  216. 

2)  Warszewickiemu  na  sejmie  konwokacyjnym  1  września  1574  r.  odpo- 
wiedziano, że  nikt  nie  może  być  zmuszany  do  wykonania  mandatów,  zgubnycli 
dla  Rzplitej,  że  obowiązek  posła  jest  dobrowolny,  że  żadne  województwo  nie 
posiada  władzy  narzucania  woli  swojej  wszystkim  innym,  Orzelski,  254. 

3)  Kroniki  dalszy  ciąg,  wyd.  Sobieszczańskiego  r.  1851,  str.  35. 

4)  Tom  wstępny,  str.  83-6,  214-20. 

5)  De  nuntiorum  terrestrium  in  Polonorum  Republica  origine,  conditione, 
rebus  gestls  (1468—1668),  Vratislaviae,  1863. 

6)  Vol.  Leg.  II,  1273. 


-     211     — 

choćby  jednorazowo  te  „zjazdy  takowym  pokojem  i  bezpieczeń- 
stwem..., jako  prawo  jest  o  sejmach  napisane"  ^).  Ostrożność  ta 
nie  była  zbyteczną,  skoro  na  zjeździe  sandomierskim  1606  roku 
szlachta  buntownicza,  nie  zadawalniając  się  tą  presyą,  jaką  na 
nieposłusznych  posłów  wywierać  może  sejmik,  żądała,  aby  po- 
słowie osobiście  zdawali  sprawę  z  czynności  na  popisie  pospo- 
litego ruszenia  2). 

Wobec  ustalonej  już  teraz  powagi  uzupełniających  się  na- 
wzajem zasad  jednomyślności  i  mandatu  nakazczego,  jest  rzeczą 
ważną  i  ciekawą  przyjrzeć  się,  za  pomocą  jakich  to  procedur 
sparaliżowane  sejmy  mogły  wydawać  całe  folianty  konstytucyi. 
Szczegółowego  regulaminu  w  dzisiejszem  znaczeniu  nie  było; 
te  ogólnikowe  prawidła,  któreby  można  oznaczyć  taką  nazwą, 
wyrobią  się  dopiero  w  wieku  XVII,  i  mieć  będą  na  celu  nietylko 
skuteczność  obrad,  ale  i  skuteczność  protestów.  Niektóre  nie- 
zbędne przepisy  układała  izba  poselska  na  początku  sejmu, 
w  miarę  potrzeby  (Anglicy  powiedzieliby  może :  by  standing 
crder)^).  Królewskie  listy  i  orędzia  na  sejmiki  oraz  parafrazujące 
je  zazwyczaj  propozycye  tronowe"*),  wygłaszane  przez  usta 
kanclerzy,  w  słabym  zaledwie  stopniu  potrafiły  skupiać  myśli 
i  przewidywania  szlachty  na  pewnych  projektach  de  legę  ferenda. 
Część  sejmików  wypowiadała  się  wyraźnie  za  wnioskiem  lub 
przeciw,  niektóre  dawały  na  ogólnikową  propozycye  ogólnikowe 


1)  Vol.  Leg.  11,  1377. 

2)  Rembowski,  Rokosz  Zebrzydowskiego,  86,  296.  Stadnicki  mówił: 
,, Kiedy  się  zjadą  aż  na  deputacki  sejmik  w  pół  roku  po  sejmie,  to  dziękuje 
uboga  śiachta  za  niecnotliwą  robotę  ich  :  WM.  dziękujemy ;  kłaniają  się,  zdej- 
mują czapki,  a  nie  wiedzą  za  co,  a  oni  ich  zdradzili !  Ale  kiedy  na  okazowaniu, 
a  prędko  się  stawił,  wneteczki  to  tam  będzie  ten,  co  źle  robił,  ten  niecnotliwie 
robił,  a  zaraz  zapłaty  wezmą  za  roboty  swoje  złe,  a  dobrzy  także  za  prace 
swe  dobre". 

3)  Np.  na  sejmie  r.  1606  ,,po  odprawieniu  wot  senatorskich  na  propozy- 
cye szli  pp.  posłowie  do  swej  izby,  rząd  między  sobą  namawiali  i  postanowili 
godzinę  do  schodzenia  się  między  8  a  9  na  półzegarzu.  Więc  żeby  nikomu, 
ktoby  posłem  nie  był,  w  izbic  poselskiej  być  z  sobą  nie  dopuszczali.  Wotowa- 
nie  żeby  było  po  województwach  ;  ażeby  się  jeden  drugiemu  w  wotum  nie 
wtrącał",  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  99. 

■♦)  Por.  zdanie  M.  Mieleckiego  na  sejmie  1585  r.  17  stycznia,  Dyaryusze, 
str.  25:  „Taki  jest  dawny  obyczaj,  iż  instrukcya,  którą  dawają  na  sejmiki 
idem  est  z  propozycyą  W.  K.  Mci". 

14* 


—     212     — 

i  niezupełne  odpowiedzi,  inne  wprost  zbywały  ją  milczeniem  — 
a  wtedy  od  uznania  posłów  zależało  interpretować  owo  milcze- 
nie, jako  zakaz  lub  jako  zgodę,  względnie  —  odnosić  całą  sprawę 
do  braci.  Najrzadziej  udawało  się  osiągnąć  na  wszystkich  sej- 
mikacli  jednomyślną  uchwałę.  O  ile  żądania  instrukcyi  brzmiały 
niejednogłośnie,  nieraz  mogło  się  zdarzyr  e  artykuły  jednych 
sejmików  zawierały  się  w  artykułach  innyc^.,  jako  ich  część  skła- 
dowa ;  albo  też  różne  instrukcye  dawały  się  logicznie  porównać 
z  rozmaitymi  stopniami  jednej  i  tej  samej  tendencyi  ogólno- 
szlacheckiej.  Wówczas  konkluzya  zależała  od  tego,  czy  daną 
materyę  ogół  szlachty  uważał  za  swą  ofiarę,  ustępstwo,  czy  też 
za  nową  zdobycz.  W  pierwszym  wypadku  oczywiście  redukowano 
projekt  do  minimum,  rzadko  do  maximum,  i  to  pod  warunkiem 
zatwierdzenia  go  przez  oporne  sejmiki,  —  jak  to  widzimy  na 
przykładzie  uniwersałów  poborowych  z  czasów,  kiedy  decentra- 
lizacya  nie  doprowadziła  jeszcze  do  uchwalania  nierównych  miar 
podatku  dla  pojedynczych  województw.  Dziwniejszym  wydaje 
się  objaw,  że  wtedy,  gdy  artykuły  nie  zgadzały  się  co  do  za- 
kresu ustępstw,  żądanych  od  króla,  izba  poselska,  „konklu- 
dując zgodę",  przychylała  się  nieraz  do  bardziej  krańcowych, 
wygórowanych  wymagań.  W  braku  innych  —  prawnych,  czy  też 
„konwencyonalnych" ')  —  reguł  usuwania  kolizył  między  po- 
słami albo  województwami,  jedyną  dewizą,  streszczającą  zasady 
tworzenia  uchwał  naszego  „stanu  trzeciego",  było:  dać  jak  naj- 
mniej, wziąć  jak  najwięcej. 

Powiedzieliśmy:  „tworzenia  uchwał",  bo  o  głosowaniu 
właściwem  rzadko  jedynie  bywa  tu  mowa.  Głosowanie  ujawnia 
stosunek  liczebny  zdecydowanych  zwolenników  i  przeciwników 
wniosku,  który  następnie  przeistacza  się  w  uchwałę  z  mocy  sa- 
mego prawa,  jeżeli  stało  się  zadość  konstytucyjnym  wymaganiom 
%  większości  i  giiorum  (=%  uczestników  głosowania).  Nic  ta- 
kiego nie  odbywało  się  ani  w  senacie,  ani  w  izbie.  Wota  sena- 
torskie mają  wprawdzie  na  celu  wypowiedzenie  ustalonych  prze- 
konań,  ale   podobnie,   jak   głosy   poselskie,   nie    tworzą  decyzyi 


')  W  znaczeniu  angielskich  „constitutional  conventions",  t.  j.  reguł,  uzna- 
nych za  obowiązujące  dlatego,  iż  każdy,  ktoby  ich  nie  zastosował,  ostatecznie 
doszedłby  do  złamania  prawa. 


—     213     — 

ostatecznej.  Przy  zamknięciu  sejmu  i  senator  i  poseł  na- 
równi  mogą  protestować  przeciw  zapadłym  juz  uchwałom.  To  też 
na  głosowanie  senatu,  zwłaszcza  przy  zagajeniu  sejmu,  spoglą- 
dano zwykle,  jak  na  pouczającą  dyskusyę,  której  przysłuchiwać 
się  mają  król  i  posłowie  ^). 

Porządek  oddawania  głosów  w  izbie  niższej,  uregulowany 
po  raz  pierwszy,  jak  się  zdaje,  za  Zygmunta  I  (1523)  2),  został  rozwi- 
nięty i  ustalony  za  następnego  panowania,  z  alternatą  pierwszego 
głosu  między  trzema  „górnemi"  województwy  prowincyi  Wielko- 
polskiej, Małopolskiej  i  Litewskiej.  Okoliczność  ta  nie  jest  obo- 
jętna przy  badaniu  genezy  liberi  veto.  Gdyby  „górne"  woje- 
wództwa nie  miały  stałego  pierwszeństwa  w  zabieraniu  głosu, 
nie  wyprzedziłyby  one  tak  znacznie  w  politycznem  wyrobieniu 
innych  ziem.  —  nie  stałyby  się  potęgami,  przełamanie  których 
wydawało  się  szlachcie  niepojętym  gwałtem  ;  ziemie  pośledniejsze, 
nieraz  ignorowane  przez  kolegów,  nie  znajdowałyby  przykładu 
do  naśladowania  w  województwach   „górnych". 

Wypowiadanie  zdań  w  kole  poselskiem,  między  innemi,  tem 
się  różni  od  wotów  senatorskich,  że  niezawsze  pomyślnie  i  bez 
przerwy  dobiega  do  końca,  często  natomiast  inauguruje  swobo- 
dną dyskusyę  polemiczną.  Jak  tylko  zachodzi  różnica  poglądów, 
wotowanie  zahacza  się  i  następują  rozprawy.  Rozmaici  mówcy 
mogą  wtedy  zapisywać  się  do  głosu,  przymawiać  się  albo  nawet 
wyrywać  się  „interlocutorie" .  Ale  polemizując,  zamiast  walczyć 
argumentami,  zazwyczaj  upierają  się  przy  swych  oświadczeniach, 
„nie  pozwalają"  a  outrance  nietylko  na  rady  i  wnioski,  ale  i  na 
osobiste  poglądy  preopinantów  ^).  W  dyaryuszach  sejmowych 
nieraz  czytamy,  że  posłowie  „nie  pozwalają"  na  protesty  i  „kon- 
tradykcye"  *)   kolegów,  że  na  zjeździe   elekcyjnym    stronnicy  pe- 


')  Lengnich,  Jus  piiblicum  Rcgni  Poloniae,  ed.  2,  II,  391  :  „Non  tamcn 
ideo  sententiae  a  senatoribus  dicuntur,  ut  ex  illis  aliquod  decernatur,  sed  ut 
nuntii  edoceantur,  quid  e  publica  re  sit".  Por.  słowa  Mieleckiego  na  sejmie 
1585  r. :  Na  propozycyę  „panowie  Rady  zdania  swoje  powiadają  przy  bytności 
panów  posłów,  aby  też  oni  stąd  pochop  wzięli,  do  czegoby  się  przychylać  mieli", 
Dyaryusze  sejmowe  1585  r.,  25. 

2)  Akta  Tomiciana,  VI,  341-3,  Tomicki  do  Szydlowicckiego  24  listop.  t.  r. 

3)  Por.  n.  p.  Barwiński,  Dyaryusze  sejmowe  r.  1597,  str.  90. 

■*)  N.  p. :  ,,na  te  kontradykcye  ichm.  księża  biskupi  nie  pozwolili"  — 
31  lipca  1648,  na  konwokacyi,  Dyaryusz  w  Ms.  Bibl.  Jag.  3566. 


—     214     — 

wnego  kandydata  „pozwalają"  nań,  zamiast  wprost  żądać  od- 
dania mu  korony.  Dziwaczna  ta  koncepcya  jest  odbiciem  biernego 
stanowiska,  jakie  —  przynajmniej  w  teoryi  —  zajmowało  koło 
poselskie  wobec  inicyatywy  prawodawczej  króla.  Walka  o  na- 
prawę Rzplitej  wyrwała  stan  rycerski  z  tej  bierności,  ale  nie 
zdołała  z  umysłów  jego  wyrugować  poglądu  na  czynność  posłów, 
jako  przedewszystkiem  obrońców  ustaw  obowiązującychi.  Stąd 
popularne  a  bałamutne  porównanie  posłów  do  trybunów  rzym- 
skich, stąd  konserwatywne  hasła  „egzekucyi",  „naprawy"  i  t.  p., 
pod  któremi  przeprowadzano  najważniejsze  reformy  za  Zygmunta 
Augusta.  Negacya  woli  większości  zawsze  zwraca  się  przeciw  ini- 
cyatywie,  broni  istniejącego  stanu  rzeczy.  Jednomyślności  też  wy- 
magano dla  zmiany  istniejącego  porządku,  a  nie  dla  zachowania 
go.  Wyznawcom  zgody  powszechnej  nie  takby  było  łatwo  zwal- 
czać zasadę  większości,  gdyby  ogół  społeczeństwa  przejrzał,  iż 
opozycya  województw  i  jednostek  nie  jest  obroną  przeciw 
gwałtowi,  lecz  aktem  rządów  mniejszości,  pogwałceniem  swobody 
narodu  przez  samowolę  jednostek. 

Dowody  ad  hominem  nieraz  mają  przewagę  w  izbie  nad  roz- 
prawą rzeczową.  Stronnictwo  inicyatywy  ucieka  się  do  próśb,  oporni 
—  do  instrukcyi.  To  się  nazywa  „ucieraniem"  artykułów  —  nazwa, 
użyta  nawet  w  konstytucyi  ^).  Szlachta  lubi  to  „ucieranie",  widzi 
w  niem  objaw  wolności,  na  deputacye  redakcyjne  patrzy  po- 
dejrzliwie -).  W  pewnej  chwili  marszałek,  bądź  z  własnego  po- 
pędu, bądź'  też  na  żądanie  części  izby,  „puszcza  projekt  per 
vota"  (albo:  „per  turnum",  „przez  województwa").  Oczywiście, 
czynią  to  nie  w  tym  celu,  aby  wyzwolić  decyzyę  izby  i  przygotować 
grunt  do  konstytucyi,  lecz  jedynie  dla  przekonania  mniejszości,  jak 
dalece  przewyższają  ją  przeciwnicy.  Jest  to  więc  manewr  taktyki  par- 
lamentarnej, a  nie  formalny  akt  prawny.  Od  członków  izby  zależy 
zgodzić  się  nań  lub  nie  zgodzić,  i  resztki  takiej  fakultatywnej 
rnocy  zachowała  reguła  większości  w  naszych  obradach  wyjątkowo 


1)  Konst.  1611  r.,  Vol.  Leg.  III,  16. 

2)  „Konstytucyej  aby  panowie  posłowie  przez  deputaty  nie  stanowili,  ale 
po  jednym  artykule  aby  odprawowali  i  konkludowali",  żąda  szlachta  krakowska 
w  instrukcyi  z  d.  15  lutego  1590  r.,  Kutrzeba,  I,  146. 


—     215     - 

nawet  w  wieku  XVIII  ');  zgadzano  się  na  nią  raczej  w  kwestyach 
formalnych,  niż  merytorycznych,  kiedy  zwolennicy  tych  lub  owych 
procedur  nie  umieli  policzyć  się  z  siłami,  albo  też,  bagatelizując 
formy,  chcieli  się  zabrać  do  istoty  rzeczy.  Wówczas  zdawano  się 
na  większość,  jak  na  los  szczęścia,  czasem  nie  bez  reservatio 
mentalis,  aby  odrzucić  wynik  niepomyślny  -).  Pobudką  do  nie- 
zgadzania  się  na  suffragia  („turnus")  bywała  obawa,  iż  wypadnie 
motywować  swe  głosy.  Chociaż  bowiem  prawo  pozwalało  naj- 
drobniejszym nawet  mniejszościom  „domawiać  się"  i  obstawać 
przy  swym  głosie,  sama  przyzwoitość  nakazywała  je  czemś  uza- 
sadnić, chociażby  instrukcyą.  Protesty  w  imię  samego  tylko 
wolnego  głosu  mogłyby  jeszcze  ściągnąć  na  opornych  podejrze- 
nie o  korupcyę.  Zresztą  wszystkie  postanowienia,  dotyczące  we- 
wnętrznego porządku  izby,  jak  wyznaczanie  komisyi,  usuwanie 
arbitrów  przed  odczytaniem  „skryptu  ad  archivum",  zapadają, 
jak  i  akty  właściwego  ustawodawstwa,  za  jednostajną  zgodą 
zgromadzonych.  Przy  niektórych  tylko  analogicznych  czynno- 
ściach, np,  przy  wyznaczaniu  deputacyi  do  króla,  a  w  później- 
szych czasach  —  i  do  posła,  tamującego  działalność  sejmu,  za 
wystarczającą  gwarancyę  bezstronności  uchodzi  nominacya  przez 
marszałka,  jako  męża  zaufania  całej  izby.  Zaufanie  to  jednak  nie 
polega  na  prezumpcyi  jednomyślnego  obioru,  lecz  wspiera  się  na 
pewnych   przesłankach    fikcyjnych.  Przekonywa  o  tern    pobieżny 


')  Prochaska,  Akta  grodź,  i  ziemskie,  XX,  przedmowa,  str.  XVI,  przytacza 
taki  pizyklad  z  r.  1720  (na  sejmiku  wiszyńskim). 

2)  Dziwne  wahania  ujawnia  w  takim  wypadku  izba  poselska  Sejmu  In- 
kwizycyjnego  r.  1592:  w  kwestyi,  „jeżeli  propozycyej  słuchać  albo  nie,  major 
pars  na  to  propendebat,  i  potem  wszyscy  do  tego  się  przychyieli" ;  gorętsi  żą- 
dają już  po  zapadłej  decyzyi,  aby  zastrzedz,  że  zaraz  po  głosowaniu  senatorów 
na  propozycyą  zacznie  się  śledztwo  przeciw  królowi;  nastaje  spór  i  nazajutrz 
(10  września)  izba  rekwirujc  zdania  senatorów,  t.  j.  zdaje  się  jakgdyby  na  ich 
orzeczenie,  odstępując  od  własnej  decyzyi ;  1 1  września  znów  zgoda  co  do  słu- 
chania propozycyi  i  wotów  senatorskich,  lecz  jest  wątpliwość,  że  część  samego 
senatu  chce  odraza  mówić  o  śledztwie.  Izba  w  poczuciu  swej  impotencyi  zdaje 
się  na  króla,  żeby  „apud  senatum  interponeret  auctoritatem  suamd),  jakoby  do 
zgody  przywiódł".  Senat  także  nic  urTiic  wyjść  z  dylematu,  który  „modus  in- 
ąuisitionis"  przedłożyć  posłom :  Karnkowskiego  czy  też  Jerzego  Radziwiłła, 
i  też  przedkładając  oba,  zdaje  się  na  wybór  izby  poselskiej.  Barwiński,  Dyary- 
sze  i  akta  sejmowe,  r.   1591-2,  208-10,  245. 


-     216     — 

rzut  oka  na  sposób  elekcyi  marszałków  w  badanym  przez  nas 
okresie.  Dygresyę  tę  usprawiedliwi  dostatecznie  wzgląd,  że  od 
czasów  Sobieskiego  sejmy  nieraz  zrywały  się  „na  elekcyi",  a  nawet 
przed  elekcyą  marszałka. 

W  konstytucyachi  głucho  o  tym  przedmiocie.  Brak  przepi- 
sów obowiązujących!  otwierał  pole  dość  skomplikowanym  pomy- 
słom i  wyrachowaniom.  Bo  też  czynność  „dyrektora"  miała  nie- 
kiedy wpływ  decydujący  na  cały  dalszy  bieg  obrad,  a  sejmikom 
trudno  było  podciągnąć  obiór  jego  pod  władzę  swoich  nakazów  — 
brakowało  przyzwoitego  pretekstu  do  takich  uroszczeń.  Długo 
nie  było  ustalonego  poglądu  ani  na  to,  czy  rachować  głosy,  ani 
tembardziej  na  to,  jak  je  rachować.  Grono  sejmujące  w  r.  1592 
uznaje  snąć  potrzebę  jednomyślności,  ale  nie  odrazu  umie  ją 
osiągnąć^)  Obiór  Myszkowskiego  w  r.  1597  zachodzi  singulan 
quodam  et  raro  antea  usitato  consensu  atgue  applausu":  przed- 
tem więc  nieraz  już  obywało  się  bez  takich  harmonijnych  aplau- 
zów-).  „Alterkacye"  wyborcze  na  „pamiętnym"  sejmie  r.  1606 
kończą  się  niespodzianym  obiorem  kompromisowego  kandydata, 
dokonanym  podobno  większością  ^).  Taki  obrót  istotnie  przybie- 
rała stopniowo  kwestya  sposobu  obioru  marszałka;  ale  na  jej 
gruncie  powstawała  zaraz  dalsza  wątpliwość.  Głosować  można 
było  według  województw,  sejmików,  powiatów  albo  trybem  wi- 
rylnym.  Na  sejmie  r.  1611  pierwsze  głosowanie  odbywało  się 
podług  województw,  „przytem,  w  którem  się  województwie  nie 
zgodzili  na  jednego,  tego  nie  pisano".  Większość  (15  głosów 
przeciw  9)  otrzymał  Daniłowicz.  Wtedy  mniejszość  zażądała  gło- 
sowania powtórnego  „nie  po  województwach,  ale  po  sejmikach, 
t,  j.,  ile  sejmików  w  którem  województwie  bywa,  tedy  z  każdego 
sejmiku  kreska,  tych  powiatów  nie  licząc,  które  osobnych  sejmi- 
ków nie  mają".  Daniłowicz  po  długich  sporach  ustąpił  (29  wrze- 
śnia); znów  tedy  przeprowadzono  głosowanie  podług  województw. 
Swoszowski  (20  gł.)  zosłał  marszałkiem  po  rezygnacyi  Mieleckiego 
(9  gł.).  Trudno  stąd  wyrozumieć,  czy  obiór  byłby  ważny,  gdyby 
wraz  z  Mieleckim  nie  zechcieli  rezygnować  ci,  co  nań  głosowali, 


')  Ob.  Dyaryusz  niemiecki  u  Barwińskiego,  383. 

2)  Ob.  Dyaryusz  łaciński  u  Barwińskiego,  127. 

3)  Sobieski,  69-70. 


—     217     - 

ale  bądź  co  bądź  elekt  nie  mógł  uważać  się  za  wybrańca  wszyst- 
kich posłowi).  Na  sejmie  1627  r.  (12  października),  „zwyczajna 
kontrowersya  była"  o  obiór  marszałka,  „jeżeliby  yi/itim  albo  per 
paLatinatus  obrany  być  miał".  Mazurowie  żądali  głosowania  wi- 
rylnego,  wreszcie  zgodzili  się  wyjątkowo  na  obiór  podług  sejmi- 
ków 2).  Podczas  konwokacyi  1632  roku  tenże  spór  wybucłia  na 
nowo  d.  22  czerwca,  i  izba  oświadcza  się  za  głosowaniem  przez  sej- 
miki^). Inny  znowu  sposób  przeważył  na  sejmie  1638  r.  d.  10  marca: 
„posłowie  jedni  chcieli  mianować  marszałka  przez  województwa, 
drudzy  cum  protestatione  nie  chcieli,  tylko  viritim,  a  ci  byli 
panowie  mazurowie.  Tandem  VLritim  obrany  jest  marszałkiem 
jmć  p.  Łukasz  Opaliński...  iinanimi  consensu  omnium,  cum  pro- 
testatione, żeby  tego  słówka  v  i  r  i  t  i  m  nie  wciągać  do  inszycłi 
rad  (consiLia)  Reipublicae"  ^).  Pierwszy  wiadomy  nam  przykład 
obioru  marszałka  większością  głosów  wirylnych  miał  miejsce  na 
sejmie  grudniowym  1613  r.  ^).  Później  przeważył  zwyczaj  głoso- 
wania przez  deklaracye  województw,  przy  czem  dość  starannie 
wystrzegano  się  tak  zwanego  „placet",  t.  j.  aklamacyi '^).  Jeżeli 
nie  udawało  się  skończyć  sprawy  „zgodnie",  „wolnymi  głosa- 
mi", to  poprzestawano  na  wyraźnej  większości.  Tak  było  mia- 
nowicie w  wypadku  z  Feliksem  Potockim  na  elekcyi  Michała 
(r.   1669)'),    z    Krzyckim  na   koronacyi  tegoż  ^),    z  Kierdejem    na 


')  Początek  dyaryusza  tego  sejmu  w  Ms.  102   Bibl.  Jag. 

2)  Całkowity,  lecz  krótki  dziennik  w  Ms.  166  Bibl.  Jag.;  dosłownie  takie 
same  zastrzeżenie  robili  cierpliwi  mazurowie  przed  rokiem  :  Dyaryusz  s.  1626  r. 
-w  Ms.  790  Bibl.  Ord.  Kras. 

3)  Ob.  Teka  Narusz.  124,  dyaryusze  konwokacyi  i  elekcyi. 

4)  Ms.  Bibl.  Jag.  2274. 

5)  Teka  Narusz.  108,  votum  ks.  Szyszkowskiego,  bisk.  płockiego. 

6)  Tak  obrany  został  Jakób  Szczawiński  3  listopada  1620  r. :  ob.  Dyary- 
usz tego  sejmu  w  Ms.  790  Bibl.  Ord.  Kras.  Dyaryusz  sejmu  elekcyjnego  r.  1674  : 
Benedykt  Sapieha  obrany  „nie  kreskami,  ale  przez  deklaracye  zgody  z  każdego 
województwa,  bo  nań  zgoda  wszystkich  była.  I  chcieli  go  już  byli  obrać  per 
verbum  placet,  gdyby  non  obstitisset  consuetudo"  (Ms.  Bibl.  Czartor.  426).  Po- 
dobnie Sapieha  koniuszy  litewski  w  Grodnie  17  grudnia  1678  r.  (tamże). 

')  Zawadzki,  Historia  arcana,  9:  „vincentibus  nihilominus  suffragiis" 
pomimo  opozycyi  Litwinów. 

^)  Dyaryusz  sejmu  koronacyjnego:  .stanął  prawie  nemine  contradicente", 
<Ms.  Bibl.  Czart.  426). 


—     218     — 

sejmie  wiosennym  roku  1670 '),  z  Hieronimem  Lubomirskim 
w  roku  1681  '). 

Podobnych  wahań  nie  znało  zgromadzenie  poselskie  w  uchwa- 
laniu wniosków  prawodawczych.  (Używamy  tej  nazwy  w  sensie 
zupełnie  formalnym,  rozumiejąc  przez  nią  materye  „sejmowe", 
t.  j.  uchwalane  za  zgodą  trzech  stanów).  Jednomyślność  obowią- 
zuje tu  bezwględnie,  jak  również  zwyczaj  głosowania  woje- 
wódzkiego, tłómaczony  zresztą  inaczej,  niż  przy  elekcyi  marszałka,^ 
ponieważ  rozbite  głosy  nie  są  tu  pomijane  w  rachubie.  Po  prze- 
głosowaniu, o  ile  mniejszość  nie  ustępuje,  odbywa  się  częstokroć 
głosowanie  drugie,  trzecie  nad  tym  samym  wnioskiem.  Naprzy- 
kład,  na  konwokacyi  po  ucieczce  Henryka,  chociaż  w  pierwszem 
głosowaniu  nad  ogłoszeniem  bezkrólewia  ogromna  większość 
oświadczyła  się  za  wnioskiem  (31  sierpnia),  odbyło  się  po  10 
dniach  nowe  głosowanie  nad  poprzednimi  wnioskami  z  dodanym 
trzecim,  kompromisowym.  Żaden  nie  uzyskał  powszechnego  uzna- 
nia ^).  Z  lepszym  skutkiem  „ucierano"  trzykrotnie  propozycyę 
odroczenia  koronacyi  infantki  4-7  marca  1576  r. :  dość  znaczna 
w  pierwszem  głosowaniu  opozycya  stopniała  w  drugiem,  i  znikła 
zupełnie  w  trzeciem  "*). 

Niekiedy  puszcza  się  przez  województwa  wniosek  nieco 
zmodyfikowany;  np.  na  sejmie  piotrkowskim  1565  r.  trzykrotnie 
zmieniano  cedułę  przeciwko  juryzdykcyi  księżowskiej,  zanim 
czwarta  redakcya  zjednoczyła  umysły  wotujących  ^).  To  znowu 
większość  i  mniejszość  wyznaczają  w  równej  liczbie  mówców 
generalnych,  którzy,  „zebrawszy  w  kupę"  argumenta  obustronne, 
urządzają  nad  nimi  dysputę  akademicką  i,  jak  przed  kratkami 
sądowemi,  usiłują  się  nawzajem  pokonać  —  manewr,  praktyko- 
wany też  w  Aragonii  i  w  Szwecyi,  a  mający  ułatwić  zbyt  tro- 
skliwym o  powagę  swej  opinii  adwersarzom  wycofanie  się  z  ho- 
norem. Jak  dalece  był  on  zawodnym,  świadczą  bezowocne  za- 
pasy krasomówcze  Zbąskiego  z  Warszewickim  na  sesyi  konwo- 
kacyi d.  1.  września    1574    r.  w  sprawie  ogłoszenia  interregni^)^ 


1)  Zawadzki,  112:  „praevaluit...  pluralitate  votorutn"'. 

2)  Teki  A.  Pawińskiego,  VI,  96  ;  Teka  Lukasa,  Ms.  Ossol.  3000. 

3)  Orzelski,  248—52,  266—7, 
*)  Orzelski,  587. 

5)  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego,  str.  265  i  nast. 


—     219     — 

Ucieranie  wniosków  pozostawiło  niezliczone  a  oryginalne 
ślady  w  Woluminach  Legum.  Czyż  można  sobie  pomyśleć  coś 
bardziej  zawikłanego,  ciężkiego,  coś  niedołężniej  zredagowanego, 
jak  te  wielopiętrowe  teksty  ustaw  XVII  i  XVIII  wieku?  Mo- 
tywacye  przeplatają  dyspozycye,  dyspozycye  wloką  za  sobą  san- 
kcye,  wtrącone  ograniczenia  osłabiają  na  każdym  kroku  sens 
przepisów.  Mówiąc  ówczesnym  stylem  :  multum  non  multa,  quid- 
quid  constituunt  codices  prostituunt  appendices ;  pełno  kazuistyki, 
kruczków,  ustępstw  i  kompromisów  na  prawo  i  lewo,  mało  ja- 
snej myśli  i  stanowczej  woli,  a  i  tę  myśl,  która  się  tam  zawiera, 
zrozumieć  można  dopiero,  przeczytawszy  z  rozpędu  pół  stronicy. 
Chciałoby  się  spytać  panów  prawodawców:  dlaczegoście  nie  po- 
dzielili tego  dla  przejrzystości  na  krótkie  paragrafy  ?  Rzecz  pro- 
sta, dlaczego  nie  podzielili.  Nad  paragrafami  można  głosować 
tam,  gdzie  jest  wogóle  głosowanie  i  gdzie  jest  pewność,  że 
sprawa  nie  uwięźnie  przed  uchwaleniem  dalszych  artykułów,  więc 
zamiar  inicyatorów  nie  ulegnie  przez  to  spaczeniu.  Gdzie  zaś 
pewności  takiej  niema,  gdzie  zaczajony  kontradycent  może  wy- 
skoczyć w  pewnej  chwili,  aby  urwać  całą  resztę,  a  pozostawić 
dogodny  dla  siebie  początek  ustawy,  tam  niema  innej  rady,  jak 
spleść  nieskończony  węzeł  frazesów  i  p-otem  całą  forsą  przepy- 
chać go  en  bloc  przez  izbę. 

Głębsze  i  szkodliwsze  ślady  zostawiła  praktyka  izby  w  duszy 
narodu.  Życie  parlamentarne  we  wszystkich  krajach  dawało  i  daje 
podnietę  poważnej  dyskusyi,  rozwija  publicystykę,  kształci  opi- 
nię publiczną.  U  nas  inaczej.  Jaką  szkołą  polityczną  był  sejm 
polski,  łatwo  zgadnąć.  Był,  według  doskonałego  wyrażenia  An- 
drzeja Chryzostoma  Załuskiego,  „najznakomitszem  miejscem  roz- 
bicia umysłów",  locus  naufragU  ingenlorum  celeberrimus'^).    Był 


')  Zdaniem  Orzelskiego,  251,  który  zresztą  sam  sekundował  Zbąskiemit 
w  dyspucie,  „palmę  zwycięstwa  odniosło  zdanie  lepsze  i  zdrowsze,  które  obsta- 
wało za  bezkrólewiem".  Takież  wrażenie  miał  pewien  stronnik  rakuzki,  a  więc 
również  zwolennik  bezkrólewia,  por.  Zakrzewski,  Po  ucieczce  Henryka,  str.  150,. 
nota.  Przeciwnie,  nuncyusz  Wincenty  Laureo  utrzymuje,  że  .a  due  di  ąuesto  per 
rcloąuenza  e  valore  del  Warszewicki  clie  fu  di  gran  lunga  superiore  allo  Zbą- 
ski,  si  determino  in  senato,  chie  non  sia  interregno",  Wierzbowski,  V.  Laureo,  86. 

2)  De  exorbitantiis  comitialibus  in  consuicndi  et  concludendi  modo,  w  Epi- 
stolae  łiistorico-familiares,  t.  I,  cz.  2,  str.  746. 


-     220     - 

■szkołą  uporu  i  chwiejności  poglądów,  bo  od  uporczywej  kontra- 
dykcyi,  a  nie  od  liczby  i  wartości  głosów  zależało,  na  którą 
stronę  przychyli  się  znudzona,  zmęczona  izba.  Niwelował,  zabijał 
prawdziwe  talenty  polityczne,  bo  nie  tęgi  mózg,  lecz  miedziane 
czoło,  a  nadewszystko  „plecy"  zapewniały  powodzenie.  Nie  wznie- 
cał podniosłego  nastroju,  tylko,  w  najlepszym  razie,  patryotyczne 
przygnębienie,  żale  bez  końca  nad  niełaską  losów,  niemęskie  na- 
rzekania, zwalanie  winy  nieszczęść  na  fatum,  na  króla,  senat,  byle 
nie  na  własne  niedołęstwo  sejmujących  i  zwierzęcy  egoizm  „braci". 
A  co  najgorsza,  nie  wytwarzał  poważnej,  zrównoważonej  opinii. 
Gdzie  decydował  mandat,  a  nie  rozum  obywatelski,  tam  logika 
nie  miała  nic  do  powiedzenia.  Można  było  sobie  obiecywać  po- 
żądany skutek,  działając  na  zmęczone  nogi,  zesztywniałe  grzbiety, 
zgłodniałe  brzuchy,  w  ostateczności  na  uczucia,  tylko  nie  na  ro- 
zum izby  1).  Odwoływano  się  też  do  najróżnorodniejszych  uczuć 
oponenta :  najczęściej  ustępował  on  przed  rozczulającemi  lub 
natarczywemi  prośbami  kolegów,  przed  zaszczytną  dla  szaraczka 
perswazyą  deputacyi  senatorskiej,  a  czasem  nawet  przed  zakuli- 
sowym argumentem  hetmańskim,  o  którym  opowiada  „Skrupuł 
bez  skrupułu"  -).  Inteligentnych  i  patryotycznych  posłów  musiała 
powstrzymywać  od  wygłaszania  poglądów  szerokich,  twórczych, 
sama  obawa,  że  trudniej  im  potem  będzie  odstąpić  od  swych 
zdań  w  imię  jednomyślności,  a  warcholstwo  wyzyska  ich  wywody 
dla  swoich  celów. 


')  „Esurie,  siti,  yigiliis,  dolore  stantium  pedum  fatigati,  mansuetiores 
facti"  —  słowa  Załuskiego,  j.  w.,  749. 

2)  Wyd.  1741  r.  E.  „Prócz  innych  przykładów,  powiadają:  ks.  Janusz 
Radziwiłł,  woj.  wil.  i  hetman  w.  1.,  starał  się  o  jakąś  konstytucyę  in  favorem  sui, 
na  która  żadną  miarą  poseł  litewski  pozwolić  nie  chciał,  ani  przyjąć  prośby  ; 
uprzykrzyło  się  to  łebskiemu  owemu  hetmanowi,  posyła  w  senacie  susurronem 
do  kontradycenta,  że  mu  „sto  kijów  każę  dać,  choćbym  miał  zginąć",  a  kontra- 
dycent  zaraz  rzekł  w  głos  :  „Yictus  rationibus  Księcia  Jmci,  pozwalam".  —  O  sku- 
teczności płaczu  ob.  Orzelskiego  277  ;  Dyaryusze  sejmowe  r.  1585,  str.  288. 


ROZDZIAŁ  V. 

Głosy  publicystów  przeciwko  zasadzie  jednomyślności.  Dlaczego  nie  należy  do 
nich  Modrzewski?  Piotr  Skarga  wrogiem  demokracyi  i  parlamentaryzmu.  Sta- 
nowisko królów :  Batorego,  Zygmunta  III,  Władysława  IV.  Jan  Zamoyski.  Zdania 
spólczcsncgo  senatu,  zwłaszcza  biskupów.  Krytycy  instrukcyi  sejmikowych. 
Ocieski ;  ,, Naprawa  Rzplitej"  (1573).  Uniwersały  królewskie.  Senat  przeciwny 
instrukcyom.  Świetna  mowa  Ostroroga  (1613).  Publicyści.  Jeszcze  o  nastroju 
izby  poselskiej.  Zboczenia  wybitnych  parlamentarystów  z  należytej  drogi.  Brak 
czynów.  Rzadkie  projekty  reformy  sejmowej  za  Zygmunta  III.  Dyskusya  w  r. 
1597.  Inicyatywa  dworu  w  r.  1606  przyczynia  się  do  wybuchu  rokoszu.  Co  są- 
dzić o  roli  Skargi  na  „Pamiętnym  Sejmie".  Projekt  reformy  elekcyi  w  r.  1631. 
Reakcyjna  reforma,  przygotowywana  na  elekcyi  Władysława  IV.  Popularne  pół- 
środki :  żądanie  obostrzeń  przeciwko  spóźniającym  się  posłom,  próby  wznowie- 
nia sejmików  prowincyonalnych  w  XVII  wieku. 

Nastrojem  izby  tłómaczy  się  najlepiej  bezskuteczność  usi- 
łowań wyższych,  samodzielnycii  umysłów,  zmierzających  do  tego, 
aby  uzdrowić  sejmy  oraz   sejmil^i  i  zwalić  zadawnione  przesądy. 

Nie  należy  do  tych  wybranych,  gdy  mowa  o  krytyce  sejmo- 
wania, twórca  dzieła  „O  poprawie  Rzeczypospolitej".  Wielki,  jako 
wyobraziciel  spółczesnych  prądów  postępowych,  jako  zwiastun 
dalekiej  epoki  równości  przed  prawem,  Modrzewski  nie  rozumie 
zupełnie  i  niedocenia  ważności  bieżących  wypadków  dla  reformy 
parlamentarnej.  Izbie  poselskiej  nie  ma  nic  do  powiedzenia  prócz 
paru  moralizatorskich  sentencyi;  broniąc  zaś  niezależności  pierwia- 
stku monarchicznego  wobec  senatu,  wygłasza  ogólną  doktrynę 
„ważenia",  nie  zaś  liczenia  głosów,  i  nieprzydatność  reguły  wię- 
kszości ilustruje  zapomocą  bajeczki  o  członkach,  zbuntowanych 
przeciwko  głowie  ').  Zato  Górnicki,  wielbiciel   machiny  państwo- 


')  De  Republica  cmendanda,  Bazylea  1559,  str.  50-1. 


—     222     — 

Avej  weneckiej,  otwarcie  zachwala  zasadę,  zganioną  przez  Mo- 
drzewskiego ').  W  tym  samym  duchu  odzywają  się  Warszewicki  -), 
Andrzej  Rey  z  Nagłowic  ^),  Sebastyan  Petrycy  ^),  Joachim  Biel- 
ski °),  Jakób  Zawisza  z  Kroczowa  ^),  i  mądry  anonim  szlachcic, 
co  w  r.  1606  zachwalał  sejmikom  wenecki  tryb  głosowania  oraz 
szybkość  rad  neapolitańskich  ').  W  następnem  pokoleniu  Spytek 
Ligęza,  kasztelan  sandomierski,  zalecał  sejmom  1635  i  1637  roku 
przyjęcie  w  obu  izbach  trybunalskiej  zasady  większości  ^).  Po- 
krewny duchem  całej  tej  grupie  pisarzy  utalentowany  publicysta 
Łukasz  Opaliński  z  pewnością  podziela  pogląd  Ligęzy,  stojąc 
jednak  na  stanowisku  bardziej  monarchicznem  i  widząc  w  złem 
sejmowaniu  tylko  skutek  złej  przyczyny,  t.  j.  osłabienia  władzy 
królewskiej,  niedość  dobitnie  zaleca  majoryzm,  a  więcej  pomysło- 
wości poświęca  regulaminowi  obrad  sejmowych  ^).  Pod  tym  wzglę- 
dem nie  stanowi  Opaliński  wyjątku:  widzieliśmy  na  przykładzie 


1)  Dzieła  wszystkie,  wyd.  Lewentala,  III,  120—4:  Droga  do  zupełnej 
wolności. 

-)  De  optimo  statu  libertatis  ;  —  Mowa  na  sejmiku  mazowieckim,  cyto- 
wana u  Hoffmana,  Historya  reform  etc,  77. 

3)  Discursus  politici  de  consiiio,  consiiiario  et  concilio,  sive  consultatione 
conscripti  1607,  558,  561,  cyt.  Plebański,  j.  w.,  231. 

•*)  Polityki  Aristotelesowej,  to  jest  Rządy  Rzeczypospolitej  z  dokładem 
ksiąg  ośmioro,  Kraków,  1605:  „U  nas  dlatego  nie  biorą  skutków  swoichi  sejmy, 
iż  na  tym  są,  aby  wszyscy  zgodnie  się  zezwolili  na  jedno,  ale  to  nie  może 
być  w  tak  wielkiej  wielkości  ludzi  i  w  takiej  rozmaitości"  (str.  169).  ,,Co  wię- 
ksza część  ludzi  uradzi,  to  ma  być  miasto  wszystkich". 

^)  Kronika,  str.  1781  :  „Rzecz  bardzo  niesłuszna,  żeby  dla  jednego  albo 
dwu  województw  l<onkluzya  być  nie  miała.  Przetoby  słusznie,  aby  większa 
część,  jako  na  trybunale,  konkludowała". 

6)  Wskrócenie  prawnego  procesu  koronnego,  1613,  wyd.  Al.  Winiarz, 
Kraków  1899,  str.  40  —  cyt.  Rembowski  w  przedmowie  do  nowego  wydania 
„Głosu  wolnego"  króla  Stan.  Leszczyńskiego,  XXI. 

7)  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  36. 

8)  Votum  na  sejm  walny  warszawski,  1635  r. :  „Czemuby  też  nie  miały 
in  consultando  być  wszystkie  necessitates  reipublicae  per  majorem  partem  sen- 
tentiarum  na  sejmach  tak  na  dole,  jako  i  na  górze  in  senatu  zawierane  i  defi- 
niowane?" Wyd.  Turowskiego,  Kraków,  1859,  str.  30,  46,  49. 

9)  Rozmowa  plebana  z  ziemianinem,  1641.  Por.  też  Tarnowski,  Historya 
lit.  pol.  Warszawa  1906,  II,  202  sq. ;  Stefan  Zawadzki,  O  pismach  Łukasza  Opa- 
lińskiego, Prace  komisyi  do  badań  nad  historya  literatury  i  oświaty.  I,  291-363. 
Krytyka  rad  Opalińskiego  u  Konarskiego,  O  skutecznym  rad  sposobie,  II. 


—     223     — 

Modrzewskiego  i  zobaczymy  jeszcze  nieraz  w  późniejszych  cza- 
sach, że  ostatecznie  najgłębiej  czuł  potrzebę  naprawy  sejmów 
czysty  republikanizm.  Monarchistów  głównie  oburzało  nie  to,  jak 
rządzi  się  Rzeczpospolita  szlachecka,  ale  to,  kto  w  niej  rządzi. 
„To  naszkodliwsza  —  głosił  Skarga  —  iż  (posłowie)  moc  sobie 
tak  wielką  przyczytają,  którą  królewskiej  i  senatorskiej  przeszkodę 
czynią,  a  monarchią  chwalebną  i  ludziom  zbawienną,  jako  się 
rzekło,  w  dymokracyą,  która  jest  w  rządach  ludzkich  nagorsza 
i  naszkodliwsza,  i  tu  w  tern  królestwie  tak  szerokim  niepodo- 
bna, obracają.  To  jest,  iż  chcą,  aby  szlachta  abo  lud  pospolity 
przez  posły  swe  rządził,  bez  nich  król  z  radą  swoją  nic  nie  czy- 
nił, a  na  ich  konkluzyą  patrzył".  Tymczasem  —  według  słów 
Tocqueville'a  —  „z  istoty  rządów  demokratycznych  wynika,  że 
większość  musi  tam  panować  bezwględnie,  bo  poza  większością 
w  demokracyach  nic  się  nie  ostoi".  Cóż  wynikło  z  tych  dwóch 
przesłanek?  To,  że  Skarga,  jako  wróg  demokracyi,  napiorunował 
się  dużo  na  swary,  zwady  i  wrzaski,  na  marudne  obieranie  mar- 
szałków, na  uporczywe  obstawanie  przy  instrukcyach,  —  ale  par- 
lamentaryzmowi zdrowych  zasad  nie  wpajał,  przeciwnie,  najzu- 
pełniej nie  w  porę  chwalił  męża  „mądrego",  który  za  wielkością 
person  i  liczbą  większą  nie  idzie,  gdzie  prawdy  nie  widzi...,  do 
dobrych  i  lepszych,  nie  do  ludniejszych  przystaje"  \).  Takich 
nauk  szlachta  nasza  nie  potrzebowała. 

Ośmiu  pisarzy,  przemawiających  za  uzdrowieniem  parla- 
mentaryzmu —  napozór  to  dosyć,  ale  na  obszarze  całego  wieku, 
wśród  bogatej  publicystyki,  zaprzątniętej  innemi  sprawami,  ta  li- 
czba ośmiu  głosów  okazuje  się  raczej  zbyt  szczupłą.  Samotni 
nawoływacze  nie  znajdują  oddźwięku  na  ławach  sejmowych. 
Wśród  zgiełku  tłumnych  zjazdów  jeden  drugiego  jakby  nie  wi- 
dzą i  nie  słyszą,  nie  mogą  wziąć  się  za  ręce  i  kroczyć  razem. 
Niema  ciągłości  w  naszej  literaturze  politycznej  czasów  zygmun- 
towskich  i  późniejszych,  bo  niema  atmosfery  społecznej,  w  któ- 
rejby  dobra  myśl  rzucona  znajdowała  rezonans. 

A  przecież,  staranniej  poszukawszy,  można  tam  znaleźć 
w  każdem  pokoleniu  mężów  stanu,  gotowych,  choćby  chwilowo. 


1)  Kazania  sejmowe,  wydanie  Ign.  Chrzanowskiego,  Warszawa  1912,  340 
i  passim. 


—     224     — 

do  zwalczania  zarówno  jednomyślności,  jak  i  instrukcyi  na- 
kazczych. 

Wprowadzenia  reguły  większości  pragną  wszyscy  po  kolei 
królowie,  chociaż  nie  po  wszystkich  pozostały  wyraźnie  sformu- 
łowane dezyderaty  i  projekty.  Stefan  Batory  pisał  w  manifeście 
do  Litwinów  d.  9  lutego  1576  r. :  „Jeżeli  w  każ  ^j  Rzplitej  różne 
przekonania  i  zdania  wynikają  pomiędzy  wolnu  urodzonymi  lu- 
dźmi w  najważniejszych  materyach,  nie  przeto  ta  sprzeczność 
ma  szkodzić  Rzpltej,  lecz  po  roztrząśnięciu  pytania  wypada,  aby 
mniejszość  przystała  do  większości  dla  tern  większego  pożytku 
Rzpltej"  ').  Zygmunt  III,  chociaż  osobiście  nie  sprzyjał  parlamen- 
taryzmowi i  przemyśliwał  nad  ustanowieniem  „rządu  bez  repre- 
zentacyi  sejmowej,  z  radą,  złożoną  z  kilkudziesięciu  senatorów"  ^)^ 
niejednokrotnie  przecież  (wiatach  1591,  1597,  1605,  1611,  1613^ 
1615,  1616,  a  zapewne  i  później)  podawał  na  sejmiki  sprawę 
uporządkowania  konkluzyi  sejmowych,  a  w  r.  1606,  jak  zoba- 
czymy niżej,  otwarcie  napomknął  w  uniwersałach  o  zniesieniu 
jednomyślności  ^).  Władysław  IV  i  jego  kanclerz,  Jerzy  Ossoliń- 
ski, obaj  stosunkowo  zaniało  uwagi  poświęcali  wewnętrznemu 
rozwojowi  Rzplitej  i  zbyt  wyłącznie  żyli  marzeniami  wielkiej  po- 
lityki nazewnątrz,  jednak  parokrotnie  wnosili  sprawę  porządku 
sejmowania  (w  r.  1638  i  1647),  a  przy  sposobności  czynami  do- 
wiedli, że  zgodę  większości  uważają  za  całkiem  wystarczającą  do- 
powzięcia  uchwał  sejmowych*). 

Jan  Zamoyski,  jak  przystało  na  wychowanka  Padwy  i  chwalcę 
senatu  rzymskiego^),  na  elekcyi    Zygmunta    zapowiedział   publi- 

1)  Orzelski,  557. 

2)  Aug.  Sokołowski,  Przed  rokoszem  (Rozpr,  hist.  fil.  Akad.  t.  XV).  str.  196. 

3)  Uniwersał  na  sejm  1591  r.,  Tyg.  literacki,  Pozn.  1843,  VI;  wota  sena- 
torskie na  propozycyę  sejmową  1597  r.  w  Dyaryuszu  (Teka  Narusz.  97);  instru- 
kcya  na  sejmiki  z  d.  29  grudnia  1599  r.  (tamże) ;  wota  senatorów  na  propoz. 
1605  r.  Ms.  Bibl.  Czart.  341  ;  instrukcya  na  sejmiki  dana  d.  12  czerwca  1611  r. 
Ms.  Bibl.  Jag.  110;  wota  senatorskie  1611  r.  w  dyaryuszu  sejmowym,  Ms. 
Bibl.  Jag.  102;  propozycya  na  sejmie  (pierwszym)  1613  r.,  Teka  Narusz.  108; 
instrukcya  na  sejmiki  partykularne  12  lutego  1615,  Ms.  5  Bibl.  Jag.  —  Propo- 
zycya królewska  na  sejm  walny  r.  1616,  Bibl.  Czart.  370. 

4)  Np.  na  sejmach  1637  i  43  r.,  Kubala,  Jerzy  Ossoliński,  I,  154-7,  242. 
Propozycya  w  dyaryuszu  r.  1638,  Ms.  Bibl.  Jag.  2274 ;  instrukcya  na  sejmiki 
r.  1647,  Ms.  49  Bibl.  Jag. 

s)  Sobieski,  Trybun  ludu  szlacheckiego,  103. 


—     225     — 

cznie,  iż  podda  się  uchwale  większości  i).  później  też  nieraz  go- 
rąco obstawał  za  reformą  parlamentarną'-).  Na  sejmie  1589  roku 
wystąpił  z  oryginalnym  projektem  reformy  elekcyi,  który  w  akcie 
elekcyjnym  dopuszczał  rządy  większości  nawet  nieabsolutnej. 
Jego  „Modus  electionls  regis",  podany ^na  sejm  1589  r.,  znosił  za- 
sadę viritim  i  zastępował  ją  wyborami  dwustopniowymi.  Kandy- 
datów na  zjeździe  elekcyjnym  miano  obierać  większością  -/a  gło- 
sów;  o  ile  tej  nie  udało  się  osiągnąć,  w  powtórnem  głosowaniu 
decydować  miała  absolutna  większość  („większa  liczba").  Każde 
województwo  posiada  na  elekcyi  tyle  głosów,  ile  zawiera  powia- 
tów. Te  obierają  króla  większością  ^U  gł. ;  gdy  większości  takiej 
niema,  antagoniści  z  2  najliczniejszychi  stronnictw  —  projekt  nie 
przypuszcza  właściwie  rozłamu  na  więcej,  jak  na  2  obozy  — 
obierają  3-cłi  deputatów  z  senatu  i  tyluż  z  rycerstwa,  którzy  sta- 
rają się  przywieść  wyborców  do  jedności ;  w  razie  rozbicia  tej 
próby,  decyduje  „większa  część",  pod  warunkiem,  aby  w  niej 
były  głosy  obu  narodów^).  Projekt  upadł  skutkiem  nieporozu- 
mień, jakie  zaszły  między  Zamoyskim,  a  prymasem  Karnkow- 
skim  na  tle  polityki  zewnętrznej^). 

Obok  Zamoyskiego  słynął,  jako  pionier  naprawy  sejmów, 
ksiądz  Piotr  Tylicki,  podkanclerzy,  a  potem  biskup  krakowski  '^). 

1)  Dyaryusze  sejmowe  r.  1587,  str.  31. 

2)  Ob.  wspomnienie  pośmiertne  w  mowie  Jana  Ostroroga  wojewody  po- 
znańskiego na  sejmie  r.  1611,  fragment  dyaryusza  w  Ms.  Bibl.  Jag.  102. 

''^)  Liczne  kopie  tego  projektu  w  rękopisach  Bibl.  Czartoryskich,  Ossoliń- 
skich, Krasińskich,  Akad.  Umiejętności,  Publicznej  Petersburskiej. 

■*)  Solikowski,  Commentarius  rerum  polonicarum  a  morte  Sig.  Augtisti, 
210 ;  Bielski,  Dalszy  ciąg  kroniki  98—9.  Zamoyski  uczestniczył  też  oczywiście 
w  projekcie  reformy  elekcyi  za  Stefana  Batorego,  omawianym  na  sejmie  r.  1582. 
Hoffman,  powołując  się  na  Uwagi  nad  życiem  J.  Zamoyskiego,  również  utrzy- 
muje, jakoby  kanclerz  już  na  sejmie  1588  r.  radził  oznaczyć  pewną  liczbę  gło- 
sów, potrzebną  do  przyjęcia,  jak  i  do  odrzucenia  prawa  (większość  kwalifiko- 
wana); wniosek  ten,  przyjęty  zrazu  z  aklamacyą,  miał  upaść  dzięki  marszałkowi 
wielkiemu  koronnemu,  Opalińskiemu,  skrytemu  stronnikowi  Zborowskicli.  Hi- 
storya  reform  politycznych  w  Polsce,  str.  104;  Obraz  rządu  i  prawodawstwa 
dawnej  Polski,  list  IV,  Przegl.  Pozn.  1848  r.,  str.  301.  Nie  napotkaliśmy  żadnych 
śladów  tych  usiłowań,  jakkolwiek  sam  ten  fakt  uważamy  za  możliwy.  Należy 
wiedzieć,  że  Modus  eiectionis  powstał  przed  koronacyą  Zygmimta  III,  może  już 
podczas  bezkrólewia.  Świadczą  o  tern  niektóre  wersye  tego  projektu,  które  wspo- 
minają przysięgę  koronacyjną  Stefana,  jako    ostatnią, 

■')  Fragment  dyaryusza  IGll  r.,  scsya  30  września,  Ms.  Bibl.  Jag.   102. 

15 


—     226     — 

Arcybiskup  Jan  Dymitr  Solikowski  przypisywał  niebezpieczny 
stan  Rzplitej  „nie  większości,  ale  owemu  terroryzmowi,  który 
na  nią  wywierała  mniejszość,  tłómacząca  sobie  upornie  commune 
consilium  statutu  Aleksandra,  jako  klauzulę  jednomyślności.  Jeśli 
w  czem  upatrywał  winę  większości,  to  tylko  w  jej  bezradności 
i  w  niewyrobieniu  odwagi  cywilnej"^).  Olbracht  Łaski,  wojewoda 
sieradzki,  głosował  w  senacie  na  sesyi  9  lutego  1581  r. :  „majori 
parti  adhaerendum  censeo"  ^}.  Jan  Ostroróg,  kasztelan  poznański, 
na  sejmie  r.  1605  w  wybornej  mowie  potępił  taki  rząd,  „żeby 
Rzeczpospolitę  jeden  bądź  z  głupstwa,  bądź  z  uporu  o  upadek 
mógł  przyprawić".  „Czujmy  się,  dla  Boga",  wolał,  „nie  gińmy 
tak  marnie  dla  jednego,  dwu,  trzech  uporu !  Niechby  pluralitas 
zamykała,  a  choćby  dziewiąta  część  od  dziesiąci  zostawała"  ^)^ 
Poparł  go,  acz  bezskutecznie.  Baranowski,  biskup  płocki,  który 
później,  już  jako  prymas,  rozwinął  takiż  pogląd,  otwierając  wota 
senatorskie  na  sejmie  1611  r.  (30  września)^).  Inny  biskup  płocki, 
Marcin  Szyszkowski,  na  przedrokoszowym  sejmie  r.  1606  z  nie- 
zwykłą energią  i  odwagą  sławił  silną  władzę  państwową,  nawet 
monarchiczną,  i  żądał  prawa  decyzyi  dla  „zdrowej  większości"  '"). 
Później,  na  grudniowym  sejmie  1613  r.,  proponował  ten  mądry 
senator,  aby  wszystkie  przedmioty  obrad  podzielić  na  materye 
nagłe  (np.  obrona  granic,  zaspokojenie  konfederacyi  wojskowych 
lub  t.  p.),  o  których  decydować  mogłaby  większość,  i  nienagłe, 
co  do  których  nadal  obowiązywałaby  jednomyślność*^).  Tymcza- 
sowy ten    podział    byłby  oczywiście    krokiem   przejściowym,    ale 


1)  Hoffman,  Historya  reform  politycznych,  77,  cytuje  mowę  Solikowskie- 
go  na  pogrzebie  Zygmunta  Augusta. 

2)  Acta  Stephani  Regis  (Acta  historica  Xt),  str.  307. 

3)  Teka  Naruszewicza  99,  por.  Sokołowski,  Przed  rokoszem,  str.  187. 

4)  Fragment  dyaryusza  w  102  Ms.  Bibl.  Jag.  Zresztą  poglądy  prymasa 
są  dość  chwiejne,  a  terminologia  bałamutna.  Proponuje  on  wprowadzenie  do 
izby  poselskiej  zasady  panującej  w  senacie,  aby  król  przestawał  przy  tych,  co 
przy  prawie  stoją,  —  projekt  równoznaczny  z  odebraniem  izbic  głosu  decydu- 
jącego. Dalej  zaś  pyta  :  „A  czemuby  nie  mogły  być  ponderowane  sentencye  ? 
Niech  pro  et  contra  mówią  dwaj,  a  potem  pluralitas  concludet".  Do  nieporozu- 
mienia przyczynił  się  tu  może  i  autor  dyaryusza. 

^)  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  80-3. 

6)  Teka  Naruszewicza  108.  Mówca  wspomina  o  swych  projektach  naprawy 
sejmu,  podanych  na  dwóch  poprzednich  zgromadzeniach  (1611  i  1613). 


—     227     — 

stanowczym  do  zupełnego  zniesienia  jednomyślności.  Jan  Kucz- 
borski,  biskup  chełmiński,  na  sejmie  r.  1616  stawiał  sejmom 
polskim  za  przykład  konsystorz  papieski,  elekcye  cesarzów  i  na- 
wet elekcye  polskiC;  gdzie  zdaniem  jego  rozstrzygała  większość: 
jeżeli  można  ścierpieć  pLuralitatem  w  trybunale,  to  niech  na 
sejmach  rządzi  przynajmniej  większość  kwalifikowana  ^U  lub  ''/s 
głosów  ^).  A  iluż  mówców  powstawało  przeciwko  jaskrawym 
przejawom  doktryny,  której  samej  zresztą  nie  ważyli  się  otwarcie 
zaczepiać!  Toż  nawet  Mikołaj  Zebrzydowski,  ten  sam  rokoszanin, 
co  z  czasem  na  zjeździe  w  Stężycy  1606  roku  utożsami  majory- 
zacyę  w  sprawach  podatkowych  z  absolutum  dominium,  -)  nie 
wahał  się  w  swoich  lepszych  latach  (1597)  zalecać  rządów  więk- 
szości oraz  obmyślenia  kary  i  egzekucyi  na  zrywaczów  sej- 
mowych ^). 

Mniej  radykalny  charakter  miały  wystąpienia  przeciwko  krę- 
pującym reprezentacyę  nakazom  sejmikowym,  poparte  przykła- 
dami ustawicznego  łamania  tychże  przez  posłów"*).  Znane  są 
i  już  niemal  klasyczne  słowa,  w  jakich  potępił  instrukcyę  Jan 
Ocieski,  kanclerz  wielki  koronny  z  czasów  Zygmunta  Augusta: 
„Ja  mniemam,  że  posłowie  są  tylko  wybrani  z  województw,  ale 
nie  są  posłami,  tylko  całej  Rzplitej ;  inaczej  byłoby,  że  każda 
ziemia  zostałaby  oddzielną  rzecząpospolitą,  i  nie  ziemie,  ale  narody 
z  sobą   na   sejmach    miały   umowy,   czego   Boże    uchowaj...  Pan 


1)  Ob.  Votum  jego  w  Ms.  Bibl.  Czart.  370. 

2)  Rembowski,  Rokosz  Zebrzydowskiego,  sir.  19. 

3)  Dyaryusze  sejmowe  1597  r.,  68-9.  Wbrew  zapowiedzi  prof.  Sobieskiego, 
Pamiętny  Sejm,  249,  który  cytuje  naszą  Genezę,  Przegl.  Hist.  I,  336-7,  Zebrzy- 
dowski po  rokoszu  nigdy  już  nie  ,, przejrzy"  ;  cały  jego  rozwój  posuwał  się  od 
rozumu  do  zaślepienia. 

••)  Poseł  na  sejm  krakowski  (Witowski)  świadczy  o  sobie  rymem  (1603): 
,,Ja,  acz  bracia  zbraniali,  żeby  go  (poboru)  nie  było,  pozwolić  nań  snąć  muszę, 
by  się  dogodziło  potrzebom  pospolitym"  (egz.  nieliczb.  Bibl.  Ord.  Krasińskich); 
na  sesyi  13  listopada  1627  r.  posłowie  mówili :  „Niemasz  prędszej  do  wywró- 
cenia sejmu  drogi,  jako  takowe  z  sejmików  conclusie.  Mamyć  my  też  artykuły 
i  obowiązki  takie,  żebyśmy,  jeśli  na  nie  nie  pozwolą,  ni  do  czego  nic  przystę- 
powali, a  przecie  artykuły  nasze  cliętnie  poddawamy  zdaniu  i  zgodzie  inszych 
województw",  Ms.  Bibl.  Jag.  102.  Na  sejm  1625  r.  sejmiki  dawały  posłom 
mandata,  „ut  nulla  tributa  pro  impensis  belli  illius  concedcrcnt"  ;  jednak  nie- 
znaczne podatki  ucłiwalono,  Piasecki,  Clironica  gestorum  in  Europa  singularium» 
Crac.  1045,  p.  453. 

15* 


—     228     — 

Krakowski  (Tarnowski)  zaczyna  mówić  za  karteluszami,  które 
na  sejmikacii  dla  pamięci  posłom  spisują.  Gdyby  z  nich  tylko 
radzić,  pocóż  sejmy,  które  repraesentant  corpus  Reipublicae, 
jak  statut  mówi;  niech  sobie  piszą,  lecz  to  niech  będą  życzenia, 
ale  nie  nakazy').  Rozwija  tę  postępową  myśl -)  bezimienny  autor 
„Naprawy  Rzeczypospolitej  do  elekcyi  nowego  króla",  wydanej 
podczas  pierwszego  bezkrólewia:  „...Niepomału  sprawy  Rzplitej 
hamują  i  trudnią  limitata  potestate,  które  pospolicie  ziemie,  na- 
mówiwszy pewne  artykuły,  dawają  posłom  swym,  i  niepomału 
się  deroguje  nietylko  władzy  panów  rad,  ale  i  wszystkiej  Rzeczy- 
pospolitej... Sejm  walny  zowią,  że  na  nim  okazuje,  się  majestas 
i  władza  wszystkiej  Rzeczypospolitej.  Reprezentuje  sejm  wszystką 
Rzeczpospolitą,  któremu  preskrybować  jest  rzeczą  i  niegodziwą 
i  szkodliwą  dla  Rzplitej  (et  indignuni  et  damnosum  Reipublicae). 
Boć  sprawy  Rzeczypospolitej,  które  się  na  sejm  znoszą,  odpra- 
wować  się  muszą  wedle  potrzeby  miejsca  i  czasu.  Czego  ten, 
co  doma  siedzi,  tak  dobrze  nie  baczy,  jako  ten,  który  ma  pewną 
wiadomość  rzeczy  ^). 

Dwom  przytoczonym  głosom  wtóruje  dziesiątek  innych, 
Instrukcyę  zwalczają  przeważnie,  chociaż  nie  wyłącznie,  ci  sami 
mężowie  stanu  oraz  pisarze,  których  znamy  jako  przeciwników 
jednomyślności.  I  tutaj  wypada  postawić  królów  na  pierwszem 
miejscu.  Stefan  Batory  ani  na  krok  nie  zboczył  z  tradycyjnej 
drogi  poprzedników,  wiodącej  do  niezawisłości  sejmowego  przed- 
stawicielstwa. We  wszystkich,  jakie  dotąd  są  ogłoszone,  orędziach 
na  sejmiki  poselskie,  starał  się  otwierać  oczy  szlachty  na  złożo- 
ność potrzeb  państwowych  i  budzić  w  niej  zaufanie  do  rządu ; 
wykładał,  jak  niezbędnem   jest   obsyłanie  sejmów  przez    posłów. 


M  Czacki,  O  polskich  i  litewskich  prawach,  wyd.  Turowskiego,  326.  Na- 
wiasem mówiąc,  Ocicski  w  chwili,  gdy  to  pisał  (18  stycznia  1551  r.),  był  pod- 
kanclerzym,  nie  kanclerzem,  jak  to  różni  mylnie  podają. 

■-)  Nie  rozumiemy,  w  jaki  sposób,  zdaniem  prof.  Kutrzeby,  z  takiego  po- 
jęcia reprezentacyi  ma  wynikać  zasada  większości  głosów,  i  skąd  pewność, 
że  „takiego  zdania  nawet  w  Anglii  wtedy  niktby  był  jeszcze  nie  wyrzekł". 
Kilka  kwesty!  z  historyi  ustroju  Polski,  Kwart.  Hist.  XX  (1906),  611.  Sądzimy, 
że  na  polu  parlamentaryzmu  wszelka  próba  obrony  pierwszeństwa  Polski  przed 
Anglią  jest  chybiona. 

'^)  Wyd.  Turowskiego  22. 


—     229     -- 

nie  skrępowanych  mandatem  ').  Zygmunt  III  naogół  trzyma  się 
tej  samej  zasady,  ale  bezowocność  usiłowań  niekiedy  jakgdyby 
zniechęca  go  do  powtarzania  nauk,  których  nikt  nie  słuchał  2), 
Władysław  IV  zdaje  się  być  już  dość  dalekim  od  zasadni- 
czego zwalczania  instrukcyi :  chociaż  sejm  ekstraordynaryjny 
złożony  —  opiewa  instrukcya  królewska  na  sejmik  kwidzyński 
30  października  1635  r.  —  nie  będzie  się  zajmował  ani  innemi 
sprawami,  ani  sądami,  prócz  skarbowych,  ani  petitami,  —  „na  wszelki 
wypadek  lepiej  (in  oninem  eventuni  praestat),  żebyście  WM.  zu- 
pełną moc  (plenariam  facultatem)  posłom  swym  dali"  ^).  Następcy 
Władysława  radzi  nie  radzi  pogodzili  się  z  mandatem  nakazczym. 
Senat  za  Batorego  odznaczył  się  energicznemi  wycieczkami 
przeciw  odpornej  polityce  sejmików.  Po  sejmie  1578  r.  Piotr 
Myszkowski,  biskup  krakowski,  Mikołaj  Firlej,  kasztelan  biecki. 
Mielecki,  wojev/oda  podolski,  gorąco  radzili  królowi,  aby  opór 
krakowian  i  sandomierzan  złamać  przemocą^).  W  trzy  lata  potem 
na  sejmie  1581  r.  surowo  ganili  „zamierzoną  władzę"  Zamoyski, 
Tarło,  wojewoda  lubelski,  Olbracht  Łaski,  sieradzki,  a  Mikołaj 
Mielecki  z  przekąsem  odzywał  się  o  panującym  poglądzie,  iż... 
poseł  jest  jako  list,    który   się   więcej    domyślić    nie    może,  jeno 


')  Źródła  dziejowe  t.  IV,  str.  38-44,  uniw.  na  sejm  toruński,  8  sierpnia 
1576  roku;  tamże  244—256  instrukcya  na  sejm  warszawski  1577  r. ;  Akta  hi- 
storyczne do  panowania  Stefana  Batorego,  wyd.  Janicki,  17—25,  uniw.  posej- 
mowy  1578  r.  do  ziem  opozycyjnych;  Acta  Stephani  Regis  (Acta  hist.  XI).  n'^ 
CXXXI.  Relacya  z  poselstwa  do  ziem  pruskich  Łukasza  Działyńskiego  1580—1  ; 
Źródła  dziejowe  t.  XI,  str.  232,  238-9;  uniw.  na  sejm  4  października  1582  r.  (dan 
16  lipca  i:  dyaryusze  sejmowe  1585  r.,  str.  348 — 54,  instrukcya  na  sejm  1584  r. 

'-)  List  do  stanów  inflanckich  z  d.  5  grudnia  1596  r.  żąda  posłów  „potis- 
simum  plena  cum  facultate";  w  liście  do  Radziwiłła  woj.  troć.  (2  grud.),  król 
zaleca,  „żeby  ich  inszcmi  artykułami  nie  zatrudniano,  żeby  nic  z  konkluzyami, 
ale  z  chęciami"  przysyłano.  Teka  Narusz.  96;  instrukcya  na  sejmiki  powiat, 
i  generał  wileński  1602  r..  Teka  Narusz.  99;  uniw.  na  sejm  1609  r.  :  Jakoby 
o  potrzebach  Rzpitej  z  nami...  radzić  dostatecznie  mogli",  Tyg.  lit.  1843,  VII; 
instrukcya  na  sejmiki  przcdsejm.  1630  r. :  „mogłoby  się  było  wiele  szkody  pu- 
blicznej ochronić,  kiedyby  były  niektóre  przedsejmowe  sejmiki  circumscripta 
potestate  posłów  konkluzyi  sejmowych  nie  hamowały",  Ms.  166  Bibl.  Jag.;  — 
niema  wzmianki  o  tem  w  liście  na  sejmiki  1591  r.,  Tyg.  lit.  j.  w.  i  w  uniwer- 
sale na  sejm  9  stycznia  1629  r.,  Ms.  102  Bibl.  Jag. 

3)  Ms.  166  Bibl.  Jag.  Por.  instrukcyę  na  sejmiki  1647  r.,  Ms.  Bibl.  Jag.  49. 

*)  Acta  Stephani  Regis,  109;  —  Wierzbowski,  j.  w.,  705. 


—     230     — 

co  weń  napiszą...  Zda  mi  się,  kto  posyła  posły  cum  limitata' 
potestate,  mógłby  to  z  mniejszym  kosztem  przez  list,  a  pacholę 
sprawić"  ').  Arcybiskup  Stanisław  Karnkowski  ^)  zbyt  wiele 
miał  rozumu  stanu,  aby  nie  potępić  pretensyi  województw  do 
narzucania  sejmowi  swoich  postulatów,  ale  zamało  zmysłu  pra- 
wniczego, aby  nie  plątać  funkcyi  poselskiej  z  prywatną  umową 
mandatu  i  depozytu  ^).  Zręcznie,  rozumnie  dowodził  Orzelski  na 
sejmikach  wielkopolskich,  że  „nie  Srzedzie  tylko  sejm  dogadzać 
powinien,  ale  wszem  krajom  i  prowincyom  koronnym",  że  „nie  ta 
tylko  powinność  posła  ziemskiego  na  sejmie  mówić  o  tem,. 
co  w  propozycyi"  "*). 

Jan  Ostroróg  w  zapatrywaniach  na  istotę  reprezentacył  po- 
selskiej stanął  też  na  poziomie  nowoczesnej  myśli  konstytucyjnej. 
Mowę  jego,  którą  uratował  od  rozbicia  sejm  1613  roku,  zaiste 
powinna  była  Rzeczpospolita  złotemi  głoskami  wyryć  nad  try- 
buną marszałkowską  w  sali  posiedzeń.  „To  poselstwo",  —  mówił 
wojewoda  poznański  do  zgromadzonych  stanów  przed  samą  kon- 
kluzyą:  —  „które  WMciowie  na  sobie  nosicie,  nie  jest,  jako 
pachołka  od  pana;  równy  tu  równego  posyła  non  cum  mandato, 
ale  na  radę  i  obmyślenie  dobrego  spólnej  ojczyzny  obiera  i  wy- 
prawuje,  i  lubo  na  piśmie  artykuły  swe  i  desideria  wypisuje, 
nie  już  jednak  z  drugiemi,  co  do  tego  równo  należą,  znaszać 
się  zakazuje,  nie  już  przy  prywatnych  swych  artykułach  zażymać 
się  rozkazuje.  A  cóżby  po  sejmie,  by  doma  każde  województwo, 
każda  ziemia  konkluzye  wszytkim  z  sejmiku  swego  pro  imperio 
posyłała  ?  Posyłają  dla  pamięci,  dla  podania,  dla  tego,  aby  do 
tego  wieść  drugich,  ale  konkluzya  na  sejmie  przy  wszytkich  ; 
nie  mogą  wszytcy  wszytkiego  wszędzie  wiedzieć,  sejm  wszytko 
odkrywa,  tu  się  wszystko  znosi.  Nie  oglądajcie  się  WM.  na  po- 
zostałą bracią,  którzy,  nie  widząc  necessitatem,  zakazali  WM. 
liberalitatem ;  kiedy  gwałt  ujrzą,  kiedy  im  to  powiecie  i  ukażecie, 


h  Dyaryusz  sejmu  1581  r.,  sesya  9  lutego.  Acta  Stephani  Regis,  285-339. 

-)  Exorbitancye  i  naprawa  kola  poselskiego,  wyd.  Turowskiego,  str.  9  :  „Czę- 
stokroć postulała  ziem  i  województw  wtaczają  i  chcą,  aby  odprawowanc  były,, 
odłożywszy  na  stronę  praegnantia  negctia  reipublicae'... 

3)  Tamże,  15:  „Kresy  swe  zamierzone  ma  poseł  znać,  które  gdy  transgre- 
ditur,  cessat  władza  jego". 

4)  Tom  wstępny,  str.  83,  86,  88;  214-16. 


—     231     — 

co  tu  na  oko  widzicie,  czego  rękoma  się  tykacie,  nietylko  tęga 
niewdzięcznie  nie  przyjmą,  ale  wielce  WMciom  za  ostrożność 
i  rezolucyę  podziękują.  Acz  i  toby  u  mnie  mniejsza,  by  się  i  kto 
z  braci  doma  zafrasował,  by  mię  i  za  łeb  wywodzić  miano,  bym 
to  tam  i  krwią  swoją  oblać  miał,  niźliby  tu  przez  mię  i  głupie 
przy  uporze  zacięcie  wstręt  ratunku  miłej  i  upadającej  ojczyzny 
stać  się  miał...  Staniemy  przy  WMciach  wszędzie,  przyznamy  się 
do  rady  i  prośby  naszej,  zastąpimy  ochotnie  kłopot  WMciów, 
jeśli  to  podobna,  żeby  mógł  być  taki !  Prosimy  przez  miłosierdzie 
Boże,  przez  miłość  ojczyzny,  dla  której  nietylkośmy  jaką  inwi- 
dyjkę  małej  liczby  pozostałej  braci  z  ochotą  ponosić,  ale  krew 
rozlewać,  ale  głowy  kłaść  powinni!"^) 

Ten  sam  punkt  widzenia  dominuje  w  krytycznych  zwrotach 
przeciwko  instrukcyom  u  księdza  Piotra  Grabowskiego  -),  Seba- 
styana  Petrycego  ^),  kanclerza  Jakóba  Zadzika"*)  i  u  autora  „Yotum 
na  sejm  1606  r." '').  Za  Władysława  IV,  oprócz  Spytka  Ligęzy*^) 
i    Opalińskiego  '),    ostro    potępiał    despotyzm    sejmików   prymas 


')  Ms.  110  Bibl.  Jag.;  Teka  Narusz.  108.  Por.  Chomętowskicgo  Wiado- 
mość o  życiu  i  pismach  Jana  Ostroroga  wojewody  poznańskiego,  Bibl.  Ord. 
Krasińskich,  Muz.  K.  Świdzińskiego  t.  II,  10-5. 

2)  Zwierciadło  Rzeczypospolitej  polskiej  na  pocz.  roku  1598  wystawione, 
Krak.  1859,  str.  7:  „Wniósłszy  to,  że  każde  województwo  podług  woli  swej 
o  sprawach  Rzplitej  stanowi,  znieśli  naprzód  oni  generaly,  dla  zgody  postano- 
wione, bo  skoro  oni  z  każdego  województwa  poczęli  upornie  przy  swych  arty- 
kułach stać,  a  na  cóż  się  było  na  generał  zjeżdżać?  Znieśli  też  zaraz  autori- 
tatem  sejmów...,  bo  mu  partykularne  sejmiki  preskrybują-*. 

'■'•)  Jak  wyżej,  str.  133:  „U  nas  z  każdego  powiatu  posłov/ie  jeżdżą  na 
sejm,  jedni,  mając  zupełną  moc  stanowienia,  co  widzą  być  z  pożytkiem  Rzpltej: 
drudzy  z  zakreśloną  mocą  tak,  aby  się  nie  ważyli  nic  stanowić,  oprócz  artyku- 
łów, które  na  piśmie  podają.  To  nie  mogę  chwalić.  Bo  tu  niezgoda  wnet  bę- 
dzie in  dicendis  sententiis,  kiedy  jedni  co  wnoszą,  co  drudzy  na  karcie  nie 
mają.  Druga,  nic  po  posłach  takich,  co  nie  radzą  —  jedno  z  karty ;  mogą  lyłko 
list  swój,  kontenta  w  nim  napisawszy,  przysłać.  Trzecia,  nie  ufają  sobie,  przeto 
nie  wierzą  posłom  swoim".  Porów.  str.  169. 

^)  Szelągowski,  O  ujście  Wisły,  245-6. 

■')  Panowie  posłowie  bowiem  z  różnych  województw,  jedni  budują,  drudzy 
rozwalają,  jedni  wołają  tak,  drudzy  nie  tak.  A  tenże  jest  pożytek  owych 
artykułów,  których  tak  wiele  napisawszy ..  na  sejm  z  nimi  posyłacie"  (Egz. 
nieliczb.). 

•^j  Op.  cit.,  49. 

")  Rozmowa  plebana  z  ziemianinem.  J.  2. 


-     232     - 

Lipski,  który  na  sejmie  1639  r.  utyskiwał,  że  sejmiki  zamieniły 
się  w  sejm,  a  izba  poselska  w  senat.  Senatorowie  niepotrzebnie 
się  wysilają  ze  swojemi  wotami,  skoro  posłowie  z  gotowemi 
instrukcyami  na  sejm  przyjeżdżają  '). 

Nie  brakło  więc  i  u  nas  rzeczników  tych  zasad,  które,  wcze- 
śnie ustaliwszy  się  w  parlamentaryzmie  angielskim,  zapłodniły 
później  i  przygotowały  do  bujnego  rozrostu  ustroje  państwowe 
nowoczesnej  Europy.  Odwoływano  się  bądź  do  sejmikujących  wy- 
borców, aby  posła  nie  krępowali  nakazem,  bądź  też  do  wybrańców 
sejmujących,  aby  na  własne  ryzyko  zrywali  pęta  zobowiązań. 
Wszystko  bezskutecznie.  Jeżeli  sejmy  Zygmunta  Augusta,  obra- 
dujące po  2,  3,  4,  nawet  6  miesięcy,  nie  mogły  zapomnieć  o  obie- 
tnicach, danych  braciom,  to  tembardziej  nie  zapomniały  o  nich 
sejmy  Wazów,  trwające  po  6,  a  niekiedy  po  3  i  2  tygodnie. 
Nie  w  liczebnym  stosunku  zwolenników  oraz  przeciwników  man- 
datu i  jednomyślności  leżała  przyczyna  bezskuteczności  walki 
z  „chorobę  sejmową",  a  przynajmniej  sam  ów  stosunek  niczego 
nam  me  tłómaczy  —  toż  cała  Francya  rewolucyjna  uczyła  się 
mądrości  republikańskiej  z  dzieł  kilku  mistrzów.  Kluczem  zagadki 
jest  psychologiczna  natura  tych  kół,  dla  których  pisali  Petrycy 
i  Ligęza,  przemawiali  Orzelski  i  Ostroróg.  W  audytoryum,  do- 
stępnem  dla  rozumowych  argumentów,  odczuwającem  nieodbite 
potrzeby  wielkiego  państwa,  słowo  takiego  Ostroroga  rozbrzmie- 
wałoby, jak  olimpijski  głos  hrabiego  Mirabeau ;  —  w  stęchłej, 
dusznej  atmosferze  naszej  izby  poselskiej  słuchano  ze  zrozumie- 
nie tylko  oklepanych  formułek  Niemojowskich  ^)  i  Czarnkowskich  ^). 
Rzucony  na  twardą,  jałową  opokę,  posiew  zdrowej  myśli  spo- 
łecznej ginął,  rozwiany  przez  ów  wiatr,  co,  według  słów  Karn- 
kowskiego,  sam  jeden  rządził  wszechwładnie  na  zgromadzeniach 
stanów.  „Ale  jak  ja  baczę,  M.  Królu,  że  na  sejmłech  ani  WKM. 
rządzi,  ani  pp.  Rady,  ani  pp.  Posłowie.  „Ale  któż  wżdy  taki?" 
pytałby  kto.  Nikt  inszy  nie    rządzi,   jeno   tempestas,   wiatr  jakiś. 


')  Kubala,  Jerzy  Ossoliński,  I,  353-4. 

-)  „Nihil  novl  statuemus  absąue  consensu  omnium"  mówił  N.  na  sejmie 
1582  r.,  ,a  iż  tu  kilka  województw  jest,  którym  o  tern  mówić  zakazano,  tedy 
i  wy  o  tern  próżno  mówić  macie,  ponieważ  nic,  etiam  uno  contradicente, 
postanowić  nie  możecie".  Dyaryusze  sejmowe  1585,  str.  337. 

^)  Ob.  dyaryusz  sejmu  1597  r.,  sesya  25  lutego.  Teka  Narusz,  97. 


—     233     — 

Bo  gdy  się  już  tak  pospolicie  między  sobą  ścierają,  i  czasu  siła 
upłynie,  to  ku  końcowi,  gdy  sobie  tęskniemy,  przyjdzie  jaki- 
kolwiek wiatr,  co  wszystko  rozchwieje,  aliści  z  sejmu  nic"  ')•  Opinia 
panująca  przyklaskiwała  filistrom,  tyranizowała  i  onieśmielała 
samotnych  reformatorów.  Stronnictwa  naprawy  sejmowej,  któreby 
skupiało  i  organizowało  lepiej  myślące  duchy,  nie  miała  Polska 
aż  do  czasów  Stanisława  Augusta.  Te  półtora  tuzina  nazwisk, 
które  udało  się  wyżej  zebrać  na  dowód,  że  przecież  byli  ludzie, 
zdolni  do  zrozumienia  zadań  i  praw  nowożytnego  parlamenta- 
ryzmu, to  nie  żaden  obóz,  to  kropla  w  morzu,  to  wyjątki,  to 
nawet  mniej  niż  jednostki ! 

Bo  któż  z  nich  wszystkich  okazał  się  wiernym  przez  całe  życie 
wyznawcą  jednych  i  tych  samych  przekonań  konstytucyjnych?  Kto 
im  poświęcił  nietylko  chwilowy  impuls,  ale  całe  dążenie,  całą  zwartą 
osobowość?  Czy  Karnkowski,  który  zadał  kłam  swym  zasadom 
rolą,  jaką  odegrał  wobec  samozwańczego  zjazdu  kolskiego  1590 
roku  ?  Czy  Orzelski,  co,  rozgoryczony  na  rządzą  łamanie  tolerancyi 
religijnej,  doradzał  na  sejmiku  średzkim  19  lutego  1596  roku: 
„Posłom  niezamierzoną  moc  (ilUmitatam  potestatem)  dawać  nie 
zda  mi  się,  boby  to  już  nie  posłowie  byli,  ale  dictatores"  -)  — 
zdanie,  które  już  w  następnym  roku  odwoływał?  Czy  może  Za- 
moyski? Widzieliśmy,  jak  zaczął  w  r.  1572  od  nadużycia  frazesu 
„jednomyślność".  Po  latach  dziewięciu,  gdy  Litwa  żądała  przy- 
łączenia do  niej  Inflant,  kanclerzowi  wyrwały  się  słowa:  „Cho- 
ciażby się  wszyscy  na  to  zgodzili,  ja  sam  przeciwko  wszystkim 
stanę  i  nie  dozwolę,  żeby  Inflanty  od  Korony  oderwane  zo- 
stały" ^).  Potem  go  widać  znów  przejętego  ideą  reformy,  bolejącego 
nad  trybuńskimi  wybrykami  posłów  (1596),  a  przed  samą  śmiercią 
nikt  inny  jeno  Zamoyski  przyczynia  się  do  niedojścia  sejmu 
r.  1605"*).  Prawda,  był  potem  jeden,  co  oddał  tej  sprawie  ostatnie 
tchnienie  duszy,  bohater  dziwnej  tragedyi,  miecznik  koronny,  Jan 
Stanisław  Jabłonowski,  co  to  naprzekór  duchowi  czasu  mienił 
się  na  sejmie  1647  roku  „posłem  całej  Rzplitej",  zalecał  wybory 
posłów  i  zamykanie  sejmów  „bez    zgody  wszystkich",  —  aż  za- 


1)  Dyaryusze  sejmów  1585  r.  str.  18. 

2)  Tom  wstępny,  190. 

3)  Heidenstein  (wyd.  Dziejop.  Kraj.)  II,  128. 
4j  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  78. 


-     234     - 

krzyczany,  obwołany  wrogiem  wolności,  przypłacił  śmiałą  myśt 
śmiercią  „z  aprehenzyi"  '). 

Dziś  każdy  przyzna,  że  sprawa  była  warta  wojny  domowej» 
rewolucyi,  rozlewu  krwi.  „O  to,  w  co  ludzie  wierzą,  biją  się  — 
wojna  jest  znakiem  życia",  powiada  Krasiński 2),  Przeszłość  uczy, 
że  szlacłita  polska  wierzyła  w  swą  złotą  wolność  i  parokrotnie 
o  nią  skrzyżowała  karabele ;  ale  nie  widać,  aby  ludzie  innej  wiary, 
przeciwnicy  „wolnego  niepozwalam"  gotowi  byli  bić  się  o  ro- 
zumny parlamentaryzm.  Słów  popłynęło  sporo,  ale  czynów,  t.  j. 
prób  reformatorskich,  wykazuje    doba  Zygmunta  III  ledwo  kilka. 

Raz  zaniosło  się  na  reformę  sejmową  w  r.  1597,  Dyabły 
Stadnickie  i  ich  komparsy  przeciągnęły  strunę.  Pod  wrażeniem 
rozterek  wyborczych  i  posejmowych  protestów  przeciw  zapadłym 
uchwałom,  dwór  wniósł  na  porządek  dzienny  sprawę  zabezpie- 
czenia powagi  tych  ostatnich,  a  senat  znalazł  pole  do  obszernego 
wypowiedzenia  się  wogóle  o  porządku  sejmowania.  Najśmielej 
rozstrzygał  rzecz  Rozrażewski,  biskup  kujawski:  „Do  ważności 
sejmowych,  mówiąc,  widzę,  żebyśmy  się  mieli  sprawować  przy- 
kładem Wenetów,  którzy  gdy  co  postanowią,  żaden  przeciw  temu 
nie  śmie  nic  rzec...  Nie  pochlebiajmy  sobie,  mówmy  sobie  wbród: 
jeżeli  ma  się  postanowienie  sejmowe  rozerwać,  albo  doma  zo- 
stajmy, albo  sejmów  nie  miewajmy...  A  tak  temu  by  się  zabie- 
żeć  mogło,  albo  żeby  ten,  co  czyni  protestacyą,  dał  przyczyny^ 
dlaczego  ją  czyni,  albo  starostom  dać  instrukcyą,  aby  takich 
protestacyej  do  grodu  nie  śmiał  przyjmować,  albo  żeby  posta- 
nowienie sejmowe  pLuralitas  zamykała,  do  tego  poenam  namówić 
na  takiego,  pod  taką  egzekucyą  jako  na  trybunale".  Na  tymże 
poziomie  utrzymali  się  kardynał  Jerzy  Radziwiłł,  biskup  kra- 
kowski. Piotr  Tylicki,  chełmiński ;  nieco  niżej  —  arcybiskup 
Solikowski :  „Na  to  obieranie  posłów  radbych  jakie  medium  miał, 
jakie  i  na  postanowienia  sejmów,  żeby  władza  ich  była,  a  nie 
rozrywała  się  protestacyjkami".  Jeszcze  słabiej  mówił  o  tern 
Bernard  Maciejowski,  biskup  łucki.   Bądź  co  bądź  senat  świecki. 


')  Radziwiłł,  Pamiętniki,  II,  267;  por.  szl<ic  Szajnochy,  Miecznik  koronny 
Jabłonowski. 

■'^)  Ob.  list  jego  do  ojca,  przytoczony  p.  Szujskiego  w  Opowiadaniach': 
i  Roztrząsaniach,  t.  III,  str.  366  (Dzieia,  serya  II  tom.  7). 


—     235     — 

z  wyjątkiem  Zebrzydowskiego,  który  zgadzał  się  z  Rozrażewskim, 
okazał  znacznie  mniej  rozumu,  niź  duchowny.  Gostomski,  woje- 
woda poznański,  wprost  nie  pozwalał  na  nowe  konstytucye  o  sej- 
mowaniu; Abramowicz,  wojewoda  smoleński,  i  Działyński,  cheł- 
miński, proponowali  kary  na  „turbantów"  ;  podobnie  Wilkanowski, 
rawski,  który  decyzyę  wśród  niezgody  umiał  tylko  królowi  zo- 
stawić. Radziwiłł  Sierotka  chwalił  sejmiki  generalne  i  skręcał  na 
bezdroża  porachunków  wyznaniowych  ;  Konstanty  Ostrogski  mo- 
ralizował.  Nawet  Zamoyski  twierdził,  że  niema  co  pisać  nowych 
praw  o  sejmach  i  sejmikach,  dość  stare  w  klubę  wprawić.  Wszyscy 
nierównie  więcej  mieli  do  powiedzenia  o  lidze  chrześcijańskiej 
przeciwko  Turkom,  niż  o  rządach  domowych.  Cóż  można  było 
budować  na  tym  senacie  świeckim  ?  O  ile  wiadomo,  nie  doszło 
do  ułożenia  żadnego  projektu.  „Turbanty"  lepiej  wiedziały,  czego 
chcą,  i  na  złość  większości  zepsuły  cały  sejm  '). 

Wrzód,  który  zbierał  się  już  oddawna,  miał  pęknąć  po  latach 
dziesięciu.  W  instrukcyi  na  sejmiki  roku  1606,  przeczytała  szla- 
chta ustęp,  dający  sporo  do  myślenia:  „Król  Jmć...  przypominać 
i  to  raczy,  abyście  to  na  pieczy  mieć  posłom  swym  poruczyli, 
aby  się  z  sejmu  bez  pewnej  obrony,  chcecieli  być  pewni  pokoju 
i  całości  Rzplitej,  nie  rozjeżdżali,  i  jeśliby  kto  temu  przeczyć, 
a  czas  sejmu  inszemi  rzeczami,  którym  wolniejszym  czasem  do- 
godzić się  może,  ściągać  chciał,  aby  i  na  to  gotowe  rady  i  środki 
były  od  WMciów  panom  posłom  podane,  jakoby  się  jednak  bez 
statecznej  obrony  i  bez  zawarcia  sejmu  nie  rozjeżdżali,  a  nie 
otwierali  tym  drzwi  nieprzyjaciołom  do  nas".  Izba  poselska  po- 
winna mieć  wzgląd  na  płacz,  spustoszenie  braci,  a  „nie  zapiera- 
nie, nie  protestacye  jakie"  -).  Innemi  słowy,  król  apelował  do 
narodu  o  pomoc  w  walce  z  doktryną  jednomyślności  i  z  żywio- 
łami, którą  ją  wyzyskiwały.  Na  sejmie  wzniosłym  stylem  głosił 
poglądy  królewskie  Szyszkowski,  sekundowali  Baranowski,  pod- 
kanclcrzy  ks.  Pstrokoński,  Schenking  biskup  wendeński,  a  zape- 
wne i  inni  regaliści.  Cóż,  kiedy  dalsze  obrady  zeszły  na  inne 
zupełnie  tory.  Kłócono  się  o  wolność  sumienia,  o  mniemane  nad- 


')  Barwiński,  Dyaryusze,  str.  35,   38-9,   45,   51,   54,   57—8,   60,   65-6,. 
68—9,  78-9,  88,  138-9. 

2)  Ms.  Bibl.  Czart.  1623  str.  391  1  n. 


—     236     - 

użycia  dworu,  o  podatki.  Zgody  nie  osiągnięto.  Zamiast  reformy, 
sejm  przyniósł  fatalne  precedensy:  kilka  manifestów  przeciw 
uchwałom,  żadnych  konstytucyi,  nakoniec  rokosz.  W  tym  roko- 
szu wódz  Zebrzydowski  użył  za  hasło  agitacyjne  właśnie  starą 
zasadę  jednomyślności,  zaatakowaną  świeżo  przez  dwór.  Mal- 
kontenci różnych  wyznań  i  różnej  wartości  moralnej  skupili  się 
na  tej  platformie.  Dwór  jeszcze  podczas  sejmu  stchórzył,  dla  ura- 
towania podatków  uznał  urzędownie  prawidło  powszechnego  przy- 
zwolenia. Niewiele  to  pomogło.  Polała  się  krew.  Rokoszanie  ule- 
gli, ale  ich  wspólna  idea,  idea  złotej  wolności,  wyszła  bez  szwanku, 
tryumfująca,  nawet  uświęcona  nowemi  ustawami.  Dlaczego?  Głó- 
wnie podobno  dlatego,  źe  opozycya  lepiej  wiedziała,  o  co  wal- 
czy; regalistom  zabrakło  wspólnej  wiary  konstytucyjnej'). 


')  Z  nieszczęśliwym  sejmem  r.  1606  wiąże  się  nierozerwalnie  nazwisko 
Piotra  Skargi.  Czytelnik  wie  już,  co  sądzimy  o  roli  wielkiego  jezuity  w  dzie- 
jach naszego  parlamentaryzmu.  Nie  ulega  wątpliwości,  że  więcej  dbał  on 
o  jedność  Kościoła  Bożego,  niż  o  jedność  i  siłę  sejmowej  władzy  prawodawczej 
w  Polsce.  Tu  wszakże  należy  się  jego  pamięci  jeszcze  pewne  wyjaśnienie.  Pię- 
tnaście lat  temu  p.  W.  Sobieski  w  książce  o  „Nienawiści  wyznaniowej  tłumów 
za  rządów  Zygmunta  111"  (1902)  opowiedział  o  tern,  jak  Skarga  obalił  swym. 
wpływem  ułożony  „edykt  tolerancyjny",  który  król  prawic  gotów  był  dać  różno- 
wiercom,  —  i  użył  m.  in.  następującego  zwrotu :  „Ten  sławny  kaznodzieja,  tak 
wspaniałe  rzucający  gromy  na  bezrząd  Rzpolitej,  tu  pobudzał  do  „veta",  do 
protestu  przeciw  rzeczy  już  umówionej  dnia  poprzedniego,  narażając  cały  sejm 
w  cliwili  tak  niebezpiecznej  na  rozerwanie...  Nazajutrz  sejm  został  zerwany..." 
Bezkrytyczni  czytelnicy  obozu  postępowego  podnieśli  z  tego  powodu  wielki 
hałas  na  Skargę  :  zrobili  zeń  już  nietylko  turbatora  ojczyzny  —  zgodnie  z  opinią 
rokoszan  oraz  prof.  Sobieskiego  —  ale  nawet  „prekursora  Sicińskiego".  Autor  „Nie- 
nawiści" zastrzegł  się  wpawdzie  w  nowym  szkicu  :  „Czy  Skarga  był  „turba- 
torem"  ojczyzny",  Studya  historyczne,  1912,  224,  przeciwko  takiej  przesadzie, 
albowiem  ksiądz  nie  był  posłem  ziemskim,  i  „do  zerwania  tego  sejmu  daleko 
więcej  przyczynił  się  Zebrzydowski"  —  ale  zarazem  oświadczył,  że  „co  do  sa- 
mego tego  epizodu"  jest  tegoż  zdania,  które  wyraził  dawniej,  i  ani  na  jotę  od 
niego  nie  odstępuje. 

Wobec  tego  uważamy  za  swój  obowiązek  stwierdzić  na  zasadzie  później- 
szej nieco  (1913)  książki  prof.  S.  o  „Pamiętnym  Sejmie",  chociaż  poczęści  wbrew  jego 
zdaniu,  co  następuje.  Na  sejmie  r.  1606  większość  kształtowała  się  rozmaicie. 
Interpelacyę  do  króla  („urazy")  zgodziła  się  wystosować  cała  izba;  na  odpo- 
wiedzi poprzestał  liczniejszy  obóz  katolicki.  Za  ugodą  religijną  była  chwilowo 
też  cała  izba;  na  podatki  pozwoliła  pod  koniec  sejmu  znaczna  większość  (stwierdza 
to  sam  Zebrzydowski);  kilka  województw  wzięło  pobory  do  braci;  parę  przypusz- 
czalnie odmówiło  ich  bezwarunkowo.  Że  Skarga  agitował  przeciwko  tolerancyi,  nie 


—     237     — 

Wiele  lat  upłynęło,  zanim  niepokój  o  losy  państwa  pod- 
czas bezkrólewia  skłonił  Zygmunta  III  i  jego  doradców  (głó- 
wnie —  kanclerza  Zadzika)  do  wznowienia  prób  reformatorskich 
w  większym  stylu.  Tym  razem  pomyślano  o  uporządkowaniu 
elekcyi.  Król  przedłożył  tę  materyę  sejmikom  we  wrześniu  roku 
1630.  Zaraz  powstała  opozycya  pod  wodzą  Zbaraskiego,  kaszte- 
lana krakowskiego,  która  zaalarmowała  ogół,  że  dwór  zamyśla 
o  mianowaniu  następcy  tronu.  Słusznie  czy  niesłusznie,  ogromna 
większość  sejmików  dała  posłuch  tym  podszeptom  i  uchwaliła 
instrukcye,  pozwalające  w  najlepszym  razie  na  odniesienie  pro- 
jektu reformy  do  wyborców.  Sejm  obradował  pod  laską  Jerzego 
Ossolińskiego  od  29  stycznia  do  13  kwietnia  1631  r.  Podstawą 
dyskusyi    był    wielki    plan    Zamoyskiego    z   r.  1589,    obejmujący 


ulega  wątpliwości.  Czy  jednak  w  razie  zwycięstwa  jego  przeciwników  nie  doszłoby, 
do  gorszego  jeszcze  zakłócenia  ojczyzny,  niż  to,  jakie  spowodowała  pośrednio  reakcya 
katolicka,  czy  naprawdę  król  w  zgodzie  z  różnowiercami  dokonałby  reform  ; 
o  tern,  znając  z  jednej  strony  poziom  umysłowy  biskupów,  z  drugiej  ideologię 
i  cłiaraktery  Stadnickicłi,  Radziwiłłów,  Gorajskich,  Pękosławskicłi,  Sienieńskicli, 
wolno  być  innego  zdania,  niż  prof.  S.  Tu  jednak  bliżej  chodzi  o  co  innego  — 
mianowicie  o  te  wielokropki  autora  „Nienawiści",  które  zasugestyonowały  na- 
szycłi  postępowców.  Cłiodzi  o  dodatkowe  skonstatowanie,  że  1)  sejm  wogóle 
nie  został  zerwany:  przetrwał  on  normalne  6  tygodni  i  rozszedł  się,  jak  wiele 
innycłi,  bezowocnie;  2)  clicie  li  go  „zerwać"  (=  przyprawić  o  bezowocność) 
właśnie  ci  „liberalni"  „obrońcy  parlamentaryzmu",  jak  ich  nazywa  prof.  S.,  któ- 
rzy potem  wszczęli  rokosz  w  imię  „wolnego  niepozwalam"  —  malkontenci  i  ich 
przedstawiciele  lub  narzędzia :  Janusz  Radziwiłł,  Ostrogski,  Męciński  i  tow. ; 
3)  że  wpływ  Skargi  nawet  pośredni  na  „zerwanie"  sejmu  przez  rokoszan  był 
bardzo  słaby,  skoro  w  decydującym  momencie,  18  kwietnia,  żaden  poseł  nie 
odstrychnąl  się  od  ugody  tolerancyjnej ;  4)  że  nawet  milczenie  biskupów  w  owej 
chwili  nie  świadczyło  o  niemożliwości  ugody  i  nie  usprawiedliwiało  wystąpienia 
Janusza  Radziwiłła  ;  5)  są  oznaki,  iż  malkontenci  z  góry  gotowi  byli  wysunąć 
dalsze  pretcnsye  („urazy")  celom  zerwania  sejmu,  niezależnie  od  postawy  bisku- 
pów, bo  zadaleko  już  zabrnęli  w  kierunku  buntu.  Skardze  po  mimowolnej 
(chcemy  wierzyć)  krzywdzie,  zadanej  w  dwuznacznym  ustępie  „Nienawiści", 
należała  się  silniejsza  satysfakcya  niż  ta,  którą  dały  ,,Studya".  Tymczasem  prof.  S. 
w  ,, Pamiętnym  Sejmie",  251,  nota  1,  wraca  do  ataku  :  ponieważ  Skarga  skarżył  się 
w  kazaniu  wiślickiem,  że  rokoszanie  na  swoim  bezprawnym  zjeździe  zagłuszyli 
wrzaskiem  jakichś  obrońców  jezuitów,  więc  w  ten  sposób  on,  „który  sam  w  ka- 
zaniach występował  przeciw  protestom  mniejszości  i  liberum  vcto,  tutaj  niejako 
staje  się  obrońcą  ,, liberum  veto"  przeciwko  rokoszanom".  Czyżby  autor  nie  uzna- 
wał różnicy  między  bezładną  kupą  a  sejmem,  między  krzykiem  a  głosowaniem, 
między  wolną  dyskusyą  a  rwaniem  obrad  ? 


-     238     — 

skasowanie  konwokacyi  i  głosowanie  większością  przez  posły. 
Przebiegu  obrad  w  izbie  poselskiej  nie  znamy.  Senat  pod  naci- 
skiem Zbaraskiego  nie  zdobył  się  na  nic  więcej,  prócz  odesłania 
wniosku  do  specyalnej  deputacyi,  któraby  go  opracowała  na  na- 
stępny sejm  ').  Do  księgi  ustaw  wciągnięto  zamiast  naprawy 
elekcyi  —  dyplom  Zygmunta  III  z  r.  1607,  warujący  wolne  pana 
obieranie  -). 

Sprawa  ożywiła  jednak  dyskusyę  na  temat  sejmów  i  sej- 
mików. Zjazdy  konwokacyjny  i  elekcyjny  roku  1632  radziły 
bardzo  pilnie,  pierwszy  o  porządku  elekcyi,  drugi  o  zawieraniu 
sejmów,  oba  w  gruncie  rzeczy,  bezpłodnie.  Bo  i  z  czemże  wy- 
stępowali przed  szlachtą  ci,  co  ją  mieli  oświecić,  bojownicy  na- 
prawy ?  Jeszcze  Jakób  Sobieski,  krajczy  koronny,  światły  i  rozumny 
ojciec  króla  Jana,  na  sejmiku  przedkonwokacyjnym  w  Wiszni 
dnia  3  czerwca  1632  r.  domagał  się  zniesienia  jednomyślnej  ele- 
kcyi, przytem  próbował  trafić  do  przekonania  słuchaczom,  bądź 
to  cytując  przykłady  głosowania  większością  w  Atenach,  Sparcie, 
Oenui,  Holandyi,  na  elekcyi  papieża  i  doży,  —  bądź  wykazując, 
„że  u  nas  w  Polszczę  na  papierze  tylko  to  prawo  (jednomyśl- 
ności), a  in  iisu  nigdy  nie  bywało"  ^).  Jeszcze  hetman  litewski, 
Krzysztof  Radziwiłł,  wyjątkowy  pod  tym  względem  człowiek 
w  swej  rodzinie,  skłonny  był,  zdaje  się,  wówczas  traktować  uzdro- 
wienie sejmów  szeroko  i  śmiało,  i  energicznie  za  niem  prze- 
mawiał na  elekcyi  Władysławowej.  Jednak  i  tych  pionierów  na- 
prawy opuszczało  męstwo  w  obliczu  setki  podejrzliwych  stróżów 
wolności.  Sobieski  w  swoich  „Punktach  o  porządku  interregni" , 
ułożonych  na  konwokacyę,  odkładał  najdrażliwszą  sprawę,  t.  j. 
sposób  głosowania  i  decydowania,  do  przyszłej  elekcyi '').  Radzi- 
wiłł też  nie  powiedział  wyraźnie,  czego  chce.  A  ich  towarzysze? 
Był  sobie  staruszek,  nazwiskiem  Dzierżek,  sędzia  ziemski  lubelski, 
który  przez  kilkanaście  lat,  aż  do  elekcyi  r.  1632,  żądał,  aby 
posłowie  na  wstępie  do  sejmu  przysięgali,  jako  się  żadną  unosić 


')  Materyały  do  dziejów  tego  sejmu  zamierzamy  ogłosić  osobno  w  Colle- 
ctaneach  Biblioteki  Ord.  Krasińskich. 

2)  Vol.  Leg.  III,  665-6. 

3)  Teka  Naruszewicza  124. 

'*)  Ob.   Dyaryusz   konwokacyi   pióra   Jak.  Sobieskiego,    Sprawy    wojenne 
.1  polityczne  ks.  Krzysztofa  Radziwiłła,  610—68,  zwł.  658. 


—     239     — 

Tiie  dadzą  prywatą.  „Tern  się  naprawi  izba  poselska",  upewniał. 
Zaraz  ozwały  się  głosy,  że  kiedy  przodkowie  ufali  posłom  bez 
przysięgi,  to  i  nadal  można  się  bez  niej  obejść.  Inni  żądali,  aby 
całą  „egzorbitancyę"  o  konkludowaniu  sejmów  wymazać.  Czy- 
telnik pewno  przypuszcza,  że  tam  naprawdę  znajdowały  się 
jakieś  „srogie  i  wielkie  klauzuły"  przeciwko  obstrukcyi  i  wol- 
nemu niepozwalam  ?  Niestety,  nic  podobnego.  Znamy  dziś  cały 
ten  elaborat  i  czytając  go,  doznajemy  przykrego  zawodu.  Oto 
jego  kwintesencya.  Marszałka  obiera  się  większością  przez  wo- 
jewództwa. Posłowie  mają  przysięgać,  że  nie  będą  gonili  za  ża- 
dną prywatą.  Niewolno  posłom  proponować  ani  popierać  niczego 
ponad  artykuły  wszystkich  instrukcyi  razem  wziętych ;  król  też 
w  zasadzie  nie  powinien  proponować  niczego  w  izbach,  czego  nie 
proponował  na  sejmikach.  Kto  pozwolił  na  projekt  w  izbie  po- 
selskiej, nie  może  cofać  swego  słowa  na  górze.  Ale  jeżeli  na  inne 
wnioski  zgody  na  dole  nie  będzie,  to  cały  sejm  rozchodzi  się 
bezowocnie.  Jedno  veto  senatorskie  wystarcza  do  odesłania  na 
sejmiki  gotowej  uchwały  posłów.  Marszałek  z  urzędu  nie  pozwoli 
poruszać  w  senacie  spraw,  na  które  nie  zgodziła  się  izba.  O  na- 
ruszenie reguły  jednomyślności  wolno  się  manifestować  w  ciągu 
8  dni.  Urzędnik  grodzki,  któryby  nie  przyjął  manifestu,  zostanie 
odsądzony  na  zawsze  od  wszelkich  funkcyi.  Marszałka-winowajcę 
sądzić  ma  senat  w  izbie  poselskiej  z  udziałem  delegatów  szla- 
checkich bez  króla.  Wreszcie  potwierdza  się  zasadę  jawności  po- 
siedzeń. —  Taką  to  walną  reformę  roztrząsały  dwa  sejmy  roku 
1632.  Niewiele  brakowało,  aby  już  wówczas  głos  wolny  ze  wszy- 
stkiemi  następstwami  uzyskał  sankcyę  —  nawet  kryminalną !  Nic 
dziwnego,  i  mała  szkoda,  że  projekt  taki  upadł:  nie  mógł  on 
dogodzić  ani  prawdziwym  reformatorom,  ani  miłośnikom  zasady : 
„wolno  w  Polsce,  jak  kto  chce!" 

Było  podobno  w  tych  egzorbitancyach  innych  jeszcze  „sieła 
paragrafów...  trudnych"  :  o  „obieraniu  posłów",  o  „namówie- 
niu artykułów  ')  „o  posłach  późno  na  sejm  przyjeżdżających". 
Ten  to  ostatni  wniosek,  reprodukowany  w  licznych  instrukcyach, 

')  Dyaryusz  elekcyi  Władysława  IV,  Ms.  Bibl.  Ord.  Krasińskich.  Był  to 
ten  sam  projekt,  który  już  przedtem  czytano  na  konwokacyi  6  lipca  („De  modo 
processus  et  conclusionis  sejmów"),  Sprawy  wojenne,  648.  Podajemy  go  w  Za- 
łącznikach. Nr.  2. 


—     240     — 

a  pierwszy  raz  postawiony  w  izbie,  o  ile  wiadomo,  w  r.  1626^ 
rzuca  ogólne  światło  na  stan  sprawy  reformy  sejmowej  w  owem 
pokoleniu.  Rozumniejsi  posłowie  chcieli  zabronić  obalania  ucłiwał 
i  rozrywania  obrad  tym  posłom,  którzy  przybywają  w  3  lub  4 
tygodnie  po  zaczęciu  sejmu.  Stąd  wniosek  bardzo  jasny,  zwła- 
szcza dla  mniej  rozumnych  posłów,  że  kto  przybywa  na  czas,  ten 
może  tamować,  rwać,  protestować,  ile  dusza  zapragnie  ^). 

Inny,  jeszcze  popularniejszy  wówczas  pomysł,  ledwo  zasłu- 
gujący na  nazwę  półśrodka,  polegał  na  przywróceniu  sejmów 
prowincyonalnych,  które  już  od  stu  lat  były  prawie  „szczątkową- 
instytucyą,  sztucznie  podtrzymywaną  przez  prawodawstwo.  Kon- 
stytucya  1565  r.  zaopiekowała  się  sejmami  prowincyonalnymi; 
nakazała,  „żeby  Rady  nasze  duchowne  i  świeckie...  spoinie  z  szla- 
chtą artykuły  spisowali  i  potem  je  na  główniejsze  sejmy  do  No- 
wego Miasta  i  do  Koła,  do  Warszawy...  znosili  i  tam  zaś  znowu, 
gdzie  już  więtsze  koło  wszystkich  będzie,  to  te  artykuły  kory- 
gowali i  między  sobą  zgadzali.  Aby  potym  wszystkich  rzeczy  na 
sejmiech  koronnych  ułacnienie  i  prędsza  odprav/a  być  mogła"  -). 
Niebawem  wszelako  „wzmagający  się  prąd  życia  sejmikowego 
omija  tę  zawadę  i  płynie  wprost  do  zbiornika  wszystkich  poto- 
ków, jakim  jest  sejm  walny"  ^).  Dziwićby  się  należało,  gdyby 
rzeczy  poszły  inaczej.  Jeżeli  król  z  senatem  i  całą  izbą  poselską 
nie  mógł  przełamać  instrukcył  ziemskiej,  to  niewiadomo,  skądby 
zaczerpnęła  taką  siłę  moralną  i  fizyczną  prowincya,  uosobiona 
w  gronie  kilkudziesięciu  posłów  bez  udziału  wyborców.  Zjazd 
prowincyonalny  mógł  na  własną  rękę  zebrać,  ujednostajnić  i  do- 
ciągnąć do  maximum  różne  zakazy  i  restrykcye,  ale  nie  miał 
prawa  pozwolić  na  ofiary  lub  inne  projekty,  zabronione  przez 
wyborców.  Jedyną  racyę  bytu  sejmów  „generałów"  stanowiło  już 


')  Dyaryusz  tego  sejmu  w  Ms.  Bibl.  Ord.  Kras.  790,  sesya  18  października: 
„tego  trudno  na  tym  sejmie  przewieść";  propozycyę  wznowiono  po  roku:  Dya- 
ryusz krótki  s.  1627  r.  w  Ms.  Bibl.  Jag.  166;  por.  też  instrukcyę  ruską  16 
grudnia  1632  r.  u  Prochaski,  XX,  335,  i  instrukcyę  wielkopolską  na  sejm  trzy- 
niedzielny  1647  r.  w  Ms.  49  Bibl.  Jag.  Że  jednak  wnioski  takie  nie  byiy  bez- 
przedmiotowe, widać  z  dyaryusza  s.  1620.  Ms.  Bibl.  Ord.  Kras.  790:  różni  po- 
słowie z  górnych  województw  „nie  mogą  conclusive  mówić,  bo  absentes  mogą 
jutro  to  wszystko  wzruszyć". 

■•2)  VoI.  Leg.  II,  677. 

3)  Pawiński,  Rządy  sejmikowe,  342. 


—     241     — 

oddawna  to,  że  poszczególny  sejmik  pragnie  upewnić  się  co  do 
poparcia  sąsiadów  przeciwko  naciskowi  reszty  zgromadzonych 
stanów.  Ale  było  to  czystem  złudzeniem,  gdy  mówcy  sejmowi, 
jak  ów  Mikołaj  Radziwiłł  w  r.  1597  '),  szukali  w  „generałach" 
środka  zaradczego  na  niemoc  parlamentarną.  Jakkolwiek  pustką 
świecił  generał  korczyński  -),  i  jakkolwiek  trafnie  wyjaśniał  przy- 
czynę zaniku  zjazdów  prowincyonalnych  Piotr  Grabowski  ^),  rząd 
jednak  pokusił  się  o  cofnięcie  nieubłaganego  życia,  ustawy 
1609,  1611  i  1613  r.  postanowiły  „wznowić"  instytucyę,  której 
nikt  nigdy  nie  myślał  kasować^).  Skutek  zawiódł  najzupełniej. 
Do  końca  panowania  Zygmunta  nie  ustają  skargi  na  niedocho- 
dzenie  generałów^).  Konstytucya  1631  r.  raz  jeszcze,  „przychy- 
lając się  do  dawnych  praw  i  zwyczajów",  dyktuje  senatorom 
i  posłom  litewskim  obowiązek  uczęszczania  na  zjazd  Słonimski*^). 
Tymczasem  na  konwokacyi  1632  r.  (25  czerwca)  projekt  Łubień- 
skiego, biskupa  kujawskiego,  aby  przed  elekcyą  złożyć  sejmiki 
prowincyonalne,  żadnego  nie  budzi  echa  O-  Potrosze  znikły  z  obli- 
cza ziemi  zjazdy  kolski  i  korczyński,  ich  śladem  poszedł  zjazd 
główny  Wielkiego  Księstwa,  tylko  generały  mazowiecki  i  pruski 
wlekły  dalej  marną  egzystencyę  ^). 

Po  upadku  generałów  przyszła  kolej  na  sejm  walny. 


')  Barwiński,  Dyaryusze  Sejmowe  r.  1597,  65-6;  tamże,  353,  w  artyku- 
łach łęczyckich  czytamy:  „Sejmiki  generalne  Kolski  i  Korczyński  aby  wedle 
prawa  i  efekt  swój  hraly  i  poenae  in  absentes  namówić"  ;  podobne  żądanie  wo- 
jewództwa krakowskiego,  str.  381. 

-)  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  53. 

3)  Patrz  ustęp,  zacytowany  wyżej,  str.  331. 

4)  Vol.  Leg.  II,  1676;  III,  16,  171. 

5)  Ob.  artykuły  śrzedzkie  na  sejm  1615  r.  ;  laudum  krakowskie  1617  r. 
Teki  Naruszewicza  108  i  110;  instrukcya  proszowska  2  stycznia  1618  r.,  Ms. 
166  Bibl.  Jag. ;  wotum  wojewody  poznańskiego  na  sejmiku  śrzedzkim,  grud. 
1623  r.,  Teka  Narusz.  115;  cgzorbitancye  od  pp.  posłów,  oddane  królowi  na 
sejmie  1623  r.,  tamże  ;  instrukcya  sandomierska  na  sejm  9  stycz.  1629  r.,  Ms. 
102  Bibl.  Jag. ;  instrukcya  proszowska  z  d.  4  września  1630,  Ms.  166  Bibl.  Jag. 
Ob.  też  Lauda  krakowskie  Kutrzeby,  passim;  Prochaska,  XX,  216. 

0)  Vol.  Leg.  III,  703. 

7)  Dyaryusz  w  125  Tece  Naruszewicza. 

")  Nie  mówimy  tu  oczywiście  o  ąuasi-gencralnych  sejmikach  województw 
ruskiego,  kijowskiego  i  rawskiego,  które  z  właściwymi  sejmikami  prowincyonai- 
nymi  miały  jeno  wspólną  nazwę. 

16 


I 


ROZDZIAŁ  VI. 

o  chorobie  sejmowej.  Dalszy  wzrost  prądów  odśrodkowych  za  Zygmunta  III. 
Konflikty  między  instrukcyami.  Taktyka  niepozwalania  na  nic.  Zygzakowata 
linia  rozkładu.  Dwojaka  moralność  publiczna.  Zajście  na  sejmie  r.  1627.  Wra- 
żliwość izby  na  protesty  wzrasta.  Tamowanie  czynności.  Podstawą  jego  —  poję- 
cie jedności  aktu  sejmowego.  Moment  zamknięcia  przetargu.  Fakultatywny  prze- 
pis o  terminie  posiedzeń.  Sceny  końcowe.  Glos  wolny  w  opresyi.  Nadużycia 
niezbędne  dla  ocalenia  sejmu.  Unormowanie  sprzeciwów.  W  jakim  momencie 
są  one  ważne  ?  Stopniowe  przygotowanie  opinii  szlacheckiej  do  przyjęcia  zasady 
liberi  veto.  Protestacye  piśmienne.  Ostatnia  próba  walki  z  niemi.  Dwór  ustępuje. 
Częste  przejawy  a  dziwne  skutki  legalizmu  szlacheckiego.  Siciński.  Uwagi 
ogólne  o  pochodzeniu  „wolnego  niepozwalam".  Veto,  jako  wynik  syntezy  zasad 
elementarnych  i  późniejszych  zwyczajów.  Podmiotowa  i  przedmiotowa  strona 
norm    prawnych.    Przedwczesne    pretensye    do    zrywania    obrad.    Poprzednicy 

Sicłńskiego. 

„Sejmy  się  nie  popisujmy,  boć  co  sejm  to  gorszy,  a  z  utratą 
i  pośmiewiskiem  wszystkich",  ostrzegał  Karnkowski,  wówczas  (1569) 
biskup  kujawski,  zgromadzone  w  Lublinie  stany  ł),  a  Piotr  Mysz- 
kowski, biskup  płocki,  dodał:  „Wszak  to  pospolite  przysłowie 
(mlgare  proverbium)  u  cudzoziemców,  iż  Polacy  cierpią  na  sej- 
mową chiorobę  (Poloni  comitiali  morbo  laborant)"'^.  Że  pier- 
wiastek patologiczny  istniał  w  procesie  rozwojowym  naszej 
państwowości,  o  tern  po  jej  upadku  nie  może  być  cłiyba  dwócli 
zdań.  Nierozstrzygniętą  jest  atoli  kwestya,  jak  głęboko  wstecz 
sięga  ten  pierwiastek,  i  jak  należy  go  rozgraniczyć  ze  zdrowym 
procesem  fizyologicznym.  Czacki  dowcipnie,  ale  bez  głębszego 
zastanowienia  wyrzekł,   że    od   czasu   sejmu  radomskiego  (1505) 


1)  Zródłopisma  do  dziejów  Unii,  Iii,  122. 

2)  Kojałowicz,    Dniewnik    lubi.    sejma,   238.  Według  Hartknocha,  Respu- 
blica  Polonica,  456,  „przysłowie"  to  stworzył  nuncyusz  Commendone. 


—     243     — 

i  król  i  Polska  zostali  dotknięci  paraliżem.  Nie  wdając  się  w  kry- 
tykę tak  przesadnego  sądu,  uważamy  za  możebne  przyczynić  się 
do  dyagnozy  „choroby  sejmowej",  wskazując  jeden  z  głównych 
jej  symptomatów  i  jego  najbliższą  przyczynę. 

Osiągnięcie  i  zabezpieczenie  pełni  wolności  politycznej,  ure- 
gulowanie prawne  przewagi  szlachty  nad  stanem  miejskim  i  kmie- 
cym, tudzież  połowiczne  zakończenie  walki  o  naprawę  Rzpltej, 
wywarły  na  parlamentaryzm  pewien  wpływ,  który  teraz  dopiero 
wypada  nam  uwydatnić.  Odkąd  wygasły  w  narodzie  szlacheckim 
te  idee,  które  Małopolskę,  Wielkopolskę  i  Ruś,  Ossolińskich, 
Leszczyńskich  i  Siennickich,  w  jednym  łączyły  obozie,  odkąd 
odosobnionym  województwom  zabrakło  wspólnych  a  nieprzemija- 
jących zadań  politycznych,  osłabiony  zaś  monarchizm  nie  miał 
ani  fizycznych  ani  duchowych  sił,  aby  gwałt  zadać  bodaj  jed- 
nemu krnąbrnemu  sejmikowi,  —  szlachta  mniej,  niż  poprzednio, 
mogła  sobie  obiecywać  po  królu  i  mniej  go  potrzebowała  się 
■obawiać.  Autonomia  ziemska,  tak  dobitnie  ujawniająca  się  w  za- 
niku zjazdów  prowincyonalnych,  zdobywa  niezatartą  sankcyę 
w  rozróżnionych  deklaracyacli  poborowych  województw.  Znów, 
jak  po  czasach  Olbrachta,  siły  odśrodkowe,  —  różnorodne  potrzeby 
ziemskie,  biorą  górę  nad  potrzebami  państwa  ;  spotęgowany  duch 
partykularyzmu  niekiedy  tylko  słabnie  na  chwilę  podczas  wojen, 
grożących  całości  i  istnieniu  Rzpltej.  Wielobarwność  dzielnic  wy- 
chodzi na  jaw  w  sposób  jaskrawy,  rażący.  Ofiarność  na  cele 
publiczne  przenosi  się  kolejno  z  jednej  grupy  województw,  ma- 
jących wspólne  interesy  ekonomiczno- polityczne,  na  drugą  —  za- 
leżnie od  tego,  kto  zagraża  kresom  :  Szwed,  Moskwicin  czy  Tur- 
czyn. Raz  Wielkopolska  daje  dobry  przykład  Litwie,  kiedyindziej 
Litwa  zakasowuje  krakowian,  ziemie  ruskie  —  prusaków.  I  oto 
na  sejmach  już  nie  naród  szlachecki  walczy,  paktuje,  układa  się 
z  królem,  lecz  ścierają  się  egoizmy  terytoryalne,  egoizmy  niezorga- 
nizowane  nawet  w  kilka  prowincyonalnych  obozów,  owszem  roz- 
drobnione na  kilkanaście,  kilkadziesiąt  prctensyi  wojewódzkich. 
Powoli  zasadniczy  typ  instrukcyi  sejmikowej  i  charakter  polityki 
poselskiej  zmienia  się  na  gorsze.  Dawniej  województwo  zabra- 
niało zezwalać  na  podatki,  jeżeli  król  nie  spełni  jego  wymagań, 
najczęściej  zgodnych  z  wymaganiami  innych  ziem.  Teraz  dyktuje 
ono  swym  posłom  :  na  nic  nie  zezwalać,  jeżeli  przedewszy- 


-      244     - 

stkiem  jego  artykułom  nie  stanie  się  zadość.  Ostrze  instrukcyi: 
skierowuje  się  przeciw  instrukcyom  reszty  województw,  zagraża 
całemu  państwu. 

Jedyną  obroną  przed  jej  ciosami  będzie  dla  pozostałych 
ziem  oddać  pięknem  za  nadobne,  zasłonić  się  podobną  instrukcyą 
i  „na  nic  nie  pozwalać",  „do  niczego  nie  przystę- 
pować", „w  niwecz  się  nie  wdawać"  —  póki  żądania 
icłi  nie  będą  uwzględnione.  Stary  to  oręż,  ale  dotycticzas  rzadko 
dobywany  z  pochwy ;  nie  zardzewiały,  a  tak  hartowny,  że  się 
pomimo  częstego  użycia  nie  wyszczerbi...  Posługiwano  się  nim 
na  sejmie  1523  r.,  kiedy  to  w  rozdwojonej  izbie  odłamy  prowin- 
cyonalne  zajęły  wobec  siebie  nawzajem  negacyjne  stanowiska,, 
dążąc  do  przeprowadzenia  swych  programów  pozytywnych  ;  coś 
podobnego  widać  na  sejmie  piotrkowskim  1565  r.  kiedy  krako- 
wianie nawet  na  ukończenie  egzekucyi  nie  chcieli  pozwolić,  je- 
żeli przedtem  unia  nie  dojdzie  do  skutku  ').  Działania  tego  oręża 
wymowniej  nie  zdołamy  opisać,  niż  to  uczynił  „pewien  szlachcic",, 
zapewne  świadek  naoczny,  którego  „list  do  przyjaciela"  czytali 
rokoszanie  na  zjeździe  stężyckim  1606  r. :  „Na  sejmiku  bywacie,, 
posły  wyprawujecie,  artykuły  spiszecie  i  tak  mniemacie,  że  to 
tak  będzie,  jako  wy  tam  w  Opatowie  uknujecie  ;  a  insze  woje- 
wództwa także  też  uczynią,  jedno  że  różne  fantazye  w  ludziach,. 
różne  też  artykuły  posłom  bywają  podane.  A  potym  oni  posło- 
wie zjadą  się  do  kupy,  ci  z  swemi,  oni  z  swemi  artykułami ; 
oni  swoich  popierają,  ci  swoich  nie  odstępują,  to  w  swar.  Izbę 
poselską  porównam  do  gaju,  co  się  na  niem  gawrony  legą, 
wszyscy  tam  wołają,  a  jeden  drugiego  nie  słucha,  ni  karczma, 
ni  browar...  Swarzą  się  sześć  niedziel,  aż  konkluzya  następuje. 
Cóż  na  onej  konkluzyi  będzie :  napiszą  konstytucyi  gwałt,, 
a  żadna  effektu  nie  weźmie,  a  jeśliby  któremu  panu  co  potrzeba^ 
to  swoją  konstytucyę  wrazi"  2). 

Ale  i  w  tym  nonsensie  politycznym  głęboko  sięgającym,, 
wije  się  nić  destrukcyjnego  postępu.  Rzecz  naturalna,  nie  po- 
trafimy tu  wskazać  zwrotnych  punktów  chronologicznych,  po 
których  następowałoby  coś  zupełnie  nieznanego   w  poprzedniem 


1)  Dyaryusz  sejmu  piotrkowskiego,  str.  68. 

2)  Rembowski,  Rokosz  Zebrzydowskiego,  str.  476. 


-     245     — 

stadyum.  Z  zachowanych  laudów  i  instrukcyi,  jakoteż  dyaryu- 
szów  sejmowych  i  protestacyi  przyszły  historyk  polskiego  parla- 
mentaryzmu będzie  mógł  ułożyć  tablice  statystyczne,  ilustrujące 
liczbę,  stopień  gwałtowności  i  pomiary  najcharakterystyczniej- 
szych  oznak  nierządu  sejmowego,  jako  to :  instrukcyi  nakazczych, 
limitacyjnych,  warunkowo-limitacyjnych  i  instrukcyi,  polecają- 
cych wszystko  odnosić  do  braci,  opozycyi  prowincyonalnych, 
wojewódzkich,  sejmikowych  i  indywidualnych,  kontradykcyi  prze- 
■ciw  pojedynczym  wnioskom  i)  i  przeciwko  całemu  aktowi  sejmu 
i  t.  p.  Przedstawiona  graficznie,  linia  tych  wykładników  rozstroju 
parlamentarnego  idzie  zygzakowatym  szlakiem  —  ku  górze. 
Życie  sejmowe  nie  zna  reguły  bez  wyjątków.  W  chwilach  dla 
państwa  krytycznych  ferment  wewnętrzny  łagodzi  się,  obyczaje 
sejmowe  wracają  do  tej  równowagi,  jaka  przed  stu  laty  znamio- 
nowała momenty  przesileń  i  wybuchów.  Swarliwy  sejm  1523  r. 
wykazuje  takie  symptomaty,  jakie  i  po  upływie  całego  stulecia 
nie  mogą  uchodzić  za  przeciętne;  przeciwnie  zaś  sejm  r.  1628, 
odprawiony  pod  wrażeniem  karzącej  różdżki  Gustawa  Adolfa, 
obraduje  spokojnie,  owocnie  i  umie  sobie  radzić  z  kontradyk- 
•cyami,  jak  za  dobrych  czasów  Zygmunta    Augusta  -). 

Bo  też  naprzemian  dochodzą  do  wpływu  ludzie  różnego  umysłu 
i  różnego  sumienia.  Na  połowie  czasu  między  erą  Zamoyskiego 
i  erą  Andrzeja  Maksymiliana  Fredry  różniczkują  się  wraz  z  po- 
glądami prawnymi  przekonania  moralne.  Obostrzą  się  jakby 
dwojaka  moralność.  Jedni  głoszą:  „Protestować  się  przeciw  sej- 
mowi, jest  zniżać  powagę  sejmu,...  pośrednio  (per  indirectum) 
na  lekką  uwagę  dostojeństwa  Pańskiego  przywodzić,  nawet  nic 
inszego  tylko  rokosz.  Protestować  się  przeciw  której  konstytucyi 
jest  znieważać  sejm,  którego  powaga  (autoritas)  zarówno  w  ogól- 


1;  Z  powodu  sejmu  1638  r.  A.  St.  Radziwiłł  konstatuje,  jal<  wicl!\ic  po- 
stępy za  jego  czasów  zrobił  zwyczaj  „niepozwalania" :  „Dziwna  niemal  w  każdej 
lekkiej  rzeczy  kontradykcya  i  nigdy  niesłycliana,  ale  zaraz  na  to  odpowiedziano: 
„Jeżeli  tego  nie  będzie,  niech  się  rwie  sejm".  Jeden  poseł  pruski,  szlaclicic, 
był  przyobiecał  wymódz  na  sejmie  prawo  wolnego  łowienia  ryb  w  jeziorach 
królewskich.  Ten  ani  żadncm  prawem,  ani  zwyczajem  wsparty,  wołał,  iż  jeżeli 
królewskie  jeziora  nic  będrj  mi  wolne  do  łowienia,  na  żadn;}  rzecz  nie  po/wolę. 
Przez  kilka  godzin  niespokojna  głowa  ledwo  się  dala  uspokoić".  Pamiętniki  1,  376. 

-'i  Krótki  dyaryusz  w  120  Tece  Naruszewicza. 


—     246     - 

ności,  jak  w  szczegółach  (tam  in  toto,  quam  in  parte)  cała  yć 
ma..."  1)  Drudzy  z  niemniejszem  namaszczeniem  uczą:  „Na  ps- 
łów  lepszego  sposobu  i  lekarstwa  potrzeba:  jednego,  aby  im i- 
strukcye  z  zamierzoną  mocą  dawane  były,  drugiego,  aby  z  czm 
nad  zlecenie  sobie  z  sejmu  ku  szkodzie  panów  (braci)  przyjdę, 
aby  taki  na  pamiątkę  wieczną  uznany  był  za  niecnotę,  a  potoi- 
ków  jego  aby  do  służby  Rzplitej  ani  do  dygnitarstwa  nie  pry- 
puszczano"  -),  —  i  wziąwszy  na  „egzamin"  posłów,  zbyt  ohr- 
nych  na  cele  publiczne,  zarzuciwszy  ich  istną  kanonadą  nieo- 
rzecznych  wymówek,  kończą  groźnem  pytaniem  :  „A  nie  wieciż, 
co  się  stało  pochlebcom  pod  Łęczycą  i  generałowi  w  Pyzdrach-^) 
Kiedy  dwa  takie  prądy  spotkają  się  w  jednem  zgroia- 
dzeniu,  tworzy  się  odmęt.  Na  sejmie  roku  1627  uderzyły.ia 
siebie  bardziej  rogami  niż  racyami  dwie  despotyczne  preten?e. 
Litwa  nie  chciała  pozwolić  na  zamknięcie  portów  —  a  mialto 
być  jeden  ze  środków  do  walki  z  Gustawem  Adolfem,  —  ha- 
kowianie  mając  po  sobie,  jak  mówili,  „i  racye  niezbite,  i  saią 
słuszność  (aeguitatem),  i  obowiązki,  sub  fide,  honore  et  conscin- 
tia  na  się  od  województwa  swego  włożone",  jeszcze  twardziej  t> 
stawali  przy  zamknięciu  mennicy,  wówczas  jeszcze  królewslej. 
Patryotyczna  większość  województw,  której  głównie  leżała  na 
sercu  obrona  ojczyzny,  straciła  cierpliwość  i  oświadczyła,  „żeny 
dla  jednego  województwa  uporu  nie  powinniśmy  wszyscy  zginć. 


')  Konsyderacye  pewne  o  protestacyach  przeciw  sejmowi  albo  konsru- 
cj'om,  w  Tece  Naruszewicza  119  (a  więc  pod  datą  1627  r.). 

2)  Si<rypt  do  pobudi\i  każdego  Rzplitej  upadku  żałującego,  pismo  buto- 
wnicze  b.  d.  (Teka  Naruszewicza  119),  pochodzące  zresztą,  jak  widać  z  tRci, 
z  lat  1614-5.  Autor  zagrzewa  duchowieństwo  do  naśladowania  przykładu  bi- 
gniewa  Oleśnickiego  w  walce  z  absolutum  dominium,  wzywa  Radziwilłówdo- 
przewodnictwa  w  rokoszu,  dziękuje  w  imieniu  swoich  .kół'  posłom  noworo- 
dzkim  Protasowiczowi  i  Andrzejowi  Obryńskiemu,  co  na  drugim  sejmie  113 
„cnotę  swą  oświadczyli",  t.  j.  „przeciwko  niezbożnym  konstytucyom  protest.-yę 
uczynili',  chociaż  „wiele  towarzystwa  nie  mieli,  którzyby...  do  dobrego  pao- 
glł".  Było  to  na  tym  samym  sejmie,  któr}'  pociągnął  swą  wymową  Ostrej. 
Oprócz  nowogrodzian  protestował  też  jakiś  żmudzin  i  inni  litwini,  jak  wSać 
z  instrukcyi  żmudzkiej  na  konwokacyę  wileńską  z  d.  10  września  1614  riu- 
dzież  z  uchwał  samej  konwokacyi,  d.  11  października  (Teka  Naruszewicza  1SV 

3)  Examen  posłów  ziemskich  z  sejmu  anni  1613  na  sejmiku  deputacm 
anni  ejusdem  przez  jednego  zacnego  szlachcica  polskiego  czyniony  (tamże) 


—     247     — 

Jeśli  tedy  ichmoście  do  piątku  się  nie  rezolwują  i  do  spóinej 
3gody  się  nie  skłonią,  gotowi  i  bez  województwa  krakowskiego 
■iejm  kontynuować  i  o  obronie  radzić".  Główny  podżegacz  kra- 
kowian, godny  następca  Zebrzydowskiego  a  poprzednik  Lubo- 
nirskiego,  Jerzy  ks.  Zbaraski,  kasztelan  krakowski,  stanął  przed 
^rólem  i  usłyszał  słowa :  „Niechże  się  posłowie  krakowscy  pro- 
:estują,  a  my  z  drugiemi  przecie  sejm  konkludować  będziemy, 
3onieważ  niemasz  zgody  inszych  na  tę  cessacyą  (mennicy),  tylko 
o  oni  sobie  wymyślili  sami".  Zbaraski  odpalił:  „Rzecz  by  to 
Dyła  najgorszego  przykładu  (deterrimi  exenipli),  kiedyby  bez 
josłów  województwa  krakowskiego  sejm  konkludować  miano. 
Kiedyś  jeden  poseł,  gdy  widział  co  prawu  pospolitemu  i  wol- 
lości  ślacheckiej  przeciwnego,  z  gorliwości  dla  dobra  publicznego 
''zelo  boni  publici)  sejm  rozerwał,  a  teraz  bez  całego  i  górnego 
Yojewództwa  sejm  zawrzećby  miano?  Nie  dopniesz  W.  Kr.  Mość 
■ego,  i  upewniam  W.  Kr.  Mość,  że  z  sejmu  nic  nie  będzie,  jeśli 
\V.  M.  tej  cessationem  pozwolić  nie  będziesz  raczył".  Zygmunt 
,vydawał  się  nieugiętym:  „Niechże  pp.  krakowianie  czynią,  co 
:hcą',  „niechże  i  z  sejmu  nic  nie  będzie". 

Dramat  zawisł  na  ostrzu  miecza.  Nazajutrz  w  izbie  stolnik 
aakowski  mówi :  „Taż  deklaracya  i  teraz  nasza,  która  była 
przedtym".  I  cały  sejm  schyla  kark  przed  Zbaraskim  i  jego 
r^lientelą,  „prosząc  ichmościów  o  to,  aby  z  takimi  artykułami 
>vięcej  na  sejm  nie  jeździli".  „Pójdziemy  na  górę  z  tą  zgodą 
laszą  na  zupełne  mynnice  zawarcie...  Żaden  z  nas  niech  nie 
contradykuje".  Jakiś  Wielkopolanin  i  litwin  sarkali  jeszcze: 
„Niemasz  prędszej  do  wywrócenia  sejmów  drogi,  jako  takowe 
z  sejmików  konkluzye.  Mamyć  my  też  artykuły  i  obowiązki  takie, 
;ebyśmy,  jeśli  na  nie  nie  pozwolą,  ni  do  czego  nie  przystępo- 
vvali,  a  przecie  artykuły  nasze  chętnie  poddawamy  zdaniu  i  zgo- 
dzie inszych  województw.  Przetoż  prosimy,  abyście  się  wasz- 
rnościowie  takowych  legacyi  nie  podejmowali".  Król  ustąpił, 
noralność  ziemska  zwyciężyła  ogólno-polską  ^). 

Lecz  głębiej,  niż  to  falowanie  nastrojów,  posuwa  się  na- 
przód ledwo  dostrzegalny  dla  spółczesnych  i  potomnych  proces 
anarchiczny,  który  ująć  możemy  w  takiem  orzeczeniu  :  izba  uwra- 


')  Dyaryusz  Moskorzewskicgo,  Ms.  Bibl.  Jag.  2274. 


—     248     — 

żliwia  się  coraz  bardziej  na  opór  poszczególnych  województw 
i  jednostek,  staje  się  wobec  niego  coraz  bezwładniejszą.  Zależnie 
od  dostojeństwa  protestującej  ziemi,  koło  poselskie,  miarkując, 
jaki  opór  napotka  z  jej  strony  przy  ostatecznej  konkluzyi,  albo 
usiłuje  ją  przejednać,  albo  odkłada  drażliwą  sprawę  na  później, 
albo  wreszcie  ignoruje  sprzeczkę  i  udaje,  że  uważa  ją  za  zaże- 
gnaną. Ale  pogróżka  niepozwalania  na  nic,  odkiedy  zwłaszcza 
kontradycenci  nauczyli  się  wychodzić  z  sali  posiedzeń,  aby  ode- 
brać izbie  nadzieję  załatwienia  sprawy  prośbą  i  perswazyą  — 
przeistacza  się  w  zwyczaj,  zwyczaj  przeistacza  się  w  prawo  zwy- 
czajowe tamowania  obrad  (sisto  actmtatem),  po  użyciu  którego 
izba  nie  może  już  przejść  do  następnych  punktów  porządku 
dziennego. 

Zresztą  tamować  obrady  nie  znaczy  to  jeszcze  zrywać  sejm. 
Źródła  do  dziejów  Zygmunta  III  mówią  nieraz  o  „zniesieniu", 
„rozerwaniu"  sejmu,  ale  termin  ten  jest  równoznaczny  z  roz- 
biciem jedności  sejmowej,  za  którem  szła  jego  bezowocność, 
a  nie  z  takiem  gilotynowaniem  sejmu,  jakie  widziały  lata 
późniejsze.  Bezowocnych  sejmów  widziały  dużo  już  złote  czasy 
jagiellońskie'),  lecz  zerwanym  nie  został  ani  sejm  r.  1585,  ani 
sejm  r.  1597,  ani  sejm-)  r.  1605,  ani  w  r.  1606.  Akcentujemy 
te  odcienie,  bo  zależy  nam  na  tem,  aby  na  drodze  do  Sicińskiego 
nie  przeskoczyć  żadnego  szczebla.  Również  pomiędzy  dawną  for- 
mułą obstrukcyonistów :  ,,na  nic  nie  pozwolę,  dopóki  etc."  a  nową: 
„sisto  actiiHtatem"  leży  jeszcze  pewna  odległość.  Do  niepozwa- 
lania na  nic  doprowadziła  z  jednej  strony  reguła  jednomyślności, 
z  drugiej  —  stłoczenie  sprzecznych,  a  twardych  postulatów  sej- 
mikowych. Do  ogólnego  tamowania  obrad  współczynniki  te  nie 
wystarczałyby,  gdyby  ich  nie  wspomagała  pewna  idea,  wyrosła 
z  najpierwotniejszych  dziejów  sejmowania.  Jest  nią  pojęcie  j  e- 
dności  aktu  sejmowego.  Poszczególny  sejm  nietylko  pod 
względem  zmiany  personelu  poselskiego  nie  daje  się  przyrównać 
do  sesyi  parlamentarnej.     Nazwa  conventus,  przysługująca  w  XV 


')  Wspominano  takie  wypadki  bez  wielkiego  zgorszenia,  ob.  mowę  mar- 
szałka Ryszkowskiego  na  „pamiętnym'  sejmie,  Sobieski,  73. 

2)  Trwał  on  od  10  lutego  do  24  marca;  końcową  scenę  przedstawiają 
„Dyaryusze"  Barwińskiego  na  str.  120,  165. 


—     249     — 

^'ieku  zarówno  sejmowi,  jak  i  kongresom  pełnomocników  państw 
udzielnych  ^),  odzwierciedla  pierwotną  istotę  sejmu,  jako  zjazdu, 
złożonego  dla  tranzakcyi  i  wspólnych  uchwał  kilku  umawiają- 
cych się  stron.  Układy  mogą  trwać  dzień,  tydzień,  nawet  mie- 
siąc i  więcej  -),  ale  przedmiot  ich  normalnie  z  góry  jest  ozna- 
czony i  ograniczony.  Po  dopięciu  celu  zgromadzeni  rozjeżdżają 
się.  Cały  późniejszy  rozwój  wewnętrzny  sejmu  —  witanie  posel- 
skie, czytanie  propozycyi,  słuchanie  wotów  senatorskich,  spisy- 
wanie i  ucieranie  artykułów,  powrót  do  senatu,  uroczyste  zamknię- 
cie obrad  —  wszystko  to  osnute  jest  na  owej  pierwotnej  kon- 
cepcyi. 

Ten  rzut  oka  na  zawiązki  konstrukcyi  sejmu  tłómaczy  nam 
prawną  dopuszczalność  objawu,  niezrozumiałego  z  punktu  widze- 
nia samej  tylko  polityki  parlamiCntarnej :  że  posłowie,  przy- 
zwoliwszy już  raz  na  pewien  wniosek,  cofają  później  swe  słowo 
szlacheckie.  Postępowanie  takie  gorszy  statystów,  Orzechowski 
nazywa  sejmy  „jarmarkami,  na  których  posłowie  w  niwecz  obra- 
cają, co  już  sami  postanowili,  tandetą,  na  której  prywata  wszystko 
na  swój  zysk  targuje"  ^).  Prywata,  czy  publiczny  interes  —  to 
na  razie  rzecz  obojętna  wobec  gołego  faktu,  iż  nikt  nie  podaje 
w  wątpliwość  powagi  legalnej  tych  frymarków.  Niejeden  sejm 
za  Zygmunta  Starego  rozłazi  się  bez  uchwał  dlatego  tylko,  że 
po    zagajeniu    rokowań    nad    wielu    wnioskami,    podanymi    przez 


1)  Przykłady  w  CocIex  epistolaris  saeculi  XV,  passim. 

-)  Według  Długosza,  XIII,  str.  116,  131,  479,  r.  1453-9  dni,  1454-15; 
tyleż  w  1472,  cyt.  u  Lengniclia,  wyd.  2,  t.  11,  str.  414. 

•'i  Hoffman,  Historya  reform  politycznych,  str.  77.  —  Por.  słowa  broszury 
l)cziir.itnnej  z  r.  1628  p.  t.  Exorbitancya  powszccłina,  i<tóra  Rzeczpospolitą  Królestwa 
Polskiego  niszczy,  zgubą  grożąc,  wydana  za  dozwoleniem  starszych:  „Podoba 
się  to  wszystkim  dzisia  ;  nazajutrz  jeden,  który  abo  nie  przybył,  abo  bywszy, 
przy  myśli  się  wesołej  namyślił,  i  nie  strawiwszy  jej  jeszcze,  rzecze  :  nie  dobre 
wczorajsze  wszytkich  zdanie,  poprawuję  votum  mego  i  nie  zezwalam...  Ponowią 
drudzy  zgodę  przeszłą,  chwalą,  dowodzą,  on  jednym  „nie  zezwalam"  zbija  naj- 
potężniejsze dowody;  nastąpią  wołania,  swary,  hałasy;  naostatek,  nawoławszy 
się,  umilkną,  aż  szeptem  jeden  drugiemu  mówi :  „jużci  to  tak  jest,  co  Pan  Brat 
twierdzi,  żeśmy  od  wolności  sławni,  tylko  nie  wiem,  jako  życzyć  ci,  aby  wol- 
ność została,  ale  nie  wiem,  kiedy  zostanie,  gdy  nas  samych  za  takim  rządem 
nie  stanie.  Nakoniec  po  wołaniach,  po  swaracli  i  po  szcptacli  konkUizya,  —  ze 
"wszystkiego  nic"  (egz.  nieliczb.j. 


—     250     — 

posłów,  król  niektórych  z  nich  nie  przyjął,  i  przetargu  podatków 
za  przewidywaną  sumę  ustępstw  nie  udało  się  dobić.  Na  sejmie 
np.  krakowskim  1536-7  r.  senatorowie  z  posłami  ułożyli  29  arty- 
kułów „konkordatów",  król  pod  wszystkimi  prawie  napisał  r 
„placet",  odłożył  tylko  niektóre  na  następny  sejm,  a  odrzucił 
„skazanie"  korrektury  praw  i  parę  innycii  żądań  —  to  też  „sejm 
rozszedł  się  bez  zawarcia  i  dokonania"...  ').  Odstępstwa  od  tey 
zasady  stanowienia  wszystkich  uchwał  naraz  (junctim)  zdarzały 
się  w  późniejszych  czasach  bardzo  rzadko.  Poszczególne  konsty- 
tucye  ostatniego  sejmu  Zygmunta  Augusta,  zaczętego  dnia  2 
marca  1572  r.,  wychodziły  pod  datą  dni,  w  których  je  uchwa- 
lono; sejm  został  zalimitowany  wskutek  śmiertelnej  choroby  kró- 
lewskiej ^).  Podobnież,  jeżeli  można  wierzyć  niedość  ścisłemu 
w  wyrażeniach  St.  Łubieńskiemu,  na  sejmie  1607  roku,  podczas 
pożaru  rokoszowego,  „przeszły  szczęśliwie  po  większej  części 
uchwały  zjazdu  wiślickiego ;  pytano  bowiem  każdego  z  osobna 
o  zdanie,  i  jeśli  po  poprzedniem  rzeczy  przez  senatorów  wy- 
jaśnieniu, posłowie  na  nią  się  zgodzili,  wnet  ją  w  prawo  zamie- 
niano, w  razie  zaś  niezgody  opornych  do  większości  skłonić 
starano  się"  ^). 

Jakkolwiekbądź,  jedność  aktu  sejmowego  stawała  się  re- 
gułą bezwzględnie  obowiązującą  dopiero  w  miarę  rozpanoszenia 
się  liberi  veto,  a  zatem  wtedy,  gdy  starzejącą  się  konstrukcyę 
prawną  sejmu  jęła  popierać  taktyka  „niepozwalania  na  nic'L 
O  ile  sejm  nie  ma  być  nagle  zalimitowany,  ,, namówione"  już^ 
t.  j.  przyjęte  przez  trzy  stany,  postanowienia,  mogą  uledz  „zdrapa- 
niu" ^);  dopiero  od  chwili  zawarcia  sejmu  zyskują  one  moc  obo- 
wiązującą.   Tę  chwilę  solenną  a  krytyczną  otacza  szlachta  szcze- 


1)  Acta  Totniciana,  XVII,  Ms.  Bibl.  Czart.  275. 

2)  Piekosiński,  Sejm  walny  warszawski  r.  1572  (Rozpi.  hist.  fil.  Akadcmit 
t.  XXXV). 

3)  Łubieński  St.,  Rozruchy  domowe  w  Polsce,  str.  88,  zgodnie  z  tekstem- 
łacińskim,  Opera  posthuma,  114.  Czy  naprawdę  naśladowano  w  roku  1607  przy- 
kład z  r.  1572,  to  pozostaje  jeszcze  do  sprawdzenia.  Stanisław  Golski,  wojew^ 
ruski  w  uniwersale  z  d.  28  czerwca  1607  r.  stwierdza  tylko,  że  tam  ,,konstytu- 
cyi  potrzebnych  wiele  zgodnie,  bez  aklamacyej,  bez  opresyej,  z  dobrym  rozmy- 
słem i  uważeniem  za  zgodą  wszytkich  stanęło".  Prochaska  XX,  124. 

4)  Orzelski,  Tom  wstępny,  90  :  ,,Na  co  zgoda  koła  senatorskiego  przystą- 
piła, podpisano  i  do  kancelaryi  oddano  było ;  na  co  nie  —  to  zdrapano''... 


—     251     — 

golną  pieczołowitością,  układa  dla  niej  regulamin  w  konstytu- 
cyi^),  pilnuje  jego  przestrzegania^),  surowo  zakazuje,  dla  uni- 
knięcia, strzeż  Boże,  katastrofy,  wnoszenia  świec  do  sali  sena- 
torskiej'^).  Bo  wtedy  to,  „na  górze",  w  obliczu  całej  Rzeczypo- 
spolitej ,  ba !  nawet  świata  całego,  raz  jeszcze  przy  czytaniu 
ucłiwał  wolno  stanąć  okoniem  nietylko  tym  posłom,  którzy  sobie 
z  góry  zawarowali  prawo  opozycyi,  ale  i  tym,  co  ku  ogólnemu 
oburzeniu  ^)  wyrywają  się  z  protestem  przed  królem,  nie  uprze- 
dziwszy o  niczem  kolegów. 

W  czasacłi,  kiedy  instrukcye  warunkowo-limitacyjne  swem 
despotycznem  „do  niczego  nie  przystąpić",  jęły  rozsadzać  gmacli 
sejmowy,  upływały  częstokroć  dni  i  tygodnie  drogocennych!  po- 
siedzeń bez  żadnycti  wyników  pozytywnych.  Czy  sejm  ma  trwać 
dwa,  trzy  lub  sześć  tygodni,  zgromadzeni  wiedzą,  że  na  kom- 
promisy i  porozumienie  nadejdzie  chiwila  dopiero  pod  koniec 
kadencyi.  Jeżeli  uda  się  swą  materyę  postawić  na  pierwszem 
miejscu  i  przeprowadzić  zgodną  ucłiwałę,  to  tem  lepiej.  Ale 
skoro  tylko  sprawa  utknęła ,  lepiej  nie  naglić  zbytnio.  Uparty 
obstrukcyonista  liczy  zawsze,  że  ostatecznie  uczciwsi  posłowie 
zmiękną  i  uciekną  się  do  ustępstw.  Zapobiegać  wynikom  takicli 
usiłowań  miał  przepis  regulaminowy  z  1633  r.,  głoszący,  że  po- 
wrót posłów  do  senatu  powinien  mieć  miejsce  na  5  dni  przed 
zamknięciem  sejmu  •').  Cel  takiego  przepisu  można  sformułować 
w  wyrażeniach!  instrukcyi  mińskiej  z  d.  2  stycznia  1618  r.:  „aby 
powaga  tak  senatorska,  jako  i  rycerskiego  koła  wcale  zostawała 
i  w  znieważenie  nie  przychodziła,  a  sejmy  zawsze  za  dnia  po- 
ważnie bez  aklamacyi  i  bez  oprymowania  głosów  wolnych  po- 
selskich konkludowały  się,    a  konstytucye  aby  wiernie   do  druku 


')  Konst.  1633  r.,  Vol.  Leg.  III,  783;  konst.  1678,  1690,  t.  V.  346,  762. 

-)  Niezliczone  przykłady  w  instrukcyach,  zwłaszcza  późniejszycłi  czasów. 

^)  Pierwszy  przykład  takiego  zastrzeżenia  widzimy  na  sejmie  r.  1597^ 
Barwiński,  Dyaryusze,  119. 

•1)  Przy  zamknięciu  sejmu  1627  r.,  24  listopada,  starosta  brzeski  zaprze- 
czył deklaracyi  Korycińskicgo,  złożonej  w  imieniu  izby,  wielu  powstało  naii» 
i  „został  w  konfuzyi",  Ms.  102  Bibl.  Jag.  —  Por.  Dyaryusz  sejmu  piotrk.  1565- 
r.,  str.  285-7,  słowa  Siennickiego:  „acz  wolno  każdemu  przy  zdaniu  swem  ostać,, 
ale  wyrywać  się  przed  królem,  nie  opowiedziawszy  się,  nie  przystoi",  inny 
przykład  solidarności  na  sejmie  r.  1606,  ob.  Sobieski,  105,  111. 

5)  Vol.  Leg.  III,  786. 


-     252     - 

i  z  druku  wychodziły"  ').  Cóż  kiedy  reguła  owa  już  pod  koniec 
rządów  Zygmunta  III  i  za  Władysława  IV  więcej  liczyła  wyjąt- 
ków, niż  przypadków  poprawnego  zastosowania  -).  Niedość  na 
tern.  Rzadko  który  sejm  kończył  się  bez  prolongacyi.  Z  konsty- 
tucyi  1573  r.  o  sześciotygodniowem  trwaniu  sejmów  zv/yczajnych^) 
mimowolnie  zrobiono  przepis  dyspozycyjny,  to  jest  w  tym  tylko 
wypadku  obowiązujący,  jeżeli  strony  interesowane  nie  zechcą  go 
jednorazowo  uchylić. 

Na  te  ostatnie  chwile,  gdy  upór  topnieje  pod  wpływem 
patryotycznych  lub  tylko  patetycznych  oracyi  senatorskich,  kró- 
lowie umyślili  odkładać  to,  co  dla  nich  było  istotnym  gwoździem 
sejmu  —  żądanie  podatków^).  Snąć  nie  chybiał  celu  ten  sposób, 
bo  szlachta ,  poznawszy  się  na  nim ,  zaczęła  w  instrukcyach 
i  przemówieniach  sejmowych  jak  najgwałtowniej  powstawać  na 
prolongacye.  Pod  koniec  sejmu  1627  r.,  po  sześciu  tygodniach 
wyczerpującej  pracy,  idą  posłowie  na  górę;  sprawa  mennicy  je- 
szcze nie  załatwiona.  Podkanclerzy,  odpowiadając  od  tronu  na 
żądania  szlacheckie,  proponuje  odroczenie  konkluzyi.  „Boże  ucho- 
waj!" wrzeszczy  ciało  prawodawcze.  Nazajutrz,  d.  1:3  października, 
upływa  termin  obrad,  a  zgody  niemasz.  Wznowiona  przez  ks. 
podkanclerzego  Zadzika  propozycya  odroczenia  napotyka  zajadły 
opór.  Ale  gdy  zaczęto  według  województw  głosować,  wszyscy 
zgodzili  się  za  pierwszymi.  „Jeden  oboręki  z  łysą  Weroniką 
kontradykował,  że  nie  pozwalam,  bo  to  przeciwko  prawu.  Ale 
go  ulegowano"  '").  Instrukcya  wielkopolska  1639  r.  skarży  się  na 
coraz  większe  zwłoki  w  zamykaniu  obrad.  „Zlecamy  przeto  pa- 
nom posłom  naszym,  aby  na  żadną  prorogacyą  sejmu  albo  pro- 
longacyą  konkluzyi  nie  pozwalali,  choćby  i  z  niczem  (et  infectis 
rebus)  rozjechać  się  mieli...,  aby  to  prawem  warowali,  że  to 
wszystko,  coby...  po  upływie  sześciu  niedziel    (post  spatium  sex 


1)  Teka  Naruszewicza  110. 

-)  Za  Władysława  IV  prolongowano  sejmy  1635,  38,  41,  42,  43,  45,  47  r. ; 
z  pomiędzy  trzech  niedoszłych:  1637,  (I),  1639,  1645  r.,  przynajmniej  dwa  ostatnie 
rozbiły  się  o  sprawę  prolongaty.  Czy  prolongowano  i  pozostałe  sejmy,  trudno 
sprawdzić  wobec  wielkiej  rzadkości  dyaryuszów  z  czasów  tego  panowania. 

3)  Vol.  Leg.  II,  919. 

*)  Por.  Kubali    Pierwsze  liberum  veto  (Szkiców  serya  II),  104. 

^)  Podług  fragmentów  dwóch  dyaryuszów  w  Ms.  102  Bibl.  Jag. 


-     253     — 

septimanarum)  sejmu  postanowione  było,  nieważnem  i  próżnem 
(irritum  et  inane)  zostawało').  Że  sejmy  „pcitały"  pod  brzemieniem 
rozpierających!  je  żądań  wojewódzkicłi,  to  nic  —  byle  nie  cier- 
piała na  prolongacyacłi  l<ieszeń  ziemiańska,  i  nie  był  narażony 
na  szwank  wolny  głos  mniej  wytrwałycłi  „trybunów".  Z  obstruk- 
cyi  wolno  ciągnąć  zyski  tylko  obstrukcyonistom,  ale  nie  królowi 
i  Rzplifcj. 

Stopniowo  sytuacye  się  naprężają.  Im  zawzięciej  odgrażają 
się  instrukcye  i  ich  rzecznicy,  że  nie  pozwolą  i  na  godzinę  pro- 
longacyi '-'),  tem  dramatyczniejsze  są  sceny  zamknięcia  sejmów, 
tern  gwałtowniej  nalegają  marszałek  i  senatorowie,  sarka  cała 
izba.  Oponent  —  trzymany  za  ręce  albo  za  poły  ^) —  reflektuje  się, 
że  koniec  końcem  jest  rzeczą  obojętną,  kto  go  poturbuje  słowem 
lub  czynem  :  bracia,  czy  też  koledzy  posłowie,  że  króla  albo 
wojev.'ody  lepiej  sobie  nie  zrażać,  i  —  ustępuje.  Co  się  wśród 
tych  opałów  dzieje  z  „wolnym  głosem"  szlacheckim,  trudno  opi- 
sać. Przedewszystkiem,  niekażdy  ma  siłę  fizyczną,  aby  podczas 
kilkunastogodzinnej  sesyi  końcowej  ustać  na  nogach.  Uczestnik 
sejmu  1627  r.  opowiada:  „Czas  ten  nocny  przyniósł  taką  po- 
ciechę: uczynił  się  srogi  tumult  i  tak  wielki  ścisk  rozmaitych 
ludzi,  że  panowie  posłowie  ledwie  mogli  wejść  do  izby  senator- 
skiej. Czemu  panowie  marszałkowie  już  i  radzić  nie  mogli.  Kto 
mógł  zgoła,  to  się  wcisnął.  A  w  izbie  dopiero  jeden  na  drugim 
aż  się  dusić  poczęli".  Żegnając  króla,  posłowie  „nie  mogli  się 
kłaniać,  co  się  ustali  przez  17  godzin"^).  A  kolega  jego  przy- 
świadcza: „Długo  ta  alterkacya  i  tragedya  konkluzyi  sejmowej 
z  wielką  molestyą  KJMci  i  wszystkich  nas  traktowała  się,  bo  i  my 
wszyscy,  cośmy  przez  cały  dzień  i  przez  pół  nocy  i  nad  pół 
nocy  dwie  godzinie  stali,  nóg  nie  czuliśmy"  ').  —  Niekażdy  po- 
trafi przekrzyczeć  kilkuset  zgromadzonych  prawodawców,  a  tem 
mniej  —  publiczność.  Niekażdy  ma  cierpliwość,  aby  powtarzać 
w  kółko  swoje  „nie  pozwalam",  a  gdy  umilknie,  ogół  tłómaczy 
jego  milczenie  za  zgodę. 

1)  Ms.   166  Bibl.  .lag. 

2)  Np.  na  sejmie  lb38  r.  24  kwietnia  (Ms.  2274  Bibl.  Jag.). 
'-'')  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  214. 
*)  Ms.  102  Bibl.  Jag. 
5)  Ms.  102  Bibl.  Jag. 


—     254     — 

Stąd  niezmierzone   pasmo   nadużyć,    zarówno   w   izbie   po- 
selskiej   przy  ucieraniu  wniosków,   jak  w  senacie,   jak  nawet  po 
-zamknięciu  obrad.  Pomijamy  już  tak  zwane  „sejmy  w  gospodach 
pieczątarskich",  t.  j.  posiedzenia  redakcyjne  u  kanclerzy  po  skoń- 
czonym sejmie,    podczas   których    ścierano    rogi  różnym  zastrze- 
żeniom poselskim.    Sesye  takie  weszły  w  zwyczaj  dopiero  w  na- 
stępnym okresie,    chociaż   już  za  Zygmunta  III  dawały  one  szla- 
chcie powód  do  skarg  ').    Bywały  i  nadużycia  jawne  przed  obli- 
czem całej  izby.  Jeżeli  nie  można  było  usunąć  oponentów  drogą 
prostą,  rugując    pod  pretekstem    nieprawnego  obioru,    próbowało 
się  drogi  pokątnej.   Już  na  sejmie   koronacyjnym    1574  r,  nama- 
wiano Warszewickiego,  aby  usunął  się  od  udziału  w  posiedzeniu, 
na  którem  wniesiona   będzie   sprawa   potwierdzenia  konfederacyi 
warszawskiej  ~).  Ciekawe  zakończenie  miał  sejm  1643  r.    Włady- 
sław IV  zabiegał  o  ,, wdzięczność"  Rzplitej,  mianowicie  o  fundusz 
na  spłatę  długów.    Sprzeciwiało  się   temu  najmocniej    wojewódz- 
two ruskie.    Gdy  siedmiu   senatorów    ofiarowało  się  uiścić  za  to 
województwo  każdy  po  10.000  florenów,    szlachta  dopatrzyła  się 
w  ich    propozycyi    „niebezpieczeństwa   upadku   wolności";  jeden 
poseł    lidzki    pozwolił,  „drugi    kontradykował  i  z  protestacyą  do 
gospody  odszedł.   Tu  wszystkim  serce  upadło,  i  już  chcieli  sejm 
pożegnać",   ale  udało   się   uprosić   oponenta,    aby  wrócił.    Z  po- 
wodu   przedłużenia    sejmu    szlachta    pokłóciła    się    z    biskupami. 
Zaczęto  wychodzić.    „Przybiegli    wnet  senatorowie,    ich  przytrzy- 
mując   —    opowiada    Radziwiłł    —    marszałek    woła,    aby    drzwi 
zamknięto,  ja  z  podkanclerzym  litewskim  pisarza  płockiego  gwał- 
tem przytrzymałem,  drudzy  drugich".    Nazajutrz,  w  kwietną  nie- 
dzielę,   gdy  kanclerze   zapowiedzieli,    że  tego  dnia  tylko  drobne 
sprawy  będą  proponowane,  mniej  trzeźwi  z  opozycyi  poszli  spać, 
trzeźwiejszych    zaproszono   na   gotowe   bankiety,    razem  pozbyto 
się    38    opozycyonistów  —  i  zeskamotowana    uchwała  o  „wdzię- 
czności  królewskiej"    zapadła.     „Tak   Bóg   chciał!    boby    inaczej 
nigdy  sejm  szczęśliwie  nie  doszedł"  —  kończy  kanclerz  litewski  3). 


')  Por.  niżej,  str.  260.  .* 

-)  Wierzbowski,  Krzysztof  Warszewicki,  str.  71  n.  3. 

3)  Op.  cit.  II,  101 ;  por.  też  Kubala,  Jerzy  Ossoliński,  I,  242.  Konarski, 
t.  I,  §  7,  wspomina,  że  podobnemu  manewrowi  zawdzięcza  Wiedeń  swe  ocalenie 
w  r.  1683. 


—     255     — 

Przeciwko  takim  niespodziankom  z  jednej  strony,  a  z  dru- 
.rgiej  —  przeciwko  nieumiejętnemu  zastosowaniu  głosu  wolnego, 
zwracała  się  już  od  czasów  pierwszycti  bezkrólewi  zwycza- 
jowo-prawna  reglamentacya  sprzeciwów  poselskicli. 
Po  pewnych  wahaniach  nastało  porozumienie  co  do  chwili, 
w  której  opór  posła  powinien  mieć  znaczenie  rozstrzygające. 
Skoro  ma  on  powstrzymać  od  uchwalenia  pewnej  nowelii  całe 
zgromadzenie  —  niedość,  rzecz  prosta,  zakomunikować  go  paru 
osobom  w  prywatnej  rozmowie.  Powinny  o  nim  wiedzieć  wszystkie 
trzy  stany,  jako  subjekta,  których  decyzye  tworzą  razem  naj- 
wyższą wolę  prawodawczą.  Orzelski  wyciągnął  stąd  wniosek  na- 
leżyty i  przyłożył  się  do  spopularyzowania  go  wśród  szlachty. 
,Nie  jest  to  poselska  powinność",  tłómaczył  Wielkopolanom  na 
sejmiku  relacyjnym  1590  roku,  „przed  podpiskiem  u  ksiąg  albo 
.gdzie  w  kącie  co  opowiadać,  ale  jako  publice,  t.  j.  z  wiado- 
mością KJMci,  senatu  i  posłów  in  facie  Rzplitej...  Czego  że  nikt 
zgoła  przed  KJMcią  i  w  zgromadzeniu  omriium  ordinum  przy 
konkluzyi  nie  czynił,  za  protestacyą  się  to  uważać  nie  może,  bo 
iż  protestacyą  na  to  jest  dobra,  aby  konkluzyę  hamowała,  jako 
ta  ma  hamować,  o  której  nikt  nie  wie?"  '). 

Jakoż  przy  dobrych  chęciach  legalizm  szlachecki  umiał  się 
uporać  z  wybrykiem.  Posłowie  sanoccy  na  sejmie  r.  1620  źle  się 
spisali :  dopuścili  do  uchwalenia  konstytucyi,  wyznaczającej  popis 
pospolitego  ruszenia  w  miejscu  dogodnem  dla  lwowian,  a  nie 
dla  sanoczan,  i  poniewczasie  próbowali  protestować^).  Ale  nie 
pora  była  na  protesty  między  Cecora  a  Chocimiem.  Wyborcy, 
publicznym  aktem  (21  kwietnia),  wyparli  się  swych  posłów,  ,, po- 
nieważ ta  protestacyą  z  wielu  miar  nieporządnie  uczyniona  jest, 
bo  porządek  taki  miał  być  zachowany,  iż  panowie  posłowie  nasi 
tak  mieli  na  sejmie  kontradykować  tej  uchwale  publicznej  (huk 
laudo  publicoj,  coby  byli  wzięli  ten  skutek,  by  sejm  przy  ich 
stał  kontradykcyej,  który  się  stał  panów  lwowian,  ponieważ  jednaka 


•)  Tom  wstępny,  str.  88. 

2)  Kozłowski  i  towarzysze  9  lutego  1G21  r.,  z  charakterystycznym  dokładcm  : 
,,i  owszem,  kontradykowaliśmy  temu".  Coprawda,  nawet  Stadnicki  bywał  lega- 
listą, gdy  chodziło  o  zerwanie  sejmu:  ob.  jego  protest  w  Przemyślu  30  maja 
1605  r. :  ,,gdyżcm  się  ja  z  tern  zaraz  przed  Królem  Jmcią  oświadczał  i  opowie- 
dział, że  na  to  zgody  panów  posłów  nie  było",  Prochaska,  XX,  11 1,  184. 


-     256     — 

jest  panów  posłów  wszystkich  powaga  (autoritas).  Jednak,  jeśliby 
było  przez  jakieś  zrządzenie  losu  (aliguo  fato)  tej  kontradykcyej 
nie  przyjmowano,  tamże  w  grodzie  warszawskim  albo  w  naj- 
bliższym którym  inszym  mieli  panowie  posłowie,  jako  publicaer 
naonczas  personae,  protestacyą  uczynić.  Ktemu  miała  być  uczy- 
niona przed  publikacyą  konstytucyi  od  panów  posłów,  bo  publi- 
kacya  już  zawiera  drogę  protestacyom  i  (nadaje)  prawu  powagę^, 
bo  inaczej  nigdyby  prawo  nie  miało  swej  pewności...  Ta  prote- 
stacyą na  rocech  uczyniona  jest  nie  od  osób  publicznych  (a  pii- 
blicis  personis),  któreby  do  tego  aktu  właśnie  należały,  ale  od 
prywatnych,  którzy  swojem  tylko  mianem,  nie  powszechnem, 
czynić  to  mogli.  Tamto  też  zgromadzenie  na  rocech  za  po- 
wszechne rozumiane  być  nie  może...,  bo  roki  nie  są  sejmikami. 
Byłoby  też  to  najgorszym  w  Rzplitej  przykładem  „pessimum  in 
Republica  exemplum"  „gdyby  roki  powiatowe  sejm  walny  koronny 
poprawiać  i  z  błędu  arguere  (przekonywać)  miały-  Sejm  przy- 
szły, da  Pan  Bóg,  może  to  korrygować,  jeżeli  w  czem  pobłą- 
dzono na  tym  przeszłym  (si  quod  erraium  est)"  ^).  Podobno 
nawet  na  konwokacyi  1632  roku,  dnia  8  lipca,  posłowie  posta- 
nowili raz  na  zawsze  „sposób  czynienia  protestacyi  w  obliczu 
Rzplitej  2). 

Widzimy  stąd,  że  instytucyi,  którą  czekała  ogromna  przy- 
szłość, nie  pozwoliła  szlachta  popełnić  przedwczesnego  samo- 
bójstwa, co  niechybnie  musiałoby  nastąpić,  gdyby  każdy  poseł 
mógł  każdej  chwili  oporem  swym  rozerwać  sejm.  Jeszcze  ogół 
nie  był  przygotowany  do  takich  orgii  nierządu,  jakie  za  króla 
Sasa  starły  w  proch  władzę  prawodawczą.  Podobne  wyuzdanie 
mogłoby  jeszcze  narodowi  otworzyć  oczy  na  niebezpieczeństwo,, 
ośmielić  go  do  targnięcia  się  na  „źrenicę  wolności".  Badając  te 
bezprzykładne  dzieje  ogłupienia  i  mistyfikacyi  politycznej,  do- 
znaje się  wrażenia,  że  jakaś  podstępna  siła  duszov/ładna  celowo 
wiodła  brać  szlachecką  na  bezdroża,  strzegła  ją  przed  upamię- 
taniem,  oszczędzała  jej  zbyt  głębokich  wstrząśnień,  wybrykom 
przerafinowanego  doktrynerstwa  ^)  nie  pozwalała  wyprzedzać  po- 


1)  Prochaska,   XX,    186-7.    Por.    też   pogląd   szlachty   krakowskiej    (1590) 
u  Kutrzeby,  !,  160. 

2)  Alb.  Stan.  Radziwiłł,  j.  w.,  I,  29. 

3)  Szczytu   „jednomyślności"    dosięgło    dopiero   zgromadzenie    elekcyjne 


—     257     — 

stępów  deprawacyi  moralnej  i  upadku  oświaty,  aby  w  najbez- 
pieczniejszy sposób  wyhodować  na  podziw  pokoleń  liberum  veto. 
Zaczęto  zrywać  sejmy  przed  połączeniem  izby  poselskiej  z  se- 
natem dopiero  wtedy,  gdy  opinia  publiczna  oswoiła  się  z  dawnym 
procederem  rwania  obrad  przez  pojedynczego  posła,  I  przed 
sejmem  Sicińskiego  —  toć  wiadomo,  źe  zasłużył  na  tę  piękną 
nazwę  ')  —  i  po  nim  opozycya  grup  i  jednostek  „kaziła"  zgro- 
madzenia stanów,  ale  te  nie  rozłaziły  się  przed  prawnym  termi- 
nem. Na  rwanie  sejmów  przed  owym  terminem  można  było  sobie 
pozwolić  dopiero  wtedy,  gdy  w  umysłach  dojrzały  odpowiednie 
równoważniki  ideowe  i  utrwalił  się  zwyczaj  protestacyi  p  i  ś- 
m  i  e  n  ny  eh. 

Ponieważ  opór  posła,  zwłaszcza  w  decydującej  godzinie 
konkluzyi,  prawie  zawsze  zmierzał  do  tego,  aby  dogodzić  ży- 
czeniu jawnych  albo  tajemnych  jego  mocodawców,  przeto  „rwa- 
czowi"  zależało  na  tem,  aby  ci  ostatni,  nawet  w  razie  pogwał- 
cenia wolnego  „niepozwalam",  wiedzieli,  źe  on,  poseł,  zrobił 
swoje.  Z  drugiej  strony,  interes  województwa  wymagał,  aby 
rząd  oraz  kraj  wiedziały  o  jego  nieprzyzwoleniu  na  uchwały 
sejmowe.  Jeżeli  „rwacz"  iDył  pewny,  źe  izba  nie  odważy  się 
ignorować  jego  opozycyi,  jeżeli  miał  kolegów  i  popleczników, 
gotowych  za  nim  świadczyć  przed  wyborcami  lub  magnatem, 
mógł  poprzestać  na  ustnem  oświadczeniu.  Jeżeli  natomiast,  co 
było  nierównie  częściej,  poparcia  takiego  nie  mógł  się  spodzie- 
wać, a  rozżalonym  stanom  nie  śmiał  patrzeć  w  oczy,  —  to 
uciekał  „na  Pragę",  uprzednio  zadokumentowawszy  swój  protest. 

Sprzeciwy,  protesty  piśmienne,  składane  na  sejmach  i  po 
sejmach  przez  sejmiki,  frakcye  i  jednostki,  poczęły  się  równie 
wcześnie,  jak  przykłady  opuszczania  sali  posiedzeń  przez  nieza- 
dowolonych. Od  roku  1573  protestacye  piśmienne  ukazują 
się  wcale  często :  przeciw  konfederacyi  warszawskiej  zanoszą 
w  Płocku  protestacye  „prywatnym  sposobem"  biskup  Myszkowski 


1648  r. :  d.  26  listopada  „powstał  szlachcic  bełzki,  i<tóry  się  czyni!  ckstilem,  pro- 
testując się,  iż  niedopuści  nominować  króla,  jeżeli  mu  prowizya  nie  będzie  na- 
znaczona, lecz  dobremi  słowy  ubłagany,  dał  się  uspokoić".  Alb.  Stan.  Radziwiłł, 
II,  347-8. 

1)  Ob.  cłiarakterystykę  sejmu  r.    1652  u  Kubali,  Pierwsze  Liberum  Vcto. 
Szkice,  scrya  I. 

17 


—     258     — 

i  kilku  szlachty.  Dnia  27  marca  1574  r.  Łyssakowski,  Krasiński 
i  Warszewicki  czytają  protest  przeciw  konstytucyom  zjazdu  elek- 
cyjnego i  t.  d.  'j. 

Głośny  był  za  Stefana  Batorego  protest  Kazimierskiego 
i  towarzyszy  na  sejmie  r.  1584-5  -).  Przeciwko  uchwałom  sejmu 
r.  1590  podpisało  protest  kilku  Litwinów  (Haraburda,  Doroho- 
stajski  i  tow.);  akt  ten  jednak  okazał  się  bezsilnym,  zapewne 
wskutek  małej  liczby  zebranych  podpisów^).  Przygotowywano 
protestacye  na  sejmie  Inkwizycyjnym,  na  szczęście  bez  skutku^). 
Krakowianie  Marcin  Chełmski,  Spytek  Jordan  i  Stanisłav/  Morski 
protestowali  na  piśmie  przeciwko  wszystkim  uchwałom  sejmu 
r.  1593,  ponieważ  ułożono  je  po  terminie  zamknięcia  obrad''). 
Stadniccy  manifestowali  się  na  zgubę  sejmu  r.  1597,  i  to  z  po- 
wodzeniem '').  Potem  rosną  protesty,  jak  trujące  grzyby  po 
deszczu ''). 

Cóż  miał  począć  wobec  tej  zarazy  przyparty  do  muru  rząd 
królewski?  Chwycił  się  ostatniego  środka:  próbował  zakazać 
grodom  przyjmowania  protestów  do  ksiąg  *^), 

Daremna  obrona  !  I  w  te  ostatnie  zakątki  wdziera  się  odmęt 
żywiołu,  spragnionego  urzeczywistnienia  szalonej  myśli,  co  od  wielu 
dziesiątków  lat  błąka  się  po  sfermentowanych  mózgach,  kusi 
i  podżega  szlacheckie  animusze,  aby  wreszcie  roztoczyć  przed 
światem  całą  wszechmoc  wolnego  głosu.  Wezbraną  falę  miałożby 
powstrzymywać  w  pędzie  kilku  pisarczyków  grodzkich  ?  Nie  po- 
zwoli na  to  brać  szlachecka !  Już  w  liczbie  grawaminów,  wyto- 
czonych Zygmuntowi  przez  zjazd  sandomierski  dnia  24  sierpnia 
1606  r.,  figurowała  interpelacya  :  „Dlaczego,  choć  sejm  nie  stanął, 
choć  ich  wiele  nie  pozwalało  na  pobór,  który  ma  być  za  wspólną 


1)  Orzelski,  I,  171,  262. 

■^)  Czuczyński,  Dyaryusze  Sejmowe,  273  i  in. 

3)  Ogłaszamy  ten  ciekawy  dokument  w  Załącznikach. 

4)  Barwiński,  Dyaryusze  i  akta,  278. 

5)  Kutrzeba,  I,  196. 

6)  Barwiński,  Dyaryusze  Sejmowe  r.  1597,  str.  90,  94,  437,  457. 

"')  Ob.  np.  Kutrzeba,  1,  171,  204,  214;  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  52, 
228-9. 

8)  Kutrzeba  I,  204.  Prochaska  XX,  106:  protest  Stadnickiego  14  kwietnia 
1603  r,  w  Przemyślu  przeciwko  grodowi  krakowskiemu.  Sobieski  j.  w. 


—     259     — 

zgodą  wszech  stanów  (ex  communi  omnium  ordinum  consensu) 
stanowiony,  a  przecie  ani  protestacyi  do  ksiąg  przyjmować  chciano, 
i  przeciwko  ludziom  nic  nie  wiedzącym  ani  wierzącym  (contra 
inscios  et  infidos),  uniwersały  spisawszy  i  po  grodziech  aktyko- 
wawszy,  wyciągnąć  podatki  bez  nas  na  nas  chciano"  ?  ').  Z  tern 
samem  zażaleniem  występowała  szlachta  i  później,  aż  w  r.  1622 
sam  król,  uznając  nielegalność  takiej  obrony  sejmu,  składa  broń, 
podaje  w  instrukcyi  na  sejmiki  wniosek,  aby  skardze  tej  uczynić 
zadość'^).  Izba  podnosi  na  sejmie  srogą  „egzorbitancyę" :  „Czemu 
grody,  a  mianowicie  warszawski,  protestacyi  za  konstytucye  uczy- 
nione nie  przyjmują",  a  uzyskawszy  odpowiedź,  odsyłającą  ją 
po  wymiar  sprawiedliwości  do  trybunału,  gotowa  jest  spisać  na 
siebie  samą  wyrok  zagłady  ^). 

Jestże  to  samobójstwo  dobrowolne,  czy  perwersya  mo- 
ralna? Dziejeż  się  to  w  imię  anarchii,  ot  tak,  z  zamiłowania  do 
bezładu  i  chaosu?  Bynajmniej.  Ci  ludzie  chcą  porządku,  chcą 
skrupulatnej  obserwacyi  praw,  brzydzą  się  nielojalnością !  Co  kilka 
lat,  niekiedy  rok  za  rokiem  można  to  stwierdzać,  przeglądając 
uważnie  lauda,  instrukcye  lub  inne  akta  większych  województw. 
Oto  garść  przykładów  z  województwa  ruskiego:  19  stycznia  1615 
roku  szlachta  ruska  dopomina  się  porządnego  kończenia  sejmów, 
bez  tumultów  i  okrzyków,  a  zwłaszcza  aby  „konstytucye  sej- 
mowe, na  górze  i  w  izbie  senatorskiej  zawarte,  po  dokończeniu 
sejmu  odmieniane  nie  były,  i  nic  się  do  nich  nad  to,  co  sejm 
zawarł,  nie  przyczyniało".  12  marca  1616  r.  jeszcze  stanowczej: 
aby  kary  uchwalić  na  zrywaczy  i  ułożyć  sposób  konkluzyi  obrad, 
gdyż  „rozrywanie  sejmów,  które  jedna  albo  kilka  person  czynić 
zwykły...  jest  bardzo  szkodliwe  wolnościom  naszym".  Instrukcya 
ruska  z  dnia  31  sierpnia  1627  r.  boleje  nad  tem,  „że  sejmy, 
które   vetera   instituta   Reipublicae    za   jedne    lekarstwa    na    swe 


')  Rembowski,  Rokosz  Zebrzydowskiego,  291. 

2)  Instrukcya  na  sejmiki  partyk.  pro  d.  13  grud.  1622,  Ms.  100  Bibl.  Jag. 

3)  Exorbitancyc  od  panów  posJów  oddane  KJM.  w  Warszawie  1623;  Re- 
plika na  respons  JKM.  za  zgodą  koła  poselskiego,  przed  KJM.  czytana  i  na 
piśmie  podana:  „przychylając  się  do  deklaracyi  WKM.  na  tym  jesteśmy,  aby 
przeciw  tym,  którzyby  suo  officio  in  hoc  passu  dosyć  nie  czynili,  authoritate 
sejmu  tego  uchwalone  co  było*.  Obeszło  się  zresztą  bez  uchwalenia  podobnej 
fczolucyi.  (Ms.  Bibl.  Czart.  354). 

17* 


—     260     — 

urazy  mieć  chciały,  częściej  się  nam  w  złą  niźli  w  dobrą  krew 
obracają,  czego  między  inszemi  wielką  przeszkodą  być  rozumie...,, 
że  nie  mamy  certum  modum  consultationum  et  conclusionum 
publicarum" ;  Rzplita  powinna  to  opatrzeć  raz  na  zawsze.  —  Widać 
zanosi  się  na  akcyę  reformatorską.  Dnia  12  grudnia  1628  roku 
poleca  sejmik  swym  posłom  „dobrze  większą  część  województw... 
segui".  Dnia  16  grudnia  1632  r.  ci  sami  proponują  ustawę,  aby 
posłowie,  spóźniający  się  więcej  jak  4  tygodnie,  nie  mogli  sprze- 
ciwiać się  rzeczom  już  uchwalonym.  Ciż  sami  dnia  14  grudnia 
1634  roku  boleją  nad  brakiem  sposobu  konkluzyi  sejmów  i  każą 
posłom  pracować  nad  nim,  podają  nawet  od  siebie  pewne  po- 
mysły: aby  spóźniający  się  3  tygodnie  tracili  prawo  kontradykcyi 
na  rzeczy  namówione,  aby  projekty  rozważać  koleją,  bez  prze- 
skakiwania od  jednych  do  drugich,  aby  marszałek  nie  dawał 
czytać  w  izbie  senatorskiej  rzeczy,  na  które  nie  było  zgody  po- 
wszechnej, aby  posłowie  według  konstytucyi  sejmu  koronacyj- 
nego (1633)  na  5  dni  przed  konkluzyą  łączyli  się  z  senatem, 
aby  marszałek  zawczasu  oddawał  projekty  praw  do  akt  kancler- 
skich, aby  arbitrom  niewolno  było  kwestyonować  ich  powagi, 
ale  „każdego  senatora  i  posła,  który  na  sejmie  był,  a  tego  nie 
słyszał,  ważna  ma  być  protestacya...  w  grodzie  którymkolwiek 
uczyniona".  Pożądane  jest  zawiadamianie  sejmików  zawczasu, 
aby  wiedziały,  nad  czem  mają  radzić. 

I  potem  troskliwość  szlachty  o  sejmy  nie  słabnie.  Instrukcya 
9  grudnia  1636  r.  każe  posłom  odjeżdżać  z  sejmu  z  protestacya^ 
gdyby  izba  nie  chciała  iść  do  senatu  na  5  dni  przed  końcem. 
27  stycznia  1638  r.  znowu  chce  szlachta  porządnych  konkluzyi, 
i  aby  w  senacie  „nic  nie  czytano,  coby  pierwej  nie  było  conclu- 
sum  w  izbie  poselskiej".  25  sierpnia  1639  r.  w  imię  porządku 
sejmowania  żąda  się  niedopuszczania  do  prorogacyi.  W  kwietniu 
r.  1640  proponuje  się  dokładny  sposób  podpisywania  konstytucyi 
przy  marszałku  i  deputatach,  a  nie  w  gospodach  pieczętarskich. 
9  lipca  1641  r.  reasumowano  te  same  żądania  co  do  podpisów 
i  prorogacyi ;  instrukcye  królewskie  na  sejmiki  mają  być  aktywo- 
wane na  2  tygodnie  przed  ich  złożeniem. 

Im  dalej,  tem  więcej  troskliwości.  2  stycznia  1643  roku  chce 
szlachta  ruska  „defekty  sejmowe  poprawić",  zabieżeć  próżnym 
protestacyom,  za  ważne  uznać  tylko  te,  które  ktoś  czyni  „in  facie 


—    261     — 

Reipublicae"  i  przed  deputatami.  11  stycznia  1645  r. :  trzeba 
odebrać  prawo  zasiadania  w  izbie  posłom,  spóźniającym  się  o  2 
tygodnie;  „prolongacyi  sejmu  i  jednej  godziny  pp.  posłowie 
nasi  pozwalać  zgoła  nie  mają,  w  czem  limitatissimam  im  dajemy 
potestatem".  Co  do  protestacyi  ponowione  dawne  propozycye 
<w  obliczu  Rzplitej  przy  marszałku  i  deputatach,  albo  po  sejmie 
przeciw  przemycanym  projektom  bez  zgody  powszectinej).  13  wrze- 
śnia 1646  reasumowany  tenże  artykuł.  11  kwietnia  1647  r.  wielki 
żal  nad  bezowocnością  sejmów  i  nad  ostrością  skarg  królewskich 
z  tegoż  powodu.  Sejm  ma  się  wystrzegać  osobnych  deklaracyi 
wojewódzkich,  z  wyjątkiem  podatkowych,  i  nie  pozwalać  na 
prolongacye.  Te  deklaracye  przed  królem,  zgubny  nowy  koncept, 
bardzo  niepokoją  legalistów:  15  grudnia  1648  roku  dyktują  oni, 
aby  marszałek  z  niezgodnymi  punktami  do  Króla  Jmci  na  górę 
nie  przychodził  i  na  żadne  deklaracye  przez  województwa  in 
Jacie  J.  Kr.  Mości  pozwalać  nie  ważył  się.  15  grudnia  1651  roku 
jeszcze  jedna,  bodaj  ostatnia  skarga  na  owo  chodzenie  do  króla 
„na  nowe  sejmy",  „nic  a  nic  w  izbie  poselskiej  nie  postano- 
wiwszy", i  jeszcze  jeden  zakaz  odroczeń  i  posiedzeń  nocnych"  ^)... 
Długo  wzdychało  województwo  ruskie,  a  razem  z  niem  trzy- 
dzieści innych,-)  do  osiągnięcia  porządnych  konkluzyi  sejmowych  ; 
długo  zdawało  się,  że  żadne  pęta,  żadne  zastrzeżenia  nie  ukrócą 
tych  różnych  prolongacyi  i  deklaracyi  przed  królem,  tego  cho- 
dzenia do  senatu  bez  uchwał  w  izbie,  tych  posiedzeń  redakcyj- 
nych po  zamkniętym  sejmie.  Aż  wreszcie  —  dokonało  się!  Stało 
się  zadość  mimowiednym  pragnieniom  instrukcyi  ruskiej  r.  1651 
i  zespolonym  z  nią  tęsknotom  narodu.  Znalazł  się  mąż,  który 
wieczorem  dnia  9  marca  1652  roku  stanął  na  kamiennej  opoce 
prawa,  i  nie  uwodząc  się  żadnym  utylitaryzmem,  na  nielegalną 
prolongatę  nie  pozwolił...^) 


')  Wszystkie  cytaty  wzięte  z  Aktów  grodzkich  i  ziemskich,  (wyd.  Pro- 
chaski)  XX,  111,  145,  155,  184,  247,  267,  335,  371,  373,  397,  411,  422,  433,  446. 
449,  465,  480,  492,  506-7;  XXI,  48,  93. 

2)  Ob.  np.  instrukcyę  krakowską  9  lutego  1598  r.  u  Kutrzeby,  1,  228: 
.Konstytucye  sejmowe  przy  konkhizyej  sejmu  pod  pieczęcią  koronną,  aby  pa- 
nom posłom  beły  wydane,  i  modum  conciusionis  sejmów  naleźć,  a  przy  świe- 
cach aby  nie  żegnali,    ale  żeby  się  protestowali,  a  z  sejmu  żeby  nic  nie  bcło". 

3j  Kubala,  Pierwsze  Liberum  Veto,  Szkice  historyczne,  Scrya  II,  str.  107  sq. 


—     262     — 

Zabłysła  na  firmamencie  gwiazda  wolnego  głosu  Władysława 
Sicińslciego,  posła  trockiego,  i  sejm  z  marszałkiem  Fredrą,  senat,, 
wszystkie  stany  uklękły  przed  jej  splendorem.  Mało  kto  dojrzał 
przy  jej  świetle  spełnione  proroctwo  Łukasza  Opalińskiego,  ') 
zduszoną  w  uściskach  szlacheckiego  legalizmu,  obumarłą  władzę 
prawodawczą  Rzeczypospolitej. 


Jeszcze  parę  spostrzeżeń*  i  refleksyi,  a  sprawę  genezy  veto 
będzie  można  uznać  za  wyczerpaną. 

Zajęci  wykryciem  rodowodu  instytucyi  prawnej,  odkładaliśmy 
na  później  sporne  pytanie,  czy  przed  rokiem  1652  istniała 
reguła,  zawierająca  wszystkie  typowe  objawy,  które  później, 
łączono  w  pojęciu  „liberi  veto".  Pytanie  to  wszakże  nastręcza 
parę  uwag,  najściślej  związanych  z  historyą  prawa.  Przy  ozna- 
czaniu chwili  narodzin  wolnego  „niepozwalam",  musimy  dokła- 
dnie zdać  sobie  sprawę  z  pewnej  różnicy,  lekceważonej  przez 
historyę  polityczną.  Musimy  zapytać:  co  jest  dawniejszem  — 
zwyczaj  (=  praktyka)  rwania  sejmów  przez  jednego  posła^ 
czy  też  prawo,  na  którem  opierało  się  rwanie? 

Każda  idea  prawa  obowiązującego  ma  stronę  przedmio- 
tową i  podmiotową,  jest  normą  powinności  dla  jednych  i  źródłem 
uznanych  żądań  dla  drugich,  —  jednym  narzuca  pewne  obo- 
wiązki, drugim  nadaje  odpowiednie  pretensye.  Znaczna  część 
przepisów  prawa  publicznego  reguluje  w  ten  sposób  stcsunek 
między  jednostką  a  państwem  ;  w  rzeczypospolitej  należą  do  tej 
kategoryi  normy  organizacyi  najwyższej  woli  zbiorowej.  Dalej, 
wśród  założeń  prawa  zwyczajowego  jedne  składają  się  z  sądów 
prostych,  jak  pewniki  geometryczne,  inne  powstają  nie  bezpo- 
średnio ze  świadomości  prawnej,  lecz  przez  operacyę  rozumową,, 
dokonaną  nad  poprzednimi  —  bądź  drogą  zestawienia  ich  z  no- 
wym stosunkiem  faktycznym,  bądź  to  drogą  kojarzenia  z  innym 
przepisem.  Jednomyślność  w  stanowieniu  uchwał,  to  zasada  naj- 


1)  Rozmowa  plebana  z  ziemianinem  (1641):  „Boję  się,  abyście  hunc  foe- 
tum  simiae  instar  pieszczotami  i  ściskaniem  nie  zdusili,  nie  pozwalając  na  takie 
prawa,  które  lubo  pozorem  (jako  więc  choremu  lekarstwo)  są  przykre,  jednak 
rzeczą  samą  zdrowe  i  pożyteczne". 


—     263     — 

zupełniej  elementarna.  Natomiast  prawo  tamowania  i  rwania  obrad 
przez  jednostkę,  zwłaszcza  uregulowane  formalistycznie,  jako 
liberum  veto,  jest  wynikiem  daleko  sięgającej  syntezy  —  kombi- 
nacyą  zasad  jednomyślności  i  jedności  sejmu  z  postulatami  celo- 
wości technicznej. 

Jeżeli  tedy  samo  przeobrażenie  bezwiednie  stosowanych 
zwyczajów  w  pierwiastkowe  normy  wymaga  dłuższego 
przeciągu  czasu,  różnego  przytem  dla  poszczególnych  jednostek, 
to  o  ileż  potężniej  działa  czynnik  indywidualizujący,  gdy  w  umy- 
słach jednostek  odbywa  się  owa  praca  syntetyczna  nad  pewni- 
kami prawa  zwyczajowego!  Każda  świadomość  indywi- 
dualna, akceptując  przejętą  od  innych  albo  samodzielnie  wy- 
pracowaną normę  prawną  jednocześnie  przyjmuje  i  przedmiotową 
jej  stronę  i  podmiotową.  Kto  uznaje  prawo  Sicińskiego  do  tamo- 
wania i  zrywania  obrad,  ten  zaraz  przyzna  je  i  samemu  sobie, 
i  naodwrót,  kto  żąda  poszanowania  dla  swego  protestu,  ten  nie 
odmówi  go  protestom  cudzym.  Ta  odwrotna  droga,  od  pretensyi 
do  uznania  przepisu  cechuje  wogóle  rozwój  wolności  osobistej, 
a  zwłaszcza  u  nas.  Cały  ogół  społeczny  atoli  niejedno- 
cześnie wytwarza  obie  strony  nowego  prawa  i  nie  odrazu  przej- 
muje się  jego  następstwami.  Realizacya  nowopowstających  prze- 
pisów tembardziej  pozostaje  w  tyle ;  musi  nieraz  czekać  lata 
i  dziesiątki  lat,  zanim  nadejdą  pomyślne  warunki.  Najwcześniej 
kończą  syntetyczną  czynność  nad  gotowemi  zasadami  umysły 
najbystrzejsze,  najgłębiej  zżyte  ze  społeczeństwem,  albo  też  naj- 
silniej zainteresowane  wynikiem  konstrukcyi. 

Twórcy  liberi  veto  rnieli  takich  przodowników.  Wolny  głos 
szlachecki  został  zrozumiany  i  sformułowany  wcześniej,  niż  uzy- 
skał powszechne  uznanie.  Ukazał  się,  jako  pretensya  jednostki 
do  państwa  wcześniej,  nim  zorganizowana  w  sejm  myśl  zbio- 
rowa i  wola  narodu  pozwoliła  na  jego  zastosowanie.  Późniejszych 
Sicińskich,  Białobłockich,  Zabokrzyckich  przeczuł  ten  sam  mąż, 
który  odgadł  najwyższe  pożądanie  tłumów,  gromadzących  się  na 
elekcyę  pod  Wolą  i  podpowiedział  im  słówko  „viritim".  Kanclerz 
Zamoyski,  opanowany  tęsknotą  do  wielkich  czynów,  do  bojów 
za  chrześcijaństwo  z  półksiężycem,  a  skrępowany,  jak  Gulliver, 
sieciami  niezliczonych  liliputów  sejmikowych,  pierwszy  dostrzegł 
i  nazwał  po  imieniu  nadciągającą    z  oddali    siłę  zabójczą.   „Wła- 


—     264     — 

dza  posłów  wojewódzkich",  mówił  dnia  19  grudnia  1596  r.  do 
Vanozzi'ego,  sekretarza  nuncyusza  Gaetano,  „podobna  do  władzy 
trybunów,  nie  tylko  zgromadzonym  stanom  oprzeć  się  może, 
lecz  obalić  uchwalone  ustawy  i  decyzye  senatu  na  mocy  prero- 
gatywy liberi  veto,  której  każdy  poseł  używać  może"  '). 

Ale  Zamoyski  popełnił  proroczy  —  anachronizm.  Wprawdzie 
przeciwko  dopiero  co  ubiegłemu  sejmowi  1596  r.  „protestował 
się  Marcin  Bukowiecki,  poseł  wielkopolski,  że  tam  ninacz  nie  zezwa- 
lał ;  ale  oprócz  niego  protestowali  i  inni,  tak  polscy,  jak  i  litewscy 
posłowie,  ^)  zresztą  protestacye  te  nie  obaliły  wcale  uchwał  sej- 
mowych;  gdy  zaś  przed  żegnaniem  Michał  Choiński  „sam  się 
jeden  przeciw  konsensowi...  wszech  posłów  opowiadał'',  odmó- 
wiono mu  poparcia,  boby  to  złe  exemplum  było,  gdyby  je- 
dna jaskółka  stanowiła  wiosnę  (una  hirundo  faceret  ver)^  ^). 
„Pamiętny"  sejm  przedrokoszowy  w  r.  1606,  jak  wiemy,  usiłował 
zerwać  Janusz  Radziwiłł  bez  niczyjej  pomocy,  ale  zanim  stany 
zdążyły  orzec,  czy  tym  razem  jedna  jaskółka  stanowi  wiosnę, 
posypały  się  inne  rrotesty:  województwa  krakowskiego  oraz 
kasztelana  Janusza  Ostrogskiego,  i  sposobność  do  wypróbowania 
jednostkowego  sprzeciwu  minęła'*).  Po  paru  latach  o  mało  nie 
padły  ofiarą  pierwszego  „niepozwalam"  ustawy  sejmu  1609  r., 
a  w  ich  liczbie  pamiętny  artykuł  o  „domówieniu  się"  poselskiem, 
często  przytaczany  w  późniejszych  czasach  na  obronę  liberi  veto. 
Formalną  protestacye,  zaniesioną  przeciw  wszystkim  uchwałom 
lego  sejmu  przez  jednego  posła,  izba  schowała  jednak  pod 
korcem  ^),  —  i  trzydzieści  lat  wypadło  czekać  jeszcze,  nim  koło 
poselskie,  kształcone  w  obstrukcyi,  zaślepieniu  i  obłudzie  poli- 
tycznej, zbliżyło  się  o  duży  krok  do  należytego  uczczenia  no- 
wego bożyszcza.  Jerzy  Lubomirski,  ratując  Ossolińskiego  przed 
zemstą  obrażonego  rycerstwa,  „zerwał"  sejm  1639  r.  na  zasadzie 


')  Niemcewicz,  Zbiór  pamiętników,  t.  II,  str.  242. 

2)  Bielski,  str.  1759 ;  por.  też  u  Barwińskiego,  Dyaryusze  sejmowe  r. 
1597,  artykuł  3  województwa  krakowskiego:  „Konstytucye  przeszłego  siejmii, 
przeciwko  którem  zaszła  województwa  krakowskiego  protestacya,  aby  byli  na 
tem  sejmie  zniesione". 

3)  Orzelski,  tom  wstępny,  219-20. 

4)  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  220-4, 

5)  Radziwiłł,  Pamiętniki,  t.  I,  str.  29. 


—     265     — 

artykułu  instrukcyi,  który  nietylko  przedłużania  sejmu,  ale  i  obrad 
przy  świecacłi  zabraniał  ^).  O  Sicińskim  wiemy,  że  również  wy- 
głosił swój  protest  po  upływie  sześcio  -  tygodniowego  terminu 
sejmowania  i  również  nie  pozwalał  tylko  na  prolongatę ;  zdaje 
się  też,  że  działał,  powołując  się  na  instrukcyę  -).  Jedyną  w  takim 
razie  nowością  w  jego  postępku  byłoby  skuteczne  a  osobiste, 
bez  pomocy  innych  posłów,  użycie  piśmiennego  manifestu,  co 
za  niebywały  składnik  liberi  veto  nie  mogło  uchodzić. 


1)  Kubala,  Jerzy  Ossoliński,  t.  I,  str.  211  i  nast. 

2)  Kubala,  Szkice,  II  serya.  Pierwsze  liberum  veto,  str.  114. 


CZĘŚĆ  11.  ROZKWIT. 


ROZDZIAŁ  I. 

Kto  zakasuje  Sicinskiego?  Jego  następcy  aż  do  Olizara  i  Ubysza  włącznie^ 
Skutki  zerwania  sejmu  r.  1652  w  życiu  województw.  Rozkład  w  prowincyi  Pru- 
skiej. Dąbrowski  na  sejmie  grodzieńskim  r.  1688.  Nec  plus  ultra.  Dylemat  Kar- 
wickiego.  Próby  reformy  sejmowej  w  wieku  XVII.  Głosy  poetów.  Plan  naprawy 
Rzplitej  po  najeździe  szwedzkim  (1658 — 61).  Sprawcy  i  przyczyny  niepowodze- 
nia. Dobre  chęci  And.  Olszowskiego.  Program  And.  Clir.  Załuskiego  (1679).  So- 
bieski i  spółczesny  mu  senat  wobec  kwestyi  reformy  sejmowej.  Rewolucyjne 
zachcianki  Bogusława  Baranowskiego. 

Liberum  veto  przez  usta  Sicinskiego  nie  wypowiedziało  je- 
szcze całej  swej  potęgi.  Przyszłość  miała  je  wydoskonalić. 

Ściśle  rzecz  biorąc,  czyn  podstarościego  upickiego,  jak  wi- 
dzieliśmy, nie  zasługiwał  nawet  na  nazwę  veto  w  sensie  zerwa- 
nia sejmu.  Spróbujmy  więc  wyśledzić,  komu  się  należy  palma 
nowatorstwa,  i  kto  potrafi  zakasować  Sicinskiego. 

Do  dwóch  latach,  28  marca  1654  r.  Białobłocki  poseł  pru- 
ski udaremnił  dalsze  obrady  sejmu,  ale  uczynił  to  już  nazajutrz 
po  ekspiracyi  sześciu  tygodni;  przeto  i  on  nietyle  zrywał 
zgromadzenie,  ile  zamykał  obrady  zgodnie  z  literą  prawa  i  z  żą- 
daniem mnóstwa  instrukcyi,  przeciwnych  prolongatom^).  Sejm 
zimowy  1664 — 5  roku,  na  którym  sądzono  Lubomirskiego,  sły- 
szał veto  dwukrotnie :  najpierw  wyszedł  z  sali,  protestując,  bra- 
cławianin  Żaboklicki,  ale  i  senat  i  większość  izby  poselskiej, 
uznały,  że  sejmu  nie  można  zerwać  przed  połączeniem  wszystkicłk 


')  Kubala,  Wojna  Moskiewska,  91  sq. 


~     267     — 

stanów.  Daremnie  popierali  Żaboklickiego  koledzy,  Kordysz^ 
Pękosławski  i  Mosiński:  sejm  dosiedzial  do  końca.  Po  zakończo- 
nym sądzie  dobił  zgromadzenie  inny  lubomirszczyk,  Telefus  po- 
seł halicki ;  ten  jednak  protestował  w  nocy  ostatniego  dnia, 
używał  zatem  niedoskonałej  metody  Sicińskiego  i  Białobłockiego 
chociaż  zaznaczał  głośno,  że  właściwie  obrady  były  nieważne  już 
od  chwili  protestu  Żaboklickiego  ').  Dwuniedzielny  sejm  wiosenny 
r.  1665,  prawdziwy  Zanktag  a  nie  Reichstag,  jak  go  nazywa  pewien 
sprawozdawca  Niemiec  —  zerwał  stolnik  płocki  a  poseł  dobrzyński 
Władysław  Łoś,  kolega  partyjny  obu  swych  poprzedników,  znów 
o  północy  (28  marca),  po  upływie  przepisanych  dwóch  tygodni.  Czy 
protestował  przeciw  odroczeniu,  czy  przeciw  uchwałom  lub  obradom 
nie  wiadomo  ^).  Po  roku  znów  niby  liberum  veto,  lecz  znowu 
niedoskonałe  :  Adryan  Miaskowski,  poznańczyk,  rokoszanin,  zażył 
„wolnego  głosu"  4  maja  po  kilku  dniach  prolongaty;  tym  razem 
też  niepodobna  dojść,  czy  myślał  w  duszy  i  mówił  do  kolegów: 
„zrywam  sejm",  czy  też:  „nie  pozwalam  na  przewlekanie  obrad"^). 
Wiernym  naśladowcą  Miaskowskiego  był  Teodor  Łukomski,  po- 
seł witebski,  bezbożny,  zdaniem  Jana  Kazimierza,  matricida, 
więc  pewno  też  lubomirszczyk;  cóż  kiedy  i  on  nie  zdobył  się^ 
na  „ocalenie  wolności"  przed  45  dniem  sejmowania^).  Nieznany 
z  nazwiska  Ukrainiec  oraz  Zieliński,  starosta  bydgoski,  grozili 
protestem  na  sejmie  r.  1667,  lecz  obaj  dali  się  udobruchać,  mima 
że  obrady  przeciągnęły  się  do  jedenastego  tygodnia^).  Sejm 
przedabdykacyjny  za  Jana  Kazimierza  nie  potrwał  dłużej  poza 
jeden  dzień  prolongaty ;  przeciął  mu  pasmo  żywota  Marcin  Dę- 
bicki, chorąży  sandomierski,  wyraźnie  oświadczając  się  przeciwko- 
prorogacyi ;  zresztą  za  oponentem  stała  podobno  tym  razem  wię- 
kszość sejmowa '''). 


')  Korzon,  Dola  i  niedola  Jana  Sobieskiego  I,  254-71.  Czermak,  Sprawa 
Lubomirskiego,  Ateneum   1886,  str.  103  i  311. 

-)  Korzon,  I,  282-3,  według  Theatrum  Europaeum,  Kochowskiego  i  Tek 
Lukasa. 

3)  Korzon,  I,  408. 

*)  Korzon,  I,  480. 

•''I  Korzon,  I,  521. 

•5)  Medcksza,  Księga  Pamiętnicza,  480-G  ;  Dyaryusz  Chrapowickicgo,  24  ; 
por.  Korzon  II,  75. 


—     268     — 

Nareszcie  sejm  koronacyjny  Michała  Wiśniowieckiego  ujrzał 
pewną  nowość:  poseł  Olizar  w  imieniu  grupy  szlacłity-eksulan- 
tów  z  Ukrainy  zerwał  go  na  tydzień  przed  terminem  zamknięcia 
i  poparł  swój  czyn  natycłimiastowym  odjazdem  ^).  Za  następców 
Olizara  należy  uważać  dopiero  Stanisława  Ubysza,  mordercę 
sejmu  majowego  z  r.  1672 -),  oraz  tych  jego  towarzyszów,  którzy 
w  różnych  momentach  i  okolicznościach  wychodzili  wówczas 
z  protestami.  Dalszych  naśladowców  narazie  pomijamy.  Wyszu- 
kanie pierwszego  liberi  veto  w  doskonałem,  skrystalizowanem 
znaczeniu  wyrazu  jest  o  tyle  trudne,  że  jak  widzieliśmy,  należało 
tu  uwzględniać  nawet  przelotne,  nieuwieńczone  próby,  jeżeli  tylko 
godziły  one  w  sam  byt  danego  zgromadzenia,  wypadło  zaś  zo- 
stawić na  uboczu  pośrednie  udaremnianie  sejmu  przez  niedo- 
puszczanie do  prolongaty. 

Jako  niższy  stopień  mocy  negatywnej  „wolnego  głosu", 
wykształciło  się  ostatecznie  między  rokiem  1652  a  1669  tamo- 
wanie czynności  (sisto  activLtatem).  Różni  się  ono  od  wła- 
ściwego veto  nieostatecznym  charakterem  aktu,  a  od  dawnego 
niepozwalania  na  nic  —  tem,  że  wprawiało  izbę  w  stan  zupełnej 
bierności.  Był  to  więc  jakby  letarg,  ale  nie  śmierć.  Po  zatamo- 
waniu czynności  —  przynajmniej  według  praktyki  z  czasów  sas- 
kich —  posłowie  mówią  jeszcze,  ale  in  passwltate,  słowa  ich  nie 
mają  wagi  prawnej,  i  marszałek  nie  może  zarządzić  nic  więcej 
okrom  wysłania  deputacyi  do  tamującego  posła  z  prośbą  o  zmi- 
łowanie ;  tymczasem  dawniej,  za  Zygmunta  III,  jeżeli  nawet  ktoś 
nie  pozwalał  „na  nic",  izba  mogła  wysyłać  i  przyjmować  wszel- 
kie poselstwa,  pertraktować,  słuchać  rachunków,  byle  nie  uchwa- 
lała nic  takiego,  co  ma  wejść  do  konstytucyi.  Są  to,  rzecz  prosta, 
finezye,  na  których  ogół  spółczesny  się  nie  poznawał,  ale  które 
historya  powinna  rozpoznać.  O  rzeczach  delikatnych  i  subtelnych, 
jak  koronki  brabanckie,  przystoi  mówić  subtelnie  i  delikatnie. 

Jeżeli  wszakże  czyn  Sicińskiego  pod  względem  prawnym 
nie  miał  znamion   przedtem  niebywałych,   to  pod  względem  po- 


•)  Korzon,  II,  277-282,  za  Zawadzkim,  Historia  arcana,  90-1.  Por.  Załuski, 
Ep.  Hist.  Fam.,  I,  190. 

2)  Dyaryusz  u  Kluczyckiego,  Pisma  do  wieku  i  spraw  Jana  Sobieskiego, 
str.  931. 


—     269     — 

litycznym  przyprawił  Rzeczpospolitą  o  pewne  nowe,  fatalne  prze- 
życie. Ujrzano,  jak  wśród  gromów,  bijących  w  kraj  ze  wschodu 
i  z  południa,  ludzie,  stanowiący  czoło  narodu,  uznali  wolność,  czy 
też  raczej  samowolę  jednostki  za  coś  świętszego,  niż  zbawienie 
ojczyzny.  To  się  wydało  czemś  wspaniałem,  porywającem  i  go- 
dnem  naśladowania.  Po  upływie  lat  siedemnastu,  po  proteście 
Olizara,  który  my  uważamy  za  pierwsze  niewątpliwe  „wolne  nie- 
pozwalam",  pan  Zaremba,  sędzia  ziemski  sandomierski,  dowo- 
dzić będzie,  że  „chociażby  poseł,  wychodząc  z  protestacyą,  wtrą- 
cił Rzeczpospolitą  szalonem  zuchwalstwem  swojem  w  wielkie 
przygody  i  w  ogromne  niebezpieczeństwa,  chociażby  ginąć  wy- 
padło, należy  przecież  złożyć  w  ofierze  raczej  życie  i  ocalenie, 
niżeli  wolność,  nabytą  przez  przodków  tak  wielkim  szafunkiem 
krwi"i). 

Dreszcz  chorobliwy  obleciał  wszystkie  województwa  zaraz 
po  sejmie  Sicińskiego.  Od  tej  chwili,  dokładnie  od  połowy 
xvii  wieku,  zaczyna  się  zrywanie  sejmików  na  wielką  skalę.  Przed- 
tem wybory  często  nie  dochodziły :  teraz  zaczynają  pękać.  Mnożą 
się  po  aktach  grodzkich  i  ziemskich  manifesty ;  żaden  sejmik 
poselski,  deputacki,  komisarski,  relacyjny,  gospodarski,  nie  jest 
nadal  pewny  swojego  losu.  Każde  niemal  województwo  przeżywa 
w  skróceniu  reprodukowaną  historyę  sejmu  walnego  ;  każde  znaj- 
duje swoich  Lubomirskich,  Sicińskich,  Olizarów,  Ubyszów.  Len- 
gnich  treściwie  opowiedział  dzieje  rozkładu  wewnętrznego  ziem 
pruskich  w  ciągu  stulecia  od  Zygmunta  III  do  Augusta  II.  Widać 
tutaj  stopniowe  staczanie  się  w  dół,  chociaż  rok  1652  nie  sta- 
nowi wyraźnej  daty  demarkacyjnej.  Ale  też  prowincya  Pruska 
pod  względem  plemiennym,  jak  i  ustrojowo,  różniła  się  mocno 
od  innych  województw.  Jej  sejmik  generalny  składał  się  z  sena- 
torów, niektórych  urzędników,  posłów  szlacheckich  od  trzech 
województw  (Chełmińskiego,  Pomorskiego  i  Malborskiego),  dalej 
posłów  od  miast  większych  i  mniejszych.  Było  to  więc  zgroma- 
dzenie, podobne  do  „landtagów"  krajowych  niemieckich  i  zasłu- 
gujące na  nazwę  sejmu ;  stawało  się  ono  jednak  sejmikiem  przez 
osobisty  udział  w  niem  szlachty-wyborców.  Pomimo  głębokiej 
rozbieżności  interesów  ziemskich  i  miejskich,  nie  słychać  do  końca 


i)  Zawadzki,  95-6;  por.  Korzon,  II,  282-3;  Załuski,  E.  H.  F.,  I,  190-1. 


—     270     — 

XVI  wieku  o  niedochodzeniu  sejmów  pruskich;  „mniej  liczni 
ustępowali  liczniejszym ,  albo,  jeżeli  im  na  to  nie  pozwalały 
mandaty,  przyzwalali  z  zastrzeżeniem  zgody  swoich  braci". 
Pierwszy  raz  nie  doszedł  generał  przedsejmowy  w  r.  1623;  przy- 
kład podziałał  zaraźliwie,  ale  te  pierwsze  wypadki  z  lat  1623, 
1631,  1632,  1639  nie  różniły  się  jeszcze  od  zwykłego  niedocho- 
dzenia  sejmów  walnych  :  w  opozycyi  stawały  całe  województwa, 
miasta,  grupy  senatorów  i  posłów.  Dopiero  w  r.  1644  wystarczył 
do  zerwania  protest  2  posłów,  a  w  latach  1670,  1688,  1701  — 
protest  jednego.  Spróbowano  pohamować  nierząd,  uchwalając 
w  r.  1654  laudum  o  wyłączeniu  od  głosu  szlachty-nieposłów. 
Na  nic  się  to  nie  zdało :  setki  szlachty,  zjeżdżając  do  Malborga 
albo  Grudziądza,  nie  chciały  słyszeć  o  żadnych  ekskluzyach. 
W  r.  1710  uznano  za  nieważny  sprzeciw  jakiegoś  zrywacza,  po- 
nieważ ów  nie  miał  dóbr  ziemskich  w  prowincyi;  innemi  słowy, 
gdyby  był  posesyonatem,  mógłby  zrywać  tyle  sejmików,  ile  du- 
sza zapragnie.  W  r.  1712  w  Grudziądzu  obito  do  krwi  kontra- 
dycenta  nieposesyonata  i  odrzucono  jego  veto  ;  po  roku  obity 
wyrobił  sobie  w  Malborgu  zupełne  zadośćuczynienie,  gdyż  po- 
przedni sejmik  uznano  za  niebyły  ^). 

Podobną  wędrówkę  do  zupełnego  rozkładu  odbyły  jedno- 
cześnie wszystkie  bodaj  województwa  i  powiaty.  Instynkt  samo- 
zachowawszy  reagował,  jak  mógł,  przytaczał  znane  lauda  i  kon- 
stytucye  o  wyborach  większością,  uchwalał  gdzieniegdzie,  jak 
w  województwie  rawskiem  (1667),  na  Kujawach  (1685),-)  po- 
dobne zastrzeżenia,  —  ale  na  to  była  broń  zawczasu  ukuta :  kon- 
tradycent  mógł  niepozwalać  nawet  na  zagajenie  obrad -^j.  Rato- 
wały się  sejmiki  zapomocą  limity,  t.  j.  odraczania  się  pod  tym- 
araym  marszałkiem^);  lecz  dwór  niechętnie  patrzał  na  tę  samo- 


0  Lengnich,  Jus  publicum  Prussiae  Polonae,  114-8. 

2)  Vol.  Leg.  IV,  932-3,  lit.:  Sejmiki  Województwa  Rawskiego;  V,  727: 
Aprobacya  pluralitatis  województw  Kujawskich.  Pawiński,  Dzieje  Ziemi  Kujaw- 
skiej, III,  80,  96. 

3)  Szlachta  krakowska  w  instrukcyi  na  sejm  grodzieński  1744  r,  (z  d.  24 
-sierpnia),  uznaje  za  rzecz  zupełnie  racyonalną  i  możliwą  obiór  deputatów  plu- 
ralitate  „salva  libera  voce  vetandi  przed  zaczęciem  votorum",  Skibiński,  Europa, 
a  Polska  w  dobie  Wojny  o  Sukcesyę  Austryacką,  II,  193-4. 

4)  Najobszerniej  pisał   o   odraczaniu   sejmików  Siemieński,    Organizacya 


—    271     - 

pomoc').  Broń  tę  odjęto  im  w  konstytucyi  1717  r.,  nie  chcąc  prze- 
nosić punktu  ciężkości  z  omdlałego  sejmu  na  lepiej  zabezpie- 
czone sejmiki,  z  ujmą  dla  centralnej  władzy  państwowej.  Istotnie 
ów  instynkt  samozacłiowawczy  w  organizmach  lokalnych,  jak 
■wiemy,  niekoniecznie  szedł  na  zdrowie  całemu  organizmowi 
l^zeczypospolitej.  Bywały  powiaty,  jak  np.  kowieński,  Słonimski, 
w  których  starszyzna  uważała  sobie  za  punkt  honoru  nie  do- 
puszczać do  zerwania  sejmiku,  i  sejm  walny  wcale  na  tem  nie 
cierpiał ;  ale  były  też  inne  ziemie,  np.  województwo  bełzkie, 
które  po  to  tylko  zwalczało  u  siebie  „wolne  niepozwalam",  aby 
przez  swoich  posłów  grasować  tem  gorzej  w  Warszawie  lub 
Grodnie. 

Czy  na  tem  koniec?  Czy  można  było  jeszcze  zaćmić  ta- 
kiego Olizara  albo  Ubysza  ?  Owszem.  Można  było  zabić  sejm 
przed  urodzeniem,  t.  j.  zerwać  go  przed  obiorem  marszałka.  Tę 
niesłychaną  nowość  przygotowano  poniekąd  w  dyskusyi  już  na 
sejmie  r.  1678  — 9-),  a  wypraktykował  ją  pierwszy  raz  —  nie 
pytając  o  konstytucyę  Nihil  Novi  —  Litwin  Dąbrowski,  poseł 
wileński,  na  sejmie  r.  1688  w  Grodnie^).  Znakomitą  dał  wtenczas 
zrywaczowi  odprawę  Karwicki,  pokomorzy  sandomierski.  Do- 
wiódł on  jasno,  jak  na  dłoni,  że  jeżeli  activitas  posła  zaczyna 
się,  zgodnie  z  należytem  rozumieniem,  od  chwili  sprawdzenia 
jego  obioru,  t.  j.  od  rugów,  a  więc  według  prawa,  już  pod  nową 
laską,  to  nikt  nie  może  pod  starą  laską  wstrzymywać  nieistnie- 
jącej jeszcze   czynności    sejmu ;   jeżeli   zaś   ta   ostatnia  pozostaje 


sejmiku  ziemi  dobrzyńsi<iej,  Rozprawy  Wydz.  Hist.  Fil.  Akademii  Umiejętności, 
XLVIII  (1906),  281-4.  Zaczęły  się  te  praktyki  w  r.  1660.  Od  r.  1703  do  1712  na  91 
zjazdów  61  odby}o'się  z  limitacyi.  Następstwem  fikcyi  pcrmanencyi  było  jednak 
to,  że  próbowano  na  sejmiku  wznowionym  protestować  przeciwko  czynnościom 
poprzedniej  sesyi.  Dochodziło  w  ziemi  dobrzyńskiej  do  limity  pięciokrotnej, 
a  w  województwie  ruskiem  —  nawet  do  kilkunastokrotnej :  Socłianiewicz,  Z  dzie- 
jów sejmiku  wiszeńskiego.  Kwart.  Hist.  XXIX  (1915),  21-3.  Por.  też  przedmowę 
Ant.  Prochaski  do  XXIi  tomu  Aktów  grodzkich  i  ziemskich. 

1)  Instrukcya  przedsejmowa  Sobieskiego  d.  22  października  1680  proponuje 
ogólny  zakaz  limitowania  sejmików;  nadto  żąda,  aby  województwa,  które  nie 
wypłacają  podatków,  nie  miały  przedstawicieli  w  sejmie  (Teki  Naruszewicza, 
478). 

2)  Ob.  niżej,  str.  300  nota.  Skrupuł  nad  Gruszeckim. 
■5)  Załuski,  li,  1057  sq. 


—     272     —  , 

w  chwili  zgromadzenia  się  posłów  bez  względu  na  rugi,  to  tem- 
samem  upaść  musi  liberum  veto  na  sejmikach  ').  Dylemat  zostać 
postawiony  tak  udatnie,  jak  rzadko  kiedy;  prawo,  polityka,  lo- 
gika, wszystko  przemawiało  przeciwko  Dąbrowskiemu,  a  jednak 
pretensya  do  rwania  sejmów  przed  obiorem  marszałka  zwycię- 
żyła ;  stany  rozjechały  się  do  domów  w  smutku  i  pokorze,  i  ta- 
kich strasznych  zwycięstw  nad  prawem  pisanem  miał  jeszcze 
„głos  wolny"  odnieść  piętnaście  (w  latach  1695,  1698,  1701  dwu- 
krotnie, 1719.  1720,  1729,  1730,  1732,  1735,  1750,  1754,  1760, 
1761  i  1762).  Nadużycie  raz  jeszcze  stało  się  prawem  zwyczajo- 
wem,  przerzuciło  się  na  sejmiki-)  i  ktokolwiekby  nie  uznawał 
tej  nowości,    miałby   przeciwko   sobie  świadomość  prawną  setek 


1)  Mowa  Karwickiego,  miana  3  lutego  1688  roku,  Teka  Podoskiego,'^V, 
97-8  :  Pytam  najprzód,  co  to  jest  activitas  posła  i  w  czem  zależy  ?  Zgodzimy 
się,  rozumiem,  na  to,  że  activitas  posła  zależy  w  tycli  dwóch  :  in  jurę  propo- 
nendi  et  in  jurę  vetandi,  to  jest,  że  każdy  poseł  może  to,  co  w  instrukcyi  ma, 
proponować  i  prosić  o  napisanie  tego  pana  marszałka,  a  o  konsens  izby  na  to  ; 
może  zaś  temu,  co  kto  inny  wnosi  i  co  mu  się  nie  zda,  contravenire,  vetare 
i  rzec:  nie  pozwalam.  W  tycłi  dwócli  wszystka  activitas  posła  zawiera  się.  Tu 
stanąwszy  pytam,  ta  activitas  posła,  to  jest  jus  proponendi  et  jus  vetandi,  skąd 
się  poczyna,  czy  od  starej,  czy  dopiero  od  nowej  laski  ? 

Jeżeli  od  starej  laski  poczyna  się  activitas  posła,  toć  każdy  ma  jus  pro- 
ponendi. Czemuż  tedy  bronicie  WMć  Panowie  projektu  icłimciom  pp.  wołyńskim 
pod  starą  laską  i  odsyłacie  icłi  do  nowej  ?  Druga,  cóż  mi  po  nowym  dyrekto- 
rze? Co,  jeżeli  mam  jus  proponendi,  które  jest  pars  prima  activitatis,  toć  mogę 
wnosić  artykuły  z  instrukcyi  mojej,  może  drugi,  trzeci  et  sic  per  conseąuens 
każdy  z  swojej,  cóż  zatem?  sequitur  to,  że  całe  sejmowanie  izby  poselskiej 
przeniesiemy  pod  starą  laskę  ;  przez  to  upadną  alternaty  prowincyi,  continuus 
będzie  marszałek  et  infinita  inconvenientia. 

Jeżeli  zaś  activitas  posła,  to  jest  jus  proponendi  et  yetandi,  dopiero  od 
nowej  laski  zaczyna  się,  jako  ja  ejus  sensus  jestem,  toć  już  poseł  nie  ma  acti- 
yitatem  pod  starą  laską  i  nie  może  nic  proponere  ani  vetare,  tylko  do  kresko- 
wania na  dyrektora  nowego  powinien  zaraz  przystępować;  a  jeśli  nie  ma  jus 
proponendi  ani  vetandi,  toć  nie  może  z  protestacyą  wychodzić,  i  choćby  wyszedł, 
nie  może  być  jego  valida  protestatio,  bo  pytam,  co  jest  wynijść  z  protestacyą? 
Jest  to  sistere  activitatem  pod  starą  laską,  kiedy  ani  on,  ani  ja,  ani  żaden  z  nas 
tej  nie  ma  ?  i  poco  mam  posyłać  po  posła,  żeby  mi  restituat  activitatem.  Jakoż 
mi  ją  może  restituere,  kiedym  ja  jej  nie  miał  i  wziąść  mi  jej  nie  mógł?  Bo  non 
existendis  nulla  privatio :  czegom  nie  miał,  tego  mi  wziąść  nikt  nie  mógł  i  wró- 
cić mi  nikt  nie  może". 

2)  Prusacy  pośpieszyli  zastosować  je  u  siebie  zaraz  w  latach  1697,  1699, 
1710  i  1728,  Lengnich,  j.  w.,  117-8. 


—     273     — 

tysięcy  szlachty,  a  gdyby  się  upierał,  wywołałby,  z  pod  ziemi 
duchy  Zebrzydowskich!  i  Lubomirsl^icłi. 

Cóż  ta  nowość  właściwie  znaczyła  ?  Czy  tylko  rozciągnięcie 
działania  veto  na  kilka  godzin,  które  schodziły  na  obiorze  mar- 
szałka? Niewielkaby  to  była  zmiana.  Tymczasem  od  r,  1688 
można  w  historyi  „wolnego  głosu"  datować  nową  fazę,  nowy 
okres  istnienia.  Veto  doczekało  się  wówczas,  już  po  zalaniu  ca- 
łej powierzchni  życia  publicznego,  rozszerzenia  w  głąb:  stało 
się  czemś  pierwotniejszem,  absolutniejszem,  niż  konstytucye  pi- 
sane. Spróbowało  stawać  do  nich  w  takim  stosunku,  jak  prawo 
fundamentalne  do  zwykłego  prawa  państwowego.  Więcej  nawet : 
Jeżeli  prawo  prywatne  w  teoryi  istnieje  na  podstawie  prawa  pań- 
stwowego,') to  w  Polsce  na  sejmach  regulamin,  a  więc  pewna 
część  prawa  państwowego,  stawał  się  ważnym  tylko  o  tyle,  o  ile 
uznawało  go  najwyższe  prawo  —  prawo  samowoli  szlacheckiej. 
Oszalała  świadomość  prawna  tłumów  wspięła  się  na  zawrotną 
wyżynę,  wychyliła  się  za  ostatnią  przełęcz,  ujrzała  przed  sobą 
otchłań  —  i  w  tym  momencie  zamarła... 

Że  taki  pęd  aspiracyi  indywidualistycznych  nie  uniknął  po 
drodze  walki  z  instynktem  kollektywistycznym,  każdy  to  łatwo 
zgadnie.  Zamoyscy,  Szyszkowscy,  Ostrorogowie  mieli  spadkobier- 
ców, albo  raczej  epigonów,  w  następnym  okresie,  Sicińskiego 
w  pierwszem  oburzeniu  wyklęto:  „Bodajeś  z  piekła  nie  wyszedł, 
któryś  zrządził  takie  nieszczęście!"  wołał  jeden  z  senatorów, 
a  obecni  odpowiedzieli:  „Amen,  amen!"  „I  tak  sejmowi  requiem 
zaśpiewano"  —  pisał  pewien  korespondent  z  Warszawy  —  „ale  bo- 
daj nie  zarazem  (cum)  requiem  Polski".  „Trudno  się  cieszyć, 
trudno  się  łudzić  w  tak  oczywistym  upadku,  w  ostatniem  niemal 
igrzysku  losu,  kędy  nas  pcha  przeznaczenie,  a  jako  niegdyś  po- 
wiedziano:  kogo  Bóg  chce  zatracić,  temu  rozum  odbiera" 2). 

Odczuli  grozę  położenia  poeci.  Za  śladem  Kochanowskiego, 
który  we  „Wróżkach"  i  w  „Zgodzie"  ^)  nie  szczędził  słów  prawdy 
wybrańcom  szlacheckim,    narzekał  na  kłótnie  i  upominał  posłów 


')  Jellinek,  Allgcmcine  Staatslchre,  r.  19 :  System  des  óffcntlichen  Rechts:. 

2)  Kubala,  Szkice  historyczne,  II,  108;  tamże,  113-4,  o  legendach,  zwią- 
zanych z  pamięcią  Sicińskiego,  i  o  niezaszczytnej,  ale  szczęśliwej  karycrze  ży- 
ciowej „upiora". 

3)  Wszystkie  dzieła  polskie,  wyd.  Turowskiego,  1,  133,  191,  II,  153.. 

la 


i 


—     274     - 

Miaskowski  i),  ostrzyli  swe  pióra  na  sejmach  Twardowski  ^)  i  Krzy- 
sztof Opaliński  ^).  Dopieroż  rozdźwięczały  się  żałosne  struny  po 
roku  1652!  Publicysta  Łukasz  Opaliński  zganił  veto  w  satyrze: 
„Coś  Nowego"  ■*);  Morstin  podówczas  wytwarzał  sobie  dewizę 
polityczną:  „Rządu  potrzeba"  ;  Wacław  Potocki  wzdychał,  jak  do 
zbawienia,  do  monarchii  dziedzicznej^).  Ale  najgłębiej  odczuł  ból 
oniemiałej  Rzeczypospolitej  rdzennie  szlachecki  miłośnik  wol- 
ności, Wespazyan  Kochowski :  ten  zaraz  wytknął  „Zbytnią  wolność 
na  sejmie  r.  1652",  później  w  niejednym  utworze,  nawet  w  apo- 
logetycznym  „Kamieniu  świadectwa",  na  cześć  Lubomirskiego 
pisanym,  skarżył  się  i  ostrzegał:  „W  pierścieniu  złoto,  w  złocie 
perła  znamienita  Kleopatry,  lecz  w  perle  trucizna  zakryta.  Ko- 
rona złotem,  perła  —  wolność  tej  ojczyzny:  Ostrożnie,  by  w  tej 
perle  nie  było  trucizny!"^)  Jak  na  poetów,  to  dosyć;  rzeczą  mę- 
żów czynu  było  wysnuć  stąd  morał  prawodawczy. 

Zanim  go  wysnuto,  spadły  na  Rzplitę  nowe  nawałnice  tatar- 
sko-kozackie,  moskiewskie,  szwedzkie,  siedmiogrodzkie.  Wnet 
dwór  królewski  wygnany  na  Śląsk,  kraj  cały  rozbiorem  zagro- 
żony. Wtedy  to  wśród  tułaczki  zrodziła  się  w  otoczeniu  Ludwiki 
Maryi  myśl  poważnej  naprawy.  Jedni  zapragnęli  monarchii  dzie- 
dzicznej na  wzór  francuski  przy  ukróceniu  kompetencyi  sejmu, 
inni  przedewszystkim  sięgnęli  do  gardła  „wolnemu  niepozwa- 
lam".  Jak  tylko  pozwoliły  wypadki  wojenne,  zasiadła  w  lutym 
1658  r.  w  Warszawie  konwokacya  senatorsko-szlachecka,  której 
jednem  z  zadań  miała  być,  zdaje  się,  reforma  parlamentarna.  Nad 
wynikami  jej  radził  przypuszczalnie  najbliższy  sejm  (w  lecie  t.  r.); 
nic  jednak  w  sprawie  reformy  nie  uchwalił.  Z  sejmu  r.  1659 
cała  sprawa  „sposobu  konkludowania  sejmów"  została  znów 
odesłana  na  konwokacyę  senatorsko-szlachecka ;  ta  zasiadała 
w  czerwcu  r.  1660  i  przygotowała  jakieś  propozycye  na  sejm 
następny  (1661).  W  tym  jednak  momencie  pierwszorzędna,  epo- 

')  Wiersze  „Na  Sejm  w  r.  1615"  i  „Na  Sejm  w  r.  1616"  (wyd.  Turow- 
skiego) 201  sq. 

2)  Satyr  na  twarz  Rzeczypospolitej,  1640. 

3)  Satyry  albo  przestrogi. 

4)  Por.  artykuł  Zawadzkiego  Stef.  o  Ł.  Opalińskim  w  Pracach  Komisyi  do 
badań  nad  hist.  lit.  i  oświaty,  Warszawa,  1914,  str.  335. 

5)  Moralia,  II  (wyd.  Akad.  Um.),  444-53  („Gdzie  rządców  silę,  rządu  mało"), 
f')  Wyd.  Turowskiego,  II,  32,  117,  121;   podobnie  w  Psalmodyi  Polskiej. 


-     275     - 

kowa  materya  naprawy  parlamentarnej  znika  z  porządku  dzien- 
nego ^). 

Dlaczego  tak  się  stało?  W  świetle  dotychczasowych  badań 
odpowiedź  brzmi  następująco.  Z  jednej  strony  poseł  austryackł 
Lisola  zwietrzył  w  ewentualnem  skasowaniu  liberi  veto  niebez- 
pieczeństwo dla  interesów  habsburskich,  a  mianowicie  dla  dyna- 
stycznych widoków  Leopolda  I  na  tron  polski,  które  krzyżowały 
się  z  polityką  dynastyczną  Ludwiki  Maryi,  wielbicielki  Francyi 
i  bojowniczki  kandydatur  burbońskich.  Lisola  mniemał,  źe  to 
królowa  głównie  dąży  do  reformy  sejmowej,  aby  tern  łatwiej  osa- 
dzić na  tronie  Francuza ;  więc  podburzył  do  oporu  biskupa  kra- 
kowskiego Trzebickiego,  marszałka  nadwornego  Łukasza  Opaliń- 
skiego i  Jana  Leszczyńskiego,  wojewodę  poznańskiego  -).  Rzecz 
nie  do  wiary,  a  jednak  prawdziwa  :  mądry  autor  „Rozmowy  Ple- 
bana z  Ziemianinem",  w  towarzystwie  dwóch  senatorów,  skądinąd 
nie  bez  zasług  i  nie  obranych  z  rozumu,  spiknął  się  z  obcym 
intrygantem  na  zgubę  reformy  parlamentarnej !  Któż  miał  poma- 
gać ojczyźnie,  jeżeli  tacy  ludzie  szkodzili?  Czego  trzech  magna- 
tów nie  chciało,  to  bez  przewrotu  nastąpić  nie  mogło,  a  na  za- 
mach stanu  grono  sejmowe  wobec  wiszącej  jeszcze  wojny  moskiew- 
skiej zdecydować  się  nie  mogło.  Z  drugiej  strony  Ludwika  Marya, 
kióra  chętnie  obaliłaby  veto  dla  dogodzenia  swym  ambitnym  za- 
miarom, traktowała  naprawę  sejmu,  jako  środek,  a  nie  jako  cel : 
dla  niej  celem  był  monarchizm  dziedziczny  w  guście  francuskim. 
Napotkawszy  tedy  trudności  już  na  wstępie,  puściła  całą  rzecz 
w  odwlokę  i  pokusiła  się  o  inne  środki,  bardziej  radykalne, 
a  mniej  uczciwe.  Dlatego  to  na  sejmie  roku  1661  wśród  walki 
o  elekcyę  Kondeusza  za  życia  króla  zabrakło  czasu  na  właściwe 
prace  reformatorskie. 

Główna  jednak  przyczyna  zwichnięcia  rozumnych  planów 
tkwiła  gdzieindziej.  Do  ostatnich  czasów  nie  było  wiadomo,  nad 
czem  (poza  ratyfikacyą  pokoju  oliwskiego)  radziła  konwokacya 
warszawska  r.   1660,  i  ta  niewiadomość  była  właśnie  bardzo  zna- 


')  W.  Czermak,  Próba  naprawy  Rzeczypospolitej  za  Jana  Kazimierza, 
Bibl.  Warsz.  1891,  I,  519-547,  artykuł,  gruntownie  skrytykowany  przez  W.  Saw- 
czyńskicgo  w  Kwartalniku  Historycznym,  VII  (1893),  240-284. 

2)  Walewski,  Historya  wyzwolonej  Rzeczypospolitej,  II,  64  sq. 

18* 


—     276     — 

mienna.  Mądrzy  ludzie  zawstydzili  się  czy  zlękli  swego  rozumu  ;■. 
nie  ogłosili  drukiem  żadnych  projektów.  Miscellanea  szlacheckie, 
te  zwierciadła  myśli  publicznej  swego  czasu,  nie  zawierają  prawie 
żadnych  pamiątek  owych  usiłowań.  Zachował  się  tylko  w  bardzch 
nielicznych  odpisach  projekt  bezimiennego  autora,  w  kształcie 
memoryału,  pod  nagłówkiem  :  „Uważenie  potrzebne  do  prędkiego 
zawierania  sejmów" ;  rozprawka  ta  była  zapewne  jednym  z  te- 
matów obrad  konwokacyi.  Anonim  stara  się  opracować  szczegó- 
łowy regulamin  dla  izb.  Wyłącza  od  udziału  w  zagajeniu  posłów 
i  senatorów  nietrzeźwych  albo  spóźniających  się  na  mszę  Św.; 
gdyby  kto  z  wyłączonych  wdzierał  się  z  hałasem  do  izby,  ta 
ostatnia  (względnie  senat)  większością  głosów  odsądzi  go  od 
funkcyi  na  danym  sejmie.  Większością  oddala  się  członków  zgro- 
madzenia, przybywających  w  3  dni  po  zagajeniu ;  tymże  trybem 
odbywają  się  rugi,  wybory  do  deputacyi  konstytucyjnej ;  żadna 
kontradykcya  nie  może  szkodzić  „sprawom  bezwątpienia  dobrym- 
i  zawsze  potrzebnym",  np.  pójściu  do  króla,  słuchaniu  paktów 
konwentów  i  t.  p.  procedurom  pomocniczym.  Zato  w  materyacli 
prawodawczych,  finansowych  i  we  wszystkich  głosowaniach  mery- 
torycznych reguła  jednomyślności  pozostanie  nietkniętą.  Znosi 
się  kolejne  głosowanie  senatorów,  gdyż  każdy  z  nich  przy  kon- 
kluzyi  będzie  mógł  wnosić  poprawki  i  niepozwalać  na  wnioski. 
Każde  województwo  głosuje  przez  jednego  posła  według  in- 
strukcyi ;  marszałek  „cicho"  konnotuje  te  głosy,  poczem  dawnym 
zwyczajem  nastąpi  ucieranie  artykułów.  Kontradykcya  „ex  po- 
testate  vetandi"  dopóty  będzie  ważna,  póki  dany  poseł  nie  wyjdzie 
z  izby;  każdy  powinien  bronić  swego  stanowiska  „prawem  i  do- 
bra pospolitego  albo  samej  słuszności  racyą,  a  nie  upornem  odej- 
ściem i  swawolą".  Dopiero  „po  wyjściu  dni"  ważne  będą  pro- 
testacye  nawet  posłów  odjeżdżających,  ale  przynajmniej  dwóch,, 
nie  jednego,  bo  według  rzymskiego  przysłowia  jednemu  świad- 
kowi nie  powinno  się  wierzyć,  chociażby  to  był  sam  Katon. 
Wniosek  stąd  jasny :  że  jeden  Siciński  nie  dałby  sobie  rady 
z  tak  zreformowanym  sejmem,  ale  dwóch  Sicińskich  dopięłoby 
swego'). 


')  Tekst  wydrukował  Kalicki,  O  niektórych  projektach  reformy  sejmowel 
w  XVII  wieku,  Przegląd  Polski,  VIII  (1873),  str.  119  sq. 


—     277     — 

Czy  konwokacya  zastanawiała  się  nad  tym  nieśmiałym  pro- 
jelctem'),  napewno  nie  wiadomo.  Z  pewnością  jednali  miała  ona 
przed  oczyma  plan  inny  2),  stokroć  głębszy  i  szerszy,  powiedzmy 
bez  ogródek  —  najdonioślejszy  ze  wszystkich  planów  reformy, 
jakie  zna  historya  polska  aż  do  czasów  Stanisława  Augusta, 
może  nawet  —  do  konstytucyi  Trzeciego  Maja.  Kto  go  ułożył 
i  według  jakich  wzorów?  W  każdym  razie  ktoś,  znający  porządki 
angielskie  i  francuskie,  o  wybitnych  przekonaniach  regalistycz- 
nych ;  jeżeli  nie  kanclerz  Mikołaj  Prażmowski,  to  ktoś  z  jego 
■otoczenia.  Tu  niema  już  gawędy  o  instrukcyach,  o  ucieraniu  arty- 
kułów, o  ważnych  protestacyach.  Wszystko  poddano  pod  decy- 
zyę  większości  ^3  głosów  w  każdej  izbie,  przy  głosowaniu  taj- 
nem,  i  przy  włożeniu  na  posłów  specyalnej  przysięgi.  Wszelkie 
aklamacye,  konsensy  jednomyślne  i  protesty  zniesione.  Obmyślony 
subtelny  tryb  postępowania  dla  obu  izb.  O  sprawach  dotyczą- 
-cych  całej  Rzplitej  senat  i  posłowie  naradzają  się  razem  przy 
królu  przez  poniedziałek  i  wtorek ;  rozstrzygają  izby  osobno 
we  środę  (najpierw  izba  poselska).  Jeżeli  senat  odrzuca  uchwałę 
izby,  projekt  upada  i  nie  może  być  wznowiony  w  tym  roku. 
(Sejmy  sześciotygodniowe  zbierają  się  corocznie).  Jeżeli  senat 
wnosi  poprawki,  izba  głosuje  powtórnie  i  znów  odsyła  wniosek 
do  senatu  (dalsza  procedura  w  tym  wypadku  nie  przewidziana). 
Król  może  odrzucić  zgodną  uchwałę  obu  izb,  ale  jeżeli  to  czyni 
wbrew  prawu,  t.  j.  w  odpowiedzi  na  żądanie,  uzasadnione  prawem, 
wówczas  izby  mogą  zawiesić  swą  działalność,  dopóki  król  nie 
zmięknie,  a  ewentualnie  mogą  postąpić  według  dawnych  ustaw  — 
należy  się  domyślić :  wypowiedzą  posłuszeństwo.  W  braku  większo- 
ści kwalifikowanej  rzecz  puszcza  się  w  reces ;  wyjątek  od  tego  wy- 
magania robi  się  dla  spraw,  które  specyalna  deputacya  senatorsko- 
szlachecka  uzna  za  nagłe.  Również  wnioski,  idące  na  korzyść 
jednej  tylko  prowincyi,  jednego  wyznania,  albo  stanowiące  przed- 
miot sporu  między  stanem  świeckim  i  duchownym,  nie  podle- 
gają zwykłemu  trybowi  głosowania:  rozważać  je  będą  najpierw 
deputacye    rozjemcze,    złożone   z    przedstawicieli  stron  w  równej 


1)  Jak  sądzi  Sawczyński,  272. 

2)  Pierwszy  zwrócił  nań  uwagę  T.   Korzon,  Dola  i  niedola  I,  173.    Ogła- 
szamy cały  tekst  w  Załącznikach  Nr.  3. 


-     278     — 

liczbie,  potem  uchwała  zapada  w  deputacyi  absolutną  większością^ 
a  w  razie  równości  dyrymuje  król.  Członków  deputacyi  nie  mia- 
nuje marszałek,  jak  to  bywało  pod  rządem  liberi  veto,  lecz  obie- 
rają izby  według  prowincyi  w  dwustopniowem  głosowaniu.  W  ten 
sam  sposób  obiera  izba  poselska  21  „posłów  rezydentów"  (po  7 
z  prowincyi),  którzy  w  przerwach  między  sejmami  razem  z  21 
senatorami  rezydentami  utworzą  organ  dozorczo-doradczo-wyko- 
nawczy  przy  królu.  Król  zresztą  wobec  tej  rady  nieustającej,  jak 
i  wobec  sejmu,  zachowa  niezależne  veto  monarsze. 

Mamy  więc  oba  bieguny  ówczesnej  myśli  odnowicielskiej, 
przedzielone  przepaścią  —  plan  minimalny  i  maksymalny.  Pierwszy 
nie  mógł  zadowolić  Ludwiki  Maryi,  bo  też  nie  mógł  uzdrowić 
sejmu.  Drugi,  skuteczny,  musiał  przerazić  szlachtę.  Stronnicy  au- 
stryaccy  zaalarmowali  opinię,  przedstawili  reformę  sejmową,  niby 
machiawelistyczny  zamysł  samej  królowej,  służący  celom  elekcyi 
vivente   rege.   Sejmiki,    zrazu  przychylne,  nastroiły  się  nieufnie  '). 

1)  Pawiński,  Dzieje  Ziemi  Kujawskiej  II,  108—9,  147;  Rządy  Sejmikowe, 
371.  Kluczycki,  I.auda  Dobrzyńskie  21,  43.  Porównanie  instrukcyej  sejmikowej 
ichm.  pp.  posłom  od  ziem  województwa  mazowieckiego  i  podlaskiego  wypra- 
wionym, danych  (sic)  na  generały  tychże  wyjcwództw...,  w  Warszawie  uczynione 
i  do  spólnego  poparcia  na  sejmie  zalecone  28  kwietuia  1661  ;  „Ad  rationem 
concludendorum  consiliorum  tak  się  ichm.  pp.  posłowie  zgadzać  będą,  jakoby 
przez  tę  inwencyą  status  Reipublicae  prior  non  convellatur.  Między  innemi 
jednak  sposobami  podadzą,  aby  przy  obieraniu  pana  marszałka  poselskiego, 
obrano  po  trzech  deputatów  ex  gentibus,  którzyby  przysięgli,  iż  żadnej  konsty- 
tucyi  non  connotabunt,  na  którąby  spoina  zgoda  na  dole  nie  zaszła,  na  górze 
zaś  żadnej  czytać  nie  będą,  któraby  przynajmniej  trzema  rękami  ex  collegio 
suorum  podpisana  nie  była.  Druga,  żaden  z  ichmciów  pp.  posłów  propozycycj 
wnosić  nie  powinien,  tylko  sam  jmp.  marszałek,  scrvato  eo  ordine,  jak  Król 
Jmć  w  propozycyach  na  sejmiki  i  na  sejm  scripsit,  a  gdy  co  restabit  z  czasu,, 
to  dopiero  per  ordinem  z  województw  każdego  województwa  propozycye  tra- 
ktowane być  mają.  Trzecia :  którykolwiek  poseł  we  dwie  niedziele,  w  sejm 
wstąpiwszy,  nie  zjedzie,  aby  vocem  activam  utracił  i  tylko  rationem  inferendo- 
rum  podatków  ziemi  swojej  mógł  mówić.  Czwarta :  aby,  gdzie  się  sejmiki  rozry- 
wają, drugie  z  kancelaryi  wydawane  nie  były.  A  iż  do  ustrzeżenia  się  huku 
siła  pomoże  wczesna  combinatio  animorum,  tedy  starać  się  ichm.  pp.  posłowie 
omnimodo  będą,  aby  generały,  dawnem  prawem  opisane,  na  miejscach  i  w  cza- 
sie zwyczajnym  odprawowane  były,  na  którychby  należący  posłowie  między 
sobą  porównali  instrukcye,  unum  sensu m  z  nich  uczynieli,  któryby  potym  na 
sejmie  unanimi  voce  promowowali"  (Ms.  Teki  Pawińskiego).  Z  takiemi  to  skromnemi 
koncesyami  przybyło  na  sejm  1661  r.  26  posłów  mazowieckich  i  podlaskich. 


—    27y    - 

Nadeszły  lata  fermentu  rokoszowego,  i  całe  wielkie  przedsię- 
wzięcie przepadło.  Wraz  z  niem  przepadła  najlepsza  sposob- 
ność, kiedy  można  było  jeszcze  po  najeździe  szwedzkim  dopro- 
wadzić naród  do  opamiętania.  My  dziś,  chowając  w  gorzkiej  pamięci 
nazwiska  Lisoli,  Trzebickiego,  Opalińskiego,  Leszczyńskiego 
i  spółki,  uznając  nawet,  że  królowa  niedość  umiłowała  sprawę 
reformy  sejmu  dla  niej  samej,  musimy  jednak  przyznać,  że 
sprawa  ta  upadła,  bo  była  niepopularna  ^). 

Wszystko,  co  wiadomo  o  późniejszych  wystąpieniach  prze- 
ciwko liberum  veto  aż  do  czasów  saskich,  redukuje  się  do  bardzo 
skromnej  miary.  Czasem  ujawnią  się  czyjeś  osobiste  dobre  chęci, 
może  i  dalekosiężne,  ale  platoniczne ;  czasem  zabrzmi  czyjś  głos 
indywidualny,  cóż  kiedy  samotny,  istny  głos  na  puszczy.  Zbio- 
rowych czynów,  ani  nawet  usiłowań  nie  widać.  Bądź  co  bądź, 
w  myśl  starego  przysłowia  o  bezrybiu,  zebraliśmy  skrzętnie  ślady 
takich  zamysłów,  aby  je  uwypuklić  na  tle  rosnącej  martwoty 
i  zacofania. 

Po  abdykacyi  Jana  Kazimierza  najgoręcej  brał  do  serca 
uzdrowienie  sejmów  ksiądz  podkanclerzy  Andrzej  Olszowski, 
główny  doradca  Michała  Korybuta.  Zabierał  on  głos  w  tej  spra- 
wie parokrotnie.  Na  sejmie  koronacyjnym  radził  pozywać  zry- 
wacza  przed  trybunał  albo  oddawać  pod  „sąd  nadzwyczajny" 
izby  poselskiej.  Wszystko  daremnie:  znany  Olizar  zniszczył 
wniosek  razem  z  całym  sejmem.  Na  wiosnę  r.  1670  Olszowski 
proponował  uporządkowanie  obrad  w  tym  duchu,  aby  najpierw 
rozważać  projekty  rządowe,  potem  wojewódzkie,  a  na  końcu  pry- 
watne;  swój  środek  zaradczy  na  zrywaczów  rozwijał  w  tym  duchu, 
aby  izba  poselska  opiniowała  o  ważności  protestacyi  (zapewne 
trybem  sądowym,  t.  j.  większością),  poczem  król  ogłaszałby 
w  uniwersałach  nazwisko  winowajcy,  a  szlachta  sama  wymie- 
rzałaby sprawiedliwość.  Izba  tym  razem  sprzysięgła  się,  że  ni- 
komu nie  pozwoli  rwać  obrad  przed  końcowem  połączeniem 
z  senatem,  warując  zresztą,  że  to  ograniczenie  obowiązywać  bę- 
dzie tylko  ten  sejm,  a  nie  wszystkie  sejmy  nadaP).  Istotnie  sejm 


')  Wbrew  opinii  p.  Sawczyńsklego,  281.  Autor  przyjmuje  za  dóbr;)  mo- 
netę frazesy  instrukcyi  o  naprawie  sejmowania.  My  wiemy,  do  czego  te  pobo- 
żne życzenia  doprowadziły  (ob.  wyżej,  str.  259-Gl). 

2;  Zawadzki,   113;  Załuski,  1,  234;  por.  Korzon,  II,  268. 


-     280     - 

został  zerwany  —  dopiero  w  senacie.  Jesienią  tegoż  roku  sprawę 
skutecznego  zawierania  sejmów  poruszył  znowu  Olszowski  w  pro- 
pozycyi  tronowej ;  nastąpiły  nader  „subtelne"  debaty,  którycłi  je- 
dynym owocem  był  wniosek  podkanclerzego,  aby  na  wszystkie 
czynności  wyznaczyć  ściśle  pewne  dni,  a  konkluzye  w  senacie 
przedłużyć  o  dni  kilka  i).  Obeszło  się  i  bez  takiej  reformy. 
Wogóle  wszystkie  te  wnioski  podkanclerzego  nie  zawierały  żadnej 
skutecznej  reformy  i  nie  mogły  jej  zawierać,  skoro  apelowały  do 
poparcia  wychowanków  politycznych  Jerzego  Lubomirskiego. 
Chodziło  poprostu  o  doraźne  zapewnienie  skuteczności  sejmów, 
zapomocą  terroru  demagogicznego,  w  interesie  tej  partyi  austry- 
acko-zachowawczej,  która  dźwignęła  z  nicości  Wiśniowieckiego. 
Nieco  dalej  sięgała  rada  Olszowskiego,  podana  po  proteście  Olizara 
(w  listopadzie  1669  r.),  aby  unieważnić  jego  veto  i  kontynuować 
obrady ;  oczywiście  nie  znalazła  ona  poparcia  ^). 

Podczas  bezkrólewia  z  poza  stronnictw  rozległ  się  głos 
znacznie  śmielszy  i  rozsądniejszy,  szkoda  —  że  anonimowy.  Ktoś 
przejęty  grozą  położenia  kraju  wśród  wojny  tureckiej,  uprojekto- 
wał  „Kaptur  nowy  na  interregnum".  Wprawdzie  i  ten  projekto- 
dawca nie  mógł  się  uwolnić  od  wyobrażenia,  że  tylko  zgoda 
powszechna  daje  powagę  elekcyi,  ale  rozumiał  ją  nakszałt  zna- 
nej nam  staroniemieckiej  „folgi",  jako  nieuniknione  następstwo 
tego,  że  wprzód  „marszałek  rycerski,  zebrawszy  suffragia,  w  kole 
generalnem  przeczyta,  pluralitatem  opowie  i  kontrowersyą  każ- 
dego senatora,  posła  i  szlachcica...  uspokoi  i  do  jedności  (et  ad 
anionem)  przywiedzie".  Na  czem  ma  polegać  uspokojenie  kon- 
trowersyi,  zwłaszcza  gdy  po  niem  marszałek  ma  jeszcze  pytać 
o  zgodę  powszechną,  niewiadomo;  godzi  się  jednak  przypuścić, 
że  główny  nacisk  kładzie  autor  na  „opowiedzenie"  większości, 
a  nie  na  owo  uspokojenie,  które  mogłoby  się  okazać  czczą 
formalnością.  Dalej,  uznając  fakt  deprawacyi  wolności  polskiej, 
anonim  obmyśla  „sejmików  i  sejmów  odprawowania  normę: 
chciałby  zwrócić  „sejmiki  powiatowe  do  generałów"  dla  ujedno- 
stajnienia instrukcyi,  a  potem  „niech  trzema   lub  czterema  głosy 


')  Zahiski,  I,  268,  320;  Kalicki,  115. 

2)  Zawadzki,    100:    „Sed   variis  oppugnatus   scntentiis,  nulloąue   adjutus 
suffragio,  sententiam...  deseruit".  Por.  Korzon,  II,  278. 


—     281     — 

wszystkie  Rzplitej  sprawy,  według  dawnego  prawa  i  obyczaju 
(antiguo  jurę  et  usii)  przodków  naszych,  zgodnie  się  konkludują": 
znowu  niejasna  myśl  i  niejasne  wyrażenie,  z  którem  nie  wie- 
dzielibyśmy, co  począć,  gdyby  nie  dalsza  rada,  już  nie  tak  dwu- 
znaczna —  niech  na  sejmikach  wszędzie  marszałkowie  większością 
głosów  obierani  będą,  niech  kontradykcye  każdego  rationibus 
juris  et  status,  nie  uporem  idą,  a  na  upór /7/;//-cr//VflS  zgodę  niech 
konkluduje;  a  tak  sejmik  nigdy  się  nie  rozerwie,  ani  się  głosu 
wolnego  naruszy,  który  na  prawie,  nie  na  uporze,  jest  fundo- 
wany". Koniec  końcem  niewiadomo,  czy  poczciwy  domorosły 
autor  „kaptura"  ma  na  myśli  sejm,  czy  też  bliższe  sobie  sej- 
miki, i  jak  zamierza  postąpić  z  kontradykcyą  jednostki,  fundo- 
waną na  prawie.  Bo  przecież  proponowana  przysięga  poselska, 
że  każdy  poseł  ma  działać  według  swego  rozumu  i  sumienia, 
„bez  respektu  żadnego  prywatnego",  i  nie  odstąpi  „bez  konklu- 
zyi"  żadnej  materyi,  z  artykułów  województw  ordynowanej  — 
taka  rada  obstrukcyi  sejmowej  nie  usunie  '). 

Dzieje  wewnętrzne  panowania  Sobieskiego  zamało  są  znane, 
by  można  było  oskarżać  jego  spółcześników  o  zupełne  zaniedbanie 
reformy  sejmowej.  Bądź  co  bądź  wiadomości  nasze  o  tej  epoce 
nie  świadczą,  żeby  zrozumienie  niedomagań  ustrojowych  Polski 
stało  na  wysokości  czynów  orężnych  Jana  III.  Zwycięzca  z  pod 
Chocimia  i  Wiednia  osobiście  nigdy  nie  wskazał  radykalnego 
środka  na  veto  ;  owszem,  żywił  poważanie  dla  głośnego  doktry- 
nera  wolności,  Andrzeja  Maksymiliana  Fredry  -)  i  sam  był  przezeń 
wielbiony.  Raz  nawet,  na  elekcyi  Wiśniowieckiego,  tak  skwa- 
pliwie uznał  ważność  pewnego  protestu  ^),  że  pewno  mu  w  tej 
chwili  nie  błogosławił  z  za  grobu  ojciec  Jakób,  znakomity  swego 
czasu  parlamentarysta.  Król  Jan  wprowadził  jednak  na  pokoje 
dworskie  i  do  sali  senatu  pewien  powiew  zachodni,  wielką  cześć  dla 
rządów  francuskich  i  nierozłączny  z  nią  krytycyzm  względem 
sarmackiej  swojszczyzny.  To  też  na  sejmach  za  jego  panowania 
słychać   było   nieraz    głosy  światłe,    odbijające  od  ogólnej  atmo- 


1)  Przez   dziwne   nieporozumienie,   Konarski   i   Załuski   wydrukowali   ten 
projekt  w  Woluminach  Legum,  t.  V,  str.  189. 
2|  Korzon,  II,  222-3. 
3)  Korzon.  II,  241-5. 


—     282     — 

sfery  pojęciowej,  i  co  za  tem  idzie  —  bezsilne.  Na  sejmie  gro- 
dzieńskim 1678-9  r.  wnosił  Krzysztof  Grzymułtowski,  wojewoda 
poznański,  uporządkowanie  obrad ;  podkanclerzy  koronny,  Jan 
Wielopolski,  przypomniał  (10  stycznia)  prace  konwokacyi  za  Jana 
Kazimierza,  zmarnowane  przez  „niewczesny  niepokój"  szlachty 
przed  uszczupleniem  wolności,  i  żądał  ponownego  wyznaczenia 
komisyi  senatorsko  -  szlacheckiej,  któraby  najdalej  na  następny 
sejm    przygotowała    plan   naprawy  według    wzorów  weneckich  '). 

W  niewątpliwym  związku  z  temi  przemówieniami  znajduje 
się  wielki  memoryał  biskupa  kijowskiego  Andrzeja  Chryzostoma 
Załuskiego,  przesłany  przezeń  Wielopolskiemu  pod  datą  10  paź- 
dziernika 1679  roku.  Pismo  traktuje:  „O  nadużyciach  sejmowycłi 
w  sposobie  obradowania  i  uchwalania".  Dziwne  zapomnienie 
pokryło  ten  wybitny  pomnik  staropolskiej  myśli  reformatorskiej,, 
najwybitniejszy  w  XVII  wieku  obok  „Rozmowy  plebana  z  zie- 
mianinem" i  wniosków  konwokacyi  1660  roku.  Historycy,  z  wy- 
jątkiem Teodora  Morawskiego -),  zupełnie  o  nim  nie  wspominają; 
mniej  dziwne,  że  zapomnieli  współcześni,  skoro  autor,  jak 
zwykle,  zataił  swą  mądrość  przed  światem  i  ogłosił  ją  dopiero 
w  r.  1709  po  łacinie,  w  ciężkich  foliantach  „Epistolarum  łiisto- 
rico-Familiarium" . 

Bez  niezawodnego  sposobu  konkludowania,  sądzi  biskup 
kijowski,  t.  j.  bez  zasady  większości,  jednomyślna  zgoda  byłaby 
środkiem  najlepszym,  gdyby  strona  praktyczna  odpowiadała  jego 
wewnętrznej  wyższości.  Skoro  atoli  posłowie  upierają  się  nie 
przy  prawach  i  wolnościach,  lecz  przy  prywacie,  wysługują  się 
obcym  rządom  i  fakcyom  domowym,  a  nawet  zaprzedają  się 
żydom,  gdy  cały  sejm  ginie  pod  nawałą  sprzecznych  dezydera- 
tów ziemskich,  wpychanych  na  pierwsze  miejsca,  przez  co  król 
zdobywa  we  wszystkiem,  prócz  ściągania  podatków,  nieograni-^ 
czoną  władzę,  niech  już  lepiej  ulega  mniejsza  liczba  większej^ 
niżby  pozornie  rządzić  miała  zgoda  powszechna,  a  naprawdę 
rządziłby  jedynowładca.  Uchwały  pLuralitatis  nie  mogą  wiązać 
tylko  króla,  który  powinien  zachować  prawo  zatwierdzania  icli 
i  poprawiania.  Innemi  słowy,  Załuski  gotów  jest  odebrać  posłom 


')  Dyaryusz  łaciński  tego  sejmu  w  Ms.  Bibl.  Czart.  409. 
2)  Dzieje  narodu  polsI<iego,  IV,   102. 


—     283     — 

„wolne  niepozwalam"  i  oddać  je  monarsze  w  postaci  nowoczes- 
nego veto  konstytucyjnego,  i  to  nawet  z  pewnym  dodatkiem 
(prawo  poprawiania  uchwał  sejmowych).  Na  taką  zmianę  decy- 
duje się  on  dopiero  jednak  pod  dwoma  warunkami :  po  pierwsze, 
posłowie  mają  przysięgać,  że  dbać  będą  tylko  o  dobro  pospo- 
lite, powtóre,  głosowanie  powinno  być  tajne.  Przy  jawnem  gło- 
sowaniu biskup  nie  chce  ani  prawa  większości,  ani  zaprzysięga- 
nia  posłów.  Przechodząc  dalej  od  rozważań  ogólnych  do  kon- 
kretnego projektu  naprawy,  Załuski  staje  na  stanowisku  kompro- 
misowem,  gdyż  rozciąga  władzę  większości  bezwzględnej  tylko 
na  rugi,  obiór  komisyi,  usuwanie  spóźniających  się  posłów  itp. 
uchwały  porządkowe.  Marszałek  powinien  powściągać  swą  władzą 
gadułów  obstrukcyonistów.  Do  odrzucenia  wniosku  wystarczać 
ma  kontradykcya  nie  jednego  posła,  lecz  conajmniej  trzech  sej- 
mików, głosujących  jednozgodnie  —  ulga  ogromna,  która  w  prak- 
tyce ocaliłaby  mnóstwo  projektów  ').  Niestety,  autor  spłaca  fatalną 
dań  duchowi  czasu,  odróżnia  bowiem  od  zwykłej  kontradykcyt 
zrywanie  sejmów  (scindere  comitia),  uznaje  możliwość  i  sku- 
teczność zerwania  obrad  przez  jednego  posła,  choćby  przez  upór, 
w  imię  prywaty,  byle  sprawca  nie  wyjechał  z  miasta,  gdzie  za- 
siada zgromadzenie,  i  miał  odwagę  kilkakrotnie  ponawiać  swój 
protest.  Zrywacz  powinien  pod  przysięgą  podać  swój  manifest 
do  grodu,  poczem  trybunał  za  pozwem  instygatorskim  rozważy 
jego  postępek.  Mała  pociecha,  —  dodajmy  od  siebie  —  jeżeli 
wyrok  potępiający  zapadnie  już  po  zniszczonym  sejmie^). 

Na  sejmie  r.  1681  było  parę  momentów,  kiedy  obóz  dworski 
decydował  się  już  rozstrzygać  poszczególne  kwestye  większością, 
lecz  ustępował  wobec  groźby  zerwania^).     Król    w  instrukcyi  na 


M  Radę  taką  podał  już  sejmik  sieradzki  w  instrukcyi  z  d.  21  czerwca 
1658  r.  (Ms.  Teki  Pawińskicgo). 

2)  De  exorbitantiis  comitialibus  in  consulendi  et  concludcndi  modo,  Ep. 
Hist.  Fam.  I,  cz.  2,  str.  746  i  n. 

3)  Teki  A.  Pawińskiego,  tom  VI,  105,  107-8,  111,  123.  Młodzieniec  jakiś- 
mówił  19  lutego  o  wychodzącym  kontradycencie,  że  go  „nec  pro  icgitimo  nun- 
tio  censendum".  ,In  contrarium  prolatum  yetcranum  dc  Rcpublica  bene  meren- 
tem  a  tirone  nunc  recenter  in  conventu  comparcnte  non  opprirnendum,  nec 
tantam  juveni  licentiam  dicendi  concedendam".  Obrażony  młodzieniec  wyszedł 
sam  z  protestacyą,  ale  uproszony  przez  marszałka,  wrócił. 


—     284     — 

sejmiki  przed  sejmem  roku  1688  wskazywał  konieczność  ukró- 
cenia władzy  sejmików  relacyjnych,  aby  nie  śmiały  obalać  ucłiwał 
sejmowych  i).  Oba  powyższe  sejmy  zostały  zerwane.  Na  sejmie 
r.  1689  przygotowywano,  a  na  następnym,  16  lutego  1690  roku, 
uchwalono  nowy  regulamin,  gdzie  przewidziano  dokładnie,  w  jakim 
porządku  mają  następować  po  sobie  różne  czynności,  kazano 
kończyć  sejm  we  właściwym  terminie  bez  świec,  nie  przewidziano 
tylko,  jak  ocalić  sejmy  przed  skutkami  jednomyślności  i  wolnego 
veto  2),  W  propozycyi  kanclerskiej  10  stycznia  1693  roku  znowu 
figurował  punkt  o  zabezpieczeniu  uchwał  sejmowych  przed  oba- 
laniem przez  sejmiki^).  Przed  sejmem  grudniowym  tegoż  roku 
znów  apelował  król  do  wyborców,  aby  zabronili  posłom  rwania 
sejmów  i  pozwolili  traktować  rwaczów  jak  wrogów  ojczyzny. 
Skutek  był  taki,  że  14  sejmików  w  Koronie  zerwano,  4  zalimi- 
towano,  propozycya  nie  wywołała  nigdzie  przychylnego  echa, 
przeciwnie,  wiele  artykułów  opatrzono  złowrogim  przypisem :  żą- 
dać „sub  discrimine  sejmu''.  Zgromadzenie  stanów  nie  doszło  do 
skutku  dla  choroby  królewskiej^). 

Reasumując  powyższe  dane,  stwierdzamy :  ani  jeden  ze 
zwolenników  naprawy  parlamentarnej  od  niefortunnej  próby  za 
Jana  Kazimierza  nie  zawołał  poprostu :  „precz  z  wolnem  nie- 
pozwalam!"  Wszyscy,  nie  wyłączając  Załuskiego,  okazali  się 
w  praktycznych  wnioskach,  poza  sferą  rozważań  akademickich, 
wiernymi  synami  swego  pokolenia.  Aby  tak  wprost,  brutalnie 
targnąć  się  na  bożyszcze  szlacheckie,  aby  zaatakować  je  razem 
z  wolną  elekcyą,  na  to  trzeba  być  wyrzutkiem  ojczystego  gniazda, 
■demagogiem,  burzycielem,  postrachem  i  ohydą  poczciwego  na 
swój  sposób  społeczeństwa !  Bo  właśnie  za  takiego  wyrodka  był 
uważany  pan  Bogusław  Baranowski,  groźny  marszałek  rokoszu 
wojskowego  z  r.  1696,  który,  wrzynając  się  we  ;. wnętrzności  ojczyzny" 
po  chleb  dla  swych  kommilitonów,  jednocześnie  w  interesie  najniż- 
szych sfer,  zamyślał  podobno  oba  takie  zamachy  —  na  veto  i  na 
elekcyę  ^).  Veto  podkopywało  byt  wojska  —  żołnierz,  przynajmniej 


^)  Instrukcya  na  sejmiki  roku  1687  w  Tekach  Lukasa.  (Rps.  Bibi.  Ossol.^. 

2)  Relacye  rezydenta  brandenb.   Wernera   i    Dyaryusz  w  Tekach   Lukasa. 

3)  Propozycya  w  Tekach  Lukasa. 

4)  Według  doniesień  brandenburskich  w  Tekach  Lukasa. 

^)  Walewski,  Dzieje  bezkrólewia  po  skonie  Jana  III,  250-1,  259-61. 


—     285     - 

na  chwilę,  póki  był  głodny,  znienawidził  veto.  Z  chwilą  upadku 
ruchu  strejkowego,  po  zaspokojeniu  długów  żołnierskich,  towa- 
rzysz Baranowski  znikł  ze  swą  rewolucyjną  ideą. 

Kontratak  reformatorów  załamał  się.  Z  jakiej  przyczyny? 
W  poprzednim  okresie  kluczem  do  wyjaśnienia  jego  bezowocności 
był  nastrój  i  poziom  umysłowy  sejmującego  grona.  Teraz  wy- 
padnie nam  przejść  od  wskazania  tej  najbliższej  przyczyny,  do 
przyczyn  głębszych  i  dalszych.  Przedtem  jednak  spróbujmy  skon- 
struować dogmatycznie  istotę  „głosu  wolnego"  w  pełni  rozkwitu 
i  przyjrzeć  się  jego  funkcyonowaniu  w  praktyce. 


ROZDZIAŁ  11. 

Czy  liberum  veto  miało  podstawę  w  prawie  pisanem?  Przepisy  z  lat  1609,  1632, 
1669,  1673,  1679,  1683,  1696,  1717,  1718,  1736.  Jus  vetandi  przy  prawie. 
Opinie  uczonych  prawników.  Dresner,  Zalaszowski,  Chwalkowski,  Hartknoch, 
Lengnich.  Doktrynerzy,  And.  Maks.  Fredro;  jego  „Fragmenta"  i  późniejsze  pisma. 
Popularyzacya  doktryny.  Nasze  określenie  i  konstrukcya  „wolnego  niepozwalam". 
Różne  stopnie  tego  prawa.  Jednomyślność  w  senacie-  Czy  można  skasować  pro- 
test ?  Bezwzględna  moc  veto.  Porównanie  z  konstytucyjnem  veto  monarchy. 
Niezbywalność  suwerenitetu  jednostki.  Znamienne  przykłady  z  lat  1669,  1670, 
1683.  Ekstrawagancye.  Odstępstwa  od  doktryny :  „nic  na  mnie  bezemnie".  Nie- 
tykalność sądów  sejmowych  dla  zrywacza.  Les  absents  ont  tort.  Konfederacye 
w  wieku  XVII.  Elekcya  jednomyślna;  jednak  zerwać  jej  niemożna.  Prawo  wię- 
kszości w  konfederacyach.  Sejmy  pod  węzłem.  Dwojaka  synteza  sejmu  i  konfe- 
deracyi.  Czy  można  było  prawnie  zerwać  konwokacyę  ?  Analiza  faktu,  za- 
szłego w  r.  1696. 

Wykład  o  istocie  i  skutkacii  prawnych  oraz  politycznych 
,„wolnego  niepozwalam"  musi  obrać  za  punkt  wyjścia  Yolumina 
Lęgu  ni. 

Na  pytanie:  „czy  jest  jakie  prawo  pisane,  pozwalające  rwa- 
nia i  niszczenia  sejmów?"  Stanisław  Konarski,  pierwszy  wydawca, 
a  więc  też  najlepszy  znawca  ustaw  krajowych,  odpowiedział 
swego  czasu  :  „Subtylizujcie...  jak  chcecie...  przytaczajcie,  jakie 
chcecie,  prawa  na  próbowanie  tej  szkodliwej  ojczyźnie  mocy,  pra- 
wda musi  na  wierzch  wyniść  i  rozum  musi  wziąć  górę:  ...mię- 
dzy wszyslkiemi  głos  wolny  warującemi  prawami  niemasz  ża- 
dnego..., któreby  dozwalało  psuć,  niszczyć  i  rozsypywać  sejmy, 
ale  to  tylko  jest,  jednem  słowem,  złe  zwyczajowe  bezprawie"  ^). 
Opinia  wielkiego  Pijara    zwyciężyła    do   tego   stopnia,   że    kiedy 


*)  O  Skutecznym  Rad  Sposobie,  II,  56-7. 


-     287     — 

w  r.  1772  przybył  do  Warszawy  poseł  rosyjslii  Stackelberg,  aby 
przeprowadzić  jednocześnie  z  rozbiorem  częściowe  reformy,  mu- 
siał zaświadczyć,  źe  istotnie  aż  do  roku  1766  zabójczej  takiej 
ustawy  nie  było  ^). 

Czy  Konarski  miał  słuszność?  Czy  nie  uniósł  go  chwalebny 
zapał  publicystyczny?  Zbadajmy  rzecz  samodzielnie  ab  o^o. 

Jeżeli  chodzi  o  ścisłe  określenie  liberł  veto,  to  czasy  naj- 
większego kultu  tej  idei  nie  zdobyły  się  na  nie.  Przedewszyst- 
kiem,  prawo  obowiązujące  nietylko  nie  podyktowało  ważnej  dla 
całego  ogółu  definicyi,  ale  nawet  nie  wyraziło  istoty  veto  w  prze- 
pisach. Próbowano  nieraz  cytować  na  jego  uzasadnienie  ustawę 
Nihil  Novi,  później  przytaczano  porokoszową  ustawę  Zygmunta 
III  r.  1609,  która  poprostu  zapewniała  każdemu  szlachcicowi  na 
sejmiku  powiatowym,  a  posłowi  na  sejmie  „według  dawnego  zwy- 
czaju, prawem  opisanego"  „wolne  domówienie  się  wolności  i  ca- 
łości praw  swych",  t.  j,  możność  interpelacyi  w  obronie  swych 
osobistych  uprawnień-).  Na  konfederacyi  warszawskiej  r.  1632 
przed  elekcyą  Władysława  IV  stanęła  uchwała,  aby  niewolno  było 
króla  nominować,  publikować  albo  koronować  „bez  jednomyśl- 
nej zgody  wszystkich  stanów"  ^) ;  brzmi  to  napozór,  jakby  san- 
kcya  zasady,  źe  nikt  nie  podlega  królowi,  za  którym  sam  nie 
głosował,  Konarski  jednak  bardzo  trafnie  zauważył,  że  właściwie 
niema  tu  mowy  o  jednostajnej  zgodzie  osób  obierających,  i  źe 
przepisu  tego  nie  można  zresztą  rozciągać    z    elekcyi  na  sejm*). 

Dopiero  po  Sicińskim,  Żaboklickim,  Telefusie,  i  co  ważniej- 
sza, po  zwycięskim  rokoszu  Lubomirskiego,  sejm  elekcyjny  króla 
Michała,  ogłaszając  nieważność  dekretu  na  zmarłego  rokoszanina, 
kazał  widzieć  główną  przyczynę  rozterki  i  zguby  w  „zgwałceniu 
głosu  wolnego,  wolności  kontradykcyi  poselskiej"  (1669) '0.  Wie- 
dzieli ci  mężni  rycerze,  co  strzelali  z  poza  wału  do  bezbronnej 
szopy  senatorskiej,  o  co  im  chodzi,  rozumieli  się  dobrze  na- 
wzajem, i  dlatego  wstrzymali    pióro   od    bliższego  wyłuszczenia, 

')  Relacya  z  d.  16  października,  ob.  Geneza  i  ustanowienie  Rady  Nieu- 
stającej, Załączniki,  str.  383. 

2)  Vol,  Leg.  II,  1660. 

3)  Vol.  Leg.  III,  724. 

4)  T.  II.  str.  37. 

5)  Vol.  Leg.  V,  10. 


—     288     — 

na  czem  polega  „wolna  kontradykcya".  Od  tegoż  roku  1669  weszła 
w  zwyczaj,  a  w  r.  1679  stało  się  prawem,  że  marszałek  sejmowy  oraz 
deputaci  do  konstytucyi  przy  objęciu  swycłi  godności  składali  ju- 
rament,  iż  nie  wpiszą  do  księgi  praw  żadnej  konstytucyi,  na 
którąby  zapadła  czyjaś  kontradykcya  ^).  Podczas  rokowań  o  roz- 
wiązanie koiifederacyi  Gołąbskiej  i  Szczebrzeszyńskiej  w  styczniu 
1673  r.  partya  francuska  żądała  przywrócenia  wolnego  głoso- 
wania i  wolnego  niepozwalania,  w  ten  sposób  jednak,  aby  sejmów 
nie  wolno  było  zrywać  ■^) ;  próbowała  więc  cofnąć  rozwój  sejmo- 
wania do  stanu  z  czasów  Zygmunta  III.  Obóz  dworski  przyjął 
ugodę,  ale  bez  zastrzeżeń  na  dobro  sejmów ;  jakoż  w  konstytucyi 
r.  1673  Rzeczpospolita  przywróciła  naraz  sejmy,  sejmiki,  izbę 
poselską,  „libertafem  sentiendi,  jus  vetandi  przy  prawie".  Co 
znaczy  „jus  vetandi  przy  prawie",  prawodawcy  wiedzieli  dobrze^ 
i  ogół  też  powinien  był  wiedzieć'^). 

Ten  sam  sejm  grodzieński,  który  wprowadził  przysięgę  dla 
marszałków,  miał  przygodę  bardzo  cłiarakterystyczną.  Przez  jakieś 
nieszczęście  czy  niezręczność,  wobec  nawału  remis,  t.  j.  spraw 
z  apelacyi  na  sądy  sejmowe,  spróbował  on  zapewnić  mianowanie 
delegatów  szlacheckich  do  tych  sądów  „nulla  obstante  contradic- 
tione^'.  Wprawdzie  i  bez  tego  zastrzeżenia  marszałek  mógł  mia- 
nować delegatów  według  swego  uznania,  i  przeszkodzić  mu  można 
było  tylko,  tamując  całą  czynność  izby.  Szlachta  jednak,  czytając 
przy  czcigodnym  wyrazie  „contradictione"  bluźnierczy  przymiotnik 
„nulla",  zlękła  się  i  na  najbliższym  doszłym  sejmie  roku  1683 
zwaliła  na  drukarza  autorstwo  owej  niebezpiecznej  klauzuli,  jako 
szkodliwej  ,,jun  vetandl",  i  skasowała  ją  na  wieczne  czasy*). 
Tak  ukradkiem  wsiąkały  do  księgi  praw  luźne  słówka,  wyrazy, 
osobne  przepisy  uboczne,  lecz  nigdy  nie  wkroczyło  tam  veto 
w  całej  okazałości,  należycie  sformułowane  i  ochrzczone.  Czem 
jest  senat,  sejm,  rezydenci,  trybunał,  podymne,  pospolite  rusze- 
nie, to  wszystko  można  było  wyjaśnić  z  zestawienia  ścisłych 
norm  obowiązujących ;  ale  co  znaczy  veto,  tegoby  nikt  nie  umiał 
wydedukować   z  przepisów,    i    nikt    nie    potrzebował,    bo  to  był 


1)  Vol.  Leg.  V,  546-7, 

2)  Ob.  punkta  malkontentów  do  pacyfikacyi  w  Ep.   Hist.  Fam.  I,  423. 

3)  Vol.  Leg.  V,  88. 

4)  VoL  Leg.  V,  553,  659. 


—     289     — 

wyraz  elementarny,  równie  zrozumiały  dla  wszystkich,  jak  koń, 
pług,  powietrze,  polowanie.  Trudno  też  sobie  wyobrazić,  jaki  to 
sejm  i  w  jaki  sposób  potrafiłby  jednogłośnie  uchwalić  ścisłą 
ustawę  —  o  zrywaniu  sejmów. 

Konfederacya  warszawska  r.  1696  żąda  śmielej,  niż  konwo- 
kacya  roku  1632,  aby  królem  zostawał  ten  tylko,  „kogobyśmy 
przez  wolne  siiffragia  nemine  contradicente  zgodnie  obrali" : 
tekst  niedwuznaczny,  ale  dotyczy  on  tylko  elekcyi,  i  niepodobna 
podciągać  pod  niego  głosowań  prawodawczych.  Znowuż  po 
zwycięskim,  w  gruncie  rzeczy,  ruchu  tarnogrodzkim  (1715-7), 
szlachta  mści  się  na  sejmie  za  królewskie  zamachy  absoluty- 
styczne :  uchwala  „utwierdzenie  traktatu"  i  przywrócenie  pokoju 
wewnętrznego,  którym  to  artykułem  zaciska  jeszcze  raz  stryczek 
na  gardle  sejmu,  przywracając  „Ubertatem  sentiendi  et  jus  ve- 
tandi",  tym  razem  już  bez  ważnej  restrykcyi :  „przy  prawie". 
Tę  samą  zasadę  bezwzględnego  veto  wyraził  jeszcze  szerzej  na- 
stępny sejm  grodzieński  (1718),  zanim  jeszcze  nastał  zupełny 
pokój  wewnętrzny,  t.  j.  letarg:  „Jako  wolny  głos,  fundujący  się  in 
]urevetandi,  jest  najprzedniejszy  klejnot  wolnego  narodu  tej  Rzpli- 
tej,  tak  utrzymanie  (manutentionem)  onego  na  sejmach,  sejmikach 
i  wszystkich  publicznych  zjazdach  (!)  inperpetuum...  przyrzekamy"  ^). 

Ograniczenie  z  r.  1673  przypomniał  sobie  sejm  pacyfikacyjny 
Augusta  III  (1736),  jedyny,  jaki  doszedł  za  tego  panowania,  lecz  przy- 
pomniał ją  sobie  tylko  poto,  aby  delikatnie  oddzielić  przecinkiem 
wyrazy  „przy  prawie"  od  „jus  vetandi"  -).  W  pizecinkn  tym  kryje  się 
dowcip  nielada.  Póki  go  nie  było,  mógł  każdy  poseł,  według  litery 
konstytucyi,  protestować  do  woli,  byle  na  legalnej  podstawie  ;  mógł 
na  upartego  odrzucać  wszystkie  wnioski  prawodawcze,  bo  każda 
nowość  naruszyć  musiała  dawny  stan  prawny,  ale  nie  mógł,  ściśle 
biorąc,  obalać  czynności  porządkowych,  ani  też  szlachcic  nie 
mógł  bez  prawnej  podstawy  psuć  sejmiku;  wogóle  nie  można 
było  —  przynajmniej  na  zasadzie  prawa  pisanego  —  zrywać 
żadnych  obrad.  Lecz  nadal  formuła  przybrała  inną  postać;  oto 
stany  pozostawiły  „przy  prawie",  t.  j.  na  gruncie  legalnym,  pod 
opieką   prawa   pospolitego,    ogólne  jus   vetandi.    Odtąd    można. 


1)  Vo!.  Leg.  V,  837;   VI,  230,  394. 

''^)  Vol.    Leg.    VI,   666,  zgodnie  z  pierwodrukiem  współczesnym. 

19 


-     290     - 

w  zgodzie  z  drukowaną  konstytucyą  ignorować  wszystkie  prze- 
pisy o  porządku  sejmowania  z  r.  1690,  1699,  1736.  Szaleńcy 
dostali  miecz  do  rąk,  i  użyją  go  „przy  prawie"  na  zniszczenie 
szeregu  sejmów  jeszcze  przed  ich  ukonstytuowaniem.  Możnaby 
spytać,  zapewne,  czy  tym  razem  dowcipny  przecinek  nie  prze- 
skoczył na  niewłaściwe  miejsce  właśnie  przez  błąd  „typografa". 
Ale  o  to  nie  pytano,  bo  ulepszony  tekst  podobał  się  amato- 
rom veto. 

Jak  widzimy,  aż  do  czasów  Stanisława  Augusta  żaden  Li- 
kurg  ani  Solon  nie  określił  w  istocie,  komu,  kiedy,  jak,  gdzie, 
z  jakim  skutkiem  i  na  co  wolno  będzie  niepozwalać.  Okaże 
się  dalej,  że  w  tern  zaniedbaniu  wszelkicli  ścisłych  orzeczeń 
tkwi  najgłębsza  kwintesencya  wolnego  głosu. 

Od  Woluminów  Legum  przejdźmy  do  wykładów  teoretycz- 
nych prawa  obowiązującego  z  epoki  Wazów  i  innych  królów 
elekcyjnych.  Tomasz  Dresner,  uczony  prawnik,  spółczesny  Zy- 
gmuntowi III,  autor  „Instytucyi  prawa  Królestwa  Polskiego", 
wydanych  w  Zamościu  roku  1613,  miał  sposobność  do  wypowie- 
dzenia się  tylko  o  spółczesnem  sejmowaniu,  a  nie  o  nadużyciach 
późniejszych ;  uczynił  to  nie  bez  pewnej  tendencyi,  (może 
pod  wychowawczym  wpływem  Zamoyskiego),  pisał  bowiem,  że 
konstytucyom  daje  sankcyę  „cała  Rzeczpospolita,  gdyż  słuszność 
wymaga,  aby  sprawy,  dotyczące  wszystkich,  działy  się  za  zgodą 
wszystkich"  —  formułka,  jak  widzimy,  dosyć  niewinna,  bo  nie 
używa  terminów  „unanimitas"  ani  „nemine  contradlcente" .  Posłowie, 
według  Dresnera,  zastępują  całą  szlachtę  (qui  vicem  universorum 
obeant).  Sejm  „reprezentuje"  całe  ciało  Rzplitej,  łącznie  z  bracią 
pozostałą  w  domu ;  stąd  autor  wnioskuje,  że  do  obioru  króla 
wystarcza  większość  głosów  '). 

Mikołaj  Zalaszowski,  o  trzy  pokolenia  młodszy,  pisze  o  wy- 
jątkowych wyborach  większością  w  niektórych  województwach, 
o  obiorze  większością  marszałka  sejmowego,  ale  na  temat  liberi 
veto  niewiele  ciekawego  ma  do  powiedzenia-). 


1)  Institutionum  juris  Regni  Poloniac  libri  IV,  Zamosci  in  typographia 
Academiae,  1613. 

-)  Jus  Reipublicae  Polonae,  ex  statutis  et  constitutionibus  ejusdem  Regni 
et  Magni  Ducatus  Lithuaniae  collectum,  Poznań,  1700. 


—     291     - 

Mikołaj  Chwałkowski,  Wielkopolanin  ze  Wschowy,  odby- 
wszy studya  we  Frankfurcie  i  przeszedłszy  do  służby  kurlandzkiej, 
wydał  w  Królewcu  r.  1676  „Regni  Poloniae  Jus  Publicum".  „Prawo 
veto",  twierdzi  nasz  eks-rodak,  „jest  źrenicą  wolności,  i  jeżeli 
rrja  podstawę  w  prawie  albo  w  artykule  instrukcyi,  zgodnym 
z  prawami,  to  unieważnić  go  niewypada.  Według  prawa  nikt 
z  posłów  nie  może  oświadczyć  się  przeciw  sejmowi  inaczej,  jak 
przy  konkluzyi  w  izbie  senatorskiej" ;  taki  akt  jednak  dotyka 
tylko  właściwychi  obrad  publicznych,  a  nie  czynności  sądov/ych  '). 

Trochę  więcej  zaobserwowali  z  boku  uczeni  pruscy.  Zdolny 
Krzysztof  Hartknoch,  rodowity  Prusak,  spółczesny  Chwałkow- 
skiemu,  nie  podziela  jego  wiary  w  konieczność  ,,veto"  dla 
istnienia  wszelkiej  wolności,  wzrusza  ramionami  i  ironizuje  nad 
jednomyślnością:  ,, nigdzie  na  świecie  tak  nie  bywa,  ale  w  Polsce 
jedna  jaskółka  stwarza  wiosnę"  ^).  Gotfryd  Lengnich,  najuczeńszy 
z  Niemców,  jacy  onego  czasu  pisali  o  Polsce,  i  najlepiej  zżyty 
z  nią,  zna  doskonale  całą  sceneryę  tamowania  i  zrywania  obrad, 
pisze  o  deputacyach  do  zrywacza,  o  dziękczynieniach,  jakie  mu 
izba  składa  za  przywrócenie  czynności,  o  żegnaniu  izby  posel- 
skiej ;  myli  się  w  jednym  szczególe,  jakoby  posłowie  po  zerwaniu 
sejmu  całowali  jeszcze  rękę  królewską;  pisze  z  wielkim  spo- 
kojem, bez  drwin  i  ubolewań ;  w  ideologię  szlachty  nie  próbuje 
się  zapuszczać,  tylko  stwierdza  głosem  eksperta,  że  opisane 
praktyki  nie  mają  uzasadnienia  w  konstytucyach  ^). 

Nienasyceni  suchemi  notatkami  juryskonsultów,  szukajmy 
głębszego  ujęcia  rzeczy  u  staropolskich  doktrynerów,  albo,  jeżeli 
ich  tak  można  nazwać,  filozofów  prawa.  Ma  głos  jmp.  An- 
drzej Maksymilian  Fredro,  kasztelan  lwowski,  moralista,  polityk, 
działacz  sejmowy  —  ten  sam,  który  jako  marszałek  przykładem 
swoim  pociągnął  sejm  1652  r.  do  uznania  protestu  Sicińskiego. 
Znane  są  dwa  główne  dzieła  polityczne  Fredry  —  dwa  zgrabne 
tomiki  w  kształcie  książeczek  do  nabożeństwa,  pełne  dziwnej 
adoracyi  dla  szlacheckiego  bożyszcza  —  wolności :  jedno  nazywa 
się  „Scriptoruni  seu  togae  et  belli  notationum  fragmentu"  (ułamki 


')  Według  II  rozszerzonego  wydania  z  r.  1684,  str.  199. 

2)  Respiiblica  Polona,  (1678),  427,  446-7,  456. 

■^)  Jus  Publicum  Regni  Poloniae,  (1742-6),  ks.  IV,  r.  2,  §  51-2. 

19" 


—     292     — 

pism,  czyli  notatek  o  rzeczach  pokojowych  i  wojennych),  drugie 
„Monita  politico-moralia''  (z  dodatkiem  rozprawki  o  charakte- 
rach i  temperamentach,  ,,/con  Ingeniorum").  Fakt  ogłoszenia  obu 
tych  pism  po  łacinie  w  Gdańsku  (r.  1660  i  1664),  a  potem  we 
Frankfurcie  (1685)  znamionuje  wyraźnie  doktrynera,  który  chce 
się  popisać  swoją  wiarą  i  filozofią  przed  całym  myślącym  świa- 
tem. Autor  unosi  się  nad  magiczną  siłą  veto,  pociągającą  ku 
sobie  umysły  bez  pomocy  broni  i  władzy ;  wywołuje  z  za  grobu 
piękne  przykłady  Kazimierskich,  Niemojewskich,  Zborowskich 
i  innych  pierwowzorów  rzetelnej  cnoty.  Każe  zastanawiać  się 
każdemu,  czy  po  skasowaniu  jednomyślności  nie  zapanuje  nad 
wszystkiem  ślepa,  oziębła  lub  zuchwała  przewaga  liczby.  Wię- 
kszość —  to  zawsze  muLtitudo  pejorum:  tak  było  już  w  Karta- 
ginie, przed  rozpoczęciem  drugiej  wojny  Punickiej,  kiedy  Hanni- 
bal nawoływał  do  stanowczej,  póki  nie  zapóźno,  rozprawy  z  Rzy- 
mem ;  wówczas,  według  słów  Liwiusza,  „większa  część,  jak  zwykle,, 
zwyciężyła  lepszą",  mianowicie  zwolennicy  wojny  wzięli  górę 
nad  ,, Wielkim"  Hannonem.  Przykład  znakomicie  udał  się  Fredrze: 
Kazimierscy,  Niemojev/scy,  Zborowscy  należeli  istotnie  do  jednej 
kategoryi  moralnej  z  arystokratą  Hannonem.  Gdyby  od  nich  za- 
leżało, nie  miałby  Chodkiewicz  ani  jednej  lancy  pod  Kirchholmem,, 
ani  Żółkiewski  pod  Kłuszynem.  W  Polsce  też  w  najcięższych 
momentach  nie  zbraknie  nigdy  Hannonów  —  zabraknie  tylko 
Hannibalów... 

Czy  Fredro  cieszył  się  naprawdę  wielką  poczytnością  w  Polsce,, 
wątpimy.  Niektóre  jego  ekstrawagancye  przeciwko  absolutyzmowi, 
dziedziczności  tronu,  słabym  podatkom  i  armiom  trafiały  do 
dworków  szlacheckich ;  całe  natomiast  wywody,  zwłaszcza  te  na- 
paści na  większość,  godne  ust  doktora  Stockmana,  nie  znajdo- 
wały szerszego  oddźwięku ;  delektowali  się  nimi  uczeni  smakosze 
złotej  wolności,  może  niektórzy  magnaci,  trybunowie  gminu  szla- 
checkiego, którzy  rozumowanie  zostawiali  dla  siebie,  a  dogmat 
roznosili  dalej.  Później,  w  ogłoszonych  roku  1669  „Listach  do 
przyjaciela"  (Epistolae  ad  amicum),  Fredro  wyrzekł  się  dawniej- 
szej swej  recepty,  źe  króla  należy  obierać  z  jak  najdalszej  za- 
granicy, i  zarazem  przeszedł  do  innej  argumentacyi  na  korzyść 
veto :  dowodził,  że  groźba  zerwania  sejmu  to  najlepszy  środek 
do  wymuszenia  ustępstw  na  województwach,  dbałych  tylko  o  inte- 


—     293     - 

res  partykularny:  skoro  bowiem  każdy  sejmik  posyła  na  sejm 
dziesiątki  postulatów,  więc  każdy  poświęci  coś  dla  dobra  państwa, 
byle  wyrobić  swoje  interesa.  Pozwolić  na  przezwyciężenie  pry- 
waty większością  nie  chciał  Fredro  i  teraz,  bo  taki  sposób  dobry 
jest  tylko  w  małej  rzeczypospolitej  miejskiej,  np.  w  Wenecyi, 
a  nie  w  olbrzymiej  Polsce  ziemiańskiej.  Ostatnio,  na  elekcyi  po 
Janie  Kazimierzu,  wystąpił  nasz  mędrzec  ze  śmiesznym  projektem, 
aby  trzyletnie  dziecko  wyciąo^ało  z  kielicłia  jedną  z  trzech 
kartek  kandydackich. 

Przeglądając  broszury  i  świstki  ulotne  z  czasów  bezkró- 
lewi^), znalazłoby  się  pewno  niejedną  myśl,  zapożyczoną  z  Fre- 
dry, albo  świadczącą  o  pokrewnym  duchu.  Czegóż  to  się  nie 
pisało  i  nie  pisze  dla  propagandy  wyborczej !  Toż  sam  Olszowski 
w  „Cenzurze  kandydatów"  z  r.  1669  składał  hołd  „intercesyi 
trybuńskiej",  i  sam  wielki  Leibniz  przyklaskiwał  chwalcom  tego 
fetysza,  byle  zalecić  szlachcie  kandydaturę  księcia  Nejburskiego. 
Szczerych  przekonań  lepiej  nie  szukać  w  takiej  literaturze;  głęb- 
szej myśli,  zwłaszcza  prawniczej,  wogóle  szukać  tam  ze  świecą. 
Wiara  złoto  -  wolnościowa,  jak  każde  credo  quia  absurdum,  wy- 
powiadała się  najlepiej  ustnie ;  słynęli  w  Polsce  różnymi  czasy 
tacy  heroldowie  jednomyślności  i  rwania  obrad,  jak  ów  Jerzy 
Zbaraski  za  Zygmunta  III,  Zaremba  i  Marcin  Dębicki,  chorąży 
sandomierski,  za  Michała,  Pieniążek,  Mosiewicz,  Humiecki  za  So- 
bieskiego i  Augusta  II,  Adam  Małachowski,  starosta  oświęcimski, 
i  Szczęsny  Czacki  za  Augusta  III.  Niektóre  błyski  ich  wymowy 
spróbujemy  złowić  i  spożytkować ;  ponieważ  jednak  żaden  nie 
daje  syntezy  wolnego  głosu,  przeto,  odkładając  na  później  filo- 
zofię najznaczniejszego  z  naśladowców  Fredry,  bezimiennego  autora 
traktatu  „Domina  Palatii",  spróbujemy  samodzielnie  wysnuć 
z  całej  znanej  praktyki  parlamentarnej  owych  czasów  istotę, 
następstwa  i  formę  przejawu  „wolnego  niepozwalam". 

Liberum  veto  jest  to  prawo  zrywania  sejmów  i  sejmików 
przez  pojedynczego  uczestnika.    Jest  ważne   na   każdym    sejmie, 


')  Przegląd  literatury  politycznej  z  czasów  clckcyi  Wiśniowieckiego  dali 
Z.  Celichowski,  De  fontibus  qui  ad  abdicationem  Joannis  Casimiri  et  elcctionem 
Michaelis  Wiśniowieckii  pertinent,  1668-9,  Drezno  1871,  —  tudzież  Korzon,  II, 
127-59. 


—     294     — 

zwyczajnym  lub  nadzwyczajnym,  i  na  każdym  sejmiku  :  poselskim,, 
deputackim,  komisarskim,  relacyjnym,  gospodarskim,  przytem 
w  każdej  chwili :  przed  obiorem  marszałka  lub  po  nim,  a  nietylka 
przy  konkluzyi,  jak  to  chwilowo  uznawano  w  pierwszej  połowie 
XVir  wieku.  Bądź  co  bądź  termin  zanoszenia  protestacyi  na 
sejmie  nie  może  być  późniejszy,  jak  chwila  zamknięcia  obrad. 
Veto  może  być  ustne  lub  piśmienne,  ale  w  każdym  razie  — 
jawne.  Jeżeli  manifestant  sam  nie  wygłosił  protestu  w  izbie,  lecz 
pocichu  zaniósł  go  do  grodu,  wówczas  sekretarz  sejmowy  odczy- 
tuje go  na  posiedzeniu,  i  taka  publikacya  z  urzędu  wystarcza. 
Wybór  grodu  przy  zanoszeniu  manifestu  jest  dowolny.  Uzasa- 
dnienie protestu  „przy  prawie"  albo  za  pomocą  publicznych  racyi 
nie  obowiązuje.  Najpiękniejsze  jest  veto  w  imię  samego  juris 
vetandi:  „Bom  poseł  wolny,  bo  takie  jest  moje  zdanie,  bom  się 
ze  zdania  mego  sprawować  nie  powinien  nikomu!" 

Że  tak,  i  nie  inaczej  rozumiano  liberum  veto,  okazuje  się 
z  szeregu  faktów,  zaświadczonych  przez  niezliczone  dyaryusze 
i  akta ;  za  takiem  praktykowaniem  wolnego  głosu  stała  cała 
opinia  szlachecka.  Zarazem  —  w  oczach  tegoż  autorytetu  —  można 
było  robić  z  veto  użytek  ciaśniejszy,  częściowy.  Jeżeli  ktoś  nie 
pozwalał  na  pewien  konkretny  wniosek,  albo  na  całą  kategoryę 
wniosków,  albo  na  wszystkie  propozycye,  bezwarunkowo  lub  wa- 
runkowo, jak  i  wówczas,  gdy  ktoś  tamował  obrady,  to  wszystkie 
tego  rodzaju  sprzeciwy  działy  się  odrazu  w  imię  wielkiego  „jus 
vetandi",  a  nie  na  mocy  jakichś  dawniejszych,  skromniejszych 
prerogatyw. 

Zerwanie  obrad  ma  chwilowo  ten  sam  skutek,  co  wstrzy- 
manie activitatis :  dyskusya  pod  jego  wpływem  przedzierzga  się 
w  głosy  pasywne,  t.  j,  nie  wiążące  mówców;  władza  marszałka 
ulega  zawieszeniu  odnośnie  do  wszystkich  czynności,  z  wyjątkiem 
wysłania  błagalnej  deputacyi  do  kontradycenta  —  zwykle  po 
jednym  pośle  z  każdej  prowincyi ;  oczywiście  ma  on  także 
prawo  solwować  lub  pożegnać  izbę,  Czasem  odzywano  się  z  pre- 
tensyą,  aby  po  zatrzymaniu  czynności  nikt  nie  mówił  ani  active 
ani  passive,  ale  obostrzenia,  tego  przeforsować  się  nie  udało, 
może  dlatego,  że  sami  zwolennicy  jego  mówili  już  tylko  „biernie". 
Czasem  kontradycent,  odchodząc,  tamował  obrady  nad  wszystkiem,, 
z  wyjątkiem  pewnego   jednego   przedmiotu:    innemi  słowy  roz- 


i 


—     295     - 

kazywał  on  sam  jeden  izbie,  aby  zajmowała  się  daną  kwe- 
styą.  Deputacya  szukała  zrywacza  po  całem  mieście  ;  znalazłszy, 
próbowała  go  skłonić  do  powrotu.  W  razie  niepowodzenia  zda- 
wała sprawę  izbie  ze  swycłi  zabiegów.  Pozostali  w  izbie  przy- 
jaciele nieobecnego  pilnowali,  aby  nikt  nie  mówił  aktywnie ; 
czasem  żądali  od  sejmu,  aby  się  zaraz  rozjechał,  ale  ostatecznie 
wolno  było  każdemu  siedzieć  na  swojem  miejscu,  a  marszał- 
kowi —  zagajać  i  odraczać  posiedzenia  aż  do  ostatniego  ter- 
minu sesyi. 

Co  do  formy  zewnętrznej,  to  w  manifeście  pisemnym  po- 
wtarzał się  zwykle  na  różne  sposoby  waryant:  „manifestuję  się... 
de  nullitate  sejmu";  ustnie  mówiono:  „nie  pozwalam  na  nic", 
albo  „5/5/0  activitatem",  albo  najczęściej :  „protestuję  się"  ;  nigdy 
zaś  nie  krzyczano  krótko:  „veto!". 

Jak  widać  z  naszego  określenia,  veto  przysługuje  na  sejmiku 
każdemu  szlacłicicowi,  bez  względu  na  to,  czy  jest  on  posesyonatem 
danego  województwa,  a  na  sejmie  wszystkim  członkom  obu  izb. 
Senator  mógł  go  używać  narówni  z  posłem,  prawo  to  je- 
dnak pozostawało  martwą  literą,  gdyż  wojewoda,  kasztelan,  mi- 
nister wolał  się  posługiwać  najemną  ręką  szlachecką,  niż  ściągać 
prosto  na  siebie  piętno  wroga  ojczyzny.  Niema  ani  jednego  przy- 
kładu, aby  senator  wprost  zrywał  sejm  swoim  odosobnionym 
manifestem  i).  Janusz  Ostrogski  manifestował  się  przeciwko  „pa- 
miętnemu" sejmov/i  r.  1606,  ale  to  było  już  po  wyjściu  6  tygo- 
dni, i  po  innych  manifestach  ^).  W  sensie  zato  skromniejszym, 
w  zastosowaniu  do  poszczególnych  wniosków,  jus  vetandi  nie- 
tylko  teoretycznie,  ale  i  praktycznie  przysługiwało  zawsze  senato- 
rowi ^).  Przez  nie  utrzymywał  się  senat  na   poziomie  ustawy  Ni- 


')  Według  Konarskiego,  111,  86,  Breza,  wojewoda  poznański,  zerwał  oso- 
biście sejm  r.  1680.  Wiadomość  ta,  wzięta,  zdaje  się,  z  Coyera,  jest  mylna. 
W  r.  1680  nie  było  żadnego  sejmu  ;  Breza  opuścił  obrady  na  długim  sejmie 
r.  1681,  ale  icłi  sam  nie  zrywał. 

-)  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  229. 

3)  Obok  innycłi  dowodów  świadczą  o  tem  słowa  Jakóba  Sobieskiego,  wy- 
powiedziane na  konwokacyi  23  czerwca  1632  r. :  senatorowie  „mają  aeąuam  po- 
testatem  kontradykowania,  a  to  incumbit  dwojako:  1",  jako  civibus,  że  się  ró- 
wno z  nami  w  tejże  wolności  porodzili,  2",  tanąuam  juratis".  Krzysztofa  Radzi- 
wiłła Sprawy  wojenne,  617.  Na  sejmie  r.  1724  podskarbi  w.  kor.  tamował  kon- 
kluzyę  ostatniego  dnia:   Dyaryusz  w  Ms.  Bib).  Akad.  Um.  294. 


—     296     — 

hil  Novi,  jako  osobny  czynnik  prawodawczy  ;  regułę  większości 
przyjął  u  siebie  tylko,  jako  czynnik  doradczy  bądź  podczas  sejmu, 
bądź  to  poza  nim ;  zresztą  i  pod  tym  względem  zasadę  ową 
utrwaliła  dopiero  konstytucya  r.  1717,  która  nakazała  odprawia- 
nie rad  senatu  „nie  stante  pede"  oraz  notowanie  głosów,  należących 
do  większości.  Oczywiście  i  w  sądach  sejmowych  tudzież  rela- 
cyjnych, jak  w  każdej  juryzdykcyi,  obowiązującą  moc  zachowało 
zdanie  większości  senatorów.  Swoją  drogą  król,  korzystając  z  da- 
wnego przepisu  o  przychylaniu  się  do  strony,  która  jest  bliższa 
prawa  i  wolności  (1576),  jak  widać  z  praktyki  czasów  saskich, 
niebardzo  szanował  większość  w  radzie  senatu,  a  nie  był  skłonny 
do  szanowania  jej  i  w  sądzie  relacyjnym :  przynajmniej  pakta 
konwenta  musiały  mu  to  od  czasu  do  czasu  przypominać  ^).  Nie 
znamy  też  ani  jednego  protokółu,  ściśle  podającego  liczbę  wo- 
tów za  i  przeciw  bądź  na  Senatus  consilium,  bądź  w  sądzie  rela- 
cyjnym. 

Bezpośredniej  obrony  prawnej  przeciwko  „wolnemu  niepo- 
zwalam"  niema  żadnej;  przynajmniej  po  wygłoszeniu  tych  słów, 
albo  po  wpisaniu  manifestu  do  grodu,  klamka  zapada  bezpowro- 
tnie. W  wieku  XVI  przev/ażające  stronnictwo  umiało  jeszcze  ka- 
sować manifesty  2),  później  zdarzały  się  wypadki  unieważniania 
manifestów,  wadliwych  pod  względem  formalnym,  albo  niezgo- 
dnych z  prawem  ^) :  innemi  słowy,  uznawano  ważność  samowol- 
nego protestu,  jeżeli  ów  zachowywał  formalności  i  nie  łamał 
praw  dawniejszych.  Tymczasem  za  króla  Sasa  autorytet  je- 
dyny w  swoim  rodzaju,  bo  kanclerz  litewski  Jan  Fryderyk  Sa- 
pieha propaguje  pogląd,  że  sejm  lub  inna  władza  może  skasować 
manifest  prywatny  (rlp,  w  interesach  majątkowych),  ale  manifestu 
publicznego,  przeciwko  uchwale  zbiorowej  nikt  nie  może  unie- 
ważnić ^).  Pozostaje  więc  tylko  obrona  pośrednia.  Zrywacza  mo- 


1)  Ob.  pakta  konwenta  Augusta  II,  Vol.  Leg.  VI,  627. 

2)  Orzelski,  328. 

3)  Np.  reprotestacya  przeciwko  protestacyi  Wronowskiego,  który  próbował 
zerwać  sejmik  lubelski,  datowana  9  września  1641  r.,  kasuje  jego  akt,  ponieważ 
1",  Wronowski  przybył  z  innego  województwa,  2",  protestował  w  obcym  gro- 
dzie, 3",  nie  kontradykował  na  sejmiku,  4",  uchwała  zapadła  nemłne  contradicente 
(Ms.  Bibl.  Czart.  390). 

^)  Rozmowa  uczona  pewnego  statysty  o  wolności  etc,  ob.  cz.  III,  r.  1. 


-     297     — 

zna  utrącić  przy  rugach  poselskich  :  tak  pozbył  się  sejm  lubelski 
r.  1703  dwunastu  opozycyonistów,  posłów  poznańskich  i  kali- 
skich ').  Kto  jednak  raz  już  wszedł  „///  activitatem'\  t.  j.  prze- 
mawiał bez  przeszkody,  tego  po  rugach  usunąć  niepodobna.  Dla- 
tego na  sejmie  grodziefiskim  r.  1718,  kiedy  chciano  usunąć 
z  izby  dysydenta  Piotrowskiego,  posła  wieluńskiego,  nie  dano 
mu  dokończyć  nawet  pierwszego  przemówienia,  a  gdy  spróbo- 
wał tamować  obrady,  uznano  jego  kontradykcyę  za  nieważną-). 
Inny  znaczący  wypadek  miał  miejsce  na  sejmie  r.  1724:  Litwin 
Zienowicz  długo  tamował  połączenie  izby  poselskiej  z  senatem. 
Nagle  dwór  spłatał  mu  nielada  figla :  namówił  jego  kolegę,  Buj- 
nickiego,  do  oświadczenia,  że  obaj  zostali  obrani  nielegalnie. 
Izba  w  krzyk  :  większość  wołała,  aby  sądzić  Zienowicza  za  uzur- 
pacyę  godności  poselskiej  (broń  Boże,  nie  za  samo  psucie  obrad), 
znaleźli  się  jednak  poplecznicy  oponenta,  którzy  żądali  sądu  na 
Bujnickiego  za  niekoleżeńskość  i  niewczesną  napaść,  (9  —  10  li- 
stopada). Dzięki  takiej  obronie  Zienowicz  pozostał  w  izbie  aż 
•do  szczęśliwego  końca  posiedzeń  ^). 

Wszystko,  co  wyżej  powiedziano  o  jednomyślności,  o  wol- 
nem  „niepozwalam"  i  o  zrywaniu  obrad,  stanowi  ideową  włas- 
ność przeciętnego  Polaka-statysty  około  roku  1700.  Posłuchajmy 
jednak  głosu  ludzi  nieprzeciętnych,  a  odnajdziemy  dalsze  wiąza- 
nia ideowe  tego  systemu,  dalsze  tony  podświadome,  że  tak  po- 
wiemy, promienie  ultra-fioletowe  lub  ultra-czerwone.  Głos  wolny, 
mówi  Adam  Małachowski,  starosta  oświęcimski,  na  sejmie  r.  1750, 
„est  lex  legum  et  frater  legum",  albo  (według  innej  wersyi)  ,,ma- 
ter  legum"  ^).  Lex  legum:  to  znaczy  nietylko  prawo,  według  któ- 
rego powstają  inne  ustawy,  ale  prawo  fundamentalne,  pod  któ- 
rego warunkiem  obowiązują  inne  ustawy  już  powstałe.  Frater 
legum:  to  znaczy,  że  głos  wolny  stoi  równorzędnie  z  ustawami, 
i  powołanie  się  na  ustawy  przeciwko  niemu,  np.  na  przepis 
o  niewspółistności  funkcyi  poselskiej  i  deputackiej  albo  o  nietur- 
bowanym  obiorze  marszałka,  daremne  jest   i   nieważne  :    ktokol- 


')  Jarochowski,  Dzieje   panowania   Augusta   II,   311-2.    Dyaryusz  w   Tcc 
Podoskiego  I,  82. 

2)  Dyaryusz  łaciński  w  Tece  Podoskiego  VI,  109,  116. 

3)  Dyaryusz  w  Ms.  Bibl.  Akad.  Um.  294. 

4}  Dyaryusz  sejmu  nadzw.  r.  1750  (Ms.  Bibl.  Czart.  597). 


—    298     — 

wiek,  zwłaszcza  w  chwili  podnieconego  nastroju  szlachty,  użyłby 
broni  ustawowej  przeciwko  głosowi  wolnemu,  znalazłby  świado- 
mość prawną  ogółu  w  przeciwnym  obozie.  ,,Mater  legum" :  \o 
znaczy,  że  konstytucye  wyszły,  jak  z  łona  macierzy,  z  wolnej 
duszy  obywatela-jednostki. 

Autorytet  „głosu  wolnego"  jest  pierwotny,  a  nie  pochodny^ 
uzasadnienia  żadnego  nie  potrzebuje.  Podobnie  jak  w  Rzymie 
cesarskim  princeps  legibus  solutus,  tak  samo  w  Polsce  Sobieskiego 
i  Augustów  veto  nie  jest  związane  żadnem  prawem. 

Podobnie  jak  król  angielski  nie  może  nie  mieć  słuszności 
(cannot  be  wrong),  tak  też  i  w  Polsce,  kto  inwokuje  Jus  vetandi, 
nie  może  zbłądzić,  błądzą  raczej  i  przegrywają  sprawę  wszyscy 
inni.  Zresztą  Kołłątaj  trafnie  zauważył,  że  szlachcic  na  sejmiku  i  na 
sejmie  „tęż  samą  miał  powagę,  jaką  ma  król  angielski,  i  owszem 
większą,  bo  król  angielski  parlament  tylko  rozpuścić  może,  szla- 
chcic i  sejmiki  i  sejmy  mógł  zrywać.  Król  angielski  może  odmówić 
sankcyi  uchwale  parlamentu,  u  nas  poseł  mógł  nawet  zabronić 
wprowadzenia  projektu,  który  mu  się  nie  podobał  ^). 

Veto  jest  fundamentem  i  pra-zasadą  wszystkiego.  Jak 
zwierzchnictwo  i  wolność  zbiorowa  ludu,  według  Jana  Jakóba 
Rousseau,  podobnie  w  Polsce  suwerenitet  i  wolność  jednostki  są 
zasadniczo  niezniszczalne  (Indestnictibles)  i  niezbywalne  (inalie- 
nables).  Świadczy  o  tern  kilka  nader  wymownych  przykładów. 
Na  konwokacyi  po  śmierci  Jana  Kazimierza  grono  sejmujące 
uchwaliło,  że  za  wroga  ojczyzny  będzie  miany  ten,  ktoby  był 
przyczyną  zerwania  zjazdu.  Tadeusz  Korzon  widzi  w  tem  zawie- 
szenie liberi  veto.  Jeżeli  dokładnie  tak  brzmiała  uchwała,  to  wi- 
docznie ustanowiono  tylko  prawo  doraźne,  wyjątkowe,  a  przytem 
„niezupełnie  doskonałe"  (legem  minus  quam  perfectam)  na  bez- 
pośredniego winowajcę  (posła),  albo  na  pośredniego  sprawcę  zer- 
wania, magnata.  Nie  zakwestyonowano  więc  możliwości  i  skute- 
czności zerwania,  tylko  postanowiono  ukarać  zrywacza  czemś  na- 
kształt  banicyi.  Takich  pomysłów,  żądających,  aby  karać  niszczy- 
cieli obrad  sejmowych,  nie  zbraknie  i  później,  w  wieku  XVIII» 
ale  Konarski  słusznie  je  uzna  za  niedostateczne  i  bezsilne.  O  za- 


')  Prawo   polityczne    narodu    polskiego   czyli    układ    rządu  Rzplitej,  ks.  I 
(1790),  str.  XXXI. 


—    299     - 

wieszeniu  veto  możnaby  mówić  dopiero  wtedy,  gdyby  postano- 
wiono ignorować  protesty,  choćby  najformalniej  zaprotokoło- 
wane, i  choćby  nawet  bezkarne,  choćby  nagradzane  starostwami. 
Zresztą  uchwała  konwokacyi  nie  przedostała  się  do  drukowanych 
statutów  nawet  w  swej  doraźnej  postaci. 

Coś  podobnego  zaszło  na  sejmie  wiosennym  r.  1670.  „Po 
wykonanej  przez  marszałka  przysiędze,  powstali  z  miejsc  swoich 
wszyscy  posłowie,  zdjęli  czapki  i  z  ręką  na  sercu  przysięgli,  że 
nie  będą  zrywali  sejmu,  a  gdyby  potrzeba  publiczna  albo  prze-^ 
znaczenie  ośmieliły  kogokolwiek  do  tak  zuchwałej  rozwiązłości, 
niechże  spełnia  ów  czyn  nierozsądny  nie  w  izbie  poselskiej,  lecz 
w  senacie,  i  niech  będzie  dany  Rzplitej  czas  do  zapobieżenia  fa- 
talnemu niebezpieczeństwu".  Protestacya  zaś  nieobecnego  nie  ma 
przeszkadzać  ani  rozdawnictwu  głosów  przez  marszałka,  ani  dal- 
szym pracom  ustawodawczym  ').  Ograniczenie,  jak  widać,  bardzo- 
skromne ;  co  do  formy  obowiązuje  ono  tylko  izbę  poselską  na 
bieżącym  sejmie,  bo  nie  ma  za  sobą  ani  przyzwolenia  senatu  ani 
sankcyi  królewskiej,  nie  jest  też  zgoła  ustawą.  Jakoż  dobre  chęci 
uczestników  tego  ślubu  prysły,  jak  bańka  mydlana,  z  chwilą  gdy 
poseł  Zabokrzycki  wystąpił  z  protestem.  Później,  w  r.  1683,  dwór 
i  sejm  zobowiązały  Morstina  wyrokiem  do  niezrywania  trwają- 
cego sejmu  -),  zamiast  poprostu  uchwalić,  że  niczyje  veto  nie 
będzie  miało  na  tym  sejmie  znaczenia. 

Są  to  wszystko  jawne  dowody  niezbywalności  suwerenitetu 
jednostki.  Posłowie  nawet  u  szczytu  patryotycznego  podniecenia 
nie  śmią  targnąć  się  na  veto,  i  szukają  ubocznych  paliatyw.  Zda- 
niem Rousseau'a,  naród  przez  żadną  cesyę,  delegacyę,  ani  tern 
mniej  fikcyę  reprezentacyjną  nie  może  przelać  swej  władzy  na 
monarchę  albo  parlament.  Zupełnie  tak  samo  w  oczach  szlachty 
z  XViI  wieku  żadne  zobowiązania,  żadne  postrachy  karne,  żadne 
abnegacye,  nie  mogą  obezwładnić  posła  ani  sejmikowicza,  ani 
nawet  osłabić  ich  władzy;  toż  wszystkie  regulaminy  izbowe,. 
uchwalane  lub  reasumowane  w  latach  1690,  1699,  1736,  nie  zde- 
gradowały  wolnego   głosu    z  tej    godności,  którą  wyraża  frazes : 


1)  Korzon,  II,  358,  wcdkig  Zawadzkiego,  104-5. 

2)  Deiches,  Koniec  Morstina,  83,   cytuje  ZaJusklego,   E.   H.   F.    I,   cz.    2» 
str.  809  i  in. 


—     300     - 

,,lex  legum  et  frater  legum".  Sterta  zboża  nie  może  nie  spłonąć, 
gdy  ktoś  podłoży  łuczywo,  tak  samo  sejm  musi  pęknąć,  gdy 
w  izbie  znajdzie  się  zrywacz,  cłioćby  sprawcę  rozszarpano  po- 
tem w  kawałki. 

Teraz  już  widzimy  dobrze,  dlaczego  Yolumina  Legum  nie 
sformułowały  nigdzie  liberi  veto.  Głos  wolny  żadnycli  opisów 
prawa  nie  znosił.  On  był  bóstwem  czy  też  bożyszczem  —  a  Bóg- 
Substancya  Spinozy,  nie  znosi  też  żadnego  określenia :  omnis 
determinatio  est  negatio.  Ktoś  czegoś  cłice  pozytywnie  —  to  nic 
nie  znaczy.  Cłicą  czegoś  tysiące  i  setki  tysięcy  —  to  też  bła- 
łiostka.  Ale  gdy  ktoś,  gdzieś,  przeciwko  czemuś,  dlaczegoś  pro- 
testuje —  czuj  ducłi  narodzie !.,.  wielkie  słychać  słowo !  Wali  się 
w  gruz  wola  Rzeczypospolitej,  martwieje  język,  sejm  zastyga,  bo 
stało  się  coś  czarodziejskiego,  boskiego,  przemówiła  prasubstan- 
cya  duszy  szlacheckiej...'). 

W  ekstazie  złotowolnościowej  mąci  się  wzrok,  rozpływają  się 
i  plączą  kontury  zasad...  Rozśpiewane  nabożeństwo  dobywa  głosów 
fortissimo...  Oto  na  sejmie  wiosennym  r.  1672  jejmość  pani  Kuniecka, 
„lubo  nie  poseł",  wstrzymuje  activitatem,  dopóki  nie  uzyska  czyjejś 
ekskluzył  z  izby,  -)  i  sejm  nie  może  obradować,  bo  zabrzmiały 
sopranem  czy  też  kontraltem  te  same  potężne  słowa,  na  które  — 
niema  rady.  Oto  na  sejmie  r.  1690  pijany  poseł  Głogowski  pro- 
testuje (2  marca)  przeciwko  wszystkiemu,  odmawia  nawet  królowi 
-„czynnego"  głosu,  pozwala  mówić  tylko  przez  kanclerza:  pijak 
wytrzeźwieje,    przeprosi    króla,    ale   póki   nie  wróci    do  izby,  re- 


')  Czarneckiego  pisarza  pol.  lior.  si<rupuł  nad  Gruszeckim,  który,  niepra- 
wnie obrany,  przed  rugami  wyszedł  z  sejmu  1678-9  r.  (Ms.  Bibl.  Czart.  409)  : 
sprawa  jego  „in  suspenso  haeret,  utrum  persona  illa  pro  nuntio  reputari  debeat, 
vel  non,  insuper  nondum  ulla  sententia  desuper  lata  est :  idcirco  ex  ratione 
praemissorum  super  ejusmodi  protestationem  aliąuo  modo  ratio  habenda  est, 
ne,  avertat  Deus,  pupilla  libertatis,  ab  antecessoribus  tam  sollicite  relicta,  a  no- 
bis  quoque  illaesa,  ad  posteros  similiter  reservanda  in  minimo  laedatur.  Yerbum 
hocce  :  protestor  magni  quid  in  se  continet ;  oportet  illud  in  maxima  haberi  ae- 
stimatione,  quod  totam  in  se  occludit  libertatem  ;  contra,  jus  vetandi  intcriret, 
nos  etiam  fere  non  consisteremus  in  limine  servitutis,  et  quoniam  verbum  non 
■consentio  tam  delicatum,  idcirco  pro  hac  sola  vice  foret  consonum  ob  reveren- 
tiam  huic  soli  verbo  remonstrandam  protestantem  nuntium  revocandum". 

2)  Korzon,  III,  91. 


—     301     — 

prezentacya  narodowa  milczy,  tknięta  bezwładem  ').  Oto  nikt 
inny  jak  pan  Wacław  Rzewuski,  wojewoda  podoJski  i  hetman, 
odmawia  ważności  aktu  pewnej  komisyi  wojewódzkiej  (1757)^ 
ponieważ  na  ów  akt  nie  było  zgody  powszechnej :  widocznie 
chce  rozciągnąć  pojęcie  „consensus"  ze  wszystkiemi  konsekwen- 
cyami  na  wszystkie  zbiorowe  uchwały  -).  Szczęście,  że  wyraża 
ten  pogląd  poza  sejmem,  bo  gdyby  izba  poselska  coś  podobnego 
usłyszała,  klasnęłaby  w  dłonie :  im  więcej  niepozwalania,  tern 
lepiej !  Oto  Sołtyk,  biskup  krakowski,  w  r.  1766  chce  tamować 
czynności  konfederacyi,  uchwalającej  wszystko  większością  gło- 
sów ^).  Oto  w  r.  1749  zadławiony  wrzaskiem  wolnych  głosów 
trybunał  koronny... 

Tak  brzmią  zdaleka  ostatnie,  kapryśne  zwrotki  jednej  pieśni 
pijackiej,  rozpoczętej  jeszcze  przy  zdrowych  zmysłach...  Tak  igrają 
ostatnie  wyskoki  marzenia  indywidualnego,  wolne  już  od  wszel- 
kich podkładów  moralno  społecznych.  Tak  tryska  w  górę  ze 
wzdętych  fluktów  piana,  niesiona  wichrem...  Oczywiście  chwilowe 
jej  podrzuty  nie  świadczą  jeszcze  o  rzeczywistej  zmianie  poziomu 
morza.  Nikt  nie  uznałby  na  stałe,  ani  ustnie  ani  pisemnie,  prawa 
kobiet,  dzieci,  pijaków  do  tamowania  obrad,  ani  czyjegokolwiek 
prawa  do  zrywania  konfederacyi  i  trybunałów,  ani  wyższości  „wol- 
nego niepozwalam"  nad  ogólnym  porządkiem  prawnym,  poza  sferą 
czynności  sejmowych.  Przytoczyliśmy  też  powyższe  ekstrawagancye 
„głosu  wolnego"  jedynie  dla  dosadnej  charakterystyki  nastroju 
umysłów:  „nagą  duszę"  najłatwiej  pono  podsłuchać  w  stanie  nie- 
trzeźwym... To  pewna,  że  dla  ludzi  trzeźwych  zasada  zrywania 
sejmików  przez  bylejakiego  szlachcica,  z  jakiejkolwiek  ziemi,, 
a  sejmu  przez  posła,  choćby  nielegitymowanego,  była  ścisła,  bez- 
względna i  należała  do  abecadła  polskiego  obywatela. 

Dzisiaj  uwierzyć  trudno,  aby  podobne  rządy  mogły  funkcyo- 
nować  choćby  przez  parę  lat.  Jak  można  wśród  stu  tysięcy  szla- 
chty stosować  w  praktyce  regułę:  „nic  na  mnie  bezemnie"  ?■ 
A  przecież  veto  sięgało  jeszcze  dalej?...  To  prawda,  ale  —  pomi- 
jając na  razie  różnicę  charakterów  dzisiejszych  i  ówczesnych  — 
musimy  tu  podkreślić  starą  prawdę,  że  niema  reguły  ogólnej  bez 

')  Dyaryusz  w  Tekach  Lukasa  (Ms.  Ossol.  3002). 
'^j  Polska  w  dobie  Wojny  Siedmioletniej,  I,  454 
3)  Rudnicki,  Biskup  Kajetan  Sołtyk,  144. 


—     302     — 

•wyjątków,  i  że  najbezwzględniejsza  doktryna  musi  się  choć  tro- 
■chę  nagiąć  do  rzeczywistości. 

Doktryna  „nic  na  mnie  bezemnie"  musiała  też  dopuścić  do 
kilku  wyjątków,  a  uczyniła  to  nie  bez  walki.  Pierwszym  wyją- 
tkiem było  uznanie  ważności  sądów  sejmowych  pomimo  zerwa- 
nia sejmu.  Kazimierski  i  towarzysze  w  r.  1585,  a  Żaboklicki 
i  Telefus  w  r.  1664-5  nie  uratowali  swymi  protestami,  pierwsi 
-Zborowskich,  drudzy  Lubomirskiego  ').  W  danej  kwestyi  przewa- 
żył nad  opętaniem  zdrowy  instynkt,  czujący  potrzebę  wymiaru 
sprawiedliwości.  Ale  to  była  kwestya  stosunkowo  drobna. 

Ważniejszą  niekonsekwencyą  wobec  czystej  zasady  „nic  na 
mnie  bezemnie"  było  ignorowanie  życzeń  tych  województw,  któ- 
rych sejmiki  się  porwały.  Nawet  w  kulminacyjnym  punkcie  zło- 
tej wolności,  na  konwokacyi  r.  1696  referendarz  koronny  oświad- 
cza, że  „sejm  sejmem  bywa,  choć  kilku  województw  posłów 
nie  będzie",  i  nikt  nie  próbuje  mu  przeczyć'-).  Sejmiki  długo  roz- 
bijały sejm  ;  przyszedł  czas,  kiedy  sejm  wykształcił  w  swem  łonie 
veto  i  użyczył  go  sejmikom  z  ujmą  dla  ziemskiej  reprezentacyi. 

Najgłębszą  atoli  wyrwę  w  suwerenitecic  jednostki  robiły 
dla  ocalenia  współżycia  państwowego  konfederacye.  Wiek  XVI, 
albo  ściślej,  okres  1606—1717,  jest  klasyczną  epoką  konfederacyi. 
-Rzeczpospolita  przeżyła  w  tym  czasie  czternaście  konfederacyi 
generalnych,  w  tej  liczbie  pięć  było  zwyczajnych,  t.  j.  kapturowych 
podczas  bezkrólewi  (1632,  1648,  1668-9,  1674,  1696—7)  i  dzie- 
więć nadzwyczajnych  pod  panov/aniem  królów  :  rokosz  Zebrzydow- 
-skiego  (1606—7),  konfederacya  Tyszowiecko  Łańcucka  (1655  —  6), 


')  Por.  wyżej,  str.  291,  świadectwo  Chwałkowskiego.  To  samo  stwierdza 
rezydent  brandenburski  Werner  w  relacyi  11  grudnia  1693  r.  (Teki  Lukasa) 
Słynny  Zaremba,  oczywiście,  dowodził  w  r.  1672  przeciwnego  założenia,  ob. 
Załuski,  I,  190-1,  por.  Korzon,  II,  283.  Swoją  drogą,  gdy  chiodzi  o  Lubomirskiego, 
autor  „Doli  i  Niedoli"  próbuje  dowodzić  nielegalności  sądu  1664-5  roku,  jako 
„protestestacyami  wstrząsanego...",  I,  259. 

'^j  Dyaryusz  tego  sejmu  w  Ms.  Bibl.  Jag.  3522.  Próbował  w  r.  1757  prze- 
czyć W.  Rzewuski,  który  pisał:  „To  laudum  jako  było  na  wszystkich,  tak  waż- 
ność jego  nie  mogła  dependować  od  samycti  przytomnycłi  na  sejmiku,  lecz  ko- 
niecznie od  wszystkicli,  gdyż  ani  sejmy  wkładają  co  na  te  województwa,  które 
swych  posłów  nie  mają".  Ale  twierdzeniu  temu  przeczą  setki  przykładów,  a  Rze- 
wuski za  swego  wieku  nie  widział  prawie  żadnego  doszłego  sejmu.  —  Polska 
w  dobie  Wojny  Siedmioletniej,  II,  455-6. 


—     303     — 

Tokosz  Lubomirskiego  (1666),  dalej  konfederacya  Goląbska  (1672), 
rokosz  stronników  Contiego  (1697—9),  konfederacye  Warszawska 
i  Sandomierska  roku  1704,  Tarnogrodzka  1715 — 7.  Nadto  szereg 
konfederacyi  wojskowych  —  najważniejsze  w  latach  1612—3, 
1622,  1659—63,  1^72  (Szczebrzeszyńska,  przy  hetmanie  Sobie- 
skim), 1696.  Prócz  tego  mnóstwo  konfederacyi  lokalnych,  z  po- 
działem znowuż  na  normalne,  t.  j.  kaptury  wojewódzkie,  i  nad- 
zwyczajne ;  a  były  wśród  konfederacyi  partykularnych  ruchy  tak 
poważne,  jak  powstanie  szlachty  litewskiej  przeciwko  Sapiehom 
w  latach  1698  —  1700.  Część  związków  ziemskich  stanowiła  przy- 
gotowanie do  konfederacyi  generalnych  i  znajdowała  się  do  nich 
w  takim  stosunku,  jak  sejmiki  do  sejmu.  Każda  zaś  konfedera- 
cya wyjmowała  większą  lub  mniejszą  liczbę  spraw  z  pod  wła- 
dzy jednomyślności  i  liberi  veto.  Życie  przybierało  tętno  kon- 
wulsyjne,  społeczeństwo  zawierało  co  jakiś  czas,  dla  pewnych 
określonych  celów,  jakby  umowy  pierwotne,  zawieszając 
chwilowo  moc  „wolnego  niepozwalam". 

Dużo  zależy  na  określeniu,  jak  i  w  jakim  zakresie  zacho- 
dziła owa  suspensa.  Historycy,  którzy  pisali  o  konfederacyach, 
poczynając  od  Kettnera,  a  kończąc  na  Rembowskim,  nie  wyczer- 
pali tego  ważnego  tematu,  stwierdzili  tylko  ogólnikowo,  że  pod 
bratnim  węzłem  (sub  vinculo)  jednomyślność  nie  obowiązuje, 
wystarcza  większość  głosów.  Co  do  nas,  uważamy  za  rzecz  nie- 
zbędną z  czasem,  aby  ktoś  przedstawił  całokształt  prawa  kon- 
federacyjnego,  jakie  stopniowo  wytworzyło  się  w  drodze 
praktyki  i  tradycyi,  w  przeciwieństwie  do  normalnego  biegu  rzą- 
dów pod  znakiem  wolności  i  juris  vetandi.  Wynik,  jak  z  góry 
można  przewidzieć,  będzie  nowy,  ciekawy  i  niezupełnie  zgodny 
z  dotychczasowym  poglądem  na  konfederacye.  Nie  uprzedzając 
go,  podzielimy  się  tu  z  czytelnikiem  paru  spostrzeżeniami  nad 
stosunkiem  zasad  związkowych  do  liberum  veto. 

Najpierw  tedy  parę  słów  o  bezkrólewiu.  Po  śmierci  króla 
całe  państwo,  jak  może  najprędzej,  nakrywa  się  wzmocnionym 
węzłem  bezpieczeństwa,  t.  j.  kapturem.  Szlachta  po  województwach 
spisuje  się  i  sprzysięga  na  utrzymanie  porządku  prawnego  i  w  dro- 
dze umowy  organizuje  sądy  kapturowe,  które  oczywiście  ferują 
wyroki  większością  głosów.  Nad  całą  Rzplitą  rozciąga  opiekę  kon- 
federacya generalna,  zawiązana  na  konwokacyi,  czyli,  jak  później 


-     304     - 

zaczęto  się  wyrażać,  na  sejmie  konwokacyjnym.  Ogniwo  konwo- 
kacyi  pozwala  roztoczyć  zasadę  większości  głosów  nawet  na  sejm 
elekcyjny,  z  jedynym  wyjątkiem    dla    samego  aktu  obioru  króla, 
który  był  zawsze  i  pozostaje  nadal    specyalnem    polem    do   wy- 
próbowania unii  dusz  za  natchnieniem  Ducha  Świętego.    Wyraź- 
nie stwierdziła  to,  jak  wiemy,    konstytucya  r.  1696,  a  i  później- 
szych prymasów  zobowiązywano  też  do  nieogłaszania  elektem  kan- 
dydata, na  któregoby  nie  pozwolili  wszyscy.  Co  innego  wszakże 
unia  dusz  wyborczych,  a  co  innego  zrywanie   obrad.   Tej    myśli, 
ażeby  można  było  zerwać  elekcyę,    nie  dopuściła  szlachta  nawet 
w  pokoleniu  Dembickich    i    Zarembów.   Właśnie   na  sejmie    ele- 
kcyjnym   Michała   Korybuta,  1  lipca   1669  r.,   kiedy   Marcin   Za- 
moyski, nie  mogąc  uzyskać  jakiegoś  dekretu   w   sprawie  prywa- 
tnej, wygłosił  protestacyę  przeciwko  paktom  i  elekcyi,  i  wyszedł 
z  koła,  nawet  posłowie   sandomierscy,  najgorliwsi   obrońcy  swo- 
bód ziemiańskich,  „w  tym  razie  uznali  przecież  liberum  veto  Za- 
moyskiego   za    nieważne,    ponieważ   wynikło   ze    sprawy    czysta 
prywatnej,  ponieważ  zmierzało  do  zawichrzenia  ojczyzny,  ponie- 
waż nareszcie  elekcya  różni  się   od   sejmów   zwyczajnych    i   nie 
może  być  niweczoną  przez  żadne  protestacyę.   Nie  chcieli  nawet 
pozwolić  na  wysłanie  delegata  od  koła  do  protestującego ;  zale- 
dwo  na    to   przystali,    aby    marszałek    posłał    kogoś    prywatnie,, 
w   imieniu    własnem    zapraszając   Zamoyskich  do  powrotu.    Pia- 
stujący chwilowo  laskę  Sobieski  oświadczył  nawet,    że  nie  może 
udzielać  głosów  czynnych  nikomu,   i  zrzekł  się  funkcyi.  Jednakże 
po  burzliwych  rozprawach    3   lipca    koło   rozkazało    marszałkowi 
sejmowemu,  Potockiemu,  objąć  kierownictwo   obrad   i    rozdawać 
głosy,  a  potem  i  Zamoyscy  sami  cofnęli  protestacyę  swoją  5  lipca" '). 
Był   to   prejudykat   pełen   wagi   i  głębszego  sensu :   naród, 
który   w  początkach   XVII  wieku    nazywał   jeszcze    „źrenicą  wol- 
ności" samą   elekcyę,    nie   poświęcił  tego  podstawowego   skarbu 
dla   nowej    „źrenicy"    —    „wolnego    niepozwalam".    Sejmy  elek- 
cyjne  w    razie   rozłamu    mogły   nie    dochodzić    do    pożądanego 
końca,    bo    miały    termin    oznaczony,    podobnie    jak    zwyczajne, 
ale    przed   wyjściem    owych  6  tygodni   pękać   nie  mogły.    Pozo- 
stawała jeszcze  możliwa   furtka,   którędy   veto   wśliznęło   się  :do 


')  Korzon,  II,  241-5. 


-     305     - 

izby  poselskiej  —  icwestya  prolongaty,  zależnej,  jak  zawsze,  od 
jednomyślnego  pozwolenia.  Los  jednak  oszczędził  Polsce  tej 
próby:  ani  jedna  elekcya  nie  przewlekła  się  poza  swój  termin. 
Wołano  wojnę    domową    (1587,    1697,   1733),  niż  żaden  rezultat. 

Węzeł  konfederacyi,  zawiązanej  w  bezkrólewiu,  ustawał 
ipso  facto,  bez  specyalnych  formalności,  z  momentem  koronacyi. 
Zilustrował  to  Olizar,  rwąc  obrady  w  r.  1669  w  parę  tygodni  po 
uroczystym  obrzędzie.  Stąd  zresztą  wcale  nie  wynika,  żeby  świa- 
doma swych  praw  dyktatorskich  konfederacya  konwokacyjna  nie 
mogła  przedłużyć  swej  władzy  za  pomocą  osobnej  uchwały  na 
następne  sejmy,  jak  to  się  zdarzy  w  r.   1764. 

O  głosowaniach  rokoszów  i  konfederacyi  nadzwyczajnych, 
t.  j.  powstałych  za  życia  króla,  przydałoby  się  znacznie  więcej 
szczegółów,  niż  ich  zebrano  dotychczas,  Lengnich  stanowczo 
twierdzi,  że  wówczas  „tylko  większość  głosów  w  stanowieniu 
uchwał  jest  rozstrzygającą"  ')•  Zgodnie  z  tem,  już  towarzysze 
Zebrzydowskiego  pozbyli  się  najpierw  z  Sandomierza  ludzi  ina- 
czej myślących,  mówiąc  im  :  „Kto  z  nami  być  nie  chce,  niech 
idzie  precz!"  —  a  potem  pomiędzy  sobą  „zgodzili  się,  artykuły 
pluralitas  pervaluit...,  wywodzili  i  to,  że  może  rokosz  zawsze 
pluralitate  konkludować,  sejm  nie  może"  '■^).  Spytajmy  jednak 
o  zdanie  gorliwych  zelantów  z  epoki  saskiej,  a  usłyszymy,  n.  p. 
od  Stanisława  Świdzińskiego,  wojewody  bracławskiego,  że  w  kon- 
stytucyach  niema  śladu  tego,  aby  uchwały  konfederackie  zapa- 
dały większością  głosów,  przeciwnie,  widać  z  nich,  że  na  konfe- 
deracyach  podczas  dawniejszych  bezkrólewi  delegaci  odwoływali 
się  do  zdania  szlachty  pozostałej  w  domu,  ergo  uważano  za  nie- 
zbędną zgodę  wszystkich  ^).  Ostatecznie,  mniejsza  o  właściwe 
konstytucye,  gdyby  w  aktach  o  zawiązaniu  konfederacyi  uczestnicy 
naprawdę  obiecywali  sobie  ulegać  większości,  podobnie  jak  to 
Grocyusz,  Locke,  Rousseau  wyobrażali  sobie  w  momencie  za- 
warcia paktu  społecznego.    W  rzeczywistości  zamiast  tej  klauzuli 


')  Prawo  pospolite,  383. 

^)  Rembowski,  Rokosz  Zebrzydowskiego,  86. 

3)  Racye  i  refleksye  do  nieczynienia  konfederacyi  in  ordinc  do  aukcyi 
wojska  (Ms.  Bibl.  Ord.  Kras.).  Pismo  to  ogJosił  w  przeróbce  niemieckiej  M. 
Skibiński,  Europa  a  Polska  w  dobie  Wojny  o  Sukccsyt;  Austryacką,  II,  174. 
i  streścił  je  niedość  dokładnie  w  t.  1,  584. 

20 


—     306     - 

znajdujemy  przeważnie  inną,  jeszcze  pierwotniejszą :  że  sprzymie- 
rzeni powstaną  społem  (omnes  consurgemuś)  przeciwko  ludziom 
opornym.  Coprawda,  samo  przypuszczenie,  jakoby  ci  sami  ludzie 
naprzemian  głosowali  w  związku  po  rzymsku,  a  na  sejmiku  po 
sarmacku,  wydaje  się  nieco  podejrzanem.  Czyżby  więc  Lengnich 
się  mylił,  a  Świdziński  i  Sołtyk  mieli  słuszność? 

Trudno  byłoby  rozwikłać  ten  węzeł,  gdyby  wypadło  po- 
legać na  nielicznycłi  dyaryuszach  lub  protokółach  konfederacyi 
z  okresu  1600—1750,  (późniejsze  związki  należą  już  ducłiem  do 
innej  epoki,  i  wnioski,  wysnute  z  icłi  praktyki,  trąciłyby  w  odnie- 
sieniu do  XII  wieku  anachronizmem).  Na  szczęście  możemy  śle- 
dzić zasady  głosowań  konfederackich  nietylko  w  związkach 
takich  czystego  typu,  ale  też  w  pewnem  osobliwszem  skojarzeniu. 

Niezmiernie  ciekawe  następstwa,  dotyczące  liberi  veto,  wy- 
nikają mianowicie  z  dwojakiej  syntezy  sejmu  i  konfederacyi. 
Bywały,  poczynając  od  połowy  XVII  wieku,  sejmy  siib  vinculo, 
ukonstytuowane  na  gruncie  gotowej  konfederacyi,  tudzież  inne, 
obrócone  w  związek  ze  stanu  wolnego,  gdzie  zagajenie  sejmu 
wyprzedzało  konfederacyę.  Pierwsza  kombinacya  miała  miejsce 
najpierw  w  r.  1673  (sejm  pacyfikacyjny  podczas  trwającej  konfe- 
deracyi Gołąbskiej),  potem  w  r.  1710,  1712,  1713  na  podstawie 
konfederacyi  sandomierskiej  przy  królu,  i  w  r.  1717  na  tle  konfe- 
deracyi Tarnogrodzkiej,  do  której  król  przystępował.  W  czasach 
późniejszych  należą  tu  konwokacya,  elekcya  i  sejm  koronacyjny 
r.  1764,  sejm  Czaplica  (1766),  wszystkie  na  zasadzie  związku 
konwokacyjnego ;  sejm  delegacyjny  1767-8  r.  pod  węzłem  ra- 
domskim, wreszcie  ostatni  grodzieński  pod  auspicyami  Targowicy. 
Wszystkie  takie  zgromadzenia  były  z  góry  zabezpieczone  przed 
zerwaniem,  liberum  veto  nawet  w  najpoważniejszych  ustach  było 
przeciwko  nim  bezsilne.  Decydowała  w  późniejszych  czasach, 
od  połowy  XVIII  wieku,  większość.  Ale  przedtem?  Czyż  może 
być,  aby  z  europejskich  obrad  takich  sejm.ów  sub  vincuLo  nie 
świecił  dobry  przykład  na  inne  spółczesne  zjazdy,  albo  na- 
odwrót,  żeby  cień  tych  ostatnich  nie  padał  na  sejmy  skonfede- 
rowane?  Niestety,  źródła  potwierdzają  tylko  to  drugie  przy- 
puszczenie. Z  dyaryusza  sejmu  pacyfikacyjnego  roku  1673  (po 
konfederacyi  Gołąbskiej)  czuć  od  samego  początku,  że  zebrani 
zeszli  się  nie  poto,  aby  się  rozlecieć  za  lada  protestem,  ale  pra- 


—     307     — 

widłowych  głosowań,  śmiałego  przełamywania  mniejszości  nie 
widać.  Izba  wciąż  szul^a  „zgody",  „konsensu",  bez  nich  niczego 
nie  konkluduje,  słucha  cierpliwie  kontradykcyi,  jakby  nie  prze- 
czuwając, że  ma  zupełne  prawo  wyrzucić  za  drzwi  oponentów. 
Słychać  próby  tamowania  obrad,  widać  posłów,  opuszczających 
izbę,  wprawdzie  nie  pojedynczo,  lecz  grupami  ').  Całkiem  po- 
dobne widowisko  przedstawia  Walna  Rada  warszawska  r.  1710, 
t.  j.  sejm  pod  węzłem  konfederacyi  sandomierskjej  przy  Au- 
guście II.  Może  zawinili  tu  trochę  sprawozdawcy,  którzy  w  swych 
dyaryuszach  nie  umieli  odcieniować  specyficznej  cechy  głosowań 
konfederackich,  i  o  każdym  głosie  podanym  przeciw  wnioskowi 
pisali,  że  ten  lub  ów  „nie  pozwalał"  na  coś"-).  To  jednak  pewne, 
że  większość  posłów  poczynała  sobie  w  zwykłym  stylu  staropolskim, 
i  dopiero  po  dojrzalszym  namyśle  przychodziła  do  przekonania, 
że  tym  razem  zwycięski  August  przejdzie  do  porządku  nad  ich 
„niepozwalaniem",  i  że  będzie  miał  prawo  konfederacyjne  po 
swojej  stronie.  Krótko  mówiąc,  dawniejsze  sejmy  sub  vinculo, 
jak  i  zwykłe  konfederacye,  różniły  się  od  zwykłych  sejmów  nie- 
tyle  trybem  obradowania,  ile  poczuciem,  że  ich  nie  można  zerwać. 
Ta  myśl,  że  tutaj  żadne  „niepazwalam"  nic  nie  wskóra,  doku- 
czała srodze  sejmikowiczom  i  dyktowała  artykuły,  nalegające 
o  szybką  „ekswinkulacyę"  t.  j.  rozwiązanie  węzła  ^). 

Z  czasem  wyrobił  się,  jak  wiadomo,  inny  rodzaj  sejmu  pod 
węzłem,  taki  mianowicie,  gdzie  król  z  senatem  i  izbą  poselską  podpi- 
sywali akt  zrzeszenia  na  początku  obrad,  aby  korzystać  w  całej  pełni 
z  zasady  większości.  W  czystej  postaci  widziano  tę  kombinacyę 
najpierw  w  okropnym  roku  1773,  za  dni  Ponińskiego  i  Reytana, 
potem  w  wielkim  roku  1788.  Węzeł,  zadzierzgnięty  w  izbie, 
obowiązywał  potem  całe  zgromadzenie,  nawet  w  razie  zmiany 
jego  osobistego  składu.  Pokrewne,  ale  też  pośrednie  między  obu 
typami  zjawisko  stanowi  sejm  Mokronowskiego  (1776),  do  którego 
zostali  dopuszczeni    tylko    ci    senatorowie    oraz   posłowie,    którzy 


'j  Dyaryusz  sejmu  pacyfikacyjncgo,  wyd.  p.  Kluczyckiego. 

2)  Zbiór  dyaryuszów  Rady  Walnej,  przygotowany  do  druku  p.  dra  R.  Mie- 
nickiego,  zdeponowany  w  pracowni  liistorycznej  Tow.  Nauk.  Warszawskiego. 

■*)  Ob.  np.  Prochaska,  Akta    grodź,  i  ziem.  XXII,  str.  458  9,  53G;  Arcliiw 
Jugo-Zapadnoj  Rossii,  serya  2,  tom  III,  str.  212. 

20* 


I 


-     308     — 

przystąpili  do  związku,  utworzonego  przy  królu  w  Radzie  Nie- 
ustającej. Są  to  wszystko  wytwory  późniejszej  doby,  możliwe 
dopiero  po  agitacyi  Konarskiego,  w  odmiennych  warunkach  zewnę- 
trzno-politycznych.  Jeżeli  też  wspominamy  o  nich  już  teraz,  to  głó- 
wnie dlatego,  ponieważ  w  sejmie  sub  vinculo,  zwłaszcza  drugiego 
typu,  ucieleśniła  się  i  dojrzała  pewna  kombinacya,  która  przy 
wyższym  stanie  oświaty  politycznej  powinna  była  dojrzeć  zna- 
cznie wcześniej.  Mianowicie  na  drodze  do  takiej  formy  znajdo- 
wały się  już,  chociaż  nigdy  nie  dobiegły  do  mety,  wszystkie 
dawne  konwokacye. 

Poruszono  niezbyt  dawno  w  historyografii  naszej  kwestyę, 
„czy  konwokacya  mogła  być  prawnie  zerwaną,  czy  ulegała  libero 
veto".  iMa  to  być  nawet  kv/estya  nietylko  akademicka  ^).  Chodzi 
o  ocenę  prawną  czynu,  którego  następstwa  poniekąd  odczu- 
wamy dziś  jeszcze  —  a  postępkiem  tym  było  utrzymanie  przez 
Czartoryskich,  z  pomocą  Rosyi,  sejmu  konwokacyjnego  r.  1764,. 
wbrew  protestowi  Mokronowskicgo  i  kilkudziesięciu  towarzyszy. 
Pogląd,  że  veto  było  bezsilne  w  danym  wypadku,  wypowiedzieli 
Saint-Priest^)  i  RoepelP),  przy  czem  ten  ostatni  powołał  się  na 
pamflet  Wolskiego  p.  t.  „Obrona  Stanisława  Augusta"  •^),  i  na 
Lengnicha  •^).  Przeciwnie,  Askenazy*^)  uważa  czyn  Mokronowskicgo 
za  ważny  i  prawowity,  czyn  Czartoryskich  za  nieważny,  i  na  po- 
parcie swego  zdania  cytuje  słowa  tegoż  Lengnicha  o  sejmie 
konwokacyjnym  r,  1596:  „(comitia)  non  successerunt...  nuntio 
intercedente" .  Coprawda,  niedojście  sejmu  (dodaje  Lengnich)  nie 
przeszkodziło  jednak  stanom  wyznaczyć  czas  i  miejsce  elekcyi, 
jakoteż  połączyć  się  węzłem.  Bądź  co  bądź,  sam  akt  związkowy 
1696  r.  zawierał  wyrazy:  „ex  occasione  contradictionis...  sistimus 
graduni  et  cursus  (convocatlonis  susceptae)...  obsewando  religio- 
sissime  vocem  vetandi,  unicum  et  specialissimum  jus  cardinale". 
Zdawałoby  się,  spór  przesądzony  od  wieków :    Czartoryscy,  zgo- 


1)  Askenazy,  Nowe  Wczasy,  10-1. 

3)  Btudes  diplotnatiąues,  I,  130. 

3)  Interregnum,  Wahl  und  Krónung  v.  Stan.  Aug.  Poniatowski,  101. 

*)  Roczniki  Tow.  Hist.  Liteiackiego  w  Paryżu  1867,  str.  104. 

5)  Jus  publicum  Regni  Polonłae,  II,  r.  13,  §  26. 

6)  Die  letzte  polnische  Konigswahl,  100. 


—     309     — 

dnie  z  precedensem  r.  1696,  powinni  byli  także  uszanować  święcie 
owo  jedyne  prawo  kardynalne. 

Sprawa  jednak  nie  jest  tak  prosta,  i  zasługuje,  bez  względu 
na  swój  akademicki  czy  też  aktualny  charakter,  na  bliższe  zba- 
danie. Czartoryscy  stanęli  na  tern  stanowisku,  że  konwokacya  od 
samego  początku  odbywa  się  pod'  węzłem,  więc  głosuje  więk- 
szością i  nie  ulega  zerwaniu.  Czy  mieli  w  tem  słuszność?  Co 
do  sposobu  głosowania,  nieomal  wszystkie  precedensy  przema- 
wiały przeciwko  nim.  Bywały  konwokacye  mniej  lub  więcej  kłó- 
tliwe, ale  na  wszystkicłi  słychać  było  wyrazy  „nie  pozwalam", 
czasem  nawet  ,,sisto  activitatein'' ,  targi  i  certacye  zamiast  gło- 
sowań, żadnego  śladu  obrachunku  głosów,  żadnego  powołania 
się  na  obyczaje  trybunalskie  lub  rokoszowe.  A  jednak  dziwny 
jakiś  duch  opiekuńczy  czuwał  nad  konwokacyami,  i  dziwne  wy- 
pisywał w  ich  uchwałach  nauki.  Oto  wszystkie  niemal  konfede- 
racye,  układane  na  takich  sejmach,  noszą  datę  pierwszego  dnia 
posiedzeń,  gdy  tymczasem  widać  z  dyaryuszów,  że  zaczynano 
je  czytać  o  tydzień  lub  parę  tygodni  później,  a  podpisywano 
dopiero  na  końcu  zjazdu.  Dalej,  każda  taka  konfederacya  „omnium 
ordinum"  zawierała  oprócz  właściwego  związku  szereg  praw 
i  zarządzeń  niezbędnych  na  czas  bezkrólewia;  dyskusya  nad  ta- 
kim aktem  niczem  się  nie  różniła  od  zwykłego  sposobu  „ucie- 
rania praw",  tylko  że  izby  obradowały  zwykle  razem.  Otóż, 
w  tych  wspólnych  obradach  izb  i  w  wytrwałem  antedatowaniu 
głównej  uchwały  dawała  się  spostrzedz  tendencya  prawa  publicz- 
nego do  stworzenia  fikcyi,  że  konfederacya  zaczyna  się  już 
od  chwili  zagajenia  zjazdu.  Konfederacya,  mówiono,  jest  celem 
zjazdu  :  więc  podobnie  jak  obrady  wstępne  właściwych  konfede- 
racyi  i  rokoszów,  poświęcone  ułożeniu  aktu  związku,  nietykalne 
były  dla  zrywaczów,  tak  samo  konwokacyi  nikt  nigdy  nie  ze- 
rwał z  takim  skutkiem,  żeby  aż  uniemożliwić  cel  zjazdu,  t.  j. 
akt  związku. 

Potwierdza  to  spostrzeżenie  widok  tej  samej  konwokacyi 
po  śmierci  Sobieskiego,  z  której  próbowano  zaczerpnąć  argumentów 
przeciwko  Czartoryskim.  Zgromadzenie  to  jedyne  w  swoim  ro- 
dzaju. Co  za  nastrój,  co  za  ludzie  u  steru !  Prymas-kardynał 
Michał  Radziejowski  —  godny  swego  nazwiska;  marszałek  poselski 
Stefan  Humiecki,    jeden    z  najprzesądniejszych  wielbicieli  „głosu 


—     310     — 

wolnego";  Jan  Pieniążek,  wojewoda  sieradzki,  trybun  anarchii 
pierwszego  kalibru.  Walczą  ze  sobą  stronnictwo  francuskie  Sa- 
piehów, Lubomirskich  —  i  partya  królowej  Marysieńki.  Zdała 
grzmią  echa  niszczącego  kraj  rokoszu  wojskowego.  Namiętności 
buchają  z  oczu  i  gardzieli,  jad  obcej  korupcyi  toczy  serca.  W  pło- 
mieniach żądz  przekonania  konstytucyjne,  rozżarzone  do  białością 
topią  się  i  zniekształcają.  Jakiż  to  przykład  dadzą  ci  ludzie  na- 
stępnym pokoleniom  !  ? 

Od  samego  początku  zjazd')  obiera  najtrudniejszą  drogę  do 
swego  „celu".  Konfederacya,  słychać,  spisaną  być  nie  może,  póki 
nie  stanie  się  zadość  poszczególnym  instrukcyom  wojewódzkim 
—  zupełnie  jak  na  sejmie,  chodzi  o  związek  wszystkich  związ- 
ków —  w  tym  sensie  mówi  pan  Pieniążek,  i  nikt  nie  domyśla 
się  go  spytać,  zali  wszystkie  związki  wojewódzkie  powstawały 
nemine  contradicente,  a  jeżeli  nie  wszystkie,  to  dlaczegoby  kon- 
federacya generalna  nie  miała  tak  samo  potraktować  niektórych 
swoich  członków  per  non  sunt.  Kiedy  poseł  Kordysz  zatamował 
czynności,  izba  czeka  cierpliwie  trzy  dni.  Kiedy  bełżanin  Jaro- 
siński robi  trudności  i  żąda  zgody  wszystkich  stanów,  inni  wołająr 
„Tak  daj  Waćpan  projekt,  a  wpiszemy  go  de  verbo  ad  rerbum." 
Część  posłów  przenosi  się  do  senatu,  część  senatorów  do  izby 
poselskiej.  Na  konfederacyę  niema  zgody,  bo  ta  powinna  być 
wsparta  na  jedności.  Daremnie  próbują  niektórzy  głosić,  że  kto 
nieobecny,  ten  sam  sobie  winien.  Daremnie  Litwin  Oborski  pyta 
się  jmci  pana  starosty  wieluńskiego,  „jeżeli  confoederationis  może 
kto  sistere  activitateni" .  Starosta  niedoświadczony  nie  wie,  pyta 
o  zdanie  starszych  braci,  co  już  bywali  na  konwokacyach.  Starsi 
próbują  uciszyć  zgiełkliwą  młodzież.  Na  to  pada  grubijańska 
odpowiedź:  „Nie  w  każdej  siwej  brodzie  bystry  rozum  siada, 
i  kozioł,  choć  ma  brodę,  przecie  chrósty  jada."  Ostatecznie  po- 
wstaje alternatywa:  albo  podpisać  konfederacyę  bez  zgody  wszyst- 
kich, sposobem  projektu,  w  nadziei  przystąpienia  reszty,  alba 
podpisać  ją  bezwarunkowo  i  wywrzeć  tem  nacisk  na  nieobecnych. 
Lecz  przeciw  temu  występuje  część  izby :  wszak  bracia  przysłali 
ich  na  konfederacyę  generalną,  a  więc  jednomyślną,  a  nie  party- 
kularną.    W  przewidywaniu    rozbicia    niektórzy    proponują,   aby 


>)  Dyaryusz  w  Ms.  Bibl.  Jag.  3522. 


—     311     — 

wszyscy  z  góry  przysięgli  na  związek.  Inni  przeciwnie,  przewi- 
dując zerwanie  zjazdu,  nie  chcą  brać  imienia  Boskiego  nadaremno. 

Wreszcie  ktoś  wynajduje  znakomite  rozwiązanie:  niech 
będzie  konfederacya,  byle  salvo  jurę  vetandl,  t.  j.  bez  rządów 
większości.  Zacny  marszałek  przyklaskuje:  dla  miłej  zgody  warto 
uchwalić  choćby  największą  niedorzeczność.  Niestety,  zgody 
nie  widać.  Najpierw  tamował  głosy  jakiś  Potulicki,  potem  Horo- 
dyński,  poseł  czernichowski,  wychodzi  z  protestacyą,  nie  pozwalając 
na  prolongatę.  Cóż  pocznie  izba,  co  powiedzą  jej  koryfeusze? 
Humiecki  składa  laskę,  prymas  stwierdza,  że  dotąd  niema  przy- 
kładu, aby  się  miała  rwać  konwokacya,  ale  całą  nadzieję  widzi 
w  powrocie  Horodyńskiego.  Izba  przyznaje,  że  ma  już  tylko 
activitatem  passivam.  Z  powyższego  przedstawienia  widać,  jak 
sejm  r.  1696  złożył  dwukrotny  hołd  wolnemu  „niepozwalam"  :  raz, 
gdy  nie  chciał  podpisywać  aktu  związku  bez  zgody  jednomyślnej, 
potem,  gdy  w  samym  przyszłym  związku  ślubował  sobie  szanować 
sprzeciw  jednostki.  Kiedy  to  wszystko  nie  pomogło,  stała  się  rzecz 
może  irracyonaina,  może  rewolucyjna,  ale  niezbędna,  i  na  przyszłe 
czasy  pełna  doniosłości :  konfederacyę  przyjęto  i  podpisano,  nie 
bacząc  na  protest  Pieniążka  i  znacznej  grupy  posłów. 

Niezadowoleni  głosili,  że  po  zerwaniu  sejmu  Rzeczpospolita 
może  najwyżej  udać  się  „ad  jus  naturale"  i  skonfederować  się  zwy- 
kłym trybem  dla  samoobrony.  Stąd  miał  wypływać  morał  dla  synów 
i  wnuków,  że  konwokacyę  zerwać  można,  i  że  wszelka  konfede- 
racya przedelekcyjna,  zawarta  bez  zgody  jednomyślnej,  czerpać 
może  powagę  tylko  z  prawa  naturalnego.  Lecz  o  cóż  właściwie 
chodziło  przeciwnikom  zerwania  ?  Czy  nie  o  konfederacyę 
właśnie  ?  Czy  wszystkie  dawne  konfederacyę  wyrastały  z  in- 
nego gruntu,  jak  z  prawa  naturalnego?  I  czem  się  różnił  akt, 
antedatowany  29  sierpnia  1696  r.,  a  podpisany  faktycznie  28 
września,  od  dawniejszych  konfcderacyi  przedelekcyjnych  ? 

Niczem,  chyba  tylko  stekiem  sprzeczności  wewnętrznych. 
Ten  akt,  zatwierdzony  większością  głosów,  przypisał  sobie  (oczy- 
wiście dla  skaptowania  popularności)  święte  poszanowanie  „prawa 
kardynalnego".  Ludzie,  którzy  zacytowali  liberum  veto,  nie  usza- 
nowali go  naprawdę,  nietylko  w  ustach  Horodyńskiego,  ale  nawet 
w  ustach  całej  frakcyi  jego  obrońców;  przytcm  uchwalili  coś 
więcej,   niż  czas   i    miejsce    clekcyi,    bo   nadto    cały  szereg  nie- 


—     312     — 

zbędnych  zarządzeń,  nie  mówiąc  już  o  akcie  konfederacyi.  In- 
nemi  słowy,  ludzie  ci  skłamali.  Byli  wprawdzie  pomiędzy  nimi 
tacy  skrupulaci,  którzy,  podpisując,  zaznaczyli  w  „salwach",  że 
przyjmują  z  całego  aktu  jedynie  termin  elekcyi ;  inni  robili  inne 
zastrzeżenia  ;  ale  wszystkie  te  razem  salwy  niewięcej  były  warte, 
niż  dzisiejsze  protesty  lordowskie.  I  ostatecznie  niewiadomo,  kto 
tam  naprawdę  uszanował  „źrenicę  wolności":  czy  skrupulatny 
prymas  i  jego  przyjaciele,  autorowie  podchwytliwego  aktu,  czy 
owi  ludzie  jeszcze  skrupulatniejsi,  co  uznawali  ważność  ledwo 
paru  artykułów  związku,  czy  najskrupulatniejsi  zelanci,  Horodyński, 
Pieniążek  i  spółka,  którzy  odrzucali  wszystko?  W  świetle  mani- 
festu Pieniążka  frazes  o  „prawie  kardynalnem"  był  obłudny, 
a  z  obłudnych  frazesów  nie  wynika  na  przyszłość  żaden  morał 
obowiązujący:  czyn  jest  mocniejszem  stwierdzeniem  zasady,  niż 
enuncyacya.  A  czyn  senatorów  i  posłów,  którzy  podpisali  ów 
akt  obłudny,  łamał  i  gwałcił  liberum  veto  posła  Horodyńskiego. 
Bo  kto  naprawdę  szanuje  czyjeś  bezwzględne  „niepozwalam",  ten 
odrzuca  wszystko,  co  odrzucał  zrywacz,  i  odjeżdża  na  wieś, 
a  nie  bawi  się  w  żadne  ekscepcye.  Veto  obala  wszystko,  zabija 
sam  sejm ;  niema  ani  jednego  przykładu,  aby  ktoś  zerwał  sejm, 
pozostawiając  nietkniętą  cząstkę  jego  uchwał,  podobnie  jak  nie- 
można  zabić  człowieka  —  z  wyjątkiem  jednego  palca. 

Kto  naprawdę  nie  okazał  szacunku  wolnemu  „niepozwalam", 
ten  nie  mógł  swym  wnukom,  Czartoryskim,  przekazać  takiego  sza- 
cunku ;  kto  utrzymał,  owszem,  fikcyę  gotowego  związku  od 
29  sierpnia,  t.  j.  przez  cały  czas  trwania  konwokacyi,  ten  upo- 
ważnił następców  do  korzystania  z  lej  fikcyi.  Republikanci  z  r. 
1764  przegrali  więc  zupełnie  proces,  kiedy  powoływali  się  na 
fałszywy  precedens  z  r,  1696.  Mogli  oni  wprawdzie  wyszukać 
sobie  innych  poprzedników:  mogli  przytoczyć  ową  przysięgę 
konwokacyjną  z  r.  1669  ^)  na  niezrywanie  zjazdu,  i  argumentować 
w  tym  kierunku:  że  skoro  sami  nie  przysięgali,  więc  wolno  im 
spełnić  czyn,  który  tamta  przysięga  uważała  zasadniczo  za  mo- 
żliwy. Wszystko  zawisłoby  wtedy  od  zgadnięcia  intencyi  pra- 
ojców: jak  postąpiliby  tamci,  gdyby  ktoś  z  nich  popełnił 
krzywoprzysięstwo,    czy    siedzieliby   na   miejscu,    ogłosiwszy   go 


1)  Por.  wyżej,  str.  298. 


—     313     — 

l^annitą,  czy  też  w  dodatku  rozjechaliby  się  z  sejmu.  Cóż  kiedy 
i  ten  hypotetyczny  precedens  zatarty  był  z  kretesem  i  nieważny, 
odkąd  konwokacya  przed  obiorem  Sobieskiego  sponiewierała 
liberum  veto  posłów  podlaskich  :  podlasiacy  10  lutego  1674  r. 
kilka  razy  z  protestacyą  wychodzili,  ale  widząc  niewzruszoną 
rozerwaniem  konfederacyi  Rzplitę,  nic  nie  skończywszy,  activi- 
tatem  przywrócili  ').  Zresztą,  gdyby  nawet  czyn  Horodyńskiego 
naprawdę  pociągnął  za  sobą  wszystkie  następstwa  zerwania,  to 
wśród  sprzecznych  prejudykatów  mieliby  Czartoryscy  w  r.  1764 
takie  same  prawo  wolnego  wyboru,  jakie  miał  Andrzej  Maksy- 
milian Fredro  wobec  postępku  Sicińskiego.  Całe  szczęście  dla 
Polski  —  że  familia  nie  składała  się  z  Fredrów  i  Humieckich. 

Lecz  dość  tych  wywodów  dogmatyczno- teoretycznych. 
Wróćmy  do  praktyki,  zobaczmy,  jak  wolny  głos  szlachecki  wy- 
glądał w  rzeczywistości,  jakich  dokonał  dzieł  i  jakie  ściągnął  na 
Polskę  następstwa. 


1)  Klu:zycki,  Dyaryuszc  sejmów  warszawskich  1674  r.,  str.  31. 


ROZDZIAŁ  III. 

Jak  wyglądało  veto  w  praktyce  ?  Sceny  satyryczne  w  Holandyi  i  WenecyL 
Wyidealizowany  obraz  zerwanego  sejmu  w  dramacie  Szyllera.  Zakulisowa  rze-^ 
czywistość.  Zeznania  sprawcy  zepsucia  sejmu  r.  1732.  Msza,  cynamonka  i  du- 
katy. Niedokończony  wykaz  Sicińskich  w  trzecim  tomie  dzieła  Konarskiego^ 
Nasza  rewizya  i  jej  wyniki.  Nihil  est  occultum,  quod  non  revelabitur.  Cyfry 
statystyczne.  Winy  poszczególnych  ziem,  mocarstw  postronnych,  rodzin  ma- 
gnackich. Skutki  stuletniego  panowania  liberi  veto  wewnątrz  kraju.  Skutki 
zewnętrzne :  klęski  wojenne  i  dyplomatyczne.  Veto,  jako  wynik  dobrego  humoru. 

Obrazki  scen  sejmowych  nie  należą  i  nie  należały  nigdy 
do  rzadkości.  Nie  mówiąc  już  o  suchych  opisach,  jakie  zawie- 
rają dyaryusze,  możnaby  uzbierać  z  pamiętników  i  innych  źródeł 
sporo  opisów  plastycznych  lub  bladych,  satyrycznych  lub  bez- 
stronnych, banalnych  lub  tryskających  życiem.  Niektóre  szczegóły 
trafiały  aż  zadaleko,  bo  do  frankfurckiego  ^Theatrum  Euro- 
paeum"  i  paryskiego  „Mercure  Historigue".  Celowali  w  ośmiesza-^ 
niu  naszego  bezładu  Niemcy,  ale  nie  oni  jedni.  Można  było  wi- 
dzieć w  teatrzyku  holenderskim  kuglarza,  „który  wór  wróblów 
świegocących  wysypał,  a  gdy  te  z  niezmiernym  hałasem  porozla- 
tywały  się  po  izbie  i  każdy  w  swą  stronę  uleciały  przez  okna, 
spektatorowi  powiedział,  że  to  jest  sejmu  polskiego  obraz,  że 
taki  sejm  widział  w  Warszawie  i).  W  Wenecyi  słyszał  Krzysztof 
Opaliński,  że  się  „komedya  odprawowała,  w  której  reprezentowany 

Sejm  był  polski.  A  naprzód  zjachały  się  kupy 
Posłów  i  senat(or)ów.  Siadali,  radzili. 
Posłowie  przychodzili  na  górę,  stamtąd  zaś 
Wracali  się  do  izby  poselskiej.  Marszałek 


1)  Konarski,  I,  189. 


-     315     — 

Podawał  materye,  o  których  mówili, 

I  siła  dyskurując,  radzili,  jakoby 

Wojnie  zabieżeć,  więc  też  jakoby  zatrzymać 

Pokój    w  ojczyźnie   cały.  Drudzy  oracye 

Prawili  i  z  nimi  się  tam  popisowali. 

Miłośników  ojczyzny  aż  nazbyt  i  w  izbie 

I  w  senacie.  Dopieroż  całą  rezę  pismem 

Papieru  napełniwszy  i  konstytucyi 

Półtora  sta  zupełnie  zgodnie  umówiwszy,  — 

Aż  z  tego  wszystkiego  nic.  Sejm  nie  stanął ;  wszyscy 

Precz  się  porozjeżdżali.  I  tym  komedya 

Skończona,  nie  bez  śmiechu   wszystkich   spektatorów"  ^). 

Musiał  to  być  wdzięczny  temat  dla  autorów  sztuk  teatralnych  ; 
nie  dziw,  że  najwspanialszy  opis  zerwanego  sejmu  wyszedł  z  pod- 
pióra  dramaturga,  Szyllera.  Twórca  „Dymitra"  tak  sobie  wyo- 
brażał sejm  r.  1603.  W  senacie  w  obecności  króla  i  posłów  ziem- 
skich kusiciel  samozwaniec  zachęca  Polskę  do  wyprawy  na  Moskwę^ 
celem  obalenia  rządów  Godunowa  i  osadzenia  jego,  Dymitra,  na 
tronie  Rurykowiczów.  Wszyscy  ulegają  pokusie,  pociągnięci  na- 
dzieją łupu,  tylko  Lew  Sapieha  przemawia  przeciwko  niesłusznej 
i  niepolitycznej  imprezie.  Król  prosi  go,  aby  ustąpił  i  nie  mącił 
jedności  sejmu.  Tłum  zaczyna  huczeć  na  kontradycenta,  widoczna 
większość  jest  za  wojną.  Sapieha  jednak  podnosi  swój  głos : 

„Zgódźcie  się  wszyscy,  a  ja:  Nie!  —  powiadam, 
Zakładam  veto  i  zrywam  sejm  cały! 
I  krokiem  dalej  już  nikt  nie  postąpi 
Nieważnem  wszystko,  co  się  uchwaliło. 
Wszystko  jest  zerem!" 

Powszechne  zamieszanie,  król  opuszcza  tron,  balaski  wy- 
wrócono, powstaje  szalona  wrzawa.  Posłowie  chwytają  za  szable 
i  grożą  niemi  Sapieże.  Biskupi  mieszają  się  pomiędzy  obie  strony 
i  zasłaniają  go  stułami. 


')  Satyry  albo  przestrogi,    Poznań,    1840,    str.    151  (rzecz  pisana  przed  r. 
1652). 


—     316     - 

Sapieha:  „większość  powiadacie? 

Czemże  jest  większość?  Większość  —  to  giupota  ; 

Rozum,  ten  zawsze  mniejszości  udziałem. 

Czyż  się  o  całość  troszczy,  kto  nic  nie  ma  ? 

Czyliż  ma  żebrak  wolność  albo  wybór? 

On  magnatowi,  który  go  opłaca, 

Za  ctileb  i  buty  musi  głos  swój  sprzedać. 

Należy  głosy  ważyć,  a  nie  liczyć. 

Wcześniej  czy  później  państwo  runąć  musi. 

W  którem  zwycięża  więliszość,  nie  rozsądek, 

I  bezrozumni  rozstrzygają  sprawę!... 

Ja  śmiało  stanę  przed  sądem  przyszłości, 

Bom  ja  publiczną  nie  frymarczył  sprawą!"  ') 

Rzecz  niezmiernie  charakterystyczna,  że  w  oczach  Szyllera 
słuszność  ma  jeden  miłośnik  prawa  i  ojczyzny  przeciwko  grzesz- 
nemu, lekkomyślnemu  ogółowi.  Zresztą  i  cały  sejm  tych  wolnych 
duchów  nie  został  w  „Dymitrze"  ośmieszony;  robi  on  wrażenie 
wcale  majestatyczne.  Niestety,  poza  wspaniałym  gestem  „najsil- 
niejszego, co  stoi  sam  jeden"  kryła  się  zwykle  bardzo  prozaiczna 
rzeczywistość.  „Wolne  niepozwalam"  rodziło  się  w  każdym  poje- 
dynczym wypadku  nie  w  pełnej  izbie,  nie  a  l'improviste,  nie 
w  podniosłym  nastroju,  lecz  gdzieś  za  kulisami,  w  gabinecie 
obcego  ambasadora  albo  w  stancyi  poselskiej,  w  karczmie, 
w  mroku  piwnicznym,  przy  akompaniamencie  brzęczącej  mamony. 
Konarski  zostawił  nam  niezrównany  opis  tej  kreciej  roboty, 
zgodny  z  relacyą,  jaką  sam  usłyszał  od  żałującego  grzesznika, 
sprawcy  rozbicia  sejmu  r.  1732.  Chodziło  wówczas  o  niedopusz- 
czenie do  obioru  marszałka,  t.  j.  do  ukonstytuowania  sejmu,  aby 
dwór  nie  mógł  mianować  na  nim  hetmanów.  Daremnie  jednak 
szukano  zrywacza. 

„Jak  się  już  cale  po  kilku  niedzielach  sejmu  zaniosło  na 
marszałka  elekcyą  i  już  stanąć  miała  zapewne  nazajutrz,  ci  więc, 
którzy  rozdania  buław,  komu  król  chciał,  niechcieli,  zjechali  się 
na  radę,  po  której  włożywszy  mi  w  kieszenie  po  pięćset  czerwo- 


1)  Przekład  Stef.  Morawieckiego,    Spraw.   Dyr.   Gimnazyum  III  w  Krako- 
wie, 1900,  str.  19. 


—     317     — 

nych  złotych,  obligowali  mnie,  abym  szukał  między  posłami 
i  znalazł  koniecznie,  któryby  sejm  ten  podjął  się  zerwać  i  nie- 
dopuścić  obrania  marszałka.  Noc  całą  po  Nowym  Świecie,  pa 
Szolcu,  po  Wielopolu,  po  Nalewkacłi,  po  Pradze  zjeździłem  ;  nikt 
lepiej,  jak  ja  natenczas,  esencyi  warszawskiego  nie  skosztował 
błota;  po  najbłotniejszycłi  ulicach,  kącikach  i  chatkach  capax 
subjectum  szukałem,  któryby  się  tak  wielkiego  mógł  podjąć  dzieła. 
Mówiłem  przeszło  ze  trzydziestą,  którzy  mi  się  zdawali  potrzebniej- 
szymi posłami;  dawałem  czerwonych  złotych  tysiąc,  którem  z  kie- 
szeni chciał  liczyć,  asekurowałem  aż  do  trzech  tysięcy  czerwonych 
złotych,  bom  miał  plenipotencyą  na  to,  że  je  za  dwie  godziny 
doliczę. 

Cnota  niepotrzebna  tych  ichmościów  i  nadto  poczciwości, 
jak  się  natenczas  zdawało,  do  desperacyi  mnie  przyprowadzała : 
kląłem  ich,  łajałem,  beształem.  Piąta  godzina  zrana  bije,  biegnę 
do  cudownej  Crucifixi  kaplicy,  daję  taler  na  mszę  świętą,  aby 
mi  niebiosa  pobłogosławiły  znaleźć  aby  jednego  poczciwego, 
któryby  wziął  pieniądze  i  ten  sejrn  kaduczny  zerwał.  Bardzo 
modliłem  się  gorąco.  Szło  mi  o  punkt  honoru  i  o  mój  kredyt. 
Wiedzieli,  że  mam  przyjaciół,  pokazałoby  się,  żem  nic  nie  wart. 
Jeszcze  trzy  godziny  nabłąkałem  się  po  błotach,  pot  się  leje  ze 
mnie;  jeszcze  z  kilkunastą  posłami  mówię,  ofiaruję,  perswaduję, 
płaczę,  aby  mieli  nademną  kompasyą,  a  sejm  ten  który  z  nich 
podjął  się  zerwać.  Darmo.  Począłem  na  predestynacyą  w  sobie 
bluźnić  i  skarżyć  się  na  moje  nieszczęsne  wyroki.  Pół  do  dzie- 
siątej bije.  O  ja  nieszczęśliwy!  jużże  ten  sejm  przeklęty  dojdzie 
jużże  stanie  marszałek  ! 

Gdym  był  znowu  przed  Farą  w  takowych  rozpaczach,  po- 
strzegam wysmukłego  panicza  :  para  za  nim  czeladki,  zda  mi  się 
żem  go  widział  w  izbic.  A  do  tego  wszyscy  mi  się  natenczas 
zdawali  posłami.  Pytam  się  z  komplementem,  czy  poseł?  Odpo- 
wiada: do  usług  WMci  Pana,  poseł.  Przepraszam  najuniżeniej, 
bom  dosyć  widział  sumtnam  actbitatem  w  izbie  WMci  Pana, 
alem  teraz  tak  zakłócony,  tak  zmęczony,  że  sam  pojąć  się,  i  co 
gadam,  nie  mogę.  Proszę  tu  do  Kamzeta,  poślę  po  gdańską  wó- 
deczkę. Weszliśmy.  Jmć  pan  poseł  dał  swego  fidelisa,  posłałem 
do  Bramy  Krakowskiej.  Myślę  sobie :  to  mój  rycerz.  Niech  tam 
nieszczęście  wszystkich  tych  poczciwych  weźmie,  z  którymi  darmo 


—     318     - 

napracowałem  się  tyle.  Niosą  gdańską  cynamonkę  ze  złotem,  za- 
pijamy po  kieliszku  kieliszek,  zaczynam  perorę :  idzie  o  zgubę 
ojczyzny,  idzie  o  salwowanie  nas  wszystkich  etc,  trzeba  ten 
:sejm  niegodziwy  i  niebezpieczny  koniecznie  zerwać ;  niemasz 
-człeka,  któryby  tej  nie  widział  potrzeby,  ale  bojaźń  jakaś  wszyst- 
kicłi  obleciała  posłów.  Ja  w  WM. Mości  Pana  fizyognomii  za 
pierwszym  razem,  jakem  tylko  miał  honor  widzieć  go  w  izbie, 
w  oczach  i  na  czole  jego  coś  heroicznego  postrzegłem  i  przy- 
sięgam, że  mi  ta  myśl  o  WM.Mci  Panu  przypadła:  ten  będzie 
Achillesem,  ten  jeden  może  swego  czasu  w  największej  potrzebie 
salwować  Ojczyznę.  Widziałem,  że  mój  Jegomość  to  moje  pro- 
roctwo z  dobrą  gracyą  przyjął :  to  pewna,  odpowiedział,  że  mi 
na  sercu  nie  zbywa  —  i  rwał  się  do  fordymentu.  Niemasz  czasu, 
mówię,  oto  moment  zbawienia  Ojczyzny :  już  się  sesya  podobno 
zaczyna,  zmiłuj  się  nad  tą  matką  strapioną  i  poczciwemi  wszyst- 
kiemi.  Za  fatygę  WM.Mci  Panu,  ile  musisz  się  podobno  od  tu- 
multu schronić,  in  omnem  casum,  jaką  chcesz  sumę  mam  przy 
-sobie,  a  jeżeli  mało,  mam  plenipotencyą  na  ile  zechcesz.  Nie- 
pyszny pachołek  i  dosyć  tani,  lubo  skóra  na  mnie  drżała,  jak 
on  tu  sumą  kilku  tysięcy  czerwieńców  zabrzęknie ;  ale  galanthom- 
me  poczciwy  tak  mi  mówi  krótko:  To  prawda,  że  czasu  niemasz, 
lecz  panowie  obiecują  wiele,  aby  chudego  pachołka  narazić, 
a  potem,  jak  mówiemy,  każą  wyszczwać  albo  wypchnąć  z  po- 
koju. Ja  sam  widzę  rzetelnie  niechybną  potrzebę  i  sto  tysięcy 
racyi  tego  sejmu  zerwania,  ale  potem  wiesz  WMć  Pan,  co  za 
sekwele  idą  za  takim  azardem.  Przerywani :  pięćdziesiąt  nas,  a  ja 
zaraz  na  czele  z  nimi  w  tyle  WMci  Panu  z  gotowemi  szablami 
będziemy ;  niemasz  cale  czego  się  obawiać,  piekłu  samemu 
z  gardła  WMci  Pana  wydrzemy!  To  dobrze,  mówi,  ale  jeżeli  mi 
WMć  Pan  tu  zaraz  trzechset  czerwonych  złotych  nie  wyliczysz, 
nic  z  niczego  nie  będzie.  Tu  jakby  mnie  niebieska  ogarnęła 
jasność.  A  dobrodzieju,  wykrzyknę,  a  Salwatorze  ojczyzny,  a  pod- 
poro i  filarze  wolności,  a  panie  mój,  a  to  tego  momentu!  Nagle, 
do  kieszeni  sięgnąwszy,  cztery  mi  się  razem  wymknęły  ładunki, 
co  zaraz  mój  kochanek  bystrooki  postrzegł:  trudno  cofnąć  się 
było.  Nę,  nę,  mówię,  ojcze  ojczyzny  i  dobrodzieju  mój,  nę 
i  więcej,  warteś  milion  kroć  sto  tysięcy  za  tak  piękną  odwagę. 
I   dałem    mu   czerwonych    złotych  400.   Tylko   ładunki    rozerwał, 


—     319     - 

żeby  widział,  że  nie  miedź,  i  w  kieszenie  wsypał,  a  przysiągłszy 
Uli  na  etc.  i  na  wszystką  poczciwość  i  cnotę,  że  sejm  ten  bez- 
bożny zerwie  i  niedopuści  marszałka,  on  do  izby  pobiegł,  a  ja 
mojej  ekspedycyi  raport  sunąłem  się  uczynić.  Aż  on  mnie  znowu 
pod  Zygmuntem  zaziajały  napada :  włosy  na  mnie  stanęły  i  zmar- 
twiałem cały :  o  nieszczęście  moje,  jużże  po  wszystkiem !  Aż  on 
mnie  do  ucha  mówi :  a  jakąż  dam  racyą  protestacyi  mojej  ?  a  na 
czym  wynidę?  A  Mci  Panie  bracie,  sto  tysięcy  racyi,  wszak  sam 
mówiłeś,  że  widzisz  wielką  tego  sejmu  zerwania  potrzebę?  a  mnie 
samemu  tymczasem  nic  na  pamięć  przyjść  nie  mogło  naprędce. 
Uderzyłem  się  w  ciemię,  i  przyszła  mi  jak  może  być  najcelniejsza 
i  najsprawiedliwsza  racya.  Więc  nie  bawiąc  mówię :  Mów  WMć 
Pan  tak:  Ponieważ  prawo  każe  na  pierwszym  dniu  marszałka 
■obrać,  a  my  już  przeciw  oczywistemu  prawu  kilka  niedziel  na 
tej  trawimy  elekcyi,  zatym,  soLennissime  o  zgwałcenie  prawa  tego 
protestując  się,  wychodzę.  Repetował  mój  mołojec  kilka  razy  me 
słowa,  ale  nigdy  nie  mógł  trafić  do  końca  i  powiedział,  że  to 
jest  przydłuższa  oracya,  trzebaby  ją  skrócić.  Takem  musiał  mego 
dyscypuła  blisko  do  pana  Roykiewicza  prowadzić  i  tam  tę  tak 
straszną  cycerońską  mowę  musiałem  mu  napisać"  ^). 

Kiedy  Konarski  ogłosił  tę  niezwykłą  rewelacyę,  pewien  „zacny 
i  godny  ziemianin"  zarzucił  mu,  że  zmyśla  rzeczy  niebywałe, 
gdyż  dyaryusz  sejmu  1732  r.  nie  zgadza  się  z  jego  opowiada- 
niem ^).  Nie  chciano  wierzyć,  aby  za  kulisami  pięknej  złotej  wol- 


^)  O  skutecznym  rad  sposobie,  I,  119  sq. 

-)  T.  III,  115.  Rzeczywiście  dyaryusz  sejmu  r.  1732,  drukowany  w  Tece  Po- 
■doskiego,  IV,  150  sq.,  nie  przytacza  ani  jednej  mowy  podobnej  do  arcydzieła, 
które  ułożył  informator  Konarskiego.  Obok  kilku  zajadlycli  panów  litewskich,  ro- 
bili tam  obstrukcyę  Lubieniecki  i  Silicz  ;  trwało  to  blisko  2  tygodnie.  Że  Ko- 
narski nie  pomylił  się  co  do  daty,  to  rzecz  pewna.  Wszak  sam  zaznacza,  że 
zaraz  po  wysłuchaniu  powyższej  relacyi,  wystąpił  przeciwko  liberum  veto,  a  uczynił 
to  w  broszurze  p.  t.  Rozmowa  Ziemianina  z  Sąsiadem,  która  napewno  powstała 
pod  koniec  r.  1732.  Tymczasem  mówkę,  bliźniaczo  podobną  do  owej  uprojektowanej 
w  oberży,  wygłosił  dopiero  na  sejmie  r.  1733  inny  Lubieniecki,  brat  poprze- 
<lnicgo,  Teka  Podoskiego,  IV,  318-9.  Pogodzić  te  pozorne  sprzeczności  łatwo. 
„Dyscypuł"  schował  do  kieszeni  dukaty,  w  izbic  dał  się  wyręczyć  komu  in- 
nemu, a  tekstu  oracyi  pożyczył  braciszkowi  na  następnym  sejmie.  Kim  był 
opowiadacz,  niewiadomo.  Konarski  raz  go  nazywa  pułkownikiem  N,  kiedyin- 
dziej  pułkownikiem  Z  (tom  III,  str.  238);  prawdopodobnie  był  to  jeden  ze 
Choińskich. 


-     320     - 

ności  kryły  się  tak  szpetne  targi.  On  odpowiedział:  „Upewniam 
poczciwie,  żem  romansu  nie  pisał".  „Niech  weźmie,  proszę,  wszyst- 
kicłi  sejmów  dyaryusze,  w  żadnym  nie  znajdzie  sekretnycii 
owycłi  sprężyn,  które  wewnątrz  poruszają  tę  machinę...  Manu- 
skrypta  na  to,  listy,  relacye  przyszłej  dopomogą  historyi,  która 
ich  zażyje  z  dobrą  krytyką  i  rozsądkiem"  ').  Dlatego  też,  po  czę- 
ści nie  ufając  swej  informacyi,  po  części  nie  chcąc  zrażać  sobie 
i  odstręczać  od  swej  propagandy  pewnych  rodzin  magnackich^ 
ksiądz  pijar  wstrzymał  się  od  wytykania  palcem  spółczesnycłi 
niszczycieli  sejmów  ;  przeprowadził  dowód,  że  żaden  sejm  nie  zo- 
stał zerwany  dla  dobra  ojczyzny,  lecz  doszedł  tylko  do  począ- 
tków XVIII  wieku,  a  późniejszym  winowajcom  zagroził:  „będą 
oni  mieli  swoją  swego  czasu  zapłatę!"  „Nie  zatarł  czas  i  nie  za- 
trze  tych  nieszczęścia  publicznego  auktorów,  jako  i  ich  naślado- 
wców". 

To  prawda.  Manuskrypty,  listy,  relacye  odsłoniły  już  prawie 
wszystko,  co  historya  powinna  wiedzieć  o  przyczynach  zrywania 
sejmów.  Ponieważ  jednak  wciąż  jeszcze  błąka  się  w  opracowaniach 
epoki  nierządu  sporo  fałszywych  oskarżeń,  wielu  zaś  istotnych 
winowajców  nie  jest  dostatecznie  znanych  ogółowi,  przeto  zre- 
widowaliśmy cały  wykład  Konarskiego  od  r.  1572 -)  i  naszkico- 
waliśmy nanowo  galeryę  Sicińskich.  Kładziemy  poniżej  spis 
wszystkich  sejmów,  spełzłych  bezowocnie  od  czasów  pierwszego 
bezkrólewia.  Poza  ogólną  numeracyą  wspominamy  o  próbach 
unieszkodliwionych  zrywania  innych  sejmów.  Narówni  z  wła- 
ściwymi zrywaczami  stav/iamy  nazwiska  obstrukcyonistów,  którzy 
najwięcej  przyczynili  się  do  bezowocności  obrad,  chociaż  nie 
występowali  z  manifestami.  Sięga  zaś  ten  nasz  rejestr  o  tyle 
głębiej,  że  oprócz  magnata,  którego  narzędziem  był  zrywacz,  wy- 
mienia w  większości  wypadków  obce  mocarstwo,  posługujące 
się  magnatem. 

I.  Sejm  r.  1582,  zakłócony  intrygą  Stanisława  Czarnkow- 
skiego,  nie  uchwalił  ani  poborów,  ani   żadnej  ustawy,  ani  nie  za- 


1)  T.  III.  str.  115-6. 

2)  T.  III,  str.  15-109.  W  spisie  tym  brak  m.  in.  sejmów  z  lat  1666  (pier- 
wszego), 1713.  Niewłaściwie  zaś  figurują  w  nim  sejmy  r.  1590,  1603,  1696.  Sejm. 
r.  1637  nosi  mylną  datę  1631  (52),  a  w  r.  1680   żadnego   sejmu   nie  było  (86)^ 


—     321     — 

latwił  sprawy  sukcesyi.    Wi(jksza  część  senatu  stawała  przy    kró- 
lu, w    izbie  silna    była  opozycya. 

II.  Sejm  r.  1585  poszedł  na  marne  wśród  walki  dworu  ze 
stronnikami  Zborowskicłi.  Manifestowali  się  ustnie  przeciwko 
wszelkim  obradom  :  Mikołaj  Kazimierski,  Prokop  Pękosławski 
i  5  towarzyszy  (28  lutego). 

III.  Cały  sejm  Inkwizycyjny  r.  1592  pochłonęły  porachunki  mię- 
dzy Zamoyskim  a  Zygmuntem  III  z  powodu  polityki  zagranicznej 
i  planów  sukcesyjnych  króla,  przychylnych  domowi  Habsburgów. 

IV.  Sejm  r.  1597,  wysłuchawszy  27  lutego  protestacyi  Stanisła- 
wa Stadnickiego  i  tow.  z  województwa  ruskiego,  przeszedł  nad 
nią  do  porządku  dzie'nnego,  ale  rozleciał  się  24  marca  wśród 
sporu  o  podatki,  skutkiem  protestu  krakowian. 

V.  Sejm  r.  1600  spełzł  na  niczem  wśród  sporu  o  wakanse. 
Bliższe  szczegóły  nieznane. 

VI.  Sejm  r.  1605,  również  pełen  kłótni  o  wakanse,  miał 
głębszą  przyczynę  niepowodzenia  w  planach  powtórnego  mał- 
żeństwa Zygmunta  III  (z  Konstancyą  Austryaczką).  Opozycyę 
prowadzili  Zamoyski  i  Zebrzydowski. 

VII.  „Pamiętny  Sejm"  r.  1606,  zniszczyli,  jak  wiemy,  ze- 
brzydowszczycy  i  dysydenci,  zrażeni  nieprzejednaną  postawą  króla 
i  biskupów  wobec  ugody  wyznaniowej. 

VIII.  Sejm  r.  1615  nic  nie  uchwalił,  chociaż  zaprzątał  się 
ważnemi  rzeczami  —  m.  in.  reformą  sejmową.  Sprawcy  niepowo- 
dzenia nieznani. 

IX.  Sejm  pierwszy  r.  1637  nasłuchał  się  kłótni  i  złośliwych 
polemik  między  koroniarzami  i  Litwą;  na  upór  zabrakło  lekar- 
stwa, rozjechano  się  z  niczem, 

X.  Sejm  r.  1639  zerwał,  n"e  pozwalając  na  prolongatę,  Je- 
rzy Lubomirski  za  zgodą  dworu.  Chodziło  o  salwowanie  Ossoliń- 
skiego przed  odwetem  obrażonej  szlachty. 

XI.  Sejm  r.  1645  słyszał  dużo  narzekań  na  komisyę  gra- 
niczną z  Moskalami,  która  skłonna  była  odstąpić  tym  ostatnim 
miasto  Trubeck ;  król  przez  tę  ugodę  zmierzał  do  przymierza 
z  carem  przeciwko  Turcyi.  Opozycya  udaremniła  cały  plan. 

XII.  Sejm  r.  1652  zerwał  9  marca,  nie  pozwalając  na  pro- 
longatę, Władysław  Siciński  vel  Syciński,  podstarości  upicki,  po- 
seł trocki,  sługa  Janusza  Radziwiłła,  hetmana  litewskiego. 

21 


1 


-     322     — 

XIII.  Sejm  r.  1654  zerwał  w  tenże  sposób  28  marca  Paweł  Biało- 
błocki,  poseł  tczewski ;  działał  on  w  imieniu  prowincyi  Pruskiej,  która 
przyjęła  za  swoją  krzywdę, wyrządzoną  posłowi  Janowi  Rakowskiemu 
przez  większość  izby.     Pośrednim  sprawcą  zerwania  był  dwór  '). 

XIV.  Sejm  r.  1664—5  próbował  zerwać  5  grudnia  Aleksan- 
der Żaboklicki,  podsędek  i  poseł  bracławski;  udało  się  to  dopiero 
7  stycznia  Telefusowi,  posłowi  halickiemu.  Obaj  byli  narzę- 
dziami Jerzego  Lubomirskiego  ^). 

XV.  Sejm  wiosenny  1665  r.  uśmiercił  28  marca  Władysław 
Łoś,  stolnik  płocki,  klient  Lubomirskiego  ^). 

XVI.  Sejm  wiosenny  r.  1666  zerwał  4  maja  Adryan  Mias- 
kowski,  poznańczyk,  podobno  płatny  ajent  Lubomirskiego  ^). 


1)  Kubala,  Szkice  historyczne,  serya  111,  Drugie  Libervim  Veto,  str.  114. 
Żadną  miarą  nie  można  się  zgodzić  z  autorem  co  do  oceny  roli  Bąkowskiego 
na  tym  sejmie.  Autor  przedstawia  posła  chełmińskiego,  niby  godnego  następcę 
Sicińskiego.  Tymczasem  z  własnych  słów  p  Kubali  wynika,  że  B.  stawał  przy 
sprawie  najsłuszniejszej  i  sejmu  właściwie  nie  rwał.  Chodziło  o  obronę  zasady 
wolnej  dystrybuty  wakansów  w  ręku  króla  przeciwko  izbie,  wodzonej  na  pasku 
przez  klikę  magnacką  Radziwiłła,  Jana  Leszczyńskiego,  Krzysztofa  Opalińskiego 
i  Jerzego  Lubomirskiego.  Z  tych  wodzów  opozycyi,  których  „miłość  i  zelus  ku 
ojczyźnie"  autor  uznaje  bez  zastrzeżeń,  Janusz  Radziwiłł  zdradził  króla  już 
przedtem,  zdradzi  kraj  w  r.  1655,  Opaliński  nie  da  się  wyprzedzić  Radziwiłłowi, 
Lubomirski  zdradzi  najdalej  w  r.  166fi,  a  Jan  Leszczyński  systematycznie  zdra- 
dzać będzie  w  ostatnich  latach  swego  życia.  Pretensya  izby,  aby  król  dał  buławę 
Radziwiłłowi,  była  dzika  i  bezprawna.  Bąkowski  miał  zupełną  słuszność,  gdy 
z  wielką  odwagą  cywilną  żądał  od  kolegów  szanowania  króla  i  regulaminu, 
a  izbę  nazywał  „najpośledniejszym  stanem".  Kubala  widzi  w  tem  obrazę  izby 
i  staje  w  myślach  przeciw  Bąkowskiemu  po  stronie  rozjuszonej  opozycyi,  jak- 
gdyby  tłum  w  oczach  bezstronnej  nauki  miał  zawsze  słuszność  przeciwko  je- 
dnostce. Izba  zemściła  się  na  B.,  najbezprawniej  odsądzając  go  od  funkcyi ; 
wówczas  koledzy  skrzywdzonego,  doczekawszy  się  końca  posiedzeń,  zaopono- 
wali przeciwko  prolongacie.  Dwór  zgodził  się  na  to  bez  oporu.  Jeżeli  nawet 
nazwiemy  tę  jego  decyzyę  zerwaniem  sejmu,  to  trzeba  przyznać,  że  nie  zerv/ał 
ładnej  pracy  prawodawczej  dla  ojczyzny :  zerwał  tylko  gorszącą  scenę  radzi- 
"wiłłowskich  wichrzeń.  —  Konarski,  III,  59-60,  nie  znał  szczegółów  tego  sejmu, 
nic  też  dziwnego,  że  spojrzał  nań  przez  okulary  republikanta  Kochowskiego, 
i  jak  najmylniej  zrobił  z  Bąkowskiego  narzędzie  Radziwiłła. 

3)  Czerniak,  Ateneum,  1886,  I,  103,  311. 

3)  Korzon,  I,  283-4,  przemilcza  sprawcę. 

*)  Korzon,  I,  408,  próbuje  zwalić  podejrzenie  na  Jana  Kazimierza,  jakoby 
to  on  był  sprawcą  zerwania  sejmu  ;  przypuszczenie  niemożliwe  wobec  świade- 
■ctwa  posła  francuskiego,  Bonzy'ego. 


i 


-     323     - 

XVII.  W  tymże  roku,  23  grudnia,  zerwał  sejm  Teodor  Łu- 
komski,  poseł  witebski,  również  narzędzie  Lubomirskiego  '). 

XVIII.  Pierwszy  sejm  r.  1668  zerwał  7  lutego  przywódca 
konserwatywnej  szlachty,  były  stronnik  zmarłego  Lubomirskiego, 
Marcin  Dębicki,  cłiorąży  sandomierski'-^). 

XIX.  Sejm  koronacyjny  Micliała  Korybuta  zerwał  5  listopa- 
da przed  terminem  Adam  Olizar,  podsędek  kijowski,  narzędzie 
grupy  eksulantów  ukraińskich,  prawdopodobnie  za  wiedzą  i  zgodą 
niezadowolonych  magnatów:  Zamoyskich,  Potockich,  a  może 
i  pod  wpływem  partyi  francuskiej  ^). 

XX.  Sejm  wiosenny  r.  1670  zerwał  26  marca  Benedykt  Za- 
bokrzycki,  cześnik  bracławski,  narzędzie  partyi  francuskiej  pry- 
masa Prażmowskiego,  Grzymułtowskiego  i  innych  ''). 

XXI.  Sejm  wiosenny  r.  1672  zerwał  11  marca  Kazimierz 
Grudziński,  wojewodzie  rawski;  pośrednim  sprawcą  —  dwór 
królewski  ^). 

XXII.  Sejm  letni  tegoż  roku  zerwał  20  czerwca  przed  ter- 
minem Stanisław  Ubysz,  chorąży  i  poseł  gostyński;  sprawcą 
pośrednim  —  tenże  dwór^). 

XXIII.  Sejm  r.  1681  po  kilku  miesiącach  prolongaty  zerwał 
23  maja  Andrzej  Przyjemski,  kasztelanie  chełmiński;  działali 
przezeń  Grzymułtowski,  wojewoda  poznański,  w  interesie 
Brandenburgii,  tudzież  podskarbi  Morstin   z    ramienia   Francyi  ^). 

XXIV.  Sejm  grodzieński  r.  1688  zerwał  5  marca,  pod  koniec 
kadencyi,  ale  przed  obiorem  marszałka.  Dąbrowski  pod- 
komorzy wileński  z  pomocą  Tokarzewskiego  posła  inflanckiego ; 
obaj  byli  narzędziami  Sapiehów,  ci  zaś  —  narzędziami  Branden- 
burgii. Ubocznie  przyczynili  się  do  zerwania  Drohojowski  poseł 
sandomierski  i  Makowiecki  podolski,  którzy  uchodzili  za  stron- 
ników królowej  Marysieńki  ^). 

')  Korzon,  1,  480,  bezpodstawnie  robi  znowu  współwinnym  króla. 

2)  Korzon,  II,  75-6. 

3)  Korzon,  II,  277-82. 
*)  Korzon,  II,  365. 

5)  Korzon,  III,  91-2. 

6)  Korzon,  III,  143. 

7)  Kazimierz  Konarski,  Polska  przed  odsieczą  wiedeńską,  100-1  ;  reiacyc 
brandenburskie  w  Tekach  Lukasa  (Ms.  Ossol.). 

«)  Załuski,  Ep.  Hist.  Famiiiares,  I,  cz.  2,  1059. 

21* 


-     324     — 

XXV.  Zaczęty  pod  koniec  tegoż  roku  sejm  warszawski  ze- 
rwał 31  marca  n.  r.  Szołkowski,  stolnik  i  poseł  Wiłkomirski,  z  po- 
mocą Dąbrowskiego,  za  podnietą  Sapiehów  a  w  interesie  bran- 
denburskim '). 

Sejm  r.  1690  rwany  był  15  razy,  najgwałtowniej  przez  Głogow- 
skiego; udało  się  go  jednak  doprowadzić  do  pomyślnego  końca-). 

XXVI.  Pierwszy  sejm  r.  1693  w  Grodnie  zerwali  po  upływie 
terminu,  wśród  ogólnej  obojętności,  11  lutego  posłowie  łęczyccy 
Szumowski,  Grabski  i  I\vański ;  pośrednimi  sprawcami  byli,  zdaje 
się,  Sapiehowie  ^). 

XXVII.  Drugi  sejm  tegoż  roku  22  grudnia  nie  doszedł  z  po- 
wodu choroby  królewskiej  "*). 

XXVIII.  Sejm  r.  1695  zmarniał  po  wyjściu  dni  za  sprawą 
Sapiehów :  prawie  cała  Litwa  stanęła  bowiem  przeciwko  większości 
dworskiej  i  do  ostatniego  dnia  sprzeciwiała  się  obiorowi  mar- 
szałka. Obeszło  się  bez  formalnego  zerwania  ■^). 

Konwokacyę  r,  1696  próbował  zerwać  Łukasz  Horodyński,. 
poseł  czerniechowski ;  udało  mu  się  to,  jak  wiemy,  tylko  o  tyle, 
źe  zjazd  nie  został  prolongowany  ;  uchwały  jednak  zapadły.  Zry- 
wacz  spełniał  wolę  królowej  wdowy,  Maryi  Kazimiery  °). 

XXIX.  Sejm  pacyfikacyjny  po  elekcyi  Augusta  II  zerwali  na 
samym  wstępie  (16  kwietnia  1698)  stronnicy  Conti'ego.  Na  ogólną 
liczbę  15  posłów  sześciu  zaprotestowało  przeciwko  obradom,  mó- 
wiąc: „Nie  zaczynaj,  mości  panie  marszałku,  sejmu,  nie  podnoś- 
laski,  bo  ten  akt  jest  nallitatis,  i  mamy  przysięgą  stwierdzone 
instrukcye,  żebyśmy  ten  sejm  zaraz  zatłumili  w  kolebce,  i  na 
żaden,  tylko  konny  sejm,  nie  pozwolemy" ''). 

XXX.  Sejm  majowy  r.  1701  rozszedł  się  bez  zagajenia;, 
skłócone  obozy  Sapiehów  i  ich  przeciwników  uznały  za  właściwe 


1)  Załuski,  j.  w.,  1131  ;  Lcngnich,  Geschiclite  d.  preuss.  Lande,  VIII,  288.. 

-)  Rclacyc  Wernera,  rezydenta  brandenburskiego,  zwł.  24  kwietnia  1690  r. 
w  Tekach  Lukasa  (Ms.  Ossol.). 

3)  Załuski,  13C0;  Lengnidi,  VIII,  315.' 

■^)  Konarski,  III,  94,  według  Załuskiego  ;  Lengnich,  317. 

5)  Konarski,  III,  95-7,  według  Coyera  i  Godlewskiego,  Historia  comitiO' 
rum  1695,  Lengnich,  323.  ,         . 

<■;  Załuski,  II,  109;  Walewski,  83. 

7)  Załuski,  III,  557. 


—     325     — 

żądać     zwołania     nowego     sejmu    w    grudniu,    po    zamierzonej 
iigodzie  ^). 

XXXI.  Ów  sejm  grudniowy  został  zerwany  już  po  prolon- 
gacie, 4  lutego  1702  r.,  przez  Kazimierza  Paca,  pisarza  litewskiego, 
kawalera  maltańskiego,  przyjaciela  Sapiełiów^). 

XXXII.  Sejm  zimowy  1712-3  r.  zerkał  18  lutego  Puzyna, 
starosta  upicki,  ajent  Ludwika  Pocieja,  hetmana  litewskiego.  Oko- 
liczność, że  sejm  ten  odbywał  się  pod  węzłem  konfederacyi  san- 
domierskiej, a  jednak  uległ  zerwaniu,  potwierdza  informacyę 
Brauna,  że  Puzyna  i  Pociej  działali  za  zgodą  Augusta  II,  cho- 
ciaż podobno  wbrew  marszałkowi  konfederacyi,  Denhofowi^). 

Sejm  r.  1718  próbował  zerwać  Korbut,  poseł  orszański,  ku- 
piony przez  Rosyan  i  Prusaków ;  dwór  jednak  odszukał  go  i  przy- 
wiózł w  karecie  do  izby,  gdzie  Korbut  musiał  odwołać  swój 
protest  *). 

XXXIII.  Sejm  r.  1719-20  spełzł  na  niczem  dzięki  robocie 
czterech  hetmanów:  Adama  Sieniawskicgo,  Ludwika  Pocieja,  Sta- 
nisława Denhola  i  Stanisława  Mateusza  Rzewuskiego,  którzy 
wszyscy  wysługiwali  się  Rosyi  i  Prusom.  Wykonawcami  byli 
Swidziński  cześnik  rawski,  Rostkowski  starosta  wiski,  Rudziński 
cześnik  czerski,  i  zwłaszcza  Michałowski  poseł  bracławski ;  ten 
dobił  zgromadzenie  23  lutego  po  prolongacie  ^). 

XXXIV.  Sejm  jesienny  r.  1720  rozlazł  się  w  przeddzień  ter- 
minu (9  listopada);  jako  ostatni  kontradycent,  figuruje  w  dya- 
•ryuszu  Dłużewski  poseł  lubelski.  Sprawcy  ci  sami,  co  po- 
przednio''). 


')  Lcngnich,  IX,  101. 

-)  Jarochowski,  Dzieje  panowania  Augusta  II,  t.  I,  str.  377-83,  Lcngnich, 
IX,  107-9. 

3)  Lcngnich,  IX,  279;  spis  sejmów  D.  Brauna  w  Acta  Littcraria  Mizlera; 
„Otwinowskicgo"  Dzieje  Polski  pod  panowaniem  Augusta  II,  str.  200-1  ;  Zawi- 
sza, Pamiętniki,  303. 

■*!  Sołowjew.  Istoria  Rossii,  wyd.  2,  ks.  IV,  str.  540,  mylnie  robi  Korbuta 
posłem  oszmiańskim.  Dwa  dyaryuszc  w  Tece  Podoskiego,  VI,  243  i  324. 

5)  Dyaryusze  łaciński  i  francuski  w  Tece  Podoskiego,  VI ;  Jarocłiowski, 
Car  Piotr  i  August  II  w  trzcchleciu  po  sejmie  nicmyi'n  z  r.  1717,  Rozprawy 
historyczno-kry tyczne,  91-104. 

•5)  Dyaryusz  Zawiszy  dołączony  do  Pamiętników  tegoż,  398 — 418.  Inny 
<Jyaryusz  rękopiśmienny  w  Bibl.  Ord.  Zamoyskicłi.  Sołowjew,  549. 


-     326     — 

XXXV.  Sejm  r.  1722  zmarniał  wśród  sporów  o  komendę  Flem- 
minga  nad  cudzoziemskim  autoramentem  i  o  ordynacyę  Ostrogską. 
Na  prolongatę  nie  pozwolił  Korsak,  chorąży  nowogrodzki  (10  li- 
stopada),  poparty    prze^  całą  grupę  „cnotliwych"  posłów, 
rowanych  przez  Rosyę  i  Prusy  ')• 

Na  sejmie  r.  1724  mieli  posłowie  rosyjski  i  pruski  goto- 
wych najętych  zrywaczów ;  intryga  jednak  się  nie  udała  ^). 

XXXVI.  Sejm  grodzieński  r.  1729  zerwało  30  sierpnia  uro- 
czystym manifestem  20  posłów,  w  ich  liczbie  przedstawiciele  ta- 
kich nazwisk,  jak  Sapieha  (Antoni),  Potocki  (Stanisław),  Ogiński 
(Ignacy),  Siruć,  Horain  —  ludzie,  którzy  dojdą  z  czasem  do  se- 
natorskich godności.  Robotą  Litwinów  kierowali  Potoccy,  nie 
chcąc  dopuścić  da  rozdania  buław  współzawodnikom  ;  Potockimi 
kierował  poseł  rosyjski  ^). 

XXXVII.  Taki  sam  los  zgotowały  te  same  ciemne  siły  sej- 
mowi grodzieńskiemu  r,  1730;  11  października  wystąpił  z  za- 
bójczym manifestem  Paweł  Marcinkiewicz,  sędzia  ziemski  upicki  *). 

XXXVIII.  Sejm  r.  1732,  ten  właśnie,  którego  zakulisową  hi- 
storyę  opowiedział  Konarski,  zadławili  już  w  pierwszych  dniach 
Hurko  i  Tadeusz  Ogiński,  posłowie  witebscy,  Sapieha  star.  gul- 
biński  i  Burzyński,  posłowie  smoleńscy,  Rudomina  brasławski ;  po- 
mogli Lubieniecki  czerniechowski  i  Silicz  rzeczycki ;  coup  de  grace 
zadał  2  października  Jakób  Dunin,  regent  koronny.  Pieniądze  ro- 
syjskie poszły  na  ten  cel  przez  ręce  Potockich  i  Józefa  Mniszcha,, 
marszałka  w.  koronnego  ^). 

XXXIX  Sejm  r.  1733  ocalał  dzięki  temu,  że  izba  uniewa- 
żniła mandat  najętego  zrywacza  Lubienieckiego  (brata  poprze- 
dniego), obranego  ponad  komplet,  ale  rozszedł  się  skutkiem 
śmierci  królewskiej.  Intrygę  snuła  Rosya  z  Potockimi  i  Mnisz- 
chem  ^). 


')  Dyaryusz  w  Tece  Podoskiego,  I!,  280.  Solowjew,  708,  726. 

2)  Sołowjew,  714-5,  mylnie  sądzi,  jakoby  sejm  ten  nic  nie  zdziałał. 

3)  Manifest  w  Tece  Podoskiego,  III,  313  sq. ;  Sołowjew,  1130. 

4)  Manifest  w  Tece  Podoskiego,  III,  320 ;  Dyaryusz  tamże,  IV,  1  sq. 

^)  Dyaryusze  w  Tece  Podoskiego,  IV,  150-222.  Guerrier,  Borba  za  polski| 
prestoł  w  1733  godu.  Dodatki,  156-7. 

6)  Guerrier,  j.  w.,  98-112;  Kantecki,  Stanisław  Poniatowski,  153  sq.  Teka 
Podoskiego,  IV,  315  sq. 


—     327     — 

XL.  Sejm  pacyfikacyjny  w  jesieni  r.  1735  udaremnili  po 
kłlkotygodniowej  walce  stronnicy  Leszczyńskiego :  Zboiński  pod- 
komorzy dobrzyński  i  inni ;  kierował  nimi  Kazimierz  Rudzieński, 
kasztelan  czerski.  Był  to  podobno  jedyny  sejm,  który  zniszczono 
z  dość  racyonalnycli  i  niepodłycłi  pobudek.  Dopóki  naród  walczył 
o  prawną  elekcyę  Stanisława,  trudno  było  iść  na  rękę  Augustowi, 
który  wstąpił  na  tron  „przez  gwałty,   zabójstwa,  krew  i  ruiny"'). 

Cały  szereg  następnycti  sejmów  aż  do  roku  1752  włącznie 
został  zepsuty  przez  opozycyę  „patryotyczną"  vel  republikancką, 
z  olbrzymią  szkodą  dla  Rzplitej,  bo  kosztem  projektowanej  aukcyi 
wojska  oraz  innych  reform.  Malkontenci  wyzyskali  dla  swoich 
celów  ogólno  szlachecki  egoizm  stanowy,  tudzież  gorszy  jeszcze 
egoizm  szlachty  ziem  ruskich,  która  nie  chciała  dopuścić  do 
słusznego  zrównania  podatków. 

XLI.  Co  do  sejmu  roku  1738  istnieją  wątpliwości.  Konarski 
świadczy,  że  sejm  ten  „był  od  takiego  posła  upornie  i  niego- 
dziwie... zerwany,  który  sam,  znacznej  będąc  fortuny,  bo  kilka- 
dziesiąt tysięcy  mający  intraty,  od  nikogo  cale  nie  dependował, 
jednak  ani  sumieniem  ani  żadnemi  dworu  i  pierwszych  kilku- 
dziesiąt  panów  obligacyami  nie  dał  się  żadną  miarą  przekonać"  ^). 
Słowa  te  dotyczą  niezawodnie  Olędzkiego,  posła  wołkowyskiego, 
który  istotnie  tamował  obrady  na  własną  rękę  12  i  13  listopada; 
potem  jedn-ak  Litwin  ten  się  uspokoił,  a  obstrukcyę  doprowa- 
dzili do  końca  wołyniacy :  Kamiński,  Jełowiecki  i  inni.  Z  ogólnej 
konjunktury  ówczesnej  wynika,  że  najwięcej  przyczynili  się  do 
bezowocności  obrad  ci  politycy,  którzy  jednocześnie  myśleli  o  de- 
tronizacyi  Augusta  III,  t.  j.  Potoccy  ^). 

XLII.  Kto  właściwie  uśmiercił  następne  zgromadzenie  stanów, 
w  roku  1740,  rozstrzygnąć  także  niełatwo.  Czynni  tu  byli  po- 
słowie :  Orański  czerniechowski.  Jeżewski  płocki,  Adam  Mała- 
chowski sandomierski.  Butler  mielnłcki  i  wielu  innych,  ale  sto- 
sunki ich  z  właściwymi  sprawcami  nie  są  dość  jasne.  Impuls 
wychodził  od  hetmanów,  zwłaszcza  Józefa  Potockiego,  obok  któ- 


')  Kantecki,  t.  II,  str.  42  i  XL.  Czy  pomagała  oponentom  Francya  lub 
ewentualnie  Prusy,  dotychczas  niewiadomo. 

-)  Tom  I,  str.  37. 

3)  Dyarjusz  w  Tece  Podosiiiego,  IV,  360  sq. ; ,  Sołowjew,  1582;  Schmitt, 
Dzieje  Polski  w  XVIII  w.,  I,  116-33. 


-     328     — 

rego  intrygowali  przeciw  sejmowi  posłowie  pruski  i  podobno 
rosyjski  '). 

XLIII,  Sejm  grodzieński  r.  1744  zniszczyli  Potoccy  w  poro- 
zumieniu z  Francyą  i  Prusami.  Głównym  reżyserem  był  Antoni 
Potocki,  wojewoda  bełzki ;  pryncypalnymi  wykonawcami  Adam 
Małachiowski,  poseł  krakowski,  Antoni  Trypolski  kijowski,  Zyg- 
munt Grodzicki  kaliski,  Kuczyński  i  Kuszel  podlascy,  Brzeziński 
nurski,  Gąsecki  bełzki,  Cliołoniewski  bracławski  -). 

XLIV.  Sejm  r.  1746  podlaską  „republikanta"  Lubomirskiego, 
a  więc  pod  dyrekcyą  Potockich,  słabo  popierany  przez  Czarto- 
ryskich, zepsuty  został  przez  samych  Potockich.  Winowajcy  po- 
średni ci  sami,  co  wyżej ;  bezpośredni  —  krakowianin  Mała- 
chowski, Trypolski  i  Andrzej  Gurowski,  posłowie  kijowscy,  Czeczel 
i  Czarnecki  bracławscy.  Ostatecznym  powodem  kłótni  była  próba 
wniesienia  świec  do  izby  ^). 

XLV.  Sejm  r.  1748  zniszczyli  po  6  tygodniach  syzyfowej 
pracy  Potoccy,  z  pomocą  podskarbiego  koronnego  Sedlnickiego, 
a  za  podszeptem  pruskim  i  francuskim  ;  nieżyczliwie  traktowała 
ten  sejm  także  Rosya.  Pierwsze  skrzypce  grali  na  ławach  opozycyi 
Małachowski,  dalej  Czarnecki,  Chojecki  i  Przyłuski  posłowie  bracław- 
scy,  podolscy   Gurowski  i  Stadnicki,   bełżanin  Maryan  Potocki  •'). 

XLVI.  Sejm  nadzwyczajny  r.  1750  zwołany  umyślnie  dla 
naprawy  trybunałów,  zerwał  przed  obiorem  marszałka,  7  sierpnia, 
Antoni  Wydżga,  poseł  bełzki;  poparł  go  najdzielniej  Adam  Ma- 
łachowski. Za  pretekst  posłużyła  obecność  w  izbie  byłego  sena- 
tora, Wacława  Rzewuskiego,  który  złożył  województwo,  chcąc 
zostać  marszałkiern  sejmowym.  Jawnym  inspiratorem  Wydżgi 
był  Józef  Potocki,  hetman  wielki  koronny,  tajnym  —  Antoni, 
wojewoda  bełzki,  największy  niszczyciel  sejmów,  jakiego  znają 
dzieje  polskie.  Obaj  służyli  Prusom  i  Francyi^). 


')  Dyaryusz,  j.  w.,  493-714;  opracowanie,  chaotyczne  niestety,  u  Si\ibiń- 
skiego,  r.  IV. 

2)  Dyaryusz  u  Skibińskiego,  II,   295-350;    inny  w  Ms.    Bibl.    Czart.   597. 
Ob.  też  nasz  szkic  p.  t.  „Fatalny  sejm"  w  Gazecie  Warszawskiej  1914. 

3)  Dyaryusze  sejmowe  z  XVIII  w.,  t,  II. 
■*)  Dyaryusze  sejmowe,  t.  I. 

^)  Na  zasadzie  materyałów  rękopiśmiennych,  które  wyszczególnimy  gdzie- 
indziej. 


—     329     — 

XLVIII.  Sejm  grodzieński  r.  1752  zagwoździli  dwaj  bracła- 
wianie,  Świdziński  i  Chojecki ;  zerwał  go  22  października  Kazi- 
mierz Morski,  poseł  sochaczewski.  Winowajcy  pośredni  ci  sami, 
co  w  r.  1748'). 

XLVIII.  Sejm  r.  1754  rozbił  się  o  sprawę  ordynacyi  Ostrog- 
skiej.  Zgubę  gotowali  mu  z  jednej  strony  uczestnicy  rozdrapania 
ordynacyi,  Czartoryscy,  Jan  Małachowski,  kanclerz  wielki  ko- 
ronny, a  nadewszystko  Lubomirscy,  z  drugiej  —  Francya  i  Prusy. 
Zerwał  obrady  20  października  Strawiński,  poseł  starodubowski, 
narzędzie  Lubomirskicłi  -). 

XLIX.  Sejm  r.  1756  nie  doszedł  do  skutku  z  powodu  za- 
trzymania Augusta  III  w  obozie  pod  Pirną,  oblężonym  przez 
Prusaków. 

L.  Sejm  r.  1758  zerwał  7  października  Mikołaj  Podhorski, 
poseł  wołyński.  Służył  on  Janowi  Klemensowi  Branickiemu, 
hetmanowi  wielkiemu  koronnemu,  i  Potockim,  których  popierały 
Francya  i  Prusy  ^). 

LI.  Sejm  r.  1760  zerwał  pierwszego  zaraz  dnia,  6  paździer- 
nika, Franciszek  Leżeński,  poseł  podolski,  kupiony  przez  dwór 
23  pośrednictwem  Potockich,  na  żądanie  Rosyi,  a  zgodnie  z  ubo- 
czną zachętą  Prus*). 

LII.  Sejm  nadzwyczajny  r.  1761,  jedyny  od  roku  1752,  jaki 
naprawdę  miał  przed  sobą  pozytywne  zadanie  —  reformę  mo- 
netarną, zerwało  czterdziestu  posłów  zbiorowym  manifestem 
{2  maja),  w  którym  starano  się  dowieść,  że  zgromadzenie  jest 
nielegalne  i  bezcelowe.  Opozycyę  prowadzili  Czartoryscy,  J.  KL 
Branicki  i  J.  Małachowski.  Z  boku  dybał  na  tenże  sejm  poseł 
pruski  ■'). 

LIII.  ^Sejm  r.  1762  zakłócony  został  wnet  po  zagajeniu  do- 
byciem szabel  najpierw  przez  obóz  dworsko-radziwiłłowski,  potem 
przez  partyę  Czartoryskich.  Zerwał  obrady  Michał  Szymakowski, 
poseł   ciechanowski   (6   października) ;    wynajęli    go    w  tym  celu 


597. 


1)  Ob.  nasz  Sejm  Grodzieński  1752  roku. 

2)  Waliszcwski,  Potoccy  i  Czartoryscy,  229.  Dyaryusz  w  Ms.  Bibl.  Czart. 

3)  Polska  w  dobie  Wojny  Siedmioletniej,  I,  295,  511. 

4)  Ibidem,  II,  143. 
•^J  Ibidem,  II,  212. 


—     330     — 

minister  Augusta  III,  Bruhl,  oraz  rezydent  rosyjski.  Ze  swej  strony 
współdziałały  Prusy  i). 

Na  Szymakowskim  kończy  się  galerya  Sicińskicli.  Ctiarakte^ 
ryzować  tycłi  ludzi  uważamy  za  zbyteczne.  Niektórzy,  wyjątkowi, 
jak  Horain,  Burzyński  i  Maryan  Potocki,  doszli  później  do  opa- 
miętania. Niektórzy,  jak  Wydżga,  Rudomina,  nie  zmieniając 
w  niczem  zasad,  korzystali  nadal  z  reputacyi  wzorowych  „repu- 
blikantów".  Przeważna  część  utonęła  w  niepamięci. 

Mówiąc  o  inspiratoracłi  zrywaczów,  nie  należy  zapominać 
o  roli  żydów.  Za  króla  Sasa,  szczególnie  w  latach  walki  o  re- 
formę skarbowo-wojskową,  samorządny  sejm  żydowski  przykładał 
pocichu  ręki  do  zabijania  sejmu  polskiego-).  Wogóle  większość 
manifestantów,  którzy  brali  na  siebie  odium  zerwania  sejmu> 
działała  za  pieniądze.  Za  Jana  Kazimierza  słychać  o  wynagro- 
dzeniu w  kwocie  500  czerw,  złotych.  Rosyanie  za  Augusta  II  po- 
magali sobie  futrami,  sobolami.  Za  Augusta  III  wiadomo  dokła- 
dnie, ile  kosztował  który  sejm  posłów  wrogich  mocarstw.  Sejm 
grodzieński  r.  1744  kosztował  wyjątkowo  drogo:  40.000  talarów 
francuskich  i  15.000  dukatów  pruskich;  warszawski  1746—7000 
dukatów;  w  r.  1752  Prusy  i  Francya  zapłaciły  2500  dukatów, 
sejm  r.  1758  kosztował  Branickiego  1500  dukatów,  sejm  r.  1760 
F.  S.  Potockiego  —  1000,  sejm  r.  1762  Rosyę  1507  dukatów. 

Ogółem  od  wygaśnięcia  domu  Jagiellonów  zmarnowało  się 
sejmów  zwołanych  53;  z  nich  15  zostało  zerwanych  przed  obio- 
rem marszałka.  Odsetek  bezowocnych  sejmów  wzrastał  według; 
dziesięcioleci  następująco:  1651-60  —  28%,  1661-70  —  507o» 
1671-80  —  25%,  1681-90  —  50%,  1691-1700-43%,  1701-10 
—  507o,  1711-20  -  50%,  1721-30  -  607o,  1731-40  -  507o. 
1741-50  —  100%,  1751-60  -  100%.  Cyfry  te  wyglądałyby  je- 
szcze bardziej  przerażająco,  gdybyśmy  pominęli  konwokacye, 
elekcye,  koronacye,  sejmy  pacyfikacyjne  i  te,  które  się  odbywały 


1)  Ibidem,  II,  287.  Ostrzegamy  szczególnie  przed  fałszywemi  opowiada- 
niami o  sejmach  za  Augusta  III,  Kitowicza  i  Matuszewicza,  którym  zbytnia 
zaufali  historycy  Schmitt,  Szujski  i  Askenazy. 

^)  Pozytywnie  wiadomo  to  o  sejmie  r.  1740:  ob.  Skibiński,  I,  95-6,  II, 
491.  Doskonale  poinformowany  rezydent  pruski  Benoft  stwierdza  ogólnikowo, 
że  w  latach  1740-8  żydzi  stale  pomagali  składką  do  zrywania  sejmów.  Por.  też 
artykuł  L.  Glatmana  :   „Jak  żydzi  zrywali  sejmy".  Szkice  historyczne,  103'17. 


—    331     — 

pod  węzłem  konfederackim.  Okazałoby  się  wówczas,  źe  na  ogólną 
liczbę  U  pospolitych,  normalnych  sejmów  za  Jana  III  doszło  5, 
za  Augusta  II  na  13  doszły  4,  za  Augusta  III  na  13  —  ani  jeden. 

Nie  od  rzeczy  będzie  zestawić  stosunek  sejmów  owocnych 
do  bezowocnych  w  pierwszej  i  drugiej  połowie  poszczególnych 
panowań  (pomijając  zjazdy  elekcyjne).  Za  Jana  Kazimierza  stosu- 
nek ten  wyraża  się  zapomocą  cyfr  6:2,  4  : 5 ;  za  Michała  1  :  2, 
1:2;  za  Sobieskiego  4:1,  2:5;  za  Augusta  II  5 :  4,  4  : 7,  za 
Augusta  III  2  :  6,  0 :  8.  W  powyższych  cyfrach  odbija  się  rola 
pierwiastku  monarchicznego:  każdy  nowy  król  przynosi  z  sobą 
pewien  zasób  energii,  inicyatywy,  któremu  w  społeczeństwie 
odpowiada  wzmożony  zapał  do  pracy  i  dobra  wola.  Później 
zwycięża  po  jednej  stronie  pesymizm,  po   drugiej  nieufność. 

Udział  poszczególnych  województw,  ziem  i  powiatów  w  nisz- 
czeniu parlamentaryzmu  jest  mniej  więcej  równomierny :  widać 
stąd,  jak  równo  rozlała  się  po  powierzchni  Rzplitej  choroba 
sejmowa.  Bądź  co  bądź  zasługują  na  uwydatnienie  różnice.  Na 
siedemdziesięciu  kilku  wybitnych  zrywaczów,  o  których  mowa  była 
w  powyższym  przeglądzie,  najwięcej  wystawiła  prowincya  Mało- 
polska (około  33) ;  w  tej  liczbie  24  szkodników  dostarczyły  woje- 
wództwa ukrainne  (kijowskie,  czerniechowskie,  bełzkie,  Bra- 
cławszczyzna,  Wołyń,  Podole,  ziemia  halicka).  Prym  trzymali 
bracławianie  (cały  tuzin  rwaczów).  W  prowincyi  Wielkopolskiej 
na  12  zrywaczów  trzech  pochodziło  z  Rawskiego,  dwóch  z  Płoc- 
kiego. Na  Litwie  ogółem  28  Sicińskich,  w  tem  aż  4  z  Upity, 
3  z  Wilna;  w  Prusiech  tylko  dwóch.  Najpatryotyczniejszą  z  trzech 
prowincyi  była  Wielkopolska  ').  Najwięcej  nagrzeszyły  kresy 
litewsko-ruskie,  którymi  trzęsła  magnaterya.  Zasługuje  na  pod- 
kreślenie, że  w  Małopolsce  od  połowy  XVII  wieku  nie  splamiły 
się  bezpośrednio  zniszczeniem  żadnego  sejmu  województwo  rus- 
kie, ziemia  chełmska  i  księstwo  oświecimsko-zatorskie ;  w  Wiel- 
kopolsce —  Kaliskie,  Sieradzkie,  Kujawy ;  na  Mazowszu  ziemie : 
warszawska,  różańska,  liwska,  łomżyńska,    zakroczymska,  wyszo- 


')  Pomijamy  prowincyę  Pruską,  która  wprawdzie  ma  na  sumieniu  tylko 
parę  sejmów,  ale  która  nie  potrzebowała  zrywać  obrad,  bo  mając  dowolną  liczbę 
posłów,  mogła  się  inaczej  bronić  przed  niedogodnemi  uchwałami.  Zresztą  za 
Augusta  III  nie  doszedł  do  skutku  ani  jeden  generał  pruski,  więc  prowincya 
nie  miała  posłów  w  Warszawie  i  Grodnie. 


—     332     — 

grodzka  ;  na  Litwie  Żmujdź,  powiaty  Słonimski,  piński,  oszmiański, 
lidzki,  grodzieński,  województwa  mińskie,  połockie  i  mścisławskie. 
Teraz  parę  słów  o' sprawcach  zagranicznycłi  i  domowychi. 
Z  mocarstw  europejskicli  najwięcej  zniszczyły  u  nas  sejmów  Prusy. 
Od  czasów  Sobieskiego  niewiele  było  sejmów,  na  któreby  Berlin 
nie  knuł  zguby/Największe  zasługi  mają  na  tern  polu  posłowie 
Hoffmann  i  Benoit.  Drugie  skrzypce  gra  Rosya  (1718,  1719,  1720, 
1722,  1724,  1726,  1729,  1730,- 1732,  1733,  1760,  1762) ;  główny- 
mi jej  działaczami  —  Grzegorz  i  Wasil  Dołłioruki,  tudzież  Micłiał 
Bestużew.  Trzecie  miejsce  należy  się  Francyi  (1681,  1698,  1735, 
1744,  1746,   1748,  1750,   1752,   1754,  1758). 

Wśród  polskicłi  rodów  magnackichi  rekord  ustanowili  w  dzie- 
jacli  liberi  veto  Potoccy  —  owi  „cni  Potoccy",  co  to  zdaniem  Sta- 
szica „nigdy  swej  pysze  nie  poświęcili  kraju".  Poświęcili  go, 
owszem,  w  r.  1720,  1729,  1730,  1732,  1738,  1740,  1744,  1746, 
1748,  1750,  1752,  1758,  1760.  Sapiehowie  bróździii  głównie  wia- 
tach 1688.  1689,  1693,  1695,  1698,  1701,  1729,  1730.  Lubo- 
mirscy  —  w  r.  1664,  1665,  1666  (dwukrotnie),  1754. 

A  skutki  polityczne  tych  czynów?  Tomyby  o  nich  pisać, 
i  nie  wyczerpać  przedmiotu!  Stan  wewnętrzny  Rzplitej  po 
stu  latach  grasowania  liberi  veto  odmalował  bez  żadnej  przesady 
najmędrszy  Polak  swego  czasu,  Konarski :  „Sprawiedliwości  prze- 
ciw możniejszym  nie  mamy;  słabszym  nic  po  trybunałach  i  są- 
dach. Kryminały  i  prywatne  i  publiczne  bez  kary.  Reasumpcye 
trybunałów  między  orężów  szelestem  i  blaskiem,  i  która  zbroj- 
niejsza  i  mocniejsza  partya,  ta  swych  sędziów  utrzymuje  lub  spy- 
cha. Korupcye  oczywiste,  wiadome,  i  już  nietylko  bez  skrupułu, 
lecz  i  bez  wstydu.  Fałszowanie  monety  już  prawie  i  niepoczy- 
tane  za  grzech,  bo  kraj  cały  tą  zarzucony  śmiecia,  a  kary  jednego 
dobrego  nie  słychać  przykładu:  sposobu  żadnego  Rzplita  nie  ma 
przeciw  swoim  i  cudzoziemskim  fałszerzom.  Kupcy  i  przekupki, 
jaki  chcą,  walor  nam  naznaczają  monety.  Obcy  ludzie  przymu- 
szają nas  do  jej  brania  przeciw  oczywistej  wewnętrznej  cenie. 
Żydzi  jedni,  naród  Polskę  chrześcijanom  zacieśniający,  miliony 
dwa  gąb  próżniackich,  nie  z  roli,  nie  z  rąk  pracy,  ale  samem 
matactwem  żyjących,  wykradzeniem  dobrej,  a  wwożeniem  złej 
monety  dość  zbogaceni.  A  tymczasem  miliony  i  miliony  zgu- 
bione i  dalej  giną   we    wszystkich    partykularnych  substancyacb, 


-     333     - 

a  zatem  i  w  całym  kraju,  który  im  bardziej  ubożeje,  tern  na 
większe  karze  się  zbytki,  pośmiech  wzbudzające  w  Europie.  Po- 
stronne wojska  bez  wojny  z  nami,  nie  tylko  bez  niczyjej  opo- 
wiedzi,  jak  przez  pustkę  przechodzą,  ale  i  żyją  lat  tyle,  jak 
w  nieprzyjacielskiej  ziemi.  Obelgi,  groźby  i  niewolnicze  ukazy^ 
jak  w  zawojowanych  prowincyach.  Szarpania,  bicia,  rany  zacnych 
tylu  ludzi  obojga  płci  szlacheckiego  stanu,  jakby  to  nie  krew 
nasza  była,  już  nam  i  nie  czynią  impresyi.  Najazdy,  zabójstwa 
ile  od  lat  kilku  i  w  domach  niebezpieczeństwo  życia,  po  dal- 
szych prowincyach  czy  mało  słyszeć  się  dają?  A  kary  nie  słychać! 
Słabość  sił  Rzplitej  i  bezbronność,  prócz  że  dla  niej  domowym, 
gwałtom,  swywolnym  kupom,  nawet  i  garści  hajdamaków  oprzeć 
się  nie  możemy  i  radzić,  wzgardzie  sąsiadów  i  na  ohydę  u  świata 
nasz  wystawuje  naród.  Prowincye  odpadają,  O  podziałach  i  ro- 
zerwaniu królestwa  już  śmieją  i  gazetanci  pisać...  Stan  szlachecki 
odzwyczaja  się  i  odwyka  od  interesów  ojczystych  i  swych  zapo- 
mina prerogatyw,  bo  sejmy,  gdzie  ich  mógł  zażywać,  zniesione. 
My  bez  żadnej  na  to  wszystko  rady.  Możniejszych  familii  o  wa- 
kanse,  o  własne  ich  interesa,  o  potencyą,  o  dworskie  fawory, 
nieukojone  nigdy  zawziętości  i  między  sobą  zatargi  rozrywają 
Rzplitą  na  partye,  do  zgody  szlacheckiemu  przyjść  nie  dają  sta- 
nowi ani  salwowania  ojczyzny  żadnego  nie  zosta  wuja  sposobu"  '). 
Skutki  nazewnątrz  dotkliwe  i  jasne  już  dla  spółczesnych^ 
ale  w  całej  grozie  widoczne  dopiero  w  świetle  historyi.  Gdyby 
nie  Siciński,  nie  spadłaby  na  Polskę  najkrwawsza  klęska  —  pod 
Batohem  (1652),  i  według  wszelkiego  prawdopodobiefistwa  nie 
zwaliłaby  się  na  Ruś  i  Litwę  Moskwa.  Gdyby  nie  sejm,  zepsuty 
w  r.  1654,  nie  ruszyłby  się  Karol  Gustaw.  Na  wieść  o  tych  po- 
pisach złotej  wolności  rodziły  się  wielkie  plany  aneksyjne:  szwedz- 
kie, moskiewskie,  kozackie,  siedmiogrodzkie,  potem  —  pierwszy 
plan  rozbioru  Rzplitej.  Karą  za  dwa  sejmy  zerwane  w  r.  1672 
była  utrata  Kamieńca.  To  samo  w  wieku  XVIII.  Gdyby  nie  od- 
głos bezmyślnych  hałasów  na  jałowych  sejmach  epoki  saskiej^ 
nie  oswoiłaby  się  Europa  z  myślą,  że  Polska,  jej  lud  i  ziemia, 
stanowią  własność  niczyją,  dojrzałą  do  rozbioru.  Liberum  veto> 
w  r.  1688,  1689,  1693    zmarnowało  wyniki  pięciu  kampanii  wo- 

1)  T.  IV,  str.  3-4. 


—     334     — 

jennych  Sobieskiego.  W  r.  1719  i  1720  zniweczyło  wyborną  spo- 
sobność do  strząśnięcia  z  Polski- w  przymierzu  z  Anglią  i  Austryą 
rosyjskiego  protektoratu.  W  r.  1744,  1746,  1748  udaremniło  osta- 
tnie okazye  do  bezpiecznego  przeprowadzenia  reform.  Veto  spa- 
raliżowało dyplomacyę  polską :  toż  od  połowy  XVII  wieku  żaden 
traktat,  z  wyjątkiem  oliwskiego  i  warszawskiego  między  Polską 
i  Austryą  w  r.  1683,  nie  doczekał  się  ratyfikacyi  na  zwyczajnym 
sejmie,  dwa  szkodliwe  przymierza  z  Moskwą  (1686  i  1704)  zo- 
stały ratyfikowane  pod  obcym  naciskiem  na  walnej  radzie  kon- 
federackiej  1710  r.,  niejedna  pożyteczna  konwencya  została  martwą 
literą,  albo  poprostu  —  projektem,  Zato  znalazło  się  miejsce 
w  Woluminach  Legum  na  zabójczy  traktat  medyacyi  z  r.  1717 
i  jeszcze  gorszy  traktat  gwarancyi  r.  1768...  Rzeczpospolita  w  sto- 
sunkacłi  międzynarodowych  stała  się  pośmiewiskiem,  nicością. 
Wielki  wezyr  Ali  pasza  miał  racyę,  gdy  pytał,  wzruszając  ramio- 
nami (1743):  „Cóż  mamy  czynić  z  narodem,  gdzie  dla  wyko- 
nania jakiejbądż  rzeczy  trzeba  wprzódy  trzydzieści  tysięcy  głów 
iiakryć  jedną  czapką?"  ') 

To  są  wszystko  rzeczy  powszechnie  znane.  Nie  zwrócono 
atoli  dotąd  uwagi  na  inny  związek  między  liberum  veto  a  to- 
kiem spraw  wojskowo-politycznych,  który  jednak  winien  pamiętać 
każdy  Polak,  pragnący  znać  swoją  przeszłość,  i  mający  odwagę 
patrzeć  prawdzie  w  oczy.  Zrywanie  sejmów  brzmiało  nieraz,  jak 
salwa  tryumfalna  po  zwycięstwie.  W  ten  sposób  szlachta  wyna- 
gradzała trudy  żołnierzowi,  walczącemu  w  polu.  Nagrodą  za  kam- 
panię wołoską  r.  1595  i  za  pogrom  Nalewajki  (1596)  był  sejm,  ze- 
psuty przez  Stadnickich.  Nagrodą  dla  Chodkiewicza  za  Kirchholm  — 
sejm  przedrokoszowy  r.  1606  i  sam  rokosz.  Nagrodą  za  poskromie- 
nie Ostranicy  —  czyn  J.  Lubomirskiego  na  sejmie  r.  1639.  Kogo 
stać  było  na  Beresteczko,  tego  stać  i  na  Sicińskiego  (1651-2).  Kto 
wśród  potopu  odparł  Szwedów,  Siedmiogrodzian,  Moskwę  —  ten 
mógł  sobie  pozwolić  na  zerwanie  w  latach  1664-8  pięciu  sejmów. 
Nagrodą  dla  Sobieskiego  za  Podhajce  był  sejm,  zerwany  w  r.  1668; 
za  chwałę  wiedeńską  —  szereg  zgromadzeń  zepsutych  pod  ko- 
niec panowania  Sobieskiego;  za  to,  żeśmy  cało  wyszli  z  Wojny 
Północnej   —  siedem    sejmów    zerwanych    pod    koniec    rządów 


')  Askenazy,  Dwa  Stulecia,  wyd.  2,  I,  200. 


—     335     — 

Augusta ;  za  to,  żeśmy  nie  utracili  nic  prócz  honoru  w  przed- 
ostatniem  bezkrólewiu,  odwdzięczyła  się  szlachta  Opatrzności, 
grzebiąc  wszystkie  sejmy  po  pacyfikacyi    za  Augusta  III. 

Tak   zwycięstwa   i    powodzenia   rodziły   lekkomyślny  opty- 
mizm, z  optymizmu  rodziło  się  zaślepienie  i  warcholstwo. 


ROZDZIAŁ  IV. 

Uwagi  syntetyczne.  Słaby  wpływ  wolności  polsl<iej  na  zagranicę.  Przeciwieństwa 
między  Europą  a  Poisl\ą.  O  cześć  imienia  polskiego.  Dokąd  sięga  paralelizm 
między  Rzplitą  a  Zachodem?  Veto  a  dissentimlento.  Trybuni  rzymscy  a  polscy. 
Przeoczona  różnica  i  niewysnuty  wniosek.  Wzrost  absolutyzmu  naokoło.  Anglia 
bez  wpływu  na  Polskę.  Jakie  siły  utrzymywały  liberum  veto  w  epoce  rozkwitu? 
Rola  możnowładztwa.  Idea  równości  wobec  zasady  jednomyślności  i  majoryzmu. 
Konserwatyzm  szlachecki.  Stan  bezwzględnej  sytości.  Veto  a  charakter  narodowy 
Polaków.  Infiltracya  jednomyślności  do  kapituł.  „Głos  wolny"  w  wykładni  Mi- 
ckiewicza i  Słowackiego.  Jaką  wartość  mają  ich  hypotezy?  Głosy  indywiduali- 
stów. Indywidualizm  rozbija  osobowość.  Brak  wybitnych  mężów  stanu  w  wieku 
XVII.  Jednostka  roztopiona  w  tłumie.  Wpływ  veto  na  entuzyazm  rycerstwa  i  na 
uczuciowe  zespolenie  narodu. 

Bezwzględne  rządy  liberi  veto  trwały  z  górą  100  lat 
(1652  —  1764).  Jest  to  przeciąg  czasu  tak  długi,  że  dziwić  si(j 
można  cierpliwości  narodu,  który  wytrzymał  tyle  zawodów,  prze- 
cierpiał tyle  klęsk  politycznych,  a  nie  zemścił  się  na  ich  spraw- 
cach ani  jedną  krwawą  ofiarą.  Polska,  należąca  od  wieków  do  kul- 
tury zacliodniej,  żyła  przez  wieki  o  miedzę  z  narodami,  które  wie-^ 
rzyły  w  te  same  świętości  religijne,  czytały  te  same  księgi,  upra- 
wiały te  same  sztuki,  ale  pod  względem  ustroju  państwowego  two- 
rzyły z  nią  jaskrawe  przeciwieństwo.  Dobry  rząd  ma  siłę  udzie- 
lającą się  —  a  przecież  ze  wszystkich  ulepszeń  machiny  admi- 
nistracyjnej, powstałych  na  zachodzie  w  ciągu  XVI  i  XVII  wieku^ 
do  Polski  nie  przedostało  się  spółcześnie  prawie  nic.  Wolność 
ma  także  siłę  rozrodczą :  doznała  tego,  zdaje  się,  sama  Polska^ 
ilekroć  pozostawała  w  bliższym  kontakcie  z  Węgrami:  za  Lu- 
dwika Andegaweńskiego,  za  Kazimierza  Jagiellończyka  i  jego 
synów.  Doznały  ziemie  litewskie  i  ruskie  zaraźliwego  wpływu 
urządzeń  wolnościowych  polskich,  a  poddały  mu  się  tem  chętniej^ 


—     337     — 

że  miały  do  czynienia  z  dynastyą,  osłabioną  już  koncesyami  na 
rzecz  społeczeństwa  w  Koronie, 

Wszelako  poza  granicami  Rzplitej,  gdzie  do  przeszczepienia 
swobód  publicznych  nie  mogło  dojść  bez  niebezpiecznej  walki 
z  monarchizmem,  wzór  polski  okazał  się  niedość  silnym.  Nie 
podziałał  on  ani  w  przybliżeniu  tak  podniecająco,  jak  z  czasem 
przykład  rewolucyjnej  wolności  francuskiej.  Jeżeli  pominąć  słabe 
echa  naszej  jednomyślności  i  naszej  władzy  dozorczej  z  ramienia 
sejmu  przy  królu,  odbijające  się  w  Szwecyi  pod  koniec  w.  XVI, 
tudzież  odgłosy  gromadnych  sejmików,  jakie  zanieśli  tam  wo- 
jownicy Karola  XII,  jeśli  zostawić  na  uboczu  pewne  oddźwięki 
naszych  swobód  w  sercach  szlachty  wschodnio-pruskiej  za  Wiel- 
kiego Elektora  ^)  i  krótkotrwały  sukces  moralny  Żółkiewskiego 
w  Moskwie,  pewien  pociąg  do  sejmikowania  oraz  wypowiadania 
posłuszeństwa  w  kołach  rosyjskiej  oligarchii  bojarskiej  po  Piotrze 
Wielkim  ^),  i  jeszcze  owe  niepiękne  zjazdy  wrocławskie,  odbywane 
viritim,  z  hałasem,  morę  polonica'^),  jeżeli,  powiadamy,  pomi- 
nąć lub  sprowadzić  do  należytej  miary  te  sporadyczne  wypadki, 
to  okaże  się  pozatem,  że  nasze  „klejnoty"  i  „źrenice",  zwłaszcza 
te  póz'niejsze,  z  czasów  po  Sicińskim,  nie  zachwyciły  nikogo. 
Iskry,  lecące   z  naszego   ogniska,    nie  wznieciły   nigdzie    pożaru. 

Rzekłbyś,  chiński  mur  stanął  między  wewnętrzną  poli- 
tyką polską  i  zachodnio-europejską.  Strzegła  go  obustronna  po- 
garda wzajemna.  „Wy,  Polacy,  wcale  nie  macie  króla",  powiadał 
jaki  taki  Francuz  czy  Niemiec.  —  Owszem,  replikował  Polonus,  my 
króla  mamy,  ale  was  ma  król.  Od  czasu  „gdaczącego  koguta", 


'i  Niejaki  Axel  Stensson  Leijonhuvud  ułożył  w  latacti  1590 — 1600  projekt 
konstytucyi  dla  Szwecyi,  według  której  na  sejmie  decydować  miała  „jedno- 
myślna zgoda"  (enłiailige  villja)  stanów,  wszystko  miało  się  rozstrzygać  „med 
en  stamma" ;  gwarancyą  przed  rozłamem  miała  być  przysięga  na  solidarność. 
Autor  przewidywał  też,  podobnie  jak  w  Polsce,  upominanie  króla,  podobną,  lecz 
ściślejszą,  kontrolę  senatorską,  dalej,  wprowadzenie  zasad  nietykalności  osobistej 
i  majątkowej,  sejmowanie  przez  posły,  konfederacye  —  co  wszystko  razem  wy- 
raźnie świadczyło  o  naśladowaniu  wzorów  polskich.  Birgcr  Lóvgrcn,  Ett  furfatt- 
ningsprojekt  fran  1590-talet,  Historisk  Tidskrift  1913,  104-16. 

2)  Malmstróm,  Svcriges  politiska  historia  1718-72,  t.  I,  428-9. 

3)  Jarochowski,  Sprawa  Kalksteina,  21  i  passim. 

4)  Geneza  i  ustanowienie  Rady  Nieustającej,  30. 

5)  Ob.  wyżej,  str.  86. 

22 


I 


—     338     — 

Desportesa,  niejedno  uszczypliwe  pióro  folgowało  sobie  kosztem 
polskich  porządków.  Humanista  francuski  (rodem  Szkot)  Barclaius 
w  „Icon  animorum",  mieszając  fałsze  z  prawdą,  szerzył  o  oby- 
czajach sarmackich  uwłaczające  wieści.  Czech,  Jan  Hankon,  potę- 
piał zwyrodniałą  władzę  trybuńską,  co  z  dobrego  początku 
przemieniła  się  w  prawo  złorzeczenia,  szkodzenia  sprawie  pu- 
blicznej i  zakłócania  obrad.  Bartłomiej  Bertdorft,  rodem  z  Audun, 
i  Włoch  Pacichello  drwili  z  Polaków,  że  „giną  swobodnie,  kiedy 
i  jak  chcą".  W  podobnym  tonie  odzywali  się  jakiś  Procopius 
Pancerinus  i  zapewne  wielu  innych  ^).  Przysłowia  zachodnie  w  ro- 
dzaju :  „Polonomm  comitia  sunt  regum  martyria",  lub  „Libertas 
pereundi"  doprowadzały  do  srogiej  pasyi  miłośników  ideału  staro- 
polskiego i  wywoływały  repliki.  Kochanowski  dogryzał  „Galio 
Crocitanti"  (1574),  Łukasz  Opaliński  gromił  Barclay'a,  Staro- 
wolski  —  Bogu  ducha  winnego  Lansyusza,  który  zresztą  daleki 
był  od  chęci  poniżania  Polaków.  Ostatnią  tego  rodzaju  odprawę 
ogłoszono  w  r.  1727  pod  szumnym  tytułem:  „Domina  Palatli, 
Regina  Libertas".  Niektóre  z  takich  pism  obrończych  zmie- 
rzały nietyle  do  powściągnięcia  obcych  złośliwych  języków,  ile 
do  umocnienia  samych  ludzi  piszących  i  ich  rodaków  w  starej 
wierze  konstytucyjnej.  Wszystkie,  bądź  co  bądź,  świadczyły 
o  głębokim  kontraście  między  polskiem  i  cudzoziemskiem  ży- 
ciem publicznem. 

Kontrast  ten  przecież  nie  zawsze  istniał,  nie  nagle  się  wy- 
tworzył, i  nie  na  zawsze.  Jeszcze  przez  cały  wiek  XVI  występują 
na  jaw  punkty  styczne  między  naszem  sejmowaniem,  a  jego  od- 
powiednikami na  Zachodzie.  Że  n.  p.  instrukcye  ziemskie  były 
zjawiskiem  powszechnem,  to  podniósł  już  Rembowski  '^).  Tylko, 
że  w  Anglii  straciły  one  swój  władny  charakter  jeszcze  w  Wie- 
kach Średnich ;  gdzieindziej  dotrwały  razem  z  naszemi  instruk- 
cyami  aż  do  Wieku  Oświeconego.  Zagadnienie:  większość  czy 
jednomyślność?  stało  otworem  w  różnych  krajach  przez  całe 
wieki.  Anglicy,  jak  widzieliśmy,  rozstrzygnęli  je  już  około  roku 
1300,  Francuzi  w  wieku  XIV,  Niemcy  —  zależnie  od  sfery,  w  ja- 


')  Przytaczamy  wszystkich,  oprócz  Pacichella,  za  autorem  pisma  „Domina 
Palatii,  Regina  Libertas". 

2)  Konfederacya  i  rokosz,  cz.  I,  r.  9,  10,  cz.  11,  r.  11. 


-     339     - 

kiej  odbywało  się  głosowanie,  i  od  jego  przedmiotu  —  pomiędzy 
wiekiem  XIV  i  XVI.  Hiszpanie,  zależnie  od  dzielnicy,  albo  do- 
piero od  czasów  Filipa  II  (1592,  w  Aragonii),  albo  o  parę  wie- 
ków wcześniej  (w  Kastylii).  Szwajcarzy  w  wieku  XIV,  cłiociaż 
nie  bez  odwrotu  w  stronę  jednomyślności,  kiedy  chodziło  o  kwe- 
stye  wyznaniowe  albo  skarbowo-wojskowe.  Stany  holenderskie 
i  belgijskie  borykały  się  z  objawami  partykularyzmu  i  zaścian- 
kowem  „niepozwalam"  jeszcze  w  wieku  XVIII;  Szwedzi  uporząd- 
kowali swoje  sejmy  w  duchu  majorystycznym  ostatecznie  za  Gu- 
stawa Adolfa,  w  momencie  swego  najszybszego  rozrostu  mocarstwo- 
wego. Dania  i  Norwegia  dzieliły  pewne  objawy  „choroby  sejmowej** 
z  Polską  i  Holandyą,  dopóki  ich  sejmy  nie  stopniały  w  upałach 
absolutyzmu.  Węgrzy  nie  uporali  się  z  niezawisłością  komitatów 
■aż  do  najnowszych  czasów.  Okazuje  się  zatem,  że  gdyby  Polska 
za  ostatnich  Jagiellonów  odrazu  rozcięła  zadzierzgujący  się  wę- 
zeł gordyjski,  to  wyprzedziłaby  większą  część  narodów  europej- 
skich. Ktoby  chciał  na  upartego  podciągać  nasze  rządy  sejmo- 
wosejmikowe  pod  pojęcie  federalizmu,  ten  znalazłby  w  zasadach 
jednomyślności  oraz  instrukcyi  szeroki  pomost  wspólny  między 
przeszłością  naszą  a  różnymi  momentami  przeszłości  innych  na- 
rodów. 

Wszelka  natomiast  wspólność  urywa  się,  odkąd  z  jedno- 
myślności wyrasta  właściwe  liberum  veto,  t.  j.  zrywanie  obrad. 
Tu  już  ani  papierowe  protesty  lordowskie,  ani  harde  okrzyki  nie- 
poskromionych Węgrów,  nic  mogą  iść  w  paragon  z  orężem  na- 
szych Sicińskich.  Konkurencyę  wytrzyma  tylko  dobitne  aragoń- 
skie dissentimiento ;  dlatego  też  pozwolimy  sobie  jeszcze  raz  ze- 
stawić równolegle  te  dziwne  twory  dziejowe  z  nad  Ebro  i  z  nad 
Wisły. 

Zarówno  veto  jak  dissentimiento  bywają  stosowane  w  rozma- 
itym zakresie,  od  minimum  do  maximum  :  obalają  wniosek  albo 
szereg  wniosków,  to  znów  tamują  obrady  i  zrywają  zjazd.  Dissen- 
timiento nawet  działa  czasem  przez  cały  rok,  dopóki  go  opo- 
nent nie  cofnie.  Oba  te  oręźe  uderzają  nietylko  w  jedną  izbę, 
ale  w  całe  zgromadzenie  stanów;  oba  mogą  działać  w  dowol- 
nym momencie.  Ale  co  wolno  w  Aragonii  posłom  szlachty  i  miast, 
to  wolno  w  Polsce  tylko  szlachcie.  Nie  słychać  zato,  aby  dissen- 
timiento grasowało  również  na  wyborach  do  Kortezów,  lub  wogóle 

22* 


—     340     — 

na  innych  zjazdach  publicznych  obok  tych  ostatnich.  Nie  są- 
dzimy też,  aby  sprawiało  ono  w  życiu  Aragonii  oraz  Katalonii 
takie  spustoszenie  jak  u  nas.  Tak  czy  inaczej,  podobieństwo  tu 
jedyne  w  swoim  rodzaju,  i  gdyby  szlachta  polsko-litewska 
więcej  o  niem  wiedziała,  to  może  zamyśliłaby  się  głęboko  nad 
tern,  czy  wobec  możliwego  na  tronie  polskim  Habsburga  samO' 
rwanie  sejmów  byłoby  dostateczną  obroną  wolności.  Niestety, 
ani  wiedza,  ani  bystrość  kombinacyi  wychowanków  jezuickich 
XVII  wieku  nie  sięgały  za  Pireneje.  O  dissentimiento  słyszał  coś 
A.  M.  Fredro,  ^)  ale  był  to  umysł  takiego  pokroju,  że  gdyby  ta- 
bliczka mnożenia  musiała  przenikać  do  Polski  przez  mózg  kaszte- 
lana lwowskiego,  uległaby  zupełnemu  zniekształceniu.  Wogóle,. 
wobec  całego  świata  spółczesnego,  Polak  z  epoki  Jana  Sobie- 
skiego uważał  siebie  za  istotę  tak  odrębną,  że  żadnych  porównań, 
nie  przyjmował,  do  żadnych  nie  aspirował.  On  znał,  jako  rów- 
nych sobie,  tylko  starożytnych  Kwirytów;  jego  posłowie  —  to- 
byli  tribuni  plebis.  Wpływ  wychowawczy  wyobrażeń  o  klasycznym 
Rzymie  na  szlachtę  XVI  wieku  nie  ulega  wątpliwości ;  ze  względu 
na  to  warto  zbadać,  o  ile  uzasadnionem  było  owo  drapowanie  się 
posłów  sejmowych  w  trybuńskie  togi. 

Otóż  intercesya  trybunów  dotykała  z  całkowitym  skutkiem 
czynności  najwyższych  urzędników  republiki  (magistratus)  i  cen- 
zorów, uchwał,  a  nawet  całych  sesyi  senatu,  głównego  organu  poli- 
tyki ;  działała  'przeciw  wyborom,  wiecom  publicznym  (contiones) 
i  przeciw  wnoszeniu  propozycyi  na  zgromadzeniu  ludowem.  Kiedy 
liczba  trybunów  wziosła,  wypadło  rozstrzygnąć  kwestyę,  kto  ma  wy- 
stępować w  imieniu  ludu  —  ogół  trybunów,  względnie  większość,, 
czy  też  wystarczy  wdanie  się  jednostki.  Przeważył  pogląd  skrajny, 
że  nawet  nieznaczna  mniejszość  całego  grona  może  obezwładniać 
akty,  podległe  intercesyi.  Skutkiem  tego  np.  Tyberyusz  Grakchus, 
dobroczyńca  i  przyjaciel  ludu,  okazał  się  bezsilnym  przeciwko 
niecnemu  Oktawiuszowi,  Kto  nie  pozwalał,  był  silniejszy,  niż  ten, 
kto  czegoś  pozytywnie  żądał.  Daremnie  senat,  tknięty  paraliżem, 
kładł  żałobne  szaty,  groził  użyciem  resztki  władzy,  (senatuscon- 
sultum  ultimum),  t.  j.  odsądzeniem    od  funkcyi  i  aresztowaniem 


')  Dzieje  narodu  polskiego  pod  Henrykiem  Walezyuszem  (Dziejopisowie 
krajowi),  str.  47. 


—     341     — 

trybuna;  daremnie  usprawiedliwiał  się  przed  narodem  i  ogłaszał, 
że  lito  przeszkadza,  kto  nie  pozwala,  ten  działa  wbrew  interesom 
Rzplitej.  Czasem  udało  się  złożyć  z  urzędu  szkodnika,  albo  wy- 
naleźć na  niego  jakiś  kruczek  prawny,  w  rodzaju  polskiej  kon- 
•demnaty.  Wyuzdanie  trybunów  rosło  przecież  z  każdem  stuleciem. 

Wszystko  to,  jak  widzimy,  niezgorzej  usprawiedliwiało 
przecłiwałkę  polskiego  kontusza,  że  pochodzi  w  prostej  linii 
'Od  rzymskiej  togi.  Rzym  był  do  czasu  wolny  i  potężny,  Polska 
również.  Zabrakło,  niestety,  klasykom  naszym  pilności  do  skon- 
statowania, że  popierwsze,  intercesya  trybunów  tłumiła  tylko  nie- 
bezpieczną dla  ludu  inicyatywę  (rogatio),  zawieszała  niepożądane 
wybory,  ale  nigdy  nie  obalała  gotowych  uchwał  ludowych  (pLe- 
biscita)  po  głosowaniu,  nigdy  przeto  w  zasadzie  nie  była  bronią 
samobójczą.  Tymczasem  liberum  veto  zabijało  nie  senat,  nie  kró- 
lewskość,  nie  potęgę  hetmanów,  kanclerzy,  podskarbich  —  tych 
naszych  niagistratus,  —  lecz  właśnie  same  sejmy  i  sejmiki :  try- 
bun zamykał  usta  reszcie  trybunów.  Powtóre,  mimo  sporadycz- 
nych ostrzeżeń,  ogół  nasz  nie  pamiętał  tego,  że  nadużycie  w  prak- 
tyce władzy  trybuńskiej  doprowadziło  z  czasem  Rzym  do  pod- 
dania się  władzy  silniejszej  niż  dyKtatura  (nasza  konfederacya), — 
władzy  tryumwirów,  której  już  niczyja  intercesya  nie  mogła 
powciągać.  ')  Nadeszły  takie  czasy,  kiedy  Pompejusz  i  Cezar, 
podobnie  jak  nasz  Potocki  lub  Czartoryski,  zaczęli  używać  każdy 
swoich  trybunów  na  zgubę  przeciwnika  i  na  śmierć  demokracyi. 

Z  tej  analogii  polsko- rzymskiej  wypływał  wniosek,  zdawa- 
łoby się,  jasny :  że  dla  ocalenia  wolności  ludu  przed  taką  czy 
inną  formą  ucisku  trzeba  wybrać  zło  mniejsze,  poświęcić  veto. 
Przodkowie  nasi  jednak  rozumowali  inaczej.  Kto  miał  w  XVII 
wieku  oczy  do  patrzenia  i  uszy  do  słuchania,  tego  oślepiało 
i  ogłuszało  jedno  złowrogie  zjawisko,  roztaczające  się  od  słupów 
Herkulesa  do  Kaukazu,  i  od  Neapolu  do  najdalszego  Septen- 
tryonu.   Nie    było    kraju,   gdzieby  monarchizm  z  Dożej  łaski  nie 

')  Willcms,  Le  SOnat  la  Republiąue  Romaine,  II,  20i,  229,  242,  7G6 ; 
<niitor  twierdzi,  że  trybun  mógł  przcszI<odzić  mianowaniu  dyktatora,  ale  nic 
mógł  tamować  obrad  nad  jego  wnioskami.  Innego  zdania  jest  Madvig,  Die 
Yerfassung  und  Ycrwaltung  des  Rómiscłien  Staates,  I,  466  sq.  Bardzo  cha- 
rakterystyczne są  słowa  Appiana:    '■/"   nutiU   '/'<-//( f«'o(,-  ś>  y.M).vi»v    ihiariÓTioo,; 

i   Plutarchia  :    oi'")m'   o«   no/j.oi    ■/.f.).njovrt,-   nci(tiiivor6iv   t.vitj.i.y^i(5Taf>ivuv. 


—     342     — 

zaprzysiągł  zguby  wolnościom  stanowym.  Majestas  i  Libertas 
walczyły  ze  sobą  na  wszystkich  polach.  Król  uczył  się  od  króla, 
jak  uciskać  naród  ;  monarchowie,  rywalizując  ze  sobą  i  burząc 
sobie  nawzajem  poddanych,  mimowoli  użyczali  jeden  drugiemu 
wypróbowanych  metod  ujarzmiania,  //  Principe  podawał  w  nie- 
pamięć /  discorsL  sulla  prima  deca  di  Tito  Livlo.  Zewsząd  obijał 
się  o  ściany  Rzplitej  jęk  tłumionej  wolności.  Za  ścianą  śląską  gi- 
nęła wywłaszczona,  więzieniem  i  gardłem  karana  szlachta  czeska. 
Za  Karpatami  spadały  z  rusztowań  głowy  Zrinyi'ch,  Nadasdy'ch^ 
Frangipanów.  Za  ścianą  brandenburską  Fryderyk  Wilhelm  II  syste- 
matycznie gniótł  zgromadzenia  stanowe,  ścinał  Kalksteina,  więził 
Rotha,  przygotowywał  grunt  swemu  wnukowi,  który  obwieści 
światu  wszechmoc  fiskalno-militarną  korony  w  pamiętnych  sło- 
wach :  „Ich  stabiliere  die  Souverainetdt  und  setze  die  Krone  fest, 
wie  einen  rocher  von  bronce,  i  zmiażdży  junkierskie  ,,Niposwollam"  I 
Za  wschodnią  rubieżą,  jak  i  za  południową,  mołdawską,  srożyła 
się  jedna  i  ta  sama  „prawda  woli  monarszej".  Na  północy  po  mi- 
litarnych rządach  ostatnich  Wazów  i  po  krótkiem  odrodzeniu  życia 
stanowego,  Szwecya  znów  przebywała  czterdziestoletnie  zaćmienie 
wolności  (1680  —  1720),  wypracowując  wzory  autokratyzmu  dla 
cara  wszech  Rosyi.  Z  dalszych  krajów  Dania  pod  koniec  r.  1660 
dobrowolnie  skwitowała  z  prawa  obioru  królów,  a  wnet  potem 
(1661)  dostała  się  pod  rząd  absolutnego  monarchy.  Niemcy  do- 
starczały rekruta  swym  nieoświeconym  despotom,  którzy  używali 
następnie  wojsk  albo  na  zaspokojenie  własnej  próżności,  albo 
na  ostateczne  zduszenie  wolności  społecznej  —  albo  sprzedawali 
je  Anglikom  za  subsydya.  Włochy,  poza  Wenecyą  i  Genuą,  wysłu- 
giwały się  drobnym  tyranom  i  ich  zbirom.  Francya  od  r,  1614 
pożegnała  się  ze  Stanami  Generalnymi,  wyczerpała  siły  arysto- 
kratyczne w  buntach  Rohana  i  towarzyszy  przeciwko  Richelieu'mu^ 
wyszumiała  się  we  frondach,  i  cała  wytresowana,  grzeczna,  dwo-^ 
rująca,  pobiegła  kłaniać  się  przed  peruką  królewską  w  takt  pa- 
negiryczno-apologetycznej  muzyki  Bossueta.  Hiszpania  jeszcze 
przedtem  zatarła  w  sobie  ducha  dawnych  Kortezów,  uklękła  przed 
świętą  Inkwizycyą. 

Czemże  były  wobec  tej  ekspansyi  absolutyzmu,  ogarnia- 
jącej ^^/go  części  Europy  poza  Polską,  wyjątkowe  oazy  wolności,. 
Szwajcarya  i  Holandya?  Prawda,  Anglicy  zmogli  u  siebie  hydr^ 


—     343     - 

prerogatywy  Stuartów,  ale  zmogli  ją  napewno  nie  przez  powścią- 
gliwość rewolucyjną.  Ich  późniejszy  monarchizm  konstytucyjny  nie 
był  hasłem  bojowem  dla  „okrągłych  głów"  w  wieku  XVII.  Ta  forma 
rządu  wylała  się  z  ognistej  walki  żywiołów  skrajnych,  tych  samych, 
które  walczyły  wszędzie :  majestatu  i  wolności.  Liberalizm  bry- 
tański  XIX  wieku  wyrósł  z  korzeni  radykalizmu  republikańskiego 
Miltona,  torysowski  konserwatyzm  wyprowadził  swój  ród  z  pa- 
tryarchalno-autokratycznych  doktryn  Filmera  i  Hobbesa.  Ogół  lu- 
dów europejskich  utracił  wolność  polityczną  nie  dlatego,  że  ją 
ukochał  zanadto,  ale  ponieważ  ją  cenił  zbyt  nisko.  W  możliwość 
trwałej  monarchii  konstytucyjnej  nikt  bodaj  w  wieku  XVII  nie  wie- 
rzył. Nic  dziwnego,  że  pod  tym  względem  Anglia  (pomijając  już 
jej  krwawe  wojny  rewolucyjne  i  despotyzm  wojskowy  Cromwella, 
oraz  jej  dysydenckie,  niesympatyczne  dla  Polski  zabarwienie), 
nie  pociągała  serc  polskich,  i  uchodziła  za  kraj  tylko  pozornie  wolny. 

Skoro  zaś  wiek  XVII  w  ten  sposób  ujmował  przeciwieństwo 
majestatu  i  wolności,  skoro  główny  problemat  polegał  nie  na 
tem,  jaka  wolność  jest  rozsądna,  a  jaka  nie,  lecz  na  tem,  który 
żywioł  zwycięży  —  wolność  czy  niewola,  to  jakiż  wniosek  wy- 
nikał dla  Polaka  z  obserwacyi  rzeczy  europejskich  ?  Oto,  z  wy- 
jątkiem Węgrów,  wszystkie  niemal  przytoczone  ludy,  przed  ka- 
pitulacyą  wobec  panujących,  przyjęły  na  się  rządy  większości, 
aby  następnie  z  tego  szczebla  zstąpić  na  dno  niewoli.  Węgrów 
umiano  wprawdzie  przytaczać,  jako  ofiary  powolnych  obrad  i  nie- 
porządnych  elekcyi :  „uporządkowano"  tedy  w  wiadomy  sposób 
sejmy  i  elekcye,  uspokojono  się  na  temat  Węgrów  i  utwierdzo- 
no się  w  przekonaniu,  że  im  więcej  swobody,  tem  dalszy  de- 
spotyzm. 

Gdyby  więc  o  utrzymaniu  lub  skasowaniu  liberi  veto  roz- 
strzygały tylko  pobudki  intelektualne,  to  argumenty  z  indukcyi, 
przemawiające  przeciw  reformie,  zagłuszyłyby  przypuszczalnie 
argumenlacyę  przeciwną.  Tymczasem  ideologia  sama  przez  się 
nigdy  w  sprawach  ustrojowych  nie  wyparowuje  innej  jdeologii. 
Na  szali  kładą  się  pobudki  uczuciowe,  nieraz  uboczne,  które  po- 
średnio tylko  wpływają  na  rozwój  świadomości  prawnej.  Znamy 
szereg  czynników,  jakie  uniemożliwiały  rządy  większości  w  okresie 
genezy  liberi  veto.  Prawie  wszystkie  te  same  czynniki  działają 
również  w  okresie  jego  rozkwitu. 


—     344     — 

Instrukcye  w  XVII  wieku  nie  straciły  nic  ze  swej  impera- 
tywności;  stracą  dopiero  za  Augusta  II,  równocześnie  z  ukróce- 
niem życia  sejmikowego  przez  ustawy  z  r.  1717.  Zato  znajdą 
posłowie  inną  podnietę  do  oporu  i  warcłiolstwa  —  w  nakazacli 
stronniczycłi  i  podszeptacli  magnateryi. 

Ucłiwały,  dające  się  rozdrabniać  w  wykonaniu,  trwają 
do  końca  wieku  XVII  i  dłużej. 

Walk  partyjnych,  którym  przyznaliśmy  w  pewnych  grani- 
cach dodatni  wpływ  na  wykluwanie  się  majoryzmu,  pełno  przez 
cały  ten  okres  (1650—1750).  Cóż  kiedy  zamiast  partyi  ścierają 
się  fakcye  magnackie,  albo  gorzej  —  koterye  zależne  od  zagranicy! 
Fakcye  takie  dążą  do  zupełnego  starcia  w  proch,  a  nie  do  podpo- 
rządkowania sobie  przeciwników:  interesują  się  one  nie  tem,  gdzie 
większość  lub  mniejszość,  i  jak  uregulować  stosunki  liczebne, 
lecz  tem,  jak  zgwałcić  doraźnie  mniemanego  wroga  ojczyzny, 

Władza  monarsza  miewa  chwilami  pozory  wzmożonej  siły. 
Tak  urósł  w  powagę  Jan  Kazimierz  po  odparciu  Szwedów,  So- 
bieski po  Wiedniu,  August  z  łaski  rosyjskiej  po  Połtawie,  zwła- 
szcza na  tle  bezczynności  sejmów.  Ale  to  są  tylko  pozory.  Egze- 
kutywa królewska  straciła  znów  dużo  —  w  ręce  ministrów-ma- 
gnatów. 

Na  ten  to  ostatni  czynnik,  na  rolę  arystokracyi  polskiej 
w  stosunku  do  liberi  veto,  musimy  tutaj  zwrócić  szczególną 
uwagę.  „Niepozwalam"  i  oligarchia  kwitnęły  i  ginęły  razem,  od 
od  pierwszej  połowy  wieku  XVII  do  drugiej  połowy  XVIII,  i  ta 
równoległość  nie  jest  przypadkowa.  Pamiętamy  związek,  jaki  za- 
chodzi między  niwelacyą  społeczną  a  sposobami  stanowienia 
uchwał  ^).  Tylko  ludzie,  uznający  siebie  za  równych,  pozwalają, 
aby  ich  „puszczano  per  vota".  A  tu  właśnie  od  czasu  Unii  Lu- 
belskiej zaroił  się  sejm  polski  od  karmazynów :  Ostrogskich,  Zba- 
raskich, Chodkiewiczów,  Paców,  Radziwiłłów,  Sapiehów,  San- 
guszków, Wiśniowieckich,  anektowanych  lub  naturalizowanych 
w  Polsce  przez  zakupno  dóbr,  albo  poprostu  przybyłych  do 
wspólnej  Izby  z  dalekiego  księstwa,  a  obok  nich  koroniarzy 
rozrosłych  przez  nabytki  ziemskie  na  Wołyniu  i  w  Kijowszczyźnie 
—  Lubomirskich,  Potockich,  Lanckorońskich,  Koniecpolskich,  Sie- 


1)  Ob.  wyżej,  str.  29. 


—     345     — 

niawskich.  Na  Litwie  i  na  Rusi  przez  recepcyę  polskich  urządzeń 
sejmikowych  wraz  z  ideą  równości  szlacheckiej,  rażąca  nierówność 
społeczna  została  wtłoczona  w  formy  demokratyczne").  Drobiazg 
nauczył  się  mówić  wobec  wielkicli  panów  rady  wielkoksiążęcej, 
źe  szlachcic  na  zagrodzie  równy  wojewodzie.  Panowie  nie  prze- 
czyli, tylko  wynajmowali  sobie  narzędzia  i  zapomocą  nich  trzęśli 
sejmikami.  Potrosze  stosunek  protekcyjny  między  potentatem 
litewskim  a  jego  klientelą  zaczął  zakażać  stosunki  koronne. 
Wnet  każdy  Siciński  znalazł  swego  Radziwiłła,  każdy  Żaboklicki  — 
Lubomirskiego,  każdy  Dąbrowski  —  Sapiehę.  Veto  w  ustach 
pierwszego  lepszego  szlachetki  nabierało  stentorowej  mocy,  jeżeli 
je  inspirował  królik  kresowy.  Veto  tryumfowało  dzięki  magnatom, 
oni  tryumfowali  dzięki  niemu.  A  ponieważ  panowie  zagarnęli 
wszystkie  ministerya,  więc  cały  ciężar  laski,  buławy,  kluczów, 
pieczęci  dodawał  wagi  zrywaczom.  Około  ^4  wszystkich  uda- 
remnionych sejmów  zawdzięcza  swój  los  niezadowolonym  mini- 
strom, w  szczególności  więcej  jak  połowa  —  hetmanom. 

Szlachta,  coprawda,  była  innego  zdania.  Ona  na  samą  myśl, 
że  sejm  mógłby  uchwalić  coś  „mimo  konsens  i  protestacye  dru- 
gich", apelowała  do  idei  równości.  Przegłosowywać,  narzucać 
uchwały  mniejszościom,  to  znaczy  dawać  jednym  „prerogatywę 
większą  nad  drugich".  Cóż  począć  z  takiem  rozumowaniem? 
Czy  świadczy  ono,  że  „ta  zasada  równości...  to  geneza  zasady 
jednomyślności,  a  zatem  i  zarodek  liberum  veto"?^)  Żadną  miarą. 
Raz  już,  z  powodu  niby  zerwanej,  a  jednak  utrzymanej  konwo- 
kacyi  r.  1696,  zaznaczyliśmy,  że  z  kłamliwych  frazesów  nie  mo- 
żna wnioskować  o  przekonaniach  prawnych  kłamcy.  Zasady  ety- 
czne i  prawne  czerpią  siłę  z  głębokiego,  szczerego  odczucia, 
<i  nie  konwencyonalnych  fałszów,  którymi  egoizm  próbuje  otu- 
manić sumienie  człowiecze.  Takim  to  właśnie  konwencyonalnym 
fałszem  była  gadanina  o  niezgodności  pluralltatis  z  równością. 
Przeciwnie,  każdy  członek  izby,  któremu  kontradycent  zamknął 
usta,  musiał  czuć  swoją  mizerną  niższość^). 

^)  Zauważył  to  już  Lubawskij,  Litowsko-russkij  sejm,  849. 

2)  Jak  mniema  prof.  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  55. 

3)  Rotteck,  Lehrbuch  des  Yernunftsrechts  und  der  Staatswissenschaften, 
I,  289,  miał  na  myśli  takie  fałsze,  gdy  pisał:  „Es  ist  tlióriclit  von  Gleiclilieit 
der  Stimmen  zu  spreclien,  wenn  man  den  verneinenden  ein  grosseres   Gcwiciit 


-     346     — 

Nad  pełnobrzmiącem,  doskonałem  veto  roztoczył  wreszcie 
czułą  opiekę  jeszcze  jeden  potężny  czynnik  —  konserwatyznt 
szlacliecki.  Gdyby  nie  on,  trudnoby  było  przecież  wyobrazić  so- 
bie, jak  mógł  naród  wśród  tylu  wstrząśnień  domowycłi,  przez 
tyle  burz  kozackich,  moskiewskich,  szwedzkich,  tureckich,  nie 
natrafić  na  ścieżkę,  prowadzącą  do  wyjścia  z  trzęsawiska  obłę- 
dnej wolności,  —  jak  mogła  zwłaszcza  zgasnąć  zbawienna  inicya- 
tywa  doradców  Jana  Kazimierza,  Akcenty  zachowawcze  i  nawet 
zacofańcze  przebijały  w  aktach  publicznych  od  wieków.  Niejeden 
dobry  pomysł  ginął,  podcięty  bronią,  którą  Bentham  nazywa 
„uniwersalnem  yeto",  albo  też  „argumentem  w  chińskim  guście"'). 
Co  nie  ma  precedensu,  czego  przodkowie  nie  wypróbowali,  je- 
dnem  słowem,  wszystko,  co  nowe,  jest  złe  i  kwalifikuje  się  do 
odrzucenia.  Anglik  zastrzegł  się  jeszcze  w  Wielkiej  Karcie  przed 
nowym,  nadzwyczajnym  poborem,  ale  we  własnem  prawodawstwie 
samorzutnem  nie  uprawiał  „kultu  przodków".  Polak  wymawiał 
sobie  nowe  instytucye  (1454),  nowe  konstytuc>e  (1505,  1538)„ 
nowe  korektury  (1536).  Nawet  nasi  postępowcy  z  czasów  Zyg- 
munta Augusta,  naszpikowani  nowinkami  genewskiemi,  woleli  gło- 
sić egzekucyę  praw  istniejących,  niż  tworzenie  nowych.  A  im  więcej 
zagarniała  wolność  szlachecka,  im  więcej  miała  do  stracenia,  ten* 
niechętniej  usposabiała  się  wobec  wszelkich  nowości.  Nareszcie 
doszło  do  istnego  fanatyzmu  konserwatywnego.  Szlachta  do- 
brzyńska podyktowała  swym  posłom  na  sejm  r.  1699  niezrównany 
artykuł:  „Także  obligujemy  ichmciów  panów  posłów  naszych,, 
aby  super  novltates  ullas,  któreby  sprzeciwne  były  prawu  pospo- 
litemu, nie  pozwalali,  w  czem  fide  et  honore  obstringimus  ich- 
mciów panów  posłów,  gdyż  wszelkie  novitates  zawsze  quod  no~ 
vum  przynoszą  Rzeczypospolitej".  To  już  jest  chyba  szczyt  kon- 
serwatyzmu :  myśl  kręci  się  w  kółko,  goni  sama  siebie,  orzecze- 
nie nie  dodaje  nic  nowego,  czegoby  nie  było  w  podmiocie!  Tak 
przemawiać  może  tylko  klasa  społeczna  bezwzględnie  nasycona,, 
która  drży  przed  najmniejszem  naruszeniem    swego  stanu  posia- 


als  den  bejahenden   beimisst,    und    von  Freiheit,    wenn  man   den    Willen   voii 
99  Mitgliedern  durch  den  hundertsten  zernichten  lasst". 

')  La  tactique  des  assemblees   legislatives,    przekł.  z  ang.    (1816),    część 
II,  r.  2  i  3 


—     347     — 

dania,  nie  chce  czuć,  ani  myśleć,  ani  działać,  aby  nie  odczuć, 
nie  wymyślić,  nie  zdziałać  nic  nowego.  To  społeczeństwo  nie 
widzi  już  przed  sobą  żadnego  zwycięstwa  ni  zdobyczy,  nie  sta- 
wia niczego  na  kartę,  byle  nic  nie  uronić,  byle  funkcyonował 
folwark  i  sąd  ziemski,  byle  odrabiał  swoje  chłop,  byle  Wisła 
spławiała  ku  Żuławom  ładowne  szkuty  ze  zbożem,  i  byle  mnożył 
się  herbowny  ród  we  wnuki  i  prawnuki.  Woła  głosem  smoka 
wagnerowskiego  :  „Ich  lieg'  und  besitze  —  Lasst  mich  schlafen  !" 
Rozkoszuje  się  swoją  pupillą  libertatis,  jak  przedtem  rozkoszo- 
wała się  sejmem,  trybunałem,  elekcyą.  Póki  król  i  senat  współ- 
zawodniczyli o  wpływ  z  izbą  poselską,  ona  nazywała  się  źrenicą. 
Za  panowania  Wazów  źrenicą  się  stała  zagrożona  elekcya ;  kiedy 
i  to  niebezpieczeństwo  minęło,  epitet  źrenicy  przenosi  się  na  veto. 

„Głos  wolny"  wrasta  w  ciało  i  krew,  przenika  w  ducha 
narodowego   Polski. 

Po  długiem  dopiero  wahaniu  wymówiliśmy  to  wielkie  i  ta- 
jemnicze imię.  Ktoby  przeniknął  tę  tajemnicę,  ktoby  zmierzył 
natężenie  drgnień  psychicznych  i  przedstawił  wzajemne  ich  sko- 
jarzenia, ten  wiedziałby  wszystko  i  o  przyczynach  naszego  upadku 
i  o  widokach  wskrzeszenia.  Raz  już  wypadło  się  zbliżyć  do  psy- 
chologii izby  poselskiej,  ale  uczyniło  się  to  mimochodem.  Nie- 
pilno  nam  było  pisać,  zwłaszcza  krytycznie,  o  charakterze  naro- 
dowym polskim,  czyli  „gmerać  we  wnętrznościach  matki"  —  jakby 
powiedzieli  nasi  praojcowie.  Zupełnie  jednak  wyminąć  tego  za- 
gadnienia, gdy  mowa  o  „głosie  wolnym",  niepodobna. 

Kasper  Saldem,  poseł  rosyjski  w  Polsce  za  Stanisława  Au- 
gusta, nazwał  veto  wrodzonem  prawem  i  najbardziej  swoistą 
atrybucyą  Polaka.  Jeżeli  przez  ideę  wrodzoną  rozumieć  pewną 
niezmienną  dyspozycyę  myślową,  powtarzającą  się  z  pokolenia 
w  pokolenie,  to  uogólnienie  Salderna  okaże  się  nadzwyczaj  tra- 
fneni.  Chcąc  stwierdzić  jej  aprioryczną  obecność  w  umysłach 
szlachty  bez  względu  na  typ  zgromadzenia,  w  jakiem  zdarzało 
się  głosować,  zajrzyjmy  na  posiedzenia  kapituł. 

W  Wiekach  Średnich,  jak  już  raz  zaznaczono,  regułą  była 
w  kapitułach  większość  głosów,  jakkolwiek  zdarzały  się  fakty- 
cznie też  uchwały  jednomyślne.  W  czasach  nieco  nowszych  ka- 
pituła gnieźnieńska  stosuje  na  wyborach  większość  absolutną, 
w  innych  decyzyach  —  względną,  i  tylko  do  wyznaczenia  koad- 


—     348     — 

jutora,  w  razie  choroby  umysłowej  biskupa,  żąda  się  tam  większo- 
ści kwalifikowanej  ^  3  głosów.  Kto  milczy,  ucliodzi  za  przyzwa- 
lającego. Protesty  zdarzają  się,  ale  same  przez  się  nie  odnoszą 
skutku.  Dopiero  jeżeli  mniejszość  dowiedzie,  że  ma  słuszność, 
władza  zwierzchnia  może  skasować  uchwałę^).  To  był  porządek 
klasyczny,  powstały  niezależnie  od  sugestyi  ubocznych,  zgodny 
ze  zwyczajami  Europy  Zachodniej.  Wszakże  od  początku  ery 
nowożytnej,  równolegle  z  ograniczeniem  dostępu  dc  kapituł  pier- 
wiastku plebejskiego,  a  równocześnie  z  wielkim  rozwojem  sejmów 
i  sejmików,  kapituły  nasze  zaczynają  nasiąkać  specyalnym  duchem 
sarmackim.  W  wieku  zygmuntowskim  nikt  nie  śmie  przeczyć,  że 
większość  głosów  wystarcza  w  stanowieniu  wszelkiego  rodzaju 
uchwał:  statutów,  dekretów,  wyborów.  Świadczą  o  tern  niedwu- 
znaczne przykłady  z  czasów  biskupów  kujawskich :  Krzesława 
z  Kurozwęk  (1500),  Piotra  Gamrata  (1541),  Mikołaja  Rozra- 
żewskiego  (1599)  i  jeszcze  za  Mikołaja  Gniewosza  (1652)-).  Cza- 
sami zamiast  wyrazu  pluralitas  lub  /7za/or/7ar5  nasunie  się  mniej 
jasny:  sanior  pars^).  Obok  tego  jednak  mnożą  się,  zwłaszcza 
po  pierwszem  bezkrólewiu,  iście  sejmikowe  frazesy  w  rodzaju 
unanimi  voto  lub  t.  p.^).  Wreszcie  w  r.  1721  pierwszy  raz  trafia 
do  statutów  kapituły  włocławskiej  wyraźne  obostrzenie,  żeby 
administrator  pewnych  dóbr  działał  za  jednomyślną  zgodą  kano- 
ników, a  tylko  w  razie  nieszczęścia  publicznego  —  za  zgodą 
większości  ^).  Zaś  biskup  Antoni  Ostrowski  w  ordynacyi  z  roku 
1760  najformalniej  zachęca  poszczególnych  kanoników  do  wyła- 
mywania się  z  pod  woli  większości,  do  protestowania  i  apelacyi '^). 
W  ten  sposób  skłonności  autokratyczne  „superiora"  szły  ręka 
w  rękę  z  nałogiem  wiecowym  szlachcica  polskiego,  który  wszę- 
dzie i  zawsze,  w  kontuszu   czy  sutannie,    podgolony  czy  z  ton- 


1)  Korytkowski,  Prałaci   i    kanonicy    katedry  metrop.  gnieźnieńskiej,  330. 

2)  Chodyński  i  Fijałek,  Statuty  kapituły  katedralnej  włocławskiej,  LX, 
LXX,  8,  93,  252.  Motyw  biskupa  Krzesława:  „quod  (consilium)  in  pluralitate 
Yotorum  sanius  praeberi  consuevit". 

3)  Ibidem,  CLXXX1. 

4)  Ibidem,  przykłady  z  lat  1473  str.  132,  1514  —  str.  CLXXXIIII,  1516  — 
str.  139,  1545  -  str.  165,  1549  —  str.  74,   1472-5  -  str.  168-70  etc. 

5)  Ibidem,  119. 

6)  Ibidem,  268. 


—     349     — 

surą,  brzydził  się  majoryzacyą.  Jakkolwiek  to  zechcemy  tłóma- 
czyć,  naśladownictwem  czy  też  wrodzoną  skłonnością,  dość,  że 
unanimitas  i  veto  zrosły  się  z  cłiarakterem  narodov/ym. 

Nie  rezygnujmy  więc  zawczasu  z  nadziei,  że  uda  się  coś 
dorzucić  do  naszej  samowiedzy  narodowej,  zwłaszcza  gdy  inni 
poruszają  ten  temat  śmiało  i  rozgłaszają  sądy,  wobec  którycli 
musimy  zająć  określone  stanowisko.  Może  część  naszych  spo- 
strzeżeń wytrzyma  krytykę  i  przyda  się  przyszłemu  historykowi 
duszy  polskiej, 

Najśmielej  pisali  o  duchu  narodowym  przedstawiciele  tego 
pokolenia,  które  kazało  „mieć  serce  i  patrzeć  w  serce"  —  ro- 
mantycy. 

Mickiewicz  w  wykładacłi  o  „Literaturze  słowiańskiej"  ^)  tłó- 
maczył  veto,  jako  wynik  prasłowiańskiej  zasady  jednomyślności, 
wspólnej  rzekomo  gminom  polskim,  czeskim  i  ruskim,  lecz  wy- 
krzywionej pod  wpływem  pojęć  rzymskich  (o  trybunach).  W  prze- 
ciwieństwie do  teoryi  filozoficznych  o  przelaniu  władzy  przez 
umowę  pierwotną  na  dynastyę  lub  na  większość,  według  wyobra- 
żeń polskich  „każdy  człowiek,  będący  cząstką  całości  politycznej, 
nie  przestaje  nigdy  praw  swoich  używać,  wolen  jest  zawsze 
wyjść  ze  społeczeństwa :  jest  to  wolność  osobista,  posunięta  do 
najdalszego  kresu.' Wolność  tę  może  on  podczas  obrad  poświęcić 
rzeczy  publicznej,  ale  także  ma  moc  zawsze  ją  zachować;  jest 
to  stan,  wymagający  po  obywatelu  tej  ciągłej  ofiary,  jakiej  religia 
wymaga  podobnież  po  sumieniu  chrześcijanina.  Polak  uważa  się 
być  podległym  społeczeństwu  nie  dlatego,  że  go  tu  wpisali 
przodkowie,  ale  że  sam  je  poślubił,  jako  najsprawiedliwsze,  naj- 
lepsze i  najpiękniejsze;  przyznaje  też  sobie  prawo  nietylko  je 
opuścić,  ale  wstrzymać,  gdyby  widział,  że  schodzi  na  błędną  drogę, 
rozmija  się  z  właściwym  mu  celem.  —  Pojęcia  te  są  logiczne, 
logiczniejsze  od  owych,  na  których  filozofowie,  legitymiści  i  de- 
mokraci gruntują  budowy  społeczeństw.  Istotnie,  jeśli  niesłuszna 
jest  żądać,  żeby  człowiek  poddawał  się  ślepo  cudzej  woli,  z  dru- 
giej strony  niektórzy  bardzo  wygórowani  publicyści  demokra- 
tyczni dostrzegają  już,  że  zdanie  większości  nie  może  być  pra- 
wem absolutnem,  że  błędnie  jest  mniemać,  aby  większość  jakiego- 


')  Wyd.  poznańskie  r.  1865,  II,  43-4. 


—     350     - 

Itolwiek  kraju  albo  stowarzyszenia  posiadała  wiadomość  po- 
wszechną, światło  najwyższe.  Konstytucya  polska  przyznawała 
pojedynczym  członkom  społeczeństwa  niezmierne  prawa,  ale  też 
wkładała  na  nich  obowiązki  niezmierne,  wymagała  po  nich  cnót 
nadzwyczajnych.  To  tłómaczy  nam,  dlaczego  uczeni,  biskupi, 
senatorowie  polscy,  a  nawet  Rej  w  swojem  Zwierciadle,  uważali 
zawsze  sejmy  i  wszelkie  obrady  polityczne,  jakby  jakiś  obrządek 
religijnej  ofiary,  zalecali  przystępować  do  tych  aktów  z  oczysz- 
■czonem  sumieniem,  z  zebranym  i  wzniesionym  duchem :  każdy 
poseł,  każdy  nawet  szlachcic,  według  myśli  ustawy  narodowej, 
raiał  na  sobie  charakter  niejakiego  kapłaństwa.  — ■  Skoro  więc 
wzniosłych  cnót  zabrakło,  skoro  ludność  ustała  w  udoskonalaniu 
się  moralnem,  społeczeństwo  takie  musiało  zatrzymać  się  i  upaść". 

Jeszcze  górniejsze  dytyramby  wyśpiewał  o  ideałach  staro- 
polskich Słowacki. 

„Złota  wolność  —  pisał  Republikanin  z  Ducha  do  ks.  Adama 
Czartoryskiego  (1846)  i)  —  była  duchową  w  pierwotnem  pojęciu, 
■a  stąd  pozbawiona  tej  obrzydliwości,  która  na  dzisiejsze  cielesne 
komunizmy  i  purpurowe  demokracye  upada.  Szło  tam  o  rząd, 
w  którymby  duch  wyższy  nie  służył  niższemu...,  nie  zaś  o  po- 
stawienie cielesne  wszystkich  pod  jedną  miarą,  podiug  średniej 
ludzkiej  urody  zrobioną,  do  której  niedorosłych  żadna  ludzka 
siła  nie  dociągnie...  a  wyższych  —  chyba  ucięciem  głów  — 
-zrównać  i  przystosować  potrafi.  O  równości  więc  cielesnej  mowy 
nawet  nie  było...  starano  się  jedynie  o  wolność  jak  największą 
w  formach  Rządu...  tak...  aby  rosnący  w  piękność  Duch  nie  miał 
żadnej  przeszkody.  —  Jakoż  wkrótce  dusze  się  niektóre  — 
choć  w  nieurzędniczych  ciałach  —  do  swojej  wielkości  poczuły 
i  z  krajem  się  całym  zrównały".  „Polska  na  takiej  ducha  była 
drodze.  Polska  przy  celu  takim  była  świętym!"-).  —  „Chodziło 
o  zbudowanie  kraju  na  wolności  Ducha  ludzkiego,  z  zastrzeże- 
niem wolności  dla  wszystkich  świętych  z  ducha  zaprzeczeń, 
a  ktiira  bez  zgody  duchów  trwać  w  żaden  sposób  nie  mogła.  — 
O  świętą  duchową  wolność  chodziło  ojcom  naszym,  o  formę 
Rządu...  która  w  przywidzeniu   bożem    musi  koniecznie   nastąpić 


')  Pisma,  Warszawa  1908,  VI,  63. 

2)  Te  słowa  wzięte  z  ust  obrońcy  „Samuela  Zborowsiiiego",   tamże    181. 


—     351     — 

i  być  uczynioną  przez  narody.  Prawo  położyli,  jakby  z  oczeki- 
waniem na  przyjście  Chrystusa.  Bo  oto  Chrystus,  przyszedłszy, 
w  starożytnej  ojców  naszych  ojczyźnie,  choćby  się  był  w  naj- 
niższym na  ziemi  obywatelu  urodził,  podług  praw  ojczyzny  po- 
łożyć mógł  veto  swoje  święte  przeciw  Herodowi !...  A  niedotrwanie 
w  tym  Duchu  świętym  obaliło  ojczyznę  starożytną.  Albowiem 
Duchy...  które  pojmą  najwyższą  myśl  Bożą  i  podług  tej  myśli 
rozpoczną  świętą  postępu  budowę,  a  dla  trudności  pracy  od 
myśli  Bożej  odstąpią...,  zgruchotane  są  pod  ruiną  niedokończonej 
budowy"  '). 

Że  takim  zadaniom  nie  sprostała  Rzplita,  że  się  cofnęła 
później  do  poziomych  ideałów  wolności  zachodnio-europejskiej, 
zato  reformatorom  obniżycielom  wygłosił  potępienie  poeta.  Azali 
^słusznie? 

Co  sądzić  wogóle  o  słowach  obu  wieszczów?  Czy  mamy  tu 
•do  czynienia  z  czystą  fantazyą,  czy  może  i  z  pewną  dozą  rze- 
czywistości ? 

Zasadniczo  nie  można  odmówić  geniuszowi  poetyckiemu 
najbliższego  prawa  do  przemawiania  w  imieniu  ducha  narodo- 
wego. Do  cech  geniuszu  należy  maksymalna  zdolność  historyczno- 
charakterologiczna,  t.  j.  zdolność  do  odtwarzania  w  sobie  prze- 
być i  skłonności  duchowych  setek,  tysięcy  przodków.  Na  każdego 
z  nas  składała  się  cała  piramida  żywotów  ludzkich,  oczywiście  przy 
współdziałaniu  ubocznych  wpływów  wychowawczych.  Wielki  poeta 
lub  myśliciel,  podobnie  jak  i  wielki  historyk  (ten  ostatni,  rzecz 
prosta,  nie  w  znaczeniu  wielkiego  erudyta)  miewa  ten  zasób 
potencyalny  w  najwyższym  stopniu  ^).  Wszystko  jednak,  co  wy- 
czyta z  głębi  własnej  świadomości,  ma  dla  wiedzy  wartość  tym- 
czasową, dopóki  wyniku  nie  potwierdzą  fakty,  a  traci  wszelką 
wartość,  jak  tylko  fakty  wynikowi  temu  zaprzeczą. 

Mickiewicz  o  tyle  trafił  w  intencye  twórców  ustroju  staro- 
polskiego, że  wybitniejsze  umysły  szlacheckie  istotnie  chciały 
traktować  głosowanie  senatorskie,  poselskie  i  nawet  sejmikowe, 
jako  funkcyę  społeczną,  a  nie  jako  obronę  egoistycznego  inte- 
resu jednostki.   Dlatego  to  Modrzewski    żądał,    aby   ogół   bezro- 


')  Do  Emigracyi  o  potrzebie  Idei,  tamże,  73. 
2|  Simmel,  Zagadnienia  filozofii  dziejów,  35. 


-     352     — 

zumnych  członków  ustępował  rozumnej  głowie,  Fredro  ujmował 
się  za  prawami  rozumniejszej  i  cnotliwszej  mniejszości,  a  Ko- 
narski także  rozważał  nietyle  prawo  do*  szczęścia,  ile  kompeten- 
cyę  do  myślenia  za  cały  ogół  —  po  stronie  mniejszości  oraz 
większości.  Lecz  między  tą  zasadą  a  realnemi  pobudkami  tłu- 
mów rozciągała  się  przepaść.  Ustrój,  który  w  teoryi  zbudowana 
na  entuzyazmie,  trzymał  się  w  praktyce  na  zaprzeczeniu  entu- 
zyazmu.  Ktokolwiekby  naprawdę  dbał  przedewszystkiem  o  swój 
udział  w  rozstrzyganiu  spraw  publicznych,  a  nie  o  nietykalność 
swej  kieszeni,  śpictirza  i  piwnicy,  ten  nie  pozwalałby  lada  krzy- 
kaczowi zamykać  ust  całemu  zgromadzeniu  i  zwalczałby  liberum 
veto.  Ideały  wygórowane,  niezdolne  do  poruszenia  w  najmniej- 
szej mierze  serca  i  woli,  są  bez  wartości,  a  jeżeli  sprzeciwiają 
się  na  dobitkę  czynom,  to  demoralizują  charakter.  Mniej  zaś 
jeszcze  mamy  do  powiedzenia  o  sposobie  tworzenia  ucłiwał  zbio- 
rowych, prekonizowanym  przez  Słowackiego.  Żeby  wyższy  duch> 
wyższa  myśl,  wyższa  zasada  porywały  za  sobą  czynniki  niższe,  o  tem 
nietylko  ogół  nie  marzył  —  nawet  w  chwilach  najszczytniejszego 
entuzyazmu  ;  wręcz  przeciwnie,  tysiące  natchnień,  porywów,  poświę- 
ceń na  dźwięk  straszliwych  słów  „protestuję",  ,,sisto  activitatem"  — 
opadało  w  bagno  powszedniej  wegetacyi.  Veto,  które  „od  anioła 
iść  powinno,  jako  veto  ducha,  a  gdy  od  ciała  jest,  szaleństwem- 
jest  i  ziemi  ohydą",  nigdy,  jak  Polska  Polską,  nie  poszło  od 
anioła  ^).  Z  prawdziwem  też  zadowoleniem  możemy  stwierdzić,  że 
dziejopisowie  romantycznego  pokolenia  :  Lelewel,  Moraczewski  2)^. 


')  Rezydent  brandenburski  Werner  pisał  17  marca  1690  r. :  „Das  Pro- 
testieren  und  Reissen  des  Reichstages,  welches  vordem  nur  in  extrema  neces- 
sitate  geschahe,  wird  nunmehro  so  gemełn,  dass  jedermann  damit  zu  bravieren... 
Wer  am  fertigsten  in  der  Unbestandigheit  st,  wird  vor  den  besten  Galanthorn- 
me  gehalten"  (Teki  Lukasa,  Ms.  Ossol.h 

2)  Dzieje  Rzeczypospolitej  Polskiej,  VIII,  113:  „Nie  liberum  veto,  lubo 
samo  przez  się  niedorzeczne,  ale  podłość  za  nie  się  kryjąca,  która  z  byle  czego 
umie  sobie  robić  zasłonę  i  wytrych  złodziejski,  w  nie  się  opatrzywszy,  pędziła 
naród  polski  z  drugiemi  po  drogacłi  nieprawości".  Z  tak  ogólnem  zdaniem  tru- 
dno oczywiście  polemizować,  chociaż  Konarski  ze  swego  stanowiska  słusznie 
piętnował  wadę  ustrojową,  jako  główne  źródło  zła,  kładąc  demoralizacyę  na 
drugim  planie.  Cenniejszem  jest  spostrzeżenie  M.,  że  „przez  dążenie  do  zgody 
przesadzone  otworzono  dopiero  wrpta  najwyższej    niezgodzie"    (112).    Myli   się. 


—     353     — 

Koronowicz,  Schmitt,  nie  pokusili  się  o  dotrzymanie  lotu  współ- 
czesnym-poetom. 

Dopiero  pośród  wnuków  tamtej  generacyi  ozwaly  się  głosy, 
niepozbawione  oddźwięku  sympatycznego  dla  „wolnego  niepo- 
zwalam".  Głosiciele  praw  jednostki  zaczęli  w  ostatnicłi  czasacłi 
reliabilitować  jakąś  zasadniczą  istotę  liberi  vcto.  Świętochiowski') 
wróżył  powszechine  uszczęśliwienie  „wtedy,  kiedy  nasze  prakty- 
cznie niedorzeczne  i  zgubne,  ale  w  swej  czystej  idei  wspaniałe 
liberum  veto  odżyje  w  rdzeniu  ustrojów  społecznych,  jako  za- 
sada, uwzględniająca  prawa  najmniejszej  mniejszości  —  czyli 
jedtiostki".  Ujmował  się  za  tą  ideą  Wincenty  Lutosławski-);  z  po- 
dziwem czytał  i  rozmyślał  o  niej  Lew  Tołstoj.  Hasła:  indywi- 
dualizm, indywidualność,  swoistość,  osobowość,  jednostka,  nabrały 
dziwnie  szlacłietnego  brzmienia.  A  ponieważ  liberum  veto  — 
jak  przyznawał  jego  wróg,  Henryk  Struve^),  —  było  wyrazem  „na- 
szego bezwzględnego  indywidualizmu,  przeto  indywidualiści,  wy- 
znawcy absolutnej  i  jedynej  wartości  jednostki,  poczuli  w  sobie 
cześć  dla  „wolnego  niepozwalam". 

W  tę  plątaninę  pojęć  trzebaż  raz  wreszcie  ciąć  ostrzem  ści- 
słej krytyki,  aby  odsłonić  prawdziwy  związek  między  rwaniem 
sejmów  a  wzrostem  jednostki.  Cłicąc  sprawdzić,  czy  głos  wolny 
podnosił,  czy  też  poniżał  ductia  polskiego,  odróżniać  trzeba  jak 
najbezwzględniej  indywidualizm  i  osobowość  (=  indywidualność). 
Pierwszy  wyraz  znaczy  tyle,  co  rozbicie  na  jednostki.  W  tym 
sensie  mówiliśmy  o  indywidualizmie  ziemskim  w  stosunku  do 
całego  kraju,  o  indywidualizacyi  wewnątrz  sejmiku,  kiedy  poje- 
dynczy obywatel  lub  poseł  przeciwstawiał  swoje  j  a  reszcie  zgro- 
madzenia albo  reszcie  delegacyi  wojewódzkiej.  „Indywidualny", 
jak  wiadomo,  znaczy  dosłownie  tyle,  co  niepodzielny  (greckie  a  t  o- 
m  o  s).  Indywidualizm  przeciwnie  prowadził  do  coraz  dalszej  po- 
dzielności grup    społecznych),    doszedł   do   jednostki    człowieczej 


zato  nasz  historyk,  gdy  wyobraża  sobie  rządy  i<róla  z  senatem,  jako  receptę, 
która  byłaby  możliwą  za  Jana  Kazimierza,  gdyby  nie  sobkostwo  szlachty  i  brak 
jędrności  obyczajów. 

')  Przedmowa  do  polskiego  przekładu  „Prawa  mniejszości'  Jeiiinka. 

2)  Ueber  die    Grundvoraussetznngcn   und   Consequcnzen  der  individuali- 
stischen  Weltanschauung,  Helsingfors  189H,  str.  47,  62. 

3)  Anarchizm  ducha  u  obcych  i  u  nas,  63. 

23 


—     354     — 

i  nie  zatrzymał  się  nawet  tutaj.  Jeżeli  bowiem  przez  niepodziel- 
ność w  człowieku  rozumiemy  charakter  zwarty,  ciągły,  spoisty, 
zawsze  zgodny  z  samym  sobą,  i  jeżeli  tylko  taki  charakter  za- 
sługuje na  nazwę  silnej  osobowości,  to  cała  historya  na- 
szego sejmowania  ilustruje  wiekuiste  przeciwieństwo  polskiego 
indywidualizmu  z  indywidualnością.  Ani  siła,  ani  konsekwencya 
wewnętrzna  jednostki  nie  mogła  się  ostać  w  tym  hałaśliwym 
odmęcie  sejmikowym.  Wszędzie  gdzieindziej,  w  Anglii  czy  Ho- 
landyi,  Szwecyi  lub  Szwajcaryi,  gdziekolwiek  naród  radził  o  swych 
sprawach,  mógł  człowiek  zdolny,  ambitny  rozwinąć  skrzydła 
i  szybować  wysoko,  mógł  propagować  swe  myśli,  dyktować 
swą  twórczą  wolę  —  u  nas  był  on  z  góry  skazany  na  ostracyzm 
najmarniejszych  żywiołów,  na  zamknięcie  ust,  na  usłyszenie  od- 
powiedzi: „Gardłuj  zdrów—  nas  tysiąca  nie  przekonasz,  bośmy 
wolni,  bo  za  nasze  wolne  głosy  sprawiać  się  nie  powinniśmy  ni- 
komu, bo  —  nie  pozwalamy!" 

Wielcy  ludzie  w  historyi  przewyższają  ogół  nietylko  we- 
wnętrznem  napięciem  myśli,  czucia  lub  woli,  ale  też  wpływem, 
wywieranym  na  otoczenie.  Ich  wielkość  jest  objawem  społecznym, 
a  nietylko  psychicznym.  Nam,  przy  dominującym  temperamen- 
cie sarigwinicznym,  łatwo  zapalnym  i  łatwo  stygnącym,  trzeba 
było  wielkich  przywódców  bardziej  niż  gdzieindziej.  Trzeba  było 
wychować  i  wyzyskać  natury  choleryczne,  pełne  rozpędu  i  nieu- 
giętej energii.  Jakoż  nasz  wiek  XVII  miał  wielkich  hetmanów,  bo 
ci  mogli  jeszcze  rozkazywać,  dźwigać  odpowiedzialność  za  kro- 
cie podwładnych.  Ale  gdzież  to  ówcześni  i  późniejsi,  aż  do  epoki 
Czartoryskich,  wielcy  nasi  mężowie  stanu  ?  Wszyscy  na  miarę 
krawca,  nie  Fidyasza !  Bo  dusza  polska  nie  rosła,  gdy  nie  mo- 
gła przezwyciężyć  gromady  inaczej,  jak  terrorem,  przekupstwem 
albo  pochlebstwem.  Przytem  rosnąć  nie  mogła,  kiedy  na  każdym 
kroku  musiała  przeczyć  samej  sobie,  płaszczyć  się  do  wspólnego 
strychulca.  Gdzie  rządzi  od  wieków  większość,  jak  w  Anglii,  tam 
obywatel,  pozostający  w  mniejszości,  mówi  sobie  i  innym;  „dzi- 
siaj przegłosowano  mnie,  ja  pozostaję  przy  swojem  zdaniu,  roz- 
winę agitacyę,  i  z  czasem  wywalczę  sobie  większość".  W  Polsce 
szczery  patryota  nie  mógł  tak  myśleć:  dla  niego  jedyną  drogą 
do  zbawienia  ojczyzny  było  milczeć  albo  udawać  jednomyślność, 
roztapiać   się  w  tłumie,    rozpylać   swoją   osobowość   na  momen- 


—     355     — 

talne  atomy.  „Rozum  wszystkich,  mnóstwa,  —  uczył  swego  „do- 
brego obywatela"  pan  Kasper  Siemek^)  —  jest  inny  wcale  od 
rozumu  pojedynczych  ludzi :  w  mnóstwie  jest  zawsze  rozum  pra- 
wie boski  (divinum  ingenium),  a  im  większe  mnóstwo,  tem  i  jego 
więcej.  A  oprócz  tego  rady  publiczne  nie  na  to  są  ustanowione, 
żeby  coś  robiły,  ale  i  na  to,  żeby  wstrzymywały  zapędy  mędr- 
szych  i  dzielniejszycłi,  którzy  siłą  swoją  i  zapałem  mogliby  wszy- 
stkich porwać  do  trudnych  przedsięwzięć".  Prawda,  brzemienna 
w  przedziwne  skutki !  Stało  się  mocą  szczególnej  ironii  dziejo- 
wej, źe  instytucya  wolnego  głosu,  wyhodowana  przez  uczniów 
humanizmu  i  reformacyi,  przez  ludzi  takiego  pokroju  i  rozmachu, 
jak  Samuel  Zborowski,  Stanisław  Stadnicki,  co  wyzywali  na  bój 
wszystkie  władze  Rzplitej,  instytucya,  co  miała  ziścić  bezgrani- 
czną potęgę  jednostki  i  pasować  każdego  rycerza  na  Zawiszę 
Czarnego  do  walki  samotrzeć  za  naród  cały,  —  ta  instytucya 
w  nadmiarze  ciepłej,  rozlazłej  swawoli  roztopiła  siły  prężne  ma- 
gnackie i  szlacheckie,  odebrała  wszelką  możność  przekształcania 
cudzej  myśli  i  łamania  cudzej  woli,  i  przez,  to  ogołociła  społe- 
czeństwo w  czasach  złotej  wolności  z  ludzi  prawdziwie  wybitnych. 
Ona  była  trucizną  na  indywidualność! 

To  brzmi  jak  paradoks  —  ale  chyba  tylko  dla  ludzi,  któ- 
rych myśl  operuje  wyrazami  zamiast  pojęć.  Dorzućmy  do  tego 
jeszcze  jedno  spostrzeżenie,  z  pozoru  niemniej  paradoksalne. 
Veto  w  swem  pierwiastkowem  znaczeniu,  jako  wymaganie  jedno- 
myślności, było  czynnikiem  uspołeczniającym,  i  to  pod  dwoma 
względami.  Autor  „Dominae  Palatii"  nie  bez  podstawy  przypisywał 
mu  wpływ  podniecający  na  przywiązanie  rycerza  do  ojczyzny, 
i  tem  samem  na  jego  męstwo.  Było  coś  upajającego  w  tych 
niezrównanych  swobodach  staropolskich,  i  było  za  co  walczyć 
przeciwko  najemnym  lancknechtom  i  drabantom,  janczarom  i  innym 
„służiłym"  niewolnikom.  Dumne  wspomnienie  wolności  domowej 
towarzyszyło  husaryi  pod  Kirchholm,  Smoleńsk,  Cudnów  i  Wie- 
deń, dodawało  siły  prawicy,  pomagało  łamać  wielokrotną  prze- 
wagę. Tego  faktu  nie  myślimy  podawać  w  wątpliwość.  Z  drugiej 
strony  nie  da  się  zaprzeczyć,  że  dawna  Rzplita  była  , zbudowa- 
niem kraju  na  wolności    ducha    ludzkiego,   z  zastrzeżeniem  wol- 

')  W  książce  „Civis  Bonus"  (z  czasńw  Władysinwa  IV),  cyt.  Tarnowski, 
Hist.  lit.  polskiej,  t.  II,  r.  3,  str.  1.58. 

23* 


-     356     — 

ności  dla  wszystkich  świętych  z  ducha  zaprzeczeń",  i  „bez  zgody 
duchów   trwać   w  żaden    sposób   nie   mogła".  A  przecież    trwała 
na   tych    podwalinach    przez    parę   wieków.     Przez    dwieście    lat 
z  okładem    żyły  rzesze   szlacheckie   w  ciągiem   poczuciu,  że  bez 
ich    dobrej    woli    całość   się    rozpadnie;    województwa  i  powiaty 
słały    wybrańców   swych   na    sejmy,    i    dobrowolne    robiły    sobie 
ustępstwa,    i   dyktowały   posłom    zlecenie,    aby   się   w   tych    lub* 
owych  sprawach    znosili    ze  współbraćmi,  cum  bene  sentientibiis. 
Wiązały   się   jedne   przy   drugich    konfederacye,    i    każda   rzesza 
śpieszyła  na  zjazd  generalny    ze  swoim    nieprzymuszonym  akce- 
sem. Rzeczywistość  nieraz  zadawała  kłam  ideałowi,    obracała  się 
w  karykaturę,^)    ale   ideał   istniał,    świecił   i   pociągał.    Harmonia 
osłabła,  kiedy  jej    członki  zmarniały,  —  ale  któryż   to  lud  euro- 
pejski   mógłby   śmiało    powiedzieć,    że   potrafiłby    tak    przeżyć 
dwieście  lat  w  niewymuszonem  braterstwie?  A  przecież  to  długie 
pasmo  ofiar  na  rzecz  wspólnej  sprawy,  to  ciągłe    dostrajanie  się; 
do  wspólnego  akordu  —  skądinąd  zabójcze  dla  indywidualności  — 
musiało  silnie  wpłynąć  na  uczucia  społeczeństwa  zarówno  w  tera- 
źniejszości, jak   w  przyszłości.    Ono  sprawiło,  że  szlachta   z  naj- 
odleglejszych okolic  poczuła  się  jednem  wielkiem    rodzeństwem^ 
połączyła  się  w  jeden  uścisk  serdeczny,  w  taki   splot  wzajemnej, 
serdeczności  i  ukochania,   jakiego   nie   widziały   inne  kraje,  rzą- 
dzone rozkazem  królewskim  zzewnątrz  "*). 

Przytem,  wśród  tych  ciągłych  jednomyślnych  zezwoleń  i  ele- 
kcyi  viritim,  przyzwyczaił  się  Polak  odczuwać  bezpośrednio  swóji 


1)  Już  Konarski,  II,  101-2,  zwracał  uwagę  na  odstępstwa  od  idei  jednomyśl- 
ności, jakich  dopuszczano  się  przy  uchwalaniu  ustaw.  Potwierdzają  to  różne  źródlaj 
bezpośrednie.  Według  Załuskiego,  I,  cz.  2,  748,  na  sejmie  r.  1677  uchwałę  na 
korzyść  Torunia  powzięto  wbrew  głosom  3  województw  pruskich.  Te  zaniosły 
manifest  do  akt  zakroczymskich,  gdyż  go  nie  przyjęto  w  Warszawie.  Na  nastę- 
pnym sejmie  uznano  ten  manifest  za  nieważny,  jako  podany  w  niewłaściwem 
miejscu  (kiedyindziej  wymówka  taka  nie  skutkowała).  Werner  pisał  13  maja 
1690  r.  :  „Die  Constitutiones,  so  auf  dem  Reichstage  bestanden,  werden  nun 
erst  recht  durchgearbeitet,  womit  ihrer  viel,  wie  auch  mit  dem  ganzen  Reichs- 
tage, nicht  zufrieden  sein  und  unterschiedene  Protestationes  bereits  einlegen,. 
die  aber  anjetzo  wenig  fruchten,  denn  was  stehet,  stehet"  (Ms.  Osso!.,  Teki 
Lukasa).  W  r.  1685  dopisano  około  20  konstytucyi  bez  wiedzy  sejmu;  w  r. 
1736  tak  samo  kilkadziesiąt. 

2)  Por.  Lutosławski,  j.  w.,  47. 


—     357     — 

udział  duchowy  w  Rzeczypospolitej.  Francya  dla  poddanego 
Ludwików,  Hiszpania,  Prusy,  Rosya  dla  poddanych  Filipów,  Fry- 
deryków, Iwanów,  były,  zdaje  się,  czemś  bez  porównania  bar- 
dziej mechanicznem,  zewnętrznem,  niż  Rzeczpospolita  Polska  dla 
swych  obywateli.  Rzeczpospolita  —  to  sejm,  to  zjazd  elekcyjny, 
to  widome  „wszystkie  stany"  :  w  pojęciu  państwa  naród  wysunął 
się  tu  znacznie  przed  dwa  inne  pierwiastki  —  władzę  i  terytoryum. 
Wolno  przypuścić,  że  następstvya  uczuciowe  tamtych  ustawicznych 
braterskich  dostrajań  się  oraz  skutki  uduchownionej  koncepcyi 
Rzplitej  nie  umilkły  nawet  po  katastrofie  rozbiorowej,  ściągniętej 
na  nas  przez  liberum  veto, 

Z  powyższych  uwag  bynajmniej  nie  wynika,  aby  wojsko- 
wość polska  lub  solidarność  i  spoistość  narodowa  w  ogólnym 
rachunku  więcej  zawdzięczały  rządom  jednomyślności,  niżby  zy- 
skały w  razie  złamania  liberi  veto.  Przeciwnie,  w  okresie  rwania 
sejmów  upadła  i  sztuka  wewnętrznego  rządzenia  się,  a  bez  sztuki, 
bez  warunków  technicznych,  same  przez  się  entuzyazmy  i  roz- 
czulenia przepadły,  jak  strumienie  w  lotnym  piasku.  Nam  też  nie 
chodziło  ani  o  filipikę  przeciwko  „wolnemu  niepozwalam",  ani 
o  jego  idealizacyę  —  chodziło  tylko  o  faktyczny,  doczesny  wpływ 
instytucyi  na  charakter  narodu. 


CZĘŚĆ  III.  UPADEK. 


ROZDZIAŁ  I. 

Od  złotej  wolności  do  wolności  nowoczesnej.  Punkt  zwrotny  w  dziejach  narodu 
około  roku  1700.  Wieniec  swobód  szlactieckich.  Veto,  jako  gwarancya  konstytu- 
cyjna. Jego  odbicie  w  piśmie  „Domina  Palatii" .  Stanowisko  łiistoryka  wobec 
nieracyonalnycli  ideałów  przeszłości.  Dostojeństwo  wszelkiej  swobody.  Ewolu- 
cya  zależności  społecznych  jednostki  w  XVIII  wieku.  Veto  i  złota  wolność  w  sy- 
stemie praw  podmiotowych.  Wolność  bierna  i  czynna.  Akcenty  sceptycyzmu  na 
przełomie  wieków.  Jeszcze  o  „Domina  Palatii".  Pochwała  swobody  „w  bło- 
cie". Klęski.  Koniec  złudzeń.  Rola  oświaty.  Pomieszanie  pojęć  wolności  i  nie- 
podległości.   Obłęd  partyjny.    Opieka  cudzoziemska  nad  złotą  wolnością.    Brak 

wzorów  na  Zachodzie. 

„Ciężko  jest  przechodzić  z  wolności  do  więzienia  oków"  — 
mówił  Piotr  Tylicki  na  przedrokoszowym  sejmie  r.  1606  ')•  Sły- 
chać w  tych  słowach  mądrego  biskupa  jakby  niespokojne  wes- 
tchnienie, złączorie  z  przeczuciem  tego,  że  kiedyś  złote  dni  Aran- 
juezu  ustaną.  A  gdy  już  nadciągnęła  ta  smutna  konieczność,. 
gdy  ogół  skłonił  się  ku  wielkiej  przemianie,  pewien  inny  statysta, 
współtwórca  Rady  Nieustającej,  rozważał  (1773)  przejście  od 
złotej  wolności  do  wolności  nowoczesnej  z  inną  obawą:  „Przeskok 
od  skrajnej  i  zepsutej  swobody  do  swobody  prawdziwej  jest, 
zdaje  się,  o  wiele  trudniejszy,  niż  od  skrajnej  niewoli  do  takiej 
umiarkowanej  wolności.  Polsce  wypadło  obecnie  spróbować  tego 
niebezpiecznego  przejścia  od  jednej  swobody  do  drugiej,  od- 
miennej... Jej  klęski  i  straty  teraźniejsze  będą  niczem  w  porówna- 


'j  Sobieski,  Pamiętny  Sejm,  78. 


—     359     — 

niu  z  korzyścią,  jaką  odniesie  przez  zredukowanie  wolności  do 
prawdziwych   zasad"  ^). 

Tak  poprzez  wieki  odpowiedziała  mądra,  doświadczona 
doba  stanisławowska  na  głos  epoki  zygmuntowskiej.  Rzecz,  dla 
praojców  tylko  bolesna,  okazała  się  potomkom  trudną  —  bo 
niebezpieczną. 

Przesilenie,  narazie  niedostrzegalne,  jak  tyle  innych  prze- 
sileń dziejowych,  zaszło  w  początkach  XVIII  wieku.  Zmieniało 
się  wówczas  z  roku  na  rok  położenie  międzynarodowe ;  znikały 
niebezpieczeństwa  północne  i  południowe,  ukazywały  się  zato 
groźby  od  wschodu  i  zachodu.  Rzeczpospolita,  wczoraj  jeszcze 
czynna  na  scenie  europejskiej,  cofała  się  w  obręb  życia  domowego, 
a  i  tam  ścigał  ją  zewsząd  nacisk  zewnętrzny.  Wtajemniczonym 
oczom  ukazywały  się  pierwsze  widma  rozbioru  lub  jedno- 
stronnych zamachów  zaborczych.  Spójnia  moralna  między  koroną 
i  społecznością  zerwana  przez  wdzieranie  się  na  tron  z  pomocą 
obcą  uzurpatorów.  Zdroje  swojskich  natchnień  prawodawczych, 
oddawna  jałowe,  wyschły.  Już  ani  dawny  rząd  ani  nierząd  nie 
miał  powiedzieć  nowego  słowa.  Księga  praw,  jeżeli  pominąć 
wiecznie  aktualną  przeróbkę  machiny  sądowej,  —  napełnia  się 
albo  reasumpcyą  przepisów  starych  i  przestarzałych,  albo  łataniną 


')  Reflexions  sur  la  puissance  executive  en  Pologne  z  czerwca  albo  z  li- 
pca 1773  r.,  ob.  Materyaly  do  dziejów  genezy  Rady  Nieustającej,  99.  Nieco  ina- 
czej patrzał  na  tę  kwestyę  Andrzej  Zamoyski,  domniemany  autor  ,.Myśli  poli- 
tycznych dla  Polski"  z  r.  1789,  str.  170:  „Dlatego  naród  nasz  może  przyjść  kiedyś 
do  praw  mądrych  i  doskonałego  rządu,  że  stany  i  rząd  cały  mamy,  że  tak  rzekę, 
jeszcze  w  kolebce.  Z  nierządu  zaczęliśmy  wychodzić  i  zdaje  się,  jakbyśmy  się 
dopiero  narodzili  się  (!)  do  społeczności.  Najłatwiej  w  Europie  przyjść  nam  do  do- 
brego rządu,  ale  przyprowadzając  go  do  doskonałości,  bardzo  ostrożnie  pielę- 
gnować trzeba  jego  słabość  i  trzeba  go  umieć  rozumnie  doskonalić".  Autor 
przeceniał,  zdaje  się,  tę  łatwość,  ufając  odwiecznym  doświadczeniom  politycz- 
nym ogółu  polskiego,  i  lekceważył  zbytnio  zdolność  ludów  zachodnich  do  rzą- 
dzenia sobą.  Gdzieindziej  jednak  (178)  pisał  krytycznie:  „Jeden  poseł  wolność 
francuską  nazwał  dzieckiem,  wolność  polską  —  zgrzybiałą ;  kto  uważał  stosowa- 
nie się  jej  do  praw,  powie  ten,  że  z  zgrzybiałości  zdziecinniała-*.  Z  dawniej- 
szych głosów  zasługuje  na  pzytoczenie  opinia  Leszczyńskiego :  „Wolność  nasza 
jest  to  strumień  bystry,  którego  biegu  trudno  zatamować,  tak  jako  i  popędli- 
wości  wolności  naszej,  jeżeli  sumienie  nie  zahamuje,  aby  jej  nic  zażywać 
z  krzywdą  bliźniego  ,  rozum  —  żeby  sobie  samemu  nie  zaszkodzić,  i  prawa, 
aby  je  przestępując,  ojczyzny  nie  gubić".  Głos  Wolny,  wyd.  Turowskiego,  str.  8. 


-     360     — 

powszednich  potrzeb  administracyjno-finansowych.  Zegar  dziejowy 
wydzwonił  północ... 

Notowaliśmy  poprzednio,  idąc  aż  wgłąb  wiei<u  XVilI, 
wszystkie  czynniki,  które  zasilały  i  utrzymywały  u  nas  nieza- 
wisłość jednostki.  Teraz  wypadnie  szukać  sił,  zmierzającycłi  do 
likwidacyi  „wolnego  niepozwalam".  Był  czas,  kiedy  przy  odpo- 
wiednim krytycyzmie  można  było  niedopuścić  do  narodzin  tej 
strasznej  potęgi,  zachowując  jednak  nietkniętą  całość  swobód 
staropolskich.  Teraz  „źrenica"  sprzęgła  się  ze  swym  organizmem 
nierozerwalnie,  razem  z  nim  żyje  i  umiera,  więc  też  razem  po- 
winno się  je  badać. 

Kryła  się  za  tym  symbolem  treść  olbrzymia,  huczna,  buń- 
czuczna, jak  huczny  bywał  żywioł  ziemiański,  gdy  spływał  na 
pola  podstołeczne  obierać  króla.  Wszystkiego  pełno  było  w  tym 
Sezamie,  i  wszystko  czcigodne,  wieczne.  Paktem  koszyckim  zyskał 
szlachcic  polski  wolność  od  posług  osobistych  i  nadzwyczajnych 
podatków  ;  stąd  wynikło  prawo  opodatkowywania  siebie  samych. 
Przywilej  czerwiński  (1422)  zagwarantował  nietykalność  własności 
ziemskiej;  przywilej  krakowski  (1433)  nietykalność  osobistą; 
ustawodawstwo  nieszawskie  (1454)  —  wolność  od  służby  w  po- 
spolitem  ruszeniu  oraz  prawo  uchwalania  tegoż  na  sejmikach, 
o  ile  go  żądał  król ;  nadto  prawo  obierania  kandydatów  na  sę- 
dziów ziemskich  i  przyzwalania  na  zmianę  instytucyi  ziemskich. 
Statut  piotrkowski  r.  1496  dał  szlachcie  wolność  od  ceł  za  własne 
produkty.  Statut  radomski  1505  r.  —  władzę  prawodawczą  na 
sejmie  z  równorzędnym  udziałem  króla  i  senatu.  Bez  specyalnego 
przywileju,  w  drodze  praktyki,  na  gruncie  przyznanych  swobód, 
wyrobił  się  w  XV  wieku  samorząd  ziemski.  Prawo  obioru  króla 
krystalizowało  się,  tężało  w  ciągu  całej  epoki  popiastowskiej, 
aż  na  zjeździe  roku  1573  znalazło  wyraz,  jako  osobista  preroga- 
tywa każdego  szlachcica.  W  artykułach  henrycyańskich  tegoż 
roku  zdobył  obywatel  prawo  buntu.  W  konstytucyach  Stefanowych 
roku  1578  i  1581  prawo  obioru  sędziów  wyższej  instancyi ; 
w  konstytucyi  r.  1609  ostatecznie  utwierdzone  prawo  interpelacyi 
odnośnie  do  wszystkich  spraw  publicznych.  Głos  wolny  już 
w  XVI  wieku  napęczniał  do  rozmiarów  absolutnego  veto  każdego 
posła  na  sejmie,  a  szlachcica  na  sejmiku  i  elekcyi  przeciwko 
wszystkim  poszczególnym  wnioskom.  Z  niego  wykluło  się  później 


—     361     — 

prawo  zrywania  obrad.  Przez  udział  w  prawodawstwie  oraz  iiciiwa- 
lanie  budżetu    zdobyto   kontrolę    nad  rządem    królewskim,  przez 
tę  kontrolę  —  wpływ  kierowniczy  na    politykę    zagraniczną.  Do- 
dajmy do  tego  szereg  przepisów,    uświęcającycli    przewagę    bez- 
względną nad  mieszczaństwem  i  panowanie  nad  cliłopem ;  dodajmy 
korzyści    prawne,    płynące    z    całego    ustroju    administracyjnego, 
t.   j.    prawo    podlegania    na    wojnie    tylko    władzy    hetmańskiej, 
w  stolicy  —  podlegania  juryzdykcyi  marszałków,  w  innycli  sferacłi 
władzy  kanclerzy,  podskarbich  i  wogóle  władzom  ministeryalnym 
lub  urzędniczym,  często  szlaclieckim,  od  króla  prawic  niezależnym, 
bo  obsadzanym  dożywotnio,  —  a  otrzymamy  całą  pełnię  podmioto- 
wych praw  publicznych  szlachcica  polskiego.    Niczem  podobnem 
nie    mógł    się    poszczycić   żaden    Holender,    Szwed,    Węgier    ani 
nawet    Anglik,    nie    mówiąc   już    o    nacyacli    ujarzmionych    przez 
despotyzm   „z  Bożej  łaski",  czy  też  „oświecony",  czy  „policyjny". 
Gdzieindziej  książę  rządził  poddanymi,  u  nas  królów  tytułowano 
Re^es   ref{iini.    Bo   szlachcic   polski  —  przynajmniej    w  chwilacli 
wezbranej    dumy  narodowej     —    nie    chciał    widzieć    różnicy  po- 
między  sobą,  a  panującym    elektorem    niemieckim.   Toż  on,  po- 
dobnie jak  zabiegający  o  jego  suffragium  Wettyńczyk,  Badeńczyk, 
Nejburczyk   nie    zna    innego  pana,  prócz    króla  wolnymi  głosami 
obranego,    ma    prawo    życia    i    śmierci    nad    poddanymi,    prawo 
udziału  w  decydowaniu  o  biciu  monety,  prawo  do  wnętrza  ziemi, 
wolność  od  wszelkich    podatków,  prawo   jednogłośnego   decydo- 
wania na  sejmach  i  sejmikacli,  utrzymywania  wojsk  prywatnycli, 
budowania  zamków,  nabywania  godności  i  majątków  w  postron- 
nych krajach,  prawo  łączenia  się  związkami  małżeńskimi  z  cudzo- 
ziemcami, wreszcie    zdolność    do  otrzymania    korony  królewskiej 
i  do  obioru  monarchy').    To  wszystko    razem    stanowiło    złotą 
wolność  —  złotą  nie  w  znaczeniu  suchem,  konwencyonalnem, 
i  zwaną  tak  nie  w  przeciwieństwie  do  innych    odmian  wolności, 
podlejszej  próby,—  lecz  jedyną,  prawdziwą,  ukochaną,  wypieszczo- 
ną wolność  polskiego  obywatela.  A  na  jej  straży,  jak  czujny  Argus, 
gotowy  do  zaalarmowania  naraz  drzemiącego  rycerstwa,  jak  symbol 


')  Pisemko:  „Komparacya  wolności  Polskiej  i  Litewskiej  /.  wolnością 
postronnych  ksiijżąt  udzielnych,  a  mianowicie  Rzeszy  Niemieckiej  a  Polono 
Boriisso",  cytowane  przez  Ilandelsmana  w  Stuclyach  Historycznych,  8-9. 


—     362     — 

gwarancyi  konstytucyjnej,  stał  „wolny  głos",  zwany 
liberum  veto.  Niechaj  najmniejsza  chmurka  ukaże  się  na  niebo- 
skłonie złotej  wolności,  głos  wolny  zagrzmi,  zatrzyma  słońce^ 
księżyc  i  gwiazdy,  dopóki  nie  minie  zły  znak. 

Do  skończonego  samopoznania  doszła  „Regina  Libertas*^ 
pod  piórem  nieznanego  autora  „Rozmowy  uczonej  pewnego  sta- 
tysty", powstałej  podobno  w  roku  1671,  ale  szczególnie  poczytnej 
za  czasów  saskich.  Przypisywano  ')  ten  traktat  Janowi  Frydery- 
kowi Sapieże,  kanclerzowi  litewskiemu  (1680 — 1751);  Załuski 
wykrył  autora  we  Władysławie  Reju,  wojewodzie  lubelskim  ;  kry- 
tyka historyczno-literacka  zakwestyonowała  i  tę  opinię,  dowodząc^ 
że  autorem  Rozmowy  był  jakiś  ksiądz,  może  jezuita,  z  czasów 
Michała  Wiśniowieckiego  ^).  Jakkolwiekbądź  drukowano  ten  utwór 
dopiero  w  latach  1727,  1736  i  1745:  widocznie  dopiero  wów- 
czas ogół  zapragnął  tego  rodzaju  strawy  duchowej,  i  sam  fakt 
ogłoszenia  „Rozmowy"  w  „Swadzie  polsko-łacińskiej"  pod  auspi- 
cyami  kanclerza  litewskiego,  spadkobiercy  Lwa  Sapiehy^ 
a  poprzednika  Michała  Czartoryskiego,  świadczy  o  najbliźszem 
pokrewieństwie  duchowem  między  „Rozmową",  a  drugiem  poko- 
leniem saskiem.  Właściwie  niema  w  tem  piśmie  żadnej  rozmowy,, 
jest  tylko  wywód  historyczno-filozoficzny  o  genezie  złotej  wol- 
ności, jest  próba  syntezy  tej  zasady  z  ideą  wolności  i  unii,, 
a  dalej  rozmyślanie  nad  charakterem  polskim  i  żywa  polemika 
z  różnymi  potwarcami  obyczajów  oraz  urządzeń  polskich,  i  apo- 
logia  liberi  veto,  poczęści  powtórzona  za  Fredrą,  poczęści  ory- 
ginalna. 


')  Np.  Sobieszczanski  w  Wielkiej  Encyklopedyi  Orgelbranda,  XXII,  940^ 
2)  Bruckner,  Znakomitsi  pisarze  wieku  XVII,  Pamiętnik  literacki,  Ii,  (1903),. 
30  sq.  Oba  teksty  ogłoszone  ostatni  raz  w  Swadzie  Polskiej  i  Łacińskiej  Ostrow-^ 
skiego-Daneykowicza:  łaciński  w  dziale  Suada  Statistica,  122-97,  p.  n.  Domina 
Palatii  Regina  Libertas  seu  familiare  amicorum  colloąuium  de  statu,  libertatibus 
et  juribus  Regni  ac  Reipublicae  Poloniarum...  ab  Aenea  Philone  de  Cantia  Ma- 
scarino  liliato  cive  Cennio,  Liberopoli  apud  Candidum  Yeriscribium  ;  tytuł  ten 
przypuszczalnie  skoncypował  Józef  Jędrzej  Załuski,  drukując  wersyę  łacińską 
w  r.  1736.  Tekst  polski,  a  właściwie  mieszany,  p.  n.  Rozmowa  uczona  pewnego 
statysty  o  wolności  Rzeczypospolitej  Polskiej,  wiadomości  każdego  godna,  w  dziale 
Swada  oratorska  sejmowa,  303-63,  stanowi  przedruk  z  wydania  r.  1727,  w  zbio- 
rze „Różnycłi  mów  publiczny cłi"  Dębińskiego. 


—     363     — 

„Insze  narody,  którym  niewola  pod  władzą  panujących  wy- 
sokie posypała  groble,  że  są  jako  ściśnione  w  stawach  wody, 
cicho  stać  i  milczeć  muszą,  wolność  swoją,  którą  im...  jako  wiatr 
na  stawie  fale  czasem  poddyma,  o  surowość  władców,  jakoby 
o  chróst  przy  grobli  rozbijając.  Nasza  zaś  wolność,  że  tamy  nie- 
woli nie  znosi,  mać  wprawdzie  tę  niedogodność,  źe  sposobem 
rzek  nieraz  nazbyt  swawolnie  wylewa,  nigdy  bez  szmeru  niezgod 
i  waśni  obywatelskich  nie  płynie,  nurty  odmieniając,  rząd  dobry 
psuje...  Jedno  nasze  niepozwalam  w  jakie  nas  często  trudności 
i  uciążliwości  wplątuje,  tak  dalece,  że  go  jeden  cudzoziemiec 
czyśćcem  Polski  nazwał.  Atoli  już  to  próżno,  wolimy,  lubo  przy- 
kry nam  bardzo  i  szkodliwy  poczęści,  ten  czyściec  swobody  po- 
nosić, aniżeli  z  drugimi  do  piekła  despotycznej  niewoli  do- 
stać się" '). 

Z  dziwnem,  mieszanem  uczuciem  odkładamy  na  bok  tę 
księgę.  Doktryna  doktryną,  śmieszność  śmiesznością,  —  ależ  tam 
obok  fatalnego  świadectwa  naiwności  autora  i  wydawców  słychać 
żywy  dźwięk  zapomnianego  ideału !  Dzisiaj  ta  złota  wolność  leży 
przywalona  stosem  ciężkich  wyroków  potępiających.  Odsądzono 
ją  od  wszelkiej  racyi  bytu,  odgrodzono  od  szanownej  wolności 
konstytucyjnej,  jako  coś  niezdrowego,  niepoczytalnego.  Tam  był 
tylko  fanatyczny  anarchizm,  tutaj  —  kwiat  nowoczesnej  kultury 
politycznej.  Tam  śmierć  predestynowana,  tu  życie,  tam  szaleństwo, 
tu  rozum  i  prawda.  Nie  zadrga  dumą  serce  dzisiejszego  Polaka 
na    dźwięk   słów   Opalińskiego   czy  Starowolskiego... 

Co  do  nas,  pozostawiamy  na  uboczu  kwestyę,  czy  takie 
wyparcie  się  przez  inteligentny  ogół  wszelkiej  łączności  z  aspi- 
racyami  przodków  jest  pożyteczne,  lub  nie.  To  pewna,  że  źle 
świadczy  o  sobie  historyk,  który  nie  umie  zróżniczkować  swego 
stosunku  do  przeszłości,  i  który  zamiast  rozgarnąć  światła  i  cienie, 
nastraja  się  na  jeden  ton  „optymistyczny"  lub  „pesymistyczny" 
wobec  tradycyi  dziejowej.  Wręcz  przeciwnie  ten,  kto  chce,  jak 
na  prawdziwego  historyka  przystało,  odtworzyć  w  sobie  rozwój 
duchowy  praojców,  powinien  nietylko  spisać  ich  słabości  i  grze- 
szne czyny,  ale  też  przejść  myślą  przez  ich  najwyższe  aspiracye. 
A  w  tej  wędrówce  będzie  on  musiał  dostrzedz  pewne  częściowe 


')  Frazesy  łacińskie  podajemy  w  spolszczeniu. 


—     364     — 

obniżenie   ideału   staropolskiego,  i  dokonane  za  jego  cenę 
wzniesienie   życia. 

„Wolę  niebezpieczną  swobodę,  niż  spokojną  niewolę"  ma- 
wiał Rafał  Leszczyński,  przodek  Stanisława.  Te  słowa  obleciały 
kawał  świata,  trafiły  na  karty  pism  nietylko  Rousseau'a,  ale 
i  materyalisty  Holbacha,  i  zostały  tam  przyjęte  ze  czcią.  Bo  też 
każda  wolność,  skromna  czy  pyszna,  racyonalna  czy  ryzykowna, 
kojarzy  się  z  odpowiedzialnością  za  własne  i  cudze  losy,  zakreśla 
koło  wyrokom  sumienia,  uskrzydla  twórczość:  każda  ma  swoje 
dostojeństwo.  Kto  redukuje  wolność,  ten  degraduje  wolę,  wyzywa 
przeciwko  sobie  nietylko  interes  egoistyczny,  ale  i  cały  chór 
szlachetnych  tonów  duszy. 

Degradacya  ta  jednak  nastąpić  musiała,  nastąpiła  —  i  nikt 
znający  dzieje  Polski  za  Sasów  nie  wspomina  jej  dziś  ze  wsty- 
dem. Jak  to  psychologicznie  zrozumieć?  Otóż,  po  pierwsze,  kiedy 
doszło  do  przycięcia  swobód,  i  w  ich  liczbie  liberi  veto,  w  obro- 
nie dawnych  zasad,  jak  wiemy,  coraz  mniejszą  rolę  grało  szczytne 
poczucie  odpowiedzialności  za  wszystko  i  wszystkich,  coraz 
większą  —  pospolite  samolubstwo,  Ale  nie  koniec  na  tem.  Nie 
każde  pozorne  ograniczenie  wolności  ludzkiej  jest  naprawdę 
ograniczeniem.  Spróbujmy  rozczłonkować  powrót  od  suwerenitetu 
jednostki  do  suwerenitetu  państwa  na  najprostsze  pierwiastki 
psychiczne  i  według  nich  oszacować  całokształt  wolności 
staropolskiej,  a  zobaczymy,  że  tam,  na  ogół  biorąc,  nie  było 
degradacyi,  była  tylko  przemiana  całej  siły  i  odpowiedzialności 
obywatela  w  kierunku  nowego  jej  rozwoju. 

Jerzy  Simm^l  w  jednym  z  najciekawszych  rozdziałów  „Filo- 
zofii Pieniądza",  zastanawia  się  nad  ewolucyą  wolności  wogóle 
i  spostrzeżenia  swe  demonstruje  zapomocą  kilku  specyalnych  przy- 
kładów. Wykazuje  on,  jak  ta  sama  funkcya  raz  staje  przed  oczyma 
duszy  w  postaci  prawa  i  wolności,  kiedyindziej  —  sub  specie 
obowiązku  ;  jak  jednostka  uniezależnia  się  w  życiu  ekonomicznem 
od  określonych  jednostek,  ale  popada  w  zależność  od  wy- 
tworów i  czynów  ludzkich;  jak  ścisła  zależność  od  małej 
grupy  ludzi  bliskich  ustępuje  miejsca  zawisłości  od  wielu 
osób  dalekich,  —  i  jaką  rolę  pełni  w  tej  metamorfozie  pie- 
niądz. Spostrzeżenia  te  dadzą  i  nam  trochę  do  myślenia.  Szlachcic 
polski,  wychowanek  epoki  saskiej,   zamknięty  w  kółku  ziemskiej 


—     365     — 

parenteli,  bez  uświadomionych  interesów  ogólno  -  narodowych^ 
prowadzący  gospodarkę  pod  wielu  względami  zbliżoną  jeszcze 
do  naturalnej,  zależał  od  paruset  wiecznie  tychsamych  sejmiku- 
jących sąsiadów  lub  koligatów,  a  jeszcze  bardziej  —  od  określo- 
nych protektorów  magnatów.  Szlachcic  z  epoki  Sejmu  Cztero- 
letniego znajdzie  się  już  w  innem  położeniu.  Jego  najżywotniejsze 
interesy  duchowe,  a  poniekąd  i  materyalne,  przez  wprowadzenie 
rządów  większości  na  sejmie,  wybiegną  daleko  poza  zaścianek; 
decydować  o  nich  będzie  paruset  senatorów  i  posłów  dalekich. 
Będą  to  już  interesy  inne,  odkiedy  obywatel  zrozumie  zależność 
dobrobytu  jednostkowego  od  pomyślności  publicznej.  Przytem 
będzie  się  nadal  zależało  nie  od  całego  jestestwa  pewnych  współ- 
obywateli, lecz  od  chwilowego  ich  wotum,  coraz  to  innego  w  róż- 
nych kwestyach  publicznych.  „Przepisze  raz  ciebie  —  perswado- 
wał z  czasem  głosiciel  nowej  wolności,  Konarski,  —  będzie  tysiąc 
okazyi,  gdzie  i  ty  z  większą  liczbą  przepiszesz  innych".  Albowiem 
„to  jest  esencya  wolnego  głosu:  módz  się  o  wszystko  każdemu 
domówić,  perswadować,  zdanie  swoje  reprezentować  i  popierać,... 
zdaniem  swojem  i  powagą  wpływać  na  wszystkie  obrady,  ustawy..." 
Zaś  „równość,  jest  równo  radzić,  równo  zdania  dawać,  równo 
kreskować,  równo  w  każdą  państwa  materyą  wchodzić"  ')•  Sło- 
wem, nawet  ludziom,  traktującym  wolność,  jako  możność  obrony 
egoistycznego  interesu,  zamiana  taka  opłaci  się  niezgorzej. 

Jeżeli  zaś  spojrzeć  na  nią  razem  z  Fredrą  pod  kątem  wi- 
dzenia godności  i  odpowiedzialności  człowieczej,  to  i  z  tej  strony 
czekała  budzącą  się  szlachtę  miła  niespodzianka, 

Jerzy  Jellinek,  który  najgruntowniejszą  dał  konstrukcyę 
„podmiotowych  praw  publicznych",  rozsegregował  części  składowe 
konstytucyjnego  j  a  w  następujący  sposób.  Jednostka  wobec  pań- 
stwa bywa  w  stanie  poddaństwa  (status  subjectionis),  niezależ- 
ności (status  libertatis),  obywatelstwa  (status  civ'itatis)  i  obywa- 
telstwa czynnego  (status  actime  chitatis).  Odpowiadają  tym 
czterem  stosunkom:  I-o,  świadczenia  na  rzecz  państwa,  2-o,  sfera 
interesów  niekrępowanych  przez  państwo,  3-o,  roszczenia  da 
państwa,  4-o,  czynności,  sprawowane  w  imieniu  państwa.  Otóż, 
w  ramach  ustroju   staropolskiego,    szlachcic   czuł   się   poddanym 


>)  Por.  Mrok  i  Świt,  299-300. 


-     366     - 

parę  razy  do  roku  —  gdy  płacił  podatek,  podlegał  egzekucyi 
sądowej,  lub  wsiadał  na  koń  w  pospolitem  ruszeniu ;  napawał 
się  niezależnością  całymi  miesiącami,  od  rana  do  nocy;  pretensyi 
do  pomocy  państwowej  nie  mógł  stawiać  prawie  żadnycłi,  funkcye 
obywatelskie  miał  przed  sobą  w  zasadzie  ogromne,  bo  rozciąga- 
jące się  aż  do  dźwigania  korony,  jeżeli  go  ogół  okrzyknie  królem ; 
faktycznie  funkcye  te  były  żadne,  sfera  twórczości  unicest- 
wiona, gdy  państwo  ledwie  wegetowało. 

Inna  klasyfikacya  Jellinka  dotyczy  formalnego  stosunku 
prawa  publicznego  do  jednostki.  Prawo  nakazuje,  zabrania,  po- 
zwala, umożliwia  pewne  czynności,  odmawia  tychże,  albo  cofa 
możność,  przedtem  już  istniejącą.  W  pierwszym  wypadku  oby- 
watel powinien  coś  uczynić,  w  drugim  mu  nie  wolno, 
w  trzecim  wolno,  w  czwartym  może  on  wykonać  czynność 
prawną,  którejby  bez  pomocy  prawa  dopełnić  nie  mógł,  w  piątym 
nie  może  jej  wykonać,  w  szóstym  traci  tę  możność  O- 
Stosując  powyższe  kryterya  do  szlachty  polskiej  XVII  i  XVIII 
wieku,  konstatujemy  powinności  szlacheckie  ograniczone  do  mi- 
nimum, zakres  dozwolonych  czynności  fizycznych  (zwłaszcza  wobec 
chłopa)  szerszy,  niż  gdziekolwiek  na  Zachodzie,  zakres  czynności 
wzbronionych  odpowiednio  szczupły,  krąg  aktów  prawomocnych 
na  papierze  duży,  w  życiu  nikły.  Przejście  od  złotej  wolności  do 
nowoczesnej  musiało  zatem  sprowadzić  więcej  ofiar,  nieco  więcej 
zakazów,  więcej  pomocy  państwowej  i  nierównie  więcej  funkcyi 
publicznych.  Albo,  według  drugiej  klasyfikacył :  więcej  obo- 
wiązków, mniej  nadużyć,  mniej  dowolności  („jak  kto  chce"), 
więcej  istotnej  mocy  prawnej. 

Że  ze  wszystkich  tych  obrachunków  nie  zdawał  sobie  sprawy 
ziemianin  polski  za  króla  Sasa,  to  rzecz  oczywista ;  wszak  i  dziś 
rzadko  kto  zestawia  ściśle  swoje  habet  i  debet  wobec  pań- 
stwa pod  tą  lub  inną  formą  rządu.  Bystrzejsze  jednak  umysły 
zauważyły  już  w  początkach  XVIII  stulecia,  że  negatywny  sens 
wolności  w  oczach  ogółu  góruje  nad  pozytywnym :  cenniejszą 
wydawała  się  niezależność  od  ciężarów  publicznych,  niż  zależność 
-zbiorowa  od  samych  siebie  ^)  w  wielkich  kwestyach  politycznych 

')  System  der  siibjektiven  óffentlichen  Rechte,  39-50,  76-88, 
■^)  Por.  rozróżnienie  dwóch  l<ategoryi  swobód  w  broszurze  „Wolność   pol- 
ska rozmową  Polaka  z  Francuzem  roztrząśniona". 


—     367     — 

<wolność,  jako  rzecz  pochodna  od  woli).  Jeżeli  za  dni  Za- 
moyskiego obywatel  upajał  się  myślą,  że  sam  trzyma  rękę  na 
sterze  nawy  paiistwowej,  to  za  Augustów  przechwałka  taka  byłaby 
obłudną.  Cały  wpływ  zagarnęli  magnaci,  ale  i  oni  stokroć  częściej 
mogli  psuć  plany  cudze,  niż  przeprowadzać  własne.  Głównym 
filarem  veto  stała  się  niechęć  do  płacenia  podatków.  Stąd  dla 
krytycznych  umysłów  bardzo  naturalna  wątpliwość:  czy  złota 
wolność  naprawdę  daje  jednostce  maximum  potęgi? 

Przejściu  od  jednej  wiary  do  drugiej  towarzyszy  zawsze 
moment  sceptycyzmu.  Podsłuchać  go  niezawsze  łatwo,  ale  jednak 
można.  Dotyczy  to  nietylko  dogmatów  religijnych,  ale  i  poli- 
tycznych. Cóż  innego,  jeżeli  nie  sceptycyzm,  wieje  ku  nam,  np. 
2  dziwnych  kart  książki  „O  znikomości  rad",  Stanisława  He- 
Takliusza  Lubomirskiego,  gdzie  wszelki  butny  poryw  opada  zaraz, 
zlany  strumieniem  zimnej  wody?  Czyż  w  innych  czasach,  w  okre- 
sie gorącej  wiary,  mogła  powstać  książka  w  rodzaju  „Kwestyi 
politycznych  obojętnych"  Poklateckiego  (Radzewskiego),  gdzie  na 
szereg  kardynalnych  zagadnień  podane  są  sprzeczne  rady,  i  każda 
z  nich  poparta  napozór  jednakowo  dobrym  argumentem  ?  Czyż 
•do  ludzi  głęboko  v/ierzących  w  swoją  prawdę  konstytucyjną 
można  było  przemawiać  tak,  jak  ów  „Francuz"  z  dyalogu,  co 
pouczał  „Polaka"  o  wyższości  wolności  francuskiej  nad  polską?^) 
Wreszcie  czyż  można  zdradzać  głębszą  wątpliwość  w  rzeczach 
państwowych,  niż  to  uczynił  autor  „Dominae  Palatii",  gdy  pisał 
swe  wywody  apologetyczne,  i  jego  wydawcy,  Dębiński,  Załuski, 
Sapieha,  gdy  kolportowali  dziwaczne  myśli  autora?  Ów  autor 
dużo  czytał  i  rozmyślał;  znał  i  uznawał  wolność  wenecką,  wy- 
rachował, że  nadchodząca  era  przyniesie  kryzys  Polakom,  wie- 
dział i  mądrze  dowodził,  że  wolność  zwykła  sama  siebie  gubić, 
i  że  najfatalniejszym  znakiem  bliskiej  zguby  jest  taki  stan,  w  któ- 
rym chory  nie  widzi  przyczyny  niedomagania.  Poczem  ni  stąd 
ni  zowąd,  zamiast  szukać  lekarstwa,  czerpał  skądś  otuchę,  i  skąd 
mianowicie?  Oto  słyszał  raz  senatora  dyskurującego,  że  Prowi- 
dencya  Boska,  widząc  niesfornych,  niezgodnych,  nieporządnych 
Polaków,  a  nie    chcąc,   aby  zginęli,    kuratelę    partykularną    sobie 


')  „Francuz"  powiada  wprost :  „Nic  dałbym  ja  naszej  francuskiej  wolno- 
ści za  waszą  polsi<ą",  wyd.  Wierzbowskiego,  26. 


—     368     — 

nad  onemi  wzięła...  I  tać  to  Prcwidencya  protekcyi  Boskiej  spra- 
wuje, że  ustawicznie  się  walemy,  a  przecie  jaśniejemy,  ustawicznie 
giniemy,  a  przecie  żyjemy,  już  prawie...  desperującemu  o  fortunie 
naszej  albo  natrząsającemu  się  z  upadku  naszego  światu  wzajent 
insultujemy !"    Kochanowski  pisał  w  przystępie  ironii: 

„Wieczna  Myśli,  któraś  jest  dalej  niż  od  wieka, 
Jeżeli  cię  to  rusza,  co  czasem  człowieka, 

Wierzę,  że  tam  na  niebie  masz  mięsopust  prawy, 
Patrząc  na  rozmaite  nasze  polskie  sprawy". 

Autor  przytacza  ten  wiersz  z  dodatkiem  dykteryjki,  że  Pan 
Bóg  dla  własnej  rekreacyi  zrobił  Polaka  trefnisiem  między  naro- 
dami. To  są  żarty,  —  śpieszy  upewnić  czytelnika  —  a  jednalc 
nieco  dalej  bez  żartu  przytacza  wiersz  Opalińskiego  o  owym 
błaźnie,  co  go  skubią  i  szczypią  aż  do  bólu  paupry  uliczne,  do- 
póki icłi  nie  rozpędzi  pan,  protektor  błazna:  tak  samo  Opatrz- 
ność rozpędza  nieprzyjaciół  Polski...  Niech  sobie  cudzoziemcy 
chwalą  swoje  rządy:  „dobre  są,  ale  dla  nich,  nie  dla  nas". 
„Tym  nierządem  naszym  tak  dobrze  stoimy,  jak  drudzy  najsub- 
telniejszemi  około  rządów  dystylacyami".  My  już  nie  chcemy- 
nawet  dobrobytu  :  „milsza  nam  jest  wolność,  choćby  też  i  w  bło- 
cie,  aniżeli  niewola  w  złocie".  To  już  trochę  zbyt  śmiało...  Te- 
goby  nie  podpisał  nawet  książę  Panie  Kochanku !  To  nie  jest 
wiara  szczera.  To  zacietrzewiony  cynizm  w  najpierwotniejszen* 
znaczeniu  wyrazu ! 

Miarodajna  też  opinia  szlachecka  nie  podzielała  takiej  pre^ 
dylekcyi  do  błota.  Kto  w  XVIII  wieku  widział,  że  liberum  vetc^ 
pogrąża  kraj  w  nędzy  i  nierządzie,  ten  z  niego  w  duszy  rezy- 
gnował. Kto  wychylił  głowy  zagranicę,  wracał,  oszołomiony  bo- 
gactwem i  ładem  Francyi,  Niemiec,  Holandyi,  Anglii.  A  kto  za- 
siedział się  w  domu,  do  tego  szły  wojska  saskie,  szwedzkie,  ro- 
syjskie, pruskie,  rozbijały  spichlerz,  szturchały  służbę,  domowni- 
ków, wydzierały  zboże  i  zaoszczędzony  pieniądz :  pozostawało^ 
po  takiej  wizycie  spóźnione  memento:  że  jednak  czasem  silna 
armia  przydałaby  się  lepiej,  niż  złota  wolność.  Poniżenia,  krzy- 
wdy materyalne,  klęski  narodowe,  zwłaszcza  takie  hańbiące,  jak 
detronizacya  i  przywrócenie  na   tron   Augusta  II,   jak  dwukrotne 


—     369     — 

wygnanie  Leszczyńskiego, *jak  rozjemstwo  cara  Piotra  w  r.  1716, 
jak  notoryczne  niszczenie  sejmów  obcą  ręką,  jak  przemarsze 
wojsk  cudzoziemskich  w  latach  1738-9,  1747-8,  1757-63'),  za- 
śmiecenie kraju  złą  monetą  —  to  wszystko  w  bolesny  sposób 
rozdzierało  złudzenia. 

Nowa  wiara  miewa  zwykle  swoich  męczenników.  Za  regułę 
większości  żaden  entuzyasta  nie  myślał  ginąć.  Ale  o  tę  prawdę,  że 
wiara  katolicka  lub  niepodległość  lepsza  jest,  niż  złota  wolność 
w  „błocie",  walczono  jeszcze  przed  wielkiem  przebudzeniem  za 
Stanisława  Augusta  parokrotnie,  i  krew  bojowników  najpierw 
konfederacyi  Dzikowskiej  (1734),  potem  konfederacyi  Barskiej, 
zmyła  z  niejednych  oczu  bielmo  zaślepienia.  Ten  i  ów  ruszał 
w  bój  w  imię  starej  wolności  lub  starej  nietolerancyi,  zaglądał 
w  oczy  śmierci;  czytał  w  nich  nieznany  dotąd  sens  życia,  odkry- 
wał w  sobie  nowe  tęsknoty  i  uczył  się  cenić  majestat  zbiorowej 
woli  narodu. 

Pomagała  z  boku  —  niestety,  późno  i  niedostatecznie  — 
praca  oświatowa.  Dopóki  młodzież  uczono  myśleć  wyrazami  i  fi- 
gurami retorycznemi,  poty  frazes  złotowolnościowy  maskował 
rzeczywistą  niemoc  polskiego  obywatela  —  niedarmo  nazywano 
elokwencyę  córą  wolności !  Ciasnym  duszom  dogadzała  ciasna 
sfera  bytu  między  folwarkiem,  plebanią,  ziemstwem  i  sejmikiem. 
Ktoby  otworzył,  rozchylił  dusze,  tenby  rozbudził  w  nich  pragnie- 
nie szerszych  horyzontów,  pęd  do  szerokiej  działalności,  do  praw- 
dziwego myślenia  i  czucia  za  cały  naród.  Dlatego  to  największy 
nasz  reformator  szkolnictwa  okaże  się  zarazem  pogromcą  liberi  veto. 

Lecz  przebudzenie  utrudniał  szczególny  zbieg  okoliczności 
zewnętrzno-politycznych.  Ogół  ukochał  wolność,  —  ale  przede- 
wszystkiem  tę  bierną  wolność  od  ciężaru  i  od  cudzego  rozkazu, 
mianowicie  zaś  od  króla.  Póki  na  tronie  siedział  rodak,  mówiący 


')  Mowy  i  korespondencye  z  czasów  Wojny  Siedmioletniej  często  odzwier- 
ciedlają przejście  od  narzekań  na  gwałty  obcych  wojsk  do  krytyki  veto.  Ob. 
np.  list  Lipskiego,  kasztelana  brzezińskiego,  do  prymasa  Łubieńskiego  27  kwie- 
tnia 1762  r.  (Ms.  l^'.2o  Bibl.  Un.  Warsz.),  mowę  tegoż  senatora  na  radzie  senatu 
29  listopada  t.  r.  (j.  w.),  list  Mogilnickiego  oboźncgo  kor,  do  prymasa  18  lu- 
tego 1763  (tamżei;  podobnie  piszą  do  marszałka  Mniszcha  podkanclerzy  Wo- 
dzicki  20  kwietnia  i  W.  Męciński  20  grudnia  17G2  r.  (Ms.  Bibl.  Czart.  3850, 
3852). 

24 


—     370     — 

po  polsku  —  Jan  Kazimierz,  Michał,  Sobieski,  —  poty  Polak  malkon- 
tent boczył  się  na  dwór  i  przeciw  niemu  obracał  żądło  swego  „nie- 
pozwalam".  Zapomniano  do  reszty  przestrogę  Skargi  :  że  oprócz 
„trzeciej  złotej  wolności",  polegającej  na  tem,  aby  „nie  mieć 
tyrana",  jest  jeszcze  „druga  dobra":  „obcym  panom  i  pogań- 
skim królom  nie  służyć  ani  im  podlegać"  ^);  oie  przewidziano,  że 
mogą  nadejść  czasy,  kiedy  tej  wolności,  t.  j.  niepodległości,  wy- 
padnie bronić  do  ostatniej  kropli  krwi.  Aliści  początek  nowego 
wieku  przyniósł  szczególną  komplikacyę.  Na  tron  Jagiellonów 
i  Wazów  wdarli  się  cudzoziemcy  bez  źdźbła  m.iłości  dla  Polski. 
Obaj  Augustowie,  wsparci  częściowo  na  obcych  bagnetach,  no- 
sili się  z  myślą  ukrócenia  wolności  polskiej,  a  obaj  w  pierwszej 
połowie  swych  rządów  byli  narzędziami  wpływów  swych  prote- 
ktorów, Austryi  i  Rosyi.  Szlachta  odczuła  nad  sobą  jakąś  groźbę, 
i  zdało  jej  się,  że  to  jedna  i  ta  sama  przemoc  zewnętrzna  czyha 
na  zgubę  jednej  i  tej  samej  wolności  narodowej.  Za  plecami 
królów  nie  dostrzegła  carów,  od  swej  wolności  jednostkowej  nie 
odróżniła  niepodległości  zbiorowej.  Było  to  nieporozumienie  pod- 
stawowe, najgłębsze.  Wola  zbiorowa  narodu  w  republice  stanowi 
wprawdzie  jeden  fakt  społeczny,  i  Rousseau  słusznie  ogarniał 
przejawy  tego  faktu  na  wewnątrz  i  na  zewnątrz  jedną  nazwą  samo- 
władztwa  (souverainete);  jeżeli  też  prawo  państwowe  i  między- 
narodowe osobno  określają  przejaw  wewnętrzny,  jako  zwierzch- 
nictwo ludu,  i  zewnętrzny,  jako  udzielność,  to  czynią  tak  w  dro- 
dze sztucznej  abstrakcyi.  Lecz  owa  istotna  tożsamość  samo- 
władztwa  ludu  nie  może  istnieć  tam,  gdzie  lud  upodobał  sobie 
rodzaj  wolności  osobistej,  wykluczający  wolę  zbiorową.  Złota 
wolność  była  w  stosunku  do  woli  państwowej  czynnikiem  rozkła- 
dowym, a  nie  składowym.  Polak  epoki  saskiej  nie  mógł  odczuć 
właściwej  niepodległości,  bo  zatracił  w  sobie  poczucie  majestatu 
zbiorowego  postanowienia,  wyrażającego  się  w  słowach:  „My 
chcemy  tego  a  tego".  Gdy  bronił  wolnego  „nłepozwalam",  myślał, 
że  broni  wolności   całej    Rzplitej. 


')  Kazanie  „O  monarchiej  i  królestwie",  wyd.  Chrzanowskiego,  335-6. 
Pierwszą  wolnością  jest :  grzechowi  nie  służyć  i  dyabłu.  „Czwarta,  dyabelska 
wolność  jest  bez  prawa,  bez  urzędu  żyć,  na  zwierzchność  nie  dbać,  mędrszemu 
i  starszemu  nie  ustąpić,  wolność  mieć  do  grzechu,  do  zabijania  i  wydzierania". 


—     371     - 

Niestety,  zagranica  odróżniła  te  rzeczy  doskonale  i  umiała 
ich  przeciwieństwo  wyzyskać.  Najdawniej  Austryak,  potem 
Brandenburczyk,  Rosyanin,  Francuz  poczęli  przybierać  pozę  pro- 
tektorów złotej  wolności  —  naprzekór  królom  polskim.  Stąd  to 
zrodziło  się  bałamuctwo,  że  Polska  nierządem  stoi,  i  sąsiedzi  nie 
dadzą  jej  upaść,  bo  Polska  i  wolność  —  to  jedno.  Wypadki 
z  czasów  przedostatniego  bezkrólewia  (1733-5)  podkopały  ten 
sofizmat,  ale  zrodziły  inny,  również  szkodliwy:  odkiedy  za  wzmo- 
cnieniem rządu  oświadczyli  się  Czartoryscy,  pogodzeni  z  dynastyą 
saską  i  z  jej  protektorką  Rosyą,  żywioły  nieprzejednane  dostrzegły 
w  ich  zamysłach  reformatorskich  dalszy  ciąg  rosyjskiego  zamachu 
na  niepodległość  Polski.  Dążenia  Czartoryskich  uznano  za  iden- 
tyczne z  planami  dworu,  plany  dworu  —  za  wynik  wpływów 
rosyjskich.  Opinia  konserwatywno  -  patryotyczna  jęła  się  czepiać 
^v/olnego  niepozwalam",  jako  deski  ratunku  przed  Rosyą. 

Tymczasem  wróg  nie  próżnował.  Im  bardziej  veto  traciło 
grunt  w  opinii  krajowej,  tem  silniej  fortyfikowano  je  w  tajemnicy 
od  zewnątrz.  Utrzymanie  złotej  wolności  stało  się  przedmiotem 
traktatów  międzynarodowych.  Pierwsze  porozumiały  się  co  do 
obrony  wolnej  elekcyi,  Brandenburgia,  Austrya  i  Szwecya  w  roku 
1686.  Później  stanęły  traktaty  z  podobną  tendencyą  między 
Rosyą  i  Prusami  w  latach  1720,  1726,  1730,  1732,  1740,  1743, 
1762,  1764,  między  Rosyą  i  Austryą  1726  i  1732  roku,  między 
Rosyą  i  Szwecyą  w  latach  1724  i  1745.  Naogół  nie  było  w  nicłi 
właściwie  mowy  o  liberum  veto,  ale  chęć  utrzymania  wolnościo- 
wej konstytucyi  polskiej,  t.  j.  nierządu,  wszędzie  znalazła  niedwu- 
znaczny wyraz.  Wyraźniej,  niż  traktaty,  ujmowały  się  za  nietykal- 
nością veto  instrukcye  poselskie  pruskie,  francuskie,  rosyjskie, 
austryackie.  Większa  część  Europy  wzięła  udział  w  tym  spisku 
na  zatrucie  polskiego  konstytucyonalizmu.  Do  wejścia  zaś  na 
nową  drogę  nie  zachęcał  nikt.  Wzorów  pociągających  nie  było. 
Mądry  Zachód  od  początku  XViII  wieku  przedstawił  się  oczom 
myślących  Polaków  w  najgorszej  postaci.  Wprost  niewiadomo, 
na  co  tam  było  warto  zamieniać  zasady  staropolskie :  na  bru- 
talny Polizeistaat  sasko  pruski  z  jego  fiskalizmem  i  rekrutacyą, 
czy  na  biurokracyę  rakuską,  na  służalstwo  francuskie,  czy  na 
demoralizacyę  angielską  w  stylu  Walpole'a,  czy  na  korupcyę 
i  rozbrat  szwedzki  ?     Musimy  tu  raz   jeszcze    podkreślić  tę  oko- 

24' 


—     372     — 

liczność,  że  aż  do  drugiej  połowy  XVIII  stulecia  zdrowe,  samo- 
istne rządy  reprezentacyjne,  czerpiące  siłę  z  woli  narodu,  istniały 
raczej  w  wyobraźni  polityków,  niż  w  rzeczywistości.  Nie  stanowi 
w  tym  względzie  wyjątku  ani  Anglia  włiigowska,  wodzona  na 
pasku  przez  gabinet,  ani  Szwecya,  wytrącona  z  równowagi  przez 
nacisk  cudzoziemski.  Dopiero  od  czasów  Pitta  Starszego  parla- 
mentaryzm angielski  odnalazł  swój  punkt  oparcia  w  silnej  opinii 
narodowej ;  dopiero  potem  z  za  oceanu  nadbiegły  hasła  takiego 
republikanizmu,  do  jakiego  zmierzała  Polska  z  woli  swoich  prze- 
znaczeń. Dopiero  w  r.  1789  ujrzał  realizacyę  zasad  konstytucyj- 
nych ląd  europejski.  My  żyliśmy  łącznie  z  Zachodem  ;  nasze  veta 
i  zachodnie  sic  volo,  sic  jiibeo  monarchów,  pomimo  wszystkich 
przeciwieństw,  wykwitły  w  tej  samej  dusznej  atmosferze  „sta- 
rego porządku",  —  i  ten  sam  powiew  zachodni  miał  prawie 
równocześnie   zbudzić   nasze  i  obce   ludy  do  zbiorowego  czynu. 


ROZDZIAŁ  II. 

Linia  graniczna  między  planami  reformy  w  wieku  XVII  i  XVIII.  August  Mocny 
wobec  liberi  veto.  Niezdolność  Sasów  do  podjęcia  naprawy  sejmowania.  Lłmita 
sejmu,  jej  istota  i  praktyka.  Pobudki  opozycyi.  Skasowanie  limity.  Czartoryscy 
i  Potoccy  wobec  sprawy  reformy  parlamentarnej.  Projekt  partyi  Leszczyńskiego 
z  lat  1734-5.  Inne  zamysły  z  czasów  Augusta  III,  zwłaszcza  w  latach  1746-9. 
Kontrola  cudzoziemska.  Opór  Austryi  (1749-1752).  Stanowisko  republikantów. 
Ich  narady  i  projekt  z  r.  1749.  Pośrednie  zamachy  na  veto.  Glosowania  w  orga- 
nizacyi  zamierzonych  Komisyi  (1746-8).  Starcia  przekonaniowe  w  izbie  posel- 
skiej. Poczynania  jednostek  giną  w  odmęcie  partyjnym.    Ostatnie  liberum  veto. 

Ludzie,  żyjący  na  krawędzi  dwóch  epok,  rzadko  zdają  sobie 
sprawę  z  całej  głębokości  przeżywanego  zwrotu.  Gdyby  ktoś 
spytał  takiego  podkanclerzego  Szczukę  albo  podkomorzego  Kar- 
wickiego  czy  chcą  figurować  w  jednym  szeregu  z  poprzednikami, 
czynnymi  na  polu  przebudowy  wewnętrznej,  z  pewnością  obaj 
oświadczyliby,  że  dążą  do  tego  samego,  czego  pragnęli  światlejsi 
stronnicy  Ludwiki  Maryi.  Późniejsze  plany  reform  w  XVIII  wieku 
również  nie  odcinały  się  wyraźnie  od  prób  dawniejszych  w  świa- 
domości spółczesnego  pokolenia.  Jednak  historya  musi  je  wy- 
odrębnić w  osobną  grupę,  i  to  nietylko  dlatego,  że  między  epoką 
Jana  Kazimierza  i  Sobieskiego,  a  dobą  Czartoryskich  leżała  wielka 
przestrzeń  jałowa.  Już  i  dawniej  czerpano  popęd  z  zagranicy, 
głównie  z  Francyi ;  teraz  zależność  uczniowska  wobec  Zachodu, 
jako  to  Niemiec,  Anglii,  Szwecyi,  nietylko  Francyi,  podwaja  się 
i  potraja ;  przytem  ludzie,  występujący  z  zaczynem  odrodzenia, 
działają  w  innem  poczuciu,  mianowicie  pod  wrażeniem  gotowej 
klęski  moralnej,  spowodowanej  przez  wojny  domowe  za  Augusta  II, 
i    w  przeczuciu    rozbioru    albo    utraty    niepodległości.     Pomysły 


-     374     - 

Olszowskich,  Załuskich  widniały  na  linii  zstępnej,  po  smutnym 
za  chmurami  zachodzie  słońca  Rzeczypospolitej  w  roku  1648; 
zamysły  Leszczyńskich  i  Czartoryskich  wyrastały  na  pochyłości 
wstępnej,  coraz  częstsze  i  śmielsze,  przed  świterh  ludów,  jaki 
przynieść  miały  rewolucye  amerykańska,  polska,  francuska. 

Wspomnieliśmy  o  wielkiej  pustce.  Szerzyła  się  ona  około 
osoby  pierwszego  króla  Sasa.  August  Mocny  i  veto !  Tam  nie- 
okiełznane zachcenia  despotyczne,  tutaj  nieokiełznana  wolność  je- 
dnostki! Moźnaż  wymyślić  jaskrawsze  przeciwieństwo?  A  przecież 
te  dwie  moce  zabójcze  wytrwały  obok  siebie  w  niezłej  harmonii : 
właśnie  dlatego,  że  obie  były  nieokiełznane  i  wszelkiej  prawo- 
rządności żywiołowo  wrogie.  Augustowi  zrywano  sejmy;  on  nad 
tem  nie  łamał  rąk,  skoro  szczęśliwi  .sąsiedzi,  Piotr,  Fryderyka 
Karol  szwedzki  i  Karol  rzymsko-austryacki,  robili  co  chcieli  bez 
sejmów.  Wettyńczyk  także  robił  co  chciał,  lub  przynajmniej  po- 
rywał się,  na  co  chciał;  szlachta  bez  wyższych  aspiracyi  ratowała 
swoją  prywatę  rwaniem  sejmów,  a  każdy  sejm  zniszczony  chowała 
w  miłej  pamięci,  jako  dowód  nieosłabionej  wolności.  Elektor 
saski,  gdy  zmuszał  w  r.  1703  Polaków  do  przymierza  rosyjskiego 
i  przeciwstawiał  zbiorowej  radzie  senatu  swój  krzyk')  i  gniew,  wart 
był  elektorów  polskich,  tych  różnych  Paców,  Puzynów,  Marcinkie- 
wiczów, co  zbiorową  wolę  sejmów  znieważali  swem  bezsensownem 
sic  volo,  sic  veto.  Te  dwa  typy,  na  dobrą  sprawę,  nie  miały 
sobie  nic  do  wyrzucenia.  Dlatego  też  August  Wtóry  znalazł  czas 
i  koncept  na  pomysły  zakładania  fortec,  kamparnentów,  floty, 
akcyzy,  nawet  kilku  akademii^)  —  pomysły,  nie  poparte  zresztą 
żadnym  czynem,  ale,  o  ile  dotąd  wiadomo,  nie  zaznaczył  w  żadnej 
mowie,  żadnej  notatce,  żadnym  uniwersale  chęci  przebudowy 
rządu  na  podstawie  większości  głosów,  owszem  nadwątlił,  oniemił 
saską  reprezentacyę  stanową,  przyzwoity  wzór,  z  którego  mogli 
się  jeszcze  Polacy  uczyć  sejmowania  bez  veto. 

Równą  niezdolność  do  budowania  zdrowej  konstytucyi  oka- 
zują   ludzie    z  niemieckiego    otoczenia    Augusta.     Znany    Patkul 


M  Jarochowski,  Dzieje  panowania  Augusta  II,  t.  II,  str.  435-6. 
-)  St.  Piotrowicz,  Przyczynei<  do  charakterystyki  Augusta  II,  Kwart.  Hist.„ 
XXVI  (1912),  83-7. 


-     375     — 

umie  się  tylko  pogardliwie  odezwać  o  tym  polskim  „blaźnie",  co  go- 
tów wrzeszczeć  na  całe  gardło  swoje  „ne  poswalliam",  gdy  będzie 
chodziło  o  rozbiór  kraju  ^)  (jakby  miał  wizyę  Reytana  !).  Jakób 
Henryk  Fiemming  potrafi  uprojektować  taką  reformę,  żeby  zo- 
stawić Polakom  sejmiki,  zrobić  z  sejmu  kongres  stanów,  na  po- 
dobieństwo holenderskiej  Rady,  ale  decyzyę  spraw  ctice  zawarować 
dla  grona  dygnitarzy,  mianowanych  przez  króla;  liberum  veto 
milcząco  pozostawia  nietknięte,  bo  zapomocą  niego  można  będzie 
podkopywać  samorząd;  sejm,  przerobiony  na  sposób  holenderski, 
straci  resztę  spoistości,  ale  to  stanie  się  bez  szkody  dla  króla, 
jeżeli  ów  przedtem  ugruntuje  swój  rząd  na  sile  militarnej.  „Ne 
poswalliam"  może  i  zniknie  częściowo  —  ale  dopiero  razem 
z   polityczną  kompetencyą  sejmu  ^). 

Z  reformą  parlamentarną  kojarzy  się  jednak  pośrednio  pewna 
innowacya  Augusta  II,  znana  pod  nazwą  limity.  Liberum  veto 
w  całem  znaczeniu  tego  wyrazu  ^),  z  całą  swą  siłą  retroaktywną, 
mogło  powstać,  jak  wiemy,  tylko  dzięki  traktowaniu  wszystkich 
spraw  sejmowych,  jako  jednej  całości.  Ktoby  rozbił  ową  jedność, 
odebrałby  wolnemu  „niepozwalam"  główną  podstawę  rozwojową. 
Zachował  się  pamiętny  precedens  z  ostatniego  roku  panowania 
Zygmunta  Augusta,  kiedy  to  zawieszono  obrady  przed  uroczystem 
zamknięciem  i  poogłaszano  różne  uchwały  pod  datą  dni,  kiedy  je 
po  kolei  zatwierdzał  chory  monarcha.  August  Sas  prawdopodobnie 
o  tamtym  precedensie  jagiellońskim  nie  słyszał.  Zato  napatrzył 
się  od  pierwszych  lat  swych  rządów  na  powstały  samorzutnie 
zwyczaj  limitowania  sejmików.  Podobnie  jak  żywioł  ziemski, 
poniekąd  naprzekór  władzy  centralnej,  zachowywał  sobie  możność 
gromadzenia  się  w  razie  potrzeby  na  gotowe,  limitowane  sejmiki, 
tak  samo  król  umyślił  zatrzymać  w  swych  rękach  możność  wzna- 
wiania sejmu. 

Rzecz  charakterystyczna,  że  stało  się  to  jednocześnie  z  ukró- 
ceniem władzy  sejmików.  August  z  pozoru  naśladował  przykład 
Zygmunta  trzykrotnie:    w    r.   1712,  1718   i   1724,    ale    naśladował 


')  Jarochowski  612,  cytuje  list  Patkiila  do  Flcmminga  25  września  1704  r. 
-)  Archiwum  tajne  Augusta  II,  wydal    Raczyński    (Obraz    Polaków  i  Pol- 
skii.  I,  1  sq. 

3)  Ob.  wyżej,  str.  248-9. 


—     376     — 

tylko  częściowo,  bo  też  chodziło  mu  o  coś  innego,  a  nie  o  nad- 
łamanie liberi  veto^).  Sejm  dwuniedzielny  (5— 19  kwietnia)  1712  r., 
odprawiony  jeszcze  pod  węzłem  konfederacyi  sandomierskiej, 
w  zasadzie  nie  mógł  uledz  zerwaniu;  zalimitował  się  on  do 
ostatniego  grudnia  tego  roku-).  Następny,  grodzieński  1718  r., 
wyznaczył  sobie  termin  reasumpcyi  w  ogólnycti  nieścisłych  gra- 
nicach ^) ;  ostatni,  warszawski  1724  r.  zawiesił  czynności  bez- 
terminowo, pozostawiając  wybór  chwili  uznaniu  króla. ^)  Widać 
w  tern  systematycznie  przeprowadzoną  tendencyę  ku  rozwiązaniu 
rąk  królowi.  Nie  widać  jednak,  aby  w  jakimkolwiek  z  tych  wy- 
padków dwór  uzyskał  prawo  ogłaszania  ustaw  przed  datą  limity; 
nie  widać  też,  aby  odroczenie  następowało  nagle,  przed  legalnym 
końcem  obrad.  Dyaryusze  notują  nawet,  że  w  roku  1718  wszyscy 
posłowie  po  dwutygodniowej  dyskusyi  jednogłośnie  żądali  za- 
wieszenia sejmu,  zamiast  przedłużenia  albo  wręcz  za- 
miast składania  sejmu  nadzwyczajnego.^)  Tak  samo  w  r.  1724 
limitę  uchwaliły  zgodnie,  choć  dość  niespodzianie,  obie  izby 
przy  królu. °)  Według  słów  Lengnicha :  „powód  do  kroku  tak 
nadzwyczajnego  i  nowego  był  ten,  iż  Stany,  nie  mogąc  wszyst- 
kich czynności  dokończyć,  a  przecież  nie  chcąc  udaremnić  wszyst- 
kiego, co  zdziałały,  uważały  za  rzecz  stosowną  sejm  jeden  na 
dwie  części  podzielić  i  każdej  z  tych  części  przyznać  zupełną 
powagę,  jaką  ma  sejm  całkowicie  dokonany.  Tak  więc  po  nie- 
dokończonych tych  sejmach  nie  przystąpiono  ani  do  ucałowania 
ręki  króla  ani  do  odśpiewania  hymnu  w  kościele,  lecz  to  oboje 
odłożono  na  czas  przyszły,  w  którym  sejm  miał  być  dopełniony ; 
podobnież  do  owego  czasu  zawieszono  sejmiki  relacyjne,  które 
zwykle  zaraz  po  sejmie  następują"  '). 


1)  O  limitach  pisali,  prócz  Lengnicha,  Askenazy,  Nowe  Wczasy,  11-2, 
który  mylnie  naliczył  ich  aż  5,  i  Abdon  Kłodziński  w  W.  Encykl.  lliistr.,  który 
niewłaściwie  miesza  limitę  z  prolongatą  i  kombinuje  z  recesem.  Pierwsza  wy- 
łączała drugą  i  nawzajem,  trzeci  spisywano  na  szeregu  sejmów  nie  odraczanych. 

2)  Vol.  Leg.  VI,  223. 

3)  Vol.  Leg.  VI,  394-5. 
*)  Vol.  Leg.  VI,  398-9. 

5)  Teka  Podoskiego,  V,  224,  272. 

6)  Dyaryusz  w  Ms.  Bibl.  Akad.  294. 

'j  Prawo  pospolite,  przekł.  Hubego,  ks.  IV,  r.  2,  §  53,  str.  376. 


—     377     — 

Jakkolwiek  też  w  latach  1719  i  1726  nie  obeszło  się  bez 
t)sobnego  uniwersału,  wskazującego  datę  reasumpcyi,  ani  też  bez 
osobnej  mszy  świętej  na  początku  obrad,  na  znak  ciągłości  władzy 
prawodawczej  nie  słucłiano  nowego  kazania  i  nie  obierano  po 
raz  drugi  marszałka.  Prócz  tego  charakterystyczną  cechą  ów- 
"Czesnego  pojęcia  limity  była  fikcya,  że  sejm  jest  czynny  przez 
cały  czas  zawieszenia;  i  dlatego  żaden  organ  nie  może  podczas 
przerwy  sprawować  władzy  delegowanej  od  stanów;  m.  in.,  cho- 
ciażby senat  przyboczny  obradował  najformalniej,  nie  może  on 
wydać  uchwały  (resultatum)  lecz  tylko  opinię  („relacya  senty- 
mentów") ^). 

Rzeczywistym  powodem  limity  bywała  zwykle  potrzeba 
przeprowadzenia  jakichś  rokowań  dyplomatycznych.  Król  zyskiwał 
tyle,  że  miał  pod  ręką  gotową  reprezentacyę  narodową  w  p  o  - 
żądanym  składzie;  posłowie  zyskiwali  nieco  władzy  i  auto- 
rytetu; wyborcy  oszczędzali  sobie  kosztów.  Traciła  opozycya. 
Ona  też,  nie  mogąc  powstrzymać  ogólnego  parcia,  za  każdym 
razem  wciskała  do  uchwał  zastrzeżenie,  aby  podobne  praktyki 
nie  wchodziły  w  zwyczaj.  Poznano  się  bowiem  na  utajonym  celu 
limit:  zauważono  szczególne  podobieństwo  między  niemi  a  świe- 
żym angielskim  Septennial-Acfem  (1716),  którym  parlament  west- 
minsterski,  jakby  na  stwierdzenie  swej  wszechmocy,  przedłużył 
sobie  pełnomocnictwa  z  lat  trzech  do  siedmiu.  W  tym  duchu  tłó- 
maczył  rzecz  na  sejmie  r.  1718  opozycyonista  Janusz  Wiśniowie- 
cki,  wojewoda  krakowski^);  tak  samo  rozumiał  limitę  anonim  pa- 
miętnikarz,  zwany  Otwinowskim  ^),  tak  samo  Jan  Małachowski, 
starosta  opoczyński  (późniejszy  kanclerz),  który  na  sejmie  r.  1726^) 
zapoczątkował  i  przeprowadził  ostateczne  zniesienie  limity^).  Pa- 


1)  Ob.  s!o\va  Stanisława  i  Jana  Szembcków  na  konfcrencyi  9  lutego 
1726,  Teka  Podoskiego,  III,  240,  244. 

2)  Teka  Podoskiego,  V,  224. 

3)  Op.  cit.  331:  „Nowa  to  była  rzecz,  pociiodząca  na  parlament  angiel- 
ski, bo  limita  sejmu  in  manibus  pana  haercns  wiele  ludzi  gubić  może  i  stan 
prawdziwy  odmienia  wolności ;  bo  się  królowi  daje  przez  to  wielki  czas  do  po- 
rozumiewania subjektów  i  do  ujmowania  adversantium  conatus,  gdy  co  sobie 
w  kim  widzi  przeciwnego". 

■1)  Teka  Podoskiego,  III,  41-2. 
5)  Vol.  Leg.  VI,  404-5. 


—     378     — 

miętajmy,  że  świeżo,  w  roku  1717,  August  wystarał  się  o  zakaz 
limitowania  sejmików ') ;  teraz  żywioł  ziemski  stanął  przy  Mała- 
chowskim i  zemścił  się  za  swą  porażkę,  zabraniając  raz  na  zawsze 
zawieszania  sejmu.  Wolno  przypuszczać,  że  gdyby  królowi  udało 
się  uzyskać  takie  przeistoczenie  sejmu  w  podręczny  parlamenty 
toby  przedsięwziął  w  nim  środki  radykalne  przeciwko  liberum 
veto;  prawdopodobnie  mógłby  wnet  po  zerwaniu  obrad  zwoływać 
izbę  na  nową  sesyę.  Narazie  jednak  chodziło  o  co  innego, 
i  przeciwnicy  limity  w  r.  1726  wyrażali  tylko  obawę,  aby  posłowie 
„nie  chcieli  się  przez  to  czynić  perpetiu  dictatores"-);  o  klejnocie 
wolności  nikt  wówczas  nie  wspomniał.  Doradcy  Augusta  III 
wracali  jeszcze  do  tych  zakazanych  pomysłów  w  r.  1738,  1740,. 
1744,  1746,^)  ale  bez  skutku.  Za  Stanisława  Augusta  limity 
wróciły  na  sejmach  sub  uinculo  r.  1767—8  i  1773—5,  przy 
równoczesnem  mianowaniu  delegacyi  pełnomocnych.  Wówczas 
żadnego  już  nie  było  związku  między  limitą,  a  ,,wolnem  nie- 
pozwalam" :  chodziło  poprostu  o  przelanie  władzy  na  dobór 
posłów,  uległych  wobec  cudzej  przemocy,  a  więc  o  usunięcie  za 
nawias  części  posłów  patryotycznych  ^). 

Wszystko  zatem,  co  wiadomo  o  augustowskiej  próbie  prze- 
robienia sejmu  na  „parlament",  nie  przeczy  naszej  ogólnej  opinii,, 
że  Mocny  król  daleki  był  od  rzetelnej  chęci  uzdrowienia  sejmu.. 
Wrogie  zamiary  względem  „wolnego  niepozwalam"  przynoszą  do- 
piero statyści  następnego  pokolenia,  wychowani  poczęści  pod 
ubocznym  wpływem  Flemminga,  ale  wyszkoleni  w  narodowe; 
izbie  poselskiej.  Najwcześniej  podobno  zdeklarowała  się  w  tym- 
sensie  familia  Czartoryskich.  „Extremis  malis  extrema  remedia  !"■ 
wołał  młody  książę  Michał,  podkanclerzy  litewski,  pod  adresem 
prymasa  Teodora  Potockiego,  gdy  ów  obstawał  przy  „drogocen- 
nej   prerogatywie    wolnego    narodu",    w  danym    razie  dotyczącej; 


1)  VoI.  Leg.  VI,  302. 

^)  Teka  Podoskiego,  III,  140. 

3)  Teka  Podoskiego,  IV,  464,  660;  Skibiński,  II,  346;  Dyaryusz  sejmit 
1746  r.,  254,  267,  269. 

■•)  Pod  kategoryę  limity  podpadają  też  uchwały  sejmów  Czteroletniego 
1790  r.  o  przedłużeniu  pełnomocnictw  i  uzupełnieniu  składu,  tudzież  grodzień- 
skiego 1793  r.  —  o  delegacyi  traktatowej. 


—     379     — 

jednomyślnego  obioru  marszałka  na  sejmie  (1733)').  Nie  sądźmy 
jednak,  żeby  Potoccy  głusi  byli  na  takie  wołanie.  Dopóki  mieli 
perspektywę  przewagi  w  Rzplitej,  zarówno  oni,  jak  i  inni  rozum- 
niejsi  „republikanci"  bez  przerażenia  myśleli  o  uporządkowaniu 
izby  poselskiej.  Znany  jest  sojusz  polityczny  Pogoni  i  Pilawy 
podczas  przedostatniego  bezkrólewia  pod  sztandarem  Piasta ; 
znane  też  nieśmiałe  myśli  tego  Piasta,  Stanisława  Leszczyńskiego^ 
na  temat  liberi  veto  i  reformy  parlamentarnej,  wypisane  z  cza- 
sem w  Głosie  Wolnym".  Tajemnicą  pozostało  i  dziś  dopiero  wy- 
chodzi na  jaw,  że  Leszczyński,  czy  też  przynajmniej  część  jega 
otoczenia,  już  w  r.  1734  myśleli  o  radykalnej  sanacyi  głównych 
organów  naszego  parlamentaryzmu,  t.  j.  elekcyi,  sejmu  i  sejmików. 
Widocznie  odszczepieństwo  partyi  saskiej  na  polu  pod  Wolą 
we  wrześniu  r.  1733,  wezwanie  przez  nią  obcej  pomocy,  wojna 
domowa,  wygnanie  prawowitego  elekta  do  Prus  wstrząsnęły  mo- 
cno opinią,  skoro  tym  razem  obóz  narodowy,  w  ogromnej  więk- 
szości konserwatywny,  ośmielił  się,  cłioćby  w  osobie  kilku  przy- 
wódców, spojrzeć  w  oczy  prawdzie.  Nieznani  autorowie  zreda- 
gowali na  przyszły  sejm  pacyfikacyjny,  po  spodziewanem  z  po- 
mocą Francyi  zwycięstwie,  szereg  ustaw,  głównie  dotyczącycłi 
władzy  prawodawczej  i  sądowej.  Wnioskodawcy  wiedzą  —  czy 
nie  od  księdza  Stanisława  Konarskiego?-)  —  że  żadne  prawa 
pozytywne  nie  upoważnia  nikogo  do  rwania  obrad;  widzieli  opła- 
kane skutki  tego  nadużycia  —  najazdy  obce,  bezbronność  granic, 
zgwałconą  elekcyę,  pustki  w  skarbie,  rozstrój  w  armii ;  wiedzą 
z  ciężkiego  doświadczenia,  że  veto  służyło  raczej  do  wytępienia,, 
niż  do  ugruntowania  wolności.  Przeto  kasują  je  zarówno  na  ele- 
kcyach,  jak  na  sejmacłi  i  sejmikach.  Odtąd  głos  wolny  służyć 
będzie  tylko  do  przytaczania  racyi  prawnych,  przeciwnych  czyjejś, 
kandydaturze  na  wyborach  (proces,  banicya  i  t,  p.).  Wszędzie 
ma  rządzić  większość  głosów.  Wyjątek  robi  się  dla  wniosków 
jawnie  przeciwnych  „publicznemu  albo  partykularnemu  interesowi 
województw,  ziem  i  powiatów"  :  tu  pośliznęło  się  pióro  autoro- 
wi, bo  nie  przewidział,  iż  ten  wyjątek    możnaby    rozumieć    zbyt 


1)  Kantecki,  I,  151-2. 

2)  W  kwietniu  r.  1735  opuści!    on   obóz  królewiecki,   jadąc  z  J.  Ożarow- 
skim do  Francyi.  Przedtem  przypuszczalnie  towarzyszył  Leszczyńskiemu. 


—     380     — 

szeroko.  W  każdym  razie  nawet  przeciwko  takim  wnioskom  veto 
powinno  być  uzasadnione  według  prawa  i  słuszności,  a  o  rwa- 
niu całycli  zjazdów  nadal  nie  może  być  mowy.  Równolegle  re- 
■dukuje  się  liczbę  posłów  pruskich,  przedtem  nieograniczoną,  do 
12  (po  4-cti  z  województwa).  Dla  skrócenia  bezkrólewia  znosi 
się  sejm  konwokacyjny ;  na  elekcyi  ractiuje  się  głos  całego  wo- 
jewództwa, ziemi  lub  powiatu,  za  jedną  całość  (należało  cłiyba, 
w  imię  równości  reprezentacyi,  sprowadzić  wszystko  do  powia- 
towego mianownika);  w  tym  celu  na  dwa  dni  przed  elekcyą 
szlachta,  obecna  pod  Warszawą,  jak  i  dawniej,  viritim,  większo- 
ścią uchwala  na  zjeździe  wojewódzkim,  na  kogo  ma  głosować 
jej  przywódca  —  senator  albo  obrany  umyślnie  delegat  szla- 
chcic.' Rozstrzyga  większość  wotów  wojewódzkich,  ziemskich 
i  powiatowych.  Kandydatów  cudzoziemców,  wyjąwszy  zasłużony 
dla  Polski  dom  „Borboński"  (a  więc  zapewne  wnuków  Leszczyń- 
skiego) wyłącza  się  od  konkurencyi '). 

Nieodżałowana  szkoda,  że  ludzie,  którzy  śmieli  zapragnąć 
lakich  przemian  w  chwilach  dobrej  nadziei,  ukryli  w  zanadrzu 
swą  mądrość  po  klęsce ;  projekty  powyższe  stanowiłyby  dla  ich 
następców  nielada  testament  polityczny.  Zwolennicy  Stanisława 
po  pacyfikacyi,  jak  wiadomo,  rozpadli  się  znów  na  stronnictwa. 
Potoccy  wrócili  do  walki  z  Czartoryskimi.  Ci  pogodzili  się  z  do- 
mem Wettyńskim  i  z  Rosyą,  tamci  w  porozumieniu  z  pierwo- 
tnymi stronnikami  Sasa,  a  niemniej  też  z  żywiołem  nieprzeje- 
dnanym w  kraju,  znaleźli  protektorów  w  dyplomacyi  francuskiej 
i  pruskiej.  Zawrzała  waśń  partyjna,  dla  Polski  zabójcza.  W  po- 
goni za  popularnością  Potoccy  zaparli  się  nazewnątrz  wszelkiej 
myśli  postępowej.  Familia,  zagrożona  przelicytowaniem  w  oczach 
tłumu,  straciła  chęć  do  używania  „ostatecznych  lekarstw".  Stąd 
nieśmiałość  i  słabość  prób  reformy  sejmowej  za  Augusta  111. 

Między  projekty,  przygotowane  na  sejm  warszawski  roku  1738, 
wsunięto  —  widocznie  z  zamiarem  wznowienia  —  prawo  z  roku 
1659  De  modo  concLudendi  sejmów.  Znaczyłoby  to,  że  chciano, 
jak  ongi  za  Jana  Kazimierza,  wyznaczyć  osobną  deputacyę  do 
naprawy    parlamentaryzmu.    Kto    podejmował    tę    sprawę,    i   jak 


I)  Ob.  Załączniki,  Nr.  4. 


-     381     - 

ją  chciał  rozstrzygnąć,  niewiadomo,  ale  zważywszy,  że  równocze- 
śnie chciano  ponowić  „Utwierdzenie  sejmików  mazowieckich"^ 
t.  j.  przepisy  o  obiorze  marszałków,  posłów,  deputatów  i  urzędni- 
ków na  Mazowszu  większością,  można  domyślać  się,  że  inicya- 
torami  byli  Stanisław  Poniatowski,  wojewoda  mazowiecki,  albo 
jeszcze  pewniej  Mikołaj  Podoski,  wojewoda  płocki.  Do  obrad 
nad  tymi  wnioskami  w  izbie  poselskiej  nie  doszło  ^). 

W  latach  1741  —  3  nosił  się  z  myślą  zniesienia  veto  Jan 
Małachowski,  podkanclerzy  koronny  -),  ten  sam  co  spowodował 
zakaz  limity.  Słychać  o  pokrewnych  zamysłach  dworu  sasko- pol- 
skiego i  w  r.  1744^).  Sprawę  zwołania  umyślnej  deputacyi  przy- 
pomniano sobie  znowu  w  roku  1746;  zamiast  niej  podano  je- 
dnak izbie  poselskiej  tylko  projekt,  opiewający,  że  nadal  uchwały, 
przyjęte  zgodnie  przez  króla,  senat  i  posłów  ziemskich,  mają 
być  wcielane  do  Yolumen  Leguni,  reszta  zaś  odsyłana  do  re- 
cesu  ^).  Odesłać  do  recesu,  znaczyło  to,  według  litery  prawa,, 
umieścić  dany  projekt  na  czele  porządku  dziennego  przyszłego 
sejmu ;  faktycznie  równało  się  to  pogrzebaniu  wniosku.  Taka  „re- 
forma" nie  przeszkodziłaby  naturalnie  opozycył  w  robieniu  junc- 
tim  między  projektami,  nadającymi  się  do  przyjęcia,  a  ową  po- 
tępioną resztą,  wobec  czego  nawet  wznowienie  starych  regula- 
minów z  lat  1690.  1699,  1736,  nie  na  wieleby  się  zdało.  Zresztą 
i  ten  ćwierć-środek  został  zepchnięty  z  porządku  dziennego  przez 
posłów,  popierających  partykularne    interesy   swych  województw. 

Sytuacya  układała  się  wprost  beznadziejnie.  Sejm  po  sej- 
mie rozłaził  się  po  sześciotygodniowej  gadaninie.  Partya  Poto- 
ckich w  imię  swej  oryentacyi  franko  -  pruskiej  i  antyrosyjskie}, 
ścinała,  jakby  kosą,  wszystkie  próby  pracy  odnowicielskiej,  — 
co  jednak  nie  przeszkadzało  najśmielszym  przedstawicielom  tego 
^republikańskiego"  obozu  knuć  i  przedstawiać  w  Wersalu,  niby 
rzeczywiste  dążenie  całego  obozu,  srogi  zamach  nietylko  na  za- 


1)  Teka  Podoskiego,  IV,  355. 

2)  Memoryał  jego  w  Archiwum  Drezdeńskiem. 

^)  Relacya  posła  angielskiego  Yiiiiersa  z  d.  6  października  t.  r.,  Skibińskie 
II,  242,  por.  też  Dyaryiisz  tamże,  II,  323. 

*)  Projet  pour  conclure  les  conseils  publics,  Dyaryusz  sejmu  z  roku  1746, 
str.  273. 


—     382     —    ■ 

sadę  jednomyślności,  ale  i  na  wolną  ełekcyę  ').  Taka  to  była 
wiara  konstytucyjna  ówczesnych  koryfeuszów  partyi  pseudopa- 
tryotycznej,  i  taka  przemądrzała  metoda  działania :  głębszą  praw- 
dę cliowano  dla  zagranicy,  która  nie  powinna  była  nic  wie- 
dzieć o  naszycłi  bolączkacłi  wewnętrznycłi  i  o  sposobach  ich  le- 
czenia, a  plytkiem  kłamstwem  karmiono  rzeszę  szlachecką.  Wszyst- 
kiego, bądź  co  bądź,  wobec  swoich  zataić  było  niepodobna.  Nie- 
wiara w  stary  nonsens  dawała  się  wyczuć  i  ośmielała  dworskich 
postępowców  do  nowych,  zawsze  jednak  głęboko  tajonych  przed- 
sięwzięć. Sejm  warszawski  r.  1748  odbył  się  wśród  szeptów, 
zwiastujących  koniec  „źrenicy  wolności"-).  Co  tylko  lgnęło  je- 
szcze do  starego  nierządu,  śpieszyło  się  odżegnać  od  nowatorów. 
Hetman  litewski  Michał  Radziwiłł,  dotychczas  główny  sprzymie- 
rzeniec familii  na  Litwie,  pobiegł  cichaczem  do  Bestużewa,  po- 
^ła  rosyjskiego,  aby  zdemaskować  tych  zdradzieckich  pupilów 
Rosyi,  Czartoryskich ;  hetman  w  imieniu  całej  Litwy  prosił  na 
wszelki  wypadek  o  pomoc  rosyjską  i  upewniał,  że  raczej  da  się 
porąbać  w  sztuki,  niż  pozwoli  na  wprowadzenie  rządów  większo- 
ści. Miałże  Rosyanin  nie  przyjąć  takiego  klienta  w  otwarte  obję- 
cia, miałże  nie  posłać  nad  Newę  alarmujących  ostrzeżeń?^). 

Zdaje  się,  że  te  konszachty  zacofańców  z  Rosyą  nie  pozo- 
-stały  tajemnicą  dla  dworu  i  partyi  rządzącej.  Sprawa  zniesienia 
liberi  veto  stanęła  wyraźnie  w  swym  charakterze  międzynarodo- 
wym, jako  zadanie,  którego  sejm  polski  o  własnych  siłach  wbrew 
obcej  kontroli  nie  rozwiąże.  Minister  i  faworyt  Augusta  III,  Briihl, 
spróbował  rozsadzić  tę  ciężką  kontrolę,  i  pragnąc  zjednać  sobie 
poparcie  lub  przynajmniej  zgodę  na  zaprowadzenie  rządów  wię- 
kszości, skierował  swe  zabiegi  ku  najuczciwszej,  najmniej  dra- 
pieżnej sąsiadce  Polski,  Maryi  Teresie  (w  początkach  1749  r.). 
Atoli  nawet  w  Wiedniu  uznano  ów  projekt,  najrozumniejszy  ze 
wszystkich,  jakie  powziął  kiedykolwiek  płochy  faworyt  Augusta, 
za  przedsięwzięcie  podejrzane  i  niebezpieczne.  Marya  Teresa  od- 
mówiła bezwzględnie  i  niezwłocznie   posłała    ostrzeżenie  do  Pe- 


1)  Memoryał  Błędowskiego  z  r.  1746  u  Waliszewskiego,    Potoccy  i  Czar- 
toryscy, 66-7. 

2)  Relacye  posła  szwedzkiego  Greiffenheitna  z  d.  13  i  16  listopada,  Arch. 
Państw,  w  Stokholmie. 

3)  Sołowjew,  ks.  V,  515-6. 


~     383     - 

tersburga');  tymczasem,  jeżeli  którędy,  to  właśnie  przez  Wiedeń 
tspodziewano  się  uśpić  czujność  Petersburga,  zbudzoną  świeżemi 
denuncyacyami  Radziwiłła.  O  przejednaniu  zaś  trzeciego  sąsiada, 
Fryderyka  Wielkiego,  nie  można  było  marzyć. 

Opozycya,  jakby  przeczuła  porażkę  dyplomatyczną  Britłila, 
'bo  jednocześnie  zdwoiła  swą  brutalność.  Następny  sejm,  nadzwy- 
czajny, w  sierpniu  roku  1750,  zerwała  przed  obiorem  marszałka, 
pod  bylejakim  pretekstem,  ostentacyjnie  składając  łiołd  „wol- 
nemu niepozwalam",  jako  wyższej  nad  wszelkie  przepisy  „usta- 
wie ustaw". 

Ostatnią  próbę  reformy  podjęto  w  r.  1752,  wśród  okoli- 
czności przypominających  pamiętne,  i  tym  razem  odświeżone 
AV  pamięci  usiłowania  Jana  Kazimierza.  Dwór  głównie  zaprzątał 
^ię  obiorem  następcy  tronu  za  życia  króla  w  osobie  bądź  to 
królewicza  Fryderyka  Cłirystyana,  bądź  Ksawerego.  Niektórzy 
z  oddanych  mu  panów,  już  nietyle  Czartoryscy,  ile  ksiądz  pod- 
kanclerzy  Wodzicki  i  marszałek  nadworny  Mniszech,  ufni  w  swe 
stosunki  partyjno-rodzinne  z  malkontentami,  pragnęli  przy  tej  spo- 
sobności przeprowadzić  kasatę  liberi  veto,  jako  najlepszy  środek, 
wiodący  do  celów  dynastycznych  dworu.  Wszakże  i  tym  razem 
Austrya  dopilnowała  polskiego  nierządu.  Ona  to  przez  swe  insy- 
nuacye  w  Petersburgu  nietylko  zapobiegła  elekcyi  vivente  rege, 
ale  też  sprowadziła  dla  posła  rosyjskiego  w  Warszawie,  Grossa, 
wyraźny  nakaz,  aby  wszelkiemi  siłami  niedopuszczać  do  stłumie- 
nia „głosu  wolnego'  -).  Naprzekór  takiej  dyrektywie  Bruhl  nie 
ruszyłby  ani  palcem,  a  gdyby  nawet  zaryzykował  próbę,  to  spo- 
tkałby na  drodze  zmobilizowaną  w  jednym  szeregu  akcyę  Rosyi 
i  Austryi,  jak  niemniej  Prus  i  Francyi,  nie  mówiąc  już  o  Poto- 
ckich i  ich  adherentach. 


')  Marya  Teresa  do  posła  w  Petersburgu,  Bernesa,  14  lutego  1749  r. : 
Poseł  saski  Loos,  „ein  sehr  verniinftiger  Mann",  uznał  odrazu  słuszność  odmowy, 
uzasadnionej  tern,  że  zamacłi  na  veto  zaalarmowałby  Francyę,  Prusy  i  Turcyę. 
Rosya  powinna  dać  takąż  stanowczą  odprawę  Briiłilowi.  „oline  sieli  vorelIig  in 
etwas  zu  vcrticfcn,  so  dic  iiblestc  Folgcn  auch  fiir  Russland  selbsten  liaben 
konnie,  ob  sieli  glcich  vermutlich  alle  Miihe  gegeben  werdcn  dorfte,  eine  bes- 
^ere  Farbę  der  Sachen  anzustreichcn",  Khcvenliiiller,  Tagebuch,  11,  534-5.  Por. 
Poepell,  Polen  urn  d.  Mitte  d.  XVIII  Jahrhunderts,  80. 

2i  Mrok  i  Świt,  fi?,  105. 


—     384     — 

Łatwo  zrozumieć  interes,  który  kazał  północnym  i  wscłio- 
dnim  sąsiadom  Rzplitej  czuwać  nad  jej  bezwładem.  Trudniej,  ale  też 
można  ostatecznie  pojąć  egoistyczną  solidarność  z  nimi  gabine- 
tów, skądinąd  przeciwnych.  Francya,  rywalka  Austryi,  podkopy^ 
wała  rząd  Rzeczypospolitej  przez  osobliwą  perwersyę,  przez  urazę 
do  króla  Augusta,  który  wyrugował  był  Leszczyńskiego,  wre- 
szcie —  przez  poziomą  ctięć  przysłużenia  się  Fryderykowi.  Au- 
strya,  lubo  nieprzyjaciółka  Prus,  czyniła  to  samo  przez  tępą,  krótko- 
wzroczną  chciwość.  Obie  pracowały  z  wytrwałością,  godną  le- 
pszej sprawy,  nad  pogrążeniem  narodu,  który  nieraz  jeszcze 
mógłby  się  okazać  dla  nich  szczerym  sojusznikiem. 

Lecz  najmniej  zrozumiałą  jest  w  smutnej  historyi  poczynań 
reformatorskich  za  Augusta  III  postawa  swojskich  republikantów^ 
którzy  im  więcej  psuli  sejmów,  tem  mocniej  utwierdzali  się 
w  przekonaniu,  że  sami  jedni  zasługują  na  nazwę  „patryotów". 
Orzekliśmy  raz,  i  gotowiśmy  powtórzyć,  że  w  połowie  XVIII  wieku 
„już  chyba  nikt  nie  kochał  naprawdę  upiora  złotej  wolności"  % 
Co  innego  bowiem  jest  kochać,  tęsknić,  idealizować,  a  co  innego> 
lgnąć  nałogowo  i  wyzyskiwać  przedmiot  swej  powszedniej  żądzy 
dla  celów  partyjnych  albo  samolubnych.  Otóż  w  tem  ściślejszem 
znaczeniu  miłości  —  napewno  nikł  z  kierowników  polityki  „pa- 
tryotycznej",  przynajmniej  w  nastroju  głębszego  zastanowienia^ 
nie  miłował  już  wolnego  veto.  Czasy  entuzyazmu  i  zachwytu; 
dla  tego  trującego  kwiatu  minęły.  Już  zaczynano  złośliwie  na- 
zywać go :  „liberum  rumpo".  Veto  zeszło  na  tandetę,  jak  się 
wyraził  pewien  senator-).  Trzymało  się  jeszcze  siłą  naturalnego^ 
ciążenia  w  dół,  jako  ostoja  egoizmu  i  kwietyzmu,  a  odgradzałem- 
się  od  krytyki  sofizmatami  lub  frazeologią.  W  roku  1749,  po  zni- 
szczonych pięciu  pracowitycłi  sejmach,  doszło  do  wymiany  zdań, 
nad  tym  przedmiotem  wśród  wiernych  wyznawców  zasad  „repu- 
blikanckich".  Jan  Tarło,  wojewoda  sandomierski,  wobec  rozum- 
nych perswazyi  przyjaciela,  księdza  Konarskiego,  oznajmił,  że 
krwiąby  się  własną  pisał  na  wprowadzenie  reguły  większością 
gdyby  równocześnie  odebrano  dv;orowi  szafunek   „chleba  dobrze 


')  Mrok  i  Świt,  j.  w. 

2)  Mowa  W.  Miaskowskiego,  kasztelana  pozn.,  4  listop.  1758  r.  na  radzie 
senatu,  Ms.  Ak.  Um.  304. 


—     385     — 

zasłużonych",  to  ustawiczne  źródło  korupcyi.  A  ponieważ  dwór 
nie  da  sobie  odebrać  dystrybuty  wakansów  i  łask,  wypada  zatem 
czekać  z  reformą  aż  do  bezkrólewia,  a  tymczasem  niechaj  giną 
wszystkie  sejmy  ').  Tak,  w  gruncie  rzeczy,  uczył  już  Andrzej 
Maksymilian  Fredro,  tak  powtarzał  za  nim,  jak  za  panią  matką, 
Jan  Tarło,  podobnie  też  rozumowała  większość  przyjaciół  woje- 
wody sandomierskiego.  Nie  chciało  się  wierz, ::,  żeby  zacne  „pa- 
tryotyczno-republikanckie"  społeczeństwo  zdało  egzamin  z  nieza- 
leżności przekonań  wobec  dworskicłi  gróźb  i  pokus.  Szefowie  stron- 
nictwa —  zapewne  pod  naciskiem  Konarskiego  —  zasiedli  do  zre- 
dagowania reformy,  i  napisali  „Projekt  o  poprawie  praw".  Poprawa 
polegać  miała  na  tem,  że  najbliższy  sejm  wyznaczy  delegacyę,  która 
obmyśli,  obok  innych  ulepszeń,  sposób  dochodzenia  sejmów,  po- 
czem  osobny  sejm  nadzwyczajny  zatwierdzi  jej  wnioski,  przy- 
wróci równość  obywatelską  (t.  j.  zniszczy  wpływ  Czartoryskich) 
i  usunie  wszelkie  nadużycia.  Zdawałoby  się,  że  za  cenę  pognę- 
bienia familii  można  skasować  „wolne  niepozwalam".  Jednak 
nie:  „patryoci"  w  przewidywanym  sposobie  dochodzenia  sejmów 
zastrzegają  nietykalność  veto  we  wszystkich  materyach,  dotyczą- 
cych państwa  ^).  Czytając  te  słowa,  nie  chce  się  wierzyć,  żeby 
one  wyszły  z  pod  pióra  spadkobierców  idei  Leszczyńskiego ! 
A  przecież  było  tak  w  istocie.  Republikanci  w  kwestyi  reformy 
sejmowej  pod  wpływem  zajadłości  stronniczej  zrobili  od  r.  1734 
ogromny  krok  wstecz  ^). 

Przy  takiem  usposobieniu  umysłów,  kiedy  senat  starannie 
chował  w  mózgach  wszelką  iskierkę  światła,  w  izbie  poselskiej 
rzadko  dochodziło  do  jawnego  ataku  na  liberum  veto.  Zdarzały 
się  natomiast  zaczepki  podstępne.  Próbowano  delikatnie  oswoić 
szlachtę  z  przegłosowywaniem  na  innych  polach.  Najwięcej  spo- 
sobności  nastręczył   do   tego   główny    przedmiot   obrad   sejmów 


1)  O  skutecznym  rad  sposobie,  III,  §  18,  str.  194.  Por.  Mrok  i  Świt,  285, 
419. 

2)  Salva  omni  libcrtatc  in  materiis  statum  tangentibus  voce  vctandi  et  se 
opponendi.  Ob.  Załączniki,  Nr.  5. 

•^)  Świadectwo  Kayserlinga,  Sołowjew,  V,  651,  jakoby  myśl  zniesienia 
veto  wyszła  od  Potockich,  niekompetentne  i  tendencyjne,  sprzeciwia  się  wszyst- 
kiemu, co  wiadomo  o  dążeniach  tej  rodziny  oraz  familii  Czartoryskich.  Najwy- 
żej niektórzy    wodzowie  „patryotów"  myśleli  platonicznic  o  takiej  zmianie. 

25 


—     386     — 

augustowskich,  pomnożenie  wojska.  Projektowane  w  tym  celu 
Komisye  Walne,  koronna  i  litewska,  miały  decydować  o  wszyst- 
kich sprawach  zarządu  skarbowo-wojskowego  (w  ramach  uchwa- 
lonego budżetu),  większością  głosów,  czyli,  jak  się  wyrażał  pro- 
jekt z  roku  1746,  „forma  et  figura  supremi  judicii"  ^).  Również 
przy  obiorze  członków  Komisyi  i  lustratorów  podatkowych  po 
województwach  zgodzono  się  w  r.  1746  stosować  regułę  wię- 
kszości, której  dotąd  nie  przestrzegano  ściśle  nawet  przy  obiorze 
deputatów.  Lecz  projekt  ten  razem  z  całym  sejmem  warszaw- 
skim onego  roku  rozbił  się  „o  świece"  :  obstrukcya  strawiła  na 
sporach  sześć  tygodni,  poczem  nie  pozwoliła  ani  na  prolongatę, 
ani  na  wniesienie  świec  do  izby.  Po  dwóch  latach  plan  aukcyi 
wrócił  na  porządek  dzienny,  tym  razem  pod  najściślejszą  kon- 
trolą Czartoryskich  (w  poprzednim  uczestniczyli  chwilowo  także 
Potoccy).  W  niektórych  szczegółach  dokonano  zmian.  Czy  ksią- 
żęta obawiali  się,  źe  veto  złamie  swym  bezwzględnym  ciężarem 
regułę  większości,  nawet  uświęconą  przez  sejm,  jak  ją  łamało 
w  niektórych  województwach  na  innych  wyborach,  czy  chcieli 
mieć  w  ręku  całkowity  skład  przyszłej  Komisyi  Ekonomicznej, 
aby  lepiej  przestrzegać  jednolitości  i  sekretu  działań,  czy  może 
chcieli,  aby  szlachta  z  dwojga  złego  sama  wybrała  pluralitateniy 
—  dość,  że  tym  razem  lustratorów  miała  naznaczać  Komisya,  a  ko- 
misarzy mianowałby  sejm  -).  Nie  obeszło  się  w  trakcie  obrad  bez 
interesujących  zajść.  Bystry  wzrok  malkontentów  dostrzegł  w  me- 
todzie przegłosowywania  „toxicum  libertati",  truciznę  na  swo- 
bodę^). Wystąpili  na  jednym  i  drugim  sejmie  z  ostrzeżeniami 
tacy  specyaliści-fanatycy,  jak  Małachowski,  starosta  oświęcimski, 
Chojecki,  Czarnecki,  epigonowie  Fredry,  ludzie  którychby  można 
było  nazwać  doktrynerami  złotej  wolności,  gdyby  w  ich  ciasnych 
głowach  mieściła  się  jakakolwiek  doktryna"*).  Nawzajem  za  wię- 
kszością na  wyborach  do  przyszłej  instytucyi  przemawiali  go- 
rąco haliczanin  Rafał  Skarbek   (1746)"^),    mazur    Paweł   Karwow- 


>)  Dyaryusze,  II,  227. 

2)  Dyaryusze,  I,  326  sq. 

3)  Dyaryusze,  II,  158,  171,  I,  116,  125-6,  130,  189. 

4)  Dyaryusze,  I,  142,  201,  275. 
s)  Dyaryusze,  II,  28,  188. 


387 


ski  (1748)  ').  Zjawił  się  też  wniosek  ugodowy,  aby  większość 
decydowała  dopiero  na  wyborach  powtórnych,  w  razie  nieudania 
się  obioru  jednomyślnego  na  pierwszym  sejmiku  -).  Kilkakrotnie 
odzywał  się  argument  bezapelacyjny,  że  „w  wolnym  narodzie 
każdemu  jest  głos  wolny  do  niepozwalania,  i  nie  powinien  się 
z  tego  justyfikować"  •^).  Ostatecznie  zasada  obieralności  zwycię- 
żyła, ale  tylko  na  chwilę,  aby  runąć  razem  z  całym  projektem 
wśród  antagonizmów  prowincyonalnych  i  partyjnych. 

Niepowodzenie  programu  pomnożenia  wojska  przyśpieszyło 
upadek  dworskiego  stanowiska  Czartoryskich,  a  najświatlejsi  ich 
współpracownicy,  Załuski,  biskup  krakowski,  (były  kanclerz)  i  Po- 
■doski,  wojewoda  płocki,  którzy  towarzyszyli  im  w  pracy,  ale  wy- 
trwali w  lojalności  względem  dworu,  nie  udźwignęli  pozostałej 
po  familii  spuścizny  politycznej.  Głucha  szarzyzna  zaległa  ostatnie 
kilkanaście  lat  czasów  saskich.  Ustała  wszelka  praca  na  sejmach, 
przycichło  wszystko,  co  zmierzało  do  zniesienia  liberi  veto. 
Sprawa,  na  której  najwięcej  powinno  było  zależeć  średniej  i  dro- 
bnej szlachcie,  nie  znajdowała  na  sejmikach  najmniejszego  od- 
dźwięku. Jeżeli  skądś  przypadkiem  doleci  głos  przeciwny,  to 
przy  bliższem  zbadaniu  okazuje  się,  że  jest  to  głos  wyjątkowo 
śmiałej  jednostki,  raczej  senatora  niż  szlachcica,  głos,  którego 
przypadkiem  nie  zagłuszyła  vox  populi.  Energiczne  np.  zwroty 
instrukcyi  dobrzyńskiej  z  22  sierpnia  1746  r.  wyszły  prosto  z  pod 
pióra  Mikołaja  Podoskiego  lub  jednego  z  jego  synów*;. 

Pomstowania  na  zrywaczów  pełno,  ale  środków  na  nich  nie 
obmyśla  żadne  zgromadzenie.  Kiedy  na  sejmie  styczniowym  r. 
1733  Lubieniecki  z  najbezecniejszą  wyszedł  protestacyą,  poseł 
ciechanowski  (Kicki?)  najpierw  wyrecytował  pochwałę  liberi  veto  : 
„że  to  jest  klejnot  wolności  naszej  nieoszacowany,  kiedy  go  za- 
żywamy in  defensam  ojczyzny,  na  utrzymanie  praw  i  swobód 
naszych",  potem  spróbował  dowodzić,  że  „niepozwalam",  użyte 
^dla  protestów,  dla  prywat",  przytem  wbrew  regulaminowi,  jest 
szpetne  i  niesprawiedliwe",  i  poseł,  który  je  wygłasza,  zasługuje 


1)  Dyaryuszc  I,  159,   187-90. 

2j  Dyaryuszc,  U,  74-5,  I,  170-3,   176. 

3)  Ob.  np.  Dyaryuszc,  I,  270. 

•»)  Dyaryuszc  sejmu  z  r.  1746,  Dodntki,  255-8.  . 

25* 


—     388     — 

na  karę.  Morał  len  nie  trafił  do  przekonania  izbie ;  dopiero  kiedy 
się  okazało,  że  Lubieniecki  obrany  został  nad  komplet,  uniewa- 
żniono naraz  i  jego  protest  i  mandat  ^).  W  najlepszym  razie  ro- 
zumowano tak,  jak  ów  pan  podkomorzy  niewiadomego  nazwie 
ska,  co  w  r.  1732  na  sejmiku  relacyjnym  potępiał  straszną  de- 
wizę :  „Niecłi  i  Turcy  i  Moskwa  i  Prusacy  nas  zawojują,  sobie 
podbijają,  nie  obmyślimy  sposobów  na  danie  im  odporu,  bo  za- 
szło veto".  Owóż  „przodkowie  nasi  poczciwi  wynaleźli  to  veto  dla 
zbawienia  ojczyzny,  kióre  teraz  niebaczni  jej  synowie  obracają 
w  jad  i  ruinę.  Wtenczas  to  veto  jest  godne,  zbawienne,  i  trzeba 
go  słuchać,  gdyby  większa  część  posłów  chciała  co  konkludować 
na  oczywistą  zgubę  ojczyzny ;  ale  kiedy  większość  chce  zacho- 
wać prawo,  nietylko  jednego,  ale  i  kilkudziesiąt  veto  przeciwne 
jest  naganne,  jest  nadużyciem,  jest  zgubą  wolności"  ^).  Wniosek 
etyczno-polityczny  słuszny ;  wniosek  prawniczy  —  żaden.  Myśl 
połowiczna,  nie  przemyślana  do  końca,  natychmiast  spotyka 
się  z  pełnobrzmiącem,  konsekwentnie  bezmyślnem  „zasię!": 
toż  „dusza  wolności  zgwałcona  obumrzeć  i  zginąć"  musi  w  ra- 
zie ukrócenia  głosu  wolnego.  Nie  dopuszczajmy  więc  za  nic 
„przemiany  sejmów  w  parlament  angielski":  ktoby  zachwalał- 
majóryzm,  tego  należy  pociągać  do  odpowiedzialności !  Zresztą 
jest  to  srogość  zbyteczna.  Ktokolwiek  za  króla  Sasa  pragnie  doj- 
ścia jednego  sejmu,  ten  musi  zostawić  bez  obrony  wszystkie 
następne  sejmy,  bo  kto  sarknie  w  pełnej  izbie  na  swawolne  veto,. 
jak  Skarbek  na  sejmie  r.  1758,  ten  przyśpieszy  tylko  śmiercio- 
nośny manifest  ^). 

Najkrętsza  machiawelistyka  wydaje  się  bezsilną  wobec  ta- 
kich przejawów.  Daremne  tajne  narady  po  gabinetach,  wymowne 
francuskie  rnemoryały,  dołki  kopane  pod  złotą  wolnością,  chy- 
trze splatane  sieci :  głos  wolny  może  drwić  ze  wszystkiego,  co 
pokryjomu  knują  nań  zakonspirowani  krętacze  statyści.  Daremnie 
gdzieś  na  prowincyi  wyjątkowo  mądry,  samotny  obywatel,  taki 
naprzykład  Kazimierz  Wołłowicz,  marszałek  Słonimski,  wzywa 
sąsiadów,  aby   przetarli    oczy   i    spostrzegli    rzeczywistą   wartość 


*)  Dyaryusz  w  Tece  Podoskiego,  IV,  319  sq. 

2)  Teka  Podoskiego,  IV,  148. 

3j  Polska  w  dobie  Wojny  Siedmioletniej,  I,  295. 


—     389     - 

złotej  wolności  oraz  jej  wypieszczonych  klejnotów  —  jednomyśl- 
ności i  wolnej  elekcyi :  każdy  go  zleje  zimną  wodą').  I  tak  być 
musi  dopóty,  póki  konwencyonalne  kłamstwa  partyjne  zastępują 
wszelką  twórczą  myśl,  póki  najmędrsi  ludzie  dla  cłiwilowego 
sukcesu  na  trybunale  czy  na  sejmiku  stroją  się  w  szatę  arleki- 
nów politycznych  —  jak  Michał  Czartoryski  w  korespondencyi 
z  Radziwiłłem  -)  albo  z  Zabiełłą,  marszałkiem  kowieńskim  ^).  Tak 
być  musi,  póki  liberum  veto  „na  tandecie"  służy  za  liczman  wy- 
tarty dla  każdego  ambitnego  samoluba,  póki  pan  Adam  Małachow- 
ski dziś  deklamuje  oklepanki  o  świętości  wolnego  głosu,  a  jutro, 
chwyciwszy  w  ręce  kaduceus  marszałka  izby,  rozdziera  szaty 
nad  „rupturą"  sejmów  ■*),  —  póki  nikt  światła  nie  dzieli  od  ciemno- 
ści, nikt  nie  apeluje  szczerem  słowem  do  jedynej  mocy,  zdolnej 
obudzić  i  odrodzić  naród,  do  rozumu  i  wiary  politycznej  uczci- 
wego obywatela... 

Czarnym  korowodem  defilują  przez  scenę  dziejową  Hero- 
straty  i  Katyliny,  bratnie  duchy  „upiora  z  Upity"  :  Wydżga,  za- 
bójca sejmu  z  r.  1750,  Morski,  smutny  bohater  Grodna  (1752), 
Strawiński  (1754),  Podhorski  (1758),  Leżeński  (1760),  rwacze  sej- 
mów warszawskich.  Nie  widać  końca  szaleństwu... 

Lecz  nagle  coś  się  psuje  w  tym  łańcuchu.  Partya  Czarto- 
ryskich, która  w  r.  1761  udaremniła  sejm  nadzwyczajny,  z  cichą 
pogardą  odrzuca  staropolską  metodę  Sicińskich  i  Wydżgów:  za- 
miast podesłać  płatnego  podpalacza,  czterdziestu  podpisami  kwe- 
styonuje  prawność  zwołania  stanów  w  owej  chwili,  dowodzi  jego 
bezużyteczności,  wykłada  swój  program.  Po  półtora  roku  zjawia  się 
nowy  wyrzutek,  Michał  Szymakowski,  stolnik  ciechanowski,  z  1507 
dukatami  rosyjskiej  zapłaty,  lecz  jego  manifest  ściąga  nań  gromy 
potępienia  tejże  opozycyi  Czartoryskich  i  lepszych  żywiołów 
dworskich,  Splugawione  narzędzie  szkody  publicznej  pada  na 
ziemię.  Już  go  nikt  nie  podniesie.  Znajdą  się  jeszcze  w  zmie- 
nionych warunkach  ludzie  odmiennej  o  całe  niebo  natury  moral- 
nej, którzy  protestować  będą  samotnie  przeciwko    sejmom  :    Ka- 


')  Osobny  artykuł  o  Wollowiczu  ogłosimy  gdzieindziej. 

2)  Ms.  Bibl.  Ord.  Kras.,  por.  Bartoszewicz,  Szkice  z  czasów  saskich,  110. 

«)  Ms.  3880  Bib).  Czart. 

■•)  Mowa  po  zerwanym  sejmie  1758  r.,  Ms.  Bibl.  Czart.  597. 


-     390     — 

roi  Chreptowicz  i  Józef  Wybicki  w  r,  1768,  Reytan  i  kilku  to- 
warzyszy w  latach  1773—5,  ale,  pomijając  już  różnicę  pobudek^ 
czyny  ich  nawet  formalnie  odcinają  się  wyraźnie  od  czynu  Szy- 
makowskiego.  Wybicki  upomniał  się  o  głos  wolny  w  znaczeniu 
europejskiem,  t.  j.  o  prawo  wyrażania  swych  myśli ;  gdy  mu 
zamknięto  usta,  zaprotestował  przeciwko  wszystkim  bezprawiom, 
popełnionym  przez  Repnina  i  jego  kreatury.  Wiedział,  że  sejmu 
pod  węzłem  radomskim  nie  zerwie,  poprostu  więc  nawoływał 
do  powstania.  Reytan  zwalczał  uzurpacyę  Ponińskiego,  żądał 
sejmu  wolnego,  pod  prawidłowo  obranym  marszałkiem.  Żaden 
z  nich  nie  inwokował  „źrenicy  wolności",  ani  nie  ganił  zasady 
większości.  Ostatnim  zrywaczem  sejmowym  był  i  pozostał  nę- 
dzny Szymakowski. 

Dlaczego  ostatnim?  Jakiż  to  czar  poraził  i  obezwładnił: 
straszliwą  ideę-siłę,  niszczycielkę  życia  polskiego?  Ten  cud  spra- 
wiła, przemówiwszy  raz  wreszcie  pełnym  głosem,  literatura  poli- 
tyczna Wieku  Oświeconego. 


ROZDZIAŁ  III. 

Veto  i  prawo  większości  w  świetle  literatury  politycznej  czasów  saskich  i  sta- 
nisławowskich. Karwicki :  trzy  izby  specyalne,  sejm  gotowy,  ograniczenia  czą- 
stkowe jednomyślności.  Jak  przyjęto  myśli  Karwickiego  ?  Szczuka.  Rozmowa 
Polaka  z  Francuzem.  Debiut  Konarskiego.  „Glos  wolny,  wolność  ubezpiecza- 
jący". Poklatecki,  Poniatowski,  Garczyński,  Rzewuscy.  „O  skutecznym  rad  sposo- 
bie". Bieg  myśli  autora.  Pluralitas  jedyną  deską  ratunku.  Reakcya  :  W.  Rze- 
wuski, Załuski,  Sienicki,  Granowski  i  inni.  Późniejsze  ustępstwa  Konarskiego. 
Krasiński,  Wybicki.  Głosy  cudzoziemców:  Rousseau'a,  Mably'ego,  Mercier  de 
la  Rivićre'a.  Wielhorski.  Kołłątaja  „Listy  Anonima"  i  „Prawo  polityczne".  Sta- 
szica „Uwagi"  i  „Przestroga".  Stanisław  Potocki,  Seweryn  Rzewuski. 

Długo  wypadło  czekać,  zanim  owa  literatura  ośmieliła  się 
być  mądrą  bez  zastrzeżeń. 

Republikanin  Stanisław  Dunin  Karwicki,  autor  znakomitego  pi- 
sma o  urządzeniu  Rzplitej  (De  ordinanda  Republica,  1709^,  nastę- 
pował na  liberum  veto  i  wprost  i  pośrednio,  ale  nie  próbował 
ugodzić  go  w  samo  serce.  Nie  cłiciał  go  słyszeć  ani  na  elekcyi 
marszałka,  ani  przed  elekcyą,  to  też  radził  odbywać  rugi  pod 
starą  laską,  aby  nie  dać  narzucającym  się  nielegalnym  posłom 
przywłaszczać  sobie  głos  wolny.  Usuwał  od  wyborów  różne  kate- 
gorye  szlachty,  najzdatniejsze  do  zrywania  sejmików,  jako  to 
nieposesyonatów,  bannitów,  ludzi  będącycłi  w  czyjejś  służbie. 
Kazał  prowadzić  obrady  najstarszemu  senatorowi  albo  urzędni- 
kowi danego  województwa,  przez  co  wykluczał  zerwanie  sejmiku 
na  obiorze  marszałka.  Rozszerzał  pole  do  ćwiczenia  się  w  pra- 
widłowem  głosowaniu,  gdyż  chciał,  aby  senatorów  obierano  na 
sejmikach,  a  hetmanów  na  sejmach.  Bezpośrednio  żądał  zasto- 
sowania reguły  większości  we  wszystkich  wogóle  wyborach,  re- 
zerwując jednomyślność  dla  uchwalania  instrukcyi.  Takie  zastrze- 
żenie zredukowałoby  oczywiście  rolę  instrukcyi  do  zera,  ponieważ 


—     392     — 

partya,  której  kandydaci  upadli,  starałaby  się  o  odrzucenie  arty- 
kułów zwycięskiego  obozu.  Autor  uprzedził  poniekąd  ten  zarzut, 
gdy  wyłączał  upadłych  kandydatów  od  obrad  nad  instrukcyą ; 
cóż  kiedy  nie  mógł  wyłączyć  icłi  przyjaciół. 

Dalej,  Karwicki  uważa  za  nieważny  odosobniony  protest 
jednego  posła,  nie  poparty  przez  wszystkich  jego  kolegów  i  nie 
umotywowany  instrukcyą.  Każde  województwo  powinno  zanosić 
swój  zbiorowy  protest  najpierw  w  jednej  z  trzech  „izb"  sena- 
torsko-poselskich  (dziś  powiedzianoby  raczej :  komisyi  lub  sekcyi), 
na  jakie  ma  się  dzielić  sejm.  Potem  dopiero  szedłby  protest  pod 
rozwagę  plenum,  nie  mógłby  więc  działać  tak  zabójczo,  jak  nagły 
manifest  zaczajonego  warchoła,  po  którym  sprawca  ulatniał  się 
zwykle  na  wieś.  Wyborcy  powinni  mieć  nad  posłem  ścisłą  kon- 
trolę i  powinni  ją  sprawować  nietylko  na  zwykłych  sejmikach 
relacyjnych  (w  dobie  saskiej  coraz  rzadszych),  ale  nadto,  w  razie 
potrzeby,  na  specyalnym  sejmiku  nadzwyczajnym,  który  pociągałby 
do  odpowiedzialności  zrywacza.  Zresztą  sam  plan  sejmu  goto- 
wego, stworzony  po  raz  pierwszy  w  XVIII  wieku  przez  Kar- 
wickiego,  wyklucza  właściwie  zerwanie,  skoro  król  miałby  prawo 
zwoływać  w  ciągu  roku  tych  samych  posłów  nieograniczoną  ilość 
razy.  Zniknąć  ma  wreszcie  veto  z  bezkrólewia :  większością  obie  - 
rać  będą  województwa  kandydatów  do  korony,  większością  obierze 
zjazd  elekcyjny  króla,  przytem  już  nie  viritim,  lecz  przez  posłów, 
w  liczbie  proporcyonalnej  do  kontyngentu  podatkowego  każdego 
województwa  lub  ziemi  i). 

Trudno  było  wszechstronniej  poobcinać  rogi  wolnemu  „nie- 
pozwalam",  niż  to, uczynił  podkomorzy  sandomierski,  bez  nad- 
werężenia samej  istoty  jednomyślnego  „konsensu".  Czemuż  autor 
nie  poszedł  dalej?  Dlaczego,  przenosząc  pełnię  władzy  na  naród 
i  odbierając  monarsze  nawet  szafunek  wakansów  i  starostw,  ową 
groźną  prerogatywę,  która  głównie  w  oczach  Fredry  przeszka- 
dzała zaprowadzeniu  majoryzmu,  nie  zachęcał  nas  do  naślado- 
wania głosowań  weneckich?  Czy  nie  chciał  prowokować  prze- 
sądów, czy  sam  im  ulegał?  Raczej  pierwsze,  niż  drugie.  W  całej 


1)  De  ordinanda  Republica,  wyd.  Stan.  Krzyżanowski,  Kraków,  1871, 
księga  II  i  VI,  tudzież  str.  68  sq.,  110  sq,  Bartoszewicz,  Systemat  Karwickiego 
reformy  Rzplitej,  Dzieła,    VII,  324,  340,  365. 


-     393    — 

literaturze  politycznej  dawnej  Rzplitej  mało  kto  rozumował  by- 
strzej i  głębiej,  niż  Karwiclti.  Jeżeli  czego  mu  zabrakło,  to  śmia- 
łości. Autor  szukał  punktów  stycznychi  z  opinią  szlachecką,  ale 
icłi  nie  znajdował.  Nieliczni  senatorowie,  którym  udzielił  swego 
rękopisu,  cłiwalili  dobre  intencye  piszącego,  zacłięcali  go  do 
druku,  ale  żaden  nie  dotrzymał  kroku  pocłiodowi  jego  myśli. 
Jeden  napisał  nawet  z  rezygnacyą:  „Tak  już  Rzplita  nasza  w  swem 
ciele  politycznem  wyczerpana  (in  suo  politico  corpore  enervata), 
tak  siła  żywotnego  ducha  (vitalis  spiritus)  utraciła,  że  jak  ów 
•człowiek,  doprowadzony  do  ostatnich  dreszczów  (in  expiratione 
ad  ultimos  angores  redactus)  na  którąkolwiek  się  stronę  prze- 
wrócić i  gdziekolwiek  przenieść  każe,  nie  odwraca  skonu,  lecz 
go  odwleka  (non  tollit  fata  sed  momtur),  tak  i  my,  jeżeli  jeszcze 
nie  jesteśmy,  prędko  będziemy  podobno  w  takim  stanie  (in  eo 
statu),  w  którym  nam  już  żadne  usiłowania  (conatus)  ani  od- 
miany nie  pomogą"  ^).  Żaden  z  królów,  ani  chwilowy  regnant 
Leszczyński,  ani  jego  tryumfujący  pogromca  August,  nie  mógł 
spożytkować  republikańskiej  recepty.  Traktat  pozostał  w  ręko- 
pisie;  była  mowa  o  ogłoszeniu  go  w  roku  1746,  ale  i  wówczas 
nikt  się  nie  odważył  zadzierać  z  dworem  w  kwestyi  zasadniczej. 
To  też  wpływ  Karwickiego  ograniczył  się  do  tych  wybranych 
umysłów,  które,  czując,  że  jest  źle,  szukały  lekarstwa,  i  szukając, 
natrafiły  przypadkiem  na  jego  rękopis ;  nikt  go  zresztą  nie  zwalczał 
i  nikt  nie  popierał. 

Drugi  współczesny  pisarz ,  umiarkowany  augustowczyk 
Szczuka,  podkanclerzy  litewski,  widział  i  przedstawiał  czytel- 
nikom „Zaćmienie  Polski"  (Eciypsis  Poloniae).  W  badaniu  przy- 
czyn tego  zjawiska  zaszedł  niedaleko,  głównej  siły  rozkładowej 
nie  nazwał  po  imieniu  i  nie  znajdował  innego  ratunku  poza 
oddaniem  starostw  na  skarb  i  wznowieniem  wojen  tureckich  -). 
Jan  Stanisław  Jabłonowski,  wojewoda  ruski,  w  „Skrupule  bez 
skrupułu",  gderząc  na  różne  nałogi  drobnoszlacheckie,  a  oszczę- 
dzając  karmazynów,   w   żadnym    kierunku    nie   sięgał   poza    ze- 


')  List  Stan.  Morstina,  wojew.  sandomierskiego,  do  Karwickiego  z  dnia 
12   września  1710  r.,  Dc  ordinanda  repiiblica,  155. 

2)  Przekład  polski  Fr.  Kluczyckicgo,  Kraków  1903.  Por.  też  Tarnowski,  j. 
w.,  III,  44. 


—     394     — 

wnętrzne  symptomata.  Spłodził  kalembur:  „o  veto,  veto  na  złe 
zażywane,  kiedyś  ty  przed  sądem  Bożym  staniesz  i  odmienisz 
się  w  łacińskie  vae  to"  (biada  to).  Dorzucił  śmieszną  radę,  aby 
zrywacz  płacił  koszta  rozbitego  zgromadzenia  '), 

Najprzedniejsi  luminarze  tego  pokolenia  :  Szaniawski,  biskup 
krakowski,  Chomętowski,  wojewoda  mazowiecki,  Denłiof,  hetman 
polny  litewski,  Humiecki,  wojewoda  podolski,  umieli  godzinami 
rozprawiać  na  temat:  „jakim  sposobem,  zostawując  każdemu^ 
jak  teraz  jest,  nienaruszoną  moc  tamowania  i  rwania  sejmów^ 
niezliczonym  i  niepojętym  ojczyzny  dać  radę  nieszczęściom  i  jak 
potrzebne  utrzymyv/ać  sejmy";  poczem  stukali  się  w  czoło,  mówiąc, 
że  „jeszcze  się  taki  nie  urodził,  któryby  te  dwie  rzeczy  razen* 
pogodził",  i  rozchiodzili  się  bez  czynu,  bez  słowa  rozsądnej  rady  2). 

Dopiero  u  schyłku  rządów  Augusta  II,  kiedy  się  zło  rozi- 
grało  bez  miary,  dwaj  pisarze  młodszego  pokolenia,  którzy  nie- 
zaznali  tchnienia  XVII  wieku  i  nie  ugrzęźli  w  dekadenckim  sce- 
ptycyzmie, podnieśli  ręce  na  straszydło  z  Upity.  Jednym  był 
autor  znanej  nam  zręcznej  broszury  p.  t.  „Wolność  polska  roz- 
mową Polaka  z  Francuzem  roztrząśniona"  (1732),  przypuszczal- 
nie ks.  Jan  Lipski,  podkanclerzy  koronny^).  Jak  łatwo  zgadnąć,. 
Polak  zaczyna  ten  dyskurs  od  przechwałki,  że  niemasz  pod  słoń- 
cem kraju  swobodniejszego,  niż  jego  ojczyzna,  pod  wpływerrt 
jednak  pytań  i  wywodów  swego  rozmówcy  zmienia  zapatrywa- 
nie. Francuz  poucza  go,  że  złota  wolność  kryje  w  sobie  niewolę^ 
i  to  niekoniecznie  złotą,  bo  nie  wszystko  jest  złotem,  co  się- 
świeci:  wszak  tamowanie  obrad    sprawia   patryotycznym    posłom 


3)  Wyd.  Turowskiego,  str.  33. 

')  Konarski,  II,  104.  Rozmowa  ta  musiała  si<j  toczyć  przed  r.  1725,  ba 
wówczas  autor  wyjechał  zagranicę,  a  gdy  wrócił  (1730),  Denłiof  i  Cłiomętowski 
już  nie  żyli. 

2)  Wzmianki  o  Marcinkiewiczu,  który  zerwał  sejm  grodzieński  r.  1730 
tudzież  o  dokonanycli  już  wyborach  na  sejm  następny  pozwalają  datę  określić 
z  całą  dokładnością:  książka  ukazała  się  we  wrześniu  r.  1732,  a  nie  .około  r. 
1720",  jak  pisał  Rembowski  w  przedmowie  do  Głosu  Wolnego,  Bibl.  Ord.  Kras., 
XIX,  str.  XXIII,  ani  też  nie  w  r.  1730,  jak  przypuszczał  Wierzbowski,  który 
przedrukował  „Rozmowę"  w  Bibl.  Zapomnianych  Poetów  i  Prozaików  Polskich* 
z.  21.  Na  osobę  Lipskiego,  jako  autora,  naprowadzają  dwie  okoliczności:  1> 
dworskie  stanowisko  partyjne  piszącego,  2)  fakt,  że  Lipskiemu  wogóle  przypi- 
sywano w  tym  czasie  autorstwo  pewnej  broszury  politycznej. 


-     395    - 

taką  samą  mękę,  jaką  Saraceni  zadali  św.  Rajmundowi,  kiedy 
mu  kłódką  gębę  zamknęli,  żeby  nie  mógł  opowiadać  Cłirystusa. 
Na  takie  dictum  Polak  przyznaje,  że  veto  nie  powinno  łamać 
praw  i  porządku  sejmowania,  jak  również  nie  powinno  dotykać 
wszystkich  spraw  danego  sejmu,  ani  też  zrywać  obrad;  ca 
więcej,  wyraża  „w  Bogu  nadzieję,  kiedy  już  marszałka  elekcyi 
przeszłej  (1697)  per  pluralitatem  obierano,  że  i  króla  na  potem 
tym  samym  kształtem  obierać  i  wszystkie  sprawy  sejmowe  per 
pluralitatem  zakończać  będą". 

Drugi  autor,  początkujący  wówczas  ksiądz  Stanisław  Ko- 
narski, rzucił  w  „Rozmowie  Ziemianina  z  Sąsiadem"  sporo  świa- 
tła na  nielegalne  początki  zrywania  sejmów,  odmalował  w  całej 
nagości  nierząd  i  jego  skutki,  skrytykował  będące  w  obiegu  po- 
mysły zaradcze,  np.  konfederacye  i  sejmy  konne,  (inaczej  mó- 
wiąc: rokosze);  cóż  kiedy  pozostawił  czytelnika  bez  nauki  polity- 
cznej, co  robić  na  przyszłość,  jakby  dość  było  na  razie  przypo- 
mnieć, że  „liberum  veto  nie  znosi  sejmowania  porządku",  i  że 
żleby  to  było,  żeby  wolność  i  dobry  porządek  nawzajem  {mu- 
tuo)  „cierpieć  się  nie  mogły".  Tymczasowo  nieciłby  przynaj- 
mniej pilnowano  regulaminu  z  r.  1690,  skoro  on  właśnie  został 
ułożony  dla  zabieżenia  psuciu  sejmów  przed  obiorem  marszałka, 
po  smutnych  wypadkach  1688-9  roku.  Nad  dalszą  przyszłością 
może  się  miłosierdzie  Boskie  zmiłuje  '). 

Obie  „Rozmowy"  zwracały  się  przeciwko  opozycyi  Potockich, 
którzy,  nie  chcąc  dopuścić  do  mianowania  hetmanem  regimenta- 
rza  Stanisława  Poniatowskiego,  zniszczyli  ostatnie  sejmy  Augu- 
sta II ;  obie  więc  miały  uboczny  cel  aktualny,  i  dlatego  nie  mogły 
liczyć  na  dobre  przyjęcie  w  obozie  przeciwników  dworu  i  familii. 

W  parę  lat  po  Konarskim  (1733-7)  pisał  swój  „Głos  Wolny" 
król  Stanisław  Leszczyński.  Pierwsi  historycy,  którzy  omawiali 
tę  książkę,  dali  się  wprowadzić  w  błąd  datą,  umieszczoną  na 
karcie  tytułowej,  1733,  i  widzieli  w  sądach  autora  wyznanie  wiary 
kandydata,  aspirującego  do  korony.  Później,  odkąd  Boye"-)  i  Rem- 
bowski^) ustalili,    że    traktat    ten  wyszedł  z  druku    dopiero  w  r. 


1)  Mrok  i  Świt,  281,  418. 

■■i)  Stanislas  Leszczyński  et  Ic  troisicme  traiti-  de  Vienne,  175. 

3)  Bibl.  Ord.  Krasińskich,  XIX,  str.  IX. 


-     396     — 

1749,  przestano  go  tłómaczyć,  jako  manifest  kandydacki,  i  przy- 
znano piszącemu  większą  szczerość  niż  poprzednio.  My  jednak, 
wiedząc  dziś,  że  Leszczyński  ani  wówczas,  gdy  zaczynał  pisać 
{1733),  ani  potem,  gdy  drukował  (1749),  nie  rozstawał  się  z  my- 
ślą o  purpurze  polskiej,  musimy  coś  niecoś  strącić  na  karb  szu- 
kania popularności.  Tem  się  tłómaczy  poniekąd  pogląd  oświeco- 
nego autora  na  „źrenicę  swobód"  szlacheckich.  Król  Stanisław 
„uchowaj  Boże",  nie  myśli  naruszać  liberi  veto:  stanowi  ono 
przecież  „przywilej  wolności  naszej,  zaszczyt  imienia  szlachec- 
kiego", a  nawet  „szczególny  sposób  w  niektórych  cyrkumstan- 
cyach  salwowania  ojczyznę",  i  jakkolwiek  ludzie  złej  woli  często 
go  na  złe  zażywają,  dobroczynny  filozof  mimo  to  razem  ze  swoim 
przodkiem  Rafałem  woli  „periculosam  libertatem  quam  guietum 
servitium".  Głównie  więc  zależy  tylko  na  uniemożliwieniu  kon- 
tradykćyi  szkodliwych.  Na  sejmikach  —  usiłuje  autor  wmó- 
wić życzliwemu  czytelnikowi  —  wybory  posłów  i  tak  już  odby- 
wają się  większością.  Żaden  protest  nie  powinien  wstrzymywać 
tej  czynności.  Konsekwentnie  rozumując,  jeżeli  prav/a  nasze  są 
uchwalane  nemine  contr adicente,  to  należałoby  je  zarówno  sta- 
nowić nemine  absente.  Dopiero  przy  układaniu  instrukcyi  głos 
wolny  odzyskuje  pełną  siłę,  ale  bez  działania  wstecz.  Dezyderaty, 
które  nie  doznały  na  sejmiku  jednogłośnego  poparcia,  mogliby 
wyborcy  dawać  posłom  w  osobnym  memoryalne  prywatnym. 
„Sejmik  także  deputacki,  jako  jest...  na  samo  obranie  deputatów, 
iadna...  kontradykcya  nie  powinnaby  mieć  miejsca  na  takowym 
zjeździe.,. :  taki  sejmik  zerwać,  jest  chcieć  nie  mieć  sprawiedli- 
wości". To  samo  dotyczy  sejmików  relacyjnych.  Na  zgromadze- 
niach stanów  niedopuszczalne  jest  veto  przeciwko  wszystkim  na- 
raz czynnościom,  jak  również  tamowanie  obrad,  bo  też,  wertując 
konstytucye  wszech  czasów,  nie  znalazł  autor  ani  jednej,  upra- 
wniającej takie  nadużycie.  Dla  ulepszenia  techniki  parlamentar- 
nej obmyślił  Leszczyński  porządek  przedkładania  wniosków:  naj- 
pierw rozważane  będą  propozycye  króla,  potem  senatorów  i  mi- 
nistrów, na  końcu  —  posłów  i  województw,  te  ostatnie  razem 
spisane  przez  marszałka  poselskiego,  (na  podobieństwo  wspól- 
nego cahier  poszczególnych  stanów  francuskich).  Sejm  dzieli  się 
dla  lepszej  specyalizacyi  na  cztery  izby  ministeryalne  (hetmań- 
ską,   pieczętarską,    marszałkowską    i  skarbową).    Jeżeli    w  której- 


—     397     — 

kolwiek  z  nich  zabrakło  zgody,  to  dany  wniosek  pozostaje  w  za- 
wieszeniu aż  do  czasu,  gdy  przyjdzie  nań  kolej  in  pleno.  Mar- 
szałek poselski  w  pełnej  izbie  czyta  jedne  po  drugich  artykuły^ 
na  które  zgodziły  się  izby  ministeryalne;  tu  znów  można  opo- 
nować przeciwko  poszczególnym  punktom,  argumentując  rzeczowa 
i  rozumnie;  na  upór  autor  nie  znajduje  rady,  i  każdy  punkt,  spo- 
tykający kontradykcyę,  gotów  jest  usunąć  z  porządku  dziennego^ 
bez  żadnej,  rzecz  prosta,  ujmy  dla  reszty  wniesionej  ustawy,  ani 
tem  mniej  —  dla  pozostałych  projektów  i  całego  zgromadzenia  '). 
Ograniczając  tedy  fatalne  skutki  wolnego  „niepozwalam",  król 
Stanisław,  jak  trafnie  mówi  Rembowski,  ,, pozostawia  je  jednak 
w  zasadzie,  nie  przypuszczając,  że  wszystkie  starannie  obmyślane 
reformy  regulaminu  prysnąć  mogą,  jak  bańka  mydlana,  pod 
wpływem  trującego  pierwiastku,  który  pozostawiono  w  organiz- 
mie sejmowania".  Zresztą  Leszczyński,  podobnie  jak  Karwicki, 
któremu  niejeden  zawdzięcza  pomysł,  chociaż  go  nie  przytacza^ 
nie  mógł  oddziałać  na  szeroką  opinię,  skoro  ogłosił  „Głos  wolny" 
dopiero  w  roku  1749,  kiedy  wszelki  zaczyn  reformatorski  znikł 
z  sejmów  Augusta  III,  i  wszystko  się  zamąciło  w  chaosie  walk 
osobłsto-stronniczych  -). 

Tymczasem,  póki  Leszczyński  zwlekał,  zdążyli  zabrać  głos 
inni  pisarze,  też  niezdecydowani.  Lengnich  potwierdzał  w  „Jus 
Publicum  Regni  Poloniae''  (1742-6)  bezpodstawność  liberi  veto 
w  świetle  ustaw  pisanych  ;  przy  tej  sposobności  nie  cofnął  się  przed 
delikatnem  wyrażeniem  zgorszenia,  ale  czynił  to  dyskretnie,  jak 
przystało  na  uczonego,  jurystę  i  cudzoziemca,  i  nic  nie  zapro- 
ponował   na    przyszłość. 

Stanisław  Poniatowski,  wojewoda  mazowiecki,  cały  przejęty 
aktualną  sprawą  pomnożenia  wojska,  w  wybornym  skądinąd 
„Liście  Ziemianina  do  przyjaciela  z  innego  województwa"  (1744) 
ledwo  mimochodem  potrącił  refleksyę :  „czy  nie  mógłby  przy 
tej  okoliczności  (t.  j.  pizy  pomnożeniu  wojska  na  sejmie  gro- 
dzieńskim t.  r.)  tak  szkodliwy  dobru  pospolitemu  zwyczaj  zry- 
wania sejmów,  na  który  wszyscy  się  powszechnie  i  słusznie 
skarżymy,  i  który  nakoniec  o  zgubę  przyprowadzi,  czy  nie  mógłby^ 


*)  Rozdziały:  „Stan  rycerski",  „Forma  consiiiorum"  i  „Sejm' 
2)  Op.  cit.,  LXXV. 


~     398     — 

Ttiówię,  być  rozumnie  naprawiony?"  „Jeżeli  niemasz  na  który 
punkt  zgody,  czemuż  go  w  reces  nie  puścić,  a  insze,  które  bez 
kontradykcyi,  utrzymać?"  „Liberum  veto,  które  ja  wielce  szanuję 
i  poważam,  w  swojej  mocy,  jak  należy,  zostanie"  —  ale  rwanie 
obrad,  żądanie  czegoś  „sub  discrimine  sejmu  jest  nadużyciem 
i  swawolą"  '). 

Franciszek  Radzewski,  wojewoda  poznański,  piszący  pod 
pseudonimem  Poklateckiego,  roztrząsał  wśród  innych  „obojętnych" 
„Kwestyi  politycznych"  (1749)  takie  pytanie  (X):  „Czyby  było 
szkodliwem  (praejudiciosum)  i  z  ruiną  wolności,  gdyby  nie  go- 
dziło się  rwać  tych  tylko  sejmików :  deputackiego  i  relationis 
sejmiku  i  elekcyalnych"  ?  Znalazł,  jak  i  we  wszystkich  swoich 
wątpliwościach,  odpowiedź  dwojaką,  twierdzącą  i  przeczącą,  obie 
napozór  jednakowo  uzasadnione,  a  zakończył  przestrogą:  «gdy- 
byśmy  to  liberum  veto  leczyć  chcieli,  bodajbyśmy  go  nie  okale- 
czyli" -).  Sceptycyzm  autora  należy  brać  cum  grano  salis.  Znane 
są  jego  sympatye  polityczne,  znana  jego  rola,  jako  marszałka 
drugiej  elekcyi  Leszczyńskiego,  stwierdzone  niezbicie  uczestni- 
ctwo w  spiskach  patryotów  z  lat  1739-42,  ^)  które  nie  były  wolne 
od  tendencyi  detronizatorskiej.  Zważywszy  to  wszystko,  można 
śmiało  przypuszczać,  że  „obojętność"  wojewody  ustąpiłaby  miej- 
sca szczerszemu  nieco  przekonaniu,  i  zgodniejszemu  ze  zdrowym 
rozsądkiem,  gdyby  na  tronie  zasiadł  kto  inny  zamiast  Augusta  HI. 

Stefan  Garczyński,  wojewoda  poznański,  moralizował  w  „Ana- 
tomii Rzplitej"  (1751):  „Kto  jest  okazyą  rwania  sejmów,  grzeszy 
bardzo  ciężkim  grzechem,  który  ledwo  może  być  odpuszczony, 
gdyż  grzechu  się  nie  odpuszcza,  o  ile  nie  zostaje  zwrócone,  co 
komu  zabrano  (non  dimittitur  peccatum,  nisi  restituatur  ablatum), 
a  szkody  zadanej  ojczyźnie  zrywacz  nie  może  powetować"  ^). 

Stanisław  Rzewuski,  czy  też  właściwie  ojciec  jego  Wacław, 
wojewoda  podolski  i  hetman  polny  koronny,  piszący  pod  na- 
zwiskiem syna,  ogłosił   w  chwili    wybuchu  Wojny  Siedmioletniej 


1)  Kantecki,  Stanisław  Poniatowski,  t.  II,  str.  XCVII. 

2)  Por.    Starzyński,    Konstytucya   Trzeciego  Maja    na    tle   współczesnego 
ustroju  innych  państw  europejskich,  142. 

3)  Dowody    przytoczymy    w    pracy    o    stosunkach     polsko  -  szwedzkich 
w  XVIII  wieku. 

4)  Por.  Starzyński,  142. 


—     399     — 

0756)  broszurktj :  „Myśli  w  teraźniejszych  okolicznościach  Rzpli- 
tej",  gdzie  wzywał  naród  do  lojalnego  wytrwania  przy  boku  króla 
Augusta  i  szkicował  luźne  pomysły  naprawy  rządu ;  m.  in.  oświad- 
czył się  za  teni,  aby  od  województw  i  nawet  prowincyi  żądać 
zgodnego  działania  na  sejmie  '). 

Nie  takiej  marnej,  jąkliwej  i  stłumionej  mowy  potrzebowało 
ucho  polskie,  aby  zapomnieć  echa  złotowolnościowych    frazesów 
i    hałasów.     Oględni    publicyści    cedzili    prawdę    w    aptekarskich 
•dozach,  a  „głos  wolny"  szalał  i  dławił  obrady  publiczne.  Godzina 
sądu  wybiła    nad   nim    dopiero  wtedy,  kiedy  Stanisław  Konarski 
zdecydował    się    podać  do    druku  swe   epokowe  dzieło  „O  Sku- 
tecznym Rad  Sposobie"  (1760-3).    Uczynił  on  ten  krok  po  mnó- 
stwie   wahań    i    narad    z  wpływowymi    ludźmi    różnych  obozów^ 
w  cichym  zwłaszcza    kontakcie    z  polityką  familii    Czartoryskich. 
2    tych    prz}czyn   najistotniejsze   części    wielkiego    dzieła    mogą 
słusznie  uchodzić  nietylko  za  osobiste   credo  samego   Pijara,  ale 
też  za  wyraz  oświeconej  opinii  kraju.     Rok  po  roku  wypuszczał 
w  świat  Konarski  swoje  tomy,  aż  czterokrotnym    szturmem   zbu- 
rzył   w    umysłach    czytelników    twierdzę    nierządu.     Nasamprzód 
wstrząsnął  nimi,  przedstawiając  okropny  stan,  do   jakiego  doszła 
bezradna   Rzplita.    Potem    wynicował   wszystkie    tumaniące  myśl 
reformatorską   złudzenia,    te   różne   szlacheckie   idola  fori,  idola 
theatri  (jakby  powiedział  Bacon) :  jakoby   można    było  uzdrowić 
sejmy  przez  nacisk  dworski  i  magnacki,  przez  puszczanie  w  reces 
wniosków,   na    które    niema   zgody  pow^szechnej,  przez    żądanie, 
aby  uzasadniano  protesty,  przez  karanie   posłów,  przez  konfede- 
racye  i  sejmy  konne.  W  tomie  drugim  nazwał  stan  obecny  anarchią 
i  wskazał  jej  źródło  —  w  wymaganiu  jednomyślności;  wyświetlił 
niekonstytucyjność  liberi  veto,  oraz  nieprawe  jego  początki.  Może 
zbytnio  upraszczał   sobie   zadanie   historyczne,    gdy  twierdził,  że 
niegdyś  obowiązywało   już    prawo    większości,  zanim    fakcye  za- 
częły   burzyć   sejmy,    najpierw    zbiorowymi    protestacyami   coraz 
to   mniejszej    liczby,    aż   wreszcie    manifestami  jednostek.   Może, 
tłómacząc  i  objaśniając  poszczególne  ustawy  z  XVII  wieku,  dbał 
więcej    o  nawrócenie   czytelnika,    niż  o  ściśle    historyczne   ujęcie 


')  Por.  Starzyński,  146.  Autor  upewnia  w  przedmowie,  że  zaczął  pisać  tę 

t>roszurkę  już  w  r.  1752. 


—     400     - 

ówczesnego  poglądu.  Jakkolwiekbądź,  nielegalności  veto  dowo- 
dził dobrze,  a  politycznej  szkodliwości  —  niezbicie,  i  z  wielką 
mocą  przekonania  podsunął  narodowi  jedyną  deskę  ratunku  — 
polegającą  na  natychmiastowem  poddaniu  się  pod  rządy  większości. 
W  księdze  trzeciej,  krocząc  od  sejmu  do  sejmu,  wykazał,  it 
nigdy  liberum  veto  nie  było  użyte  dla  zbawienia  ojczyzny,  owszem 
zawsze  w  sposób  zbrodniczy  lub  niemądry,  i  zawsze  szkodliwie: 
bo  też  pierwotna  jednomyślność  zdatna  jest  może  dla  aniołów^ 
ale  nie  dla  ludzi.  Wprost  niewyczerpaną  jest  obfitość  argumentów^ 
wytoczonych  przez  Konarskiego  na  poparcie  głównej  tezy.  Ów- 
czesna i  dawniejsza  publicystyka  europejska  nie  może  się  po- 
szczycić źadnem  dziełem,  któreby  tak  gruntownie  rozważyło- 
zagadnienie  organizacyi  woli  zbiorowej  w  państwie,  tyle  zebrało- 
faktów  i  tyle  rozwiało  zarzutów.  Lecz  dla  polskich  sejmikowiczów„ 
i  nawet  dla  osobistych  przyjaciół  mądrego  Pijara  z  partyi  repu- 
blikańskiej, wszystko  to  byłoby  niedość  przekonywującem,  dopóki- 
by  nie  podważono  starego  skrupułu  Fredrów  i  Tarłów:  że  liberi 
veto  nie  można  skasować  przed  odebraniem  monarsze  prawa 
rozdawnictwa  urzędów  i  łask.  Więc  zatopił  się  autor  w  rozważa- 
nie tego  starego  dylematu :  badał  siły  moralne  społeczeństwa, 
czy  naprawdę  większość  Polaków  jest  zła  lub  przedajna,  i  czyżby 
zdrowa  opinia  nie  wytrzymała  zamachów  korupcyjnych  dworu? 
Bezwzględnie  zaręczyć,  że  nigdy  tak  źle  nie  będzie,  autor  nie 
ma  odwagi ;  przyznaje  jednak,  że  wolna  dystrybuta  utrzymuje 
naród  w  podłości,  i  że  powinno  się  ją  skasować  w  najbliższem 
bezkrólewiu.  Ale  stąd  nie  wynika,  żeby  lepiej  było  wszelką  na- 
prawę odłożyć  do  śmierci  Augusta  III,  a  tymczasem  ginąć  w  nie- 
rządzie. 

Nakoniec  w  tomie  czwartym  postawił  narodowi  przed  oczy 
szereg  wzorów  rządnej  i  czynnej  wolności  rzymskiej,  genueńskiej^ 
weneckiej,  niemieckiej,  angielskiej,  holenderskiej,  szwedzkiej ;  dał 
do  wyboru  przeróżne  formy  reprezentacyi  sejmowej,  i  sam  od 
siebie  zaproponował  imponujący  program  przebudowy  władzy 
prawodawczej  oraz  wykonawczej,  z  przewodnią  dyrektywą :  plura- 
litas  we  wszystkich  głosowaniach,  we  wszystkich  typach  obrad,  nad 
wszystkiemi  kwestyami.  Nie  zapomniał  i  o  tej  prawdzie,  że  osta- 
tecznie pewne  rzeczy  powinny  być  nietykalne  nawet  dla  większości. 
Ale  zamiast  osłabiać  ogólną  pochwałę  majoryzmu  przez  zalecanie 


—     401     — 

większości  kwalifikowanych  albo  jednomyślności,  wolał  Konarski 
ścigać  sądownie  wnioskodawców,  zmierzających  do  pogwałcenia 
wolności  lub  wiary.  Dzisiaj  taka  recepta  wywołałaby  zdumienie; 
nikt  w  Xix  wieku,  o  ile  wiadomo,  nie  proponował  takiej  sankcyi 
karnej  przeciwko  ludziom,  nadużywającym  majoryzacyi.  Wówczas 
atoli,  w  r.  1763,  chodziło  o  wpojenie  tego  dogmatu,  że  poza 
regułą  większości  niema  zbawienia,  że  jest  ona  jedynie  możliwą, 
nawskroś  naturalną  i  nieuniknioną,  podobnie  jak  w  XVII  stuleciu 
za  nieuniknioną  i  bezwzględną  uchodziła  zasada  wolnego  „kon- 
sensu".  Większość  kwalifikowaną  uznał  Konarski  za  kompetentną 
jedynie  w  senacie,  gdy  chodzi  o  poprawienie  albo  odrzucenie 
w  drugiem  czytaniu  uchwały  izby  poselskiej :  wówczas  potrzeba 
aż  ^/lo  głosów  senatorskich,  aby  zawiesić  wykonanie  woli  więk- 
szości wybrańców  narodu  ^). 

Nigdy  ani  teorya  polska,  ani  praktyka  nie  przewyższyły 
i  nie  mogły  przewyższyć  radykalizmu,  z  jakim  Konarski  „nie 
pozwalał"  na  stare  metody  „niepozwalania".  Skok  był,  jak  na  ów- 
czesne przekonania,  zbyt  nagły.  Nieśmiałe  duchy  zatrzymywały 
się  przed  nim  i  cofały.  Z  różnych  kątów  przemówiła  rcakcya. 
Na  czoło  konserwatystów  wybił  się  znany  nam  Wacław  Rze- 
wuski. Ten  w  paru  broszurach  -)  próbował  zredukować  napowrót 
veto  do  idei  jednomyślności,  i  tak  zredukowane  utrzymać  w  całej 
pełni,  dopuszczając  jedynie  obiór  marszałka  większością.  Za  je- 
dyną obronę  sejmu  przed  zerwaniem  miała  służyć  obowiązkowa 
przysięga  kontradycenta,  iż  działa  on  w  dobrej  wierze.  Józef 
Jędrzej  Załuski,  lubo  przyjaciel  osobisty  Konarskiego  i  współwy- 
dawca  Woluminów  Legum,  chwilami  tylko  z  oporem  skłaniał  się 
ku  uznaniu  większości  -U  głosów  za  wystarczającą,  kiedyindziej 
„miałby  za  obranego  z  rozumu  i  z  serca  patryotycznego",  ktoby 
poglądy  Rzewuskiego  zganił;  obmyślał  więc  już  tylko  sposób 
utrudniania  złej  intrygi  przez  wylosowanie  osób,  powołanych  do 
wetowania  i  przez  odmowę    rozgrzeszenia   krzywoprzysiężcom  ^). 


')  Ob.  nasze  studya  :  Stanisław  Konarski,  jako  reformator  polityczny,  oraz 
System  konstytucyjny  Konarskiego,  w  zbiorze:  Mrok  i  Świt,  273-319  i  320-367. 

-)  Myśli  o  niezawodncm  utrzymaniu  sejmów  i  liberi  vcto  z  projektami 
na  konwokacyą.  Myśli  o  mądrych  uwagach,  naganiających  niezawodny  sposób 
utrzymania  sejmów  i  liberi  veto  (1764). 

3)  Projekt   a  projiciendo   przydatku  pewnego  senatora    prawie  ostatniego 

26 


-      402     — 

Jan  Jabłonowski,  wojewoda  bracławski,  poprzestaje  na  regulami- 
nie z  r.  1690-9,  pod  warunkiem  nieważności  kontradykcyi  na 
obiorze  marszałka,  tudzież  przed  połączeniem  izb  :  niechaj  veto 
będzie  ważne  dopiero  w  obliczu  trzech  stanów,  „to  już  i  plurali- 
tatem  to  prawo  zniesie.  Jeżeli  zaś  przeważy  upór  nad  dobra  pu- 
blicznego interes,  na  to  sposobu  innego  niemasz,  tylko  cud  od 
Pana  Boga"  ').  Szczepan  Sienicki,  burgrabia  różański,  obszernie 
a  niepraktycznie  rozpisywał  się  o  oddaniu  decyzyi  na  sejmacli 
„obojętnym"  „indyferentom",  t.  j.  ludziom,  nie  oświadczającym  się 
w  pierwszej  chwili  ani  za,  ani  przeciw-).  Ktoś  inny  przekształcał 
sejm  i  elekcyę  w  ten  sposób,  że  wszystkie  sprawy  odsyłał  do 
sejmików,  każąc  każdemu  obywatelowi  osobiście  nad  niemi  gło- 
sować, i  formując  decyzyę  z  większości  takich  stutysięcznych 
głosów  ^). 

Do  najciekawszych  odgłosów  myśli  Konarskiego  należą  te, 
które  dzieło  jego  wywołało  w  późniejszych  nieco  projektach  Ka- 
zimierza Granowskłego,  wojewody  rawskiego.  Senator  ten,  inteli- 
gentny wychowanek  partyi  republikańskiej,  obmyślał  podczas 
konfederacyi  Radomskiej  różne  ulepszenia  obrad  na  elekcyi,  kon- 
wokacyi,  na  sejmach,  sejmikach  i  radach  senatu.  Elekcyę  radził 
odbywać  nie  viritim,  lecz  przez  posły  w  potrójnym  komplecie; 
konwokacyę,  narówni  z  innymi  sejmami,  bez  węzła  konfederacyi; 
sejmikom  zalecał  naśladowanie  tych  ziem,  które  skasowały  u  siebie 
jednomyślność.  Wszystkie  uchwały  chciałby  Granowski  przepro- 
wadzać „unanimitate  vel  pluralitate" ,  to  znaczy,  w  miarę  mo- 
żności jednomyślnie,  a  w  miarę  potrzeby  —  większością.  Piszą- 
cemu jednak  żal  się  zrobiło  starych  obyczajów,  i  jak  zaczął  spi- 
sywać wyjątki  z  pod  reguły  ogólnej,  to  naliczył  bez  mała  czter- 


w  Warszawie  do  Myśli  arcygodnego  senatora  najpierwszego  wojewody  (Rze- 
wuskiego) drukowanych  we  Lwowie,  w  Ms.  2Vi,  Bibl.  Uniw.  Warsz.  —  Ki- 
sielewski, Reforma  książąt  Czartoryskich  na  sejmie  konwokacyjnym  r.  1764, 
259,  stwierdza,  że  projekt  taki  był  omawiany  w  izbie  4  czerwca  ;  autor  zresztą 
Źle  go  zrozumiał,  bo  asesorowie  ze  złotemi  gałkami  sami  mają  głosować,  a  nie 
liczyć  glosy. 

')  Projekt  do  utrzymania  obrad  sejmowych,    Ms.  Bibl.  Uniw.  Warsz.  2'  i 
-j  Sposób  nowo  obmyślony  konkludowania  obrad  publicznych,  3  t. 
•^)  Projekt  anonymi  quoad  pluralitatem,  Ms.  Bibl.  Uniw.  Warsz.  2'  i. 


—     403     — 

dzieści  i  cztery  kategorye,  pod  decyzyę  większości  głosów  na 
sejmacii  nigdy  nie  podpadające;  w  tej  liczbie  figurują:  równo- 
uprawnienie dysydentów  i  dyzonitów,  zaprowadzenie  dziedzicznej 
monarchii,  uwolnienie  króla  od  zaprzysiężenia  paktów  konwentów, 
pomnożenie  gwardyi  królewskiej,  zmiany  w  ustroju  sądownictwa, 
uwolnienie  włościan,  wypowiadanie  wojny  zaczepnej,  zawieranie 
traktatów,  wszelkiego  rodzaju  wnioski  na  korzyść  rodziny  panu- 
jącej, wreszcie  odmiana  ustaw,  aktualnie  uprojektowanych  przez 
samego  Granowskiego  '). 

Nie  brakło  pewnie  i  innycłi  kontrprojektów,  świadczącycti 
o  tern,  jaki  ferment  powstał  w  głowacłi  szlacheckicli  po  ukazaniu 
się  czterech  ksiąg  Konarskiego.  Jak  na  mnogość  ówczesnych  starć 
przekonaniowych,  liczba  pism  polemicznych,  wymierzonych  prze- 
ciwko nowatorowi,  nie  była  zbyt  wielka.  Ale  od  czytelników  piszą- 
cych groźniejszy  był  dla  księdza  pomruk  niepiszących  „nieczy- 
telników",  co  zamiast  rozumować,  darli  na  strzępy  rewolucyjną 
książkę.  W  teoryi  autor  i  jego  stronnicy,  popularyzatorzy,  n.  p. 
Cezar  Pyrrhis  de  Yarille -)  i  Kazimierz  Wołłowicz  ^),  odnosili 
niezaprzeczone  zwycięstwa.  Tuziny  pism  pochwalnych  od  przed- 
stawicieli różnych  kierunków  i  partyi  utworzyły  na  skroniach 
Konarskiego  istny  wieniec  laurowy.  W  życiu  na  razie  sprawa 
wyglądała  gorzej.  Wielu  z  tych,  co  chwalili  nową  ideę,  albo 
kłamali  swemu  przekonaniu,  albo  mieli  czynami  zadać  kłam 
swym  słowom.  Czuł  to  dobrze  reformator,  i  dlatego  próbował 
wdać  się  w  kompromisy.  Podał  m.  i.  osobliwy  sposób  „pogo- 
dzenia" liberi  veto  z  zasadą  większości :  po  formalnem  przegło- 
sowaniu uparty  oponent  wytacza  jakby  proces  większości,  uza- 
sadnia swoje  powództwo  na  piśmie,  przeciwnicy  także  replikują 
piórem,  poczem  izba  przeistacza  się  w  trybunał  i  rozstrzyga  — 
po  trybunalsku.    Oponentowi  wolno   jednak  i  dalej  apelować  do 


')  Projekt  do  ustanowienia  rządu  w  czasie  bezkrólewia.  Ms.  Bibl.  Ord. 
Kras.  Zamierzamy  plan  Granowskiego  szerzej  omówić  gdzieindziej. 

2)  O  poglądach  Pyrrhisa  pisali  Wl.  Smoleński,  Pisma  historyczne,  I, 
347-68,  i  Szyjkowski,  Myśl  Jana  Jakóba  Rousseau  w  Polsce,  50  sq. 

•*)  List  ciekawy  przeciw  autorowi  książki  o  utrzymywaniu  się  sejmów 
7.  responsem  tak  na  ten  list,  jako  na  przyszłą  książkę,  która  w  nim  jest  obie- 
cana. —  Por.  Mrok  i  Świt,  313. 

26^ 


—     404     — 

senatu,  który  po  wysłuchaniu  rzeczników  obu  stron  może  więk- 
szością czterech  piątych  głosów  przytomnych  skasować  „ wyrok "^ 
izby  poselskiej.  A  jeżeli  kogo  taki  sztuczny  manewr  nie  zada- 
wala], to  Konarski  miał  dla  niego  w  ostateczności  przygotowane 
inne  ustępstwo:  pozwalał  wyjąć  z  pod  rządów  większości  aukcyę 
wojska  ponad  pewną,  już  podwyższoną  normę,  wypowiedzenie 
wojny,  wnioski  na  korzyść  dworu  lub  dynastyi,  jak  niemniej 
propozycye,  szkodliwe  dla  religii  lub  dla  Kościoła  '),  Koncesye 
te  były  obliczone  głównie  na  uspokojenie  Rosyi  i  Prus.  Wywarły 
one  pewien  wpływ  tylko  na  Granowskiego. 

Na  dalszą  metę  tryumf  idei  „Skutecznego  rad  sposobu" 
był  zupełny.  Veto  stało  się  moralną  niemożliwością.  Od  roku 
1762  nikt  go  nie  użył,  przynajmniej  nikt  nie  zastosował  go- 
z  powodzeniem  w  pierwotnym  jego  sensie.  Nie  znaczy  to  jed- 
nak, aby  wszyscy  zwolennicy  i  uczniowie  Konarskiego  równie 
mocno  przejęli  się  zasadą  majoryzmu,  jak  on  sam.  Z  piszących 
statystów  wymienić  umiemy  w  tym  rzędzie  tylko  Pyrrhisa  de 
Varille,  Adama  Krasińskiego-)  i  Józefa  Wybickiego  ^).  Że  ci  dwaj 
ostatni,  jeden  w  r.  1773,  a  drugi  w  1775,  uderzali  jeszcze  z  roz- 
machem v/  „wolne  niepozwalam"  —  to  jasny  dowód,  że  było 
w  co  bić.  Co  szczególniejsza,  za  Konarskim  pozostali  w  tyle  na-^ 
wet  pisarze  cudzoziemscy,  po  których  najmniej  się  tego  należało 
spodziewać. 

Jan  Jakób  Rousseau,  fanatyczny  głosiciel  prawa,  jako  aktu 
woli  powszechnej,  on,  który  twierdził,  że  mniejszość  sama  winna 
uznać  swój  błąd,  i  przyłączyć  się  do  ujawnionej  w  głosowaniu, 
woli  zbiorowej,  zmiękł  i  pokłonił  się  polskim  tradycyom,  kiedy 
go  konfederaci  barscy  zapytali  o  radę  co  do  przyszłego  ustroju 
Rzplitej.  Samo  przez  się  liberum  veto  okazuje  się  w  jego  oczach, 
prawem  niezupełnie  wadliwem,  „Samo  przez  się",  to  ma  zna- 
czyć: w  sensie  jednomyślności,  bez  rwania  obrad,  bo  w  tej  póź- 


1)  Projekt  do  konstytucyi,  sposób  concludendorum  consiliorum  podający,. 
w  Ms.  2'/i  Bibl.  Uniw.  Warsz. 

2)  Biskupa  Adama  Krasińskiego  traktat  o  naprawie  Rzplitej.  Przegląd-. 
Narodowy,  Xl  il913),  507-9.  Opozycya  jednego  ma  dotyczyć  nadal  tylko  zmiany 
praw  kardynalnych,  a  temi  będą;  Rex  catholicus,  bellum  offensivum,  libertas  et. 
independentia,  avulsio  provinciariim. 

3)  Myśli  polityczne  o  wolności  cywilnej,  108,  123. 


-     405     — 

niejszej  postaci  jest  ono  absurdem.  Przy  dość  wysokim  poziomie 
moralnym  społeczeństwa  możnaby  zachować  veto,  byle  je  sto- 
sowano do  kwestyi  naprawdę  zasadniczych,  a  nie  na  każdym 
kroku.  Dopiero  kiedy  protest  jednostki  przekracza  należne  gra- 
nice, staje  się  on  najgroźniejszem  z  nadużyć:  niegdyś  był  on  gwa- 
rancyą  wolności,  teraz  jest  tylko  narzędziem  ucisku.  Za  dobre 
użycie  veto  osobny  sąd,  złożony  z  najmędrszych  i  najdostojniej- 
szych rodaków  powinien  posła  nagradzać,  za  złe  —  karać  na 
gardle,  podobnie,  jak  chciał  Rzewuski,  —  bo  tak  doniosły  czyn 
nie  może  zostać  bez  przykrych  albo  przyjemnych  następstw  dla 
sprawcy  '). 

Ksiądz  Mably,  wielbiciel  konstytucyi  szwedzkiej,  przyznaje, 
że  kapryśne  liberum  veto  paraliżuje  władzę  prawodawczą  i  ściąga 
wszelakie  zło  na  Polskę;  widząc  jednak,  że  Polacy,  t.  j.  właści- 
wie ci  konfederaci,  z  którymi  się  stykał  w  Paryżu,  nie  dorcśli 
do  rządów  większości,  powiada  do  nich,  jak  Solon:  „Jeżeli  przy- 
noszę wam  niedoskonałe  prawa,  Ateńczycy,  to  wasza  jedynie 
wina,  iż  nie  jesteście  jeszcze  zdolni  znieść  praw  doskonalszych". 
Poczem  cofa  się  daleko,  aż  na  stanowisko  Karwickiego  i  Le- 
szczyńskiego, gdyż  żąda,  aby  veto  wygłaszali  wszyscy  posłowie 
województwa,  i  to  tylko  przeciw  jednej  materyi,  bez  obalania 
uchwał  już  powziętych,  oraz  tamowania  lub  zrywania  czynności 
sejmu.  Podobnie  na  sejmikach  radzi  przyznać  prawo  sprzeciwu 
tylko  całym  „komitetom",  a  nie  jednostkom^). 

Odrębne  i  nawskroś  oryginalne  stanowisko  zajął  wobec  pol- 
skiego parlamentaryzmu  trzeci  doradca  Barzan,  Mercier  de  La 
Riviere^),  ekonomista  ze  szkoły  fizyokratów.  Godząc  się  z  fak- 
tem, że  Polacy  nie  przekazali  władzy  zwierzchniczej  królom,  pró- 
buje on  dać  pełny  wyraz  samowładztwu  narodowemu,    kombinu- 


1)  Considćrations  sur  Ic  goiivcrncment  dc  Pologne  et  sa  reformę  projetće 
fl771',  I  wyd.  r.  1781,  rozdział  VII.  Nasz  artykuł:  Jan  Jakób  Rousseau  doradcą 
Polaków,  Thcmis  polska,  poczet  nowy,  I,  2.  Szyjkowski,  j.  w.  G9  sq. 

^)  Du  gouvernement  et  des  lois  dc   la    Pologne.  Por.  Starzyński,  149-50. 

')  L'intćret  commun  des  Polonais  ou  Mćmoire  sur  les  moyens  dc  paci- 
ficr  pour  toujours  les  troubles  actucis  de  la  Pologne,  etc.  —  pismo,  ułożone 
w  początkacłi  roku  1772  dla  Ignacego  Massalskiego,  biskupa  wileńskiego,  wów- 
czas uczestnika  Konlcdcracyi  Barskiej.  (Ms.  Archives  Nationalcs  w  Paryżu, 
K  1317). 


—     406     — 

jąc  rządy  większości  z  instrukcyą  nakazczą.  Dotychczasowe  in- 
strukcye  były  niedość  ścisłe;  dzięki  uctiylaniu  się  posłów  od  ich 
litery  powstało  liberum  veto.  W  przyszłości  każdy  poseł  powi- 
nien głosować  ściśle  według  woli  wyborców.  Z  góry  jednak  po- 
winno być  przewidzianem,  że  dla  osiągnięcia  zbiorowej  uchwały 
wolno  mu  będzie  przyłączać  się  do  tych  wniosków,  (równier 
opartych  na  instrukcyach),  które  mają  więcej  zwolenników,  a  które 
najłatwiej  dadzą  się  pogodzić  z  życzeniami  jego  wyborców.  W  ten 
sposób  najmniejsze  odłamy  automatycznie  wsiąkać  będą  w  wię- 
ksze, aż  między  dwoma  największymi  rozstrzygnie  prosta  prze- 
waga liczebna.  W  razie  równości  głosów,  decyzya  przechodzi 
w  ręce  komisyi  9  rozjemców,  po  3  posłów  z  każdej  prowincyi,^ 
albo  też  dwie  prowincye  narzucają  swą  wolę  trzeciej,  albo  wresz- 
cie przeważa  szalę  król.  Na  elekcyi  zaprowadzi  się  głosowanie 
dwustopniowe:  najpierw  sejmiki  obierają  kandydatów,  potem 
rozbite  głosy  doliczy  się  do  odłamów  większych,  rozstrzygnie 
większość  sejmików.  Przy  równości  głosów  postępowanie  bę- 
dzie analogiczne,  jak  na  sejmie.  Wyborcy,  wysłuchawszy  sprawo- 
zdań posłów,  udzielają  im  absolutoryum  albo  nagany,  i  komuni- 
kują swój  werdykt  następnemu  sejmowi.  —  Rzecz  znamienna,  iż 
La  Riviere,  który  pierwotnie  ganił  rządy  większości,  jako  nie- 
dość sprawiedliwe  i  przedmiotowe  w  porównaniu  z  rządami  mo- 
narchy, uznał  je  przecież  za  rzecz  słuszną  i  dobra,  odkiedy  ze- 
tknął się  z  polskim  republikanizmem  i  poszukał  dlań  prawidło- 
wego wyrazu.  Bądź  co  bądź,  nawet  on  nie  zbliżył  się  do  ducha 
nowoczesnego  parlamentaryzmu  tak  bardzo,  jak  Konarski. 

Skoro  tak  zaś  uczyli  europejscy  nauczyciele,  to  inspirator  i  uczeń 
Rousseau'a  oraz  Mably'ego,  Michał  Wielhorski  '),  kuchmistrz  li- 
tewski, nie  potrzebował  się  wstydzić,  jeżeli  nie  wszystkie  zwalczył 
w  sobie  przesądy.  Jako  zaciekły  republikant  i  wróg  Czartory- 
skich, zignorował  on  zupełnie  Konarskiego,  i  sięgał  wśród  cu- 
dzoziemskich powag  prosto  do  Locke'a,  ale  nie  po  to,  by  przy- 
jąć jego  pogląd  na  umowne  źródło  i  sankcyę  prawa  większości. 
Whigowskie  idee  Locke'a  przydały  mu  się  do  zwalczania  preroga- 
tywy monarszej,  co  się  zaś  tyczy  głosowań,  to  myśliciel  konfede- 


')  O  przywróceniu  dawnego  rządu  według  pierwiastkowych  R/pIitej  ustaw, 
rozdział  III,  V  i  VII. 


—     407     — 

racki  chętnie  aprobuje  ograniczenie  veto  do  protestu  całego  woje- 
wództwa, chociaż  osobiście  gotówby  przyjąć  na  sejmie  rządy 
większości  kwalifikowanej  -k  głosów,  a  na  sejmikach  majoryzm 
absolutny. 

Zdawałoby  się,  że  publicyści  Wielkiego  Sejmu,  twórcy  ide- 
owi Ustawy  3  Maja,  podpiszą  się  oburącz  pod  radą  Konarskiego. 
Tu  jednak  pierwszą  walną  niespodziankę  sprawia  nam  śmiały  ra- 
dykał, Kołłątaj.  Nie  dlatego,  by  pisarz  ten  tkwił  jeszcze  nogami 
w  grzęzawisku  poglądów  staroszlacheckich:  za  mądry  on  na  to 
i  zbyt  uczony.  Jeżeli  lęka  się  bezwzględnej  majoryzacyi,  to  głó- 
wnie pod  vrażeniem  despotyzmu  niedawnych  konfederacyi,  Ra- 
domskiej i  Warszawskiej  (Ponińskiego);  może  też  ulega  zarazem 
pewnym  wpływom  literatury  zachodniej,  mianowicie  tych  auto- 
rów, którzy  do  odmiany  praw  fundamentalnych  uważali  za  niezbę- 
dną jednomyślność.  Dlatego  to  w  „Listach  Anonima  do  St.  Mała- 
chowskiego" (1788-9)  przyjmuje  on  powagę  większości  absolutnej 
tylko  w  materyach  „najwyższego  dozoru  i  rozkazu".  Natomiast  do 
prawodawstwa  cywilnego  chce  przewagi  -^/a  głosów,  i  to  pod  wa- 
runkiem, że  większość  (ponad  '/z)  instrukcyi  pozwoli  na  tra- 
ktowanie danego  wniosku  w  sejmie.  Gdy  chodzi  o  zmianę  prawa 
państwowego,  ułamki  te  podnoszą  się  do  -/a  instrukcyi  w  gloso- 
waniu uprzedniem,  i  ^/4  głosów  przy  decyzyi  merytorycznej.  Wre- 
szcie t.  zw.  ustawy  kardynalne  warunkowe,  płynące  z  pierwotnego 
układu,  nie  mogą  uledz  zmianie  bez  jednostajnego  zezwolenia 
sejmujących  stanów,  a  kardynalne  naturalne  nietylko  są  niezmienne, 
ale  powinno  się  je  czcić  narówni  z  przykazaniem  Boskiem,  i  na 
wspomnienie  ich  obywatel  na  sejmiku,  a  poseł  na  sejmie,  wi- 
nien podnieść  się  z  miejsca  i  głowy  nachylić.  Nie  koniec  na  tern. 
Wspomniane  prawa  kardynalne  warunkowe  wówczas  tylko  mogą 
się  stać  przedmiotem  obrad,  kiedy  za  otwarciem  dyskusyi  oświad- 
czą się  instrukcye  wszystkich  województw  '). 

Równie  daleko  zaszedł  Kołłątaj  w  swych  zastrzeżeniach  prze- 
ciwko majoryzacyi  na  kartach  „Prawa  Politycznego"  (1790).  Różnica 
między  jego  nowymi  postulatami  a  dawniejszymi  polega  na  tem, 
że  autor  jak  najmocniej  przywiązuje  się  do  instrukcyi  i  z  nich 
konstruuje  wszelkie  akty  prawodawcze.  Jeżeli  Karwickicgo  można 

1)  Tom  III,  str.  225  sq. 


-     408     - 

posądzić,  iż  chciał  przez  żądanie  jednomyślności  w  uchwalaniu 
instrukcyi  osłabić  ich  nacisk  na  reprezentacyę  stanową ,  to  Kołłą- 
taj napewno  stara  się  ułatwić  uchwalanie  mandatów  i  zadawala  - 
się  zgodą  absolutnej  większości  sejmujących,  aby  ów  nacisk  zwię- 
kszyć. O  samej  zasadzie  majoryzmu,  której  tak  gorliwie  bronił 
Konarski,  autor  „Prawa  Politycznego"  pisze:  „PLuralitas  niczem 
nieograniczona,  pLuralitas  bez  podziału,  bez  pewnych  hamulców 
w  konstytucyi  rządowej,  niczem  nie  jest,  tylko  przemocą  większej 
liczby  nad  mniejszą,  dogadza  możnowładztwu  lub  zagranicznej 
sile,  uciska  słabszego  i  albo  bywa  dziełem  rokoszu,  albo  pobudką 
do  tegoż"  ').  Owóż  podział  władzy  prawodawczej  powinien  na- 
stąpić na  dwie  izby,  a  hamulcem  będzie  odmowa  sankcyi  kró- 
lewskiej. Niema  tu  już  mowy  o  dopuszczeniu  dyskusyi  nad  pro- 
jektem taką  czy  inną  większością  instrukcyi,  tylko  same  instruk- 
cye  odrazu  stanowią  o  istocie  sprawy,  mianowicie  w  prawodaw- 
stwie cy Wilnem  rozstrzyga  połowa  +  1,  w  materyach  państwowych 
i  tych,  które  dotyczą  praw  któregokolwiek  stanu.  ^A,  co  do  po- 
datków —  -Iz,  co  do  praw  kardynalnych  umownych — jednomyśl- 
ność nietylko  instrukcyi,  ale  i  szlachty,  która  je  układała,  a  prawo 
naturalne  po  dawnemu  uznane  za  niezmienne,  i  „którebykolwiek 
województwo  przeciwko  rzeczonym  prawom  kardynalnym  instruk- 
cyą  podało,  posłowie  jego...  od  władzy  prawodawczej  na  cały 
sejmu  przeciąg  oddalonemi  być  powinni"^). 

Autor  „Uwag  nad  życiem  Jana  Zamoyskiego"  zaczyna  swe  wy- 
wody od  formuł,  przypominających  łielvetiusa,  Holbacha  i  Rous- 
seau'a :  „Szczęśliwość  większej  części  obywatelów  jest  dobrem  pu- 
blicznem.  Wola  większej  połowy  narodu  jest  wolą  powszechną". 
„Słabszy  mocniejszemu  podlega".  Dalej  zatrąca  Locke'm,  że  czło- 
wiek tylko  dla  zdobycia  bezpieczeństwa  i  wolności  cywilnej  oddał 
wszelką  swoją  własność  osobistą  do  rozporządzenia  woli  po- 
wszechnej. Głupstwem  nazywa  Staszic  „to  wolne  nie  pozwalam, 
które  jedynego  wyrównywa  milionom",  lecz  zaraz,  jednym  tchem, 
doprasza  się  o  kompromis:  „Niechaj  na  sejmie  nieustannym  dwie 
części  głosów  przeciwko  trzeciej  prawa  stanowią",  przytem  mają 
to  być  głosy  nie  posłów,  lecz  województw,  obdarzonych  1,2  lub 


1)  Str.  XXXI-II. 

2)  Str.  38-9. 


—     409     - 

3  kreskami,  zależnie  od  sumy  opłacanego  podatku  (myśl  Karwi- 
ckiego)').  „Przestroga  dla  Polski"  (1790)  stara  się  zapełnić  lukę 
między  tamtemi  przesłankami  a  wnioskiem:  „Najpierwszym  zna- 
kiem woli  powszechnej  jest  jednomyślność.  Drugim  znakiem  woli 
powszechnej  jest  zgoda  -/a  części  narodu.  Prosta  większość  może 
być  czasem  zawodnym  znakiem  woli  powszechnej".  Dlatego  do 
reformy  praw  fundamentalnych  wymaga  autor  zgody  -,:! ,  a  nieco 
dalej  nawet  ^'a  instrukcyi,  do  wszelkich  zaś  innych  uchwał  zwy- 
kłej większości.  Bądź  co  bądź  Staszic,  jak  widzimy,  znacznie 
śmielej  traktuje  ten  przedmiot,  niż  Kołłątaj  -). 

Inni  są  jeszcze  powściągliwsi.  Stanisław  Potocki  (brat  Igna- 
cego) w  „Myślach  o  ogólnej  poprawie  rządu  krajowego"  (1790)  co 
do  materyi  państwowych  stoi  na  stanowisku  repninowskiem,  żąda 
bowiem  jednomyślności ;  większość  odsyła  do  spraw  skarbowych  ; 
podobne  wymaganie  (jednomyślności)  stosuje  do  zawiązania  sejmu 
w  konfederacyę  ^).  Jeżeli  tak  patrzał  na  rzeczy  wybitny  postępo- 
wiec, to  możnaż  się  dziwić  Sewerynowi  Rzewuskiemu,  synowi 
Wacława,  heroldowi  wszelkiego  zacofania,  że  nie  bez  sympatyi 
wyrażał  się  o  liberum  veto,  a  posła,  któryby  działał  wbrew  in- 
strukcyi, chciał  traktować  jak  wroga  ojczyzny?  Dziwnem  wydaje 
się  raczej  to,  że  ten  ultra-targowiczanin  do  jednej  tylko  sprawy 
uznaje  jednomyślność  za  konieczną,  mianowicie  do  redukcyi  woj- 
ska, gdy  tymczasem  pomnożenie  jego,  jak  i  wypowiedzenie  wojny, 
traktaty,  pozwala  uchwalać  większością  instrukcyi  ■*). 

Powyższe  wiadomości  z  literatury  politycznej  wystarczą. 
Świadczą  one,  że  nasza  myśl  prawno-polityczna  w  momencie 
wystąpienia  Konarskiego  szybko  doganiała  (w  zakresie  zagadnie- 
nia woli  zbiorowej)  zachodnio-europejską;  że  Kołłątaj  i  Staszic 
godnie  dotrzymali  kroku  myślicielom  zachodnim,  chociaż  instynk- 
tem i  przekonaniami  bliższy  im  był  Anglik  Burkę,  niż  ten  lub 
ów  francuski  czerwony  republikanin. 

Myśl  swoje  zrobiła  —  a  cóż  zdziałał  czyn  ? 


')  Uwagi  nad  życiem  Jana  Zamoyskkgo,  49,  G5-7. 

^)  Str.  268-72. 

3)  Starzyńsi<i,  148. 

■*)  Punkta  do  formy  rządu  ;  Protcstacya  przeciw  sukccsyi  tronu  w  Polszczę. 


ROZDZIAŁ  IV. 

Walka  o  reformę  sejmową  za  Stanisława  Augusta.  Początek  jej  na  konwokacyt 
1764  r.  Skromne  ulepszenia.  „Figura  judiciaria".  Intrygi  przeciwników  na- 
prawy. Wnioski  Zamoyskiego  i  Wielhorskiego  na  sejmie  r.  1766.  Poglądy  Kon- 
ferencyi  króla  z  ministrami.  Tryumf  reakcyi.  Dążenia  konfederacyi  Radomskiej. 
Świadectwo  Repnina  o  stosunku  narodu  do  liberi  veto.  Podział  ustaw  na 
prawa  kardynalne,  materye  państwowe  i  ekonomiczne.  Repnin  pozwala  na  ogra- 
niczenie veto  wbrew  zdaniu  Prusaka  BenoTta.  Inne  spółczesne  ulepszenia  ma- 
chiny parlamentarnej.  Konfederaci  barscy  wobec  złotej  wolności.  Veto  —  przy- 
czyną niedojścia  pacyfikacyi  w  latacłi  1759-71.  Dalsza  opieka  nad  niem  dworów 
sąsiedzkicłi.  Reforma  zaniedbana  przez  szefów  Delegacyi  Traktatowej  1773-5  r. 
Projekt  Moszczeńskiego.  Interpretacya  praw  większością  głosów.  Jak  obradowały 
sejmy  w  latach  1778-1786?  Hyperkrytycyzm  Sejmu  Czteroletniego  wobec  re- 
guły większości.  Zasady  do  poprawy  formy  rządu  (1789) ;  Projekt  praw  kardy- 
nalnych 1791  r.  Przesadne  stosowanie  większości  kwalifikowanej.  Uchwały  o  in- 
strukcyach  i  o  sejmie  konstytucyjnym.  Ustawa  Rządowa.  Veto  w  ustawodawstwie 
Sejmu  Grodzieńskiego  r.  1793. 

Z  chwilą  ukazania  się  czwartej  księgi  „O  skutecznym  rad 
sposobie"  sprawa,  radykalnego  uleczenia  sejmu  weszła  odrazu 
w  stadyum  decydujące.  Każdy  myślący  Polak  musiał  oświadczyć 
się  za  lub  przeciw.  Zgodnie  z  radą  Konarskiego,  aby  przebudowy 
dokonać  na  jednym,  wyjątkowym  sejmie  pod  węzłem  konfede- 
racyi, Czartoryscy  wytoczyli  kwestyę  liberi  veto  przed  forum 
konwokacyi  warszawskiej  r.   1764. 

Andrzej  Zamoyski,  wojewoda  inowrocławski,  w  wielkiej 
mowie,  mianej  16  maja,  wykazywał  nierozłączny  związek  między 
zasadą  większości  a  republikanizmem,  tudzież  między  despo- 
tyzmem jednostki  a  zasadami  monarchicznemi.  Józef  Wilczewski,, 
poseł  wiski,  poparty  przez  Wysłoucha  brześciaiiskiego  oraz  Dłu- 
skiego i  Szadurskiego  inflanckich,  bronili  znanej  nam  kompromi- 
sowej   propozycyi    Konarskiego,    aby   każdemu     kontradycentowi 


—     411      — 

pozwolić  odwoływać  się  najpierw  w  izbie  poselskiej  ad  pluralis 
tatem  melius  inforniandam,  a  potem  —  do  werdyktu  ■*,5  części 
senatu  ^).  Nie  ulega  żadnej  wątpliwości,  że  gdyby  zwycięska  fa- 
milia Czartoryskich  stała  na  własnych  nogach,  bez  oparcia  o  Rosyę, 
to  załatwiłaby  się  z  przesądami  za  jednym  zamachem.  Ale  Fry- 
deryk II  i  Katarzyna  czuwali.  Niedarmo  przed  samą  konwokacyą, 
11  kwietnia,  wznowili  oni  i  zacieśnili  dawny  sojusz  rosyjsko- 
pruski  przeciwko  odrodzeniu  Polski  -).  Na  pierwszą  wzmiankę 
o  zaprowadzeniu  rządów  większości,  przedstawiciele  tych  obojga 
monarchów,  Kayserling  i  Benoit,  zapowiedzieli  książętom,  że  ich 
władcy  gotowi  są  odwołać  posiłkowe  wojska  i  przenieść  je  na 
stronę  przeciwników'^).  Ten  zwrot  ośmielił  opozycyę,  i  projekt 
Wilczewskiego,  za  radą  prymasa  Łubieńskiego,  został  odłożony 
do  pierwszego  sejmu  po  koronacyi.  Musiano  ograniczyć  się  re- 
formą regulaminu :  ustalono  obiór  marszałka  większością  gło- 
sów, przyznano  moc  obowiązującą  każdej  uchwale  natychmiast, 
bez  oglądania  się  na  ryczałtową  konkluzyę,  ułożono  porządek 
wnoszenia  projektów  —  najpierw  rządowych,  potem  wojewódz- 
kich, na  końcu  prywatnych.  Dalej,  zakazano  posłom  przysięgać  na 
promowowanie  p'unktów  w  instrukcyach  wyrażonych,  wznowiono 
przy  tej  sposobności  przywileje  niektórych  województw  co  do 
obioru  posłów,  deputatów  etc.  większością,  i  rozciągnięto  tę 
zasadę  w  całej  Rzplitej  na  obiór  deputatów,  sędziów  ziemskich 
oraz  podkomorzych.  Wreszcie,  co  najważniejsza,  do  ustawy  o  „Ko- 
misyi  Skarbu  Koronnego"  udało  się  wsunąć  formułkę  skromną, 
a  doniosłą,  że  „projekta  skarbowe,  ku  pożytkowi  Rzplitej  z  jakiej- 
kolwiek okoliczności  ściągające  się",  a  podane  przez  Komisyę, 
„Stany  Rzplitej  figura  judiciąria...  decydować  będą".  Ze  względu 
też  na  krytyczny  moment  i  na  konieczność  dalszego  łamania 
przestarzałej  formy  rządu  utrzymano  węzeł  konfcderacyi  war- 
szawskiej aż  do  końca  bezkrólewia  —  i  dłużej  ^). 


1)  Dyaryiisz  sejmu  konwokacyjnego,  passim ;  Kisielewski,  Reforma  książąt 
Czartoryskich  etc,  244  sq. 

-)  Jeden  z  artykułów  tajnych  tego  przymierza  zapowiadał  wspólne  uży- 
cie siły  wojskowej  w  razie  zamachu  na  vcto. 

•"*)  Rocpcll,  Das  Interregnum,  Wahl  und  Kronung  von  St.  Aug.  Ponia- 
towski, 119. 

^)  Vol.  Leg.  VII,  25-31,  54.  Por.  Kisielewski,  28(J-9. 


—     412     — 

Choroba  czy  też  słabość  starego  Kayserlinga  i  niedoświad- 
■czenie  przydanego  mu  do  pomocy  Repnina  umożliwiły  te  i  inne 
reformy  konwokacyi.  Nadal  jednak  szydło  nie  dało  się  utrzymać 
w  worku.  Czuł  to  Stanisław  August,  i  dlatego,  mając  do  zała- 
twienia naraz  dwie  niezmiernie  drażliwe  sprawy  —  równoupraw- 
nienie dysydentów,  którego  domagały  się  Rosya  i  Prusy,  tudzież 
uporządkowanie  Polski  wbrew  tym  mocarstwom,  próbował  powią- 
zać je  tak,  aby  druga,  t.  j,  naprawa,  wydała  się  Katarzynie  środ- 
kiem do  przeprowadzenia  pierwszej  i).  Zaufany  minister  i  doradca 
imperatorowej,  Panin,  chwilowo  skłaniał  się  do  pozwolenia  na 
rządy  większości  ^).  Dopilnowali  jednak  swego  interesu  wrogowie 
Polski  zewnętrzni  i  wewnętrzni.  Wielki  Hohenzollern  oddawna 
niezmordowanie  wykładał  w  Petersburgu  znaczenie  liberL  rumpo. 
Podali  mu  ręce  niektórzy  Polacy,  uniesieni  zajadłością  partyjną. 
Nasamprzód  biskup  krakowski,  Kajetan  Sołtyk,  jeszcze  podczas 
bezkrólewia  udzielał  podobnych  ostrzeżeń  Kayserlingowi,  szczę- 
ściem na  razie  bez  skutku.  Zaraz  po  koronacyi  takież  denuncyacye 
popłynęły  nad  Newę  od  hetmanów  Jana  Klemensa  Branickiego ") 
i  Michała  Massalskiego,  dotkniętych  ustanowieniem  Komisyi 
Wojskowych,  a  jeszcze  bardziej  —  od  Ignaceg'o  Massalskiego, 
biskupa  wileńskiego.  Ajent  biskupi,  Saint  Leu,  trafił  do  wrogów 
Panina,  Orłowów  i  Czernyszewów ;  ci  podnieśli  alarm,  że  inte- 
resy rosyjskie  źle  są  w  Warszawie  strzeżone,  co  słysząc,  Panin 
spiesznie  odżegnał  się  od  Czartoryskich,  uznał  w  nich  podstęp- 
nych obłudników,  i  zaczął  pracować  nad  podkopaniem  ich  wpływu, 
troskliwie  ochraniając  nadal  „wolne  niepozwalam".  Kiedy  w  rok 
potem  dyplomata  rosyjski,  Saldem,  bawił  w  Charlottenburgu, 
Fryderyk  zagadnął  go,  czy  Rosya  wciąż  jeszcze  myśli  pozwolić 
na  pluralitatem  w  Polsce;  przyjaciel  i  powiernik  Panina  zaprze- 
czył temu  wstydliwie. 


1)  M.  Cecylia  Łubieńska.  Sprawa  dysydencka  1764-6;  sir.  37,  40. 

2)  Sołowjew,  ks.  VI,  str.  64. 

3)  Branicki  niezasłużenie  uchodzi  w  oczach  niektórych  historyków  za  pio- 
niera reformy  sejmowej.  Chwilowo  tylko,  w  r.  1762,  dał  się  on  skłonić  Konar- 
skiemu do  przesłania  gabinetowi  francuskiemu  memoryału  o  naprawie  Rzplitej, 
który  całkowicie  wyszedł  z  pod  pióra  wielkiego  pijara  ;  okoliczność  ta  nie  wy- 
starcza do  uratowania  pamięci  hetmana,  obciążonej  psuciem  niejednego  sejmn 
a  nie  ozdobionej  żadną  zasługą  reformatorską. 


—     413     — 

Kontrola  sąsiedzka  wydała  plon  na  sejmie  r.  1766  pod 
laską  Celestyna  Czaplica,  wciąż  jeszcze  objętym  węzłem  konfe- 
deracyi.  Walna  sprawa  ulepszenia  obrad  publicznych  narzuciła  się 
już  wówczas  wielu  umysłom.  I  dwór,  i  opozycya,  i  Rosya  parły 
do  „eiucydacyi"  niejasnej  formuły  konwokacyjnej  o  sądowym 
sposobie  uctiwalania  wniosków  skarbowych,  przytem  dwór  starał 
się,  ile  można,  rozszerzyć  zakres  głosowania  większością.  Kon- 
ferencya  ministeryalna  przy  królu  obmyślała  starannie  całą  tak- 
tykę postępowania  między  Scyllą  i  Charybdą,  t.  j.  między  wrogiem 
zewnętrznym  i  wewnętrznym.  Sam  zresztą  Sołlyk  zawahał  się  na  złej 
drodze,  i  w  liście  do  wyborców  zachwalał  głosowanie  „przez 
kałkuły",  z  tem  jedynie  ograniczeniem  (oczywiście  zbytecznem), 
aby  przed  każdem  głosowaniem  merytorycznem  odbywało  się 
głosowanie  formalne,  przedwstępne,  nad  pytaniem  :  czy  izba  chce 
się  danym  przedmiotem  zajmować?  Wnet  jednak  wir  namiętności 
znów  uniósł  biskupa  na  stronę  przeciwną  ^). 

Dnia  11  października  wystąpił  w  senacie  kanclerz  Zamoyski 
z  projektem  zastosowania  „formy  sądowniczej"  do  wszystkich 
bez  wyjątku  wniosków  „ku  pożytkowi  Rzplitej  ściągających  się% 
jakie  nadeśle  Komisya  Skarbowa.  Sprytniejsi  malkontenci  zaraz 
poznali  się  na  zamiarach  dworu.  Adam  Krasiński  nazwał  takie 
„podszywanie"  pod  niewinną  nazwę  „materyi  swobód  i  wolności 
szlacheckiej"  —  „urąganiem  z  słabości  rozumu  ludzkiego".  A  Mi- 
chał Wielhorski,  kuchmistrz  litewski,  za  wiedzą  obcych  protekto- 
rów, zgłosił  kontrprojekt  ubezpieczający  „wolne  niepozwalam"  : 
„aby  głos  wolny  żadną  słów  obojętnością  w  jakimkolwiek  prze- 
pisie prawa  nie  słabiał",  i  aby  forma  judiciaria  obowiązywała 
tam  tylko,  gdzie  nie  zachodzi  potrzeba  nowych  podatków  iul> 
zwiększenia  dawnych.  Poparli  to  wniesienie  Repnin  i  Benoit 
groźną  deklaracyą,  że  dwory  ich  wydadzą  wojnę  Polsce,  jeżeli 
wniosek  Zamoyskiego  przejdzie.  Ten  straszny  moment  musiał 
prędzej  czy  później  nastać;  aby  go  przetrwać  zwycięsko,  powi- 
nien był  naród  skupić  wszystkie  siły,  zahartować  wolę,  przygo- 
tować obronę.  Stało  się  przeciwnie.  Siły  moralne  znalazły  się 
w  rozbiciu  ;  materyalne  —  ledwo  w  zawiązku.  Uzdrowienie  sejmów 
zawisło  nad  przepaścią.    Poniatowski    gonił   na  ostre,  chciał  sta- 


')  Rudnicki,  Biskup  Kajetan  Sołtyk,  117. 


-     414     - 

wiać  wsz3'stko  na  kartę,  choćby  mu  przyszło  zginąć  pod  gruzami 
reformy.  Z  jego  natchnienia,  jeżeli  nie  z  pod  jego  pióra,  wyszły  : 
„Uwagi  dobrego  patryoty  nad  memoryałem  moskiewskim  i  pru- 
skim z  11  listopada  1766",  wyjaśniające  narodowi,  jaki  związek 
ma  robota  Wielhorskiego  ze  zgubnyrri  zamysłami  dworów^). 
W  radzie  gabinetowej  Stanisława  Augusta  poglądy  się  roz- 
szczepiły. Starzy  realiści,  Czartoryscy,  czując  swoją  bezbronność 
i  bojąc  się  gniewu  szlachty  w  razie  spełnienia  gróźb  cudzoziem- 
skich, radzili  królowi  ustąpić  wobec  przemocy.  Zamoyski  był  za 
pozostawieniem  rzeczy  w  tym  sianie,  w  jakim  znajdowała  się  od 
czasu  konwokacyi,  aby  zachować  możność  tiómaczenia  prawa 
T.  1764  w  sensie  rozciągłym,  obejmującym  podatki.  Przeździecki, 
podkanclerzy  litewski,  uważał,  że  możnaby  to  osiągnąć,  zalecając 
deputacyom  konstytucyjnym  na  przyszłych  sejmach,  aby  nowe 
podatki  umieszczały  zawsze  v/  rubryce  spraw  skarbowych 
Stanisław  Lubomirski,  marszałek  wielki  koronny,  nie  był  pe- 
wny przejścia  projektu  wobec  intryg  rosyjskich,  pruskich,  bi- 
skupich, tudzież  innych  machinacyi  przeciwnych  -).  Przeciwnie, 
ks.  Kazimierz  Poniatowski,  podkomorzy  koronny,  ręczył  za  po- 
wodzenie, „gdyż  opozycya  oczywista  posła  moskiewskiego  sza- 
cunku przydaje  projektowi  u  narodu,  i  dopiero  kredyt  królewski 
funduje,  ukazując,  że  nie  w  ślepej  i  szkodliwej  dependencyi  dla 
narodu  zostaje,  że  jak  projekt  odrzucim,  i  kredyt  już  nieodwrotnie 
straciemy".  August  Czartoryski,  wojewoda  ruski,  dowodził  prze- 
ciwnie, że  kredyt  „wtenczas  zupełnie  stracim,  jak  biedę  na  naród 
ściągniem".  Stanęło  na  tern,  by  projekt  wycofać,  ale  jeżeli  Repnin 
nalegać  będzie  o  szkodliwe  objaśnienie  lub  obalenie  zdobyczy 
z  r.  1764,  to  bronić  tej  ostatniej  do  ostateczności^).  Jednak 
i  przed  tą  ostatecznością  cofnęli  się  Czartoryscy.  Książę  woje- 
woda, który  zwykle  kilku  zdaniami  zbywał  propozycye  tronowe, 
teraz  wygłosił  podobno  długą  miOwę  przeciwko  projektowi  Za- 
moyskiego i  kazał  swemu    synowi,  ks,  Adamowi,  działać  w  tym 


1)  Schmitt,  Panowanie  Stanisława  Augusta,  II,  r.  2,  §  5-6.  Łubieńska,  Ru- 
dnicki, Solowjew,  j.  w.;  Dyaryusż.  sejmu  r.  176G,  passim. 

2)  Zawzięcie   opierała    się    majoryzacyi  w  sprawach  podatkowych  prowin- 
cya  pruska. 

3)  Protokół  konferencyi  króla  z  ministrami,  p.  datą  17  października  1766. 
Ms.  Bibl.  653  Czart.  Por.  Schmitt,  96. 


-     415     — 

tsamym  duchu.  Samobójczy  wniosek  Wielhorskiego  stał  się  pra- 
wem 0.  wniosek  Zamoyskiego  —  przepadł  bez  śladu.  Rosya 
z  pomocą  Sołtyka  i  towarzyszy  wymusiła  rozwiązanie  konfedera- 
cyi,  aby  przywrócić  niekrępcwaną  możność  stosowania  vcto.  „Bie- 
dy" jednak  nie  zażegnano  :  przyszła  ona  i  pogrzebała  rządy  familii. 
Trzeci  akt  kryzysu  konstytucyjnego  rozegrał  się  na  tle  kon- 
federacyi  Radomskiej.  Pierwotnym  celem  szefów  reakcyjnego 
rucłiu  było  obalenie  Stanisława  Augusta;  niektórzy  z  nich,  nie- 
liczni, chcieli  nadto  prawdziwych  i  śmiałych  reform.  Kiedy  na- 
dzieja ta  zawiodła,  konfederaci  zajęli  się  głównie  psuciem  dzieła 
Czartoryskich  i  szykanowaniem  ich  oraz  króla;  pomyślano  też 
o  reformach  wstecznych,  któreby  skrępowały  Poniatowskiego. 
Opozycya  silna  i  inteligentna,  ufna  w  svv^oją  przewagę  liczebną 
na  sejmikach,  spróbowałaby  zapewne  w  takiej  chwili  wywyższyć 
sejm  ponad  króla,  a  więc  przedewszystkiem  zapobiedz  na  przy- 
szłość zrywaniu  obrad.  Ale  tępa  komenda  Potockich,  Radziwiłłów, 
Mniszchów  nie  odważyła  się  na  nic  podobnego.  Przeciwnie,  wśród 
grawaminów,  jakie  posłowie  radomscy  roztoczyli  przed  Katarzyną 
w  Moskwie,  wydatne  miejsce  zajmował  dworski  zamach  na  da- 
wną formę  rządów-),  a  wśród  haseł,  rzucanych  tłumom,  domi- 
nowało hasło  obrony  dawnych  swobód,  rzekomo  pogwałconych 
przez  familię.  Jednakże  ani  tamte  grawamina,  owoc  naiwnej 
a  przewrotnej  taktyki  radomian,  ani  te  wytarte  kłamstwa  sejmi- 
kowe nie  odzwierciedlały  głębszego,  szczerego  poglądu  na  veto 
przodującej  części  społeczeństwa.  Obce  i  całkiem  nieuprzedzone 
świadectwo  Repnina  stwierdza,,  że  ogół  wcale  już  wówczas  nie 
pragnął  stosowania  veto  do  spraw  ekonomicznych.  „Wszyscy, 
przeciwnie,  sarkają  na  to  zrywanie  sejmów  i  z  pogardą  patrzą 
na  sprawców".  „Spełnię  wszystko,  co  Wasza  Ekscelencya  mi 
rozkaże"  —  pisał  ambasador  do  Panina:  „...siła  nasza  obecnie 
wszystko  potrafi  zrobić.  Ale  ośmielę  się  przełożyć,  że  tą  drogą 
nietylko  nie  utrwalimy  ku  sobie  zaufania  narodu  i  naszych  wpły- 
wów tutaj,  ale  owszem,  zniszczymy  je  całkowicie,  zostawiając 
ranę  w  sercach  wszystkich  rozumnych  i  godnych  ludzi  -*). 


1)  Vol.  Leg.  VII,  453-4. 

2)  Kraushar,  Książę  Rcpnin  i  Polska,  r.  25-6,  29. 

3)  Repnin  do  Panina  22  grudnia  1767  r.,    Sbornik  Impcr.    Ras.  Istor.  Ob- 
■szczestwa,  LXXXVII,  279  sq. 


—     416     — 

Jakoż  przeciętny  ten  pogląd,  że  sprawy  ekonomiczne  należy 
wyjąć  z  pod  władzy  veto,  zapanował  nawet  w  niewolniczerr* 
ustawodawstwie  sejmu  repninowskiego  1767  roku.  Wówczas  to 
pierwszy  raz  spisane  zostały  tak  zwane  prawa  kardynalne,  któ- 
rycł]  istnienie  jakby  przeczuwał  niejasno  naród  szlachecki  już  od 
wieku,  ale  których  dotąd  nikt  nigdy  nie  zrejestrował.  Obca  przemoc 
postanowiła  zagwarantować  cały  ustrój  Rzplitej ;  temsamem  mu- 
siała określić,  co  należy  do  istoty  ustroju  i  co  ma  zostać  porę- 
czonem.  Z  drugiej  strony,  już  od  czasów  pierwszych  projektów 
reformy  skarbowej  za  Augusta  III  kiełkowało  dosyć  szerokie 
pojęcie  materyi  ekonomicznych ;  nabrało  ono  wyraźniejszycłi 
konturów  w  związku  z  założeniem  Komisyi  Skarbowej  i  z  wia-^ 
domą  koncepcyą  głosowania  „w  formie  sądowniczej".  Otóż  Repnirt 
w  porozumieniu  z  prymasem  Podoskim  ')  odgraniczył,  z  jednej 
strony,  prawa  kardynalne,  które  miały  pozostać  niezmiennemi  na 
wieczne  czasy,  z  drugiej  —  sprawy  ekonomiczne,  podległe  więk- 
szości głosów,  lecz  bliżej  nie  wyszczególnione.  Resztę  nazwano 
materyami  państwowemi,  materiae  status  —  pojęcie,  mające  też 
za  sobą  pewną  niewyraźną  tradycyę,  —  i  tę  kategoryę  zachowano- 
pod  rządami  jednomyślności.  W  poczet  niezmiennych  praw  kar- 
dynalnych weszły:  religia  katolicka  panująca,  król  katolik,  wolna 
elekcya,  neminem  captivabimus,  unia  z  Litwą,  przywileje  prowincyi 
Pruskiej,  równość  szlachecka,  wyłączne  prawo  szlachty  do  spra- 
wowania urzędów  i  posiadania  dóbr  ziemskich,  władza  dziedzica 
nad  chłopem,  kara  śmierci  na  szlachcica  za  zabójstwo  poddanego 
(jedyna  nowość  w  kierunku  postępowym),  zasada  wypowiedzenia 
posłuszeństwa,  wreszcie  (§  17)  „liberum  veto  na  sejmach  wolnycłi 
in  materiis  status  w  zupełnej  mocy  zachowane...,  zachowując  na 
wieczne  czasy  każdej  osobie  składającej  sejm  moc  zniszczenia 
actmtatis  sejmowania  in  materiis  status  przez  jedną  szczególnie 
kontradykcyą  wolnego  głosu,  ustnie  albo  przez  manifest  uczynioną",. 
Materye  państwowe  objęły :  podatki,  powiększenie  wojska, 
traktaty,  wypowiedzenie  wojny,  zawarcie  pokoju,  zmianę  wartości 
monety,  prerogatywy  ministrów,  porządek  sejmowania  i  sejmiko- 
wania, porządek  trybunałów,  pozwolenie  królowi  kupowania  dóbr,, 
zmianę  kompetencyi  rad    senatu,  zwołanie    pospolitego  ruszenia^ 


V)  Kraushar,  II,  206,  216. 


-     417     - 

zakaz    zajazdów.    Wszystko    inne    zaliczono    do    spraw  ekonomi- 
cznych '). 

Jakkolwiek  szczupłą  swobodę  zachował  nadal  organ  prawo- 
dawczy wobec  rozległości  praw  kardynalnych  i  materyi  stanu, 
liberum  veto  wyszło  z  kuźni  delcgacyjnej  r.  1767,8  nie  bez 
szwanku.  Katarzyna,  uwzględniając  prośby  i  pcrswazye  swego 
ambasadora,  pozwoliła  mu  dopuścić  do  zaprowadzenia  w  Polsce 
pewnego  minimum  porządku,  w  zakresie  obojętnym  dla  sąsia- 
dów. Temu  dążeniu  odpowiadał  podział  praw  na  trzy  kategorye. 
Gdyby  „niepozwalam"  pozostało  w  dawnym  sensie  Liberl  rumpOy 
to  żadne  przepisy  nie  zabezpieczyłyby  spraw  gospodarczych  od 
wspólnego  rozbicia  razem  z  państwowemi :  opozycya  po  dawnemu 
albo  traktowałaby  jedne  i  drugie  łącznie,  panując  nad  porządkiem 
dziennym  i  stosując  obstrukcyę,  albo  bez  ceremonii  ucinałaby 
głowę  całemu  zgromadzeniu,  w  myśl  dawnej  wszechpotęgi  wol- 
nego głosu.  O  ten  to  szkopuł  posprzeczali  się  opiekunowie  na- 
szego nieładu,  Repnin  i  Benoit.  Rosyanin  poprzestawał  na  swo- 
jej potrójnej  dystynkcyi,  licząc  na  to,  że  następcy  wyzyskają  ją 
zawsze,  jak  im  się  spodoba.  Prusak,  zgodnie  z  ogólnym  duchem 
polityki  Fryderyka  II,  dążył  do  pogłębienia  przepaści  między 
Rosyą  i  Stanisławem  Augustem,  między  zastojem  i  reformą,  więc 
upierał  się  przy  wyraźnem  zastrzeżeniu,  iż  sejmy  zawsze  wolno 
będzie  zrywać.  Niewiele  brakowało,  aby  duch  pruski  zwyciężył 
i  w  Petersburgu  i  w  Warszawie-).  Postawił  przecież  na  swojem 
ambasador.  Veto,  jak  widać  z  powyższej  jego  formuły,  utrzymało 
moc  „niszczenia",  t.  j.  tamowania  obrad  nad  sprawami  państwo- 
wemi, ale  straciło  wszelką  moc  wobec  kwestyi  gospodarczych. 
Temsamem  o  rwaniu  sejmów  nie  mogło  być  nadal  mowy. 
Przekształcony  gruntownie  regulamin  uświęcił  obiór  marszałka 
większością,  nieważność  protestów  przeciwko  czynnościom  izb, 
nakazanym  przez  prawo,    dopuszczalność   limity  za   jednomyślną 


')  Vol.  Leg.  VII,  595  sq.  Pierwotnie  Repnin  zamyśla!  przeprowadzić  inn;j 
dystynkcyę,  jeszcze  gorszą  dla  nas.  „W  materyach  skarbowych,  wojskowych  i  jury- 
dycznych wszak  są  zawsze  dwoistej  natury  rzeczy,  jedne  executivae,  drugie  legis- 
lativae.  Ad  executivas  admitto  pluralitatem,  ad  legisiativas  non  admitto"  —  te 
słowa  wypowiedział  on  w  rozmowie  z  królem  3  maja  1767  r.,    Sclimitt,  II,  182. 

2)  Relacyc  Benofta  w  berlińskieni  Arciiiwum  Państwowem ;  Politische 
Corresp.  Fricdrichs  d.  Grosscn,  XXVII,  passim.  Sbornik,  j.  w.,  281. 

27 


—     418     — 

zgodą  sejmujących  ')•  Zapobiegając  nadto  powtórzeniu  próby 
Czartoryskich  z  r.  1764,  przepisano,  iż  nadal  podczas  bezkró- 
lewi, nawet  po  zawiązaniu  konfederacyi,  można  będzie  wyzna- 
czać większością  głosów  tylko  termin  i  czas  trwania  elekcyi, 
wszystkie  zaś  pozostałe  sprawy  zależne  będą  od  jednogłośnego 
zezwolenia^).  Jeżeli  w  tym  punkcie  duch  Humieckich  i  Pie- 
niążków, wcielony  w  ziemską  powłokę  Radziwiłłów  i  Wielhorskich, 
zatryumfował  nad  twórcami  dzieła  konwokacyjnego,  to  nowy 
„porządek  sejmikowania"  przyniósł  zwycięstwo  żywiołom  postę- 
powym. Tutaj  Repnin  pod  naciskiem  króla  pozwolił  nietylko 
na  obiór  deputatów  większością  —  na  co  zgadzał  się  oddawna, 
ale  nawet  na  zupełne  usunięcie  liberi  veto.  „Na  sejmikach,  oso- 
bliwie poselskim"  —  głosiła  nowa  ustawa  —  „wszelkie  materye, 
gdy  się  per  unanimitatem  nie  zgodzą,  per  turnuni  pluralitate 
traktowane  być  mają,  bez  wtrącenia  żadnycli  głosów,  któreby 
decyzyą  zaczętej  materyi  przerywały"  ^).  Czy  usłuchał  ambasador 
przestrogi  podkanclerzego  Przeździeckiego,  że  województwa  od- 
czują, jako  krzywdę,  pośrednie  odbieranie  reprezentacyi,  czy  trafił 
mu  do  przekonania  argument  Michała  Czartoryskiego,  że  im 
więcej  zrywa  się  sejmików,  teni  łatwiej  śmiały  król  opanuje  nie- 
liczną izbę  i  wykona  zamach  stanu  '*),  —  dość,  że  jednem  po- 
ciągnięciem pióra  wykreślono  veto  z  całego  słownictwa  sej- 
mikowego. 

Naogół  wystąpienie  Rosyi  podczas  konfederacyi  Radomskiej 
w  obronie  anarchii  wywarło  wrażenie  przejmujące.  Książę  pod- 
komorzy dobrze  wróżył:  mało  komu  nie  obrzydł  głos  wolny, 
gdy  dał  się  słyszeć  w  rosyjskiej  transkrypcyi,  jako  „wolnyj gołos" 
albo  „libieruni  wotum"  °).  Nic  bardziej  pouczającego,  jak  śledzić 
drgnienia  wolnościowe  w  duszach  konfederatów  barskich.  Nie 
może  być  dwóch  zdań  o  tem,  że  kiedy  Michał  Krasiński  i  Józef 
Pułaski  podpisywali  swe  pierwsze  uniwersały  do  narodu,  to  pod 
ich  piórem  „wolność  krwią  sławnych  przodków  naszych  nabyta" 
znaczyła  tyle,  co  dawna   złota  wolność,  kulminująca  w  „wolnem 

1)  Vol.  Leg.  VII,  613  sq. 

2)  Vol.  Leg.  VII,  619. 

3)  Vol.  Leg.  VII,  626. 

4)  Schmitt,  II,  418. 

5)  Ob.  np.  rezolucyę  Katarzyny  w  Sborniku,  j.  w.,  286. 


--     419     — 

niepozwalarn",  frazes:  „turpeni  et  despoticam  serwitutem  dete- 
stamur"  stał  w  najbliższym  ideowym  związku  z  żalem  za  wy- 
wróconą formą  rządu  Rzplilej,  t.  j.  z  niechęcią  do  wszystkich 
innowacyi  od  r.  1764  do  1768,  a  przez  mniemane  „zerwanie" 
sejmu  repninowskiego  chciano  rozumieć  czyn.  identyczny  z  czy- 
nem Sicińskiego  '). 

Z  czasem  nadchodziło  wytrzeźwienie.  Zrozumiano  sens  na- 
rzuconej gwarancyi  moskiewskiej.  Widziano,  w  jaką  niewolę 
obróciła  się  „tyrania"  Poniatowskiego;  ujrzano  Czartoryskich, 
prześladowanych  przez  Rosyę  zupełnie  tak  samo,  jak  prześlado- 
wani byli  konfederaci.  Oceniano  niezawodnie  i  skutki  rwania 
sejmów  za  Augusta  III,  które  doprowadziły  kraj  do  zupełnej 
bezbronności.  Gwarancya  nierządu  godziła  jednocześnie  i  w  nie- 
podległość i  w  postęp  polityczny;  więc  też  obie  te  sprawy,  do- 
niedawna  dla  wielu  sprzeczne,  jęły  się  kojarzyć  w  jedną.  Adam 
Krasiński,  podskarbi  Wessel,  marszałek  Pac,  hetman  Ogifiski, 
wszystko  co  było  oświecenszego  w  Generalności,  mniej  lub  wię- 
cej wyraźnie  oświadczało  się  przeciw  anarchii.  Veto,  wyrzucone 
ze  skarbnicy  ideałów  narodowych,  znalazło  gościnne  przyjęcie 
w  arsenale  rosyjsko-pruskich  oręży  przeciwko  Polsce.  Należy 
wiedzieć,  że  we  wszystkich  rokowaniach,  jakie  ambasada  rosyj- 
ska toczyła  z  odłamami  opinii  polskiej  podczas  ruchu  barskiego, 
kwestya  późniejszego  ustroju  Polski,  i  na  jej  czele  kwestya  na- 
prawy sejmów,  odgrywały  pierwszorzędną  rolę.  Zaczynały  się  te 
pertraktacye  zwykle  od  sprawy  dysydenckiej  albo  od  objaśnie- 
nia, względnie  skasowania  gwarancyi ;  co  do  obu  tych  szkopu- 
łów Katarzyna  i  Panin  ofiarowywali  ustępstwa.  Ale  co  do  „głosu 
wolnego"  kompromis  był  niemożliwy.  Zwłaszcza  za  bytności 
w  Warszawie  ambasadora  Wołkońskiego  (1769—71)  sprawa  ta 
stanęła  na  ostrzu  miecza.  Książę  wojewoda  ruski  proponował 
status  quo  z  czasów  po  sejmie  Czaplica;-)  z  obozu  właściwych 
rusofilów  Flcmming,  wojewoda  pomorski,  podlicytowując  Czarto- 
ryskich, przyjmował  powrót  do  stanu  nieokreślonego  z  doby 
augustowskiej,  byle   veto  nie    było  niezmiennem    prawem  kardy- 


')  Szcz.  Morawski,  Matcryaly  do  konfcdcracyi  Barskiej,  22  sq.,  33  sq. 
'^)  Rclacya    posła    duńskiego   Saint-Sapliorina   z   d.   18   listopada    17()9  r^ 
(Arch.  Państw,  w  Kopenhadze). 


-     420     - 

nalnem  ^).  Ambasador  nie  godził  się  na  to,-)  oskarżał  familięr 
w  Petersburgu  o  niepoprawne  zamysły  reformatorskie,  sekwe- 
strował  jej  dobra.  Tymczasem  pożar  domowy  rozpalał  się  coraz 
szerzej,  i  tiasłem  stawała  się  coraz  wyraźniej  niepodległość,  już 
bez  żadnego  związku  z  liberum  veto.  Wołkoński  w  całym  kraju 
znajdował  tylko  dwie  firmy  polityczne,  zgodne  z  Rosyą  i  Pru- 
sami co  do  dalszego  utrzymania  Polski  w  nierządzie.  Byli  to: 
mściwy  Mniszech,  wszechwładny  ongi  doradca  Briihla,  i  ciemny 
a  nadęty  Franciszek  Salezy  Potocki,  wojewoda  kijowski^).  Lecz 
ci  żądali  detronizacyi  Ciołka,  a  uspokoić  kraju  nie  mogli.  Uspo- 
kojenie przyniósłby  tylko  dom  Czartoryskich,  lecz  ten  żądał  nie- 
podległości, redukcyi  praw  dysydenckich  i  reform.  Koniec  końcem 
Rosya  wolała  dopuścić  Austryę  i  Prusy  do  współzaboru,  niż  zrzec 
się  opieki  nad  veto.  Nastąpił  rozbiór.  Rzplita  podupadła,  po- 
nieważ nie  zdobyła  się  na  usunięcie  przed  obcą  interwencyą  fa- 
talnej ,, źrenicy".  Upadła  —  ponieważ  przystąpiła  do  tego  zapóźno- 
została  ograbiona  —  ponieważ  zapragnęła  odrodzenia  z  groźną 
dla  sąsiadów  stanowczością. 

„Znaniienitoje  słowo"  tak  bardzo  przypadło  do  gustu  roz- 
biorcom,  że  postanowili  zakonserwować  je  w  nieskończoność, 
bez  względu  na  dalsze  osłabienie  Rzplitej  po  odjęciu  V3  części 
jej  dzierżaw.  Zanim  się  rozstrzygnęły  losy  wojny  konfederackiej,. 
zanim  przewidziano,  czy  Polska  wyjdzie  z  niej  cała  i  niepodległa, 
czy  też  okrojona,  nowy  alians  prusko-rosyjski  z  r,  1769  stwierdził 
nadal  ochronę  złotej  wolności,  a  w  wymianie  not  dyplomatycz- 
nych między  Berlinem  i  Petersburgiem  zimą  r.  1770  —  1  znalazła 
się  znowu  wzmianka  o  veto,  jako  prawie  kardynalnem  *).  Inne 
gabinety,  które  różnymi  czasy  popierały  „wolne  niepozwalam", 
mianowicie  Francya  i  Szwecya,  życzyły  teraz  wzmocnienia  Rzplitej ;. 
dyplomacya  angielska  i  duńska  darzyły  Czartoryskich  szczerą,  ale 
bierną  sympatyą.  Austrya,  która  jeszcze  w  r.  1764  recytowała 
sobie    dla    pamięci    stare    abecadło  ■')    —    zasadę    pielęgnowania 

')  Saint-Saphorin  11  listopada  i  6  grudnia  (tamże). 

2)  Relacya  posła  szwedzkiego  Diibena  5  sierpnia  1769  r.  (Arch.  Państw^ 
w  Stoiiholmie). 

5)  Benott  do  Gabinetu  18  października  1769  (Arch.  Państw,  w  Berlinie). 

4)  Geneza  i  ustanowienie  Rady  Nieustającej,  144-5. 

5)  Rozkaz  Kaunitza  do  ambasadora  Mercy'ego  z  d.  31  maja  1764  r.  Adre- 
sat, zdaje  się,  nie  zrobił  użytku  z  tego  rozkazu. 


—     421     — 

liberi  veto,.  teraz,  w  r.  1772,  śląc  do  Warszawy  posła,  barona 
Reviczky'ego,  po  łup  galicyjsl<i,  oświadczyła  się  w  instrukcyi  dla 
niego  i  w  późniejszych  rozkazacłi  za  obaleniem  „politycznego 
monstrum"  —  t.  j.  jednomyślności.  Turcya  wytrwała  w  opacznem 
rozumieniu  polskiego  dobra,  ale  jej  głos  nic  już  nie  znaczył. 
Znaczyły  dużo  i  stanowiły  o  wszystkiem  Rosya  i  Prusy;  one  też 
narzuciły  Polsce  nowy  ustrój,  obmyślony  w  Petersburgu  z  tą 
racłiubą,  aby  zapewnić  krajowi  spokój  wewnętrzny  —  i  nicość 
nazewnątrz. 

Z  tern  wszystkiem  akcya  prusko  -  rosyjska  miała  w  danej 
chwili  jedną  piętę  achillesową.  Skoro  postanowiono  uzyskać  for- 
malną cesyę  zaborów  ze  strony  sejmu  polskiego,  to  Polacy  mogli 
stawiać  wzainian  warunki.  Mogli  i  powinni  to  byli  uczynić 
zwłaszcza  ci  politycy,  którzy  pierwsi  pokonali  w  sobie  skrupuły 
i  poszli  na  rękę  trzem  dworom.  Ci  ludzie  nieszczęsnej  pamięci : 
kuchmistrz  Adam  Poniński,  August  Sułkowski,  wojewoda  gnieź- 
nieński, kanclerz  Andrzej  Młodziejowski,  biskup  wileński  Ignacy 
Massalski,  zbyt  światłe  mieli  głowy,  by  nie  oceniać  całej  donio- 
słości reformy  parlamentarnej,  ale  też  mieli  zbyt  podłe  serca, 
aby  w  nagrodę  za  klęskę  publiczną  żądać  czegoś  dla  ojczyzny, 
a  nie  dla  siebie.  Zresztą  wielu  z  nich  osobiście  wcale  nie  zale- 
żało na  tern,  by  kiedyś  większość  narodowa  zważyła  i  otaksowała 
ich  czyny.  W  najważniejszym  momencie,  na  wiosnę  roku  1773, 
partya  rosyjska  wytargowała  sobie  raczej  wszystko  inne,  niż 
uzdrowienie  sejmu  :  nietylko  nie  poparła  idących  w  tym  kierunku 
zabiegów  króla,  ale  przygotowała  zupełne  obezwładnienie  na 
przyszłość  władzy  monarcbicznej.  Testament  Fredry,  Tarłów,  Po- 
lockich  wykonała  w  tym  duchu,  źe  odebrała  tronowi  szafunek 
łask  i  wakansów,  a  nie  zaprowadziła  rządów  większości.  Podnieść 
to  należy  z  tem  większym  naciskiem,  źe  czasy  od  pięciu  lat 
mocno  się  zmieniły.  Poseł  rosyjski  Stackelberg  świadczył  kate- 
gorycznie, że  cały  naród  żąda  skasowania  liberi  veto  bez  żadnych 
zastrzeżeń,  nietylko  co  do  spraw  ekonomicznych,  jak  to  było  za 
dni  Repnina  (1767).  W  takiej  to  chwili  ludzie,  którzy  się  narzu- 
cili narodowi  na  sterników,  sprzedali  trzem  dworom  swoje  pod- 
pisy pod  traktatami  rozbiorowymi  za  pensye  i  za  zemstę  nad 
królem.  Nic  dziwnego,  że  kiedy  pod  koniec  roku  Sułkowski 
i  towarzysze  poprosili    w  Petersburgu    przez   Stackelberga  o  po- 


—     422     — 

Zwolenie  na  zniesienie  veto  i  uporządi<owanie  bezkrólewi,  Panin 
dał  im  bezwzględną  odprawę^). 

Później  w  osławionej  Delegacyi  rozegrało  się  około  kwestyi 
sejmowej  kilka  gorących  starć.  Wymownie  domagał  się  naprawy 
Kurzeniecki,  poseł  piński;  Andrzej  Moszczeński.  wojewoda  ino- 
wrocławski, stawiał  wniosek  (25  kwietnia  1774  r.)  aby  we  wszyst- 
kich głosowaniach  zaprowadzić  regułę  większości  i  zabronić 
tamowania  oraz  rwania  obrad  pod  odpowiedzialnością  sądową-). 
Wszystko  daremnie.  Stackelberg  nieubłaganie  trzymał  się  swych 
instrukcyi,  Reviczky  dbał  tylko  o  zdobycz  materyalną,  a  Benoit 
wyzywająco  żądał  ponownego  stwierdzenia  prawa  zrywania  sej- 
mów. Rosyanin  wyjednał  tylko  dla  swej  klienteli  upoważnienie 
do  umieszczenia  traktatów  handlowych  wśród  materyi  ekono- 
micznych. Zresztą  i  z  tej  ulgi  nie  zrobiono  użytku.  Rzeczy  po- 
zostały w  dawnym  stanie.  Traktatami  polsko-rosyjskim,  polsko- 
pruskim    i  polsko-austryackim    (p.  d.  18  września    1773)   zostało- 


1)  Bliższe  szczegóły  ob.  Geneza  i  ustanowienie  Rady  Nieustającej,  181 
sq.,  231   sq.,  324  sq. 

2)  Wniosek  Moszczenskiego  opiewał  w  konkluzyi :  „...doznając  tedy  prze- 
szlycłi  nicpomyślności,  clironiąc  się  przyszłycłi  i  m  zabiegając,  uważając  oraz, 
jakim  sposobem  przodkowie  nasi  z  sławą  swoją,  pomyślnością  powszechną 
kraju  rządzili  i  radzili,  jak  się  i  teraz  w  Europie  wclnc  królestwa  i  Rzplite 
rządzą,  znosiemy  szkodliwie  wprowadzony  zwyczaj  zrywania  sejmów  i  sejmi- 
ków, wracamy  się  do  dawnej  rad  formy,  nad  którą  co  lepszego  rozum  ludzki 
wynaleźć  nie  może,  to  jest,  aby  wszelkie  okoliczności  na  radach  sejmowych 
i  sejmikowych  za  wielością  zdań  konkludowane  były  takowym  sposobem  :  po 
przeczytaniu  przez  marszałka  propozycyi  i  spytaniu,  jeżeli  jest  na  nią  powsze- 
chna zgoda,  ta  gdy  nastąpi,  za  prawo  będzie  napisana;  gdy  rie  nastąpi,  uda 
się  ad  pluralitatem,  a  jak  prędko  tedy  piuralitas  będzie  choć  jedną  tylko  osobą,. 
ta  materya  od  m.arszałka  i  deputatów  do  konstytucyi  aby  podpisana  była  i  za 
prawo  miana ;  tymże  sposobem,  jeżeliby  negatywa  jedną  nad  połowę  osobą  za- 
szła, ta  materya  odrzucona  być  ma  ;  gdyby  zaś  zdarzyła  się  paritas,  ta  materya 
do  przyszłego  sejmu  ma  być  odłożona,  a  sejmy  od  recesów  według  dawnych 
praw  zaczynane  być  mają.  To  tedy  postanowienie  rady  sejmowej  i  sejmikowej 
per  pluralitatem  mającej  się  czynić  pro  legę  perpetua  mieć  chcemy,  i  ktoby  się 
temu  miał  kiedy  sprzeciwiać,  i  ośmielił  się  protestować,  rady  tamować,  dopie- 
roż  kazić,  takowy  poenis  contra  convulsores  legum  sancitis  ma  być  za  pozwa- 
niem przez  instygatora  koronnego  w  trybunale  koronnym,  a  litewskiego  w  li- 
tewskim, i  skąd  będzie  przeciwnik  prawa,  karany.  Rada  zaś  być  powinna  kon- 
tynuowana per  pluralitatem  w  wszelkich  materyach  konkludowana".  Protokół 
Delegacyi,  Zagajenie  III,  219-20. 


—     423     — 

zapowiedziane  wzięcie  swobód  narodowych  pod  opiekę  wszystkich 
trzech  dworów.  Rosya  gwarancyę  swoją  sformułowała  wyraźnie'). 
Pluralitas  miała  i  nadal  obowiązywać  w  dziedzinie  ekonomi- 
cznej, jednomyślność  —  w  kwcstyach  „państwowych".  Veto,  zre- 
dukowane na  sejmie  repninowskim,  pozostało  prawem  niewzru- 
szonem.  Zabezpieczono  tylko  przed  jego  działaniem  obiór  na 
sejmie  nowoustanowionej  Rady  Nieustającej  ^), 

Zresztą,  jak  mało  było  prawniczego  sensu  w  tej  kodyfi- 
kacyi,  o  tern  przekonano  się  już  przy  najbliższym  przeglądzie 
ustawy  Rady  w  r.  1776.  Wówczas  to  nadano  jej  prawo  tłóma- 
czenia  ustaw  i  zarazem  pozwolono  sejmowi  uchylać  lub  zatwier- 
dzać takie  rezolucye  prostą  większością  głosów^).  Równało  się 
to  rozciągnięciu  prawa  interpretacyi  większością  na  sam  sejm ; 
odtąd  ktokolwiek  wśród  sprzecznych  przepisów  Woluminów  Le- 
gum  chciałby  ustalić  pewną  normę  bez  jednomyślnej  zgody  obu 
izb,  m.iał  ku  temu  drogę  otwartą:  wystarczało  wyrobić  rezolucye 
w  Radzie,  a  potem  w  razie  zaskarżenia  jej  przed  sejmem  -- 
można  było  uzyskać  zatwierdzenie  tamże  według    zasad  r,  1776. 

Kiedy  w  r.  1778  pierwszy  raz  za  Stanisława  Augusta  za- 
siadły stany  do  wolnych  obrad  bez  węzła  konfederacyi,  ogół 
z  ciekawością  czekał  na  wynik  zgromadzenia.  „Nim  się  ten  sejm 
zaczął,  wieść  po  całym  kraju  roztrząśniona  zapowiadała,  że  miał 
być  zerwanym  dlatego  jedynie,  że  miał  być  wolnym''  ■*).  Rzeczy- 
wiście nie  obeszło  się  tym  razem,  jak  i  w  następnych  latach, 
bez  przykrych  tarć.  Fatalna  unanimitas,  przemocą  utrzymana 
w  izbie  poselskiej,  kusiła  posłów  do  kłótni  i  skazała  na  zmar- 
nowanie niejeden  tydziefi  cennego  czasu.  Nie  udało  się  wyzyskać 
regulaminu  w  tym  duchu,  aby  większość  dyktowała  zawsze  po- 
rządek dzienny.  4  listopada  np.  „jedni  przed  drugimi  ubiegając 
się  do  utrzymania  każdy  swego  żądania,  powszechnie  stali  się 
bezczynnymi,  czyli  raczej  powszechność  przeszkodziła  osobistości, 
a  szczególność  miała  zawsze  najmocniejszą  zawadę  z  jednostajnej 
ichmciów   pp.   dobrzyńskich    i   jmci    pana   Borejki,  posła  podol- 

')  W  „Akcie  Osobnym"  z  d.  15  marca  1775  r.,  Voi.  Leg.  VIII,  62. 
2j  Vol.  Leg.  Vin,  85-6. 
3)  Vol.  Leg.  Viii,  850. 

•»)  Słowa  L.  Tyszkiewicza,  marszałka  sejmowego,  9  listopada  t.  r.,  Dya- 
ryusz,  283. 


—     424     — 

skiego,  opozycyi :  żeby  desideria  dobrzyńskie  szły  najpierwsze 
albo  żadne"  ').  W  rzeczach,  podległych  uchwałom  większości, 
najpierw  pytano  o  zgodę  powszechną  i  dopiero  w  braku  niej 
stosowano  turnus.  Czujna  opozycya  nie  pozwalała  przemycać 
spraw  państwowych  pod  pokrywką  interesu  gospodarczego, 
„Okropny  byłby  przykład  potomności,  a  razem  nader  grożący 
każdemu  —  unosił  się  żmujdzin  Puttkamer  27  października 
1780  r.  —  gdybyśmy  się  na  tym  wolnym  sejmie  wyzuli  z  mocy 
dozwolonej  prawem  i  samochcąc  poddali  się  pod  przewagę  więk- 
szości głosów  w  materyach  status"  -)  Do  tamowania  obrad  nie 
dochodziło  •^).  Jednak  stara  przekora  magnacka  udaremniła  wszelkie 
prawodawstwo  na  sejmach  1782  i  1786  roku,  a  egoizm  zacofań- 
czy  szlachty  przyniósł  w  roku  1780  haniebną  uchwałę  jedno- 
myślną  o  uchyleniu  kodeksu  Zamoyskiego. 

Bądź  co  bądź,  mogło  pójść  jeszcze  gorzej.  Skoro  ustawa 
nie  potępiła  wyraźnie,  owszem,  nominalnie  utrzymała  liberum 
veto,  praktyka  mogłaby  się  obsunąć  z  wąskiej  ścieżyny  prawa 
i  doprowadzić,  jak  ongi,  nietylko  do  tamowania  spraw  państwo- 
wych, ale  i  do  zrywania  całych  sejmów.  Takby  się  zdarzyło, 
gdyby  sama  idea  veto  miała  w  sobie  jeszcze  siłę  rozwojową. 
Tę  na  szczęście  wydarł  jej  Konarski.  Nikt  już,  w  największej 
nawet  pasyi,  nie  podnosił  ręki  na  sam  organ  prawodawczy :  to 
było  moralnem  niepodobieństwem.  „Spory  i  porozumienie  się 
prześwietnej  izby  poselskiej  nie  były  ani  obraźliwe,  ani  uporem, 
ani  zaciętością  popierane.  Uwaga  przełożona  i  przyjęta  je  uśmie- 
rzała, miłość  Ojczyzny  miarkowała"  stwierdzał  po  skończo- 
nym sejmie  r.  1778  marszałek  Tyszkiewicz'').  Widma  Adamów 
Małachowskich,    Wielhorskich,    Szczęsnych    Czackich    znikły    jak 


1)  Dyaryusz,  211. 

-)  Dyaryusz  sejmowy  t.  r.,  291.  Por.  też  głos  wojewody  gnieźn.  na  sej- 
mie r.  1778,    Dyaryusz,  232. 

3)  Próbował  tego  Poniński  2  listopada  1778  r.,  ale  bez  si<utku,  Dyaryusz,  180. 

4)  Nie  cytujemy  dalszych  słów  o  „rozsądku  prywatnemi  nie  zaprzątnio- 
nym  względami",  bo  prywata  często  wciskała  się  na  pierwsze  miejsce.  Z  tego 
powodu  wołyniak  Krzucki  musiał  zawołać  6  listopada:  „Kiedy  na  prywatnych 
interesach  czas  się  będzie  dłużej  wycieńczał,  da,ę  słowo,  iż  takowym  obradom 
activitatem  tamować  bądę.  Użyję  głosu  wolnego  do  protestacyi,  ale  ręczę,  iż 
nie  będzie  to  głos  poselski,  lecz  ryk  najstraszniejszy  tylu  braci  w  sprawiedli- 
wych swych  interesach  skrzywdzonych!"    Groźba  poskutkowała.  Dyaryusz,  233. 


—     425     — 

przed  egzorcyzmem.  Jadowite  monstrum,  liodowane  przez  dwory 
Tia  zupełną  zatratę  Polski,  zgubiło  żądło.  Jak  tylko  też  pękł 
w  r.  1788  dławiący  łańcuch,  kiedy  Prusy  ośmieliły  Sejm  Cztero- 
letni do  reform,  monstrum     martwe  bez   walki    runęło  w  nicość. 

Prawodawcy  przez  chwilę  zawahali  się,  co  stworzyć  na  je- 
go miejscu.  Opinia  kół  przodujących  przeżyła  już  największy 
wstręt  do  orgii  anarchicznych,  zdążyła  już  nawet  uświadomić 
sobie  inne  nastroje  oraz  względy  ideowe,  oprócz  tych,  które  roz- 
budzał Konarski.  Ksiądz  reformator  wierzył  i  kazał  wierzyć  w  więk- 
szość wolną,  zdrową  i  prawdziwą,  odzwierciedlającą  rzeczywisty 
układ  prądów  narodowych.  Tymczasem  ostatnie  przejścia  dały 
poznać  krajo\'i  dwie  tylko  wyraźne  większości:  —  r.  1767-8 
i  1773-5,  obie  pozorne,  narzucone,  znieprawione,  niewolnicze  ')• 
To  wspomnienie  usposobiło  Kołłątaja  i  Ignacego  Potockiego  kry- 
tycznie, a  nawet  hyperkrytycznie  do  teoryi  Konarskiego,  a  ci 
-dwaj  mężowie  stanu  wywarli  najsilniejszy  wpływ  na  dzieło  Wiel- 
kiego Sejmu. 

Potocki  mianowicie  w  „Zasadach  do  poprawy  formy  rządu", 
wniesionych  przez  deputacyę  konstytucyjną  17  grudnia  1789  r., 
zgodnie  z  teoryami  zachodniemi  o  prawach  fundamentalnych,  żą- 
-dał  jednomyślności  do  odmiany  praw  kardynalnych ;  dalej,  do 
zawierania  pokoju  i  traktatów,  wypowiadania  wojny  chciał  '■^U 
głosów  (zawsze  zgodnych  z  instrukcyami),  a  do  prawodawstwa 
finansowego,  cywilnego  i  kryminalnego  —  prostej,  absolutnej 
większości-).  Projekt  deputacyi  konstytucyjnej,  który  stał  się  pod- 
stawą „Praw  kardynalnych  niewzruszonych"  z  8  stycznia  1791  r., 
zapuszczał  się  w  jeszcze  dalej  idące  rozróżnienia,  podobne  do 
znanych  nam  kołłątajowskich.  Przewidywał  on  odmianę  praw  kar- 


Bczpodstawnic  i  mylnie  pisał  Kalinka,  Sejm  Czteroletni,  I,  cz.  1,  str.  180,  ja- 
koby „w  r.  1778  przeprowadził  król  nader  ważną  uchwałę,  że  wszystko,  co  się 
odnosi  do  pomnożenia  i  opatrzenia  wojska,  ma  być  na  wolnych  nawet  sejmach 
decydowanc  większością  głosów". 

')  Pod  tem  wrażeniem  mówił  Łącki,  kasztelan  sandomierski,  w  Delegacyi 
22  kwietnia  1774  r. :  „doświadczyłem,  żyjąc  w  województwach,  że  wielość 
osób  kierowała  się  z  przemocy  w  interesach  krajowych  warunków,  a  mniejsza 
zawsze  była  odważnych  do  sprzeciwienia  się  natężeniom  w  robotach",  Protokół 
Oel.,  Zag.  111,  197. 

2;  Starzyński,  138. 


—     426     — 

dynalnych  jednomyślnością  instrukcyi,  odmianę  podstaw  ustrojo- 
wych i  nakładanie  podatków  —  za  zgodą  ^/4  tyctiże  ;  prawodaw- 
stwo cywilne  i  kryminalne  —  zwykłą  większością;  uchwały  po- 
lityczne (np.  o  traktatach)  — większością  ^A  głosów;  rozstrzyga- 
nie dezyderatów  wojewódzkich  i  uchwały  administracyjne  (o  po- 
licyi,  zarządzie  skarbowym,  edukacyi)  —  prostą  przewagą  licze- 
bną. Chciano  jeszcze  wyróżniać  według  wagi  przedmiotu  sposól> 
głosowania  na  sejmikach,  ale  tu  zawahano  się,  i  całkiem  słusz- 
nie :  zawcześnie  było  rzeźbić  w  duszach  szczegóły  wątpliwej  war- 
tości praktycznej,  póki  nie  stanął  w  powszechnej  świadomości 
główny  pomnik  nowego  rządu  ^).  Same  też  „Prawa  kardynalne"- 
pominęły  milczeniem  wszelkie  tego  rodzaju  cieniowania  ^). 

Zresztą  jak  tylko  doszło  do  szczegółowego  rozwinięcia  pra- 
wideł parlamentarnych  (w  ustawie  28  maja  1791  r.)  wróciły  ró- 
żne skrupuły.  Wykalkulowano  znów  dla  praw  politycznych  ^/a^ 
dla  cywilnych  1/2,  kryminalnych  73,  podatków  wieczystych  ^/4, 
z  tym  warunkiem,  żeby  senat  taką  samą  większością  mógł  za- 
wieszać pierv;szą  decyzyę  izby  poselskiej,  lecz  żeby  decyzya  po- 
wtórna tejże  wchodziła  w  życie,  nie  bacząc  na  jego  sprzeciw. 
Uchwały  specyalne  znów  poklasyfikowano  na  parę  kategoryi,  we- 
dług powyższych  dystynkcyi.  Zato  zrobiono  pod  dwoma  wzglę- 
dami ważne  odstępstwo  od  zasad  dotychczasowych  s).  Po- 
pierwsze,  odkąd  Ustawa  Rządowa  3  maja  pozostawiła  instrukcyom 
poselskim  charakter  jedynie  dezyderatów  i  podniosła  sejm  na  poziora 
reprezentacyi  całego  państwa  w  duchu  nowoczesnym,  wszelkie 
głosowania  miały  się  odbywać  niezależnie  od  nakazów  wybor- 
ców^). Powtóre,  wbrew  doktrynom  o  nietykalności  praw  zasadni- 
czych, ustanowiono  osobny  sejm  konstytucyjny,  mający  co  25- 
lat  rewidować  ustrój  państwa  (w  myśl  francuskiej  koncepcyi  pou- 
voir  constituant),  i  tego  organu  nie  skrępowano  żądaniem  wię- 
kszości kwalifikowanej:  wystarczać  w  nim  miały  większości  bez- 
względne każdej  izby  zosobna^). 


1)  Starzyński,  138-9. 

2)  Vol.  Leg.  IX,  203. 

3)  Ustawa  p.  t.  Sejmy,  Vol.  Leg.  LX,  250-66,  zwL  art.  17   i  21. 
^)  Starzyński,  157. 

5j  Starzyński,  162;  Vol.  Leg.  iX,  241-3.    Na  tę  nowość  wpłynęły  przypu- 
szczalnie pośrednio  poglądy  Sieyes'a,  Qu'est-ce  que  ic  Tiers-Etat,  118,  155. 


—     427     — 

Czy  wszystkie  subtelności  ustawy  28  maja  dawały  się  uza-^ 
sadnić  ówczesnym  nastrojem  społeczeństwa  i  czy  nie  spłodził  icłi 
zbytni  zapał  liodyfil<atorsl<i  uczonycłi  nowatorów,  o  tem  nie  my- 
ślimy tutaj  orzeltać.  Prawdopodobnie  nie  mogły  one  liczyć  na 
trwałość  i  niezależnie  od  obrotu  wielkich  wypadków  dziejowycłi 
pozostałyby  przeważnie  na  papierze.  Natomiast  wieczną  moc  mo- 
ralną i  doniosłość  wychowawczą,  obok  chwilowej  mocy  prawnej, 
zachowały  słowa  konstytucyi  3  Maja,  wyrzeczone  w  artykule  VI 
(Sejm  czyli  władza  prawodawcza):  „Wszystko  i  wszędzie 
większością  głosów  udecydowane  być  powinno;., 
przeto  liberum  veto,  konfederacye  wszelkiego 
gatunku  i  sejmy  ko  n  f  e  de  r  ack  i  e  ,  jako  duchowi 
niniejszej  konstytucyi  przeciwne,  rząd  obala- 
jące, społeczność  niszczące,  nazawsze  znosiemy"  '). 

Ta  zasada,  najbliżej  spokrewniona  z  parlamentaryzmem  an- 
gielskim, przetrwała  Sejm  Czteroletni.  Mogła  potem  Targowica 
pozwolić  sobie  pod  obcym  puklerzem  na  zbiodniczy  wyjątek,, 
mogła  ukuć  jeszcze  jedną  konfederacye  i  podeptać  dzieło  Sta- 
sziców, Kołłątajów,  Potockich;  wnet  jednak  sam  Sejm  Grodzieński 
musiał  uznać  rokosz  za  anomalię  i  nanowo  zadekretować  śmierć 
liberi  vero  w  najistotniejszej  treści.  Zachował  starą  nazwę  — 
ale  zwęził  jej  sens,  i  obrócił  veto  wyłącznie  przeciwko  nadwe- 
rężeniu nowych  praw  kardynalnych :  w  tym  wypadku  upowa- 
żnił on  każdego  posła  do  zaprotestowania  przeciwko  odmianie 
podstawowego  ustroju,  niezależnie  od  tego,  że  król  miał  założyć 
z  urzędu  przeciw  takiej  innowacyi  swoje  veto  konstytucyjne-;. 

Tak  brzmiał  ostatni  głos  naszej  dawnej  władzy  prawoda- 
wczej w  przedmiocie  „wolnego  niepozwalam".  W  dwa  lata  po 
nim  Rzeczpospolita  przestała  istnieć.  Zato,  że  zechciała  żyć 
czyn  nem  życiem  zbiorowem,  przyswoiła  sobie  wolność 
nowoczesną  i  obaliła  veto  —  ukarano  ją    śmiercią. 


1)  Vol.  Leg.  IX,  222. 

-)  Prawa   kardynalne    Sejmu    Grodzieńskiego,   art.   XVI,   cyt.    u.  Starzyń- 
skiego, 139. 


REKAPITULACYA. 

Stanąwszy  u  kresu  badania,  spojrzyjmy  jeszcze  raz  z  odle- 
-^głości  na  całą  drogę  przebytą. 

Sprawa  pochodzenia  veto  okazała  się  zagadnieniem  bardziej 
złożonem,  niż  się  zwykle  przypuszcza. 

Nie  zadowolił  nas  pogląd,  upatrujący  w  jus  vetandi  dalszy 
ciąg  prasłowiańskiej  zasady  jednomyślności ;  albowiem  wszystkie 
narody  zaczynały  od  ucłiwał  jednomyślnych,  i  historya  winna 
dopiero  wyjaśnić,  dlaczego  Polacy  od  tej  pierwotnej  formy  nie 
przeszli  do  ogólno- europejskiej    nowożytnej   zasady  majoryzmu. 

Żaden  gotowy  „zarodek"  veto  nie  tkwił  w  ustawodawstwie 
nieszawskiem,  mianowicie  w  ówczesnej  odrębności  przywilejów 
ziemskich  :  większość  bowiem  państw  europejskich  zaczynała  od 
głębokiego  partykularyzmu  ziemskiego,  a  kończyła  na  centrali- 
zmie stanowym  pod  rządami  większości  głosów,  zanim  jeszcze 
doszła  do  centralizmu  pod  berłem  absolutnego  monarchy. 

Nie  tkwiło  veto  implicite  w  konstytucyi  „Nihil  Novi",  bo 
użyta  w  niej  formuła  „sine  communi  consensu"  odbija  w  sobie  tyl- 
ko niewyklarowaną  świadomość  prawną  ówczesnego  pokolenia, 
i  dopiero  później  miało  się  rozstrzygnąć  pytanie  :  jednomyślność 
■czy  większość? 

Nie  było  też  veto  koniecznem  następstwem  instrukcyi  po- 
selskich, skoro  inne  kraje  zachowały  istotę  mandatu  poselskiego 
nietkniętą  jeszcze  w  sto  lat  po  rozstaniu  się  z  jednomyślnością. 

Wbrew  tym  przestarzałym  poglądom,  veto  zarówno  w  da- 
wniejszym sensie,  jako  reguła  jednomyślności  na  sejmie,  sejmiku 
oraz  elekcyi,  jak  tembardziej  w  sensie  późniejszym,  obejmują- 
cym prawo  zrywania  zebrań  przez  jednostkę,  było,  pomimo  ca- 
łej swej  prostoty,  owocem  współdziałania  wielu    przyczyn. 

Proces  jego  narodzin  wypadło  badać  osobno  w  dwóch  sta- 
dyach :  od  pierwotnej    jednomyślności  przypadkowej,    faktycznej, 


—     429     — 

do  wykształcenia  bezwzględnej  zasady  jednomyślności,  i  od  tego 
momentu  do  samego  szczytu,  t.j.  do  zrywa  nia  obrad.  Tamto  pierw- 
sze stadyum  rozpada  się  znowu  na  dwa  podokrcsy.  Najpierw 
ustala  się  reguła  jednostajnego  przyzwolenia  posłów  na  sejmie, 
głosujących  według  instrukcyi,  innemi  słowy,  co  zasadniczo  na 
jedno  wychodzi,  reguła  jednomyślności  sejmików.  Potem  rozsze- 
rza się  wymaganie  jednomyślności  na  ogół  osób  wotujących^ 
na  własną  odpowiedzialność. 

Przeciwko  wyrobieniu  u  nas  zasady  większości  działały 
w  różnych  momentach  najprzeróżniejsze  czynniki: 

1)  faktyczna    nierówność   uczestników    sejmów    i    sejmików, 

2)  późny  i  niedostateczny  rozwój  regulaminu  obrad, 

3)  brak  silnego  nacisku  z  zewnątrz  na  izbę  poselską, 

4)  brak  silnego  parcia  wewnątrz  tejże,  z  jedynym  wyjątkieirt 
w  dobie  walki  o  egzekucyę, 

5)  ekstensywny  charakter  życia  społecznego  w  Rzpltej,  wy- 
nikły z  łatwej  ekspansyi  na  wschód,  a  uwalniający  od 
radykalnego  rozstrzygania   konfliktów, 

6)  zły  przykład,  płynący  z  wielu  uchwał  sejmowych  za  Zyg- 
munta I,  którym  skutecznie  oparły  się   sejmiki, 

7)  słabość  królewskiej  władzy  wykonawczej, 

8)  władza  sejmików  nad  posłami  i  siła  instrukcyi. 

Do  dalszej  indywidualizacyi  w  łonie  sejmu  i  sejmiku  przy- 
czyniły się  odrodzenie  i  reformac\'a. 

Ostatnią  kroplę  dolały  elekcye,  łączące  konwencyonalną  je- 
dnomyślność z  zasadą  osobistego  głosowania  całej  szlachty,  a  przy- 
pieczętowane artykułem  o  wypowiedzeniu  posłuszeństwa. 

Odepchnięto  wszelką  myśl  rozczłonkowania  państwa  w  du- 
chu federacyjnym,  pokuszono  się  o  najwyższy  akord  stu  tysięcy 
wolnych  duchów  i  wytworzono  pod  koniec  XVI  wieku  ogólne  po- 
jęcie „konsensu",  które  ogarnęło  wszelkie  uchwały  prawodawcze, 
administracyjne  i  wyborcze,  w  przeciwieństwie  do  ogólnego  po- 
jęcia „dekretu",  t.  j.  kollegialnego  wyroku  sądowego,  uchwala- 
nego większością. 

Tak  powstało  jus  vetandi  w  pierwotnem  znaczeniu  wyrazu. 

Dalszy  rozwój  naszej  instytucyi  krótszy  był  i  prostszy. 

Starcia  interesów  ziemskich  za  Zygmunta  Iii  wytworzyły 
w  izbie  taktykę  „niepozwalania  na  nic" ;    odkiedy  zaś    sejm  do- 


—     430     — 

-szedł  do  przekonania,  że  nad  sprzeciwem  poselskim  nie  można 
przejść  do  porządku  dziennego,  posłowie  nauczyli  się  tamować 
obrady. 

U  podstawy  tego  nowego  prawa  legł  pogląd,  że  konstytu- 
cye  każdego  sejmu  stanoivią  jedną  zamkniętą  całość;  praktycznie 
zaś  ułatwiły  tamowanie  obrad  coraz  częstsze  manifesty  piśmienne. 

Już  za  Władysława  IV  zgromadzenie  stanów  zdane  było  na 
łaskę  pojedynczego  posła. 

Jednakże  veto  postępowało  naprzód  z  dziwną  stopniowo- 
cią.  Nawet  Siciński  w  r.  1652  pozwolił  sobie  tylko  na  protest 
przeciwko  nielegalnej  prolongacie  obrad,  a  nie  na  właściwe  ze- 
Twaiiie  sejmu. 

Dopiero  Olizar  w  r.  1669  zdołał  zerwać  sejm  przed  termi- 
nem prawnym;  dopiero  Dąbrowski  w  r.  1688  pokazał  światu,  że 
można  zerwać  obrady  przed  obiorem    marszałka. 

Przez  ten  ostatni  czyn  veto  wywyższyło  się  na  równy  po- 
ziom z  prawem  pisanem. 

Przykład  podziałał  zaraźliwie  na  sejmiki. 

Z  czasem  anarchiczna  praktyka  znalazła  odbicie  w  konsty- 
tucyach. 

Veto  wkradło  się  tam  bez  żadnych  bliższych  określeń,  jako 
rzecz,  dla  każdego  zrozumiała  i  niedwuznaczna. 

Rozpędowi  wyobrażeń  zwyczajowo-prawnych  ledwo  nadążyć 
mogli  juryści-dogmatycy  i  doktrynerzy  z  Fredrą  na  czele. 

„Głos  wolny"  w  nowym,  szerokim  sensie,  panował  wszech- 
władnie przez  lat  100  z  okładem  (1652  —  1764),  a  zawdzięczał 
swą  długowieczność  po  części  działaniu  tych  samych  czynników, 
które  udaremniły  poprzednio  rozwój  majoryzmu,  po  części  czyn- 
nikom nowym,  ukazującym  się  dopiero  w  wieku  XVII. 

Społeczną  jego  podstawą  stała  się  prepotencya  możnowładz- 
twa; podstawą  kulturalną  —  żywiołowy,  bezwzględny  konserwa- 
tyzm przesyconych  przywilejami  mas  szlacheckich. 

Zresztą  w  chwilach  najniebezpieczniejszych,  kiedy  ten  lub 
ów  obóz  polityczny  nie  mógł  postawić  na  swojem  bez  zadania 
gwałtu  reszcie,  normalny  porządek  jednomyślnej  zgody  ustępo- 
wał miejsca  rządowi  anormalnemu  pod  węzłem  konfederacyi, 

Konfederacye  naogół  nie  głosowały  według  wzprów  majo- 
lystycznych,  ale  były  z  góry  zabezpieczone   przed  zerwaniem. 


—     431     — 

Króla  obierano  jednogłośnie;  mimo  to  elekcyi,  podobnie  jak 
konwokacyi,  nie  można  było  zerwać. 

Veto  przeciwstawiło  się,  jako  wyższy  ideał  polityczny,  wszel- 
kim innym  formom  rządu  ;  szlactita  porównywała  je  z  inlercesyą 
trybunów  w  Rzymie,  zapominając,  że  ta  ostatnia  nie  obalała  go- 
towych uchwal  całego  rzymskiego  ludu. 

Stopniowo  veto  zrosło  się  z  charakterem  narodowym.  W  pier- 
wotnem  swojem  znaczeniu,  jako  idea  braterskiej  jednoty  wolnych 
duchów,  rozniecało  ono  niezawodnie  w  szlachcie  serdeczne  po- 
-czucie  łączności,  potęgowało  patryotyzm  i  zapał  bojowy  rycerstwa. 

Z  drugiej  strony,  na  arenie  życia  politycznego,  niszczyło 
ono  wśród  tłumnych  aklamacyi  i  pseudo  -  jednomyślnych  uchwał 
silną  osobowość  obywatela  i  uniemożliwiało  wyrobienie  wybitnych 
mężów  stanu. 

Ukochano  je  jako  palladyum  wszelkiej  wolności,  jako  rę- 
kojmię, po  której  upadku  wszystkie  swobody  runąć  muszą  w  prze- 
paść na  podobieństwo  lawiny. 

To  też  wyjść  z  labiryntu  pojęć  złotowolnościowych  bez  im- 
pulsu ze  strony  innych  sił  społecznych  było  szlachcie  nie- 
zmiernie trudno. 

Dopiero  pod  wrażeniem  nieszczęść  i  poniżeń  narodowych, 
i  dopiero  w  brzasku  nowej  oświaty  zaczął  naród  w  wieku  XVIII 
otwierać  oczy  na  to,  że  jego  złota  wolność  naprawdę  jest  nie- 
wolą; że  absolutyzm  „głosu  wolnego"  dusi  wszelką  twórczość 
gorzej,  niż  absolutyzm  monarchy;  że  za  cenę  obniżenia  wyschłe- 
go ideału  można  i  warto  osiągnąć  wyższy  stopień  realnego  bytu; 
że  wolność  nowoczesna,  czynna  i  twórcza,  więcej  jest  warta  dla 
rozbudzonych  dusz,  niż  ciasna  swoboda  „w  błocie";  że  wreszcie 
wolność  zbiorowa,  t.  j.  niepodległość,  której  dotąd  nie  odróżniano 
prawie  od  wolności  jednostki,  zginie,  o  ile  jednostka  nie  złoży 
jej  w  ofierze  cząstki  swej  samowoli  i  prywaty. 

Pierwsze  próby  reformy  za  Augusta  III  poszły  na  marne 
wśród  walk  partyjnych  o  tę  lub  ową  oryentacyę  zewnętrzno-po- 
lityczną,  na  tle  ogólnej  apatyi  i  sobkostwa. 

Dopiero  Konarski  olbrzymim  wysiłkiem  pchnął  sprawę  veto 
na  porządek  dzienny  obrad  i  wymusił  rozstrzygnięcie. 

Lecz  wówczas  ujęły  się  za  nierządem  Rosya  i  Prusy. 


^fi«aMBBMb 


—     432     - 

Groźbą  wojny  wstrzymano  nasz  pęd  ku  odrodzeniu  (1766);: 
z  użyciem  przemocy  wpisano  nam  veto  między  gwarantowane 
prawa  kardynalne  (1768),  chociaż  zarazem  usunięto  je  z  sejmi- 
ków i  ograniczono  jego  zakres  tudzież  siłę  na  sejmach. 

Kiedy  wybuchła  pierwsza  walka  o  niepodległość,  veto  ode- 
grało w  niej  rolę  cichą,  lecz  doniosłą;  Rosya  wolała  wziąć  de- 
cydujący udział  w  rozbiorze  Polski,  niż  pozwolić  na  skasowanie 
tej  „źrenicy  wolności". 

Znów  utrzymane  obcą  przemocą  w  ustawodawstwie  Sejmu 
Delegacyjnego  (1773  5),  veto  ściągnęło  na  się  tem  v/iększą  nie- 
nawiść Polaków. 

Literatura  polityczna  czasów  Stanisławowskich  nie  potrze- 
bowała już  powtarzać  całej  argumentacyi  Konarskiego;  od  kry- 
tyki veto  przeszła  do  obmyślania  nowoczesnych  prawideł  tworze- 
nia woli  zbiorowej  według  recepty  Rousseau'a :  im  ważniejszy 
jest  przedmiot  głosowania,  tem  bardziej  wynik  powinien  zbliżać 
się  do  jednomyślności. 

Sejm  Wielki  usłuchał  nauk  swych  mistrzów:  Staszica,  Koł- 
łątaja, Potockiego:  ustanowił  dla  różnych  kategoryi  spraw  różne 
większości  kwalifikowane ;  obok  tego  jednak  w  Ustawie  Rządo- 
wej 3  Maja  zniósł  na  wieczne  czasy  veto  wraz  z  konfederacyami 
i  instrukcyami  poselskiemi. 

Dwory  ościenne  zemściły  się  za  ten  przejaw  wolności  no- 
woczesnej, wymazując  Polskę  z  mapy  Europy. 


ZAŁĄCZNIKI. 


1.    Manifest  Litwinów  przeciwko  sejmowi  r.   1590. 

Mf.  Bib!.  Polskiej  w  Paryżu,  oryginał. 

Iż  każdy  człowiek  dobry  powinien  przestrzegać  sumnienia  swego,  aby 
w  niczym  ani  Panu  Bogu,  ani  ojczyźnie,  ani  bliźniemu  swemu  winien  nie 
został,  przeto  też  i  my,  posłowie  ziemscy  z  Wielkiego  Księstwa  Litewskiego, 
na  ten  sejm  walny  warszawski  do  obmyślawania  spraw  i  niebezpieczeństw 
Rzeczy  Pospolitej  posłani,  z  jako  najwiętszem  przemożeniem  swojem  wsze- 
lakiemi  przystojnemi  sposoby  staralichmy  się  naprzód  u  stanów  wszytkich 
koronnych  i  Rzeczypospolitej  tej,  abyśmy  mogli  zleceniu  nam  od  braciej  doma 
pozostałej  we  wszytkiem  dosić  uczynić;  jakożeśmy,  siła  spraw  do  dobrego 
porządku  przywiódszy  z  ichmościami  pany  koronnemi  bracią  naszą  i  do 
obrony  przeciwko  cesarzowi  tureckiemu  w  zgodnej  namowie  przystąpili 
i  pobór  poglówny  i  od  włók  i  czopowe  namówili,  i  500.000  złotych  poży- 
czyć i  ktemu  kwartę  z  dóbr  Króla  Jego  Mości  Wielkiego  Księstwa  (sicj  Litew- 
skiego leżących  na  poratowanie  stołu  Jego  Królewskiej  Mości  pro  una 
vice  postąpili,  hac  tamen  conditione  adjecta  et  semper  praemissa,  żeby 
Król  Jego  Mość  za  konsensem  stanów  wszytkich  pokój  z  kniaziem  wiel- 
kiem  moskiewskiem  i  między  państwy  swemi  zastanowić  i  posly  swe  za- 
razem z  tego  sejmu  naznaczywszy,  z  tern  posłać  niemieszkając  raczył,  żeby 
oni  o  pokój  się  z  nim  wieczny  postarali;  którego  jeśliby  cum  dignitate  Króla 
Jego  Mości  et  Rzeczypospolitej  podtenczas  zastanowić  nie  mogli,  aby  przy- 
najmniej ten  pokój,  od  panów  senatorów  Wielkiego  Księstwa  Litewskiego 
na  elekcyi  Króla  Pana  Naszego  teraźniejszego  z  kniaziem  wicikiem  mo- 
skiewskiem zastanowiony  na  lat  piętnaście,  zatwierdzili  i  przysięgli.  Ktemu, 
aby  nam  od  Króla  Jego  .Wości  vigore  hujus  conventus  konstytucyą  ten  po- 
kój warowany  był  takową,  jaka  za  konsensem  wszytkich  panów  posłów 
obojga  narodu  napisana  i  do  Króla  Jego  Mości  i  do  senatu  posłana  była. 
Jeśliby  się  niedosić  nam  i  wszytkiem  stało,  wtemeśmy  się  zawsze  opowia- 
dali, że  na    żadną   rzecz    namówioną  i  wyżej    pomienioną  przyzwalać,   ani 

2H 


—     434     - 

takowe  ciężary  bez  tego  warunku  na  bracią  swą  wnosić  nie  chcemy.  I  z  ta- 
kowym statecznym  postanowieniem  nietylko  nas  posłów  z  Wielkiego  Księ- 
stwa Litewskiego,  ale  za  spóinim  konsensem  ichmości  panów  posłów  ko- 
ronnych wszytkich,  nemine  contradicente  przyśliśmy  antę  conclusioiiem 
sejmowych  spraw  do  Króla  Jego  Mości  i  do  senatu  na  górę,  gdzie  czytając 
sprawy  namówione  i  konstytucye  zgodne  od  nas,  na  te  ciężary  wzwyż  po- 
mienione  tymże  sposobem  i  tym  warunkiem  o  pokoju  z  moskiewskiem 
przystępowaliśmy.  A  nakoniec,  po  namówieniu  spraw,  do  konkluzyej  o  nich 
przystąpicieśmy  nie  chcieli,  ażby  się  zgodzie  koła  naszego  poselskiego  we 
wszytkiem  dość  od  Króla  Jego  Mości  stało.  Jakoż  gdy  odmauiać  to  po- 
czynano, myśmy  też  i  protestacyą  zgodną  od  wszytkiego  koła  naszego 
rycerskiego  na  piśmie  do  kancelaryej  Króla  Jego  Mości  Wielkiego  Księstwa 
Litewskiego  podali  byli.  Zaczym  Jego  Król.  Mość  przez  ichmoście  pany  se- 
natory  w  prywatnym  znoszeniu  przedsięwzięcie  nasze  obietnicami  słowa 
swego  królewskiego  moderować  nie  zaniechał,  chcąc  oprócz  w  konstytucyą 
wpisania  pokój  nam  doskonały  z  kniaziem  wielkiem  moskiewskiem  uczy- 
nić, i  posły  swe  exnunc  mianowawszy  posłać.  W  czym  my,  namówiwszy  się 
spoinie  z  ichmościami  pany  senatory  W.  Ks  L.,  bracią  naszą  starszą,  do- 
gadzając też  obietnicy,  słowu  i  łasce  K.  J.  Mości,  do  tego  daliśmy  się  przy- 
wieść, żeśmy  konstytucyej  sejmowej  o  tym  odstąpili,  słowu  i  obietnice  K. 
J.  M.  słuszne  miejsce  dawając  i  wierząc,  jako  panu  i  głowie  naszej.  Zaczy- 
meśmy  to  publice  u  Króla  Jego  Mości  sobie  warowali,  aby  Król  Jego  Mość 
zarazem  exnunc  posły  swe  wielkie  naznaczyć  raczył,  którzyby  do  kniazia 
wielkiego  moskiewskiego  z  tego  sejmu  odprawieni  byli  i  o  wieczny  pokój 
traktowali.  Albo,  jeśliby  do  tego  przyść  podtenczas  nie  mogło,  żeby  ten 
pokój,  na  elekcyej  Jego  K.  Mości  z  Wielkiem  Księstwem  Litewskiem  zasta- 
nowiony,  utwierdzili  i  poprzysiągł! ;  ktemu,  żeby  też  od  niego  jakiego  ra- 
tunku, jeśliby  być  mógł,  używał  przeciwko  temu  nieprzyjacielowi  Krzyża 
Świętego,  i  Rzeczypospolitej  naszej  tureckiego  (sic).  Otośmy  też  prosili, 
żeby  K.  Jego  Mość  uniwersały  do  powiatów  do  W.  Ks.  Lit.  kancelaryej 
swej  rozpisać  i  rozesłać  kazał,  przyznawając  nam  staranie  nasze  pilne 
i  ubezpieczając,  iż  pokój  z  moskiewskiem  utwierdzić  i  zastanowić  chce, 
i  posły  swe  wielkie  zarazem  wysyła  do  niego.  A  jeśliby  nam  Król  Jego 
Mość  tego  uczynić  tak  nie  chciał,  tedy  my  do  żadnych  ciężarów  ani  pobo- 
rów nie  przystąpiemy.  Co  wszytko  iż  Jego  Król.  Mość  przez  pana  kancle- 
rza W.  Ks.  Lit.  w  responsie  swym  łaskawie  od  nas  przyjął,  i  nam  to  we- 
dług ostatniego  podania  i  prośby  naszej  wykonać  obiecał,  myśmy  też,  pe- 
wni będąc  słowa  Jego  Kr.  Mości,  zatym  do  konkluzyi  poborów  obudwu, 
do  pożyczki  500.000  fi.  i  do  kwarty  pro  una  vice  przystąpili,  i  na  to  wszy- 
tko pozwolili  byli.  Którem  takowem  postanowieniem  i  obietnicą  Jego  Kr. 
Mości  będąc  upewnieni,  bracia  naszy  stąd  się  do  domów  swych  po  wy- 
ściu  sejmu  rozjechali,  a  nas  niektórych  między  sobą  deputowawszy  do 
przypilnowania  i  dosyć  uczynienia  temu  wszytkiemu  i  do  spisania  porzą- 
dnego rzeczy  namówionych  i  pozwolonych  zostawili,  i  rozkazali,  abyśmy 
tego  dońrzeli,  takową  nam  moc  i  zlecenie  dając,  iż    gdyby  się  nam  w  tym 


—     435     - 

•dosyć  nie  stato,  żebyśmy  sią  imieniem  ich  wszytkich  protestowali  i  żad- 
nych ciężarów  bez  pewnego  pokoju  z  Moskwą  do  braciej  nie  przynosili. 
JVly  tedy,  poczuwając  się  w  powinności  swej  i  będąc  ktemu  sumnieniem, 
cnotą,  wiarą  i  podciwościami  od  braciej  doma  pozostałych  na  instrukcyach 
obowiązani,  abyśmy  bez  pewnego  pokoju  z  moskiewskiem  do  domów  na- 
szych nie  przyjeżdżali  ani  żadnych  ciężarów  na  nich  nie  przynosili,  widząc, 
iż  się  nam  w  tym  dosić  nie  dzieje,  że  posłowie  do  Moskwy  wielcy  od  Jego 
Król.  Mości  wyprawieni  nie  są,  w  czym  wielką  wątpliwość  mając,  że  bez 
pokoju  do  braciej  swej  odjechać  musiemy,  (oczekiwając  już  na  to  dni  nie- 
mało po  sejmie)  abyśmy  braciej  swej  w  niczem  winni  nie  zostali  i  w  pieni 
od  nich  na  nas  włożone  nie  wpadli,  odjeżdżając  do  braciej  swej  i  nie  mo- 
gąc się  nic  pewnego  doczekać,  jakośmy  się  zawsze  protestowali  tak  w  kole 
poselskiem.  jako  w  senatorskiem,  jakoteż  i  przed  samym  Królem  Jego  Moś- 
<:\ą,  tak  się  i  teraz  tu  protestujemy,  że  na  nas  i  na  naszym  staraniu  nic 
nie  schodziło,  zaczym  pod  żadne  ciężary  tu  na  tym  sejmie  jakiekolwiek  po- 
stanowione podlegać  nie  chcemy  ani  powinni  będziemy.  A  iż  też  niektórzy 
z  nas  od  braciej  naszej  W.  Ks.  L.  panów  posłów  z  koła  rycerskiego  pro- 
wizormi  ku  nabywaniu  i  szafowaniu  pieniędzy  na  tę  wojnę  turecką  nazna- 
<;zeni  są:  tedy  i  ci,  ni  mając  (sic)  ani  wiedząc  o  pewnym  pokoju  z  wielkiem 
kniaziem  moskiewskiem,  tak  jako  bracią  naszą  i  nas  w  tym  upewniono 
było,  stąd  wcale  do  braciej  swej  odjeżdżamy,  o  żadnej  prowizyej  ani  o  żad- 
nych sprawach  Rzplitej  na  tę  wojnę  turecką  przynależących  wiedzieć  nie 
chcemy  dotąd,  dokąd  się  nam  strony  pokoju  z  wielkiem  kniaziem  moskiew- 
skiem, ut  supra,  statecznie  i  pewnie  dosić  nie  stanie.  Wcale  we  wszyt- 
kiem  stojąc  przy  protestacyi,  przed  zawarciem  sejmu  przez  nas  do  rąk  je- 
gomości pana  kanclerza  W.  Ks.  L.  podanej.  Na  cośmy  imiona  i  ręce  swoje 
popisali,  tak  deputaci,  jako  prowizorowie,  i  to  do  braciej  naszej  wszytko 
odniesiemy.  W  Warszawie  ')  dnia  ')  roku  1590.  Chrzisztoph  Monwid  Doro- 
hostaisky,  poseł  z  województwa  wileńskiego  i  deputat  m.  p.  Mikołaj  O... 2) 
wojski  oszmiański.  Piotr  Haraburda,  poseł  z  województwa  wileńskiego  i  de- 
putat ręką  swoją. 


2.  Sposób  prowadzenia  i  konkludowania  sejmów  (1632). 

Bibl.  XX.  Czartoryskich,  Mss.  3G3  i  366,  kopie 3). 

Dawna  to  była  i  pospolita  jeszcze  od  przodków  naszych  zaczęta  quae- 
rimonia,  żeśmy  pewnego  sposobu  do    konkludowania    naszych    sejmowych 


M  Luka  w  oryginale. 

-)  Podpis  nieczytelny. 

'■ii  Jest  to  artykuł  trzeci  całego  zbioru  projektów,  zatytułowanego :  .l£gzor- 
bitancye,  kiórc  nic  nic  konkludiij;|c,  ale  wszystkie  ad  trutinam  braci  i  do  de- 
cyzyi  ich  na  elekcy;j  biorąc,  na  tej  konwokacyej  koncypowaiic  s;j".  Drukujemy 
ściśle  według  tekstu  Ms.  3()3,  pisanego  znacznie  Inteligentniej,  niż  tekst  Ms. 
366;  ważniejsze  odmiany  zaznaczamy  w  notach.  Oba  teksty  mają  pewne  wła- 
ściwości językowe,  w  które  bliżej  tu  nie  wchodzimy.    Do  właściwości  Ms.  363 

28* 


—     436     - 

deliberacyej  nie  mieli,  i  cząstośmy  abo  rebus  infectis  rozjeżdżając  się,  abo 
In  confusione  sejmy  zawierać  musieli.  Do  czego  aby  in  posterum  nie  przy- 
chodziło, mediante  praesentis  conventus  nostri  deliberatione,  te  śrzodki  po- 
rządnego prowadzenia')    i    konkludowania    sejmów   zgodnieśmy    namówili. 

Naprzód  wszyscy  infames  i  banniti,  kryminały  przed  obraniem  na  po- 
selstwo na  sobie  noszący,  nakoniec  poborcowie,  którzyby  rationes-)  villi- 
cationis  suae  nie  uczynili  i  kwitu  na  pobory  dostatecznego  nie  mieli,  nie 
mają  być  posłami  obierani,  i  choćby  obrani  byli,  nie  mogą  zasiadać,  bo  dla 
tych  prywat  negotia  publica  zatrudnione  bywają.  A  jeśliby  kto  in  contuma- 
ciam  dwiema  niedzielami  wprzód,  nim  deliberatoriae  litterae  przed  sejmem 
wyszły,  był  na  stronie  na  banicyą  wydany  w  niewiadomości,  tedy  przed  za- 
siadaniem w  poselskiej  izbie  super  ignorantiam  banicyej,  jeśliby  mu  ją  zadano, 
i  jeśliby  prosecutiones  juridicas  ad  tollendam  bannitionem  authentice  nie  po- 
kazował,  przysiądz  będzie  powinien.  A  co  się  tu  o  posłach  pisze,  na  se- 
natory  toż  ściągać  się  ma,  iż  żaden,  któryby  banicyą  abo  kryminał  miał 
na  sobie,  przez  on  sejm  siedzieć  w  senacie  i  ad  jus  suffragii  należeć  nie  ma.. 

Druga,  nie  mają  też  pp.  senatorowie  być  posłami,  tak  ci  co  już 
przysięgli  na  senatorstwa,  jako  i  ci,  co  lubo  nie  przysięgali,  privilegia  je- 
dnak na  senatorstwa  mają. 

Trzecia,  wszyscy  posłowie  ziemscy,  którzy  się  na  początku  sejmu 
zjadą,  zaraz  pierwszego  dnia  na  sejm  przed  obraniem  marszałka,  primario 
tnternuncio  onych  województw  i  ziem,  z  których  alternata  natenczas  pierw- 
szego głosu  będzie,   praeeunte,   przysięgać  będą  powinni  in  hanc  rotem: 

Ego  N.  juro  Deo  Optimo  Maximo,  quod  in  hac  functione  nuncii  ter- 
restris  mihi  commissa  nullo  lucri  sive  danini  privati,  nullo  odii  sive  gra- 
tiae  sive  amicitiae  vel  inimicitiae  respectu,  nullo  deniąue statuum  vel  quorumvis 
ordine  hominum  habito,  sicuti  bonum  virum  et  bonum  civem  patriae  decet,  me 
geram,  quidquid  legibus,  libertati,  saluti  et  paci  omnium  adversabitur,  id  nec 
dicam,  nec  faciam,  nec  cuiquam  dicenti  vel  facienti  consentiam;  muneribus, 
tam  in  re  quam  in  spe  oblatis,  me  corrumpi  non  sinam;  si  ad  judicia  secie- 
iorave  aliqua  consilia  deputatus  fuero  vel  ad  e.xigendas  aerarii  rationes,. 
juste  sentiam,  dicam  et  secreta  arcanae  consultationis  mihi  concredita 
fideliter  continebo  et  quidquid  e  re  Reipublicae  fuerit,  juxta  legum  praescripta 
et  dictamen  conscientiae  meae  pro  mea  parte  promovebo  et  tueber.  Sic  me 
Deus  adjuvet. 

A  przysięgę  wykonawszy,  marszałka  sobie  viritim  po  wojewódz- 
twach i  powiatach,  wotując  pluralitate  suffragiorum,  in  hoc  duntaxat  unico 
negotio  vincente,  obiorą,  co  ma  być  za  dyrekcyą  pierwszego  posła  z  onega 
województwa,  któremu  pierwszy  głos  na  onym  sejmie  należeć  będzie.  Po- 


należą  końcówki  ęmi,-ąny.  Ms.  366  pisze  m.  in. :  izbey,  formey  zam.  izby,, 
formy  ieych  zam.  ich,  ticych  zani.  tych,  paney,  zam.  pany,  lidzby  zam.  liczby, 
późni  zam.  później. 

'j  366:  powodzenia. 

")  366  :  rationcm. 


-     437     — 

tym  do  całowania  ręki  Jego  Król.  Mości,  do  propozycyej  przystąpić  i  zaraz 
się  przez  marszałka  rozdania  wakancyej  upomnieć,  a  przed  rozdaniem  icti 
do  żadnej  rzeczy,  nawet  i  do  słuchania  wot  senatorskich  pociąijnąć  się  nie 
dadzą.  Dopiero,  gdy  Król  Jego  Mość  wakancye  publice  et  specifice  przez 
pany  pieczętarze  obojga  narodów,  z  mianowaniem  i  komu  co  oddano,  rozda, 
tedy  posłowie  do  wot  senatorskich  pójdą,  które  gdy  się  skończą,  tedy  de- 
putaty z  pojśrzodka  siebie  do  kwarty  i  do  liczby  pp.  podskarbich  i  ad  re- 
quirendas  ichmciów  pp.  senatorów  senatus  consultorum  rationes,  do  re- 
mis ad  causas,  si  quae  cum  officiariis  ju\ta  praesentis  conventus  sancita 
inciderint,  także  i  do  inszych  wszelakich,  do  którychby  praesentia  posłów 
była  potrzebna,  wysadzą;  którzy  to  deputaci  już  wolni  będą  od  czynienia 
przysięgi  w  senacie,  ponieważ  ją  w  kole  poselskim  wykonają.  Do  koncy- 
powania  też  artykułów  i  konstytucyej  sejmowych  dla  pomocy  dyrektorowi 
trzech  deputatów,  z  każdej  części  Rzplitej  po  jednemu  kładąc,  viritim  obiorą. 

Po  odprawieniu  tych  deputacyej  listów  i  poselstw,  jeśliby  skądkol- 
wiek  do  koła  poselskiego  przyniesione  były,  wysłuchają;  tandem  konsulta- 
<:ye  publiczne,  skracając  od  recesów  na  naprawę  praw  zachodzących  i  od  ar- 
tykułów ejusdem  generis  zaczną.  A  cz2go  abo  w  propozycyej  Jego  Król.  Mo- 
ści, abo  w  artykułach  powiatowych  expresse  nie  mają,  tego  in  medium  pro- 
ponować nie  będą;  wszakże,  gdyby  kto  z  drugich  artykułów  rzeczy,  saluti 
et  libertati  communi  wszelkie  Rzplitej  potrzebne,  usłyszał,  choćby  tego 
w  swoich  nie  miał,  tedy  mu  wolno  onych  będzie  popierać.  Ale  jeśliby  poseł 
nie  uniwersalną,  ale  partykularną  jaką  na  swoje  tylko  województwo  abo  po- 
wiat konstytucyą,  nie  mając  na  to  od  braci  pozwolenia,  przyniósł,  tedy  ona 
konstytucya  nie  ma  być  ważna.  A  żeby  stan  ślachecki  wiedział,  z  czym  po- 
sły  swe  na  sejm  wysłać  ma,  przetoż  cavetur,  iż  panowie  pieczętarze  obojga 
narodu  ani  mniej,  ani  więcej,  ani  co  inszego  w  propozycyach  sejmowycłi 
podawać  mają,  i:ad  to,  co  na  sejmach  (sic)  było  do  powiatów  rozesłano,  chyba 
żeby  co  po  wysłanych  z  kancelaryej  Jego  Król.  Mości  sejmikowych  propo- 
zycyach ad  deliberandum  arduum  et  praegnans  przypadło,  tedy  na  główne 
zjazdy,  które  aby  w  Małej  i  w  Wielkiej  Polszczę  i  w  Wielkim  Ks.  Litewskim 
reasumowane  były,  życzemy;  mają  o  tym  być  listy  i  wiadomości  osobne 
z  Jego  Król.  Mości  kancelaryi  wysłane.  A  jeśliby  co  jeszcze  później  po  głó- 
wnych zjazdach  immediate  przed  sejmem,  albo  w  sejm  sam  na  Rzplitą  na- 
legało, coby  nie  prywatną  czyją  dogodę,  ale  publicam  incolumitatem  za 
sobą  niosło,  tedy  toż  w  propozycyej  Jego  Król.  Mci  ma  być  stanom  Rzplitej 
podano.  Choćby  kto  z  posłów  po  propozycyej  przyjechał,  tedy  aeque  jako 
i  drudzy,  przy  stole  marszałkowskim  in  facie  wszystkiego  zgromadzenia  we- 
dle formy  wyżej  pomienionej  przysięże. 

A  skoro  trzy  niedziele  od  sejmu  zaczęcia  inclusive  miną,  tedy  ci,  co 
po  wyściu  trzech  niedziel  przybyli,  chociaż  przysiądz  powinni,  wszakże  tym 
rzeczom,  któreby  po  onych  trzech  niedzielach  między  posłami  przed  ich 
przyjazdem  zgodnie  zawarte  były,  jus  contradicendi  mieć  nie  będą,  nulla 
legalitate  tarde  venientibus  suffragante. 

Ktoby  na  punkt  jaki  nie  zawarty,  ale  jeszcze  in  disceptatione  wiszący, 


35535 


—     438     — 

po  trzech  niedzielach  trafił,  tedy  liberum  mu  będzie  przymawiać  się  do  onego 
punktu. 

Tymże  sposobem  kontradykcye  pp.  senatorów,  którzyby  późno  przy- 
jachawszy,  żeby  po  wyściu  trzech  niedziel  consultis  et  conciusis  kontrady- 
kować  chcieli,  nie  mają  być  ważne. 

Gdy  na  którą  po  wyściu  onych  trzech  niedziel  konstytucyą  między 
posłami  zgoda  stanie,  tedy  z  wiadomością  Króla  Jego  Mości  do  senatu 
wyprawią  abo  pójdą. 

A  gdy  tam  zgoda  (na)  nie  będzie,  tedy  się  pp.  pieczętarze  obojga  naro- 
dów, marszałek  poselski  i  deputaci  do  niego  wysadzeni  podpiszą. 

A  takie  konstytucye,  zgodnie  namówione  i  podpisane,  już  przy  kon- 
kluzyej  nie  będą  mogły  być  ani  poselskiemi,  ani  senatorskiemi  kontradykcyami 
wzruszone,  ale  na  onym  sejmie  robur  swój  zupełny  otrzymają. 

Wszakże,  jeśliby  na  co  inszego  zgoda  nie  doszła  i  sejm  nie  stanął,, 
tedyby  i  one  podpisane  konstytucye  irrite  być  musiały.  Jeśliby  jaka  ma- 
terya  w  izbie  poselskiej  zgodnie  nie  była  umoderowana  '),  tedy  jej  marszałek 
poselski  przed  Króla  Jego  Mości  i  przed  senat  nie  m.a  przynosić,  nawet  ani 
wspominać;  choćby  przez  kogo  inszego  vvniesiona  była,  tedy  marszałek  po- 
selski imieniem  wszystkiego  swego  kołaonę  kwestyą,  choćby  się  najpotrze- 
bniejsza zdała,  simplici  contradictione  zrazić,  a  potym  ani  on,  ani  żaden 
z  jego  kolegów  i  słowa  do  niej  nie  ma  mówić  sub  infrascriptis  poenis. 
Przeto,  jeśliby  pp.  senatorowie,  abo  którykolwiek  z  nich,  chcieli  kwestyą 
jaką  przy  konkluzyej  sejmov\ej  wnieść  i  onę  agitować,  tedy  onę  wprzód  za- 
wczasu przed  konkluzyą  w  izbie  poselskiej  ad  trutinam    proponować  mają. 

Konkluzyej  sejmowej  antę  paenultimo  die  (sic)  juxta  quantitatem  aut 
qualitatem  deliberationum  przy  Królu  Jego  Mości  i  Rzplitej  zaczęcie,  i  tylko 
do  zachodu  paenultimae  diei  trwać  ma,  a  ostatni  2)  dzień  sejmowy  nie  na 
konsultacye,  ale  na  żegnanie  Króla  Jego  Mości  obrany'^)  będzie,  nie  pocią- 
gając sejmowej  konkluzyej  na  dzień  ostatni  sześćniedzielny  sub  nuUitate 
totius  actus. 

Jeśliby  konsultacyą  jaką  contra  mentem  et  consensum  lub  posła  któ- 
regokolwiek poselski  marszałek,  czytawszy  one,  przecie  sine  consensu  po- 
stąpić chciał,  tedy  onemu  kontradycentowi  wolno  się  będzie  in  facie  Rei- 
publicae  przeciw  marszałkowi,  który  de  legę  przy  konkluzyach  sejmowych 
warszawskich  przed  pisarzem  albo  którymkolwiek  ziemskim  urzędnikiem 
warszawskim  adtunc  powinien  bywać,  legalitate  jednak  excepta  protestari.. 
A  on  urzędnik,  póki  in  parata  copia  protestacyej  nie  podadzą,  ma  simplici- 
ter  do  protokułu  zapisać,  kto  i  co  protestatur,  a  gdzieby  takiej  protestacyej 
nie  przyjął  i  ekstraktem  jej  potrzebującemu  nie  wydał,  tedy  na  trybunał  ad 
instantiam  onego  protestanta  inter  causas  officii  peremptorie  odpowiadać  et 


')  366:  umordowana. 

-)  Oba  teksty :  na  ostatni. 

'^)  366  lepiej :  obrócony. 


—     439     — 

convictus  z  piąciu  posłów  abo  z  senatorów  testimoniis,  poenani  privationis 
officii  et  habilitatis  omnium  munerum  In  Republica  ponosić  ma ;  wszakże, 
jeśliby  protestans  intra  octiduum  inclusive  od  skończenia  sejmu  rachując, 
ony  kopiej  in  forma  napisanej  dać  omieszkał,  tedy  pisarz  on  abo  urzędnik 
wolny  będzie,  a  ona  konstytucya,  przeciw  którejby  się  protestowano,  jus 
perpeiuae  legis  otrzyma.  A  gdyby  taka  protestacya  podana,  przyjęta  i  eks- 
traktem wydana  będzie  (sic),  tedy  ten,  który  ją  podał,  ma  onę  na  sejmie,  za- 
łożywszy mandat  abo  pozew  ziemski,  przeciw  marszałkowi  prosequi,  a  takie 
kauzy,  jako  nie  prywatne,  ale  publiczne,  na  sejmach  antę  omnes  privatorum 
et  aerarii  rationes  in  praesentia  dwunastu  deputatów  w  poselskiej  izbie  bez 
Króla  Jego  Mości  sądzone  et  arbitrariis  poenis,  przychylając  się  jednak  do 
prawa  pisanego,  na  drugi  sejm  nie  puszczając,  determinowane  być  mają. 
A  ktoby  do  takiej  protestacyej  przez  dwa  sejmy  czynić  zaniechał,  tedy  już  na 
trzeci  sejm  czynić  do  niej  nie  będzie  mógł,  i  pari  ratione  ona  konstytucya, 
przeciwko  której  się  protestowano,  żadnej  już  w  sobie  nie  będzie  miała 
wątpliwości ;  lecz  jeśliby  się  kto,  nie  protestowawszy  recenter  przy  konklu- 
zyej  in  facie  Reipublicae,  potym  dopiero  abo  do  ziemstwa,  abo  do  grodu 
protestacya  swoje  przeciw  jakiej  konstylucyej,  która  publice  przy  konkluzyej 
czytana  była,  wnosił,  tedy  ona  protestacya  nie  ma  być  przyjmowana,  a  choćby 
przyjęta  była,  nie  ma  być  ważna.  Ale  jeśliby  co  takiego  wdrukowane  kon- 
stytucye  weszło,  czego  ani  czytano,  ani  słyszano  przy  konkluzyej,  toż  wolno 
będzie  onini  loco  et  tempore  każdemu  posłowi  abo  senatorowi  protesta- 
cya czynić,  i  onę  na  swoim  relacyjnym  sejmiku  ponowić,  et  tandem  supra- 
scripto  modo  przeciwko  marszałkowi  poselskiemu  na  sejmie  causam  po- 
pierać, w  czym  quinque  testium  senatorum  bądź  z  koła  poselskiego  ad- 
ductorum  testimonium  citare  debet.  Jeśliby  też  na  jaką  konstytucya  w  sa- 
mej tylko  izbie  poselskiej  zgoda  zaszła,  a  w  senacie  przeciwko  onej  kon- 
tradykcya  zachodziła,  tedy,  nie  będzie  li  się  mogła  kontradykcya  uspokoić, 
ma  być  ona  kontrowersya  w  reces  na  przyszły  sejm  odłożona,  a  od  posłów 
w  Koronie  na  deputackie,  a  w  W.  Ks.  Litewskim  na  relacyjne  sejmiki  cum 
rationibus  contradicentium  wzięta,  a  nihilominus  cursus  inszych  konsultacyej 
i  zawierania  sejmów  marszałek  poselski  konstytucyc,  niwczym  ich  ad  ullius 
hominis  improperationem  nie  odmieniając,  zaraz  nazajutrz  po  konkluzyej 
z  podpisem  reki  swej  ma  oddać  do  grodu  i  z  podpisem  także  deputatów 
swoich,  a  stamtąd  ekstraktem  każdemu,  bądź  z  pieczęcią,  bądź  bez  pieczęci, 
jako  kto  będzie  potrzebować,  ma  gród  wydawać;  a  nadto  tenże  gród  trze- 
ciego dnia  pod  grodzką  pieczęcią  odesłać  je  do  druku  powinien  sub  poena, 
o  co  też  forum  na  trybunał. 

A  żeby  moles  constitutionum  in  immensum  nie  rosła,  tedy  jeden  tylko 
ma  być  uniwersał  poborowy,  na  który  sejmy,  jeśliby  kiedy  na  nich  pobór 
postąpić  przyszło,  odzywać  się  mają,  a  onego  toties  quoties,  jako  dotąd 
bywało,  nie  powtarzając,  w  którym  żeby  żadnej  omyłki  nie  było,  tedy  od 
osób  na  to  deputowanych  zrewidowany,  poprawiony  i  na  przyszłą  elekcyą 
sub  censuram  Reipublicae  ma  być  przyniesiony. 

A  ten  sposób    konkludowania   sejmu  deklarujemy,    iż    nie   p(')lsejmi- 


—     440     — 

kom'),  ale  całym  sejmom-)  ma  należeć,  a  półsejmiki,  jako  rz^cz  nowa, 
stanowi  szlacheckiemu  obciążliwa,  nie  mają  być  nigdy  skład in 3,  chyba  ex 
consensu  totius  Reipublicae  na  sześćniedzielnym  sejmie  potestas  złoże- 
nia ich  propter  aliquam  improvisam  arduam  et  praegnantem  Reipublicae 
necessitatem  Jego  Król.  Mości  dana  była,  eo  addito,  iż  jeśh'by  kiedy  do  ta- 
kich półsejmików  z  consensu  sejmowego  przyszło,  tedy  na  nich  ani  sądy, 
ani  żadne  rzeczy  okrom  onych,  za  któremi  je  złożyć  sejm  pozwala,  nie 
mają  być  traktowane,  (i  choćby  były  traktowane), 3)  żadnej  wagi  mieć  nie 
mogą.  Judicia  interim  terrestria  et  alia  quaecunque  ordinaria  po  woje- 
wództwach ziemskich,*)  powiatach  podczas  odprawowania  tak  (sio  sejmików 
non  debent  intermitti.  Wszak  jeśliby  którego  posła  abo  senatora,  na  pół- 
sejmiku  będącego,  sprawa  in  iis  judiciis  przypadała,  tedy  w  niej  ma  być 
suspensa  do  drugich  sądów. 

Przydawamy  i  to,  że  lubo  posłowie  przysięgać  będą,  wszakże 
ludzie  ślacheckiego  stanu,  którzy  dla  ćwiczenia  i  przysłuchania  się  przy- 
jeżdżają, z  izby  nie  mają  być  ekskludowani,  tak  jako  w  senacie  przy  wo- 
tach senatorskich  i  przy  sądach  zwykli  bywać,  chyba  jeśliby  co  tajemnego 
de  foederibus,  de  bellis  suscipiendis  et  de  aliis  secretioribus  traktowano 
było,  tedy  tylko  sami  posłowie  zawierać  się  mają. 

A  że  i  to  sejmowym  konkluzyom  na  przeszkodzie  bywa,  kiedy  posło- 
wie ziemscy  słusznych  i  przystojnych  gospód  nie  mają,  przetoż  przy  upo- 
mnieniu się  wakancyej  oraz  pan  marszałek  poselski  gospód,  jeśliby  w  nich 
krzywda  była,  upominać  się  ma.  Tenże  pan  marszałek  poselski  na  każdym 
sejmie  przestrzegać  tego  ma,  aby  się  uchwale  teraźniejszej  konwokacyej  de 
non  admittendis  extraneis  ad  negotia  curiae  et  Reipublicae  dosyć  od  Króla 
Jego  Mości,  od  ichmciów  panów  marszałków  koronnych  i  W.  Ks.  Litew- 
skiego działo. 


3.  (Projekt    reformy,  sejmu  i  senatu    przybocznego,    omawiany  na 
konwokacyi  r.   1660)^). 

Bibl.  XX.  Czartoryskich,  Ms.  402. 

O  sejmie. 

Chcąc  za  panowania  naszego  uczynić  jako  najlepszy  rząd  w  Rzplitej, 
postanawiamy  porządek  sejmowy  in  consultandi  et  concludendi  modo,  utwier- 
dzając postanowienia  sejmowe  rezydencyami  senatorskiemi    i    poselskiemi, 


')  366  półsejmików. 

2)  Oba  teksty:  sejmem. 

3)  Ustęp    w  nawiasie  wzięty    z  tekstu    366.    Przez  półsejmiki    rozumiano, 
zdaje  się,  sejmy  prowincyonalne  bez  następującego  sejmu  walnego. 

■♦)  Tak  oba  teksty. 

•'5)  Na  ostatniej  karcie  z  tyłu  napis  poziomy:    „Punkta  na  sejm  podane"; 
w    sąsiedztwie    napisy    pionowe:    „1660    albo    1661    podane",    —    „punkta    or- 


—     441      — 

aby  to  wszystko,  co  sią  na  sejmie  postano  A'i,  do  efektu  swego  skutecznie 
przychodziło. 

Modus    consultandi. 

Konsultacye  sejmowe  aby  się  w  dobrym  odprawowały  porządku,  po- 
stanawiamy, żeby  te  sprawy,  które  totam  concernunt  Rempublicam,  w  każ- 
dym tygodniu  swoje  miały  pewne  dni,  mianowicie  poniedziałek  i  wtorek, 
w  które  dni  mamy  zasiadać  Osobą  Naszą  z  senatem  przy  bytności  posłów 
ziemskich,  gdzie  sprawy  wszystkiej  Rzplitej  należące,  dwie  koronne,  trzecia 
Księstwa  Lit.,  jedna  po  drugiej  mają  być  proponowane  i  praeparatorie,  nie 
conclusive  (dla  dobrej  z  kontrowersyi  informacyi  tak  Nas,  jako  senatu  i  po- 
słów ziemskich),  mają  być  agitowane.  Zostawujemy  wszystkim  in  causis 
Reipublicae  circa  modum  consultandi  liberam  disserendi  facultatem  et  ne- 
cessaria  Reipublicae  dictione  persuadendi.  Zachowując  w  tej  mierze  przy 
dawnym  zwyczaju  senat  i  poselską  izbę,  żeby  się  wolno  było  każdemu  do 
każdego  punktu  przymówić,  uprosiwszy  sobie  głos  według  zwyczaju,  w  tym 
tylko  samym  praescribendo  modum,  żeby  się  dłużej  o  jednym  punkcie  mo- 
wami nie  bawili,  jeno  najwięcej  jedne  sesyą.  Jeśliby  jednak  sprawa  taka 
przypadła,  któraby  się  jednego  dnia  odprawić  nie  mogła,  i  omnino  tego  po- 
trzebowała, żeby  się  dłużej  o  niej  rozmowami  zabawić,  tedy  takowy  punkt 
weźmie  senat  do  zniesienia  się  o  tym  na  osobną  swoją  sesyą,  poselska 
izba  także  do  osobnego  zniesienia  się  z  sobą,  nie  biorąc  więcej  nic  czasu 
'do  rozmów  o  tymże  jednym  punkcie,  jeno  tę  drugą  przydaną  sesyą. 

Modus  concludendi. 

Iż  po  te  czasy  nie  było  na  sejmach  certum  concludendi  modum, 
przez  co  sama  przychodziła  Rzplita  na  różne  niebezpieczeństwa,  postana- 
■wiamy  abhinc  pluralitatem,  aby  się  wszystkie  sprawy  (oprócz  niektórycłi 
niżej  specyfikowanych)  pluralitate  konkludowały.  A  żeby  się  pluralitas  żad- 
nymi respektami,  neque  iavore,  neque  odio,  mętu,  praemio,  nie  unosiła,  przy- 
dawamy  insimul  occultum  suffragium,  praestantissimum  instrumentum  libe- 
rae  in  Republica  vocis.  Do  tego  posłowie  mają  być  przysięgli  in  eam  jura- 
'menti  rotam.  Przysięgam  ')•■• 

Konkludowanie   generalnych    spraw    Rzplitej. 
Do  konkludowania  takich  spraw,  które  wszystkiej  Rzplitej  należą,  na- 
-znaczamy  dzień  jeden  w  tydzień,  mianowicie  środę,  żeby  te  sprawy,  k^óre 


■dynujące  dobry  sposób  odprawowania  sejmów'.  Z  napisów  tydi,  niezupełnie 
spółczesnych,  niepodobna  wywnioskować,  czy  projekt  ten  konwokacya  r.  IbOO 
przyjęła  i  podała  sejmowi  w  roku  nasttjpnym,  czy  też  tylko  dyskutowała  nad 
nim.  Bądź  co  bądź  pismo  to,  bynajmniej  nie  rozwszechnionc  w  odpisach, 
znajduje  się  wśród  papierów,  które  należały  do  kancelaryi  koronnej,  a  wujc 
-zapewne  do  Ks.  Mikołaja  Prażmowskiego. 
^)  Tekstu  przysięgi  brak. 


—     442     — 

w  poniedziałek  i  wtorek  digestive  były  agitowane,  pluralitate  per  occulta 
suffragia  bez  żadnych  natenczas  kontrowersyi,  wprzód  w  poselskiej  izbie- 
potym  w  senacie,  decisive  konkludowane  były.  A  jeżeliby  się.  wczas  kon- 
kluzye  ich  tego  dnia  odprawiły,  tedy  mają  alterna  subsequi,  (ile  czasu  bę- 
dzie zostawało),  prywatne  województw  desideria. 

Konkludowanie  prywatnych  spraw  województw. 

Te  sprawy  nie  potrzebują  takiej  prekonsultacyi  '),  jako  generalne 
sprawy  wszystkiej  Rzplitej,  ale  dosić  będą  miały  na  tym,  że  po  dwa  woje- 
wództwa (podług  zwyczaju)  będą  proponowane,  i  słusznemi  racyami  od  po- 
słów województwa  swego  lub  i  od  inszych  wsparte,  bez  żadnych  dyskur- 
sów i  kontrowersyi    mają  być  pluralitate  per  occulta  suffragia  decydowane.. 

Spraw    konkludowanych    w    poselskiej    izbie    odesłanie 
do  senatu  i  z  senatu  do  Króla  Jego  Mości. 

Conclusam  rem  w  poselskiej  izbie  do  senatu  odeślą  przez  trzech  ko- 
legów, ze  trzech  narodów  po  jednemu.  Senat  tymże  sposobem  konkluduje 
ten  punkt;  jeżeli  senatorów  nastąpi  zgoda  z  poselską  izbą,  odeślą  konklu- 
zyą  swoje  do  decyzyi  Naszej,  którą  zgodę  My  albo  zaraz  ręką  Naszą  pod 
piszemy,  albo  do  jednego  dnia  weźniemy  na  deliberacyą.  W  senacie  podpi- 
szą trzej  senatorowie  z  różnych  narodów  i  trzej  posłowie.  Tych  podpisa- 
nych konstytucyi  będzie  jeden  egzemplarz  u  starszego  senatora,  drugi  u  mar- 
szałka poselskiego.  Te  jednak  konstytucye,  które  tego  będą  potrzebowały,, 
żeby  przed  konkluzyą  sejmową  ogłoszone  nie  były,  mają  być  u  tych,  którem. 
będą  powierzone,  in  secreto  zachowane. 

Jeśli  (się)  senat  z  poselską  izbą  w  którym  punkcie 

nie   zgodzi. 

A  jeśli  się  senat  z  poselską  izbą  w  którym  punkcie  nie  zgodzi,  ode- 
ślą do  poselskiej  izby  cum  rationibus  non  acceptatae  rogatae  legis  in  toto- 
vel  in  parte.  Jeśli  in  parte,  przejdą  znowu  posłowie  per  suffragia  i  odeślą 
swoją  zgodę  do  senatu.  Jeśli  in  toto  niezgoda,  już  tego  sejmu  ma  zanie- 
chać poselska  izba  tego  punktu,  osądziwszy  to  niżej  opisanym  sposobem^ 
jeśli  ten  punkt  ma  iść  w  reces,  czyli  ma  involvi  tMlentio. 

Jeżeli    Król    Jego    Mość    nie    pozwoli    na   taki    punkt,   na 
który   nastąpi  zgoda  senatu  i  poselskiej  izby. 

My  jeśli  też  nie  aprobujemy  konkluzyi  senatu,  lub  2)  z  poselską  izbą 
zgodnej,  już  ta  kwestya  tego  sejmu  ma  być  zaniechana.  Lecz  in  casu,  je- 
ślibyśmy nie  chcieli  na  to  pozwolić,  (od  czegośmy  zawsze  intencyą  Naszą 
dalecj),  o  czymby  była  e.\pressa  lex,  wolno  będzie  (nie  każdemu  z  osobna^. 


')  Rps  :  praeconsultiy. 

-)  Zapewne  błąd,  zamiast:  lubo. 


—     443     — 

jako  po  te  czasy  zfym  zwyczajem  per  abusum  bywało),  senatowi  junctis 
animis  z  posłami  ziemskiemi,  konkiudowawszy  to  między  sobą  pluralitate 
per  occulta  suffragia,  do  żadnycii  spraw  sejmowych  nie  przystępować,  aż 
się  zgodnej  senatu  z  poselską  izbą  intencyej  zgadzającem  się  (sio  zwyczajnem 
prawem  dosić  stanie.  Wolno  im  będzie  sobie  i  dalej  według  opisanego  da- 
wnego prawa  postąpić.  To  strictissime  chcemy  observari  tak  w  senacie,  jako 
i  w  poselskiej  izbie,  żeby  żadnego  punktu  konkluzya  nie  stawała  pod  pre- 
tekstem unanimis  consensus  aklamacyami,  choćby  się  który  punkt  zdał 
być  najłacniejszy,  by  zaś  nie  przyszło  do  tegoż  szkodliwego  Rzplitej  erroru, 
ale  każdy  punkt,  by  najmniejszy  i  najłacniejszy,  żeby  nie  był  inakszy  kon- 
kludowany,  jeno  pluralitate  per  occulta  suffragia. 

Pluralitatem   (sic)   jakiej  ma    zażywać   senat  i   poselska 

izba. 

Praevalentia  pluralitatis,  iż  siła  na  tym  należy,  żeby  się  na  suffragium 
jednego,  dwóch,  trzech,  kilku,  cum  periculo  Reipublicae  nie  sądziła,  taką 
pluralitatem  postanawiamy,  żeby  dwie  części  suffragiami  przewyższały,  a  je- 
źliby  w  którym  punkcie  taka  nie  mogła  stanąć  pluralitas,  mają  iterare  suf- 
fragia. Jeśli  i  za  drugim  razem  nie  stanie,  pójdzie  ten  punkt  na  drugi  sejm 
w  reces.  Jeśliby  jednak  była  kwestya  w  takiej  materyej,  któraby  na  tymże 
sejmie  potrzebowała  omnino  decyzyej,  mają  deputaci  niżej  opisani  to  wprzód 
konkludować,  że  ten  punkt  nie  może  być  do  drugiego  sejmu  odłożony,  po- 
tem sam  punkt  decydować  simplici   pluralitate. 

Do  pluralitatem  sprawy  nie  należące. 

Z  pewnych  przyczyn  postanawiamy,  żeby  sprawy  niżej  opisane  a  plu- 
ralitate generali  ekscypowane  były.  Naprzód  te  sprawy,  które  jednemu  tylko- 
osobliwie  narodowi  służą.  Takie  sprawy  mają  być  pierwej,  jako  się  wyżej 
o  publicznych  sprawach  postanowiło,  praeconsultative  pierwej  in  praesen- 
tia  omnium  ordinum  agitowane.  Potym  ma  być  obranych  sześć  deputatów 
z  tego  narodu,  z  którego  sprawa,  a  z  inszych  narodów  po  trzech;  plurali- 
tas simple.K  ma  konkludować;  w  senacie  tymże  sposobem,  skąd  po  apro- 
bacyą  nasze  ma  być  remissa.  Gdzieby  stanęła  paritas,  będzie  punkt  cale 
należał  do  decyzyej  naszej. 

W  sprawach  duchownych  ze  świeckiemi  także  in  praesentia  omnium 
ordinum  mają  być  takie  sprawy  praeconsultative  agitowane;  potym  obiorą 
księża  biskupi  z  po^rzodka  siebie  sześci  deputatów,  senatorowie  świeccy 
trzech  ze  trzech  narodów,  posłowie  też  trzech.  Elekcyą  tych  deputatów 
niżej  opiszemy  sposobem.  Proponowany  punkt  pluralitate  per  occulta  suf- 
fragia decydują;  gdzieby  się  trafiła  paritas,  a  przez  medyacyą  naszą  nie 
mógłby  ten  punkt  być  uspokojony,  tedy  etc.').  W  sprawach  dissidentium  in 


')  Przypuszczalnie  tutaj,  jak  i  w  dalszych  analo^iicznych  wypadkach,  dwór 
zamierzał  zawarować  sobie  decyzyę,  w  razie  ro;.bicia  kompromisu,  podobnie 
jak  wyżej,  w  sporach  między  prowincyami. 


—     444     — 

religione,  in  praesentia  omnium  ordinum  mają  być  te  sprawy  praeconsul- 
tative  także  agitowane;  potym  obiorą  księża  biskupi  między  sobą  jednego 
deputata,  świeccy  senatorowie  dwóch,  z  tych  narodów,  z  których  biskup 
nie  obrany,  posłowie  też  trzech  ze  wszystkich  narodów.  Dysydenci  obiorą 
sześci  swoich  deputatów.  Jeźliby  z  senatu  i  z  poselskiej  izby  nie  było  ćak 
wiele  dysydentów,  będą  mogli  być  deputatami,  choć  nie  senatorowie  ani 
posłowie,  byle  byli  stanu  ślacheckiego;  pluralitas  simplex  ma  konkludować 
per  occulta  suffragla.  In  casu  paritatis,  jeźliby  przez  medyacyą  Nasze  nie 
mógł  się  który  punkt  uspokoić,  tedy  etc.  —  W  sprawach  religiej  greckiej, 
tymże  sposobem  mają  być  praeconsultative  agitowane;  potym  obiorą  uni- 
towie  sześci  deputatów,  między  któremi  (za  konseuGem  unitów),  mogą  być 
i  kozackiej  (sic),  dyzunitowie  także  sześci.  Pluralitas  (sine  praejudicio  kato- 
lickiej wiary)  konkluduje;  in  casu  paritatis,  gdzieby  przez  medyacyą  Na- 
sze nie  mógł  być  który  punkt  uspokojony,  tedy  etc. 

Deputacyesejmowe. 

Iż  po  te  czasy  elekcye  deputatów  sejmowych  nie  odprav.'owały  się 
-dobrym  porządkiem,  zostawały  in  arbitrio  marszałków,  postanawiamy  elek- 
cyi  deputatów  lepszy  porządok.  A  iż  różne  bywają  deputacye,  dlatego  też 
niejednakowy  musi  bywać  numerus  deputatów,  jako  na  deputacyą  do  decy- 
zyej  generalnych  spraw  Rzplitej  potrzeba  dwunastu  deputatów,  po  czterech 
z  narodu,  do  niektórych  spraw  po  trzech  z  senatu,  po  trzech  z  poselskiej 
izby,  jako  na  deputaty  z  duchownemi,  także  z  dysydentami,  po  jednemu 
z  narodów;  do  remis  dwóch  z  Wielkiej  Polski,  dwóch  z  Małej  Polski;  ad 
causam  perduellionis  z  Wielkiej  Polski  czterech,  z  Małej  Polski  czterech, 
dlatego  na  obieraniu  deputatów  potrzeba,  aby  każdy  naród  zasiadał  zosobna, 
in  seorsivo  conclavi.  Jednakiego  jednak  wszyscy  w  każdej  elekcyi  mogą 
zażywać  obierania  sposobu.  Mianowicie  naprzód  mianują  pałam,  albo  na 
kartkach  podadzą  tyle  osób,  ile  do  której  sprawy  potrzeba  deputatów;  z  tych 
pluralitas  simplex  obierze  kandydatów  na  deputacyą  in  triplo  numero,  jako 
ma  być  deputatów,  (paritas  nic  nie  zawadzi,  niech  i  paru  bywają  kandyda- 
tami). Dopiero  z  tych  kandydatów  obiorą  per  delectam  pluralitatem,  per 
occulta  suffragia,  numerum  requisitum  (?)  deputatorum. 

Deputacye  wszelakie  mają  s'ę  pospolicie  każdego  dnia  godziną  od- 
prawować,  od  siódmej  porannej  do  ósmej. 

S  e  s  y  e  sejmowe. 

Iż  siła  przez  to  czasu  potrzebnego  na  sejmie  upływa,  że  się  niery- 
chło  schodzą  na  sejmowe  sesye,  a  prędko  się  z  nich  rozchodzą,  postana- 
wiamy, aby  tak  w  senacie,  jako  i  w  poselskiej  izbie,  poczynała  się  zawsze 
sesya  od  ósmej  porannej  do  czwartej  wieczornej.  Jeźliby  marszałek  po- 
selski dla  jakich  swoich  zabaw  albo  trudności  wczas  przyść  omieszkał, 
ma  deputat  tegoż  narodu,  et  in  defectu,  inszego  narodu  dyrekcyą  poselskiej 
izby  do  przyścia  marszałka  odprawować. 


—     445     — 

Sądy  Sejmowe. 

Żeby  nie  zatrudniały  czasu  sejmowego  Sądy  Sejmowe,  dla  odprawo- 
wania  ich  postanowiliśmy  niżej  opisany  sposób.  Jeźliby  jednak  od  spraw 
Rzpiitej  zbywało  co  czasu  wolnego,  na  woli  będzie  naszej  zawsze,  kiedy 
będziem  clicieli,  Sądy  Sejmowe  "odprawować. 

K  o  n  k  1  u  z  y  a  sejmowa. 

Strony  konkiuzyej  sejmowej  tak  postanawiamy,  żeby  się  odprawowała 
ordinarie  przy  bytności  omnium  ordinum;  w  szóstym  od  zaczęcia  sejmu 
tygodniu,  kędy  tylko  same  konkludowano  i  reskryptami  powierzone  kon- 
stytucye  mają  być  czytane,  gdzie  nie  ma  już  mieć  żaden  potestatem  con- 
tradicendi,  oprócz  żeby  postrzegł  w  której  konstytucyej  jaką  odmianę. 

R  e  c  e  s  y  sejmowe. 

Poszły  były  in  abusum  po  te  czasy  recesy  sejmowe;  postanawiamy, 
aby  się  sejm  każdy  na  potym  inaczej  nie  poczynał,  jeno  od  recesów  świeżo 
przeszłego  sejmu,  od  deputatów  decydowanych. 

Sejmy  coroczne. 

Iż  trudna  rzecz  na  dwie  lecie  razem  praevidere  pericula,  a  trudniej- 
sza jeszcze  uczynić  im  słuszny  zabieg,  postanawiamy,  aby  sejm  bywał  każ- 
dego roku,  żeby  się  sine  consuetis  solennitatibus  poczynał  zawsze  ordi- 
narie w  poniedziałek  po  świętym  Michale,  aby  się  wczas  przed  zimą  ob- 
myśliła obrona  zimie  (sic),  żeby  się  zaciągnęło  wojsko  i  stanęło  w  polu, 
kiedy  nastąpi  pora  wojenna,  albo  kiedy  potrzeba  tego  będzie. 

In  casu  niespodziewanego  jakiego  na  państwa  nasze  nagłego  nie- 
bezpieczeństwa, na  każdym  sejmie  obwarujemy  securitaiem  skryptem  ad 
archivum  podanym. 

O  rezydentach. 

Iż  daremne  prawa,  które  do  egzekucyej  nie  bywają  przywiedzione 
dlatego  jednakowy  ma  być  zelus  około  egzekucyej  praw,  jako  i  koło  nich 
stanowienia.  Chcemy  mieć,  i  tedy  tak  postanawiamy,  żeby  ustawicznie  re- 
zydowali przy  nas  część  senatorów  i  część  posłów  ziemskich. 

Senatorowie  rezydenci. 

Wprawdzie  ciężkie  onus  na  senatory  residentia,  aleć  większy  ma  być 
respekt  na  publir.um  bonum,  niż  na  prywatne  commoda  albo  incommoda. 
Ma  się  dzielić  residentia  senatorów  na  cztery  lata,  to  jest,  na  szesnaście 
ćwierci  roku;  na  każdą  ćwierć  jeden  biskup,  z  wojewodów  i  kasztelanów 
krzesłowych,  do  gnieźnieńskiego  inclusive,  po  trzech;  z  kasztelanów  wiąt- 
szych,  począwszy  od  sieradzkiego  do  czerniechowskiego  inclusiv'e,  po  dwu; 
z  kasztelanów  mniejszych,  począwszy  od  sądeckiego   do   konarskiego    ku- 


—     446     — 

jawskiego  inclusive,  po  trzech.  Urzędnikom  wielkim,  od  marszałka  wielkiego 
koronnego  do  marszałka  nadwornego  litewskiego  inclusive,  wolna  zawsze 
przy  boku  naszym  residentia.  Przyjeżdżający  senatorowie  będą  mieli  za- 
wsze w  senacie  między  rezydentami  miejsce,  i  icłi  suffragium  ma  iść  tak, 
jako  i  rezydentów. 

Electio  posłów  rezydentów. 

Iż  się  nie  może  lepiej  nikt  znać  na  subjektach  do  deputacyej  sposob- 
nych, jako  każdy  naród  na  swoich  posłach,  dlatego  tak  postanawiamy,  żeby 
każdy  naród  zasiadał  z  osobna  in  seorsivo  conclavi,  jednakiego  jednak 
wszyscy  in  suis  conclavibus  mają  zażywać  obierania  sposobu,  mianowicie: 
naprzód  mianują  pałam  albo  na  kartkach  spisanych  podadzą  dwudziestu 
deputatów.  Z  tych  dwudziestu  pluralitas  aperta  obierze  czternastu  kandy- 
datów. Z  tych  dopiero  czternastu  obiorą  pluralitate  per  occulta  suffragia 
siedmi,  żeby  było  z  Małej  Polski  obranych  siedm  rezydentów,  z  Wielkiej 
Polski  także,  z  Księstwa  Lit.  także. 

Powinność  rezydentów  in   consiliis. 

Mają  się  w  powinności  swej  rzetelnie  poczuwać,  jako  na  nich  wy- 
raźnie włożona  roku  1573,  potwierdzona  1576,  item  1590,  reasumowana 
1607,  item  1609,  item  1641.  ;V\ają  być  serii  custodes  legum,  żeby  się  żadne 
ni  od  kogo  nie  działo  praejudicium  prawom.  A  osobliwie,  aby  się  żadne 
postanowienie  świeżo  przeszłego  sejmu  nie  wzruszało,  i  każde  do  egzeku- 
cyej  było  przywiedzione. 

Konsultacye  i  konkluzye  rezydentów  mają  się  odprawować  trybem 
sejmowem.  W  jakiejkolwiek  materyej  będzie  propozycya  wniesiona,  wolno 
się  będzie  każdemu  z  rezydentów  do  proponowanego  punktu  przy  nas  przy- 
mówić,  uprosiwszy  sobie  głos  według  zwyczaju,  choćby  jeden  punkt  miał 
całą  jednodzienną  _sesyą  zabawić,  żeby  się  jednak  o  jednym  punkcie  dłu- 
żej mowami  nie  bawili  nad  jedne  sesyą.  Tam,  nic  natenczas  nie  konkludo- 
wawszy,  jeno  się  z  racyi  i  kontrowersyi  dobrze  informowawszy,  roznidą  się 
tak  senatorowie  jako  i  posłowie  ad  seorsivurn  conclave.  Jeśli  się  trafi  pa- 
ritas,  superseduje  jeden  z  deputatów  per  eductionem  suffragiorum,  a  drudzy 
ten  punkt  konkludują.  Z  konkludowanem  punktem  lub  punktami  pójdą  po- 
słowie ad  conclave  senatu;  jeśli  w  którym  punkcie  senatorów  z  posłami 
niezgoda,  obiorą  tamże  posłowie  między  sobą  sposobem  o  elekcyej  rezy- 
dentów wyżej  opisanym  sześciu  deputatów,  senatorowie  też  sześciu.  In 
casu  paritatis  jeden  per  eductionem  suffragiorum  superseduje,  drudzy  kon- 
kludują zgodę  swoją  spisaną,  i  rękami  prezydentów  swoich  podpisaną  do 
Nas  odniosą.  Jeślibyśmy  My  potrzebowali  w  czym  jakiej  odmiany,  wolno 
się  będzie  każdemu,  który  będzie  chciał,  przymówić  zaraz  strony  tej  od- 
miany, żadnej  tam  deklaracyej  conclusive  nie  czyniąc,  choćby  się  zdał  punkt 
namniejszy  i  nałacniejszy,  ze  wszystkim  się  do  conclave  swego  referować 
i  znowu  to  traktować  sposobem  wyżej  opisanym,  aż  od    nas   approbatum. 


—     447     — 

;albo  retractatum  będzie.  In  conclavi  zasiadszy,  nie  mają  się  żadnemi  mo- 
Avami  ani  kontrowersyami  bawić,  jeno  zaraz  per  occulta  suffragia  plurali- 
tate  decydować.  Strony  aprobacyej  albo  reiraktacyej  naszej  tak  się  mają 
zachować,  jako  o  sejmowych  opisano. 

Nie  ma  tam  stawać  nic  takiego,  coby  albo  dawniejsze  prawa,  albo 
przeszłego  sejmu  postanowienie  miało  wzruszać. 

Powinność  rezydentów  w  sądach. 

Iż  ciężko  ludziom  criminaliter  ukrzywdzonym  Sądów  Sejmowych  ocze- 
kiwać, wkładamy  to  na  rezydenty,  żeby  sprawy  sejmowe  sądzili  pluralitate 
per  occulta  suffragia,  absentia  nonnullorum  non  obstante;  nie  w  mniejszej 
jednak  liczbie  mają  sądzić,  jeno  żeby  ich  przynajmniej  dwanaście  zasiadało. 
A  iż  sita  należy  na  tym,  żeby  ten  in  consessu  judicii  nie  milczał,  który  ma 
umiejętność  prawa  i  praxim,  więc  i  to  wielka,  jeśli  który  z  nich  sprawy 
dobrze  wiadom;  dlatego  wolno  będzie  każdemu,  który  będzie  chciał,  ore- 
tenus  na  sprawę  wotować ;  nihilominus  równo  z  inszemi  da  occultum  swoje 
-suffragium. 

Nam  wolno  będzie  zasiadać  na  te  sądy,  kiedy  będzie  wola  Nasza, 
i  zwyczajnie  dekretować.  Będzie  i  to  na  wolej  Naszej,  żeby  było  speciale 
regestrum,  które  sprawy  sami  będziem  chcieli  sądzić.  Sądy  relacyjne,  kiedy 
też  sądzić  będziem  chcieli,  trzej  rezydenci  senatorowie,  to  jest  z  biskupów 
albo  wojewodów,  albo  kasztelanów  krzesłowych  alternatą,  jeden  z  kaszte- 
lanów większych,  jeden  trzeci  z  kasztelanów  mniejszych,  i  wszyscy  urzęd- 
nicy wielcy  i  senatorowie  przyjeżdżający  mają  z  Nami  zasiadać.  Sądy  Re- 
zydenckie  mają  się  i  pod  Relacyjne  Sądy  odprawować.  Powinni  też  będą 
sądzić  causas  fisci,  które  trybunały  trudnią  ij. 

Te  jednak  wszystkie  sądy  publicznym  konsultacyom  nie  mają  czynić 
żadnej  przeszkody;  kiedy  konsultacya  przypadnie,  wszystkie  subsellia  są- 
dowe mają  ustawać. 

Salariurn  rezydentom. 

Słuszna,  aby  za  swoje  prace  i  koszty  mieli  swoje  konsolacyą.  Na- 
^naczemy  im  za  czasem  wakancye  pewne,  z  których  będą  mieli  rezydenci 
swoją  pensyą.  Co  iż  teraz  zaraz  być  nie  może,  naznaczamy  jem  ad  prae- 
sens,  żeby  mieli  od  dekretów  sądowych  in  quadruplo  wyżej,  niżeli  na  try- 
bunał, to  jest,  po  dwa  złote  od  każdej  instancyi  poeny  in  quadruplo:  wten- 
czas, kiedy  będą  mieli  wyżej  mianowane  opatrzenie,  będą  in  simplo  brali 
od  instancyi,  jako  trybunał  bierze.  Księża  biskupi,  wojewodowie  i  kaszte- 
lani inclusive  po  gnieźnieńskiego,  urzędnicy  wielcy  i  przyjeżdżający  sena- 
torowie do  salariurn  nie  mają  należeć.  Sądowi  ziemskiemu  zwyczajne  try- 
bunalskie salarium. 

')  Rps. :  trudnie. 


448 


Absentia  rezydentów. 

Nie  ma  się  żaden  rezydent  od  rezydencyej  bez  słusznej  przyczyny  ab- 
sentować.  Cognitio  legitimae  causae  ma  należeć  Sądowi  Rezydenckiemu^ 
przed  którem  potrzebę  odjazdu  swego  opowiedziawszy  i  certitudinem  tej- 
potrzeby,  (jeżeli  co  niedowodnego  było),  tacto  pectore  komprobowawszy 
i  dekret  pozwolenia  per  occulta  suffragia  otrzymawszy,  senator  senatorem 
ejusdem  collegii  '),  to  jest  biskup  biskupem,  wojewoda  wojewodą,  kasztelan 
ejusdem  gradus  kasztelanem,  poseł  któremkolwiek  świeżo  przeszłego  sejmu 
posłem  miejsce  swoje  zasadzić,  i  nie  pierwej  się  absentować,  aż  subdele- 
gat  miejsce  zasiądzie;  gdzieby  się  kto  inakszem  sposobem  absentował, 
poena  na  absentujących  się  senatorów  według  dawnego  prawa,  na  posły 
medietas  ejusdem  poenae.  Forum  przed  Sąd  Rezydentów  inter  terminos  tac- 
tos,  delator  instigator  judicii,  i  poena  na  instygatora  nie  instygującego,. 
taka  jako  i  na  nierezydujące  rezydenty. 

4.  Ordinatio  sejmu  electionis,  także  i  sejmów  ordynaryjnych^ 
jakoteż  i  sejmików  (1734  —  5). 

Bibl.  Akad.  Umiejętności,  Ms.  371. 
Sejm  electionis 

Ponieważ  sejmów,  tak  electionis,  jako  ordynaryjnycłi,  także  sejmi- 
ków rwania  nulla  legę  positiva  permittente,  sed  abusu  solo  invalescente 
praxis  perniciosa  irrepsit,  skąd  multa  incommoda  na  Rzplitą  inundarunt, 
jako  to  irruptiones  hostiles  nuUo  custode  militari  fines  patriae  tuente  et 
defendente,  regum  riolentae  intrusiones  non  electiones  ab  externis,  wojsk 
irregularitas,  altyleryi  defectus,  podatków  kurencyi  na  regularną  zapłatę  żoł- 
nierzowi prepedycya,  owo  zgoła  innumerae  disordinationes,  et  insuper  con- 
tinua nas  exempla  nauczyły,  począwszy  od  elekcyi  ś.  p.  Najjaśniejszego 
Henryka  Walezego,  że  zawsze  in  scissione  per  violentiam  magnatum,  in 
postpositionem  stanu  szlacheckiego,  in  aequalitate  zostającego,  obierają  się 
królowie,  a  libera  vox  \etandi  tylko  nomen  obtinet,  non  rem,  et  multa  in- 
commoda, bella,  scissiones  i  wielkie  w  ojczyźnie  czyni  zamieszania:  za- 
czym,  obviando  his  inconvenientiis  et  abrogando  praejudiciosum  punctum 
in  electione  nemine  contradicente  circumscriptum,  statuimus  perpetua  legę 
aby  odtąd  sejmu  electionis  pluralitate  votorum  województw,  ziem  i  powia- 
tów, tak  że  tylko  ichmość  panowie  wojewodowie  lub  kasztelani,  lub  inni 
ichmość,  którym  ex  legę  ziemie  i  powiaty  in  campum  electoralem  prowa- 
dzić incumbit,  albo  którym  a  fratribus  liberis  suffragiis  ea  provincia  commit- 
tetur,  nomine  swoich  województw,  ziem  i  powiatów  suffragia  pro  candi- 
dato  eligendo  dawać  mają,  praxi  teraźniejszej  elekcyi  szczęśliwej  Najjaś- 
niejszego Króla  Jego  Mości  Stanisława  Pierwszego. 

')  Rps.  collogis. 


—     449     — 

Ażeby  zaś  ichmoście  pp.  wojewodowie  lub  inni  superius  wyrażeni 
sobie  samym  nie  uzurpowali  jus  nominationis  futuri  regnantis,  tedy  sanci- 
mus,  aby  dwoma  dniami  antę  electionem  przez  książęcia  prymasa  designan- 
dam  województwa,  ziemie  i  powiaty  na  kwaterach  swoich  koła  swoje  mieli, 
in  quo  actu  także  per  pluralitatem  suffragiorum  mają  obligować  jmci  pana 
wojewodę  lub  alium  quemquam  ex  praenominatis  ad  nominandum  futurum 
eligendum  in  particulari. 

Marszałka  także  sejmu  electionis  każde  województwo,  ziemia  i  po- 
wiat per  duos  delegatos  suos  status  equestris  podawać  powinne,  ponieważ 
nas  teraźniejsza  praxis  nauczyła,  quae  incommoda  sequuntur  per  suffragia 
singulorum,  które  tylko  ad  extractionem  temporis,  quam  ad  aliquam  utili- 
tatem  publicam  ordinantur.  Vox  zaś  vetandi  przeciwko  jmci  panu  marszał- 
kowi sejmu  electionis  currere  powinna,  inquaiitum  by  był  albo  jurę  vic- 
tus,  albo  infamis,  autaliis  censuris  juris  innodatus;  contra  zaś  ipsum  actum 
electionis  nulla  vox  vetandi  currere  powinna,  która  bardziej  pro  extermina- 
tione  quam  conservatione  libertatis  dotąd  zażywana  była. 

Że  zaś  praesenti  legę  sancimus,  aby  pluralitas  votorum  województw, 
ziem  i  powiatów  regnanta  obierała,  tedy  ad  recipienda  et  connotanda  suf- 
fragia z  Wielkopolskiej  dwóch  senatorów,  duchownego  i  świeckiego,  a  że 
sam  książę  prymas  ex  stallo  suo  duchowny  jest  do  tego  obligowany,  więc 
tylko  świeckiego  senatora  z  Wielkopolskiej  ma  naznaczyć,  a  z  Małopolskiej 
i  W.  Ks.  Litewskiego  jednego  duchownego,  drugiego  świeckiego,  senatorów 
determinować  powinien;  osobliwie  ex  equestri  ordine  ze  trzech  prowincyi, 
z  każdej  po  dwóch,  jmć  marszałek  sejmowy  naznaczyć  ma. 

A  tym  wszytkim  trzem  prowincyom  debita  praxi  kwatery  naznaczone 
będą,  aby  in  campo  eiectorali  województwa,  ziemie  i  powiaty  każdej  pro- 
wincyej  pod  swoim  generałem  suo  ordine  stawali. 

Insistendo  legi  positivae,  ażeby  sub  tempus  elekcyi  usitata  methodo 
juryzdykcya  sądów  generalnych  kapturowych  ufundowana,  i  na  tychże  są- 
dach secundum  praescriptum  juris  wszytkie  egzorbitancye  sądzone  były,  ca- 
vemus. 

A  że  sejmu  immediate  przeszłego  szczęśliwej  elekcyi  ichmoście  pp. 
conci\es  nostri,  czyniąc  in  eversionem  status  et  oppressionem  libertatis  dis- 
membrationem  in  Republica,  et  quasi  in  inconsutilem  ve.stem  ejus  mittendo 
sortes,  odłączywszy  się  na  Pragę,  praetextu  liberae  vocis  vetandi  ^)  wpro- 
wadzili na  kartki  nasze  hostiles  copias,  ut  strangularent  in  faucibus  nostris 
libertatem,  arbitrium  samym  sobie  arrogando  eligendorum  regum,  ausi  sunt 
pseudo-electionem  formować  in  praejudicium  całej  Rzeczypospolitej,  za- 
czym.aby  abhinc  similes  ausus  nie  były,  którzybykolwiek  cujuscunque  sta- 
tus et  conditionis  znajdować  się  mieli,  aby  jako  in  crimine  Laesae  Maje- 
statis  et  Reipublicae  pro  simili  attentato  quam  rigorosissime  sądzeni  et 
poenis  criminalibus  karani  byli  przez  książęcia  jmci  prymasa  cum  delega- 
tis  ex  senatorio  et  equestri  ordinibus,  et  antę  omnia  via  facti  captivali,  cu- 

•)  Rps.  Yctandac. 

29 


—     450     — 

juscunque  status,  tam  saecularis  quam  spiritualis,  personae  per  brachiurre- 
militare,  za  ordynansem  książęcia  jmci  prymasa  cum  delegatis  ex  ordini- 
bus  ad  hoc  judicium. 

Ponieważ  praejudicata  admonent  nas,  jako  ichmoście  księża  biskupi  in 
postposiiionem  et  vilipensionem  legum  patriarum  et  auctoritatis  primatialis, 
legitimatae  tam  constitutionibus  patriis,  jakoteż  et  bulla  Sixti  V,  usurpant 
sibi  nominationem  et  coronationem  regum,  z  okazyi  której  i  praesens  mon- 
strosa  electio  pod  karczmą  grochowską  urodziła  się,  et  primatialis  autho- 
ritas  sub  jugo  exoticae  militiae  zostawać  musiała,  tedy  abhinc  statuimus, 
aby  simiiia  usurpantes  ichmoście  księża  biskupi  et  in  jus  primatiale  involan- 
tes,  nietylko  ex  senatu  ad  vitae  tempora  rugowani  byli,  ale  też  bona  eorum 
mensae,  jako  protunc  iu  crimine  laesae  Majestatis  et  Reipublicae  będących, 
sekwestrowane  były,  sami  zaś  ut  subjaceant  judicato  pro  hoc  scelere  Se- 
dis  ipsius  Apostolicae,  vel  ejus  commissariorum.  Inquantumby  sub  inter- 
regnozakroczyły  fata  książęcia  jmci  prymasa,  lub  gdyby  książę  jmć  prymas,. 
aliqua  praeoccupatus  partialitate,  nie  chciał  sensum  sequi  pluralitatis  suffra- 
giorum  województw,  ziem  i  powiatów,  tedy  eo  casu,  secundum  tenorem  et 
obloquentiam  dawniejszych  konstytucyi,  munus  primatiale  powinien  sup- 
plere  existens  natenczas  jmć  ksiądz  biskup  kujawski. 

A  że  nie  widziemy  ullum  emolumentum  publicum  z  sejmu  convoca- 
tionis,  stanowiemy,  ażeby  zaraz  a  prima  ')  notitia  fatorum  regis  było  inter- 
regnum  ogłoszone  przez  księcia  jmci  prymasa  do  grodów  województw,, 
ziem  i  powiatów.  W  niedziel  cztery  post  hanc  denuntiationem  sejmiki  przed- 
sejmowe electionis  złączone  (sic)  być  mają  przez  tegoż  książęcia  J.  W.  pry- 
masa, a  consequenter  sejm  electionis,  który  post  peractam  de  Spiritu  Sancto 
devotionem  ma  się  zaczynać  immediate  od  elekcyi  marszałka  sejmo- 
wego, secundum  superiorem  formam  ;  po  obraniu  którego  powinien  książę 
J.  W.  prymas,  praefigere  diem  electionis  regis.  Po  elekcyi  zaś  regnanta  ad 
pacta  conventa  mają  być  naznaczeni    et  ad  alias  solennitates   fieri    solitas. 

Poselstwa  zaś  do  postronnych  monarchów,  które  na  sejmie  convo- 
cationis  zwykły  się  naznaczać,  te  i  inne  takowejże  albo  mniejszej  impor- 
tancyi  interesa  książę  J.  W.  prymas,  inito  z  przylomnemi  natenczas  ichmoś- 
ciami  pp.  senatorami  et  ministris  status  consilio  ekspedyować  mocen. 
będzie. 

Konkurencya  ichmciów  pp.  cudzoziemców  do  tronu  polskiego  iż: 
czyni  zamieszania  i  scysye  inter  concives,  tedy  warujemy,  aby  odtąd  soli 
concives  eligibiles  byli  do  korony,  includendo  I  Najjaśniejszy  Dom  Borboń- 
ski,  ob  vim  magnorum  erga  Rempublicam  nostram  meritorum  in  praesenti 
statu  ab  aequali  praerogativa  konkurencyi  et  eligibilitatis  do  tronu  pol- 
skiego gaudeat  (sio.  A  ktobykolwiek  in  futurum  cudzoziemca,  excepto  Najjaś- 
niejszego Domu  Borbońskiego,  na  tron  polski  promowować  ważył  się,  ta- 
kowego każdego  cum  asseclis  pro  hoste  patriae  et  invindicabili  capite  mieć. 
będziemy,  i  przeciwko  jemu   consurgere    et   rigorem    pen   in    perduelles  et 

')  Rps.  priini. 


—     451     — 

transgressores  elekcyi,  stricte  prawami  opisanych,  irremissibiliter  ad  execu- 
tionem  przywieść  przyrzekamy. 

A  praecludendo  viam  scysyom  i  fakcyom,  z  rezydencyi  posłów  cu- 
dzoziemskich, sub  tempus  electionis  w  Warszawie  przytomnych,  wynikają- 
cym et  summas  infelicitates  Rzeczypospolitej  przynoszącym,  ażeby  wszy- 
scy ichmoście  pp.  posłowie  cudzoziemscy  czasu  elekcyi  agitującej  siQ  w  War- 
szawie nie  byh',  lecz  antę  electionem  z  Warszawy   wyjeżdżali,   decernimus. 

Chcąc  jak  najlepiej  securitatem  granic  Rzplitej  sub  interregno  provi- 
dere,  aby  actus  electionis  absque  ulla  praepeditione  od  sąsiedzkich  prepe- 
dycyi  i  potencyi  mógł  być  szczęśliwie  zakończony,  tedy  reasumując  kon- 
stytucyąr.  1614  isio  i  dalsze  prawa,  postanawiamy,  aby  ichmoście  pp.  hetmani 
lub  generalni  regimentarze  wojsk  obojga  narodów  z  rycerstwem  na  elek- 
cyi nie  byli,  lecz  sami  z  wojskami  In  limitibus  patriae  sub  privatione  offi- 
ciorum  suorum  znajdowali  się.  A  in  causa  (sio  non  satisfactionis  już  eo  ipso 
wakujące  officia  futurus  regnans  na  pierwszym  sejmie  coronationis  oddać 
innemu  powinien  będzie.  Pro  majori  zaś  securitate  et  executione  sancito- 
rum  superius  specificatorum  na  sejmie  electionis  ichmoście  pp.  hetmani 
z  koronnego  wojska  dwa  tysiące,  a  z  litewskiego  tysiąc  dodać  mają  pro 
assistentia  księciu  J.  W.  prymasowi,  który  cum  consensu  designatorum  ex 
senatu  et  eąuestri  ordine  in  usus  publicos  zażywać  będzie.  Ichmoście  pp. 
zaś  senatorowie,  a  tymbardziej  ex  eąuestri  ordine,  żadnej  asystencyi  etiam 
nadwornej  dragonii,  rajtaryi,  a  tymbardziej  komputowych  mieć  nie  powinni. 


Sejmy  ordynaryjne. 

Sejmy  ordynaryjne  w  dwie  lecie  składane  być  mają  secundum  tur- 
num  prowincyi  Wielkopolskiej,  Małopolskiej  i  Litwy  in  locis  a  jurę  prae- 
scriptis,  które  post  invocationem  Spiritus  Sancti  peractam  usitata  praxi  po- 
czynać się  mają  od  obierania  marszałka. 

Ci  zaś  ichmoście  pp.  posłowie,  którymby  opozycya  być  miała,  suffra- 
gio  obierania  marszałka  carere  powinni  i  pod  nową  laską  de  objectis  ju- 
stis  vel  injustis  sądzeni  być  mają. 

Przeszła  konwokacya  nas  edocet,  jak  wielkie  praejudicium  prowin- 
cya  Pruska  czyni  trzem  prowincyom  ex  indefinito  numero  ichmciów  pp. 
posłów  na  sejm,  więc  praesenti  legę  cavemus,  aby  nie  więcej  jak  po  czte- 
rech z  województw  pruskich  obierani  byli,  bo  ten  numerus  innumerus  wszy- 
tkich  materyi  konkludujących  się  pluralitate  votorum  dependowałby  od  je- 
dnej prowincyi  Pruskiej,  która  omnem  numerum  trzech  prowincyi  nietylko 
adaequare,  ale  et  superare  może. 

Actus  sejmowania  nullo  quocunque  praetextu  rwane  być  mają;  je- 
dnakże libera  vox  v'etandi  currere  powinna  circa  materias  in  constitutiones 
inserendas,  któreby  mogły  być  praejudiciosae  vel  publico'  vel  particulari 
interesse  województw,  ziem  i  powiatów,  wszakże  data  solida  et  justa  ra- 
tione,  to  jest,  na  statutach  i  konstytucyach,  a  negotia,  materiae  omnes  con- 
cernentes  statum  pluralitate  votorum  terminowane  być  mają. 

29* 


—     452     — 

Zważając  niemałe  discirimen  libertatis,  że  ichmoście  pp.  posłowie  nie- 
którzy, uwiódszy  się  partialitate  aut  corruptione,  na  sejmie  extra  sphaeram 
instrukcyi  swoich  •  materias  Reipublicae  nocivas  promowują,  zaczym  abhinc 
ichmoście  pp.  posłowie  nietylko  instrukcye  na  sejmiku  konnotowane  i  w  gro- 
dzie aktykowane  mieć,  lecz  insuper  sami  na  tychże  sejmikach  po  obraniu 
siebie  przysięgać  tenebuntur  na  tym,  iż  partialitate,  favore  personarum,  de- 
clarationis  uwiedziony  nie  będzie  i  żadnych  korupcyi  przed  sejmem,  na  sej- 
mie i  po  sejmie  brać  ni  od  kogo  nie  ma,  ani  in  damnum  ojczyzny  i  wol- 
ności extra  sphaeram  instrukcyi  swoich  żadnych  interesów  promowować 
i  wnaszać  nie  powinien. 

Sejmik  i. 

Sejmiki  tak  na  elekcyą  ichmciów  pp.  posłów,  jakoteż  deputatów, 
niemniej  na  obranie  ichmciów  pp.  marszałków,  podkomorzych,  chorążych 
i  innych  urzędników  ziemskich  nullo  praetextu  rwane  być  mają,  ale  wszy- 
stkie per  pluralitatem  suffragiorum  konkludować  się  powinne. 

Vox  zaś  yetandi  szlachcicowi  wolna  contra  personem  eligibiiem,  in- 
quantumby  pokazał  się  jurę  victus  vel  infamis  aut  incapax  officii. 

Actus  zaś  sam  solita  praxi  konkludować  się  powinien,  ex  quo  przez 
zerwanie  poselskich  i  deputackich  sejmików  wielkie  praejudicia  na  sejmach 
i  trybunałach  patiuntur  województwa  i  powiaty,  przez  zerwanie  zaś  sejmi- 
ków electionis  na  urzędy  et  officia  terrestria  województwa,  ziemie  i  po- 
wiaty sine  justitia  quasi  latrocinia  zostają. 

Reasumując  wszytkie  konstytucye  de  securitate  et  ordine  sejmiko- 
wania opisane,  warujemy,  aby  sejmiki  bez  żadnych  wiolencyi,  scysyi,  ta- 
moY/ania  głosów  ekspedyowane  praecise  o  godzinie  ósmej  zrana  in  locis 
solitis,  et  vota  non  turmatim,  lecz  przez  jmci  pana  marszałka  każdemu  se- 
cundum  officia  et  dignitates  rozdawane  były.  A  inquantumby  kto  publicam 
securitatem  opprimendo  ważył  się  jakowe  inferre  wiolencye  et  causare 
kryminały,  tumulta  i  motiva  do  kryminałów,  tedy  postanawiamy,  aby  każdy 
inebriatus  na  sejmiku  zasiadający  uUam  activitatem  nie  miał,  i  od  tako- 
wego żadna  protestacya  przyjęta  nie  ma  być. 

Actus  pomeridianos  sejmikowania  i  nie  na  miejscu  naznaczone  (sic)  ex- 
pedltos,  tanquam  multa  incommoda  et  praejudicia  inferentes,  wiecznie  (abro- 
gujemy?)')  Aby  odtąd  wszelkie  sejmiki  o  godzinie  ósmej  zrana  praecise  za- 
czynano, supra  opisanem  sposobem  ekspedyowane  et  ad  meridiem  koń- 
czone były,  warujemy. 

5.  Projekt  o  poprawie  praw  (1749).  ^j 

Ms.  Bibl.  Jagiellońskiej  101  cz.  V,  kopia. 

Nie  mogą  Stany  Rzplitej  dla  nawałności  spraw  i  różnych  interesów 
dyskusyi  dotychczas  przyjść  do  tego,  aby  vigore  recesu  et   pactorum  con- 


')  Wyraz  nieczytelny. 

2)  Z  rękopisu  po    Piotrze  Małachowskim,   wojewodzie    krakowskim,  synu 


—     453     — 

ventorum  anni  1698  tudzież  konstytucyi  anni  1655'),  pochodzące  ex  inobser- 
vantia  legum  ac  justitiae  egzorbitancye  in  omnibus  subselliis  et  magistratibus 
były  poprawione,  i  to,  cokolwiek  ex  orbita  praw  kardynalnych  i  dobrego  rzą- 
du i  porządku  należących  (sic)  wypadło,  w  swoje  kluby  wprawione  było,  także 
aby  prerogatywa  równości,  która  szczególnym  fundamentem  wolności  być 
powinna,  między  wszytkimi  była  reintegrata:  przeto  za  zgodą  wszech  sta- 
nów obiecujemy  sejm  sześćniedzielny  ekstraordynaryjny  złożyć,  na  którym 
o  niczem  wprzód  traktować  nie  będziemy,  tylko  de  modo  concludendorum 
consiliorum,  o  poprawieniu  praw  połomanych,  o  restabiliowaniu  preroga- 
tywy równości  per  aequalitatem  et  praemii  poenae,  tudzież  rygoru  (na?)  wyno- 
szących się  nad  nie,  co  jest  przyczyną  i  źródłem  wszelkich  inkonweniencyi, 
naostatek  o  sposobie  concludendi  sejmów.  A  dla  wynalezienia  tem  prędzej 
do  tego  środków  naznaczamy  komisarzów  ex  senatu  et  equestri  ordine 
N.  N.,  aby  ciż  komisarze,  uprojektowawszy  praeliminanter,  salva  omni  li- 
bertate  in  materiis  statum  tangentibus  voce  vetandi  et  se  opponendi,  spo- 
soby do  zwyż  wyrażonej  materyi,  projekt  przez  siebie  uformowany,  Nam 
i  przytomnej  boku  Naszego  radzie  komunikowali,  żebyśmy  w  uniwersałach 
na  sejmiki  stany  Rzplitej  wcześnie  o  nich  informowali  i  potestatem  au- 
gendi  v'el  diminuendi  onym  dali. 


głośnego  Adama.  Tekst  wpisany  bezpośrednio  po    uchwałach    rady    senatu,    od- 
bytej w  listopadzie  r.    1749. 

')  Niewiadomo,    jaką  to  ustawę  r.   1655  mają  autorowie  na  myśli.    F^akta 
konwenta  Augusta  II  noszą  datę  27  czerwca  1697  r. 


SKOROWIDZ  OSÓB  I  MIEJSCOWOŚCI. 


T^azwiska  autorów  z  XIX  i  XX  wieku    drukowane  są    kursywą.   —  Województwa 
i  ziemie  figurują    naogół  pod    nazwą  tych  miejscowości,  od  których  pochodzi  ich 

nomenklatura. 


Abramowicz  235. 

Achejski  związek  16,  88. 

Achenwall  131. 

Adamowski  199. 

Adolf  z  Nassau  80. 

Aethelred  27. 

Albrecht  Achilles  85. 

Aleksander  lii  papież  20. 

Aleksander  Sewerus  17. 

Aleksander  Jagiellończyk  156—7, 
166.  226. 

AIexandrinus  128—9. 

Alfons  III  król  aragoński  122. 

Alfons  V  118. 

Ali  pasza  334. 

Altamira  y  Crevea  117,  122. 

Ameryka  (Stany  Zjednoczone)  21, 
27,  87,  102,  "141,  374. 

Amsterdam  89,  91. 

Anglia  7,  11,  19,  21,  24,  26-7,  30, 
34,  38-52,57,  59,  64,  68,70,91, 
116,  125,  135,  137,  139,  143,  145, 
164,  178,  206.  211 --2,  228,  232, 
277,  298,  334,  338-9,  342-3,  346, 
354,  361,  368,  371—3,  377,  400, 
420. 

Anson  50. 

Anteguera  119. 

Antoni  de  Butrio  128-9. 

Antwerpia  91. 

Appenzell  98,  100—1. 

Appian  17,  341. 

Aragonia  115-123,  218,  339-40. 

Aratus  88. 


Arnold  83. 
Arniilf  79. 

Arystoteles  17,  28,  222. 
Aschehoug  9,  105—7. 
Askański  Dom  74. 
Askenazy  308,  330,  334,  376. 
Aspe  54. 
Asquith  51. 
Asso  118. 

Ateny  16,  238,  405. 
Audun  338 

August  II  129,  192,  293,  298,  307, 
324-6.  330-1,  335,  344,  367—8, 

370,  373-8,  393-5. 

August  III  129,  192,  289,  293,  298, 
327,  329—31,  335—7,  370,  378, 
380,  397-400,  416,  419. 

Austrya  91,  96,   275,  278,  334,  370, 

371,  420-3. 
Aztekowie  88. 

Bacon  399. 

Baden  99. 

Badeni  142. 

Balaguer  118. 

Baldus  129. 

Balicki  134. 

Baliński  187. 

Balzer  3,  154-5,  166,  187-8. 

Bar  (konfederacya)  369,  405—6. 

Baranowski  Bogusław  284—5. 

Baranowski  Wojciech  226,  235 

Barbara  Radziwiłłówna  172,  174. 

Barbette  56. 


456     — 


Barcelona  120-  2. 

Barci  aj  us  338. 

Barcre  66. 

Baretous  54. 

Barthold  93-4. 

Bartholus  128. 

Bartoszewicz  389,  392. 

Barwiński    179,    196,   200,   205—6, 

213,21 5-6, 235, 248, 251 ,  258, 264. 
Batoh  333. 
Bawarya  77,  81. 
Bazylea  19,  101,  130. 
Bakowski  322. 
Bearn  53,  67,  146. 
Beaumanoir  53. 
Beccaria  138. 
Beckman  110, 

Belgia  9,  53,  89,  91—3,  145,  339. 
Belin  62. 
Below  84. 

Bełz  164,  192,  209,  257,  271,  331. 
Benimann  76 
Benoist  144. 
Benoit  330,  332,  411,  413,  417,  420, 

422. 
Bentham  \32— 3,  135,  145,  346,408. 
Beresteczko  334. 
Bern  99,  101. 
Bernatzik  8,  9,  28. 
Bertdorft  338. 
Bestużew  332. 

Białobłocki  263,  266-7,  321. 
Białogród  156. 
Biaurat  66. 
Bielawski  24. 
Bielski  161,  164, 186-7, 194-6,  200, 

210,  222,  225,  264. 
Bizancyum  20. 
Blackstone  47,  49. 
Blanc  144. 
Blancas  117,  119. 
Blanchefort  62,  65—6. 
Blanque  196. 
Blois  59,  64  -  6. 
Blok  90—1. 
Blumenstock  158. 
Blamer  96—7,  100-1. 
Bluntshli  97,  99. 
Bobrzy  ński  152—4,  182. 
Bodin  62,  64—5,  68,   131. 
Boethius  112. 
Bofarull  y  Mascara  120. 
Bolesław  ks.  mazowiecki  187. 
Bona  175. 
Bonifacy  VIII  61. 
Bonzy  322. 
Borda  144. 


Borejko  423. 

Bornholm  93. 

Borys  315. 

Bossuet  342. 

Bourbonowie  275,  380. 

Boutmy  144. 

Boye  395, 

Brabant  91. 

Bracław  331. 

Bracton  45. 

Brandenburgia   75,  80—1,  85,  ISO, 

323,  371.  Ob.  też  Prusy. 
Branicki  329—30,  412. 
Braun  325 
Brazylia  145. 
Brema  93  —  5. 
Breza  295. 
Broniewski  200. 
Brilckner  362. 
Bruhl  330,  420. 
Bruksella  91—2. 
Brunner  7. 
Brześć  Kujawski  165. 
Brzeziński  328. 
Bujnicki  297. 
Bukowiecki  264. 
Bulgarus  126. 
Burckhardt  197. 
Burgundya  96. 
Burkę  8,  137-40,  409. 
Burzyński  326,  330. 
Busolt  16,  88. 
Butler  327. 
Bychowiec  206. 
Byczyna  207. 
Bydgoszcz  163. 

Cadier  54,  68. 

Calhoun   142. 

Callery  56. 

Cataldinus  de  Boncampagnis  127. 

Cauer  88. 

Cecora  255. 

Celichowski  293. 

Cezar  341. 

Charleville  62,  64. 

Charlottenburg  412. 

Chełm  201,  331. 

Chełmno  175,  269. 

Chełmski  258. 

Chinon  59. 

Chocim  207,  255,  281. 

Chodkiewicz  334. 

Chodkiewiczowie  344. 

Chodyńiki  348. 

Choiński  264. 

Chojecki  328—9,  386. 


—     457 


Chołoniewski  328. 

Chomętowski  Stanisław  394. 

Chomąt owskl  Władysław  231. 

Cłirapowicki  267. 

Chreptowicz  389—90. 

Chnstyan  1  105. 

Chwałkowski  291,  302. 

Cieciszewski  199. 

Ciołek  160. 

Colbert  52,. 

Colenbrander  90. 

Colmeiro  123. 

Commendone  242. 

Condorcet  144. 

Considerant  144. 

Constant  141—2. 

Conti  192,  303,  324. 

Costa   Rica  145. 

Coińlle  60. 

Coyer  295,  324. 

Cromwell  333. 

Croon  86. 

Cudnów  355. 

Czacki  Szczęsny  293,  424. 

Czacki  Tadeusz  171,  228,  242. 

Czaplic  306,  413,  419. 

Czarnecki  300,  328,  386. 

Czarnkowski  185,  205,  232,  321.- 

Czartoryscy  308-9,  312—3,328—9, 

341,  354,    371,   373-4.   378-83, 

385-7,   389,    399,    406,   410—1, 

414-5,  418-20. 
Czartoryski  Adam  Jerzy  350. 
Czartoryski  Adam  Kazim.  414—5. 
Czartoryski  August  414-5,  419. 
Czartoryski  Michał    362,   378,  389, 

418. 
Czechy  81,  115—6,  152,  342. 
Czeczel    328. 
Czerniak  267,  275,  322. 
Czerniechów  331. 
Czernyszewowie  412. 
Cziczerin  130,  132. 
Czuczyński  199,  204,  258. 

DaenelL  94. 

Dahlmann  25 — 6. 

Damazy  Czech  126. 

Dania  26,  93—4,    103-5,  108,-112, 

339,  342,  420. 
Daniiowicz  216. 
Dareste  144. 
Daries   131. 

Dąbrowski  271-  2,  323-4,  345. 
Deiches  299. 
Delfy  87—8. 
Delijski  związek  88. 


Denhof  Jerzy  284. 

Denhof  Stanisław  325,  394. 

De  Real  90—1. 

Desjardins  61. 

Desmeuniers  133. 

Desmoulins  133. 

Dębicki  267,  293,  304,  323. 

Dębiński  362,  367. 

Dietmar  23—4,  151. 

Dinant  53 

Długosz  151,  187,  249. 

Dłu/'ewski  325. 

Dobrzyń  195,  198,  204,  271,  278- 

Dóllinger  18. 

Dognon  67. 

Dołhoruki  Grzegorz  332. 

Dołhoruki  Wasil  326,  332. 

Dordrecht  89,  90. 

Dorohostajski  258,  429-31. 

Drente  90. 

Dresner  290. 

Drohojowski  Jan  Tomasz  204—5. 

Drohojowski  Stanisław  180. 

Drohojowski  poseł  sandom.  323. 

Droysen  85. 

Dubois  88. 

Ducrocg  144. 

Diiben  420. 

Dunin  326. 

Dupont  White  141. 

Du  Vair  66. 

Duyergier  de  Hauranne  144. 

Dymitr  Samozwaniec  315. 

Dyonizyusz  z  Halikarnasu  17,  144. 

Działyński  Jan  175,  177. 

Działyński  Łukasz  229. 

Działyński  Mikołaj  235. 

Dzierżek  238-9. 

Dzików  (konfederacya)  369. 

Eden  109. 

Edward  1  43. 

Edward  III  27,  50. 

Ehrenberg  74-5. 

Elliot  142. 

Ernest  arcyksiążę  190 

Erslev  U)5. 

Esmein  8,  58,  63  -  4,  144. 

Esse,\  39. 

Estreicher  183. 

Ethelingowie  39,  54. 

Etolski  zvyiązek  16,  88. 

Etruski  związek  88. 

Ferdynand  I  cesarz  115. 
Ferdynand  infant  kaslylski  120. 
Fichte   138,  141. 


458 


Figuera  120. 

Fijatek  348. 

Filip  11  król  francuski  55. 

Filip  111  55. 

Filip  IV  56,  58,  61. 

Filip  VI  55 

Filip  11  król  hiszpański  122,  339. 

Filip  Szwabski  cesarz  78-9,  81. 

Filip  hr.  Flandryi  82. 

Filip  Dobry  ks.  burgundzki  89. 

Filmer  343. 

Fionia  105. 

Firlej  Jan  190. 

Firlej  Mikołaj  wojew  lubelski  161. 

Firlej  Mikołaj  kasztelan  biecki  161. 

Flandrya  21,  81,  92. 

Flemming  Jakób  Henryk  326,  375, 

378 
Flemming  Jerzy  419. 
Fortescue  47. 
Fouillee  144. 

Franciszek  I  król  francuski  99. 
Francya  7,  9,  11,  19,  21,  27,  52-68, 

70,  91,  97,  99,  101,  116,  123,  125, 

132—3,    136,    139-40,    145,  153, 

232,  275,  277,  281,  323,327-30, 

332,  338,  342,  357,  368,371,373, 

379-84,  420. 
Frangepan  342. 
Frankfurt  75,  83,  291—2. 
Fredro  142,   245,   262,  281,  291—3, 

313,  340,  352,  362,   3ó5,  385-6, 

392,  400,  421. 
Fruin  90—1. 
Fryburg  98. 
Fryderyk  11  cesarz  79. 
Fryderyk  111  76-7. 
Fryderyk  11  król  duński  105, 
Fryderyk  11  król  pruski  77,  411— 2, 

417. 
Fryderyk  Wilhelm  1  342,  374. 
Fryderyk  Wilhelm  Wielki   Elektor 

337,  342. 
Fryderyk  margr.  brandenburski  187. 
Fryderyk  11  palatyn  85. 
Fustel  de  Coulanges  7. 
Fryzya  95. 

Gaetano  264. 
Gamrat  162,  348 
Gandawa  82. 
Gans  10. 
Garczyński  398. 
Gąsecki  328. 
Gdańsk  292. 
Geldrya  90-1. 
Genua  21,  238,  342,  400. 


Germanowie  16— 7,  38,72,131,  142. 

Geron  71. 

Gierkę  9,  10,  17,  22—3,  31,  72,  65, 

76,78,81,96,98-9,122,  126-31. 

13S,  142-3 
Glarus  97—101. 
Glasson  53,  61. 
Glatman  330. 
Głogowa  86. 
Głogowski  300,  324. 
Gneist  7,  38,  45,  47. 
Gniewosz  348. 
Godlewski  324. 
Golski  250. 

Gołąb  (konfederacya)  288,303,306. 
Gorajski  237. 
Gostomski  235. 
Gostynin  195. 
Gostyński  159. 
Gothein  85. 
Gotland  71,  93. 
Gouda  89 
Górka  169. 
Górnicki  221 — 2. 
Górski  167—8. 
Grabowski  231,  241. 
Grabski  324. 
Grakchus  340. 
Granell  120. 
Granowski  402—4. 
Grecya  16,  87—8,  144-5,  198. 
Grocyusz  17,  131,  305. 
Grodno  119,  271,  289,297,324,326 

331—2,  376,  389,  427. 
Grodzicki  328. 
Groninga  90—1. 
Grudziądz  270. 
Grudziński  323. 
Gruszecki  271,  300. 
Gruzya  32. 
Grzegorz  VII  20. 
Grzegorz  Xl  20. 
Grzegorz  z  Tours  23. 
Grzymułtowski  282,  323. 
Guba  73. 
Guerrier  326. 
Guizot  7,  136. 
Gurowski  328. 

Gustaw  Adolf  109,111,245-6,339. 
Guyenne  63. 
Gyilenstierna  111. 

Haarlem  89. 

Habsburgowie  66,  76-7,81,85,  92, 

161,  190,  321. 
Haga  91. 
Halikarnas  17,  144. 


—     459     — 


łiallam  7. 

"Hamburg  93—5. 

łiandelsman  361. 

Hankon  338. 

Hannibal  292. 

Hannon  292. 

Hanza  87,  93—4. 

Haraburda  258. 

Hare  144. 

Jiarnack  81. 

Hartknoch  242,  291. 

Hartung  11. 

Hatschek  48—9. 

Hegel  Fr.  W.  10. 

Jiegei  Karol  71,  82—5. 

Heidenstein  190-1,  194,  233. 

Jielie  66. 

Helvetius  132—3,  135,  408. 

Henryk  IV  cesarz  73. 

Henryk  III  król  angielski  43,  46. 

Henryk  VI  47,  49. 

Henryk  VIII  48-50. 

Henryk  111  król  francuski  59,  63-4, 

184,  190,  192—3,   198,  203,  218. 
Henryk  IV  59. 
Henryk  z  Seguzyi  127. 
Herberstein  86. 
Herburt  Jakób  191. 
Herburt  Szczęsny  200. 
Hertogenbosch  91. 
Hertzberg  23,  25,  106. 
Hervieu  61. 

Hildebrand  ob.  Grzegorz  VII. 
łiilde brand  Emil  108,  112. 
Hinkmar  70. 
Hinschius  19,  20. 
Hiszpania  11,  19,  91,  100,  116—23, 

339,  342,  357. 
Hjarne  109. 
Hobbes  137,  343. 
Hoffman  222,  225—226,  249. 
Hoffmann  332. 

Hohenstaufowie  74,  79,  81—2. 
Hohenzollernowie  85,  4l2. 
HolandyaSl,  87-91,  238,  314,  339, 

342,  354,  361,  368,  400. 
Holbach  364,  408. 
Holsztyn  84. 
Homer  16,  22. 
Horain  326,  330. 
Horodyński  311-2,  324. 
Hozyusz  176. 
Huber  131. 
Huesca  122. 
Hugolinus  126. 
Humboldt  138,  141. 


Humiecki  293,  309-13,  394,  418. 
Hurko  326. 

Ibsen  25. 
Ickstadt  131. 
Inflanty  93,  229,  233. 
Innocenty  III  82. 
Innocenty  IV  126. 
Ipsen  84. 
Irokezi  88-9. 
Islandya  25—6. 
Isle  de  France  66. 
Iwański  324. 
Iweński   159. 

Jabłonowski  Jan  402. 
Jabłonowski  Jan  Stanisław  d)  233, 

234. 
Jabłonowski  Jan  Stanisław  (Ib  220, 

393—4. 
Jagiellonowie    149,    161,    184,    190, 

337,  339. 
Jakób  I  49,  137. 
Jan  XXIII  papież  19. 
Jan  bez  Ziemi  39,  44. 
Jan  Dobry  59,  61,  67. 
Jan  I  Olbracht  156,  188,  243. 
Jan  II  Kazimierz   3,  267,   279,  282, 

284,  293,  298,  322.   330-1,  344, 

346,  353,  370,  373. 
Jan  III  Sobieski  216,  238,  271,  281, 

283—4,  293,  298-9,  303-4,  309, 

313,   323—4,   331-2,    334,   340, 

344,  370,  373. 
Jan  z  Anagni  128. 
Janicki  J.  186,  229. 
Janicki  Klemens  167. 
Janowski  206. 

Jarochowski  297,  325,  337,  374-5. 
Jarosiński  310. 
Jellinek  8,  28-9,  47,    136-7,  142, 

273,  353,  365. 
Jełowicki  327. 
Jeżewski  327. 

Joachim  II  margr.  brand.  84. 
Jórgensen  104-5. 
Johannes  Andreae  126. 
Johnsen  107. 
Jordan  Achacy  206. 
Jordan  Spytek  258. 
Jutlandya  26,  105. 
Jutowie  39. 

Kalicki  216,  230. 

Kalinka  425. 

Kalisz  157,  159,  163-5,  331. 


—     460     — 


Kalkstein  342. 

Kalmar  106. 

Kalousek  7,  115. 

Kalwin  100. 

Kałuski   199. 

Kamenićek  115. 

Kamieniec  333. 

Kamiński  327. 

Kamzet  317. 

Kant  132,  138,  141. 

Kantecki  326-1,  379,  398. 

Kapetyngowie  55. 

Karczewski  206. 

Karejew  3,  151. 

Karnkowski  192,  194,  215,  225,  230, 

232-  3,  242. 
Karol  Wielki  cesarz  70. 
Karol  IV  79. 
Karol  V  77,  85. 
Karol  VI  374. 
Karol  I  król  angielski  49. 
Karol  IX  król  szwedzki  108-9. 
Karol  X  Gustaw  333. 
Karol  XI  112. 
Karol  XII  337,  374. 
Karol  Śmiały  96,  99. 
Karolingowie  54,  70,  79. 
Kartagina  293. 
Karwicki  115,  271—2,  373,    391—3, 

397,  405,  407-9. 
Karwowski  386—7. 
Kastylia  116,  122-3. 
Katalonia  116-23,  340. 
Katarzyna  II  411-2,  415,  417. 
Kaunitz  420. 

Kazimierski  185,  258,  292,302,321. 
Kazimierz  Jagiellończyk  59,  60,  80, 

152-3,  156,  160-i,  197,  336. 
Kent  .39. 
Kereszy  113—4. 
Kettner  303. 
Kicki  387-8. 

Kijów    151,  198,  201,  241,  331,  344. 
Kilia  156. 

Kirchholm  207,  292,  334,  355. 
Kisielewski  402,  411. 
Kitowicz  330. 

Kluczyć  ki  268,  278,  307,  313,  393. 
Kłodziński  376. 
Kłuszyno  207,  292. 
Kochanowski  274,  338,  368. 
Kochowfki  267,  274,  322. 
Kojatowicz  171,  174-5,  180  -  1,  209, 

242. 
Kolonia  81,  83.  93-5. 
Kołłątaj  298,  407—9,  425,  427. 


Koło  153,   157,   159,    161,  164,  167^ 

196,  233,  240-1. 
Konarski  Kazimierz  323. 
Konarski   Stanisław   8,   21,   90— K 

151,  222,  254,  281,   286-7,  295, 

308,  314,   316—20,   322,  326-7, 

332-3,  352,  356,   365,  369,  379^ 

384-5,  394—5,  399-404,  406— 

412,  424-5. 
Kondeusz  275. 
Koniecpolski  344. 
Konrad  IV  cesarz  79. 
Konrad  ks.  salicki  73. 
Konrad  arcybiskup  koloński  83. 
Konstancya  (sobór)  20. 
Konstancya  królowa  322. 
Korbut  325. 
Korczyn  Nowv  152—3,  157—9,  162,. 

167,  186,  240-1. 
Kordysz  (1)  267. 
Kordysz  sil)  310. 
Koronowicz  ob.  Wróblewski. 
Korsak  326. 
Koryciński  251. 
Korytkowski  348. 
Korzon  267-9,   277,   279-81,  293,. 

298-300,  302,  304,  322. 
Kowno  271. 
Kozłowski  255. 
Kraków  157-60,  164,    166.  174-8,. 

186,  196,  199—201,  214,  227.  241,. 

243,246-7,250,261,264,270,321.. 
Krasiński  Adam  404,  413,  419. 
Krasiński  Michał  418. 
Krasiński  Wincenty  234. 
Krasiński  Zygmunt  234 
Krasiński,  poseł  mazowiecki  258. 
Kraushar  415-6. 
Królewiec  291. 
Krzucki  424. 
Krzycki   217. 
Krzyżanowski  392. 
Ksenofont  17. 
Kubala  232,  252,  254,  257,  261,265^ 

266,  273,  322. 
Kuczborski  227. 
Kuczyński  328. 
Kujawy  159,  164,  167,  209,  270,  278,. 

331. 
Kuniecka  300. 
z  Kurozwąk  Krzesław  318. 
Kurzeniecki  422. 
Kuszel  328. 
Kutrzeba  3-5.   154,    178,    183,  186,. 

197,  199,  201,  203,  214,  228,  241^ 

256,  258,  261. 
Kuzańczyk  Mikołaj  130. 


—     461 


Łaboulaye  141—2,  144. 

Lagę  r  rot  fi  108—112. 

Lally  Tollendal  66. 

Lanckoroński  344. 

Langue  d'Oc  67. 

Langue  d'Oil  62. 

Lanjuinais  133. 

Lansius   133. 

l.a  Riyicre  405—6. 

Laureo  192,  219. 

Le  Coq  61. 

Le  Fur  90. 

Leibniz  293. 

Leiionlun'ud  337. 

Lejda  89. 

Lelewel  117,  122.  352. 

Lengnich  201,  213,  249,  269-70,  272, 

291,  305-6,  308,   324,  376,  397. 
Leon  (królestwo)  116,  123. 
Leopold  1  276 
Leroy  Beaulieu  144. 
Leszczyński    |an  322. 
Les/.czYński  Rafał  172—3,  243,  364, 

396.' 
Lewicki  151. 
Leżeński  329,  389. 
Lida  234,  332. 
Liebermann  27. 
Ligęza  222,  231—2. 
Limousin  56. 
Lingen  90. 

Lipski  Jan  prymas  231 — 2. 
Lipski  Jan  podkancl.  koronny  367, 

394-5. 
Lipski  Tadeusz  369. 
Lisola  275. 
LitAa  175,  180-1,  185—6,195,224, 

233,  241,  246,  258,  303,321,324, 

326.  331—2,  336,  416. 
Liw  199   331. 
Liwiusz  292. 

Locke  131,  138,  305,  406,  408. 
Ldvgren  337. 
Lolandya  (Laaland;  105. 
Lombardya  82. 
Lowanium  91—2. 
Lubawski]  345. 
Lubeka  93-5 
Lubieniecki  (I)  319,  326. 
Lubicniecki  (II i  319,  326,  387-8. 
Lublin  157,  164,    174,    180-1,   209, 

242.  296-7 
Lubomirscy  316,  329,  332,  344—5. 
Lubomirski  Antoni  328. 
Lubomirski  Hieronim  218. 
-Lubomirski  Jerzy  247,  254,  264—7, 
273—4, 280, 287,302  -  3,321—3,334. 


Lubomirski  Stanisław  414. 

Lubomirski  Stan.  Herakliusz  367. 

Luchaire  55. 

Ludwik  Bawarski  cesarz  74,  81. 

Ludwik  XIV  118. 

Ludwik  I  król  węgierski  336. 

Ludwik  II  114. 

Ludwik  V  palatyn  85. 

Ludwika  Marya"275,  278—9,  373. 

Luksemburg  92—3. 

Luksemburski  Dom  75,  81. 

Lutosławski  353.  356. 

Lutycy  23-4,  151. 

Lwów  255—6. 

Łaski  Jan  161. 

Łaski  Olbracht  226,  229. 

Łącki  421. 

Łebiński  210. 

Łęczyca  164-5,  195,  209.  241,  246. 

Łomża  201,  331. 

Łoś  267,  322. 

Łubieńska  M.  Cecylia  412,  414. 

Łubieński  Stanisł.  200-1,  241,  250. 

Łubieński  Władysław  369,  411. 

Łukomski  267,  323. 

Łyssakowski  258. 

Mably  405-6. 

Macedonia  88. 

Machiarelli  342 

Maciej  Miechowita  157. 

Maciejowski  234. 

Madvig  16. 

Magnus  Lagabóter  106. 

Maine  7. 

Maitland  27,  72. 

Makowiecki  323. 

Maksymilian  I  cesarz  77. 

Maksymilian  arcyksiążę  192. 

Malborg  201,  269-70. 

Malmstróm  337. 

Małachowski    Adam    293,    297—8. 

327—8,  386,  389,  424. 
Małachowski  Jan  329,  377—8. 
Małachowski  Stanisław  407. 
Małopolska    152,     156—7,     165—6, 

243,  331. 
Marchadier  61. 
Marcin  V  papież  20. 
Marcin  król  aragoński  120. 
Msrcinkiewicz  326.  374,  394. 
Marek  Aureliusz  17. 
Marignano  99. 
Marstrand  107. 
Marsvliusz  z  Padwy   130, 
Martel  117-9,  122. 


—     462 


Marya  królowa  angielska  48. 

Marya  Kazimiera  310,  323. 

Massalski  Ignacy  405,  412,  421. 

Massalski  Michał  412. 

Matuszewicz  330. 

Matylda  ks.  portugalska  82. 

Maurer  25—6. 

May  50. 

Mayenne  66. 

Mayer  58,  65. 

Mazowsze    159,    164,  201,  209,  217, 

241,  278,  331. 
Medeksza  267. 
Meklemburgia  84—5. 
Meksyk  38. 
Mencken  171,  192. 
Mercy  420. 
Mercya  39. 

Merowingowie  54,  70,  79. 
Męciński  poseł  krakowski  237. 
Męciński  starosta  wieluński  369. 
Miaskowski  Adryan  267,  321. 
Miaskowski  Kacper  274. 
Miaskowski  Wojciech  384. 
Michał  Wiśniowiecki  król  217,  268, 

279-81,  287,  293,  304,  323,  331, 

362,  370. 
Michałowski  325. 
Mickiewicz  349-51. 
Mielecki  hetman  w.  kor.   211,  213, 

229. 
Mielecki  poseł  216. 
Mielnik  201. 
Mieszko  II  71,  74. 
Mienicki  307. 
Mikołaj  II  papież  20. 
Mili  144. 
Milton  343. 
Mingrelia  32. 
Mińsk  332. 

Mirabeau  133,  144,  232. 
Mispoulet  47. 
Młodziejowski  421. 
Mniszech  Jerzy  369,  415. 
Mniszech  Józef  326. 
Modrzewski  221—3,  351. 
Mogilnicki  369. 
Moguncya  72,  81,  83. 
Mokronowski  307-8. 
Mommsen  16. 
Montblanch  121. 
Montpellier  57. 
Montesquieu  1. 
Moraczewski  352—3. 
Morawski  Szczęsny  419. 
Morawski  Teodor  283. 
Morawy  115. 


Morgan  88. 

Morski  Kazimierz  329,  389. 

Morski  Stanisław  258. 

Morstin  274,  299,  323,  393. 

Mosiewicz  293. 

Mosiński  267. 

Moskorzewski  206,  247. 

Moskwa  243,  274,  315,  321,  337. 

Moszczeński  422. 

Mścisław  332. 

Miihlbauer  85. 

Myszkowski  star.  oświęcimski  216- 

Myszkowski   biskup   229,  242,  257^ 

Nadasdy  342. 

Nalewajko  334. 

Naville  144. 

Nawarra  116. 

Neapol  222. 

Nejburski  książę  293. 

Nettelblatt  131. 

Niderlandy  ob.  Belgia,  Holandya. 

Nidwalden  98. 

Niemcewicz  264. 

Niemcy  7,  19,  21,  30,  33,  69-86, 
102,  116,  125,  141,  227,  314,  338» 
339,  342,  368,  373,  400. 

Niemojewski  232,  292. 

Ntmes  57. 

Niszczycki  201. 

Nivernais  65. 

Noailles  178. 

Nordenfjeld  106. 

Normandowie  23—4,  54. 

Normandya  60  —  1. 

Nortumbrya  39,  43. 

Norwegia  9,26,  104—7,  112,  141 
339. 

Norymberga  76. 

Nowogród  23,  151. 

Nowogródek  246. 

Oborski  310. 

Obryński  246. 

Occam  130. 

Ocieski  176,  227—8. 

Odoaker   19. 

Odysseusz  16. 

Ogiński  Ignacy  326. 

Ogiński  Michał  419. 

Ogiński  Tadeusz  326. 

Ogiński  poseł  206. 

Oktawiusz  340. 

Oleśnicki  Zbigniew  246. 

Olędzki  327. 

Oliwa  275,  334. 

Olizar  268-9,  271,  279-80,  305. 


463 


Olszowski  279-80,  293,  374. 
Opalenicki  174. 
Opaliński  Jądrze)  225. 
Opaliński    Krzysztof    274,    314-5, 

OpaUński  Łukasz  217  222,231,262, 

274-5,  279,  338,  363. 
Opaliński  Piotr  241. 
Opatów  164. 
O  paw  a  86. 
Opole  86. 
Orański  327. 
Orleans  62. 
Orłowowie  412. 
Orzechowski  btanisław  249. 
Orzechowski  Walenty  l»f- 
Or^elski  189,  192,199,204,209-10, 
218-20,  230,  232-3,    250,  255, 
258,  264,  296. 
Ossan  54.  .  ,, 

Ossoliński  Hieronim  182    243 
Ossoliński  Jerzy  224,  264,  321. 
Ossowieński  199. 
Ost-Anglia  39. 
Ostranica  334. 
Ostrogscy  344. 

Ostrooski  Janusz  237    264,  295. 
O.trogski  Konstanty  235. 
Ostroróg  Jan  225-6,   230-2,  246, 

273. 
Ostrowski  Antoni  348. 
Ostrowski  Danejkowicz  362. 
Ostróg  (ordynacya)  326,  3Zy. 
Oświęcim  331. 
Oszmiana  332. 
Otton  IV  78-9   82_ 
Otwinowski  '25,  óli. 
0verijssel  90. 
0.\enst)erna  109—10. 
Ożarowski  379. 

Pac  Kazimierz  325,  374. 
Pac  Michał  Jan  419. 
Pacichello  338. 
Pacowie  344. 
Padwa  130,  224. 
Palatynat  85. 
Pallars  121. 
Pancerinus  333. 
Panin  412,  415   419,  422. 
Panormitanus  128-y. 
Paguet  57. 

Parning  50 

Paryż  56,  62.144. 

Palkul  374-5.  j. 

Pawiński  3.  151-4,  1d7.  159, 19.- 
240.  270,  278. 


-6, 


Pekaf  115. 

Perpignan  119—20. 

Perykles  17. 

Petrycy  222,  231-2. 

Pąkosławski  (1)  185,  237,  3Z1. 

Pękosławski  (II)  267. 

Piasecki  227. 

Piazza  129. 

Pić  113. 

Picot  59-63,  65-8,  136,  144. 

Piekosiński  250. 

Pieniążek  293,  310,  312,  418. 

Pikardya  61. 

Pikę  50. 

Pillius  126. 

Pińsk  332.         ^    ^^^   _ 

Piotr  Wielki  342,  369,  374. 

Piotrk6wl52-3,157,l6  -2  164-5. 

174-6,  197,  203,  244,  251. 
Piotrowicz  374. 
Piotrowski  297. 
Pirenne  9,  53,  92. 
Pirna  329. 
Pitt  372. 
Piza  21. 

Plater  166-7,   184. 
Platon  192. 

Si^cfl&isfżoUOS.  209,257,33,. 

Pociej  325. 
Podhajce  334. 
Podhorski  229,  389. 
Podlasie  201,  209   278   313 

Podole  156,  164,  174   331,  423. 
Podoski  Gabryel  416. 
Podoski  Mikołaj  387.        . 
Poklatecki  ob.  RadzewsKi. 

122-3,  129,  139,  149  i  n. 
Połock  332. 
Połtawa  344. 
Pomorze  201,  2o9. 
Pompejusz  341.        .  ^ 

Poniatowski  Kazimierz  414,  418. 
Poniatowski  Stanisław  305,  307-»> 

ob.  też  Stanisław  •'^ug^^ist. 
Pomński  307.  390,  407,  421,  424. 
Portugalia  116,  123. 
Post  32. 

l':.o%  323.  3|6-9   332,  34,,  344. 

379—86,  395,  415,  421. 
Potocki  Antoni  328-9. 
Potocki  Feliks  217   304. 
Potocki  Ignacy  409,  42..,  427. 
Potocki  Józef  327-8. 


464     — 


Potocki  Maryan  328,  330. 

Potocki  Stanisław  (I)  326. 

Potocki  Stanisław  (II)  409. 

Potocki  Teodor  378. 

Potocki  Wacław  274. 

Potulicki  311. 

Potworowski  Dobrogost  192. 

Potworo  wski  182. 

Poullet  93. 

Poznań  157-9,  162-5,  179,  195-6, 

230,  233,  241,  252-3,  255,  297. 
Prażmowski  277,  323. 
Presburg  75. 
Priestley  132  -3. 
Prochaska    151,   153,  200,  203,  207, 

215,  240— 1,  255-6,  259-61,  271, 

307. 
Proszowice  ob.  Kraków. 
Protasowicz  246. 
Prowancya  63. 
Prusy  Polskie    175,    178,    195,    197, 

2Ó1,  241,  243,  245,  269-70,  272, 

322,  331,  380,  414,  416. 
Prusy  (królestwo)  84,  94,  141,  143, 

325-30,  332,  337,  357,  368,  371, 

388,  411,   413—4,   417,   419—20, 

422-3,  425. 
Przebendowski  295. 
Przemyśl  199,  255. 
Przerębski  181. 
Przeździecki  414,  418. 
Przyjemski  323. 
Przyłuski  328 
Pstrokoński  235. 
Pufendorf  131,  137. 
Pułaski  418. 
Puttkamer  424. 
Puzyna  325,  374. 
Pyrrhis  403-4,     , 
Pyzdry  246. 

Quidde  82. 

Rabaut  Saint-Etienne  133. 

Rachfahl  89,  92. 

Racibórz  86. 

Raczyński  202,  375. 

Radom  157,  242,  402,  407,  415. 

Radzewski  367,  398. 

Radziejowski  309. 

Radziwiłł  Albrecht  Stanisław    195, 

201  -2,  206,  234,  245,  254,  256-7, 

264. 
Radziwiłł  Janusz  (I)  237,  264. 
Radziwiłł  Janusz  (II)  220,  321. 
Radziwiłł  Jerzy  215,  234. 
Radziwiłł  Karol  368,  418. 


Radziwiłł  Krzysztof  23S. 

Radziwiłł  Krzysztof  Mikołaj  229. 

Radziwiłł  Michał  382,  389. 

Radziwiłł  Mikoł.  Krzyszt.  235,241. 

Radziwiłłowie  246,  339,  344—5,415. 

Randolph  102. 

Rawa  164,  209,  241,  331 

Rej  Andrzej  222. 

Rej  Mikołaj  172,  350. 

Rej  Władysław  362. 

Rembowski  3,  4,    10,  93,  113.  179, 

193,  211,  222,  244,  259,  303,  333, 

394-5,  397. 
Rense  81. 

Repnin  390.  412-9,  421,  423. 
Reviczky  421-2. 
Reytan  307,  375,  390. 
Rhode  Island  142. 
Richelieu  342. 
Rodenberg  78-80. 
Roepell  308,  411. 
Rohan  342. 
Rosebery  51. 
Roseilus  130. 
Rostkowski  325. 
Rosya   308,   325-6,    329—30,    332, 

334,  342,  357,   368,   370—1.  380, 

388,  411-23;  ob.  też  Moskwa. 
Roth  342. 
Rotteck  141-3. 
Rouergue  59.    . 
Rousseau  8,  28,  31,   131—3,   137— 

141,  293-9,  305,  364,  370,  404-6. 
Rojkiewicz  319. 
Rozrażewski  234-5,  348. 
Rudnicki  301,  413-4. 
Rudolf  I  80. 
Rudomina  326,  330. 
Rudziński  poseł  325. 
Rudziński  kasztelan  czerski  327 
Runnimede  39. 
Rurykowicze  315. 
Rusocki  176,  209. 
Ruś  23,  156,  164,  174,178,  181,  199, 

200,   202—5,    207,    238,   240-1, 

243,  259-61,  271,  321,   336 
Russell  143. 
Ryffel  96-8,  100-1. 
Rymar  176,  199. 
Ryszard  II  44. 
Ryszkowski  216,  248. 
Rzewuski  Seweryn  409. 
Rzewuski  Stanisław  Ferdyn.  398—9 
Rzewuski  Stanisław  Mateusz    325., 
Rzewuski  Wacław  301-2,328,  398 

399,  401-2,  405-9.- 


—     465     — 


Rzym    16-7.    19,   22,   81,  224,  227, 

238,  340-1,  400. 
Rzyszewski  330. 

Saksonia  39,  75,  80-1,  93,  368,  371. 

Saldem  347,  412. 

Salicka  dynastya  73,  79. 

Sallustyusz  17 

Sandomierz  159,  165,  210,241,244, 

258,  303,  305. 
Sanguszkowie  344. 
Sanok  255—0. 
Santorem  123. 
Sapieha  Antoni  326. 
Sapieha  Benedykt  217. 
Sapieha  Franciszek  217. 
Sapieha  Jan  Fryderyk  296,  362,  367. 
Sapieha  Lew  315,  3o2. 
Sapieha  Michał  326. 
Sapiehowie  303,   310,  324-5,  332, 

344-5. 
Sańpolos  17,  47,  131,  140,  144,  146. 
Sartorius  8,  93—5. 
Sawczyński  175,  277,  279. 
Scewola  17,  72,  126. 
Schafer  117-8,  122. 
Schenking  235. 
Schlózer  138. 
Schlosser  118. 

Schmitt  321,  330,  353,  414,  417-8, 
Schróder  76 
Scliuster  83. 
Schwarcz  122. 
Schwyz  97,  99. 
Sedlnicki  328. 
Seneka  16. 
Senlis  53. 
Sens  65. 
Sicifiski  1,  4,  5,  142,  236,  248,  257, 

261  -  3,    265—9,   273,    276,    287, 

291,  313,  320—2,   333,   337,  389, 

419. 
Sickel  71. 

Siedmiogród  274,  334. 
Siemek  355. 

Siemieński  197,  199,  270-1. 
Sieniawscy  344 — 5. 
Sieniawski  325—6. 
Sienicki  Mikołaj  172,  251. 
Sienicki  Szczepan  402. 
Sienieński  237. 
Sieradz  157,  201,  283,  331. 
Siergiejewicz  23,  34,  151. 
Sieyćs  132-3,  138,  144,  426 
Si  licz  319,  326. 
Silnicki  187,  190. 
Simmel  351,  364. 


Siruć  326. 

Sjellandya  105. 

Skarbek  386,  388. 

Skarga  223,  236-7. 

Skibiński  270,  305,  328,  378. 

Skonia  105. 

Śląsk  85-6,  150. 

Słonim  241,  271,  332. 

Słowacki  350-1,  355-  6. 

Słupecki  190. 

Smith  47-8. 

Smoleńsk  355. 

Smoleński  403. 

Sobieski  Jakób  189,  238,   281,  295. 

Sobieski  Jan  ob.   |an  iii. 

Sobieski  Wacław  179,  181, 183,  190, 

192,  196,211,  216,  222,  224,  226, 

227,  233,  236-7,  241,   248,   251, 

253^  258,  264,  295,  345,  358. 
Sobieszczański  210,  362. 
Sochaczew   195. 
Sochaniewicz  211. 
Sondenfjeid  106. 
Sokołowski  188-9,  224-6. 
Solikowski  225—6,  234. 
Solon  405. 
Solura  98. 

Sołowjew  325-7,  385,  412,  414. 
Sołtyk  301,  306,  412-3,  415. 
Spangenberg  85 

Sparta  16,  238,  ob.  też  Lacedemon. 
Spencer  7,  141. 
Spinoza  138,  30O. 
Spira  83. 
Spławscy  209. 
Środa  ob.  Poznań. 
Stabrowski  179. 
Stackelberg  287,  421-2. 
Stadnicki  Mikołaj  328. 
Stadnicki    Stanisław    (!)    194,   200, 

204-5,  211,   234,   237,  255,  258, 

321,  334,  355. 
Stadnicki  Stanisław  (i!)  200,  204-5, 

234,  321,  334. 
Stanisław  1  Leszczyński    192,   327, 

359,  364,  369,  379-80,  385. 
Stanisław    Ii    August    Poniatowski 

277,  290,  308,  347,  369,378,412, 

425,  417,  419-21,  423. 
Stan  z  99. 
Starczewski  206. 
Starowolski  338,  363. 
Starzyński  398,  405,  409,  425-7. 
Staszic  332,  408-9,  427. 
Stavenow  112. 
Stefan  Batory  172,  185—6,  193-6, 

203,  213,  224-5,  228,  258. 

30 


—     466 


Steyern  108-9. 

Stężyca  227,  244. 

Stransky  115. 

Strawiński  329,  389. 

Struve  353. 

Stuartowie  50. 

Stubbs  7,  41—7,  50. 

Siidersee  94. 

Sulkowski  421. 

Sussex  39. 

Świdnica  86. 

$widzifiski  305-6,  325,  329. 

Świętochowski  353. 

Swoszowski  216—7. 

Symmachus  19,  20. 

Szadurski  410. 

Szafuza  98,  101. 

Szajnocha  234. 

Szaniawski  394. 

Szczawiński  217. 

Szczebrzeszyn  (konfeder.)  288,  303. 

Szczuka  373.  393. 

Sze łagowski  231. 

Szembek  Jan  377. 

Szembek  Stanisław  377. 

Szkocya  338. 

Szlezwik  84. 

Szołkowski  324, 

Szujski  32,  152,  165,   174,  180,  182, 

189,  234,  330. 
Szumowski  324. 
Szwajcarya  7,  9,  77,  87-8,95-102, 

141,  145,  342,  354. 
Szwecya  30,  93,  107—12,  218.  274, 

334,  337,  339,  357,  361,  368,  371 

-373,  400,  420. 
Szydłowiecki  162. 
Szyjkowski  403,  405, 
Szyller  2,  315-6. 
Szymakowski  329,  389-90. 
Szymon  z  Montfortu  39. 
Szyszkowski  217,  226,  235,  373. 

Tacyt  22,  54,  70. 

Talleyrand  66. 

Target  133. 

Targowica  (konfederacya)  306,  427. 

Tarło  Jan  wojew.  lubelski  229. 

Tarło  Jan  wojewoda  sandomierski 

384-6,  400,  421. 
Tarnogród  (konfederacya)  303,  306. 
Tarnowski  Jan  228. 
Tarnowski  Stanisław  222,  355,  393. 
Tarragona  122. 
Tasmania  145. 
Taszycki  157—8. 
Telefus  267,  287,  302,  322. 


Teodoryk  Wielki  19. 

Tezner  33. 

Thomas  56,  59. 

Thomasius  131. 

Timon  7,  113. 

Tixier  60,  62. 

Tocqueville  223. 

Tokarzewski  323. 

Tomicki  162,  190. 

Tonkin  32. 

Tortosa  120,  122. 

Toruń  162,  186,  356. 

Trewir  81. 

Trubeck  321. 

Trydent  19. 

Trypolski  328. 

Tryzna  254. 

Trzebicki  275,  279. 

Tschudi  100. 

Tucydydes  17. 

Tudorowie  161. 

Turcya  235,  243,  321,  388,  421. 

Twardowski  Samuel  274. 

Tylicki  166,  225,  234,  358. 

Tyszkiewicz  423—4. 

Ubysz  268—9,  271,  323. 

Uchański  192. 

Ukraina  323. 

Ulanowski  3. 

Ulpian  17,  49,  72,  126,  128. 

Unger  84. 

Unterwalden  100. 

Upita  331. 

Uri  97. 

Utrecht  90—1. 

Yalentin  109-10. 

Vattel  138. 

Yestenfjeld  106. 

Yioliet  9,  52-4,  63,  65,  71. 

Yiiozsil  113—4. 

Yogt  7,  98-9,  101. 

Wacker  74. 

Waitz  7,  72. 

Waldemar  1  104. 

Waldemar  11  104. 

Waldemar  111  94. 

Walencva  116—7. 

Walewski  275,  284,  324. 

Walezyusze  55,  57-9,  85. 

Walia  135. 

Waliszewski  329. 

Walpole  371. 

Wapowski  157,  164. 

Warszawa    119,   240.   257,    274-5, 


—     467 


278,  289,  303,  307,  315,331,334, 

356. 
Warszewicki  210,  218-9,  222,  254, 

258. 
Watykan   19. 

Wazowie  108,  232,  342,  347. 
Welfowie  74,  81. 
Wendt  75. 
Wenecya  21,  222,234,238,293,  315, 

342,  400. 
Werboczy  114. 

Werner  284,  302,  324,  352,  356. 
Wessel  419. 
Wesse.K  39. 
Westfalia  93. 
Westminster  125, 
Wettini  380. 
Węgry  112-5,    150,    152,  336,  339. 

342—3,  361. 
Wiedeń  83,  101,  254,  281,  344,355. 
Wielhorski  406—7, 413,415,418,424. 
Wielkopolska  152,  156-7,  159,  165, 

166,  179,  243,  331. 
Wielopolski  283. 
Wieluń  201. 

Wierzbowski  192, 229,  254,  367, 394. 
Wihtraed  38. 
Wiktorya  49,  50. 
Wilczewski  410—1. 
Wilhelm  Zdobywca  39. 
Wilhelm  Orański  79,  80. 
Wilhelm  Habsburg  187. 
Wilkanowski  235. 
Willems  16,  341. 
Wilno  173,  229,  246,  331. 
Wincenty  z  Beauvais  126. 
Windakiewicz  182. 
Winiarski  134,  144. 
Winiarz  222. 
Winogradów  72. 
Wirginia  102. 
Wiślica  250. 
Wiśniowieccy  344. 
Wiśniowiecki  Janusz  377. 
Wisznia  Sądowa  ob.  Ruś. 
Witort  7. 
Witowski  227. 
Wittelsbachowie  74,  81,  85. 
Wizna  198,  204. 
Władysław  Jagiełło  187. 
Władysław  111  Warneńczyk  188. 
Władysław  IV   224,  229,  231,   238, 

252,  254,  287. 
Władysław  ks.  Opolski  187. 
Włochy  11,  19,  198,  342. 
Wodzicki  369. 
Wola  263. 


Wolff  131,  138. 
Wolski  308. 
Wołkoński  419. 
Wołłowicz  388—9,  403. 
Wołoszczyzna  334,  342. 
Wołyń  198-200,  204,  331,  344. 
Wormacya  83, 
Woroniecki  204. 
Wrocław  86,  337. 
Wronowski  296. 
Wróblewski  353. 
Wschowa  291. 
Wybicki  390,  404. 
Wydżga  328,  330,  389. 
Wysłouch  410. 
Wyszogród  331. 

Zabiełło  389. 

Zabokrzycki  263,  299,  323. 

Zacharów  ski  151. 

Zadzik  231,  237,  252. 

Zakroczym  174,  331. 

Zakrzewski  219. 

Zalaszowski  290. 

Załuski   Andrzej  Chryzostom   219, 

220,  268—9,  278-84,    299,    302, 

323-4,  356,  374. 
Załuski  Andrzej  Stanisław  387. 
Załuski  Józef  Jędrzej  362, 367, 401r2. 
Zamość  290. 
Zamoyski  Andrzej  359,410,413—5, 

424. 
Zamoyski  Jan  6,  185,    190—3,  224, 

225,  229,  233,  235,  237, 245,  263, 

264,  273,  290,  321,  367. 
Zamoyski  Marcin  304,  323. 
Zaremba  269,  293,  302,  304. 
Zawadzki  Kazimierz  217— 8,  268—9, 

279—80,  299. 
Zawadzki  Stefan  222,  274. 
Zawisza  jakób  222. 
Zawisza  Krzysztof  325. 
Zbarascy  344. 
Zbaraski  237-8,  247,  293. 
Zbąski  218—9. 
Zboińscy  319. 
Zboiński  327. 
Zborowscy  185,  187,  189,  199,  201, 

225,  302,  321. 
Zborowski  Jan  190. 
Zborowski  Marcin  172. 
Zborowski  Samuel  182,  292,  355. 
Zebrzydowski  Andrzej  173,  175. 
Zebrzydowski    Mikołaj  185,      194, 

196,  227,  235-6,   247,   273,  302. 

305,  321. 
Zelandya  90—1. 


—     468     — 


Zieliński  267. 

Ziemowit  ks.  mazowiecki  187 
Zienowicz  297 
^oepfl  71,  76-7,  81 
Znnyi  342. 
Zug  98. 
Ziirich  99. 
Zwingli  100—1. 
Zygmunt  cesarz  75 
Zygmunt  I  157—67    170    180    iss 
190,  198,  203.  209,  213,  549.       ' 


Zygmunt  II  August  170    6,181,190 

346,1%.'^''    '''-'^    245, '250: 

Zygmunt  III  108,  172    192-4    107 

I29'  %  '«'''  205:  215'   224^^5: 
229,    234—8,    241     247—8     J'^ 

254,  ||8-9;  268-9,  287-4290: 
Żółkiewski  292,  337. 


\ 


DO  NABYCIA  WE  WSZYSTKICH  KSIĘGARNIACH. 

Wydawnictwa    Kasy    Pomocy   Naukowej 
im.  Dra  Med.  Józefa  Mianowskiego. 

Rb.  k. 
Baranowski  Ignacy  Tadeusz.  Księgi  referendarskie.  T.  I.  (1582 — 1602). 

1905,   173 ,     .     .     1  50 

—  Z  dziejów  rodów  patrycyuszowskich.  Warszawa  1915 —  68 

Baruch  Maksymilian.  Pabianice,  Żgów  i  wsie  okoliczne.   Monogr.  hist. 

dawnych  dóbr  kapituły  Krakowskiej  w  Sieradzkiem  i  Łeczyckiem. 
1903,  361 \     .     .     .     2  — 

—  Baryczkowie.  Warszawa.  1914 1  20 

Bieliński  Józef    dr.    Królewski    Uniwersytet    Warszawski    (1816—1831). 

i.  '.907,  767-|-VIl  tabl.  ryc 6  — 

II.  1912,  XI  +  755 3  — 

III.  1911,  VIII-|-877  i  Skorowidz,  1912,  54 6  — 

Na  pap.  czerpanym 10  — 

Bogusławski  Edward.    Metoda   i  środki   poznania   czasów  przedhistory- 
cznych w  przeszłości  Słowian.   Kraków    —    Warszawa.    1901,    100  —  80 

Bojasiński  J.  Rządy  tymczasowe  w  Królestwie  Polskiem 1   — 

Caro  Jakób.  Dzieje  Polski.   Przeł.  z  niem.    Stanisław  Mieczyński.    Tom.  —  35 

IV.  (1430—1445),  1897,  X+419;  V.  (1455—1480),  1899,  424-|-Vlll; 
VI.  (1481—1506),   1900,  X1I4 1+431. 

Chodyński  Z.  ob.  Wierzbowski  T.  Uchansciana  II. 

Chwalewik  Edward.  Zbiory  polskie,  archiwa,  biblioteki,  gabinety,  gale- 

rje,  muzea  i  inne  zbiory  pamiątek  przeszłości.  1916,  297.     .     .    .     1  80 
Gajsler  J.  F.  Przeszłość  Chorwatów.  Część  I,  1907,  134 —  75 

Część  II.  zesz.  I.  1908,  66  rb.    — •37'/2.    Zesz.    2,    1909   (67—149)    37 '/2 

—  Rys    dziejów    czeskich,    skreślił    według    źródeł.    1  —  1888,    11-1-281 

-4-mapa  chromolit (1*20)  .     .    .  —  50 

11—1892,  361 (I-—)  ...  —  50 

Gąsiorowska  Natalia.  Likwidacya  polsko-rosyjska  w  Królestwie  kongre- 

sowem.  1916,  112 —  75 

—  Wolność   druku   w  Królestwie    kongresowem.    1916,   XI-f  438-|-VI.     1  50 
Giedroyć  Fr.  dr.   Rada  Lekarska   Księstwa   Warszawskiego   i  Król.  Pol. 

(1809—1867).  1913,   str.  X.   766,  V 2  50 

—  Porządek  ogniowy.  Warszawa  1915 —  80 

Gloger  Z.  Encyklopedya  staropolska  ilustrowana.    1.  (A— D).    1900,  316  ; 

II.  (D— K;,  1901,  332;  III.  (K— P),  1902,350;  IV.  (P— Ż),  1903,  523. 

Całość  w  oprawie 15  — 

Górski  K.  Hislorya  artylerii  polskiej.  1902,  324 1  50 

Halecki  Oskar.    Zgoda   Sandomierska    1570  r.,   jej   geneza    i   znaczenie 

w  dziejach  reformacyi  polskiej    za   Zygmunta  Augusta.  1915,  422.  1  50 

Iwaszkiewicz  J.  Litwa  w  r.  1812 1  50 

Kipa  E.  Fryderyk  Gentz —  60 

Kobierzycki  Józef.  Przyczynki  do  dziejów  ziemi  Sieradzkiej.  1915,  425.  3  — 

Konarski  Kaz.  Pałac  Bruhlowski.  Warszawa.  1915 1  — 

Konopczyński  Wl.  Polska  w  dobie  wojny  Siedmioletniej.  I.  i  II.  po .  .  1  50 
Korzon  Tadeusz.    Listy    otwarte.    Mowy.    Rozprawy.    Rozbiory.   Tom  I. 

1915,  402 3  60 

Tom  II.    1916,   585 5  — 


Rb.  k. 

Kosiński  Ks.  dr.  W.  Jacek  Mijakowski,  kaznodzieja  barokowy.  Przyczy- 
nek do  dziejów  kaznodziejstwa  polskiego  w  XVIII,  wieku,  1916, 
VIi+172 -  80 

Kraushar    Aleksander.    Salony    i    zebrania    literackie    Warszawskie    na 

schyłku  w.  XVIII,  i  w  ubiegłym  stuleciu  (z  ilustr.)  1916    62.      .     .     1   — 

—  Towarzystwo  Królewskie  Przyjaciół  Nauk  (1800—32).  Monografia 
historyczna,  osnuta  na  źródłach  archiwalnych.  Kraków— Warszawa. 
Księga  i.  i  II.  (tomów  3)  bez  zapomogi. 

Księga   III.   Czasy  Królestwa    kongresowego,   czterolecie   pierwsze 

(1816—1820),  1902,  Vil+408 3  — 

Księga    III.    Czasy    Królestwa    kongresowego,    czterolecie    drugie 

(1820-1824),  1904,  476  7  ilustr 3  — 

Księga  III.  Czasy  Królestwa  kongresowego,  czterolecie  przedosta- 
tnie (1824-1828),  1905,  501  z  ilustr 4  — 

Księga    III.  Czasy  Królestwa  kongresowego,  ostatnie  lata  (1828—30), 

1905.  531  z  ilustr 4  50 

Ksisjga  IV.    Czasy     polistopadowe.     Epilog     (1831  —  1836),     1906, 

513  z  ilustr 4  50 

Całość  tomów  8     .     . 28  — 

—  Dziennik  podróży  ks.  Stanisława  Staszica  (1777—1791).  Z  auto- 
grafu i  jego  kopij  odnalezionych  w  papierach  po  b.  Tow.  Przyj. 
Nauk,   znajdujących  się  w  dziale  rękopiśm.  Bibl.  Uniw.    w  Warśz. 

I.  1903,  292.  II.  1903,  281.  Całość 2  40 

Kronika  Janka  z  Czarnkowa,   archidyakona   Gnieźnieńskiego,   podkan- 
clerzego Królestwa  Polskiego  (1370 — 1384).  Przeł.  z  łac.    wstępem 
i  przyp.  uzupełnił  J.  Żerbiłlo,  1905,  XVII-f  195     .......  —  7o 

Kucharzewski  Jan.  Epoka  paskiewiczowska.  Losy  oświaty.  1914,  635    .    2  50 
Loret  M.  Kościół  katol.  a  Katarzyna  II 1   — 

—  Między  Jena  a  Tylżą —  60 

Małcużynski  Witold.    Rozwój    terytoryalny    miasta     Warszawy.      1900, 

1844  4  mapy      .     . (1-20)  .     .     .  —  30 

Męczkowski  Wacław  dr.  Monografie  historyczne  szpitali  w  Królestwie 
Polskiem.  I.  Szpital  św.  Ducha  i  św.  Trójcy  w  Kaliszu;  Szpital 
Starozakonnych  w  Kaliszu  ;    Szpital  w  Milanowie,    1907,  480     .     .     1  50 

Morawski  K.  M.  Ignacy  Potocki , —  50 

Pamiątki  polskie  na-  obczyźnie,  wyd.  pod  redakcyą  Franciszka  Puła- 
skiego. Zeszyt  1-1907,  15+2  nlb.4-7  tabl.;  II— 1907  4  nlb,-L-7  tabl; 
III— 1907,  29-4+7  tabl.;  IV-1907,  43-58+7  tabl.;  V— 1908, 
59-76+7  tabl.;  VI- 1910,  77-92+7  tabl. 

12  zeszytów 12  — 

6  zeszytów 6  — 

1  zeszyt 1  50 

Przegląd  historyczny,    Dwumiesięcznik  naukowy,   wyd    pod  red.  J.  K. 

Kochanowskiego.    Rocznie   w    Warszawie 6  — 

Radziszewski.    Skarb   i    Organizacya   władz   skarbowych    w    Królestwie 

Polskiem ,     4  25 

Rodkiewicz  Al.  J.  Politechnika  polska 1  — 

Rudnicki  Kaz.  Biskup  Sołtyk 1   — 

Skałkowski  Ad.  Jan  Henryk  Dąbrowski 1  30 

Śląski  Bolesław.  Materyały  i  przyczynki  do  dziejów  nadmorskiego  mia- 
sta Pucka  oraz  dawnej  ziemi  Puckiej  z  mapką.   1916,  144     .     .     .     1  20 

—  Lustracya  Starostwa  Puckiego  z  r.  1664.  Toruń,  1913 —  60 

—  Dawne  ustawy  cechu  złotniczego  m.  Warszawy.  1914,  30.     ...     .  —  45 

—  Spław  i  spławnicy  na  Wiśle;  z  6  ilustracjami.  1916,  32..      .         .  —  60 


Rb.  k. 

Słoński  Stanisław.  Psałterz  Pułaski.  1916,  XVI+480 3  — 

Smoleńsł<i  Władysław.  Komisya  Boni  Ordinis  Warszawska    1765  —  1789. 

1914,  VIH-54 —  45 

Sokolnicki  M.  Generał  Michał  SokoJnicki 1  50 

Szczepański  ks.  Władysław,  prof.  Inst.  Bibl.    w  Rzymie.  Cztery    Ewan- 

głelie,  wstęp,  nowy  przekład  i  komentarz.  Wyd.  ks.   Z.  Chełmicki. 

Cz.  I.   1916,  160-f"2  nlb-f  2  mapy 2  25 

Szperl  Ludwik.   Matcryały    do   liistoryi    Szkoły    Głównej    Warszawskiej. 

Rada    Wydziału    Matematyczno-Fizycznego.     Cłiemicy      Pracownia 

cłiemiczna.  1913.  70+10  tablic —  60 

Wachowski  Kazimierz.  Słowiańszczyzna  zacłiodnia.  Stud.  liist  1903,  217  1  20 
Wierzbowski  Teodor.  Dwa  fragmenty  ksiąg  kancelaryjnych  królewskich 

z  1-szej  połowy  XV  w.  1907,  47+1 1  20 

—  Matricularum  Rcgni  Połoniae  summaria,  e.Kcussis  codicibus,  qui 
in  Chartophylncio  Ma.Kimo  Varsoviensi  asservantur,  centexuit  in- 
dicesque  adiecit. 

Pars    1.    Casimiri    IV    regis    tempora    complectens    (1447—1492) 

1905,   191 3  - 

Na  papierze  czerpanym 4  — 

li.    Johannis  Albcrti  regis  tempora  complectens  (1492-1501), 

1907,  Vlll  +  190  +  1  nlb 3   - 

Na  papierze  czerpanym 4   — 

III.  AIexandri  regis  tempora  complectens  (1501  —  1505).   1908, 

1VH  Ill-f  302-^l  nlb 3  - 

Na  papierze  czerpanym 4  — 

IV.  Sigismundi  regis  tempora  complectens  (1507—1548).    Vo- 
łumen   1-um,    Acta    cancełłariorum     (1507 — 1548),     1910, 

ViI+477+l  nlb 6  — 

Na  papierze  czerpanym 7  50 

Volumen  2-um,  Acta  vicecancelłariorum  (1507-1535),  1912, 

476  +  1   nlb.  Na  papierze  czerpanym    ........     3  — 

—  Komisya  edukacyi  narodowej  (1773 — 1,794)  Monografia  historyczna. 

I.  Opracowania  i  źródła  drul<owane.    Źródła  archiwalne,    1911,  186     1  20 

—  Komisya  edukacyi  narodowej  i  jej  szkoły  w  Koronie  (1780 — 93). 
1.  Raporty  szkół  wydziałowych  i  podwydzialowych  składane  Szkole 

Głównej  Koronnej  : 

Zesz.  I.  Szkoły  wydziałowej    Warszawskiej   w  latach    1782—89, 

1901,  V+86 —  60 

II.  Szkoły  podwydziałowej   Łęczyckiej   w  latach    1778—87, 

1902,  57 —  40 

III.  Szkoły    podwydziałowej    Płockiej,    w    łatach    1778—89, 
i903.  192 1  20 

IV.  Szkoły  podwydziałowej  Pułtuskiej,   w  latach    1778—89, 

1903,  194  .. 1  20 

V.  Szkoły    podwydziałowej   Rawskiej,    w  latach    1775—90, 
1905,   108 —  70 

VI.  Szkoły   pod  wydział.   Węgrowskiej,   w  latach    1775 — 90, 
1903,  79 -  50 

VII.  Szkoły   wydziałowej    Poznańskiej,    w   lafacłi    1777—89, 

1907,  133 —  80 

1905,  235 1  50 

VIII.  Szkoły    podwydziałowej    Kaliskiej,   w    latach   1778—90, 
IX.  Szkół    podwydzialowych    Toruńskiej,    Trzemcszyńskicj 

i  Wschodniej  w  latach  1777-1790,  1910,  130.     .     .     .  —  90 


Rb.  k, 
Wierzbowski  Teodor.    II.   XXIII.   Raporty   szkół   niższych   i  o  szkołach 

parafialnych.  1776—1793,  1908.  IV+172+m    .    .     .    .     l  _ 

III.  XXIV.  Raporty   generalnych  wizytatorów  z  r.  1774,    1906,  126  —  80 

XXV.  Raporty    generalnych    wizytatorów    z    lat    1774—1782, 
1907,  94 —  60 

XXVI.  Raporty  generalnych  wizytatorów  z  r.  1783,    1910,    100  —  70 
XXVII.  Raporty   generalnych  wizytatorów   z  r.  1784,   1911,   93  —  60 

XXVIII.  Raporty  genenalnych   wizytatorów  z  r.  1785,    1914,    61  —  40 
XXIX.  Raporty  generalnych    wizytatorów   z  r.  1786,    1914,    93  —  60 

IV.  XXXV.  Protokóły    posiedzeń    komisyi    rozdawniczej    Koronnej 

1774—1776,  1912,  59 1  — 

xxxvi.  Protokóły    posiedzeń    Towarzystwa    do    ksiąg    elemen- 
tarnych 1775—1792,    1908,  lV-f  118+1 —  80 

XXXVII.  Protokóły    posiedzeń     Komisyi    edukacyi     narodowej, 

1777—1778,  1910.  190 1  20 

XXXVIII.  Protokóły     posiedzeń    Komisyi     edukacyi    narodowej, 

1778—1780,  1913,  246 1  50 

XXXIX.  Protokoły     posiedzeń    Komisyi     edukacyi    narodowej, 

1781  —  1785,  1915,  235 1  50 

—  Z  badań  nad  Mickiewiczem  i  utworami  jego.    1916,    I V+ 1 56-(- VI.     1  — 

—  Uchansciana,  czyli  zbiór  dokumentów,  wyjaśniających  'życie  i  dzia- 
łalność Jakóba  Uchańskiego,  arcyb.  gnieźn.    (11581)    Tom     ...    3  — 
I.  Korespond.  Uch.  (1549 — 1581)  i  wyjątki  z  Acta  dicretorum   ks- 
pituły  gnieźn.  (1562—1581),  1884,  VII14-XV-fXLlVH-441.  II.  Różne 
dokum.    (1537—1581),    Uchansciana    Vladislaviensia    (1557-1562) 

zebr.  Zenon  Chodyński,  1885,  lV-ł-XVII-ł-480.  III.  Koresp.  Uch. 
z  Hozyuszem  (1561—1573).  Listy  do  Uch.  (1554—1565).  Posel- 
stwo polskie  do  Rzymu  (1548—1578).  Biogr.  Uch  przez  Zału- 
skiego, Achacego  Corcusa.  Elegia  gratulatoria  1559,  1890, 
II-ł-IV-fXIIl-}-351. 

IV.  Poselstwa  oapieskie  w  Polsce  (1502—1581).  Dokumenty 
(1534-1592),  1892,  lV+VlI-ł-IiI+II+401. 

V.  J.  Uchański,  Arcyb.  gnieźn.  (1560—1581),  monografia  histo- 
ryczna, 1895,  854-ftebl.  geneal. 

—  Vademecum.    Podręcznik    do    studyów    archiw.    dla    historyków 

i  prawników  polskich,  1908,  Vllli-188.  W  oprawie 1  20 

Witanowski-Rawita  Michał.  Kłodawa  i  jej  okolice  pod  względem  histo- 

ryczno-ludoznawczym.  Z  rys.  oryg.  Jana  Olszewskiego,  1905,  285  1  50 
Zaleski  Au^st.  Konfraternia  kupiecka  miasta  Starej  Warszawy,  1913,  176  1  — 
Źerbiłło  J.  ob.  Kronika  Janka  z  Czarnkowa. 


^ 


,^^S*55/^ 


XK7